cnotliwych czyli sagi o czarokrcy ksiga Sidma, o strasznych i komicznych przygodach Debrena i wojowniczki Lendy w magiczny pas cnoty zakutej traktujca Most nie spodoba si Debrenowi. Wyoni si z mroku zbyt nagle, by za duy i za czarny. Kamienny, jedynie opierzony drewnem, wisia nad czym, co mogo by! sporym lebem albo dolin" maego potoku. #zymkolwiek byo, wgryzo si midzy poronite lasem stoki dostatecznie gboko, by wzrok skapitulowa przed ciemnoci". Debren nie pr$bowa niczego robi! z oczami. % nieba spyway na pogr"one w ciszy g$ry patki niegu wielkoci brzozowyc& lici ' w takic& warunkac& nawet wyspecjalizowany w optyce czarodziej niewiele zwojuje. #&o! teraz akurat przestao pada!. Do! nagle. ' (le cudny) ' rozczuli si %br&l. *odobnie jak Debren, ci"gn" cugle czapi"cego ospale wierzc&owca. ' +a, od razu wida!, emy s" w Mor,acu) ' *ogratulowa! re-leksu, panie rotmistrz ' dobieg z tyu saby, mniej ni zwykle zjadliwy gos .endy. ' *o trzec& ledwie dobac& b"dzenia tak precyzyjnie ustali! przynaleno! pa/stwow" tyc& zasranyc& g$r to zaiste... ' .enda... ' rzuci Debren na poy gniewnie, na poy bagalnie. ' %amknij dzi$b. 0ak naprawd wcale nie c&cia, by umilka. Da sobie spok$j z oczami, ale od jakiego czasu podostrza inne zmysy i c&c"c nie c&c"c wyawia niepokoj"ce sygnay zza plec$w. *osykiwania, gdy gniadosz dziewczyny zmienia nagle rytm, omijaj"c widoczne przeszkody. 1ki, gdy napotyka na przeszkody, kt$re skryy si pod niegiem i kt$re wypatrzy za p$2no, co zmuszao go do ratowania si skokiem. %apac& wieej krwi i wieego potu. W por$wnaniu z bukietem smrodu, pozostawionym w portkac& czy onucac& przez poprzednic& wacicieli, dziewczyna nawet po trzec& dniac& w siodle pac&niaa przyjemnie. (le im mocniej czu! j" byo jej wasnym potem, tym bardziej Debren tskni do pierwotnej, oniersko3oborowej woni ac&man$w. 4yo za zimno, by si poci!. Mr$z powinien upora! si take z zapac&em krwi5 spodnie .endy nie naleay do grubyc& i -ac&owo atanyc& i kada kropelka przes"czaj"ca si przez szarpie musiaa byskawicznie zamarzn"!. #&yba e bya spor" kropl", nie kropelk". *ocia si, gor"czkowaa, a teraz w dodatku krwawia. Mia prawo si martwi!. Wic niec& m$wi, niec& plecie, co lina na jzyk przyniesie. 6awet gdyby to by jad w czystej postaci. W tej c&wili wolaby jednak cisz. ' Duma narodowa w czeku ronie, gdy widzi takie cudo. ' 7zczerze wzruszony %br&l obr$ci si w siodle, sign" po bukak. ' 8odzi si uczci! inynier$w toastem. ' 9wie! im *anie ' wyc&rypiaa dziewczyna. ' +: ;e jak: ' .enda ' mrukn" rozgl"daj"cy si dookoa Debren ' c&ciaa rzec, e most jest stary. ' (&a. ' %br&l, umiec&nity szeroko, podrzuci w doni naczynie z grawerowanej cyny. ' Dziki, kozo. 6ie, ebym si gniewa, ale mio w ko/cu dobre sowo o czym mor,ackim z twyc& ust usysze!. ' % moic&: ' .enda posaa mu zdziwione spojrzenie. ' Wiem5 trudno ci przyszo. ' 7krzywi si, zaskoczony oporem nakrtki. ' #iko przyzna!, e w .onsku krzemiennymi toporkami pierwsze drzewa na kadki cito, gdymy tu ju kamienne mosty mieli. <ajno i ka ' zakl", bezskutecznie siuj"c si z bukakiem. ' *rzymarza czy jak: 0o! piwo w rodku, nie woda. ' W baryce te. ' +enza zatrzyma konia przy uwi"zanym do sioda .endy luzaku, stukn" w dbow" beczuk kolb" kuszy. ' = te nie c&lupie. Wanie em mia uwag zwr$ci!, e je c&yba zamr$z dopad. ' *rdzej rotmistrz jeden ' mrukna .enda. ' *uste beczki to do siebie maj", e sabo w nic& c&lupie. ' %amarzo: ' %br&l zapomnia na c&wil o opornym bukaku. ' #&cesz powiedzie!, e nie upilnowa, nicponiu:) 0o jak pac&olciu tumaczyem5 baczenie dawa!) (riergarda miae by!, a nie c&wost bezuyteczny) ' #moknij mnie w zadek ' rzuci uraony +enza. ' = do siebie miej al. *rosty knec&t jestem, nie komendant jaki. #o ka", to robi, a jak kaza! zapominaj", to z inicjatyw" si nie rw. 7am zawsze przed szeregiem porykujesz, e tym wyrywnym to nogi z rzyci... ' 7yszelicie: ' Debren drgn", zadar gow. ' #&lupie: ' zapyta z nadziej" %br&l. ' 6a pocig miaem uwaa! ' ci"gn" rozgoryczony +enza. ' 0udzie na d2wiki dziwne i byskanie lepi. 6a wilkoaki, kr$tko m$wi"c, i insze biesy. *iwa w rozkazie nie byo, tom nie uwaa, by czujnoci nie rozprasza!. 1ak ci znam, czepiaby si, e na subie o c&laniu jeno... ' 6nnie... ' Magun spogl"da w niebo, obracaj"c si w kulbace i zdmuc&uj"c paty niegu z rzs. ' 0o taki... dziwny d2wik. Wysoki. Moe nawet... &mm... ultra: ' Wysoki: ' %br&l zadar gow, nie zapominaj"c jednak o bukaku. 0rzasn" szyjk" o siodo, wywouj"c nerwowy pl"s konia, po czym zacz" mocowa! si z nakrtk". ' #o na jod wlazo: ' >y: ' rzucia bez przekonania .enda. = sama sobie odpowiedziaa5 ' ?ee, c&yba nie. M"dry ry nie lazby na takie drzewo, w tak" noc i na takim mrozie. ' *rzetara rkawem ciekn"cy nos i pod wpywem zatroskanego spojrzenia Debrena dorzucia5 ' 6o, ale to rozumnyc& rysi$w si tyczy, a tu mor,ackiego mamy. ' ( jak to... ' +enza przekn" lin ' jak wilkoak: ' 6adrzewny: ' posza za ciosem. ' Moe. 6asze wilkoaki &onorowe s", prdzej taki na rycerza w zbroi skoczy, na mier! pewn", ni na drzewo si tc&$rzliwie skryje, ale mor,ackie... ' 0o nie wilkoak ' powiedzia cic&o Debren. ' %a czsto trans-ormuj"@ mao co tak atwo zeskanowa!. %reszt" to... no, jakby... przemieszczao si. ' %azi: ' +enza splun", uj" kusz obur"cz. ' *rosty knec&t jestem, tom dot"d nie pyta, ale... *o co waciwie tu sterczymy: Mostowstrt ci si zn$w odezwa, %br&l: ' Macie mostowstrt, panie rotmistrzu: ' zainteresowaa si .enda. ' ( ma, ma, nawet pergaminem z pieczci" potwierdzony ' wyrczy rotmistrza +enza. ' Wstrz"su bezpaowego by dozna na tym tle, jakemy si do zakonnyc& najli i .eloni najec&ali. Wielki mistrz due zaci"gi... ' %awrzyj pysk ' rzuci rozgniewany, c&o! raczej na bukak, %br&l. ' Debren z .elonii si wywodzi, to mu pewnikiem przykro suc&a!. *sia juc&a... 6a mur przymarz, a c&wyci! nie ma jak. Miast kapa! gb", ba by lepiej nadstawi. #&yba nie da si tego ruszy!, jak w co twardego nie przypieprz. ( ko/ si poszy. ' Dugo c&cecie tak sta!: ' westc&na .enda. ' ( wanie ' przypomnia sobie %br&l. ' *o comy si tu waciwie zatrzymali: ' Most ' mrukn" Debren. ' 6ie umiem tego nazwa!, ale co mi si w nim nie podoba. ' ?ee ' rotmistrz posa mu zdziwione spojrzenie. ' 0y co, obrazie si: A te krzemienne toporki i kadki: .onsko ju dawno do .elonii nie naley, nie ma powod$w, by si... ' (le wstrz"su bezpaowego to si wanie przez lelo/ski most nabawi ' przypomnia +enza. ' 4o c&o! kompozytowy, znaczy kamienno3 drewniany, wzi" si i zawali pod marn" poow" roty. = to pieszej. 7tao si to, gdy komtur kaza nam mac&iny na drugim brzegu Wi$rnej nagym atakiem zaskoczy!. 6o to my podwiki na misiury, sp$dnice na portki i &ajda na most, e niby gromada bab w panice od zakonnyc& pierzc&a, cnot ratuj"c. %amys by taki, e nim si .elo/czyki poapi", to my ic& ju cepami... a, bom rzec zapomnia, e z cepamimy poszli i co drobniejsz" broni" jeno, eby na wocia/stwo wygl"da!. 6o i, wystawcie sobie, mistrzu Debren5 ten psi syn wzi" i pk) #o trzasno. 8ono, c&o! nie a tak, by zamarzy! o konkurowaniu z wciekym rykiem %br&la. ' ( skurwiel))) 0ak pkn"!))) ' 0o! m$wi ' wzruszy ramionami +enza. ' Kompozytowy, nowiutki, jeszcze lasem belki czu!, tablica w trzec& jzykac& dumnie gosi, e konstrukcja klasy midzynarodowej jest, na tuzin kupieckic& woz$w liczona, i to tyc& w woy zaprzonyc&, a tu jak nie dupnie... ' 4ukak))) ' Wcieky nie na arty rotmistrz cisn" w niego tym, co zostao mu w prawej doni, czyli zakrtk", szyjk" i kawakiem grawerowanej cyny. ' Aszuci) %odzieje) W rkac&, ajno i ka) Mioty im struga!) %awracaj konia, +enza) Mord par musz pilnie obi! w 4recawiu) 7iedem i p$ grosza wzili, otry) (n,aski, powiadaj") % importu) Morzem wieziony) 7to lat przetrwa) ' 0o by bukak z (n,as&u: ' Debren podrapa si po gowie. ' +mm... 6ie c&c si wtr"ca! w twoje z brecawskimi kupcami porac&unki, ale nim si wygupisz, sprawd2, czy gwint nie by aby odmiennie skrtny. 4o (n,as&e, jak wiadomo, wszystko po swojemu robi", odwrotnie ni reszta Biplanu. Cury, przykadowo, lew" stron" u nic& jed". ' 0ak: ' zdziwi si +enza. ' ( ja em myla, e to w 7o,ro. D nic&, dzikus$w, wszystko na opak czynione. ' W 7o,ro -ury jed" jak 4$g przykaza ' wyc&rypiaa .enda. ' 0yle e szerszy rozstaw k$ maj". 1est taka krotoc&wila z owym udziwnieniem zwi"zana. *rzyc&odzi oto do wielkiego ksicia minister transportu i pyta5 Wasza wysoko!, a o ile nam trza szerzej ni2li na Wsc&odzie koleiny czyni!: ( ksi" na to5 ( na... ' %nam) ' przerwali jej zgodnym c&$rem obaj najemnicy. *o czym %br&l, dziwnie spokojniejszy, odrzuci w zarola to, co zostao z bukaka. #&rzszcz"c pancerzem, odwr$ci si, przyjrza dziewczynie. ' My tu gadu3gadu ' mrukn", przenosz"c spojrzenie na maguna ' a nasz" koz" telepa! zaczyna. ' 6ic mn"... szlak wyboisty. ' *r$bowaa wzruszy! ramionami, ale akurat dopad ic& podmuc& znad lebu, wzgldnie doliny. ' 7...sami a po...odzwaniacie. ' %broj" ' powiedzia cic&o Debren ' nie zbami. ' %siad z konia, rzuci wodze zdziwionemu rotmistrzowi. ' 6ie podoba mi si ten most, ale c&yba musimy z niego skorzysta!. *oczekajcie tu. >zuc okiem, poskanuj. ' #zemu mmm...usimy: ' =m bardziej si staraa nie dre!, tym bardziej jej to nie wyc&odzio. ' 0rzy dni po be...ezdroac&, to i... ' *o pierwsze, kozo, trzy dni temu silna bya, a teraz zdec&lak z ciebie, co nie ma si, by smarki z nosa dobrze zetrze!. ' Debrenowi przemkno przez myl, e jest sabsza, ni s"dzi5 nie rzucia w %br&la ani noem, ani kl"tw", ani nawet zym spojrzeniem. = nie pr$bowaa siga! do nosa. Ablepiona niegiem od czubka kaptura po apcie, w niezrozumiay spos$b wydawaa si drobna, kruc&a jak maa dziewczynka. ' *o drugie za, waniejsze, to jest porz"dny, mor,acki most i jeno przez grzeczno! poczekam, a Debren go r$dk" opuka. = bez pukania wiem, e pi!set lat tu jeszcze postoi, c&o!by po nim smoki c&adzay. D nas, w przeciwie/stwie do .elonii, mosty s" tak stawiane, by si na nic& czowiek bezpiecznie i kom-ortowo czu. 1ako ja zaraz bd. ' %naczy5 nie boisz si: ( wstrz"s bezpaowy: ' zainteresowa si +enza. ' =le razy mam powtarza!, cepie durny, e w papierac& stoi jak byk5 pourazowy: Dopisek o bezpaowoci medyk tylko dlatego w dole doda, bo si patnik zakonny, jeop jako i ty, nie zna na medycynie i nie m$g poj"!, jak mona wstrz"su dozna!, po bie nie bior"c. ' = dodatku za rany odmawia: ' domyli si Debren. ' 0o te. ' %br&l splun" w zasp. ' #&o!, po prawdzie, szo mi o to, by drugiej poowy roty w tak durny spos$b nie wytraci!. 4o widzisz, komtur, suczy pomiot, uwzi" si, by po s"siednim mocie na drugi brzeg le2!. ( kogo przodem c&cia sa!: 6as) 4o, powiada, wy, panie %br&l, ju dowiadczenie macie w operacjac& desantowyc&. = kontrakt pod nos pc&a, arbitraem straszy. 0om si wkurzy i do medyka poszed. 6ie powiem, nie z pustymi rkoma. #&wali! 4oga apiduc& miejscowy by, .elo/czyk, wic w mig adn" jednostk c&orobow" w ksigac& wynalaz. 7ko/czyo si na tym, e mostu nie szturmowaem, bo mostowstrt mnie udokumentowany od tego zwalnia, a roty zakonni posa! nie mogli, bo w kontrakcie stao, i pod moj" jeno komend" ma c&adza!, p$ki bro/ mog d2wign"!. ( t, c&o! wstrz"nity, d2wigaem. Debren zsiad z konia i ruszy w stron mostu. *o paru krokac& zapad si po uda w nieg. .eao go tu zaskakuj"co wiele, nawet jeli wzi"! poprawk na zagajnik porastaj"cy zbocze. .asek apa nawiewany z g$ry nieg, zatrzymywa, nie pozwala biaym kopcom wdrowa! niej. Debrenowi nie przeszkadzao to zanadto. Dop$ki nie zbliy si na pitnacie s"ni do p$nocnego przycz$ka mostu i nie stwierdzi, e patrzy na niego z wysokoci s"ni dwudziestu, za widoku nie przesania mu adne drzewo czy skalny wypust. 7tok by tu stromy, pozbawiony punkt$w oparcia dla kopyt, st$p czy c&o!by doni. ( take zanieony. Moe nawet mocniej ni zagajnik. 7traci kilka pacierzy, macaj"c pitami tu i tam, sonduj"c r$dk" i szukaj"c zejcia. 8dyby nie znalaz, m$gby z czystym sumieniem zawr$ci!. %nalaz jednak. % bliska most wygl"da gorzej5 z cienia wyc&yny szczerby po wykruszonyc& kamieniac&, tu i tam zaskrzypiaa poluzowana porcz. *o drugiej stronie, przy poudniowym brzegu, kawaka balustrady w og$le nie byo. Debren, ostronie stawiaj"c kroki, przeszed po przle i ukucn" przy kikutac& belek. 6ie byy por"bane ' kto lub co je wyamao. >aczej co, s"dz"c po rozmiarac& zniszczenia. 4rakowao z grubsza dziesiciu st$p barierki. 6o i domku mytnika. *owinien tu by!. Konstrukcj wzniesiono w czasac&, gdy systemy podatkowe jeszcze raczkoway na prowincji i opaty mostowe uc&odziy za jedno z niewielu pewnyc& 2r$de doc&odu. 6adal nie padao, wic m$g podnie! si na duc&u, wyawiaj"c spojrzeniem jakie rumowisko na granicy lasu. Dzna, e to resztki prowizorycznej rogatki, poskanowa jeszcze c&wil i wr$ci po wasnyc& ladac&. ' Daruj, ale to szukanie dziury w caym. W mocie, konkretnie. #o z tego, e czarny, nieg si go nie czepia i e magi" tr"ci: Moe ci si to w lelo/skim rozumie nie mieci, do bylejakoci nawykym, ale tak wanie porz"dne mosty wygl"daj". Magia sprawia, e si podr$ny bezpiecznie i kom-ortowo czuje. #zego o waszyc& mostac&, wybacz, powiedzie! nie spos$b. A 4elnicy ' %br&l zerkn" na dziewczyn ' ju nie wspomn. Mostu tam, p$ki co, nie wynaleziono. *rawda to, kozo, e 4elniczanin, w obcyc& krajac& bd"c i na most wc&odz"c, nogawki podwija: 4o mu si przeprawa nieuc&ronnie z brodem kojarzy: Debren westc&n" w duc&u. Korzystaj"c z jego nieobecnoci, .enda dorwaa si do gorzaki, kt$r" przyprawiaa jakimi zmroonymi grzybami i popijaa w c&arakterze lekarstwa. ?-ekt by taki jak zwykle5 poczua si lepiej, rzadziej stkaa i czciej dogryzaa %br&lowi. 6im sprowadzi kolumn na p$nocne przedmocie, zd"yli wbi! sobie nawzajem po par szpil. ' Do! gadania ' uprzedzi dziewczyn. ' 6a ko/. Most by szeroki, trzy wozy mogy si na nim mija!, o ile wo2nice za duo nie wypili. >uszyli jedno za drugim tylko dlatego, e Debren si tego domaga. ' = co: ' W poowie przsa %br&l nie wytrzyma, zatoczy koniem, ustawi si strzemi w strzemi z dziewczyn". ' 7yszysz, jak zdrowo kopyta dudni": %aprawa jak zoto. Debren szarpn" wodze. #o przeszyo mu m$zg, zarezonowao bolenie w pobudzonyc& magi" uszac&. Martwi si, szykowa na paskudne niespodzianki ' a i tak da si zaskoczy!. %rozumienie przyszo za p$2no, gdy z ultrad2wikami zla si gwizd citego skrzydami powietrza. ' 8owy w d$))) ' wrzasn", podrywaj"c r$dk i celuj"c w co czarnego, przemykaj"cego nad balustrad". %d"y i pewnie by tra-i. 8dyby nie ko/. Ko/, sposzony czy to okrzykiem, czy opotem boniastyc& skrzyde, zarzuci zadem, skutkiem czego czar poszed w niebo. ' 6ietoperz))) ' %durniae, Debren: ' %br&l oderwa spojrzenie od .endy w najmniej stosownej c&wili, bo wanie stamt"d nadlatywa napastnik. ' (kurat ty si o wosy...: .enda, wci" nad"sana, staraa si nie dostrzega! rotmistrza. 0o j" uratowao. Wyc&wycia ruc&, zanurkowaa ku rkojeci zawieszonego przy siodle miecza. 6ie zd"ya wyrwa! ostrza z poc&wy, ale przynajmniej pogbia skon, klej"c si do grzywy. 6apastnik, r$wnie szybki, skrci w ostatnim momencie, wyrzuci skrzyda w prz$d, celuj"c szponami w oczy %br&la. Drugiego, mniejszego, Debren tra-i byskawic". 6iegro2nie ' ogie/ bysn" i zgas, zdarty z -utra pdem powietrza. *oytek z tra-ienia by tym bardziej w"tpliwy, e sposzony nietoperz skrci nagle, a sposzony +enza, na kt$rego rzucio si co czarnego i wielkiego, poderwa kusz i wpakowa bet w sam rodek maszkary. Debren zakl", c&wyci r$dk w lew" do/, praw" zdzieli konia w uc&o. 6ie byo to zbyt m"dre, ale na kr$tk" met zamierzony e-ekt zosta osi"gnity. Wierzc&owiec, z kt$rym od samego pocz"tku nie bardzo si lubili, zapomnia o pomyle czmyc&nicia z mostu i szarpn" do tyu bem, pr$buj"c ugry2! je2d2ca. *rzez c&wil stali bokiem do osi mostu. Debren, nie nadweraj"c krgosupa, m$g przymierzy! si porz"dnie, a przy okazji oceni! sytuacj. 6iedobrze. %br&l, sc&ylaj"c odruc&owo gow, zamiast po oczac& dosta pazurami po &emie. %ac&wia si w siodle i popeni powany b"d, pr$buj"c r$wnoczenie apa! zdarty z gowy kapalin i wisz"cy za kulbak" berdysz. A dziwo, udao mu si ' ale kosztem uzdy, dla kt$rej zabrako r"k. 1ego ko/ by drugim, kt$ry w krytycznym momencie pozosta zdany na siebie. *ierwszym by luzak d2wigaj"cy baryk i reszt dobytku. %wierz, podobnie jak +enza, -atalnie zareagowao na widok nietoperza. 6ajpierw skoczyo w bok, wal"c piersi" w balustrad, potem dostao po zadzie trupem bonoskrzydego, kt$rego bet przyszpili do baryki, a na koniec, spanikowane do reszty, wpado na gniadosza .endy. ' <ajno i ka))) ' zarycza rotmistrz, sigaj"c po uzd i krel"c szeroki uk potnym toporem. 0rzeci nietoperz wywin" si sprytnie, przeci"gn" pazurzast" nog" po ko/skim pysku i znik w mroku. 4erdysz, c&ybiwszy o wos, trzasn" w baryk, zgruc&ota poow klepek, ugrz"z. ' .otnik, kryj si))) ' wydar si poniewczasie +enza. Mr$z musia by! sabszy, ni Debren s"dzi. Wzgldnie piwo warzyli w .onsku lepsze, ni twierdzi %br&l. >ozr"bana beczka zemcia si na rotmistrzu, eksploduj"c mu w twarz kul" piany. ' W bardzo niedobrym momencie. *rawdziwe uderzenie spado na nic& dopiero teraz. Kiedy ko/ rotmistrza &amowa zadem na balustradzie, ami"c belk, luzak szarpa si, uniemoliwiaj"c %br&lowi oswobodzenie ele2ca, a gniadosz .endy stawa dba. #o, co nadleciao wzdu drogi, zza plec$w +enzy, byo duo wiksze od nietoperzy. 1eli pomin"! skrzyda, miao gabaryty modego byczka ' tyle e nie bardzo si dao owe skrzyda pomija!5 rozpocieray si szerzej ni most, na dwa s"nie w kad" stron. ' .egnij))) ' wrzasna .enda. ' % konia, +enza))) +enza leg. *o tym, jak lewa apa stwora grzmotna go w przewieszon" przez plecy tarcz. *otw$r zdawa si celowa! w kawaek odsonitego ramienia, ale w ostatnim momencie jakby zmieni zamiar. 6ie potra-i lata! po ciemku z nieomyln" precyzj" nietoperzy, ale jego oczy byy oczami ora. Wypatrzyy czarodzieja dostatecznie wczenie, by stw$r skorygowa plany. Debren zd"y oswoi! si z odziedziczon" po mistrzu +anusie r$dk" i po!wiczy! po drodze. 8dyby potw$r nadlecia ze wsc&odu, zac&odu lub poudnia, walka sko/czyaby si r$wnie szybko, co spektakularnie5 wybuc&em, kul" ognia, deszczem palonego pierza. Moe te martwym magunem5 od pocz"tku byo jasne, e bestia do delikatnyc& nie naley i Debren natyc&miast zdecydowa si na uycie caej dostpnej mocy. (le c&olernik mkn" tu nad gowami ludzi i najdrobniejszy b"d... ' %br&l) ' 7ysza krzyk .endy jak przez zatyczki z woskowyc& kulek. ' % lewej) 0nij) 1eszcze tylko c&wila. %r$b co, duma i sy-ilis, zr$b co, jeste czarodziejem, potra-isz, to marne dziesi! s"ni, a r$dka niesie jak kusza z 8enzy... 0rzyma j" idealnie na celu, bo ko/ jakim cudem zastyg, przesta polowa! na jego ydk. Wystarczyo jedno zaklcie. 6ie potra-i. %br&l, kt$ry te nie potra-i, puci drzewce berdysza, przeci"gn" przedramieniem po zalanyc& piwn" pian" oczac&, zamac&n" si, cisn" kapalinem jak staroytny =lle/czyk dyskiem. +em, gubi"c warstewk niegu, pomkn" ku wielkim, okr"gym lepiom... ...i znik. Dziki czemu Debren mia okazj przekona! si, e gow, c&o! ptasi", potw$r ma dostatecznie du", by pomiecia dzi$b, kt$ry z kolei pomieci solidny, oblniczy &em z niemaym rondem. 6a szczcie gardo musiao by! wsze. 6apastnik przekn" odruc&owo, ale wyra2nie go to zdekoncentrowao. Wzgldnie rozoc&ocio5 Debren nie wiedzia, czy &aczykowaty dzi$b tra-i luzaka, nie za kt$rego z ludzi dlatego, e bestia spudowaa, czy te by to wiadomy wyb$r. 6a korzy! straszyda jako rozwanego wojownika przemawia -akt, i zgarno akurat to, co warto byo zgarn"!. 6o i rozbio cae centrum ludzkiego ugrupowania. 8dy stw$r wyr$wna, przec&odz"c do lotu poziomego i mkn"c wprost na maguna, w jego dziobie poyskiwaa kasetka, w kt$rej rotmistrz przec&owywa got$wk, .enda wraz z gniadoszem walia si na brukowan" jezdni, a ko/ %br&la, r"c rozpaczliwie, wyamywa zadem balustrad i zaczyna znika! w przepaci. Dopiero wtedy Debren posa czar. 4yskawic. 6ie odway si uy! czego mocniejszego. Aczywicie tra-i. Wielki cel, blisko. *oza tym wyadowanie, przeduone w czasie, dao sob" atwo kierowa!. 6ic dziwnego, e ugodzio potwora w eb. Debrena nie zdziwi take umiarkowany e-ekt. 4yskawica to tylko byskawica, daleko jej do pioruna kulistego. Arogowy, miel"c c&aotycznie czw$rk" masywnyc&, bardzo kocic& i bardzo pazurzastyc& ap, zakoleba si, zaskrzecza, odbi nieco w bok. >ozbysk, a moe take wyszarpnite z gowy pierze musiay go olepi!, bo spudowa, mijaj"c si z przeciwnikiem o par st$p. Debren, c&lanity przez twarz jedynie pdzlopodobnym ko/cem ogona, olep c&wilowo na prawe oko, lecz utrzyma si w siodle. %doa nawet wysa! may piorun, ale ju przez rami, troc& na lepo, za odrobin wczeniej pasiaste cielsko zderzyo si z balustrad" i zapikowao pod most wraz z wyaman" belk". Kula skondensowanej energii tra-ia wanie w ni" i c&o! belka eksplodowaa w piknym rozbysku, skrzydlaty ocala. .ekko pokuty odamkami, z sierci" tl"c" si tu i tam, pomkn" wzdu koryta lebu. 1eszcze przez c&wil byo go wida!, ale Debren nie mia czasu posya! za nim kolejnego pioruna. Ko/ rotmistrza wci" y i kwicza, ale robi to w coraz szybszym locie ' pod mostem musiao by! mn$stwo wolnego miejsca. Dla wszystkic& stao si jasne, i uczepiony ko/ca berdysza %br&l nie drzewca tak naprawd si trzyma, a swej ostatniej szansy. ' *rzez eb go, .enda) ' 1edno sprawne oko wystarczyo Debrenowi do oceny sytuacji. 6ie bya skomplikowana5 berdysz tkwi w baryce, ta trzymaa si grzbietu luzaka, a luzak, przycinity zadem i szyj" do kikut$w dw$c& supk$w, lea na brzuc&u zastpuj"c sob" brakuj"cy -ragment barierki. *$ki lea, wszystko byo dobrze5 jedyna zwisaj"ca z mostu noga nie moga poci"gn"! go ku zgubie. %br&l, c&o! w zbroi i na dugim ramieniu berdysza, te nie m$g. (le sam ko/ ju m$g. = wanie to robi. Wstaj"c. Debren nie by pewien, co go wypc&nie za krawd2 mostu5 jego wasna panika, panika gniadosza .endy, kt$ry te lea, tyle e na boku, i wierzga bez sensu ' czy po prostu prawa natury, m$wi"ce, e przy takim rozoeniu ciar$w i takiej, a nie innej przyczepnoci trzec& podk$w do bruku cay ukad musi run"! w przepa!. Moe nie od razu, ale wanie to przeraao najbardziej. 4o do ukadu naleao doliczy! i gniadosza .endy, powi"zanego z luzakiem lin", i sam" .end. Dziewczyna upada nie2le jak na kogo, kto mia pknita rzepk lewego kolana i dziur po strzale nad kolanem prawym. Ddao jej si unikn"! przygniecenia, no i zwalia si od strony grzbietu, gdzie nie grozio jej kopnicie. (le nogi zostay w strzemionac&, i to wpl"tane tak paskudnie, e bez noa nic si nie dao zrobi!. 6oa oczywicie nie byo. = czasu te. ' *c&nij) ' Debren zeskoczy z sioda i ruszy biegiem. ' 4o wszyscy zginiecie) ' 6ie) ' W jej gosie byo tyle protestu, e przez c&wil widzia oczyma wyobra2ni odrzucany miecz. *adaj"c, nie zapomniaa o nim5 nadal tkwi w doni. 1ak przyklejony. An te czu si jak przyklejony. Do mostu. Do miejsca, z kt$rego przyszo mu biernie obserwowa! to, co si rozgrywao ledwie kilkanacie krok$w dalej. %a daleko. %anim zrobi trzy kroki, dopad go nietoperz. 1ak na nietoperza ' c&o! mutanta ' przystao, bestia celowaa we wosy. Debren nigdy nie wierzy, by nietoperze byy a tak gupie, ale c&yba co z prawdy musiao tkwi! w ludowyc& bajaniac&, bo c&o! czapka zawieruszya si ju wczeniej, a opalona w trakcie trans-eru gowa wiecia zniec&caj"co, zwierz spr$bowao szczcia. %yskao troc& krwi na pazurac&. Debren zd"y przykucn"!, oc&roni! oczy, mac&n"! na olep r$dk". 0ra-i, ale bez wielkiego poytku, bo r$dka, kiedy nie puszczao si przez ni" mocy, bya mniej zab$jcza od szkolnej dyscyplinki. 6ietoperz wyda szyderczy pisk i zanurkowa, wczepiaj"c si czworgiem ko/czyn w plecy maguna. E' .enda))) *rzez eb))) ' 6ie))) %by, ostre jak igy, wbiy si w poladek Debrena. %abolao, lecz nie dlatego podj" desperack" decyzj i run" plecami na bruk. 4$l m$g znie!, ale nie by w stanie powstrzyma! dobrze zakotwiczonego potworka od sigania tylnymi ko/czynami ku oczom. 0o znaczy owszem, m$g, tyle e uywaj"c obu r"k. (le te byy mu potrzebne. Drugi nietoperz mign" nad spl"tan" kup" ludzi i koni, zanurkowa za barki rotmistrza. %br&l rykn", osun" si na sam koniec drzewca. .enda, nie wypuszczaj"c miecza i omal nie obcinaj"c nim sobie uc&a, szarpaa si z bem luzaka. Ko/, spieniony i ob"kany ze strac&u, robi, co m$g, by odgry2! jej drugie uc&o. 6o i, nade wszystko, wsta!. W obu przypadkac& /iewiele3mu ju brakowao. ' %abij go))) ' wrzasn" Debren, przetaczaj"c si z jednej opatki na drug" i pr$buj"c szybko pogruc&ota! nietoperzowi moliwie wiele koci. #o -aktycznie strzelio raz i drugi, ale mutant by wielki jak indor i robi swoje, ignoruj"c wysiki czowieka. ' 6ie))) ;ycie mi ocali))) ' .enda, moe nie mog"c uy! r"k, moe z zemsty, sama zapaa w zby ko/skie uc&o. ' *oniec&aj) ' zadudni dziwnie stumiony gos rotmistrza. ' Debren praw) 7iebie ratuj) ' Ko/:)) ' wrzasn" Debren, omal nie wydubuj"c sobie lewego oka ko/cem r$dki. ' %br&l) ' odwrzasna .enda. Ko/, ucieszony z uwolnienia uc&a, zdoa wreszcie poderwa! zad. Apleciona wok$ jego szyi dziewczyna trzymaa go jeszcze nisko tylko dziki zakotwiczonej w strzemieniu nodze. (le to ju niewiele zmieniao. 7tyk ciaa i bruku zmala, zwierz zaczo si zsuwa! ku krawdzi przsa. ' 7uc&am) ' za&ucza rotmistrz. ' Kretynka))) ' Debren, kt$remu czar c&yba wyszed, na c&wil olep, wic rykn" sobie zdrowo, wypyc&aj"c z puc jeden b$l i dwa r$ne strac&y. 0en o .end i ten o oczy. ' Konia w eb))) 6ie %br&la))) 6ietoperz dar mu boki pazurami, pr$bowa przepc&n"! nog pod ramieniem, sign"! prawego oka. .ewe oko eksplodowao purpur", zadygotao w oczodole. ' Dziki, Debren) ' dobieg z oddali okrzyk %br&la. *otem zakwicza ko/. Kr$tko, ale tak, e syc&a! go byo pewnie na belnickiej granicy. Debren zaczyna widzie!. 9wiat wygl"da dziwnie. 6iebo posiniao. 8niadosz .endy zrobi si $ty, z plackami pomara/czu w rodku, a .enda pomara/czowa, czerwona, a miejscami a winiowa od buc&aj"cego z niej ciepa. #ieplejsze od jej odkrytej gowy byo tylko to, co tryskao z szyi wierzgaj"cego w agonii luzaka, ale widzenie w ter3mowizji miao t zalet, e krew nie szokowaa przez kontrast z innymi barwami i Debren nie straci paru moment$w na odsuwanie od siebie myli, e to dziewczynie si tak paskudnie dostao. M$g przeczesa! okolic wzrokiem i skupi! si na tym, co najistotniejsze. 6a potworze. %nalaz go szybko. 7krzydlatemu wyra2nie zaleao na czasie, bo nie bawi"c si w zaskakuj"ce manewry, nadlecia z tej samej strony, gdzie przedtem znik. Mkn" nisko z zamiarem skopiowania pierwszego ataku. 4"d. Debren, podrzucaj"c biodrami i wal"c si na wczepionego w plecy nietoperza, zyska c&wil spokoju. = wykorzysta j", posyaj"c piorun kulisty na spotkanie orokota. 0ra-i nie2le. Agnista kula rozbysa poniej piersi, wic c&o! w przypadku kuszy byby to ostatni strza w karierze kusznika, nie-ortunny myliwy umieraby z podnosz"c" na duc&u wiadomoci", i bet wykastrowa jego zab$jc. *iorun, jako niepor$wnanie skuteczniejszy, powinien zaatwi! napastnika r$wnie gadko jak przy tra-ieniu w pier. (lbo i lepiej ' wiele podrcznik$w, traktuj"cyc& o zwalczaniu potwor$w, zalecao wrcz, by da! sobie spok$j z rycerskimi odruc&ami i wali! po przyrodzeniu. Arokocur przetrwa, bo by sprytniejszy, ni si magu3nowi wydawao. %arzucio nim na las, naama z tuzin onieonyc& czub$w jodowyc&, zgubi pi$r na dobr" pierzyn i, garduj"c trwoliwie, odlecia w sin" od termowidze3nia dal ' ale przey. 0o, w co tra-i piorun i co spadao teraz na most, musiao by! duym gazem, gdy odamki bbniy o przso na caej jego dugoci. Wanie rozgrzany do czerwonoci ' -akt, e w termowizji ' okruc& zdzieli konia Debrena w zad i sprawi, e wystraszone zwierz pocwaowao w g"b puszczy. =nny kamie/ ugodzi wczepionego w %br&la nietoperza. Debren usysza bolesny pisk i co pokracznego, ciko pracuj"c skrzydami, odleciao ladem orokota. #&o! jakby nie cae. ' <ajno i ka))) ' rykn" gniewnie, ale te jako bar dziej dziarsko rotmistrz. 4y ju o stop wyej, a kiedy Debren siga r$dk" za plecy, wielkie apsko zaciskao si ju cakiem wysoko, na uprzy konaj"cego konia. Wida! byo, e si wygramoli, e przeyje. *ewnie dlatego w gosie .endy pojawiy si znajome, nas"czone kpin" i jadem nutki. ' 6ie przesadzaj, %br&l. 1aki ka: Aszcza ci jeno na poegnanie. ( tak w og$le to nie wiem, o co si pieklisz. 0o! na mor,ackim mocie jestemy. Kom-ortowym i bezpiecznym jak cika c&olera. ' #o o drodze ' powiedzia niepewnie %br&l. ' 1akby5 Droga, z kt$rej si nie wraca: %a kr$tko wiecie. ' #&yba ci te nietoperzowe szczyny szczypi" w oczy ' rzucia z kulbaki zakatarzona i bulgoc"ca przez nos, ale nadal napompowana adrenalin" .enda. ' 0o w bajce byo, przez mistrza Dyszana z grodu 4arka spisanej. W 7ie3dmioksigu o wied2minie 8eralcie. ( tu mamy realny drogowskaz, na kt$rym stoi jak w$, e ci obrzyga! mog". ' Dniosa gow, zerkna w niebo. ' +a, piknie) Droga, na kt$r" si zwraca. Kto si, widz, tak jak my na owe lataj"ce paskudy naci". %araza, e te takie plugastwo bezkarnie nad goci/cem &asa... >ozumiem5 zb$je. >ozumiem5 wysys leny. (le eby z lotu, broni" biologiczn", co to jej nawet wojsku stosowa! nie wolno... ' 4roni": ' zaniepokoi si %br&l. ' 4iologiczn": ' ( mylisz, e po co kto tabliczk wiesza: *rzecie nie dlatego, e jakiemu pijanemu wo2nicy o"dek puci. (ni c&ybi, przed owymi paskudnikami ostrzegaj". ' ( po mojemu ' wystka przypity do pawy i zawieszony midzy par" koni +enza ' o to idzie, e si tu wykopyrtn"! atwo. %naczy si5 wywr$ci!. .enda westc&na, zmarszczya uki brwiowe, z kt$ryc& kiekoway odrastaj"ce woski. *r$bowaa przebi! wzrokiem mrok, odczyta! kolawy napis. ' Debren: ' zerkna niepewnie. ' Dalej masz te wi dzenia: 6o, te poga/skie, z Wezyratu: ' 0ermo ' poprawi j" %br&l. ' 6ie temmowizje, jeno termowizje. % ow" anty-eminiczn" wiar" nic to wsp$lnego nie ma. 6awet na odwr$t ' wyszczerzy zby. ' #o, Debren: +e, &e... ' Debren: ' Wyczua, e co jest nie tak. ' #zego on tak rec&oce: ' 4o mi si ' wyrczy maguna rotmistrz ' przypomniao wanie, do czego jeden czarodziej znajomy tego cieplnego widzenia uywa. ?c& ' westc&n" ' mia c&op uywanie, oj mia... ' Do! ' mrukn" Debren. ' %a dugo potrwa, nim oczy do porz"dku doprowadz. #o by na desce nie byo, musimy i! t" drog". Ko/ ' tr"ci stop" odcisk kopyta ' daleko nie ucieknie, +enzy nie wolno trz"!, a was trzeba w cieple umieci!, bo mi tu zapaleniem puc zajeda. ' 7zczyny nietoperzowe puca pal": ' wymruczaa niby to do siebie .enda. %br&l zasapa, z braku lepszego konceptu raz jeszcze &ukn" obuc&em berdysza w sup drogowskazu. *o pierwszym stukniciu nieg opad, odsaniaj"c wszystkie trzy tabliczki. 0e porz"dne, wskazuj"ce szlaki do >umperki i %otej 7karpy, oraz trzeci", nad kt$r" dyskutowano i kt$ra wycelowana bya ku belnickiej granicy. 0eraz, pod wpywem wstrz"su, przestaa celowa! i opada wyostrzonym nosem ku ziemi. ' ( ty lepiej milcz. ' Debren posa dziewczynie poc&murne, lecz dziwnie kr$tkie spojrzenie. ' 6ie %br&l, ale ty ju dawno pod pierzyn" powinna... #aa a poniesz. ' *ierzyna. ' 6a twarz rotmistrza powr$ci przewrotny umiec&. ' *onicie. 6o, no, mistrzu... ' Debren: A czym on...: ' A niczym ' uci". ' Wstrz"s bezpaowy. *rzesta/ gada!, %br&l, a zacznij si rozgl"da!. Krwi" na mil mierdzimy, czort wie, kogo jeszcze $w zapac& got$w zwabi!. ' #zujesz, jak krew...: ' .enda poruszya si niespokojnie w siodle, pokraniaa. 0ak naprawd bya zbyt zzibnita, by nawet przy wietle dziennym dao si dostrzec co wicej ni blady rumieniec, ale przywracanie oczom stanu normalnoci trwao znacznie duej ni zakadanie zaklcia i Debren nadal widzia nie to, co powinien. W dodatku niewyra2nie5 rozdzielczo! spada o rz"d wielkoci i wiat, c&o! przyjemnie kolorowy, wygl"da jak ogl"dany zza okiennej bony. ' ?ee... uyem przenoni. ' #zu, e nie uwierzya. ' = wiedzy ksi"kowej. 8dzie czytaem, e drobn" ran taki na przykad wysys z odlegoci... ' Mistrzu ' przerwaa mu o-icjalnym tonem ' moglibymy dwa sowa na osobnoci: ' 6ie. ' Kopoty ze wzrokiem miay t dobr" stron, e nie widzia jej twarzy. 7ta! go byo na lekk" opryskli3wo!. ' (le ja usilnie nalegam ' powiedziaa z naciskiem. ' *ogadamy, jak znajdziemy kawaek dac&u nad gowy. ' ( jak nie znajdziemy: Do usranej mierci moemy szuka!) ' 0o moe przynajmniej konia zapiemy. *rzesadzi si ciebie, oddalimy si samotrze!, ja, ty oraz ko/, i pogadamy na osobnoci. 1ak dugo zec&cesz. #&yba e i obecno! konia ci przeszkadza. W$wczas rozmowa musi by! kr$tka, bo nie s"dz, by dugo potra-ia na gazi wisie!. ' 6a gazi: ' zainteresowa si, c&yba w imieniu wszystkic&, %br&l. (le tylko on wyszczerzy zby. ' +e, &e... #o mi si widzi, e -aktycznie na popas migiem mu3sim stan"!. 4o was srodze potrzeba dusi. Aboje. ' Aboje otwierali usta w zgodnym protecie, nie dopuci ic& jednak do sowa. ' 4ez kon-uzji, go"beczki, aden to srom. ;odak jestem, a odak pod pewnymi wzgldami subtel3niejszy od zwykego zjadacza kaszy bywa i wie, jak mocno si w czeku natura odzywa po r"baninie srogiej. 6ormalne to, e si w czeku potrzeba prokreowania budzi, gdy mu kostuc&a ostrzem koo ba powywija. %reszt" nie ludzi jeno to dotyczy. *omn, jak raz bez up$w po bitwie zostaem, bo mi si ogier, ma! jego c&doona, tak juc&y naw"c&a i strac&u, e za pierwsz" koby" skoczy i dwie mile gna, nie zwaaj"c na ostrogi i w eb walenie. Dobrze c&o!, e kobya bya drakle/ska, znaczy strony przeciwnej, bo by mnie jeszcze pod s"d dali, e niby z placu umykam. ( tak to jeno si insze kondotierstwo miao, e durny %br&l za marn" szkap" pogoni, bez je2d2ca nawet i z czaprakiem lic&utkim, podczas gdy rozs"dni ludzie trupy jako si godzi obdzierali. ' Arder e dosta ' wystka zza dziewczcej nogi +enza. F %a zajado! w ciganiu wroga. (le -akt F przyzna. ' Miedziany. 8oy &onor, bez zysku. ' 0a dyskusja ' rzuci suc&o Debren ' na manowce zbacza. 6ie o sromie .endy... znaczy... 0-u, duma... %amieszalicie mi we bie tymi banialukami. ( po prostu .enda nie powinna c&odzi! w najbliszym czasie. +enza nie powinien by! to troczony, to odtraczany spomidzy koni, bo z krgosupem nie ma art$w. 1a nie powinienem d2wiga! .endy, bo mi si rany... no, w plecac& pootwieraj". 7t"d si temat gazi wzi", %br&l, a nie z jakic& tam... *roponuj wic kwesti zamkn"!. 4o si jeszcze zdarzy, e w zapale dyskusji kto tu zostanie zapytany, czemu to, do c&olery, miowanie mu si z wieszaniem kojarzy. Mia nadziej, e uciszy %br&la. >otmistrz jednak, c&o! odak z krwi i koci, okaza si nie do! subtelny. ' ( bom wspomnia, jake t m$dk, baron$wn >onsoise, w kwestii miowania antypodowego uwiadamia. Debren zakl" w duc&u i obiecuj"c sobie, e nie otworzy ust przed witem, ruszy drog", z kt$rej si nie wracao. (lbo na kt$rej si zwracao. Wzgldnie wywracao. 6ie zamierza sprawdza!, kt$ra wersja jest prawdziwa. M$g spr$bowa! jeszcze raz z kulk" magicznego wiata, ale wola nie ryzykowa!. .enda, zamiast biedzi! si nad runami, moga wykorzysta! blask i zajrze! mu w twarz. 1u teraz wlepia wzrok w jego plecy. #zu go r$wnie wyra2nie, jak pami"tki po pazurac& nietoperza. 6a szczcie wzia przykad z czarodzieja i zasznurowaa usta. W guc&ej ciszy, zak$canej jedynie skrzypieniem niegu i poszczekiwaniem broni, kr$tka kolumna dw$c& pieszyc& i dwojga pokiereszowanyc& na zwi"zanyc& w par koniac& zanurzya si w puszczy. G Abejcie nie wygl"dao na sadyb kmiecia odludka, lenicz$wk czy domek myliwski wielmoy. 4elka konowi"3zu, c&o! zamana, bya na to za duga, koryta, mimo i wiksze zaroso, stay przed gankiem a dwa, a studnia miaa nie tylko zadaszenie, lecz i wygl"d maego domku. Mimo mroku, spowijaj"cego otoczone lasem budynki, wida! byo, z myl" o czym je wzniesiono. ' 6o, c&waa Mac&rusowi. ' %br&l bez wa&ania porzu ci trakt. ' 4o ju mi w ywocie na wi$r zasc&o. +ej, pa nie oberysta) 7am tu) 8ocie wal") *$ki co, odpowied2 ograniczya si do szelestu. Agromny pat niegu oderwa si od stromizny dac&u i osun" na bardziej poziomy daszek ganku. Debren c&cia co powiedzie! ' ale nie zd"y. >ozleg si przeci"gy, wilgotny trzask i spora cz! gankowego zadaszenia wraz ze niegiem wyl"dowaa dwa s"nie niej, na podecie. ' *iknie ' wyc&rypiaa skulona w siodle .enda. ' 1edyny dac& w okolicy, to go wzi" i rozwali, bu&aj mor,a3cki. Dobrze c&o!, e nikt tu nie mieszka, bo... ' ( p$jdziesz won, potworo) ' dobieg z wntrza budynku stumiony niewieci okrzyk. 0umiy go raczej okute okiennice ni niemiao! i agodno!. ' ( eby ci jajca zgniy) 0y kurzysynu, na grzdzie robiony) 1ak wyjd, wyrn w t mord dziobat"...) %br&l zatrzyma si, odruc&owo ci"gn" berdysz z ramienia. Debren, nadal zmagaj"cy si z termowidzeniem, zauway, e seria obelg bynajmniej nie spyna po nim jak nieg po dac&u. ' #o powiedziaa, babo:) ' &ukn", czerwony z gnie wu. ' Matk mi obraasz: <ajno i ka, odszczekaj to za raz, bom nowoczesny i postpowy) 4abie r$wnie atwo mog przyla! jak c&opu) W domu zrobio si cic&o. ' Dwaajcie) ' rzuci szeptem unosz"cy si niezdarnie +enza. ' 6iec& mnie bety bij", jak to nie wied2ma bor na) %wyka baba takic& lepi mie! nie moe) .enda, niepewna skutecznoci pas$w, przydeptaa mu stop" pier, przytrzymaa na pawy3koysce. 6ie miaa daleko5 tarcz zamocowano midzy gniadoszem, kt$rego dosiadaa, a utykaj"cym koniem +enzy. ' .e ' warkna. ' 8orzej z tob", niem mylaa. 8dzie tu wied2m widzisz: ;e o oczac& nie wspomn... ' %br&lowi duo dziob$w po ospie nie zostao, a wszystkie pod brod") ' rzuci w podnieceniu, zn$w pr$buj"c usi"!. ' = w dzie/ nie ujrzysz, a c$ dopiero... #zary to) *odaj mi kusz) ' Wied2ma nie wied2ma) ' mac&n" berdyszem %br&l. ' 1a si tam baby nie ulkn) 7yszysz, staruc&o:) Dalej, wya2) % miot", na miotle... jak ci tam wola) 1uzem si z lataczami3paskudami oswoi, niestraszne mi) 7tawaj) ' %br&l... %grzyt rygla przerwa Debrenowi. 6a ganek wyszed nieduy mczyzna w kouc&u narzuconym na nocn" koszul. Wygl"da osobliwie w rycerskiej ebce z nosalem naoonej na szla-myc, boso i z &alabard". % tyu wieci kaganek i nawet osabione oko odczytywao wyraz twarzy gospodarza. 4a si. ' *oniec&ajcie nas, dobrzy ludzie ' rzuci stumionym gosem. ' Dobrze radz. 4o nic nie zyskacie, a straci! mo ecie. M$j modszy w oomuckic& ucznikac& konnyc& su y, za pierworodny na potwory c&adza. 0o si i na sztu ce wojennej wyznaj. 6ie m$wi, e wszystkic& rozo, ale poowa waszyc& legnie, jakem Bysedel. Wic porac&uj cie sobie, czy wam si zwada kalkuluje. %br&l odczeka uprzejmie i dopiero gdy stao si jasne, e &alabardnik sko/czy, od niec&cenia, jedn" rk", mac&n" na krzy swym dwurcznym berdyszem. Debren wyowi d2wik z trudem przeykanej liny. = kobiece westc&nienie, ciut dalej. 6ajlepiej, rzecz jasna, syc&a! byo wist rozcinanego powietrza. ' Aomucka konna ' oznajmi %br&l. ' 8$wniana jest, to po pierwsze. 1akecie syna pod taki marny znak dali, znaczy, e taki z was wojennik, jak ze mnie &ar-istka. 0o po wt$re wam rzekn. %a po trzecie... ' ...to poowa naszyc& ju lega ' wszed mu w sowo Debren, puszczaj"c uzd gniadosza i ruszaj"c ku obery. Kobieta, wygl"daj"ca zza ramienia Bysedela, uniosa kaganek. ' 0edy wybaczcie, e wam spoczynek zak$camy, ale bieda nas przydusia. 0yc& oto dwoje naszyc& towarzyszy rany odnioso. *an rotmistrz wrzasn" ciut za gono, bo przemoczony, a mr$z okrutny. 0edy si im! %br&l pokrzykiwaniem rozgrzewa. 6ie byo jego zamiarem rujnowanie daszka. Wobec czego proponuj tu obecnym, by bro/ odoyli i porozmawiali spokojnie, jak na cywilizowanyc& ludzi przystao. 9redniowiecze wszak mamy, epok nowoczesnoci, tolerancji i szacunku okazywanego bli2nim. F Min" rotmistrza i troc& si rozczarowa, widz"c unoszon" ostrzegawczo &alabard. ' 6o i rozs"dku ekonomicznego. Wida!, e z was czek wiaty, panie oberysto. A rac&owanie apelujecie, to i sami porac&ujcie, czy warto goci elazem wita!. ' = od kurew rodzicielki wyzywa! ' dorzuci %br&l. Debren zatrzyma si przed sc&odkami na ganek. 4lisko &alabardy. *ierwsz" nagrod" za podjte ryzyko sta si podmuc& ciepa na sztywnej od mrozu twarzy. Kobieta wysza zza plec$w ma. 0o jedno Debren zrozumia natyc&miast5 e s" mae/stwem. Miaa w twarzy dokadnie taki sam jak on rodzaj strac&u ' o kogo bliskiego. 6o i dotykaa go cay czas, nawet kiedy wysuna si do przodu, unosz"c kaganek. ' 0o dziewczyna: W portkac&: ' ( co: ' doleciao z mroku zaczepne, c&o! amane katarem i c&ryp" pytanie. ' 6ie widzi si wam nowoczesna moda: 0u, na prowincji zapyziaej, wczesnowiecze jeszcze kwitnie, co: ' 7yc&a! byo, e .enda zamierza poci"gn"! wyw$d, ale na szczcie gardo zawiodo, zacza kaszle! i ograniczya si do splunicia. Debren dopatrzy si w oczac& gospodyni czego zblionego do rozbawienia. ' Do nieporozumienia doszo ' powiedziaa gono i odrobin wyzywaj"co. ' Wziam was za kogo innego, panie... po tym narzdziu s"dz"c5 drwalu. Wybaczcie. 6ic do waszej matki nie mam. 6o, moe poza tym, e mogaby dzieci lepiej wyc&owywa!. #&o! do lasu c&owaa. ' *etunko... ' jkn" oberysta. ' #o5 *etunko: ' 1u cakiem pewna swego, uja si pod boki. Debren stwierdzi mimoc&odem, e jak na niewiast w sile wieku ma zaskakuj"co zgrabn" -igur pod nocn" koszul". 7ama koszula, nie zakrywaj"ca nawet kolan, utkana z czego cienkiego i delikatnego, te zaskakiwaa na lenej babie. ' W gocin si prosz", to ic& jak goci traktuj) = prawd w oczy m$wi, jak to mam w zwyczaju) 6ie ucz mnie prowadzenia obery, bom to ja, nie ty, z mlekiem matki $w -ac& wyssaa) ' 7zkoda ' rzuci %br&l ' e dzieci przy cycku maj"c, matula tyle og$rk$w, kapusty i inszej kiszeniny ara. *rzez c&wil wszyscy gapili si na niego zdezorientowani. W ko/cu cisz przerwa zdziwiony gos +enzy5 ' 0o! baby nic innego je! nie c&c", gdy im ywot za spraw" dzieci"tka ronie. %apomniae, jak ci %drenka po maosolne ganiaa, przy nadziei bd"c: >otmistrz pociemnia. ( moe poblad ' Debren, nadal nkany termowidzeniem, nie mia pewnoci. ' 6ie por$wnuj %drenki z t"... ' %askoczy maguna, gryz"c w por jzyk. ' Mojej %drence mi$d z serca i ust pyn", a nie kwasy i jady, jako co niekt$rym) #o za okolica parszywa, ajno i ka) 8dybym nie wiedzia, emy ju w mor,ackim kr$lestwie, przysi"gbym, e mi si nastpna pyskata 4elniczanka tra-ia) 6ietoperze, potem jaki dziobaty latawiec, teraz ta kl"twy na przyrodzenie rzuca) #o si z tym krajem porobio, na mio! mac&ruso3w":) ' 6ietoperze: ' Aberysta zn$w przekn" lin. ' .atawiec: ' 8ospodyni, jak na sw$j ubi$r i grudniowy mr$z przystao, owina si nagle ramionami. ' 8ry- ' mrukn" Debren, l"c kr$tkie spojrzenie w d$, gdzie tony w niegu bose stopy kobiety i gdzie poyskiway na kostkac& przyjemnie kr"gyc& n$g bli2niacze zote a/cuszki. ' *rgowany, z bem ora. Wydaje mi si ' doko/czy wolniej, zagl"daj"c gospodyni w oczy ' czy co wam to m$wi: 6ie od razu odpowiedziaa. ' 1ak ju was przygnao, to wa2cie do rodka. 4yo nie byo, to nadal obera. Bysedel, oddyc&aj"c z nieskrywan" ulg", opar &alabard o cian, otworzy szerzej drzwi. Moe wypuci wicej wiata, a moe po prostu z oczami Debrena byo lepiej. 0ak czy inaczej, dopiero teraz magunowi udao si odczyta! zawieszony nad wejciem szyld. Dziwny. Abera nazywaa si5 H8dzie ksiniczek brak cnotliwyc&I. G % ganku wc&odzio si do zastawionej stoami izby. W por$wnaniu z mrozem na dworze byo tu do! ciepo, a bielony piec po lewej i kominek po prawej stwarzay szans na ciepo bez por$wna/, ale Debren skierowa si na pitro. Ablnicz" paw z le"cym na niej +enz" d2wigali we trzec&, wic nie przewidywa kopot$w. Abera, c&o! stara, zbudowana zostaa z rozmac&em i stopnie byy szerokie, pomylane na duy ruc&. ' *ustawo ' zauway na zakrcie sc&od$w. ' Kiedy kwit tu interes ' westc&n" Bysedel. ' (le od jakiego czasu mamy... jak jej tam, suce...: (, recesj. ' 6o, to wiele wyjania ' za&ucza id"cy z tyu, wic ukryty pod tarcz" %br&l. ' 6ic tak interesu nie psuje jak religia w nadmiarze. W moim -ac&u te z tym problemy mamy. Wam dewoci goci posz", a od nas c&c"... ' Mistrz Bysedel o recesji, nie procesji m$wi ' przerwa mu Debren. ' %dj"by ten kolczy kaptur. ' ?ee, jaki tam mistrz... ' Bysedel posmutnia jeszcze bardziej. ' Dyplomu partacza ledwiem si dorobi, a i to korespondencyjnie. ' Westc&n". ' 7rodze nas owa recesja przydusia. 6a nic grosza nie ma. 6o i wyjec&a! nijak. ' 0ako bywa wr$d przedsibiorc$w ' mrukn" niewesoo rotmistrz. ' *omn, jak raz trzy lata z rzdu m$r jaki umysowy na wadc$w by pad i nikt z nikim nie wojowa. Ad barona wzwy same, ajno i ka, pacy-isty. 0om mao z godu nie zdec&. ( nasz jedyny... 6ie doko/czy. Weszli na poddasze, w gbok" czer/. Debren szed po omacku, maj"c przed oczami bia" od niegu i blad" z urazy .end. 6a jego stanowcze "danie zostaa przed gankiem, w siodle. 8dy odwi"zywali paw, przyj", e gospodyni dotrzyma jej towarzystwa. %awi$d si5 *etunka Bysedelowa, moe zzibnita, a moe skrpowana poowiczn" nagoci", znika za kuc&ennymi drzwiami, nim zd"y zaprotestowa!. Duma i sy-ilis. Wypatrywa pierwszej ludzkiej siedziby niczym rozbitek wyspy@ wydawao mu si, e c&wyci 4oga za nogi... Marzenie si zicio, a on, zamiast mikkiego blasku, znajdzie w oczac& .endy twardo! i c&$d. ' #o rzec miaem... ' 4yo za ciemno, by stwierdzi!, czy oberysta marszczy z wysikiem czoo, ale odgos wspomagania pamici drapaniem si po kudatej gowie nie budzi w"tpliwoci. ' *sia juc&a, na ko/cu jzyka to mam... Dopiero co mi *etunka... ' *rzesta si czoc&ra!, wymaca skobel. ' 0dy, wielmony panie. Widzi mi si, e ten alkierzyk najlepszy bdzie. May jest, ciasny... Debren, kt$remu w poowie sc&od$w wr$ci normalny wzrok, ruszy przed siebie ' i grzmotn" czoem w belk. *orz"dnie, a mu si gwiazdy pokazay. 6ie upuci swego rogu tarczy tylko dlatego, e zaklinowali si przy skrcaniu w w"skie drzwi. ' A, ju wiem) ' ucieszy si Bysedel. ' Miaem rzec, by na gowy uwaa!. 6asza obera zabytkowa jest, ze wczesnowiecza jeszcze, a wiadomo, e wtenczas ekonomia marnie przda i z ludzi kurduple byli. 0o i ciut tu przy3nisko dla wsp$czesnego czeka, co nieraz i s"e/ z g$r" mierzy. Wy, przykadowo, panie... no, panie cywil, musicie uwaa!. ' *anie magun ' dokona prezentacji %br&l. ' #o to byo: +ukno jak taranem o bram... +enza: 0o nie tarcz" aby: #ay: ' (&a ' potwierdzi udrczonym gosem tarczownik. ' (le ponawiam prob, byta mi samemu azi! zezwolili. ' (, skoro czarodziej, to uwaa! nie musicie F ucieszy si jeszcze bardziej Bysedel. ' 7yszaem, e z czarodziej$w to i najgupszy po !mie jako puc&acz widzi. ' %awrzyj gb, +enza. 6o to co tak &ukno: +ej, panie oberysta, czy to aby nie nastpny kawa obery wam si wali: A zabytkac& nam nie prawcie, jeno prawd o stanie tec&nicznym tej budy. 4o jak ma nam na by run"!, to szczam na jej zabytkowo! i id spa! do gumna. ' ?ee... no co te wy, panie wojskowy: 0o taki solidny budynek, e strac& gada!. Myszy pewnie... ( co si szczania tyczy, waniem sobie przypomnia, to *etunka prosi, by na podw$rze c&odzi!. Wyg$dk mamy, wygodn" e a strac&. = nie strac& do niej c&adza!, bo podw$rze palisad" grodzone, nijaki zwierz ni stw$r si nie przyczai, by po3trzebanta capn"!. Debren, kln"c w duc&u, lecz milcz"c, krok po kroku wci"gn" cae towarzystwo do izby. 6a szczcie byo tu okienko i saba powiata odbita od onieonyc& drzew rozjaniaa jako tako pomieszczenie. Ddao mu si ulokowa! paw na $ku, nie degraduj"c si w oczac& gospodarza do poziomu gupszego od najgupszyc& czarodziej$w. ' #o wy mi tu o potrzebantac& i szczaniu: ' skrzywi si %br&l. ' % odwodnienia padam, a ten wyg$dki reklamuje... %a co wam ten patent partacza dali: Miast o piwie, o moczu gociom...: 0ego was ucz": ( moe ty, Byse3del, z adresami pokrci i nie ten cec& ci szkoli: ' 6o co te wy, panie: *ergamin mam, z pieczci", na niej si ku-el z ronem krzyuje i wiec&ciem somy, bo i do usug noclegowyc& nabyem uprawnie/... (le prawicie ' westc&n". ' 7am nie wiem, co mnie naszo. 0o c&yba od tej woni. Moczem tu jedzie, czy mi si zdaje: ' %br&l odc&rz"kn", szybko wyco-a si a na korytarz, niby to robi"c Debrenowi miejsce przy ou. ' % mojej *etunki straszna czycioszka, to pewnie st"d. Ad myda wc& si wyostrza, a ona do a2ni goni i dwa razy w niedziel, a jak j" oc&ota najdzie na... ' 6ie doko/czy, jeli nie liczy! c&rz"knicia, dziwnie przypominaj"cego to w wydaniu rotmistrza. ' ?ee... to ja ju... ' #&c was prosi! ' przerwa mu agodnie, ale i stanowczo Debren ' bycie ogrzali t izb. = jeszcze przynajmniej jedn". (le tamt" naprawd dobrze. *anna 4ranggo przezibia si i potrzebuje przyzwoitej stancji. ' *anna: ' Bysedel jakby si zdziwi. ' +enz trzeba czym okry!. %jedlibymy co. ' = wypili ' dorzuci pospiesznie %br&l. Bysedel c&cia co powiedzie!, ale wyra2nie nie umia zacz"!. ' (&a, wspomnielicie o a2ni. Wasn" macie: ' +: (... juci. 0o! m$wiem5 drzewiej obera bya okrutnie porz"dna. *ewnie, e mamy. 1eno... ' Moe p$2niej. Moja... uczennica ' Debren zdecydowa si w ko/cu, wybieraj"c spor$d kilku moliwoci ' w siodle czeka. Wybaczcie. 8ospodarzowi jakby ulyo. Debren domyla si powodu. = nie liczy na to, e pytanie o ciarze moe nie oowiu, ale jednak metalu, pozostanie dugo w zawieszeniu. %yska tylko odroczenie. A ile pani *etunka nie zd"ya uzupeni! garderoby i wr$ci! do stoowej. %bieg na d$ i odetc&n". W bij"cym od kominka blasku nie lniy zotem ani starannie wyszczotkowane, a potem mocno potargane i lekko przepocone wosy gospodyni, ani a/cuszki na jej smukyc& kostkac&. M$g wypa! na ganek i zatrzasn"! za sob" drzwi. *etunka pozostawia kaganek na podokiennej aweczce, dziki czemu od razu nadzia si na spojrzenie .endy. ' Wybacz, ksiniczko ' posa jej blady umiec&. (le to krgosup. 6ie mogem... ' *rosiam ci o co ' powiedziaa cic&o. ' *ro...: (, tak. Mam ci tak nie nazywa!. Wybacz. ' A c&wil rozmowy na osobnoci. %szed z ganku, uj" uzd gniadosza. ' Wiesz, o czym c&ciaam m$wi!: ' bardziej stwierdzi a ni zapytaa. (le pewnoci nie miaa. 8dyby uni$s brwi, uwierzyaby mu. = poczua ulg. Wic zr$b to. 0o nic nie kosztuje. 8uz, kt$ry wanie zaczyna mu rosn"! z winy niedostatk$w wczesnowiecznej ekonomii, by wyej. 6ie zaboli. 0o takie proste. %r$b to. ' Wiem. ' Dtrzyma spojrzenie na jej twarzy. %asko czya go5 nie drgn" jej ani jeden misie/. 6ie zacza na gle ogl"da! apci, ciany albo nieba. %abolao. ' #zytae myli, czy po prostu...: ' 1ej gos dor$wna beznamitnoci" wyrazowi twarzy, ale na doko/czenie brako opanowania. Moe dlatego, e bya c&ora, saba i bezradna wobec dreszczy. ' M$wiem ci kiedy5 czytanie w mylac& jest i trudne, i niegrzeczne. ' *omyla i doda5 ' ( ja nie c&c by! wobec ciebie niegrzeczny. ' #iekawie grzeczno! w okolicac& Dumayki pojmuj". ' (tak dreszczy min", ale nie uszed uwadze Debrena. *ewnie dlatego skrya si za tarcz" kpiny. ' Wieszanie dam na drzewac& za szczyt kurtuazji tam uc&odzi, jak widz. = to w lasac& zasobnyc& w lataj"ce, a wic pewnie nadrzewne potwory. 6ie zdoa zapanowa! nad umiec&em. ' #zego si szczerzysz: ' warkna. *r$bowaa si odsun"! dalej od stoj"cego przy strzemieniu Debrena, ale jej gniadosz by zmczony i nie zamierza si rusza!. ' #iesz si. ' 7apna, co lepiej od s$w oddawao jej opini o idiotac&, znajduj"cyc& powody do radoci w takic& okolicznociac&. Debren owin" wodze wok$ kono3wi"zu, wr$ci pod lewe strzemi i wyjani5 F Aczy ci ko3ciej". ' 7uc&am:) ' 4ya tak zaskoczona, e nie pr$bowaa adnyc& unik$w, c&o! podni$s obie donie. ' *ozo! si przed zwierciadem, to zrozumiesz. ( teraz c&od2. *$ki sami jestemy. ' #&cesz mnie w kom$rce ukry!, by gospodarzy nie straszy!: Wielce rozumnie. (le jake taki rozs"dny, trzeba byo %br&la przysa!. 0obie si przecie rany w karku otwieraj", gdy dziewki za grube nosisz. ' W karku: ' *rzez moment oboje byli zdziwieni, po czym Debren szybko zmieni temat. ' ( skoro o Bysede3lac& mowa... *owiedziaem, e jeste moj" uczennic". ' %naczy... wied2m": #$, wielkie dziki. #&o! nie wiem, czy uwierz". 1eden mi znajomy czarokr"ca, nie pomn kt$ry, powiedzia, em za stara na wied2m. ' .enda ' posa jej bagalne spojrzenie. %a p$2no. Wskoczya ju na ulubionego od paru dni konika, daa si ponie!, czerpi"c gorzk" satys-akcj z wasnyc& s$w. ' Aczywicie nie ma takiej reguy, kt$rej by si obej! nie dao. #$ z tego, e baba za stara, e si do terminu nie nadaje: 7koro ma insze atuty, to niec& jej tam, baby strata, nie mistrza. #$ szkodzi durn" pouczy!, kiedy srebrem paci: Ac&, wybacz. D takiego jak ty, akademicko ksztaconego, to pewnie jeno zotem. %nane s" takowe przypadki, c&o! przyznaj, czciej podstarzayc& modzie/c$w dotycz", kt$rym trzydziestka stukna, a ani zbroja nie leaa, ani &abit, a gow do kupczenia za sab" mieli. 6o to ic& bogaci tatusiowie w termin czarodziejski l", eby sami na zupenyc& gupk$w nie wyszli, a ojcu si pozwolili w karczmie latorol" poc&wali!. ' .enda, moe bymy... ' % dziewk" problem o tyle wikszy, e si od wied2my dwa razy tyle co od c&opa czarodzieja wymaga. = nawet takie kmiotki ' wskazaa dom ' wiedz", e jak dziewuszki na nauk nie da!, gdy mleczaki zacznie traci!, to do niczego w zawodzie nie dojdzie. 0edy widz"c podstarza" czeladniczk, co to za mistrzem ksigi i kota nosi, ludzie zby szczerz". = susznie, bo albo gupia, albo c&orobliwie ambitna, albo -antastka, albo -eministka. Dugo by wylicza!, a im dalej, tym dla dziewki gorzej. ( ju najgorzej dla takiej, co kota i ksigi do ubouc&nej sukienczyny tuli. 4o, zapytaj" ludzie bywali, czyme si ta &oyszka nauczycielowi odpaca: Anuc cerowaniem: ' 7ama widzisz ' skorzysta z -aktu, e musiaa zaczerpn"! powietrza. ' 6ie da si z tob" skoczy! w las na dwa sowa. ' Dudkaj si) ' 6ie, ebym naszyc& pogawdek nie lubi, ale po tym na mocie zdec&lak jestem. ;adnemu czarodziejowi onuc nie cerowaa, to ci si pewnie wydaje, e dla magika wzi"! na rce tak"... ' zawa&a si ' zdrow" dziewuc&, spacerowa! z ni" po zanieonym borze i zabawia! wywodami w temacie r$wnouprawnienia to tyle, co splun"!. >ozczaruj ci. <atwiej nam spluwanie przyc&odzi. ' 8rub", rzec c&ciae. ' #&ciaem rzec5 du" ' przyzna. ' Wybacz, -aktycznie marnie dobraem sowo. 0o jak5 pozwolisz si zanie!: ' 7ama dojd. ' Krzywi"c si, przeoya nog nad grzyw". ' 6ie mam sumienia zdec&lactwa ci pogbia!. %robi krok do przodu, zacisn" donie na jej biodrac&. ' %anim kopniesz ' wymrucza, nie patrz"c w g$r. 1u raz ci mieli obrzyna! nog, nie z medycznej -antazji raczej. Wic nie b"d2 gupi" koz", nie brykaj, tylko po zw$l sobie pom$c. ' Adetc&na gono, ale nie odway si sprawdzi!, z jak" min". ' 4d bada +enz, krgi sondowa. *rzy okazji obejrz twoje nogi. Abiecuj, e jak nie znajd nic zego, wicej noszenia nie zaproponuj. #zeka. 6ie co-n" doni, ale poniewa opr$cz suto atanyc& portek dzielia ic& blac&a, .enda nie zrobia nic, by ten stan zmieni!. ' Wybacz. ' 0on nie by pokorny, po prostu m$wia ci c&o, ale i tak gowa podskoczya mu do g$ry. .enda 4ranggo prosz"ca o wybaczenie: Aczywicie udaa, e nie zauwaa jego zaskoczenia. <atwo przyszo5 patrzya gdzie w g$r i w bok. 6a pewno nie z myl", by jej pro-il koja rzy si z tymi z monet, dumnymi, wadczymi i c&murny mi. (le takim go wanie widzia. ' #&yba i mnie si lek ki wstrz"s bezpaowy przytra-i. 8ow ci zawracam, gdy gra o ycie idzie. ' Dmiec&na si blado. ' 1ak ci znam, si" obery pod okupacj nie we2miesz: ' Debren nie odpowiedzia, zaskoczony -aktem, e tak wstrzelia si w jego myli. ' #zyli albo przekonamy gospodarzy, by ugocili gromad goodupc$w, albo przyjdzie nam spa! na mrozie: ' 6ie jestemy... ' Ko/ +enzy okula, a m$j ksi"cy znak nosi. 6ikt go tu nie kupi. 0o co nam z zamiennik$w got$wki pozostaje: Kusza +enzy: %broja rotmistrza: ' 7ama widzisz. W najgorszym razie... ' 6ie, Debren. W najgorszym to mi si pogorszy i ze3mr przy ognisku, z czego nikt wielkiej szkody mie! nie bdzie. (le nie pozwol, by z mego powodu kto si ostatk$w nadziei wyzbywa. Moe nie wiesz, ale %br&lowi n"j3c&udszy sezon od wielu lat si przytra-i. 0o, co wi$z w szkatuce, prawie cae na spat dug$w miao i!. = eby dzieciakom g$d w oczy nie zawieci, jak ojca na na3stpn" wypraw z c&aupy wywiej e. 1u teraz z mego po3wodu popad w bied, a ty jeszcze c&cesz, by si broni wyzbywa:) 0o ci jeno tumaczy, e w wojsku nie sugiwa. 1a tak, i wiem, jakie g$wniane stawki bior" ci spod lekkic& znak$w, co si w samyc& apciac& zaci"gaj". Dmiec&n" si. Wodzia wzrokiem w okolicac& szyldu, ale jako wyczua. 4o zrobia si za, nim przem$wi. ' Wiedziaem ' poc&wali si. ' ;resz si z nim jak kocur z sobak", ale tak naprawd... ' <ajno wiesz ' mrukna. ' 0am, na mocie... ' <ajno ' powt$rzya. ' 6ie uwierzysz, ale na tym drugim mocie przez Wi$rn", tym, co si z jego szturmo' i wania %br&l medycznymi kruczkami wykrci, tom na wasnym karku jednego Kummona taszczya, bo tak si zoyo, e z poga/stwem przyszo w jednym szeregu przeciw zakonnym stawa!. 1ak zarazy tyc& $tyc& kundli nienawidz. 6apatrzyam si na *okresiu ic& roboty, nasuc&aam paczu. (le nad Wi$rn" jako sojusznicy mierci w oczy zagl"dalimy, wic jak sojusznik si zac&owaam. ' 6ie przyr$wnuj %br&la... *iwo opie, nie kumys. ' = jasyru nie bierze: *rawda. #o cywilizacja, to cywilizacja. *rzyjemniej, gdy gwaconej omiolatce cay tuzin gwac"cyc& swojsko, mor,ackim piwem dyszy, a nie mlekiem kobyy. ( jak na koniec kozikiem litociwie po gardle przejad", to te lepiej, niby mieli sznur na szyj zarzuci! i w poga/skie kraje pogna!. Adczeka c&wil. *$ki nie spojrzaa w d$. ' 0o druga sprawa, kt$r" c&ciaem poruszy!. #o sobie gospodarze o przeronitej uczennicy pomyl", to pomyl", przeyjesz. (le jak im zaczniesz jadem w oczy strzyka!, w zaspac& wyl"dujemy. Wic c&c pokornie prosi!, by trzymaa jzyk na wodzy. ' %askoczya go i brakiem citego komentarza, i wierceniem si w siodle. *rzypominao kiwanie gow". %dumiony, poszed za ciosem. ' (... %br&lowi te troc& odpucisz: ' Debren, tye si c&yba domyli, e z 4elnicy jestem. ( jak nie ty sam, to ci ten mor,acki bu&aj podpowiedzia, bo my tu si na mil wyczuwamy, jak wilk z owc". Wic ci mog o-icjalnie rzec, e moja de-inicja dobrego Mor,aca jest bliska tej starobelnickiej, od czas$w poga/skic& uywanej. ;e to taki, co korzenie od dou gryzie. (le masz racj5 za duo gb" kapi. 6o to... nastaw si. Dopiero kiedy mia j" na rkac&, kiedy poczu mocny, ale i ostrony oplot dziewczcyc& ramion na pokaleczonym karku, uwiadomi sobie, e to pierwszy raz. Amal nie pad z wyczerpania, d2wigaj"c j" do granicznyc& kopc$w, ale nie ni$s jej jeszcze tak, jak mczyzna nosi kobiet. 6agle zakrcio mu si w gowie. *rzyjemnie, jak po winie. (le akurat na ko/cu sc&odk$w, w miejscu, gdzie utrata r$wnowagi moga sono kosztowa!. %atoczy si. %areagowaa jak na wojaka przystao5 wyrzucaj"c w g$r rami i api"c si pierwszej rzeczy, mog"cej da! im oparcie. .os c&cia, e nad stykiem sc&od$w i ganku wisiao akurat to, co szynkarze czsto wieszaj" w tak eksponowanym miejscu ' szyld. %askrzypia a/cuc&@ .enda, wci" uywaj"c tylko lewej rki, podci"gna si wyej, znieruc&omiaa. Debren, z twarz" wbit" w jej pier, znieruc&omia jeszcze bardziej. ' 6o i wisz ' zac&ic&otaa nieoczekiwanie. ' Wielce ze mnie udana ilustracja do szyldu, co, Debren: 9miaa si. 7zczerze. ' Ksiniczko ' wymamrota w 2le otrzepany ze niegu ka-tan ' ty pijana) ' 0o co: 0u wolno. ' Dniosa si, pier umkna gdzie w okolice guza, co upno. *i! o deski szyldu, s"dz"c po odgosie. ' #zyta! nie umiesz: 6awykli do... *r$bowa zmieni! c&wyt, ale nie zd"y. #o trzasno, .enda runa mu na zbyt wysoko uniesione rce, lewa poowa szyldu z poow" lewego a/cuc&a zdzielia go w rami i nim zrozumia, co si dzieje, oboje leeli w stercie desek i niegu. *rzez c&wil by wstrz"nity. *otem ' kr$cej, za to mocno ' przeraony. 4o upad na .end. >ann", c&or", zbyt poobijan" i sab", by dobrze zamortyzowa! upadek, uc&roni! krgosup, pokaleczone nogi... >ozc&ic&otan": ' <ajno i ka, znowu co si wa... ' %br&l zaj"kn" si, znieruc&omia z rk" na klamce. ' #o si tu wyrabia: ' zapytaa surowo *etunka Byse3delowa. %rcznie przecisna si obok rotmistrza, zapaa rozkoysane wa&ado wisz"cego na jednym a/cuc&u szyldu, zastopowaa. ' *anie czarodzieju, czy kim tam naprawd jestecie: Moglibycie wytumaczy!: Debren, kt$rego rce uwizy po okcie midzy deskami z jednej, a poladkami .endy z drugiej strony, teoretycznie m$g ' ale nie potra-i. Musiaby m$wi! do... 6ie. 6ie potra-i. ' ( co tu tumaczy!: ' 6a szczcie by jeszcze %br&l. ' 0o! wida!. 7zyld si urwa. <a/cuc&a nie konserwuje cie, wic nie dziwota. ' %arec&ota. ' 6atura przem$wia, &e, &e. 6a t mocnyc& nie ma. = czarodziej si nie oprze, a c$ dopiero durny a/cuc&: Debrenowi udao si wyci"gn"! rk spod c&ic&ocz"cej .endy. M$g si obejrze!, oceni! rozmiar szk$d. Wydosta! si spomidzy szeroko rozrzuconyc& ud dziewczyny, p$ki co, nie m$g. #&olera. 6iec& j" krew zaleje, smarkul bezmyln". Dobrze c&ocia, e to nie sp$dnica, tylko obszerne, wocia/skie... = wtedy to zauway. Duma i sy-ilis... W z" godzin o tym pomyla. >zeczywicie j" krew zalaa. 1ak co miesi"c. ' Moglibymy was zaskary! ' szarpn" arogancko gow", co rzadko przysparza sympatii, za to skutecznie przyci"ga uwag. ' 0a buda to istny zab$jca) *ar pacierzy tu jestemy, a ju trzy nieszczliwe wypadki) ' 0o moe za dugo jestecie ' burkna gospodyni. 4ya w niebieskiej, dziwnie gustownej sukni oraz rzadko spotykanyc& poza dworami i ratuszami panto-lac& na podwyszonyc& obcasikac&. % wosami nie zd"ya nic zrobi!, ale moe wanie dlatego wygl"daa zarazem do stojnie, elegancko i ' rzecz niebywaa u podstarzayc& on oberyst$w ' pontnie. 6ic dziwnego, e %br&l najpierw otwiera jej drzwi, a teraz, bezwstydnie wykorzystuj"c okazj, gapi si z tyu, wodz"c oczami po ksztatnej sylwetce. ' Wyrzucasz nas, siostro: ' .enda troc& spowaniaa, ale zbami poyskiwaa nadal. ' 7iostro: ' 1asnowosa szyderczo uniosa brew. ' Wydaje si panience, e do klasztornej -ilii tra-ia: 8dzie za gocin modlitw" si paci: #$, przykro mi, ale nasza H#notkaI to jeno prosta, wiecka obera. Dobre sowo nie jest tu na jado i napitek wymieniane. ' ( na dac& nad gow": ' Debren uwolni drug" rk, lecz nie wsta. Mio byo czu! uda .endy, ale nie to nim kierowao. ' =zby stoj" puste. 6ic was nie bdzie kosztowa!, jeli o-iary napadu przenocujecie. ' Jeyn wypapla: ' westc&na. ' 8ow do interes$w to ma, jak, nie przymierzaj"c, nasz kogut 7zaamajka. ;eby c&o! r$wnie twardy bywa... %br&l wyszczerzy zby w mao subtelnym umiec&u. ' Kogut: Macie na myli twardo!...: #elowo zawiesi gos. 6ie posaa mu ani tpego, ani zmieszanego spojrzenia. *osaa umiec&. Kpi"cy. ' 6ie t ' rzucia swobodnie. ' 6a tej akurat Jeyno3wi nie zbywa. ' %br&l, umiec&nity r$wnie gupio, co -aszywie, zainteresowa si nagle zwisaj"cym prawie do podogi szyldem. ' Aberystka jestem z babki prababki i tak" mam zasad, e darmo nikogo pod dac& nie wpuszczam. ' 6awet zim": ' .enda, nadal umiec&nita, tyle e teraz jako nieadnie, zacza wstawa!. ' 6awet przez potwory ograbionyc&: Aj, siostro... 6ieadnie. Debren poderwa si pierwszy, troc& by pom$c, bardziej by zasoni!. Kiedy siedziaa w siodle, plama po wewntrznej stronie nogawki bya niewidoczna. 0eraz tak. ' *ewnie, e nieadnie. ' Aberystka zmruya oczy, odwzajemnia mao serdeczne spojrzenie. ' (le tacy ju jestemy, proci miertelnicy. ' W odr$nieniu...: ' .enda wiadomie nie doko/czya. ' Ad was, magik$w ' wzruszya ramionami *etunka. ' Kt$rym wyczarowanie srebra tak atwo przyc&odzi, e go na pacenie akurat nigdy przy sobie nie macie. %nam to. #o rusz zatrzymuje si tu r$dkarz czy inszy czaro3kr"ca, do %otej 7karpy podr$uj"cy. = kady, gdy o rac&unku mowa, zaczyna krci!, e srebra z c&aupy nie wzi", bo po c$ krgosup nadwera!, skoro si jedzie do sawnyc& kopal/ zota. ' My nie jedziemy ' zapewni %br&l. ' 6ie moja sprawa, dok"d jedziecie. (le e co niekt$rzy z was id", uzasadniona w"tpliwo! mnie nasza, czy aby wypacalni jestecie. ( dokadniej5 do pacenia skorzy. 4o maga cakiem niewypacalnego, c&o!by si na wszystkie witoci zaklina, tom jeszcze nie widziaa. 1ak dobrze potrz"sn"!, u kadego grosz si znajdzie. ' Adwana jeste ' zauwaya .enda. ' *otrz"sanie czarodziejami, no, no... ( moe ty sama, siostro, czarami dorabiasz: ' ( moe i dorabiam. Moja sprawa, nie wasza. #&yba ecie s" z =nkwizycji. #o by mi nawet pasowao. ' Wolno spyta!, dlaczego: ' Debren, uwaaj"c, by cay czas osania! sob" .end, ruszy w stron drzwi. ' ( c&o!by dlatego, e to u nic& moda wielka na by wygolone. = e to oni jeszcze bardziej oc&oczo niewiasty brzytw" traktuj". A-icjalnie dlatego, e si diabe lubi w kudac& wszelakic& kry!. 6ieo-icjalna wersja dwojaka jest5 e im obrabianie co modszyc& dziewek uciec&y dostarcza, i e to czyni", bo prawdziwe wied2my mocno si wycwaniy, czsto z loc&u uciekaj" i p$ki z go" czaszk" c&odz", atwiej je wyapywa!. Debren pomyla, e od nadmiaru gorzaki .enda przestaa uwaa! na kaptur. (lbo po prostu gospodyni dopowiedziaa sobie reszt, widz"c brak brwi i rzs. ' 0o mnie, siostro, za zbieg" czarownic wzia: .end, o dziwo, rozbawio podejrzenie. ' = co bym miaa tu robi! w towarzystwie ledczego Debrena: *etunka wesza do izby. Drzwi zostawia otwarte, wic wsunli si za ni". ' *rowokowa!. (lbo... za przynt suy!. Miaa co dziwnego w spojrzeniu. .enda zatrzymaa si, pr$bowaa wyczyta! z oczu, co c&odzi po okrytej puszystym zotem gowie. Debren wzi" j" pod okie!, posadzi przy stole. 4lisko kominka, gdzie byo najcieplej, a wiato doc&odzio z tyu. Dwin" si raz3dwa i mia nadziej, e nikt niczego nie zauway. ' %naczy si... na inne wied2my: ' zaciekawi si rotmistrz. Kolczy kaptur zdj" ju wczeniej, teraz pozby si brygantyny, rzucaj"c pancerz na st$. 4ogo umiec&nity, przylgn" plecami do pieca. ' 6ie wiedziaem, e z wied2m babo-ilki s". 4o c&yba nie cec&owa solidarno! je do kam3ratek ci"gnie, gdy si wok$ inkwizytory krc", &: ' 6iewiasty wolne ' powiedziaa nie za szybko i nie za gono .enda ' bywaj" solidarne. *ewnie dlatego, e tak o nie trudno. ( z babo-ili" nic to wsp$lnego nie ma. Debren grza donie przy kominku i zastanawia si, po co ponie tu ogie/. W obery nie byo goci, a by piec. ' *rawda. ' *etunka, tak jak .enda, zdawaa si m$wi! do wszystkic&, ale, te jak .enda, wpatrywaa si wy"cznie w jedn" osob. Debren, nieco rozbawiony, pomyla, e we wzmiance rotmistrza na temat mioci niewie3 cio3niewieciej byo co na rzeczy. Agl"daj"c z boku te dwie, mona by s"dzi!... ' Jeynek) ' zawoaa niezbyt gono i jakby smtnie gospodyni, odwracaj"c si i id"c w stron zakurzonego szynkwasu. ' *isklaka czas nakarmi!) Wiesz czym) 4yo cic&o. Debren syci si ciepem, suc&a pukania kropel o drewnian" podog. Woda poc&odzia ze niegu, kt$ry topi si na p$kouszku .endy. *$kouszek by bez rkaw$w i mia dziur w okolicac& lewej opatki. %br&l, jeli wierzy! przec&wakom, upolowa go z odlegoci !wier! mili, tra-iaj"c Dreklena zwiadowc w penym cwale i prociutko w serce. W peen cwa Debren pow"tpiewa, ale w serce ju nie5 na sk$rze pozostay br"zowe zacieki. *omyla, e dobrze byoby zdj"! to paskudztwo z .endy. ( potem, id"c za ciosem, zdj"! mierdz"ce ac&many, wzi"! kt$re z le"cyc& przed kominkiem -uter, otuli! dr"c" nago! mikkim, czystym wosiem, ogrzewa! ciepem z paleniska, i tym drugim, bij"cym z wasnego... ' Dobrze, *etunko. Dobrze. 1u id... mia. 6agle zrozumia, co robi" te -utra przed kominkiem. W gosie oberysty byo co dziwnego. *owinien zareagowa!. Wyczu, e dzieje si co niezwykego. ( niezwyko! wymaga co najmniej uwagi. 6awet taka. Dobra. #&wytaj"ca bolesnym, lecz i sodkim skurczem za gardo. 6ie zrobi nic. *atrzy na .end, siedz"c" niedbale, z okciami szeroko wspartymi o st$, zbyt znuon" na cokolwiek poza samym siedzeniem. = na gospodyni, stoj"c" za szynkwasem, na tle pustyc&, osnutyc& pajczynami p$ek. *etunka, po c&wili bezradnego rozgl"dania si, wyowia zza ku-li kawaek brudnej szmaty. Kiedy przejec&aa ni" po szynkwasie, w powietrzu a zawirowao kurzem. Debren zauway, e cierk trzyma w lewej rce. ' Koguta macie, pisklaki tako ' zatar donie %br&l to pewnie i jajko jedno z drugim si znajdzie: 1ak ju c&opa do kurnika lecie, nadobna... znaczy5 pani *etun ko, to moe by par przyni$s: % tuzin, powiedzmy: .en da c&ora, to i nie je, a Debren pewnie brzuc& czarami sy ci, ale mnie ju kiszki... ' urwa na widok wc&odz"cego oberysty. Kiedy si odezwa, jego gos brzmia nieco ina czej. ' #$ to, panie Bysedel: Dszu ecie w a2ni nie do myli: ;ona pisklta kazaa karmi!, nie ubija!. ( nawet jakby, to przecie nie z takiej wielgac&nej kuszy. *rawie jak moja bdzie, a z mojej to bym i tego c&doonego gry -a pooy, gdyby nas nie zaskoczy. % kurczaka mao co wam zostanie. 0roc& ajna i pierza na becie. Debren zauway, e %b&rl raz i drugi zezuje w stron stou, na berdysz i pas z tasakiem. 6a szczcie mia daleko i nie zrobi nic gupiego. .enda te nie zrobia. (ni Debren. Moe dlatego, e oboje mieli lepszy widok na szynkwas. ' 6ie r$b niczego gupiego, miku ' powiedziaa cic&o *etunka. ' 4o dobrze ci z oczu patrzy i wolaabym ci nie krzywdzi!. 6awet jak si do otra naj"e. ' 6ie naj" si ' powiedzia Debren. 7ta, umiec&a si ze skrzyowanymi na piersi rkoma i patrzy kobiecie w oczy. ' 0o &ulajkule: Dobrze widz: ' Dobrze. ' *o czole pyn" jej pot, ale cakiem pewnie trzymaa po jednej sztuce ora w kadej doni. ' = na widzeniu poprzesta/, babopalcu. 4o to autentyczny muzer. #o znaczy, e c&o! may, moc raenia ma jak c&olera. Bysedel, ciskaj"c pod pac&" kolb zaadowanej solidnym betem kuszy, czym prdzej podszed do ony. W odr$nieniu od niej wygl"da jak typowy wojak z poboru, marz"cy tylko o jednym5 by cisn"! bro/ w krzaki i wynie! si jak najdalej od cudzej wojny. ' 6ie wiem ' powiedzia %br&l ' co ci si w palcac& Debrena nie podoba, nadobna *etunko. Moe i ciut za szczupe, ale w czarodziejskim rzemiole zwinna do/... ' 1ej c&odzi o palenie ' uwiadomi go Debren. ' 4ab konkretnie. ;e niby z =nkwizycji jestem. %br&l pomyla c&wil. *o czym zarec&ota. ' An mnic&em: 8dyby nie -akt, e od takowego twier dzenia jzyk by mi kokiem stan", jako kademu normal nemu c&opu staje na tw$j wi... znaczy... o jzyku cay czas mowa ' podkreli szybko. ' 6o wic gdyby nie po wysza okoliczno!, powiedziabym, e ci zupenie kobie coci brakuje. 0ej... &mm... spostrzegawczoci" si przeja wiaj"cej. 0ak rezolutna niewiasta powinna zauway!, co mistrz Debren panience .endzie na ganku czyni. =... eee... w jakic&, e tak rzekn, okolicac&. Debren poczu, e si czerwieni. ' *rzez szyld F wskazaa drzwi gospodyni ' tra-iaj" tu co rusz tacy jak ty, ysolu. 4dne wnioski wyci"gaj"cy z dwuznacznoci nazwy. 0om si naogl"daa r$noci. %waszcza, e z czas$w gor"czki zota may si klasztor pod %ot" 7karp" osta, kt$ry osoby duc&owne czsto wi zytuj". 6ader czsto, jak na tak skromn" plac$wk. ( co si inspektor pojawi, to dziwnym tra-em z mod" mniszk" asystentk" albo p"tniczk", albo nawr$con" ladacznic"... 6ie m$wi, e duc&owie/stwo wikszo! stanowi spor$d tyc&, co alkierzy dwuosobowyc& "daj", ale e H#notkaI na uboczu teraz ley i dyskrecj c&c"c nie c&c"c zapewnia, to znacznie czciej luby si tu amie ni w ludnyc& okolicac&. ( nawet jak nie, to si mocno o moliwo! amania wypytuje. 1ako rzekam, nazwa niejednego w b"d wprowadzia. *rzyjeda taki i ju od progu woa5 HDawa! mi tu jak" ksiniczk, byle nie za mocno cnotliw", bo got$wki duo nie mam)I ' Krpuj"ce ' stwierdzi Debren, kt$ry $ skrpowaniu akurat w tej c&wili m$g m$wi! duo i barwnie. ' 6ie prociej nazw zmieni!: 6o, c&yba e wam po cic&u takowa sytuacja odpowiada. 8o!, jak ju zajedzie w gusz, je! i nocowa! musi, c&o! dziewek pracuj"cyc& ni widu, ni syc&u. #o ' zerkn" na odstawion" w k"t &alabard ' tumaczyoby bogactwo ora, do typowej obery nie przystaj"ce. >ozczarowanego gocia trzeba jako... ' *anie Debren) ' uni$s si &onorem Bysedel. ' 1a dyplomowany partacz jestem, a nie jaki dajkowoda) ' Dajkowoda: ' .enda odezwaa si po raz pierwszy, co samo w sobie byo dziwne. ' %naczy... e niby wody do piwa nie dodajecie: Mie dziwactwo, jak na szynkarza, tylko co to ma wsp$lnego...: ' *o mor,acku ' owieci j" %br&l ' to taki, co dajkom przewodzi. 1ak wojewoda wojom, dajmy na to. 1ak to ta twoja dziewicza baron$wna m$wia: ' %marszczy czoo, patrz"c na Debrena. ' 4el-ons: 6ie czekaj... adol-: .enda poruszya si, te po raz pierwszy, odk"d &ulaj3kule wyskoczyy ze skrytki pod szynkwasem. %aryzykowaa, by zerkn"! za siebie, Debrenowi w twarz. ' Ad$cie &ulajkule, nadobna pani ' magun posa *etunce moliwie przyjazny umiec&. ' 0o podr$bki. Cir ma Muzer zbyt si szanuje, by &ulajkule produkowa!. 