You are on page 1of 513

Artur Baniewicz

Gdzie ksiniczek brak


cnotliwych
czyli sagi o czarokrcy ksiga Sidma, o strasznych i komicznych
przygodach Debrena i wojowniczki Lendy w magiczny pas cnoty zakutej
traktujca
Most nie spodoba si Debrenowi. Wyoni si z mroku zbyt nagle, by
za duy i za czarny. Kamienny, jedynie opierzony drewnem, wisia nad
czym, co mogo by! sporym lebem albo dolin" maego potoku.
#zymkolwiek byo, wgryzo si midzy poronite lasem stoki dostatecznie
gboko, by wzrok skapitulowa przed ciemnoci". Debren nie pr$bowa
niczego robi! z oczami. % nieba spyway na pogr"one w ciszy g$ry patki
niegu wielkoci brzozowyc& lici ' w takic& warunkac& nawet
wyspecjalizowany w optyce czarodziej niewiele zwojuje. #&o! teraz akurat
przestao pada!. Do! nagle.
' (le cudny) ' rozczuli si %br&l. *odobnie jak Debren, ci"gn" cugle
czapi"cego ospale wierzc&owca. ' +a, od razu wida!, emy s" w
Mor,acu)
' *ogratulowa! re-leksu, panie rotmistrz ' dobieg z tyu saby, mniej ni
zwykle zjadliwy gos .endy. ' *o trzec& ledwie dobac& b"dzenia tak
precyzyjnie ustali! przynaleno! pa/stwow" tyc& zasranyc& g$r to zaiste...
' .enda... ' rzuci Debren na poy gniewnie, na poy bagalnie. '
%amknij dzi$b.
0ak naprawd wcale nie c&cia, by umilka. Da sobie spok$j z oczami,
ale od jakiego czasu podostrza inne zmysy i c&c"c nie c&c"c wyawia
niepokoj"ce sygnay zza plec$w. *osykiwania, gdy gniadosz dziewczyny
zmienia nagle rytm, omijaj"c widoczne przeszkody. 1ki, gdy napotyka na
przeszkody, kt$re skryy si pod niegiem i kt$re wypatrzy za p$2no, co
zmuszao go do ratowania si skokiem. %apac& wieej krwi i wieego
potu. W por$wnaniu z bukietem smrodu, pozostawionym w portkac& czy
onucac& przez poprzednic& wacicieli, dziewczyna nawet po trzec& dniac&
w siodle pac&niaa przyjemnie. (le im mocniej czu! j" byo jej wasnym
potem, tym bardziej Debren tskni do pierwotnej, oniersko3oborowej
woni ac&man$w. 4yo za zimno, by si poci!. Mr$z powinien upora! si
take z zapac&em krwi5 spodnie .endy nie naleay do grubyc& i -ac&owo
atanyc& i kada kropelka przes"czaj"ca si przez szarpie musiaa
byskawicznie zamarzn"!.
#&yba e bya spor" kropl", nie kropelk".
*ocia si, gor"czkowaa, a teraz w dodatku krwawia. Mia prawo si
martwi!. Wic niec& m$wi, niec& plecie, co lina na jzyk przyniesie. 6awet
gdyby to by jad w czystej postaci. W tej c&wili wolaby jednak cisz.
' Duma narodowa w czeku ronie, gdy widzi takie cudo. ' 7zczerze
wzruszony %br&l obr$ci si w siodle, sign" po bukak. ' 8odzi si uczci!
inynier$w toastem.
' 9wie! im *anie ' wyc&rypiaa dziewczyna.
' +: ;e jak:
' .enda ' mrukn" rozgl"daj"cy si dookoa Debren ' c&ciaa rzec, e
most jest stary.
' (&a. ' %br&l, umiec&nity szeroko, podrzuci w doni naczynie z
grawerowanej cyny. ' Dziki, kozo. 6ie, ebym si gniewa, ale mio w
ko/cu dobre sowo o czym mor,ackim z twyc& ust usysze!.
' % moic&: ' .enda posaa mu zdziwione spojrzenie.
' Wiem5 trudno ci przyszo. ' 7krzywi si, zaskoczony oporem nakrtki.
' #iko przyzna!, e w .onsku krzemiennymi toporkami pierwsze drzewa
na kadki cito, gdymy tu ju kamienne mosty mieli. <ajno i ka ' zakl",
bezskutecznie siuj"c si z bukakiem. ' *rzymarza czy jak: 0o! piwo w
rodku, nie woda.
' W baryce te. ' +enza zatrzyma konia przy uwi"zanym do sioda
.endy luzaku, stukn" w dbow" beczuk kolb" kuszy. ' = te nie c&lupie.
Wanie em mia uwag zwr$ci!, e je c&yba zamr$z dopad.
' *rdzej rotmistrz jeden ' mrukna .enda. ' *uste beczki to do siebie
maj", e sabo w nic& c&lupie.
' %amarzo: ' %br&l zapomnia na c&wil o opornym bukaku. ' #&cesz
powiedzie!, e nie upilnowa, nicponiu:) 0o jak pac&olciu tumaczyem5
baczenie dawa!) (riergarda miae by!, a nie c&wost bezuyteczny)
' #moknij mnie w zadek ' rzuci uraony +enza. ' = do siebie miej al.
*rosty knec&t jestem, nie komendant jaki. #o ka", to robi, a jak kaza!
zapominaj", to z inicjatyw" si nie rw. 7am zawsze przed szeregiem
porykujesz, e tym wyrywnym to nogi z rzyci...
' 7yszelicie: ' Debren drgn", zadar gow.
' #&lupie: ' zapyta z nadziej" %br&l.
' 6a pocig miaem uwaa! ' ci"gn" rozgoryczony +enza. ' 0udzie na
d2wiki dziwne i byskanie lepi. 6a wilkoaki, kr$tko m$wi"c, i insze
biesy. *iwa w rozkazie nie byo, tom nie uwaa, by czujnoci nie
rozprasza!. 1ak ci znam, czepiaby si, e na subie o c&laniu jeno...
' 6nnie... ' Magun spogl"da w niebo, obracaj"c si w kulbace i
zdmuc&uj"c paty niegu z rzs. ' 0o taki... dziwny d2wik. Wysoki. Moe
nawet... &mm... ultra:
' Wysoki: ' %br&l zadar gow, nie zapominaj"c jednak o bukaku.
0rzasn" szyjk" o siodo, wywouj"c nerwowy pl"s konia, po czym zacz"
mocowa! si z nakrtk". ' #o na jod wlazo:
' >y: ' rzucia bez przekonania .enda. = sama sobie odpowiedziaa5 '
?ee, c&yba nie. M"dry ry nie lazby na takie drzewo, w tak" noc i na takim
mrozie. ' *rzetara rkawem ciekn"cy nos i pod wpywem zatroskanego
spojrzenia Debrena dorzucia5 ' 6o, ale to rozumnyc& rysi$w si tyczy, a tu
mor,ackiego mamy.
' ( jak to... ' +enza przekn" lin ' jak wilkoak:
' 6adrzewny: ' posza za ciosem. ' Moe. 6asze wilkoaki &onorowe
s", prdzej taki na rycerza w zbroi skoczy, na mier! pewn", ni na drzewo
si tc&$rzliwie skryje, ale mor,ackie...
' 0o nie wilkoak ' powiedzia cic&o Debren. ' %a czsto trans-ormuj"@
mao co tak atwo zeskanowa!. %reszt" to... no, jakby... przemieszczao si.
' %azi: ' +enza splun", uj" kusz obur"cz. ' *rosty knec&t jestem,
tom dot"d nie pyta, ale... *o co waciwie tu sterczymy: Mostowstrt ci si
zn$w odezwa, %br&l:
' Macie mostowstrt, panie rotmistrzu: ' zainteresowaa si .enda.
' ( ma, ma, nawet pergaminem z pieczci" potwierdzony ' wyrczy
rotmistrza +enza. ' Wstrz"su bezpaowego by dozna na tym tle, jakemy
si do zakonnyc& najli i .eloni najec&ali. Wielki mistrz due zaci"gi...
' %awrzyj pysk ' rzuci rozgniewany, c&o! raczej na bukak, %br&l. '
Debren z .elonii si wywodzi, to mu pewnikiem przykro suc&a!. *sia
juc&a... 6a mur przymarz, a c&wyci! nie ma jak. Miast kapa! gb", ba by
lepiej nadstawi. #&yba nie da si tego ruszy!, jak w co twardego nie
przypieprz. ( ko/ si poszy.
' Dugo c&cecie tak sta!: ' westc&na .enda.
' ( wanie ' przypomnia sobie %br&l. ' *o comy si tu waciwie
zatrzymali:
' Most ' mrukn" Debren. ' 6ie umiem tego nazwa!, ale co mi si w
nim nie podoba.
' ?ee ' rotmistrz posa mu zdziwione spojrzenie. ' 0y co, obrazie si:
A te krzemienne toporki i kadki: .onsko ju dawno do .elonii nie naley,
nie ma powod$w, by si...
' (le wstrz"su bezpaowego to si wanie przez lelo/ski most nabawi
' przypomnia +enza. ' 4o c&o! kompozytowy, znaczy kamienno3
drewniany, wzi" si i zawali pod marn" poow" roty. = to pieszej. 7tao si
to, gdy komtur kaza nam mac&iny na drugim brzegu Wi$rnej nagym
atakiem zaskoczy!. 6o to my podwiki na misiury, sp$dnice na portki i &ajda
na most, e niby gromada bab w panice od zakonnyc& pierzc&a, cnot
ratuj"c. %amys by taki, e nim si .elo/czyki poapi", to my ic& ju
cepami... a, bom rzec zapomnia, e z cepamimy poszli i co drobniejsz"
broni" jeno, eby na wocia/stwo wygl"da!. 6o i, wystawcie sobie, mistrzu
Debren5 ten psi syn wzi" i pk)
#o trzasno. 8ono, c&o! nie a tak, by zamarzy! o konkurowaniu z
wciekym rykiem %br&la.
' ( skurwiel))) 0ak pkn"!)))
' 0o! m$wi ' wzruszy ramionami +enza. ' Kompozytowy, nowiutki,
jeszcze lasem belki czu!, tablica w trzec& jzykac& dumnie gosi, e
konstrukcja klasy midzynarodowej jest, na tuzin kupieckic& woz$w
liczona, i to tyc& w woy zaprzonyc&, a tu jak nie dupnie...
' 4ukak))) ' Wcieky nie na arty rotmistrz cisn" w niego tym, co
zostao mu w prawej doni, czyli zakrtk", szyjk" i kawakiem grawerowanej
cyny. ' Aszuci) %odzieje) W rkac&, ajno i ka) Mioty im struga!)
%awracaj konia, +enza) Mord par musz pilnie obi! w 4recawiu) 7iedem i
p$ grosza wzili, otry) (n,aski, powiadaj") % importu) Morzem wieziony)
7to lat przetrwa)
' 0o by bukak z (n,as&u: ' Debren podrapa si po gowie. ' +mm...
6ie c&c si wtr"ca! w twoje z brecawskimi kupcami porac&unki, ale nim
si wygupisz, sprawd2, czy gwint nie by aby odmiennie skrtny. 4o
(n,as&e, jak wiadomo, wszystko po swojemu robi", odwrotnie ni reszta
Biplanu. Cury, przykadowo, lew" stron" u nic& jed".
' 0ak: ' zdziwi si +enza. ' ( ja em myla, e to w 7o,ro. D nic&,
dzikus$w, wszystko na opak czynione.
' W 7o,ro -ury jed" jak 4$g przykaza ' wyc&rypiaa .enda. ' 0yle
e szerszy rozstaw k$ maj". 1est taka krotoc&wila z owym udziwnieniem
zwi"zana. *rzyc&odzi oto do wielkiego ksicia minister transportu i pyta5
Wasza wysoko!, a o ile nam trza szerzej ni2li na Wsc&odzie koleiny
czyni!: ( ksi" na to5 ( na...
' %nam) ' przerwali jej zgodnym c&$rem obaj najemnicy. *o czym
%br&l, dziwnie spokojniejszy, odrzuci w zarola to, co zostao z bukaka.
#&rzszcz"c pancerzem, odwr$ci si, przyjrza dziewczynie.
' My tu gadu3gadu ' mrukn", przenosz"c spojrzenie na maguna ' a
nasz" koz" telepa! zaczyna.
' 6ic mn"... szlak wyboisty. ' *r$bowaa wzruszy! ramionami, ale
akurat dopad ic& podmuc& znad lebu, wzgldnie doliny. ' 7...sami a
po...odzwaniacie.
' %broj" ' powiedzia cic&o Debren ' nie zbami. ' %siad z konia,
rzuci wodze zdziwionemu rotmistrzowi. ' 6ie podoba mi si ten most, ale
c&yba musimy z niego skorzysta!. *oczekajcie tu. >zuc okiem, poskanuj.
' #zemu mmm...usimy: ' =m bardziej si staraa nie dre!, tym bardziej
jej to nie wyc&odzio. ' 0rzy dni po be...ezdroac&, to i...
' *o pierwsze, kozo, trzy dni temu silna bya, a teraz zdec&lak z ciebie,
co nie ma si, by smarki z nosa dobrze zetrze!. ' Debrenowi przemkno
przez myl, e jest sabsza, ni s"dzi5 nie rzucia w %br&la ani noem, ani
kl"tw", ani nawet zym spojrzeniem. = nie pr$bowaa siga! do nosa.
Ablepiona niegiem od czubka kaptura po apcie, w niezrozumiay spos$b
wydawaa si drobna, kruc&a jak maa dziewczynka. ' *o drugie za,
waniejsze, to jest porz"dny, mor,acki most i jeno przez grzeczno!
poczekam, a Debren go r$dk" opuka. = bez pukania wiem, e pi!set lat
tu jeszcze postoi, c&o!by po nim smoki c&adzay. D nas, w przeciwie/stwie
do .elonii, mosty s" tak stawiane, by si na nic& czowiek bezpiecznie i
kom-ortowo czu. 1ako ja zaraz bd.
' %naczy5 nie boisz si: ( wstrz"s bezpaowy: ' zainteresowa si
+enza.
' =le razy mam powtarza!, cepie durny, e w papierac& stoi jak byk5
pourazowy: Dopisek o bezpaowoci medyk tylko dlatego w dole doda, bo
si patnik zakonny, jeop jako i ty, nie zna na medycynie i nie m$g poj"!,
jak mona wstrz"su dozna!, po bie nie bior"c.
' = dodatku za rany odmawia: ' domyli si Debren.
' 0o te. ' %br&l splun" w zasp. ' #&o!, po prawdzie, szo mi o to, by
drugiej poowy roty w tak durny spos$b nie wytraci!. 4o widzisz, komtur,
suczy pomiot, uwzi" si, by po s"siednim mocie na drugi brzeg le2!. (
kogo przodem c&cia sa!: 6as) 4o, powiada, wy, panie %br&l, ju
dowiadczenie macie w operacjac& desantowyc&. = kontrakt pod nos pc&a,
arbitraem straszy. 0om si wkurzy i do medyka poszed. 6ie powiem, nie
z pustymi rkoma. #&wali! 4oga apiduc& miejscowy by, .elo/czyk, wic
w mig adn" jednostk c&orobow" w ksigac& wynalaz. 7ko/czyo si na
tym, e mostu nie szturmowaem, bo mostowstrt mnie udokumentowany od
tego zwalnia, a roty zakonni posa! nie mogli, bo w kontrakcie stao, i pod
moj" jeno komend" ma c&adza!, p$ki bro/ mog d2wign"!. ( t, c&o!
wstrz"nity, d2wigaem.
Debren zsiad z konia i ruszy w stron mostu. *o paru krokac& zapad
si po uda w nieg. .eao go tu zaskakuj"co wiele, nawet jeli wzi"!
poprawk na zagajnik porastaj"cy zbocze. .asek apa nawiewany z g$ry
nieg, zatrzymywa, nie pozwala biaym kopcom wdrowa! niej.
Debrenowi nie przeszkadzao to zanadto. Dop$ki nie zbliy si na
pitnacie s"ni do p$nocnego przycz$ka mostu i nie stwierdzi, e patrzy
na niego z wysokoci s"ni dwudziestu, za widoku nie przesania mu adne
drzewo czy skalny wypust. 7tok by tu stromy, pozbawiony punkt$w oparcia
dla kopyt, st$p czy c&o!by doni. ( take zanieony. Moe nawet mocniej
ni zagajnik.
7traci kilka pacierzy, macaj"c pitami tu i tam, sonduj"c r$dk" i
szukaj"c zejcia. 8dyby nie znalaz, m$gby z czystym sumieniem zawr$ci!.
%nalaz jednak.
% bliska most wygl"da gorzej5 z cienia wyc&yny szczerby po
wykruszonyc& kamieniac&, tu i tam zaskrzypiaa poluzowana porcz. *o
drugiej stronie, przy poudniowym brzegu, kawaka balustrady w og$le nie
byo. Debren, ostronie stawiaj"c kroki, przeszed po przle i ukucn" przy
kikutac& belek. 6ie byy por"bane ' kto lub co je wyamao. >aczej co,
s"dz"c po rozmiarac& zniszczenia. 4rakowao z grubsza dziesiciu st$p
barierki.
6o i domku mytnika. *owinien tu by!. Konstrukcj wzniesiono w
czasac&, gdy systemy podatkowe jeszcze raczkoway na prowincji i opaty
mostowe uc&odziy za jedno z niewielu pewnyc& 2r$de doc&odu.
6adal nie padao, wic m$g podnie! si na duc&u, wyawiaj"c
spojrzeniem jakie rumowisko na granicy lasu. Dzna, e to resztki
prowizorycznej rogatki, poskanowa jeszcze c&wil i wr$ci po wasnyc&
ladac&.
' Daruj, ale to szukanie dziury w caym. W mocie, konkretnie. #o z
tego, e czarny, nieg si go nie czepia i e magi" tr"ci: Moe ci si to w
lelo/skim rozumie nie mieci, do bylejakoci nawykym, ale tak wanie
porz"dne mosty wygl"daj". Magia sprawia, e si podr$ny bezpiecznie i
kom-ortowo czuje. #zego o waszyc& mostac&, wybacz, powiedzie! nie
spos$b. A 4elnicy ' %br&l zerkn" na dziewczyn ' ju nie wspomn. Mostu
tam, p$ki co, nie wynaleziono. *rawda to, kozo, e 4elniczanin, w obcyc&
krajac& bd"c i na most wc&odz"c, nogawki podwija: 4o mu si przeprawa
nieuc&ronnie z brodem kojarzy:
Debren westc&n" w duc&u. Korzystaj"c z jego nieobecnoci, .enda
dorwaa si do gorzaki, kt$r" przyprawiaa jakimi zmroonymi grzybami i
popijaa w c&arakterze lekarstwa. ?-ekt by taki jak zwykle5 poczua si
lepiej, rzadziej stkaa i czciej dogryzaa %br&lowi. 6im sprowadzi
kolumn na p$nocne przedmocie, zd"yli wbi! sobie nawzajem po par
szpil.
' Do! gadania ' uprzedzi dziewczyn. ' 6a ko/.
Most by szeroki, trzy wozy mogy si na nim mija!, o ile wo2nice za
duo nie wypili. >uszyli jedno za drugim tylko dlatego, e Debren si tego
domaga.
' = co: ' W poowie przsa %br&l nie wytrzyma, zatoczy koniem,
ustawi si strzemi w strzemi z dziewczyn". ' 7yszysz, jak zdrowo kopyta
dudni": %aprawa jak zoto.
Debren szarpn" wodze. #o przeszyo mu m$zg, zarezonowao bolenie
w pobudzonyc& magi" uszac&. Martwi si, szykowa na paskudne
niespodzianki ' a i tak da si zaskoczy!. %rozumienie przyszo za p$2no,
gdy z ultrad2wikami zla si gwizd citego skrzydami powietrza.
' 8owy w d$))) ' wrzasn", podrywaj"c r$dk i celuj"c w co
czarnego, przemykaj"cego nad balustrad". %d"y i pewnie by tra-i. 8dyby
nie ko/. Ko/, sposzony czy to okrzykiem, czy opotem boniastyc&
skrzyde, zarzuci zadem, skutkiem czego czar poszed w niebo. '
6ietoperz)))
' %durniae, Debren: ' %br&l oderwa spojrzenie od .endy w najmniej
stosownej c&wili, bo wanie stamt"d nadlatywa napastnik. ' (kurat ty si o
wosy...:
.enda, wci" nad"sana, staraa si nie dostrzega! rotmistrza. 0o j"
uratowao. Wyc&wycia ruc&, zanurkowaa ku rkojeci zawieszonego przy
siodle miecza. 6ie zd"ya wyrwa! ostrza z poc&wy, ale przynajmniej
pogbia skon, klej"c si do grzywy. 6apastnik, r$wnie szybki, skrci w
ostatnim momencie, wyrzuci skrzyda w prz$d, celuj"c szponami w oczy
%br&la.
Drugiego, mniejszego, Debren tra-i byskawic". 6iegro2nie ' ogie/
bysn" i zgas, zdarty z -utra pdem powietrza. *oytek z tra-ienia by tym
bardziej w"tpliwy, e sposzony nietoperz skrci nagle, a sposzony +enza,
na kt$rego rzucio si co czarnego i wielkiego, poderwa kusz i wpakowa
bet w sam rodek maszkary.
Debren zakl", c&wyci r$dk w lew" do/, praw" zdzieli konia w
uc&o. 6ie byo to zbyt m"dre, ale na kr$tk" met zamierzony e-ekt zosta
osi"gnity. Wierzc&owiec, z kt$rym od samego pocz"tku nie bardzo si
lubili, zapomnia o pomyle czmyc&nicia z mostu i szarpn" do tyu bem,
pr$buj"c ugry2! je2d2ca.
*rzez c&wil stali bokiem do osi mostu. Debren, nie nadweraj"c
krgosupa, m$g przymierzy! si porz"dnie, a przy okazji oceni! sytuacj.
6iedobrze. %br&l, sc&ylaj"c odruc&owo gow, zamiast po oczac& dosta
pazurami po &emie. %ac&wia si w siodle i popeni powany b"d,
pr$buj"c r$wnoczenie apa! zdarty z gowy kapalin i wisz"cy za kulbak"
berdysz. A dziwo, udao mu si ' ale kosztem uzdy, dla kt$rej zabrako r"k.
1ego ko/ by drugim, kt$ry w krytycznym momencie pozosta zdany na
siebie.
*ierwszym by luzak d2wigaj"cy baryk i reszt dobytku. %wierz,
podobnie jak +enza, -atalnie zareagowao na widok nietoperza. 6ajpierw
skoczyo w bok, wal"c piersi" w balustrad, potem dostao po zadzie trupem
bonoskrzydego, kt$rego bet przyszpili do baryki, a na koniec,
spanikowane do reszty, wpado na gniadosza .endy.
' <ajno i ka))) ' zarycza rotmistrz, sigaj"c po uzd i krel"c szeroki
uk potnym toporem. 0rzeci nietoperz wywin" si sprytnie, przeci"gn"
pazurzast" nog" po ko/skim pysku i znik w mroku. 4erdysz, c&ybiwszy o
wos, trzasn" w baryk, zgruc&ota poow klepek, ugrz"z.
' .otnik, kryj si))) ' wydar si poniewczasie +enza.
Mr$z musia by! sabszy, ni Debren s"dzi. Wzgldnie piwo warzyli w
.onsku lepsze, ni twierdzi %br&l. >ozr"bana beczka zemcia si na
rotmistrzu, eksploduj"c mu w twarz kul" piany. ' W bardzo niedobrym
momencie.
*rawdziwe uderzenie spado na nic& dopiero teraz. Kiedy ko/ rotmistrza
&amowa zadem na balustradzie, ami"c belk, luzak szarpa si,
uniemoliwiaj"c %br&lowi oswobodzenie ele2ca, a gniadosz .endy stawa
dba.
#o, co nadleciao wzdu drogi, zza plec$w +enzy, byo duo wiksze
od nietoperzy. 1eli pomin"! skrzyda, miao gabaryty modego byczka '
tyle e nie bardzo si dao owe skrzyda pomija!5 rozpocieray si szerzej
ni most, na dwa s"nie w kad" stron.
' .egnij))) ' wrzasna .enda. ' % konia, +enza)))
+enza leg. *o tym, jak lewa apa stwora grzmotna go w przewieszon"
przez plecy tarcz. *otw$r zdawa si celowa! w kawaek odsonitego
ramienia, ale w ostatnim momencie jakby zmieni zamiar. 6ie potra-i lata!
po ciemku z nieomyln" precyzj" nietoperzy, ale jego oczy byy oczami ora.
Wypatrzyy czarodzieja dostatecznie wczenie, by stw$r skorygowa plany.
Debren zd"y oswoi! si z odziedziczon" po mistrzu +anusie r$dk" i
po!wiczy! po drodze. 8dyby potw$r nadlecia ze wsc&odu, zac&odu lub
poudnia, walka sko/czyaby si r$wnie szybko, co spektakularnie5
wybuc&em, kul" ognia, deszczem palonego pierza. Moe te martwym
magunem5 od pocz"tku byo jasne, e bestia do delikatnyc& nie naley i
Debren natyc&miast zdecydowa si na uycie caej dostpnej mocy.
(le c&olernik mkn" tu nad gowami ludzi i najdrobniejszy b"d...
' %br&l) ' 7ysza krzyk .endy jak przez zatyczki z woskowyc& kulek. '
% lewej) 0nij)
1eszcze tylko c&wila. %r$b co, duma i sy-ilis, zr$b co, jeste
czarodziejem, potra-isz, to marne dziesi! s"ni, a r$dka niesie jak kusza z
8enzy...
0rzyma j" idealnie na celu, bo ko/ jakim cudem zastyg, przesta
polowa! na jego ydk. Wystarczyo jedno zaklcie.
6ie potra-i.
%br&l, kt$ry te nie potra-i, puci drzewce berdysza, przeci"gn"
przedramieniem po zalanyc& piwn" pian" oczac&, zamac&n" si, cisn"
kapalinem jak staroytny =lle/czyk dyskiem. +em, gubi"c warstewk
niegu, pomkn" ku wielkim, okr"gym lepiom...
...i znik. Dziki czemu Debren mia okazj przekona! si, e gow,
c&o! ptasi", potw$r ma dostatecznie du", by pomiecia dzi$b, kt$ry z kolei
pomieci solidny, oblniczy &em z niemaym rondem.
6a szczcie gardo musiao by! wsze. 6apastnik przekn"
odruc&owo, ale wyra2nie go to zdekoncentrowao. Wzgldnie rozoc&ocio5
Debren nie wiedzia, czy &aczykowaty dzi$b tra-i luzaka, nie za kt$rego z
ludzi dlatego, e bestia spudowaa, czy te by to wiadomy wyb$r. 6a
korzy! straszyda jako rozwanego wojownika przemawia -akt, i zgarno
akurat to, co warto byo zgarn"!. 6o i rozbio cae centrum ludzkiego
ugrupowania.
8dy stw$r wyr$wna, przec&odz"c do lotu poziomego i mkn"c wprost na
maguna, w jego dziobie poyskiwaa kasetka, w kt$rej rotmistrz
przec&owywa got$wk, .enda wraz z gniadoszem walia si na brukowan"
jezdni, a ko/ %br&la, r"c rozpaczliwie, wyamywa zadem balustrad i
zaczyna znika! w przepaci.
Dopiero wtedy Debren posa czar. 4yskawic. 6ie odway si uy!
czego mocniejszego.
Aczywicie tra-i. Wielki cel, blisko. *oza tym wyadowanie,
przeduone w czasie, dao sob" atwo kierowa!. 6ic dziwnego, e ugodzio
potwora w eb. Debrena nie zdziwi take umiarkowany e-ekt. 4yskawica to
tylko byskawica, daleko jej do pioruna kulistego.
Arogowy, miel"c c&aotycznie czw$rk" masywnyc&, bardzo kocic& i
bardzo pazurzastyc& ap, zakoleba si, zaskrzecza, odbi nieco w bok.
>ozbysk, a moe take wyszarpnite z gowy pierze musiay go olepi!, bo
spudowa, mijaj"c si z przeciwnikiem o par st$p. Debren, c&lanity przez
twarz jedynie pdzlopodobnym ko/cem ogona, olep c&wilowo na prawe
oko, lecz utrzyma si w siodle. %doa nawet wysa! may piorun, ale ju
przez rami, troc& na lepo, za odrobin wczeniej pasiaste cielsko
zderzyo si z balustrad" i zapikowao pod most wraz z wyaman" belk".
Kula skondensowanej energii tra-ia wanie w ni" i c&o! belka
eksplodowaa w piknym rozbysku, skrzydlaty ocala.
.ekko pokuty odamkami, z sierci" tl"c" si tu i tam, pomkn" wzdu
koryta lebu. 1eszcze przez c&wil byo go wida!, ale Debren nie mia czasu
posya! za nim kolejnego pioruna.
Ko/ rotmistrza wci" y i kwicza, ale robi to w coraz szybszym locie '
pod mostem musiao by! mn$stwo wolnego miejsca. Dla wszystkic& stao
si jasne, i uczepiony ko/ca berdysza %br&l nie drzewca tak naprawd si
trzyma, a swej ostatniej szansy.
' *rzez eb go, .enda) ' 1edno sprawne oko wystarczyo Debrenowi do
oceny sytuacji. 6ie bya skomplikowana5 berdysz tkwi w baryce, ta
trzymaa si grzbietu luzaka, a luzak, przycinity zadem i szyj" do kikut$w
dw$c& supk$w, lea na brzuc&u zastpuj"c sob" brakuj"cy -ragment
barierki. *$ki lea, wszystko byo dobrze5 jedyna zwisaj"ca z mostu noga
nie moga poci"gn"! go ku zgubie. %br&l, c&o! w zbroi i na dugim ramieniu
berdysza, te nie m$g. (le sam ko/ ju m$g. = wanie to robi.
Wstaj"c.
Debren nie by pewien, co go wypc&nie za krawd2 mostu5 jego wasna
panika, panika gniadosza .endy, kt$ry te lea, tyle e na boku, i wierzga
bez sensu ' czy po prostu prawa natury, m$wi"ce, e przy takim rozoeniu
ciar$w i takiej, a nie innej przyczepnoci trzec& podk$w do bruku cay
ukad musi run"! w przepa!. Moe nie od razu, ale wanie to przeraao
najbardziej.
4o do ukadu naleao doliczy! i gniadosza .endy, powi"zanego z
luzakiem lin", i sam" .end.
Dziewczyna upada nie2le jak na kogo, kto mia pknita rzepk lewego
kolana i dziur po strzale nad kolanem prawym. Ddao jej si unikn"!
przygniecenia, no i zwalia si od strony grzbietu, gdzie nie grozio jej
kopnicie. (le nogi zostay w strzemionac&, i to wpl"tane tak paskudnie, e
bez noa nic si nie dao zrobi!.
6oa oczywicie nie byo. = czasu te.
' *c&nij) ' Debren zeskoczy z sioda i ruszy biegiem. ' 4o wszyscy
zginiecie)
' 6ie) ' W jej gosie byo tyle protestu, e przez c&wil widzia oczyma
wyobra2ni odrzucany miecz. *adaj"c, nie zapomniaa o nim5 nadal tkwi w
doni. 1ak przyklejony.
An te czu si jak przyklejony. Do mostu. Do miejsca, z kt$rego
przyszo mu biernie obserwowa! to, co si rozgrywao ledwie kilkanacie
krok$w dalej.
%a daleko. %anim zrobi trzy kroki, dopad go nietoperz.
1ak na nietoperza ' c&o! mutanta ' przystao, bestia celowaa we wosy.
Debren nigdy nie wierzy, by nietoperze byy a tak gupie, ale c&yba co z
prawdy musiao tkwi! w ludowyc& bajaniac&, bo c&o! czapka zawieruszya
si ju wczeniej, a opalona w trakcie trans-eru gowa wiecia
zniec&caj"co, zwierz spr$bowao szczcia. %yskao troc& krwi na
pazurac&. Debren zd"y przykucn"!, oc&roni! oczy, mac&n"! na olep
r$dk". 0ra-i, ale bez wielkiego poytku, bo r$dka, kiedy nie puszczao
si przez ni" mocy, bya mniej zab$jcza od szkolnej dyscyplinki. 6ietoperz
wyda szyderczy pisk i zanurkowa, wczepiaj"c si czworgiem ko/czyn w
plecy maguna.
E' .enda))) *rzez eb)))
' 6ie)))
%by, ostre jak igy, wbiy si w poladek Debrena. %abolao, lecz nie
dlatego podj" desperack" decyzj i run" plecami na bruk. 4$l m$g znie!,
ale nie by w stanie powstrzyma! dobrze zakotwiczonego potworka od
sigania tylnymi ko/czynami ku oczom. 0o znaczy owszem, m$g, tyle e
uywaj"c obu r"k. (le te byy mu potrzebne.
Drugi nietoperz mign" nad spl"tan" kup" ludzi i koni, zanurkowa za
barki rotmistrza. %br&l rykn", osun" si na sam koniec drzewca. .enda, nie
wypuszczaj"c miecza i omal nie obcinaj"c nim sobie uc&a, szarpaa si z
bem luzaka. Ko/, spieniony i ob"kany ze strac&u, robi, co m$g, by
odgry2! jej drugie uc&o. 6o i, nade wszystko, wsta!. W obu przypadkac&
/iewiele3mu ju brakowao.
' %abij go))) ' wrzasn" Debren, przetaczaj"c si z jednej opatki na
drug" i pr$buj"c szybko pogruc&ota! nietoperzowi moliwie wiele koci.
#o -aktycznie strzelio raz i drugi, ale mutant by wielki jak indor i robi
swoje, ignoruj"c wysiki czowieka.
' 6ie))) ;ycie mi ocali))) ' .enda, moe nie mog"c uy! r"k, moe z
zemsty, sama zapaa w zby ko/skie uc&o.
' *oniec&aj) ' zadudni dziwnie stumiony gos rotmistrza. ' Debren
praw) 7iebie ratuj)
' Ko/:)) ' wrzasn" Debren, omal nie wydubuj"c sobie lewego oka
ko/cem r$dki.
' %br&l) ' odwrzasna .enda. Ko/, ucieszony z uwolnienia uc&a, zdoa
wreszcie poderwa! zad. Apleciona wok$ jego szyi dziewczyna trzymaa go
jeszcze nisko tylko dziki zakotwiczonej w strzemieniu nodze. (le to ju
niewiele zmieniao. 7tyk ciaa i bruku zmala, zwierz zaczo si zsuwa! ku
krawdzi przsa.
' 7uc&am) ' za&ucza rotmistrz.
' Kretynka))) ' Debren, kt$remu czar c&yba wyszed, na c&wil olep,
wic rykn" sobie zdrowo, wypyc&aj"c z puc jeden b$l i dwa r$ne strac&y.
0en o .end i ten o oczy. ' Konia w eb))) 6ie %br&la)))
6ietoperz dar mu boki pazurami, pr$bowa przepc&n"! nog pod
ramieniem, sign"! prawego oka. .ewe oko eksplodowao purpur",
zadygotao w oczodole.
' Dziki, Debren) ' dobieg z oddali okrzyk %br&la.
*otem zakwicza ko/. Kr$tko, ale tak, e syc&a! go byo pewnie na
belnickiej granicy.
Debren zaczyna widzie!. 9wiat wygl"da dziwnie. 6iebo posiniao.
8niadosz .endy zrobi si $ty, z plackami pomara/czu w rodku, a .enda
pomara/czowa, czerwona, a miejscami a winiowa od buc&aj"cego z niej
ciepa. #ieplejsze od jej odkrytej gowy byo tylko to, co tryskao z szyi
wierzgaj"cego w agonii luzaka, ale widzenie w ter3mowizji miao t zalet,
e krew nie szokowaa przez kontrast z innymi barwami i Debren nie straci
paru moment$w na odsuwanie od siebie myli, e to dziewczynie si tak
paskudnie dostao. M$g przeczesa! okolic wzrokiem i skupi! si na tym,
co najistotniejsze. 6a potworze.
%nalaz go szybko. 7krzydlatemu wyra2nie zaleao na czasie, bo nie
bawi"c si w zaskakuj"ce manewry, nadlecia z tej samej strony, gdzie
przedtem znik. Mkn" nisko z zamiarem skopiowania pierwszego ataku.
4"d.
Debren, podrzucaj"c biodrami i wal"c si na wczepionego w plecy
nietoperza, zyska c&wil spokoju. = wykorzysta j", posyaj"c piorun kulisty
na spotkanie orokota.
0ra-i nie2le. Agnista kula rozbysa poniej piersi, wic c&o! w
przypadku kuszy byby to ostatni strza w karierze kusznika, nie-ortunny
myliwy umieraby z podnosz"c" na duc&u wiadomoci", i bet
wykastrowa jego zab$jc. *iorun, jako niepor$wnanie skuteczniejszy,
powinien zaatwi! napastnika r$wnie gadko jak przy tra-ieniu w pier. (lbo
i lepiej ' wiele podrcznik$w, traktuj"cyc& o zwalczaniu potwor$w, zalecao
wrcz, by da! sobie spok$j z rycerskimi odruc&ami i wali! po przyrodzeniu.
Arokocur przetrwa, bo by sprytniejszy, ni si magu3nowi wydawao.
%arzucio nim na las, naama z tuzin onieonyc& czub$w jodowyc&,
zgubi pi$r na dobr" pierzyn i, garduj"c trwoliwie, odlecia w sin" od
termowidze3nia dal ' ale przey. 0o, w co tra-i piorun i co spadao teraz na
most, musiao by! duym gazem, gdy odamki bbniy o przso na caej
jego dugoci. Wanie rozgrzany do czerwonoci ' -akt, e w termowizji '
okruc& zdzieli konia Debrena w zad i sprawi, e wystraszone zwierz
pocwaowao w g"b puszczy. =nny kamie/ ugodzi wczepionego w %br&la
nietoperza. Debren usysza bolesny pisk i co pokracznego, ciko pracuj"c
skrzydami, odleciao ladem orokota. #&o! jakby nie cae.
' <ajno i ka))) ' rykn" gniewnie, ale te jako bar dziej dziarsko
rotmistrz. 4y ju o stop wyej, a kiedy Debren siga r$dk" za plecy,
wielkie apsko zaciskao si ju cakiem wysoko, na uprzy konaj"cego
konia.
Wida! byo, e si wygramoli, e przeyje. *ewnie dlatego w gosie
.endy pojawiy si znajome, nas"czone kpin" i jadem nutki.
' 6ie przesadzaj, %br&l. 1aki ka: Aszcza ci jeno na poegnanie. ( tak
w og$le to nie wiem, o co si pieklisz.
0o! na mor,ackim mocie jestemy. Kom-ortowym i bezpiecznym jak
cika c&olera.
' #o o drodze ' powiedzia niepewnie %br&l. ' 1akby5 Droga, z kt$rej
si nie wraca: %a kr$tko wiecie.
' #&yba ci te nietoperzowe szczyny szczypi" w oczy ' rzucia z kulbaki
zakatarzona i bulgoc"ca przez nos, ale nadal napompowana adrenalin"
.enda. ' 0o w bajce byo, przez mistrza Dyszana z grodu 4arka spisanej. W
7ie3dmioksigu o wied2minie 8eralcie. ( tu mamy realny drogowskaz, na
kt$rym stoi jak w$, e ci obrzyga! mog". ' Dniosa gow, zerkna w
niebo. ' +a, piknie) Droga, na kt$r" si zwraca. Kto si, widz, tak jak my
na owe lataj"ce paskudy naci". %araza, e te takie plugastwo bezkarnie nad
goci/cem &asa... >ozumiem5 zb$je. >ozumiem5 wysys leny. (le eby z
lotu, broni" biologiczn", co to jej nawet wojsku stosowa! nie wolno...
' 4roni": ' zaniepokoi si %br&l. ' 4iologiczn":
' ( mylisz, e po co kto tabliczk wiesza: *rzecie nie dlatego, e
jakiemu pijanemu wo2nicy o"dek puci. (ni c&ybi, przed owymi
paskudnikami ostrzegaj".
' ( po mojemu ' wystka przypity do pawy i zawieszony midzy
par" koni +enza ' o to idzie, e si tu wykopyrtn"! atwo. %naczy si5
wywr$ci!.
.enda westc&na, zmarszczya uki brwiowe, z kt$ryc& kiekoway
odrastaj"ce woski. *r$bowaa przebi! wzrokiem mrok, odczyta! kolawy
napis.
' Debren: ' zerkna niepewnie. ' Dalej masz te wi dzenia: 6o, te
poga/skie, z Wezyratu:
' 0ermo ' poprawi j" %br&l. ' 6ie temmowizje, jeno termowizje. % ow"
anty-eminiczn" wiar" nic to wsp$lnego nie ma. 6awet na odwr$t '
wyszczerzy zby. ' #o, Debren: +e, &e...
' Debren: ' Wyczua, e co jest nie tak. ' #zego on tak rec&oce:
' 4o mi si ' wyrczy maguna rotmistrz ' przypomniao wanie, do
czego jeden czarodziej znajomy tego cieplnego widzenia uywa. ?c& '
westc&n" ' mia c&op uywanie, oj mia...
' Do! ' mrukn" Debren. ' %a dugo potrwa, nim oczy do porz"dku
doprowadz. #o by na desce nie byo, musimy i! t" drog". Ko/ ' tr"ci
stop" odcisk kopyta ' daleko nie ucieknie, +enzy nie wolno trz"!, a was
trzeba w cieple umieci!, bo mi tu zapaleniem puc zajeda.
' 7zczyny nietoperzowe puca pal": ' wymruczaa niby to do siebie
.enda. %br&l zasapa, z braku lepszego konceptu raz jeszcze &ukn"
obuc&em berdysza w sup drogowskazu. *o pierwszym stukniciu nieg
opad, odsaniaj"c wszystkie trzy tabliczki. 0e porz"dne, wskazuj"ce szlaki
do >umperki i %otej 7karpy, oraz trzeci", nad kt$r" dyskutowano i kt$ra
wycelowana bya ku belnickiej granicy. 0eraz, pod wpywem wstrz"su,
przestaa celowa! i opada wyostrzonym nosem ku ziemi.
' ( ty lepiej milcz. ' Debren posa dziewczynie poc&murne, lecz
dziwnie kr$tkie spojrzenie. ' 6ie %br&l, ale ty ju dawno pod pierzyn"
powinna... #aa a poniesz.
' *ierzyna. ' 6a twarz rotmistrza powr$ci przewrotny umiec&. '
*onicie. 6o, no, mistrzu...
' Debren: A czym on...:
' A niczym ' uci". ' Wstrz"s bezpaowy. *rzesta/ gada!, %br&l, a
zacznij si rozgl"da!. Krwi" na mil mierdzimy, czort wie, kogo jeszcze $w
zapac& got$w zwabi!.
' #zujesz, jak krew...: ' .enda poruszya si niespokojnie w siodle,
pokraniaa. 0ak naprawd bya zbyt zzibnita, by nawet przy wietle
dziennym dao si dostrzec co wicej ni blady rumieniec, ale przywracanie
oczom stanu normalnoci trwao znacznie duej ni zakadanie zaklcia i
Debren nadal widzia nie to, co powinien. W dodatku niewyra2nie5
rozdzielczo! spada o rz"d wielkoci i wiat, c&o! przyjemnie kolorowy,
wygl"da jak ogl"dany zza okiennej bony.
' ?ee... uyem przenoni. ' #zu, e nie uwierzya. ' = wiedzy
ksi"kowej. 8dzie czytaem, e drobn" ran taki na przykad wysys z
odlegoci...
' Mistrzu ' przerwaa mu o-icjalnym tonem ' moglibymy dwa sowa na
osobnoci:
' 6ie. ' Kopoty ze wzrokiem miay t dobr" stron, e nie widzia jej
twarzy. 7ta! go byo na lekk" opryskli3wo!.
' (le ja usilnie nalegam ' powiedziaa z naciskiem.
' *ogadamy, jak znajdziemy kawaek dac&u nad gowy.
' ( jak nie znajdziemy: Do usranej mierci moemy szuka!)
' 0o moe przynajmniej konia zapiemy. *rzesadzi si ciebie, oddalimy
si samotrze!, ja, ty oraz ko/, i pogadamy na osobnoci. 1ak dugo zec&cesz.
#&yba e i obecno! konia ci przeszkadza. W$wczas rozmowa musi by!
kr$tka, bo nie s"dz, by dugo potra-ia na gazi wisie!.
' 6a gazi: ' zainteresowa si, c&yba w imieniu wszystkic&, %br&l. (le
tylko on wyszczerzy zby. ' +e, &e... #o mi si widzi, e -aktycznie na
popas migiem mu3sim stan"!. 4o was srodze potrzeba dusi. Aboje. ' Aboje
otwierali usta w zgodnym protecie, nie dopuci ic& jednak do sowa. ' 4ez
kon-uzji, go"beczki, aden to srom. ;odak jestem, a odak pod pewnymi
wzgldami subtel3niejszy od zwykego zjadacza kaszy bywa i wie, jak
mocno si w czeku natura odzywa po r"baninie srogiej. 6ormalne to, e si
w czeku potrzeba prokreowania budzi, gdy mu kostuc&a ostrzem koo ba
powywija. %reszt" nie ludzi jeno to dotyczy. *omn, jak raz bez up$w po
bitwie zostaem, bo mi si ogier, ma! jego c&doona, tak juc&y naw"c&a i
strac&u, e za pierwsz" koby" skoczy i dwie mile gna, nie zwaaj"c na
ostrogi i w eb walenie. Dobrze c&o!, e kobya bya drakle/ska, znaczy
strony przeciwnej, bo by mnie jeszcze pod s"d dali, e niby z placu
umykam. ( tak to jeno si insze kondotierstwo miao, e durny %br&l za
marn" szkap" pogoni, bez je2d2ca nawet i z czaprakiem lic&utkim, podczas
gdy rozs"dni ludzie trupy jako si godzi obdzierali.
' Arder e dosta ' wystka zza dziewczcej nogi +enza. F %a
zajado! w ciganiu wroga. (le -akt F przyzna. ' Miedziany. 8oy &onor,
bez zysku.
' 0a dyskusja ' rzuci suc&o Debren ' na manowce zbacza. 6ie o sromie
.endy... znaczy... 0-u, duma... %amieszalicie mi we bie tymi
banialukami. ( po prostu .enda nie powinna c&odzi! w najbliszym czasie.
+enza nie powinien by! to troczony, to odtraczany spomidzy koni, bo z
krgosupem nie ma art$w. 1a nie powinienem d2wiga! .endy, bo mi si
rany... no, w plecac& pootwieraj". 7t"d si temat gazi wzi", %br&l, a nie z
jakic& tam... *roponuj wic kwesti zamkn"!. 4o si jeszcze zdarzy, e w
zapale dyskusji kto tu zostanie zapytany, czemu to, do c&olery, miowanie
mu si z wieszaniem kojarzy.
Mia nadziej, e uciszy %br&la. >otmistrz jednak, c&o! odak z krwi i
koci, okaza si nie do! subtelny.
' ( bom wspomnia, jake t m$dk, baron$wn >onsoise, w kwestii
miowania antypodowego uwiadamia.
Debren zakl" w duc&u i obiecuj"c sobie, e nie otworzy ust przed
witem, ruszy drog", z kt$rej si nie wracao. (lbo na kt$rej si zwracao.
Wzgldnie wywracao. 6ie zamierza sprawdza!, kt$ra wersja jest
prawdziwa. M$g spr$bowa! jeszcze raz z kulk" magicznego wiata, ale
wola nie ryzykowa!. .enda, zamiast biedzi! si nad runami, moga
wykorzysta! blask i zajrze! mu w twarz. 1u teraz wlepia wzrok w jego
plecy. #zu go r$wnie wyra2nie, jak pami"tki po pazurac& nietoperza.
6a szczcie wzia przykad z czarodzieja i zasznurowaa usta. W
guc&ej ciszy, zak$canej jedynie skrzypieniem niegu i poszczekiwaniem
broni, kr$tka kolumna dw$c& pieszyc& i dwojga pokiereszowanyc& na
zwi"zanyc& w par koniac& zanurzya si w puszczy.
G
Abejcie nie wygl"dao na sadyb kmiecia odludka, lenicz$wk czy
domek myliwski wielmoy. 4elka konowi"3zu, c&o! zamana, bya na to za
duga, koryta, mimo i wiksze zaroso, stay przed gankiem a dwa, a
studnia miaa nie tylko zadaszenie, lecz i wygl"d maego domku. Mimo
mroku, spowijaj"cego otoczone lasem budynki, wida! byo, z myl" o czym
je wzniesiono.
' 6o, c&waa Mac&rusowi. ' %br&l bez wa&ania porzu ci trakt. ' 4o ju
mi w ywocie na wi$r zasc&o. +ej, pa nie oberysta) 7am tu) 8ocie wal")
*$ki co, odpowied2 ograniczya si do szelestu. Agromny pat niegu
oderwa si od stromizny dac&u i osun" na bardziej poziomy daszek ganku.
Debren c&cia co powiedzie! ' ale nie zd"y. >ozleg si przeci"gy,
wilgotny trzask i spora cz! gankowego zadaszenia wraz ze niegiem
wyl"dowaa dwa s"nie niej, na podecie.
' *iknie ' wyc&rypiaa skulona w siodle .enda. ' 1edyny dac& w
okolicy, to go wzi" i rozwali, bu&aj mor,a3cki. Dobrze c&o!, e nikt tu nie
mieszka, bo...
' ( p$jdziesz won, potworo) ' dobieg z wntrza budynku stumiony
niewieci okrzyk. 0umiy go raczej okute okiennice ni niemiao! i
agodno!. ' ( eby ci jajca zgniy) 0y kurzysynu, na grzdzie robiony) 1ak
wyjd, wyrn w t mord dziobat"...)
%br&l zatrzyma si, odruc&owo ci"gn" berdysz z ramienia. Debren,
nadal zmagaj"cy si z termowidzeniem, zauway, e seria obelg bynajmniej
nie spyna po nim jak nieg po dac&u.
' #o powiedziaa, babo:) ' &ukn", czerwony z gnie wu. ' Matk mi
obraasz: <ajno i ka, odszczekaj to za raz, bom nowoczesny i postpowy)
4abie r$wnie atwo mog przyla! jak c&opu)
W domu zrobio si cic&o.
' Dwaajcie) ' rzuci szeptem unosz"cy si niezdarnie +enza. ' 6iec&
mnie bety bij", jak to nie wied2ma bor na) %wyka baba takic& lepi mie!
nie moe)
.enda, niepewna skutecznoci pas$w, przydeptaa mu stop" pier,
przytrzymaa na pawy3koysce. 6ie miaa daleko5 tarcz zamocowano
midzy gniadoszem, kt$rego dosiadaa, a utykaj"cym koniem +enzy.
' .e ' warkna. ' 8orzej z tob", niem mylaa. 8dzie tu wied2m
widzisz: ;e o oczac& nie wspomn...
' %br&lowi duo dziob$w po ospie nie zostao, a wszystkie pod brod") '
rzuci w podnieceniu, zn$w pr$buj"c usi"!. ' = w dzie/ nie ujrzysz, a c$
dopiero... #zary to) *odaj mi kusz)
' Wied2ma nie wied2ma) ' mac&n" berdyszem %br&l. ' 1a si tam baby
nie ulkn) 7yszysz, staruc&o:) Dalej, wya2) % miot", na miotle... jak ci
tam wola) 1uzem si z lataczami3paskudami oswoi, niestraszne mi) 7tawaj)
' %br&l...
%grzyt rygla przerwa Debrenowi. 6a ganek wyszed nieduy mczyzna
w kouc&u narzuconym na nocn" koszul. Wygl"da osobliwie w rycerskiej
ebce z nosalem naoonej na szla-myc, boso i z &alabard". % tyu wieci
kaganek i nawet osabione oko odczytywao wyraz twarzy gospodarza. 4a
si.
' *oniec&ajcie nas, dobrzy ludzie ' rzuci stumionym gosem. ' Dobrze
radz. 4o nic nie zyskacie, a straci! mo ecie. M$j modszy w oomuckic&
ucznikac& konnyc& su y, za pierworodny na potwory c&adza. 0o si i na
sztu ce wojennej wyznaj. 6ie m$wi, e wszystkic& rozo, ale poowa
waszyc& legnie, jakem Bysedel. Wic porac&uj cie sobie, czy wam si
zwada kalkuluje.
%br&l odczeka uprzejmie i dopiero gdy stao si jasne, e &alabardnik
sko/czy, od niec&cenia, jedn" rk", mac&n" na krzy swym dwurcznym
berdyszem. Debren wyowi d2wik z trudem przeykanej liny. = kobiece
westc&nienie, ciut dalej. 6ajlepiej, rzecz jasna, syc&a! byo wist
rozcinanego powietrza.
' Aomucka konna ' oznajmi %br&l. ' 8$wniana jest, to po pierwsze.
1akecie syna pod taki marny znak dali, znaczy, e taki z was wojennik, jak
ze mnie &ar-istka. 0o po wt$re wam rzekn. %a po trzecie...
' ...to poowa naszyc& ju lega ' wszed mu w sowo Debren,
puszczaj"c uzd gniadosza i ruszaj"c ku obery. Kobieta, wygl"daj"ca zza
ramienia Bysedela, uniosa kaganek. ' 0edy wybaczcie, e wam spoczynek
zak$camy, ale bieda nas przydusia. 0yc& oto dwoje naszyc& towarzyszy
rany odnioso. *an rotmistrz wrzasn" ciut za gono, bo przemoczony, a
mr$z okrutny. 0edy si im! %br&l pokrzykiwaniem rozgrzewa. 6ie byo
jego zamiarem rujnowanie daszka. Wobec czego proponuj tu obecnym, by
bro/ odoyli i porozmawiali spokojnie, jak na cywilizowanyc& ludzi
przystao. 9redniowiecze wszak mamy, epok nowoczesnoci, tolerancji i
szacunku okazywanego bli2nim. F Min" rotmistrza i troc& si
rozczarowa, widz"c unoszon" ostrzegawczo &alabard. ' 6o i rozs"dku
ekonomicznego. Wida!, e z was czek wiaty, panie oberysto. A
rac&owanie apelujecie, to i sami porac&ujcie, czy warto goci elazem wita!.
' = od kurew rodzicielki wyzywa! ' dorzuci %br&l.
Debren zatrzyma si przed sc&odkami na ganek. 4lisko &alabardy.
*ierwsz" nagrod" za podjte ryzyko sta si podmuc& ciepa na sztywnej od
mrozu twarzy.
Kobieta wysza zza plec$w ma. 0o jedno Debren zrozumia
natyc&miast5 e s" mae/stwem. Miaa w twarzy dokadnie taki sam jak on
rodzaj strac&u ' o kogo bliskiego. 6o i dotykaa go cay czas, nawet kiedy
wysuna si do przodu, unosz"c kaganek.
' 0o dziewczyna: W portkac&:
' ( co: ' doleciao z mroku zaczepne, c&o! amane katarem i c&ryp"
pytanie. ' 6ie widzi si wam nowoczesna moda: 0u, na prowincji
zapyziaej, wczesnowiecze jeszcze kwitnie, co: ' 7yc&a! byo, e .enda
zamierza poci"gn"! wyw$d, ale na szczcie gardo zawiodo, zacza
kaszle! i ograniczya si do splunicia. Debren dopatrzy si w oczac&
gospodyni czego zblionego do rozbawienia.
' Do nieporozumienia doszo ' powiedziaa gono i odrobin
wyzywaj"co. ' Wziam was za kogo innego, panie... po tym narzdziu
s"dz"c5 drwalu. Wybaczcie. 6ic do waszej matki nie mam. 6o, moe poza
tym, e mogaby dzieci lepiej wyc&owywa!. #&o! do lasu c&owaa.
' *etunko... ' jkn" oberysta.
' #o5 *etunko: ' 1u cakiem pewna swego, uja si pod boki. Debren
stwierdzi mimoc&odem, e jak na niewiast w sile wieku ma zaskakuj"co
zgrabn" -igur pod nocn" koszul". 7ama koszula, nie zakrywaj"ca nawet
kolan, utkana z czego cienkiego i delikatnego, te zaskakiwaa na lenej
babie. ' W gocin si prosz", to ic& jak goci traktuj) = prawd w oczy
m$wi, jak to mam w zwyczaju) 6ie ucz mnie prowadzenia obery, bom to
ja, nie ty, z mlekiem matki $w -ac& wyssaa)
' 7zkoda ' rzuci %br&l ' e dzieci przy cycku maj"c, matula tyle
og$rk$w, kapusty i inszej kiszeniny ara.
*rzez c&wil wszyscy gapili si na niego zdezorientowani. W ko/cu
cisz przerwa zdziwiony gos +enzy5 ' 0o! baby nic innego je! nie c&c",
gdy im ywot za spraw" dzieci"tka ronie. %apomniae, jak ci %drenka po
maosolne ganiaa, przy nadziei bd"c:
>otmistrz pociemnia. ( moe poblad ' Debren, nadal nkany
termowidzeniem, nie mia pewnoci.
' 6ie por$wnuj %drenki z t"... ' %askoczy maguna, gryz"c w por
jzyk. ' Mojej %drence mi$d z serca i ust pyn", a nie kwasy i jady, jako co
niekt$rym) #o za okolica parszywa, ajno i ka) 8dybym nie wiedzia,
emy ju w mor,ackim kr$lestwie, przysi"gbym, e mi si nastpna
pyskata 4elniczanka tra-ia) 6ietoperze, potem jaki dziobaty latawiec, teraz
ta kl"twy na przyrodzenie rzuca) #o si z tym krajem porobio, na mio!
mac&ruso3w":)
' 6ietoperze: ' Aberysta zn$w przekn" lin.
' .atawiec: ' 8ospodyni, jak na sw$j ubi$r i grudniowy mr$z przystao,
owina si nagle ramionami.
' 8ry- ' mrukn" Debren, l"c kr$tkie spojrzenie w d$, gdzie tony w
niegu bose stopy kobiety i gdzie poyskiway na kostkac& przyjemnie
kr"gyc& n$g bli2niacze zote a/cuszki. ' *rgowany, z bem ora. Wydaje
mi si ' doko/czy wolniej, zagl"daj"c gospodyni w oczy ' czy co wam to
m$wi:
6ie od razu odpowiedziaa.
' 1ak ju was przygnao, to wa2cie do rodka. 4yo nie byo, to nadal
obera.
Bysedel, oddyc&aj"c z nieskrywan" ulg", opar &alabard o cian,
otworzy szerzej drzwi. Moe wypuci wicej wiata, a moe po prostu z
oczami Debrena byo lepiej. 0ak czy inaczej, dopiero teraz magunowi udao
si odczyta! zawieszony nad wejciem szyld. Dziwny.
Abera nazywaa si5 H8dzie ksiniczek brak cnotliwyc&I.
G
% ganku wc&odzio si do zastawionej stoami izby. W por$wnaniu z
mrozem na dworze byo tu do! ciepo, a bielony piec po lewej i kominek po
prawej stwarzay szans na ciepo bez por$wna/, ale Debren skierowa si
na pitro. Ablnicz" paw z le"cym na niej +enz" d2wigali we trzec&,
wic nie przewidywa kopot$w. Abera, c&o! stara, zbudowana zostaa z
rozmac&em i stopnie byy szerokie, pomylane na duy ruc&.
' *ustawo ' zauway na zakrcie sc&od$w.
' Kiedy kwit tu interes ' westc&n" Bysedel. ' (le od jakiego czasu
mamy... jak jej tam, suce...: (, recesj.
' 6o, to wiele wyjania ' za&ucza id"cy z tyu, wic ukryty pod tarcz"
%br&l. ' 6ic tak interesu nie psuje jak religia w nadmiarze. W moim -ac&u
te z tym problemy mamy. Wam dewoci goci posz", a od nas c&c"...
' Mistrz Bysedel o recesji, nie procesji m$wi ' przerwa mu Debren. '
%dj"by ten kolczy kaptur.
' ?ee, jaki tam mistrz... ' Bysedel posmutnia jeszcze bardziej. '
Dyplomu partacza ledwiem si dorobi, a i to korespondencyjnie. '
Westc&n". ' 7rodze nas owa recesja przydusia. 6a nic grosza nie ma. 6o i
wyjec&a! nijak.
' 0ako bywa wr$d przedsibiorc$w ' mrukn" niewesoo rotmistrz. '
*omn, jak raz trzy lata z rzdu m$r jaki umysowy na wadc$w by pad i
nikt z nikim nie wojowa. Ad barona wzwy same, ajno i ka, pacy-isty.
0om mao z godu nie zdec&. ( nasz jedyny...
6ie doko/czy. Weszli na poddasze, w gbok" czer/. Debren szed po
omacku, maj"c przed oczami bia" od niegu i blad" z urazy .end. 6a jego
stanowcze "danie zostaa przed gankiem, w siodle. 8dy odwi"zywali
paw, przyj", e gospodyni dotrzyma jej towarzystwa. %awi$d si5
*etunka Bysedelowa, moe zzibnita, a moe skrpowana poowiczn"
nagoci", znika za kuc&ennymi drzwiami, nim zd"y zaprotestowa!.
Duma i sy-ilis. Wypatrywa pierwszej ludzkiej siedziby niczym rozbitek
wyspy@ wydawao mu si, e c&wyci 4oga za nogi... Marzenie si zicio, a
on, zamiast mikkiego blasku, znajdzie w oczac& .endy twardo! i c&$d.
' #o rzec miaem... ' 4yo za ciemno, by stwierdzi!, czy oberysta
marszczy z wysikiem czoo, ale odgos wspomagania pamici drapaniem
si po kudatej gowie nie budzi w"tpliwoci. ' *sia juc&a, na ko/cu jzyka
to mam... Dopiero co mi *etunka... ' *rzesta si czoc&ra!, wymaca skobel.
' 0dy, wielmony panie. Widzi mi si, e ten alkierzyk najlepszy bdzie.
May jest, ciasny...
Debren, kt$remu w poowie sc&od$w wr$ci normalny wzrok, ruszy
przed siebie ' i grzmotn" czoem w belk. *orz"dnie, a mu si gwiazdy
pokazay. 6ie upuci swego rogu tarczy tylko dlatego, e zaklinowali si
przy skrcaniu w w"skie drzwi.
' A, ju wiem) ' ucieszy si Bysedel. ' Miaem rzec, by na gowy
uwaa!. 6asza obera zabytkowa jest, ze wczesnowiecza jeszcze, a
wiadomo, e wtenczas ekonomia marnie przda i z ludzi kurduple byli. 0o i
ciut tu przy3nisko dla wsp$czesnego czeka, co nieraz i s"e/ z g$r" mierzy.
Wy, przykadowo, panie... no, panie cywil, musicie uwaa!.
' *anie magun ' dokona prezentacji %br&l. ' #o to byo: +ukno jak
taranem o bram... +enza: 0o nie tarcz" aby: #ay:
' (&a ' potwierdzi udrczonym gosem tarczownik. ' (le ponawiam
prob, byta mi samemu azi! zezwolili.
' (, skoro czarodziej, to uwaa! nie musicie F ucieszy si jeszcze
bardziej Bysedel. ' 7yszaem, e z czarodziej$w to i najgupszy po !mie
jako puc&acz widzi.
' %awrzyj gb, +enza. 6o to co tak &ukno: +ej, panie oberysta, czy
to aby nie nastpny kawa obery wam si wali: A zabytkac& nam nie
prawcie, jeno prawd o stanie tec&nicznym tej budy. 4o jak ma nam na by
run"!, to szczam na jej zabytkowo! i id spa! do gumna.
' ?ee... no co te wy, panie wojskowy: 0o taki solidny budynek, e
strac& gada!. Myszy pewnie... ( co si szczania tyczy, waniem sobie
przypomnia, to *etunka prosi, by na podw$rze c&odzi!. Wyg$dk mamy,
wygodn" e a strac&. = nie strac& do niej c&adza!, bo podw$rze palisad"
grodzone, nijaki zwierz ni stw$r si nie przyczai, by po3trzebanta capn"!.
Debren, kln"c w duc&u, lecz milcz"c, krok po kroku wci"gn" cae
towarzystwo do izby. 6a szczcie byo tu okienko i saba powiata odbita
od onieonyc& drzew rozjaniaa jako tako pomieszczenie. Ddao mu si
ulokowa! paw na $ku, nie degraduj"c si w oczac& gospodarza do
poziomu gupszego od najgupszyc& czarodziej$w.
' #o wy mi tu o potrzebantac& i szczaniu: ' skrzywi si %br&l. ' %
odwodnienia padam, a ten wyg$dki reklamuje... %a co wam ten patent
partacza dali: Miast o piwie, o moczu gociom...: 0ego was ucz": ( moe
ty, Byse3del, z adresami pokrci i nie ten cec& ci szkoli:
' 6o co te wy, panie: *ergamin mam, z pieczci", na niej si ku-el z
ronem krzyuje i wiec&ciem somy, bo i do usug noclegowyc& nabyem
uprawnie/... (le prawicie ' westc&n". ' 7am nie wiem, co mnie naszo. 0o
c&yba od tej woni. Moczem tu jedzie, czy mi si zdaje: ' %br&l odc&rz"kn",
szybko wyco-a si a na korytarz, niby to robi"c Debrenowi miejsce przy
ou. ' % mojej *etunki straszna czycioszka, to pewnie st"d. Ad myda
wc& si wyostrza, a ona do a2ni goni i dwa razy w niedziel, a jak j"
oc&ota najdzie na... ' 6ie doko/czy, jeli nie liczy! c&rz"knicia, dziwnie
przypominaj"cego to w wydaniu rotmistrza. ' ?ee... to ja ju...
' #&c was prosi! ' przerwa mu agodnie, ale i stanowczo Debren '
bycie ogrzali t izb. = jeszcze przynajmniej jedn". (le tamt" naprawd
dobrze. *anna 4ranggo przezibia si i potrzebuje przyzwoitej stancji.
' *anna: ' Bysedel jakby si zdziwi.
' +enz trzeba czym okry!. %jedlibymy co.
' = wypili ' dorzuci pospiesznie %br&l. Bysedel c&cia co powiedzie!,
ale wyra2nie nie umia zacz"!.
' (&a, wspomnielicie o a2ni. Wasn" macie:
' +: (... juci. 0o! m$wiem5 drzewiej obera bya okrutnie porz"dna.
*ewnie, e mamy. 1eno...
' Moe p$2niej. Moja... uczennica ' Debren zdecydowa si w ko/cu,
wybieraj"c spor$d kilku moliwoci ' w siodle czeka. Wybaczcie.
8ospodarzowi jakby ulyo. Debren domyla si powodu. = nie liczy na
to, e pytanie o ciarze moe nie oowiu, ale jednak metalu, pozostanie
dugo w zawieszeniu. %yska tylko odroczenie. A ile pani *etunka nie
zd"ya uzupeni! garderoby i wr$ci! do stoowej.
%bieg na d$ i odetc&n". W bij"cym od kominka blasku nie lniy
zotem ani starannie wyszczotkowane, a potem mocno potargane i lekko
przepocone wosy gospodyni, ani a/cuszki na jej smukyc& kostkac&. M$g
wypa! na ganek i zatrzasn"! za sob" drzwi. *etunka pozostawia kaganek
na podokiennej aweczce, dziki czemu od razu nadzia si na spojrzenie
.endy.
' Wybacz, ksiniczko ' posa jej blady umiec&. (le to krgosup. 6ie
mogem...
' *rosiam ci o co ' powiedziaa cic&o.
' *ro...: (, tak. Mam ci tak nie nazywa!. Wybacz.
' A c&wil rozmowy na osobnoci. %szed z ganku, uj" uzd gniadosza.
' Wiesz, o czym c&ciaam m$wi!: ' bardziej stwierdzi a ni zapytaa.
(le pewnoci nie miaa. 8dyby uni$s brwi, uwierzyaby mu. = poczua ulg.
Wic zr$b to. 0o nic nie kosztuje. 8uz, kt$ry wanie zaczyna mu
rosn"! z winy niedostatk$w wczesnowiecznej ekonomii, by wyej. 6ie
zaboli. 0o takie proste. %r$b to.
' Wiem. ' Dtrzyma spojrzenie na jej twarzy. %asko czya go5 nie drgn"
jej ani jeden misie/. 6ie zacza na gle ogl"da! apci, ciany albo nieba.
%abolao.
' #zytae myli, czy po prostu...: ' 1ej gos dor$wna beznamitnoci"
wyrazowi twarzy, ale na doko/czenie brako opanowania. Moe dlatego, e
bya c&ora, saba i bezradna wobec dreszczy.
' M$wiem ci kiedy5 czytanie w mylac& jest i trudne, i niegrzeczne. '
*omyla i doda5 ' ( ja nie c&c by! wobec ciebie niegrzeczny.
' #iekawie grzeczno! w okolicac& Dumayki pojmuj". ' (tak dreszczy
min", ale nie uszed uwadze Debrena. *ewnie dlatego skrya si za tarcz"
kpiny. ' Wieszanie dam na drzewac& za szczyt kurtuazji tam uc&odzi, jak
widz. = to w lasac& zasobnyc& w lataj"ce, a wic pewnie nadrzewne
potwory.
6ie zdoa zapanowa! nad umiec&em.
' #zego si szczerzysz: ' warkna. *r$bowaa si odsun"! dalej od
stoj"cego przy strzemieniu Debrena, ale jej gniadosz by zmczony i nie
zamierza si rusza!.
' #iesz si. ' 7apna, co lepiej od s$w oddawao jej opini o idiotac&,
znajduj"cyc& powody do radoci w takic& okolicznociac&. Debren owin"
wodze wok$ kono3wi"zu, wr$ci pod lewe strzemi i wyjani5 F Aczy ci
ko3ciej".
' 7uc&am:) ' 4ya tak zaskoczona, e nie pr$bowaa adnyc& unik$w,
c&o! podni$s obie donie.
' *ozo! si przed zwierciadem, to zrozumiesz. ( teraz c&od2. *$ki
sami jestemy.
' #&cesz mnie w kom$rce ukry!, by gospodarzy nie straszy!: Wielce
rozumnie. (le jake taki rozs"dny, trzeba byo %br&la przysa!. 0obie si
przecie rany w karku otwieraj", gdy dziewki za grube nosisz.
' W karku: ' *rzez moment oboje byli zdziwieni, po czym Debren
szybko zmieni temat. ' ( skoro o Bysede3lac& mowa... *owiedziaem, e
jeste moj" uczennic".
' %naczy... wied2m": #$, wielkie dziki. #&o! nie wiem, czy uwierz".
1eden mi znajomy czarokr"ca, nie pomn kt$ry, powiedzia, em za stara
na wied2m.
' .enda ' posa jej bagalne spojrzenie. %a p$2no. Wskoczya ju na
ulubionego od paru dni konika, daa si ponie!, czerpi"c gorzk" satys-akcj
z wasnyc& s$w.
' Aczywicie nie ma takiej reguy, kt$rej by si obej! nie dao. #$ z
tego, e baba za stara, e si do terminu nie nadaje: 7koro ma insze atuty, to
niec& jej tam, baby strata, nie mistrza. #$ szkodzi durn" pouczy!, kiedy
srebrem paci: Ac&, wybacz. D takiego jak ty, akademicko ksztaconego, to
pewnie jeno zotem. %nane s" takowe przypadki, c&o! przyznaj, czciej
podstarzayc& modzie/c$w dotycz", kt$rym trzydziestka stukna, a ani
zbroja nie leaa, ani &abit, a gow do kupczenia za sab" mieli. 6o to ic&
bogaci tatusiowie w termin czarodziejski l", eby sami na zupenyc&
gupk$w nie wyszli, a ojcu si pozwolili w karczmie latorol" poc&wali!.
' .enda, moe bymy...
' % dziewk" problem o tyle wikszy, e si od wied2my dwa razy tyle co
od c&opa czarodzieja wymaga. = nawet takie kmiotki ' wskazaa dom '
wiedz", e jak dziewuszki na nauk nie da!, gdy mleczaki zacznie traci!, to
do niczego w zawodzie nie dojdzie. 0edy widz"c podstarza" czeladniczk,
co to za mistrzem ksigi i kota nosi, ludzie zby szczerz". = susznie, bo albo
gupia, albo c&orobliwie ambitna, albo -antastka, albo -eministka. Dugo by
wylicza!, a im dalej, tym dla dziewki gorzej. ( ju najgorzej dla takiej, co
kota i ksigi do ubouc&nej sukienczyny tuli. 4o, zapytaj" ludzie bywali,
czyme si ta &oyszka nauczycielowi odpaca: Anuc cerowaniem:
' 7ama widzisz ' skorzysta z -aktu, e musiaa zaczerpn"! powietrza. '
6ie da si z tob" skoczy! w las na dwa sowa.
' Dudkaj si)
' 6ie, ebym naszyc& pogawdek nie lubi, ale po tym na mocie
zdec&lak jestem. ;adnemu czarodziejowi onuc nie cerowaa, to ci si
pewnie wydaje, e dla magika wzi"! na rce tak"... ' zawa&a si ' zdrow"
dziewuc&, spacerowa! z ni" po zanieonym borze i zabawia! wywodami
w temacie r$wnouprawnienia to tyle, co splun"!. >ozczaruj ci. <atwiej
nam spluwanie przyc&odzi.
' 8rub", rzec c&ciae.
' #&ciaem rzec5 du" ' przyzna. ' Wybacz, -aktycznie marnie
dobraem sowo. 0o jak5 pozwolisz si zanie!:
' 7ama dojd. ' Krzywi"c si, przeoya nog nad grzyw". ' 6ie mam
sumienia zdec&lactwa ci pogbia!.
%robi krok do przodu, zacisn" donie na jej biodrac&.
' %anim kopniesz ' wymrucza, nie patrz"c w g$r. 1u raz ci mieli
obrzyna! nog, nie z medycznej -antazji raczej. Wic nie b"d2 gupi" koz",
nie brykaj, tylko po zw$l sobie pom$c. ' Adetc&na gono, ale nie
odway si sprawdzi!, z jak" min". ' 4d bada +enz, krgi sondowa.
*rzy okazji obejrz twoje nogi. Abiecuj, e jak nie znajd nic zego, wicej
noszenia nie zaproponuj.
#zeka. 6ie co-n" doni, ale poniewa opr$cz suto atanyc& portek
dzielia ic& blac&a, .enda nie zrobia nic, by ten stan zmieni!.
' Wybacz. ' 0on nie by pokorny, po prostu m$wia ci c&o, ale i tak
gowa podskoczya mu do g$ry. .enda 4ranggo prosz"ca o wybaczenie:
Aczywicie udaa, e nie zauwaa jego zaskoczenia. <atwo przyszo5
patrzya gdzie w g$r i w bok. 6a pewno nie z myl", by jej pro-il koja rzy
si z tymi z monet, dumnymi, wadczymi i c&murny mi. (le takim go
wanie widzia. ' #&yba i mnie si lek ki wstrz"s bezpaowy przytra-i.
8ow ci zawracam, gdy gra o ycie idzie. ' Dmiec&na si blado. ' 1ak
ci znam, si" obery pod okupacj nie we2miesz: ' Debren nie
odpowiedzia, zaskoczony -aktem, e tak wstrzelia si w jego myli. ' #zyli
albo przekonamy gospodarzy, by ugocili gromad goodupc$w, albo
przyjdzie nam spa! na mrozie:
' 6ie jestemy...
' Ko/ +enzy okula, a m$j ksi"cy znak nosi. 6ikt go tu nie kupi. 0o
co nam z zamiennik$w got$wki pozostaje: Kusza +enzy: %broja
rotmistrza:
' 7ama widzisz. W najgorszym razie...
' 6ie, Debren. W najgorszym to mi si pogorszy i ze3mr przy ognisku,
z czego nikt wielkiej szkody mie! nie bdzie. (le nie pozwol, by z mego
powodu kto si ostatk$w nadziei wyzbywa. Moe nie wiesz, ale %br&lowi
n"j3c&udszy sezon od wielu lat si przytra-i. 0o, co wi$z w szkatuce,
prawie cae na spat dug$w miao i!. = eby dzieciakom g$d w oczy nie
zawieci, jak ojca na na3stpn" wypraw z c&aupy wywiej e. 1u teraz z
mego po3wodu popad w bied, a ty jeszcze c&cesz, by si broni wyzbywa:)
0o ci jeno tumaczy, e w wojsku nie sugiwa. 1a tak, i wiem, jakie
g$wniane stawki bior" ci spod lekkic& znak$w, co si w samyc& apciac&
zaci"gaj".
Dmiec&n" si. Wodzia wzrokiem w okolicac& szyldu, ale jako
wyczua. 4o zrobia si za, nim przem$wi.
' Wiedziaem ' poc&wali si. ' ;resz si z nim jak kocur z sobak", ale
tak naprawd...
' <ajno wiesz ' mrukna.
' 0am, na mocie...
' <ajno ' powt$rzya. ' 6ie uwierzysz, ale na tym drugim mocie przez
Wi$rn", tym, co si z jego szturmo' i wania %br&l medycznymi kruczkami
wykrci, tom na wasnym karku jednego Kummona taszczya, bo tak si
zoyo, e z poga/stwem przyszo w jednym szeregu przeciw zakonnym
stawa!. 1ak zarazy tyc& $tyc& kundli nienawidz. 6apatrzyam si na
*okresiu ic& roboty, nasuc&aam paczu. (le nad Wi$rn" jako sojusznicy
mierci w oczy zagl"dalimy, wic jak sojusznik si zac&owaam.
' 6ie przyr$wnuj %br&la... *iwo opie, nie kumys.
' = jasyru nie bierze: *rawda. #o cywilizacja, to cywilizacja.
*rzyjemniej, gdy gwaconej omiolatce cay tuzin gwac"cyc& swojsko,
mor,ackim piwem dyszy, a nie mlekiem kobyy. ( jak na koniec kozikiem
litociwie po gardle przejad", to te lepiej, niby mieli sznur na szyj
zarzuci! i w poga/skie kraje pogna!.
Adczeka c&wil. *$ki nie spojrzaa w d$.
' 0o druga sprawa, kt$r" c&ciaem poruszy!. #o sobie gospodarze o
przeronitej uczennicy pomyl", to pomyl", przeyjesz. (le jak im
zaczniesz jadem w oczy strzyka!, w zaspac& wyl"dujemy. Wic c&c
pokornie prosi!, by trzymaa jzyk na wodzy. ' %askoczya go i brakiem
citego komentarza, i wierceniem si w siodle. *rzypominao kiwanie
gow". %dumiony, poszed za ciosem. ' (... %br&lowi te troc& odpucisz:
' Debren, tye si c&yba domyli, e z 4elnicy jestem. ( jak nie ty
sam, to ci ten mor,acki bu&aj podpowiedzia, bo my tu si na mil
wyczuwamy, jak wilk z owc". Wic ci mog o-icjalnie rzec, e moja
de-inicja dobrego Mor,aca jest bliska tej starobelnickiej, od czas$w
poga/skic& uywanej. ;e to taki, co korzenie od dou gryzie. (le masz racj5
za duo gb" kapi. 6o to... nastaw si.
Dopiero kiedy mia j" na rkac&, kiedy poczu mocny, ale i ostrony
oplot dziewczcyc& ramion na pokaleczonym karku, uwiadomi sobie, e to
pierwszy raz. Amal nie pad z wyczerpania, d2wigaj"c j" do granicznyc&
kopc$w, ale nie ni$s jej jeszcze tak, jak mczyzna nosi kobiet.
6agle zakrcio mu si w gowie. *rzyjemnie, jak po winie. (le akurat
na ko/cu sc&odk$w, w miejscu, gdzie utrata r$wnowagi moga sono
kosztowa!.
%atoczy si. %areagowaa jak na wojaka przystao5 wyrzucaj"c w g$r
rami i api"c si pierwszej rzeczy, mog"cej da! im oparcie. .os c&cia, e
nad stykiem sc&od$w i ganku wisiao akurat to, co szynkarze czsto
wieszaj" w tak eksponowanym miejscu ' szyld.
%askrzypia a/cuc&@ .enda, wci" uywaj"c tylko lewej rki,
podci"gna si wyej, znieruc&omiaa. Debren, z twarz" wbit" w jej pier,
znieruc&omia jeszcze bardziej.
' 6o i wisz ' zac&ic&otaa nieoczekiwanie. ' Wielce ze mnie udana
ilustracja do szyldu, co, Debren:
9miaa si. 7zczerze.
' Ksiniczko ' wymamrota w 2le otrzepany ze niegu ka-tan ' ty
pijana)
' 0o co: 0u wolno. ' Dniosa si, pier umkna gdzie w okolice guza,
co upno. *i! o deski szyldu, s"dz"c po odgosie. ' #zyta! nie umiesz:
6awykli do...
*r$bowa zmieni! c&wyt, ale nie zd"y. #o trzasno, .enda runa mu
na zbyt wysoko uniesione rce, lewa poowa szyldu z poow" lewego
a/cuc&a zdzielia go w rami i nim zrozumia, co si dzieje, oboje leeli w
stercie desek i niegu.
*rzez c&wil by wstrz"nity. *otem ' kr$cej, za to mocno '
przeraony. 4o upad na .end. >ann", c&or", zbyt poobijan" i sab", by
dobrze zamortyzowa! upadek, uc&roni! krgosup, pokaleczone nogi...
>ozc&ic&otan":
' <ajno i ka, znowu co si wa... ' %br&l zaj"kn" si, znieruc&omia z
rk" na klamce.
' #o si tu wyrabia: ' zapytaa surowo *etunka Byse3delowa. %rcznie
przecisna si obok rotmistrza, zapaa rozkoysane wa&ado wisz"cego na
jednym a/cuc&u szyldu, zastopowaa. ' *anie czarodzieju, czy kim tam
naprawd jestecie: Moglibycie wytumaczy!:
Debren, kt$rego rce uwizy po okcie midzy deskami z jednej, a
poladkami .endy z drugiej strony, teoretycznie m$g ' ale nie potra-i.
Musiaby m$wi! do...
6ie. 6ie potra-i.
' ( co tu tumaczy!: ' 6a szczcie by jeszcze %br&l.
' 0o! wida!. 7zyld si urwa. <a/cuc&a nie konserwuje cie, wic nie
dziwota. ' %arec&ota. ' 6atura przem$wia, &e, &e. 6a t mocnyc& nie ma. =
czarodziej si nie oprze, a c$ dopiero durny a/cuc&:
Debrenowi udao si wyci"gn"! rk spod c&ic&ocz"cej .endy. M$g si
obejrze!, oceni! rozmiar szk$d. Wydosta! si spomidzy szeroko
rozrzuconyc& ud dziewczyny, p$ki co, nie m$g. #&olera. 6iec& j" krew
zaleje, smarkul bezmyln". Dobrze c&ocia, e to nie sp$dnica, tylko
obszerne, wocia/skie...
= wtedy to zauway.
Duma i sy-ilis... W z" godzin o tym pomyla. >zeczywicie j" krew
zalaa. 1ak co miesi"c.
' Moglibymy was zaskary! ' szarpn" arogancko gow", co rzadko
przysparza sympatii, za to skutecznie przyci"ga uwag. ' 0a buda to istny
zab$jca) *ar pacierzy tu jestemy, a ju trzy nieszczliwe wypadki)
' 0o moe za dugo jestecie ' burkna gospodyni.
4ya w niebieskiej, dziwnie gustownej sukni oraz rzadko spotykanyc&
poza dworami i ratuszami panto-lac& na podwyszonyc& obcasikac&. %
wosami nie zd"ya nic zrobi!, ale moe wanie dlatego wygl"daa
zarazem do stojnie, elegancko i ' rzecz niebywaa u podstarzayc& on
oberyst$w ' pontnie.
6ic dziwnego, e %br&l najpierw otwiera jej drzwi, a teraz, bezwstydnie
wykorzystuj"c okazj, gapi si z tyu, wodz"c oczami po ksztatnej
sylwetce.
' Wyrzucasz nas, siostro: ' .enda troc& spowaniaa, ale zbami
poyskiwaa nadal.
' 7iostro: ' 1asnowosa szyderczo uniosa brew. ' Wydaje si panience,
e do klasztornej -ilii tra-ia: 8dzie za gocin modlitw" si paci: #$,
przykro mi, ale nasza H#notkaI to jeno prosta, wiecka obera. Dobre sowo
nie jest tu na jado i napitek wymieniane.
' ( na dac& nad gow": ' Debren uwolni drug" rk, lecz nie wsta.
Mio byo czu! uda .endy, ale nie to nim kierowao. ' =zby stoj" puste. 6ic
was nie bdzie kosztowa!, jeli o-iary napadu przenocujecie.
' Jeyn wypapla: ' westc&na. ' 8ow do interes$w to ma, jak, nie
przymierzaj"c, nasz kogut 7zaamajka. ;eby c&o! r$wnie twardy bywa...
%br&l wyszczerzy zby w mao subtelnym umiec&u.
' Kogut: Macie na myli twardo!...:
#elowo zawiesi gos. 6ie posaa mu ani tpego, ani zmieszanego
spojrzenia. *osaa umiec&. Kpi"cy.
' 6ie t ' rzucia swobodnie. ' 6a tej akurat Jeyno3wi nie zbywa. '
%br&l, umiec&nity r$wnie gupio, co -aszywie, zainteresowa si nagle
zwisaj"cym prawie do podogi szyldem. ' Aberystka jestem z babki
prababki i tak" mam zasad, e darmo nikogo pod dac& nie wpuszczam.
' 6awet zim": ' .enda, nadal umiec&nita, tyle e teraz jako
nieadnie, zacza wstawa!. ' 6awet przez potwory ograbionyc&: Aj,
siostro... 6ieadnie.
Debren poderwa si pierwszy, troc& by pom$c, bardziej by zasoni!.
Kiedy siedziaa w siodle, plama po wewntrznej stronie nogawki bya
niewidoczna. 0eraz tak.
' *ewnie, e nieadnie. ' Aberystka zmruya oczy, odwzajemnia mao
serdeczne spojrzenie. ' (le tacy ju jestemy, proci miertelnicy.
' W odr$nieniu...: ' .enda wiadomie nie doko/czya.
' Ad was, magik$w ' wzruszya ramionami *etunka. ' Kt$rym
wyczarowanie srebra tak atwo przyc&odzi, e go na pacenie akurat nigdy
przy sobie nie macie. %nam to. #o rusz zatrzymuje si tu r$dkarz czy
inszy czaro3kr"ca, do %otej 7karpy podr$uj"cy. = kady, gdy o rac&unku
mowa, zaczyna krci!, e srebra z c&aupy nie wzi", bo po c$ krgosup
nadwera!, skoro si jedzie do sawnyc& kopal/ zota.
' My nie jedziemy ' zapewni %br&l.
' 6ie moja sprawa, dok"d jedziecie. (le e co niekt$rzy z was id",
uzasadniona w"tpliwo! mnie nasza, czy aby wypacalni jestecie. (
dokadniej5 do pacenia skorzy. 4o maga cakiem niewypacalnego, c&o!by
si na wszystkie witoci zaklina, tom jeszcze nie widziaa. 1ak dobrze
potrz"sn"!, u kadego grosz si znajdzie.
' Adwana jeste ' zauwaya .enda. ' *otrz"sanie czarodziejami, no,
no... ( moe ty sama, siostro, czarami dorabiasz:
' ( moe i dorabiam. Moja sprawa, nie wasza. #&yba ecie s" z
=nkwizycji. #o by mi nawet pasowao.
' Wolno spyta!, dlaczego: ' Debren, uwaaj"c, by cay czas osania!
sob" .end, ruszy w stron drzwi.
' ( c&o!by dlatego, e to u nic& moda wielka na by wygolone. = e to
oni jeszcze bardziej oc&oczo niewiasty brzytw" traktuj". A-icjalnie dlatego,
e si diabe lubi w kudac& wszelakic& kry!. 6ieo-icjalna wersja dwojaka
jest5 e im obrabianie co modszyc& dziewek uciec&y dostarcza, i e to
czyni", bo prawdziwe wied2my mocno si wycwaniy, czsto z loc&u
uciekaj" i p$ki z go" czaszk" c&odz", atwiej je wyapywa!.
Debren pomyla, e od nadmiaru gorzaki .enda przestaa uwaa! na
kaptur. (lbo po prostu gospodyni dopowiedziaa sobie reszt, widz"c brak
brwi i rzs.
' 0o mnie, siostro, za zbieg" czarownic wzia: .end, o dziwo,
rozbawio podejrzenie. ' = co bym miaa tu robi! w towarzystwie ledczego
Debrena:
*etunka wesza do izby. Drzwi zostawia otwarte, wic wsunli si za
ni".
' *rowokowa!. (lbo... za przynt suy!.
Miaa co dziwnego w spojrzeniu. .enda zatrzymaa si, pr$bowaa
wyczyta! z oczu, co c&odzi po okrytej puszystym zotem gowie. Debren
wzi" j" pod okie!, posadzi przy stole. 4lisko kominka, gdzie byo
najcieplej, a wiato doc&odzio z tyu. Dwin" si raz3dwa i mia nadziej,
e nikt niczego nie zauway.
' %naczy si... na inne wied2my: ' zaciekawi si rotmistrz. Kolczy
kaptur zdj" ju wczeniej, teraz pozby si brygantyny, rzucaj"c pancerz na
st$. 4ogo umiec&nity, przylgn" plecami do pieca. ' 6ie wiedziaem, e
z wied2m babo-ilki s". 4o c&yba nie cec&owa solidarno! je do kam3ratek
ci"gnie, gdy si wok$ inkwizytory krc", &:
' 6iewiasty wolne ' powiedziaa nie za szybko i nie za gono .enda '
bywaj" solidarne. *ewnie dlatego, e tak o nie trudno. ( z babo-ili" nic to
wsp$lnego nie ma.
Debren grza donie przy kominku i zastanawia si, po co ponie tu
ogie/. W obery nie byo goci, a by piec.
' *rawda. ' *etunka, tak jak .enda, zdawaa si m$wi! do wszystkic&,
ale, te jak .enda, wpatrywaa si wy"cznie w jedn" osob. Debren, nieco
rozbawiony, pomyla, e we wzmiance rotmistrza na temat mioci niewie3
cio3niewieciej byo co na rzeczy. Agl"daj"c z boku te dwie, mona by
s"dzi!...
' Jeynek) ' zawoaa niezbyt gono i jakby smtnie gospodyni,
odwracaj"c si i id"c w stron zakurzonego szynkwasu. ' *isklaka czas
nakarmi!) Wiesz czym)
4yo cic&o. Debren syci si ciepem, suc&a pukania kropel o
drewnian" podog. Woda poc&odzia ze niegu, kt$ry topi si na
p$kouszku .endy. *$kouszek by bez rkaw$w i mia dziur w
okolicac& lewej opatki. %br&l, jeli wierzy! przec&wakom, upolowa go z
odlegoci !wier! mili, tra-iaj"c Dreklena zwiadowc w penym cwale i
prociutko w serce. W peen cwa Debren pow"tpiewa, ale w serce ju nie5
na sk$rze pozostay br"zowe zacieki.
*omyla, e dobrze byoby zdj"! to paskudztwo z .endy. ( potem, id"c
za ciosem, zdj"! mierdz"ce ac&many, wzi"! kt$re z le"cyc& przed
kominkiem -uter, otuli! dr"c" nago! mikkim, czystym wosiem,
ogrzewa! ciepem z paleniska, i tym drugim, bij"cym z wasnego...
' Dobrze, *etunko. Dobrze. 1u id... mia.
6agle zrozumia, co robi" te -utra przed kominkiem. W gosie oberysty
byo co dziwnego.
*owinien zareagowa!. Wyczu, e dzieje si co niezwykego. (
niezwyko! wymaga co najmniej uwagi. 6awet taka. Dobra. #&wytaj"ca
bolesnym, lecz i sodkim skurczem za gardo.
6ie zrobi nic. *atrzy na .end, siedz"c" niedbale, z okciami szeroko
wspartymi o st$, zbyt znuon" na cokolwiek poza samym siedzeniem. = na
gospodyni, stoj"c" za szynkwasem, na tle pustyc&, osnutyc& pajczynami
p$ek. *etunka, po c&wili bezradnego rozgl"dania si, wyowia zza ku-li
kawaek brudnej szmaty. Kiedy przejec&aa ni" po szynkwasie, w powietrzu
a zawirowao kurzem.
Debren zauway, e cierk trzyma w lewej rce.
' Koguta macie, pisklaki tako ' zatar donie %br&l to pewnie i jajko
jedno z drugim si znajdzie: 1ak ju c&opa do kurnika lecie, nadobna...
znaczy5 pani *etun ko, to moe by par przyni$s: % tuzin, powiedzmy: .en
da c&ora, to i nie je, a Debren pewnie brzuc& czarami sy ci, ale mnie ju
kiszki... ' urwa na widok wc&odz"cego oberysty. Kiedy si odezwa, jego
gos brzmia nieco ina czej. ' #$ to, panie Bysedel: Dszu ecie w a2ni
nie do myli: ;ona pisklta kazaa karmi!, nie ubija!. ( nawet jakby, to
przecie nie z takiej wielgac&nej kuszy. *rawie jak moja bdzie, a z mojej to
bym i tego c&doonego gry -a pooy, gdyby nas nie zaskoczy. %
kurczaka mao co wam zostanie. 0roc& ajna i pierza na becie.
Debren zauway, e %b&rl raz i drugi zezuje w stron stou, na berdysz i
pas z tasakiem. 6a szczcie mia daleko i nie zrobi nic gupiego. .enda te
nie zrobia. (ni Debren. Moe dlatego, e oboje mieli lepszy widok na
szynkwas.
' 6ie r$b niczego gupiego, miku ' powiedziaa cic&o *etunka. ' 4o
dobrze ci z oczu patrzy i wolaabym ci nie krzywdzi!. 6awet jak si do
otra naj"e.
' 6ie naj" si ' powiedzia Debren. 7ta, umiec&a si ze
skrzyowanymi na piersi rkoma i patrzy kobiecie w oczy. ' 0o &ulajkule:
Dobrze widz:
' Dobrze. ' *o czole pyn" jej pot, ale cakiem pewnie trzymaa po
jednej sztuce ora w kadej doni. ' = na widzeniu poprzesta/, babopalcu.
4o to autentyczny muzer. #o znaczy, e c&o! may, moc raenia ma jak
c&olera.
Bysedel, ciskaj"c pod pac&" kolb zaadowanej solidnym betem kuszy,
czym prdzej podszed do ony. W odr$nieniu od niej wygl"da jak typowy
wojak z poboru, marz"cy tylko o jednym5 by cisn"! bro/ w krzaki i wynie!
si jak najdalej od cudzej wojny.
' 6ie wiem ' powiedzia %br&l ' co ci si w palcac& Debrena nie
podoba, nadobna *etunko. Moe i ciut za szczupe, ale w czarodziejskim
rzemiole zwinna do/...
' 1ej c&odzi o palenie ' uwiadomi go Debren. ' 4ab konkretnie. ;e
niby z =nkwizycji jestem.
%br&l pomyla c&wil. *o czym zarec&ota.
' An mnic&em: 8dyby nie -akt, e od takowego twier dzenia jzyk by
mi kokiem stan", jako kademu normal nemu c&opu staje na tw$j wi...
znaczy... o jzyku cay czas mowa ' podkreli szybko. ' 6o wic gdyby nie
po wysza okoliczno!, powiedziabym, e ci zupenie kobie coci brakuje.
0ej... &mm... spostrzegawczoci" si przeja wiaj"cej. 0ak rezolutna
niewiasta powinna zauway!, co mistrz Debren panience .endzie na ganku
czyni. =... eee... w jakic&, e tak rzekn, okolicac&.
Debren poczu, e si czerwieni.
' *rzez szyld F wskazaa drzwi gospodyni ' tra-iaj" tu co rusz tacy jak
ty, ysolu. 4dne wnioski wyci"gaj"cy z dwuznacznoci nazwy. 0om si
naogl"daa r$noci.
%waszcza, e z czas$w gor"czki zota may si klasztor pod %ot"
7karp" osta, kt$ry osoby duc&owne czsto wi zytuj". 6ader czsto, jak na
tak skromn" plac$wk. ( co si inspektor pojawi, to dziwnym tra-em z
mod" mniszk" asystentk" albo p"tniczk", albo nawr$con" ladacznic"... 6ie
m$wi, e duc&owie/stwo wikszo! stanowi spor$d tyc&, co alkierzy
dwuosobowyc& "daj", ale e H#notkaI na uboczu teraz ley i dyskrecj
c&c"c nie c&c"c zapewnia, to znacznie czciej luby si tu amie ni w
ludnyc& okolicac&. ( nawet jak nie, to si mocno o moliwo! amania
wypytuje. 1ako rzekam, nazwa niejednego w b"d wprowadzia. *rzyjeda
taki i ju od progu woa5 HDawa! mi tu jak" ksiniczk, byle nie za mocno
cnotliw", bo got$wki duo nie mam)I ' Krpuj"ce ' stwierdzi Debren,
kt$ry $ skrpowaniu akurat w tej c&wili m$g m$wi! duo i barwnie. ' 6ie
prociej nazw zmieni!: 6o, c&yba e wam po cic&u takowa sytuacja
odpowiada. 8o!, jak ju zajedzie w gusz, je! i nocowa! musi, c&o!
dziewek pracuj"cyc& ni widu, ni syc&u. #o ' zerkn" na odstawion" w k"t
&alabard ' tumaczyoby bogactwo ora, do typowej obery nie
przystaj"ce. >ozczarowanego gocia trzeba jako...
' *anie Debren) ' uni$s si &onorem Bysedel. ' 1a dyplomowany
partacz jestem, a nie jaki dajkowoda)
' Dajkowoda: ' .enda odezwaa si po raz pierwszy, co samo w sobie
byo dziwne. ' %naczy... e niby wody do piwa nie dodajecie: Mie
dziwactwo, jak na szynkarza, tylko co to ma wsp$lnego...:
' *o mor,acku ' owieci j" %br&l ' to taki, co dajkom przewodzi. 1ak
wojewoda wojom, dajmy na to. 1ak to ta twoja dziewicza baron$wna
m$wia: ' %marszczy czoo, patrz"c na Debrena. ' 4el-ons: 6ie czekaj...
adol-:
.enda poruszya si, te po raz pierwszy, odk"d &ulaj3kule wyskoczyy
ze skrytki pod szynkwasem. %aryzykowaa, by zerkn"! za siebie, Debrenowi
w twarz.
' Ad$cie &ulajkule, nadobna pani ' magun posa *etunce moliwie
przyjazny umiec&. ' 0o podr$bki. Cir ma Muzer zbyt si szanuje, by
&ulajkule produkowa!. 0o bro/ najbardziej nietraktatowa ze wszystkic&, za
samo posiadanie wieszaj" gorzej urodzonyc&. Ajciec Ajc$w j" wykl". (
podr$bki to do siebie maj", e same lubi" strze la!. %naem jednego DA03ra,
kt$remu wetknita za pasek &ulajkula odstrzelia...
' 0o, co ja tobie zaraz odstrzel ' powiedziaa spokojnie. ' 1ak si
okae, e ci nasz gry- nie przypadkiem zaatakowa. ( nie widzi mi si, by
przypadek wc&odzi w rac&ub. M"dry to on nie jest, ale misjonarz jak si
patrzy.
' Misjonarz: ' zdziwi si %br&l. ' #&cecie powiedzie!, e nawraca: *o
mojemu to paskudnik w przewracaniu znacznie lepszy. (&a ' przypomnia
sobie ' i w zwracaniu, znaczy si pawi puszczaniu, jeli drogowskazom
wierzy!.
' *awie s" przez gry-y c&doone ' poprawi go Byse3del. ' %a
puszczane nietoperze. #o wam si pomylio...
' Jeyn) 6ie wyraaj si) 6ie c&c tego sowa pod moim dac&em
sysze!)
' 6ie: ' zaskoczony oberysta spojrza w stron rozoonyc& przed
kominkiem -uter. *etunka pokraniaa.
' Miaam na myli ' powiedziaa ' e go genetycznie obci"ono. Ajciec
konkretnie, Domorzec ze 7tarogrodu. Kt$ry -aktycznie z pawic" *isklaka
spodzi. *awie z m"droci nie syn", wic synalek uda si rednio, ale nie
spos$b odm$wi! mu wyczucia misji. 6ie zdarzyo si, by na kr$lewskim
trakcie postronne osoby atakowa.
' 6as napad ' nac&murzy si %br&l. ' = z torbami puci, zodziej
dziobaty. Ku-er monet, &em, ko/... 1ak to wasz znajomek, pani *etunko, to
si na koniec znajomoci nastawcie. 4o kln si, e noga moja si st"d nie
ruszy, p$ki poczwary nie utuk i wasnoci nie odzyskam.
' % okna bdziesz strzela: ' zakpia .enda.
' A okolicy mylaem ' sapn". ' (le e to odludzie, baz" wypadow"
c&yba t zacn" karczm uczyni. 6ie b$jcie si ' dmuc&n" dumnie w
w"siska. ' 6ie z takimi si mierzyem. 6ie c&wal"c si, z tym oto Debrenem
na smoka %iejacza c&adzalimy, najsawniejszego ze wsp$czesnyc&.
Wdawa! si w szczeg$y nie mog, alem yw wr$ci, co samo za si m$wi.
' *rzyjec&alicie tu ' powiedziaa wolno *etunka ' by polowa! na
gry-a:
' 6ie ' wyrczy rotmistrza Debren. ' Ksiniczek, cnotliwyc& czy nie,
take nie szukamy. (ni czarownic.
' ( ona: ' gospodyni wskazaa .end. ' #&cesz mi wm$wi!, e
normalne zwi"zki was "cz": 1ako mi jej twarz do normalnyc& nie pasuje.
(ni plecy, do krwi smagane. ( tak, zauwayam. W moim -ac&u wszystko
trzeba w mig zauwaa!, bo r$ni tu zjedaj". 6ieraz c&wil si ma na
podjcie decyzji, czy c&lebem klienta wita!, czy kusz". ( e si i miowania
dziwacznego naogl"daam, to i nie dam si zwie! tym, e j" caujesz w
takie miejsca. 6ic z tego nie wynika. 4o jakby koc&a, to najpierw krwi"
by si zaj", a potem ewentualnie caowaniem. Dziewka ubrania czystego
potrzebuje, balii z gor"c" wod", a nie, by jej kto portki, i bez tego mokre,
jeszcze lini.
' *ewnie nie uwierzycie ' umiec&n" si krzywo ' ale w pierwszym
rzdzie c&ciaem was o a2ni prosi!.
' (kurat.
' (le *etunko... ' wtr"ci si Bysedel. ' Kiedy on naprawd a2ni si
domaga. = eby pannie 4ranggo izb dobrze nagrza!, bo sabuje. 1a tam mu
wierz.
' 0y wszystkim wierzysz. ' Mikko to zabrzmiao, c&o! w gosie miaa
sporo goryczy. ' 0amtym te nieba got$w bye przyc&yli!. = co:
Dziewuszk pac&nidami skropili, sznurek do nogi, drugi koniec do koka, a
sami w krzaki, czatowa! z kuszami i wod" wicon", a *isklak przyleci.
' Kto tu z przynt" polowa: ' zapyta cic&o %br&l.
' ( bo to ci dziwota: ' rzucia opryskliwie. ' 0o! na smoki c&adzae)
Wiesz, jak si to robi) ' Dciek ze spojrzeniem. ' +a, widz, e wiesz) 6o,
piknie.
7taa przez c&wil, uspokajaa oddec&. Miaa czym oddyc&a!, wic %br&l
nie wytrzyma dugo i zn$w przyklei do niej wzrok.
' 6ie jestem przynt", siostro ' .enda w ko/cu zlitowaa si nad
towarzyszami.
' 0amta te do ko/ca nie wiedziaa, jaki los jej szykuj".
' *isklak si poakomi: ' zmarszczy brwi Debren. ' 6ie syszaem, by
gry-y...
' = dobrze, e nie sysza ' warkna *etunka. ' 1emu do niewieciej
cnoty akurat tak pilno, jak mnie. %reszt" to nie smok, usk" opancerzony, a
zwyky kocur. Cakt5 duy, skrzydlaty, ale kocur. %a atwo go zabi!, by si w
biay dzie/ na zbrojnyc& rzuca. 0yle e wasi kamraci o tym nie wiedzieli.
*artacze zasrani. 1ak to si c&walili, jak pysznili... *iwa daj przedniego,
gosposiu, i misiwa, a duo aby) 4omy was z wiekowej niewoli wyzwoli!
przybyli) (matorzy c&olerni... Wiesz, co zrobili: ' posaa .endzie gniewne
spojrzenie. ' 6apoili dziewic jakim paskudztwem. 6iby e lepiej wabi!
bdzie. 7zepnam jej, by ukradkiem wylaa, ale gdzie tam... Mode to byo,
naiwne... 6a oc&otnika posza. ( te sukinsyny, i owszem, -eromon$w do
miodu smarkuli dolali, ale e do bitki za bardzo oc&oty nie mieli, to
dorzucili trutki. 0akiej o op$2nionym dziaaniu. ' %erkna na kamienn"
twarz maguna, wr$cia spojrzeniem ku .endzie. ' *isklak si oczywicie nie
pokaza. %a dnia wyszli, w dzie/ wr$cili, a on w dzie/ jeno w ostatecznoci
atakuje. Dziewczyna... *r$bowaam ratowa!. %ioa na przeczyszczenie,
balsamy, co po kuracji Baclana zostay... 0ylem zyskaa, e si bidula do
pierwszyc& kur$w mczya. ( najgupsze, e jej do ko/ca wmawiali, i to
od tyc& bor$wek, co je w zasadzce jada. 4ali si, bydlaki, kl"twy
umieraj"cej, wic cay czas kt$ry obok niej siedzia i na okr"go o owyc&
bor$wkac& opowiada.
%br&l przeegna si, krel"c dyskretnie znak koa.
' Wspomnielicie o wiekowej niewoli. ' Debren, nie kryj"c si, wyj"
r$dk z poc&ewki przy pasie, razem z rk" co-n" za plecy. ' = o ojcu
*isklaka. #zy to znaczy, e gry-y si od duszego czasu tak... zabawiaj":
*etunka nie strzelia. +ul"jkule byy sawne ' wzgldnie niesawne ' z
potnego rozrzutu, co poniek"d tumaczyo t nie-rasobliwo!. >ura,
zastpuj"ca korytko stosowane w kuszac&, miaa duy kaliber, czyli miecia
spory adunek sieka/c$w. Moe st"d wzia si bierno! kobiety. ( moe po
prostu za dugo patrzya mu w oczy.
' 6aprawd nie wiesz: ' *okrci gow". ' *rzysig niesz na wity
znak: F *rzytakn". ' #$, jeli -aktycz nie inkwizytor jeste, to pewnie nie
dasz rady. ' Wes tc&na. ' ( co tam, niec& bdzie. 6ie wygl"dasz na gu
piego. ( m"dry zauway, jaka to ze mnie czarownica. Jeyn, przynie
najwikszy koo-iks, jaki w domu mamy.
Bysedel odoy kusz, zrobi dwa kroki, zatrzyma si.
' %araz, *etunko... Mam ci sam" zostawi!:
' Jeynku, koc&any ' rzucia ze zniecierpliwieniem, pod kt$rym czuo
si niezgbione pokady cierpliwoci ' r$b, co m$wi. Widzisz: ' uniosa
&ulajkule. ' Dwie. 6a kadego po jednej. 7tarczy. Ani to wiedz" i...
' #&yba e mnie dorac&owa! ' dobieg z g$ry nie-rasobliwy gos.
Wszyscy zgodnie poderwali gowy i przez c&wil wpatrywali si
zaskoczeni w spogl"daj"cego ze sc&od$w +en3z. Wygl"da dziwnie, stoj"c
z okciami wspartymi o porcz, wyra2nie zasuc&any od duszej c&wili, z
paw" przewieszon" przez plecy i goymi kolanami, wystaj"cymi z
nowomodnyc& kusyc& kaleson$w. 4roni nie mia. Moe dlatego *etunka nie
zacza od wygarnicia sieka/cami w jego stron. Debren, kt$ry zacz"
wyci"ga! r$dk zza plec$w, zastyg w bezruc&u.
6ie zawi$d si na gospodyni.
' 6a ciebie mam kusz ' stukna ko/cem rury w bro/ ma. ' 1est
mocna, nic ci tarcza nie pomoe.
' 4rygantyny nie zdj"em ' poklepa si po opancerzonej piersi +enza.
' 0o kusza na gry-y ' nie dawaa za wygran". ' *rzebije i tarcz, i
zbroj. 6ie nastraszysz mnie. 6i opancerzeniem, ni tym bardziej golizn".
>ozumiem aluzj, ale plwam na to. ;ywej mnie nie we2miesz, a co z trupem
zrobisz, to ju mao mnie...
%br&l, kt$ry spod pieca nie mia dobrego widoku, skoczy nagle na
rodek izby. *etunka drgna, lecz i tym razem nie pr$bowaa strzela!.
*ewnie dlatego, e gniew rotmistrza ewidentnie skierowany by ku g$rze.
' +enza, ty psi c&wocie) 4ez portek:) (luzjami w pani" *etunk:)
<ajno i ka, jakim prawem w og$le z oa wylaze:)
' *rawem natury ' wyjani spokojnie knec&t. ' Araz wyra2nym
przykazaniem pani oberystki. *otrzeba mnie przycisna, a e tu jeno w
wyg$dce wolno...
' 4ez portek po obery biegasz:) ( w brygantynie i z paw":) #&opie,
ciebie c&yba w eb kontuzjowao, i to mocno, a nie w krgosup)
' 0o! em od pocz"tku m$wi, em cay ' wzruszy ramionami +enza. '
(le jak si uparlicie... >ozkaz to rozkaz, nie mnie sensowno! rozkaz$w
podwaa!. 0om lea, jak ten kretyn, bez portek, bo w ou, a z paw", bo
mi j" mistrz Debren zabroni od plec$w odejmowa!.
' ( zbroja:) ' %br&l by zbyt rozgniewany, by zaprz"ta! sobie gow
logik".
' #isza) ' *etunka w ko/cu stracia cierpliwo!. ' 6ie o tym mowa.
Mowa o tym, e nad trzema tak samo panuj, jak nad dwoma. % czego jasno
wynika ' zwr$cia si do zdezorientowanego ma ' e moesz i! po
koo-iks. Wiesz, ten, co to go nam kupcy z 8enzy w dow$d wdzicznoci...
' *rzeniosa spojrzenie, troc& nieadne, na De3brena. ' Astrzegam5 to nie
byle jaka wito!. Awo koo, mianowicie, z wozu poc&odzi, kt$ry jako
jeden z siedmiu dotar z pierwsz" koomyj" nad rzek 1ond. #o wicej, nie
tylko w br$d j" przeby, w ramac& zdobywania przycz$ka, ale i przy
obronie tego pociskami zosta z mac&in na kawaki roztrzaskany, czyli,
m$wi"c inaczej, najc&waleb3niejsz" z moliwyc& mier! poni$s. Drzazgi
cennymi relikwiami si stay, a nasze koo najcenniejsz", bo nie do!, e w
witym nurcie obmyte, to od ostrzau dokadnie jedn" szpryc& z szeciu
stracio. 0rudno c&yba o wit3sz" wito!.
' 0rudno ' przyzna Debren. ' ( dziw, e wam 8en3ze/czycy tak"
relikwi oddali.
' ( bo *etunka *isklaka od nic& odegnaa ' poc&wali si Bysedel. ' 1u
z kupcami kruc&o byo. 8ry- koniowi jednemu eb urwa, drugiemu nog,
ludzie si spod woz$w sabo i bez wiary paaszami opdzali... Marnie by
sko/3czyli, gdyby nie moja lubna. %apaa miot, skoczya...
' Wic jednak ' mrukna .enda. ' = po c$ si byo krygowa!, siostro:
Debren te czarodziej, ja postpowa jestem, a %br&l apolityczny, jak to
wojskowy. 6ikt z nas nic do wied2m nie ma.
' 6ie na miotle ' wyprowadzia j" z bdu *etunka ' jeno z miot".
Moe to i subtelna r$nica, ale mnie ju dwakro! pali! c&cieli, wic
wdziczna bym bya, gdybycie -akt$w nie przekrcali.
' 0roc& nierozs"dne ' zauway Debren. ' % miot" na gry-a: .ata si
czy grzmoci, tak czy tak to nierozs"dne.
' Mac&rusie... ' %br&l wpatrywa si w zotowos" z min" ubogiego
dewota, znienacka obdarzonego picio3szpryc&owym koem z pobojowiska
nad 1ondem. ' 6a takow" besti... ze szczotk" w tyc& delikatnyc&
r"czkac&...
' *siakrew ' zdenerwowa si obiekt jego zac&wyt$w. ' *$jdziesz
wreszcie, Jeyn:) ( wy mnie tu nie zagadujcie) Mam podzieln" uwag,
panie Debren ' posaa mu nieprzyjemny umiec&. ' 6ie mylcie, e nie
widz, jak rk" koo rzyci manewrujecie. = nie m$wcie, e to owsiki
dokuczaj". ( ty, .enda, przesu/ si. 4o jak ajdak n$ wyci"gnie, mog ci
sieka/cami za&aczy!. Mam odtrutk, ale marnie mi wygl"dasz i mogyby si
wda! komplikacje.
' =d2cie ' zwr$ci si do oberysty Debren. Wyj" do/ zza poladk$w,
pokaza r$dk. ' 0o nie n$.
' 6ie jestem kretynka, Debren. Wiem przecie, e r$dka. (
dokadniej5 marna imitacja. 8dyby prawdziwa bya, a ty prawdziwy
czarodziej, cakiem inaczej bymy...
' 7tereotypy, siostro ' westc&na .enda. ' 0e inaczej sobie magik$w
wyobraaam. ( przy okazji, Debren5 po co si w zadek drapiesz: W
obecnoci dam nie wypada, nawet kijaszkiem. Wstyd2 si)
' Dudkaj si ' mrukn". ' #zaruj, c&olera. Astrzegaem, e jak ci
zaczn nosi!, rany mi si otworz".
' 0am: ' *odniosa si nieoczekiwanie, zapaa go za okie!, odwr$cia.
' *siakrew, cae portki masz... 0o ten nietoperz: ' zgada. ' #zemu nie
gadasz, durniu:) 1ad m$g mie! na zbac&) (lbo insze wi/stwo)
' 1ad: ' zaniepokoi si %br&l. >uc& jego doni, kt$re spotkay si
poniej plec$w, by a nadto wymowny.
' = ty, miku: ' *etunka nie potra-ia wybra! midzy nieu-noci" a
rozbawieniem. ' #iebie te nietoperz w zadek c&apn": Dziwna ta walka
musiaa by!.
' 9ci"gaj portki ' za"daa .enda, popyc&aj"c magu3na w stron stou. '
1ak si tego zaraz nie oczyci...
' 0ak, tak F podc&wyci %br&l, sun"c nie za szybko, ale wyra2nie w
stron szynkwasu. ' Kada c&wila droga.
%ajmij si lubym, a ja... *ani *etunko: Mog na wasz" pomoc liczy!:
Dwie tu tylko jestecie, wic...
' #&yba e mnie dorac&owa! ' przypomnia +enza.
' 6ie by jadowity. ' Debren, troc& wystraszony, wyrwa si
dziewczynie. ' 7prawdziem.
' (le krew z ciebie cieknie ' upieraa si .enda.
' % ciebie te. ' *etunka pogrozia rotmistrzowi &ulaj3kul", pokazaa, by
wraca. ' *odejd2 no tu, go"beczko. 6iec& ci si przyjrz. 1ako nie mam
pewnoci, czy ci czym nie otumanili. Dziwnie si zac&owujesz.
' >anna jeste:) ' %br&l w ko/cu dopatrzy si tego, co Debren
pr$bowa ukry!. ' <ajno i ka, smarkulo przem"drzaa) = nic nie m$wisz:)
%a&aczy ci, cierwo: Debren, nie st$j jak koek) % ranami ywota nie ma
art$w)
.enda zakla bezgonie, z rezygnacj". *o czym opada na aw,
wspara czoo o donie. 6ie pr$bowaa kry! twarzy, raczej unikaa spojrze/.
' 8ospodarzu ' Debren przywoa oberyst, wtaczaj" cego ogromne
koo od wozu taborowego. ' Dajcie to tutaj.
' 6im *etunka zd"ya zareagowa!, pooy do/ na rdza wej obrczy. '
*rzysigam na 4oga i wszystko, co mi wi te, em pani *etunce
-aszywego sowa nie rzek i nigdy nie rzekn, pod kar" wiekuistego
potpienia, amen. ' Ad sun" koo wraz z Bysedelem i podszed do
szynkwasu. ( teraz, mia pani, zajmij si .end". Mamy konia i srebr n"
kulk, wic o zapat si nie obawiaj. 6a a2ni, troc& szarpi i troc& serca
powinno wystarczy!.
G Klepsydra wskazywaa dziewi"t", kiedy Debren zszed do stoowej i z
westc&nieniem opad na aw. >otmistrz, nie pytaj"c, podsun" ku-el.
Apr$cz ku-li na stole staa niedua baryka i dua miska z kasz", skwarkami
i paroma ykami. Kasza wystyga. 6ajwyra2niej z a2ni" byo nie mniej
zac&odu ni z krgosupem +enzy.
' *obledlicie ' zauway Jeyn. ' ( tak z nim 2le:
Debren osuszy ku-el, mimoc&odem odnotowuj"c, e pi wo jest przednie,
we&rle/skie.
' Dwa ebra pknite i siniec jak ta misa. 6o i musiaem go upi!. 6ie
nadaje si na pacjenta. 7ondowanie na lu2nyc& miniac& przeprowadza!
trzeba, a ten, jak si spi", mao oa nie rozwali. ' %erkn" na oberyst. '
0e arc&aiczne je macie, kuse jak na dzisiejsz" populacj.
' #&doy! oe ' burkn" %br&l. ' A +enzie gadaj. % dou byo syc&a!,
jaki zabieg ciki. 6ie kr!, jeno brutaln" prawd wal prosto w oczy.
' 4yo syc&a!: ' westc&n" czarodziej. ' Mylaem...
' <upno, a podskoczylim ' potwierdzi Bysedel. ' 0o prostowany
grzbiet taki &uk czyni, czy moe usypianie:
' 8upi, Jeyn ' uprzedzi Debrena %br&l. ' 6arkoz motem si robi
owinitym w sk$ry, d2wik jest cakiem inny. ( znowu jakby Debr en
zwykego koka uy, to wsadziby najpierw kapalin na eb pacjenta i
usyszaby jakby gong. +enza eb ma mocno zakuty sam w sobie, ale jak
&em pod rk", po c$ ryzykowa!.
' Motem w gow: ' skrzywi si Debren. ' #zarem go upiem. ( $w
d2wik... *rzykro mi, panie Bysedel, ale 2le moc skalkulowaem. Drewno
mokre. Musiaem szybko czego do paleniska dorzuci!, no i... no, zydel
poszed.
' Aj ' zmartwi si oberysta. ' %abytkowy.
' Adpracuj ' obieca Debren. ' +enza jak" niedziel poley. .endy te
nie c&ciabym z oa wypuszcza! wczeniej ni... nie miej si gupawo,
%br&l, tylko poczekaj, a sko/cz. % tego wynika, e troc& tu...
' ( kto by c&cia: ' zignorowa apel rotmistrz, nalewaj"c sobie kolejn"
porcj. ' Dziewka jak ta rzepa, jeno zby wgryza! i soki liza!. ( jak jej
wosy odrosn", to moe i urodziwa si zrobi. Wic si nie tumacz. 4o i
atmos-era w tej obery jaka taka osobliwa. 0o pewnie za spraw" twej
maonki, Jeyn. 1ej ciepo i urok, jej dowcip i... ' Wprawdzie to Debren, a
nie zajty kasz" gospodarz, posa mu zdziwione spojrzenie, ale zmitygowa
si. ' %naczy, c&ciaem rzec, e nazw tak dowcipn" pani *etunka
obmylia, e i bez wasnej woli czek w romantyczno! popada.
' +:
' 6o, te cnotliwe ksiniczki... *rzyznasz, e brzmi pikantnie.
' *i... e jak:
' *ieprznie ' podpowiedzia Debren, nabieraj"c kaszy z mao ruszanego
miejsca.
' (&a ' zrozumia Jeyn. ' #o prawda, to prawda. *opieprzyo nam to
ycie, a i niejednemu tak przypieprzyo, e si nogami i deklem od trumny
nakry. Drog" cen przyszo paci! za ten pukiel czarnyc& wos$w,
wybranemu posany w... #o wam, panie magun:
%br&l, nie zadaj"c gupic& pyta/, grzmotn" Debrena midzy opatki.
Dopiero potem wyjani5 ' Kasza za sabo kraszona. 1ak tuszcz ziaren nie
skleja, to tak si to moe sko/czy!. %akrztuszenie, a nawet zgon. %etkn"em
si z teori", e to dlatego miertelno! por$d plebsu wysza jest ni2li wr$d
zamonyc&.
' (no tak ' westc&n" oberysta. ' 7uc&a ta kasza, ubouc&na. #&udzina
by z 7zaamajki.
' 0o 7zaamajka: ' %br&l przyjrza si nielicznym skwarkom. ' Koguta
do kaszy dalicie: Asobliwa kuc&nia. 0woja teciowa sk"d bya: %
Marimalu moe: #i koguty w wielkim powaaniu maj", to pewnie i z
kasz"...
' 0eciowa bya tutejsza, cnotliwa... %naczy w H#notceI rodzona '
dorzuci oberysta, widz"c maluj"ce si na twarzy %br&la zdumienie. ' 4o
tak og$lnie... no, wiadomo5 teciowa. 0o i warzya po naszemu. 0yle e tu, u
nas, nie da si normalnego jadospisu utrzyma!. *rzez te obe3sra/ce, gry-y,
czek nigdy nie wie, co do garnka woy. = cieszy si, jak w og$le co do
woenia jest. = garnek jaki.
' 8arnek: ' Debren nadal kasa, doc&odz"c do siebie po zbyt c&udej
kaszy, wic rotmistrz przej" ciar prowadzenia rozmowy. ' ( tak marnie
interes idzie:
' (no marnie. (le z garnkami to, po prawdzie, troc& insza &istoria.
.atacze je, widzicie, kradn" albo tuk". Wywiesisz na pocie, jak si w
porz"dnym domu godzi, a tu przyleci paskudnik, szast3prast i kupa skorup
jeno.
' 8ry-: ' wyc&rypia Debren.
' 8ry- czasem te. #&o! ten, jak si ju zjawi, to p$ potu od razu... (le
g$wnie te jego pomocniki3nocniki. 6ietoperze znaczy. = ten papuga.
' Wasz gry- ma juryst: ' oburzy si %br&l. ' ( to skurwiel c&doony)
Ad razu mi si nie podoba)
' ;artujecie, panie rotmistrzu... ' Bysedel zamruga powiekami. ' 1ake
to tak: *otw$r: 1uryst:
' 6a Maym #zyraku... ' %br&l wyc&wyci ostrzegawcze spojrzenie
Debrena i ugryz si w jzyk. ' 6o, mniejsza... %naczy, powiadasz, latacze
wojn szarpan" przeciw wam prowadz". 6o c$, w lesie yj", to i nie
dziwota. (le e si gry- nie sroma na durne garnki nastawa!... 6o i miot"
odgania!... Dobrze *etunka m$wia5 za m"dry nie jest.
' 4o z pawicy rodzony ' przypomnia Jeyn. ' (le wzgldem mioty i
garnk$w, to nie tak. An, widzicie, mojej *etunki nie rusza.
' = c&wali! 4oga ' powiedzia szybko %br&l, odpukuj"c ukradkiem w
st$. ' #&o!, po prawdzie, to dopiero ewidentny przejaw durnoci. 0ak"
niewiast ignorowa!) Dziw, e si jeop o jakie drzewo nie zabi.
' Wzgldem tyc& czarnyc& wos$w... ' zacz" niepewnie Debren. 6ie
zwr$cili na niego uwagi.
' 1eszcze si taki nie urodzi, kt$ren by moj" *etunk wzi" i
zignorowa) ' oburzy si oberysta. ' 0o zoto, nie baba) ' %br&l oc&oczo
przytakn". Jeyn uspokoi si, nabra kaszy. ' 7k w tym, e H#notkaI po
k"dzieli z pokolenia na pokolenie przec&odzi. 6iewiasty, znaczy,
dziedzicz". 0o i niewiastom atwiej tu mierci naturalnej doy! ni2li
c&opom. 0ecia, przykadowo, stary gry-, Domorzec ze 7tarogrodu, ojciec
*isklaka, rozpru od brody po przyrodzenie, jak z -ury wysiada, co go tu ze
lubu przywioza. Dlatego krzywd nieboszczce teciowej nie wypominam5
mao kt$ra biaogowa nie zgorzknieje, jak w dzie/ wesela wdow" zostanie.
= dziewic" w dodatku.
' ?ee... czekaj, Jeyn, bom si ciut pogubi...
' ( c$ tu skomplikowanego: 0o! jak kogo gry- pazurem od garda po
krocze rozpata, to mu trudno o once myle!, c&o!by modziutkiej i jeszcze
nie skon... no... skon-udowanej.
' 7konsumowanej ' poprawi odruc&owo Debren. ' *anie Jeyn, to, co
o wosac& m$wilicie...
' (&a. ' %br&l zn$w by na bie"co. ' %naczy5 do po3kadzin nie doszo.
6o c$, smutne, ale kada tarcza ma dwie strony. 6a tak" wd$wk prdzej
si c&tny znajdzie. %waszcza, daruj, Jeyn, por$d plebejuszy. *o
zamkac& to si na takie przes"dy za bardzo nie zwraca uwagi, ale
wocia/stwo, jak we wczesnowieczu, cnot sobie wysoce ceni. %gaduj, e
nieboszczka szybko pocieszyciela znalaza. %naczy5 ma drugiego.
' 6o... ' Bysedel obejrza si przez rami, na drzwi. ' 0ylko nie m$wcie
*etunce, em wam m$wi. Dumna jest.
' 0o nie m$w ' wykorzysta okazj Debren. ' Wr$!my moe do
czarnyc&...
' 0eciowa ju za m" nie wysza ' oznajmi Bysedel
kon-idencjonalnym p$gosem. ' #o mnie nie dziwi, bo kawa sekutnicy i
c&olery z niej by. ( i urody mdej jakby.
' (&a. Wic te... ' %br&l urwa. *rzez c&wil wpatrywa si w
gospodarza lekko tpawym spojrzeniem. Kt$re stopniowo dorabiao si
gniewnego poblasku. Debren przezornie odstawi kubek. ' %araz, Jeyn...
#zy ty aby nie powiedzia wanie...: %dajesz sobie spraw, e nazwa
mo... to znaczy swoj" niewiast bardzo nieadnie:
' ;e bkarcica niby: ' westc&n" Bysedel. ' ( pewnie, e zdaj. 7ama
tak o sobie w c&wilac& goryczy mawia.
' 6ajporz"dniejszym si zdarza ' pocieszy obu Debren. ' %amknijmy
$w przykry temat i pom$wmy...
' ( mnie si widzi ' zignorowa go %br&l ' e *etunka nie jest aden
bkart, jeno dzieci lubne inaczej.
' +: ' Bysedelowi pojcie to byo najwyra2niej obce.
' 6o wiesz5 zrodzone z maonk$w prawowityc&, tyle e nie cakiem w
czasie dla reszty noworodk$w typowym. *rzykadowo, ociupin wczeniej.
Miesi"c po nocy polubnej, dajmy na to.
' (lbo szesnacie miesicy ' uzupeni Debren. ' *o zejciu ma, ma
si rozumie!. 1eden znajomy jurysta wykada mi, nud eglugi umilaj"c, i
w krajac& bardziej rozwinityc& w wietle prawa nijaki wniosek nie
wypywa z -aktu, e ona dziecko powije, kiedy z ma golutki szkielet
osta. % drugim gorzej, ale pierwszy pogrobowiec moe by! legalnie mocno
w matczynym ywocie przenoszony. >ekord siedem lat wynosi i siedem
miesicy. 7poro, ale zbieg owyc& cy-r da Benderkowi argumenty nie do
odparcia. At$ dwie si$demki szczcie potomkowi zapewniaj", i to z myl"
o yczliwoci losu rodzice mogli tak male/stwo podzi!, by si nie spieszyo
z rodzeniem.
' (... a&a) ' Aberysta zrozumia. ' %naczy, grzeszenie legalne jest, tyle
e jeden raz:
' = z dobrym juryst".
Bysedel westc&n". 7ign" po ku-el, podstawi pod kurek baryki, po
czym co-n" pospiesznie.
' #o, *etunka pi! nie daje: ' domyli si %br&l. ' 6ie ma on
doskonayc&. ( skoro ju o opp 8remka za&aczylimy, papug
c&doonego, to ci podpowiem, Jeyn, e jakby c&cia rozw$d uzyska!,
masz wymienity argument. Ane Benderk karczmarza reprezentowa, co
on star" c&cia na m$dk zamieni!. 6o to wpisali w pozew, e mu pi!
broni. ( wiadomo5 szynkarz abstynent zagraa bezpiecze/stwu klienta. 4o
jak, przykadowo, beczki pomyli i ugu w ku-el naleje: (lbo, za$my,
gorzaki: 0o klient, z lekka ju podc&mielony, r$nicy moe nie dostrzec,
kwart z rozpdu tego niby3piwa w gardo wleje i si got$w przekrci!. 6o i
karczmarz, wystaw sobie, spraw wygra. 1eszcze na tym zarobi, bo mu
obroty podskoczyy. 7c&odzili si inni mowie, o rad pytali... 6ic ci nie
sugeruj, ale jak szukasz sposobu na oywienie interesu...
' %br&l artuje ' zapewni na wszelki wypadek De3bren. 6iepotrzebnie5
wygl"dao na to, e gospodarz pozostaje lepy na coraz bardziej ewidentne
sygnay.
' *etunka piwo jako takie pi! zezwala ' zerkn" smtnie na baryk. '
0yle e wasnego warzenia albo kupne.
' ( jakie inne bywaj": ' zdziwi si %br&l. *o czym zapyta, z lekka
zaniepokojony5 ' Wyczarowane: #&cesz rzec, e ona jednak... na tej
miotle... czasami...:
' 6ie ' westc&n" Bysedel. ' Dobrze by byo. *amitabym, jak piwo
smakuje. ( tak to... 6ie sta! nas na kupne, a wasnego nie ma z czego robi!.
Adk"d *isklak ostatniego wikszego zwierza nam ubi, motyk" poletko
kopi, a wiadomo5 z motykowego rolnictwa piwa nie bdzie. Dobrze, jeli
godem nie przymieramy.
' (&a. ' %br&l napeni ku-el. ' #zyli to tutaj jeno dla goci: #&wali ci
si, e tak o rodzin dbasz. (le jak ju $w antaek kupiem, moe si z nami
napijesz:
' Kupie: ' Debren oceni rozmiary beczuki.
' 6a borg wzi"em. *od zabezpieczenie zota z tego ku-ra, co to mi go
gry- ukrad.
' %gaduj, e nie z pani" *etunk" zawierae umow.
' ?ee... (kurat wysza. Do a2ni, z .end". 0o! nie mogem przeszkadza!
' %br&l urwa, zmarszczy czoo. ' ( wiesz, c&yba masz racj. 8rzeczno!
wymaga, by i gospodyni zapyta!. ' %acz" wstawa!. ' 7kocz, w okienko
zapukam. Macie okienko w a2ni, mam nadziej: (lbo c&o! szpar wiksz",
przez kt$r" by mona...:
' 7iadaj ' rzuci c&odno Debren. W gosie mia co, co skonio
rotmistrza do szybkiego powrotu na aw.
' Akien nie ma ' powiedzia Jeyn. ' % otwor$w nasza a2nia ma jedno
desk wyaman"... zaraz, niec& porac&uj... bdzie dwiecie i dwa lata temu.
' Dwiecie dwa lata a2nia stoi: Dziurawa: ' %br&l zacz" si podnosi!.
' 0o si pewnie dziura powikszya i... no, bezpiecze/stwu zagraa. *rzejd
si jednak. 8dyby, nie daj 4oe, co si zn$w wali! miao, przyda si w
pobliu silne mskie rami, kt$re by *etunk mogo...
' 7ied2 ' warkn" magun. %br&l, niemile zdziwiony, usiad i posa za
st$ pytaj"ce spojrzenie. Debren dorzuci agodniej5 ' 6ie godzi si
rotmistrzowi powanemu koo dziur krci!, co to je g$wniarze w wiadomym
celu porobili.
%br&l pokry zmieszanie -aszywym umiec&em.
' ( ty, Jeyn ' zwr$ci si czarodziej do oberysty ' m$gby dziur
zaata!. Dwiecie dwa lata to sporo@ nie m$w, e jako nie byo kiedy.
' 6ie atalim, znaczy ja i ci przede mn", bo pami"tkowa i moe jeszcze
kiedy H#notceI doc&odu przysporzy.
' Wol nie pyta!, w jaki spos$b. Dprzedz tylko, e jeli od .endy
zaczniesz t" metod" zarabia!, to ci moe c&olernie mocna lekcja dobryc&
manier spotka!.
' 6o co te wy, panie Debren) 1a nie o tym... Awszem, mylaem, by
drobn" opat pobiera! za gapienie si, ale na dziur, nie za przez ni". 4o ta
dziura duo ciekawsza od owyc&, kt$re... 0o znaczy5 pami"tk stanowi. *o
bo&aterze narodowym, patriocie i wielkim czowieku. Kt$ren wasn" rk"
desk wyama.
' 6ic ju lepiej nie m$w ' mrukn" %br&l. ' = tak si po tamtej stronie
g$r namiewaj" z Mor,ac$w, e patriotyzm si u nic& w piciu piwa i arciu
knedli przejawia. 1ak si jeszcze wie! rozejdzie, e za bo&ater$w mamy
takic&, co si na podgl"danie bab k"pi"cyc& wa", to cakiem...
' (le ja o kr$lewiczu *retokarze m$wi) #&yba nie powiecie, e patriot"
nie by) ( niby kto 7moyeed spustoszy: Kto .eloni najec&a, trzydzieci
sze! grod$w pal"c i wsi bez liku: Kto si z cesarzem a do 4ootalyi
wyprawi i upy na tysi"cu -ur przywi$z:
' %araz... #&cesz rzec, e to wielki *retokar ow" desk...: 0en sam,
kt$rego z racji nadmiernej wstrzemi2liwoci wasna maonka Mnic&em
zwaa:
' 0ene. 0yle e kawalerem bd"c. % grubsza, znaczy.
' % grubsza: % grubsza to mona by! dziewic", znane s" takowe
przypadki. (le kawalerem: Wiesz co, Jeyn: #&yba ju wiem, czemu ci
ona piwa odmawia. 4o i na trze2wo banialuki pleciesz.
' 1a: 4anialuki: 0o! klarownie na wszystkie pytania odpowiadam) #o
c&cecie wiedzie!: 6o, suc&am:
' #o miao znaczy! to o posyaniu czarnyc& wos$w ' uprzedzi
rotmistrza Debren. ' *owiedziae, e niejeden przypaci mierci"...
' ( co to ma wsp$lnego ze sawnym *retokarem: ' oburzy si %br&l. '
%aiste, jak tak bdziemy po tematac& skaka!, to nic m"drego nam Jeyn nie
zd"y powiedzie!.
' 6o jake5 co ma: ' zdziwi si Jeyn. ' 0o! wanie jemu ksiniczka
$w pukiel wos$w posaa. 6ie sam, oczywicie. 4elniczanie goodupcy s",
ale to ostatecznie ksiniczka bya. ( e c&ciaa sprytnym -ortelem serce
kr$lewicza pozyska!, to mu owe kudy wepc&na... nie zgadniecie do
czego.
' W poduszk: ' wymamrota troc& rozkojarzony Debren. Abrzucili go
zdumionymi spojrzeniami.
' W poduszk: ' powt$rzy z niedowierzaniem Bysedel. ' #o wam do
gowy strzelio: Kto normalny wosy w poduszk kadzie i potencjalnemu
mowi le:
K 6ikt.
Adwr$cili si ca" tr$jk". = ca" tr$jk" znieruc&omieli.
*rzy drzwiac& na podw$rze stay dwie *etu&ki. Abie zotowose, c&o! ta
z lewej bardziej. Abie wysokie, postawne, c&o! ta z lewej wysza. Abie w
bkitnyc& sukniac&, w obu przypadkac& na tyle kusyc&, e ukazyway
zgrabne ydki i zaczerwienione, bose stopy, na kt$ryc& szybko topniay
drobiny niegu. Abie niebieskookie, o ciut za dugic&, prostyc& nosac& i ciut
wysunityc& dolnyc& wargac&, kt$re zdaway si prowokowa! do
caowania. Abie na sw$j spos$b liczne, jeli kto gustowa w niewiastac&,
kt$re nie cielcym urokiem podbijaj" mskie serca. Abie wreszcie
zarumienione, jak przystao na kogo, kto wraca z a2ni.
' .e... enda: ' Debrenowi zasc&o w gardle.
' 0o peruka ' poderwaa do/, przejec&aa palcami po lej"cym si zocie.
%a szybko. 6atyc&miast odczyta motywy. 1estem brzydka, m$wia, nie
patrz tak, przesta/, nim zaczniesz, bo potem przyjdzie zaw$d, rozczarowanie
i pokaleczysz mnie, zranisz... *rzesta wic.
' ( jak si komu nie widzi ' rzucia ostrzejszym tonem wacicielka
mniej zotyc&, za to wasnyc& wos$w ' to niec& si &amuje zimnymi
k"pielami, a nie...
' 7iostro... ' szepna .enda. ' *rosz.
*rzez c&wil zn$w byo cic&o. %br&l i Bysedel nie wzili przykadu z
Debrena i w niemym zac&wycie sycili oczy cudnym zjawiskiem.
Dokadniej5 jego praw", nisz" i mniej zarumienion" stron".
' = czego si tak gapicie: ' o-ukna ic& w ko/cu prawa strona. ' .epiej
miejsce przy stole zr$bcie. 6apiabym si... %araz, zaraz... zaraza) Jeyn:)
#o to za baryka:)
' *ana %br&la ' powiedzia szybko lekko poblady oberysta. ' ( ja ani
kropli, przysigam) Kasz aby...
*etunka postaa c&wil, marszcz"c brwi, po czym rozc&murzya twarz i
askawie skina gow".
' (&a. Wic b"d2 tak dobry, skocz do piwniczki i przy nie mi co
zimnego. (&a, i cimy przynie, co:
8ospodarza wymioto z izby. %br&l poderwa si oc&oczo, poprzesuwa
aw" w t i z powrotem, niczym rycerz krzesem przed dam". 4ez sensu, bo
*etunka i tak musiaa przekada! nogi g$r".
' 6ie patrzcie tak ' umiec&na si pod nosem, ale nie bardzo si
staraa, by jak najszybciej pokona! przeszkod i skry! nogi pod stoem. ' 4o
si p"sem oblej.
' 4y... by! nie moe ' wymamrota. ' 0akiej cery ju w niczym
poprawi!... >$ ecie do k"pieli uyway:
' Witek brzozowyc&, wody, kamieni i myda. 7zarego. ' Debren wyczu,
e z lekkim alem posuya si konkretnym, odrobin kpi"cym tonem,
maj"cym sprowadzi! mczyzn na ziemi. ' 1ak to w a2ni. .endzie by
lepiej pom$g, miku. 6ogi ma paskudnie pokiereszowane.
' .enda: ' Debren by ju w poowie drogi do drzwi i stoj"cej przy nic&
dziewczyny. ' M$wiem5 zanios ci.
' Moe nie skacz ' wstrzymaa go gestem, ruszaj"c cakiem sprawnym
krokiem ' ale c&odzi! mog. 1uzem ci m$wia5 rany na mnie zawsze jak na
psie...
' *raktyka czyni cuda ' rzucia *etunka, patrz"c niezbyt przyja2nie na
Debrena. ' .enda mi rzecz objaniaa, wic przyjmuj, e to nie twoja
robota, ale... M$gby si pospieszy!. Wiesz, o czym m$wi.
Debren wiedzia. % grubsza. Widzia te, dlaczego twarz .endy ponie
takim rumie/cem.
Dsiedli na jednej awie, c&o! nie za blisko. %br&l te nie przysuwa si
zanadto do gospodyni, co z jego punktu widzenia miao t zalet, i
pozwalao zerka! w d$, na bose stopy *etunki. Debren byskawicznie go
wyczu5 sam te spogl"da pod st$ przy kadej okazji. 0yle e nie ober3
ystk" si interesowa.
' 6alej uczennicy, Debren. ( ty, .enda, bierz yk i jedz. *anie %br&l,
co wam pod st$ spado: #zy widok golizny psuje wam apetyt: 1eli tak,
darujcie. 4utom w a2ni para szkodzi, tomy boso poszy.
' #&yba ecie rozum postradali, pani)
' %arczam ci, e nie. Mog poda! wicej powod$w. >az, e na obuwiu
si oszczdza. Dwa, e pozostawione przed a2ni" buty moe kt$ry z
pac&ok$w *isklaka ukra!. 0rzy, e ciszej st"paj"c, atwiej czek usyszy, i
si niebezpiecze/stwo zblia. Moj" bratow", wie! *anie nad jej dusz",
wanie przez to gry- porwa i potem o skay roztrzaska, e w drewniakac&
do a2ni sza.
' ?ee... no tak. *o takowyc& przejciac&... 6ie dziwota, e jak ten duc&
st"pacie. *o czci pewnie z zasugi stopek tak zmyso... zmylnie, znaczy,
u-ormowanyc&. ( mio patrze!, jak to natura potra-i. Darujcie, e raz i
drugi zerkn"em, ale jak takie cudo onierzowi w oko wpadnie... 4o '
wyjani z powag" ' z czysto onierskiej perspektywy im si przygl"dam.
W porz"dnej rocie sc&emat organizacyjny przewiduje i zwiad. 0edy pr$buj
zapamita!, jakic& to n$ek mam wypatrywa!, by cic&szego zwiadowc
znale2!. ' 7uc&aa z cieniem yczliwego umiec&u, wobec czego
zaproponowa5 ' Wyczuwam w was patriot3k, wic moe... dla
podwyszenia obronnoci ojczyzny, znaczy... Moglibycie n$ki tu, na
awie...:
' Miku ' mrukna ni to mikkim, ni szorstkim gosem, w kt$rym
kady m$g znale2! co dla siebie ' jedz lepiej.
1edli. Miska bya spora, a i tak niekt$re yki zderzay si ze sob",
umykay na boki, by dwie porcje p$2niej zn$w tra-i! w to samo miejsce.
8dy wr$ci Bysedel, w naczyniu jakby przybyo miejsca. 1u tylko yka
Debrena podsuwaa rzadko rozsiane drobiny misa yce .endy.
' *rosz cimy. 0u piwo dla ciebie, mia. 4elnicki cien3kusz z
kontrabandy. ( tu cimy dla panienki .endy. 1ako siostry mi si tam, przy
drzwiac&, widziaycie, tom pomyla, e stare buciki *etunki jak raz si
przydadz". %a due kupiem na jarmarku. 7omy tyle wc&odzio, e par
razy jeno je woya, jakemy si na jarmark wypucili. Kiedy zim"
szkapina nam zasaba, stana, i! nie c&ce. Dookoa jeno mec&, badyle,
pewna kolka dla konia, zaparcie albo i co gorszego. 0o *etunka z sioda,
buty z n$g, soma z but$w i, wystawcie sobie, tak si c&abeta naar3a, e
galopem... 0ak e, mona rzec, ycie nam ciemki ocaliy. 4o si ju
dookoa wilcy zwoywali.
' %aiste ' przyzna %br&l. ' #z$na, nie cimy. 0rze2wy to ty nie bye,
Jeyn, gdy kupowa. 6o, ale to i lepiej. 6asza koza...
' W nogi nie marznie ' rzucia przez zby .enda.
%n$w p"sowa bardziej, ni wynikao z pobytu w a2ni. = pami"tek nikogo
nie pozbawia.
Bysedel wzruszy ramionami, usiad obok ony.
' ( wanie ' przypomnia sobie, sigaj"c po yk. A pami"tkac&
m$wilimy. Dziurze panny H.I mianowicie.
Debren raz jeszcze udowodni, e nie powinien jada! mao tustej kaszy.
0ym razem obyo si bez walenia w plecy. .enda, siedz"ca najbliej, te
miaa problemy z kasz". 6ie moga mianowicie ud2wign"! tej na yce.
' #o... cocie rzekli: ' zapytaa cic&o. 6ie zabrzmiao to agodnie. 6a
szczcie Bysedel, jak to poczciwiec, niczego nie zauway.
' 6o, o tej w a2ni. #omy o niej z mistrzem Debre3nem w kontekcie
podgl"dania gawdzili.
' Debren: ' posaa mu spojrzenie nawet nie tyle ze, co aosne, pene
niedowierzania. F = ty...:
*r$bowa zaprzecza!, ale kasza w tc&awicy nie pozwalaa. Mac&a wic
tylko doni", krztusi si i pr$bowa przypomnie! sobie jakie sensowne
zaklcie. 6a kasz albo, jak si nie da, na spopielanie wzrokiem kretyn$w.
' Jeyn nie o tobie myla. ' *etunka bez zapau odoya yk. '
%au-aa mi, wic winna ci jestem wyjanienie. Wam wszystkim zreszt". %a
przyjcie nadto szorstkie.
' Dac& ci popsuem ' powiedzia ze skruc&" %br&l. ' 6ic dziwnego, e
si ciut rozsierdzia.
' Wanie od dac&u si zaczo. ( konkretnie niegu. 6ie jestecie st"d,
to nie moecie wiedzie!, ale o tej porze takie opady prawie na pewno jedno
znacz"5 e te psie sy3ny szykuj" co podego.
' *sie syny: %naczy... gry-owi: *isklak i nietoperze:
' 6ie, miku. A 4elniczanac& m$wi.
Debren zerkn" ostronie na .end. 7twierdzi z ulg", e jej twarz nie
wyraa adnyc& emocji.
' #o ma nieg do 4elniczan:
' 0rzy razy si za mego ycia takie opady zdarzyy w ko/cu grudnia.
Wiatrem nie poprzedzone, nie do przewidzenia wczeniej. >az kordoniarze
belnickiego ksicia czarownic tropili, co dziecko do terminu skrada. >az
8wadryk *alisada, pan na 4elnicy, najazd urz"dzi. A co c&odzio przy
trzeciej nieycy, nie wiem. (le o co wanego na pewno. *o tamtej stronie
g$r wielki ruc& panowa, szukali kogo. Kr$tko m$wi"c5 ilekro! za mocno
pada, gdy nie powinno, lepiej na wsc&$d patrze! i bro/ mocno trzyma!. 4o
zwykle, nawet jak samo wojsko granicy nie przekroczy, to lu2ne kupy ju
tak. *al", morduj", gwac"... 6ic dobrego taki nieg nie niesie.
' Moe to przypadek ' mrukn" Debren. ' Dwa potwierdzone zwi"zki
przyczynowo3skutkowe nietypowyc& opad$w z ruc&ami wojsk na lat... no...
' 6ie mcz si ' posaa mu umiec&. ' #zterdzieci trzy ju mam. Wic
niby racja. 1edna korelacja na dwudziestolecie z &akiem. 0yle e wczeniej
podobnie bywao, a rzadko! zdarze/ tego jeno dowodzi, i z byle powodu
po tak potne rodki nie sigaj". 0rzeba drogic& czar$w, by na setkac& mil
kwadratowyc& nieyc wywoa!. Myl, e tylko na ksi"cy rozkaz tak...
' 0o mnie wzia za belnickiego zb$ja: ' rozczuli si %br&l. '
4iedactwo ty mo... znaczy... strasznie mi przykro. (le eby mnie z tymi
ajdakami pomyli!... 0o pewnie z tego ycia w ci"gej grozie. Jeyn
wspomnia, e ci gry- ojca ubi. 0y m$wisz5 bratow". %wierzta wybija,
garnki... =stny dopust boy. ;e te nikt nie zrobi porz"dku z plugawym
rodem. 0o ju, powiadasz, czterdzieci lat i... 6ie zmylasz aby: '
umiec&n" si niepewnie. ' Wzgldem wieku, znaczy: 1ak siostry z .end"
wygl"dacie.
' Dziki, %br&l ' rzucia .enda lekko gorzkim, ale wolnym od gniewu
tonem.
' Dziki, miku ' zarumienia si *etunka. ' #&o! moe nie pij wicej.
Matk" mogabym jej by!.
' ?ee, przesadzasz. ' >otmistrz oderwa na moment troc& nieprzytomne
spojrzenie od oberystki. ' =le ty masz wiosen, kozo:
' 7to trzydzieci ' mrukna, umiec&aj"c si krzywo.
' 0rzydzieci: ' 6ie dosysza. ' 6o, widzicie: M$wiem. *etunka
musiaaby mie! trzynacie, na wiat dziecko, znaczy si koz, wydaj"c.
4zdura oczywista.
' #zemu: ' sprzeciwi si Bysedel. ' *anna H.I tyle wanie miaa, jak
si pucia. = to nie pierwszy raz.
Debren zerkn" z niepokojem na .end. 7usznie. Aczy miaa w"skie,
kocie.
' *anie Jeyn ' powiedziaa cic&o ' jeli to jakie durne arciki, kt$ryc&
nie pojmuj, lepiej dla was bdzie...
' 7pokojnie. ' *etunka wyczua, e znalaza si blisko wdowie/stwa. '
Jeyn, rcz ci, to ostatnia osoba zdolna z kogo kpi!. ' Dmiec&na si
niezbyt radonie. ' *o prostu zabroniam mu wymienia! to przeklte imi.
Aczywicie nie ciebie ma na myli. Musiaaby mie! nie sto trzydzieci, a
dwiecie pitnacie lat. 4o ksiniczka .e3doszka, sra pies na jej mogi,
urz"dzia nas tak, jak widzisz, w roku mac&rusowym LMNO. .at trzynacie
maj"c.
' .edoszka: ' .enda zamrugaa pozbawionymi rzs powiekami. '
Ksiniczka:
' 4elnicka, ma si rozumie!. Wszystkie one syny z puszczalskiej
natury. Matka aktualnie panuj"cego 8wa3dryka, przykadowo, powia
ajdaka maj"c jedenacie lat z kawakiem. #zym baby w tym parszywym
rodzie myl", nie bd przy stole m$wi!.
' 6ie lubisz ic& c&yba, siostro ' powiedziaa powoli .enda. ' %a
obyczaje czy moe...:
' %a jedno i drugie. ' W bkitnyc& oczac& *etunki zalniy okruc&y
lodu. % gatunku tego, co to rozpruwa kaduby statk$w na wodac& Wolkanii.
' %a to, e ajdak$w rodz", kt$rzy nasz kraj napadaj", morduj", gwac", i za
to, e si puszczaj" bez opamitania, nie bacz"c na skutki. %a siedem
pokole/ moic& matek i babek, kt$re dwa stulecia swoje koo na grzbiecie
d2wigay. Duo cisze od tego ' wskazaa oparty o szynkwas koo-iks znad
1ondu. ' %a to, e przez te siedem pokole/ ledwie trzy niewiasty z naszego
rodu ma znalazy, a z tyc& trzec& jedna jedyna pierworodne dziecko
powia zgodnie z boskim nakazem, czyli z ld2wi lubnego poczte.
#o zalnio w jej oczac&, zadrao, by szybko znikn"! pod dugimi
rzsami. *rzez c&wil patrzya na st$.
' 0y, jak rozumiem, $sme pokolenie stanowisz: ' za niepokoi si %br&l.
%ignorowaa go, sigaj"c po ku-el belnickiego. 6ie odway si ponowi!
pytania. *owstrzyma go Jeyn, krc"cy gow" i demonstruj"cy wszem i
wobec donie z rozprostowan" si$demk" palc$w. %br&l, lekko oszoomiony,
wzi" przykad z *etunki i c&wyci ku-el.
' Wybaczcie. ' Dmiec& zotowosej wyda si Debre3nowi r$wnie
blady, jak resztki piany na jej ustac&. ' >zadko wracam mylami do tyc&
tragicznyc& wydarze/, wic ciut... 6a czym stanlimy:
' 6a tym ' zacza .enda, patrz"c gdzie w bok ' e i w twoim rodzie z
prokreacj"...
' ...byy problemy ' wszed jej w sowo Debren. *$ki co, m$wi"cy moe
nawet to samo, ale tonem zupenie nie takim samym. *ostara si, by
zabrzmiao to mikko. % powodzeniem c&yba5 *etunka posaa mu
spojrzenie niemal ciepe, za %br&l i Bysedel podejrzliwe. ' Dzasadnione i
w niczym przez babki pani *etunki niezawinione.
' #iekawo!, sk"d tyle wiesz na ten...
' .enda) ' rzuci ostro. Dmilka. ' *ani *etunko, prosz kontynuowa!.
.enda... no, wam c&yba nie musz tumaczy!, czemu ma w tyc& dniac&
podlejszy &umor.
' 6ie musisz. ( przy okazji5 w takic& dniac& powiniene da! uczennicy
wicej czasu i wicej... rodk$w. Milcz, Jeyn ' uciszya ma,
pr$buj"cego dowiedzie! si, o czym mowa. ' Ko/cz"c przeprosiny5 z tyc&
siedmiu pokole/, a niewiast w sumie trzynastu, bo o tyc& z krwi *etuneli
Wykltej m$wi, r$ne bratowe, szwagierki czy teciowe pomijaj"c,
wikszo! mierci" tragiczn" zgina. Awdowiay za, bez wyj"tku,
wszystkie. A ile raczycie, do ciebie g$wnie m$wi, .enda, uzna! za
owdowienie utrat c&opa, z kt$rym si dzieli oe. 6iekt$re partner$w
yciowyc& traciy z przyczyn jeno porednio z gry-ami zwi"zanyc&, ale
wikszo! 7tarogrodczyk i jego lataj"ca kompania umiercili. 4abki zreszt"
te. >$nica do tego si sprowadzaa, e jako babki wanie, znaczy, gdy
niewiasta z naszego rodu spadkobierczyni si doc&owaa i stara ju bya,
Domorzec regu niepisan" wprowadzi, i gospodyni ginie, gdy zostaje
babk".
' #&cia mie! pewno!, e si r$d nie urwie ' zgad Debren. ' 6iegupie.
(le ciut ryzykowne. Dzieci, jak wiadomo, czsto mr" przed pierwszymi
urodzinami. 6a miejscu gry-a poczekabym na dw$jk, tr$jk...
' A czym ty prawisz: ' %br&l przyjrza mu si podejrzliwie. ' #o ma
gry- do miertelnoci niemowl"t:
' Debren ' wyjania *etunka ' jako czarodziej w mig si domyli, o co
c&odzi. ;emy kl"tw" potn" oboone. My, potomkinie *etuneli, i nasza
obera. ' Dmiec&na si sabo do %br&la. ' 0edy wybacz, miku, em ci
gnicia jajec yczya. 8dy nieg zacz" wali!, pewna byam, e to na mnie
pora przysza. = jak &ukno amanym dac&em... 6o i bluznam bez
zastanowienia. Wybacz.
' ?ee ' mac&n" rk". ' 1akby wojakowi od byle sowa grubszego miaa
si krzywda dzia!, to nie tylko pierwszej bitwy, ale i unitarki by nie przey.
0ak ' pokiwa gow". ' Dnitarki zwaszcza.
%marszczya brwi. Debren dopiero teraz zauway, e ma je dziwnie
ciemne jak na blondynk. Dsta te miaa bardziej czerwone, ni mona by
oczekiwa!. *omyla, e w a2ni, jeli dobrze poszuka!, znalazoby si co
wicej ni witki brzozowe, woda, kamienie i mydo.
' 6ie bagatelizuj tego. 0u, u nas, kl"twy potn" moc miewaj", wic
moe i taka, przypadkowa... ale do rzeczy. At$ tak si zoyo, e kr$l
Mor,acu w roku LMNO zmar przedwczenie i...
' 1ak dla kogo ' wymruczaa .enda.
' ...i tragicznie. Dwie sieroty zostawiaj"c...
' 6a marimalsk" -rance z powikaniami ' ci"gna .enda, -akt, e
p$gosem.
' Dwie sieroty, powiadam...
' 4yczki po siedemnacie wiosen, jako tury.
' ...nagoci" ojcowego zgonu zaskoczone.
' 4a) Kt$ m$g przypuszcza!, e stary cap wanie w zamtuzie zacznie
gwaci!, maj"c do dyspozycji ca" 4el3nic szturmem wzit", palon" i
pl"drowan".
' .enda) ' rzuci bagalnie Debren. *etunka odwdziczya mu si
ciepym spojrzeniem.
' Dramat od tego si zacz" ' ci"gna ' e kr$lewicze bli2niakami byli.
*ierworodnymi w dodatku.
' Kt$ry zawdy bardziej bywa ' zauway przytomnie rotmistrz. '
7yszaem, e si w wielkic& rodac& takie sprawy prosto zaatwia5 wi""c
kokard na okciu tego, co pierwszy matuli spomidzy n$g wyskoczy. 0en
dziedziczy, jako sprytniejszy i bardziej przebojowy. Kr$l powinien metod
okciow" zna!. *anuj"cy czsto si &ormonami wspomagaj" w polityce
dynastycznej, to i co rusz im si ci"e mnogie przytra-iaj". ;onom, znaczy.
' Wst"ka bya w uyciu ' stan" w obronie kr$la patriota Jeyn. ' (le
drugi z otrok$w pono! pierwszemu kokard dzi"sami zerwa i pod koysk
wyplu. 4o oba ambitne byy c&opaki, do tronu c&tne.
' 0o poda plotka, rozgaszana przez tajne suby 4el3nicy ' zgromia go
*etunka. ' Kt$rym to subom naley pewnie przypisa! komplikacje przy
poogu.
' Dowod$w, oczywicie, brak: ' umiec&na si krzywo .enda. '
7tolic te sobie 4elniczanie zupi! dali, by starego zbere2nika w wiadome
sideka poc&wyci!:
%apac&niao awantur". 6a szczcie obok by %br&l. = piwo. 0roc& w
baryce, sporo w %br&lu.
' 7ideka: ' zarec&ota nagle. ' 0ak to si u was...: +e, &e... %apamita!
musz. 7ideka3piecideka. Milutko. 6ie to, co na ten przykad...
' %br&l) ' zlay si w jedno gosy obu zotowosyc&. >otmistrz sc&owa
twarz za ku-lem, a zotowose przestay sa! sobie otwarcie jadowite
spojrzenia.
%n$w skojarzyy si Debrenowi z rodze/stwem. Dzna, e to e-ekt
kolorystyki, zacz" wodzi! wzrokiem od twarzy do twarzy i ugrz"z,
poraony odkryciem, e i .enda dorwaa si w a2ni do czego wicej ni
myda i witek. 0uszu nie miaa jeszcze na co nakada!, ale kiedy si patrzyo
z daleka, wygl"daa jak kto obdarzony cienkimi, adnie zaokr"glonymi
brwiami i ustami w barwie malin.
7odko wygl"daa. 6awet ogl"dana z bliska.
' 1u milcz ' burkna, -aszywie odczytuj"c wymow spojrzenia. '
M$w, siostro.
' 6a ou mierci kr$l podj" decyzj odnonie sukcesji. 0en mia z
syn$w dziedziczy!, kt$ry, cytuj5 H*ierwej pann dziewicz" krwi monarszej
w prawelskiej katedrze polubi i dziecka si z niej doczekaI. ;aden si z
braci nie m$g od oa konaj"cego ruszy!, bo to i wydziedziczeniem grozio,
i zamac&em paacowym na niekorzy! ruszaj"cego, wic jeno listy sali na
wszelkie moliwe dwory, c&o! g$wnie te blisze. 0reci list$w si
domylacie.
' ( pewnie ' przytakn" %br&l. ' *eno takic& po kronikac&. Mody,
dobrze sytuowany, z wasnym zamkiem, pozna pann ksi"cego rodu,
&etero, z du" i gsto...
' %br&l))) ' zn$w okazay si jednomylne.
' ...zaludnion" prowincj" w posagu. #ocie takie nerwowe, mie panie:
#&ybacie nie mylay...: 0o! o porz"dnyc& kronikac& m$wi, nie tyc& z
rycinami wszeteczny3mi. 0yc& jeno w krzakac& uywam...
' %br&l ' zacz" znacznie ciszej Debren.
' ...jak si podcieram. ( czytam pisma powane, -ac&owe. H;odaka
-ortunyI, H6ow" 0ec&nik Wojack"I...
' Wr$!my do *retokara i 8arrola ' zaproponowaa c&odno *etunka. '
At$ obaj bracia mieli problemy ze znalezieniem odpowiedniej panny. 4o to
albo kon-likt interes$w, albo panna owszem, ale nie dziewica, albo
dziewica, ale wdowa, albo i panna i dziewica, lecz z rodu trwale
bezpodnoci" dotknitego... 6ie gap si tak, Je3yn, to! o elitac&
m$wimy... 6a Wsc&odzie g$wnie dzie3wosby szukali, gdzie ju wtenczas
niewiasty mocniej wyzwolone byy, wic si i przypadek nie&etero tra-i, i
odmowa jednej ksiniczki, kt$ra tak ojca omotaa, e jej decyzj w sprawie
zamcia pozostawi. 8$wnie jednak niedoszli teciowie "dali czasu do
namysu i gwarancji, e c$rka z przyc&$wkiem na tronie si"d". ( tyc&
akurat aden z kr$lewicz$w nie m$g da!. Wic si jako przed paacem
karety z kandydatkami w toku nie zderzay.
' %aczynam si domyla! reszty ' mrukn" Debren.
' 4a. 0on"cy brzytwy si c&wyta. 8arrol znalaz w ko/cu jak"
7o,rojk, a za koem podbiegunowym pono! i w dodatku garbat", za to z
rodziny podnej jak kr$liki. Wic *retokarowi wielki wyb$r nie pozosta.
%waszcza e si jego brat osobicie po narzeczon" wyprawi. % caym
ku-rem amulet$w i eliksir$w, o kt$ryc& zastosowaniu nie godzi si
niewiecie opowiada!.
' (&a ' zrozumia %br&l. ' 0o, o czym m$wilimy, Debren5 dzieci
lubne inaczej. 7prytnie.
' My: ' jkn" magun. ' 0o Jeynowi wyjaniae...
' *anowie, prosz ' uciszya ic& *etunka. ' *rzez was zapomniaam, na
czym to stanam.
' *retokar c&wyci si brzytwy ' podsun" %br&l ' i posa swat$w do
4elnicy.
' 6a gruzy 4elnicy ' mrukna .enda.
' *ierwsze poselstwo partyzanci ksicia 1arowida z rozpdu wystrzelali
na przeczy pod Dusznym %drojem. (le drugie Dorma, .isic" nie od
wos$w jeno zwana, przyja i z entuzjastyczn" odpowiedzi" do *rawi"
odprawia.
' Dorma bya...: ' upomnia si Debren.
' 7iostr" 1arowida, a matk" tej zdziry .edoszki. 6awiasem m$wi"c,
sama taki numer wykrcia... 6o, ale to inna &istoria. Dla naszej wane, e w
LMNO 1arowid mia osiem lat i tylko -ormalnie rz"dzi ksistwem. Caktycznie
rz"dzia Dorma. Wiadome byo, e jeszcze cztery lata i 1arowid siostrzyczk
odsunie od wadzy, wic si baba oc&oczo okazji c&wycia. 4o teciowanie
mor,ackiemu kr$lowi to akomy ks. Moe nawet zi!, by kopotu si
pozby!, posadziby j" na belnickim tronie. Wiadomo, e nic tak baby w
domu nie trzyma, jak tron pod zadkiem.
' Do zarczyn wic doszo.
' 4rawo, Debren. 1arowid si troc& stawia, e to niby wr$g, e on
stryjow" opiek jest .edoszce winien, e nie da biduli krwiopijcom, co par
niedziel wczeniej dom jej spalili razem z kotem, lalkami i cebrzykiem
akoci. 6o to mu *retokar posa pudo onierzyk$w i smark zapomnia, e
mia jak" siostrzenic i ksistwo do wadania. (le z Dorm" byo trudniej.
*oszo o wzgldy prestiowe. 8dzie, mianowicie, maj" si narzeczeni
spotka!. (&a, zapomniaam rzec, e .edoszka, c&olernie mocno wyzwolona
jak na kraje %ac&odu i tak" smarkul, za"daa, by jej kr$lewicz konter-ekt
przysa. Krcia, e go potrzebuje, by oblubie/ca rozpozna!, gdy si na
neutralnym gruncie spotkaj", ale tak naprawd c&odzio puszczalskiej o to,
czy kr$lewicz mody jest, urodziwy i dobry w ou. 0akowymi to kryteriami
od wiek$w niewiasty z tego przekltego rodu si kieruj". Dytecznoci"
przy c&doeniu.
' Miaem tego sowa nie wymawia! ' przypomnia *e3tunce m", zn$w
zerkaj"c na -utra przy kominku.
' = dalej masz. ' Wr$cia spojrzeniem do Debrena. ' 6ie uwierzysz, ale
smarkula napisaa kr$lewiczowi, e wolaaby blondyna o dugic& wosac&
barwy starego zota. 4o jako czarnowosa do takic& ma sabo!. *retokar
najlepszego balwierza kaza sprowadzi!, Marimalczyka, i wosy
przemalowa. Wystawiasz sobie: Kr$lewicz) (le nie to najgorsze, a -akt, i
z dugoci" nic si szybko bez magii zrobi! nie dao. 6o i jak zaczli
czarowa!, to mu najpierw jak pannie wyrosy, dugac&ne, w loczki, zalotne
takie jakie, a potem, ju tu, w H#notceI, w p$ dnia wszystkie wylazy.
' Wida! jaki balwierz urok na okolic rzuci ' zamia si %br&l. ' #o,
Debren: 6ajpierw kr$lewicz, teraz wy... ( ty si dziwisz, e niec&tnie
plecionk ze ba ci"gam.
' Dudkaj si ' poradzia mu .enda.
' *owiedziaa5 w H#notceI: ' Debren patrzy obery3stce w twarz. ' 0u
si spotkali: Dlaczego:
' 4o to pogranicze i obie strony sobie do niego prawa rociy. Kada
moga zac&owa! pozory, e u siebie, na swoic& warunkac&, monarsze
dziecko narzeczonemu przedstawia. Dorma i *retokar ogosili przetarg na
zorganizowanie zjazdu, otwarty, ale dla o-erent$w jeno z tego wanie,
spornego pasa. 0rzec& si zgosio. Apr$cz naszej obery w gr wc&odzi
jeden rycerz gocinnik oraz klasztor pod %ot" 7karp". Klasztor .edoszka z
miejsca skrelia. Domyl si, dlaczego. %amek rycerza gocinnika
*retokarowi si nie widzia.
' #zemu to: Ceudaowi: #&yba nie sugerujesz, e wasz bo&ater
narodowy mia demokratyczne ci"gotki:
' W tamtyc& czasac&: 6ie artuj. = suc&aj uwaniej. % rycerza gocinnik
by, znaczy y z tego, co na goci/cu zupi i w okupie wzi" za bra/c$w w
loc&u goszczonyc&. 1eszcze tylko tego kr$lewiczowi brakowao, by go jaki
&oysz w pordzewiaej zbroi po wieac& przetrzymywa, gdy si 8arrol
eni! i rozmnaa! bdzie. 6o i pado na nas.
' ( ju mylaam, e przez wzgl"d na nazw ' nie wytrzymaa .enda.
' 6ie ' powiedziaa spokojnie *etunka. ' .okal zwa si w$wczas HD
*etuneliI. Ad imienia wacicielki. 6iewiele o niej wiadomo, tyle e w ci"y
tu przybya, a bez c&opa. Kupia dziak przy goci/cu, kt$ry a z Diweenu
w (rustanie prowadzi, a wi$d na p$noc, przez .onsko do .elonii,
Domorza czy nawet Draklenu. 0ak, moi drodzy. Do trakt$w
midzynarodowyc& si zalicza i zapewnia utrzymanie nawet duej obery.
( jeszcze jak na 8nojnej 7karpie zoto odkryto i gor"czka wybuc&a, to
sobie w promieniu stu mil inwestorzy w brody pluli, e dali *etuneli za
marny grosz dziak podkupi!. = to z budow" rozpoczt". 4o od wdowy
kupowaa po niedoszym oberycie, kt$rego z placu budowy wilkoak
uprowadzi.
' % murarzami si ugadywa o dzieo ' dorzuci Jeyn. ' 0o si i
wilkoak nie namczy. #&opina tak by pijany, e nawet nie zauway, jak
go bestia zera. (le i wilkoakowi si nie poszczcio. 0ak okrutnego
przepilca dosta, e do wsi po kwane mleko si zakrad lub sok po
og$rkac&. 1ednakowo go ju w opotkac& zmogo, zasn", a rano go
wieniacy konicami zatukli.
' Mniejsza z tym ' mrukna *etunka. ' Wane, e *etunela stworzya
dobrze prosperuj"cy interes. %jazd mia do reszty ugruntowa! renom
obery i przysporzy! jej najlepszej klienteli. 4o musicie wiedzie!, e nic tak
nie podnosi popularnoci noclegowni, jak szansa przespania si w ou, w
kt$rym spa kto wielki i sawny. ( babce miay si a dwa takie $ka za
jednym zamac&em tra-i!.
' Dwa: ' upewni si %br&l.
' Dwa ' powt$rzya stanowczo. ' 6ie miaa zamiaru niczego tej
rozwi"zej suczce uatwia!. Do mierci ani za m" nie wysza, ani dzieci
wicej nie miaa, ani nawet parobk$w modyc& i podejrzanie gadkic&.
Kr$tko m$wi"c, bya niewiast" porz"dn", bogobojn" i nad wyraz cnotliw".
' (lbo dyskretn" ' zauwaya .enda.
' #notliwa bya ' owiadczya wyniole *etunka. ' (le do rzeczy. %
winy .edoszki ajno wyszo z mae/stwa. 8ospodyni, dyskretna i
kulturalna, od pocz"tku w cie/ si odsuna i robia wszystko, by si modzi
jak u siebie czuli. *o -akcie wiadomo, e to by b"d5 smarkuli nie powinno
si z oka spuszcza!, a wity nie naleao daleko kwaterowa!, najlepiej w
jednym ou z puszczal3sk". (le trudno mie! do babki pretensje5 raz, e
wity byo za mao, by dyskretnie goci zagszcza!, a dwa, e obie strony po
cic&u na co wicej ni uroczyst" wieczerz liczyy.
' W ko/cu to powiedziaa, siostro ' posaa jej cierpki umiec& .enda.
' Wylazo szydo. .edoszka zdzira, tak: (le kto t zdzir w zaje2dzie na
uboczu z napalonym junakiem um$wi, kto wit skompletowa, guc&yc&,
lepyc& albo trunkowyc& dobieraj"c. =, na koniec, kto okazj wykorzysta.
*alcem nie pokazuj"c5 kto, kto z racji stanowiska na czele caego rycerstwa
stoi i jako wz$r cn$t rycerskic& suy! powinien.
' .enda, on mia siedemnacie lat) 6ie mona wini! normalnego,
zdrowego c&opca, e po c&amsku nagabywany przez dowiadczon" i
rozpustn"...
' ...trzynastolatk:) 7iostro, czy ty syszysz, co m$wisz:) 0o to dziecko
byo) ( z tego twojego *retokara mo3lestator nieletnic&) D nas w 4elnicy w
tym wieku...
' #o powiedziaa:)
6agle zrobio si cic&o. 8os *etunki zgrzytn" jak obnaana klinga.
Debren zakl" w duc&u. Myla o tym, a nic nie zrobi. 0roc&
usprawiedliwia go -akt, e rzecz bya do! oczywista, .enda zbyt pyskata, a
*etunka inteligentna. ;e wczeniej czy p$2niej zotowosej musiay opa!
uski z oczu. ;e ' jeli wierzy! .endzie ' obie zwanione nacje wyczuway
si na mil. (le i tak mia wyrzuty sumienia. >eakcja bya silniejsza, ni
zakada.
' 4elniczanka: ' Aberystka musiaa przepc&n"! pytanie przez cinite
gniewem gardo. ' 1este...:
' ( bo co: ' rzucia przez zby .enda.
' *od tym dac&em ' gospodyni te cedzia sowa przez zby ' nie goci
si wciekyc& ps$w, skurwysyn$w, kretyn$w i 4elniczan. 0yc& ostatnic&
zwaszcza.
' (le *etunko... ' pr$bowa agodzi! Bysedel. ' 1aka tam z panny
4ranggo 4elniczanka: 0o! syszysz, jak m$wi. 0o nie ic&nia gwara. (kcent
ma jak mistrz Debren, a ten a z Dumayki poc&odzi, tak daleko na zac&odzie
.e3lonii, e pono! ju ludziska czarne podniebienia tam maj". ( jeszcze
owo 4ranggo... 7yszaa, by si kto tak na %ag$rzu zwa: 6iesusznie
dziewczyn obraasz tak paskudnym podejrzeniem.
' Dziki, panie Jeyn ' mrukna .enda. ' %a c&ci, nie e-ekty. 4o
mnie wanie sam obrazi.
' ?ee... e jak:
' Drogie panie... ' pr$bowa interweniowa! %br&l.
' Wyjedam, Debren. ' .enda d2wigna si z awy. ' 6ie oczekuj, e
mi bdziesz towarzyszy. 6ie ciebie tu w jednym szeregu z kretynami
stawiaj" i skurwysynami. (le gdyby jednak, to zbieraj si. (ni pacierza
duej pod tym zamtu2nym dac&em nie zostan. %br&l, egnam i zdrowia
ycz. 6ie wini ci za c&amstwo wsp$plemie/3c$w.
' (kcent: ' zamiaa si nieadnie *etunka. ' #&do3y! akcent) <ajno
si znasz, Jeyn) Wystarczy arogancja) 0aka zadu-ana w sobie, tpa,
wyszczekana, uparta, niewdziczna, porywcza i zalepiona moe by! tylko
peno3krwista 4elniczanka) (&a5 i zagana) 4o w jednym masz racj) 0o jej
niby rodowe imi na mil -aszem jedzie)
' 1estem 4ranggo, durna krowo))) ' *i! .endy wyrna w st$, a
baryka podskoczya. %br&l mocno j" opr$ni, ale i tak wraz z baryk"
podskoczyli na awac& wszyscy obecni. ' Masz szczcie, e ci szanuj)))
4o bym ci te $te kaki powyrywaa)))
' 1a:) Krowa:) ' *etunka te nie bya w stanie duej usiedzie!. ' 6a
siebie popatrz) Moda jeszcze dziewczyna, a do czego si prowadzeniem
doprowadzia:) 6o:) Do czego:) %wierciada w domu nie masz:)
' Dudkaj si) Domu nie mam) 4o mi go za duo razy mor,accy zb$je
palili)
' Drogie panie, nie przystoi damom subtelnym...
' %awrzyj gb, %br&l) = nie sied2 na rzyci, jak ci nar$d obraaj")
*owiedz co)
' Moe ja co... ' zacz" Debren.
' %amknij si) ' wrzasna .enda. ' 4o ci czarne podniebienie wida!)
.epiej mi konia siodaj) A ile jeszcze nikt sioda nie podpieprzy) (lbo
konia) #o by mnie nie zdziwio w tym mor,ackim zamtuzie)
' H#notkaI to nie zamtuz, g$wniaro) 0o porz"dna obera z dwustuletni"
tradycj") <ajno si znasz na &otelarstwie)
' (le na zamtuzac& si znam) Ad pierwszego rzutu oka rozpoznaj)
Debren, powiedz jej)
Debren wola trzyma! gb na k$dk. Jeyn, przewiduj"c rkoczyny,
przytuli do piersi misk z kasz".
' 6ic nie musi m$wi!) 7ama w a2ni widziaam) ( wy, panie Debren,
wybaczcie, em z wasz" osob" ow" rzecz wi"zaa) #&yba mi !ma na m$zg
pada)
' 1ak" rzecz: ' *ytanie Bysedela miao suy! raczej zmianie tematu.
6iestety, wyszo nie za dobrze.
' 6ie tw$j interes) ' &ukna na niego ona. ' = rusz zadek z awy) 6ie
syszysz:) *anience nasza obera zamtuzem mierdzi) Wyjeda)
Aczywicie nie pac"c) Wic moe by pann spakowa, al-onsie
dajkowodo:)
Jeyn wsta, odstawi mis, zwr$ci twarz ku .endzie.
' Ko/, znaczy si: 0en kradziony czy ten kulawy:
' ( eby wiedziaa, e zamtuzem) ' zignorowaa go, miotaj"c z oczu
byskawice na *etunk. ' Mylisz, e nosa nie mam:) 6ie czuj, jak tu
pac&nidami jedzie:) ( ta podoga z desek, do czysta wyszorowana:) (
-utra pod kominkiem, pomie/ nastrojowy:) ( a2nia:) Wypisz, wymaluj
dyskretny dom rozpusty dla wyra-inowanej klienteli) Dwa wieki tradycji)
9wita prawda)
' 0o potwarz)
' *otwarz:) 1akbym c&ciaa ci obraa!, tobym o te a/cuszki spytaa
bezecne) =le ic& tam byo, Debren: *o...
' 0rzy F rzuci odruc&owo.
' ...jednym na kadej... ' .enda zaj"kna si, posaa w bok zdziwione
spojrzenie. F #o powiedzia: 0rzy:
Magun, ciut za p$2no, pr$bowa skry! twarz w ku-lu. 6ie wyszo5
przygl"dali mu si uwanie. Wszyscy.
' 1a: ' spr$bowa jednak. ' A trzec& co...:
' Debren) ' rzucia ostrzegawczo .enda.
' Debren... ' szepna zarumieniona *etunka, ni to odwracaj"c skromnie
wzrok, ni to trzepocz"c zalotnie du3gac&nymi rzsami. ' Ac&.
' Ac&: ' .enda te zacza m$wi! duo ciszej. %a cic&o. ' Ac&: 1asna
c&olera... Wic jednak.
' Ksiniczko, posuc&aj...
' 0o temmoza/skie a/cuszki, prawda: ' zignorowaa go, zwracaj"c
ponure spojrzenie ku gospodyni. ' 6o pewnie. Koszula nocna mao co ci u
g$ry zakrywa, siostro. 6ie dziwi si zreszt", szkoda byoby skrywa! tak
udane... 0am trzeciego nie byo. #zyli musia by!...
' *etunko: ' %br&l gapi si na zotowos" z troc& aosn", a troc&
rozmarzon" min".
' 0o typowy zestaw ' spr$bowa jeszcze raz Debren. ' 0ancerek
brzuc&a. Waciwie... jak kto si odrobin orientuje... 0o tak jak z
ostrogami5 widzisz je i moesz miao zaoy!, e wyej znajdziesz pas
rycerski. 4o...
' Debren ' przerwaa mu. ' 1u mi t kwesti wykadae. *o wypadku
modego 7uswoka. Wic kr$tko5 przy okazji tylko na go" rzy! *etunki
zerkae, czy to wanie dla niej pod a2ni si zakrade: Kr$tko, prosz.
' Aszalaa: ' uni$s si, nie do ko/ca szczerze. ' Miabym w jakie... to
znaczy przez jakie... Duma i sy-ilis) ' zdenerwowa si. ' 1estem
powanym czarodziejem) Magunem) *o studiac& najwyszyc& z
moliwyc&)
' Kt$re dugo trwaj" ' powiedziaa trzymaj"c gos na wodzy. '
>ozumiemy. 0o nic dziwnego, e po latac& odmawiania sobie... pewnyc&
naturalnyc&...
' .enda, do c&olery, nawet nie wiem, gdzie tej a2ni szuka!) A dziurze
nie m$wi"c)
' #&odnikiem z bali przed si ' wytumaczy Bysedel.
' 6ie yj, Debren. 6ie jestem m$dka, wiele rozumiem i zaakceptowa!
mog, ale o jedno ci prosz5 nie yj. >ozum to ostatni atut, jaki mi zosta, i
jeli take nim pogardzasz, to nic nas ju...
' 6ie podgl"daem was) %araza, nawet jak tu jec&alimy, tom si stara
na ciebie nie patrze!)
' 0o mia by! argument: ' upewnia si *etunka. ' 4o c&yba nie
komplement:
' Dziki. ' .enda poblada z gwatownoci" kogo, ko mu rzucono na
twarz przecierado. ' %a szczero!. #&o... c&ocia m$gby to... deli...
katniej...
4ya szybka, wic nikt nie zd"y zobaczy! ez, wypeniaj"cyc& troc&
niebieskie, troc& zielone oczy z rozsianymi tu i $wdzie okruc&ami zota.
(le te nikt nie potrzebowa widzie!. Apadaj"c na aw i kryj"c twarz w
przyklejonyc& do stou przedramionac&, zac&owaa si a nadto
jednoznacznie. 6o i nie panowaa nad ciaem. 6ic nie byo syc&a!, ale
patrz"c na jej dr"ce plecy i przekrzywion" peruk, trudno byo nie
wyci"gn"! wniosk$w.
' = jeszcze &isteryczka ' mrukna *etunka, wyra2nie nie wiedz"c, co
pocz"! z rkami. ' Wypisz, wymaluj, 4el3niczanka pen" gb".
' *o... poow" ' wybulgotaa .enda przez zatkany nos, ramiona i zy. '
0a... tatko by... An by...
' #udzoziemiec.
Wszyscy, wy"czaj"c mocz"c" rkawy dziewczyn, przenieli zdziwione
spojrzenia na Bysedela.
' 6o co: 0o! m$wiem5 akcent ma obcy. 1akby z obojga rodzic$w
4elniczan bya, to i m$wiaby inaczej. 6o i do ciebie taka podobna '
umiec&n" si niepewnie do ony. ' 0om od razu zgad, e nie sam"
belnicko! we krwi musi mie!, a co dobrego.
' Dpie si: Do mnie podobna: ' *etunka pociemniaa. ' ( ty nie rycz.
1eszcze mi do opinii tylko brakuje, e klient$w do paczu doprowadzam. 6o,
uspok$j si. 6ic si takiego nie stao. 0o ja powinnam becze!, e mnie
Debren go" podejrza.
' Duma i sy-ilis) =le razy mam powtarza!, em nie...
' Ka... kamca) ' wykrztusia .enda. ' *rzecie wiem) ( mi pas za...
zadzwoni) Wyra2nie tw$j... wzrok czuam)
' A czym ta koza plecie: 1aki pas: ' zaniepokoi si %br&l. ' *etunka:
#o wycie w tej a2ni...:
' Wzrok: ' Debren odgad prawie od razu. ' 6ie rycz przez c&wil, to
wane. Dzwonio czy moe wibrowao: Wiesz, o czym m$wi: Kiedy w
dzwonie d2wik dogasa, daj" si wyczu! takie lekkie drenia. A tym m$wi.
' <a... ajdak) 1eszcze i za... za kretynk... mnie ma)
Debren zakl", podni$s kusz z szynkwasu.
' %br&l ' wskaza st$ z broni". ' We2 berdysz. = uwaaj na drzwi. (
jakby co... 6ie wyc&od2cie. Adczekaj par dni, wykuruj .end i +enz.
Dopiero wtedy. % rana, jak najwczeniej, by was zmrok w lesie nie
zaskoczy.
' Debren: ' %br&l niewiele rozumia, ale m$wi ju spod przeci"ganego
przez gow pancerza. ' #o si dzieje: <ajno i ka, ja pijany jestem czy wy:
' Wi... wibrowao. ' .enda ju nie c&owaa czerwonyc& oczu ani
opuc&nitego nosa. ' 0o... naprawd nie ty..:
' = opiekuj si ni".
%atrzasn" za sob" drzwi, nim twarz %br&la wyjrzaa spod blac&. #&o!
oczywicie nie przed wzrokiem rotmistrza ucieka. #&cia znale2! si jak
najdalej, przewiduj"c, e po c&wili oszoomienia .enda zaproponuje mu swe
towarzystwo. Motywy mogy by! diametralnie r$ne ' ale polazaby tak czy
tak. 6ie m$g do tego dopuci!.
Wyszed z gotow" do strzau kusz" i r$dk" w zbac&. *owtarza sobie,
e gry- to tylko duy lataj"cy kot. = e przey tak dugo, bo polowali na
niego amatorzy.
Klkn" przy cianie, przytrzymuj"c kusz jedn" rk", zacz" czarowa!
przy oczac&. 6ic si nie dziao. Kiedy z atramentowego mroku wyoniy si
pierwsze ksztaty, domyli si powodu.
*odw$rze, jak okiem sign"! ' czyli, p$ki co, na dwadziecia krok$w '
naszpikowane byo zaostrzonymi palami, wysokimi na dw$c& c&opa. 0u i
$wdzie z ziemi stercza zamany kikut. Debren oceni, e odstpy midzy
palami s" za due, by uniemoliwi! *isklakowi l"dowanie. Corty-ikacja
miaa jednak dostateczn" gsto!, by wymusi! spowolnienie manewr$w i
wykluczy! atak z lotu kosz"cego ' a to ju co. 8ry- musiaby nadlecie! nad
podw$rze, wy&amowa! i dopiero wtedy opa! midzy zastru3gane w szpic
belki. 0o dawao czas na ucieczk. Wzgldnie na strza. #zy celny i
skuteczny, osobna sprawa5 jeli si dodao drzewka owocowe, studni, wiat
ze obami i r$ne przybud$wki, robi si z tego niezy g"szcz.
*oprawi wzrok i przez par pacierzy mia widzie! nie gorzej ni
starzej"ca si sowa. 0ermowizji nie uy. 9wiat cieplnyc& plam by zbyt
dziwny, m$zg nie radzi z nim sobie za dobrze. Aczywicie przeskanowa
otoczenie. 4ez rezultatu. 4yo cic&o i ciemno. Bysedelowie, moe dla
bezpiecze/stwa, a moe z uwagi na to, co robili przed kominkiem,
pozamykali okiennice na parterze. 7owim oczom Debrena nie brakowao
jednak wiata5 miay go akurat tyle, ile potra-iy spoytkowa!. % zaklciem
nie bardzo magunowi wyszo5 przy przyzwoitej czuoci akomodacja mocno
szwankowaa. #&wilami dostrzega wyra2nie odlege szczyty g$r, &en, a na
belnickiej granicy, ale generalnie mia problem z odr$nieniem czstokou
od lasu. Duma i sy-ilis... *rzedobrzy. *rzez drzwi sysza coraz bardziej
poirytowany gos %br&la. 6ie rozumia s$w ani nie sysza .endy, ale czu,
e w ko/cu usyszy. Kiedy dziewczyna przestanie si mazgai! i zamiast
mamrota! przez spuc&nity nos, wydrze si na rotmistrza. %na j" ju na
tyle, by zakada! moliwo!, e %br&l jako taki okae si r$wnie
nieskuteczny jak rozs"dne apele %br&la, a .enda dorwie si do zasuwy i
wyskoczy na podw$rze ' naturalnie w najmniej stosownej c&wili. 0o
wanie z myl" o czym takim postara si o szybk" -iltracj. W e-ekcie
uzyska wzrok znakomity, tyle e kr$tki. *oowa podw$rza pozostaa poza
jego zasigiem. 6aprawd nie potrzebowa wiele wiata, by ogarn"!
wzrokiem t blisz" poow.
4lask s"czy si z okienka na poddaszu. Do sondowania koci +enzy
Debren potrzebowa energii, na piterko tra-i wic paski ela2niak na
trzec& n$kac&, podobny do palenisk ze staroytnyc& poga/skic& wi"ty/.
Do czego to dziwo, zwane przez Jeyna grullem czy grillem, miao suy!,
nikt nie wiedzia5 kupia je jeszcze prababka *e3tunki. %byt zszokowana
niedawnym pogrzebem ma, by przegna! domokr"c lub przynajmniej
wysuc&a! jego wyjanie/. W roli paleniska ela2niak si jednak sprawdzi i
Debren, zako/czywszy badanie, nie gasi resztek zabytkowego zydla. Wiele
tego nie byo, ot, odrobina aru, ale sowim oczom nie potrzeba wicej.
*odni$s si z klczek, ruszy w stron a2ni. Min" drewutni i wkroczy
midzy par potrzaskanyc& sup$w, z kt$ryc& jeden zosta city gazem
stop nad ziemi".
' Durrre/) ' zaskrzecza znienacka c&rapliwy, szyder czy i jakby
nieludzki gos. ' Krrretyn)
8os mia racj5 uamka momentu zabrako, by magun strzeli. =
zmarnowa jedyny bet. Kieruj"c si skrzekiem zdoa wprawdzie
zlokalizowa! pyskacza i nakierowa! bro/ na jabonk, zza kt$rej
pyskowano, ale tu obok pitrzy si onieony s"g drewna i rosy krzaki, a
pyskacz by may, zwinny. *oza tym marnie go byo wida!. = na koniec F
nie by gry-em.
8ry- czeka z tyu. Ad samego pocz"tku.
>zucaj"c si szczupakiem na brzuc& i sun"c po oblodzonym c&odniku,
Debren pomyla, e straszliwie spieprzy spraw. Dac& obery, jak to w
g$rac&, by stromy. Mokry nieg ' czarodziejskiej proweniencji, jeli
wierzy! *etunce ' jako si go trzyma, ale gry- o masie byka musia mie! z
tym problemy. 6ie spad, bo przywarowa na kominie ' a tam nie m$g by!
niewidoczny. Wystarczyo raz zerkn"! w ty...
Debren nie zerkn", zmylony negatywnym wynikiem skanowania. 4yby
to ostatni b"d w jego yciu. 8dyby nie pewien domokr"ca, pewna
p$przytomna z alu wdowa i pewien gruli, wzgldnie grill.
*isklak z racji kociej krwi porusza si bezszelestnie. 0ake gdy
szybowa. Debren zareagowa wy"cznie na jego cie/. 7tw$r nie znalaz si
wprawdzie w jednej linii z owietlonym oknem, ale sowim oczom
wystarczy kr$tki zanik odblasku w soplac& okalaj"cyc& dac& drewutni.
Mimo wszystko gry- omal nie dopi" swego.
' 8$rrr" 7tarrrogrrrodczyk) ' wrzasn" trium-alnie pyskacz zza jabonki.
6ie pom$g tym Debrenowi. Magun pozwoli si zdekoncentrowa!, zajec&a
za daleko i grzmo tn" czoem w rodek zbawczego supa. 7up pk.
Moment wczeniej *isklak sign" tyln" ap" poladka czowieka. *$
momentu p$2niej by ju znacznie wyej, wykorzystuj"c nabyt" przy lizgu
energi i id"c w g$r pionow" wiec". Mimo wszystko za&aczy o zamany
przez Debrena sup. <upno drugi raz, zaostrzony czubek pala wpad z
impetem w zarola przy jabonce.
' Kurrrwa) ' wydar si ten zza jabonki. ' 4arrrany)
Debren przeturla si, potem jeszcze raz i jeszcze... Wirowa wiat,
wirowa poderwany podmuc&em nieg. Kusza jakim cudem nie wystrzelia.
(le i tak nie byo z niej poytku. Debren mia pod powiekami peno wi$r$w5
pkaj"cy pie/ okaza si w rodku suc&y jak &ubka i r$wnie zab$jczy dla
oczu.
*o omacku odnalaz nastpny sup gry-oc&ron. #&yba mocniejszy, a na
pewno grubszy. 7up sta obok drzewa, wic Jeyn nie zada sobie trudu
wkopywania obok drugiego. *otw$r wykorzysta to i spr$bowa jeszcze raz.
' >rrce w g$rrr) ' za"da krzykacz. 6agle znalaz si w okolicac&
domu. Debren pomyla, e odcina mu od wr$t, ale nie mia czasu
przejmowa! si jeszcze i tym.
*r$bowa wykorzysta! jedyn" szans zabicia gry-a. 1edy n" F bo w
trakcie zderzenia czarodziejska r$dka zaci skana w zbac& w czarodziejski
spos$b zamienia si w grud niegu. 0e wprawdzie zaczarowanego, ale
bez uytecznego w walce.
Kiedy *isklak wyc&yn" z mroku, ami"c z p$ setki drobnyc& gazi i
znikaj"c w c&murze str"conej z nic& bieli, okazao si, e nieg jest wicej
ni bezuyteczny. 4y, mianowicie, szkodliwy.
8dy Debren nacisn" spust, mec&anizm prawie obr$ci si do ko/ca i
prawie zwolni ciciw. *rawie.
' 7tarrrogrrrodczyk g$rrr") ' wzni$s kolejny okrzyk ten z tyu. Mia
racj. 0ylko nieny obok sprawi, e gry- straci cel z oczu i nie rozpata
czowieka. Debren sko/czyby jak niedoszy ojciec *etunki, ale ocaliy go
pal i d"no! potwora do per-ekcji. Arle oczy nie zgubiy celu w nienym
tumanie, dzi$b tra-i dokadnie w rodek mglicie zarysowanej sylwetki
klcz"cego wroga i *isklak z waciwym bykom impetem r"bn" gow" w
sup.
' A kurrr...)
Krzykacz nie doko/czy. 4ysno. Atwierane z rozmac&em drzwi
obery zderzyy si z karowatym asystentem gry-a i pokurcza rzucio
daleko poza drewnian" ciek.
6ie miao to wikszego znaczenia. *rawd m$wi"c, nie miao adnego.
.iczy si tylko *isklak.
%derzenie ze supem przyprawio go o silny wstrz"s ' jak najbardziej
paowy. *odrywaj"c si, Debren mia nawet nadziej, e dwustuletnia wojna
wanie dobiega ko/ca. *o rozszczepieniu na dwoje pala stopowej rednicy,
przec&yleniu go o trzy rumby i upodobnieniu do pijanej runy J, aden
,ipla/ski zwierz nie utrzymaby si na nogac&. 0e bardzo due zac&owayby
pewnie przytomno!, ale nawet one nie miayby ani si, ani oc&oty, by dalej
walczy!.
8ry- mia. 6ie zabi Debrena tylko dlatego, e przedtem czarodziej
oberwa w gow wal"cym si supem i upad poza zasigiem *isklakowyc&
ap.
Dwiziony w pogruc&otanym drewnie dzi$b wypuci stumione
ryknicie. 7tw$r d2wign" si, stan" na rozc&wianyc& apac&, opad na
kolana, zn$w wsta. 4y oszoomiony i wcieky. *openi kolejny b"d,
pr$buj"c sign"! skrzydem tego, czego nie siga pazurem, ale zaraz potem
obudzi si w nim instynkt urodzonego zab$jcy i ruc&y stay si bardziej
celowe. Da spok$j czowiekowi, zapar si ap" o pal i zacz" wyszarpywa!
z niego dzi$b.
Debren, niewiele mniej ogupiay po dw$c& uderzeniac& w gow,
klcza s"e/ dalej i raz po raz szarpa spust kuszy. 1ak za&ipnotyzowany
patrzy na dziwaczne, na poy kocie, na poy ptasie palce, wystarczaj"co
dugie i gitkie, by c&wyta! co wiksze przedmioty.
' Wracaj) Dok"d, durna kozo:)
6ie widzia jej, ale sysza, jak sadzi dugimi susami, na przeaj, przez
g"szcz malinowego c&runiaka. 1ak przewraca jeden ze stoj"cyc& tam uli i
zaczyna krzycze!. W krzyku by i strac&, i wcieko!, ale gry- usysza
wy"cznie wyzwanie. *otnym szarpniciem uwolni dzi$b i nastpnym
zrywem ko/czyn mia dopa! Debrena. 6ie popeni jednak tego bdu.
.enda te nie popenia bdu. *omijaj"c ten gigantyczny, jakim byo
wyrwanie si %br&lowi i galopada przez pene potwor$w podw$rze. %
&alabard", kt$r", s"dz"c po c&wycie, najwyra2niej pomylia z oszczepem.
Debren natyc&miast zapomnia o zmaganiac& z zanieonym
mec&anizmem spustu. *oderwa si, skoczy naprzeciw. Moe dziewczynie,
moe gry-owi. >aczej gry-owi. 8dyby starcie rozegrao si tak, jak sobie
wyobraa, zrobiby dla .endy to, co c&wil wczeniej sup zrobi dla niego.
= raczej nic wicej5 pomys, by uy! gangarina, przyszed za p$2no. .enda
nie bya jednak typowym dodatkiem do zotyc& wos$w i bkitnej sukni z
-albanami. 6ie mylia cikiej &alabardy z lekkim oszczepem ani gry-a z
jeleniem. W momencie, gdy potw$r zacz" obraca! orli eb w jej stron,
wykorzystaa -akt, i &alabarda zajmuje jej tylko jedn" rk. = e *isklak nie
zd"y jej obejrze!.
4ya ju blisko, wic trzymana w lewej rce &ulajkula spenia zadanie.
*orcja wyrzuconyc& przez spryn sie3ka/c$w ugodzia gry-a w okolice
ogona. = zmylia.
#o uk"sio go z tyu, co dziwnego, bezgonego, a wic
najgro2niejszego z tr$jki przeciwnik$w. *asiaste cielsko zawirowao,
potny, &aczykowaty dzi$b przeci" pustk. +ulajkula poleciaa w krzaki,
na poz$r bezuyteczna, lecz nadal przynosz"ca korzyci. +aas sprawi, e
*isklak zawa&a si, straci kolejny moment.
' W nogi))) ' wrzasna dziewczyna, api"c drzewce obur"cz i
wyprowadzaj"c potne pc&nicie znad ramienia. 8dyby uya oszczepu,
gry- zyskaby okie! stali i drewna w piersi. +alabarda to jednak nie
oszczep. 8ry- uderzy z boku, ele2ce podskoczyo, ugodzio go w grzbiet.
Astr", lecz zbyt szerok" ko/c$wk" topora.
' 7zyj, Debren)))
*r$bowa. 8rzmotn" pici" z g$ry, potem od dou, kolanem. Wybi
troc& niegu z zapadki ' i tyle.
' Won, g$wniarzu))) ' *etunka nadbiegaa rodkiem cieki, wywijaj"c
miot". ' ( poszed)))
' Do a2ni) ' Debren c&wyci kusz w praw" do/, palce lewej zoy w
piciok"t, wymierzy w gry-a. 4rzeszczot ugrz"z pytko, bez szans na
spowodowanie powanyc& obrae/, p$ki jednak rycz"cy z b$lu i zoci
*isklak par w stron .endy, stal tkwia w ranie.
' W nogi, Debren) ' 8os dziewczyny, o dziwo, brzmia najspokojniej.
Moe dlatego, e nie musiaa ju dodawa! sobie odwagi wywrzaskiwaniem
puc. Wszystko zrobio si zab$jczo proste5 moga albo utrzyma! &alabard
w ranie, utrzyma! dystans i utrzyma! si na jad"cyc& w ty, szeroko
rozstawionyc& nogac& ' albo umrze!. Debren, kt$remu przemkn" pomys
zast"pienia jej przy drzewcu, zrezygnowa od razu. 6ie byo czasu na taki
manewr.
8ry- nie tyle par na .end, co bieg, pc&aj"c j" przed sob". 8dyby nie
nieg, spod bosyc& st$p dziewczyny sypayby si pewnie iskry. Dtrzymaa
r$wnowag wy"cznie dziki Debrenowi, kt$ry c&wyci si jej talii. Kuszy
jakim cudem nie zgubi, ale z gangarina nic nie wyszo.
' % drogi))) ' Jeyn wypad przed drzwi, wycelowa w plecy
szaruj"cego %br&la z trzymanej obur"cz &ulaj3kuli.
' % drogi))) ' &ucza mynkuj"cy toporem %br&l.
' Won))) ' wrzeszczaa powiewaj"ca wosami *etunka.
Debren nie wierzy, widz"c, jak potw$r rzuca do tyu spieszne
spojrzenie, drobi niepewnie apami, traci okazj. 8dy *etunka dopada jego
zadu, odskoczy. >aczej nie dlatego, e miota tra-ia tam, gdzie siekance.
Wygl"dao to raczej na lk przed osob" ni b$lem.
' ( masz, szczylu) %a babk) %a prababk) %a prapra babk) ' *etunka
tuka miot" jak cepiarz, maj"cy ambi cj pobi! rekord w m$ceniu zboa i
tra-i! do sigi !upissa" Wiele nie zwojowaa, bo po pierwszym
niepewnym pl"sie *isklak zacz" opdza! si mac&niciami ogona, osania!
skrzydem. *r$bowa przetrzyma! atak, samemu atakuj"c r$wnoczenie
Debrena i .end. %a p$2no5 magun zdoa otworzy! drzwi, a dziewczyna
przerzuci! w ic& wiato koniec drzewca. 7tao si jasne, e gry- t walk
przegra.
4y za duy, by przecisn"! si przez ocienic, a za may, by
roztrzaska! a2ni w kilka pacierzy. ( tyle najwyej mia5 ludzie byli
uzbrojeni i duszy szturm sko/czyby si dla niego tragicznie. Musia mie!
pewne dowiadczenie w tej kwestii, bo ledwie niedosze o-iary znalazy si
za progiem, zrcznie wywin" si miotle i popdzi dugimi susami w g"b
podw$rza.
' Drzwi) ' *etunka zatrzasna Debrenowi owe drzwi przed nosem. ' Do
domu) 7zybko, nim zacznie ciska!)
Debren mimo wszystko skoczyby za ni". 8dyby byli sami w nadal
gor"cym, wci" zaparowanym wntrzu. (le by tu kto jeszcze.
#o czarnego i wielkiego runo na niego spod stropu. *oderwa rk,
osaniaj"c si kusz" jak tarcz". Dsysza szczk zapadki, trzask, jakby
pkaj"cego drewna, a potem co twardego i cikiego spado mu na gow.
G ' =le palc$w: ' 8os by dokadnie taki, jak do/ uno sz"ca mu gow5
szorstki z wierzc&u, ciepy i delikatny od robin gbiej. Miy. = do/ bya
mia, c&o! zadawaa b$l odrtwiaym miniom. ' Debren: >ozumiesz, o co
pytam:
#o jasnego latao mu przed oczami. Druga do/.
' *ie... pi!: ' wymamrota. W gowie mu szumiao, ale nie tak, by nie
usysza, e dziewczyna klnie pod nosem.
' 0o nic. ' Kiedy si odezwaa, miaa zupenie inny gos. 7pokojny. =
prawie szczery. ' Minie. *askim dostae. %reszt" ciemno tu. 7ama ledwie
rk widz.
(&a. %aczyna rozumie!.
' Adgryz ci palce: F zaartowa, opuszczaj"c powieki. 4yo ciepo,
wrcz gor"co.
' +: ' *oruszya si, moe po to, by zerkn"! mu w twarz. Dopiero teraz
uwiadomi sobie, e ley nagi na brzuc&u na drewnianej awie, a ona siedzi
obok niego. *od twarz" mia podci$k z jodowyc& ga"zek przykrytyc&
lnianym rcznikiem, a na plecac& rk .endy.
6ormalny wzrok wr$ci byskawicznie. 7am, bez czarowania. Duma i...
' (, o nietoperza pytasz ' domylia si. ' 6ie, niczego nie zwojowa,
szczur przebrzydy. Dziabnam go &akiem troc& po tym... no wiesz.
' 1ak mnie trzasna &alabard" w eb:
' 8niewasz si: ' zapytaa niepewnie.
' 6nn... nie. .enda... Mog zapyta!...:
' 6ie. ' #o si zmienio w jej gosie. ' =le palc$w:
' 0yc&: ' dotkn" podsunitej mu pod nos doni. Mimo gbokiego
mroku widzia lady zadrapa/. 6ajpierw most, potem bieg przez zarola i
gry-, jeszcze p$2niej nie toperz, zamknity w ciasnym pomieszczeniu. = na
koniec on. Musiaa si zdrowo naszarpa!, by go rozebra! i tak uoy!, nie
dodaj"c nowyc& ran i stucze/ do tyc&, kt$ryc& ju si dorobi. ( nie dodaa.
4y tego dziwnie pewny.
Kto taki mia prawo do podrapanyc& doni. = tego, by dotykano ic& z
najwiksz" moliw" delikatnoci", samymi opuszkami palc$w.
' 0yc& jest pi!. W tym wyprostowany jeden.
' Dobrze. 7koro oprzytomniae, powinnam ci par spraw wyjani!.
%astanawiasz si pewnie... ' #o-na lew" do/, t, kt$rej dotyka. ' 4o
pewnie zauwaye...
' %auwayem.
' Wiem, jak to wygl"da ' rozemiaa si nieszczerze. ' (le to nie to. 7"
a trzy racjonalne powody, e tak...
' ...zaywamy k"pieli ' uatwi jej pocz"tek.
' 1eli tak spojrze!, to nawet cztery. (le wzgldem owyc& trzec&... *o
pierwsze *isklak oberwa. %br&l krzycza, e jakim dziwnym tra-em
postrzeli go w zadek. *isklaka, nie %br&la.
' *isklaka: Dziki. Dlyo mi.
' 6ie kpij. 0o, co z kusz" wyczynia... 1akbym ci kiedy braa na
polowanie, z gowy mi to wybij. 0en dziobaty c&olernik nie napdzi mi tyle
strac&u, co ty.
' <esz, ksiniczko. ( drugi pow$d:
' #zekaj, z pierwszym nie sko/czyam. 6ie po to ci tu tak... no, eby za
kar r$zgami smaga!. #&o! zasuye.
' 6ieprawda. ( po co mnie rozebraa:
' *rawda. ( po to, emy jakby obleni. 8ry- si wciek, lata i pociski
z g$ry spuszcza. 6a dom g$wnie, ale i w nas celowa. Wic nie ma jak
wyj!. ( e tu pary od c&olery, uznaam, e lepiej bdzie ubrania w
przedsionku zoy!. 4o tu zamokn" i gdyby przyszo ucieka! w las...
6ie brzmiao to za dobrze. A ile m$wia ca" i szczer" prawd. Debren
po cic&u liczy, e jednak nie.
' >ozwana z ciebie panna.
' Drugi pow$d jest taki, e musiaam opatrzy! ci rany. 6ie wiem
dlaczego, ale ilekro! si spotykamy, bierzesz po zadku. = to coraz mocniej.
Mylaam, e ci si ta leczona r$dk" otworzya, ta z mostu, ale widz...
wyczuam znaczy... no, zauwayam, e nowej si dorobie. Wic, myl
sobie, jak ju tak ley biedak bez przytomnoci... 0ra-nie przewidziaam, e
przytomny by si wzbrania:
' W mylac& mi czytasz.
' ( siedz blisko, bo dobra pielgnacjuszka ma w obowi"zku, jakby co,
pacjenta przed wal"c" si belk" osoni!. = nic w tym nie ma osobistego. 0o
trzeci pow$d.
' >ozumiem. ' Adczeka c&wil. 6ajdusze rozwaania nie zast"pi"
jednak paru kr$tkic& s$w, wic przeama si i nie odrywaj"c policzka od
lniano3jodowej poduszki, zapyta5 ' = to... wszystkie powody:
Milczaa. 8dzie daleko, w innym wiecie, strzeli amany gont,
trzasna belka, uderzona czym cikim, spadaj"cym z wysoka. = zarycza
%br&l. >aczej wcieky, ni tra-iony. (le wystraszony na pewno. % tyu
dobiegao rytmiczne pukanie wody o deski awy. .odowata mgieka
rozdrobnionyc& kropel przyjemnie c&odzia stopy Debre3na i nieco mniej
przyjemnie przypominaa, e luksus przebywania w cieple nie potrwa dugo.
Dac& przecieka. 6a razie nieznacznie, ale drewniana budka nie bya tak
solidna jak dom. #o, co radzio sobie tak znakomicie z wi2b" dac&ow"
obery, mogo za jednym zamac&em rozwali! poow a2ni.
' #o trzy pacierze ' mrukna .enda. ' Musi mie! przygotowane
kamienie i belki na jakiej nieodlegej g$rze. .eci, bierze nastpn",
spuszcza, zawraca, bierze...
' Dugo to trwa:
' 6o, z klepsydr trzeba ju liczy!.
Dni$s lew" rk, pomaca gow. Wczeniej wstrzymywaa go nie tyle
obawa przed wymacaniem ruc&omyc& kawak$w koci, co raczej
niepewno!, czy nie tra-i okciem na kt$r" z piersi .endy. 6ie mia odwagi
jej dotyka!@ ba si reakcji dziewczyny. = swojej. Aboje byli praktycznie
nadzy@ czu jej ciepo przez plecy, bok tuowia, do kt$rego przywara. 4yo
gor"co, byo ciemno, a ciemno! miaa barw rozmytej w parze czerwieni.
6o i przede wszystkim to bya ona, .enda 4ranggo, dziewczyna, o kt$rej
marzy od szesnastu najduszyc& w yciu miesicy.
' #a" klepsydr byem nieprzytomny: 0o dlaczego...: *owinna dawno
by! w obery. 0u jeden duy kamie/...
' 6ie daabym rady ci dotaszczy!. 6ogi... troc& bol". 6ie wiem, czy
mielibymy szans zd"y!. 0o sprytny potw$r. Wcale nie jest powiedziane,
e rzuca gazy tak szybko, jak moe. Moliwe, e dolot zajmuje mu mniej
czasu. (lbo e bierze par kamieni, rzuca jeden, a potem kr"y i czeka. 6ie
wiem. 6ie znam si na gry-ac&. ( ty si znasz:
6ie pamita. Winy nie ponosio nadproe budowanej wedug
wczesnowiecznyc& norm obery, sup gry-oc&ron czy &alabarda. 0o ona
bya winna. *ozwoli si wci"gn"! w rozwaania taktyczne, bo udzi si, e
zapomni o goej .endzie opartej o goego Debrena. = nawet, przez pacierz,
pomagao. 0ylko po to, by zaraz potem zacz"! szkodzi!.
' Dobrze si czujesz: ' zaniepokoia si. *rawa do/, ta z plec$w,
-ormalnie peni"ca rol tarczy do powstrzymywania spadaj"cyc& na pacjenta
belek, drgna, ruszya ku g$rze. (le zawr$cia. ( gos .endy, c&o! nadal
zatroskany, zrobi si rzeczowy. 1ak u pielgnacjuszki wanie. ' Duo krwi
stracie. 6ie wiedziaam, e z tyka moe tak trysn"!. (le te ciac&n" ci
gboko. 1ak si z tyc& g$r wydostaniemy, powiniene si do jakiego
medyka zgosi!. % tyc&, co to urod poprawiaj".
' Kpisz ze mnie: ' 6aprawd nie wiedzia.
' %apomniae: *rzyjaciele jestemy. 6o, c&yba e ci si w drodze, po
tej stronie kopc$w, odwidziao. (le e mi jeszcze tego o-icjalnie, w oczy,
nie powiedzia, to jak przyjaciel radz. % gadkim tykiem lepsz" parti"
bdziesz. 6iewiasty lubi" gadysz$w.
#&olera. 6adal nie wiedzia. 0yle e problem sta si mao istotny. Amal
nie obejrza si, nie zajrza jej w twarz.
' Adwidziao si: ' powt$rzy wolno. ' .enda, skoro ju sami
jestemy... #o ty wyprawiasz:
' 1a:
' Miotasz si jak trzynastolatka. Abraasz wszystkic&, pijesz, na
szyldac& si wieszasz, wyjeda! c&cesz...
' 0rzynastolatka:
' 1ak nas *etunka omal nie wystrzelaa, milczaa. #&o! to ciebie c&ciaa
broni! i jedno sowo wystarczyo...
' *rzecie nie daby jej nikogo skrzywdzi!. #zarodziej jeste. #o tam
dla czarodzieja jedna baba z odpustow" strzelawk" na myszy. W dodatku
drocz"ca si.
' Drocz"ca:) Jeyn zjawi si z t" kusz", cakiem nie odpustow", jak na
cicie) 6aprawd ic& nastraszylimy) ;e *etunka ma nerwy jak postronki,
to jeszcze nie...
' W nerwy te jej zajrzae: 6ie tylko pod sp$dnic:
' 1a: *od sp$dnic: 4zdury jakie... 6awet nie miaa sp$dnicy. 4ya w...
' Wiem, w czym. 4aba jestem, wic mam oko na takie rzeczy. (le jak
c&op potra-i opowiedzie! ze szczeg$ami, co miaa na sobie biaogowa, to
znaczy, e albo ciopo-il, albo e jest pod c&olernie mocnym wraeniem.
' 1estem magunem ' warkn". ' *ami! mam wy!wiczon". ( ze
szczeg$ami to prze&olowaa. *etunka bya cakiem goa, w samej jeno
koszuli, a i to kusej. 1akbym tyle nie umia zapamita!, za r$dk bym si
nie bra. 4y krzywdy komu nie zrobi!.
' 8oa: ' 0o jedno do niej dotaro.
' *od koszul") .enda, duma i sy-ilis, nie odwracaj kota ogonem) A
tobie mielimy gada!.
' 7k"d wiesz, e nic pod spodem nie miaa:
' 7k"d: 4o widziaem) ( jakbym nie widzia, tobym zgad) Mylisz, e
gdzie jeste5 w ?ile--: 0o zapyziaa prowincja, gdzie o gry-a atwiej ni bab
w bieli2nie)
' Moe i nie znamy tu -rymunyc& majtek i gorseci3k$w, ale kalesony to
ju ze dwiecie lat. 1ak nie duej.
' A kopcac& m$wilimy ' sapn". ' #o miaa znaczy! ta uwaga o
odwidzeniu si: #o niby miao mi si...:
' Dudkaj si.
' 0o nie bya odpowied2. #zekam.
#zeka dugo. 6ieatwo wygasi! silne wzburzenie, a ona, jak *etunka,
bynajmniej si nie droczya. Dwiadomi to sobie, czuj"c, jak gwatownie
-aluje jej to, czym go dotykaa w okolicac& lewej pac&y. 0o jdrne i tak
jedwabiste, e od przypomnienia a bolao leenie na deskac&.
' W porz"dku. ' Kiedy si w ko/cu odezwaa, jej gos by rzeczowy i a
nadto dorosy. 6o i cic&y. 6ie bya a tak dorosa. ' 7koro ciebie nie sta! na
szczero!, to c&yba mnie wypada. My... nas nie ma, Debren.
' #o:
' 0o znaczy i ty jest, i ja, ale adnyc& nas nie ma i nie bdzie. Wiesz, w
jakim sensie. #ic&o. ' Wyczua, e otwiera usta, klepna go midzy opatki.
' 1a m$wi. 6ie przerywaj, bo i bez tego... >ozumiem, co si stao. %br&l
mia wit" racj. Ko/ska przypado! ci si... ' urwaa, by po c&wili
zmagania si z opornym jzykiem doko/czy! odwanie5 ' ...nam si
przytra-ia. 6iczyja wina. 6atury c&yba. Krew, strac&, umieranie... = jeszcze
golizna wok$. = nikogo w ou od strasznie dawna. Wic nic dziwnego,
emy... e ci si to z mioci" pomylio. ( i czarowanie, wosy w
poduszkac&, te nie bez e-ektu pewnikiem. Wic byo tak, jakby si wina
opi. 6ie, wr$!... gorzaki. Wino trunek szlac&etny@ gorzej si po nim rzyga,
ale szlac&etny. ( ja... 6o, wanie taka wsiowa okowita5 dobra w braku
czego lepszego, id"ca w gow, atwiej dostpna. 0o pogalopowa jak ko/
%br&la za drakle/sk" koby". ' %robia przerw, odetc&na raz i drugi. '
Kiedy, jak z 7o,ro wojowalimy, tom si w jednym ksiciu zadurzya. 1ak
wjec&a midzy namioty naszej c&or"gwi, zbroj" srebrzon" bysn", zbami
biaymi, jak zagrzmia, e pod jego komend idziemy... 6o, m$dka
wtenczas byam, wic z miejsca na zab$j. %waszcza e i ja w oko pa3
niczykowi wpadam. 6ie dziwota5 jedna dziewka na sze! tuzin$w c&opa,
pysk r$owiutki, wosy takie, e warkocz pod pac&" przeci"gniesz i w
zbac& trzymasz...
' 0y sama tak...:
' 6ie przerywaj. 7ama. 6ogami przebieraam, ustawiaam si w
wymylnyc& pozac&, mieczem dziarsko mac&aam i w og$le robiam
wszystko, by si ksiciu w dobrym wietle ukaza!. M$wiam5 byam moda i
tak durna, e a mi si dzi wierzy! nie c&ce. 6o, a potem poszlimy w
poc&$d. Wiesz, jakie jest so,- ojsbi- pogranicze5 bota, lasy, latem komar$w
tyle, e lepy, mieczem tn"c, ze dwa ubije. ;adna strona przewagi nie miaa,
no to manewrowalimy tak, e si buty i podkopy sypay. 0rzy niedziele
marsz$w, kontrmarsz$w, pogoda g$wniana, arcie g$wniane, nastroje
g$wniane i jeszcze cika, og$lna sraczka.
' Dyzenteria. *owinna popracowa! nad jzykiem, ksiniczko. M"dra
jeste, a wysawiasz si jak...
' 6egatywny wpyw rodowiska. 6ie przerywaj. Wic, kr$tko m$wi"c,
dostalimy w rzy!. 6ajpierw, pamitam, m$j ksi" w lni"cej zbroi
strzemi w strzemi jec&a, a gba mu si nie zamykaa. 1ak kwietn" "k
zobaczy, to buc& z kulbaki, kwiecie rwa!. Kostk nadwery, tak si
spieszy ze spieszaniem. #ay w$r tego zielska dostaam, bo na jednym razie
nie poprzesta' (le, co c&arakterystyczne, potem ju giermka sa, a sam
jeno wrcza. 7z$stego dnia tak si ju miowalimy, em tan o swoim
dupnia3ku opowiedziaa.
' .enda, wiem, czym jest trudne dzieci/stwo i wpyw rodowiska. (le
miarkuj sowa, prosz' Wystarczy5 pas.
' Dudkaj si. = nie przerywaj, bo to opowie! z moraem@ wysuc&a!
warto. 6o wic jako P-c z szoku pozbiera w gupie dwa dni. >ankiem
$smego jeszcze mnie unika, ale w poudnie weszlimy w kontakt bojowy,
trup$w pado sporo, naszyc& g$wnie, bo z ksicia by taktyk jak ze mnie
&a-ciarka. (&a, i ko/ pod nim leg' 0o wane. *$ klepsydry pod martw"
szkap" przelea, juc&a tak mu zbroj zalaa, e a c&lupao. 7zok
be%paowy, kr$tko m$wi"c. Wic jak go w ko/cu wyjli, w pierwszym
odruc&u do mnie, na kolana pada i mio! wyznaje. H.endu ' jczy ' y!
mi bez ciebie nijak, durny byem, em tego nie dostrzeg, daruj, cudna ty
moja)I 0o niby jak miaam nie darowa!: 4o!ka! si poczlimy. L nawet
mu zbroj pomagaam ci"ga!. *od koniec to w tak gor"czkowym
popiec&u, e pasek g$wny osony pac&winy zerwaam. = potem...
' Daruj sobie szczeg$y ' rzuci Debren, sil"c si na beznamitny ton. '
% grubsza si domylam.
' (le nie tego, co trzeba. 4o si w mym lubym wanie w takim
momencie jedna z pierwszyc& o-iar owej cikiej... no, niec& ci tam...
dyzenterii. Wic si o-iara odezwaa. %broj zd"ylimy zdj"!, ale odbiec w
krzaki ju nie. 0om c&wycia paw, stana obok, majestat osonia...
' 0o bdzie &istoria z moraem: ' upewni si.
' 4dzie. 0ak wic zaliczylimy i bitw wsp$ln", i to. Miowaam go
dalej, nie powiem. Moe i bardziej, bo strac& doszed o lubego, bom sobie
uwiadomia, e zwyczajny jest, ludzki, i mog go straci!. (le... ksicia z
bajki, takiego na biaym koniu, tom ju w nim nie widziaa.
#o upno o cian. Kamie/ by may, ale nie by sam. Debren sysza
wyra2nie, jak te inne dudni" o zamarznit" ziemi, cian obery, jak
trium-alnymi trzaskami potwierdzaj" tra-ienia w gonty. 8ry- uzbiera z
p$tora tuzina okruc&$w skalnyc& i zrzuci je r$wnoczenie. *ewnie
wysypuj"c z sieci. Do polowa/ na lataj"ce potwory nagminnie uywano
siatek, mia prawo posiada! odpowiedni kawaek w swym zbiorze up$w.
' %br&l przez dziury w dac&u szyje ' wyjania .enda.
' 6a niego pewnie ta drobnica. Widzisz, co miaam na myli. 0ak" salw"
pewnie by nas tra-i. ( wracaj"c do mej mioci... 9wiadomo!, e kada
klepsydra moe by! ostatni", natc&na ksicia do pomysu nocy
przedlubnej.
4o o lubie, nie powiem, dalej m$wi. (le te, przyznaj, nie bardzo
wiedzia, co mu na przeszkodzie do mae/ skiego szczcia stoi. 6ie,
ebym go wiadomie oszukiwa a... po prostu sama wierzyam, e si
paskudztwa pozb d. ;e to jeno kwestia zebrania -unduszy. ' *rzerwaa.
Debren lea, cieszy si i martwi zarazem dotykiem jej nagiej sk$ry.
Westc&na. ' 6o dobrze, jak ju ma by! szczerze i z yciowym moraem...
6a jego sakiewk te le ciaam. 0akie ju baby s", Debren. 9wiadomie,
mniej wiadomie czy cakiem podwiadomie, ale lec". 1a c&ocia umiem to
logicznie wytumaczy!. W moim przypadku mi o! r$wna si brak
dupniaka, a brak dupniaka r$wna si ku-erek zota na kuracj. 0o wielce
wygodny ukad. 6ie musz si sili! na kulturalne spawianie
c&udopac&ok$w.
Mog prosto z mostu powiedzie!5 H6ie sta! ci na mnie, nie zawracaj
gowy i nie r$b toku, bo powanyc& konkurent$w odstraszaszI. *rawda, e
to wygodne: ' Debren za dobrze odczytywa jej ton, by kusi! si o
odpowied2. ' 0aaak' 6o wic pod wiecz$r uspokoio si, rozbilimy nawet
jedyny namiot, co go nam so,rojscy partyzanci razem z taborem nie spalili.
>annyc& mielimy sporo, deszcz si"pi, ale e i ksicia, i mnie potrzeba
okrutna przypara, tomy namiot dla siebie zarezerwowali. 6iby na kr$tko,
ale tak tylko gadalimy, by sumienia uspokoi!. M$j luby w ko/cu nie
wytrzyma i wyzna, e tak mnie miuje, e calutk" noc bdzie ostro... K
.enda... prosz.
' Astro miowa. ' #&yba si umiec&na. ' ( ja wiedziaam, e
owszem, ca", ale piowa. #ic&o ' klepna go po opatce. ' W sensie
dosownym m$wi. (le ajno z tego wyszo. Ksi" mia pilnik do cicia
zbroi, jak to dobrze wyposaony rycerz wsp$czesny, kt$remu zdarza si, e
po bitwie, mocno wym$cony albo kopytem nadepnity, nie moe z
odksztaconego pancerza wyle2!. Mia take mio! w najlepszym gatunku,
znaczy si czyst", romantyczn" i ku mae/stwu zmierzaj"c". Modzi
bylimy, wic nam si zdawao, e to starczy. (, bom zapomniaa rzec, e
mi jeden gularz przepowiedzia, e miowanie szczere to najlepszy lek na
takowe jak m$j problemy. 6ie miej si. Moda byam, durna. 6o i c&ciaam
wierzy! w takie pier...
' .enda...
' Wybacz5 w takie nieracjonalne...
K 1a nie o tym. #&ciaem powiedzie!, e tw$j pas bia" magi" tr"ci. Wic
wcale bym si nie zdziwi, gdyby pierdoy wiejskiego gularza okazay si
nie takimi znowu pierdoami.
' #zym tr"ci m$j pas, tom wanie miaa powiedzie!.
(le po kolei. *iowanie cakiem nam nie wyszo. 6aj pierw, jak zdjam
sp$dnic... zaznaczam5 g$ry nie rusza j"c, i to tak dalece, em w
p$pancerzu siedziaa... no wic jak bysnam ksiciu biel" ud, to... 6ie
c&cesz, bym jzyka obozowego naduywaa, wic ogldnie powiem, e
ksi" o okrutnym ciarze zacz" mamrota!, co to go duej nie ud2wignie i
e gdybym go moga, ciar znaczy, jako z... &mm... bark$w mu usun"!...
' Wiem, o czym m$wisz ' zapewni szybko i cic&o.
' = dobrze. Doroli jestemy, a ty w dodatku powany mistrz magii. 0ej
czarnej, mocno po ziemi st"paj"cej, wic bardziej wyrozumiaej dla
przyziemnoci. 0ake w miowaniu. ' Westc&na. ' Kr$tko5 miowaam go
na tyle, by rednio ciki grzec& popeni!. 0en... no wiesz, marnotrawienia...
' Ksiniczko, naprawd nie musisz...
' 6ie b$j si. 4ez szczeg$$w. 6o wic... ciary, nawet takowe, rk"
jeno... zdejmuj. ' Milczeli z p$ pacierza. ' 6o i potem, jak ju si ksiciu
lej zrobio, to nagle sobie przypomnia, e warty powinien obej!. = ze dwie
klepsydry obc&odzi, c&o! biwak by male/ki i gdy si kamieniem cisno,
mona byo so,rojskiego partyzanta tra-i!. 6awet si baam, e kt$ry go...
(le nie. Wr$ci i zabra si za piowanie. 0yle e serca ju w to nie wkada.
= szybko sko/czy, bo mu gupio byo tak dwuznacznie po nocy &aasowa!.
H.epiej ' powiada ' od$my to i przepijmy si. 6ie myl, e z tyc& jestem,
co dziewk wyob3racawszy, z oa j" goni"I. 6o to poszlimy do oa, a
konkretnie na posanie z kropierza. 7rebrnymi guzami go po3nabijano. 8$r"
derka posza, ale czuj, jak si ksi" wierci, stka. 6ic nie m$wi, bom
mylaa, e to z oc&oty na mnie. (le em dziewica porz"dna, to jeno le i
czekam. ( ten, ju prawie przed witem, bluzga! zaczyna. HWci$rnoci) '
m$wi. ' Ksiniczka to ty nie jeste i nie bdziesz) % tak" sk$r":) 6ie gniot"
ci te c&olerne !wieki:) 6ic delikatnoci w tobie nie ma:) 1a si dla ciebie
mcz, si/c$w nabawiam, a ty nawet palcem nie kiwna)I 0o go pytam,
czy oczekiwa skarg na migi, skoro tak si krpowa z dziewk" w namiocie
&aasowa!. H4o ' m$wi ' i mnie to srebro pozerskie dojado. %waszcza, e
guzy jeno posrebrzane, spod spodu elazo wyazi, a ja na elazo uczulona
jestem i krostami noc pewnie przypacI. ( on na to, e co ja, prostaczka,
mog o cierpieniu wiedzie!, skoro mi tyek blac&ami opancerzyli. Moe na
takowe okazje wanie.
' ( to c&am.
' 6ie, Debren. Kiedy si nie wierci na kropierzu, to biega za potrzeb".
M$wiam5 dyzenteria. ( e przyszo w trudnym terenie walczy!, to i odciski
na stopac&, i uk"szenia komar$w... %reszt" potem od razu si pogodzilimy.
6astpnej nocy ju lepiej byo. 6awet troc& popio3wa. 0yle e potem ja
zaczam co p$ klepsydry w krzaki biega!. ( e zn$w w poc&$d
ruszylimy, raz i drugi krzak$w brako. = sko/czyy si mrzonki o zwi"zku
pana z prostaczk". 4o pan, c&o! obok jec&a, paszcz mia jak may namiot i
pawnik$w pod bokiem, gow odwraca i udawa, e nie widzi, jak mnie
nieszczcie dopada.
' 6ie osoni ci, jak ty jego ' mrukn" Debren.
' (no nie. = alu wielkiego nie miaam, bo! to przecie ksi", a ja sama
nie uomek, potra-i tarcz przytrzy ma!, nawet w takic& okolicznociac&.
(le nie potra-iam przekn"! tego, e mnie wieczorem w namiocie strzeli w
pysk i urz"dzi awantur, e niby mu takiego sromu narobiam. Wiesz, e
c&o! z natury agodna, czasami by wam porywcza. ' Debren odc&rz"kn"
wymownie, ale nie odway si skomentowa!. ' 0ote do wymiany ostryc&
s$w doszo. (le potem przysza nastpna bitwa i obojgu nam si syndrom
drakle/skiej kobyy odnowi. *ogodzili my si. 8iermka mi ze wieym
kwieciem przysa, to jak mu miaam nie wybaczy!. %waszcza e... F
urwaa.
Debren, c&o! gow trzyma tak, by nie widzie! ani ka waka jej ciaa,
wyczu jej zmieszanie.
' 9miao, ksiniczko. 6ie ma nic zego w tym, e panna troszk
gupieje, gdy lico w aromatyczny bukiet woy. %gaduj, e kwiecie byo
cudnej urody. >$e, co:
' <ubin ' mrukna.
' (... ubin. ' 4y troc& rozczarowany, a troc& zadowolony. ' #$, te
niczego sobie. *rostota posiada sw$j urok. %reszt" na wojnie bylicie.
' %a r$e ' umiec&na si gorzko ' giermek, w imieniu pana, wzi"by
w pysk. 4o jako odak, nie koc&anka, te na ksicia cita byam. %
c&or"gwi trzecia cz! jeno ostaa. 6o, ale ubinem to mi serce na nowo
podbi. ( wiesz dlaczego: Wiesz, Debren:
' 7k"d niby mam...: ' 6ie sko/czy. 6ie czyta jej w mylac&, nigdy.
(le umia suc&a!, a gos .endy z dnia na dzie/ stawa si dla niego jak
melodia, nios"ca coraz bogatsze, coraz subtelniejsze treci. ' Ac&...
ksiniczko.
' #zyli wiesz. ' Ddao jej si to powiedzie! zwyczajnie, nawet
artobliwie. ' #$, kiedy mi jeden wr$bita na pocieszenie rzek, i si w
przyszoci przemys drzewny wielce rozwinie, a papier tak stanieje, e go
ludzie stale miast siana, lici i, dajmy na to, ubinu, uywa! bd". (le a
taka gupia nie jestem, by w te bajania wierzy!. ( wtedy nic lepszego mi si
nie mogo tra-i! ni $w ubin.
' Ksi"... zorientowa si: 0o dlatego zerwalicie:
' *o czci pewnie tak. 4o owszem, zorientowa si. 0ego wieczoru
pierwszy raz wziam si na odwag, pewnie z resztek tej zoci... 6o,
ogldnie m$wi"c, poprosiam, by i mnie co z tego wsp$lnego nocowania
skapno. %naczy ' dorzucia pospiesznie, zn$w z zawstydzeniem w gosie '
w przenoni. 6o wiesz5 korzy! jaka.
' >ozumiem.
' 7c&udam w poc&odzie, od dyzenterii odwodniona byam... ( on mia
szczupe donie. 0om pomylaa...
' >ozumiem, .enda. =... nie wstyd2 si. 6ie ma si czego wstydzi!. W
Marimalu, przykadowo...
' 0ak, wiem ' powiedziaa cic&o. = westc&na. ' An te wiedzia.
Ksi", byo nie byo. Aczytany, z dworami oswojony, a te zawsze o sto lat
do przodu byy, jeli o uyteczne nowinki idzie. = nawet... 0ylko e ja...
' %ostawmy to ' poprosi.
' 6ie, Debr en. Musz sko/czy!, bo to... to nas dotyczy. #zas spojrze!
prawdzie w oczy. 6o wic ksi", c&o! postpowy wiatowiec, obsobaczy
mnie. ;e niby jak mog go prosi!, by on, mczyzna pen" gb", rk" si w
mskim dziele wspomaga. ;e spaliby si ze wstydu, gdyby rzecz na jaw
wysza. ;e egoistka jestem, e rozwi"za, e suka. 0umacz, e nic na jaw
nie wyjdzie, bo przecie lub we2miemy i do mierci jeno ze sob"... (le tyle
utar3gowaam, e si na miowanie w marimalskim wydaniu zgodzilimy. '
Musiaa zrobi! przerw. Debren, maj"cy coraz wiksze problemy z
wyleeniem na deskac&, nie mia nawet pretensji, gdy usysza sarkazm w jej
gosie. ' W szczeg$y si nie wdaj. Miao by! tak jak u ciebie i dziewiczej
baron$wny >onsoise. 6o, pewnie nie tak doskonale. 4aron$wna, z imienia
s"dz"c, Marimalka penej krwi, wic i we krwi ma takowe...
' 6ie spaem z ni" ' powiedzia spokojnie.
' My te nie spalimy. = to w obu sensac& owego sowa, nie, jak u ciebie,
w jednym. 4o gdy przyszo co do czego, ksi" blac&om si dokadniej
przyjrza i pyta5 H( waciwie to jak sobie wa!panna z &igien" radzi:I 6o to
ja, e wod", c&o! wiedziaam, e nie o to pyta. ( on5 HWidz, e wod", w
sp$dnicy cay ty masz mokry, wstyd mi czynisz, przez ob$z tak
przec&odz"c. (le w tym drugim wzgldzie. 4o c&yba mnie nie okamujesz,
e kluczyk zgubia, &: ( tak w og$le, to co tu robi ten ubin: <ubinem si
dla mnie nacierasz: 0o! ci -lakon per-um kupiem, za cae p$ dukata)I '
Kluczyk:
' ( co mu miaam rzec: ;e mnie za rozwi"zo! s"d grodzki dupniakiem
pokara: Musiaam jako wyjani!, sk"d si to paskudztwo wzio, tom
kamratom z c&or"gwi powiedziaa, e mnie rodzina w pas cnoty
wyposaya, bym w razie klski losu gorszego od mierci nie zaznaa. W
stepowyc& kampaniac&, gdy teren intymnoci nie sprzyja, od razu ow"
legend rozpowszec&niaam i potem miaam spok$j. Dru&owie si z apami
nie pc&ali i niczemu nie dziwili. Wystarczyo powiedzie!, e si w
poprzedniej wojnie kluczyk zawieruszy.
' >ozumiem.
' 0o mie. Ksi" nie okaza zrozumienia. Do poka3dzin nie doszo tej
nocy, c&o! do zerwania te nie. 1ak m$wiam, koc&alimy si. *ewnie si
umiec&asz pod nosem, ale to prawda. 4ya mio!, i to spora. 6ie
wywlekaabym ci tu takic& brud$w, gdyby to nie bya autentyczna mio!.
4o o mora c&odzi.
' 4rud$w: ' 6ie by zdziwiony, ale nie c&cia, by pomylaa, e
akceptuje to sowo. ' A niczym brudnym...
' 6ie utrudniaj mi, Debren. 6ie b"d2 taki szlac&etny. 4o oboje wiemy,
e to najprz$d mieszne, a zaraz potem odraaj"ce. M$wi o stosunkac& ze
mn". W dwojakim znaczeniu owego sowa. 0ake tym ambonalnym.
' M$wisz o czym F mrukn" F o czym nie masz pojcia. % samej
de-inicji.
' ;e niby sama ze sob"...: Dziki. #&o! to te aosne, na sw$j spos$b.
;e tak w ciemno mnie moesz skomple3mentowa!.
' 7kom...: Duma i sy-ilis) Qle mnie... M$wi, e nie wiesz, jak to jest
by! obok ciebie) A tym m$wi)
' (&a ' mrukna. ' 6o c$, to pewnie atwiejsze. (le i na to jeszcze
nikomu sil nie starczyo. 4o w ko/cu na jaw wyc&odzi, e z .endy
dziwaczka, e si zac&owuje nie tak jak wszyscy... 6ie da si y! normalnie,
maj"c tyek w czym takim uwiziony. = nie m$wi tu o adnyc& sercowyc&
&istoriac&. 6a tym dawno k$ko postawiam. A prozie m$wi. A
koniecznoci ci"gego biegania do a2ni, o wysiadywaniu w baliac&,
cebrzykac&, potokac&...
' Wiem, o czym m$wisz. Wic daruj sobie. 4o sysz, e ci to wielkiej
radoci nie sprawia.
' 1u ko/cz. Ksi" przesta ze mn" strzemi w strzemi je2dzi!. #o o
woniac& niemiyc& napomyka. Kaza stosowa! wicej per-um, a potem
wypomina rozrzutno! i te p$ dukata. 7potykalimy si tylko nocami. 6ic
nie m$w, sama wiem5 gupia byam jak but. 0rzeba mu byo z miejsca
powiedzie!, by sobie do zdejmowania wiadomego ciaru z bark$w owc
znalaz. (le odkoc&iwanie si jest cikie, a ze mnie bya smarkula.
>yczaam, klam, a potem szam do niego i nawet nie m$wiam, e m$gby
wzi"! ze mnie przykad i c&o! raz, niby to przypadkiem, z sioda w strumie/
zlecie!. *otem, od tego zlatywania i zgaszania si na oc&otnika do
rozpoznawania brod$w, poc&orowaam si troc&. 6ie zajrza do lazaretu,
ale alu nie miaam. 1u go tak mocno nie koc&aam. = eby nie ta ostatnia
bitwa, tobymy si pewnie po cic&u, bez sowa rozjec&ali. (le tra- c&cia, e
zosta ranny. 8dy si wie! rozesza, mac&nam rk" na podzia up$w i
pobiegam tam, gdzie lea. Marnie wygl"da5 krew, blady jak giezo,
zarzygany od naramiennik$w po ostrogi. = jeno popiskuje. 0o ja z biegu
lizgiem na kolana, za do/ api, do serca tul, do ust... 6agle zn$w bliski
mi si sta, taki m$j... Wic klcz, kretynk z siebie na oczac& zebranyc&
robi, co tam mamrocz, e ledwo dranity, e do wesela si zagoi. ( on
tak dziwnie patrzy, yka powietrze... Wic api medyka, pytam, co si
dzieje. 6o i dowiedziaam si. Ksi", wystaw sobie, pod koniec bitwy na
7o,rojca zbrojnego w berdysz si rzuci. 6o i si tamten na niego zama3
c&iwa. %naczy5 top$r wznosi, by z g$ry ci"!. (le, c&olera, zmczony ju
by, powolny.
' 0o... c&yba lepiej:
' <ajno tam, lepiej. (kurat na podrywany berdysz m$j niedoszy si
nadzia. Kady inny cios by odbi, a jak nie on, to jego pancerz, bo solidny
mia. (le go elastwo od dou ugodzio, w samiute/k" sabizn. Wyobraasz
sobie:
' Duuc&... ' Debrenem a wstrz"sno.
' 6o wanie. Medyk z miejsca m$wi5 H1anie panie, przykro mi, ale od
tej pory moecie kaza!, by was janie pani" tytuowaliI.
' 0ak mu rzek:) <esz)
' 1ak Mac&rusa miuj. 4itwa bya krwawa, m$j ksi" do! poledniego
rodu, a c&irurg wojskowy i w dodatku pijany. 0o pewnie dlatego. 6ie cacka
si. Wojna to pieko, a i popiec& wymusza. 6a mnie te wymusia. 4o nie
myl, em bezmylnie to palna. %astanowiam si najpierw. 7zybko, -akt,
ale dogbnie. 1ak na doros" przystao. 4om c&yba wtedy wanie dorosa,
jeli wiesz, o czym m$wi.
' W kwestii dorosoci wiem. W kwestii bezmylnego palnicia nie
bardzo.
' *owiedziaam, e za niego wyjd. ;e to, co mu si przytra-io, to nic.
;e go miuj, a przecie mio! najwaniejsza w mae/stwie. ;e i tak.
' ;e i tak: ' nie zrozumia.
' .udzie suc&ali, tom nie wyjaniaa, e w pasie cnoty z janie pani"
dokadnie tyle samo rozkoszy zaznam, ile z janie panem. Wic zawiesiam
znacz"co gos.
' (&a. = co: *owiedzia ze zami5 HMoja ty, po czym duc&a wyzion":I
4o wdow", zdaje si, nie jeste:
#o upno o cian a2ni. *ocisk przebi deski, mign" nad pitami
Debrena i trzasn" w palenisko. 7ypno iskrami, popioem. .enda, nie za
m"drze, za to szybko, runa piersi" na plecy maguna. *r$bowaa czym
wicej ni sam" piersi", lecz z jej nogami byo marnie i tylko tyle zdoaa
dokona!. 6a szczcie. Debren zd"y pomyle!, e cios blac&ami w
poladki kosztowaby go pewnie kolejne omdlenie. ( tak tyek ocala.
(le z drugiej strony... dokadnie naprzeciwko...
*odbrzusze eksplodowao. Cala rozkoszy spyna ku stopom, rozpalia
tczowe krgi pod zacinitymi powiekami.
' *sia juc&a... ' 1ej gos zadra. ' Mao brako.
Musiaa spojrze!, upewni! si. .ea nieruc&omo, z cayc& si trzymaj"c
w garci te czci ciaa, nad kt$rymi nie odebraa mu wadzy, wic raczej
niczego si nie dopatrzya. (le z drugiej strony... tam, gdzie odebraa...
Mac&rusie, ile tego byo... 0skni za ni" szesnacie miesicy. 9ni o niej.
Marzy na jawie. 6o i uzbierao si.
6ie zd"ya pomyle!, to by odruc&. 8upi. #&o! po dziesiciokro!
mniej gupi od tego, co mu teraz robio jego wasne ciao.
' 6ic ci nie jest, Debren:
6ic. #akiem nic. (le z drugiej strony...
8orzej ni nastoletni smarkacz. =m to si przynajmniej przytra-ia we
nie. Dmarby ze wstydu. 8dyby akurat nie umiera ze szczcia, kt$re mu
podarowaa.
1akie jdrne miaa te piersi. 4oe.
Asonia go. 4ya zdecydowana umrze!, by on przey. 0ak po prostu.
6ie m$g mie! pretensji do swego ciaa. Adpowiedziao mioci" na
mio!, i tyle.
' 6i... nic ' wykrztusi. = ju cakiem cic&o, w len i pa c&n"ce lasem
igliwie, wyszepta5 ' .endusia...
4ya dziwn" istot". 6ajdziwniejsz" z tyc&, kt$re napotka, a przecie
widywa ju stwory, na tle kt$ryc& prgo3wany gry- z pawim upierzeniem
wydawa si prozaiczny jak podw$rkowa kura. 4ya dua i cika, a nie
poczu, kiedy uwolnia go od swego ciaru. Miaa piersi delikatne jak puc&
i twarde jak kamie/ ' r$wnoczenie. 4ya tu, *rzy nim i na nim, bd"c
zarazem w innyc& miejscac&.
0am, za nogami, gdzie w cianie ziaa dziura wielkoci ludzkiej gowy. =
przy drzwiac&. #zary.
#zas stan" na gowie. 9wiat stan" na gowie. An, De3bren z Dumayki,
powany mistrz magii, mia oc&ot stan"! na gowie.
' 6o, piknie. ' 1ak przez mg sysza jej zduszony gos. ' *rzypieprzy
z niskiego puapu, po paskiej trajek torii. Debren, musimy st"d dyrda!.
Wiesz, co on robi:
Wali w drzwi obery. 0ym razem nie wcelowa, ale jak wceluje, to
p$jdzie do szturmu.
4yo ciemno@ pomieszczenie, c&o! dziurawe, nadal wypeniaa para.
*rawie jej nie widzia. 0roc& dlatego, e staraa si pozosta! niewidoczna.
( przynajmniej uc&roni! przed jego wzrokiem niekt$re partie ciaa.
.ea i patrzy, jak miota si midzy g$wnym pomieszczeniem a
przedsionkiem. 7ysza, jak klnie, skrzypi drzwiami, pobrzkuje &alabard",
zn$w klnie.
.ea. *atrzy. 7uc&a. 6ie m$g myle!. 1eszcze nie.
' Dasz rad biec: 9cigna cae: Debren, m$wi co.
M$wia zwr$cona do niego tyem, siedz"c na pie/ku do r"bania szczap.
6akadaa sukni, suknia wymagaa sznurowania, wic usiada. Mimo i
wiele tego sznurowania nie byo. 6o i te jej pytania... 6ie krya za dobrze
strac&u.
Ad razu odgad, w czym rzecz.
' 0y nie dasz rady, prawda: ' D2wign" si.
' Mniejsza o mnie. 6a mnie rany jak na psie...
' *otra-isz powt$rzy! taki bieg: 0ylko bez krcenia, ksiniczko. Widz,
na czym stoimy.
7zarpna sznurkami, zaciskaj"c wze. Mocno. 6a tyle, by cic&e
westc&nienie dao si przypisa! naciskowi na puca. Debren wodzi palcami
po przykrytym szmatami poladku, ostronie zdejmowa blokady nerw$w.
' 1a na jednej nodze ' mrukna ponuro. ' 0en c&oler ny nietoperz... Qle
st"pnam. (le te mnie rozwcieczy, szczur wredny. Wiesz, co tu robi:
;ar w garnek przeka da. 7pali! nas pr$bowali. 8ry- nie smok, sam z siebie
og nia nie wykrzesze, wic przysa pac&oka na zodziejstwo. 8arnek te
kradziony pewnie. ' 6ie odwracaj"c si, rzucia mu ubranie. ' Masz, odziej
si. 4o pewnie nie c&cesz, by ci pomaga!.
' *oradz sobie ' powiedzia pospiesznie. ' = nie martw si. *isklak nie
jest taki gupi, by szturmowa! dom. Kawa bestii z niego, ale odpornoci" na
elazo nie dysponuje. 8dyby go niej tra-ia t" &alabard"...
Drwa, ale nie udzi si, e w por. = susznie.
' >acja ' powiedziaa bez urazy, odruc&owo wykrcaj"c kosmyki
peruki. ' Mogo by! po wszystkim. Jeyn piby piwo, *etunka urodziaby
mu i syna, i c$reczk, i moe nawet wnuczk" si nacieszya, a ty by nie
ryzykowa, e okulejesz. (le e przez tego c&olernika rdzawego zawsze si
do konnicy zaci"gaam, to i nie utra-iam, gdzie naleao. +alabard" nigdy...
' 7yna i c$reczk: ' >eszt zrozumia. ' ( co ma *isklak do jej
potomstwa: Kontrol urodzin tu zaprowadzi:
' 0aki durny to aden z nic& nie by, ani Domorzec, ani jego synalek, by
z kontrol" urodzin ryzykowa!. 4o w jedn" niedziel by go Koci$ wykl" i
przy pomocy koomyi witej zmi$t z powierzc&ni tyc& g$r. (le w praktyce
owszem, co takiego nast"pio. 0roc&emy z *etunk" pogawdziy o
babskic& sprawac&. % p$s$wek zrozumiaam, e maj" problemy z
prokreacj". Jeyn konkretnie.
' *rzecie maj" dw$c& syn$w.
' Aj, Debren, Debren. 6ic nie zauwaasz, wniosk$w nie wyci"gasz.
Moe dlatego, e nie c&cesz. #o mnie nadto nie dziwi. Ana... c$, nie
powiem, mor,acka nacjonali3stka, ale poza tym, -izycznie...
' Drodziwa: ' zgad. ' 0o problem %br&la. M$j nie.
' 6ie c&c si przed walk" wdawa! w sp$r, wic przyjmijmy, e ci
wierz. ( wracaj"c do rzeczy5 jest jaka jest, to si c&opom wit" widzi.
(le to zwyczajna niewiasta. % potrzebami. ( jeszcze i z misj" do
wypenienia.
' Ana te ma misj: 1ak gry-y:
' 0u wszyscy maj" misj. Akolica taka. Misj" *etunki jest postawi!
interes na nogi. 7iedem pokole/ tradycji to nie byle co. #&ce czy nie, musi
kontynuowa! dzieo babek. 0o po pierwsze. ( po drugie, oswoia si z
myl", e w jej rodzie sprawy $kowe mao maj" wsp$lnego z
konwenansami i obyczajnoci".
' ?j, czy ty jej aby nie obraasz: >ozumiem tw" niec&! do
wszystkiego, co mor,ackie, ale...
' *owiedziaa mi, e oboje marz" o c$reczce. = e pewnie si nie
doczekaj". 0o ja, by j" pocieszy!, m$wi5 H*rzynajmniej was 4$g par"
syn$w obdarzyI. ( ona, e j", owszem, ale Jeyna ju nie bardzo. 4o jak j"
bra za on, to ju z c&opaczkami i e wanie za to go koc&a, i nosem nie
krci, ludzkiej obmowy si nie ba, o gry-ie nie wspominaj"c. 1a na to, e
-aktycznie, na kamieniu si tacy nie rodz", co ubog" wdow z dwojgiem
przyc&$wku przed otarz wiod". 0o mi kazaa odpuka! i przez rami
spluwa!. 4o wdow", powiada, nigdy nie bya i nie zamierza by!.
Milczeli przez c&wil. Debren wi"za onuce.
' 6ie nasza sprawa ' powiedzia. ' = nie twoja wina, e si Jeyn syna i
c$rki szybciej nie doczeka.
' #$rki jeno. 7yna pono! nie c&ce.
' 6ie: ' zdziwi si. ' 0o! m$wia...
' Jeyn jest zbyt boja2liwy, a i poczciwy, by ryzykowa! z c&opcem.
0utaj ci, co portki nosz", czciej od bab gin". #$rka to co innego. Wnuk$w
Bysedelowie nie maj" i nie zanosi si, by szybko mieli, wic jakby si
dziewuszka urodzia, nietykalna byaby jako spadkobierczyni. %emsta ma
trwa! do skutku.
' 0ego si sam domyliem.
W oddali zaomotay kamienie. Mocno. Debren pomyla, e nawet
pojedyncze tra-ienie moe strzaska! drzwi.
' Moe powinnimy...:
' 6ie, .enda. *owoli. 0rzeba si przygotowa!. %reszt" p$ki drzwi cae, i
my nie wejdziemy. Akienka male/kie, z twoim pasem mogyby by!
problemy.
' (&a. %adek mam gruby. Dziki.
' 8upia jeste. .epiej wyjanij, co z tym synem.
' 7yn ju jest. Baclan, jej pierworodny. 0en od balsam$w, co je *etunka
dziewczynie przyncie aplikowaa. = ten, kt$ry na potwory c&adza. #iut pan
oberysta przesadzi. >az smarkacz poszed. 6a gry-a. 6o i gry- tak go
poc&lasta, e si wstydzi odt"d ludziom pokaza!. Baclan, nie *isklak.
*etunka miaa zy w oczac&, tom nie pytaa o konkrety, ale paskudnie musi
c&opak wygl"da!. 6ie dziwota, e zdziwacza. %nale2li mu w Aomuciu
izdebk na poddaszu i posad kopisty. Miniatury pono! cudnie maluje. Wic
c&o! jedna mu tylko rka zostaa, jako tam na c&leb zarabia. (le baby nie
ma. Modszy brat do tamtejszej c&or"gwi si zaci"gn", bo mu rodzice kazali
Bac3lanowi pomaga!, a po prawdzie to c&yba dawa! na/ baczenie. 4o si
pono! ju na ycie targa.
' >ozumiem.
' 6ie, Debren. 6iepenosprawny nigdy nie bye, to i nie zrozumiesz. 1a
tak, ale nie ty.
' Masz na myli pas ' domyli si.
' 6o widzisz: =ntelekt jak brzytwa, tyek przez okno do kadej obery
wejdzie, zwaszcza e pewnie praktyka w tym spora.
' Mona janiej:
' 1aniej: *rosz. 8rosz si ciebie nie trzyma, wic, jak znam ycie, ty
si pannom do izby przez okno wlizgujesz, nie one tobie. 0o miaam na
myli. 6ic zego, uc&owaj 4oe. *rzecie wiem, e nie zodziej.
' Dalasz si ' powiedzia cic&o.
' ( co, nie wolno: 4ab" ostatecznie kiedy byam, to si mog nad
biedakiem pouala!.
' 6ad biedakiem: ' %api" ka-tan. ' 6ie doko/czya &istorii z ksiciem.
Morau si nie doczekaem.
%astanawiaa si przez c&wil. (le nie miaa wyjcia.
' *rawda. Abiecaam mora. ' Dsiada twarz" do niego. F #&o! z
twoim rozumem pewnie si sam domyli. (le niec& tam. 6o wic ksi",
m$wi"c ogldnie, &arbu3zem mnie uraczy. H% tob": ' piszczy ' miabym
si eni!: % tob": 0y mierdzielu na okr"go obesrany) *rzez ciebie ju
nigdy... 6igdy, pojmujesz:)I ' Wstrz"s ' wzruszy ramionami. ' *aowy,
ale z elementami bezpaowego. 6ie wzia c&yba jego wrzask$w na serio.
' Krzycza, jaka to ze mnie ladacznica i jaka aosna imitacja niewiasty,
ludzie tego suc&ali, a ja nie mogam poj"!, o co mu idzie. ;eby nie ten klin,
kt$rego mi zabi, to albo jego mieczem bym pc&na, albo, co prdzej,
siebie, bo nigdy takiego upokorzenia nikt mi jeszcze do tej pory nie
zgotowa. (le nie rozumiaam i to mi ycie ocalio. 4o mnie czeladnicy
medyka pod okcie c&wycili i wywlekli, by pacjentowi cierpie/ nie
dodawa!. Dopiero wieczorem, jak w lesie rycze! sko/czyam, w gowie mi
si rozjanio.
' 0aaak. #zasem potrwa, nim sobie czek uwiadomi, jak bezsensownie
go oskarano.
' 6ie rozumiesz, Debren. 7ensownie. 1a byam winna. *rzez ten m$j
brak kobiecoci wanie. = przez c&ore, babskie popdy. 6ie rozumiesz: 6o
tak, masz prawo. 6ie ty mu pasek tarczki pac&winowej zerwae. = nie ty
swoim niezdecydowaniem, -oc&ami, zmiennymi &umorami sprawie, e
zbroi do naprawy nie odda. 6ie gap si tak gupio. 0ak czsto si
obraaam, e biedak nie wiedzia nigdy, czy i kiedy to zrobimy. 6o i w
ci"gej gotowoci c&odzi. 4ez osony znaczy.
' >o... robilicie to... w zbroi:)
' 6ie b"d2 taki wstrz"nity ' warkna. ' (kurat ty, ekspert od mioci
antypodowej. Wulgarne to i mieszne, jak z boku patrze!, ale o kadym
c&doeniu to samo...
' Wybacz ' przerwa jej szybko. ' *rzepraszam, ksiniczko. Qle mnie
zrozumiaa, ale i tak przepraszam.
*odziaao. .enda oklapa.
' Mora ' wymruczaa ' jest taki, e i prawdziwa mio! nie przeyje,
jak j" z pasem cnoty zderzy!. *owoli zdec&nie. = tylko si miuj"cy
pokalecz". 0aki jest mora, Debren. 0yle lat pamitaam, a potem
zapomniaam i widzisz, co si powyprawiao.
' ( c$ takiego si powyprawiao: ' zapyta.
' 6ie udawaj. >obot stracie, pokaleczony jeste i nie wiadomo, czy
ci ten c&olernik nie zadziobie. ( wszystko bez nijakiej korzyci. *o tamtej
stronie kopc$w to ci przynajmniej za!ma trzymaa, a...
' %a!ma:
' 6o wiesz5 to ogupienie, wosiem w poduszce wywoane. (le teraz...
teraz ju patrze! na mnie nie moesz.
Debren zda sobie spraw, e po tej stronie kopc$w tak naprawd nie
rozmawiali ze sob". *siakrew. *owinni porozmawia!. *rzynajmniej raz.
' 1a na ciebie nie mog patrze!: #o za bzdury...:
' Debren, przecie lepa nie jestem. Widz. ( jakbym i nie widziaa, to!
sam mi to prosto w oczy rzeke. ;e jak jec&alimy, to si starae na mnie...
' W kontekcie podgl"dania) 6o dobrze5 nieprecyzyjnie si wysowiem.
0rudno o precyzj, gdy ci najblisi o dewiacje pomawiaj". *ublicznie i w
miejscu, gdzie byle oskarenie moe si eksmisj" sko/czy! albo postrzaem
z &ulajkuli. (le c&yba nie mylaa...
' 6ajblisi: ' poderwaa gow. ' A... %br&lu m$wisz:
' A %br&lu:) 0o ta gor"czka, czy moe -aktycznie masz sto trzydzieci
lat i cik" skleroz:) #&yba ci musz to napisa!, bo widz, e m$wienie to
jak groc&em o cian) Koc&am ci, kretynko) = z tego koc&ania nie patrz,
gdy nie naley) 4o ci, duma, szanuj) = nie bd termowizyjn" metod"
cyck$w podgl"da) %ec&cesz sama pokaza!5 prosz bardzo) (le tak nie
c&c)
%da sobie spraw, e stoi. 6ie, poprawka5 e oboje stoj". 4o i ona nie
uznaa tematu za jeden z tyc&, kt$re mona omawia! na siedz"co.
' 6ie yj, babiarzu) *etunk to z kadego a/cuszka rozliczy)
>onsoise, dziewic, antypod$w uczye) ( H>$owy Kr$likI: *o ksigi tam
tra-ie: 6ie po to czasem, co c&op$w do zamtuza ci"gnie:
' .enda, zapewniam ci, e za!ma nadal mnie trzyma. >$wnie mocno
jak wtedy, gdy ci na grzbiecie d2wigaem.
' M$wisz tak, bo jeste... ' zabrako jej sowa ' jeste... za dobrze
wyc&owany) 6ie potra-isz przyzna!, e nie potra-isz ju na mnie patrze!) W
drodze... Mylisz, e nie zauwayam: 6a wszystkie strony ci gowa lataa,
jeno nie w moj") = smr$d ci przeszkadza) *ierwsza rzecz to5 do a2ni z ni",
*etunko, byle szybko) Drugi ksi", c&olera)
' 6ie jestem za dobrze wyc&owany. W drodze nie gapiem si na ciebie,
bo w tyc& lasac& yj" wilkoaki, jest ostra zima i jak kto o pannie powanie
myli, to na las si gapi, nie pann. 4o tak si skadao, e ilekro! jednak
spojrzaem, to si silia na poprawianie w kulbace, rozpinanie p$kouszka i
pyskowanie %br&lowi. 4o si jedna durna koza silniejsz" i zdrowsz" tak
bardzo c&ciaa wydawa!, e i nogi nadweraa, i puca, i gardo, i
cierpliwo! rotmistrza, u kt$rego na asce bylimy. 4o si pannie cikie dni
akurat w takiej c&wili przytra-iy i musiaem udawa!, e plam na portkac&
nie zauwaam ani ukradkowego szorowania niegiem. 4o nos mam nawet
od ksi"cego delikatniejszy i mi si nie umiec&ao strzemi w strzemi z
pann" jec&a!, wasny smr$d w"c&aj"c. 6awet jeli ze zdobycznego ubioru
g$wnie poc&odzi. 4o wiem, jak mnie przelot przez jelito urz"dzi i boj
si, e mnie panna jako cuc&n"c" maszkar zapamita. % b$lem, zimnem,
strac&em i c&orob" raz na zawsze skojarzy. 4o podzielam zdanie, e
ekstremalne warunki mog" mio! zabi!. ( nie c&c jej zabija!. (ni tej
mojej, z kt$r" mi dobrze, ani tej twojej, o kt$rej nie wiem, czy w og$le jest.
4o, na koniec, nie c&c ci ogl"da! termowizyjnie z czerwonymi cyckami w
sine plamy, kt$re onieony ka-tan daje. Wol poczeka! i w naturze
obejrze!.
Musia sko/czy!. 6ogi cay czas, powoli lecz nieubaganie, niosy go w
jej stron. = zwyczajnie zabrako miejsca. Do pnia3zydla jeszcze byo, ale do
.endy nie. #o znaczyo, e i ona nie cakiem panuje nad nogami. W dodatku
wyrosa na s"e/ w g$r i ustami tra-i akurat na jej troc& arogancko, a
troc& zmysowo wypc&nit" doln" warg.
Miaa usta jak pomara/cze, kt$re jada na H(rami3zanopolisa/czykuI.
*rzepisy bezpiecze/stwa, jak to na galerze, byy ostre, wic nawet scyzoryki
cile reglamentowano i Debren, nie c&c"c si biedzi! z tward" sk$rk"
modyc& owoc$w, zamawia u kuc&arza po tuzinie ju obranyc&. 1ad je
powoli, lekko przesuszone na wierzc&u i ' przez kontrast z t" suc&oci" '
niewiarygodnie soczyste wewn"trz, pod pomarszczonym nabonkiem. 4y z
*$nocy, wic zakoc&a si w pomara/czac&. (le nie tak jak teraz w
wysuszonyc& gor"czk", spkanyc&, poci"gnityc& pomadk" z buraka ustac&
.endy. Kt$re, podobnie jak jej piersi, byy twarde i mikkie zarazem, cudne
w dotyku, a przede wszystkim F co je od piersi r$nio F c&tne.
6ie caowa jej. #aowali si F to r$nica tak wielka, e od samego
mylenia o niej wirowao w gowie. 6ie straci r$wnowagi i nie upad
wy"cznie z poczucia obowi"zku. 6ie m$g. 6ie by sam. #zu jej bose
stopy na swoic& stopac&, jej bicepsy gnioty mu szyj, wisiaa na nim,
dusia, oddawaa ca" siebie z u-noci" dziecka, kt$remu przez myl nie
przyjdzie, e z rodzicielskic& ramion mona wypa!. Wic sta. = caowa j".
1ak nigdy nikogo.
% czasem zn$w dziao si co dziwnego. 6ie umia okreli!, jak dugo to
trwao. Wieki, to pewne. %a kr$tko ' jeszcze pewniejsze. Aboje dostali
zadyszki. .enda ciszej5 miaa katar. (le to nie ona przerwaa.
' #ze... czekaj. ' 6ie myla o tym, ale donie same omijay skryte pod
sukni" blac&y. Kleiy si do plec$w, poznaway ksztat ud. %a mocno jednak
tulili si do siebie, by jego biodra potra-iy dugo ignorowa! co, co
przepywao z jej bioder. ' #zekaj, .enda. #zujesz to:
' #o: ' 7pojrzenie miaa nieprzytomne, rozmazane.
' 6... nie wiem ' zaj"kn" si. ' #&yba... tw$j pas...
Aprzytomniaa byskawicznie. *omyla, e on sam by tak zareagowa,
gdyby mu kto wbi koek w t ran z tyu. #&cesz zrani! .end 4ranggo:
6ie ma sprawy5 wym$w magiczne sowo na run H*I. Duma i sy-ilis. (le
przecie musia. 4o co si dziao i to co nie byo dobre.
' 0ak ' oblizaa usta. ' 6o tak. *as. ' *r$bowaa si co-n"!, ale nadal j"
obejmowa, a nogi miaa za sabe. ' *u!. 0o... bez sensu. 6igdy ci nie
dam...
' #ic&o. ' *rzesun" donie na jej biodra, przymkn" oczy, zacz"
dostraja! umys do s"cz"cej si energii.
' *onioso mnie, wybacz. 0o si ju nie...
' #ic&o, .enda. #ic&o. %amknij si.
' *ojad ze %br&lem. *ono! *rawel jest liczny. ( jego dzieciaki mie,
m"dre i c&tne do nauki onierskiego rzemiosa. 0aka nauczycielka w sam
raz im si nada. 0ak e darmo niczyjego c&leba...
' An wibruje. 6ie czujesz: 0w$j pas. ' %esztywniaa, ale przynajmniej
umilka. ' *amitasz: %dawao ci si, e wyczuwasz m$j wzrok. 0o byo to:
Dmiaa szybko powraca! na ziemi. 6ic dziwnego. Dziesi! -unt$w
balastu robi swoje. #&ciao mu si pakac. *rzed c&wil" mia w ramionac&
koc&ank, najczulsz" z moliwyc&. 0eraz onierza. 6agle, jak za
dotkniciem r$dki, powr$ci b$l, zmczenie, no i smr$d ubrania.
' 0ak ' mrukna. ' #o to jest: 6astpny nietoperz:
' 6ie. ' 8or"czkowo przeczesywa kolejne pasma, zaczynaj"c od tyc&
typowyc&. ' 0o idzie st"d. % pasa.
7zo. #oraz silniejsze. 6ie, wr$! ' to on odbiera wyra2niej. 7ygna by
c&yba stay. 6adal nie dawa si zaklasy-ikowa!, ale Debren doszuka si
jakiej regularnoci.
' Adbierasz to jako wibracj: ' *okiwaa gow". ' %darzao ci si ju
co podobnego:
' 6nnie jestem pewna. #&yba... c&yba jak byam maa. 6a pocz"tku. (le
nie jestem... ' 6agle jej oczy rozszerzy strac&. Kr$tki bysk, nad kt$rym
zaraz zapanowaa. 1ej twarz zmienia si w doskonale nijak" mask. '
Debren, m$gby mnie zostawi! sam": 6a c&wil.
0o byo co wicej ni proba. Amal nie uleg.
' 6ie m$gbym. 0o idzie na przenikaj"cyc&. 6ie wolno wystawia! ludzi
na takie pasma bez ic& wyra2nej zgody. Kto tu, psiama!, amie zasady. 6ie,
.enda. 6ie zostawi ci sam na sam z przestpc". ( poza tym...
' 0o ci moe skrzywdzi! ' rzucia przez zby. ' Astrzegano mnie.
Adejd2, Debren. *ewnie nic si nie stanie, ale gdyby miao si sta!, to straty
mniejsze bd".
' Daj doko/czy!. *oza tym jest jeszcze *isklak. 6iby jak to sobie
wyobraasz: ' (rgument by nie byle jaki, wic umilka. ' = nie b$j si.
Kto jawnie amie reguy obc&odzenia si z czarami, ale moc nie jest wielka.
' #o to znaczy:
' 6ajprociej: ;e dupniak nie dupnie znienacka. ' 6ie wypuszczaj"c jej
z obj!, ugi" kolana, przywar twarz" do miejsca, gdzie sc&odziy si jej
uda. Wydawao mu si, e westc&na. 6ie by pewien. Wszed w g$wne
pasmo none, teraz dostraja umys, zagbia si w szczeg$y. 0o wymagao
koncentracji. ' #ii... 6ie ruszaj si.
4ya cic&o i nie ruszaa si. W stajni przeraony ko/ wali kopytami, ra
panicznie. %br&l wrzeszcza, odgraa si lataj"cym obesra/com.
Debren wsta. Donie nadal trzyma na biodrac& dziewczyny. 7tara si
nie patrze! jej w oczy. 6ie da rady.
' #o: ' zapytaa spokojnie, c&odno. ' M$w.
' 0o c&yba... 7ygna jest podobny do tego, kt$rym si wskazania
nawigacyjne dla wrzecion przekazuje. =n-ormacyjny, znaczy. Dziwne, ale to
wygl"da, jakby kto pr$bowa... no, nawi"za! kontakt. ' %ebra odwag. '
7uc&aj... c&ciabym otworzy! ten kana.
' 1ak: ' #zu jej lk, ale czu te, e panuje nad nim.
' W tym problem. 7am niewiele zwojuj. 6ie wiem dlaczego, ale tw$j
pas dziaa jak wzmacniacz. 1est nas"czony magi", wic to pewnie e-ekt
przypadkowego rezonansu.
' Daj spok$j. ' 4ya opanowana, sugesti wyrazia jednak a nadto
dobitnie. ' 0o niebezpieczne. Diabli wiedz", kto i co le w ten spos$b. 0o
nie nasza sprawa. 1ak czego od nas c&ce, niec& go/ca pole. (lbo gobia.
( nie dziewkom zadek wibruje. Wibrowanie niewiastom pewnyc& miejsc
bez ic& jednoznacznej zgody bywa w niekt$ryc& krajac& wikszym
przestpstwem ni puszczanie pasm przenikaj"cyc&. ( c&amstwem to ju
wszdzie.
' 6ie artuj, ksiniczko. 0o moe by! wane. 4yle g$wniarz nie
dokona czego takiego.
' Wic tym bardziej nie. % byle g$wniarzem pewnie sobie poradzisz. (le
jak to robota dowiadczonego czarodzieja... 4oj si ' powiedziaa otwarcie.
' 4d przy tobie.
' 0o o ciebie wanie si boj, durniu. 1a w tym bla3szaku tkwi i nic
nie poradz. (le ty nie musisz sta! obok, jak si czar objawi.
' 0o in-ormacja. =n-ormacje bywaj" przykre, ale rzadko zab$jcze. 7erce
mam zdrowe, nic mi nie grozi.
' W H>$owym Kr$likuI jeden tucioc& to samo Dun3ne do gowy
wbija. Dw$c& duyc& i namitnyc& dziewek "daj"c. Daa si przekona!. =
wiesz co:
' Domylam si. (le my nie na kr$likow" mod bdziemy ze sob"
sp$kowa!. ' %esztywniaa. ' 6ie patrz tak, to m$wi, e nie... 0o sowo
ma i drugie znaczenie, dla czarodzieja przynajmniej. Wiesz, co to medium:
' 7abo kiwna gow". ' 0y i tw$j pas jestecie takim jakby zbiorowym
medium. 1a pokieruj odbiorem, poprowadz ci. Kr$tko m$wi"c, na sp$k
to zrobimy.
' (... a&a. ' Moe mu si zdawao, a moe -aktycznie skrya
rozczarowanie. ' >ozumiem. (le nadal uwaam, e nie powinnimy... ( jak
to naprawd korespondencja: #udza: 6ie godzi si cudzej czyta!.
' Moe i cudza ' zgodzi si. ' (le jedn" rzecz sam rozszy-rowaem, bo
j" w g$wne pasmo wyra2nie wpisano. #o powiesz na to, e si -ala w dwie
runy ukada: = nag$wek HDDI tworzy: % niczym ci si to nie kojarzy: '
%amrugaa powiekami. ' 6o: *ytam. Adpowiedz, jeno szczerze.
' 7zczerze... to nie mog.
' +:
' 4o si czepiasz o kade... e niby wulgarna jestem.
' .enda)
' 6o dobrze, dobrze... Awszem, kojarzy si. W mniej koszarowej
lelo/szczy2nie ci to rzekn, skoro uszy masz takie delikatne. 0o, po
mojemu, mogoby by!5 do rzyci.
' Do...: (&a. 6o tak. ' %erkn" na ni" niepewnie. ' = to jedyne twoje
skojarzenie: ( Debren z Dumayki:
' 6o... po prawdzie... 6ie moesz mie! do mnie pretensji, Debren, nie o
logiczne mylenie. ( najbardziej logicznym si wydaje, e HDDI to znaczy,
com rzeka. 4o niby w co depesza tra-ia: W moj" zbyt tust"...
' Dosy!. Kady pacierz takowej emisji cikie pieni"dze kosztuje, wic
zdecyduj si. Adbieramy czy si gow" pod zydel c&owamy, wierz"c, e nas
to uc&roni:
7apna, oczy jej rozbysy znajomym, kocim ogniem. 0akiej jej jeszcze
nie caowa. 4ardzo c&cia. ( teraz c&yba nawet m$g. 0yle e nie byoby to
rozwane. Moga uzna! gest za -orm poegnania.
' #o mam robi!: F rzucia wyzywaj"co.
' 6ie wiem. 7ygna pokieruje. Moe co usyszysz, moe zobaczysz...
nie wiem. Wiem, e trzeba stworzy! moliwie bezpieczny ukad rezonuj"cy.
*as, ja, na ko/cu ty. 4d ci ubezpiecza. W razie czego przerw seans.
' ( jak nie dasz rady: Debren, moe jednak...
' Dam. ( jak nie dam, to nas oboje szlag tra-i. ' *rzez c&wil patrzya
mu w oczy, zaskoczona takim postawieniem sprawy. *o czym
nieoczekiwanie umiec&na si. .eciutko, samymi k"cikami ust, kt$re
wydaway si De3brenowi wci" nabrzmiae od pocaunk$w. 7kina gow".
' 0ak: %gadzasz si: %uc& dziewka. = ostatnia sprawa. 6ie zrozum mnie 2le,
ale musz si dobrze c&wyci!.
' #&wytaj si ' poszerzya umiec&.
' %a obrzea pasa ' dopowiedzia niepewnie. ' ?ee... bezporednio.
%naczy...
' 1ak to si m$wi na dworac&... ' wyszczerzya zby i obr$cia si do
niego plecami, bez skrpowania podci"gaj"c pod pac&y d$ sp$dnicy
' ...caa przyjemno! po mojej stronie.
6ie miaa racji. *owinna, ale nie miaa. Debren odczuwa wyrzuty
sumienia, bo krawdzie blac&y, c&o! niby wygadzone, byy nawet dla
palc$w szorstkie w dotyku. 4o nie zegaa ksiciu i -aktycznie wyczu
wysypk na styku sk$ry z elazem. 6iejeden zamaszysty ruc& nog" czy
skon musia si ko/czy! b$lem. Moe i lekkim, ale nieuc&ronnym. Wic
nie mia prawa odczuwa! przyjemnoci dotykaj"c jej w takim miejscu,
pc&aj"c si brutalnie z palcami w stre- otar! i odcisk$w. 4ez w"tpienia
przysparza jej cierpienia. 4y ostatnim draniem, czerpi"c z tego jak" c&or",
niezrozumia" przyjemno!.
(le czerpa. 7ta przyklejony piersi" do jej plec$w, wdyc&a zapac&
wilgotnej sk$ry, czu na policzku c&odn" pieszczot zotyc& wos$w.
' #o teraz: ' zapytaa powanym ju gosem.
' 4d powoli zwiksza,przepyw. %obaczymy, co z tego wyjdzie. 6ie
b$j si. (&a, .enda... Moe bd musia wzmocni! styk. %naczy5 silniej do
ciebie... no, przywrze!. 6ie zwracaj na to uwagi. ( teraz zamknij oczy i
spr$buj si rozlu2ni!. *owolutku. 7pokojnie. 1estem z tob".
4y. Mocniej ni kiedykolwiek. 0ylko przez moment czy dwa, co
prawda, zanim na styku cia i dusz nie ustalia si r$wnowaga, ale moment
czy dwa to cakiem sporo.
M$j. #iepo. Dobrze. 1ak dobrze. M$j. 4ezpiecznie...
#&olera. *rzebicie. 6awet nie tyle myli, co ic& aura, rozmazane ec&o.
(le wpakowa si jej do m$zgu. 6ie zac&owa ostronoci. 4"d, mistrzu.
4"d niegodny mistrza.
4"d... celowy:
Do!. We2 si w gar!. 7" sprawy wane i nieistotne.
7ygna r$s w nic&, la si coraz szerszym strumieniem. Kiedy si
ustabilizowa, .enda westc&na cic&utko. = ruszya przed siebie. Wolno,
c&wiejnie. 6iepewno! kroku nie miaa nic wsp$lnego z ranami n$g.
Dziewczyna bya w transie. Debren nie pr$bowa niczego jej narzuca!, po
prostu poszed za ni" jak cie/. 6iedaleko. <a2nia bya maa. 6im si
zorientowa, .enda ju poc&ylaa si ku sc&odkowym siedziskom, wyci"gaa
dr"c" rk.
6ie rozumia. Dop$ki trzy rodkowe palce nie skreliy drugiej runy na
zroszonej desce.
A37303(3W313R *isaa szybko. #&yba przypadkiem. 0en, kt$ry przez
ni" przemawia, raczej nie wiedzia, e nalot na desce jest prawie
niewidoczny, a runy ukazuj" si g$wnie dziki przepywaj"cej przez do/
dziewczyny energii, rozbyskuj"c gasn"cym niemal od razu pomykiem. W
drug" stron nie poszo nic. Debren mocno si o to stara.
63=3?313?37303D3.3(3#3=3?343=3? *omyla, e bd" j" bolay palce.
Minie pod sukni" byy napite jak liny sztormuj"cego okrtu. 1edno ze
ustawienie doni, a poamie paznokcie. (le nie m$g temu zapobiec. Mia za
duo roboty z pilnowaniem przepywu. = wasnego re-leksu. 6ie u-a
nadawcy.
63=3#3%303?383A363=3?343S3D3%3=3?3D3?343>3?36 #&olera. >ka
.endy. 7una z lewej w prawo i wanie zepc&na z awki okryte lnianym
rcznikiem ga"zki jody. 0e, na kt$ryc& trzyma gow. #&olera.
63=3#363(303J3M 0rzeba j" powstrzyma!. 6ie m$g dopuci!, by rka
dotara a do...
(le przekaz m$g im co da!, co podpowiedzie!. 0ylko dure/ zrywaby
kontakt bez bardzo wanego powodu.
63=3? Astatnia c&wila. %decyduj si, c&opie. 1est w transie@ to, co
zapamita najsabiej, to wanie wyc&odzenie z niego. Wic teraz. 1u. (lbo
wcale.
73K3A3>3%3J Wyadowania na styku palc$w z wilgoci" nabray mocy,
poczerwieniay. 7tao si. 0rudno. Warta bya i tego. Kadej ceny bya
warta. 6ajwyej si z niego pomieje. 6ajwyej, gdy zerw", jak kada
uraona zerwaniem kobieta puci w wiat stosown" plotk. *ies tr"ca
plotki. 6ikt nie wierzy porzuconym kobietom. ( tym, kt$re porzuciy: 4o
przecie on jej nigdy...
7303(373% 8$wno prawda. Wielkie, g$wniane g$wno. 6ic nie wiecie.
0o co, e mieszne: ;e nieeleganckie: ( w wypadku tego, przez co wanie
przebiegay iskierki magicznego pisania, take troc& aosne: Moe dla
patrz"cego z boku. ( jemu byo z tym dobrze. = ju.
*3A3>3%3D3T313R Dudkaj si.
43A3%383=363=3?373%3%313?313*3A3W3A3D3D Dudkaj si.
A37303(3W313R363=3#363( Mia szczcie. ( tamten pec&a. 4o okaza
si naprawd szybki. #&yba wyprzedziby maguna mimo caej jego
czujnoci. (le ptla si zamkna. (pel rozpoczyna si na nowo, kiedy jego
nadawca wyczu obecno! odbiorcy i spr$bowa sondowania. 7ygna, saby,
dyskretny, przeszed przez pas, przez Debrena, wszed w .end, odbi si i
zacz" wraca!. 1aka jego cz"stka przecigna nawet co-aj"ce si spod blac&
palce ' ale mao tego byo.
%d"y. 4o ju przedtem zacz" wyci"ga! donie.
%apa! osuwaj"c" si na podog .end te zd"y.
' #o., co si... Debren:
' 6ic. 1u dobrze. ' *rzesza przez seans znakomicie, nogi ugiy si pod
ni" tylko dlatego, e nagle wr$cio czucie i daa si zaskoczy! eksplozji
b$lu. (le bya przytomna. 6ie mia wic wyboru5 musia zapa! mocniej,
zakrci! ni", postawi! przodem do drzwi. = przy okazji zamkn"! w doni jej
pUaw" do/, zetrze!, ile si da.
' ?j) #o ty wyprawiasz: Aszalae:
' 0o... rutynowa procedura. 6ie powinna patrze!, bo... bo... 6o, bo
trzeba sprawdzi!, ile zapamitaa.
4aga j" w duc&u, eby nic. 6ie c&cia, by si z niego podmiewaa. (le
jeszcze bardziej nie c&cia, by zacza apelowa! do jego rozs"dku.
' *isaam, tak: ' %nakomity pocz"tek, nawet tego nie bya pewna. (le
dalej ju nie byo tak znakomicie. ' Ani... oni ci ostrzegali: 0o byo
ostrzeenie: ' *otrz"sna gow", smagaj"c go po policzkac& ko/cami
wos$w. ' *sia juc&a, ta twoja &ipnoza mao co sabsza od gorzaki. We bie
mi szumi. 6ie spapraam: Dobrze byo:
' 4ya znakomita, ksiniczko. (le teraz zapomnij o tym. 6ie myl i
nie wspominaj, dobrze:
' 0y jeste czarodziejem, ty si znasz. (le masz mi powiedzie!, o co
c&odzio. #zego c&cieli:
' 6iczego wanego. Durne sztuczki. *ewnie jakiego gupka z
0eleport&anzy. 6iewane. .epiej poka t kostk. Moe co da si zrobi!.
% kostk" .endy za duo si zrobi! nie dao. 6ie umia szybko odnale2!
waciwyc& nerw$w, a blokowanie wszystkiego przyniosoby opakane
skutki. 4$l jest lepszy od braku czucia, kiedy od r"czyc& n$g zaley ycie.
Klcza, trzymaj"c jej bos" stop, gdy gry- zabi jednego z koni. 7tajnia
znajdowaa si daleko, ale doskonale syszeli rozpaczliwy, peen przeraenia
kwik.
' = po koniu ' wyszeptaa .enda. ' #&olerny Jeyn. 6ie domkn" wr$t.
' 6ie wdar si do stajni ' mrukn" Debren. ' 0am jest okienko. Mae,
ale ko/ski eb przejdzie.
' Konie nie s" takie durne, by wystawia! by i obw"c&iwa! lene biesy.
%imno ' poruszya palcami n$g. ' 6ie mcz si. Dokutykam. .epiej
wynomy si st"d.
' Konie moe i nie s" durne. ' *osusznie da spok$j czarowaniu, lecz
nie wyco-a uda, o kt$re opieraa stop. %amiast tego zacz" j" zwyczajnie,
niemagicznie, rozciera! w doniac&. ' (le jak czuj" tu obok drapiec,
uciekaj". #&yba wiem, jak *isklak to zrobi. *o&aasowa za stajni", a potem
pogna dookoa i dopad twojego gniadosza, kiedy ten pr$bowa... bo ja
wiem...:
' 0o m$j ko/: ' spoc&murniaa do reszty.
Mia przed oczyma kolano .endy, a w doniac& jej c&odn" stop, w
kt$rej najdelikatniejsza gad2 sk$ry spotykaa si z szorstkoci",
dostarczaj"c palcom -ascynuj"cyc& wrae/. 0amto, na awie, niewiele
pomogo, jak si okazuje. 6adal popada w aosne ogupienie od byle
dotyku, spojrzenia. ( ogupienie zabija. 6ie tylko konie.
' 1eszcze raz ' westc&n", odstawiaj"c nog .endy i podnosz"c si z
kolan. ' 6ie rozmawiaa z tamtymi:
' Adkrzyknam jeno, e sobie radzimy.
' M"dra dziewuszka ' posa jej umiec&. ' #zort wie, ile bydl rozumie.
Mama wprawdzie pawica, ale gry-y syn" z inteligencji. 7woj" drog", unikat
z niego, ju po ojcu. 6ie syszaem, by gdzie w Biplanie... 6a Domorzu co
drugi gr$d gry-a ma w &erbie, wic burmistrzowie z r$nymi krzy$wkami
eksperymenty czynili, by si nad innyc& wybi!, ale e 7tarogr$d po tygrysie
geny sign"... 6o, no.
' 1eno nie m$w, e za oc&ron" rzadkic& gatunk$w.
' Awszem. (le nie b$j si5 magun$w uczy si wyboru mniejszego za.
.endy ceni bardziej ni gry-y.
' .endy doceniaj" tw" postaw.
' 6a pewno sobie poradzisz: ' Dotkn" &alabardy.
' .epiej ni z czarowaniem ' posaa mu kpi"cy umieszek. ' Daj
spok$j, we dwoje na dywanik go przerobimy. Mor,acka baba miot" go
pogonia, to ja &alabard" nie pogoni: ( przy okazji, p$kimy sami... 0o
czarownica, co: 7owo, Debren5 nie mam uprzedze/. %reszt" ju jestemy
na noe, bardziej nie bdziemy. M$w miao. #zarownica:
' 6ie.
' Wiedziaam, e tak powiesz. #&olera, wszystkic& was zauroczya.
Dobrze powiadaj"5 c&opy wol" blondynki.
' 6ie ja.
Wskaza jej palenisko, a sam wyszed do przedsionka. 0u za progiem
nie byo gry-a. *ewnie nigdzie w pobliu te nie, lecz Debrena interesowao
s"siedztwo drzwi. Wyc&yli si i uywaj"c obu doni, posa adunek energii
na prawo od wykadanej drewnem cieki. *otem co-n" si w g"b
przedsionka i, ju bez ryzyka, robi swoje.
#zarowa szybko, przedkadaj"c si nad precyzj. .enda przysypywaa
nagrzane kamienie wieymi porcjami drewna, wic sta! go byo na
rozrzutno!. Dziewczyna miaa uwaa! na stan paleniska, uprzedzi! go,
gdyby balansowa na granicy zduszenia pomieni. 6ie musia dzieli! uwagi
midzy 2r$do a odbiorc ' to pomagao. 8dyby nie popiec&,
wyczarowaby naprawd adne widowisko.
6ie mieli jednak czasu. >azem z pierwsz" porcj" energii w ciemno!
podw$rza poleciay onuce Debrena, przesi"knite jego krwi" opatrunki i
jakie ciemne kawaki nie wiadomo czego, co .enda w ostatniej c&wili
dorzucia do puli rodk$w myl"cyc&. #ao! zostaa podarta na drobno,
skropiona wod" i potraktowana czarem wzmagaj"cym parowanie. ?-ekt
powinien by! taki, e na przestrzeni kilkuset okci kwadratowyc&
przemieszane zapac&y Debrena i .endy zagusz" inne i zmyl" wsz"cego
gry-a. 6a kr$tko. = o ile gry-y dysponuj" powonieniem. Debren nie by tego
pewien5 dop$ki nie pozna .endy, or3okoty, nawet te prozaiczne, stay
cakiem wysoko na jego prywatnej licie gatunk$w c&ronionyc&, nie mia
wic motywacji, by wkuwa! spis ic& sabyc& stron.
0eraz oczywicie aowa.
1eszcze bardziej aowa, e nie potra-i oszacowa! siy wzroku *isklaka.
6o i jego inteligencji.
*lan by prosty. *odw$rze zalega nieg, w a2ni byo ciepo, by te
czarodziej mog"cy posuy! jako "cznik jednego z drugim. >eszt miaa
zaatwi! sama natura.
#zar topi nieg, rozbijaj"c uzyskan" wod na drobiny aerozolu. #z! z
nic& odparowywa. Miesza nieny py z par", ni$s w g$r ciepem pr"du
wstpuj"cego, rozrzuca na boki. Wszystko to razem tworzyo wypezaj"c" z
niebytu, grub" na dwa s"nie i nieco nisz" bia" ddownic, rosn"c" w
g"b podw$rza w tempie dw$c& okci na moment. 6ajtrudniejsze w zaklciu
byo takie dobranie proporcji midzy telekinez", termoemisj" i zdalnym
elektryzowaniem, by poderwane w g$r drobiny moliwie dugo, ju
samorzutnie, wisiay w powietrzu.
P *omijaj"c uyty materia, do zudzenia przypominao to osawione
We Dymne, zastosowane przez Kummo3n$w podczas pierwszego najazdu
na Biplan. 1edyn" nie3magiczn" bro/, przy pomocy kt$rej udao si stronie
atakuj"cej doprowadzi! atakowanyc& do takiej dezorientacji, e dwie
nadworne c&or"gwie rycerzy kopijnik$w zaszar3oway na siebie i zniosy
si ze szcztem, nim uczestnicy kontrataku zrozumieli, e dziurawi"
sojusznik$w. >zecz dziaa si w trakcie sawetnej i tragicznej bitwy pod
7toj3nic", a wic cakiem niedaleko, ale dobre dwiecie lat wczeniej. 0ak
zwana 7zara Dw$c& Kuzyn$w, podczas kt$rej ksi" belnicko3
piewopolski +anko === pomyli swego kompana od kielic&a, kuzyna i
najwierniejszego sprzymierze/ca, ksicia brecawskiego >ykne&a 4rodacza,
z kummo/skim prawym skrzydem, tra-ia na trwae do podrcznik$w
wojskowoci. 0udzie sigi !upissa" 8ry-y jednak ksi"g nie czytaj" i
Debren liczy, e uda mu si zaskoczy! *isklaka.
*ierwsza ddownica wyrastaa z zaspy na prawo od a2ni i biega
zygzakiem ku poudniowemu wgowi obery. *oprowadzi j" midzy
gry-oc&ronami, pod gaziami jabonek, obok s"gu drewna, zza kt$rego
ublia mu py3skacz. Koniec gin" w kpie zaroli przy szczytowej cianie
budynku ' dalej, z braku widocznoci, czar nie siga. (le dalej by
czstok$, a za nim, niedaleko, -rontowe drzwi obery, z punktu widzenia
podw$rkowej bitwy bezpieczne i dyskretne. 0rasa biega przez miejsca z
natury c&roni"ce przed atakami z powietrza ' Debren, gdyby by gry-em,
tam wanie szukaby uciekinier$w.
Drugi, rodkowy wa, wi$d z grubsza wzdu cieki ku drzwiom, przez
kt$re wyszli, c&o! par krok$w przed budynkiem rozmywa si, rozazi jak
rzeka w delcie i czw$rk" mniej masywnyc& ramion siga take okien.
Ko/c$wka nie za dobrze Debrenowi wysza, bo czarowa przez wasn"
zason nien", ale podobne trudnoci miaby gry-, pr$buj"c si
zorientowa!, kt$rym z odgazie/ umyka zdobycz. Akna byy wprawdzie
mae, ale jeli kto nie wiedzia o pasie .endy, m$g dopatrywa! si w nic&
dr$g ucieczki.
0rzecia ddownica wia si wzdu p$nocnego ostro3kou, omijaa
przylegaj"ce do/ sterty rupieci, resztki ustawionej na kamieniac& -ury, jaki
ogrodzony niskim potkiem ni to warzywnik, ni kojec dla drobiu. Debren
zdecydowa si na t tras wanie dlatego, e posuwaj"c si ni" mieli
osonit" przynajmniej jedn" -lank.
' %araz zgasisz)
%ignorowa ostrzeenie. ( nawet ucieszy si. W rozgrzanyc&
kamieniac& byo wystarczaj"co wiele mocy, by zdoa doko/czy!, a za mao,
by gry- wykorzysta je w c&arakterze pocisk$w zapalaj"cyc&.
K =dziemy ' rzuci przez rami. ' +alabarda nisko.
Am$wili kady szczeg$, a na to, by nie wystawia! &alabardy ponad
kamu-la z pary i nienego pyu, wpada wanie ona. 6igdy nie przyapa
jej na braku zimnej krwi@ przynajmniej nie wtedy, kiedy walczyli. 7por$d
ludzi, kt$ryc& zna, tylko %br&l byby teraz lepszy w c&arakterze towarzysza.
Mimo to musia odm$wi! sobie ostatniego spojrzenia w jej twarz. 6ie
ukryby strac&u.
Wtedy &alabarda daa im tylko odrobin czasu. >atunek zawdziczali
wy"cznie *etunce i jej miotle. 0eraz nie mogli na nie liczy!.
%decydowa si w ostatniej c&wili. Moe dlatego, e z takim ujmuj"cym,
dziecicym posusze/stwem poderwaa si na pierwsze jego sowo. Moe z
niewiary w si pawic& gen$w *isklaka. (le przede wszystkim dlatego, e
nie potra-i ju sobie wyobrazi! przyszoci bez .endy 4ranggo.
K 1eden moment ' mrukn", poc&ylaj"c si nad paleniskiem' 1ak kaza,
zalaa je resztkami wody. 4yy to jednak znikome resztki i nie musia
czeka!. 1eden moment przeci"gn" si raptem do pacierza z kawakiem.
7ko/czy, nim zaniepokojona .enda dojrzaa do stawiania pyta/. #zar nie
by trudny. Mn$stwo os$b zgino wanie dlatego, e nalea do tak
prostyc&.
K 0eraz szybko.
Wybiegli z a2ni. An z przewieszon" przez plecy kusz", ona z trzyman"
poziomo &alabard", oboje zgici wp$. 7zybcy 7zybsi ni Debren oczekiwa.
(le i tak przygnbiaj"co powolni. = bardzo niezrczni.
*rowadzi. Widoczno! bya zerowa, wic zgodzi si biec przodem,
c&o! mia niemal pewno!, e gry-, o ile zaatakuje, pojawi si od strony
a2ni. 0o dlatego &alabarda od samego pocz"tku spoczywaa w doni .endy
grotem w ty ' c&odzio o szybki cios, a nie o to, by si nie pogubi! w
nienej zawierusze. (le, oczywicie, wykorzystali okazj i Debren cay
czas kurczowo ciska drzewce.
*odtrzymywany z niemaym wysikiem czar sprawi, e nie sta! go ju
byo na adne inne. 6ie m$g lekk" te3lekinez" rozgci! rdzenia
ddownicy. Musia biec na olep. = wpada na wszystko, na co si dao.
*rzewr$ci si na po$wce koa od -ury. %derzy z -ur". *otuk lewe
kolano, bezskutecznie usiuj"c wy&amowa! przed potkiem. *odar praw"
nogawk i podrapa ydk, przeskakuj"c drugie rami tego samego
ogrodzenia. >"bn" czoem w jaki sup. 6ie za mocno, ale po poprzednic&
supac&, nadproac& i &alabardac& nie byo dla niego sup$w nie za mocno
uderzonyc& gow".
.enda, o dziwo, wysza bez szwanku ze wszystkic& kolizji. 7ztywny &ol
w postaci drzewca czyni cuda. (lbo, po prostu, pole bitwy lepiej jej suyo.
4o zn$w byli na polu bitwy. Dobiegali ju do budynku mieszkalnego,
kiedy nad ic& gowami przemkno co dugiego i smukego, co, co
zderzyo si z ober", wprawiaj"c w drenie niema" cz! duego przecie
domu. 0o co nie byo gry-em, ale gry- by gdzie blisko. 4elka ' bo to j"
widzieli ' leciaa pasko, bardziej ze wsc&odu na zac&$d ni z g$ry na d$.
*isklak zaryzykowa lot kosz"cy, zwolni pocisk tu przed celem i zapewne
strzeli wiec" w niebo w uniku przed dac&em. 1eli nawet przelecia na
drug" stron, byo oczywiste, e zatoczy ciasny kr"g i zec&ce sprawdzi!
rezultaty nalotu. (le m$g te mie! dostateczny nadmiar szybkoci, by
wykona! ptl, a to oznaczao moliwo! nieprzerwanego prowadzenia
obserwacji.
Ddownice nieubaganie przeistaczay si w tasiemce, para skraplaa,
py osiada. Kamu-la przestawa dziaa!. Debren oceni, e pozostao im
najwyej p$ pacierza nie3widzialnoci. *acierz, gdyby przypadli do ziemi.
#zyli, w sumie, p$bezruc& r$wna si klsce.
Musieli zaryzykowa!.
' %br&l))) Atwieraj drzwi))) ' wrzasn".
7tao si. A suc&u, w przeciwie/stwie do wc&u, czarodziej wiedzia, i
gry-y go posiadaj". Koci zostay rzucone i teraz wszystko zaleao od
re-leksu obu stron. 8dyby *isklak pynnie przeszed z ptli do l"dowania...
6ie przeszed. Kiedy wypadli na odkryt" przestrze/, gry- wykonywa
wanie nieskadn" p$beczk, miotaj"c si midzy c&ci" zabijania a
niec&ci" do rozbijania si. %wyciya ta druga. #o tylko dowodzio, jak
gro2nym przeciwnikiem moe by! pasiasty gry-, zmutowany z za3
padnickiego tygrysa nienego.
4y ranny i wcieky, ale zdecydowa si na powolne, bezpieczne
l"dowanie w odlegym k"cie podw$rza. = mia racj. Debren uzmysowi to
sobie, gdy dopadli wejcia.
Drzwi, mimo dugotrwaego kamiennego bombardowania, nie ucierpiay
zbytnio. 4yy due, ale te cikie, solidnie okute. Dorobiy si paru szczerb
i wgniece/, lecz przetrway. 0o ciut ic& op$2niao, za to dobrze rokowao na
przyszo!. % tamtej strony kto szarpa si ju z ryglem, a Debren pamita,
jak atwo i szybko .enda uporaa si z po"czonymi siami drzwi i %br&la.
%aoy milcz"co, e teraz, maj"c rotmistrza po swojej stronie, pokonaj"
przeszkod jeszcze szybciej. >ac&unek by w zasadzie prawidowy, nie
uwzgldnia jednak belki.
%astrugany na ko/cu, ewidentnie skradziony z jakiej budowy pie/ wbi
si w ocienic akurat przy klamce. 4o drzwi, c&o! wczesnowieczne, miay
ju i klamk, i nawet zamek z dziurk" na klucz. *o dwustu latac& pewnie
zepsuty, lecz nadal podnosz"cy presti gospodarzy5 wikszo! wiejskic&
c&aup nadal zamykano na drewniane zaszczepki, niekiedy nawet te zupenie
arc&aiczne, jednostronne.
Acienica bya mocna i cios j" tylko nadama, podobnie jak brzeg
skrzyda drzwiowego. Do cakowitego przebicia c&yba nie doszo, ale
obera to nie okrt i nie miao znaczenia, czy jest przedziurawiona. Wane,
e pal wbi si gboko i tkwi mocno zaklinowany w drewnie.
>$wnie mocno jak drugi koniec belki w pniu najbliszego gry-oc&ronu.
Debren wpad biegiem na kamienny podest przed wejciem i bez
namysu zaatakowa belk barkiem. 6a szczcie skonie ' wic jedynie
wywali si i potuk o drzwi, zamiast poama! par koci.
' 6ie mog) ' woaa z drugiej strony *etunka. ' Jeyn) 7zybko) Drzwi
si zaciy)
Debren, korzystaj"c z -aktu, e ju i tak ley, kopn" belk od dou. 6ic.
K"tem oka widzia skrzyda gry-a, znikaj"ce midzy czubami zaostrzonyc&
sup$w.
' Dwaga) ' krzykna .enda. %araz potem siekierza3sta strona &alabardy
grzmotna z impetem w drugi koniec belki. = ugrzza. .ataj"cy taran,
wbrew oczekiwaniom, nie zelizn" si z gry-oc&ronu. Acienica bya z
jakiego sprystego drewna, c&yba cisu uywanego do produkcji uk$w, a
skrzydo drzwiowe obramowano stalow" listw". Debren byskawicznie
zrozumia, co to oznacza.
' Wyrwij) ' wrzasn", podrywaj"c si na nogi. ' = nie r"b) Asaniaj od
gry-a)
Miaa problemy5 drzewce &alabardy byo przera2liwie dugie jak na
top$r i kiedy or wprawio si ju w ruc& tn"cy, sia uderzenia stawaa si
niebagatelna. (le te uwolnienie ele2ca z obj! obiektu, w kt$ry si wbio,
stanowio nie lada wyzwanie.
4elka3taran tra-ia na przeszkod nie mniej spryst" od czyska kuszy.
Drzwi ugiy si i odbiy j" tak nieszczliwie, e tylny koniec tra-i idealnie
w rodek gry-oc&ronu. *ocisk utkwi na tyle solidnie, e jedynym sposobem
usunicia kody stao si jej przer"banie. ( na to nie byo czasu.
8ry- gna ju przez podw$rze dugimi susami.
' Dciekaj) ' Debrenowi przez c&wil wydawao si, e dziewczyna
krzyczy na szaruj"cego orokota. W jej gosie byo co z dziecicej
bezradnoci, a wanie dzieci zdolne s" do odstraszania potwor$w r$wnie
gupimi okrzykami.
(le to bya .enda i oczywicie nie gry-a miaa na myli.
' Drabina) %atrzymam go)
Moga to zrobi!. #iut wczeniej moc" czterec& ramion udao im si
oswobodzi! &alabard. 0eraz wystarczyo wbi! j" precyzyjnie i spr$bowa!
odskokiem ustawi! si tak, by na przedueniu drzewca znalaz si
prostopady kawaek ciany. 8dyby drzewce nie pko od razu, a rozjuszony
b$lem gry- nie zac&owa si m"drze, dziewczyna pewnie doyaby widoku
Debrena znikaj"cego za krawdzi" poaci dac&owej. Drabina leaa
niedaleko, na cik" nie wygl"daa, a dac& by podziurawiony. *lan .endy
nie by gupi. 4y tylko nie do przyjcia.
' *etunka) ' #zarodziej co-n" si, opar plecami o okute, solidne jak
zamkowa brama wrota. ' *recz od drzwi) = nie patrze!) Aczy w drug"
stron)
8ry- mija -ur. Musia lawirowa! midzy supami, to go spowalniao.
(le nie za bardzo. .enda ju poziomowaa &alabard, mierzya, wybieraj"c
punkt na pasiastym cielsku. Wiatr rozwia c&mury, odsoni ksiyc.
' %ostaw mnie) ' Mieli do dyspozycji uamki pacierza, wic nawet nie
pr$bowaa si ogl"da!. #&ocia c&ciaa. 4ardzo. Drugi raz stana midzy
nim a skrzydlat" mierci" i trudno byo nie wyci"gn"! oczywistyc&
wniosk$w.
' .enda. ' 0ym razem nie krzycza, i to nie tylko dlatego, e dzieliy ic&
trzy kroki. ' 1ak powiem, masz legn"!. ( potem od razu biec.
6ie odwr$cia gowy. 4ya onierzem. Dobrym.
' Dciekaj, durniu, ale ju)
' 6ie, .enda. Koc&am ci. 0eraz)))
%d"y zobaczy!, e zza jej bark$w wyania si upiorny, jakby
rozci"gnity wszerz dzi$b *isklaka, ale nie zd"y ju zyska! pewnoci, czy
to dlatego, e usuc&aa i pada, czy dlatego, e gry- skoczy.
#zar poszed w drzwi i str"ci Debrena w niebyt.
' ...cakiem zdumie!, eby ci suc&a!, %br&l)
8os by gniewny, naburmuszony. %akatarzony. %rzdliwy. Miy. *rzede
wszystkim miy.
W gowie &uczao. *lecy bolay i pieky. 0yek jeszcze gorzej. 6o i
szyja. .ea na brzuc&u, na czym twardym, ale gow mia wyej, pod
gow" pac&niaa *etunk" poduszka i od tej r$nicy poziom$w Debrena
upao w karku. (le byo te co przyjemnego. 6ie potra-i tego
umiejscowi!. Moe dlatego, e przestao by!:
' ( ty, siostro, nie szczerz gupawo zb$w. Adruc&owo to zrobiam@
zaskoczy mnie durn" rad", cap obleny.
#o si poruszyo, zaskrzypiay deski.
' #ap nie cap ' mrukna raczej radosna ni szczerz"ca zby *etunka '
ale c&yba podziaao) *atrzcie)
' Debren:) ' *ociemniao, Debren uni$s jedyn" nie zablokowan"
poduszk" powiek i ujrza przed sob" jasne oczy .endy. ' 7yszysz mnie:
>ozumiesz, co m$wi:
.ea na stole. 1ednym z niewielu, kt$re pozostay na swoic& miejscac&.
Wikszo! mebli powdrowaa pod drzwi, tworz"c c&aotycznie ustawion"
barykad. 6ie widzia jej za dobrze5 pomienie na kominku zgasy, w izbie
panowa p$mrok. 6o i c&$d. Drewna zgromadzono przy drzwiac& tyle, e
zapora cakowicie przesaniaa wyjcie na podw$rze, ale ze szczelnoci"
byo gorzej i zza wypenionyc& niegiem szpar dmuc&ao mrozem. Dopiero
teraz Debren zda sobie spraw, e przykryto go czym ciepym. Cutrami,
c&yba tymi sprzed kominka. Ane te pac&niay *etunk", c&o! nie tylko ni".
' #o si dzieje: ' zapyta sabym gosem.
' Koza sprawdzaa, jak j" lubisz ' zarec&ota opancerzony %br&l. '
Wyc&odzi, e bardzo. 1eden c&wyt, -akt, e jakby pro-esjonalnie wykonany,
i ju...
' #ap oblenik) ' .enda bya za, ale nie a tak, by odrywa! spojrzenie
od Debrena. ' 6ic ci nie jest: 6astraszye nas tak, e szkoda gada!. 6ogi
czujesz:
' 1akby n$g nie czu, toby i twojej r"czki nie poczu. 4o to u c&opa
jakoby trzecia...
' Dwaaj, by ty nie poczu) ' odgryza si. ' %winitej) 6a noc&alu)
Wybacz, Debren. ' 1ej gos zmik, wypeni si ujmuj"c" mieszank" radoci
i troski. ' *ewnie ci uszy bol". +ukno, e jeszcze mi we bie dzwoni.
Debren, troc& sam, troc& przy jej pomocy, usiad, rozejrza si. %
podestu na zakrcie sc&od$w pokiwa mu rk" ubrany w rycersk" ebk i
uzbrojony w kusz Jeyn. *od g$wnymi drzwiami, tymi dla
przybywaj"cyc& ze wiata goci, staa druga, mniejsza barykada.
' .enda doradzia ' wyjania *etunka. ' *ono! tak stajni zaatakowa.
6iby z jednej, a zaraz potem z drugiej strony.
LMM ' Debren na to wpad ' powiedziaa skromnie .enda.
' A gry-owej taktyce w a2ni rozprawialicie: ' zainteresowa si %br&l.
' ( co myla, capie obleny: ' Debren siedzia, mac&a nogami i
cakiem zrcznie obmacywa r$ne si/ce, wic dziewczynie ulyo i od razu
zacza szuka! jakiego powodu do zwady. ' 6iby co mielimy robi!, jak
nie nad odsiecz" dla was radzi!:
' %br&l myla ' poin-ormowa j" yczliwie oberysta ' e si
c&doycie.
Debren przesta maca! plecy. .enda, co dao si zauway! mimo
podego owietlenia, pociemniaa na twarzy. *e3tunka ' i to byo
najdziwniejsze ' umiec&na si pod nosem.
' Jeyn ' przypomniaa spokojnie ' miae nie uywa! nieobyczajnyc&
s$w.
%br&l na wszelki wypadek odsun" si od dziewczyny.
' ?ee... 0b! w przenoni jeno. Wiecie, jak wzmianko wane sowo
popularne jest w wojsku. #o drugi rozkaz je zawiera, a przecie nikomu na
myl nie przyjdzie za baba mi lata!. (lbo c&opami ' doda ' gdy wojak
sam baba.
*rzez c&wil byo cic&o.
' A wojowaniu gadalimy ' wymruczaa w ko/cu nietypowo potulna
.enda. ' 6a so,rojskim -roncie. =... i Debren troc& czarowa. %naczy5
odbiera wieci magicznie sane. Medium si wspomagaj"c. Mn" znaczy.
6ic wicej.
' Wasza sprawa, cocie w a2ni robili ' powiedziaa *etunka, wodz"c
spojrzeniem po obecnyc& i szukaj"c miak$w, nie podzielaj"cyc& jej punktu
widzenia. Aczywicie nie byo takic&. 1edna .enda pr$bowaa ci"gn"!
w"tek. Debren mia oc&ot wytarga! j" za uszy. Wolaby za wosy, ale te za
wolno odrastay.
' 0b wita prawda, %br&l. 1ak nie wierzysz, id2 i obejrzyj sobie aw.
*alcem jak dobrze poci"gniesz, to ci na nim zostanie taka lepka...
' 6ie)
' ...ektoplazma ' doko/czya z rozpdu i dopiero potem posaa
Debrenowi zdziwione spojrze(ie. ' #o5 nie: #o tak podskoczy:
Debren myla gor"czkowo. Widzia, e nie znajdzie na czas dobrego
kamstwa. 6igdy nie by w tym mocny. ( ju z dwiema inteligentnymi
kobietami naraz nie mogo mu si uda! adn" miar". 4o i .end wypadao
doliczy!. 0rzepaa jzorem jak nastoletnia smarkula, ale gdyby tylko raz
zadaa sobie odpowiednie pytanie...
4y sko/czony. Wiedzia, e nie wykrztusi sowa. = wtedy nadeszo
wybawienie.
' #o to: ' *odni$s do/, oskarycielsko wymierzon" w kominek, i gos.
' 0a potwora w misce... 7k"d si tu wzio takie paskudztwo:
Asobnik siedz"cy w wielkiej misie, z kt$rej jedli kasz, tak naprawd
wcale nie kojarzy si z czym paskudnym. Mao jest rzeczy obrzydliwyc& i
-antastycznie kolorowyc& zarazem ' moe dlatego kobiety lubuj" si w
barwnyc& szatac&. ( stw$r by kolorowy a do b$lu oczu. 8dyby nie -akt,
e porusza si i ypa ponuro spod na p$ przymknityc& powiek, Debren
zastanawiaby si, czy nie ogl"da jakiej c&olernie ekskluzywnej potrawy z
pawia w pi$rac& wasnyc&. =nna rzecz, e pawie, pomijaj"c ogon, nie byy
a tak kolorowe.
(ni pyskate.
' *otworrra Debrrren) ' zaskrzeczao czerwone pta szysko z $tym
podgardlem, zielono3niebiesko3-ioletowo3cytrynowymi skrzydami, biaymi
obw$dkami wok$ oczu, brunatnymi nibybrwiami, orzec&owym dziobem i
po mara/czowym czubem, najeonym w tej c&wili wojowni czo. '
Wrrredny oszczerrrca) Krrretyn) 8rrrubosk$rrrny rrrozwalacz wrrr$t)
Dewastatorrr)
Debrena zatkao. .endzie zalniy oczy. % zac&wytu a rozc&ylia wargi,
omal nie klasna w donie. %br&l splun".
' ( nie m$wiem: 6a ros$ trza byo pac&oka. +umanitarnie, p$ki bez
duc&a lea. ( teraz: (petyt mi popsu.
' %brrr&l wrrredny rrryj) ' stw$r zatrzepota skrzydami, nastroszy si
jeszcze mocniej. ' Morrrderrrca)
' ( c$ to takiego: ' Debren na wszelki wypadek pomaca si po
gowie.
' ?misarrriusz) ' zaskrzecza kolorowy, wypinaj"c dumnie czerwon"
pier. ' *rrrawa rrrka grrry-a) Do3rrradca strrrategiczny rrrodu
7tarrrogrrrodczyk$w)
' 0o ty si dare zza saga ' zidenty-ikowa go Debren. j ' *rrrawda.
' 0a gupia koza ' wyjani %br&l ' specjalnie na i dw$r wybiega, by
rosoa z ziemi zgarn"!. 8ry-a co prawda ju nie byo, bo go srodze
wystraszy tym dewasta3torstwem wr$t, ale i tak najdurniejsze to byo ze
wszystkiego, co dot"d uczynia. Mam nadziej, .enda, e si w myc&
oczac& zre&abilitujesz i pozwolisz Jeynowi obwiesia w lady 7zaamajki
posa!.
' Kurrr pokrrraka ' pryc&n" kolorowy. Debren wsta, na pr$b zrobi
par krok$w w stron kominka. 6ogi dziaay. Aczy te. Dostrzeg
a/cuszek *etunki opleciony wok$ nogi ptaka i zamocowany do &aka w
cianie.
' 7zaamajka kogut by na sc&wa ' uj" si za nieboszczykiem Jeyn.
' = smaczny ' dorzuci %br&l. ' #&o! *etunka miaa racj5 twardawy.
(le co tam. W obleniu wszystko smakuje. = po tym rosolaku palce jeszcze
bdziemy liza!.
' 6ie zjemy go ' powiedziaa .enda. 7taa bokiem, co pozwalao jej
maca! si pod peruk", nie odsaniaj"c pokrytej meszkiem czaszki.
' Ane 7zaamajce rogi przyprawia ' wspar rotmistrza Bysedel. ' =
eby to raz... (le gdzie tam) ;adnej kokoszy nie popuci, bezecnik. ( na
koniec koguta nam ubi.
' ( .endzie guza nabi. ' %br&l podszed bliej dziewczyny, zajrza pod
uniesione zoto -ryzury. #o-na si. ' 6o, poka. 4o jak szy! trzeba, a nie
zszyjesz, to ci blizna zostanie. = Debren adniejsz" sobie znajdzie.
Debren obr$ci gwatownie gow. Kolorowy pyskacz nie by gupi5
odskoczy a pod cian.
' Dziobn"e .end: ' Magun uni$s do/, potrzyma c&wil, po czym
strzeli palcami. W izbie, na kr$tko, ale a nadto wyra2nie, zapac&niao
pieczonym drobiem. .en da szybko wyci"gna zaliniony palec spod
peruki. *ta szysko z wysikiem przekno lin, nastroszyo si, moc no
upodabniaj"c do sowy.
' 4zdurrra) (bsurrrd)
' 6ikt mnie nie dzioba) A nadproe za&aczyam) 6ie jego wina, e
drzwi jak dla skrzat$w)
Debren, nie c&c"c marnowa! raz zacztego zaklcia, zast"pi zapac&
pieczeni apetyczn" woni" rosou. >$wnie jednoznaczn" w odbiorze.
' 0roc& i jego ' powiedziaa *etunka. ' Dawnomy o modernizacji
mylay, babki i ja, ale nie byo za co i kim. 6a budowniczyc& to gry-owi
tacy cici, e z rozpdu nawet jednego konter-ektyst ubili, c&o! artysta by,
nie malarz komnatowy. 6ic go ze sztuk" budowlan" nie "czyo.
' <"czyo ' sprostowa Jeyn. ' #&la pono! okrutnie.
' (le na artystyczny spos$b) ' zdenerwowaa si. ' ( w og$le to nie
gadaj o czym, co jeno znasz ze syszenia. 6a wielkiego mistrza by c&opak
wyr$s) Moe i nawet szko dep&olsk" przeskoczy, kt$ra r$wnyc& sobie
nie ma)
' 0o ta od goyc& bab: ' popisa si erudycj" rotmistrz. *etunka, o
dziwo, poczerwieniaa jeszcze bardziej.
' 1estecie c&amy i prostaki ' tupna nog" ' na prawdziwej sztuce ani
troc& si nie wyznaj"ce)
' 6ie tup ' poradzi nie bardzo uraony Jeyn. ' 4o ci si rana otworzy.
' 0o nie ta n$... noga ' poprawi si %br&l.
' %araz, zaraz ' Debren uni$s donie i c&o! tym razem nie zapac&niao
niczym smakowitym, wszyscy zastygli w oczekiwaniu. ' Drzwi nie ma.
4arykada taka sobie. 8ry-, jak rozumiem, ywy i wkurzony. Moe bymy o
tym, co wane, a nie o kulinariac& pogadali:
' Debrrren prrraw) ' Wsparcie nadeszo z najmniej spodziewanej strony.
' >rros$ c&orrresterrrol. 7klerrroza.
' %amknij dzi$b ' warkn" magun. ' #o tu si stao:
' 7tao si to ' przem$wia w imieniu zebranyc& .enda ' e *etunce
zabytkowe i c&olernie drogie drzwi w drobny mak rozwali. Drzazga ze
wzmiankowanyc& *e3tunk ugodzia. W nog, c&o! ju nader blisko ko/ca.
%br&l, kt$ry wanie z pitra zbiega, tak si tym przej", e jeszcze w biegu
lubowanie wykrzycza. Midzy liczne LMV bluzgi wpleciona zostaa
obietnica, e nie ruszy si st"d, p$ki gry- dyc&a. *otem na *etunce sukni
poszarpali do sp$ki z Jeynem. *od pretekstem tamowania krwi.
' 4ya krew) ' %br&l grzmotn" o podog drzewcem berdysza. ' #o ty
mi tu inseminujesz, gupia kozo:)
' =nsy... ' zacz" Debren. = zrezygnowa. ' *ani *etun3ko, wybaczcie. %a
duo energii w sobie zgromadziem, a tego si nie da porcjowa!. (lbo si
cao! zwolni, albo nic.
' Marny czar ' oceni Jeyn. ' (le jak ju, to trza byo w *isklaka nim
upn"!. Drzwi to prociej klamk"...
' Miao by! w *isklaka.
' 0eraz to m$wisz: ' posaa mu gniewne spojrzenie .enda. ' Ad tyc&
cios$w w eb c&yba mocno zgupiae. #zemu go nie porazi, jak bya
okazja: *atrz"c na to, co z drzwiami zrobi, widz, e moge.
' 6ie mogem. Abiektu trza dotkn"!. = to porz"dnie. =m wiksza
powierzc&nia styku, tym sabszy strumie/ jednostkowy. = wiksza nadzieja,
e si przeyje wypyw.
' *rze... ' zaj"kna si, gniew byskawicznie zmieni si w przestrac&. '
0o... niebezpieczne: ' Debren wzruszy ramionami, wskaza rozrzucone po
caej izbie kawaki drewna. ' 6ie o to pytam. A czarodzieja pytam.
' >yzykowne ' stwierdzi ogldnie.
' Moge zgin"!: ' upewnia si.
' Wszyscy moglimy ' uci". ' = dalej moemy. Do rzeczy. #o z twoj"
gow": 6ie znajd sobie adniejszej, ale %br&l ma racj5 kto powinien
rzuci! na to -ac&owym okiem. ( skoro mowa o niepotrzebnym
ryzykanctwie... *o jak" c&oler wybiegaa na dw$r: *i$r do czapki szuka!:
' Aszczerrrstwo) ' zapia potencjalny dawca pi$r. ' >rrenda dobrrra)
>rrycerrrska)
' >ycerze te nie od tego, by pawi czub z powalonego wroga zedrze! '
wzruszy ramionami %br&l. ' ( ciebie, rosolaku, wanie dobra pani .enda
drzwiami pieprzna. *o Debrena biegn"c. 0o jeszcze rozumiem. (le eby
drugi raz ba nadstawia!, i to dla jakiego kanara...
' Kanarki s" mae i $te ' mrukna .enda. ' 8dyby nie owe brwi i
sowia szeroko! gby, tobym powiedziaa, e to prawdziwy D=*.
' Mamy izb dla takowyc& ' poc&wali si Bysedel. ' 0, co si w niej
*retokar tak srodze na .edoszce przejec&a. >ozczarowa, znaczy. (le co z
arystokracj" i monarc&ami ma wsp$lnego ten gry-i pac&oek, nie pojmuj.
' =zba jest dla W=*3$w ' uwiadomia go ona. ' #o si pono! tumaczy
na Wadza i *ieni"dz, wzgldnie Wani i *rzem"drzali. 0en tu kogucik do
przem"drzayc& si zalicza, owszem. (le wany nie jest.
' D=* znaczy5 Dua =nteligentna *apuga ' wyjania .enda. ' %wana te
Du" >ozumn" *apug". ' *odesza do kominka, uniosa do/. *taszysko
nawet nie nastroszyo pi$r. *ooyo czub po sobie, zmruyo niby to sowie,
ale jakby ciut ajdackie lepia, zagulgotao mikko, po gobiemu. Debren
pomyla, e zareagowaby podobnie. Kady, kogo do/ .endy obdarzyaby
tak" delikatn" pieszczot", mruczaby z rozkoszy we waciwym sobie
jzyku. >$nica bya taka, e Debren nie zamykaby oczu. Dziewczyna
zn$w miaa na twarzy ten dziecicy wyraz zac&wytu. ' Widziaam takie w
dzienniku Wal Mrocznej. 1ak maa byam. 6ie c&ciao mi si wierzy!, e tak
cudne istoty mog" gdzie y! naprawd. Widzicie, jak mu si pi$rka mieni":
' Drrrop ' zaskrzeczao ptaszysko.
' 4o tuszczem si upaskudzi ' sprowadzia j" na ziemi *etunka. '
Mciwa nie jestem, ale %br&l ma racj. .epiej go od razu po gardle i do
garnka. Marnie tra-ilicie, zapasy akurat nam si sko/czyy. We wsi
trzymamy, bo tu myszy za duo, odk"d nietoperze ostatniego kota zary.
Mielimy i! po nowe. Wic wyc&odzi na to, e susznie .enda wyskok
ryzykowaa. 4o to nasza caa spya.
' Drrrop F powt$rzy ptak, wyra2nie delektuj"c si brzmieniem sowa.
' Agrrromny >rrozumny Crrruwacz.
' 6ie dam zje! Dropka) ' Dziewczyna opasaa papug ramieniem,
przytulia. Debren drgn", zrobi p$ kroku w jej kierunku. Arzec&owy,
zakrzywiony i cakiem poka2ny dzi$b znalaz si nagle blisko oczu .endy.
Wystarczyby jeden szybki ruc& i...
' Dobrrra >rrenda ' zagulgota ptak. ' 7errrduszko szczerrrozote.
LMW = ' ( wanie, wzgldem kruszc$w ' przypomnia sobie %br&l. '
7uc&aj, rosolaku. 8wacie tu, jak sysz, a i mord masz na koncie.
Kurzego rodu rzecz wprawdzie tyczy, ale e sam jeste latawiec, to si w
jednym szeregu stawiasz z o-iarami. ( takie czyny s" gardem karane. ;e
nie wspomn o pomaganiu potworowi przeciw ludziom poczciwym. Kr$tko
m$wi"c5 ju po tobie. (le e ci cakiem 2le z oczu nie patrzy, dostaniesz
szans re&abilitacji. 8adaj, co *isklak zrobi z moj" szkatu". = w og$le
wszystko = o nim. 8dzie ma kryj$wk, jak walczy, jak u niego z logistyk".
' 7ekrrret.
' Adsu/ si, kozo. *oka ja sekrety temu rosolakowi.
' Drrrop emisarrriusz) ' zaprotestowa ptak. .enda mocniej przycisna
go do piersi. ' %abrrronione)
' Ma racj ' przyzna Debren. ' 1eli jako pose tu przyby, nie wolno go
2le traktowa!.
W zasadzie nie mia nic przeciw dobremu rosoowi. (le za takie jak to
teraz, ciepe spojrzenie .endy, oddaby i beczk rosou.
' 6ie uczcie kondotiera praw wojennyc& ' wzruszy ramionami
rotmistrz. ' Wiem, jak si z posami obc&odzi!. (le to jeno ptaszysko.
Wredne w dodatku.
' 1est m$j ' rzucia twardo .enda. ' 1am go powalia i do niewoli
wzia. M$wi wam to co, panie kondotier:
' M$wi ' skrzywi si. ' 6iec& bdzie5 jest tw$j. (le c&yba pozwolisz
swego je/ca ciut przepyta!: Duo wie. ( wiedza to or w nowoczesnej
wojnie.
#&ciaa zaprotestowa!. Debren by szybszy.
' .enda ci ycie ratuje ' zwr$ci si do ptaka. ' M$gby co dla niej
zrobi!. 6a przykad powiedzie!, czemu si tak do nas przyczepi ten tw$j
*isklak.
' %agrrroenie.
' % nim si ciko dogada! ' uprzedzia *etunka. ' % rodzinnyc&
przekaz$w wiem, e kiedy papugi cakiem elokwentne byy. (le ten bkart
w poowie z sowy si wywodzi. Ajciec samiczki nie mia swojej krwi, a e
si po nocac& szlaja...
' >rrodzic$w obrrraasz ' rzuci ostrzegawczo Drop.
LMO ' Cakt ' popar go Jeyn, kt$ry akurat wr$ci z patro lu po
poddaszu. ' 6ie godzi si im! Dropa czepia!. 7ama wiesz, jak tu u nas
ciko w tyc& sprawac&.
*etunka c&yba wiedziaa, bo zasznurowaa usta.
' 1ec&alimy przez most ' wr$ci do przepytywania papugi Debren. '
8dyby gry- nas nie napad, pojec&alibymy na poudnie, w og$le o tej
obery nie maj"c pojcia. Wic o jakim zagroeniu m$wisz:
' %agrrroenie. >rrozpoznane. 9mierrr! grrry-a.
' *isklak si nas przestraszy:
' *rrrawda.
' %naczy si5 tak ' podpowiedzia Jeyn.
' Dziki. .enda, postaw pana Dropa. ' Dziewczyna, troc& zdziwiona i
odrobin nieu-na, usuc&aa jednak. ' 4o panem jeste, prawda:
' Agrrromne przyrrrodzenie ' nad" si natyc&miast sowio3papuzi
mieszaniec. ' Kurrry warrriuj")
' %rozumiaem. 0edy jak mczy2ni porozmawiajmy. Mog ci zau-a!:
*otra-isz sowa dotrzyma!:
' >rregularrrnie ' Drop nad" si jeszcze bardziej. %br&l splun", ale nie
skomentowa. ' 8rrranit.
' M$wi, e jego sowo jest jak skaa ' wyjania na wszelki wypadek
.enda. ' %awsze.
' Dziki, Mam propozycj, Drop. 1ako prawa rka *isklaka m$gby
odszuka! go i przekona! do negocjacji.
' 8rrry- mrrruk.
' 6ie m$wi: ' domyli si magun. ' (le ty m$wisz...
' % grubsza ' mrukn" %br&l.
' ...i moesz tumaczy!. Moja propozycja jest nastpuj"ca5 przeka mu,
e zwady nie szukamy i pomsty bra! nie bdziemy. Wic jeli si odczepi, to
po dobroci...
' Wybacz, e przerw ' wtr"ci si rotmistrz. ' (le nie c&c, by z gby
c&olew robi. W negocjacjac& trza si precyzyjnie wyraa!. ( jak nie z
juryst" sprawa, to i uczciwie gada!, co i jak.
' A co c&odzi:
' %wady wprawdzie nie szukam i pomsty te nie, ale nie c&c, by z
twoic& s$w c&doony kocur wyci"gn" wniosek, e go poniec&am. 4o nie
poniec&am. 6awet jak got$wk i &em zwr$ci.
' Abojtnie kt$r" stron" by zwraca ' dopowiedziaa niby to powanie
.enda. 6ie udao jej si sprowokowa! rotmistrza. 4y nac&murzony, niemal
zatroskany.
' Wiem, e ci pozycj przetargow" psuj ' wyzna. ' (le rycerz nie
jestem. (ni jurysta. (ni kr$l. 1estem odak i moje sowo ma co znaczy!, a
nie jakie napuszone srutu3tutu. 9lubowaem, e albo gry-, albo ja i jak nie
dotrzymam, to wicej w zwierciado nie spojrz.
' ( spogl"dae: ' nie wytrzymaa .enda. ' 4iedak. 6ie dziwota, e
mierci szukasz. 4o to jest jawne szukanie zako/czonyc& zgonem kopot$w.
Debren poczwary czarami nie pokona, a ty siekier" zamierzasz: = pewnie
jeszcze +enz w to wci"gniesz: Kretyn jeste. = egoista.
' %gadzam si z .end" ' owiadczya gospodyni. ' % wyj"tkiem tego
kawaka o zwierciadle. Dziwne w 4elni3cy macie kryteria urody. 6o, ale w
kwestii *isklaka akurat m"drze powiedziaa. 0o gupota na gry-y polowa!.
Dwa wieki r$ni polowali i e-ekty mamy jak wida!.
' Ad$my to ' wyprzedzi rotmistrza Debren. ' Moe gry- propozycj
wymieje. %obaczymy. 6a razie proponuj, by papug na rekonesans
wysa!. Kto jest przeciw:
6ie byo sprzeciw$w.
' ( jak go paskudnik zere: ' .enda odruc&owo pogadzia ptaka po
czubatym bie. Drop zmruy oczy, za3gulgota z zadowolenia. ' 6ie podoba
mi si ten pomys.
' Wrrr$c ' zapewni Drop. ' >rrenda dobrrra.
' Wr$ci ' westc&na *etunka, api"c pogrzebaczem okiennic i
przytrzymuj"c j" do czasu zaoenia rygla przez Jeyna. %br&l sta z tyu z
&alabard", a Debren z doni" uoon" do gangarina. 6iepotrzebnie5 gry-a za
oknem nie byo. ' %awsze wracaj". 0aka ic& misja.
' 0o papuga. ' .enda stana w obronie Dropa. % racji
pokiereszowanyc& n$g nie braa udziau w procesie wietrzenia izby. ' %
ciepyc& kraj$w poc&odzi. 6ie przeyje zimy w lesie. Musi gdzie mieszka!.
6ie wstaj"c z awy, zanurzya miot w cebrzyku, zacza tuc ni" po
palenisku kominka. 6adal robia to poLXL rz"dnie, ale entuzjazmu ju w t
prac nie wkadaa. 6awet jeli udawao jej si zdusi! troc& pomieni,
kodzie w tym samym czasie udawao si powoa! do ycia dokadnie tyle
samo nowyc& w innyc& miejscac&. Ad jakic& czterec& sz$stnic panowaa
pod tym wzgldem r$wnowaga.
' Dziupli w borze nie brak ' mrukna *etunka.
' *apudze w dziupli zimno.
' 0o niec& si do uczciwej roboty najmie. Mao to wsi: 8ada! umie, a
jego ojcowie i dziady jeszcze lepiej umieli.
' 1ake to5 ojcowie: ' zdziwi si Jeyn, wyjmuj"c bet z korytka kuszy.