0o bro/ najbardziej nietraktatowa ze wszystkic&, za samo posiadanie wieszaj" gorzej urodzonyc&. Ajciec Ajc$w j" wykl". ( podr$bki to do siebie maj", e same lubi" strze la!. %naem jednego DA03ra, kt$remu wetknita za pasek &ulajkula odstrzelia... ' 0o, co ja tobie zaraz odstrzel ' powiedziaa spokojnie. ' 1ak si okae, e ci nasz gry- nie przypadkiem zaatakowa. ( nie widzi mi si, by przypadek wc&odzi w rac&ub. M"dry to on nie jest, ale misjonarz jak si patrzy. ' Misjonarz: ' zdziwi si %br&l. ' #&cecie powiedzie!, e nawraca: *o mojemu to paskudnik w przewracaniu znacznie lepszy. (&a ' przypomnia sobie ' i w zwracaniu, znaczy si pawi puszczaniu, jeli drogowskazom wierzy!. ' *awie s" przez gry-y c&doone ' poprawi go Byse3del. ' %a puszczane nietoperze. #o wam si pomylio... ' Jeyn) 6ie wyraaj si) 6ie c&c tego sowa pod moim dac&em sysze!) ' 6ie: ' zaskoczony oberysta spojrza w stron rozoonyc& przed kominkiem -uter. *etunka pokraniaa. ' Miaam na myli ' powiedziaa ' e go genetycznie obci"ono. Ajciec konkretnie, Domorzec ze 7tarogrodu. Kt$ry -aktycznie z pawic" *isklaka spodzi. *awie z m"droci nie syn", wic synalek uda si rednio, ale nie spos$b odm$wi! mu wyczucia misji. 6ie zdarzyo si, by na kr$lewskim trakcie postronne osoby atakowa. ' 6as napad ' nac&murzy si %br&l. ' = z torbami puci, zodziej dziobaty. Ku-er monet, &em, ko/... 1ak to wasz znajomek, pani *etunko, to si na koniec znajomoci nastawcie. 4o kln si, e noga moja si st"d nie ruszy, p$ki poczwary nie utuk i wasnoci nie odzyskam. ' % okna bdziesz strzela: ' zakpia .enda. ' A okolicy mylaem ' sapn". ' (le e to odludzie, baz" wypadow" c&yba t zacn" karczm uczyni. 6ie b$jcie si ' dmuc&n" dumnie w w"siska. ' 6ie z takimi si mierzyem. 6ie c&wal"c si, z tym oto Debrenem na smoka %iejacza c&adzalimy, najsawniejszego ze wsp$czesnyc&. Wdawa! si w szczeg$y nie mog, alem yw wr$ci, co samo za si m$wi. ' *rzyjec&alicie tu ' powiedziaa wolno *etunka ' by polowa! na gry-a: ' 6ie ' wyrczy rotmistrza Debren. ' Ksiniczek, cnotliwyc& czy nie, take nie szukamy. (ni czarownic. ' ( ona: ' gospodyni wskazaa .end. ' #&cesz mi wm$wi!, e normalne zwi"zki was "cz": 1ako mi jej twarz do normalnyc& nie pasuje. (ni plecy, do krwi smagane. ( tak, zauwayam. W moim -ac&u wszystko trzeba w mig zauwaa!, bo r$ni tu zjedaj". 6ieraz c&wil si ma na podjcie decyzji, czy c&lebem klienta wita!, czy kusz". ( e si i miowania dziwacznego naogl"daam, to i nie dam si zwie! tym, e j" caujesz w takie miejsca. 6ic z tego nie wynika. 4o jakby koc&a, to najpierw krwi" by si zaj", a potem ewentualnie caowaniem. Dziewka ubrania czystego potrzebuje, balii z gor"c" wod", a nie, by jej kto portki, i bez tego mokre, jeszcze lini. ' *ewnie nie uwierzycie ' umiec&n" si krzywo ' ale w pierwszym rzdzie c&ciaem was o a2ni prosi!. ' (kurat. ' (le *etunko... ' wtr"ci si Bysedel. ' Kiedy on naprawd a2ni si domaga. = eby pannie 4ranggo izb dobrze nagrza!, bo sabuje. 1a tam mu wierz. ' 0y wszystkim wierzysz. ' Mikko to zabrzmiao, c&o! w gosie miaa sporo goryczy. ' 0amtym te nieba got$w bye przyc&yli!. = co: Dziewuszk pac&nidami skropili, sznurek do nogi, drugi koniec do koka, a sami w krzaki, czatowa! z kuszami i wod" wicon", a *isklak przyleci. ' Kto tu z przynt" polowa: ' zapyta cic&o %br&l. ' ( bo to ci dziwota: ' rzucia opryskliwie. ' 0o! na smoki c&adzae) Wiesz, jak si to robi) ' Dciek ze spojrzeniem. ' +a, widz, e wiesz) 6o, piknie. 7taa przez c&wil, uspokajaa oddec&. Miaa czym oddyc&a!, wic %br&l nie wytrzyma dugo i zn$w przyklei do niej wzrok. ' 6ie jestem przynt", siostro ' .enda w ko/cu zlitowaa si nad towarzyszami. ' 0amta te do ko/ca nie wiedziaa, jaki los jej szykuj". ' *isklak si poakomi: ' zmarszczy brwi Debren. ' 6ie syszaem, by gry-y... ' = dobrze, e nie sysza ' warkna *etunka. ' 1emu do niewieciej cnoty akurat tak pilno, jak mnie. %reszt" to nie smok, usk" opancerzony, a zwyky kocur. Cakt5 duy, skrzydlaty, ale kocur. %a atwo go zabi!, by si w biay dzie/ na zbrojnyc& rzuca. 0yle e wasi kamraci o tym nie wiedzieli. *artacze zasrani. 1ak to si c&walili, jak pysznili... *iwa daj przedniego, gosposiu, i misiwa, a duo aby) 4omy was z wiekowej niewoli wyzwoli! przybyli) (matorzy c&olerni... Wiesz, co zrobili: ' posaa .endzie gniewne spojrzenie. ' 6apoili dziewic jakim paskudztwem. 6iby e lepiej wabi! bdzie. 7zepnam jej, by ukradkiem wylaa, ale gdzie tam... Mode to byo, naiwne... 6a oc&otnika posza. ( te sukinsyny, i owszem, -eromon$w do miodu smarkuli dolali, ale e do bitki za bardzo oc&oty nie mieli, to dorzucili trutki. 0akiej o op$2nionym dziaaniu. ' %erkna na kamienn" twarz maguna, wr$cia spojrzeniem ku .endzie. ' *isklak si oczywicie nie pokaza. %a dnia wyszli, w dzie/ wr$cili, a on w dzie/ jeno w ostatecznoci atakuje. Dziewczyna... *r$bowaam ratowa!. %ioa na przeczyszczenie, balsamy, co po kuracji Baclana zostay... 0ylem zyskaa, e si bidula do pierwszyc& kur$w mczya. ( najgupsze, e jej do ko/ca wmawiali, i to od tyc& bor$wek, co je w zasadzce jada. 4ali si, bydlaki, kl"twy umieraj"cej, wic cay czas kt$ry obok niej siedzia i na okr"go o owyc& bor$wkac& opowiada. %br&l przeegna si, krel"c dyskretnie znak koa. ' Wspomnielicie o wiekowej niewoli. ' Debren, nie kryj"c si, wyj" r$dk z poc&ewki przy pasie, razem z rk" co-n" za plecy. ' = o ojcu *isklaka. #zy to znaczy, e gry-y si od duszego czasu tak... zabawiaj": *etunka nie strzelia. +ul"jkule byy sawne ' wzgldnie niesawne ' z potnego rozrzutu, co poniek"d tumaczyo t nie-rasobliwo!. >ura, zastpuj"ca korytko stosowane w kuszac&, miaa duy kaliber, czyli miecia spory adunek sieka/c$w. Moe st"d wzia si bierno! kobiety. ( moe po prostu za dugo patrzya mu w oczy. ' 6aprawd nie wiesz: ' *okrci gow". ' *rzysig niesz na wity znak: F *rzytakn". ' #$, jeli -aktycz nie inkwizytor jeste, to pewnie nie dasz rady. ' Wes tc&na. ' ( co tam, niec& bdzie. 6ie wygl"dasz na gu piego. ( m"dry zauway, jaka to ze mnie czarownica. Jeyn, przynie najwikszy koo-iks, jaki w domu mamy. Bysedel odoy kusz, zrobi dwa kroki, zatrzyma si. ' %araz, *etunko... Mam ci sam" zostawi!: ' Jeynku, koc&any ' rzucia ze zniecierpliwieniem, pod kt$rym czuo si niezgbione pokady cierpliwoci ' r$b, co m$wi. Widzisz: ' uniosa &ulajkule. ' Dwie. 6a kadego po jednej. 7tarczy. Ani to wiedz" i... ' #&yba e mnie dorac&owa! ' dobieg z g$ry nie-rasobliwy gos. Wszyscy zgodnie poderwali gowy i przez c&wil wpatrywali si zaskoczeni w spogl"daj"cego ze sc&od$w +en3z. Wygl"da dziwnie, stoj"c z okciami wspartymi o porcz, wyra2nie zasuc&any od duszej c&wili, z paw" przewieszon" przez plecy i goymi kolanami, wystaj"cymi z nowomodnyc& kusyc& kaleson$w. 4roni nie mia. Moe dlatego *etunka nie zacza od wygarnicia sieka/cami w jego stron. Debren, kt$ry zacz" wyci"ga! r$dk zza plec$w, zastyg w bezruc&u. 6ie zawi$d si na gospodyni. ' 6a ciebie mam kusz ' stukna ko/cem rury w bro/ ma. ' 1est mocna, nic ci tarcza nie pomoe. ' 4rygantyny nie zdj"em ' poklepa si po opancerzonej piersi +enza. ' 0o kusza na gry-y ' nie dawaa za wygran". ' *rzebije i tarcz, i zbroj. 6ie nastraszysz mnie. 6i opancerzeniem, ni tym bardziej golizn". >ozumiem aluzj, ale plwam na to. ;ywej mnie nie we2miesz, a co z trupem zrobisz, to ju mao mnie... %br&l, kt$ry spod pieca nie mia dobrego widoku, skoczy nagle na rodek izby. *etunka drgna, lecz i tym razem nie pr$bowaa strzela!. *ewnie dlatego, e gniew rotmistrza ewidentnie skierowany by ku g$rze. ' +enza, ty psi c&wocie) 4ez portek:) (luzjami w pani" *etunk:) <ajno i ka, jakim prawem w og$le z oa wylaze:) ' *rawem natury ' wyjani spokojnie knec&t. ' Araz wyra2nym przykazaniem pani oberystki. *otrzeba mnie przycisna, a e tu jeno w wyg$dce wolno... ' 4ez portek po obery biegasz:) ( w brygantynie i z paw":) #&opie, ciebie c&yba w eb kontuzjowao, i to mocno, a nie w krgosup) ' 0o! em od pocz"tku m$wi, em cay ' wzruszy ramionami +enza. ' (le jak si uparlicie... >ozkaz to rozkaz, nie mnie sensowno! rozkaz$w podwaa!. 0om lea, jak ten kretyn, bez portek, bo w ou, a z paw", bo mi j" mistrz Debren zabroni od plec$w odejmowa!. ' ( zbroja:) ' %br&l by zbyt rozgniewany, by zaprz"ta! sobie gow logik". ' #isza) ' *etunka w ko/cu stracia cierpliwo!. ' 6ie o tym mowa. Mowa o tym, e nad trzema tak samo panuj, jak nad dwoma. % czego jasno wynika ' zwr$cia si do zdezorientowanego ma ' e moesz i! po koo-iks. Wiesz, ten, co to go nam kupcy z 8enzy w dow$d wdzicznoci... ' *rzeniosa spojrzenie, troc& nieadne, na De3brena. ' Astrzegam5 to nie byle jaka wito!. Awo koo, mianowicie, z wozu poc&odzi, kt$ry jako jeden z siedmiu dotar z pierwsz" koomyj" nad rzek 1ond. #o wicej, nie tylko w br$d j" przeby, w ramac& zdobywania przycz$ka, ale i przy obronie tego pociskami zosta z mac&in na kawaki roztrzaskany, czyli, m$wi"c inaczej, najc&waleb3niejsz" z moliwyc& mier! poni$s. Drzazgi cennymi relikwiami si stay, a nasze koo najcenniejsz", bo nie do!, e w witym nurcie obmyte, to od ostrzau dokadnie jedn" szpryc& z szeciu stracio. 0rudno c&yba o wit3sz" wito!. ' 0rudno ' przyzna Debren. ' ( dziw, e wam 8en3ze/czycy tak" relikwi oddali. ' ( bo *etunka *isklaka od nic& odegnaa ' poc&wali si Bysedel. ' 1u z kupcami kruc&o byo. 8ry- koniowi jednemu eb urwa, drugiemu nog, ludzie si spod woz$w sabo i bez wiary paaszami opdzali... Marnie by sko/3czyli, gdyby nie moja lubna. %apaa miot, skoczya... ' Wic jednak ' mrukna .enda. ' = po c$ si byo krygowa!, siostro: Debren te czarodziej, ja postpowa jestem, a %br&l apolityczny, jak to wojskowy. 6ikt z nas nic do wied2m nie ma. ' 6ie na miotle ' wyprowadzia j" z bdu *etunka ' jeno z miot". Moe to i subtelna r$nica, ale mnie ju dwakro! pali! c&cieli, wic wdziczna bym bya, gdybycie -akt$w nie przekrcali. ' 0roc& nierozs"dne ' zauway Debren. ' % miot" na gry-a: .ata si czy grzmoci, tak czy tak to nierozs"dne. ' Mac&rusie... ' %br&l wpatrywa si w zotowos" z min" ubogiego dewota, znienacka obdarzonego picio3szpryc&owym koem z pobojowiska nad 1ondem. ' 6a takow" besti... ze szczotk" w tyc& delikatnyc& r"czkac&... ' *siakrew ' zdenerwowa si obiekt jego zac&wyt$w. ' *$jdziesz wreszcie, Jeyn:) ( wy mnie tu nie zagadujcie) Mam podzieln" uwag, panie Debren ' posaa mu nieprzyjemny umiec&. ' 6ie mylcie, e nie widz, jak rk" koo rzyci manewrujecie. = nie m$wcie, e to owsiki dokuczaj". ( ty, .enda, przesu/ si. 4o jak ajdak n$ wyci"gnie, mog ci sieka/cami za&aczy!. Mam odtrutk, ale marnie mi wygl"dasz i mogyby si wda! komplikacje. ' =d2cie ' zwr$ci si do oberysty Debren. Wyj" do/ zza poladk$w, pokaza r$dk. ' 0o nie n$. ' 6ie jestem kretynka, Debren. Wiem przecie, e r$dka. ( dokadniej5 marna imitacja. 8dyby prawdziwa bya, a ty prawdziwy czarodziej, cakiem inaczej bymy... ' 7tereotypy, siostro ' westc&na .enda. ' 0e inaczej sobie magik$w wyobraaam. ( przy okazji, Debren5 po co si w zadek drapiesz: W obecnoci dam nie wypada, nawet kijaszkiem. Wstyd2 si) ' Dudkaj si ' mrukn". ' #zaruj, c&olera. Astrzegaem, e jak ci zaczn nosi!, rany mi si otworz". ' 0am: ' *odniosa si nieoczekiwanie, zapaa go za okie!, odwr$cia. ' *siakrew, cae portki masz... 0o ten nietoperz: ' zgada. ' #zemu nie gadasz, durniu:) 1ad m$g mie! na zbac&) (lbo insze wi/stwo) ' 1ad: ' zaniepokoi si %br&l. >uc& jego doni, kt$re spotkay si poniej plec$w, by a nadto wymowny. ' = ty, miku: ' *etunka nie potra-ia wybra! midzy nieu-noci" a rozbawieniem. ' #iebie te nietoperz w zadek c&apn": Dziwna ta walka musiaa by!. ' 9ci"gaj portki ' za"daa .enda, popyc&aj"c magu3na w stron stou. ' 1ak si tego zaraz nie oczyci... ' 0ak, tak F podc&wyci %br&l, sun"c nie za szybko, ale wyra2nie w stron szynkwasu. ' Kada c&wila droga. %ajmij si lubym, a ja... *ani *etunko: Mog na wasz" pomoc liczy!: Dwie tu tylko jestecie, wic... ' #&yba e mnie dorac&owa! ' przypomnia +enza. ' 6ie by jadowity. ' Debren, troc& wystraszony, wyrwa si dziewczynie. ' 7prawdziem. ' (le krew z ciebie cieknie ' upieraa si .enda. ' % ciebie te. ' *etunka pogrozia rotmistrzowi &ulaj3kul", pokazaa, by wraca. ' *odejd2 no tu, go"beczko. 6iec& ci si przyjrz. 1ako nie mam pewnoci, czy ci czym nie otumanili. Dziwnie si zac&owujesz. ' >anna jeste:) ' %br&l w ko/cu dopatrzy si tego, co Debren pr$bowa ukry!. ' <ajno i ka, smarkulo przem"drzaa) = nic nie m$wisz:) %a&aczy ci, cierwo: Debren, nie st$j jak koek) % ranami ywota nie ma art$w) .enda zakla bezgonie, z rezygnacj". *o czym opada na aw, wspara czoo o donie. 6ie pr$bowaa kry! twarzy, raczej unikaa spojrze/. ' 8ospodarzu ' Debren przywoa oberyst, wtaczaj" cego ogromne koo od wozu taborowego. ' Dajcie to tutaj. ' 6im *etunka zd"ya zareagowa!, pooy do/ na rdza wej obrczy. ' *rzysigam na 4oga i wszystko, co mi wi te, em pani *etunce -aszywego sowa nie rzek i nigdy nie rzekn, pod kar" wiekuistego potpienia, amen. ' Ad sun" koo wraz z Bysedelem i podszed do szynkwasu. ( teraz, mia pani, zajmij si .end". Mamy konia i srebr n" kulk, wic o zapat si nie obawiaj. 6a a2ni, troc& szarpi i troc& serca powinno wystarczy!. G Klepsydra wskazywaa dziewi"t", kiedy Debren zszed do stoowej i z westc&nieniem opad na aw. >otmistrz, nie pytaj"c, podsun" ku-el. Apr$cz ku-li na stole staa niedua baryka i dua miska z kasz", skwarkami i paroma ykami. Kasza wystyga. 6ajwyra2niej z a2ni" byo nie mniej zac&odu ni z krgosupem +enzy. ' *obledlicie ' zauway Jeyn. ' ( tak z nim 2le: Debren osuszy ku-el, mimoc&odem odnotowuj"c, e pi wo jest przednie, we&rle/skie. ' Dwa ebra pknite i siniec jak ta misa. 6o i musiaem go upi!. 6ie nadaje si na pacjenta. 7ondowanie na lu2nyc& miniac& przeprowadza! trzeba, a ten, jak si spi", mao oa nie rozwali. ' %erkn" na oberyst. ' 0e arc&aiczne je macie, kuse jak na dzisiejsz" populacj. ' #&doy! oe ' burkn" %br&l. ' A +enzie gadaj. % dou byo syc&a!, jaki zabieg ciki. 6ie kr!, jeno brutaln" prawd wal prosto w oczy. ' 4yo syc&a!: ' westc&n" czarodziej. ' Mylaem... ' <upno, a podskoczylim ' potwierdzi Bysedel. ' 0o prostowany grzbiet taki &uk czyni, czy moe usypianie: ' 8upi, Jeyn ' uprzedzi Debrena %br&l. ' 6arkoz motem si robi owinitym w sk$ry, d2wik jest cakiem inny. ( znowu jakby Debr en zwykego koka uy, to wsadziby najpierw kapalin na eb pacjenta i usyszaby jakby gong. +enza eb ma mocno zakuty sam w sobie, ale jak &em pod rk", po c$ ryzykowa!. ' Motem w gow: ' skrzywi si Debren. ' #zarem go upiem. ( $w d2wik... *rzykro mi, panie Bysedel, ale 2le moc skalkulowaem. Drewno mokre. Musiaem szybko czego do paleniska dorzuci!, no i... no, zydel poszed. ' Aj ' zmartwi si oberysta. ' %abytkowy. ' Adpracuj ' obieca Debren. ' +enza jak" niedziel poley. .endy te nie c&ciabym z oa wypuszcza! wczeniej ni... nie miej si gupawo, %br&l, tylko poczekaj, a sko/cz. % tego wynika, e troc& tu... ' ( kto by c&cia: ' zignorowa apel rotmistrz, nalewaj"c sobie kolejn" porcj. ' Dziewka jak ta rzepa, jeno zby wgryza! i soki liza!. ( jak jej wosy odrosn", to moe i urodziwa si zrobi. Wic si nie tumacz. 4o i atmos-era w tej obery jaka taka osobliwa. 0o pewnie za spraw" twej maonki, Jeyn. 1ej ciepo i urok, jej dowcip i... ' Wprawdzie to Debren, a nie zajty kasz" gospodarz, posa mu zdziwione spojrzenie, ale zmitygowa si. ' %naczy, c&ciaem rzec, e nazw tak dowcipn" pani *etunka obmylia, e i bez wasnej woli czek w romantyczno! popada. ' +: ' 6o, te cnotliwe ksiniczki... *rzyznasz, e brzmi pikantnie. ' *i... e jak: ' *ieprznie ' podpowiedzia Debren, nabieraj"c kaszy z mao ruszanego miejsca. ' (&a ' zrozumia Jeyn. ' #o prawda, to prawda. *opieprzyo nam to ycie, a i niejednemu tak przypieprzyo, e si nogami i deklem od trumny nakry. Drog" cen przyszo paci! za ten pukiel czarnyc& wos$w, wybranemu posany w... #o wam, panie magun: %br&l, nie zadaj"c gupic& pyta/, grzmotn" Debrena midzy opatki. Dopiero potem wyjani5 ' Kasza za sabo kraszona. 1ak tuszcz ziaren nie skleja, to tak si to moe sko/czy!. %akrztuszenie, a nawet zgon. %etkn"em si z teori", e to dlatego miertelno! por$d plebsu wysza jest ni2li wr$d zamonyc&. ' (no tak ' westc&n" oberysta. ' 7uc&a ta kasza, ubouc&na. #&udzina by z 7zaamajki. ' 0o 7zaamajka: ' %br&l przyjrza si nielicznym skwarkom. ' Koguta do kaszy dalicie: Asobliwa kuc&nia. 0woja teciowa sk"d bya: % Marimalu moe: #i koguty w wielkim powaaniu maj", to pewnie i z kasz"... ' 0eciowa bya tutejsza, cnotliwa... %naczy w H#notceI rodzona ' dorzuci oberysta, widz"c maluj"ce si na twarzy %br&la zdumienie. ' 4o tak og$lnie... no, wiadomo5 teciowa. 0o i warzya po naszemu. 0yle e tu, u nas, nie da si normalnego jadospisu utrzyma!. *rzez te obe3sra/ce, gry-y, czek nigdy nie wie, co do garnka woy. = cieszy si, jak w og$le co do woenia jest. = garnek jaki. ' 8arnek: ' Debren nadal kasa, doc&odz"c do siebie po zbyt c&udej kaszy, wic rotmistrz przej" ciar prowadzenia rozmowy. ' ( tak marnie interes idzie: ' (no marnie. (le z garnkami to, po prawdzie, troc& insza &istoria. .atacze je, widzicie, kradn" albo tuk". Wywiesisz na pocie, jak si w porz"dnym domu godzi, a tu przyleci paskudnik, szast3prast i kupa skorup jeno. ' 8ry-: ' wyc&rypia Debren. ' 8ry- czasem te. #&o! ten, jak si ju zjawi, to p$ potu od razu... (le g$wnie te jego pomocniki3nocniki. 6ietoperze znaczy. = ten papuga. ' Wasz gry- ma juryst: ' oburzy si %br&l. ' ( to skurwiel c&doony) Ad razu mi si nie podoba) ' ;artujecie, panie rotmistrzu... ' Bysedel zamruga powiekami. ' 1ake to tak: *otw$r: 1uryst: ' 6a Maym #zyraku... ' %br&l wyc&wyci ostrzegawcze spojrzenie Debrena i ugryz si w jzyk. ' 6o, mniejsza... %naczy, powiadasz, latacze wojn szarpan" przeciw wam prowadz". 6o c$, w lesie yj", to i nie dziwota. (le e si gry- nie sroma na durne garnki nastawa!... 6o i miot" odgania!... Dobrze *etunka m$wia5 za m"dry nie jest. ' 4o z pawicy rodzony ' przypomnia Jeyn. ' (le wzgldem mioty i garnk$w, to nie tak. An, widzicie, mojej *etunki nie rusza. ' = c&wali! 4oga ' powiedzia szybko %br&l, odpukuj"c ukradkiem w st$. ' #&o!, po prawdzie, to dopiero ewidentny przejaw durnoci. 0ak" niewiast ignorowa!) Dziw, e si jeop o jakie drzewo nie zabi. ' Wzgldem tyc& czarnyc& wos$w... ' zacz" niepewnie Debren. 6ie zwr$cili na niego uwagi. ' 1eszcze si taki nie urodzi, kt$ren by moj" *etunk wzi" i zignorowa) ' oburzy si oberysta. ' 0o zoto, nie baba) ' %br&l oc&oczo przytakn". Jeyn uspokoi si, nabra kaszy. ' 7k w tym, e H#notkaI po k"dzieli z pokolenia na pokolenie przec&odzi. 6iewiasty, znaczy, dziedzicz". 0o i niewiastom atwiej tu mierci naturalnej doy! ni2li c&opom. 0ecia, przykadowo, stary gry-, Domorzec ze 7tarogrodu, ojciec *isklaka, rozpru od brody po przyrodzenie, jak z -ury wysiada, co go tu ze lubu przywioza. Dlatego krzywd nieboszczce teciowej nie wypominam5 mao kt$ra biaogowa nie zgorzknieje, jak w dzie/ wesela wdow" zostanie. = dziewic" w dodatku. ' ?ee... czekaj, Jeyn, bom si ciut pogubi... ' ( c$ tu skomplikowanego: 0o! jak kogo gry- pazurem od garda po krocze rozpata, to mu trudno o once myle!, c&o!by modziutkiej i jeszcze nie skon... no... skon-udowanej. ' 7konsumowanej ' poprawi odruc&owo Debren. ' *anie Jeyn, to, co o wosac& m$wilicie... ' (&a. ' %br&l zn$w by na bie"co. ' %naczy5 do po3kadzin nie doszo. 6o c$, smutne, ale kada tarcza ma dwie strony. 6a tak" wd$wk prdzej si c&tny znajdzie. %waszcza, daruj, Jeyn, por$d plebejuszy. *o zamkac& to si na takie przes"dy za bardzo nie zwraca uwagi, ale wocia/stwo, jak we wczesnowieczu, cnot sobie wysoce ceni. %gaduj, e nieboszczka szybko pocieszyciela znalaza. %naczy5 ma drugiego. ' 6o... ' Bysedel obejrza si przez rami, na drzwi. ' 0ylko nie m$wcie *etunce, em wam m$wi. Dumna jest. ' 0o nie m$w ' wykorzysta okazj Debren. ' Wr$!my moe do czarnyc&... ' 0eciowa ju za m" nie wysza ' oznajmi Bysedel kon-idencjonalnym p$gosem. ' #o mnie nie dziwi, bo kawa sekutnicy i c&olery z niej by. ( i urody mdej jakby. ' (&a. Wic te... ' %br&l urwa. *rzez c&wil wpatrywa si w gospodarza lekko tpawym spojrzeniem. Kt$re stopniowo dorabiao si gniewnego poblasku. Debren przezornie odstawi kubek. ' %araz, Jeyn... #zy ty aby nie powiedzia wanie...: %dajesz sobie spraw, e nazwa mo... to znaczy swoj" niewiast bardzo nieadnie: ' ;e bkarcica niby: ' westc&n" Bysedel. ' ( pewnie, e zdaj. 7ama tak o sobie w c&wilac& goryczy mawia. ' 6ajporz"dniejszym si zdarza ' pocieszy obu Debren. ' %amknijmy $w przykry temat i pom$wmy... ' ( mnie si widzi ' zignorowa go %br&l ' e *etunka nie jest aden bkart, jeno dzieci lubne inaczej. ' +: ' Bysedelowi pojcie to byo najwyra2niej obce. ' 6o wiesz5 zrodzone z maonk$w prawowityc&, tyle e nie cakiem w czasie dla reszty noworodk$w typowym. *rzykadowo, ociupin wczeniej. Miesi"c po nocy polubnej, dajmy na to. ' (lbo szesnacie miesicy ' uzupeni Debren. ' *o zejciu ma, ma si rozumie!. 1eden znajomy jurysta wykada mi, nud eglugi umilaj"c, i w krajac& bardziej rozwinityc& w wietle prawa nijaki wniosek nie wypywa z -aktu, e ona dziecko powije, kiedy z ma golutki szkielet osta. % drugim gorzej, ale pierwszy pogrobowiec moe by! legalnie mocno w matczynym ywocie przenoszony. >ekord siedem lat wynosi i siedem miesicy. 7poro, ale zbieg owyc& cy-r da Benderkowi argumenty nie do odparcia. At$ dwie si$demki szczcie potomkowi zapewniaj", i to z myl" o yczliwoci losu rodzice mogli tak male/stwo podzi!, by si nie spieszyo z rodzeniem. ' (... a&a) ' Aberysta zrozumia. ' %naczy, grzeszenie legalne jest, tyle e jeden raz: ' = z dobrym juryst". Bysedel westc&n". 7ign" po ku-el, podstawi pod kurek baryki, po czym co-n" pospiesznie. ' #o, *etunka pi! nie daje: ' domyli si %br&l. ' 6ie ma on doskonayc&. ( skoro ju o opp 8remka za&aczylimy, papug c&doonego, to ci podpowiem, Jeyn, e jakby c&cia rozw$d uzyska!, masz wymienity argument. Ane Benderk karczmarza reprezentowa, co on star" c&cia na m$dk zamieni!. 6o to wpisali w pozew, e mu pi! broni. ( wiadomo5 szynkarz abstynent zagraa bezpiecze/stwu klienta. 4o jak, przykadowo, beczki pomyli i ugu w ku-el naleje: (lbo, za$my, gorzaki: 0o klient, z lekka ju podc&mielony, r$nicy moe nie dostrzec, kwart z rozpdu tego niby3piwa w gardo wleje i si got$w przekrci!. 6o i karczmarz, wystaw sobie, spraw wygra. 1eszcze na tym zarobi, bo mu obroty podskoczyy. 7c&odzili si inni mowie, o rad pytali... 6ic ci nie sugeruj, ale jak szukasz sposobu na oywienie interesu... ' %br&l artuje ' zapewni na wszelki wypadek De3bren. 6iepotrzebnie5 wygl"dao na to, e gospodarz pozostaje lepy na coraz bardziej ewidentne sygnay. ' *etunka piwo jako takie pi! zezwala ' zerkn" smtnie na baryk. ' 0yle e wasnego warzenia albo kupne. ' ( jakie inne bywaj": ' zdziwi si %br&l. *o czym zapyta, z lekka zaniepokojony5 ' Wyczarowane: #&cesz rzec, e ona jednak... na tej miotle... czasami...: ' 6ie ' westc&n" Bysedel. ' Dobrze by byo. *amitabym, jak piwo smakuje. ( tak to... 6ie sta! nas na kupne, a wasnego nie ma z czego robi!. Adk"d *isklak ostatniego wikszego zwierza nam ubi, motyk" poletko kopi, a wiadomo5 z motykowego rolnictwa piwa nie bdzie. Dobrze, jeli godem nie przymieramy. ' (&a. ' %br&l napeni ku-el. ' #zyli to tutaj jeno dla goci: #&wali ci si, e tak o rodzin dbasz. (le jak ju $w antaek kupiem, moe si z nami napijesz: ' Kupie: ' Debren oceni rozmiary beczuki. ' 6a borg wzi"em. *od zabezpieczenie zota z tego ku-ra, co to mi go gry- ukrad. ' %gaduj, e nie z pani" *etunk" zawierae umow. ' ?ee... (kurat wysza. Do a2ni, z .end". 0o! nie mogem przeszkadza! ' %br&l urwa, zmarszczy czoo. ' ( wiesz, c&yba masz racj. 8rzeczno! wymaga, by i gospodyni zapyta!. ' %acz" wstawa!. ' 7kocz, w okienko zapukam. Macie okienko w a2ni, mam nadziej: (lbo c&o! szpar wiksz", przez kt$r" by mona...: ' 7iadaj ' rzuci c&odno Debren. W gosie mia co, co skonio rotmistrza do szybkiego powrotu na aw. ' Akien nie ma ' powiedzia Jeyn. ' % otwor$w nasza a2nia ma jedno desk wyaman"... zaraz, niec& porac&uj... bdzie dwiecie i dwa lata temu. ' Dwiecie dwa lata a2nia stoi: Dziurawa: ' %br&l zacz" si podnosi!. ' 0o si pewnie dziura powikszya i... no, bezpiecze/stwu zagraa. *rzejd si jednak. 8dyby, nie daj 4oe, co si zn$w wali! miao, przyda si w pobliu silne mskie rami, kt$re by *etunk mogo... ' 7ied2 ' warkn" magun. %br&l, niemile zdziwiony, usiad i posa za st$ pytaj"ce spojrzenie. Debren dorzuci agodniej5 ' 6ie godzi si rotmistrzowi powanemu koo dziur krci!, co to je g$wniarze w wiadomym celu porobili. %br&l pokry zmieszanie -aszywym umiec&em. ' ( ty, Jeyn ' zwr$ci si czarodziej do oberysty ' m$gby dziur zaata!. Dwiecie dwa lata to sporo@ nie m$w, e jako nie byo kiedy. ' 6ie atalim, znaczy ja i ci przede mn", bo pami"tkowa i moe jeszcze kiedy H#notceI doc&odu przysporzy. ' Wol nie pyta!, w jaki spos$b. Dprzedz tylko, e jeli od .endy zaczniesz t" metod" zarabia!, to ci moe c&olernie mocna lekcja dobryc& manier spotka!. ' 6o co te wy, panie Debren) 1a nie o tym... Awszem, mylaem, by drobn" opat pobiera! za gapienie si, ale na dziur, nie za przez ni". 4o ta dziura duo ciekawsza od owyc&, kt$re... 0o znaczy5 pami"tk stanowi. *o bo&aterze narodowym, patriocie i wielkim czowieku. Kt$ren wasn" rk" desk wyama. ' 6ic ju lepiej nie m$w ' mrukn" %br&l. ' = tak si po tamtej stronie g$r namiewaj" z Mor,ac$w, e patriotyzm si u nic& w piciu piwa i arciu knedli przejawia. 1ak si jeszcze wie! rozejdzie, e za bo&ater$w mamy takic&, co si na podgl"danie bab k"pi"cyc& wa", to cakiem... ' (le ja o kr$lewiczu *retokarze m$wi) #&yba nie powiecie, e patriot" nie by) ( niby kto 7moyeed spustoszy: Kto .eloni najec&a, trzydzieci sze! grod$w pal"c i wsi bez liku: Kto si z cesarzem a do 4ootalyi wyprawi i upy na tysi"cu -ur przywi$z: ' %araz... #&cesz rzec, e to wielki *retokar ow" desk...: 0en sam, kt$rego z racji nadmiernej wstrzemi2liwoci wasna maonka Mnic&em zwaa: ' 0ene. 0yle e kawalerem bd"c. % grubsza, znaczy. ' % grubsza: % grubsza to mona by! dziewic", znane s" takowe przypadki. (le kawalerem: Wiesz co, Jeyn: #&yba ju wiem, czemu ci ona piwa odmawia. 4o i na trze2wo banialuki pleciesz. ' 1a: 4anialuki: 0o! klarownie na wszystkie pytania odpowiadam) #o c&cecie wiedzie!: 6o, suc&am: ' #o miao znaczy! to o posyaniu czarnyc& wos$w ' uprzedzi rotmistrza Debren. ' *owiedziae, e niejeden przypaci mierci"... ' ( co to ma wsp$lnego ze sawnym *retokarem: ' oburzy si %br&l. ' %aiste, jak tak bdziemy po tematac& skaka!, to nic m"drego nam Jeyn nie zd"y powiedzie!. ' 6o jake5 co ma: ' zdziwi si Jeyn. ' 0o! wanie jemu ksiniczka $w pukiel wos$w posaa. 6ie sam, oczywicie. 4elniczanie goodupcy s", ale to ostatecznie ksiniczka bya. ( e c&ciaa sprytnym -ortelem serce kr$lewicza pozyska!, to mu owe kudy wepc&na... nie zgadniecie do czego. ' W poduszk: ' wymamrota troc& rozkojarzony Debren. Abrzucili go zdumionymi spojrzeniami. ' W poduszk: ' powt$rzy z niedowierzaniem Bysedel. ' #o wam do gowy strzelio: Kto normalny wosy w poduszk kadzie i potencjalnemu mowi le: K 6ikt. Adwr$cili si ca" tr$jk". = ca" tr$jk" znieruc&omieli. *rzy drzwiac& na podw$rze stay dwie *etu&ki. Abie zotowose, c&o! ta z lewej bardziej. Abie wysokie, postawne, c&o! ta z lewej wysza. Abie w bkitnyc& sukniac&, w obu przypadkac& na tyle kusyc&, e ukazyway zgrabne ydki i zaczerwienione, bose stopy, na kt$ryc& szybko topniay drobiny niegu. Abie niebieskookie, o ciut za dugic&, prostyc& nosac& i ciut wysunityc& dolnyc& wargac&, kt$re zdaway si prowokowa! do caowania. Abie na sw$j spos$b liczne, jeli kto gustowa w niewiastac&, kt$re nie cielcym urokiem podbijaj" mskie serca. Abie wreszcie zarumienione, jak przystao na kogo, kto wraca z a2ni. ' .e... enda: ' Debrenowi zasc&o w gardle. ' 0o peruka ' poderwaa do/, przejec&aa palcami po lej"cym si zocie. %a szybko. 6atyc&miast odczyta motywy. 1estem brzydka, m$wia, nie patrz tak, przesta/, nim zaczniesz, bo potem przyjdzie zaw$d, rozczarowanie i pokaleczysz mnie, zranisz... *rzesta wic. ' ( jak si komu nie widzi ' rzucia ostrzejszym tonem wacicielka mniej zotyc&, za to wasnyc& wos$w ' to niec& si &amuje zimnymi k"pielami, a nie... ' 7iostro... ' szepna .enda. ' *rosz. *rzez c&wil zn$w byo cic&o. %br&l i Bysedel nie wzili przykadu z Debrena i w niemym zac&wycie sycili oczy cudnym zjawiskiem. Dokadniej5 jego praw", nisz" i mniej zarumienion" stron". ' = czego si tak gapicie: ' o-ukna ic& w ko/cu prawa strona. ' .epiej miejsce przy stole zr$bcie. 6apiabym si... %araz, zaraz... zaraza) Jeyn:) #o to za baryka:) ' *ana %br&la ' powiedzia szybko lekko poblady oberysta. ' ( ja ani kropli, przysigam) Kasz aby... *etunka postaa c&wil, marszcz"c brwi, po czym rozc&murzya twarz i askawie skina gow". ' (&a. Wic b"d2 tak dobry, skocz do piwniczki i przy nie mi co zimnego. (&a, i cimy przynie, co: 8ospodarza wymioto z izby. %br&l poderwa si oc&oczo, poprzesuwa aw" w t i z powrotem, niczym rycerz krzesem przed dam". 4ez sensu, bo *etunka i tak musiaa przekada! nogi g$r". ' 6ie patrzcie tak ' umiec&na si pod nosem, ale nie bardzo si staraa, by jak najszybciej pokona! przeszkod i skry! nogi pod stoem. ' 4o si p"sem oblej. ' 4y... by! nie moe ' wymamrota. ' 0akiej cery ju w niczym poprawi!... >$ ecie do k"pieli uyway: ' Witek brzozowyc&, wody, kamieni i myda. 7zarego. ' Debren wyczu, e z lekkim alem posuya si konkretnym, odrobin kpi"cym tonem, maj"cym sprowadzi! mczyzn na ziemi. ' 1ak to w a2ni. .endzie by lepiej pom$g, miku. 6ogi ma paskudnie pokiereszowane. ' .enda: ' Debren by ju w poowie drogi do drzwi i stoj"cej przy nic& dziewczyny. ' M$wiem5 zanios ci. ' Moe nie skacz ' wstrzymaa go gestem, ruszaj"c cakiem sprawnym krokiem ' ale c&odzi! mog. 1uzem ci m$wia5 rany na mnie zawsze jak na psie... ' *raktyka czyni cuda ' rzucia *etunka, patrz"c niezbyt przyja2nie na Debrena. ' .enda mi rzecz objaniaa, wic przyjmuj, e to nie twoja robota, ale... M$gby si pospieszy!. Wiesz, o czym m$wi. Debren wiedzia. % grubsza. Widzia te, dlaczego twarz .endy ponie takim rumie/cem. Dsiedli na jednej awie, c&o! nie za blisko. %br&l te nie przysuwa si zanadto do gospodyni, co z jego punktu widzenia miao t zalet, i pozwalao zerka! w d$, na bose stopy *etunki. Debren byskawicznie go wyczu5 sam te spogl"da pod st$ przy kadej okazji. 0yle e nie ober3 ystk" si interesowa. ' 6alej uczennicy, Debren. ( ty, .enda, bierz yk i jedz. *anie %br&l, co wam pod st$ spado: #zy widok golizny psuje wam apetyt: 1eli tak, darujcie. 4utom w a2ni para szkodzi, tomy boso poszy. ' #&yba ecie rozum postradali, pani) ' %arczam ci, e nie. Mog poda! wicej powod$w. >az, e na obuwiu si oszczdza. Dwa, e pozostawione przed a2ni" buty moe kt$ry z pac&ok$w *isklaka ukra!. 0rzy, e ciszej st"paj"c, atwiej czek usyszy, i si niebezpiecze/stwo zblia. Moj" bratow", wie! *anie nad jej dusz", wanie przez to gry- porwa i potem o skay roztrzaska, e w drewniakac& do a2ni sza. ' ?ee... no tak. *o takowyc& przejciac&... 6ie dziwota, e jak ten duc& st"pacie. *o czci pewnie z zasugi stopek tak zmyso... zmylnie, znaczy, u-ormowanyc&. ( mio patrze!, jak to natura potra-i. Darujcie, e raz i drugi zerkn"em, ale jak takie cudo onierzowi w oko wpadnie... 4o ' wyjani z powag" ' z czysto onierskiej perspektywy im si przygl"dam. W porz"dnej rocie sc&emat organizacyjny przewiduje i zwiad. 0edy pr$buj zapamita!, jakic& to n$ek mam wypatrywa!, by cic&szego zwiadowc znale2!. ' 7uc&aa z cieniem yczliwego umiec&u, wobec czego zaproponowa5 ' Wyczuwam w was patriot3k, wic moe... dla podwyszenia obronnoci ojczyzny, znaczy... Moglibycie n$ki tu, na awie...: ' Miku ' mrukna ni to mikkim, ni szorstkim gosem, w kt$rym kady m$g znale2! co dla siebie ' jedz lepiej. 1edli. Miska bya spora, a i tak niekt$re yki zderzay si ze sob", umykay na boki, by dwie porcje p$2niej zn$w tra-i! w to samo miejsce. 8dy wr$ci Bysedel, w naczyniu jakby przybyo miejsca. 1u tylko yka Debrena podsuwaa rzadko rozsiane drobiny misa yce .endy. ' *rosz cimy. 0u piwo dla ciebie, mia. 4elnicki cien3kusz z kontrabandy. ( tu cimy dla panienki .endy. 1ako siostry mi si tam, przy drzwiac&, widziaycie, tom pomyla, e stare buciki *etunki jak raz si przydadz". %a due kupiem na jarmarku. 7omy tyle wc&odzio, e par razy jeno je woya, jakemy si na jarmark wypucili. Kiedy zim" szkapina nam zasaba, stana, i! nie c&ce. Dookoa jeno mec&, badyle, pewna kolka dla konia, zaparcie albo i co gorszego. 0o *etunka z sioda, buty z n$g, soma z but$w i, wystawcie sobie, tak si c&abeta naar3a, e galopem... 0ak e, mona rzec, ycie nam ciemki ocaliy. 4o si ju dookoa wilcy zwoywali. ' %aiste ' przyzna %br&l. ' #z$na, nie cimy. 0rze2wy to ty nie bye, Jeyn, gdy kupowa. 6o, ale to i lepiej. 6asza koza... ' W nogi nie marznie ' rzucia przez zby .enda. %n$w p"sowa bardziej, ni wynikao z pobytu w a2ni. = pami"tek nikogo nie pozbawia. Bysedel wzruszy ramionami, usiad obok ony. ' ( wanie ' przypomnia sobie, sigaj"c po yk. A pami"tkac& m$wilimy. Dziurze panny H.I mianowicie. Debren raz jeszcze udowodni, e nie powinien jada! mao tustej kaszy. 0ym razem obyo si bez walenia w plecy. .enda, siedz"ca najbliej, te miaa problemy z kasz". 6ie moga mianowicie ud2wign"! tej na yce. ' #o... cocie rzekli: ' zapytaa cic&o. 6ie zabrzmiao to agodnie. 6a szczcie Bysedel, jak to poczciwiec, niczego nie zauway. ' 6o, o tej w a2ni. #omy o niej z mistrzem Debre3nem w kontekcie podgl"dania gawdzili. ' Debren: ' posaa mu spojrzenie nawet nie tyle ze, co aosne, pene niedowierzania. F = ty...: *r$bowa zaprzecza!, ale kasza w tc&awicy nie pozwalaa. Mac&a wic tylko doni", krztusi si i pr$bowa przypomnie! sobie jakie sensowne zaklcie. 6a kasz albo, jak si nie da, na spopielanie wzrokiem kretyn$w. ' Jeyn nie o tobie myla. ' *etunka bez zapau odoya yk. ' %au-aa mi, wic winna ci jestem wyjanienie. Wam wszystkim zreszt". %a przyjcie nadto szorstkie. ' Dac& ci popsuem ' powiedzia ze skruc&" %br&l. ' 6ic dziwnego, e si ciut rozsierdzia. ' Wanie od dac&u si zaczo. ( konkretnie niegu. 6ie jestecie st"d, to nie moecie wiedzie!, ale o tej porze takie opady prawie na pewno jedno znacz"5 e te psie sy3ny szykuj" co podego. ' *sie syny: %naczy... gry-owi: *isklak i nietoperze: ' 6ie, miku. A 4elniczanac& m$wi. Debren zerkn" ostronie na .end. 7twierdzi z ulg", e jej twarz nie wyraa adnyc& emocji. ' #o ma nieg do 4elniczan: ' 0rzy razy si za mego ycia takie opady zdarzyy w ko/cu grudnia. Wiatrem nie poprzedzone, nie do przewidzenia wczeniej. >az kordoniarze belnickiego ksicia czarownic tropili, co dziecko do terminu skrada. >az 8wadryk *alisada, pan na 4elnicy, najazd urz"dzi. A co c&odzio przy trzeciej nieycy, nie wiem. (le o co wanego na pewno. *o tamtej stronie g$r wielki ruc& panowa, szukali kogo. Kr$tko m$wi"c5 ilekro! za mocno pada, gdy nie powinno, lepiej na wsc&$d patrze! i bro/ mocno trzyma!. 4o zwykle, nawet jak samo wojsko granicy nie przekroczy, to lu2ne kupy ju tak. *al", morduj", gwac"... 6ic dobrego taki nieg nie niesie. ' Moe to przypadek ' mrukn" Debren. ' Dwa potwierdzone zwi"zki przyczynowo3skutkowe nietypowyc& opad$w z ruc&ami wojsk na lat... no... ' 6ie mcz si ' posaa mu umiec&. ' #zterdzieci trzy ju mam. Wic niby racja. 1edna korelacja na dwudziestolecie z &akiem. 0yle e wczeniej podobnie bywao, a rzadko! zdarze/ tego jeno dowodzi, i z byle powodu po tak potne rodki nie sigaj". 0rzeba drogic& czar$w, by na setkac& mil kwadratowyc& nieyc wywoa!. Myl, e tylko na ksi"cy rozkaz tak... ' 0o mnie wzia za belnickiego zb$ja: ' rozczuli si %br&l. ' 4iedactwo ty mo... znaczy... strasznie mi przykro. (le eby mnie z tymi ajdakami pomyli!... 0o pewnie z tego ycia w ci"gej grozie. Jeyn wspomnia, e ci gry- ojca ubi. 0y m$wisz5 bratow". %wierzta wybija, garnki... =stny dopust boy. ;e te nikt nie zrobi porz"dku z plugawym rodem. 0o ju, powiadasz, czterdzieci lat i... 6ie zmylasz aby: ' umiec&n" si niepewnie. ' Wzgldem wieku, znaczy: 1ak siostry z .end" wygl"dacie. ' Dziki, %br&l ' rzucia .enda lekko gorzkim, ale wolnym od gniewu tonem. ' Dziki, miku ' zarumienia si *etunka. ' #&o! moe nie pij wicej. Matk" mogabym jej by!. ' ?ee, przesadzasz. ' >otmistrz oderwa na moment troc& nieprzytomne spojrzenie od oberystki. ' =le ty masz wiosen, kozo: ' 7to trzydzieci ' mrukna, umiec&aj"c si krzywo. ' 0rzydzieci: ' 6ie dosysza. ' 6o, widzicie: M$wiem. *etunka musiaaby mie! trzynacie, na wiat dziecko, znaczy si koz, wydaj"c. 4zdura oczywista. ' #zemu: ' sprzeciwi si Bysedel. ' *anna H.I tyle wanie miaa, jak si pucia. = to nie pierwszy raz. Debren zerkn" z niepokojem na .end. 7usznie. Aczy miaa w"skie, kocie. ' *anie Jeyn ' powiedziaa cic&o ' jeli to jakie durne arciki, kt$ryc& nie pojmuj, lepiej dla was bdzie... ' 7pokojnie. ' *etunka wyczua, e znalaza si blisko wdowie/stwa. ' Jeyn, rcz ci, to ostatnia osoba zdolna z kogo kpi!. ' Dmiec&na si niezbyt radonie. ' *o prostu zabroniam mu wymienia! to przeklte imi. Aczywicie nie ciebie ma na myli. Musiaaby mie! nie sto trzydzieci, a dwiecie pitnacie lat. 4o ksiniczka .e3doszka, sra pies na jej mogi, urz"dzia nas tak, jak widzisz, w roku mac&rusowym LMNO. .at trzynacie maj"c. ' .edoszka: ' .enda zamrugaa pozbawionymi rzs powiekami. ' Ksiniczka: ' 4elnicka, ma si rozumie!. Wszystkie one syny z puszczalskiej natury. Matka aktualnie panuj"cego 8wa3dryka, przykadowo, powia ajdaka maj"c jedenacie lat z kawakiem. #zym baby w tym parszywym rodzie myl", nie bd przy stole m$wi!. ' 6ie lubisz ic& c&yba, siostro ' powiedziaa powoli .enda. ' %a obyczaje czy moe...: ' %a jedno i drugie. ' W bkitnyc& oczac& *etunki zalniy okruc&y lodu. % gatunku tego, co to rozpruwa kaduby statk$w na wodac& Wolkanii. ' %a to, e ajdak$w rodz", kt$rzy nasz kraj napadaj", morduj", gwac", i za to, e si puszczaj" bez opamitania, nie bacz"c na skutki. %a siedem pokole/ moic& matek i babek, kt$re dwa stulecia swoje koo na grzbiecie d2wigay. Duo cisze od tego ' wskazaa oparty o szynkwas koo-iks znad 1ondu. ' %a to, e przez te siedem pokole/ ledwie trzy niewiasty z naszego rodu ma znalazy, a z tyc& trzec& jedna jedyna pierworodne dziecko powia zgodnie z boskim nakazem, czyli z ld2wi lubnego poczte. #o zalnio w jej oczac&, zadrao, by szybko znikn"! pod dugimi rzsami. *rzez c&wil patrzya na st$. ' 0y, jak rozumiem, $sme pokolenie stanowisz: ' za niepokoi si %br&l. %ignorowaa go, sigaj"c po ku-el belnickiego. 6ie odway si ponowi! pytania. *owstrzyma go Jeyn, krc"cy gow" i demonstruj"cy wszem i wobec donie z rozprostowan" si$demk" palc$w. %br&l, lekko oszoomiony, wzi" przykad z *etunki i c&wyci ku-el. ' Wybaczcie. ' Dmiec& zotowosej wyda si Debre3nowi r$wnie blady, jak resztki piany na jej ustac&. ' >zadko wracam mylami do tyc& tragicznyc& wydarze/, wic ciut... 6a czym stanlimy: ' 6a tym ' zacza .enda, patrz"c gdzie w bok ' e i w twoim rodzie z prokreacj"... ' ...byy problemy ' wszed jej w sowo Debren. *$ki co, m$wi"cy moe nawet to samo, ale tonem zupenie nie takim samym. *ostara si, by zabrzmiao to mikko. % powodzeniem c&yba5 *etunka posaa mu spojrzenie niemal ciepe, za %br&l i Bysedel podejrzliwe. ' Dzasadnione i w niczym przez babki pani *etunki niezawinione. ' #iekawo!, sk"d tyle wiesz na ten... ' .enda) ' rzuci ostro. Dmilka. ' *ani *etunko, prosz kontynuowa!. .enda... no, wam c&yba nie musz tumaczy!, czemu ma w tyc& dniac& podlejszy &umor. ' 6ie musisz. ( przy okazji5 w takic& dniac& powiniene da! uczennicy wicej czasu i wicej... rodk$w. Milcz, Jeyn ' uciszya ma, pr$buj"cego dowiedzie! si, o czym mowa. ' Ko/cz"c przeprosiny5 z tyc& siedmiu pokole/, a niewiast w sumie trzynastu, bo o tyc& z krwi *etuneli Wykltej m$wi, r$ne bratowe, szwagierki czy teciowe pomijaj"c, wikszo! mierci" tragiczn" zgina. Awdowiay za, bez wyj"tku, wszystkie. A ile raczycie, do ciebie g$wnie m$wi, .enda, uzna! za owdowienie utrat c&opa, z kt$rym si dzieli oe. 6iekt$re partner$w yciowyc& traciy z przyczyn jeno porednio z gry-ami zwi"zanyc&, ale wikszo! 7tarogrodczyk i jego lataj"ca kompania umiercili. 4abki zreszt" te. >$nica do tego si sprowadzaa, e jako babki wanie, znaczy, gdy niewiasta z naszego rodu spadkobierczyni si doc&owaa i stara ju bya, Domorzec regu niepisan" wprowadzi, i gospodyni ginie, gdy zostaje babk". ' #&cia mie! pewno!, e si r$d nie urwie ' zgad Debren. ' 6iegupie. (le ciut ryzykowne. Dzieci, jak wiadomo, czsto mr" przed pierwszymi urodzinami. 6a miejscu gry-a poczekabym na dw$jk, tr$jk... ' A czym ty prawisz: ' %br&l przyjrza mu si podejrzliwie. ' #o ma gry- do miertelnoci niemowl"t: ' Debren ' wyjania *etunka ' jako czarodziej w mig si domyli, o co c&odzi. ;emy kl"tw" potn" oboone. My, potomkinie *etuneli, i nasza obera. ' Dmiec&na si sabo do %br&la. ' 0edy wybacz, miku, em ci gnicia jajec yczya. 8dy nieg zacz" wali!, pewna byam, e to na mnie pora przysza. = jak &ukno amanym dac&em... 6o i bluznam bez zastanowienia. Wybacz. ' ?ee ' mac&n" rk". ' 1akby wojakowi od byle sowa grubszego miaa si krzywda dzia!, to nie tylko pierwszej bitwy, ale i unitarki by nie przey. 0ak ' pokiwa gow". ' Dnitarki zwaszcza. %marszczya brwi. Debren dopiero teraz zauway, e ma je dziwnie ciemne jak na blondynk. Dsta te miaa bardziej czerwone, ni mona by oczekiwa!. *omyla, e w a2ni, jeli dobrze poszuka!, znalazoby si co wicej ni witki brzozowe, woda, kamienie i mydo. ' 6ie bagatelizuj tego. 0u, u nas, kl"twy potn" moc miewaj", wic moe i taka, przypadkowa... ale do rzeczy. At$ tak si zoyo, e kr$l Mor,acu w roku LMNO zmar przedwczenie i... ' 1ak dla kogo ' wymruczaa .enda. ' ...i tragicznie. Dwie sieroty zostawiaj"c... ' 6a marimalsk" -rance z powikaniami ' ci"gna .enda, -akt, e p$gosem. ' Dwie sieroty, powiadam... ' 4yczki po siedemnacie wiosen, jako tury. ' ...nagoci" ojcowego zgonu zaskoczone. ' 4a) Kt$ m$g przypuszcza!, e stary cap wanie w zamtuzie zacznie gwaci!, maj"c do dyspozycji ca" 4el3nic szturmem wzit", palon" i pl"drowan". ' .enda) ' rzuci bagalnie Debren. *etunka odwdziczya mu si ciepym spojrzeniem. ' Dramat od tego si zacz" ' ci"gna ' e kr$lewicze bli2niakami byli. *ierworodnymi w dodatku. ' Kt$ry zawdy bardziej bywa ' zauway przytomnie rotmistrz. ' 7yszaem, e si w wielkic& rodac& takie sprawy prosto zaatwia5 wi""c kokard na okciu tego, co pierwszy matuli spomidzy n$g wyskoczy. 0en dziedziczy, jako sprytniejszy i bardziej przebojowy. Kr$l powinien metod okciow" zna!. *anuj"cy czsto si &ormonami wspomagaj" w polityce dynastycznej, to i co rusz im si ci"e mnogie przytra-iaj". ;onom, znaczy. ' Wst"ka bya w uyciu ' stan" w obronie kr$la patriota Jeyn. ' (le drugi z otrok$w pono! pierwszemu kokard dzi"sami zerwa i pod koysk wyplu. 4o oba ambitne byy c&opaki, do tronu c&tne. ' 0o poda plotka, rozgaszana przez tajne suby 4el3nicy ' zgromia go *etunka. ' Kt$rym to subom naley pewnie przypisa! komplikacje przy poogu. ' Dowod$w, oczywicie, brak: ' umiec&na si krzywo .enda. ' 7tolic te sobie 4elniczanie zupi! dali, by starego zbere2nika w wiadome sideka poc&wyci!: %apac&niao awantur". 6a szczcie obok by %br&l. = piwo. 0roc& w baryce, sporo w %br&lu. ' 7ideka: ' zarec&ota nagle. ' 0ak to si u was...: +e, &e... %apamita! musz. 7ideka3piecideka. Milutko. 6ie to, co na ten przykad... ' %br&l) ' zlay si w jedno gosy obu zotowosyc&. >otmistrz sc&owa twarz za ku-lem, a zotowose przestay sa! sobie otwarcie jadowite spojrzenia. %n$w skojarzyy si Debrenowi z rodze/stwem. Dzna, e to e-ekt kolorystyki, zacz" wodzi! wzrokiem od twarzy do twarzy i ugrz"z, poraony odkryciem, e i .enda dorwaa si w a2ni do czego wicej ni myda i witek. 0uszu nie miaa jeszcze na co nakada!, ale kiedy si patrzyo z daleka, wygl"daa jak kto obdarzony cienkimi, adnie zaokr"glonymi brwiami i ustami w barwie malin. 7odko wygl"daa. 6awet ogl"dana z bliska. ' 1u milcz ' burkna, -aszywie odczytuj"c wymow spojrzenia. ' M$w, siostro. ' 6a ou mierci kr$l podj" decyzj odnonie sukcesji. 0en mia z syn$w dziedziczy!, kt$ry, cytuj5 H*ierwej pann dziewicz" krwi monarszej w prawelskiej katedrze polubi i dziecka si z niej doczekaI. ;aden si z braci nie m$g od oa konaj"cego ruszy!, bo to i wydziedziczeniem grozio, i zamac&em paacowym na niekorzy! ruszaj"cego, wic jeno listy sali na wszelkie moliwe dwory, c&o! g$wnie te blisze. 0reci list$w si domylacie. ' ( pewnie ' przytakn" %br&l. ' *eno takic& po kronikac&. Mody, dobrze sytuowany, z wasnym zamkiem, pozna pann ksi"cego rodu, &etero, z du" i gsto... ' %br&l))) ' zn$w okazay si jednomylne. ' ...zaludnion" prowincj" w posagu. #ocie takie nerwowe, mie panie: #&ybacie nie mylay...: 0o! o porz"dnyc& kronikac& m$wi, nie tyc& z rycinami wszeteczny3mi. 0yc& jeno w krzakac& uywam... ' %br&l ' zacz" znacznie ciszej Debren. ' ...jak si podcieram. ( czytam pisma powane, -ac&owe. H;odaka -ortunyI, H6ow" 0ec&nik Wojack"I... ' Wr$!my do *retokara i 8arrola ' zaproponowaa c&odno *etunka. ' At$ obaj bracia mieli problemy ze znalezieniem odpowiedniej panny. 4o to albo kon-likt interes$w, albo panna owszem, ale nie dziewica, albo dziewica, ale wdowa, albo i panna i dziewica, lecz z rodu trwale bezpodnoci" dotknitego... 6ie gap si tak, Je3yn, to! o elitac& m$wimy... 6a Wsc&odzie g$wnie dzie3wosby szukali, gdzie ju wtenczas niewiasty mocniej wyzwolone byy, wic si i przypadek nie&etero tra-i, i odmowa jednej ksiniczki, kt$ra tak ojca omotaa, e jej decyzj w sprawie zamcia pozostawi. 8$wnie jednak niedoszli teciowie "dali czasu do namysu i gwarancji, e c$rka z przyc&$wkiem na tronie si"d". ( tyc& akurat aden z kr$lewicz$w nie m$g da!. Wic si jako przed paacem karety z kandydatkami w toku nie zderzay. ' %aczynam si domyla! reszty ' mrukn" Debren. ' 4a. 0on"cy brzytwy si c&wyta. 8arrol znalaz w ko/cu jak" 7o,rojk, a za koem podbiegunowym pono! i w dodatku garbat", za to z rodziny podnej jak kr$liki. Wic *retokarowi wielki wyb$r nie pozosta. %waszcza e si jego brat osobicie po narzeczon" wyprawi. % caym ku-rem amulet$w i eliksir$w, o kt$ryc& zastosowaniu nie godzi si niewiecie opowiada!. ' (&a ' zrozumia %br&l. ' 0o, o czym m$wilimy, Debren5 dzieci lubne inaczej. 7prytnie. ' My: ' jkn" magun. ' 0o Jeynowi wyjaniae... ' *anowie, prosz ' uciszya ic& *etunka. ' *rzez was zapomniaam, na czym to stanam. ' *retokar c&wyci si brzytwy ' podsun" %br&l ' i posa swat$w do 4elnicy. ' 6a gruzy 4elnicy ' mrukna .enda. ' *ierwsze poselstwo partyzanci ksicia 1arowida z rozpdu wystrzelali na przeczy pod Dusznym %drojem. (le drugie Dorma, .isic" nie od wos$w jeno zwana, przyja i z entuzjastyczn" odpowiedzi" do *rawi" odprawia. ' Dorma bya...: ' upomnia si Debren. ' 7iostr" 1arowida, a matk" tej zdziry .edoszki. 6awiasem m$wi"c, sama taki numer wykrcia... 6o, ale to inna &istoria. Dla naszej wane, e w LMNO 1arowid mia osiem lat i tylko -ormalnie rz"dzi ksistwem. Caktycznie rz"dzia Dorma. Wiadome byo, e jeszcze cztery lata i 1arowid siostrzyczk odsunie od wadzy, wic si baba oc&oczo okazji c&wycia. 4o teciowanie mor,ackiemu kr$lowi to akomy ks. Moe nawet zi!, by kopotu si pozby!, posadziby j" na belnickim tronie. Wiadomo, e nic tak baby w domu nie trzyma, jak tron pod zadkiem. ' Do zarczyn wic doszo. ' 4rawo, Debren. 1arowid si troc& stawia, e to niby wr$g, e on stryjow" opiek jest .edoszce winien, e nie da biduli krwiopijcom, co par niedziel wczeniej dom jej spalili razem z kotem, lalkami i cebrzykiem akoci. 6o to mu *retokar posa pudo onierzyk$w i smark zapomnia, e mia jak" siostrzenic i ksistwo do wadania. (le z Dorm" byo trudniej. *oszo o wzgldy prestiowe. 8dzie, mianowicie, maj" si narzeczeni spotka!. (&a, zapomniaam rzec, e .edoszka, c&olernie mocno wyzwolona jak na kraje %ac&odu i tak" smarkul, za"daa, by jej kr$lewicz konter-ekt przysa. Krcia, e go potrzebuje, by oblubie/ca rozpozna!, gdy si na neutralnym gruncie spotkaj", ale tak naprawd c&odzio puszczalskiej o to, czy kr$lewicz mody jest, urodziwy i dobry w ou. 0akowymi to kryteriami od wiek$w niewiasty z tego przekltego rodu si kieruj". Dytecznoci" przy c&doeniu. ' Miaem tego sowa nie wymawia! ' przypomnia *e3tunce m", zn$w zerkaj"c na -utra przy kominku. ' = dalej masz. ' Wr$cia spojrzeniem do Debrena. ' 6ie uwierzysz, ale smarkula napisaa kr$lewiczowi, e wolaaby blondyna o dugic& wosac& barwy starego zota. 4o jako czarnowosa do takic& ma sabo!. *retokar najlepszego balwierza kaza sprowadzi!, Marimalczyka, i wosy przemalowa. Wystawiasz sobie: Kr$lewicz) (le nie to najgorsze, a -akt, i z dugoci" nic si szybko bez magii zrobi! nie dao. 6o i jak zaczli czarowa!, to mu najpierw jak pannie wyrosy, dugac&ne, w loczki, zalotne takie jakie, a potem, ju tu, w H#notceI, w p$ dnia wszystkie wylazy. ' Wida! jaki balwierz urok na okolic rzuci ' zamia si %br&l. ' #o, Debren: 6ajpierw kr$lewicz, teraz wy... ( ty si dziwisz, e niec&tnie plecionk ze ba ci"gam. ' Dudkaj si ' poradzia mu .enda. ' *owiedziaa5 w H#notceI: ' Debren patrzy obery3stce w twarz. ' 0u si spotkali: Dlaczego: ' 4o to pogranicze i obie strony sobie do niego prawa rociy. Kada moga zac&owa! pozory, e u siebie, na swoic& warunkac&, monarsze dziecko narzeczonemu przedstawia. Dorma i *retokar ogosili przetarg na zorganizowanie zjazdu, otwarty, ale dla o-erent$w jeno z tego wanie, spornego pasa. 0rzec& si zgosio. Apr$cz naszej obery w gr wc&odzi jeden rycerz gocinnik oraz klasztor pod %ot" 7karp". Klasztor .edoszka z miejsca skrelia. Domyl si, dlaczego. %amek rycerza gocinnika *retokarowi si nie widzia. ' #zemu to: Ceudaowi: #&yba nie sugerujesz, e wasz bo&ater narodowy mia demokratyczne ci"gotki: ' W tamtyc& czasac&: 6ie artuj. = suc&aj uwaniej. % rycerza gocinnik by, znaczy y z tego, co na goci/cu zupi i w okupie wzi" za bra/c$w w loc&u goszczonyc&. 1eszcze tylko tego kr$lewiczowi brakowao, by go jaki &oysz w pordzewiaej zbroi po wieac& przetrzymywa, gdy si 8arrol eni! i rozmnaa! bdzie. 6o i pado na nas. ' ( ju mylaam, e przez wzgl"d na nazw ' nie wytrzymaa .enda. ' 6ie ' powiedziaa spokojnie *etunka. ' .okal zwa si w$wczas HD *etuneliI. Ad imienia wacicielki. 6iewiele o niej wiadomo, tyle e w ci"y tu przybya, a bez c&opa. Kupia dziak przy goci/cu, kt$ry a z Diweenu w (rustanie prowadzi, a wi$d na p$noc, przez .onsko do .elonii, Domorza czy nawet Draklenu. 0ak, moi drodzy. Do trakt$w midzynarodowyc& si zalicza i zapewnia utrzymanie nawet duej obery. ( jeszcze jak na 8nojnej 7karpie zoto odkryto i gor"czka wybuc&a, to sobie w promieniu stu mil inwestorzy w brody pluli, e dali *etuneli za marny grosz dziak podkupi!. = to z budow" rozpoczt". 4o od wdowy kupowaa po niedoszym oberycie, kt$rego z placu budowy wilkoak uprowadzi. ' % murarzami si ugadywa o dzieo ' dorzuci Jeyn. ' 0o si i wilkoak nie namczy. #&opina tak by pijany, e nawet nie zauway, jak go bestia zera. (le i wilkoakowi si nie poszczcio. 0ak okrutnego przepilca dosta, e do wsi po kwane mleko si zakrad lub sok po og$rkac&. 1ednakowo go ju w opotkac& zmogo, zasn", a rano go wieniacy konicami zatukli. ' Mniejsza z tym ' mrukna *etunka. ' Wane, e *etunela stworzya dobrze prosperuj"cy interes. %jazd mia do reszty ugruntowa! renom obery i przysporzy! jej najlepszej klienteli. 4o musicie wiedzie!, e nic tak nie podnosi popularnoci noclegowni, jak szansa przespania si w ou, w kt$rym spa kto wielki i sawny. ( babce miay si a dwa takie $ka za jednym zamac&em tra-i!. ' Dwa: ' upewni si %br&l. ' Dwa ' powt$rzya stanowczo. ' 6ie miaa zamiaru niczego tej rozwi"zej suczce uatwia!. Do mierci ani za m" nie wysza, ani dzieci wicej nie miaa, ani nawet parobk$w modyc& i podejrzanie gadkic&. Kr$tko m$wi"c, bya niewiast" porz"dn", bogobojn" i nad wyraz cnotliw". ' (lbo dyskretn" ' zauwaya .enda. ' #notliwa bya ' owiadczya wyniole *etunka. ' (le do rzeczy. % winy .edoszki ajno wyszo z mae/stwa. 8ospodyni, dyskretna i kulturalna, od pocz"tku w cie/ si odsuna i robia wszystko, by si modzi jak u siebie czuli. *o -akcie wiadomo, e to by b"d5 smarkuli nie powinno si z oka spuszcza!, a wity nie naleao daleko kwaterowa!, najlepiej w jednym ou z puszczal3sk". (le trudno mie! do babki pretensje5 raz, e wity byo za mao, by dyskretnie goci zagszcza!, a dwa, e obie strony po cic&u na co wicej ni uroczyst" wieczerz liczyy. ' W ko/cu to powiedziaa, siostro ' posaa jej cierpki umiec& .enda. ' Wylazo szydo. .edoszka zdzira, tak: (le kto t zdzir w zaje2dzie na uboczu z napalonym junakiem um$wi, kto wit skompletowa, guc&yc&, lepyc& albo trunkowyc& dobieraj"c. =, na koniec, kto okazj wykorzysta. *alcem nie pokazuj"c5 kto, kto z racji stanowiska na czele caego rycerstwa stoi i jako wz$r cn$t rycerskic& suy! powinien. ' .enda, on mia siedemnacie lat) 6ie mona wini! normalnego, zdrowego c&opca, e po c&amsku nagabywany przez dowiadczon" i rozpustn"... ' ...trzynastolatk:) 7iostro, czy ty syszysz, co m$wisz:) 0o to dziecko byo) ( z tego twojego *retokara mo3lestator nieletnic&) D nas w 4elnicy w tym wieku... ' #o powiedziaa:) 6agle zrobio si cic&o. 8os *etunki zgrzytn" jak obnaana klinga. Debren zakl" w duc&u. Myla o tym, a nic nie zrobi. 0roc& usprawiedliwia go -akt, e rzecz bya do! oczywista, .enda zbyt pyskata, a *etunka inteligentna. ;e wczeniej czy p$2niej zotowosej musiay opa! uski z oczu. ;e ' jeli wierzy! .endzie ' obie zwanione nacje wyczuway si na mil. (le i tak mia wyrzuty sumienia. >eakcja bya silniejsza, ni zakada. ' 4elniczanka: ' Aberystka musiaa przepc&n"! pytanie przez cinite gniewem gardo. ' 1este...: ' ( bo co: ' rzucia przez zby .enda. ' *od tym dac&em ' gospodyni te cedzia sowa przez zby ' nie goci si wciekyc& ps$w, skurwysyn$w, kretyn$w i 4elniczan. 0yc& ostatnic& zwaszcza. ' (le *etunko... ' pr$bowa agodzi! Bysedel. ' 1aka tam z panny 4ranggo 4elniczanka: 0o! syszysz, jak m$wi. 0o nie ic&nia gwara. (kcent ma jak mistrz Debren, a ten a z Dumayki poc&odzi, tak daleko na zac&odzie .e3lonii, e pono! ju ludziska czarne podniebienia tam maj". ( jeszcze owo 4ranggo... 7yszaa, by si kto tak na %ag$rzu zwa: 6iesusznie dziewczyn obraasz tak paskudnym podejrzeniem. ' Dziki, panie Jeyn ' mrukna .enda. ' %a c&ci, nie e-ekty. 4o mnie wanie sam obrazi. ' ?ee... e jak: ' Drogie panie... ' pr$bowa interweniowa! %br&l. ' Wyjedam, Debren. ' .enda d2wigna si z awy. ' 6ie oczekuj, e mi bdziesz towarzyszy. 6ie ciebie tu w jednym szeregu z kretynami stawiaj" i skurwysynami. (le gdyby jednak, to zbieraj si. (ni pacierza duej pod tym zamtu2nym dac&em nie zostan. %br&l, egnam i zdrowia ycz. 6ie wini ci za c&amstwo wsp$plemie/3c$w. ' (kcent: ' zamiaa si nieadnie *etunka. ' #&do3y! akcent) <ajno si znasz, Jeyn) Wystarczy arogancja) 0aka zadu-ana w sobie, tpa, wyszczekana, uparta, niewdziczna, porywcza i zalepiona moe by! tylko peno3krwista 4elniczanka) (&a5 i zagana) 4o w jednym masz racj) 0o jej niby rodowe imi na mil -aszem jedzie) ' 1estem 4ranggo, durna krowo))) ' *i! .endy wyrna w st$, a baryka podskoczya. %br&l mocno j" opr$ni, ale i tak wraz z baryk" podskoczyli na awac& wszyscy obecni. ' Masz szczcie, e ci szanuj))) 4o bym ci te $te kaki powyrywaa))) ' 1a:) Krowa:) ' *etunka te nie bya w stanie duej usiedzie!. ' 6a siebie popatrz) Moda jeszcze dziewczyna, a do czego si prowadzeniem doprowadzia:) 6o:) Do czego:) %wierciada w domu nie masz:) ' Dudkaj si) Domu nie mam) 4o mi go za duo razy mor,accy zb$je palili) ' Drogie panie, nie przystoi damom subtelnym... ' %awrzyj gb, %br&l) = nie sied2 na rzyci, jak ci nar$d obraaj") *owiedz co) ' Moe ja co... ' zacz" Debren. ' %amknij si) ' wrzasna .enda. ' 4o ci czarne podniebienie wida!) .epiej mi konia siodaj) A ile jeszcze nikt sioda nie podpieprzy) (lbo konia) #o by mnie nie zdziwio w tym mor,ackim zamtuzie) ' H#notkaI to nie zamtuz, g$wniaro) 0o porz"dna obera z dwustuletni" tradycj") <ajno si znasz na &otelarstwie) ' (le na zamtuzac& si znam) Ad pierwszego rzutu oka rozpoznaj) Debren, powiedz jej) Debren wola trzyma! gb na k$dk. Jeyn, przewiduj"c rkoczyny, przytuli do piersi misk z kasz". ' 6ic nie musi m$wi!) 7ama w a2ni widziaam) ( wy, panie Debren, wybaczcie, em z wasz" osob" ow" rzecz wi"zaa) #&yba mi !ma na m$zg pada) ' 1ak" rzecz: ' *ytanie Bysedela miao suy! raczej zmianie tematu. 6iestety, wyszo nie za dobrze. ' 6ie tw$j interes) ' &ukna na niego ona. ' = rusz zadek z awy) 6ie syszysz:) *anience nasza obera zamtuzem mierdzi) Wyjeda) Aczywicie nie pac"c) Wic moe by pann spakowa, al-onsie dajkowodo:) Jeyn wsta, odstawi mis, zwr$ci twarz ku .endzie. ' Ko/, znaczy si: 0en kradziony czy ten kulawy: ' ( eby wiedziaa, e zamtuzem) ' zignorowaa go, miotaj"c z oczu byskawice na *etunk. ' Mylisz, e nosa nie mam:) 6ie czuj, jak tu pac&nidami jedzie:) ( ta podoga z desek, do czysta wyszorowana:) ( -utra pod kominkiem, pomie/ nastrojowy:) ( a2nia:) Wypisz, wymaluj dyskretny dom rozpusty dla wyra-inowanej klienteli) Dwa wieki tradycji) 9wita prawda) ' 0o potwarz) ' *otwarz:) 1akbym c&ciaa ci obraa!, tobym o te a/cuszki spytaa bezecne) =le ic& tam byo, Debren: *o... ' 0rzy F rzuci odruc&owo. ' ...jednym na kadej... ' .enda zaj"kna si, posaa w bok zdziwione spojrzenie. F #o powiedzia: 0rzy: Magun, ciut za p$2no, pr$bowa skry! twarz w ku-lu. 6ie wyszo5 przygl"dali mu si uwanie. Wszyscy. ' 1a: ' spr$bowa jednak. ' A trzec& co...: ' Debren) ' rzucia ostrzegawczo .enda. ' Debren... ' szepna zarumieniona *etunka, ni to odwracaj"c skromnie wzrok, ni to trzepocz"c zalotnie du3gac&nymi rzsami. ' Ac&. ' Ac&: ' .enda te zacza m$wi! duo ciszej. %a cic&o. ' Ac&: 1asna c&olera... Wic jednak. ' Ksiniczko, posuc&aj... ' 0o temmoza/skie a/cuszki, prawda: ' zignorowaa go, zwracaj"c ponure spojrzenie ku gospodyni. ' 6o pewnie. Koszula nocna mao co ci u g$ry zakrywa, siostro. 6ie dziwi si zreszt", szkoda byoby skrywa! tak udane... 0am trzeciego nie byo. #zyli musia by!... ' *etunko: ' %br&l gapi si na zotowos" z troc& aosn", a troc& rozmarzon" min". ' 0o typowy zestaw ' spr$bowa jeszcze raz Debren. ' 0ancerek brzuc&a. Waciwie... jak kto si odrobin orientuje... 0o tak jak z ostrogami5 widzisz je i moesz miao zaoy!, e wyej znajdziesz pas rycerski. 4o... ' Debren ' przerwaa mu. ' 1u mi t kwesti wykadae. *o wypadku modego 7uswoka. Wic kr$tko5 przy okazji tylko na go" rzy! *etunki zerkae, czy to wanie dla niej pod a2ni si zakrade: Kr$tko, prosz. ' Aszalaa: ' uni$s si, nie do ko/ca szczerze. ' Miabym w jakie... to znaczy przez jakie... Duma i sy-ilis) ' zdenerwowa si. ' 1estem powanym czarodziejem) Magunem) *o studiac& najwyszyc& z moliwyc&) ' Kt$re dugo trwaj" ' powiedziaa trzymaj"c gos na wodzy. ' >ozumiemy. 0o nic dziwnego, e po latac& odmawiania sobie... pewnyc& naturalnyc&... ' .enda, do c&olery, nawet nie wiem, gdzie tej a2ni szuka!) A dziurze nie m$wi"c) ' #&odnikiem z bali przed si ' wytumaczy Bysedel. ' 6ie yj, Debren. 6ie jestem m$dka, wiele rozumiem i zaakceptowa! mog, ale o jedno ci prosz5 nie yj. >ozum to ostatni atut, jaki mi zosta, i jeli take nim pogardzasz, to nic nas ju... ' 6ie podgl"daem was) %araza, nawet jak tu jec&alimy, tom si stara na ciebie nie patrze!) ' 0o mia by! argument: ' upewnia si *etunka. ' 4o c&yba nie komplement: ' Dziki. ' .enda poblada z gwatownoci" kogo, ko mu rzucono na twarz przecierado. ' %a szczero!. #&o... c&ocia m$gby to... deli... katniej... 4ya szybka, wic nikt nie zd"y zobaczy! ez, wypeniaj"cyc& troc& niebieskie, troc& zielone oczy z rozsianymi tu i $wdzie okruc&ami zota. (le te nikt nie potrzebowa widzie!. Apadaj"c na aw i kryj"c twarz w przyklejonyc& do stou przedramionac&, zac&owaa si a nadto jednoznacznie. 6o i nie panowaa nad ciaem. 6ic nie byo syc&a!, ale patrz"c na jej dr"ce plecy i przekrzywion" peruk, trudno byo nie wyci"gn"! wniosk$w. ' = jeszcze &isteryczka ' mrukna *etunka, wyra2nie nie wiedz"c, co pocz"! z rkami. ' Wypisz, wymaluj, 4el3niczanka pen" gb". ' *o... poow" ' wybulgotaa .enda przez zatkany nos, ramiona i zy. ' 0a... tatko by... An by... ' #udzoziemiec. Wszyscy, wy"czaj"c mocz"c" rkawy dziewczyn, przenieli zdziwione spojrzenia na Bysedela. ' 6o co: 0o! m$wiem5 akcent ma obcy. 1akby z obojga rodzic$w 4elniczan bya, to i m$wiaby inaczej. 6o i do ciebie taka podobna ' umiec&n" si niepewnie do ony. ' 0om od razu zgad, e nie sam" belnicko! we krwi musi mie!, a co dobrego. ' Dpie si: Do mnie podobna: ' *etunka pociemniaa. ' ( ty nie rycz. 1eszcze mi do opinii tylko brakuje, e klient$w do paczu doprowadzam. 6o, uspok$j si. 6ic si takiego nie stao. 0o ja powinnam becze!, e mnie Debren go" podejrza. ' Duma i sy-ilis) =le razy mam powtarza!, em nie... ' Ka... kamca) ' wykrztusia .enda. ' *rzecie wiem) ( mi pas za... zadzwoni) Wyra2nie tw$j... wzrok czuam) ' A czym ta koza plecie: 1aki pas: ' zaniepokoi si %br&l. ' *etunka: #o wycie w tej a2ni...: ' Wzrok: ' Debren odgad prawie od razu. ' 6ie rycz przez c&wil, to wane. Dzwonio czy moe wibrowao: Wiesz, o czym m$wi: Kiedy w dzwonie d2wik dogasa, daj" si wyczu! takie lekkie drenia. A tym m$wi. ' <a... ajdak) 1eszcze i za... za kretynk... mnie ma) Debren zakl", podni$s kusz z szynkwasu. ' %br&l ' wskaza st$ z broni". ' We2 berdysz. = uwaaj na drzwi. ( jakby co... 6ie wyc&od2cie. Adczekaj par dni, wykuruj .end i +enz. Dopiero wtedy. % rana, jak najwczeniej, by was zmrok w lesie nie zaskoczy. ' Debren: ' %br&l niewiele rozumia, ale m$wi ju spod przeci"ganego przez gow pancerza. ' #o si dzieje: <ajno i ka, ja pijany jestem czy wy: ' Wi... wibrowao. ' .enda ju nie c&owaa czerwonyc& oczu ani opuc&nitego nosa. ' 0o... naprawd nie ty..: ' = opiekuj si ni". %atrzasn" za sob" drzwi, nim twarz %br&la wyjrzaa spod blac&. #&o! oczywicie nie przed wzrokiem rotmistrza ucieka. #&cia znale2! si jak najdalej, przewiduj"c, e po c&wili oszoomienia .enda zaproponuje mu swe towarzystwo. Motywy mogy by! diametralnie r$ne ' ale polazaby tak czy tak. 6ie m$g do tego dopuci!. Wyszed z gotow" do strzau kusz" i r$dk" w zbac&. *owtarza sobie, e gry- to tylko duy lataj"cy kot. = e przey tak dugo, bo polowali na niego amatorzy. Klkn" przy cianie, przytrzymuj"c kusz jedn" rk", zacz" czarowa! przy oczac&. 6ic si nie dziao. Kiedy z atramentowego mroku wyoniy si pierwsze ksztaty, domyli si powodu. *odw$rze, jak okiem sign"! ' czyli, p$ki co, na dwadziecia krok$w ' naszpikowane byo zaostrzonymi palami, wysokimi na dw$c& c&opa. 0u i $wdzie z ziemi stercza zamany kikut. Debren oceni, e odstpy midzy palami s" za due, by uniemoliwi! *isklakowi l"dowanie. Corty-ikacja miaa jednak dostateczn" gsto!, by wymusi! spowolnienie manewr$w i wykluczy! atak z lotu kosz"cego ' a to ju co. 8ry- musiaby nadlecie! nad podw$rze, wy&amowa! i dopiero wtedy opa! midzy zastru3gane w szpic belki. 0o dawao czas na ucieczk. Wzgldnie na strza. #zy celny i skuteczny, osobna sprawa5 jeli si dodao drzewka owocowe, studni, wiat ze obami i r$ne przybud$wki, robi si z tego niezy g"szcz. *oprawi wzrok i przez par pacierzy mia widzie! nie gorzej ni starzej"ca si sowa. 0ermowizji nie uy. 9wiat cieplnyc& plam by zbyt dziwny, m$zg nie radzi z nim sobie za dobrze. Aczywicie przeskanowa otoczenie. 4ez rezultatu. 4yo cic&o i ciemno. Bysedelowie, moe dla bezpiecze/stwa, a moe z uwagi na to, co robili przed kominkiem, pozamykali okiennice na parterze. 7owim oczom Debrena nie brakowao jednak wiata5 miay go akurat tyle, ile potra-iy spoytkowa!. % zaklciem nie bardzo magunowi wyszo5 przy przyzwoitej czuoci akomodacja mocno szwankowaa. #&wilami dostrzega wyra2nie odlege szczyty g$r, &en, a na belnickiej granicy, ale generalnie mia problem z odr$nieniem czstokou od lasu. Duma i sy-ilis... *rzedobrzy. *rzez drzwi sysza coraz bardziej poirytowany gos %br&la. 6ie rozumia s$w ani nie sysza .endy, ale czu, e w ko/cu usyszy. Kiedy dziewczyna przestanie si mazgai! i zamiast mamrota! przez spuc&nity nos, wydrze si na rotmistrza. %na j" ju na tyle, by zakada! moliwo!, e %br&l jako taki okae si r$wnie nieskuteczny jak rozs"dne apele %br&la, a .enda dorwie si do zasuwy i wyskoczy na podw$rze ' naturalnie w najmniej stosownej c&wili. 0o wanie z myl" o czym takim postara si o szybk" -iltracj. W e-ekcie uzyska wzrok znakomity, tyle e kr$tki. *oowa podw$rza pozostaa poza jego zasigiem. 6aprawd nie potrzebowa wiele wiata, by ogarn"! wzrokiem t blisz" poow. 4lask s"czy si z okienka na poddaszu. Do sondowania koci +enzy Debren potrzebowa energii, na piterko tra-i wic paski ela2niak na trzec& n$kac&, podobny do palenisk ze staroytnyc& poga/skic& wi"ty/. Do czego to dziwo, zwane przez Jeyna grullem czy grillem, miao suy!, nikt nie wiedzia5 kupia je jeszcze prababka *e3tunki. %byt zszokowana niedawnym pogrzebem ma, by przegna! domokr"c lub przynajmniej wysuc&a! jego wyjanie/. W roli paleniska ela2niak si jednak sprawdzi i Debren, zako/czywszy badanie, nie gasi resztek zabytkowego zydla. Wiele tego nie byo, ot, odrobina aru, ale sowim oczom nie potrzeba wicej. *odni$s si z klczek, ruszy w stron a2ni. Min" drewutni i wkroczy midzy par potrzaskanyc& sup$w, z kt$ryc& jeden zosta city gazem stop nad ziemi". ' Durrre/) ' zaskrzecza znienacka c&rapliwy, szyder czy i jakby nieludzki gos. ' Krrretyn) 8os mia racj5 uamka momentu zabrako, by magun strzeli. = zmarnowa jedyny bet. Kieruj"c si skrzekiem zdoa wprawdzie zlokalizowa! pyskacza i nakierowa! bro/ na jabonk, zza kt$rej pyskowano, ale tu obok pitrzy si onieony s"g drewna i rosy krzaki, a pyskacz by may, zwinny. *oza tym marnie go byo wida!. = na koniec F nie by gry-em. 8ry- czeka z tyu. Ad samego pocz"tku. >zucaj"c si szczupakiem na brzuc& i sun"c po oblodzonym c&odniku, Debren pomyla, e straszliwie spieprzy spraw. Dac& obery, jak to w g$rac&, by stromy. Mokry nieg ' czarodziejskiej proweniencji, jeli wierzy! *etunce ' jako si go trzyma, ale gry- o masie byka musia mie! z tym problemy. 6ie spad, bo przywarowa na kominie ' a tam nie m$g by! niewidoczny. Wystarczyo raz zerkn"! w ty... Debren nie zerkn", zmylony negatywnym wynikiem skanowania. 4yby to ostatni b"d w jego yciu. 8dyby nie pewien domokr"ca, pewna p$przytomna z alu wdowa i pewien gruli, wzgldnie grill. *isklak z racji kociej krwi porusza si bezszelestnie. 0ake gdy szybowa. Debren zareagowa wy"cznie na jego cie/. 7tw$r nie znalaz si wprawdzie w jednej linii z owietlonym oknem, ale sowim oczom wystarczy kr$tki zanik odblasku w soplac& okalaj"cyc& dac& drewutni. Mimo wszystko gry- omal nie dopi" swego. ' 8$rrr" 7tarrrogrrrodczyk) ' wrzasn" trium-alnie pyskacz zza jabonki. 6ie pom$g tym Debrenowi. Magun pozwoli si zdekoncentrowa!, zajec&a za daleko i grzmo tn" czoem w rodek zbawczego supa. 7up pk. Moment wczeniej *isklak sign" tyln" ap" poladka czowieka. *$ momentu p$2niej by ju znacznie wyej, wykorzystuj"c nabyt" przy lizgu energi i id"c w g$r pionow" wiec". Mimo wszystko za&aczy o zamany przez Debrena sup. <upno drugi raz, zaostrzony czubek pala wpad z impetem w zarola przy jabonce. ' Kurrrwa) ' wydar si ten zza jabonki. ' 4arrrany) Debren przeturla si, potem jeszcze raz i jeszcze... Wirowa wiat, wirowa poderwany podmuc&em nieg. Kusza jakim cudem nie wystrzelia. (le i tak nie byo z niej poytku. Debren mia pod powiekami peno wi$r$w5 pkaj"cy pie/ okaza si w rodku suc&y jak &ubka i r$wnie zab$jczy dla oczu. *o omacku odnalaz nastpny sup gry-oc&ron. #&yba mocniejszy, a na pewno grubszy. 7up sta obok drzewa, wic Jeyn nie zada sobie trudu wkopywania obok drugiego. *otw$r wykorzysta to i spr$bowa jeszcze raz. ' >rrce w g$rrr) ' za"da krzykacz. 6agle znalaz si w okolicac& domu. Debren pomyla, e odcina mu od wr$t, ale nie mia czasu przejmowa! si jeszcze i tym. *r$bowa wykorzysta! jedyn" szans zabicia gry-a. 1edy n" F bo w trakcie zderzenia czarodziejska r$dka zaci skana w zbac& w czarodziejski spos$b zamienia si w grud niegu. 0e wprawdzie zaczarowanego, ale bez uytecznego w walce. Kiedy *isklak wyc&yn" z mroku, ami"c z p$ setki drobnyc& gazi i znikaj"c w c&murze str"conej z nic& bieli, okazao si, e nieg jest wicej ni bezuyteczny. 4y, mianowicie, szkodliwy. 8dy Debren nacisn" spust, mec&anizm prawie obr$ci si do ko/ca i prawie zwolni ciciw. *rawie. ' 7tarrrogrrrodczyk g$rrr") ' wzni$s kolejny okrzyk ten z tyu. Mia racj. 0ylko nieny obok sprawi, e gry- straci cel z oczu i nie rozpata czowieka. Debren sko/czyby jak niedoszy ojciec *etunki, ale ocaliy go pal i d"no! potwora do per-ekcji. Arle oczy nie zgubiy celu w nienym tumanie, dzi$b tra-i dokadnie w rodek mglicie zarysowanej sylwetki klcz"cego wroga i *isklak z waciwym bykom impetem r"bn" gow" w sup. ' A kurrr...) Krzykacz nie doko/czy. 4ysno. Atwierane z rozmac&em drzwi obery zderzyy si z karowatym asystentem gry-a i pokurcza rzucio daleko poza drewnian" ciek. 6ie miao to wikszego znaczenia. *rawd m$wi"c, nie miao adnego. .iczy si tylko *isklak. %derzenie ze supem przyprawio go o silny wstrz"s ' jak najbardziej paowy. *odrywaj"c si, Debren mia nawet nadziej, e dwustuletnia wojna wanie dobiega ko/ca. *o rozszczepieniu na dwoje pala stopowej rednicy, przec&yleniu go o trzy rumby i upodobnieniu do pijanej runy J, aden ,ipla/ski zwierz nie utrzymaby si na nogac&. 0e bardzo due zac&owayby pewnie przytomno!, ale nawet one nie miayby ani si, ani oc&oty, by dalej walczy!. 8ry- mia. 6ie zabi Debrena tylko dlatego, e przedtem czarodziej oberwa w gow wal"cym si supem i upad poza zasigiem *isklakowyc& ap. Dwiziony w pogruc&otanym drewnie dzi$b wypuci stumione ryknicie. 7tw$r d2wign" si, stan" na rozc&wianyc& apac&, opad na kolana, zn$w wsta. 4y oszoomiony i wcieky. *openi kolejny b"d, pr$buj"c sign"! skrzydem tego, czego nie siga pazurem, ale zaraz potem obudzi si w nim instynkt urodzonego zab$jcy i ruc&y stay si bardziej celowe. Da spok$j czowiekowi, zapar si ap" o pal i zacz" wyszarpywa! z niego dzi$b. Debren, niewiele mniej ogupiay po dw$c& uderzeniac& w gow, klcza s"e/ dalej i raz po raz szarpa spust kuszy. 1ak za&ipnotyzowany patrzy na dziwaczne, na poy kocie, na poy ptasie palce, wystarczaj"co dugie i gitkie, by c&wyta! co wiksze przedmioty. ' Wracaj) Dok"d, durna kozo:) 6ie widzia jej, ale sysza, jak sadzi dugimi susami, na przeaj, przez g"szcz malinowego c&runiaka. 1ak przewraca jeden ze stoj"cyc& tam uli i zaczyna krzycze!. W krzyku by i strac&, i wcieko!, ale gry- usysza wy"cznie wyzwanie. *otnym szarpniciem uwolni dzi$b i nastpnym zrywem ko/czyn mia dopa! Debrena. 6ie popeni jednak tego bdu. .enda te nie popenia bdu. *omijaj"c ten gigantyczny, jakim byo wyrwanie si %br&lowi i galopada przez pene potwor$w podw$rze. % &alabard", kt$r", s"dz"c po c&wycie, najwyra2niej pomylia z oszczepem. Debren natyc&miast zapomnia o zmaganiac& z zanieonym mec&anizmem spustu. *oderwa si, skoczy naprzeciw. Moe dziewczynie, moe gry-owi. >aczej gry-owi. 8dyby starcie rozegrao si tak, jak sobie wyobraa, zrobiby dla .endy to, co c&wil wczeniej sup zrobi dla niego. = raczej nic wicej5 pomys, by uy! gangarina, przyszed za p$2no. .enda nie bya jednak typowym dodatkiem do zotyc& wos$w i bkitnej sukni z -albanami. 6ie mylia cikiej &alabardy z lekkim oszczepem ani gry-a z jeleniem. W momencie, gdy potw$r zacz" obraca! orli eb w jej stron, wykorzystaa -akt, i &alabarda zajmuje jej tylko jedn" rk. = e *isklak nie zd"y jej obejrze!. 4ya ju blisko, wic trzymana w lewej rce &ulajkula spenia zadanie. *orcja wyrzuconyc& przez spryn sie3ka/c$w ugodzia gry-a w okolice ogona. = zmylia. #o uk"sio go z tyu, co dziwnego, bezgonego, a wic najgro2niejszego z tr$jki przeciwnik$w. *asiaste cielsko zawirowao, potny, &aczykowaty dzi$b przeci" pustk. +ulajkula poleciaa w krzaki, na poz$r bezuyteczna, lecz nadal przynosz"ca korzyci. +aas sprawi, e *isklak zawa&a si, straci kolejny moment. ' W nogi))) ' wrzasna dziewczyna, api"c drzewce obur"cz i wyprowadzaj"c potne pc&nicie znad ramienia. 8dyby uya oszczepu, gry- zyskaby okie! stali i drewna w piersi. +alabarda to jednak nie oszczep. 8ry- uderzy z boku, ele2ce podskoczyo, ugodzio go w grzbiet. Astr", lecz zbyt szerok" ko/c$wk" topora. ' 7zyj, Debren))) *r$bowa. 8rzmotn" pici" z g$ry, potem od dou, kolanem. Wybi troc& niegu z zapadki ' i tyle. ' Won, g$wniarzu))) ' *etunka nadbiegaa rodkiem cieki, wywijaj"c miot". ' ( poszed))) ' Do a2ni) ' Debren c&wyci kusz w praw" do/, palce lewej zoy w piciok"t, wymierzy w gry-a. 4rzeszczot ugrz"z pytko, bez szans na spowodowanie powanyc& obrae/, p$ki jednak rycz"cy z b$lu i zoci *isklak par w stron .endy, stal tkwia w ranie. ' W nogi, Debren) ' 8os dziewczyny, o dziwo, brzmia najspokojniej. Moe dlatego, e nie musiaa ju dodawa! sobie odwagi wywrzaskiwaniem puc. Wszystko zrobio si zab$jczo proste5 moga albo utrzyma! &alabard w ranie, utrzyma! dystans i utrzyma! si na jad"cyc& w ty, szeroko rozstawionyc& nogac& ' albo umrze!. Debren, kt$remu przemkn" pomys zast"pienia jej przy drzewcu, zrezygnowa od razu. 6ie byo czasu na taki manewr. 8ry- nie tyle par na .end, co bieg, pc&aj"c j" przed sob". 8dyby nie nieg, spod bosyc& st$p dziewczyny sypayby si pewnie iskry. Dtrzymaa r$wnowag wy"cznie dziki Debrenowi, kt$ry c&wyci si jej talii. Kuszy jakim cudem nie zgubi, ale z gangarina nic nie wyszo. ' % drogi))) ' Jeyn wypad przed drzwi, wycelowa w plecy szaruj"cego %br&la z trzymanej obur"cz &ulaj3kuli. ' % drogi))) ' &ucza mynkuj"cy toporem %br&l. ' Won))) ' wrzeszczaa powiewaj"ca wosami *etunka. Debren nie wierzy, widz"c, jak potw$r rzuca do tyu spieszne spojrzenie, drobi niepewnie apami, traci okazj. 8dy *etunka dopada jego zadu, odskoczy. >aczej nie dlatego, e miota tra-ia tam, gdzie siekance. Wygl"dao to raczej na lk przed osob" ni b$lem. ' ( masz, szczylu) %a babk) %a prababk) %a prapra babk) ' *etunka tuka miot" jak cepiarz, maj"cy ambi cj pobi! rekord w m$ceniu zboa i tra-i! do sigi !upissa" Wiele nie zwojowaa, bo po pierwszym niepewnym pl"sie *isklak zacz" opdza! si mac&niciami ogona, osania! skrzydem. *r$bowa przetrzyma! atak, samemu atakuj"c r$wnoczenie Debrena i .end. %a p$2no5 magun zdoa otworzy! drzwi, a dziewczyna przerzuci! w ic& wiato koniec drzewca. 7tao si jasne, e gry- t walk przegra. 4y za duy, by przecisn"! si przez ocienic, a za may, by roztrzaska! a2ni w kilka pacierzy. ( tyle najwyej mia5 ludzie byli uzbrojeni i duszy szturm sko/czyby si dla niego tragicznie. Musia mie! pewne dowiadczenie w tej kwestii, bo ledwie niedosze o-iary znalazy si za progiem, zrcznie wywin" si miotle i popdzi dugimi susami w g"b podw$rza. ' Drzwi) ' *etunka zatrzasna Debrenowi owe drzwi przed nosem. ' Do domu) 7zybko, nim zacznie ciska!) Debren mimo wszystko skoczyby za ni". 8dyby byli sami w nadal gor"cym, wci" zaparowanym wntrzu. (le by tu kto jeszcze. #o czarnego i wielkiego runo na niego spod stropu. *oderwa rk, osaniaj"c si kusz" jak tarcz". Dsysza szczk zapadki, trzask, jakby pkaj"cego drewna, a potem co twardego i cikiego spado mu na gow. G ' =le palc$w: ' 8os by dokadnie taki, jak do/ uno sz"ca mu gow5 szorstki z wierzc&u, ciepy i delikatny od robin gbiej. Miy. = do/ bya mia, c&o! zadawaa b$l odrtwiaym miniom. ' Debren: >ozumiesz, o co pytam: #o jasnego latao mu przed oczami. Druga do/. ' *ie... pi!: ' wymamrota. W gowie mu szumiao, ale nie tak, by nie usysza, e dziewczyna klnie pod nosem. ' 0o nic. ' Kiedy si odezwaa, miaa zupenie inny gos. 7pokojny. = prawie szczery. ' Minie. *askim dostae. %reszt" ciemno tu. 7ama ledwie rk widz. (&a. %aczyna rozumie!. ' Adgryz ci palce: F zaartowa, opuszczaj"c powieki. 4yo ciepo, wrcz gor"co. ' +: ' *oruszya si, moe po to, by zerkn"! mu w twarz. Dopiero teraz uwiadomi sobie, e ley nagi na brzuc&u na drewnianej awie, a ona siedzi obok niego. *od twarz" mia podci$k z jodowyc& ga"zek przykrytyc& lnianym rcznikiem, a na plecac& rk .endy. 6ormalny wzrok wr$ci byskawicznie. 7am, bez czarowania. Duma i... ' (, o nietoperza pytasz ' domylia si. ' 6ie, niczego nie zwojowa, szczur przebrzydy. Dziabnam go &akiem troc& po tym... no wiesz. ' 1ak mnie trzasna &alabard" w eb: ' 8niewasz si: ' zapytaa niepewnie. ' 6nn... nie. .enda... Mog zapyta!...: ' 6ie. ' #o si zmienio w jej gosie. ' =le palc$w: ' 0yc&: ' dotkn" podsunitej mu pod nos doni. Mimo gbokiego mroku widzia lady zadrapa/. 6ajpierw most, potem bieg przez zarola i gry-, jeszcze p$2niej nie toperz, zamknity w ciasnym pomieszczeniu. = na koniec on. Musiaa si zdrowo naszarpa!, by go rozebra! i tak uoy!, nie dodaj"c nowyc& ran i stucze/ do tyc&, kt$ryc& ju si dorobi. ( nie dodaa. 4y tego dziwnie pewny. Kto taki mia prawo do podrapanyc& doni. = tego, by dotykano ic& z najwiksz" moliw" delikatnoci", samymi opuszkami palc$w. ' 0yc& jest pi!. W tym wyprostowany jeden. ' Dobrze. 7koro oprzytomniae, powinnam ci par spraw wyjani!. %astanawiasz si pewnie... ' #o-na lew" do/, t, kt$rej dotyka. ' 4o pewnie zauwaye... ' %auwayem. ' Wiem, jak to wygl"da ' rozemiaa si nieszczerze. ' (le to nie to. 7" a trzy racjonalne powody, e tak... ' ...zaywamy k"pieli ' uatwi jej pocz"tek. ' 1eli tak spojrze!, to nawet cztery. (le wzgldem owyc& trzec&... *o pierwsze *isklak oberwa. %br&l krzycza, e jakim dziwnym tra-em postrzeli go w zadek. *isklaka, nie %br&la. ' *isklaka: Dziki. Dlyo mi. ' 6ie kpij. 0o, co z kusz" wyczynia... 1akbym ci kiedy braa na polowanie, z gowy mi to wybij. 0en dziobaty c&olernik nie napdzi mi tyle strac&u, co ty. ' <esz, ksiniczko. ( drugi pow$d: ' #zekaj, z pierwszym nie sko/czyam. 6ie po to ci tu tak... no, eby za kar r$zgami smaga!. #&o! zasuye. ' 6ieprawda. ( po co mnie rozebraa: ' *rawda. ( po to, emy jakby obleni. 8ry- si wciek, lata i pociski z g$ry spuszcza. 6a dom g$wnie, ale i w nas celowa. Wic nie ma jak wyj!. ( e tu pary od c&olery, uznaam, e lepiej bdzie ubrania w przedsionku zoy!. 4o tu zamokn" i gdyby przyszo ucieka! w las... 6ie brzmiao to za dobrze. A ile m$wia ca" i szczer" prawd. Debren po cic&u liczy, e jednak nie. ' >ozwana z ciebie panna. ' Drugi pow$d jest taki, e musiaam opatrzy! ci rany. 6ie wiem dlaczego, ale ilekro! si spotykamy, bierzesz po zadku. = to coraz mocniej. Mylaam, e ci si ta leczona r$dk" otworzya, ta z mostu, ale widz... wyczuam znaczy... no, zauwayam, e nowej si dorobie. Wic, myl sobie, jak ju tak ley biedak bez przytomnoci... 0ra-nie przewidziaam, e przytomny by si wzbrania: ' W mylac& mi czytasz. ' ( siedz blisko, bo dobra pielgnacjuszka ma w obowi"zku, jakby co, pacjenta przed wal"c" si belk" osoni!. = nic w tym nie ma osobistego. 0o trzeci pow$d. ' >ozumiem. ' Adczeka c&wil. 6ajdusze rozwaania nie zast"pi" jednak paru kr$tkic& s$w, wic przeama si i nie odrywaj"c policzka od lniano3jodowej poduszki, zapyta5 ' = to... wszystkie powody: Milczaa. 8dzie daleko, w innym wiecie, strzeli amany gont, trzasna belka, uderzona czym cikim, spadaj"cym z wysoka. = zarycza %br&l. >aczej wcieky, ni tra-iony. (le wystraszony na pewno. % tyu dobiegao rytmiczne pukanie wody o deski awy. .odowata mgieka rozdrobnionyc& kropel przyjemnie c&odzia stopy Debre3na i nieco mniej przyjemnie przypominaa, e luksus przebywania w cieple nie potrwa dugo. Dac& przecieka. 6a razie nieznacznie, ale drewniana budka nie bya tak solidna jak dom. #o, co radzio sobie tak znakomicie z wi2b" dac&ow" obery, mogo za jednym zamac&em rozwali! poow a2ni. ' #o trzy pacierze ' mrukna .enda. ' Musi mie! przygotowane kamienie i belki na jakiej nieodlegej g$rze. .eci, bierze nastpn", spuszcza, zawraca, bierze... ' Dugo to trwa: ' 6o, z klepsydr trzeba ju liczy!. Dni$s lew" rk, pomaca gow. Wczeniej wstrzymywaa go nie tyle obawa przed wymacaniem ruc&omyc& kawak$w koci, co raczej niepewno!, czy nie tra-i okciem na kt$r" z piersi .endy. 6ie mia odwagi jej dotyka!@ ba si reakcji dziewczyny. = swojej. Aboje byli praktycznie nadzy@ czu jej ciepo przez plecy, bok tuowia, do kt$rego przywara. 4yo gor"co, byo ciemno, a ciemno! miaa barw rozmytej w parze czerwieni. 6o i przede wszystkim to bya ona, .enda 4ranggo, dziewczyna, o kt$rej marzy od szesnastu najduszyc& w yciu miesicy. ' #a" klepsydr byem nieprzytomny: 0o dlaczego...: *owinna dawno by! w obery. 0u jeden duy kamie/... ' 6ie daabym rady ci dotaszczy!. 6ogi... troc& bol". 6ie wiem, czy mielibymy szans zd"y!. 0o sprytny potw$r. Wcale nie jest powiedziane, e rzuca gazy tak szybko, jak moe. Moliwe, e dolot zajmuje mu mniej czasu. (lbo e bierze par kamieni, rzuca jeden, a potem kr"y i czeka. 6ie wiem. 6ie znam si na gry-ac&. ( ty si znasz: 6ie pamita. Winy nie ponosio nadproe budowanej wedug wczesnowiecznyc& norm obery, sup gry-oc&ron czy &alabarda. 0o ona bya winna. *ozwoli si wci"gn"! w rozwaania taktyczne, bo udzi si, e zapomni o goej .endzie opartej o goego Debrena. = nawet, przez pacierz, pomagao. 0ylko po to, by zaraz potem zacz"! szkodzi!. ' Dobrze si czujesz: ' zaniepokoia si. *rawa do/, ta z plec$w, -ormalnie peni"ca rol tarczy do powstrzymywania spadaj"cyc& na pacjenta belek, drgna, ruszya ku g$rze. (le zawr$cia. ( gos .endy, c&o! nadal zatroskany, zrobi si rzeczowy. 1ak u pielgnacjuszki wanie. ' Duo krwi stracie. 6ie wiedziaam, e z tyka moe tak trysn"!. (le te ciac&n" ci gboko. 1ak si z tyc& g$r wydostaniemy, powiniene si do jakiego medyka zgosi!. % tyc&, co to urod poprawiaj". ' Kpisz ze mnie: ' 6aprawd nie wiedzia. ' %apomniae: *rzyjaciele jestemy. 6o, c&yba e ci si w drodze, po tej stronie kopc$w, odwidziao. (le e mi jeszcze tego o-icjalnie, w oczy, nie powiedzia, to jak przyjaciel radz. % gadkim tykiem lepsz" parti" bdziesz. 6iewiasty lubi" gadysz$w. #&olera. 6adal nie wiedzia. 0yle e problem sta si mao istotny. Amal nie obejrza si, nie zajrza jej w twarz. ' Adwidziao si: ' powt$rzy wolno. ' .enda, skoro ju sami jestemy... #o ty wyprawiasz: ' 1a: ' Miotasz si jak trzynastolatka. Abraasz wszystkic&, pijesz, na szyldac& si wieszasz, wyjeda! c&cesz... ' 0rzynastolatka: ' 1ak nas *etunka omal nie wystrzelaa, milczaa. #&o! to ciebie c&ciaa broni! i jedno sowo wystarczyo... ' *rzecie nie daby jej nikogo skrzywdzi!. #zarodziej jeste. #o tam dla czarodzieja jedna baba z odpustow" strzelawk" na myszy. W dodatku drocz"ca si. ' Drocz"ca:) Jeyn zjawi si z t" kusz", cakiem nie odpustow", jak na cicie) 6aprawd ic& nastraszylimy) ;e *etunka ma nerwy jak postronki, to jeszcze nie... ' W nerwy te jej zajrzae: 6ie tylko pod sp$dnic: ' 1a: *od sp$dnic: 4zdury jakie... 6awet nie miaa sp$dnicy. 4ya w... ' Wiem, w czym. 4aba jestem, wic mam oko na takie rzeczy. (le jak c&op potra-i opowiedzie! ze szczeg$ami, co miaa na sobie biaogowa, to znaczy, e albo ciopo-il, albo e jest pod c&olernie mocnym wraeniem. ' 1estem magunem ' warkn". ' *ami! mam wy!wiczon". ( ze szczeg$ami to prze&olowaa. *etunka bya cakiem goa, w samej jeno koszuli, a i to kusej. 1akbym tyle nie umia zapamita!, za r$dk bym si nie bra. 4y krzywdy komu nie zrobi!. ' 8oa: ' 0o jedno do niej dotaro. ' *od koszul") .enda, duma i sy-ilis, nie odwracaj kota ogonem) A tobie mielimy gada!. ' 7k"d wiesz, e nic pod spodem nie miaa: ' 7k"d: 4o widziaem) ( jakbym nie widzia, tobym zgad) Mylisz, e gdzie jeste5 w ?ile--: 0o zapyziaa prowincja, gdzie o gry-a atwiej ni bab w bieli2nie) ' Moe i nie znamy tu -rymunyc& majtek i gorseci3k$w, ale kalesony to ju ze dwiecie lat. 1ak nie duej. ' A kopcac& m$wilimy ' sapn". ' #o miaa znaczy! ta uwaga o odwidzeniu si: #o niby miao mi si...: ' Dudkaj si. ' 0o nie bya odpowied2. #zekam. #zeka dugo. 6ieatwo wygasi! silne wzburzenie, a ona, jak *etunka, bynajmniej si nie droczya. Dwiadomi to sobie, czuj"c, jak gwatownie -aluje jej to, czym go dotykaa w okolicac& lewej pac&y. 0o jdrne i tak jedwabiste, e od przypomnienia a bolao leenie na deskac&. ' W porz"dku. ' Kiedy si w ko/cu odezwaa, jej gos by rzeczowy i a nadto dorosy. 6o i cic&y. 6ie bya a tak dorosa. ' 7koro ciebie nie sta! na szczero!, to c&yba mnie wypada. My... nas nie ma, Debren. ' #o: ' 0o znaczy i ty jest, i ja, ale adnyc& nas nie ma i nie bdzie. Wiesz, w jakim sensie. #ic&o. ' Wyczua, e otwiera usta, klepna go midzy opatki. ' 1a m$wi. 6ie przerywaj, bo i bez tego... >ozumiem, co si stao. %br&l mia wit" racj. Ko/ska przypado! ci si... ' urwaa, by po c&wili zmagania si z opornym jzykiem doko/czy! odwanie5 ' ...nam si przytra-ia. 6iczyja wina. 6atury c&yba. Krew, strac&, umieranie... = jeszcze golizna wok$. = nikogo w ou od strasznie dawna. Wic nic dziwnego, emy... e ci si to z mioci" pomylio. ( i czarowanie, wosy w poduszkac&, te nie bez e-ektu pewnikiem. Wic byo tak, jakby si wina opi. 6ie, wr$!... gorzaki. Wino trunek szlac&etny@ gorzej si po nim rzyga, ale szlac&etny. ( ja... 6o, wanie taka wsiowa okowita5 dobra w braku czego lepszego, id"ca w gow, atwiej dostpna. 0o pogalopowa jak ko/ %br&la za drakle/sk" koby". ' %robia przerw, odetc&na raz i drugi. ' Kiedy, jak z 7o,ro wojowalimy, tom si w jednym ksiciu zadurzya. 1ak wjec&a midzy namioty naszej c&or"gwi, zbroj" srebrzon" bysn", zbami biaymi, jak zagrzmia, e pod jego komend idziemy... 6o, m$dka wtenczas byam, wic z miejsca na zab$j. %waszcza e i ja w oko pa3 niczykowi wpadam. 6ie dziwota5 jedna dziewka na sze! tuzin$w c&opa, pysk r$owiutki, wosy takie, e warkocz pod pac&" przeci"gniesz i w zbac& trzymasz... ' 0y sama tak...: ' 6ie przerywaj. 7ama. 6ogami przebieraam, ustawiaam si w wymylnyc& pozac&, mieczem dziarsko mac&aam i w og$le robiam wszystko, by si ksiciu w dobrym wietle ukaza!. M$wiam5 byam moda i tak durna, e a mi si dzi wierzy! nie c&ce. 6o, a potem poszlimy w poc&$d. Wiesz, jakie jest so,- ojsbi- pogranicze5 bota, lasy, latem komar$w tyle, e lepy, mieczem tn"c, ze dwa ubije. ;adna strona przewagi nie miaa, no to manewrowalimy tak, e si buty i podkopy sypay. 0rzy niedziele marsz$w, kontrmarsz$w, pogoda g$wniana, arcie g$wniane, nastroje g$wniane i jeszcze cika, og$lna sraczka. ' Dyzenteria. *owinna popracowa! nad jzykiem, ksiniczko. M"dra jeste, a wysawiasz si jak... ' 6egatywny wpyw rodowiska. 6ie przerywaj. Wic, kr$tko m$wi"c, dostalimy w rzy!. 6ajpierw, pamitam, m$j ksi" w lni"cej zbroi strzemi w strzemi jec&a, a gba mu si nie zamykaa. 1ak kwietn" "k zobaczy, to buc& z kulbaki, kwiecie rwa!. Kostk nadwery, tak si spieszy ze spieszaniem. #ay w$r tego zielska dostaam, bo na jednym razie nie poprzesta' (le, co c&arakterystyczne, potem ju giermka sa, a sam jeno wrcza. 7z$stego dnia tak si ju miowalimy, em tan o swoim dupnia3ku opowiedziaa. ' .enda, wiem, czym jest trudne dzieci/stwo i wpyw rodowiska. (le miarkuj sowa, prosz' Wystarczy5 pas. ' Dudkaj si. = nie przerywaj, bo to opowie! z moraem@ wysuc&a! warto. 6o wic jako P-c z szoku pozbiera w gupie dwa dni. >ankiem $smego jeszcze mnie unika, ale w poudnie weszlimy w kontakt bojowy, trup$w pado sporo, naszyc& g$wnie, bo z ksicia by taktyk jak ze mnie &a-ciarka. (&a, i ko/ pod nim leg' 0o wane. *$ klepsydry pod martw" szkap" przelea, juc&a tak mu zbroj zalaa, e a c&lupao. 7zok be%paowy, kr$tko m$wi"c. Wic jak go w ko/cu wyjli, w pierwszym odruc&u do mnie, na kolana pada i mio! wyznaje. H.endu ' jczy ' y! mi bez ciebie nijak, durny byem, em tego nie dostrzeg, daruj, cudna ty moja)I 0o niby jak miaam nie darowa!: 4o!ka! si poczlimy. L nawet mu zbroj pomagaam ci"ga!. *od koniec to w tak gor"czkowym popiec&u, e pasek g$wny osony pac&winy zerwaam. = potem... ' Daruj sobie szczeg$y ' rzuci Debren, sil"c si na beznamitny ton. ' % grubsza si domylam. ' (le nie tego, co trzeba. 4o si w mym lubym wanie w takim momencie jedna z pierwszyc& o-iar owej cikiej... no, niec& ci tam... dyzenterii. Wic si o-iara odezwaa. %broj zd"ylimy zdj"!, ale odbiec w krzaki ju nie. 0om c&wycia paw, stana obok, majestat osonia... ' 0o bdzie &istoria z moraem: ' upewni si. ' 4dzie. 0ak wic zaliczylimy i bitw wsp$ln", i to. Miowaam go dalej, nie powiem. Moe i bardziej, bo strac& doszed o lubego, bom sobie uwiadomia, e zwyczajny jest, ludzki, i mog go straci!. (le... ksicia z bajki, takiego na biaym koniu, tom ju w nim nie widziaa. #o upno o cian. Kamie/ by may, ale nie by sam. Debren sysza wyra2nie, jak te inne dudni" o zamarznit" ziemi, cian obery, jak trium-alnymi trzaskami potwierdzaj" tra-ienia w gonty. 8ry- uzbiera z p$tora tuzina okruc&$w skalnyc& i zrzuci je r$wnoczenie. *ewnie wysypuj"c z sieci. Do polowa/ na lataj"ce potwory nagminnie uywano siatek, mia prawo posiada! odpowiedni kawaek w swym zbiorze up$w. ' %br&l przez dziury w dac&u szyje ' wyjania .enda. ' 6a niego pewnie ta drobnica. Widzisz, co miaam na myli. 0ak" salw" pewnie by nas tra-i. ( wracaj"c do mej mioci... 9wiadomo!, e kada klepsydra moe by! ostatni", natc&na ksicia do pomysu nocy przedlubnej. 4o o lubie, nie powiem, dalej m$wi. (le te, przyznaj, nie bardzo wiedzia, co mu na przeszkodzie do mae/ skiego szczcia stoi. 6ie, ebym go wiadomie oszukiwa a... po prostu sama wierzyam, e si paskudztwa pozb d. ;e to jeno kwestia zebrania -unduszy. ' *rzerwaa. Debren lea, cieszy si i martwi zarazem dotykiem jej nagiej sk$ry. Westc&na. ' 6o dobrze, jak ju ma by! szczerze i z yciowym moraem... 6a jego sakiewk te le ciaam. 0akie ju baby s", Debren. 9wiadomie, mniej wiadomie czy cakiem podwiadomie, ale lec". 1a c&ocia umiem to logicznie wytumaczy!. W moim przypadku mi o! r$wna si brak dupniaka, a brak dupniaka r$wna si ku-erek zota na kuracj. 0o wielce wygodny ukad. 6ie musz si sili! na kulturalne spawianie c&udopac&ok$w. Mog prosto z mostu powiedzie!5 H6ie sta! ci na mnie, nie zawracaj gowy i nie r$b toku, bo powanyc& konkurent$w odstraszaszI. *rawda, e to wygodne: ' Debren za dobrze odczytywa jej ton, by kusi! si o odpowied2. ' 0aaak' 6o wic pod wiecz$r uspokoio si, rozbilimy nawet jedyny namiot, co go nam so,rojscy partyzanci razem z taborem nie spalili. >annyc& mielimy sporo, deszcz si"pi, ale e i ksicia, i mnie potrzeba okrutna przypara, tomy namiot dla siebie zarezerwowali. 6iby na kr$tko, ale tak tylko gadalimy, by sumienia uspokoi!. M$j luby w ko/cu nie wytrzyma i wyzna, e tak mnie miuje, e calutk" noc bdzie ostro... K .enda... prosz. ' Astro miowa. ' #&yba si umiec&na. ' ( ja wiedziaam, e owszem, ca", ale piowa. #ic&o ' klepna go po opatce. ' W sensie dosownym m$wi. (le ajno z tego wyszo. Ksi" mia pilnik do cicia zbroi, jak to dobrze wyposaony rycerz wsp$czesny, kt$remu zdarza si, e po bitwie, mocno wym$cony albo kopytem nadepnity, nie moe z odksztaconego pancerza wyle2!. Mia take mio! w najlepszym gatunku, znaczy si czyst", romantyczn" i ku mae/stwu zmierzaj"c". Modzi bylimy, wic nam si zdawao, e to starczy. (, bom zapomniaa rzec, e mi jeden gularz przepowiedzia, e miowanie szczere to najlepszy lek na takowe jak m$j problemy. 6ie miej si. Moda byam, durna. 6o i c&ciaam wierzy! w takie pier... ' .enda... ' Wybacz5 w takie nieracjonalne... K 1a nie o tym. #&ciaem powiedzie!, e tw$j pas bia" magi" tr"ci. Wic wcale bym si nie zdziwi, gdyby pierdoy wiejskiego gularza okazay si nie takimi znowu pierdoami. ' #zym tr"ci m$j pas, tom wanie miaa powiedzie!. (le po kolei. *iowanie cakiem nam nie wyszo. 6aj pierw, jak zdjam sp$dnic... zaznaczam5 g$ry nie rusza j"c, i to tak dalece, em w p$pancerzu siedziaa... no wic jak bysnam ksiciu biel" ud, to... 6ie c&cesz, bym jzyka obozowego naduywaa, wic ogldnie powiem, e ksi" o okrutnym ciarze zacz" mamrota!, co to go duej nie ud2wignie i e gdybym go moga, ciar znaczy, jako z... &mm... bark$w mu usun"!... ' Wiem, o czym m$wisz ' zapewni szybko i cic&o. ' = dobrze. Doroli jestemy, a ty w dodatku powany mistrz magii. 0ej czarnej, mocno po ziemi st"paj"cej, wic bardziej wyrozumiaej dla przyziemnoci. 0ake w miowaniu. ' Westc&na. ' Kr$tko5 miowaam go na tyle, by rednio ciki grzec& popeni!. 0en... no wiesz, marnotrawienia... ' Ksiniczko, naprawd nie musisz... ' 6ie b$j si. 4ez szczeg$$w. 6o wic... ciary, nawet takowe, rk" jeno... zdejmuj. ' Milczeli z p$ pacierza. ' 6o i potem, jak ju si ksiciu lej zrobio, to nagle sobie przypomnia, e warty powinien obej!. = ze dwie klepsydry obc&odzi, c&o! biwak by male/ki i gdy si kamieniem cisno, mona byo so,rojskiego partyzanta tra-i!. 6awet si baam, e kt$ry go... (le nie. Wr$ci i zabra si za piowanie. 0yle e serca ju w to nie wkada. = szybko sko/czy, bo mu gupio byo tak dwuznacznie po nocy &aasowa!. H.epiej ' powiada ' od$my to i przepijmy si. 6ie myl, e z tyc& jestem, co dziewk wyob3racawszy, z oa j" goni"I. 6o to poszlimy do oa, a konkretnie na posanie z kropierza. 7rebrnymi guzami go po3nabijano. 8$r" derka posza, ale czuj, jak si ksi" wierci, stka. 6ic nie m$wi, bom mylaa, e to z oc&oty na mnie. (le em dziewica porz"dna, to jeno le i czekam. ( ten, ju prawie przed witem, bluzga! zaczyna. HWci$rnoci) ' m$wi. ' Ksiniczka to ty nie jeste i nie bdziesz) % tak" sk$r":) 6ie gniot" ci te c&olerne !wieki:) 6ic delikatnoci w tobie nie ma:) 1a si dla ciebie mcz, si/c$w nabawiam, a ty nawet palcem nie kiwna)I 0o go pytam, czy oczekiwa skarg na migi, skoro tak si krpowa z dziewk" w namiocie &aasowa!. H4o ' m$wi ' i mnie to srebro pozerskie dojado. %waszcza, e guzy jeno posrebrzane, spod spodu elazo wyazi, a ja na elazo uczulona jestem i krostami noc pewnie przypacI. ( on na to, e co ja, prostaczka, mog o cierpieniu wiedzie!, skoro mi tyek blac&ami opancerzyli. Moe na takowe okazje wanie. ' ( to c&am. ' 6ie, Debren. Kiedy si nie wierci na kropierzu, to biega za potrzeb". M$wiam5 dyzenteria. ( e przyszo w trudnym terenie walczy!, to i odciski na stopac&, i uk"szenia komar$w... %reszt" potem od razu si pogodzilimy. 6astpnej nocy ju lepiej byo. 6awet troc& popio3wa. 0yle e potem ja zaczam co p$ klepsydry w krzaki biega!. ( e zn$w w poc&$d ruszylimy, raz i drugi krzak$w brako. = sko/czyy si mrzonki o zwi"zku pana z prostaczk". 4o pan, c&o! obok jec&a, paszcz mia jak may namiot i pawnik$w pod bokiem, gow odwraca i udawa, e nie widzi, jak mnie nieszczcie dopada. ' 6ie osoni ci, jak ty jego ' mrukn" Debren. ' (no nie. = alu wielkiego nie miaam, bo! to przecie ksi", a ja sama nie uomek, potra-i tarcz przytrzy ma!, nawet w takic& okolicznociac&. (le nie potra-iam przekn"! tego, e mnie wieczorem w namiocie strzeli w pysk i urz"dzi awantur, e niby mu takiego sromu narobiam. Wiesz, e c&o! z natury agodna, czasami by wam porywcza. ' Debren odc&rz"kn" wymownie, ale nie odway si skomentowa!. ' 0ote do wymiany ostryc& s$w doszo. (le potem przysza nastpna bitwa i obojgu nam si syndrom drakle/skiej kobyy odnowi. *ogodzili my si. 8iermka mi ze wieym kwieciem przysa, to jak mu miaam nie wybaczy!. %waszcza e... F urwaa. Debren, c&o! gow trzyma tak, by nie widzie! ani ka waka jej ciaa, wyczu jej zmieszanie. ' 9miao, ksiniczko. 6ie ma nic zego w tym, e panna troszk gupieje, gdy lico w aromatyczny bukiet woy. %gaduj, e kwiecie byo cudnej urody. >$e, co: ' <ubin ' mrukna. ' (... ubin. ' 4y troc& rozczarowany, a troc& zadowolony. ' #$, te niczego sobie. *rostota posiada sw$j urok. %reszt" na wojnie bylicie. ' %a r$e ' umiec&na si gorzko ' giermek, w imieniu pana, wzi"by w pysk. 4o jako odak, nie koc&anka, te na ksicia cita byam. % c&or"gwi trzecia cz! jeno ostaa. 6o, ale ubinem to mi serce na nowo podbi. ( wiesz dlaczego: Wiesz, Debren: ' 7k"d niby mam...: ' 6ie sko/czy. 6ie czyta jej w mylac&, nigdy. (le umia suc&a!, a gos .endy z dnia na dzie/ stawa si dla niego jak melodia, nios"ca coraz bogatsze, coraz subtelniejsze treci. ' Ac&... ksiniczko. ' #zyli wiesz. ' Ddao jej si to powiedzie! zwyczajnie, nawet artobliwie. ' #$, kiedy mi jeden wr$bita na pocieszenie rzek, i si w przyszoci przemys drzewny wielce rozwinie, a papier tak stanieje, e go ludzie stale miast siana, lici i, dajmy na to, ubinu, uywa! bd". (le a taka gupia nie jestem, by w te bajania wierzy!. ( wtedy nic lepszego mi si nie mogo tra-i! ni $w ubin. ' Ksi"... zorientowa si: 0o dlatego zerwalicie: ' *o czci pewnie tak. 4o owszem, zorientowa si. 0ego wieczoru pierwszy raz wziam si na odwag, pewnie z resztek tej zoci... 6o, ogldnie m$wi"c, poprosiam, by i mnie co z tego wsp$lnego nocowania skapno. %naczy ' dorzucia pospiesznie, zn$w z zawstydzeniem w gosie ' w przenoni. 6o wiesz5 korzy! jaka. ' >ozumiem. ' 7c&udam w poc&odzie, od dyzenterii odwodniona byam... ( on mia szczupe donie. 0om pomylaa... ' >ozumiem, .enda. =... nie wstyd2 si. 6ie ma si czego wstydzi!. W Marimalu, przykadowo... ' 0ak, wiem ' powiedziaa cic&o. = westc&na. ' An te wiedzia. Ksi", byo nie byo. Aczytany, z dworami oswojony, a te zawsze o sto lat do przodu byy, jeli o uyteczne nowinki idzie. = nawet... 0ylko e ja... ' %ostawmy to ' poprosi. ' 6ie, Debr en. Musz sko/czy!, bo to... to nas dotyczy. #zas spojrze! prawdzie w oczy. 6o wic ksi", c&o! postpowy wiatowiec, obsobaczy mnie. ;e niby jak mog go prosi!, by on, mczyzna pen" gb", rk" si w mskim dziele wspomaga. ;e spaliby si ze wstydu, gdyby rzecz na jaw wysza. ;e egoistka jestem, e rozwi"za, e suka. 0umacz, e nic na jaw nie wyjdzie, bo przecie lub we2miemy i do mierci jeno ze sob"... (le tyle utar3gowaam, e si na miowanie w marimalskim wydaniu zgodzilimy. ' Musiaa zrobi! przerw. Debren, maj"cy coraz wiksze problemy z wyleeniem na deskac&, nie mia nawet pretensji, gdy usysza sarkazm w jej gosie. ' W szczeg$y si nie wdaj. Miao by! tak jak u ciebie i dziewiczej baron$wny >onsoise. 6o, pewnie nie tak doskonale. 4aron$wna, z imienia s"dz"c, Marimalka penej krwi, wic i we krwi ma takowe... ' 6ie spaem z ni" ' powiedzia spokojnie. ' My te nie spalimy. = to w obu sensac& owego sowa, nie, jak u ciebie, w jednym. 4o gdy przyszo co do czego, ksi" blac&om si dokadniej przyjrza i pyta5 H( waciwie to jak sobie wa!panna z &igien" radzi:I 6o to ja, e wod", c&o! wiedziaam, e nie o to pyta. ( on5 HWidz, e wod", w sp$dnicy cay ty masz mokry, wstyd mi czynisz, przez ob$z tak przec&odz"c. (le w tym drugim wzgldzie. 4o c&yba mnie nie okamujesz, e kluczyk zgubia, &: ( tak w og$le, to co tu robi ten ubin: <ubinem si dla mnie nacierasz: 0o! ci -lakon per-um kupiem, za cae p$ dukata)I ' Kluczyk: ' ( co mu miaam rzec: ;e mnie za rozwi"zo! s"d grodzki dupniakiem pokara: Musiaam jako wyjani!, sk"d si to paskudztwo wzio, tom kamratom z c&or"gwi powiedziaa, e mnie rodzina w pas cnoty wyposaya, bym w razie klski losu gorszego od mierci nie zaznaa. W stepowyc& kampaniac&, gdy teren intymnoci nie sprzyja, od razu ow" legend rozpowszec&niaam i potem miaam spok$j. Dru&owie si z apami nie pc&ali i niczemu nie dziwili. Wystarczyo powiedzie!, e si w poprzedniej wojnie kluczyk zawieruszy. ' >ozumiem. ' 0o mie. Ksi" nie okaza zrozumienia. Do poka3dzin nie doszo tej nocy, c&o! do zerwania te nie. 1ak m$wiam, koc&alimy si. *ewnie si umiec&asz pod nosem, ale to prawda. 4ya mio!, i to spora. 6ie wywlekaabym ci tu takic& brud$w, gdyby to nie bya autentyczna mio!. 4o o mora c&odzi. ' 4rud$w: ' 6ie by zdziwiony, ale nie c&cia, by pomylaa, e akceptuje to sowo. ' A niczym brudnym... ' 6ie utrudniaj mi, Debren. 6ie b"d2 taki szlac&etny. 4o oboje wiemy, e to najprz$d mieszne, a zaraz potem odraaj"ce. M$wi o stosunkac& ze mn". W dwojakim znaczeniu owego sowa. 0ake tym ambonalnym. ' M$wisz o czym F mrukn" F o czym nie masz pojcia. % samej de-inicji. ' ;e niby sama ze sob"...: Dziki. #&o! to te aosne, na sw$j spos$b. ;e tak w ciemno mnie moesz skomple3mentowa!. ' 7kom...: Duma i sy-ilis) Qle mnie... M$wi, e nie wiesz, jak to jest by! obok ciebie) A tym m$wi) ' (&a ' mrukna. ' 6o c$, to pewnie atwiejsze. (le i na to jeszcze nikomu sil nie starczyo. 4o w ko/cu na jaw wyc&odzi, e z .endy dziwaczka, e si zac&owuje nie tak jak wszyscy... 6ie da si y! normalnie, maj"c tyek w czym takim uwiziony. = nie m$wi tu o adnyc& sercowyc& &istoriac&. 6a tym dawno k$ko postawiam. A prozie m$wi. A koniecznoci ci"gego biegania do a2ni, o wysiadywaniu w baliac&, cebrzykac&, potokac&... ' Wiem, o czym m$wisz. Wic daruj sobie. 4o sysz, e ci to wielkiej radoci nie sprawia. ' 1u ko/cz. Ksi" przesta ze mn" strzemi w strzemi je2dzi!. #o o woniac& niemiyc& napomyka. Kaza stosowa! wicej per-um, a potem wypomina rozrzutno! i te p$ dukata. 7potykalimy si tylko nocami. 6ic nie m$w, sama wiem5 gupia byam jak but. 0rzeba mu byo z miejsca powiedzie!, by sobie do zdejmowania wiadomego ciaru z bark$w owc znalaz. (le odkoc&iwanie si jest cikie, a ze mnie bya smarkula. >yczaam, klam, a potem szam do niego i nawet nie m$wiam, e m$gby wzi"! ze mnie przykad i c&o! raz, niby to przypadkiem, z sioda w strumie/ zlecie!. *otem, od tego zlatywania i zgaszania si na oc&otnika do rozpoznawania brod$w, poc&orowaam si troc&. 6ie zajrza do lazaretu, ale alu nie miaam. 1u go tak mocno nie koc&aam. = eby nie ta ostatnia bitwa, tobymy si pewnie po cic&u, bez sowa rozjec&ali. (le tra- c&cia, e zosta ranny. 8dy si wie! rozesza, mac&nam rk" na podzia up$w i pobiegam tam, gdzie lea. Marnie wygl"da5 krew, blady jak giezo, zarzygany od naramiennik$w po ostrogi. = jeno popiskuje. 0o ja z biegu lizgiem na kolana, za do/ api, do serca tul, do ust... 6agle zn$w bliski mi si sta, taki m$j... Wic klcz, kretynk z siebie na oczac& zebranyc& robi, co tam mamrocz, e ledwo dranity, e do wesela si zagoi. ( on tak dziwnie patrzy, yka powietrze... Wic api medyka, pytam, co si dzieje. 6o i dowiedziaam si. Ksi", wystaw sobie, pod koniec bitwy na 7o,rojca zbrojnego w berdysz si rzuci. 6o i si tamten na niego zama3 c&iwa. %naczy5 top$r wznosi, by z g$ry ci"!. (le, c&olera, zmczony ju by, powolny. ' 0o... c&yba lepiej: ' <ajno tam, lepiej. (kurat na podrywany berdysz m$j niedoszy si nadzia. Kady inny cios by odbi, a jak nie on, to jego pancerz, bo solidny mia. (le go elastwo od dou ugodzio, w samiute/k" sabizn. Wyobraasz sobie: ' Duuc&... ' Debrenem a wstrz"sno. ' 6o wanie. Medyk z miejsca m$wi5 H1anie panie, przykro mi, ale od tej pory moecie kaza!, by was janie pani" tytuowaliI. ' 0ak mu rzek:) <esz) ' 1ak Mac&rusa miuj. 4itwa bya krwawa, m$j ksi" do! poledniego rodu, a c&irurg wojskowy i w dodatku pijany. 0o pewnie dlatego. 6ie cacka si. Wojna to pieko, a i popiec& wymusza. 6a mnie te wymusia. 4o nie myl, em bezmylnie to palna. %astanowiam si najpierw. 7zybko, -akt, ale dogbnie. 1ak na doros" przystao. 4om c&yba wtedy wanie dorosa, jeli wiesz, o czym m$wi. ' W kwestii dorosoci wiem. W kwestii bezmylnego palnicia nie bardzo. ' *owiedziaam, e za niego wyjd. ;e to, co mu si przytra-io, to nic. ;e go miuj, a przecie mio! najwaniejsza w mae/stwie. ;e i tak. ' ;e i tak: ' nie zrozumia. ' .udzie suc&ali, tom nie wyjaniaa, e w pasie cnoty z janie pani" dokadnie tyle samo rozkoszy zaznam, ile z janie panem. Wic zawiesiam znacz"co gos. ' (&a. = co: *owiedzia ze zami5 HMoja ty, po czym duc&a wyzion":I 4o wdow", zdaje si, nie jeste: #o upno o cian a2ni. *ocisk przebi deski, mign" nad pitami Debrena i trzasn" w palenisko. 7ypno iskrami, popioem. .enda, nie za m"drze, za to szybko, runa piersi" na plecy maguna. *r$bowaa czym wicej ni sam" piersi", lecz z jej nogami byo marnie i tylko tyle zdoaa dokona!. 6a szczcie. Debren zd"y pomyle!, e cios blac&ami w poladki kosztowaby go pewnie kolejne omdlenie. ( tak tyek ocala. (le z drugiej strony... dokadnie naprzeciwko... *odbrzusze eksplodowao. Cala rozkoszy spyna ku stopom, rozpalia tczowe krgi pod zacinitymi powiekami. ' *sia juc&a... ' 1ej gos zadra. ' Mao brako. Musiaa spojrze!, upewni! si. .ea nieruc&omo, z cayc& si trzymaj"c w garci te czci ciaa, nad kt$rymi nie odebraa mu wadzy, wic raczej niczego si nie dopatrzya. (le z drugiej strony... tam, gdzie odebraa... Mac&rusie, ile tego byo... 0skni za ni" szesnacie miesicy. 9ni o niej. Marzy na jawie. 6o i uzbierao si. 6ie zd"ya pomyle!, to by odruc&. 8upi. #&o! po dziesiciokro! mniej gupi od tego, co mu teraz robio jego wasne ciao. ' 6ic ci nie jest, Debren: 6ic. #akiem nic. (le z drugiej strony... 8orzej ni nastoletni smarkacz. =m to si przynajmniej przytra-ia we nie. Dmarby ze wstydu. 8dyby akurat nie umiera ze szczcia, kt$re mu podarowaa. 1akie jdrne miaa te piersi. 4oe. Asonia go. 4ya zdecydowana umrze!, by on przey. 0ak po prostu. 6ie m$g mie! pretensji do swego ciaa. Adpowiedziao mioci" na mio!, i tyle. ' 6i... nic ' wykrztusi. = ju cakiem cic&o, w len i pa c&n"ce lasem igliwie, wyszepta5 ' .endusia... 4ya dziwn" istot". 6ajdziwniejsz" z tyc&, kt$re napotka, a przecie widywa ju stwory, na tle kt$ryc& prgo3wany gry- z pawim upierzeniem wydawa si prozaiczny jak podw$rkowa kura. 4ya dua i cika, a nie poczu, kiedy uwolnia go od swego ciaru. Miaa piersi delikatne jak puc& i twarde jak kamie/ ' r$wnoczenie. 4ya tu, *rzy nim i na nim, bd"c zarazem w innyc& miejscac&. 0am, za nogami, gdzie w cianie ziaa dziura wielkoci ludzkiej gowy. = przy drzwiac&. #zary. #zas stan" na gowie. 9wiat stan" na gowie. An, De3bren z Dumayki, powany mistrz magii, mia oc&ot stan"! na gowie. ' 6o, piknie. ' 1ak przez mg sysza jej zduszony gos. ' *rzypieprzy z niskiego puapu, po paskiej trajek torii. Debren, musimy st"d dyrda!. Wiesz, co on robi: Wali w drzwi obery. 0ym razem nie wcelowa, ale jak wceluje, to p$jdzie do szturmu. 4yo ciemno@ pomieszczenie, c&o! dziurawe, nadal wypeniaa para. *rawie jej nie widzia. 0roc& dlatego, e staraa si pozosta! niewidoczna. ( przynajmniej uc&roni! przed jego wzrokiem niekt$re partie ciaa. .ea i patrzy, jak miota si midzy g$wnym pomieszczeniem a przedsionkiem. 7ysza, jak klnie, skrzypi drzwiami, pobrzkuje &alabard", zn$w klnie. .ea. *atrzy. 7uc&a. 6ie m$g myle!. 1eszcze nie. ' Dasz rad biec: 9cigna cae: Debren, m$wi co. M$wia zwr$cona do niego tyem, siedz"c na pie/ku do r"bania szczap. 6akadaa sukni, suknia wymagaa sznurowania, wic usiada. Mimo i wiele tego sznurowania nie byo. 6o i te jej pytania... 6ie krya za dobrze strac&u. Ad razu odgad, w czym rzecz. ' 0y nie dasz rady, prawda: ' D2wign" si. ' Mniejsza o mnie. 6a mnie rany jak na psie... ' *otra-isz powt$rzy! taki bieg: 0ylko bez krcenia, ksiniczko. Widz, na czym stoimy. 7zarpna sznurkami, zaciskaj"c wze. Mocno. 6a tyle, by cic&e westc&nienie dao si przypisa! naciskowi na puca. Debren wodzi palcami po przykrytym szmatami poladku, ostronie zdejmowa blokady nerw$w. ' 1a na jednej nodze ' mrukna ponuro. ' 0en c&oler ny nietoperz... Qle st"pnam. (le te mnie rozwcieczy, szczur wredny. Wiesz, co tu robi: ;ar w garnek przeka da. 7pali! nas pr$bowali. 8ry- nie smok, sam z siebie og nia nie wykrzesze, wic przysa pac&oka na zodziejstwo. 8arnek te kradziony pewnie. ' 6ie odwracaj"c si, rzucia mu ubranie. ' Masz, odziej si. 4o pewnie nie c&cesz, by ci pomaga!. ' *oradz sobie ' powiedzia pospiesznie. ' = nie martw si. *isklak nie jest taki gupi, by szturmowa! dom. Kawa bestii z niego, ale odpornoci" na elazo nie dysponuje. 8dyby go niej tra-ia t" &alabard"... Drwa, ale nie udzi si, e w por. = susznie. ' >acja ' powiedziaa bez urazy, odruc&owo wykrcaj"c kosmyki peruki. ' Mogo by! po wszystkim. Jeyn piby piwo, *etunka urodziaby mu i syna, i c$reczk, i moe nawet wnuczk" si nacieszya, a ty by nie ryzykowa, e okulejesz. (le e przez tego c&olernika rdzawego zawsze si do konnicy zaci"gaam, to i nie utra-iam, gdzie naleao. +alabard" nigdy... ' 7yna i c$reczk: ' >eszt zrozumia. ' ( co ma *isklak do jej potomstwa: Kontrol urodzin tu zaprowadzi: ' 0aki durny to aden z nic& nie by, ani Domorzec, ani jego synalek, by z kontrol" urodzin ryzykowa!. 4o w jedn" niedziel by go Koci$ wykl" i przy pomocy koomyi witej zmi$t z powierzc&ni tyc& g$r. (le w praktyce owszem, co takiego nast"pio. 0roc&emy z *etunk" pogawdziy o babskic& sprawac&. % p$s$wek zrozumiaam, e maj" problemy z prokreacj". Jeyn konkretnie. ' *rzecie maj" dw$c& syn$w. ' Aj, Debren, Debren. 6ic nie zauwaasz, wniosk$w nie wyci"gasz. Moe dlatego, e nie c&cesz. #o mnie nadto nie dziwi. Ana... c$, nie powiem, mor,acka nacjonali3stka, ale poza tym, -izycznie... ' Drodziwa: ' zgad. ' 0o problem %br&la. M$j nie. ' 6ie c&c si przed walk" wdawa! w sp$r, wic przyjmijmy, e ci wierz. ( wracaj"c do rzeczy5 jest jaka jest, to si c&opom wit" widzi. (le to zwyczajna niewiasta. % potrzebami. ( jeszcze i z misj" do wypenienia. ' Ana te ma misj: 1ak gry-y: ' 0u wszyscy maj" misj. Akolica taka. Misj" *etunki jest postawi! interes na nogi. 7iedem pokole/ tradycji to nie byle co. #&ce czy nie, musi kontynuowa! dzieo babek. 0o po pierwsze. ( po drugie, oswoia si z myl", e w jej rodzie sprawy $kowe mao maj" wsp$lnego z konwenansami i obyczajnoci". ' ?j, czy ty jej aby nie obraasz: >ozumiem tw" niec&! do wszystkiego, co mor,ackie, ale... ' *owiedziaa mi, e oboje marz" o c$reczce. = e pewnie si nie doczekaj". 0o ja, by j" pocieszy!, m$wi5 H*rzynajmniej was 4$g par" syn$w obdarzyI. ( ona, e j", owszem, ale Jeyna ju nie bardzo. 4o jak j" bra za on, to ju z c&opaczkami i e wanie za to go koc&a, i nosem nie krci, ludzkiej obmowy si nie ba, o gry-ie nie wspominaj"c. 1a na to, e -aktycznie, na kamieniu si tacy nie rodz", co ubog" wdow z dwojgiem przyc&$wku przed otarz wiod". 0o mi kazaa odpuka! i przez rami spluwa!. 4o wdow", powiada, nigdy nie bya i nie zamierza by!. Milczeli przez c&wil. Debren wi"za onuce. ' 6ie nasza sprawa ' powiedzia. ' = nie twoja wina, e si Jeyn syna i c$rki szybciej nie doczeka. ' #$rki jeno. 7yna pono! nie c&ce. ' 6ie: ' zdziwi si. ' 0o! m$wia... ' Jeyn jest zbyt boja2liwy, a i poczciwy, by ryzykowa! z c&opcem. 0utaj ci, co portki nosz", czciej od bab gin". #$rka to co innego. Wnuk$w Bysedelowie nie maj" i nie zanosi si, by szybko mieli, wic jakby si dziewuszka urodzia, nietykalna byaby jako spadkobierczyni. %emsta ma trwa! do skutku. ' 0ego si sam domyliem. W oddali zaomotay kamienie. Mocno. Debren pomyla, e nawet pojedyncze tra-ienie moe strzaska! drzwi. ' Moe powinnimy...: ' 6ie, .enda. *owoli. 0rzeba si przygotowa!. %reszt" p$ki drzwi cae, i my nie wejdziemy. Akienka male/kie, z twoim pasem mogyby by! problemy. ' (&a. %adek mam gruby. Dziki. ' 8upia jeste. .epiej wyjanij, co z tym synem. ' 7yn ju jest. Baclan, jej pierworodny. 0en od balsam$w, co je *etunka dziewczynie przyncie aplikowaa. = ten, kt$ry na potwory c&adza. #iut pan oberysta przesadzi. >az smarkacz poszed. 6a gry-a. 6o i gry- tak go poc&lasta, e si wstydzi odt"d ludziom pokaza!. Baclan, nie *isklak. *etunka miaa zy w oczac&, tom nie pytaa o konkrety, ale paskudnie musi c&opak wygl"da!. 6ie dziwota, e zdziwacza. %nale2li mu w Aomuciu izdebk na poddaszu i posad kopisty. Miniatury pono! cudnie maluje. Wic c&o! jedna mu tylko rka zostaa, jako tam na c&leb zarabia. (le baby nie ma. Modszy brat do tamtejszej c&or"gwi si zaci"gn", bo mu rodzice kazali Bac3lanowi pomaga!, a po prawdzie to c&yba dawa! na/ baczenie. 4o si pono! ju na ycie targa. ' >ozumiem. ' 6ie, Debren. 6iepenosprawny nigdy nie bye, to i nie zrozumiesz. 1a tak, ale nie ty. ' Masz na myli pas ' domyli si. ' 6o widzisz: =ntelekt jak brzytwa, tyek przez okno do kadej obery wejdzie, zwaszcza e pewnie praktyka w tym spora. ' Mona janiej: ' 1aniej: *rosz. 8rosz si ciebie nie trzyma, wic, jak znam ycie, ty si pannom do izby przez okno wlizgujesz, nie one tobie. 0o miaam na myli. 6ic zego, uc&owaj 4oe. *rzecie wiem, e nie zodziej. ' Dalasz si ' powiedzia cic&o. ' ( co, nie wolno: 4ab" ostatecznie kiedy byam, to si mog nad biedakiem pouala!. ' 6ad biedakiem: ' %api" ka-tan. ' 6ie doko/czya &istorii z ksiciem. Morau si nie doczekaem. %astanawiaa si przez c&wil. (le nie miaa wyjcia. ' *rawda. Abiecaam mora. ' Dsiada twarz" do niego. F #&o! z twoim rozumem pewnie si sam domyli. (le niec& tam. 6o wic ksi", m$wi"c ogldnie, &arbu3zem mnie uraczy. H% tob": ' piszczy ' miabym si eni!: % tob": 0y mierdzielu na okr"go obesrany) *rzez ciebie ju nigdy... 6igdy, pojmujesz:)I ' Wstrz"s ' wzruszy ramionami. ' *aowy, ale z elementami bezpaowego. 6ie wzia c&yba jego wrzask$w na serio. ' Krzycza, jaka to ze mnie ladacznica i jaka aosna imitacja niewiasty, ludzie tego suc&ali, a ja nie mogam poj"!, o co mu idzie. ;eby nie ten klin, kt$rego mi zabi, to albo jego mieczem bym pc&na, albo, co prdzej, siebie, bo nigdy takiego upokorzenia nikt mi jeszcze do tej pory nie zgotowa. (le nie rozumiaam i to mi ycie ocalio. 4o mnie czeladnicy medyka pod okcie c&wycili i wywlekli, by pacjentowi cierpie/ nie dodawa!. Dopiero wieczorem, jak w lesie rycze! sko/czyam, w gowie mi si rozjanio. ' 0aaak. #zasem potrwa, nim sobie czek uwiadomi, jak bezsensownie go oskarano. ' 6ie rozumiesz, Debren. 7ensownie. 1a byam winna. *rzez ten m$j brak kobiecoci wanie. = przez c&ore, babskie popdy. 6ie rozumiesz: 6o tak, masz prawo. 6ie ty mu pasek tarczki pac&winowej zerwae. = nie ty swoim niezdecydowaniem, -oc&ami, zmiennymi &umorami sprawie, e zbroi do naprawy nie odda. 6ie gap si tak gupio. 0ak czsto si obraaam, e biedak nie wiedzia nigdy, czy i kiedy to zrobimy. 6o i w ci"gej gotowoci c&odzi. 4ez osony znaczy. ' >o... robilicie to... w zbroi:) ' 6ie b"d2 taki wstrz"nity ' warkna. ' (kurat ty, ekspert od mioci antypodowej. Wulgarne to i mieszne, jak z boku patrze!, ale o kadym c&doeniu to samo... ' Wybacz ' przerwa jej szybko. ' *rzepraszam, ksiniczko. Qle mnie zrozumiaa, ale i tak przepraszam. *odziaao. .enda oklapa. ' Mora ' wymruczaa ' jest taki, e i prawdziwa mio! nie przeyje, jak j" z pasem cnoty zderzy!. *owoli zdec&nie. = tylko si miuj"cy pokalecz". 0aki jest mora, Debren. 0yle lat pamitaam, a potem zapomniaam i widzisz, co si powyprawiao. ' ( c$ takiego si powyprawiao: ' zapyta. ' 6ie udawaj. >obot stracie, pokaleczony jeste i nie wiadomo, czy ci ten c&olernik nie zadziobie. ( wszystko bez nijakiej korzyci. *o tamtej stronie kopc$w to ci przynajmniej za!ma trzymaa, a... ' %a!ma: ' 6o wiesz5 to ogupienie, wosiem w poduszce wywoane. (le teraz... teraz ju patrze! na mnie nie moesz. Debren zda sobie spraw, e po tej stronie kopc$w tak naprawd nie rozmawiali ze sob". *siakrew. *owinni porozmawia!. *rzynajmniej raz. ' 1a na ciebie nie mog patrze!: #o za bzdury...: ' Debren, przecie lepa nie jestem. Widz. ( jakbym i nie widziaa, to! sam mi to prosto w oczy rzeke. ;e jak jec&alimy, to si starae na mnie... ' W kontekcie podgl"dania) 6o dobrze5 nieprecyzyjnie si wysowiem. 0rudno o precyzj, gdy ci najblisi o dewiacje pomawiaj". *ublicznie i w miejscu, gdzie byle oskarenie moe si eksmisj" sko/czy! albo postrzaem z &ulajkuli. (le c&yba nie mylaa... ' 6ajblisi: ' poderwaa gow. ' A... %br&lu m$wisz: ' A %br&lu:) 0o ta gor"czka, czy moe -aktycznie masz sto trzydzieci lat i cik" skleroz:) #&yba ci musz to napisa!, bo widz, e m$wienie to jak groc&em o cian) Koc&am ci, kretynko) = z tego koc&ania nie patrz, gdy nie naley) 4o ci, duma, szanuj) = nie bd termowizyjn" metod" cyck$w podgl"da) %ec&cesz sama pokaza!5 prosz bardzo) (le tak nie c&c) %da sobie spraw, e stoi. 6ie, poprawka5 e oboje stoj". 4o i ona nie uznaa tematu za jeden z tyc&, kt$re mona omawia! na siedz"co. ' 6ie yj, babiarzu) *etunk to z kadego a/cuszka rozliczy) >onsoise, dziewic, antypod$w uczye) ( H>$owy Kr$likI: *o ksigi tam tra-ie: 6ie po to czasem, co c&op$w do zamtuza ci"gnie: ' .enda, zapewniam ci, e za!ma nadal mnie trzyma. >$wnie mocno jak wtedy, gdy ci na grzbiecie d2wigaem. ' M$wisz tak, bo jeste... ' zabrako jej sowa ' jeste... za dobrze wyc&owany) 6ie potra-isz przyzna!, e nie potra-isz ju na mnie patrze!) W drodze... Mylisz, e nie zauwayam: 6a wszystkie strony ci gowa lataa, jeno nie w moj") = smr$d ci przeszkadza) *ierwsza rzecz to5 do a2ni z ni", *etunko, byle szybko) Drugi ksi", c&olera) ' 6ie jestem za dobrze wyc&owany. W drodze nie gapiem si na ciebie, bo w tyc& lasac& yj" wilkoaki, jest ostra zima i jak kto o pannie powanie myli, to na las si gapi, nie pann. 4o tak si skadao, e ilekro! jednak spojrzaem, to si silia na poprawianie w kulbace, rozpinanie p$kouszka i pyskowanie %br&lowi. 4o si jedna durna koza silniejsz" i zdrowsz" tak bardzo c&ciaa wydawa!, e i nogi nadweraa, i puca, i gardo, i cierpliwo! rotmistrza, u kt$rego na asce bylimy. 4o si pannie cikie dni akurat w takiej c&wili przytra-iy i musiaem udawa!, e plam na portkac& nie zauwaam ani ukradkowego szorowania niegiem. 4o nos mam nawet od ksi"cego delikatniejszy i mi si nie umiec&ao strzemi w strzemi z pann" jec&a!, wasny smr$d w"c&aj"c. 6awet jeli ze zdobycznego ubioru g$wnie poc&odzi. 4o wiem, jak mnie przelot przez jelito urz"dzi i boj si, e mnie panna jako cuc&n"c" maszkar zapamita. % b$lem, zimnem, strac&em i c&orob" raz na zawsze skojarzy. 4o podzielam zdanie, e ekstremalne warunki mog" mio! zabi!. ( nie c&c jej zabija!. (ni tej mojej, z kt$r" mi dobrze, ani tej twojej, o kt$rej nie wiem, czy w og$le jest. 4o, na koniec, nie c&c ci ogl"da! termowizyjnie z czerwonymi cyckami w sine plamy, kt$re onieony ka-tan daje. Wol poczeka! i w naturze obejrze!. Musia sko/czy!. 6ogi cay czas, powoli lecz nieubaganie, niosy go w jej stron. = zwyczajnie zabrako miejsca. Do pnia3zydla jeszcze byo, ale do .endy nie. #o znaczyo, e i ona nie cakiem panuje nad nogami. W dodatku wyrosa na s"e/ w g$r i ustami tra-i akurat na jej troc& arogancko, a troc& zmysowo wypc&nit" doln" warg. Miaa usta jak pomara/cze, kt$re jada na H(rami3zanopolisa/czykuI. *rzepisy bezpiecze/stwa, jak to na galerze, byy ostre, wic nawet scyzoryki cile reglamentowano i Debren, nie c&c"c si biedzi! z tward" sk$rk" modyc& owoc$w, zamawia u kuc&arza po tuzinie ju obranyc&. 1ad je powoli, lekko przesuszone na wierzc&u i ' przez kontrast z t" suc&oci" ' niewiarygodnie soczyste wewn"trz, pod pomarszczonym nabonkiem. 4y z *$nocy, wic zakoc&a si w pomara/czac&. (le nie tak jak teraz w wysuszonyc& gor"czk", spkanyc&, poci"gnityc& pomadk" z buraka ustac& .endy. Kt$re, podobnie jak jej piersi, byy twarde i mikkie zarazem, cudne w dotyku, a przede wszystkim F co je od piersi r$nio F c&tne. 6ie caowa jej. #aowali si F to r$nica tak wielka, e od samego mylenia o niej wirowao w gowie. 6ie straci r$wnowagi i nie upad wy"cznie z poczucia obowi"zku. 6ie m$g. 6ie by sam. #zu jej bose stopy na swoic& stopac&, jej bicepsy gnioty mu szyj, wisiaa na nim, dusia, oddawaa ca" siebie z u-noci" dziecka, kt$remu przez myl nie przyjdzie, e z rodzicielskic& ramion mona wypa!. Wic sta. = caowa j". 1ak nigdy nikogo. % czasem zn$w dziao si co dziwnego. 6ie umia okreli!, jak dugo to trwao. Wieki, to pewne. %a kr$tko ' jeszcze pewniejsze. Aboje dostali zadyszki. .enda ciszej5 miaa katar. (le to nie ona przerwaa. ' #ze... czekaj. ' 6ie myla o tym, ale donie same omijay skryte pod sukni" blac&y. Kleiy si do plec$w, poznaway ksztat ud. %a mocno jednak tulili si do siebie, by jego biodra potra-iy dugo ignorowa! co, co przepywao z jej bioder. ' #zekaj, .enda. #zujesz to: ' #o: ' 7pojrzenie miaa nieprzytomne, rozmazane. ' 6... nie wiem ' zaj"kn" si. ' #&yba... tw$j pas... Aprzytomniaa byskawicznie. *omyla, e on sam by tak zareagowa, gdyby mu kto wbi koek w t ran z tyu. #&cesz zrani! .end 4ranggo: 6ie ma sprawy5 wym$w magiczne sowo na run H*I. Duma i sy-ilis. (le przecie musia. 4o co si dziao i to co nie byo dobre. ' 0ak ' oblizaa usta. ' 6o tak. *as. ' *r$bowaa si co-n"!, ale nadal j" obejmowa, a nogi miaa za sabe. ' *u!. 0o... bez sensu. 6igdy ci nie dam... ' #ic&o. ' *rzesun" donie na jej biodra, przymkn" oczy, zacz" dostraja! umys do s"cz"cej si energii. ' *onioso mnie, wybacz. 0o si ju nie... ' #ic&o, .enda. #ic&o. %amknij si. ' *ojad ze %br&lem. *ono! *rawel jest liczny. ( jego dzieciaki mie, m"dre i c&tne do nauki onierskiego rzemiosa. 0aka nauczycielka w sam raz im si nada. 0ak e darmo niczyjego c&leba... ' An wibruje. 6ie czujesz: 0w$j pas. ' %esztywniaa, ale przynajmniej umilka. ' *amitasz: %dawao ci si, e wyczuwasz m$j wzrok. 0o byo to: Dmiaa szybko powraca! na ziemi. 6ic dziwnego. Dziesi! -unt$w balastu robi swoje. #&ciao mu si pakac. *rzed c&wil" mia w ramionac& koc&ank, najczulsz" z moliwyc&. 0eraz onierza. 6agle, jak za dotkniciem r$dki, powr$ci b$l, zmczenie, no i smr$d ubrania. ' 0ak ' mrukna. ' #o to jest: 6astpny nietoperz: ' 6ie. ' 8or"czkowo przeczesywa kolejne pasma, zaczynaj"c od tyc& typowyc&. ' 0o idzie st"d. % pasa. 7zo. #oraz silniejsze. 6ie, wr$! ' to on odbiera wyra2niej. 7ygna by c&yba stay. 6adal nie dawa si zaklasy-ikowa!, ale Debren doszuka si jakiej regularnoci. ' Adbierasz to jako wibracj: ' *okiwaa gow". ' %darzao ci si ju co podobnego: ' 6nnie jestem pewna. #&yba... c&yba jak byam maa. 6a pocz"tku. (le nie jestem... ' 6agle jej oczy rozszerzy strac&. Kr$tki bysk, nad kt$rym zaraz zapanowaa. 1ej twarz zmienia si w doskonale nijak" mask. ' Debren, m$gby mnie zostawi! sam": 6a c&wil. 0o byo co wicej ni proba. Amal nie uleg. ' 6ie m$gbym. 0o idzie na przenikaj"cyc&. 6ie wolno wystawia! ludzi na takie pasma bez ic& wyra2nej zgody. Kto tu, psiama!, amie zasady. 6ie, .enda. 6ie zostawi ci sam na sam z przestpc". ( poza tym... ' 0o ci moe skrzywdzi! ' rzucia przez zby. ' Astrzegano mnie. Adejd2, Debren. *ewnie nic si nie stanie, ale gdyby miao si sta!, to straty mniejsze bd". ' Daj doko/czy!. *oza tym jest jeszcze *isklak. 6iby jak to sobie wyobraasz: ' (rgument by nie byle jaki, wic umilka. ' = nie b$j si. Kto jawnie amie reguy obc&odzenia si z czarami, ale moc nie jest wielka. ' #o to znaczy: ' 6ajprociej: ;e dupniak nie dupnie znienacka. ' 6ie wypuszczaj"c jej z obj!, ugi" kolana, przywar twarz" do miejsca, gdzie sc&odziy si jej uda. Wydawao mu si, e westc&na. 6ie by pewien. Wszed w g$wne pasmo none, teraz dostraja umys, zagbia si w szczeg$y. 0o wymagao koncentracji. ' #ii... 6ie ruszaj si. 4ya cic&o i nie ruszaa si. W stajni przeraony ko/ wali kopytami, ra panicznie. %br&l wrzeszcza, odgraa si lataj"cym obesra/com. Debren wsta. Donie nadal trzyma na biodrac& dziewczyny. 7tara si nie patrze! jej w oczy. 6ie da rady. ' #o: ' zapytaa spokojnie, c&odno. ' M$w. ' 0o c&yba... 7ygna jest podobny do tego, kt$rym si wskazania nawigacyjne dla wrzecion przekazuje. =n-ormacyjny, znaczy. Dziwne, ale to wygl"da, jakby kto pr$bowa... no, nawi"za! kontakt. ' %ebra odwag. ' 7uc&aj... c&ciabym otworzy! ten kana. ' 1ak: ' #zu jej lk, ale czu te, e panuje nad nim. ' W tym problem. 7am niewiele zwojuj. 6ie wiem dlaczego, ale tw$j pas dziaa jak wzmacniacz. 1est nas"czony magi", wic to pewnie e-ekt przypadkowego rezonansu. ' Daj spok$j. ' 4ya opanowana, sugesti wyrazia jednak a nadto dobitnie. ' 0o niebezpieczne. Diabli wiedz", kto i co le w ten spos$b. 0o nie nasza sprawa. 1ak czego od nas c&ce, niec& go/ca pole. (lbo gobia. ( nie dziewkom zadek wibruje. Wibrowanie niewiastom pewnyc& miejsc bez ic& jednoznacznej zgody bywa w niekt$ryc& krajac& wikszym przestpstwem ni puszczanie pasm przenikaj"cyc&. ( c&amstwem to ju wszdzie. ' 6ie artuj, ksiniczko. 0o moe by! wane. 4yle g$wniarz nie dokona czego takiego. ' Wic tym bardziej nie. % byle g$wniarzem pewnie sobie poradzisz. (le jak to robota dowiadczonego czarodzieja... 4oj si ' powiedziaa otwarcie. ' 4d przy tobie. ' 0o o ciebie wanie si boj, durniu. 1a w tym bla3szaku tkwi i nic nie poradz. (le ty nie musisz sta! obok, jak si czar objawi. ' 0o in-ormacja. =n-ormacje bywaj" przykre, ale rzadko zab$jcze. 7erce mam zdrowe, nic mi nie grozi. ' W H>$owym Kr$likuI jeden tucioc& to samo Dun3ne do gowy wbija. Dw$c& duyc& i namitnyc& dziewek "daj"c. Daa si przekona!. = wiesz co: ' Domylam si. (le my nie na kr$likow" mod bdziemy ze sob" sp$kowa!. ' %esztywniaa. ' 6ie patrz tak, to m$wi, e nie... 0o sowo ma i drugie znaczenie, dla czarodzieja przynajmniej. Wiesz, co to medium: ' 7abo kiwna gow". ' 0y i tw$j pas jestecie takim jakby zbiorowym medium. 1a pokieruj odbiorem, poprowadz ci. Kr$tko m$wi"c, na sp$k to zrobimy. ' (... a&a. ' Moe mu si zdawao, a moe -aktycznie skrya rozczarowanie. ' >ozumiem. (le nadal uwaam, e nie powinnimy... ( jak to naprawd korespondencja: #udza: 6ie godzi si cudzej czyta!. ' Moe i cudza ' zgodzi si. ' (le jedn" rzecz sam rozszy-rowaem, bo j" w g$wne pasmo wyra2nie wpisano. #o powiesz na to, e si -ala w dwie runy ukada: = nag$wek HDDI tworzy: % niczym ci si to nie kojarzy: ' %amrugaa powiekami. ' 6o: *ytam. Adpowiedz, jeno szczerze. ' 7zczerze... to nie mog. ' +: ' 4o si czepiasz o kade... e niby wulgarna jestem. ' .enda) ' 6o dobrze, dobrze... Awszem, kojarzy si. W mniej koszarowej lelo/szczy2nie ci to rzekn, skoro uszy masz takie delikatne. 0o, po mojemu, mogoby by!5 do rzyci. ' Do...: (&a. 6o tak. ' %erkn" na ni" niepewnie. ' = to jedyne twoje skojarzenie: ( Debren z Dumayki: ' 6o... po prawdzie... 6ie moesz mie! do mnie pretensji, Debren, nie o logiczne mylenie. ( najbardziej logicznym si wydaje, e HDDI to znaczy, com rzeka. 4o niby w co depesza tra-ia: W moj" zbyt tust"... ' Dosy!. Kady pacierz takowej emisji cikie pieni"dze kosztuje, wic zdecyduj si. Adbieramy czy si gow" pod zydel c&owamy, wierz"c, e nas to uc&roni: 7apna, oczy jej rozbysy znajomym, kocim ogniem. 0akiej jej jeszcze nie caowa. 4ardzo c&cia. ( teraz c&yba nawet m$g. 0yle e nie byoby to rozwane. Moga uzna! gest za -orm poegnania. ' #o mam robi!: F rzucia wyzywaj"co. ' 6ie wiem. 7ygna pokieruje. Moe co usyszysz, moe zobaczysz... nie wiem. Wiem, e trzeba stworzy! moliwie bezpieczny ukad rezonuj"cy. *as, ja, na ko/cu ty. 4d ci ubezpiecza. W razie czego przerw seans. ' ( jak nie dasz rady: Debren, moe jednak... ' Dam. ( jak nie dam, to nas oboje szlag tra-i. ' *rzez c&wil patrzya mu w oczy, zaskoczona takim postawieniem sprawy. *o czym nieoczekiwanie umiec&na si. .eciutko, samymi k"cikami ust, kt$re wydaway si De3brenowi wci" nabrzmiae od pocaunk$w. 7kina gow". ' 0ak: %gadzasz si: %uc& dziewka. = ostatnia sprawa. 6ie zrozum mnie 2le, ale musz si dobrze c&wyci!. ' #&wytaj si ' poszerzya umiec&. ' %a obrzea pasa ' dopowiedzia niepewnie. ' ?ee... bezporednio. %naczy... ' 1ak to si m$wi na dworac&... ' wyszczerzya zby i obr$cia si do niego plecami, bez skrpowania podci"gaj"c pod pac&y d$ sp$dnicy ' ...caa przyjemno! po mojej stronie. 6ie miaa racji. *owinna, ale nie miaa. Debren odczuwa wyrzuty sumienia, bo krawdzie blac&y, c&o! niby wygadzone, byy nawet dla palc$w szorstkie w dotyku. 4o nie zegaa ksiciu i -aktycznie wyczu wysypk na styku sk$ry z elazem. 6iejeden zamaszysty ruc& nog" czy skon musia si ko/czy! b$lem. Moe i lekkim, ale nieuc&ronnym. Wic nie mia prawa odczuwa! przyjemnoci dotykaj"c jej w takim miejscu, pc&aj"c si brutalnie z palcami w stre- otar! i odcisk$w. 4ez w"tpienia przysparza jej cierpienia. 4y ostatnim draniem, czerpi"c z tego jak" c&or", niezrozumia" przyjemno!. (le czerpa. 7ta przyklejony piersi" do jej plec$w, wdyc&a zapac& wilgotnej sk$ry, czu na policzku c&odn" pieszczot zotyc& wos$w. ' #o teraz: ' zapytaa powanym ju gosem. ' 4d powoli zwiksza,przepyw. %obaczymy, co z tego wyjdzie. 6ie b$j si. (&a, .enda... Moe bd musia wzmocni! styk. %naczy5 silniej do ciebie... no, przywrze!. 6ie zwracaj na to uwagi. ( teraz zamknij oczy i spr$buj si rozlu2ni!. *owolutku. 7pokojnie. 1estem z tob". 4y. Mocniej ni kiedykolwiek. 0ylko przez moment czy dwa, co prawda, zanim na styku cia i dusz nie ustalia si r$wnowaga, ale moment czy dwa to cakiem sporo. M$j. #iepo. Dobrze. 1ak dobrze. M$j. 4ezpiecznie... #&olera. *rzebicie. 6awet nie tyle myli, co ic& aura, rozmazane ec&o. (le wpakowa si jej do m$zgu. 6ie zac&owa ostronoci. 4"d, mistrzu. 4"d niegodny mistrza. 4"d... celowy: Do!. We2 si w gar!. 7" sprawy wane i nieistotne. 7ygna r$s w nic&, la si coraz szerszym strumieniem. Kiedy si ustabilizowa, .enda westc&na cic&utko. = ruszya przed siebie. Wolno, c&wiejnie. 6iepewno! kroku nie miaa nic wsp$lnego z ranami n$g. Dziewczyna bya w transie. Debren nie pr$bowa niczego jej narzuca!, po prostu poszed za ni" jak cie/. 6iedaleko. <a2nia bya maa. 6im si zorientowa, .enda ju poc&ylaa si ku sc&odkowym siedziskom, wyci"gaa dr"c" rk. 6ie rozumia. Dop$ki trzy rodkowe palce nie skreliy drugiej runy na zroszonej desce. A37303(3W313R *isaa szybko. #&yba przypadkiem. 0en, kt$ry przez ni" przemawia, raczej nie wiedzia, e nalot na desce jest prawie niewidoczny, a runy ukazuj" si g$wnie dziki przepywaj"cej przez do/ dziewczyny energii, rozbyskuj"c gasn"cym niemal od razu pomykiem. W drug" stron nie poszo nic. Debren mocno si o to stara. 63=3?313?37303D3.3(3#3=3?343=3? *omyla, e bd" j" bolay palce. Minie pod sukni" byy napite jak liny sztormuj"cego okrtu. 1edno ze ustawienie doni, a poamie paznokcie. (le nie m$g temu zapobiec. Mia za duo roboty z pilnowaniem przepywu. = wasnego re-leksu. 6ie u-a nadawcy. 63=3#3%303?383A363=3?343S3D3%3=3?3D3?343>3?36 #&olera. >ka .endy. 7una z lewej w prawo i wanie zepc&na z awki okryte lnianym rcznikiem ga"zki jody. 0e, na kt$ryc& trzyma gow. #&olera. 63=3#363(303J3M 0rzeba j" powstrzyma!. 6ie m$g dopuci!, by rka dotara a do... (le przekaz m$g im co da!, co podpowiedzie!. 0ylko dure/ zrywaby kontakt bez bardzo wanego powodu. 63=3? Astatnia c&wila. %decyduj si, c&opie. 1est w transie@ to, co zapamita najsabiej, to wanie wyc&odzenie z niego. Wic teraz. 1u. (lbo wcale. 73K3A3>3%3J Wyadowania na styku palc$w z wilgoci" nabray mocy, poczerwieniay. 7tao si. 0rudno. Warta bya i tego. Kadej ceny bya warta. 6ajwyej si z niego pomieje. 6ajwyej, gdy zerw", jak kada uraona zerwaniem kobieta puci w wiat stosown" plotk. *ies tr"ca plotki. 6ikt nie wierzy porzuconym kobietom. ( tym, kt$re porzuciy: 4o przecie on jej nigdy... 7303(373% 8$wno prawda. Wielkie, g$wniane g$wno. 6ic nie wiecie. 0o co, e mieszne: ;e nieeleganckie: ( w wypadku tego, przez co wanie przebiegay iskierki magicznego pisania, take troc& aosne: Moe dla patrz"cego z boku. ( jemu byo z tym dobrze. = ju. *3A3>3%3D3T313R Dudkaj si. 43A3%383=363=3?373%3%313?313*3A3W3A3D3D Dudkaj si. A37303(3W313R363=3#363( Mia szczcie. ( tamten pec&a. 4o okaza si naprawd szybki. #&yba wyprzedziby maguna mimo caej jego czujnoci. (le ptla si zamkna. (pel rozpoczyna si na nowo, kiedy jego nadawca wyczu obecno! odbiorcy i spr$bowa sondowania. 7ygna, saby, dyskretny, przeszed przez pas, przez Debrena, wszed w .end, odbi si i zacz" wraca!. 1aka jego cz"stka przecigna nawet co-aj"ce si spod blac& palce ' ale mao tego byo. %d"y. 4o ju przedtem zacz" wyci"ga! donie. %apa! osuwaj"c" si na podog .end te zd"y. ' #o., co si... Debren: ' 6ic. 1u dobrze. ' *rzesza przez seans znakomicie, nogi ugiy si pod ni" tylko dlatego, e nagle wr$cio czucie i daa si zaskoczy! eksplozji b$lu. (le bya przytomna. 6ie mia wic wyboru5 musia zapa! mocniej, zakrci! ni", postawi! przodem do drzwi. = przy okazji zamkn"! w doni jej pUaw" do/, zetrze!, ile si da. ' ?j) #o ty wyprawiasz: Aszalae: ' 0o... rutynowa procedura. 6ie powinna patrze!, bo... bo... 6o, bo trzeba sprawdzi!, ile zapamitaa. 4aga j" w duc&u, eby nic. 6ie c&cia, by si z niego podmiewaa. (le jeszcze bardziej nie c&cia, by zacza apelowa! do jego rozs"dku. ' *isaam, tak: ' %nakomity pocz"tek, nawet tego nie bya pewna. (le dalej ju nie byo tak znakomicie. ' Ani... oni ci ostrzegali: 0o byo ostrzeenie: ' *otrz"sna gow", smagaj"c go po policzkac& ko/cami wos$w. ' *sia juc&a, ta twoja &ipnoza mao co sabsza od gorzaki. We bie mi szumi. 6ie spapraam: Dobrze byo: ' 4ya znakomita, ksiniczko. (le teraz zapomnij o tym. 6ie myl i nie wspominaj, dobrze: ' 0y jeste czarodziejem, ty si znasz. (le masz mi powiedzie!, o co c&odzio. #zego c&cieli: ' 6iczego wanego. Durne sztuczki. *ewnie jakiego gupka z 0eleport&anzy. 6iewane. .epiej poka t kostk. Moe co da si zrobi!. % kostk" .endy za duo si zrobi! nie dao. 6ie umia szybko odnale2! waciwyc& nerw$w, a blokowanie wszystkiego przyniosoby opakane skutki. 4$l jest lepszy od braku czucia, kiedy od r"czyc& n$g zaley ycie. Klcza, trzymaj"c jej bos" stop, gdy gry- zabi jednego z koni. 7tajnia znajdowaa si daleko, ale doskonale syszeli rozpaczliwy, peen przeraenia kwik. ' = po koniu ' wyszeptaa .enda. ' #&olerny Jeyn. 6ie domkn" wr$t. ' 6ie wdar si do stajni ' mrukn" Debren. ' 0am jest okienko. Mae, ale ko/ski eb przejdzie. ' Konie nie s" takie durne, by wystawia! by i obw"c&iwa! lene biesy. %imno ' poruszya palcami n$g. ' 6ie mcz si. Dokutykam. .epiej wynomy si st"d. ' Konie moe i nie s" durne. ' *osusznie da spok$j czarowaniu, lecz nie wyco-a uda, o kt$re opieraa stop. %amiast tego zacz" j" zwyczajnie, niemagicznie, rozciera! w doniac&. ' (le jak czuj" tu obok drapiec, uciekaj". #&yba wiem, jak *isklak to zrobi. *o&aasowa za stajni", a potem pogna dookoa i dopad twojego gniadosza, kiedy ten pr$bowa... bo ja wiem...: ' 0o m$j ko/: ' spoc&murniaa do reszty. Mia przed oczyma kolano .endy, a w doniac& jej c&odn" stop, w kt$rej najdelikatniejsza gad2 sk$ry spotykaa si z szorstkoci", dostarczaj"c palcom -ascynuj"cyc& wrae/. 0amto, na awie, niewiele pomogo, jak si okazuje. 6adal popada w aosne ogupienie od byle dotyku, spojrzenia. ( ogupienie zabija. 6ie tylko konie. ' 1eszcze raz ' westc&n", odstawiaj"c nog .endy i podnosz"c si z kolan. ' 6ie rozmawiaa z tamtymi: ' Adkrzyknam jeno, e sobie radzimy. ' M"dra dziewuszka ' posa jej umiec&. ' #zort wie, ile bydl rozumie. Mama wprawdzie pawica, ale gry-y syn" z inteligencji. 7woj" drog", unikat z niego, ju po ojcu. 6ie syszaem, by gdzie w Biplanie... 6a Domorzu co drugi gr$d gry-a ma w &erbie, wic burmistrzowie z r$nymi krzy$wkami eksperymenty czynili, by si nad innyc& wybi!, ale e 7tarogr$d po tygrysie geny sign"... 6o, no. ' 1eno nie m$w, e za oc&ron" rzadkic& gatunk$w. ' Awszem. (le nie b$j si5 magun$w uczy si wyboru mniejszego za. .endy ceni bardziej ni gry-y. ' .endy doceniaj" tw" postaw. ' 6a pewno sobie poradzisz: ' Dotkn" &alabardy. ' .epiej ni z czarowaniem ' posaa mu kpi"cy umieszek. ' Daj spok$j, we dwoje na dywanik go przerobimy. Mor,acka baba miot" go pogonia, to ja &alabard" nie pogoni: ( przy okazji, p$kimy sami... 0o czarownica, co: 7owo, Debren5 nie mam uprzedze/. %reszt" ju jestemy na noe, bardziej nie bdziemy. M$w miao. #zarownica: ' 6ie. ' Wiedziaam, e tak powiesz. #&olera, wszystkic& was zauroczya. Dobrze powiadaj"5 c&opy wol" blondynki. ' 6ie ja. Wskaza jej palenisko, a sam wyszed do przedsionka. 0u za progiem nie byo gry-a. *ewnie nigdzie w pobliu te nie, lecz Debrena interesowao s"siedztwo drzwi. Wyc&yli si i uywaj"c obu doni, posa adunek energii na prawo od wykadanej drewnem cieki. *otem co-n" si w g"b przedsionka i, ju bez ryzyka, robi swoje. #zarowa szybko, przedkadaj"c si nad precyzj. .enda przysypywaa nagrzane kamienie wieymi porcjami drewna, wic sta! go byo na rozrzutno!. Dziewczyna miaa uwaa! na stan paleniska, uprzedzi! go, gdyby balansowa na granicy zduszenia pomieni. 6ie musia dzieli! uwagi midzy 2r$do a odbiorc ' to pomagao. 8dyby nie popiec&, wyczarowaby naprawd adne widowisko. 6ie mieli jednak czasu. >azem z pierwsz" porcj" energii w ciemno! podw$rza poleciay onuce Debrena, przesi"knite jego krwi" opatrunki i jakie ciemne kawaki nie wiadomo czego, co .enda w ostatniej c&wili dorzucia do puli rodk$w myl"cyc&. #ao! zostaa podarta na drobno, skropiona wod" i potraktowana czarem wzmagaj"cym parowanie. ?-ekt powinien by! taki, e na przestrzeni kilkuset okci kwadratowyc& przemieszane zapac&y Debrena i .endy zagusz" inne i zmyl" wsz"cego gry-a. 6a kr$tko. = o ile gry-y dysponuj" powonieniem. Debren nie by tego pewien5 dop$ki nie pozna .endy, or3okoty, nawet te prozaiczne, stay cakiem wysoko na jego prywatnej licie gatunk$w c&ronionyc&, nie mia wic motywacji, by wkuwa! spis ic& sabyc& stron. 0eraz oczywicie aowa. 1eszcze bardziej aowa, e nie potra-i oszacowa! siy wzroku *isklaka. 6o i jego inteligencji. *lan by prosty. *odw$rze zalega nieg, w a2ni byo ciepo, by te czarodziej mog"cy posuy! jako "cznik jednego z drugim. >eszt miaa zaatwi! sama natura. #zar topi nieg, rozbijaj"c uzyskan" wod na drobiny aerozolu. #z! z nic& odparowywa. Miesza nieny py z par", ni$s w g$r ciepem pr"du wstpuj"cego, rozrzuca na boki. Wszystko to razem tworzyo wypezaj"c" z niebytu, grub" na dwa s"nie i nieco nisz" bia" ddownic, rosn"c" w g"b podw$rza w tempie dw$c& okci na moment. 6ajtrudniejsze w zaklciu byo takie dobranie proporcji midzy telekinez", termoemisj" i zdalnym elektryzowaniem, by poderwane w g$r drobiny moliwie dugo, ju samorzutnie, wisiay w powietrzu. P *omijaj"c uyty materia, do zudzenia przypominao to osawione We Dymne, zastosowane przez Kummo3n$w podczas pierwszego najazdu na Biplan. 1edyn" nie3magiczn" bro/, przy pomocy kt$rej udao si stronie atakuj"cej doprowadzi! atakowanyc& do takiej dezorientacji, e dwie nadworne c&or"gwie rycerzy kopijnik$w zaszar3oway na siebie i zniosy si ze szcztem, nim uczestnicy kontrataku zrozumieli, e dziurawi" sojusznik$w. >zecz dziaa si w trakcie sawetnej i tragicznej bitwy pod 7toj3nic", a wic cakiem niedaleko, ale dobre dwiecie lat wczeniej. 0ak zwana 7zara Dw$c& Kuzyn$w, podczas kt$rej ksi" belnicko3 piewopolski +anko === pomyli swego kompana od kielic&a, kuzyna i najwierniejszego sprzymierze/ca, ksicia brecawskiego >ykne&a 4rodacza, z kummo/skim prawym skrzydem, tra-ia na trwae do podrcznik$w wojskowoci. 0udzie sigi !upissa" 8ry-y jednak ksi"g nie czytaj" i Debren liczy, e uda mu si zaskoczy! *isklaka. *ierwsza ddownica wyrastaa z zaspy na prawo od a2ni i biega zygzakiem ku poudniowemu wgowi obery. *oprowadzi j" midzy gry-oc&ronami, pod gaziami jabonek, obok s"gu drewna, zza kt$rego ublia mu py3skacz. Koniec gin" w kpie zaroli przy szczytowej cianie budynku ' dalej, z braku widocznoci, czar nie siga. (le dalej by czstok$, a za nim, niedaleko, -rontowe drzwi obery, z punktu widzenia podw$rkowej bitwy bezpieczne i dyskretne. 0rasa biega przez miejsca z natury c&roni"ce przed atakami z powietrza ' Debren, gdyby by gry-em, tam wanie szukaby uciekinier$w. Drugi, rodkowy wa, wi$d z grubsza wzdu cieki ku drzwiom, przez kt$re wyszli, c&o! par krok$w przed budynkiem rozmywa si, rozazi jak rzeka w delcie i czw$rk" mniej masywnyc& ramion siga take okien. Ko/c$wka nie za dobrze Debrenowi wysza, bo czarowa przez wasn" zason nien", ale podobne trudnoci miaby gry-, pr$buj"c si zorientowa!, kt$rym z odgazie/ umyka zdobycz. Akna byy wprawdzie mae, ale jeli kto nie wiedzia o pasie .endy, m$g dopatrywa! si w nic& dr$g ucieczki. 0rzecia ddownica wia si wzdu p$nocnego ostro3kou, omijaa przylegaj"ce do/ sterty rupieci, resztki ustawionej na kamieniac& -ury, jaki ogrodzony niskim potkiem ni to warzywnik, ni kojec dla drobiu. Debren zdecydowa si na t tras wanie dlatego, e posuwaj"c si ni" mieli osonit" przynajmniej jedn" -lank. ' %araz zgasisz) %ignorowa ostrzeenie. ( nawet ucieszy si. W rozgrzanyc& kamieniac& byo wystarczaj"co wiele mocy, by zdoa doko/czy!, a za mao, by gry- wykorzysta je w c&arakterze pocisk$w zapalaj"cyc&. K =dziemy ' rzuci przez rami. ' +alabarda nisko. Am$wili kady szczeg$, a na to, by nie wystawia! &alabardy ponad kamu-la z pary i nienego pyu, wpada wanie ona. 6igdy nie przyapa jej na braku zimnej krwi@ przynajmniej nie wtedy, kiedy walczyli. 7por$d ludzi, kt$ryc& zna, tylko %br&l byby teraz lepszy w c&arakterze towarzysza. Mimo to musia odm$wi! sobie ostatniego spojrzenia w jej twarz. 6ie ukryby strac&u. Wtedy &alabarda daa im tylko odrobin czasu. >atunek zawdziczali wy"cznie *etunce i jej miotle. 0eraz nie mogli na nie liczy!. %decydowa si w ostatniej c&wili. Moe dlatego, e z takim ujmuj"cym, dziecicym posusze/stwem poderwaa si na pierwsze jego sowo. Moe z niewiary w si pawic& gen$w *isklaka. (le przede wszystkim dlatego, e nie potra-i ju sobie wyobrazi! przyszoci bez .endy 4ranggo. K 1eden moment ' mrukn", poc&ylaj"c si nad paleniskiem' 1ak kaza, zalaa je resztkami wody. 4yy to jednak znikome resztki i nie musia czeka!. 1eden moment przeci"gn" si raptem do pacierza z kawakiem. 7ko/czy, nim zaniepokojona .enda dojrzaa do stawiania pyta/. #zar nie by trudny. Mn$stwo os$b zgino wanie dlatego, e nalea do tak prostyc&. K 0eraz szybko. Wybiegli z a2ni. An z przewieszon" przez plecy kusz", ona z trzyman" poziomo &alabard", oboje zgici wp$. 7zybcy 7zybsi ni Debren oczekiwa. (le i tak przygnbiaj"co powolni. = bardzo niezrczni. *rowadzi. Widoczno! bya zerowa, wic zgodzi si biec przodem, c&o! mia niemal pewno!, e gry-, o ile zaatakuje, pojawi si od strony a2ni. 0o dlatego &alabarda od samego pocz"tku spoczywaa w doni .endy grotem w ty ' c&odzio o szybki cios, a nie o to, by si nie pogubi! w nienej zawierusze. (le, oczywicie, wykorzystali okazj i Debren cay czas kurczowo ciska drzewce. *odtrzymywany z niemaym wysikiem czar sprawi, e nie sta! go ju byo na adne inne. 6ie m$g lekk" te3lekinez" rozgci! rdzenia ddownicy. Musia biec na olep. = wpada na wszystko, na co si dao. *rzewr$ci si na po$wce koa od -ury. %derzy z -ur". *otuk lewe kolano, bezskutecznie usiuj"c wy&amowa! przed potkiem. *odar praw" nogawk i podrapa ydk, przeskakuj"c drugie rami tego samego ogrodzenia. >"bn" czoem w jaki sup. 6ie za mocno, ale po poprzednic& supac&, nadproac& i &alabardac& nie byo dla niego sup$w nie za mocno uderzonyc& gow". .enda, o dziwo, wysza bez szwanku ze wszystkic& kolizji. 7ztywny &ol w postaci drzewca czyni cuda. (lbo, po prostu, pole bitwy lepiej jej suyo. 4o zn$w byli na polu bitwy. Dobiegali ju do budynku mieszkalnego, kiedy nad ic& gowami przemkno co dugiego i smukego, co, co zderzyo si z ober", wprawiaj"c w drenie niema" cz! duego przecie domu. 0o co nie byo gry-em, ale gry- by gdzie blisko. 4elka ' bo to j" widzieli ' leciaa pasko, bardziej ze wsc&odu na zac&$d ni z g$ry na d$. *isklak zaryzykowa lot kosz"cy, zwolni pocisk tu przed celem i zapewne strzeli wiec" w niebo w uniku przed dac&em. 1eli nawet przelecia na drug" stron, byo oczywiste, e zatoczy ciasny kr"g i zec&ce sprawdzi! rezultaty nalotu. (le m$g te mie! dostateczny nadmiar szybkoci, by wykona! ptl, a to oznaczao moliwo! nieprzerwanego prowadzenia obserwacji. Ddownice nieubaganie przeistaczay si w tasiemce, para skraplaa, py osiada. Kamu-la przestawa dziaa!. Debren oceni, e pozostao im najwyej p$ pacierza nie3widzialnoci. *acierz, gdyby przypadli do ziemi. #zyli, w sumie, p$bezruc& r$wna si klsce. Musieli zaryzykowa!. ' %br&l))) Atwieraj drzwi))) ' wrzasn". 7tao si. A suc&u, w przeciwie/stwie do wc&u, czarodziej wiedzia, i gry-y go posiadaj". Koci zostay rzucone i teraz wszystko zaleao od re-leksu obu stron. 8dyby *isklak pynnie przeszed z ptli do l"dowania... 6ie przeszed. Kiedy wypadli na odkryt" przestrze/, gry- wykonywa wanie nieskadn" p$beczk, miotaj"c si midzy c&ci" zabijania a niec&ci" do rozbijania si. %wyciya ta druga. #o tylko dowodzio, jak gro2nym przeciwnikiem moe by! pasiasty gry-, zmutowany z za3 padnickiego tygrysa nienego. 4y ranny i wcieky, ale zdecydowa si na powolne, bezpieczne l"dowanie w odlegym k"cie podw$rza. = mia racj. Debren uzmysowi to sobie, gdy dopadli wejcia. Drzwi, mimo dugotrwaego kamiennego bombardowania, nie ucierpiay zbytnio. 4yy due, ale te cikie, solidnie okute. Dorobiy si paru szczerb i wgniece/, lecz przetrway. 0o ciut ic& op$2niao, za to dobrze rokowao na przyszo!. % tamtej strony kto szarpa si ju z ryglem, a Debren pamita, jak atwo i szybko .enda uporaa si z po"czonymi siami drzwi i %br&la. %aoy milcz"co, e teraz, maj"c rotmistrza po swojej stronie, pokonaj" przeszkod jeszcze szybciej. >ac&unek by w zasadzie prawidowy, nie uwzgldnia jednak belki. %astrugany na ko/cu, ewidentnie skradziony z jakiej budowy pie/ wbi si w ocienic akurat przy klamce. 4o drzwi, c&o! wczesnowieczne, miay ju i klamk, i nawet zamek z dziurk" na klucz. *o dwustu latac& pewnie zepsuty, lecz nadal podnosz"cy presti gospodarzy5 wikszo! wiejskic& c&aup nadal zamykano na drewniane zaszczepki, niekiedy nawet te zupenie arc&aiczne, jednostronne. Acienica bya mocna i cios j" tylko nadama, podobnie jak brzeg skrzyda drzwiowego. Do cakowitego przebicia c&yba nie doszo, ale obera to nie okrt i nie miao znaczenia, czy jest przedziurawiona. Wane, e pal wbi si gboko i tkwi mocno zaklinowany w drewnie. >$wnie mocno jak drugi koniec belki w pniu najbliszego gry-oc&ronu. Debren wpad biegiem na kamienny podest przed wejciem i bez namysu zaatakowa belk barkiem. 6a szczcie skonie ' wic jedynie wywali si i potuk o drzwi, zamiast poama! par koci. ' 6ie mog) ' woaa z drugiej strony *etunka. ' Jeyn) 7zybko) Drzwi si zaciy) Debren, korzystaj"c z -aktu, e ju i tak ley, kopn" belk od dou. 6ic. K"tem oka widzia skrzyda gry-a, znikaj"ce midzy czubami zaostrzonyc& sup$w. ' Dwaga) ' krzykna .enda. %araz potem siekierza3sta strona &alabardy grzmotna z impetem w drugi koniec belki. = ugrzza. .ataj"cy taran, wbrew oczekiwaniom, nie zelizn" si z gry-oc&ronu. Acienica bya z jakiego sprystego drewna, c&yba cisu uywanego do produkcji uk$w, a skrzydo drzwiowe obramowano stalow" listw". Debren byskawicznie zrozumia, co to oznacza. ' Wyrwij) ' wrzasn", podrywaj"c si na nogi. ' = nie r"b) Asaniaj od gry-a) Miaa problemy5 drzewce &alabardy byo przera2liwie dugie jak na top$r i kiedy or wprawio si ju w ruc& tn"cy, sia uderzenia stawaa si niebagatelna. (le te uwolnienie ele2ca z obj! obiektu, w kt$ry si wbio, stanowio nie lada wyzwanie. 