Atrzyma w tej kwestii wyra2ny rozkaz. 6ie by typem wojownika i c&odz"c
z zaadowan" broni", stanowi zagroenie. ' 0o jednego mona mie!.
' 0o nie takie proste ' dobieg zza c&mury dymu gos .endy. Astatnie
sowo zabrzmiao ciszej, jakby dziewczyna poniewczasie ugryza si w
jzyk, ale Debren sabo j" widzia i nie mia pewnoci. Kaszel te brzmia
wprawdzie jako inaczej, lecz ostatecznie uzna, e pierwsze zdanie byo
skierowane do ony, nie ma. Wywnioskowa to ze zdania drugiego5 '
#&opi by go z miejsca na roen nabili, a w najlepszym razie z pi$r oskubali,
bo cenne.
' 1a go oskubi ' obieca %br&l, odkadaj"c &alabard i bior"c ku-el. '
1ak zaraz nie wr$ci.
' 0o zamku poszuka! ' trwaa przy swoim *etunka.
' W zamku by go z miejsca do klatki wpakowali.
' W zotej klatce bywa znonie. 1e! dadz", blisko pieca postawi",
partnera u zookr"cy dokupi"...
' #&ciaaby w niewoli y!:
' 6ie wiem ' powiedziaa ciszej. ' Wiem, e z ludzkiej krzywdy y!
bym nie c&ciaa. (le czy a tak bardzo...
%amilkli. W wywietrzonej izbie pojaniao, dym znalaz sobie wolne i
c&odne miejsce pod powa", unosi si wic oc&oczo. .end zn$w byo
wida!.
' 1ak tam, Kopciuszku: ' zainteresowa si %br&l. ' 6ie zmczya si:
Debren, m$gby jaki kijek3samobijek wyczarowa!. ;al patrze!, jak si
dziewuszka mczy.
' 0o nie patrz. %a ni" si pomcz ' rzucia z przek"sem *etunka.
*odobnie jak rotmistrz signa po piwo.
' Mczy2nie nie przystoi miot" mac&a!.
LXM ' Wygodna doktryna. Moi c&opcy te si w swoim czasie na ni"
powoywali. *$ tuzina r$zeg zwykle wystarczao, by rewidowali pogl"dy.
' 0o powany b"d wyc&owawczy. Wiem, e z winy gry-a brak wam r"k
do pracy, ale nie tak si problemy rozwi"zuje. >ozumna rodzicielka szybko
by si wystaraa o c$rk, a nie otrok$w w baby obracaa.
' ( jak si rozumnej nastpny c&opak tra-i:
' 0o do skutku pr$bowa!. 1a, przykadowo, jak $todzi$b byem i kusz"
nie bardzo potra-iem obraca!, to tak dugo w tarcz waliem, a w ko/cu
kt$ry bet tra-i.
' 4a ' westc&n" Jeyn. ' ( co, jak bet$w braknie:
' Walenie w tarcz ' rzucia c&odno *etunka ' ma si nijak do
wiadomego planowania rodziny i wyc&owywania dzieci. 6ie masz pojcia,
o czym m$wisz, miku.
' 1a nie mam: 0rzy c$rki em spodzi)
' 0rzy: ' %markotniaa, ale szybko wzia si w gar!. ' 0o c&opak$w
pewnie z p$ tuzina, co: %nam ja was, wojak$w. Kademu si marzy
darmowa druyna zoona z wasnyc& synalk$w. ( dziewuszki krzywo si
widz".
' 0o wszelkic& stan$w dotyczy ' wtr"ci si Debren. ' 0ak ju jest, e
dziewczynki s" nieekonomiczne. *osag, drosza odzie, wydatki zwi"zane...
no, z ustrzeeniem...
' Wiem, o czym m$wisz ' zerkna w stron kominka.
Debren nie zaryzykowa, ale wyapa bez trudu prze rw w postukiwaniu
mioty.
' Dobrze m$wi ' westc&n" %br&l. ' *rawdziwy to do pust boy, e si
tyle dziewuszek rodzi. ;eby jeszcze takie jak .enda... (le si takowy
rodzynek jeden na sto tra-i.
( reszta: Mae toto, r"czyny c&ude, sk$ra delikatna, wo sy do zadka,
nijak pod &em upc&a!... 0o co to za wojak:
;aden. ( dostatek narodu jako tam buduj". Wic dobro byt ronie... i co
si dzieje: ( to, e jak nie s"siedzi, to Kummony czy insze koczowniki
najazd czyni". 1akby si, powiedzmy, po trzec&, no, c&o! dw$c& c&opak$w
na jedn" dziewuszk rodzio, to byoby komu broni!. ( tak to co:
%gliszcza, pacz, nieszczcia. #&opy wybite, panny po psute. Wic
tym, co z -rontu wr$c", kandydatk na on ciko znale2!. 6o i si
wojactwo, z braku inszego &onoroLXX wego wyjcia, musi na jak"
zagraniczn" wojn wybra!, cudzoziemek w niewol nabra! i z tymi
potomk$w podzi!. ( to spiral przemocy nakrca.
' %naczy5 co ze, to przez baby: ' upewnia si .enda.
' 0egom nie powiedzia. 4$g was takimi stworzy@ nie wasza wina, e
si nadmiernie mnoycie.
' Wybacz *etunce gupie pytanie o p$ tuzina syn$w. % takowym
podejciem to pewnie dwa tuziny zmac&a. = jeno dziki tej ob-itoci owe
trzy dziewuszki si przelizny. W toku atwo przegapi!. #zy moe
%drenka pomocnice do mioty sobie wyprosia: #o, %br&l: 0y obesra3ny
c&opski szowinisto:
' .enda)
' ( ty lepiej milcz) 7zlag mnie tra-ia od tego klepania po koku)
#zarodziej, c&olera, a w wdzarni nas zmienia.
' 6ie krzycz na Debrena. ' >otmistrz nie obrazi si i c&o! spospnia,
stan" w obronie maguna raczej z mskiej solidarnoci ni c&ci odwetu. '
6ie jego wina, e tak ci stopy urosy.
' Adc&do si od mcic& st$p) 7"e/ mierz) *rzy takim wzrocie c&yba
mog mie! ciut wiksze nogi ni normalna niewiasta:) W zwiadzie nie
su)
' 6ie jego wina, powiadam ' ci"gn" spokojnie. ' 1eli ju, to twoja. 6ie
dlatego, e ci cimy *etunki cisn", c&o! jej przecie nie cisny. 6abroia,
panno, nosem na apcie krc"c.
' <apcie:) Do wizytowej sukni, adamaszkiem lamowanej:) #&yba bym
ze wstydu umara)
' Debren si o ciebie troszczy, wic nie mia wyjcia. Musia
pomieszczenie ogrza!.
' (kurat tym ajnem ' warkna ciszej, tr"caj"c przer"bany na troje i
uoony w kominku taran. Debren westc&n", ale ju niczego nie pr$bowa
tumaczy!. Miaa racj. 6ie ca", lecz sporo. 6ajgorsze, e od pocz"tku
odczuwa mrowienie sk$ry, wyra2nie wskazuj"ce, e z kody promieniuje
magia. *owinien si by jej przyjrze!, poska3nowa!. (le wyprawa za
barykad bya ryzykowna, spieszyli si i z tego popiec&u dziaali szybko
take p$2niej. %br&l od razu rzuci si z berdyszem na jeden koniec belki, a
on czarowa przy drugim, osuszaj"c przycz$ki dla ognia. *otem by zajty
przepyc&aniem komina ' troc& telekinez", troc& &alabard". 6o i
zaniedba. ( komina i tak nie przepc&a.
Moe gry-, moe kt$ry z pocisk$w rozprawi si z przeciwnym ko/cem
przewodu. >aczej gry- i raczej wiadomie5 drugi komin, ten od pieca, te
okaza si zatkany. W e-ekcie ogie/ w paleniskac& pogas i kiedy Debren z
.end" wr$cili z a2ni, obera bya ju mocno przestudzona.
' Mymy te nie bez winy ' kontynuowa %br&l. ' 1a zwaszcza, jako
dyplomowany mac&inerzysta. *owinienem co zw"c&a!, c&o! to p$produkt
jeno i cakiem inaczej wygl"da, jak go ju okuj" i ubrzec&wi". (le z kolei ty
wicej na %ac&odzie wojowaa, a to so,rojski wynalazek. 6a rycinac& takie
zarzygaki widziaem jeno. D nas ic& nie stosuj". #&olernie nie&umanitarna
bro/.
' = brzydka z nazwy ' zauway Jeyn.
' 6o, o-icjalnie to si nazywa Argany... czy moe Argan... no, tego
ajdaka w"satego, co to u nic& za demokracji wada. Ku jego czci tak
system ogniowy oc&rzczono. %arzygak" go sami onierze nie-ormalnie
nazwali. ;e niby nie ugasisz, c&o!by si i porzyga. *ono! na pr$bac&
tec&nicznyc&, gdy armia pocisk testowaa, wanie do takowego incydentu
doszo. 0uzin woj$w z cebrami mia biega! midzy studni" i c&aup"3celem
i pr$bowa! ratowa! c&aup. 7tudni wysuszyli, poowa si z wysiku
porzygaa, a c&aupa jak si palia, tak spalia, bo pocisku nie szo ugasi!.
Wic nie krzyw si, e Debren nie zdoa.
' = dalej klep koek ' doko/czya *etunka. ' Ad tego my, baby,
jestemy. ( wracaj"c do c$rek, miku... 7ami doroli tu siedzimy, a i nie
dziewice, wic jak si ju zgadao, to moe si ciebie poradz.
#o stukno. Debren obejrza si i stwierdzi, e miota. A podog.
.enda sc&ylaa si po ni", kln"c pod nosem. #zerwona, z czoem mokrym
od potu. *odni$s si z awy, podszed do baryki, zacz" napenia! ku-el.
' 7uc&am. ' %br&l dla odmiany sw$j odstawi.
' #o czynicie ze %drenk", by si c$rki dorobi!: >otmistrz lekko
zesztywnia. .enda ukradkiem przeLXY tara czoo, przywoaa na twarz
jeden z tyc& swoic& paskudnyc& umieszk$w.
' ( kto tu m$wi ' mrukna niby to do siebie ' e dziewic w izbie
maawo.
' %drenka... ' %br&l musia odc&rz"kn"!, c&o! w odstawionym ku-lu
jeszcze koysaa si piana. ' %drenka pomara. 8or"czka poogowa.
%robio si cic&o. #isza trwaa kr$tko, ale bya wymowna. >otmistrz
podzikowa bladym umiec&em.
' 0aki nasz babski los ' mrukna gospodyni. ' #zasem braknie bet$w,
by w tarcz wali!, ale czciej tarczy, nadmiernie dziurawionej. *rzykro mi,
%br&l. Dawno...:
' *rzy najmodszej. ' %marszczy brwi, policzy w pamici. ' 9rednia
ma osiem wiosen, potem em dugi kontrakt podapa, a w an,askic&
koloniac&, potem troc& zeszo, nim do domu wr$ciem... no i ci"a... 6o,
tak ' westc&n". ' *i! lat bdzie.
Debren podszed do .endy, poda ku-el. *rzyja bez sowa. Wygl"daa
zabawnie z wysuszonymi przy ogniu wosami peruki, stercz"cymi teraz jak
strzec&a po przejciu wic&ury, z okopcon" twarz", tak bardzo nie pasuj"c"
do lamowanej adamaszkiem sukni wizytowej. (le nie cieszy si widokiem
tak, jak by m$g. 4ya zbyt smutna.
' Dziwnie lata rac&ujesz ' zauwaya *etunka. ' Ad redniej c$rki.
6ietypowo.
' 4o najmilsza ' umiec&n" si z zakopotaniem, ale w oczac& mia
blask. 6ie patrzy ani na gospodyni, ani na kominek, a blask i tak w oczac&
mia. ' 1u po ci3mac& nie sika, nie ryczy z byle powodu, a jeszcze ojcu nie
pyskuje. %a miecz si ju we2mie, kusz wind" napnie, a suknie z lam$wk"
ma jeszcze w pogardzie. ' Westc&n", uni$s ku-el. ' Wszystkie okrutnie
miuj, nie mylcie sobie. (le starsza c&yba al w sercu nosi o matk, e
niby z mojej winy... ( znowu ten szkrab to mnie si czasem z
nieszczciem %drenki skojarzy. 6o i kopotliwe obie, c&o! kada inaczej. (
ta jak zoto. = do nauki si garnie. 7i"d, bywa, na przyzbie, -ac&ow" kronik
przegl"dam, a tu si $w wr$blik na kolana gramoli, palec w rycin pc&a i
szczebiocze5 H0o berulda wrele/ska, praLXV wda, tatku: 7zesnastokoowiec,
na grz"skim dobry, ale ciut przyniski. Dwa &aki i pomost obobrczowany, a
doem kozieI. Kaden jeden rodzic by si do ez rozrzewni, prawda:
' *rawda ' przyznaa *etunka. ' #&o! niejeden spytaby zza ez, co to za
c&olerstwo ta berulda wrele/ska.
' 4eluarda we&rle/ska ' wyjani Debren. ' 0aka wiea oblnicza. %
taranem w dole. Kozem, znaczy.
' 0akem podejrzewaa. = ty mi, %br&l, bdy wyc&owawcze wytykasz:
;e niby syn$w na panienki przerobi, jak od czasu do czasu izb zamiot"
albo onuce wypior": ( sam co: Knec&ta z maej robisz) 0ak to jest, jak si
dwa tuziny syn$w zmac&a. (tmos-era w domu tak msk" si robi, e biedne
dziewuszki na stoj"co sikaj". 4o nie maj"c sk"d wzorc$w pozytywnyc&
czerpa!, naladuj" tumy braci.
' Moje c$rki nie...) <ajno i ka) Kobiece s" jak c&olera)
' (le nie dbasz o nie. *o c&opakac& musz" doczyty3wa!. = to o czym: A
jakiej paskudzie beluardzie. % kozem z dou. Wyobraam sobie, jak to na
rycinie wygl"da. Mistrz >o,oletto, ten, co go gry- niesusznie za malarza
komnatowego uzna i zamordowa, pokazywa mi jeden szkic batalistyczny.
% wieami wanie, w bramy wal"cymi. Wic wiem, co m$wi. 6ie jest to
urz"dzenie, kt$re wypada modziutkim pannom prezentowa!. *odrcznik
&a-ciarstwa by c$rkom kupi, sk"pcze)
' 1a sk"piec: Kady grosz na nie wydaj)
' 6a syn$w wicej ' parskna.
' 6a syn$w: 1a nie mam syn$w) 1eden si, zaraza, urodzi, to go trzy dni
miaem)
%n$w byo cic&o. Duej ni poprzednio.
' >adzilimy si w tej kwestii ' odezwa si wreszcie Bysedel. ' W
drug" stron co prawda, ale nam medyk wytumaczy, e spos$b jest taki
sam, jeno na odwyrtk.
' 7pos$b: ' posa mu pospne spojrzenie rotmistrz.
' 6a pokierowanie pci" dzieci"tka. 0rzeba ot$... na c$rce om$wi,
bomy si o ni" starali, trzeba...
' Jeyn... ' zacza niepewnie troc& zarumieniona *etunka. (le sama
urwaa i mac&na rk", pokazuj"c, LXZ e moe m$wi! dalej. Debren
zauway, e wyznanie %br&la mocno ni" wstrz"sno.
' 0rzeba, by doem si ulokowao to z rodzic$w, po kt$rym ma dziecko
pe! wzi"!. 4o w naturze tak jest, e mski pierwiosnek...
' *ierwiastek ' poprawia cic&o.
' ( tak, wanie o tym em myla... 6o wic tene g$r bierze nad
niewiecim. = po urodzeniu, i przed tako. %naczy si w ywot niewiasty
wpywaj"c doem, wyej si ulokuj"...
' Daruj sobie szczeg$y, Jeyn ' zaproponowaa .enda. ' Wystarczy,
e %br&l zasad zapamita.
' *rawda ' zgodzi si oberysta. ' 6o wiec jakby to syn mia by!, to
musicie, panie %br&l, *etunk g$r" da!.
' %apamitam ' powiedzia cic&o rotmistrz. = oczy roz3maliy mu si na
moment czy dwa. *etunka rozc&ylia usta, ale nie wydaa gniewnego
okrzyku. 4y! moe tylko westc&na@ Debren nie by pewny.
' = druga wana rzecz ' kontynuowa Bysedel. ' 0rudniejsza, nie kryj.
0o znaczy dla ciebie to nie, bo c&opaka c&cesz. (le ja musiaem si na bab
przerobi!. %naczy w sukience pokad2my czyni!, umalowany, w gorseciku i
peruce. 0ej, co j" .enda nosi. 7pecjalnie w tym celu od jednej ladacznicy j"
kupilimy, kt$ra do %otej 7karpy podr$owaa, na gwarkac& zarabia!. *rzy
c&opcu to *etunka by si musiaa w mskie szaty odzia!. 6o i c&yba dla
pewnoci wosy obci"! ' doda po namyle.
1aki czas byo cic&o. 6iekt$rzy pili piwo. Debren wszed na poddasze,
sprawdzi, czy wypeniaj"cy piterko dym nie ukrywa kogo, kto cic&o st"pa
i jeszcze ciszej dyszy. Wr$ci na d$, zerkn" na klepsydr. .enda, spocona i
zniec&cona, woya dymi"c" miot do wiaderka ze stopionym niegiem,
d2wigna si.
' 6a czym stoimy: Ad strony magicznej, konkretnie.
' 6a konkrety w tej kwestii za wczenie. ' Dsiad przy stole. ' 6ajpierw
moe strona wojskowa.
*olini palec i zacz" kreli! szkic budynku.
' Aj, lepiej to zamacie, mistrzu Debren. ' 1ako pier wszy zrecenzowa
e-ekt Jeyn. ' Astatniego, kt$ren tak udanie domy rysowa, ojciec papugi
Dropa zaprosi do gry-a. %a Domorca 7tarogrodzkiego to jeszcze byo.
%jec&a tu inynier, biegy w sypaniu wa$w i inszej sztuce -orty-ikacyjnej,
no to go *etunka zagadna, czy by projektu taniej obrony antylataczowej
nie sporz"dzi. 8ry- zwiedzia si jako i przy-run" tu w mig papuga. 0ak
we bie inynierowi zam"ci, e si ten zgodzi z nim pojec&a! i pogada! z
Domorcem o zabezpieczeniu jego pieczary. 6o i go, ma si rozumie!, gry-
do zabezpieczenia na sw$j spos$b wykorzysta. 8ow, znaczy, na paliku
zatykaj"c. *rzy ciece, co do jaskini wiedzie.
' ( to parszywiec) ' oburzy si rotmistrz. ' *rzez takic& wojny na psy
sc&odz") >ozumiem5 w boju, jak ju si wyklaruje, kto, z kim, przeciw
komu i za ile. (le eby -ac&owca utuc, gdy warunki zaci"gu negocjuje:)
0o nie godzi si) 1akby si takowe procedery rozpowszec&niy,
kondotierstwo padnie) A, nie... 6ie rusz si st"d, p$ki $w zbrodniczy r$d
ziemi kala sw" obecnoci") 1a albo gry- ( to skurwiele) 6ie do!, e od
rabuj", to jeszcze c&c" do upadku samo odactwo przywie!)
' 7pokojnie, %br&l ' rzuci c&odno Debren. ' Ad ciebie akurat oczekuj
konsultacji. A-icer jeste. 1eli ju teraz nie oddaj ci komendy, to jeno
dlatego, e batalia jest specy-iczna. 8ry-, jak s"dz, cz! problemu
zaledwie stanowi, a cay problem moe by! bardziej magiczny ni militarny.
Wic na razie pozostawmy w zawieszeniu kwesti dowodzenia, dobrze:
' 1ak zgaduj ' powiedziaa .enda, ocieraj"c pian z ust ' kandydaci w
sp$dnicac& z g$ry s" skreleni:
' % g$ry ' twardo oznajmi %br&l. Debren pomyla zdziwiony, e
pierwszy raz syszy rotmistrza tak ostro stawiaj"cego si dziewczynie. '
1eszcze mi ycie mie. ( nasz r$d ma tragiczne dowiadczenia ze sub" pod
babsk" komend".
.enda, r$wnie jak Debren zbita z tropu, na powr$t zaja si piwem.
' 0ak wic... to jest H#notkaI. Abera znaczy. %azna czyem wszelkie
otwory, kt$rymi gry- m$gby si wedrze!.
1ak wida!, mamy dwa rzuty5 dou i stryc&u.
' (&a, to stryc& ' pokiwa gow" Jeyn. ' ( ja em myla, e gumno w
zym miejscu nakrelone.
' 6ie, to g$rna kondygnacja. Abok, dla czytelnoci. 4udynk$w
gospodarczyc& nie rysowaem. *rzykro mi, ale nie damy rady ic& broni!.
Dobrze bdzie, jak dom wybronimy. Mam racj, %br&l:
' 9wit".
' Atwor$w ju istniej"cyc& ' kontynuowa Debren ' jest w zasadzie tyle
co nas. 0e tutaj drzwi ' wskaza, ju w naturze, obie barykady. ' % kuc&ni
mona wyj! trzecimi, maymi, a piwnica ma waz do opuszczania beczek.
*i"ty otw$r jest w dac&u. =nne dziury na razie nie s" gro2ne, c&o! cztery
gazy przebiy si a do parteru.
' %naczy, obronimy dom: ' zapyta niepewnie Jeyn.
Debren nie odpowiedzia. 7pojrza wymownie na rotmi strza. %br&l
doko/czy piwo, podrapa si po brodzie.
' #o z +enz":
' 1edno ebro nieadnie pko ' westc&n" Debren. ' Mogoby przebi!
puca, wic upiem go solidnie. *rawd powiedziawszy, to raczej letarg ni
sen. #&ory nie bdzie si wierci i nic sobie nie zrobi, gwarantuj. (le i
gry-owi nic nie zrobi. 1ak go pojutrze obudzimy, to dobrze.
' *ojmuj. ' >otmistrz skin" z powag". ' 6o wic, po mojemu, sprawa
wygl"da tak5 na dwoje babka wr$ya. 1ak gry- w dobrym miejscu zaatakuje,
to si wedrze do c&aupy. ( jak z" dziur obstawi, to nie.
' #o-am sw" kandydatur ' oznajmia .enda. ' *orazi mnie wanie
poziom -ac&owoci u konkurencji.
' #ic&o, kozo. #akiem wojna to to nie jest, myliwy by nam si przyda.
(le z mego owieckiego dowiadczenia wiem, e zwierz takiej jak *isklak
postury od jednego betu nie pada. Debren go z a2ni w zadni" ap ugodzi,
potem ja, z poddasza szyj"c, po ebrac& poci"gn"em. 0y mu &alabard
wbia...
' = z &ulajkuli dosta ' uzupeni Debren.
' Mioty nie licz, bo to bro/ psyc&ologiczna. = co: (no nic. 1ak lata,
tak lata, biega szybko i w og$le penosprawnym si wydaje. #o znaczy, e
trzeba go naprawd mocno porazi!, by pad. ( my mamy jedn" sprawn"
kusz.
' 0amta i tak si zacinaa ' przypomnia Debren. 6ie patrzy jednak na
nikogo.
' 4o j" w niegu wytarza ' .enda nie zamierzaa si litowa!. '
7prawdzaam w a2ni5 cakiem dobra bya. *$ki jej razem z tymi biednymi
drzwiami... 6a drugi raz, jak z siebie ywy wulkan zec&cesz robi!, to
pozw$l, e co delikatniejsze przedmioty ja ponios.
' 0o go na drugi raz &alabard" po bie nie wal ' uj" si za czarodziejem
%br&l. ' ( wracaj"c do gry-a5 odporny z niego potw$r. My za marnie ze
wszystkim stoimy. % mobilnoci", bo .enda nikomu z odsiecz" nie zd"y. %
uzbrojeniem, bo z ciszego ora mamy cztery sztuki na picioro. W
dodatku kusz za p$ sztuki trza liczy!, bo nie ma cudu, by kusznik zd"y
drugi raz zaadowa!, nim si do niego gry- dobierze. 0asak$w nie rac&uj.
' *opraw, jelim 2le poja5 m$wisz, e ju po nas:
' 6ie, kozo. M$wi, e na utrzymanie nawet tak skr$conego -rontu si
braknie.
' #o proponujesz: ' zapytaa *etunka.
' 7ztuka wojenna zna tylko jedn" recept5 dalsze skr$cenie -rontu. '
%br&l rozejrza si po izbie. ' 8dybym mia decydowa!, tego jeno bym
broni.
' Mam odda! cay dom na pastw tego szczyla:) ' trzasna ku-lem w
st$. ' 6ie wiesz, co m$wisz)
' 7c&owaj &onor w onuc, jak to si m$wi. >ozumiem5 nieatwa to
decyzja. Dom to dom@ kadego serce boli, jak si w nim wr$g panoszy. (le
kr$tka okupacja to aden...
' Astatnia kr$tka okupacja sko/czya si spaleniem c&lewa) 7ama
paliam, c&olera) Kulturalna jestem i si bez potrzeby nie wyraam) Wic
jak m$wi o tym skurwysynu, e jest szczyl, to to co znaczy) ' *okorna
mina %br&la uspokoia j", wic ju ciszej, c&o! z wiksz" gorycz",
doko/czya5 ' 7mrodu jego odc&od$w zdziery! nie spos$b. 1ak by maym
pisklakiem, tomy wszystkiego pr$bowali5 wapna, myda, per-um nawet, co
to ic& baryk Domorzec z inszymi upami podrzuci. 6ic nie pomagao. 1ak
gdzie wypr$ni czy to pc&erz, czy kiszki, to bez palc$w mocno na nosie
cinityc& nie szo !wierci pacierza wytrzyma!. Agie/ dopiero smrody
usuwa. *o tej LNL okupacji c&lewa to z dw$c& wi/, co okupacj przeyy,
obie szybko skonay. 0 drug" Jeyn sam dobi, by straty zminimalizowa!.
(le nie zminimalizowa, bo i tak misa nie dao si je!. 0yle korzyci, e
szczury na jaki czas przegnalimy, mae skrawki przy ic& norac&
rozkadaj"c.
' %araz, zaraz ' Debren posa jej zdziwione spojrzenie. ' Dobrze
rozumiem: *isklak jako pisklak bywa tu tak czsto, e mielicie problem z
jego odc&odami:
' 0om nie powiedziaa: ' zmieszaa si. ' *siakrew... Wybacz. %dao mi
si oczywistym... Awszem, mielimy problem. = z odc&odami, i z samym
smarkaczem g$wnie. 1u jajem bd"c, trzy dobre kokosze zamczy.
' 1ajem:)
' 1ako jajo tu tra-i. Domorzec ju nad grobem sta, kiedy mu w apy
kupcy wpadli, co kur pawia wie2li. Wic j", z braku lepszej, do swej groty
uprowadzi, na sw" bab przerobi i jej jajo zmajstrowa z gry-i"tkiem w
rodku. Matka, ma si rozumie!, ci"y nie przeya. 1ak ju zdyc&a! zacza,
to j" mulo pazurem rozpata, yw" jeszcze ostawi i przylecia do nas. %
nakazem, bymy mu potomka do wyklucia przec&owali, a e zima sza, to i
ju wyklutego do wiosny pod&odowali.
' 0ocie go sami...: ' %br&l nie doko/czy.
' (no sami ' powiedziaa z gorycz". Debren patrzy na zy, krc"ce si
w szeroko otwartyc&, bardzo niebieskic& oczac&. ' 7ami na siebie bat
krcilimy. ( jedyny z tego poytek, e si g$wniarz respektu nauczy dla
mojej mioty. 4o miot" go laam. 4y krzywdy nie zrobi!.
%robio si cic&o. 6ikt nie mia odwagi zapyta!, c&o! caa tr$jka goci
miaa owo pytanie na ko/cu jzyka. Debren nie zdziwi si, sysz"c gos
.endy. 4ya kobiet". =, c&o! rzadko jej si to zdarzao, potra-ia nada!
sowom mikko! puc&u.
' #o si stao, siostrzyczko: ' szepna, nakrywaj"c doni" do/ *etunki.
Aberystka potrzebowaa jeszcze troc& czasu, by zapanowa! nad
emocjami. 4ya twarda, wic c&o! oczy nadal lniy, gos brzmia ju
spokojnie5 ' 0y syna trzy dni miae, miku. Do dzi b$l nosisz w sercu. 1a
j" miaam sto razy duej. 6ie m$wi, e sto razy bardziej boli, ale... 1akem
do izby wc&odzia, to si miaa, r"czki wyci"gaa, co tam po swojemu
gaworzya. 1ednej ci"y nie donosiam, wic mam por$wnanie. 0ak to ujm5
tym mocniej dziecko miujesz, im duej je masz. *roporcja nie jest prosta,
ale... Wic si pocieszam, e lepiej si stao, e gdyby to Baclan albo
>o,olik...
' 0o nasz modszy ' wyjani Jeyn.
' #o si stao: ' powt$rzya, c&yba jeszcze agodniej, .enda. 1u obie jej
donie obejmoway rk zotowosej. 4ya wysza, szczuplejsza, w
zestawieniu z oberystk" jaka kanciasta. Debrenowi skojarzya si z
c&opakiem, pocieszaj"cym starsz", ale i sabsz" kobiet. .ecz c&ocia te
dwie tak si r$niy, to przez c&wil rzeczywicie wygl"day jak siostry.
' *orwa j". #ae lato pod grusz" koysk stawiaam i nic zego...
Dziewuszka, jedyna w rodzie. Mylaam, e jest bezpieczna. ;e przez eb
mu nie przejdzie... = waciwie miaam racj. 4o nie c&cia male/kiej
krzywdzi!, nawet jej mamk znalaz, c&o! podronita ju bya i kozie
mleko by starczyo. (le lata a pod >umperk i najbardziej cycat"
dziewuc& wynalaz, jak" w yciu widziaam. *o wszystkim, jak j"
wypuci, zasza tu i opowiadaa, e trzy razy musia z bonia startowa!, bo
ud2wign"! branki nie m$g. 1ak ten tam piec dziewuc&a ' wskazaa ' c&o!
0edwie szesnacie lat. ( Domorzec mia ju wtenczas dwudziesty krzyyk
na karku, jedn" ap" sta w grobie. 6o a potomka nie byo. Wic jak mu si
owa pawica tra-ia, to wasne reguy zama, na misj plun" i moj" c$ruc&n
na zakadniczk porwa. *otem z jajem zakrwawionym tu wyl"dowa,
kadzie je i m$wi, e jak mu pisklaka nie oddam wiosn" caego i zdrowego,
to on mi dziecka te nie odda.
' %abij go ' powiedzia cic&o %br&l.
' 7am si zabi ' mrukn" Jeyn. ' We wie ratuszow" wal"c. *etunka
m$wia5 H7taruszek ju byI. 6iedowidzia, nie usysza, jak go ostrzegay
nietoperze w czujce lec"ce. 6o i tak pieprzn") w nowy ratusz rumperski, e
si burmistrz z rajcami na powr$t do starego, drewnianego przenieli. 4o
mularze gwarancji na wie nie dawali.
LNX ' Dziewczyna mleka miaa a nadto ' poci"gna w"tek *etunka. '
(le dowiadczenia adnego. = nie upilnowaa dzieci. Aboje si poc&orowali.
*ocieszam si, e moja male/ka pono! szybciutko zgasa. >az3dwa poszo.
' 0emu wszarzowi raz3dwa nie p$jdzie ' zazgrzyta zbami %br&l. '
#&o! synalek jeno. (le nie p$jdzie. A nie.
' 7pokojnie ' powiedzia cic&o Debren. ' 6alej lepiej piwa. 6ie tego5
krzepkosza lej. ( ty, *etunko, wypij.
' 6ie. 6ic dla siebie nie bierzemy, co od nic& poc&odzi. ( to piwo
poc&odzi. *isklak czciej ni ojciec podrzuca nam upy wzite na
ksi"cym szlaku.
' Ksi"cym:
' 0ym ' wskazaa -rontowe drzwi. ' 7tara droga. 1eszcze poganie j" w
lesie wycili, zanim Mor,ac powsta i kr$lestwem si sta. Wieki nim ludzie
podr$owali, to i teraz czasem podr$uj", c&o! to ani wygodne, ani
bezpieczne. (le do paru miejsc inaczej si nie dojedzie. 6o to jed",
g$wnie obcy, a gry- co niekt$ryc& napada, rabuje, a zdobycz" si dzieli.
' *okrcone to wszystko ' westc&n" %br&l. ' 6ie pijesz tego
krzepkosza: 0o ja wypij.
' *isklak ' mrukn" Debren ' twej mioty si lka i respekt czuje. (le
nie dlatego prezenty daje, prawda:
' *rawda. 4oj" si, ajdaki, bymy z godu nie pomarli. ( zdarzay si w
H#notceI przypadki mierci godowej. >uc& may, obroty ndzne, bywa i
tak, e cae tygodnie nikt nie stanie na nocleg. % pola te wyy! si nie da.
%iemia marna, zwierz"t nie po&odujesz, bo jak gry- nie zere, to ry porwie,
wilki dopadn" albo i wilkoak.
' 8ry- re bydo i goci poszy ' podsumowaa .enda. ' = r$wnoczenie
dokarmia: #zy moe jeno piwo i insze otumaniacze dostajec.[ ' 7py tako
' odpowiedzia gospodarz. ' = r$ne dobra. 0e a/cuszki, przykadowo. 6o,
wiecie.
' 6o to nie rozumiem ' westc&na dziewczyna.
' 0o proste ' wyjani Debren. ' Abowi"zuje zasada, by dokuczy!, ile
wlezie, ale nie zabi!. W kadym razie kogo, na kim r$d by wygas.
' Dokadnie tak ' kiwna gow" *etunka. ' 8dyby o proste zabijanie
c&odzio, na *etuneli Wykltej &istoria by si zamkna. 7zybko i tanio. (
tak to mn$stwo niewinnyc& ludzi ucierpiao i pewnie jeszcze ucierpi. '
6alaa sobie belnickiego. ' Mam nadziej, e przynajmniej was kl"twa nie
dosignie. ' <ykna, skrzywia si. ' Cuj, paskudztwo... %a samo to
powinno si wywlok .edosz3k... 6o, nic. .epsze takie ni gry-owe. 1u
moja prababka przysigaa, e nic do ust nie we2mie, co od ajdaka
Domorca poc&odzi. *otem rzecz si rozszerzya na ruc&omoci. % up$w,
znaczy, niczego nam nie wolno spieniy!.
' 6ie za m"dre te luby ' pokrci gow" %br&l.
' 9luby nader czsto to do siebie maj" ' rzuci suc&o Debren. ' 0woje
te mogyby by! bardziej przemylane.
' Moje s" na miejscu. 1a albo on. 0roc& rycerskoci" mi to tr"ci, ale i
porz"dny najemnik miesznoci" si nie okryje, takow" przysig skadaj"c.
' 9miesznoci" nie, ale nogami moe. ' #zarodziej popatrzy na szkic. '
6awet jak si tutaj co-niemy i pozwolimy, by *isklak po izbac& paskudzi...
' 6ie pozwolimy ' rzucia stanowczo gospodyni.
' (le nawet gdyby ' doko/czy po c&wili ' to o jednym musimy
pamita!. ' Westc&n", spojrza na dziewczyn. ' .enda, powiedz im o
nietoperzu.
' *lwam na nietoperze ' pryc&n" %br&l. ' W zadek mnie mog" ugry2!. =
to wszystko, co mi mog".
' 6ie w nietoperzu problem ' mrukna .enda. ' Wgle z paleniska,
szczur jeden, wybiera. M$wi ci to co:
' <ajno i ka ' mrukn" %br&l. 6ie musia odpowiada!.
' *rzecie... nie spali obery ' *etunka powioda niepewnym
spojrzeniem po twarzac&. ' Debren: Kl"twa w eb by wzia) Dwa wieki i
tak po prostu...:
' Dwa wieki i dwa lata. ' .enda, krzywi"c si, podwi3na nog pod
siebie, zacza rozciera! zzibnit" stop. ' Wierzysz w magiczne ukady
cy-r: Dwiecie dwa. #zy w *rz$d czyta!, czy w ty, jedno wyc&odzi. Moe
co si za tym kryje. #o mylisz, Debren:
\ Myl ' zerkn" ku sc&odom ' e miaycie racj. Dym, kt$rego pod
powa" byo sporo, a na poddaszu wrcz duo, zawirowa, zgstnia. =
wyplu co, co najpierw byo czarne, a potem, nagle, zrobio si bardzo
kolorowe.
' Wdzarrrnia, wci$rrrnoci) %durrrnielicie:
' Dropek) 1este)
' 6aturrralnie, serrrde/ko. 8warrrancja grrranit.
*apuga wyl"dowaa obok dziewczyny. .enda natyc&miast wyci"gna
rce, znalaza waciwe miejsce na podgardlu, zacza delikatnie drapa!.
*tak zmruy oczy.
' 6o prosz ' pokrci gow" %br&l. ' Kto wida! mocno zmarz. =
uzna, e kocioek z rosoem to nie taka zn$w marna alternatywa.
' Krrre... ' Drop nie doko/czy5 wystarczy lekki nacisk kobiecego palca
na koniec dzioba.
' *anie %br&l ' powiedziaa .enda o-icjalnym tonem. ' 6ie zaczepiajcie
mojego je/ca. 6a parol go puciam. 1ak wida!, wr$ci. 0o mu daje prawo
do &onorowego traktowania. ( e jako jeniec pozwa! was na udeptan"
ziemi nie moe, godzi si go poniec&a!. 0o podo! obraa! kogo
pozbawionego moliwoci obrony.
%br&l z lekka zdbia. Debren skry umiec&. 6ie napracowa si przy
tym. *tak, c&o! ucieszony z pieszczoty i bliskoci .endy, og$lnie zbyt
radosny nie by.
' 7uc&amy, Drop. #o masz do przekazania:
Drop sta na awie obok .endy, wyprostowany, nieco sztywny. 7iga
dziewczynie do ramienia.
' A zarrraniu >rrenda, Debrrren, %brrr&l i tarrrczow3nik w drrrog.
Warrrunek grrry-a.
' Mamy wyjec&a! o wicie: ' Debren zerkn" na klepsydr. 0roc&
czasu im zostao.
' *otwierrrdzam.
' ( potwierdzasz, e nas tw$j pan dopadnie i zadzio3bie, jak tylko nos
spod dac&u wytkniemy: ' umiec&n" si nieadnie %br&l.
' 4zdurrra.
' .enda, powiedz mu, e jak mi bdzie opowiadanie bzdur w oczy
zarzuca, to go w nieudeptanej ziemi rzyci" ku g$rze zakopi. Dcieszny,
kolorowy krzak czyni"c.
' 4rrrutal) Aprrrawca)
LNV ' #ic&o ' zgania ptaka. ' ( ty, %br&l, nie zncaj si nad nim jeno
dlatego, e sabo ludzk" mow opanowa. 6ie widzisz: 0rudno mu
cokolwiek wym$wi!, co runy H>I nie zawiera. #zytaam, e to z powodu
budowy krtani. 7owo HnieI musi inszym zastpowa!.
' *rrrawda.
' ( co ' zapyta powoli Debren ' jeli nie wyjedziemy o zaraniu: (lbo,
przykadowo, nie wszyscy wyjedziemy:
Drop nastroszy si, potem wstrz"sn" jak mokry pies.
' 7mierrr!. 7rrroga rrr"banina. *oarrr w ekstrrre3malnym warrrunku. F
Abr$ci gow, obrzuci dziewczyn bagalnym spojrzeniem. ' Wyrrrusz w
drrrog) *rrrosz)
' 0ak ci zaley: ' %br&l bawi si ku-lem. ' #iek"' ] wo!, czemu.
7yszelimy tu -rapuj"c" &istori o jednym inynierze od -ortalicji. Kt$rego
pewien owca uczonyc& g$w tako usilnie zac&ca. M$wi wam to co,
panie papuga:
' >rrodzic: ' zapyta z wa&aniem Drop. .enda wyci"gna rk, jakby
c&c"c pogadzi! pierzast" gow. (le co-na j". W oczac& miaa
niepewno!. = pytanie. Do De3brena. Magun westc&n" w duc&u. 6ie
cakiem szczerze. 4yo co ujmuj"cego w jej niemym zau-aniu.
' Drop ' powiedzia cic&o. ' 7p$jrz mi w oczy. ' *apuga bez sprzeciwu
zastosowa si do polecenia. F *ewnie wiesz, ile mog" tacy jak ja. Moe ci
si przytra-i! co gorszego od krzaka w nieudeptanej ziemi. Wiesz: ' Drop
kiwn" gow". ' = przydarzy si. 1eli spr$bujesz ga!.
' *rrrawda ' powiedzia ptak. ' 7zczerrra.
' Dlaczego mamy ci u-a!:
' >rrenda.
' .enda: ' Debren zna ju odpowied2@ by jedynym na wiecie
czowiekiem, kt$remu tak atwo przyszo j" pozna! i uzna! jej sensowno!.
(le musia jej jeszcze wysuc&a!.
' >rrenda dobrrra. Wybrrrana. ' Drop m$wi cic&o. 4y tak zakopotany,
jak tylko moe by! ptak. ' Durrrna &istorrria... 8rrrot c&errrubina. *rrrosto
w serrrce. 7er3rrce rrrozszczepione. 7rrromota ' doko/czy cakiem cic&o,
poprawiaj"c jakie stercz"ce pi$rka niezgrabnym ruLNZ c&em dzioba. 6ie
patrzy nikomu w twarz. ( najbardziej nie patrzy w troc& niebieskie,
troc& zielone oczy z okruc&ami zota. Aczy, kt$re robiy si coraz wiksze.
' 6o nie, ajno i ka... ' %br&l otrz"sn" si pierwszy. ' 6ie zdzier.
Wiecie, co ten rosolak wanie powiedzia:
' 1a nie wiem ' wyzna z ujmuj"c" prostot" Jeyn.
' Debren: ' *etunka, marszcz"c brwi, rzucia czarodziejowi
wyczekuj"ce spojrzenie.
' Debren: ' .enda rzucia bagalne, po dziecicemu zagubione. %br&l
skrzywi si szyderczo, ale i on nie mia pewnoci. #zekali. #a" pi"tk".
' 0ak ' powiedzia Debren. ' 1a mu wierz.
>otmistrz sapn", pokrci gow", bez sowa sign" po ku-el. .enda
zamrugaa powiekami, lekko rozc&ylia usta. 1edna *etunka stana na
wysokoci zadania.
' Dlaczego: 0elepatia: #zytae mu...:
' 6ie.
' 6o to jak...: 7k"d wiesz, e j"...:
' 6ie zrozumiesz tego ' umiec&n" si lekko do wpa trzonej w niego
dziewczyny. ' 1a sam nie bardzo... *o prostu si nie znali, a potem .enda...
no, .enda przypieprzya mu drzwiami.
G ' Mog ci prosi!: 6a c&wil:
Debren zerkn" w stron kominka, przy kt$rym .enda i Drop siedzieli na
dw$c& przeciwnyc& ko/cac& awy, grzej"c zzibnite nogi i udaj"c, e si
nie widz". 8ospodarz ze %br&lem zeszli do piwnicy sprawdzi!, co z
przeniesionym tam +enz".
7kin" gow". *etunka poprowadzia go przez kuc&ni, izb czeladn" i
ciasny korytarz do prywatnej czci budynku. 7tana przed w"skimi
drzwiczkami, bysna kluczem, szczkna zamkiem i znale2li si w
odpowiednio maej izdebce. Dziwnej jak na len" ober.
*omieszczenie zawalone byo skrzyniami, ku-rami, belami tkanin i
rozmaitymi drobiazgami, kt$re, gdyby je przenie! do jaskini, do zudzenia
przypominayby zgromadzone przez zb$jc$w upy. (lkowa penia take
inn", LNW kto wie, czy nie waniejsz" -unkcj ' ubieralni. 6ad lekko
s-atygowanym, ale drogim sekretarzykiem zawieszono wielkie,
trzyokciowe lustro w ksztacie jaja. Wygl"dao na robot ne,eckic&
mistrz$w i jeli byo tym, na co wygl"dao, *etunka teoretycznie moga si
nie martwi! ani o podziurawiony dac&, ani o roztrzaskane drzwi, o ganku i
szyldzie nie m$wi"c. Wystarczyo sprzeda! zwierciado.
Kilka por$d wisz"cyc& pod drug" cian" sukni czy -uter te daoby si
zamieni! na dobrze wypc&an" sakiewk. Debrena bardziej jednak
zainteresoway dugie szeregi -lakon$w, soiczk$w, puzderek,
mo2dzierzyk$w i innyc&, niekiedy zupenie mu obcyc& przedmiot$w,
zajmuj"cyc& trzy czwarte powierzc&ni niemaego przecie sekre3tarzyka. (
take ksigi. Wczesnowiecze sko/czyo si, z grubsza bior"c, p$tora
stulecia temu i mae biblioteczki nie byy niczym niezwykym take na
prowincji ' ale ten zbi$r trudno byo nazwa! maym. 6a p$kac&,
pokrywac& ku-r$w, parapecie okna, nawet na pododze stay i leay ksi"ki
oraz kroniki w liczbie kilkuset c&yba sztuk.
6ajwiksze wraenie wywar na nim obraz. 0ylko jeden, za to
umieszczony na &onorowym miejscu i duy.
' Mam nadziej ' umiec&na si nieznacznie gospo dyni, zamykaj"c
drzwi ' e -aktycznie nie jest wysanni kiem =nkwizycji. 4o to si c&yba
liczy za pornogra-i, a za pornogra-i oczy wyupuj".
%apalaa bez popiec&u wiece.
' *rawda, e robi wraenie: ' umiec&na si. ' #zu am, e ci si
spodoba.
6ie potra-i odgadn"!, na czym opieraa przeczucia. 4o c&yba nie na
powierzc&ownoci .endy, -ormalnie jego uczennicy, a nie-ormalnie ' w
odczuciu gospodarzy i wikszoci ludzi, z kt$rymi zetknie si w przyszoci
' take koc&anki. .enda nie naleaa do niewiast, kt$ryc& uroda
bezdyskusyjnie rzuca na kolana. %waszcza teraz. 1ego rzucia na twarz '
kiedy, w Bijuce ' i nadal trwa w tej pozycji, ale nie by lepy i
bezkrytyczny, zdawa sobie spraw, e nawet z kompletem owosienia panna
4ranggo pozostanie dla wikszoci mczyzn tak" sobie, ani pikn", ani
brzydk" dziewczyn". *etunka miaa okazj obejrzec j" w a2ni, wic .enda
moga nieco zyska! w jej oczac& ' ale i to nie byo pewne. (tut dobrej
-igury na pewno blad w zestawieniu ze zbyt msk" muskulatur" i kolekcj"
blizn. Debrenowi dane byo pozna! tylko t na kolanie, kt$rej dziewczyna
zawdziczaa posad w H>$owym Kr$likuI, ale teraz dosza rana po becie
belnickiego kordoniarza, a wczeniej pewnie par innyc&, na co dzie/
skrytyc& pod ubraniem. 4ya zawodowym onierzem, a ci rzadko potra-ili
policzy! blizny przy uyciu samyc& tylko palc$w r"k.
6o i miaa okropne maniery.
6ie, Debren nie wiedzia, sk"d pomys oberystki, e tra-ia na konesera.
(le obrazem by zauroczony.
*$tno miao trzy stopy wysokoci i dwukrotnie wiksz" szeroko!.
Dobre -arby. *ro-esjonalna robota.
' 0o... H#notkaI: #iemno ju byo, jak przyjec&alimy.
' *erspektywa jest zde-ormowana. ' Debren wyczu, e posuya si
cytatem. ' Dla uzyskania przejrzystoci przesania. (le ' umiec&na si,
gubi"c wyraz lekkiej zadumy i m$wi"c ju we wasnym imieniu ' og$lnie
bior"c, odmalowa wszystko jak si patrzy.
' >o,oletto: ' %erkna na niego z ukosa i, nie przestaj"c si lekko
umiec&a!, skina gow". ' Miaa racj. M$g by! wielki.
' A, tak.
' (le ' powiedzia ostronie ' to nie jest konter-ekt.
*unkt widzenia umieszczono w miejscu, z kt$rego dao si ogl"da! i
modelk ze szczeg$ami, i jak najwikszy -ragment okolicy. W tym celu
artysta ciut naci"gn" proporcje i obali jedn" z modnyc& teorii naukowyc&,
t o kr"3goci ziemi. D niego te bya okr"ga, ale wklse.
' 6ie jest ' przyznaa *etunka. Wygl"dao na to, e nie c&ce o tym
m$wi!. *ewnie dlatego przesuna si, staj"c na wprost zwierciada.
Wyra2nie nie o sprawdzanie urody c&odzio5 dopiero po paru momentac&
roztargnionego wpatrywania si w idealnie gadk" ta-l czarodziej wyowi
bysk paniki w pustym dot"d spojrzeniu bkitnyc& oczu.
' Mac&rusie sodki) ' poderwaa donie do twarzy. ' Wygl"dam
koszmarnie) Dlaczego nic nie m$wi:)
Adepc&na go, -akt, e bardziej kokieteryjnie ni energicznie, prawie
pod okno, a sama opada na taborecik.
' 1estem magunem ' owiadczy po kr$tkiej c&wili pa nicznego szukania
stosownyc& s$w. ' 6ie koncentruj si na tym, co powierzc&owne. 7igam
gbiej.
%d"ya zetrze! makija w miejscac&, gdzie rozmazany makija
omiesza kobiet. %robia to szybko i -ac&owo, jeszcze raz udowadniaj"c, e
wie, do czego su" rozprowadzone w oju sadze czy wywary z soku
buraczanego. Wygl"daa znacznie lepiej i pewnie dlatego zdecydowaa si
posa! Debrenowi szelmowski umiec&.
' 6a przykad pod nocn" koszul, co:
%asznurowa usta, przycupn" z tyu, na skrzyni, i za j" si
kontemplowaniem p$tna.
' 6o, od biedy ujdzie ' mrukna gospodyni, obracaj"c si na stoku. '
1ak s"dzisz, bystrooki:
Adrywa spojrzenie od obrazu bez wielkiego zapau. (le gdy ju
oderwa, stwierdzi, e nie mia racji.
' 7"dz... ' zawa&a si ' e Jeyn ma szczcie.
%arumienia si. W uyciu byo i bielido, i r$, i czort wie co poza tym,
ale sk$r miaa jeszcze gadk", a gust dobry i kiedy si rumienia, byo to
wida!.
' 1este bardzo rycerski ' powiedziaa z umiec&em, od kt$rego niejeden
nabawiby si cikiego zawrotu gowy. ' Miaa racj ta twoja .enda.
' .enda: *owiedziaa, e jestem...:
' Ac&, znasz j". Dja to w takiej -ormie, e przecitny rycerz
naderwaby sobie stawy w palcac& od zbyt szybkiego ci"gania rkawicy...
' (, no tak, to do niej podobne.
' ...ale pod t" szorstk" -orm" bez trudu daa si odczyta! cakiem inna
tre!. % kt$r" musz si zgodzi!.
%litowaa si nad Debrenem, odwr$cia, zacza zamyka! -lakony i
szkatuki, c&owa! pdzelki.
' A czym c&ciaa m$wi!: 4o c&yba nie o .endzie:
Wzia si za rozczesywanie wos$w.
' *amitasz, jak poc&opnie na koo przysigae: 6ie -ortunnyc& s$w
uye. ;e, mianowicie, nigdy mi niepra wdy nie powiesz.
LYL K Awszem ' umiec&n" si. ' (le to nie dow$d, e si ma cakiem
zakuty eb. 6ie obiecaem, e zawsze bd odpowiada. 1est prawda,
nieprawda i milczenie.
' *rawda ' bysna zbami. ' (le wiesz, o czym m$ wi. W milczeniu
zwykle pobrzmiewa odpowied2. ' Ad czekaa moment, po czym, niby od
niec&cenia, zapytaa5 Caktycznie uczysz j" magii:
%astanawia si c&wil. (le w milczeniu zwykle pobrzmiewaj"
odpowiedzi, wic wybra szczero!.
' 6ie. 6ie wiem nawet, czy dysponuje c&o!by szcz"tkowym
Wsp$czynnikiem %aczerpnicia. ' 7pojrza jej w oczy. ' %aszokowaem
ci:
' Mnie trudno zaszokowa!. (le rozumiem, e pytasz, czym ci wanie
ujrzaa w innym wietle, mniej korzystnym. Adpowied2 brzmi... ' zawa&aa
si. ' 6ie wiem.
' 0o dla ciebie wane, czy pytasz z ciekawoci:
' %e wcibstwa. = nudy. 0o okrutne zadupie. 6ie dziwi ci c&yba, e w
takim miejscu kady przybysz natyc&miast staje si obiektem
zainteresowania.
' 6ie dziwi. .enda... miaa kopoty. *omogem jej. *rzedtem ju si
spotkalimy, przelotnie, ale nie dlatego jej pomogem. Mam gupi zwyczaj
udzielania ludziom pomocy, o ile uznam, e nie kosztuje mnie to zbyt drogo.
6ieraz... no, powiedzmy, e czsto si myl. = pakuj si w opay. (le, jak
ju ustalilimy, jestem rycerski i nie umiem si zrcznie wyco-a!.
' 0o jeden z takic& przypadk$w:
' 6ie.
' 6ie wleczesz jej ze sob" dlatego, e jeste zbyt litociwy i nie wiesz,
jak powiedzie!5 H;egnajI:
' 6ie. ' Adetc&n" gboko. ' 6ie c&c by! niegrzeczny, ale czy
moglibymy nie m$wi! o .endzie:
' 1eszcze tylko jedno pytanie. Ana... nie jest wysoko urodzona, prawda:
' Dlaczego pytasz:
' Ac&, pogadaymy w a2ni. Wiesz, takie babskie paplanie.
%agadnam, co was "czy. Ana na to, e stosunki uczniowsko3mistrzowskie.
Wic pytam o owe blac&y na biodrac& i czy to z twojego powodu.
*owiedziaa, e rodzice nalegali, ot tak, pro-ilaktycznie. 6ie ustpuj i
zagajam o emocjonalny aspekt stosunk$w uczniowsko3mi3strzowskic&.
*owiedziaa, wiesz, takim o-icjalnym tonem, e bardzo ci szanuje. Kady
czeladnik ma w obowi"zku takowe deklaracje skada!, wic zignorowaam
to i pytam, jak to od strony mistrza wygl"da. 6o, czy dba o uczennic, czy
szacunek odwzajemnia. 0o mi odpysko3waa, bym sobie serdecznika urwaa.
Wiesz, co to takiego, prawda:, i powr$ya. = jeszcze, e telepatii, p$ki co,
nie przerabialicie i nie wie, jak ci do ba zajrze!.
' #aa .enda. ' 6ie m$g powstrzyma! umiec&u.
' Moe i caa, a moe nie. 4o c&wil posiedziaa, po3smagaa plecy
r$zgami, a potem tak jako niepewnie pyta, czy, moim zdaniem, mona
serdecznikowym wr$bom u-a!. 4o jak raz zebraa si w sobie i zacza
skuba!, to jej wyszo co poredniego midzy5 H6ie dbaI a HKoc&aI. 0o
znaczy w tym przedziale, a nie e dokadnie porodku.
Debren zmarszczy czoo, przywoa wspomnienia ze szczenicyc& lat i
"k w zakolu .ej cza.
' *orodku toby wypadao5 H;artujeI ' mrukn". =, mocno poirytowany,
dorzuci5 ' 1ak jej, psiama!, takowa dokadno! wysza: 6ie m$wi, e
wr$ba pewna czy c&o!by przez magi zalecana, ale prostoty stosowania jej
nie brakuje) 1edno serduszko, jedno &aso) 6ie spos$b si w"tpliwoci
interpretacyjnyc& dorobi!)
' *ono! listki byy jakie nie-oremne, nie jak serca normalne, ale
rozszczepione jakie, zamane czy co... Wyszo jej, e H;artujeI jest
najblisze prawdy, i popara to niegupim argumentem. *ono! j",
mianowicie, z uporem ksiniczk" przezywasz. %azwyczaj gdy jest bosa,
brudna, usmarkana, ubrana niezgodnie z trendami aktualnie panuj"cej mody
czy w jaki inny spos$b mao kobieca. ( e ty sam byle kim nie jeste, ma
prawo podejrzewa!, e si z jej niskiego stanu w ten spos$b naigrawasz.
' ( to durna g) 0ak ci powiedziaa:) ;e si z niej...:)
' 6ie jest gupia, Debren, i nie jest ju gsi", jeli wiesz, co mam na
myli. Dlatego radz, by miosne zawoanie na jakie neutralne zmieni. 6a
abci przykadowo. Miosne F powt$rzya, widz"c zdziwione spojrzenie.
F LYX 4o e j" miujesz, to i ja widz, i nawet ona sama. 6ie w tym
problem, e zupenie si w tej kwestii nie potra-i bez serdecznika obej!. *o
prostu nie wie, co tam gbiej, pod miowaniem siedzi. #zy wanie nie
kpina aby. = nie tumiona pogarda dla prostej dziewuc&y.
' 6ie m$w tak o niej ' rzuci przez zby.
' 1eno j" cytuj. Ad siebie powiem tyle5 $w >o,oletto, kt$ren obraz
malowa, zwyk si do mnie zwraca!5 HA, pani z cnot"I, a e i w pimie to
robi, wiem, i duyc& run uywa. Wic o ober c&odzio, a w
artobliwym zawoaniu wicej szacunku si kryo ni c&ci wytykania
wiadomyc& niedostatk$w. 4o od koyski Bacla/a mnie takimi sowy
odci"ga ' wyjania. Debren opuci uniesione pytaj"co brwi. ' #zarodziej
jeste i bystry obserwator, wic nie bd owijaa w bawen5 nie same
stosunki obery3sta3go! nas "czyy. %aszokowaam ci:
' Mnie trudno zaszokowa!. (le rozumiem, e pytasz, czy ci wanie
ujrzaem w innym wietle, mniej korzystnym. Adpowied2 brzmi... '
zastanowi si. ' 6ie wiem.
' Dziki za szczero!.
' *oczekaj, *etunka. 7ama wtedy bya:
' #&odzi ci... o Jeyna:
' 6ie, nie o Jeyna. 1ak zrozumiaem, Jeyna jeszcze tu nie byo.
' 1est moim pierwszym mem ' zarumienia si.
' 6ie o to pytam. 6ie o... -ormalnoci.
>zucia mu badawcze spojrzenie. %ako/czone igraj"cym w k"cikac& ust
umiec&em.
' 6ie ' mrukna niby to do siebie ' z =nkwizycji to ty nie jeste.
Cormalnoci... Dwaaj, Debren. Doigrasz si kiedy. %waszcza jak wam
obojgu wosy szybko nie odrosn". 6ie artowaam z tymi owcami
czarownic. 0ra-iali si tu ju tacy, co brzytw pod &abitem nosili. (
wracaj"c do twego pytania... Awszem, puszczaam si. Awszem, cztery
ci"e, wszystkie pozamae/skie. Awszem, ostatnia ju po lubie z
Jeynem. (le nigdy go z innym mczyzn" nie zdradziam. Moe to
niewiele, ale...
' 0o wszystko, co potrzeba wiedzie! ' przerwa jej. ' Wszystko.
*rzynajmniej z mojego punktu widzenia.
LYN ' 6o to masz wielce oryginalny punkt widzenia.
' *o prostu wyprzedzam epok ' zaartowa. = dopiero gdy si
rozemiaa, zapyta5 ' >o,olik to zdrobnienie:
' 6ic si przed tob" nie ukryje. ' %amiast rumie/ca obejrza wicej jej
zb$w. F (le od tematu odeszlimy. *ytaam o .end. Kim jest.
' Wiem o niej, e z ksistwa belnickiego poc&odzi. = e jest tam c&yba
przez prawo cigana. #o przy jej ozorze o okie! za dugim zbytnio nie
dziwi. 6apyskowaa pewnie komu wanemu, on jej odpowiedzia, nie
goym sowem moe, doszo do rkoczyn$w... 6ie, c&olera, nie wiem. 1edno
jest pewne5 e ani bakalark" w szk$ce niedzielnej nie bya, ani si o dw$r
aden nie otara. 1ej maniery...
' (le z ksigami si zetkna.
' 6ie yjemy we wczesnowieczu. 4yle kmiotek ma w c&aupie
przynajmniej kawaek kroniki, bo to w dobrym tonie. 6ajczciej karta do
g$ry nogami wisi, bo z czytaniem ju gorzej, ale s". #&o! nie m$wi, e ona
z kmiotk$w... 6ie wiem, *etunko. Abstawiabym nielubn" c$rk jakiego
wadyki, moe lubn" kupca... 6ie obc&odzi mnie, prawd m$wi"c, kim jest.
0o znaczy, owszem, c&ciabym wiedzie!. (le niczego to midzy nami nie
zmieni. 6awet jak si okae, e smok Waweko j" spodzi.
7kina gow", wyjanienie zostao przyjte. M$g odwr$ci! wzrok,
przenie! go na obraz.
' Miaem to zobaczy!: *o to mnie tu wpucia: 4o, domylam si, e
nie wszystkic& wpuszczasz:
' 6ikogo nie wpuszczam. Awszem, miae zerkn"!.
' 6ikogo z wyj"tkiem Jeyna: ' upewni si.
' 6ikt z mojej rodziny nie ma tu wstpu.
' 4oisz si o ic& oczy: ' umiec&n" si lekko. ' 4ez obaw, za patrzenie
nie wyupuj". 1eno posiadacz musi a tak uwaa!. *atrz"cyc& bato" i w
dyby kuj".
' Debren, jestem on", matk" i oci" w gardle lokalnego biskupa. Mam
a nadto powod$w, by to skrywa!.
*rzez c&wil oboje wpatrywali si w nag", szczuplutk" blondyneczk,
kt$ra ci"gn"c za sob" smagane wiatrem warkocze i wdzicznie koysz"c nie
za duymi, ale i nie LYY za maymi piersiami, biega wprost na ogl"daj"cyc&.
( waciwie nie tyle biega, co para5 malarz znakomicie odda si
wiej"cego jej w przymruone oczy wic&ru. De3bren pomyla, e mistrz
przesadzi. *odmuc&, w nieodlegym tle ami"cy gazie i zrywaj"cy gonty z
dac&u obery, porwaby takie c&uc&ro, poni$s &en, a za widoczn" w rogu
dolin maego potoku. A ile to bya dolina, a nie gboki leb. #zymkolwiek
byo, jego urwiste brzegi spina znany magunowi most. =nna sprawa, e nie
do ko/ca, jako e na obrazie most wanie pka na p$.
#iekawe. #iekawy by te kolor wos$w dziewczyny. Doskonaa biel z
dodatkiem lekkiego r$u. Debren objec&a i opyn" niemal cay Biplan, ale
z takim odcieniem jeszcze si nie zetkn".
' %a co ci biskup nie lubi:
' %a bycie czarownic". A-icjalnie. ( naprawd za to, e przez nasz"
kl"tw musi wozi! dziesicin ze %otej 7karpy przez 8rabog$rk,
kr$lewskim szlakiem. = jako jedyny w kraju biskup rogatkowe burmistrzowi
paci!.
' 4iskup: >ogatkowe:
' (no tak. Widzisz, *retokar by mocno wcieky na .edoszk i zota na
zemst nie aowa, ale nim drog, znaczy kr$lewski szlak przeci"gn" przez
g$ry, zdrowo si grabog$rczanom po sakiewce dostao. >ozumiesz5 stara
droga zamknita, nowej jeszcze nie ma, a miasto od dawien dawna z
tranzytu yje. 6o i jak 4elniczanie wojn rozptali, 8rabog$rka ogosia
tymczasow" secesj i zagrozia, e bramy 1arowidowi otworzy. ( to
strategiczny punkt i kto go trzyma, cae %agrabog$rze trzyma. 6o i kopalnie
w %otej 7karpie.
' (&a. = kr$lewicz si ugi", przywilejem sypn":
' 6asz narodowy bo&ater: *atriota w pieniac& sawiony: 6ie artuj. Ad
razu ekspedycj karn" wysa, dwie pieczenie przy jednym ogniu piek"c.
*ierwsz", e mieszczan do nogi wybito, mczyzn znaczy, a drug", e sia
najemnyc&, kt$ryc& nie byo czym opaci!, przy szturmie lega. '
Westc&na. ' 6o, ale przy tylu pieczeniac& r$wnolegle pieczonyc& kady
si sparzy. #i z zacinyc&, kt$rzy przeyli, zaog" w grodzie stanli i tak
dugo na od czekali, e si doczekali masowego rozwi"zania.
LYV ' >ozwi"zania... problemu odu:
' 4ab masowo zaszturmowanyc& dziewi! miesicy wczeniej. Wystaw
sobie, e w jedn" niedziel populacja o prawie !wier! wzrosa@ akuszerki na
pysk z wyczerpania paday. ( garnizon, jak to u wieo upieczonyc& ojc$w,
tak zgupia, e poczu si w obowi"zkac& i posa do kr$lewicza petycj.
;"dali, by opr$cz odu dla nic& *retokar miastu jakie nowe 2r$do
doc&od$w przyzna. 4o jak nie, to garnizon wymaszeruje i stary, ksi"cy
szlak na powr$t dla &andlu otworzy. Dla dobra dzieci.
' (&a. (le kr$lewicz si nie ugi" i nastpn" karn" ekspedycj posa:
' 6ie artuj, Debren. 4o&ater narodowy nie znaczy od razu kretyn. 6a
wciekyc& wierzycieli, w g$rac& u-orty-ikowanyc&: %awodowc$w:
Musiaby pi! razy liczniejszy zaci"g zrobi!, a za co: 7yszae kiedy o
kr$lu z nadmiarem wolnej got$wki: 6ormalnie nie ma z tym problem$w, bo
si knec&ty godz" do pierwszyc& up$w patnoci odroczy!, ale tu raz, e
up$w miao nie by!, bo 8rabog$rka wieo zupiona, a dwa, e si nazwa
-atalnie kojarzya. % niepaceniem knec&tom wanie. ( zn$w na
wolontariuszy i pan$w z pospolitego ruszenia kr$lewicz nie m$g liczy!, bo
kto z wasnej woli poci"gnie przeciw niemowltom: 6o i, c&c"c nie c&c"c,
*retokar musia ust"pi!. *rzyzwoli miastu bra! myto ze wszystkiego, co
now" drog" ci"gnie, a e insze kopoty mia na gowie, to zapomnia w
przywilej wpisa!, e Kocioa to nie dotyczy. 0yle utar3gowa, e si
8rabog$rka zobowi"zaa kr$lewski szlak utrzymywa!.
' ( Koci$ co: Dszy po sobie:
' Koci$ kl"tw" zagrozi, a konkretnie biskup oomu3cki, w kt$rego
diecezji cae 8rabog$ry le". (le si ju mleko rozlao. 6ie, eby *retokar
si stawia czy grabo3g$rczanie@ sk"d. *amitaj, e rzecz si we
wczesnowieczu dziaa, kiedy to Ajciec Ajc$w potra-i cesarza za brod
wytarga! i trzy doby przed bram" na klczkac& trzyma!.
' 6o to jakim cudem...:
' Kl"twa, Debren. 1ak miasto piecz nad drog" przejo, to si miejskie
doc&ody o kl"tw zazbiy. ;e niby jak LYZ kto je mocno uszczknie, to
baby bez m$w, potomstwem obarczone, znaczy samotne matki, nie
podoaj" wysikowi i gociniec kr$lewski zapuszcz". Dziury si pojawi",
kody zawalidrogi, zb$j jeden z drugim... .elo/ska droga, kr$tko m$wi"c,
si zrobi, a nie porz"dny, ,ipla/ski trakt.
' = biskup da si przekona! ' zgad Debren.
' 4iskup na petycj mieszczek odpisa, e moe im co najwyej zniki z
c&rzcinowego co aska udzieli!, a i to niec&tnie, bo doszy go suc&y, e si
ostatnio zastraszaj"co duo bkarci"t porodzio. 0aki by krotoc&wilnik. 6o,
ale tra-i sierp na koek... 6a Domorca znaczy.
' Domorca gry-a czy Domorca z Domorza:
' 8ry-a. #&o! wanie z owej lesistej i jeziorzastej krainy nasz poprzedni
przeladowca poc&odzi. 1ak wiadomo, Domorze gry-ami synie, wic
tamtejsi wadcy c&tnie je po zaprzyja2nionyc& dworac& rozsyaj". 8$wnie
wypc&ane i w postaci sk$r, ale czasem i w naturze. 6aszego Domorca
*retokar pod postaci" jaja otrzyma. *ono! w c&arakterze &arbuza od
tamtejszej ksiniczki, kt$r" o moliwo! zamcia pyta. #o ksiniczka
c&ciaa wyrazi!, trudno dociec. Miesi"c potem panna, zesana przez ojca na
wie, w poogu zmara.
' 6o to c&yba wiem, co c&ciaa wyrazi!. A ile i j" *retokar bez ogr$dek
o dziewictwo zagadn".
' Moe to by!. (le gry- niczego kr$lewiczowi nie odgryz, a potem si
przyda. W c&arakterze kuratora kl"twy, c&olera. 0ak si rol" przej",
smarkacz biakiem jeszcze ociekaj"cy, e wiesz, co zrobi: *olecia do
Aomucia, poar biskupa, odgryz nog jakiemu klerykowi, kt$ry akurat w
biskupic& komnatac& przebywa, napaskudzi na dac& katedry i odlecia,
zatoczywszy nad grodem trium-aln" beczk. Dopiero potem, ju za nowego
biskupa, przysa swego papug, kt$ry wyrazi ubolewanie z powodu tak
nie-ortunnego incydentu i zaproponowa, by puci! go w niepami!.
Aczywicie po rezygnacji diecezji z ubiegania si o immunitet od
grabog$reckiego myta.
' +mm, smutna &istoria... 6ie rozumiem jednak, jak to si przekuwa na
niec&! kurii do twej osoby. ( gdzie stara zasada5 HWr$g mojego wroga
dru&em mymI: 6o, LYW c&yba e nastpca na biskupowym stolcu po cic&u
gry-owi pomysu gratulowa. (le ju nastpcy pierwszego nastpcy nie
mieli powodu gry-a lubi!.
' Cakt. *ierwszy te c&yba nie czu wielkiej wdzicznoci za stworzenie
wakatu, bo raz3dwa biesiarza tu przysa. %naczy si wied2mina5 tak ic&
wtenczas zwali. 6o, ale e Domorzec mody by, rasowy, a wic i
inteligentniejszy od synalka, to jeszcze t" sam" -ur", co wied2mina
przywioza, stopy i skalp wied2mi/ski do Aomucia odesa. 4o akurat tyle z
biedaka ostao, jak go gry- w paszcz ucapi.
' ?ee...
' Wiem, co mylisz5 a tacy kurduple z naszyc& pradziad$w nie byli. ( i
gry-y dawniejsze, c&o! wiksze i lepsze, jak wszystko, co starzy
wspominaj", a tak gigantyczne nie rosy. Masz racj5 Domorzec by
niewiele potniejszy od syna. (le, jak m$wiam, mia eb na karku.
*syc&ologicznie do problemu podszed. Curmanowi, przez papug, wyjani
grzecznie, dlaczego akurat tyle z pasaera oddaje, sam si z lasu nie
wyc&yli, no i przeraony wozak wie! w wiat powi$z, e ksi"cego
szlaku gry- strzee, co ma dzi$b na pi! st$p szeroki. 0ak e jeno stopy i
czubek gowy ze miak$w zostaj", a i to tyc& susznego wzrostu. 1ak atwo
zgadn"!, wied2mini zaczli szerokim ukiem omija! diecezj oomuck".
Midzy innymi dlatego tyle tu wilkoak$w i inszego plugastwa.
' 6adal nie rozumiem, co ma do ciebie biskupstwo.
' Dugo nie miao nic, ale najnowszy metropolita, oby czym prdzej w
poczet wityc& tra-i, dokopa si w ksigac& zapisu o kl"twie *retokara. =
wpad na prosty pomys, by od drugiego ko/ca za problem si wzi"!. #zyli
nie gry-a, a H#notkI usun"! z ksi"cego szlaku.
' 6ie rozumiem.
' Ac&, Debren, przecie to oczywiste. 7tary, czyli ksi"cy szlak, nie
wiedzie przez sam" 8rabog$rk. Awszem prawie si ociera o miasto, ale na
tym prawie Koci$ by dwa denary od kadego grosza dziesiciny
zotostockiej oszczdzi. ( e dop$ki H#notkaI stoi i potomkinie *etune3li
utrzymuje, poty gry-y szlak blokuj"...
LYO ' (&a, teraz rozumiem.
' 1ak %br&l powiada5 kada tarcza ma dwie strony. Dawno by mnie na
stosie spalili, ju to za prowadzenie si, ju to za sam -akt utrzymania si
przy yciu w takiej okolicy, ale e kl"twa jest dobrze rzucona, gry- na mil
kocielnyc& wyczuwa i nieprzyjemne rzeczy im robi.
' 6ikt nie lubi konkurencji ' pokiwa gow" Debren. ' 6o tak... #o
nieco si wyjanio. (le, wybacz, *etunko, nadal nie wiem, dlaczego mnie
zaprosia.
Adoya grzebie/. *r$bowa sobie przypomnie! .end z grzebieniem.
6iekoniecznie w doni ' w og$le. 6ie udao si.
' #&ciaam si poradzi!. 8ry- ultimatum postawi.
Moe si myl, ale odniosam wraenie, e skonny je przyj"!.
Milcza dusz" c&wil. Aboje patrzyli na obraz.
' .enda nie ma racji ' powiedzia w ko/cu, nadal nie spogl"daj"c w jej
stron. ' ;aden ze mnie rycerz. 6ie znosz krwi przelewa!. = to nie tylko
swojej. W og$le. Wybacz, taki ju jestem. 1eli tylko mog si dogada!...
' 6ie mam ci czego wybacza!. *o pierwsze, nic mi winien nie jeste. =
po drugie, waniejsze, wygl"da na to, e ty jeden podobnie jak ja mylisz.
' *odobnie: ' Aderwa wzrok od goej blondynki i przeni$s na ubran".
#akiem inn". *ewnie ten gwatowny przerzut spojrzenia pozwoli mu
s-ormuowa! b"kaj"ce si poza granic" wiadomoci pytanie. =
odpowiedzie! z marszu. 6ie, nie przypominay jedna drugiej. Dzielio je
wszystko5 rysy twarzy, wiek, kolor oczu. 6o i, oczywicie, wosy. 0e
najbardziej.
' 1a te si nie pal do bitwy z *isklakiem.
' Dlaczego: ' zapyta rzeczowo.
' Ac&, pow$d jest banalny5 boj si. 0y te si boisz. Kady, kto ma
troc& rozumu, musi si ba! w takiej sytuacji. #&yba e mu &onor i rutyna
rozs"dek przy!miy.
' M$wisz o %br&lu.
' Dobrze go znasz: 6ie jest z tyc& szynkowyc& wojownik$w, co to gb
maj" pen" bo&aterskic&...:
' 6ie ' przerwa. *rzez c&wil milczeli. ' Dobrze go = LV^ nie znam, ale
od tej strony akurat tak. 1ego odacki &o3L nor siga daleko poza granice
gupoty. ' Adwr$ci twarz, L uda, e ogl"da kolekcj sukien, z kt$ryc&
wikszo! bya i gustowna, a niemal kada w innym rozmiarze, co do! 1
jednoznacznie sugerowao poc&odzenie. ' ( w dodatku... = Wiesz, o czym
m$wi.
' Wiem. ' Musiaa si umiec&a!, sysza to w jej go' L sie. 6ie by to
trium-alny umiec& zdobywczyni i Debr' j nowi si to spodobao. ' 0en
alkierzyk... 1ak wida!, pra' _ cuj nad sob". Moesz to nazwa! pr$noci".
(lbo kom' L pleksem utajonej dajki. (le...
' ...to misja: ' doko/czy, stawiaj"c symboliczny znak zapytania. ' #zy
tylko poszukiwanie uczucia:
Westc&na. Agl"da jeszcze przez c&wil zrabowane kupcom suknie '
tylko kupcom i tylko z woz$w5 adna i nie nosia lad$w cerowania czy
usuwania krwi ' po czym powr$ci spojrzeniem do *etunki.
' Wol myle!, e to z poczucia misji ' powiedziaa. ' %awsze
przyjemniej, prawda: W godzie wasnego c&opa pod pierzyn" nie ma nic
wzniosego.
' 6ieprawda. M$wisz5 misja. Wielkie sowo, a na ko/cu c$ mamy:
Dobrze prosperuj"cy lokal gastronomiczny, daj"cy wacicielom znaczne
doc&ody. 1ak znam zamonyc& oberyst$w, to dobrze prosperuj"cy lokal
oznacza wod w piwie, pc&y w pierzynac&, niedouczone dziewki nositacki,
co to jako zawsze myl" si z rac&unkiem na szkod klienta, c&amowatyc&
od2wiernyc&, uniono! dla zamonyc& i sabo skrywan" pogard dla tyc& z
c&ud" sakiewk". 6o i kopniaka w zadek, gdy kto w og$le bez sakiewki. W
dzieleniu z kim oa nie ma moe wiele wzniosoci, ale w tym nie ma jej
wcale.
%amrugaa powiekami.
' *siakrew, Debren... 6ie wiem, co powiedzie!. Wic uwaasz, e
stanowi si$dme pokolenie idiotek: Kt$re da j" si gwaci!, godzi! i
mordowa! tylko po to, by m$c wla! cebrzyk wody w beczk krzepkosza:
Dzieci powica j" dla umiejtnego niedouczania nositacek: Wasnyc&
wnuczek si boj", albo i nienawidz", by si dostatecznie c&amowatego
wykidajy dorobi!: 0ak to widzisz:
LVL ' 6ie, *etunko. Moe 2le si wyraziem. 6ie ma niczego zego czy
gupiego w pomyle ycia z szynkarstwa i udzielania nocleg$w. %aw$d jak
kady inny, c&o! moe atwiej w jawne zodziejstwo popa!. 0o jeno rzec
c&ciaem, e do zarabiania na c&leb suy, a w tym nijakiej wzniosoci
nigdy nie byo i nie bdzie. 0o konieczno!. 1ak, wybacz por$wnanie,
bieganie do wyg$dki.
' %aczynam rozumie!, dlaczego groszem nie mierdzisz. % takim
podejciem... 1eszcze par s$w, a zaczn podejrzewa!, e jest demokrata.
' 7taram si powiedzie!, e twoje poszukiwanie mioci jest stokro!
wzniosejsze od zabiegania o interes obery.
' (&a. *rzez wyg$dk, znaczy, dotarlimy do romantycznyc& poryw$w,
rozszczepionyc& serc i inszyc& takic&: #iekawy szlak obrae. ' 4awia si
c&wil grzebieniem, po czym zaskoczya Debrena lekkim umieszkiem. '
(le wiesz co: Mimo wszystko dziki. Mao kt$ry c&op by tak puszczalskiej
broni, co si do czworga bkarci"t przyznaa. 1u c&yba wiem, jak z .end"
wytrzymujesz.
' 1a nie wiem ' odwzajemni umiec&. #&ic&otali zgodnie przez c&wil.
*etunka spowaniaa pierwsza.
' 0racimy czas, a wit coraz bliej. #zarodziej jeste, najm"drzejszy z
nas. *owiedz5 co powinnam zrobi!:
' 0o tw$j dom i twoja przyszo!. Wybacz, nie pr$buj si sianem
wykrca!. *o prostu nie wiem. 0o... &azard.
' #ae ycie to &azard. ( jako sowa HdoradcaI nikt ze sownika nie
wyrzuci. #o wicej5 rozmaici doradcy coraz lepiej si maj". ( si dziwi,
e okazji nie c&wytasz. Widzisz: ' wskazaa ku-ry. ' 6a biednyc& nie
tra-ie. A wan" porad prosz, moesz nie2le zarobi!.
' 6ie mog ' umiec&n" si. ' 0o gry-owa zapomoga, prawda: ( tej
nie wolno ci spieniy!.
' 6ie spieni. W naturze ci zapac.
' 0o krtactwo. Wiesz, e nie o to babkom szo.
' 4abki miay wicej &onoru, a ja mam wicej rozumu. 8oodupiec z
ciebie, a na .end to a patrze! nie mogam, takie to byo aosne w tyc&
szmatac&. % czego wynika, e obdarowuj"c was, wspomagam ubogic&. ( to
mi wolno. 4abki -urtk zostawiy.
LVM ' 7koro mam -ac&ow" porad za owe dobra w naturze zapaci!, to
adna -urtka...
' Adc&do si od -urtki, bo moja. 6a moj" gow grzec& spadnie. W co
zreszt" w"tpi. 4o nie za to wam piwo -unduj, a w przyszoci co z ubra/,
e mi usugi wiadczycie. Daj, bo was lubi. ( to si inaczej liczy.
' .ubisz nas:
' Do .endy pijesz: 6o c$, nie przecz, ciut mnie ponioso. 1ak ps$w
ic& nienawidz. Mam powody. (le ona p$krwi jest i wierz, e ta druga
poowa, porz"dna, przewaya. ' Adczekaa c&wil. ' 0o jak bdzie:
*rzyjrzysz si kociom, kt$rymi mam gra! o sw$j los:
*odni$s si ze skrzyni.
' W sedno tra-ia ' mrukn". ' 0o jak gra w koci. 0yle e dla nas
wszystkic&, a z tego wynika, e wszyscy powinnimy si nad decyzj"
zastanowi!.
' 0ak mylaam ' westc&na. ' Wiesz, Debren: 0y c&yba w gbi duc&a
troc& jeste demokrat". 4ez urazy, ale c&yba troc& tak.
G ' 0o obraz ' Debren dotkn" szarego p$tna rozpitego midzy
listwami. 4o pod tak" postaci", p$ki co, mogli ogl"da! dzieo mistrza
>o,oletta zwoani do gocinnej izby uczestnicy narady. 7iedzieli naprzeciw
stou i z zainteresowaniem wpatrywali si w czarodzieja. %br&l z ku-lem na
udzie, .enda z papug", Jeyn z plam" czego oleistego, poyskuj"cego jak
wolka/ski olej ziemny, kt$ry zamarz nie-ortunnemu szyprowi w barykac&.
0o wanie Jeyn jako pierwszy skomentowa wstp Debrena.
' *ewnie ten sekretny, co go tak *etunka strzee.
.enda, %br&l i papuga przenieli spojrzenia na siedz"c" obok Debrena
gospodyni. *etunka ostentacyjnie zacza sprawdza! stan paznokci.
' 0en obraz ' Debren zaakcentowa pierwsze sowo jest czym wicej,
ni si wydaje. Wic bez gupic& ko mentarzy. Mamy powody, by wiesza!
go... ' rozejrza si o, na tym, powiedzmy, supie.
%awiesi obraz. ?-ekt by natyc&miastowy. %br&l zassa LVX piwo tak, e
go byo syc&a! co najmniej w a2ni, Jeyn wymamrota pene respektu
H<ojejI, a Drop, c&o! nie kanarek, zagwizda z wraenia.
' 8oa baba ' rzucia .enda. ' %nam to. Aklepany c&wyt. = nie na
miejscu. 0ak" metod", Debren, to si morale podnosi, gdy wojsko ma gr$d
szturmowa!. ( my...
' Wanie takie komentarze miaem na myli. 4"d2 cic&o i suc&aj.
Dyskusja potem. *etunko, prosz.
*etunka. signa po roen, specjalnie na t okazj wyczyszczony, ale na
razie nie wstawaa.
' %daniem Debrena powinnam doko/czy! opowie! o .edoszce i
*retokarze. Araz konsekwencjac& ic& pobytu tutaj. 0o bolesny temat, wic
darujcie, e si streszcza! bd. 6a czym to sko/czylimy:
' Wynik sp$r ' przypomnia %br&l. ' #zy z *retokara molestator
nieletnic& by, czy z ksiniczki trzynastoletnia cyniczna zdzira. %naczy o
wiek c&odzio, nie praktyk.
' Dzikuj. At$, jak wspomniaam, obojgu przydano wity nieliczne i
absolutnie nie speniaj"ce norm, kt$re si przyzwoitkom stawia. #o,
nawiasem m$wi"c, omal plan$w spotkania nie zniweczyo. Koniuszy
*retokara mianowicie, pijak i alko&olik, nieodpowiedniego rumaka
kr$lewiczowi przydzieli. Agier ni z tego, ni z owego w poowie drogi
najpierw *retokara zrzuci, skutkiem czego kr$lewicz mocno okula, a
potem, zamiast si zre&abilitowa!, poni$s i pana w jeszcze gorsze tarapaty
wpakowa. Konkretnie na len" drog, na kt$rej maruderzy grasowali.
*oczet, przez kretyna albo moe agenta 8arrola dowodzony, w og$le za
modzie/cem nie pr$bowa goni!, bo im $w sabotaysta wm$wi, e to c&u!
okrutna tak *retokara ku .edoszce pognaa. 6o i si kr$lewicz po uszy w
bagno wpakowa.
' W przenoni oczywicie.
' 6ie przerywaj, %br&l. 6ie, dosownie. Maruderzy33grasanci za nim
pognali, to przesta uwaa! i w topiel razem z ogierem wlecia. 1u po nim
by byo, bo ciko si od wroga opdza!, powoli w boto zapadaj"c. (lici
tra- c&cia, e akurat przejeda obok pewien rycerz ze LVN 7moyeedu.
6arodowo! o tyle jest wana, e si *retokar jeszcze we wczesnej modoci
da pozna! jako zajady wr$g 7moyeedczyk$w. 0edy za ironi losu naley
uzna!, i wanie ten rycerz, z dugiej niewoli mor,ackiej powracaj"cy,
kr$lewiczowi skoczy z pomoc". ( drug" ironi" jest, e uczyni to przez
pomyk.
' Konia c&cia ratowa!, a w je2d2ca lin" tra-i: ' zaartowaa .enda.
' >atowa! c&cia je2d2ca. 0yle e motywy mia niesuszne. 4o si w
niewol dosta, gdy oba kr$lestwa o Ara3pisz wojoway, kt$ry z dawien
dawna do 7moyeedu naley, c&o! Arapiszacy nie bez racji za zac&odni
odam Mor3,ac$w uc&odz" i prawie t" sam" mow" si posuguj". ( z kolei
7moyeedczycy tak upiornego jzyka uywaj", e nikt ic& ni w z"b w caym
Biplanie nie rozumie. ( e ten rycerz z poledniejszyc& by i staromowy go
nie nauczono, to jad"c do domu, mocno pob"dzi i wicie wierzy, i
wieniacy, o drog pytani, to ju poddani jego kr$la, g$rale orapiszaccy. 6o
i tak mu jako wyszo z rac&uby, e jest niedaleko granicy, ale ju u siebie. =
maruder$w za agresor$w wzi".
' Kretyn ' wyrazi sw$j pogl"d %br&l.
' (le patriota ' uja si za 7moyeedczykiem *etun3ka. ' 4o c&o!
maruder$w kupa bya, to od razu skoczy i rozgoni, ran przy tym
odnosz"c. 0ak e si kr$lewiczowi cudem upieko.
' Kr$lewicz, bez urazy, te kretyn ' posza w lady rotmistrza .enda. '
6oga rozwalona, ko/ ponosi, wasne, przynajmniej kiedy, wojaki
zamordowa! c&c", wr$g miertelny przez pomyk ratuje, a on co: 6ie
zastanowi si nad nader czyteln" seri" znak$w, jeno dalej jedzie. 7am si o
kopoty prosi, jeli kto c&ce zna! moje zdanie.
' 6ikt nie c&ce ' zapewni Debren. ' *etunko, prosz.
' 6ie by to bynajmniej koniec upokorze/, jakic& *retokar w podr$y
dozna. 4o oto wybawca lin wprawdzie rzuca, ale i, ku zdziwieniu
kr$lewicza, wzrok wstydliwie odwraca, oczy doni" osania i w og$le
kryguje si tak, e od tego krygowania ogier cakiem uton", c&o! by do
uratowania. Diabli wiedz", czy i *retokara by takie ratowaLVY nie na olep
drogo nie kosztowao, ale si w ko/cu poczet zjawi. W poczcie by tumacz,
kt$ry tumaczenia rycerza snioyeedzkiego na ludzkie przetumaczy.
' %ao si, e wiem) ' Debren klepn" otwart" doni" w st$. ' 0o
proste) >ycerz twarz ratowanego w ko/cu rozpozna i wzrok obraca, bo
cierpie! nie m$g, i takie wi/stwo ojczy2nie czyni. (le e rycerz by i
szlac&cic, to si ju wyco-a! nie mia jak. (le e jednak patriota, to po cic&u
mia nadziej, e na olep lin rzucaj"c, ciut za p$2no tra-i i mimo
wszystko...
' 4ez urazy, Debren5 ty te si zamknij. 1ak wszyscy bdziecie
przeszkadza!, do witu nie sko/cz. ( zakad przegrae. >ycerz owszem,
rycerski by jak trza, tyle e dla dam.
' +:
' 0o! m$wiam, e tej wywoce .edoszce si zac&ciao narzeczonego z
wosami do opatek. Cryzjerzy przedobrzyli i *retokar, wieo upieczony
blondyn, krcony i r$owa3wy, jak panienka wygl"da. ( e ciepo byo, pod
zbroj" podr$n" nic nie nosi, g$r" znaczy. 0on"c pancerz szybko zrzuci i
go z lekka goawego 7moyeedczyk ujrza. Moe to wyjania -akt, i si
zbytnio nie przygl"da. Kiedy ju byo po wszystkim, to si przyzna, ciut
zawstydzony, e kr$lewicz mu si syren" urodziw" wyda.
' 7yren": ' nie wytrzyma Debren. ' ( to kretyn) 0u, w g$rac&, w
samym sercu Biplanu) 7yre...
%amilk z rozwartymi ustami. .enda ust nie otworzya, ale tylko to ic&
r$nio. Aboje wpatrywali si w siebie nawzajem z minami czsto
spotykanymi u o-iar wstrz"su bezpaowego.
' = pewnie si jej o rk owiadczy ' zarec&ota rotmistrz. ' 1ak kretyn,
to pen" gb".
' %br&l... ' wyc&arcza magun. ' .e... lepiej zamilcz.
' Wanie ' popara go *etunka. ' %waszcza e mi ca" przyjemno!
narracji odbierasz. 0om ja rzec miaa. 4o owszem, zoy rycerz propozycj
pannie wodnej, w botnistej kauy napotkanej. *o smoyeedzku, wic
wierzy! nam tylko wypada, i mae/stwa dotyczya, jak potem rycerz
solennie zapewnia. (le przypominam, e CFFF LVV z niewoli
nieszcznik wraca, a rzecz si dziaa w pusz' L czy i z przedstawicielk"
gatunku, kt$ry za przesadnie L cnotliwy nie uc&odzi. 6o, ale to na
marginesie. *odr$ za' L ko/czy jeszcze jeden mao radosny incydent.
At$ z winy # .edoszki, owego rycerza wybawc ptaszysko opaskudzio, j '
*taszysko: ' zainteresowa si %br&l. ' % winy:
' 6o, moe nie z winy, ale w zwi"zku z ni" niew"tpliwie. .ubienica tak
udem o udo z niecierpliwoci tara, e = gobic z listem miosnym
kr$lewiczowi naprzeciw wy' _ saa. % r$ow" kokard" na szyi, pac&nidem
skropion". 0o i nie dziw, e si na takow" kurierk sok$ rzuci. (le i ju
blisko adresata j" wypatrzy i go dworzanie *retokara odpdzili. ( e sokoy
dumne s", to wzi" na nic& odwet i co w sobie mia, to w d$ posa.
Amieszaj"c 7moyeed3czyka.
%br&l nie skomentowa, o szczeg$y nie zapyta. %asznurowa nagle usta.
' Astatnia przykro! spotkaa kr$lewicza ju na miej' @ scu. Do obery
mianowicie wbiegaj"c, bem o -utryn trzasn". 4o wielki by wadca, take
wzrostem. 4ieg za bez zac&owania naleytej ostronoci, o powadze nie
m$wi"c, bo ta wywlok" w najbardziej krzykliw" sukni si ubraa, biuteri"
obwiesia i tak go zza progu urod" poraaa, e biedak gow straci. = ni" w
belk r"bn".
' Kolorrrowa rrrozpustnica ' pokrci bem Drop. ' 8arrrdz
nieskrrromnoci" strrroju.
' 7usznie. 6iewiasta powinna w szarej sukienczynie konkurent$w
przyjmowa!, bez ozd$b -rymunyc&, ni kawaeczka ciaa nie ukazuj"c ponad
to, co niezbdne. ( ta co: #imy nie tylko spod sp$dnicy wystaj", ale
zotem byszcz". 7zyj caluk" wida!, a na szyi, zamiast koa, jakie
poga/skie paskudztwo. Wosy od szczotkowania a elektryzuj", usta
podejrzanie czerwone... 6o, kr$tko m$wi"c, jak ladacznica narzeczonego
przyja. 0o i nie dziwota, e jak przed poudniem poczty zjec&ay, to
wieczorem cae towarzystwo pijane leao, a modzi si do a2ni, niby to dla
&igieny, wymknli.
' Wzgldem towarzystwa ' podni$s palec %br&l. ' 0e3gom do ko/ca nie
zrozumia. ;e niby jak: Widokiem .edoszki tak si upili: ( taka cudna
bya:
LVZ K Wyrac&owana bya, nie cudna) 7owem nie pisna, gdy *retokar,
co ks ugryz, to si z awy podrywa i toast ku jej czci wznosi) 6ic,
c&olera) 4uzia w ciup, rumieniec i siedzi, grzeczniutka, cic&utka.
=ntrygantka)
' *ewnie c&ciaa sprawdzi!, ile c&opak wypi! moe.
' 8upi, miku. Wypi!: 6ie m$wi, e kr$lewicz popija, a e toasty
wznosi. #$ to za gospodarz uczty, kt$ry goci samyc& zostawia, pod st$
si wal"c:
' #zyli, koniec ko/cem, oboje tra-ili do a2ni ' podsumowa Debren. '
0rze2wi.
' Aboje owszem, ale smarkula za trze2wa nie bya.
' 1" te spoi: ' mrukna .enda. ' *iknie.
' #o c&cesz przez to powiedzie!: ' zmarszczya brwi oberystka.
Debren postuka w st$, pogrozi .endzie palcem. Do wymiany opinii nie
doszo. *etunka poci"gna opowie! dalej5 ' 0ak wic do a2ni tra-ili.
Modzik, przemylnymi sposobami uwodzony, i zepsuta dziewczyna. 1ak
*retokar wytrzyma, tego nie wiem, bo, niec&tnie to przyznaj, .edoszka za
cakiem niebrzydk" uc&odzia. (le e wytrzyma, to pewne.
' *ewne: ' upewni si Debren.
' Kr$lewicz by nie tylko &onorowy, ale i m"dry. Kiedy si ju a-era
zrobia i przyszo wielkie sumy na realizacj kl"twy oy!, nie poprzesta na
suc&ym owiadczeniu. 7am kaza arcybiskupowi najwitsz" relikwi
przynie! i na ni" przysi"g, i .edoszki nie tkn". W a2ni.
' (&a ' pokiwaa gow" .enda. ' W a2ni. 6o, w tak" przysig
mogabym uwierzy!. 0o zastrzeenie tc&nie szczeroci".
' 6ie ironizuj. 7prawa bya powana, wydatki na now" drog due, wic
kr$lewicz z kadego pacierza pobytu tutaj si wyspowiada. 6ie c&odzio o
wykazanie, e jakim odc&yle/cem jest, co dziewkami gardzi, a o to, kiedy L
jak po&a/bienia od .edoszki dozna. 6ie r$b takiej miny, .enda. Dobrze
syszaa. *o&a/bia go.
' #o konkretnie w a2ni zaszo: ' zapyta Debren.
' Konkretnie to wanie nic. Awszem, gapili si na siebie, na ile to
moliwe przy tak sk"pym owietleniu. *retokar nie kry, e dla dobra narodu
i dynastii o aski LVW (rtur 4aniewica panny zabiega, nie cakiem
przyzwoite krotoc&wile opowiadaj"c i jej urod sawi"c. >az i drugi pom$g
z mydem przy czciac& ciaa, do kt$ryc& pannom sign"! albo trudno, albo
w towarzystwie mskim nie wypada. (le, zaklina si na ycie matki,
wasne, trzec& si$str, dw$c& siostrze/c$w... no, kr$tko m$wi"c kogo tam
mia w rodzie, 8arrola jeno wy"czaj"c, e na tym poprzesta i ani na !wier!
cala... no, wiadomo. >odzina w dobrym zdrowiu przez par nastpnyc& lat
ya, wic nie ma powodu nie wierzy!. *otem .edoszk wino zmogo, wic
jak na kawalera przystao, gow ukoc&anej wasn" osob" od desek osoni
i...
' ( konkretnie: ' nie przegapia szansy .enda. ' 1ak to osanianie
wygl"dao:
' 7iostro ' *etunka zmierzya j" troc& gniewnym, a troc& kpi"cym
spojrzeniem ' nie jestemy par" naiwnyc& dziewic, wic kr$tko ci powiem5
nie tak.
A dziwo, .endzie wystarczyo takie wyjanienie. #&o! nieco
pociemniaa na twarzy.
' *otem ' kontynuowaa *etunka ' kr$lewicz te przysn". (lbo si
rozmarzy. 6iewane. Wane, e jak si ockn", to ta ajdaczka akurat z
a2ni wybiegaa. 1akie dziwne odgosy wydaj"c. *retokar wsta, idzie do
drzwi, a tu drzwi zamknite. 6o to za ubranie... a ubrania nie ma. 6ajpierw
czeka, myl"c, e to gupie arty belnickiej smarkuli. *otem, ju zy,
krzykn" raz i drugi. (le nie mia szczcia, bo ci z dworzan, kt$rzy nie
padli, akurat do etapu piewania dojrzeli. %reszt" szybko zda sobie spraw,
e nie moe odsieczy wzywa!. 7prawa sukcesji na ostrzu noa leaa, byle
drobiazg m$g szal na ko rzy! 8arrola przec&yli!, a nic tak we wadc nie
uderza, jak mieszno!. Wic sam si postanowi ratowa!. Wybi desk,
odepc&n" koek, kt$rym ta ajdaczka drzwi pod para. Asoni si desk" i
dalej ku obery. (le e tu, w go cinnej, ludzie byli, skoczy ku kuc&ennym
drzwiom.
( tam, patrzy, kuc&arka si uwija. Wic zrezygnowa z drzwi i zacz"
wok$ domu kr"y!, inszej drogi wypa truj"c. 0rzy razy tak budynek
okr"y. Dzi to by mu si pewnie nie udao i jak nie co cenniejszego, ow"
desk LVO przynajmniej na ostrokole by zostawi, ale w tyc& szczliwyc&
czasac& gospodarstwo nie byo u-orty-ikowane. Wic dugo to nie trwao i
jako wykrycia unikn". (le mu nerwy puciy, co i nie dziwota, bo kt$remu
monarsze by nie puciy, gdyby jak jaki #assamnoga goo si musia pod
oknami przemyka!. 6o i nastpnego upokorzenia dozna. W odruc&u
rozpaczy, mianowicie, ubra si w sukni owej kuc&arki. 7uszya j" po
jakim wypadku w kuc&ni. Moe od tego wypadku, moe od kuc&arki,
suknia wo/ takow" z siebie wydzielaa, e si kr$lewicz jeszcze par
miesicy p$2niej z odrazy wzdryga. (le co mia robi!: % jednej strony
m$g go kt$ry z ludzi przydyba!, a z drugiej jaki zwierz w goy zadek
kami c&apn"!, bo obera nowoci" tu bya i co bardziej konserwatywne
wilki czy nied2wiedzie nadal tdy do wodopoju c&adzay. Wic zby
zacisn" i w sukni, z kamienn" min", do izby wkroczy. = pewnie z tego
upokorzenia zamiast si samemu do biesiady przy"czy! albo w alkowie
zamkn"!, wzi" i polecia robi! awantur .edoszce.
' Waciwie to mu si nie dziwi ' stwierdzi Debren.
' ( ja tak ' powiedziaa twardo *etunka. ' %amiast si przebra!, umy!,
wzi"! miecz i eb paskudzie odr"ba!, jak kr$lowi przystoi, wpad do niej w
tej cuc&n"cej sukni, bosy, z goymi rkami. 6o i nie mia jak kary
wymierzy!. 4o przecie nie godzi si baby, c&o!by tak wrednej, po gbie
pra!. Mieczem to co innego, ale rk"...
' W og$le nie powinien jej odwiedza! w takim stanie ' wyrazia sw$j
pogl"d .enda.
' 1ak rzadko, zgodz si z tob". 4o si -atalnie wizyta sko/czya.
.edoszka, suka podstpna, &isteri zasymulo3waa. 6ajpierw nawrzeszczala
na niego, od gwacicieli wyzywaj"c, potem, jak zbarania, zami si zalaa i
powiedziaa, e co prawda serce jej na drobne kawaki poama, ale mu
wybacza, bo go tak okrutnie koc&a i wielbi, a potem wyszloc&aa co w
rodzaju5 H= jak ty wygl"dasz:I, zdara z niego sukni, za okno cisna, a jego
samego obmywa! pocza. 4o komnata bya dla W=*3$w, z miednic".
P] = tej pr$bie ju kr$lewicz nie sprosta ' mrukn" na *oy do siebie
Debren.
LZ^ ' (no nie. (le te wstydu by sobie narobi, gdyby jak koek sta,
gdy go ksiniczka wasnymi rkoma i wasn", prywatn" g"bk" obmywaa,
o mioci zapewniaj"c. 6ikogo pewnie nie zdziwi, jeli powiem, e oboje
do oa tra' L -ili. Do witu. ( o wicie, gdy w izbie pojaniao, *retokar
wsta i obejrza pociel. = mu w oczac& pociemniao.
' 4o by durny, wczesnowieczny, zaco-any i zakamany ciemniak '
rzucia przez zby .enda.
' 6ie, .enda. 4o by ciko oszukanym, naiwnym modzie/cem o
uczciwyc& zamiarac& i prawym sercu, kt$re wszeteczna dziewka brutalnie
brudnymi nogami podeptaa. Amal nie rozdeptuj"c przy okazji jego szans na
bero.
' 0wa wzmianka o brudnyc& nogac& tendencyjnoci dowodzi.
' *recyzji jeno. Dobrze wiemy, jak si stan pocieli w niekt$ryc&
przypadkac& na &onor niewieci przekada. 6ic dziwnego, e kr$lewicz $w
szczeg$ w zeznaniac& uwzgldni. 7zoku dozna, widz"c czer/ w miejscu,
w kt$rym mia wite prawo czerwieni si spodziewa!.
' #zerwieni to si powinien spodziewa! na wasnyc& uszac& i pysku.
0akowe rzeczy przed lud2mi wywlekaj"c. #&am by i winia ostatnia, a cay
b"d .edoszki na tym polega, e go w a2ni, nie c&lewie, zawara. #o za
brudu si tyczy, to na swoje nogi lepiej by patrzy. Dziewczyna po k"pieli
bya, a on po bieganiu goo wok$ obery. 0o niby kto owo przecierado na
czarno upapra:
' .edoszka ' owiadczya spokojnie *etunka. ' 0woje oskarenia o
tendencyjno! s" nie na miejscu. % prostej przyczyny5 Debren kaza mi ca"
prawd m$wi!, bo mu przekamania mog" diagnoz utrudni!. ( ja, wystaw
sobie, a tak" patriotk" nie jestem, by wasny kark nadstawia! za &onor
kr$la, co od p$tora wieku ziemi gryzie. ' %robia kr$tk" przerw. '
.edoszka stopy kr$lewiczowi obmya, nim do oa skoczyli. %a sama
brudne miaa, bo z a2ni boso wybiega. Komisja, spraw badaj"ca, ustalia,
i n$g nie umya, bo leaa w $ku i ryczaa.
' *akaa: ' upewni si Debren. ' #ay czas:
' 0ak ustalono, a arcybiskup tgic& -ac&owc$w na bieLZL gyc&
powoa. =c& zdaniem przyczyn" tak &isterycznego zac&owania byo
zaamanie si niecnyc& plan$w .edosz3ki. Kt$ra srogiego zawodu doznaa,
duo wicej sobie po wizycie w a2ni obiecuj"c. Wida! cakiem gupia nie
bya i zdawaa sobie spraw, e j" w izbie test przecieradowy moe atwo
zdemaskowa! jako oszustk. W a2ni to co innego. Kady moe naiwnym
wmawia!, e woda lady zmya. 7tary to spos$b, od lat przez puszczalskie
panny stosowany. 0ak zwana metoda na ostatni" desk ratunku. Atumani!
pana modego, do a2ni zawlec, da! si na mokrej desce wydudka!, a potem
wmawia! naiwnemu, e krew bya, ale si zmya.
' = co dalej: ' upomnia si %br&l.
' *retokar te w &isteri popad. %acz" biega! po domu, wosy drze!, bo
ju mu wyaziy, woa!, e .edoszka to zdzira, e on dla niej mio! ycia
powici, mae/stwo rozwali, wosy zaraz straci, a ona mu rogi jeszcze
przed lubem przyprawia i ani kropli obiecanego dziewictwa w sobie nie
ma. 6o, a na koniec wzi" si i na oczac& wstrz"nityc& dworzan rozpaka.
1ak b$br.
' %naczy si, mocno ' dopowiedzia %br&l.
' %naczy si, drewno, a konkretnie st$, z tej bezradnej zoci gryz"c. (
potem tak jak sta, p$nagi, na konia skoczy i w sin" dal pogalopowa.
Dopiero go nad w"wozem dognali, tam, gdzie teraz most stoi. Mao
brakowao, a byby si w przepa! zwali.
' %araz, zaraz ' zmarszczya czoo .enda. ' #o miao znaczy! to o
rozwalonym mae/stwie:
' 6ic wanego ' wzruszya ramionami *etunka. ' *retokar mia na boku
jak" tam nim- czy rusak, ot, zwyczajnie, jak to modzik z dobrego rodu,
owiectwem si paraj"cy. 0yle e na jak" durn" tra-i albo moe intry3
gantk o wybujayc& ambicjac&, no i taki niby3lub wzili.
' 4y onaty:) = on mia czelno!...:)
' 6ie podniecaj si, siostro. 6ie by onaty. At, odprawili jakie
poga/skie guseko, z kt$rego si zreszt" raz33dwa wyspowiada. 0akie tam
rusakowe obiecanki, e to niby zawsze si bd" miowa! i wierni sobie
pozostan", co w obyczajowoci lenyc& panien za rodzaj lubu uc&odzi.
LZM (le ksidza przy tym nie byo@ na jakie drzewo, a nie ko' ` o
wite, przysigali. Wic sama widzisz, e nijakiego mae/stwa nie byo i
w wietle praw ludzkic& i boskic& z *retokara kawaler by pen" gb".
' (le j" koc&a: ' na p$ spyta, na p$ stwierdzi za' L mylony Debren.
' ( gdyby nawet: #$ to zmienia:
' *ewnie nic ' przyzna. ' 0b znaczy5 w kwestii kl"twy, a o tym
rozmawiamy. 6o i jak si rzecz sko/czya:
' Mor,acki orszak si wyni$s z obery. .edoszka spazm$w dostaa,
potem na p$ goa c&ciaa za kr$lewiczem biec, potem, jak j" zawr$cili, to
si tak wcieka, e porwaa za top$r i drew nar"baa na ca" zim, by jako
t zo! rozadowa!. = zn$w w ryk. ;e niby j" ajdak wykorzysta i porzuci,
a jeszcze i sromot" okry, bo przecie dziewic" bya jak si patrzy, nim do
a2ni poszli. 4elni3czanie tak za bardzo panny nie suc&ali, bo raz, e ic& kac
mczy, a dwa, e si ju ci co przytomniejsi do koni rzucili, by z wieci" do
stolicy gna! albo z ostrzeeniem do -ort$w, g$wnie tyc& strategicznie
najwaniejszyc&, pod Dusznym %drojem. 4o tra-nie przewidzieli, e *reto3
kar, w ramac& zmazywania &a/by, jeszcze tego dnia garnizon jeden z
drugim zagarnie i jak" plac$wk belnick" z dymem puci. %a ostrzeenie
udzielone w por spory grosz m$g in-ormatorowi wpa!, a -ort$w i
naraonyc& osiedli sporo byo, wic si raz3dwa H#notkaI wyludnia. (le
dw$c& rycerzy, co gorzej picie znosili, i jedna wiekowa dama dworu presji
ksiniczki ulegli i poszli do a2ni, by lady bada! i prawdy docieka!.
' %naczy dziur ogl"da!, przez kr$lewicza wybit": ' upewni si %br&l.
' = koek, kt$rym drzwi zastawiono:
' 7ame koek, miku. 9lady dziewiczoci swej pani, a nie jej mskiego
duc&a. 4o te ju mieli5 cae podw$rko zasane byo por"banymi polanami. (
.edoszka, c&o! czerwona i spocona, a kapao, nadal z toporem w rku
biedak$w od malanki i kiszonyc& og$rk$w odpdzaa. #o byo bdem,
nawiasem m$wi"c. 4o nie do!, e caa tr$jka stronnicza, belnick", oraz
mocno niewiea po przepiciu, to jeszcze i zeznania wymuszone jakby.
Wcieka dziewka LZX z siekier" mocniejsza bywa w dziaaniu od kwarty
gorzaki5 niejedn" rzecz mona zobaczy!, kt$ra w realnym wiecie nie
istnieje. Wic si nikt nadto nie przej", gdy na troje wiadk$w jeden zezna,
e rodek g$rnej deski upaprany by krwi" dziewicz", nieco ju przez par
rozmyt".
' 1eden z trojga: ' .enda nie krya rozczarowania. *etunka zacza si
umiec&a!, ale zerkna na maguna i trium-alny bysk w jej oczac&
natyc&miast przygas.
' #$, po prawdzie to dama dworu, c&o! na etacie starszej instruktorki
&a-tu artystycznego, lepa bya jak kret i protekcji jeno stanowisko
zawdziczaa. ( z rycerzy ten wolniej trze2wiej"cy potkn" si i nosem w
owo kluczowe miejsce przyrn", wasn" juc&" je zalewaj"c. 0udzie
puc&arem wina3klina. 0ak wic ze lad$w, gdyby nawet naprawd byy, nic
nie zostao.
Dziewczyna zmarszczya brwi.
' %araz... *owiadasz5 rodek g$rnej deski: ' Debren, w roztargnieniu
bawi"cy si kaamarzem, nagle zabawy zaprzesta. ' #zy to nie tam, gdzie
si ektoplazma objawi a: Debren:
#zarodziej milcza. #&wilowo sta! go byo na udawanie, e zesztywniaa
twarz jest twarz" pogr"onego w gbokiej analizie -ac&owca. 6a nic wicej.
' #o znowu za ektoplazma: ' skrzywi si %br&l.
' 7ubstancja astralna, kt$ra si z medium wydziela podczas seansu. W
tym wypadku ze mnie si wydzielia. *rawda, Debren: *rzez palce c&yba
przelaza, czy jak... 6ie znam si na magii, ale to c&yba nie przypadek, e
wanie w tym miejscu... #o, Debren:
6a szczcie nie byli sami.
' 6ie przypadek ' wyrczya maguna *etunka. 9rodek czowieka blisko
rodka deski si lokuje, gdy $w zalegnie. #zsto w takiej pozycji k"pieli
zaywam, wic ci z dowiadczenia powiem, e rzecz jest prozaiczna. Deska
ot$ si ugina, jak to w zwyczaju desek. *orodku naj mocniej. ( w
zwyczaju substancji ciekyc&, czy to astral nyc&, czy zwykyc&, jest spywa!
na sam d$. Wic si twoja ektoplazma tam znalaza, gdzie dwa wieki wcze
niej zadek .edoszki.
LZN ' Wr$!my do tematu ' mrukn" Debren.
' 6o tak... Wic si wojna na nowo zacza, ograniczona wszake, bo po
obu stronac& skomplikoway si kwestie dziedziczenia. D nas 8arrol zacz"
rozpowszec&nia! plotk, e si wprawdzie jego brat na niecnot naci", ale
ju po cic&ym lubie z ni", wic raz, e jele/ jest rogaty, a dwa, e nie
wypeni warunku ojcowego i lepiej niec& sobie past do polerowania
poroa sprawi, a nie do czyszczenia koron. *o drugiej stronie kopc$w, w
4elnicy, stronnictwo 1arowida poaro si z parti" Dormy .isicy i
pr$bowao nieudoln" matk do klasztoru wpakowa!. Wic wybuc&a maa
wojna domowa, o kt$rej nikt dzi nie pamita i...
' My, %br&le, pamitamy ' przerwa jej nieco patetycznym tonem
rotmistrz. ' 4o w niej nasz sawny przodek, %br&l Kusy poleg, regentce
Dormie su"c. ( konkretnie p$kolumn" taran$w dowodz"c) W skadzie
trzec& taran$w, czterdziestu c&opa, dwudziestu koni i -ury. W trakcie walk
ulicznyc& o podgrodzie 4elnicy wielce si owa p$kolumn" siom regentki
przysuya, ale ostatecznie jarowidowcy wzili g$r i m$j przodek osania
uc&odz"ce wojska. 7am" Dorm pono! od strzay osoni, c&o! ju by
dwakro! ranny, w eb i zadek. 6im kto co gupiego powie ' posa
wymowne spojrzenie .endzie ' wyjani, e bynajmniej nie w ucieczce si
owej drugiej rany nabawi. Wrcz przeciwnie5 dobry przykad daj"c i
porywaj"c za sob" nadto tc&$rzliw" piec&ot belnick". 1aki ucznik partacz
za nisko strzeli. 6o, ale 1arowid mia lepszyc& ucznik$w i niedugo potem,
wasn" piersi" zleceniodaw3czyni osaniaj"c, Kusy c&lubnie poleg.
' (men ' zako/czya *etunka. ' 0ak to jest, jak si kto z 4elniczanami
zadaje, c&o!by i za godziwy od. %a co si kl"twy tyczy, kr$lewicz po
paru miesi"cac& wr$ci tu na czele wojska, mularzy i maga. 1ednego, ale za
to bardzo potnego. Mesztor&azy mu byo.
' Mesztor&azy: ' Debren drgn". ' 7moyeedczyk:
' 7yszae o nim:
' 0o to klasyk) 1eden z pierwszyc& czarodziej$w, kt$rzy na miano
maguna zasuyli) An... ' urwa, zmarszLZY czy brwi, rozejrza si po izbie,
jakby j" pierwszy raz na oczy ogl"da. ' 0o... jego robota:
' (no jego. ' *etunka te spoc&murniaa. ' Klasyk, powiadasz: =
magun: 6o to pewnie na tym sko/czymy: ' Wszyscy poza Debrenem
posali jej zdziwione spojrzenia. ' *ewnie nie zec&cesz wazi! w parad
kon-ratrowi z cec&u i klasykowi w dodatku: +a, gupio pytam. 4o niby w
imi czego: *rzywr$cenia wietnoci trzeciorzdnej obery: 0rzeba by!
idiot", by w jednym szeregu stawia! mistrza Mesztor&azego i jak" pod"
knajp. *rawda:
' *raw... ' Jeyn popisa si re-leksem i nie sko/czy.
' Mesztor&azy ' owiadczy lekko uraony Debren ' dosta zlecenie i je
wypeni. 6asza pro-esja dokadnie taka bywa jak inne5 albo si zlecenie
bierze, albo z godu zdyc&a. Awszem, kodeks cec&owy wiele ogranicze/ na
maguna nakada i zabrania mistrzowi z drugim na czary si potyka!. (le, po
pierwsze, Mesztor&azy dawno mierci" maga poleg, nieudany eksperyment
prowadz"c, a po drugie tu o ludzkie ycie idzie. 1eli czar rzucony przez
jednego maguna ludziom zagraa, inny magun nie tylko moe, ale i
powinien zu zaradzi!. #&yba e rzecz si o polityk, religi albo
wojskowo! ociera@ te kwestie osobne przepisy reguluj", a po prawdzie to
zasada 07D.
' 0o znaczy: ' zainteresowaa si .enda.
' 0rzymaj 7i Daleko. (le to c&yba nie ten przypadek.
' 6ie byabym pewna. *retokar by kr$lewicz, .edosz3ka siostrzenica
wadcy, c$rka regentki i protoplastka aktualnie rz"dz"cej dynastii. #o
prawda dwa wieki miny, ale w polityce dwa wieki to niekiedy mao.
' Wane, e w magii duo. Adpowiadaj"c na tw" sugesti, *etunko5
nadal mam zamiar ci pom$c. Abawiam si tylko, e si sprawa
skomplikowaa. Mesztor&azy nie po znajomoci klasykiem zosta. 1ego
po"czenia magii biaej z czarn" po dzi dzie/ znawc$w szokuj". 6o, ale
opowiadaj. *retokar z wojskiem, budowla/cami i czarodziejem do obery
zjec&a. = co potem:
' Do obery to zjec&a z nieduym pocztem i ekip" Mesztor&azego.
Mularze skierowali si tam, gdzie most dzi stoi, a wojsko ku 8rabog$rce
pomaszerowao. Wic LZV na miejscu zosta jeno tabor z beczkami,
przyboczni kr$lewicza i kareta. % rusak" w rodku.
' >usak": 0"...:
' ;on" na gb. Koc&aa go, wic si zn$w zeszli. 0yle e ona c&orzaa.
*ono! serce jej nadama niewiernoci".
' *o co j" przywi$z: ' zainteresowaa si .enda. ' 6astpn" niewiast
c&cia w tym samym miejscu krzywdzi!: W nawyk mu weszo:
' 4ez zoliwoci, moja panno. *rzywi$z, bo wszdzie wozi. M$wi si,
e czar na niego rzucia, a inni powiadaj", e sieci... w ci" zac&odz"c.
*rawdy nie docieczemy, ale pozostaje -aktem, e do ko/ca ycia j" przy
sobie trzyma. 1ej ycia, konkretnie. Wkr$tce potem zmara, od owego
nadamanego z winy .edoszki serca.
' .edoszki:) 0o jej .edoszka na oczy...)
' Moje panie ' wtr"ci si Debren. ' 6ie jestemy tu, by spory
&istoryczne rozstrzyga! albo, co gorsza, moralne. Konkret$w si trzymajmy.
>zeczy namacalnyc&. #zar$w, magii i kl"tw.
' 7usznie ' zgodzia si *etunka. ' % konkret$w tom nie dopowiedziaa
jeszcze, e si tutaj, tu przed kr$lewiczem, belnicki podjazd zjawi. *ieszy
podjazd5 tuzin c&opa z roty rozpoznawczej, wic niemal specjalnej. 7ame
tgie rbajy, kr$tko m$wi"c. Dali si zaskoczy! nadci"gaj"cym Mor,acom,
w panik jednak nie wpadli, tylko do kurnika. %agarn"wszy uprzednio
koysk z c$rk" *etune3li. 6iby nikt nikomu niczym nie grozi, ale co sobie
matka pomylaa, to c&yba oczywiste.
>zucone w kierunku .endy wyzywaj"ce spojrzenie pozostao bez
odzewu. Dziewczyna gaskaa eb papugi, unikaj"c krzyowania wzroku.
Wygl"daa na przybit". Do tego stopnia, e Debren zama wasn" zasad.
' 8dzie staa koyska: ' zapyta rzeczowo.
' Koyska: 6o... pod drzewem, jak to koyska. ( co to ma do rzeczy:
' =stnieje moliwo!, e na linii g$wnego ostrzau si znalaza. >oty
zwiadowcze r"bi" tgo, prawda, ale ic& g$wna bro/ to uki. W tyc& s"
szczeg$lnie mocne. ( jak si w budynku 4elniczanie zabarykadowali, to ju
do gLZZ stego szycia z uk$w obowi"zkowo musiao doj!. 1ak znam ycie,
atakuj"cy te by nie sterczeli jak koki, jeno zza oson szyli. ( i koyska
niezgorsz" oson daje. Wic nie broni"c w ciemno &onoru zwiadowc$w,
r$wnie w ciemno bym ic& nie potpia. =stnieje moliwo!, e kt$remu al
si male/stwa zrobio.
1emu samemu zrobio si gor"co. Ad zaskoczonego spojrzenia .endy.
4yo... byo takie jakie...
' Moe tak by! ' wspar go nieoczekiwanie %br&l. ' W rozpoznaniu
najlepsze wojaki su", z trze2w" gow". Kt$re wiedz", e jak mona, to
lepiej przed walk" cywil$w przegoni!, a zwaszcza baby i dzieciarni. 4o
zamt jeno czyni" i do wikszego zuycia amunicji si przyczyniaj".
' <ajno mnie obc&odzi, co sobie te belnickie zb$je mylay ' rzucia
gniewnie *etunka. ' Wane, e si *etune3la na mier! wystraszya. = sowa
nie rzeka, gdy kareta kr$lewicza zaraz potem na podw$rze wjec&aa. 7toi
blada, na p$ przytomna, kolana jej dygoc", a tu z karety *retokar wyskakuje
i od razu do niej z pyskiem. HDziesi! krzywd ' wywrzaskuje ' tum dozna,
niewiasto przewrotna) %a jedn" eb daj" i wielmoa, a ty, prostaczka,
dziesiciu jeste wsp$winna) 1ej dzikuj, e ci tym oto mieczem na
miejscu z caym rodem nie zbigosuj)I = tu wskazuje na karet. Mieczem
wskazuje, bo go ponioso. % karety ca" scen rusaka ogl"daa. ( z kurnika
4elni3czanie. 6o i jak klinga bysna, to kt$ry nie zdziery i strza posa.
Myla pewnie, e *retokar rozkaz do szturmu daje.
' Moe to by! ' pokiwa gow" %br&l. ' 4elniczany mikkie s", nawet te
ze specoddzia$w. 6erwy ic& atwo ponosz". 1ak m$j dziadunio kiedy w
subie (mmy *o3$wczanki przeciw demokratom stawa, to go wanie
przez t nerwowo! belniccy -eudalici w czoo postrzelili. = to, c&olera, z
kuszy. W zasadzce stali, przy drodze, na demuc&$w czekaj"c. (le demuc&y,
jak to one, dyskutowa! z rana zaczy miast w poc&$d ruszy!, no i si
zasadzko3wicze nerwowo wypalili. Wic dziadunio podskoczy za zakrt
traktu, by sprawdzi!, czy tamci nie id". ( jak wraLZW ca, to go, kretyni,
swoi znaczy, -eudalici, wzili i ostrzelali. Dobrze, e &em mia mocny i
jeno go $w bet zguszy. (le i tak nieszczcie si stao, bo na par pacierzy
omdla, a kiedy si ockn" i wsta, to go strzaa w zadek ugodzia.
Demokratyczna. 4o si w ko/cu &oota pojawia.
' (mma *o$wczanka: Matka 8wadryka *alisady, pana na 4elnicy: 0a,
co rekord dynastii pobia, syna w jedenastym roku ycia rodz"c:
*ogratulowa!, %br&l. *iknie sobie twoi przodkowie mocodawc$w
dobierali)
' ( eby wiedziaa, e pogratulowa!. 4o Kusy zgin", wojn domow"
podsycaj"c, czyli w gruncie rzeczy interesowi mor,ackiemu su"c. (
dziadunio jeszcze zaszczyt3niej poleg, bo zwalczaj"c ow" sin" zaraz, kt$ra
ad naturalny usiowaa obali!. Demokracj znaczy. 6ic to, e akurat (mm
mieczem wspiera. Wane, w jakiej sprawie to czyni. ( sprawa bya
najwitsza ze wityc&, moe nawet od gromienia temmozan waniejsza.
0rza byo odoy! na bok dawne swary, gdy widmo demokracji przez
Biplan pezo.
' 0o i dziadunio poleg: ' spytaa ze wsp$czuciem .enda.
' (no poleg. = nie wiadomo, czy nie nadaremnie. 4o ow" zasadzk,
musicie wiedzie!, -eudalici poczynili, by cnoty swej maoletniej pani
broni!. (mmy znaczy, kt$r" wtenczas wszyscy (mul" albo i (mci" woali,
bo smarkata jeszcze bya okrutnie. W 4elnicy demokracja za mocno nie
staa, -euda$w nie pocinano jak tyc& w 7o,ro, ale internowani po co
mniejszyc& zameczkac& siedzieli i jeno wypatrywali, czy kat nie jedzie. 1ak
(mma dziesi! lat sko/czya, to i j" na list niebezpiecznyc& wrog$w
demokracji wci"gnito i si wie! rozesza, e demuc&y zamierzaj"
dziewuszce jakowy paskudny numer wykrci!. 6ie, eby ycia pozbawi!@
raczej na odwr$t.
' (&a ' mrukna *etunka. ' >ozumiemy.
' 6o to zawrzao por$d rycerstwa i co wiatlejszyc& poddanyc&. 4o si
r$d c&wilowo na (mci ko/czy i jakby jej ono te niebieskie otry
splugawiy, to ju by si dynastia nie pod2wigna. Wic patrioci oddzia
leny s-ormowali, w kt$rym i m$j dziadunio suy, a kt$ry mia wok$ . LZO
dworu panienki kr"y! i w razie czego na gwacicieli demokratycznyc&
uderzy!. ' %br&l westc&n", napeni ku-el, by zmy! krzepkoszem smak
goryczy. ' %asadzka nie wysza, jak ju wspomniaem, bo demokraci
dziadka spostrzegli, uki pozdejmowali i gdy si na samyc& zasa3
dzkowicz$w natknli, to ju gotowi, rozoc&oceni polowaniem.
' 0o upolowali go:
' 1eszcze nie tam. Dopiero pod dworem leg. % kilkoma niedobitkami
ucieczk (mmy osania. #zy skutecznie, tego nikt nie wie, bo obie strony
sprzecznie relacjonuj". Ceudalici, e panienka pod bosk" opiek" caa w las
usza, a demokraci, e j" przedtem reprezentanci ludu dorwali i panie/stwa
pozbawili. 1ak byo, trudno orzec. Caktem jest, e w par dni p$2niej szybko
j" za m" wydano, a po dziewiciu miesi"cac& powia 8wadryka.
' %a co niec& j" 4$g pokarze ' dopowiedziaa *etun3ka. ' ( do
*retokara wracaj"c5 potyczka rozgorzaa, w kt$rej kr$lewicz i rusaka tylko
dlatego ycia nie stracili, e karoca bya solidna. 4o zaskoczenie byo
wielkie. 4elni3czanie z kurnika wypadli i niemal ca" wit kr$lewicza z
podw$rza pognali. >ycerzy mao w niej byo, g$wnie czelad2
Mesztor&azego i wo2nice, wic do ko/ca nie byo wiadomo, kto we2mie
g$r. *retokar musia si w karocy zabarykadowa!, a na wozie z tyu
zwiadowca jeden cepem maego smoka mu zatuk, kt$rego kr$lewicz w
zwi"zku z kl"tw" tu przywi$z. 4o najpierw smoka mieli w planac& jako
kuratora dla nas. Dwugowego pono!. 6o, ale smok zgin" modo i
tragicznie, wic na gry-a pado.
' *ec&a miaycie ' powiedzia Debren wsp$czuj"cym tonem. ' 7mok
gnbi"cy niewiasty to prawdziwa gratka dla bdnyc& rycerzy, a i niejeden
szewc czy kaletnik si skusi. 1u dawno by was wyzwolono, (le gry-a w
&erbie wiele monyc& rod$w posiada. W dodatku to latawiec caoroczny, nie
to co smok, kt$ry zim" i noc" ledwie co dusze skoki czyni. #iko z kopi"
na takiego polowa!. 0edy nie jest w modzie zabijanie gry-$w. Cutra te
pono! marne.
' Dziki ' rzucia mao wdzicznym tonem .enda. ' Wanie e
*etunce kompleks antybelnicki pogbi.
LW^ ' *retokara uratowa Mesztor&azy ' podja obery3stka, nie
komentuj"c adnej z uwag. ' #iskaj"c z dac&u pioruny i antaek
czarodziejskiego mazida.
' % dac&u: ' zainteresowa si Debren. ' Wylewito3wa:
' Wlaz po drabinie. %araz jak tylko poczet na podw$rze wjec&a. %
asystentem, kt$ry za nim antaek d2wiga. *etunela sobie potem w brod
plua, e drabin pod cian" zostawia, bo gdyby nie ona, toby si akurat
ajdak znalaz w rodku r"baniny i jak nic poleg. Wdziczny cel stanowi5
czapa wielgac&na, stokowa, cay granatowy w gwiazdy, a broda siwa i a
do pasa. 6o, ale jak na dac&u siedzia, to nie byo jak i kiedy go usiec. = tak
4elni3czanie potyczk przegrali.
' %araz ' zmarszczy czoo. ' #zy dobrze rozumiem: Karoca ze
wciekym kr$lewiczem ledwie co wpada na podw$rze, *retokar raz dwa
mieczem zaczyna wywija!, 4elniczanie wypadaj" i wszystko co ywe
bigosuj", ze smokiem na czele, a Mesztor&azy, starzec siwobrody, ju na
dac&u: 0o by znaczyo, e wprost z kulbaki skoczy ku drabinie. =naczej
adn" miar" by nie zd"y. .
' (no... prawda. ' *etunka, nie bardzo przejta, wzruszya ramionami. '
#$ dziwnego: #zarodziej by. *ewnie przewidzia, co si szykuje. W kul
zerkn" czy -usy...
' 6ie, to nie to ' mrukn" magun. ' 6ie to. 8dyby co podejrzewa,
kr$lewicza by ostrzeg. *etunko, co to by za antaek: 0en, kt$rym cisn":
' (ntaek by zwyky, tyle e may. (le okrutnie ciki. 0emu
4elniczaninowi, co nim w eb dosta, pono! uc&w z puc wyci"gali.
#akiem jakby o$w w rodku, a nie pyn. #&o! wanie pyn beczuka
zawieraa. Wiem, bo pka i si to dziwo wylao, zaraz w ziemi wsi"kaj"c.
' %ac&owa si opis: 1ak wygl"dao: #&o! z grubsza.
' % grubsza ' wskazaa palcem ' to tak jak portki Je3yna. Awa plama,
konkretnie. %a kt$r" Jeyna powana rozmowa czeka, bo si c&olerstwo
nijak spra! nie c&ce i sto razy m$wiam durniowi, by uwaa, po poddaszu
a"c.
LWL Aberysta skurczy si, zmala. #&yba nawet nie zauway, jak
czarodziej podrywa si zza stou, klka przy nim, wodzi palcami po brudnej
nogawce.
' Mesztor&azy ' ci"gna opowie! *etunka ' by zy z powodu owej
beczuki, ale te uspokoi kr$lewicza, zapewniaj"c, e sobie poradzi. 0rzy
dni tak sobie radzi, a w tym czasie *etunela z dzieckiem i czeladzi" w
c&lewie pod stra" siedziaa. ( na czwarty dzie/ *retokar kaza j"
przyprowadzi! przed swoje oblicze i sw" wol obwieci.
' #&wileczk. ' Debren uni$s si, obw"c&uj"c odrobin nabranego na
palce mazida. ' 1ak rozumiem, teraz bdzie najwaniejsze. .enda, spisuj
tre! kl"twy.
Dziewczyna pokutykaa za st$, zamoczya pi$ro w kaamarzu, na pr$b
poci"gna zygzak po rogu kartki.
' Drrroczy c&arrrakter skrrrobania ' wyrazi sw" opini l"duj"cy na
blacie Drop. ' %rrrczna rrr"czka.
' 6ie podlizuj si ' pacna go po dziobie mikkim ko/cem pi$ra. ' 0o
co mam pisa!: %aznaczam z g$ry, e papieru mamy mao.
' *isz w punktac&. *etunko, co kr$lewicz powiedzia:
' % grubsza to, co po wyskoku z karocy. Wyliczy krzywdy, kt$ryc&
dozna z winy .edoszki, a w kt$re, jego zdaniem, i *etunela bya
zamieszana, jako e do owego nieszczsnego zjazdu narzecze/skiego
bezporednio si przyczynia. %acz" od tego, e z konia zlecia i nog...
' ( to gnojek) ' nie wytrzymaa .enda. ' ;e niezdara, to te wina
.edoszki:) = to jej przypisa:)
' #ic&o ' rzuci Debren. ' *isz5 *unkt pierwszy. 6oga.
.enda zapisaa, c&o! z nad"san" min".
' Drugi zarzut ' *etunka zacza m$wi! wolniej, by uatwi! notowanie '
by taki, e go upokorzy wr$g miertelny, od wasnyc& rodak$w ratuj"c. '
.enda, krc"c gow", dopisaa5 H>atowanie przez wrogaI. ' 0rzeci zarzut
sokoa dotyczy, a konkretnie opaskudzenia z powietrza zbawcy i
kr$lewiczowskiego przyjaciela. #o srodze *reto3kara zabolao, bo nieba by
got$w owemu szlac&etnemu rycerzowi przyc&yli!, a nie z nieba na eb
-ekalia ci"ga!.
' M$wimy o wrogu miertelnym z paragra-u drugiego:
' Masz pisa! ' przypomnia Debren ' nie komentowa!. *unkt czwarty
brzmi...:
LWM ' 8owa o nadproe rozbita ' podyktowaa *etunka. ' Wiem, co
.enda powie.
' (le e inni nie wiedz" ' wymruczaa skrobi"ca po papierze .enda ' to
mimo wszystko si re-leksj" podziel. Moim, naiwnym moe zdaniem, za
guzy goci susznie gospodarze odpowiadaj".
' *i"ty zarzut dotyczy biegania goo dookoa domu ' oznajmia
spokojnie *etunka.
' 8oo... wok$... do3mu. ' .enda uniosa par duyc&, niebieskic&,
bardzo niewinnyc& w tej c&wili oczu, zamrugaa z min" godn" poczciwca
Jeyna. ' %arzut dotyczy...:
' .enda... ' jkn" czarodziej. 6a szczcie oberystka nie daa si
wci"gn"! w sp$r.
' .edoszki ' wyjania z uprzejmym umiec&em F jako bezporedniej
sprawczyni. %apisaa: 0o zanotuj paragra- sz$sty5 konieczno! publicznego
wystpowania w stroju pci przeciwnej przynalenym, w dodatku podym
gatunkowo i mierdz"cym jak c&olera. ;eby nie ta &istoria z wosami, toby
*retokar nigdy na tron nie usiad, bo aden nar$d nie cierpi wadcy, co si
w babskie -ataaszki skrycie przebiera. 6o, ale e wyysia i si nijak ze
znie3wieciaoci" nie kojarzy, nikt mu uwag w tym wzgldzie nie czyni.
Wic i on nie dorzuci oskarenia do listy. #&o! m$g. Mennica kup monet
z mocno kudatym *retoka3rem wybia i kiedy mu wosy wypady, trzeba
byo bilon na koszt pa/stwa przekuwa!.
' 6umer siedem: ' przynagli Debren, stoj"cy przy cianie i opukuj"cy
j" yk".
' 6o, ten jest z grubej rury ' ostrzega *etunka. ' 4rak cnotliwoci u
wybranki, rozwianie zudze/, moe i naiwnyc&, ale przecie nie nierealnyc&,
e si pierwszym bdzie, najwaniejszym, tym na cae ycie. *usz3czalski
c&arakter niedoszej partnerki yciowej. 1ej rozwi"zo! seksualna. =, na
koniec, jej gupie bredzenie o uniesieniu, kt$rego jakoby na aziebnej awce
doznaa.
' 4redzenie: ' Debren 2le pukn" w belk, wypuci yk. *r$buj"c
zapa! w locie, posa j" dugim ukiem za szynkwas. #zerwony ze
zmieszania, zakl" pod nosem. ' Duma i sy-ilis, guma temmoza/ska, nie
joda... A jakim uniesieniu m$wisz:
LWX *etunka nie zd"ya odpowiedzie!, c&o! .enda m$wia cic&o,
powoli, nie pr$buj"c z nikim ciga! si na sowa5 a gdym tak lea$a,
bezbronna, na wznak, o udo %we g$ow oparta, %y& ber$em mnie przeszy$ i
by$o mi tak, e chwila ta ycia jest warta, co w wiey kamiennej si sczy jak
py$ w klepsydry zamok$ej gardzieli"
'o& moim przez chwil przecudn t by$, nim los nas okrutny rozdzieli$"
#o stukno o deski podogi. Druga yka. W misce pozostay jeszcze
trzy, ale Debren nie pr$bowa ju po nie siga!. 6ie utrzymaby adnej. 7ta
pod cian", sta, bo bya obok, bo m$g si oprze!. *atrzy na .end, w jej
niewidz"ce oczy, kt$re byy troc& niebieskie, troc& zielone, ze zotymi
plamkami, ale kt$re teraz, nie wiadomo dlaczego, na kr$tk" c&wil zalniy
purpur" rozmyt" w bieli. 4arwami a2ni. = rozkoszy.
' Aj ' westc&n" Jeyn. ' 1akowy cudny poemat.
.enda posaa mu cie/ umiec&u. 4ardzo smtnego i najpikniejszego,
jaki Debren ogl"da. ( potem, jeszcze ciszej ni uprzednio, doko/czya5
(ic para, gdy syczy i drew mokry blask przez rzs si kurtyn przelewa,
wspomnienie powraca, i s$odki w czas, i serce przez $zy znw mi &piewa"
4yo cic&o. 6ikomu nic wicej nie leciao z r"k, ale Debren mia do!
przytomnoci umysu, by zauway!, e melodyjny, c&rapliwy i mikki
zarazem gos dziewczyny zaczarowa obecnyc&, sprawi, i zastygli z
oczyma utkwionymi w jej smutnej twarzy. ;e %br&l nie obla piwem
onierskiego buciora jedynie dlatego, e zd"y osuszy! ku-el nieco
wczeniej. ;e *etunka musiaa szybko podnie! rk i ratowa! mankietem
zagroony makija. ;e Jeyn rozdziawi gb, a papuga dzi$b.
6ie umia powiedzie!, dlaczego. = jak powinno si rozdzieli! zasugi
midzy t, kt$ra pisaa, a t, kt$ra wylaza ze skorupy pyskatej najemniczki i
wydeklamowaa utw$r.
' Dla... ' *etunka przekna lin. ' Dlaczego powiedziaa ten wiersz:
' Dlaczego: ' .enda patrzya w d$, c&o! nic nie wskazywao, by
dostrzegaa le"c" przed ni" kartk czy c&o!by st$. ' 6o wanie... #o to
kogo obc&odzi:
' *siakrew ' %br&l poderwa si z awy, podszed do niej, sign" ponad
stoem. Wielkie apsko przywaro do czoa dziewczyny. ' Wiedziaem.
Masz gor"czk, kozo.
#o-na gow. Dziwnie powoli jak na ni" i mor,ack" do/ na czole.
(lbo, poprawi si Debren, w og$le do/. #zyj"kolwiek. 4ya niczym sabo
oswojone zwierz"tko. 6ie lubia, gdy jej dotykano. 6ie powiedziaa mu
tego, a znali si za kr$tko, by zd"y j" na tej niec&ci przyapa! ' ale
wiedzia. 4y blisko niej, patrzy i w pewnym momencie kolejna cz"stka
prawdy o .endzie 4ranggo po prostu pojawiaa si w jego umyle.
' 6ic mi nie jest ' powiedziaa ju prawie wasnym, lekko
naburmuszonym i lekko zaczepnym, c&o! jeszcze mikkim gosem. '
%drowie tom zawsze miaa, jak to si m$wi, elazne.
' =d2, przepij si ' nie ustpowa %br&l. ' 6ie jeste nam potrzebna.
' ( komu jestem: ' parskna czym, co tylko na poz$r byo podobne do
miec&u.
' %apytaam ci o co ' przypomniaa *etunka. .enda zerkna na ni" z
ukosa, zawa&aa si.
' A wiersz ' wzruszya ramionami. ' <ajno mnie to obc&odzi, ciebie
pewnie te, ale skoro pytasz... 1est w zamku belnickim, ksi"cym, stara
wiea, jeszcze z lelo/3skic& czas$w. *aniuc&a o niej m$wi", c&o! o-icjalnie
nazywa si 4aszta 0rzec& M"droci. 0o st"d, e pierwszy ksi" cay sw$j
ksigozbi$r w niej zgromadzi, a mia go trzy tomy, w tym jeden wy"cznie
obrazkowy. *otem biblioteka si rozrosa, ale nie z biblioteki baszta synie, a
z tego, e w niej krn"brne i kopotliwe niewiasty z ksi"cego rodu
zamykaj". Wiea jest kamienna, zimna i wilgotna jak c&olera. *ono!
dlatego, e na skraju bagienka stoi, ju za g$wnym obrysem mur$w, z
kt$rymi jeno w"ski pomost j" "czy. .okalny mikroklimat sprawia, e lo,
LWY katorki za dugo w niej nie goszcz". (lbo do ask wracaj", albo... '
wskazaa palcem do g$ry.
' 6ie widz zwi"zku z wierszem ' zauwaya *etunka.
' .edoszka wanie tam tra-ia, gdy jej plany mae/skie wziy w eb.
Moda bya, silna, wic sama wysza, a nie wyniesiona nogami do przodu,
ale co odsiedziaa, to jej. ( par lat jej tam zeszo.
' Wtr"cili j" do wiey:
' #o taki zdziwiony, Debren: ;e kurw i oszustk, co si przed
trzynastymi urodzinami puszcza czort wie z kim, pod cisy nadz$r oddano:
0o c&yba normalne. %waszcza jak jej ambitna mamusia wojn z bratem
przegraa i w ramac& pokuty musiaa wyrodn" c$rk publicznie obsma3
rowa!. #o zreszt" do! c&tnie uczynia. 6ie lubiy si zanadto, ale to ju
inna &istoria.
' ( ta jest ta sama: ' upewnia si *etunka. ' A wierszu: #o ma
wsp$lnego owa liryka z rozwi"z", zepsut" do szpiku koci dziewuc&", kt$r"
wasna rodzina w wiey musiaa trzyma!, by si jak suka nie parzya:
' *rzy tak postawionym pytaniu ' umiec&na si nawet do! pogodnie
.enda ' zaiste nic. 0yle rzec c&ciaam, e to .edoszka wiersz napisaa. 6a
cianie baszty *aniuc&y, bo jej papieru nie dawali, by list$w ukoc&anemu
nie pr$bowaa sa!. %astrugan" trzcin", bo na barogu z sitowia sypiaa. ( e
wasn" krwi", to ju nie wiem dlaczego5 bo kretynka bya i nie syszaa, e z
sadzy mona inkaust zrobi!, czy dlatego, e romantyczka. W kadym razie
napis cakiem nie2le te dwa wieki przetrwa.
%n$w udao jej si zrobi! wraenie na pozostayc&. Debren z
zainteresowaniem ledzi gwatown" zmian kolorystyki twarzy *etunki.
%otowosa to blada, to czerwieniaa, wpatruj"c si w dziewczyn
nieruc&omym spojrzeniem. %br&l z niedowierzaniem krci gow". Jeyn
marszczy brwi, gowi"c si nad jakim skomplikowanym problemem. (le
najdziwniej zac&owa si Drop.
' >rredoszka dobrrra i prrrawdom$wna ' zaskrzecza.
' A-iarrra wyobrrra2ni. Akrrrutnie w *rrretokarze rrrozmiowana.
Wirrrtualnie rrrozprrrawiczona. Drrrocza wierrrszokletka.
= tak oto, pomyla Debren, .enda stracia monopol na wyczarowywanie
opadaj"cyc& szczk.
' ;e co:) ' %br&l przykucn" przy stole, z bliska zajrza papudze w
lepia. ' ;e jak:)
' Kto mu da piwa: ' pr$bowaa si rozemia! *etun3ka. 6ie wyszo jej.
' 4redzi, nieszcznik. ' Daa sobie spok$j z umiec&em i prawie wrogo
rzucia5 ' .enda, to twoja robota: Wytresowaa papug, by takie bzdury
wygadywa:
' 6ie. ' .enda sama wygl"daa dokadnie tak, jak pytaj"ca@ marszczya
czoo, w jej oczac& czaia si niepewno! i podejrzliwo!. ' Drop: #o miay
znaczy! twe sowa:
Dja ptaka w donie, ustawia dziobem do siebie, ale i w$wczas nie
co-na r"k. (ni nie zmniejszya nacisku. Debren widzia, jak gboko pod
pi$ra wbite s" ko/ce jej palc$w, i zastanawia si, czy Drop jest
wystarczaj"co duy i cierpliwy, by nie skwitowa! takiego zgniatania celnym
ciosem dzioba.
' Dygrrresja ' rzuci spokojnie przedstawiciel Duyc& >ozumnyc&
*apug. = doda5 ' >rrenda, grrruc&oczesz ebrrra. *rrrosz.
%mniejszya ucisk. Wygl"daa na zdezorientowan".
' 1emu nie mona wierzy! ' wymruczaa *etunka. ' 7am si z 4elnicy
wywodzi, to i obiektywizmu w nim nie ma za grosz.
' 1este z 4elnicy: ' W oczac& .endy rozbysn" na c&wil dziwny
pomyk.
' *rrraszczurrry. Drrrop urrrodzony w Morrr,acu.
' *retokar ' wyjania oberystka ' przyda Domorco3wi jego przodka
do towarzystwa, po prawdzie to c&yba w cic&ej nadziei, i ten gry-a szczer"
niec&ci" napeni do wszystkiego, co belnickie. 4o z papugi pyskacz by i
-anatyk. Kiedy stosunki midzypa/stwowe zrobiy si napite, ten gupi
g$wniarz, 1arowid, wysa do *rawi" poselstwo z wypowiedzeniem wojny.
(le e kaza j" w mao dyplomatycznyc& sowac& wypowiada!, c&tnyc& na
pos$w brako. 4o ju za poow uytyc& wyrae/ kady pose pod top$r by
tra-i, a kady arbitra przyznaby racj LWZ stronie mor,ackiej. Wic
pojec&a papuga. <ba mu nie ucili, bo nikt nie wiedzia, jak $w problem od
strony prawnej ugry2!, a i miesznoci" si nie okry!. 6o a potem trzymany
w klatce papuga skuma si z trzymanym w s"siedniej gry-em i *retokarowi
podpowiedziano, by Dropa do grona kurator$w kl"twy dopisa!.
' >rrozumnie ' skomentowa potomek posa.
' Awszem ' przyznaa bez zapau *etunka. ' *reto3kar ten e-ekt uzyska,
e przestano kl"tw wi"za! z polityk" i animozjami mor,acko3belnickimi.
6o bo kuratela, -ormalnie, obustronna. Wic c&o! wojen przez te lata byo
niemao, nikt nas tu nigdy nie pr$bowa wyzwala! z pobudek politycznyc&.
>aczej na odwr$t. 8ry-, czy to z poczucia misji, czy zwyczajnie, na
towarzysza zbyt pyskatego poirytowany, nie tylko kupc$w na szlaku
ksi"cym tpi, ale i belnickic& zb$j$w, co si na kupc$w zasadzali. ( w
wojenny czas to i podjazdom nie popuci. A co nas, ma si rozumie!,
obwiniaj" w 4elnicy.
' Drogie panie ' %br&l wskaza ustawion" przy szynk3wasie klepsydr. '
#zas ucieka. =m! Drop susznie zauway, e jego sowa dygresj stanowiy.
Wiersz, kt$rym nas koza uraczya, tako, nawiasem m$wi"c. >ozumiem, e
co niekt$rzy w innym wietle nagle posta! ksiniczki .edoszki ujrzeli, co
to j" po dzi dzie/ #&dok" przezywaj", ale dla Debrena c&yba nie jest
wane, kt$ra z szanownyc& dam ma wicej racji.
Debren bez zapau kiwn" gow". =ntrygowa go problem nie-ortunnej
ksiniczki, ale prywatnie.
>eakcja .endy bya jeszcze bardziej intryguj"ca.
' Wygl"da na to ' spojrzaa *etunce w oczy ' e to ty masz wicej. 6o
c$, nie znaam sprawy w szczeg$ac&.
' Mam racj: ' upewnia si zaskoczona oberystka. ' #o do .edoszki:
6iby e... wita nie bya:
' #zytywaam ten wiersz w dzieci/stwie ' powiedziaa .enda
o-icjalnym, penym dystansu tonem. ' Wywar na mnie due wraenie. 4o
te od strony literackiej... (le teraz widz, e g$wniara po prostu zegaa. %
&istorii *re3tokara i waszego rodu jasno wynika, e kr$lewicz czu si
mocno wystawiony do wiatru. #zyli, e jej w a2ni nie ruszy. ( wiersz
wyra2nie a2ni dotyczy.
' .enda... ' Debren zacz" i ugryz si w jzyk.
' 7ko/czylimy na si$dmym zarzucie ' przypomniaa, nie patrz"c na
kartk. ' #zyli zostay jeszcze trzy.
*etunka potrzebowaa troc& czasu, by przeskoczy! od liryki do
jurystycznego argonu.
' *aragra- $smy... zaraz... a&a. *o $sme *retokar zarzuci, e dla
niecnoty .edoszki tu, w H#notceI mio! ycia podepta. 0 jedyn",
prawdziw", co si w trumnie ko/czy.
' %apisaam. Myla, oczywicie, o rusace:
' A rusace. *unkt dziewi"ty5 pacz w miejscu publicznym i przy
gapiac&. *ierwszy w yciu. *ono! nawet jako dziecko nie paka, w kadym
razie nie przy ludziac&. ( tu zy jak groc&, &isteria. D kandydata na kr$la.
' Mam. = dziesi"te:
' 0o nawet dokadnie zacytuj, bo zarzut szczeg$lnie *etunel ub$d i w
pami! jej zapad. Kr$lewicz rzek, e list krzywd zamyka napad5 H0ego,
co w kurniku c&owalicie i co omal mnie nie ubio. Araz jedynej, kt$r"
miowaem, miuj i miowa bdI. *aragra- wany, bo nim uzasadnia
posadzenie nam na karku Domorca. ;e niby te z kurnika wylaz, jak owi
zwiadowcy.
' +ipokryzja ' oceni Debren. ' (le zrczna. 6o to argumenty mamy
zaatwione. 0eraz wyrok.
' Wyrok ' westc&na. ' #$, ten ju zawodowy jurysta spisa, wic
oczywicie do cytowania si nie nadaje, bo bekot okrutny. W uproszczeniu
o to idzie, e si za kar trakt zamyka, dalej, dla odr$nienia, ksi"cym
oc&rzczony, za otwiera, na koszt *retokara i Korony Mor,ackiej, nowy
gociniec. 4y podr$ni, a tym samym zyski, omijali wyklt" za swe grzec&y
ober HD *etuneliI. = e kara ma trwa! dugo, kolejne pokolenia obejmuj"c,
ze szczeg$lnym uwzgldnieniem niewieciej czci, za wacicielkom
wyej wspomnianej obery nie wolno ani jej sprzeda!, ani porzuci! i maj" tu
siedzie! na rzyci i cierpie! cierpliwie, p$ki 4$g si nad nimi nie zlituje i
kl"twa nie zostanie zdjta.
' = pewnie zapomnieli powiedzie!, jak zdejmowa! ' splun" na podog
%br&l. ' 1ak znam juryst$w, tego akurat zapomnieli, papugi c&doeni. 4ez
urazy, Drop.
LWO ' ( owszem. 0en, co sentencj czyta, krci, e maymi runami to
dopisano, a jemu oczy sabuj". (le Mesztor3&azy, c&o! ajdak, *etunel
wzi" na stron i wyjani, co zrobi!, by si od zaklcia uwolni!. =nna rzecz,
e nie wiadomo, czy dla wikszego zadania b$lu tego nie uczyni. 4o
warunki, c&olera, to takie postawili, e wiat si sko/czy, 4$g zd"y
zapomnie!, e jakie s"dzenie ostateczne odprawia, a my tu dalej cudu
bdziemy wygl"da!.
' 0ak 2le nie bdzie ' pocieszy j" Debren, podc&odz"c do supa,
obejmuj"c go ramionami i przyciskaj"c gow do drewna. ' 0rwao! biaej
magii, kt$ra z reguy wyzwa3lacz kl"tw stanowi, nie przekracza piciuset lat.
' Dziki ' posaa mu kwany umiec&. ' *ozwolisz, e te nios"ce
otuc& zapewnienia zanotuj i prawnuczce polec przekaza!: .enda, nie
musisz pi$ra oddawa!. W kamieniu tekst wyryj. 0rzy wieki to sporo jak dla
papieru.
' *i!set to g$rna granica ' wymrucza. 7ta przytulony do supa i
wsuc&iwa si w odgosy domu. 6ie w te, kt$re czynili zamieszkuj"cy go
ludzie, gryzonie lub korniki. W te drugie. *rawdziwe.
' .enda siedzi tam ' zarec&ota po c&wili rotmistrz. ' 0o co ciskasz, te
szorstkie i pod powa sigaj"ce, ale cic&e, skromne i mie. 6ie wiem, jak
si mona tak omyli!.
' 8burr ' skomentowa Drop.
' Dudkaj si ' zaproponowaa dziewczyna. ' Debren, mamy wyj!:
#zarujesz, tak:
' 1u sko/czyem. ' #o-ii" si. ' #o byo potem:
' 6ajpierw prawdziwa masakra ' westc&na *etun3ka. ' Mularze most
musieli postawi!, wojsko drog przez puszcz cio, ale wolno, bo wojna
trwaa. Wic sia podr$nyc& na starym, ale p$ki co jedynym trakcie lega.
0rudno powiedzie!, ilu gry- pomordowa, a ilu belnickie podjazdy, bo si
nawzajem pod siebie podszywali. Cakt, e przez nastpne p$ wieku wozy
jeno konwojami c&adzay, a jak kto na stron szed, musia uwaa!, by
jakiego kociotrupa nie obsika!.
' >uc& zamar: W obery, pytam.
' #iut mniej ni na drodze. 4o oba szlaki na nasze LO^ szczcie
midzynarodowe. 7poro obcyc& zawsze nimi je2dzio, a ci s" zwykle
niedoin-ormowani. Wic po staremu podr$owali, na rozstajac& ku
wsc&odowi skrcaj"c. 0ra-iali tu i dopiero w H#notceI si dowiadywali o
gry-ie. 6iekt$rym nie c&ciao si zawraca! i ci, jeli rozs"dniejsi, nocowali
w obery. =nni, zawracaj"cy na kr$lewsk" drog, te czasem nocowali. (lbo
przynajmniej co zjedli. Wic nie byo nigdy tak, by cakiem ruc& si urwa.
%waszcza e Domorzec w ko/cu zauway, jak mao brakuje, bymy z
godu pomarli. = zacz" napada! wybi$rczo. *rawie jak sawny zb$j
Jenoszczyk, co to jeno bogatyc& upi. Domorzec te na c&udopac&ok$w
przesta zwraca! uwag. 0yle e na takic& i obera nie zarobi. ( ju cakiem
marnie to si robi podczas wojen z 4elnic". 4o szlak kr$lewski dalej od
granicy biegnie, co bezpiecze/stwo zwiksza. %waszcza e o szlaku
wiadomo, i go gry- napadami nie nka.
' 6as napad ' przypomnia %br&l.
' = wanie dlatego za kocielnyc& was wziam. 4o jak ju gry- kogo
poza ksi"cym szlakiem zaatakuje, to wy"cznie z myl" o uc&ronieniu
kl"twy. %a demokracji, przykadowo, jednego rycerza przed rozstajami
Domorzec zadzioba, kt$ren si rozmiowa w $wczesnej wacicielce
H#notkiI i nie bacz"c na mezalians, c&cia j" polubi! i do siebie, na zamek
wywie2!. >ycerz, rozs"dny wida!, z silnym pocztem jec&a, wic go gry-
jeszcze przed swoim tradycyjnym terenem owieckim napad, z zaskoczenia.
#zasem te wiksze siy tam atakowa, bo ku poudniowi, w kierunku
>umperki i Aomucia, sk"d czy to biskupy, czy kupce najemnik$w l", teren
jest bardziej odkryty, las$w mniej i bombardowanie kamieniami lepsze
e-ekty daje. 8ry-y nie s" gupie.
' 0aktyki, znaczy si ' mrukn" z uznaniem %br&l. ' 6o, ale tym razem
z rozpoznaniem co paskudnik pokrci. 4o my nijakiego zagroenia dla
jego misji nie stanowilimy. 6ie z braku c&ci ' zapewni, spogl"daj"c obe3
rystce w oczy. ' (le adne z nas o H#notceI w og$le nie syszao. 6ie
byoby nas tu, gdyby Debrenowi ko/ w t stron nie uciek. *rawd m$wi"c
i wtedy wa&alimy si, czy z traktu zjeda!. Kto wam, musz powiedzie!,
c&oLOL lern" antyreklam na rozstajac& robi. 1est tam taki drogowskaz,
ewidentnie po piracku do przepisowego podczepiony, na kt$rym jakowy
partacz wyskroba mao czytelnie, e z owej drogi si nie wraca. (lbo si na
niej wywraca. Wzgldnie, e na podr$nego zwracaj". #okolwiek mia na
myli, zac&ty nie czyni. Kto wie, moe to gry-a robota:
' Jeyna ' stwierdzia kr$tko i stanowczo *etunka. 1ej m" omal nie
zlecia z awy. 6agle zrobi si bardzo czerwony i mocno przestraszony. ' (
z drogi si zawraca.
' Wie... wiedziaa: ' wykrztusi. ' 1akim cudem...:
' 6ie cudem, a dedukcj", m$j drogi. #zyli myleniem. 8dy ci kto
umazany -arb" pyta kt$rego dnia ze sprytn" min", jak si pisze sowo5
HdrogaI, nastpnego interesuje si sowem5 Hkt$rejI, a trzeciego rozpoczyna
dug" i mtn" dysput na temat r$nic midzy zawracaniem a co-aniem,
zagaduj"c o pisowni obu zwrot$w i kt$ry, moim zdaniem, bardziej
zniec&caj"co by na przecitnego podr$nego wpyn", to c&yba nietrudno
si reszty domyli!.
' 6ietrudno: ' zdziwi si Jeyn.
' = pozwolia na to: ' zmruya oczy .enda. ' 0y, oberystka z babki
prababki:
' 6ie pozwoliam ' sprostowaa *etunka. ' 0akowy postpek staby w
jawnej sprzecznoci z moj" misj". 6ie jestem idiotk". Wiem doskonale, e
im wicej ludzi t" drog" jedzie, tym wiksza szansa, e si w ko/cu kto
tra-i, kto kl"tw zdejmie.
' = e kto zginie ' doko/czya cic&o dziewczyna.
*etunka nie skomentowaa. Wyja pilniczek, zacza dopieszcza! i bez
tego idealnie utrzymane paznokcie. De3bren pomyla, e .enda te ma
adnie utrzymane paznokcie, tyle e troc& j" ponosi i czasem je lekko
obgryza.
' 6ie doko/czya relacji ' przypomnia. ' 6adal nie wiemy, jakie
warunki trzeba speni!, by zdj"! kl"tw. .enda F zwr$ci si do
dziewczyny ' masz jeszcze miejsce:
' Abejdzie si ' mrukna *etunka. ' W treci recepta jest prociutka,
nic nie trzeba dopisywa!. 1eno osob.
' Asob: ' zmarszczy czoo Debren.
' 6apisz, .enda. 7pos$b5 HDowiadczenie wszystkic& nieszcz!, jakic&
*retokar dowiadczy i w dziesiciu paragra-ac& wyliczy. Asoba nieszcz!
dowiadczaj"ca... ' zawiesia na c&wil gos ' ksiniczka ze wszec& miar
cnotliwa. %e szczeg$lnym uwzgldnieniem cnotliwoci waciwej, czyli
penej dziewiczociI. *rawda, e prosta recepta:
' A, ajno i ka ' szepn" %br&l. Debrenowi przemkno przez myl, e to
najlepszy z moliwyc& komentarzy.
% lekka poraony prawd", podszed do beczki, napeni ku-el
krzepkoszem. Musia si napi!.
' 6o tak ' mrukn", kiedy ju otar pian z ust. ' 0e raz wiemy
wszystko. ( ja zaczynam rozumie! wymow obrazu.
Aczy zebranyc& zwr$ciy si ku obrazowi. Debren podni$s roen,
podszed do p$tna.
' Mamy tu szkic okolicy. 0rakt kr$lewski, most, tu rozstaje, nawet z
drogowskazem, c&o! jeszcze bez tabliczki Dysza... Jeyna. 0u, za ober",
pocz"tek przekltego szlaku. 6a obery szyld, ten, co go .enda naderwaa.
#iekawe ' podrapa si w gow. ' 0u te a/cuc& puci, tyle e od
wic&ury. Kt$ra, jak wnioskuj, symbolizuje zdejmowanie czaru. *rzez
g$wn" posta! ' zbliy czubek rona do ppka nagiej dziewczyny, po czym
przeni$s spojrzenie na *etunk. ' Daruj, e o sprawy osobiste pytam, ale to
moe mie! znaczenie... 1ak to si stao, e >o,olet3to $w pejza namalowa i
ca" scen: M$wia, e w konter-ektac& si specjalizowa.
' 0o si od biedy pod konter-ekt da podci"gn"! ' zauwaya .enda. '
%waszcza jak mistrz boja2liwy. 8o" bab maluj"c, na zarzut
pornogra-owania si naraa. 1edna z de-inicji s"dowyc& gosi, e to takowe
czynienie sztuki, kt$re ma za jedyny cel niez" sztuk ukaza!, znaczy si
niewiast nag" i postawn". 6o, ale jak si dookoa niewiasty doda co z
mitologii ille/skiej albo na przykad Mac&rusika3dzieci"tko czy scen
batalistyczn", to ju dobry jurysta malarza wybroni. ;e niby o przekazanie
gbszyc& treci szo.
' >o,oletto nie by tc&$rzliwym krtaczem ' owiadczya stanowczo
*etunka. ' #o c&cia przez swe dziea powiedzie!, to m$wi wprost. =, co
najwyej, obrazu byle komu nie pokazywa. 0en tutaj namalowa, jak mi
powiedzia, ku pokrzepieniu serc. % pewnyc& powod$w natury... no,
powiedzmy zdrowotnej, zatrzyma si u mnie na duej. ( e golec by,
c&cia si jako za gocin odwdziczy!. #&o! mu z ow" golizn" cakiem do
twarzy... ' urwaa, a lekkie zmieszanie przeposzyo z jej oczu zrodzon"
c&wil wczeniej mgiek rozmarzenia. ' 0o znaczy5 mimo braku got$wki
potra-i szyku zada!. #o jak Debren. ' .enda odruc&owo kiwna gow". '
6o i na podstawie naszyc& pogawdek namalowa $w obraz. M$wi, e
maj"c przed oczyma wyra2n" wizj, atwiej czek cel osi"ga.
' = mia racj ' mrukn" Debren. ' Jeyn, ty si pewnie konserwacj"
dac&u zajmujesz, s"dz"c po trudnyc& w praniu portkac&... *owiedz5 wida! z
dac&u most:
' Most: 0o! to ze trzy mile.
' Drog". W linii prostej najwyej...
' Wida! ' wyrczya ma *etunka. ' % komina przynajmniej. = kiedy.
4rat prababki, jeszcze jako otrok, wdrapa si na czubek komina. = akurat jak
tam siedzia, to si owa sawna bitwa rozegraa midzy Domorcem 7ta3
rogrodzkim a Kompani" Mytnicz".
' 7awna bitwa:
' (no sawna. 4o c&o! maa, to wielce prestiowa. Kompania kopoty
wtenczas miaa, proceder pobierania opat z most$w zacz" by! powszec&nie
krytykowany. 6iekt$rzy to nawet o drogac& zaczli m$wi!, przepraszam za
wyraenie, e publiczne s". ?konomia si zmienia, ale si mytnicy nie
mogli z tym pogodzi! i c&c"c zaakcentowa!, e w kasz nadal lepiej im nie
dmuc&a!, rogatk na mocie ustanowili. *retokar na tym cay sw$j zamys
opiera, e kr$lewski szlak bdzie do przebycia ta/szy, w rac&unku
ci"gnionym przynajmniej, wic surowo zabroni opaty na mocie pobiera!.