4elka3taran tra-ia na przeszkod nie mniej spryst" od czyska kuszy. Drzwi ugiy si i odbiy j" tak nieszczliwie, e tylny koniec tra-i idealnie w rodek gry-oc&ronu. *ocisk utkwi na tyle solidnie, e jedynym sposobem usunicia kody stao si jej przer"banie. ( na to nie byo czasu. 8ry- gna ju przez podw$rze dugimi susami. ' Dciekaj) ' Debrenowi przez c&wil wydawao si, e dziewczyna krzyczy na szaruj"cego orokota. W jej gosie byo co z dziecicej bezradnoci, a wanie dzieci zdolne s" do odstraszania potwor$w r$wnie gupimi okrzykami. (le to bya .enda i oczywicie nie gry-a miaa na myli. ' Drabina) %atrzymam go) Moga to zrobi!. #iut wczeniej moc" czterec& ramion udao im si oswobodzi! &alabard. 0eraz wystarczyo wbi! j" precyzyjnie i spr$bowa! odskokiem ustawi! si tak, by na przedueniu drzewca znalaz si prostopady kawaek ciany. 8dyby drzewce nie pko od razu, a rozjuszony b$lem gry- nie zac&owa si m"drze, dziewczyna pewnie doyaby widoku Debrena znikaj"cego za krawdzi" poaci dac&owej. Drabina leaa niedaleko, na cik" nie wygl"daa, a dac& by podziurawiony. *lan .endy nie by gupi. 4y tylko nie do przyjcia. ' *etunka) ' #zarodziej co-n" si, opar plecami o okute, solidne jak zamkowa brama wrota. ' *recz od drzwi) = nie patrze!) Aczy w drug" stron) 8ry- mija -ur. Musia lawirowa! midzy supami, to go spowalniao. (le nie za bardzo. .enda ju poziomowaa &alabard, mierzya, wybieraj"c punkt na pasiastym cielsku. Wiatr rozwia c&mury, odsoni ksiyc. ' %ostaw mnie) ' Mieli do dyspozycji uamki pacierza, wic nawet nie pr$bowaa si ogl"da!. #&ocia c&ciaa. 4ardzo. Drugi raz stana midzy nim a skrzydlat" mierci" i trudno byo nie wyci"gn"! oczywistyc& wniosk$w. ' .enda. ' 0ym razem nie krzycza, i to nie tylko dlatego, e dzieliy ic& trzy kroki. ' 1ak powiem, masz legn"!. ( potem od razu biec. 6ie odwr$cia gowy. 4ya onierzem. Dobrym. ' Dciekaj, durniu, ale ju) ' 6ie, .enda. Koc&am ci. 0eraz))) %d"y zobaczy!, e zza jej bark$w wyania si upiorny, jakby rozci"gnity wszerz dzi$b *isklaka, ale nie zd"y ju zyska! pewnoci, czy to dlatego, e usuc&aa i pada, czy dlatego, e gry- skoczy. #zar poszed w drzwi i str"ci Debrena w niebyt. ' ...cakiem zdumie!, eby ci suc&a!, %br&l) 8os by gniewny, naburmuszony. %akatarzony. %rzdliwy. Miy. *rzede wszystkim miy. W gowie &uczao. *lecy bolay i pieky. 0yek jeszcze gorzej. 6o i szyja. .ea na brzuc&u, na czym twardym, ale gow mia wyej, pod gow" pac&niaa *etunk" poduszka i od tej r$nicy poziom$w Debrena upao w karku. (le byo te co przyjemnego. 6ie potra-i tego umiejscowi!. Moe dlatego, e przestao by!: ' ( ty, siostro, nie szczerz gupawo zb$w. Adruc&owo to zrobiam@ zaskoczy mnie durn" rad", cap obleny. #o si poruszyo, zaskrzypiay deski. ' #ap nie cap ' mrukna raczej radosna ni szczerz"ca zby *etunka ' ale c&yba podziaao) *atrzcie) ' Debren:) ' *ociemniao, Debren uni$s jedyn" nie zablokowan" poduszk" powiek i ujrza przed sob" jasne oczy .endy. ' 7yszysz mnie: >ozumiesz, co m$wi: .ea na stole. 1ednym z niewielu, kt$re pozostay na swoic& miejscac&. Wikszo! mebli powdrowaa pod drzwi, tworz"c c&aotycznie ustawion" barykad. 6ie widzia jej za dobrze5 pomienie na kominku zgasy, w izbie panowa p$mrok. 6o i c&$d. Drewna zgromadzono przy drzwiac& tyle, e zapora cakowicie przesaniaa wyjcie na podw$rze, ale ze szczelnoci" byo gorzej i zza wypenionyc& niegiem szpar dmuc&ao mrozem. Dopiero teraz Debren zda sobie spraw, e przykryto go czym ciepym. Cutrami, c&yba tymi sprzed kominka. Ane te pac&niay *etunk", c&o! nie tylko ni". ' #o si dzieje: ' zapyta sabym gosem. ' Koza sprawdzaa, jak j" lubisz ' zarec&ota opancerzony %br&l. ' Wyc&odzi, e bardzo. 1eden c&wyt, -akt, e jakby pro-esjonalnie wykonany, i ju... ' #ap oblenik) ' .enda bya za, ale nie a tak, by odrywa! spojrzenie od Debrena. ' 6ic ci nie jest: 6astraszye nas tak, e szkoda gada!. 6ogi czujesz: ' 1akby n$g nie czu, toby i twojej r"czki nie poczu. 4o to u c&opa jakoby trzecia... ' Dwaaj, by ty nie poczu) ' odgryza si. ' %winitej) 6a noc&alu) Wybacz, Debren. ' 1ej gos zmik, wypeni si ujmuj"c" mieszank" radoci i troski. ' *ewnie ci uszy bol". +ukno, e jeszcze mi we bie dzwoni. Debren, troc& sam, troc& przy jej pomocy, usiad, rozejrza si. % podestu na zakrcie sc&od$w pokiwa mu rk" ubrany w rycersk" ebk i uzbrojony w kusz Jeyn. *od g$wnymi drzwiami, tymi dla przybywaj"cyc& ze wiata goci, staa druga, mniejsza barykada. ' .enda doradzia ' wyjania *etunka. ' *ono! tak stajni zaatakowa. 6iby z jednej, a zaraz potem z drugiej strony. LMM ' Debren na to wpad ' powiedziaa skromnie .enda. ' A gry-owej taktyce w a2ni rozprawialicie: ' zainteresowa si %br&l. ' ( co myla, capie obleny: ' Debren siedzia, mac&a nogami i cakiem zrcznie obmacywa r$ne si/ce, wic dziewczynie ulyo i od razu zacza szuka! jakiego powodu do zwady. ' 6iby co mielimy robi!, jak nie nad odsiecz" dla was radzi!: ' %br&l myla ' poin-ormowa j" yczliwie oberysta ' e si c&doycie. Debren przesta maca! plecy. .enda, co dao si zauway! mimo podego owietlenia, pociemniaa na twarzy. *e3tunka ' i to byo najdziwniejsze ' umiec&na si pod nosem. ' Jeyn ' przypomniaa spokojnie ' miae nie uywa! nieobyczajnyc& s$w. %br&l na wszelki wypadek odsun" si od dziewczyny. ' ?ee... 0b! w przenoni jeno. Wiecie, jak wzmianko wane sowo popularne jest w wojsku. #o drugi rozkaz je zawiera, a przecie nikomu na myl nie przyjdzie za baba mi lata!. (lbo c&opami ' doda ' gdy wojak sam baba. *rzez c&wil byo cic&o. ' A wojowaniu gadalimy ' wymruczaa w ko/cu nietypowo potulna .enda. ' 6a so,rojskim -roncie. =... i Debren troc& czarowa. %naczy5 odbiera wieci magicznie sane. Medium si wspomagaj"c. Mn" znaczy. 6ic wicej. ' Wasza sprawa, cocie w a2ni robili ' powiedziaa *etunka, wodz"c spojrzeniem po obecnyc& i szukaj"c miak$w, nie podzielaj"cyc& jej punktu widzenia. Aczywicie nie byo takic&. 1edna .enda pr$bowaa ci"gn"! w"tek. Debren mia oc&ot wytarga! j" za uszy. Wolaby za wosy, ale te za wolno odrastay. ' 0b wita prawda, %br&l. 1ak nie wierzysz, id2 i obejrzyj sobie aw. *alcem jak dobrze poci"gniesz, to ci na nim zostanie taka lepka... ' 6ie) ' ...ektoplazma ' doko/czya z rozpdu i dopiero potem posaa Debrenowi zdziwione spojrze(ie. ' #o5 nie: #o tak podskoczy: Debren myla gor"czkowo. Widzia, e nie znajdzie na czas dobrego kamstwa. 6igdy nie by w tym mocny. ( ju z dwiema inteligentnymi kobietami naraz nie mogo mu si uda! adn" miar". 4o i .end wypadao doliczy!. 0rzepaa jzorem jak nastoletnia smarkula, ale gdyby tylko raz zadaa sobie odpowiednie pytanie... 4y sko/czony. Wiedzia, e nie wykrztusi sowa. = wtedy nadeszo wybawienie. ' #o to: ' *odni$s do/, oskarycielsko wymierzon" w kominek, i gos. ' 0a potwora w misce... 7k"d si tu wzio takie paskudztwo: Asobnik siedz"cy w wielkiej misie, z kt$rej jedli kasz, tak naprawd wcale nie kojarzy si z czym paskudnym. Mao jest rzeczy obrzydliwyc& i -antastycznie kolorowyc& zarazem ' moe dlatego kobiety lubuj" si w barwnyc& szatac&. ( stw$r by kolorowy a do b$lu oczu. 8dyby nie -akt, e porusza si i ypa ponuro spod na p$ przymknityc& powiek, Debren zastanawiaby si, czy nie ogl"da jakiej c&olernie ekskluzywnej potrawy z pawia w pi$rac& wasnyc&. =nna rzecz, e pawie, pomijaj"c ogon, nie byy a tak kolorowe. (ni pyskate. ' *otworrra Debrrren) ' zaskrzeczao czerwone pta szysko z $tym podgardlem, zielono3niebiesko3-ioletowo3cytrynowymi skrzydami, biaymi obw$dkami wok$ oczu, brunatnymi nibybrwiami, orzec&owym dziobem i po mara/czowym czubem, najeonym w tej c&wili wojowni czo. ' Wrrredny oszczerrrca) Krrretyn) 8rrrubosk$rrrny rrrozwalacz wrrr$t) Dewastatorrr) Debrena zatkao. .endzie zalniy oczy. % zac&wytu a rozc&ylia wargi, omal nie klasna w donie. %br&l splun". ' ( nie m$wiem: 6a ros$ trza byo pac&oka. +umanitarnie, p$ki bez duc&a lea. ( teraz: (petyt mi popsu. ' %brrr&l wrrredny rrryj) ' stw$r zatrzepota skrzydami, nastroszy si jeszcze mocniej. ' Morrrderrrca) ' ( c$ to takiego: ' Debren na wszelki wypadek pomaca si po gowie. ' ?misarrriusz) ' zaskrzecza kolorowy, wypinaj"c dumnie czerwon" pier. ' *rrrawa rrrka grrry-a) Do3rrradca strrrategiczny rrrodu 7tarrrogrrrodczyk$w) ' 0o ty si dare zza saga ' zidenty-ikowa go Debren. j ' *rrrawda. ' 0a gupia koza ' wyjani %br&l ' specjalnie na i dw$r wybiega, by rosoa z ziemi zgarn"!. 8ry-a co prawda ju nie byo, bo go srodze wystraszy tym dewasta3torstwem wr$t, ale i tak najdurniejsze to byo ze wszystkiego, co dot"d uczynia. Mam nadziej, .enda, e si w myc& oczac& zre&abilitujesz i pozwolisz Jeynowi obwiesia w lady 7zaamajki posa!. ' Kurrr pokrrraka ' pryc&n" kolorowy. Debren wsta, na pr$b zrobi par krok$w w stron kominka. 6ogi dziaay. Aczy te. Dostrzeg a/cuszek *etunki opleciony wok$ nogi ptaka i zamocowany do &aka w cianie. ' 7zaamajka kogut by na sc&wa ' uj" si za nieboszczykiem Jeyn. ' = smaczny ' dorzuci %br&l. ' #&o! *etunka miaa racj5 twardawy. (le co tam. W obleniu wszystko smakuje. = po tym rosolaku palce jeszcze bdziemy liza!. ' 6ie zjemy go ' powiedziaa .enda. 7taa bokiem, co pozwalao jej maca! si pod peruk", nie odsaniaj"c pokrytej meszkiem czaszki. ' Ane 7zaamajce rogi przyprawia ' wspar rotmistrza Bysedel. ' = eby to raz... (le gdzie tam) ;adnej kokoszy nie popuci, bezecnik. ( na koniec koguta nam ubi. ' ( .endzie guza nabi. ' %br&l podszed bliej dziewczyny, zajrza pod uniesione zoto -ryzury. #o-na si. ' 6o, poka. 4o jak szy! trzeba, a nie zszyjesz, to ci blizna zostanie. = Debren adniejsz" sobie znajdzie. Debren obr$ci gwatownie gow. Kolorowy pyskacz nie by gupi5 odskoczy a pod cian. ' Dziobn"e .end: ' Magun uni$s do/, potrzyma c&wil, po czym strzeli palcami. W izbie, na kr$tko, ale a nadto wyra2nie, zapac&niao pieczonym drobiem. .en da szybko wyci"gna zaliniony palec spod peruki. *ta szysko z wysikiem przekno lin, nastroszyo si, moc no upodabniaj"c do sowy. ' 4zdurrra) (bsurrrd) ' 6ikt mnie nie dzioba) A nadproe za&aczyam) 6ie jego wina, e drzwi jak dla skrzat$w) Debren, nie c&c"c marnowa! raz zacztego zaklcia, zast"pi zapac& pieczeni apetyczn" woni" rosou. >$wnie jednoznaczn" w odbiorze. ' 0roc& i jego ' powiedziaa *etunka. ' Dawnomy o modernizacji mylay, babki i ja, ale nie byo za co i kim. 6a budowniczyc& to gry-owi tacy cici, e z rozpdu nawet jednego konter-ektyst ubili, c&o! artysta by, nie malarz komnatowy. 6ic go ze sztuk" budowlan" nie "czyo. ' <"czyo ' sprostowa Jeyn. ' #&la pono! okrutnie. ' (le na artystyczny spos$b) ' zdenerwowaa si. ' ( w og$le to nie gadaj o czym, co jeno znasz ze syszenia. 6a wielkiego mistrza by c&opak wyr$s) Moe i nawet szko dep&olsk" przeskoczy, kt$ra r$wnyc& sobie nie ma) ' 0o ta od goyc& bab: ' popisa si erudycj" rotmistrz. *etunka, o dziwo, poczerwieniaa jeszcze bardziej. ' 1estecie c&amy i prostaki ' tupna nog" ' na prawdziwej sztuce ani troc& si nie wyznaj"ce) ' 6ie tup ' poradzi nie bardzo uraony Jeyn. ' 4o ci si rana otworzy. ' 0o nie ta n$... noga ' poprawi si %br&l. ' %araz, zaraz ' Debren uni$s donie i c&o! tym razem nie zapac&niao niczym smakowitym, wszyscy zastygli w oczekiwaniu. ' Drzwi nie ma. 4arykada taka sobie. 8ry-, jak rozumiem, ywy i wkurzony. Moe bymy o tym, co wane, a nie o kulinariac& pogadali: ' Debrrren prrraw) ' Wsparcie nadeszo z najmniej spodziewanej strony. ' >rros$ c&orrresterrrol. 7klerrroza. ' %amknij dzi$b ' warkn" magun. ' #o tu si stao: ' 7tao si to ' przem$wia w imieniu zebranyc& .enda ' e *etunce zabytkowe i c&olernie drogie drzwi w drobny mak rozwali. Drzazga ze wzmiankowanyc& *e3tunk ugodzia. W nog, c&o! ju nader blisko ko/ca. %br&l, kt$ry wanie z pitra zbiega, tak si tym przej", e jeszcze w biegu lubowanie wykrzycza. Midzy liczne LMV bluzgi wpleciona zostaa obietnica, e nie ruszy si st"d, p$ki gry- dyc&a. *otem na *etunce sukni poszarpali do sp$ki z Jeynem. *od pretekstem tamowania krwi. ' 4ya krew) ' %br&l grzmotn" o podog drzewcem berdysza. ' #o ty mi tu inseminujesz, gupia kozo:) ' =nsy... ' zacz" Debren. = zrezygnowa. ' *ani *etun3ko, wybaczcie. %a duo energii w sobie zgromadziem, a tego si nie da porcjowa!. (lbo si cao! zwolni, albo nic. ' Marny czar ' oceni Jeyn. ' (le jak ju, to trza byo w *isklaka nim upn"!. Drzwi to prociej klamk"... ' Miao by! w *isklaka. ' 0eraz to m$wisz: ' posaa mu gniewne spojrzenie .enda. ' Ad tyc& cios$w w eb c&yba mocno zgupiae. #zemu go nie porazi, jak bya okazja: *atrz"c na to, co z drzwiami zrobi, widz, e moge. ' 6ie mogem. Abiektu trza dotkn"!. = to porz"dnie. =m wiksza powierzc&nia styku, tym sabszy strumie/ jednostkowy. = wiksza nadzieja, e si przeyje wypyw. ' *rze... ' zaj"kna si, gniew byskawicznie zmieni si w przestrac&. ' 0o... niebezpieczne: ' Debren wzruszy ramionami, wskaza rozrzucone po caej izbie kawaki drewna. ' 6ie o to pytam. A czarodzieja pytam. ' >yzykowne ' stwierdzi ogldnie. ' Moge zgin"!: ' upewnia si. ' Wszyscy moglimy ' uci". ' = dalej moemy. Do rzeczy. #o z twoj" gow": 6ie znajd sobie adniejszej, ale %br&l ma racj5 kto powinien rzuci! na to -ac&owym okiem. ( skoro mowa o niepotrzebnym ryzykanctwie... *o jak" c&oler wybiegaa na dw$r: *i$r do czapki szuka!: ' Aszczerrrstwo) ' zapia potencjalny dawca pi$r. ' >rrenda dobrrra) >rrycerrrska) ' >ycerze te nie od tego, by pawi czub z powalonego wroga zedrze! ' wzruszy ramionami %br&l. ' ( ciebie, rosolaku, wanie dobra pani .enda drzwiami pieprzna. *o Debrena biegn"c. 0o jeszcze rozumiem. (le eby drugi raz ba nadstawia!, i to dla jakiego kanara... ' Kanarki s" mae i $te ' mrukna .enda. ' 8dyby nie owe brwi i sowia szeroko! gby, tobym powiedziaa, e to prawdziwy D=*. ' Mamy izb dla takowyc& ' poc&wali si Bysedel. ' 0, co si w niej *retokar tak srodze na .edoszce przejec&a. >ozczarowa, znaczy. (le co z arystokracj" i monarc&ami ma wsp$lnego ten gry-i pac&oek, nie pojmuj. ' =zba jest dla W=*3$w ' uwiadomia go ona. ' #o si pono! tumaczy na Wadza i *ieni"dz, wzgldnie Wani i *rzem"drzali. 0en tu kogucik do przem"drzayc& si zalicza, owszem. (le wany nie jest. ' D=* znaczy5 Dua =nteligentna *apuga ' wyjania .enda. ' %wana te Du" >ozumn" *apug". ' *odesza do kominka, uniosa do/. *taszysko nawet nie nastroszyo pi$r. *ooyo czub po sobie, zmruyo niby to sowie, ale jakby ciut ajdackie lepia, zagulgotao mikko, po gobiemu. Debren pomyla, e zareagowaby podobnie. Kady, kogo do/ .endy obdarzyaby tak" delikatn" pieszczot", mruczaby z rozkoszy we waciwym sobie jzyku. >$nica bya taka, e Debren nie zamykaby oczu. Dziewczyna zn$w miaa na twarzy ten dziecicy wyraz zac&wytu. ' Widziaam takie w dzienniku Wal Mrocznej. 1ak maa byam. 6ie c&ciao mi si wierzy!, e tak cudne istoty mog" gdzie y! naprawd. Widzicie, jak mu si pi$rka mieni": ' Drrrop ' zaskrzeczao ptaszysko. ' 4o tuszczem si upaskudzi ' sprowadzia j" na ziemi *etunka. ' Mciwa nie jestem, ale %br&l ma racj. .epiej go od razu po gardle i do garnka. Marnie tra-ilicie, zapasy akurat nam si sko/czyy. We wsi trzymamy, bo tu myszy za duo, odk"d nietoperze ostatniego kota zary. Mielimy i! po nowe. Wic wyc&odzi na to, e susznie .enda wyskok ryzykowaa. 4o to nasza caa spya. ' Drrrop F powt$rzy ptak, wyra2nie delektuj"c si brzmieniem sowa. ' Agrrromny >rrozumny Crrruwacz. ' 6ie dam zje! Dropka) ' Dziewczyna opasaa papug ramieniem, przytulia. Debren drgn", zrobi p$ kroku w jej kierunku. Arzec&owy, zakrzywiony i cakiem poka2ny dzi$b znalaz si nagle blisko oczu .endy. Wystarczyby jeden szybki ruc& i... ' Dobrrra >rrenda ' zagulgota ptak. ' 7errrduszko szczerrrozote. LMW = ' ( wanie, wzgldem kruszc$w ' przypomnia sobie %br&l. ' 7uc&aj, rosolaku. 8wacie tu, jak sysz, a i mord masz na koncie. Kurzego rodu rzecz wprawdzie tyczy, ale e sam jeste latawiec, to si w jednym szeregu stawiasz z o-iarami. ( takie czyny s" gardem karane. ;e nie wspomn o pomaganiu potworowi przeciw ludziom poczciwym. Kr$tko m$wi"c5 ju po tobie. (le e ci cakiem 2le z oczu nie patrzy, dostaniesz szans re&abilitacji. 8adaj, co *isklak zrobi z moj" szkatu". = w og$le wszystko = o nim. 8dzie ma kryj$wk, jak walczy, jak u niego z logistyk". ' 7ekrrret. ' Adsu/ si, kozo. *oka ja sekrety temu rosolakowi. ' Drrrop emisarrriusz) ' zaprotestowa ptak. .enda mocniej przycisna go do piersi. ' %abrrronione) ' Ma racj ' przyzna Debren. ' 1eli jako pose tu przyby, nie wolno go 2le traktowa!. W zasadzie nie mia nic przeciw dobremu rosoowi. (le za takie jak to teraz, ciepe spojrzenie .endy, oddaby i beczk rosou. ' 6ie uczcie kondotiera praw wojennyc& ' wzruszy ramionami rotmistrz. ' Wiem, jak si z posami obc&odzi!. (le to jeno ptaszysko. Wredne w dodatku. ' 1est m$j ' rzucia twardo .enda. ' 1am go powalia i do niewoli wzia. M$wi wam to co, panie kondotier: ' M$wi ' skrzywi si. ' 6iec& bdzie5 jest tw$j. (le c&yba pozwolisz swego je/ca ciut przepyta!: Duo wie. ( wiedza to or w nowoczesnej wojnie. #&ciaa zaprotestowa!. Debren by szybszy. ' .enda ci ycie ratuje ' zwr$ci si do ptaka. ' M$gby co dla niej zrobi!. 6a przykad powiedzie!, czemu si tak do nas przyczepi ten tw$j *isklak. ' %agrrroenie. ' % nim si ciko dogada! ' uprzedzia *etunka. ' % rodzinnyc& przekaz$w wiem, e kiedy papugi cakiem elokwentne byy. (le ten bkart w poowie z sowy si wywodzi. Ajciec samiczki nie mia swojej krwi, a e si po nocac& szlaja... ' >rrodzic$w obrrraasz ' rzuci ostrzegawczo Drop. LMO ' Cakt ' popar go Jeyn, kt$ry akurat wr$ci z patro lu po poddaszu. ' 6ie godzi si im! Dropa czepia!. 7ama wiesz, jak tu u nas ciko w tyc& sprawac&. *etunka c&yba wiedziaa, bo zasznurowaa usta. ' 1ec&alimy przez most ' wr$ci do przepytywania papugi Debren. ' 8dyby gry- nas nie napad, pojec&alibymy na poudnie, w og$le o tej obery nie maj"c pojcia. Wic o jakim zagroeniu m$wisz: ' %agrrroenie. >rrozpoznane. 9mierrr! grrry-a. ' *isklak si nas przestraszy: ' *rrrawda. ' %naczy si5 tak ' podpowiedzia Jeyn. ' Dziki. .enda, postaw pana Dropa. ' Dziewczyna, troc& zdziwiona i odrobin nieu-na, usuc&aa jednak. ' 4o panem jeste, prawda: ' Agrrromne przyrrrodzenie ' nad" si natyc&miast sowio3papuzi mieszaniec. ' Kurrry warrriuj") ' %rozumiaem. 0edy jak mczy2ni porozmawiajmy. Mog ci zau-a!: *otra-isz sowa dotrzyma!: ' >rregularrrnie ' Drop nad" si jeszcze bardziej. %br&l splun", ale nie skomentowa. ' 8rrranit. ' M$wi, e jego sowo jest jak skaa ' wyjania na wszelki wypadek .enda. ' %awsze. ' Dziki, Mam propozycj, Drop. 1ako prawa rka *isklaka m$gby odszuka! go i przekona! do negocjacji. ' 8rrry- mrrruk. ' 6ie m$wi: ' domyli si magun. ' (le ty m$wisz... ' % grubsza ' mrukn" %br&l. ' ...i moesz tumaczy!. Moja propozycja jest nastpuj"ca5 przeka mu, e zwady nie szukamy i pomsty bra! nie bdziemy. Wic jeli si odczepi, to po dobroci... ' Wybacz, e przerw ' wtr"ci si rotmistrz. ' (le nie c&c, by z gby c&olew robi. W negocjacjac& trza si precyzyjnie wyraa!. ( jak nie z juryst" sprawa, to i uczciwie gada!, co i jak. ' A co c&odzi: ' %wady wprawdzie nie szukam i pomsty te nie, ale nie c&c, by z twoic& s$w c&doony kocur wyci"gn" wniosek, e go poniec&am. 4o nie poniec&am. 6awet jak got$wk i &em zwr$ci. ' Abojtnie kt$r" stron" by zwraca ' dopowiedziaa niby to powanie .enda. 6ie udao jej si sprowokowa! rotmistrza. 4y nac&murzony, niemal zatroskany. ' Wiem, e ci pozycj przetargow" psuj ' wyzna. ' (le rycerz nie jestem. (ni jurysta. (ni kr$l. 1estem odak i moje sowo ma co znaczy!, a nie jakie napuszone srutu3tutu. 9lubowaem, e albo gry-, albo ja i jak nie dotrzymam, to wicej w zwierciado nie spojrz. ' ( spogl"dae: ' nie wytrzymaa .enda. ' 4iedak. 6ie dziwota, e mierci szukasz. 4o to jest jawne szukanie zako/czonyc& zgonem kopot$w. Debren poczwary czarami nie pokona, a ty siekier" zamierzasz: = pewnie jeszcze +enz w to wci"gniesz: Kretyn jeste. = egoista. ' %gadzam si z .end" ' owiadczya gospodyni. ' % wyj"tkiem tego kawaka o zwierciadle. Dziwne w 4elni3cy macie kryteria urody. 6o, ale w kwestii *isklaka akurat m"drze powiedziaa. 0o gupota na gry-y polowa!. Dwa wieki r$ni polowali i e-ekty mamy jak wida!. ' Ad$my to ' wyprzedzi rotmistrza Debren. ' Moe gry- propozycj wymieje. %obaczymy. 6a razie proponuj, by papug na rekonesans wysa!. Kto jest przeciw: 6ie byo sprzeciw$w. ' ( jak go paskudnik zere: ' .enda odruc&owo pogadzia ptaka po czubatym bie. Drop zmruy oczy, za3gulgota z zadowolenia. ' 6ie podoba mi si ten pomys. ' Wrrr$c ' zapewni Drop. ' >rrenda dobrrra. ' Wr$ci ' westc&na *etunka, api"c pogrzebaczem okiennic i przytrzymuj"c j" do czasu zaoenia rygla przez Jeyna. %br&l sta z tyu z &alabard", a Debren z doni" uoon" do gangarina. 6iepotrzebnie5 gry-a za oknem nie byo. ' %awsze wracaj". 0aka ic& misja. ' 0o papuga. ' .enda stana w obronie Dropa. % racji pokiereszowanyc& n$g nie braa udziau w procesie wietrzenia izby. ' % ciepyc& kraj$w poc&odzi. 6ie przeyje zimy w lesie. Musi gdzie mieszka!. 6ie wstaj"c z awy, zanurzya miot w cebrzyku, zacza tuc ni" po palenisku kominka. 6adal robia to poLXL rz"dnie, ale entuzjazmu ju w t prac nie wkadaa. 6awet jeli udawao jej si zdusi! troc& pomieni, kodzie w tym samym czasie udawao si powoa! do ycia dokadnie tyle samo nowyc& w innyc& miejscac&. Ad jakic& czterec& sz$stnic panowaa pod tym wzgldem r$wnowaga. ' Dziupli w borze nie brak ' mrukna *etunka. ' *apudze w dziupli zimno. ' 0o niec& si do uczciwej roboty najmie. Mao to wsi: 8ada! umie, a jego ojcowie i dziady jeszcze lepiej umieli. ' 1ake to5 ojcowie: ' zdziwi si Jeyn, wyjmuj"c bet z korytka kuszy. Atrzyma w tej kwestii wyra2ny rozkaz. 6ie by typem wojownika i c&odz"c z zaadowan" broni", stanowi zagroenie. ' 0o jednego mona mie!. ' 0o nie takie proste ' dobieg zza c&mury dymu gos .endy. Astatnie sowo zabrzmiao ciszej, jakby dziewczyna poniewczasie ugryza si w jzyk, ale Debren sabo j" widzia i nie mia pewnoci. Kaszel te brzmia wprawdzie jako inaczej, lecz ostatecznie uzna, e pierwsze zdanie byo skierowane do ony, nie ma. Wywnioskowa to ze zdania drugiego5 ' #&opi by go z miejsca na roen nabili, a w najlepszym razie z pi$r oskubali, bo cenne. ' 1a go oskubi ' obieca %br&l, odkadaj"c &alabard i bior"c ku-el. ' 1ak zaraz nie wr$ci. ' 0o zamku poszuka! ' trwaa przy swoim *etunka. ' W zamku by go z miejsca do klatki wpakowali. ' W zotej klatce bywa znonie. 1e! dadz", blisko pieca postawi", partnera u zookr"cy dokupi"... ' #&ciaaby w niewoli y!: ' 6ie wiem ' powiedziaa ciszej. ' Wiem, e z ludzkiej krzywdy y! bym nie c&ciaa. (le czy a tak bardzo... %amilkli. W wywietrzonej izbie pojaniao, dym znalaz sobie wolne i c&odne miejsce pod powa", unosi si wic oc&oczo. .end zn$w byo wida!. ' 1ak tam, Kopciuszku: ' zainteresowa si %br&l. ' 6ie zmczya si: Debren, m$gby jaki kijek3samobijek wyczarowa!. ;al patrze!, jak si dziewuszka mczy. ' 0o nie patrz. %a ni" si pomcz ' rzucia z przek"sem *etunka. *odobnie jak rotmistrz signa po piwo. ' Mczy2nie nie przystoi miot" mac&a!. LXM ' Wygodna doktryna. Moi c&opcy te si w swoim czasie na ni" powoywali. *$ tuzina r$zeg zwykle wystarczao, by rewidowali pogl"dy. ' 0o powany b"d wyc&owawczy. Wiem, e z winy gry-a brak wam r"k do pracy, ale nie tak si problemy rozwi"zuje. >ozumna rodzicielka szybko by si wystaraa o c$rk, a nie otrok$w w baby obracaa. ' ( jak si rozumnej nastpny c&opak tra-i: ' 0o do skutku pr$bowa!. 1a, przykadowo, jak $todzi$b byem i kusz" nie bardzo potra-iem obraca!, to tak dugo w tarcz waliem, a w ko/cu kt$ry bet tra-i. ' 4a ' westc&n" Jeyn. ' ( co, jak bet$w braknie: ' Walenie w tarcz ' rzucia c&odno *etunka ' ma si nijak do wiadomego planowania rodziny i wyc&owywania dzieci. 6ie masz pojcia, o czym m$wisz, miku. ' 1a nie mam: 0rzy c$rki em spodzi) ' 0rzy: ' %markotniaa, ale szybko wzia si w gar!. ' 0o c&opak$w pewnie z p$ tuzina, co: %nam ja was, wojak$w. Kademu si marzy darmowa druyna zoona z wasnyc& synalk$w. ( dziewuszki krzywo si widz". ' 0o wszelkic& stan$w dotyczy ' wtr"ci si Debren. ' 0ak ju jest, e dziewczynki s" nieekonomiczne. *osag, drosza odzie, wydatki zwi"zane... no, z ustrzeeniem... ' Wiem, o czym m$wisz ' zerkna w stron kominka. Debren nie zaryzykowa, ale wyapa bez trudu prze rw w postukiwaniu mioty. ' Dobrze m$wi ' westc&n" %br&l. ' *rawdziwy to do pust boy, e si tyle dziewuszek rodzi. ;eby jeszcze takie jak .enda... (le si takowy rodzynek jeden na sto tra-i. ( reszta: Mae toto, r"czyny c&ude, sk$ra delikatna, wo sy do zadka, nijak pod &em upc&a!... 0o co to za wojak: ;aden. ( dostatek narodu jako tam buduj". Wic dobro byt ronie... i co si dzieje: ( to, e jak nie s"siedzi, to Kummony czy insze koczowniki najazd czyni". 1akby si, powiedzmy, po trzec&, no, c&o! dw$c& c&opak$w na jedn" dziewuszk rodzio, to byoby komu broni!. ( tak to co: %gliszcza, pacz, nieszczcia. #&opy wybite, panny po psute. Wic tym, co z -rontu wr$c", kandydatk na on ciko znale2!. 6o i si wojactwo, z braku inszego &onoroLXX wego wyjcia, musi na jak" zagraniczn" wojn wybra!, cudzoziemek w niewol nabra! i z tymi potomk$w podzi!. ( to spiral przemocy nakrca. ' %naczy5 co ze, to przez baby: ' upewnia si .enda. ' 0egom nie powiedzia. 4$g was takimi stworzy@ nie wasza wina, e si nadmiernie mnoycie. ' Wybacz *etunce gupie pytanie o p$ tuzina syn$w. % takowym podejciem to pewnie dwa tuziny zmac&a. = jeno dziki tej ob-itoci owe trzy dziewuszki si przelizny. W toku atwo przegapi!. #zy moe %drenka pomocnice do mioty sobie wyprosia: #o, %br&l: 0y obesra3ny c&opski szowinisto: ' .enda) ' ( ty lepiej milcz) 7zlag mnie tra-ia od tego klepania po koku) #zarodziej, c&olera, a w wdzarni nas zmienia. ' 6ie krzycz na Debrena. ' >otmistrz nie obrazi si i c&o! spospnia, stan" w obronie maguna raczej z mskiej solidarnoci ni c&ci odwetu. ' 6ie jego wina, e tak ci stopy urosy. ' Adc&do si od mcic& st$p) 7"e/ mierz) *rzy takim wzrocie c&yba mog mie! ciut wiksze nogi ni normalna niewiasta:) W zwiadzie nie su) ' 6ie jego wina, powiadam ' ci"gn" spokojnie. ' 1eli ju, to twoja. 6ie dlatego, e ci cimy *etunki cisn", c&o! jej przecie nie cisny. 6abroia, panno, nosem na apcie krc"c. ' <apcie:) Do wizytowej sukni, adamaszkiem lamowanej:) #&yba bym ze wstydu umara) ' Debren si o ciebie troszczy, wic nie mia wyjcia. Musia pomieszczenie ogrza!. ' (kurat tym ajnem ' warkna ciszej, tr"caj"c przer"bany na troje i uoony w kominku taran. Debren westc&n", ale ju niczego nie pr$bowa tumaczy!. Miaa racj. 6ie ca", lecz sporo. 6ajgorsze, e od pocz"tku odczuwa mrowienie sk$ry, wyra2nie wskazuj"ce, e z kody promieniuje magia. *owinien si by jej przyjrze!, poska3nowa!. (le wyprawa za barykad bya ryzykowna, spieszyli si i z tego popiec&u dziaali szybko take p$2niej. %br&l od razu rzuci si z berdyszem na jeden koniec belki, a on czarowa przy drugim, osuszaj"c przycz$ki dla ognia. *otem by zajty przepyc&aniem komina ' troc& telekinez", troc& &alabard". 6o i zaniedba. ( komina i tak nie przepc&a. Moe gry-, moe kt$ry z pocisk$w rozprawi si z przeciwnym ko/cem przewodu. >aczej gry- i raczej wiadomie5 drugi komin, ten od pieca, te okaza si zatkany. W e-ekcie ogie/ w paleniskac& pogas i kiedy Debren z .end" wr$cili z a2ni, obera bya ju mocno przestudzona. ' Mymy te nie bez winy ' kontynuowa %br&l. ' 1a zwaszcza, jako dyplomowany mac&inerzysta. *owinienem co zw"c&a!, c&o! to p$produkt jeno i cakiem inaczej wygl"da, jak go ju okuj" i ubrzec&wi". (le z kolei ty wicej na %ac&odzie wojowaa, a to so,rojski wynalazek. 6a rycinac& takie zarzygaki widziaem jeno. D nas ic& nie stosuj". #&olernie nie&umanitarna bro/. ' = brzydka z nazwy ' zauway Jeyn. ' 6o, o-icjalnie to si nazywa Argany... czy moe Argan... no, tego ajdaka w"satego, co to u nic& za demokracji wada. Ku jego czci tak system ogniowy oc&rzczono. %arzygak" go sami onierze nie-ormalnie nazwali. ;e niby nie ugasisz, c&o!by si i porzyga. *ono! na pr$bac& tec&nicznyc&, gdy armia pocisk testowaa, wanie do takowego incydentu doszo. 0uzin woj$w z cebrami mia biega! midzy studni" i c&aup"3celem i pr$bowa! ratowa! c&aup. 7tudni wysuszyli, poowa si z wysiku porzygaa, a c&aupa jak si palia, tak spalia, bo pocisku nie szo ugasi!. Wic nie krzyw si, e Debren nie zdoa. ' = dalej klep koek ' doko/czya *etunka. ' Ad tego my, baby, jestemy. ( wracaj"c do c$rek, miku... 7ami doroli tu siedzimy, a i nie dziewice, wic jak si ju zgadao, to moe si ciebie poradz. #o stukno. Debren obejrza si i stwierdzi, e miota. A podog. .enda sc&ylaa si po ni", kln"c pod nosem. #zerwona, z czoem mokrym od potu. *odni$s si z awy, podszed do baryki, zacz" napenia! ku-el. ' 7uc&am. ' %br&l dla odmiany sw$j odstawi. ' #o czynicie ze %drenk", by si c$rki dorobi!: >otmistrz lekko zesztywnia. .enda ukradkiem przeLXY tara czoo, przywoaa na twarz jeden z tyc& swoic& paskudnyc& umieszk$w. ' ( kto tu m$wi ' mrukna niby to do siebie ' e dziewic w izbie maawo. ' %drenka... ' %br&l musia odc&rz"kn"!, c&o! w odstawionym ku-lu jeszcze koysaa si piana. ' %drenka pomara. 8or"czka poogowa. %robio si cic&o. #isza trwaa kr$tko, ale bya wymowna. >otmistrz podzikowa bladym umiec&em. ' 0aki nasz babski los ' mrukna gospodyni. ' #zasem braknie bet$w, by w tarcz wali!, ale czciej tarczy, nadmiernie dziurawionej. *rzykro mi, %br&l. Dawno...: ' *rzy najmodszej. ' %marszczy brwi, policzy w pamici. ' 9rednia ma osiem wiosen, potem em dugi kontrakt podapa, a w an,askic& koloniac&, potem troc& zeszo, nim do domu wr$ciem... no i ci"a... 6o, tak ' westc&n". ' *i! lat bdzie. Debren podszed do .endy, poda ku-el. *rzyja bez sowa. Wygl"daa zabawnie z wysuszonymi przy ogniu wosami peruki, stercz"cymi teraz jak strzec&a po przejciu wic&ury, z okopcon" twarz", tak bardzo nie pasuj"c" do lamowanej adamaszkiem sukni wizytowej. (le nie cieszy si widokiem tak, jak by m$g. 4ya zbyt smutna. ' Dziwnie lata rac&ujesz ' zauwaya *etunka. ' Ad redniej c$rki. 6ietypowo. ' 4o najmilsza ' umiec&n" si z zakopotaniem, ale w oczac& mia blask. 6ie patrzy ani na gospodyni, ani na kominek, a blask i tak w oczac& mia. ' 1u po ci3mac& nie sika, nie ryczy z byle powodu, a jeszcze ojcu nie pyskuje. %a miecz si ju we2mie, kusz wind" napnie, a suknie z lam$wk" ma jeszcze w pogardzie. ' Westc&n", uni$s ku-el. ' Wszystkie okrutnie miuj, nie mylcie sobie. (le starsza c&yba al w sercu nosi o matk, e niby z mojej winy... ( znowu ten szkrab to mnie si czasem z nieszczciem %drenki skojarzy. 6o i kopotliwe obie, c&o! kada inaczej. ( ta jak zoto. = do nauki si garnie. 7i"d, bywa, na przyzbie, -ac&ow" kronik przegl"dam, a tu si $w wr$blik na kolana gramoli, palec w rycin pc&a i szczebiocze5 H0o berulda wrele/ska, praLXV wda, tatku: 7zesnastokoowiec, na grz"skim dobry, ale ciut przyniski. Dwa &aki i pomost obobrczowany, a doem kozieI. Kaden jeden rodzic by si do ez rozrzewni, prawda: ' *rawda ' przyznaa *etunka. ' #&o! niejeden spytaby zza ez, co to za c&olerstwo ta berulda wrele/ska. ' 4eluarda we&rle/ska ' wyjani Debren. ' 0aka wiea oblnicza. % taranem w dole. Kozem, znaczy. ' 0akem podejrzewaa. = ty mi, %br&l, bdy wyc&owawcze wytykasz: ;e niby syn$w na panienki przerobi, jak od czasu do czasu izb zamiot" albo onuce wypior": ( sam co: Knec&ta z maej robisz) 0ak to jest, jak si dwa tuziny syn$w zmac&a. (tmos-era w domu tak msk" si robi, e biedne dziewuszki na stoj"co sikaj". 4o nie maj"c sk"d wzorc$w pozytywnyc& czerpa!, naladuj" tumy braci. ' Moje c$rki nie...) <ajno i ka) Kobiece s" jak c&olera) ' (le nie dbasz o nie. *o c&opakac& musz" doczyty3wa!. = to o czym: A jakiej paskudzie beluardzie. % kozem z dou. Wyobraam sobie, jak to na rycinie wygl"da. Mistrz >o,oletto, ten, co go gry- niesusznie za malarza komnatowego uzna i zamordowa, pokazywa mi jeden szkic batalistyczny. % wieami wanie, w bramy wal"cymi. Wic wiem, co m$wi. 6ie jest to urz"dzenie, kt$re wypada modziutkim pannom prezentowa!. *odrcznik &a-ciarstwa by c$rkom kupi, sk"pcze) ' 1a sk"piec: Kady grosz na nie wydaj) ' 6a syn$w wicej ' parskna. ' 6a syn$w: 1a nie mam syn$w) 1eden si, zaraza, urodzi, to go trzy dni miaem) %n$w byo cic&o. Duej ni poprzednio. ' >adzilimy si w tej kwestii ' odezwa si wreszcie Bysedel. ' W drug" stron co prawda, ale nam medyk wytumaczy, e spos$b jest taki sam, jeno na odwyrtk. ' 7pos$b: ' posa mu pospne spojrzenie rotmistrz. ' 6a pokierowanie pci" dzieci"tka. 0rzeba ot$... na c$rce om$wi, bomy si o ni" starali, trzeba... ' Jeyn... ' zacza niepewnie troc& zarumieniona *etunka. (le sama urwaa i mac&na rk", pokazuj"c, LXZ e moe m$wi! dalej. Debren zauway, e wyznanie %br&la mocno ni" wstrz"sno. ' 0rzeba, by doem si ulokowao to z rodzic$w, po kt$rym ma dziecko pe! wzi"!. 4o w naturze tak jest, e mski pierwiosnek... ' *ierwiastek ' poprawia cic&o. ' ( tak, wanie o tym em myla... 6o wic tene g$r bierze nad niewiecim. = po urodzeniu, i przed tako. %naczy si w ywot niewiasty wpywaj"c doem, wyej si ulokuj"... ' Daruj sobie szczeg$y, Jeyn ' zaproponowaa .enda. ' Wystarczy, e %br&l zasad zapamita. ' *rawda ' zgodzi si oberysta. ' 6o wiec jakby to syn mia by!, to musicie, panie %br&l, *etunk g$r" da!. ' %apamitam ' powiedzia cic&o rotmistrz. = oczy roz3maliy mu si na moment czy dwa. *etunka rozc&ylia usta, ale nie wydaa gniewnego okrzyku. 4y! moe tylko westc&na@ Debren nie by pewny. ' = druga wana rzecz ' kontynuowa Bysedel. ' 0rudniejsza, nie kryj. 0o znaczy dla ciebie to nie, bo c&opaka c&cesz. (le ja musiaem si na bab przerobi!. %naczy w sukience pokad2my czyni!, umalowany, w gorseciku i peruce. 0ej, co j" .enda nosi. 7pecjalnie w tym celu od jednej ladacznicy j" kupilimy, kt$ra do %otej 7karpy podr$owaa, na gwarkac& zarabia!. *rzy c&opcu to *etunka by si musiaa w mskie szaty odzia!. 6o i c&yba dla pewnoci wosy obci"! ' doda po namyle. 1aki czas byo cic&o. 6iekt$rzy pili piwo. Debren wszed na poddasze, sprawdzi, czy wypeniaj"cy piterko dym nie ukrywa kogo, kto cic&o st"pa i jeszcze ciszej dyszy. Wr$ci na d$, zerkn" na klepsydr. .enda, spocona i zniec&cona, woya dymi"c" miot do wiaderka ze stopionym niegiem, d2wigna si. ' 6a czym stoimy: Ad strony magicznej, konkretnie. ' 6a konkrety w tej kwestii za wczenie. ' Dsiad przy stole. ' 6ajpierw moe strona wojskowa. *olini palec i zacz" kreli! szkic budynku. ' Aj, lepiej to zamacie, mistrzu Debren. ' 1ako pier wszy zrecenzowa e-ekt Jeyn. ' Astatniego, kt$ren tak udanie domy rysowa, ojciec papugi Dropa zaprosi do gry-a. %a Domorca 7tarogrodzkiego to jeszcze byo. %jec&a tu inynier, biegy w sypaniu wa$w i inszej sztuce -orty-ikacyjnej, no to go *etunka zagadna, czy by projektu taniej obrony antylataczowej nie sporz"dzi. 8ry- zwiedzia si jako i przy-run" tu w mig papuga. 0ak we bie inynierowi zam"ci, e si ten zgodzi z nim pojec&a! i pogada! z Domorcem o zabezpieczeniu jego pieczary. 6o i go, ma si rozumie!, gry- do zabezpieczenia na sw$j spos$b wykorzysta. 8ow, znaczy, na paliku zatykaj"c. *rzy ciece, co do jaskini wiedzie. ' ( to parszywiec) ' oburzy si rotmistrz. ' *rzez takic& wojny na psy sc&odz") >ozumiem5 w boju, jak ju si wyklaruje, kto, z kim, przeciw komu i za ile. (le eby -ac&owca utuc, gdy warunki zaci"gu negocjuje:) 0o nie godzi si) 1akby si takowe procedery rozpowszec&niy, kondotierstwo padnie) A, nie... 6ie rusz si st"d, p$ki $w zbrodniczy r$d ziemi kala sw" obecnoci") 1a albo gry- ( to skurwiele) 6ie do!, e od rabuj", to jeszcze c&c" do upadku samo odactwo przywie!) ' 7pokojnie, %br&l ' rzuci c&odno Debren. ' Ad ciebie akurat oczekuj konsultacji. A-icer jeste. 1eli ju teraz nie oddaj ci komendy, to jeno dlatego, e batalia jest specy-iczna. 8ry-, jak s"dz, cz! problemu zaledwie stanowi, a cay problem moe by! bardziej magiczny ni militarny. Wic na razie pozostawmy w zawieszeniu kwesti dowodzenia, dobrze: ' 1ak zgaduj ' powiedziaa .enda, ocieraj"c pian z ust ' kandydaci w sp$dnicac& z g$ry s" skreleni: ' % g$ry ' twardo oznajmi %br&l. Debren pomyla zdziwiony, e pierwszy raz syszy rotmistrza tak ostro stawiaj"cego si dziewczynie. ' 1eszcze mi ycie mie. ( nasz r$d ma tragiczne dowiadczenia ze sub" pod babsk" komend". .enda, r$wnie jak Debren zbita z tropu, na powr$t zaja si piwem. ' 0ak wic... to jest H#notkaI. Abera znaczy. %azna czyem wszelkie otwory, kt$rymi gry- m$gby si wedrze!. 1ak wida!, mamy dwa rzuty5 dou i stryc&u. ' (&a, to stryc& ' pokiwa gow" Jeyn. ' ( ja em myla, e gumno w zym miejscu nakrelone. ' 6ie, to g$rna kondygnacja. Abok, dla czytelnoci. 4udynk$w gospodarczyc& nie rysowaem. *rzykro mi, ale nie damy rady ic& broni!. Dobrze bdzie, jak dom wybronimy. Mam racj, %br&l: ' 9wit". ' Atwor$w ju istniej"cyc& ' kontynuowa Debren ' jest w zasadzie tyle co nas. 0e tutaj drzwi ' wskaza, ju w naturze, obie barykady. ' % kuc&ni mona wyj! trzecimi, maymi, a piwnica ma waz do opuszczania beczek. *i"ty otw$r jest w dac&u. =nne dziury na razie nie s" gro2ne, c&o! cztery gazy przebiy si a do parteru. ' %naczy, obronimy dom: ' zapyta niepewnie Jeyn. Debren nie odpowiedzia. 7pojrza wymownie na rotmi strza. %br&l doko/czy piwo, podrapa si po brodzie. ' #o z +enz": ' 1edno ebro nieadnie pko ' westc&n" Debren. ' Mogoby przebi! puca, wic upiem go solidnie. *rawd powiedziawszy, to raczej letarg ni sen. #&ory nie bdzie si wierci i nic sobie nie zrobi, gwarantuj. (le i gry-owi nic nie zrobi. 1ak go pojutrze obudzimy, to dobrze. ' *ojmuj. ' >otmistrz skin" z powag". ' 6o wic, po mojemu, sprawa wygl"da tak5 na dwoje babka wr$ya. 1ak gry- w dobrym miejscu zaatakuje, to si wedrze do c&aupy. ( jak z" dziur obstawi, to nie. ' #o-am sw" kandydatur ' oznajmia .enda. ' *orazi mnie wanie poziom -ac&owoci u konkurencji. ' #ic&o, kozo. #akiem wojna to to nie jest, myliwy by nam si przyda. (le z mego owieckiego dowiadczenia wiem, e zwierz takiej jak *isklak postury od jednego betu nie pada. Debren go z a2ni w zadni" ap ugodzi, potem ja, z poddasza szyj"c, po ebrac& poci"gn"em. 0y mu &alabard wbia... ' = z &ulajkuli dosta ' uzupeni Debren. ' Mioty nie licz, bo to bro/ psyc&ologiczna. = co: (no nic. 1ak lata, tak lata, biega szybko i w og$le penosprawnym si wydaje. #o znaczy, e trzeba go naprawd mocno porazi!, by pad. ( my mamy jedn" sprawn" kusz. ' 0amta i tak si zacinaa ' przypomnia Debren. 6ie patrzy jednak na nikogo. ' 4o j" w niegu wytarza ' .enda nie zamierzaa si litowa!. ' 7prawdzaam w a2ni5 cakiem dobra bya. *$ki jej razem z tymi biednymi drzwiami... 6a drugi raz, jak z siebie ywy wulkan zec&cesz robi!, to pozw$l, e co delikatniejsze przedmioty ja ponios. ' 0o go na drugi raz &alabard" po bie nie wal ' uj" si za czarodziejem %br&l. ' ( wracaj"c do gry-a5 odporny z niego potw$r. My za marnie ze wszystkim stoimy. % mobilnoci", bo .enda nikomu z odsiecz" nie zd"y. % uzbrojeniem, bo z ciszego ora mamy cztery sztuki na picioro. W dodatku kusz za p$ sztuki trza liczy!, bo nie ma cudu, by kusznik zd"y drugi raz zaadowa!, nim si do niego gry- dobierze. 0asak$w nie rac&uj. ' *opraw, jelim 2le poja5 m$wisz, e ju po nas: ' 6ie, kozo. M$wi, e na utrzymanie nawet tak skr$conego -rontu si braknie. ' #o proponujesz: ' zapytaa *etunka. ' 7ztuka wojenna zna tylko jedn" recept5 dalsze skr$cenie -rontu. ' %br&l rozejrza si po izbie. ' 8dybym mia decydowa!, tego jeno bym broni. ' Mam odda! cay dom na pastw tego szczyla:) ' trzasna ku-lem w st$. ' 6ie wiesz, co m$wisz) ' 7c&owaj &onor w onuc, jak to si m$wi. >ozumiem5 nieatwa to decyzja. Dom to dom@ kadego serce boli, jak si w nim wr$g panoszy. (le kr$tka okupacja to aden... ' Astatnia kr$tka okupacja sko/czya si spaleniem c&lewa) 7ama paliam, c&olera) Kulturalna jestem i si bez potrzeby nie wyraam) Wic jak m$wi o tym skurwysynu, e jest szczyl, to to co znaczy) ' *okorna mina %br&la uspokoia j", wic ju ciszej, c&o! z wiksz" gorycz", doko/czya5 ' 7mrodu jego odc&od$w zdziery! nie spos$b. 1ak by maym pisklakiem, tomy wszystkiego pr$bowali5 wapna, myda, per-um nawet, co to ic& baryk Domorzec z inszymi upami podrzuci. 6ic nie pomagao. 1ak gdzie wypr$ni czy to pc&erz, czy kiszki, to bez palc$w mocno na nosie cinityc& nie szo !wierci pacierza wytrzyma!. Agie/ dopiero smrody usuwa. *o tej LNL okupacji c&lewa to z dw$c& wi/, co okupacj przeyy, obie szybko skonay. 0 drug" Jeyn sam dobi, by straty zminimalizowa!. (le nie zminimalizowa, bo i tak misa nie dao si je!. 0yle korzyci, e szczury na jaki czas przegnalimy, mae skrawki przy ic& norac& rozkadaj"c. ' %araz, zaraz ' Debren posa jej zdziwione spojrzenie. ' Dobrze rozumiem: *isklak jako pisklak bywa tu tak czsto, e mielicie problem z jego odc&odami: ' 0om nie powiedziaa: ' zmieszaa si. ' *siakrew... Wybacz. %dao mi si oczywistym... Awszem, mielimy problem. = z odc&odami, i z samym smarkaczem g$wnie. 1u jajem bd"c, trzy dobre kokosze zamczy. ' 1ajem:) ' 1ako jajo tu tra-i. Domorzec ju nad grobem sta, kiedy mu w apy kupcy wpadli, co kur pawia wie2li. Wic j", z braku lepszej, do swej groty uprowadzi, na sw" bab przerobi i jej jajo zmajstrowa z gry-i"tkiem w rodku. Matka, ma si rozumie!, ci"y nie przeya. 1ak ju zdyc&a! zacza, to j" mulo pazurem rozpata, yw" jeszcze ostawi i przylecia do nas. % nakazem, bymy mu potomka do wyklucia przec&owali, a e zima sza, to i ju wyklutego do wiosny pod&odowali. ' 0ocie go sami...: ' %br&l nie doko/czy. ' (no sami ' powiedziaa z gorycz". Debren patrzy na zy, krc"ce si w szeroko otwartyc&, bardzo niebieskic& oczac&. ' 7ami na siebie bat krcilimy. ( jedyny z tego poytek, e si g$wniarz respektu nauczy dla mojej mioty. 4o miot" go laam. 4y krzywdy nie zrobi!. %robio si cic&o. 6ikt nie mia odwagi zapyta!, c&o! caa tr$jka goci miaa owo pytanie na ko/cu jzyka. Debren nie zdziwi si, sysz"c gos .endy. 4ya kobiet". =, c&o! rzadko jej si to zdarzao, potra-ia nada! sowom mikko! puc&u. ' #o si stao, siostrzyczko: ' szepna, nakrywaj"c doni" do/ *etunki. Aberystka potrzebowaa jeszcze troc& czasu, by zapanowa! nad emocjami. 4ya twarda, wic c&o! oczy nadal lniy, gos brzmia ju spokojnie5 ' 0y syna trzy dni miae, miku. Do dzi b$l nosisz w sercu. 1a j" miaam sto razy duej. 6ie m$wi, e sto razy bardziej boli, ale... 1akem do izby wc&odzia, to si miaa, r"czki wyci"gaa, co tam po swojemu gaworzya. 1ednej ci"y nie donosiam, wic mam por$wnanie. 0ak to ujm5 tym mocniej dziecko miujesz, im duej je masz. *roporcja nie jest prosta, ale... Wic si pocieszam, e lepiej si stao, e gdyby to Baclan albo >o,olik... ' 0o nasz modszy ' wyjani Jeyn. ' #o si stao: ' powt$rzya, c&yba jeszcze agodniej, .enda. 1u obie jej donie obejmoway rk zotowosej. 4ya wysza, szczuplejsza, w zestawieniu z oberystk" jaka kanciasta. Debrenowi skojarzya si z c&opakiem, pocieszaj"cym starsz", ale i sabsz" kobiet. .ecz c&ocia te dwie tak si r$niy, to przez c&wil rzeczywicie wygl"day jak siostry. ' *orwa j". #ae lato pod grusz" koysk stawiaam i nic zego... Dziewuszka, jedyna w rodzie. Mylaam, e jest bezpieczna. ;e przez eb mu nie przejdzie... = waciwie miaam racj. 4o nie c&cia male/kiej krzywdzi!, nawet jej mamk znalaz, c&o! podronita ju bya i kozie mleko by starczyo. (le lata a pod >umperk i najbardziej cycat" dziewuc& wynalaz, jak" w yciu widziaam. *o wszystkim, jak j" wypuci, zasza tu i opowiadaa, e trzy razy musia z bonia startowa!, bo ud2wign"! branki nie m$g. 1ak ten tam piec dziewuc&a ' wskazaa ' c&o! 0edwie szesnacie lat. ( Domorzec mia ju wtenczas dwudziesty krzyyk na karku, jedn" ap" sta w grobie. 6o a potomka nie byo. Wic jak mu si owa pawica tra-ia, to wasne reguy zama, na misj plun" i moj" c$ruc&n na zakadniczk porwa. *otem z jajem zakrwawionym tu wyl"dowa, kadzie je i m$wi, e jak mu pisklaka nie oddam wiosn" caego i zdrowego, to on mi dziecka te nie odda. ' %abij go ' powiedzia cic&o %br&l. ' 7am si zabi ' mrukn" Jeyn. ' We wie ratuszow" wal"c. *etunka m$wia5 H7taruszek ju byI. 6iedowidzia, nie usysza, jak go ostrzegay nietoperze w czujce lec"ce. 6o i tak pieprzn") w nowy ratusz rumperski, e si burmistrz z rajcami na powr$t do starego, drewnianego przenieli. 4o mularze gwarancji na wie nie dawali. LNX ' Dziewczyna mleka miaa a nadto ' poci"gna w"tek *etunka. ' (le dowiadczenia adnego. = nie upilnowaa dzieci. Aboje si poc&orowali. *ocieszam si, e moja male/ka pono! szybciutko zgasa. >az3dwa poszo. ' 0emu wszarzowi raz3dwa nie p$jdzie ' zazgrzyta zbami %br&l. ' #&o! synalek jeno. (le nie p$jdzie. A nie. ' 7pokojnie ' powiedzia cic&o Debren. ' 6alej lepiej piwa. 6ie tego5 krzepkosza lej. ( ty, *etunko, wypij. ' 6ie. 6ic dla siebie nie bierzemy, co od nic& poc&odzi. ( to piwo poc&odzi. *isklak czciej ni ojciec podrzuca nam upy wzite na ksi"cym szlaku. ' Ksi"cym: ' 0ym ' wskazaa -rontowe drzwi. ' 7tara droga. 1eszcze poganie j" w lesie wycili, zanim Mor,ac powsta i kr$lestwem si sta. Wieki nim ludzie podr$owali, to i teraz czasem podr$uj", c&o! to ani wygodne, ani bezpieczne. (le do paru miejsc inaczej si nie dojedzie. 6o to jed", g$wnie obcy, a gry- co niekt$ryc& napada, rabuje, a zdobycz" si dzieli. ' *okrcone to wszystko ' westc&n" %br&l. ' 6ie pijesz tego krzepkosza: 0o ja wypij. ' *isklak ' mrukn" Debren ' twej mioty si lka i respekt czuje. (le nie dlatego prezenty daje, prawda: ' *rawda. 4oj" si, ajdaki, bymy z godu nie pomarli. ( zdarzay si w H#notceI przypadki mierci godowej. >uc& may, obroty ndzne, bywa i tak, e cae tygodnie nikt nie stanie na nocleg. % pola te wyy! si nie da. %iemia marna, zwierz"t nie po&odujesz, bo jak gry- nie zere, to ry porwie, wilki dopadn" albo i wilkoak. ' 8ry- re bydo i goci poszy ' podsumowaa .enda. ' = r$wnoczenie dokarmia: #zy moe jeno piwo i insze otumaniacze dostajec.[ ' 7py tako ' odpowiedzia gospodarz. ' = r$ne dobra. 0e a/cuszki, przykadowo. 6o, wiecie. ' 6o to nie rozumiem ' westc&na dziewczyna. ' 0o proste ' wyjani Debren. ' Abowi"zuje zasada, by dokuczy!, ile wlezie, ale nie zabi!. W kadym razie kogo, na kim r$d by wygas. ' Dokadnie tak ' kiwna gow" *etunka. ' 8dyby o proste zabijanie c&odzio, na *etuneli Wykltej &istoria by si zamkna. 7zybko i tanio. ( tak to mn$stwo niewinnyc& ludzi ucierpiao i pewnie jeszcze ucierpi. ' 6alaa sobie belnickiego. ' Mam nadziej, e przynajmniej was kl"twa nie dosignie. ' <ykna, skrzywia si. ' Cuj, paskudztwo... %a samo to powinno si wywlok .edosz3k... 6o, nic. .epsze takie ni gry-owe. 1u moja prababka przysigaa, e nic do ust nie we2mie, co od ajdaka Domorca poc&odzi. *otem rzecz si rozszerzya na ruc&omoci. % up$w, znaczy, niczego nam nie wolno spieniy!. ' 6ie za m"dre te luby ' pokrci gow" %br&l. ' 9luby nader czsto to do siebie maj" ' rzuci suc&o Debren. ' 0woje te mogyby by! bardziej przemylane. ' Moje s" na miejscu. 1a albo on. 0roc& rycerskoci" mi to tr"ci, ale i porz"dny najemnik miesznoci" si nie okryje, takow" przysig skadaj"c. ' 9miesznoci" nie, ale nogami moe. ' #zarodziej popatrzy na szkic. ' 6awet jak si tutaj co-niemy i pozwolimy, by *isklak po izbac& paskudzi... ' 6ie pozwolimy ' rzucia stanowczo gospodyni. ' (le nawet gdyby ' doko/czy po c&wili ' to o jednym musimy pamita!. ' Westc&n", spojrza na dziewczyn. ' .enda, powiedz im o nietoperzu. ' *lwam na nietoperze ' pryc&n" %br&l. ' W zadek mnie mog" ugry2!. = to wszystko, co mi mog". ' 6ie w nietoperzu problem ' mrukna .enda. ' Wgle z paleniska, szczur jeden, wybiera. M$wi ci to co: ' <ajno i ka ' mrukn" %br&l. 6ie musia odpowiada!. ' *rzecie... nie spali obery ' *etunka powioda niepewnym spojrzeniem po twarzac&. ' Debren: Kl"twa w eb by wzia) Dwa wieki i tak po prostu...: ' Dwa wieki i dwa lata. ' .enda, krzywi"c si, podwi3na nog pod siebie, zacza rozciera! zzibnit" stop. ' Wierzysz w magiczne ukady cy-r: Dwiecie dwa. #zy w *rz$d czyta!, czy w ty, jedno wyc&odzi. Moe co si za tym kryje. #o mylisz, Debren: \ Myl ' zerkn" ku sc&odom ' e miaycie racj. Dym, kt$rego pod powa" byo sporo, a na poddaszu wrcz duo, zawirowa, zgstnia. = wyplu co, co najpierw byo czarne, a potem, nagle, zrobio si bardzo kolorowe. ' Wdzarrrnia, wci$rrrnoci) %durrrnielicie: ' Dropek) 1este) ' 6aturrralnie, serrrde/ko. 8warrrancja grrranit. *apuga wyl"dowaa obok dziewczyny. .enda natyc&miast wyci"gna rce, znalaza waciwe miejsce na podgardlu, zacza delikatnie drapa!. *tak zmruy oczy. ' 6o prosz ' pokrci gow" %br&l. ' Kto wida! mocno zmarz. = uzna, e kocioek z rosoem to nie taka zn$w marna alternatywa. ' Krrre... ' Drop nie doko/czy5 wystarczy lekki nacisk kobiecego palca na koniec dzioba. ' *anie %br&l ' powiedziaa .enda o-icjalnym tonem. ' 6ie zaczepiajcie mojego je/ca. 6a parol go puciam. 1ak wida!, wr$ci. 0o mu daje prawo do &onorowego traktowania. ( e jako jeniec pozwa! was na udeptan" ziemi nie moe, godzi si go poniec&a!. 0o podo! obraa! kogo pozbawionego moliwoci obrony. %br&l z lekka zdbia. Debren skry umiec&. 6ie napracowa si przy tym. *tak, c&o! ucieszony z pieszczoty i bliskoci .endy, og$lnie zbyt radosny nie by. ' 7uc&amy, Drop. #o masz do przekazania: Drop sta na awie obok .endy, wyprostowany, nieco sztywny. 7iga dziewczynie do ramienia. ' A zarrraniu >rrenda, Debrrren, %brrr&l i tarrrczow3nik w drrrog. Warrrunek grrry-a. ' Mamy wyjec&a! o wicie: ' Debren zerkn" na klepsydr. 0roc& czasu im zostao. ' *otwierrrdzam. ' ( potwierdzasz, e nas tw$j pan dopadnie i zadzio3bie, jak tylko nos spod dac&u wytkniemy: ' umiec&n" si nieadnie %br&l. ' 4zdurrra. ' .enda, powiedz mu, e jak mi bdzie opowiadanie bzdur w oczy zarzuca, to go w nieudeptanej ziemi rzyci" ku g$rze zakopi. Dcieszny, kolorowy krzak czyni"c. ' 4rrrutal) Aprrrawca) LNV ' #ic&o ' zgania ptaka. ' ( ty, %br&l, nie zncaj si nad nim jeno dlatego, e sabo ludzk" mow opanowa. 6ie widzisz: 0rudno mu cokolwiek wym$wi!, co runy H>I nie zawiera. #zytaam, e to z powodu budowy krtani. 7owo HnieI musi inszym zastpowa!. ' *rrrawda. ' ( co ' zapyta powoli Debren ' jeli nie wyjedziemy o zaraniu: (lbo, przykadowo, nie wszyscy wyjedziemy: Drop nastroszy si, potem wstrz"sn" jak mokry pies. ' 7mierrr!. 7rrroga rrr"banina. *oarrr w ekstrrre3malnym warrrunku. F Abr$ci gow, obrzuci dziewczyn bagalnym spojrzeniem. ' Wyrrrusz w drrrog) *rrrosz) ' 0ak ci zaley: ' %br&l bawi si ku-lem. ' #iek"' ] wo!, czemu. 7yszelimy tu -rapuj"c" &istori o jednym inynierze od -ortalicji. Kt$rego pewien owca uczonyc& g$w tako usilnie zac&ca. M$wi wam to co, panie papuga: ' >rrodzic: ' zapyta z wa&aniem Drop. .enda wyci"gna rk, jakby c&c"c pogadzi! pierzast" gow. (le co-na j". W oczac& miaa niepewno!. = pytanie. Do De3brena. Magun westc&n" w duc&u. 6ie cakiem szczerze. 4yo co ujmuj"cego w jej niemym zau-aniu. ' Drop ' powiedzia cic&o. ' 7p$jrz mi w oczy. ' *apuga bez sprzeciwu zastosowa si do polecenia. F *ewnie wiesz, ile mog" tacy jak ja. Moe ci si przytra-i! co gorszego od krzaka w nieudeptanej ziemi. Wiesz: ' Drop kiwn" gow". ' = przydarzy si. 1eli spr$bujesz ga!. ' *rrrawda ' powiedzia ptak. ' 7zczerrra. ' Dlaczego mamy ci u-a!: ' >rrenda. ' .enda: ' Debren zna ju odpowied2@ by jedynym na wiecie czowiekiem, kt$remu tak atwo przyszo j" pozna! i uzna! jej sensowno!. (le musia jej jeszcze wysuc&a!. ' >rrenda dobrrra. Wybrrrana. ' Drop m$wi cic&o. 4y tak zakopotany, jak tylko moe by! ptak. ' Durrrna &istorrria... 8rrrot c&errrubina. *rrrosto w serrrce. 7er3rrce rrrozszczepione. 7rrromota ' doko/czy cakiem cic&o, poprawiaj"c jakie stercz"ce pi$rka niezgrabnym ruLNZ c&em dzioba. 6ie patrzy nikomu w twarz. ( najbardziej nie patrzy w troc& niebieskie, troc& zielone oczy z okruc&ami zota. Aczy, kt$re robiy si coraz wiksze. ' 6o nie, ajno i ka... ' %br&l otrz"sn" si pierwszy. ' 6ie zdzier. Wiecie, co ten rosolak wanie powiedzia: ' 1a nie wiem ' wyzna z ujmuj"c" prostot" Jeyn. ' Debren: ' *etunka, marszcz"c brwi, rzucia czarodziejowi wyczekuj"ce spojrzenie. ' Debren: ' .enda rzucia bagalne, po dziecicemu zagubione. %br&l skrzywi si szyderczo, ale i on nie mia pewnoci. #zekali. #a" pi"tk". ' 0ak ' powiedzia Debren. ' 1a mu wierz. >otmistrz sapn", pokrci gow", bez sowa sign" po ku-el. .enda zamrugaa powiekami, lekko rozc&ylia usta. 1edna *etunka stana na wysokoci zadania. ' Dlaczego: 0elepatia: #zytae mu...: ' 6ie. ' 6o to jak...: 7k"d wiesz, e j"...: ' 6ie zrozumiesz tego ' umiec&n" si lekko do wpa trzonej w niego dziewczyny. ' 1a sam nie bardzo... *o prostu si nie znali, a potem .enda... no, .enda przypieprzya mu drzwiami. G ' Mog ci prosi!: 6a c&wil: Debren zerkn" w stron kominka, przy kt$rym .enda i Drop siedzieli na dw$c& przeciwnyc& ko/cac& awy, grzej"c zzibnite nogi i udaj"c, e si nie widz". 8ospodarz ze %br&lem zeszli do piwnicy sprawdzi!, co z przeniesionym tam +enz". 7kin" gow". *etunka poprowadzia go przez kuc&ni, izb czeladn" i ciasny korytarz do prywatnej czci budynku. 7tana przed w"skimi drzwiczkami, bysna kluczem, szczkna zamkiem i znale2li si w odpowiednio maej izdebce. Dziwnej jak na len" ober. *omieszczenie zawalone byo skrzyniami, ku-rami, belami tkanin i rozmaitymi drobiazgami, kt$re, gdyby je przenie! do jaskini, do zudzenia przypominayby zgromadzone przez zb$jc$w upy. (lkowa penia take inn", LNW kto wie, czy nie waniejsz" -unkcj ' ubieralni. 6ad lekko s-atygowanym, ale drogim sekretarzykiem zawieszono wielkie, trzyokciowe lustro w ksztacie jaja. Wygl"dao na robot ne,eckic& mistrz$w i jeli byo tym, na co wygl"dao, *etunka teoretycznie moga si nie martwi! ani o podziurawiony dac&, ani o roztrzaskane drzwi, o ganku i szyldzie nie m$wi"c. Wystarczyo sprzeda! zwierciado. Kilka por$d wisz"cyc& pod drug" cian" sukni czy -uter te daoby si zamieni! na dobrze wypc&an" sakiewk. Debrena bardziej jednak zainteresoway dugie szeregi -lakon$w, soiczk$w, puzderek, mo2dzierzyk$w i innyc&, niekiedy zupenie mu obcyc& przedmiot$w, zajmuj"cyc& trzy czwarte powierzc&ni niemaego przecie sekre3tarzyka. ( take ksigi. Wczesnowiecze sko/czyo si, z grubsza bior"c, p$tora stulecia temu i mae biblioteczki nie byy niczym niezwykym take na prowincji ' ale ten zbi$r trudno byo nazwa! maym. 6a p$kac&, pokrywac& ku-r$w, parapecie okna, nawet na pododze stay i leay ksi"ki oraz kroniki w liczbie kilkuset c&yba sztuk. 6ajwiksze wraenie wywar na nim obraz. 0ylko jeden, za to umieszczony na &onorowym miejscu i duy. ' Mam nadziej ' umiec&na si nieznacznie gospo dyni, zamykaj"c drzwi ' e -aktycznie nie jest wysanni kiem =nkwizycji. 4o to si c&yba liczy za pornogra-i, a za pornogra-i oczy wyupuj". %apalaa bez popiec&u wiece. ' *rawda, e robi wraenie: ' umiec&na si. ' #zu am, e ci si spodoba. 6ie potra-i odgadn"!, na czym opieraa przeczucia. 4o c&yba nie na powierzc&ownoci .endy, -ormalnie jego uczennicy, a nie-ormalnie ' w odczuciu gospodarzy i wikszoci ludzi, z kt$rymi zetknie si w przyszoci ' take koc&anki. .enda nie naleaa do niewiast, kt$ryc& uroda bezdyskusyjnie rzuca na kolana. %waszcza teraz. 1ego rzucia na twarz ' kiedy, w Bijuce ' i nadal trwa w tej pozycji, ale nie by lepy i bezkrytyczny, zdawa sobie spraw, e nawet z kompletem owosienia panna 4ranggo pozostanie dla wikszoci mczyzn tak" sobie, ani pikn", ani brzydk" dziewczyn". *etunka miaa okazj obejrzec j" w a2ni, wic .enda moga nieco zyska! w jej oczac& ' ale i to nie byo pewne. (tut dobrej -igury na pewno blad w zestawieniu ze zbyt msk" muskulatur" i kolekcj" blizn. Debrenowi dane byo pozna! tylko t na kolanie, kt$rej dziewczyna zawdziczaa posad w H>$owym Kr$likuI, ale teraz dosza rana po becie belnickiego kordoniarza, a wczeniej pewnie par innyc&, na co dzie/ skrytyc& pod ubraniem. 4ya zawodowym onierzem, a ci rzadko potra-ili policzy! blizny przy uyciu samyc& tylko palc$w r"k. 6o i miaa okropne maniery. 6ie, Debren nie wiedzia, sk"d pomys oberystki, e tra-ia na konesera. (le obrazem by zauroczony. *$tno miao trzy stopy wysokoci i dwukrotnie wiksz" szeroko!. Dobre -arby. *ro-esjonalna robota. ' 0o... H#notkaI: #iemno ju byo, jak przyjec&alimy. ' *erspektywa jest zde-ormowana. ' Debren wyczu, e posuya si cytatem. ' Dla uzyskania przejrzystoci przesania. (le ' umiec&na si, gubi"c wyraz lekkiej zadumy i m$wi"c ju we wasnym imieniu ' og$lnie bior"c, odmalowa wszystko jak si patrzy. ' >o,oletto: ' %erkna na niego z ukosa i, nie przestaj"c si lekko umiec&a!, skina gow". ' Miaa racj. M$g by! wielki. ' A, tak. ' (le ' powiedzia ostronie ' to nie jest konter-ekt. *unkt widzenia umieszczono w miejscu, z kt$rego dao si ogl"da! i modelk ze szczeg$ami, i jak najwikszy -ragment okolicy. W tym celu artysta ciut naci"gn" proporcje i obali jedn" z modnyc& teorii naukowyc&, t o kr"3goci ziemi. D niego te bya okr"ga, ale wklse. ' 6ie jest ' przyznaa *etunka. Wygl"dao na to, e nie c&ce o tym m$wi!. *ewnie dlatego przesuna si, staj"c na wprost zwierciada. Wyra2nie nie o sprawdzanie urody c&odzio5 dopiero po paru momentac& roztargnionego wpatrywania si w idealnie gadk" ta-l czarodziej wyowi bysk paniki w pustym dot"d spojrzeniu bkitnyc& oczu. ' Mac&rusie sodki) ' poderwaa donie do twarzy. ' Wygl"dam koszmarnie) Dlaczego nic nie m$wi:) Adepc&na go, -akt, e bardziej kokieteryjnie ni energicznie, prawie pod okno, a sama opada na taborecik. ' 1estem magunem ' owiadczy po kr$tkiej c&wili pa nicznego szukania stosownyc& s$w. ' 6ie koncentruj si na tym, co powierzc&owne. 7igam gbiej. %d"ya zetrze! makija w miejscac&, gdzie rozmazany makija omiesza kobiet. %robia to szybko i -ac&owo, jeszcze raz udowadniaj"c, e wie, do czego su" rozprowadzone w oju sadze czy wywary z soku buraczanego. Wygl"daa znacznie lepiej i pewnie dlatego zdecydowaa si posa! Debrenowi szelmowski umiec&. ' 6a przykad pod nocn" koszul, co: %asznurowa usta, przycupn" z tyu, na skrzyni, i za j" si kontemplowaniem p$tna. ' 6o, od biedy ujdzie ' mrukna gospodyni, obracaj"c si na stoku. ' 1ak s"dzisz, bystrooki: Adrywa spojrzenie od obrazu bez wielkiego zapau. (le gdy ju oderwa, stwierdzi, e nie mia racji. ' 7"dz... ' zawa&a si ' e Jeyn ma szczcie. %arumienia si. W uyciu byo i bielido, i r$, i czort wie co poza tym, ale sk$r miaa jeszcze gadk", a gust dobry i kiedy si rumienia, byo to wida!. ' 1este bardzo rycerski ' powiedziaa z umiec&em, od kt$rego niejeden nabawiby si cikiego zawrotu gowy. ' Miaa racj ta twoja .enda. ' .enda: *owiedziaa, e jestem...: ' Ac&, znasz j". Dja to w takiej -ormie, e przecitny rycerz naderwaby sobie stawy w palcac& od zbyt szybkiego ci"gania rkawicy... ' (, no tak, to do niej podobne. ' ...ale pod t" szorstk" -orm" bez trudu daa si odczyta! cakiem inna tre!. % kt$r" musz si zgodzi!. %litowaa si nad Debrenem, odwr$cia, zacza zamyka! -lakony i szkatuki, c&owa! pdzelki. ' A czym c&ciaa m$wi!: 4o c&yba nie o .endzie: Wzia si za rozczesywanie wos$w. ' *amitasz, jak poc&opnie na koo przysigae: 6ie -ortunnyc& s$w uye. ;e, mianowicie, nigdy mi niepra wdy nie powiesz. LYL K Awszem ' umiec&n" si. ' (le to nie dow$d, e si ma cakiem zakuty eb. 6ie obiecaem, e zawsze bd odpowiada. 1est prawda, nieprawda i milczenie. ' *rawda ' bysna zbami. ' (le wiesz, o czym m$ wi. W milczeniu zwykle pobrzmiewa odpowied2. ' Ad czekaa moment, po czym, niby od niec&cenia, zapytaa5 Caktycznie uczysz j" magii: %astanawia si c&wil. (le w milczeniu zwykle pobrzmiewaj" odpowiedzi, wic wybra szczero!. ' 6ie. 6ie wiem nawet, czy dysponuje c&o!by szcz"tkowym Wsp$czynnikiem %aczerpnicia. ' 7pojrza jej w oczy. ' %aszokowaem ci: ' Mnie trudno zaszokowa!. (le rozumiem, e pytasz, czym ci wanie ujrzaa w innym wietle, mniej korzystnym. Adpowied2 brzmi... ' zawa&aa si. ' 6ie wiem. ' 0o dla ciebie wane, czy pytasz z ciekawoci: ' %e wcibstwa. = nudy. 0o okrutne zadupie. 6ie dziwi ci c&yba, e w takim miejscu kady przybysz natyc&miast staje si obiektem zainteresowania. ' 6ie dziwi. .enda... miaa kopoty. *omogem jej. *rzedtem ju si spotkalimy, przelotnie, ale nie dlatego jej pomogem. Mam gupi zwyczaj udzielania ludziom pomocy, o ile uznam, e nie kosztuje mnie to zbyt drogo. 6ieraz... no, powiedzmy, e czsto si myl. = pakuj si w opay. (le, jak ju ustalilimy, jestem rycerski i nie umiem si zrcznie wyco-a!. ' 0o jeden z takic& przypadk$w: ' 6ie. ' 6ie wleczesz jej ze sob" dlatego, e jeste zbyt litociwy i nie wiesz, jak powiedzie!5 H;egnajI: ' 6ie. ' Adetc&n" gboko. ' 6ie c&c by! niegrzeczny, ale czy moglibymy nie m$wi! o .endzie: ' 1eszcze tylko jedno pytanie. Ana... nie jest wysoko urodzona, prawda: ' Dlaczego pytasz: ' Ac&, pogadaymy w a2ni. Wiesz, takie babskie paplanie. %agadnam, co was "czy. Ana na to, e stosunki uczniowsko3mistrzowskie. Wic pytam o owe blac&y na biodrac& i czy to z twojego powodu. *owiedziaa, e rodzice nalegali, ot tak, pro-ilaktycznie. 6ie ustpuj i zagajam o emocjonalny aspekt stosunk$w uczniowsko3mi3strzowskic&. *owiedziaa, wiesz, takim o-icjalnym tonem, e bardzo ci szanuje. Kady czeladnik ma w obowi"zku takowe deklaracje skada!, wic zignorowaam to i pytam, jak to od strony mistrza wygl"da. 6o, czy dba o uczennic, czy szacunek odwzajemnia. 0o mi odpysko3waa, bym sobie serdecznika urwaa. Wiesz, co to takiego, prawda:, i powr$ya. = jeszcze, e telepatii, p$ki co, nie przerabialicie i nie wie, jak ci do ba zajrze!. ' #aa .enda. ' 6ie m$g powstrzyma! umiec&u. ' Moe i caa, a moe nie. 4o c&wil posiedziaa, po3smagaa plecy r$zgami, a potem tak jako niepewnie pyta, czy, moim zdaniem, mona serdecznikowym wr$bom u-a!. 4o jak raz zebraa si w sobie i zacza skuba!, to jej wyszo co poredniego midzy5 H6ie dbaI a HKoc&aI. 0o znaczy w tym przedziale, a nie e dokadnie porodku. Debren zmarszczy czoo, przywoa wspomnienia ze szczenicyc& lat i "k w zakolu .ej cza. ' *orodku toby wypadao5 H;artujeI ' mrukn". =, mocno poirytowany, dorzuci5 ' 1ak jej, psiama!, takowa dokadno! wysza: 6ie m$wi, e wr$ba pewna czy c&o!by przez magi zalecana, ale prostoty stosowania jej nie brakuje) 1edno serduszko, jedno &aso) 6ie spos$b si w"tpliwoci interpretacyjnyc& dorobi!) ' *ono! listki byy jakie nie-oremne, nie jak serca normalne, ale rozszczepione jakie, zamane czy co... Wyszo jej, e H;artujeI jest najblisze prawdy, i popara to niegupim argumentem. *ono! j", mianowicie, z uporem ksiniczk" przezywasz. %azwyczaj gdy jest bosa, brudna, usmarkana, ubrana niezgodnie z trendami aktualnie panuj"cej mody czy w jaki inny spos$b mao kobieca. ( e ty sam byle kim nie jeste, ma prawo podejrzewa!, e si z jej niskiego stanu w ten spos$b naigrawasz. ' ( to durna g) 0ak ci powiedziaa:) ;e si z niej...:) ' 6ie jest gupia, Debren, i nie jest ju gsi", jeli wiesz, co mam na myli. Dlatego radz, by miosne zawoanie na jakie neutralne zmieni. 6a abci przykadowo. Miosne F powt$rzya, widz"c zdziwione spojrzenie. F LYX 4o e j" miujesz, to i ja widz, i nawet ona sama. 6ie w tym problem, e zupenie si w tej kwestii nie potra-i bez serdecznika obej!. *o prostu nie wie, co tam gbiej, pod miowaniem siedzi. #zy wanie nie kpina aby. = nie tumiona pogarda dla prostej dziewuc&y. ' 6ie m$w tak o niej ' rzuci przez zby. ' 1eno j" cytuj. Ad siebie powiem tyle5 $w >o,oletto, kt$ren obraz malowa, zwyk si do mnie zwraca!5 HA, pani z cnot"I, a e i w pimie to robi, wiem, i duyc& run uywa. Wic o ober c&odzio, a w artobliwym zawoaniu wicej szacunku si kryo ni c&ci wytykania wiadomyc& niedostatk$w. 4o od koyski Bacla/a mnie takimi sowy odci"ga ' wyjania. Debren opuci uniesione pytaj"co brwi. ' #zarodziej jeste i bystry obserwator, wic nie bd owijaa w bawen5 nie same stosunki obery3sta3go! nas "czyy. %aszokowaam ci: ' Mnie trudno zaszokowa!. (le rozumiem, e pytasz, czy ci wanie ujrzaem w innym wietle, mniej korzystnym. Adpowied2 brzmi... ' zastanowi si. ' 6ie wiem. ' Dziki za szczero!. ' *oczekaj, *etunka. 7ama wtedy bya: ' #&odzi ci... o Jeyna: ' 6ie, nie o Jeyna. 1ak zrozumiaem, Jeyna jeszcze tu nie byo. ' 1est moim pierwszym mem ' zarumienia si. ' 6ie o to pytam. 6ie o... -ormalnoci. >zucia mu badawcze spojrzenie. %ako/czone igraj"cym w k"cikac& ust umiec&em. ' 6ie ' mrukna niby to do siebie ' z =nkwizycji to ty nie jeste. Cormalnoci... Dwaaj, Debren. Doigrasz si kiedy. %waszcza jak wam obojgu wosy szybko nie odrosn". 6ie artowaam z tymi owcami czarownic. 0ra-iali si tu ju tacy, co brzytw pod &abitem nosili. ( wracaj"c do twego pytania... Awszem, puszczaam si. Awszem, cztery ci"e, wszystkie pozamae/skie. Awszem, ostatnia ju po lubie z Jeynem. (le nigdy go z innym mczyzn" nie zdradziam. Moe to niewiele, ale... ' 0o wszystko, co potrzeba wiedzie! ' przerwa jej. ' Wszystko. *rzynajmniej z mojego punktu widzenia. LYN ' 6o to masz wielce oryginalny punkt widzenia. ' *o prostu wyprzedzam epok ' zaartowa. = dopiero gdy si rozemiaa, zapyta5 ' >o,olik to zdrobnienie: ' 6ic si przed tob" nie ukryje. ' %amiast rumie/ca obejrza wicej jej zb$w. F (le od tematu odeszlimy. *ytaam o .end. Kim jest. ' Wiem o niej, e z ksistwa belnickiego poc&odzi. = e jest tam c&yba przez prawo cigana. #o przy jej ozorze o okie! za dugim zbytnio nie dziwi. 6apyskowaa pewnie komu wanemu, on jej odpowiedzia, nie goym sowem moe, doszo do rkoczyn$w... 6ie, c&olera, nie wiem. 1edno jest pewne5 e ani bakalark" w szk$ce niedzielnej nie bya, ani si o dw$r aden nie otara. 1ej maniery... ' (le z ksigami si zetkna. ' 6ie yjemy we wczesnowieczu. 4yle kmiotek ma w c&aupie przynajmniej kawaek kroniki, bo to w dobrym tonie. 6ajczciej karta do g$ry nogami wisi, bo z czytaniem ju gorzej, ale s". #&o! nie m$wi, e ona z kmiotk$w... 6ie wiem, *etunko. Abstawiabym nielubn" c$rk jakiego wadyki, moe lubn" kupca... 6ie obc&odzi mnie, prawd m$wi"c, kim jest. 0o znaczy, owszem, c&ciabym wiedzie!. (le niczego to midzy nami nie zmieni. 6awet jak si okae, e smok Waweko j" spodzi. 7kina gow", wyjanienie zostao przyjte. M$g odwr$ci! wzrok, przenie! go na obraz. ' Miaem to zobaczy!: *o to mnie tu wpucia: 4o, domylam si, e nie wszystkic& wpuszczasz: ' 6ikogo nie wpuszczam. Awszem, miae zerkn"!. ' 6ikogo z wyj"tkiem Jeyna: ' upewni si. ' 6ikt z mojej rodziny nie ma tu wstpu. ' 4oisz si o ic& oczy: ' umiec&n" si lekko. ' 4ez obaw, za patrzenie nie wyupuj". 1eno posiadacz musi a tak uwaa!. *atrz"cyc& bato" i w dyby kuj". ' Debren, jestem on", matk" i oci" w gardle lokalnego biskupa. Mam a nadto powod$w, by to skrywa!. *rzez c&wil oboje wpatrywali si w nag", szczuplutk" blondyneczk, kt$ra ci"gn"c za sob" smagane wiatrem warkocze i wdzicznie koysz"c nie za duymi, ale i nie LYY za maymi piersiami, biega wprost na ogl"daj"cyc&. ( waciwie nie tyle biega, co para5 malarz znakomicie odda si wiej"cego jej w przymruone oczy wic&ru. De3bren pomyla, e mistrz przesadzi. *odmuc&, w nieodlegym tle ami"cy gazie i zrywaj"cy gonty z dac&u obery, porwaby takie c&uc&ro, poni$s &en, a za widoczn" w rogu dolin maego potoku. A ile to bya dolina, a nie gboki leb. #zymkolwiek byo, jego urwiste brzegi spina znany magunowi most. =nna sprawa, e nie do ko/ca, jako e na obrazie most wanie pka na p$. #iekawe. #iekawy by te kolor wos$w dziewczyny. Doskonaa biel z dodatkiem lekkiego r$u. Debren objec&a i opyn" niemal cay Biplan, ale z takim odcieniem jeszcze si nie zetkn". ' %a co ci biskup nie lubi: ' %a bycie czarownic". A-icjalnie. ( naprawd za to, e przez nasz" kl"tw musi wozi! dziesicin ze %otej 7karpy przez 8rabog$rk, kr$lewskim szlakiem. = jako jedyny w kraju biskup rogatkowe burmistrzowi paci!. ' 4iskup: >ogatkowe: ' (no tak. Widzisz, *retokar by mocno wcieky na .edoszk i zota na zemst nie aowa, ale nim drog, znaczy kr$lewski szlak przeci"gn" przez g$ry, zdrowo si grabog$rczanom po sakiewce dostao. >ozumiesz5 stara droga zamknita, nowej jeszcze nie ma, a miasto od dawien dawna z tranzytu yje. 6o i jak 4elniczanie wojn rozptali, 8rabog$rka ogosia tymczasow" secesj i zagrozia, e bramy 1arowidowi otworzy. ( to strategiczny punkt i kto go trzyma, cae %agrabog$rze trzyma. 6o i kopalnie w %otej 7karpie. ' (&a. = kr$lewicz si ugi", przywilejem sypn": ' 6asz narodowy bo&ater: *atriota w pieniac& sawiony: 6ie artuj. Ad razu ekspedycj karn" wysa, dwie pieczenie przy jednym ogniu piek"c. *ierwsz", e mieszczan do nogi wybito, mczyzn znaczy, a drug", e sia najemnyc&, kt$ryc& nie byo czym opaci!, przy szturmie lega. ' Westc&na. ' 6o, ale przy tylu pieczeniac& r$wnolegle pieczonyc& kady si sparzy. #i z zacinyc&, kt$rzy przeyli, zaog" w grodzie stanli i tak dugo na od czekali, e si doczekali masowego rozwi"zania. LYV ' >ozwi"zania... problemu odu: ' 4ab masowo zaszturmowanyc& dziewi! miesicy wczeniej. Wystaw sobie, e w jedn" niedziel populacja o prawie !wier! wzrosa@ akuszerki na pysk z wyczerpania paday. ( garnizon, jak to u wieo upieczonyc& ojc$w, tak zgupia, e poczu si w obowi"zkac& i posa do kr$lewicza petycj. ;"dali, by opr$cz odu dla nic& *retokar miastu jakie nowe 2r$do doc&od$w przyzna. 4o jak nie, to garnizon wymaszeruje i stary, ksi"cy szlak na powr$t dla &andlu otworzy. Dla dobra dzieci. ' (&a. (le kr$lewicz si nie ugi" i nastpn" karn" ekspedycj posa: ' 6ie artuj, Debren. 4o&ater narodowy nie znaczy od razu kretyn. 6a wciekyc& wierzycieli, w g$rac& u-orty-ikowanyc&: %awodowc$w: Musiaby pi! razy liczniejszy zaci"g zrobi!, a za co: 7yszae kiedy o kr$lu z nadmiarem wolnej got$wki: 6ormalnie nie ma z tym problem$w, bo si knec&ty godz" do pierwszyc& up$w patnoci odroczy!, ale tu raz, e up$w miao nie by!, bo 8rabog$rka wieo zupiona, a dwa, e si nazwa -atalnie kojarzya. % niepaceniem knec&tom wanie. ( zn$w na wolontariuszy i pan$w z pospolitego ruszenia kr$lewicz nie m$g liczy!, bo kto z wasnej woli poci"gnie przeciw niemowltom: 6o i, c&c"c nie c&c"c, *retokar musia ust"pi!. *rzyzwoli miastu bra! myto ze wszystkiego, co now" drog" ci"gnie, a e insze kopoty mia na gowie, to zapomnia w przywilej wpisa!, e Kocioa to nie dotyczy. 0yle utar3gowa, e si 8rabog$rka zobowi"zaa kr$lewski szlak utrzymywa!. ' ( Koci$ co: Dszy po sobie: ' Koci$ kl"tw" zagrozi, a konkretnie biskup oomu3cki, w kt$rego diecezji cae 8rabog$ry le". (le si ju mleko rozlao. 6ie, eby *retokar si stawia czy grabo3g$rczanie@ sk"d. *amitaj, e rzecz si we wczesnowieczu dziaa, kiedy to Ajciec Ajc$w potra-i cesarza za brod wytarga! i trzy doby przed bram" na klczkac& trzyma!. ' 6o to jakim cudem...: ' Kl"twa, Debren. 1ak miasto piecz nad drog" przejo, to si miejskie doc&ody o kl"tw zazbiy. ;e niby jak LYZ kto je mocno uszczknie, to baby bez m$w, potomstwem obarczone, znaczy samotne matki, nie podoaj" wysikowi i gociniec kr$lewski zapuszcz". Dziury si pojawi", kody zawalidrogi, zb$j jeden z drugim... .elo/ska droga, kr$tko m$wi"c, si zrobi, a nie porz"dny, ,ipla/ski trakt. ' = biskup da si przekona! ' zgad Debren. ' 4iskup na petycj mieszczek odpisa, e moe im co najwyej zniki z c&rzcinowego co aska udzieli!, a i to niec&tnie, bo doszy go suc&y, e si ostatnio zastraszaj"co duo bkarci"t porodzio. 0aki by krotoc&wilnik. 6o, ale tra-i sierp na koek... 6a Domorca znaczy. ' Domorca gry-a czy Domorca z Domorza: ' 8ry-a. #&o! wanie z owej lesistej i jeziorzastej krainy nasz poprzedni przeladowca poc&odzi. 1ak wiadomo, Domorze gry-ami synie, wic tamtejsi wadcy c&tnie je po zaprzyja2nionyc& dworac& rozsyaj". 8$wnie wypc&ane i w postaci sk$r, ale czasem i w naturze. 6aszego Domorca *retokar pod postaci" jaja otrzyma. *ono! w c&arakterze &arbuza od tamtejszej ksiniczki, kt$r" o moliwo! zamcia pyta. #o ksiniczka c&ciaa wyrazi!, trudno dociec. Miesi"c potem panna, zesana przez ojca na wie, w poogu zmara. ' 6o to c&yba wiem, co c&ciaa wyrazi!. A ile i j" *retokar bez ogr$dek o dziewictwo zagadn". ' Moe to by!. (le gry- niczego kr$lewiczowi nie odgryz, a potem si przyda. W c&arakterze kuratora kl"twy, c&olera. 0ak si rol" przej", smarkacz biakiem jeszcze ociekaj"cy, e wiesz, co zrobi: *olecia do Aomucia, poar biskupa, odgryz nog jakiemu klerykowi, kt$ry akurat w biskupic& komnatac& przebywa, napaskudzi na dac& katedry i odlecia, zatoczywszy nad grodem trium-aln" beczk. Dopiero potem, ju za nowego biskupa, przysa swego papug, kt$ry wyrazi ubolewanie z powodu tak nie-ortunnego incydentu i zaproponowa, by puci! go w niepami!. Aczywicie po rezygnacji diecezji z ubiegania si o immunitet od grabog$reckiego myta. ' +mm, smutna &istoria... 6ie rozumiem jednak, jak to si przekuwa na niec&! kurii do twej osoby. ( gdzie stara zasada5 HWr$g mojego wroga dru&em mymI: 6o, LYW c&yba e nastpca na biskupowym stolcu po cic&u gry-owi pomysu gratulowa. (le ju nastpcy pierwszego nastpcy nie mieli powodu gry-a lubi!. ' Cakt. *ierwszy te c&yba nie czu wielkiej wdzicznoci za stworzenie wakatu, bo raz3dwa biesiarza tu przysa. %naczy si wied2mina5 tak ic& wtenczas zwali. 6o, ale e Domorzec mody by, rasowy, a wic i inteligentniejszy od synalka, to jeszcze t" sam" -ur", co wied2mina przywioza, stopy i skalp wied2mi/ski do Aomucia odesa. 4o akurat tyle z biedaka ostao, jak go gry- w paszcz ucapi. ' ?ee... ' Wiem, co mylisz5 a tacy kurduple z naszyc& pradziad$w nie byli. ( i gry-y dawniejsze, c&o! wiksze i lepsze, jak wszystko, co starzy wspominaj", a tak gigantyczne nie rosy. Masz racj5 Domorzec by niewiele potniejszy od syna. (le, jak m$wiam, mia eb na karku. *syc&ologicznie do problemu podszed. Curmanowi, przez papug, wyjani grzecznie, dlaczego akurat tyle z pasaera oddaje, sam si z lasu nie wyc&yli, no i przeraony wozak wie! w wiat powi$z, e ksi"cego szlaku gry- strzee, co ma dzi$b na pi! st$p szeroki. 0ak e jeno stopy i czubek gowy ze miak$w zostaj", a i to tyc& susznego wzrostu. 1ak atwo zgadn"!, wied2mini zaczli szerokim ukiem omija! diecezj oomuck". Midzy innymi dlatego tyle tu wilkoak$w i inszego plugastwa. ' 6adal nie rozumiem, co ma do ciebie biskupstwo. ' Dugo nie miao nic, ale najnowszy metropolita, oby czym prdzej w poczet wityc& tra-i, dokopa si w ksigac& zapisu o kl"twie *retokara. = wpad na prosty pomys, by od drugiego ko/ca za problem si wzi"!. #zyli nie gry-a, a H#notkI usun"! z ksi"cego szlaku. ' 6ie rozumiem. ' Ac&, Debren, przecie to oczywiste. 7tary, czyli ksi"cy szlak, nie wiedzie przez sam" 8rabog$rk. Awszem prawie si ociera o miasto, ale na tym prawie Koci$ by dwa denary od kadego grosza dziesiciny zotostockiej oszczdzi. ( e dop$ki H#notkaI stoi i potomkinie *etune3li utrzymuje, poty gry-y szlak blokuj"... LYO ' (&a, teraz rozumiem. ' 1ak %br&l powiada5 kada tarcza ma dwie strony. Dawno by mnie na stosie spalili, ju to za prowadzenie si, ju to za sam -akt utrzymania si przy yciu w takiej okolicy, ale e kl"twa jest dobrze rzucona, gry- na mil kocielnyc& wyczuwa i nieprzyjemne rzeczy im robi. ' 6ikt nie lubi konkurencji ' pokiwa gow" Debren. ' 6o tak... #o nieco si wyjanio. (le, wybacz, *etunko, nadal nie wiem, dlaczego mnie zaprosia. Adoya grzebie/. *r$bowa sobie przypomnie! .end z grzebieniem. 6iekoniecznie w doni ' w og$le. 6ie udao si. ' #&ciaam si poradzi!. 8ry- ultimatum postawi. Moe si myl, ale odniosam wraenie, e skonny je przyj"!. Milcza dusz" c&wil. Aboje patrzyli na obraz. ' .enda nie ma racji ' powiedzia w ko/cu, nadal nie spogl"daj"c w jej stron. ' ;aden ze mnie rycerz. 6ie znosz krwi przelewa!. = to nie tylko swojej. W og$le. Wybacz, taki ju jestem. 1eli tylko mog si dogada!... ' 6ie mam ci czego wybacza!. *o pierwsze, nic mi winien nie jeste. = po drugie, waniejsze, wygl"da na to, e ty jeden podobnie jak ja mylisz. ' *odobnie: ' Aderwa wzrok od goej blondynki i przeni$s na ubran". #akiem inn". *ewnie ten gwatowny przerzut spojrzenia pozwoli mu s-ormuowa! b"kaj"ce si poza granic" wiadomoci pytanie. = odpowiedzie! z marszu. 6ie, nie przypominay jedna drugiej. Dzielio je wszystko5 rysy twarzy, wiek, kolor oczu. 6o i, oczywicie, wosy. 0e najbardziej. ' 1a te si nie pal do bitwy z *isklakiem. ' Dlaczego: ' zapyta rzeczowo. ' Ac&, pow$d jest banalny5 boj si. 0y te si boisz. Kady, kto ma troc& rozumu, musi si ba! w takiej sytuacji. #&yba e mu &onor i rutyna rozs"dek przy!miy. ' M$wisz o %br&lu. ' Dobrze go znasz: 6ie jest z tyc& szynkowyc& wojownik$w, co to gb maj" pen" bo&aterskic&...: ' 6ie ' przerwa. *rzez c&wil milczeli. ' Dobrze go = LV^ nie znam, ale od tej strony akurat tak. 1ego odacki &o3L nor siga daleko poza granice gupoty. ' Adwr$ci twarz, L uda, e ogl"da kolekcj sukien, z kt$ryc& wikszo! bya i gustowna, a niemal kada w innym rozmiarze, co do! 1 jednoznacznie sugerowao poc&odzenie. ' ( w dodatku... = Wiesz, o czym m$wi. ' Wiem. ' Musiaa si umiec&a!, sysza to w jej go' L sie. 6ie by to trium-alny umiec& zdobywczyni i Debr' j nowi si to spodobao. ' 0en alkierzyk... 1ak wida!, pra' _ cuj nad sob". Moesz to nazwa! pr$noci". (lbo kom' L pleksem utajonej dajki. (le... ' ...to misja: ' doko/czy, stawiaj"c symboliczny znak zapytania. ' #zy tylko poszukiwanie uczucia: Westc&na. Agl"da jeszcze przez c&wil zrabowane kupcom suknie ' tylko kupcom i tylko z woz$w5 adna i nie nosia lad$w cerowania czy usuwania krwi ' po czym powr$ci spojrzeniem do *etunki. ' Wol myle!, e to z poczucia misji ' powiedziaa. ' %awsze przyjemniej, prawda: W godzie wasnego c&opa pod pierzyn" nie ma nic wzniosego. ' 6ieprawda. M$wisz5 misja. Wielkie sowo, a na ko/cu c$ mamy: Dobrze prosperuj"cy lokal gastronomiczny, daj"cy wacicielom znaczne doc&ody. 1ak znam zamonyc& oberyst$w, to dobrze prosperuj"cy lokal oznacza wod w piwie, pc&y w pierzynac&, niedouczone dziewki nositacki, co to jako zawsze myl" si z rac&unkiem na szkod klienta, c&amowatyc& od2wiernyc&, uniono! dla zamonyc& i sabo skrywan" pogard dla tyc& z c&ud" sakiewk". 6o i kopniaka w zadek, gdy kto w og$le bez sakiewki. W dzieleniu z kim oa nie ma moe wiele wzniosoci, ale w tym nie ma jej wcale. %amrugaa powiekami. ' *siakrew, Debren... 6ie wiem, co powiedzie!. Wic uwaasz, e stanowi si$dme pokolenie idiotek: Kt$re da j" si gwaci!, godzi! i mordowa! tylko po to, by m$c wla! cebrzyk wody w beczk krzepkosza: Dzieci powica j" dla umiejtnego niedouczania nositacek: Wasnyc& wnuczek si boj", albo i nienawidz", by si dostatecznie c&amowatego wykidajy dorobi!: 0ak to widzisz: LVL ' 6ie, *etunko. Moe 2le si wyraziem. 6ie ma niczego zego czy gupiego w pomyle ycia z szynkarstwa i udzielania nocleg$w. %aw$d jak kady inny, c&o! moe atwiej w jawne zodziejstwo popa!. 0o jeno rzec c&ciaem, e do zarabiania na c&leb suy, a w tym nijakiej wzniosoci nigdy nie byo i nie bdzie. 0o konieczno!. 1ak, wybacz por$wnanie, bieganie do wyg$dki. ' %aczynam rozumie!, dlaczego groszem nie mierdzisz. % takim podejciem... 1eszcze par s$w, a zaczn podejrzewa!, e jest demokrata. ' 7taram si powiedzie!, e twoje poszukiwanie mioci jest stokro! wzniosejsze od zabiegania o interes obery. ' (&a. *rzez wyg$dk, znaczy, dotarlimy do romantycznyc& poryw$w, rozszczepionyc& serc i inszyc& takic&: #iekawy szlak obrae. ' 4awia si c&wil grzebieniem, po czym zaskoczya Debrena lekkim umieszkiem. ' (le wiesz co: Mimo wszystko dziki. Mao kt$ry c&op by tak puszczalskiej broni, co si do czworga bkarci"t przyznaa. 1u c&yba wiem, jak z .end" wytrzymujesz. ' 1a nie wiem ' odwzajemni umiec&. #&ic&otali zgodnie przez c&wil. *etunka spowaniaa pierwsza. ' 0racimy czas, a wit coraz bliej. #zarodziej jeste, najm"drzejszy z nas. *owiedz5 co powinnam zrobi!: ' 0o tw$j dom i twoja przyszo!. Wybacz, nie pr$buj si sianem wykrca!. *o prostu nie wiem. 0o... &azard. ' #ae ycie to &azard. ( jako sowa HdoradcaI nikt ze sownika nie wyrzuci. #o wicej5 rozmaici doradcy coraz lepiej si maj". ( si dziwi, e okazji nie c&wytasz. Widzisz: ' wskazaa ku-ry. ' 6a biednyc& nie tra-ie. A wan" porad prosz, moesz nie2le zarobi!. ' 6ie mog ' umiec&n" si. ' 0o gry-owa zapomoga, prawda: ( tej nie wolno ci spieniy!. ' 6ie spieni. W naturze ci zapac. ' 0o krtactwo. Wiesz, e nie o to babkom szo. ' 4abki miay wicej &onoru, a ja mam wicej rozumu. 8oodupiec z ciebie, a na .end to a patrze! nie mogam, takie to byo aosne w tyc& szmatac&. % czego wynika, e obdarowuj"c was, wspomagam ubogic&. ( to mi wolno. 4abki -urtk zostawiy. LVM ' 7koro mam -ac&ow" porad za owe dobra w naturze zapaci!, to adna -urtka... ' Adc&do si od -urtki, bo moja. 6a moj" gow grzec& spadnie. W co zreszt" w"tpi. 4o nie za to wam piwo -unduj, a w przyszoci co z ubra/, e mi usugi wiadczycie. Daj, bo was lubi. ( to si inaczej liczy. ' .ubisz nas: ' Do .endy pijesz: 6o c$, nie przecz, ciut mnie ponioso. 1ak ps$w ic& nienawidz. Mam powody. (le ona p$krwi jest i wierz, e ta druga poowa, porz"dna, przewaya. ' Adczekaa c&wil. ' 0o jak bdzie: *rzyjrzysz si kociom, kt$rymi mam gra! o sw$j los: *odni$s si ze skrzyni. ' W sedno tra-ia ' mrukn". ' 0o jak gra w koci. 0yle e dla nas wszystkic&, a z tego wynika, e wszyscy powinnimy si nad decyzj" zastanowi!. ' 0ak mylaam ' westc&na. ' Wiesz, Debren: 0y c&yba w gbi duc&a troc& jeste demokrat". 4ez urazy, ale c&yba troc& tak. G ' 0o obraz ' Debren dotkn" szarego p$tna rozpitego midzy listwami. 4o pod tak" postaci", p$ki co, mogli ogl"da! dzieo mistrza >o,oletta zwoani do gocinnej izby uczestnicy narady. 7iedzieli naprzeciw stou i z zainteresowaniem wpatrywali si w czarodzieja. %br&l z ku-lem na udzie, .enda z papug", Jeyn z plam" czego oleistego, poyskuj"cego jak wolka/ski olej ziemny, kt$ry zamarz nie-ortunnemu szyprowi w barykac&. 0o wanie Jeyn jako pierwszy skomentowa wstp Debrena. ' *ewnie ten sekretny, co go tak *etunka strzee. .enda, %br&l i papuga przenieli spojrzenia na siedz"c" obok Debrena gospodyni. *etunka ostentacyjnie zacza sprawdza! stan paznokci. ' 0en obraz ' Debren zaakcentowa pierwsze sowo jest czym wicej, ni si wydaje. Wic bez gupic& ko mentarzy. Mamy powody, by wiesza! go... ' rozejrza si o, na tym, powiedzmy, supie. %awiesi obraz. ?-ekt by natyc&miastowy. %br&l zassa LVX piwo tak, e go byo syc&a! co najmniej w a2ni, Jeyn wymamrota pene respektu H<ojejI, a Drop, c&o! nie kanarek, zagwizda z wraenia. ' 8oa baba ' rzucia .enda. ' %nam to. Aklepany c&wyt. = nie na miejscu. 0ak" metod", Debren, to si morale podnosi, gdy wojsko ma gr$d szturmowa!. ( my... ' Wanie takie komentarze miaem na myli. 4"d2 cic&o i suc&aj. Dyskusja potem. *etunko, prosz. *etunka. signa po roen, specjalnie na t okazj wyczyszczony, ale na razie nie wstawaa. ' %daniem Debrena powinnam doko/czy! opowie! o .edoszce i *retokarze. Araz konsekwencjac& ic& pobytu tutaj. 0o bolesny temat, wic darujcie, e si streszcza! bd. 6a czym to sko/czylimy: ' Wynik sp$r ' przypomnia %br&l. ' #zy z *retokara molestator nieletnic& by, czy z ksiniczki trzynastoletnia cyniczna zdzira. %naczy o wiek c&odzio, nie praktyk. ' Dzikuj. At$, jak wspomniaam, obojgu przydano wity nieliczne i absolutnie nie speniaj"ce norm, kt$re si przyzwoitkom stawia. #o, nawiasem m$wi"c, omal plan$w spotkania nie zniweczyo. Koniuszy *retokara mianowicie, pijak i alko&olik, nieodpowiedniego rumaka kr$lewiczowi przydzieli. Agier ni z tego, ni z owego w poowie drogi najpierw *retokara zrzuci, skutkiem czego kr$lewicz mocno okula, a potem, zamiast si zre&abilitowa!, poni$s i pana w jeszcze gorsze tarapaty wpakowa. Konkretnie na len" drog, na kt$rej maruderzy grasowali. *oczet, przez kretyna albo moe agenta 8arrola dowodzony, w og$le za modzie/cem nie pr$bowa goni!, bo im $w sabotaysta wm$wi, e to c&u! okrutna tak *retokara ku .edoszce pognaa. 6o i si kr$lewicz po uszy w bagno wpakowa. ' W przenoni oczywicie. ' 6ie przerywaj, %br&l. 6ie, dosownie. Maruderzy33grasanci za nim pognali, to przesta uwaa! i w topiel razem z ogierem wlecia. 1u po nim by byo, bo ciko si od wroga opdza!, powoli w boto zapadaj"c. (lici tra- c&cia, e akurat przejeda obok pewien rycerz ze LVN 7moyeedu. 6arodowo! o tyle jest wana, e si *retokar jeszcze we wczesnej modoci da pozna! jako zajady wr$g 7moyeedczyk$w. 0edy za ironi losu naley uzna!, i wanie ten rycerz, z dugiej niewoli mor,ackiej powracaj"cy, kr$lewiczowi skoczy z pomoc". ( drug" ironi" jest, e uczyni to przez pomyk. ' Konia c&cia ratowa!, a w je2d2ca lin" tra-i: ' zaartowaa .enda. ' >atowa! c&cia je2d2ca. 0yle e motywy mia niesuszne. 4o si w niewol dosta, gdy oba kr$lestwa o Ara3pisz wojoway, kt$ry z dawien dawna do 7moyeedu naley, c&o! Arapiszacy nie bez racji za zac&odni odam Mor3,ac$w uc&odz" i prawie t" sam" mow" si posuguj". ( z kolei 7moyeedczycy tak upiornego jzyka uywaj", e nikt ic& ni w z"b w caym Biplanie nie rozumie. ( e ten rycerz z poledniejszyc& by i staromowy go nie nauczono, to jad"c do domu, mocno pob"dzi i wicie wierzy, i wieniacy, o drog pytani, to ju poddani jego kr$la, g$rale orapiszaccy. 6o i tak mu jako wyszo z rac&uby, e jest niedaleko granicy, ale ju u siebie. = maruder$w za agresor$w wzi". ' Kretyn ' wyrazi sw$j pogl"d %br&l. ' (le patriota ' uja si za 7moyeedczykiem *etun3ka. ' 4o c&o! maruder$w kupa bya, to od razu skoczy i rozgoni, ran przy tym odnosz"c. 0ak e si kr$lewiczowi cudem upieko. ' Kr$lewicz, bez urazy, te kretyn ' posza w lady rotmistrza .enda. ' 6oga rozwalona, ko/ ponosi, wasne, przynajmniej kiedy, wojaki zamordowa! c&c", wr$g miertelny przez pomyk ratuje, a on co: 6ie zastanowi si nad nader czyteln" seri" znak$w, jeno dalej jedzie. 7am si o kopoty prosi, jeli kto c&ce zna! moje zdanie. ' 6ikt nie c&ce ' zapewni Debren. ' *etunko, prosz. ' 6ie by to bynajmniej koniec upokorze/, jakic& *retokar w podr$y dozna. 4o oto wybawca lin wprawdzie rzuca, ale i, ku zdziwieniu kr$lewicza, wzrok wstydliwie odwraca, oczy doni" osania i w og$le kryguje si tak, e od tego krygowania ogier cakiem uton", c&o! by do uratowania. Diabli wiedz", czy i *retokara by takie ratowaLVY nie na olep drogo nie kosztowao, ale si w ko/cu poczet zjawi. W poczcie by tumacz, kt$ry tumaczenia rycerza snioyeedzkiego na ludzkie przetumaczy. ' %ao si, e wiem) ' Debren klepn" otwart" doni" w st$. ' 0o proste) >ycerz twarz ratowanego w ko/cu rozpozna i wzrok obraca, bo cierpie! nie m$g, i takie wi/stwo ojczy2nie czyni. (le e rycerz by i szlac&cic, to si ju wyco-a! nie mia jak. (le e jednak patriota, to po cic&u mia nadziej, e na olep lin rzucaj"c, ciut za p$2no tra-i i mimo wszystko... ' 4ez urazy, Debren5 ty te si zamknij. 1ak wszyscy bdziecie przeszkadza!, do witu nie sko/cz. ( zakad przegrae. >ycerz owszem, rycerski by jak trza, tyle e dla dam. ' +: ' 0o! m$wiam, e tej wywoce .edoszce si zac&ciao narzeczonego z wosami do opatek. Cryzjerzy przedobrzyli i *retokar, wieo upieczony blondyn, krcony i r$owa3wy, jak panienka wygl"da. ( e ciepo byo, pod zbroj" podr$n" nic nie nosi, g$r" znaczy. 0on"c pancerz szybko zrzuci i go z lekka goawego 7moyeedczyk ujrza. Moe to wyjania -akt, i si zbytnio nie przygl"da. Kiedy ju byo po wszystkim, to si przyzna, ciut zawstydzony, e kr$lewicz mu si syren" urodziw" wyda. ' 7yren": ' nie wytrzyma Debren. ' ( to kretyn) 0u, w g$rac&, w samym sercu Biplanu) 7yre... %amilk z rozwartymi ustami. .enda ust nie otworzya, ale tylko to ic& r$nio. Aboje wpatrywali si w siebie nawzajem z minami czsto spotykanymi u o-iar wstrz"su bezpaowego. ' = pewnie si jej o rk owiadczy ' zarec&ota rotmistrz. ' 1ak kretyn, to pen" gb". ' %br&l... ' wyc&arcza magun. ' .e... lepiej zamilcz. ' Wanie ' popara go *etunka. ' %waszcza e mi ca" przyjemno! narracji odbierasz. 0om ja rzec miaa. 4o owszem, zoy rycerz propozycj pannie wodnej, w botnistej kauy napotkanej. *o smoyeedzku, wic wierzy! nam tylko wypada, i mae/stwa dotyczya, jak potem rycerz solennie zapewnia. (le przypominam, e CFFF LVV z niewoli nieszcznik wraca, a rzecz si dziaa w pusz' L czy i z przedstawicielk" gatunku, kt$ry za przesadnie L cnotliwy nie uc&odzi. 6o, ale to na marginesie. *odr$ za' L ko/czy jeszcze jeden mao radosny incydent. At$ z winy # .edoszki, owego rycerza wybawc ptaszysko opaskudzio, j ' *taszysko: ' zainteresowa si %br&l. ' % winy: ' 6o, moe nie z winy, ale w zwi"zku z ni" niew"tpliwie. .ubienica tak udem o udo z niecierpliwoci tara, e = gobic z listem miosnym kr$lewiczowi naprzeciw wy' _ saa. % r$ow" kokard" na szyi, pac&nidem skropion". 0o i nie dziw, e si na takow" kurierk sok$ rzuci. (le i ju blisko adresata j" wypatrzy i go dworzanie *retokara odpdzili. ( e sokoy dumne s", to wzi" na nic& odwet i co w sobie mia, to w d$ posa. Amieszaj"c 7moyeed3czyka. %br&l nie skomentowa, o szczeg$y nie zapyta. %asznurowa nagle usta. ' Astatnia przykro! spotkaa kr$lewicza ju na miej' @ scu. Do obery mianowicie wbiegaj"c, bem o -utryn trzasn". 4o wielki by wadca, take wzrostem. 4ieg za bez zac&owania naleytej ostronoci, o powadze nie m$wi"c, bo ta wywlok" w najbardziej krzykliw" sukni si ubraa, biuteri" obwiesia i tak go zza progu urod" poraaa, e biedak gow straci. = ni" w belk r"bn". ' Kolorrrowa rrrozpustnica ' pokrci bem Drop. ' 8arrrdz nieskrrromnoci" strrroju. ' 7usznie. 6iewiasta powinna w szarej sukienczynie konkurent$w przyjmowa!, bez ozd$b -rymunyc&, ni kawaeczka ciaa nie ukazuj"c ponad to, co niezbdne. ( ta co: #imy nie tylko spod sp$dnicy wystaj", ale zotem byszcz". 7zyj caluk" wida!, a na szyi, zamiast koa, jakie poga/skie paskudztwo. Wosy od szczotkowania a elektryzuj", usta podejrzanie czerwone... 6o, kr$tko m$wi"c, jak ladacznica narzeczonego przyja. 0o i nie dziwota, e jak przed poudniem poczty zjec&ay, to wieczorem cae towarzystwo pijane leao, a modzi si do a2ni, niby to dla &igieny, wymknli. ' Wzgldem towarzystwa ' podni$s palec %br&l. ' 0e3gom do ko/ca nie zrozumia. ;e niby jak: Widokiem .edoszki tak si upili: ( taka cudna bya: LVZ K Wyrac&owana bya, nie cudna) 7owem nie pisna, gdy *retokar, co ks ugryz, to si z awy podrywa i toast ku jej czci wznosi) 6ic, c&olera) 4uzia w ciup, rumieniec i siedzi, grzeczniutka, cic&utka. =ntrygantka) ' *ewnie c&ciaa sprawdzi!, ile c&opak wypi! moe. ' 8upi, miku. Wypi!: 6ie m$wi, e kr$lewicz popija, a e toasty wznosi. #$ to za gospodarz uczty, kt$ry goci samyc& zostawia, pod st$ si wal"c: ' #zyli, koniec ko/cem, oboje tra-ili do a2ni ' podsumowa Debren. ' 0rze2wi. ' Aboje owszem, ale smarkula za trze2wa nie bya. ' 1" te spoi: ' mrukna .enda. ' *iknie. ' #o c&cesz przez to powiedzie!: ' zmarszczya brwi oberystka. Debren postuka w st$, pogrozi .endzie palcem. Do wymiany opinii nie doszo. *etunka poci"gna opowie! dalej5 ' 0ak wic do a2ni tra-ili. Modzik, przemylnymi sposobami uwodzony, i zepsuta dziewczyna. 1ak *retokar wytrzyma, tego nie wiem, bo, niec&tnie to przyznaj, .edoszka za cakiem niebrzydk" uc&odzia. (le e wytrzyma, to pewne. ' *ewne: ' upewni si Debren. ' Kr$lewicz by nie tylko &onorowy, ale i m"dry. Kiedy si ju a-era zrobia i przyszo wielkie sumy na realizacj kl"twy oy!, nie poprzesta na suc&ym owiadczeniu. 7am kaza arcybiskupowi najwitsz" relikwi przynie! i na ni" przysi"g, i .edoszki nie tkn". W a2ni. ' (&a ' pokiwaa gow" .enda. ' W a2ni. 6o, w tak" przysig mogabym uwierzy!. 0o zastrzeenie tc&nie szczeroci". ' 6ie ironizuj. 7prawa bya powana, wydatki na now" drog due, wic kr$lewicz z kadego pacierza pobytu tutaj si wyspowiada. 6ie c&odzio o wykazanie, e jakim odc&yle/cem jest, co dziewkami gardzi, a o to, kiedy L jak po&a/bienia od .edoszki dozna. 6ie r$b takiej miny, .enda. Dobrze syszaa. *o&a/bia go. ' #o konkretnie w a2ni zaszo: ' zapyta Debren. ' Konkretnie to wanie nic. Awszem, gapili si na siebie, na ile to moliwe przy tak sk"pym owietleniu. *retokar nie kry, e dla dobra narodu i dynastii o aski LVW (rtur 4aniewica panny zabiega, nie cakiem przyzwoite krotoc&wile opowiadaj"c i jej urod sawi"c. >az i drugi pom$g z mydem przy czciac& ciaa, do kt$ryc& pannom sign"! albo trudno, albo w towarzystwie mskim nie wypada. (le, zaklina si na ycie matki, wasne, trzec& si$str, dw$c& siostrze/c$w... no, kr$tko m$wi"c kogo tam mia w rodzie, 8arrola jeno wy"czaj"c, e na tym poprzesta i ani na !wier! cala... no, wiadomo. >odzina w dobrym zdrowiu przez par nastpnyc& lat ya, wic nie ma powodu nie wierzy!. *otem .edoszk wino zmogo, wic jak na kawalera przystao, gow ukoc&anej wasn" osob" od desek osoni i... ' ( konkretnie: ' nie przegapia szansy .enda. ' 1ak to osanianie wygl"dao: ' 7iostro ' *etunka zmierzya j" troc& gniewnym, a troc& kpi"cym spojrzeniem ' nie jestemy par" naiwnyc& dziewic, wic kr$tko ci powiem5 nie tak. A dziwo, .endzie wystarczyo takie wyjanienie. #&o! nieco pociemniaa na twarzy. ' *otem ' kontynuowaa *etunka ' kr$lewicz te przysn". (lbo si rozmarzy. 6iewane. Wane, e jak si ockn", to ta ajdaczka akurat z a2ni wybiegaa. 1akie dziwne odgosy wydaj"c. *retokar wsta, idzie do drzwi, a tu drzwi zamknite. 6o to za ubranie... a ubrania nie ma. 6ajpierw czeka, myl"c, e to gupie arty belnickiej smarkuli. *otem, ju zy, krzykn" raz i drugi. (le nie mia szczcia, bo ci z dworzan, kt$rzy nie padli, akurat do etapu piewania dojrzeli. %reszt" szybko zda sobie spraw, e nie moe odsieczy wzywa!. 7prawa sukcesji na ostrzu noa leaa, byle drobiazg m$g szal na ko rzy! 8arrola przec&yli!, a nic tak we wadc nie uderza, jak mieszno!. Wic sam si postanowi ratowa!. Wybi desk, odepc&n" koek, kt$rym ta ajdaczka drzwi pod para. Asoni si desk" i dalej ku obery. (le e tu, w go cinnej, ludzie byli, skoczy ku kuc&ennym drzwiom. ( tam, patrzy, kuc&arka si uwija. Wic zrezygnowa z drzwi i zacz" wok$ domu kr"y!, inszej drogi wypa truj"c. 0rzy razy tak budynek okr"y. Dzi to by mu si pewnie nie udao i jak nie co cenniejszego, ow" desk LVO przynajmniej na ostrokole by zostawi, ale w tyc& szczliwyc& czasac& gospodarstwo nie byo u-orty-ikowane. Wic dugo to nie trwao i jako wykrycia unikn". (le mu nerwy puciy, co i nie dziwota, bo kt$remu monarsze by nie puciy, gdyby jak jaki #assamnoga goo si musia pod oknami przemyka!. 6o i nastpnego upokorzenia dozna. W odruc&u rozpaczy, mianowicie, ubra si w sukni owej kuc&arki. 7uszya j" po jakim wypadku w kuc&ni. Moe od tego wypadku, moe od kuc&arki, suknia wo/ takow" z siebie wydzielaa, e si kr$lewicz jeszcze par miesicy p$2niej z odrazy wzdryga. (le co mia robi!: % jednej strony m$g go kt$ry z ludzi przydyba!, a z drugiej jaki zwierz w goy zadek kami c&apn"!, bo obera nowoci" tu bya i co bardziej konserwatywne wilki czy nied2wiedzie nadal tdy do wodopoju c&adzay. Wic zby zacisn" i w sukni, z kamienn" min", do izby wkroczy. = pewnie z tego upokorzenia zamiast si samemu do biesiady przy"czy! albo w alkowie zamkn"!, wzi" i polecia robi! awantur .edoszce. ' Waciwie to mu si nie dziwi ' stwierdzi Debren. ' ( ja tak ' powiedziaa twardo *etunka. ' %amiast si przebra!, umy!, wzi"! miecz i eb paskudzie odr"ba!, jak kr$lowi przystoi, wpad do niej w tej cuc&n"cej sukni, bosy, z goymi rkami. 6o i nie mia jak kary wymierzy!. 4o przecie nie godzi si baby, c&o!by tak wrednej, po gbie pra!. Mieczem to co innego, ale rk"... ' W og$le nie powinien jej odwiedza! w takim stanie ' wyrazia sw$j pogl"d .enda. ' 1ak rzadko, zgodz si z tob". 4o si -atalnie wizyta sko/czya. .edoszka, suka podstpna, &isteri zasymulo3waa. 6ajpierw nawrzeszczala na niego, od gwacicieli wyzywaj"c, potem, jak zbarania, zami si zalaa i powiedziaa, e co prawda serce jej na drobne kawaki poama, ale mu wybacza, bo go tak okrutnie koc&a i wielbi, a potem wyszloc&aa co w rodzaju5 H= jak ty wygl"dasz:I, zdara z niego sukni, za okno cisna, a jego samego obmywa! pocza. 4o komnata bya dla W=*3$w, z miednic". P] = tej pr$bie ju kr$lewicz nie sprosta ' mrukn" na *oy do siebie Debren. LZ^ ' (no nie. (le te wstydu by sobie narobi, gdyby jak koek sta, gdy go ksiniczka wasnymi rkoma i wasn", prywatn" g"bk" obmywaa, o mioci zapewniaj"c. 6ikogo pewnie nie zdziwi, jeli powiem, e oboje do oa tra' L -ili. Do witu. ( o wicie, gdy w izbie pojaniao, *retokar wsta i obejrza pociel. = mu w oczac& pociemniao. ' 4o by durny, wczesnowieczny, zaco-any i zakamany ciemniak ' rzucia przez zby .enda. ' 6ie, .enda. 4o by ciko oszukanym, naiwnym modzie/cem o uczciwyc& zamiarac& i prawym sercu, kt$re wszeteczna dziewka brutalnie brudnymi nogami podeptaa. Amal nie rozdeptuj"c przy okazji jego szans na bero. ' 0wa wzmianka o brudnyc& nogac& tendencyjnoci dowodzi. ' *recyzji jeno. Dobrze wiemy, jak si stan pocieli w niekt$ryc& przypadkac& na &onor niewieci przekada. 6ic dziwnego, e kr$lewicz $w szczeg$ w zeznaniac& uwzgldni. 7zoku dozna, widz"c czer/ w miejscu, w kt$rym mia wite prawo czerwieni si spodziewa!. ' #zerwieni to si powinien spodziewa! na wasnyc& uszac& i pysku. 0akowe rzeczy przed lud2mi wywlekaj"c. #&am by i winia ostatnia, a cay b"d .edoszki na tym polega, e go w a2ni, nie c&lewie, zawara. #o za brudu si tyczy, to na swoje nogi lepiej by patrzy. Dziewczyna po k"pieli bya, a on po bieganiu goo wok$ obery. 0o niby kto owo przecierado na czarno upapra: ' .edoszka ' owiadczya spokojnie *etunka. ' 0woje oskarenia o tendencyjno! s" nie na miejscu. % prostej przyczyny5 Debren kaza mi ca" prawd m$wi!, bo mu przekamania mog" diagnoz utrudni!. ( ja, wystaw sobie, a tak" patriotk" nie jestem, by wasny kark nadstawia! za &onor kr$la, co od p$tora wieku ziemi gryzie. ' %robia kr$tk" przerw. ' .edoszka stopy kr$lewiczowi obmya, nim do oa skoczyli. %a sama brudne miaa, bo z a2ni boso wybiega. Komisja, spraw badaj"ca, ustalia, i n$g nie umya, bo leaa w $ku i ryczaa. ' *akaa: ' upewni si Debren. ' #ay czas: ' 0ak ustalono, a arcybiskup tgic& -ac&owc$w na bieLZL gyc& powoa. =c& zdaniem przyczyn" tak &isterycznego zac&owania byo zaamanie si niecnyc& plan$w .edosz3ki. Kt$ra srogiego zawodu doznaa, duo wicej sobie po wizycie w a2ni obiecuj"c. Wida! cakiem gupia nie bya i zdawaa sobie spraw, e j" w izbie test przecieradowy moe atwo zdemaskowa! jako oszustk. W a2ni to co innego. Kady moe naiwnym wmawia!, e woda lady zmya. 7tary to spos$b, od lat przez puszczalskie panny stosowany. 0ak zwana metoda na ostatni" desk ratunku. Atumani! pana modego, do a2ni zawlec, da! si na mokrej desce wydudka!, a potem wmawia! naiwnemu, e krew bya, ale si zmya. ' = co dalej: ' upomnia si %br&l. ' *retokar te w &isteri popad. %acz" biega! po domu, wosy drze!, bo ju mu wyaziy, woa!, e .edoszka to zdzira, e on dla niej mio! ycia powici, mae/stwo rozwali, wosy zaraz straci, a ona mu rogi jeszcze przed lubem przyprawia i ani kropli obiecanego dziewictwa w sobie nie ma. 6o, a na koniec wzi" si i na oczac& wstrz"nityc& dworzan rozpaka. 1ak b$br. ' %naczy si, mocno ' dopowiedzia %br&l. ' %naczy si, drewno, a konkretnie st$, z tej bezradnej zoci gryz"c. ( potem tak jak sta, p$nagi, na konia skoczy i w sin" dal pogalopowa. Dopiero go nad w"wozem dognali, tam, gdzie teraz most stoi. Mao brakowao, a byby si w przepa! zwali. ' %araz, zaraz ' zmarszczya czoo .enda. ' #o miao znaczy! to o rozwalonym mae/stwie: ' 6ic wanego ' wzruszya ramionami *etunka. ' *retokar mia na boku jak" tam nim- czy rusak, ot, zwyczajnie, jak to modzik z dobrego rodu, owiectwem si paraj"cy. 0yle e na jak" durn" tra-i albo moe intry3 gantk o wybujayc& ambicjac&, no i taki niby3lub wzili. ' 4y onaty:) = on mia czelno!...:) ' 6ie podniecaj si, siostro. 6ie by onaty. At, odprawili jakie poga/skie guseko, z kt$rego si zreszt" raz33dwa wyspowiada. 0akie tam rusakowe obiecanki, e to niby zawsze si bd" miowa! i wierni sobie pozostan", co w obyczajowoci lenyc& panien za rodzaj lubu uc&odzi. LZM (le ksidza przy tym nie byo@ na jakie drzewo, a nie ko' ` o wite, przysigali. Wic sama widzisz, e nijakiego mae/stwa nie byo i w wietle praw ludzkic& i boskic& z *retokara kawaler by pen" gb". ' (le j" koc&a: ' na p$ spyta, na p$ stwierdzi za' L mylony Debren. ' ( gdyby nawet: #$ to zmienia: ' *ewnie nic ' przyzna. ' 0b znaczy5 w kwestii kl"twy, a o tym rozmawiamy. 6o i jak si rzecz sko/czya: ' Mor,acki orszak si wyni$s z obery. .edoszka spazm$w dostaa, potem na p$ goa c&ciaa za kr$lewiczem biec, potem, jak j" zawr$cili, to si tak wcieka, e porwaa za top$r i drew nar"baa na ca" zim, by jako t zo! rozadowa!. = zn$w w ryk. ;e niby j" ajdak wykorzysta i porzuci, a jeszcze i sromot" okry, bo przecie dziewic" bya jak si patrzy, nim do a2ni poszli. 4elni3czanie tak za bardzo panny nie suc&ali, bo raz, e ic& kac mczy, a dwa, e si ju ci co przytomniejsi do koni rzucili, by z wieci" do stolicy gna! albo z ostrzeeniem do -ort$w, g$wnie tyc& strategicznie najwaniejszyc&, pod Dusznym %drojem. 4o tra-nie przewidzieli, e *reto3 kar, w ramac& zmazywania &a/by, jeszcze tego dnia garnizon jeden z drugim zagarnie i jak" plac$wk belnick" z dymem puci. %a ostrzeenie udzielone w por spory grosz m$g in-ormatorowi wpa!, a -ort$w i naraonyc& osiedli sporo byo, wic si raz3dwa H#notkaI wyludnia. (le dw$c& rycerzy, co gorzej picie znosili, i jedna wiekowa dama dworu presji ksiniczki ulegli i poszli do a2ni, by lady bada! i prawdy docieka!. ' %naczy dziur ogl"da!, przez kr$lewicza wybit": ' upewni si %br&l. ' = koek, kt$rym drzwi zastawiono: ' 7ame koek, miku. 9lady dziewiczoci swej pani, a nie jej mskiego duc&a. 4o te ju mieli5 cae podw$rko zasane byo por"banymi polanami. ( .edoszka, c&o! czerwona i spocona, a kapao, nadal z toporem w rku biedak$w od malanki i kiszonyc& og$rk$w odpdzaa. #o byo bdem, nawiasem m$wi"c. 4o nie do!, e caa tr$jka stronnicza, belnick", oraz mocno niewiea po przepiciu, to jeszcze i zeznania wymuszone jakby. Wcieka dziewka LZX z siekier" mocniejsza bywa w dziaaniu od kwarty gorzaki5 niejedn" rzecz mona zobaczy!, kt$ra w realnym wiecie nie istnieje. Wic si nikt nadto nie przej", gdy na troje wiadk$w jeden zezna, e rodek g$rnej deski upaprany by krwi" dziewicz", nieco ju przez par rozmyt". ' 1eden z trojga: ' .enda nie krya rozczarowania. *etunka zacza si umiec&a!, ale zerkna na maguna i trium-alny bysk w jej oczac& natyc&miast przygas. ' #$, po prawdzie to dama dworu, c&o! na etacie starszej instruktorki &a-tu artystycznego, lepa bya jak kret i protekcji jeno stanowisko zawdziczaa. ( z rycerzy ten wolniej trze2wiej"cy potkn" si i nosem w owo kluczowe miejsce przyrn", wasn" juc&" je zalewaj"c. 0udzie puc&arem wina3klina. 0ak wic ze lad$w, gdyby nawet naprawd byy, nic nie zostao. Dziewczyna zmarszczya brwi. ' %araz... *owiadasz5 rodek g$rnej deski: ' Debren, w roztargnieniu bawi"cy si kaamarzem, nagle zabawy zaprzesta. ' #zy to nie tam, gdzie si ektoplazma objawi a: Debren: #zarodziej milcza. #&wilowo sta! go byo na udawanie, e zesztywniaa twarz jest twarz" pogr"onego w gbokiej analizie -ac&owca. 6a nic wicej. ' #o znowu za ektoplazma: ' skrzywi si %br&l. ' 7ubstancja astralna, kt$ra si z medium wydziela podczas seansu. W tym wypadku ze mnie si wydzielia. *rawda, Debren: *rzez palce c&yba przelaza, czy jak... 6ie znam si na magii, ale to c&yba nie przypadek, e wanie w tym miejscu... #o, Debren: 6a szczcie nie byli sami. ' 6ie przypadek ' wyrczya maguna *etunka. 9rodek czowieka blisko rodka deski si lokuje, gdy $w zalegnie. #zsto w takiej pozycji k"pieli zaywam, wic ci z dowiadczenia powiem, e rzecz jest prozaiczna. Deska ot$ si ugina, jak to w zwyczaju desek. *orodku naj mocniej. ( w zwyczaju substancji ciekyc&, czy to astral nyc&, czy zwykyc&, jest spywa! na sam d$. Wic si twoja ektoplazma tam znalaza, gdzie dwa wieki wcze niej zadek .edoszki. LZN ' Wr$!my do tematu ' mrukn" Debren. ' 6o tak... Wic si wojna na nowo zacza, ograniczona wszake, bo po obu stronac& skomplikoway si kwestie dziedziczenia. D nas 8arrol zacz" rozpowszec&nia! plotk, e si wprawdzie jego brat na niecnot naci", ale ju po cic&ym lubie z ni", wic raz, e jele/ jest rogaty, a dwa, e nie wypeni warunku ojcowego i lepiej niec& sobie past do polerowania poroa sprawi, a nie do czyszczenia koron. *o drugiej stronie kopc$w, w 4elnicy, stronnictwo 1arowida poaro si z parti" Dormy .isicy i pr$bowao nieudoln" matk do klasztoru wpakowa!. Wic wybuc&a maa wojna domowa, o kt$rej nikt dzi nie pamita i... ' My, %br&le, pamitamy ' przerwa jej nieco patetycznym tonem rotmistrz. ' 4o w niej nasz sawny przodek, %br&l Kusy poleg, regentce Dormie su"c. ( konkretnie p$kolumn" taran$w dowodz"c) W skadzie trzec& taran$w, czterdziestu c&opa, dwudziestu koni i -ury. W trakcie walk ulicznyc& o podgrodzie 4elnicy wielce si owa p$kolumn" siom regentki przysuya, ale ostatecznie jarowidowcy wzili g$r i m$j przodek osania uc&odz"ce wojska. 7am" Dorm pono! od strzay osoni, c&o! ju by dwakro! ranny, w eb i zadek. 6im kto co gupiego powie ' posa wymowne spojrzenie .endzie ' wyjani, e bynajmniej nie w ucieczce si owej drugiej rany nabawi. Wrcz przeciwnie5 dobry przykad daj"c i porywaj"c za sob" nadto tc&$rzliw" piec&ot belnick". 1aki ucznik partacz za nisko strzeli. 6o, ale 1arowid mia lepszyc& ucznik$w i niedugo potem, wasn" piersi" zleceniodaw3czyni osaniaj"c, Kusy c&lubnie poleg. ' (men ' zako/czya *etunka. ' 0ak to jest, jak si kto z 4elniczanami zadaje, c&o!by i za godziwy od. %a co si kl"twy tyczy, kr$lewicz po paru miesi"cac& wr$ci tu na czele wojska, mularzy i maga. 1ednego, ale za to bardzo potnego. Mesztor&azy mu byo. ' Mesztor&azy: ' Debren drgn". ' 7moyeedczyk: ' 7yszae o nim: ' 0o to klasyk) 1eden z pierwszyc& czarodziej$w, kt$rzy na miano maguna zasuyli) An... ' urwa, zmarszLZY czy brwi, rozejrza si po izbie, jakby j" pierwszy raz na oczy ogl"da. ' 0o... jego robota: ' (no jego. ' *etunka te spoc&murniaa. ' Klasyk, powiadasz: = magun: 6o to pewnie na tym sko/czymy: ' Wszyscy poza Debrenem posali jej zdziwione spojrzenia. ' *ewnie nie zec&cesz wazi! w parad kon-ratrowi z cec&u i klasykowi w dodatku: +a, gupio pytam. 4o niby w imi czego: *rzywr$cenia wietnoci trzeciorzdnej obery: 0rzeba by! idiot", by w jednym szeregu stawia! mistrza Mesztor&azego i jak" pod" knajp. *rawda: ' *raw... ' Jeyn popisa si re-leksem i nie sko/czy. ' Mesztor&azy ' owiadczy lekko uraony Debren ' dosta zlecenie i je wypeni. 6asza pro-esja dokadnie taka bywa jak inne5 albo si zlecenie bierze, albo z godu zdyc&a. Awszem, kodeks cec&owy wiele ogranicze/ na maguna nakada i zabrania mistrzowi z drugim na czary si potyka!. (le, po pierwsze, Mesztor&azy dawno mierci" maga poleg, nieudany eksperyment prowadz"c, a po drugie tu o ludzkie ycie idzie. 1eli czar rzucony przez jednego maguna ludziom zagraa, inny magun nie tylko moe, ale i powinien zu zaradzi!. #&yba e rzecz si o polityk, religi albo wojskowo! ociera@ te kwestie osobne przepisy reguluj", a po prawdzie to zasada 07D. ' 0o znaczy: ' zainteresowaa si .enda. ' 0rzymaj 7i Daleko. (le to c&yba nie ten przypadek. ' 6ie byabym pewna. *retokar by kr$lewicz, .edosz3ka siostrzenica wadcy, c$rka regentki i protoplastka aktualnie rz"dz"cej dynastii. #o prawda dwa wieki miny, ale w polityce dwa wieki to niekiedy mao. ' Wane, e w magii duo. Adpowiadaj"c na tw" sugesti, *etunko5 nadal mam zamiar ci pom$c. Abawiam si tylko, e si sprawa skomplikowaa. Mesztor&azy nie po znajomoci klasykiem zosta. 1ego po"czenia magii biaej z czarn" po dzi dzie/ znawc$w szokuj". 6o, ale opowiadaj. *retokar z wojskiem, budowla/cami i czarodziejem do obery zjec&a. = co potem: ' Do obery to zjec&a z nieduym pocztem i ekip" Mesztor&azego. Mularze skierowali si tam, gdzie most dzi stoi, a wojsko ku 8rabog$rce pomaszerowao. Wic LZV na miejscu zosta jeno tabor z beczkami, przyboczni kr$lewicza i kareta. % rusak" w rodku. ' >usak": 0"...: ' ;on" na gb. Koc&aa go, wic si zn$w zeszli. 0yle e ona c&orzaa. *ono! serce jej nadama niewiernoci". ' *o co j" przywi$z: ' zainteresowaa si .enda. ' 6astpn" niewiast c&cia w tym samym miejscu krzywdzi!: W nawyk mu weszo: ' 4ez zoliwoci, moja panno. *rzywi$z, bo wszdzie wozi. M$wi si, e czar na niego rzucia, a inni powiadaj", e sieci... w ci" zac&odz"c. *rawdy nie docieczemy, ale pozostaje -aktem, e do ko/ca ycia j" przy sobie trzyma. 1ej ycia, konkretnie. Wkr$tce potem zmara, od owego nadamanego z winy .edoszki serca. ' .edoszki:) 0o jej .edoszka na oczy...) ' Moje panie ' wtr"ci si Debren. ' 6ie jestemy tu, by spory &istoryczne rozstrzyga! albo, co gorsza, moralne. Konkret$w si trzymajmy. >zeczy namacalnyc&. #zar$w, magii i kl"tw. ' 7usznie ' zgodzia si *etunka. ' % konkret$w tom nie dopowiedziaa jeszcze, e si tutaj, tu przed kr$lewiczem, belnicki podjazd zjawi. *ieszy podjazd5 tuzin c&opa z roty rozpoznawczej, wic niemal specjalnej. 7ame tgie rbajy, kr$tko m$wi"c. Dali si zaskoczy! nadci"gaj"cym Mor,acom, w panik jednak nie wpadli, tylko do kurnika. %agarn"wszy uprzednio koysk z c$rk" *etune3li. 6iby nikt nikomu niczym nie grozi, ale co sobie matka pomylaa, to c&yba oczywiste. >zucone w kierunku .endy wyzywaj"ce spojrzenie pozostao bez odzewu. Dziewczyna gaskaa eb papugi, unikaj"c krzyowania wzroku. Wygl"daa na przybit". Do tego stopnia, e Debren zama wasn" zasad. ' 8dzie staa koyska: ' zapyta rzeczowo. ' Koyska: 6o... pod drzewem, jak to koyska. ( co to ma do rzeczy: ' =stnieje moliwo!, e na linii g$wnego ostrzau si znalaza. >oty zwiadowcze r"bi" tgo, prawda, ale ic& g$wna bro/ to uki. W tyc& s" szczeg$lnie mocne. ( jak si w budynku 4elniczanie zabarykadowali, to ju do gLZZ stego szycia z uk$w obowi"zkowo musiao doj!. 1ak znam ycie, atakuj"cy te by nie sterczeli jak koki, jeno zza oson szyli. ( i koyska niezgorsz" oson daje. Wic nie broni"c w ciemno &onoru zwiadowc$w, r$wnie w ciemno bym ic& nie potpia. =stnieje moliwo!, e kt$remu al si male/stwa zrobio. 1emu samemu zrobio si gor"co. Ad zaskoczonego spojrzenia .endy. 4yo... byo takie jakie... ' Moe tak by! ' wspar go nieoczekiwanie %br&l. ' W rozpoznaniu najlepsze wojaki su", z trze2w" gow". Kt$re wiedz", e jak mona, to lepiej przed walk" cywil$w przegoni!, a zwaszcza baby i dzieciarni. 4o zamt jeno czyni" i do wikszego zuycia amunicji si przyczyniaj". ' <ajno mnie obc&odzi, co sobie te belnickie zb$je mylay ' rzucia gniewnie *etunka. ' Wane, e si *etune3la na mier! wystraszya. = sowa nie rzeka, gdy kareta kr$lewicza zaraz potem na podw$rze wjec&aa. 7toi blada, na p$ przytomna, kolana jej dygoc", a tu z karety *retokar wyskakuje i od razu do niej z pyskiem. HDziesi! krzywd ' wywrzaskuje ' tum dozna, niewiasto przewrotna) %a jedn" eb daj" i wielmoa, a ty, prostaczka, dziesiciu jeste wsp$winna) 1ej dzikuj, e ci tym oto mieczem na miejscu z caym rodem nie zbigosuj)I = tu wskazuje na karet. Mieczem wskazuje, bo go ponioso. % karety ca" scen rusaka ogl"daa. ( z kurnika 4elni3czanie. 6o i jak klinga bysna, to kt$ry nie zdziery i strza posa. Myla pewnie, e *retokar rozkaz do szturmu daje. ' Moe to by! ' pokiwa gow" %br&l. ' 4elniczany mikkie s", nawet te ze specoddzia$w. 6erwy ic& atwo ponosz". 1ak m$j dziadunio kiedy w subie (mmy *o3$wczanki przeciw demokratom stawa, to go wanie przez t nerwowo! belniccy -eudalici w czoo postrzelili. = to, c&olera, z kuszy. W zasadzce stali, przy drodze, na demuc&$w czekaj"c. (le demuc&y, jak to one, dyskutowa! z rana zaczy miast w poc&$d ruszy!, no i si zasadzko3wicze nerwowo wypalili. Wic dziadunio podskoczy za zakrt traktu, by sprawdzi!, czy tamci nie id". ( jak wraLZW ca, to go, kretyni, swoi znaczy, -eudalici, wzili i ostrzelali. Dobrze, e &em mia mocny i jeno go $w bet zguszy. (le i tak nieszczcie si stao, bo na par pacierzy omdla, a kiedy si ockn" i wsta, to go strzaa w zadek ugodzia. Demokratyczna. 4o si w ko/cu &oota pojawia. ' (mma *o$wczanka: Matka 8wadryka *alisady, pana na 4elnicy: 0a, co rekord dynastii pobia, syna w jedenastym roku ycia rodz"c: *ogratulowa!, %br&l. *iknie sobie twoi przodkowie mocodawc$w dobierali) ' ( eby wiedziaa, e pogratulowa!. 4o Kusy zgin", wojn domow" podsycaj"c, czyli w gruncie rzeczy interesowi mor,ackiemu su"c. ( dziadunio jeszcze zaszczyt3niej poleg, bo zwalczaj"c ow" sin" zaraz, kt$ra ad naturalny usiowaa obali!. Demokracj znaczy. 6ic to, e akurat (mm mieczem wspiera. Wane, w jakiej sprawie to czyni. ( sprawa bya najwitsza ze wityc&, moe nawet od gromienia temmozan waniejsza. 0rza byo odoy! na bok dawne swary, gdy widmo demokracji przez Biplan pezo. ' 0o i dziadunio poleg: ' spytaa ze wsp$czuciem .enda. ' (no poleg. = nie wiadomo, czy nie nadaremnie. 4o ow" zasadzk, musicie wiedzie!, -eudalici poczynili, by cnoty swej maoletniej pani broni!. (mmy znaczy, kt$r" wtenczas wszyscy (mul" albo i (mci" woali, bo smarkata jeszcze bya okrutnie. W 4elnicy demokracja za mocno nie staa, -euda$w nie pocinano jak tyc& w 7o,ro, ale internowani po co mniejszyc& zameczkac& siedzieli i jeno wypatrywali, czy kat nie jedzie. 1ak (mma dziesi! lat sko/czya, to i j" na list niebezpiecznyc& wrog$w demokracji wci"gnito i si wie! rozesza, e demuc&y zamierzaj" dziewuszce jakowy paskudny numer wykrci!. 6ie, eby ycia pozbawi!@ raczej na odwr$t. ' (&a ' mrukna *etunka. ' >ozumiemy. ' 6o to zawrzao por$d rycerstwa i co wiatlejszyc& poddanyc&. 4o si r$d c&wilowo na (mci ko/czy i jakby jej ono te niebieskie otry splugawiy, to ju by si dynastia nie pod2wigna. Wic patrioci oddzia leny s-ormowali, w kt$rym i m$j dziadunio suy, a kt$ry mia wok$ . LZO dworu panienki kr"y! i w razie czego na gwacicieli demokratycznyc& uderzy!. ' %br&l westc&n", napeni ku-el, by zmy! krzepkoszem smak goryczy. ' %asadzka nie wysza, jak ju wspomniaem, bo demokraci dziadka spostrzegli, uki pozdejmowali i gdy si na samyc& zasa3 dzkowicz$w natknli, to ju gotowi, rozoc&oceni polowaniem. ' 0o upolowali go: ' 1eszcze nie tam. Dopiero pod dworem leg. % kilkoma niedobitkami ucieczk (mmy osania. #zy skutecznie, tego nikt nie wie, bo obie strony sprzecznie relacjonuj". Ceudalici, e panienka pod bosk" opiek" caa w las usza, a demokraci, e j" przedtem reprezentanci ludu dorwali i panie/stwa pozbawili. 1ak byo, trudno orzec. Caktem jest, e w par dni p$2niej szybko j" za m" wydano, a po dziewiciu miesi"cac& powia 8wadryka. ' %a co niec& j" 4$g pokarze ' dopowiedziaa *etun3ka. ' ( do *retokara wracaj"c5 potyczka rozgorzaa, w kt$rej kr$lewicz i rusaka tylko dlatego ycia nie stracili, e karoca bya solidna. 4o zaskoczenie byo wielkie. 4elni3czanie z kurnika wypadli i niemal ca" wit kr$lewicza z podw$rza pognali. >ycerzy mao w niej byo, g$wnie czelad2 Mesztor&azego i wo2nice, wic do ko/ca nie byo wiadomo, kto we2mie g$r. *retokar musia si w karocy zabarykadowa!, a na wozie z tyu zwiadowca jeden cepem maego smoka mu zatuk, kt$rego kr$lewicz w zwi"zku z kl"tw" tu przywi$z. 4o najpierw smoka mieli w planac& jako kuratora dla nas. Dwugowego pono!. 6o, ale smok zgin" modo i tragicznie, wic na gry-a pado. ' *ec&a miaycie ' powiedzia Debren wsp$czuj"cym tonem. ' 7mok gnbi"cy niewiasty to prawdziwa gratka dla bdnyc& rycerzy, a i niejeden szewc czy kaletnik si skusi. 1u dawno by was wyzwolono, (le gry-a w &erbie wiele monyc& rod$w posiada. W dodatku to latawiec caoroczny, nie to co smok, kt$ry zim" i noc" ledwie co dusze skoki czyni. #iko z kopi" na takiego polowa!. 0edy nie jest w modzie zabijanie gry-$w. Cutra te pono! marne. ' Dziki ' rzucia mao wdzicznym tonem .enda. ' Wanie e *etunce kompleks antybelnicki pogbi. LW^ ' *retokara uratowa Mesztor&azy ' podja obery3stka, nie komentuj"c adnej z uwag. ' #iskaj"c z dac&u pioruny i antaek czarodziejskiego mazida. ' % dac&u: ' zainteresowa si Debren. ' Wylewito3wa: ' Wlaz po drabinie. %araz jak tylko poczet na podw$rze wjec&a. % asystentem, kt$ry za nim antaek d2wiga. *etunela sobie potem w brod plua, e drabin pod cian" zostawia, bo gdyby nie ona, toby si akurat ajdak znalaz w rodku r"baniny i jak nic poleg. Wdziczny cel stanowi5 czapa wielgac&na, stokowa, cay granatowy w gwiazdy, a broda siwa i a do pasa. 6o, ale jak na dac&u siedzia, to nie byo jak i kiedy go usiec. = tak 4elni3czanie potyczk przegrali. ' %araz ' zmarszczy czoo. ' #zy dobrze rozumiem: Karoca ze wciekym kr$lewiczem ledwie co wpada na podw$rze, *retokar raz dwa mieczem zaczyna wywija!, 4elniczanie wypadaj" i wszystko co ywe bigosuj", ze smokiem na czele, a Mesztor&azy, starzec siwobrody, ju na dac&u: 0o by znaczyo, e wprost z kulbaki skoczy ku drabinie. =naczej adn" miar" by nie zd"y. . ' (no... prawda. ' *etunka, nie bardzo przejta, wzruszya ramionami. ' #$ dziwnego: #zarodziej by. *ewnie przewidzia, co si szykuje. W kul zerkn" czy -usy... ' 6ie, to nie to ' mrukn" magun. ' 6ie to. 8dyby co podejrzewa, kr$lewicza by ostrzeg. *etunko, co to by za antaek: 0en, kt$rym cisn": ' (ntaek by zwyky, tyle e may. (le okrutnie ciki. 0emu 4elniczaninowi, co nim w eb dosta, pono! uc&w z puc wyci"gali. #akiem jakby o$w w rodku, a nie pyn. #&o! wanie pyn beczuka zawieraa. Wiem, bo pka i si to dziwo wylao, zaraz w ziemi wsi"kaj"c. ' %ac&owa si opis: 1ak wygl"dao: #&o! z grubsza. ' % grubsza ' wskazaa palcem ' to tak jak portki Je3yna. Awa plama, konkretnie. %a kt$r" Jeyna powana rozmowa czeka, bo si c&olerstwo nijak spra! nie c&ce i sto razy m$wiam durniowi, by uwaa, po poddaszu a"c. LWL Aberysta skurczy si, zmala. #&yba nawet nie zauway, jak czarodziej podrywa si zza stou, klka przy nim, wodzi palcami po brudnej nogawce. ' Mesztor&azy ' ci"gna opowie! *etunka ' by zy z powodu owej beczuki, ale te uspokoi kr$lewicza, zapewniaj"c, e sobie poradzi. 0rzy dni tak sobie radzi, a w tym czasie *etunela z dzieckiem i czeladzi" w c&lewie pod stra" siedziaa. ( na czwarty dzie/ *retokar kaza j" przyprowadzi! przed swoje oblicze i sw" wol obwieci. ' #&wileczk. ' Debren uni$s si, obw"c&uj"c odrobin nabranego na palce mazida. ' 1ak rozumiem, teraz bdzie najwaniejsze. .enda, spisuj tre! kl"twy. Dziewczyna pokutykaa za st$, zamoczya pi$ro w kaamarzu, na pr$b poci"gna zygzak po rogu kartki. ' Drrroczy c&arrrakter skrrrobania ' wyrazi sw" opini l"duj"cy na blacie Drop. ' %rrrczna rrr"czka. ' 6ie podlizuj si ' pacna go po dziobie mikkim ko/cem pi$ra. ' 0o co mam pisa!: %aznaczam z g$ry, e papieru mamy mao. ' *isz w punktac&. *etunko, co kr$lewicz powiedzia: ' % grubsza to, co po wyskoku z karocy. Wyliczy krzywdy, kt$ryc& dozna z winy .edoszki, a w kt$re, jego zdaniem, i *etunela bya zamieszana, jako e do owego nieszczsnego zjazdu narzecze/skiego bezporednio si przyczynia. %acz" od tego, e z konia zlecia i nog... ' ( to gnojek) ' nie wytrzymaa .enda. ' ;e niezdara, to te wina .edoszki:) = to jej przypisa:) ' #ic&o ' rzuci Debren. ' *isz5 *unkt pierwszy. 6oga. .enda zapisaa, c&o! z nad"san" min". ' Drugi zarzut ' *etunka zacza m$wi! wolniej, by uatwi! notowanie ' by taki, e go upokorzy wr$g miertelny, od wasnyc& rodak$w ratuj"c. ' .enda, krc"c gow", dopisaa5 H>atowanie przez wrogaI. ' 0rzeci zarzut sokoa dotyczy, a konkretnie opaskudzenia z powietrza zbawcy i kr$lewiczowskiego przyjaciela. #o srodze *reto3kara zabolao, bo nieba by got$w owemu szlac&etnemu rycerzowi przyc&yli!, a nie z nieba na eb -ekalia ci"ga!. ' M$wimy o wrogu miertelnym z paragra-u drugiego: ' Masz pisa! ' przypomnia Debren ' nie komentowa!. *unkt czwarty brzmi...: LWM ' 8owa o nadproe rozbita ' podyktowaa *etunka. ' Wiem, co .enda powie. ' (le e inni nie wiedz" ' wymruczaa skrobi"ca po papierze .enda ' to mimo wszystko si re-leksj" podziel. Moim, naiwnym moe zdaniem, za guzy goci susznie gospodarze odpowiadaj". ' *i"ty zarzut dotyczy biegania goo dookoa domu ' oznajmia spokojnie *etunka. ' 8oo... wok$... do3mu. ' .enda uniosa par duyc&, niebieskic&, bardzo niewinnyc& w tej c&wili oczu, zamrugaa z min" godn" poczciwca Jeyna. ' %arzut dotyczy...: ' .enda... ' jkn" czarodziej. 6a szczcie oberystka nie daa si wci"gn"! w sp$r. ' .edoszki ' wyjania z uprzejmym umiec&em F jako bezporedniej sprawczyni. %apisaa: 0o zanotuj paragra- sz$sty5 konieczno! publicznego wystpowania w stroju pci przeciwnej przynalenym, w dodatku podym gatunkowo i mierdz"cym jak c&olera. ;eby nie ta &istoria z wosami, toby *retokar nigdy na tron nie usiad, bo aden nar$d nie cierpi wadcy, co si w babskie -ataaszki skrycie przebiera. 6o, ale e wyysia i si nijak ze znie3wieciaoci" nie kojarzy, nikt mu uwag w tym wzgldzie nie czyni. Wic i on nie dorzuci oskarenia do listy. #&o! m$g. Mennica kup monet z mocno kudatym *retoka3rem wybia i kiedy mu wosy wypady, trzeba byo bilon na koszt pa/stwa przekuwa!. ' 6umer siedem: ' przynagli Debren, stoj"cy przy cianie i opukuj"cy j" yk". ' 6o, ten jest z grubej rury ' ostrzega *etunka. ' 4rak cnotliwoci u wybranki, rozwianie zudze/, moe i naiwnyc&, ale przecie nie nierealnyc&, e si pierwszym bdzie, najwaniejszym, tym na cae ycie. *usz3czalski c&arakter niedoszej partnerki yciowej. 1ej rozwi"zo! seksualna. =, na koniec, jej gupie bredzenie o uniesieniu, kt$rego jakoby na aziebnej awce doznaa. ' 4redzenie: ' Debren 2le pukn" w belk, wypuci yk. *r$buj"c zapa! w locie, posa j" dugim ukiem za szynkwas. #zerwony ze zmieszania, zakl" pod nosem. ' Duma i sy-ilis, guma temmoza/ska, nie joda... A jakim uniesieniu m$wisz: LWX *etunka nie zd"ya odpowiedzie!, c&o! .enda m$wia cic&o, powoli, nie pr$buj"c z nikim ciga! si na sowa5 a gdym tak lea$a, bezbronna, na wznak, o udo %we g$ow oparta, %y& ber$em mnie przeszy$ i by$o mi tak, e chwila ta ycia jest warta, co w wiey kamiennej si sczy jak py$ w klepsydry zamok$ej gardzieli" 'o& moim przez chwil przecudn t by$, nim los nas okrutny rozdzieli$" #o stukno o deski podogi. Druga yka. W misce pozostay jeszcze trzy, ale Debren nie pr$bowa ju po nie siga!. 6ie utrzymaby adnej. 7ta pod cian", sta, bo bya obok, bo m$g si oprze!. *atrzy na .end, w jej niewidz"ce oczy, kt$re byy troc& niebieskie, troc& zielone, ze zotymi plamkami, ale kt$re teraz, nie wiadomo dlaczego, na kr$tk" c&wil zalniy purpur" rozmyt" w bieli. 4arwami a2ni. = rozkoszy. ' Aj ' westc&n" Jeyn. ' 1akowy cudny poemat. .enda posaa mu cie/ umiec&u. 4ardzo smtnego i najpikniejszego, jaki Debren ogl"da. ( potem, jeszcze ciszej ni uprzednio, doko/czya5 (ic para, gdy syczy i drew mokry blask przez rzs si kurtyn przelewa, wspomnienie powraca, i s$odki w czas, i serce przez $zy znw mi &piewa" 4yo cic&o. 6ikomu nic wicej nie leciao z r"k, ale Debren mia do! przytomnoci umysu, by zauway!, e melodyjny, c&rapliwy i mikki zarazem gos dziewczyny zaczarowa obecnyc&, sprawi, i zastygli z oczyma utkwionymi w jej smutnej twarzy. ;e %br&l nie obla piwem onierskiego buciora jedynie dlatego, e zd"y osuszy! ku-el nieco wczeniej. ;e *etunka musiaa szybko podnie! rk i ratowa! mankietem zagroony makija. ;e Jeyn rozdziawi gb, a papuga dzi$b. 6ie umia powiedzie!, dlaczego. = jak powinno si rozdzieli! zasugi midzy t, kt$ra pisaa, a t, kt$ra wylaza ze skorupy pyskatej najemniczki i wydeklamowaa utw$r. ' Dla... ' *etunka przekna lin. ' Dlaczego powiedziaa ten wiersz: ' Dlaczego: ' .enda patrzya w d$, c&o! nic nie wskazywao, by dostrzegaa le"c" przed ni" kartk czy c&o!by st$. ' 6o wanie... #o to kogo obc&odzi: ' *siakrew ' %br&l poderwa si z awy, podszed do niej, sign" ponad stoem. Wielkie apsko przywaro do czoa dziewczyny. ' Wiedziaem. Masz gor"czk, kozo. #o-na gow. Dziwnie powoli jak na ni" i mor,ack" do/ na czole. (lbo, poprawi si Debren, w og$le do/. #zyj"kolwiek. 4ya niczym sabo oswojone zwierz"tko. 6ie lubia, gdy jej dotykano. 6ie powiedziaa mu tego, a znali si za kr$tko, by zd"y j" na tej niec&ci przyapa! ' ale wiedzia. 4y blisko niej, patrzy i w pewnym momencie kolejna cz"stka prawdy o .endzie 4ranggo po prostu pojawiaa si w jego umyle. ' 6ic mi nie jest ' powiedziaa ju prawie wasnym, lekko naburmuszonym i lekko zaczepnym, c&o! jeszcze mikkim gosem. ' %drowie tom zawsze miaa, jak to si m$wi, elazne. ' =d2, przepij si ' nie ustpowa %br&l. ' 6ie jeste nam potrzebna. ' ( komu jestem: ' parskna czym, co tylko na poz$r byo podobne do miec&u. ' %apytaam ci o co ' przypomniaa *etunka. .enda zerkna na ni" z ukosa, zawa&aa si. ' A wiersz ' wzruszya ramionami. ' <ajno mnie to obc&odzi, ciebie pewnie te, ale skoro pytasz... 1est w zamku belnickim, ksi"cym, stara wiea, jeszcze z lelo/3skic& czas$w. *aniuc&a o niej m$wi", c&o! o-icjalnie nazywa si 4aszta 0rzec& M"droci. 0o st"d, e pierwszy ksi" cay sw$j ksigozbi$r w niej zgromadzi, a mia go trzy tomy, w tym jeden wy"cznie obrazkowy. *otem biblioteka si rozrosa, ale nie z biblioteki baszta synie, a z tego, e w niej krn"brne i kopotliwe niewiasty z ksi"cego rodu zamykaj". Wiea jest kamienna, zimna i wilgotna jak c&olera. *ono! dlatego, e na skraju bagienka stoi, ju za g$wnym obrysem mur$w, z kt$rymi jeno w"ski pomost j" "czy. .okalny mikroklimat sprawia, e lo, LWY katorki za dugo w niej nie goszcz". (lbo do ask wracaj", albo... ' wskazaa palcem do g$ry. ' 6ie widz zwi"zku z wierszem ' zauwaya *etunka. ' .edoszka wanie tam tra-ia, gdy jej plany mae/skie wziy w eb. Moda bya, silna, wic sama wysza, a nie wyniesiona nogami do przodu, ale co odsiedziaa, to jej. ( par lat jej tam zeszo. ' Wtr"cili j" do wiey: ' #o taki zdziwiony, Debren: ;e kurw i oszustk, co si przed trzynastymi urodzinami puszcza czort wie z kim, pod cisy nadz$r oddano: 0o c&yba normalne. %waszcza jak jej ambitna mamusia wojn z bratem przegraa i w ramac& pokuty musiaa wyrodn" c$rk publicznie obsma3 rowa!. #o zreszt" do! c&tnie uczynia. 6ie lubiy si zanadto, ale to ju inna &istoria. ' ( ta jest ta sama: ' upewnia si *etunka. ' A wierszu: #o ma wsp$lnego owa liryka z rozwi"z", zepsut" do szpiku koci dziewuc&", kt$r" wasna rodzina w wiey musiaa trzyma!, by si jak suka nie parzya: ' *rzy tak postawionym pytaniu ' umiec&na si nawet do! pogodnie .enda ' zaiste nic. 0yle rzec c&ciaam, e to .edoszka wiersz napisaa. 6a cianie baszty *aniuc&y, bo jej papieru nie dawali, by list$w ukoc&anemu nie pr$bowaa sa!. %astrugan" trzcin", bo na barogu z sitowia sypiaa. ( e wasn" krwi", to ju nie wiem dlaczego5 bo kretynka bya i nie syszaa, e z sadzy mona inkaust zrobi!, czy dlatego, e romantyczka. W kadym razie napis cakiem nie2le te dwa wieki przetrwa. %n$w udao jej si zrobi! wraenie na pozostayc&. Debren z zainteresowaniem ledzi gwatown" zmian kolorystyki twarzy *etunki. %otowosa to blada, to czerwieniaa, wpatruj"c si w dziewczyn nieruc&omym spojrzeniem. %br&l z niedowierzaniem krci gow". Jeyn marszczy brwi, gowi"c si nad jakim skomplikowanym problemem. (le najdziwniej zac&owa si Drop. ' >rredoszka dobrrra i prrrawdom$wna ' zaskrzecza. ' A-iarrra wyobrrra2ni. Akrrrutnie w *rrretokarze rrrozmiowana. Wirrrtualnie rrrozprrrawiczona. Drrrocza wierrrszokletka. = tak oto, pomyla Debren, .enda stracia monopol na wyczarowywanie opadaj"cyc& szczk. ' ;e co:) ' %br&l przykucn" przy stole, z bliska zajrza papudze w lepia. ' ;e jak:) ' Kto mu da piwa: ' pr$bowaa si rozemia! *etun3ka. 6ie wyszo jej. ' 4redzi, nieszcznik. ' Daa sobie spok$j z umiec&em i prawie wrogo rzucia5 ' .enda, to twoja robota: Wytresowaa papug, by takie bzdury wygadywa: ' 6ie. ' .enda sama wygl"daa dokadnie tak, jak pytaj"ca@ marszczya czoo, w jej oczac& czaia si niepewno! i podejrzliwo!. ' Drop: #o miay znaczy! twe sowa: Dja ptaka w donie, ustawia dziobem do siebie, ale i w$wczas nie co-na r"k. (ni nie zmniejszya nacisku. Debren widzia, jak gboko pod pi$ra wbite s" ko/ce jej palc$w, i zastanawia si, czy Drop jest wystarczaj"co duy i cierpliwy, by nie skwitowa! takiego zgniatania celnym ciosem dzioba. ' Dygrrresja ' rzuci spokojnie przedstawiciel Duyc& >ozumnyc& *apug. = doda5 ' >rrenda, grrruc&oczesz ebrrra. *rrrosz. %mniejszya ucisk. Wygl"daa na zdezorientowan". ' 1emu nie mona wierzy! ' wymruczaa *etunka. ' 7am si z 4elnicy wywodzi, to i obiektywizmu w nim nie ma za grosz. ' 1este z 4elnicy: ' W oczac& .endy rozbysn" na c&wil dziwny pomyk. ' *rrraszczurrry. Drrrop urrrodzony w Morrr,acu. ' *retokar ' wyjania oberystka ' przyda Domorco3wi jego przodka do towarzystwa, po prawdzie to c&yba w cic&ej nadziei, i ten gry-a szczer" niec&ci" napeni do wszystkiego, co belnickie. 4o z papugi pyskacz by i -anatyk. Kiedy stosunki midzypa/stwowe zrobiy si napite, ten gupi g$wniarz, 1arowid, wysa do *rawi" poselstwo z wypowiedzeniem wojny. (le e kaza j" w mao dyplomatycznyc& sowac& wypowiada!, c&tnyc& na pos$w brako. 4o ju za poow uytyc& wyrae/ kady pose pod top$r by tra-i, a kady arbitra przyznaby racj LWZ stronie mor,ackiej. Wic pojec&a papuga. <ba mu nie ucili, bo nikt nie wiedzia, jak $w problem od strony prawnej ugry2!, a i miesznoci" si nie okry!. 6o a potem trzymany w klatce papuga skuma si z trzymanym w s"siedniej gry-em i *retokarowi podpowiedziano, by Dropa do grona kurator$w kl"twy dopisa!. ' >rrozumnie ' skomentowa potomek posa. ' Awszem ' przyznaa bez zapau *etunka. ' *reto3kar ten e-ekt uzyska, e przestano kl"tw wi"za! z polityk" i animozjami mor,acko3belnickimi. 6o bo kuratela, -ormalnie, obustronna. Wic c&o! wojen przez te lata byo niemao, nikt nas tu nigdy nie pr$bowa wyzwala! z pobudek politycznyc&. >aczej na odwr$t. 8ry-, czy to z poczucia misji, czy zwyczajnie, na towarzysza zbyt pyskatego poirytowany, nie tylko kupc$w na szlaku ksi"cym tpi, ale i belnickic& zb$j$w, co si na kupc$w zasadzali. ( w wojenny czas to i podjazdom nie popuci. A co nas, ma si rozumie!, obwiniaj" w 4elnicy. ' Drogie panie ' %br&l wskaza ustawion" przy szynk3wasie klepsydr. ' #zas ucieka. =m! Drop susznie zauway, e jego sowa dygresj stanowiy. Wiersz, kt$rym nas koza uraczya, tako, nawiasem m$wi"c. >ozumiem, e co niekt$rzy w innym wietle nagle posta! ksiniczki .edoszki ujrzeli, co to j" po dzi dzie/ #&dok" przezywaj", ale dla Debrena c&yba nie jest wane, kt$ra z szanownyc& dam ma wicej racji. Debren bez zapau kiwn" gow". =ntrygowa go problem nie-ortunnej ksiniczki, ale prywatnie. >eakcja .endy bya jeszcze bardziej intryguj"ca. ' Wygl"da na to ' spojrzaa *etunce w oczy ' e to ty masz wicej. 6o c$, nie znaam sprawy w szczeg$ac&. ' Mam racj: ' upewnia si zaskoczona oberystka. ' #o do .edoszki: 6iby e... wita nie bya: ' #zytywaam ten wiersz w dzieci/stwie ' powiedziaa .enda o-icjalnym, penym dystansu tonem. ' Wywar na mnie due wraenie. 4o te od strony literackiej... (le teraz widz, e g$wniara po prostu zegaa. % &istorii *re3tokara i waszego rodu jasno wynika, e kr$lewicz czu si mocno wystawiony do wiatru. #zyli, e jej w a2ni nie ruszy. ( wiersz wyra2nie a2ni dotyczy. ' .enda... ' Debren zacz" i ugryz si w jzyk. ' 7ko/czylimy na si$dmym zarzucie ' przypomniaa, nie patrz"c na kartk. ' #zyli zostay jeszcze trzy. *etunka potrzebowaa troc& czasu, by przeskoczy! od liryki do jurystycznego argonu. ' *aragra- $smy... zaraz... a&a. *o $sme *retokar zarzuci, e dla niecnoty .edoszki tu, w H#notceI mio! ycia podepta. 0 jedyn", prawdziw", co si w trumnie ko/czy. ' %apisaam. Myla, oczywicie, o rusace: ' A rusace. *unkt dziewi"ty5 pacz w miejscu publicznym i przy gapiac&. *ierwszy w yciu. *ono! nawet jako dziecko nie paka, w kadym razie nie przy ludziac&. ( tu zy jak groc&, &isteria. D kandydata na kr$la. ' Mam. = dziesi"te: ' 0o nawet dokadnie zacytuj, bo zarzut szczeg$lnie *etunel ub$d i w pami! jej zapad. Kr$lewicz rzek, e list krzywd zamyka napad5 H0ego, co w kurniku c&owalicie i co omal mnie nie ubio. Araz jedynej, kt$r" miowaem, miuj i miowa bdI. *aragra- wany, bo nim uzasadnia posadzenie nam na karku Domorca. ;e niby te z kurnika wylaz, jak owi zwiadowcy. ' +ipokryzja ' oceni Debren. ' (le zrczna. 6o to argumenty mamy zaatwione. 0eraz wyrok. ' Wyrok ' westc&na. ' #$, ten ju zawodowy jurysta spisa, wic oczywicie do cytowania si nie nadaje, bo bekot okrutny. W uproszczeniu o to idzie, e si za kar trakt zamyka, dalej, dla odr$nienia, ksi"cym oc&rzczony, za otwiera, na koszt *retokara i Korony Mor,ackiej, nowy gociniec. 4y podr$ni, a tym samym zyski, omijali wyklt" za swe grzec&y ober HD *etuneliI. = e kara ma trwa! dugo, kolejne pokolenia obejmuj"c, ze szczeg$lnym uwzgldnieniem niewieciej czci, za wacicielkom wyej wspomnianej obery nie wolno ani jej sprzeda!, ani porzuci! i maj" tu siedzie! na rzyci i cierpie! cierpliwie, p$ki 4$g si nad nimi nie zlituje i kl"twa nie zostanie zdjta. ' = pewnie zapomnieli powiedzie!, jak zdejmowa! ' splun" na podog %br&l. ' 1ak znam juryst$w, tego akurat zapomnieli, papugi c&doeni. 4ez urazy, Drop. LWO ' ( owszem. 0en, co sentencj czyta, krci, e maymi runami to dopisano, a jemu oczy sabuj". (le Mesztor3&azy, c&o! ajdak, *etunel wzi" na stron i wyjani, co zrobi!, by si od zaklcia uwolni!. =nna rzecz, e nie wiadomo, czy dla wikszego zadania b$lu tego nie uczyni. 4o warunki, c&olera, to takie postawili, e wiat si sko/czy, 4$g zd"y zapomnie!, e jakie s"dzenie ostateczne odprawia, a my tu dalej cudu bdziemy wygl"da!. ' 0ak 2le nie bdzie ' pocieszy j" Debren, podc&odz"c do supa, obejmuj"c go ramionami i przyciskaj"c gow do drewna. ' 0rwao! biaej magii, kt$ra z reguy wyzwa3lacz kl"tw stanowi, nie przekracza piciuset lat. ' Dziki ' posaa mu kwany umiec&. ' *ozwolisz, e te nios"ce otuc& zapewnienia zanotuj i prawnuczce polec przekaza!: .enda, nie musisz pi$ra oddawa!. W kamieniu tekst wyryj. 0rzy wieki to sporo jak dla papieru. ' *i!set to g$rna granica ' wymrucza. 7ta przytulony do supa i wsuc&iwa si w odgosy domu. 6ie w te, kt$re czynili zamieszkuj"cy go ludzie, gryzonie lub korniki. W te drugie. *rawdziwe. ' .enda siedzi tam ' zarec&ota po c&wili rotmistrz. ' 0o co ciskasz, te szorstkie i pod powa sigaj"ce, ale cic&e, skromne i mie. 6ie wiem, jak si mona tak omyli!. ' 8burr ' skomentowa Drop. ' Dudkaj si ' zaproponowaa dziewczyna. ' Debren, mamy wyj!: #zarujesz, tak: ' 1u sko/czyem. ' #o-ii" si. ' #o byo potem: ' 6ajpierw prawdziwa masakra ' westc&na *etun3ka. ' Mularze most musieli postawi!, wojsko drog przez puszcz cio, ale wolno, bo wojna trwaa. Wic sia podr$nyc& na starym, ale p$ki co jedynym trakcie lega. 0rudno powiedzie!, ilu gry- pomordowa, a ilu belnickie podjazdy, bo si nawzajem pod siebie podszywali. Cakt, e przez nastpne p$ wieku wozy jeno konwojami c&adzay, a jak kto na stron szed, musia uwaa!, by jakiego kociotrupa nie obsika!. ' >uc& zamar: W obery, pytam. ' #iut mniej ni na drodze. 4o oba szlaki na nasze LO^ szczcie midzynarodowe. 7poro obcyc& zawsze nimi je2dzio, a ci s" zwykle niedoin-ormowani. Wic po staremu podr$owali, na rozstajac& ku wsc&odowi skrcaj"c. 0ra-iali tu i dopiero w H#notceI si dowiadywali o gry-ie. 6iekt$rym nie c&ciao si zawraca! i ci, jeli rozs"dniejsi, nocowali w obery. =nni, zawracaj"cy na kr$lewsk" drog, te czasem nocowali. (lbo przynajmniej co zjedli. Wic nie byo nigdy tak, by cakiem ruc& si urwa. %waszcza e Domorzec w ko/cu zauway, jak mao brakuje, bymy z godu pomarli. = zacz" napada! wybi$rczo. *rawie jak sawny zb$j Jenoszczyk, co to jeno bogatyc& upi. Domorzec te na c&udopac&ok$w przesta zwraca! uwag. 0yle e na takic& i obera nie zarobi. ( ju cakiem marnie to si robi podczas wojen z 4elnic". 4o szlak kr$lewski dalej od granicy biegnie, co bezpiecze/stwo zwiksza. %waszcza e o szlaku wiadomo, i go gry- napadami nie nka. ' 6as napad ' przypomnia %br&l. ' = wanie dlatego za kocielnyc& was wziam. 4o jak ju gry- kogo poza ksi"cym szlakiem zaatakuje, to wy"cznie z myl" o uc&ronieniu kl"twy. %a demokracji, przykadowo, jednego rycerza przed rozstajami Domorzec zadzioba, kt$ren si rozmiowa w $wczesnej wacicielce H#notkiI i nie bacz"c na mezalians, c&cia j" polubi! i do siebie, na zamek wywie2!. >ycerz, rozs"dny wida!, z silnym pocztem jec&a, wic go gry- jeszcze przed swoim tradycyjnym terenem owieckim napad, z zaskoczenia. #zasem te wiksze siy tam atakowa, bo ku poudniowi, w kierunku >umperki i Aomucia, sk"d czy to biskupy, czy kupce najemnik$w l", teren jest bardziej odkryty, las$w mniej i bombardowanie kamieniami lepsze e-ekty daje. 8ry-y nie s" gupie. ' 0aktyki, znaczy si ' mrukn" z uznaniem %br&l. ' 6o, ale tym razem z rozpoznaniem co paskudnik pokrci. 4o my nijakiego zagroenia dla jego misji nie stanowilimy. 6ie z braku c&ci ' zapewni, spogl"daj"c obe3 rystce w oczy. ' (le adne z nas o H#notceI w og$le nie syszao. 6ie byoby nas tu, gdyby Debrenowi ko/ w t stron nie uciek. *rawd m$wi"c i wtedy wa&alimy si, czy z traktu zjeda!. Kto wam, musz powiedzie!, c&oLOL lern" antyreklam na rozstajac& robi. 1est tam taki drogowskaz, ewidentnie po piracku do przepisowego podczepiony, na kt$rym jakowy partacz wyskroba mao czytelnie, e z owej drogi si nie wraca. (lbo si na niej wywraca. Wzgldnie, e na podr$nego zwracaj". #okolwiek mia na myli, zac&ty nie czyni. Kto wie, moe to gry-a robota: ' Jeyna ' stwierdzia kr$tko i stanowczo *etunka. 1ej m" omal nie zlecia z awy. 6agle zrobi si bardzo czerwony i mocno przestraszony. ' ( z drogi si zawraca. ' Wie... wiedziaa: ' wykrztusi. ' 1akim cudem...: ' 6ie cudem, a dedukcj", m$j drogi. #zyli myleniem. 8dy ci kto umazany -arb" pyta kt$rego dnia ze sprytn" min", jak si pisze sowo5 HdrogaI, nastpnego interesuje si sowem5 Hkt$rejI, a trzeciego rozpoczyna dug" i mtn" dysput na temat r$nic midzy zawracaniem a co-aniem, zagaduj"c o pisowni obu zwrot$w i kt$ry, moim zdaniem, bardziej zniec&caj"co by na przecitnego podr$nego wpyn", to c&yba nietrudno si reszty domyli!. ' 6ietrudno: ' zdziwi si Jeyn. ' = pozwolia na to: ' zmruya oczy .enda. ' 0y, oberystka z babki prababki: ' 6ie pozwoliam ' sprostowaa *etunka. ' 0akowy postpek staby w jawnej sprzecznoci z moj" misj". 6ie jestem idiotk". Wiem doskonale, e im wicej ludzi t" drog" jedzie, tym wiksza szansa, e si w ko/cu kto tra-i, kto kl"tw zdejmie. ' = e kto zginie ' doko/czya cic&o dziewczyna. *etunka nie skomentowaa. Wyja pilniczek, zacza dopieszcza! i bez tego idealnie utrzymane paznokcie. De3bren pomyla, e .enda te ma adnie utrzymane paznokcie, tyle e troc& j" ponosi i czasem je lekko obgryza. ' 6ie doko/czya relacji ' przypomnia. ' 6adal nie wiemy, jakie warunki trzeba speni!, by zdj"! kl"tw. .enda F zwr$ci si do dziewczyny ' masz jeszcze miejsce: ' Abejdzie si ' mrukna *etunka. ' W treci recepta jest prociutka, nic nie trzeba dopisywa!. 1eno osob. ' Asob: ' zmarszczy czoo Debren. ' 6apisz, .enda. 7pos$b5 HDowiadczenie wszystkic& nieszcz!, jakic& *retokar dowiadczy i w dziesiciu paragra-ac& wyliczy. Asoba nieszcz! dowiadczaj"ca... ' zawiesia na c&wil gos ' ksiniczka ze wszec& miar cnotliwa. %e szczeg$lnym uwzgldnieniem cnotliwoci waciwej, czyli penej dziewiczociI. *rawda, e prosta recepta: ' A, ajno i ka ' szepn" %br&l. Debrenowi przemkno przez myl, e to najlepszy z moliwyc& komentarzy. % lekka poraony prawd", podszed do beczki, napeni ku-el krzepkoszem. Musia si napi!. ' 6o tak ' mrukn", kiedy ju otar pian z ust. ' 0e raz wiemy wszystko. ( ja zaczynam rozumie! wymow obrazu. Aczy zebranyc& zwr$ciy si ku obrazowi. Debren podni$s roen, podszed do p$tna. ' Mamy tu szkic okolicy. 0rakt kr$lewski, most, tu rozstaje, nawet z drogowskazem, c&o! jeszcze bez tabliczki Dysza... Jeyna. 0u, za ober", pocz"tek przekltego szlaku. 6a obery szyld, ten, co go .enda naderwaa. #iekawe ' podrapa si w gow. ' 0u te a/cuc& puci, tyle e od wic&ury. Kt$ra, jak wnioskuj, symbolizuje zdejmowanie czaru. *rzez g$wn" posta! ' zbliy czubek rona do ppka nagiej dziewczyny, po czym przeni$s spojrzenie na *etunk. ' Daruj, e o sprawy osobiste pytam, ale to moe mie! znaczenie... 1ak to si stao, e >o,olet3to $w pejza namalowa i ca" scen: M$wia, e w konter-ektac& si specjalizowa. ' 0o si od biedy pod konter-ekt da podci"gn"! ' zauwaya .enda. ' %waszcza jak mistrz boja2liwy. 8o" bab maluj"c, na zarzut pornogra-owania si naraa. 1edna z de-inicji s"dowyc& gosi, e to takowe czynienie sztuki, kt$re ma za jedyny cel niez" sztuk ukaza!, znaczy si niewiast nag" i postawn". 6o, ale jak si dookoa niewiasty doda co z mitologii ille/skiej albo na przykad Mac&rusika3dzieci"tko czy scen batalistyczn", to ju dobry jurysta malarza wybroni. ;e niby o przekazanie gbszyc& treci szo. ' >o,oletto nie by tc&$rzliwym krtaczem ' owiadczya stanowczo *etunka. ' #o c&cia przez swe dziea powiedzie!, to m$wi wprost. =, co najwyej, obrazu byle komu nie pokazywa. 0en tutaj namalowa, jak mi powiedzia, ku pokrzepieniu serc. % pewnyc& powod$w natury... no, powiedzmy zdrowotnej, zatrzyma si u mnie na duej. ( e golec by, c&cia si jako za gocin odwdziczy!. #&o! mu z ow" golizn" cakiem do twarzy... ' urwaa, a lekkie zmieszanie przeposzyo z jej oczu zrodzon" c&wil wczeniej mgiek rozmarzenia. ' 0o znaczy5 mimo braku got$wki potra-i szyku zada!. #o jak Debren. ' .enda odruc&owo kiwna gow". ' 6o i na podstawie naszyc& pogawdek namalowa $w obraz. M$wi, e maj"c przed oczyma wyra2n" wizj, atwiej czek cel osi"ga. ' = mia racj ' mrukn" Debren. ' Jeyn, ty si pewnie konserwacj" dac&u zajmujesz, s"dz"c po trudnyc& w praniu portkac&... *owiedz5 wida! z dac&u most: ' Most: 0o! to ze trzy mile. ' Drog". W linii prostej najwyej... ' Wida! ' wyrczya ma *etunka. ' % komina przynajmniej. = kiedy. 4rat prababki, jeszcze jako otrok, wdrapa si na czubek komina. = akurat jak tam siedzia, to si owa sawna bitwa rozegraa midzy Domorcem 7ta3 rogrodzkim a Kompani" Mytnicz". ' 7awna bitwa: ' (no sawna. 4o c&o! maa, to wielce prestiowa. Kompania kopoty wtenczas miaa, proceder pobierania opat z most$w zacz" by! powszec&nie krytykowany. 6iekt$rzy to nawet o drogac& zaczli m$wi!, przepraszam za wyraenie, e publiczne s". ?konomia si zmienia, ale si mytnicy nie mogli z tym pogodzi! i c&c"c zaakcentowa!, e w kasz nadal lepiej im nie dmuc&a!, rogatk na mocie ustanowili. *retokar na tym cay sw$j zamys opiera, e kr$lewski szlak bdzie do przebycia ta/szy, w rac&unku ci"gnionym przynajmniej, wic surowo zabroni opaty na mocie pobiera!. 7tarczy, e 8rabog$rka z przejezdnyc& dara. 1akby i mostowe doszo, toby si co niekt$rym lepiej opacio cakiem innym szlakiem jec&a!, moe z ominiciem Mor,acu jako takiego, albo zbrojnyc& naj"! i na c&ama przez gry-ow" dziedzin si pc&a!. 6o, ale to byo po mierci *retokara, a Kompania nadal miaa dobre ukady na dworze w *rawlu. 0edy postawili szlaban i blok&auzik zgrabny dla zaogi. *$kopek zbrojnyc& do oc&rony poborcy najli. #zyli trudno powiedzie!, e Domorca zlekcewayli. Mytnicy zawsze potra-ili rac&owa! i jeli si ten jeden raz przerac&owali, to nie z gupoty, a dlatego, e ic& postp do muru przydusi. *resti, rozumiecie. 6o a sam gry- m"drze batali rozegra. 4o, wystawcie sobie, papug do nic& posa. 0en grzecznie nad podziw wypyta szlabaniarza o stawki, zgodzi si, e stawki uczciwe i -irma jeszcze do interesu dopaca, jak to w zwyczaju wielkic& i porz"dnyc& -irm, poegna si i od-ru3n". = nic. 7pok$j przez cae niedziele. 0o w Kompanii rac&mistrze nad politykami wzili g$r i z p$kopka knec&t$w si mendel zrobi. Mniej czujny oczywicie. 6o i wtedy, ni z tego, ni z owego, Domorzec wasne zasady zama i w biay dzie/ najpierw wielkim gazem w blok&auzik przypieprzy, a potem, ju to kamieniami, ju to walcz"c wrcz, ca" zaog do nogi wybi. ( szlabaniarza na szlaban w pion ustawiony nadzia ku przestrodze innym. #o mu, nawiasem m$wi"c, popularnoci w krgac& kupieckic& przysporzyo. 6o, ale o widoczno! pyta. % opowieci pradziadowyc& wynika, e nalot g$wnie obejrza. ( z boju l"dowego jeno rze2 niedobitk$w na Asypa/cu. ' 8dzie: ' Debren obejrza si na obraz. *etunka wyja mu roen z doni i pokazaa male/k", strom" skarp g$ruj"c" nad lew" stron" p$nocnego przedmocia. ' (&a. 0amtdy na drog zjedalimy. ( nazwa sk"d: Ko!mi mytnik$w gry- zbocze obsypa: ' 6azwa bya ju wczeniej. *ono! si owa zdradliwa skarpa na mularzy zwalia, kiedy most stawiali. % tuzin ic& zgino. 6iekt$rzy powiadaj", e za spraw" Mesztor3&azego ' doko/czya ponuro. ' ;e mu ic& krew i mka potrzebne byy, by budowla pewnie staa. Wiesz, jak w tyc& wczesnowiecznyc& bajaniac& o ludziac&, co to ic& ywcem pod -undamentami zakopywano, w twierdzac& zwaszcza. ' 6ie s"dz. Mesztor&azy magunem by, nie przes"dLOY nym czarodziejem, co bezmylnie zaklcia klepie. 6a pewno wiedzia, e gnij"ce miso marne podoe stanowi. 6a czym, jak na czym, ale na sztuce budowlanej to si zna. ' Wiesz, bo czyta: ' zapytaa .enda. ' Wiem, bo konstrukcj sondowaem ' popuka w sup. ' = widziaem, czym Jeyn portki upapra. ( i na mocie co nieco zd"yem zobaczy!, nim nas *isklak dopad. 6a wiasem m$wi"c, winien wam jestem przeprosiny. Wygl" da na to, e z nadmiaru ostronoci w kopoty was wpa kowaem. Wanie wtedy, opukuj"c most. ' ( m$wiem ' przypomnia %br&l z lekkim wyrzutem. ' Mor,ackie mosty s" bezpieczne i kom-ortowe. 8dyby cie mi uwierzyli... 6o, ale moe to i lepiej, e sw" lelo/sk" ambicj" gry-a sprowokowa. 4omy *etunk spotkali. = kto w ko/cu *isklaka ubije. Aberystka posaa mu dziwne spojrzenie. 6a pewno ciepe. 6a pewno z gatunku tyc&, kt$ryc& inni mczy2ni musz" zazdroci!. (le te jakie smutne. ' 0o nie takie proste, miku ' westc&na. ' 1ak dnia doczekamy ' popara rotmistrza .enda ' to si na podw$rze wyskoczy i r$dk odszuka. ( z r$dk", przy wietle, jako sobie poradzimy. Dda si, e wyjedamy. +enza, ma si rozumie!, zostanie, ale to si gry-owi wytumaczy. >anny, nie wolno rusza!, normalka. 