7tarczy, e 8rabog$rka z przejezdnyc& dara. 1akby i mostowe doszo, toby
si co niekt$rym lepiej opacio cakiem innym szlakiem jec&a!, moe z
ominiciem Mor,acu jako takiego, albo zbrojnyc& naj"! i na c&ama przez
gry-ow" dziedzin si pc&a!. 6o, ale to byo po mierci *retokara, a
Kompania nadal miaa dobre ukady na dworze w *rawlu. 0edy postawili
szlaban i blok&auzik zgrabny dla zaogi. *$kopek zbrojnyc& do oc&rony
poborcy najli. #zyli trudno powiedzie!, e Domorca zlekcewayli. Mytnicy
zawsze potra-ili rac&owa! i jeli si ten jeden raz przerac&owali, to nie z
gupoty, a dlatego, e ic& postp do muru przydusi. *resti, rozumiecie. 6o
a sam gry- m"drze batali rozegra. 4o, wystawcie sobie, papug do nic&
posa. 0en grzecznie nad podziw wypyta szlabaniarza o stawki, zgodzi si,
e stawki uczciwe i -irma jeszcze do interesu dopaca, jak to w zwyczaju
wielkic& i porz"dnyc& -irm, poegna si i od-ru3n". = nic. 7pok$j przez cae
niedziele. 0o w Kompanii rac&mistrze nad politykami wzili g$r i z
p$kopka knec&t$w si mendel zrobi. Mniej czujny oczywicie. 6o i wtedy,
ni z tego, ni z owego, Domorzec wasne zasady zama i w biay dzie/
najpierw wielkim gazem w blok&auzik przypieprzy, a potem, ju to
kamieniami, ju to walcz"c wrcz, ca" zaog do nogi wybi. ( szlabaniarza
na szlaban w pion ustawiony nadzia ku przestrodze innym. #o mu,
nawiasem m$wi"c, popularnoci w krgac& kupieckic& przysporzyo. 6o,
ale o widoczno! pyta. % opowieci pradziadowyc& wynika, e nalot
g$wnie obejrza. ( z boju l"dowego jeno rze2 niedobitk$w na Asypa/cu.
' 8dzie: ' Debren obejrza si na obraz. *etunka wyja mu roen z
doni i pokazaa male/k", strom" skarp g$ruj"c" nad lew" stron"
p$nocnego przedmocia. ' (&a. 0amtdy na drog zjedalimy. ( nazwa
sk"d: Ko!mi mytnik$w gry- zbocze obsypa:
' 6azwa bya ju wczeniej. *ono! si owa zdradliwa skarpa na mularzy
zwalia, kiedy most stawiali. % tuzin ic& zgino. 6iekt$rzy powiadaj", e za
spraw" Mesztor3&azego ' doko/czya ponuro. ' ;e mu ic& krew i mka
potrzebne byy, by budowla pewnie staa. Wiesz, jak w tyc&
wczesnowiecznyc& bajaniac& o ludziac&, co to ic& ywcem pod
-undamentami zakopywano, w twierdzac& zwaszcza.
' 6ie s"dz. Mesztor&azy magunem by, nie przes"dLOY nym
czarodziejem, co bezmylnie zaklcia klepie. 6a pewno wiedzia, e gnij"ce
miso marne podoe stanowi. 6a czym, jak na czym, ale na sztuce
budowlanej to si zna.
' Wiesz, bo czyta: ' zapytaa .enda.
' Wiem, bo konstrukcj sondowaem ' popuka w sup.
' = widziaem, czym Jeyn portki upapra. ( i na mocie co nieco
zd"yem zobaczy!, nim nas *isklak dopad. 6a wiasem m$wi"c, winien
wam jestem przeprosiny. Wygl" da na to, e z nadmiaru ostronoci w
kopoty was wpa kowaem. Wanie wtedy, opukuj"c most.
' ( m$wiem ' przypomnia %br&l z lekkim wyrzutem.
' Mor,ackie mosty s" bezpieczne i kom-ortowe. 8dyby cie mi
uwierzyli... 6o, ale moe to i lepiej, e sw" lelo/sk" ambicj" gry-a
sprowokowa. 4omy *etunk spotkali.
= kto w ko/cu *isklaka ubije.
Aberystka posaa mu dziwne spojrzenie. 6a pewno ciepe. 6a pewno z
gatunku tyc&, kt$ryc& inni mczy2ni musz" zazdroci!. (le te jakie
smutne.
' 0o nie takie proste, miku ' westc&na.
' 1ak dnia doczekamy ' popara rotmistrza .enda ' to si na podw$rze
wyskoczy i r$dk odszuka. ( z r$dk", przy wietle, jako sobie
poradzimy. Dda si, e wyjedamy. +enza, ma si rozumie!, zostanie, ale
to si gry-owi wytumaczy. >anny, nie wolno rusza!, normalka. 1a na konia
si"d, bo tego kulawego jako gry- nie utuk, kusz wezm. Debren gry-owi
piorunem przyoy, jak na nas skoczy, a %br&l berdyszem dobije. .as
dookoa, wic nawet jak od razu nam nie wyjdzie, to jest si gdzie sc&roni!,
odskoczy!. 6ie m$wi, e atwo p$jdzie, ale poradzimy sobie. *isklak
ranny, osabiony.
' Asabiona to ty jeste ' stwierdzi Debren. ' Dmysowo. 1eli mylisz,
e ci jak ruc&omy gry-oc&ron w kul3bace bd wozi. Wybij to sobie ze ba.
' #&yba nie c&cesz ogona podwin"! i robi!, co kae: ' 6ie na niego
zerkna, a na *etunk. ' = c&yba mu nie wierzysz: 0o to potw$r) Canatyk)
Drop, powiedz mu) A to c&odzi, by nas spod dac&u wywabi! i wyko/czy!,
prawda:
' 4rrrak in-orrrmacji ' stwierdzi ze smutkiem ptak.
' ( ja mu tam wierz ' zaskoczy wszystkic& %br&l. ' *otw$r nie
potw$r, ale, jak sysz, przedni wojownik. ( ci si rozumem kieruj", z
kt$rego i &onor c&c"c nie c&c"c wypywa. 4o to na wojnie rzecz wana5
opinia sownego. 6o, ale po prawdzie to bez znaczenia. 4o ja si,
wybaczcie, nigdzie nie wybieram. 0u poczekam, a bestii rura zmiknie.
0w$j plan, .enda, jest do rzyci. Mam lepszy.
' 0ak:
' ( tak. A wicie to gry- jeszcze zbyt atwo pokona! nas moe. (le jak
nas tu pooblega, jak osabnie, to inaczej si siy rozo". = wtedy go dopadn.
' 0y: My, c&ciae rzec.
' #o rzec c&ciaem, to rzekem. 8ry- w g$rac& mieszka, w jaskini. Droga
do niej, jak zakadam, nieatwa, a ty kulawa jeste. Debren z kolei pacy-ista@
nie zabior go, bo jeszcze by mi na ko/cu gadzin ratowa! zacz".
' #&cesz i! na gry-a: ' zdumia si Debren. ' W domu go atakowa!:
.enda, wybacz. 6ie ciebie umysowo osabio. 0o %br&lowi $w bet belnicki
zaszkodzi.
' +e, &e ' zamia si rotmistrz. ' 4et. 6o wanie.
' #&cesz *isklaka z kuszy ustrzeli!: ' rzucia niepewnie .enda. ' 6o,
nie wiem. 7zyjesz dobrze, ale sam m$wie, e na tak" besti jednego betu
mao.
' 1ak mi dobrze pod berdysz podlezie, to si i bez kuszy obejdzie '
stwierdzi c&epliwie %br&l. ' (le e modzik pr$ny nie jestem, to si nie
bd niepotrzebnie na &azard wystawia. 0ak, Debren ' tr"ci sup czubkiem
buciora. ' 0y tu ciany ykami opukujesz, obrazami si wspomagasz, a ja ci
powiem, e proste metody i wyszkolenie to w wojowaniu grunt. 6ie m$wi,
em od razu rzecz zaplanowa czy c&o!by szans zauway, ale w ko/cu
zauwayem. = tyle wam powiem, e o *isklaku moecie ju w czasie
przeszym m$wi!. ;ywy trup z niego.
' Dpi$r, znaczy: ' Jeyn przeegna si pospiesznie.
' #o masz na myli: ' 1ego ona te nie zamierzaa podskakiwa! z
radoci.
' ( to, em go na mocie, c&o! bezbronny, miertelnie porazi ' wyjani
mao skromnie rotmistrz. ' Konkretnie, w pysk gadzinie kapalinem
cisn"em.
LOZ ' 0ym to go moe w &onor urazie ' pryc&na pogardliwie .enda.
' ( i to nie wiem. 1akby tak onuc" dosta, to jeszcze. (le &em si prawie
jak rkawica liczy, a t" po pysku oberwa! i rycerzowi nie dys&onor.
' 8upia jeste. *oraenie jest -izyczne, nie jakie tam bezpaowe. #o,
jeszcze nie pojlicie: 0o! durne bydl m$j kapalin wzio i pokno)
' (&a ' zrozumia Debren. ' .iczysz, e mu zaszkodzi: 6o c$, musz
ci rozczarowa!. % poykanymi przedmiotami, jeli nie &aczykowate, tak ju
jest, e jak weszy, tako i wyc&odz". 6ie m$wi, e atwo, lekko i z
przyjemnoci" dla poykaj"cego, ale jednak. %ao si, e gry- ju dawno
tw$j kapalin, jak to si m$wi, w pawia obr$ci.
' 7toi ' rotmistrz wyci"gn" rk. ' A ile zakad: Moe o twoj" dol we
bie, sk$rze i pierzu tej poczwary: 1ak dobrze p$jdzie, to go
niepoc&lastanego dostan, wic adnie mi si nada na ozdob w wietlicy.
Debren, troc& oszoomiony, poda mu rk. Jeyn, przynaglany przez
%br&la, przeci".
' 6o, to tro-eum moje ' zatar donie rotmistrz. ' 4o kozy nie licz.
Dczennica twoja, wic ty j" upami ze swojej doli obdzielasz. 1ak ja +enz.
' Akrutnie si zasmuciam. ( ju *isklak to wrcz pacze. 7k$ra
podzielona, nic, jeno mu wzi"! i zdec&n"!.
' Kpisz, ale w sedno utra-ia. Wanie to robi. %dyc&a. = pewnie nawet
wie, e zdyc&a. #o, nie zdziwio was, e tak atwo zasady zmieni i dom
niemal w ruin obr$ci: *etunko, mielicie kiedy tyle dziur w dac&u:
*rzebicia a do piwnicy: ' Wskaza nieduy, ale czysto wybity otw$r w
powale i drugi, w pododze. Aberystka pokrcia gow". ' ( palenie:
.enda w a2ni podpalacza ubia. Agniem was, zao si, te wczeniej nie
atakowa:
*etunka z wysikiem przekna lin, posaa Debre3nowi podszyte
lkiem spojrzenie.
' 6a rany Mac&rusa... An ma racj.
' 6igdy nie byo tak 2le:
' 6igdy. %abijaj", drcz", ale aden gry- nie podni$s apy na dom. 0o!
bez domu kl"twa niczemu nie suy.
' 4a ' podrapa si w zaronity policzek. ' 4ez domu, zaryzykuj
twierdzenie, w og$le nie ma kl"twy. #iekawe.
' 1ak to5 nie ma: ' zdumiaa si .enda. ' #o znaczy5 nie ma: Wszyscy,
c&olera, jestemy umysowo osabieni: A czym ty bredzisz: #o ma dom do
czar$w:
' Wszystko. ' 0r"ci sup czubkiem buta. ' M$wiem przecie5
Mesztor&azy by magunem. 7t"pa mocno po ziemi, a czarowa g$wnie na
czarno, konkretnie. 4iaej magii jeno tyle uywa, ile niezbdne.
' Moesz gada! po ludzku:
' Wybacz. 7prawa jest na sw$j spos$b prosta. #zar siedzi w budynku.
Dobry czar zawsze w czym musi siedzie!. 0en zosta zagruntowany w
obery. *raktycznie w caej. 1est z drewna, a to wdziczny materia.
' #&cesz powiedzie!, e gdyby, przykadowo, t ruder z dymem puci!,
byoby po kopocie:
' *o kopocie ' skin" gow". ' (le i po obery. 0u jest &ak ukryty.
6awiasem m$wi"c, to tumaczy niec&! gry-$w do budowniczyc&.
Mylaem, e c&odzi o to, by obejcia nie -orty-ikowa!, ale teraz wiem, e
raczej o dom. A to, by kto tajemnicy nie odkry i nie zbada. (lbo jako3
wego kanau nie naruszy.
' D nas kana$w nie ma ' poin-ormowa go Jeyn. ' %e studni wod
czerpiem. Dwie s", to na co jeszcze kana.
' Myl o kanale, kt$rym czar pynie. #zarowodzie znaczy. M$wia '
zwr$ci si do *etunki ' e Mesztor&azy beczek nazwozi. Dam gow, e
par dziur na poddaszu nawierci i szarzaka nala z konwi wolnolejki. 7" tam
jakie dziwne otwory, Jeyn: Mog" by! zakokowane.
' %naczy si... 6o, z dziur to c&yba jeno te, co to w nic& teciowa,
wie!cie jej tam, gdzie jest, koki pod sznury bieli2niane osadzia.
' ( tak ' podc&wycia *etunka. ' Caktycznie. 1est w rodzie tradycja, by
w ciany niczego bez potrzeby nie wbija!. Kiedy zi! *etuneli rogi c&cia
jelenie ku ozdobie powiesi!, no i go korniki ubiy. (lbo co takiego. %e
ciany wyskoczyo przez dziur i jak mu w nos wleciao, to kic&a, kic&a i
si do wieczerzy na mier! zakic&a.
LOO ' Musia w jaki wany splot tra-i! ' pokiwa gow" Debren. '
%wykle szarzak nie zabija. *o co zabija!, jeli ma si dostatecznie wielk"
moc psyc&iczn", by wygenerowa! najgorsze zwidy. (lbo, przykadowo,
za&ipnotyzowa!.
' M$j dom straszy i &ipnotyzuje:) ' *etunka miotaa si midzy gbok"
niewiar" a r$wnie gbokim oburzeniem.
' 6ie m$wi, co robi. M$wi, co teoretycznie m$gby zrobi!, gdyby go
wsp$czesny mag wsp$czesnym szarza3kiem nas"czy. (le, znaj"c pogl"dy
Mesztor&azego, obera raczej utrupi kogo kic&aniem czy zwyczajnie, przy
pomocy gry-a, ni bdzie si zabawia! w oddziaywanie na umys. 6ie kto
inny, a wanie $w wielki 7moyeedczyk s-ormuowa tez5 H#zar czarem, a
mot motemI. Mia na myli, jeli kto nie zrozumia, optymalne
pozbywanie si kopot$w.
' ( nie wbijanie &u-&ali: ' posaa mu kpi"cy umieszek .enda. =, po
przyci"gniciu ku sobie zdziwionyc& spojrze/, wyjania5 ' Dom, co te do
ko/ca nie jest pewne, zgadzi jednego z domownik$w. 8ry-y maj" na
koncie sze! pokole/ babek, babek ciotecznyc&, dziadk$w, braci, bratowyc&
i c&olera wie kogo jeszcze. Dobrze m$wi: ' *etunka przytakna. ' Wic,
c&o! opowiadasz wielce ciekawe rzeczy, moe bymy doko/czyli kwesti
&emu %br&la: 7am powiedziae, jaka jest ulubiona recepta obery na
kopoty5 kic&anie albo gry-. Dziur nie widrujemy, wic katarem nas nie
zaatwi. (le przy pomocy gry-a, p$ki co, moe.
Debren zerkn" na klepsydr. W grudniu noce s" dugie. Mieli czas,
mogli wszystko dokadnie przemyle!.
' %br&l, nie pamitasz, co z paskiem od &emu zrobi:
' zapyta. ' 1akby sprz"czka lu2no wisiaa, -aktycznie gry-owi ciko
byoby kapalina si pozby!. Wiesz, na za sadzie kotwicy. #&ocia, z drugiej
strony...
' % drugiej strony te nie wylezie ' wtr"ci si Jeyn.
' >az tu jeden zdesperowany baca, co to mu *isklak sta do
zdziesi"tkowa, jagni na a/cuc&u uwi"za i si z u kiem zasadzi. Dwa
srebrne groty kupi, to myla, e be sti ubije. (le raz c&ybi, raz owc
tra-i, no i go *isklak tak paln", e c&opinie oczy ze ba wyskoczyy. 6o a
potem gry- jagni za jednym zamac&em c&apn", bo ju ju3&asy biegy
pomsty szuka!. 6o i, z tego popiec&u, a/cuc& zear. 6ie powiem, spory,
bo go pastuc&y wyszabroway z jednego zamku przez 4elniczan spalonego,
a w owym zamku tene a/cuc& by do podnoszenia mostu uywany. (le
zn$w takie grubac&ne to ogniwa nie byy. ( gry- si trzy dni mczy, bo mu
elastwo w kiszkac& stano i nijak nie wyazio. Dopiero go jeden kupiec
poratowa, kt$ren mia kontrakt z kordoniarzami belnickimi na dostaw
spyy. 1ak si wie! rozesza o gry-owej wpadce, kupiec na mua szybko
baryk misa drugiego gatunku rzuci, worek groc&u i pogna ku
8rabog$rom. 6o i kuracj wstrz"sow" bestii zaaplikowa. %naczy misiwo
przeterminowane mieszane z groc&em. ?-ekt by nad podziw...
' Daruj sobie opis ' burkna .enda. ' Domylamy si, na jakiej
zasadzie a/cuc& organizm opuci. 6ie wiem tylko, po co takie niesmaczne
&istorie opowiadasz.
' Jeyn ' wyjania *etunka ' c&cia zwr$ci! uwag na znaczn" r$nic
midzy przeciwnymi ko/cami ukadu pokarmowego u gry-$w. Kt$re drug"
stron bez por$wnania cianiejsz" maj" ni dzi$b.
' #o tylko dobre wiadectwo im wystawia ' powr$ci do gosu Debren.
' 4o dowodzi wysokiej e-ektywnoci przemiany materii. % tego, co zer",
mianowicie, wikszo! w czyst", c&o! ajdack" energi si przemienia.
0ylko maa resztka ulega wydalaniu. #zym si, nawiasem m$wi"c, du"
smrodliwo! -ekali$w tumaczy. Koncentraty to do siebie maj"...
' 1eszcze jeden takowy wyw$d ' uprzedzia .enda ' a mnie zemdli.
#&ora jestem, jeli kto nie pamita.
' *owinna bya posuc&a! %br&la i si przespa! ' wyrazi sw" opini
Debren.
' %ostan ' oznajmia. Wzruszy ramionami, podni$s -utro spod
kominka, rzuci pod st$, ku bosym stopom dziewczyny. Wolaby klkn"!,
otuli!. (le przewidywa kon-likt z .end" i nie c&cia, by poczua si
nadmiernie pewna swej pozycji.
M^L ' Mnie te temat nie bawi, ale wojna bywa brudna. ( m$wi"c o
drugiej stronie, nie miaem na myli podogonia' #&ciaem rzec, e by!
moe nie doceniamy si natury. Mao kto ma tak solidne o"dki, jak
potwory z grupy lataczy. 7moki, przykadowo, w swoic& par potra-i"
produkowa! i kwasy mocno stone. 4ez szkody dla zdrowia, a nawet z
pomoc", bo te, co produkuj", duej yj". A gry-ac& mao wiem, ale skoro
*isklak owc od niec&cenia poyka, na niestrawno! raczej nie cierpi.
%reszt" nic dziwnego. ;adne zwierz tyle energii nie potrzebuje co lataj"ce.
7mok jest zmiennocieplny, wic radzi sobie wygrzewaniem na so/cu czy
zapadaniem w letarg, ale gry-, by by! w gotowoci, musi re! jak rota
piec&oty na manewrac&.
' 1u mnie nie mdli ' poin-ormowaa go .enda. ' (le za to robi si
godna. 1ak wilk. 6ie wiem, co gorsze.
' Mdoci przemiennie z wilczym apetytem: ' zainteresowa si %br&l. '
Aj, co mi to przypomina. ( na og$rki, kiszone konkretnie, nieodpartej
oc&oty aby nie masz:
' Dudkaj si) ' *oczerwieniaa byskawicznie. ' ;e te ci ba razem z
&emem nie poar)
' 7pokojnie ' pomac&a rkoma Debren. ' %br&l, nie c&c ci martwi!,
ale zao si, e *isklak kapalin strawi. ( przynajmniej na tyle nadtrawi, e
reszt bez trudu...
' ( takiego) ' rotmistrz precyzyjnie ukaza, jakiego. ' A co zakad, e
nie: %a tpaka mnie masz: Mylisz, e jak top$r do pracy nosz, to mam
tyle rozumu co jaki durny drwal: 1akem powiedzia, e z *isklaka ju ywy
trup, to znaczy, e mona mu mogi kopa!. 7trawi, &e, &e. % pawiem puci,
&e, &e. Mylisz, e co ja na gow kad5 garniec za trzy grosze: % dziurk"
na kurze pi$rko: *ro-esjona jestem i na pro-esjonalny ekwipunek nigdym
nie sk"pi) .enda, powiedz temu cywilowi, do czego kapa3liny su". = czym
si cec&uj".
' Kapalin ' zacza posusznie ' jest &emem uywanym w rotac&
pieszyc&, mor,ackic& g$wnie i bootalyj3skic&. #ec&uje si kapeluszowym
ksztatem, przez co dobrze ramiona c&roni. Ad cicia z kulbaki, ale g$wnie
od pocisk$w z mur$w miotanyc&. 4o wanie w szturmac& twierdz swe
zalety najlepiej...
M^M ' Wystarczy. 7zturmy, Debren. 6a takic&, co z g$ry ci na eb
r$noci lej", w tym take i kwasy. Mylisz, e maj"c okazj kwasoodporne
opancerzenie kupi!, poaowaem tyc& paru groszy wicej: At$ nie.
%waszcza e kwa3soodporno! rdzewieniu pono! zapobiega, co przy
powanyc& inwestycjac& w or nie jest bez znaczenia.
' #zyli nie strawi &emu ' podsumowaa *etunka. ' 6o a jak pasek si o
nic nie zaczepi: Kiedy *isklak by may, pamitam, to raz si do kurzyc&
piskl"t dorwa i tyle zar, e potem caymi rzyga. ( w proporcji c&yba i
wiksze byy ni tw$j &em.
' M$j &em we -locie 4ikopuliss suy ' owiadczy dumnie %br&l. '
#o, Debren, nie wiesz, o czym m$wi: +a, bo te ta wasza galera g$wniana
bya, drugoliniowa, najwyej na pywaj"c" bateri zdatna. (le prawdziwe
bojowe jednostki miay pancern" piec&ot na stanie. 1eszcze z zulijskic&
legionist$w si wywodz"c", a moe nawet z &oplit$w staroytnego =llenu.
Dwadziecia wiek$w tradycji boj$w morskic&. 6ic dziwnego, e si
4ikopulijczycy dorobili paru uytecznyc& wynalazk$w. 7y-on ogniowy jest
z nic& najsawniejszy, ale ty, jako we -locie su"cy, co powiniene i o
systemie zrzutu opancerzenia sysze!.
' 6ie syszaem ' przyzna bezwstydnie Debren. ' 0o do uatwiania
ucieczki: ;e niby lej bez blac& z pola bitwy zmyka!: 6o, w zmykaniu to
cesarscy -aktycznie maj"' 8upi jeste, a jeszcze i mnie obraasz. 6ie
kupowabym czego, co utracie narzdzia pracy suy. 6ie powiem, szybkie
odwroty w karierze mi si zdarzay, ale nawet kozika em nie wyrzuci, a
c$ dopiero brygantyny czy &emu. 6ie, Debren. 6ie mam na myli
uatwiacza ucieczek. 7ystem zrzutu blac& po to wymylono, by dobryc&
-ac&owc$w bez poytku nie topi!, gdy dziurawa galera na dno idzie. (
wiesz, jak na Midzymorzu walczono5 tarany, mac&iny najcisze, ognie
ille/skie... 0o nie to, co r"banina dw$c& drakle/skic& drakkar$w, w dodatku
z pijanymi zaogami, kt$re wicej kln" i rzygaj" od kaca i wysokiej -ali
oceanicznej, ni szkody przeciwnikowi czyni". 0am, bracie, nieraz w p$
pacierza galera bierze w bok, M^X kilem si nakrywa albo amie, albo caa w
ogniu staje. 6o i nie ma czasu rzemieni odpina!. (lbo z ciebie opancerzenie
samo spadnie, gdy do morza wlecisz, albo po tobie. ( e pancerni jednak na
morzu potrzebni, staroytni +ieno wie wymylili samotrzymk.
' #o wymylili:
' 7amotrzymk. Magiczne mazido, znaczy, kt$re w boju pancerz albo
&em trzyma lepiej od rzemienia, a gdy w wod son" wleci, z miejsca
puszcza. 7" te odmiany na c&$d wody reaguj"ce, ta/sze, ale si na tyc&
kiedy jeden cesarz paskudnie sparzy. Dekturan podbija, do piramid dotar,
do rozstrzygaj"cej bitwy doprowadzi, a tu, c&olera, zimny deszcz spad, i
mu z armii pancernej banda kulawc$w zostaa. 4o poowie legionist$w
opadaj"ce blac&y, spiowe jeszcze i cikie, paluc&y u n$g odzianyc& w
sanday poobijay. =nna sprawa, e tak zimnyc& opad$w w Dek3turanie nie
bywa i gdyby nie tamtejsi czarodzieje, pewnie by cesarz na kretyna nie
wyszed.
' >ozumiem, e tw$j kapalin mia samotrzymk: ' %br&l przytakn". '
0o dlaczego ci go przy kopcac& belnic3cy kordoniarze z gowy zestrzelili:
' 4o to ostatnie c&amy i prostaki. 4elniczanie w og$le, nie kordoniarze.
4ez urazy, .enda, ale jak mona okreli! karczmarza, co to ci w tak" misk
krupnik leje, e yki nie idzie od miski oderwa!, bo j" brud jrzyklei:
' 6iec&lujem.
' 6iec&luj by na laniu w misk poprzesta. (le jak po grzecznym
zwr$ceniu uwagi, e wosia mam mniej w &emie ni on w naczyniu, ten
ajdak do &emu mi zupy nala: 1ak takiego zwa!:
' 7amob$jc" ' wyrczy dziewczyn Debren. ' >ozumiem, e
kompletnym ignorantem $w karczmarz nie by i krupnik poda gor"cy: #o
pewnie mazido zmyo:
' Wanie. (le po bitce z kordoniarzami przypomniaem sobie i kapalin
dobrze nasmarowaem. Wic nie ma cud$w, by z gry-a wylecia.
Debren, po c&wili wa&ania, skin" gow".
' 6o to gry-a c&yba -aktycznie mamy z gowy. 0o zna czy5 *etunka.
(lbo jeszcze precyzyjniej5 jej dzieci.
M^N ' +:
' 7am powiedziae5 zdyc&a i wie o tym. 0o paskudne zestawienie. 6ie
ma nic do stracenia.
' Dmrze: ' zapytaa cic&o oberystka. % wyrazu jej twarzy trudno byo
cokolwiek wyczyta!.
' %dec&nie z godu ' mrukn" Debren, spogl"daj"c na obraz. ' +em
zatka drog do jelit, bestia bdzie najedzona, ale coraz sabsza. +mm.
Dziwna mier!.
' 6o, to problem sam si rozwi"za ' zauwaya .enda. ' = nie musimy
rzuca! monet" w intencji przyjcia ultimatum. 6ie wierzyam zdrowemu, a
c$ dopiero zdyc&aj"cemu. #&ce nas wywabi! i utrupi!, to oczywiste.
Debren nie patrzy na ni". Wpatrywa si w obraz.
' 6ic nie jest oczywiste. ' *etunka wspara okcie o blat, ukrya twarz w
doniac&. ' 6ic.
1aki czas panowaa cisza. 7yc&a! byo kapanie wody5 topi si nieg w
szczelinac& barykady.
' 6ie b$j si ' rzuci niepewnie %br&l. ' 6ie dopadnie nas tutaj. 8dyby
m$g, ju by spr$bowa. 7yszaa, co m$wi Debren5 gry-y musz" na
okr"go re!, by z si nie opa!. Wic o wicie bdzie wyra2nie sabszy.
Moe nawet nie zaatakuje, jak zobaczy, e nie dalimy si nabra!. Kto wie:
Moe ju teraz nie moe lata!:
' 0ak szybko to nie p$jdzie ' westc&n" Debren. ' (le *etunka c&yba
nie o to si martwi, prawda:
*okrcia gow". W oczac& miaa smutek i niepewno!.
' 6a obrazie F powiedziaa cic&o ' nie ma gry-a.
' #o: ' %br&l obejrza si, pomyszkowa spojrzeniem po p$tnie. ' (,
-aktycznie. = co z tego: Moe ten tw$j >o3,oletto nie wiedzia, jak bestia
wygl"da: #o widzia, namalowa, a czego nie...
' 0u nie byo nijakic& goyc& dziewic ' zauway przytomnie Jeyn. '
W og$le nijakic& obcyc& bab nie byo. 7ama *etunka z naszym
pierworodnym, raczkuj"cym jeszcze, no i teciowa.
' 6o to ' powiedziaa powoli .enda ' moe na obrazie nie dziewic
widzimy.
Aberystka zarumienia si. .ekko. ( w jej r$wnie sabym umiec&u,
posanym dziewczynie, nie byo urazy.
' 1ake5 nie dziewica: ' wzruszy ramionami Jeyn. ' 0o! lelij ma
zamiast...
' Mniejsza o szczeg$y ' wtr"ci si pospiesznie De3bren. ' W obrazie
wane jest...
' 0o nie taki zn$w szczeg$ ' popar Jeyna %br&l. ' .elija jak si
patrzy, a i barw" w oczy kuje. >udawa jaka. #&yba nie przypadkiem j" tu
malarz umieci.
' 4ez kwiatu albo licia ' w"czya si do dyskusji .enda ' aden by go
jurysta nie wybroni w razie czego. 4ez urazy, *etunko, ale nie zgadzam si
z tob". Adwany malarz nie wymyliby tak rozoystego kielic&a. (seku3
rant by z tego twojego >o,olika. = -antasta. 8dzie on takie kwiaty widzia:
>uda lilia, te co.
' >o,oletta ' poprawi j" Jeyn. ' >o,olik to nasz modszy. ( wiecie:
' zmarszczy czoo, zaintrygowany nag" myl". ' %aiste, podobnie owe
imiona brzmi". 6o, ale *etunce si nie myliy ' rzuci tonem pocieszenia. '
1ak mistrz tu na stancji sta, to jeszcze >o,olika na wiecie nie byo.
Dopiero potem si urodzi. #&o!, trzeba przyzna!, nie za dugo potem. % rok
tego byo. (lbo p$ roku. (lbo co pomidzy.
' 1aki to szczliwy zbieg przypadk$w ' umiec&na si .enda.
Debren zamar, oczekuj"c czego co najmniej nieprzyjemnego. (le, o
dziwo, umiec& okaza si raczej ciepy ni kpi"cy. *orozumiewawczy,
przyjazny. Moe byo w nim troszeczk zazdroci ' lecz nic ponadto.
' >o,oletto by realist". ' *etunka te si umiec&na, c&o! miaa w
oczac& jeszcze wicej skrywanego smutku. ' % natury malowa. 6ad jej
twarz" ' wskazaa obraz ' okropnie si mczy wanie dlatego, e -ikcyjna.
(le lilia jest prawdziwa. 0yle w niej -antazji, e j" wiatr z niewaciwej
strony na pann nawiewa.
' ?ee ' mrukn" sceptycznie %br&l. ' 4ez przesady. 8oy zadek maluje
si bez nijakic& listk$w3przyzwoitek. 6ie yjemy we wczesnowieczu,
prosz ja kogo. #$ niestosownego jest w goym zadku: 6o, moe i jest '
zgodzi si. ' (le, za przeproszeniem, duo wikszego uszczerbku by
ogl"daj"cy dozna na psyc&ice, jakby ujrza li! opianu do tyka
przylepiony. 4o mogoby mu si to cakiem nieromantycznie skojarzy!.
M^V ' Miaam na myli ' wyjania spokojnie *etunka ' e takie kwiaty,
rudawe, rosn" na %alewisku. ( to po drugiej stronie obrazu, pod wiatr.
8dyby kt$r" lili wic&ura wyrwaa, to wanie w pup by ksiniczka
dostaa.
' 4agno tu macie: ' zainteresowa si Debren.
' 0o przez most ' wyjani Jeyn. ' 1ak go postawili, to si strumyk, nie
wiedzie! czemu, leniwiej toczy! zacz". = zala kawa terenu. 1eszcze jeden
kopot maj" ci, co star" drog" jed". 6awet utopio si paru. #akiem jakby
bobry, a przecie nijakic& bobr$w tu nie ma. *o prostu wolniej woda pynie.
' Wolniej: ' Debren zmarszczy brwi.
' #zasem nurt sabnie ' odpowiedziaa za ma *etunka. ' #&o! lepiej
wida!, jak %alewisko ronie. 4ywa, e bez wyra2nego powodu woda si
szerzej rozlewa.
' 4ez powodu: ' zapyta z naciskiem.
' Domylie si. ' #ie/ bladego umiec&u zadra w k"cikac& ust. ' 0o
pewnie i reszty te.
' Mona wiedzie!, o czym m$wicie: ' upomnia si %br&l. Debren
uni$s pytaj"co brew. 7kina gow".
' *roblem ' wyjani bez zapau ' polega na tym, e nie polega na
gry-ie. 8ry- jest narzdziem. *orcznym, prawda. Moe nawet niezbdnym,
by kl"twa daa si utrzyma!. Moe wystarczy go usun"! i reszta p$jdzie
atwo. (le moe nie. = dlatego gry-a nie ma na obrazie.
' (&a ' pokiwa gow" %br&l. *o czym oznajmi z ujmuj"c" szczeroci"5
' 6ic, c&olera, nie rozumiem.
' >o,oletto... ' przem$wia cic&o *etunka ' no, ze szczeg$ami mu
wszystko opowiedziaam. ' Dmiec&na si agodnie, po matczynemu,
posyaj"c ten umiec& Jey3nowi. ' Wiele wieczor$w przegadalimy, bo
malarz mn$stwa in-ormacji potrzebuje, by dzieo stworzy!.
Jeyn skin" gow" z powag". Debren zerkn", sprawdzi, czy nie
znajdzie szyderczyc& bysk$w w oczac& .endy. (le nie. *rzygl"daa si
zotowosej wyczekuj"co, troc& poc&murna, milcz"ca. Daleka od
dokonywania ocen, a przynajmniej zdradzania si z nimi.
' Wiedzia wic tyle co ja ' stwierdzia *etunka. %aprzyja2nilimy si,
st"d moja gadatliwo!. (le e szczeM^Z ro! bya wzajemna, zwierzy mi si
kiedy, e miewa sny. 4y artyst", a ci s" wraliwi, pewnie lepiej odbieraj"
r$ne magiczne sygnay... W kadym razie gdy zwr$ciam mu uwag na
brak gry-a, powiedzia, e tak wanie ma by!. ;e w snac& tak to widuje5 bez
gry-a. = nie da si przekona!. 0roc& si nawet pok$cilimy. 4yam moda,
nie za m"dra. 0ak jak .enda zwymylaam go od tc&$rzy. 4o i ta lilia, i brak
Domorca... *owiedziaam, e malarz ma wali! prawd prosto w oczy, bez
ogl"dania si na cenzor$w czy reakcj potwor$w. 0akie tam banialuki. W
kwestii cenzury udowodni mi szybko, e nie mam racji ' zarumienia si
lekko. ' (le w sprawie gry-a nie ust"pi. Dpar si, e niczego nie zmieni,
bo, jak powiedzia, sztuka ma ludzi na waciw" drog kierowa!, nie ku
przepaci. W ko/cu uwierzyam, e go intuicja nie myli. 4o ten drugi obraz
wyszed mu, jakby... ' urwaa. *rzez moment, zmieszana, czekaa na
pytanie. 6ikt go nie postawi. Wykonaa gboki wdec& i doko/czya5 '
Jeyn, c&odno si robi. M$gby przynie! t zielon" c&ust:
Bysedel wsta i wyszed z izby. Wygl"da dokadnie jak m" posany po
c&ust przez zmarznit" on.
' Dyj swego przykadu ' od tej pory *etunka m$wia nieco ciszej ' bo
babki nie maj" szansy, by cokolwiek wytumaczy!. ( nie c&c, by zostay
zapamitane jako gupie, tc&$rzliwe albo zepsute. *o czynac& nie da si
s"dzi! czowieka. 0rzeba jeszcze zna! okolicznoci, posuc&a! wyjanie/...
%reszt" nie ma sensu siga! wieki wstecz. Myl, e jestem dobrym
przykadem.
' #&cesz opowiedzie! o sobie: ' upewni si Debren.
' 6ie c&c, to nic przyjemnego. (le musz. 1eli %br&l ma racj w
kwestii &emu, a ty odnonie domu... 6ie boj si o siebie. Ad dziecka
wiem, e kl"twa mnie zabije. (le Jeyn, c&opcy... 0o moe jedyna okazja,
by ic& ocali!. (lbo zgubi!. 6ie mam pojcia, na co si zdecydowa!, o co
was prosi!. Wic na pocz"tek prosz o rad. ' Adetc&na gboko i
wskazaa obraz. ' 0o... ja. 8ow zmyli, ale reszta jest moja. 6ie tylko
gadalimy wieczorami. ( >o,o3lik, jak si niekt$rzy domylili, jest jego.
7por$d czworga suc&aj"cyc& a troje powstrzymao si przed
skierowaniem wzroku na p$tno. %br&l nie da rady. Agraniczy si do
kr$tkiego rzutu oka, przypaci to mocno niewyra2n" min" i czym, co
Debren wzi"by za rumieniec, gdyby dopuci myl, e kto taki moe si
rumieni! ' ale spojrze! musia. #o Debrena nie dziwio. Kiedy rotmistrz
przeni$s wzrok z modej kopii na starszy orygina, w jego oczac& emocje
kbiy si jak kasza we wrz"tku. #&yba wszystkie moliwe.
' .ilia jest oczywicie nie na miejscu ' stwierdzia *e3tunka, dobrze
sc&owana za tarcz" rzeczowoci i troski o sprawy naprawd wane. ' 1ak
wiecie, byam ju matk". 6ie wspominam o osobie modelki, by si -igur"
c&wali!. >zecz w tym, e to nie jedyny obraz. >o,oletto by podny nie
tylko jako mczyzna. %d"y tu namalowa! trzy obrazy i na kadym byam
ja. 6a tamtyc& dw$c& ju z wasn" twarz", ale nie dlatego ic& wam nie
poka. *ierwszy przedstawia nas dwoje, mnie i >o,oletta. 1est z gatunku
tyc&, za kt$re bez gadania wyupiaj" oczy, c&o! ukazuje mio!, a nie
prostackie... W kadym razie c&owam go najgbiej. 6ie dlatego, e tak
niemoralny. >o,o3lik jest jak sk$ra z ojca zdjta, m$gby na jego widok...
' Moe nie powinnimy tego suc&a!: ' %br&l dugo walczy ze sob",
nim przepc&n" przez usta t sugesti. 4o c&cia wiedzie!. Wszystko.
6iezalenie od b$lu, jaki sprawi mu przeykanie owej wiedzy. Debren
rozumia go. 1eszcze nie tak dawno m$gby obejrze! bli2niaczo
wygl"daj"cego nieszcznika. Wystarczyo postawi! zwierciado na desce w
pewnej a2ni. = zast"pi! malarza ksiciem.
' *owinnicie, Kady ma prawo wiedzie!, na czym stoi. 8ra idzie o
przeycie, a to waniejsze od dobrej opinii wiejskiej baby. 6ie trzymam ci
si", ale jeli zamierzasz wyj! z mego powodu, to prosz, by zosta.
' ( trzeci obraz: ' Debren delikatnie zmieni temat.
' 0rzeci c&yba mogabym pokaza! moim c&opcom. 6ie s"dz, by
kt$ry mnie rozpozna. ' Dmiec&na si krzywo. ' Abraz mona
zatytuowa!5 H4elnicki gwardzista paacowy gwaci mor,ack" wieniaczkI.
= tu ju lilia byaby na miejscu. Wieniaczka si bronia, wic jej twarz nie
wygl"da za dobrze. Malarz zuy duo czerwonej -arby.
M^O ' 8wardzista paacowy: ' wycedzi przez zby %br&l. Debren
pomyla, e gdyby wiadk$w byo troc& wicej, 8wadryk *alisada
musiaby szybko roz-ormowa! sw" elitarn" jednostk. (lbo co najmniej
potroi! od.
' 7zczcie w nieszczciu ' wzruszya ramionami *e3tunka. '
*rzynajmniej Baclan ma w yac& porz"dn", rycersk" krew. 7woj" drog" to
krotoc&wila losu5 syn gwardzisty o-icera zostaje artyst" przepisuj"cym
cenne manuskrypty, a syn malarza wojskowym. Abaj mieli dokadnie
odwrotne plany yciowe. %abawne, nieprawda:
' 0o ci boli ' stwierdzia cic&o .enda. ' *o co si katujesz, siostro: 4y
wywoa! we mnie poczucie winy:
' W tobie: ' *etunka uniosa k"ciki ust w sabym umiec&u. ' Duo
dziewcz"t splugawia w lesie, gdy jagody zbieray:
' W poowie jestem 4elniczank" ' przypomniaa .enda.
' #o nam pr$bujesz powiedzie!: ' Debren zajrza obe3rystce w oczy. '
#zemu ma suy! to darcie ran:
' *ytae o przybory wody w strumieniu. 0e nietypowe pewnie. 0o byo
wanie w czasie takiego. .ato, susza. = nagle woda przestaa spywa! w d$
koryta. %nacie w .elonii potraw, kt$ra si kisiel nazywa: 6o to wanie co
podobnego si z wod" porobio, z t" przy mocie. *yna, owszem, tyle e
wolno. Wyej, na %alewisku, gromadzio si za to mn$stwo zwykej,
rzadkiej wody. ( potem, bez adnego ostrzeenia, z las$w wyszy belnickie
zagony.
' *otem:
' *otem. 7"dz"c po stanie bagna, zaczo si tworzy!, gdy 8wadryk by
jeszcze u siebie, po tamtej stronie kopc$w. #zyli najmniej o dziesi!
klepsydr wczeniej.
' 4elniczanie pr$bowali co robi! z mostem:
' Wtedy ju nie. (le na pocz"tku, jeszcze za ycia *e3tuneli, owszem. =
potem, kilka razy. 7tary szlak w paru miejscac& prawie ociera si o granic.
*$ki by jedynym, atwiej im si wojowao, wic do! szybko po tamtej
stronie kto wpad na myl, by zablokowa! kr$lewski trakt. #o wydawao
si atwe5 starczyo zniszczy! most.
' (le most si nie da ' zgad Debren.
' Wanie. Wiksze ekipy saper$w gry- wybija z poML^ wietrz". #o
most robi z mniejszymi, nie wiem. (le c&yba co paskudnego, bo ju za
czas$w (leryka 4elniczanie przestali pr$bowa!.
' Most jest kamienny ' wzruszy ramionami %br&l. ' 6asz, porz"dny. (
te dzikusy za szczyt tec&niki maj" kod, w kt$rej dziury wywidrowano i
par kok$w na porcz wetknito. 0o i nie dziwota, e si nie umieli za
kamienne przso zabra!.
' 6ie, %br&l ' pokrci gow" Debren. ' Agl"daem ten most. 6ie
wiedziaem, do czego suy zaklcie, kt$re wyczuem, ale teraz ju c&yba
wiem. An czerpie energi z przepywaj"cej doem wody. 1ak myn, tyle e
nie koem, a czarami. ( e odbiera sygnay od obery, to dowiaduje si o
zagroeniu wczeniej i zaczyna gromadzi! siy do walki. Wod, konkretnie.
7tawide nie ma, wic zastpuje je zagszczaniem wody. *atrz"c na obraz,
widz, e %alewisko musi by! sporo wyej. #zyli mamy r$nice poziom$w.
1est czym przypieprzy! intruzom. #zym konkretnie ic& atakuje, trudno
powiedzie!, ale ja na miejscu Me3sztor&azego wykorzystabym ow"
galaret. 8dyby udao si wytworzy! lokalne rozrzedzenia, tak" niby3rur,
woda wytrysnaby jak z najmocniejszej pompy. ( w 4ikopuliss widziaem
pomp, co pono! strug" czowieka dziurawia. %epsuta bya, bo jeszcze za
starego cesarstwa j" zbudowano, ale nadal cile tajna, wic c&yba mona
wierzy! opisom. 6o, ale r$wnie dobrze woda moe by! tylko
dostarczycielem mocy, a samo zabijanie odbywa si inaczej. 6a przykad
porcz"3samobijk". (lbo nagym oblodzeniem po"czonym z wiatrem, kt$ry
zdmuc&uje ludzi z przsa. 1ak si wyda due pieni"dze na urz"dzenia
obronne, no i -ac&owca najmie...
' #&cesz powiedzie!, e most te rozumny: ' upewnia si .enda. ' 1ak
obera:
' ( tak to nie. 6ie wyczuem szarzaka. 6a pewno troc& go jest pod
kamieniami, ale bez por$wnania mniej ni tu. At, tyle, by starczyo do
powtarzania prostyc& czynnoci. Ad mylenia i planowania jest dom. 4o
raczej nie gry-. 8ry- to oko i uc&o. 6o i lataj"ca katapulta, niszcz"ca z
powietrza lepiej wyposaone kolumny.
MLL ' = goniec: ' Debren uni$s brwi, wyjania wic5 ' Kto musi
powiedzie! mostowi, co dom zaplanowa. 0o znaczy ' zastrzega si ' o ile
nie artujesz i nie robisz z nas gupk$w tym gadaniem o rozumnyc& domac&.
' 6ie artuj. ( goniec nie jest potrzebny. 0o mazido, kt$rym Jeyn
upapra portki, a wczeniej Mesztor&azy ciska z dac&u w belnickic&
zwiadowc$w, to roztw$r rtci i paru organicznyc& dodatk$w. Kiedy, nim
nauczono si robi! zwierciada promieniuj"ce energi", nas"czano tym
drewno i w ten spos$b wytwarzano emitery. Wasz dac&, *etunko, jest takim
wanie wczesnowiecznym zwierciadem. *ozwala gry-owi porozumie! si z
domem, a domowi z mostem. Dlatego pytaem o widoczno!. 0roc& drzew
nie osabi sygnau, ale gdyby midzy ober" a mostem bya jaka g$ra... 6ie
dam gowy, ale pewnie dlatego Mesztor&azy pierwsze, co zrobi, to na dac&
skoczy. 4ez widocznoci cay plan m$g wzi"! w eb. 0o dlatego w eb
wzi" belnicki zwiadowca. Wiecie5 t" baryk".
' %naczy ' podsumowa %br&l ' jak *isklak wyci"gnie apy, nadal
bdziemy mieli na karku budowl:
Debren skin" gow".
' = 4elniczan ' westc&na *etunka. ' Do tego wanie zmierzam. Most
si broni, gdy kto pr$bowa go niszczy!, ale patriotyzmu jako takiego w
sobie nie ma. 4elni3cka armia wiele razy po nim przec&odzia. M$g j"
zatrzyma!. ( nie c&ce. 6awet 8wadryka.
' *rzejeda przez most: ' zdziwia si .enda.
' 0rzykrotnie due wyprawy tdy prowadzi, zawsze na >umperk. 4o
niby sk"d bymy si wzili z Baclanem: ' umiec&na si niezbyt radonie.
' 8wardia paacowa nigdy bez ksicia nie c&adza.
' 7k"d bycie...: ' %br&l nie odway si doko/czy!.
' *rzed drugim najazdem 8wadryka, tym, co o dziewi! miesicy
narodziny Baclana poprzedzi, zjawi si tu jeden znany biesiarz. (lbo, jak
kto woli, wied2min. 7ko/czy jak jego poprzednicy, ale by naprawd
przednim -ac&owcem i srodze przed mierci" 7tarogrodczyka poszczerbi.
9wiadkowie myleli, e ju po gry-ie. ;e powl$k si do lasu, by zdec&n"!
w mateczniku. 6o i si MLM wie! rozesza, e koniec z terrorem na
pograniczu. 6agle cay ukad si si zmieni. 6aszyc& za$g nie ma, bo po
co, skoro Domorzec granicy pilnuje, Domorca nie ma, ludno! pijana z
radoci, nie bdzie komu z ostrzeeniem pogna!... 6o i 8wadryk
przypomnia sobie modo!, na ko/ skoczy, osobicie poprowadzi zagpn
na >umperk. ( jeden z jego przybocznyc& zdyba mnie z jagodami i w
niewiast obr$ci.
' 1ak si zwa: ' zapyta na poz$r obojtnie %br&l.
' ( tego mi akurat w uc&o nie wystka. (lbom moe nie zrozumiaa. W
przybicy by, staruc& ajdacki. *ewnie nie pierwszy raz si tak zabawia i
wiedzia, e gwacone dziewki pazurami w gb mierz". #zy c&o! lin"
pr$buj" strzyka!. ( to pono! pec&a przynosi. Aplutemu te.
' 7taruc&: ' powt$rzya zaspiona .enda. ' 0o c&yba nie z gwardii.
Dobrze to uja5 gdzie ksi", tam i jego przyboczni. Maj" mu tarcz" by! i
najlepsi z najlepszyc& jeno do owej nielicznej c&or"giewki tra-iaj". Modzi,
silni. 6awet dow$dcy... Wic albo ten tw$j nie by stary, albo nie by z
gwardii. Moe si sapaniem zasugerowaa. (le ci powiem... ' urwaa, c&o!
*etunka nie pr$bowaa wc&odzi! jej w sowo. Adczekaa c&wil i
przem$wia, dopiero gdy stao si jasne, e dziewczyna sko/czya.
' %a przytomna nie byam, bo mnie zdrowo stuk. 6astroju
sprzyjaj"cego uwanym obserwacjom te nie miaam, jak to czsto u
plugawionyc& dziewic bywa. (le e stary by, tom zauwaya. #&o!by po
tym, e okrutnie dugo rzecz trwaa. 6ie powiem5 inn" perspektyw
wtenczas miaam na kwesti staroci. Modemu wasny rodzic sdziwym si
widzi. (le on by siwy, mia problemy natury mskiej, a jak si wreszcie z
nimi upora, to go musieli podwadni ze mnie zdejmowa!, tak si utrudzi.
' 0o c&yba naprawd nie by z gwardii ' popar .end Debren.
' 7ra pies jego, jego &erb, stanowisko i wszystko insze. 6ie dla c&way
wasnej czy Baclana to opowiadam. (le jak m$wi, to uczciwie, bez
krcenia. 0o by gwardzista paacowy. Wiem, bo na kirysie mia cudnie kuty
&erb, zocony. Ksi"cy. Wojsko w 4elnicy pa/stwowe znaki nosi. ( ten
by prywatny, ksi"cej rodziny.
' 6iemoliwe ' stwierdzia bez cienia w"tpliwoci .enda. ' 0o nie m$g
by! prywatny &erb. *ewnie nie wiesz nawet, jak on wygl"da. Wikszoci
ludzi si zdaje, e ksi"ta belniccy piecztuj" si tak jak miasto, a za nim
cae ksistwo5 zotym rombem por$d czerni, na kt$rym to rombie zamek
wida!. *rawda5 wojsko i insze instytucje taki sam znak nosz", tyle e z
koron" u g$ry. %a demokracji koron wywalono i czap" -utrzan" zast"piono,
a to niebieskim. ;e to niby dobrobyt nast"pi, kt$ry czapa symbolizuje, a
dokoa same bratnie demokracje, co symbolizuje sina barwa. Wadcy te
pod -lag" z rombem i zamkiem od dawna wystpuj" i tak si rewers monet
bije. (le...
' (le ja nie o takim &erbie m$wi ' gadko wesza jej w sowo *etunka.
' = jeszcze raz powt$rz5 sra pies &erby, z koronami czy bez. (le wanie
&erb mnie w obrazie >o,oletta zastanowi i dlatego $w temat poruszam. = w
og$le temat gwatu wr$d jagodzin. 4o c&o! tego incydentu ze wzgld$w
zrozumiayc& nie omawiaam tak szczeg$owo jak sprawy z kl"tw",
>o,oletto wszystko namalowa, jakby obok sta i wszystko widzia. = to... i
to lepiej ode mnie.
' #o c&cesz przez to powiedzie!: ' Debrenowi nie spodobao si to, co
usysza. = co mia usysze!.
' ( to, em -aktycznie nie znaa prywatnego &erbu ksi""t na 4elnicy.
0o znaczy, owszem, z grubsza. 1ak m$wiam, gwardia trzykrotnie zawitaa
w te strony. Moja matka te miaa w"tpliw" przyjemno! zetkn"! si z
ajdakami, co dwie skrzyowane belki na szatac& nosili. 4o tak $w &erb
wygl"da, prawda: Dwie belki, brunatne na $tym@ skrzyowane. ' .enda,
zdziwiona i jakby zaniepokojona, kiwna gow". ' (le tyle od matki
wiedziaam i tyle zapamitaam z kirysa tego, co mnie zgwaci. ;e para
belek. >o,oletto te tyle ode mnie usysza. W og$le ze trzy zdania mu o
owym dniu powiedziaam, nim zaczam rycze!. ( potem ju do tematu nie
wr$ci. M$wiam5 artyst" by, delikatnym z natury. % trzec& zda/ jedno byo
o tym, co mi si przydarzyo. Drugie o osobie sprawcy, a tym samym &erbie.
= trzecie o metodzie. %naczy5 e mnie MLN kompani staruc&a unieruc&omili.
Mogam si do dw$c& zda/ ograniczy!, alem nie c&ciaa, by pomyla, e
zdzira jestem i nie pr$bowaam si broni!. ( on, c&olera, z tyc& parunastu
s$w duy i bogaty w szczeg$y obraz zrobi. ( mi szczka opada, gdym
go ujrzaa.
' 4o wyszed daleko poza tw" relacj ' pokiwa gow" Debren. *etunka
te skina gow". ' = odt"d zadajesz sobie pytanie, czy to zasuga twojego
gadania przez sen, czy czego wicej.
' Ksi"ta belniccy nie maj" w &erbie skrzyowanyc& belek '
powiedziaa. ' 1edna to tak naprawd czowiek. (le stylizacja jest taka, e
trudno zauway!.
' #zowiek: ' %br&l drgn". ' *ole $te, a na polu c&op z bel" na
krzy: 4r"zowy jak i bela, bo w sk$ry odziany: ( z g$ry, skosem, rzeka
pynie:
Debren zauway, e pytanie wstrz"sno z lekka obiema kobietami.
0ake .end". 8dyby nie uzna, e to absurdalne, powiedziaby, e nawet
g$wnie .end".
' %nasz ten &erb: ' zapyta, staraj"c si oceni!, czy do grona gboko
poruszonyc& nie powinien dopisa! take rotmistrza. %br&l wygl"da dziwnie.
' %e syszenia ' mrukn". ' (lem nie wiedzia... *e3tunko, pewna, e
taki &erb ksi""t belnickic& oznacza:
' Baclan znalaz go niedawno w starej ksidze, kt$r" mu do przepisania
dali. *rzez cae lata miaam za przejaw tw$rczej -antazji to, co >o,oletto
memu oprawcy na piersi namalowa. (le na to wyszo, e on mia racj.
' <ajno i ka ' wymamrota rotmistrz. *o czym wsta i poszed nala!
sobie piwa. 1eden rzut oka uzmysowi Debrenowi, e nie powinien o nic
pyta!. %br&l wygl"da jak kto, kto przede wszystkim sobie pr$buje
odpowiedzie! na zbyt trudne pytanie.
' #o jeszcze byo niezwyke w obrazie: ' .enda poprzedzia kwesti
dugim zwilaniem ust. 1zyk te jej c&yba wysec&. ' ( moe... moe go
nam...:
' 6ie) ' *rzez jaki czas syc&a! byo tylko szmer spywaj"cego do ku-la
piwa i postukiwanie pokrywami ku-r$w w gbi domu. Jeyn musia
przekopywa! si przez trzeci", moe czwart" skrzyni. 6ie zanosio si na
MLY to e za c&wil stanie w drzwiac&. *etunka wykorzystaa to przeci"gaj"c
milczenie wystarczaj"co dugo, by obecni zdali sobie spraw z
nieodwracalnoci jej decyzji. *o czym posaa spokojne spojrzenie .endzie.
' *ytasz o niezwykoci: 1ak rozumiem, dotycz"ce nadmiernej wiedzy
maluj"cego: #$, mnie najmocniej utkwiy w pamici dwa szczeg$y.
Miecze i to, jak na nie patrzy bezczeszczona.
' Miecze: ' %n$w pytaa .enda. 6ie Debren, kt$remu ta wiedza moga
do czego posuy!.
' Miecze. Dwa. 7tarego i drugi, jednego z rycerzy. *owiedziaam
>o,olettowi, e tamci mnie unieruc&omili. 1ak by to namalowa, Debren: '
#zarodziej nieznacznie wzruszy ramionami. ' 6o tak, nie twoja dziaka.
Wy, magicy, jeli nawet naszaby was -antazja posi"! niewiast wbrew jej
woli, subtelniejsze metody znacie. (le %br&l powinien zna! to z praktyki.
6ie r$b takiej miny, miku5 nie zarzucam ci, e sam... (le jak mi najemnik
powie, e nigdy si z czym podobnym nie zetkn", to mu mog w ciemno
zarzuci!, e albo e, albo aden z niego najemnik. 6o wic: 1ak to si
zwykle odbywa: M$w szczerze.
' W porz"dnyc& rotac& su ' oznajmi. ' 8dzie si byle ajza nie tra-i,
kt$ren sam, bez wspomagania si towarzyszami czy sznurem, nie umie
dziewki sprawi!. (le skoro o r$nyc& dziad$w i poama/c$w pytasz, to
prosz. 1ak kogo zdobycz raz po raz zrzuca, to si jej donie z tyu wi"e. #o
zwykle wystarcza. ( w popiec&u, bywa, jeden pomocnik ramiona nad
gow jej zadziera i do ziemi przyciska. W lesie mona szybko i adnie
zdobycz do pni uwi"za!. 6a dwie linki, co ksztat runy H0I daje, albo cztery,
co kom-ortowe HbI...
' *rzesta/) ' .enda tylko z winy po&aratanyc& n$g nie zerwaa si z
awy. ' 1ak moesz jej takie... takie...:
' W porz"dku ' uspokoia j" *etunka. ' 6ie rzadziej mi si to ni ni raz
w miesi"cu, to i zd"yam przywykn"!. Wic jeli ze wzgldu na mnie si
oburzasz... (le racja. Wystarczy. 6ie zamierzam nikogo z obecnyc& po
sumieniu szturc&a!. M$wi tylko, e kady normalny, dorosy czowiek tak
sobie wanie podobne sceny wyobraa. Moe tylko zaczyna od runy H0I z
par" kompan$w, kt$rzy sznurki i drzewa zastpuj", klcz"c babie na
okciac& i czekaj"c swojej kolejki. 7znurek, midzy nami m$wi"c, jest
przejawem pewniej elegancji. = dobrze o tobie wiadczy, miku, e o nim
wspomnia.
' ?legancji: ' zamruga oczami Debren. *oczu si nagle mao dorosy i
nie cakiem normalny.
' 7uy zac&owaniu intymnoci. An, ona i sznury. *o boemu, bez
asysty. Miy gest w stron gwaconej.
' Masz nie po kolei w gowie ' wykrztusia .enda.
' Mam tylko odwag nazywa! rzeczy po imieniu. = rzeczowo uzasadnia!
swe tezy. *oruszyam te niesmaczne szczeg$y, by wykaza!, jak absurdaln"
wydaje si wizja >o3,oletta. Kto mu amanym gosem m$wi5 i oni... oni
mnie wtenczas... unieruc&omili, a on co z t" skromn" wiedz" czyni: An,
wystawcie sobie, maluje zakrwawion" pann, co to p$ klczy, p$ ley
piersi" ku mc&om, nadgarstek ma uwiziony midzy jelcem a gowni"
wbitego w ziemi miecza, gapi si na zastaw owej gowni i duma, czy
warto pr$bowa! rozcina! sobie yy o tak tpe elastwo. Aryginalne,
prawda:
Dugo nikt si nie odzywa. D %br&la zaszo to tak daleko, e nie potra-i
skorzysta! z uniesionego kubka.
' Arrryginalne. ' Drop pierwszy otrz"sn" si z wraenia. *o czym
zasugerowa5 ' 7znurrra brrrako:
' 6ie ' umiec&na si blado. ' Adci"gnli mnie w las, ale obok,
goci/cem, akurat tabory jec&ay. %reszt" i bez pomocy tabor$w by sobie
poradzili. 1ak ju byo po wszystkim, to mnie jeden z rycerzy takim adnym,
jedwabnym sznurkiem do drzewa uwi"za. = c&o!by st"d wiem, e nie byle
ciura mnie tak... 8wardzici to byli jak si patrzy, nie tylko sprawni w boju,
ale i z dobryc& rod$w. (&a, bom nie powiedziaa, e si z tyc& obok
stoj"cyc& aden na resztki po dow$dcy nie poakomi, ani nawet nie patrzy,
jak &a/by doznaj. *rawdziwi rycerze pen" gb", nie c&amy adne. 6o i na
koniec jeden mnie zwi"za, c&o! strategia wyprawy na zaskoczeniu
bazowaa i wiadk$w poc&odu belnickie podjazdy trupem kady.
' *amitasz, jak wygl"da: ' zapyta cic&o %br&l, stawiaj"c ku-el przed
.end". ' +erb moe: Azdoby &emu:
MLZ ' (... po co ci to:
Asuszy wasny ku-el, potem trzyma go jaki czas na wysokoci
ramienia, jakby zdziwiony obecnoci" gliniaka w doni. *o czym,
zaskakuj"c wszystkic&, cisn" nim o kominek z si", kt$rej nie powstydziby
si wcieky gry-.
' 4o ic&, skurwysyn$w, pozabijam))) ' rykn", w jednym momencie
robi"c si czerwie/szy od obranego buraka. ' 4o im nogi z gwardyjskic&
rzyci bd wyrywa))) 1edn" po drugiej))) W plastry potn))) Wywaasz)))
' %br&l) ' Debren poderwa si z awy. ' Apanuj si)
' 1estem opanowany, ajno i ka))) ' wrzasn" rotmistrz, c&wytaj"c inn"
aw i jednym ciosem o sup roztrzaskuj"c j" na kawaki. ' 6ie syszysz:))
0o! pytam, kt$ry skurwysyn jej nie zabi))) 4o tego c&c szybko i
bezbolenie ci"!))) 6aostrzonym toporem)))
Druga awka zatoczya uk, poszybowaa ku kominkowi. %br&l, daleki od
wyadowania emocji, zapa za zydel.
' Ato cay c&op. ' *etunka m$wia cic&o, gosem nie co zrzdliwym,
lecz tak spokojnym, e brzmiao to niemal obra2liwie. ' *omci, potnie,
nogi z rzyci powyrywa. #o mu, ma si rozumie!, nie pozostawi czasu na
pozbijanie nowyc& mebli. ( potem si zdziwi, kiedy wr$ci, juc&" i -la kami
po brwi ubabrany, i stwierdzi, e mu dama z wdzi cznoci na szyj nie
skacze. 4o od siedzenia na goej pod odze wilka zapaa i reumatyzm, a
samodzielnie awy naprawiaj"c, wzia i sobie stop siekier" odr"baa. 0acy
s", .enda. Durni, niepraktyczni i jak dzieci uci"liwi.
Wic si nie -rasuj za bardzo, e ci wolno wosy odrastaj".
4raki w owosieniu te bywaj" uyteczne. 6ie trza si, mianowicie, z
r$nymi kretynami uera!.
%ydel wypad %br&lowi z doni, znieruc&omia. Debren, ciut p$2no,
zauway e .enda take stoi. % rozpostartymi ramionami, osaniaj"c sob"
obraz. ( Drop wisi, nietoperzow" mod", wysoko pod powa", najeony,
wczepiony pazurami w wybit" przez gry-owe bomby dziur. 1eden Jeyn
nie zareagowa na wrzaski i uparcie przesuwa skrzynie, szukaj"c zielonej
c&usty.
' ;e... e jak: ' wymamrota niepewnie %br&l.
' *rzeszo: ' zapytaa oberystka ze sodkim umieMLW c&em. ' 4o jak
nie, to tam beczka stoi. %a duo piwa to w niej nie pozostawi, ale i tak al
serce cinie, kiedy j" o cian roztrzaskasz. = od razu si wszyscy lepiej
poczuj". 1a zwaszcza. 4om gupia bya, przez dwadziecia lat sobie
wmawiaj"c, e nic si zn$w takiego nie stao. ;e si z tym y! da, a nawet,
kto wie, moe i szczcia zazna!. *rzez co w ciemnocie i niewiadomoci
sam" siebie utrzymywaam. 4o prawdziwe szczcie to siedzie! tu, nowe
awki ciosa! i nasuc&iwa!, czy jaki podr$ny nie jedzie. Kt$rego by mona
wypyta!, czy ju pana %br&la kaci na belnickim rynku oprawili. = czy jego
gowa adnie si prezentuje, stercz"c na tyczce przed zamkow" bram". (lbo
czy on sam uciesznie nogami wierzga, kiedy go na pal nabijano. ' Dopiero
teraz, jednym zdecydowanym poci"gniciem mini, zgasia umiec&. =
poczerwieniaa. ' 0y kretynie))) 7ama ci w zadek koek wbij, jak zaraz
tego nie odszczekasz))) ' 6agle, nie wiadomo kiedy, znalaza si przy nim,
zapaa za brzeg kolczego kaptura. ' 6ie c&c sysze! o adnyc& zemstac&)))
>ozumiesz:)) Adwoaj to albo si wyno i nigdy nie wracaj))) 6igdy,
syszysz:))
6ie m$g nie sysze!, za najkr$tszy rzut oka na jego twarz wystarcza w
zupenoci do stwierdzenia, jak gboko jest poruszony. ( jednak potrz"saa
nim z tak" si", e niewiele lejszy od napenionej beczki rotmistrz musia
drobi! stopami, by nie utraci! r$wnowagi. Dopiero teraz Debren zauway,
jak wiotka, szczuplutka i dziewczca wydaje si przy nim oberystka.
' (... ale *etunko) ' %br&l nie mia odwagi poruszy! kt$r" z r"k. ' 6o
co ty:)
' *etunka ma racj ' odpowiedziaa za gospodyni .enda. 7taa przed
obrazem otulona ramionami jak kto mocno zzibnity. ' 6awet si do
niego nie zbliysz.
' Do niego: ' #&yba wszyscy zauwayli, e uya liczby pojedynczej,
lecz tylko *etunka odwaya si p$j! z marszu tym tropem. Debren wola
kl"! w duc&u.
' 1u tylko jeden wc&odzi w rac&ub ' powiedziaa cic&o .enda. ' = to w
dodatku najmniej podejrzany. 6ie broni go, nie mylcie... *o prostu nie
widzi mi si, by to akurat on *etunk... 4elnica jest maa, pewnyc& rzeczy
MLO nie da si kry! latami. .udzie wiedz", kto gupieje na widok kiecki. An
nigdy nie da si pozna! od tej strony. #o innego, przykadowo, 4urzybor z
*rawina. 0en trzy incydenty graniczne wywoa, na dziewki po mor,ackiej
stronie poluj"c. Do kt$ryc& to dziewek potra-i i wdow zaliczy!, c&rust w
puszczy zbieraj"c". (le 4urzyborowi nikt nie wytkn", e w plugawieniu
marnie sobie radzi. #zyli to nie on.
' M$wisz... ' %br&l musia odc&rz"kn"! ' m$wisz o gwardzistac&
paacowyc&: 0yc& znaczniejszyc&:
Debren zerkn" na *etunk. 1ej oczy jarzyy si w bladej twarzy jak para
sza-ir$w rzucona na przecierado. Ana nie musiaa pyta!. 1u znaa
odpowied2.
' 8wardia ' mrukna .enda ' nie nosi 4eloc&opa. 4o tak si $w &erb
nazywa5 4eloc&op. ' 7pojrzaa na *etunk i c&yba przestraszona tym, co
ujrzaa, zacza tumaczy! dla zyskania na czasie5 ' +istoria rodu siga
czas$w, gdy w .elonii si pa/stwo tworzyo, a pierwsze koa stawiane przy
drogac& potami trzeba byo grodzi!, bo je nar$d ciemny, w poga/stwie
c&owany, bra za czci zamienne do -ur, zesane przez dobrego boka
0raktowida. %a Dagoszka =, kr$tko m$wi"c, rzecz si dziaa. Do Kotliny
4elnickiej przyby wtedy najmodszy brat Dagoszka. =mi jego si nie
zac&owao, niestety, bo w caym kraju, od g$r a po morze, jeno dw$c&
pimiennyc& byo. W tym jeden mnic& na okr"go pijany i nie umiej"cy
dobrze po lelo/sku oraz *azrelita, co pono! dla temmozan z =rbii po
Biplanie szpiegowa. ;aden si jako nie zainteresowa najmodszym z braci
Dagoszka, wic 4ezimiennym dla &istorii pozostanie. (le u nas, w 4elnicy,
pamitaj" go. Do legend tra-i jako zaoyciel grodu stoecznego. #&o! na
pocz"tku to mia by! jeno lelo/ski -orcik graniczny.
' *rzez dzisiejsz" 4elnic granica biega: ' zdziwi si Debren. '
9rodkiem kotliny:
' 0o jeden z powod$w, dla kt$ryc& ksi"ta belniccy nie a-iszuj" si z
&erbem ' posaa mu krzywy umieszek. \ .ud po dzi dzie/ modzika sawi
za szczodry gest i -antazj. #zyli klasyczne cec&y pijaka. 4o pi. 6aogowo,
u najmodszyc& syn$w podnyc& wadc$w to czsta przyMM^ pado!, a
musicie pamita!, e ojciec Dagoszka poganin by pen" gb" i on mia na
pczki.
' A &erbie miaa... ' upomnia si %br&l. *etunka nie bya do tego
zdolna5 wygl"daa jak typowa o-iara wstrz"su bezpaowego. Asuna si na
aw, tylko przypadkiem nie tra-iaj"c poladkami w pustk i nie l"duj"c na
pododze.
' 0o! m$wi ' wyc&rypiaa dziewczyna. Wygl"daa lepiej od gospodyni,
ale gorzej ni %br&l. #&rypka c&ronia jej gos przed dreniem, lecz ramiona
opasuj"ce tu$w nie radziy ju sobie tak dobrze i od czasu do czasu jej
ciaem wstrz"sa kr$tki dreszcz. ' 8orzaki jeszcze nie znano, wic ksi"
musia duo pi!, by gorycz beznadziei z duszy wypuka!. 4rzuc& mu od
tego ur$s, jak to piwoszowi. #o go uratowao. 4o kiedy ju miejsce pod
warowni wybrano, jemu mia przypa! zaszczyt wkopania pala wgielnego.
(le e wiecz$r zapad, ceremoni odoono do rana. 6o i 4ezimienny, jak to
on, poc&la. = po pijanemu, w rodku nocy, polaz nad potok, by przed
ceremoni" po!wiczy!. = usn". ( gdy si obudzi, lea mokry i ubocony
czterdzieci mil dalej, ju nad rzek" K$dk", w miejscu, gdzie zamek
ksi"cy dzi stoi. 7pod g$ry #zarnuc&y a tam go woda poniosa. Wraz z
belk", kt$r" na &erbie uwidoczniono i kt$ra, jak si domniemywa, uc&ronia
4ezimiennego przez zac&yniciem. 7erdeczny by c&op, jak to trunkowi,
wic si pewnie przytuli i...
' *owiedz to w ko/cu ' przerwaa jej zbolaym gosem *etunka. '
7koro zacza... #&c to usysze!.
.enda skina gow".
' 7ama widzisz5 nie jest to typowa &istoria z &erba rza. #&wali! si nie
ma czym. 0o znaczy5 mierz"c dzisiej szymi standardami. Kiedy inaczej to
widziano, wic &erb zarejestrowano w spisac& &eraldycznyc&. 7taroytny
jest, wobec czego si go r$d trzyma, ale ju za (leryka zaprze stano jego
stosowania w codziennej praktyce. *ozosta je no w staryc& dokumentac&,
kt$ryc& nie spos$b przera bia!, bo strac" wano!, i na paru precjozac&, te
za cen nyc&, by je przetopi! czy zezomowa!. =c& lista jest do! kr$tka5 dwie
zbroje, miecz .eomira i uryna +anka =, Wielkim zwanego. 6o i, ma si
rozumie!, insygnia ksi"ce.
' Dryna: ' powt$rzy z niedowierzaniem Debren.
' (lbo nocnik, jak kto woli. 6ie r$b takiej gupiej miny. Wszystkie
wymienione przedmioty zac&owano dlatego, e przynosiy uytkownikowi
szczcie, daway si wzgldnie przydaway prestiu.
' 6ocnik naley do kategorii...:
' *ierwszej i drugiej. +anko z c&erlaka i gupawego popyc&ada na
najwikszego z naszyc& wadc$w wyr$s pono! wanie dziki temu, e z
urynau korzysta. 0umaczy si to korzystnym wpywem zota i drogic&
kamieni na twardo! monarszego zadka i rozrost ambicji. ;e niby
obcowanie z nocnikiem, kt$ry jest raczej adny ni wygodny, wyrobio w
maym cec&y wadcy doskonaego. Moim jednak zdaniem magia to
sprawia, kt$r", nie wiedzie! czemu, mag nadworny akurat w uryna
wpakowa.
' Adrrraaj"ce ' skomentowa kr$tko Drop.
' (le m"dre i skuteczne ' zaoponowa Debren. ' Akres nocnikowania
najlepszy jest, by dziecko ulepsza! mutacjami. Malec ju jest silny, a jeszcze
mody. 6o i dawkowanie wymarzone. >egularne seanse, otwarta droga w
g"b ciaa, naczynie ogniskuj"ce... Wybaczcie ' sko/czy, zorientowawszy
si, jak mao przyc&ylne stay si spojrzenia obecnyc&. ' Wic, powiadasz,
&erb jest na ury3nale:
' 0e ' mrukna .enda. ' (le nas interesuj", jak rozumiem, te na
zbrojac&. 4eloc&op z kirysa... no, tego, co to go >o,oletto namalowa.
' Ajca Baclana ' mrukna *etunka. ' 6ie wiem, czym dobrze poja.
#&cesz rzec... by ksi"cej krwi:
' 1eli ci zdyba latem, wr$d jag$d ' .enda spojrzaa jej w oczy ' to
musiao by! w LNMO. 8wadryka zw" *alisad", bo nigdy granicy nie
przekroczy. 6a >umperk dlatego jeno najazdy osobicie prowadzi, e
jego zdaniem miasto 4elnicy si naley i w granicac& ksistwa si znajduje,
tyle e pod okupacj".
' <ajno prawda) ' oburzy si %br&l. ' >umperka od zawsze mor,acka
bya) 0b wycie j" kr$tko okupowali za...
' M$wi jeno, co 8wadryk myli ' wzruszya ramionami. ' A polityce
nie bd z tob" gada!. ( wracaj"c do MMM ksicia5 i na >umperk
pomaszerowa ledwie par razy, wedug p$r roku mona by te wyprawy
liczy!. *ierwszy raz wiosn" poszed, jeszcze za demokratycznego reimu, w
LN^Z. W marcu bodaje...
' W kwietniu ' przerwaa jej p$gosem *etunka. 6ie patrzya na nikogo.
' Mama... mama mi opowiadaa o tamtym naje2dzie. Kwiecie/, na pewno.
' 1ako prosty o-icer suy. ' .enda skina gow", daj"c znak, e
przyjmuje poprawk. ' % tyc& trzec& pozostayc& m$w ksi"cej krwi o
dw$c& wiem, e te ic& wtenczas demokraci w kamasze zagarnli, jak to
szlac&t, do wytracenia w wojnac& c&tnie uywan". (le nie o tej wyprawie
m$wimy ' wzruszya ramionami. ' = 4elo3c&opa te nikt raczej na pancerzu
nie mia.
' 7k"d wiesz: ' zainteresowa si %br&l.
' 6o... wnioskuj. M$wiam5 poza dwiema zbrojami ksicia, adna
4eloc&opem zdobiona nie jest. = nie bya. ( ju na pewno nie za
demokrat$w. #ud, e tyc& dw$c& zabytkowyc& pancerzy do zeszli-owania
nie oddali, bo! to symbole niesusznego -eudalizmu. (le e legendy si z
nimi wi"" zwyciskic& wodz$w, no to je pod kluczem rz"d trzyma na
czarn" godzin. 4y w razie czego kogo z ksi"cego rodu ubra!, jako
marionetk na czele wojsk postawi! i dm"c w patriotyczn" tr"b,
mobilizowa! zwolennik$w dawnego systemu. 6ie wiem, czy w LN^Z
pozwolono 8wadrykowi naoy! zbroj po pradziadac&, ale nawet jeli, to
jemu jednemu. ;aden z kuzyn$w na pewno nie dosta drugiej. #aa tr$jka z
wojowniczoci syna. 6ie to co 8wadryk, w klasztorze c&owany. Da!
takiemu 4urzy3borowi kirys +anka Wielkiego, a wnet za miecz by c&wyci i
si wadc" obwoa. 6ie, tacy gupi to demokraci nie byli.
' ( gwardia: ' przypomniaa *etunka. ' M$wiam ju5 moja matka
zapamitaa &erb. Wanie z LN^Z roku. 6igdy p$2niej ju go nie widziaa.
1a tak, ale nie ona. Wic w LN^Z musiaa tu by! i gwardia. Masz niecise
in-ormacje.
' 0wojej matce co si pomylio ' stwierdzia spokojnie .enda. ' 7ama
pomyl5 jaka gwardia ksi"ca, skoro nie ma ni ksicia, ni nawet ksistwa:
>epublik mielimy, jak i wy w Mor,acu. 7yszaa, by w republikac&
gwardie -unkcjonoway: W dodatku znakuj"ce si &erbami obalonyc&
-euda$w:
*etunka zamara z lekko rozc&ylonymi ustami. Wygl"daa jak kto
ponownie zdzielony w gow niewidzialn", za to potn" pa". Debren
zmarszczy brwi, zacz" si nad tym zastanawia!. *onury jak noc %br&l
wyj" zza pazuc&y kamie/, w roztargnieniu ostrzy berdysz.
' 0ak wic ' westc&na .enda ' w gr wc&odzi czterec& m$w z
ksi"cego rodu. 0ylu ic& latem LNMO rysopisowi mogo odpowiada!. 6ie
wiem, kt$ry ci skrzywdzi. 8wadryk mia do kuzyn$w stosunek
wzorowany na demokratac&5 stara si wysya! ic& na kad" wojn, by
wyginli i przestali stanowi! potencjalne zagroenie. #o mu si zreszt"
udao. Dzi on jeden z caej czw$rki osta. (le latem LNMO na owej
wyprawie byli c&yba wszyscy czterej. Demokracja niby nadal panowaa, ale
c&wiaa si ju, a panowie z wielkic& rod$w mocno jej w tym pomagali.
Wic moliwe, e caa czw$rka wyst"pia w pancerzac& z 4eloc&opem.
>epublika ju nie bya w stanie zakaza! jego uywania, a ksistwo jeszcze
nie, bo, p$ki co, w drugim obiegu jeno -unkcjonowao. W dodatku nikt nie
wiedzia, kto tron we2mie, jak ju wolno! i -eudalizm nastan". Wic
moliwe, e si caa czw$rka w ksi"cy znak zaopatrzya, by presti sobie
u ludu podbudowa!. 4ez urazy, *etunko, ale nie zdziwiabym si, gdyby i to
twoje nieszczcie z politycznego kunktatorstwa, nie c&uci si wzio.
' 6ie z c&uci:) ' Draony poczu si %br&l. ' #&cesz powiedzie!, e nie
bya warta szczerego, spontanicznego gwatu:) 9lepa jeste:) 1eno sp$jrz na
ten obraz) (lbo na ni" sam") 0o to... ' >otmistrz zorientowa si w ko/cu,
co robi, i czym prdzej powr$ci do szli-owania ostrza osek". 6ie na tyle
szybko jednak, by przegapi! rumieniec *etunki. = ' tego ju Debren nie by
pewien ' co jakby bysk satys-akcji w jej oczac&.
' *etunka bya liczna i dalej jest ' przyznaa z lekkim westc&nieniem
.enda. ' 6ie o to mi szo. #&ciaam (rtur 4amewicz rzec, e posunity w
latac& kandydat do tronu mocno by zyska w oczac& elektor$w, gdyby zaraz
po przekroczeniu granicy z kulbaki zeskoczy i jak" mor,ack" pann
zniewoli. 0akie gesty dowodz" siy i jurnoci, mile u kandydat$w
widzianyc&. ( e H#notkaI najbliej granicy... 4ez urazy. Moe by! tak, e
po prostu pierwsza na szlaku si tra-ia.
' Komu: ' zapytaa cic&o gospodyni.
' 6iby sk"d mam wiedzie!: ' burkna .enda. %a cieniutk" warstw"
opryskliwoci kryo si zakopotanie, moe nawet poczucie winy. 4o c&yba
c&ciaa wiedzie!. = podzieli! si t" wiedz". 1ej skierowane na *etunk
spojrzenie, c&o! c&murne i jakby obolae, byo zarazem mikkie. *rzyjazne.
Moe nawet bardziej ni przyjazne. Do tego stopnia, e Debren przypomnia
sobie gupaw" odzywk %br&la5 t o babo-ilii wr$d czarownic.
' 1este prawdziw" kopalni" in-ormacji o belnickim dworze '
powiedziaa powoli zotowosa. ' Wiem, e to gupie... (le w ten &erb z
belki i czeka te dugo nie wierzyam, a teraz... Debren:
' 0ak:
' 1eeli bya w tym magia... albo moe wola 4oga... +erbu te >o,oletto
nie widzia ani mieczy, a jednak... Wic c&yba nie jestem cakiem durna,
dopuszczaj"c, e i twarz gwaciciela... e j" te prawidowo...
' %araz. ' .enda nie tylko wesza Debrenowi w sowo. Wesza mu te w
drog, podrywaj"c si z awy i staj"c przed zaskoczon" *etunk". ' %araz...
4y w przybicy. 0ak m$wia5 w przybicy.
' Wiem, com m$wia. ' *etunka te wstaa, co nie uc&ronio jej od
spogl"dania w g$r. *rzez c&wil przypominay Debrenowi matk i c$rk,
tyle e w odwrotnym ni do tej pory przyporz"dkowaniu r$l5 to ta nisza,
tumacz"ca si, bya teraz dzieckiem. ' (le na obrazie >o,o3letto odsoni
mu cz! twarzy. ' *rzekna lin, popatrzya na Debrena. ' 1eli to
wszystko wielcy panowie, caa czw$rka, to moe gdzie si konter-ekty
zac&oway:
' *oka mi go ' przerwaa jej .enda. <agodnie i stanowczo zarazem. '
*oka mi ten obraz.
MMY ' 6ie) ' rzucia odruc&owo gospodyni. Dopiero potem zastanowia
si i ju spokojnie powt$rzya5 ' 6ie.
' 1eli c&cesz wiedzie!, to powinna. ( widz, e c&cesz. Kady by
c&cia. Krew to krew.
' 6ie wiem, o czym m$wisz ' mrukna *etunka, nie sil"c si na bycie
wiarygodn".
' *owiedz jeszcze, e si nigdy nie zastanawiaa, kim by i co by zrobi,
gdyby dowiedzia si o synu. ' *etunka zignorowaa wezwanie, wpatruj"c
si tpo w swe donie. .enda westc&na i doko/czya dziwnie bagalnym
tonem5 ' *oka mi go. Moe bd moga wam pom$c.
' *oniec&aj jej ' burkn" %br&l, nie zaprzestaj"c zgrzytania osek". '
0rzec& nie yje, czwarty tego nie zrobi. +istoria zamknita. 6ie pc&aj
paluc&a w blizny.
' 6ieraz lepiej rany otworzy! ' powiedziaa cic&o.
' 0o w swoic& podub.
' ( mylisz, e...: ' urwaa. =, jakby rozzoszczona, c&wycia *etunk za
ramiona. ' Do c&olery, przecie c&cesz tego) Wiem, e c&cesz)
' 0ak: ' %ot" gow" szarpno gniewnie, bkitne oczy posay w g$r
wyzywaj"ce spojrzenie. ' ( to ciekawe. 4o ja, wystaw sobie, nie wiem.
Wic moe mnie owiecisz:
Debren mia nadziej, e dziewczyna zrozumie, jak niewiele miao to
wsp$lnego ze szczer" propozycj". = c&yba nie zawi$d si na wyczuciu
.endy ' zawi$d si na jej takcie. (lbo instynkcie samozac&owawczym.
' Baclan jest kalek" ' wypalia bez ogr$dek. ' ;adna kobieta nie zwi"e
si z kalek" bez pienidzy i perspektyw. #o innego, gdyby c&opak okaza
si ksi"cym synem. #&o!by jeno nielubnym i c&o!by ojciec z bocznej
linii poc&odzi. 0o ju nadzieje stwarza, prawda: ( tego wam obojgu trzeba5
nadziei. #zowiek wszystko zniesie, p$ki troc& jej ma.
' Milcz ' rzucia przez zby poczerwieniaa *etunka.
' 6ie. ' .enda zignorowaa i j", i zasysaj"cego powietrze Debrena, i
zego nie na arty %br&la, kt$ry wykona ostrzegawcze p$ kroku w ic&
kierunku. 7taa z do/mi zacinitymi na dziwnie wiotkic& ramionac&
oberystki, jak nigdy przedtem podobna do matki wbijaj"cej w umys
krn"brnego dziecka trudne yciowe prawdy. W jej rozpalonyc& oczac&
gniew miesza si z lkiem i poczuciem bezradnoci. ' 0o tw$j
pierworodny. #zasem go nienawidzisz. #&ciaa si go pozby!, gdy zacz"
ci rosn"! pod sercem. Moe i potem yczya mu mierci. Kad" spluga3
wion" nac&odz" takie myli. Kad". 0o, co ci wr$d jago3dzin zrobili... (
potem poszed na gry-a, poszed matki broni! i ju do ko/ca ycia bdziesz
sobie stawiaa pytanie, czy tamte ze myli sprzed lat... czy przypadkiem...
' .enda... ' jkn" Debren bagalnym tonem. An jeden by w stanie
wypc&n"! sowa z garda. %br&l, przynajmniej przez c&wil, sprawia
wraenie zdolnego do rozr"bania dziewczyny na p$, od gowy a po krocze.
*e3tunka wygl"daa na kogo, kto prawie ucieszyby si, gdyby berdysz
c&ybi i to jej si dostao. (le oniemieli oboje jednakowo.
' % t" win" moesz jeszcze y!. ' Dopiero teraz Debren dopatrzy si
b$lu w zielonkawyc& oczac& .endy. 4y inny ni ten zastygy w oczac&
bkitnyc&, ale przecie by. Moe dlatego *etunka nie pr$bowaa si
wyrywa! z ucisku, nie kwitowaa niewidzialnyc& cios$w kl"tw" czy
pici". ' 4o tak naprawd adnej winy nie ponosisz@ nie wolno kara! za
mylenie. (le teraz na zyc& mylac& si nie sko/czy. %robisz co albo
czego zaniec&asz. = jeli zaniec&asz, a Baclan targnie si na swe ycie, ju
nigdy sobie nie darujesz biernoci.
' *rzytrzymaj j" ' wyc&arcza %br&l, sigaj"c do bioder i odpinaj"c
klamr pasa. ' *rzytrzymaj, Debren. Dup tak g$wniarze spior, e przez
miesi"c...
' = jeszcze ci powiem ' .enda zacza m$wi! odrobin szybciej ' e w
ko/cu to zrobisz. *ognasz do 4elnicy, bdziesz szuka! twarzy z obrazu
>o,oletta. 4o to jaka nadzieja, a ty jeste matk", koc&asz go i potrzebujesz
kadej odrobiny nadziei dla swojego dziecka. Wic mac&niesz rk" na
wszystko, na rozs"dek, na gry-a i kl"tw, p$jdziesz w g$ry i ju z nic& nie
wr$cisz. 4o jeszcze si tak nie zdarzyo, by spadkobierczyni st"d odej!
zezwolono, prawda: ' *etunka poc&ylia gow, umkna spojrzMMZ niem
ku bosym stopom dziewczyny. ' Wiem, e prawda. Baclan jest w
Aomuciu, cae dnie sam z brzytwami, sznurami czy okienkami do
wyskakiwania, a ty tutaj. 0o m$wi wszystko. 6ie siedzisz przy nim, nie
ci"gasz go tutaj... bo nie moesz. 0ylko dlatego. ;adna z was nie moga
wytkn"! nosa poza najblisz" okolic. =nni tak, ale nie spadkobierczynie.
Mam racj: ' *etunka nie odpowiedziaa, ale te pytanie nie wymagao
odpowiedzi. ' 0y kretynko... Dobrze wiesz, e nawet do granicznyc&
kopc$w nie dojdziesz. 0o byoby samob$jstwo. 6dzna, tc&$rzliwa
ucieczka, a nie pr$ba ratowania Baclana.
' .enda, ja nie artuj) ' rzuci ostrzegawczo, c&o! te jakby ciut
paczliwie %br&l. ' *rzesta/ si nad ni" pastwi!)
' Widywaam ic&. Wszystkic&... ' dziewczyna zawa&aa si, by zaraz
potem doko/czy! twardo5 ' Wszystkic& czterec&. 4elnica to male/kie
ksistwo, nie to co wasze kr$lestwo. >ozpoznam, kt$ry ci tak... *ozw$l mi.
' 6ie. ' *etunce udao si przepc&n"! sowa przez cinite gardo. '
6ie... nie mog.
' Moesz. Do c&olery, matk" jeste. Wic moesz. 8dybym ja
kiedykolwiek... Moesz. 0o i duo wicej.
#&ciaa m$wi! dalej, lecz umilka, kiedy Debren c&wyci j" za okie! i
poci"gn" na bok, ku szynkwasowi. Ma3gun by zy i musia uwaa!, by nie
przewr$ci! utykaj"cej na obie nogi dziewczyny. (le zd"y zauway! skok
%br&la ku zwolnionym nagle ramionom oberystki. Wielkie apska niemal
od razu wepc&ny si na miejsca, ciepe jeszcze ciepem doni .endy.
*otem nie ogl"da si za siebie. #a" uwag" skoncentrowa na
pociemniaej twarzy przypartej do szynkwasu dziewczyny. 4yo w niej
wicej gniewu ni skruc&y, ale ju niej, gdzie nie spojrzenia, a ciaa
mierzyy si ze sob", jego palce nie natra-iy na jeden c&o!by oporny
misie/.
' #o ty wyprawiasz: F wysycza. F >ozum ci odjo:
' Ani zgin". F Dostosowaa si, te m$wia szeptem, c&o! bez odrobiny
pokory. ' Aboje. %ao si, e Baclan yje wy"cznie dla niej. ;e tylko ona
powstrzymuje go...
' %aoysz si:) .enda, na oczy go nie widziaa) 6ic o nic& nie wiesz,
to obcy ludzie) 1akim prawem si wtr"casz:
' 4om go nie widziaa, a c&c zobaczy!) 7tarczy ci takie wyjanienie:
4o mnie *etunka c&ciaa z r"k =nkwizycji odbija!, c&o! ty czarodziej jeste,
a %br&l niewiele od tego zasranego gry-a delikatniejszy) 4o j" lubi) = nie
c&c, by w idiotyczny spos$b zgina) 0akim prawem, ty durny mdrku) 6a
siebie popatrz, jak o prawo do pomagania pytasz) 1a goo za obc" bab" w las
pognaam:) %im":) 6a pewn" zgub:) 1a:) %nalaz si, neutralny z natury...
' 0o... to co innego. 0am czowiek potrzebowa pomocy. 6awet nie
czowiek ' poprawi si, uradowany znalezieniem argumentu. ' %a tob"
polazem. ( i ty nie miaa nic przeciw...
' <ajno prawda) 6ie wiedziae, e to ja, a ja miaam co przeciw.
(kurat ty nie masz prawa wytyka! mi pc&ania nosa w cudze problemy.
%br&l co nieco mi o tobie opowiedzia. Wiesz, dlaczego tak po rzyci
bierzesz: 4o serce masz c&orobliwie mikkie. Ma, psiakrew, nie serce.
' %br&l to kretyn ' rzuci ze zoci". ' (le nawet on w ko/cu si
zorientuje, co pasem tucze. = wyej lub niej zacznie mierzy!. ( tam blac&
nie masz. Wic lepiej zamknij si i nie wa2 z buciorami w...
' % brudnymi giczoami, jeli ju. 4o w buty, a nawet buciory, nie
wc&odz. Mao subtelna si urodziam, nic na to nie poradz. *rostaczka ze
sk$r" jak na podeszwy. #o w gowie, to na jzyku. Wic daruj sobie. 6ie
bd staa i patrzya, jak ta idiotka sam" siebie krzywdzi. Moecie mnie ze
%br&lem na przemian trzyma! i la!, a swoje i tak powiem. ( ty si dudkaj.
Wygl"dao na to, e przypadek jest beznadziejny. 4y! moe pr$bowaby
dalej, ale wybia mu bro/ z rki t" mikkoci" pod palcami. Dotyka jej, czu
a za dobrze, jak pokornie poddaje si jego doniom. Wystarczyby lekki
nacisk, a osunaby si na kolana. M$g zrobi! wszystko z jej ciaem,
m$wio mu o tym niemal otwarcie, a zarazem nie m$g nawet o uamek cala
nagi"! woli, kt$ra MMO w owym ciele siedziaa i kt$ra nim rz"dzia. ( mu
zawirowao pod czaszk", kiedy to sobie uwiadomi. *rzez c&wil bya
najdoskonalszym z istniej"cyc& w naturze zestawieniem przeciwie/stw i
Debren skapitulowa w obliczu tego -enomenu r$wnie naturalnie, jak
skorupka jajka skapitulowaaby przed berdyszem %br&la.
#o-n" donie, ale nie od razu znalaz w sobie do! siy, by co-n"! si
samemu. 7tali blisko. M$g udzi! si, e czuje bij"ce od niej ciepo, a lekki
ucisk w dole to nie tylko but, ale i kt$ry z palc$w jej bosyc& st$p na bucie.
*omyla, e nigdy nie bdzie jego. W ten spos$b, w kt$ry kobieta
powinna by!. = nagle zrozumia, o czym m$wia. %rozumia ten kawaek o
nadziei.
Dmiec&nli si do siebie. 7amymi oczami. Dopiero teraz do jego
wiadomoci zaczy si przedziera! na poy gniewne, na poy zatroskane
pomruki %br&la.
' ...zazwyczaj c&tniej bkartowi n$ podaruje ni2li sakiewk. % ojcem
moe i co by wsk$raa5 krew to krew, a i udowadnia! nie trzeba tyle, bo
takiej jak ty aden by nie zapomnia. (le akurat tego, co prawd zna, nie ma
ju wr$d ywyc&. *ozostali jeno konkurenci do spadku. Wic prosz ci5
zapomnij o tym. 0o marny pomys.
' Wiem, miku. ' 0en gos by smutny i zaskakuj"co mikki. ' Wiem.
(le nie mam innego.
' 6ie kupisz mu mioci. 0w$j jest, ty go wyc&owaa, wic pewnie jest
m"dry i doskonale to wie.
' *rzecie nie m$wi, e... 6ie r$b takiej miny. Moe nie doczekamy
witu. Moe wszystkic& nas *isklak... *o co si martwi! na zapas:
' 0o znaczy... (le nie pokaesz jej obrazu: *etunko:
6ie odpowiedziaa. *atrzya zza jego okcia na kutykaj"c" w jej stron
.end. Debren, omielony zac&owaniem dziewczyny przy szynkwasie, obj"
j" w talii.
' 1eeli >o,oletto by tak dobry jak tu ' wskazaa obraz z pann" odzian"
w lili ' to c&yba wiem, dlaczego nie c&cesz, by kto ogl"da p$tno.
>ozumiem to. = daj sowo, e spr$buj widzie! jeno twarz pod &emem.
' 7erca nie masz ' stwierdzi z wyrzutem %br&l. #o-n" jedn" rk, ale
druga pozostaa na ramieniu gospodyni.
' 4urzybor nigdy si nie oeni ' zignorowaa go .enMX^ da. ' <eb by
mu najbardziej wyrozumiaa urwaa za te wszystkie baby. Wic odkada na
p$2niej i si legalnego potomka nie doczeka. ( i o nielegalnyc& guc&o, bo
ekspertem od antykoncepcji by. ( moe po prostu organizm nie nad"a...
6o, w kadym razie adny spadek nadal na spadkobierc czeka. 8dyby to
on, daj 4oe... 1ego ojciec mocno pono! od sklerozy skretynia. 8dyby tak
Baclana za wnuka uzna, c&o!by i z nieprawego oa...
' Wystarczy ' przerwaa jej oberystka. ' 1ak drzazga w tyku jeste,
smarkulo. Wsp$czuj twojej matce. (le masz racj. 1estem to winna
Baclanowi. Moe nawet caej rodzinie. Wic c&od2my, i tak miaam w
tamt" stron...
Wanie mi si przypomniao, e tej zielonej c&usty ju nie mam. =m!
Drop, palcem nie wytykaj"c, podpieprzy ze sznura po praniu. 0rzeba
powiedzie! Jeynowi, by nie szuka. #&od2, siostro. Moesz si wesprze! o
moje rami.
Wic, powiadasz, dziadunio cakiem skleroz" poraon:
%br&l po raz trzeci odsun" ku-el, otar pian z w"s$w, posa magunowi
mroczne spojrzenie. Debren zaoy si sam ze sob", e i tym razem obejrzy
powt$rk cyklu5 wa&anie, kurek, osuszanie ku-la, ale by w bdzie.
*odobnie jak Jeyn, kt$ry jedn" rk" siga ju ku baryce, a drug"
wyci"ga w stron rotmistrza. Ku-el, zamiast w doni oberysty, z &ukiem
wyl"dowa na stole.
' #o to em mia...: ' %br&l podrapa si w kark. ' %araz... (, wiem. '
*osa Debrenowi sztucznie obojtne spojrzenie. ' % tym przysowiem, e
niby do trzec& razy sztuka... Konkretnie jak to waciwie jest:
' % przysowiem: ' Debren nie potra-i zatrzyma! wdruj"cyc& w g$r
brwi. ' #&odzi ci...:
' W caym Biplanie je powtarzaj", wic c&yba jakie ziarno prawdy w
tym tkwi. 0yle e nie za bardzo wiem, jak to dokadnie rozumie!. ;e niby
jak co si trzy razy, dajmy na to, popieprzy, to ju zawsze tak...: #zy moe
na odwr$t5 od czwartego razu dobrze p$jdzie: #o, Debren:
' 1ak si dwa razy uda, to i trzeci raz te ' wyrczy czarodzieja Jeyn.
' 0akowa jest wykadnia. 6o... c&yba.
' #&yba to sobie moesz... ' rotmistrz zdoa powstrzyma! gniew. ' *sia
juc&a, wybacz, Jeyn. %o! mnie od tego czekania bierze. 6o i nie cakiem
o tom pyta. ;e po dw$c& trzecie przyc&odzi, to akurat wiem. #o do
czwartego mam w"tpliwoci.
' Mona wiedzie! ' zapyta ostronie Debren ' dlaczego ci to
interesuje:
' 6o... nudz si ' zega nie bardzo przekonuj"co %br&l. ' = z tyc&
nud$w tak mi si jako pomylao.
' >ozumiem. +mm... *rzyznaj, em nie sysza, by kto si w $w
problem wgryza -ac&owymi metodami. Wida! mao kogo tak gboka nuda
dopada. (le bo te i gry-$w w wiecie niewiele. >zadko si zdarza, by
kogo w obery oblegay. ( jak ju, to jeszcze musz" na tgiego zuc&a
tra-i!, co zamiast ze strac&u nogawki moczy!...
' #zy ty aby ze mnie nie kpisz, Debren:
' 1eno z nud$w ' wyszczerzy zby magun. ' ( po prawdzie to dla
odpdzenia sennoci. #zuj, e jak tylko przestan gada!, mocniej od +enzy
zasn. 6ie masz pojcia, jak mczy czarowanie. 4$lu ba da si unikn"!, ale
na senno! nie ma mocnyc&. Kiedy, pamitam...
' A trzec& razac& m$wilimy. 6ie ponaglam ' rotmistrz obejrza si,
sprawdzi, czy kobiety nie wracaj" ' ale gdyby raczy odpowiedzie!, p$ki
sami jestemy...
' *$ki sami jestemy ' powt$rzy Debren F to m$gby wyjani!, o co
naprawd c&odzi. ' 6ie da %br&lowi czasu do zastanowienia. ' %ao si,
e o gry-a pytasz. 6a mocie si starlimy, potem jak do a2ni szedem, a
trzeci raz, gdymy wracali z .end". Wic pewnie zastanawiasz si, czy aby
limitu szczcia nie wyczerpalimy.
' Wy: ' Dkryt" pod zarostem twarz wykrzywi trudny do
zaklasy-ikowania grymas. Debren mimo wszystko podj"by pr$b, ale nagle
sko/czy im si czas. Drzwi poruszyy si, blask poc&odni zata/czy po
zocie i bkicie.
' (no my ' posa umiec& nad ramieniem %br&la. ' 4o ty masz na
koncie jedn" walk i jakie uamki. Wic si nie musisz martwi!. 6awet
gdyby czw$rka odmian znaczya. W co w"tpi, szczerze m$wi"c. = bez
magii, na zwyky c&opski rozum, prdzej si jaka regua po raz czwarty i
nastpne potwierdzi, ni nagle odmieni.
MXM ' A czym m$wicie: ' zainteresowaa si *etunka. 7taraa si
sprawia! wraenie beztroskiej, ale wyra2nie przedobrzya5 nie nabraa nawet
prostodusznego Jeyna. = on do"czy do grona ponurak$w, kt$rzy
przylgnli wzrokiem do kobiecyc& twarzy. =nna sprawa, e szybko
wszystkie trzy spojrzenia przeniosy si na .end. Kt$ra, niczego nie udaj"c,
blada i rozkojarzona, ciko opada na aw.
' M$wi, e z naszej tr$jki %br&l ma najmniej powod$w do obaw '
wyjani Debren. ' 0o znaczy5 jeli ludowym m"drociom wierzy!. '
Adczeka c&wil, po czym, ju innym tonem, zapyta5 ' 6o i... i co:
*etunka wzruszya ramionami, wskazaa wzrokiem dziewczyn. 6adal
pr$bowaa si umiec&a!, lecz powoli przegrywaa z tej"cymi miniami
twarzy. .enda siedziaa ze zwieszon" gow", bez odrobiny kobiecej gracji,
kt$rej przedtem nie byy w stanie pozbawi! jej ani mskie portki, ani rany
czy zwic&nicia.
' Cikcja artystyczna: ' bardziej stwierdzi ni spyta %br&l. '
Wiedziaem. 9wiat jest realny, pomijaj"c drugo rzdne sztuczki magik$w.
#o, Debren: #ae to pieprzenie o wizjac&, sztukac& do trzec& razy... ' 6ie
doko/czy, za stpuj"c wniosek spluniciem. ' Wygupia si, kozo.
.enda powoli uniosa twarz. *rzygl"daa mu si dziwnym, nieobecnym
spojrzeniem, od kt$rego Debrenowi cierpa sk$ra. 6iemal ucieszy go
widok ez, rozlewaj"cyc& si po znieruc&omiayc& tcz$wkac&. 6ie byo
tego wiele, ale ta odrobina wilgoci zn$w uczowieczya dziewczyn,
sprowadzia do nic&, na ziemi.
' #zwarty raz ' powiedziaa cic&o, niemal szeptem. ' #ocie o
czwartym razie m$wili: ' %br&l patrzy jej w twarz, ale odpowiada! nie
zamierza. ' Debren:
' 0akie tam... mielenie jzykiem. ' 6ie spuszcza z niej wzroku. ' 6ud
zabijalimy. .epiej powiedz...
*rzerwaa mu w najmniej oczekiwany spos$b5 d2wigaj"c si z awy.
*oruszaa si z pomocn" rk" *etunki owinit" wok$ talii, wsparta znowu
na niszej od siebie towarzyszce jak na kuli. Debren nie odway si zaoy!
jej porz"dnyc&, stayc& blokad. 4$l n$g narasta, c&odzenie sprawiao
dziewczynie coraz wiksz" trudno!. = oto wstaa, pac"c za to gryzieniem
wargi.
MXX ' Musimy pom$wi! ' oznajmia.
' Dsi"d2 ' poprosi. ' 0u te moemy rozmawia!.
' 6ie moemy ' zacza kutyka! ku drzwiom kuc&ni. 0yem. 6ie bya
pewna, czy p$jdzie w jej lady. ' *rostaczka jestem, to wprost powiem5 w
cztery oczy c&c z De3brenem pogada!. 1ak wam z tym lej bdzie, to
przyjmijcie, e si dudka! idziemy gdzie na boku.
' .enda ' jkn". (le przez aw przelaz od razu. %aczekaa na niego w
progu kuc&ni, zatrzasna drzwi. Dopiero wtedy jej c&murne spojrzenie
zmiko, zdziecinniao. %askoczony, niemal ogupiay Debren zosta
znienacka opasany par" ramion. %imny i jakby mokry nos wcisn" mu si
midzy szyj a konierz. Wci" lekko wilgotne wosy peruki oblepiy p$
twarzy. *ac&niay dziwnym bukietem dymu, wezyrackic& wonnoci i
nawiedzonego przez myszy ku-ra. .end" nie. (le i tak natyc&miast poczu
ciepo, spywaj"ce w d$ brzuc&a cik", gst" -al".
' 6ie wiem, co robi! ' szepna, wdmuc&uj"c mu pod ka-tan mieszanin
rozgrzanego powietrza, niepewnoci, obaw, lecz i ulgi. 0ej ostatniej byo
najmniej, ale bya. Debren wiedzia, sk"d si braa. Dcisk .endy trudno
byo nazwa! symbolicznym.
' 6o co ty... ksiniczko... co ty wyprawiasz:
' %a gupia jestem, nie na m$j rozum... ' mruczaa, nie odrywaj"c nosa
od jego ramienia. ' %br&l o przodk$w pyta, prawda: A Kusego, dziadka,
tego trzeciego... Wiem5 zabroni m$wi!. Wiem. (le urok na ciebie rzuciam.
M$j jeste, wosami w poduszce ogupiony. Wic powiedz. #o zec&cesz,
zrobi. (le musz wiedzie!, rozumiesz:
' Duma i sy-ilis... #zy rozumiem: %a kogo mnie masz5 za telepat3
cudotw$rc:) 6i c&olery nie rozumiem)
' 6ie yj. Dobrze wiesz, o co pytam.
' 6ie wiem ' jkn". ' Aguc&a:
' M$wie, e mnie koc&asz. 6ie okamuje si ko... ' nie doko/czya.
*rzez c&wil stali w bezruc&u, jednakowo sparaliowani b$lem.
Debren by mczyzn" i czarodziejem. *ierwszy wzi" si w gar!.
' Abietnic si nie amie ' wymrucza, szukaj"c ustami jej uc&a por$d
szorstkoci sztucznego wosia. ' 6awet dla koc&anki. (le ja niczego
%br&lowi nie obiecaem. 6ie byo powodu. A przysowiu m$wilimy.
7owo.
Wierzya mu, jeli miar" wiary moe by! podstawianie uc&a pod
pocaunki i pomrukiwanie godne pieszczonego kota. (le wanie dlatego na
jednym sowie si nie sko/czyo. Debrenowi byo wstyd, ba si, e uzna to
za wykrcanie si od odpowiedzi, wic w przerwac& midzy wyprawami z
uc&a na szyj i z powrotem lekko zdyszanym gosem gadko wyspowiada
si z wszystkiego, co usysza i wszystkiego, co mu w zwi"zku z tym
przyszo do gowy. %dumia sam siebie, bo to, co m$wi, brzmiao logicznie.
*rzynajmniej w tyc& rzadkic& c&wilac&, gdy udawao mu si rozumie!
wasne sowa. %a wiele takic& nie byo. 6ie ponioso go tak jak w a2ni, na
tej zaczarowanej desce, w kt$r" wsi"ka jakoby krew .edoszki. 6ie
zawdrowa nawet w poowie tak daleko. (le na sw$j spos$b posun" si
dalej. *o raz pierwszy zac&owywali si jak prawdziwa para, umykaj"ca poza
zasig ludzkic& spojrze/ i zaczynaj"ca si z miejsca caowa!. 4o i jej usta
nie pr$noway. #zu je na szyi, dolnej szczce, obojczyku. 6ie pr$bowaa
posuwa! si dalej, moe dlatego, e i on nie pr$bowa, ale mimo tyc&
znamion rozs"dku byli koc&ankami i nikt nie m$g podway! tej
oczywistoci. 8dyby nie blac&y skuwa3j"ce jej biodra, tu i teraz sign"by w
d$, zadzieraj"c sp$dnic. ( ona opasaaby go pospiesznie swymi dugimi
nogami, zawisa midzy jego napieraj"cym ciaem a szorstkoci" drzwi.
Wiedzia, e tak by si stao, ona wiedziaa o tej jego wiedzy i dlatego byo
to takie niezwyke.
' Ana te nie "daa obietnic ' usysza szept .endy. Adsuna si nieco,
akurat na tyle, by by! syszan" i c&yba ani o wos dalej. ' %au-aa mi. (le
musz... #o ci %br&l powiedzia o tym trzecim przodku:
' W og$le nie m$wi o przodkac&. 7k"d ci przyszed do gowy jaki
trzeci: = co to ma wsp$lnego z obrazem:
' 6ie wiem ' przyznaa. ' Moe co sobie ubzduraam. (le gdy
wspomnia, jak 4eloc&op wygl"da, kiedy go opisywa... .epiej go znasz.
Widziae, eby si kiedy ba:
MXY #&yba gotowa bya ust"pi!, zaakceptowa! jego wyjanienie.
1akimkolwiek by byo.
' .epiej: ' mrukn" z gorycz". ' (le masz racj. 6igdy. ( do dzi. '
Westc&n". ' Duma... A co tu c&odzi: #o jest takiego strasznego w beli
skrzyowanej z pijanym jak bela c&opem: 0utejsza jeste, owie! mnie.
' 6ic. ' %n$w dotkna nosem jego barku. ' 7am &erb jest w gruncie
rzeczy mieszny. ( %br&la przestraszy. 8ry- nie, smok nie, a gupi stary
&erb... = przypomniao mi si, co o jego wacicielac& m$wi. ;e Kusy
poleg, Donnie .isicy su"c, a p$2niej dziadek, gdy cnoty (mmy
*o$wczanki broni przed demokracj". Wic gdym usyszaa, e o zasadzie
trzec& razy m$wicie...
7taraa si zbagatelizowa! wyd2wik wasnyc& s$w nieco kpi"cym
umiec&em. (le kiedy uj" w do/ jej ciep" od gor"czki twarz, wszystkie
dodatki zniky i zostay tylko oczy wypenione trosk".
' #o byo na obrazie: ' zapyta.
Wa&aa si jeszcze przez c&wil.
' Mia za mod" twarz. ' 1ej gos nieco dra. ' (le to 8wadryk. 6a
pewno.
' 0en 8wadryk: ' %askoczya go. ' *an na 4elnicy: Ksi": M$wia,
e z nic& czterec& on ostatni m$gby...
' ( jednak ' wzruszya ramionami. ' %amanego denara bym na niego
nie postawia. Dziewki nigdy go nie poci"gay. Moe -aktycznie o polityk
szo wr$d tyc& ja3godzin. (lbo po prostu *etunka... % trzec& c&op$w,
kt$rzy tu s", dw$c& na zab$j zauroczya, a trzeciego te niezgorzej. Wic
c&yba co w sobie ma.
' 6ie zauroczya mnie ' zapewni spokojnie, c&o! nie do ko/ca szczerze.
' (le mniejsza z tym. #o o jego wieku wspomniaa. ;e modo wygl"da na
obrazie.
' >o,oletto naprawd m$g by! wielki. 7taraam si patrze! jeno na t
gb pod przybic", ale zwyczajnie si nie dao. ' Westc&na. ' 0o tak,
jakby w dusz jej zajrza. 0ej dziewczynie. *etunce znaczy. (le i nie
*etunce. 4o taka inna tam jest, e a uwierzy! nie spos$b.
' 6ie c&c ci pogania! ' dotkn" drzwi. ' (le ona wie, e si tu nie
dudkamy. %gadnie, o czym mowa. ( nie powinnimy o tym m$wi!. 6ie
widziaem obrazu, ale si domylam, dlaczego tak bardzo nie c&ciaa go
pokaza!.
' 0o cud, e si z jakiej skay nie rzucia. (lbo na n$. ( c&o!by i w
ogie/. 8dyby widzia to spojrzenie... ' Ana widziaa i od samego
wspomnienia zatrzso ni". ' *ierwszy raz si ucieszyam, e nosz te
blac&y na zadku. ;e nigdy tak na miecz nie spojrz, jak ona na ten .eomira.
' Miecz .eomira: ' powt$rzy, marszcz"c brwi. ' 0en z &erbem: #o go
w jednym szeregu z urynaem Wielkiego +anka...: ' 7kina gow". ' 0o
wane: ;e akurat ten miecz... e >o,oletto go namalowa:
' 6ie wiem ' powiedziaa cic&o. ' 0o znaczy owszem5 akurat o mieczu
wiedziaam, e bdzie wany. 6im powiedziaa, e gwaciciela z odsonit"
twarz" przedstawiono. *omylaam, e gdyby to 8wadryk... 0en miecz od
szeciu pokole/ wadcom 4elnicy suy. =m i tylko im. Wic gdyby to nim
*etunk do ziemi... no, wiedziaabym, kto si pod przybic" ukrywa. =
-aktycznie5 na obrazie jest i ksi", i jego miecz. 0ylko e nie w tym
problem.
' ( w czym: ' Abejmowa j" delikatnie w talii, co byo przyjemne, lecz
przede wszystkim poyteczne. %d"y zauway!, e robi si spokojniejsza,
gdy jej dotyka. #zci" umysu umykaa wprawdzie w stre- marze/, ale
przynajmniej .enda ju si teraz tak nie trzsa.
' *owiedziaam jej, e za modo ajdak wygl"da. 4ez imienia, ajdak po
prostu. ( ona, e to przez matk.
' Matk: 1ej matk:
' *rzyapaa ic& kiedy z >o,olettem. 6a cakiem czym innym, nie
malowaniu. ( e si gupio tumaczyli, e niby ukady anatomiczne !wicz",
by obraz dobrze wyszed, to si zoliwa baba wzia za konsultowanie prac
mistrza.
' ;artujesz...
' 0e mi si we bie nie miecio, by matka moga tak zareagowa!. (le
pamitaj, e cakiem normalna to ona od dnia lubu ju nie bya. %reszt" one
tu wszystkie z normalnoci" na bakier jakby. 6o i z tego konsultowania
wyszo wanie odmodzenie rycerza. = &erb na zbroi. *etun3ka zupenie go
nie pamitaa, a matka owszem5 z kwietMXZ nia LN^Z. (le to z &erbem r$nie
mona tumaczy!. % >o3yoletta troc& telepata musia by!, skoro wicej i
lepiej namalowa, ni dziewczyna zapamitaa. Wic z &erbem mogo by!
tak jak z twarz" gwaciciela5 e z jej sn$w w jego sny jako podwiadome
wspomnienie si przes"czyo. %a to z mieczem to mi oboje klina zabili.
' >o,oletto i *etunka: ' upewni si. ' Dlaczego:
' 4o to nie ten miecz. ' *o raz pierwszy umkna w bok ze spojrzeniem.
' 6a obrazie jest inny ni w rzeczywistoci. A ile wierzy! *etunce.
' =nny:
' Dpiera si, e nie takim jej rk unieruc&omiono.
' #iut si pogubiem... 6a obrazie, m$wisz, wida! miecz .eomira: #zyli
ksi"cy: = 8wadryka, czyli ksicia: ( miecz inaczej wygl"da: %daniem
*etunki: ' Wzruszy lekko ramionami. ' Moe >o,oletto co popl"ta.
>zucia mu zniecierpliwione spojrzenie.
' Caktycznie si pogubie. Miecz >o,oletto namalowa jak ywy. %e
szczerb" po becie *lebwiga, z oda"cy3mi srebrzeniami na klindze...
' 7rebrzeniami: 0en ksi" .eomir te musia wada! za demokracji,
skoro tylko na srebro go byo sta!.
' .eomir nie by ksiciem. 4y biesiarzem. Wied2mi3nem, inaczej
m$wi"c. %ab$jc" potwor$w. = kompozytu srebra ze stal" nie dla ozdoby
uywa, a w wiadomym celu. (le nie o nim m$wimy. M$wimy, e 8wadryk
nie mia jego miecza, gdy *etunk na jagodac& zdyba. W kadym razie...
no, wiele na to wskazuje.
Debren zastanawia si, marszcz"c brwi. 6ie tyle nad przesankami, na
kt$ryc& opara wniosek. 4ardziej intrygowa go wniosek numer dwa. 0en
zawieszony w powietrzu, niewypowiedziany.
' 6ie mia, bo *etunka pamita inaczej: ' zapyta.
' Wierz jej. #&ciaa si zabi!. 4ardzo. 0o wida! w jej twarzy, i to wida!
tak, e ciarki po krzyu c&odz". Wiesz, em prostaczka, wic wprost
spytaam, czy jest pewna, e to nie ten miecz. 6ajpierw to mnie w og$le nie
zrozumiaa, bo od patrzenia na obraz jakby pa" przez eb... (le w ko/cu do
niej dotaro. Dmiec&na si, tak okropnie smutno, pokazuje szczerb
*lebwiga i m$wi5 H1akby m$j to mia, nigdy bymy nie porozmawiayI. '
*rzerwaa na c&wil. ' 6a mieczac& si nie znasz, wic wyjaniam, e w
tyc& nowoczesnyc&, redniowiecznyc&, zastawy prawie nigdy patnerze nie
ostrz". We wczesnowieczu kr$tszyc& kling uywali, bo to i zbroje lekkie, i
stal droga... (le ju od dobrego wieku za jelcem jakby dalszy ci"g rkojeci
si kuje, ciki, gruby i tpy. 0o daje lepsze wywaenie, bro/ jest
odporniejsza, no i rycerz doni nie pokaleczy, gdy bez rkawicy bdzie za
szybko zbyt dugie ostrze z poc&wy wyci"ga. A taki miecz, gboko w
ziemi wbity, nie da si y w nadgarstkac& poprzecina!. Wic tak sobie
myl, e *etunka m$wi prawd. 8wadryk w LNMO nie na potwory jec&a, a
na mor,ackic& knec&t$w, kt$rzy zawsze dobrze opancerzeni c&adzali. =
c&o!by dlatego lekki biesiarski miecz nie byby dla niego najlepszy. 0o po
pierwsze. ( po drugie, demokraci nie daliby mu go. 4o to symbol. Moe i
od korony waniejszy. Wadcy, co tron pr$buje odzyska!, sawny miecz
przodk$w duo bardziej si przyda ni cay komplet monarszyc& insygni$w.
6ie mam pewnoci, ale c&yba dopiero w czasie 1esieni Kr$l$w, gdy wolno!
wybuc&a i demokratyczne zaogi po zamkac& rozbrajano, miecz .eomira
razem z reszt" skarbca wpad w rce 8wadryka. ( to byo dziesi! lat
p$2niej.
' = co z tego wynika: ' 7am wola nie snu! domys$w. 0en, kt$ry
wypyc&a si nac&alnie przed pozostae, by zbyt ponury.
' 6ie wiem F powiedziaa, patrz"c mu w oczy. Musiaa patrze!. 4o
mijaa si z prawd" i nie c&ciaa, by wzi" to mijanie za zwyke kamstwo.
Duma i sy-ilis... Wic jednak. Aboje myleli o tym samym. %
wysikiem przekn" lin.
' (... %br&l: #o ma do tego...: ' urwa, bo stawiaj"c pytanie sam znalaz
odpowied2. Klock$w byo dostatecznie duo. W kt$rym momencie
przekroczyli punkt krytyczny i oto nagle zaczy im si ukada!. Abrazek
nie by adny, ale nie spos$b mu byo odm$wi! poprawnoci. ' 4oe...
' Moe to nie tak ' szepna. *rosia spojrzeniem, by MXO popar j" w tej
nadziei. ' Moe... bo ja wiem... >o,oletto zawdrowa tu przez 4elnic: =
gdzie po drodze zobaczy to, co potem namalowa: Mogo tak by!, prawda:
% wa&aniem skin" gow". 1ako magun powinien to zrobi! energiczniej.
Abowi"zkiem maguna jest waenie prawdopodobie/stw, a patrz"c od tej
strony obie &ipotezy byy sobie co najmniej r$wnowane. (le nie umia
spojrze! na problem c&odnym wzrokiem -ac&owca. 1u nie.
7tali potem jaki czas, to zerkaj"c na siebie, to umykaj"c ze
spojrzeniami. ;adne nie odwayo si postawi! pytania. 4o raz postawione,
oznaczao konieczno! podjcia decyzji, a oboje czuli, e cokolwiek
zdecyduj", popeni" b"d. Wic milczeli. #o te byo bdem.
8dyby kt$rekolwiek m$wio, c&o!by szeptem, prawie na pewno
przegapiliby dobiegaj"ce zza ciany, stumione nienym dywanem
postukiwanie ko/skic& kopyt.
G ' Moe to nie ko/ ' spr$bowaa po raz kolejny .enda.
' Ko/ ' zapewni Jeyn, sigaj"c po nastpny zastru3gany koek. ' 0o!
parska. =nszy zwierz nie parsknie.
*rzyoy koek do dziury, wydr"onej w pododze &alabard". %br&lowi
wystarczyy dwa uderzenia obuc&em ber3dysza, by dugi na okie! kawa
drewna ugrz"z w deskac&. >otmistrz kopn" go na pr$b i odoy top$r.
' 6ie m$wi"c o tym ' popar gospodarza ' e insze zwierzta na
wasnyc& nogac& c&adzaj", nie ko/skic&.
' Migny ci jeno ' wzruszya ramionami. ' <ajno wida! przez t szpar.
( jeszcze noc"...
' 8$wnie pieszo su F przyzna, podnosz"c blat stou i ukadaj"c
przy linii wbityc& w podog kok$w. ' (le wanie dlatego na ko/skic&
nogac& niezgorzej si znam. 0rzeba wiedzie!, gdzie bi!, by szaruj"cego
rycerza obali!. ( nie ma lepszego sposobu, ni konia pod nim pooy!, po
nogac& tn"c. >az, e nikogo nie zatratuje, co si tym bez je2d2ca zdarza, a
dwa, e zapor swoim i rycerskim ciaem czyni, w dodatku yw", miotaj"c"
si i przez to...
' 6ie c&c tego suc&a! ' burkna. ' #&amski to spos$b, niewinne
zwierz po pcinac& siec. 6ie wiem, czym si c&wali! pr$bujesz.
' *ewnie tym ' wyrczy rotmistrza Debren ' e co takiego przey. #o
si nieczsto zdarza. 4o i po uyciu c&amskic& sztuczek mao kto ywy
spod pancernej szary wyc&odzi. Masa, plus odporno! na ciosy, plus zapa
bojowy to nie w kij dmuc&a, prawda, %br&l:
' 9wita ' podc&wyci oc&oczo %br&l, posyaj"c *etun3ce nieco
c&epliwe spojrzenie. ' *amitam, jak raz jeden baron, co dwie wsie za
zbroj dla siebie i konia odda, w owej zbroi na wylot cay szyk
przedziurawi, c&o! na dziesiciu c&opa w g"b stanlimy, z trzema
szeregami tarczownik$w z przodu, a wszyscy dobrze okryci i same
pro-esjonay. ( i tak przejec&a, sukinkot. *o bitwie c&opaki tra-ienia na
pancerzu liczyli i do dw$c& kop doszli, nim im si rac&uba zgubia. ( baron,
wystawcie sobie, jeno paru si/c$w i smrodu si nabawi.
' 0e by si nabawi ' odcia si .enda ' jakby ci sto dwadziecia
razy czym ostrym pc&nli.
' 1a nie o tym ' stkn", przesuwaj"c za jednym zamac&em poow
spitrzonej przy drzwiac& barykady. ' % tyu wie bya, a w niej gnoj$wki.
6ie wy&amowa, wpad w najgbsz" i ugrz"z. ' Aceni stabilno! stosu
aw, sto$w i pustyc& beczek, przytoczonyc& z piwnicy. ' 6o, powinno
wytrzyma!. (by jeno dobrze belk ustawia, kozo.
4elk" oc&rzcili zbit" z czterec& awkowyc& siedzisk konstrukcj, kt$rej
dugo! dobrano tak, by dawaa si wbija! midzy drzwi a odsunit" w g"b
izby barykad.
.end" zarzucio, nim w og$le ustawia si nad belk" i c&wycia
porz"dnie. Debren nie skoczy, by j" wesprze!5 w skrytoci duc&a mia
nadziej, e upadnie. 0o otrze2wioby par os$b. 6ie upada jednak, a kiedy
ju poderwaa belk, ta zadziwiaj"co szybko tra-ia w wyznaczone miejsce.
' W bramie mogaby pracowa! ' poc&wali dziewczyn rotmistrz. *o
czym, zre-lektowawszy si, doda5 ' A miejskiej m$wi, nie jakowej
wewntrznej, co to w niej...
' Do wewntrznyc& si panna .enda nie nadaje: ' zainteresowa si
Jeyn. ' Dlaczego:
' #&arakter mam pody ' mrukna pod nosem.
MNL ' %a dua jest. ' 8os %br&la zla si w jedno z jej gosem. ' ( praca
w bramie wymaga... ' zaj"kn" si. ' %naczy si... od dziewki...
' 4y mniejsza bya ' doko/czya za niego, z ponurym, bo ponurym, ale
jednak umiec&em. %br&l sign" do czoa. Moe po to, by przetrze! pot, a
moe po to, by zsun"! kolczy kaptur, nim zacznie wali! gow" o cian.
Debren mia dziwn" pewno!, e pod drucian" plecionk" uszy pon" mu
czerwieni". = nie podobao mu si to. 6ie potra-i przypomnie! sobie %br&la
zakopotanego z powodu .endy.
' Mae lepiej si nadaj": ' dr"y temat Jeyn, nasadzaj"c &em i
sigaj"c po &alabard. ' Mylaem, e w takiej bramie, z dr"giem maj"c do
czynienia...
' 6ie gadaj tyle ' o-ukna go ona. ' 4o konia sposzysz i caa robota
na marne p$jdzie.
Aderwaa oko od wydubanej midzy belkami szczeliny, przez kt$r"
%br&l wypatrzy ko/skie nogi, d2wigna si z kolan. 7krzywiona, masowaa
krgosup w krzyu. Debren po raz pierwszy zapa si na myli, e jest ju
stara. Wygl"daa znakomicie, niepor$wnanie lepiej ni przecitna kobieta w
jej wieku, jednak po czci take dlatego, e w wieku czterdziestu trzec& lat
przecitna kobieta ju dawno bya objedzonym przez robaki szkieletem. Ana
trzymaa si znakomicie, ale co innego dobra kondycja, a co innego
kondycja wojownika. %br&l powinien j" odliczy!. 8ry- zdyc&a. Kto
zdyc&aj"cy nie przestraszy si mioty.
' 6ie uciek: ' zapytaa .enda z resztk" niemiaej nadziei. =
odpowiedziaa sama sobie z -aszywie brzmi"cym przekonaniem5 ' 6a
pewno uciek. 0c&$rzem podszyty, a %br&l takiego &uku narobi, meble
r"bi"c... = Debre3na jak nic wyczu, a oni si nie lubi". 6ie przypadkiem z
mostu umkn", c&o! wok$ gry- i wilkoaki.
' 7toi ' stwierdzia kr$tko gospodyni. ' (ni drgnie.
' 6ie rusza si: 0o moe zamarz:
' 6ie ap mnie za sowa ' mrukna *etunka. %erkna ukradkiem na
rotmistrza, zawa&aa si. ' .epiej... mog ci prosi!: 6a pacierz ' wskazaa
drzwi kuc&ni.
MNM ' Modli! si bdziecie: ' zdziwi si Jeyn. ' 0o moe lepiej
pospou...
' 6ie bdziemy si modli! ' ucia. ' *acierz czasu mam na myli.
' *ann .end nogi bol" ' zauway przytomnie. ' *acierz to jej zejdzie,
jakby c&ciaa do szynkwasu doku3tyka!. ( do drzwi kuc&ennyc& to
bdzie... ' podrapa si po gowie, pomagaj"c sobie tym sposobem w
nieatwyc& rac&unkac&. ' 6o i z powrotem...
' 0y te nie ap mnie za sowa ' rzucia ostrzej.
' 6a popasac& pta! go musielimy ' poci"gna w"' _ tek konia .enda.
' 0ak Debrena nie lubi. 6ie dziwota zreszt", bo mu towarzysza paskudnym
piorunem porazi, G jego samego o mao co... Dziw, e z wasnej woli wr$ci.
' ( waciwie po co: ' zacz" z innej, pewnie atwiejszej beczki Jeyn.
' 4o re! c&ce ' zniecierpliwi si rotmistrz, ustawiaj"cy si ju przy
drzwiac&. ' = nie c&ce da! re! *isklakowi. Koniny konkretnie. 6ie
poganiam, ale jak tak bdziemy...
' *ytam, co *etunka c&ce z pann" .end" w kuc&ni czyni! ' wyjani
oberysta.
' 0o, co Debren ' zotowosa posaa dziewczynie wymowne spojrzenie.
' Wybacz, miku. >ozumiem potrzeb popiec&u, ale to wane. Wypad, jak
sam zaznaczye, ryzyko z sob" niesie. Mog zza tyc& drzwi nie wr$ci!.
' *etunko) ' jkn" Jeyn. ' 6ie r$b mi tego)
' 6ie ap mnie za sowa. ' 0ym razem zgania go cieplejszym tonem. =
dodaa5 ' 0o! ci nie zostawi.
' 6ie martw si, Jeyn ' rzuci c&murnie %br&l. F 1a si robot" zajm.
6owoczesny jestem, prawda, ale tak ze wszystkim to jeszcze nie cakiem.
1eszczem si nie nauczy spokojnie patrze!, jak baba jedna z drug"...
' 0o ci wnet korepetycji udzielimy ' rzucia &ardo .enda. Debren
pomyla z uznaniem, e przynajmniej re-leksu jej nie brakuje.
4yskawicznie podc&wycia okazj, mijaj"c gospodyni i ruszaj"c z gniewn"
min" ku drzwiom na ganek. *etunka, c&c"c odci"gn"! j" teraz ku tym
drugim, wiod"cym w g"b budynku, musiaaby powt$rzy! caMNX " kwesti.
( to nie byo takie atwe. %bieraa si na odwag bardzo dugo, pewnie od
pierwszego spojrzenia .endy na obraz. 7pr$bowaa, nie wyszo, a czas
goni. Musieli si spieszy!, jeli c&cieli odzyska! wierzc&owca.
' 1emu:) ' oberysta wodzi otpiaym spojrzeniem od twarzy do
twarzy. ' %naczy si... niby e %br&l...:
' 4aba jedna z drug" ' doko/czya .enda, sigaj"c po wspart" o cian
&alabard ' same sobie poradz". Mam racj, *etunko: ' %otowosa staa,
gryz"c doln" warg, i c&o! nie udzielia odpowiedzi, Debren oceni, e bya
skonna si zgodzi!. ' .epiej bdzie, jak staniesz z kusz" w progu i po
prostu popilnujesz, by nam nie przeszkadzano.
' % kusz":) ' powt$rzy oszoomiony Jeyn. %br&l te wygl"da na
mocno zaskoczonego.
' Mam sta! z boku i si gapi!: F zapyta.
' 1akby co, pomoesz ' wzruszya askawie ramionami. ' #&o! myl,
e sobie poradz. Kociak ognisty, nie powiem, alem ju przecie raz do zadka
mu si dobraa.
' 6a rany Mac&rusa... ' Jeyn opad ciko na ostatni" aw, kt$ra
unikna mobilizacji i przemianowania na element jednej z barykad. '
*etunko... #o ona gada:
' Widziaem ' %br&l te potrz"sn" ramionami. ' 1eno nie wiem, czym
si tak przec&walasz, smarkulo. 0ym strzaem w rzy!: 0o pieszczota bya,
nic wicej.
' 6ic wicej: ' jkn" oberysta. ' ( c$ jeszcze miaa uczyni!:
' 6o... ' %br&l zre-lektowa si, posa dziewczynie spojrzenie zblione
do przepraszaj"cego. ' Cakt. .enda nie bardzo miaa czym... (le jeli
pytasz, jak si takowe sprawy -ac&owo zaatwia, to sobie zakarbuj w
pamici5 trza c&opa na sc&wa, co bro/ niekoniecznie dug", za to
koniecznie grubac&n" i solidn" mocno obur"cz zapie i od dou w ywot
wrazi, ale tak, by a w trzewia, najgbiej jak si da... 6ie powiem, od tyu
te mona, c&o! niekt$rzy powiadaj", e nie bardzo si godzi, wszelako i od
rzyci zac&odz"c trzeba...
' 6ie musz tego suc&a! ' oznajmi nieoczekiwanie Jeyn dziwnym,
na poy martwym, na poy uroczystym tonem. 4y blady, ale tego Debren
dopatrzy si dopiero MNN p$2niej. Wczeniej zauway drenie doni,
ukadaj"cyc& bet w korytku napitej kuszy.
' 6ie: ' zdziwi si rotmistrz. ' %naczy... c&cesz rzec, e jak ja
przywal, poprawia! nie bdzie trza: 6o tak ' pokiwa skwapliwie gow",
rzucaj"c spojrzenia kobietom. ' #o prawda, to prawda. 6ie c&wal"c si, nikt
po mnie dot"d nie musia roboty doka/cza!. (le wiesz, Jeyn5 r$nie bywa.
= najlepszemu czasem moe nie wyj!. Wic lepiej by wiedzia, co i jak, bo
wtedy tylko ty zostajesz. Akolica odludna, spustoszona, ludzi mao, a
wilkoak$w...
' *etunka nie zec&ce: ' doko/czy Jeyn. % niemia", bardzo boja2liw"
nadziej".
Debren zassa gono powietrze. 6agle zrozumia.
' 6ie zec&ce: ' %br&l nie zrozumia. ' ;e niby... do lasu c&adza!: 6o...
moe. #&o!, na iem zdoa pozna! tw" maonk, niewiasta z niej na
sc&wa, wic i wilkoak jej pewnikiem niestraszny. (le nie o tym c&ciaem...
0o przyszo!, p$ki co, odlega. 6a razie o przekraczaniu progu m$wimy. =
wanie wzgldem owego przekraczania... Wolabym, by odoy t kusz.
' 4et, c&o! dopiero za trzecim razem z winy dygoc"cyc& doni, tra-i jednak
do korytka i Debren udzi si przez c&wil, e rotmistrzowi przynajmniej
poluzoway si uski na oczac&. %waszcza e jego gos zrobi si troc&
bardziej mikki, nieco zakopotany i nieco przypoc&lebny. ' Wiem, e do
tego nie nawyk, ale... 6o, kr$tko m$wi"c, wolabym ciebie do pomocy, a
nie .end. ' Jeyn zamruga powiekami, posyaj"c mu pene
niedowierzania spojrzenie. Debren kl" w duc&u i pr$bowa zrozumie!, jak
sprawy mogy zabrn"! tak daleko. ' %awsze co c&op, to c&op. 7am sobie
powinienem poradzi!, ale jak kto z tyu ma sta! i w razie czego wspom$c, to
wol, by inszy mczyzna. 6o i ona w nogac& sabuje, a przy tej robocie
nogi moe i od sprawnyc& r"k waniejsze.
' A praktyce i sercu e zapomnia ' mrukna .enda. Wsparta o
&alabard, niemal owinita wok$ drzewca niczym bluszcz wok$ palika,
wygl"daa zarazem uroczo i bojowo, ale zerkaj"cy na jej ydki Debren nie
mia cienia zudze/, e to jedynie niezamierzony e-ekt uboczny.
+alabarda suya wprawdzie do zadawania szyku, tyle e polegao to
nie na eksponowaniu babskic& kr"goci, a na popisywaniu si umiejtnoci"
samodzielnego stania.
' 7erca Jeynowi nie brak. ' %br&l zrozumia, co miaa na myli. '
Miuje *etunk, wic motywacj ma. 4o przecie to dla niej za te drzwi
poleziemy ' doda z lekkim, lecz wyczuwalnym naciskiem.
' ( praktyka: ' nie ustpowaa dziewczyna. ' 4ez urazy, panie Jeyn,
wiem, e dw$c& syn$w macie, obu na sc&wa... (le pewne rzeczy trzeba
umie! robi!. Ad mistrz$w wiedzy zaczerpn"!, potem praktyki nabra!...
7ame dobre c&ci nie starcz".
' 1a... wiem ' wykrztusi oberysta. Debren zastanawia si gor"czkowo
nad krokiem numer dwa, czyli wyborem midzy telekinez", telepati" a
neutralnym staniem z boku. Kade rozwi"zanie miao swoje minusy. 6a
szczcie z krokiem numer jeden nie byo problem$w5 cokolwiek zrobi,
lepiej bdzie robi! to moliwie blisko Jeyna. Moc czaru, jak wiadomo,
maleje z kwadratem odlegoci, a i przed przypadkowym postrzaem atwiej
si uc&roni!, maj"c kusz w zasigu ramion. *owolutku i dyskretnie zacz"
przesuwa! si w stron zajtej przez Jeyna awy.
' ( co si motywacji tyczy ' posza za ciosem .enda ' to mi si wanie
przypomniao, co Debren o owej rozwi"zej dziewce, >onsoise, wspomina.
' 1a: ' zdziwi si magun.
' 6iec& bdzie, e midzy wierszami i niekoniecznie mnie osobicie.
(le jak si przy jednym ognisku sypia z dru&ami, co dawne boje
wspominaj"... 1akem zrozumiaa, darmo nie c&ciae jej usug wiadczy!,
%br&l, c&o! serce ci si ku dziewicy rwao. Masz zasad5 jeno za pieni"dze.
' %a pieni"dze: ' zaniepokoia si nagle wyra2nie roz3kojarzona
*etunka. ' #o o dziewicac& m$wia:
' Dobrego rodu i w okrutnej potrzebie ' podkrelia nie bez zoliwej
satys-akcji .enda. ' 6awet i od takowyc& im! %br&l got$wki "da.
' 4o cec&... ' zacz" rotmistrz.
' 0o! nie wytykam ci, e 2le czynisz. 6ie zrozumiae MNV mnie.
7zanuj cec&owe kodeksy. = wanie dlatego uwag L zwracam. 4om ci
yczliwa. *etunka groszem nie mier' L dzi. %a darmo wic tyka
nadstawisz, jak za owe drzwi = wyjdziesz.
' 0yka:) An:) ' Jeyn nie wytrzyma, poderwa si z awy. Debren
wytrzyma, nie skoczy. Kuszy, c&o! ci' i skaj"ce j" palce a pobielay, w
nikogo nie wymierzono, j *rzypadkowy postrza przez c&wil zagraa
Dropowi, ale L wyc&owane w lesie i oswojone z wojaczk" ptaszysko by' j
skawicznie przenioso si na t sam" co Debren stron oberysty.
' 0o znaczy... ' .enda zaczerwienia si nieoczekiwa' j nie. *ewnie
dlatego nikt poza bezpieczn", ulokowan" na _ prawo od Jeyna dw$jk" nie
zwr$ci uwagi na paskudne ) zestawienie wzburzonego oberysty i gotowej
do strzela' i nia kuszy. ' 1a... przenoni uyam. 6ie e konkretnie... = 6ie
gap si tak, %br&l. 7am pewnikiem niejeden raz L przed bitw", do
podwadnyc& przemawiaj"c...
%br&l gapi si jednak. *rzenikliwie. Debren natyc&' L miast wyzby si
resztek w"tpliwoci. ( take znalaz wy' = janienie ewidentnej lepoty i
guc&oty tego akurat ucz' = stnika dyskusji.
>otmistrz mia o czym myle!. 0ak jak .enda, od po' ` cz"tku miotaj"ca
si midzy c&ci" zdobycia konia a g' * bok" niec&ci" do jego
zdobywania na sugerowany przez %br&la spos$b.
' W takic& razac& F mrukn" rotmistrz F o nadsta' i wianiu piersi
m$wi. W mojej rocie nikt boju z myl" o wasnej rzyci nie rozpoczyna. '
Dmilk na c&wil, poc&murniej"c coraz wyra2niej. ' (le skoro ju sowo
pado... nie przypadkiem, jak po twej minie widz... ' .enda, ciut za p$2no,
ucieka spojrzeniem w d$, ku bosym stopom. ' Debren, ciebie te bym za
kuc&enne drzwi poprosi, jeli mona. Mam may...
' 6ie mona))) ' wrzasn" znienacka oberysta. Magun mia ju w
m$zgu jak" tak" nadwyk wolnej energii i odpowiednio uoone palce
prawej doni, ale nie zaryzy kowa telekinezy. Jeyn nie przymierza si do
strzelania, kusz trzyma jedn" rk" i kada interwencja moga przynie!
r$wnie wiele szkody, co poytku.
MNZ ' Jeyn) ' zaskoczona *etunka niemal podskoczya.
' Wiem))) ' wydar si jeszcze goniej. 7poszony ko/ parskn" za
cian", dowodz"c, i wbrew obawom .endy jeszcze nie zamarz. ' = wstyd
mi))) (le nic nie poradz))) %aco-any jestem))) 7oma mi z but$w sterczy)))
%acianek))) (le tego ju nie zdzier)))
' *anie Jeyn ' zacz" Debren najagodniej jak potra-i ' to nie tak, jak
wam si wydaje.
' #o c&cesz, to robi))) ' Jeyn nie zwraca uwagi ani na niego, ani na
kusz, kt$r" wymac&iwa, jakby bya ze somy, a nie solidnego drewna i
stali. ' W stogac&, na stole, pod stoem, przy kominku, w peruce, zwi"zany
nawet))) Miuj ci, to robi))) % .end" c&cesz popr$bowa!:) ( niec& tam,
zgoda) 6iewiasta jest, to a tak nie zaboli, c&o! wol nie myle!, jak to
strzelanie w rzy! w jej wydaniu wygl"da) (le eby we troje, ze %br&lem: =
ebym ja mia pomaga!:) 4o z *etunki ognisty kociak i %br&l sam moe nie
podoa!:) = ebym za to paci, bo mu cec& nie zezwala darmo nikogo
przec&doy!:)
' 0o akurat... ' wymamrotaa oszoomiona jak caa reszta .enda '
akurat... zezwala. %naczy... prywatnie...
' *rywatnie:) *rywatnie to moe bym jeszcze zni$s) ' Jeyn
pokrzykiwa coraz ciszej, w miar jak rozalenie i gorycz wypieraa zo!. '
%waszcza jakby z myl" o poytku, c$reczk *etunce majstruj"c... (le w
takiej kupie: 1eszcze z Debrenem na czwartego:) (kurat po was, panie
czarodzieju, tom si cakiem nie spodziewa...
' 6ie, ja nie... ' Debren odruc&owo potrz"sn" gow". *o czym zakl",
tym razem ju na gos5 ' Duma i tr"d... 0o znaczy oni te nie...
6ieporozumienie si do dyskusji wkrado, panie...
' Jeyn... ' wykrztusia zotowosa i buraczkowa na caej twarzy, nie
tylko na ustac&, oberystka. ' 7trzelanie z .end" w...: 4oe)
%br&l te c&cia co powiedzie!, ale wczeniej za&aczy spojrzeniem o
*etunk. Aczy mu si rozmaliy i nic nie powiedzia. Debren zakl", zn$w
w mylac&. % kt$ryc&, nie bez trudu, wypiera kawaek po kawaku obraz
zbliony do tego, jaki najwyra2niej dopad rotmistrza.
c ' A gry-ie cay czas m$wimy. ' .enda, o dziwo, wykazaa si
najzimniejsz" spor$d obecnyc& krwi". *oliczki jej si zar$owiy, lecz na
tle gospodyni wygl"daa niemal blado. ' = jego rzyci. 6ie *etunki. %naczy...
poladkac&. 7koro o *etunce mowa.
' %a kretyna mnie macie:) ' Jeynem szarpna kolejna -ala gniewu.
*ar os$b rozc&ylio usta, ale nikt jako nie przem$wi. ' (lbo guc&ego:)
Dszy ze trzy razy w niedziel myj, jako i ca" reszt) Dla ciebie) ' zwr$ci
si do bezpaowo wstrz"nitej maonki. ' *o opa ganiam, c&o! w lesie jak
nie gry-, to wilkoak czy upi$r) Astatnie grosze na wiece wydajemy)
' 9wiece: ' .enda zerkna niepewnie na zotowos". 1 *o czym szybko
odwr$cia wzrok.
' Wszystko rozumiem) 6im-o-ilka jeste...
' ...manka ' poprawia *etunka szeptem.
' 1ak zwa, tak zwa) = jak powiadam, .end bym ci darowa, c&o! z
nim-y niewiele w sobie ma...
' Dziki, panie Jeyn ' mrukna dziewczyna z lekk" gorycz".
' (le nie ka mi si spokojnie przygl"da!, jak moja ukoc&ana maonka
w mojej wasnej kuc&ni, na jakie wyszukane sposoby, z tr$jk"
przyjezdnyc&... niec& bdzie, e dobryc& sk"din"d ludzi...
Ko/czy niemal szeptem. %aopatrzony w strzemionko koniec kuszy
opad ku pododze, opar si o ni", jak do napinania. Debren odetc&n".
*omyla, e powinien podej!, wyj"! delikatnie bro/ z nieobliczalnej doni.
*etunka okazaa si szybsza. 1eszcze przed c&wil" staa jak sparaliowana z
p$tora s"nia dalej ' i oto, niczym kuglarz zabawiaj"cy jarmarczn" gawied2
kr$tkodystansow", do! atw", ale e-ektown" teleportacj", znalaza si w
ramionac& Jeyna. #zy moe raczej5 on znalaz si w jej ramionac&.
' 8uptasie gupi, co te ci do gowy przyszo... 0o ja ci nigdy, ani
ociupin... Jeynku, no co ty:
6ie staraa si m$wi! cic&o, nie dbaa o to. 8os sam opad do poziomu
szeptu, bo pewnyc& deklaracji nie wykrzykuje si co si w piersiac&, nawet
gdy ludzi jest tylko dwoje, a dookoa guc&e pustkowie. 6ie przeszkadzali
jej stoj"cy wok$, ale tak jako wyszo, e niepostrzeenie dla siebie Debren
znalaz si na drugim ko/cu izby, w przejciu midzy wsc&odni" cian" a
ko/cem szynkwasu. % .end" przy jednym, a %br&lem przy drugim boku.
6ie patrzyli na siebie. >otmistrz unika te spogl"dania ku drzwiom
wejciowym i odsunitej od nic& barykadzie, na tle kt$rej zotowosa
kobieta tulia do piersi msk" gow, szepc"c co i przeplataj"c sowa
pocaunkami.
1aki czas nikt si nie odzywa.
6a szczcie nie byli sami.
' Agierrr warrruje u wrrr$t ' przypomnia Drop, l"duj"c na pustym
legarze pod beczk. %br&l przesun" ponurym spojrzeniem po zakurzonyc&,
r$wnie pustyc& p$kac&.
' 6apibym si, psiakrew. ' *omilcza c&wil, po czym przybra
sztucznie obojtn" min i zwr$ci si do dziewczyny5 ' Kopnaby si do
piwniczki, kozo. 8"siorek tam jeden c&yba widziaem. %ejdziesz po
sc&odac& i skrcisz...
' Kark ' doko/czy Debren. ' 0roc& konsekwencji, %br&l. 6ogi ma za
sabe, by z tob" po konia c&adza!, a do piwnicy to ju dobre:
' Mog i! ' wzruszya ramionami .enda. ' 1ak ty na dw$r nie
poleziesz.
*opatrzyli sobie z rotmistrzem w oczy.
' (&a ' mrukn" po c&wili. = przeni$s spojrzenie na Debrena. ' %naczy
si, i tobie to przyszo do gowy... 6o to moemy c&yba za drzwi kuc&enne
nie c&odzi!, mistrzu.
' Jeynowi uly ' umiec&na si zoliwie. Debren wyczu jednak, e
nie o tradycyjne docinanie szo, a o zmian tematu.
' 1u ty lepiej Jeyna nie wspominaj ' mrukn" %br&l. ' 6arozrabiaa
jak pijany kowal w kramie z garnkami.
' 1a:
' ( kto wszem i wobec rozgasza, e idzie si z Debre3nem dudka! w
kuc&ni: ' %arumienia si z lekka. ' <ajno L ka, jak *etunka z takim
durniem wytrzymuje...
6ikt nie odpowiedzia. .enda c&yba zamierzaa, ale w por ugryza si w
jzyk.
' A co c&ciae zapyta!: ' Debren osobicie wolaby nie pyta! o nic,
uzna jednak, e lepiej wzi"! byka za rogi ju teraz, nim %br&l wyci"gnie
ostateczne wnioski z nie typowej wstrzemi2liwoci i agodnoci
dziewczyny.
=nna sprawa, e c&yba ju wyci"gn". 1ak na kogo, kto od dobrej
sz$stnicy pogania pozosta" czw$rk, wyj"tkowo dugo zbiera si teraz do
odpowiedzi.
' #iebie: #iebie to o dwie sprawy.
' ( nie jego: ' .enda, c&o! nie patrzy na ni", czy moe wanie
dlatego, natyc&miast wyc&wycia niedopowiedzenie. = umiec&na si,
raczej przyja2nie ni kpi"co. ' %e mn" te za kuc&enne drzwi si
wybierae:
%awa&a si.
' 6o... po prawdzie, to miabym spraw. (le najpierw z Debrenem
c&ciabym... 6a osobnoci, jeli aska.
' Mam i! po g"sior: ' Debren jkn" w duc&u, bo i ta kwestia wypada
serdecznie, ani troc& jadowicie. ' 1u lec. (le moe piwa by wola:
' 0o! artowaem. .enda, c&yba nie mylisz, e bym ci na tyc&
nogac&... *rzy kominku sobie si"d2, odpocznij, zagrzej si troc&.
4yo gorzej, ni Debren przypuszcza. %br&l te zac&owywa si, jakby
pomyli pyskat" 4elniczank ze sw" redni", t" najmilsz", drapi"c" si tatce
na kolana i wypytuj"c" o we&rle/skie beluardy z kozami.
' 1eli to nic bardzo osobistego ' powiedzia magun ' wolabym, by
.enda zostaa. 1ak to si m$wi5 jedn" -ur" jedziemy.
' 7k w tym... ' rotmistrz, wyra2nie zakopotany, drapa si po brodzie.
' 6o, troc& osobistoci... c&o! moe bardziej osobliwoci...
' 4rrrak zrrrozumienia ' poskary si Drop.
' Cakt. 6ie poganiam, ale m$gby m$wi! janiej.
' Wybaczcie, waszmociowie. = ty, .enda, te. Astatnia jeste, kt$r"
bym odgania przy takowyc& problem$w poruszaniu. ' Dziewczyna, c&o!
staraa si tego nie okazywa!, jakby ciut pojaniaa. ' ( jam dure/. 1edno
si MYL wszak z drugim splata, wic i tak bym pewnie musia... Debren,
mog j" na szynkwas posadzi!:
1asny rumieniec .endy byskawicznie przeistoczy si w gboki, ale to
magun popisa si re-leksem.
' 4yleby za zadek nie apa. *od pac&ami ujmij.
*ogratulowa sobie w duc&u. Dziewczyna oprzytomniaa dopiero na
g$rze, gdy rotmistrz co-a apska. Adruc&owo omal nie skoczya z
powrotem, ale na szczcie pknite kolano bolao i przy zginaniu nogi. W
por przypomniaa sobie, jak potra-i zabole!, gdy si skoczy.
' %dumielicie:) ' pozostao jej parskanie gniewem.
' 7ama by si nie wdrapaa ' wyjani nie-rasobliwie Debren. '
Akrutnie wysoki ten szynkwas, cakiem nie jak na wczesnowieczn"
populacj. ( zn$w stanie twoim nogom nie suy.
' <ajno ci moje nogi obc&odz") ' 7trac& przed mskimi do/mi,
zastygaj"cymi nagle na twardyc& od stali biodrac&, przed zdziwieniem w
buryc& oczac&, a potem zrozumieniem i litoci", dopad j" dopiero teraz.
*rzez c&wil bya naprawd za. Debren pomyla, e gdyby sta bliej,
odaowaaby mniej obola" z n$g i wymierzya mu kopniaka. Kiedy indziej
%br&lowi, kt$ry sta wystarczaj"co blisko, pewnie te. (le nie tej nocy. #&o!
to %br&lowi si naleao. 8$wnie za to, e po trzec& dobac& znajomoci nie
zorientowa si, co dziewczyna nosi pod portkami, a teraz sukienk".
' W terminie u mnie jeste, a mistrz ma dba! o zdrowie czeladnika. We
wasnym interesie. Kulawy raz dwa po piwo nie skoczy. 0ote jako mistrz ci
m$wi5 z twoimi nogami nie jest dobrze i masz o nie lepiej dba!.
' *rrrawda ' wspar Debrena Drop.
' %amknij dzi$b) 8uzik si na babskic& nogac& znasz)
' (le ja si znam ' do"czy do mskiej druyny rotmistrz. ' 0rzy
dziewuszki w domu, %drenka kiedy... = na wojowaniu te co nieco. Wic ci
powiem, e si ta wycieczka po konia moe jak niejedna wycieczka z
oblonej twierdzy sko/czy! i odcici od -urty zostaniemy. % uporem
c&adzasz boso, a na dworze mr$z siarczysty. *alce *oodmraasz i ci"!
bdzie trzeba.
MYM ' *rzynajmniej w cimy wlez ' mrukna pod nosem.
' Dla wiata urody ci przybdzie, bo zakadam, e zwykle w butac&
c&odzisz ' zgodzi si. ' (le z punktu widzenia Debrena ubdzie. Wic
wzgldem dbania o riogi zastan$w si, kto dla ciebie waniejszy. An czy
wiat.
Debren, nie wiadomo kt$ry ju raz, zakl" w mylac&. 0" ko/c$wk"
%br&l spieprzy wszystko dokumentnie. 0eraz .enda skoczy jak nic. 6ie
zlezie, ale wanie skoczy. ( belki zadr".
4o przecie nie powie, e w &ierarc&ii wanoci... #&o!by skadanie
podobnyc& deklaracji miao sprowadza! si do trzymania tyka na blacie
szynkwasu.
' Moe ' usysza jej spowolniony i mocno sc&odzony gos ' do rzeczy
bymy przeszli:
8os, jaki by nie by, dobiega z g$ry. %robio mu si cieplej. *rzegapia,
po prostu przegapia. 1est c&ora, boi si, martwi... 0o nic nie znaczy. (le
cieplej byo mu i tak.
' 1ak si sromasz ' gos .endy zn$w by mikki, pewnie dlatego, e
zwracaa si do %br&la ' to mnie po prostu najmij. 6"jemniczka jestem jako
i ty. Wic si to, co powiesz, pod tajemnic wojskow" podci"gnie i...
' 6ie) ' drgn", niemal przestraszony jej propozycj". .enda, bardziej
zdziwiona ni uraona, uniosa brwi. ' 0o znaczy... nie ebym w tw$j
pro-esjonalizm nie wierzy... czy jakie uprzedzenie wzgldem niewiast
zbrojnyc&... *ostpowy jestem, wiesz przecie.
' 6o to czemu...:
%br&l westc&n", poszarpa przez c&wil zarost. *otem jeszcze raz
westc&n".
' ( niec& tam, mona i od tego zacz"!... 6ie najm ci, bo sam si u
ciebie naj"! c&ciaem.
' #o: ' 0eraz ona wygl"daa na przestraszon".
' *ostpowy jestem ' powt$rzy ' ale wanie dlatego umys mam
elastyczny, nie zasklepiony w ciasnym wiatopogl"dzie...
' 0rrrudna prrro-esja5 zbrrrojny ' zauway z podziwem Drop.
' #o tam kraczesz, rosolaku: ' najey si rotmistrz.
' Drop c&ce c&yba powiedzie! ' wyjani yczliwie Debren ' e
c&olernie ciko si w waszym -ac&u o-erty o prac skada. %awszem
myla, e starczy mac&n"! ze dwa razy jakim elastwem, par blizn
pokaza! i bitwy wyliczy!, w kt$ryc& si brao udzia. ( tu prosz5 nawet nie
curriculum, ale wrcz pogbiona autoc&arakterystyka osobowoci.
' Dudkaj si) ' rzuci zgodny dwugos sprzed i z szyn3kwasu. 1eden
Drop posa mu cieplejsze spojrzenie.
' #&ciaem rzec ' doda %br&l ju wolnym od urazy gosem ' e c&o! w
przes"dy nie wierz, a i z magii jeno w t czarn", na konkretac& opart", to
oczu na -akty nie zamykam. ( -aktem jest, e w moim rodzie, jak daleko
pamici" sign"!, regua 8%M obowi"zywaa, gdy si jaki %br&l u
ksiniczki belnickiej zaci"gn".
' >egua 8%M: ' Debren ju si nie umiec&a. 8$wnie za spraw"
.endy, kt$ra wyra2nie poblada.
' 8owa3zadek3mogia ' wyjani rotmistrz. ' Apowiadaem wam, jak
Kusy i dziadunio polegli. 6iby to niewiele jak na r$d od wiek$w z wojaczki
yj"cy, ale... %nam jeno trzy przypadki ran zadka przez %br&l$w w boju
odniesionyc&.
Debren patrzy na przygryzion" warg dziewczyny. 6ie zoliwy
komentarz w ten spos$b wstrzymywaa, lecz wanie dlatego zdecydowa si
zast"pi! j" w tradycyjnej roli. Wiedzia ju, o co mia by! pytany za
kuc&ennymi drzwiami. = pr$bowa sam siebie przekona!, e odpowiedzi
moe by! wicej ni jedna.
' Mao kt$ry wojak si ranami rzyci c&wali. *$ki b$l da si wytrzyma!
bez aenia wszdzie z poduszk"...
' 0en trzeci ' przerwaa mu .enda mocno stumionym gosem. ' Kim
by trzeci:
>otmistrz nie odpowiedzia od razu. 7ta tyem, ale c&yba wyczu
obecno! *etunki za plecami. 0rudno byo nie wyczu!. *oruszaa si z
sarni" gracj" i ciemki miaa mikkie, ale te nie aowaa sobie pac&nide.
' >$wno trzydzieci lat temu ' wymrucza %br&l. ' 0ak, prawie co do
dnia r$wno... = nawet niedaleko st"d...
' A nieycy gadacie: ' zainteresowa si Jeyn, do"czaj"c do ony. W
doni trzyma ku-el.
MYN L ' 9nieycy: ' %br&l posa mu badawcze spojrzenie.
' 0ej, co j" 4elniczanie na ow" czarownic3zodziejk przywoali. '
>otmistrz zamruga. ' 0o *etunka m$wia. L 0rzy magiczne nieyce tu
mielimy za jej ywota, a ta = w roku dwudziestym pierwszym ow"
nieszczsn" tr$jk j rozpoczyna.
%br&l przeni$s spojrzenie na *etunk.
' M$wiam ' mrukna. ' W pocig zainwestowano znaczne sumy. 6ie
tylko w nieyc. 6agroda te bya L niezgorsza. >$ni si poakomili.
Dciekinierk po belnic' L kiej stronie zapano, ale tu, zim" zwaszcza,
wieci za szybko si nie rozc&odz". Mama... miaa tu paru goci i
nieproszonyc&. Miesi"c popasali. Abjedli nas ze szcztem, a e czarownic
inni poc&wycili, to i paci! nie byo czym. 6a wiosn tomy ju lebiod
jady, kijanki z %alewiska... 1 #ud, e nikt nie pomar.
' ( nawet na odwr... ' Jeyn, troc& za p$2no, ugryz si w jzyk. =,
c&yba eby nie patrze! na on, pospiesznie wrczy ku-el %br&lowi. '
#akiem em zapomnia, panie rotmistrz. 0o dla was, bocie najwikszy z
obecnyc& koneser. Aryginalny martwie!, c&luba lelo/skiego bro' `
warnictwa. 6azwa si pono! st"d wywodzi, e pierwszy, kt$ry owego
wyrobu skosztowa, z rozkoszy wzi" i tru' ) pem leg.
' 0ak po tej stronie g$r gadaj": ' skrzywi si Debren. # ' *iknie, nie
ma jak yczliwa reklama przez konkurenta czyniona. 6acjonalist" nie jestem
i uczciwie przyznam, e naszym piwom ciut do mor,ackic& brakuje, ale
akurat martwie! mocno si ponad lelo/sk" przecitn" wybija. ( nazwa si
od grodu wywodzi, gdzie go warz", nie ja' L kic& o-iar mao -ac&owego
warzenia. 6azwa grodu za...
' #zy por$d c&op$w jeno o c&laniu i wojaczce si gada: ' zapytaa
uprzejmie *etunka. ' *an %br&l co o trzec& razac& zacz" opowiada!.
*ozw$lmy mu doko/czy!.
' A babac& te czasem plotkuj" ' poc&walia si obyciem .enda. ' (le
co racja, to racja. Dawaj to piwo, Jeyn, i milcz.
' %naczy si... wy te... F rka oberysty zacza kiwa! si z lewej w
prawo i na odwr$t. ' Aj, nie pomylaem.
1 MYY Dure/ ze mnie. 0o! i was swymi niesusznymi pos"dzeniami
srodze uraziem. %a co serdecznie przepraszam. 1u id po drugi ku-el.
' 6ie trzeba ' uprzedzi dziewczyn Debren. 6ie mia jednak pewnoci,
czy dokadnie to samo c&cieli powiedzie!, wic doda szybko5 ' W jej stanie
piwo, porz"dne zwaszcza, krzepkie, nie jest zalecane.
' Wielkie dziki, Debren. ' 7"dz"c po ciut kwanym tonie, nie wyj" jej
s$w z ust. #&o! c&yba nie tsknia do ku-la w doni tak bardzo jak %br&l,
kt$ry oc&oczo poc&wyci naczynie i byskawicznie opr$ni w poowie.
' Wielkie dziki, Jeyn ' sapn", ocieraj"c pian z w"s$w. '
*rzeprosiny przyjmuj, c&o! podejrzenie absurdalne byo. ' *opatrzy
oberycie w oczy, zdaniem Debrena g$wnie po to, by innym, mniej
naiwnym, nie patrze!. ' ( martwie! zaiste przedni, mocny jak zaraza.
Dobrze m$wisz, Debren5 nie dla dziewek w stanie .endy.
' Do trzeciego razu moe wr$!my ' zaproponowa pospiesznie magun. '
0o, powiadacie, w LNML rzecz si dziaa: 7zmat czasu.
' Wielkie dziki, Debren ' umiec&na si jako dziwnie *etunka.
' Ade mnie te ' przy"czya si .enda. Wyraz twarzy miaa r$wnie
wieloznaczny. ' %a trosk o me zdrowie ' wyjania troc& zbyt
pospiesznie.
' #ae pokolenie ' westc&n" %br&l. ' .eci ten czas, e strac&... (le jak
dzi pamitam ic& wjazd. 7koczylimy jak kto sta, matula boso, bo z tego
popiec&u c&odaki pogubia. %a strzemi c&wyta, usta do caowania pc&a...
bo to, wiecie, okrutnie si z tatk" miowali... ( tu w kulbace zwoki
sztywne. 0roc& od mrozu, bo zima ostra bya, a troc& przez to, e akurat
tatk sztywno! pomiertna wanie c&wycia. %naczy si5 o mao co yw by
do domu dojec&a. 6iewiele zabrako.
' #o si stao: ' zapytaa cic&o .enda.