1a na konia si"d, bo tego kulawego jako gry- nie utuk, kusz wezm. Debren gry-owi piorunem przyoy, jak na nas skoczy, a %br&l berdyszem dobije. .as dookoa, wic nawet jak od razu nam nie wyjdzie, to jest si gdzie sc&roni!, odskoczy!. 6ie m$wi, e atwo p$jdzie, ale poradzimy sobie. *isklak ranny, osabiony. ' Asabiona to ty jeste ' stwierdzi Debren. ' Dmysowo. 1eli mylisz, e ci jak ruc&omy gry-oc&ron w kul3bace bd wozi. Wybij to sobie ze ba. ' #&yba nie c&cesz ogona podwin"! i robi!, co kae: ' 6ie na niego zerkna, a na *etunk. ' = c&yba mu nie wierzysz: 0o to potw$r) Canatyk) Drop, powiedz mu) A to c&odzi, by nas spod dac&u wywabi! i wyko/czy!, prawda: ' 4rrrak in-orrrmacji ' stwierdzi ze smutkiem ptak. ' ( ja mu tam wierz ' zaskoczy wszystkic& %br&l. ' *otw$r nie potw$r, ale, jak sysz, przedni wojownik. ( ci si rozumem kieruj", z kt$rego i &onor c&c"c nie c&c"c wypywa. 4o to na wojnie rzecz wana5 opinia sownego. 6o, ale po prawdzie to bez znaczenia. 4o ja si, wybaczcie, nigdzie nie wybieram. 0u poczekam, a bestii rura zmiknie. 0w$j plan, .enda, jest do rzyci. Mam lepszy. ' 0ak: ' ( tak. A wicie to gry- jeszcze zbyt atwo pokona! nas moe. (le jak nas tu pooblega, jak osabnie, to inaczej si siy rozo". = wtedy go dopadn. ' 0y: My, c&ciae rzec. ' #o rzec c&ciaem, to rzekem. 8ry- w g$rac& mieszka, w jaskini. Droga do niej, jak zakadam, nieatwa, a ty kulawa jeste. Debren z kolei pacy-ista@ nie zabior go, bo jeszcze by mi na ko/cu gadzin ratowa! zacz". ' #&cesz i! na gry-a: ' zdumia si Debren. ' W domu go atakowa!: .enda, wybacz. 6ie ciebie umysowo osabio. 0o %br&lowi $w bet belnicki zaszkodzi. ' +e, &e ' zamia si rotmistrz. ' 4et. 6o wanie. ' #&cesz *isklaka z kuszy ustrzeli!: ' rzucia niepewnie .enda. ' 6o, nie wiem. 7zyjesz dobrze, ale sam m$wie, e na tak" besti jednego betu mao. ' 1ak mi dobrze pod berdysz podlezie, to si i bez kuszy obejdzie ' stwierdzi c&epliwie %br&l. ' (le e modzik pr$ny nie jestem, to si nie bd niepotrzebnie na &azard wystawia. 0ak, Debren ' tr"ci sup czubkiem buciora. ' 0y tu ciany ykami opukujesz, obrazami si wspomagasz, a ja ci powiem, e proste metody i wyszkolenie to w wojowaniu grunt. 6ie m$wi, em od razu rzecz zaplanowa czy c&o!by szans zauway, ale w ko/cu zauwayem. = tyle wam powiem, e o *isklaku moecie ju w czasie przeszym m$wi!. ;ywy trup z niego. ' Dpi$r, znaczy: ' Jeyn przeegna si pospiesznie. ' #o masz na myli: ' 1ego ona te nie zamierzaa podskakiwa! z radoci. ' ( to, em go na mocie, c&o! bezbronny, miertelnie porazi ' wyjani mao skromnie rotmistrz. ' Konkretnie, w pysk gadzinie kapalinem cisn"em. LOZ ' 0ym to go moe w &onor urazie ' pryc&na pogardliwie .enda. ' ( i to nie wiem. 1akby tak onuc" dosta, to jeszcze. (le &em si prawie jak rkawica liczy, a t" po pysku oberwa! i rycerzowi nie dys&onor. ' 8upia jeste. *oraenie jest -izyczne, nie jakie tam bezpaowe. #o, jeszcze nie pojlicie: 0o! durne bydl m$j kapalin wzio i pokno) ' (&a ' zrozumia Debren. ' .iczysz, e mu zaszkodzi: 6o c$, musz ci rozczarowa!. % poykanymi przedmiotami, jeli nie &aczykowate, tak ju jest, e jak weszy, tako i wyc&odz". 6ie m$wi, e atwo, lekko i z przyjemnoci" dla poykaj"cego, ale jednak. %ao si, e gry- ju dawno tw$j kapalin, jak to si m$wi, w pawia obr$ci. ' 7toi ' rotmistrz wyci"gn" rk. ' A ile zakad: Moe o twoj" dol we bie, sk$rze i pierzu tej poczwary: 1ak dobrze p$jdzie, to go niepoc&lastanego dostan, wic adnie mi si nada na ozdob w wietlicy. Debren, troc& oszoomiony, poda mu rk. Jeyn, przynaglany przez %br&la, przeci". ' 6o, to tro-eum moje ' zatar donie rotmistrz. ' 4o kozy nie licz. Dczennica twoja, wic ty j" upami ze swojej doli obdzielasz. 1ak ja +enz. ' Akrutnie si zasmuciam. ( ju *isklak to wrcz pacze. 7k$ra podzielona, nic, jeno mu wzi"! i zdec&n"!. ' Kpisz, ale w sedno utra-ia. Wanie to robi. %dyc&a. = pewnie nawet wie, e zdyc&a. #o, nie zdziwio was, e tak atwo zasady zmieni i dom niemal w ruin obr$ci: *etunko, mielicie kiedy tyle dziur w dac&u: *rzebicia a do piwnicy: ' Wskaza nieduy, ale czysto wybity otw$r w powale i drugi, w pododze. Aberystka pokrcia gow". ' ( palenie: .enda w a2ni podpalacza ubia. Agniem was, zao si, te wczeniej nie atakowa: *etunka z wysikiem przekna lin, posaa Debre3nowi podszyte lkiem spojrzenie. ' 6a rany Mac&rusa... An ma racj. ' 6igdy nie byo tak 2le: ' 6igdy. %abijaj", drcz", ale aden gry- nie podni$s apy na dom. 0o! bez domu kl"twa niczemu nie suy. ' 4a ' podrapa si w zaronity policzek. ' 4ez domu, zaryzykuj twierdzenie, w og$le nie ma kl"twy. #iekawe. ' 1ak to5 nie ma: ' zdumiaa si .enda. ' #o znaczy5 nie ma: Wszyscy, c&olera, jestemy umysowo osabieni: A czym ty bredzisz: #o ma dom do czar$w: ' Wszystko. ' 0r"ci sup czubkiem buta. ' M$wiem przecie5 Mesztor&azy by magunem. 7t"pa mocno po ziemi, a czarowa g$wnie na czarno, konkretnie. 4iaej magii jeno tyle uywa, ile niezbdne. ' Moesz gada! po ludzku: ' Wybacz. 7prawa jest na sw$j spos$b prosta. #zar siedzi w budynku. Dobry czar zawsze w czym musi siedzie!. 0en zosta zagruntowany w obery. *raktycznie w caej. 1est z drewna, a to wdziczny materia. ' #&cesz powiedzie!, e gdyby, przykadowo, t ruder z dymem puci!, byoby po kopocie: ' *o kopocie ' skin" gow". ' (le i po obery. 0u jest &ak ukryty. 6awiasem m$wi"c, to tumaczy niec&! gry-$w do budowniczyc&. Mylaem, e c&odzi o to, by obejcia nie -orty-ikowa!, ale teraz wiem, e raczej o dom. A to, by kto tajemnicy nie odkry i nie zbada. (lbo jako3 wego kanau nie naruszy. ' D nas kana$w nie ma ' poin-ormowa go Jeyn. ' %e studni wod czerpiem. Dwie s", to na co jeszcze kana. ' Myl o kanale, kt$rym czar pynie. #zarowodzie znaczy. M$wia ' zwr$ci si do *etunki ' e Mesztor&azy beczek nazwozi. Dam gow, e par dziur na poddaszu nawierci i szarzaka nala z konwi wolnolejki. 7" tam jakie dziwne otwory, Jeyn: Mog" by! zakokowane. ' %naczy si... 6o, z dziur to c&yba jeno te, co to w nic& teciowa, wie!cie jej tam, gdzie jest, koki pod sznury bieli2niane osadzia. ' ( tak ' podc&wycia *etunka. ' Caktycznie. 1est w rodzie tradycja, by w ciany niczego bez potrzeby nie wbija!. Kiedy zi! *etuneli rogi c&cia jelenie ku ozdobie powiesi!, no i go korniki ubiy. (lbo co takiego. %e ciany wyskoczyo przez dziur i jak mu w nos wleciao, to kic&a, kic&a i si do wieczerzy na mier! zakic&a. LOO ' Musia w jaki wany splot tra-i! ' pokiwa gow" Debren. ' %wykle szarzak nie zabija. *o co zabija!, jeli ma si dostatecznie wielk" moc psyc&iczn", by wygenerowa! najgorsze zwidy. (lbo, przykadowo, za&ipnotyzowa!. ' M$j dom straszy i &ipnotyzuje:) ' *etunka miotaa si midzy gbok" niewiar" a r$wnie gbokim oburzeniem. ' 6ie m$wi, co robi. M$wi, co teoretycznie m$gby zrobi!, gdyby go wsp$czesny mag wsp$czesnym szarza3kiem nas"czy. (le, znaj"c pogl"dy Mesztor&azego, obera raczej utrupi kogo kic&aniem czy zwyczajnie, przy pomocy gry-a, ni bdzie si zabawia! w oddziaywanie na umys. 6ie kto inny, a wanie $w wielki 7moyeedczyk s-ormuowa tez5 H#zar czarem, a mot motemI. Mia na myli, jeli kto nie zrozumia, optymalne pozbywanie si kopot$w. ' ( nie wbijanie &u-&ali: ' posaa mu kpi"cy umieszek .enda. =, po przyci"gniciu ku sobie zdziwionyc& spojrze/, wyjania5 ' Dom, co te do ko/ca nie jest pewne, zgadzi jednego z domownik$w. 8ry-y maj" na koncie sze! pokole/ babek, babek ciotecznyc&, dziadk$w, braci, bratowyc& i c&olera wie kogo jeszcze. Dobrze m$wi: ' *etunka przytakna. ' Wic, c&o! opowiadasz wielce ciekawe rzeczy, moe bymy doko/czyli kwesti &emu %br&la: 7am powiedziae, jaka jest ulubiona recepta obery na kopoty5 kic&anie albo gry-. Dziur nie widrujemy, wic katarem nas nie zaatwi. (le przy pomocy gry-a, p$ki co, moe. Debren zerkn" na klepsydr. W grudniu noce s" dugie. Mieli czas, mogli wszystko dokadnie przemyle!. ' %br&l, nie pamitasz, co z paskiem od &emu zrobi: ' zapyta. ' 1akby sprz"czka lu2no wisiaa, -aktycznie gry-owi ciko byoby kapalina si pozby!. Wiesz, na za sadzie kotwicy. #&ocia, z drugiej strony... ' % drugiej strony te nie wylezie ' wtr"ci si Jeyn. ' >az tu jeden zdesperowany baca, co to mu *isklak sta do zdziesi"tkowa, jagni na a/cuc&u uwi"za i si z u kiem zasadzi. Dwa srebrne groty kupi, to myla, e be sti ubije. (le raz c&ybi, raz owc tra-i, no i go *isklak tak paln", e c&opinie oczy ze ba wyskoczyy. 6o a potem gry- jagni za jednym zamac&em c&apn", bo ju ju3&asy biegy pomsty szuka!. 6o i, z tego popiec&u, a/cuc& zear. 6ie powiem, spory, bo go pastuc&y wyszabroway z jednego zamku przez 4elniczan spalonego, a w owym zamku tene a/cuc& by do podnoszenia mostu uywany. (le zn$w takie grubac&ne to ogniwa nie byy. ( gry- si trzy dni mczy, bo mu elastwo w kiszkac& stano i nijak nie wyazio. Dopiero go jeden kupiec poratowa, kt$ren mia kontrakt z kordoniarzami belnickimi na dostaw spyy. 1ak si wie! rozesza o gry-owej wpadce, kupiec na mua szybko baryk misa drugiego gatunku rzuci, worek groc&u i pogna ku 8rabog$rom. 6o i kuracj wstrz"sow" bestii zaaplikowa. %naczy misiwo przeterminowane mieszane z groc&em. ?-ekt by nad podziw... ' Daruj sobie opis ' burkna .enda. ' Domylamy si, na jakiej zasadzie a/cuc& organizm opuci. 6ie wiem tylko, po co takie niesmaczne &istorie opowiadasz. ' Jeyn ' wyjania *etunka ' c&cia zwr$ci! uwag na znaczn" r$nic midzy przeciwnymi ko/cami ukadu pokarmowego u gry-$w. Kt$re drug" stron bez por$wnania cianiejsz" maj" ni dzi$b. ' #o tylko dobre wiadectwo im wystawia ' powr$ci do gosu Debren. ' 4o dowodzi wysokiej e-ektywnoci przemiany materii. % tego, co zer", mianowicie, wikszo! w czyst", c&o! ajdack" energi si przemienia. 0ylko maa resztka ulega wydalaniu. #zym si, nawiasem m$wi"c, du" smrodliwo! -ekali$w tumaczy. Koncentraty to do siebie maj"... ' 1eszcze jeden takowy wyw$d ' uprzedzia .enda ' a mnie zemdli. #&ora jestem, jeli kto nie pamita. ' *owinna bya posuc&a! %br&la i si przespa! ' wyrazi sw" opini Debren. ' %ostan ' oznajmia. Wzruszy ramionami, podni$s -utro spod kominka, rzuci pod st$, ku bosym stopom dziewczyny. Wolaby klkn"!, otuli!. (le przewidywa kon-likt z .end" i nie c&cia, by poczua si nadmiernie pewna swej pozycji. M^L ' Mnie te temat nie bawi, ale wojna bywa brudna. ( m$wi"c o drugiej stronie, nie miaem na myli podogonia' #&ciaem rzec, e by! moe nie doceniamy si natury. Mao kto ma tak solidne o"dki, jak potwory z grupy lataczy. 7moki, przykadowo, w swoic& par potra-i" produkowa! i kwasy mocno stone. 4ez szkody dla zdrowia, a nawet z pomoc", bo te, co produkuj", duej yj". A gry-ac& mao wiem, ale skoro *isklak owc od niec&cenia poyka, na niestrawno! raczej nie cierpi. %reszt" nic dziwnego. ;adne zwierz tyle energii nie potrzebuje co lataj"ce. 7mok jest zmiennocieplny, wic radzi sobie wygrzewaniem na so/cu czy zapadaniem w letarg, ale gry-, by by! w gotowoci, musi re! jak rota piec&oty na manewrac&. ' 1u mnie nie mdli ' poin-ormowaa go .enda. ' (le za to robi si godna. 1ak wilk. 6ie wiem, co gorsze. ' Mdoci przemiennie z wilczym apetytem: ' zainteresowa si %br&l. ' Aj, co mi to przypomina. ( na og$rki, kiszone konkretnie, nieodpartej oc&oty aby nie masz: ' Dudkaj si) ' *oczerwieniaa byskawicznie. ' ;e te ci ba razem z &emem nie poar) ' 7pokojnie ' pomac&a rkoma Debren. ' %br&l, nie c&c ci martwi!, ale zao si, e *isklak kapalin strawi. ( przynajmniej na tyle nadtrawi, e reszt bez trudu... ' ( takiego) ' rotmistrz precyzyjnie ukaza, jakiego. ' A co zakad, e nie: %a tpaka mnie masz: Mylisz, e jak top$r do pracy nosz, to mam tyle rozumu co jaki durny drwal: 1akem powiedzia, e z *isklaka ju ywy trup, to znaczy, e mona mu mogi kopa!. 7trawi, &e, &e. % pawiem puci, &e, &e. Mylisz, e co ja na gow kad5 garniec za trzy grosze: % dziurk" na kurze pi$rko: *ro-esjona jestem i na pro-esjonalny ekwipunek nigdym nie sk"pi) .enda, powiedz temu cywilowi, do czego kapa3liny su". = czym si cec&uj". ' Kapalin ' zacza posusznie ' jest &emem uywanym w rotac& pieszyc&, mor,ackic& g$wnie i bootalyj3skic&. #ec&uje si kapeluszowym ksztatem, przez co dobrze ramiona c&roni. Ad cicia z kulbaki, ale g$wnie od pocisk$w z mur$w miotanyc&. 4o wanie w szturmac& twierdz swe zalety najlepiej... M^M ' Wystarczy. 7zturmy, Debren. 6a takic&, co z g$ry ci na eb r$noci lej", w tym take i kwasy. Mylisz, e maj"c okazj kwasoodporne opancerzenie kupi!, poaowaem tyc& paru groszy wicej: At$ nie. %waszcza e kwa3soodporno! rdzewieniu pono! zapobiega, co przy powanyc& inwestycjac& w or nie jest bez znaczenia. ' #zyli nie strawi &emu ' podsumowaa *etunka. ' 6o a jak pasek si o nic nie zaczepi: Kiedy *isklak by may, pamitam, to raz si do kurzyc& piskl"t dorwa i tyle zar, e potem caymi rzyga. ( w proporcji c&yba i wiksze byy ni tw$j &em. ' M$j &em we -locie 4ikopuliss suy ' owiadczy dumnie %br&l. ' #o, Debren, nie wiesz, o czym m$wi: +a, bo te ta wasza galera g$wniana bya, drugoliniowa, najwyej na pywaj"c" bateri zdatna. (le prawdziwe bojowe jednostki miay pancern" piec&ot na stanie. 1eszcze z zulijskic& legionist$w si wywodz"c", a moe nawet z &oplit$w staroytnego =llenu. Dwadziecia wiek$w tradycji boj$w morskic&. 6ic dziwnego, e si 4ikopulijczycy dorobili paru uytecznyc& wynalazk$w. 7y-on ogniowy jest z nic& najsawniejszy, ale ty, jako we -locie su"cy, co powiniene i o systemie zrzutu opancerzenia sysze!. ' 6ie syszaem ' przyzna bezwstydnie Debren. ' 0o do uatwiania ucieczki: ;e niby lej bez blac& z pola bitwy zmyka!: 6o, w zmykaniu to cesarscy -aktycznie maj"' 8upi jeste, a jeszcze i mnie obraasz. 6ie kupowabym czego, co utracie narzdzia pracy suy. 6ie powiem, szybkie odwroty w karierze mi si zdarzay, ale nawet kozika em nie wyrzuci, a c$ dopiero brygantyny czy &emu. 6ie, Debren. 6ie mam na myli uatwiacza ucieczek. 7ystem zrzutu blac& po to wymylono, by dobryc& -ac&owc$w bez poytku nie topi!, gdy dziurawa galera na dno idzie. ( wiesz, jak na Midzymorzu walczono5 tarany, mac&iny najcisze, ognie ille/skie... 0o nie to, co r"banina dw$c& drakle/skic& drakkar$w, w dodatku z pijanymi zaogami, kt$re wicej kln" i rzygaj" od kaca i wysokiej -ali oceanicznej, ni szkody przeciwnikowi czyni". 0am, bracie, nieraz w p$ pacierza galera bierze w bok, M^X kilem si nakrywa albo amie, albo caa w ogniu staje. 6o i nie ma czasu rzemieni odpina!. (lbo z ciebie opancerzenie samo spadnie, gdy do morza wlecisz, albo po tobie. ( e pancerni jednak na morzu potrzebni, staroytni +ieno wie wymylili samotrzymk. ' #o wymylili: ' 7amotrzymk. Magiczne mazido, znaczy, kt$re w boju pancerz albo &em trzyma lepiej od rzemienia, a gdy w wod son" wleci, z miejsca puszcza. 7" te odmiany na c&$d wody reaguj"ce, ta/sze, ale si na tyc& kiedy jeden cesarz paskudnie sparzy. Dekturan podbija, do piramid dotar, do rozstrzygaj"cej bitwy doprowadzi, a tu, c&olera, zimny deszcz spad, i mu z armii pancernej banda kulawc$w zostaa. 4o poowie legionist$w opadaj"ce blac&y, spiowe jeszcze i cikie, paluc&y u n$g odzianyc& w sanday poobijay. =nna sprawa, e tak zimnyc& opad$w w Dek3turanie nie bywa i gdyby nie tamtejsi czarodzieje, pewnie by cesarz na kretyna nie wyszed. ' >ozumiem, e tw$j kapalin mia samotrzymk: ' %br&l przytakn". ' 0o dlaczego ci go przy kopcac& belnic3cy kordoniarze z gowy zestrzelili: ' 4o to ostatnie c&amy i prostaki. 4elniczanie w og$le, nie kordoniarze. 4ez urazy, .enda, ale jak mona okreli! karczmarza, co to ci w tak" misk krupnik leje, e yki nie idzie od miski oderwa!, bo j" brud jrzyklei: ' 6iec&lujem. ' 6iec&luj by na laniu w misk poprzesta. (le jak po grzecznym zwr$ceniu uwagi, e wosia mam mniej w &emie ni on w naczyniu, ten ajdak do &emu mi zupy nala: 1ak takiego zwa!: ' 7amob$jc" ' wyrczy dziewczyn Debren. ' >ozumiem, e kompletnym ignorantem $w karczmarz nie by i krupnik poda gor"cy: #o pewnie mazido zmyo: ' Wanie. (le po bitce z kordoniarzami przypomniaem sobie i kapalin dobrze nasmarowaem. Wic nie ma cud$w, by z gry-a wylecia. Debren, po c&wili wa&ania, skin" gow". ' 6o to gry-a c&yba -aktycznie mamy z gowy. 0o zna czy5 *etunka. (lbo jeszcze precyzyjniej5 jej dzieci. M^N ' +: ' 7am powiedziae5 zdyc&a i wie o tym. 0o paskudne zestawienie. 6ie ma nic do stracenia. ' Dmrze: ' zapytaa cic&o oberystka. % wyrazu jej twarzy trudno byo cokolwiek wyczyta!. ' %dec&nie z godu ' mrukn" Debren, spogl"daj"c na obraz. ' +em zatka drog do jelit, bestia bdzie najedzona, ale coraz sabsza. +mm. Dziwna mier!. ' 6o, to problem sam si rozwi"za ' zauwaya .enda. ' = nie musimy rzuca! monet" w intencji przyjcia ultimatum. 6ie wierzyam zdrowemu, a c$ dopiero zdyc&aj"cemu. #&ce nas wywabi! i utrupi!, to oczywiste. Debren nie patrzy na ni". Wpatrywa si w obraz. ' 6ic nie jest oczywiste. ' *etunka wspara okcie o blat, ukrya twarz w doniac&. ' 6ic. 1aki czas panowaa cisza. 7yc&a! byo kapanie wody5 topi si nieg w szczelinac& barykady. ' 6ie b$j si ' rzuci niepewnie %br&l. ' 6ie dopadnie nas tutaj. 8dyby m$g, ju by spr$bowa. 7yszaa, co m$wi Debren5 gry-y musz" na okr"go re!, by z si nie opa!. Wic o wicie bdzie wyra2nie sabszy. Moe nawet nie zaatakuje, jak zobaczy, e nie dalimy si nabra!. Kto wie: Moe ju teraz nie moe lata!: ' 0ak szybko to nie p$jdzie ' westc&n" Debren. ' (le *etunka c&yba nie o to si martwi, prawda: *okrcia gow". W oczac& miaa smutek i niepewno!. ' 6a obrazie F powiedziaa cic&o ' nie ma gry-a. ' #o: ' %br&l obejrza si, pomyszkowa spojrzeniem po p$tnie. ' (, -aktycznie. = co z tego: Moe ten tw$j >o3,oletto nie wiedzia, jak bestia wygl"da: #o widzia, namalowa, a czego nie... ' 0u nie byo nijakic& goyc& dziewic ' zauway przytomnie Jeyn. ' W og$le nijakic& obcyc& bab nie byo. 7ama *etunka z naszym pierworodnym, raczkuj"cym jeszcze, no i teciowa. ' 6o to ' powiedziaa powoli .enda ' moe na obrazie nie dziewic widzimy. Aberystka zarumienia si. .ekko. ( w jej r$wnie sabym umiec&u, posanym dziewczynie, nie byo urazy. ' 1ake5 nie dziewica: ' wzruszy ramionami Jeyn. ' 0o! lelij ma zamiast... ' Mniejsza o szczeg$y ' wtr"ci si pospiesznie De3bren. ' W obrazie wane jest... ' 0o nie taki zn$w szczeg$ ' popar Jeyna %br&l. ' .elija jak si patrzy, a i barw" w oczy kuje. >udawa jaka. #&yba nie przypadkiem j" tu malarz umieci. ' 4ez kwiatu albo licia ' w"czya si do dyskusji .enda ' aden by go jurysta nie wybroni w razie czego. 4ez urazy, *etunko, ale nie zgadzam si z tob". Adwany malarz nie wymyliby tak rozoystego kielic&a. (seku3 rant by z tego twojego >o,olika. = -antasta. 8dzie on takie kwiaty widzia: >uda lilia, te co. ' >o,oletta ' poprawi j" Jeyn. ' >o,olik to nasz modszy. ( wiecie: ' zmarszczy czoo, zaintrygowany nag" myl". ' %aiste, podobnie owe imiona brzmi". 6o, ale *etunce si nie myliy ' rzuci tonem pocieszenia. ' 1ak mistrz tu na stancji sta, to jeszcze >o,olika na wiecie nie byo. Dopiero potem si urodzi. #&o!, trzeba przyzna!, nie za dugo potem. % rok tego byo. (lbo p$ roku. (lbo co pomidzy. ' 1aki to szczliwy zbieg przypadk$w ' umiec&na si .enda. Debren zamar, oczekuj"c czego co najmniej nieprzyjemnego. (le, o dziwo, umiec& okaza si raczej ciepy ni kpi"cy. *orozumiewawczy, przyjazny. Moe byo w nim troszeczk zazdroci ' lecz nic ponadto. ' >o,oletto by realist". ' *etunka te si umiec&na, c&o! miaa w oczac& jeszcze wicej skrywanego smutku. ' % natury malowa. 6ad jej twarz" ' wskazaa obraz ' okropnie si mczy wanie dlatego, e -ikcyjna. (le lilia jest prawdziwa. 0yle w niej -antazji, e j" wiatr z niewaciwej strony na pann nawiewa. ' ?ee ' mrukn" sceptycznie %br&l. ' 4ez przesady. 8oy zadek maluje si bez nijakic& listk$w3przyzwoitek. 6ie yjemy we wczesnowieczu, prosz ja kogo. #$ niestosownego jest w goym zadku: 6o, moe i jest ' zgodzi si. ' (le, za przeproszeniem, duo wikszego uszczerbku by ogl"daj"cy dozna na psyc&ice, jakby ujrza li! opianu do tyka przylepiony. 4o mogoby mu si to cakiem nieromantycznie skojarzy!. M^V ' Miaam na myli ' wyjania spokojnie *etunka ' e takie kwiaty, rudawe, rosn" na %alewisku. ( to po drugiej stronie obrazu, pod wiatr. 8dyby kt$r" lili wic&ura wyrwaa, to wanie w pup by ksiniczka dostaa. ' 4agno tu macie: ' zainteresowa si Debren. ' 0o przez most ' wyjani Jeyn. ' 1ak go postawili, to si strumyk, nie wiedzie! czemu, leniwiej toczy! zacz". = zala kawa terenu. 1eszcze jeden kopot maj" ci, co star" drog" jed". 6awet utopio si paru. #akiem jakby bobry, a przecie nijakic& bobr$w tu nie ma. *o prostu wolniej woda pynie. ' Wolniej: ' Debren zmarszczy brwi. ' #zasem nurt sabnie ' odpowiedziaa za ma *etunka. ' #&o! lepiej wida!, jak %alewisko ronie. 4ywa, e bez wyra2nego powodu woda si szerzej rozlewa. ' 4ez powodu: ' zapyta z naciskiem. ' Domylie si. ' #ie/ bladego umiec&u zadra w k"cikac& ust. ' 0o pewnie i reszty te. ' Mona wiedzie!, o czym m$wicie: ' upomnia si %br&l. Debren uni$s pytaj"co brew. 7kina gow". ' *roblem ' wyjani bez zapau ' polega na tym, e nie polega na gry-ie. 8ry- jest narzdziem. *orcznym, prawda. Moe nawet niezbdnym, by kl"twa daa si utrzyma!. Moe wystarczy go usun"! i reszta p$jdzie atwo. (le moe nie. = dlatego gry-a nie ma na obrazie. ' (&a ' pokiwa gow" %br&l. *o czym oznajmi z ujmuj"c" szczeroci"5 ' 6ic, c&olera, nie rozumiem. ' >o,oletto... ' przem$wia cic&o *etunka ' no, ze szczeg$ami mu wszystko opowiedziaam. ' Dmiec&na si agodnie, po matczynemu, posyaj"c ten umiec& Jey3nowi. ' Wiele wieczor$w przegadalimy, bo malarz mn$stwa in-ormacji potrzebuje, by dzieo stworzy!. Jeyn skin" gow" z powag". Debren zerkn", sprawdzi, czy nie znajdzie szyderczyc& bysk$w w oczac& .endy. (le nie. *rzygl"daa si zotowosej wyczekuj"co, troc& poc&murna, milcz"ca. Daleka od dokonywania ocen, a przynajmniej zdradzania si z nimi. ' Wiedzia wic tyle co ja ' stwierdzia *etunka. %aprzyja2nilimy si, st"d moja gadatliwo!. (le e szczeM^Z ro! bya wzajemna, zwierzy mi si kiedy, e miewa sny. 4y artyst", a ci s" wraliwi, pewnie lepiej odbieraj" r$ne magiczne sygnay... W kadym razie gdy zwr$ciam mu uwag na brak gry-a, powiedzia, e tak wanie ma by!. ;e w snac& tak to widuje5 bez gry-a. = nie da si przekona!. 0roc& si nawet pok$cilimy. 4yam moda, nie za m"dra. 0ak jak .enda zwymylaam go od tc&$rzy. 4o i ta lilia, i brak Domorca... *owiedziaam, e malarz ma wali! prawd prosto w oczy, bez ogl"dania si na cenzor$w czy reakcj potwor$w. 0akie tam banialuki. W kwestii cenzury udowodni mi szybko, e nie mam racji ' zarumienia si lekko. ' (le w sprawie gry-a nie ust"pi. Dpar si, e niczego nie zmieni, bo, jak powiedzia, sztuka ma ludzi na waciw" drog kierowa!, nie ku przepaci. W ko/cu uwierzyam, e go intuicja nie myli. 4o ten drugi obraz wyszed mu, jakby... ' urwaa. *rzez moment, zmieszana, czekaa na pytanie. 6ikt go nie postawi. Wykonaa gboki wdec& i doko/czya5 ' Jeyn, c&odno si robi. M$gby przynie! t zielon" c&ust: Bysedel wsta i wyszed z izby. Wygl"da dokadnie jak m" posany po c&ust przez zmarznit" on. ' Dyj swego przykadu ' od tej pory *etunka m$wia nieco ciszej ' bo babki nie maj" szansy, by cokolwiek wytumaczy!. ( nie c&c, by zostay zapamitane jako gupie, tc&$rzliwe albo zepsute. *o czynac& nie da si s"dzi! czowieka. 0rzeba jeszcze zna! okolicznoci, posuc&a! wyjanie/... %reszt" nie ma sensu siga! wieki wstecz. Myl, e jestem dobrym przykadem. ' #&cesz opowiedzie! o sobie: ' upewni si Debren. ' 6ie c&c, to nic przyjemnego. (le musz. 1eli %br&l ma racj w kwestii &emu, a ty odnonie domu... 6ie boj si o siebie. Ad dziecka wiem, e kl"twa mnie zabije. (le Jeyn, c&opcy... 0o moe jedyna okazja, by ic& ocali!. (lbo zgubi!. 6ie mam pojcia, na co si zdecydowa!, o co was prosi!. Wic na pocz"tek prosz o rad. ' Adetc&na gboko i wskazaa obraz. ' 0o... ja. 8ow zmyli, ale reszta jest moja. 6ie tylko gadalimy wieczorami. ( >o,o3lik, jak si niekt$rzy domylili, jest jego. 7por$d czworga suc&aj"cyc& a troje powstrzymao si przed skierowaniem wzroku na p$tno. %br&l nie da rady. Agraniczy si do kr$tkiego rzutu oka, przypaci to mocno niewyra2n" min" i czym, co Debren wzi"by za rumieniec, gdyby dopuci myl, e kto taki moe si rumieni! ' ale spojrze! musia. #o Debrena nie dziwio. Kiedy rotmistrz przeni$s wzrok z modej kopii na starszy orygina, w jego oczac& emocje kbiy si jak kasza we wrz"tku. #&yba wszystkie moliwe. ' .ilia jest oczywicie nie na miejscu ' stwierdzia *e3tunka, dobrze sc&owana za tarcz" rzeczowoci i troski o sprawy naprawd wane. ' 1ak wiecie, byam ju matk". 6ie wspominam o osobie modelki, by si -igur" c&wali!. >zecz w tym, e to nie jedyny obraz. >o,oletto by podny nie tylko jako mczyzna. %d"y tu namalowa! trzy obrazy i na kadym byam ja. 6a tamtyc& dw$c& ju z wasn" twarz", ale nie dlatego ic& wam nie poka. *ierwszy przedstawia nas dwoje, mnie i >o,oletta. 1est z gatunku tyc&, za kt$re bez gadania wyupiaj" oczy, c&o! ukazuje mio!, a nie prostackie... W kadym razie c&owam go najgbiej. 6ie dlatego, e tak niemoralny. >o,o3lik jest jak sk$ra z ojca zdjta, m$gby na jego widok... ' Moe nie powinnimy tego suc&a!: ' %br&l dugo walczy ze sob", nim przepc&n" przez usta t sugesti. 4o c&cia wiedzie!. Wszystko. 6iezalenie od b$lu, jaki sprawi mu przeykanie owej wiedzy. Debren rozumia go. 1eszcze nie tak dawno m$gby obejrze! bli2niaczo wygl"daj"cego nieszcznika. Wystarczyo postawi! zwierciado na desce w pewnej a2ni. = zast"pi! malarza ksiciem. ' *owinnicie, Kady ma prawo wiedzie!, na czym stoi. 8ra idzie o przeycie, a to waniejsze od dobrej opinii wiejskiej baby. 6ie trzymam ci si", ale jeli zamierzasz wyj! z mego powodu, to prosz, by zosta. ' ( trzeci obraz: ' Debren delikatnie zmieni temat. ' 0rzeci c&yba mogabym pokaza! moim c&opcom. 6ie s"dz, by kt$ry mnie rozpozna. ' Dmiec&na si krzywo. ' Abraz mona zatytuowa!5 H4elnicki gwardzista paacowy gwaci mor,ack" wieniaczkI. = tu ju lilia byaby na miejscu. Wieniaczka si bronia, wic jej twarz nie wygl"da za dobrze. Malarz zuy duo czerwonej -arby. M^O ' 8wardzista paacowy: ' wycedzi przez zby %br&l. Debren pomyla, e gdyby wiadk$w byo troc& wicej, 8wadryk *alisada musiaby szybko roz-ormowa! sw" elitarn" jednostk. (lbo co najmniej potroi! od. ' 7zczcie w nieszczciu ' wzruszya ramionami *e3tunka. ' *rzynajmniej Baclan ma w yac& porz"dn", rycersk" krew. 7woj" drog" to krotoc&wila losu5 syn gwardzisty o-icera zostaje artyst" przepisuj"cym cenne manuskrypty, a syn malarza wojskowym. Abaj mieli dokadnie odwrotne plany yciowe. %abawne, nieprawda: ' 0o ci boli ' stwierdzia cic&o .enda. ' *o co si katujesz, siostro: 4y wywoa! we mnie poczucie winy: ' W tobie: ' *etunka uniosa k"ciki ust w sabym umiec&u. ' Duo dziewcz"t splugawia w lesie, gdy jagody zbieray: ' W poowie jestem 4elniczank" ' przypomniaa .enda. ' #o nam pr$bujesz powiedzie!: ' Debren zajrza obe3rystce w oczy. ' #zemu ma suy! to darcie ran: ' *ytae o przybory wody w strumieniu. 0e nietypowe pewnie. 0o byo wanie w czasie takiego. .ato, susza. = nagle woda przestaa spywa! w d$ koryta. %nacie w .elonii potraw, kt$ra si kisiel nazywa: 6o to wanie co podobnego si z wod" porobio, z t" przy mocie. *yna, owszem, tyle e wolno. Wyej, na %alewisku, gromadzio si za to mn$stwo zwykej, rzadkiej wody. ( potem, bez adnego ostrzeenia, z las$w wyszy belnickie zagony. ' *otem: ' *otem. 7"dz"c po stanie bagna, zaczo si tworzy!, gdy 8wadryk by jeszcze u siebie, po tamtej stronie kopc$w. #zyli najmniej o dziesi! klepsydr wczeniej. ' 4elniczanie pr$bowali co robi! z mostem: ' Wtedy ju nie. (le na pocz"tku, jeszcze za ycia *e3tuneli, owszem. = potem, kilka razy. 7tary szlak w paru miejscac& prawie ociera si o granic. *$ki by jedynym, atwiej im si wojowao, wic do! szybko po tamtej stronie kto wpad na myl, by zablokowa! kr$lewski trakt. #o wydawao si atwe5 starczyo zniszczy! most. ' (le most si nie da ' zgad Debren. ' Wanie. Wiksze ekipy saper$w gry- wybija z poML^ wietrz". #o most robi z mniejszymi, nie wiem. (le c&yba co paskudnego, bo ju za czas$w (leryka 4elniczanie przestali pr$bowa!. ' Most jest kamienny ' wzruszy ramionami %br&l. ' 6asz, porz"dny. ( te dzikusy za szczyt tec&niki maj" kod, w kt$rej dziury wywidrowano i par kok$w na porcz wetknito. 0o i nie dziwota, e si nie umieli za kamienne przso zabra!. ' 6ie, %br&l ' pokrci gow" Debren. ' Agl"daem ten most. 6ie wiedziaem, do czego suy zaklcie, kt$re wyczuem, ale teraz ju c&yba wiem. An czerpie energi z przepywaj"cej doem wody. 1ak myn, tyle e nie koem, a czarami. ( e odbiera sygnay od obery, to dowiaduje si o zagroeniu wczeniej i zaczyna gromadzi! siy do walki. Wod, konkretnie. 7tawide nie ma, wic zastpuje je zagszczaniem wody. *atrz"c na obraz, widz, e %alewisko musi by! sporo wyej. #zyli mamy r$nice poziom$w. 1est czym przypieprzy! intruzom. #zym konkretnie ic& atakuje, trudno powiedzie!, ale ja na miejscu Me3sztor&azego wykorzystabym ow" galaret. 8dyby udao si wytworzy! lokalne rozrzedzenia, tak" niby3rur, woda wytrysnaby jak z najmocniejszej pompy. ( w 4ikopuliss widziaem pomp, co pono! strug" czowieka dziurawia. %epsuta bya, bo jeszcze za starego cesarstwa j" zbudowano, ale nadal cile tajna, wic c&yba mona wierzy! opisom. 6o, ale r$wnie dobrze woda moe by! tylko dostarczycielem mocy, a samo zabijanie odbywa si inaczej. 6a przykad porcz"3samobijk". (lbo nagym oblodzeniem po"czonym z wiatrem, kt$ry zdmuc&uje ludzi z przsa. 1ak si wyda due pieni"dze na urz"dzenia obronne, no i -ac&owca najmie... ' #&cesz powiedzie!, e most te rozumny: ' upewnia si .enda. ' 1ak obera: ' ( tak to nie. 6ie wyczuem szarzaka. 6a pewno troc& go jest pod kamieniami, ale bez por$wnania mniej ni tu. At, tyle, by starczyo do powtarzania prostyc& czynnoci. Ad mylenia i planowania jest dom. 4o raczej nie gry-. 8ry- to oko i uc&o. 6o i lataj"ca katapulta, niszcz"ca z powietrza lepiej wyposaone kolumny. MLL ' = goniec: ' Debren uni$s brwi, wyjania wic5 ' Kto musi powiedzie! mostowi, co dom zaplanowa. 0o znaczy ' zastrzega si ' o ile nie artujesz i nie robisz z nas gupk$w tym gadaniem o rozumnyc& domac&. ' 6ie artuj. ( goniec nie jest potrzebny. 0o mazido, kt$rym Jeyn upapra portki, a wczeniej Mesztor&azy ciska z dac&u w belnickic& zwiadowc$w, to roztw$r rtci i paru organicznyc& dodatk$w. Kiedy, nim nauczono si robi! zwierciada promieniuj"ce energi", nas"czano tym drewno i w ten spos$b wytwarzano emitery. Wasz dac&, *etunko, jest takim wanie wczesnowiecznym zwierciadem. *ozwala gry-owi porozumie! si z domem, a domowi z mostem. Dlatego pytaem o widoczno!. 0roc& drzew nie osabi sygnau, ale gdyby midzy ober" a mostem bya jaka g$ra... 6ie dam gowy, ale pewnie dlatego Mesztor&azy pierwsze, co zrobi, to na dac& skoczy. 4ez widocznoci cay plan m$g wzi"! w eb. 0o dlatego w eb wzi" belnicki zwiadowca. Wiecie5 t" baryk". ' %naczy ' podsumowa %br&l ' jak *isklak wyci"gnie apy, nadal bdziemy mieli na karku budowl: Debren skin" gow". ' = 4elniczan ' westc&na *etunka. ' Do tego wanie zmierzam. Most si broni, gdy kto pr$bowa go niszczy!, ale patriotyzmu jako takiego w sobie nie ma. 4elni3cka armia wiele razy po nim przec&odzia. M$g j" zatrzyma!. ( nie c&ce. 6awet 8wadryka. ' *rzejeda przez most: ' zdziwia si .enda. ' 0rzykrotnie due wyprawy tdy prowadzi, zawsze na >umperk. 4o niby sk"d bymy si wzili z Baclanem: ' umiec&na si niezbyt radonie. ' 8wardia paacowa nigdy bez ksicia nie c&adza. ' 7k"d bycie...: ' %br&l nie odway si doko/czy!. ' *rzed drugim najazdem 8wadryka, tym, co o dziewi! miesicy narodziny Baclana poprzedzi, zjawi si tu jeden znany biesiarz. (lbo, jak kto woli, wied2min. 7ko/czy jak jego poprzednicy, ale by naprawd przednim -ac&owcem i srodze przed mierci" 7tarogrodczyka poszczerbi. 9wiadkowie myleli, e ju po gry-ie. ;e powl$k si do lasu, by zdec&n"! w mateczniku. 6o i si MLM wie! rozesza, e koniec z terrorem na pograniczu. 6agle cay ukad si si zmieni. 6aszyc& za$g nie ma, bo po co, skoro Domorzec granicy pilnuje, Domorca nie ma, ludno! pijana z radoci, nie bdzie komu z ostrzeeniem pogna!... 6o i 8wadryk przypomnia sobie modo!, na ko/ skoczy, osobicie poprowadzi zagpn na >umperk. ( jeden z jego przybocznyc& zdyba mnie z jagodami i w niewiast obr$ci. ' 1ak si zwa: ' zapyta na poz$r obojtnie %br&l. ' ( tego mi akurat w uc&o nie wystka. (lbom moe nie zrozumiaa. W przybicy by, staruc& ajdacki. *ewnie nie pierwszy raz si tak zabawia i wiedzia, e gwacone dziewki pazurami w gb mierz". #zy c&o! lin" pr$buj" strzyka!. ( to pono! pec&a przynosi. Aplutemu te. ' 7taruc&: ' powt$rzya zaspiona .enda. ' 0o c&yba nie z gwardii. Dobrze to uja5 gdzie ksi", tam i jego przyboczni. Maj" mu tarcz" by! i najlepsi z najlepszyc& jeno do owej nielicznej c&or"giewki tra-iaj". Modzi, silni. 6awet dow$dcy... Wic albo ten tw$j nie by stary, albo nie by z gwardii. Moe si sapaniem zasugerowaa. (le ci powiem... ' urwaa, c&o! *etunka nie pr$bowaa wc&odzi! jej w sowo. Adczekaa c&wil i przem$wia, dopiero gdy stao si jasne, e dziewczyna sko/czya. ' %a przytomna nie byam, bo mnie zdrowo stuk. 6astroju sprzyjaj"cego uwanym obserwacjom te nie miaam, jak to czsto u plugawionyc& dziewic bywa. (le e stary by, tom zauwaya. #&o!by po tym, e okrutnie dugo rzecz trwaa. 6ie powiem5 inn" perspektyw wtenczas miaam na kwesti staroci. Modemu wasny rodzic sdziwym si widzi. (le on by siwy, mia problemy natury mskiej, a jak si wreszcie z nimi upora, to go musieli podwadni ze mnie zdejmowa!, tak si utrudzi. ' 0o c&yba naprawd nie by z gwardii ' popar .end Debren. ' 7ra pies jego, jego &erb, stanowisko i wszystko insze. 6ie dla c&way wasnej czy Baclana to opowiadam. (le jak m$wi, to uczciwie, bez krcenia. 0o by gwardzista paacowy. Wiem, bo na kirysie mia cudnie kuty &erb, zocony. Ksi"cy. Wojsko w 4elnicy pa/stwowe znaki nosi. ( ten by prywatny, ksi"cej rodziny. ' 6iemoliwe ' stwierdzia bez cienia w"tpliwoci .enda. ' 0o nie m$g by! prywatny &erb. *ewnie nie wiesz nawet, jak on wygl"da. Wikszoci ludzi si zdaje, e ksi"ta belniccy piecztuj" si tak jak miasto, a za nim cae ksistwo5 zotym rombem por$d czerni, na kt$rym to rombie zamek wida!. *rawda5 wojsko i insze instytucje taki sam znak nosz", tyle e z koron" u g$ry. %a demokracji koron wywalono i czap" -utrzan" zast"piono, a to niebieskim. ;e to niby dobrobyt nast"pi, kt$ry czapa symbolizuje, a dokoa same bratnie demokracje, co symbolizuje sina barwa. Wadcy te pod -lag" z rombem i zamkiem od dawna wystpuj" i tak si rewers monet bije. (le... ' (le ja nie o takim &erbie m$wi ' gadko wesza jej w sowo *etunka. ' = jeszcze raz powt$rz5 sra pies &erby, z koronami czy bez. (le wanie &erb mnie w obrazie >o,oletta zastanowi i dlatego $w temat poruszam. = w og$le temat gwatu wr$d jagodzin. 4o c&o! tego incydentu ze wzgld$w zrozumiayc& nie omawiaam tak szczeg$owo jak sprawy z kl"tw", >o,oletto wszystko namalowa, jakby obok sta i wszystko widzia. = to... i to lepiej ode mnie. ' #o c&cesz przez to powiedzie!: ' Debrenowi nie spodobao si to, co usysza. = co mia usysze!. ' ( to, em -aktycznie nie znaa prywatnego &erbu ksi""t na 4elnicy. 0o znaczy, owszem, z grubsza. 1ak m$wiam, gwardia trzykrotnie zawitaa w te strony. Moja matka te miaa w"tpliw" przyjemno! zetkn"! si z ajdakami, co dwie skrzyowane belki na szatac& nosili. 4o tak $w &erb wygl"da, prawda: Dwie belki, brunatne na $tym@ skrzyowane. ' .enda, zdziwiona i jakby zaniepokojona, kiwna gow". ' (le tyle od matki wiedziaam i tyle zapamitaam z kirysa tego, co mnie zgwaci. ;e para belek. >o,oletto te tyle ode mnie usysza. W og$le ze trzy zdania mu o owym dniu powiedziaam, nim zaczam rycze!. ( potem ju do tematu nie wr$ci. M$wiam5 artyst" by, delikatnym z natury. % trzec& zda/ jedno byo o tym, co mi si przydarzyo. Drugie o osobie sprawcy, a tym samym &erbie. = trzecie o metodzie. %naczy5 e mnie MLN kompani staruc&a unieruc&omili. Mogam si do dw$c& zda/ ograniczy!, alem nie c&ciaa, by pomyla, e zdzira jestem i nie pr$bowaam si broni!. ( on, c&olera, z tyc& parunastu s$w duy i bogaty w szczeg$y obraz zrobi. ( mi szczka opada, gdym go ujrzaa. ' 4o wyszed daleko poza tw" relacj ' pokiwa gow" Debren. *etunka te skina gow". ' = odt"d zadajesz sobie pytanie, czy to zasuga twojego gadania przez sen, czy czego wicej. ' Ksi"ta belniccy nie maj" w &erbie skrzyowanyc& belek ' powiedziaa. ' 1edna to tak naprawd czowiek. (le stylizacja jest taka, e trudno zauway!. ' #zowiek: ' %br&l drgn". ' *ole $te, a na polu c&op z bel" na krzy: 4r"zowy jak i bela, bo w sk$ry odziany: ( z g$ry, skosem, rzeka pynie: Debren zauway, e pytanie wstrz"sno z lekka obiema kobietami. 0ake .end". 8dyby nie uzna, e to absurdalne, powiedziaby, e nawet g$wnie .end". ' %nasz ten &erb: ' zapyta, staraj"c si oceni!, czy do grona gboko poruszonyc& nie powinien dopisa! take rotmistrza. %br&l wygl"da dziwnie. ' %e syszenia ' mrukn". ' (lem nie wiedzia... *e3tunko, pewna, e taki &erb ksi""t belnickic& oznacza: ' Baclan znalaz go niedawno w starej ksidze, kt$r" mu do przepisania dali. *rzez cae lata miaam za przejaw tw$rczej -antazji to, co >o,oletto memu oprawcy na piersi namalowa. (le na to wyszo, e on mia racj. ' <ajno i ka ' wymamrota rotmistrz. *o czym wsta i poszed nala! sobie piwa. 1eden rzut oka uzmysowi Debrenowi, e nie powinien o nic pyta!. %br&l wygl"da jak kto, kto przede wszystkim sobie pr$buje odpowiedzie! na zbyt trudne pytanie. ' #o jeszcze byo niezwyke w obrazie: ' .enda poprzedzia kwesti dugim zwilaniem ust. 1zyk te jej c&yba wysec&. ' ( moe... moe go nam...: ' 6ie) ' *rzez jaki czas syc&a! byo tylko szmer spywaj"cego do ku-la piwa i postukiwanie pokrywami ku-r$w w gbi domu. Jeyn musia przekopywa! si przez trzeci", moe czwart" skrzyni. 6ie zanosio si na MLY to e za c&wil stanie w drzwiac&. *etunka wykorzystaa to przeci"gaj"c milczenie wystarczaj"co dugo, by obecni zdali sobie spraw z nieodwracalnoci jej decyzji. *o czym posaa spokojne spojrzenie .endzie. ' *ytasz o niezwykoci: 1ak rozumiem, dotycz"ce nadmiernej wiedzy maluj"cego: #$, mnie najmocniej utkwiy w pamici dwa szczeg$y. Miecze i to, jak na nie patrzy bezczeszczona. ' Miecze: ' %n$w pytaa .enda. 6ie Debren, kt$remu ta wiedza moga do czego posuy!. ' Miecze. Dwa. 7tarego i drugi, jednego z rycerzy. *owiedziaam >o,olettowi, e tamci mnie unieruc&omili. 1ak by to namalowa, Debren: ' #zarodziej nieznacznie wzruszy ramionami. ' 6o tak, nie twoja dziaka. Wy, magicy, jeli nawet naszaby was -antazja posi"! niewiast wbrew jej woli, subtelniejsze metody znacie. (le %br&l powinien zna! to z praktyki. 6ie r$b takiej miny, miku5 nie zarzucam ci, e sam... (le jak mi najemnik powie, e nigdy si z czym podobnym nie zetkn", to mu mog w ciemno zarzuci!, e albo e, albo aden z niego najemnik. 6o wic: 1ak to si zwykle odbywa: M$w szczerze. ' W porz"dnyc& rotac& su ' oznajmi. ' 8dzie si byle ajza nie tra-i, kt$ren sam, bez wspomagania si towarzyszami czy sznurem, nie umie dziewki sprawi!. (le skoro o r$nyc& dziad$w i poama/c$w pytasz, to prosz. 1ak kogo zdobycz raz po raz zrzuca, to si jej donie z tyu wi"e. #o zwykle wystarcza. ( w popiec&u, bywa, jeden pomocnik ramiona nad gow jej zadziera i do ziemi przyciska. W lesie mona szybko i adnie zdobycz do pni uwi"za!. 6a dwie linki, co ksztat runy H0I daje, albo cztery, co kom-ortowe HbI... ' *rzesta/) ' .enda tylko z winy po&aratanyc& n$g nie zerwaa si z awy. ' 1ak moesz jej takie... takie...: ' W porz"dku ' uspokoia j" *etunka. ' 6ie rzadziej mi si to ni ni raz w miesi"cu, to i zd"yam przywykn"!. Wic jeli ze wzgldu na mnie si oburzasz... (le racja. Wystarczy. 6ie zamierzam nikogo z obecnyc& po sumieniu szturc&a!. M$wi tylko, e kady normalny, dorosy czowiek tak sobie wanie podobne sceny wyobraa. Moe tylko zaczyna od runy H0I z par" kompan$w, kt$rzy sznurki i drzewa zastpuj", klcz"c babie na okciac& i czekaj"c swojej kolejki. 7znurek, midzy nami m$wi"c, jest przejawem pewniej elegancji. = dobrze o tobie wiadczy, miku, e o nim wspomnia. ' ?legancji: ' zamruga oczami Debren. *oczu si nagle mao dorosy i nie cakiem normalny. ' 7uy zac&owaniu intymnoci. An, ona i sznury. *o boemu, bez asysty. Miy gest w stron gwaconej. ' Masz nie po kolei w gowie ' wykrztusia .enda. ' Mam tylko odwag nazywa! rzeczy po imieniu. = rzeczowo uzasadnia! swe tezy. *oruszyam te niesmaczne szczeg$y, by wykaza!, jak absurdaln" wydaje si wizja >o3,oletta. Kto mu amanym gosem m$wi5 i oni... oni mnie wtenczas... unieruc&omili, a on co z t" skromn" wiedz" czyni: An, wystawcie sobie, maluje zakrwawion" pann, co to p$ klczy, p$ ley piersi" ku mc&om, nadgarstek ma uwiziony midzy jelcem a gowni" wbitego w ziemi miecza, gapi si na zastaw owej gowni i duma, czy warto pr$bowa! rozcina! sobie yy o tak tpe elastwo. Aryginalne, prawda: Dugo nikt si nie odzywa. D %br&la zaszo to tak daleko, e nie potra-i skorzysta! z uniesionego kubka. ' Arrryginalne. ' Drop pierwszy otrz"sn" si z wraenia. *o czym zasugerowa5 ' 7znurrra brrrako: ' 6ie ' umiec&na si blado. ' Adci"gnli mnie w las, ale obok, goci/cem, akurat tabory jec&ay. %reszt" i bez pomocy tabor$w by sobie poradzili. 1ak ju byo po wszystkim, to mnie jeden z rycerzy takim adnym, jedwabnym sznurkiem do drzewa uwi"za. = c&o!by st"d wiem, e nie byle ciura mnie tak... 8wardzici to byli jak si patrzy, nie tylko sprawni w boju, ale i z dobryc& rod$w. (&a, bom nie powiedziaa, e si z tyc& obok stoj"cyc& aden na resztki po dow$dcy nie poakomi, ani nawet nie patrzy, jak &a/by doznaj. *rawdziwi rycerze pen" gb", nie c&amy adne. 6o i na koniec jeden mnie zwi"za, c&o! strategia wyprawy na zaskoczeniu bazowaa i wiadk$w poc&odu belnickie podjazdy trupem kady. ' *amitasz, jak wygl"da: ' zapyta cic&o %br&l, stawiaj"c ku-el przed .end". ' +erb moe: Azdoby &emu: MLZ ' (... po co ci to: Asuszy wasny ku-el, potem trzyma go jaki czas na wysokoci ramienia, jakby zdziwiony obecnoci" gliniaka w doni. *o czym, zaskakuj"c wszystkic&, cisn" nim o kominek z si", kt$rej nie powstydziby si wcieky gry-. ' 4o ic&, skurwysyn$w, pozabijam))) ' rykn", w jednym momencie robi"c si czerwie/szy od obranego buraka. ' 4o im nogi z gwardyjskic& rzyci bd wyrywa))) 1edn" po drugiej))) W plastry potn))) Wywaasz))) ' %br&l) ' Debren poderwa si z awy. ' Apanuj si) ' 1estem opanowany, ajno i ka))) ' wrzasn" rotmistrz, c&wytaj"c inn" aw i jednym ciosem o sup roztrzaskuj"c j" na kawaki. ' 6ie syszysz:)) 0o! pytam, kt$ry skurwysyn jej nie zabi))) 4o tego c&c szybko i bezbolenie ci"!))) 6aostrzonym toporem))) Druga awka zatoczya uk, poszybowaa ku kominkowi. %br&l, daleki od wyadowania emocji, zapa za zydel. ' Ato cay c&op. ' *etunka m$wia cic&o, gosem nie co zrzdliwym, lecz tak spokojnym, e brzmiao to niemal obra2liwie. ' *omci, potnie, nogi z rzyci powyrywa. #o mu, ma si rozumie!, nie pozostawi czasu na pozbijanie nowyc& mebli. ( potem si zdziwi, kiedy wr$ci, juc&" i -la kami po brwi ubabrany, i stwierdzi, e mu dama z wdzi cznoci na szyj nie skacze. 4o od siedzenia na goej pod odze wilka zapaa i reumatyzm, a samodzielnie awy naprawiaj"c, wzia i sobie stop siekier" odr"baa. 0acy s", .enda. Durni, niepraktyczni i jak dzieci uci"liwi. Wic si nie -rasuj za bardzo, e ci wolno wosy odrastaj". 4raki w owosieniu te bywaj" uyteczne. 6ie trza si, mianowicie, z r$nymi kretynami uera!. %ydel wypad %br&lowi z doni, znieruc&omia. Debren, ciut p$2no, zauway e .enda take stoi. % rozpostartymi ramionami, osaniaj"c sob" obraz. ( Drop wisi, nietoperzow" mod", wysoko pod powa", najeony, wczepiony pazurami w wybit" przez gry-owe bomby dziur. 1eden Jeyn nie zareagowa na wrzaski i uparcie przesuwa skrzynie, szukaj"c zielonej c&usty. ' ;e... e jak: ' wymamrota niepewnie %br&l. ' *rzeszo: ' zapytaa oberystka ze sodkim umieMLW c&em. ' 4o jak nie, to tam beczka stoi. %a duo piwa to w niej nie pozostawi, ale i tak al serce cinie, kiedy j" o cian roztrzaskasz. = od razu si wszyscy lepiej poczuj". 1a zwaszcza. 4om gupia bya, przez dwadziecia lat sobie wmawiaj"c, e nic si zn$w takiego nie stao. ;e si z tym y! da, a nawet, kto wie, moe i szczcia zazna!. *rzez co w ciemnocie i niewiadomoci sam" siebie utrzymywaam. 4o prawdziwe szczcie to siedzie! tu, nowe awki ciosa! i nasuc&iwa!, czy jaki podr$ny nie jedzie. Kt$rego by mona wypyta!, czy ju pana %br&la kaci na belnickim rynku oprawili. = czy jego gowa adnie si prezentuje, stercz"c na tyczce przed zamkow" bram". (lbo czy on sam uciesznie nogami wierzga, kiedy go na pal nabijano. ' Dopiero teraz, jednym zdecydowanym poci"gniciem mini, zgasia umiec&. = poczerwieniaa. ' 0y kretynie))) 7ama ci w zadek koek wbij, jak zaraz tego nie odszczekasz))) ' 6agle, nie wiadomo kiedy, znalaza si przy nim, zapaa za brzeg kolczego kaptura. ' 6ie c&c sysze! o adnyc& zemstac&))) >ozumiesz:)) Adwoaj to albo si wyno i nigdy nie wracaj))) 6igdy, syszysz:)) 6ie m$g nie sysze!, za najkr$tszy rzut oka na jego twarz wystarcza w zupenoci do stwierdzenia, jak gboko jest poruszony. ( jednak potrz"saa nim z tak" si", e niewiele lejszy od napenionej beczki rotmistrz musia drobi! stopami, by nie utraci! r$wnowagi. Dopiero teraz Debren zauway, jak wiotka, szczuplutka i dziewczca wydaje si przy nim oberystka. ' (... ale *etunko) ' %br&l nie mia odwagi poruszy! kt$r" z r"k. ' 6o co ty:) ' *etunka ma racj ' odpowiedziaa za gospodyni .enda. 7taa przed obrazem otulona ramionami jak kto mocno zzibnity. ' 6awet si do niego nie zbliysz. ' Do niego: ' #&yba wszyscy zauwayli, e uya liczby pojedynczej, lecz tylko *etunka odwaya si p$j! z marszu tym tropem. Debren wola kl"! w duc&u. ' 1u tylko jeden wc&odzi w rac&ub ' powiedziaa cic&o .enda. ' = to w dodatku najmniej podejrzany. 6ie broni go, nie mylcie... *o prostu nie widzi mi si, by to akurat on *etunk... 4elnica jest maa, pewnyc& rzeczy MLO nie da si kry! latami. .udzie wiedz", kto gupieje na widok kiecki. An nigdy nie da si pozna! od tej strony. #o innego, przykadowo, 4urzybor z *rawina. 0en trzy incydenty graniczne wywoa, na dziewki po mor,ackiej stronie poluj"c. Do kt$ryc& to dziewek potra-i i wdow zaliczy!, c&rust w puszczy zbieraj"c". (le 4urzyborowi nikt nie wytkn", e w plugawieniu marnie sobie radzi. #zyli to nie on. ' M$wisz... ' %br&l musia odc&rz"kn"! ' m$wisz o gwardzistac& paacowyc&: 0yc& znaczniejszyc&: Debren zerkn" na *etunk. 1ej oczy jarzyy si w bladej twarzy jak para sza-ir$w rzucona na przecierado. Ana nie musiaa pyta!. 1u znaa odpowied2. ' 8wardia ' mrukna .enda ' nie nosi 4eloc&opa. 4o tak si $w &erb nazywa5 4eloc&op. ' 7pojrzaa na *etunk i c&yba przestraszona tym, co ujrzaa, zacza tumaczy! dla zyskania na czasie5 ' +istoria rodu siga czas$w, gdy w .elonii si pa/stwo tworzyo, a pierwsze koa stawiane przy drogac& potami trzeba byo grodzi!, bo je nar$d ciemny, w poga/stwie c&owany, bra za czci zamienne do -ur, zesane przez dobrego boka 0raktowida. %a Dagoszka =, kr$tko m$wi"c, rzecz si dziaa. Do Kotliny 4elnickiej przyby wtedy najmodszy brat Dagoszka. =mi jego si nie zac&owao, niestety, bo w caym kraju, od g$r a po morze, jeno dw$c& pimiennyc& byo. W tym jeden mnic& na okr"go pijany i nie umiej"cy dobrze po lelo/sku oraz *azrelita, co pono! dla temmozan z =rbii po Biplanie szpiegowa. ;aden si jako nie zainteresowa najmodszym z braci Dagoszka, wic 4ezimiennym dla &istorii pozostanie. (le u nas, w 4elnicy, pamitaj" go. Do legend tra-i jako zaoyciel grodu stoecznego. #&o! na pocz"tku to mia by! jeno lelo/ski -orcik graniczny. ' *rzez dzisiejsz" 4elnic granica biega: ' zdziwi si Debren. ' 9rodkiem kotliny: ' 0o jeden z powod$w, dla kt$ryc& ksi"ta belniccy nie a-iszuj" si z &erbem ' posaa mu krzywy umieszek. \ .ud po dzi dzie/ modzika sawi za szczodry gest i -antazj. #zyli klasyczne cec&y pijaka. 4o pi. 6aogowo, u najmodszyc& syn$w podnyc& wadc$w to czsta przyMM^ pado!, a musicie pamita!, e ojciec Dagoszka poganin by pen" gb" i on mia na pczki. ' A &erbie miaa... ' upomnia si %br&l. *etunka nie bya do tego zdolna5 wygl"daa jak typowa o-iara wstrz"su bezpaowego. Asuna si na aw, tylko przypadkiem nie tra-iaj"c poladkami w pustk i nie l"duj"c na pododze. ' 0o! m$wi ' wyc&rypiaa dziewczyna. Wygl"daa lepiej od gospodyni, ale gorzej ni %br&l. #&rypka c&ronia jej gos przed dreniem, lecz ramiona opasuj"ce tu$w nie radziy ju sobie tak dobrze i od czasu do czasu jej ciaem wstrz"sa kr$tki dreszcz. ' 8orzaki jeszcze nie znano, wic ksi" musia duo pi!, by gorycz beznadziei z duszy wypuka!. 4rzuc& mu od tego ur$s, jak to piwoszowi. #o go uratowao. 4o kiedy ju miejsce pod warowni wybrano, jemu mia przypa! zaszczyt wkopania pala wgielnego. (le e wiecz$r zapad, ceremoni odoono do rana. 6o i 4ezimienny, jak to on, poc&la. = po pijanemu, w rodku nocy, polaz nad potok, by przed ceremoni" po!wiczy!. = usn". ( gdy si obudzi, lea mokry i ubocony czterdzieci mil dalej, ju nad rzek" K$dk", w miejscu, gdzie zamek ksi"cy dzi stoi. 7pod g$ry #zarnuc&y a tam go woda poniosa. Wraz z belk", kt$r" na &erbie uwidoczniono i kt$ra, jak si domniemywa, uc&ronia 4ezimiennego przez zac&yniciem. 7erdeczny by c&op, jak to trunkowi, wic si pewnie przytuli i... ' *owiedz to w ko/cu ' przerwaa jej zbolaym gosem *etunka. ' 7koro zacza... #&c to usysze!. .enda skina gow". ' 7ama widzisz5 nie jest to typowa &istoria z &erba rza. #&wali! si nie ma czym. 0o znaczy5 mierz"c dzisiej szymi standardami. Kiedy inaczej to widziano, wic &erb zarejestrowano w spisac& &eraldycznyc&. 7taroytny jest, wobec czego si go r$d trzyma, ale ju za (leryka zaprze stano jego stosowania w codziennej praktyce. *ozosta je no w staryc& dokumentac&, kt$ryc& nie spos$b przera bia!, bo strac" wano!, i na paru precjozac&, te za cen nyc&, by je przetopi! czy zezomowa!. =c& lista jest do! kr$tka5 dwie zbroje, miecz .eomira i uryna +anka =, Wielkim zwanego. 6o i, ma si rozumie!, insygnia ksi"ce. ' Dryna: ' powt$rzy z niedowierzaniem Debren. ' (lbo nocnik, jak kto woli. 6ie r$b takiej gupiej miny. Wszystkie wymienione przedmioty zac&owano dlatego, e przynosiy uytkownikowi szczcie, daway si wzgldnie przydaway prestiu. ' 6ocnik naley do kategorii...: ' *ierwszej i drugiej. +anko z c&erlaka i gupawego popyc&ada na najwikszego z naszyc& wadc$w wyr$s pono! wanie dziki temu, e z urynau korzysta. 0umaczy si to korzystnym wpywem zota i drogic& kamieni na twardo! monarszego zadka i rozrost ambicji. ;e niby obcowanie z nocnikiem, kt$ry jest raczej adny ni wygodny, wyrobio w maym cec&y wadcy doskonaego. Moim jednak zdaniem magia to sprawia, kt$r", nie wiedzie! czemu, mag nadworny akurat w uryna wpakowa. ' Adrrraaj"ce ' skomentowa kr$tko Drop. ' (le m"dre i skuteczne ' zaoponowa Debren. ' Akres nocnikowania najlepszy jest, by dziecko ulepsza! mutacjami. Malec ju jest silny, a jeszcze mody. 6o i dawkowanie wymarzone. >egularne seanse, otwarta droga w g"b ciaa, naczynie ogniskuj"ce... Wybaczcie ' sko/czy, zorientowawszy si, jak mao przyc&ylne stay si spojrzenia obecnyc&. ' Wic, powiadasz, &erb jest na ury3nale: ' 0e ' mrukna .enda. ' (le nas interesuj", jak rozumiem, te na zbrojac&. 4eloc&op z kirysa... no, tego, co to go >o,oletto namalowa. ' Ajca Baclana ' mrukna *etunka. ' 6ie wiem, czym dobrze poja. #&cesz rzec... by ksi"cej krwi: ' 1eli ci zdyba latem, wr$d jag$d ' .enda spojrzaa jej w oczy ' to musiao by! w LNMO. 8wadryka zw" *alisad", bo nigdy granicy nie przekroczy. 6a >umperk dlatego jeno najazdy osobicie prowadzi, e jego zdaniem miasto 4elnicy si naley i w granicac& ksistwa si znajduje, tyle e pod okupacj". ' <ajno prawda) ' oburzy si %br&l. ' >umperka od zawsze mor,acka bya) 0b wycie j" kr$tko okupowali za... ' M$wi jeno, co 8wadryk myli ' wzruszya ramionami. ' A polityce nie bd z tob" gada!. ( wracaj"c do MMM ksicia5 i na >umperk pomaszerowa ledwie par razy, wedug p$r roku mona by te wyprawy liczy!. *ierwszy raz wiosn" poszed, jeszcze za demokratycznego reimu, w LN^Z. W marcu bodaje... ' W kwietniu ' przerwaa jej p$gosem *etunka. 6ie patrzya na nikogo. ' Mama... mama mi opowiadaa o tamtym naje2dzie. Kwiecie/, na pewno. ' 1ako prosty o-icer suy. ' .enda skina gow", daj"c znak, e przyjmuje poprawk. ' % tyc& trzec& pozostayc& m$w ksi"cej krwi o dw$c& wiem, e te ic& wtenczas demokraci w kamasze zagarnli, jak to szlac&t, do wytracenia w wojnac& c&tnie uywan". (le nie o tej wyprawie m$wimy ' wzruszya ramionami. ' = 4elo3c&opa te nikt raczej na pancerzu nie mia. ' 7k"d wiesz: ' zainteresowa si %br&l. ' 6o... wnioskuj. M$wiam5 poza dwiema zbrojami ksicia, adna 4eloc&opem zdobiona nie jest. = nie bya. ( ju na pewno nie za demokrat$w. #ud, e tyc& dw$c& zabytkowyc& pancerzy do zeszli-owania nie oddali, bo! to symbole niesusznego -eudalizmu. (le e legendy si z nimi wi"" zwyciskic& wodz$w, no to je pod kluczem rz"d trzyma na czarn" godzin. 4y w razie czego kogo z ksi"cego rodu ubra!, jako marionetk na czele wojsk postawi! i dm"c w patriotyczn" tr"b, mobilizowa! zwolennik$w dawnego systemu. 6ie wiem, czy w LN^Z pozwolono 8wadrykowi naoy! zbroj po pradziadac&, ale nawet jeli, to jemu jednemu. ;aden z kuzyn$w na pewno nie dosta drugiej. #aa tr$jka z wojowniczoci syna. 6ie to co 8wadryk, w klasztorze c&owany. Da! takiemu 4urzy3borowi kirys +anka Wielkiego, a wnet za miecz by c&wyci i si wadc" obwoa. 6ie, tacy gupi to demokraci nie byli. ' ( gwardia: ' przypomniaa *etunka. ' M$wiam ju5 moja matka zapamitaa &erb. Wanie z LN^Z roku. 6igdy p$2niej ju go nie widziaa. 1a tak, ale nie ona. Wic w LN^Z musiaa tu by! i gwardia. Masz niecise in-ormacje. ' 0wojej matce co si pomylio ' stwierdzia spokojnie .enda. ' 7ama pomyl5 jaka gwardia ksi"ca, skoro nie ma ni ksicia, ni nawet ksistwa: >epublik mielimy, jak i wy w Mor,acu. 7yszaa, by w republikac& gwardie -unkcjonoway: W dodatku znakuj"ce si &erbami obalonyc& -euda$w: *etunka zamara z lekko rozc&ylonymi ustami. Wygl"daa jak kto ponownie zdzielony w gow niewidzialn", za to potn" pa". Debren zmarszczy brwi, zacz" si nad tym zastanawia!. *onury jak noc %br&l wyj" zza pazuc&y kamie/, w roztargnieniu ostrzy berdysz. ' 0ak wic ' westc&na .enda ' w gr wc&odzi czterec& m$w z ksi"cego rodu. 0ylu ic& latem LNMO rysopisowi mogo odpowiada!. 6ie wiem, kt$ry ci skrzywdzi. 8wadryk mia do kuzyn$w stosunek wzorowany na demokratac&5 stara si wysya! ic& na kad" wojn, by wyginli i przestali stanowi! potencjalne zagroenie. #o mu si zreszt" udao. Dzi on jeden z caej czw$rki osta. (le latem LNMO na owej wyprawie byli c&yba wszyscy czterej. Demokracja niby nadal panowaa, ale c&wiaa si ju, a panowie z wielkic& rod$w mocno jej w tym pomagali. Wic moliwe, e caa czw$rka wyst"pia w pancerzac& z 4eloc&opem. >epublika ju nie bya w stanie zakaza! jego uywania, a ksistwo jeszcze nie, bo, p$ki co, w drugim obiegu jeno -unkcjonowao. W dodatku nikt nie wiedzia, kto tron we2mie, jak ju wolno! i -eudalizm nastan". Wic moliwe, e si caa czw$rka w ksi"cy znak zaopatrzya, by presti sobie u ludu podbudowa!. 4ez urazy, *etunko, ale nie zdziwiabym si, gdyby i to twoje nieszczcie z politycznego kunktatorstwa, nie c&uci si wzio. ' 6ie z c&uci:) ' Draony poczu si %br&l. ' #&cesz powiedzie!, e nie bya warta szczerego, spontanicznego gwatu:) 9lepa jeste:) 1eno sp$jrz na ten obraz) (lbo na ni" sam") 0o to... ' >otmistrz zorientowa si w ko/cu, co robi, i czym prdzej powr$ci do szli-owania ostrza osek". 6ie na tyle szybko jednak, by przegapi! rumieniec *etunki. = ' tego ju Debren nie by pewien ' co jakby bysk satys-akcji w jej oczac&. ' *etunka bya liczna i dalej jest ' przyznaa z lekkim westc&nieniem .enda. ' 6ie o to mi szo. #&ciaam (rtur 4amewicz rzec, e posunity w latac& kandydat do tronu mocno by zyska w oczac& elektor$w, gdyby zaraz po przekroczeniu granicy z kulbaki zeskoczy i jak" mor,ack" pann zniewoli. 0akie gesty dowodz" siy i jurnoci, mile u kandydat$w widzianyc&. ( e H#notkaI najbliej granicy... 4ez urazy. Moe by! tak, e po prostu pierwsza na szlaku si tra-ia. ' Komu: ' zapytaa cic&o gospodyni. ' 6iby sk"d mam wiedzie!: ' burkna .enda. %a cieniutk" warstw" opryskliwoci kryo si zakopotanie, moe nawet poczucie winy. 4o c&yba c&ciaa wiedzie!. = podzieli! si t" wiedz". 1ej skierowane na *etunk spojrzenie, c&o! c&murne i jakby obolae, byo zarazem mikkie. *rzyjazne. Moe nawet bardziej ni przyjazne. Do tego stopnia, e Debren przypomnia sobie gupaw" odzywk %br&la5 t o babo-ilii wr$d czarownic. ' 1este prawdziw" kopalni" in-ormacji o belnickim dworze ' powiedziaa powoli zotowosa. ' Wiem, e to gupie... (le w ten &erb z belki i czeka te dugo nie wierzyam, a teraz... Debren: ' 0ak: ' 1eeli bya w tym magia... albo moe wola 4oga... +erbu te >o,oletto nie widzia ani mieczy, a jednak... Wic c&yba nie jestem cakiem durna, dopuszczaj"c, e i twarz gwaciciela... e j" te prawidowo... ' %araz. ' .enda nie tylko wesza Debrenowi w sowo. Wesza mu te w drog, podrywaj"c si z awy i staj"c przed zaskoczon" *etunk". ' %araz... 4y w przybicy. 0ak m$wia5 w przybicy. ' Wiem, com m$wia. ' *etunka te wstaa, co nie uc&ronio jej od spogl"dania w g$r. *rzez c&wil przypominay Debrenowi matk i c$rk, tyle e w odwrotnym ni do tej pory przyporz"dkowaniu r$l5 to ta nisza, tumacz"ca si, bya teraz dzieckiem. ' (le na obrazie >o,o3letto odsoni mu cz! twarzy. ' *rzekna lin, popatrzya na Debrena. ' 1eli to wszystko wielcy panowie, caa czw$rka, to moe gdzie si konter-ekty zac&oway: ' *oka mi go ' przerwaa jej .enda. <agodnie i stanowczo zarazem. ' *oka mi ten obraz. MMY ' 6ie) ' rzucia odruc&owo gospodyni. Dopiero potem zastanowia si i ju spokojnie powt$rzya5 ' 6ie. ' 1eli c&cesz wiedzie!, to powinna. ( widz, e c&cesz. Kady by c&cia. Krew to krew. ' 6ie wiem, o czym m$wisz ' mrukna *etunka, nie sil"c si na bycie wiarygodn". ' *owiedz jeszcze, e si nigdy nie zastanawiaa, kim by i co by zrobi, gdyby dowiedzia si o synu. ' *etunka zignorowaa wezwanie, wpatruj"c si tpo w swe donie. .enda westc&na i doko/czya dziwnie bagalnym tonem5 ' *oka mi go. Moe bd moga wam pom$c. ' *oniec&aj jej ' burkn" %br&l, nie zaprzestaj"c zgrzytania osek". ' 0rzec& nie yje, czwarty tego nie zrobi. +istoria zamknita. 6ie pc&aj paluc&a w blizny. ' 6ieraz lepiej rany otworzy! ' powiedziaa cic&o. ' 0o w swoic& podub. ' ( mylisz, e...: ' urwaa. =, jakby rozzoszczona, c&wycia *etunk za ramiona. ' Do c&olery, przecie c&cesz tego) Wiem, e c&cesz) ' 0ak: ' %ot" gow" szarpno gniewnie, bkitne oczy posay w g$r wyzywaj"ce spojrzenie. ' ( to ciekawe. 4o ja, wystaw sobie, nie wiem. Wic moe mnie owiecisz: Debren mia nadziej, e dziewczyna zrozumie, jak niewiele miao to wsp$lnego ze szczer" propozycj". = c&yba nie zawi$d si na wyczuciu .endy ' zawi$d si na jej takcie. (lbo instynkcie samozac&owawczym. ' Baclan jest kalek" ' wypalia bez ogr$dek. ' ;adna kobieta nie zwi"e si z kalek" bez pienidzy i perspektyw. #o innego, gdyby c&opak okaza si ksi"cym synem. #&o!by jeno nielubnym i c&o!by ojciec z bocznej linii poc&odzi. 0o ju nadzieje stwarza, prawda: ( tego wam obojgu trzeba5 nadziei. #zowiek wszystko zniesie, p$ki troc& jej ma. ' Milcz ' rzucia przez zby poczerwieniaa *etunka. ' 6ie. ' .enda zignorowaa i j", i zasysaj"cego powietrze Debrena, i zego nie na arty %br&la, kt$ry wykona ostrzegawcze p$ kroku w ic& kierunku. 7taa z do/mi zacinitymi na dziwnie wiotkic& ramionac& oberystki, jak nigdy przedtem podobna do matki wbijaj"cej w umys krn"brnego dziecka trudne yciowe prawdy. W jej rozpalonyc& oczac& gniew miesza si z lkiem i poczuciem bezradnoci. ' 0o tw$j pierworodny. #zasem go nienawidzisz. #&ciaa si go pozby!, gdy zacz" ci rosn"! pod sercem. Moe i potem yczya mu mierci. Kad" spluga3 wion" nac&odz" takie myli. Kad". 0o, co ci wr$d jago3dzin zrobili... ( potem poszed na gry-a, poszed matki broni! i ju do ko/ca ycia bdziesz sobie stawiaa pytanie, czy tamte ze myli sprzed lat... czy przypadkiem... ' .enda... ' jkn" Debren bagalnym tonem. An jeden by w stanie wypc&n"! sowa z garda. %br&l, przynajmniej przez c&wil, sprawia wraenie zdolnego do rozr"bania dziewczyny na p$, od gowy a po krocze. *e3tunka wygl"daa na kogo, kto prawie ucieszyby si, gdyby berdysz c&ybi i to jej si dostao. (le oniemieli oboje jednakowo. ' % t" win" moesz jeszcze y!. ' Dopiero teraz Debren dopatrzy si b$lu w zielonkawyc& oczac& .endy. 4y inny ni ten zastygy w oczac& bkitnyc&, ale przecie by. Moe dlatego *etunka nie pr$bowaa si wyrywa! z ucisku, nie kwitowaa niewidzialnyc& cios$w kl"tw" czy pici". ' 4o tak naprawd adnej winy nie ponosisz@ nie wolno kara! za mylenie. (le teraz na zyc& mylac& si nie sko/czy. %robisz co albo czego zaniec&asz. = jeli zaniec&asz, a Baclan targnie si na swe ycie, ju nigdy sobie nie darujesz biernoci. ' *rzytrzymaj j" ' wyc&arcza %br&l, sigaj"c do bioder i odpinaj"c klamr pasa. ' *rzytrzymaj, Debren. Dup tak g$wniarze spior, e przez miesi"c... ' = jeszcze ci powiem ' .enda zacza m$wi! odrobin szybciej ' e w ko/cu to zrobisz. *ognasz do 4elnicy, bdziesz szuka! twarzy z obrazu >o,oletta. 4o to jaka nadzieja, a ty jeste matk", koc&asz go i potrzebujesz kadej odrobiny nadziei dla swojego dziecka. Wic mac&niesz rk" na wszystko, na rozs"dek, na gry-a i kl"tw, p$jdziesz w g$ry i ju z nic& nie wr$cisz. 4o jeszcze si tak nie zdarzyo, by spadkobierczyni st"d odej! zezwolono, prawda: ' *etunka poc&ylia gow, umkna spojrzMMZ niem ku bosym stopom dziewczyny. ' Wiem, e prawda. Baclan jest w Aomuciu, cae dnie sam z brzytwami, sznurami czy okienkami do wyskakiwania, a ty tutaj. 0o m$wi wszystko. 6ie siedzisz przy nim, nie ci"gasz go tutaj... bo nie moesz. 0ylko dlatego. ;adna z was nie moga wytkn"! nosa poza najblisz" okolic. =nni tak, ale nie spadkobierczynie. Mam racj: ' *etunka nie odpowiedziaa, ale te pytanie nie wymagao odpowiedzi. ' 0y kretynko... Dobrze wiesz, e nawet do granicznyc& kopc$w nie dojdziesz. 0o byoby samob$jstwo. 6dzna, tc&$rzliwa ucieczka, a nie pr$ba ratowania Baclana. ' .enda, ja nie artuj) ' rzuci ostrzegawczo, c&o! te jakby ciut paczliwie %br&l. ' *rzesta/ si nad ni" pastwi!) ' Widywaam ic&. Wszystkic&... ' dziewczyna zawa&aa si, by zaraz potem doko/czy! twardo5 ' Wszystkic& czterec&. 4elnica to male/kie ksistwo, nie to co wasze kr$lestwo. >ozpoznam, kt$ry ci tak... *ozw$l mi. ' 6ie. ' *etunce udao si przepc&n"! sowa przez cinite gardo. ' 6ie... nie mog. ' Moesz. Do c&olery, matk" jeste. Wic moesz. 8dybym ja kiedykolwiek... Moesz. 0o i duo wicej. #&ciaa m$wi! dalej, lecz umilka, kiedy Debren c&wyci j" za okie! i poci"gn" na bok, ku szynkwasowi. Ma3gun by zy i musia uwaa!, by nie przewr$ci! utykaj"cej na obie nogi dziewczyny. (le zd"y zauway! skok %br&la ku zwolnionym nagle ramionom oberystki. Wielkie apska niemal od razu wepc&ny si na miejsca, ciepe jeszcze ciepem doni .endy. *otem nie ogl"da si za siebie. #a" uwag" skoncentrowa na pociemniaej twarzy przypartej do szynkwasu dziewczyny. 4yo w niej wicej gniewu ni skruc&y, ale ju niej, gdzie nie spojrzenia, a ciaa mierzyy si ze sob", jego palce nie natra-iy na jeden c&o!by oporny misie/. ' #o ty wyprawiasz: F wysycza. F >ozum ci odjo: ' Ani zgin". F Dostosowaa si, te m$wia szeptem, c&o! bez odrobiny pokory. ' Aboje. %ao si, e Baclan yje wy"cznie dla niej. ;e tylko ona powstrzymuje go... ' %aoysz si:) .enda, na oczy go nie widziaa) 6ic o nic& nie wiesz, to obcy ludzie) 1akim prawem si wtr"casz: ' 4om go nie widziaa, a c&c zobaczy!) 7tarczy ci takie wyjanienie: 4o mnie *etunka c&ciaa z r"k =nkwizycji odbija!, c&o! ty czarodziej jeste, a %br&l niewiele od tego zasranego gry-a delikatniejszy) 4o j" lubi) = nie c&c, by w idiotyczny spos$b zgina) 0akim prawem, ty durny mdrku) 6a siebie popatrz, jak o prawo do pomagania pytasz) 1a goo za obc" bab" w las pognaam:) %im":) 6a pewn" zgub:) 1a:) %nalaz si, neutralny z natury... ' 0o... to co innego. 0am czowiek potrzebowa pomocy. 6awet nie czowiek ' poprawi si, uradowany znalezieniem argumentu. ' %a tob" polazem. ( i ty nie miaa nic przeciw... ' <ajno prawda) 6ie wiedziae, e to ja, a ja miaam co przeciw. (kurat ty nie masz prawa wytyka! mi pc&ania nosa w cudze problemy. %br&l co nieco mi o tobie opowiedzia. Wiesz, dlaczego tak po rzyci bierzesz: 4o serce masz c&orobliwie mikkie. Ma, psiakrew, nie serce. ' %br&l to kretyn ' rzuci ze zoci". ' (le nawet on w ko/cu si zorientuje, co pasem tucze. = wyej lub niej zacznie mierzy!. ( tam blac& nie masz. Wic lepiej zamknij si i nie wa2 z buciorami w... ' % brudnymi giczoami, jeli ju. 4o w buty, a nawet buciory, nie wc&odz. Mao subtelna si urodziam, nic na to nie poradz. *rostaczka ze sk$r" jak na podeszwy. #o w gowie, to na jzyku. Wic daruj sobie. 6ie bd staa i patrzya, jak ta idiotka sam" siebie krzywdzi. Moecie mnie ze %br&lem na przemian trzyma! i la!, a swoje i tak powiem. ( ty si dudkaj. Wygl"dao na to, e przypadek jest beznadziejny. 4y! moe pr$bowaby dalej, ale wybia mu bro/ z rki t" mikkoci" pod palcami. Dotyka jej, czu a za dobrze, jak pokornie poddaje si jego doniom. Wystarczyby lekki nacisk, a osunaby si na kolana. M$g zrobi! wszystko z jej ciaem, m$wio mu o tym niemal otwarcie, a zarazem nie m$g nawet o uamek cala nagi"! woli, kt$ra MMO w owym ciele siedziaa i kt$ra nim rz"dzia. ( mu zawirowao pod czaszk", kiedy to sobie uwiadomi. *rzez c&wil bya najdoskonalszym z istniej"cyc& w naturze zestawieniem przeciwie/stw i Debren skapitulowa w obliczu tego -enomenu r$wnie naturalnie, jak skorupka jajka skapitulowaaby przed berdyszem %br&la. #o-n" donie, ale nie od razu znalaz w sobie do! siy, by co-n"! si samemu. 7tali blisko. M$g udzi! si, e czuje bij"ce od niej ciepo, a lekki ucisk w dole to nie tylko but, ale i kt$ry z palc$w jej bosyc& st$p na bucie. *omyla, e nigdy nie bdzie jego. W ten spos$b, w kt$ry kobieta powinna by!. = nagle zrozumia, o czym m$wia. %rozumia ten kawaek o nadziei. Dmiec&nli si do siebie. 7amymi oczami. Dopiero teraz do jego wiadomoci zaczy si przedziera! na poy gniewne, na poy zatroskane pomruki %br&la. ' ...zazwyczaj c&tniej bkartowi n$ podaruje ni2li sakiewk. % ojcem moe i co by wsk$raa5 krew to krew, a i udowadnia! nie trzeba tyle, bo takiej jak ty aden by nie zapomnia. (le akurat tego, co prawd zna, nie ma ju wr$d ywyc&. *ozostali jeno konkurenci do spadku. Wic prosz ci5 zapomnij o tym. 0o marny pomys. ' Wiem, miku. ' 0en gos by smutny i zaskakuj"co mikki. ' Wiem. (le nie mam innego. ' 6ie kupisz mu mioci. 0w$j jest, ty go wyc&owaa, wic pewnie jest m"dry i doskonale to wie. ' *rzecie nie m$wi, e... 6ie r$b takiej miny. Moe nie doczekamy witu. Moe wszystkic& nas *isklak... *o co si martwi! na zapas: ' 0o znaczy... (le nie pokaesz jej obrazu: *etunko: 6ie odpowiedziaa. *atrzya zza jego okcia na kutykaj"c" w jej stron .end. Debren, omielony zac&owaniem dziewczyny przy szynkwasie, obj" j" w talii. ' 1eeli >o,oletto by tak dobry jak tu ' wskazaa obraz z pann" odzian" w lili ' to c&yba wiem, dlaczego nie c&cesz, by kto ogl"da p$tno. >ozumiem to. = daj sowo, e spr$buj widzie! jeno twarz pod &emem. ' 7erca nie masz ' stwierdzi z wyrzutem %br&l. #o-n" jedn" rk, ale druga pozostaa na ramieniu gospodyni. ' 4urzybor nigdy si nie oeni ' zignorowaa go .enMX^ da. ' <eb by mu najbardziej wyrozumiaa urwaa za te wszystkie baby. Wic odkada na p$2niej i si legalnego potomka nie doczeka. ( i o nielegalnyc& guc&o, bo ekspertem od antykoncepcji by. ( moe po prostu organizm nie nad"a... 6o, w kadym razie adny spadek nadal na spadkobierc czeka. 8dyby to on, daj 4oe... 1ego ojciec mocno pono! od sklerozy skretynia. 8dyby tak Baclana za wnuka uzna, c&o!by i z nieprawego oa... ' Wystarczy ' przerwaa jej oberystka. ' 1ak drzazga w tyku jeste, smarkulo. Wsp$czuj twojej matce. (le masz racj. 1estem to winna Baclanowi. Moe nawet caej rodzinie. Wic c&od2my, i tak miaam w tamt" stron... Wanie mi si przypomniao, e tej zielonej c&usty ju nie mam. =m! Drop, palcem nie wytykaj"c, podpieprzy ze sznura po praniu. 0rzeba powiedzie! Jeynowi, by nie szuka. #&od2, siostro. Moesz si wesprze! o moje rami. Wic, powiadasz, dziadunio cakiem skleroz" poraon: %br&l po raz trzeci odsun" ku-el, otar pian z w"s$w, posa magunowi mroczne spojrzenie. Debren zaoy si sam ze sob", e i tym razem obejrzy powt$rk cyklu5 wa&anie, kurek, osuszanie ku-la, ale by w bdzie. *odobnie jak Jeyn, kt$ry jedn" rk" siga ju ku baryce, a drug" wyci"ga w stron rotmistrza. Ku-el, zamiast w doni oberysty, z &ukiem wyl"dowa na stole. ' #o to em mia...: ' %br&l podrapa si w kark. ' %araz... (, wiem. ' *osa Debrenowi sztucznie obojtne spojrzenie. ' % tym przysowiem, e niby do trzec& razy sztuka... Konkretnie jak to waciwie jest: ' % przysowiem: ' Debren nie potra-i zatrzyma! wdruj"cyc& w g$r brwi. ' #&odzi ci...: ' W caym Biplanie je powtarzaj", wic c&yba jakie ziarno prawdy w tym tkwi. 0yle e nie za bardzo wiem, jak to dokadnie rozumie!. ;e niby jak co si trzy razy, dajmy na to, popieprzy, to ju zawsze tak...: #zy moe na odwr$t5 od czwartego razu dobrze p$jdzie: #o, Debren: ' 1ak si dwa razy uda, to i trzeci raz te ' wyrczy czarodzieja Jeyn. ' 0akowa jest wykadnia. 6o... c&yba. ' #&yba to sobie moesz... ' rotmistrz zdoa powstrzyma! gniew. ' *sia juc&a, wybacz, Jeyn. %o! mnie od tego czekania bierze. 6o i nie cakiem o tom pyta. ;e po dw$c& trzecie przyc&odzi, to akurat wiem. #o do czwartego mam w"tpliwoci. ' Mona wiedzie! ' zapyta ostronie Debren ' dlaczego ci to interesuje: ' 6o... nudz si ' zega nie bardzo przekonuj"co %br&l. ' = z tyc& nud$w tak mi si jako pomylao. ' >ozumiem. +mm... *rzyznaj, em nie sysza, by kto si w $w problem wgryza -ac&owymi metodami. Wida! mao kogo tak gboka nuda dopada. (le bo te i gry-$w w wiecie niewiele. >zadko si zdarza, by kogo w obery oblegay. ( jak ju, to jeszcze musz" na tgiego zuc&a tra-i!, co zamiast ze strac&u nogawki moczy!... ' #zy ty aby ze mnie nie kpisz, Debren: ' 1eno z nud$w ' wyszczerzy zby magun. ' ( po prawdzie to dla odpdzenia sennoci. #zuj, e jak tylko przestan gada!, mocniej od +enzy zasn. 6ie masz pojcia, jak mczy czarowanie. 4$lu ba da si unikn"!, ale na senno! nie ma mocnyc&. Kiedy, pamitam... ' A trzec& razac& m$wilimy. 6ie ponaglam ' rotmistrz obejrza si, sprawdzi, czy kobiety nie wracaj" ' ale gdyby raczy odpowiedzie!, p$ki sami jestemy... ' *$ki sami jestemy ' powt$rzy Debren F to m$gby wyjani!, o co naprawd c&odzi. ' 6ie da %br&lowi czasu do zastanowienia. ' %ao si, e o gry-a pytasz. 6a mocie si starlimy, potem jak do a2ni szedem, a trzeci raz, gdymy wracali z .end". Wic pewnie zastanawiasz si, czy aby limitu szczcia nie wyczerpalimy. ' Wy: ' Dkryt" pod zarostem twarz wykrzywi trudny do zaklasy-ikowania grymas. Debren mimo wszystko podj"by pr$b, ale nagle sko/czy im si czas. Drzwi poruszyy si, blask poc&odni zata/czy po zocie i bkicie. ' (no my ' posa umiec& nad ramieniem %br&la. ' 4o ty masz na koncie jedn" walk i jakie uamki. Wic si nie musisz martwi!. 6awet gdyby czw$rka odmian znaczya. W co w"tpi, szczerze m$wi"c. = bez magii, na zwyky c&opski rozum, prdzej si jaka regua po raz czwarty i nastpne potwierdzi, ni nagle odmieni. MXM ' A czym m$wicie: ' zainteresowaa si *etunka. 7taraa si sprawia! wraenie beztroskiej, ale wyra2nie przedobrzya5 nie nabraa nawet prostodusznego Jeyna. = on do"czy do grona ponurak$w, kt$rzy przylgnli wzrokiem do kobiecyc& twarzy. =nna sprawa, e szybko wszystkie trzy spojrzenia przeniosy si na .end. Kt$ra, niczego nie udaj"c, blada i rozkojarzona, ciko opada na aw. ' M$wi, e z naszej tr$jki %br&l ma najmniej powod$w do obaw ' wyjani Debren. ' 0o znaczy5 jeli ludowym m"drociom wierzy!. ' Adczeka c&wil, po czym, ju innym tonem, zapyta5 ' 6o i... i co: *etunka wzruszya ramionami, wskazaa wzrokiem dziewczyn. 6adal pr$bowaa si umiec&a!, lecz powoli przegrywaa z tej"cymi miniami twarzy. .enda siedziaa ze zwieszon" gow", bez odrobiny kobiecej gracji, kt$rej przedtem nie byy w stanie pozbawi! jej ani mskie portki, ani rany czy zwic&nicia. ' Cikcja artystyczna: ' bardziej stwierdzi ni spyta %br&l. ' Wiedziaem. 9wiat jest realny, pomijaj"c drugo rzdne sztuczki magik$w. #o, Debren: #ae to pieprzenie o wizjac&, sztukac& do trzec& razy... ' 6ie doko/czy, za stpuj"c wniosek spluniciem. ' Wygupia si, kozo. .enda powoli uniosa twarz. *rzygl"daa mu si dziwnym, nieobecnym spojrzeniem, od kt$rego Debrenowi cierpa sk$ra. 6iemal ucieszy go widok ez, rozlewaj"cyc& si po znieruc&omiayc& tcz$wkac&. 6ie byo tego wiele, ale ta odrobina wilgoci zn$w uczowieczya dziewczyn, sprowadzia do nic&, na ziemi. ' #zwarty raz ' powiedziaa cic&o, niemal szeptem. ' #ocie o czwartym razie m$wili: ' %br&l patrzy jej w twarz, ale odpowiada! nie zamierza. ' Debren: ' 0akie tam... mielenie jzykiem. ' 6ie spuszcza z niej wzroku. ' 6ud zabijalimy. .epiej powiedz... *rzerwaa mu w najmniej oczekiwany spos$b5 d2wigaj"c si z awy. *oruszaa si z pomocn" rk" *etunki owinit" wok$ talii, wsparta znowu na niszej od siebie towarzyszce jak na kuli. Debren nie odway si zaoy! jej porz"dnyc&, stayc& blokad. 4$l n$g narasta, c&odzenie sprawiao dziewczynie coraz wiksz" trudno!. = oto wstaa, pac"c za to gryzieniem wargi. MXX ' Musimy pom$wi! ' oznajmia. ' Dsi"d2 ' poprosi. ' 0u te moemy rozmawia!. ' 6ie moemy ' zacza kutyka! ku drzwiom kuc&ni. 0yem. 6ie bya pewna, czy p$jdzie w jej lady. ' *rostaczka jestem, to wprost powiem5 w cztery oczy c&c z De3brenem pogada!. 1ak wam z tym lej bdzie, to przyjmijcie, e si dudka! idziemy gdzie na boku. ' .enda ' jkn". (le przez aw przelaz od razu. %aczekaa na niego w progu kuc&ni, zatrzasna drzwi. Dopiero wtedy jej c&murne spojrzenie zmiko, zdziecinniao. %askoczony, niemal ogupiay Debren zosta znienacka opasany par" ramion. %imny i jakby mokry nos wcisn" mu si midzy szyj a konierz. Wci" lekko wilgotne wosy peruki oblepiy p$ twarzy. *ac&niay dziwnym bukietem dymu, wezyrackic& wonnoci i nawiedzonego przez myszy ku-ra. .end" nie. (le i tak natyc&miast poczu ciepo, spywaj"ce w d$ brzuc&a cik", gst" -al". ' 6ie wiem, co robi! ' szepna, wdmuc&uj"c mu pod ka-tan mieszanin rozgrzanego powietrza, niepewnoci, obaw, lecz i ulgi. 0ej ostatniej byo najmniej, ale bya. Debren wiedzia, sk"d si braa. Dcisk .endy trudno byo nazwa! symbolicznym. ' 6o co ty... ksiniczko... co ty wyprawiasz: ' %a gupia jestem, nie na m$j rozum... ' mruczaa, nie odrywaj"c nosa od jego ramienia. ' %br&l o przodk$w pyta, prawda: A Kusego, dziadka, tego trzeciego... Wiem5 zabroni m$wi!. Wiem. (le urok na ciebie rzuciam. M$j jeste, wosami w poduszce ogupiony. Wic powiedz. #o zec&cesz, zrobi. (le musz wiedzie!, rozumiesz: ' Duma i sy-ilis... #zy rozumiem: %a kogo mnie masz5 za telepat3 cudotw$rc:) 6i c&olery nie rozumiem) ' 6ie yj. Dobrze wiesz, o co pytam. ' 6ie wiem ' jkn". ' Aguc&a: ' M$wie, e mnie koc&asz. 6ie okamuje si ko... ' nie doko/czya. *rzez c&wil stali w bezruc&u, jednakowo sparaliowani b$lem. Debren by mczyzn" i czarodziejem. *ierwszy wzi" si w gar!. ' Abietnic si nie amie ' wymrucza, szukaj"c ustami jej uc&a por$d szorstkoci sztucznego wosia. ' 6awet dla koc&anki. (le ja niczego %br&lowi nie obiecaem. 6ie byo powodu. A przysowiu m$wilimy. 7owo. Wierzya mu, jeli miar" wiary moe by! podstawianie uc&a pod pocaunki i pomrukiwanie godne pieszczonego kota. (le wanie dlatego na jednym sowie si nie sko/czyo. Debrenowi byo wstyd, ba si, e uzna to za wykrcanie si od odpowiedzi, wic w przerwac& midzy wyprawami z uc&a na szyj i z powrotem lekko zdyszanym gosem gadko wyspowiada si z wszystkiego, co usysza i wszystkiego, co mu w zwi"zku z tym przyszo do gowy. %dumia sam siebie, bo to, co m$wi, brzmiao logicznie. *rzynajmniej w tyc& rzadkic& c&wilac&, gdy udawao mu si rozumie! wasne sowa. %a wiele takic& nie byo. 6ie ponioso go tak jak w a2ni, na tej zaczarowanej desce, w kt$r" wsi"ka jakoby krew .edoszki. 6ie zawdrowa nawet w poowie tak daleko. (le na sw$j spos$b posun" si dalej. *o raz pierwszy zac&owywali si jak prawdziwa para, umykaj"ca poza zasig ludzkic& spojrze/ i zaczynaj"ca si z miejsca caowa!. 4o i jej usta nie pr$noway. #zu je na szyi, dolnej szczce, obojczyku. 6ie pr$bowaa posuwa! si dalej, moe dlatego, e i on nie pr$bowa, ale mimo tyc& znamion rozs"dku byli koc&ankami i nikt nie m$g podway! tej oczywistoci. 8dyby nie blac&y skuwa3j"ce jej biodra, tu i teraz sign"by w d$, zadzieraj"c sp$dnic. ( ona opasaaby go pospiesznie swymi dugimi nogami, zawisa midzy jego napieraj"cym ciaem a szorstkoci" drzwi. Wiedzia, e tak by si stao, ona wiedziaa o tej jego wiedzy i dlatego byo to takie niezwyke. ' Ana te nie "daa obietnic ' usysza szept .endy. Adsuna si nieco, akurat na tyle, by by! syszan" i c&yba ani o wos dalej. ' %au-aa mi. (le musz... #o ci %br&l powiedzia o tym trzecim przodku: ' W og$le nie m$wi o przodkac&. 7k"d ci przyszed do gowy jaki trzeci: = co to ma wsp$lnego z obrazem: ' 6ie wiem ' przyznaa. ' Moe co sobie ubzduraam. (le gdy wspomnia, jak 4eloc&op wygl"da, kiedy go opisywa... .epiej go znasz. Widziae, eby si kiedy ba: MXY #&yba gotowa bya ust"pi!, zaakceptowa! jego wyjanienie. 1akimkolwiek by byo. ' .epiej: ' mrukn" z gorycz". ' (le masz racj. 6igdy. ( do dzi. ' Westc&n". ' Duma... A co tu c&odzi: #o jest takiego strasznego w beli skrzyowanej z pijanym jak bela c&opem: 0utejsza jeste, owie! mnie. ' 6ic. ' %n$w dotkna nosem jego barku. ' 7am &erb jest w gruncie rzeczy mieszny. ( %br&la przestraszy. 8ry- nie, smok nie, a gupi stary &erb... = przypomniao mi si, co o jego wacicielac& m$wi. ;e Kusy poleg, Donnie .isicy su"c, a p$2niej dziadek, gdy cnoty (mmy *o$wczanki broni przed demokracj". Wic gdym usyszaa, e o zasadzie trzec& razy m$wicie... 7taraa si zbagatelizowa! wyd2wik wasnyc& s$w nieco kpi"cym umiec&em. (le kiedy uj" w do/ jej ciep" od gor"czki twarz, wszystkie dodatki zniky i zostay tylko oczy wypenione trosk". ' #o byo na obrazie: ' zapyta. Wa&aa si jeszcze przez c&wil. ' Mia za mod" twarz. ' 1ej gos nieco dra. ' (le to 8wadryk. 6a pewno. ' 0en 8wadryk: ' %askoczya go. ' *an na 4elnicy: Ksi": M$wia, e z nic& czterec& on ostatni m$gby... ' ( jednak ' wzruszya ramionami. ' %amanego denara bym na niego nie postawia. Dziewki nigdy go nie poci"gay. Moe -aktycznie o polityk szo wr$d tyc& ja3godzin. (lbo po prostu *etunka... % trzec& c&op$w, kt$rzy tu s", dw$c& na zab$j zauroczya, a trzeciego te niezgorzej. Wic c&yba co w sobie ma. ' 6ie zauroczya mnie ' zapewni spokojnie, c&o! nie do ko/ca szczerze. ' (le mniejsza z tym. #o o jego wieku wspomniaa. ;e modo wygl"da na obrazie. ' >o,oletto naprawd m$g by! wielki. 7taraam si patrze! jeno na t gb pod przybic", ale zwyczajnie si nie dao. ' Westc&na. ' 0o tak, jakby w dusz jej zajrza. 0ej dziewczynie. *etunce znaczy. (le i nie *etunce. 4o taka inna tam jest, e a uwierzy! nie spos$b. ' 6ie c&c ci pogania! ' dotkn" drzwi. ' (le ona wie, e si tu nie dudkamy. %gadnie, o czym mowa. ( nie powinnimy o tym m$wi!. 6ie widziaem obrazu, ale si domylam, dlaczego tak bardzo nie c&ciaa go pokaza!. ' 0o cud, e si z jakiej skay nie rzucia. (lbo na n$. ( c&o!by i w ogie/. 8dyby widzia to spojrzenie... ' Ana widziaa i od samego wspomnienia zatrzso ni". ' *ierwszy raz si ucieszyam, e nosz te blac&y na zadku. ;e nigdy tak na miecz nie spojrz, jak ona na ten .eomira. ' Miecz .eomira: ' powt$rzy, marszcz"c brwi. ' 0en z &erbem: #o go w jednym szeregu z urynaem Wielkiego +anka...: ' 7kina gow". ' 0o wane: ;e akurat ten miecz... e >o,oletto go namalowa: ' 6ie wiem ' powiedziaa cic&o. ' 0o znaczy owszem5 akurat o mieczu wiedziaam, e bdzie wany. 6im powiedziaa, e gwaciciela z odsonit" twarz" przedstawiono. *omylaam, e gdyby to 8wadryk... 0en miecz od szeciu pokole/ wadcom 4elnicy suy. =m i tylko im. Wic gdyby to nim *etunk do ziemi... no, wiedziaabym, kto si pod przybic" ukrywa. = -aktycznie5 na obrazie jest i ksi", i jego miecz. 0ylko e nie w tym problem. ' ( w czym: ' Abejmowa j" delikatnie w talii, co byo przyjemne, lecz przede wszystkim poyteczne. %d"y zauway!, e robi si spokojniejsza, gdy jej dotyka. #zci" umysu umykaa wprawdzie w stre- marze/, ale przynajmniej .enda ju si teraz tak nie trzsa. ' *owiedziaam jej, e za modo ajdak wygl"da. 4ez imienia, ajdak po prostu. ( ona, e to przez matk. ' Matk: 1ej matk: ' *rzyapaa ic& kiedy z >o,olettem. 6a cakiem czym innym, nie malowaniu. ( e si gupio tumaczyli, e niby ukady anatomiczne !wicz", by obraz dobrze wyszed, to si zoliwa baba wzia za konsultowanie prac mistrza. ' ;artujesz... ' 0e mi si we bie nie miecio, by matka moga tak zareagowa!. (le pamitaj, e cakiem normalna to ona od dnia lubu ju nie bya. %reszt" one tu wszystkie z normalnoci" na bakier jakby. 6o i z tego konsultowania wyszo wanie odmodzenie rycerza. = &erb na zbroi. *etun3ka zupenie go nie pamitaa, a matka owszem5 z kwietMXZ nia LN^Z. (le to z &erbem r$nie mona tumaczy!. % >o3yoletta troc& telepata musia by!, skoro wicej i lepiej namalowa, ni dziewczyna zapamitaa. Wic z &erbem mogo by! tak jak z twarz" gwaciciela5 e z jej sn$w w jego sny jako podwiadome wspomnienie si przes"czyo. %a to z mieczem to mi oboje klina zabili. ' >o,oletto i *etunka: ' upewni si. ' Dlaczego: ' 4o to nie ten miecz. ' *o raz pierwszy umkna w bok ze spojrzeniem. ' 6a obrazie jest inny ni w rzeczywistoci. A ile wierzy! *etunce. ' =nny: ' Dpiera si, e nie takim jej rk unieruc&omiono. ' #iut si pogubiem... 6a obrazie, m$wisz, wida! miecz .eomira: #zyli ksi"cy: = 8wadryka, czyli ksicia: ( miecz inaczej wygl"da: %daniem *etunki: ' Wzruszy lekko ramionami. ' Moe >o,oletto co popl"ta. >zucia mu zniecierpliwione spojrzenie. ' Caktycznie si pogubie. Miecz >o,oletto namalowa jak ywy. %e szczerb" po becie *lebwiga, z oda"cy3mi srebrzeniami na klindze... ' 7rebrzeniami: 0en ksi" .eomir te musia wada! za demokracji, skoro tylko na srebro go byo sta!. ' .eomir nie by ksiciem. 4y biesiarzem. Wied2mi3nem, inaczej m$wi"c. %ab$jc" potwor$w. = kompozytu srebra ze stal" nie dla ozdoby uywa, a w wiadomym celu. (le nie o nim m$wimy. M$wimy, e 8wadryk nie mia jego miecza, gdy *etunk na jagodac& zdyba. W kadym razie... no, wiele na to wskazuje. Debren zastanawia si, marszcz"c brwi. 6ie tyle nad przesankami, na kt$ryc& opara wniosek. 4ardziej intrygowa go wniosek numer dwa. 0en zawieszony w powietrzu, niewypowiedziany. ' 6ie mia, bo *etunka pamita inaczej: ' zapyta. ' Wierz jej. #&ciaa si zabi!. 4ardzo. 0o wida! w jej twarzy, i to wida! tak, e ciarki po krzyu c&odz". Wiesz, em prostaczka, wic wprost spytaam, czy jest pewna, e to nie ten miecz. 6ajpierw to mnie w og$le nie zrozumiaa, bo od patrzenia na obraz jakby pa" przez eb... (le w ko/cu do niej dotaro. Dmiec&na si, tak okropnie smutno, pokazuje szczerb *lebwiga i m$wi5 H1akby m$j to mia, nigdy bymy nie porozmawiayI. ' *rzerwaa na c&wil. ' 6a mieczac& si nie znasz, wic wyjaniam, e w tyc& nowoczesnyc&, redniowiecznyc&, zastawy prawie nigdy patnerze nie ostrz". We wczesnowieczu kr$tszyc& kling uywali, bo to i zbroje lekkie, i stal droga... (le ju od dobrego wieku za jelcem jakby dalszy ci"g rkojeci si kuje, ciki, gruby i tpy. 0o daje lepsze wywaenie, bro/ jest odporniejsza, no i rycerz doni nie pokaleczy, gdy bez rkawicy bdzie za szybko zbyt dugie ostrze z poc&wy wyci"ga. A taki miecz, gboko w ziemi wbity, nie da si y w nadgarstkac& poprzecina!. Wic tak sobie myl, e *etunka m$wi prawd. 8wadryk w LNMO nie na potwory jec&a, a na mor,ackic& knec&t$w, kt$rzy zawsze dobrze opancerzeni c&adzali. = c&o!by dlatego lekki biesiarski miecz nie byby dla niego najlepszy. 0o po pierwsze. ( po drugie, demokraci nie daliby mu go. 4o to symbol. Moe i od korony waniejszy. Wadcy, co tron pr$buje odzyska!, sawny miecz przodk$w duo bardziej si przyda ni cay komplet monarszyc& insygni$w. 6ie mam pewnoci, ale c&yba dopiero w czasie 1esieni Kr$l$w, gdy wolno! wybuc&a i demokratyczne zaogi po zamkac& rozbrajano, miecz .eomira razem z reszt" skarbca wpad w rce 8wadryka. ( to byo dziesi! lat p$2niej. ' = co z tego wynika: ' 7am wola nie snu! domys$w. 0en, kt$ry wypyc&a si nac&alnie przed pozostae, by zbyt ponury. ' 6ie wiem F powiedziaa, patrz"c mu w oczy. Musiaa patrze!. 4o mijaa si z prawd" i nie c&ciaa, by wzi" to mijanie za zwyke kamstwo. Duma i sy-ilis... Wic jednak. Aboje myleli o tym samym. % wysikiem przekn" lin. ' (... %br&l: #o ma do tego...: ' urwa, bo stawiaj"c pytanie sam znalaz odpowied2. Klock$w byo dostatecznie duo. W kt$rym momencie przekroczyli punkt krytyczny i oto nagle zaczy im si ukada!. Abrazek nie by adny, ale nie spos$b mu byo odm$wi! poprawnoci. ' 4oe... ' Moe to nie tak ' szepna. *rosia spojrzeniem, by MXO popar j" w tej nadziei. ' Moe... bo ja wiem... >o,oletto zawdrowa tu przez 4elnic: = gdzie po drodze zobaczy to, co potem namalowa: Mogo tak by!, prawda: % wa&aniem skin" gow". 1ako magun powinien to zrobi! energiczniej. Abowi"zkiem maguna jest waenie prawdopodobie/stw, a patrz"c od tej strony obie &ipotezy byy sobie co najmniej r$wnowane. (le nie umia spojrze! na problem c&odnym wzrokiem -ac&owca. 1u nie. 7tali potem jaki czas, to zerkaj"c na siebie, to umykaj"c ze spojrzeniami. ;adne nie odwayo si postawi! pytania. 4o raz postawione, oznaczao konieczno! podjcia decyzji, a oboje czuli, e cokolwiek zdecyduj", popeni" b"d. Wic milczeli. #o te byo bdem. 8dyby kt$rekolwiek m$wio, c&o!by szeptem, prawie na pewno przegapiliby dobiegaj"ce zza ciany, stumione nienym dywanem postukiwanie ko/skic& kopyt. G ' Moe to nie ko/ ' spr$bowaa po raz kolejny .enda. ' Ko/ ' zapewni Jeyn, sigaj"c po nastpny zastru3gany koek. ' 0o! parska. =nszy zwierz nie parsknie. *rzyoy koek do dziury, wydr"onej w pododze &alabard". %br&lowi wystarczyy dwa uderzenia obuc&em ber3dysza, by dugi na okie! kawa drewna ugrz"z w deskac&. >otmistrz kopn" go na pr$b i odoy top$r. ' 6ie m$wi"c o tym ' popar gospodarza ' e insze zwierzta na wasnyc& nogac& c&adzaj", nie ko/skic&. ' Migny ci jeno ' wzruszya ramionami. ' <ajno wida! przez t szpar. ( jeszcze noc"... ' 8$wnie pieszo su F przyzna, podnosz"c blat stou i ukadaj"c przy linii wbityc& w podog kok$w. ' (le wanie dlatego na ko/skic& nogac& niezgorzej si znam. 0rzeba wiedzie!, gdzie bi!, by szaruj"cego rycerza obali!. ( nie ma lepszego sposobu, ni konia pod nim pooy!, po nogac& tn"c. >az, e nikogo nie zatratuje, co si tym bez je2d2ca zdarza, a dwa, e zapor swoim i rycerskim ciaem czyni, w dodatku yw", miotaj"c" si i przez to... ' 6ie c&c tego suc&a! ' burkna. ' #&amski to spos$b, niewinne zwierz po pcinac& siec. 6ie wiem, czym si c&wali! pr$bujesz. ' *ewnie tym ' wyrczy rotmistrza Debren ' e co takiego przey. #o si nieczsto zdarza. 4o i po uyciu c&amskic& sztuczek mao kto ywy spod pancernej szary wyc&odzi. Masa, plus odporno! na ciosy, plus zapa bojowy to nie w kij dmuc&a, prawda, %br&l: ' 9wita ' podc&wyci oc&oczo %br&l, posyaj"c *etun3ce nieco c&epliwe spojrzenie. ' *amitam, jak raz jeden baron, co dwie wsie za zbroj dla siebie i konia odda, w owej zbroi na wylot cay szyk przedziurawi, c&o! na dziesiciu c&opa w g"b stanlimy, z trzema szeregami tarczownik$w z przodu, a wszyscy dobrze okryci i same pro-esjonay. ( i tak przejec&a, sukinkot. *o bitwie c&opaki tra-ienia na pancerzu liczyli i do dw$c& kop doszli, nim im si rac&uba zgubia. ( baron, wystawcie sobie, jeno paru si/c$w i smrodu si nabawi. ' 0e by si nabawi ' odcia si .enda ' jakby ci sto dwadziecia razy czym ostrym pc&nli. ' 1a nie o tym ' stkn", przesuwaj"c za jednym zamac&em poow spitrzonej przy drzwiac& barykady. ' % tyu wie bya, a w niej gnoj$wki. 6ie wy&amowa, wpad w najgbsz" i ugrz"z. ' Aceni stabilno! stosu aw, sto$w i pustyc& beczek, przytoczonyc& z piwnicy. ' 6o, powinno wytrzyma!. (by jeno dobrze belk ustawia, kozo. 4elk" oc&rzcili zbit" z czterec& awkowyc& siedzisk konstrukcj, kt$rej dugo! dobrano tak, by dawaa si wbija! midzy drzwi a odsunit" w g"b izby barykad. .end" zarzucio, nim w og$le ustawia si nad belk" i c&wycia porz"dnie. Debren nie skoczy, by j" wesprze!5 w skrytoci duc&a mia nadziej, e upadnie. 0o otrze2wioby par os$b. 6ie upada jednak, a kiedy ju poderwaa belk, ta zadziwiaj"co szybko tra-ia w wyznaczone miejsce. ' W bramie mogaby pracowa! ' poc&wali dziewczyn rotmistrz. *o czym, zre-lektowawszy si, doda5 ' A miejskiej m$wi, nie jakowej wewntrznej, co to w niej... ' Do wewntrznyc& si panna .enda nie nadaje: ' zainteresowa si Jeyn. ' Dlaczego: ' #&arakter mam pody ' mrukna pod nosem. MNL ' %a dua jest. ' 8os %br&la zla si w jedno z jej gosem. ' ( praca w bramie wymaga... ' zaj"kn" si. ' %naczy si... od dziewki... ' 4y mniejsza bya ' doko/czya za niego, z ponurym, bo ponurym, ale jednak umiec&em. %br&l sign" do czoa. Moe po to, by przetrze! pot, a moe po to, by zsun"! kolczy kaptur, nim zacznie wali! gow" o cian. Debren mia dziwn" pewno!, e pod drucian" plecionk" uszy pon" mu czerwieni". = nie podobao mu si to. 6ie potra-i przypomnie! sobie %br&la zakopotanego z powodu .endy. ' Mae lepiej si nadaj": ' dr"y temat Jeyn, nasadzaj"c &em i sigaj"c po &alabard. ' Mylaem, e w takiej bramie, z dr"giem maj"c do czynienia... ' 6ie gadaj tyle ' o-ukna go ona. ' 4o konia sposzysz i caa robota na marne p$jdzie. Aderwaa oko od wydubanej midzy belkami szczeliny, przez kt$r" %br&l wypatrzy ko/skie nogi, d2wigna si z kolan. 7krzywiona, masowaa krgosup w krzyu. Debren po raz pierwszy zapa si na myli, e jest ju stara. Wygl"daa znakomicie, niepor$wnanie lepiej ni przecitna kobieta w jej wieku, jednak po czci take dlatego, e w wieku czterdziestu trzec& lat przecitna kobieta ju dawno bya objedzonym przez robaki szkieletem. Ana trzymaa si znakomicie, ale co innego dobra kondycja, a co innego kondycja wojownika. %br&l powinien j" odliczy!. 8ry- zdyc&a. Kto zdyc&aj"cy nie przestraszy si mioty. ' 6ie uciek: ' zapytaa .enda z resztk" niemiaej nadziei. = odpowiedziaa sama sobie z -aszywie brzmi"cym przekonaniem5 ' 6a pewno uciek. 0c&$rzem podszyty, a %br&l takiego &uku narobi, meble r"bi"c... = Debre3na jak nic wyczu, a oni si nie lubi". 6ie przypadkiem z mostu umkn", c&o! wok$ gry- i wilkoaki. ' 7toi ' stwierdzia kr$tko gospodyni. ' (ni drgnie. ' 6ie rusza si: 0o moe zamarz: ' 6ie ap mnie za sowa ' mrukna *etunka. %erkna ukradkiem na rotmistrza, zawa&aa si. ' .epiej... mog ci prosi!: 6a pacierz ' wskazaa drzwi kuc&ni. MNM ' Modli! si bdziecie: ' zdziwi si Jeyn. ' 0o moe lepiej pospou... ' 6ie bdziemy si modli! ' ucia. ' *acierz czasu mam na myli. ' *ann .end nogi bol" ' zauway przytomnie. ' *acierz to jej zejdzie, jakby c&ciaa do szynkwasu doku3tyka!. ( do drzwi kuc&ennyc& to bdzie... ' podrapa si po gowie, pomagaj"c sobie tym sposobem w nieatwyc& rac&unkac&. ' 6o i z powrotem... ' 0y te nie ap mnie za sowa ' rzucia ostrzej. ' 6a popasac& pta! go musielimy ' poci"gna w"' _ tek konia .enda. ' 0ak Debrena nie lubi. 6ie dziwota zreszt", bo mu towarzysza paskudnym piorunem porazi, G jego samego o mao co... Dziw, e z wasnej woli wr$ci. ' ( waciwie po co: ' zacz" z innej, pewnie atwiejszej beczki Jeyn. ' 4o re! c&ce ' zniecierpliwi si rotmistrz, ustawiaj"cy si ju przy drzwiac&. ' = nie c&ce da! re! *isklakowi. Koniny konkretnie. 6ie poganiam, ale jak tak bdziemy... ' *ytam, co *etunka c&ce z pann" .end" w kuc&ni czyni! ' wyjani oberysta. ' 0o, co Debren ' zotowosa posaa dziewczynie wymowne spojrzenie. ' Wybacz, miku. >ozumiem potrzeb popiec&u, ale to wane. Wypad, jak sam zaznaczye, ryzyko z sob" niesie. Mog zza tyc& drzwi nie wr$ci!. ' *etunko) ' jkn" Jeyn. ' 6ie r$b mi tego) ' 6ie ap mnie za sowa. ' 0ym razem zgania go cieplejszym tonem. = dodaa5 ' 0o! ci nie zostawi. ' 6ie martw si, Jeyn ' rzuci c&murnie %br&l. F 1a si robot" zajm. 6owoczesny jestem, prawda, ale tak ze wszystkim to jeszcze nie cakiem. 1eszczem si nie nauczy spokojnie patrze!, jak baba jedna z drug"... ' 0o ci wnet korepetycji udzielimy ' rzucia &ardo .enda. Debren pomyla z uznaniem, e przynajmniej re-leksu jej nie brakuje. 4yskawicznie podc&wycia okazj, mijaj"c gospodyni i ruszaj"c z gniewn" min" ku drzwiom na ganek. *etunka, c&c"c odci"gn"! j" teraz ku tym drugim, wiod"cym w g"b budynku, musiaaby powt$rzy! caMNX " kwesti. ( to nie byo takie atwe. %bieraa si na odwag bardzo dugo, pewnie od pierwszego spojrzenia .endy na obraz. 7pr$bowaa, nie wyszo, a czas goni. Musieli si spieszy!, jeli c&cieli odzyska! wierzc&owca. ' 1emu:) ' oberysta wodzi otpiaym spojrzeniem od twarzy do twarzy. ' %naczy si... niby e %br&l...: ' 4aba jedna z drug" ' doko/czya .enda, sigaj"c po wspart" o cian &alabard ' same sobie poradz". Mam racj, *etunko: ' %otowosa staa, gryz"c doln" warg, i c&o! nie udzielia odpowiedzi, Debren oceni, e bya skonna si zgodzi!. ' .epiej bdzie, jak staniesz z kusz" w progu i po prostu popilnujesz, by nam nie przeszkadzano. ' % kusz":) ' powt$rzy oszoomiony Jeyn. %br&l te wygl"da na mocno zaskoczonego. ' Mam sta! z boku i si gapi!: F zapyta. ' 1akby co, pomoesz ' wzruszya askawie ramionami. ' #&o! myl, e sobie poradz. Kociak ognisty, nie powiem, alem ju przecie raz do zadka mu si dobraa. ' 6a rany Mac&rusa... ' Jeyn opad ciko na ostatni" aw, kt$ra unikna mobilizacji i przemianowania na element jednej z barykad. ' *etunko... #o ona gada: ' Widziaem ' %br&l te potrz"sn" ramionami. ' 1eno nie wiem, czym si tak przec&walasz, smarkulo. 0ym strzaem w rzy!: 0o pieszczota bya, nic wicej. ' 6ic wicej: ' jkn" oberysta. ' ( c$ jeszcze miaa uczyni!: ' 6o... ' %br&l zre-lektowa si, posa dziewczynie spojrzenie zblione do przepraszaj"cego. ' Cakt. .enda nie bardzo miaa czym... (le jeli pytasz, jak si takowe sprawy -ac&owo zaatwia, to sobie zakarbuj w pamici5 trza c&opa na sc&wa, co bro/ niekoniecznie dug", za to koniecznie grubac&n" i solidn" mocno obur"cz zapie i od dou w ywot wrazi, ale tak, by a w trzewia, najgbiej jak si da... 6ie powiem, od tyu te mona, c&o! niekt$rzy powiadaj", e nie bardzo si godzi, wszelako i od rzyci zac&odz"c trzeba... ' 6ie musz tego suc&a! ' oznajmi nieoczekiwanie Jeyn dziwnym, na poy martwym, na poy uroczystym tonem. 4y blady, ale tego Debren dopatrzy si dopiero MNN p$2niej. Wczeniej zauway drenie doni, ukadaj"cyc& bet w korytku napitej kuszy. ' 6ie: ' zdziwi si rotmistrz. ' %naczy... c&cesz rzec, e jak ja przywal, poprawia! nie bdzie trza: 6o tak ' pokiwa skwapliwie gow", rzucaj"c spojrzenia kobietom. ' #o prawda, to prawda. 6ie c&wal"c si, nikt po mnie dot"d nie musia roboty doka/cza!. (le wiesz, Jeyn5 r$nie bywa. = najlepszemu czasem moe nie wyj!. Wic lepiej by wiedzia, co i jak, bo wtedy tylko ty zostajesz. Akolica odludna, spustoszona, ludzi mao, a wilkoak$w... ' *etunka nie zec&ce: ' doko/czy Jeyn. % niemia", bardzo boja2liw" nadziej". Debren zassa gono powietrze. 6agle zrozumia. ' 6ie zec&ce: ' %br&l nie zrozumia. ' ;e niby... do lasu c&adza!: 6o... moe. #&o!, na iem zdoa pozna! tw" maonk, niewiasta z niej na sc&wa, wic i wilkoak jej pewnikiem niestraszny. (le nie o tym c&ciaem... 0o przyszo!, p$ki co, odlega. 6a razie o przekraczaniu progu m$wimy. = wanie wzgldem owego przekraczania... Wolabym, by odoy t kusz. ' 4et, c&o! dopiero za trzecim razem z winy dygoc"cyc& doni, tra-i jednak do korytka i Debren udzi si przez c&wil, e rotmistrzowi przynajmniej poluzoway si uski na oczac&. %waszcza e jego gos zrobi si troc& bardziej mikki, nieco zakopotany i nieco przypoc&lebny. ' Wiem, e do tego nie nawyk, ale... 6o, kr$tko m$wi"c, wolabym ciebie do pomocy, a nie .end. ' Jeyn zamruga powiekami, posyaj"c mu pene niedowierzania spojrzenie. Debren kl" w duc&u i pr$bowa zrozumie!, jak sprawy mogy zabrn"! tak daleko. ' %awsze co c&op, to c&op. 7am sobie powinienem poradzi!, ale jak kto z tyu ma sta! i w razie czego wspom$c, to wol, by inszy mczyzna. 6o i ona w nogac& sabuje, a przy tej robocie nogi moe i od sprawnyc& r"k waniejsze. ' A praktyce i sercu e zapomnia ' mrukna .enda. Wsparta o &alabard, niemal owinita wok$ drzewca niczym bluszcz wok$ palika, wygl"daa zarazem uroczo i bojowo, ale zerkaj"cy na jej ydki Debren nie mia cienia zudze/, e to jedynie niezamierzony e-ekt uboczny. +alabarda suya wprawdzie do zadawania szyku, tyle e polegao to nie na eksponowaniu babskic& kr"goci, a na popisywaniu si umiejtnoci" samodzielnego stania. ' 7erca Jeynowi nie brak. ' %br&l zrozumia, co miaa na myli. ' Miuje *etunk, wic motywacj ma. 4o przecie to dla niej za te drzwi poleziemy ' doda z lekkim, lecz wyczuwalnym naciskiem. ' ( praktyka: ' nie ustpowaa dziewczyna. ' 4ez urazy, panie Jeyn, wiem, e dw$c& syn$w macie, obu na sc&wa... (le pewne rzeczy trzeba umie! robi!. Ad mistrz$w wiedzy zaczerpn"!, potem praktyki nabra!... 7ame dobre c&ci nie starcz". ' 1a... wiem ' wykrztusi oberysta. Debren zastanawia si gor"czkowo nad krokiem numer dwa, czyli wyborem midzy telekinez", telepati" a neutralnym staniem z boku. Kade rozwi"zanie miao swoje minusy. 6a szczcie z krokiem numer jeden nie byo problem$w5 cokolwiek zrobi, lepiej bdzie robi! to moliwie blisko Jeyna. Moc czaru, jak wiadomo, maleje z kwadratem odlegoci, a i przed przypadkowym postrzaem atwiej si uc&roni!, maj"c kusz w zasigu ramion. *owolutku i dyskretnie zacz" przesuwa! si w stron zajtej przez Jeyna awy. ' ( co si motywacji tyczy ' posza za ciosem .enda ' to mi si wanie przypomniao, co Debren o owej rozwi"zej dziewce, >onsoise, wspomina. ' 1a: ' zdziwi si magun. ' 6iec& bdzie, e midzy wierszami i niekoniecznie mnie osobicie. (le jak si przy jednym ognisku sypia z dru&ami, co dawne boje wspominaj"... 1akem zrozumiaa, darmo nie c&ciae jej usug wiadczy!, %br&l, c&o! serce ci si ku dziewicy rwao. Masz zasad5 jeno za pieni"dze. ' %a pieni"dze: ' zaniepokoia si nagle wyra2nie roz3kojarzona *etunka. ' #o o dziewicac& m$wia: ' Dobrego rodu i w okrutnej potrzebie ' podkrelia nie bez zoliwej satys-akcji .enda. ' 6awet i od takowyc& im! %br&l got$wki "da. ' 4o cec&... ' zacz" rotmistrz. ' 0o! nie wytykam ci, e 2le czynisz. 6ie zrozumiae MNV mnie. 7zanuj cec&owe kodeksy. = wanie dlatego uwag L zwracam. 4om ci yczliwa. *etunka groszem nie mier' L dzi. %a darmo wic tyka nadstawisz, jak za owe drzwi = wyjdziesz. ' 0yka:) An:) ' Jeyn nie wytrzyma, poderwa si z awy. Debren wytrzyma, nie skoczy. Kuszy, c&o! ci' i skaj"ce j" palce a pobielay, w nikogo nie wymierzono, j *rzypadkowy postrza przez c&wil zagraa Dropowi, ale L wyc&owane w lesie i oswojone z wojaczk" ptaszysko by' j skawicznie przenioso si na t sam" co Debren stron oberysty. ' 0o znaczy... ' .enda zaczerwienia si nieoczekiwa' j nie. *ewnie dlatego nikt poza bezpieczn", ulokowan" na _ prawo od Jeyna dw$jk" nie zwr$ci uwagi na paskudne ) zestawienie wzburzonego oberysty i gotowej do strzela' i nia kuszy. ' 1a... przenoni uyam. 6ie e konkretnie... = 6ie gap si tak, %br&l. 7am pewnikiem niejeden raz L przed bitw", do podwadnyc& przemawiaj"c... %br&l gapi si jednak. *rzenikliwie. Debren natyc&' L miast wyzby si resztek w"tpliwoci. ( take znalaz wy' = janienie ewidentnej lepoty i guc&oty tego akurat ucz' = stnika dyskusji. >otmistrz mia o czym myle!. 0ak jak .enda, od po' ` cz"tku miotaj"ca si midzy c&ci" zdobycia konia a g' * bok" niec&ci" do jego zdobywania na sugerowany przez %br&la spos$b. ' W takic& razac& F mrukn" rotmistrz F o nadsta' i wianiu piersi m$wi. W mojej rocie nikt boju z myl" o wasnej rzyci nie rozpoczyna. ' Dmilk na c&wil, poc&murniej"c coraz wyra2niej. ' (le skoro ju sowo pado... nie przypadkiem, jak po twej minie widz... ' .enda, ciut za p$2no, ucieka spojrzeniem w d$, ku bosym stopom. ' Debren, ciebie te bym za kuc&enne drzwi poprosi, jeli mona. Mam may... ' 6ie mona))) ' wrzasn" znienacka oberysta. Magun mia ju w m$zgu jak" tak" nadwyk wolnej energii i odpowiednio uoone palce prawej doni, ale nie zaryzy kowa telekinezy. Jeyn nie przymierza si do strzelania, kusz trzyma jedn" rk" i kada interwencja moga przynie! r$wnie wiele szkody, co poytku. MNZ ' Jeyn) ' zaskoczona *etunka niemal podskoczya. ' Wiem))) ' wydar si jeszcze goniej. 7poszony ko/ parskn" za cian", dowodz"c, i wbrew obawom .endy jeszcze nie zamarz. ' = wstyd mi))) (le nic nie poradz))) %aco-any jestem))) 7oma mi z but$w sterczy))) %acianek))) (le tego ju nie zdzier))) ' *anie Jeyn ' zacz" Debren najagodniej jak potra-i ' to nie tak, jak wam si wydaje. ' #o c&cesz, to robi))) ' Jeyn nie zwraca uwagi ani na niego, ani na kusz, kt$r" wymac&iwa, jakby bya ze somy, a nie solidnego drewna i stali. ' W stogac&, na stole, pod stoem, przy kominku, w peruce, zwi"zany nawet))) Miuj ci, to robi))) % .end" c&cesz popr$bowa!:) ( niec& tam, zgoda) 6iewiasta jest, to a tak nie zaboli, c&o! wol nie myle!, jak to strzelanie w rzy! w jej wydaniu wygl"da) (le eby we troje, ze %br&lem: = ebym ja mia pomaga!:) 4o z *etunki ognisty kociak i %br&l sam moe nie podoa!:) = ebym za to paci, bo mu cec& nie zezwala darmo nikogo przec&doy!:) ' 0o akurat... ' wymamrotaa oszoomiona jak caa reszta .enda ' akurat... zezwala. %naczy... prywatnie... ' *rywatnie:) *rywatnie to moe bym jeszcze zni$s) ' Jeyn pokrzykiwa coraz ciszej, w miar jak rozalenie i gorycz wypieraa zo!. ' %waszcza jakby z myl" o poytku, c$reczk *etunce majstruj"c... (le w takiej kupie: 1eszcze z Debrenem na czwartego:) (kurat po was, panie czarodzieju, tom si cakiem nie spodziewa... ' 6ie, ja nie... ' Debren odruc&owo potrz"sn" gow". *o czym zakl", tym razem ju na gos5 ' Duma i tr"d... 0o znaczy oni te nie... 6ieporozumienie si do dyskusji wkrado, panie... ' Jeyn... ' wykrztusia zotowosa i buraczkowa na caej twarzy, nie tylko na ustac&, oberystka. ' 7trzelanie z .end" w...: 4oe) %br&l te c&cia co powiedzie!, ale wczeniej za&aczy spojrzeniem o *etunk. Aczy mu si rozmaliy i nic nie powiedzia. Debren zakl", zn$w w mylac&. % kt$ryc&, nie bez trudu, wypiera kawaek po kawaku obraz zbliony do tego, jaki najwyra2niej dopad rotmistrza. c ' A gry-ie cay czas m$wimy. ' .enda, o dziwo, wykazaa si najzimniejsz" spor$d obecnyc& krwi". *oliczki jej si zar$owiy, lecz na tle gospodyni wygl"daa niemal blado. ' = jego rzyci. 6ie *etunki. %naczy... poladkac&. 7koro o *etunce mowa. ' %a kretyna mnie macie:) ' Jeynem szarpna kolejna -ala gniewu. *ar os$b rozc&ylio usta, ale nikt jako nie przem$wi. ' (lbo guc&ego:) Dszy ze trzy razy w niedziel myj, jako i ca" reszt) Dla ciebie) ' zwr$ci si do bezpaowo wstrz"nitej maonki. ' *o opa ganiam, c&o! w lesie jak nie gry-, to wilkoak czy upi$r) Astatnie grosze na wiece wydajemy) ' 9wiece: ' .enda zerkna niepewnie na zotowos". 1 *o czym szybko odwr$cia wzrok. ' Wszystko rozumiem) 6im-o-ilka jeste... ' ...manka ' poprawia *etunka szeptem. ' 1ak zwa, tak zwa) = jak powiadam, .end bym ci darowa, c&o! z nim-y niewiele w sobie ma... ' Dziki, panie Jeyn ' mrukna dziewczyna z lekk" gorycz". ' (le nie ka mi si spokojnie przygl"da!, jak moja ukoc&ana maonka w mojej wasnej kuc&ni, na jakie wyszukane sposoby, z tr$jk" przyjezdnyc&... niec& bdzie, e dobryc& sk"din"d ludzi... Ko/czy niemal szeptem. %aopatrzony w strzemionko koniec kuszy opad ku pododze, opar si o ni", jak do napinania. Debren odetc&n". *omyla, e powinien podej!, wyj"! delikatnie bro/ z nieobliczalnej doni. *etunka okazaa si szybsza. 1eszcze przed c&wil" staa jak sparaliowana z p$tora s"nia dalej ' i oto, niczym kuglarz zabawiaj"cy jarmarczn" gawied2 kr$tkodystansow", do! atw", ale e-ektown" teleportacj", znalaza si w ramionac& Jeyna. #zy moe raczej5 on znalaz si w jej ramionac&. ' 8uptasie gupi, co te ci do gowy przyszo... 0o ja ci nigdy, ani ociupin... Jeynku, no co ty: 6ie staraa si m$wi! cic&o, nie dbaa o to. 8os sam opad do poziomu szeptu, bo pewnyc& deklaracji nie wykrzykuje si co si w piersiac&, nawet gdy ludzi jest tylko dwoje, a dookoa guc&e pustkowie. 6ie przeszkadzali jej stoj"cy wok$, ale tak jako wyszo, e niepostrzeenie dla siebie Debren znalaz si na drugim ko/cu izby, w przejciu midzy wsc&odni" cian" a ko/cem szynkwasu. % .end" przy jednym, a %br&lem przy drugim boku. 6ie patrzyli na siebie. >otmistrz unika te spogl"dania ku drzwiom wejciowym i odsunitej od nic& barykadzie, na tle kt$rej zotowosa kobieta tulia do piersi msk" gow, szepc"c co i przeplataj"c sowa pocaunkami. 1aki czas nikt si nie odzywa. 6a szczcie nie byli sami. ' Agierrr warrruje u wrrr$t ' przypomnia Drop, l"duj"c na pustym legarze pod beczk. %br&l przesun" ponurym spojrzeniem po zakurzonyc&, r$wnie pustyc& p$kac&. ' 6apibym si, psiakrew. ' *omilcza c&wil, po czym przybra sztucznie obojtn" min i zwr$ci si do dziewczyny5 ' Kopnaby si do piwniczki, kozo. 8"siorek tam jeden c&yba widziaem. %ejdziesz po sc&odac& i skrcisz... ' Kark ' doko/czy Debren. ' 0roc& konsekwencji, %br&l. 6ogi ma za sabe, by z tob" po konia c&adza!, a do piwnicy to ju dobre: ' Mog i! ' wzruszya ramionami .enda. ' 1ak ty na dw$r nie poleziesz. *opatrzyli sobie z rotmistrzem w oczy. ' (&a ' mrukn" po c&wili. = przeni$s spojrzenie na Debrena. ' %naczy si, i tobie to przyszo do gowy... 6o to moemy c&yba za drzwi kuc&enne nie c&odzi!, mistrzu. ' Jeynowi uly ' umiec&na si zoliwie. Debren wyczu jednak, e nie o tradycyjne docinanie szo, a o zmian tematu. ' 1u ty lepiej Jeyna nie wspominaj ' mrukn" %br&l. ' 6arozrabiaa jak pijany kowal w kramie z garnkami. ' 1a: ' ( kto wszem i wobec rozgasza, e idzie si z Debre3nem dudka! w kuc&ni: ' %arumienia si z lekka. ' <ajno L ka, jak *etunka z takim durniem wytrzymuje... 6ikt nie odpowiedzia. .enda c&yba zamierzaa, ale w por ugryza si w jzyk. ' A co c&ciae zapyta!: ' Debren osobicie wolaby nie pyta! o nic, uzna jednak, e lepiej wzi"! byka za rogi ju teraz, nim %br&l wyci"gnie ostateczne wnioski z nie typowej wstrzemi2liwoci i agodnoci dziewczyny. =nna sprawa, e c&yba ju wyci"gn". 1ak na kogo, kto od dobrej sz$stnicy pogania pozosta" czw$rk, wyj"tkowo dugo zbiera si teraz do odpowiedzi. ' #iebie: #iebie to o dwie sprawy. ' ( nie jego: ' .enda, c&o! nie patrzy na ni", czy moe wanie dlatego, natyc&miast wyc&wycia niedopowiedzenie. = umiec&na si, raczej przyja2nie ni kpi"co. ' %e mn" te za kuc&enne drzwi si wybierae: %awa&a si. ' 6o... po prawdzie, to miabym spraw. (le najpierw z Debrenem c&ciabym... 6a osobnoci, jeli aska. ' Mam i! po g"sior: ' Debren jkn" w duc&u, bo i ta kwestia wypada serdecznie, ani troc& jadowicie. ' 1u lec. (le moe piwa by wola: ' 0o! artowaem. .enda, c&yba nie mylisz, e bym ci na tyc& nogac&... *rzy kominku sobie si"d2, odpocznij, zagrzej si troc&. 4yo gorzej, ni Debren przypuszcza. %br&l te zac&owywa si, jakby pomyli pyskat" 4elniczank ze sw" redni", t" najmilsz", drapi"c" si tatce na kolana i wypytuj"c" o we&rle/skie beluardy z kozami. ' 1eli to nic bardzo osobistego ' powiedzia magun ' wolabym, by .enda zostaa. 1ak to si m$wi5 jedn" -ur" jedziemy. ' 7k w tym... ' rotmistrz, wyra2nie zakopotany, drapa si po brodzie. ' 6o, troc& osobistoci... c&o! moe bardziej osobliwoci... ' 4rrrak zrrrozumienia ' poskary si Drop. ' Cakt. 6ie poganiam, ale m$gby m$wi! janiej. ' Wybaczcie, waszmociowie. = ty, .enda, te. Astatnia jeste, kt$r" bym odgania przy takowyc& problem$w poruszaniu. ' Dziewczyna, c&o! staraa si tego nie okazywa!, jakby ciut pojaniaa. ' ( jam dure/. 1edno si MYL wszak z drugim splata, wic i tak bym pewnie musia... Debren, mog j" na szynkwas posadzi!: 1asny rumieniec .endy byskawicznie przeistoczy si w gboki, ale to magun popisa si re-leksem. ' 4yleby za zadek nie apa. *od pac&ami ujmij. *ogratulowa sobie w duc&u. Dziewczyna oprzytomniaa dopiero na g$rze, gdy rotmistrz co-a apska. Adruc&owo omal nie skoczya z powrotem, ale na szczcie pknite kolano bolao i przy zginaniu nogi. W por przypomniaa sobie, jak potra-i zabole!, gdy si skoczy. ' %dumielicie:) ' pozostao jej parskanie gniewem. ' 7ama by si nie wdrapaa ' wyjani nie-rasobliwie Debren. ' Akrutnie wysoki ten szynkwas, cakiem nie jak na wczesnowieczn" populacj. ( zn$w stanie twoim nogom nie suy. ' <ajno ci moje nogi obc&odz") ' 7trac& przed mskimi do/mi, zastygaj"cymi nagle na twardyc& od stali biodrac&, przed zdziwieniem w buryc& oczac&, a potem zrozumieniem i litoci", dopad j" dopiero teraz. *rzez c&wil bya naprawd za. Debren pomyla, e gdyby sta bliej, odaowaaby mniej obola" z n$g i wymierzya mu kopniaka. Kiedy indziej %br&lowi, kt$ry sta wystarczaj"co blisko, pewnie te. (le nie tej nocy. #&o! to %br&lowi si naleao. 8$wnie za to, e po trzec& dobac& znajomoci nie zorientowa si, co dziewczyna nosi pod portkami, a teraz sukienk". ' W terminie u mnie jeste, a mistrz ma dba! o zdrowie czeladnika. We wasnym interesie. Kulawy raz dwa po piwo nie skoczy. 0ote jako mistrz ci m$wi5 z twoimi nogami nie jest dobrze i masz o nie lepiej dba!. ' *rrrawda ' wspar Debrena Drop. ' %amknij dzi$b) 8uzik si na babskic& nogac& znasz) ' (le ja si znam ' do"czy do mskiej druyny rotmistrz. ' 0rzy dziewuszki w domu, %drenka kiedy... = na wojowaniu te co nieco. Wic ci powiem, e si ta wycieczka po konia moe jak niejedna wycieczka z oblonej twierdzy sko/czy! i odcici od -urty zostaniemy. % uporem c&adzasz boso, a na dworze mr$z siarczysty. *alce *oodmraasz i ci"! bdzie trzeba. MYM ' *rzynajmniej w cimy wlez ' mrukna pod nosem. ' Dla wiata urody ci przybdzie, bo zakadam, e zwykle w butac& c&odzisz ' zgodzi si. ' (le z punktu widzenia Debrena ubdzie. Wic wzgldem dbania o riogi zastan$w si, kto dla ciebie waniejszy. An czy wiat. Debren, nie wiadomo kt$ry ju raz, zakl" w mylac&. 0" ko/c$wk" %br&l spieprzy wszystko dokumentnie. 0eraz .enda skoczy jak nic. 6ie zlezie, ale wanie skoczy. ( belki zadr". 4o przecie nie powie, e w &ierarc&ii wanoci... #&o!by skadanie podobnyc& deklaracji miao sprowadza! si do trzymania tyka na blacie szynkwasu. ' Moe ' usysza jej spowolniony i mocno sc&odzony gos ' do rzeczy bymy przeszli: 8os, jaki by nie by, dobiega z g$ry. %robio mu si cieplej. *rzegapia, po prostu przegapia. 1est c&ora, boi si, martwi... 0o nic nie znaczy. (le cieplej byo mu i tak. ' 1ak si sromasz ' gos .endy zn$w by mikki, pewnie dlatego, e zwracaa si do %br&la ' to mnie po prostu najmij. 6"jemniczka jestem jako i ty. Wic si to, co powiesz, pod tajemnic wojskow" podci"gnie i... ' 6ie) ' drgn", niemal przestraszony jej propozycj". .enda, bardziej zdziwiona ni uraona, uniosa brwi. ' 0o znaczy... nie ebym w tw$j pro-esjonalizm nie wierzy... czy jakie uprzedzenie wzgldem niewiast zbrojnyc&... *ostpowy jestem, wiesz przecie. ' 6o to czemu...: %br&l westc&n", poszarpa przez c&wil zarost. *otem jeszcze raz westc&n". ' ( niec& tam, mona i od tego zacz"!... 6ie najm ci, bo sam si u ciebie naj"! c&ciaem. ' #o: ' 0eraz ona wygl"daa na przestraszon". ' *ostpowy jestem ' powt$rzy ' ale wanie dlatego umys mam elastyczny, nie zasklepiony w ciasnym wiatopogl"dzie... ' 0rrrudna prrro-esja5 zbrrrojny ' zauway z podziwem Drop. ' #o tam kraczesz, rosolaku: ' najey si rotmistrz. ' Drop c&ce c&yba powiedzie! ' wyjani yczliwie Debren ' e c&olernie ciko si w waszym -ac&u o-erty o prac skada. %awszem myla, e starczy mac&n"! ze dwa razy jakim elastwem, par blizn pokaza! i bitwy wyliczy!, w kt$ryc& si brao udzia. ( tu prosz5 nawet nie curriculum, ale wrcz pogbiona autoc&arakterystyka osobowoci. ' Dudkaj si) ' rzuci zgodny dwugos sprzed i z szyn3kwasu. 1eden Drop posa mu cieplejsze spojrzenie. ' #&ciaem rzec ' doda %br&l ju wolnym od urazy gosem ' e c&o! w przes"dy nie wierz, a i z magii jeno w t czarn", na konkretac& opart", to oczu na -akty nie zamykam. ( -aktem jest, e w moim rodzie, jak daleko pamici" sign"!, regua 8%M obowi"zywaa, gdy si jaki %br&l u ksiniczki belnickiej zaci"gn". ' >egua 8%M: ' Debren ju si nie umiec&a. 8$wnie za spraw" .endy, kt$ra wyra2nie poblada. ' 8owa3zadek3mogia ' wyjani rotmistrz. ' Apowiadaem wam, jak Kusy i dziadunio polegli. 6iby to niewiele jak na r$d od wiek$w z wojaczki yj"cy, ale... %nam jeno trzy przypadki ran zadka przez %br&l$w w boju odniesionyc&. Debren patrzy na przygryzion" warg dziewczyny. 6ie zoliwy komentarz w ten spos$b wstrzymywaa, lecz wanie dlatego zdecydowa si zast"pi! j" w tradycyjnej roli. Wiedzia ju, o co mia by! pytany za kuc&ennymi drzwiami. = pr$bowa sam siebie przekona!, e odpowiedzi moe by! wicej ni jedna. ' Mao kt$ry wojak si ranami rzyci c&wali. *$ki b$l da si wytrzyma! bez aenia wszdzie z poduszk"... ' 0en trzeci ' przerwaa mu .enda mocno stumionym gosem. ' Kim by trzeci: >otmistrz nie odpowiedzia od razu. 7ta tyem, ale c&yba wyczu obecno! *etunki za plecami. 0rudno byo nie wyczu!. *oruszaa si z sarni" gracj" i ciemki miaa mikkie, ale te nie aowaa sobie pac&nide. ' >$wno trzydzieci lat temu ' wymrucza %br&l. ' 0ak, prawie co do dnia r$wno... = nawet niedaleko st"d... ' A nieycy gadacie: ' zainteresowa si Jeyn, do"czaj"c do ony. W doni trzyma ku-el. MYN L ' 9nieycy: ' %br&l posa mu badawcze spojrzenie. ' 0ej, co j" 4elniczanie na ow" czarownic3zodziejk przywoali. ' >otmistrz zamruga. ' 0o *etunka m$wia. L 0rzy magiczne nieyce tu mielimy za jej ywota, a ta = w roku dwudziestym pierwszym ow" nieszczsn" tr$jk j rozpoczyna. %br&l przeni$s spojrzenie na *etunk. ' M$wiam ' mrukna. ' W pocig zainwestowano znaczne sumy. 6ie tylko w nieyc. 6agroda te bya L niezgorsza. >$ni si poakomili. Dciekinierk po belnic' L kiej stronie zapano, ale tu, zim" zwaszcza, wieci za szybko si nie rozc&odz". Mama... miaa tu paru goci i nieproszonyc&. Miesi"c popasali. Abjedli nas ze szcztem, a e czarownic inni poc&wycili, to i paci! nie byo czym. 6a wiosn tomy ju lebiod jady, kijanki z %alewiska... 1 #ud, e nikt nie pomar. ' ( nawet na odwr... ' Jeyn, troc& za p$2no, ugryz si w jzyk. =, c&yba eby nie patrze! na on, pospiesznie wrczy ku-el %br&lowi. ' #akiem em zapomnia, panie rotmistrz. 0o dla was, bocie najwikszy z obecnyc& koneser. Aryginalny martwie!, c&luba lelo/skiego bro' ` warnictwa. 6azwa si pono! st"d wywodzi, e pierwszy, kt$ry owego wyrobu skosztowa, z rozkoszy wzi" i tru' ) pem leg. ' 0ak po tej stronie g$r gadaj": ' skrzywi si Debren. # ' *iknie, nie ma jak yczliwa reklama przez konkurenta czyniona. 6acjonalist" nie jestem i uczciwie przyznam, e naszym piwom ciut do mor,ackic& brakuje, ale akurat martwie! mocno si ponad lelo/sk" przecitn" wybija. ( nazwa si od grodu wywodzi, gdzie go warz", nie ja' L kic& o-iar mao -ac&owego warzenia. 6azwa grodu za... ' #zy por$d c&op$w jeno o c&laniu i wojaczce si gada: ' zapytaa uprzejmie *etunka. ' *an %br&l co o trzec& razac& zacz" opowiada!. *ozw$lmy mu doko/czy!. ' A babac& te czasem plotkuj" ' poc&walia si obyciem .enda. ' (le co racja, to racja. Dawaj to piwo, Jeyn, i milcz. ' %naczy si... wy te... F rka oberysty zacza kiwa! si z lewej w prawo i na odwr$t. ' Aj, nie pomylaem. 1 MYY Dure/ ze mnie. 0o! i was swymi niesusznymi pos"dzeniami srodze uraziem. %a co serdecznie przepraszam. 1u id po drugi ku-el. ' 6ie trzeba ' uprzedzi dziewczyn Debren. 6ie mia jednak pewnoci, czy dokadnie to samo c&cieli powiedzie!, wic doda szybko5 ' W jej stanie piwo, porz"dne zwaszcza, krzepkie, nie jest zalecane. ' Wielkie dziki, Debren. ' 7"dz"c po ciut kwanym tonie, nie wyj" jej s$w z ust. #&o! c&yba nie tsknia do ku-la w doni tak bardzo jak %br&l, kt$ry oc&oczo poc&wyci naczynie i byskawicznie opr$ni w poowie. ' Wielkie dziki, Jeyn ' sapn", ocieraj"c pian z w"s$w. ' *rzeprosiny przyjmuj, c&o! podejrzenie absurdalne byo. ' *opatrzy oberycie w oczy, zdaniem Debrena g$wnie po to, by innym, mniej naiwnym, nie patrze!. ' ( martwie! zaiste przedni, mocny jak zaraza. Dobrze m$wisz, Debren5 nie dla dziewek w stanie .endy. ' Do trzeciego razu moe wr$!my ' zaproponowa pospiesznie magun. ' 0o, powiadacie, w LNML rzecz si dziaa: 7zmat czasu. ' Wielkie dziki, Debren ' umiec&na si jako dziwnie *etunka. ' Ade mnie te ' przy"czya si .enda. Wyraz twarzy miaa r$wnie wieloznaczny. ' %a trosk o me zdrowie ' wyjania troc& zbyt pospiesznie. ' #ae pokolenie ' westc&n" %br&l. ' .eci ten czas, e strac&... (le jak dzi pamitam ic& wjazd. 7koczylimy jak kto sta, matula boso, bo z tego popiec&u c&odaki pogubia. %a strzemi c&wyta, usta do caowania pc&a... bo to, wiecie, okrutnie si z tatk" miowali... ( tu w kulbace zwoki sztywne. 0roc& od mrozu, bo zima ostra bya, a troc& przez to, e akurat tatk sztywno! pomiertna wanie c&wycia. %naczy si5 o mao co yw by do domu dojec&a. 6iewiele zabrako. ' #o si stao: ' zapytaa cic&o .enda. ' >anili go 4elniczanie. 7amowt$r z wyprawy wraca, z ojcem mojego +enzy. Kt$ren, po prawdzie, eb dwa razy bardziej zakuty od syna mia, wic si za dobrze nie szo wywiedzie! szczeg$$w. % grubsza byo tak, e gdzie na MYV granicy, nie wiadomo po czyjej stronie, na niewiast si natknli. 7tarawa pono! bya, ale c&yba znowu nie tak bardzo, bo rodzic +enzy kl" si, e urodziwa. 6o i silna. ( przede wszystkim z dzieci"tkiem. ' % dzieci"tkiem: ' *etunka te zniya gos niemal do szeptu i pewnie dlatego Debren w pierwszej c&wili pomyli j" z .end". ' Maym: 6iemowlakiem, znaczy: ' ( c&olera je wie ' westc&n" rotmistrz. ' 1ak powia3. dam5 +enzy rodzic do idealnyc& 2r$de in-ormacji nie nalea. #o do m$wienia, to pyskowao pono! okrutnie, a uszy bolay. 6o, ale to nijak o wielkoci nie wiadczy. De3dukuj"c, cakiem may g$wniarz nie by, bo si pono! uciekinierka skarya, e nie! ciko. 6o, tyle e niegu nawalio, wic i samemu nielekko... = moe o srebra bardziej c&odzio, nie wiem. ' 6iosa dziecko i srebra: ' upewnia si *etunka. ' Mis srebrn". 6o i talara belnickiego. Mis szlag tra-i, gdzie przepada, ale talara mama do mierci na szyi nosia. = jak umieraa, to kazaa gdzie spowiednikowi sc&owa!. #&yba nawet wiem gdzie, ale %drenka nie wiedziaa i... ' gos mu z lekka zadra. Dpi piwa, tym razem skromne !wier! ku-la, co jednak wystarczyo na wypukanie niemskic& emocji z gosu. ' 8odowali, gdy tego mojego jedynego rodzia. *okarmu w piersi nie miaa, c&or$bska si do c&aupy przyptay, jak to przy godzie, no i nie wyy potomek. 0ak sobie nieraz myl, e gdybym jej o owym talarze powiedzia, to moe by mam3k naja albo medyka dobrego. (lbo wczeniej sama by wicej jada, miast dziewczynkom wszystko oddawa!. 6o, ale stao si... 0ak e szczcia nam moneta nie przyniosa. ' Ajciec si naj": d' Debren, jak kobiety, pyta cic&o. ' %a tego talara: ' ( co myla, e go wdowie z dzieckiem na rku zrabowa w guc&ej puszczy: 1asne, e uczciwie zarobi. 4ardzo uczciwie, od siebie dodam. 4o c&o! jeno przeprowadzi! bab mieli przez g$ry, a o bronieniu mowy nie byo, c&yba e od zwierzyny czy wilkoaka, to nawet podwyki nie za"da, gdy ic& belniccy wolontariusze opadli. Walczy do ko/ca, p$ki m$g i mia z kim. ( tamtyc& kupa bya, no i z czarodziejem. MYZ ' Kupa z czarodziejem: ' zdziwi si Jeyn. ' 0o jak wasi z +enz" ojcowie do dom wr$cili: %br&l posa mu mroczne spojrzenie, ale sowa musia zbiera! do! dugo. 6ajwyra2niej i jego gryz ten problem. ' 6ie byo mnie tam ' wzruszy ramionami. ' ( ten, co by, kl" si, e od byskawic a las pojania. Moe przesadza, alem przypalony od g$ry ko/ski eb sam ogl"da. ' 4yy w uyciu czary ' oznajmia *etunka. ' 6ie wiem, czy z obu stron, ale z jednej na pewno. 4o c&o! dowodu niezbitego nie mam, gow dam, e si tw$j ojciec na ow" wied2m natkn", co na zamku belnickim zastaw skrada. 0, co to j" nieyc" cigano. >otmistrz gapi si na ni" dusz" c&wil z lekko rozc&ylonymi ustami. ' #&cesz rzec... na Mac&rusa, *etunko) #&cesz powiedzie!, em sierot" zosta, bo ojciec jak"... zodziejk...: ' 6ie) ' Wszystkie gowy uniosy si, jako e szynk3was, c&o! wczesnowieczny, uczyni z .endy najwysz" w caej gromadzie. 4ya te najbardziej zmieszana. *rzez c&wil. 7zybko wzia si w gar!. ' Wybaczcie moje wzburzenie, ale przypadkiem wiem, e zodziejk" nie bya. ' ( kim: ' zapyta w imieniu pozostayc& Debren. ' Ana... ludzi leczya. ' Wyczua, e czekaj" na wicej. Westc&na cic&o. ' 6o dobrze5 baby g$wnie. = tym drugim zajciem... no wiecie... te si czasem paraa. *o najazdac& g$wnie, gdy z paczem przyc&odziy nie te poc&e i bezmylne, a po prostu za wolne w nogac&. (le sto razy wicej dzieci dla 4elnicy uratowaa ni... no wiecie. ' (kuszerka ' podsumowa Debren. ' 4ardzo dobra ' podkrelia. ' 1akby pani %drenka tak" jak 7ierosawa przy sobie miaa, to moe c&opaczek... Wybacz, %br&l ' zre-lektowaa si. ' W ran ci z paluc&ami... (le nie mog milcze!, kiedy si jej pami! szkaluje. #&o!by dlatego, e i mnie by nie byo, gdyby nie ona. ' Adbieraa ci: ' *etunka zmarszczya brwi, co jej si nie zgadzao. ' %naczy... przeya wtedy: ' .enda kiwna gow", wypado jednak jako anemicznie, bez przekonania. ' 6ie zabili jej: 6o tak... skoro dalej pracowaa.. (le e tak mocno poszukiwanej zbrodniarce winy darowano... no, no. ' 0roszk poya ' powiedziaa cic&o .enda. ' Kr$tko, jak na czarami wadaj"c". = nie pracowaa. Win nie darowano. % wiey ju ywa nie wysza. ' 0ocie w wiey rodzeni: ' zainteresowa si Jeyn. .enda umiec&na si smtnie. ' Dziki, panie Jeyn. (lem przecie m$wia... M$dka ju nie jestem. #iut wczeniej na wiat przyszam. ' Mylaem, e artujesz z tym wiekiem ' wyzna, c&yba szczerze, %br&l. ' 6ie. (le i tobie dziki. = sko/czmy ten temat, mao niewiastom miy. *owiedz lepiej... od owego 8%M opowie! zacz"e... ' 0om nie powiedzia: Wybaczcie. (le si pewnie sami domylilicie5 tatko w eb oberwa, potem w zadek. 6ie ucieka, 4oe bro/5 otoczyli go i wtedy... 0o oni odst"pili. 4ab zapali, dzieciaka... 6ie byo o co umiera!, a paru by jeszcze lego, bo tatko pono! jak natc&niony toporem wywija. #a" polank w zagajniku wykarczowa przy tej okazji. 6o to uciekli. 6awet koniom si za mocno nie dostao, tyle e ten przypalony w b$r czmyc&n" i dopiero nad ranem si znalaz. 6ie szo tamtyc& goni!. 7am +en3zy rodzic najwyej, a przecie sam by nie poradzi. 6o i mojego musia pierwej opatrzy!. ' 7usznie ' podc&wycia .enda, unikaj"c wzroku De3brena. ' 8upawa m$d2 podmiewa si z takowyc& ran, ale niebezpieczne s" jak c&olera. 4o to i krwi wiele, i obmy! szybko trzeba... Dobrze stary +enza zrobi. ' 6o, tego to akurat pewny nie jestem ' skrzywi si %br&l. ' 0akie zn$w gbokie to owe rany nie byy, skoro tatko ca" p$rot, c&o!by po nocy i belnickiej zbieraniny, pogoni. ( potem jeszcze wierzc&em prawie pod sam *ra3wel dojec&a. 6ie powtarzajcie +enzie, wszelako widzi mi si, e duej bym si obojgiem rodzic$w cieszy, gdyby jego ojciec jednak za 4elniczanami pogalopowa. ' +: ' 4o, dure/ jeden, opatrunek do dupy zastosowa. 0o znaczy... no, wanie nie do... to znaczy niby akurat do, ale w danym momencie... i go akurat na... ' 6ajmodsze z nas ' przerwaa mu w ko/cu .enda trzydziestk sko/czyo. Doroli jestemy, kr$tko m$wi"c. Wic po prostu powiedz, w czym rzecz. %wi2le. %br&l posusznie pokiwa gow". ' %wi2le to... pieluc&" si posuy. ' #zym: ' zapytaa zaskoczona *etunka. ' 6o, tak" szmat", co to si j" niemowlakowi... ' #zworo dzieci na wiat wydaam ' sapna. ' Wiem co to pieluc&a. 0ylko mnie zdziwio, sk"d niby u kondotiera... ' urwaa. ' 6o tak. #&olera, oszale! mona z tymi c&opami... 0o! o dziecko pytaam, czy nie niemowlak. 6ie, sk"d) Apiekunce pyskuje, cikie... ( e jak pieluc&y, to i niemowlak, ju e nie pomyla: 0rzy c$rki masz i nie wiesz, jak dugo dzieciak pieluc&y nosi: ' ( przecieka! zaczn": ' zapytaa, niby to w imieniu rotmistrza, .enda. = od razu spowaniaa. ' Daj mu spok$j, siostro. 6ie na nia/k si c&ce najmowa!, a na wojaka. 0o si nie musi na pieluc&ac& wyznawa!. %br&l, ku zaskoczeniu obecnyc&, splun" symbolicznie. ' 6o, tego bym akurat nie powiedzia. Wojak powinien zna! si na wszystkim, co go zabi! moe. Wic i na pieluc&ac& tako. ' %abi!: ' powt$rzya z niedowierzaniem. ' = to po dwakro!. 4o raz, e je wied2ma 7ierosawa w zastpstwie pergaminu daa, e niby kiedy je tatko jak asygnat solidnego banku na ywe srebro wymieni. = pewnie dlatego czu si w obowi"zku tak zaciekle broni!. Wiecie5 powany kontrakt, powane podejcie. ( dwa, e szczyny w nic& smarkacza byy i si z nic& zakaenie na tatkowe rany przerzucio. Wic gdyby nie pieluc&y, moe zlecenia by nie wzi", a wzi"wszy, nie zmar. ' 7zczyny: ' Wygl"daa na mocno wstrz"nit", ale L inni byli pod wraeniem. ' Mao romantyczna &istoryjka ' umiec&n" si krzywo %br&l. ' = nijak si nie nadaje, by ni" kandydat$w na szlac&etnyc& rycerzy umoralnia!. 4o jaki z niej mora: ;e gdy kto ma za mikkie serce, to mu i najtwardsza rzy! nie pomoe, a jeszcze mu ratowany do rany nasika: 6ie uzyska odpowiedzi. 6ajwyra2niej nikt nie mia pomysu na lepszy mora. ' 1ednego nie rozumiem ' mrukn" Debren po c&wili milczenia. ' #zemu asygnata z pieluc&y: ' *ergaminu ju nie daa rady d2wiga!. ' %abrzmiaoby k"liwie, gdyby nie to, e .end ledwie byo syc&a!. ' 0o da si na tym pisa!: ' zdziwi si Jeyn. ' 6ie o pieluc&y pytam. M$wie5 misa srebrna. 8ot$wki, rozumiem, akuszerka nie miaa kromie tego tala3, ra, ale z miednicy, nawet ksztatu nie naruszaj"c, da si zestruga! srebra na cakiem poka2n"... ' %aczarowana bya ' wyjani bez zapau %br&l. ' 0a 7ierosawa na wszystkie witoci tatk bagaa, by misy nie rusza. = kla si, e dziesi! razy tyle srebra, a moe i zota dostanie, jak smarkacz nalene mu miejsce odzyska. ;e z dobrego rodu jest, zamony, potencjalnie w kadym razie. = na dow$d, e -aktycznie nie byle kogo przez niegi taszczy, ow" pieluc& mojemu ojcu wcisna. ' 1edwabna bya: ' zainteresowaa si *etunka. ' 6ie. (le w rogu &erb miaa wy&a-towany. ' %br&l odczeka c&wil, po czym doko/czy5 ' 4eloc&opa. Debren cic&utko zagwizda przez zby. =nni milczeli. *ewnie dlatego renie konia wydao si tak gonym. ( moe dlatego, e ko/ by przeraony. ' #&yba zgupiaa ' powiedzia z przekonaniem Debren, gdy .enda sko/czya. ' 0ak cakiem to nie ' podrapa si pod kolczym kapturem %br&l. ' 7am pomys jest dobry. 1eno nie na nasze siy. %waszcza e nie wiemy, gdzie si paskudnik usadowi. ' >rrozpoznanie zrrrobi ' zaproponowa Drop. ' Dziurrr" w strrropie wy-rrrun. ' #&yba zgupiae ' warkn" magun. ' 0o m$wi5 wanie na dac&u siedzi. Mylisz, e po co palec w t szpar pc&aem: Aczy zebranyc& skieroway si odruc&owo na wyduban" midzy belkami szczelin. ' 0o nie po to ' zdziwi si Jeyn ' by *isklakowi znak -urma/ski ukaza!: K #o ukaza!: ' nie zrozumiaa .enda. Aberysta uni$s do/ i zacz" prostowa! rodkowy palec, ale zre-lektowa si i rk z ju wyprostowanym szybko sc&owa za plecy. ' (, to... 6ie s"dz. Widywaam ju Debrena przy robocie i nigdy adnyc& paskudnoci z palcami... ' urwaa nagle i zarumienia si. 7pojrzenia zebranyc&, r$wnie zgodnie jak przedtem na szczelinie, spotkay si na obliczu maguna. 0e nie cakiem bladym. 6ikt nic nie powiedzia. ' 7kanowaem ' rzuci Debren przez zby. ' (ktywne skanowanie najlepiej przez r$dk wyc&odzi ' zacz" wyjania!, maj"c w"t" nadziej, e przestan" si gapi! i zaczn" suc&a!. ' W braku takowej podrczniki zalecaj" posuenie si palcem. Wskazuj"cy sprzyja precyzji, jako najczciej uywany, ale z kolei ten -urma/... znaczy... ' 6ie tumacz si ' %br&l, kt$rego broda nie do ko/ca krya wymowny umieszek, mac&n" lekcewa"co rk". ' 1ak ju .enda wspomniaa, najmodsze z nas trzydziestk przekroczyo. Dzieci mamy ' zerkn" na dziewczyn ' albo wkr$tce mie! bdziemy. Wic si z czynnoci palcowyc& nie spowiadaj. ' 0o nie tak ' wymamrotaa .enda, miotaj"ca si midzy c&ci" patrzenia obu mczyznom w oczy a c&ci" niepatrzenia na nikogo. 7zykuj"c si do wypadu, c&o! konsekwentnie bosa, woya poyczony od Jeyna ka-tan i naci"gna kaptur na oczy, wic miaa nieco uatwion" spraw. ' Debren... on owe palce... w celac& badawczyc& to byo, nie jakic&... ' Wystarczy ' powiedziaa spokojnie *etunka. =, r$wnie rzeczowo, zwr$cia si do maguna5 ' %e skanowania wynika, e gry- siedzi na dac&u: ' 6ie cakiem ' z ulg" zmieni temat. ' (le gdzie indziej go nie ma. ( dac&u nie sign. ?kranowanie. 6o i to najlepsza pozycja. Wszystko dookoa widzi, lizgiem raz dwa kadego dopadnie. ' 6ie na podw$rzu. ' %eszli na sprawy wojskowe i .enda szybko wzia si w gar!. ' Awe zaostrzone pale mocno paskudnika spowalniaj". 1akby co, odskoczy! zd". ` = kusz wezm. 4ez urazy, ale jak dot"d adnego -ac&$w' i ca w kusz zbrojnego z bliska nie zaatakowa. %br&l dwa tuziny bet$w mu posa... i co: ' = nic ' Debren nie m$g sobie odm$wi! troc& zoliwego umieszku. ' A tym wanie m$wi. ' 4o cywil ' rzuci uraony %br&l. ' 6ie po to jeno si szyje, by kogo tra-i!. #zasem szyjesz, by napastnika z dala trzyma!. 6ie c&wal"c si, na tyle dobrze go przytrzy' j maem, e dot"d raz tylko szturmu spr$bowa. ( i naloty i marnie mu id". 1ak co trzecim gazem w ober tra-i, to j g$ra. ' Wanie ' podc&wycia dziewczyna. ' W H#notkI nie wcelowa, to i we mnie... znaczy, nie w sensie, em... j ' zn$w si zmieszaa. ' Mniejsza jeste ' zlitowa si nad ni", troc& wbrew L sobie, Debren. ' %goda, jaki sens to ma. (le nie pomylelicie, e jak .enda z kusz" na podw$rze polezie, to od L -rontu mniej nas bdzie, i bez kuszy w dodatku: ' Mistrzu ' %br&l uni$s berdysz, podsun" mu bliej , twarzy ' tym, jak si dobrze zamac&n, to na okie! w g"b ciaa wejdzie. Widzisz te runy: HDI i H7zI. Dua 7zkoda, znaczy. 6ajznamienitsza manu-aktura patner' # ska w Mor,acu, a niekt$rzy powiadaj", e i w Biplanie. 7k"d si nazwa wzia, c&yba tumaczy! nie musz. *opatrz, jakie szerokie to ostrze. 6ie ma cud$w, by po ta' L kim ciosie gry- wr$d ywyc& si osta. ' 1eli dobrze tra-isz. ' 0ra-i. ' 1a te ' zapewnia .enda. ' 1eno dajcie mi czas, by oczy nawyky do mroku. 7ze!... ' zre-lektowaa si ' trzy pacierze jeno. Debren myla przez c&wil. %a dugo ' to jedno zrozumia od razu. (le musia si zastanowi!. 4o wszystko, co powiedzieli, byo suszne. ' Debren: ' upomniaa si *etunka. Duma i sy-ilis. ' 7am nie wiem... Drop, jak u twojego kompana z ta' i ktyk": Ma olej w gowie: ' Agrrraniczenie rrrozumny ' papuga pomyla troc& i nadymaj"c si, doda5 ' 7krrrajnie ogrrraniczenie. W porrr$wnaniu z dorrradc". ' %naczy, gupszy od niego ' wyjani Jeyn. ' Domylilimy si ' mrukna jego ona. ' 6ic mi nowego nie powiedziae, Drop. = wanie to mnie martwi. Debren, ju ci m$wiam5 nie sam gry- problem stanowi. ' 0ak, wiem. = wiem, emy tematu nie zamknli. (le w tej c&wili nie o zdejmowaniu kl"twy mowa. Moe by! tak, e go tam w og$le nie ma. 0o g$ry, wiatr czasem kierunek zmienia. Moe by! tak, e na c&wil skrci i ko/ poczu zapac& gry-a. ( moe i nie gry-a5 sami m$wicie, e tu o wilkoaka atwo. 7" te nied2wiedzie, rysie, wilki... 6ie tylko *isklak m$g wierzc&owca sposzy!. 6o i za m"drzy nie s"5 ani m$j ko/, ani wasz gry-. Dugo by tak nie usiedzieli, jeden na dac&u, drugi pod gankiem. Wic moe niepotrzebnie si tu gowimy i tracimy cenny czas. ' #o uczony eb, to uczony eb ' zakpia .enda. = signa po pas z poc&w", w kt$rej tkwi jej kr$tki podr$ny miecz. ' 6o, id. Drzwi na podw$rze, podobnie jak -rontowe, przygotowano do szybkiego otwarcia. *olegao to na przesuniciu barykady w g"b izby i pozostawieniu w"skiego przewitu midzy zastpuj"cym wrota, ustawionym na sztorc stoem a reszt" mebli i beczek, kt$re po zaklinowaniu desk" przytrzymyway $w st$ przy -utrynie. .enda opia biodra pasem, sprawdzia kusz, wetkna dwa zapasowe bety za pas nad poladkami i signa po desk. Dopiero wtedy obejrzaa si na stoj"cego porodku izby czarodzieja. ' 0rzy pacierze, pamitajcie. ( ty, Debren, nie b$j si. 6ic mi nie bdzie. 1akby co, skocz do izby. %d". =d2 do %br&la, moe ci potrzebowa!. Am$wili wszystko. 4rzmiao sensownie. ( ona niejedn" wojn zaliczya. ' Dwaaj na siebie, ksiniczko. Dmiec&na si. = wyja desk. 7t$ opad sam, znieruc&omia w skonym ustawieniu, gdy zastrza tra-i na barykad. *rzejcie byo ciasne, ale takie wanie miao by!5 czowieka przepuci, gry-a nie. MVN #o migno midzy nimi, sprytn" spiral" omino wy' j latuj"c" ku barwnej plamie rk .endy, zniko w mroku. ' *siama!, na ros$ go... ' dziewczyna nie doko/czya, wykonaa piruet na bosej picie, wepc&na si midzy blat stou a pokiereszowan" czarem i taranem ocienic. Debren zacisn" zby, zawr$ci ku g$wnemu wejciu. Ma c&niciem doni powstrzyma do/ *etunki, podnosz"c" si ku stalowemu ryglowi. ' 0rzy pacierze ' warkn". ' Wie, co robi. Mac&ruie, spraw, by naprawd wiedziaa. *otem czekali. %br&l z berdyszem, Jeyn z &alabard", on sam z zaadowan" truj"cymi sieka/cami &ulajkul". 8ry- udowodni ju, e wiele sobie z oowiu i jadu nie robi, ale tym razem mieli zmierzy! si twarz" w twarz. ( oczy, c&o!by i magicznego potwora, to nie zadek. 6o i to L bya udana podr$bka muzera, ekstrawaganckiej broni, kt$rej korytko nabojowe wykonano w ksztacie okr"gej rury. Debren nigdy nie zastanawia si, czym ' poza c&ci" zadawania szyku nowinkami ' kierowali si projektanci &ulajkuli, ale na jedno wpad od razu5 e rura, jak kada o kolistym przekroju, zogniskuje zaklcie duo lepiej ni najpaskudniej wyprostowany rodkowy palec. #&o!, oczywicie, znacz"co gorzej od najmarniejszej r$dki. Mac&ruie, spraw by go tam nie byo. ' ...jedenacie... tuzin... trzynacie... ' 6ie by w stanie rozpozna! szeptu i nie miao to nic wsp$lnego z -aktem, e stoczyli si ciasno ca" czw$rk" przy drzwiac&, skleili jak gromadka piec&ur$w za plecami tarczownika, o kt$rego puklerz bbni grad strza. ' 0-u, nie wypowiadajcie owej liczby, panie rotmistrz... 6ieszczcie przynosi. ' ...dziewitnacie... pacierz... pacierz i jeden... dwadziecia dwa... ' %br&l liczy powoli, spokojnie, i c&o! pod krawdzi" poyczonego od +enzy kapalina poyskiway kropelki potu, Debrenowi przemkno przez myl, e mona by wedug niego skalowa! klepsydry. 4yo cic&o. 6ie m$g czarowa! przy uszac&, szykuj"c si do posania pioruna kulistego przez rur muzerowego korytka, ale przecie by usysza, gdyby co... 6ic nie sysza. 4ya boso, bya ostrona, wiedziaa, co robi. 6o i Drop, stary zb$j, c&owany od jaja w lesie, doradca strategiczny jeszcze wikszego zb$ja. 0en te nie da si zje! z kasz", jak poczciwiec 7zaamajka. We dwoje sobie poradz". 6a pewno. ' Moe lepiej nie... ' jkna szeptem *etunka. %br&l zignorowa j". #&yba po raz pierwszy. #zekali. >otmistrz liczy. 4yo cic&o. ' ...pi!dziesi"t siedem... *etunko... pi!dziesi"t dzie wi!... ' Aberystka uc&wycia rygiel obur"cz. >ce lekko jej dray. ' 0rzy pacierze. 1u. 0o %br&l ic& ustawia. *etunka szarpna za mocno i a ni" zarzucio, Jeyn zaczepi &alabard" o nadproe, a De3bren na c&wil olep od niekontrolowanego przecieku mocy ' a mimo to wypadli na ganek, nie przewracaj"c si i nie tratuj"c nawzajem. Ato co znaczy prawidowy szyk. *rzez nastpn" c&wil te szo dobrze5 dac& ganku w tym miejscu ocala i byli osonici zar$wno deskami, jak i cieniem. 6ikt nie bra pod uwag cienia. 0eraz okazao si, e ten kawaek zagszczonego mroku znaczenie jednak mia. *odobnie jak naderwany szyld, kt$ry %br&l pod uwag wzi" i przed kt$rym ostrzega pomocnik$w. >otmistrz wymin" go zrcznym unikiem. *rzeskakuj"c nad sc&odkami, zawirowa w locie, omi$t spojrzeniem dac&. = wyl"dowa tyem. Wic jednak. Mia l"dowa! przodem. 8ry- siedzia na dac&u. 6iedobrze. (le cakiem 2le te nie byo. Ko/ sta tam, gdzie poprzednio5 bliej ganku ni studni. =nna sprawa, e lepiej by byo, gdyby jednak ustawiono go obok studni. 4o z daleka, nawet przez w"sk" szczelin, byoby wida!, e wanie ustawiono. 6ie wybra miejsca sam. Konie nie maj" w zwyczaju przywi"zywa! si do balustrady ganku. ' Dwa...) Debren nie doko/czy ostrzeenia. Akazao si zbdne. *etunka ' c&yba z winy cienia ' zderzya si piersi" z szyldem dokadnie w tym samym momencie, gdy z przeciwnej strony zderzya si z nim ' te dlatego, e byo MVV _ ciemno i ucznik przegapi poczerniae deski ' duga, jasno opierzona strzaa. Jeyn skrci w lewo, przebieg obok ony, zeskoczy z ganku w gboki do kolan nieg. ' % ' tyu) ' %br&l zamac&n" si berdyszem, szerokie ostrze zastygo, znieruc&omiao w gotowoci. ' Wiem) ' krzykn" oberysta, mijaj"c go i, zgodnie z rozkazami, kieruj"c si za jego plecy. Debren jkn" w duc&u. Jeyn, druga linia oporu, mia stan"! za %br&lem, bo gry- mia sta! przed %br&lem. = to akurat wyszo. 6ie przewidzieli tylko, e nie gry- bdzie g$wnym zagroeniem. %arola przy wiekowym dbie zakoysay si, wypluy ludzk" posta!. (le to nie ten wypuci drug" strza5 nadleciaa bardziej z prawej, zza grubego wierka. *odobnie jak pierwsza, tra-ia. *etunk ocali szyld. %br&la ' pancerz. 6o i strzaa z biaym, kurzym c&yba opierzeniem. %awodowcy unikali jaskrawyc& lotek@ zbyt atwo byo je wypatrzy! w locie i wykona! unik wzgldnie rzuci! czar ' jeli ju cel wyznawa si na podobnyc& sztuczkac&. W walce na ma" odlego! zabarwienie pocisku nie miao znaczenia, ale przynajmniej wyjanio atwo!, z jak" strzaa zrykoszetowaa od ramienia rotmistrza5 amatorzy, opr$cz niewaciwyc& pi$r, uywali take cywilnyc&, gorszej jakoci grot$w. ' % tyu) ' krzykn" Debren. %n$w za p$2no i niepo trzebnie. %br&l za bardzo koc&a c$rki, by aowa! na opancerzenie, ale rycerzem w sztywnej zbroi pytowej nie by i ciosu nie przegapi. Wykona kolejn" po$wk pirue tu, skoczy ku zarolom. Jeyn zatrzyma si, zacz" rozgl"da!. *r$bowa odsun"! si, zej! rotmistrzowi z drogi. % dac&u sypno drobinami niegu. 6ie byo tego wiele, lecz trudno oczekiwa! grubej nienej czapy na dac&u, bombardowanym przez cae klepsydry. ' Do rodka) ' Debren pc&n" kobiet, zbieg z ganku. % naprzeciwka, zza zadaszonej studni, wypad jaki odzia ny na biao dryblas. 4y szybki, ale nie szybkoci" zasko czy maguna, a zastosowan" broni". 6im Debren podj" MVZ decyzj co do uycia wasnej broni ' al mu byo oddawa! pierwszy i ostatni zarazem strza do czowieka, w dodatku uzbrojonego w wiadro ' z wiadra pomkna ku niemu dziesiciokwartowa z grubsza porcja pynu. 0roc& ku twarzy, lecz g$wny strumie/ doem. %a duo tego byo na skuteczny unik. %doa obr$ci! gow i zacisn"! powieki ' to wszystko. ' 6ie bab) ' krzykn" jaki nieznany, mski gos. ' #zarodzieja, durniu) 4o nas gry- zere) W wiadrze, na szczcie, bya woda. #uc&n"ca z lekka glonami i ciepa jak na rodek grudniowej nocy. %apac& z czym si Debrenowi kojarzy, ale gdyby nie ten okrzyk i koek, wyszarpnity przez biao odzianego zza paska, pewnie nie poskadaby tyc& -akt$w w logiczn" cao!. 7toj"ca dugo i w maej iloci woda, kt$ra zd"ya skisn"!. 0u, w g$rac&, gdzie czego jak czego, ale dobrej wody nigdy nie brak. Koci$. Kretyn uraczy go strug" wiconej. #&ocia z drugiej strony ' nie taki zn$w kretyn. ( woda nie bya taka znowu ciepa5 ot, nie zacza jeszcze zamarza!. *odbrzusze, gdzie tra-io jej sporo, przeszya lodowata iga b$lu. 6a c&wil Debrenowi a zabrako tc&u. K"tem oka dostrzeg padaj"cego Jeyna. = okie! w kolczudze nad Jeynem. *rzez uamek c&wili podejrzewa %br&la o niegodn" zawodowca wpadk, lecz zaraz potem nad gow" oberysty przemkna strzaa. 0ym razem dostrzeg, sk"d nadleciaa. (le dure/, c&o! myli czarodziej$w z babami, o szyldac& nie m$wi"c, mia wystarczaj"co duo rozs"dku, by nie pc&a! si dalej, ni to niezbdne. Ad muzera dzielio go z p$ setki krok$w. %a duo. 6o i szy zza pnia. Debren zrezygnowa ze strzau, ledwie naprowadzi bro/ na cel. *r$bowa obr$ci! j" z powrotem i poczstowa! sieka/cami tego z wiadrem, byo ju jednak za p$2no. Wiadro wyrno go w rami, omal nie przewr$cio. Dtrzyma si na nogac&, jednak okazj oddania strzau bezpowrotnie utraci. Koek ' pewnie osinowy, gruby jak drzewce berdysza ' ju miga ku jego gardu. Debren wyrzuci mu na spotkanie obie rce, po"czone solidnie okutym oem muzera. MVW *oskutkowao5 koek nie sign" ani garda, ani twarzy, c&o! magun oberwa po czole wasn" broni". ' #zarodzieja, %e-o) ' dar si dowodz"cy ucznikami. #zowiek zza wierka pr$bowa. #o ocalio Jeyna. %br&l cisn" oberyst" ku studni. %e-o, celuj"cy do De3brena, nie posa im strzay. 0en wyzywany od durni nie zd"y. Debren zdoa odnotowa! to wszystko, jako e jego walka o przeycie nabraa na jaki czas mocno statycznego c&arakteru. 4iao odziany, raczej silny ni sprytny, wspi" si na palce i usiowa wcisn"! koek w twarz przeciwnika. Moe dlatego, e pierwsze uderzenie, naprawd potne, tra-io prociutko w kab"k osony spustu. 1u za spustem, wic muzer nie wystrzeli ' ale te jako bro/ zdolna wyrzuca! pociski przesta si liczy!. % drugiej strony ' koek ugrz"z na dobre, tworz"c z muzerem sztywny, niepodzielny krzy. Debren nie od razu zda sobie z tego spraw. *rzez p$ pacierza szarpa si z biaym w nadziei obr$cenia &ulajkuli i wpakowania mu sieka/c$w w uc&o. 6a wicej nie m$g liczy! ' tamten wyra2nie przewysza go si". ' #o-amy si) ' wrzasn" %br&l. ' *etunka, do c&au py) Jeyn, za mnie) 6ie le2 pod strzay) P #iosem berdysza, po"czonym z szarpniciem woln" rk", pozbawi studni ruc&omej klapy, przez kt$r" spuszczao si wiadro. Klapa miaa uc&wyt. 1eden tylko i z boku, ale w silnej doni natyc&miast nabraa cec& tarczy. %e-o mac&n" rk" na rozkazy i posa mu strza. #&ybi. Drugi, ten durny, te spudowa. (le c&yba nie dlatego dowodz"cy i jeszcze trzej inni wyskoczyli na otwart" przestrze/, pognali w stron zabudowa/. 4ojowym zapaem napeni ic& dziwaczny ni to ryk, ni skrzek, kt$ry zwali si z g$ry na wzgldnie cic&e do tej pory pole bitwy. Debren nigdy wczeniej nie sysza bojowego okrzyku gry-a. 1eli nie run" z wraenia w nieg, to g$wnie dlatego, e biay wreszcie ciut zm"drza, puci koek i obur"cz c&wyci go za gardo. *ociemniao od skrzyde rozpitoci czterec& s"ni. = drugic&, mniejszyc&, czarnyc&, duo szybszyc&. 4ysno zotem rozwianyc& wos$w. Wypadli z trzec& r$nyc& kierunk$w i spotkali si przed sc&odkami ganku. *etun3ka trzasna gry-a miot" w sam rodek ba, gry- odskoczy, za&aczy o sup, nadama go, pozbawiaj"c daszek paru kolejnyc& desek. 6ietoperz zdzieli oberystk w potylic, obali na kolana, wyrwa wiec" w czarne niebo. ' Won))) ' wrzasna *etunka, przeraona nie na ar ty, ale c&yba jeszcze bardziej wcieka. ' %drajcy))) 1ajcolizy))) % pieka nie wyleziecie))) Jeyn bieg w stron konia. Ko/, kt$ry znalaz si niemal w zasigu gry-ic& skrzyde, zara, stan" dba. Dwi"zano go jednak dobrze, a balustrada wytrzymaa. 7zarpnity za pysk, polizn" si, run" na kolana. %br&l poderwa pokryw3tarcz, ale nie wyczu miejsca ' strzaa zadzwonia o pancerz, zaiskrzya. ' 4aby nie tyka!) ' krzycza w biegu w"saty przyw$d ca napastnik$w. ' =nszyc& tyka!) 4iay szarpn" w lewo, potem byskawicznie w prawo. 4y za ciki, by Debren zdoa utrzyma! r$wnowag. Dpadli. 6a szczcie w pytki nieg. Magun, raz po raz wal"c &ulajkul" w okryty kapturem eb dusiciela, mia zaskakuj"co dobry widok na wiksz" cz! placu boju. % waleniem byo ju gorzej5 pod kapturem dryblas nosi -utrzan" czap, mocno osabiaj"c" si cios$w. *isklak zarycza. 7kadaj"c skrzyda, nagle szczupy i zwinny jak jego koci przodkowie, skoczy w stron Jey3na. %n$w dosta przez pysk miot". %awy, zgubi rytm5 *etunka namoczya sw" bro/ w jakim r"cym paskudztwie sporz"dzonym na bazie ugu. Alepiony potw$r c&ybi uskakuj"cego oberyst. Jeyn, wal"c &alabard" jak cepem, potnie, ale po dugim zamac&iwaniu si, c&ybi *isklaka. %e-o c&ybi, posyaj"c strza[ tu nad uc&em jednego z biegn"cyc& kompan$w, kt$ry wywali si z wraenia, i nad uc&em %br&la, kt$ry c&yba w og$le jej nie zauway. >otmistrz doskoczy z boku, poderwa trzymany w prawej rce berdysz ' i run". Dure/ tra-i. W tyln" cz! jego lewego uda. ' Won))) #o zaomotao o otaczaj"cy podw$rze czstok$. Dopiero wtedy Debren rozpozna gos. .enda. #&yba pr$bowaa s-orsowa! ogrodzenie. Wiedzia, e nie zd"y. = prawie go to cieszyo. 4o przegrywali. 0eraz ju wyra2nie. Abaj ucznicy skoncentrowali ostrza na rotmistrzu.5 Dpad w zym miejscu i nim d2wign" si na nogi, zd"yli posa! mu cztery strzay. 0ra-iy dwie. 1edn" zatrzymaa tarcza. Drug" brygantyna ' tyle e nie cakiem. W ruc&u rki, wyszarpuj"cej i odrzucaj"cej strza, byo za duo b$lu, bezsilnej zoci. 8rot nie wszed c&yba gboko, ale pod pancerz niew"tpliwie si wdar. 8ry-, jakby sposzony krzykiem zza czstokou, potkn" si o wasn" ap, potem zatrzyma. *o kociemu wypi" ogon ku niebu, pryc&n", zanurkowa dziobatym pyskiem w zaspie. 7ta o skok od szalej"cego ze strac&u konia, tar poparzone lepia unurzan" w niegu ap" ' i nic nie robi. Debrenowi przemkno przez myl, e to dlatego, i nie musi. 4itwa rozgrywaa si pomylnie dla jego maej, ale i tak liczniejszej armii. 0rzej nadbiegaj"cy byli ju blisko. Klcz"cy %br&l pr$bowa sign"! skrzydowego berdyszem, ale uzbrojony w widy modzik zrcznie przeskoczy nad ostrzem i pogna dalej. Drugiego skrzydowego, wywijaj"cego toporem, *etunka wyrna ko/cem mioty w brzuc&. W"saty przyw$dca odbi sulic" pc&nicie &alabardy Jeyna, odskoczy. Jeyn sparowa pc&nicie wide i te si co-n". %br&l, warcz"c, odepc&n" si drzewcem od ziemi, stan" na dw$c& nogac&, zatoczy si. 6astpna strzaa przemkna obok jego okcia. Debren, na p$ uduszony, da spok$j muzerowi, wepc&n" palec w uc&o biaego i puci przez uoon" w -urma/skim gecie do/ byskawic. Miaa by! saba. <upno. W oczac& mu pociemniao, przed oczami pojaniao. 