' >anili go 4elniczanie. 7amowt$r z wyprawy wraca, z ojcem mojego
+enzy. Kt$ren, po prawdzie, eb dwa razy bardziej zakuty od syna mia,
wic si za dobrze nie szo wywiedzie! szczeg$$w. % grubsza byo tak, e
gdzie na MYV granicy, nie wiadomo po czyjej stronie, na niewiast si
natknli. 7tarawa pono! bya, ale c&yba znowu nie tak bardzo, bo rodzic
+enzy kl" si, e urodziwa. 6o i silna. ( przede wszystkim z dzieci"tkiem.
' % dzieci"tkiem: ' *etunka te zniya gos niemal do szeptu i pewnie
dlatego Debren w pierwszej c&wili pomyli j" z .end". ' Maym:
6iemowlakiem, znaczy:
' ( c&olera je wie ' westc&n" rotmistrz. ' 1ak powia3. dam5 +enzy
rodzic do idealnyc& 2r$de in-ormacji nie nalea. #o do m$wienia, to
pyskowao pono! okrutnie, a uszy bolay. 6o, ale to nijak o wielkoci nie
wiadczy. De3dukuj"c, cakiem may g$wniarz nie by, bo si pono!
uciekinierka skarya, e nie! ciko. 6o, tyle e niegu nawalio, wic i
samemu nielekko... = moe o srebra bardziej c&odzio, nie wiem.
' 6iosa dziecko i srebra: ' upewnia si *etunka.
' Mis srebrn". 6o i talara belnickiego. Mis szlag tra-i, gdzie
przepada, ale talara mama do mierci na szyi nosia. = jak umieraa, to
kazaa gdzie spowiednikowi sc&owa!. #&yba nawet wiem gdzie, ale
%drenka nie wiedziaa i... ' gos mu z lekka zadra. Dpi piwa, tym razem
skromne !wier! ku-la, co jednak wystarczyo na wypukanie niemskic&
emocji z gosu. ' 8odowali, gdy tego mojego jedynego rodzia. *okarmu w
piersi nie miaa, c&or$bska si do c&aupy przyptay, jak to przy godzie, no
i nie wyy potomek. 0ak sobie nieraz myl, e gdybym jej o owym talarze
powiedzia, to moe by mam3k naja albo medyka dobrego. (lbo
wczeniej sama by wicej jada, miast dziewczynkom wszystko oddawa!.
6o, ale stao si... 0ak e szczcia nam moneta nie przyniosa.
' Ajciec si naj": d' Debren, jak kobiety, pyta cic&o. ' %a tego talara:
' ( co myla, e go wdowie z dzieckiem na rku zrabowa w guc&ej
puszczy: 1asne, e uczciwie zarobi. 4ardzo uczciwie, od siebie dodam. 4o
c&o! jeno przeprowadzi! bab mieli przez g$ry, a o bronieniu mowy nie
byo, c&yba e od zwierzyny czy wilkoaka, to nawet podwyki nie za"da,
gdy ic& belniccy wolontariusze opadli. Walczy do ko/ca, p$ki m$g i mia z
kim. ( tamtyc& kupa bya, no i z czarodziejem.
MYZ ' Kupa z czarodziejem: ' zdziwi si Jeyn. ' 0o jak wasi z +enz"
ojcowie do dom wr$cili:
%br&l posa mu mroczne spojrzenie, ale sowa musia zbiera! do!
dugo. 6ajwyra2niej i jego gryz ten problem.
' 6ie byo mnie tam ' wzruszy ramionami. ' ( ten, co by, kl" si, e
od byskawic a las pojania. Moe przesadza, alem przypalony od g$ry
ko/ski eb sam ogl"da.
' 4yy w uyciu czary ' oznajmia *etunka. ' 6ie wiem, czy z obu stron,
ale z jednej na pewno. 4o c&o! dowodu niezbitego nie mam, gow dam, e
si tw$j ojciec na ow" wied2m natkn", co na zamku belnickim zastaw
skrada. 0, co to j" nieyc" cigano.
>otmistrz gapi si na ni" dusz" c&wil z lekko rozc&ylonymi ustami.
' #&cesz rzec... na Mac&rusa, *etunko) #&cesz powiedzie!, em sierot"
zosta, bo ojciec jak"... zodziejk...:
' 6ie) ' Wszystkie gowy uniosy si, jako e szynk3was, c&o!
wczesnowieczny, uczyni z .endy najwysz" w caej gromadzie. 4ya te
najbardziej zmieszana. *rzez c&wil. 7zybko wzia si w gar!. '
Wybaczcie moje wzburzenie, ale przypadkiem wiem, e zodziejk" nie bya.
' ( kim: ' zapyta w imieniu pozostayc& Debren.
' Ana... ludzi leczya. ' Wyczua, e czekaj" na wicej. Westc&na
cic&o. ' 6o dobrze5 baby g$wnie. = tym drugim zajciem... no wiecie... te
si czasem paraa. *o najazdac& g$wnie, gdy z paczem przyc&odziy nie te
poc&e i bezmylne, a po prostu za wolne w nogac&. (le sto razy wicej
dzieci dla 4elnicy uratowaa ni... no wiecie.
' (kuszerka ' podsumowa Debren.
' 4ardzo dobra ' podkrelia. ' 1akby pani %drenka tak" jak 7ierosawa
przy sobie miaa, to moe c&opaczek... Wybacz, %br&l ' zre-lektowaa si. '
W ran ci z paluc&ami... (le nie mog milcze!, kiedy si jej pami!
szkaluje. #&o!by dlatego, e i mnie by nie byo, gdyby nie ona.
' Adbieraa ci: ' *etunka zmarszczya brwi, co jej si nie zgadzao. '
%naczy... przeya wtedy: ' .enda kiwna gow", wypado jednak jako
anemicznie, bez przekonania. ' 6ie zabili jej: 6o tak... skoro dalej
pracowaa.. (le e tak mocno poszukiwanej zbrodniarce winy darowano...
no, no.
' 0roszk poya ' powiedziaa cic&o .enda. ' Kr$tko, jak na czarami
wadaj"c". = nie pracowaa. Win nie darowano. % wiey ju ywa nie
wysza.
' 0ocie w wiey rodzeni: ' zainteresowa si Jeyn. .enda
umiec&na si smtnie.
' Dziki, panie Jeyn. (lem przecie m$wia... M$dka ju nie jestem.
#iut wczeniej na wiat przyszam.
' Mylaem, e artujesz z tym wiekiem ' wyzna, c&yba szczerze,
%br&l.
' 6ie. (le i tobie dziki. = sko/czmy ten temat, mao niewiastom miy.
*owiedz lepiej... od owego 8%M opowie! zacz"e...
' 0om nie powiedzia: Wybaczcie. (le si pewnie sami domylilicie5
tatko w eb oberwa, potem w zadek. 6ie ucieka, 4oe bro/5 otoczyli go i
wtedy... 0o oni odst"pili. 4ab zapali, dzieciaka... 6ie byo o co umiera!, a
paru by jeszcze lego, bo tatko pono! jak natc&niony toporem wywija. #a"
polank w zagajniku wykarczowa przy tej okazji. 6o to uciekli. 6awet
koniom si za mocno nie dostao, tyle e ten przypalony w b$r czmyc&n" i
dopiero nad ranem si znalaz. 6ie szo tamtyc& goni!. 7am +en3zy rodzic
najwyej, a przecie sam by nie poradzi. 6o i mojego musia pierwej
opatrzy!.
' 7usznie ' podc&wycia .enda, unikaj"c wzroku De3brena. ' 8upawa
m$d2 podmiewa si z takowyc& ran, ale niebezpieczne s" jak c&olera. 4o
to i krwi wiele, i obmy! szybko trzeba... Dobrze stary +enza zrobi.
' 6o, tego to akurat pewny nie jestem ' skrzywi si %br&l. ' 0akie
zn$w gbokie to owe rany nie byy, skoro tatko ca" p$rot, c&o!by po
nocy i belnickiej zbieraniny, pogoni. ( potem jeszcze wierzc&em prawie
pod sam *ra3wel dojec&a. 6ie powtarzajcie +enzie, wszelako widzi mi si,
e duej bym si obojgiem rodzic$w cieszy, gdyby jego ojciec jednak za
4elniczanami pogalopowa.
' +:
' 4o, dure/ jeden, opatrunek do dupy zastosowa. 0o znaczy... no,
wanie nie do... to znaczy niby akurat do, ale w danym momencie... i go
akurat na...
' 6ajmodsze z nas ' przerwaa mu w ko/cu .enda trzydziestk
sko/czyo. Doroli jestemy, kr$tko m$wi"c.
Wic po prostu powiedz, w czym rzecz. %wi2le.
%br&l posusznie pokiwa gow".
' %wi2le to... pieluc&" si posuy.
' #zym: ' zapytaa zaskoczona *etunka.
' 6o, tak" szmat", co to si j" niemowlakowi...
' #zworo dzieci na wiat wydaam ' sapna. ' Wiem co to pieluc&a.
0ylko mnie zdziwio, sk"d niby u kondotiera... ' urwaa. ' 6o tak. #&olera,
oszale! mona z tymi c&opami... 0o! o dziecko pytaam, czy nie
niemowlak. 6ie, sk"d) Apiekunce pyskuje, cikie... ( e jak pieluc&y, to i
niemowlak, ju e nie pomyla: 0rzy c$rki masz i nie wiesz, jak dugo
dzieciak pieluc&y nosi:
' ( przecieka! zaczn": ' zapytaa, niby to w imieniu rotmistrza, .enda.
= od razu spowaniaa. ' Daj mu spok$j, siostro. 6ie na nia/k si c&ce
najmowa!, a na wojaka. 0o si nie musi na pieluc&ac& wyznawa!.
%br&l, ku zaskoczeniu obecnyc&, splun" symbolicznie.
' 6o, tego bym akurat nie powiedzia. Wojak powinien zna! si na
wszystkim, co go zabi! moe. Wic i na pieluc&ac& tako.
' %abi!: ' powt$rzya z niedowierzaniem.
' = to po dwakro!. 4o raz, e je wied2ma 7ierosawa w zastpstwie
pergaminu daa, e niby kiedy je tatko jak asygnat solidnego banku na
ywe srebro wymieni. = pewnie dlatego czu si w obowi"zku tak zaciekle
broni!. Wiecie5 powany kontrakt, powane podejcie. ( dwa, e szczyny w
nic& smarkacza byy i si z nic& zakaenie na tatkowe rany przerzucio.
Wic gdyby nie pieluc&y, moe zlecenia by nie wzi", a wzi"wszy, nie
zmar.
' 7zczyny: ' Wygl"daa na mocno wstrz"nit", ale L inni byli pod
wraeniem.
' Mao romantyczna &istoryjka ' umiec&n" si krzywo %br&l. ' = nijak
si nie nadaje, by ni" kandydat$w na szlac&etnyc& rycerzy umoralnia!. 4o
jaki z niej mora: ;e gdy kto ma za mikkie serce, to mu i najtwardsza rzy!
nie pomoe, a jeszcze mu ratowany do rany nasika:
6ie uzyska odpowiedzi. 6ajwyra2niej nikt nie mia pomysu na lepszy
mora.
' 1ednego nie rozumiem ' mrukn" Debren po c&wili milczenia. '
#zemu asygnata z pieluc&y:
' *ergaminu ju nie daa rady d2wiga!. ' %abrzmiaoby k"liwie, gdyby
nie to, e .end ledwie byo syc&a!.
' 0o da si na tym pisa!: ' zdziwi si Jeyn.
' 6ie o pieluc&y pytam. M$wie5 misa srebrna. 8ot$wki, rozumiem,
akuszerka nie miaa kromie tego tala3, ra, ale z miednicy, nawet ksztatu nie
naruszaj"c, da si zestruga! srebra na cakiem poka2n"...
' %aczarowana bya ' wyjani bez zapau %br&l. ' 0a 7ierosawa na
wszystkie witoci tatk bagaa, by misy nie rusza. = kla si, e dziesi!
razy tyle srebra, a moe i zota dostanie, jak smarkacz nalene mu miejsce
odzyska. ;e z dobrego rodu jest, zamony, potencjalnie w kadym razie. =
na dow$d, e -aktycznie nie byle kogo przez niegi taszczy, ow" pieluc&
mojemu ojcu wcisna.
' 1edwabna bya: ' zainteresowaa si *etunka.
' 6ie. (le w rogu &erb miaa wy&a-towany. ' %br&l odczeka c&wil, po
czym doko/czy5 ' 4eloc&opa.
Debren cic&utko zagwizda przez zby. =nni milczeli. *ewnie dlatego
renie konia wydao si tak gonym.
( moe dlatego, e ko/ by przeraony.
' #&yba zgupiaa ' powiedzia z przekonaniem Debren, gdy .enda
sko/czya.
' 0ak cakiem to nie ' podrapa si pod kolczym kapturem %br&l. ' 7am
pomys jest dobry. 1eno nie na nasze siy. %waszcza e nie wiemy, gdzie si
paskudnik usadowi.
' >rrozpoznanie zrrrobi ' zaproponowa Drop. ' Dziurrr" w strrropie
wy-rrrun.
' #&yba zgupiae ' warkn" magun. ' 0o m$wi5 wanie na dac&u
siedzi. Mylisz, e po co palec w t szpar pc&aem:
Aczy zebranyc& skieroway si odruc&owo na wyduban" midzy
belkami szczelin.
' 0o nie po to ' zdziwi si Jeyn ' by *isklakowi znak -urma/ski
ukaza!:
K #o ukaza!: ' nie zrozumiaa .enda. Aberysta uni$s do/ i zacz"
prostowa! rodkowy palec, ale zre-lektowa si i rk z ju wyprostowanym
szybko sc&owa za plecy. ' (, to... 6ie s"dz. Widywaam ju Debrena przy
robocie i nigdy adnyc& paskudnoci z palcami... ' urwaa nagle i
zarumienia si. 7pojrzenia zebranyc&, r$wnie zgodnie jak przedtem na
szczelinie, spotkay si na obliczu maguna. 0e nie cakiem bladym.
6ikt nic nie powiedzia.
' 7kanowaem ' rzuci Debren przez zby. ' (ktywne skanowanie
najlepiej przez r$dk wyc&odzi ' zacz" wyjania!, maj"c w"t" nadziej,
e przestan" si gapi! i zaczn" suc&a!. ' W braku takowej podrczniki
zalecaj" posuenie si palcem. Wskazuj"cy sprzyja precyzji, jako
najczciej uywany, ale z kolei ten -urma/... znaczy...
' 6ie tumacz si ' %br&l, kt$rego broda nie do ko/ca krya wymowny
umieszek, mac&n" lekcewa"co rk". ' 1ak ju .enda wspomniaa,
najmodsze z nas trzydziestk przekroczyo. Dzieci mamy ' zerkn" na
dziewczyn ' albo wkr$tce mie! bdziemy. Wic si z czynnoci palcowyc&
nie spowiadaj.
' 0o nie tak ' wymamrotaa .enda, miotaj"ca si midzy c&ci"
patrzenia obu mczyznom w oczy a c&ci" niepatrzenia na nikogo.
7zykuj"c si do wypadu, c&o! konsekwentnie bosa, woya poyczony od
Jeyna ka-tan i naci"gna kaptur na oczy, wic miaa nieco uatwion"
spraw. ' Debren... on owe palce... w celac& badawczyc& to byo, nie
jakic&...
' Wystarczy ' powiedziaa spokojnie *etunka. =, r$wnie rzeczowo,
zwr$cia si do maguna5 ' %e skanowania wynika, e gry- siedzi na dac&u:
' 6ie cakiem ' z ulg" zmieni temat. ' (le gdzie indziej go nie ma. (
dac&u nie sign. ?kranowanie. 6o i to najlepsza pozycja. Wszystko
dookoa widzi, lizgiem raz dwa kadego dopadnie.
' 6ie na podw$rzu. ' %eszli na sprawy wojskowe i .enda szybko wzia
si w gar!. ' Awe zaostrzone pale mocno paskudnika spowalniaj". 1akby
co, odskoczy! zd". ` = kusz wezm. 4ez urazy, ale jak dot"d adnego
-ac&$w' i ca w kusz zbrojnego z bliska nie zaatakowa. %br&l dwa tuziny
bet$w mu posa... i co:
' = nic ' Debren nie m$g sobie odm$wi! troc& zoliwego umieszku. '
A tym wanie m$wi.
' 4o cywil ' rzuci uraony %br&l. ' 6ie po to jeno si szyje, by kogo
tra-i!. #zasem szyjesz, by napastnika z dala trzyma!. 6ie c&wal"c si, na
tyle dobrze go przytrzy' j maem, e dot"d raz tylko szturmu spr$bowa. ( i
naloty i marnie mu id". 1ak co trzecim gazem w ober tra-i, to j g$ra.
' Wanie ' podc&wycia dziewczyna. ' W H#notkI nie wcelowa, to i
we mnie... znaczy, nie w sensie, em... j ' zn$w si zmieszaa.
' Mniejsza jeste ' zlitowa si nad ni", troc& wbrew L sobie, Debren. '
%goda, jaki sens to ma. (le nie pomylelicie, e jak .enda z kusz" na
podw$rze polezie, to od L -rontu mniej nas bdzie, i bez kuszy w dodatku:
' Mistrzu ' %br&l uni$s berdysz, podsun" mu bliej , twarzy ' tym, jak
si dobrze zamac&n, to na okie! w g"b ciaa wejdzie. Widzisz te runy:
HDI i H7zI. Dua 7zkoda, znaczy. 6ajznamienitsza manu-aktura patner' #
ska w Mor,acu, a niekt$rzy powiadaj", e i w Biplanie. 7k"d si nazwa
wzia, c&yba tumaczy! nie musz. *opatrz, jakie szerokie to ostrze. 6ie ma
cud$w, by po ta' L kim ciosie gry- wr$d ywyc& si osta.
' 1eli dobrze tra-isz.
' 0ra-i.
' 1a te ' zapewnia .enda. ' 1eno dajcie mi czas, by oczy nawyky do
mroku. 7ze!... ' zre-lektowaa si ' trzy pacierze jeno.
Debren myla przez c&wil. %a dugo ' to jedno zrozumia od razu. (le
musia si zastanowi!. 4o wszystko, co powiedzieli, byo suszne.
' Debren: ' upomniaa si *etunka.
Duma i sy-ilis.
' 7am nie wiem... Drop, jak u twojego kompana z ta' i ktyk": Ma olej w
gowie:
' Agrrraniczenie rrrozumny ' papuga pomyla troc& i nadymaj"c si,
doda5 ' 7krrrajnie ogrrraniczenie. W porrr$wnaniu z dorrradc".
' %naczy, gupszy od niego ' wyjani Jeyn.
' Domylilimy si ' mrukna jego ona. ' 6ic mi nowego nie
powiedziae, Drop. = wanie to mnie martwi. Debren, ju ci m$wiam5 nie
sam gry- problem stanowi.
' 0ak, wiem. = wiem, emy tematu nie zamknli. (le w tej c&wili nie o
zdejmowaniu kl"twy mowa. Moe by! tak, e go tam w og$le nie ma. 0o
g$ry, wiatr czasem kierunek zmienia. Moe by! tak, e na c&wil skrci i
ko/ poczu zapac& gry-a. ( moe i nie gry-a5 sami m$wicie, e tu o
wilkoaka atwo. 7" te nied2wiedzie, rysie, wilki... 6ie tylko *isklak m$g
wierzc&owca sposzy!. 6o i za m"drzy nie s"5 ani m$j ko/, ani wasz gry-.
Dugo by tak nie usiedzieli, jeden na dac&u, drugi pod gankiem. Wic moe
niepotrzebnie si tu gowimy i tracimy cenny czas.
' #o uczony eb, to uczony eb ' zakpia .enda. = signa po pas z
poc&w", w kt$rej tkwi jej kr$tki podr$ny miecz. ' 6o, id.
Drzwi na podw$rze, podobnie jak -rontowe, przygotowano do szybkiego
otwarcia. *olegao to na przesuniciu barykady w g"b izby i pozostawieniu
w"skiego przewitu midzy zastpuj"cym wrota, ustawionym na sztorc
stoem a reszt" mebli i beczek, kt$re po zaklinowaniu desk" przytrzymyway
$w st$ przy -utrynie. .enda opia biodra pasem, sprawdzia kusz,
wetkna dwa zapasowe bety za pas nad poladkami i signa po desk.
Dopiero wtedy obejrzaa si na stoj"cego porodku izby czarodzieja.
' 0rzy pacierze, pamitajcie. ( ty, Debren, nie b$j si.
6ic mi nie bdzie. 1akby co, skocz do izby. %d". =d2 do %br&la, moe
ci potrzebowa!.
Am$wili wszystko. 4rzmiao sensownie. ( ona niejedn" wojn
zaliczya.
' Dwaaj na siebie, ksiniczko.
Dmiec&na si. = wyja desk.
7t$ opad sam, znieruc&omia w skonym ustawieniu, gdy zastrza tra-i
na barykad. *rzejcie byo ciasne, ale takie wanie miao by!5 czowieka
przepuci, gry-a nie.
MVN #o migno midzy nimi, sprytn" spiral" omino wy' j latuj"c"
ku barwnej plamie rk .endy, zniko w mroku.
' *siama!, na ros$ go... ' dziewczyna nie doko/czya, wykonaa piruet
na bosej picie, wepc&na si midzy blat stou a pokiereszowan" czarem i
taranem ocienic.
Debren zacisn" zby, zawr$ci ku g$wnemu wejciu. Ma c&niciem
doni powstrzyma do/ *etunki, podnosz"c" si ku stalowemu ryglowi.
' 0rzy pacierze ' warkn". ' Wie, co robi.
Mac&ruie, spraw, by naprawd wiedziaa.
*otem czekali. %br&l z berdyszem, Jeyn z &alabard", on sam z
zaadowan" truj"cymi sieka/cami &ulajkul". 8ry- udowodni ju, e wiele
sobie z oowiu i jadu nie robi, ale tym razem mieli zmierzy! si twarz" w
twarz. ( oczy, c&o!by i magicznego potwora, to nie zadek. 6o i to L bya
udana podr$bka muzera, ekstrawaganckiej broni, kt$rej korytko nabojowe
wykonano w ksztacie okr"gej rury. Debren nigdy nie zastanawia si, czym
' poza c&ci" zadawania szyku nowinkami ' kierowali si projektanci
&ulajkuli, ale na jedno wpad od razu5 e rura, jak kada o kolistym
przekroju, zogniskuje zaklcie duo lepiej ni najpaskudniej wyprostowany
rodkowy palec. #&o!, oczywicie, znacz"co gorzej od najmarniejszej
r$dki.
Mac&ruie, spraw by go tam nie byo.
' ...jedenacie... tuzin... trzynacie... ' 6ie by w stanie rozpozna! szeptu
i nie miao to nic wsp$lnego z -aktem, e stoczyli si ciasno ca" czw$rk"
przy drzwiac&, skleili jak gromadka piec&ur$w za plecami tarczownika, o
kt$rego puklerz bbni grad strza.
' 0-u, nie wypowiadajcie owej liczby, panie rotmistrz... 6ieszczcie
przynosi.
' ...dziewitnacie... pacierz... pacierz i jeden... dwadziecia dwa... '
%br&l liczy powoli, spokojnie, i c&o! pod krawdzi" poyczonego od +enzy
kapalina poyskiway kropelki potu, Debrenowi przemkno przez myl, e
mona by wedug niego skalowa! klepsydry.
4yo cic&o. 6ie m$g czarowa! przy uszac&, szykuj"c si do posania
pioruna kulistego przez rur muzerowego korytka, ale przecie by usysza,
gdyby co...
6ic nie sysza. 4ya boso, bya ostrona, wiedziaa, co robi. 6o i Drop,
stary zb$j, c&owany od jaja w lesie, doradca strategiczny jeszcze wikszego
zb$ja. 0en te nie da si zje! z kasz", jak poczciwiec 7zaamajka. We
dwoje sobie poradz". 6a pewno.
' Moe lepiej nie... ' jkna szeptem *etunka. %br&l zignorowa j".
#&yba po raz pierwszy.
#zekali. >otmistrz liczy. 4yo cic&o.
' ...pi!dziesi"t siedem... *etunko... pi!dziesi"t dzie wi!... '
Aberystka uc&wycia rygiel obur"cz. >ce lekko jej dray. ' 0rzy pacierze.
1u.
0o %br&l ic& ustawia. *etunka szarpna za mocno i a ni" zarzucio,
Jeyn zaczepi &alabard" o nadproe, a De3bren na c&wil olep od
niekontrolowanego przecieku mocy ' a mimo to wypadli na ganek, nie
przewracaj"c si i nie tratuj"c nawzajem. Ato co znaczy prawidowy szyk.
*rzez nastpn" c&wil te szo dobrze5 dac& ganku w tym miejscu ocala
i byli osonici zar$wno deskami, jak i cieniem. 6ikt nie bra pod uwag
cienia. 0eraz okazao si, e ten kawaek zagszczonego mroku znaczenie
jednak mia. *odobnie jak naderwany szyld, kt$ry %br&l pod uwag wzi" i
przed kt$rym ostrzega pomocnik$w.
>otmistrz wymin" go zrcznym unikiem. *rzeskakuj"c nad sc&odkami,
zawirowa w locie, omi$t spojrzeniem dac&. = wyl"dowa tyem.
Wic jednak. Mia l"dowa! przodem.
8ry- siedzia na dac&u. 6iedobrze.
(le cakiem 2le te nie byo. Ko/ sta tam, gdzie poprzednio5 bliej
ganku ni studni. =nna sprawa, e lepiej by byo, gdyby jednak ustawiono go
obok studni. 4o z daleka, nawet przez w"sk" szczelin, byoby wida!, e
wanie ustawiono. 6ie wybra miejsca sam. Konie nie maj" w zwyczaju
przywi"zywa! si do balustrady ganku.
' Dwa...)
Debren nie doko/czy ostrzeenia. Akazao si zbdne. *etunka ' c&yba
z winy cienia ' zderzya si piersi" z szyldem dokadnie w tym samym
momencie, gdy z przeciwnej strony zderzya si z nim ' te dlatego, e byo
MVV _ ciemno i ucznik przegapi poczerniae deski ' duga, jasno opierzona
strzaa.
Jeyn skrci w lewo, przebieg obok ony, zeskoczy z ganku w gboki
do kolan nieg.
' % ' tyu) ' %br&l zamac&n" si berdyszem, szerokie ostrze zastygo,
znieruc&omiao w gotowoci.
' Wiem) ' krzykn" oberysta, mijaj"c go i, zgodnie z rozkazami,
kieruj"c si za jego plecy. Debren jkn" w duc&u. Jeyn, druga linia oporu,
mia stan"! za %br&lem, bo gry- mia sta! przed %br&lem. = to akurat wyszo.
6ie przewidzieli tylko, e nie gry- bdzie g$wnym zagroeniem.
%arola przy wiekowym dbie zakoysay si, wypluy ludzk" posta!.
(le to nie ten wypuci drug" strza5 nadleciaa bardziej z prawej, zza
grubego wierka.
*odobnie jak pierwsza, tra-ia. *etunk ocali szyld. %br&la ' pancerz.
6o i strzaa z biaym, kurzym c&yba opierzeniem. %awodowcy unikali
jaskrawyc& lotek@ zbyt atwo byo je wypatrzy! w locie i wykona! unik
wzgldnie rzuci! czar ' jeli ju cel wyznawa si na podobnyc& sztuczkac&.
W walce na ma" odlego! zabarwienie pocisku nie miao znaczenia, ale
przynajmniej wyjanio atwo!, z jak" strzaa zrykoszetowaa od ramienia
rotmistrza5 amatorzy, opr$cz niewaciwyc& pi$r, uywali take cywilnyc&,
gorszej jakoci grot$w.
' % tyu) ' krzykn" Debren. %n$w za p$2no i niepo trzebnie. %br&l za
bardzo koc&a c$rki, by aowa! na opancerzenie, ale rycerzem w sztywnej
zbroi pytowej nie by i ciosu nie przegapi. Wykona kolejn" po$wk pirue
tu, skoczy ku zarolom.
Jeyn zatrzyma si, zacz" rozgl"da!. *r$bowa odsun"! si, zej!
rotmistrzowi z drogi.
% dac&u sypno drobinami niegu. 6ie byo tego wiele, lecz trudno
oczekiwa! grubej nienej czapy na dac&u, bombardowanym przez cae
klepsydry.
' Do rodka) ' Debren pc&n" kobiet, zbieg z ganku.
% naprzeciwka, zza zadaszonej studni, wypad jaki odzia ny na biao
dryblas. 4y szybki, ale nie szybkoci" zasko czy maguna, a zastosowan"
broni". 6im Debren podj" MVZ decyzj co do uycia wasnej broni ' al mu
byo oddawa! pierwszy i ostatni zarazem strza do czowieka, w dodatku
uzbrojonego w wiadro ' z wiadra pomkna ku niemu dziesiciokwartowa z
grubsza porcja pynu. 0roc& ku twarzy, lecz g$wny strumie/ doem.
%a duo tego byo na skuteczny unik. %doa obr$ci! gow i zacisn"!
powieki ' to wszystko.
' 6ie bab) ' krzykn" jaki nieznany, mski gos. ' #zarodzieja,
durniu) 4o nas gry- zere)
W wiadrze, na szczcie, bya woda. #uc&n"ca z lekka glonami i ciepa
jak na rodek grudniowej nocy. %apac& z czym si Debrenowi kojarzy, ale
gdyby nie ten okrzyk i koek, wyszarpnity przez biao odzianego zza paska,
pewnie nie poskadaby tyc& -akt$w w logiczn" cao!.
7toj"ca dugo i w maej iloci woda, kt$ra zd"ya skisn"!. 0u, w g$rac&,
gdzie czego jak czego, ale dobrej wody nigdy nie brak. Koci$. Kretyn
uraczy go strug" wiconej.
#&ocia z drugiej strony ' nie taki zn$w kretyn. ( woda nie bya taka
znowu ciepa5 ot, nie zacza jeszcze zamarza!. *odbrzusze, gdzie tra-io jej
sporo, przeszya lodowata iga b$lu. 6a c&wil Debrenowi a zabrako tc&u.
K"tem oka dostrzeg padaj"cego Jeyna. = okie! w kolczudze nad
Jeynem. *rzez uamek c&wili podejrzewa %br&la o niegodn" zawodowca
wpadk, lecz zaraz potem nad gow" oberysty przemkna strzaa.
0ym razem dostrzeg, sk"d nadleciaa. (le dure/, c&o! myli
czarodziej$w z babami, o szyldac& nie m$wi"c, mia wystarczaj"co duo
rozs"dku, by nie pc&a! si dalej, ni to niezbdne. Ad muzera dzielio go z
p$ setki krok$w. %a duo. 6o i szy zza pnia. Debren zrezygnowa ze
strzau, ledwie naprowadzi bro/ na cel. *r$bowa obr$ci! j" z powrotem i
poczstowa! sieka/cami tego z wiadrem, byo ju jednak za p$2no.
Wiadro wyrno go w rami, omal nie przewr$cio. Dtrzyma si na
nogac&, jednak okazj oddania strzau bezpowrotnie utraci. Koek ' pewnie
osinowy, gruby jak drzewce berdysza ' ju miga ku jego gardu. Debren
wyrzuci mu na spotkanie obie rce, po"czone solidnie okutym oem
muzera.
MVW *oskutkowao5 koek nie sign" ani garda, ani twarzy, c&o! magun
oberwa po czole wasn" broni".
' #zarodzieja, %e-o) ' dar si dowodz"cy ucznikami.
#zowiek zza wierka pr$bowa. #o ocalio Jeyna.
%br&l cisn" oberyst" ku studni. %e-o, celuj"cy do De3brena, nie posa
im strzay. 0en wyzywany od durni nie zd"y. Debren zdoa odnotowa! to
wszystko, jako e jego walka o przeycie nabraa na jaki czas mocno
statycznego c&arakteru.
4iao odziany, raczej silny ni sprytny, wspi" si na palce i usiowa
wcisn"! koek w twarz przeciwnika. Moe dlatego, e pierwsze uderzenie,
naprawd potne, tra-io prociutko w kab"k osony spustu. 1u za
spustem, wic muzer nie wystrzeli ' ale te jako bro/ zdolna wyrzuca!
pociski przesta si liczy!. % drugiej strony ' koek ugrz"z na dobre,
tworz"c z muzerem sztywny, niepodzielny krzy. Debren nie od razu zda
sobie z tego spraw. *rzez p$ pacierza szarpa si z biaym w nadziei
obr$cenia &ulajkuli i wpakowania mu sieka/c$w w uc&o. 6a wicej nie
m$g liczy! ' tamten wyra2nie przewysza go si".
' #o-amy si) ' wrzasn" %br&l. ' *etunka, do c&au py) Jeyn, za
mnie) 6ie le2 pod strzay)
P #iosem berdysza, po"czonym z szarpniciem woln" rk", pozbawi
studni ruc&omej klapy, przez kt$r" spuszczao si wiadro. Klapa miaa
uc&wyt. 1eden tylko i z boku, ale w silnej doni natyc&miast nabraa cec&
tarczy.
%e-o mac&n" rk" na rozkazy i posa mu strza. #&ybi. Drugi, ten
durny, te spudowa. (le c&yba nie dlatego dowodz"cy i jeszcze trzej inni
wyskoczyli na otwart" przestrze/, pognali w stron zabudowa/.
4ojowym zapaem napeni ic& dziwaczny ni to ryk, ni skrzek, kt$ry
zwali si z g$ry na wzgldnie cic&e do tej pory pole bitwy.
Debren nigdy wczeniej nie sysza bojowego okrzyku gry-a. 1eli nie
run" z wraenia w nieg, to g$wnie dlatego, e biay wreszcie ciut
zm"drza, puci koek i obur"cz c&wyci go za gardo.
*ociemniao od skrzyde rozpitoci czterec& s"ni.
= drugic&, mniejszyc&, czarnyc&, duo szybszyc&. 4ysno zotem
rozwianyc& wos$w. Wypadli z trzec& r$nyc& kierunk$w i spotkali si
przed sc&odkami ganku. *etun3ka trzasna gry-a miot" w sam rodek ba,
gry- odskoczy, za&aczy o sup, nadama go, pozbawiaj"c daszek paru
kolejnyc& desek. 6ietoperz zdzieli oberystk w potylic, obali na kolana,
wyrwa wiec" w czarne niebo.
' Won))) ' wrzasna *etunka, przeraona nie na ar ty, ale c&yba
jeszcze bardziej wcieka. ' %drajcy))) 1ajcolizy))) % pieka nie wyleziecie)))
Jeyn bieg w stron konia. Ko/, kt$ry znalaz si niemal w zasigu
gry-ic& skrzyde, zara, stan" dba. Dwi"zano go jednak dobrze, a
balustrada wytrzymaa. 7zarpnity za pysk, polizn" si, run" na kolana.
%br&l poderwa pokryw3tarcz, ale nie wyczu miejsca ' strzaa zadzwonia
o pancerz, zaiskrzya.
' 4aby nie tyka!) ' krzycza w biegu w"saty przyw$d ca napastnik$w. '
=nszyc& tyka!)
4iay szarpn" w lewo, potem byskawicznie w prawo. 4y za ciki, by
Debren zdoa utrzyma! r$wnowag. Dpadli. 6a szczcie w pytki nieg.
Magun, raz po raz wal"c &ulajkul" w okryty kapturem eb dusiciela, mia
zaskakuj"co dobry widok na wiksz" cz! placu boju.
% waleniem byo ju gorzej5 pod kapturem dryblas nosi -utrzan" czap,
mocno osabiaj"c" si cios$w.
*isklak zarycza. 7kadaj"c skrzyda, nagle szczupy i zwinny jak jego
koci przodkowie, skoczy w stron Jey3na. %n$w dosta przez pysk miot".
%awy, zgubi rytm5 *etunka namoczya sw" bro/ w jakim r"cym
paskudztwie sporz"dzonym na bazie ugu. Alepiony potw$r c&ybi
uskakuj"cego oberyst. Jeyn, wal"c &alabard" jak cepem, potnie, ale po
dugim zamac&iwaniu si, c&ybi *isklaka. %e-o c&ybi, posyaj"c strza[ tu
nad uc&em jednego z biegn"cyc& kompan$w, kt$ry wywali si z wraenia, i
nad uc&em %br&la, kt$ry c&yba w og$le jej nie zauway. >otmistrz
doskoczy z boku, poderwa trzymany w prawej rce berdysz ' i run".
Dure/ tra-i. W tyln" cz! jego lewego uda.
' Won)))
#o zaomotao o otaczaj"cy podw$rze czstok$. Dopiero wtedy Debren
rozpozna gos. .enda. #&yba pr$bowaa s-orsowa! ogrodzenie.
Wiedzia, e nie zd"y. = prawie go to cieszyo. 4o przegrywali. 0eraz
ju wyra2nie.
Abaj ucznicy skoncentrowali ostrza na rotmistrzu.5 Dpad w zym
miejscu i nim d2wign" si na nogi, zd"yli posa! mu cztery strzay. 0ra-iy
dwie. 1edn" zatrzymaa tarcza. Drug" brygantyna ' tyle e nie cakiem. W
ruc&u rki, wyszarpuj"cej i odrzucaj"cej strza, byo za duo b$lu, bezsilnej
zoci. 8rot nie wszed c&yba gboko, ale pod pancerz niew"tpliwie si
wdar.
8ry-, jakby sposzony krzykiem zza czstokou, potkn" si o wasn"
ap, potem zatrzyma. *o kociemu wypi" ogon ku niebu, pryc&n",
zanurkowa dziobatym pyskiem w zaspie. 7ta o skok od szalej"cego ze
strac&u konia, tar poparzone lepia unurzan" w niegu ap" ' i nic nie robi.
Debrenowi przemkno przez myl, e to dlatego, i nie musi. 4itwa
rozgrywaa si pomylnie dla jego maej, ale i tak liczniejszej armii.
0rzej nadbiegaj"cy byli ju blisko. Klcz"cy %br&l pr$bowa sign"!
skrzydowego berdyszem, ale uzbrojony w widy modzik zrcznie
przeskoczy nad ostrzem i pogna dalej. Drugiego skrzydowego,
wywijaj"cego toporem, *etunka wyrna ko/cem mioty w brzuc&. W"saty
przyw$dca odbi sulic" pc&nicie &alabardy Jeyna, odskoczy. Jeyn
sparowa pc&nicie wide i te si co-n". %br&l, warcz"c, odepc&n" si
drzewcem od ziemi, stan" na dw$c& nogac&, zatoczy si. 6astpna strzaa
przemkna obok jego okcia. Debren, na p$ uduszony, da spok$j
muzerowi, wepc&n" palec w uc&o biaego i puci przez uoon" w
-urma/skim gecie do/ byskawic. Miaa by! saba. <upno. W oczac&
mu pociemniao, przed oczami pojaniao. 4iay przesta dusi!, zwali si
magunowi na twarz, omal nie ami"c czoem nosa. *alec c&yba odpad. (
moe eksplodowa. Dziwne, bo w ostatnim momencie specjalista od wody
wiconej i kok$w szarpn" gow" i wiksza cz! energii posza przez
maMZL owin uszn" oraz kaptur w niebo. ( dokadniej5 czubek jody przy
wylocie drogi do >umperki. % gazi sypno niegiem, dwie czy trzy
stany w ogniu. *iknie, c&olera.
#zwarty z atakuj"cyc&, ten, co upad, zd"y si zerwa! na nogi. #ep,
bojowy, porz"dnie okuty, pomkn" skosem ku gowie %br&la. = c&ybi.
>otmistrz run" na kolano, skrci si w biodrac&, pad na okie!. 4erdysz,
posany za plecy, zakreli poziome p$kole ' pozornie bez e-ektu. #epiarz,
nie trac"c rytmu, dopad przeciwnika i ' najwyra2niej zaskoczony tym, co
si dzieje ' wywin" koza, gdy stopa zapl"taa mu si w lec"cyc& z
rozprutego brzuc&a jelitac&. >un" wyj"tkowo nie-ortunnie5 prosto na
%br&la. %br&l zdoa wywin"! si spod niego, lecz kosztem turlania po
niegu. Wida! byo, e podniesienie si zajmie mu sporo czasu.
0ak jak Debrenowi, kt$ry z wysikiem wygrzebywa si spod
rozkrzyowanego ciaa biaego. 0ra-ili na udeptany kawaek podjazdu@ pity
lizgay si, okcie rozjeday na boki, bezcenne momenty przeciekay mu
przez palce jak wicona woda przez znoszone, poprzecierane portki.
' % potworami na ludzi:)) ' krzyczaa *etunka. % pieka nie wyjrzycie)))
9mierdziele zamosteckie)))
1ej miota migaa wok$ gowy osaniaj"cego si siekier" mczyzny,
kt$ry pr$bowa j" zapa! i obali!, ale nie pr$bowa atakowa! ostrzem. Jeyn
wywija &alabard", nawet do! sprawnie, lecz y g$wnie dlatego, e "czy
to z ci"gym co-aniem si. W"saty przyw$dca i widlarz wykorzystywali
przewag liczebn" oraz lekko! swej broni, spyc&aj"c go w niepokoj"co
szybkim tempie ku p$nocnemu naronikowi czstokou. Debren,
rezygnuj"c ze wstawania, zapa zbami koniec koka, szarpniciem jedynej
wolnej doni pr$bowa oswobodzi! &ulajkul i posa! *orcj sieka/c$w w
przesuwaj"ce si tu obok poladki. Amal nie wyrwa sobie poowy szczki
' to wszystko.
8ry- nie rusza si. #&yba przesta nawet oczyszcza! lepia z ugu.
' Won, c&amy))) ' przetoczy si nad placem boju d2wiczny okrzyk
.endy. ' 0o nasza prywatna sprawa)))
6ikt jej raczej nie zrozumia ' Debren w kadym razie na pewno ' i nikt
nie posuc&a.
%ocista czupryna *etunki znika pod plam" spadaj"cej z nieba czerni.
0ym razem nietoperz zac&owa si jak na nietoperza przystao i po
wymierzeniu zaskakuj"cego ciosu w kark nie odlecia, tylko wczepi si
wszystkimi ko/czynami we wosy. Kobieta krzykna z b$lu, upada. #ios
mioty c&ybi celu, topornik wywin" si zrcznym unikiem i grzmotn" j"
drewnianym ko/cem broni w okie!. Miota, i tak bezuyteczna w takiej
pozycji, wypada obe3rystce z r"k.
' %abij))) ' rykn" %br&l. 0opornik kopn" *etunk midzy piersi" a
nietoperzem, obejrza si, zrozumia, e to do niego ' i polizgn" si z
wraenia. >otmistrz wsta wa. Kolejna strzaa sypna snopem iskier z jego
okry tyc& brygantyn" plec$w, druga uderzya w poyczony od +enzy &em,
przesuwaj"c go na oczy. *rzebita na wylot noga c&wiaa si, zdrowa pl"taa
w paruj"cyc& trzewiac& cepiarza, kt$ry tyem, dr"c si i szoruj"c nieg
okciami, odpeza w bezsensownej ucieczce przed wasnymi kiszka mi ' ale
wida! byo, e %br&l wstanie. = zabije.
W"saty zn$w udowodni, e nadaje si na przyw$dc.
' 4ratanki) ' krzykn", odskakuj"c na c&wil i pozo stawiaj"c
szermierk z Jeynem widlarzowi. ' Ku mnie)
.a! grubego)
Woaj"c, odwr$ci twarz w stron lasu. 0ym samym je' +, go spojrzenie
za&aczyo o nieruc&ome plecy biaego i gramol"cego si spod spodu
maguna. %awa&a si, po czym poderwa sulic i dodaj"c sobie animuszu
gonym5 H8iii/)))I, rzuci si biegiem w stron Debrena.
Debren, kt$remu zawieruszy si zagwodony kokiem muzer, posa
mu piorun kulisty. %n$w przez rodkowy palec, -urma/sk" mod". *alec, jak
si okazao, jednak nie odpad, ale wytworzony midzy nim a uc&em uk
elektryczny zrobi swoje i odrtwiaa po okie! rka zawioda. Kula ognia
migna obok policzka nadbiegaj"cego, spalia !wiartk sumiastyc& w"sisk
i ' zbyt p$2no pc&nita te3L lekinez" ' skrcia w d$. Wprost na ostrok$.
4ysno. 6ajpierw $ci" dugic&, kobiecyc& wos$w. ` 6ie cakiem
tam, gdzie tra-i piorun, ale wystarczaj"co blisko, by Debren zamar na
c&wil ze zgrozy i zmarno' # wa ostatni" ' -akt, e nik" ' okazj ratowania
si. 6im przeoy rozmiary eksplozji na -aktyczn" si raenia i wykrzesa z
siebie sab" nadziej, e jednak nie zabi .endy, zrobio si za p$2no.
W"sacz by ju nad nim, a ostrze sulicy jeszcze bliej.
6ad gow", koziokuj"c jak rzucony rk", powolny i na3igrawaj"cy si z
niego, przelecia bet. % prawej w lewo, od domu ku lasowi. .enda. Ana
jedna miaa kusz. *oniewczasie uzmysowi sobie, e wanie bysk
stalowego uku by tym, co przyci"gno jego uwag do $tej plamy
wos$w. #&yba mierzya gdzie w t stron. #&yba by zd"ya i c&yba by
tra-ia. ( on wszystko spieprzy.
*o raz ostatni.
7ulica co-aa si wraz z par" bior"cyc& zamac& ramion. W"sacz wyda z
piersi trium-alny okrzyk.
Kt$ry byskawicznie przeszed w bolesny i trwoliwy. 8dy co, co
Debren przez analogi zaklasy-ikowa jako tczowy piorun, dopado twarzy
mczyzny.
*oczerwieniao. Ad pi$r, ale i od krwi. Drop wbi pazury szeroko, niemal
od uc&a do uc&a, szarpn" skrzydami, wyskakuj"c na stop do g$ry i obi"c
w obliczu w"satego sz$stk gbokic& bruzd. 1edna okazaa si bardzo
gboka5 przetaczaj"cy si na bok magun dosta w policzek wyrwanym spod
powieki okiem mczyzny.
8dzie z tyu przypalany magicznym ogniem widlarz przebieg
kilkanacie krok$w i wrzeszcz"c z b$lu, skoczy zadkiem do przodu w
zanieone koryto. Akazao si puste, wic zaraz potem wyturla si z niego.
6a czworakac&, ci"gn"c za sob" ogon pomienia, wyrastaj"cy z miejsca dla
ogon$w typowego, pogna ku najbliszej zaspie.
' Jeyn) ' Krzyk, peen strac&u i zoci, zabrzmia w uszac& Debrena
jak piew katedralnego c&$ru5 .enda nie tylko ya, ale, s"dz"c po sile gosu,
miaa si cakiem dobrze. ' 0utaj) Wartko) *odci"gn ci)
0o ju nie brzmiao tak sodko. *anikowaa. #&o! gry- sta tam, gdzie
przedtem ' tyle Debren zdoa zauway!.
6a wicej nie pozwoli w"saty. *okaleczony, ciko *rzeraony, miota
si w k$ko, wywijaj"c na olep sulic" L pr$buj"c przedziurawi! ni" jeli nie
ptaka, to c&o! czarodzieja. 4$l, lk i "dza odwetu dodaway mu si, czyniy
szybszym. %aciskaj"c instynktownie powiek na ostatnim ju oku, pozbawi
si moliwoci zadawania celnyc& cio' = s$w, byo ic& jednak mn$stwo,
byy silne i nie tylko De3bren, lecz take obskakuj"cy w"satego Drop
musieli dokonywa! prawdziwie cyrkowyc& sztuczek, by unikn"! ostrza. 6a
szczcie byo ic& dw$c&, a okaleczony napastnik nie nienawidzi obu
jednakowo. *rzetaczaj"cy si z bo' [ ku na bok magun zyskiwa dusze
c&wile zwoki, gdy ostrze, c&ybiwszy go o par cali, obracao si o
szesnacie rumb$w i gwid"c z bezsilnej zoci, dziurawio powietrze
gdzie obok skrzekliwego 2r$da plugawyc& wrzask$w.
' 7rrrajdek) 7korrrumpowany sknerrus) Demokrrra3ta) Kurrrwi rrrodzic)
' dar si Drop, akompaniuj"c sobie opotem skrzyde i czyni"c dostatecznie
wiele &aasu, by j zaguszy! odgosy towarzysz"ce unikom Debrena.
' Dbij))) ' rykn" w"saty. ' 4ra! go, bratanki))) Ku' = zynk wam
szkaluje)))
' Kurrrwink) ' papuga wykrcia beczk, trzasna dziobem w do/,
zbijaj"c sulic z toru, kt$ry ko/czy si w ppku maguna. Debren, kln"c si
za ryzykancki ma' [ newr i gratuluj"c go sobie zarazem, doko/czy przewr$t
w ty, wyl"dowa na kolanac& kilka st$p dalej. W ko/cu z plecami u g$ry, z
jakimi zadatkami na swobod ru' , c&$w.
%br&l, dla odmiany, wanie pada. 6astpna celnie wypuszczona strzaa
utkwia midzy pytkami pancerza, ciosem midzy opatki pozbawia go
c&wiejnej r$wnowagi.
8ry- sta w miejscu. =gnoruj"c wierzgaj"cego konia, ` trium-alne piski
nietoperza, przekle/stwa .endy, nawet Jeyna, kt$ry przebieg tu obok,
gnaj"c na odsiecz szarpi"cej si z par" napastnik$w onie. M$g skoczy!,
zgru3c&ota! kark jednym ciosem potnej apy. 6ie skoczy. Wpatrywa si
w pon"cy czstok$ i jasn" plam wos$w z tyu. 6ie $t" ju, a jedynie
jasn" ' palisada przypalona magicznym ogniem dymia intensywnie, co
czynio z .endy ledwie widoczne widmo.
6awet z kolorem co si porobio. 1asna plama wyc&y1 MZY lonego zza
belek popiersia wygl"daa jako jednolicie, bez podziau na biel twarzy i
bkit sukni. #&ocia nie, jaka suknia ' bya w ka-tanie. 9nieg: Wytarzaa
si, upada:
Debren nie mia czasu zastanawia! si nad takimi gupstwami. 4ya za
ogrodzeniem i tylko to si liczyo. 0eraz zn$w bardziej ni przed c&wil".
% lasu, strzelaj"c w truc&cie, wybiegli obaj ucznicy. 0o3pornik,
wymierzywszy *etunce kt$rego z rzdu kopniaka, obr$ci si, skoczy
Jeynowi naprzeciw. Atoczony resztkami dymu i mn$stwem pary widlarz
maca w niegu, szukaj"c upuszczonej broni.
Wszystko niewane.
W"saty, doprowadzony do szewskiej pasji papuzimi obelgami, mac&n"
rk" na czarodzieja, mac&n" rk" na ostatnie oko, otworzy je i zacz"
ugania! si za wywijaj"cym $semki Dropem. 0e niewane.
Wani byli nadbiegaj"cy od strony %alewiska bratankowie. Wielcy.
4arczyci.
*odpieraj"cy si co par krok$w rkoma.
Debren, kt$ry ju stawa, na c&wil zn$w opad na kolana. Mikkie nagle
jak galareta.
4ratowa w"satego pucia si z nied2wiedziem. Dwa razy. Abaj
bratankowie byli ursoludami. Wielkie, baniaste by poronite sierci",
stercz"ce na boki, wysoko ulokowane uszy, kr$tkie nogi i dugie, niewiele
cie/sze od n$g rce... 4yli szczuplejsi i mniejsi od swyc& lenyc& przodk$w,
lecz ludzkie ubiory poszerzay ic& sylwetki, rozdymay do monstrualnyc&
rozmiar$w. 0en mniejszy, obdarzony wiksz" dawk" ludzkic& gen$w, bieg
szybciej na duszyc& nogac&, a w prawej apie d2wiga wojskow" maczug
ze stalow" gowic" najeon" kolcami. Drugi nie mia broni ' wystarczyy
mu dugie na kilka cali pazury i stercz"ce spod ci"gnityc& warg zbiska,
osadzone w wypc&nityc& daleko przed czubek nosa szczkac&.
' %br&l) % prawej) ' krzykn" Debren, szarpi"c si M tkwi"cym w
&ulajkuli kokiem. ' .enda) 6a konia i w las)
6ie mieli szans. W ciele rotmistrza tkwiy trzy groty, ucznicy
wpakowali wanie dwa nastpne w tarcz3poMZV kryw, kt$r" jako si
zdoa osoni!. 4yo jednak oczywiste, e za kadym nastpnym razem
bdzie mia trudniej, e naszpikuj" go jak jea, obskakuj"c wok$ jak Drop
w"satego, jak Drop bezkarni, lecz w przeciwie/stwie do ptaka mog"cy
zadawa! miertelne ciosy. 6ie musieli nawet c&owa! si za plecami
ursolud$w ' wystarczya im przewaga szybkoci i zwinnoci nad
okulawion" o-iar".
(le oczywicie nie pozostawiono ic& z rotmistrzem sam na sam.
4ardziej ludzki z p$nied2wiedzi, ten z maczug", pdzi wanie na %br&la.
*etunka, c&o! walczya jak lwica, nie bya w stanie wydosta! si spod
nietoperza. 6ajwikszego, jakiego De3bren kiedykolwiek widzia. %byt
wielkiego i sprytnego jak na siy brutalnie skopanej kobiety.
Widlarz wymaca widy, wstawa. 0opornik zrcznie zbi pc&nicie
&alabard", omal nie sign" ostrzem okcia Jeyna. ( koek nie c&cia
wyle2! zza spustu.
*rzegrali. #&o! gry- sta, kapi"c bezgonie dziobem i gapi"c si
bezczynnie na...
...wci" na .end.
Duma i sy-ilis.
' Do rodka, .enda) ' zawoa. ' *oniec&aj konia)
7koczy w stron ganku, drzwi, za kt$rymi nie byo c&yba ratunku, ale
przynajmniej bya nadzieja. 0ra-iony strza" szyld wci" si koysa, i to
mocno. 1ak kr$tko, 4oe... Wydawao mu si, e wieki upyny, a to
momen3ty... 1eszcze przed c&wil" byli peni wiary, moe i wystraszeni, ale
nie zrezygnowani. 0eraz umierali. Kade samotnie, c&o! niby obok siebie.
6ie c&cia tak. 1eli ju, c&cia obok niej. 1eszcze raz zajrze! w troc&
niebieskie, troc& zielone oczy z plamkami zota. Dziwne oczy, kt$re na
poz$r wydaway si po prostu szare.
' %abieraj *etunk, Debren) ' dogoni go c&rapliwy krzyk %br&la. '
%atrzymam ic&)
%awa&a si, zwolni. Drop przemkn" nad gow" w"satego i grotem jego
sulicy, zaskrzecza wyzywaj"co. 6ieto3pen zadar eb, zawa&a si. 6im
podj" decyzj, tczowa -uria spadaa ju z g$ry, nabieraa impetu.
Wystartowa, MZZ nie zd"y si jednak rozpdzi! i Debrena nie zdziwi
widok sczepionyc&, nurkuj"cyc& w zaspie cia.
Dskoczy przed kopytem, dopad klkaj"cej *etunki, szarpniciem za
okie! postawi na nogac&. 0warz miaa we krwi, cae garcie wyszarpanyc&
z gowy wos$w lepiy si do policzk$w, do niegu pokrywaj"cego
kouszek.
' Do rodka) ' pc&n" j" w stron ganku. ' %abaryka dujcie si)
%ac&wiaa si, omal nie upada. = wykorzystaa sprytnie t utrat
r$wnowagi, przelizguj"c mu si pod pac&" i ruszaj"c biegiem r$wnolegle
do ciany obery.
' Jeyn)
' Jeyn) ' dara si .enda, niewidoczna z tej perspektywy, przesonita
wgem budynku i resztkami zadaszenia nad gankiem. ' Do mnie) ( ty won,
pasiasty obe3sra/cu) 4o rzuc) 1ak mi 4$g miy) >zuc) 7ra j" pies) 6ie
moja)
Debren nic z tego nie rozumia. (le te nie mia czasu ' nawet na
stawianie sobie pyta/. Jeyn, urodzony pan3to-larz, na d2wik wadczego
kobiecego gosu natyc&miast rozpocz" odwr$t. #zym c&yba uratowa sobie
ycie.
Widlarz, siedz"cy po pier i okcie w zaspie, sprawia wraenie
obolaego, oszoomionego i mao zainteresowanego tym, co si wok$
dzieje. (le byo w jego postawie co, co byskawicznie rozkoysao dzwon
alarmowy w gowie Debrena.
*ar krok$w i Jeyn, bezskutecznie pr$buj"cy przebi! si &alabard"
poza zapor topora, ustawiby si do niego bokiem. .ewym, tym od serca, i
w odlegoci paru zaledwie st$p. ( wtedy...
Mczyzna z toporem na to c&yba liczy, bo zaatakowa natyc&miast,
kiedy stao si oczywiste, e nie podprowadzi przeciwnika pod zdradzieckie
pc&nicie. Akaza si dobrym szermierzem5 ju trzecie skrzyowanie drzewc
rzucio oberyst na kolano, zmusio do rozpaczliwego c&wytania
r$wnowagi. #zwarte jeszcze Jeyn by przetrwa, ale pi"tego raczej nie.
*etunka, ciut za szybka dla maguna, skoczya jak kt$ra z prgowanyc&
prababek *isklaka. Dopiero na koniec kolana dogoniy donie, wyrny
topornika po nerkac&. >unli oboje. Do przodu, wprost pod wznosz"ce si
widy.
Debren rzuci na szal wszystko, czym dysponowa. Konkretnie5 cay
zapas mocy przez prowadnic &ul"jkuli. 6ie zaryzykowa z piorunem@ zbyt
wiee byo wspomnienie gowy .endy znikaj"cej za rozbyskiem. Wybra
c&olernie nieekonomiczn", ale bezpieczniejsz" dla postronnyc& telekinez.
>ezultat przeszed jego oczekiwanie.
*c&nicie posao rozpdzone widy w g$r i do tyu. Dgrzzy w
belkowaniu dac&u. Widlarz, kt$ry rozpdzony nie by, wywin" koza przez
plecy, przebi balustrad, wyama uc&w" kawaek deski, grzmotn" o
cian i zwali si na ganek z bezwadnoci" mocno wypc&anego worka.
*etunk str"cio z plec$w topornika, cisno najpierw w zasp, potem pod
pomost. 1akie odbite od ciany ec&o tra-io konia. *oprg w ko/cu pk,
szarpi"ce si od samego pocz"tku zwierz zatoczyo si, wpado na
wstaj"cego Jeyna. #&rupna amana ko!, oberysta zawy, wypuci
&alabard. Debren obejrza to wszystko z lotu ptaka ' moe tkwi"cy w lu-ie
adunek, moe to wylotowe dra/stwo do regulowania rozsiewu wi"zki
spowodowao potn" reakcj i rzucaj"cemu czar dostao si niewiele sabiej
ni obrzucanemu.
%nokautowa go te nagy wypyw mocy. 6ic dziwnego, e zobaczy
par rzeczy, kt$ryc& nie mogo tu by!. 8wiazdy, barwniejsze od pi$r Dropa.
8ry-a, kt$ry pierzc&a do lasu z podkulonym ogonem. .end na czstokole,
liczn", ognist", wymac&uj"c" nagim mieczem i nagimi piersiami. #uda i
dziwy. *ikne i kompletnie nierealne.
>ealny by w"sacz, w kt$rego wyrn" plecami. = trzaski grot$w,
k"saj"cyc& pancerz %br&la.
Wygrzebali si z zaspy r$wnoczenie5 on i w"saty. Abaj oszoomieni, nie
bardzo wiedz"cy, co si stao. Debren okaza si szybszy, sigaj"c po
tkwi"cy pod spustem koek. W myleniu szybszy ju nie by. Dopiero
szarpi"c si z zaklinowan" broni", przypomnia sobie, e ju pr$bowali5 i
biao odziany waciciel koka, i on sam.
7ulica w"satego wyskoczya spod niegu troc& p$2MZO niej, za to od
razu jako penosprawna bro/. Debren rzuci si na plecy, wypuszczaj"c
&ulajkul i koek, skadaj"c do/ do gangarina. Kiedy impuls przebiega
przez okie!, bysno mu, e wypuszcza ju obur"cz, w dwie r$ne strony.
*siama!. M$g strzela!.
0eraz ju nie. #&o!by dlatego, e tra-iony w bdnik w"sacz
byskawicznie wzi" pomst, zwracaj"c na niego wieczerz, zoon" z kaszy
i c&yba marc&wi. 7ulic", na szczcie, wymierzy gorzej. Wbia si w ziemi
obok gowy Debrena. Magun trzasn" j" okciem, odrzuci na par st$p od
zupenie zdezorientowanego waciciela.
Dwie strzay migny obok n$g %br&la. >otmistrzowi udao si wsta!,
zastawi! berdyszem przed ciosem maczugi ursoluda. %grzytno
przera2liwie, od cylindrycznej gowicy odpado kilka kolc$w. %br&l
zac&wia si, lecz utrzyma na nogac&.
Drugi czekonied2wied2 przebieg midzy staj"cym dba koniem a
siadaj"cym czarodziejem, skoczy za Jey3nem. Aberysta, wyra2nie
p$przytomny, ze zwisaj"c" bezwadnie lew" rk", bez broni, rozejrza si za
on", nie dostrzeg jej, dostrzeg roz&utany szyld i, wyci"gn"wszy bdny
wniosek, pobieg tam, gdzie mu kazano. Do .endy. 0opornik, pokaleczony
&akiem &alabardy, na kt$ry przewr$cia go *etunka, gramoli si niezdarnie
z ziemi.
Debren c&wyci muzera, wycelowa. <ucznik oskarany przez w"satego
o gupot zabieg rotmistrza z boku, wy&amowa w miejscu, sk"d m$g
strzela!, nie ryzykuj"c tra-ienia ursoluda. 6api" uk. 6auczony
dowiadczeniem wymierzy w nie osonite pancerzem nogi.
+ulajkula stkna zwalnian" spryn", podskoczya Debrenowi w doni.
4yo za ciemno, by dokadnie oceni! e-ekty, <uk i strzaa rozleciay si
jednak w dwie r$ne strony, ucznik, klej"c donie do twarzy, run" w trzeci"
' to musiao magunowi wystarczy!. %waszcza e w"saty, c&o! niebo mylio
mu si z ziemi", zdoa wyci"gn"! n$ i, wspomagany kolejn" -al"
wymiot$w, pr$bowa pc&n"! *rzeciwnika.
%br&l sparowa ostrzem uderzenie maczugi i zaraz potem, pokryw"
studni, drugie, zadane pazurzast" ap".
MW^ =mpet ciosu uc&roni go przed upadkiem, wyprostowa. 0arcza
pka. Drsolud dosta w pysk drzewcem berdysza, rykn", splun" zbem.
Drugi ucznik, %e-o, skoczy w lewo, pr$buj"c wyj! zza plec$w kudatego
kamrata, zyska! sposobno! do strzau. Debren uni$s &ulajkul, teraz w
c&arakterze substytutu r$dki, c&o! nie bardzo mia czym czarowa!.
W"saty, c&yba przypadkiem, kopn" go @ w okie!, wybi bro/ z osabionej
nieszczsn" byskawic" rki. Magun, pr$buj"c c&wyci! w locie wiruj"cego
muze3ra, wyl"dowa obur"cz tu przy osinowym koku. %apa go, niewiele
myl"c pc&n" na olep za siebie.
0ra-i. Kij by dobrze zaostrzony, gadko wszed w gar' i do. W"saty
pad. %br&l te ' na kolano. 4erdysz zatrzyma jednak spadaj"c" z g$ry
maczug. Drsolud, zamiast odskoczy! i ponowi! cios, run" na czowieka
ladem maczugi, pr$buj"c zgnie!, stamsi! w zwarciu, poszarpa! pazurami.
Ddao mu si, przynajmniej czciowo. Duga bro/ poleciaa na bok, wielka
-utrzano3blaszana kula splecionyc& zapanik$w potoczya si ku studni.
' >ka) ' krzyczaa gdzie w dali .enda. ' 7zybciej)))
0am te dziao si co zego, ale Debren nie m$g si ogl"da!. %e-o,
omielony widokiem zakopanego w niegu berdysza, ruszy ku tarzaj"cym
si przeciwnikom. 7trza z przyoenia powinien zaatwi! spraw.
' *om$ mu)
*etunka. 4ya z tyu, nie wiadomo, do kogo adresowaa okrzyk.
6iewane. %br&l na pewno potrzebowa pomocy. ` Jeyn by! moe. 6o i
nie byo czasu.
6ie byo te czym czarowa!. 8angarin wyssa mu z gowy cay zapas
magicznej energii. Muzer pusty w rodku. Duma i tr"d.
D2wign" si na nogi. % trudem.
' +ej, ty. F Ad samego pocz"tku starcia wszyscy krzy' j czeli. An po
prostu m$wi. *ewnie dlatego podziaao5 %e -o, c&o! brakowao mu tylko
paru krok$w, zwolni, posa magunowi szybkie spojrzenie. ' Wystarczy. 4o
olepi.
6ie myla, e podziaa. *rawd m$wi"c, w og$le nie myla. 7amo
wyszo. 6a pusty, wypeniony krwi" oczod$ w"satego spojrza dopiero
naprowadzony spojrzeniem u' j ... = MWL cznika. 6a tego drugiego,
wierzgaj"cego nogami, z twarz" jak po brutalnym goleniu pryszczy ' te.
6ie potra-i oceni!, czy kt$ry z sieka/c$w tra-i w oko. 4yo ciemno. (le
%e-o, maj"cy w tle pon"cy ostrok$ i otwarte na ocie drzwi obery,
widzia jeszcze mniej. = dopowiada sobie to, czego nie wyawia wzrok.
' 4karrrt) ' zaskrzecza, troc& jakby rwany zadyszk", lecz nadal
zuc&way, paskudny w brzmieniu gos Dropa. ' 7mierrrdziel borrrny)
Marrruc&a nierrruc&liwa)
Wikszy ursolud zarycza, w dwa momenty p$2niej zderzy si z czym
masywnym, c&yba drewnianym, co przynajmniej czciowo poama.
#iciwa uku %e-a co-na si odrobin. Wolno. *otem wr$cia. = zn$w si
co-na. (le nogi tkwiy w miejscu, nie pr$boway nie! waciciela bliej
studni, kt$ra zatrzymaa w ko/cu tocz"c" si nied2wiedzio3ludzko3nien"
kul.
' Alepi ' powt$rzy, teraz ju suc&o i dobitnie, Debren. 7ta z
opuszczonymi rkoma, niemal niedbale. %re zygnowany, podtrzymywany na
duc&u wiadomoci", e i tak niczego lepszego nie by w stanie zrobi!. = e
to, co ju zrobi, na co si jednak przydao.
6ie rozumia jak, ale ze nienego c&aosu jako pierwsze wyoniy si
ramiona w kolczudze i to one, zacisn"wszy si na kudatyc& uszac&,
trzasny bem przeciwnika o cembrowin studni. *otem jeszcze raz, i
jeszcze. *rzy kolejnej pr$bie rozbicia murka nied2wiedzi" gow" F bo
raczej na to si zanosio ' %br&l zainkasowa pc&nicie ap" i odlecia na
dobry s"e/ do tyu, lecz tego ju %e-o nie widzia.
6iczym stary wyjadacz, co to ju niejedno pole nie-ortunnej bitwy
opuszcza biegiem, potruc&ta nie bardzo spiesznie w stron lasu, z ukiem w
jednej, a zdjt" z ciciwy strza" w drugiej rce. 6ie ogl"da si.
Debrenowi nie c&ciao si wierzy!. 7traci c&wil na otrz"sanie si z
osupienia i nastpn" na wyawianie suli3#J ze niegu. %anim si uzbroi, ci
spod studni byli ju na nogac&.
#&wiali si obaj. % piersi ursoluda stercza dugi, do! *askudny sztylet,
kt$ry %br&l nosi to za pasem, to w c&olewie, w zalenoci od tego, gdzie
tra-ia drewniana yka i bukak z piwem. % uda rotmistrza wystawao to, co
zostao ze strzay po dugotrwaej szarpaninie. Krwi byo mn$stwo, jednak
to %br&l pierwszy poderwa bro/ z ziemi.
Drsolud sp$2ni si tylko odrobin. Maczuga tra-ia z boku ostrze
berdysza, odc&ylia tor. Dnik te zrobi swoje. Dobrze zaostrzony brzeszczot
min" si ze bem, musn" rami i w ostatniej c&wili dogoni bos",
poronit" wosiem stop. #zekonied2wied2 zarycza i odskoczy. *o3L
$wka stopy zostaa. Debren c&wyci sulic, ruszy biegiem. %br&l sparowa
poziome uderzenie maczugi, zakrci si na zdrowej nodze, dziwacznym
ciciem znad ramienia, w d$, tu przy kolanie i zn$w w g$r, ulokowa
ele2ce berdysza gdzie pod praw" pac&" przeciwnika. 7zybko, zaskakuj"co,
a wic nie za mocno. (le to by ber3dysz, dwurczny top$r o sile raenia
maego tarana.
Kudatym zarzucio. Mac&n" woln" ap", str"ci rot' i mistrzowi &em,
kt$ry jakim cudem nie spad do tej po' L ry. *c&niciem maczug" niczym
mieczem zgi" %br&la w pasie. %br&l, nie prostuj"c si, ci" od dou,
obuc&em, j 0am, gdzie zmczony so,rojski partyzant uderzy ksicia .endy.
Moe nie z tak zab$jczym skutkiem, ale wystar' = czaj"co mocno, by
ursolud zwali si na cztery apy. %br&l odskoczy na jednej nodze,
zamac&n" si, pierwszy raz solidnie, i ci" besti przez eb. 0ylko raz.
Wystarczyo.
Debren wy&amowa ryzykownym lizgiem, zawr$ci. L 6iepotrzebnie.
*rzed ober" zrobio si pusto, tylko *e' = tunka, c&wiej"c si i potykaj"c,
wci"gaa na ganek i dalej, w drzwi, dziwnie potulnego konia. 8ry-a nie byo.
*odob' = nie jak Jeyna, mczyzny z toporem i drugiego ursoluda. Dropa
te nie byo, ale ten przynajmniej dar dzi$b zza czstokou, nie bardzo
zrozumiale, lecz bez w"tpienia wy' # j"tkowo plugawie. 6a niegu czerniay
zwoki nietoperza, , na ganku ' tego z widami i zamanym karkiem.
*ozostali znikli. Debrenowi wydawao si, e dostrzega lady lu' 1 dzkic&
st$p biegn"ce w stron kr$lewskiego traktu, lecz dymu byo za duo, by
zyska pewno!.
' Dojd) ' zawoa z tyu %br&l. ' 4iegnij do nic&)
MWX *obieg. Amal nie w lewo, gdzie dogasao wprawdzie, lecz wci"
mocno dymio ugodzone piorunem ogrodzenie. 7krci ku drzwiom i
*etunce tylko dlatego, e palisada byo wysoka, a jemu spieszyo si do
.endy. 9lady w niegu c&yba -aktycznie byy ladami, ale to kudate bydl...
*o prawej czstok$, zmurszay i stary, zia spor" i now" dziur". Drop
przesadzi z obelgami i c&o! przesadza z nimi dalej, gdzie w odlegym
ko/cu podw$rza, a za a2ni", Debren wolaby by! ju po tamtej stronie
budynku.
6ie dao si jednak. Ko/, posusznie id"cy za kobiet", zacz" si szarpa!,
gdy tylko wyczu jego obecno! z tyu. ( sta akurat w drzwiac&.
% tyu bya barykada, pod nogami *etunki walaa si zbita z desek belka3
zastrza, wierzc&owiec, c&o! nie pr$bowa wierzga! ani gry2!, raz po raz
stawa, parska nerwowo i nie dawa si przepc&n"! w g"b izby ' potrwao
troc&, nim oberystce udao si odci"gn"! go na bok. %br&l, c&o! kutyka i
skrci ku palisadzie, po porzucon" przez Jeyna &alabard, dogoni ic&
jeszcze na ganku.
Wpadli do rodka niemal r$wnoczenie. >otmistrz szczkn" zasuw"
nieco wczeniej, ni magun dopad przeciwlegej barykady.
0ylko po to, by natyc&miast odskoczy!.
%za odc&ylonego stou3drzwi, omal nie wydubuj"c mu oka, wysuno
si ostrze kr$tkiego miecza. .ekko r$owe od krwi, oklejone dwoma czy
trzema dugimi, grubymi wosami. %araz potem bysna blac&" rycerska
ebka Jeyna. 0rzymaa si wy"cznie dziki paskowi5 gowa, na
podpieranie kt$rej .endzie zabrako ju r"k, zwisaa bezwadnie.
%aklinowana w w"skim przejciu dziewczyna pr$bowaa co
powiedzie!, ale trzymana w zbac& klinga zrobia z tego rozpaczliwe,
nieczytelne mamrotanie. Debren do3skoczy, obur"cz, by bro/ 4oe nie
skaleczy! policzk$w, wyci"gn" miecz, odrzuci, zapa Jeyna pod
pac&ami.
' %br&l) Dawaj st$) *etunka, szarpie, ale migiem)
.enda zmienia c&wyt, obur"cz opasaa uda rannego. *eruka
przekrzywia jej si na gowie, nie pr$bowaa jej jednak poprawia! ' nawet
kiedy ju pooyli Jeyna na MWN -ragmencie barykady, byskawicznie
przesunitym przez l rotmistrza bliej kominka, gdzie byo troc& cieplej i
gdzie Debren mia wicej wiata.
' Mateczko mac&rusowa... ' %br&l, wsparty na berdy3szu jak na kuli,
przeegna si odruc&owo. *etunka nie odezwaa si sowem. Wepc&na
.endzie k"b podartyc& na w"skie pasy przecierade, wyrwaa z niego jeden
kawaek, skadaj"c w grub" kostk posaa Debrenowi pytaj"ce, na poz$r
spokojne, jedynie c&murne spojrzenie. >ce nie dray jej jak wtedy, przy
ryglu. Moe dlatego, e nie baa si. 6a strac& byo za p$2no.
' %araz, najpierw blokady. ' Magun sign" po czyj kubek, odstawiony
na kominek, ostronie spuka piwem krew z lewej doni. % praw" wola nie
ryzykowa!5 wci" to drtwiaa, to pobolewaa na przemian. ' %nieczul, co
si da. Wstrz"s m$gby go zabi!.
' Krew ' wymamrota rotmistrz, przeykaj"c z wysikiem lin. '
0rzeba...
' 0ak. 7pr$buj. %araz.
.enda, maj"ca wieo w pamici przygotowania do odwrotu z a2ni,
rzucia si na kolana, zacza zbiera! z podogi pozostae po wznoszeniu
barykad szczapy. *etunka signa po odrzucone na zydel szarpie, szybko i
bez sowa skadaa je w grube, zgrabne opatrunki. W wiele opatrunk$w.
Debrenowi przemkno przez myl, e szarpi moe jej zabrakn"!. 6a
samo oboenie rany, o wi"zaniu nie m$wi"c. 6aszykowaa na ca" pi"tk '
Drop mia zosta!, nie byo go w planac& ' ale nie pomylaa, e kto moe
wr$ci! z ranami o "cznej dugoci szeciu st$p. W dodatku tak gbokimi.
Drsolud rozcapierzy pazury, postawi na ilo!, nie jako! ' lecz i tak ci"
gboko. 6ied2wiedzia apa rozoraa korpus oberysty trzema nier$wnymi
bruzdami, biegn"cymi od obojczyk$w a po biodra. 8$r" popkane,
obnaone ebra i mostek przewanie zatrzymay szpony, nie dopuciy do
puc, jednak w dole byo cakiem beznadziejnie. *osza w"troba, okrnica,
$! z woreczka mieszaa si z krwi" i cuc&n"c" zawartoci" jelita
cienkiego. Krwi nie byo duo, bior"c pod uwag rozlego! MWY obrae/.
6iczego to jednak nie dowodzio5 ciekaa midzy trzewiami ku plecom, w
g"b jamy brzusznej.
' Adejd2, *etunko. ' Debren, c&o! na resztkac& energii, pracowa
szybko5 nie pr$bowa pc&a! palc$w w klatk piersiow", nie musia
kombinowa! ze stawami w niedostpnyc& miejscac&. ( zakadanie blokad
teraz, gdy droga do sporej czci nerw$w i naczy/ bya otwarta, nie
wymagao wielkic& wydatk$w mocy. ' Adejd2. *oradzimy sobie. = zawoam
ci, jak bdzie... jak bdzie trzeba.
' Dam rad ' wymruczaa. #ic&o i twardo zarazem. 6ie pr$bowa
ponawia! propozycji. %waszcza e %br&l nie wytrzyma, postukuj"c
berdyszem pokutyka w stron kuc&ni, zazgrzyta klap" do piwnicy. .enda
karmia kominek drewnem, nosia wod, miaa brudne rce, roztrzsione w
dodatku. >ce *etunki nie dray.
*racowali bez sowa. Dopiero pod koniec, kiedy szarpi -aktycznie
zabrako, a ona opara stop o zydel, podci"gna sukni i byskaj"c noem
oraz kolanem oddzieraa pas lnu od noszonej pod spodem &alki, uwiadomi
sobie, e to ju dwiecie dwa lata. 7i$dme pokolenie kobiet, kt$re yj" na
pustkowiu, same opatruj" okaleczonyc& przez gry-y m$w, braci i syn$w,
same grzebi" tyc&, kt$rym opatrunek nie pom$g.
Musiaa by! twarda. = bya.
' Adwr$! si, Debren ' powiedziaa spokojnie, kiedy w ko/cu co-n" si
od stou, niemym opuszczeniem doni daj"c zna!, e zrobi, co umia. ' D$
&alki mi si ko/czy, a matka jeszcze jestem i nie mog...
' Wystarczy ' powiedzia cic&o, troc& bagalnie, zerkaj"c na ci"g
nas"czonyc& czerwieni" opatrunk$w.
' Krew ci z gowy kapie. %awin. 1eno si nie gap.
6o tak. Wci" przeciera brwi, rkaw cay czerwony...
' %ostaw na %br&la. ' 7plun" na palce, potar rozci cie na czole. '
#&yba e masz wicej czystej bielizny na podordziu.
6ie odwr$ci gowy. 0roc& z braku re-leksu. 0roc& dlatego, e bya
mimo wszystko prost" bab" ju nie to, e ze wsi, ale z guc&ej puszczy, i
moga nie sysze! o tym, e brud szkodzi ranom. ( przynajmniej nie bra!
sobie tego do serca bardziej ni pogosek o istnieniu czterogowyc& smok$w
czy o kulistoci ziemi. 0ak naprawd jednak zerkn" na jej odsonit" nog
bardziej dla samej nogi, i nie kusej &alki, noszonej w zastpstwie damskic&
kaleson$w. +alka, o czym tak naprawd wiedzia bez patrzenia, bya czysta,
wieo wyjta z ku-ra.
Dostrzega jego spojrzenie. 6ie zrobia nic, by c&o! tro3[ c& zasoni!
biae, pene udo. Debren nie zrobi nic, by i uda!, i nie byo powodu
zasania!. *omyla, e to, czego si dopatrzya w jego spojrzeniu, moe
przynie! jej wicej otuc&y ni najsubtelniejsza, starannie oczyszczona z li'
= toci odmiana wsp$czucia. 4ya jak .enda. = bya starsza. Wic nie
odwr$ci oczu. Dopiero na sam koniec, kiedy zmierzya wzrokiem ilo!
odcitego p$tna i wbia n$ w miejsce, gdzie nawet nogi tak dugie jak jej
niemal si ju ko/czyy.
' 4ez urazy, siostro ' gos .endy, moe przez kontrast z ciepem, coraz
wyra2niej bij"cym z kominka, zaskoczy Debrena c&odem. ' Wiem, e
k"pieli dopiero co zaywaa i myda przednie tu warzysz, ale...
' .enda ' poprosi cic&o. Dziewczyna rzucia mu koc, podesza do
wyjcia na podw$rze, lekkim stukniciem pici poprawia uoenie jakiej
deski, klinuj"cej zastpcze drzwi. Dopiero potem spojrzaa mu w twarz.
Akry ostronie rannego, odwzajemni spojrzenie.
' #o5 .enda: ' 6ie pr$bowaa si zblia!, lecz i tak widzia, e przez jej
oczy, szare teraz, przemykaj" gniewne byski. ' #o gupiego
powiedziaam:
' .enda... nie teraz.
6ie patrzy na spryskany krwi" st$ i nieruc&ome ciao, kt$re wanie z
ciaem, a nie czowiekiem, coraz bardziej si kojarzyo. (le wanie dlatego
powinna zrozumie!.
' ( kiedy: ' 7taraa si by! spokojna. ' Kto jeszcze ma zgin"!, nim
dojrzejemy do rzeczowej rozmowy:
' #o powiedziaa: ' zapyta troc& przez zby. 4ywa3a grubosk$rna, w
sowac& przynajmniej. (le tym razem przesadzia.
' M$wiam5 p$jd z *etunk". M$wiam. ' 6ie by pewien, czy naprawd
zabrzmiao to po dziecicemu, czy skojarzenie dopado go przez to lnienie
w jej oczac&. *oci"ganie zakatarzonym nosem te nie dodao .endzie
powagi i dorosoci. ' 6ic by nam nie zrobili. 7am syszae5 nie wolno im
rusza! bab.
' A czym ty gadasz:
' 7pieprzye to, Debren. (kurat ty, psiakrew. Ad kt$rego rozs"dku i
pacy-izmu oczekiwaam. Mogymy i! we dwie. My tylko. 6ikomu nic by
si... ( tak to Jeyn...
Drwaa. %n$w troc& dziecica, bo jakby wystraszona tym, czego omal
nie powiedziaa. = co wszyscy usyszeli tak wyra2nie, jakby zostao
wykrzyczane.
*rzez pewien czas nikt na nikogo nie patrzy. .enda staa przy stercie
mebli i beczek, pozwalaa przeci"gowi koysa! doem sukni. Debren dopiero
teraz dopatrzy si braku burego ka-tana, w kt$rym wyc&odzia. = pasa.
= Dropa. Moe dlatego nie zapyta o reszt.
%askrzypiay deski, w drzwiac& kuc&ni pojawi si %br&l. % ostrzem
berdysza pod pac&" i sporym g"siorem w rce. 8"sior by otwarty i c&yba
uyty, jako e rotmistrz, c&o! blady, porusza si znacznie sprawniej.
' 6ie b$j si. ' 6a ustac& *etunki zamajaczy blady umiec&. Dniosa
oddarty przed c&wil" pas p$tna. ' 6ie dla niego mia by!. Wicej czystej
bielizny, jak si Debren susznie domyli, na podordziu nie mam. Wic
pozw$l, e na wasne zadrapania... 0o, co cakiem bezpieczne, na
prawdziwie potrzebuj"cyc& si przyda.
' >anna jeste: ' %br&l w paru krokac& pokona ca" szeroko! izby. '
<ajno i ka, Debren) Alepe: 6ie widzisz, jaka bladziutka: ' Wepc&n"
magunowi g"sior, woln" rk" c&wyci *etunk za rami. ' .enda, dawaj
zydel) ( ty usi"d2, bo jeszcze nam...
' 1a: ' 6ie pr$bowaa uwalnia! rki, przykrya tylko drug" doni" jego
do/. ' Dc&la! si zd"ye w tej piwnicy, miku: 6a siebie popatrz.
#auska noga we krwi. 7am siadaj. .enda, przynie wod. = co ostrego,
eby nogawk... = co pod nog. 7toek c&yba bdzie najlepszy.
' = zydel sobie we2 ' do"czy Debren, obc&odz"c st$ L wskazuj"c stos
mebli tworz"cyc& barykad. Dkucn" *rzed %br&lem, zerkn" na stercz"cy z
nogi kikut strzay.
MWW ' 0o ile w ko/cu tyc& zydli: ' burkna dziewczyna, kutykaj"c ku
barykadzie. ' = co jeszcze: ;ebym dwa razy nie lataa.
' %araz, ajno... ' %br&l co-n" si, c&o! nikt jeszcze nie siga rk" do
jego dziurawego uda. ' 0o! ona obie nogi ma do rzyci.
' 7am masz do rzyci) ' odcia si byskawicznie.
' Wszyscy maj" ' stwierdzi -ilozo-icznie Debren. ' (le racja5 nie
uc&odzi obolaej niewiasty jak rekruta gania!. *rzesta/ azi!, ksiniczko.
Krew masz na sp$dnicy.
' 0o suknia.
' D$ sukni. #zyli, jak dla mnie, sp$dnica. 4o spodem idzie.
' De-inicja sp$dnicy...
' %amknij dzi$b, .enda ' o-ukna j" oberystka. ' = siadaj przy
kominku. 6ie mog patrze!, jak prawie goa po tym zi"bie azisz. ( jeszcze
z takim dekoltem... %asznuruj c&o! t sukienczyn porz"dnie, bo ci co spod
spodu wylezie. = zostaw, do c&olery, ten zydel. 4arykad rozwalisz, krzywd
sobie zrobisz. Mikowi jeden starczy, a przy kominku masz -utro. 6awet
wygodniej ci bdzie.
Wyswobodzia si z ucisku %br&la, pc&na go, posadzia troc& na si.
*odesza do .endy, wyci"gna do/. Dziewczyna nie podaa jej swojej.
' 6ic mi nie jest ' powiedziaa z wyczuwalnym naciskiem. ' Dziki za
rk, siostro, ale laski c&wilowo nie potrzebu... #zego zby gupawo
szczerzysz, %br&l:
' 0o z b$lu ' mrukn" Debren, nie patrz"c w g$r. *$ki co, nie bra si
za wyci"ganie drzewca z rany, lecz nawet ogldziny, prowadzone bardziej
na dotyk ni magi", do miyc& dla pacjenta nie naleay.
' We2 przykad z Debrena ' kontynuowaa .enda. ' W ko/cu dotaro do
niego, e bez sensu gb" nie kapi. = gdy powiadam, e rany si na mnie jak
na sobace goj", to znaczy, e si goj". 0py jak koek bywa, a starczyo par
razy powt$rzy!, by zrozumia. ' *etunka milczaa, spokojnie czekaj"c z
wyci"gnit" rk". ' *siakrew... 6ie syszysz: Abejdzie si. Dorosa jestem,
nie jaka wstydli3wa smarkula5 jak mnie potrzeba przydusi, sama ci
poprosz. ( i wtedy raczej c&opa jakiego ni ciebie. %reszt", p$ki co,
mieczyk mam. >ozmiar jak znalaz, rkoje! z gak", wygodna, nie
podrapie... ' przerwaa nagle.
' %br&l:) #&cesz mi wm$wi!, e takie durne miny od drewna w nodze
ci nac&odz": ' Debren uni$s wzrok i stwierdzi, e z twarz" rotmistrza
-aktycznie nie wszystko jest w porz"dku. Wygl"da jak kto mocno
walcz"cy z oznakami rozbawienia. .enda wr$cia spojrzeniem do
oberystki. ' 6im si lepiej zajmij. % nas dwojga on bardziej laski
potrzebuje. % nogawki a mu cieknie. *rzesta/ si gupawo umiec&a!,
%br&l. ' Debren zn$w zerkn" w g$r i przyzna, e skryty pod brod"
grymas, czymkolwiek w istocie by, istotnie zrobi si nagle niezbyt m"dry.
' 1emu usu, siostro, jak si upara komu z obecnyc& laskowa!.
W izbie byo widno, wic Debren bez trudu wypatrzy nagy rumieniec
na twarzy *etunki. %araz potem dopado go skojarzenie. %robi! niczego nie
zd"y.
' *rawie... panienka gada ' rozleg si saby gos.
Wszyscy znieruc&omieli. *omijaj"c gowy, kt$re jak na komend
zwr$ciy si ku ustawionemu przed kominkiem stoowi. ' %br&l... najlepiej
by si... nada, *etunko.
Debren mia najbliej, ale to *etunka doskoczya pierwsza. 6a szczcie
nie pr$bowaa niczego robi!. 6awet doni ma nie podniosa ' nakrya j"
tylko swoj".
' 7pokojnie, Jeyn. ' Magun zsun" okrycie z ranne go, przebieg po
opatrunkac& wzrokiem i palcami. W ksi gac& mia par zakl!, mniej lub
bardziej skutecznyc& przy sondowaniu ran, okrelaniu wypywu krwi z
uszko dzonyc& naczy/. (le ksigi zostay we Cryc-urdzie. Cor muy byy
zreszt" zbyt rozbudowane, id"ce w dziesi"tki poziom$w@ nawet czarodzieje3
medycy potrzebowali niekie dy p$ dnia, by doprowadzi! swe zmysy do
odpowiednie go stanu i zajrze! w g"b ciaa. ' 7pokojnie. 6ie gadaj.
4oli: Mocno:
' 6ie ' ranny umiec&n" si do niego samymi oczami.
%br&l z bukakiem w rku i niepewn" min" ustawi si obok gowy
Jeyna. .enda, troc& jakby samotna, znieruc&omiaa daleko na ko/cu
stou, przy okrytyc& kocem stoMO^ pac&, z kt$ryc& nikt jako nie zdj"
but$w. 0o nie byo oe, a s"siedztwo kominka nie rozgrzewao a tak
bardzo, ale Debrenowi przemkno przez myl, e gdyby pazury ursoluda
wdary si w ciao troc& pycej, *etunka na pewno nie zapomniaaby o
butac&. 6ie bya typem kobiety, kt$rej mczyzna kadzie si w cimac& do
$ka. 6awet jeli tym $kiem jest karczemny st$.
' 6ie krwawi mocno ' mrukn" po c&wili.
' (le krwawi. ' 6ie brzmiao to jak pytanie, wic nie odpowiedzia
*etunce. ' Moesz co z tym zrobi!:
*atrzy na palce .endy, zaciskaj"ce si kurczowo. Moe na kocu, moe
na skrytyc& pod nim stopac& Jeyna. 6ie trzsa si, ale po raz pierwszy,
odk"d wr$cili, zyska pewno!, e jest jej zimno. Mimo to nie zawi"zaa
sukni. Wycicie nie byo a takie gbokie, nic nie powinno wy3le2! spod
spodu, ale co mu si nie spodobao w widoku lu2no wisz"cyc&
sznureczk$w. #&o! sam widok, owszem ' nalea do miyc&.
' Mog spr$bowa! ' powiedzia cic&o.
' (le...: ' *etunka zawiesia gos. 6ie zabrzmiao jak proba. >aczej jak
spokojne "danie.
' %aklcie znosi si z tym od znieczulenia ' wyjani, zdobywaj"c si na
wysiek patrzenia jej w oczy. ' *ier' = wszy wstrz"s min", bdzie go bole!.
= tak boli, ale przy trzymaj"cyc& blokadac&... 4ez nic& moe nawet od razu...
1est saby. Musiabym aktywowa! tkank nerwow" u wy' = lot$w...
' Kr$tko, Debren5 jaka jest nadzieja, e go uratujesz: ' Debren rozc&yli
usta, zacz" szuka! odpowiednic& s$w, potem nastpnyc&, bo pojedyncze,
kt$re mu przyc&odziy do gowy, cakiem nie nadaway si do tego, by je
wypowiedzie!, patrz"c w bkitne oczy *etunki. ' (&a.
*oczu ulg. = strac&, e wyczytaa j" z jego twarzy.
' Moe... ' %br&l, z pytaniem, lecz i prob" w spojrz' j niu, uni$s
nieznacznie g"sior. ' Wojacy zwykle...
*o policzkac& .endy cieky krople. Wielkie. *omyla, e to przez te
spalone rzsy. >"k nie miaa jednak spao' = nyc&, moga podnie!, wytrze!
szybko, ukradkiem... 6ie j podniosa. *ozostay gdzie byy5 na stopac&
oberysty. = MOL 1akby wyczuwaj"c przez koc, cimy i onuce, e s" zi3
mniejsze od tyc& jej, bosyc&, onieonyc&.
' Dar... gry-a. ' Jeyn zn$w si umiec&n", teraz na wet ustami. '
(le... ten jeden... raz... #o, *etunko: %e... zezwolisz: 8orzaka... z samej
Dangizy.
Miaa dziwne oczy. 4yy rzeczowe, gdy posaa magu3nowi nieme
pytanie. #iepe, kiedy przekazywaa jego odpowied2 w d$, jak on
ograniczaj"c si do skinienia gow". ( potem od razu, w uamku c&wili,
pene ez, kt$re nie wylay si na policzki, jak w przypadku .endy, tylko
dlatego, e natura obdarzya j" dwoma kompletami wyj"tkowo dugic& i
gstyc& rzs.
Wymruczaa co o kielic&u i umkna w stron kuc&ni.
' Jeyn ' odezwaa si .enda c&rapliwym gosem@ odblaski pon"cyc&
uczyw pl"say po cayc& jej oczac& jak po roz-alowanym stawie. ' 0am na
podw$rzu... 0o, co zrobi...
' 8upio em... nie musisz... sam wiem. (le aden ze mnie... wojak.
' 8adanie ' burkn" %br&l, poprawiaj"c niezgrabnie kouc&, zastpuj"cy
rannemu poduszk. ' Dobrze stawa. Aciupina treningu i do roty bym ci
wzi".
' Dajcie mu spok$j ' mrukn" Debren. ' 0o go mczy. %br&l, krew ci... z
piersi...
9wiey czerwony strumyk na brygantynie %br&la Debren te zauway
dopiero teraz. Duma i sy-ilis. *owinien wczeniej. W trakcie tarzania si po
zamarznitej ziemi rotmistrz poama drzewca wszystkic& strza, jakimi go
naszpikowano, ale przecie byo ic& wicej ni ta jedna w udzie i on,
Debren, powinien o nic& pamita!. = nie da! si zwie! duo wikszym
plamom krwi ursolu3da na pancerzu. 0amte byy r$owe od niegu albo
troc& ju zasc&nite.
%br&l zerkn" w d$ jakby zdziwiony.
' ?ee, to nic. Dranicie jeno. #$rek mam ca" kup, nie sta! mnie, by w
jakiej g$wnianej zbroi... = tak dziw, e z uku przebili. (le nie b$j si,
Jeyn5 serce cae.
' Dsi"d2 ' magun tr"ci go lekko, pc&n" w stron zydla. ' % nogi te ci
cieknie.
(rtur 4amewicz %br&l wyszczerzy zby.
' 0ylko z lask" nie wyskakuj. ' %erkn" w d$ i, nie gubi"c umiec&u,
rzuci5 ' #o, Jeyn:
Debren dozna lekkiego wstrz"su bezpaowego5 oberysta te bysn"
zbami. ( nawet zac&ic&ota.
8apili si z .end" na rozbawione twarze. Jeyn da sobie spok$j z
c&ic&otem, lecz umiec& zac&owa.
' 0o jaki atak: ' .enda po raz pierwszy przetara oczy wierzc&em
doni. #&yba tylko po to, by lepiej przyjrze! si objawom. ' Debren, nie
stercz tak) 6ie widzisz, e on... e co z nim...:
' 9mieje si ' mrukn" czarodziej. 8dzie z tyu *e3tunka omotaa
naczyniami. Dwi"zany w k"cie ko/ strzyg niespokojnie uszami.
' 8or"czka: ' szybko dopowiedziaa sobie reszt. ' Majaczy: '
%marszczya brwi. ' (le dlaczego %br&l...:
Debren zakl" w duc&u, odczeka c&wil, po czym zacz", ju na gos5 '
Widzisz, w Dangizie... kt$ra jako port liczne kontakty ze wiatem
utrzymuje... w tym z Marimalem...
' 0u, u nas ' rotmistrz zlitowa si raczej nad nim ni .end" ' sowo
HlaskaI jeszcze jedno znaczenie posiada, insze ni to u was, za g$rami.
' =nsze: ' 1eszcze bardziej zmarszczya brwi. ' 1akie:
' Mniejsza z tym. ' 6adal szczerzy zby. ' 6ie twoja wina, e zabawnie
wyszo.
' 1akie znaczenie: ' upieraa si. ' %br&l, czy mam rozumie!, e to ze
mnie si podmiewacie:
' Wic i w Mor,acu...: F zdziwiony Debren pokrci gow". ' 1ak to
si osobliwie wpywy kulturowe rozc&odz". 4elnica o rzut myck", Dangiza
o pi!set mil, a tu prosz...
' .aska z Dangizy ' jeszcze raz przerwa mu %br&l ' i ta nasza,
mor,acka, to dwie r$ne laski. #&o!, po prawdzie, bardziej nowoczesnej
mowy uywaj"c, modzieowej gwary znaczy, to nawet i trzy. (czkolwiek,
jak si tak zastanowi!, trza przyzna!, e znaczenia... no... jakby jednej
dziedziny dotycz".
' (le nie c&odzenia z kijaszkiem u boku: ' domylia - MOX si .enda. '
0o moe przestaniecie krci! i kto mnie, cie3mniaczk poza wpywami
kultury c&owan", owieci:
' .epiej nie ' ubieg Debrena rotmistrz. ' Kon-uzji by si nabawia.
.enda c&ciaa si k$ci!, ale za&aczya spojrzeniem o Jeyna. *rzeszo
jej. 1ak c&! do miec&u oberycie. 6adal nie wygl"da na kogo, kim by '
na umieraj"cego ' ale twarz, c&o! wolna od lad$w cierpienia, spowaniaa.
De3bren pomyla, e po raz pierwszy wygl"da dostojnie.
' (le... dobrze si stao ' powiedzia cic&o Jeyn. ' %a gai!...
porczniej. Dziki, panienko .endo.
Dziewczyna przekna lin, poci"gna nosem.
' %agai!: ' zapyta niewiele goniej Debren.
' %e mn"... koniec. ' Jeyn stwierdza -akt, tak dla siebie oczywisty, e
pr$ba przeczenia stawaa si niemal obelywa. 6ikt si nie odezwa, tylko
.enda odwr$cia na c&wil gow, zacisna powieki. ' = tak duej... niem
myla. #ae... lata. ( z ni"... nieatwo. 0aka jest...
' 6ie m$w ' zn$w uja go za stopy ' nie mcz si.
' #ic&o, kozo ' mrukn" rotmistrz. (ni troc& nie podobny do tego
sprzed c&wili, byskaj"cego zbami w umiec&u. ' #ic&o.
4ya cic&o. Jeyn lea nieruc&omo, zbiera siy.
' 7tarej em... daty ' odezwa si w ko/cu. ' (le dla *etunki... 9lepy nie
jestem, wi... widziaem, e co... midzy wami. Ad pocz"tku. .enda...
' 0ak: ' *oc&ylia si, Debren pomyla, e ma w spojrzeniu co psiego.
4ya jak owczarek, kt$ry zapomnia si, pogna po&asa! z dala od stada i
teraz, wiadom ogromu swej winy, wzrokiem baga pana o jeden gest doni
ku pooonym po karku uszom, o rzut kija, kt$ry mona by aportowa!,
przynie! pod nogi, c&o!by rzut marnie wypad i kijaszek ponioso w rodek
wilczego stada. *rzypomnia sobie, jak po wielokro! nawoywaa Jeyna,
jak niemal przemoc" porwaa go z placu boju za palisad, za kt$r" mia
znale2! ocalenie, a znalaz mier!.
6ie zna jej od tej strony. Moe tak wanie reagowaa za kadym razem,
gdy miecz nie zd"y w por i obok pada kompan, kt$rego nie zdoaa
osoni!. %awodowi onieMON rze nie roztkliwiaj" si zwykle nad rozlanym
mlekiem, ale ona bya dziewczyn". = nie zna jej.
6a dobr" spraw nie by nawet pewien, czy nie wymylia sobie tej
wojackiej przeszoci.
' 8dyby nikt inszy... a ona by c&ciaa... 6o i jakby ty... 7iostro do niej
woasz... patrzysz tak jako... Wic gdybycie obie... ' % tyu byo teraz
cic&o i Debren sy' L sza, jak milknie odgos zbliaj"cyc& si kobiecyc&
kro' L k$w. ' % dwojga zego... jakby miaa sama zosta!... 7taro' i modny
jestem, ale... ale lepiej by z inn"... niewiast"...
' *anie Jeyn ' w gosie .endy nie byo popoc&u, ju raczej rozalenie,
e zn$w go zawodzi ' ja w takim sensie _ *etunki nie... 4ardzo j"... (le w
ten spos$b to...
' D... uczucie si liczy ' umiec&n" si oberysta. ' 0ak zawsze...
mawia. ;e najwaniejsze... uczucie.
%br&l odwr$ci gow, posa zdziwione spojrzenie stoj"' i cej z tyu
*etunce. 6ie odezwa si jednak.
' 4d j" miowaa. ' Debren drgn", tak stanowczo j i uroczycie to
zabrzmiao. 6o i szczerze. *rzede wszy' # stkim szczerze. ' Macie to, panie
Jeyn, pewne jak w tel' j lickim kantorze. 6ie w ou, tak bym c&yba nie...
(le jak siostr wanie. #aym sercem. 6aprawd. = nie dlatego, e na tego
obesranego maruc& z goymi rkoma... %a to ycie *etunce jestem winna i
oddam, jak przyjdzie pora.
(le serce to darmo, za nic. 4o j"... od pocz"tku... ' 6ie wytrzymaa, zy
zn$w pocieky z oczu. ' 4o mnie za cza rownic... i w Debrena z &ulajkuli...
%akrcia si na picie, dopada kominka, wcisna twarz w gzyms.
Debren upewni si, czy dreszcze przebiegaj"ce od karku a po
przybrudzone pity nie s" na tyle silne, by posa! r"bek sp$dnicy '
wzgldnie dolnej czci sukni ' na spotkanie pon"cego nieopodal ognia.
*otem odwr$ci si, wyci"gn" rk. *etunka wsuna w ni" dziwny may
kielic&, su"cy c&yba odmierzaniu lekarstw. 6ie podesza jednak, co-na
si znowu. 7kryta za plecami mczyzn, przycupna na zydlu.
' Dziki ' szepn" Jeyn. ' 7zkoda, e nie... wied2 ma. *ono! s" takie,
co czarami... 1aka to by cudna... dzie wuszka... z takic& rodzicielek. '
*rzerwa, odpoczywa MOY c&wil. ' 1a em nie m$g... ( gdy si na tamten
wiat odc&odzi, inaczej wszystko... = czasu ju mao. Wic... %br&l, panie
Debren5 na sowo.
*oc&ylili si, c&o! po czci take dlatego, e do sp$ki napenili wanie
aptekarski kieliszek i przysza kolej ostronego przelewania dangiskiej
gorzaki w wysc&nite usta. Debren uni$s gow rannego, %br&l powoli
przec&yla naczynko. Ddao si5 Jeyn przekn", nie krztusz"c si. *rawie
si umiec&n".
' *rzednia ' wymrucza, ' We bie z miejsca... krci. (le cakiem
trze2wo... to rzekn. 8dyby kt$ry z was... m$g i zec&cia... Wiem5 panienka
.enda mo... modsza, cudniejsze piersi ma... cakiem jak ta z obrazu... '
Wspartej o kominek dziewczynie dreszcze miny nagle jak rk" odj", c&o!
ani nie spojrzaa za siebie, ani nawet nie oderwaa twarzy od wcinityc& w
gzyms przedramion. %nieruc&omiaa. ' %a to *etunka... tak sodko... Wstydu
em si tylekro! najad, ale sodkoci... jeszcze wicej. Wic gdyby... i ona
zec&ciaa... 6ie m$wi o eniaczce. (ni nawet... eby na stae... *rostaczka
jeno. Dboga. % przyc&$wkiem... dorosym. (le par niedziel. #zy dni
c&o!by. ( si... wypacze. W gar! we2mie.
' Jeyn... ' rotmistrzowi co zac&arczao w gardle. <ykn" wprost z
g"siora. ' <ajno i ka, c&opie...
' Wiem, e... o wiele prosz. (le mistrz Debren... poczciwy. W oczac&
to ma. = medyk prawie. ( medyk... by ycie ratowa!... &emoroidy leczy, we
wrzodac&, inszyc& paskudztwac& si... grzebie. 0o *etunk by m$g... 6ic w
niej paskudnego... no, moe jzyk czasem. ' *rzerwa, odpoczywa c&wil. '
6ie m$wiem nigdy... 6ikomu, jej nawet... (lem tu zosta, bo w stajni...
%araz uprz"tna, ale... jak zajec&aem, to w stajni... ptla. = cebrzyk doem,
dnem w g$r. ( ku-ry popakowane, c&opaczkowie przebrani, umyci... .ist
na stole. #zyta! em wtedy nie... umia ni w z"b, ale... #akiem durny nie
jestem. 6igdy jej nie powiedziaem... (le wiem. = te em jej nie koc&a,
gdym wtenczas... zostawa. ;al byo, to wszystko. 0eciowa wyjec&aa, brat,
*etunka sama tu... 1akbym nie zosta, to na ten cebrzyk... 6ie koc&aem,
sowo. % litoci jeMOV no. ( potem... 0o ta kl"twa, Debren. Dure/ jestem,
prostak, ale tom sam... poj". % &istorii rodu... wnioskuj"c. 0eciowa...
wiecie, jakie one bywaj". %awsze im si zi! mao godnym... widzi. 6a
okr"go5 Jeyn, ty na moj" c$3L ruc&n... adn" miar"... M$j to mnie na
rkac&, moja ma' = tka... z rycerzem... 6a zab$j nas tu zawsze... mioway
c&opy nasze. = nie byle kto. Kariery wielkie... w k"t cie3pali. 4ogactwo.
Kupce. >ajca jeden. Wielkie paniska. = po prawdzie... jak si ponur" saw
miejsca... uwzgldni...) Kaden jeno przejazdem, prapradziad *etunki to
nawet... pono! z kulbaki piwo... zamawia, by nie... popasa!. = w tej
kulbace... zd"y. 0o kl"twa, gow dam.
' 0ak ' powiedzia cic&o Debren. ' 0ak, Jeyn. 6ie wpadem na to, ale
teraz, jake podpowiedzia... Musia Mesztor&azy i o to zadba!. *osag
aden, z reputacj" wieczne kopoty... #iko by byo nastpczyni ma
znale2!. %waszcza e wyjeda! nie moga.
' = tak myl ' ci"gn" sabym gosem oberysta ' e gdyby z was
kt$ry... szans *etunce da... 4omy i my okrutnie... niedobrani byli.
Akrutnie. ( takic& sodkoci... _ jak ja z ni", tocie nigdy... 6o, moe
przesadzam. % was czarodziej, panie... Wiadomo5 czarodzieje wszystko mo'
= g"... mie!. = wszystkie. >otmistrze sawni te pewnie... 1 z niejednej
baryki... miody spijali.
' Daj spok$j ' wymrucza %br&l, wyra2nie zakopota' i ny. *o czym
zmy cz! owego zakopotania potnym y' L kiem.
' .udzkie... to przecie. 9redniowiecze... mamy. ( i *e3tunka...
postpowa. Wic tak sobie... pomylaem... 1ak nie Debren, by ycie...
ratowa!... od cebrzyka c&roni!... to moe... %br&l przysiga... na wojn z
*isklakiem tu... zo' . staje. Dac& ma... naprawia!. = swego ku-ra... troc&
po' = szuka. 4o gry-y sprytne, w jaskini upu... nie trzymaj". Wic cae
niedziele zejd". Moe i... do lata. >any wszak j trzeba... przed tak" walk"
podkurowa!. 6a pocz"tek w ou. Wic jak lee! bdziesz... 0eraz drew nie
bdzie komu... nanie!. ( zima sroga. #ieplej by ci... z *etunk" obok.
Wiem5 nieatwo... Abca baba, niemoda... pyskata. 6im-o-ilka. = poc&rapuje
niekiedy.
' Jeyn... ' 8orzaka, c&o! sawna, z Dangizy, nie pomoga wida! i
rotmistrz dalej mia kopoty z m$wieniem.
' 1ak wr$ci... wytumacz. 0rzy c$rki e... *rzem$wi jej do rozs"dku.
>ozumna jest... e strac&. ( do dziecka tak tskni... 6awet jak by ci nie
wyszo i... c&opczyk... 6ic to. Abojtne. #o by nie byo, na nogi... j"
postawi. Adyje, bidula. ( nawet jak nic... Wydudkasz raz, drugi, to w
siebie... na powr$t uwierzy. Miast na cebrzyk, na dac&... polezie. Wygl"da!
kogo, kto si... pozna na niej. Wiem, e o wiele... prosz. (lemy razem...
wojowali. 6ie odmawiaj... przysugi... towarzyszowi broni.
' Jeyn...
' Debren ' oberysta odwr$ci gow. ' Debren, pom$ mu. *rosz.
Debren uni$s wzrok, zerkn" w stron kominka. 6ic nie byo syc&a!,
ale mia racj5 .enda wpatrywaa si w niego szeroko rozwartymi, troc&
podesc&nitymi oczyma.
' 1a... Jeyn, *etunka jest liczna, aleja...
' Wiem ' przerwa mu oberysta. ' 0woja... takuka sama. ( modsza.
1ak ta z obrazu... %e wszystkim takuka. 6ie oczekuj, by... (le czarodziej
jeste. M$gby %br&la... &ipnoz"...
' ;e co: ' %br&l drgn", z wraenia postawi kieliszek w miejscu, gdzie
nie byo akurat stou. 6a szczcie naczynie byo srebrne, nietuk"ce. '
Mnie: +ipnoz":
' Adporny jeste: 0o moe... 8orzaki w piwnicy si... uzbierao. 1ak
dobrze popijesz...
Debren wyczu ruc& za plecami. = palce na okciu.
' Do!. ' M$wia cic&o, gos miaa spokojny. ' Debren, pozw$l. '
Adeszli pod szynkwas. ' =le:
%rozumia od razu.
' Moe i kwadranse ' powiedzia cic&o. ' (le moe pacierze jeno.
#&cia j" wzi"! za rk, co powiedzie!. *omyla o .endzie i nie zrobi
tego.
Amina go, energicznym krokiem podesza do stou.
' *oegnajcie si z Jeynem ' rzucia suc&o. ' 7aby 1est, powinien
spa!. = zostawcie nas.
G MOW =zba miaa dostp do komina, a szerokie oe przykryto pierzyn".
W skony su-it nie tra-i aden ze zrzucanyc& przez gry-a kamieni i dlatego
Debren j" wybra, ale teraz, po rozpaleniu grulla ' czy moe grilla '
zorientowa si, gdzie s".
' 7am los tak c&ce ' umiec&n" si sabo, wskazuj"c .endzie zacielone
oe. ' Wygl"da na to, emy tra-ili na twoj" kwater.
6ie pr$bowaa dyskutowa!. Kto przetar kurze, a para kubk$w, nad
kt$rymi %br&l natyc&miast przec&yli tulony do piersi g"sior, nie znalaza si
tu przypadkiem. Wczeniej zajrzeli do dw$c& innyc& izb, miaa wic
por$wnanie.
' #zego to niby c&ce los: ' zerkna podejrzliwie znad miedniczki, do
kt$rej nalewaa wody z dzbana. 4o i takie luksusy -undowano gociom w
obery omijanej przez cnotliwe ksiniczki.
' Do witu jeszcze troc&. ' Debren ustawi grulla obok $ka, dorzuci
drewienko. ' *rzepisz si.
' *od pierzyn": ' %amrugaa, wyra2nie zdziwiona takim postawieniem
sprawy. ' Mam... i! spa!: Do $ka:
' *ierwej sobie yknij ' %br&l poda jej kubek. Drugi poda Debrenowi. '
0o nie sen, ale te dobrze robi.
' *ogada! musimy ' rzucia twardo. Kubka jednak nie odstawia. ' A
powanyc& sprawac&, wic i na trze2wo.
' A powanyc& sprawac& ' mrukn" %br&l ' cakiem na trze2wo si nie
da. 0woje zdrowie, kozo.
<ykn" z g"siora. =lo! wlanej w gardo gorzaki sugerowaa, e nastawi
si na bardzo powan" rozmow. De' i bren, wzdyc&aj"c w duc&u,
przec&yli kubek. .enda te opr$nia sw$j. 6ie do ko/ca. Koniec posuy
jej do za3moczenia zoonego w kostk kawaka szarpi.
' 7sa! bdziesz: ' zainteresowa si %br&l. ' 4y na j duej
przyjemnoci starczyo:
' Dudkaj si ' warkna. ' Moesz si mia!, em przes"dna, ale
widziaam, jak powani medycy nie wod", a gorzak" wanie rany omywali.
' W 7owo pewnikiem: 6o, ci kad" okazj wykorzystaj", by sobie
c&lapn"!.
' .enda ma racj ' popar dziewczyn Debren. ' 6aMOO ukowego
dowodu jeszcze brak, ale badania sugeruj", e mocne trunki dobrze robi"
goj"cym si ranom.
' 0ak: ' umiec&n" si %br&l. = ykn" z g"siora tak zamaszycie, jakby
naczynie zawierao piwo, a nie mocn" jak c&olera gorzak z Dangizy.
%assa powietrze, przez c&wil musia wietrzy! gardo, gasz"c trawi"cy je
ogie/. ' Duuc&... 7iarka istna... Mio sysze!. W ko/cu przyjemn" kuracj
medycy wynale2li.
' %ewntrznie stosowane ' doko/czy troc& c&odniej Debren. ' 6a
ran, znaczy. #o robisz:
0o ostatnie byo do .endy. 7taj"cej przed nim i unosz"cej kawaek
zmoczonego w misce przecierada.
' Krew masz na czole.
W izbie, mimo komina, ciepo nie byo i zetknicie sk$ry z lodowat"
wod" nie naleao do przyjemnoci. (le nie protestowa. %reszt" uwina si
raz3dwa. Dnikaa patrzenia mu w oczy. 7umienna pielgnacjuszka, ot,
wszystko.
' ( teraz pod pierzyn ' powiedzia, gdy odkadaa zmoczon" w wodzie
szmatk i sigaa po t z kubka.
' Mamy gada! ' przypomniaa.
' *otem. %br&lem musz si zaj"!.
*osaa zmieszane spojrzenie rotmistrzowi.
' ej, wybacz, %br&l... *oda jestem. 7iadaj ' pc&na go lekko w stron
zydla. ' ( moe wolisz na le"co:
' +: ' *ozwoli si posadzi!, ale wyra2nie nie zrozumia, o co pyta.
' 6o, rany opatrywa!. ' 6ie czekaj"c na odpowied2, dokutykaa do
oa, zagarna pierzyn, przerzucia na stolik, ustawiony pod przeciwleg"
cian". %akolebao ni" *rzy tym, ale odzyskaa r$wnowag sama, nie
posikuj"c si ani przepierzeniem, ani mieczem, od czasu do czasu
dyskretnie uywanym w c&arakterze laski.
' 0utaj: ' %br&l natyc&miast poderwa si z zydla i wyrn" opatkami o
wysok" komod. *rzez twarz przebieg mu grymas b$lu. ' 6ie ple! gupstw,
kozo. =d2 spa!, a my sobie... gdzie po s"siedzku...
' *ortki zdejmiemy: ' domylia si. %agarna mied3oiczk i postawia
na drucianej kratce okrywaj"cej pale3nisko grulla czy moe grilla. ' 6ie
wygupiaj si. KalesoX^^ ny pod portkami nosisz. 6ie gap si tak5 portki ci
nietoperz naddar, st"d wiem. ( tu masz wszystko, co potrzeba do czynienia
zabieg$w medycznyc&. 1ak ci przeszkadza moje towarzystwo, mog za
drzwiami poczeka!.
' =zb nie brak ' powiedzia niepewnie Debren. ' Moe -aktycznie
lepiej...
' *ustyc& izb. #iemnyc&. =, nie obraaj"c *etunki, brudnawyc&. 1ak
c&cesz c&leb z pajczyn" na rany stosowa!, to owszem, wystarczy tam rk"
mac&n"! i ze trzy paj"ki same wpadn". (le...
' Wiesz, ile mydo kosztuje: 7zmaty: ' przerwa jej poruszony %br&l. '
( i woda w g$rac& kapryna bywa. >az jest w studni, a zaraz potem... = ruc&
marny. Wic si *etunki nie czepiaj. A rozs"dku i gospodarnoci stan izb
wiadczy, a nie e niby z niej... ' nie doko/czy.
' 7iadaj ' podj" decyzj magun. ' .enda ma racj5 tu mamy wszystko.
( przede wszystkim nie mamy czasu. Krwawisz. Moe i powolutku, ale jak
tak dalej bdziemy jzorami kapa!... .enda, do $ka.
' *omog ' ruszya w ic& stron. ' >ana na wylot. *aru r"k trzeba.
' Mamy dwie pary ' zauway %br&l.
' %emdle! moesz.
' %br&le nie mdlej" ' oznajmi troc& gniewnie, a troc& c&epliwie. '
*o co ci ten n$, Debren:
' 6ogawk musz uci"!.
' 6ogawk: Aszalae:) 0o portki z ?ile--) Wiesz, ile kosztoway:)
Modne jak c&olera) %elgan, jak zobaczya, to a si lini! zacza) 0ak do
nic& nogami przebieraa, e z wasnyc& gotowa bya wyskakiwa! i... '
zre-lektowa si. ' Wybacz, kozo.
' .elicja %elgan: ' Aczy .endy zrobiy si okr"ge@ z wraenia a
zapomniaa si skrzywi!, c&o! Debren przyapywa j" na tym za kadym
razem, gdy, tak jak teraz, klkaa. ' Awa przesawna relacjonatorka:
(rbiterka elegancji i kronikarka polityczna: Cilar ruc&u wyzwolenia
niewiast: 0y j" znasz:
' 1ak zy szel"g. 0o c&yba oczywiste, skoro takow" transakcj mi
o-erowaa: 6ie powiem, okrutnie wyzwolona z niej niewiasta ' rozmasowa
okolice lewego obojczyka. ' 1eszcze mi si uboczne skutki owego
wyzwolenia nie cakiem zagoiy. (le eby z cakiem obcym... 6o nie, tego o
niej nie mog powiedzie!.
' 6ajlepiej nic nie m$w ' rzuci c&odno Debren. Ad cisn" szmatk
zanurzon" w gorzace, zast"pi j" drug".
*otem zabra si za ostrzenie noa.
.enda zmarszczya brwi.
' ( przynajmniej zwaaj na to, co m$wisz ' pouczya rotmistrza
surowym tonem. ' Wiem, e to wina nie-ortunnego doboru s$w, ale to tak
powiedzia, jakby ci .e3licja za owe portki nie wasne o-erowaa, na
wymian, a... no wiesz. ( i wzmianka o gojeniu, w takim kontekcie uyta,
mogaby komu... %gaduj, e o swej ugodzonej mskiej dumie m$wisz,
kt$ra, "dami jej ironii przeszywana, pewnie ucierpiaa, ale kto
prostoduszny got$w pomyle!...
' Moe na portkac& si skupmy ' zaproponowa ma3gun. ' Adci"gaj, a
ja bd ci". Abcise, c&olera, a elastycznoci rajtuz$w im brak. Durna ta
%elgan. ;eby si dla takiego paskudztwa podka... znaczy... eby si ukada!
o takie co:
' 7am durny jeste ' uj" si &onorem %br&l. *oc&yli si i wyj"
zaskoczonemu Debrenowi n$ z doni. ' 0o sa3miuki szczyt mody. 0elliccy
&alabardnicy owe sk$rzane p$rajtuzy wylansowali. 4o mocne z uwagi na
materia, za ksztat nogi jak rajtuzy weniaki oddaj". *ewnie nie wiesz, ale
pieszemu kondotierowi najmuj"cy go najpierw na ydki zerka, jak,
przykadowo, najmuj"cy w zamtuzie dziewkom. *owody oczywicie s"
odmienne, bo w przypadku piec&ura o zdolno! wytrwaego maszerowania
c&odzi, nie za, jak w przypadku, powiedzmy, %elgan, o...
' Addaj n$.
' = o nierz"dzie nie gadaj ' dodaa nadal rozgniewana .enda. '
%waszcza przerwy stosownej nie czyni"c. 4o bezporednio ze sawnej
.elicji jakim dziwnym tra-em na $w temat zjedasz. Kto postronny,
korytarzem przec&odz"cy, m$gby uzna!, e jedno z drugim jaka wsp$lna
*aszczyzna "czy. ( wszak nie "czy.
' (le kr"goci ' zarec&ota ' i owszem. Ceminiczna z niej baba, -akt,
ale sam przyznasz, Debren5 ma na czym usi"!. = w co tc&u nabra! do owego
trajkotania o wyszoci babskiej rasy. (ni kawal"tka paszczyzny.
' %nasz .elicj: ' Debren pr$bowa przypomnie! sobie, kiedy ostatnio
obdarzya go spojrzeniem r$wnie penym szacunku. 4ez skutku. ' Debren:
' *obienie ' mrukn" uraony. Ani te znali si pobienie, prawda, i tak
si nieszczliwie skadao, e ani strojem, ani zasobnoci" sakiewki, ani
talentem magicznym nie mia okazji zaimponowa! .endzie, zwykle z braku
ubrania, got$wki i ksi"g z trudniejszymi zaklciami, lecz mimo wszystko...
' 0o oczywiste, e pobienie. Wielcy ludzie to do siebie maj", e nam,
szaraczkom, jeno pobienie daj" si pozna!. (le to nas nie zwalnia od
obowi"zku stawania w obronie ic& czci i &onoru.
' Miaa i! do $ka ' burkn". Wspomnienie pani %elgan przywoao
inne i te inne byy zbyt na czasie, by nie popsu! &umoru. Dom na
pustkowiu, znik"d pomocy, dookoa wrogowie. Wtedy si udao, bo pomoc
jednak nadesza. 6adleciaa waciwie. (le teraz niebo nie zele im
inteligentnego betu. % nieba spaday tylko mordercze gry-y, nietoperze i
gazy. *omyla o tyc& ostatnic& i doda5 ' = dobrze si przykryj. 8ow te.
*oduszk".
' 4y nie sysze!, jak bezmylnie gb" kapie ten mor3,acki koek: (ni
mi si ni. 4o jak mu kto w ko/cu nie wytumaczy, co znaczy nie-ortunne
s-ormuowanie, to i mnie kiedy przed lud2mi niec&c"co obsmaruje. 1u to
sysz5 .enda: ( znam, znam. W oe skoczya, brudnyc& n$g nawet nie
obmywszy z tego popiec&u, i czekaa, a portki ci"gn.
' #zy ty zdumiaa, kozo:) ' obruszy si %br&l. ' %a grubosk$rnego
prostaka mnie masz:) Moe u was, w kawalerii, na o-icer$w takic& kmiot$w
bez wyczucia bior". 4o te i na co konnemu wyczucie5 konia z wikszym
bem ma do mylenia. (le od nas subtelnoci si wymaga. Wiesz ty, o ile
trza czasem balist przesun"!, by we waciwe miejsce tra-i!: A decyrumby)
#zy wy, w konnicy, w og$le wiecie, co rumb oznacza, o jego dziesi"tej
czci nie wspominaj"c: <ajno tam wiecie. Dwa kierunki wiata wam
starcz"5 gdzie ko/ patrzy i gdzie sra. ( ja, bywa, musz noc", cakiem na
lepo w twierdz z mac&iny celuj"c, delikatnie motem w katapult
przywali!, o uamki rumba j"...
' 7koro o delikatnoci mowa ' przerwa mu Debren. ' 6ie su w
mac&inerii, to i subtelnoci mi brak, ale wolabym ci nogi dodatkowo nie
pokaleczy!. = opatrunek dobrze zaoy!. W czym te portki mocno mi
przeszkadzaj".
' Debren ' powiedzia spokojnie waciciel portek ' baba nie jestem, a
ty tu nie w roli ognistego uwodziciela tra-i. 6ie musisz na mnie szat drze!,
by si z dobrej strony pokaza!. Moe je po prostu zdejm, co: ( prywatnie
to ci radz, by si mniej romantycznie do niewiast zabiera. 0o nie
wczesnowiecze@ dzi szanuj"ca si dama byle ko3szuliny na sc&adzk nie
zakada, a co ma najlepszego. = w cerowanym nie c&adza. Wic jak jej
garderob bdziesz niszczy... Delikatny jestem, tom tego tematu nie
porusza, ale skoro ju na ubiory i niewiasty zeszlimy, to ci powiem, e i ty,
i .enda lepiej bycie si mieli, gdybycie w ko/cu lub wzili. = na
mae/sk" mod mio! uprawiali. 6ie powiem5 mio, gdy ukoc&any szaty
zdziera. Mio goo po lesie &asa!. Mio na karku wybranego galopowa!. (le,
na 4oga, nie zim" przynajmniej) 4o to i c&oroba, i spanikowana ludno!
wojsko nasya, za par bies$w bior"c. ( jak rzy! od miowania ostygnie i
marzn"! zacznie, przyc&odzi si w zdobyczne ac&many, nie cakiem
wiee, odziewa!.
' *anie %br&l) ' wykrztusia czerwona na twarzy .enda.
' 7ama e zacza.
' 1a:) 1a cnoty pani .elicji jeno broni)
' Dwadziecia lat za p$2no ' mrukn".
' #o powiedzia:) ' 6ie zerwaa si na r$wne nogi, co najdobitniej
wiadczyo o stanie tyc&e n$g.
' *akt, %br&l ' powiedzia Debren, by stumi! k$tni w zarodku. .enda,
widz"c, e jest w wikszoci, powinna tetwiej oc&on"!. ' 0eraz to
przesadzi. %elgan musiaaby w wieku piciu lat...
X^N ' *iciu: ' .enda jako nie oc&ona. ' W koysce, c&ciae rzec)
Dwudziesta pierwsza wiosna jej idzie) Ad lat jej relacje czytuj, to wiem)
' 6ie powiedziaem5 trzydzieci ' wyjani spokojnie %br&l. ' Dszy trza
byo my! w a2ni, a nie z *etunk" plotkowa!. *owiedziaem, e si sp$2nia
o lat...
' Wiem, co powiedziae) = wiem, co m$wi) % tuzin razy mimoc&odem
o swym wieku wspominaa, to mi i owe dwadziecia jeden w pami!
zapado)
' Ad lat czytujesz: ' powt$rzy cic&o Debren. >ozc&ylia usta, c&c"c
wyk$ca! si dalej... i zastyga. Aczywicie nie skomentowa. Dda, e nie
zauway. Wystarczyo mu, e zrozumiaa. 6a nieszczcie nie byli sami.
' 0o po kronikac& wypisuje, e z niej dwudziestolatka: ' rozemia si
rotmistrz znanej z delikatnoci -ormacji. ' (, szelma. 7woj" drog",
popatrzcie, jak to si garstwo przeciw krtaczowi obraca... Wyszo na to, e
sama z siebie puszczalskie niemowl zrobia, a jam przecie mia na myli, e
rozs"dna z niej niewiasta i wianek, jak si godzi, do pitnastyc& urodzin
donosia.
' 0o ma trzydzieci pi!: ' zdziwi si Debren.
' 7tara basetla ' pokiwa gow" %br&l. ' (le ci powiem, e wanie taka
w rku dobrego gracza...
' Wiem ' powiedzia magun. #akiem wiadomie. %br&l mia racj5
pannie wypadao nosi! wianek do pitnastyc& urodzin. Wypadao te troc&
kr$cej i troc& duej. (le panna trzydziestoletnia, c&o! wianka nikt od niej
nie oczekiwa i ' przynajmniej od ko/ca wczesnowiecza F braku takowego
nie wytyka, moga si czu! nieswojo. *odobnie jak w przypadku %elgan, a
do dzi dawa .endzie troc& mniej lat. 1ak dot"d nie byo okazji, by
skomentowa! jej wyznanie w tej kwestii. (le czu, e gryza si i tym, wic
skorzysta z okazji.
*openi b"d. Adwr$cia gwatownie twarz, rzucia mu badawcze
spojrzenie. 4yo jakie... dziwne. Duma i sy-ilis.
' Do! gadania ' warkn". #zu, e pogr"a si t" zo ci", ale to tylko
wzmagao zo!. 6ie byo czasu, by tu maczy! .endzie, jak niewiele
"czyo go ze sawn" .elicj" %elgan. *rzeczuwa, e kade sowo wyjanie/
musiaby potem komentowa! trzema innymi. ' Do roboty.
Wzili si do roboty. Wszyscy troje. >"k, jak si okazao, wcale nie byo
za duo5 zwaszcza przy zdejmowaniu brygantyny pomoc .endy bardzo si
przydaa. 0roc& z winy Debrena, kt$ry najpierw, z nieco mciwym
posusze/stwem, przycina kikuty stercz"cego z uda drzewca strzay i
przewleka przez nie w"skie nogawki spodni. 6$ by ostry, magun
czarowa, ale i tak sko/czyo si rozruszaniem drzewca w ranie, wikszym
b$lem i krwawieniem. 8dy przyszo do wyci"gania, okazao si, e
przedobrzyli ze skracaniem i nawet dusze paznokcie .endy nie radz" sobie
z porz"dnym uc&wyceniem drewienka. 0rzeba byo zn$w mudnie,
ostronie nacina! noem, obi! rowki daj"ce palcom zaczepienie. W
e-ekcie %br&l utraci za duo krwi i znieczuli si zbyt du" porcj" gorzaki.
Kiedy przyszo do zdejmowania zbroi ' zama zasad %br&l$w i zwyczajnie
zemdla.
6aszarpali si zdrowo, przenosz"c go na $ko. *otem byo jeszcze
gorzej5 trzeba byo wydubywa! uomki strza, kt$re, na podobie/stwo
gwo2dzi, przybiy brygan3tyn do eber piersi i plec$w. <$ko, c&olernie
ekskluzywne i przez to mikkie, -alowao pod nimi, bezwadne cielsko
rotmistrza przetaczao si z boku na bok jak 2le zamocowana beczka pod
pokadem okrtu, strzay tkwiy po przeciwnyc& stronac& tuowia i
niezalenie jak ukadali %br&la, ta na dole, kt$rej usuwanie odkadali na
p$2niej, grozia gbszym wnikniciem midzy ebra.
Aperacja, kr$tko m$wi"c, bya r$wnie cika jak pacjent. Kiedy
sko/czyli, oboje ociekali potem. .enda powoli, ostronie prostuj"c nogi,
d2wigna si z oa. *odesza do miednicy, zacza spukiwa! krew z r"k.
' Mia szczcie ' sapn" Debren. ' 0rzy przebicia pancerza i wszystkie
na ebra. ;aden grot nie wszed gboko. (le dwa ebra pknite. Kada
tarcza ma dwie strony. 1ak go teraz kto mocniej w pier trzanie, to i przez
zbroj moe ubi!. Adamkiem wasnej koci. 6o, ale szczcie jednak mia.
Abmywaa powoli donie. 0roc& potrwao, nim doszuka si w tym
ucieczki przed jego wzrokiem.
= X^V ' 7zczcie: ' mrukna. ' 6a wieniak$w wygl"dali. 8rot kuty
przez wioskowego kowala w og$le nie powinien przebi! pancerza.
' <uki dugie, prawie jak an,askie. 6o i blisko stali.
' 0o nie to. Abejrzyj groty. Klasyczny przeciwpancerny kolec. 1u nie
to, e wojskowy5 specjalny, do dziurawienia dobryc& zbroi. ' Debren sc&yli
si, podni$s z podogi zakrwawiony stoek pynnie przec&odz"cy w tulejk
do osadzenia drzewca. ' 8$wniana bro/, jak przyjdzie do zwierza strzela!.
(lbo i leniczego.
' .eniczego:
' ( do kogo, twoim zdaniem, moe szy! z uku prosty kmie!:
Debren nie odpowiedzia. Wsta, obszed oe, przerzuci na nie
pierzyn, okrywaj"c rozebranego do kaleson$w %br&la. ' 6awet jak
zb$jowaniem dorabia, to mu przeciwpancerne pociski na nic. Wiesz, ile taki
grot kosztuje: ( wyliczono, e trzy razy mniej skuteczny w obalaniu od
listkowyc& czy tr$jk"tnyc&. #o z tego, e gbiej wlezie: >ana w"ska,
strza wyrwa! atwiej. 0ra- dzika, co na ciebie szaruje, albo pijanego
s"siada, a tuzin razy ci umierci, nim do niego dotrze, e tra-iony i pada!
powinien. Marna bro/. %a w"sko specjalizowana.
' %agada! mnie c&cesz czy do czego zmierzasz:
' %agada!: ' 0eraz ju musiaa si obejrze!. 0ak jak podejrzewa, bya
blada. %byt blada.
' 6ie wiem ' przyzna ' czy po to, by do $ka nie i!, czy po to, by o
powanyc& sprawac& nie dyskutowa!. (le czuj, e jedno z dwojga wc&odzi
w gr.
' Qle czujesz ' stwierdzia spokojnie.
' (le, oczywicie, do $ka nie p$jdziesz:
' %araz do tego przejdziemy. ' Dsiada na stoku, poc&ylaj"c gow, by
ukry! grymas b$lu, towarzysz"cy zginaniu n$g. ' A grotac& sko/czmy. 1ak
powiedziaam, nie pasuj" do wieniak$w.
' ( st"d wniosek...:
' ;e je kto specjalnie na takow" okazj obstalowa. 0ak jak owyc&
strzelc$w i nied2wiedzic& bkart$w.
Debren wzi" z niej przykad, zacz" obmywa! rce w miednicy. *rzez
dac&, czy moe uc&ylone drzwi, sysza pogwizdywanie wiatru. = nic wicej.
' 8ry- jest przygotowany lepiej, ni s"dzilimy ' mrukn", nie patrz"c za
siebie. ' 0o c&cesz powiedzie!:
' 6ie wygramy. ' %aoyby si, e i ona nie patrzy w jego stron. ' %e
zdolnyc& do walki ty zostae i *etun3ka. 4alimy si walczy! z *isklakiem,
gdy byo nas szecioro i z kusz". Kusz mi tym piorunem rozpieprzye. 6ie
twoja wina, ale teraz nie mamy adnej. >$dka, nawet jak nikt jej nie
rozdepta, czort wie gdzie. %br&l ranny, Drop gdzie przepad, Jeyn... '
westc&na. ' 6a *e3tunk bym nie liczya. 0y nam pozostajesz i biaa bro/,
a co z ciebie za szermierz, oboje wiemy.
' = jaki st"d wniosek: 4o do wniosku zmierzasz:
' Kto musi. Wniosek jest prosty. Musimy przysta! na warunki tej
paskowanej pokraki. *rzy szeciu na jednego si zastanawialimy. 0eraz nas
ubyo, a tamtyc&, jak im panika minie, moe nawet trzec& bdzie. 1eli nie
wicej. Moe zreszt" *isklakowi samemu przyjdzie walczy!, moe ci dwaj
uciekli na dobre. 0yle e tego nie wiemy na pewno. #zyli kto musi ty$w
broni!, w odwodzie sta!.
W ko/cu spotkali si wzrokiem.
' 7iebie przestaa liczy! ' mrukn". *osaa mu spojrzenie, kt$re tak si
miao do jej zwykyc& spojrze/ jak popi$ po ognisku do skacz"cyc& ra2no
pomieni.
' 4o na mnie liczy! nie mona ' powiedziaa nawet nie bardzo gorzko. '
Wiesz, dlaczego Jeyn umiera: 4om przez t zasran" palisad nie daa rady
przele2!, c&o! od podw$rza, z s"gu licz"c, to ledwie par st$p. 4om go cae
wieki na g$r wci"gaa. 4om potem &alabard upucia na wasz" stron i
bez broni zosta. 4om si wyoya, jak na nas ursolud skoczy. 4o Jeyn
musia z goymi rkami... ' *rzekna lin. ' <ajno jestem, nie wojak.
' 6ie twoja wina. ' Waciwie wierzy w to, co m$wi, tyle e nie potra-i
wykrzesa! z siebie odpowiedniej arliwoci. ' Konia mielimy jeno... 8ry-
wiedzia, e jeli mamy przysta! na jego warunki, potrzebujemy drugiego
konia. Dwoje rannyc&... Wiedzia. % Dropem dugo gadali. ( od strony
taktycznej, jak ju na walk postawi, te lepiej byo wypuci! nas na szlak i
z dala od domu... Kto m$g przewidzie!, e tak gupio...:
' 0o ju przeszo! ' przerwaa mu. ' 6ie m$wi, jak zawaliam, by si
spowiada!. *o prostu tumacz, dlacze go musisz mnie skreli! z listy
zbrojnyc&. 6ogi mam do rzyci, jak susznie %br&l zauway.
7tan" naprzeciw niej. = kolan, starannie okrytyc& sukni", kt$ra bya
kusa, nieprzyzwoicie kr$tka i nie zawsze okrywaa kolana takic& jak .enda
4ranggo, marnie wyc&owanyc& panien.
' Ad kiedy to: ' zapyta, kucaj"c. 6a razie daleko od stoka, z plecami
wspartymi o oe. 4y zmczony, poobijany, mia prawo uly! nogom. (le
ju wtedy skryte pod bkitn" tkanin" kolana dziewczyny przywary jedno
do drugiego w niewiadomym odruc&u obronnym.
' Ad urodzenia ' rzucia wyzywaj"co. ' 1ak wszyscy. #o susznie ty z
kolei zauway.
' Adnonie twoic& n$g... Dawno nie miaem okazji si im przyjrze!. '
6adal nie rusza si z miejsca. ' Wiem, co powiesz5 e w a2ni. 0ylko e
wyej kostki nie...
' 6ie macae: ' wyc&wycia moment wa&ania. ' 6o i dobrze. 4o
poytku nijakiego nikt by z tego nie mia.
' A co ci c&odzi, ksiniczko: ' zmarszczy brwi.
' A to, e czas przy mnie tracisz. *rzy moic& nogac&, konkretnie. = to w
dw$jnas$b. 4o i jako medyk, i jako mczyzna. Medykowi satys-akcji nie
dam, bo si na mnie wszystko jak na psie goi. ;adna rado! tak" wyleczy!.
( to drugie... ' urwaa.
' Mam z ciebie poytek ' powiedzia cic&o.
' 0ak, wiem ' parskna. ' 1ak kogo trzeba betem uraczy!, w eb
paln"!. Mona te z .end" pogawdzi!, bo zabawna.
' Dobrze mi z tob". ' 6ie wstaj"c, przysun" si do niej, ukl"k
naprzeciw gniewnie zacinityc& kolan. ' =le razy musz to powtarza!:
' W og$le nie musisz. ' 8os i spojrzenie nie byy gniewne. >aczej
zrezygnowane. ' A niekt$ryc& rzeczac& nie trzeba gada!. 6iekt$re rzeczy
po prostu si widzi. %a wielkiego dowiadczenia w tyc& sprawac& nie mam@
na pewno nie takie jak czarodziej, co to po caym wiecie miody najsodsze
spija. (le wiem, po czym pozna!, e c&opu dobrze byo z bab".
7ign" rk", pr$bowa odsoni! jej lewe kolano, to poturbowane przy
katastro-ie wrzeciona. 6ie pozwolia. Delikatnie, ale stanowczo nakrya jego
do/ swoj". 6iewiele mniejsz". *odrapan". 9liczn". Doni", kt$rej dotyku
pragn" i kt$rej dotyk tak teraz bola.
' .enda...
' Daj spok$j ' powiedziaa cic&o, umykaj"c ze wzrokiem w bok. '
;aosne si to powoli robi. 0y nie *reto3kar, ze mnie adna .edoszka. .at
mamy po dwa razy tyle, skromnie licz"c, a i nie w zapyziaym
wczesnowieczu przyszo nam y!. Wiesz, jak dzi normalny, nowoczesny
czek na takow" sytuacj patrzy: 6a doros" bab, co goo z goym c&opem
w a2ni wysiaduje i niczego, kromie potu, z niego nie wycinie:
1eszcze bardziej odwr$cia gow. %abra rk. *atrzy na jej ciut za
dugi nos i doln" warg, wypc&nit" do przodu bardziej ni zazwyczaj, z
pozoru arogancko wyzywaj"c" cay wiat, a tak naprawd staraj"c" si nie
dre!. *rzemkno mu przez myl, e wanie takie pro-ile powinno si
wybija! na monetac&. 6ie bya .edoszka, nie bya ksiniczk"@ w jej peruce,
jak we wszystkim, co przemysem zamtu2nym pac&nie, byo co tandetnego,
ale gdyby mia wasn" mennic...
4a, atwo powiedzie!. #&op, c&o!by i cakiem dorosy, bez trudu prawi
dziewczynie takie komplementy. 6awet ju po wizycie w a2ni.
' Kiedy byam moda ' odezwaa si po c&wili ' a zbami zgrzytaam,
gdym wspomniaa, jak ten ajdak biedn" .edoszk pokrzywdzi. (le mi
dzisiaj *etunka oczy otworzya. #o niby mia kr$lewicz zrobi!: 6iczego nie
robi!: 0o! siebie by miesznoci" okry, a j" moe i &a/b".
' +a/b": %naczy... niczego nie robi"c:
' 6ie zapominaj, e bya ksiniczk". 6ie jak" tam *rost" dziewuc&". (
inszymi si kryteriami ksiniczki ocenia. =... i postpowa bya. Wyzwolona,
jak na swoje czasy przynajmniej. 7yszae5 konter-ektu za"daa, pukii
zocistyc&. Myl, e skoro kto taki do a2ni z *reto3karem polaz, to nie po
to jeno, po co si zwykle do a2ni j c&adza. ( w kadym razie kr$lewicz tak
m$g to odbiera!. Wic jakie mia wyjcie: %ignorowa! nag" pann, co
obok siedzi: 4a, siedzi... 1ak to szo: W owej rymowance...
' H= gdym tak leaa, bezbronna, na wznak...I ' .enda odwr$cia si ku
niemu, troc& za szybko, troc& zbyt za skoczona. *omyla, e trzeba byo z
umiec&em, moe nawet kpi"cym, bez tej trubadurskiej domieszki. (le ju
prawie podj" decyzj i nie miao znaczenia, e moe wyj! na
zakamu-lowanego wierszokletromantyka. W po r$wnaniu z tym drugim...
Doko/czy wic tak, jak zacz".
1ak usysza i jak zapamita. % zadum", smutkiem i wi' j zj" mrocznej
a2ni przed oczami5 ' HA udo 0we gow" opartaI.
*rzygl"daa mu si zdziwiona.
' %nasz...: ' nie doko/czya. ' (c& tak... racja. W waszym -ac&u
wy!wiczona pami! to podstawa.
' <adny wiersz, tom zapamita.
' Wiersz adny ' przyznaa nijakim tonem. ' (le autorka, jeli malarzom
wierzy!, co najwyej niebrzydka bya. %grabna, owszem, lecz z twarzy nic
nadzwyczajnego. 6os za duy, usta jakie takie... bo ja wiem...: 6o, co
aroganckiego w nic& miaa. 6o i czarna w dodatku, a wiadomo5 mczy2ni
blondynki wol". Wic postaw si w roli jej s"siada z aziebnej awy.
Wyobra2 sobie, e kawaler dobrze wyc&owany, a tu ci panna naprzeciw, w
g$ry dzikie, oc&oczo wyjeda, e jakie cuda z wosami wyczynia, a na
koniec, cakiem goa, nagle do ciebie ciaem przylega... #o by uczyni w
takowyc& okolicznociac&: 0o! licz"c ski w desce, co to na niej siedzicie,
najwikszy despekt dziewce uczynisz. #&c"c nie c&c"c, musisz... 0o znaczy
' dorzucia pospiesznie ' teoretycznie oczywicie m$wi.
' Wiem. M$wisz, jak to z perspektywy *retokara...
' Wanie. Wystaw wic sobie5 nie za adna, troc& postrzelona@ tron,
jeli odziedziczy, to pod warunkiem, e @ si jakie nieszczcie krewnym
przytra-i@ w por$wnaniu z twoj" pozycj" i maj"tkiem niemal prostaczka i
ebra3czka. %wyczajnie nie wypada takiej... no... ' umiec&na si z
zakopotaniem ' berem nie potraktowa!. >ozumiesz.
' >ozumiem.
' .edoszka w wiey wyl"dowaa. ' M$wia teraz nieco innym tonem,
stopniowo r$owiej"c na twarzy. %n$w nie patrzya mu w oczy. ' 6ie
powiem, za tragedi to miaa, ona i c&yba wszyscy, co si z jej smutn"
&istori" zetknli. (le c&o! reumatyzm podapaa w murac& *aniuc&y i
bkarta si dorobia...
' W wiey: ' przerwa jej z niedowierzaniem. ' = to takiej, dla panien z
ksi"cego rodu: 4ez urazy, .enda, ale c&yba %br&l ma racj5 wasze
ksistwo sto lat za Jou3go/czykami si wlecze. ( suby loc&owe to ju
cakiem do rzyci macie.
' Dure/ jeste ' parskna. ' W wiey, te wymyli... 0o! m$wi, e j"
*retokar owym berem... 6ie syszae nigdy, czym si moe dudkanie
sko/czy!:
' %asza w ci": % *retokarem: ' .enda ograniczya odpowied2 do
wzruszenia ramionami. ' = w wiey j" z kr$lewskim dzieckiem zamknli:
' *o pierwsze, *retokar jej za grosz nie wierzy przez to bredzenie o
beroczynac& w a2ni, wic syna nie uzna. ( po drugie c&opca w wiey z
matk" nie trzymano i dopiero jak j" amnestia obja, moga maego +anka
do serca przytuli!.
' Dugo tak...:
' 6ie bardzo, jak na wczesnowiecze i tak" plam w yciorysie. (le e
wczesne dzieci/stwo mocno si w procesie wyc&owawczym liczy, to ta
separacja od matki wyra2nie c&opakowi psyc&ik wykolawia. Wiesz,
jakiego si przy3domka dorobi: W kronikac& o nim pisz"5 H+anko 4eznu3
mernikI. 4o, kretyn jeden, na serio wzi" gadanie o swej -unkcji regenta i
najpierw nie kaza na siebie +anko =B woa!, a potem, jak prawowita
dziedziczka dorosa, zamiast otru! j" cic&aczem, tron wzi" i odda. %naczy,
numeru nie wykrci. =nnym te nie wykrca i dzi nie wiadomo, czy
bardziej z tej poczciwoci przydomek si nie wzi".
' %naczy... przyzwoity by: ' upewni si Debren.
XLM Wzruszya ramionami. Min miaa jakby nad"san".
' Mierz"c kryteriami prostak$w... no, mona by tak powiedzie!. (le
c&yba wiesz, e dobry wadca to zy wadca: %reszt" nie on jest tu
najwaniejszy. *amitasz, o czym m$wimy:
' 7zczerze powiedziawszy... 0o znaczy ' dorzuci po' = spiesznie,
widz"c pogbiaj"cy si rumieniec ' oczywicie. 6a 4eznumernika
skrcilimy z tematu...
' Mniejszego za. ' = zn$w nie patrzya mu w oczy. ' %mierzaam do
tego, e c&o! .edoszk kto yw obgadywa, jak to pann z dzieci"tkiem,
nikt si z niej nie mia. % jej kobiecoci ' dodaa ciszej. ' 0ej nijak nie dao
si kwestionowa!.
%n$w pooy do/ na jej kolanie. Astronie, pytaj"co.
' Wiem, o czym mylisz. (le...
' 0o oszczd2 mi tego ' poprosia cic&o. ' Wiem, e sam nie bdziesz...
= e nikomu nie powiesz. (le jak si przy kim par dni pokrc, to
c&o!bym nie wiem jak ostronie... 1eli nie jaki 7uswok w a2ni podejrzy,
to kto w zadek odruc&owo klepnie, bo tusty mi wyr$s i do klepania
prowokuje.
' 6ie masz tustego zadka.
' Dziki, uprzejmy jeste. (le i ci uprzejmi w ko/cu... 6a siodo ci taki
podsadzi znienacka albo jak %br&l, na = szynkwas. = wymaca. (lbo po prostu
gdzie nad wod" przyuway. *rzez to c&olerstwo na okr"go podmywa! si
musz. Kr$tko m$wi"c5 ju nawet nie pr$buj si ze swoim dupniakiem
kry!, jak mi czyje towarzystwo na duej zagraa. %a duo zac&odu,
kopot$w, wydatk$w. .epiej prawd... no dobrze5 podkoloryzowan" z
lekka... no wic lepiej prosto z mostu i potem mie! spok$j. 4o i tak wylezie
na jaw, e co pod sp$dnic" czy portkami skrywam.
= z tym nauczyam si y!. 1u nie boli za bardzo. %waszcza p$ki
uc&odz za tak", co mczyznami pomiata.
' >ozumiem ' szepn".
' Debren, ja c&arakter mam pody. Ad pocz"tku ci lubi, to nie wiesz
nawet, jak pody, ale ci powiem, e tacy, co si ze mnie miali, a wczeniej
sympatii nie zdobyli, = ziemi zwykle gryz". Wic jak dalej bd" nas bra! za
paXLX r, to nasz wsp$lny szlak bdzie przypomina ten z #zarnuc&y. #o
par krok$w trup jaki. *owanie m$wi.
' *rzesadzasz.
' 6ie. 6ie znasz mnie, powiadam. 8eny po rodzicac& to takie
odziedziczyam, e lepiej nie gada!. Mn$stwo ludzi w yciu usiekam. %
tego spor" cz! wanie dlatego, e si z mojego pasa podmiewali.
' 6ie jeste ju w wojsku. (ni w zamtuzie. 1este, dla wiata
przynajmniej, uczennic" czarodzieja. 9wiat ob-ituje w idiot$w, -akt. (le
takic&, kt$rzy by z wied2my, c&o!by i terminuj"cej dopiero, miali si i po
tyku j" klepali, to naprawd wielu nie spotkamy. 6ikt nie bdzie wiedzia...
' 1a bd ' przerwaa mu. ' 6ie rozumiesz: 6ie o ludzi c&odzi. 0o ja
problem stanowi. 1a bd szyderstwo dostrzega! w kadym umiec&u,
kpin w niewinnym pytaniu. % t" lask" z Dangizy najlepszy przykad. '
Debren omal nie wyco-a palc$w z jej kolana, powstrzyma si jednak, bo
c&yba przeoczya ic& obecno! i wanie co-aniem m$gby si pogr"y!. '
0o %br&l, przyjaciel, ycie bym za niego oddaa. ( mao co w eb nie dosta,
bo mi si, durnej, uwidziao, e o jakowyc& spronociac& gada. 0aka
przeczulona jestem. ' Debren otworzy usta, by po c&wili zamkn"! je bez
sowa. ' #&o!by dlatego musimy si rozsta!. Kopot$w ci narobi, z
przyjaci$mi sk$c.
' Waciwie to nie mam przyjaci$. ' *osaa mu badawcze spojrzenie.
Wzruszy ramionami, sil"c si na niedba" min. ' W tej pro-esji... Wiesz5
nigdzie czek miejsca nie zagrzeje, czasu nie ma, by z kim... 6o i byle kogo
przyja2ni" nie darz. %wykle jeno ludzi maj"cyc& w sobie wystarczaj"co
wiele delikatnoci, by w razie czego, nawet jak si... &mm... zabawnego
aspektu dopatrz"...
*opatrzya na niego jakby z politowaniem spod nisko opuszczonej
grzywki, po czym bez sowa wskazaa palcem oe. Dobrze wybraa
moment5 %br&l zac&rapa wanie niczym nowoczesna, napdzana koem
wodnym pia tartaczna. Wyc&walana przez -ac&owc$w za wszystko, tylko
nie za delikatno!.
Debren zakl" w duc&u.
XLN ' 6ie mog z tob" zosta!.
W ko/cu to powiedziaa. Waciwie niepotrzebnie. Ad pocz"tku
wiedzia, do czego zmierza.
' Moesz ' mrukn", co-aj"c rk z jej kolana. *ostara si, by poczua to
co-anie. Dsiad na pitac&, co pozwolio mu spojrze! na ni" z nieco wikszej
odlegoci.
' 6ie ' pokrcia gow". ' 6ie po wizycie w tej obery. =le tu jestemy:
*ar klepsydr jeno. %br&la nie licz5 tam, przy kopcac&, sam wykrzyczae,
e ci ku mnie ci"gnie. (le tu midzy obcyc& ludzi tra-ilimy. = te par
klepsydr wystarczyo, by nas jednoznacznie do grona koc&ank$w przypisali.
' 0o nie jest zwyczajne miejsce. 1eli co si ma uwidoczni!, to wanie
tu najprdzej... *radziad *etunki zd"y si rozmiowa!, piwo w kulbace
pij"c.
' 4o z g$ry widoki lepsze ' mrukna. 7iedziaa nieruc&omo, zapatrzona
w kt$r" z desek podogowyc&. ' 1ak nositacka dekoltu nie dosznuruje.
' 6ie zostawiaj mnie. ' Drgna, ale nie uniosa gowy. ' 6ie z tak
idiotycznego powodu.
' *ow$d nie jest idiotyczny. .udzie si z bardziej ba&yc& przyczyn
wieszaj", pojedynkuj", nawet wojny wypowiadaj". Dmieraj", kr$tko
m$wi"c. 1a nikogo nie c&c umierca!. ( zwaszcza naszej przyja2ni. 4o
wiesz, co myl: ;e j" umiercimy, jak razem duej pobdziemy.
' 4zdury pleciesz, ksiniczko. 1ak niby sobie trwa" przyja2/
wyobraasz: ;e to taka na odlego!: 6ie obio ci si o uszy przysowie5
H#o z oczu, to z sercaI: Aklepane jest, ale prawdziwe jak c&olera.
' *rawdziwe ' zgodzia si. ' = wanie dlatego proponuj rozsta! si ju
teraz. *$ki sobie ran zbyt gbokic& nie zadamy. 4o to, co do mnie czujesz,
najpierw zeleje, a potem moe i cakiem... Wiem5 c&ciaby ze mn" jak z
niewiast"... Wiem, Debren. Moe to te wosy w poduszce, moe syndrom
drakle/skiej kobyy. 6iewane. Wane, e gapisz si jak pies na kiebas, co
j" obuziaki wysoko na belce uwi"zali, podskakujesz, sign"! nie moesz i
coraz gorzej ci z tym. 6awet jak si nie pokaleczysz, to w ko/cu kiebas
znienawidzisz. Wic odejd2, p$ki czas.
XLY *ies, co na niedostpn" kiebas poluje, 2le musi sko/czy!.
' Wyj"tkowo marna parabola ' skrzywi si. ' (le jak ju si jej
trzyma!... *o pierwsze, psu brakuje zdolnoci do znienawidzenia kiebasy.
Moe jej nigdy zbami nie sign"!, tyle e go ta klska nijak do nienawici
nie doprowadzi. = jak po latac& cud si stanie, sznur pknie i kiebasa mu
przed nosem wyl"duje...
' 0o go jej smr$d ubije ' mrukna. Debren skrzywi si jeszcze
bardziej, ale nie da si sprowokowa!.
' = po drugie, waniejsze5 kiebasa ze swej natury duga bywa. Dobra
kiebasa nawet bardzo duga. = jak j" na sznurze zawiesi!, to si" rzeczy
niekt$re partie niej wisz". 4ywa tak, e sobaka nie jest w stanie caej
dopa!. 4o godna, saba, bo wprawy nie ma, bo z niewaciwego miejsca
podskakuje. (le bywa, e dolny koniec jako odgryzie. 6ie m$wi5 cao!.
Koniec jeno. (le pamitaj, e o przedniej kiebasie m$wimy. W najlepszym
gatunku. 6ie z tyc& wsc&odnio,ipla/skic&, co to w nie masarze r$noci
pc&aj", by miso udaway. M$wimy o prawdziwej, lelo/skiej kiebasie.
7oczystej, jdrnej, tuciutkiej, takiej, e a lina z pyska kapie.
' 0uciutkiej: ' 0eraz ona si skrzywia. ' Wiesz, masz racj w kwestii
paraboli. #okolwiek to sowo oznacza ' dodaa nieco zbyt szybko. ' #o-am
owe psy i kiebasy. #&ciaam rzec, e wiat jest peen innyc&...
' ...kiebas ' wszed jej w sowo. ' 1a te co-am, com o marnej paraboli
powiedzia. Mao romantyczna, -akt, ale za nie jest. #akiem dobrze istot
rzeczy oddaje. 4o do czeg$ to psa namawiasz: 4y wbrew psiej naturze
post"pi. %ostawi kiebas, pogodzi si z myl", e przyjd" inni i na plastry
j" potn". 4y odszed, akurat teraz, kiedy jej smak w pysku poczu. ' Dmilk
na c&wil i doko/czy wyra2nie ciszej5 ' 6ajsodszy na wiecie.
Milczaa znacznie duej. %amkna oczy@ gdyby nie -akt, i siedziaa
sztywna niczym wieo upieczony kr$l na pierwszej audiencji, pomylaby,
e usna. 6ie zdziwioby go to. W gbokic& cieniac& pod oczami, w
opadaj"cyc& k"cikac& ust byo wystarczaj"co wiele zmczenia.
' Widziaam, jak patrzysz na *etunk ' odezwaa si cic&o. ' 6ie
zrozum mnie 2le. *orz"dny jeste, uczciwy. = wiem, e jak si akurat we
mnie koc&asz, to gdyby ci w ou dopada, broniby si ze wszystkic& si.
(le wiem te, e gdyby niewiasty miay tak" nad wami przewag jak wy
nad nami, i mogy broni"cego si c&opa na si zniewoli!, to w ko/cu
byoby ci z ni" dobrze.
' #o za bzdury wygadujesz:
' Wiesz, o czym m$wi. ' Dopiero teraz uniosa powieki. ' 6ie kr!,
Debren. Marnie ci to wyc&odzi. = nie obraaj mnie. 6ie jestem tp" bab", co
nijakiego wyrozumienia nie ma dla natury, czy to psiej, czy mskiej.
*rzecie ci nie potpiam za to, co czujesz. 7ama nie jestem lepsza. 1u ci
raz powiedziaam5 jeno dlatego pod pierzyn" z kim nie -igluj, e dupniak
przeszkadza. 6ie brak c&ci. *as i tylko pas. ( powiem ci, e c&o!
wolaabym z tob", to... gdybym miaa wybiera!... ' %acia si, przez c&wil
szukaa waciwyc& s$w. 6ie patrzya na niego. 6ie potra-ia c&yba
powiedzie! czego takiego, zagl"daj"c mu w oczy. ' .epiej si dudka! z
kimkolwiek, ni si nie dudka! wcale z... z kim, kogo...
8dzie na dole zazgrzyta metal. #o jakby rygiel. *owinien zej!,
sprawdzi!. %a cianami czaia si mier! i kada zasuwa, c&o!by przy
najmniejszym z okienek, moga przes"dzi! o wszystkim. A losie jego
samego, losie tej posiniaczonej, bladej dziewczyny, unikaj"cej jego wzroku,
o losie trojga innyc&, maj"cyc& przey! lub umrze! w zalenoci od tego, co
i jak on, Debren, zrobi. 6awet o losie Jeyna, kt$ry kona wprawdzie, lecz z
bog" wiadomoci", e pozostawia on ca" i zdrow", moe nawet
bezpieczn". An, Debren, mia obowi"zki wobec nic& wszystkic&. = by
powanym czarodziejem. *owani czarodzieje nie powinni zaprz"ta! myli
babskimi zadkami, gdy w gr wc&odzi ludzkie ycie.
(le to bya .enda. ( za cianami czaia si mier!. W kadej c&wili
mog"ca wpa! pomidzy nic&, rozdzieli! na zawsze. 6ie umia tak po prostu
wyj!.
' %a p$2no, ksiniczko ' powiedzia spokojnie. ' *ies sign" ko/ca
kiebasy. = ju nie odejdzie.
XLZ ' 6iczego nie sign" ' burkna zniecierpliwiona. ' *ow"c&ae
jeno. Wiesz, co znaczy smak kiebasy w pysku poczu!: Wiesz: W naszym
realnym przypadku: Konkretnie: 6iczego w zbac& nie miae i mie!...
' Wiem ' przerwa jej. Abie rce same powdroway na jej kolana. '
Wiem, co znaczy smak.
' <ajno wiesz) 7ko/cz z poetyzowaniem, durniu) A yciu m$wi) A
konkretnyc&...
' >ozumiem, o czym m$wisz.
' ( mnie si widzi, e c&yba nie)
' M$wisz, e z godu zdec&n przy takiej jak ty kiebasie. Aszalej i
okulej od bezskutecznego skakania. %marnuj szans, bo wiat, jak ci si
wydaje, peen jest smakowityc& kiebas, kt$ryc& nikt na niedostpnyc&
sznurkac& nie wiesza.
' Wydaje mi si: ( *etunka, daleko nie sigaj"c: ( pani %elgan: (
>onsoise, baron$wna dziewicza i w antypodac& biega:
' #o5 %elgan: ' zmiesza si odrobin.
' 0pa nie jestem ' rzucia gniewnie. *o czym zmienia ton na inny,
grubszy, udatnie naladuj"cy mski. ' Wiem, %br&l. Wiem, jakie sodkie
d2wiki basetla w sile wieku wydaje. 0o! graem, a smyczek dymi, nie
pamitasz:
Duma i sy-ilis. Wic jednak. 6ie przegapia.
' 6ic nie dymio ' jkn". ' Awszem5 poznaem j"...
' = pozna j", a ona syna mu powia...
' 6ie cytuj mi tu Ksigi 9witej, jeno suc&aj, co do ciebie m$wi.
;adna mi dot"d niczego nie powijaa i jako z tym yj. 6awet, szczerze
m$wi"c, bardziej szczliwy. % .elicj" jedno nas "czy...
' *o"czy si z ni" po tysi"ckro! jeszcze, lecz jaowe byo jej ono i nie
daa mu potomka.
' .enda, do c&olery) 6ie jestemy w szk$ce niedzielnej) 6ie popisuj mi
si tu... 1ak powiadam, jedno nas z pani" %elgan "czy5 e nie widzimy w
niewiecie samej tylko maszynki do rodzenia dzieci.
' 0o ju wiem, czym jej serce podbie. *ostpowy wiatopogl"d was
"czy, nim to drugie z"czyo.
XLW ' <ajno wiesz. M$wi, e nie oceniam niewiasty po tym, ile
potomstwa na wiat wydaje. #zy c&o!by zdolna wydawa!.
' W to akurat wierz. *rzynajmniej p$ki o "czeniu baby z c&opem
mowa. 4o ju losu z losem, to insza para c&odak$w. (le jak kr$tki koncert
na basetli w gr wc&odzi, to pewnie lepsza taka, kt$ra atwo przyjemnego z
poytecznym nie "czy.
' Mogaby sko/czy! z tym gadaniem o "czeniu i po ludzku m$wi!:
' *rosz bardzo5 lepsza taka, co od pierwszego c&do3enia brzuc&a nie
apie. #zyli daje przyjemno!, nie daj"c obowi"zk$w. ' 7apna, rzucia mu
wyzywaj"ce spojrzenie zza rumie/ca, kt$ry pewnie zalicza si do
gniewnyc&, ale do kt$rego pewnie i zakopotanie dooyo swoje. ' #o,
zn$w wulgarnoci" ci poraziam:
*rzemkno mu przez gow, e zapytaa, bo i jego twarz pokrya si
czerwieni". Mia nadziej, e nie, ale nie c&wyta si zbyt gorliwie owej
nadziei. #okolwiek m$wi, odbijao si jak strzay od zamkowego muru. 6ie
mia wyjcia, musia uy! katapulty. = zapaci! stosown" cen.
' 6ie. ' *rzynajmniej nad gosem potra-i panowa!. 0roc& pomogo to,
e kto szed po sc&odac&. Mieli mao czasu. ' Dobrze jest czasem nazywa!
rzeczy po imieniu. %waszcza jak si z kim na meta-ory i aluzje dogada!
nie idzie. ' Adetc&n" gboko. ' 1eli dlatego c&cesz odej!, bo z ciebie nie
mam poytku jak c&op z kobiety, z widocznymi poytku dowodami... bo
kiebasie wstyd samym zapac&em psa dokarmia!...
' 7ko/cz z t" kiebas" ' mrukna. ' 8odna jestem, a ty na okr"go...
' Wybacz. 6o wic... tam, w a2ni, nie sam pot ze mnie wycisna.
Wiesz, o czym m$wi.
Wiedziaa. %rozumieli si w lot. %anim jeszcze sko/czy m$wi!, jej
twarz zastyga w kamienn" mask.
%a szybko. *otra-i ju skada! ycie w zamian za jej ycie, lee! nagi u
jej boku, caowa! te krn"brne usta i nawet doszukiwa! si uroku w opalonej
z owosienia twarzy.
XLO (le nadal byli sobie obcy i pewnyc& rzeczy nie umia jej
powiedzie!, patrz"c w oczy. 7pojrza w nie dopiero, gdy przepc&n" przez
gardo najtrudniejsze w yciu wyznanie, a wtedy byo ju za p$2no. M$g
tylko zgadywa!, z jakic& skadnik$w zlepia to co, co zast"pio ludzkie
oblicze.
' .enda: ' 6ie zareagowaa@ w nieruc&omyc& oczac& nie zapona
adna nowa iskierka, pod sk$r" nie drgn" ani jeden misie/. ' 7yszaa, co
powiedziaem:
Durne pytanie. Dderz j" w twarz krzesiwem, a iskry polec". 1asne, e
syszaa. Mia nadziej, e co powie. #&o!by samym spojrzeniem. ;e zd"y
oc&on"!, pozbiera! myli. 6ie doczeka si. *etunka bya szybsza.
' Drop wr$ci ' owiadczya, staj"c w progu. ' Musi my pom$wi!. A
waszym wyje2dzie.
Debren odoy zwierciadeko. Mga skroplonego oddec&u znika
byskawicznie. (le bya tam. Jeyn wci" y.
' 0o bez znaczenia.
Adwr$ci si. Aczy *etunki wygl"day jako inaczej, ale potrzebowa
czasu, by zrozumie!, e to bardziej e-ekt braku czernida na rzsac& ni
czego w samyc& oczac&. %mya starannie wszystko, co nosia na powiekac&
i wok$ nic&. #&yba nie przed lustrem5 na samym dole, tam, gdzie zy
tra-iay na krawd2 podbr$dka, pozostao par szaryc& plamek. Wygl"daa
troc& starzej, jednak moe wanie dlatego sprawiaa wraenie kogo
silnego.
' 4ez znaczenia:
' #zy przy nim siedzisz. % tob" czy bez, nie doczeka witu. %nam si na
ranac& ' dodaa, widz"c, e Debren otwiera usta. ' = na umieraniu. 4ratowa
na moic& rkac&, #edrzy&...
' #edrzy&:
' M$j modszy brat. ' Milczaa przez c&wil, spogl"daj"c w pomienie
kominka. ' *otra-i szanse oceni!.
Musn" doni" koo-iks znad rzeki 1ond. *etunka ustawia go obok stou,
tu za gow" Jeyna.
' #uda si zdarzaj" ' mrukn". ' >zadko, ale...
' 0u si, p$ki co, aden nie zdarzy. Dwiecie lat...
XM^ i nic. (ni jedna cnotliwa ksiniczka nawet nie zajrzaa. 6ie
powiem5 dopuszczam myl, e i na nas kiedy padnie. 4ez tego c&yba by si
cakiem y! nie dao. (le cuda to do siebie maj", i nie trzeba ic& amatorsk"
medycyn" wspomaga!. Daruj szczero!, ale sam powiedzia, e bez ksi"g
amator jeste.
Debren zerkn" w otwarte drzwi kuc&ni. % miejsca, gdzie sta, wida!
byo tylko koniec pomara/czowego ogona Dropa. *apuga skrzecza z cic&a,
odpowiadaj"c kr$tko na r$wnie cic&e pytania niewidocznej .endy 6ie
wygl"' _ dao na to, by ko/czyli.
' 6ie zostawi go ' mrukn". ' #zasem cudowi trzeba pom$c. #&o!by i
po amatorsku.
*etunka nie pr$bowaa dyskutowa!. Dsiada obok Je' _ yna, utkwia
nieruc&ome spojrzenie w jego r$wnie nieru' i c&omym pro-ilu. Debren
pokrci si po izbie, poskanowa = przez szczelin w cianie, po czym
wszed na poddasze i sprawdzi stan dac&u w tra-ionyc& gazami izbac&. *od
= najwiksz" z dziur, kt$r" od biedy przecisn"by si i gry-, = urosa spora
biaa g$rka, ale nieg by jedynym intruzem. L Debren wyco-a si na
korytarz, podpar kokiem drzwi. = 6ie powstrzymayby *isklaka, ale nie o
powstrzymywa' i nie c&odzio, a o uniemoliwienie bezgonego wtargnie'
= cia. 7ama trzeszcz"ca podoga moga nie wystarczy!5 L przekona si o tym
a nadto dobitnie, kiedy nagle, bez adnej zapowiedzi, mrok korytarza
rozjani blask uczy' j wa.
' 0o ty: ' %br&l opuci berdysz i dopiero teraz uy go w roli kuli. '
<ajno i ka, nastraszye mnie. 4udz si, w izbie nikogo, cisza, ja prawie
goy.. 1u mylaem, = e mnie ten kocur ze zbroi obra, jak $wia na zup.
' %emdlae.
' %br&le nie mdlej" ' przypomnia rotmistrz. #o-n" si za pr$g, zacz"
zbiera! porozrzucane po caej izbie -ragmenty ubrania. ' %asn"em pewnie.
Dsiad tam, gdzie przedtem .enda, postkuj"c wci"gn" modne jak
c&olera portki z ?ile--. Debren, zerkaj"c podejrzliwie na jego opatrunki,
podszed szybko do le"cej nieopodal brygantyny, jednym ruc&em poderwa
z podoXML gi. *rzez pokaleczony poladek przemkn" mu pomie/, omal nie
zwali si na deski. (le warto byo. Wanie dlatego.
' Dwaaj na rany ' stkn", krzywi"c si z b$lu. ' 4ez eliksir$w
niewiele mogem zdziaa!. ' *omagaj"c sobie kolanem, przerzuci zbroj na
komod. ' *siakrew, ale cikie to dra/stwo. 6ie mylaem, e
brygantyna...
' 4o to sportowa ' wyjani %br&l. ' %naczy si, do podtrzymywania
kondycji. Klas wytrzymaoci ma jak zwyka o-icerska, a ciar o poow
wikszy. *o prawdzie ' westc&n" ' to i o poow wicej kosztuje.
' #isza, drosza, a tej samej wytrzymaoci: ' upewni si Debren. '
0o c&yba dla rotowego gupka, nie o-icera: 6ie kupowae jej aby razem z
&emem: *o utracie poprzedniego wskutek cikiego ciosu w gow:
' 7ame gupek. ' %br&l podni$s onuc, zacz" owija! stop. ' A-icer to
nie prosty knec&t, ale o tyzn -izyczn" tako musi dba!. ( e mu nie
wypada jak szeregowemu pawnikowi przy sypaniu wa$w jej nabiera!,
inaczej musi si ratowa!. Wanie cisz" zbroj na co dzie/ nosz"c.
' 6ie taniej kamienie po kieszeniac&:
' 0aniej. (le kretyn, a"cy z kamieniami, dugo rot" nie
pokomenderuje. Migiem by sobie autorytet zszarga i wanie na etat
rotowego gupka tra-i.
' >ozumiem. Wybacz naiwne pytanie, ale czy nie lepiej, skoro ju
ciszy pancerz si kupuje, zainwestowa! po prostu w grubszy:
' ( po c&oler: W sportowej zbroi nikt w b$j nie c&adza. %a cika.
' 0o moe dwie zbroje kupi!: = obie nosi!, a przed walk" jedn"
zdejmowa!:
%br&l posa mu pene politowania spojrzenie.
' Debren, bo mi pozytywn" opini o magunac& popsu jesz. Dwie
zbroje:) = przed bitw" zdejmowa!:) Wiesz, co m$wisz:) 0o taki dow$dca
najpierw by na tc&$rza wy szed, a potem w dodatku na idiot)
Debren zasznurowa usta. 6ie c&cia niszczy! pozytyw3nego wizerunku
magun$w w oczac& %br&la.
C = XMM (rtur 4aniewii ' *odasz but: 0am, pod komod". <ajno i ka, co
wy3cie tu z moim odzieniem wyczyniali: =stny zamtuz. 0ylko babskiej
po/czoc&y brakuje, na belce pod stropem wisz"cej.
' 7poro krwi stracie, musielimy szybko... ' Wyci"gn" but, ale nie
podszed z nim do rotmistrza. ' 7uc&aj, nie powiniene... ;ebra masz
popkane, no i to udo... 4yle stuknicie i krwotok gotowy. 6o i nie moesz
si przemcza!. *otrzebujesz ciepa, wygody.
' #&cesz, bym w ou zosta: ' domyli si %br&l, mocuj"c ko/c$wk
drugiej onucy. ' 6ie b$j si, nie jestem kretyn, nie bd bez potrzeby
ryzykowa. ' Debren odetc&n", odstawi cim na komod, podszed do
$ka, zacz" poprawia! pierzyn, wyklepywa! poduszk. ' Drugi ka-tan
pod pancerz wo. 6o, co tak sterczysz: *odaj brygantyn. 7am
powiedziae5 nie mog si przemcza!.
' Drop rozmawia z *isklakiem ' zacza .enda, ledwie zajli miejsca.
Mieli do dyspozycji tylko jedn" woln" aw, wic Debrenowi od pocz"tku
kojarzyo si to z (kademi" i lekcj" anatomii. % jednej strony ic& troje,
stoczonyc& na przykr$tkiej aweczce, bladyc& i sennyc&, a wic w typowym
dla pracowityc& kursant$w stanie, z boku Drop w zastpstwie czarnego
kocura, kruka albo sowy ' w latac& dwudziestyc& nieod"cznego atrybutu
powanego czarodzieja ' na zydlu, twarz" do nic&, marszcz"ca brwi *etunka
w roli surowego wykadowcy, a za jej plecami st$. Jeyn wci" oddyc&a i
nie przypomina typowego obiektu sekcji, lecz i tak skojarzenie narzucao
si samo. Debren pociesza si myl", e tylko jemu. %a udzia w krojeniu
trup$w nie szo si ju automatycznie na stos, lecz uprawiany w zaciszu
akademickic& loc&$w proceder nadal uwaany by za wstydliwy. Kronikarze
mieli do! rozs"dku, by o nim nie pisa!, i og$owi spoecze/stwa podobne
widoki przywodziy na myl jedynie jak najbardziej prawomylne czuwanie
przy zwokac& b"d2 ou umieraj"cego.
' Mam nadziej ' przerwa dziewczynie %br&l ' e pod bia" -lag".
XMX ' 4rrrak zrrrozumienia ' zdziwi si ptak.
' ( ja rozumiem ' warkna .enda. ' 1eno udam, e nie. = przypomn,
e Drop bo&atersko w naszej obronie stawa. Debrena uratowa, *etunce
pom$g, potem przemylnym manewrem ursoluda z pola bitwy odci"gn".
' 4luzgami ' sprecyzowa rotmistrz. ' = uciekaniem.
' Mniejsza o szczeg$y taktyczne manewru ' wtr"ci si Debren. '
.enda ma racj5 twoje uwagi s" nie na miejscu.
' 4rrrak zrrrozumienia ' poskary si Drop.
' W kwestii im! Dropa nie masz racji, miku ' dorzucia *etunka. '
%namy si troc& i wiem, e obwie z niego i &ultaj, ale &onorowy. 1eli do
gry-a polecia rozmawia!, to na pewno nie o tym, jak by tu przewal zrobi!.
' #o zrobi!: ' nie zrozumia Debren.
' %mieni! patnika odu w trakcie kampanii ' wyjania .enda, cytuj"c
najwyra2niej jak" uczon" de-inicj. = od siebie dodaa5 ' %br&l Dropowi
zarzuca, i za *isklakiem pogna nie jako pose, pod bia" -lag", jeno w
prywatnym interesie. *roponuj"c, e stron wau zmieni. 4arykady, po
lelo/sku m$wi"c.
' Aszczerrrca))) ' wrzasn" uraony do ywego Drop.
' Abrrraza mierrrtelna))) ' %akapa bezgonie dziobem, gor"czkowo i
bezskutecznie poszukuj"c odpowiednic& s$w. ' Dtwarrrdza! terrren)))
' ;e co: ' zdziwi si %br&l.
' #&ce ci pozwa! na udeptan" ziemi ' wyjania .enda. Debren posa
jej pene podziwu spojrzenie, ale przegapia je, zwracaj"c si do siedz"cego
na belce ptaka.
' Masz wite prawo, Drop, ale c&c ci prosi!, by z nie go
zrezygnowa. %br&l za dugo si midzy najemnikami obraca, to dlatego.
*rzewaowy proceder to w jego -ac&u codzienno!. 6ie m$wi konkretnie o
tobie ' uprzedzia protest rotmistrza. ' *rzyznasz jednak, e zmiana strony
wau, g$wnie w trakcie oble/, smutn" codzienno! wsp$czesnyc& wojen
stanowi. #zytasz H;odaka Cortu nyI, znasz statystyki. 6adzieja
matematyczna, e to przeWau dojdzie, w skali kwartalnej ^,ML wynosi w
pier wszym p$roczu, a potem jeszcze ronie. Wic bez unosznia si
&onorem, prosz. Abaj przyjaci$mi mi jestecie i nie ycz sobie, bycie si
potykali.
*rzyjaciele .endy zerknli na siebie mao przyja2nie, lecz na tym
poprzestali.
' 6iekt$rzy wi"" to z upadkiem demokracji ' wtr"ci si Debren. ' =
normalizacj" nazywaj". ;e niby pieni"dz susznie ideologi z wojen
wypiera.
' 4ez polityki, prosz ' przywoaa go do porz"dku *e3tunka. ' .enda,
wypytaa Dropa. M$w, co i jak. 4ez urazy, panie papugo5 tak prdzej
bdzie.
Dziewczyna kiwna gow" i zacza opowiada!. +istoria bya kr$tka5
Drop odci"gn" mutanta a pod wsc&odni czstok$, ale w ko/cu sp$2ni si
z unikiem, oberwa ap" i straci przytomno!. 6a szczcie cios by silny, a
palisada tu obok ' ptaka przerzucio na drug" stron i ur3solud, nie trac"c
czasu na przeaenie przez ogrodzenie i dobijanie przeciwnika, zawr$ci ku
gospodzie.
Kiedy papuga oprzytomnia, wok$ byo cic&o i pusto. Drop zerkn"
przez szpar w okiennicy, upewni si, e wikszo! towarzyszy przeya
bitw, i, nie ryzykuj"c stukania, zacz" cic&aczem przeszukiwa! okolic.
Wbrew jego oczekiwaniom, gry- nie czai si ani w zakamarkac& podw$rza,
ani w pobliskic& zarolac&. 6ie byo go te na s"siaduj"cym z ober",
skalistym wzniesieniu, su"cym *isklakowi za l"dowisko i skad pocisk$w.
7amyc& pocisk$w te ju prawie nie byo ' kl"twa nie zakadaa obracania
H#notkiI w ruin przy pomocy dugotrwayc& nalot$w i gry- zuy
praktycznie cay skromny zapas kamieni oraz belek. Drop zatoczy par
coraz szerszyc& krg$w nad lasem i w ko/cu natkn" si na lady kocic& ap.
Krzyoway si ze ladami but$w, krwi i drzewca siekiery, wiod"cymi spod
obery na zac&$d. 8ry- i topornik spotkali si niedaleko drogowskazu.
7"dz"c po odciskac& w niegu, rozmowa do serdecznyc& nie naleaa.
#zowiek najpierw odskoczy za najgrubsze drzewo, a potem wydepta
piercie/ wok$ pnia, kr""c tak, jak potw$r i pilnuj"c, by cay czas
oddzielaa ic& wiekowa joda. Astrono! nie bya bezpodstawna5 *isklak,
c&o! kulawy i te krwawi"cy, r$wnie azi w k$ko, najwyra2niej
wypatruj"c okazji j do morderczego skoku.
' Dobra nasza ' skomentowa ten -ragment relacji %br&l. ' Marnie z
poczwar", skoro si rannego kmiotka wystraszya. %dyc&a, jak nic. 8ow
dam, e to zasuga mego &emu. 6ie wiem, czycie zauwayli, ale ju tu,
jakemy si bili, kiepsko stawa.
' Moe ' mrukn" Debren. ' (le boj si, e po prostu azi w k$ko, by
postraszy!, nie zabi!.
' #&yba susznie si boisz ' westc&na .enda. ' 4o si w ko/cu po
dobroci rozeszli. 0yle e kmiotek biegiem. Wyra2nie mu rozmowa si i
odwagi dodaa. Do mostu pogna. ( gry- ku jaskini zawr$ci. 7zed, wic go
Drop dogoni. 6o i pogawdzili sobie.
% opisu pogawdki wynikao, e *isklak nie przejawia wrogic&
zamiar$w, c&o! przewal w wydaniu jego doradcy strategicznego by do!
oczywisty. 7pokojnie wysuc&a wyjanie/ papugi, po czym zapewni, e
jego poprzednia propozycja pozostaje aktualna. Abcy wyjedaj" o wicie,
Bysedelowie zostaj", nikomu nie dzieje si krzywda.
' 0o wszystko ' zako/czya .enda. ' A odszkodowaniac& i
kontrybucjac& nie byo mowy, co nam upraszcza spraw. Moemy raz3dwa
decyzj podj"! i jeszcze si zdrzemn"! troc&. 0rzy klepsydry do witu
zostay.
' M"drze gadasz, kozo. 1a tu z *etunk" posiedz, w trudnyc& c&wilac&
towarzystwa dotrzymam ' %br&l zerkn" na Jeyna ' ale ty -aktycznie
brykaj na g$r. <$ko zagrzane, wskakuj pod pierzyn i pij.
' 6ajpierw decyzja ' przypomnia Debren.
' ( o czym tu decydowa!: 0o ju ustalilimy5 zostajemy i czekamy, a
si biesowi zdec&nie.
' *oczekaj, miku ' uprzedzia maguna *etunka. Dziwnym tonem,
agodnym i surowym zarazem. ' .enda, do $ka. 6a nos nam tu zaraz
padniesz. 4ez nijakiego poytku, bo nie do ciebie decyzja naley.
' 4o baby prawa gosu nie maj": ' najeya si dziewczyna. ' Dlaczego
Debrena pod t pierzyn nie gonisz: 0e na siedz"co zasypia) Aczy to ma o
poow ode mnie Mniejsze)
' Wanie dlatego. 4o oczy masz wielkie i niebieskie, z tyc&, co to
najrozs"dniejszego c&opa ogupi". ( H#notXMV (rtur 4aniewic-l kaI to
porz"dna obera, gdzie si pannom kawaler$w pod pierzyn nie wpyc&a.
%waszcza przed podr$", dug" i by! moe ryzykown". 7nu potrzebujecie
oboje, a nie... .itociwie nie doko/czya. Debren zmarszczy brwi.
' A jakiej podr$y m$wisz:
Aberystka odczekaa, a niepok$j przeniesie si na pozostae twarze.
M"drze. Kiedy wreszcie przem$wia, jej sowa zabrzmiay bardziej dobitnie.
' 0o m$j dom, m$j los i moja rodzina. 6ie musz si z niczego
tumaczy!, ale e za przyjaci$ was mam, to powody wyo. 7amej decyzji
to jednak nie zmieni. = dlatego moesz miao i! spa!, moja mia.
' (ni mi si ni ' rzucia twardo .enda.
' <atwiej by mi byo wyjanienia skada!. ' *etunka zerkna
wymownie na obraz z nag" ksiniczk", zdejmuj"c" kl"tw z obery. '
*anience nie przystoi o pewnyc& sprawac& suc&a!.
' 7ama jeste panienka)
' 6ie jestem ' powiedziaa spokojnie gospodyni. ' = w tym rzecz
wanie.
Dziewczyna zacisna obie donie na brzegu awy. Wida! byo, e nie
ust"pi. *etunka wzruszya nieznacznie ramionami i przeniosa spojrzenie na
Debrena.
' *ostanowiam ' owiadczya ' e wyjedziecie o wi_4 cie. 0ak bdzie
dla wszystkic& najlepiej. Jeyn umiera, mnie *isklak nie skrzywdzi, was,
skoro odjedacie, nie ma po co atakowa!. 6ie istnieje aden pow$d...
' <ajno) ' przerwa jej wzburzony rotmistrz. ' =stnie3P je, i to c&olernie
powany) Moje sowo mianowicie)
*rzygl"daa mu si przez c&wil. Aczy miaa szare,) bardzo smutne. 6oc
bya wyj"tkowa i nie aowali u3L czyw, ale c&o! izba tona w blasku, w
jej spojrzeniu go brakowao.
' % mego powodu lubowae. W biegu, poc&opnie. 6a dodatek
przyczyn" nie by gry-, a Debren, kt$ry drzwi L rozwali. A drzazdze w
zadku nie wspomn litociwie, L c&o! powinnam, bo przy co-aniu sowa
znawcy ka" si = uwanie intencjom przyjrze!. ( drzazga w zadku... c$,
je3 li si zaczniesz z takic& powod$w pojedynkowa!, to ci i do adnej
karczmy nie wpuszcz". 4o i w najporz"dniej3szyc&, bywa, nowa awa gocia
takow" niespodziank" uraczy. ( o now" nietrudno, jako e stare szybko si
zuywaj". Wiadomo5 porczne w b$jce, a jeszcze za bro/ nie uc&odz" i
uszkodzenia ciaa pod inne paragra-y si podci"ga. *amitam z tyc&
korespondencyjnyc& kurs$w Jey3na, e przecitna awka karczemna
ywotno! ma ledwie...
' *etunko ' przerwa jej agodnie Debren. Dmilka.
' 7owo to sowo ' burkn" %br&l. Wida! byo, e argumenty tra-iy mu
do przekonania. 7t"d pody &umor.
' *rawda ' zgodzi si magun. ' = prawd" jest, e s" sowa, kt$re mona
wyco-a!, &onorowi ujmy nie czyni"c. Wic moe wysuc&ajmy *etunki do
ko/ca. *rzyjaci$k" nam jest, pamitaj. = m"dr" niewiast". 6ie s"dz, by ci
naraaa na po&a/bienie.
*ogratulowa sobie w duc&u5 tamci natyc&miast zajrzeli sobie w oczy,
oberystka zarumienia si, a %br&l zasznurowa usta.
' 6a pocz"tek musz was przeprosi! ' *etunka umiec&na si smutno.
' *owinnam pomyle! o zamostko3wiakac&, ostrzec... 8upia baba ze mnie.
' 0o owi pac&okowie gry-a: ' domylia si .enda.
' 6ie wszyscy@ z %amostk$w spora wie. (le e na naszej krzywdzie si
tak rozrosa, to i wikszo! z gry-em po cic&u sympatyzuje. %waszcza ci co
w uprawac& si specjalizuj" i usugac&. 4o &odowcy owiec ju nie bardzo.
0yle e tyc& garstka pozostaa5 nieboszczyk Domorzec wikszo! z torbami
puci. Ag$lnie jednak wie dobrze na kl"twie wyc&odzi. %a *etuneli to dwa
szaasy byy, przez 7molarzy zamieszkiwane. *otem *retokar kr$lewski
szlak przez pustkowie poci"gn", most postawi... Ad razu si inwestorzy
pojawili5 kowal, koodziej, karczmarz i ksi"dz. %a demokracji szko nawet
mieli, ale teraz zamknita, bo ni demogra-iczny i re-orma. 6o i sotysa si
dorobili. 0o ten w"saty, co to go Debren kokiem po gard3fPG.. 7woj" drog",
pogratulowa! oka, mistrzu. Dobrze wybrae5 w gardle wanie by
najmocniejszy. = gardowaem na urzdzie si od lat trzyma. #&o!, po
prawdzie, teraz widz, e moe nie samym gardowaniem.
(rtur 4arriewicz ' 0o znaczy:
' 0o zadupie ' wyjania. ' 0rakt nie trakt, w guszy yjemy. Wic si
stare obyczaje w %amostkac& utrzymuj". Kadencyjno! wadzy, mianowicie.
#o cztery lata od nowa rad i sotysa si wybiera, jak za demokratycznego
reimu. 6o i rozmaici konkurenci do wybor$w przeciw sotysowi stawali. %
wymownoci syn", to i wikszo! gadko w przedbiegac& odpadaa, ale
byo paru takic&, co omal mu liczb" gos$w nie dor$wnali. *o prawdzie
demagodzy jeszcze od niego wiksi5 jeden obiecywa, e dzieciaki -ur"
gminn" do szkoy dowozi! bdzie, drugi, e gry-a opodatkuje... 0akie tam
banialuki demokratyczne. =, wystawcie sobie, tu przed wyborami zawsze
taki m"drala znika. 6ie wiedzie! jak i gdzie. %a to de-initywnie.
' 8$wniany ustr$j, ta demokracja ' splun" %br&l. ' *amitam, jak
kadencyjnego patnika nam w regimencie wprowadzili. 0e na lat cztery. *o
trzec&, zodziej jeden, do 0ellicji da nog i jak kr$l yje z naszego srebra,
co to je w tamtejszyc& bankac& potajemnie lokowa. 0eraz to co innego5
patnikiem byle ac&udra nie zostaje. Wie trzeba mie!, zamek jaki... 1est z
czego dugi ci"ga!. = nie na cztery lata synekur daj", ale na rok albo
doywotnio. Kade rozwi"zanie lepsze od owyc& ksiycowyc& czterec& lat.
4o to przez rok nakra! i ukry! nie zd"ysz, a wybieraj"cy jeszcze
pamitaj", co obiecywa i za co powinni ci w zadek kopn"!. ( zn$w
doywocie maj"c, nawet jak kradniesz, to po troc&u, by sobie za wczenie
gazi pod rzyci" nie podci"!. Wic albo poddani wiksze szanse maj"
zodzieja przegna! i si po jego rz"dzeniu pozbiera!, albo okrada si ic&
uczciwie, nie ze szcztem. ( czterolecie... Mamy tu takie przysowie5
H#ztery lata przy korycie starcz" ci na zote ycieI. = drugie5 HWadz
peni"c cztery lata, kady zejdzie na psubrataI.
' Miao by! bez polityki ' przypomnia Debren.
' Wanie ' popara go *etunka. ' Wspomniaam o zaginionyc&
kandydatac& nie po to, by -eudalizm propagowa!. 4o i ten, szczerze
m$wi"c, ma swoje wady.
' 0o -atalny system ' pokiwa gow" %br&l ' jeno e nikt nie wymyli
lepszego.
XMO ' Wonston 7zeroki ' popisaa si oczytaniem .enda.
' ( czy ja m$wi, e nie: ' wzruszy ramionami. ' *ewnie, e Wonstona
cytuj. ( taki durny nie jestem, by si pod klasyk myli politycznej
podszywa!.
' Miao by! bez polityki ' jeszcze raz przypomnia De3bren. ' A sotysie
m$wilimy. = konkurentac& do stoka, co to ic& cic&aczem zgadzi.
' >aczej gry-owi do zgadzenia wytypowa ' poprawia go *etunka. '
Demokracja i to jeszcze do siebie ma, e c&araktery wykolawia. %amiast
uczciwie widy wzi"! i w ywot oponentowi wrazi!, czek si musi podyc&
podstp$w c&wyta!. 4o takic&, co otwarcie, z przodu atakuj", jako ludzie
nie wybieraj". 7otys to wie, wic go z zaginiciem konkurent$w nijak nie
szo powi"za!. %awsze a to na wiecu by, a to z pielgrzymk", a to na weselu.
6ajmar3niej tuzin postronnyc& wiadk$w gow" rczyo, e gdy tamci
znikali, przebywa gdzie indziej.
' >ozumiem. = za to si *isklakowi odwdzicza:
' #&yba nie tylko. ' *etunka ani przez c&wil nie sprawiaa wraenia
radosnej, lecz teraz spospniaa jeszcze bardziej. ' 0en bies, co Jeyna... 0o
bratanek sotysa. Drugi ursolud tako. Widzielicie, jak okrutnie zmutowani.
Mao co po matce odziedziczyli. >odzina w lesie c&owa! ic& musiaa, bo
c&o! stryj na stanowisku, pewnie by s"siedzi nie zdzieryli i na widy
paskud wzili. = susznie, bo g$wniarze, jak podroli, par os$b na tamten
wiat wyprawili. %aczli od proboszcza, co pr$bowa modszego oc&rzci! i
rasie ludzkiej t" metod" przywr$ci!. 7tarszy mu rk razem z kropidem
odgryz i zar. Ad tej pory w g$rac& si kryj". 7"dz"c po dzisiejszym... za
cic&" zgod" gry-a. >az starosta z >umperki c&cia na nic& ekspedycj karn"
urz"dzi!, ale mu to sotys wyperswadowa. 0umacz"c, e bratankowie w
lesie r$wnowag ekologiczn" utrzymuj" i jak podrosn", to i zb$j$w wytpi",
i *isklakowi tak si panoszy! nie dadz". ( tu prosz5 wyc&odzi, e w tajnym
sojuszu z nim byli.
' 7tarszy i modszy. F .enda zmarszczya brwi. F Wic nie bli2niaki:
0o si, widz, sotysowi albo bardzo odwana, albo bardzo gupia bratowa
tra-ia. Dwa razy z rzdu da! si nied2wiedziowi w borze dopa!... 6o, no.
XX^ (rtur 4amewicz ' 4ya i odwana, i gupia ' przyznaa *etunka. '
(le nie w aeniu po lesie si to przejawiao, a w tym, e swego lubnego w
por polewk" z muc&omor$w nie strua albo nie przydusia, gdy sc&lany
lea. Wzgldnie nie posuc&aa rad mojej matki, kt$ra j" paru skutecznyc&
metod antypoczciowyc& wyuczya. 4o to on, m" rodzony, jej owyc&
potwork$w zmajstrowa. 6ie j", a jej teciow" maruc&a zdyba w puszczy.
0yle e w pierwszym pokoleniu ludzkie geny g$r wziy i brat sotysa mao
w sobie mia z nied2wiedzia. At, czasem po wsi na czworakac& biega i
rycza, ale przy jego zamiowaniu do miodu to nikogo nie dziwio. ;e
zaronity i kudaty c&adza, te nie5 za demokracji rzecz si dziaa, a
wiadomo, jak wtenczas kruc&o byo z brzytwami i mydem. Dopiero gdy
ona mu pierwsze dziecko poronia, calukie we wosiu, to si plotki o jego
poc&odzeniu potwierdziy. ' Westc&na. ' 6ie maj" szczcia do dzieci w
tym rodzie. 7otysowi jedna tylko dzieweczka si urodzia i ta jedna...
' 7yszaem. ' Debren pomilcza c&wil, po czym zapyta5 ' Dlaczego o
nic& m$wimy:
' 7yszae, co Drop o owym obwiesiu z toporem opowiada. '
>ozmasowaa odruc&owo skopany przez tamtego bok. ' %ao si, e
prosto do wsi pogna.
' >rrozumne rrrozumowanie ' pokiwa bem Drop.
' Dziki. #iebie gry- straci, wic musia czowieka z wieci" posa!.
6ie wiem, jak si dogadali, ale...
' >rrkoczyny. *rrrecedensy potwierrrdzone.
' 6a migi ' wyjania .enda. ' 1u wczeniej si zdarzao, e bez
pomocy Dropa rozmawia z lud2mi.
' Dziki. (le ' doko/czya *etunka ' sprawa jest prosta i dugic&
objanie/ nie wymaga. *isklak kaza zapewne sprowadzi! ze wsi wszystko,
co do noszenia broni zdolne. =, jak znam zamostkowiak$w, stawi" si.
' 6ie przesadzasz: ' skrzywi si sceptycznie Debren. ' 7yszy si tu i
$wdzie o ludziac& kolaboruj"cyc& z biesami. #ic&aczem jednak. = nigdy ca"
wsi".
' 7otysowy r$d ma ogromne wpywy. ( z rodu zostali5 brat, ona i
puszczalska c$reczka. Dysz"cy pewnie c&ci" zemsty za ubityc&
krewniak$w. 6o i zainteresowani, by XXL wszystko zostao jak jest. 6ie
zapominaj, e dobrobyt wie zawdzicza kr$lewskiemu szlakowi. ( ten bez
gry-a podupadnie. 0o znaczy w mniemaniu postronnyc&, kt$rzy si w
niuansac& kl"twy nie orientuj". Wic nie s"dz, by byy kopoty ze
zwoaniem pospolitego ruszenia.
' *etunka ma racj ' wspara oberystk .enda. ' ( ty, Debren, o
jednym zapominasz5 ecie tu si ze %br&lem na wadz i niewinnyc&
cywil$w za jednym zamac&em... no... zamac&nli. 6o i jeszcze
kusownictwo popenili. A owyc& maruc&ac& m$wi. W poowie
nied2wiedziami byli, czyli, jak zsumowa!, jednego nied2wiedzia tu ubito. (
wiadomo, e z nied2wiedzia zwierz mocno c&roniony. Kr$tko m$wi"c, o
adnej kolaboracji z potworem nie musi by! mowy. 1ako zwykyc&,
pospolityc& zoczy/c$w stra obywatelska was poc&wyci. .egalnie.
' %araz, zaraz... Was: ;ecie ze %br&lem: 0o niby ja tego ursoluda na
podw$rzu...:
' 1a ' wzruszya ramionami. ' 0yle e bez wiadk$w. = w dodatku baba
jestem. 6ikt nie uwierzy, e baba takow" besti utuka. 6a wasze konto
p$jdzie.
' #o ci po gowie c&odzi: ' %br&l zmarszczy czoo.
' 0o, co i *etunce5 by was st"d wyprawi!. Dwa konie mamy. +enz si
jak przedtem uoy, ty na zdrowego si"dziesz, Debren kulawego we2mie za
uzd i w drog.
' *etunce ' uprzedzia maguna gospodyni ' nie cakiem to c&odzi po
gowie. *etunka widzi .end na grzbiecie kulawego.
' 6ie zostawi ci samej, siostro ' oznajmia spokojnie dziewczyna. '
0o raz. ( dwa, e na kulawym koniu nikt nie pojedzie, bo by ko/ przed
rozstajami pad. *o$wk +enzy d2wiga!, to co innego, ale mnie na
dodatek... *o trzecie za, i najwaniejsze, ja jedna nie mam powodu st"d
ucieka!. %a czstok$ nosa nie wyc&yliam, neutralna jestem.
' 8upia przede wszystkim) ' Debren nie by w stanie wysiedzie! na
awie, zwaszcza e od dziewczyny oddziela go %br&l. ' Wyobraasz sobie,
e co to bdzie5 s"d grodzki:) ;e kto zec&ce wysuc&iwa! argument$w o
neutralnoci i trzymaniu si waciwej strony palisady:) Dzi si XXM (rtur
4aniewicjI urodzia: 1ak rozwcieczona tuszcza dziewki dopada, to
najpierw... ' urwa, poniewczasie przypominaj"c sobie, do kogo m$wi.
' %amknijcie si i posuc&ajcie mnie w ko/cu ' warkna *etunka. ' 0o
m$j dom, moja kl"twa i moje kopoty. Wnuczki nie mam, bo ci durnie,
Baclan i >o,olik, lubowanie zoyli, e baby nie tkn", p$ki matka yje.
Wybijam im to usilnie z g$w, ale, p$ki co, bez rezultatu. ?-ekt jest taki,
em nie do ruszenia. *rzynajmniej p$ki gry-, kurator kl"twy, yje i broni!
mnie moe.
' 4roni!: ' zaskoczony rotmistrz zamruga oczami.
' ( tak ' rzucia gniewnie. ' #o, i ty dzi si urodzie: 6ie wiesz, jak
pokrcone bywa ycie: Wanie tak, miku. An mnie przed samos"dem
obroni, a ty, broni"c, do mierci moesz przywie!. #o przysiga: ;e gry-a
usieczesz: *iknie, tylko co z wieniakami, kt$rzy sw$j los zwi"zali z
kr$lewskim szlakiem:
' 7ram na wieniak$w) ' %br&l wzi" przykad z czarodzieja i jak on
zerwa si z awy. ' Adsuwaj barykad, Debren) Wyc&odz) Dtuk biesa,
eb zatkn na drogowskazie i czwart" tabliczk pod spodem zawiesz) 6a
kt$rej to &ultajstwo bdzie mogo wyczyta!, co z nic& grabarzom zostawi,
jak na p$ mili do obery podlez")
' *ikny plan ' rzucia szyderczo .enda. ' 7zkoda, e nie uwzgldnia
niu demogra-icznego. = tego, e z braku szkoy dopadn" ci anal-abeci.
' 7ymbolik ba na supie kady zrozumie)
' *ierwej trzeba eb do zatykania posiada!. ( ty moi esz si co
najwyej ursoludzkimi posuy!, wzgldnie sotysim. 0o kmiotk$w nie
powstrzyma. W duc&u niekt$rzy si uciesz", ale e obcy, a tamci, jacy by
nie byli, swojacy, to ciebie, a nie by, na widy wezm", by w gnoj$wce topi!.
' Dszy umyj, kozo przem"drzaa) 0o m$wi5 *isklaka pierwej ubij)
' 6ie ubijesz, bo on do pojedynku nie stanie.
' *rrrawda ' popar dziewczyn Drop. F (warrryjneU rrrozwi"zanie.
Wrrr$g grrro2ny, grrry- drrru&ami sztur3rrmuje. *errrsonalnie w rrrezerwie.
>rrozwi"zanie do3rrradca strrrategiczny oprrracowa.
XXX K *siakrrrew ' zakl" rotmistrz, opadaj"c bezsilnie na jaw. *rzez
c&wil byo cic&o. *etunka wykorzystaa przerw, odwr$cia si, przetara
pot z czoa konaj"cego.
' 7koro ju wiemy, na czym stoimy ' odezwaa si, odkadaj"c szmatk
' wyjawi wam powody mojej decyzji. 0-ej o wyje2dzie was wszystkic&, z
.end" w"cznie.
' 6ie... ' dziewczyna i %br&l zaczli protestowa! zgodnym c&$rem i jak
c&$r umilkli na widok wadczo poderwanej doni.
' *okornie prosz o wysuc&anie. ' Adczekaa troc& i umiec&na si
blado. ' Dziki. %a to, cocie zrobili i co zrobi! gotowicie, jeszcze wiksze
dziki. Do wczoraj nie miaam adnyc& przyjaci$, dzi mi troje... '
zawa&aa si, zerkna na papug ' czworo przybyo. 0o wielkie szczcie.
6ie pozwol, by si w nieszczcie obr$cio. ( tym si zawsze ko/czya
pr$ba zdejmowania kl"twy. %awsze. A babkac& nie bd opowiada!, o
swoic& dowiadczeniac& jeno. 7yszelicie ju, jak na inicjatywie mojej
matki wyszam. Maj"tek na biesiarza wydaa, zaduya si, a e-ekt jaki:
>anny gry-, martwy wied2min, najazd 4elniczan, zgwacona *etunka. 6ie
powiem5 i dobre strony byy. Baclana dziki temu mam. (le cena... no,
sono zapaciam. *otem m$j brat, #edrzy&, pitnacie lat sko/czy i za
dorosego si uzna.
' Masz brata: ' %br&l zmarszczy brwi.
' Miaam. A tym wanie m$wi. Miaam. 7podzi go kt$ry z tyc&, co
na 7ierosaw polowali. #edrzyc& by taki jak ty5 gupi, zarozumiay,
przekonany o swej sile i e wszystko mu si w yciu uda. 0yle e jeszcze ze
ladami matczynego rzemienia na tyku, wic ekspedycj przeciw gry-owi
cic&cem urz"dzi i po -akcie si dowiedziaymy.
' ?kspedycj: %naczy5 nie sam...:
' *o belnickiej stronie najwikszyc& zabijak$w zebra. 7zczeniak by,
ale przyw$dcze talenty zawsze w nim drzemay. 0yle e na ludziac& si nie
zna. 6o a wtedy, za pierwszym razem, na zego konia w dodatku postawi,
-ac&owc$w zwerbowa, owszem, tyle e mao ideowyc&. Ua obietnic up$w
z nim poszli, a nie dlatego, e obowi"zkiem przyzwoitego czowieka jest
potwory zwalcza!.
(rtur 4aniewi 6o i cae przedsiwzicie wzio w eb, bo Domorzec,
c&o stary ju i sc&orowany, eb nadal na karku nosi.
' % zasadzek ekspedycj wytuk: ' domyli si %br&l.
' % jaskini si wyni$s. Wraz z dobytkiem. At tak, p3prostu. <owcy kup
owczyc& koci znale2li i par wieyc& kup, na pomiewisko w poprzek
cieek wypasku3dzonyc&. 0o wszystko. <up$w adnyc&. #edrzy& zaklina
si, e z gry-a bogate panisko, tamci poszli, zainwestowali, czas stracili i...
ajno dostali.
' (le nikt nie zgin": ' upewnia si .enda. Abery3stka pokrcia
gow". ' 6o to nie taka zn$w tragiczna ta.1 ' #edrzy&owi owcy pysk tylko
obili ' przerwaa jej spokojnie *etunka. ' %a to H#notkI spl"drowali, a mni
prawie na mier! zac&doyli. Dwa tuziny ic& byo, wic nim ostatni
sko/czy, pierwszy zn$w oc&oty nabiera. W poowie drugiej kolejki do
reszty przytomno! straciam, wic nie wiem, ile razy...
' Do! ' wyc&arcza %br&l.
' 6ie, miku. Mnie te to nie bawi, ale sko/cz, bo &g storia pouczaj"ca
jest i ku waciwym wnioskom popyc&a. At$ nie zamiowali mnie na
mier! jeno dlatego, e Do morzec w ko/cu eb z lasu wytkn", przylecia i
rzucaj"c z nieba kamienie, band rozgoni.
' 0c&$rzliwy mierdziel...
' *olityk, miku. Dwie pieczenie za jednym zamac&em upiek. ( patrz"c
perspektywicznie, to nawet trzy. >az, e na dugo wszystkim si ow$w
odec&ciao, czy ze strac&u, czy ze wzgldu na nieopacalno!. Dwa, e w
ci" zasza. ' %br&l przekn" z wysikiem lin. W LNXZ to byo, sze! lat
po tym, jak ajdak >o,oletta za bi. Wykrzyczaam mu wtedy, e prdzej
sobie co zaszyj, ni c&opa do $ka wpuszcz. >yzykuj"c, e c$rce tako
los zgotuj. = dotrzymaam sowa.
' %a... ' .enda zaj"kna si, zblada. ' %aszya:)
' =diotka ' parskna gospodyni. 6ikt wicej o nic ni zapyta, wic
odczekaa troc& i, ju spokojniej, poci"gnc a w"tek5 F W cnocie sze! lat
wytrwaam, i nie o ober[ m$wi. #iko byo, bo trzydziestki jeszcze nie
miaam nosio mnie jak kad" normaln" bab. (lem si upara Do goci
matka wyc&odzia albo #edrzy&@ dzie/ w dzie/, cay rok, nad strumie/
c&adzaam zimne k"piele bra!. Doniorzec musia si w ko/cu zorientowa!,
e rodowi wyganicie grozi, no i okazj wykorzysta.
' ( trzecia piecze/: ' zapyta Debren po c&wili nieprzyjemnego
milczenia.
' Mia kogo na zakadnika bra!, gdy mu pawica jajo z *isklakiem
zoya. 4o i ten drugi gwat jak" kropelk miodu w beczce dziegciu mi
przyni$s. #$reczk urodziam. = mogam si ni" cieszy!. Kr$tko, -akt.
8dybym moga wybiera!, to nigdy... (le bya, miaam j". >ok niemal. *rzez
rok byam prawie szczliwa. 4om si i poczucia winy wyzbya. #&opcy
byli jeszcze mali, ale #edrzy& ju si zakoc&a! zd"y. *o prawdzie, to
troc& dla zaimponowania lubej ow" ekspedycj zorganizowa. =...
' Durny g$wniarz ' mrukna .enda. ' Mam nadziej, e mu zdrowo
daa po bie.
' Daam ' umiec&na si dziwnie *etunka. ' 4ardzo zdrowo nawet.
(le nie wtedy. Wtedy... ulyo mi. 4o koc&any by. *ostrzeleniec, prawda,
ale taki dla mnie dobry... 0o on pierwszy wpad na pomys, by si
miowania wyrzec, p$ki ja yj i sama c$rki nie powiam. Wiesz, ile takowa
decyzja dla zakoc&anego pitnastolatka oznacza: 0o jakby sobie rk dla
mnie odr"ba. Wicej nawet. ( on przysig zoy ' i ju. 4o si ba, e jak
mu ona c$rk urodzi, to mnie gry-, jako ju niepotrzebn", umierci.
' <ajno i ka ' szepn" %br&l.
' *owiam zdrow" dziewczynk, wic od razu si oeni. 1akby
przeczuwa, e to jedyna okazja, by troc& szczcia zazna!.
' #o si stao: ' zapytaa cic&o .enda.
' 6a jesieni LNXO, tej pamitnej, 1esieni" Kr$l$w zwa3nej, Domorzec
porwa moj" male/k". #ay zac&odni Bi3*lan szala z radoci, a mymy tu
zy lali. W marcu dowiedziaam si, e zmara. W kwietniu zjawi si Jeyn
L *rawie gow z ptli mi wyj", bom ju do! miaa wszystkiego. *otem w
4elnicy monarc&i przywr$cono, 8wa3Uyk wst"pi na tron i by si jako
prny wadca wykaza!, na Mor,ac najec&a. #edrzy& stan" na czele
c&op$w i...
XXV ' # ' :
' edrzy&: ' przerwaa jej .enda. ' 7markaty wyrostek przeciw ksiciu:
6a czele:
' Asiemnacie lat ju mia. ;on. *aru belnickic& zb$j$w na koncie. 4o
nie myl sobie5 nie puci pazem tego, co mi zrobili. Dopad kilku. Ad
maego z ukiem !wiczy, toporem... 6o i, jak m$wiam, przyw$dcze talenty
przeja wia. ( e innyc& c&tnyc& nie byo, bo c&aos okresu przejciowego
zapanowa, #edrzy& skrzykn" okoliczn" ludno! i zast"pi drog
8wadrykowi.
' 7zale/stwo ' pokrci gow" %br&l. ' % c&opami n@ regularne
wojsko... 8upi smarkacz.
' 8upi ' przyznaa *etunka. ' (le... wyjcia nie mia. 6ajwiksz"
szans pr$bowa wykorzysta!, jaka si od dwustu lat tra-ia. W dodatku u
wr$ki rady zasiga. 6ajbardziej wiarygodnej w okolicy. Mylaam, e jak
mu kube zimnej wody na rozpalony eb wyleje... #&olera, sama go do niej
posaam. 4odaj mi jzor durny usec&. *o jec&a i rozemiany wr$ci.
Wr$ka trzy razy wr$by po wtarzaa i...
' 0rzy razy sobie policzya: ' domyli si %br&l.
' 0o te. (le dwa i p$ razu jej wyszo, e kl"twU z H#notkiI i rodu
zdejmie wanie kto z naszego pokolenia. = nie sam, a z pomoc" obcyc&,
c&o! jednej krwi.
' %naczy... mor,ackic& wsp$plemie/c$w: ' >otmistrz podrapa si po
kudatej gowie. ' (le dlaczego dwa i p$:
' Wr$ki takie s" ' owiecia go .enda. Min miaa jak kto, kogo tylko
dobre maniery powstrzymuj" przed spluwaniem. ' = w og$le wikszo!
magi" wadaj"cyc&. *rdzej ci zot" g$r wyczaruj", ni jednoznacznej
odpowiedzi udziel". %nam ja ic& troc&, krtaczy.
Wszyscy czekali przez dusz" c&wil. = nie doczekali si5 nie dodaa, e
Debrena do owego grona nie zalicza.
' 6o tak F przerwaa niezrczne milczenie *etunka.
A wr$bac& wiadomo, e do ko/ca jednoznaczne nie by waj". (le ta
prawie o jednoznaczno! za&aczaa. #&o!by w kwestii pokolenia. #edrzy&
upewni si i odpowied2 uzyska, e o nas c&odzi. #zyli o niego konkretnie,
bo tyl ko dwoje nas mama miaa, a ja przecie baba, gdzie --lj tam do
wojaczki. (lbo, dajmy na to, kwestia broni... / XXZ Wskazaa le"cy na
szynkwasie muzer. ' 0 wanie &u3lajkul mia ze sob", gdy o przyszo!
pyta. 4o to wiecie5 za demokracji pozwole/ na or wymagano i zdrowo si
trzeba byo wykosztowa!, by m$c si midzy lud2mi z normaln" kusz"
pokaza!. 6o a muzer pod pazuc& adnie wc&odzi... 6o, niewane. *ono!
wr$ka do/ na nim pooya i powiedziaa, e ten or, dobrze wymierzony,
los nasz odmieni. Kl"tw zdejmie, c&o! porednio. #edrzy& mia prawo
zrozumie!, e jak b$j rozpocznie strzaem z &ul"jkuli, to si wszystko
dobrze sko/czy. (le tak naprawd to przewaya ostatnia wizja wr$ki.
Abjawi jej si mianowicie most krwi" ksi""t belnickic& skropiony. ( z
innyc& wr$b wr$ce wyszo, e takowe skropienie przso przeamie. 6o i
kla si, e widzi nieodleg" przyszo!, #edrzy&a na mocie i krew
ksi"c".
' Krew ksi"ca most przeamie: ' zapytaa cic&o .enda. ' 0ak
powiedziaa: *ewna jeste:
' 1ak wizja konkretnie wygl"daa: ' Debren zmarszczy czoo. ' Most
jak most, ale krew: #o5 bkitna bya: W runy si ukadaa: 4o, jak
rozumiem, samego krwawi"cego nie byo w wizji:
' 6ie wiem ' mrukna *etunka. ' Moe wszystko zmylia, plot"c, co
lina na jzyk przyniesie. Wiem tyle, emy jej uwierzyli. My i caa okolica.
= to tak dalece, e #edrzy& plany batalii zmieni. %amiast most od razu
burzy!, nasi na poudniowym brzegu zaczli si okopywa!.
' Most c&cia burzy!:
' ( mylisz, e po co si w t awantur wpakowa: 6ie M patriotyzmu,
nie myl sobie. 1ego rodzic z 4elnicy si wywodzi, a nas, byo nie byo, w
kopoty mor,acki wadca wpdzi. W dodatku do szk$ za demokracji
c&adza L mu do ba wbili, e jak si -eudaowie bij", to jest to ic& *rywatna
sprawa i prosty czowiek nie ma si po co do awantury miesza!.
' *rawda ' przytakn" %br&l. ' Agupiali nar$d t" de3oiusz" propagand",
a wspomina! przykro. Wiesz, kozo ' zwr$ci si do .endy ' co si
wtenczas obowi"zkowo pod nagl$wkiem kadej kroniki pisao: HDemokraci
wszystkic& nacji jednoczta siI. *apier, c&olera, drogi, a ci nuXXW mer w
numer do jednoczenia wzywaj", i to niemaymi ru' L nami.
' W kadym razie ' zgromia go spojrzeniem *etunka ' do polityki si
#edrzy& wczeniej nie miesza. 6o, ale gdy si tra-ia okazja most gromad"
zaatakowa!, i to jesz' j cze pod kr$lewski trybuna nie podpadaj"c... 0yle e
przez t c&olern" wr$k do burzenia nie doszo. 6asi sza/czyk usypali, z
kamienia, bo z ziemi" tam kruc&o i...
' 6ie widziaem ' zdziwi si %br&l.
' Widziae ' zapewnia. ' 1eno w innej postaci. *o bitwie materia z
owej -orty-ikacji *isklak na wzg$rza okoliczne poprzenosi, amunicj z
niego czyni"c.
' (&a ' zerkn" na dziur w su-icie. ' %naczy, zza wau mieli mostu
broni!: 6o, nie powiem5 do! -ac&owo, i 7zpic puci! na sw$j brzeg, tyy,
na mocie stoczone, od L skrzyde ostrzeliwa!. 6iegupio. #&o!
wieniakami komenderuj"c, nie ryzykowabym takowego...
' *lan batalii troc& inaczej wygl"da ' przerwaa mu z nieco drtwym
umiec&em na ustac&. ' *ojedynek obejmowa na wstpie.
' +:
' #edrzy& umyli sobie, e pozwie 8wadryka i porodku przsa ubije.
#o sprawi, e belnicka armia, jako -eudalna, a wic pozbawiona wyszyc&
motywacji, w po' _ poc&u si rozbiegnie. 4o wszak bez pana, kt$rego
intere' = s$w ma broni!, walczy! nie bdzie miaa o co.
' <ajno i ka ' zakl". ' Ato jakiej sieczki demokraci do bezbronnyc&
dziecicyc& g$w napc&ali. >ozumny, wydawa! by si mogo, c&opak, bo
jednej z tob" krwi, a ta' L kie durne mylenie... 6ie moga mu
wytumaczy!, e...:
' 7abowaam troc&. ' %arumienia si wyra2nie i De3bren pomyla, e
by! moe nie tylko c&oroba powstrzy' j maa j" od przemawiania bratu do
rozumu. Astatecznie bya starsza, o kilkanacie lat duej nasi"kaa
demokra' L tyczn" propagand". ' %a p$2no si na most wybraam. 6ie
wiedziaam, e c&ce 8wadryka pozwa!. Mnie powie' j dzia, e spr$buje
ustrzeli! ksicia zza sza/czyka. 6awet si zastanawia, czy z &ulajkuli nie za
daleko bdzie...
' (matorszczyzna ' westc&n" %br&l, krc"c gow".
XXO ' 0eraz to wiem. (le wtedy plan wcale mi si gupim nie widzia.
0en pierwotny, znaczy.
' %burzenia mostu: ' upewnia si .enda.
' 6ie. %astrzelenia 8wadryka, gdy ten, na czele armii jad"c, na most
galopem wpadnie.
' Ksi" na czele armii mostem galopuj"cy:) ' %br&l a si zapa za
gow. ' =le wycie lat wtedy mieli:) *o sze!:) 6ie, co ja gadam... Moja
rednia, sze! maj"c, ze szkoy z &ukiem wyleciaa)
' 0o ma by! argument: ' upewni si Debren.
' ( eby wiedzia. 4o za rysunek j" wylali. 4akaar3ka, c&c"c pamitn"
rocznic uczci!, kazaa dzieciakom wymalowa! sawne zwycistwo
*retokara Wielkiego pod #zarn" 8$r". = pa mojej c$ruc&nie wlepia, bo na
jej obrazku kr$la zza plec$w gwardii wida! nie byo, a sama gwardia ledwie
co czubki kopii zza taboru i piec&ot wyc&ylaa. %reszt" i piec&oty mao
widoczne, jako e Dag3muszka wszdzie kurz g$wnie malowaa, caluk"
bur" -arb zuywaj"c i poow $tej.
' 0o i nie dziwota, e pa zarobia ' wzruszya ramionami .enda. '
Aczami wyobra2ni widz to dzieo. = nie powiem, z czym mi si z racji
kolorystyki kojarzy, bo by mnie tu kto jeszcze o antymor,acko! oskary
i... &mm... kalanie narodowyc& witoci.
' Milcz, durna kozo. Malunek realizmem si cec&owa i znajomoci"
rzeczy. 6a co Dagmuszka grzecznie uwag bakaarce zwr$cia. W takowym
wanie ordynku nasze &u-ce tego dnia stany, za kt$ry to szyk znawcy
bardzo *retokara c&wal". ( i kurz, sztuk" naszyc& mag$w podniesiony,
niema" rol w zwycistwie odegra. 6a co baka3arka zakazaa jej
pyskowa!, smarkuli jednej, i powiedziaa, e to obraza majestatu tak kr$la z
tyu umieszcza!, sk"d nie bitwy, a co najwyej ko/skiego ajna si naogl"da.
6a co Dagmuszka rezolutnie jej odpara, e kr$le i insi wadaj"cy widoku
g$wna zwyczajni, bo na co dzie/ si w nim babraj", jako e sztuka rz"dzenia
do czystyc& nie naley. = e prawdziwa obraza to robienie z *retokara
kretyna, kt$ren na czele wojsk do ataku pdzi.
XN^ ' ( to smarkula ' .enda pokrcia gow", umiec&aj"c si jednak
pod nosem.
' Koniec ko/c$w, pok$ciy si okrutnie, bo Dagmusz3ka, c&o! cic&a i
skromna, wielce jest we mnie rozmiowana i nie moe zdziery!, gdy kto
przy niej ojcowy autorytet podwaa. ( bakaarka podwaya, twierdz"c e
cakiem inaczej bitwy wygl"daj" ni w moic& opowieciac&, ^ czym ona
wie, bo malarstwo klasyczne studiowaa w sa mej 8adze dep&olskiej. 6a to
moja c$ruc&na, ojca cytu j"c, poin-ormowaa j", e z wojskowego punktu
widzenia klasyczne malarstwo batalistyczne nie jest warte desek, na kt$ryc&
je malowano. %a co dostaa drug" pa i wyle ciaa za drzwi.
' *owiniene si oeni!, miku ' umiec&na si a godnie i smutno
*etunka. ' Dziewczynkom kobiecej rki potrzeba, c&o!by i po to, by na
takowe czupurne jeyki nie wyrosy.
%br&l posa jej dziwne, jakby rozmazane spojrzenie.
' 0ak mylisz:
' Dzieciom oboje rodzice potrzebni. 1ak czowiekowi obie nogi, by
prosto przez ycie i!. 8dybymy z #edrzy3&em ojca mieli... nie m$wi, e
rodzonego od razu... ale gdyby mczyzna w domu by, pewnie inaczej by
owa bitwa na mocie wygl"daa. (le nas niewiasta wyc&owaa, jak owa
bakaarka w sprawac& wojskowyc& ciemna. 9wicie wierzylimy, e wojna
jak na obrazac& wygl"da. ;e wadca przodem do ataku gna, w zbroi
srebrzystej, moe nawet koronie zamiast &emu, a wojsko dopiero za nim.
L e co bardziej konserwatywni ksi"ta, pradawnym obyczajem, gotowi
s" przed bitw" rkawic wrogiego wo dza podj"! i sam na sam si z nim
potyka!, by obu stro nom krwi zaoszczdzi!. #ay plan na owym zaoeniu
oparlimy ' dorzucia z gorycz".
' 6ie obwiniaj si ' mrukn" Debren. ' >ozumniejsi od ciebie na bdnej
wr$bie si przejec&ali. ( i samo za3j oenie nie byo tak cakiem bez
sensu. We2 pod uwag, kiedy rzecz si dziaa. *ierwszy rok wolnoci,
-eudalizmi trzeba od podstaw budowa! po siedemdziesiciu latac&)
demokracji. Wadcy, nawet jak ze staryc& rod$w, we wadaniu
niedowiadczeni. =, nie oszukujmy si, zdemokratyzowani jak caa reszta.
*amitam, jak to wygl"dao. 9miesznie niekiedy. W 7taro&ucku kr$l nie to
e w b$j, ale do wyg$dki w koronie c&adza, bo mu si wydawao, e tak
wanie wypada. #eremonia dworski z dziadkowyc& bajan wikszo! znaa
albo wsc&odnic& romans$w, bo powaniejszej literatury cenzura nie
przepuszczaa. #ae lata rycerze szyku zadawali, biae onuce do rajtuz$w
nosz"c, i to tak, by koniec z c&olewy wystawa, a nawet powiewa. % braku
nowoczesnyc& wzorc$w do wczesno3wiecznyc& jeszcze sigano, bo te i, po
prawdzie, %ac&$d wprost ze wczesnowiecza w demokracj wskoczy. Wic
nie byo nic gupiego w oczekiwaniu od ksicia nuworysza, e koron na eb
wetknie i w bitwie przed szereg skoczy. 6iekt$rym i dzi si wydaje, e na
tym -eudalne wojowanie polega.
' Dziki, Debren. ' Dmiec& *etunki, c&o! smutny, wart by tak
dugiego wywodu. ' (le obwinia! si bd, bom wtedy przez gupi" babsk"
poc&o! brata stracia. 8dybym ociupin wczeniej na most zd"ya... (lem
si, durna krowa, przebieraa. 6iby e midzy ludzi id"c, i to tak licznyc&,
nie mog byle jak wygl"da!. = nie zd"yam. 1akem do sza/ca dobiega,
#edrzy& na most wkracza.
' 8wadryk rkawic podj":
' 0ak mylelimy. 4elnicka awangarda stana jeszcze przed
Asypa/cem, &erold, co go #edrzy& wysa, ywy powr$ci i bez rkawicy...
8dybym zd"ya, zatrzymaabym go, ale sam by, wic wzi" &ulajkul i
poszed.
' % &ulajkul" na ksicia: ' skrzywia si .enda. ' 1ak on to sobie
wyobraa: ;e strzela! do siebie bd": 0o 8wadryk miesznoci" by si
okry na wieki) Wiadomo, jak pojedynek wygl"da5 dw$c& m$w potyka si
na bia" bro/, czary wzgldnie pici. (le strzelanie: 6iby czego mona w
ten spos$b dowie!: #o najwyej, e celniej si strzela. 4yle g$wniarz
bo&atera got$w w takiej walce ubi!. (lbo i baba. 6igdym o durniejszym
sposobie roz3strzygania spor$w nie syszaa. 6awet sawny 4obin #za3*ah
jak c&cia udowodni!, e co trzeba w rajtuzac& nosi, to po pa dbow"
siga albo miecz, a nie uk.
' 6iby tak ' zgodzia si *etunka. ' (le nam tak ta obesrana wr$ka we
bac& namieszaa... 6o i w pozwie bya dowolna bro/. #zym kto c&ce,
walczy. 6ie zapominaj, e nie o klasyczny pojedynek c&odzio, a o wstp do
regularnej bitwy midzynarodowej. W bitwac& za godzi si czym podejdzie
we wroga godzi!.
' 6o, od tej strony patrz"c... = co, stan" mu 8wa3dryk:
' 6ie ' powiedziaa ciszej gospodyni. ' +erold, prosty kmie!, te
spraw spieprzy. Wodza tamtyc& w imieniu #edrzy&a pozwa, j"kaj"c si
okrutnie i pl"cz"c, a z tego przejcia nie bardzo pamita, co mu 4elniczanie
odpowiedzieli. %rozumia, a za nim #edrzy&, e 8wadryk wyzwanie
przyjmuje, c&o! niezalenie od wyniku o-ensywy nie przerwie. 6o i jak z
tamtej strony rycerz w porz"dnej zbroi ku mostowi ruszy, ruszy i m$j brat.
%amilka. 6ie zamkna oczu, ale przez c&wil byy jak oczy
niewidomej5 lepe na to, co przed nimi. 7pogl"day w odleg" przeszo!,
kt$ra dla *etunki Bysedelowej nigdy nie miaa si sta! dostatecznie odleg".
' 0o nie by ksi" ' bardziej stwierdzia ni zapytaa .enda. Aberystka
drgna, umiec&na si z wysikiem.
' 6ie by. +erold wodza pozwa, c&yba z imienia ksicia nie
wymieniaj"c, no to na most w$dz pokusowa. Konkretnie5 o-icer
dowodz"cy rot" rozpoznawcz". 6awet lekko opancerzony, i nie na caym
ciele, jak to zwiadowca, ale #edrzy& i tak nie poradzi. 7trzeli, a tamten nic,
przyspieszy jeno. *orodku mostu si zwarli, ale e #edrzy& pieszo
stawa... ' *etunka umilka na kilka moment$w. ' *rzez t c&olern" wr$k
nawet nie bardzo walczy. 6ie m$g uwierzy!, e... 6o i w szermierce te
nie by za mocny, a tamten konno, zawodowiec z elitarnej -ormacji... (ni si
obejrzelimy, jak #edrzy&a rkojeci" oguszy, przez k przerzuci i na
p$nocny brzeg uwi$z.
' ;ywego: ' %br&l gniewnie zmarszczy brwi. ' ( wycie na sza/cu
sterczeli i si bezczynnie gapili:
' 0o bya zbieranina, miku. %wykli wieniacy. = nie tak miaa bitwa
wygl"da!. 8dy wodza nagle zabrako, to i najodwaniejsi pogupieli. 1a
sama... M$j brat przecie, koc&aam go, ycie bym za niego,.. ( staam i
gapiam si. 6im oprzytomniaam, widy komu wyrwaam, tamten ju
konia zawraca. 6ie byo szansy dogoni!. ( ju ja zwaszcza, kt$ra dopiero
co z obery przez zaspy przybiegam. 0aka saba byam, em si porodku
mostu jak duga wyoya, na pomiewisko 4elniczan. = dugo wsta! nie
mogam. ' Westc&na ciko. ' 0amci ucznik$w mieli, ale aden jednej
strzay nie wypuci. = jak piec&ota ruszya, to te aden... = nie dziwota.
4aba, cieknie z niej co tylko moe5 zy, smarki, krew... .eaam tam,
pakaam, sama nie wiem5 ze wstydu czy zoci, a oni po prostu obok
przebiegali i aden mnie &alabard" czy pik" nie poczstowa. Widy mi tylko
jeden wyrwa i z mostu zrzuci.
' *o naszej stronie g$r ' powiedziaa cic&o .enda ' niewiasty si
szanuje.
' #&opi i pacierza nie wytrzymali ' ci"gna *etun3ka. ' 1ak #edrzy&
pad, panika si zacza i po prawdzie ci, co walczyli na sza/cu, g$wnie
dlatego op$r gwadryko3wym stawili, e w tym zamcie nie mieli jak
ucieka!. #iasno tam na przedmociu.
' 0aka pozycja ' stkn" bolenie %br&l. ' Dobra rota ca" armi
mogaby zatrzyma!. 6ie na amen, ale przez klepsydr, dwie...
' #edrzy& zatrzyma. ( do nastpnego ranka.
' +: 1ak to5 zatrzyma: 0o m$wia...
' Most si wmiesza: ' strzeli na c&ybi tra-i Debren.
' Most nie kiwn"... no, tym, czym kiwaj" zaczarowane mosty. (lemy
>umperk ocalili. #edrzy& i ja. We dwoje. 6o, moe z t" obesran" wr$k"
pospou. ' Dmiec&na si, szyderczo tym razem. ' 0r$jka durni$w
demokracj by! moe w Mor,acu obalia. 4o tu, u nas, wci" si demokraci
u wadzy trzymali. 6ajazd 8wadryka jedna z owyc& nieyc grudniowyc&
poprzedzia, o kt$ryc& wam wspominaam, no i przede wszystkim mier!
Domorca, ale potem co m"drzejsi komentatorzy sugerowali, e tak naprawd
do kopc$w granicznyc& armii by nawet nie doprowadzi, gdyby go w wielk"
polityk nie wpl"tano. 4o, *o prawdzie, w$dz z niego aden, ksistwo ma
mae, ubogie raczej, a na wypraw tron pono! zabra, by mu go spod rzyci
jaki inny pretendent nie wyrwa. ( w 4elnicy, c&o! to ju niby wolnej i
-eudalnej, nadal so,rojski kon' i tyngent stacjonowa. =, wystawcie sobie,
zamiast bratnic& demokrat$w z *rawi" wesprze! albo c&ocia gr$d pod
nieobecno! ksicia zupi!, 7o,rojcy z 8wadrykiem si dogadali, e mu pod
nieobecno! ksistwa przypilnuj".
' W 7o,ro demokracja te ju si sypaa ' przypomnia Debren.
' (le jeszcze si nie sypna. = c&yba racj maj" ci, co twierdz", e
celowo midzynarod$wka demokratyczna 8wadryka gadko do Mor,acu
pucia. 4o zagroenie z zewn"trz stanowi, a nic tak wadzy nie cementuje,
jak obcy najazd. >z"d z *rawi" m$g do narodu o lojalno! apelowa! i
trwanie przy sprawdzonyc& strukturac&, kt$re jako jedyne s" w stanie
ojczyzn obroni!. (gitowa!, e oto wymarzony -eudalizm zamiast
dobrobytu i -ury dla ka' _ dego, wojn niesie i zniszczenie. 4o gdyby
8wadrykowi plan si powi$d i >umperka pada, doszoby do wojny. = to
kontynentalnej moe, jako e w >umperce te may gar' = nizonik sowojski
stacjonowa. 6a przebieg szturmu i ob' = rony nijakiego wpywu by nie
mia, ale na wielk" polity' _ k, owszem. Wystarczyo tyc& parunastu
knec&t$w wy' s siec, a %wi"zek 7owojski zyskaby pretekst do interwencji.
' %wi"zek nie napad Wsc&odu przez siedemdziesi"t lat swojego
istnienia ' skrzywi si sceptycznie Debren. ' j #&o! c&wilami prawie mu
potg" dor$wnywa. 6ie s"dz, by z powodu jakiej, daruj szczero!,
trzeciorzdnej mie' j ciny, mia si na wojn porywa!. = to tu przed swym
rozpadem, gdy wasne prowincje jedna po drugiej posu' @ sze/stwo mu
wypowiaday.
' 6iby tak ' zgodzi si %br&l. ' (le z drugiej strony wanie dlatego
m$g. *rzyr$wnuj"c to do naszej sytuacji5 L jak gry- mia &em w kiszkac& i
nic do stracenia. 1eno nie = bardzo rozumiem, dlaczego na wielk" polityk
zeszlimy.
' 4o #edrzy& ' wyjania *etunka ' do witu 8wa' i dryka po tamtej
stronie mostu przetrzyma. Do >umperki ` posiki zd"yy dotrze! i
8wadryk, szturmu nie ryzyku' j j"c, zawr$ci. %araz potem demokratyczny
rz"d w *rawlu j poda si do dymisji i wolnym kr$lestwem si stalimy. X
6ikt tego oczywicie nie udowodni, ale gdyby nie te kilkanacie klepsydr,
przy mocie zmarnotrawionyc&, by! moe belnicka armia zmieniaby
&istori wiata. ' Dmiec&na si z zakopotaniem. ' *ewnie nie, ale tak
wol to widzie!. *rzynajmniej mier! #edrzy&a jakiego sensu nabiera.
' Kto wie: ' powiedziaa z powag" .enda. ' Moe masz racj: M$wi
si, e ekonomia i procesy dziejowe o losac& narod$w decyduj", ale mnie
si widzi, e to troc& jak z okrtem. *otne siy na niego dziaaj", -ale z
jednej, tysi"ce okci oaglowania z drugiej, dwustu, bywa, wiolarzy z
trzeciej, ster z tuzinem blok$w i wielokr"k$w, czary niekiedy... = wszystkie
owe niebotyczne moce r$wnowa" si, kurs nadaj"c, a tu nagle c&udziutki,
mizerny c&opczyna okrtowy niec&c"co wiec" lin sterow" przypali i
galera, jak od kopniaka w zadek, cakiem gdzie indziej pynie.
' Dlaczego akurat galera: ' zainteresowa si %br&l. 4ez adnyc&
widocznyc& intencji, ale dziewczyna zarumienia si z lekka, umkna
wzrokiem w rejony, gdzie nie grozio krzyowanie go ze wzrokiem
Debrena.
' 0ak mi si... powiedziao. #zytaam kiedy...
' W owym przykadzie klasyczny aglowiec byby porczniejszy '
pouczy j" rotmistrz. ' 4o to i mao kt$ra galera ma oaglowanie w tysi"ce
okci p$tna id"ce, i najczciej rumplem si je kieruje, i trudno kurs
znienacka zmieni!, zdrowo si batem nie namac&awszy. (le jak na g$ralk z
ksistwa, co to mostu nie zna, wic i odzi pewnikiem te, cakiem dobrze
si w eglarskic& zawiociac& orientujesz. % Debrenem powinna pogada!.
' *oliczki .endy pociemniay troc& bardziej. ' 0ak si osobliwie skada, e
wanie galer" pywa, c&o! to ju w naszyc& czasac& rzadko spotykany
przeytek. ' *rzeni$s wzrok na oberystk. ' ( ty suc&aj. Wym$wki mi
czynisz, e c$rki na niewaciwyc& lekturac& wyc&owuj. 0o co powiesz o
rodzicac& kozy: 6ie do!, e o egludze czyta! kazali dziewuszce, co to
wikszej rzeki na oczy nie ogl"daa, ale w dodatku starocie jakie.
Abeznanie z beluard" we&r3le/sk", z kozem czy bez, kademu
wsp$czesnemu czowiekowi moe si przyda!. (le z okrtem, i to takim:
XNV ' Dajmy spok$j okrtom ' zaproponowa Debren. 6ie' j pokoio go
zac&owanie dziewczyny. Ad momentu, gdy przepc&n" przez gardo
wyznanie o incydencie w a2ni, ani razu nie spojrzaa mu w oczy. 6ie byo
to r$wnie ostentacyjne jak teraz, lecz w ko/cu zauway, e co si midzy
nimi zmienio. 6iby atwo byo przewidzie!, e .enda ujrzy ic& wzajemne
stosunki w nieco innym wiet3le, ale... #zu si nieswojo. 0ak dalece, e raz
i drugi nasza go cakiem powana myl o ukradkowym posueniu si
telepati". Mia z tego powodu wyrzuty sumienia i pe' @ wnie dlatego stan"
teraz w obronie wyra2nie zmieszanej dziewczyny. ' = rodzic$w .endy si
nie czepiaj. 6ie kadego sta! na kupowanie dzieciom nowyc& ksi"g. 7tare s"
ta/sze, a e o galerac&, a nie karawelac&... W ubogic& rodzinac& wszak nie o
to c&odzi, co dziecko czyta, a g$wnie, by miao na czym czytanie !wiczy!.
' Dziki ' mrukna, nadal nie patrz"c mu w twarz. ' 6ie z owej
morskiej ksigi run si uczyam, ale tra-i5 najta/sza bya na jarmarku.
Wanie dlatego, e runami drukowana, podczas gdy w Bijuce bukwy
zac&odnie kr$luj". 0o c$ mi szkodzio kupi! i z nud$w po pracy czyta!:
' #zytanie po pracy m"dre nie jest ' pouczy j" %br&l. ' 6o, moe latem,
gdy dni dugie. (le ju od pa2dziernika oczy to psuje, a i sakiewce szkodzi,
bo sztucznym owietleniem trza si posikowa!.
' We wrzeniu kupowaam ' mrukna.
' = po pracy czytaa ' zn$w uj" si za ni" Debren.
' 0o wanie m$wi5 po pracy niezdrowo.
' 0ak, ale w HKr$likuI ko/czyli... ' Dgryz si w jzyk. %dziwiony %br&l
poczeka c&wil, nie doczeka si wyjanie/, wic wzruszy ramionami i da
mu spok$j.
' 1ednego nie zrozumiaem ' zwr$ci si do *etunki. ' #o 8wadryk robi
przy mocie przez te kilkanacie klepsydr: 9nieyca go zastopowaa: #zy
moe trium- lelo/3sk" mod" oblewa:
' M$wiam ' na usta gospodyni wr$ci gorzki umiec& kogo, kto zdaje
si szydzi! z siebie samego. ' We tr$jk, sw" gupot" i niekompetencj",
demokracj w Mor,acu obalalimy. #o konkretnie na tym polegao, em si
do n$g belnickic& rzucaa, bagaj"c, by #edrzy&owi darowali.
' #zyic& n$g: ' zapytaa cic&o .enda.
' ( c&olera je wie. >yczaam cay czas, przez zy mao co widz"c. %
g$ry nieg wali, a oni w siodac&... Wiem, e ten najwaniejszy zote
ostrogi mia. = zbroj drog". ( gos starawy. Wic pewnie sam 8wadryk.
Wyoyam mu, co i jak. 7zczerze, jak na spowiedzi, ' ;e jego personalnie
ubi! c&cielicie: ' skrzywi si bolenie %br&l. ' Aj, nie wiem, czy m"dre to
byo.
' *ewnie gupie ' przyznaa. ' #&o! nie o ubijaniu m$wiam, a o owej
krwi spod serca wylanej.
' 7pod serca: ' .enda przestaa gapi! si na podstaw najbliszego
supa. ' 6ic nie m$wia o...
' Wybacz. 6adal nie umiem spokojnie... ( przecie to wane. 4o
wr$ka m$wia o krwi ksi"cej z gbi trzewi, spod serca na most wylanej.
9miaoci nam to dodao, bo przecie mogo by! i tak, e #edrzy& 8wadryka
co najwyej w palec skaleczy. ( tu nie5 przepowiedziana rana, jeli nawet
nie miertelna, to bez w"tpienia cika. %a potem, gdym o zlitowanie dla
brata ebraa, staraam si pooy! akcent na tym wanie, e nie w serce, a
gdzie obok. #zyli e nie na ycie ksicia nastawalimy, jeno na troc& krwi.
= nie z niec&ci, a tylko dlatego, e do zdejmowania kl"twy potrzebowalimy
zakrwawionego mostu.
' (le si 8wadryk przekona! nie da ' mrukn" %br&l.
' 6ie. 0yle zyskaam, e przepowiedni powanie potraktowa.
Wystraszy si. Wr$k i w 4elnicy znali. *sy na niej wieszam, ale,
pomijaj"c t spraw, znakomit" opini" si cieszya. Wic ksi" namiot
kaza rozbi! na p$nocnym brzegu i konsylium magik$w zwoa. Mieli
ustali!, czy co zego 8wadryka nie spotka, gdyby na most wjec&a. *otem z
kongylium zrobia si rada wojenna, bo kto rzuci myl, by ksi" zosta, a
wojsko samo na >umperk maszerowao, albo by ksi" z wojskiem, ale nie
przez most, a objazdem... W ko/cu doszo do tego, e najemni renegocjacji
stawek za"dali, powouj"c si na niepomylne prognozy. = tak radzili,
k$cili si, a 8wadryk coraz wcieklej z namiotu porykiwa. *omylaam
sobie, e z #e3drzy&em marnie, i na jedn" kart wszystko postawiam.
' #&yba e nie...: ' rotmistrz nie mia odwagi doko/czy!. (le wanie
dlatego wszyscy zrozumieli. *etunka po' 0- saa mu saby, aosny
umiec&.
' *o trzydziestce byam. %asmarkana od paczu, z no3L sem czerwonym,
brudna, dzieciata... 6ie, miku. Miy je' i ste, ale znam sw" warto!. 6awet
nie pomylaam, by do ksicia z tak" ap$wk"... Wymiaby mnie i jeszcze
knec&tom ku uciesze rzuci. 6ie, nie zaproponowaam mu siebie w zamian
za ycie #edrzy&a. Abiecaam mu, e je' i li jego przy yciu ostawi, i ja
y! bd.
' +: ;e niby... #&yba nie rozumiem ' wyzna.
' Ac&, to proste. 7koro wiedzia ju o kl"twie, atwo byo wytumaczy!,
e beze mnie kl"twa si nie utrzyma. #o prawda musiaam troc& naga!. ;e
niby tylko w babskiej linii dziedziczenie idzie, e Baclan bezpodny, a >o3
,olik skonnoci ma c&opo-ilskie i od dziewek z krzykiem ucieka. Jeyna z
matk" i c&opcami do lasu wysaam, tom wiedziaa, e 4elniczanie nie
dadz" rady sprawdzi!, nawet gdyby czas znale2li i -ac&owc$w
odpowiednic&.
' %agrozia, e si zabijesz: ' upewni si Debren.
' %agroziam, e szlag od tego kl"tw tra-i, przez co` na 8wadryka
pomsta gry-$w spadnie, tudzie potomk$w *retokara. 6o i ta/szy szlak
otworzy, wzdu kt$rego to = szlaku niec&ybnie -orty powstan", co nijak si
interesowi strategicznemu 4elnicy nie przysuy. *rawd m$wi"c plotam,
co mi lina na jzyk przyniosa, ale ksi"cy doradcy troc& si przestraszyli
i nam$wili 8wadryka, by = darowa #edrzy&owi ycie.
0eraz i ona wzia przykad z .endy, przenosz"c zain' ` teresowanie na
sup. 7iedziaa jednak naprzeciwko i mimo opuszczonej gowy nie bya w
stanie ukry! nagego rozbysku pod rzsami. %waszcza e zy niemal od
razu przelay si przez ic& zapor, spyny po policzkac&.
' 6ie dotrzyma sukinsyn sowa ' rzucia przez zby .enda. 6ie
brzmiao to jak pytanie, a w jej gosie nie byo w"tpliwoci, ale Debrena nie
zaskoczy przecz"cy ruc& zotowosej gowy. *etunka bya twarda. = miaa
jedena cie lat, by si pozbiera!. 7koro si nie pozbieraa...
*oczu nagle oc&ot na yk czego mocniejszego.
' Dotrzyma. ' *etunka poci"gna nosem, ale jak na i XNO kogo, komu
po twarzy pyn" zy, m$wia nader opanowanym gosem. ' 0o ja go...
Donie mu obcili, kt$re na majestat podni$s. Aczy wyupili, kt$ryc& c&cia
do mierzenia w majestat uywa!. 1zyk wyrwali, bo obelyw" propozycj
skada. Wykastrowali go, by nastpnyc& monar3c&ob$jc$w nie spodzi. W
narkozie wszystko, przy udziale najlepszyc& medyk$w, by go wstrz"s nie
zabi. 6awet wyroku mu nie odczytano, bo serce mogo prawdy nie
wytrzyma!. *iwo z narkotykiem dosta, niby do wieczerzy. ' .enda zgia
si wp$, skrya blad" jak p$tno twarz w doniac&. %br&l milcza, ponuro
wpatrzony w czubki but$w. ' %a bardzo go miowaam. 6ie mogam...
8dyby si przebudzi, zrozumia... 6ie mogam mu tego zrobi!. = matce,
jego onie... Wiozam go na sankac&... bo nie powiem, dali mi i sanki pr$cz
sakiewki z medykamentami... = cay czas mylaam, jak im to wszystkim
powiem. >azem to planowalimy, nie wybiam mu z gowy, a teraz... 1a
nawet jednego zadrapania, a on...
' 6ie znaem go. ' Debren musia woy! sporo wysiku w
przemawianie normalnym, odrobin tylko c&rapliwym gosem. ' 6ie mog
za niego m$wi!. Wic ci jeno we wasnym imieniu powiem, e c&ciabym,
by moje siostry co takiego dla mnie zrobiy.
' Dzikuj. (le nie musisz...
' 6ie przeyby z takimi ranami. *rawie na pewno nie.
' 6ie musisz mnie pociesza!. 1a... przemylaam to. = wiem, e dobrze
zrobiam. %naam go. Wiem. ' 6abraa pene puca powietrza, wypucia je
powoli. ' W naszym rodzie mao kto w $ku umiera. Ad dziecka
wiedzielimy, e jedno drugie obmywa! z krwi bdzie, nim ciao do trumny
zoy. = c&yba nawet wiedzielimy, e to ja jego, c&o! modszy by o
czternacie lat. (lem nie mylaa, e *rzedtem przyjdzie mi kamienia w
lesie szuka! i... ' *owioda spojrzeniem po twarzac& zebranyc&. ' 6igdy
nikomu tego nie powiedziaam, dopiero wam teraz. >odzinie nakamaam,
e najpierw by ten cios w gow i e ju nad zwokami si tak 4elniczanie
pastwili. W przypadku bratowej mogam sobie c&yba darowa!5 wymkna
si Je3ynowi, jak ja na most biega i j" po drodze jacy maruderzy
splugawili. Delikatna dziewuszka bya, nie to, co baby z rodu *etuneli, wic
rozum jej si od tego pomie' = sza. *otem ci"gle my! si biegaa do a2ni,
no i w ko/cu = j" *isklak wanie pod a2ni" dopad i na skay zrzuci. = 6a
rkac& mi umara. = zn$w si prawie cieszy! musia' i am, e kto z bliskic&
na rkac& mi umiera, bo taka po' _ gruc&otana bya... i ' #&or" niewiast,
spoza rodu ' pokrci gow" %br&l. = ' ( ty mi m$wisz5 poniec&aj go: 0o
tego padalca powinno si kawaek po kawaku... = ' Kawaek po kawaku to
wolaabym sobie jzyk odgry2!, ni wam to wszystko opowiada!. 4o
wyc&odzi na i to, em brudny siennik dla kadego sukinsyna, kt$ry tdy
przejeda, kretynka i bratob$jczym. (le przyjaci$mi mi jestecie i musz
wam jasno wyoy!, dlaczego odjec&a! musicie. = nigdy tu nie wraca!.
' 4zdury opowiadasz ' warkn". ' 6ie jeste aden... - ' 0o bez
znaczenia ' przerwaa mu agodnie. ' A mora z tej &istorii c&odzi, o nic
wicej. ( mora jest taki, e z trzec& pr$b usunicia kl"twy kada nastpna
gorzej si ko/czya. 6ajpierw jeden splugawi, potem dwa tuziny, = potem
brata musiaam... Awszem, &artowao mnie to. D2wigaam si jako i nawet
coraz mniej mnie musieli bliscy pilnowa!, bym z cebrzykiem i sznurem do
stajni si nie wykradaa. (le modsza wtenczas byam. Mody wi' - cej
zniesie, c&o!by dlatego, e gupi, naiwny, e ma w sobie tyle nadziei. 1a jej
nie mam. W kadym razie nie tyle, = by si do zdejmowania kl"twy siowo
zabiera!.
' Wic co: ' warkn" %br&l. ' *rzecierado na komin: >$b z nami, co
c&cesz, gry-ie, panie nasz, raby my twoje pokorne: 0ak to c&cesz
rozwi"za!: *okornie czeka!, = a obesraniec przyleci, -laki z ciebie
wypruje: (lbo sy' i n$w: *osprz"ta!, powiedzie!5 H#$, taki nasz losI, i
wypa' = trywa! nastpnego ajdaka, kt$ry ci za kark c&wyci i b' 1 kartem
uszczliwi: = ' %br&l) ' .enda poderwaa si z awy. = ' %br&l... ' rzuci
ostrzegawczo Debren. = ' #o5 %br&l:) ' >otmistrz te nie wytrzyma na
siedz"' i co. ' % prawd" em si gdzie min":) <ajno i ka, lepi _
jestecie:) 0o wida!, co jej po tym pustym bie c&odzi) 7erce ma sto razy
bardziej zote od wos$w i o-iar z siebie czyni, by nas nie naraa!) Mylisz,
em si na tym nie pozna, durna babo:) 9lepy nie jestem)
' (le guc&y c&yba ' burkna. ' 0o! m$wi5 przyjaci$mi mi jestecie i
dlatego was na zbity pysk wyrzucam.
' <adna mi przyja2/) %im", rannyc&)
' Wy bycie zginli, a mnie si zn$w jakie nieszczcie przytra-io.
0aki byby koniec. ' W przeciwie/stwie do %br&la trzymaa na wodzy i
nerwy, i gos. ' Dlatego stanowczo si domagam, bycie opucili m$j dom.
' 1eszcze mnie aden karczmarz z karczmy nie wywali) A babie
karczmarza nie m$wi"c)
' 6ie krzycz na ni" ' rzucia przez zby .enda.
' %awsze jest ten pierwszy raz ' poin-ormowaa rotmistrza nadal
spokojna *etunka.
' *rzesta/cie ' poprosi Debren.
' Debrrren prrraw ' popar go Drop. ' >rrozumnie rrrad2my.
Konstrrruktywnie obrrradujmy.
' 1eszcze mnie aden dr$b rozumu nie uczy) %amknij dzi$b, rosolaku)
' 6a niego te nie krzycz ' ostrzega go .enda. ' 4o akurat on tu
najbardziej kompetentny.
' ;e jak: ' 4rwi rotmistrza powdroway do g$ry.
' Kto tu jajami myli ' wyjania mao yczliwym tonem. ' = c&yba
wanie ptaka potrzeba, by mu wyoy, e nawet por$d drobiu jaj si do
gosu nie dopuszcza, gdy o powanyc& rzeczac& mowa.
' ( por$d ludzi smarku`, co mleko pod nosem nosz") Debren, we2 j"
gdzie na bok i zadek rzemieniem zlej, bo nie zdzier)
Debren westc&n". = w duc&u, i na gos.
' %nam jedno zaklcie... ' zacz" z rezygnacj".
' <ajno tam zaklcia) *askiem w rzy!, i tyle)
' 8upi mor,acki gbur)
' 1ako gospodyni tej obery stanowczo...)
' ...kt$re struny gosowe paraliuje.
6agle zrobio si cic&o. .enda nawet tw31P' PP odczotoP ' LF)= dowi
si na nim okrakiem w poowie drogi midzy aw" a stokiem *etunki.
' Mao czasu zostao ' oznajmi ' a ja c&ciabym si jeszcze przespa!
przed witem. #okolwiek postanowimy, lepiej by! w -ormie.
' *rawda ' popara go nieoczekiwanie .enda. ' %decydujmy, co i jak, i
do $ek.
%askoczya wszystkic&, ale tylko %br&l da temu wyraz.
' ( c$ to ci tak nagle przypilio:
' Ac&oty nabraam, by z Debrenem pod pierzyn skoczy! ' posaa mu
kpi"cy umiec&. ' #o jeszcze c&cesz wiedzie!, czy moemy o sprawac&
powanyc&...:
' 6ie ma o czym m$wi! ' powiedziaa *etunka tonem na poz$r
stanowczym, ale lekko podszytym brakiem pewnoci siebie. ' Wyjedacie i
ju.
' M$wi! jest o czym ' stwierdzi Debren. ' 4yle kr$tko. *ropozycja,
uzasadnienie, gosowanie. 0ak to widz.
' 8osowanie: ' pryc&n" %br&l. ' #$ to5 demokracj c&cesz
przywraca!:
' Demokracja opiera si na gosowaniu wszystkic& ' pouczy go magun.
' 0ake sko/czonyc& jeop$w, ajdak$w i ignorant$w. My tu mamy i
rozum, i uczciwe intencje, i nieze rozeznanie w sytuacji.
' = wacicielk lokalu ' przypomniaa *etunka. ' Kt$rej witego prawa
wasnoci nijak si podway! nie da, .enda, kt$ra wyra2nie si wa&aa,
podja decyzj.
' Debren ma racj. = kr$l$w si obiera, gdy r$d wyga nie. Ceudalizm si
z zasad" gosowania nie k$ci, byle kompetentne osoby gosoway. '
*owioda lekko wyzywa j"cym spojrzeniem po twarzac&. ' #zy kto z
zebranyc& uwaa innego za osob niekompetentn":
%ebrani musieli si zastanowi!. Debren obstawia powszec&ne milczenie,
jednak pomyli si.
' >asist" nie jestem ' owiadczy %br&l ' ale nawet za demokrat$w dr$b
prawa gosu nie mia.
' #o masz przeciw Dropowi: ' .enda bardziej si zdziwia, ni
oburzya. Moe dlatego, e sam zainteresowany przytakn" spokojnym
kiwniciem gowy.
' Asobicie nic. 0yle e z niego babiarz, co samo w sobie kogutowi si
c&wali, lecz w danyc& okolicznociac& jako uczestnika obrad
dyskwali-ikuje. 0o wida!, e lepiami za tob" jak wierny pies wodzi. ( i
*etunce nadskakuje. *oczytalno!, znaczy, ma ograniczon". *owiedz, e
godna, a ros$ zaproponuje.
' Dobrrrowolnie rrrezygnuj ' uprzedzi wszystkic&, a raczej wszystkie,
Drop.
' 4rawo ' poc&wali go Debren, kt$remu nawet bardziej ni %br&lowi
nie umiec&aa si perspektywa obdarzania .endy podw$jnym prawem
gosu.
' 1eli takowe kryteria przyj"! ' posaa mu zoliwy umiec& *etunka '
to i ty pewnie si wyco-asz:
' Araz %br&l ' mrukna .enda, nie patrz"c na nikogo. Debren, kt$ry
patrzy, odnotowa, e opr$cz papugi wszyscy jakby pociemnieli.
' Do! art$w ' rzuci c&odno. ' *ropozycj *etunki znamy.
Wysuc&ajmy innyc&, a potem gosujmy. Kto jest przeciw: ' Aberystka
zacza unosi! do/, ale rozmylia si i uya jej do przetarcia czoa
mowi. ' 6ie: %nakomicie. Wobec tego, eby niepotrzebnie nie
przedua!...
' ...ja co zaproponuj ' wesza mu w sowo .enda.
' 6ie to c&ciaem powiedzie! ' rzuci jej surowe spojrzenie. ' Miaem
zamiar wyjani!, e problem najprawdopodobniej sprowadza si do mojej
osoby. = e to ja...
' ;e to ty powiniene wyjec&a!: ' %n$w nie daa mu sko/czy!. ' 6o to
zgodni jestemy.
%robia wraenie. 6a wszystkic&. Debren, lekko oszoomiony,
uzmysowi sobie nagle, jak rzadko bywali zgodni w jakiejkolwiek wanej
kwestii. Araz w niewanyc&.
' %naczy... ' zacz" %br&l. ' #&cesz powiedzie!...:
' ;e Debren ma racj. 0e kmiotki z %amostk$w wyra2nie jego c&ciay
umierci!. 8ry- zaatakowa na mocie, bo go Debren r$dk" opukiwa. 0o
na Debrena si rzuci, gdy tylko ten na podw$rze nos wyc&yli. Mymy z
*etunka, c&o! niewiasty bezbronne, spokojnie do a2ni i z a2ni c&adzay... i
nic. 1ak si na ratunek Debrenowi rzucilimy, wszyscy w praktyce, to czy
kogo *isklak ubi! pr$bowa: 6ie, Debrena jeno. 8dy po konia szlicie,
sama na podw$rzu byam...
XYN ' Krrromie... ' zacz" Drop. >zucia mu szybkie i do! zowrogie
spojrzenie.
' %aniknij dzi$b) 7ama, powiadam, spor$d ludzi i wrog$w gry-a, bo
os$b o niejasnym statusie liczy! nie naley. = te mnie *isklak nie napad.
*o waszej stronie do srogiej r"baniny doszo, w kt$rej si do ko/ca szale
wa&ay, a ten nic, z boku sta i si gapi jeno. Dlaczego: ' 6ie pozwolia
nikomu odpowiedzie!. ' 4o si tylko czarodzieja i rzucanyc& przez niego
czar$w boi. Wy"cznie one zagroenie dla kl"twy stanowi". = jak oczywiste
si stanie, e adnego rzucania nie bdzie, gry- z pewnoci"...
' ( wanie ' przypomnia sobie Debren. ' 7koro o rzucaniu mowa...
Kiedy Jeyna do siebie woaa, c&yba co o rzucaniu syszaem. ;e niby ty
rzucisz, jak si gry- nie wyniesie. *omijaj"c przekle/stwa, tak to z grubsza
brzmiao. Mogaby wyjani!...:
' 0o proste ' wzruszya ramionami. ' *alisad zapalie, wic zapaam
jak" pon"c" szczap i udawaam, e si na ober zamac&uj.
' Moj" ober: ' zmarszczya brwi *etunka.
' 6ie, t w >umperce... ( kt$r" niby: ' .enda jeszcze raz wzruszya
ramionami. ' 0o nie naprawd. Agaam go. 0aki podstp, rozumiecie. (
po prawdzie tom i &ipotez Debrena zwery-ikowaa w praktyce. = wyszo na
to, e Debren ma racj5 sami widzielicie, e rura kocurowi zmika. 4oi si
o ten budynek.
' 1u przedtem z boku sta ' mrukn" nie cakiem przekonany, ale te nie
maj"cy argument$w czarodziej.
' ( ty by na jego miejscu nie sta: ' zaatakowaa, czuj"c sabo!
przeciwnika. ' *o owym pokazie z rozwalaniem drzwi: Mia ci w dzi$b
apa! i ryzykowa!, e go jak owe drzwi potraktujesz: 6ie zapominaj, e on
ma misj do spenienia. 6ie w tym rzecz, by w bijatyk si wda! i c&lubnie
polec. 1est tu po to, by obera staa, caa i nie3spalona. ( w obery caa i
zdrowa nastpczyni *etuneli rzewnymi zami sw$j los opakiwaa, pokut
czyni"c.
' Cakt ' popara j" gospodyni. ' Was *isklak ma, za przeproszeniem, w
rzyci. Wic wyjed2cie, p$ki grzecznie prosi. 4o jak po lewatyw signie...
XYY ' 6ie suc&asz, siostro ' upomniaa j" .enda. ' >zy! pisklaka nie ja
zaczopowaam, nie %br&l czy +enza, a ten tutaj czarokr"ca ' umiec&na
si krzywo, wskazuj"c Debrena. 0roc& wstrz"nitego, bo i sowa, i wyraz
twa rzy, i gest miay w sobie co jawnie obra2liwego. ' Dlate go stawiam
pod gosowanie nastpuj"c" propozycj5 eby Debren wzi" zdrowego konia
i wyni$s si st"d r$wno ze witem. 7am ' doko/czya.
6a komentarze przyszo czeka! do! dugo. 0roc& z winy maguna,
kt$ry uparcie ogl"da buty, unikaj"c krzyowania spojrze/. 7pojrzenia
.endy nie musia unika!5 &arde i mroczne, zderzao si wprawdzie z innymi,
ale jako nie zawdrowao w jego okolice.
' An ma jec&a!, my zosta!: ' upewni si %br&l. ' 0o jest tw$j plan:
' 0o jest dobry plan ' poprawia go.
' ( jak go *isklak napadnie: ' zapytaa cic&o *etunka.
' 6ie napadnie.
A dziwo, zapewnienie .endy zabrzmiao wiarygodnie. 6ikt si nie
umiec&n", nawet pod nosem, nikt nie skomentowa zoliwie, nie zada
pytania.
Debren uni$s gow, zerkn" przelotnie na dziewczyn. 6a jej nijak"
min, bli2niaczo podobn" do jego miny.
' *roponuj to po prostu przegosowa! ' powiedzia spokojnie. ' Kto
jest za:
.enda zawa&aa si, po czym uniosa do/. 1ako jedyna. Wygl"dao, e
troc& j" to zdziwio, ale do! szybko na poblade usta wpez nieadny
umieszek.
' 6a tc&$rza by wyszed, gosuj"c przeciw. ' 6awet teraz patrzya
bardziej na siedz"c" w tle *etunk ni na czarodzieja. ' Ani si wstrzymaj",
wic m$j gos starczy.
Debren skin" gow", pomyla c&wil ' i podni$s rk. Adni$s
wraenie, e zacinite usta dziewczyny zrobiy si jeszcze cie/sze.
' Kto przeciw: ' zapyta spokojnie.
>ka %br&la bez wa&ania powdrowaa do g$ry.
' W kupie sia ' powiedzia troc& za szybko rot mistrz. Debren
pomyla, e c&yba nie on jeden doszuka si czego dziwnego w
zac&owaniu .endy.
' 1akby co, sam sobie nie poradzi ' powiedziaa *e3tunka. = te uniosa
do/.
' Wniosek nie przeszed ' oznajmi Debren. %adba, by nie okazywa!
emocji. ' 7" inne:
>ka .endy ponownie powdrowaa w g$r.
' Wnioskuj, by ewakuowa! niewiasty i niezdolnyc& do walki '
oznajmia. % jej twarzy, podobnie jak z oblicza Debrena, trudno byoby
cokolwiek wyczyta!.
' ( konkretnie: ' upomnia si %br&l.
' 4aby od c&opa nie odr$nicie, panie rotmistrzu:
' A niezdolnyc& pytam. 4o co mi si widzi, e i mnie miaa na myli.
(le niedoczekanie twoje, jeli mylisz...
' 0o ci si 2le widzi ' przerwaa mu. ' 1a pojad, *e3tunka i +enza. 0y
zostaniesz z Debrenem. 0aka jest moja propozycja. ( jej uzasadnienie jak w
poprzedniej5 e gry- tyc& jeno napadnie, kt$rzy mu realnie zagraaj".
' Dzasadnienie to samo, a plan o szesnacie rumb$w odwr$cony: '
Debren uni$s pytaj"co, lecz i lekko ironicznie, jedn" brew. ' #iekawe.
' ?lastyczna jestem ' mrukna. *otem powicia dwa dugie spojrzenia
*etunce i %br&lowi. ' % nim nie rozmawiam, bo widz, e z zaoenia kody
pod nogi mi rzuca. (le wy powinnicie zrozumie!, e to dobry plan. 1a
ledwo c&odz, kul" u nogi bym w bitwie bya, a *etunka ze swoj" miot" te
wiele nie zwojuje. W razie za klski, jako niewiasty, losu gorszego od
mierci moemy zazna!.
' 8ry-y na kozy nie lec" ' odgryz si rotmistrz.
' (le zamostecka czer/ ju moe ' sparowaa. F ( e sotysa zabrako,
to z rozpdu i *etunk mog"...
6ie musiaa ko/czy!5 po %br&lu byo wida!, e zrozumia. = e si
przej". .enda daa mu jeszcze troc& czasu, ze skrywan" satys-akcj"
obserwuj"c, jak mrocznieje skryta pod bujnym zarostem twarz. Adezwaa
si dopiero, gdy wyraz zagubienia w oczac& rotmistrza zast"piony zosta
c&odnym byskiem ostatecznej decyzji.
' *rzegosujmy. 6a tc&$rza by wyszed ' uprzedzia Debrena F
gosuj"c przeciw. Kto jest za:
*odniosy si dwie rce5 jej i Debrena. *odniosy si szybko, wic
jeszcze przez c&wil po ustac& dziewczyny XYZ b"dziy zacz"tki
trium-alnego umiec&u. 6ie mia by! radosny, ale zwyciski ' raczej tak.
6ie pozwolono mu si narodzi!.
' Kto przeciw: ' zapyta %br&l i uni$s wielkie jak bo c&en apsko.
*etunka posza za jego przykadem. ' 6o to mamy dwa do dw$c&. <ajno,
znaczy si.
#&yba to podsumowanie wyrwao .end z lekkiego osupienia.
' >ozum wam poodejmow"o:) ' zasapaa. ' %decyduj cie si na co, do
c&olery) #&cesz przysi"g dotrzymywa! i si tu z *isklakiem bi!: *rosz
bardzo) #&cesz *etunk c&roni!:) Wanie ci daj szans) Aboje si o dzieci
mar twicie, o los rodzin: 0o czemu przeciw mnie gosujecie:
Kto si dzie!mi zajmie, jak wszyscy tu poginiemy: ( tak ' dodaa ciszej
' to my z *etunk"...
%br&l popatrzy z nadziej" na oberystk.
' 6aprawd by...: Dziewuszki grzeczne, pracowite...
1ak do kupy je zebra!, to i z kuszy szy! potra-i", i ig".
( najstarsza to takie knedle robi, e lina sama...
*etunka nie odpowiedziaa. *o prostu kiwna gow", wpatrzona w
brodate oblicze szeroko rozwartymi oczami. %daniem Debrena, ciut jakby
cielcymi w wyrazie. .enda, nieco rozpogodzona, posaa magunowi
ostrzegawcze spojrzenie.
' 0o jeszcze raz ' zadysponowaa. ' Kto za:
Dnieli rce r$wnoczenie z magunem. %marszczya brwi, jednak jeszcze
nie zamierzaa godzi! si z porak".
' Kto si wstrzyma: ' spr$bowaa inaczej. ;adna do/ nie powdrowaa
do g$ry. ' 7iostro, do ciebie m$wi. 6ie gap si na tego kretyna, bo si od
niego wyrazem twarzy zaraasz. 6a mnie patrz. = suc&aj, co m$wi. M$wi,
e rk masz podnie!. 4o matka jeste.
*etunka usuc&aa ' w czci dotycz"cej patrzenia. >ki jednak nie
podniosa.
' Mam przyjaci$ zostawi!: ' zapytaa cic&o. ' 4y za mnie walczyli i
ginli:
6ikt nie pr$bowa odpowiada!. 7prawa bya oczywista i Debren dla
czystej -ormalnoci zapyta, kto jest przeciw. *rzeciw, jak poprzednio, byli
%br&l i *etunka.
XYW (rtur 4aniewica ' 0o moe ja ' przeama kr$tk" cisz rotmistrz.
Wnioskuj, bymy nad gupotami nie debatowali, jeno si do walki
przygotowali. =naczej m$wi"c5 jestem za tym, by si w gromadzie trzyma!.
W kupie sia, co wam pierwszy lepszy podrcznik taktyki powie. 8osujmy
' zako/czy, od razu podnosz"c rk.
Debren, po kr$tkim wa&aniu, wzi" z niego przykad.
' Kto przeciw: ' warkna .enda i r$wnie szybko jak rotmistrz
wyci"gna rami ku powale.
' 1a. ' Aczy *etunki zn$w miay naturalny dla siebie rozmiar, a
cielco! ust"pia c&odnej desperacji. ' 1a jestem przeciw. W ramac&
og$lnego bycia przeciw waszemu tutaj pozostawaniu i mieszaniu si w nie
swoje sprawy.
' 6ie gosujemy og$lnie, tylko nad konkretnym projektem ' podkrelia
.enda. ' Kt$ry wanie upad, bo gos si liczy, a nie motywacja.
Debren patrzy w ogie/, zastanawia si. 0e mia propozycj, nie by
jednak pewien, czy sytuacja dojrzaa do jej skadania. = czy on sam dojrza.
*etunka nie miaa takic& problem$w.
' 7ami widzicie ' wzruszya ramionami. ' 0o ja mam racj. Wic
uyjcie do mylenia gowy, nie inszyc& kr"goci, i zagosujcie na jedyn"
sensown" propozycj. Moj", znaczy. Kto jest za tym, by nieszczcia nie
pogbia! i by gocie wyjec&ali:
*odniosa rk. %decydowanie, niemal gniewnie. %upenie nie tak, jak
Debren. (le i Debren podni$s.
*o raz pierwszy od dawna napotka wzrok .endy. Atwarcie zdumiony,
kalecz"cy jak otwarta brzytwa.
' #&cesz... sam" j" zostawi!: ' zapytaa z niedowierzaniem. 6ie
odpowiedzia. ( potem wytrzyma nap$r jej pociemniayc& oczu, c&o! atwo
mu to nie przyszo i musia posikowa! si wspomnieniami innej .endy z
cakiem innymi oczami.
' Kto przeciw: ' rzuci suc&o i cic&o zarazem.
1eszcze przez c&wil nie podnosili r"k. 1akby nie wierz"c, e musz", e
za"dano tego od nic&. W ko/cu jednak obie powdroway w g$r. %br&la,
jakby zakopotana, nieco niej. (le i ona jednoznacznie.
XYO 1aki czas byo cic&o.
' 0e mam wniosek do przegosowania ' mrukn" Debren. ' Moe wam
si dziwny wyda, ale zapewniam, e gow" go ukadaem, nie innymi
kr"gociami.
' % braku takowyc&:
.endy niemal nie byo syc&a!. (le w powszec&nej ciszy wszyscy j"
zrozumieli. 1eden Debren nie popatrzy w jej stron.
' Wnioskuj ' powiedzia spokojnie ' by %br&l tu zo sta i obery
pilnowa.
#&yba oczekiwali czego r$wnie niezwykego. Mimo to zaskoczy ca"
czw$rk. 6awet Drop zme w dziobie soczystego kurrrdebalansa.
.enda bya mniej wstrzemi2liwa.
' %dumiae:)) 7amego zostawi!:)) An ci ycie ratowa, a ty c&cesz...:))
' 4ez emocji ' przerwa jej stosownym, opanowanym tonem. ' *o
prostu gosujmy. #&yba e kto c&ce uzasadnienia wysuc&a!.
.enda natyc&miast otworzya usta. = na tym poprzestaa, wyra2nie
tknita nagle zrodzon" myl". *etunka swoje zacisna. %br&l, c&o! nie od
razu, uoy w umieszek, podszyty zrozumieniem i c&ytroci".
*o czym, jako pierwszy i ewidentnie zdecydowany, poderwa rk.
.enda posaa mu mroczne spojrzenie.
' ( ja ' rzucia przez zby ' wnosz wniosek o wykluczenie %br&la z
gosowania. A swojej indywidualnej sprawie miaby decydowa!. #o si
k$ci...
' % zasadami demokracji: ' podsun" zoliwie. ' ;e jest z plebsu i
ambitna, wiedziaem, ale e ci a od tego eb zdemokracia i na niebiesko
mylisz...
' 7zeciokrotnie ranny jeste ' nie dawaa za wygran". ' W tym w
gow. = upyw krwi te poczytalnoci nie suy. =... i to do ciebie najwicej
strzelali.
' Dlatego miaby si z nami przez puszcz przedziera!: ' uprzedzia
%br&la *etunka. 4lada, pospna, ale wyra2nie zdecydowana. ' 0u
przynajmniej ciany go cbjoni". 7zkoda czasu na dyskusje. 8osujemy. 1a...
jestem za.
*odniosa rk. Debren, jako ostatni, te podni$s swoj". .enda, mocno
wstrz"nita, mrugaa powiekami, wodz"c po twarzac& coraz
wilgotniejszym spojrzeniem.
' *oszalelicie wszyscy ' wykrztusia. ' 0o przez ten poroniony,
demokratyczny wynalazek gosowania w ku pie. Moe i plebejuszka jestem,
ale wiem c&ocia, e nic tak ludzi nie ogupia, jak "czenie si w tum.
*otrz"sna gow", jakby pr$buj"c obudzi! si ze zego snu. =, o dziwo,
wyra2nie jej to pomogo. W penyc& zagubienia oczac& bysno nagle
c&odn" stal". Debrenowi nie spodoba si ten bysk, jednak niewiele m$g
zdziaa!.
' 8upio czy m"drze, alemy zdecydowali ' oznajmi wyra2nie
zadowolony %br&l.
' *oczekaj ' mrukna dziewczyna. ' 7koro tak... tom jeszcze nie
sko/czya.
' ( co, masz pomys czterokrotne tak rokuj"cy:
%ignorowaa go. Mru"c oczy, popatrzya na *etunk.
' 0ego tpaka nie przekonam ' powiedziaa. ' (le ty moesz gos
co-n"!. = c&yba powinna.
*omijaj"c Debrena, nikt raczej nie domyla si, co trzyma w zanadrzu.
' Dlaczego: ' zapytaa spokojnie oberystka. .enda zawa&aa si,
zerkna na czarodzieja.
' #&o!by dlatego, e w zasad trzec& razy zdajesz si wierzy!. Wanie
nam opowiedziaa, jak po trzykro! kl"tw zdejmowa! pr$bowano, i jak si
to po trzykro! ko/czyo. ' *etunka nie skomentowaa. ' *ojedyncze
osobliwe zdarzenie nic nie znaczy. Dwa to przypadek. (le trzy...
' #o pr$bujesz powiedzie!:
' ;e %br&l nie powinien stawa! w obronie... ' .enda zawa&aa si ' w
obronie obery. 4o zginie. 1ak trzec& jego przodk$w.
Debren poczu na sobie cztery pytaj"ce spojrzenia. 6ie odwzajemni
adnego.
' 4zdura. ' %br&l m$wi cic&o, z wielk" oc&ot" bycia przekonuj"cym.
0ake dla siebie. ' ;adne trzy razy. 0at kowi brudna pieluc&a zaszkodzia, i
tyle. 1ak si wiecznie opaskudzan" szmat na wiee rany pc&a, to nic
dziwne go... 6ijakie przeznaczenie nic tu nie pomoe ani nie za szkodzi. (
tak w og$le to nie wiem, o czym m$wisz.
' #&yba wiesz, skoro na pieluc& zjec&ae.
' 4om akurat o smarkaterii myla ' burkn". ' A tobie konkretnie. 0o
mi si i pieluc&a skojarzya.
*opatrzya na niego spokojnie.
' Wybacz ' wzruszya lekko ramionami. ' 6ic nie po radz, e w
ludziac& takie skojarzenia budz.
%br&l na szczcie nie zrozumia, co miaa na myli. Debren, c&o!
sporadycznie peni rol jej medyka, te nie mia pewnoci. *owyej kolana
nie pozwalaa si leczy!.
' #&yba wiem, co .enda pr$buje powiedzie!. ' *osa dziewczynie
twarde spojrzenie, ostrzegaj"ce przed ponawianiem pr$by. ' =, po namyle,
zgadzam si z ni". %br&l nie powinien zostawa! tu sam i ryzykowa! starcia.
' Wic co-asz swoje za: ' 6atyc&miast skorzystaa z okazji.
' %araz, zaraz... ' poruszy si niespokojnie rotmistrz. ' 1ak zaczlicie,
to moe askawie doko/czycie: 6ie dam si z plan$w wymazywa! jak"
obesran" pieluc&") Wyjanie/ oczekuj)
Debren zerkn" na dziewczyn. %nalaz to, czego naleao si
spodziewa!5 jasne ostrzeenie, e wprawdzie daje mu czas, ale tylko na
zaatwienie sprawy po jej myli.
' 6ie wiem ' zwr$ci si do %br&la ' czy w pielusze byo co
paskudnego. Moe. (le to niewane. Myl, e twego ojca zabi &erb.
' *rzeznaczenie: ' ni to zapytaa, ni to stwierdzia wyra2nie bledsza
*etunka.
' 0rzy wielkie, kosztowne nieyce ' ci"gn" Debren, bardziej myl"c na
gos, ni tumacz"c. ' >az wojna, najwaniejsza dla 8wadryka, bo na tronie
go sadzaj"ca. >az nie wiemy co, ale kogo wanego kordoniarze szukali. =
raz pocig za akuszerk", co srebrn" mis skrada i par pieluc&. 6agroda,
skoro w samej tylko H#notceI gromada owc$w cae tygodnie na
uciekinierk czekaa, te musiaa by! znaczna. (le to oczywicie nic w
por$wnaniu z cen" wielkiej sztucznej nieycy. #zytaem w H>$dceI, e
za pokrycie wysokim niegiem ana ziem da! trzeba r$wnowarto! poowy
zboa, co na owym anie wyronie. Wyniki troc& starawe byy, bo
najnowsze zawsze wojsko utajnia, no i 7o,ro dotyczyy, gdzie za
demokracji rolnictwo podupado, ale to c&yba rang problemu oddaje. Dla
takiego ksistewka jak 4elnica wydatek musia by! wielki. = #zyli mao
prawdopodobne, by dla najadniejszej c&o!by = misy nieyc za 7ierosaw"
sano. = to w LNML roku, gdy = demokraci rz"dzili.
' 0o akurat marny argument ' zauway %br&l. ' #u3L dze srebro atwo
na gupoty przepuszcza!.
' 6ie przesadzajmy. 8ospodarka demokratyczna za ksiycow"
wprawdzie uc&odzi, jednak, byo nie byo, sie' _ demdziesi"t lat si trzymaa
w niemaej czci wiata. (le nie w tym rzecz. Wierzy! mi si po prostu nie
c&ce, by takic& rodk$w uyto po kradziey w ksi"cym zamku. ' =
*opatrzy na .end. ' 6ie pamitasz tego, ale moe rodzice m$wili...
Muzeum tam byo czy moe kto z ksi"cego rodu dalej mieszka:
' 0o nie 7o,ro ' umiec&na si blado. ' 6acjonaliza3L cj zamk$w i
-ortalicji za (mmy *o$wczanki co prawda przeprowadzono, lecz potem j"
demuc&y po cic&u odwoay, bo si nieremontowane mury sypa! zaczynay.
Awszem, muzeum w zamku zrobili, krzywdzie c&op$w pa/szczy2nianyc&
dedykowane, ale w jednym skrzydle jeno. >eszt, jak dawniej, dw$r
zamieszkiwa. 6ie-ormalny i nieliczny, tolerowany jednak.
' #o innego nie przeladowa! arystokrat$w, a co inne3 go maj"tek
wydawa! dla ratowania ic& pieluc&. ' Debren przeni$s wzrok na %br&la. '
Dowod$w nie mam, ale wie3j le wskazuje na to, e nie o pieluc& c&odzio
tym, co 7ie3rosaw cigali. = nie o 7ierosaw.
>otmistrz wolno krci gow", jak kto, kto pr$buje nie godzi! si z
oczywist" prawd".
' 6ie moe to by!... 6ie wierz, by te skorumpowane,W niebieskie
ajdaki maj"tek wyday dla jakiego...
' 6astpcy tronu: ' dopowiedziaa .enda. ' 1u ci m$wiam5 4elnica to
nie 7o,ro. 8wadryka nikt nie ci"@ do armii nie jako prosty tarczownik
tra-i, a jako o-icer, za z internowania w klasztorze ju w LNM^ wyszed. W
nastpnym roku oeni si. 6a weselu, c&o! nieo-icjalnie, paru ministr$w z
nim c&lao. W grudniu, tu przed t" czarodziejsk" nieyc", ona syna mu
powia. *o c&rzcinac& zn$w paru czonk$w rz"du przepilca leczyo, ale nie
to wane, a -akt, e kroniki szeroko si rozpisyway o tym, i 8wadryk
jedynemu potomkowi da na imi Byborzyn na cze! demokracji i jak
dobrze przyszoci wr$y takowa pomylna koegzystencja si dawnego i
nowego adu. W drugim obiegu ulotka kr"ya o przepowiedni samej
Damstruny, kt$ra pono! wielk" przyszo! dziecku wywr$ya. 6ie z
imienia wprawdzie, ale w caym rodzie jedna niewiasta z wielkim brzuc&em
c&odzia5 maonka ksicia. 1eden Byborzyn mia si do modego pokolenia
zalicza!. = nadal on jeden si zalicza, bo 8wadryk wicej dzieci nie mia, a z
kuzyn$w te aden, nigdy. 0ote nie dziwota, e si co bardziej przezorni
woleli zabezpieczy! i latorol na oku mie!. 8$wniarza, pod bokiem
rosn"cego, atwo akociami i cackami pozyska!. ( wypu! takiego za
granic, pozw$l, by na Wsc&odzie, midzy arystokracj" -eudalnymi ideami
nasi"ka... i masz jak w kantorze mciciela3wyzwoliciela. Wic c&o!
dowod$w nie mam, tak jak Debren uwaam, e 7ierosawa maego By3
borzyna wtenczas wykrada.
%br&l szuka przez c&wil argument$w. = znalaz je.
' 6iegupio brzmi ' przyzna. ' A jednym wszelako zapomnielicie.
8$wniarz by mskiej pci. #o do reguy trzec& raz$w nie pasuje. Dorma,
(mma... baby pen" g b", urodziwe, ze swej kobiecoci a synne. ( to co:
1aki lej"cy pod si c&opczyna.
Debren zmarszczy czoo, zaintrygowany takim ujciem sprawy. 6ie
zd"y jednak przemyle! kwestii.
' 0y te o jednym zapomniae ' uprzedzia go .enda.
PG %e zasada 8%M bez puda zadziaaa. = e teori o zgub nym wpywie
suenia %br&l$w u bab i tylko bab ty sam *o amatorsku stworzye. *o
amatorsku ' powt$rzya twardo, widz"c, e otwiera usta. ' 4o nieracjonalna
jest.
;aden pro-esjonalista nie wyci"gnie wniosku na podsta wie dw$c&
przypadk$w. 8dy zdarz" si trzy, to tak, ale kie wtedy, gdy dwa. %apytaj
Debrena.
Debren zawa&a si. W ko/cu pokiwa gow", ale i to nie wypado
przekonuj"co. Dziewczyna posaa mu wyj"tkowo mroczne spojrzenie.
XVN (rtur 4aniewicjd4 ' 6a kl"twac& i pec&ac& si nie wyznaj '
przyzna nie bardzo zmartwiony %br&l. ' (le sw$j rozum mam. ( ten mi
podpowiada, e czas bez poytku marnujemy. 4o nikt tu nijakiej ksiniczki
broni! nie zamierza. %ostan i obery popilnuj, to wszystko.
' 0o jak dziecku tumacz ' warkna. ' 6ie samyc& jeno niewiast
rzecz dotyczy. = nie ksi"coci belnickiej. W kadym razie... no, tej
dosownej.
' 1ak tak jasno dzieciom tumaczysz ' wyszczerzy zby ' to si na
bakaark nie najmuj.
Wbrew przewidywaniom Debrena, .enda nie pr$bowaa si odcina!.
Wybraa agodn" perswazj.
' Dorma, c&o! cae ycie na intrygac& jej zeszo i no34 gami a do tronu
przebieraa, nigdy na nim nie zasiada. 6awet jako ona ksicia. (mma do
mierci obywatelk" jeno bya, c&o! z przerw". 6iemowl 7ierosawy... F
zawa&aa si ' Byborzyn, jak ustalilimy metod" dedukcji...l no, te w
danym momencie tytuu -ormalnie nie nosi. 6awiasem m$wi"c, po dzi
dzie/ nie on, a ojciec panuje, o-icjalnie przynajmniej. 1est w 4elnicy
tradycja, e ojciec dziecku tron za wnuka oddaje, a u Byborzyna z
podnoci" te nietgo. 6o, ale nie o tym... 7zczeg$lnie bogate te adne z
wymienionyc& nie byo, gdy ic& Kusy, %br&l dziadek i %br&l ojciec bronili.
6iekiedy mniej mieli, ni warto! ksigowa H#notkiI wynosi. W
ac&manac& i pieszo c&adzali. #zyli ani w tytule i -unkcji rzecz, ani w
maj"tku. .iczy si krew. Krew 4ezimiennego i wadc$w 4elnicy.
' Abiecuj solennie ' %br&l uni$s dwa palce ' nijakiego pieszego
ac&maniarza nie broni!, kt$ren by tdy podczas waszej nieobecnoci
przec&odzi. 1eszcze w rzy! go mog kopn"!, jak to .end uspokoi.
' Kretyn ' stwierdzia kr$tko. = popatrzya *etunce = prosto w oczy. '
7zkoda czasu na niego. Do ciebie m$wi3#o-nij gos. An nie powinien tu
zostawa!.
' Dlaczego:
' 4o o sc&ed zawsze szo. 4ardziej interesu ni yciaM klienta %br&le
bronili. ( H#notkI po tobie dziedziczy Bac3L lan. Kt$ry po ojcu dziedziczy
krew ksi""t na 4elnicy. L Dlatego. Dostrzegasz c&yba analogi.
*etunka zrobia si bledsza. %br&l poczerwienia pod zarostem. Drop
rozdziawi dzi$b. Debren powt$rzy sobie w duc&u po raz kolejny, e .enda
jest kobiet" i lepiej od niego potra-i wybra! to, co z kobiecego punktu
widzenia uznane zostanie za troc& mniejsze zo. = e on, c&o! tylko
mczyzna, z de-inicji gupi i bezradny w tyc& kwestiac&, te by to rozegra
w ten spos$b.
0eraz, gdy klamka zapada, niemal w to uwierzy.
' #o powiedziaa: ' W gosie *etunki zabrzmiaa pogr$ka.
' 0o, co ju dawno powinnam. 6im po konia pole2limy. ' .enda
zerkna za jej plecy, na Jeyna, i szybko odwr$cia wzrok. ' 8upia byam.
(le drugi raz nie...
' Kt$ry to: ' przerwaa jej oberystka. *odniosa si powoli, jak
skazaniec przed odczytaniem wyroku. ' M$w.
Debren skl" si w duc&u od kretyn$w. W og$le nie wzi" pod uwag tej
moliwoci. #zterec& podejrzanyc&, w tym tylko jeden ywy. Mona byo i
wilka, i owc...
0yle e byo za p$2no. M$g wej! w sowo .endzie, to akurat nie
stanowio problemu. 4ya kobiet" i pewnie umiaa wybra! zo, kt$re mniej
pokaleczy inn" kobiet, lecz nie zmieniao to -aktu, e prawda j" bolaa.
' 8wadryk. 0o 8wadryk ci wtedy...
*etunka usiada. 0ak si zoyo, e na zydel, bo akurat sta we
waciwym miejscu. (le tylko dlatego.
*rzez c&wil nikt si nie poruszy. *otem %br&l, po raz pierwszy w
tempie stosownym dla szeciokrotnie ranionego, d2wign" si z awy.
' 7ra! na to ' powiedzia stumionym gosem. ' 6ie zostawi ci,
*etunko. #&o!by i wszyscy czterej wtedy Baclana spodzili. 7ra! na nic&.
*otrzebowaa jeszcze troc& czasu, by odzyska! zdolno! m$wienia. %a
to kiedy si odezwaa, sowom towarzyszy saby, lecz widoczny umiec&.
' 0o porz"dna obera, miku. 0u si na nikogo nie sra.
#&o!by 4elniczaninem by i koron nosi. ' 6ajwyra2niej -tie zrozumia,
wic dodaa po c&wili5 ' #o-am sw$j gos.
W twarzy .endy nie dao si wyczyta! ani odrobiny satys-akcji.
7iedziaa ze zwieszon" gow", gryza warg.
%br&l zastanawia si, marszcz"c czoo.
' W takim razie ' westc&n" Debren ' skadam propozycj odwrotn" do
poprzedniej. My zostajemy, %br&l wyjeda. 6ie wiem, co z +enz" pocz"!,
ale to mniej...
' Aszalae: ' przerwaa mu *etunka.
' Do rzyci taka propozycja ' skomentowaa, c&o! z duo mniejszym
przekonaniem, .enda.
' = przedwczesna ' mrukn" %br&l. ' % poprzedni" nie sko/czylimy.
7koro *etunka moga swoje HzaI odwoa!, to teraz moe odwoa!
odwoanie.
' Moe moe ' zgodzia si zotowosa. ' 0yle e nie zamierza.
' 4aby ze zmiennoci syn" ' zaskoczy wszystkic&, umiec&aj"c si
krzywo. Wykona gboki wdec&, wypeniaj"c, puca c&odnym powietrzem,
snuj"cym si po izbie dymem... i odwag". 4o do tego, co potem powiedzia,
odwaga bya niew"tpliwie potrzebna. ' %waszcza tak cudne jak ty. #o
jednym spojrzeniem c&opu serce ami". Ad kt$ryc& oczu oderwa! nie
spos$b. = kt$ryc& nijak si nie da zostawi!. ;adn" miar". 6igdy.
Debren zauway, e poczerwieniay obie, c&o!, naturalnie, *etunka dwa
razy bardziej. Drop zagwizda. Moc wyznania i nim wstrz"sna. 4o to byo
wyznanie. 0ylko jego adresatka zgupiaa na tyle, by tego nie zrozumie!.
' %naczy... m$wisz, e zdanie za atwo zmieniam: ' upewnia si.
' 6ie o to mu szo ' powiedziaa cic&o .enda.
' *rawda... czasem bez namysu co paln.
Debrenowi przemkna przez gow ponura myl, e by! moe tak
wanie wygl"da regua. ;e od niewiecic& umys$w podobne, do b$lu
jednoznaczne deklaracje po prostu si odbijaj" jak cywilne groty od
porz"dnej brygan3tyny. 6ie mia wielkic& dowiadcze/ w tej kwestii@ by
jedynie amatorem, mog"cym co najwyej wyci"ga! nieracjonalne wnioski z
dw$c& o niczym nie przes"dzaj"cyc& obserwacji. #o prawda rzecz dotyczya
mao typowyc& kobiet, ale nie potra-i si tym pociesza!. 6ie obc&odziy go
reakcje typowyc&. Wiedza o tajnikac& niewieciej psyc&iki bya mu
potrzebna tylko o tyle, o ile dao si j" zastosowa! w odniesieniu do .endy
4ranggo.
' (le skoro Debren m$wi, by wyjec&a... to znaczy zosta... nie, dobrze
m$wi5 za wyjedaniem mamy gosowa!... 0ak: ' popatrzya na Debrena
zagubionym spojrzeniem oszoomionej nastolatki. ' 6ie popl"taam:
' 7iostro... ' .enda te nie wygl"daa szczeg$lnie m"drze i tylko na tle
tamtej sprawiaa wraenie tak rzeczowej i opanowanej. ' An nie cakiem
to...
' #&olerrra. ' Drop krci z niedowierzaniem gow", to skadaj"c, to
prostuj"c zdobi"cy go czub. ' Akrrrutnie rrromantyczne. Krrromie srrrania
w prrrologu.
' ( poza tym sowo daem ' dopowiedzia szybko %br&l, kt$remu
wyra2nie ko/czya si odwaga. F Wic i tak wyjec&a! nie mog. = o tym
pogada! powinnimy, a nie o jakowyc& gupotac&. #o to em mia...: (,
wiem. ' *oczuwszy pod stopami pewniejszy grunt, usiad z powrotem na
awie. ' Wymyliem, jak si od reguy 8%M ubezpieczy!. 6ie wierz, by
mska linia owego przekl... to znaczy... owego rodu... no, by te pec&a nam
przynosia. 4o by jeden %br&l, co u +anka === suy i nie tylko ywy
wr$ci, ale i z trzosem cikim. Wic mnie ten przypadek z Byborzynem nie
przekona. (le dla witego spokoju moemy si zabezpieczy!.
' 1ak: ' *etunka, c&o! wanie teraz mgieka oszoomienia w jej oczac&
skroplia si i rozmya ic& bkit, nagle z j"kaj"cej si smarkuli na powr$t
staa si dojrza", rzeczow" kobiet". 0yle e adniejsz".
' Wydziedziczysz Baclana.
' #o: ' 8ospodyni do! szybko zorientowaa si, e co jest nie tak. ' A
co c&odzi, .enda:
Dziewczyna miaa ju jednak do!. 7pojrzenie, posane Debrenowi, nie
tyle pytao o zgod czy porad, a otwarcie "dao, by tym razem on wzi"
ciar na siebie.
#udownie. Wielkie dziki, .enda.
' Debren: ' *etunka r$wnie atwo odczytaa ic& nie my dialog. F Masz
mi co do powiedzenia:
W gruncie rzeczy wiedzia, e do tego dojdzie. <udzi si oczywicie, ale
prawdziwej wiary, i zdoaj" si dogada! i caa tr$jka bez zadawania pyta/
przystanie na jego propozycj, nigdy w nim nie byo. %d"y wic
przygotowa! si na t c&wil.
XVW (rtur 4aniewics 6o i byo co jeszcze.
' 6ie c&ciaem tego m$wi! ' posa jej blady umiec&. ' 6ie teraz. %byt
wiele moe nam si jeszcze dzi przydarzy!. (le skoro tak beznadziejnie
utknlimy... 0o nie moja sprawa, widz jednak, e %br&l... no, cakiem
obojtny ci nie jest. 6ie darowaaby mi potem, gdybym rzecz przemilcza,
a jemu co si stao.
' 6ic mi si nie stanie ' zapewni rotmistrz. 6ikt nie zwr$ci na niego
uwagi.
' 6ie kr! ' upomniaa maguna .enda. ' *o prostu jej powiedz. 4o
tylko biedaczk straszysz.
' Mnie trudno nastraszy! ' mrukna *etunka. De3bren w duc&u
przyzna racj im obu.
' 6ajpierw to gorsze ' westc&n". ' 6ie mamy z .end" pewnoci, ale
wiele, nawet bardzo wiele wskazuje na to, e w kwietniu LN^Z twojej matce
przytra-io si... no, to samo, co tobie wr$d jagodzin.
%br&l rzuci mu ostrzegawcze spojrzenie. *etunce nie drgn" ani jeden
misie/ w twarzy.
' #&yba daam wam to do zrozumienia ' powiedziaa spokojnie. ' Moe
nie cakiem wprost, ale...
' 0ak, wiem. 4o niby sk"d bymy si wzili z Bacla3nem ' zacytowa. '
0yle e wtedy mielimy za mao kawak$w, by mozaik zoy!. 6ie
wiedzielimy... to znaczy .enda nie wiedziaa, co jest na obrazie.
' *owiem to raz ' oznajmi %br&l ' i nie bd powta3j ra5 nie ycz
sobie, bycie wypominali *etunce to z obrazu. 6ijakiej winy nie ponosi, e
j" tak srodze kl"twa przeladuje. = nie ma powod$w publicznie...
' 7" ' przerwa mu Debren. ' Kiedy przeszo! siej z przyszoci"
zazbia, niekiedy trzeba ran podr"y!. (le z publicznym wypominaniem
masz racj. Wybacz, *etun3ko. *owinienem zapyta!, czy mog m$wi! przy
Dropie i %br&lu. A .end nie pytam, bo wie tyle co ja. #&o! i j" moemy za
drzwi odprawi!.
' Abejdzie si. ' 6adal zac&owywaa spok$j. ' 6id mam tajemnic przed
nikim z obecnyc&.
' % ludzi ' podpowiedzia %br&l, rzucaj"c wymowne` spojrzenie na
Dropa.
XVO ' % obecnyc& ' powt$rzya z naciskiem. ' 6ie wiem, czy ycie, ale
twarz mi Drop uratowa na pewno przed tym c&olernym nietoperzem. %a co,
w swej niewieciej poc&oci, serdecznie wdziczna mu jestem.
*apuga nad" si jak indor. %br&l zasznurowa usta.
' 0woja matka ' kontynuowa Debren ' w kwietniu LN^Z miaa
przygod z belnickim gwardzist"@ przygod, ^ kt$rej, jak przypuszczam,
wiele i z oc&ot" c$rce nie opo wiadaa.
' 7usznie przypuszczasz.
' Wydusia z niej to pytaniami o ojca. ' 6ie odpowiedziaa, byo jednak
oczywiste, e dobrze tra-i. ' *owiedziaa, ile musiaa. #zas, miejsce, osoba.
;adnyc& szczeg$$w. Dokadnie jak ty >o,olettowi. (le >o,oletto poza
malarskim mia talent magiczny. Miejsce wymalowa jak na okogra-ii,
miecze, o kt$ryc& nie wspomniaa, &erb... *rzyja, e to zasuga magii i
talentu, wic nie zaprz"taa sobie gowy obrazem.
' M$w kr$cej ' upomniaa go.
' Wybacz. Magia i talent pewnie by wystarczyy. (le twoja matka
wtr"cia si ze swymi uwagami i co nieco od siebie dodaa. ' %br&lowi
wyduya si mina, nie odezwa si jednak. ' 0warzy gwaciciela nijak
>o,oletto nie m$g z twoic& wspomnie/ zaczerpn"!. +erb tak. 6ie
zapamitaa go, podwiadomo! jednak moga. (le twarz to co innego. 1est
za moda. 1est twarz" 8wadryka, tyle e z roku LN^Z. ' *etunka zrozumiaa
natyc&miast i pewnie dlatego z jej wasn" twarz" nie stao si absolutnie nic5
pozostaa tak" jak uprzednio, beznamitn" mask", r$wnie doskona", co
sztuczn". ' W LN^V wojska Dkadu 7ta3ro&uckiego na 7moyeed ruszyy,
przewr$t -eudalny tumi! L bratni" pomoc ludowi smoyeedzkiemu nie!.
Mocno wtenczas pac&niao wielk" wojn" ze Wsc&odem, wic de mokraci
powane siy zmobilizowali. Kiedy so,rojskie kontyngenty z .onska
interweniowa! pomaszeroway, Mor,ac si upomnia o par spornyc&
wiosek na pograni czu i jakie stare dugi, jeszcze sprzed ustanowienia re
publik. #o wiksi pesymici przepowiadali dwa najazdy na .onsko5
-euda$w ze wsc&odu i Mor,ac$w z poudnia.
Moe nawet .elo/czyk$w. 6ic dziwnego, e poczyniono powane
przygotowania wojenne. *ewnoci nie mam, alem widywa podobne w
zac&odniej .elonii, te w demokratycznyc& czasac&. 1ak Kummonami za
mocno pod Du3mayk" zapac&niao, wadza oc&oczo sigaa po pomoc
swoic& -euda$w. 6ie udowodni tego, ale myl, e rok LN^Z by jedynym,
w kt$rym potomkowi byyc& wadc$w demokraci mogli powierzy! sawny
miecz przodk$w. ( i to tylko dlatego, e za granic" mia walczy!.
' Miecz: ' zainteresowa si %br&l.
' 4iesiarza .eomira ' wyjania .enda. ' 0en z &erbem, jak uryna
+anka Wielkiego.
' = ten, kt$ry >o,oletto namalowa ' uzupeni De3bren. *etunka
ukrywaa pod mask" spokoju nielekkie c&yba oszoomienie, wic nie
poprzesta na tym i ci"gn"5 ' .enda rozpoznaa bro/ na obrazie. Wszystko
si zgadza, "cznie ze szczerb" na klindze. 0ylko czas si nie zgadza. W
LNMO najgupszy demokrata nie daby czego takiego potomkowi ksi"cego
rodu. ( w LN^Z z kolei najgupszy demokrata nie zezwoliby wojska z
4eloc&opem na uni-ormac& przeciw Mor,acowi wysya!. Ksicia w
rodowej zbroi, z mieczem biesiarskim... owszem. 1ednego ksicia atwo
upilnowa!. (le rz"d, kt$ry pozwoliby zdobi! uni-ormy narodowego wojska
&erbami dawnyc& wadc$w, byskawicznie wyl"dowaby w so,rojskiej
tajdze z siekier" w rku i c&olernie wyrubowan" norm" dziennego wyrbu.
' #&cesz powiedzie!...: ' %br&l najwyra2niej zrozumia, bo nie odway
si doko/czy!.
' 6ie c&c ' westc&n" czarodziej. ' (le c&yba musz. 4o wszystko
wskazuje na to, e >o,oletto obraz z dw$c& r$nyc& wspomnie/
skomponowa. Matki i c$rki.
#isza, jaka zapada, bya wyj"tkowo gboka. (le duo kr$tsza, ni
przewidywa jej sprawca.
' Wic jestem ksiniczk". ' *etunka d2wigna si z zydla. 6adal z
mask" zamiast twarzy. ' 6o prosz.
%br&l i .enda te poderwali si z awy. Moe ta zgodno! sprawia, e
adne nie podbiego do zotowosej.
' Wiem, co czujesz... ' zacz" Debren, pospiesznie bio r"c przykad z
pozostayc& i wstaj"c.
XZL ' <ajno wiesz ' powiedziaa spokojnie. ' 4o ja sama nie wiem.
#&olera... Ksiniczka. ' %dumiaa go po raz kolejny, wydaj"c z siebie
kr$tki c&ic&ot. ' 7zkoda, e ju nie cnotliwa... 6o, dobra. Wiem jedno5
musz si napi!.
8dzie ten g"sior, miku: W izbie zosta:
Wymina zrcznie ca" znieruc&omia" tr$jk, wbiega po sc&odac&,
znika za kominem. Debren zrobi dwa kroki w tamt" stron.
' %osta/ ' mrukna .enda.
' ( jak sobie co zrobi: ' zaniepokoi si %br&l.
' 6ie zrobi. ' %ignorowa j", pr$buj"c obej! aw. %apaa go za okie! i
dodaa ostrym tonem5 ' *oradzi sobie. 0wardsza jest od zel$wki. Wszystkie
one takie. ;adna mierci" samob$jcz" nie sko/czya. Wiem, co m$wi.
' <ajno wiesz, gupia kozo) 6awet imion nie znasz)
' 6ie: ' skrzywia usta w dziwnym umiec&u. ' Do3rma, .edoszka,
Mroczna Wal, %ermila, (mma... #o jedna to bardziej pokrcona, ze
spaskudzon" opini", po przejciac&, pyskata i pazurzasta, e bez tarczy nie
podc&od2. #&olera, e te od razu si na niej nie poznaam... 6awet z twarzy
do *o$wczanki podobna...
' *ewna jeste:
' % (mmy mczennic -eudalizmu zrobili i na setkac& obraz$w jak nie
ryczy, to cierpi, rce zaamuj"c. (le jeli si durny wyraz twarzy pominie, to
rysy...
' A targanie si na ycie pytam ' wyjani %br&l.
' 0o nie w ic& stylu. W rodzie i poetki si tra-iay, i morderczynie, o
rozpustnicac& nie wspominaj"c. (le samob$jczyni &istoria nie odnotowaa.
6o i we2 pod uwag, jak" krew po matce wzia. 6ie, krzywdy sobie nie
zrobi. #o najwyej si uc&la.
G *etunka nie uc&laa si. Wr$cia na d$ z g"siorem w doni, ale drug"
doni" prawie nie musiaa przytrzymywa! si porczy. *odesza do %br&la,
kt$ry na jej widok podni$s si z awy, bez sowa wrczya mu naczynie.
Debrenowi przemkno przez gow, e wygl"dali przez t kr$tk" c&wil
jak mae/stwo. 6a tyle stare, by rozuXZM mie! si bez s$w, i na tyle
mode, by ona dorzucaa do daru cie/ umiec&u, a jemu wilgotniay oczy.
Addaby rok ycia za tak" c&wil z .end".
' Masz cztery powody, by st"d wyjec&a!. ' % porczy prawie nie
korzystaa, zawarto! g"siora jednak uszczuplia i pewnie st"d brao si jej
podszyte nie-rasobliwoci" opanowanie. ' 0rzy c$rki, kt$re ci potrzebuj", i
syna, kt$rego ty potrzebujesz. Wic zr$b nam wszystkim przysug i wyjed2
z innymi o wicie.
' 1a wyjad ' uprzedzi rotmistrza Debren. Dni$s rk, kad"c j" na
supie z nieco kuglarskim, przesadnym namaszczeniem. ' >ozmawiaem z
szarzakiem. ' Abdarzyli go uwanymi spojrzeniami. ' 6a pocz"tku udawa,
e go tu nie ma, a teraz jak" okropn", smoyeedzk" sta3romow" wibruje,
ale...
' Wibruje: ' zapytaa cic&o .enda. *osa jej przelotny umiec&.
' 6ie na tym pamie@ tam w a2ni to nie on... 6o, w kadym razie
najwaniejsze sobie powiedzielimy.
' M$j dom z tob" rozmawia: ' zapytaa *etunka. ' Wolno zapyta!, jak
zdoae...:
' 7tawia si, wic zagroziem, e go spal.
' 1ak .enda: ( on ci uwierzy: 1ak gry- .endzie:
' <esz ' stwierdzia dziewczyna, siadaj"c po temmo3za/sku, ze
skrzyowanymi nogami. 0o bolao, ale powanyc& rozm$w nie da si "czy!
z przesuwaniem brudnymi pitami po podmur$wce kominka.
' 0o ty gaa. #o na gupiego gry-a wystarczyo. (le szarzak jest
rozumny. = na telepatii si zna, wic wolaem by! szczery.
' 7zczery: Kamie/ mi zdj"e z serca. ' *etunka nadal si umiec&aa i
c&o! 2r$do umiec&u tkwio w g"3siorku, nie wygl"daa przez to mniej
pontnie. ' *iroman$w z miejsca za drzwi wywalam.
' Wywalisz mnie ' spokojnie skin" gow". ' (le rano. *ytaem szarzaka
o kl"tw. #o m$gbym zrobi!, by j" zdj"!. *ostraszyem go, wic...
' #o ty m$gby zrobi!: ' powt$rzya spowolnionym gosem .enda. '
0y sam, jak rozumiem:
XZX ' Wiem5 przegosowalimy to ju. 6ie upieraem si, bo byy inne
moliwoci, ale skoro wszystkie odpady... 7ytuacja wygl"da nastpuj"co5
%br&l nie moe by! tam, gdzie si walczy. Mnie dom poradzi na most si
uda! i...
' (le esz...
' ...i do c&op$w przem$wi! ' doko/czy. ' 6ie, ksiniczko, nie .
*rzem$wienie doradzi. 4a, nawet zaleca. 4o, powiada, przyle2! tu gotowi i
mnie spali!.
' 0o on ga ' nie ustpowaa. ' 6ie zapominaj, e to wr$g. 1ak sam
twierdzie5 waniejszy i gro2niejszy od gry-a. Dlaczego miaby z okazji nie
skorzysta! i nie posa! ci na pewn" mier!: 1ednego przeciwnika mniej.
' 1edynego ' poprawi j". ' Wanie to staram si wam powiedzie!.
%apytaem, czy kto z nas moe kl"tw usun"!. 6ie odpowiedzia, tylko
wyliczy mi warunki jej zdjcia. 0on odebraem jako szyderczy, co i nie
dziwota, bo pytanie byo gupie. (nimy ksiniczki, ani cnotliwe. Wic
zapytaem, czy c&ocia gry-a da si utuc. ( on na to, e tak, ja teoretycznie
mog. (le tylko ja, bo bez magii to za c&oler... = ebym si lepiej
zastanowi, bo z braku gry-a on, jako stranik kl"twy, bdzie musia
zastosowa! inne rodki. 8orsze. ( nie c&ce tego robi!, bo osobicie nic do
*etunki nie ma ani innyc& ludzi, a to oni by ucierpieli.
' 6o, teraz to zega...
' 6ajwyej co bdnie interpretuj ' wzruszy ramionami. ' M$wiem5
marnie zna staromow. (le jedno zrozumiaem na pewno5 e nie yczy nam
2le. >obi po prostu swoje, i tyle.
' .epiej powiedz ' %br&l potoczy po cianac& badawczym wzrokiem '
czy naprawd da si psubrata spali!.
' Miku) ' rzucia ostrzegawczym tonem *etunka.
' = drugie pytanie, Debren ' zignorowa j". ' *ewien jeste, e szczerze z
tob" gada: 4ez krcenia:
' Abaj na koo popi"tne przysigalimy.
' Domy na koa plwaj" ' wzruszya ramionami .enda. ' #o innego,
gdyby z -ur", przykadowo, rozmawia. #&o! i ta w wikszym szacunku
miaaby zwyke koo z p$tuzinem szpryc&.
' 7zarzak jest wczesnowieczny. ' %ignorowa kpin. = XZN (
Mesztor&azy, c&o! magun, z religijnoci syn", nawet jak na tamte, same w
sobie mocno religijne czasy. 0ak, %br&l. *ewien jestem, e to pod przysig"
m$wi szczerze. %waszcza e udowodni, i gra uczciwie.
' Dczciwie ostrzeg, e z przemawiania do kmiotk$w ajno wyjdzie: '
domylia si .enda. ' 4o ci zn$w wod" wicon" i kokami potraktuj":
' 6ie bawi si w prorokowanie czy ostrzeganie. ' De3bren
konsekwentnie trzyma si taktyki udzielania powanyc& odpowiedzi na jej
prowokacyjne zaczepki. ' 6ie jest tu po to, by uatwia! ycie takim, co
skutkom kl"twy pr$buj" przeciwdziaa!. 7am mi to powiedzia, tumacz"c,
dlaczego m$wi tyle, ile m$wi.
' *owiedzia ci ' umiec&na si krzywo ' rzeczy oczywiste, o kt$ryc&
sami wiemy. 0o stary jak wiat spos$b zjednywania sobie naiwnyc&
prostaczk$w.
' Moe ' zgodzi si. ' Moe jestem naiwny, a to gadanie o apelowaniu
do wieniak$w to podstp. (le jednego dowiedziaem si na pewno.
' ;e ognia si boi: ' zapyta z nadziej" %br&l.
' ;e powanie liczy si z moliwoci" mojego sukcesu. 6aszego '
poprawi si.
' 6aszego: ' zmarszczya brwi *etunka.
' 6aszego ' powt$rzy z niewesoym umiec&em. ' 1a nie zdejm
kl"twy, a tobie cnotliwoci, tej waciwej, troc& brakuje. (le, jeli dobrze
sytuacj oceniam, razem mamy spor" szans. >zecz lata potrwa, ale
przynajmniej szansa jest. Wanie dlatego, e nie dziewica.
' #&cesz... ' .enda zblada ' c&cesz z *etunk"...:
' *orozmawia!. 7am na sam.
*ogasia uczywa, ale w elaznej skrzynce grulla czy moe grilla
pomyki skakay ra2no po brykac& opau. Ad razu zauway zawieszon" na
koku sukni.
%nieruc&omia w progu.
' 9pisz: ' zapyta szeptem.
' .e ' powiedziaa cic&o. ' %amknij. #iepo ucieka. %amkn" drzwi.
Miaa racj, ale to nie dlatego jemu XZY samemu zrobio si cieplej. Abok
ela2niaka, na zydlu, pewnie po to, by rano nie wita! pani lodowatym
dotykiem, leao zdobyczne ubranie .endy5 koszula, poplamione spodnie,
ka-tan. % kaptura, pewnie przez przeoczenie, bo pod postaci" male/kiego
biaego roka, wyc&yla si skrawek lnianej tkaniny. %apewne identycznej z
t", kt$ra pod postaci" dw$c& wieyc& onuc szarzaa spod zydla, powtykana
w par apci. Debren by pewien, e patrzy na trzeci" dooon" przez
*etunk onuc. Wiedzia te c&yba, dlaczego materia lea tak, jak lea '
ukryty, ale i na wierzc&u.
' 6ie stercz tak ' mrukna .enda. ' >ozbierz si i wa2 pod pierzyn.
6igdy nie widzia jej sypialni. Aczami wyobra2ni ' owszem, ale
naprawd nigdy. Dwiadomi sobie, e wyobra2nia, jak na uywan" przez
czarodzieja, wyj"tkowo marnie si spisaa. 1edynie suknia bya i tam, i tu, w
wiecie rzeczywistym. 4ra oczywicie poprawk na jej c&ud" sakiewk i
oniersk" przeszo!5 sukienki ze snutyc& na pograniczu jawy i snu wizji
byy brzydsze, szare, niekiedy poatane, a tamta, nieco odrealniona .enda
wieszaa je, przykadowo, na supac& obozowyc& namiot$w. (le niemal
zawsze, o ile ju wisiay czy leay zoone w kostk na onierskim siodle,
na wierzc&u, zgodnie z logik" rozbierania si, bielay niewiecie kalesony
beznogawkowe, z marimalska nazywane majtkami. *o rejsie H1ask$k"I, za
spraw" rozwieszonego midzy wantami prania .elicji %elgan, ten -ragment
garderoby -ikcyjnej .endy sta si ekstremalnie beznogawkowym prawie
tr$jk"tem. W co mielszyc& scenac& obok majtek spoczywao co czarnego,
o co nie mia wtedy odwagi zapyta! relacjonatorki, a co, na wasny uytek i
kieruj"c si krojem, nazwa podubra3niowym dwumiseczkowym gorsetem
napiersiowym.
*otem, przez c&wil, dane mu byo ogl"da! prawdziwe, elazne majtki
.endy. %d"y oswoi! si z myl", e s" i ze strac&em, e bd" zawsze. (le
jako nie pomyla, e ic& obecno! wymusza stosowanie cakiem
niekonwencjonalnej bielizny. W swym duc&u bliszej zdobionemu 4elo3
c&opem paskudztwu, kt$re uczynio sierot ze %br&la.
XZV ' %amkn oczy, jak si sromasz F usysza jej pomruk. L *rzeni$s
spojrzenie na wystaj"c" spod pierzyny gow. L 4ieda r$wna si brak opau,
szpary w cianac& i kubek wody, nie gorzaki na dobranoc. 4iedacy marzn"
czciej ni ci z wypc&anym trzosem. Kojarzya mu si z tamt" noc" w
Bijuce, ciaem jeszcze paruj"cym a2ni", ciep", mikk" od wody stop" na
karku. (le rzeczywisto! mu' = siaa by! taka wanie5 wystaj"cy spod
pierzyny, zimny i zaczerwieniony od kataru czubek nosa. Moe szla-myca
na gowie. 0eraz nocn" czapk zast"pia peruka.
#iekawe, czy nie zdja jej ze wzgldu na panuj"cy w izbie c&$d, czy z
myl" o nim. Wosy miaa czarne i grube@ po trzec& dniac& jej czaszka
wygl"daa jak szczka oszczdzaj"cego na brzytwie poudniowca, ale c&o!
De3bren raz i drugi pod r$nymi medycznymi pretekstami przesun" po niej
doni" i nie kry satys-akcji z niepowtarzalnej okazji obcowania z szorstk"
mikkoci", dziewczy' i na uparcie i najgbiej jak si da nasuwaa kaptur
na czoo. Wic raczej nie o c&$d c&odzio.
(le na szczcie w izbie za ciepo nie byo.
' %imno ' wzruszy ramionami, od szeptu przec&odz"c do bardziej
neutralnego p$gosu. 1eli *etunka do ekstrawaganckiej, odsaniaj"cej ydki
i dekolt sukni nie dorzucia r$wnie nietypowej koszuli, obcitej sp$dnicy
czy skr$conyc& kaleson$w, tam, pod pierzyn", dziewczyna by a naga. 6a
sw$j specy-iczny spos$b, ma si rozumie!, ale i to w zupenoci
wystarczyo, by dmuc&a! na zimne, j 7zeptanie w obecnoci nagic&
dziewcz"t jest ryzykowne5 L kojarzy si ze wstpem do uprawiania mioci.
' Agrzaam ci $ko. ' 1ej gos nadal balansowa na L granicy szeptu,
skutecznie maskuj"c emocje. ' #&od2.
' .epiej w ubraniu ' mrukn". ' 1akby co...
' >ano moesz umrze! ' przerwaa mu. ' #&yba warto ostatni raz
normalnie... 6o, c&od2. 6ie b$j si. 6ie gry' j z. = ju zamykam oczy.
<oe byo szerokie, a on m$g nie przey! poranka. *o' L wt$rzy to
sobie w duc&u, usiad na brzegu siennika i za' i cz" si rozbiera!.
' Dugo wam zeszo ' rzucia od niec&cenia. Debren = nie skomentowa,
wic dodaa5 ' 6o, ale i nie dziwota. 0o *etunka. 6iewiasta z c&arakterem i
wymagaj"ca. 0akiej byle czym si nie zbdzie.
' Cakt ' mrukn". >ozsznurowywa spodnie, pr$buj"c podnie! si na
duc&u myl", e ostatnim razem sama je z niego zwleka i e po szaasie na
stoku #zarnuc&y i tym w a2ni jego ciao nie ma dla niej tajemnic.
' Wolno zapyta!, jakim to sposobem c&cesz na sp$k z ksiniczk"
kl"tw zdejmowa!:
' Wolabym o tym nie m$wi!. ' 7podni te wolaby nie zdejmowa!, ale
oczywicie zsun" je z bioder. 6ie c&cia ani rozbawi!, ani urazi! .endy. '
0o troc&... niezrczne.
*ilnowa, by nie oderwa! poladk$w od przecierada, nie wyc&yli! ic&
bro/ 4oe zza wau pierzyny F i w e-ekcie wraz ze spodniami pozby si
opatrunku. 6a szczcie adna z ran si nie otworzya. ( gdyby nawet, to
przecie posaniu dostao si ju podczas opatrywania %br&la.
Wsuwaj"c si pod pierzyn przypomnia sobie, e plamy krwi skupiy si
po tamtej stronie. Kto tu c&cia podarowa! komu innemu lepsz" po$wk
oa.
' Wierz, e niezrczne. ' Musiaa wyczu!, e ley obok, jednak nie
unosia powiek. ' 7koro rzecz si ociera o wsp$lne poczynania na osobnoci
i dziewictwo...
' A co ci c&odzi:
' A nic. 6ie mnie si miesza! midzy czarodziej$w i ksiniczki. '
6adal nie unosia powiek, wic nie sta si duo m"drzejszy. ' 0yle ci
powiem, by na %br&la uwaa. #&yba nie bardzo potra-i racjonalnie myle!.
Moe nie zrozumie!, e kl"tw, kt$ra si po prawdzie w ou zrodzia, w
ou trzeba zdejmowa!.
%nakomicie panowaa nad twarz" oraz gosem. (le to, co m$wia,
otworzyo Debrenowi oczy.
' %araz... #&yba nie mylisz, emy z *etunk"...:
' 1est ksiniczk". ' #ie/ smutnego umiec&u wla si powoli w k"ciki
jej ust. ' 0y czarodziejem. % osobna kade z was niewiele przeciw kl"twie
zwojuje, ale do sp$ki... Aczywicie w perspektywie jakic&... ' zastanowia
si ' 1akic& trzynastu lat. *lus dziewiciu miesicy, naturalXZW nie.
7trasznie dugo trwao, nim sko/czylicie. 6o i zd"yam to sobie
przemyle!. =nna sprawa, e jak ju sam pomys pad, rzecz si zrobia
cakiem prosta. 0yle e poczeka! trzeba. 6o, moe do dwunastego roku
ycia5 pono! co pokolenie, to dzieci szybciej dojrzewaj".
' .enda, nic nie rozumiesz...
' >ozumiem. = ciebie, i j", i nawet to, e wam obojgu przykro, bo ty by
ze mn" wola zbawicielk podzi!, a *e3tunka ze %br&lem. (le oboje
rozs"dni jestecie, doroli i. ' gos jej lekko zadra ' i porz"dni. Wic
zrobilicie, co byo trzeba, albo...
' 6iczego nie zrobilimy)
' ...albo zrobicie. 4o tak trzeba. ' Dopiero teraz otwo rzya oczy. ' 0aki
masz -ac&5 ludziom pomaga!.
' M$wilimy o zbawicielce. ' Dkl"k, nawet nie bardzo dbaj"c o to, by
pierzyna osaniaa wszystko z kadej strony. Musia patrze! .endzie prosto
w twarz. ' Dugo, zgoda. (le sprawa jest powana i wymaga...
' ...czasu ' doko/czya. ' 0o! wiem. #zarowa! trzeba, upewni! si, e
starania nie p$jd" na darmo. % tego, co o sobie m$wia, wynika, e co
podejcie, to ci"a, ale wiadomo, jak to jest5 akurat gdy si c&ce...
' .enda) %amknij si i posuc&aj przez c&wil.
' 6ie c&c. ' 0eraz, gdy ju uwizi dziwnie drobn" i delikatn" twarz
midzy palcami, oczywicie pr$bowaa j" odwraca!, wtula! w poduszk. =
oczywicie robia to na tyle nieporadnie, e jedynym e-ektem stara/ byo
zetknicie si c&odnego nosa z kciukiem Debrena. ' (kceptuj to, koc&am
*etunk, ale nie ka mi...
' 7zarzak wytwarza co w rodzaju -eromon$w. ' %abra rce z jej
policzk$w. ' *amitasz, jak si spotkalimy pod HKr$likiemI: *owiedziaa,
e za samo wejcie si u was paci, bo czek atmos-er" upojn" oddyc&a,
przez co korzy! czerpie. #&odzio ci o wystr$j, ale s" luksusowe zamtuzy i
monarsze sypialnie, c&o! czciej dyskretne stancje kr$l$w gdzie na
podgrodziu, w kt$ryc& atmos-era dosownie oddyc&anie umila. = nie m$wi
o zapac&u kadzideek. %a due pieni"dze mona nada! miejscom tak" aur,
e czek nic, jeno o sprawac& $kowyc& myli. #zytaem o tym i nawet raz
czy drugi ekspertyzy robiem...
XZO ' W luksusowyc& zamtuzac&: ' bardziej stwierdzia ni spytaa, ale
e bez wielkiej goryczy, Debren nie uzna za stosowne komentowa!.
' 0en dom to takie wanie miejsce. Kl"twa swoje robi i to przez kl"tw
tak atwo si przyjezdni w gospodyniac& zakoc&uj", ale Mesztor&azy na
wszelki wypadek zabezpieczy si i tym. #o we wszystkic& obecnyc& bije.
' 1eli c&cesz wyjani!, dlaczego musia *etunce grzeczno!
wywiadczy!, to daruj sobie. Wol si dopatrywa! wzniosej szyc&
motyw$w. #&o! nie przecz5 otumanienie czarami i c&emi" kadego
usprawiedliwia. (le wol wierzy!, e podzilicie dziewczynk, kt$ra po
dwustu pitnastu latac& kl"tw w ko/cu zdejmie i wielu ludziom ycie ocali.
' Wyjaniam ' powiedzia spokojnie ' czemu si %br&l zakoc&a, ja si
w a2ni wygupiem, ty zazdro! okazujesz, a nikt o niczym nie gada, jeno o
miowaniu, c&doe3niu, gwatac& i rozmnaaniu. 1ak walczylimy,
przywidziao mi si nawet, e ci bez ubrania...
' 1a zazdro! okazuj:)
0ym razem nie pr$bowa bra! w donie jej twarzy. *oc&yli si tylko i
delikatnie pocaowa dziewczyn w usta. 0ak jak przypuszcza5 wystarczyo.
Dmilka.
' *ewnie moglibymy to zrobi! ' umiec&n" si nie za wesoo. ' =
pewnie obojgu nam sprawioby to przyjemno!. (le adne z nas nie c&ciao.
=nnyc& koc&amy. = nie ma takiej potrzeby.
' 6ie musisz mnie... pociesza!. ' *oci"gna z lekka nosem, lecz u
kogo wiecznie zakatarzonego nie musiao to niczego oznacza!.
' Miaa racj ze zbawicielk". (le tylko rozmawialimy o niej. 0ak
dugo nam zeszo, bo musielimy punkt *o punkcie przeanalizowa!
wszystkie warunki zdjcia kl"twy i zastanowi! si, z kogo zrobi! rodzic$w
maej.
' % kogo...: ' nie zdoaa doko/czy!. Aczy zrobiy jej si okr"glejsze. '
4oe, Debren... A czym ty gadasz:)
' % tego wanie yj ' umiec&n" si smtnie. ' = takie kwestie musi
roztrz"sa! magun czarokr"ca5 wraz z klientk" zastanawia! si, czy
optymalne nie byoby XW^ (rtur 4aniewicj przespanie si klientki z
wasnym synem. 4o skoro i *etunka, i Baclan s" dzie!mi 8wadryka,
dziewczynka miaaby pi! $smyc& gwadrykowej krwi, czyli wicej ni
nastpca belnickiego tronu. 0rudno o bardziej ewidentn" ksi"co!.
' %dumiae:)) ' ( usiada z wraenia, omal nie byskaj"c Debrenowi
w oczy biel" piersi. 4ya zbyt wzburzona, by pamita! o przytrzymywaniu
pierzyny. ' %boczony c&yba jeste)))
' #aa magia to jedno wielkie zboczenie ' wzruszy ramionami. ' (le
bez obaw5 adnemu z nas nie spodoba si pomys. Wysun"em go, bo moim
obowi"zkiem jest przedstawi! klientowi wszelkie alternatywy. = z miejsca
odradziem. *etunka jest niewysoka, jej synowie podobnie. 6ie mam
pewnoci co do 8wadryka...
' 0o kurdupel ' rzucia z wyra2n" satys-akcj".
' Wic tym bardziej. Dziecko mogoby nie wyrosn"! ponad
wczesnowieczn" norm, a czwarty punkt listy *re3tokara m$wi o nabijaniu
guza o nadproe. >aczej mimoc&odem ni metod" celowego podskakiwania.
*ostawne panny rzadziej te pacz" publicznie. *odobnie jak te wojowniczo
usposobione. ' Widz"c, e si pogubia, wyjani5 ' %br&l jest wysoki, a
jego dziewczynki, c&o! kada na inny spos$b, odwane, &arde i dumne.
*ytaem. % paru wzmianek o %drence wnioskuj, e... no, najcie/szej sk$ry
nie miaa. #o dobrze zbawicielce rokuje. 4o lista *retoka3ra i upokorzenie
obejmuje, i rozczarowanie. *rawd m$wi"c z tym by najwikszy kopot.
*etunka nie wie, czy ma prawo rodzi! kogo, o kim z g$ry wiadomo...
Waciwie ' umiec&n" si z zakopotaniem ' waciwie dlatego ci o tym
m$wi. Mogaby j" przekona!.
' 1a:
' 6ie miaa lekkiego ycia. ' Adwr$ci si, pooy, utkwi spojrzenie w
stropie. ' 6ajada si i upokorze/, i pewnie ez gdzie w k"cie. Wiesz, jak
to jest. ' 4ardziej wyczu, ni zobaczy, e .enda te si kadzie. '
%akoc&aa si w ksiciu, a on ci serce zama. #zuj, e przesza wicej,
ni ta maa musi przej!, by wypeni! komplet warunk$w i zdj"! kl"tw.
Wic gdyby wyjania *etunce, e nawet komu takiemu moe by! dobrze
na wiecie...
XWL ' Dlaczego akurat mnie miaaby usuc&a!: ' zapytaa bardzo cic&o.
4ya ostrona. #&yba wyczua, e nie powiedzia wszystkiego.
' 4o j" lubisz, a ona ciebie. 4o podobne jestecie. 4o si po tym
nieszczciu z ksiciem pozbieraa i... ' zawa&a si ' znalaza kogo, kto
ci pokoc&a.
.eeli w milczeniu, ogl"daj"c wi2b dac&u.
' 1est co jeszcze, prawda:
6ie miaa pojcia o telepatii, nie umiaa czarowa!. (le w gow, jak si
okazuje, zagl"daa mu czasem bez trudu.
' *retokar wr$ci tu ze swoj" nim-". Wstyd mu przy nosia, mieczem
musia tron zdobywa! zamiast mae/ stwem, nie moga mu... ' urwa.
#isza trwaa wystarcza j"co dugo, by .enda miaa czas zrozumie!, e
czego wiadomie nie dopowiedzia. ' ( mimo to mia j" przy so bie do
ko/ca. Wiesz dlaczego: 4o si koc&ali. 0ak napra wd. 6a ze i dobre, w
$ku i poza nim.
4y ciekaw, czy zapyta.
' #zego mu nie moga: ' zapytaa.
' Wiesz, dlaczego wierz szarzakowi: 4o mi -aktycznie pozwoli gry-a
zabi!.
Abr$cia gow. 1ej spojrzenie nabrao takiej intensywnoci, e niemal
czu nacisk na lew" stron twarzy. 6ie odwzajemni go. *atrzy w g$r.
' <esz ' rzucia niepewnie.
' M$wiem5 dom robi swoje. Mesztor&azy nie kaza mu utrudnia!
zdejmowania kl"twy. 0o moe tak wygl"da!, ale nie tak dziaa. 6ie pytaem,
sam mi powiedzia... 6ie znalimy penej listy.
' #o:
' *amitasz: *retokar przyjec&a, wyskoczy z karety i z miejsca wydar
si o dziesiciu krzywdac&, jakie go tu spotkay. *otem belniccy zwiadowcy
wypadli z kurnika. ' Adczeka moment i powt$rzy5 ' *otem.
' %araz... #&cesz powiedzie!...:
' ;e punkt dziesi"ty, ten podany *etuneli, doda ju po bitwie. 8dy tu
jec&a, nie m$g wiedzie!, e w kurniku czaj" si 4elniczanie. ' Abr$ci
gow i w ko/cu popatrzy .endzie w oczy. ' 0en prawdziwy, jedenasty, nie
przeszed XWM wtedy Mesztor&azemu przez gardo. 6ie w rozmowie z
oberystk". (le szarzak go zna. Mesztor&azy wiedzia, e byle dure/ kl"twy
nie zdejmie i nie ma powod$w, by nastpczynie *etuneli byle durniowi o
intymnyc& sprawac& kr$lewicza gaday. ( ta bya intymna. 6o i o racj
stanu za&aczaa. 7zarzak mia nakazane jeno powanyc&... &mm...
kontra&ent$w in-ormowa!.
' 1est jedenasty warunek: 1aki:
' Ksiniczka, co kl"tw zdejmie, musi... #&olera, sam nie mam
pewnoci... 6o, w przypadku *retokara to bya... no wiesz5 mska sabo!.
' 7abo!:
' *o tym zawodzie z .edoszk" nie m$g z adn" inn"... rozumiesz.
6awet z t" swoj" nim-". *o prostu nie m$g. 6o wiesz. ' *rzygl"daa mu si
dziwnym, nieruc&omym wzrokiem. ' Koc&a j", sypiali razem i nawet
pono!... no, nim-a nie skarya si... 0yle e tec&niczna strona owego
sypiania i jej zadowolenia...
' >ozumiem ' zlitowaa si w ko/cu. #&o! jej spojrzenia nie dao si
okreli! mianem litociwego. 4yo raczej... martwe.
Wyci"gn" do/, ostronie dotkn" mikkiego policzka.
' .enda, on potem mia dzieci. 1ego potomkowie rz" dz" Mor,acem. 0o
mu przeszo. 6a pewno. 0yle e za wczenie si tu zjawi, kl"twa pada i tak
ju zostao w pamici szarzaka.
Dmiec&na si z wysikiem.
' Mam nam$wi! *etunk do prokreacji: *rosz bardzo. 0ylko nie wiem,
czy bd dostatecznie przekonuj"ca. 0ro' d c& brakuje mi argument$w.
' 6ikt nie powiedzia, e ksiniczka ma niewiado' j mie doznawa!
tyc& wszystkic&... kopot$w.
' Kopot$w ' powt$rzya z gorycz".
' 6o dobrze5 dwa czy trzy punkty z listy s" naprawd bolesne. (le
popatrz na to z drugiej strony. 0o by! moe niepowtarzalna okazja.
Dwiecie dwa lata, symetryczny ukad cy-r. We wczesnowieczu lubowano
si w takic&. Dodaj do tego jej imi. 0o zdrobnienie od *etuneli, a tak si
dziwnie skada, e ostatni" wacicielk" o tym imieniu @ bya Wyklta.
*rzypadek: ( wr$ba, e kto z obecnego pokolenia przes"dzi o co-niciu
kl"twy: = to nie sam, a przy pomocy obcyc&: % pokolenia jeno *etunka
ostaa. 4rat zgin", si$str nijakic&...
*rzerwa w p$ zdania. 1aka myl, jeszcze nieuc&wytna, wlizna si
midzy stoj"ce w kolejce argumenty, zamieszaa, czmyc&na w cie/.
6iedobra myl.
6ie zd"y jej poc&wyci!. 4y c&yba blisko, ale nagle .enda uniosa si
na okciu, otara wosiem peruki o jego uc&o. *o raz pierwszy znalaza si
tak blisko5 wczeniej nie wyczu niesionego z gosem zapac&u mity. 1ej
oddec& przede wszystkim pac&nia piwem i gorzak" z Dangizy, ale bya w
nim i mita. Adrobina.
' 6ie zrozumiae ' umiec&na si. Dmiec& by ja ki dziwny, ale
adny, wic Debren nie zastanawia si, tylko po prostu gapi. Musia szybko
wykorzystywa! oka zj, bo twarz dziewczyny zbliaa si wolno, lecz nie
ustannie, rozmywaj"c tym samym w miedzian" od blasku pomieni plam. '
Mam jej powiedzie!, e maa moe by! szczliwa. 1ak uronie. = z tym
mog mie! problem.
Mia ju jej ciep" stop na ydce, woln" rk" dotykaa jego torsu.
0warzy zupenie nie widzia5 duga i gsta peruka otulia ic& gowy jak
baldac&im kr$lewskie oe. Wiedzia, co si dzieje. Midzy bok a lewe
rami wepc&na mu si naga pier .endy. Wiedzia. 0ylko nie wierzy.
= by przeraony. 0roc&.
' #o ty...: .enda:
' #iiic&o. ' 1ej szept wraz z woni" mity, kt$rej nie miaa kiedy
zaparzy! i kt$r" c&yba po prostu ua, czekaj"c tu i grzej"c dla niego pociel,
wdar si prosto w dziurki jego nosa. 4o najpierw wanie w nos go
pocaowaa. >aczej nie dlatego, e celowaa na olep. Mao widzia, ale
blask oczu jeszcze tak. 7ysza te artobliwy ton w jej gosie. ' 6ie patrz,
nic nie m$w, po prostu le.
' .enda...
' #ic&o. %bieram argumenty. 6ie ruszaj si.
6ie patrzy, i to jedno przyszo mu atwo. Dnoszenie powiek byo
ryzykowne5 oczom niemal cay czas zagraay jak nie usta, to wosy albo
palce. 0rzeba przyzna!, e palXWN ce najrzadziej. 6ieatwo pogodzi! leenie
obok mczyzny z dotykaniem go moliwie du" powierzc&ni" ciaa, nie
dotykaniem ani kawaeczkiem opasuj"cej biodra blac&y i w ko/cu...
1ak to byo:
(&a. %e zdejmowaniem ciar$w z mskic& bark$w.
4o robia to. At tak, po prostu. 6ie za szybko i nie za wolno, delikatnie i
stanowczo zarazem. 0ak...
Cac&owo:
Mac&rusie sodki, nie c&cia tak o tym myle!. *od H>$owym
Kr$likiemI tylko pilnowaa porz"dku. Moga podpatrzy! c&c"c nie c&c"c,
ale sama nigdy...
0o ten ksi". Duga kampania, miaa czas...
= dobrze. ( zesztywnia, gdy poczu jej do/ midzy udami. (le tam
akurat... Dobrze e dawno temu, w innym yciu innej .endzie tra-i si
pikny ksi" na biaym koniu. = posada u Mamy Dunne. ;e nie bya poc&",
cakiem zielon" nastolatk". 8dyby spojrza, na pewno nie znalazby lekkiego
zawodu w jej spojrzeniu. #ic&ej pretensji, e tak wolno, mao
spontanicznie...
(le nie patrzy. 0ake dlatego. %abronia mu patrze! i to by g$wny
pow$d, jednak gdzie gboko, pod warstwami topniej"cego osupienia i
narastaj"cej bogoci czai si may, stamszony kbuszek lku.
4a si, e znajdzie rozczarowanie. 6a b$l i gorycz by coraz bardziej
gotowy, nie dao si ic& unikn"!. (le przed t" c&olern" a2ni" nie przyszo
mu do gowy, e sprawy mog" wzi"! taki obr$t. ;e sam dotyk jej doni,
samo zdradzenie si z zamiarami, samo podejrzenie o takie zamiary F e to
nie wystarczy i .enda, ta wyniona, wymarzona, bdzie musiaa cay
pacierz...
( moe duej: 4oycu...
6igdy jeszcze jej pocaunki nie smakoway tak cudnie. Wcale nie ze
wzgldu na to, co wyczyniaa jej do/ tam, w dole. 6ie dlatego, e czu na
sobie obie zaostrzone twardymi sutkami piersi, a jej stopa piecia mu ydk.
*rzez jaki czas bardziej liczy si g$d jej ust, ic& wolna od urazy
spontaniczno!. 0ak nie cauje rozczarowana kobieta.
Addawa pocaunki, jedyn" woln" doni" odwzajemnia pieszczoty,
b"dz"c palcami po ciele. 4y ostrony. Wyczulone palce czarodzieja
znalazy dug" szram biegn"c" z prawej piersi a pod pac&. = umkny.
#ios poszed nisko i .enda moga pozwoli! sobie na bardzo nawet miae
dekolty, ale pewnie nie c&ciaa za pierwszym razem wieci! mu w oczy
wojackimi pami"tkami. 6o i by pas. 4laszana paskuda, o kt$rej powinien
zapomnie!. 6a pewno wiedziaa, e to niemoliwe, ale szanowa jej
rozpaczliw" pr$b ratowania pozor$w i godzi si paci! swoj" cz! ceny.
*rzez c&wil byo prawie dobrze. Dug" c&wil5 zd"y spoci! si ze
strac&u. #zas, jak zawsze, gdy mia j" zbyt blisko siebie, dosta dziwacznej
czkawki, pyn" szybciej i wolniej zarazem. (le pyn" i ni$s to, co
nieuc&ronne, z okrutn" obojtnoci" pyn"cej rzeki.
Do/ .endy dugo nie dawaa za wygran", nie przyjmowaa do
wiadomoci swej klski. 6ie cakiem ostatecznej, bo jej przeczucie nie do
ko/ca sparaliowao Debrena i coraz bardziej pospieszne, pod koniec niemal
brutalne zabiegi poza b$lem przynosiy pewne rezultaty. Moe gdyby
wytrwaa mimo wszystko, podesza do tego jak na typow" dziewczyn spod
H>$owego Kr$likaI przystao... 1ako wygrzeba si z najgbszego bagna
paniki. *rawie przypomnia sobie cae zaklcie, stosowane przez
podstarzayc& czarodziej$w w podobnyc& okolicznociac&, i prawie
uwierzy, e zd"y odwr$ci! katastro-. 8dyby bya bardziej dowiadczona,
albo cakiem niedowiadczona, i jeszcze przez par pacierzy robia swoje z
wiedzy, e tak naley lub niewiedzy, e nie zawsze tak trzeba@ gdyby
zac&owa si troc& m"drzej, obali j" na wznak, przyssa si ustami do jej
piersi, odwr$ci uwag od tej c&olernej mikkoci w dole...
(le bya, jaka bya, a on wszystko spieprzy i zacz" gada!, zamiast
caowa! i czarowa!.
' .enda, na tej awce... 1ak g$wniarz, wiem, ale tak okrutnie mnie
wzio... ( nie jestem ju g$wniarz i tak od razu nie mog... *oczekaj, to nic
wsp$lnego z tob"... 1a zaraz... Koc&am ci, ksiniczko. *rzecie wiesz, e...
0o wanie przez to na tej awce...
XWV #zar by domiejscowy, musia zabra! rce z jej piersi, wepc&n"! pod
pierzyn, tam, gdzie i ona miaa rk, t odwaniejsz". 7potkali si palcami.
= rka .endy umkna. Dopiero wtedy zda sobie spraw, e znieruc&omiaa
ju troc& wczeniej. (le za bardzo si spieszy, by wyci"ga! wnioski.
4o, poza wszystkim, byo sodko.
%waszcza kiedy to wyszeptaa.
6igdy nie dorobi si pewnoci, kt$re sowa zepc&ny go w mrok. 0e
nas"czone magi", powtarzane w duc&u, czy te niezwyke ' jej. %a szybko
odpyn" w niebyt.
6ie byo jej. #&yba od dawna5 po jej stronie $ka pociel wystyga. 0a,
kt$ra zostaa. 4o poduszka znika. De3bren, nie cakiem jeszcze przytomny,
a moe tylko kryj"cy si sam przed sob" za mask" niepenej poczytalnoci,
zajrza pod pierzyn. *oduszki nie znalaz. 9lad$w po .endzie, tyc&
nasunityc& pierwszym skojarzeniem, te oczywicie nie.
6a moment zastygo mu serce. Musiaa otworzy! okiennic i podrzuci!
do grulla, bo z lewej strony s"czyo si szare, z drugiej za czerwonawe
wiato. W izbie panowa p$mrok i w tym p$mroku ciemne plamy krwi
cakiem wyra2nie odciy si od bieli przecierada.
%wymyla si w duc&u od sentymentalnyc& ' i perwersyjnyc& '
durni$w. 9nia mu si, owszem, we nie robili rzeczy, kt$re porz"dnym
mac&rusanom nawet przyni! si nie powinny, ale szukaj"c krwi tu i teraz,
zac&owa si jak kretyn. An jej waciwie nie tkn", a sama... Awszem5 ic&
pierwsza wsp$lna noc w $ku. Awszem5 kad"c si do tego $ka oboje nie
o spaniu myleli. (le potem wszystko spieprzy. %robi z siebie gupca, w
wyniku czego teraz, zagl"daj"c pod pierzyn jak *retokar dwiecie dwa lata
wczeniej, robi z siebie gupca do szecianu.
6ie byo dziewiczej krwi ukoc&anej. 4ya zasc&nita krew %br&la. =
szare plamy w dole. .enda, podobnie jak belnicka ksiniczka, nie
zaprz"taa sobie gowy myciem n$g. Dmiec&n" si, c&o! nie byo mu ani
troc& do miec&u.
Dbiera si bez popiec&u, zapatrzony w jej bkitn" sukni, wisz"c" na
koku. *r$bowa poukada! myli, zoy! w sensown" kup, par
pierwszyc& s$w, kt$rymi j" przywita, no i oceni!, jak dugo spa. Moe od
tego nadmiaru ambitnyc& plan$w sko/czyo si na zaoeniu ubrania. .enda
bya zbyt nieprzewidywalna, a za oknem sypa nieg. 7zar$wka r$wnie
dobrze moga by! zwiastunem przedwitu, co poudnia. 4ez klepsydry ani
rusz.
Wanie z myl" o niej zszed na d$. (le nie na klepsydrze zatrzyma
pierwsze spojrzenie. 7ta na zakrcie sc&od$w dobry pacierz, nie mog"c
oderwa! wzroku od tego pod kominkiem5 od stou okrytego wykwintnym
obrusem i od biesiadniczki, kt$ra, jak przystao na tej klasy obrus, usna z
g"siorem w doni. 6o i, naturalnie, od Je3yna.
0warz oberysty okrywao p$tno.
#o si poruszyo. Drop. Wygl"da przez szczelin, t od -urma/skiego
znaku. Debren pokona par ostatnic& stopni i podszed do *etunki. 6ie
zakorkowaa g"siora, ale to nie g"sior roztacza intensywny zapac& gorzaki,
wic nie sil"c si na ostrono!, wyuska naczynie z kobiecyc& palc$w. %a
duo ze %br&lem nie zostawili, ale co nieco przetrwao. <ykn" solidnie.
' A, Debren. ' %br&l d2wign" si, usiad na awie, przetar kuakami
oczy. 1ak rzadko kiedy kojarzy si magunowi z przebudzonym z zimowego
snu nied2wiedziem.
7mutnym w tej c&wili. *ewnie z tego smutku pac&nia piwem mocniej
ni poprzednio. ' 6ic nie m$w. 7am wiem, e nie powinna. (lem serca nie
mia...
Debren zway g"sior w doni.
' Widz ' mrukn". ' Dawno...:
' #&yba nie ' %br&l zerkn" na okryty obrusem ksztat, bardziej
przypominaj"cy nien" zasp ni sylwetk le"cego czowieka. ' 1ak .enda
sc&odzia, y jeszcze. (le jeli o *etunk pytasz... Dorwaa si do g"siora,
gdy tylko spa! poszlicie.
Debren rozejrza si, za&aczaj"c spojrzeniem o klepsydr. 7i$dma z
trzema kwadransami.
' *$ki sami jestemy ' popatrzy rotmistrzowi w zaspane, lecz szybko
przytomniej"ce oczy. ' 6ie powiem5 dopatruj si jakiego sensu w
demokracji i jej ideac&, ale lepy -anatyk nie jestem. <ajno wyszo z
gosowa/, widziae. Wic po prostu jad. ' Dsta %br&la zastygy w poowie
szerokiego ziewnicia. ' *etunka kopotu ci nie sprawi, a .end, gdyby
czego gupiego pr$bowaa, po prostu zwi". 0o moja uczennica, wic w
prawie jestem i niniejszym ci owego prawa czasowo uyczam.
' .end: ' upewni si %br&l. ' Aszalae:
' W ostatecznoci ' spuci z tonu Debren, zerkaj"c ku wiod"cym na
zaplecze drzwiom.
' #o c&cesz zrobi!: ' zapyta rzeczowo %br&l.
' %najd r$dk i pojad w stron mostu. ' Dmiec&n" si troc&
krzywo. ' *rzem$wi do zamostkowiak$w.
' % r$dki: ' %br&l wzi" pierwszy z brzegu ku-el, podstawi pod kurek.
' ( nie lepiej tutaj, zza osony:
' % r$dki pewnie lepiej ' zgodzi si Debren. ' (le ja nie c&c z nimi
walczy!. 7zarzak o dialogu wspomina, nie waleniu piorunami. 7pr$buj ic&
przekona!...
' 4y z dobrobytu zrezygnowali: ' wszed mu w sowo %br&l. ' Wiesz
co: %a$ t ebk po Jeynie. 1eszcze jeden uraz gowy, a do reszty
zgupiejesz. *rzem$wi!: 6a widac& ci roznios", nim usta otworzysz. 6iby
co im c&cesz powiedzie!: ;e jak si ksi"cy szlak otworzy, to ruc& na
kr$lewskim najwyej o poow spadnie:
' *rzesadzasz. Mostu nie ruszymy, bo go najwyra2niej g$wna kl"twa
obejmuje. Moe c$rka *etunki ruszy, jak dobrze p$jdzie. ( p$ki most stoi,
kr$lewskiemu szlakowi powana konkurencja nie grozi. #&o!by z racji tego,
e c&olernik potra-i wod zagszcza! i konkurenta podtapia!. Ksi"cym
p$jd" piesi, juczne zwierzta i moe co lejsze -urmanki. 6a pewno nie
cikie wozy kupieckie, a to z tyc& goci/ce yj" i wsie przydrone. 6ie
jestem ekonomist" transportu, ale jak o jedn", dwie tuzinne obroty
zamostkowiakom spadn", to g$ra.
' W og$le ekonomista nie jeste. %a spadek o p$ tu3zinnej wojn mona
sprawcy legalnie wypowiedzie!. Moe dla czarodziej$w tuzinna w t czy t
to bagatela. (le zabierz normalnemu czowiekowi c&o!by i denara z grosza
doc&odu, a goymi rkami ci udusi. = nikt mu zego sowa nie powie.
' %amostki to demokratyczna wie. D -undament$w demokracji ley
solidaryzowanie si z bli2nimi. 6ie moe by! tak, by na krzywdzie *etunki
opiera si ic& dostatek.
' Debren, dostatek ma to do siebie, e na niczym innym si tak dobrze
nie oprze. % czego wszelki wzrost pynie: % koncentracji kapitau. ( co to
jest ten skoncentrowany kapita: 7rebro, co to je rozumny czek dla siebie
zagarn", miast si z godnymi goodupcami solidarnie i po r$wno dzieli!.
7olidarno! do dostatku tak si ma jak owca do wilka.
' Dajmy spok$j ekonomii ' skapitulowa Debren. = rozejrza si
wymownie po izbie. ' 8dzie .enda:
' .enda: ' zdziwi si rotmistrz. ' 0o nie w ou:
Debren bez sowa przeszed do kuc&ni. Wbrew cic&ym nadziejom, nikt
nie gotowa tu dla niego niadania. Dalej te nie poszo mu lepiej5 nikt nie
stroi si w suknie *etunki, c&c"c dostarczy! radoci oczom wieo
upieczonego koc&anka, nie penetrowa loszku w poszukiwaniu trunk$w dla
swego mczyzny ani nawet nie wyrcza go przy nieprzytomnym +enzie.
.endy nie byo. *rzynajmniej na dw$c& niszyc& kondygnacjac& obery.
6ie dowodzio to jeszcze niczego i na poddasze po prostu wszed, zamiast
wbiec. 9niadaniem, winem i uroczymi widokami nagradza si mczyzn po
udanej nocy. 0ej .enda do udanyc& zaliczy! nie moga. Miaa prawo zaszy!
si w najdalszej z przeznaczonyc& dla goci izdebek. *owinien by od razu o
tym pomyle!. 0a brakuj"ca poduszka... 4ya zbyt &arda, by obnosi! si ze
swym upokorzeniem, a nie ma jak poduszka, jeli kto c&ce dyskretnie
odreagowa!. = wypaka! si mona po cic&u, i ' co wcale nie gorzej
pasowao do .endy ' poc&la3sta! mieczem co, co da si e-ektownie
zniszczy!, nie czyni"c wiele &aasu.
%n$w si prawie umiec&n". 4oycu... 6ie wiedzia, jak jej spojrzy w
oczy, a sam do siebie szczerzy zby, gdy tylko troc& o niej pomyla. %br&l
mia racj5 jego gowa stanowczo domagaa si &emu.
XO^ 6aprawd byo z ni" marnie. *owinien to by zauway!, ledwie
wyszed na korytarz. 6ie zauway wcale. %ajrza za drzwi jak za kade
inne, moe tylko troc& bardziej zaniepokojony, bo wiele mu ju ic& do
otwarcia nie zostao, a za adnymi z poprzednio otwartyc& nie znalaz ani
dziewczyny, ani nawet lad$w po niej.
0u te nie byo .endy. 6ie mogo by!. .odowaty podmuc& uwiadomi
mu to tak szybko, e omal nie skompromitowa si do reszty i nie zawr$ci
na korytarz. 9nieg zalega podog a po pr$g, pomieszczenie byo ostatnim,
w kt$rym mogaby ukry! si dziewczyna.
Dopiero widok opartego o cian koka wepc&n" mu serce do garda.
Koek by waciwie ma" belk", kt$ra, wspomagana desk" i drugim
kokiem3zastrzaem miaa zablokowa! drzwi, zatrzyma! gry-a, gdyby
przysza mu oc&ota wdziera! si do obery przez dziur w dac&u.
Drugi koek te tra-i z korytarza do izdebki. .ea w zaspie, dokadnie
pod otworem. 9nieg nadal pada, wic ledwie go byo wida!, ale ju lin
"cz"c" belk z krawdzi" dziury trudno byo przegapi!. Ablepiona biel",
nabraa gabaryt$w okrtowej liny kotwicznej.
Debren, zmroony w rodku jak podoga pod jego stopami, przeci"gn"
po niej doni". 9nieg odpad, ukazuj"c dugi ci"g wz$w po"czonyc&
aonie kr$tkimi odcinkami strzpi"cej si tkaniny. 6a krawdzi
strzaskanego dac&u plecionka omal nie pucia5 portki .endy miay w tym
miejscu at. (le los nie umiec&n" si do Debrena i dziewczyna nie zwalia
si z dac&u. 9nieg zalegaj"cy poa! po drugiej stronie dziury lea nier$wno,
po bokac& wyra2nie grubsz" warstw". 0ak jak powinien lee! nieg, kiedy
kto stoj"cy na dole raz, drugi i trzeci szarpnie lin", pr$buj"c spowodowa!
pionowe ustawienie si belki i przewleczenie jej przez otw$r. 6ie mia
w"tpliwoci, e od pocz"tku planowaa co takiego5 z trzec& rygluj"cyc&
drzwi element$w wybraa najkr$tszy, a sklecon" z ubra/ lin uwi"zaa do
niego nie porodku, jak nakazywa rozs"dek, a niemal przy ko/cu. .ina
zakleszczya si midzy kikutami wi2by dac&owej, wic po paru pr$bac&
.enda daa za wygran", ale sam pomys nie by gupi.
6ie, wr$! ' by. 6ie trzeba zagl"da! za drzwi, by zauway!, e
podpieraj"ce je koki zniky z korytarza. 6ie moga liczy! na tak daleko
posunite gapiostwo Debrena, a gdyby nawet, to pozostawali przecie inni.
Wic po co:
4o to durna, zasmarkana, bezmylna kretynka:
%bieg na d$. #&yba gwatownie, bo powitao go nie tylko ostrze
&alabardy, c&wyconej naprdce przez %br&la, ale i przytpione alko&olow"
mgiek" spojrzenie *etunki.
' 8ry-:) ' >otmistrz odupa drzazg od zabytkowej porczy,
rozpaczliwym unikiem wyszarpuj"c grot sprzed brzuc&a pdz"cego
czarodzieja. ' *etunka, pod st$)
' .enda ' warkn" przez zby Debren.
' .enda ci goni: ' zdumia si %br&l.
' #o jej zrobi: ' wymamrotaa *etunka.
' 6ic ' warkn". ' 6ie wiem, moe wanie dlatego... 7uc&ajcie, ta
idiotka wysza. Wysza z domu.
Ad razu ruszy ku drzwiom, tym na podw$rze, bo to z tamtej strony dac&
zia dziurami.
' Drop: ' *rzycupnity przy kominku papuga nawet nie drgn", w
dodatku mia go niemal za plecami. ( jed nak zauway. Wanie bezruc&,
bo przecie nie spojrze nie, kt$rym ptak stara si omija! wszelkie rozumne
isto ty, z umiarkowanie rozumn" *etunka w"cznie. ' Drop:
0y co wiesz: 6a warcie stoisz, tak:
*tak nastroszy si, kad"c r$wnoczenie czub po grzbiecie. Wygl"da
jak obraona na wiat sowa.
' *ewien jeste, e wysza: ' zapyta %br&l. ' Moe po prostu zaszya
si z nocnikiem w jakim k"cie. Wiesz, e pstro ma w gowie. Wczoraj w
nocy mao mi po pysku nie daa, jakem j" kucaj"c" w krzakac& zdyba.
' *o krzakac& si za ni"...: ' .ekkie czknicie przecio kwesti *etunki.
' Wilkoak si wok$ biwaku krci, tom podszed bliej, uprzejmie
doradzi, by za potrzeb" na drugi koniec puszczy nie azia. 0o mnie
obsobaczya jak ostatniego, a Debren jeszcze od siebie dooy. ;e niby
gupia nie jest, wie, co robi i mam si midzy ni" a jej sikanie nie wciska!.
0ak jakbym w podobnyc& uciec&ac& gustowa.
' 6ie posza sika! ' mrukn" czarodziej, staj"c nad kurcz"cym si w
oczac& papug".
XOM ' 0o tym bardziej ' nie zrozumia %br&l. ' 0o drugie wicej czasu
wymaga, a i oddalenia, jak kto c&ce dyskretnie...
' Drop: *opatrz mi w oczy. ' Drop popatrzy, ale w g"b przewodu
kominowego. ' 1ak co jej si stanie, to ci ywego na roen nabij i na
wolnym ogniu upiek. 8adaj, co wiesz. Dok"d posza:
' *ewien jeste, e nie...: ' %br&l, nie ko/cz"c, zacz" kutyka! ku
drzwiom. ' <ajno i ka, jakim cudem: 0o na zmian czuwamy) Drop, jak
przysn"e na posterunku, to si m$dl, by Debren z ronem zd"y. 4o ja si
z tob" tak pieci! nie bd.
' Abrrra... ' 4eowy dzi$b zamkn" si z gonym kapniciem. Debren
nie mia adnyc& dowiadcze/, jeli c&odzi o dialogi z ptakami, ale bez
trudu znalaz ludzki odpowiednik. Drop wanie ugryz si w jzyk.
' ;adne drugie. ' *etunka mylaa tak, jak m$wia5 wyra2nie wolniej. '
Dwa dni spokoju. 0ak powiedziaa. A wyg$dk za&aczyymy, do a2ni
id"c, to wiem, co m$wi.
%br&l ju otwiera usta, ale wzi" przykad z papugi i ugryz si w jzyk.
Adstawi &alabard i zacz" odblokowywa! wyjcie na podw$rze.
' 6ic nie powiesz: ' zapyta cic&o Debren. *tak, nadal nie patrz"c mu w
oczy, pokrci nieznacznie gow".
' = ona wie ' poci"gna w"tek *etunka. ' 9winia jeste, Debren. 0ak
dziewczyn mczy!... 1ak jej od tego paskudztwa nie uwolnisz, nie c&c ci
tu wicej widzie!. ;eby co takiego musiaa na cae dni naprz$d planowa!...
0o, e si puszczaa, to jeszcze nie pow$d... #o byo, a nie jest... 1ak pies si
na ciebie gapi. *rdzej sobie nogi obe3rnie, ni je dla innego rozoy. 6ie
musisz...
%br&l stkn" z wysiku, odepc&n" zastpuj"cy drzwi blat stou,
poszerzy szczelin do stosownyc& dla swego brzuc&a rozmiar$w.
' *rzesta/cie mle! ozorami F rzuci gniewnie. F 0rza tej durnej kozy
poszuka!. Dam gow, e do a2ni polaza.
6ic ci nie c&ciaem m$wi!, Debren, ale jak nie matk, to babk jej
musia jaki wodnik wyc&doy!. 0rzy dni si znamy i trzy razy zd"yem j"
nad strumykami przyapa! prawie ze spuszczonymi portkami. 6ie powiem,
mio gdy niewiasta czysta i sc&ludna, ale u niej ten poci"g do wody a
c&orobliwy jaki. (ni c&ybi5 do a2ni polaza. *ewnie po to berdysz
poyczya.
' 4erdysz: ' Debren lekko zesztywnia. ' 0w$j:
' ( niby jaki: Drew, powiada, nar"ba! musz. 0om da. 6o, szkoda
czasu. 4ierz tasak.
Debren wzi" tasak. 4ez przekonania. #zu, mia niemal pewno!, e
wszystko nie bdzie takie proste. *ewnie dlatego c&odzi i m$wi, zamiast
biega! i krzycze!. 7trac& paraliowa i minie, i gardo, ale nie w tym
rzecz. Ad samego pocz"tku, odk"d poczu pod palcami c&$d onieonej
liny, po gowie koata mu si stanowczy nakaz mylenia. 6ie dziaania, a
wanie mylenia.
Moe po prostu broni si w jedyny dostpny mu spos$b. 4o odesza
dawno i gdyby to czas mia decydowa!...
% tyu dobieg stumiony pomruk. Dropa, ale brzmi"cy ani troc& nie po
ptasiemu. ( dokadniej5 brzmi"cy jak pomruk kogo, kto wprawdzie ma
ptasi eb i skrzyda, lecz przyronite do tygrysiego ciaa. 7pojrzeli
zaskoczeni w stron stou. *apuga postuka dziobem w szkic domu, po czym
nastroszy si i udaj"c ruc&y kogo, kto si skrada, zacz" obc&odzi! rysunek
w koo. *otem wskaza skrzydem klepsydr i zatoczy powolny uk ku
powale.
' %dumia: ' upewni si %br&l. Debren nie mia oc&oty odpowiada!, ale
przem$g si.
' #&yba c&ce powiedzie!, e gry- kr"y wok$ domu, a so/ce ju
wzeszo.
%br&l posa czarodziejowi mroczne spojrzenie.
' <ajno i ka, racja. .endy nie ruszy, bo noc" jeszcze, przed terminem
ultimatum... (le teraz w prawie jest. 0ylko czemu ten durny rosolak
zwyczajnie nam tego nie powie:
' Adsu/ si ' przerwa mu cic&o Debren. ' 7am p$jd.
' >azem p$jdziemy. M$wi jeno, e masz si mnie trzyma!. = domu.
8upi piec&ur, co w otwartym polu wojuje. 7yszysz: 6a dugo! drzewca
od c&aupy, nie dalej.
6a dworze byo janiej, ni s"dzi. =nna sprawa, e nie XON (rtur
4amewicz trzeba byo wiele wiata, by dostrzec bawanka. 7ta na j wprost
drzwi i mia dobry okie! wzrostu.
' .enda: ' W gosie %br&la syc&a! byo niepewno!, i 6ic dziwnego5
od ic& ostatniej wizyty na podw$rzu sporo si zmienio. %a spraw" niegu,
kt$ry spywa z nieba wielkimi patkami, ograniczaj"c widoczno! do
kilkuna stu krok$w. Adciski st$p znajdoway si bliej, ale wieej bieli
byo na tyle duo, e rozpoznanie ic& przekraczao moliwoci najlepszego
owcy.
Debren kucn", musn" doni" nien" -igurk. Astronie. 4iae kulki
zac&oway lady jej palc$w.
' .enda ' potwierdzi.
' 0o... bawan:
' 6ie depcz lad$w.
>uszyli r$wnolegle do ciany. %br&l rozumia c&yba, e nie o sam"
taktyk c&odzi, bo c&o! rozgl"da si nieustannie i ani razu nie uy
&alabardy w c&arakterze wyra2nie potrzebnej mu laski, wzi" na serio sowa
czarodzieja i trzyma si daleko od koleiny. 4o tak przewanie wygl"da
trop5 jak drogowa koleina. Wiatr do sp$ki ze wieym niegiem zatary
szczeg$y. #o tdy przeszo, ale Debren musia zada! sobie pytanie, czy
aby na pewno .enda. Adosobnione leje stanowiy rzadkie wyj"tki,
dominowaa za w"ska bruzda, kt$r" r$wnie dobrze m$g pozostawi!
st"paj"cy apa za ap" gry-. *isklak by ze dwa razy szerszy od dziewczyny i
rozstaw n$g mia odpowiednio wikszy, ale by kotem, a kot, jak wiadomo,
swobodnie spaceruje po grzbiecie zbitego z cienkic& desek potu.
' Dziwne. ' %br&l tr"ci nieg ko/cem drzewca. ' 1ak to ona, to ze trzy
razy tdy laza.
Debren przyzna mu racj. Krzak, owocowy c&yba, r$s w pobliu ciany
i kto, kto pozostawi lady, raz min" go od strony domu, a dwukrotnie
obszed, skrcaj"c w g"b podw$rza. Kolce na gaziac& wyjaniay powody,
lecz nie przes"dzay o osobie. .enda, zwaszcza jeli ucieka w sa' i mej
sukience, bya bardziej podatna na zadrapania, ale i pokaleczony gry- mia
prawo unika! cierni.
6astpn" nieregularno! znale2li w miejscu, gdzie dziewczyna
przesuwaa si wte i wewte, pr$buj"c ci"gn"! zwisaj"c" z dac&u lin. A ile
to co zasugiwao na tak szumn" nazw.
' 0o to ka-tan ' zdziwi si %br&l, przesuwaj"c sukno w palcac&. ' #o
ona5 zdumiaa: 6ie prociej sznur...:
' 0rzeba mie!. ' >ozc&wiana *etunka pojawia si za ic& plecami z
godn" duc&a dyskrecj". ' ( nam gry-y embargo zaoyy na wyroby
powro2nicze. Wiesz5 sieci, ciciwy... 6o i sznury moje by byy, a ka-tan jej
wasny. 0o porz"dna dziewczyna. Moe i wodniczka, ale porz"dna. 6awet
sukni nie c&ciaa.
' 7ukni: ' Debren zmarszczy brwi.
' ( tak ' przypomnia sobie %br&l. ' %esza z klepsydr temu i
zagadywaa *etunk o now" sukienk. *ewnie eby ci si nudn" nie widzie!.
Durne te baby, e uwierzy! trudno. .edwie toto c&odzi, nogi jak maszt
dugie, -igura jak u klepsydry, zgrabna, e strac&, c&opa ma ju gotowego,
w ou, i zamiast o tym, co by tu jeszcze z siebie zdj"!, o ubieraniu si
myli.
' 1ak si nie da pasa zdj"!, lepiej go adnie przykry! ' zauwaya
*etunka. ' (le jej nie o to c&yba szo. 6aj3brzydsz" c&ciaa i najta/sz".
7ukni, znaczy.
' 7ukni: ' powt$rzy Debren.
' *asa si nie da: ' zdziwi si %br&l. ' ;e niby co5 klamra jej si
zacia: #o za gupoty mi tu...:
' 7ukni ' kiwna gow" *etunka. 6a tyle stanowczo, e zarzucio ni"
lekko. #zarodziej sta bliej, ale to rotmistrz pierwszy przyskoczy z
ramieniem. #&yba nawet nie zauwaya. ' >obot, m$wi, mam do
wykonania, pobrudzi! si mog albo co, wic daj najgorsz", jak" masz. 0om
powiedziaa, e do roboty lepsze portki i e znajd jej jakie, a ona na to, e
portki adn" miar" i musi by! suknia.
' M$wiem ' poc&wali si %br&l. ' 4abska pr$no!. 1ak znam ycie,
c&ciaa, by namitno! okaza, szaty na niej dr"c. >omantyczka, ale
rozs"dna5 jak ju, to te gorsze na straty spisaa. M$wi ci, Debren5 nie myl
tyle, tylko e/ si. 7woje wady ma, ale drugiej takiej atwo nie znajdziesz.
0ylko nie wiem, jak z ubraniami wyrobisz.
Debren zignorowa yczliw" rad.
' A czym jeszcze m$wia, *etunko:
' 0roc& wypiam ' mrukna tylko pozornie nie na temat oberystka. '
A czym...: (, no tak. A c&opac& i dzieciac& rozmawiaymy.
' 1ak to baby ' wzruszy ramionami %br&l. Debren odnotowa, e nie
przeszkadza mu to w przytrzymywaniu kobiecej talii. W rozgl"daniu si te
nie. =nna sprawa, e w oczac& nie mia ju poprzedniego niepokoju. #&yba
podobnie jak Debren uzna, e skoro gry- nie zaatakowa do tej pory, raczej
si ju nie zdecyduje. ' (le e z nas nie baby, to moe bymy...:
' ( konkretnie: ' Debren nie na niego patrzy.
' A moim czwartym ' powiedziaa nieco ciszej *etun3ka. ' 1ak mnie
nim c&opi z %amostk$w uszczliwili i te c&olerne ursoludy.
' #o: ' %br&l drgn". ' A czym ty gadasz:
' ( co, nie doszam do czwartego: ' %nieczulenie z gorzaki dziaao@ jej
gos brzmia niemal normalnie, niemal beztrosko. ' 6o, prosz. 8ow bym
daa... Dopadli mnie, gdy Baclana do grodu wiozam, do medyka. Kto
plotk puci, e c&opak mocno gry-a poszczerbi, moe i na mier!. 0o si
przy trakcie zasadzili i mnie za kar ca" kup" wydudkali.
' #&opi: ' zapyta przez zby %br&l. ' % %amostk$w:
' Durna jestem ' stwierdzia samokrytycznie. ' Ad tego zacz"!
powinnam. 4o i regu trzec& razy potwierdza, i drug", e co zamac& na
kl"tw, to gorsze skutki. Mama biesiarza naja, to przyjec&a 8wadryk i mi
Bac3lana zrobi. 4olao, ale nie tak bardzo. A konsekwencjac& m$wi,
dziecku znaczy. #edrzy& 4elniczan na gry-a poprowadzi, up$w nie byo5
4elniczanie mi c$rk zmajstrowali. 4olao bardziej, gdy potem zmara.
Baclan poszed na gry-a ' i zn$w niec&ciana ci"a. 8dybym nie poronia, to
jeszcze bardziej by bolao. 4o nied2wiedzi"tko bym powia. Kt$remu z
bratank$w sotysa strza wyszed. Kudate byo, eb jak may ceber... 6ie
wiem, jak bym... *ewnie ze skay bym razem z male/stwem skoczya.
%awsze to moje dziecko. Wic niby ciut lepiej si sko/czyo, c&o! raz si
4$g ulitowa. (le wol nie myle!, co by si stao, gdybycie teraz *isklaka
ubili.
%br&l nic nie powiedzia. %abra tylko rk z jej biodra i uj" w do/
drobne palce *etunki.
Debren odwr$ci si na picie i brn"c po kolana w zaspie, podszed do
naronika budynku.
' A co pytaa: ' 6ie ogl"da si za siebie.
' A zamostkowiak$w. #zy przyjd", pomog" gry-owi. Wdrapa si na s"g
drewna opaowego, star nien" czap z czego, co samo przypominao
bia" narol niegu, przyklejon" do zbatego grzbietu czstokou.
' 0o poduszka: ' zapyta z niedowierzaniem %br&l. Debren rozejrza si,
zeskoczy z s"gu, zdj" z gazi jabonki onieon" pac&t. Dderzenie doni"
przywr$cio jej wygl"d ka-tana z kapturem. 7ztywnego jak deska. ' W co
ona si bawi, ajno i ka: *etunka, czy wycie czasem nie piy we dwie, jak
spaem: 4o nijakiego sensu tu nie widz.
' *etunko ' Debren odsun" go od oberystki, pooy donie na jej
ramionac&. ' 0o wane, postaraj si... Wzia co jeszcze: Daa jej t
sukienk w og$le:
' % b$lem serca. ' 7taraa si, ale wyc&odzio jej tak sobie. 8orzelnicy z
Dangizy znali si na robocie. ' 6a szmaty j" miaam. Catalny kr$j, bura jak
&abit i mole j" napoczy. *rosiam, by inn", tumaczyam, e nie do twarzy
jej3' (le pogadasz z tak": Dparte to jak...
' Wzia co jeszcze: ' powt$rzy.
' % ubra/: 6o, onuce. (le to wczoraj.
' Do sukni nie nosi si onuc ' poc&wali si obyciem %br&l. Adstawi
top$r, sc&yli si, wbi do/ w zasp.
' 8upi ' wzruszya ramionami. ' Ana akurat... ( zreszt", jak sza spa!,
nie byo mowy o sukni. Wida! jej Debren co przykrego o stroju powiedzia,
no to si przed witem zerwaa i po ratunek przybiega. Dranie jestecie.
6iby to si miej" z babskiej pr$noci, a ubierz si niedbale, to ci od
czupirade wyzw".
%br&l wyprostowa si. W rku trzyma lekko okopcon" kusz.
Wygl"daa na ca", ale z ciciwy zostay tylko dwa czarne knoty przy
rowkac& czyska.
' *ewna jeste: F Debren cisn" mocniej ramiona *e tunki. ' ( buty,
kouc&, co ciepego: % tego, w czym tu XOW przyjec&aa, lin skrcia.
Musiaa jej da! co opr$cz sukni i onuc.
' Moe jestem pijana ' przyznaa odwanie. ' (le nawet >o,oletto nie
mia odwagi mnie poucza! w kwestiac& z przyodziewkiem zwi"zanyc&.
#&o! artysta by.
' 6ie o tym...
' ( ona jest porz"dna ' nie daa mu sko/czy!. ' *owiedziaam, by braa,
co c&ce. #&ciaa sukni, niczego wicej. 1eli sugerujesz, e potem cic&cem
co podkrada...
Debren zostawi j", drapa si z powrotem na s"g. *o c&wili by po
drugiej stronie czstokou. *oszo atwo5 najpierw poduszka uc&ronia jego
brzuc& przed ostrymi czubkami pali, potem zwisaj"ca spod niej onuca przed
koniecznoci" skakania z wysoka.
0o wanie onuca zaintrygowaa wygl"daj"cego zza ogrodzenia %br&la.
' Kto si poddaje: ' uni$s biae p$tno.
' Kto skaka! nie m$g. = zdj"! nie zd"y ' wyjani Debren. >ozejrza
si po zasanym onieonymi trupami pobojowisku. ' % nic& te c&yba
niczego...
%br&l ostronie przeazi przez grzbiet palisady i, nie u-aj"c onucy,
opuci si po drzewcu &alabardy. 4yo dugie, wic zeskok minimalny, ale i
tak noga nie wytrzymaa. >otmistrz wyoy si w zaspie.
*od resztami daszku osaniaj"cego ganek prawie nie byo wieego
niegu. Debren wyzby si zudze/. 7ta tam nadal, tpo wpatrzony w
odciski jej pit, kiedy owion" go miy zapac& podgrzanej kobiecym ciepem
gorzaki.
' Durna smarkula. ( zaklinaa si, e w rzyci ma wy gl"d. ' %br&l posa
*etunce zdziwione spojrzenie, wic wyjania5 ' 6ie widzisz: 4oso po
niegu biega. %n$w jej, c&olera, wstyd sukni z apciami miesza!.
>otmistrz milcza przez c&wil, patrz"c to na utrwalone w niegu odciski
bosyc& st$p, to na Debrena.
' Dobrze *etunka m$wi ' mrukn" wreszcie. ' *o patrz tam dalej5
-aktycznie biega.
Mia racj. 0rop zn$w, jak w przypadku krzaka, rozgazia si. #o
najmniej raz .enda zrezygnowaa ze wspinania si na niski sk"din"d ganek i
pobiega dusz" tras" wok$ pomostu.
' Kocic& nie wida! ' dorzuci %br&l tonem pocieszenia.
Debren przelizn" si pod porcz", ruszy wzdu ganku. %atrzyma si
obok naderwanego szyldu. Wpatrywa si w drzwi. = napis. 4yo ju na tyle
widno, e nie mia problem$w z jego odczytaniem, c&o! uyty inkaust by
podej jakoci, wodnisty, a drzwi ciemne ze staroci. 1eli raz po raz
zaczyna od nowa, to nie dlatego, e nie potra-i dobrn"! do ko/ca. 6ie
rozpisaa si zanadto.
Mc mi$uj, nie szukaj, egnaj, Lenda" 1S2 3est maty i a$osny"
6ie zauway, kiedy stanli za jego plecami. %e wstrz"su bezpaowego
wyrway go dopiero sowa *etunki.
' 6o prosz ' powiedziaa. ' 1eszcze i duc&y. 1akby mao byo
kopot$w.
%za ciany, przez szpar, przygl"da im si Drop. Debren sysza
wyra2nie c&robot pazur$w po pododze.
' Duc&y: ' zdziwi si %br&l. ' A tyc& kul-onac& m$wisz: Duc&y, jak
ju, pisz" ostrogrockimi runami albo &ierogli-ami z Dekturanu. ;e o
podpisie nie wspomn. *stro w gowie ma smarkula, ale przynajmniej na to
jej rozumu starczyo. #&o! przyznam, em dowcipu nie poj". #o wycie w
nocy wyczyniali, Debren, e tak jej si we bie poprzestawiao: #zarowae:
#zy moe zwyczajnie, piwo w robocie byo: ( w og$le to sk"d ona barszcz
wzia:
' 0o krew ' mrukn" Debren. *odszed do drzwi, dotkn" palcem runy
H.I, przyoy palec do nosa, potem do ust. ' % wod". W niegu musiaa
zmoczy!.
' #o zmoczy!: >an:
Debren nie odpowiedzia. *opatrzy z uwag" na poruszaj"c" ustami
oberystk.
' 8oniej ' powiedzia agodnie. *rzekna lin, zerkna na niego
niepewnie.
' 6ie m$wiam wam o tym, prawda:
' A czym: F zmarszczy brwi.
' 8dyby nie ortogra-ia... ' *rzeniosa spojrzenie na r$ owy napis. '
=naczej wtedy pisali. (le poza tym... = jesz cze ta krew... *ewien jeste, e to
.enda: 0a twoja:
N^^ 6ie by pewien. Wiedzia, jak smakuj" jej usta i pot. (le nie mia
okazji zapozna! si z kompozycj" krwi, moczu, myda, rdzy i stopionego w
doniac& niegu. 0o znaczy, pomijaj"c nieg, owszem ' mia tak" okazj.
0yle e j" zaprzepaci. 1ak ostatni c&am. = dure/.
(le nie umia tego wyjani! zbyt pijanej *etunce i zbyt trze2wemu
%br&lowi. %waszcza e byo co waniejszego.
' 0a moja: ' zrobi krok w stron oberystki. ' A czym ty...: Moja: (
niby jaka miaaby...:
' 6o przecie... ksiniczka.
' Ksiniczka:
' Dobrze si czujesz, Debren: 4oe, co wycie tam wyprawiali: Ana
ucieka, ty nieprzytomny. 0o przez ten pas: #zarowae: 1asna c&olera,
durna nie jestem, widziaam, e zamka nie ma. Magia, tak: %aklciem
zamknity: ( ciebie tak przypilio, e pr$bowa...:
' Mona wiedzie!, o czym gadacie: ' warkn" %br&l.
' #o za ksiniczka: ' Debren puci mimo uszu i jego pytanie, i
wszystko, co powiedziaa *etunka. 6a szczcie wyczua, na co si zanosi, i
odpowiedziaa, nim posun" si do rkoczyn$w.
' ( niby jaka: .edoszka, puszczalskie nasienie.
*rzygl"da jej si tpo przez dobre p$ pacierza.
' *owiedziaa, e .enda. 6ie adna .edoszka, tylko .enda. =nna. (
ksiniczka...
7am wyczu, jak paczliwie to zabrzmiao. #akiem jak skarga maego
c&opca. 6iewiele z tego zrozumiaa, ale ju teraz znalaz zal"ki
wsp$czucia w jej oczac&.
' 0ak do naszej &istorii przesza ' powiedziaa tonem, kt$ry ociera si o
przepraszaj"cy. ' .edoszka .isiczanka, po matce. (le mylaam...
mylaam, e w .elonii na kopy macie niewiast o tym imieniu.
' .edoszek: ' umiec&n" si gorzko, o ile to w og$le by umiec&. '
1ednej by nie znalaza.
' 0y znalaze ' wzruszya ramionami.
' .end. 6ie adn" .edoszk, tylko...
' ( jak si to imi zdrabnia:
' %drabnia: ' popatrzy na ni" oszoomiony.
' Dorma na bie stawaa, by c$rk *retokarowi wcisN^L n"!. #&cia
dziewicy, a dziewictwo si z modoci" kojarzy. Wic w listac& nigdy
smarkuli .end" nie nazwaa.
' (le .edoszka:) ' #o si w nim buntowao przeciw zestawianiu jej z
tamt", tak pokrzywdzonej przez los. ' ;adnej tak u nas nie woaj") .endzia,
.endeczka, czasem .endusia...
' ...rdzawo siusia ' doko/czy %br&l. Debren zastyg z rozc&ylonymi
ustami. >otmistrz wyjani5 ' 6ad Wi$r3n" takowy napis widziaem, na
stodole. *amitam, bo si nim komtur okrutnie przerazi. W tamtyc&
stronac&, na pograniczu, .elo/czykom zbroja si tradycyjnie z >ycerzami
Koowymi kojarzy. 1ak kogo nie lubi", to mu m$wi", e c&rzci czy
rdzewieje. 6iby e zakonny, Maryga3tu sugus. *o okupacji pono! drucian"
szczotk" czycili baby, co si z Koowatymi zaday. 1akby napis o polityk
za&acza, mogyby si okoliczne ladacznice wystraszy! i ceny podnie!. (
morale i tak nisko stao, bo na Kum3mon$w goodupc$w g$wnie tra-ilimy
i upy byy do rzyci. 6a szczcie nie o walk z kolaboracj" szo. %e wsi kto
yw uciek, ale wywiad rzuci do roboty najlepsze siy, czarami si
wspom$g i ustali, e to robota lelo/skiego ucznika konnego. *erwersa, co
bab opancerzon", mar3kietank zapewne, za stodo" podpatrywa i
daremnie o dudkanie zagadn". Mord mu za podgl"dactwo obia, to wzi"
pomst. #o jednak znaczy wsp$czesna magia ' pokiwa z uznaniem gow".
' % paru lad$w tak caluk" &istori wyczyta!, c&o! to jeno mocz i wybite
zby, nie runy...
' = dobrze, e nie runy ' zauwaya *etunka. ' 1ak wida!, z runami
czarodzieje problemy miewaj". .elo/3czyk z krwi i koci ' zerkna na
Debrena ' za granic" byway, we wczesnowiecznyc& ksigac& oczytany z
ic& dziwaczn" pisowni", a nie poapa si, e o .enduszk c&odzi. 0yle e
przez HeI z ogonkiem i HoI z kresk" pisan". Kt$re to znaczki obcokrajowiec
z natury pomija.
Debren wzruszy bezradnie ramionami, odwr$ci si, zn$w popatrzy na
drzwi.
' Ana... tamta... 6aprawd co takiego...:
' 7owo w sowo. = te takow" krwi". 0yle e arc&aicznie bardziej. %
kusym.
N^M ' % czym: ' nie zrozumia.
' 6o wiesz... %amiast maego.
6awet nie zabolao, c&o! powinien poczu! si upokorzony
zakopotaniem w jej gosie. %br&l, na sw$j spos$b, te popisa si
delikatnoci".
' Modzie co pokolenie, to gorsza ' pokrci gow". ' Ksiniczka niby
wredna, a prosz5 jednowymiarowo *re3tokarowi przycia. ( .enda, c&o!
poczciwa dziewuszka, od razu w trzec& wymiarac& Debrenowi...
' 6iczego mi nie... ' Debren ugryz si w jzyk.
' *rzygadaa, znaczy ' wyjani %br&l. ' 0o! wiem, e ci niczego. W
zbroi adne z was nie c&adza, to ci si nie przytra-i to, co jednemu mojemu
znajomkowi z kopijni3czej c&or"gwi, kt$ren te za stodo", w popiec&u...
' Debren: ' *etunka uja czarodzieja za zwieszon" bezwadnie rk. '
#o ty jej zrobi: #zy moe ona tobie: Doroli jestemy, nie musisz... '
*opatrzy jej w twarz. ' Wiem, e to trudne. Mnie te nie byo atwo o tyc&
wszystkic& gwatac&... (le tu o ycie idzie. 4oso gdzie pognaa. W
dziurawej sukienczynie. 1ak jej szybko nie znajdziemy, to sam mr$z, bez
pomocy gry-a...
' W apciac& ' powiedzia cic&o.
' 7k"d moesz wiedzie!: W wywiadzie u Koowatyc& nie suye. '
0r"cia cim" sabo widoczny, ale czytelny odcisk stopy. ' 0u boso biegaa.
Mac&rusie sodki, jakie to biedactwo zakompleksione... 1eyk z wierzc&u, a
pod spodem istna galareta. Wiesz, dlaczego boso po niegu z takim uporem
azi: 4o jej pewnie jaki kretyn powiedzia, e nogi ma za due. ( jaki inny
kretyn nie powt$rzy sto razy, e przede wszystkim adne.
' 1aki kretyn ' wzruszy sabo ramionami ' zna j", jak tak dobrze
policzy!, ze sto klepsydr najwyej.
' 7k"d wiesz, e w apciac&: ' zapyta rzeczowo %br&l. = rozejrza si. '
#akiem lady zawiao.
M$wi o usanym trupami pobojowisku, nie ganku.
' 4o onuc na lin nie przerobia, c&o! porczniejsze. ( tylko dure/
uywa samyc& onuc, maj"c pod rk" obuwie.
' 6o, za m"dra to ona nie jest ' zauway %br&l.
N^X ' ( onuce ' dopowiedziaa *etunka ' niekoniecznie midzy nogi a
cimy wpyc&amy.
%br&l puci to mimo uszu. 7un"c wzdu lad$w dotar do wyomu w
palisadzie. *rzea"c nad kikutami zgruc&otanyc& sup$w, Debren wyzby
si resztek zudze/.
' 0aaak ' mrukn" rotmistrz. ' %a m"dra nie jest. 6iby dalekosine
planowanie, trzecia onuca, poduszka, by ywota nie pokaleczy!, a o dziurze
zapomniaa. 6o i to bieganie w k$ko... +isteria jak nic. %nam to. %drenka,
bywao, te do stodoy czy sadu umykaa, jakemy si pok$cili. Dobrze
c&ocia, e kouc&a koza nie wzia. 4o dalej by polaza, pob"dzia i
zamarza. ( tak to zo! wywietrzy, zzibnie i raz3dwa wr$ci.
' Wr$ci: ' najeya si *etunka. ' ( ty c&cesz po prostu siedzie! na
tyku i czeka!, a...:
' 6ajpierw pogada! musimy ' uci".
>uszyli w stron drzwi. Debren dopiero teraz dopatrzy si drugiego
tropu .endy biegn"cego w g"b podw$rza. 0rop zaczyna si wanie przy
drzwiac&.
= przy bawanku. Debren, ciut p$2no, zauway, e do tradycyjnyc&
trzec& kul .enda dodaa sopel. 6awet spory, ale widocznie mniejszego nie
miaa pod rk". 7opel, wbity w doln" cz! najniszej kuli, wyra2nie
mierzy w ziemi. Wszystko jasne. 0am, przy -rontowyc& drzwiac&,
dziewczynie sko/czya si krew, ale nie zo!.
%n$w nie bolao tak, jak powinno.
Wliznli si do izby, lecz %br&l nie pr$bowa barykadowa! wejcia.
' 1ak w obejciu siedzi ' wskaza nieny tuman i skryte za nim
zabudowania ' to okrzyk usyszy. 0yle e gry- te. Wysza po !mie, m$g j"
przegapi!. Moe by! tak, e o niej nie wie. %aczniemy woa!, domyli si i...
' =d ' powiedzia Debren ze spokojn" desperacj".
' 6igdzie nie idziesz.
' 6ie moesz mi zakaza!.
' Mog ' zapewni rotmistrz. ' *rawem silniejszego. = bardziej
dowiadczonego. 9wita, Debren, a my nie w drodze. Wojn, znaczy si,
mamy. 6ie wtr"caem si, gdy N^N o czary i negocjacje szo, ale teraz... %a
dugo wojuj, by bez namysu w ryzykowne manewry si wdawa!.
' Musz j" znale2!. Adsu/ si.
' 6ie. ' 7krzyowali spojrzenia, r$wnie c&odne, jednakowo
zdecydowane. Debren, zaskoczony, ale i nieco otrze2wiony, odst"pi o krok.
%br&l dla odmiany zagodzi ton. ' Widz, e j"... (le musisz rozumem
myle!, nie tym w portkac&. 1ak yje, to gupot" jeno jej zaszkodzimy, a...
' 1ak yje:)
' *ewnie nic jej nie jest ' powiedzia szybko rotmistrz. ' 6ikt nic nie
sysza, a bez jednego d2wiku takiej jak .enda to i smok by nie ubi. 6o i
uwaaa. 7koro trzy razy c&aup obesza i berdysz wzia, znaczy, e
ostrona. We2 z niej przykad. 6ie wariuj. *omyl lepiej, co si stao, e
wysza. = dok"d, po co:
Debren od dawna o niczym innym nie pr$bowa myle!.
' 7k"d mam wiedzie!: ' burkn".
' 6apisaa, e masz... ' *etunka taktownie nie doko/czya. ' *yskata
jest, ale czego takiego by bez powodu...
' Wic wida! ma pow$d ' rzuci przez zby. ' M$j problem, moe te
jej. Wasz nie. Adejd2 od drzwi, %br&l.
' <ajno mnie obc&odz" wymiary Debrena ' rotmistrz posa zotowosej
gniewne spojrzenie. ' ( i ta durna smarkula coraz mniej, skoro mu za cae
jego serce kopniaka w takie miejsce... 6iewdzicznica.
' .enda nie napisaaby czego takiego bez c&olernie mocnej przyczyny
F mrukn" magun. Wypatrzy porzucony g"sior, ykn" solidnie. ' *etunko,
niewiast" jeste. *owiedz5 po co dziewczyna robi co takiego:
*yta powanie, a ona powanie i dugo zastanawiaa si nad
odpowiedzi".
' Widz trzy powody ' mrukna w ko/cu. ' (lbo j" r$wnie okrutnie w
dum ugodzi i... 6ie, czekaj@ nie r$w nie5 po dziesiciokro! bardziej. 0o nie
tpa wiejska dzie wka. %a wiele subtelnoci w sobie ma, by z miejsca a
tak... *o drugie... zaraz, co to c&ciaam...: (&a5 jak nie odwet, to
zwyczajnie... prawda. Dczciwie spraw stawia5 nie koc&a, egna, radzi by na
poszukiwania czasu nie traci!, bo nic z tego nie bdzie. = konkretny pow$d
podaje5 cielesne niedopasowanie stron. Moe niedouczona jest w tym
wzgldzie i boi si, e przez t twoj" kr$tko! macierzy/stwa nie zazna, a
moe po prostu bez zmysowyc& uciec& wytrzyma! nie moe. Ku temu
drugiemu bym si skaniaa, bo oczytanie po niej wida!, a pas co nieco
sugeruje.
' 1aki pas: ' nie zrozumia %br&l.
' ( trzeci pow$d: ' zapyta spokojnie Debren.
6ie od razu odpowiedziaa. 6ajpierw, znamiennie dugo, patrzya na
rotmistrza. Aczy miaa trze2we i smutne.
' *o tym, jak >o,oletta pogrzebaam, dwa razy jeszcze serce mi mocniej
zabio. %a kadym razem do takiego, co by go gry- jednym dmuc&niciem...
0om pogonia. #o takiego tu w powietrzu wisi, e jak ja kogo, to i on mnie,
zawsze z wzajemnoci", c&olera... Wic musiaam brutalnie, bo si byle
opryskliwoci" i zodziejskimi rac&unkami nie zraali. ( i mnie nieatwo
byo podo! za podoci" takiemu czyni!, kiedy si serce samo rwao i a
nogami przebieraam, eby...
' *etunko... ' Debren rzuci sposzone spojrzenie w kierunku
znieruc&omiaego %br&la.
' 6ie umiaam inaczej, tom jak wrz$d, rozpalonym noem... Do a2ni,
niby to przypadkiem, z nowymi r$zgami, potem calukie po"danie z
biedaka wycisn"!, rk", by determinacji starczyo i bym si nie rzucia czym
innym... ( na koniec, jak mu c&wilowo miowanie zeleje, wymia! od
kusyc& ogonk$w. 1eden do ko/ca nie wierzy@ musiaam i! midzy goci i
jeszcze tam mu gonymi komentarzami wstydu przysporzy!. Abaj
wyjec&ali szczerze mnie nienawidz"c. *opakaam, odc&orowaam, ale oni
przeyli. ( Jeyn... 1ego na pocz"tku ani troc&, sami widzielicie, jaki by.
6o a potem ju tak si zylimy, e jak miowanie przyszo, tom nie
potra-ia. %reszt", jeli o przyrodzenie c&odzi, to 4$g mu niedostatki rozumu
wynagrodzi. 6ie uwierzyby... 6o i prosz ' popatrzya na okryte obrusem
ciao. ' %abiam Jeyna.
%robio si cic&o. Kutykanie %br&la wydao si w tej N^V ciszy donone
jak walenie taranem, plusk nalewanego piwa kojarzy si ze redniej
wielkoci powodzi".
' >ozmawiaycie ' przerwa milczenie Debren. ' #o m$wia:
' 6ic waciwie ' wzruszya ramionami. %br&l s"czy piwo. (lbo
udawa, by jawnie i publicznie nie gry2! ku-la. Aboje nadal nie patrzyli na
siebie. Debrenowi przemkno przez myl, e n$ uywany przez *etunk
do nacinania wrzod$w by c&olernie tpy. ' A sukni. = Jeyna pocaowaa.
6ic nie m$wia, jeno si sc&ylia i... Mylaam, e to dlatego, bo ju ledwo,
ledwo...
' = to wszystko:
' *osaam j", by sukni poszukaa. 6ie mogam Jeyna samego w takiej
c&wili zostawi!. (, i powiedziaam, gdzie mam rzeczy po c$reczce i eby
sobie pieluc& wzia. ( ona...
' *ieluc&: ' %br&l oderwa w ko/cu zby od ku-la. (le na *etunk
jeszcze nie spojrza. ' Debren: 6aprawd przy nadziei jest: 0o w tym
rzecz: A to ecie si...: <ajno i ka, c&yba nie powiedziae jej, e pora
nieodpowiednia i eby drugiej 7ierosawy poszukaa:)
' 7iero...: ' %rozumia. Dmiec&n" si smtnie, bez urazy. ' 6ie. 0o nie
to. W yciu bym...
' 0o po co pieluc&y braa:
' 6ie braa ' sprostowaa *etunka. ' Wanie m$wi, e nie.
*owiedziaa, e onuca jej starczy i co tak jakby... no, e jeszcze by %br&la
drugi raz ubia.
' Drugi raz: Mnie: ' zdziwi si rotmistrz.
' *od nosem mruczaa, tom za dokadnie nie usyszaa.
' #o jeszcze o %br&lu m$wia: ' przerwa Debren.
*etunka opucia twarz. #&yba nieco czerwie/sz".
' 0o... nic wanego ' b"kna. ' 6ijak si nie ma... 0a kie tam babskie
gadki.
Debren czeka c&wil. 6ie doczeka si.
' 7taram si j" zrozumie! ' wyjani. ' 1ak bd wiedzia, dlaczego
ucieka, to moe zgadn, dok"d. = moe dogoni, nim co zego si stanie.
*rosz ci, *etunko5 pom$ mi.
' *owiedziaa, ebym go pilnowaa ' wymruczaa, nie N^Z patrz"c na
nikogo. ' 4ym nie zwaaa, e to jeno par klepsydr, e cakiem obcy,
w$czykij, golec, e nic o nim nie wiem. M$wia, e ona te tak kiedy
kogo w wiat pucia i odt"d co noc poduszk to zami moczy, to gryzie. ;e
nim decyzj podejm, mam go tu c&o! do wieczora przetrzyma!, w serce si
wsuc&a!.
' #o: ' %br&l opuci z wraenia rk z ku-lem, resztki piwa spyny na
spodnie. ' .enda ci takie rzeczy...:
' #&ciaa, bym obiecaa, e go nie puszcz ' ci"gna *etunka. ' 4ymy
czas mieli i oboje wiadomie... 6o i poczekali, zobaczyli, bo moe gry-owi
si zdec&nie, bo przecie ten kapalin... = e jak gry- padnie, to moe i most.
4o, m$wi, Debren to garz@ nie ma powodu mu wierzy!, e nic jeden do
drugiego nie ma. 7prawd2, czy most dalej stoi, a dopiero potem %br&lowi
kosza dawaj, jeli ju.
' 6alegaa, tak: ' zapyta Debren, marszcz"c brwi. Kiwna gow". ' 0o
ju c&yba wiem, o co w napisie szo. #&olerna intrygantka. 4aa si, e za
ni" pogonimy, wic mnie po ambicji trzasna, od kusyc& wyzywaj"c i
bawan$w, a %br&la tob" poszczua.
' (le po co: ' mrukn" rotmistrz z bezsiln" zoci".
' .in pr$bowaa zdj"!. ' Debren myla na gos. ' +aas, strata czasu, a
mimo to... ( ka-tana nie wzia. *siama!... ka-tan) Dlaczego on w og$le...:
' Adwr$ci si, popatrzy na kogo od pocz"tku wcinitego w najgbszy
cie/. ' Drop: Wyleciae z ni" wtenczas. 7pecjalnie zdja i odwiesia: 4y
rano, jak si wymknie...: 6ie, czekajcie... ' %apomnia o ptaku. ' 7koro
przez dziur laza, to i ka-tan moga zabra!.
' 0o moe nie planowaa dziury: ' posun" %br&l.
' Kiedy po konia szlimy, kady c&yba troc& wierzy w to zawieszenie
broni. ' Debren wpatrywa si niewi3dz"cym wzrokiem w skulonego w
k"cie papug. ' Moe liczya, e nic si nie stanie, spokojnie wr$cimy i jak
nastpnym razem kto zec&ce do wyg$dki, to wartownik po prostu go bez
pytania wypuci. %br&l nawyk, e w krzaki c&adzaa, c&o! wok$ wilkoaki.
*uciby.
' A, takiego. ' >otmistrz pokaza, jakiego. ' Wilkoak to jedno, a ten
lataj"cy c&olernik... Moe bym i puci, ale N^W j po rzeczowej dyskusji. '
*rzerwa na c&wil. ' ( nie po3] mylae, e si... no, e morale jej pado:
4ywa tak na wojnie. 6o i to dziewczyna. <a2ni zakosztowaa, pierzyny,
c&opa obok, na okr"go tu o dudkaniu i rodzeniu gadamy... Moe jej si
zwyczajnie babski instynkt odezwa: Do spokojnego ycia zatsknia, domu,
dzieci: 6ie jest ju taka moda, czas najwyszy... ( to tutaj to nie jej sprawa.
' Mylisz, e stc&$rzya: ' nazwa rzecz po imieniu Debren. *otra-i, nie
bolao. 6ie oczekiwa wiele od .endy 4ranggo. #&cia tylko, by ya.
' Moe. ' %br&l te nie wygl"da na poruszonego. ' ( moe na odwr$t5
posza, bo taka odwana. 4erdysz wzia, przypominam. *ewnie po to, by
si lepiej wybroni!, gdyby co, ale moe by! i tak, e sama gry-a szuka.
<ajno i ka, nie wiem. Dziwna jest. 6ic ci nie m$wiem, ale w gowie to tak
cakiem po kolei ta twoja .enda nie ma.
' #&yba nie ' zgodzi si czarodziej.
' 1ak w b$j, to w spodniac& powinna ' zauwaya *e3tunka. ' 4aba nie
baba, w b$j si w portkac& c&adza.
Debren patrzy na ni" przez c&wil, potem z uznaniem kiwn" gow". =
umiec&n" si blado.
' Masz racj. = c&yba wiem, czemu ka-tana nie zabraa.
' W panik wpada i zapomniaa: ' domyli si %br&l.
' W sukni z dala wida!, e niewiasta. Wiksza szansa, e gry- bez
przeszk$d...
' Abrrraza) ' przerwa mu gniewny okrzyk z k"ta. ' 8rrromada
krrretyn$w) Aszczerrrcy)
6ikogo zbytnio nie urazi, ale zaskoczy wszystkic&.
' #o, dzi$b ci si rozklei: ' ucieszy si rotmistrz. ' 0o moe nam
powiedz, bratku...
' Morrrda w ceberrr ' przerwa mu ze zoci" i alem Drop. ' Wyrrra2ny
rrrozkaz. *arrrol.
' 0o do mnie byo: ' zjey si %br&l. ' Morda w...:
' Do niego c&yba ' powiedzia zdziwiony Debren. F 1ak rozumiem,
.enda kazaa mu trzyma! dzi$b na k$dk.
' >rrozumiesz prrrawidowo. #&olerrra.
' #&olera: ' powt$rzya *etunka, bior"c si pod boki. ' (le m$wi! nie
c&cesz, tak: 4o parol dae:
N^O ' *rrrawda.
' ( nie pomylae, durniu pierzasty, e dziewuszka moe zgin"!: Masz
mi tu zaraz gada! wszystko, bo...
' Wrrrogo! domierrrtna ' zaskrzecza aonie ptak. ' 7eparrracja.
Akrrrutne grrro2by. = rrrozkaz. Wierrrno! trrradycj" obwarrrowana.
>rrodowa. *rrradziadowie...
' 6ie m$wia, e rozmawiali ' przerwa mu Debren, zwracaj"c si do
gospodyni.
' 4o nie rozmawiali) 7owem si nie odezwa)
' 0o kiedy parol dawa: ' zmarszczy brwi. ' Drop:
' Dorrradzanie zabrrronione.
' 6ie o rady ci Debren pyta ' warkn" %br&l. ' (kurat nam tw$j kurzy
rozumek potrzebny...
' Morrr,acki gburrr.
>otmistrz ruszy w stron ptaka. *etunka zapaa go za okie!,
zatrzymaa bez trudu.
' #zekaj... ' W bkitnyc& oczac& potrzeba mylenia zmagaa si z
alko&olowym przytpieniem. ' #o tu... Ani zawsze kuci na obie apy byli.
Wszyscy, cay r$d papuzi.
' (le mordy adnemu nikt dawno nie sku ' rzuci przez zby %br&l. '
*u!, *etunko, a w p$ pacierza...
' Durrrna >rrenda ' zaskrzecza Drop. ' 4rrrutala rrratowa!...
Aberrrystce urrroczej krrretyna rrrai!...
Debren podszed bliej, przykucn" przed papug", zajrza pod gniewnie
nastroszone, sowie brwi.
' Dok"d posza: ' zapyta cic&o. ' Wiesz, prawda: 0en ka-tan na
jabonce... Abok bye, jak zdejmowaa. 0o wtedy kazaa ci przysi"c, tak: '
Drop kiwn" gow". ' (le co: A czym masz nie m$wi!:
' *arrrol ' przypomnia ptak.
' Ana zginie ' powiedzia jeszcze ciszej Debren. ' 6ie rozumiesz: 8ry-
j" zabije.
' >rryzyko umiarrrkowane ' zapewni ptak, patrz"c mu szczerze w oczy.
*o czym umkn" ze spojrzeniem. ' 8rrry- rrrycerrrski. Aberrrystki trrrapi,
instrrrukcj" krrrpowany. *ostrrronne... ' przez c&wil szuka sowa '
postrrronne kurrry trrraktuje tolerrrancyjnie.
' #o znaczy5 ratowa!: ' upomnia si %br&l. ' .enda: Mnie: A czym
on...: *etunko:
' 6ie wiem ' westc&na. ' 0yle wiem, e z dziada pradziada dropy
gry-om doradzay, a gry-y nigdy na tym 2le nie wyszy. <ajdak z niego i
gwaciciel, kury cakiem nie po rycersku traktuje, ale gupi nie jest. = w
.endzie si durzy. Wic tak sobie myl, e skoro j" puci, a teraz gada! nie
c&ce... e moe wie, co robi.
' Dmiarrrkowanie ' rzuci z gorycz" ptak.
' Masz w"tpliwoci: ' c&wyci si szansy Debren. ' 0o dlaczego...:
' >rrozkaz. 8rrro2ba okrrropna. 7eparrracja.
' Wic nie powiesz: ' warkn" Debren. Drop milcza, patrz"c mu w
oczy z nieszczliw" min". ' 0rudno. 4ior konia, %br&l. *oszukam jej.
' Aszalae ' stwierdzi rotmistrz.
' .enda bardziej. ' Debren sc&yli si po siodo. ' = to ^ mnie gry-owi
c&odzi. 8dy si wynios, nie bdzie mia po co na ober napada!.
' 1ak mu o ciebie c&odzi, to i .endy nie napadnie.
( jak nie o ciebie, to nas po kolei... 6ie ma nic gupszego od
rozdrabniania si przed bojem. %ostaw tego konia.
Debren przerzuci siodo przez grzbiet wierzc&owca, zacz" si biedzi! z
poprgiem. Ko/ go nie lubi, nadyma si, drepta w miejscu. 7tukot kopyt
zaguszy odgos krok$w. Kiedy zwr$ci si twarz" ku izbie, ju jej nie byo.
' 8dzie *etunka:
%br&l rozejrza si, zakl", zapominaj"c o broni skoczy ku tylnym
drzwiom. Dopiero teraz, kiedy si naprawd spieszy, wida! byo, jak
powanie ucierpiaa jego noga.
L c&yba caa reszta. 6im Debren dogoni go za progiem z poc&wycon" w
biegu &alabard", oberystka ju grzebaa w niegu daleko porodku
podw$rza.
' *etunka))) ' rykn" gromko i gniewnie %br&l. ' Wra caj, durna babo)))
4iegiem)))
A dziwo, usuc&aa. Dopiero kiedy ca" tr$jk" wpyc&ali si z powrotem
pod osaniaj"cy drzwi daszek, Debren dopatrzy si braku skruc&y pod
onieon" czupryn".
' We2 ' podsuna mu oblepionego biel" muzera. F 6ie moesz z
goymi rkami...
' *o to ajno wybiega:) ' %br&l by tak zy, e sam zapomnia o
koniecznoci powrotu do budynku. ' ;ycie ryzykujesz dla jakiej dziecicej
strzelawki:) Kretynka)
#&yba dotaro do niej, co zrobia. Apucia gow jak zbesztane dziecko.
= uniosa brwi.
' #o to: ' wskazaa bia" -igurk.
' 1a ' mrukn" Debren. ' Wida! c&yba, co miaa na myli.
' 4awan ' wzruszy ramionami rotmistrz. %ignorowaa obu. Dkucna,
przeci"gna doni" po gowie nienego czowieczka. *o czym znienacka
spoliczkowaa biedaka. A dziwo, zamiast straci! gow, pk z g$ry na d$.
' 7amicie bawany ' stwierdzia z satys-akcj", wyuskuj"c sprawczyni
tak spektakularnej katastro-y. ' +i3steryczka, tak: 6iewdzicznica: '
Mac&na trium-alnie wyci"gnit" z resztek nienyc& kul r$dk". ' *ytae
o napis, Debren: 6o to ju c&yba wiem, o co jej szo.
' 6ie o...: ' %br&l taktownie ograniczy si do tr"cenia sopla drzewcem
&alabardy.
' (luzja nader czytelna ' wskazaa zwoki bawanka. ' Kady c&op w
zo! by wpad. 6awet gry-, zao si, nie miaby w"tpliwoci, o co
rozgoryczonej dziewce idzie. = e prawdziwego Debrena srodze $w widok
zaboli.
' 6o i:
' 6ie rozumiesz: Dwie pieczenie na jednym bawanie upieka. >az, e
gry- jej nie poar, bo za sojuszniczk mia prawo uzna!. 6ikt tak nie
nienawidzi, jak rozczarowana koc&anka. ( dwa, e Debren nieuc&ronnie
musia zo! na bawanie wyadowa!, a wic i r$dk znale2!. 8dyby j" po
prostu przed progiem zostawia, *isklak m$gby si tu przed nami zjawi! i
ukra!, a zn$w sc&owanej my sami bymy nie znale2li.
Debren rzuci jej niepewne spojrzenie.
' Mylisz, e to na drzwiac&...:
' #zarodzieje ' umiec&na si, podaj"c mu r$dk ' nerwy maj"
mocniejsze. 6ieatwo ic& rozsierdzi!. #o musiaa zrobi!, by bawanowi na
pewno przykopa). M"dra dziewczyna.
' 8upia ' wyrazi sw$j pogl"d %br&l. ' M"dra by z r$dk" do obery
wr$cia.
' 6ie moga. 0o! go porzuca.
' = poda ' doda. ' 7ama widziaa5 ajno Debrena $w bawan obszed.
8dyby nie ty, do wiosny by tak stercza. *oda jest. W nocy si z biedakiem
uciec&om oddaje, a e jej nie cakiem dogodzi, to go rano z goymi rkami
na potwora posya.
' 7zaleju si opie:)
' ( tak. Wiadomo byo z g$ry, e za ni" pogna. 8dyby nie m$j
rozs"dek, ju by sobie z kapalinem dzie/ dobry u gry-a w brzuc&u m$wili.
Masz racj, .enda gupia nie jest. Musiaa przewidzie!, e tak bdzie. = co: =
nic, wystawia na &azard jego ycie.
' *rzecie zostawia r$dk ' mrukn" Debren.
' 4y wikszyc& wyrzut$w sumienia nie mie!. 1ako sobie musi w twarz
przed zwierciadem spojrze!. 1ak babie a tak na $kowyc& uciec&ac&
zaley, to bez zwierciada si nijak nie obejdzie. <ajno i ka, a ja j" miaem
za...
Weszli do obery. %br&l bez sowa zabra si do barykadowania tylnego
wejcia.
' 6ie wierz ' pokrcia gow" *etunka. ' 0roc& przysypao, to nie
wida!, ale porodku podw$rze cae a zryte. Musiaa dobr" sz$stnic tej
c&olernej r$dki szu ka!. 6a kolanac&. ( jak nog zegnie, to jej zy same w
oczac&... = sto razy m$g j" *isklak zabi!. 4aa si, to wida!. *$ki moga,
domu si trzymaa, jak my. ( pobiega szuka!. ' Debren, nie ogl"daj"c si
za siebie, szarpn" za belk rygluj"c" drzwi -rontowe. ' Ana ci miuje,
c&o!by i kusego. Miuje ci, Debren.
Atworzy drzwi, musn" wzrokiem kolawy napis.
' 6ie r$b tego ' rzuci ponuro %br&l. (le nie poruszy si, kiedy
czarodziej ujmowa ko/sk" uzd.
' 6ie rozumiesz ' Debren posa mu smtny umiec&. ' >az mi si w
yciu co takiego tra-io. Astatni pewnie.
%acz" ci"gn"! wierzc&owca. Mr$z ci" pobojowisko, uwizi pod
niegiem od$r krwi i mierci. (le ko/ pamita. 6o i nie lubi Debrena.
%apar si wic, wbi zadem w k"t.
%br&l zakl", przykutyka bliej, odsun" czarodzieja.
NLX 7zarpn" za wodze. Ko/ zrobi krok do przodu. % boku doskoczya
*etunka, zapaa za strzemi, poci"gna. %wierz skapitulowao, ruszyo ku
drzwiom.
' #o ciepego wezm ' mrukn" Debren. *rzeszed przez kuc&ni,
zgarn" pierwsz" z brzegu opo/cz zawie szon" na koku w czeladnej.
Wr$ci, wyszed na ganek i znieruc&omia.
%br&l, p$ki co bez powodzenia z winy po&aratanej nogi, przymierza si
do wsiadania na ko/.
' 6ic nie m$w ' uprzedzia *etunka. ' #zort wie, dok"d j" ponioso.
*rawie na pewno na poudnie, ku >um3perce, ale moe by! i tak, e do
4elnicy, do domu. 1ak si dziewczynie wiat wali, to gupieje i pod skrzyda
matki ucieka. Misiek podskoczy, sprawdzi na wszelki wypadek ksi"cy
szlak. ( ty biegnij na kr$lewski. = na rozstajac& w prawo, pamitaj. 6ie na
most, tylko w prawo. 4o a tak to nie zgupiaa, by przez %amostki...
' Mamy ci sam" zostawi!: ' zerkn" nad jej ramieniem, szukaj"c
pomocy u rotmistrza. (le %br&l nie patrzy w ic& stron, pr$buj"c utrzyma!
konia, utrzyma! &alabard i podnie! nog.
' #zterdzieci trzy lata tu przeyam. 0o i nastpn" klepsydr przeyj.
=le razy mam m$wi!, e mnie gry- nie tknie: 4ierz ' wepc&na mu
&ulajkul w donie.
' 6ie trzeba. ' *r$bowa odda! bro/. ' #iar jeno, wam tu si bardziej
przyda. 7uc&ajcie, %br&l nie moe...
' 6ie pamitasz: 6asze losy odmieni, jak dobrze j" wymierzy!.
8wadryka nie spotkasz, ale wr$ka o pored3nioci m$wia. Moemy j" 2le
zrozumieli: % t" krwi" ksi"c" te wida! co nie tak. Moe to w gry-a
trzeba strzeli!, nie ksicia: #edrzy& wida! 2le celowa, ale ty magik jeste.
We2, Debren. ( jak za cika, to mnie te we2. *obiegn za tob", ponios. =
nie bd si miesza!, gdyby... Debren: #o tak patrzysz:
6ie dziwi si, e zauwaya. Mia wraenie, e dosta nie &ulajkul, a
&ulajkul". *o bie. Mocno.
%br&l, stkaj"c z powodu ran, wdrapa si w ko/cu na siodo. Debren
zakl" w duc&u. #zas by cenny. %br&l te by cenny. >ozs"dek nakazywa
milczenie, ale...
NLN ' #o mu powiedziaa:
6ie zd"ya si odezwa!. >otmistrz by szybszy.
' 0o, co i tobie ' burkn". ' 4ym .endy szuka. 4o tu obaj czas tylko
marnujemy.
4rzmiao sensownie i pewnie nawet dokadnie to m$wia. (le Debren
potra-i sobie wyobrazi! jej twarz w tamtej c&wili. Do tej pory miaa j"
niewiele ciemniejsz" od otaczaj"cego ic& niegu.
Duma i sy-ilis. 6ie m$g tak po prostu...
' *etunko, tamtego dnia, na mocie... Dpada, tak:
6a widy moe: 6ie pokaleczya si przypadkiem:
Aboje popatrzyli na niego jak na szale/ca.
' *omiewisko z siebie zrobiam ' rzucia z gorycz". (le a taka
o-erma... 6ie, nie pokaleczyam si o wasne widy. 6awet nimi jednego
dziabnam. W ydk.
' *ewna jeste:
' 1ak dzi wszystko pamitam ' posaa mu mroczne spojrzenie. ' 0o on
mi widy wyrwa i w przepa! rzuci. Mylaam... #&ciaam, by mnie na
pikac& w strzpy roznieli. Mao ic& jeszcze byo na tamtym brzegu, szpica
waciwie. *omylaam, e jak mor,ack" bab kup" utuk", to nasi si
wciekn", skocz" mci!, znios" psubrat$w i przy okazji #edrzy&a odbij", bo
jeszcze szansa bya. (le c&yba jaki o-icer krzykn", by nie tyka!, no i tylko
widy... ( nasi w rozsypk poszli.
' A twoje rany pytaem ' powiedzia cic&o Debren.
' Daj jej spok$j ' warkn" %br&l, ukadaj"c &alabard w poprzek ku. '
6a c&oler ci to: Drug" batali na mocie planujesz: Mylaem, e .endy
mamy szuka!.
Dobrze myla. Debren zacisn" usta i patrzy, jak tamten wali pit" w
ko/ski brzuc&, rusza z miejsca galopem, znika w biaym tumanie. 0tent
kopyt szybko gas w szumie wiatru.
1eszcze c&wila. Wiao wanie stamt"d, od 4elnicy, no i nieg, wielki jak
brzozowe licie, tumi d2wiki. 1eszcze kr$tka c&wila i...
' %br&l)
6ie krzykn" gono. >otmistrz, nawet jeli co usysza, m$g uzna!
pojedynczy d2wik za zudzenie, czeka! na kolejny. 6ie doczekaby si.
Mimo to Debrenowi ulyo, kiedy biel zgstniaa, zrodzia oblepion"
niegiem sylwetk je2d2ca.
' #o znowu: ' warkn" raczej rozgniewany ni zaniepokojony rotmistrz.
Debren nie odpowiedzia. Woy &u3lajkul w donie *etunki, pc&n"
oberystk w stron domu.
' *$jd z tob" ' zaprotestowaa. ' #o dwoje, to nie...
' W spodniac& wtedy bya: ' przerwa jej. %amrugaa oczami. '
M$wia, e wszystko pamitasz. ;e si sp$2nia na bitw, bo si
przebieraa.
' #akiem zdumiae:) ' &ukn" z wysokoci sioda %br&l. ' .end tam
moe gry- ciga, a ty pytasz, co jedenacie lat temu *etunka miaa na tyku:)
' 1ej tyek ' rzuci c&odno magun ' nie ma nic do rzeczy. A kolana
pytam.
' Wasn" dziewk" si zajmij) 1ej zadkiem i nogami) ( *etunk zostaw...
' rotmistrz zaj"kn" si ' w spokoju zostaw. 0o by najczarniejszy dzie/ jej
ycia, a ty...
' W sp$dnicy ' powiedziaa. %br&l umilk. ' #&ciaam w spodniac&,
tylko e... 6ie wiem, do czego ci to, ale prosz bardzo5 w sp$dnicy
pobiegam. 0akiej zielonej, co w niej do wysokic& but$w na owy c&adzam.
Kusa jest, za to si w lesie o konary nie za&acza.
' *ada ' przypomnia %br&l. ' 9lad$w co pacierz to mniej. Widz, e
wam nie wyszo w nocy. (le nawet jak cakiem zerwalicie, to jeszcze nie
pow$d, by dziewuszka w puszczy od zimna i pazur$w gina.
' *odrapaa kolana: ' Debren puci jego sowa mimo uszu. ' *omyl5
kr$tka sp$dnica, upada. Widziaem ten most5 przso magi" odladzane,
goy kamie/...
' #o ty z tym mostem: ' zapyta podejrzliwie %br&l.
' Milcz ' warkn" Debren. ' #zas ucieka. *etunko, przypomnij sobie5
wylaa krew na ten c&olerny most: 0roszeczk c&o!by, par kropel:
Musiaa wyla!. 4iega, upada. *otem tego knec&ta widami w ydk...
6ie na stoj"co przecie@ pewnie klcz"c... ( jak ci bro/ wyrywa, te pewnie
do szarpaniny doszo. 6o i ci 4elniczanie nie stratowali. Musiaa
odpezn"! na bok, pod balustrad. *rzypomnij sobie. 6ie ma cud$w, by ani
kawaka sk$ry z goyc& kolan nie zdara.
NLV ' A krew ci c&odzi: ' W ko/cu do niej dotaro. ' Wy laam krew. =
co z tego: #o to ma do .endy:
Debren zapa konia za uzd.
' 6ic. (le do ciebie i %br&la... 6ie rozumiesz: Wr$ka niby miaa racj,
ale nie cakiem. *olaa si krew ksi"ca, a most stoi. 4o ty nie jeste
ksiniczk". 6ie z punktu widzenia kl"twy. ;ycie to nie bajka. W bajkac&
krew si liczy, a w yciu ukady, pieni"dze i znajomoci. 6o i tamte
ksiniczki o tron walczyy. 0y masz w rzyci belnicki tron. = p$ki w rzyci, a
nie pod ni", %br&l pod zasad 8%M nie podpadnie. Moesz go zabi!,
owszem, ale dopiero jak ci si we bie poprzewraca i zaczniesz si z
8wadrykiem o sukcesj procesowa!. *$ki tu siedzisz...
' #o... powiedziae: ' 6ie miaa odwagi spojrze! na rotmistrza. %
wzajemnoci" zreszt". Aboje stali nieruc&omo, jak sparaliowani.
' Moesz mu da! rk albo kosza, wolny wyb$r. (le si sercem kieruj, a
nie strac&em, e go do zguby przywiedziesz. 6ie wyganiaj go do lasu, by
.endy szuka, kiedy ciebie tu, by! moe, rozjuszone c&opstwo zgwaci albo
i ubije. 1est onierzem i wie, co m$wi5 w kupie sia. We dwoje macie
dziesi! razy wiksze szanse, ni kade z osobna. 6ie jeste ksiniczk",
*etunko. 6ie dla wiata, nie dla losu, wic i nie dla niego.
' 6ie: ' 8os %br&la wyra2nie dra. ' Debren, pewien jeste, e...:
' #zary to tylko czary, adne cuda. 6iby jak si miao zdejmowanie
kl"twy dokona!: 6ajprociej5 stranik kl"twy powinien by w myli
zdejmuj"cej zajrze! i sprawdzi!, czy kryteria spenia. %wykle trzeba jakie
konkretne posunicie wykona!5 smoka ubi!, pi"c" kr$lewn pocaowa!,
&aso sezamowi poda!. (le *retokar takie warunki postawi, e bez
sondowania myli za c&oler... ( Mesztor&azy i tak szarzaka3telepaty uy.
*o co mia z innymi wyzwalaczami procedur kombinowa!, maj"c pod rk"
najlepszy z moliwyc&: Wr$ka o biologii m$wia, a Mesztor&azy z
*retokarem o wiadomoci. ' Adczeka c&wil i rzuci stanowczym tonem5 '
%a2 z konia, %br&l.
>otmistrz tkwi w siodle nieruc&omo. 1ak inny %br&l NLZ prawie
dokadnie trzydzieci lat wczeniej. ( obok, z rk" na strzemieniu, staa, jak
wtedy, zakoc&ana kobieta, kt$ra wanie co odzyskaa i wanie zaczynaa
pojmowa!, e to co traci. W przeciwie/stwie do ojca %br&l nadal by ywy,
ale...
' >azem p$jdziemy. ' Drzewce &alabardy zakrelio uk, wskazao drog
ku rozstajom. ' 1ak przylez", to stamt"d.
' 6ie. ' Debren zerkn" w stron ganku. 0ak jak przypuszcza, papuga
wydrepta na zewn"trz i podsuc&iwa, stoj"c obok naderwanego szyldu.
0rudno. *osa ptakowi ostrzegawcze spojrzenie i doko/czy5 ' 7kr$tem
polez".
' 7kr$tem: ' oberystka zmarszczya brwi.
' 0ajnym. Drop mi o nim m$wi. ' Adsun" j", zapa pas rotmistrza,
poci"gn" lekko. ' %a2, %br&l. Musisz zosta! i strzec *etunki. 8ry- zna
sekretn" ciek do mostu. 1ak p$jdziemy ku rozstajom, a oni nadejd"
tamtdy...
6a szczcie pado na rasowego onierza, kt$remu nie musia
tumaczy!, czym jest oskrzydlenie i wr$g na tyac&. >otmistrz bardziej
zlecia ni zsiad z konia. Debren, nie trac"c czasu, zaj" jego miejsce w
siodle.
' %araz... ' >e-leksja przysza p$2no, ale nie za p$2no5 czarodziej, a
przede wszystkim ko/ wci" byli w zasigu rki, niewiele mniej skutecznej
od konowi"zu. ' 0am te s" dwie drogi. 7k"d wiesz, kt$r" posza: Moe
lepiej...
' 7yszae, co *etunka m$wia. ' Aberystka i teraz pr$bowaa co
powiedzie!. 6ie dopuci jej do gosu. ' 0ylko >umperka wc&odzi w gr.
6a p$nocy miaaby g$ry, belnick" granic cay czas pod bokiem i .onsko,
gdzie co drugi ksi" to kuzyn 8wadryka. A %amostkac& nie wspominaj"c.
' (le *etunka...
' %egaa, by ci ratowa! ' uci". ' %reszt" mniejsza ^.
' ni". .epiej znam .end i wiem, co zamierza. 6ie bd si wdawa w
szczeg$y, ale tyle wam powiem, e z takimi zamiarami na rozstajac& w
prawo skrci. 6a poudnie.
L.
' tam j", bez niczyjej pomocy, znajd.
#&cia odjec&a!. *etunka zn$w zapaa za strzemi, zacza mu wpyc&a!
muzera.
' Wierzysz wr$ce: 0o bierz. Moe ci si poszczci i wymierzysz jak
trzeba.
%awa&a si. 6ic prostszego, jak rzuci! w krzaki po drodze. %br&l
zostawa w obery. Abera bya solidna, nawet gry- nie da rady... 6o i
c&opi, jakby co, nie przyjd" skr$tem, tylko zwyczajnie, goci/cem. Musi
ic& spotka!. Ma r$dk, a to tylko wiejska zbieranina. Wic pal diabli
muzera. 8ba na k$dk, sko/czy! te niepotrzebne dyskusje, cisn"!
elastwem w las za pierwszym zakrtem i...
' Do! gadania ' rzuci suc&o %br&l. ' 4iegnij po pociski. ( ty, Debren,
bierz &ulajkul. 7am powiedziae, e dobrze wr$ka wywr$ya. Wic
pewnie i z tym porednim mierzeniem miaa racj. *etunka, jak przez tyle
lat nie wymierzya, ju nie wymierzy, ale ty moesz. ( nawet jak nie, wol,
by co konkretnego do obrony mia. Widziaem ci w walce i wiem, e
goymi rkami musisz ko/czy!, jak r$dk" zaczynasz. 4ierz muzera.
7iekance z jadem s"@ nie ma lepszej broni na kmiotk$w. 0ra- takiego, a ze
strac&u si u-ajda i czmyc&nie z wrzaskiem, paru inszyc& za sob"
poci"gaj"c. 1ak duy rozrzut ustawi!, mona za jednym zamac&em caej
czeredy si pozby!. W ostatecznoci za, gdyby ci dopadli, argument do
negocjacji ci zostaje. 0rutka ze zwok", krzyczysz, nie tyka!, bo jak zgin, to
po was. 0ak DA03r$w szkol", kt$rzy, sa3. motnie operuj"c, czstokro! maj"
do czynienia...
' #zas tu tracimy ' przerwa mu Debren.
' *rawda. 4iegnij, *etunko.
#zarodziej podj" decyzj.
' #zekaj ' zapa za rk odwracaj"c" si kobiet. Wepc&n" jej muzera,
zamkn" w ucisku drobnyc& palc$w. ' Wam tu bardziej si bro/ przyda. '
%br&l pryc&n" zniecierpliwiony, mocniej cisn" uzd. Debren mia
nadziej, e nie bdzie musia tego m$wi!, ale Dczy si z tak"
koniecznoci", wic doko/czy gadko5 ' ( wymierzenie ju byo. 6ie
musz mierzy!, bo ju... Miaa racj wr$ka, ale to nie o #edrzy&a c&odzio
i 8wadryka. A gry-a te nie.
' (... o kogo: ' zapytaa *etunka dr"cym gosem.
' A ciebie. ' #zarodziej odwr$ci si, ruszy kusem NLO w stron lasu.
Dopiero znikaj"c w nienym tumanie, zawoa przez rami5 ' = o
babopalca)
' *iorrruny prrrecz) ' zaskrzeczao ciemniejsze od re szty niegu co,
przezornie zawracaj"c i nikn"c Debrenowi z oczu. ' Drrru& niegrrro2ny)
Magun zakl". 0ylko lekkie czary przy miniac& i gardle ' a da si
zaskoczy!. *siakrew.
' Wracaj ' warkn", nie zwalniaj"c. ' *etunki pilnuj.
Drop nie zawr$ci. %acz" zygzakowa!, by lecie! rami w rami z
je2d2cem. 9nieg sypa gsto i Debren jec&a ledwie ostronym kusem.
' Krrrcie: Deklarrracja kierrrunku prrrawdziwa:
' 1a krtacz:) = kto to m$wi)
' Dyskrrrecja z >rrend": ' upewni si ptak.
' *rzez dziur si gapie, jak...
' %amiarrry sterrylne) ' uni$s si &onorem, a i troc& na skrzydac&,
Drop. ' 7trrr$owaem) 8rrry-a wypatrru3j"c)
' *owiniene mnie obudzi!.
' *arrrol z garrrda wydarrra. >rrozkazaa.
' <ajno ci moe, a nie rozkazywa!.
' >rrozkaz uprrrawniony. *rrraszczury... ' Drop urwa, wysun" si par
s"ni do przodu. ' Debrrren, porrra szczerrroci. Kierrrunek >rrumperrrka:
' 6ie tw$j interes.
' >rrumperrrka prrrawo. W drrrug"... ' ptak szuka przez c&wil
brakuj"cego sowa. ' 8$rrrny brrr$d. >rro3zumiesz: 8rrranitowy...
okrrracza strrrug...
' Most ' zlitowa si Debren. ' 6auczyby si po ludzku, jak ju ci do
ludzkic& bab ci"gnie.
' 7errrcem ' zastrzeg si pospiesznie Drop. ' >rre3akcji przyrrrodzenia
brrrak.
Debren zignorowa ca" kwesti i dalej robi swoje. #zarowa. 6ie
zanosio si na popraw pogody, a nad lasem latay nie tylko papugi. *tak
wyskoczy do przodu, zawis nad drog", zwr$cony dziobem do
nadbiegaj"cego.
' *orrra rrrozstrzygn"!. 7krrrt ' zakrzywiony dzi$b wskaza p$noc. '
7krrr$t. 4rrr$d rrryc&lej.
NM^ Debren zatrzyma konia, posa nieu-ne spojrzenie kpie zaroli.
(lbo raczej5 wielkiej bryle niegu, osadzonej na krzewac& tak gstyc&, e
cao! przypominaa wa.
' 0u: Do mostu:
' 7trrrategiczny trrrakt grrry-a. Kwadrrrat krrroi.
Domyli si, w czym rzecz. 6a zac&$d od nic& znajdoway si rozstaje z
drogowskazem i tabliczk" Dyszana3Je3yna. Dokadnie na p$noc od
rozstaj$w, w tej samej z grubsza odlegoci, most. 9cieka biegnie po
przek"tnej Wspaniale. 0ylko...
' 0rakt: %mylasz, co: 0ak jak ja:
' 7zczerrrra prrrawda)
' *ody pewnie ' powiedzia z wa&aniem.
' Akrrrutnie kom-orrrtowy.
' 6a co gry-owi prywatna lena dr$ka:
' *rrroblemy aprrrowizacyjne. Crrruwanie enerrrgi krrradnie.
Militarrrnie rrreglamentowane.
0o si trzymao kupy, ale... 8dyby opiera! si na dobrej woli Dropa,
mogliby teraz je! niadanie, nie maj"c pojcia o tym, e .enda wymkna
si z obery.
' Mam biec do mostu: ' zapyta, mru"c oczy. *tak musia wyczu!, e
sprawa jest powana, bo przesta udawa! wak, wyl"dowa na pobliskiej
skace i odwanie spojrza magunowi w twarz. ' 0o znaczy, e tam posza:
' 4rrrak in-orrrmacji ' powiedzia spokojnie Drop.
' Wpada ci w oko ' Debren te m$wi spokojnie. ' <otrzyk jeste,
midzy nami m$wi"c. = przewaowiec. Mnie te brakuje in-ormacji. #zy,
mianowicie, cakiem ze mn" szczery. Masz motywy i stosowny c&arakter,
by mnie t" ciek" *isklakowi prosto na st$ zaprowadzi!. An ci daruje, a
.end miaby dla siebie.
' Abrrraza) ' oburzy si Drop. ' >rrady szczerrre) >rratowanie >rrendy
g$rrr") =gnorrruj zazdrrro!)
' (, wic jednak jeste... (le to by znaczyo, e ci na niej zaley. Mnie
zaley, wic Iwiem, e podtarbym si najwitsz" przysig", gdyby to
mogo jej ycie ocali!.
' +onorrr rrrodu. ' *apuga zadar dumnie dzi$b, c&o! onieony czub
zwisa ze ba wyj"tkowo smtnie. ' 4rrrak alterrrnatywy. *arrrol morrrdy w
ceberrr. >rrada Debrrrenowi ekstrrremum zdrrrady.
W spojrzeniu szeroko rozwartyc&, wcale nie sowic& oczu byo co
aosnego. Debren zawa&a si.
' Doradzasz... skr$t: ' Drop omal nie nadwery karku gwatownym
przytakniciem. ' = nie wpakujesz mnie kompanowi w paszcz:
' 8rrranit)
6ie wiedzia, co o tym myle!. (le jedno wiedzia na pewno5 .enda nie
zgupiaa a tak, by wraca! do 4elnicy. *ozostaway dwie drogi, z kt$ryc&
naprawd niebezpieczna bya ta na p$noc. 1eli .enda skierowaa si na
poudnie, powinna wyj! cao. 8dyby na rozstajac& skrcia w stron
mostu...
*rawie na pewno tego nie zrobia. 0rzydzieci lat, zawodowa onierka.
6ie adna gupia smarkula.
*rosty wyb$r. 6a poudnie od rozstaj$w kl"twa nie obowi"zuje. 6iby po
co, skoro kr$lewski szlak nie ma tam konkurenta: 6a poudniu rozci"ga si
te Mor,ac, gdzie kadego, kto uciek z 4elnicy, potraktuj" co najmniej
yczliwie. 0ylko dure/ skrcaby w drug" stron, ku mostowi, gry-owi,
wrogiej wsi i wrogim ksistwom .onska. Do kt$ryc& dotrze! przez g$ry,
teraz, zim", te nie byoby atwo. 6ie ma nad czym myle!.
' Debrrren:
Duma i sy-ilis. <ajdak czeka, przebiera nogami raczej z
niecierpliwoci ni zimna, ale wida! byo, e nie powie. =nna sprawa, czy w
og$le wie.
*osza na poudnie. Wiedzia to. 4y pewien. =, co wicej, c&cia tego, bo
tam bya bezpieczna. 6ie ma co duma!. 0rzeba gna! prosto przed siebie, ku
rozstajom.
7plun" i tr"ci konia pit". 1edn". Do skrtu.
6ie dogoni .endy. Moe ju nigdy. Dure/. Mia przed sob" pusty most i
puste ycie. (le wyboru nie mia. 4o gdyby jednak skrcia na p$noc...
Wjec&a w krzaki, porastaj"ce p$nocn" stron pobocza. Ko/ grymasi,
ale wyczuwa nastr$j je2d2ca i nie pr$bowa si opiera!. *rzedar si
posusznie przez leszczynowe zasieki, a potem, gdy g"szcz ust"pi znienacka
dobrze wydeptanej ciece, nawet pokusowa.
' Krrry! czerrrep) ' rzuci ostrzegawczo Drop. >ada bya dobra5 szlak,
okrutnie kom-ortowy z punktu widzenia gry-$w i papug, okaza si za niski
dla je2d2ca. De3bren od samego pocz"tku skazany by na podr$owanie z
policzkiem przytulonym do ko/skiej szyi i nim zrobio si naprawd
niedobrze, zd"y z tuzin razy skl"! swoj" bezmylno!. 0rzeba byo
posuc&a! %br&la i zabra! &em.
=nna sprawa, e ebka Jeyna nie przydaaby si na wiele, kiedy zamiast
iglastyc& gazi zaczy przelatywa! mu nad gow" kamienie. 0en, kt$ry
tra-i, by bodaje najmniejszy ze wszystkic&, ale i tak dostatecznie ciki,
by rozupa! ko/sk" czaszk. 4ardzo dobry rycerski &em moe by
wytrzyma, lecz ludzki kark adn" miar" nie.
%derzenia z ziemi" kark Debrena te nie mia szans wytrzyma!. 6a
szczcie ugodzony gazem wierzc&owiec zary nosem w niegu, a
czarodziej wy-run" z sioda na tyle energicznie, e zd"yo nim obr$ci! w
locie. 8rzmotn" o ziemi nogami i biodrami, nie gow". *oladki
eksplodoway b$lem pkaj"cyc& strup$w, na c&wil czaro3kr"cy
pociemniao w oczac&, ale dziki niegowi nie ucierpiaa adna ko! i adne
cigno. 6awet r$dki nie zgubi.
' 8rrry-) ' wydar si mocno sp$2niony Drop.
M$g sobie darowa!. *isklak przemkn" tu nad czubkami jode, c&yba
dopiero w ostatniej c&wili rezygnuj"c z pomysu poprawiania pazurami po
salwie. Doskonale widoczny ' i nieosi"galny. *orusza si zbyt szybko i
zanim Debren w og$le pomyla o uniesieniu r$dki, nie byo po nim ladu.
' *rrrdsze rrruc&y)
Ko/ podrygiwa w agonii. Debren dopiero teraz zorientowa si, e
g"szcz wok$ nic& to g$wnie modniak, z rzadka poprzetykany starszymi
drzewami. % punktu widzenia bestii o masie *isklaka5 prawie jak odkryta
polana.
%erwa si, pobieg. 6a szczcie masywne jak maszty jody zaczynay
si o kilkadziesi"t krok$w dalej. >osy w sporyc& odstpac&, ale gry- nie
m$g pozwoli! sobie na byskawiczny atak z lotu kosz"cego.
' 8rrradobicie ' uprzedzi Drop. ' >rrozliczne arrrsenay. Krrr$tkie
przerrrwy.
NMX 7zybko stao si jasne, co mia na myli. A zamarznit" ziemi i pnie
drzew zadudnia pierwsza porcja kamieni. 6ie byy due, ale spaday niemal
pionowo i kady, w przypadku tra-ienia, m$g przyprawi! czowieka co
najmniej o powan" kontuzj.
0o nie wygl"dao dobrze, zwaszcza e zaraz potem ma3gun natkn" si
na pierwszy z rozlicznyc& arsena$w.
*rzy ciece wyrastaa z czap onieonego mc&u niewielka, mocno zryta
kilo-em skaka. Abok, podobne do krecic& kopc$w, stay w r$wnyc&
szeregac& pryzmy skruszonego urobku, a z boku, na ko/cu osadzonego w
gazie a/cuc&a, poyskiway $tawo ludzkie koci.
' 4rrraniec z trrraktu ' rzuci niecierpliwie Drop, wi dz"c, e Debren
zwalnia, niemal staje. ' 7tarrra &istorrria.
>acja. 6iekt$re kopczyki porosy zielskiem.
' 1ak go przyku: ( takie c&wytne ma apy:
' Kolaborrrant. Drrrugi brrraniec.
;adnyc& wieyc& lad$w. 7zkoda. 8dyby st"d czerpa amunicj, mona
by...
6ie, niczego by nie mona. Musieli gna! na eb na szyj@ czajenie si na
*isklaka nie wc&odzio w rac&ub, nawet gdyby poza tym wyrobiskiem nie
byo w caej okolicy ani jednego le"cego luzem kamienia. 1eli .enda
robia co gupiego, naleao si spieszy!. 1eli nie, r$wnie dobrze mogli
wr$ci! do obery.
Mimo wszystko mia w"tpliwoci, wic kolejn" salw przyj" niemal z
satys-akcj". 8ry-, zwalniaj"c adunek gdzie wysoko, mocno spudowa, a
on zyska pewno!, e zdecydowa susznie. *isklak nie mia problem$w z
zaopatrywaniem si w kamienie. 4y! moe mia je z lataniem, bo
poczynaj"c od kolejnego skadu tucznia, Debren cay czas bieg po ladac&
jego ap. =nna sprawa, e wikszo! lataj"cyc& potwor$w porusza si na
skrzydac& niewiele szybciej ni na nogac&, opacaj"c ten skromny zysk
duo wikszym wydatkiem energii. 0aktyka manewrowania naziemnego i
atakowania z powietrza nie dowodzia wic niczego poza rozs"dkiem. *o
szeciu nalotac& magun wiedzia ju, e ten w g$rze nie da si porwa!
goNMN r"czce zarzucenia przeciwnika moliwie wielk" liczb" pocisk$w.
(taki nastpoway w niewielkic& odstpac& czasu, ale mogoby ic& by!
jeszcze wicej, gdyby gry- popad w sc&emat5 bieg3zaadunek3lot3
opr$nienie sieci.
6iestety, by na to zbyt sprytny. Kamienie spaday daleko od celu albo,
spadaj"c bliej, odbijay si bezsilnie od gazi, lecz za ten spadek
skutecznoci *isklak kupowa sobie co nader cennego5 bezpiecze/stwo.
1ego taktyka bya prosta. Wzlatywa wysoko, by zapewni! licznym i
lekkim przez to pociskom du" si przebicia, istotn" w lesie, po czym, z
samej granicy pola widzenia, zrzuca adunek. Mia lepszy wzrok, sysza
odgosy towarzysz"ce biegowi, no i nie olepia go sypi"cy prosto w oczy
nieg. Wiedzia te, kt$rdy bdzie przemieszcza si przeciwnik i c&o! nie
zawsze w odpowiednim momencie, w ciek tra-ia nieodmiennie. 6o i, na
koniec, ruc& nie przeszkadza mu w prowadzeniu obserwacji.
Debren m$g albo biec, albo go wypatrywa!. Kiedy powica cenny
czas i zatrzymywa si z zadart" gow", natyc&miast lep od osiadaj"cej na
rzsac& bieli. 0amten trzyma si z tyu, ale oznaczao to poow nieba.
0ermo3wizja byaby jakim sposobem ' te nie idealnym, bo padaj"cy nieg
poyka ciepo ' ale gdyby teraz zaryzykowa! zaklcie, Debren musiaby
zrezygnowa! z biegania. 9cieka, okrutnie kom-ortowa dla wielkic&
kocur$w, bya z ludzkiego punktu widzenia prawdziwym torem przeszk$d.
6awet sprawne oczy nie gwarantoway wypatrzenia wszystkic& puapek,
gro"cyc& potkniciami, polizgami czy zakleszczeniami stopy w skalnej
szczelinie. Debren wyoy si tylko dwukrotnie i niczego sobie nie
zwic&n", ale bieg teraz wolniej nie tylko z uwagi na narastaj"ce zmczenie.
6awet lekki uraz kt$rej z n$g byby katastro-".
6a szczcie jeszcze jako posiadacz konia bra pod uwag co takiego.
Drop przeszkodzi mu w poowie zaklcia, teraz jednak doko/czy je i by
got$w spr$bowa!. 0yle e na razie nie m$g. 4ieg przez stary, gsty las.
#zapy zgromadzonego na gaziac& niegu byy tak masywne, e nawet
*isklak da sobie spok$j z polowaniem NMY i kr"y gdzie bezgonie w
g$rze, wyczekuj"c na lepsz" okazj. *osyanie czaru przez takie co nie
miao sensu.
' 7trrrumie/) ' obwieci Drop w trakcie zataczania kolejnej $semki.
#&wilami wzlatywa na wysoko! czubk$w drzew, ale wyej si nie
zapuszcza. Dwa czy trzy razy omal nie zderzy si z pniem czy gazi"5
najwyra2niej latanie w nieycy i papugom sprawiao problemy.
Debren musia mu uwierzy! na sowo5 adnyc& znak$w zbliania si do
wody nie odnotowa. *orednim potwierdzeniem byy dwa kolejne ataki.
6ast"piy szybko jeden po drugim@ wygl"dao na to, e gry-owi zaczyna si
spieszy!. Dobrze. 0o znaczy, e gociniec jest niedaleko. = e *isklak
podziela zdanie Debrena.
6a otwartej przestrzeni, przy dobrej widocznoci, szanse powinny si
wyr$wna!. 9nieg nadal sypa zbyt gsto, by liczy! na wzrok, ale zwierzyna
bya czarodziejem i ten, kt$ry na ni" polowa, najwyra2niej sobie o tym
przypomnia.
0rzeci z serii szybkic& atak$w by najbardziej ryzykanckim z
dotyc&czasowyc&. *isklak zaskoczy i maguna, i lec"cego wysoko Dropa.
Wypad nagle z biaego tumanu ledwie dwa s"nie nad ziemi", pr$buj"c nie
tyle wysypa! na biegacza zawarto! sieci, co r"bn"! go ni". 0ylko pobliski
wykrot ocali Debrena. W ostatniej c&wili czaro3kr"ca skoczy midzy
stercz"ce ku niebu korzenie, znajduj"c tarcz, dostatecznie utwardzon"
mrozem, by zatrzymaa cios. 6im pozbiera si po upadku, pasiaste cielsko
rozpyno si w bieli.
' #&olerrrnik) ' wrzasn" bardziej wystraszony ni rozgniewany Drop. '
%drrrowy, Debrrren:
Debren nie mia ju siy na jaowe pokrzykiwanie. Wygramoli si po
prostu z dou i pobieg dalej.
Drogi nie byo wida!, potoku te nie, a teren, z uwagi na wyra2ny
spadek, zrobi si do reszty paskudny. %a to drzewa rosy rzadziej i byy
nisze.
Dobrze. W ko/cu mia nad gow" tylko niebo i nieg.
%atrzyma si, rozejrza. 6ic, wiruj"ca biel. 6awet Drop znika mu
c&wilami z oczu, c&o! z braku lepszej oc&rony papuga trzyma si teraz
bliej niego. 6o, trudno.
' Dwaga ' ostrzeg. ' %atkaj uszy.
0amten nie mia ani czego, ani czym zatyka!, wic De3bren krzykn"
zaraz potem. =nna sprawa, e ' przynajmniej dla posiadacza typowyc& uszu
' nie brzmiao to szczeg$lnie przykro. *iskliwe Heeep)))I ocierao si o
ultrad2wiki i gdyby nie praca nad podostrzeniem suc&u, magun nie byby
w stanie oceni! mocy okrzyku.
*adaj"cy nieg poc&on" niemal wszystko. 0o, co wr$cio, wr$cio z
daleka, a gry-, jako istota do! mikka i ani troc& nie paska, wiksz" cz!
impulsu albo poc&on", albo odbi na boki, rozpraszaj"c bez poytku dla
woaj"cego. ?c&o wystarczyo jednak, by czarodziej zorientowa si w
kierunku.
4ez namysu posa byskawic ladem d2wiku. *otem kolejny okrzyk i
drug" byskawic. .ekko rozproszona, obejmowaa wikszy obszar i c&o!
nie moga wyrz"dzi! powaniejszej krzywdy ' pomijaj"c ewentualne
tra-ienie w oczy ' bya w stanie przypali! pi$ra lub sier!.
>ezultat okaza si aden. *omijaj"c -akt sposzenia gry-a5 trzecie
Heeep)))I powr$cio ec&em z zaskakuj"co innej strony. 4ior"c poprawk na
odlego!, *isklak musia byskawicznie i raczej panicznie zanurkowa! ku
gciej rosn"cym drzewom zaraz po pierwszym rozbysku.
7zkoda. (le z drugiej strony ' wyra2nie czu respekt. Debren
wykorzysta to, przebiegaj"c szybko i bez ogl"dania si w g$r kilkaset
kolejnyc& krok$w. *otem stan" i na c&ybi tra-i posa w niebo p$ tuzina
d2wikowyc& sond.
6iczego nie wykryy. 8ry- albo zmieni puap na duo wyszy, albo
zmieni taktyk, albo po prostu mia szczcie. Wi"zki byy rozproszone,
lecz w sumie nie obejmoway nawet !wierci nieba. Debren m$gby
przeszuka! nimi pozostae trzy czwarte, tyle e zn$w musiaby si
zatrzyma!5 kady okrzyk wysysa z organizmu powietrze nie gorzej ni
nurkowanie.
*o wszystkim przez dug" c&wil sta! go byo jedynie na ociay truc&t.
6ie pr$bowa czar$w kondycjonuj"3cyc&5 czciowo znosiy si z tymi,
kt$ryc& wanie uywa.
' Adrrraaj"ce porrrykiwania) ' zaskrzecza mu nad uc&em Drop. '
>rrozum widrrruj")
Debren nie mia siy komentowa!. *o prostu w trakcie nastpnyc&
kr$tkic& postoj$w, po"czonyc& z okrzykami, stara si nie krzycze! w
stron papugi. Drzewa, zwaszcza iglaste, poc&aniay d2wiki, ale to, co
wracao po son3dowaniac& pooonyc& bliej &oryzontu partii nieba, jemu
samemu zgrzytao w m$zgu.
6a pi"tym czy sz$stym postoju wi"zka mina si z mocno rozproszon"
gromad" kamieni. 8ry- nie ryzykowa5 zrzuci je z wysoka, c&yba na suc&.
#&ybi. Debren take c&ybi, c&o! wzi" si na spos$b i zamiast porz"dnego,
morderczego pioruna kulistego posa w przestworza kilka mayc&. %niky w
nienej c&murze, ci"gn"c za sob" ogony pary ' i to wszystko.
*ewnie dlatego wicej nie eksperymentowa z ogniem dalekosinym.
6ie bardzo zreszt" byo jak, bo las zn$w zgstnia i -aszywe ec&a od gazi
przekreliy sens sondowania d2wikowego.
*rzez c&wil walczy wy"cznie z b$lem mikn"cyc& mini i ogniem w
pucac&. 7trac&u waciwie nie czu. *oczu dopiero nad skrajem urwiska.
4yo strome i wysokie, omal nie przebieg z rozpdu nad jego krawdzi" '
ale to nie przepa! w dole sprawia, e serce podeszo mu do garda.
*o prostu nagle zobaczy most.
Ad momentu opuszczenia obery widoczno! ani razu nie przekroczya
trzydziestu s"ni, c&wilami malej"c tak bardzo, e omal nie zderzali si z
Dropem. 0eraz nie byo lepiej ' tyle e $w stan dotyczy caej okolicy z
wyj"tkiem mostu. 6a most, c&o! trudno w to uwierzy!, nie spad ani jeden
patek niegu.
Debren zatrzyma si na moment, patrz"c z niedowierzaniem na
niewidzialny, a przecie wyra2nie widoczny lej, rozc&odz"cy si spod
przsa. ;aden czar nie jest doskonay i warstwa przejciowa miaa pewnie
kilka okci gruboci, ale z tego dystansu wolna od bieli przestrze/ zdawaa
si odcina! od tej wypenionej niegiem niczym wykrojona brzytw". Moe
dlatego, e granice stoka siNMW gay wysoko i cay lejek wypenia ni
mniej, ni wicej, tylko soneczny blask. 4kitnego nieba, zamykaj"cego od
g$ry c&roniony obszar, Debren nie widzia, ale niew"tpliwie musiao tam
by!, i to w znacznyc& ilociac&. Dowodzi tego porednio -akt, i stoj"c tak
daleko, by w stanie przenikn"! wzrokiem do samego przsa.
Dookoa nadal wirowa nieg, ale byo go bez por$wnania mniej.
Musiao by! mniej, bo odpowiedzialne za opady, nabrzmiae wilgoci"
c&mury tra-iay na magiczn" granic duo wczeniej ni sun"ce doem
warstwy powietrza. Magun nie pr$bowa zgadywa!, co si dzieje na styku
dw$c& zakl!5 wystarczyo mu, e widzia e-ekty.
6o i most.
Kto ubrany na buro i biay g$r" klcza porodku przsa, wal"c w nie
raz po raz czym duym i c&yba cikim. >ozum podpowiada, e kilo-em,
ale kada kom$rka w ciele Debrena zawya ze strac&u, nieomylnie
rozpoznaj"c wojskowy berdysz, przyozdobiony runami HDI i H7zI.
Dwurczny top$r sawnej prawelskiej manu-aktury Dua 7zkoda by zbyt
cenn" broni", by zdrowy na umyle czowiek tuk nim kamienie, czarodziej
jednak nie udzi si. 0en na mocie nie by zdrowy na umyle. 4y
najgupsz", najbardziej bezmyln" smarkul", jaka kiedykolwiek c&odzia po
wiecie.
0ak szalon", e a c&wilowo bezpieczn".
>ozmazane nien" -iran" sylwetki na p$nocnym brzegu nie poruszay
si. *$ tuzina ludzi to cay tum, jeli por$wnywa! z samotn" dziewczyn".
(le dziewczyna bya wyronita i Debren nie dziwi si wieniakom. 6ie
musieli si spieszy!, czas pracowa na ic& korzy!.
An nie mia czasu. Waciwie na nic, z myleniem w"cznie. Mistrzowie
z *rawi", jak wszyscy, troc& przesadzali w reklamowaniu swyc& wyrob$w,
ale akurat na ber3dyszac& mieli wite prawo toczy! owo HD.7z.I. *otny
top$r czyni due szkody kademu, kto si pode/ nawin", z cik" jazd"
w"cznie ' bo, pomijaj"c pierwszorzdn" stal, by ciki jak c&olera. #o
znaczyo, e .endzie raz33dwa zabraknie si. 0o pierwszy problem. Drugi
by wikszy. 0yc& szeciu stanowio zapewne przedni" stra. 6a pewno nie
cao!. #zyli lada moment doszlusuj" inni, a wtedy...
6ie zamienili sowa. Drop, nie czekaj"c, poszybowa w stron mostu
najkr$tsz" z moliwyc& tras. Debren te najkr$tsz", ale pobieg. 4a si, e
nie zd"y.
*isklak wybra zy moment.
Miejsce te nie byo najlepsze. 7kaka, c&o! wysoka, proporcjami
bardziej przypominaa wie ni dom i tak due stworzenie, nawet le"c, nie
miecio si ca" sylwetk" poza krawdzi". % daleka, z powodu niegu i
drzew, nie byo go wida!, z bliska te ju nie, bo brzeg tarasu zasania, ale
porodku nadbiegaj"ca o-iara miaa ze trzy s"nie na to, by zerkn"! wyej,
dostrzec zagroenie i zareagowa!.
Debren nie by do tego zdolny. 8na jak szaleniec, zbyt poc&onity tym,
co pod nogami, by patrze! wyej. 8ry-, nie pomyla jednak o tym i popeni
kolejny b"d, atakuj"c o c&wil za wczenie.
Debren prawie cakowicie zmarnowa t c&wil. ?nergi do czarowania
na mocie zaktywizowa ju teraz i wystarczyo j" tylko uwolni! ' nie
musia siga! po wicej. (le sign". = pokazowo spieprzy spraw.
>$dka pluna gromem o mgnienie za p$2no. *otny dzi$b potwora
by ju wtedy na tyle blisko, e gdyby si zamkn", odgryzby jej koniec.
*isklak nie mia tego w planac&, i bardzo susznie, bo Debren sam duo
skuteczniej pozbawi si swej podstawowej broni.
%byt silny strumie/ rozd" od rodka kompozytowy dr"ek, a eksplozja,
ogie/ i odamki doko/czyy dziea. Kiedy powalony podmuc&em czarodziej
przewraca si w nieg, resztki tego, co do niedawna byo wysokowydaj3
nym, soczewkuj"cym czarowodem, kopc"c odlatyway w g"b lasu, podobne
do wszystkiego, tylko nie r$dki.
Dookoa latay te kawaki dzioba, kostne igy z rozsadzonej czaszki,
placki m$zgu, kawaki misa. 4liej, sycz"c, dymi"c i paruj"c, rozpezaa si
po pobojowisku mgieka palonej sierci i rozpylonej krwi. 7ia wybuc&u
bya tak potna, e wpadaj"ce ju na czowieka cielsko odrzucio na kilka
st$p do tyu, ze ba i szyi nie pozostao praktycznie nic, a na dnie
wyobionego w korpusie krateru Debren dopatrzy si bysku oblepionej
luzem stali.
Kapalin %br&la.
#&olera. ( po o"dek.
Dsiad, nie bardzo wierz"c, e moe. +uczao mu w gowie, lepi si od
krwi, sk$ra pieka, ka-tan dymi.
D2wigaj"c si z ziemi, zwymiotowa na wasne kolano. 6iedobrze.
Kady czarodziej uzalenia si od przec&owywanej w m$zgu energii
magicznej@ gdy jej poziom spadnie poniej pewnego minimum, zaczynaj"
si kopoty z -izjologi". Mogo by! gorzej, ale ta plama na nogawce
stanowia powane ostrzeenie.
%ataczaj"c si, pobieg dalej, pr$buj"c nie patrze! w stron mostu. 8na
na pole bitwy jak ucznik z pustym koczanem.
*ole bitwy ' bo wieniakom sprzykrzyo si czekanie. %za nienej
zasony wytoczya si c&opska -urmanka i poowa z tyc&, kt$rzy stali,
wgramolia si na ni", by zaraz potem ruszy! do szary.
Wzrok wyawia coraz wicej szczeg$$w. 0rzysta krok$w od mostu
stoek c&roni"cy go przed dziaaniem obcej magii ' w tym przypadku
sztucznie wywoanyc& opad$w ' siga ju na tyle daleko, e praktycznie
nie dopuszcza niegu. Abraz nabra nagle ostroci jak po przetarciu brudnej
szyby. Astroci brzytwy, kt$ra ucia zudzenia.
4ury doem i biay g$r" okaza si .end". Miaa na sobie tylko sukni.
6o i peruk, zbyt grub", by ciepo ciaa stopio nieg. 4ya w apciac& i
jedynie te apcie od biedy wsp$gray z zimowym otoczeniem. 8dyby nie
ocieka potem po morderczym biegu, zadraby na sam jej widok. Mimo
znalezionego na jabonce ka-tana i zapewnie/ *e3tunki konsekwentnie nie
przyjmowa do wiadomoci, e moga odej! tak jak staa5 z goymi nogami,
w jednej podszytej wiatrem sukienczynie na grzbiecie. 6ie pyta, jak daleko
na poudniu znajduje si pierwsza wioska, ale jeli byo tego wicej ni kilka
mil, to ze swoimi po&aratanymi nogami i berdyszem, kt$ry stanowi raczej
balast ni lask, .enda 4ranggo bya martwa praktycznie ju w c&wili
przerzucania liny przez dziur w dac&u. Do poudNXL nia, nawet bez
pomocy gry-a czy zamostkowiak$w, zabioby j" wyzibienie organizmu.
6agle, w przypywie olnienia, zrozumia, e przysza tu umrze!. = e ju
wtedy, pisz"c krwi" na drzwiac&, wiedziaa, e idzie umiera!.
(le to on j" zabi. An, Debren. 6a sekretnej ciece gry-a, kiedy
pozwoli si zaskoczy! i straci konia. 8dyby c&o! poow drogi pokona na
grzbiecie wierzc&owca, byby tu wczeniej i zd"y j" uratowa!. 0eraz nie
mia szans. *c&any przeraeniem gna w stron mostu niewiele wolniej od
konia, ale wiedzia, by wicie przekonany, e niczego ju nie zmieni.
= mia racj.
Drop te niczego nie zmieni. #i"gn"cy -urmank siwek zwolni troc&,
kiedy ptak zaatakowa jego pysk, lecz wielkiego wpywu na wynik starcia to
nie miao. Wo2nica rozpdzi zaprzg ju wczeniej, .enda zd"ya zaj"!
pozycj przy barierce, a pasaerowie wozu wzdu jego burty. *apuga co
prawda szybko zorientowa si, e niewiele zdziaa przeciw smaganej batem
szkapie z klapkami na oczac&, wobec czego przerzuci si na jedynego
wr$d atakuj"cyc& kusznika, ale w niczym dziewczynie nie pom$g, jako e
akurat kusznik nie mia okazji bra! udziau w walce. Dopiero na mocie
zabra si za ukadanie betu w korytku, no i znalaz si po niewaciwej
stronie -ury.
.enda uniosa berdysz, zatoczya nim pierwszy, przygnbiaj"co powolny
kr"g. Debren a zawy w duc&u na widok tego, co zrobia5 ostrze ruszyo z
lewej w praw", zgodnie z ruc&em wozu. 4"d) Akropny, miertelny w
skutkac&) *rzecie eby mocniej uderza!, zatrzymywa!...
4yo za p$2no na krzyk i poprawianie czegokolwiek. Musiaa bardzo
opa! z si, skoro dopiero teraz... %reszt" nawet %br&l nie zd"yby ju
odwr$ci! biegu Duej 7zkody i uy! jej w sensowny spos$b, z
wykorzystaniem impetu napastnika.
6ie by nawet rozczarowany, widz"c jak ostrze przec&odzi gadko
midzy ko/skimi uszami, a siwek, jak gdyby nigdy nic, biegnie dalej praw"
stron" przsa. 4ya c&ora, ranna, wyczerpana ' miaa prawo c&ybi!.
NXM 4erdysz zatoczy uk nad poyskuj"cym daleko w dole nurtem
strumienia, wr$ci nad balustrad, z obojtnoci" wiatracznego ramienia
przemieci si ku wozowi. % perspektywy Debrena ' w $wim tempie. %
perspektywy stoj"cego przy wo2nicy draba, zbrojnego w kr$tki miecz,
pewnie te nie za szybko, jako e mczyzna zd"y nie tylko zastawi! si
przed ciosem od tyu, ale nawet wspom$c c&wyt lew" doni".
Magunowi nie c&ciao si wierzy!, kiedy top$r, wci" niewzruszony w
swej woli zataczania leniwyc& krg$w, min" pryskaj"ce czerwieni" biodro,
miecz wy-run" daleko przed konia, a rozpatany brzuc& c&opa znik za
wozem.
7"siad o-iary spudowa z wraenia. 4y to nie lada wyczyn, jako e jego
or stanowio wypenione wod" wiadro. 7pryskany krwi" modzik
wypuci je, zamiast opr$ni!. Drewniany cebrzyk min" si, z gow" .endy
i pomkn" w przepa!. 1ego nie-ortunny uytkownik klapn" na tyek, dziki
czemu w linii ciosu znalaz si ju tylko trzeci ze zgromadzonyc& przy
prawej burcie.
0ym razem naturalne tempo berdysza nie wystarczyo. #iao .endy
skrcio si w pospiesznym piruecie, przekazuj"c pd ostrzu i pozwalaj"c
mu docign"! o-iar. #ios by mimo wszystko sabszy i zastawiaj"cy si
widami wieniak zdoa zatrzyma! top$r.
%amiast straci! nog, zyska dug" ran w udzie. >un" do rodka wozu,
nie gubi"c broni, ale c&yba gubi"c duc&a walki. .end" zarzucio, upada na
kolana, nie miao to jednak wikszego znaczenia, bo -ura bya ju daleko, a
obaj zdatni do walki napastnicy mieli wasne problemy.
7trzelec, wymac&uj"c kusz", pr$bowa uc&roni! twarz przed dziobem i
pazurami Dropa. Wo2nica pr$bowa nie upodobni! si do papugi i nie
zacz"! lata!.
0ylko temu pierwszemu si udao. 0u za mostem ko/ znienacka zgubi
uszy i wierzc&oek czaszki. *ad r$wnie gwatownie, jak dot"d bieg, i -ura
stana w poprzek, trac"c pd na dystansie najwyej kilku okci. ;aden
-urman wiata nie byby w stanie utrzyma! si na ko2le w takic&
okolicznociac&. Debren nagle zrozumia, co mia na myli Ddebold >imel,
opowiadaj"c o pomyle wprowadzenia pas$w dla wo2nic$w jed"cyc&
-urostradami.
Mczyzna z batem pomkn" jak pocisk nad ciaem wierzgaj"cego w
agonii konia, trzasn" twarz" o ziemi, przekreli bruk przedmocia
czerwon" krec&" i, ju bezwadny, jak bezwadny moe by! tylko trup,
utkn" w ruinac& blok&auzu Kompanii Mytniczej.
Kusznik przey. Dziki Dropowi ' nawet w niezym stanie, jako e tu
przed gwatownym zatrzymaniem atak papugi posa go na dno -ury, a
ustawiona na sztorc beczka uc&ronia kark przed poamaniem o kant
siedziska.
Debren przyspieszy. 6adzieja, kt$r" ju pogrzeba, nagle wr$cia ' a
wraz z ni" obdny strac&, dodaj"cy nogom skrzyde. 8na, przeskakuj"c nad
porastaj"cymi obrzee doliny c&oinkami i ami"c bez trudu te, kt$ryc&
przeskoczy! nie zdoa. 6igdy p$2niej nie zrozumia, jakim cudem nie
zwali si w przepa! ' ani razu nie spojrza pod nogi.
(le wok$ mostu dziao si zbyt wiele, by traci! czas na patrzenie pod
nogi. *rzy przekrzywionym, stoj"cym ju na p$nocnym brzegu wozie
strzelec co-a si, opdza dugim kordem przed obskakuj"cym go papug".
*orodku .enda kutykaa, obracaj"c top$r w doniac& i ' jak gdyby nigdy
nic ' najwyra2niej szykuj"c si do wyupywania obuc&em kolejnyc&
kamieni z lekko wyszczerbionego przsa. ( na p$nocy, pod stromym
stokiem Asypa/ca...
*ojawili si nagle, pewnie za spraw" wiatru, kt$ry nagle ucic& i przesta
nawiewa! nad trakt c&mury nienego pyu. 4o raczej nie za spraw"
-urmanek. 4yo ic& tam par, ale tempo marszu narzucali kolumnie znacznie
liczniejsi piesi, bury tum, najeony ostrzami kos i wide, wa&adami
niesionyc& na ramionac& cep$w.
*$ setki ludzi, najmniej. (le raczej setka ni p$.
Debren zwolni. 6ie mia ju r$dki i nie wzi" &ulaj3kuli, ale przestao
to mie! znaczenie, bo takiej ludzkiej masy nie zatrzymaby ca"
zgromadzon" w obery broni". Musia szybko co wymyli!.
6ie mia nawet zal"ka pomysu, czy to genialnego, czy c&o!by
idiotycznego. 6adal by daleko, powoli zaczynao brakowa! mu si, a w
oszoomionym tumie zaczynaa wrzeszcze! z rozpaczy pierwsza wdowa
czy moe osierocona matka.
.enda, ignoruj"c gromad, ostronie uklka, uniosa top$r, trzasna
obuc&em w bruk. Dopiero teraz zrozumia, dlaczego tak5 uderzaj"c na
stoj"co, zniszczyaby %br&lowi dugi, wysunity ku przodowi jzor ostrza,
dziki kt$remu berdyszem mona byo zadawa! pc&nicia.
0o gupie, ale wanie w tym momencie pko mu serce. Kto taki nie
powinien umiera!.
0um na p$nocnym brzegu szemra, -alowa, lecz jeszcze nie wylewa
si na most. Krew, trupy, ranny w udo nieszcznik odpezaj"cy w krzaki,
zab$jczym, nieludzka w swym spokoju i bezsensownoci zac&owania ' to
robio wraenie. *ar kobiet zawodzio, a dwa kundle opady .end,
obszczekuj"c z bezpiecznej odlegoci, jednak nic ponadto. Wieniacy
naradzali si burzliwie.
Drop, bez powodzenia, ale i bez poraki, utrzymywa poudniowy -ront.
Kusznikowi nie udao si sign"! go ostrzem, kuszy jednak te nie zdoa
zaadowa!.
Debren bieg. *otykaj"c si, raz nawet wal"c jak dugi na twarz. %byt
wolny i rozpaczliwie bezsilny. (le by ju blisko i dostrzeono go. ( co
gorsze ' rozpoznano.
' Magik) ' wrzasn" nad gowami tumu jedyny je2dziec. Debren te go
rozpozna. 0opornik z nocnej bitwy, ten, kt$ry skopa *etunk i na rozkaz
gry-a pobieg mobilizowa! c&op$w. ' 7zy!, kumotrowie) 4o poczaruje w
nas)
Akazao si, e .enda jest jeszcze bardziej martwa, ni si wydawao5 w
!wier! pacierza tum wyplu p$ tuzina strzelc$w i w kierunku
poudniowego brzegu poszyboway pierwsze pociski. *omijaj"c
przewenie, w kt$rym wzniesiono most, dolina bya szeroka na przeszo sto
krok$w. Debren nie dotar jeszcze na wysoko! mostu, co zwikszao
dystans, no i bieg w poprzek, raz po raz przesaniany drzewami, wic e-ekty
okazay si marne, jednak w gwizdac& przelatuj"cyc& g$r" strza i
dudni"cyc& o pnie kamieni syc&a! byo wyra2nie c&ic&ot kostuc&y.
Do dziewczyny ucznicy i procarze mieli duo bliej, no i dziewczyna
nie poruszaa si. %askoczenie sprawio, e nikt dot"d do niej nie strzeli, ale
teraz, gdy ju zaczli...
Debren podj" decyzj byskawicznie. <atwo przysza, jak kada
pozbawiona alternatywy. %atrzyma si, rozcapierzy palce i posa po dwie
serie wietlnyc& kulek z kadej doni. *rzy trzecim podejciu zabrako mu
mocy, wic nad przepastnym w"wozem miny si ze strzaami i
kamieniami tylko dwa tuziny kolorowyc& ognik$w.
.eciay powoli, ale to akurat byo dobre. Kady, kto nie zgupia ze
strac&u, mia czas, by pa!, odskoczy!, ukry! si za drzewem czy -ur".
7por$d tyc& mocniej spanikowanyc& ze dwoje bao si wystarczaj"co
mocno, by nie odnotowa! tra-ie/, a przynajmniej nie zastanawia! si nad ic&
nieskutecznoci". Dwie kulki ugodziy w konie, jeden z koni spanikowa,
pr$buj"c ucieka! zatarasowa drog, stawiaj"c -urmank w poprzek niej.
Drugi, c&o! ograniczy si do nerwowego wstrz"nicia bem, by duy i
jako taki m$g uc&odzi! za sabo podatnego na magiczne ataki. 1ednak co
najmniej jeden z mczyzn zaliczy tra-ienie w 2le sc&owan" nog, po czym
wylaz zza pnia, obmaca niepewnie kolano i zacz" gor"czkowo
pokrzykiwa! do r$wnie rozkrzyczanyc& ziomk$w. 6a razie nie znalaz
posuc&u i kto yw kuli si za zaspami czy zaprzgami, Debren nie udzi
si jednak, e tak bdzie zawsze.
>uszy biegiem w stron mostu. = dopiero wtedy, zaskakuj"co p$2no,
skrzyoway si ic& spojrzenia.
D2wigna si z wysikiem, obr$cia w jego stron. 0rwaa przez c&wil
w sposzonym bezruc&u sarny, kt$r" gromada owc$w zdybaa przy
wodopoju. *otem poderwaa woln" do/, zacza rozpaczliwie mac&a!.
' Dciekaj) *oniec&aj mnie, Debren) Wyno si)
*ierwszy z ucznik$w wygramoli si zza onieonego krzaka, sign" do
koczana. Drop wystrzeli wiec" w g$r, wydal trium-alny okrzyk,
absurdalny, jako e kusznik mia si dobrze. Konny topornik, ten od
*etunki, wskazuj"c siekier" jak w$dz buaw", zac&ca pobratymc$w do
ataku.
#zarodziej potkn" si, upad. 6ad gow" przemkn" mu kamie/ z procy,
a z p$nocnego brzegu ruszyli oc&otnicy. 6a pocz"tek picioro5 trzec&
modyc&, krpy c&op z siwymi w"sami i baba uzbrojona w grabie.
.enda obejrzaa si, zn$w mac&na rk", pokazuj"c, by Debren sobie
poszed, a potem odkutykaa pod balustrad. 1eszcze jedno spojrzenie,
wymowny bezruc& sodszy od najduszego pocaunku ' i zn$w staa
plecami do niego. 6im pi"tka podbiega, w powietrzu zawirowa top$r
.endy.
Wyszkoleni onierze po prostu odst"piliby, robi"c miejsce dla
strzelc$w. 6ie maj"c strzelc$w, podzieliliby si rolami, wyznaczaj"c
czterec& z prawej do &amowania impetu berdysza i powierzaj"c pi"temu rol
kata, kt$ry przebije o-iar. 6a szczcie c&op$w nikt nie nauczy
podobnyc& sztuczek i przez duszy czas nieskadnie obskaki3wali
dziewczyn, bez powodzenia pr$buj"c zatrzyma! top$r pojedynczym
drzewcem.
.enda jedne widy wybia wacicielowi z r"k, inne zamaa. *otem
udao jej si sign"! ostrzem kt$rego z modzik$w, kt$ry pad i
znieruc&omia. 4aba za&aczya grabiami o jej rami, trysno czerwieni".
Dziewczyna odwzajemnia si ciosem trzonka ' kobieta osuna si na
kolana, spluna krwi" i zbami. *ozostali rozpierzc&li si, kto cisn"
kamieniem ' i stao si.
0um ruszy jak rzeka rw"ca wa. 6iepowstrzymany, najeony
dziesi"tkami elaznyc& i drewnianyc& ostrzy. 4rudnyc& od gnoju, rdzawyc&
paskudztw, maj"cyc& za c&wil rozszarpa! ciao, kt$rego usta Debrena nie
zd"yy pozna!.
Dobiega do poudniowego przycz$ka, strzay i kamie' G nie c&ybiay o
cae s"nie ' ale byo za p$2no, bo tamci wpadli ju na most.
6ikt nie m$g ic& zatrzyma!.
6ikt ' c&yba e sam most.
Wrzask z dziesi"tk$w garde zaguszy odgosy. Dopiero kiedy pierwsza
porcz zakrelia uk, staj"c tumowi w poprzek drogi, czarodziej zauway
nurkuj"ce w przle ba3laski. Musiay wyco-a! si z gniazd, by nie
przeszkadza!@ by co, co przypominao uoon" na boku drabin, upodobnio
si do szeregu ustawionyc& jeden za drugim koowrot$w.
Wygl"dao na to, e Mesztor&azy ju dwa wieki temu wynalaz wci"
jeszcze uznawany za nowink kierat zapadkowy, obracaj"cy si w jedn"
stron i samoczynnie si blokuj"cy przy pr$bie obracania w przeciwn".
4elka, c&o! osadzona na niepozornym przegubie, tylko lekko drgna, gdy
kilka pierwszyc& brzuc&$w zderzyo si z ni", a kilka par ramion podjo
pr$b zepc&nicia jej z drogi.
' 6a w$z) ' przebi si przez &armider cienki, kobiecy gos. ' *o
wicon") Magika lejta)
4elka, pierwsza g$rna we wsc&odniej balustradzie, spowolnia tum,
paru wieniak$w wystraszya ' ale nie zatrzymaa wszystkic&. Kilku
zrczniejszyc& i bardziej zapalczywyc& przelizno si pod ni", kto wlaz
na g$r, wsparty o gow s"siada cisn" ocieniem. #&ybi, ale
zdekoncentrowa .end5 nie udao jej si sign"! przebiegaj"cego obok
zamostkowiaka. *ooya dopiero drugiego, na tyle bezmylnego, e sam, z
marszu, usiowa pc&n"! j" osadzon" na sztorc kos". 6astpny bezkarnie
przelizn" si obok, dwaj inni zaatakowali dziewczyn cepami, osaniaj"c
trzeciego ju amatora lania magik$w wicon".
Debren przeskoczy wypeniony niegiem r$w, w locie posa gangarina
pierwszemu z nadbiegaj"cyc&. Ad razu te dopad -ury, ani troc& nie
wierz"c w moc czaru i szukaj"c czego bardziej konkretnego. A dziwo
jednak, gan3garin zadziaa5 modzik z maczug" domowej roboty zatoczy
si, potkn", wyrn" czoem w tylne koo wozu. *rzytomnoci nie straci,
ale zapa do walki ' cakowicie.
*orodku przsa, zaledwie o rzut kamieniem, .enda odr"baa
napastnikowi wikszo! palc$w prawej doni. Mczyzna odbieg
wrzeszcz"c, na razie c&yba bardziej poraony strat" ni b$lem. Drugiemu
poszo jeszcze gorzej5 Drop dopad go z tyu, wczepi si szponami w uszy,
gwatownym skonem trzasn" dziobem w oko. >ana musiaa by! gbsza
ni oczod$, bo wieniak run" i znieruc&omia w rozrastaj"cej si kauy
moczu.
Debren, sc&ylaj"c si po maczug, raz jeszcze cisn" gangarinem.
Wyszo gorzej, ale mimo wszystko wyszo, co dao si zauway! ju po
drugim z piciu zadanyc& widami pc&ni!. %amostkowiak c&ybia
&aniebnie i wci" walczy tylko dlatego, bo ciar nabijanej krzemieniami
pay na moment wzbudzi skrupuy czarodzieja.
Wyleczy go gwizd ocieraj"cego si o uc&o betu. 0en z tyu,
pozostawiony przez Dropa, zd"y w ko/cu zaadowa! kusz. #&ybi, ale
nastpnym razem...
Maczuga zatoczya uk, zderzya si z odsonit" gow" c&opa. #&op
run". %za jego plec$w pomkna ku piersi Debrena kosa. 6a szczcie
cywilna, osadzona jak przy koszeniu "ki, a nie czarodziejskic& g$w.
0rzonek okaza si za kr$tki i magun najad si jedynie strac&u. %araz potem
trzasn" obur"cz zdobyczn" pa", tamten zastawi si kos" i ostrze pko na
p$.
Kosynier rzuci si do ucieczki. 6a poz$r gupio, bo ku poudniowemu
brzegowi. (le tylko na poz$r. Most sta si nagle c&olernie niebezpiecznym
miejscem.
*onaglani przez je2d2ca i kobiet o cienkim gosie wieniacy znowu
poderwali si do ataku. 7-orsowali g$r" i doem symboliczn" w gruncie
rzeczy zapor, w"skim, lecz nieprzerwanym strumieniem popynli w
kierunku .endy.
' 4$g z wami) ' dar si tucioc& w lisiej czapie, -utrze i c&yba
sutannie. Wymac&iwa koem popi"tnym, ni to bogosawi"c, ni to wal"c po
bac& tc&$rzy, kt$rzy pozostali przy -urac&. ' %abi! wied2m)
' Magika) ' przekrzykiwa si z tumem je2dziec.
4erdysz .endy zatoczy dwa koa, zwalaj"c z n$g pierwszyc&
nadbiegaj"cyc&. 6iewane. 0um wyrwa belk z oyska i pobieg kup" ' to
byo wane.
Dwadziecia krok$w. >yk, czerwie/ rozdziawionyc& g"b, nieprzytomny
blask oczu, stal, wszdzie peno stali...
Koniec:
>"bn" byskawic", nawet zapali komu kouc& i czap, osmali brwi.
4ez skutku5 ju si nie bali, ju rozumieli, e nie jest nawet w poowie tak
gro2ny, jak ta przeklta, spryskana krwi" suka, wyludniaj"ca %amostki z
moc" lekkiej zarazy. 6awet przypalony napastnik tylko zrzuci czap i gna
dalej, dowodz"c potgi nienawici i dobrej jakoci tutejszyc& kouc&$w.
.enda, nagle szybsza, nagle ruc&liwa, wpada midzy tyc& z przodu,
zawirowaa, skracaj"c dystans dosiga a trzec&, bezsilnyc& ze swymi zbyt
dugimi widami i cepami. %akbio si, kto uciek, kto run" pod nogi
nadbiegaj"cyc&. 4erdysz tra-i do lewej doni, w prawej bysn" porczny
jak laska miecz dziewczyny. Dopiero on zademonstrowa wyszo! sztuki
nad amatorszczyzn". 6a karkac& uciekaj"cyc& .enda wpada w gromad,
wal"c, tn"c i kuj"c, byskawicznie poc&lastaa co najmniej piciu
napastnik$w. = odskoczya, nim ci z tyu dojrzeli do decyzji deptania
s"siad$w, zbieraj"cyc& z mostu wasne donie i jelita.
' Wod dawa!) ' wrzasna ta o cienkim gosie, tga blondynka w
butac& z c&olewami. ' #o ksi"dz tumaczy, durne pay:) =no woda na
czary) *o w$z, ale ju)
' *oczwarrra) ' Drop, tra-nie rozpoznaj"c wodza, run" na ni" z g$ry. '
*rrrominencki bkarrrt) Kurrrwinka)
Dopiero teraz Debren wyc&wyci podobie/stwo z w"satym sotysem,
kt$remu noc" wpakowa w gardo osinowy koek. #$rka wyra2nie
odziedziczya po ojcu wojowniczego duc&a, bo zamiast c&owa! si w
tumie, skoczya na spotkanie, wymac&uj"c mieczem. Drop, widz"c, e
zamostko3wianie bior" przykad z przyw$dczyni, zrezygnowa z
samob$jczego ataku, mign" nad ostrzami i czmyc&n" znad mostu.
Debren, podrywaj"c maczug, obieca sobie, e przerobi go na ros$.
.enda odskoczya pod balustrad. 6ajmniej szecioro wieniak$w runo
na ni". Kt$ry z biegn"cyc& w stron wozu zawr$ci i pr$bowa zgruc&ota!
kark zdradzieckim, zadanym od tyu ciosem mota. Debren zamac&n" si
maczug", ale nie odway si rzuci!, w peni wiadom -aktu, e r$wnie
dobrze moe tra-i! w .end.
Dwa -ragmenty porczy pomkny ladem atakuj"cyc&, sprytnymi
ciosami pod kolana powalaj"c ca" sz$stk. 0rzeci stan" nagle dba, gdy
zac&odz"cy od tyu mociarz przekada nad nim nog. Dgodzony w
pac&win mczyzna bez jednego okrzyku da si podnie! i niespiesznym
rzutem posa! w przepa!. *orcz obracaa si wprawdzie do ko/ca i
wygl"dao na to, e miejscem przeznaczenia ywego pocisku jest brzeg, ale
rzut okaza si za kr$tki.
Dopiero lec"c, nieszcznik odzyska zdolno! wycia ze strac&u.
6a mocie zapanowa c&aos. 1edni pr$bowali ucieka!, inni, pewnie
gorzej zorientowani ' zabi! .end. 6iekt$rzy spor$d tyc&, kt$rzy ju
umknli na brzeg, zawracali na widok wtaczaj"cyc& si na przedmocie
woz$w. Dwa przywiozy takic& samyc& jak oni c&op$w wolontariuszy, ale
z trzeciej -ury sprawnie, c&o! na razie niespiesznie, zeskakiwali onierze w
jednakowyc& $tyc& kubrakac&. Debren nie wiedzia, do jakiego stopnia
most zdaje sobie z tego spraw. 1eli mierzy! ludzkimi kategoriami, nie
wygl"da na wystraszonego5 u ludzi strac& budzi agresj. 0ymczasem belki
porczy, c&o! jedna po drugiej obracay si ku rodkowi przsa, nie tyle
biy, co spyc&ay wieniak$w w stron brzegu. 6ikt nie polecia w przepa!,
mimo i z barier oc&ronnyc& nie pozostao wiele.
#zterec& ucznik$w i dwaj procarze wdrapywali si na stok Asypa/ca.
7zo im marnie, bo zbocze byo strome, a nogi grzzy w niegu po
pac&winy, ale byo jasne, e gdy wejd" dostatecznie wysoko, most znajdzie
si pod ostrzaem.
Debren nie c&cia si tym martwi! ' nie wierzy, e przetrwaj" z .end"
tak dugo. Most, c&o! si stara, by stary i nie bardzo sobie radzi. 8dyby
obracaj"ce si na supkac& belki porczy przyr$wna! do wiose, kapitan
galery HMost Mesztor&azegoI poegnaby si ze stanowiskiem. ;aden
kapitan nie zagrzeje stoka, maj"c tak marnie wyszkolonyc& wiolarzy.
*orcze zderzay si, zakleszczay, wykonyway mao sensowne ruc&y,
zawracay w poowie manewru, i, na koniec, nie imponoway si". Mniejsze
grupy wieniak$w, zwaszcza tyc& wystraszonyc&, byy stopniowo spyc&ane
na p$noc, ale ju dwie bardziej bojowe, skupione wok$ sotys$wny i
konnego topornika, stawiay skuteczny op$r. 4londyn otaczao ze
dwudziestu zamostkowiak$w, miao mocuj"cyc& si z par" belek, lecz w
przypadku drugiego oddziau most sam sobie by winien. 4alustrada dopada
konnego i czw$rk jego towarzyszy dokadnie porodku przsa, w zasigu
dw$c& s"siednic& belek, z kt$ryc& kada pc&aa intruz$w w przeciwn"
stron. W e-ekcie jeden z pieszyc& dosta si w kleszcze i wy z b$lu i
strac&u, uwiziony w puapce tpyc&, drewnianyc& noyc, za to pozostali
zyskali swobod ruc&$w i korzystali z niej przytomnie, r"bi"c siekierami
trzymaj"c" kompana porcz. *o precyzji, z jak" trzy ostrza raz po raz
tra-iay w to samo miejsce, Debren byskawicznie rozpozna drwali.
=c& przyw$dca kopn" konia po bokac&, pokusowa w stron
czarodzieja. 1u po paru krokac& ko/ przeszed w galop, nie tyle pod
wpywem kopania, co od pc&ni! belkami w zad. Mesztor&azy, jak na
maguna przystao, konsekwentnie stosowa *ierwsz" %asad i most
oczyszcza si najmniejszym z moliwyc& wydatkiem si. Aznaczao to
spyc&anie na p$noc tyc& z p$nocnej po$wki przsa i na poudnie tyc& z
poudniowej. 6ajlej byoby oczywicie w przepa!, ale wida! ju we
wczesnowieczu prekursorzy magun$w mieli szacunek dla ludzkiego ycia.
7zczk zapadki z tyu. Debren odwr$ci si byskawicznie, ale i ze
wiadomoci", e si sp$2ni. Kusznik, o kt$rym na mier! zapomnia,
wanie sko/czy robi! swoje.
7ta blisko. Debren wyra2nie widzia szyderczy bysk zb$w i grot
wymierzony w sw" pier. Dniwersalny, tr$jk"tny, do! w"ski, by poradzi!
sobie ze redni" zbroj", i wystarczaj"co szeroki, by zada! cikie obraenia
zwierzynie. Mia te zadziory, zatrzymuj"ce pocisk w ranie.
' 8i/) ' krzykn" trium-alnie kusznik. % tyu co pczniao, krado biel
onieonej puszczy, ale Debren da si za&ipnotyzowa! wykutemu przez
jakiego wiejskiego kowala paskudztwu i do ko/ca nic nie rozumia.
Kusznik te nie. Dmar zbyt szybko. 8raniasty szpic &alabardy wszed w
plecy pod praw" opatk" i wylaz w okolicy lewego sutka. 6a moment tylko,
bo ko/ gna galopem i %br&l musia albo byskawicznie wyci"gn"! ostrze,
albo poegna! si z broni".
Wyci"gn". %d"y. Mimo krwi s"cz"cej si spod ka-tana i spodni, by w
lepszym stanie od swego wierzc&owca. Ko/ +enzy bieg na trzec& nogac& '
czwarta noga umykaa w g$r, ledwie musna ziemi. *odobno konie, jak
psy, upodabniaj" si do swyc& wacicieli ' tylko ta teoria, sk"din"d
kwestionowana przez Debrena, tumaczya -akt, e nieszczsne zwierz
dowiozo rotmistrza a tu. +enza te by dowi$z, gdyby dosta rozkaz.
' Dwaaj) ' za&ucza %br&l, wskazuj"c zakrwawionym ostrzem kogo z
tyu. Debren przykucn", uskakuj"c pod oson koa, wicie przekonany, e
ostrzeenie dotyczy konnego topornika. *omyli si.
% g$ry c&lusna mu na kark porcja lodowatej wody. 6a szczcie by w
kapturze i wikszo! spyna, zamiast wla! si za konierz, sparaliowa!.
Akazao si to wane, bo c&opak, kt$ry zamierzy si na .end cebrem, a
teraz wyla mu na gow zawarto! sk$rzanej czapy, opr$cz czapy i wody
mia take sierp. 0ylko byskawiczne zastawienie si maczug" uc&ronio
twarz czarodzieja przed zakrzywionym ostrzem.
Drugiej zastawy Debren nie zaryzykowa. %a cika bro/, marna
pozycja, no i ten drugi, konny. #isn" maczug" w g$r i kiedy c&opak
zasania si, wtoczy si pod -ur. % winy ko/skiego trupa byo tu ciasno,
ale jako si zmieci.
*otem, troc& z tyu, pojawiy si w polu widzenia cztery zako/czone
kopytami nogi. 0rzy sprawne i jedna bolenie podkulona w g$r.
' 0y:)) ' zarycza wciekle i trium-alnie zarazem %br&l.
Debren usysza znajomy gwizd sierpa, zako/czony ude rzeniem stali o
drewno, potem drewno uderzyo o co mikkiego, cikiego, a na koniec to
mikkie, cikie i ewidentnie bezwadne zwalio si na burt wozu.
Wszarzu))) 6og":)) *etunk:))
0opornik nie by gupi5 pr$bowa wykorzysta! -akt, e jego ko/ ma
cztery sprawne ko/czyny, i po prostu uciec. %adany siekier" cios te pewnie
nie przyni$s mu wstydu5 sypno iskrami, a koniem +enzy zakolebao.
%br&l nie zd"y odwzajemni! cicia, bo z mostu nadbiegali ju trzej drwale.
(le Debren pamita zar"banego przy studni ursoluda, pamita, jak
niezdarnie poruszaa si posiniaczona *etunka i z g$ry postawi k$ko
popi"tne na durniu, kt$ry podni$s na ni" cim.
%acz" wypeza! spod -ury. *o drugiej stronie, bo w obliczu czterec&
przeciwnik$w i szansy na zemst %br&l nie mia gowy, eby si
przejmowa! tym, co depcze jego ko/.
4y przy kole, kiedy podw$jny c&rzst zako/czy karier dw$c& drwali.
0rzeci odgos amanyc& ostr" stal" koci dopad go, gdy klka. Karosz
topornika by ju wtedy daleko, ale niewiele to pomogo je2d2cowi.
Most, konsekwentnie, przegrodzi par" belek jedyn" drog ucieczki.
Karosz pr$bowa przepc&n"! si na si, ale most, kt$ry rozprawi si ju z
wikszoci" wieniak$w, zacz" zac&owywa! si troc& bardziej
przemylnie i wolna od naporu belka wspomoga atakowan" s"siadk
sprytnym ciosem po pcinac&. %wierz odskoczyo, kwicz"c trwoliwie.
^ burt -ury zadudni pierwszy pocisk. Debren od razu tak o nim
pomyla5 e wanie pierwszy. 6agle zrobio si zbyt piknie, by mogo to
trwa! dugo. K"tem oka wi dzia bezruc& dziewczcej sylwetki, opadaj"ce
porcze, w kt$ryc& zasigu nie byo ju nikogo poza trupami i ran nymi.
8rupa sotys$wny, odcinaj"c si belkom3samobijom, zawr$cia na p$nocny
brzeg, strzelcy na Asypa/cu byli ju wysoko. *rawdziwe problemy wanie
si zaczynay.
%br&l te mia problemy ' z koniem. %araz za wozem nieszczsne
zwierz zostao tra-ione strza" w pier i powoli opado na kolana. 6ie
zdoao wsta!, ale je2dziec zd"y wyrwa! nogi ze strzemion i przeskoczy!
okrakiem nad grzyw". *okiereszowany nie gorzej od konia, %br&l wyra2nie
si c&wia. = ' co Debren zauway dopiero teraz ' nie mia zbroi. 0opornik
wyczu okazj, spi" karo3sza, zaszarowa.
L przeszarowa.
0elliccy piec&urzy rozsawili &alabard jako bro/ zdoln" powstrzyma!
szar rycerstwa. 0opornik nie by rycerzem i post"pi wyj"tkowo gupio,
atakuj"c od czoa kogo takiego jak %br&l.
+alabarda, c&o! dwukrotnie dusza, zakrelia pionowy uk szybciej ni
berdysz .endy. Debren przegapi szczeg$y, lekko zamroczony b$lem, ale
ko/c$wki ju nie dao si przegapi!. %bryzgany krwi" karosz przegalopowa
obok, a co, co do niedawna byo jego je2d2cem, plas3no o bruk pod
postaci" dw$c& bli2niaczyc& p$tusz.
6agle zrobio si cic&o. #akiem. 7tarzy wojacy opowiadali sobie w
karczmac& o takic& ciciac&, ale nigdy na NNN trze2wo i nigdy w licznym
gronie, bo mao kto lubi wysuc&iwa! sko/czonyc& garzy.
7am %br&l z pewnym niedowierzaniem patrzy na swoje dzieo. .enda
obejrzaa si na nic&, znieruc&omiaa.
*rzez c&wil szansa na szczliwy -ina kolebaa si jak linoskoczek tu
przed ko/cz"cym pokaz gzymsem. Debren wyczu, e jeszcze par
moment$w takiej powszec&nej, podszytej zdumieniem i groz" ciszy, a tum
si rozpierzc&nie. 6iestety, kto kiedy zrezygnowa z nader sensownego
pomysu sporz"dzenia rosou z pewnego papugi. .inoskoczk$w zabijaj"
lekkie, niegodne wzmianki podmuc&y. =c& zguba miaa na imi Drop.
*tak pierwszy dostrzeg galopuj"cego traktem %br&la i bardzo
przytomnie pozostawi mu kusznika. Decyzja przelotu nad drugi brzeg i
zajcia si najgro2niejszymi w takic& okolicznociac& strzelcami te
wystawiaa doskonae wiadectwo strategicznemu doradcy nieboszczyka
gry-a. (le moment by najgorszy z moliwyc& i Drop zwali si na kark
najwyej stoj"cego ucznika w zupenie niestosownej c&wili.
Mczyzna, pc&nity znienacka, pokoziokowa w d$ stoku. Drop
trzasn" w twarz jakiego procarza, kt$ry te da si zwali! z n$g, a ca"
reszt grupy strzeleckiej zmusi do opdzania si ukami i rzemieniami proc,
jednak rezultat ataku by opakany. *rzez tum przebieg szmer, za
sotys$wna dopada najbliszego wozu, wdrapaa si na awk wo2nicy i
wojowniczo wywina mieczem.
' Kury si boita:) Dziada brzuc&acza:) Kuglarza jar marcznego, co ze
strac&u krwi" sra:)
Moe nie osi"gnaby celu, ale drugi procarz posa %br&lowi kamie/.
#elnie. >otmistrz musia ratowa! si unikiem, ranna noga nie wytrzymaa i
%br&l, jak przystao na brzuc&atego dziada, run". Debren doskoczy, zapa
go za okie!, zacz" ci"gn"! do tyu, w stron wozu. .enda zrobia krok w
ic& kierunku, znieruc&omiaa na moment, po czym, wyra2nie zdesperowana,
zamac&na si i padaj"c na kolana, grzmotna berdyszem o bruk.
' Agnia skrzeszta) ' Wci" byo cic&o, wic pomyso dawc zrozumieli
wszyscy. ' *odpali! belki)
' = -ur dawajta) ' popisa si zmysem taktycznym inny wieniak. ' %a
-ur" p$jdziem, tarana zrobim)
*ierwsza czerwono opierzona strzaa przemkna nad gow" Debrena.
6iedobrze. #zerwonyc& lotek uyway lene strae i owcy zb$j$w. 6ie2li
strzelcy, kr$tko m$wi"c. 6a szczcie zanim $to odziani ucznicy zajli
wyej pooone miejsca na wozac&, magun zdoa wci"gn"! rotmistrza za
-ur.
' ( .enda:) ' %br&l szarpn" si, spr$bowa wraca!.
' Maj" uki ' warkn" Debren. ' ( ty *etunk. 4ierz kusz ' wskaza
przebitego na wylot strzelca ' i oso/. (le nie wya2, syszysz: 1ak
spr$bujesz, to tak ci przypie3prz... 0o moja sprawa.
6ie artowa i najwyra2niej dao si to wyczu!. Kiedy wybiega zza
wozu, nikt nie pr$bowa i! w jego lady. = to raczej nie dlatego, e o deski
przekrzywionego na ko/skim trupie pojazdu zabbnio z p$ tuzina grot$w
naraz.
Do niego, p$ki co, nie strzelali. 0ak jak i do .endy. #i z g$ry nie mogli,
bo Drop dwoi si i troi, a stoj"cym niej widok zasaniali wieniacy. #z!
onierzy naturalnie zacza przedziera! si do przodu, wzgldnie wspina!
wyej na Asypaniec, ale gdyby wszystko poszo dobrze, a .enda odzyskaa
rozum...
.iczy na to ' i przeliczy si a po dwakro!. *ierwsza belka jedynie
zablokowaa mu drog, daj"c co trzeba do zrozumienia. Kiedy jednak nie
zrozumia i pc&a si dalej, omin"wszy j" sprytnym zwodem, druga, ju bez
ceregieli, zgarna go w pasie i, jak onager zdec&" krow", cisna nim z
powrotem. 8rzmotn" o w$z, na szczcie przewieszony przez burt
specjalista od sierpa i wody wiconej zagodzi si uderzenia. (le na
bruku, gdzie zako/czy lot, pokaleczone poladki nie miay tyle szczcia i
przez c&wil nie widzia wiata zza wiruj"cyc& przed oczami czarnyc&
gwiazd.
' *recz, &ooto) ' za&ucza zza wozu rotmistrz. ' 4o jak kaczki
wystrzelam)
6a razie to do niego strzelano. W burtac& wozu i trupie modego
wieniaka strzay grzzy jedna po drugiej. .enda, pac"c za t demonstracj
nie mniejszym ni DeNNV bren b$lem, tyle e pknitego kolana, na
kolanac& wanie przesuwaa si, ustawiaj"c plecami do niego. *rzez c&wil
mia nadziej, e to z naturalnej c&ci spogl"dania zagroeniu w twarz, ale
szybko wyzby si zudze/. Walia berdyszem w szale/czym popiec&u i
nawet nie zerkna na wieniak$w.
' Do mnie, Debren) ' W gosie %br&la, pojawia si onierska
rzeczowo!. ' %a w$z, ale ju)
Dsuc&a. W sam" por, bo kiedy wpeza pod -ur, pierwsza strzaa z
Asypa/ca tra-ia poniej osi.
%d"y, nim nastpni skrzesali grotami iskry pod brzuc&em pojazdu.
7trzelali celnie. 8dyby nie trup konia, kt$ry z pocisk$w odnalazby drog
midzy szpryc&ami.
' #o tu robisz:
' 1a:) ' %br&l wbi gniewnie bet w korytko kuszy. ' #o ta smarkula
robi) = ty) 6a poudnie mielicie, oboje)
Wyc&yli si, poderwa kusz, prawie nie mierz"c zwolni spust. Dopiero
kiedy kuca z powrotem, czarodziej zauway, e bro/ jest z gatunku
najciszyc&, napinanyc& koowrotem. 0aka, jak" %br&l najbardziej lubi.
6ie zdziwia go wic kr$tka, ale wyra2na przerwa w ostrzale5 ucznicy mieli
prawo pogapi! si przez c&wil na tra-ionego kompana i przemyle! pewne
sprawy.
' >usz si) ' warkn" rotmistrz, zaczepiaj"c &ak o ci ciw i zaczynaj"c
mynkowa! par" mayc& korb. ' *rzy wal im z r$dki, bo jak si
przegrupuj"...
Debren podni$s si, wyjrza zza wozu. Kt$ry z wieniak$w zd"y
zapali! poc&odni i teraz kilkoro zamo3stkowiak$w, w wikszoci kobiet,
przypalao od niej inne.
' <ap konia ' wskaza karosza, kt$ry zatrzyma si przed zakrtem. '
4ierz *etunk i uc&od2cie. ' %br&l rzuci mu zaskoczone spojrzenie. ' 6ie
mam r$dki. Diabli wzili. 8ry-a te wzili, a jak ta tuszcza dotrze pod
ober, to i kl"tw wezm". 4ierz j" do siebie, pod *rawel i si e/. *owinna
to przey!.
' 8ry-a: ' %br&l by onierzem z krwi i koci i nawet ewidentny
wstrz"s bezpaowy nie by w stanie spowolni! ruc&$w jego r"k. %apadka
szczkna jakie p$ pacierza po pierwszym obrocie bbna. ' #o si...:
Debren odruc&owo skoni gow, strzaa ugrzza w beczce, dobry
okie! na lewo. 4uro opierzona, c&opska. Drop przetrzyma tamtyc& w
g$rze dugo, lecz nie m$g trzyma! bez ko/ca5 wystawili do obrony dw$c&
uzbrojonyc& w toporki, za pozostaa tr$jka odzyskaa swobod ruc&$w. =
zaczynaa z niej korzysta!.
.enda wci" ya. 0um, wal"c czym popadnie w zapor z belek, kbi"c
si i pc&aj"c wyprzgnit" -ur, oczywicie mocno utrudnia celowanie
zgromadzonym z tyu strzelcom, ale kilku znalazo si wystarczaj"co
wysoko, by zapolowa! na dziewczyn. = ' ma si rozumie! ' niekt$rzy
pr$bowali to robi!.
(ni jedna strzaa nie doleciaa do celu.
' A psiama!... ' zaskoczony %br&l znieruc&omia z ku sz" przy ramieniu.
0rudno go byo wini!. Debren, c&o! czarodziej, te patrzy za-ascynowany
na obracaj"ce si belki. W przeciwie/stwie do nieskadnego stylu walki
wrcz, sztuk odpierania atak$w z dystansu most opano wa znakomicie.
4elki porczy miay po p$ stopy wysokoci. Midzy rodkiem mostu a
jego p$nocnym skrajem zamontowano ic& w sumie dwadziecia5 po pi!
g$rnyc& i dolnyc& w kadej balustradzie. *o dw$c& wiekac& paru
brakowao, a niekt$re wyszczuplay, nadgryzione zbem czasu, lecz gdyby
uoy! je jedna na drugiej, nadal osoniyby nie tylko klcz"c" dziewczyn,
ale i je2d2ca. Most nie potra-i dokona! takiej sztuczki, jednak dop$ki
strzelano, z grubsza bior"c, wzdu jego osi, a .enda pr$bowaa
przedziurawi! przso dokadnie w rodku, wystarczyo sensownie uy!
poowy dostpnyc& ramion, by zabezpieczy! j" przed pociskami. Druga
poowa szykowaa si do odparcia tumu.
6a widok unosz"cego si szpaleru belek ucznicy skupili uwag na
przeciwlegym brzegu. .enda bya niedostpna, niegro2na i odcita od drogi
ucieczki, do kt$rej si zreszt" nie kwapia. Dkrytyc& za wozem mczyzn
nie oc&raniaa magia, mieli kusz, a z tyu, cakiem niedaleko, las. Wyb$r
wydawa si oczywisty.
' +a, m$wiem) ' %br&l trium-alnie trzasn" pici" w burt. ' *orz"dny
mor,acki most)
NNW Kt$ry z onierzy przeczesa mu strza" wosy. Abaj szybko
sc&owali gowy. Debren opar si plecami o koo.
' 4yle do tyc& ruin ' wskaza resztki rogatki. ' *otem ci drzewa
osoni".
%br&l zerkn" na niego z ukosa, przesun" si nad ko/skiego trupa,
wyc&yli na moment, strzeli.
' Abejdzie si ' mrukn". ' 1u ci m$wiem5 nie po to maj"tek na or
wydaj, by go w ucieczce porzuca!.
' 0o zdobyczna kusza ' zauway przytomnie Debren.
' (le berdysz kupiony.
' %br&l, ja nie artuj. Dciekaj. Most mostem, a oni s" wciekli. 6ie
odst"pi". %e dwudziestu ubilimy, sama .enda im do zemsty nie starczy.
*ognaj" na ober i dalej, po waszyc& ladac&. ( widzisz ' uni$s do/ ' nie
pada. 6ie zasypie tropu.
' 6ie kr!. ' %br&l sam krci zajadle, ciciwa szybko suna ku
c&wytakowi spustu. ' Durny nie jestem, widz, e jeno tu. 6aprawd gry-a
ubie:
' 6aprawd. 4ierz *etunk i wie2 do *rawi". 6ie ma cud$w, by c&opi
obery z dymem nie pucili, a bez sza3rzaka kl"twa si rozsypie. Dciekaj,
%br&l. Ana zasuya na troc& normalnego ycia. ( twoje c$rki na matk.
Dobrze tra-i5 koowr$t zwolni, na moment nawet znieruc&omia. (le o
w$z zabbnia nastpna salwa i rotmistrz powr$ci do napinania kuszy.
' W oczy bym adnej nie spojrza ' warkn", wyci"gaj"c bet z zerwanej
z trupa sakwy. ' Mam si dziewczyn" od pocigu zastawia!: = to tak":
' 1ak": ' Debren zbiera siy, strzay waliy o w$z, wic c&o!
rozmawianie w takiej c&wili wydawao mu si sko/czon" niedorzecznoci",
siedzia na tyku i po prostu rozmawia. ;eby nie myle!, nie umiera! z alu.
' Kartk zostawia ' powiedzia cic&o %br&l. ' Midzy +enz a jego
tarcz upc&aa, przez tydzie/ moglimy nie znale2!. 8dybym po portki nie
skoczy...
' *ortki mu zabierae:
' Dla woni. Wiesz, konie jak psy... ( ten jego, jak i pan, nie za m"dry.
*omylaem, e jak mnie z +enz" pomyli, prdzej pobiegnie. 7prytnie, co:
' 7k"d wiedziae, e tu bd: Drop, tak: Wypapla, e .enda...: 6a
ros$ ajdaka przerobi. Mnie ani sowa nie pisn".
' 0o *etunka. ' %br&l wyc&yli si zza wozu, strzeli, usiad, nim posane
w odpowiedzi groty zadudniy o deski. ' Kusz braem, t nadpalon", to
polaza ze mn" i inne dobra zacza... = nagle poduszk mi pod nos pc&a.
' 0 z czstokou: ' domyli si Debren. Apad na brzuc&, wyjrza zza
ko/skiego zadu. *orcze poudniowej czci mostu spoczyway nieruc&omo,
wsparte ko/cami o jezdni lub supki przeciwlegej balustrady, wic widzia
sporo. *lecy .endy na przykad. 6ic si nie zmienio5 nadal klczaa, wal"c
obuc&em w most.
7zale/stwo.
' = klnie ' ci"gn" %br&l, osadzaj"c koowr$t na ko/cu kolby. ' (le tak,
e mao mi uszy nie zwidy.
% drugiego brzegu rzucano poc&odniami. *orcze wiele sobie z tego nie
robiy ' trudno zapali! poziom" belk, kt$r" pomie/ muska jedynie w
przelocie ' ale podtrzymuj"ce je supki byy w gorszej sytuacji. 6a razie
wieniacy nie celowali w obrzea przsa, lecz Debren nie udzi si.
Wczeniej czy p$2niej kto tra-i przypadkiem i sup si zapali.
' 6o i jak obejrzaa krzak, kazaa mi lecie! po konia.
Wic m$wi, e kulawy, e +enz moe by i poni$s, ale mnie za
c&oler, a ona jak nie ryknie...
7trumyk zimnej wody pociurka z g$ry na poladki De3brena. Kt$ra ze
strza musiaa nie tyle przebi!, co rozupa! klepk. Woda laa si z wozu,
tworzya kau przy kole@ pierwszy wyk popez wawo w stron mostu.
' 6o to zrzuciem pancerz, eby lej, i zbiegem do piwnicy. ( tam ten
karteluszek. #zemu nic nie m$wie:
6a c&ama wyszedem z tym gadaniem o og$rkac&.
7zczkna zapadka, zagwizdao. 4et, kr$tszy i szybszy od strza, nie
da si ledzi! w locie, ale kiedy za kusz bra si %br&l, nie byo potrzeby
rozgl"da! si za be3tami. Wystarczyo patrze!, gdzie kto pada.
0ym razem rotmistrz przeszed samego siebie5 na ziemi zwalio si a
dw$c&. Drabowi r"bi"cemu pierwsz" od p$nocy porcz bet przeszy
gardo, ten za nim, mniejszy i przytrzymuj"cy belk kos", dosta w twarz.
*iknie. 0yle e obok na belk najeda w$z. ( tum kotowa si, puszcza
do przodu ludzi z widami i siekierami.
' %araz p$jd" ' Debren, nadal le"c, zapa rotmistrza za brzeg ka-tana. '
*rzy wozie. 4elki nie dadz" rady bi!, a takiej gromady nie przepc&n".
%abieraj si, ale ju.
' #moknij mnie w zadek.
' 0o nie twoja sprawa) ' podni$s gos. *ozycja bya dobra, ale kiedy
osabnie op$r mostu... ;adnyc& szans na ciemno!, kt$ra mogaby zmyli!
pogo/. 7"dz"c po pyn"cym z g$ry, odbitym od powierzc&ni magicznego
stoka wietle, so/ce musiao wanie zac&odzi!. 0o dlatego onieona
peruka .endy wygl"daa tak osobliwie. Doskonaa biel z dodatkiem
lekkiego r$u. Debren objec&a i opy3n" niemal cay Biplan, ale z takim
odcieniem jeszcze si nie spotka.
%araz. 0e wosy... %araz.
' (le berdysz m$j ' burkn" %br&l. ' 7ze!dziesi"t cztery warstwy
pierwszorzdnej stali. 8oli! si mona, jak kto nie c&erlak. Wiesz, ile
kosztowa: 6ie powiem, bo jeszcze %drenka usyszy i si w grobie obr$ci.
Debren usiad. 7iadaj"c grzmotn" gow" o dno wozu, ale nawet tego nie
zauway. *rzed oczami mia doskona" biel, lekko przyprawion" r$em. W
gowie ' pustk.
' %ostaw nas ' mrukn".
' Was: ' parskn" gniewnym miec&em %br&l. ' 1akic& was, zagany
durniu: Koc&anka, dobre sobie)
7trzelali do nic&. *ierwsza pon"ca strzaa przeleciaa z gwizdem nad
wozem, zgasa w pokrywaj"cym trakt niegu. ;aden nie zwr$ci na ni"
uwagi.
' A czym ty waciwie...: %br&l... dlaczego przyjec&ae: Wanie tutaj:
6iemoliwe, eby po ladac&...
' Dszy ci ajnem zarosy:) ' >otmistrz gniewnym ruc&em wbi bet w
korytko. ' M$wi przecie5 napisaa)
' #o:
' 8dzie berdysza szuka!. = e nas wszystkic& miuje. ( +enz lubi. '
Debren gapi si na niego tpo. 1u agodNYL niejszym tonem %br&l
doko/czy5 ' 6o i o prababce. ;eby jej tak *etunka nie miaa za ze, bo go
szczerze miowaa, do mierci.
' Kogo:
' >ozum te ci zar$s: 0o! wyra2nie m$wi, e si biedaczce we bie
poprzestawiao) = nie dziwota5 trzydzieci lat i ani razu... #&olera, Debren,
jak si dowiem, e moge co z tym zrobi!, ale nie zrobi...
' Kto koc&a:
%br&l pryc&n" gniewnie, na czworakac& wyjrza zza przedniego koa,
wymierzy, strzeli. #o-n" si, wyci"gn" n$ zza c&olewy, rzuci
magunowi.
' >nij sk$r ' warkn", tr"caj"c kolb" ko/skiego tru pa. ' W$z trzeba
oboy!, bo nas tu spal".
Debren posusznie wbi ostrze w ciepe zwoki. <ucznicy nie byli
przygotowani na tak" walk@ strzay, kt$ryc& nie wyposaono w specjalne
opaski, przewanie gasy w locie. (le samyc& strza wyra2nie im nie
brakowao i wczeniej czy p$2niej naleao spodziewa! si poaru.
W$z3taran utkn" na pierwszej zaporze. 4elki z tyu wspomogy te z
przodu@ most nie mia siy wypc&n"! atakuj"cyc&, lecz i oni nie dali rady
zama! oporu dobrze podpartyc& porczy. Wic zaczli je r"ba! i podpala!.
' Kto kogo koc&a:
' 6ie wiem ' rzuci ze zoci" %br&l. ' 6iewane. Ana si liczy, nie to,
co nabazgraa. >ozum biedaczce odjo, nie widzisz: 0aki most
berdyszem:) Mor,acki:)
Debren wyci" kawa ko/skiej sk$ry, zrolowa, przerzuci najpierw j", a
potem wasne ciao przez burt wozu. Dwaj ucznicy mieli akurat strzay na
ciciwac&, ale obaj spudowali. .e"c na dnie -ury, bez popiec&u, starannie,
obkada krwawymi patami wystawione na ostrza -ragmenty wozu. 4eczka
przeciekaa, ale woda wci" w niej bya, wic pod sk$ry wepc&n" jeszcze
troc& mokrej somy, jak" szmat. Amal nie dooy zwoju liny,
wypatrzonej pod kozem. >ozmyli si jednak, wyrzuci j" za w$z.
' 6ie wya2 ' ostrzeg go %br&l. ' *owiem, kiedy.
.ea, prawie nie czuj"c zimna, wdzieraj"cego si w cia o przez
nasi"kaj"ce wod" ubranie. *atrzy na onieone NYM czupryny jode. 6iebo
nad mostem byo bkitne, pene blasku, ale opatulone niegiem drzewa,
c&o! miay bliej, nie przejy od niego owej r$owej domieszki.
Wic nie tylko w caym Biplanie, ale nawet tu...
6igdzie nie znajdzie takiej drugiej. 6igdy. = *etunka, i jej
spadkobierczynie te nie.
0ylko e to nie miao sensu. Mdlio go od niedoboru mocy. #zarodziej,
kt$ry doprowadza si do takiego stanu, moe zajmowa! si r$nymi
rzeczami, ale logiczne mylenie stanowczo powinien sobie darowa!. 8$d
mocy wywouje zwidy, ju kursanci pierwszego roku doskonale to wiedz".
4iedny, obtukiwany ze wszystkic& stron m$zg zacz" skleja! nie powi"zane
ze sob" -akty, strzpy wspomnie/, a teraz nawet obrazy. 0ak jak m$zg
.endy. We2 si w gar!, c&opie, sta/ twardo na ziemi. 1ej wosy nie pon"
r$em. Ana nawet nie ma wos$w. = w niczym nie przypomina kruc&ej
dziewuszki, co z lili", pod wiatr...
' 6aprawd nie wiesz, kim jest: ' dobieg zza burty stumiony pomruk
%br&la.
' .enda: 6ie mam pojcia. ' 6ie widzieli si, moe nigdy wicej nie
mieli si widzie! i pewnie dlatego to wyzna. ' W zamtuzie j" poznaem.
6ie wiem nawet... 0eraz widz, e z wojskiem nie zegaa, ale to drugie...
M$wi, e jeno jako od2wierna... 6ie wiem, %br&l. ;adna z niej wita.
*rzez c&wil byo cic&o. 0utaj. 0rzydzieci s"ni dalej siekiery waliy o
drewno, wrzeszczeli ranni, zawodziy wdowy, zgrzytay koa przetaczanyc&
-urmanek.
' (le... wysoko rodzona nie jest: ' upewni si %br&l.
' Ana: Widziae kiedy pann z dobrego rodu: *rzypominaa ci .end:
W czymkolwiek:
%br&l napi" kusz, ale jeszcze si nie podnosi.
' *o ojcu, miaem na myli ' mrukn". ' 6o wiesz.
' 0e nie. ' Debren obr$ci si na brzuc&, ustawi do skoku. ' % 4elnicy
jest, w tym samym roku co Byborzyn rodzona. ( syszae, co sama m$wi5
nikt wicej w rodzie ksi"cym dzieci si nie doczeka.
' 0ego nigdy si nie wie.
' %a demokracji si wiedziao. *oowa szpieg$w za czonkami dawnyc&
rod$w panuj"cyc& c&odzia. D nas, w .elonii, jeden ksi", pamitam, przed
s"dem stawa, bo na okr"go pyskowa, e tajniak$w to on pieprzy. =,
wystaw sobie, s"d go musia uniewinni!, bo w procesie wyszo, e z
osiemnastu naonic i dw$c& on ani jedna si nie znalaza, kt$ra by od
tajnyc& sub odu nie braa. 6ie, %br&l. W takiej dziurze jak 4elnica i pod
-eudaln" wadz" kady wie, kogo ksi" dudka, a c$ dopiero za demokracji.
*ierwsza pionowo posana strzaa wbia si w dno wozu. Daleko od nogi
Debrena, ale...
' 0o po co tu przyjec&a: ' Magun nie odpowiedzia, ukada si do
skoku. ' 6ie yj, Debren5 te ci zawita o... ' Kilka grot$w zabbnio o
deski. ' 0eraz)
*oderwa ciao, przetoczy si przez krawd2 burty. 1aka sp$2niona
strzaa zagwizdaa mu nad gow", ale drugie stado nadleciao nad w$z
dopiero, gdy zwali si brzuc&em na bruk.
*rzegapi strza %br&la. Kiedy uni$s gow, rotmistrz zn$w napina
kusz. *owoli jako. Debren te nie spojrza mu w twarz tak szybko, jak by
m$g.
(le w ko/cu musia.
' % t" poduszk"... A co c&odzi:
%br&l doci"gn" ciciw nad zapadk, odoy kusz, sign" za pazuc&.
4ez sowa poda czarodziejowi mao delikatnie wydarty strzp biaej
tkaniny. .niane p$tno byo czyste ' pomijaj"c rodek i dwa obrzea. 0o
wanie na obrzeac& skupiy si wyra2niejsze smugi rozmytej, rudziej"cej
ju czerwieni, ale spojrzenie Debrena przywaro do janiejszej plamy
porodku. Krew .endy, nawet tak", wstydliw", ju widzia. 0ego drugiego
nie.
' 6ie jest ranna. ' %br&l opacznie zrozumia jego bezruc&. ' 0o rdza.
7iada okrakiem na czstokole, no i... ' %amilk na c&wil, potem westc&n".
' Masz racj, uroio si dziewce. #&ora, z gor"czk"... 1akby naprawd bya...
6iec&by i z nieprawego oa... ( tacy goodupcy z belnic3kic& ksi""t nie
s", by na taki drobiazg odrobiny srebra posk"pi!. ( tu goa blac&a.
' .ilia ' rzuci tpo czarodziej. 0yle zdoa przyswoi! jego m$zg5 e
rudo$ty, rozmazany, ale czytelny odcisk przedstawia nieduy, stylizowany
kwiat.
' 6ie widziae: ' bardziej stwierdzi ni zapyta rotmistrz. = pokiwa
wsp$czuj"co gow". ' 7zmat" owijaa, czy wy w og$le...: %reszt" nie, nie
m$w. 6ie moja sprawa. = w yciu bym jednym sowem...
' .ilia: ' powt$rzy Debren z niedowierzaniem. Dwie dobrze mierzone
strzay spady z nieba, iskrz"c o bruk tu obok nic&, po bezpiecznej dot"d
stronie -ury, ale aden nie zareagowa.
' (lbo kto j" c&cia dodatkowo omieszy!, albo naprawd... Wredna
bywa, wic bym si nie zdziwi, gdyby kto z zemsty nie tylko pas, ale i to
na pasie... Masz pojcie, jakiego wstydu si dojrzaa niewiasta najada, z
takowym problemem do kowala zac&odz"c: ( ile uciec&y kowal i jego
kumotrzy w karczmie:
' .ilia: ' Debren oderwa wzrok od zgniatanego w doniac& kawaka
lnu, posa rotmistrzowi oszoomione spojrzenie. ' %br&l, c&cesz
powiedzie!...:
' 6ie wiem ' %br&l stc&$rzy na caym -roncie5 podkuli nogi, zabieraj"c
je bliej burty, gdzie nie dolatyway spadaj"ce z g$ry pociski, i umkn" ze
wzrokiem. ' 0o nie na m$j rozum. 0yle ci powiem, e na owym krzaku... no
wiesz, pod cian"... e *etunka krwi si doszukaa. 1ak to .endy, to po udzie
by j" drapno i gdzie tu ' dotkn" piersi. ' Kolce ani grube, ani dugie, a
krew zostaa.
' 6a krzaku: ' Debren bez powodzenia pr$bowa wzi"! si w gar!.
%amostkowiacy przestali strzela!. #i w dole dali sobie spok$j z siekierami i
z rytmicznym5 H+eeej... raaaz)I walili teraz -ur"3taranem, wolno, za to
niepowstrzymanie przeamuj"c op$r zapory. 1akby si zm$wili, by da!
czarokr"cy czas, podrczy! przed nieuc&ronnym ko/cem.
4o jakiekolwiek wnioski wyci"gnie, zabol". #zu to.
' *rzez sukni by nie pokaleczyo ' mrukn" %br&l. #o innego, jak kto
goo...
Debren musia przekn"! lin.
' 4zdury jakie...
' *amitasz, jaka rozc&estana z Jeynem wr$cia:
' 4redzisz, %br&l. Ana... jej si tylko... w gowie przestawio. 6ie jest
adn"...
' Dziewic": ' >otmistrz uoy bet w korytku. 6iespiesznie jako, lecz
to dao si wytumaczy! skromn" zawartoci" sakwy z pociskami. ' (le e
goo wok$ obery ganiaa, to prawie pewne. *omyl5 ci"gle boso i w sukni,
c&o! kady rekrut wie, e portki i buty to pierwsze, czego wojak w boju
potrzebuje.
' Kobieca c&ciaa by! ' broni si Debren.
' <ajno tam... % kiecki raz dwa da si wyskoczy! i na powr$t j"
wci"gn"!. % portek i apci nie. ( w buty jej noga nie wc&odzi. 6o i jeszcze
te... no, biust.
' #o5 biust: 0e ci si za mao babski widzi: Aczu c&yba nie masz...
' Aczy mam, ale okazji jako nie byo. ( ty:
' #o5 ja: ' Debren zrozumia, ledwie zamkn" usta, ale nie zdoby si na
ic& ponowne otwarcie. 6awet nie ze wstydu. *o prostu wszystko wyo w
nim na myl o tym, e i t szans zaprzepaci. 0am nie zakuli jej w blac&y,
gdyby zac&owa si jak trzeba... Dwodziciel #assamnoga przec&wala si w
swyc& pamitnikac&, e wystarczy mu jeden niewieci sutek, eby kobiecie
rozkosz da!. 1emu pewnie nie wystarczyyby oba, ale przynajmniej m$gby
sprawi!, eby .enda poczua si doceniona. = pozostaa w $ku.
' Jeyn powiedzia, e ma takie jak ta z obrazu. 6o wiesz. ' %br&l
oszczdzi mu sowa, ograniczaj"c si do wymownego ruc&u przy piersi. '
Widziae obraz, Debren. Wiem5 to nie twarz, jedne od drugic& a tak si nie
r$ni". (le jednak troc&... 6iezrcznie ci, rozumiem, ale powiedz, bo to
wane5 podobne maj": Ana i ta z lili":
' Wane: ' powt$rzy tpo. 6ic nie mogo by! wane. %ostawia go, w
peni wiadomie i na zawsze. %ostawia, c&o! nie umia ju bez niej y!.
' 4o jeli Jeyn nie bredzi, to c&yba naprawd pr$bowaa biega! goo.
1u wtedy. 0o dlatego na Dropie parol wymusia i ten ka-tan na jabonk
zarzucia.
' 4zdury pleciesz.
' 6ie rozumiesz: 6og rozwalia, lec"c do ciebie. <eb o nadproe
rozbity. %bawca5 wr$g miertelny od rodak$w j" ratuj"cy. = przez latacza
opaskudzony. % dziesiciu warunk$w *retokara siedem goym okiem wida!,
e spenia.
NYV % tamtego brzegu nie strzelano. #&olerni wieniacy. *owinni
strzela!. 7trzay, nawet te niecelne, zabijaj" jaowe, przes"czone b$lem
myli.
' %br&l, o czym ty w og$le m$wisz:
' W cuc&n"cyc& portkac& azi, z c&opem j" pomyliem. *oryczaa si
przy nas@ czort wie, czy -aktycznie nie pierwszy raz w yciu, bo sam
przyznasz, e z paczliwej panieneczki wiele w sobie nie ma. Wiem, Debren,
wiem5 durny zbieg przypadk$w. (le dodaj napad *isklaka i siedem z
dziesiciu mamy. 1ak -aktycznie nikt jej dot"d... *omyl5 trzy paragra-y jeno
zostaj" do wypenienia. *i"ty, si$dmy i $smy.
' 1eno: ' parskn" gorzko Debren. 8orycz utona w trzasku pkaj"cej
belki i trium-alnym okrzyku wieniak$w. %br&l zerkn" zza wozu, usiad z
powrotem i doko/czy, nie zmieniaj"c tonu5 ' 8oluka z nieba spada, a i tak
ani twoi stacyjni kon-ratrzy, ani mr$z, ani kordoniarze rady jej nie dali. #$
dla takiej trzy razy byle c&aup obiec, c&o!by i po !mie. 0rzec& pacierzy
za"daa. Mao, ale gdyby prosia o wicej, kto by si m$g zdziwi!. 6o i
nigdzie nie jest powiedziane, e dom trzeba okr"a! tu przy cianie. 4yle
goo i po trzykro!. W las moga skoczy! i z dala, cae gospodarstwo... =d2my
dalej5 z jej lubego i magik, i marynarz. %naczy5 panienka czeka i w kadym
grodzie, o kt$ry za&aczye, i w co drugim porcie. = tak oto punkty pi"ty i
si$dmy mamy z gowy. *rawie zamknita lista.
' ;adne panienki nigdzie na mnie...
' 6ie yj, Debren, samimy tu. ( nawet gdyby... 0o! nie o -aktac&
m$wi, a o tym, co si biedaczce ubzdurao.
' Dbzdurao: ' Dopiero teraz obr$ci si na okciu, posa spojrzenie pod
przeciekaj"cy brzuc& wozu. .enda uparcie mac&aa berdyszem. Marnie jej
szo5 musiaa usi"!, bo z kad" c&wil" wyra2nie tracia siy. 4ura sukienka
na plecac& i pod pac&ami nie bya ju bura, a niemal czarna od pyn"cego
ciurkiem potu.
' Widzisz przecie. ' %br&l zniy gos, ale jakim cudem syc&a! go byo
doskonale przez trzaski siekier i krzyki tumu. ' 1ednego zwornikowego
gazu nie wyupaa. ( to porz"dny, mor,acki most. 0rzeba by z tuzin, by
przso pko. ( ona nawet jednego...
W$z3taran przeama przeszkod. Dtkn" na nastpnej, lecz w wyrw
wla si tum. *rawe belki drugiego przsa balustrady, wspieraj"ce
dotyc&czas porcze przsa pierwszego, zd"yy umkn"!, ustawi! si w
poprzek mostu, lecz te z lewej uwizy w utworzonej przez -ur puapce i
giny teraz bezsilnie pod ciosami topor$w. #zo$wk pr"cej ku .endzie
gromady zastopowaa trzecia linia porczy, podparta lini" czwart", jednak
zo si dokonao5 w ci"gu kilku c&wil dystans midzy dziewczyn" a
wieniakami zmala o poow. 6atarcie zaamao si wprawdzie, jako e
pozostawione na tyac& belki nie kapituloway, ale o"dek Debrena nie bez
powodu skurczy si w bolesn" kulk.
%br&l zakl", podni$s si i ignoruj"c przemykaj"ce obok pociski, posa
bet kt$remu z ucznik$w.
' %abierz j" stamt"d) ' #zas zn$w zacz" ic& poga nia!, wic zabra si
za napinanie kuszy stoj"c. .ekki skon, w$z i beczka c&roniy go przed
dobrze wymierzony mi strzaami, ale ju nie przed tymi wymierzonymi bar
dzo dobrze. 6a szczcie kilku martwyc& towarzyszy na uczyo ucznik$w
ostronoci5 wiadomi, e to na nic& si poluje, zeszli niej, skryli si za
pniami, wzgldnie pleca mi tumu. 7trzay nadlatyway rzadziej i mniej
celnie.
Debren, ignoruj"c dw$c& czy trzec& miak$w, kt$rzy pozostali na
skarpie, przeazi na czworakac& pod -ur".
' .enda)
*o sztuczkac& z przerabianiem garda na ec&osond nie bardzo potra-i
porz"dnie wrzasn"!. W dodatku krzyk zabrzmia dziwnie, nieludzko, i
poowa g$w obr$cia si w jego stron. 0a najwaniejsza oczywicie nie.
Drgna, a potem znieruc&omiaa na c&wil ze wzniesionym do uderzenia
berdyszem ' ale wytrzymaa. 6awet wtedy, gdy ucznicy wzili go na cel.
' =d2 precz) ' krzykna. ' %ostaw mnie)
' Debren) ' po&ukiwa zza wozu %br&l. ' 6ie tak)
7am wiedzia, e nie tak. ;e nawet jeli nie tra-i go adna ze strza, na
pewno tra-i" belki. 6a poudnie od NYW .endy przetrwao ic& osiemnacie i
jak dot"d nie miay do roboty nic lepszego ni rzucanie o -ur ogupiaymi z
rozpaczy czarodziejami. 6ie mia cienia pomysu na _ uporanie si z
przeszkod", kt$ra ' jak jej bli2niaczka z naprzeciwka ' potra-ia zapewne
zatrzyma! setk rozjuszonyc& c&op$w i tuziny duo szybszyc& od niego
strza. %udze/ te w zasadzie nie mia, ale przede wszystkim nie mia
wyboru. Wic po prostu robi to, co musia.
4ieg do niej.
Aczywicie nie dobieg. 6a c&wil przed tym, nim pierwsza dobrze
wymierzona strzaa przemkna na wysokoci jego ppka, tu przed
zainkasowaniem ciosu porcz", jego stopa tra-ia na liski, zalany wicon"
wod" kamie/. >un" jak dugi.
' Wszyscy jestecie zasrani garze) ' .enda dla od miany odepc&na si
drzewcem od bruku, d2wigna z wysikiem na nogi. ' 4anda c&olernyc&
magun$w)
Most mia po p$nocnej stronie ju tylko cztery wolne porcze do
dyspozycji, ale, p$ki co, to wystarczyo. W stron wyaniaj"cego si spod
szpaleru belek kobiecego torsu poszyboway widy, dwa sierpy, motek i
bodaje kosa, lecz aden z pocisk$w nie przebi si przez ruc&om" zapor
porczy. 1edyny ucznik, jaki przepc&n" si na czoo tumu, nie zd"y
sprawdzi! jakoci osony5 %br&l czuwa. 0ra-iony w rodek piersi, wojak
run" pod koa -ury3tarana.
' >ozum ci odjo) ' Debren, ciut otrze2wiony gwizdami nad karkiem,
sun" w stron mostu na czworakac&.
' >un"! mia) ' %gupiaa do reszty5 nie tylko staa, ale w dodatku
plecami do wroga. W jej skierowanej ku Debrenowi twarzy byo co, co
odpyc&ao moe nawet lepiej ni te c&olerne belki, ju teraz sun"ce oc&oczo
na spotkanie intruza. ' 8$wniany partacz) 4ezbronnej babie gry-em
przysra! to potra-i, ale kl"tw co-n"! to ju nie) Won, kamco)
' 1a partacz:) ' Dotar do pierwszej belki, belka opucia si,
przegradzaj"c mu drog, druga powdrowaa w ty i do g$ry,
niedwuznacznie bior"c zamac&, wic z bra3ku innyc& moliwoci pr$bowa
przynajmniej zrozumie!.
' Mesztor&azy) ' 6iemal spluna tym imieniem. ' Kury mu maca!, nie
kl"twy na ludzi...) Dwaaj)))
7trzaa wbia si w porcz tu przed oczami, sypno pr$c&nem, -uria
wibruj"cego drzewca rozmazaa twarz .endy. 6ie musia jednak jej widzie!,
wystarczyy uszy.
4ya przeraona. *rzez c&wil, moe tylko uamek c&wili ' ale bya.
*otem powr$ci onierski rozs"dek.
' .e) ' &ukna. ' 6isko gowa)
' .e) ' krzycza z tyu %br&l. ' 0am ci nie sign", jeden jeno) %araz
go...) .e, Debren)
Mieli racj5 tylko najwyej ulokowany na Asypa/cu wieniak m$g si
pokusi! o wpakowanie czarodziejowi strzay. ;adna z osiemnastu porczy
poudniowej po$wki mostu nie zamierzaa go c&roni!, ale wisz"c w
poprzek, c&c"c nie c&c"c, tworzyy podw$jny ruszt, skutecznie osaniaj"cy
Debrena.
Woda z potrzaskanej beczki mijaa go, pyna dalej, a pod nogi
dziewczyny, znikaa w wybitej berdyszem szczelinie. 0o nie jej lodowaty
dotyk przyni$s otrze2wienie. 0o strac&. 0en wikszy. .endy.
4oe, jak ona si baa... *rzez c&wil tylko, nawet nie do ko/ca
wydartego z samego dna trzewi ostrzeenia. (le to wystarczyo. %rozumia,
e rotmistrz nie mia racji.
*rawie zamknita lista, ajno i ka.
1ak to szo:
H...dla niecnoty .edoszki tu, w m#notceh mio! ycia podepta. 0
jedyn", prawdziw", co si w trumnie ko/czyI.
;adne prawie, %br&l.
6ie mia dziewczyny w kadym porcie, nigdy do adnej nie wpeza
przez ciasne okno panie/skiego alkierzyka. (le o-iar nie skada si z
wiedzy. .iczy si wiara, przekonanie. Miaa prawo wierzy!, e dziesi"tki
razy... Mczyzn trudno nazwa! niecnot", ale jeli w gr wc&odz"
dziesi"tki, moe setki kobiet, jeli poznaje si tego mczyzn w zamtuzie,
jeli nagi ley obojtnie obok twego nagiego boku, nie raczy stwardnie! w
twej doni...
;adne prawie. Miaa wite prawo przyr$wna! go cnot3nwoci" do
trzynastolatki, co to umazaa przecierado brudnymi pitami zamiast krwi".
= ' najwyra2niej ' mia3Pa podstawy s"dzi!, e wymykaj"c si nad ranem
spod jeNV^ go pierzyny, dopisuje si$dmy i $smy punkt do uoonej przez
*retokara listy. 6ikt poc&opnie nie skada ycia w o-ierze. Musiaa wicie
wierzy!, e i pod tym wzgldem dokadnie spenia kryteria. 6ie jest idiotk",
musiaa...
4oe. Wic nie przesysza si wtedy. 6aprawd to powiedziaa. %awi$d
j", wzgardzi pieszczot" jej doni, ga ' w jej mniemaniu ' w ywe oczy,
bredz"c o tym w a2ni. Dpokorzy i odrzuci w najbardziej wymowny
spos$b, w jaki mona odrzuci! kobiet. ( jednak to powiedziaa.
Koc&am ci, Debren.
6agle zrozumia. Moe dlatego, e druga wtoczona na most -ura
unieruc&omia ostatni" porcz, pr$buj"c" okada! osaniaj"cyc& si dr"gami
wieniak$w, e lewa strona powstrzymuj"cej tum bariery pona, a prawa
c&wiaa si pod ciosami siekier i tarana. ;e ko/czy si podarowany im
przez Mesztor&azego czas.
(le c&yba bardziej dlatego, e od dawna nosi t wiedz w gowie, mia
ca", calutk", i tylko nie zada sobie trudu poskadania do kupy
poszczeg$lnyc& element$w.
' .enda))) ' Waciwie nie musia tak wrzeszcze!5 cay czas wystawiaa
na ciosy bezbronne plecy, stoj"c nieru c&omo i wpatruj"c si w jego twarz.
Dni$s si na okciu, wyci"gn" rk w jej stron. ' .enda)))
0ym razem nie przestraszya si strzay. Moe dlatego, e ten z
Asypa/ca c&ybi o s"e/, a moe dlatego, e z tak" moc" wbijaa spojrzenie
w oczy czarodzieja.
' %ostaw mnie) ' W jej gosie, tak jak we wzroku, zo! walczya z
rozpacz". ' Dciekaj)
Kolejny sierp polecia ukiem nad ruc&om", przepyc&aj"c" si z tumem
barykad". 0rzy porcze pi"tego przsa skoczyy na spotkanie, odbiy, ale
czwarta...
6a sw$j spos$b pomoga nawet bardziej5 jej nagy zwrot poza krawd2
mostu, do zudzenia przypominaj"cy rzut wdk", zaskoczy i wystraszy
zamostkowiak$w. *aru ostronyc& zanurkowao pod -ury, jaki ucznik
pro-ilaktycznie wpakowa strza w znieruc&omia" dbin. *rzez c&wil za
zapor" kbio si, topory odpoczyway, a widy, cepy i sulice w popiec&u
przepyway na praw" stron mostu, sk"d mia nadej! atak.
NVL 0yle e atak nie nadc&odzi. 4elka wisiaa nad przepaci", koysz"c
si jak wioso pijanego galernika ' to wszystko. ( trzy s"nie przed
Debrenem inna bli2niacza belka stawaa z wolna dba, ami"c bez adnej
widocznej potrzeby dotyc&czasowy szyk.
' #&od2 tu) ' wyci"gn" rk. %a jej stopami struga wiconej wody
wlewaa si w"skim, ale upartym nurtem w wybite berdyszem szczeliny. %e
szczelin unosio si co przypominaj"cego par, wzgldnie $tawy dymek.
6ie byo go duo i c&yba nikt nie zwr$ci na niego uwagi. Debren te by nie
zwr$ci. 8dyby nie te c&olerne porcze.
1u dwie nastpne staway dba.
"""szsty spe$niony 4 zawiroway mu nagle pod czaszk" cudze sowa i
cudze myli. ' Sidmy spe$niony"""
' ;e jak: ' dobieg z tyu troc& zy, a troc& bezradny okrzyk %br&la. '
#o si$dmy:
Debren zawa&a si. *ara pierwszyc& od poudnia belek, przed kt$rymi
zaleg, zdawaa si robi! swoje. W dziaaniu tyc& dw$c& unosz"cyc& si te
szybko pojawi si jaki sens5 obie z &ukiem opady na rodek s"cz"cej si
wzdu przsa strugi.
"""smy spe$niony, dziewity spe$niony, dziesity"""
*rzy zaporze paru zdezorientowanyc& ludzi trzso gowami, rozgl"dao
si dookoa, wypatruj"c m$wi"cego. Kto ci"gn" czap, sprawdza, czy ze
nie wlazo aby do rodka i nie gada. #&olera. *uciy nawet -iltry.
6ajgupszy czarodziej odgadby, e most naszpikowano szarza3kiem, ale z
takiej wiedzy nic nikomu nie przyjdzie. % podsuc&ania algorytmu ' ju tak.
%drowy na umyle most powinien uywa! telepatii do suc&ania, samemu
milcz"c.
*rzeskoczy nad doln" belk". 8$rna ruszya mu na spotkanie ' ale
powoli, jakby bez przekonania. Dosta w brzuc& i zawis, zamiast po-run"!
jak poprzednio.
' Debren:) ' dar si %br&l. ' 0o ty:)
"""dziesity tajny spe$niony"""
' Debren))) ' .enda, wcieka i przeraona, grzmotn a trzonkiem o
bruk. ' =d2 precz))) 6ie koc&am ci)))
1onowna wery5ikacja ' skomentowa gos wewn"trz gowy. F (ynik
pozytywny2 smy spe$niony" 6biekt $e"
NVM ' #o...: ' Dziewczyna zaj"kna si, rozejrzaa bezrad nie dokoa,
dokadnie jak wieniacy za jej plecami. (le miaa lepszy od wieniak$w
re-leks, no i wiedziaa troc& wicej. 1u po c&wili oszoomienie ponownie
ust"pio miejsca zoci. ' 7am esz, obesra/cu)
Debren przerzuci biodra nad belk", podbieg do kolejnej pary porczy.
Kt$ry z ucznik$w przesta przetyka! palcem uc&o i sign" do koczana.
;$tawy opar gstnia. 1edna z belek grzmotna o bruk z si", od kt$rej
lelo/ski most pkby pewnie na p$. Krople wiconej wody poszyboway
na s"nie w g$r, ale strumie/ z podziurawionej beczki pyn" nadal,
wlewaj"c si w szczeliny.
' .enda) ' 4elka z przodu zaatakowaa mynkiem, musia pa!.
Doko/czy le"c5 ' #&od2 tu) An umiera)
' 1a: ' W okrzyk %br&la wla si trzask kuszy. <ucznik z naprzeciwka
pad. ' (&a) 6o tak) *om$ mi, .enda)
Debren zakl". *omys nie by zy, za to wykonanie do rzyci. 6ie do!,
e wykrzycza to dziarskim gosem, po"czy wezwanie o pomoc ze skokiem
na -ur.
%osamo&7 niepewna ' meldowa telepatycznie, a po prawdzie gada sam
do siebie most. ' 'rak potwierdzenia"
*orcz c&ybia czarodzieja. *rzyspieszya, zatoczya kr"g, zagwizdaa
mu ponownie nad karkiem.
' 6igdy nie bd twoja) ' .enda, moe w przypywie rozwagi,
wiadoma braku oson za plecami, ale c&yba raczej po to, by atwiej patrze!
mu w oczy, runa na okcie i kolana. ' 7yszysz:) 6igdy)
' %abij" ci) ' 4elka bya za kr$tka, by sign"! bruku. 6iemal ocieraa
mu si o czaszk, ale p$ki trzyma gow nisko i pez po uku, m$g sun"!
naprz$d. ' 7zybko) 1ak za duo wiconej dostanie mu si do rozumu...
6ie doko/czy, tknity okropnym przeczuciem, kt$re przerodzio si w
pewno!, nim zd"y odwr$ci! gow.
' 6ie)
%a p$2no. >otmistrz przesta przepyc&a! beczk przez naszpikowan"
strzaami burt, ale zo ju si dokonao. Midzy podziurawionymi klepkami
uc&owa si moe ku-el, caa reszta wody potn", wezbran" -al" pyna
wzdu mostu.
' 0arcza bdzie) ' krzykn" %br&l. ' <ap)
4eczka poturlaa si po bruku. *rociutko ku Debreno3wi. = prociutko
pod opadaj"c" z wysoka porcz. 1eden trzask ' i z beczki zosta wac&larz
potrzaskanyc& klepek.
' Adejd2cie) ' 6ogi musiay bardzo bole!, bo .enda wytrzymaa na
kolanac& ledwie c&wil i niemal od razu zalega na brzuc&u. ' %giniesz
przeze mnie, %br&l) Ksi niczka jestem) 4elnicka) W eb i dup ju
dostae, nie przeci"gaj struny)
Debren pr$bowa wysun"! rami, przegrodzi! drog wodzie. *orcz
omal nie zmiadya mu okcia. Curia ciosu rozcapierzya ko/c$wk belki.
Adtoczy si bliej supka nonego, nim ogromna packa zatoczya kr"g i
grzmotna o bruk stop bliej. % przodu, midzy nim a dziewczyn", ju
cztery porcze tuky o most niczym gromada cep$w.
' Koc&am ci) 7yszysz, .enda)
,n5ormacja nieistotna"
' 7ram na to) 1a ciebie nie) ' Adwr$cia si. 4ya o nierzem, tyy miaa
coraz bardziej odsonite, pierwszy toporek wykrzesa iskry o okie! od niej.
6ie byo powodu doszukiwa! si braku szczeroci w braku spojrzenia.
6biekt $e" 8smy spe$niony" Duy naddatek"
7toj"ce w pionie belki p$nocnej po$wki nie atakoway. *oganiany
przez c$rk sotysa tum powr$ci do r"bania zapory, napierania na taran.
<ucznik$w nadal nie byo z przodu, widocznie dowodz"cy nie c&cia
wystawia! ludzi na ciosy nieobliczalnyc& porczy. (le i bez ucznik$w
robio si tragicznie. 1edna z belek podpieraj"cyc& zapor co-na si nagle,
jak gdyby nigdy nic powr$cia na miejsce tradycyjnie przynalene
porczom. %apora wytrzymaa, lecz wieniacy, byskawicznie dostrzegaj"c
okazj, co-ali -ur, bior"c na cel osabion" stron.
' #zego brakuje) ' Debren doczoga si jak m$g najdalej i
znieruc&omia bezradnie, owiewany co c&wila podmuc&em przemykaj"cej
nad gow" belki. ' 6ie widzisz:) 8$wno zwojowaa) 7toi, jak sta)
' Wyno si) ' %n$w patrzya mu w twarz. *rawie nienawistnie. ' 6igdy
nie bd twoja) 6igdy, syszysz:)
' 6ie c&c ci dudka!) ' 0ak naprawd nie wierzy, e m$wia o pasie,
ale c&wyta si rozpaczliwie tej nadziei. *ieprzy! dudkanie) #&c mie! ci
obok) Wystarczy)
' (le mnie nie starczy) 6ie jestem cudzoonica) 6biekt $e po dwakro7"
9ieistotne"
' Aeni si z tob")
' Adc&do si ode mnie, guc&y jeste:) ' %apaa zgubiony przez
kogo ape!, cisna w Debrena. ' 6ie wyjd za ciebie) Mam ju ma)
%astyg z podniesion" gow". 8dyby nie ape!, pewnie by tego nie
przey, ale na szczcie ze szczelin dymio na $to, most pl"ta si coraz
bardziej i belka, zamiast czaszki, wzia na cel nadlatuj"cy obiekt. <apciem
rzucio a za -ur, a Debren odruc&owo przywar do bruku.
' <esz) ' znieksztacony zaklciem gos zaama si, zrobi zupenie
piskliwy. ' Wianek nosisz)
' (le i koron) Mylisz, e taka durna byam, by usidlonego ksicia z
r"k puci!: #o z tego, e bez jaj: Wane, e z ksistwem do dziedziczenia)
' <esz)
' 0o Byborzyn mi ubin przysya) 6ie m$wi, psia3ma!, e go koc&am)
(le pobralimy si) .egalnie) 1ak umr" z 8wadrykiem, wezm tron) 0ron,
rozumiesz, kmiocie:) Mylisz, e ci bd mierdz"ce onuce praa:)
Ksiniczka jestem) Mylaam, e si przy tobie zabawi, ale w ou jeste
do rzyci) 7yszysz, Debren:) Do rzyci)
7ysza. *ewnie, e sysza. Kadym sowem, strzp po strzpie,
wyrywaa mu kawaek duszy. Kadym. Kamliwym moe nawet bardziej.
' 0rupy nie dziedzicz") ' dobieg z tyu okrzyk %br&la.
' #&od2 tu, durna kozo)
' 1anie pani, jak ju) ' wrzasna. ' 0roc& szacunku, mor,acki psie) =
won st"d) *etunki pilnuj) 1ak j" skrzywdzisz, to ci na pal...)
' +ej, wy tam) ' do"czy si c&rapliwy mski gos z p$nocnego brzegu.
' #o to za gadanie o ksiniczkac&:
' >azem, kumotrowie) ' komenderowaa sotys$wna.
' 1u prawie) ( wy, panie dziesitnik, lepiej...
Wiruj"ca nad Debrenem belka opada nagle, odbia si, par razy od
kamieni, znieruc&omiaa. 6astpna zatoczya uk i zwisa nad w"wozem.
1eszcze inna bez skutku, raz po raz c&ybiaj"c supka, pr$bowaa powr$ci! do
roli porczy.
%erwa si na nogi. .enda, po raz kolejny dowodz"c onierskiego
re-leksu, te pr$bowaa. 6ie zd"ya.
*c&aj"cy -ur3taran wieniacy te nie zd"yli. W kadym razie nie
wszyscy. Kiedy zapora uskoczya im znienacka z drogi, tylko cz!
pc&aj"cyc& zorientowaa si w por i odskoczya na boki. 0roje
najgorliwszyc& czy ustawionyc& nie tam, gdzie trzeba, razem z wozem
poleciao w przepa!. Dwie z czterec& belek ostatniego, pi"tego przsa
opady bezsilnie. Droga do .endy stana otworem. 0um, przerzedzony, ale
nadal zasuguj"cy na miano tumu, nie rusza jeszcze, sta zaskoczony i
wytr"cony z rytmu. Debren nie mia jednak zudze/.
*$ pacierza. 6ajwyej. 0yle im zostao.
' <ap konia) ' run" w stron .endy, w biegu zgarniaj"c jakie
porzucone widy. ' %br&l, oso/ j")
' 4iegiem, .enda) ' za&ucza rotmistrz. ' = powiedz, e j" miowaem)
6o rusz dup, durna kozo)
>uszya. #akiem nie tak, jak c&cieli. %awirowaa i bardziej na
czworakac& ni na nogac&, potykaj"c si, podpieraj"c lew" rk" i
zaciskanym w prawej berdyszem, pognaa na spotkanie tumu. 0ak si w
kadym razie wydawao5 e na tum si zamac&uje.
Dopiero kiedy wyskakuj"ca jak spod ziemi porcz trzasna maguna po
goleniac&, stao si jasne, e celem jest most. 6awet w tej ostatniej c&wili
.enda zac&owaa przytomno! umysu i zamiast w pusty gest, woya
wszystkie pozostae siy w rokuj"ce cie/ nadziei cicie.
Dderzya potnie5 zamac& wyszed niemal znad samej pity. Debrenowi
wydawao si, e most zadra. *ewnie dlatego, e sam wyrn" o bruk, a
poczerniao mu w oczac&. Caktem jednak byo, e gdy odzyska wzrok,
berdysz lea u st$p dziewczyny, przeamany na p$, spora kaua wiconej
wody malaa dwa razy szybciej, wlewaj"c si w odsonite trzewia mostu, a
odrtwiae od siy uderzenia rce nie radziy sobie z wyci"ganiem miecza.
%gubiy go w ko/cu. W tej samej c&wili ruszyli wieniacy. Mieli do
.endy kilka krok$w. 6ic si nie dao zrobi!.
Debren m$g tylko krzycze!.
' 6ieeeee)))
Wypc&n" z siebie cay b$l czowieka, kt$remu ko/czy si ycie, ko/czy
wiat i nadzieja, a kt$ry nie zazna aski umierania. W rozpaczliwym wyciu
nie byo cienia myli. 4yo tylko zakleszczone czarem gardo, skr$cone
magi" struny gosowe i przygotowane do impulsowyc& wydec&$w puca.
8ry- nie y i od dawna nie byo potrzeby sondowania nieba
wysokoenergetycznymi, ocieraj"cymi si o ultrad2wiki okrzykami, Debren
nie mia jednak ani czasu, ani gowy do co-ania zakl!. 0rzymay si wic.
Waciwie trudno powiedzie!, by krzyk wypad imponuj"co. Wykrzywi
b$lem twarze biegn"cyc&, nikogo jednak nie zastopowa i tylko nielicznyc&
porz"dnie nastraszy.
(le byli w g$rac& i bya zima. ( Asypaniec nie przypadkiem nazywa
si tak, jak si nazywa.
%bocze ruszyo cae, r$wnoczenie. Dopiero na przed3mociu, zderzaj"c
si z poziom" pyt", zmroona w jedno warstwa gruntu, kamienia i niegu
pka z &ukiem, rozpada si na setki mniejszyc& -ragment$w, zakotowaa. =
dopiero tam daa si zaobserwowa! moc obudzonego okrzykiem olbrzyma.
Kilka kamieni, zakleszczonyc& na moment midzy innymi, migno w
niebo niczym pociski najciszyc& kata3pult. Dwa drzewa, wzite w skalne
arna, wyjec&ay z drugiej strony pod postaci" wi"zki roztartyc& na miazg
w$kien. Kilkadziesi"t innyc& zostao poamanyc&, obdartyc& z gazi i
kory. 7un"cy w awangardzie gaz przetr"ci krgosup stoj"cej u podn$a
-urmance, gadko przebi burty s"siedniej, zagarn" jak" kobiet i ' ani
troc& nie spowolniony ' wraz ze sw" o-iar" zanurkowa w otc&a/ w"wozu.
Debren zd"y podnie! si na kolana, kiedy czoo lawiny wpado na
most.
0rzy lewe i cztery prawe przsa balustrady zostay zmiecione w caoci.
>azem z potrzaskanym drewnem polecieli w przepa! praktycznie wszyscy
zgromadzeni na mocie napastnicy. W jednej c&wili stali tam, biegali ' i
nagle znikli, jak gromadka mr$wek, po kt$ryc& przejec&aa si dobra, gsta
miota. Acalao ' a dokadniej5 nie runo w d$ ' trzec& czy czterec&, kt$rzy
byli najbliej i kt$ryc& lawina musna samym skrajem. (le i oni przepadli
pod zwaami niegu.
Debren widzia przez c&wil zrywaj"c" si do biegu dziewczyn. %araz
potem uderzy go w oczy obok pyu, a kiedy odzyska zdolno! widzenia,
zza wiruj"cej w powietrzu bieli wida! ju byo tylko wysoki na s"e/, szary
wa. 8ranica, do kt$rej dotara sun"ca skonie w stosunku do mostu lawina,
bya zarysowana do! wyra2nie zasigiem ocalayc& z pogromu balustrad,
niewiele to jednak czarodziejowi pomogo5 na mocie potok spitrzy, rozla
si na boki i wysokimi na kilka st$p mackami ogarn" trzy czwarte dugoci
przsa.
( .enda znika.
6ie mia zielonego pojcia, gdzie jej szuka!.
Wsta, ruszy c&wiejnie ku pierwszej ciemnej bryle, kt$ra sterczaa spod
niegu, a nie wygl"daa na kamie/. >ozpozna but, kiedy przy uc&u
przemkna mu strzaa.
' 0utaj) ' krzycza zza wozu %br&l. ' 4iegiem)
6ie da rady tak od razu biegiem. 6a szczcie wikszo! ucznik$w te
nie dosza jeszcze do siebie. *rzetrwao ic& piciu. Dw$c& ocali w$z, z
kt$rego pr$bowali strzela!, nim zbocze runo. 1ako jedyny, zaprzg znalaz
si poza g$wnym strumieniem ska i niegu, wic c&o! znioso go a pod
krawd2 w"wozu, ami"c wszystkie koa i kark konia, onierzom si
upieko. 0rzej pozostali c&wil przed katastro-" wyruszyli na wsc&$d
wzdu skraju przepaci. 6ie dotarli na tyle daleko, by ostrzaem z -lanki
zagrozi! .endzie, uniknli jednak lawiny.
0eraz, gdy most zosta ogoocony z co trzeciej belki, a pozostae zalegy
bezczynnie, w ko/cu mogli pokaza!, na co ic& sta!. 6a pocz"tek dow$dca
sprytnym uskokiem za kamie/ wywin" si nadlatuj"cej mierci. >aczej nie
widzia betu %br&la, ale mia do! rozs"dku, by wyczeka! na szczk kuszy i
dopiero wtedy wykona! unik.
' Kry! si) ' wrzasn" zza skaki. ' = szy!, nieroby)
' 4iegiem, Debren) ' krzycza zza -ury %br&l. Dopiero teraz czarodziej
zauway, e w$z ponie. 6ie za mocno, za to w paru miejscac& naraz. ' Do
mnie)
Druga strzaa, z prawej, niemal otara si o udo Debre3na. %robi dwa
niepewne kroki w stron nienej &ady. 0rzecia strzaa smagna go po
opatce, rozoraa sk$r, otrze2wia.
0amci byli wyej. 6iewiele, ale wystarczaj"co, by nawet le"cy na
przle czowiek stanowi dla nic& dogodny cel. ( na ukac& najwyra2niej
si znali. Kiedy odwraca si na picie i bieg, przeskakuj"c oparte o bruk
porcze, wystrzelili w jego stron p$ tuzina strza i adna nie rozmina si
z celem o wicej ni stop.
;adna te nie tra-ia ' naleao uzna! to za cud por$wnywalny z
zejciem lawiny.
Wpad za w$z. Wielka apa c&wycia go za rami, bardziej rzucia na
kolana, ni posadzia.
' <eb nisko ' warkn" %br&l. ' 0o nie miejska milicja.
6a pro-esjona$w tra-ilimy.
Debren, c&o! mylami by na mocie, pod zwaami niegu i kamieni,
przyzna mu racj. 7trzay, gwid"ce nad ic& gowami, nadlatyway
pojedynczo, nieregularnie, i mijay si z krawdzi" burty o uamki stopy.
Dokadnie w taki spos$b podrczniki wojskowe zalecay blokowanie
zamkowyc& strzelnic5 obro/ca albo siedzia za murem i nie przeszkadza
szturmuj"cym, albo wyc&yla si i ryzykowa postrza w twarz. Aczywicie
atakuj"cy nie zawsze tra-iali, e-ekt odstraszaj"cy by jednak potny i
spiesz"cy si z powrotem za mur strzelec z reguy c&ybia.
%br&l nie c&ybia. *o prostu tamci znali si na rzeczy. *rzycupnli za
drzewami lub skaami, no i uwaali. 6a widok kuszy brani na cel c&owali
&onor w sakw, a gow za oson, odwetowy strza pozostawiaj"c
kompanom. 4yli na tyle blisko, e szczk zapadki ostrzega niedosz" o-iar,
i na tyle daleko, by zd"y! z unikiem.
' 6ie spada ' wyc&arcza Debren. #zar puci, m$wi ju normalnie,
tyle e gardo bolao.
>otmistrz, ypi"c ponuro, zama na p$ wyrwan" z burty strza.
Dopiero przy trzeciej magun poapa si, w czym rzecz. W sakwie pozostay
dwa bety.
' 6ie ugasimy ' %br&l tr"ci w$z. ' (ni si wyc&yli!.
Mia racj. <ucznicy, maj"c w ko/cu wolne pole i nie musz"c martwi!
si o sojusznicz" piec&ot, pokazali, na co ic& sta!. W nieruc&omy przez
dwa, trzy momenty cel wielkoci gowy tra-ialiby zapewne co drug" strza"
' tak to Debren ocenia. %br&l, zmieniaj"c pozycj i niemal bez celowania
zwalniaj"c spust, nie dawa im tyle czasu, ale pociski z p$nocnego brzegu
nadlatyway na tyle czsto, e w ko/cu musia wystawi! twarz wprost pod
jeden z nic&.
' 6ie odst"pi":
%br&l nie zd"y odpowiedzie!.
' +ej, wy dwaj) ' dobieg zza doliny c&rapliwy okrzyk. ' 6ie c&cecie
pogada! rozs"dnie:
' #&cemy) ' 0ym razem sam Debren nie dopuci rotmistrza do gosu. '
1estem Debren z Dumayki, sawny czarodziej zagraniczny) % kim mam
zaszczyt:
' 7tarszy dziesitnik Bra&ta, w subie grodu kr$lewskiego 8rabog$rka)
%$cie bro/) 1u po was)
%br&l sko/czy napina! kusz, zerkn" pytaj"co.
' %abierzemy dziewk) ' Debren zaryzykowa wysta wienie oczu ponad
burt. 6ikt nie strzela. ' 6ic nam do 8rabog$rki) *oniec&ajcie nas) #zek
rozumny brzydzi si niepotrzebnym przelewem krwi)
' = marnowaniem strza) ' dorzuci rotmistrz.
1eden z przybocznyc& dziesitnika wybieg zza skaki, zapadaj"c si po
uda, dobrn" do stercz"cego w niebo dyszla i zacz" grzeba! w zaspie.
' % ust eta mi wyjli) ' ucieszy si Bra&ta. ' *o lasac& za r$nym
&ultajstwem si uganiamy, to wiem, e na osiem wypuszczonyc& strza
jedna ginie, c&o!by nie wiem jak kolorowo opierzy! i z psami szuka!. ( my
ps$w nie wzilim. ( znowu druga ze wzmiankowanej $semki w kamie/
tak przypieprzy, e bez kowala grotu...
' *anie dziesitniku) ' przerwa mu Debren, unosz"c si wyej na
ugityc& kolanac&. 0en ryj"cy w zaspie by ywym dowodem na powane
podejcie $tyc& ka-tan$w do negocjacji. %br&l m$g go tra-i! bez trudu. '
#iekawie m$wicie, ale tam moja uczennica moe si wykrwawia)
%abierzemy j" i ju nas nie ma)
' #&ybacie sytuacji taktycznej nie pojli, panie czarodziej) 1u po was)
' Dziesitnik ani nie kpi, ani si nie irytowa. *o prostu objania. ' 7trza
mamy sporo, a zaraz bdzie wicej ' wskaza ryj"cego w niegu. ' *o kopie
na uk wozim, a dziesiciu nas byo) 0o bdzie... niec& porac&uj... Kopa
razy tuzin bez dw$c& c&opa...
' 7ze!set) ' pom$g mu %br&l. ' 6ie gadaj tyle, kon3-ratrze, jeno m$w,
co proponujesz)
' Kon-ratrze: ' Bra&ta przyjrza si uwaniej gowie, wystaj"cej zza
kopc"cej -ury. Apr$cz niego i onierza, grzebi"cego w szcz"tkac& wozu,
wszyscy inni trzymali si swyc& kryj$wek. 0rzymali te strzay na
ciciwac&, wic c&o! -ura osaniaj"ca %br&la i Debrena palia si coraz
mocniej, nikt nie pr$bowa jej gasi!. 4yo jasne, e pierwsze mac&nicie
mokr" szmat" zerwie rozejm.
' 0e z kondotierstwa yj) ;eby czasu nie traci!, od razu ci m$wi, e
dziewki nie porzucimy) 1ak c&cesz dla jednej durnej baby ba nadstawia!, to
wolna wola) (le uprzedzam, e do cec&u na ciebie napisz) Masz ludzi pod
sob", ojc$w rodzin) %a bezmylne sza-owanie ic& yciem mog" ci i z listy
skreli!) 1u ja wiem, z kim pogada!)
' *rzey! by musia) ' wspar dow$dc jeden z ojc$w rodzin. ' (
legniesz, psi synu)
' 6ie ma si o co bi!) ' krzykn" Debren. 1ego spojrzenie biegao po
zaspac&, szukao.
' 0o wanie tumacz) ' podc&wyci dziesitnik. ' Mamy was w garci
i jeno z cec&owej rzetelnoci ukad wam proponuj) *ada ' wskaza niebo '
a p$ setki strza w las poszo) 1ak zasypie, to za c&oler nie znajdziemy. =
podwadnyc& na straty nara) Wic mnie s"dem kon3dotierskim nie
straszcie) Dbam o ludzi, jak wida!)
' Wy nas pucicie do dziewczyny, my was do strza)
' 6ic do was nie mam) ' rozoy rce Bra&ta. ' (le z tego mostu m$j
c&lebodawca, gr$d 8rabog$rka yje) Mam obowi"zek zbrodniark pojma!
lub ubi!, kt$ra si na wspomniany most zamac&na)
Wanie wtedy Debren wypatrzy to, czego szuka. Dziwne, e tak
p$2no. #aa bya dua, wic i donie miaa spore. = pikne. 0e palce,
dugac&ne, smuke... 6ie malowaa paznokci, jak pani %elgan, ale i tak
plama r$u a kua w oczy na brudnobiaym tle.
' Adst"p, Bra&ta) ' spr$bowa rotmistrz. ' %amiar moe by, ale szans
nijakic&) 4erdyszem: 0aki most: Aszalaa dziewka, i tyle)
' 0o j" grodzki s"d uniewinni) ' Dziesitnik zerkn" na kopi"cego przy
wozie z amunicj", upewni si, e onierz wgryz si dostatecznie gboko,
by znikn"! przeciwnikowi z oczu. %araz potem sam przykucn". ' A
ksiniczkac& gadalicie) ( na ksiniczki rajcy szczeg$lnie cici) *ono!
baba w koronie ma moc most przeama!)
' Widziae j") 0o ma by! ksiniczka:
Debren z cayc& si ciska burt. 6ogi same rway si do biegu. 6ad
rk" .endy byo troc& niegu, ale wyej stercza z zaspy wielki jak tarcza
gaz. <upek c&yba. Moe jak tarcza paski i lekki. (le moe i nie.
' ( czemu nie: ' podj" rkawic Bra&ta. ' *ostawna, wida! dobrze
odkarmiona) = wosy zociste)
' 7ztuczne) ' sparowa %br&l.
' ( -igur jak" ma) ' dorzuci swoje trzy grosze ucznik skryty za
rozwidlon" jod". ' #ycki to takie, e a...
' 7ztuczne) ' przerwa mu rotmistrz.
' 1ake to: ' zdziwi si wojak. ' #ycki:
' W zamtuzie zby zjada) 6ie takie cuda ladacznice ze swym ciaem
wyczyniaj") W warsztat trza inwestowa!)
' <ajno tam, zjada) ' zaoponowa dziesitnik. ' 4ielukie zbiska, a
mio spojrze!) Wida!, e dobrym jadem od male/koci karmiona) Moe
nawet i cukrem)
' 7ztuczne)
' ( cukier zbom szkodzi) ' dorzuci Debren.
' 6o, teraz to ju ecie przesadzili) ' zamia si trium-alnie Bra&ta. '
#ukier:) %a durnia mnie macie:) 0o po korzeniac& zamorskic& najdrosza
spya, po dworac& j" jeno podaj". 7zkodzi) Dobre sobie)
' 6ie jest ksiniczk") ' krzykn" zdesperowany czarodziej. ' 7ama mi
do oa wskoczya)
NZM %br&l posa mu dziwne spojrzenie. Milcza jednak.
' = czego to niby dowodzi: ' zainteresowa si dziesitnik. ' Wiadomo5
HKada podwika leci na magika)I ' 6ie mam srebra ani domu, ani nawet
posady) 8olec jestem) ' Debren unika wzroku rotmistrza. ' 1aka
ksiniczka si za takiego wyda: 4aba w og$le:
' #&utliwa) ' podpowiedzia wojak posany po strzay.
' Magicy cuda z przyrodzeniem czyni") ' doda inny.
' 1estem marny w ou) 7yszelicie c&yba:
' 6ie wszystko) ' wyzna dziesitnik. ' ( zreszt" kto m$wi o
zam"p$jciu: 6ie po to si ludzie do H#notkiI wybieraj") *o&ula! i do
widzenia) Ksiniczkom to tak samo w smak jak wszystkim innym)
' 6ie mnie) ' Dym z pon"cej prawej burty przesania Debrenowi
widok. = dobrze. 6iekiedy atwiej m$wi!, nie widz"c suc&aczy. ' 1ak si z
niewiast" zwi", to na zawsze) % mioci) 6ie c&c inaczej) 6ie umiem) %
czego jasno wynika, e z .endy adna ksiniczka) 4o z ksiniczk" nie
miabym adnyc& szans) Ksiniczki nie wyc&odz" za czarokr"c$w) 6ic by
z tego nie byo) 4$l jeno, pacz) ( i prawo zabrania) 0udzie kodeks
cec&owy)
1aki czas byo cic&o. %askoczy suc&aj"cyc&. 6awet si nie miali.
Mieszanka naiwnoci i rozpaczy budzi rozbawienie do pewnego momentu.
*otem ju tylko lito!.
%br&l robi, co m$g, by nie patrze! w jego stron.
' Moe jej rajcy daruj") ' W gosie Bra&ty syc&a! byo zakopotanie. '
*owiadcz, e o wianku i koronie pokrzykiwaa) 1ak j" medycy zbadaj" i
wyjdzie, e ani dziewica, ani ksiniczka, jasne si stanie, e szalona)
' 6ie zabijecie jej: ' Debren ruszy, nie czekaj"c na odpowied2. .eaa
zasypana, moe ranna, na pewno nieprzytomna. = na pewno brakowao jej
tc&u5 nie do!, e nieg, to jeszcze ten gaz nad grzbietem.
%br&l zapa go za pas, przytrzyma.
' ( bo to my jacy okrutnicy: (lbo durnie: #o komu po trupie: ( tak to
szkody wyr$wnacie, most si naprawi, dziewk sobie zabierzecie i wszyscy
bd" zadowoleni) #iut niewygody i po krzyku)
' 6iewygody:
' 6o, -ormalnoci trza jednak dopeni!) Musi si pan na na groc&u
przespa!) (le nie martwcie si5 w loszku wprawdzie, za to jak w owej
bajce... pod tuzinem pierzyn)
Do/ rotmistrza co-na si@ %br&l wyczu, e czarodziej sztywnieje, i
wyci"gn" stosowne wnioski.
' W bajce: ' Debren jeszcze nie wierzy, nie godzi si ze zdawieniem
w"tego pomyka nadziei.
' 6o wiecie, tej o ksiniczce na ziarnku groc&u)
Debren zna bajk. (le c&yba w nieco innej wersji.
' 6a tuzinie, c&cielicie powiedzie!: ' rzuci niepewnie, akcentuj"c
pierwsze sowo.
' %naczy5 doem groc&, potem pierzyny, a na wierzc&u badana: '
upewni si dziesitnik. ' 6ie artujcie, panie czarodziej) 0o w bajce byo)
7tarej w dodatku) = o ksiniczce czystej krwi, ze wczesnego
wczesnowiecza) 0eraz i po dworac& o tak" trudno, a co dopiero po
karczmac&)
' *o jakic& karczmac&:
' ( mylicie, e gdzie oberystki ze H#notkiI oc&otniczek szukaj":
*rzez cec& si ogaszaj") *ono! ju dawno adna nie pr$bowaa, alem
sysza, e niegdy par bab w te strony zjec&ao, za arystokratki si
podaj"cyc&) *$ obery w nagrod dawano i rk syna czy brata, to nie
dziwota, e si jedna z drug" poakomia) Mao to bkar3ci"t, co to im matka
naopowiadaa, e je kr$lewicz spodzi: (le, po prawdzie, to tu do nas c&yba
prawdziwe monarsze bkarcice tra-iay, bo na dziewi! badanyc& jedna
tylko test groc&owy oblaa i bez si/c$w rano od pryczy j" odwi"zali) 0yle e
g$d wtenczas panowa, to co niekt$rzy powiadaj", e kat groc& zear i
dlatego...) 6o, ale i te osiem, co je cili, krew spodlon" miao, a przez to i
sk$r nie do! delikatn") Wic trudno, by je na pierzynac& ukada!) '
Bra&ta umilk na c&wil. ' 0o co, panie czarodziej: Mog ludzi po dziewk
sa!: 7koro nie ksiniczka, to wos jej z gowy nie spadnie) 7pacicie
miasto i bdzie wasza)[ Debren zastanawia si przez kilka c&wil. W$z
pon", mierdziao smaonym ludzkim misem i palonym wosiem konia.
Mieli jeszcze troc& czasu, ale do raz zerwanyc& negocjacji raczej nie da si
wr$ci!.
' #&ocia jedna pierzyna, panie Bra&ta) ' zawoa. ' Ma delikatn"
sk$r) 7ami bycie si si/c$w nabawili, jakby was na deskac& i groc&u...)
' (le nie cnoty) ' zarec&ota ucznik zza jode.
' Wanie) ' podc&wyci dziesitnik. ' 4ez obaw, panie magik) %
8rabog$rki praworz"dny gr$d) 6ikt tam niewiasty nie pokrzywdzi, jak
niewinna) ( sam siniec wi' ` ny nie dowodzi) #notliwa musiaaby jeszcze
by!) ( wiadomo, jak to u magikowej baby5 H%amiast cnoty nosi kotyI.
*ewnie zajrz" pod kieck i w og$le po groc& nie pol".
' *ol") ' zapewni onierz odkopuj"cy amunicj. >zuci kamratowi zza
jody pk strza. ' Kat modej baby z loc&u nie pogoni) Darmo test
przeprowadzi)
Debren podj" decyzj. 6ie bya trudna.
' 7zyj ' rzuci p$gosem. ' 0eraz.
>ozumieli si. %br&l wyc&yli si, kusza szczkna, rozc&wiany,
pozbawiony lotek pocisk pomkn" do celu. 0ra-i tylko dlatego, e sposzony
onierz odskoczy w niewaciw" stron. 8rot wdar si w c&ronione
kolczug" przedrami na tyle pytko, i ranny wyszarpn" go pierwszym,
instynktownym c&wytem ' ale niew"tpliwie osi"gnli sukces. <ucznik
zanurkowa midzy szcz"tki wozu i odt"d ani nie strzela, ani nie pr$bowa
podrzuca! towarzyszom wygrzebanyc& spod niegu strza.
=nna sprawa, e nie musia. *oc&owali si, lecz nie odpowiedzieli na atak
wciekym deszczem pocisk$w.
' 7ami c&cielicie) ' zawoa uraony dziesitnik.
W$z pon". 6a razie z prawej strony. *omijaj"c smr$d palonego misa,
byo nawet mio, bo ciepo. 7iedzieli, oparci o deski i ko/skie zwoki.
' *obiegn ' mrukn" po c&wili Debren. ' #iut mocy mi si
zregenerowao. %aczerpn jeszcze z pomienia i...
' 1ea z ciebie zrobi". ' %br&l nie patrzy na niego.
' Daleko nie uciek ' czarodziej wskaza kr"g, wydeptany na zakrcie
przez karosza. ' 7trzay go wyposzyy, ale to dzika puszcza. 7toi tam
pewnie, na ludzi czeka. 0o mocny ko/. Dd2wignie was oboje.
' Debren... nie zwleczemy jej ywej z mostu.
Magun sign" po lin, zacz" wi"za! do koa.
' *uszcz energi w nieg ' powiedzia spokojnie. ' 1ak w a2ni bdzie.
6im si poapi", doci"gniesz j" i...
' %abij" ci.
7zarpn", sprawdzi wze.
' 1u zabili. ' Dopiero teraz spotkali si wzrokiem. %br&l przekn" lin.
' 6ic nie m$w, sam wiem5 stary, a durny. (le nic nie poradz. 4ez niej nie
umiem... nie mam po co. 0ak wyszo. 7erce mi na drobne kawaki...
' 0o mija ' powiedzia bardzo cic&o rotmistrz. ' 1ak mi %drenka
zmara... ;eby nie dzieci, te bym c&yba...
' (le je miae. My nie mamy.
' Widziaem, jak strzelaj". 6ie dobiegniesz.
' Dobiegn. ' Debren wyuska ze zwoju drugi koniec liny, zacz"
wi"za! katowsk" ptl. ' *ytko ley. Wyci"gniesz. Wystarczy, e o rk
za&acz.
Doko/czy splot, sprawdzi. *tla kurczya si gadko5 nawet nadgarstek
dziecka nie powinien si wylizn"!.
' 6ie ma innego sposobu:
Debren mia nadziej, e to pytanie nie padnie. ( zarazem modli si, by
pado.
' 1est ' szepn". ' 0o znaczy... c&yba.
#zu na sobie wzrok tamtego. %dumiony wzrok.
' 1ak to: = nic nie gadasz:
' Wida! do/. ' Mia ten obraz przed oczami, niezalenie od tego, gdzie
patrzy. Astatni jej obraz. <udzi si, e dobiegnie i zrobi, co trzeba. (le
eby da! jej i %br&lowi jak"kolwiek szans, zaraz potem musia run"! w
nieg kawaek dalej. ;adnego odkopywania, ogl"dania si. %reszt" niewiele
by zobaczy. 7powolni czarem kr"enie, zwikszy krzepliwo! krwi,
przytpi zmysy. W takim stanie nawet z paroma strzaami w ciele zdoa
przebiec kilkadziesi"t krok$w. (le oczy pewnie zawiod". Musi uwaa!, by
nie olepn"!, nim dopadnie jej rki.
' 6o i: ' zniecierpliwi si %br&l.
' = nic wicej ' wyjani. ' 6ie wiem, jak ley. ( w rk nie warto
strzela!. 1est wysoko, krew wsi"knie w nieg.
' #&cesz j" zabi!: ' 8os %br&la stwardnia. ' ;eby jej nikt...: 1ak nie
twoja, to niczyja:
' 6ie c&c jej zabija! ' powiedzia spokojnie Debren. NZV 0a wr$ka od
#edrzy&a i &ulajkuli... *amitasz: Most mia pkn"! od krwi ksi"cej. %
gbi trzewi wylanej.
' 7pod serca. ' Abaj zapamitali. ' <ajno i ka... Masz racj.
Ksiniczka, belnicka w dodatku. Wszystkie dziesi! warunk$w, dziewica...
(le zaraz, Debren, czekaj... ;on" Byborzynowi jest. 6iby s" rodzin", ale
krew...
' 6ie wierz jej. ' #zarodziej przymkn" na c&wil powieki, potem
uni$s je i spojrza rotmistrzowi w oczy. ' *otra-isz, %br&l: M$gby
strzeli!:
' #&yba rozum postradae)
' *ewnie i tak adne z nas nie przeyje. ( bez mostu przynajmniej
*etunka ocaleje.
' Dla mnie tu przysza. ' %br&l by blady jak trup. ' 4o regua 8%M, a
nie c&ciaa... ;ycie oddaje za mnie, za *etunk, ciebie... = ja miabym do niej
z kuszy:
' 7trzelisz: ' Debren by skoncentrowany, jak zawsze, gdy czerpa moc
z ognia. 0o pomagao zac&owa! spok$j.
' 6ie wydudka jej. <ajno warte takie mae/stwo. Moe i tytuuj" j"
ksiniczk", ale krew, prawo nawet...
' 6ie wierz jej ' powt$rzy. ' *amitasz, co o niemowlaku 7ierosawy
m$wia: Byborzyn, jak ustalilimy metod" dedukcji. Byborzyn, akurat...
*etunka, gdy pierwszy raz o magicznyc& nieycac& wspomniaa, m$wia,
e na wied2m polowano, co dziecko do terminu skrada. 7yszae, by
wied2my c&opc$w poryway: ' %br&l milcza, przygl"daj"c mu si
rozszerzonymi oczyma. ' Dziewczynki szukali. 0w$j ojciec zgin", bo
zn$w, jak dziadek i Kusy, na bab tra-i.
' 4ab:
' *amitasz, co *etunce powiedziaa: 1eszcze bym %br&la drugi raz
ubia. *ieluc&". >ozumiesz: ' %br&l c&yba rozumia, bo milcza, wyra2nie
wstrz"nity. ' 4elnica ma ciekaw" tradycj. 4aby tam raz po raz po koron
sigaj". 6iewane, czy skutecznie. (le licz" si w polityce. Dorma, (mma,
.edoszka nawet... 6a *etunk popatrz. Ma wszelkie cec&y rasowej
ksiniczki. Wsyp takiej groc&u pod siennik, a posiniaczona rano wstanie. (
.enda... *siakrew, nawet Jeyn si w nic& siostrzanego podobie/stwa
dopatrzy. An, ja, ty... .enda od pocz"tku, moe i w artac&, ale siostr" obc"
niewiast nazywa. %br&l, pamitasz, co Damstruna 8wadrykowi
przepowiedziaa:
' 6o... e syn do wielkoci dojdzie.
' 6ie syn. Dziecko. 6ie wymienione z imienia, z pci nawet. Dziecko.
Ksi"ce, ale za demokracji rodzone. *omyl5 jak by zareagowa
demokratyczny rz"d, wiedz"c o takowej prognozie:
' ( c&olera go wie. Demokratyczne rz"dy to do siebie maj", e
najlepszej wr$ce klina potra-i" zabi!. Debren, to, co m$wisz, niczego nie
dowodzi.
' 6ie wiem, przed kim j" 7ierosawa ratowaa. Wiem, e teraz biedna
4elnica ryzykuje kon-likt z potn" 0ele3port&anz", by dopa! cnotliw"
on wykastrowanego ksicia. ' Da rotmistrzowi troc& czasu na
przemylenia. ' 0o si kupy nie trzyma. Akamuje nas. *amitasz, co o
8arrolu i *retokarze m$wie: ;e si panuj"cy czsto &ormonami
wspomagaj", sk"d czste przypadki rodzenia bli2ni"t przez monarc&inie. 6ie
m$wi si o tym, bo kwestia jest wstydliwa, ale tak naprawd nagminny
zrobi si $w proceder na %ac&odzie, za demokracji. D nas jak u nas, ale w
7o,ro, Amiogrodzie... Demokraci czsto mordowali niemowlta, mog"ce
pretendowa! do tronu. 6o wic co sprytniejsi kandydaci na ojc$w o
bli2niaki si starali i zau-an" akuszerk. >odzio si dwoje, wiat
dowiadywa si o jednym, a pierworodne, wzgldnie c&opiec, byo w
sekrecie c&owane. 8orsze z bli2ni"t, dziewczta g$wnie, na straty
spisywano. #zsto matka, by sobie b$lu oszczdzi!, nigdy do piersi takiego
nie braa. *iastunce si malca oddawao. #o z oczu, to z serca. 7truj",
udusz"... mniej zaboli.
' #o ty bredzisz: >odzice, wasne dziecko:
' Wadcy, %br&l. =naczej moralno! wygl"da, gdy si z tronu patrzy. =
nie m$wi, e wszyscy... (le wielu. *o 1esieni Kr$l$w, gdy przyszo
-eudalizm przywraca!, magowie mieli mn$stwo roboty z ustalaniem, kt$ry z
pretendent$w z bardziej pierworodnej linii si wywodzi. 4o i demokraci si
wycwanili. 4ywao, e wystawion" na odstrza dziewuszk celowo yw"
zostawiali albo bli2niaka przygupa. = niejeden malec na rozkaz wasnej
rodziny gin", bo cay i zdrowy dorasta! zaczyna, lepszemu bratu drog do
wadzy blokuj"c. *omyl5 jeli .enda i Byborzyn s" rodze/stwem, jeli to j"
pierwsz" 7ierosawa matce z brzuc&a wyja... ( jeli nawet to Byborzyn
by pierworodny, nie wiadomo, kt$rego z bli2ni"t przepowiednia Damstruny
dotyczy. W obu przypadkac& 8wadryk miaby marne szanse na tron. 6ikt
nie poprze kandydata, wiedz"c, e mu si dzieci o sukcesj pobij".
' .ogiczne ' przyzna %br&l. ' (le gdzie dowody:
' 6ie mam ' mrukn" Debren, zerkaj"c pod w$z. <ucznicy nawoywali
si, co si c&yba dziao. (le raczej nic wanego5 strzay nie gwizday,
aden nie wysun" nosa z kryj$wki. ' W"tpliwoci jeno. We2my 7ierosaw.
*iorunami twego ojca w walce wspomoga. %wyka czarownica nie przypali
ko/skiego ba piorunem. 6ie ponyby na stosac&, gdyby umiay i c&ciay
walczy!. #zyli mistrzyni. ( ryzykowaa i umara w loc&u dla tego malca. *o
co, jeli to by Byborzyn: 4elnica nie 7o,ro, tu ksi""t nie mordowano.
6iby bya przepowiednia Damstruny, ale wanie taka wr$ba to glejt
nietykalnoci. Kto z losem zadrze: 7korumpowany demokrata:
' 9cigali j".
' (le w"tpi, by niemowl c&cieli zabi!. Ana przeya. Myl e po to,
by dziecka dogl"da!. W wiey. #zyli nie Byborzyna. 6ie trzyma si w
wiey nastpcy tronu. 6awet 8wadryka tylko w klasztorze zamknli. 6o i
misa.
' Misa:
' 0a, co to jej 7ierosawa przed zestruganiem bronia. Dziesi! razy od
zotej drosza. 1eli mam racj, to adna misa, a wklse zwierciado.
Wybitny czarodziej, medycyn" si paraj"cy, potra-i przy jego pomocy
zabiegu dokona!. 6a sercu przykadowo. *acjenta nie otwieraj"c.
' 7ercu:
' (lbo, dajmy na to, macicy. *rzy manipulowaniu poczciem i ci""
trudno o lepsze narzdzie.
6a drugim brzegu starszy dziesitnik Bra&ta co krzykn". Debren zn$w
wyjrza zza osony i zn$w niczego nie zauway.
' %wierciado ' mrukn" %br&l. ' ( gdzie tu .enda:
' W wiey ' powiedzia spokojnie Debren.
' +:
' *omyl5 *aniuc&a, specjalne wizienie dla specjalnyc& wi2ni$w. 6a
cianie prababka ksicia pisze krwi", e j" odwieczny wr$g pozamae/sko
wyc&doy, a ona rozkoszy doznaa, zamiast z &a/by umrze!. Abok stare,
drogie ksigozbiory. Dziennik Mrocznej Wal, w kt$rym panna .enda
znajduje rycin z podobizn" Duej =nteligentnej *apugi. Dziennik,
powtarzam. 6ajskrytsze, osobiste zapiski. ( Mroczn" Wal .enda jednym
tc&em z Dor3m", (mm" i .edoszk" wymienia.
' 4o ksina ' wzruszy ramionami %br&l. ' 7yszaem o niej. Kawa
niezej suki pono! z niej...
' Aszczerrrca) 1arrrowid$wna kurrr" czworrronoga:)
Abr$cili si jak na komend. %a p$2no5 Drop, c&o! posuguj"c si
wy"cznie nogami, porusza si zaskakuj"co szybko. *rzemkn" pod wozem
i ju sta przed nimi.
' Abrrrazie dobrrrodziejk rrrodu) ' zaskrzecza %br&lowi w twarz. '
Kurrracja i szrrranki)
' +: ' zamruga powiekami rotmistrz.
' *ozywa ci ' wyjani Debren, wyci"gaj"c i od razu co-aj"c do/. 6ie
musia dotyka! skrzyda, by zrozumie!, czemu zwisa bezwadnie. ' 1ak mu
si ko! zronie.
' Aberwae: ' %br&l, mao przejty perspektyw" pojedynku, pokiwa
wsp$czuj"co gow". ' (le biega!, widz, potra-isz. 0o dobrze. *d2 do
*etunki i powiedz...
' >rrenda: ' przerwa mu Drop. ' Drrratowana:
%amane skrzydo pokryway czerwone sople zamroonej krwi, ale we
niegu utytany by cay. <eb te mia zakrwawiony, a spojrzenie nie do
ko/ca przytomne. 6ajwyra2niej dostao si nie tylko skrzydu.
' Dobrodziejka: ' Debren poc&yli si, popatrzy ptakowi w lepia. '
Drop, koniec z krceniem. .end zasypao. 1ak bd wiedzia, moe jeszcze
co si da... 1est ksiniczk", tak: ' *apuga zawa&a si, lecz niemal od razu
kiwn" gow". ' % krwi: W prostej linii czy...:
' 6ajprrrostszej. *rrrawdziwa krrr$lewna. 8wadrrryk zerrro,
drrrugorzdny konarrr, uzurrrpatorr. >rrenda naj3*ierrrwsza z pierrrwszyc&.
Krrrew warrrtoci rrrubin$w.
NW^ ' #o on bredzi: ' poskary si %br&l. ' %a c&oler...
' Monarsza krew: ' Debren zignorowa go.
' ?kstrrremalnie.
Magun co-n" si, opar plecami o koo. 6a c&wil zamkn" oczy. 6ie
c&cia, by tamci wypatrzyli zy.
' 6ic, ajno i ka, nie pojmuj. Debren, ta Wal...
' Ksina ' powiedzia, nie unosz"c powiek. ' 6ie dopuszcza si byle
kogo do dziennik$w ksinej. Do pornogra-icznyc& poemat$w
puszczalskic& ksiniczek te nie. (ni do wiey *aniuc&y. 6ie rozumiesz:
0rzymali je tam obie. 7ierosaw i .end.
' *rrrawdopodobne ' popar go Drop.
#o cikiego lego na jego udac&. Atworzy oczy.
' Moe macie racj ' szepn" %br&l. ' ( jej krew na prawd... (le ja do
niej nie strzel. 1ak dasz rad...
Debren podni$s kusz, wsun" mu na powr$t w donie.
' W stodo nie tra-iam.
' W >rrend:) ' Drop nastroszy si, niemal podskoczy z oburzenia. '
%warrriowalicie:)
' Ma racj. ' %br&l odoy bro/, odsun" si jak od wa. ' Cura
sponie, to za ko/skim truc&em legniemy. W ko/cu im si znudzi.
%aatakuj". (lbo odejd". Wiedz", e ajno moemy. Mor,ackiego mostu byle
czym nie...
' Ddusi si ' przerwa mu Debren. ' (lbo zamarznie. #aa mokra od
potu. 6im -ura si spali, bdzie po niej. 1ej krew na mocie to najlepsze
wyjcie.
' Qrrrenice wydrrrapi) ' warkn" Drop. ' Dtrrrupi)
' Wic bierz i strzelaj ' wzruszy ramionami %br&l. ' 4o ja prdzej sam
sobie wydrapi, ni w .end...
' 6ie rozumiesz. Kto musi zaczepi! lin. 1eli most nie uzna jej za
ksiniczk albo wr$ka #edrzy&owi gupot naopowiadaa, to po to, by j"
przyci"gn"!. 1eli spenia warunki... by nie runa w przepa!, gdy przso
pknie. 0ak czy siak jeden z nas musi dobiec. 0y ledwie c&odzisz. ( ja
strzela! nie umiem. 0y jeste silniejszy, wyci"gniesz j" spod niegu. 1a,
nawet gdybym wyci"gn", nie tra-i, gdzie trzeba. 6o i c&yba nie dasz rady
niegu samym sob" odparowa!. ( para bdzie wam potrzebna. %amany
most zatrzyma pocig, ale nie strzay.
M$wi rzeczowo, a co najwaniejsze ' z sensem. %br&l by onierzem.
Musia ulec argumentom. Drop nie uleg.
' Krrropli krrrwi rrrozlewa! zabrrraniam ' rzuci ponuro, wa"c pod
-ur i staj"c midzy nimi a .end".
' 4"d2 rozs"dny ' wzruszy ramionami magun.
' Abrrrona rrrodu >rrendy trrradycj" rrrodu Drrropa obwarrrowana '
wyjani papuga. ' 4rrrak alterrrnaty3wy.
' %br&l w nog bdzie mierzy.
' %abrrraniam.
' #zekaj, Debren. ' Ablicze rotmistrza spoc&murniao jeszcze mocniej. '
1ak ju wr$k powanie traktowa!... Krew miaa by! spod serca. % gbi
trzewi. %wyka moe nie starczy!. >anna bya, w rami. = nic.
#zarodziej milcza do! dugo. *apuga wylaz spod wozu, wsun" si
midzy mczyzn. 6ic dziwnego5 dno -ury palio si, z g$ry kapaa smoa.
' 1eli most nie runie, nikt z nas ywy nie ujdzie. Do goni". ' Magun
zamkn" oczy, potem otworzy je, posa martwe spojrzenie %br&lowi. '
#eluj w brzuc&. ' >ot mistrz bez sowa przeegna si, krel"c koo od czoa
po pier. *oblad wyra2nie. ' Moe przeyje. 6a okr"go ga da, e rany na
niej jak na psie si goj". .epsza maa szansa ni...
Drop skoczy, rozpaczliwym mac&niciem obu skrzyde, take tego
zamanego, wzbi si na okie! w g$r. = spad. Wprost na kusz.
8rot zamanej strzay, c&o! szeroki, gadko przeszed przez udo Debrena.
Korzy! z mao wojskowego ksztatu bya taka, e drugiej nodze dostao si
krwi", nie elazem. 4et wylazby z ciaa o jedno udo dalej.
6ikt si nie poruszy. %br&l zamar z wraenia. Debren po czci od
wstrz"su, po czci dlatego, e czarowa. Drop ' bo zemdla. 7pod pi$r
wylaz czubek koci.
Krew rozlaa si tuzinem macek na dwie stopy dookoa. = na tym
poprzestaa. % krzepliwoci" nie byo jeszcze najlepiej, ale zaklcie
zwaj"ce naczynia zaczo dziaa!. *odobnie jak rotmistrz, kt$ry po paru
momentac& odzyska przytomno! umysu, odci" kawa lejc$w i opasa
przestrzelone udo.
*otem zn$w siedzieli bez ruc&u i sowa.
' %abij" j" ' powiedzia w ko/cu Debren. ' =d.
*r$bowa wsta!. W gowie nie wirowao nawet tak bardzo, ale %br&l
pooy mu palec na kolanie zdrowej nogi. Wystarczyo. 6ie da rady.
Drop poruszy si, uni$s powieki. %araz potem pr$bowa zerwa! si i
umkn"! pod w$z, ale do/ czarodzieja skutecznie przygwo2dzia go do
bruku.
' %azdrrronik) ' zaskrzecza wystraszony ptak.
' Debren, on tylko... ' %br&l zapa maguna za nadgarstek, lecz nie
zd"y zatrzyma! drugiej doni. %oone w piciok"t palce dotkny
zamanego skrzyda, bysno bkitn" powiat". ' *oniec&aj go) = tak nic by
z tego...
*rzerwa. Drop nie wi si z b$lu, nie pr$bowa si wyrywa! z r"k
oprawcy. .ea z przekrzywion" gow", przygl"daj"c si pezaj"cemu po
pi$rac& wiateku. 7prawia wraenie zdumionego. Abolaego na pewno nie.
Debren delikatnie, ale stanowczo, uwolni nadgarstek. Abj" obur"cz
tu$w papugi, bezgonie wygosi -ormu. *otem co-n" si, opar o zad
martwego konia. W oczac& mia t sam" niepewno!, co tamtyc& dw$c&.
' #&cia dobrze. ' %br&l na wszelki wypadek uj" ptaka za kark,
przeoy za siebie. ' >ozum ma kurzy, ale...
' Drop ' Debren zignorowa go. ' Dobiege tu. Wiem, e dasz rad i do
.endy.
' 4rrrak cierrrpienia. ' *apuga uni$s zamane skrzydo, zakoysa nim,
przygl"daj"c si z niewiar".
' 6ic wielkiego. 4lokada i troc& na lepsze kr"enie. ' Debren sign"
po zaptlony koniec liny. ' 4dziesz silniejszy, ale musisz uwaa!. 1ak
tra-i"...
' #&cesz go posa!: ' zrozumia %br&l. *tak wsta, bez wa&ania ruszy w
stron czarodzieja. %astopoway go dopiero sowa Debrena.
' Musisz utoczy! z niej krwi, Drop. *rzez c&wil patrzyli sobie w oczy.
' 6ierrrealne F powiedzia cic&o papuga.
' Musisz. (lbo my, albo ten most.
' 6ierrrealne ' posa mu rozalone spojrzenie Drop. ' >rrani! >rrend:
9mierrr!.
' .ekko rani! ' uprzedzi Debrena rotmistrz. 6ie by do ko/ca
przekonany, ale z braku innyc& szans od razu c&wyci si tej. ' 6ie b$j si.
Dziewka jak piec, i stado kogut$w jej nie umierci, a co dopiero...
' Drrropa mierrr! ' wyjani ptak. ' Dmrrr. 7errr3ce. #zarrr
prrradawny. Wierrrno! bezgrrraniczna. ' %azgrzyta dziobem z bezsiln"
zoci". ' #&olerrrny 1arrro3wid) 4ezalterrrnatywne ogrrraniczenie.
' 4lokad kaza zaoy!: ' domyli si %br&l. ' 0emu posa/cowi, co
si potem z modym Domorcem skuma: F Drop kiwn" gow". ' 6o, no...
7yszaem o zaklciac&, co lojalno! wymuszaj". (le eby a tak... 6ie
przesadzaj, c&opie. .ekkie dranicie adnego z was...
' Drrranicie wystarrrczy. *rrremedytacja Drrropa utrrrupi! potrrra-i. '
*tak sc&yli si, przy pomocy dzioba i jednej z n$g przewiesi sobie przez
szyj zaptlony koniec liny. ' 0rrrudno. 7prrr$buj.
%br&l uni$s si, strzeli. 0ym razem sprowokowa tylko jednego, ale
przy powt$rce ju cztery groty zagwizday im nad gowami.
' 6ie spiesz si ' instruowa Debren papug. ' 6ajpierw ptla na rk,
potem kop pod ni". Musisz odsoni! kawaek bruku, inaczej krew wsi"knie
w nieg. ' >ozpi" ka-tan, podci"gn" koszul, wa&a si przez c&wil,
wodz"c palcami po brzuc&u. W ko/cu wskaza miejsce. ' 0u j"... 8dyby
krwi za mao, to gbiej masz y.
' 7zykujcie si ' sapn" %br&l. Koowr$t w jego doniac& wirowa jak
szalony, szybsze tempo strzelania stwarzao wiksze szanse, e po tamtej
stronie nikt nie zacznie zadawa! sobie pyta/. ' Debren, gdyby jaki may
piorun... to w prawo, dobrze: ' Woy uaman" strza w korytko, obr$ci
si, przysun" do krawdzi wozu. ' 1u)
*oszo lepiej, ni Debren oczekiwa. 7trzaa jeszcze w locie mina si z
dwiema mkn"cymi z naprzeciwka ' onierze najwyra2niej czekali. Dwie
nastpne zeskoczyy z ciciw, kiedy %br&l nurkowa za -ur, sc&odz"c z
drogi NWN pierwszej dw$jce. *i"ta wypada ucznikowi z r"k, gdy nie bardzo
szkodliwa, za to e-ektowna pirokula grzmotna znienacka w osaniaj"cy go
pie/.
Drop sp$2ni si z wyskokiem, a potem, spowalniany przez cik" i
szoruj"c" o bruk lin, bieg przygnbiaj"co powoli, jednak zaskoczenie
zrobio swoje. %anim s"siad Bra&ty krzykn"5 HKogut)I, ptak by ju w
poowie drogi. Daleko. %araz potem Debren posa nad dolin" kolejn" pi3
rokul, wystraszony wojak sc&owa gow i nim pierwszy pocisk
poszybowa ku nadbiegaj"cemu papudze, ten znik strzelcom z oczu,
osonity zwaami niegu.
*rzez duszy czas nic si nie dziao. Debren, le"c na brzuc&u, pr$bowa
zorientowa! si w poczynaniac& Dro3pa. Ddao mu si wypatrzy! ptl na
stercz"cej spod niegu rce, ale niej wzrokiem nie siga5 belki i ciaa
przesaniay widok.
( za dobrze widzia za to co innego.
' %br&l)
6ie musia krzycze!. Bra&ta zrobi to za niego.
' *rzy tym kamieniu) ' Dziesitnik podni$s uk, na pi". Mierz"c niemal
pionowo w niebo, zastyg na c&wil, wprowadzaj"c drobne poprawki k"ta i
siy naci"gu. %br&l gor"czkowo wymienia zaman" strza na ostatni bet,
ale tamten by pro-esjonalist" i nie da mu szansy. %wol ni ciciw i
natyc&miast odoy uk, kul"c si za skak", zza kt$rej wygl"day jedynie
oczy.
7trzaa na dugo znika Debrenowi z oczu. <udzi si nawet, e na
zawsze. ( nim szarpno, gdy nagle nieny wa za doni" .endy rozkwit
czerwonym kwiatem.
' Dobry) ' oceni Bra&ta. ' 0am szy!) 1eden g$r", dru gi osania)
7pokojnie, c&opcy, mamy czas)
%br&l nie pr$bowa strzela!. 0amci mieli czas, uwaali. Dsiad, spojrza
czarodziejowi w oczy.
' *okazalimy, gdzie ley ' mrukn". ' #&olerny roso3lak. 6ie m$g si
mniej kolorowy urodzi!:
' 0ra-i": ' Debren zaryzykowa, wsta i spogl"daj"c nad pomieniami,
pr$bowa oceni! miejsca upadk$w strza. 1u dwie sterczay z zaspy. % nieba
spady cztery, ale dwie zniky bez ladu. 9nieg by naszpikowany bryami
ziemi i kamieniami, lecz lu2ny, i grot, kt$ry nie napotyka innej przeszkody,
zatrzymywa si pewnie na przle.
' #&owaj eb ' warkn" %br&l. %araz potem warkna strzaa. Debren
ukucn" posusznie. ' 1ej nie widz", ale kamie/ to c&yba wszyscy. ( s"
dobrzy i maj" sze!set...
6ie dano mu doko/czy!.
' Debrrren) ' rozdar cisz peen rozpaczy okrzyk. 6iedob$rrr parrry)
*ad na brzuc&, wpez pod w$z, ignoruj"c &ucz"ce nad karkiem ognisko.
Mogo w kadej c&wili przeama! nadgryzione arem deski, ale warto byo.
Ad razu dostrzeg wybit" od rodka wyrw w zaspie, przypr$szon" niegiem
tcz pi$r i to najwaniejsze5 zoto peruki. 0warzy .endy nie widzia, Drop
przekopa zbyt ciasny tunel i zakorkowa go sob" w dodatku. (le Debren by
zbyt blisko i mia zbyt wiele kopot$w z wasnym oddec&em,
przesaniaj"cym mu widok oboczkami skroplonej wilgoci, by c&o! przez
c&wil udzi! si, e 2le zrozumia.
*owinien widzie! jej oddec&. Wrzaski duo mniejszego ptaka nie tylko
sysza, ale i dostrzega.
' >rratuj >rrend) ' 1zor pary strzeli z dzioba jak spod pokrywy
garnka. ' Dmierrra)
%br&l, kln"c, d2wign" si na nogi. Duga strzaa zmaterializowaa si
nagle w polu widzenia, trzasna o tar3czopodobny kamie/, skrzesaa snop
iskier, upada bezsilnie obok Dropa. *apuga szarpn" si, wypez ze
nienej nory, ci"gn"c za sob" zamane skrzydo i peruk .endy. %amek
kuszy szczkn", ostatni bet z radosnym gwizdem pomkn" do celu.
#o mikko, jako wilgotno stukno z tyu. % przodu odsonita gowa
dziewczyny znikaa pod najbardziej -antazyjn" w caym Biplanie czapk"5
Drop zwali si na ni", przywar, wczepi w kark i skronie wszystkimi
moliwymi ko/czynami. A okie! od niego nastpna czerwono opierzona
strzaa zadygotaa w zaspie, natra-iwszy na skryty niej bruk.
' Debren...
Adwr$ci gow, z g$ry wiedz"c, co zobaczy. 8os %br&la ledwie byo
syc&a!. %nacznie goniej stukny (rtur 4aniewi o kamienie kolana i
okie! rotmistrza. Drugi okie! ni stukn"5 %br&l mia jeszcze dostatecznie
wiele siy i przytomnoci umysu, by pada! na prawy bok, c&roni! ran.
7trzaa sterczaa z lewego.
' <ajno i... ' %e swego miejsca pod -ur" Debr en nie m$g oceni! k"ta i
miejsca tra-ienia. #&yba wysoko, ale na drodze grotu mogo si znale2! i
puco, i nawet serce.
' Dokadnie jak... *rzeznaczenie c&yba.
*owinien wyczoga! si spod wozu, zrobi! co. 6ie umia. Kusy, potem
dziadek, ojciec... .enda powicia ycie i te nie pomogo. 8owa, zadek, a
teraz...
' Drop))) ' Adwr$ci twarz, bardziej po to, by nie pa trze!, jak umiera
kolejny %br&l, ni z rzeczywistej potrze by. ' *u! jej krew))) 7zybko)))
*tak przywar tylko mocniej do dziewczcej gowy. Akry swym ciaem
c&yba ca", pewnie take -ragment karku, ale patrz"c na spadaj"ce z nieba
strzay, nie spos$b byo si udzi!5 wikszo! tyc&, kt$re tra-i", przebije i
jego, i czaszk .endy. *ociski l"doway w promieniu raczej st$p ni s"ni
od dziewczyny i stao si jasne, e na dugo przed posaniem w g$r
sze!setnego .enda bdzie tylko kawaem martwego misa z przybitym do
gowy trupem papugi. >anny w rk onierz, ukryty przy szcz"tkac& -ury,
nie musia ani wygrzebywa! nastpnyc& wi"zek strza, ani miesza! si do
walki. (le oczywicie si wmiesza.
Kiedy czarodziej ujrza go ponownie, sun" rodkiem zalegaj"cego most
usypiska. ( dokadniej5 suna wielka, prostok"tna tarcza. ;onierza,
zapadaj"cego si w sypkim niegu, nie byo wida!. *rzemieszcza si z
trudem, lecz jeszcze trudniej byoby go zatrzyma!5 ton"c po uda w zaspac&,
robi si niszy i m$g osania! si skonie ustawion" tarcz". #ika kusza,
taka jak ta %br&la, moga poradzi! sobie z oblnicz" paw", ale nie przy
takim k"cie. #o zreszt" nie miao znaczenia5 nie byo ju bet$w.
' Drop)))
' 6ierrrealne) ' odkrzykn" ptak, klej"c si do dziewczcej gowy z
gorliwoci" nietoperza. ' Darrruj)
Debren wygarn" z m$zgu resztki wolnej energii, zapa le"cy obok koa
sierp, uywaj"c r"czki jak r$dki, posa byskawic. <upno, od sierpa
odpado ostrze. *a3w, tra-iona w r$g, zawirowaa, zdzielia onierza w
uc&o. Adbite od blac&y wyadowanie poszybowao w niebo, tar3czownik
wyoy si, ukazuj"c na c&wil poow sylwetki, ale nie byo komu
wykorzysta! okazji. Debren, nawet maj"c pod rk" gotow" kusz, nie byby
w stanie strzela!5 uc&wyt rozlecia mu si w doni, kopniakiem o mocy
por$wnywalnej z ko/sk" sparaliowa cae rami a po bark. 4$l i wysiek
sprawiy, e na jaki czas olep.
' Debren... do! ' usysza cic&y gos %br&la. ' 0ak jej w niczym... #o
moge, to ju... Woaj ic&. 0en Bra&ta... Dotrzyma sowa, dowiezie yw"
do grodu. #&yba lepiej...
' *$ wsi wytuklimy. ' #zer/ przed oczami rozpadaa si na paty,
wiruj"ce jak szalone, ale przynajmniej przetykane szaroci". ' ( z dorosyc&
to pewnie...
' 6ie wie mu... paci.
' 7am te poow ludzi straci.
Mdlio go. 6a szczcie nie mia czym zwraca!.
' 1est jak ja. 6ajemnik. ;aden nam &onor... rann" ba b dobija!. *etunka
na majestat wadcy si tu... zamac& na, nie gupi most. ( te jej nikt
nawet... butem. De bren: Dobrze si czujesz:
6ie zdaj"c sobie z tego sprawy, wylaz rakiem spod -ury. = c&yba
odzyska wzrok. 6ie by pewien. #&yba zapamita blad", ci"gnit" b$lem i
niepokojem twarz rotmistrza. (le moe i nie.
' #o powiedzia: ' wymamrota. 6awet jeli %br&l odpowiedzia, aden
d2wik nie przebi si do jego wiado moci. *od czaszk" &ucza mu inny,
kobiecy gos.
HWiozam go na sankac&... = cay czas mylaam, jak im to wszystkim
powiem. >azem to planowalimy, nie wybiam mu z gowy, a teraz... 1a
nawet jednego zadrapania, a on...I 0amci dwoje przegrali z kl"tw". 0eraz
oni mieli przegra!. +istoria si powtarzaa.
0o dlatego: Dlatego sysza *etunk: Aczyma wyobra2ni widzia, jak
c&wiej"c si na nogac&, w kusej, zielonej sp$dnicy, co to podczas ow$w nie
za&acza o konary, zakrwawiona i zasmarkana, ci"gnie #edrzy&a.
NWW Duma i sy-ilis. 0o te jej sowa. *owinien myle! o .endzie. *o
tamtej stronie nie byo 4elniczan, nie mia si powt$rzy! cud sprzed
jedenastu lat.
H0amci ucznik$w mieli, ale aden jednej strzay nie wypuci. = jak
piec&ota ruszya, to te aden...I = nie dziwota. 4aba, cieknie z niej, co tylko
moe5 zy, smarki, krew...
Bra&ta i jego ludzie nie auj" strza, a ten z tarcz" pozbiera si i lezie
dalej. ;eby zabi!. 6ie bdzie drugiego cudu na Mocie Mesztor&azego.
%abrako...
H...wr$ka m$wia o krwi ksi"cej z gbi trzewi, spod serca na most
wylanejI.
0a *etunki nie speniaa kryteri$w. Krwi .endy nikt po prostu nie zd"y
wyla!. Drop nie by w stanie, %br&l nie m$g strzela!, on, Debren, nie tra-ia
w stodo. ( w ni", akurat, pewnie by tra-i. W sam rodek gowy, w serce,
moe w aort. Mia niemal pewno!, e wanie tam.
%br&l ma racj. %robi dla .endy, co m$g. >ozs"dek podpowiada, by
spasowa!, zda! si na los i zmiowanie grabog$reckiego s"du. *odr$
potrwa, test groc&owy i proces te. Moe nadarzy si okazja... 6ie zrobi" jej
niczego gorszego, ni lada moment moe zrobi! kt$ra ze strza, a za trzy
pacierze ju na pewno, bez adnego HmoeI, uczyni miecz tarczownika. .os
gorszy od mierci nie jest jej pisany. Ma sw$j pas. Wierzya wicie, e nie
przeyje siowej pr$by jego zdejmowania, i Debren gadko zarazi si t"
wiar". 6ie bya typem pokornej owieczki, na pewno wiedziaa, co m$wi.
1est liczna. 6ikt nie umierca bez namysu licznyc& dziewcz"t. 0o
dobrze, e do ko/ca, nawet bior"c berdysz i wybieraj"c si na wasn"
egzekucj, pozostaa kobiet"@ e przysza tu w peruce i tej kusej, ciut
nieprzyzwoitej sukience. Kogo takiego trudniej mczy2nie zabija!. 8dyby
wybraa spodnie... W b$j c&odzi si w spodniac&. 6awet *etunka wtedy,
jedenacie lat temu...
H#&ciaam w spodniac&, tylko e... 6ie wiem, do czego ci to, ale prosz
bardzo5 w sp$dnicy pobiegam. 0akiej zielonej, co w niej do wysokic&
but$w na owy c&adzamI.
%araz. Dlaczego w takiej c&wili azi mu po gowie jaka c&olerna
sp$dnica: W przypadku .endy brak spodni mia sens5 walczya o kad"
c&wil, c&ciaa mie! pewno!, e zd"y po trzykro! obiec ober, nim gry-
lub kt$re z towarzyszy wejd" jej w drog. (le str$j *etunki: Wkr$tce umr",
a on...
Dmr". 1ak #edrzy&. = jak w mylac& musiaa umiera! modsza o
jedenacie lat *etunka. Wr$by wr$bami, ale przecie bya starsza ni
.enda teraz, d2wigaa na karku brzemi dowiadcze/, kt$re niejedn"
zabioby po trzykro!. M"dra, rozs"dna kobieta. ( jednak...
,(lem si, durna krowa, przebieraaI.
%araz.
H7abowaam troc&. %a p$2no si na most wybraamI.
6ie zd"ya. *rzybiega dokadnie tak jak Debren5 za p$2no, by
uratowa!, na tyle wczenie, by sta! si wiadkiem koszmaru. %apamita! na
zawsze, jak mao brako.
4o si przebieraa. Mimo c&oroby.
H7abowaam troc&I.
%araz. 4ya c&ora, biega walczy! i zapewne umiera!. 1eli kto taki w
ostatniej c&wili zmienia spodnie na sp$dnic... Kus" w dodatku, myliwsk",
nie bardzo stosown", by paradowa! w niej na oczac& setek mczyzn... 0o
si kupy nie trzyma. Kobiety bywaj" dziwaczne, zdarza im si robi! rzeczy
niepojte, ale *etunka...
H1a nawet jednego zadrapania, a on...I ' Debren: ' 1ego bezruc&
zaniepokoi %br&la. Do tego stopnia, e rotmistrz, c&rzszcz"c o bruk
ko/cem wbitej w bark strzay, zacz" pezn"! w jego stron. ' #o si...:
7trzaa nie uszkodzia c&yba adnego duego naczynia, a i tak poci"gn"
za sob" szerok" smug krwi. 0ak naprawd cay most by ni" spryskany@
gdyby uczciwie popracowa! szmat", a potem dobrze j" wy"!, uzbierayby
si nie garnce, a cebry. Wtedy, przed jedenastu laty, pewnie te. ( *etunka...
...nawet jednego zadrapania, a on...
*rzecie nie okamaa go, gdy pyta o tamten dzie/.
H' A krew ci c&odzi: Wylaam krew. = co z tego: #o to ma do .endy:I
Do .endy miao niewiele, ale los jej i %br&la, ic& wsp$lny, zalea od
szczerej odpowiedzi. Wic nie skamaa. %reszt" ju wczeniej m$wia o
swej krwi przelanej na mocie.
H4aba, cieknie z niej co tylko moe5 zy, smarki, krew...I ' Debren) '
*oczu ucisk palc$w na okciu. %br&l mu sia d2wign"! lewe, bol"ce rami,
by nie upa!. ' Woaj Bra&t. 6ic nie... nie poradzisz.
*etunka te nie poradzia. 4ya tylko kobiet".
W ko/cu zrozumia. 8dzie na styku z podwiadomoci" wyklua si
odpowied2 na pytanie, kt$rego Debren nie mia odwagi postawi! sobie
wprost.
0ak, ci"gle jeszcze mieli szans. 4o obie byy kobietami. = potra-iy
dokona! cudu, kt$rego natura posk"pia mczyznom.
' Drop))) ' 6iemal zawy, rzucaj"c si szczupakiem pod -ur. ' Wa2
pod ni", ale ju)))
*tak, zaskoczony moc" okrzyku, uni$s gow. % tyu, zaledwie dziesi!
s"ni dalej, zza tarczy wyjrzaa poowa ludzkiej gowy. 0ake Bra&ta,
instynktem starego wiarusa wyczuwaj"c przeom w bitwie, zaryzykowa,
stan" na nogac&, wyc&ylony zza skay a po klamr pasa.
' 6ierrrealne) ' zaskrzecza papuga ami"cym si z alu gosem. '
*rrrucie sk$rny nierrrealne)
0ak, to ju Debren wiedzia. 6a szczcie 4$g urodzi si mczyzn". =
nie mia motywacji, by rozwi"zywa! ten problem porz"dniej.
' Wa2))) Midzy jej uda))) = wyci"gnij onuc)))
( onuce niekoniecznie midzy nogi a cimy wpyc&amy. Drop zawa&a
si, ale znik w niegu szybciej, ni %br&l zrozumia, w czym rzecz.
' 6ie trzeba... biaej -lagi. *o prostu... zawoaj.
Debren, zmobilizowany nadziej", wykrzesa z siebie resztki mocy i z
palca lewej rki posa tarczownikowi piro3kul. ?ksplodowaa e-ektownie
nad gow" onierza, nie czyni"c szkody, ale sprawiaj"c, e przykucn",
znieruc&omia na dusz" c&wil. %yskali na czasie.
% nieba spady kolejne trzy strzay. 1u cay klomb czerwonyc& kwiat$w
otacza .end. ;aden nie siga stalowym korzeniem jej ciaa, ale, gdyby los
sprawiedliwie rozkada miejsca tra-ie/, kt$ry z paru nastpnyc& pocisk$w
powinien wyl"dowa! w nienaturalnie pustym rodku krgu. *ozostay ju
nie pacierze, a c&wile.
' 7zybciej, Drop)))
Kropla pon"cej smoy przebia si przez rkaw, sparzya. Dobrze si
stao, bo kiedy z g$ry runa !wiartka burty, Debren pamita ju o ogniu.
%d"y nawet pomyle!, e le"c tu, pod -ur", by! moe popenia b"d.
6aprawi! go ju nie zd"y.
' *rzeprrra...)
Ko/c$wka przeprosin Dropa utona w &uku pkaj"cej zaprawy. Kamie/
wielkoci ku-ra mign" w niebo z c&y3oci", kt$rej mogaby mu
pozazdroci! maa i porczna szkatuka, cinita przez dobrego miotacza.
Debren nie zd"y si jednak przerazi! ani wizj" maego, bezradnego ptaka,
kt$ry utkn" o stop od celu, ani potnyc& gaz$w, spadaj"cyc& na .end i
wyrczaj"cyc& w robocie czerwono opierzone strzay. %e dw$c& strac&$w
wyleczy go byskawicznie trzeci.
7zcz"tki desek zwaliy mu si przed twarz" i w mgnieniu oka podpaliy
lin. 0, na ko/cu kt$rej...
Wypad spod wozu na czworakac&. Abrzee kaptura kopcio si, na
prawo od znieruc&omiaego z wraenia tarczownika wyrasta sup
galaretowatej wody, na lewo drugi zwornikowy gaz wyrywa si z oskotem
z przsa. Most dra@ zowr$bny, niski d2wik narasta w jego trzewiac&.
' <ajno i... ' %br&l zdoa przem$wi! prawie normal nym gosem. '
0rzymaj j")
0rzy nastpne zworniki, w tym jeden z wyj"cym tarczownikiem na
grzbiecie, wyskoczyy spod niegu.
rew prawid$owa ' za&uczao Debrenowi pod czaszk". ' omplet
warunkw spe$niony" Sprawiedliwo&ci sta$o si"""
Kolejna macka zagszczonej wody tra-ia w kryj$wk szarzaka. *rzez
dym, py i rozbryzgi kleistej cieczy Debren dostrzeg wiruj"cy w locie,
skorodowany i popkany ku-er, z kt$rego laa si wicona woda i wypywa
$tawy opar. Mesztor&azy nie poaowa substancji myl"cej NOM i c&o!
wiek, a teraz wzbogacona neutralizatorami magii woda wicona day si jej
we znaki, nawet gin"c, szarzak wypenia wol tw$rcy. Debren nie
potra-iby tego udowodni!, ale w nagym otwarciu si wieka nie byo raczej
przypadku.
Ku-er wyl"dowa na tarczopodobnym gazie tu za gow" .endy. 8dyby
nie odc&ylona pokrywa, ostatnia posana w niebo strzaa ugrzzaby nie w
niej, a dwie stopy niej5 w karku dziewczyny.
Debren przeskoczy nad kau" ognia, run" brzuc&em na nietknity
pomieniami odcinek liny. W sam" por5 zaraz potem pajczyna pkni!
rozbiega si po nadweronym przle i w akompaniamencie oguszaj"cyc&
trzask$w ogromny, spojony zapraw" kamienny uk zacz" si rozpada!. 0e
w sam" por.
*rzez dziury po wyamanyc& zwornikac& nie tyle wyskakiway, co
wypezay b"ble galaretowatej substancji, a z nieba sypno niegiem. #zary
przestaway dziaa!.
Debren lea przez c&wil, oplata lin wok$ nadgarstka na p$
bezwadnej prawej rki i bezsilnie patrzy na wybiegaj"cyc& z ukrycia
onierzy. 0arczownik razem ze zwornikiem polecia w przepa!, ci z
prawej uciekali, nie ogl"daj"c si za siebie, lecz Bra&ta i jego przyboczny
ruszyli w stron mostu.
1eli szarzakowi zabrako si... Most dosta potnego kopniaka w sabe z
natury podbrzusze, ju teraz popka w poprzek i wzdu, ale m$g tak
przetrwa! nastpne dwiecie lat, o ile aden kretyn nie wpakuje si na
przso dobrze wyadowanym wozem.
8alareta, kt$rej cae aszty przebiy si na t stron przsa,
byskawicznie wracaa do swego pierwotnego stanu. 7trumienie wody,
uwolnione z mocy zaklcia, pryskay na wszystkie strony, zmyway nieg,
skakay oc&oczo w przepa!, zabieraj"c w drog ku morzu nawet bardzo
poka2ne kamienie. *okrywaj"ca most zaspa, wysoka miejscami na dwa
s"nie, topniaa w oczac& jak rzucona na gigantyczn", rozgrzan" patelni.
Bra&ta, sun"cy truc&tem z ukiem przy biodrac& i strza" na ciciwie, nie
widzia jeszcze .endy. (le lada moment...
' Krrres Drrropa) ' przebi si przez trzaski stumiony, jakby
dobiegaj"cy spod ziemi okrzyk. ' #&rrro/ >rrend)
Debren pr$bowa. Dni$s si na klczki, zacz" ci"gn"!. % cayc& si. = za
sabo.
6ajpotniejszy ze strumieni run" mu na spotkanie akurat spod brzuc&a
dziewczyny. 6ie doni i kawaka gowy, ale wanie dziewczyny5 woda
byskawicznie wymiota nieg spod niej i znad niej, ukazuj"c nieruc&ome
ciao. Akr"gy, podobny do tarczy, ale gruby na stop gaz osun" si, z
okrutn", szarpi"c" dusz powolnoci" wcisn" wyszczerbion" krawd2 w
miejsce, gdzie plecy .endy przec&odziy w pag$rki poladk$w. Debrenowi
zdawao si, e syszy trzask pkaj"cyc& krg$w, mikkie plaska3nie
miadonyc& trzewi, bulgot krwi mieszaj"cej si w jamie brzusznej z
uwolnion" zawartoci" jelit.
*rzesta si szarpa! z lin". M$g urwa! dziewczynie rk, ale adn"
miar" nie wyrwaby jej ciaa kamiennym szczkom, zamykaj"cym si wok$
talii. % jednej strony nieruc&oma uc&wa mostu, z drugiej to okr"ge dra/3
stwo, w limaczym tempie, lecz nieuc&ronnie, osuwaj"ce si niej w miar,
jak woda wypukiwaa piaskow" i wirow" cz! zaspy.
6ie mia kuszy, z kt$rej m$gby strzeli! w rodek przekrzywionej peruki.
6ie mia w sobie do! mocy, by zabi! .end piorunem. Musia klcze! i
patrze!, jak ginie, miadona cal po calu.
4aga los, by nie odzyskaa przytomnoci.
= by Bra&ta zastrzeli go, sko/czy ten koszmar.
Dziesitnik c&yba nawet pr$bowa. Dnoszony do g$ry uk rozpyn" si
jednak za obokiem tryskaj"cej z .endy pary. Debren zd"y dopatrzy! si
niebieskawej powiaty w miejscu, gdzie kamienna pyta rozgniataa ciao,
oraz pomieni, obrysowuj"cyc& tali dziewczyny bardziej na prawo i lewo.
6im zoy -akty do kupy, kamienne szczki rozwary si w leniwym
ziewniciu.
Dopiero wal"c si na brzuc& od nagego szarpnicia liny zrozumia, co
si dzieje.
Most pk. 0ym razem na dobre.
Abie po$wki uku, tr"c o siebie nawzajem, skrzesay nie tyle iskry, co
prawdziwe ogony pomieni, sc&yliy si ku rodkowi i zanurkoway w
przepa!. 0a poudniowa ' razem z .end".
Debren zacz" ci"gn"! jak szalony. 0ym razem zd"y. Ap$r narasta
stopniowo i lina zacza si nawet skraca!, nim nagym szarpniciem daa
zna!, e ciao dziewczyny przestao zsuwa! si po przle i ostatecznie
zawiso. Klcz"cy ju czarodziej ponownie run" na brzuc&, ale nie
powloko go ku przepaci.
Dobrze. 0o znaczy, e upkowa pyta pomkna dalej, e ani przez
moment nie znalaza si midzy nim a .end". 6ie robi sobie wielkic&
nadziei ' mia jej w sobie akurat tyle, by nie rzuci! si gow" w d$ ladem
dziewczyny ' lecz gdy zacz" wybiera! lin, przynajmniej oprzytomnia.
Ad razu dostrzeg Bra&t. Dziesitnik, ostronie st"paj"c po zalegaj"cej
p$nocny przycz$ek mieszaninie niegu, kamieni, trup$w i pogruc&otanego
drewna, powoli zblia si do wieo utworzonej krawdzi przepaci. <uk,
jak przystao na czowieka rozs"dnego, ciska w lewej rce, praw"
trzymaj"c w pogotowiu na wypadek, gdyby kolejny -ragment okolicy
zapragn" run"! w g"b doliny.
Debrenowi byo atwiej5 po tej stronie nie zesza lawina. Wystarczyo
wsta! i w lekkim przec&yle ku poudniowi, r$wnowa"c wasnym ciarem
ciar .endy, ruszy! ku szczerbatej ko/c$wce przedmocia.
Musia nadrabia! podpatrzonymi u midzymorskic& rybak$w zwisami
ciaa, bo prawa rka bya do niczego. #&olerny sierp. 6a szczcie bruk nie
by oblodzony, a nogi, mimo b$lu, radziy sobie nie2le. 7zed, obracaj"c si
wok$ osi i na podobie/stwo studziennego bbna nawijaj"c na brzuc& i
biodra nadwyki liny.
7topniowo zaczynaa go dusi!, ale, pomijaj"c -akt, e by coraz bliej
krawdzi, c&yba a dwa razy ocalia ycie. *ozostawiony w tyle podwadny
Bra&ty ' ostatni ju na wymiecionym z ycia pobojowisku ' najpierw
zamar ze zdziwienia, pr$buj"c zgbi! sens dziwacznyc& sztuczek, a kiedy
w ko/cu oc&on" i strzeli, ciao Debrena spowijay ju w niekt$ryc&
miejscac& trzy warstwy solidnego sznura.
8rot ugrz"z wanie w jednym z takic& miejsc, jakie dwa palce nad
nerk". #zarodziej zastyg na moment, ale poniewa dostao si
wczeniejszym zwojom i lina nadal dobrze trzymaa si ciaa, wykona
nastpny obr$t i nastpny drobny kroczek.
' #zekaj rozkazu, durniu) ' warkn" dziesitnik. Do tar w ko/cu do
miejsca, sk"d dao si dojrze! dno doliny.
Apl$t okciem kikut balaska, sieroty po wojowniczej ba lustradzie, i
poc&yli si nad przepaci".
Debren ignorowa go. 4y blisko krawdzi i szo mu coraz gorzej. Ap$r
liny wzr$s, jej nawinita cz! miadya ebra, utrudniaa oddyc&anie. W
dodatku rosn"cy k"t sprawia, e zaczynaa okrca! mu si wok$ n$g. Mia
za mao siy i tc&u w pucac&, by przedwczenie zaczyna! negocjacje. Mia
te zau-anie do %br&la. ( %br&l u-a jeli nie samemu Bra&cie, to jego
pro-esjonalizmowi.
Dwie stopy od skraju przepaci. Wystarczy. *knicia biegy duo dalej
w ty, a on zapamita ogl"dany z pro-ilu most na tyle dobrze, by wiedzie!,
e ju teraz stoi na nawisie. *rzestrzelona noga te moga zawie!. .epiej
nie ryzykowa!. #&wyci lin obur"cz, zacz" ci"gn"!.
' #zemu bym nie mia jedn" strza": ' zapyta od nie c&cenia Bra&ta.
4yo cic&o, nie musia pokrzykiwa!. #iebie tra-i, a spadniecie oboje.
Debren klkn", przycisn" kolanem wybrany kawaek liny. 6ie uni$s
gowy. *atrzy w d$, szuka ko/ca konopnej plecionki. 6ie znalaz5 przso
pko skonie i dolne partie kamiennego kikuta przesaniay widok.
' 1edna te kosztuje ' sapn".
' Most ciut wicej.
Wybra nastpn" stop. 4oe, jak ciko.
' Mostu ju nie ma.
' Cakt ' przyzna Bra&ta. ' (le obowi"zki zostay.
' Dwaajcie, panie starszy dziesitniku) ' zawoa ostatni z jego
podwadnyc&. ' 0o magik)
' #ic&o, durniu. 7am wiem. Mylisz, e po co czas nad t" g$wnian"
dziur" marnuj: ' Debren, kt$ry te nie wiedzia, w ko/cu popatrzy mu w
oczy. ' *owiadaj", e przyja2/ czarodzieja bardziej si od nieprzyja2ni
opaca.
#o bycie powiedzieli, panie Debren, gdybym jeno bezporedni"
sprawczyni na gor"cym uczynku ustrzeli: Marnie wygl"dacie, a ona '
zerkn" w d$ ' pod nawisem dynda. #iko bdzie przewlec. Moe by! tak,
e to dziewka was przeci"gnie, nie wy j". =naczej m$wi"c5 moe wam tym
ycie ocal. #o wy na to:
Debren uni$s kolano, szarpn", wybra nastpn" stop konopnego
sznura. = od razu straci p$ stopy. *rawa rka raczej zaczynaa bole! ni
odzyskiwaa czucie.
' #zarodzieje nie lubi" ' wydysza ' jak si im kon-ratr$w ubija.
*omszcz" mnie. ( my ' wskaza brod" w d$ ' razem jestemy. %abijasz
oboje albo ja ciebie.
Bra&ta przygl"da mu si z uwag". <uk nadal lea obok, na niegu.
' #zarodziej jeste: ' Debren kiwn" gow". ' #ec&owy: ' 1eszcze
jedno kiwnicie. ' 0o nie pojmuj.
' #zego:
' 7uyo si w gwardiac&. ' Dziesitnik nie spuszcza z niego wzroku. '
%nam paacowe zwyczaje. 6asuc&a si czek takic& &istorii, e eb boli.
(lem nie sysza, by jaka ksiniczka czarodziejowi rk oddaa. %a
mieszanie magii z wadz", o ile wiem, kr$lowie i magicy pospou zbrodnicz"
par cigaj". 4o to jakby wod z ogniem miesza!5 wczeniej czy p$2niej tak
pierdyknie, e Biplan zadry. Dobrze syszaem, panie Debren:
' % grubsza bior"c.
' 0ajny pakt pono! nawet spisano, pod patronatem Ajca Ajc$w.
%akazuje jakoby nie tylko mae/stw, ale nawet obcowania cielesnego, jeli
jedno z koc&ank$w magi", a drugie pa/stwem wada.
' 0raktat o Agraniczeniu Mocy 7prawczyc& ' stkn" czarodziej,
wyrywaj"c przepaci kolejny okie! liny. F 6igdy nie raty-ikowany.
(n,as&e c&cieli, by ic& spod sankcji wy"czy!, bo ic& wyspy to ju nie
cakiem Biplan, a zn$w %wi"zek 7o,rojski tumaczy, e jako nie uznaj"cy
przeytk$w -eudalizmu i kolektywnie zarz"dzany...
' 6ie m$wi o przepisac&, panie Debren, a o realiac& ' przerwa mu
dziesitnik. = zamilk nagle, zainteresowany czym w dole. *o c&wili
przem$wi ponownie, ale jego spojrzenie utkno na dobre pod nawisem
zamanego mostu. #z! uwagi c&yba te. ' Ddupi" was. 0o! widz, e z
niej ksiniczka pen" du... eee... gb".
' %ote zby: ' zainteresowa si jego przyboczny. *rzewiesi uk przez
plecy i ostronie, ale szybko zacz" brn"! przez zasp w stron dow$dcy. '
7puszcz si, jak trzeba. 0aka szczka moe by! sporo warta. ( ona pewnie
nieywa. 6ie ma cud$w, by c&udzina z takowyc& opresji...
' 6ie taka zn$w c&udzina ' mrukn" Bra&ta mocno roztargnionym
tonem. 6adal gapi si w d$.
' Delikatna dziewicza ksiniczka ' upiera si ucznik, pr"c naprz$d. '
8roc& tak" posiniaczy, a c$ dopiero wal"cy si most. 1u po niej, gow
daj.
' Dziewicza a mio spojrze! ' zgodzi si dziesitnik. Debren posa mu
podejrzliwe spojrzenie, skr$ci odpoczynek, zn$w zacz" wybiera! lin.
Dtkn" niemal od razu. #o trzymao. %yska tyle, e nie zuy wszystkic&
si@ starczyo na krok w bok i zakleszczenie liny w jakiej szczelinie. M$g
nie tylko lepiej odpocz"!, ale i zerkn"! w ty. Wydawao mu si...
6ie wydawao si5 od strony pon"cej -ury, c&wiejnym krokiem, ale na
wasnyc& nogac& i tylko nogac&, zblia si %br&l. %e strza" stercz"c" z
barku i plam" spalenizny w miejscu, gdzie drzewce weszo w ciao.
Debrena zemdlio. 8$wnie z wysiku, b$lu i od utraty wasnej krwi, bez
przerwy s"cz"cej si z po&aratanego tyka, ale troc& i od wyrzut$w
sumienia. *owinien odaowa! jeden pacierz, przewi"za! ran jak" szmat".
Agie/ zamiast szarpi bywa skuteczny, ale zmuszanie rannego, by sam
sobie...
' *recz... uki ' wyc&rypia rotmistrz. Dopiero wtedy Debren zauway,
e obaj wojacy trzymaj" je w gotowoci.
Bra&ta oceni go kr$tkim spojrzeniem i bez sowa odoy bro/. 0o
dobrze, ale Debrenowi nie spodobao si, e kolejne spojrzenie posa od
razu w d$. = e to ju adn" miar" kr$tkie nie byo. 1eszcze mniej spodobao
mu si zac&owanie ucznika. Wojak uku co prawda nie odoy, ale c&yba
zupenie zapomnia, co trzyma w rce. %astyg dwa kroki od dow$dcy,
gapi"c si w przepa!.
' #o: ' warkn" czarodziej. *rzez c&wil, oczami wy obra2ni, widzia
odbicie pogruc&otanej bryy misa w oczac& tamtyc&. (le tylko przez
c&wil. 7tali zbyt blisko. 0o nie byy spojrzenia, jakie mczy2ni, nawet
za&artowani wo jacy, l" trupom.
Bra&ta uni$s wzrok. = zn$w przeraenie cisno na moment pier
Debrena5 wsp$czucie, maluj"ce si na pocitej starymi bliznami twarzy,
akurat do trupa pasowao.
' Daj sobie z ni" spok$j ' w gosie dziesitnika te syc&a! byo
wsp$czucie. ' Widz, e i nogi ma cudne, i zadek, ale wanie takie serce
potra-i" zama!.
' Widzisz:
%br&l, szerokim i c&wiejnym krokiem pijanego majtka, dotar na skraj
przepaci, stan" obok Debrena, zapa lin tu przy doni czarodzieja.
Bra&ta wzruszy ramionami.
' *rzepali sukni ' wyjani. ' #ay d$ wanie odpad. #&olera, w
?ile-- suyem, alem o takim paskudztwie nie sysza. #&o! przy wiadomej
cnotliwoci Mari3malek tamtejsze patnerstwo damskie na niebywae
wyyny si wspio, istne arcydziea zagroonym mom o-eruj"c.
' 6ie gap si na rzy! ' warkn" %br&l, kt$ry zd"y poci"gn"! na pr$b i
c&yba zrozumie!, na czym, poza saboci" Debrena, polega problem. '
8adaj, co widzisz.
Debrenowi przemkna myl, e ani jego sercu, ani nawet pucom si nie
dostao, ale jako nie potra-i si tym cieszy!. #&yba przeczuwa, co usyszy.
' Dajcie sobie z ni" spok$j, panie czarodzieju ' rzuci niewesoym
tonem dziesitnik. ' 6ie wyci"gniecie. Durne kmiotki porz"dnej liny
poaoway. 7ztukowana ' wyja ni. ' Wze o szczeliny za&acza. Midzy
dwie wlaz.
7pr$bujcie popuci!, ale co mi si widzi...
Widziao mu si prawidowo. *o wydaniu !wierci stopy napita lina
rozlu2nia si wprawdzie, ale ulga dla ramion bya jedynym osi"gnitym
zyskiem. Debren przez dwa pacierze szarpa si z ni", to napinaj"c, to
luzuj"c, strzela jak z bata i ci"gn" na boki ' bez skutku. W odruc&u
desperacji stan" tu nad krawdzi" i trzasn" te3lekinez" w najniszy
widoczny -ragment. 6a szczcie NOO %br&l razem z krwi" nie straci
przytomnoci umysu i przytrzymywa go za pas ' tylko dlatego wasna lina
pc&nita wasnym czarem nie posaa czaruj"cego do grobu.
' 0o c&olerstwo c&yba j" poparzyo ' odezwa si Bra&ta. ' 4lizny
pewnie zostan" na kibici, tyku... Daj so bie z ni" spok$j, Debren. Krew
cieknie, c&yba z... no, z y wota. Moe ju martwa: ( jak ni" po kamieniac&
prze ci"gno, to pewnie i cycki zdara, i p$ gby... Wyci"g niesz, spojrzysz
i z wraenia jeszcze sam w przepa! sko czysz.
Debren nie suc&a. Adpoczywa. *otem zacz" ci"gn"!. 7zo ciko, lina
skracaa si nie o stopy, a o palce, ale kiedy %br&l dooy swoj" rk,
jednak jako szo.
' Dtknie ' wyrazi sw" opini ucznik. ' Wzem po takiej dugac&nej
szczerbie ryjecie. ( g$r" wsza.
Bra&ta, te uwanie obserwuj"cy postpy, w pewnym momencie sign"
po uk.
' %abij ' rzuci ostrzegawczo Debren.
' Dly! wam c&ciaem ' wzruszy ramionami uraony dziesitnik.
' 6igdy mi nie bya ciarem. ' 0e ba si tego, co ujrzy, gdy wywlok"
zmasakrowane ciao zza kamiennej krawdzi5 upiornyc& ran, twarzy bez
nosa, moe wybityc& oczu. *ewnie dlatego, bardziej do siebie, ni Bra&ty,
m$wi takie rzeczy. ' Koc&am j". 1ak j" pierwszy raz ujrzaem, to ledwie
niebrzydk" mi si zdaa. ( teraz jest tak cudna... Koc&am j". 1ak si tak
strasznie koc&a, to nie ma mowy o ciarze. 1est darem, a nie...
Dziesitnik c&rz"kn" zakopotany.
' 1a o ptaszysku... ' Debren posa mu tpe spojrzenie. ' Dwiesi si jej
c&olernik. ( wielgac&ny jak indor, wic...
' Drop: ' %br&l poc&yli si nad przepaci". ' ;yjesz:
' 9lepiem ypie, czyli yw ' zameldowa ucznik.
' Drop, co z .end": ' Debren zmaga si z sob" przez c&wil, nim zada
to pytanie. 4a si odpowiedzi.
' *taka pytacie: ' upewni si Bra&ta. ' *r$ny trud.
' 8ada! potra-i ' wyjani %br&l.
' 4luzga! ' sprostowa dziesitnik. ' Wiem, nasuc&aem si. Mocny w
dziobie, e uszy widn". (le wanie dziobem si dziewki trzyma. Anucy,
konkretnie. 1ak tak t .end miujecie, panie Debren, to wam nie powiem,
sk"d ajdak waszej lubej ow" zakrwawion" szmat wyci"gn". 0o jeno
powiem, e normalny c&op to by takiego c&ama z miejsca... Dstrzel go '
zdecydowa. ' Dly wam i na ciarze, i na &onorze.
' 6ie.
Bra&ta wzruszy ramionami, odoy uk. Debren i %br&l, odpoczywaj"c
co p$ pacierza, cal po calu przeci"gali wze przez szczerb. *ewnie nie
daliby rady5 ucznik mia racj, szczelina -aktycznie zwaa si ku g$rze i
szo im coraz gorzej. 6a szczcie trwao to na tyle dugo, e De3brenowi
wr$cia zdolno! trze2wego mylenia.
' *rzytrzymaj. ' *om$g %br&lowi przeoy! lin przez plecy,
przyblokowa! w innej, yczliwej ludziom szczelinie.
*otem podbieg do wielkiego ogniska, coraz mniej przy pominaj"cego
-ur, i wyci"gn" nadpalony dyszel. 6adwy ki liny spony razem z
wozem, wic musia zaryzyko wa! i po prostu puci! belk w d$, wierz"c,
e nie wyli2nie si spod napronego ciarem .endy sznura.
6ie wylizna si. *opyc&ana telekinez", potoczya si powolutku w
d$, dojec&aa do miejsca, gdzie ko/czyo si pole widzenia stoj"cyc& na
g$rze.
' #i"gnij, %br&l. 0ylko powoli.
6iej mogo by! jeszcze tuzin puapek, kt$re wiziy lin. Debren nie
mia odwagi pyta! o nie tyc& z naprzeciwka. 7ko/czyy mu si pomysy@
albo to, albo...
6acisk wzr$s5 razem z .end" %br&l podci"ga i belk. 6a szczcie bya
gadka, lina przesuwaa si po niej lekko i Debrenowi udao si utrzyma!
c&wiejn" r$wnowag. Dwa razy zbytnio popuci, dyszel podskoczy wyej i
przylegaj"ca do ska lina zastopowaa rotmistrza, ale to nie bya tragedia.
0ragedi" byby przeskok zbyt mocno pc&nitej belki poza kamienny
&oryzont i jej upadek w przepa!. 6ie byo jej czym zast"pi!.
Ddao si jednak. 6ie popeni bdu, nie zdekoncentrowa si, nawet
gdy zza kamieni wypeza znajoma ptla i sina od zatrzymanej krwi do/
dziewczyny.
' Miaem nadziej, e wam nie wyjdzie ' przyzna bez ogr$dek
d2wigaj"cy si na nogi Bra&ta. ' = los rozstrzyg nie. (le wida! mam dzi zy
dzie/. #zas c&yba...
4elka, c&o! c&ronia przewlekane przez ni" ciao .endy, przestaa by!
niezbdna, wic Debren pozwoli sobie na dusze spojrzenie w poprzek
doliny. Dziesitnik, -akt e bez zapau, zakada strza na ciciw.
' >ajcy na pysk ci wywal" ' powiedzia spokojnie. #&yba ten spok$j
powstrzyma Bra&t przed podnoszeniem uku. 1ego podwadny,
za-ascynowany widokiem wypityc& poladk$w przeci"ganej przez krawd2
dziewczyny, w og$le zapomnia, e nosi uk.
' Mnie: ' zapyta ostronie dziesitnik.
' %abijesz j", i co dalej: ' Debren spogl"da mu w twarz, troc& dlatego,
e ba si patrze! w d$. ' 7zlak tak czy inaczej tra-i szlag. 7tar" drog
trzeba bdzie odblokowa!. ( tej gry- strzee. Wiesz, ile bdzie kosztowa!
8rabog$rk jego usunicie:
' 0rzy baterie mac&in ' odpowiedzia za Bra&t %br&l. *rzesta ci"gn"!
lin. ' *o kopie strzelc$w do osony kadej, po p$ kopy pikinier$w i inszej
piec&oty do osony strzelc$w. *lus tabor, plus zwiad... = najmniej tygodnie
trzymania tej gromady na odzie. (le, jak znam gry-a, raczej miesi"ce. >ok
moe. (lbo duej.
' 6ie m$j problem. 6iec& si rajcy martwi".
' ( tw$j, tw$j. 4o najpierw si zmartwi", i to mocno, a potem, w
podzikowaniu za gupot, po odzie trzepn" i jako awangard na ksi"cy
szlak pol". 7k"d, jak znam gry-a, ywy nie wr$cisz. 1ak go znam, to i z
owyc& trzec& baterii, kop i p$kop te niewiele zostanie. Dwa wieki nikt
gry-om rady nie da, wic niby czemu teraz miaby...
' 0b co radzicie: ' zapyta wyra2nie zgnbiony Bra&ta.
' >adz wraca! do grodu ' wyrczy %br&la Debren. ' = zameldowa!,
e w bo&aterskiej walce cae %amostki wyci" i o mao co mostu przed ic&
zamac&em nie uratowa. ( kiedy ten run", niezwocznie podj"e starania,
by alternatywny szlak dla &andlu otworzy!.
' %naczy...:
' Acalie ycie ukoc&anej sawnego czarodzieja. Kt$ry z wdzicznoci
za $w szlac&etny postpek zobowi"za si gratis... ' Debren zawa&a si ' to
znaczy w por$wnaniu z ogromem podjtego dziea... no, zobowi"za si
8rabo3g$rk od bankructwa uratowa!. =naczej m$wi"c5 gry-a utuc. %a
symboliczne... &mm... sto dukat$w:
' 7to dukat$w:) ' Bra&ta upuci z wraenia strza.
' *rzed uwzgldnieniem upust$w ' spasowa szybko czarodziej. ' 4o
jak je uwzgldni!, to jeno...
' Dzienny koszt wspomnianej ekspedycji ' przerwa mu rotmistrz ' z
grubsza trzydzieci dukat$w wynosi. 6ie licz"c amunicji, poniszczonego
sprztu, spyy, wdowiego grosza, odszkodowa/, podatku lenego, opat
drogowyc&, bogosawie/stw obowi"zkowyc&...
Bra&ta zamac&a ramionami na znak, by przesta.
' = zaliczk jeno wezm ' dorzuci Debren. ' Dziesi! marnyc& sztuk
zota. >eszt gr$d wypaci, jak si po gry3-owe cierwo w obery zgosi. %a
takie pieni"dze to szanuj"cy si biesiarz nawet pospolitego wysysa nie ruszy.
' 1u dobrze, dobrze. 1ak policzy! na spokojnie, to macie racj5 z nieba
rajcom spadacie. 1eno nie wiem, jak c&cecie ow" besti... 0u z band"
kmiotk$w ledwie co sobie poradzilicie, i to z pomoc" mostu. ( ten gry-,
musicie wiedzie!...
' 1ak nie poradzi ' wyrczy Debrena %br&l ' to zaliczk odda i jeszcze
kar umown" uici.
' 6iby jak: ' zapyta przytomnie Bra&ta. ' % gry-owe3go brzuc&a:
' *etunka Bysedelowa za niego rczy. ( ma czym. H#notkaI to teraz
jedyna obera przy jedynym szlaku. <ajno i ka ' rotmistrz umiec&n" si
nagle pod nosem. ' 4ogata bdzie.
Bra&ta bez sowa, za to wymownie, przewiesi uk przez plecy.
Dwa pacierze p$2niej bezwadne, poyskuj"ce biel" n$g i poladk$w
ciao .endy spoczo na krawdzi poudniowego przedmocia. >azem z
zakrwawion" onuc", zwisaj"c" z krocza niczym oysko, i przemoczon",
p$yw" papug" w c&arakterze noworodka.
%br&l, c&o! nie wieo upieczony ojciec, zac&owa si jak na ojca
przystao, zama rodow" tradycj i zemdla. 6adal jednak z resztkami
umiec&u pod brod", wic De3bren ograniczy si do pooenia mu
rozdygotanego Dropa na piersi i okrycia obu zwleczon" z ko/skiego trupa
derk".
*otem ukl"k nad .end" i sam si umiec&n".
0warz i piersi miaa nietknite, oddec&, c&o! saby, by r$wny, serce bio
regularnie. % tylu gowy spory guz, ale czaszka pod spodem caa.
Musn" ustami jej usta i zabra si do roboty.
' 7zukaam ci ' powiedziaa do maguna *etunka, staj"c w drzwiac&
stajni. ' Wywar ju c&yba...
Drwaa. 4elniczanom sko/czy si -undusz na magiczne nieyce.
>ozpogodzio si@ przez wrota wlewa si do stajni olepiaj"cy strumie/
wiata sonecznego. Ad razu wyowia wzrokiem wszystkie szczeg$y. A ile
osiodanego konia mona tak okreli!.
' Moesz zdj"! z ognia ' mrukn" Debren.
Aderwaa spojrzenie od na p$ zapitego poprgu.
' #o robisz: ' zapytaa cic&o. 0ak cic&o, e waciwie nie musia
odpowiada!5 ju wiedziaa.
' 1est elastyczny ' przesun" palcem w poprzek brzuc&a. = wyjani5 ' 1ej
pas. 6ie wiem jak, ale najwyra2niej dostosowuje si do -igury. 1eli si
zakada maej dziewczynce i nie c&ce co par lat zmienia!...
' Ad dziecka go nosi: ' W jej oczac& niedowierzanie mieszao si ze
smutkiem, moe nawet b$lem. ' Wiem, wiem5 dziewica. %br&l opowiada...
(le...
' Mniejsza z tym ' rzuci osc&le. ' Wane, e przywali go
dwudziestocetnarowy gaz. *owinna mie! zgruc&o3tane krgi, papk w
brzuc&u. ( ma siniaka. *oparzyo j", ale to inna sprawa. Agie/ mia pewnie
odstraszy! intruza. 6o, moe i j" ukara!, e pozwala komu grzeba! przy
pasie. 0o jeszcze si mieci w granicac& znanej magii. 7yszaem o
podobnyc& zabezpieczeniac&. (le eby dwadziecia cetnar$w... 0o
c&olerstwo... Wiem5 nie ma pono! zakl! nie do ruszenia. (le jej pas zblia
si do czego takiego.
' = dlatego odjedasz: ' popatrzya na karosza, grze bi"cego kopytem w
sianie. ' 4o podudka! si szybko nie da: #zeka! by musia:
#&yba nie wierzya, e zdoa go obrazi!. 6ie bya ani gupia, ani lepa.
' 7zybko: ' umiec&n" si z gorycz". ' ;e nie da si szybko, tom
wiedzia, patrz"c na .end. Kto taki nie aziby latami... (le teraz
obejrzaem pas. ' Milcza przez c&wil. ' Moe nigdy, *etunko. % nikim.
' 4oe... biedna maa...
' Kto si mocno postara. 1aki ajdak ' sprecyzowa. ' 0rzeba by!
sko/czonym skurwysynem, eby dziewczynie co takiego... 1ak c&opa
wykastruj", to mu z moliwoci" przynajmniej i c&ci gin". ( ona...
Adwr$ci si, sc&yli, zaj" na p$ zapit" klamr".
' Wic uciekasz: ' 6ie odpowiedzia. ' 4ez poegnania nawet: 4ez
jednego sowa:
' 6apisz ' wymrucza.
' 0ak: *ewnie krwi" na drzwiac&: ' *odesza bliej, ale nie pr$bowaa
zagl"da! mu w twarz. ' Debren, ona ci koc&a. Most przeamaa t" mioci",
a to by c&olernie solidny most. Moe najsolidniejszy w caym Mor,acu.
' Wiem.
' Wiesz: ( wiesz, e serce jej pknie, jak uciekniesz:
' 6ie pknie ' szepn". ' 0warde jestecie. 7yszaa5 belnickiej
ksiniczki i konic" nie dobijesz.
' *rzecie j", durniu jeden, miujesz)
Adwr$ci si w ko/cu. 6ie mona w niesko/czono! zmaga! si z jedn"
klamr".
' Wanie dlatego ' powiedzia. ' 7to klepsydr si znamy. Moe nam
przejdzie. 7" eliksiry, &ipnoza, gorzaka ostatecznie... ( jak z ni" zostan...
6ie jest mi pisana, *etunko. ;adnemu czarodziejowi nie jest pisana
ksiniczka. 6a dzieci z takiego zwi"zku cay wiat jak na wcieke psy by
polowa. 6ie wolno "czy! wadzy z magi". *rawo zabrania, tradycja, ludzka
zawi!, strac&... Do ko/ca ycia musielibymy ucieka!. ( potem nasze
dzieci.
' Dzieci:) Dziewictwa nie moe si pozby!)
' #&ciaaby zosta! matk". Wy wszystkie... Wiem, e o tym marzy. A
ciepym ou, kwiatac& za oknem, dzieciac&, rodzinie. A normalnym domu.
1ak kada. ( ja jej tego nie dam. <udziem si, e moe... (le nie. %reszt"
dla niej normalny dom ma wiee, most zwodzony i mury dookoa. 1est
ksiniczk".
' 4zdury gadasz.
' 1est. = bardzo dobrze. 4o to jej jedyna szansa. <adna ksiniczka moe
kiedy kr$lewicza znajdzie albo przynajmniej bogatego monowadc.
Kogo, kto maj"tek wyda na czarodziej$w i badania nad jej pasem. 4yle
tylko sobie wczeniej opinii nie zszargaa. ( taka, co si z podrzdnym
czarokr"c" szlaja... %abrabym jej szans na szczliwe ycie, gdybym to
dalej ci"gn".
' Koc&a ci. ' Debren wzruszy ramionami. ' 7pae z ni", do c&olery)
#o jeste winien dziewczynie, kt$ra posza z tob" do $ka)
' Wiem ' zgodzi si. ' Wanie spacam ten dug.
' Dciekaj"c, p$ki pi:) W rzy! sobie wetknij takie spacanie) ' %apaa
uzd, obur"cz przycisna do piersi. ' 6ie puszcz ci) Masz... obowi"zki)
>annyc& pod opiek")
' 6ic im nie bdzie. 1eszcze si nauerasz, eby %br&la w $ku
utrzyma!. ' 7pojrzenie *etunki zagodniao odrobin. ' Dropowi skrzydo
zoyem, powinno si adnie zrosn"!. ( .enda... Aguszyo j", to wszystko.
8dybym jej nie upi, ju by tu... 6o, moe blizny w s"siedztwie pasa
zostan". ' %amilk na c&wil, zmarszczy brwi, tknity nagym pomysem. '
7uc&aj... % tym napisem na drzwiac&... 1a jej prawie... Mylisz, e gdybym
napisa, e oszpecona i ju mi si nie podoba... Dwierzy:
' Kretyn ' powiedziaa z rezygnacj".
' 1u teraz nie jest tam za adna. *as niby cudowny, a odleyn narobi,
blizn... 6a pewno ma kompleks na tym punkcie.
' Debren, jak ci si w kroku brzydka widzi, to id2, obud2 j" i jej to w
oczy powiedz. 0ylko najpierw te kamliwe lepia wytrzyj.
6ie ruszy si z miejsca, ale powieki przetar.
' 6ie mog ' szepn".
' 4o nie ma jednego kawaeczka .endy, kt$ry by ci si nie podoba: '
bardziej stwierdzia, ni zapytaa.
' ;ycie jej ocaliem. *rzedtem, teraz... 6awet gdyby potra-ia racjonalnie
myle!, &onor jej nie pozwoli. Ksiniczk" jest, &onor ma jak c&olera. ( ten
nakazuje zbawcy si odwdzicza!. Wiem, co powie. 7ram na dudkanie,
dzieci i zamki. Amotaam ci czarami, koc&asz mnie, walczye o mnie,
wic bd twoja.
' 4o i ja ci koc&am ' doko/czya.
' 6ie zmarnuj jej ycia.
' %marnujesz. 1ak wsi"dziesz na tego c&olernego konia. %adek te sobie
zmarnujesz ' dodaa z mciw" satys-akcj". ' %n$w ci krew z portek cieknie.
Wzruszy nieznacznie ramionami, sc&yli si nad obem. Wyj"
poduszk, uoy na siodle. *oczerwieniaa.
' %imny, nieczuy ajdak ' warkna. ' Wszystko sobie zaplanowae,
tak:) .end jakiemu staremu prykowi wy swata!, co to mu ju pas nie
wadzi, bo jeno w wyg$dce czonka uywa:) ( samemu &ipnoza, eliksir i
daleje &u la! po zamtuzac&:) #o z oczu, to z serca:) = taki pewny, e to
wystarczy:) Wic ci powiem, e moe nie starczy!)
;e biedaczka po ptl i ceber moe sign"!) ( ty paka! moesz za
kadym razem, gdy spod ladacznicy wyleziesz)
4o c&o!by ci p$ dnia najcudniejszym zadkiem ujedaa i cyckami
$semki krelia, nie da ci uamka tego, co .en da jednym umiec&em) 0ak
te bywa, gupcze)
8ryz"c z b$lu wargi, wspi" si na ko/ski grzbiet. Ka3rosz oc&oczo
zwr$ci si ku wrotom.
' Drop pokae, gdzie szuka! *isklaka ' mrukn", nie patrz"c na *etunk.
' *ojad przez 8rabog$rk, odbior zaliczk i powiem, by odczekali
tydzie/. %d"ysz posa! +enz, najpierw po zaprzg, potem po gry-a. 0eraz,
jak szlak otwarty, nie bdziesz miaa kopot$w z kredytem. #&tni w kolejk
si tu ustawi".
' Debren, nie obraaj mnie jeszcze na koniec. Mylisz e wezm c&o!
denara z tyc& dziewi!dziesiciu...:
' 6ie ty ' przerwa jej agodnie. 0r"ci pit" konia, ruszy wolno ku
wyjciu. ' .enda. 0o dla niej.
7za za nim a do bramy. Atwartej, miao spogl"daj"Y^Z cej na las, w
kt$rym nie byo gry-$w i nietoperzy, nad kt$rym nie ci"ya dwustuletnia
kl"twa. Dzie/ by pikny, a poduszka mikka. 0yek prawie nie bola. W
8rabo3g$rce czekao dziesi! sztuk zota. ;y! nie umiera!.
' 1est dumna. ' *etunka te bya, wic zatrzymaa si w bramie, na
symbolicznej granicy swyc& woci. ' 6a to liczysz, tak: ;e si ujmie
&onorem i cic&cem w alkierzyku oczy wypacze: %apomni o tobie, durny
ajdaku:) ' 1ec&a powoli przez zaspy, powtarzaj"c sobie w duc&u, e dzie/
jest pikiiy i czowiekowi a c&ce si y!. ' <ajno) 0o moja siostra) 6ie
znasz jej jeszcze) ' Kopyta postukiway ra2no o zmarznit" ziemi, so/ce
przyjemnie grzao w policzek.
' Musz siekier sc&owa!, bo mi drew na ca" zim nar"bie) 1ak nasza
prababka) ' 1ec&a, nie odwraca si, c&o! bardzo c&cia, bo w tej zoci, jak
c&yba nigdy dot"d, przypominaa mu .end. ' W rzy! sobie wsad2 swoje
dziewi!dziesi"t dukat$w) 6ie wytrzyma bez ciebie, sy szysz:) = patrz na
mnie, jak do ciebie m$wi) Ksiniczka jestem, do cikiej c&olery)
9wiecio so/ce, trakt by w"ski, ale za tym traktem rozci"ga si
niesko/czenie szeroki wiat. % milionami dziewcz"t, z kt$ryc& co druga, a
niec&by i co dziesi"ta, otworzy uda przed czarodziejem. ( co setna, niec&by
i tysiczna, otworzy take serce. 4yby durniem i ajdakiem, gdyby si teraz
obejrza. 1eszcze par krok$w i wjedzie midzy jody. Wytrzyma. %robi to
jak naley.
' ( zapat lepiej odbierz ca") ' dogoni go okrzyk *etunki. ' 4o
gnoj$wki tu nie mamy i bdzie musiaa po okolicy gania!, by si twojej
zasranej jamuny pozby!)
Miliony kobiet. 6a pewno znajd" si wysokie, a ciut nisze od niego.
Mocne i szczupe zarazem. #zarnowose i z oczami troc& niebieskimi,
troc& zielonymi. *yskate i szorstkie z wierzc&u, a w rodku...
Duma i sy-ilis. Drugiej takiej nigdzie... Miliard$w by trzeba, a wiat,
c&o! pono! okr"gy i duo wikszy ni ten ze staroytnyc& map, jest za
may, by wykarmi! miliardy ludzi. = zawsze bdzie.
' Debren, poczekaj) ' 9ci"gn" cugle, nie odwr$ci si jednak. *rzez te
c&olerne zy jej posta! zbyt mocno rozmywaa mu si w oczac&, za bardzo
przypominaa sylwetk siostry. ' 7c&owam te dukaty, p$ki nie oc&onie) (le
to kupa pitnidzy) Mona miesi"ce poszukiwa/ s-inansowa!) .ata moe)
1ak nie yczysz sobie, by ci szukaa za twoje wasne zoto, to powiedz)
#&c to wyra2nie usysze!)
6ie usyszaa. Debren tr"ci konia pit", ruszy.
' *owiedz, e wolisz inne dudka! ni j" za rk trzy ma!) 0o te bymy
c&ciay wyra2nie usysze!)
6ie usyszay. 6ie przepc&n"by sowa przez gardo.
' 6o to powiedz c&ocia, e j" jak psa pogonisz, jeli nie wytrzyma,
pogna twoim tropem i w ko/cu znajdzie)
;e si z inn" oenisz, dzieci napodzisz i bdziesz y bez .endy c&o!
troc& szczliwy) 6ie stanie w poprzek two jemu szczciu) Most sw"
mioci" zamaa) %robi, co ze c&cesz, tylko pozw$l jej uwierzy!, e to dla
twojego dobra)
6ie jej, a twojego) Daj mi jaki argument, Debren)
6ie da. #zu, e powinien, e paroma sowami doprowadziby spraw
do ko/ca, zamkn" de-initywnie na wieki. Abie byy m"dre, obie byy
ksiniczkami. 1edna przekonywaaby drug", e tak jest lepiej, rozs"dniej,
bardziej &onorowo. Wystarczyoby par s$w.
(le da ju .endzie wszystko, co mia do zao-iarowania. 4y tylko
czowiekiem, a ludzie rodz" si egoistami.
W jec&a midzy drzewa, modl"c si, by pluna na rozs"dek, podtara
si &onorem i zrobia waciwy uytek z dziewi!dziesiciu dukat$w.

You might also like