4iay przesta dusi!, zwali si magunowi na twarz, omal nie ami"c czoem nosa. *alec c&yba odpad. ( moe eksplodowa. Dziwne, bo w ostatnim momencie specjalista od wody wiconej i kok$w szarpn" gow" i wiksza cz! energii posza przez maMZL owin uszn" oraz kaptur w niebo. ( dokadniej5 czubek jody przy wylocie drogi do >umperki. % gazi sypno niegiem, dwie czy trzy stany w ogniu. *iknie, c&olera. #zwarty z atakuj"cyc&, ten, co upad, zd"y si zerwa! na nogi. #ep, bojowy, porz"dnie okuty, pomkn" skosem ku gowie %br&la. = c&ybi. >otmistrz run" na kolano, skrci si w biodrac&, pad na okie!. 4erdysz, posany za plecy, zakreli poziome p$kole ' pozornie bez e-ektu. #epiarz, nie trac"c rytmu, dopad przeciwnika i ' najwyra2niej zaskoczony tym, co si dzieje ' wywin" koza, gdy stopa zapl"taa mu si w lec"cyc& z rozprutego brzuc&a jelitac&. >un" wyj"tkowo nie-ortunnie5 prosto na %br&la. %br&l zdoa wywin"! si spod niego, lecz kosztem turlania po niegu. Wida! byo, e podniesienie si zajmie mu sporo czasu. 0ak jak Debrenowi, kt$ry z wysikiem wygrzebywa si spod rozkrzyowanego ciaa biaego. 0ra-ili na udeptany kawaek podjazdu@ pity lizgay si, okcie rozjeday na boki, bezcenne momenty przeciekay mu przez palce jak wicona woda przez znoszone, poprzecierane portki. ' % potworami na ludzi:)) ' krzyczaa *etunka. % pieka nie wyjrzycie))) 9mierdziele zamosteckie))) 1ej miota migaa wok$ gowy osaniaj"cego si siekier" mczyzny, kt$ry pr$bowa j" zapa! i obali!, ale nie pr$bowa atakowa! ostrzem. Jeyn wywija &alabard", nawet do! sprawnie, lecz y g$wnie dlatego, e "czy to z ci"gym co-aniem si. W"saty przyw$dca i widlarz wykorzystywali przewag liczebn" oraz lekko! swej broni, spyc&aj"c go w niepokoj"co szybkim tempie ku p$nocnemu naronikowi czstokou. Debren, rezygnuj"c ze wstawania, zapa zbami koniec koka, szarpniciem jedynej wolnej doni pr$bowa oswobodzi! &ulajkul i posa! *orcj sieka/c$w w przesuwaj"ce si tu obok poladki. Amal nie wyrwa sobie poowy szczki ' to wszystko. 8ry- nie rusza si. #&yba przesta nawet oczyszcza! lepia z ugu. ' Won, c&amy))) ' przetoczy si nad placem boju d2wiczny okrzyk .endy. ' 0o nasza prywatna sprawa))) 6ikt jej raczej nie zrozumia ' Debren w kadym razie na pewno ' i nikt nie posuc&a. %ocista czupryna *etunki znika pod plam" spadaj"cej z nieba czerni. 0ym razem nietoperz zac&owa si jak na nietoperza przystao i po wymierzeniu zaskakuj"cego ciosu w kark nie odlecia, tylko wczepi si wszystkimi ko/czynami we wosy. Kobieta krzykna z b$lu, upada. #ios mioty c&ybi celu, topornik wywin" si zrcznym unikiem i grzmotn" j" drewnianym ko/cem broni w okie!. Miota, i tak bezuyteczna w takiej pozycji, wypada obe3rystce z r"k. ' %abij))) ' rykn" %br&l. 0opornik kopn" *etunk midzy piersi" a nietoperzem, obejrza si, zrozumia, e to do niego ' i polizgn" si z wraenia. >otmistrz wsta wa. Kolejna strzaa sypna snopem iskier z jego okry tyc& brygantyn" plec$w, druga uderzya w poyczony od +enzy &em, przesuwaj"c go na oczy. *rzebita na wylot noga c&wiaa si, zdrowa pl"taa w paruj"cyc& trzewiac& cepiarza, kt$ry tyem, dr"c si i szoruj"c nieg okciami, odpeza w bezsensownej ucieczce przed wasnymi kiszka mi ' ale wida! byo, e %br&l wstanie. = zabije. W"saty zn$w udowodni, e nadaje si na przyw$dc. ' 4ratanki) ' krzykn", odskakuj"c na c&wil i pozo stawiaj"c szermierk z Jeynem widlarzowi. ' Ku mnie) .a! grubego) Woaj"c, odwr$ci twarz w stron lasu. 0ym samym je' +, go spojrzenie za&aczyo o nieruc&ome plecy biaego i gramol"cego si spod spodu maguna. %awa&a si, po czym poderwa sulic i dodaj"c sobie animuszu gonym5 H8iii/)))I, rzuci si biegiem w stron Debrena. Debren, kt$remu zawieruszy si zagwodony kokiem muzer, posa mu piorun kulisty. %n$w przez rodkowy palec, -urma/sk" mod". *alec, jak si okazao, jednak nie odpad, ale wytworzony midzy nim a uc&em uk elektryczny zrobi swoje i odrtwiaa po okie! rka zawioda. Kula ognia migna obok policzka nadbiegaj"cego, spalia !wiartk sumiastyc& w"sisk i ' zbyt p$2no pc&nita te3L lekinez" ' skrcia w d$. Wprost na ostrok$. 4ysno. 6ajpierw $ci" dugic&, kobiecyc& wos$w. ` 6ie cakiem tam, gdzie tra-i piorun, ale wystarczaj"co blisko, by Debren zamar na c&wil ze zgrozy i zmarno' # wa ostatni" ' -akt, e nik" ' okazj ratowania si. 6im przeoy rozmiary eksplozji na -aktyczn" si raenia i wykrzesa z siebie sab" nadziej, e jednak nie zabi .endy, zrobio si za p$2no. W"sacz by ju nad nim, a ostrze sulicy jeszcze bliej. 6ad gow", koziokuj"c jak rzucony rk", powolny i na3igrawaj"cy si z niego, przelecia bet. % prawej w lewo, od domu ku lasowi. .enda. Ana jedna miaa kusz. *oniewczasie uzmysowi sobie, e wanie bysk stalowego uku by tym, co przyci"gno jego uwag do $tej plamy wos$w. #&yba mierzya gdzie w t stron. #&yba by zd"ya i c&yba by tra-ia. ( on wszystko spieprzy. *o raz ostatni. 7ulica co-aa si wraz z par" bior"cyc& zamac& ramion. W"sacz wyda z piersi trium-alny okrzyk. Kt$ry byskawicznie przeszed w bolesny i trwoliwy. 8dy co, co Debren przez analogi zaklasy-ikowa jako tczowy piorun, dopado twarzy mczyzny. *oczerwieniao. Ad pi$r, ale i od krwi. Drop wbi pazury szeroko, niemal od uc&a do uc&a, szarpn" skrzydami, wyskakuj"c na stop do g$ry i obi"c w obliczu w"satego sz$stk gbokic& bruzd. 1edna okazaa si bardzo gboka5 przetaczaj"cy si na bok magun dosta w policzek wyrwanym spod powieki okiem mczyzny. 8dzie z tyu przypalany magicznym ogniem widlarz przebieg kilkanacie krok$w i wrzeszcz"c z b$lu, skoczy zadkiem do przodu w zanieone koryto. Akazao si puste, wic zaraz potem wyturla si z niego. 6a czworakac&, ci"gn"c za sob" ogon pomienia, wyrastaj"cy z miejsca dla ogon$w typowego, pogna ku najbliszej zaspie. ' Jeyn) ' Krzyk, peen strac&u i zoci, zabrzmia w uszac& Debrena jak piew katedralnego c&$ru5 .enda nie tylko ya, ale, s"dz"c po sile gosu, miaa si cakiem dobrze. ' 0utaj) Wartko) *odci"gn ci) 0o ju nie brzmiao tak sodko. *anikowaa. #&o! gry- sta tam, gdzie przedtem ' tyle Debren zdoa zauway!. 6a wicej nie pozwoli w"saty. *okaleczony, ciko *rzeraony, miota si w k$ko, wywijaj"c na olep sulic" L pr$buj"c przedziurawi! ni" jeli nie ptaka, to c&o! czarodzieja. 4$l, lk i "dza odwetu dodaway mu si, czyniy szybszym. %aciskaj"c instynktownie powiek na ostatnim ju oku, pozbawi si moliwoci zadawania celnyc& cio' = s$w, byo ic& jednak mn$stwo, byy silne i nie tylko De3bren, lecz take obskakuj"cy w"satego Drop musieli dokonywa! prawdziwie cyrkowyc& sztuczek, by unikn"! ostrza. 6a szczcie byo ic& dw$c&, a okaleczony napastnik nie nienawidzi obu jednakowo. *rzetaczaj"cy si z bo' [ ku na bok magun zyskiwa dusze c&wile zwoki, gdy ostrze, c&ybiwszy go o par cali, obracao si o szesnacie rumb$w i gwid"c z bezsilnej zoci, dziurawio powietrze gdzie obok skrzekliwego 2r$da plugawyc& wrzask$w. ' 7rrrajdek) 7korrrumpowany sknerrus) Demokrrra3ta) Kurrrwi rrrodzic) ' dar si Drop, akompaniuj"c sobie opotem skrzyde i czyni"c dostatecznie wiele &aasu, by j zaguszy! odgosy towarzysz"ce unikom Debrena. ' Dbij))) ' rykn" w"saty. ' 4ra! go, bratanki))) Ku' = zynk wam szkaluje))) ' Kurrrwink) ' papuga wykrcia beczk, trzasna dziobem w do/, zbijaj"c sulic z toru, kt$ry ko/czy si w ppku maguna. Debren, kln"c si za ryzykancki ma' [ newr i gratuluj"c go sobie zarazem, doko/czy przewr$t w ty, wyl"dowa na kolanac& kilka st$p dalej. W ko/cu z plecami u g$ry, z jakimi zadatkami na swobod ru' , c&$w. %br&l, dla odmiany, wanie pada. 6astpna celnie wypuszczona strzaa utkwia midzy pytkami pancerza, ciosem midzy opatki pozbawia go c&wiejnej r$wnowagi. 8ry- sta w miejscu. =gnoruj"c wierzgaj"cego konia, ` trium-alne piski nietoperza, przekle/stwa .endy, nawet Jeyna, kt$ry przebieg tu obok, gnaj"c na odsiecz szarpi"cej si z par" napastnik$w onie. M$g skoczy!, zgru3c&ota! kark jednym ciosem potnej apy. 6ie skoczy. Wpatrywa si w pon"cy czstok$ i jasn" plam wos$w z tyu. 6ie $t" ju, a jedynie jasn" ' palisada przypalona magicznym ogniem dymia intensywnie, co czynio z .endy ledwie widoczne widmo. 6awet z kolorem co si porobio. 1asna plama wyc&y1 MZY lonego zza belek popiersia wygl"daa jako jednolicie, bez podziau na biel twarzy i bkit sukni. #&ocia nie, jaka suknia ' bya w ka-tanie. 9nieg: Wytarzaa si, upada: Debren nie mia czasu zastanawia! si nad takimi gupstwami. 4ya za ogrodzeniem i tylko to si liczyo. 0eraz zn$w bardziej ni przed c&wil". % lasu, strzelaj"c w truc&cie, wybiegli obaj ucznicy. 0o3pornik, wymierzywszy *etunce kt$rego z rzdu kopniaka, obr$ci si, skoczy Jeynowi naprzeciw. Atoczony resztkami dymu i mn$stwem pary widlarz maca w niegu, szukaj"c upuszczonej broni. Wszystko niewane. W"saty, doprowadzony do szewskiej pasji papuzimi obelgami, mac&n" rk" na czarodzieja, mac&n" rk" na ostatnie oko, otworzy je i zacz" ugania! si za wywijaj"cym $semki Dropem. 0e niewane. Wani byli nadbiegaj"cy od strony %alewiska bratankowie. Wielcy. 4arczyci. *odpieraj"cy si co par krok$w rkoma. Debren, kt$ry ju stawa, na c&wil zn$w opad na kolana. Mikkie nagle jak galareta. 4ratowa w"satego pucia si z nied2wiedziem. Dwa razy. Abaj bratankowie byli ursoludami. Wielkie, baniaste by poronite sierci", stercz"ce na boki, wysoko ulokowane uszy, kr$tkie nogi i dugie, niewiele cie/sze od n$g rce... 4yli szczuplejsi i mniejsi od swyc& lenyc& przodk$w, lecz ludzkie ubiory poszerzay ic& sylwetki, rozdymay do monstrualnyc& rozmiar$w. 0en mniejszy, obdarzony wiksz" dawk" ludzkic& gen$w, bieg szybciej na duszyc& nogac&, a w prawej apie d2wiga wojskow" maczug ze stalow" gowic" najeon" kolcami. Drugi nie mia broni ' wystarczyy mu dugie na kilka cali pazury i stercz"ce spod ci"gnityc& warg zbiska, osadzone w wypc&nityc& daleko przed czubek nosa szczkac&. ' %br&l) % prawej) ' krzykn" Debren, szarpi"c si M tkwi"cym w &ulajkuli kokiem. ' .enda) 6a konia i w las) 6ie mieli szans. W ciele rotmistrza tkwiy trzy groty, ucznicy wpakowali wanie dwa nastpne w tarcz3poMZV kryw, kt$r" jako si zdoa osoni!. 4yo jednak oczywiste, e za kadym nastpnym razem bdzie mia trudniej, e naszpikuj" go jak jea, obskakuj"c wok$ jak Drop w"satego, jak Drop bezkarni, lecz w przeciwie/stwie do ptaka mog"cy zadawa! miertelne ciosy. 6ie musieli nawet c&owa! si za plecami ursolud$w ' wystarczya im przewaga szybkoci i zwinnoci nad okulawion" o-iar". (le oczywicie nie pozostawiono ic& z rotmistrzem sam na sam. 4ardziej ludzki z p$nied2wiedzi, ten z maczug", pdzi wanie na %br&la. *etunka, c&o! walczya jak lwica, nie bya w stanie wydosta! si spod nietoperza. 6ajwikszego, jakiego De3bren kiedykolwiek widzia. %byt wielkiego i sprytnego jak na siy brutalnie skopanej kobiety. Widlarz wymaca widy, wstawa. 0opornik zrcznie zbi pc&nicie &alabard", omal nie sign" ostrzem okcia Jeyna. ( koek nie c&cia wyle2! zza spustu. *rzegrali. #&o! gry- sta, kapi"c bezgonie dziobem i gapi"c si bezczynnie na... ...wci" na .end. Duma i sy-ilis. ' Do rodka, .enda) ' zawoa. ' *oniec&aj konia) 7koczy w stron ganku, drzwi, za kt$rymi nie byo c&yba ratunku, ale przynajmniej bya nadzieja. 0ra-iony strza" szyld wci" si koysa, i to mocno. 1ak kr$tko, 4oe... Wydawao mu si, e wieki upyny, a to momen3ty... 1eszcze przed c&wil" byli peni wiary, moe i wystraszeni, ale nie zrezygnowani. 0eraz umierali. Kade samotnie, c&o! niby obok siebie. 6ie c&cia tak. 1eli ju, c&cia obok niej. 1eszcze raz zajrze! w troc& niebieskie, troc& zielone oczy z plamkami zota. Dziwne oczy, kt$re na poz$r wydaway si po prostu szare. ' %abieraj *etunk, Debren) ' dogoni go c&rapliwy krzyk %br&la. ' %atrzymam ic&) %awa&a si, zwolni. Drop przemkn" nad gow" w"satego i grotem jego sulicy, zaskrzecza wyzywaj"co. 6ieto3pen zadar eb, zawa&a si. 6im podj" decyzj, tczowa -uria spadaa ju z g$ry, nabieraa impetu. Wystartowa, MZZ nie zd"y si jednak rozpdzi! i Debrena nie zdziwi widok sczepionyc&, nurkuj"cyc& w zaspie cia. Dskoczy przed kopytem, dopad klkaj"cej *etunki, szarpniciem za okie! postawi na nogac&. 0warz miaa we krwi, cae garcie wyszarpanyc& z gowy wos$w lepiy si do policzk$w, do niegu pokrywaj"cego kouszek. ' Do rodka) ' pc&n" j" w stron ganku. ' %abaryka dujcie si) %ac&wiaa si, omal nie upada. = wykorzystaa sprytnie t utrat r$wnowagi, przelizguj"c mu si pod pac&" i ruszaj"c biegiem r$wnolegle do ciany obery. ' Jeyn) ' Jeyn) ' dara si .enda, niewidoczna z tej perspektywy, przesonita wgem budynku i resztkami zadaszenia nad gankiem. ' Do mnie) ( ty won, pasiasty obe3sra/cu) 4o rzuc) 1ak mi 4$g miy) >zuc) 7ra j" pies) 6ie moja) Debren nic z tego nie rozumia. (le te nie mia czasu ' nawet na stawianie sobie pyta/. Jeyn, urodzony pan3to-larz, na d2wik wadczego kobiecego gosu natyc&miast rozpocz" odwr$t. #zym c&yba uratowa sobie ycie. Widlarz, siedz"cy po pier i okcie w zaspie, sprawia wraenie obolaego, oszoomionego i mao zainteresowanego tym, co si wok$ dzieje. (le byo w jego postawie co, co byskawicznie rozkoysao dzwon alarmowy w gowie Debrena. *ar krok$w i Jeyn, bezskutecznie pr$buj"cy przebi! si &alabard" poza zapor topora, ustawiby si do niego bokiem. .ewym, tym od serca, i w odlegoci paru zaledwie st$p. ( wtedy... Mczyzna z toporem na to c&yba liczy, bo zaatakowa natyc&miast, kiedy stao si oczywiste, e nie podprowadzi przeciwnika pod zdradzieckie pc&nicie. Akaza si dobrym szermierzem5 ju trzecie skrzyowanie drzewc rzucio oberyst na kolano, zmusio do rozpaczliwego c&wytania r$wnowagi. #zwarte jeszcze Jeyn by przetrwa, ale pi"tego raczej nie. *etunka, ciut za szybka dla maguna, skoczya jak kt$ra z prgowanyc& prababek *isklaka. Dopiero na koniec kolana dogoniy donie, wyrny topornika po nerkac&. >unli oboje. Do przodu, wprost pod wznosz"ce si widy. Debren rzuci na szal wszystko, czym dysponowa. Konkretnie5 cay zapas mocy przez prowadnic &ul"jkuli. 6ie zaryzykowa z piorunem@ zbyt wiee byo wspomnienie gowy .endy znikaj"cej za rozbyskiem. Wybra c&olernie nieekonomiczn", ale bezpieczniejsz" dla postronnyc& telekinez. >ezultat przeszed jego oczekiwanie. *c&nicie posao rozpdzone widy w g$r i do tyu. Dgrzzy w belkowaniu dac&u. Widlarz, kt$ry rozpdzony nie by, wywin" koza przez plecy, przebi balustrad, wyama uc&w" kawaek deski, grzmotn" o cian i zwali si na ganek z bezwadnoci" mocno wypc&anego worka. *etunk str"cio z plec$w topornika, cisno najpierw w zasp, potem pod pomost. 1akie odbite od ciany ec&o tra-io konia. *oprg w ko/cu pk, szarpi"ce si od samego pocz"tku zwierz zatoczyo si, wpado na wstaj"cego Jeyna. #&rupna amana ko!, oberysta zawy, wypuci &alabard. Debren obejrza to wszystko z lotu ptaka ' moe tkwi"cy w lu-ie adunek, moe to wylotowe dra/stwo do regulowania rozsiewu wi"zki spowodowao potn" reakcj i rzucaj"cemu czar dostao si niewiele sabiej ni obrzucanemu. %nokautowa go te nagy wypyw mocy. 6ic dziwnego, e zobaczy par rzeczy, kt$ryc& nie mogo tu by!. 8wiazdy, barwniejsze od pi$r Dropa. 8ry-a, kt$ry pierzc&a do lasu z podkulonym ogonem. .end na czstokole, liczn", ognist", wymac&uj"c" nagim mieczem i nagimi piersiami. #uda i dziwy. *ikne i kompletnie nierealne. >ealny by w"sacz, w kt$rego wyrn" plecami. = trzaski grot$w, k"saj"cyc& pancerz %br&la. Wygrzebali si z zaspy r$wnoczenie5 on i w"saty. Abaj oszoomieni, nie bardzo wiedz"cy, co si stao. Debren okaza si szybszy, sigaj"c po tkwi"cy pod spustem koek. W myleniu szybszy ju nie by. Dopiero szarpi"c si z zaklinowan" broni", przypomnia sobie, e ju pr$bowali5 i biao odziany waciciel koka, i on sam. 7ulica w"satego wyskoczya spod niegu troc& p$2MZO niej, za to od razu jako penosprawna bro/. Debren rzuci si na plecy, wypuszczaj"c &ulajkul i koek, skadaj"c do/ do gangarina. Kiedy impuls przebiega przez okie!, bysno mu, e wypuszcza ju obur"cz, w dwie r$ne strony. *siama!. M$g strzela!. 0eraz ju nie. #&o!by dlatego, e tra-iony w bdnik w"sacz byskawicznie wzi" pomst, zwracaj"c na niego wieczerz, zoon" z kaszy i c&yba marc&wi. 7ulic", na szczcie, wymierzy gorzej. Wbia si w ziemi obok gowy Debrena. Magun trzasn" j" okciem, odrzuci na par st$p od zupenie zdezorientowanego waciciela. Dwie strzay migny obok n$g %br&la. >otmistrzowi udao si wsta!, zastawi! berdyszem przed ciosem maczugi ursoluda. %grzytno przera2liwie, od cylindrycznej gowicy odpado kilka kolc$w. %br&l zac&wia si, lecz utrzyma na nogac&. Drugi czekonied2wied2 przebieg midzy staj"cym dba koniem a siadaj"cym czarodziejem, skoczy za Jey3nem. Aberysta, wyra2nie p$przytomny, ze zwisaj"c" bezwadnie lew" rk", bez broni, rozejrza si za on", nie dostrzeg jej, dostrzeg roz&utany szyld i, wyci"gn"wszy bdny wniosek, pobieg tam, gdzie mu kazano. Do .endy. 0opornik, pokaleczony &akiem &alabardy, na kt$ry przewr$cia go *etunka, gramoli si niezdarnie z ziemi. Debren c&wyci muzera, wycelowa. <ucznik oskarany przez w"satego o gupot zabieg rotmistrza z boku, wy&amowa w miejscu, sk"d m$g strzela!, nie ryzykuj"c tra-ienia ursoluda. 6api" uk. 6auczony dowiadczeniem wymierzy w nie osonite pancerzem nogi. +ulajkula stkna zwalnian" spryn", podskoczya Debrenowi w doni. 4yo za ciemno, by dokadnie oceni! e-ekty, <uk i strzaa rozleciay si jednak w dwie r$ne strony, ucznik, klej"c donie do twarzy, run" w trzeci" ' to musiao magunowi wystarczy!. %waszcza e w"saty, c&o! niebo mylio mu si z ziemi", zdoa wyci"gn"! n$ i, wspomagany kolejn" -al" wymiot$w, pr$bowa pc&n"! *rzeciwnika. %br&l sparowa ostrzem uderzenie maczugi i zaraz potem, pokryw" studni, drugie, zadane pazurzast" ap". MW^ =mpet ciosu uc&roni go przed upadkiem, wyprostowa. 0arcza pka. Drsolud dosta w pysk drzewcem berdysza, rykn", splun" zbem. Drugi ucznik, %e-o, skoczy w lewo, pr$buj"c wyj! zza plec$w kudatego kamrata, zyska! sposobno! do strzau. Debren uni$s &ulajkul, teraz w c&arakterze substytutu r$dki, c&o! nie bardzo mia czym czarowa!. W"saty, c&yba przypadkiem, kopn" go @ w okie!, wybi bro/ z osabionej nieszczsn" byskawic" rki. Magun, pr$buj"c c&wyci! w locie wiruj"cego muze3ra, wyl"dowa obur"cz tu przy osinowym koku. %apa go, niewiele myl"c pc&n" na olep za siebie. 0ra-i. Kij by dobrze zaostrzony, gadko wszed w gar' i do. W"saty pad. %br&l te ' na kolano. 4erdysz zatrzyma jednak spadaj"c" z g$ry maczug. Drsolud, zamiast odskoczy! i ponowi! cios, run" na czowieka ladem maczugi, pr$buj"c zgnie!, stamsi! w zwarciu, poszarpa! pazurami. Ddao mu si, przynajmniej czciowo. Duga bro/ poleciaa na bok, wielka -utrzano3blaszana kula splecionyc& zapanik$w potoczya si ku studni. ' >ka) ' krzyczaa gdzie w dali .enda. ' 7zybciej))) 0am te dziao si co zego, ale Debren nie m$g si ogl"da!. %e-o, omielony widokiem zakopanego w niegu berdysza, ruszy ku tarzaj"cym si przeciwnikom. 7trza z przyoenia powinien zaatwi! spraw. ' *om$ mu) *etunka. 4ya z tyu, nie wiadomo, do kogo adresowaa okrzyk. 6iewane. %br&l na pewno potrzebowa pomocy. ` Jeyn by! moe. 6o i nie byo czasu. 6ie byo te czym czarowa!. 8angarin wyssa mu z gowy cay zapas magicznej energii. Muzer pusty w rodku. Duma i tr"d. D2wign" si na nogi. % trudem. ' +ej, ty. F Ad samego pocz"tku starcia wszyscy krzy' j czeli. An po prostu m$wi. *ewnie dlatego podziaao5 %e -o, c&o! brakowao mu tylko paru krok$w, zwolni, posa magunowi szybkie spojrzenie. ' Wystarczy. 4o olepi. 6ie myla, e podziaa. *rawd m$wi"c, w og$le nie myla. 7amo wyszo. 6a pusty, wypeniony krwi" oczod$ w"satego spojrza dopiero naprowadzony spojrzeniem u' j ... = MWL cznika. 6a tego drugiego, wierzgaj"cego nogami, z twarz" jak po brutalnym goleniu pryszczy ' te. 6ie potra-i oceni!, czy kt$ry z sieka/c$w tra-i w oko. 4yo ciemno. (le %e-o, maj"cy w tle pon"cy ostrok$ i otwarte na ocie drzwi obery, widzia jeszcze mniej. = dopowiada sobie to, czego nie wyawia wzrok. ' 4karrrt) ' zaskrzecza, troc& jakby rwany zadyszk", lecz nadal zuc&way, paskudny w brzmieniu gos Dropa. ' 7mierrrdziel borrrny) Marrruc&a nierrruc&liwa) Wikszy ursolud zarycza, w dwa momenty p$2niej zderzy si z czym masywnym, c&yba drewnianym, co przynajmniej czciowo poama. #iciwa uku %e-a co-na si odrobin. Wolno. *otem wr$cia. = zn$w si co-na. (le nogi tkwiy w miejscu, nie pr$boway nie! waciciela bliej studni, kt$ra zatrzymaa w ko/cu tocz"c" si nied2wiedzio3ludzko3nien" kul. ' Alepi ' powt$rzy, teraz ju suc&o i dobitnie, Debren. 7ta z opuszczonymi rkoma, niemal niedbale. %re zygnowany, podtrzymywany na duc&u wiadomoci", e i tak niczego lepszego nie by w stanie zrobi!. = e to, co ju zrobi, na co si jednak przydao. 6ie rozumia jak, ale ze nienego c&aosu jako pierwsze wyoniy si ramiona w kolczudze i to one, zacisn"wszy si na kudatyc& uszac&, trzasny bem przeciwnika o cembrowin studni. *otem jeszcze raz, i jeszcze. *rzy kolejnej pr$bie rozbicia murka nied2wiedzi" gow" F bo raczej na to si zanosio ' %br&l zainkasowa pc&nicie ap" i odlecia na dobry s"e/ do tyu, lecz tego ju %e-o nie widzia. 6iczym stary wyjadacz, co to ju niejedno pole nie-ortunnej bitwy opuszcza biegiem, potruc&ta nie bardzo spiesznie w stron lasu, z ukiem w jednej, a zdjt" z ciciwy strza" w drugiej rce. 6ie ogl"da si. Debrenowi nie c&ciao si wierzy!. 7traci c&wil na otrz"sanie si z osupienia i nastpn" na wyawianie suli3#J ze niegu. %anim si uzbroi, ci spod studni byli ju na nogac&. #&wiali si obaj. % piersi ursoluda stercza dugi, do! *askudny sztylet, kt$ry %br&l nosi to za pasem, to w c&olewie, w zalenoci od tego, gdzie tra-ia drewniana yka i bukak z piwem. % uda rotmistrza wystawao to, co zostao ze strzay po dugotrwaej szarpaninie. Krwi byo mn$stwo, jednak to %br&l pierwszy poderwa bro/ z ziemi. Drsolud sp$2ni si tylko odrobin. Maczuga tra-ia z boku ostrze berdysza, odc&ylia tor. Dnik te zrobi swoje. Dobrze zaostrzony brzeszczot min" si ze bem, musn" rami i w ostatniej c&wili dogoni bos", poronit" wosiem stop. #zekonied2wied2 zarycza i odskoczy. *o3L $wka stopy zostaa. Debren c&wyci sulic, ruszy biegiem. %br&l sparowa poziome uderzenie maczugi, zakrci si na zdrowej nodze, dziwacznym ciciem znad ramienia, w d$, tu przy kolanie i zn$w w g$r, ulokowa ele2ce berdysza gdzie pod praw" pac&" przeciwnika. 7zybko, zaskakuj"co, a wic nie za mocno. (le to by ber3dysz, dwurczny top$r o sile raenia maego tarana. Kudatym zarzucio. Mac&n" woln" ap", str"ci rot' i mistrzowi &em, kt$ry jakim cudem nie spad do tej po' L ry. *c&niciem maczug" niczym mieczem zgi" %br&la w pasie. %br&l, nie prostuj"c si, ci" od dou, obuc&em, j 0am, gdzie zmczony so,rojski partyzant uderzy ksicia .endy. Moe nie z tak zab$jczym skutkiem, ale wystar' = czaj"co mocno, by ursolud zwali si na cztery apy. %br&l odskoczy na jednej nodze, zamac&n" si, pierwszy raz solidnie, i ci" besti przez eb. 0ylko raz. Wystarczyo. Debren wy&amowa ryzykownym lizgiem, zawr$ci. L 6iepotrzebnie. *rzed ober" zrobio si pusto, tylko *e' = tunka, c&wiej"c si i potykaj"c, wci"gaa na ganek i dalej, w drzwi, dziwnie potulnego konia. 8ry-a nie byo. *odob' = nie jak Jeyna, mczyzny z toporem i drugiego ursoluda. Dropa te nie byo, ale ten przynajmniej dar dzi$b zza czstokou, nie bardzo zrozumiale, lecz bez w"tpienia wy' # j"tkowo plugawie. 6a niegu czerniay zwoki nietoperza, , na ganku ' tego z widami i zamanym karkiem. *ozostali znikli. Debrenowi wydawao si, e dostrzega lady lu' 1 dzkic& st$p biegn"ce w stron kr$lewskiego traktu, lecz dymu byo za duo, by zyska pewno!. ' Dojd) ' zawoa z tyu %br&l. ' 4iegnij do nic&) MWX *obieg. Amal nie w lewo, gdzie dogasao wprawdzie, lecz wci" mocno dymio ugodzone piorunem ogrodzenie. 7krci ku drzwiom i *etunce tylko dlatego, e palisada byo wysoka, a jemu spieszyo si do .endy. 9lady w niegu c&yba -aktycznie byy ladami, ale to kudate bydl... *o prawej czstok$, zmurszay i stary, zia spor" i now" dziur". Drop przesadzi z obelgami i c&o! przesadza z nimi dalej, gdzie w odlegym ko/cu podw$rza, a za a2ni", Debren wolaby by! ju po tamtej stronie budynku. 6ie dao si jednak. Ko/, posusznie id"cy za kobiet", zacz" si szarpa!, gdy tylko wyczu jego obecno! z tyu. ( sta akurat w drzwiac&. % tyu bya barykada, pod nogami *etunki walaa si zbita z desek belka3 zastrza, wierzc&owiec, c&o! nie pr$bowa wierzga! ani gry2!, raz po raz stawa, parska nerwowo i nie dawa si przepc&n"! w g"b izby ' potrwao troc&, nim oberystce udao si odci"gn"! go na bok. %br&l, c&o! kutyka i skrci ku palisadzie, po porzucon" przez Jeyna &alabard, dogoni ic& jeszcze na ganku. Wpadli do rodka niemal r$wnoczenie. >otmistrz szczkn" zasuw" nieco wczeniej, ni magun dopad przeciwlegej barykady. 0ylko po to, by natyc&miast odskoczy!. %za odc&ylonego stou3drzwi, omal nie wydubuj"c mu oka, wysuno si ostrze kr$tkiego miecza. .ekko r$owe od krwi, oklejone dwoma czy trzema dugimi, grubymi wosami. %araz potem bysna blac&" rycerska ebka Jeyna. 0rzymaa si wy"cznie dziki paskowi5 gowa, na podpieranie kt$rej .endzie zabrako ju r"k, zwisaa bezwadnie. %aklinowana w w"skim przejciu dziewczyna pr$bowaa co powiedzie!, ale trzymana w zbac& klinga zrobia z tego rozpaczliwe, nieczytelne mamrotanie. Debren do3skoczy, obur"cz, by bro/ 4oe nie skaleczy! policzk$w, wyci"gn" miecz, odrzuci, zapa Jeyna pod pac&ami. ' %br&l) Dawaj st$) *etunka, szarpie, ale migiem) .enda zmienia c&wyt, obur"cz opasaa uda rannego. *eruka przekrzywia jej si na gowie, nie pr$bowaa jej jednak poprawia! ' nawet kiedy ju pooyli Jeyna na MWN -ragmencie barykady, byskawicznie przesunitym przez l rotmistrza bliej kominka, gdzie byo troc& cieplej i gdzie Debren mia wicej wiata. ' Mateczko mac&rusowa... ' %br&l, wsparty na berdy3szu jak na kuli, przeegna si odruc&owo. *etunka nie odezwaa si sowem. Wepc&na .endzie k"b podartyc& na w"skie pasy przecierade, wyrwaa z niego jeden kawaek, skadaj"c w grub" kostk posaa Debrenowi pytaj"ce, na poz$r spokojne, jedynie c&murne spojrzenie. >ce nie dray jej jak wtedy, przy ryglu. Moe dlatego, e nie baa si. 6a strac& byo za p$2no. ' %araz, najpierw blokady. ' Magun sign" po czyj kubek, odstawiony na kominek, ostronie spuka piwem krew z lewej doni. % praw" wola nie ryzykowa!5 wci" to drtwiaa, to pobolewaa na przemian. ' %nieczul, co si da. Wstrz"s m$gby go zabi!. ' Krew ' wymamrota rotmistrz, przeykaj"c z wysikiem lin. ' 0rzeba... ' 0ak. 7pr$buj. %araz. .enda, maj"ca wieo w pamici przygotowania do odwrotu z a2ni, rzucia si na kolana, zacza zbiera! z podogi pozostae po wznoszeniu barykad szczapy. *etunka signa po odrzucone na zydel szarpie, szybko i bez sowa skadaa je w grube, zgrabne opatrunki. W wiele opatrunk$w. Debrenowi przemkno przez myl, e szarpi moe jej zabrakn"!. 6a samo oboenie rany, o wi"zaniu nie m$wi"c. 6aszykowaa na ca" pi"tk ' Drop mia zosta!, nie byo go w planac& ' ale nie pomylaa, e kto moe wr$ci! z ranami o "cznej dugoci szeciu st$p. W dodatku tak gbokimi. Drsolud rozcapierzy pazury, postawi na ilo!, nie jako! ' lecz i tak ci" gboko. 6ied2wiedzia apa rozoraa korpus oberysty trzema nier$wnymi bruzdami, biegn"cymi od obojczyk$w a po biodra. 8$r" popkane, obnaone ebra i mostek przewanie zatrzymay szpony, nie dopuciy do puc, jednak w dole byo cakiem beznadziejnie. *osza w"troba, okrnica, $! z woreczka mieszaa si z krwi" i cuc&n"c" zawartoci" jelita cienkiego. Krwi nie byo duo, bior"c pod uwag rozlego! MWY obrae/. 6iczego to jednak nie dowodzio5 ciekaa midzy trzewiami ku plecom, w g"b jamy brzusznej. ' Adejd2, *etunko. ' Debren, c&o! na resztkac& energii, pracowa szybko5 nie pr$bowa pc&a! palc$w w klatk piersiow", nie musia kombinowa! ze stawami w niedostpnyc& miejscac&. ( zakadanie blokad teraz, gdy droga do sporej czci nerw$w i naczy/ bya otwarta, nie wymagao wielkic& wydatk$w mocy. ' Adejd2. *oradzimy sobie. = zawoam ci, jak bdzie... jak bdzie trzeba. ' Dam rad ' wymruczaa. #ic&o i twardo zarazem. 6ie pr$bowa ponawia! propozycji. %waszcza e %br&l nie wytrzyma, postukuj"c berdyszem pokutyka w stron kuc&ni, zazgrzyta klap" do piwnicy. .enda karmia kominek drewnem, nosia wod, miaa brudne rce, roztrzsione w dodatku. >ce *etunki nie dray. *racowali bez sowa. Dopiero pod koniec, kiedy szarpi -aktycznie zabrako, a ona opara stop o zydel, podci"gna sukni i byskaj"c noem oraz kolanem oddzieraa pas lnu od noszonej pod spodem &alki, uwiadomi sobie, e to ju dwiecie dwa lata. 7i$dme pokolenie kobiet, kt$re yj" na pustkowiu, same opatruj" okaleczonyc& przez gry-y m$w, braci i syn$w, same grzebi" tyc&, kt$rym opatrunek nie pom$g. Musiaa by! twarda. = bya. ' Adwr$! si, Debren ' powiedziaa spokojnie, kiedy w ko/cu co-n" si od stou, niemym opuszczeniem doni daj"c zna!, e zrobi, co umia. ' D$ &alki mi si ko/czy, a matka jeszcze jestem i nie mog... ' Wystarczy ' powiedzia cic&o, troc& bagalnie, zerkaj"c na ci"g nas"czonyc& czerwieni" opatrunk$w. ' Krew ci z gowy kapie. %awin. 1eno si nie gap. 6o tak. Wci" przeciera brwi, rkaw cay czerwony... ' %ostaw na %br&la. ' 7plun" na palce, potar rozci cie na czole. ' #&yba e masz wicej czystej bielizny na podordziu. 6ie odwr$ci gowy. 0roc& z braku re-leksu. 0roc& dlatego, e bya mimo wszystko prost" bab" ju nie to, e ze wsi, ale z guc&ej puszczy, i moga nie sysze! o tym, e brud szkodzi ranom. ( przynajmniej nie bra! sobie tego do serca bardziej ni pogosek o istnieniu czterogowyc& smok$w czy o kulistoci ziemi. 0ak naprawd jednak zerkn" na jej odsonit" nog bardziej dla samej nogi, i nie kusej &alki, noszonej w zastpstwie damskic& kaleson$w. +alka, o czym tak naprawd wiedzia bez patrzenia, bya czysta, wieo wyjta z ku-ra. Dostrzega jego spojrzenie. 6ie zrobia nic, by c&o! tro3[ c& zasoni! biae, pene udo. Debren nie zrobi nic, by i uda!, i nie byo powodu zasania!. *omyla, e to, czego si dopatrzya w jego spojrzeniu, moe przynie! jej wicej otuc&y ni najsubtelniejsza, starannie oczyszczona z li' = toci odmiana wsp$czucia. 4ya jak .enda. = bya starsza. Wic nie odwr$ci oczu. Dopiero na sam koniec, kiedy zmierzya wzrokiem ilo! odcitego p$tna i wbia n$ w miejsce, gdzie nawet nogi tak dugie jak jej niemal si ju ko/czyy. ' 4ez urazy, siostro ' gos .endy, moe przez kontrast z ciepem, coraz wyra2niej bij"cym z kominka, zaskoczy Debrena c&odem. ' Wiem, e k"pieli dopiero co zaywaa i myda przednie tu warzysz, ale... ' .enda ' poprosi cic&o. Dziewczyna rzucia mu koc, podesza do wyjcia na podw$rze, lekkim stukniciem pici poprawia uoenie jakiej deski, klinuj"cej zastpcze drzwi. Dopiero potem spojrzaa mu w twarz. Akry ostronie rannego, odwzajemni spojrzenie. ' #o5 .enda: ' 6ie pr$bowaa si zblia!, lecz i tak widzia, e przez jej oczy, szare teraz, przemykaj" gniewne byski. ' #o gupiego powiedziaam: ' .enda... nie teraz. 6ie patrzy na spryskany krwi" st$ i nieruc&ome ciao, kt$re wanie z ciaem, a nie czowiekiem, coraz bardziej si kojarzyo. (le wanie dlatego powinna zrozumie!. ' ( kiedy: ' 7taraa si by! spokojna. ' Kto jeszcze ma zgin"!, nim dojrzejemy do rzeczowej rozmowy: ' #o powiedziaa: ' zapyta troc& przez zby. 4ywa3a grubosk$rna, w sowac& przynajmniej. (le tym razem przesadzia. ' M$wiam5 p$jd z *etunk". M$wiam. ' 6ie by pewien, czy naprawd zabrzmiao to po dziecicemu, czy skojarzenie dopado go przez to lnienie w jej oczac&. *oci"ganie zakatarzonym nosem te nie dodao .endzie powagi i dorosoci. ' 6ic by nam nie zrobili. 7am syszae5 nie wolno im rusza! bab. ' A czym ty gadasz: ' 7pieprzye to, Debren. (kurat ty, psiakrew. Ad kt$rego rozs"dku i pacy-izmu oczekiwaam. Mogymy i! we dwie. My tylko. 6ikomu nic by si... ( tak to Jeyn... Drwaa. %n$w troc& dziecica, bo jakby wystraszona tym, czego omal nie powiedziaa. = co wszyscy usyszeli tak wyra2nie, jakby zostao wykrzyczane. *rzez pewien czas nikt na nikogo nie patrzy. .enda staa przy stercie mebli i beczek, pozwalaa przeci"gowi koysa! doem sukni. Debren dopiero teraz dopatrzy si braku burego ka-tana, w kt$rym wyc&odzia. = pasa. = Dropa. Moe dlatego nie zapyta o reszt. %askrzypiay deski, w drzwiac& kuc&ni pojawi si %br&l. % ostrzem berdysza pod pac&" i sporym g"siorem w rce. 8"sior by otwarty i c&yba uyty, jako e rotmistrz, c&o! blady, porusza si znacznie sprawniej. ' 6ie b$j si. ' 6a ustac& *etunki zamajaczy blady umiec&. Dniosa oddarty przed c&wil" pas p$tna. ' 6ie dla niego mia by!. Wicej czystej bielizny, jak si Debren susznie domyli, na podordziu nie mam. Wic pozw$l, e na wasne zadrapania... 0o, co cakiem bezpieczne, na prawdziwie potrzebuj"cyc& si przyda. ' >anna jeste: ' %br&l w paru krokac& pokona ca" szeroko! izby. ' <ajno i ka, Debren) Alepe: 6ie widzisz, jaka bladziutka: ' Wepc&n" magunowi g"sior, woln" rk" c&wyci *etunk za rami. ' .enda, dawaj zydel) ( ty usi"d2, bo jeszcze nam... ' 1a: ' 6ie pr$bowaa uwalnia! rki, przykrya tylko drug" doni" jego do/. ' Dc&la! si zd"ye w tej piwnicy, miku: 6a siebie popatrz. #auska noga we krwi. 7am siadaj. .enda, przynie wod. = co ostrego, eby nogawk... = co pod nog. 7toek c&yba bdzie najlepszy. ' = zydel sobie we2 ' do"czy Debren, obc&odz"c st$ L wskazuj"c stos mebli tworz"cyc& barykad. Dkucn" *rzed %br&lem, zerkn" na stercz"cy z nogi kikut strzay. MWW ' 0o ile w ko/cu tyc& zydli: ' burkna dziewczyna, kutykaj"c ku barykadzie. ' = co jeszcze: ;ebym dwa razy nie lataa. ' %araz, ajno... ' %br&l co-n" si, c&o! nikt jeszcze nie siga rk" do jego dziurawego uda. ' 0o! ona obie nogi ma do rzyci. ' 7am masz do rzyci) ' odcia si byskawicznie. ' Wszyscy maj" ' stwierdzi -ilozo-icznie Debren. ' (le racja5 nie uc&odzi obolaej niewiasty jak rekruta gania!. *rzesta/ azi!, ksiniczko. Krew masz na sp$dnicy. ' 0o suknia. ' D$ sukni. #zyli, jak dla mnie, sp$dnica. 4o spodem idzie. ' De-inicja sp$dnicy... ' %amknij dzi$b, .enda ' o-ukna j" oberystka. ' = siadaj przy kominku. 6ie mog patrze!, jak prawie goa po tym zi"bie azisz. ( jeszcze z takim dekoltem... %asznuruj c&o! t sukienczyn porz"dnie, bo ci co spod spodu wylezie. = zostaw, do c&olery, ten zydel. 4arykad rozwalisz, krzywd sobie zrobisz. Mikowi jeden starczy, a przy kominku masz -utro. 6awet wygodniej ci bdzie. Wyswobodzia si z ucisku %br&la, pc&na go, posadzia troc& na si. *odesza do .endy, wyci"gna do/. Dziewczyna nie podaa jej swojej. ' 6ic mi nie jest ' powiedziaa z wyczuwalnym naciskiem. ' Dziki za rk, siostro, ale laski c&wilowo nie potrzebu... #zego zby gupawo szczerzysz, %br&l: ' 0o z b$lu ' mrukn" Debren, nie patrz"c w g$r. *$ki co, nie bra si za wyci"ganie drzewca z rany, lecz nawet ogldziny, prowadzone bardziej na dotyk ni magi", do miyc& dla pacjenta nie naleay. ' We2 przykad z Debrena ' kontynuowaa .enda. ' W ko/cu dotaro do niego, e bez sensu gb" nie kapi. = gdy powiadam, e rany si na mnie jak na sobace goj", to znaczy, e si goj". 0py jak koek bywa, a starczyo par razy powt$rzy!, by zrozumia. ' *etunka milczaa, spokojnie czekaj"c z wyci"gnit" rk". ' *siakrew... 6ie syszysz: Abejdzie si. Dorosa jestem, nie jaka wstydli3wa smarkula5 jak mnie potrzeba przydusi, sama ci poprosz. ( i wtedy raczej c&opa jakiego ni ciebie. %reszt", p$ki co, mieczyk mam. >ozmiar jak znalaz, rkoje! z gak", wygodna, nie podrapie... ' przerwaa nagle. ' %br&l:) #&cesz mi wm$wi!, e takie durne miny od drewna w nodze ci nac&odz": ' Debren uni$s wzrok i stwierdzi, e z twarz" rotmistrza -aktycznie nie wszystko jest w porz"dku. Wygl"da jak kto mocno walcz"cy z oznakami rozbawienia. .enda wr$cia spojrzeniem do oberystki. ' 6im si lepiej zajmij. % nas dwojga on bardziej laski potrzebuje. % nogawki a mu cieknie. *rzesta/ si gupawo umiec&a!, %br&l. ' Debren zn$w zerkn" w g$r i przyzna, e skryty pod brod" grymas, czymkolwiek w istocie by, istotnie zrobi si nagle niezbyt m"dry. ' 1emu usu, siostro, jak si upara komu z obecnyc& laskowa!. W izbie byo widno, wic Debren bez trudu wypatrzy nagy rumieniec na twarzy *etunki. %araz potem dopado go skojarzenie. %robi! niczego nie zd"y. ' *rawie... panienka gada ' rozleg si saby gos. Wszyscy znieruc&omieli. *omijaj"c gowy, kt$re jak na komend zwr$ciy si ku ustawionemu przed kominkiem stoowi. ' %br&l... najlepiej by si... nada, *etunko. Debren mia najbliej, ale to *etunka doskoczya pierwsza. 6a szczcie nie pr$bowaa niczego robi!. 6awet doni ma nie podniosa ' nakrya j" tylko swoj". ' 7pokojnie, Jeyn. ' Magun zsun" okrycie z ranne go, przebieg po opatrunkac& wzrokiem i palcami. W ksi gac& mia par zakl!, mniej lub bardziej skutecznyc& przy sondowaniu ran, okrelaniu wypywu krwi z uszko dzonyc& naczy/. (le ksigi zostay we Cryc-urdzie. Cor muy byy zreszt" zbyt rozbudowane, id"ce w dziesi"tki poziom$w@ nawet czarodzieje3 medycy potrzebowali niekie dy p$ dnia, by doprowadzi! swe zmysy do odpowiednie go stanu i zajrze! w g"b ciaa. ' 7pokojnie. 6ie gadaj. 4oli: Mocno: ' 6ie ' ranny umiec&n" si do niego samymi oczami. %br&l z bukakiem w rku i niepewn" min" ustawi si obok gowy Jeyna. .enda, troc& jakby samotna, znieruc&omiaa daleko na ko/cu stou, przy okrytyc& kocem stoMO^ pac&, z kt$ryc& nikt jako nie zdj" but$w. 0o nie byo oe, a s"siedztwo kominka nie rozgrzewao a tak bardzo, ale Debrenowi przemkno przez myl, e gdyby pazury ursoluda wdary si w ciao troc& pycej, *etunka na pewno nie zapomniaaby o butac&. 6ie bya typem kobiety, kt$rej mczyzna kadzie si w cimac& do $ka. 6awet jeli tym $kiem jest karczemny st$. ' 6ie krwawi mocno ' mrukn" po c&wili. ' (le krwawi. ' 6ie brzmiao to jak pytanie, wic nie odpowiedzia *etunce. ' Moesz co z tym zrobi!: *atrzy na palce .endy, zaciskaj"ce si kurczowo. Moe na kocu, moe na skrytyc& pod nim stopac& Jeyna. 6ie trzsa si, ale po raz pierwszy, odk"d wr$cili, zyska pewno!, e jest jej zimno. Mimo to nie zawi"zaa sukni. Wycicie nie byo a takie gbokie, nic nie powinno wy3le2! spod spodu, ale co mu si nie spodobao w widoku lu2no wisz"cyc& sznureczk$w. #&o! sam widok, owszem ' nalea do miyc&. ' Mog spr$bowa! ' powiedzia cic&o. ' (le...: ' *etunka zawiesia gos. 6ie zabrzmiao jak proba. >aczej jak spokojne "danie. ' %aklcie znosi si z tym od znieczulenia ' wyjani, zdobywaj"c si na wysiek patrzenia jej w oczy. ' *ier' = wszy wstrz"s min", bdzie go bole!. = tak boli, ale przy trzymaj"cyc& blokadac&... 4ez nic& moe nawet od razu... 1est saby. Musiabym aktywowa! tkank nerwow" u wy' = lot$w... ' Kr$tko, Debren5 jaka jest nadzieja, e go uratujesz: ' Debren rozc&yli usta, zacz" szuka! odpowiednic& s$w, potem nastpnyc&, bo pojedyncze, kt$re mu przyc&odziy do gowy, cakiem nie nadaway si do tego, by je wypowiedzie!, patrz"c w bkitne oczy *etunki. ' (&a. *oczu ulg. = strac&, e wyczytaa j" z jego twarzy. ' Moe... ' %br&l, z pytaniem, lecz i prob" w spojrz' j niu, uni$s nieznacznie g"sior. ' Wojacy zwykle... *o policzkac& .endy cieky krople. Wielkie. *omyla, e to przez te spalone rzsy. >"k nie miaa jednak spao' = nyc&, moga podnie!, wytrze! szybko, ukradkiem... 6ie j podniosa. *ozostay gdzie byy5 na stopac& oberysty. = MOL 1akby wyczuwaj"c przez koc, cimy i onuce, e s" zi3 mniejsze od tyc& jej, bosyc&, onieonyc&. ' Dar... gry-a. ' Jeyn zn$w si umiec&n", teraz na wet ustami. ' (le... ten jeden... raz... #o, *etunko: %e... zezwolisz: 8orzaka... z samej Dangizy. Miaa dziwne oczy. 4yy rzeczowe, gdy posaa magu3nowi nieme pytanie. #iepe, kiedy przekazywaa jego odpowied2 w d$, jak on ograniczaj"c si do skinienia gow". ( potem od razu, w uamku c&wili, pene ez, kt$re nie wylay si na policzki, jak w przypadku .endy, tylko dlatego, e natura obdarzya j" dwoma kompletami wyj"tkowo dugic& i gstyc& rzs. Wymruczaa co o kielic&u i umkna w stron kuc&ni. ' Jeyn ' odezwaa si .enda c&rapliwym gosem@ odblaski pon"cyc& uczyw pl"say po cayc& jej oczac& jak po roz-alowanym stawie. ' 0am na podw$rzu... 0o, co zrobi... ' 8upio em... nie musisz... sam wiem. (le aden ze mnie... wojak. ' 8adanie ' burkn" %br&l, poprawiaj"c niezgrabnie kouc&, zastpuj"cy rannemu poduszk. ' Dobrze stawa. Aciupina treningu i do roty bym ci wzi". ' Dajcie mu spok$j ' mrukn" Debren. ' 0o go mczy. %br&l, krew ci... z piersi... 9wiey czerwony strumyk na brygantynie %br&la Debren te zauway dopiero teraz. Duma i sy-ilis. *owinien wczeniej. W trakcie tarzania si po zamarznitej ziemi rotmistrz poama drzewca wszystkic& strza, jakimi go naszpikowano, ale przecie byo ic& wicej ni ta jedna w udzie i on, Debren, powinien o nic& pamita!. = nie da! si zwie! duo wikszym plamom krwi ursolu3da na pancerzu. 0amte byy r$owe od niegu albo troc& ju zasc&nite. %br&l zerkn" w d$ jakby zdziwiony. ' ?ee, to nic. Dranicie jeno. #$rek mam ca" kup, nie sta! mnie, by w jakiej g$wnianej zbroi... = tak dziw, e z uku przebili. (le nie b$j si, Jeyn5 serce cae. ' Dsi"d2 ' magun tr"ci go lekko, pc&n" w stron zydla. ' % nogi te ci cieknie. (rtur 4amewicz %br&l wyszczerzy zby. ' 0ylko z lask" nie wyskakuj. ' %erkn" w d$ i, nie gubi"c umiec&u, rzuci5 ' #o, Jeyn: Debren dozna lekkiego wstrz"su bezpaowego5 oberysta te bysn" zbami. ( nawet zac&ic&ota. 8apili si z .end" na rozbawione twarze. Jeyn da sobie spok$j z c&ic&otem, lecz umiec& zac&owa. ' 0o jaki atak: ' .enda po raz pierwszy przetara oczy wierzc&em doni. #&yba tylko po to, by lepiej przyjrze! si objawom. ' Debren, nie stercz tak) 6ie widzisz, e on... e co z nim...: ' 9mieje si ' mrukn" czarodziej. 8dzie z tyu *e3tunka omotaa naczyniami. Dwi"zany w k"cie ko/ strzyg niespokojnie uszami. ' 8or"czka: ' szybko dopowiedziaa sobie reszt. ' Majaczy: ' %marszczya brwi. ' (le dlaczego %br&l...: Debren zakl" w duc&u, odczeka c&wil, po czym zacz", ju na gos5 ' Widzisz, w Dangizie... kt$ra jako port liczne kontakty ze wiatem utrzymuje... w tym z Marimalem... ' 0u, u nas ' rotmistrz zlitowa si raczej nad nim ni .end" ' sowo HlaskaI jeszcze jedno znaczenie posiada, insze ni to u was, za g$rami. ' =nsze: ' 1eszcze bardziej zmarszczya brwi. ' 1akie: ' Mniejsza z tym. ' 6adal szczerzy zby. ' 6ie twoja wina, e zabawnie wyszo. ' 1akie znaczenie: ' upieraa si. ' %br&l, czy mam rozumie!, e to ze mnie si podmiewacie: ' Wic i w Mor,acu...: F zdziwiony Debren pokrci gow". ' 1ak to si osobliwie wpywy kulturowe rozc&odz". 4elnica o rzut myck", Dangiza o pi!set mil, a tu prosz... ' .aska z Dangizy ' jeszcze raz przerwa mu %br&l ' i ta nasza, mor,acka, to dwie r$ne laski. #&o!, po prawdzie, bardziej nowoczesnej mowy uywaj"c, modzieowej gwary znaczy, to nawet i trzy. (czkolwiek, jak si tak zastanowi!, trza przyzna!, e znaczenia... no... jakby jednej dziedziny dotycz". ' (le nie c&odzenia z kijaszkiem u boku: ' domylia - MOX si .enda. ' 0o moe przestaniecie krci! i kto mnie, cie3mniaczk poza wpywami kultury c&owan", owieci: ' .epiej nie ' ubieg Debrena rotmistrz. ' Kon-uzji by si nabawia. .enda c&ciaa si k$ci!, ale za&aczya spojrzeniem o Jeyna. *rzeszo jej. 1ak c&! do miec&u oberycie. 6adal nie wygl"da na kogo, kim by ' na umieraj"cego ' ale twarz, c&o! wolna od lad$w cierpienia, spowaniaa. De3bren pomyla, e po raz pierwszy wygl"da dostojnie. ' (le... dobrze si stao ' powiedzia cic&o Jeyn. ' %a gai!... porczniej. Dziki, panienko .endo. Dziewczyna przekna lin, poci"gna nosem. ' %agai!: ' zapyta niewiele goniej Debren. ' %e mn"... koniec. ' Jeyn stwierdza -akt, tak dla siebie oczywisty, e pr$ba przeczenia stawaa si niemal obelywa. 6ikt si nie odezwa, tylko .enda odwr$cia na c&wil gow, zacisna powieki. ' = tak duej... niem myla. #ae... lata. ( z ni"... nieatwo. 0aka jest... ' 6ie m$w ' zn$w uja go za stopy ' nie mcz si. ' #ic&o, kozo ' mrukn" rotmistrz. (ni troc& nie podobny do tego sprzed c&wili, byskaj"cego zbami w umiec&u. ' #ic&o. 4ya cic&o. Jeyn lea nieruc&omo, zbiera siy. ' 7tarej em... daty ' odezwa si w ko/cu. ' (le dla *etunki... 9lepy nie jestem, wi... widziaem, e co... midzy wami. Ad pocz"tku. .enda... ' 0ak: ' *oc&ylia si, Debren pomyla, e ma w spojrzeniu co psiego. 4ya jak owczarek, kt$ry zapomnia si, pogna po&asa! z dala od stada i teraz, wiadom ogromu swej winy, wzrokiem baga pana o jeden gest doni ku pooonym po karku uszom, o rzut kija, kt$ry mona by aportowa!, przynie! pod nogi, c&o!by rzut marnie wypad i kijaszek ponioso w rodek wilczego stada. *rzypomnia sobie, jak po wielokro! nawoywaa Jeyna, jak niemal przemoc" porwaa go z placu boju za palisad, za kt$r" mia znale2! ocalenie, a znalaz mier!. 6ie zna jej od tej strony. Moe tak wanie reagowaa za kadym razem, gdy miecz nie zd"y w por i obok pada kompan, kt$rego nie zdoaa osoni!. %awodowi onieMON rze nie roztkliwiaj" si zwykle nad rozlanym mlekiem, ale ona bya dziewczyn". = nie zna jej. 6a dobr" spraw nie by nawet pewien, czy nie wymylia sobie tej wojackiej przeszoci. ' 8dyby nikt inszy... a ona by c&ciaa... 6o i jakby ty... 7iostro do niej woasz... patrzysz tak jako... Wic gdybycie obie... ' % tyu byo teraz cic&o i Debren sy' L sza, jak milknie odgos zbliaj"cyc& si kobiecyc& kro' L k$w. ' % dwojga zego... jakby miaa sama zosta!... 7taro' i modny jestem, ale... ale lepiej by z inn"... niewiast"... ' *anie Jeyn ' w gosie .endy nie byo popoc&u, ju raczej rozalenie, e zn$w go zawodzi ' ja w takim sensie _ *etunki nie... 4ardzo j"... (le w ten spos$b to... ' D... uczucie si liczy ' umiec&n" si oberysta. ' 0ak zawsze... mawia. ;e najwaniejsze... uczucie. %br&l odwr$ci gow, posa zdziwione spojrzenie stoj"' i cej z tyu *etunce. 6ie odezwa si jednak. ' 4d j" miowaa. ' Debren drgn", tak stanowczo j i uroczycie to zabrzmiao. 6o i szczerze. *rzede wszy' # stkim szczerze. ' Macie to, panie Jeyn, pewne jak w tel' j lickim kantorze. 6ie w ou, tak bym c&yba nie... (le jak siostr wanie. #aym sercem. 6aprawd. = nie dlatego, e na tego obesranego maruc& z goymi rkoma... %a to ycie *etunce jestem winna i oddam, jak przyjdzie pora. (le serce to darmo, za nic. 4o j"... od pocz"tku... ' 6ie wytrzymaa, zy zn$w pocieky z oczu. ' 4o mnie za cza rownic... i w Debrena z &ulajkuli... %akrcia si na picie, dopada kominka, wcisna twarz w gzyms. Debren upewni si, czy dreszcze przebiegaj"ce od karku a po przybrudzone pity nie s" na tyle silne, by posa! r"bek sp$dnicy ' wzgldnie dolnej czci sukni ' na spotkanie pon"cego nieopodal ognia. *otem odwr$ci si, wyci"gn" rk. *etunka wsuna w ni" dziwny may kielic&, su"cy c&yba odmierzaniu lekarstw. 6ie podesza jednak, co-na si znowu. 7kryta za plecami mczyzn, przycupna na zydlu. ' Dziki ' szepn" Jeyn. ' 7zkoda, e nie... wied2 ma. *ono! s" takie, co czarami... 1aka to by cudna... dzie wuszka... z takic& rodzicielek. ' *rzerwa, odpoczywa MOY c&wil. ' 1a em nie m$g... ( gdy si na tamten wiat odc&odzi, inaczej wszystko... = czasu ju mao. Wic... %br&l, panie Debren5 na sowo. *oc&ylili si, c&o! po czci take dlatego, e do sp$ki napenili wanie aptekarski kieliszek i przysza kolej ostronego przelewania dangiskiej gorzaki w wysc&nite usta. Debren uni$s gow rannego, %br&l powoli przec&yla naczynko. Ddao si5 Jeyn przekn", nie krztusz"c si. *rawie si umiec&n". ' *rzednia ' wymrucza, ' We bie z miejsca... krci. (le cakiem trze2wo... to rzekn. 8dyby kt$ry z was... m$g i zec&cia... Wiem5 panienka .enda mo... modsza, cudniejsze piersi ma... cakiem jak ta z obrazu... ' Wspartej o kominek dziewczynie dreszcze miny nagle jak rk" odj", c&o! ani nie spojrzaa za siebie, ani nawet nie oderwaa twarzy od wcinityc& w gzyms przedramion. %nieruc&omiaa. ' %a to *etunka... tak sodko... Wstydu em si tylekro! najad, ale sodkoci... jeszcze wicej. Wic gdyby... i ona zec&ciaa... 6ie m$wi o eniaczce. (ni nawet... eby na stae... *rostaczka jeno. Dboga. % przyc&$wkiem... dorosym. (le par niedziel. #zy dni c&o!by. ( si... wypacze. W gar! we2mie. ' Jeyn... ' rotmistrzowi co zac&arczao w gardle. <ykn" wprost z g"siora. ' <ajno i ka, c&opie... ' Wiem, e... o wiele prosz. (le mistrz Debren... poczciwy. W oczac& to ma. = medyk prawie. ( medyk... by ycie ratowa!... &emoroidy leczy, we wrzodac&, inszyc& paskudztwac& si... grzebie. 0o *etunk by m$g... 6ic w niej paskudnego... no, moe jzyk czasem. ' *rzerwa, odpoczywa c&wil. ' 6ie m$wiem nigdy... 6ikomu, jej nawet... (lem tu zosta, bo w stajni... %araz uprz"tna, ale... jak zajec&aem, to w stajni... ptla. = cebrzyk doem, dnem w g$r. ( ku-ry popakowane, c&opaczkowie przebrani, umyci... .ist na stole. #zyta! em wtedy nie... umia ni w z"b, ale... #akiem durny nie jestem. 6igdy jej nie powiedziaem... (le wiem. = te em jej nie koc&a, gdym wtenczas... zostawa. ;al byo, to wszystko. 0eciowa wyjec&aa, brat, *etunka sama tu... 1akbym nie zosta, to na ten cebrzyk... 6ie koc&aem, sowo. % litoci jeMOV no. ( potem... 0o ta kl"twa, Debren. Dure/ jestem, prostak, ale tom sam... poj". % &istorii rodu... wnioskuj"c. 0eciowa... wiecie, jakie one bywaj". %awsze im si zi! mao godnym... widzi. 6a okr"go5 Jeyn, ty na moj" c$3L ruc&n... adn" miar"... M$j to mnie na rkac&, moja ma' = tka... z rycerzem... 6a zab$j nas tu zawsze... mioway c&opy nasze. = nie byle kto. Kariery wielkie... w k"t cie3pali. 4ogactwo. Kupce. >ajca jeden. Wielkie paniska. = po prawdzie... jak si ponur" saw miejsca... uwzgldni...) Kaden jeno przejazdem, prapradziad *etunki to nawet... pono! z kulbaki piwo... zamawia, by nie... popasa!. = w tej kulbace... zd"y. 0o kl"twa, gow dam. ' 0ak ' powiedzia cic&o Debren. ' 0ak, Jeyn. 6ie wpadem na to, ale teraz, jake podpowiedzia... Musia Mesztor&azy i o to zadba!. *osag aden, z reputacj" wieczne kopoty... #iko by byo nastpczyni ma znale2!. %waszcza e wyjeda! nie moga. ' = tak myl ' ci"gn" sabym gosem oberysta ' e gdyby z was kt$ry... szans *etunce da... 4omy i my okrutnie... niedobrani byli. Akrutnie. ( takic& sodkoci... _ jak ja z ni", tocie nigdy... 6o, moe przesadzam. % was czarodziej, panie... Wiadomo5 czarodzieje wszystko mo' = g"... mie!. = wszystkie. >otmistrze sawni te pewnie... 1 z niejednej baryki... miody spijali. ' Daj spok$j ' wymrucza %br&l, wyra2nie zakopota' i ny. *o czym zmy cz! owego zakopotania potnym y' L kiem. ' .udzkie... to przecie. 9redniowiecze... mamy. ( i *e3tunka... postpowa. Wic tak sobie... pomylaem... 1ak nie Debren, by ycie... ratowa!... od cebrzyka c&roni!... to moe... %br&l przysiga... na wojn z *isklakiem tu... zo' . staje. Dac& ma... naprawia!. = swego ku-ra... troc& po' = szuka. 4o gry-y sprytne, w jaskini upu... nie trzymaj". Wic cae niedziele zejd". Moe i... do lata. >any wszak j trzeba... przed tak" walk" podkurowa!. 6a pocz"tek w ou. Wic jak lee! bdziesz... 0eraz drew nie bdzie komu... nanie!. ( zima sroga. #ieplej by ci... z *etunk" obok. Wiem5 nieatwo... Abca baba, niemoda... pyskata. 6im-o-ilka. = poc&rapuje niekiedy. ' Jeyn... ' 8orzaka, c&o! sawna, z Dangizy, nie pomoga wida! i rotmistrz dalej mia kopoty z m$wieniem. ' 1ak wr$ci... wytumacz. 0rzy c$rki e... *rzem$wi jej do rozs"dku. >ozumna jest... e strac&. ( do dziecka tak tskni... 6awet jak by ci nie wyszo i... c&opczyk... 6ic to. Abojtne. #o by nie byo, na nogi... j" postawi. Adyje, bidula. ( nawet jak nic... Wydudkasz raz, drugi, to w siebie... na powr$t uwierzy. Miast na cebrzyk, na dac&... polezie. Wygl"da! kogo, kto si... pozna na niej. Wiem, e o wiele... prosz. (lemy razem... wojowali. 6ie odmawiaj... przysugi... towarzyszowi broni. ' Jeyn... ' Debren ' oberysta odwr$ci gow. ' Debren, pom$ mu. *rosz. Debren uni$s wzrok, zerkn" w stron kominka. 6ic nie byo syc&a!, ale mia racj5 .enda wpatrywaa si w niego szeroko rozwartymi, troc& podesc&nitymi oczyma. ' 1a... Jeyn, *etunka jest liczna, aleja... ' Wiem ' przerwa mu oberysta. ' 0woja... takuka sama. ( modsza. 1ak ta z obrazu... %e wszystkim takuka. 6ie oczekuj, by... (le czarodziej jeste. M$gby %br&la... &ipnoz"... ' ;e co: ' %br&l drgn", z wraenia postawi kieliszek w miejscu, gdzie nie byo akurat stou. 6a szczcie naczynie byo srebrne, nietuk"ce. ' Mnie: +ipnoz": ' Adporny jeste: 0o moe... 8orzaki w piwnicy si... uzbierao. 1ak dobrze popijesz... Debren wyczu ruc& za plecami. = palce na okciu. ' Do!. ' M$wia cic&o, gos miaa spokojny. ' Debren, pozw$l. ' Adeszli pod szynkwas. ' =le: %rozumia od razu. ' Moe i kwadranse ' powiedzia cic&o. ' (le moe pacierze jeno. #&cia j" wzi"! za rk, co powiedzie!. *omyla o .endzie i nie zrobi tego. Amina go, energicznym krokiem podesza do stou. ' *oegnajcie si z Jeynem ' rzucia suc&o. ' 7aby 1est, powinien spa!. = zostawcie nas. G MOW =zba miaa dostp do komina, a szerokie oe przykryto pierzyn". W skony su-it nie tra-i aden ze zrzucanyc& przez gry-a kamieni i dlatego Debren j" wybra, ale teraz, po rozpaleniu grulla ' czy moe grilla ' zorientowa si, gdzie s". ' 7am los tak c&ce ' umiec&n" si sabo, wskazuj"c .endzie zacielone oe. ' Wygl"da na to, emy tra-ili na twoj" kwater. 6ie pr$bowaa dyskutowa!. Kto przetar kurze, a para kubk$w, nad kt$rymi %br&l natyc&miast przec&yli tulony do piersi g"sior, nie znalaza si tu przypadkiem. Wczeniej zajrzeli do dw$c& innyc& izb, miaa wic por$wnanie. ' #zego to niby c&ce los: ' zerkna podejrzliwie znad miedniczki, do kt$rej nalewaa wody z dzbana. 4o i takie luksusy -undowano gociom w obery omijanej przez cnotliwe ksiniczki. ' Do witu jeszcze troc&. ' Debren ustawi grulla obok $ka, dorzuci drewienko. ' *rzepisz si. ' *od pierzyn": ' %amrugaa, wyra2nie zdziwiona takim postawieniem sprawy. ' Mam... i! spa!: Do $ka: ' *ierwej sobie yknij ' %br&l poda jej kubek. Drugi poda Debrenowi. ' 0o nie sen, ale te dobrze robi. ' *ogada! musimy ' rzucia twardo. Kubka jednak nie odstawia. ' A powanyc& sprawac&, wic i na trze2wo. ' A powanyc& sprawac& ' mrukn" %br&l ' cakiem na trze2wo si nie da. 0woje zdrowie, kozo. <ykn" z g"siora. =lo! wlanej w gardo gorzaki sugerowaa, e nastawi si na bardzo powan" rozmow. De' i bren, wzdyc&aj"c w duc&u, przec&yli kubek. .enda te opr$nia sw$j. 6ie do ko/ca. Koniec posuy jej do za3moczenia zoonego w kostk kawaka szarpi. ' 7sa! bdziesz: ' zainteresowa si %br&l. ' 4y na j duej przyjemnoci starczyo: ' Dudkaj si ' warkna. ' Moesz si mia!, em przes"dna, ale widziaam, jak powani medycy nie wod", a gorzak" wanie rany omywali. ' W 7owo pewnikiem: 6o, ci kad" okazj wykorzystaj", by sobie c&lapn"!. ' .enda ma racj ' popar dziewczyn Debren. ' 6aMOO ukowego dowodu jeszcze brak, ale badania sugeruj", e mocne trunki dobrze robi" goj"cym si ranom. ' 0ak: ' umiec&n" si %br&l. = ykn" z g"siora tak zamaszycie, jakby naczynie zawierao piwo, a nie mocn" jak c&olera gorzak z Dangizy. %assa powietrze, przez c&wil musia wietrzy! gardo, gasz"c trawi"cy je ogie/. ' Duuc&... 7iarka istna... Mio sysze!. W ko/cu przyjemn" kuracj medycy wynale2li. ' %ewntrznie stosowane ' doko/czy troc& c&odniej Debren. ' 6a ran, znaczy. #o robisz: 0o ostatnie byo do .endy. 7taj"cej przed nim i unosz"cej kawaek zmoczonego w misce przecierada. ' Krew masz na czole. W izbie, mimo komina, ciepo nie byo i zetknicie sk$ry z lodowat" wod" nie naleao do przyjemnoci. (le nie protestowa. %reszt" uwina si raz3dwa. Dnikaa patrzenia mu w oczy. 7umienna pielgnacjuszka, ot, wszystko. ' ( teraz pod pierzyn ' powiedzia, gdy odkadaa zmoczon" w wodzie szmatk i sigaa po t z kubka. ' Mamy gada! ' przypomniaa. ' *otem. %br&lem musz si zaj"!. *osaa zmieszane spojrzenie rotmistrzowi. ' ej, wybacz, %br&l... *oda jestem. 7iadaj ' pc&na go lekko w stron zydla. ' ( moe wolisz na le"co: ' +: ' *ozwoli si posadzi!, ale wyra2nie nie zrozumia, o co pyta. ' 6o, rany opatrywa!. ' 6ie czekaj"c na odpowied2, dokutykaa do oa, zagarna pierzyn, przerzucia na stolik, ustawiony pod przeciwleg" cian". %akolebao ni" *rzy tym, ale odzyskaa r$wnowag sama, nie posikuj"c si ani przepierzeniem, ani mieczem, od czasu do czasu dyskretnie uywanym w c&arakterze laski. ' 0utaj: ' %br&l natyc&miast poderwa si z zydla i wyrn" opatkami o wysok" komod. *rzez twarz przebieg mu grymas b$lu. ' 6ie ple! gupstw, kozo. =d2 spa!, a my sobie... gdzie po s"siedzku... ' *ortki zdejmiemy: ' domylia si. %agarna mied3oiczk i postawia na drucianej kratce okrywaj"cej pale3nisko grulla czy moe grilla. ' 6ie wygupiaj si. KalesoX^^ ny pod portkami nosisz. 6ie gap si tak5 portki ci nietoperz naddar, st"d wiem. ( tu masz wszystko, co potrzeba do czynienia zabieg$w medycznyc&. 1ak ci przeszkadza moje towarzystwo, mog za drzwiami poczeka!. ' =zb nie brak ' powiedzia niepewnie Debren. ' Moe -aktycznie lepiej... ' *ustyc& izb. #iemnyc&. =, nie obraaj"c *etunki, brudnawyc&. 1ak c&cesz c&leb z pajczyn" na rany stosowa!, to owszem, wystarczy tam rk" mac&n"! i ze trzy paj"ki same wpadn". (le... ' Wiesz, ile mydo kosztuje: 7zmaty: ' przerwa jej poruszony %br&l. ' ( i woda w g$rac& kapryna bywa. >az jest w studni, a zaraz potem... = ruc& marny. Wic si *etunki nie czepiaj. A rozs"dku i gospodarnoci stan izb wiadczy, a nie e niby z niej... ' nie doko/czy. ' 7iadaj ' podj" decyzj magun. ' .enda ma racj5 tu mamy wszystko. ( przede wszystkim nie mamy czasu. Krwawisz. Moe i powolutku, ale jak tak dalej bdziemy jzorami kapa!... .enda, do $ka. ' *omog ' ruszya w ic& stron. ' >ana na wylot. *aru r"k trzeba. ' Mamy dwie pary ' zauway %br&l. ' %emdle! moesz. ' %br&le nie mdlej" ' oznajmi troc& gniewnie, a troc& c&epliwie. ' *o co ci ten n$, Debren: ' 6ogawk musz uci"!. ' 6ogawk: Aszalae:) 0o portki z ?ile--) Wiesz, ile kosztoway:) Modne jak c&olera) %elgan, jak zobaczya, to a si lini! zacza) 0ak do nic& nogami przebieraa, e z wasnyc& gotowa bya wyskakiwa! i... ' zre-lektowa si. ' Wybacz, kozo. ' .elicja %elgan: ' Aczy .endy zrobiy si okr"ge@ z wraenia a zapomniaa si skrzywi!, c&o! Debren przyapywa j" na tym za kadym razem, gdy, tak jak teraz, klkaa. ' Awa przesawna relacjonatorka: (rbiterka elegancji i kronikarka polityczna: Cilar ruc&u wyzwolenia niewiast: 0y j" znasz: ' 1ak zy szel"g. 0o c&yba oczywiste, skoro takow" transakcj mi o-erowaa: 6ie powiem, okrutnie wyzwolona z niej niewiasta ' rozmasowa okolice lewego obojczyka. ' 1eszcze mi si uboczne skutki owego wyzwolenia nie cakiem zagoiy. (le eby z cakiem obcym... 6o nie, tego o niej nie mog powiedzie!. ' 6ajlepiej nic nie m$w ' rzuci c&odno Debren. Ad cisn" szmatk zanurzon" w gorzace, zast"pi j" drug". *otem zabra si za ostrzenie noa. .enda zmarszczya brwi. ' ( przynajmniej zwaaj na to, co m$wisz ' pouczya rotmistrza surowym tonem. ' Wiem, e to wina nie-ortunnego doboru s$w, ale to tak powiedzia, jakby ci .e3licja za owe portki nie wasne o-erowaa, na wymian, a... no wiesz. ( i wzmianka o gojeniu, w takim kontekcie uyta, mogaby komu... %gaduj, e o swej ugodzonej mskiej dumie m$wisz, kt$ra, "dami jej ironii przeszywana, pewnie ucierpiaa, ale kto prostoduszny got$w pomyle!... ' Moe na portkac& si skupmy ' zaproponowa ma3gun. ' Adci"gaj, a ja bd ci". Abcise, c&olera, a elastycznoci rajtuz$w im brak. Durna ta %elgan. ;eby si dla takiego paskudztwa podka... znaczy... eby si ukada! o takie co: ' 7am durny jeste ' uj" si &onorem %br&l. *oc&yli si i wyj" zaskoczonemu Debrenowi n$ z doni. ' 0o sa3miuki szczyt mody. 0elliccy &alabardnicy owe sk$rzane p$rajtuzy wylansowali. 4o mocne z uwagi na materia, za ksztat nogi jak rajtuzy weniaki oddaj". *ewnie nie wiesz, ale pieszemu kondotierowi najmuj"cy go najpierw na ydki zerka, jak, przykadowo, najmuj"cy w zamtuzie dziewkom. *owody oczywicie s" odmienne, bo w przypadku piec&ura o zdolno! wytrwaego maszerowania c&odzi, nie za, jak w przypadku, powiedzmy, %elgan, o... ' Addaj n$. ' = o nierz"dzie nie gadaj ' dodaa nadal rozgniewana .enda. ' %waszcza przerwy stosownej nie czyni"c. 4o bezporednio ze sawnej .elicji jakim dziwnym tra-em na $w temat zjedasz. Kto postronny, korytarzem przec&odz"cy, m$gby uzna!, e jedno z drugim jaka wsp$lna *aszczyzna "czy. ( wszak nie "czy. ' (le kr"goci ' zarec&ota ' i owszem. Ceminiczna z niej baba, -akt, ale sam przyznasz, Debren5 ma na czym usi"!. = w co tc&u nabra! do owego trajkotania o wyszoci babskiej rasy. (ni kawal"tka paszczyzny. ' %nasz .elicj: ' Debren pr$bowa przypomnie! sobie, kiedy ostatnio obdarzya go spojrzeniem r$wnie penym szacunku. 4ez skutku. ' Debren: ' *obienie ' mrukn" uraony. Ani te znali si pobienie, prawda, i tak si nieszczliwie skadao, e ani strojem, ani zasobnoci" sakiewki, ani talentem magicznym nie mia okazji zaimponowa! .endzie, zwykle z braku ubrania, got$wki i ksi"g z trudniejszymi zaklciami, lecz mimo wszystko... ' 0o oczywiste, e pobienie. Wielcy ludzie to do siebie maj", e nam, szaraczkom, jeno pobienie daj" si pozna!. (le to nas nie zwalnia od obowi"zku stawania w obronie ic& czci i &onoru. ' Miaa i! do $ka ' burkn". Wspomnienie pani %elgan przywoao inne i te inne byy zbyt na czasie, by nie popsu! &umoru. Dom na pustkowiu, znik"d pomocy, dookoa wrogowie. Wtedy si udao, bo pomoc jednak nadesza. 6adleciaa waciwie. (le teraz niebo nie zele im inteligentnego betu. % nieba spaday tylko mordercze gry-y, nietoperze i gazy. *omyla o tyc& ostatnic& i doda5 ' = dobrze si przykryj. 8ow te. *oduszk". ' 4y nie sysze!, jak bezmylnie gb" kapie ten mor3,acki koek: (ni mi si ni. 4o jak mu kto w ko/cu nie wytumaczy, co znaczy nie-ortunne s-ormuowanie, to i mnie kiedy przed lud2mi niec&c"co obsmaruje. 1u to sysz5 .enda: ( znam, znam. W oe skoczya, brudnyc& n$g nawet nie obmywszy z tego popiec&u, i czekaa, a portki ci"gn. ' #zy ty zdumiaa, kozo:) ' obruszy si %br&l. ' %a grubosk$rnego prostaka mnie masz:) Moe u was, w kawalerii, na o-icer$w takic& kmiot$w bez wyczucia bior". 4o te i na co konnemu wyczucie5 konia z wikszym bem ma do mylenia. (le od nas subtelnoci si wymaga. Wiesz ty, o ile trza czasem balist przesun"!, by we waciwe miejsce tra-i!: A decyrumby) #zy wy, w konnicy, w og$le wiecie, co rumb oznacza, o jego dziesi"tej czci nie wspominaj"c: <ajno tam wiecie. Dwa kierunki wiata wam starcz"5 gdzie ko/ patrzy i gdzie sra. ( ja, bywa, musz noc", cakiem na lepo w twierdz z mac&iny celuj"c, delikatnie motem w katapult przywali!, o uamki rumba j"... ' 7koro o delikatnoci mowa ' przerwa mu Debren. ' 6ie su w mac&inerii, to i subtelnoci mi brak, ale wolabym ci nogi dodatkowo nie pokaleczy!. = opatrunek dobrze zaoy!. W czym te portki mocno mi przeszkadzaj". ' Debren ' powiedzia spokojnie waciciel portek ' baba nie jestem, a ty tu nie w roli ognistego uwodziciela tra-i. 6ie musisz na mnie szat drze!, by si z dobrej strony pokaza!. Moe je po prostu zdejm, co: ( prywatnie to ci radz, by si mniej romantycznie do niewiast zabiera. 0o nie wczesnowiecze@ dzi szanuj"ca si dama byle ko3szuliny na sc&adzk nie zakada, a co ma najlepszego. = w cerowanym nie c&adza. Wic jak jej garderob bdziesz niszczy... Delikatny jestem, tom tego tematu nie porusza, ale skoro ju na ubiory i niewiasty zeszlimy, to ci powiem, e i ty, i .enda lepiej bycie si mieli, gdybycie w ko/cu lub wzili. = na mae/sk" mod mio! uprawiali. 6ie powiem5 mio, gdy ukoc&any szaty zdziera. Mio goo po lesie &asa!. Mio na karku wybranego galopowa!. (le, na 4oga, nie zim" przynajmniej) 4o to i c&oroba, i spanikowana ludno! wojsko nasya, za par bies$w bior"c. ( jak rzy! od miowania ostygnie i marzn"! zacznie, przyc&odzi si w zdobyczne ac&many, nie cakiem wiee, odziewa!. ' *anie %br&l) ' wykrztusia czerwona na twarzy .enda. ' 7ama e zacza. ' 1a:) 1a cnoty pani .elicji jeno broni) ' Dwadziecia lat za p$2no ' mrukn". ' #o powiedzia:) ' 6ie zerwaa si na r$wne nogi, co najdobitniej wiadczyo o stanie tyc&e n$g. ' *akt, %br&l ' powiedzia Debren, by stumi! k$tni w zarodku. .enda, widz"c, e jest w wikszoci, powinna tetwiej oc&on"!. ' 0eraz to przesadzi. %elgan musiaaby w wieku piciu lat... X^N ' *iciu: ' .enda jako nie oc&ona. ' W koysce, c&ciae rzec) Dwudziesta pierwsza wiosna jej idzie) Ad lat jej relacje czytuj, to wiem) ' 6ie powiedziaem5 trzydzieci ' wyjani spokojnie %br&l. ' Dszy trza byo my! w a2ni, a nie z *etunk" plotkowa!. *owiedziaem, e si sp$2nia o lat... ' Wiem, co powiedziae) = wiem, co m$wi) % tuzin razy mimoc&odem o swym wieku wspominaa, to mi i owe dwadziecia jeden w pami! zapado) ' Ad lat czytujesz: ' powt$rzy cic&o Debren. >ozc&ylia usta, c&c"c wyk$ca! si dalej... i zastyga. Aczywicie nie skomentowa. Dda, e nie zauway. Wystarczyo mu, e zrozumiaa. 6a nieszczcie nie byli sami. ' 0o po kronikac& wypisuje, e z niej dwudziestolatka: ' rozemia si rotmistrz znanej z delikatnoci -ormacji. ' (, szelma. 7woj" drog", popatrzcie, jak to si garstwo przeciw krtaczowi obraca... Wyszo na to, e sama z siebie puszczalskie niemowl zrobia, a jam przecie mia na myli, e rozs"dna z niej niewiasta i wianek, jak si godzi, do pitnastyc& urodzin donosia. ' 0o ma trzydzieci pi!: ' zdziwi si Debren. ' 7tara basetla ' pokiwa gow" %br&l. ' (le ci powiem, e wanie taka w rku dobrego gracza... ' Wiem ' powiedzia magun. #akiem wiadomie. %br&l mia racj5 pannie wypadao nosi! wianek do pitnastyc& urodzin. Wypadao te troc& kr$cej i troc& duej. (le panna trzydziestoletnia, c&o! wianka nikt od niej nie oczekiwa i ' przynajmniej od ko/ca wczesnowiecza F braku takowego nie wytyka, moga si czu! nieswojo. *odobnie jak w przypadku %elgan, a do dzi dawa .endzie troc& mniej lat. 1ak dot"d nie byo okazji, by skomentowa! jej wyznanie w tej kwestii. (le czu, e gryza si i tym, wic skorzysta z okazji. *openi b"d. Adwr$cia gwatownie twarz, rzucia mu badawcze spojrzenie. 4yo jakie... dziwne. Duma i sy-ilis. ' Do! gadania ' warkn". #zu, e pogr"a si t" zo ci", ale to tylko wzmagao zo!. 6ie byo czasu, by tu maczy! .endzie, jak niewiele "czyo go ze sawn" .elicj" %elgan. *rzeczuwa, e kade sowo wyjanie/ musiaby potem komentowa! trzema innymi. ' Do roboty. Wzili si do roboty. Wszyscy troje. >"k, jak si okazao, wcale nie byo za duo5 zwaszcza przy zdejmowaniu brygantyny pomoc .endy bardzo si przydaa. 0roc& z winy Debrena, kt$ry najpierw, z nieco mciwym posusze/stwem, przycina kikuty stercz"cego z uda drzewca strzay i przewleka przez nie w"skie nogawki spodni. 6$ by ostry, magun czarowa, ale i tak sko/czyo si rozruszaniem drzewca w ranie, wikszym b$lem i krwawieniem. 8dy przyszo do wyci"gania, okazao si, e przedobrzyli ze skracaniem i nawet dusze paznokcie .endy nie radz" sobie z porz"dnym uc&wyceniem drewienka. 0rzeba byo zn$w mudnie, ostronie nacina! noem, obi! rowki daj"ce palcom zaczepienie. W e-ekcie %br&l utraci za duo krwi i znieczuli si zbyt du" porcj" gorzaki. Kiedy przyszo do zdejmowania zbroi ' zama zasad %br&l$w i zwyczajnie zemdla. 6aszarpali si zdrowo, przenosz"c go na $ko. *otem byo jeszcze gorzej5 trzeba byo wydubywa! uomki strza, kt$re, na podobie/stwo gwo2dzi, przybiy brygan3tyn do eber piersi i plec$w. <$ko, c&olernie ekskluzywne i przez to mikkie, -alowao pod nimi, bezwadne cielsko rotmistrza przetaczao si z boku na bok jak 2le zamocowana beczka pod pokadem okrtu, strzay tkwiy po przeciwnyc& stronac& tuowia i niezalenie jak ukadali %br&la, ta na dole, kt$rej usuwanie odkadali na p$2niej, grozia gbszym wnikniciem midzy ebra. Aperacja, kr$tko m$wi"c, bya r$wnie cika jak pacjent. Kiedy sko/czyli, oboje ociekali potem. .enda powoli, ostronie prostuj"c nogi, d2wigna si z oa. *odesza do miednicy, zacza spukiwa! krew z r"k. ' Mia szczcie ' sapn" Debren. ' 0rzy przebicia pancerza i wszystkie na ebra. ;aden grot nie wszed gboko. (le dwa ebra pknite. Kada tarcza ma dwie strony. 1ak go teraz kto mocniej w pier trzanie, to i przez zbroj moe ubi!. Adamkiem wasnej koci. 6o, ale szczcie jednak mia. Abmywaa powoli donie. 0roc& potrwao, nim doszuka si w tym ucieczki przed jego wzrokiem. = X^V ' 7zczcie: ' mrukna. ' 6a wieniak$w wygl"dali. 8rot kuty przez wioskowego kowala w og$le nie powinien przebi! pancerza. ' <uki dugie, prawie jak an,askie. 6o i blisko stali. ' 0o nie to. Abejrzyj groty. Klasyczny przeciwpancerny kolec. 1u nie to, e wojskowy5 specjalny, do dziurawienia dobryc& zbroi. ' Debren sc&yli si, podni$s z podogi zakrwawiony stoek pynnie przec&odz"cy w tulejk do osadzenia drzewca. ' 8$wniana bro/, jak przyjdzie do zwierza strzela!. (lbo i leniczego. ' .eniczego: ' ( do kogo, twoim zdaniem, moe szy! z uku prosty kmie!: Debren nie odpowiedzia. Wsta, obszed oe, przerzuci na nie pierzyn, okrywaj"c rozebranego do kaleson$w %br&la. ' 6awet jak zb$jowaniem dorabia, to mu przeciwpancerne pociski na nic. Wiesz, ile taki grot kosztuje: ( wyliczono, e trzy razy mniej skuteczny w obalaniu od listkowyc& czy tr$jk"tnyc&. #o z tego, e gbiej wlezie: >ana w"ska, strza wyrwa! atwiej. 0ra- dzika, co na ciebie szaruje, albo pijanego s"siada, a tuzin razy ci umierci, nim do niego dotrze, e tra-iony i pada! powinien. Marna bro/. %a w"sko specjalizowana. ' %agada! mnie c&cesz czy do czego zmierzasz: ' %agada!: ' 0eraz ju musiaa si obejrze!. 0ak jak podejrzewa, bya blada. %byt blada. ' 6ie wiem ' przyzna ' czy po to, by do $ka nie i!, czy po to, by o powanyc& sprawac& nie dyskutowa!. (le czuj, e jedno z dwojga wc&odzi w gr. ' Qle czujesz ' stwierdzia spokojnie. ' (le, oczywicie, do $ka nie p$jdziesz: ' %araz do tego przejdziemy. ' Dsiada na stoku, poc&ylaj"c gow, by ukry! grymas b$lu, towarzysz"cy zginaniu n$g. ' A grotac& sko/czmy. 1ak powiedziaam, nie pasuj" do wieniak$w. ' ( st"d wniosek...: ' ;e je kto specjalnie na takow" okazj obstalowa. 0ak jak owyc& strzelc$w i nied2wiedzic& bkart$w. Debren wzi" z niej przykad, zacz" obmywa! rce w miednicy. *rzez dac&, czy moe uc&ylone drzwi, sysza pogwizdywanie wiatru. = nic wicej. ' 8ry- jest przygotowany lepiej, ni s"dzilimy ' mrukn", nie patrz"c za siebie. ' 0o c&cesz powiedzie!: ' 6ie wygramy. ' %aoyby si, e i ona nie patrzy w jego stron. ' %e zdolnyc& do walki ty zostae i *etun3ka. 4alimy si walczy! z *isklakiem, gdy byo nas szecioro i z kusz". Kusz mi tym piorunem rozpieprzye. 6ie twoja wina, ale teraz nie mamy adnej. >$dka, nawet jak nikt jej nie rozdepta, czort wie gdzie. %br&l ranny, Drop gdzie przepad, Jeyn... ' westc&na. ' 6a *e3tunk bym nie liczya. 0y nam pozostajesz i biaa bro/, a co z ciebie za szermierz, oboje wiemy. ' = jaki st"d wniosek: 4o do wniosku zmierzasz: ' Kto musi. Wniosek jest prosty. Musimy przysta! na warunki tej paskowanej pokraki. *rzy szeciu na jednego si zastanawialimy. 0eraz nas ubyo, a tamtyc&, jak im panika minie, moe nawet trzec& bdzie. 1eli nie wicej. Moe zreszt" *isklakowi samemu przyjdzie walczy!, moe ci dwaj uciekli na dobre. 0yle e tego nie wiemy na pewno. #zyli kto musi ty$w broni!, w odwodzie sta!. W ko/cu spotkali si wzrokiem. ' 7iebie przestaa liczy! ' mrukn". *osaa mu spojrzenie, kt$re tak si miao do jej zwykyc& spojrze/ jak popi$ po ognisku do skacz"cyc& ra2no pomieni. ' 4o na mnie liczy! nie mona ' powiedziaa nawet nie bardzo gorzko. ' Wiesz, dlaczego Jeyn umiera: 4om przez t zasran" palisad nie daa rady przele2!, c&o! od podw$rza, z s"gu licz"c, to ledwie par st$p. 4om go cae wieki na g$r wci"gaa. 4om potem &alabard upucia na wasz" stron i bez broni zosta. 4om si wyoya, jak na nas ursolud skoczy. 4o Jeyn musia z goymi rkami... ' *rzekna lin. ' <ajno jestem, nie wojak. ' 6ie twoja wina. ' Waciwie wierzy w to, co m$wi, tyle e nie potra-i wykrzesa! z siebie odpowiedniej arliwoci. ' Konia mielimy jeno... 8ry- wiedzia, e jeli mamy przysta! na jego warunki, potrzebujemy drugiego konia. Dwoje rannyc&... Wiedzia. % Dropem dugo gadali. ( od strony taktycznej, jak ju na walk postawi, te lepiej byo wypuci! nas na szlak i z dala od domu... Kto m$g przewidzie!, e tak gupio...: ' 0o ju przeszo! ' przerwaa mu. ' 6ie m$wi, jak zawaliam, by si spowiada!. *o prostu tumacz, dlacze go musisz mnie skreli! z listy zbrojnyc&. 6ogi mam do rzyci, jak susznie %br&l zauway. 7tan" naprzeciw niej. = kolan, starannie okrytyc& sukni", kt$ra bya kusa, nieprzyzwoicie kr$tka i nie zawsze okrywaa kolana takic& jak .enda 4ranggo, marnie wyc&owanyc& panien. ' Ad kiedy to: ' zapyta, kucaj"c. 6a razie daleko od stoka, z plecami wspartymi o oe. 4y zmczony, poobijany, mia prawo uly! nogom. (le ju wtedy skryte pod bkitn" tkanin" kolana dziewczyny przywary jedno do drugiego w niewiadomym odruc&u obronnym. ' Ad urodzenia ' rzucia wyzywaj"co. ' 1ak wszyscy. #o susznie ty z kolei zauway. ' Adnonie twoic& n$g... Dawno nie miaem okazji si im przyjrze!. ' 6adal nie rusza si z miejsca. ' Wiem, co powiesz5 e w a2ni. 0ylko e wyej kostki nie... ' 6ie macae: ' wyc&wycia moment wa&ania. ' 6o i dobrze. 4o poytku nijakiego nikt by z tego nie mia. ' A co ci c&odzi, ksiniczko: ' zmarszczy brwi. ' A to, e czas przy mnie tracisz. *rzy moic& nogac&, konkretnie. = to w dw$jnas$b. 4o i jako medyk, i jako mczyzna. Medykowi satys-akcji nie dam, bo si na mnie wszystko jak na psie goi. ;adna rado! tak" wyleczy!. ( to drugie... ' urwaa. ' Mam z ciebie poytek ' powiedzia cic&o. ' 0ak, wiem ' parskna. ' 1ak kogo trzeba betem uraczy!, w eb paln"!. Mona te z .end" pogawdzi!, bo zabawna. ' Dobrze mi z tob". ' 6ie wstaj"c, przysun" si do niej, ukl"k naprzeciw gniewnie zacinityc& kolan. ' =le razy musz to powtarza!: ' W og$le nie musisz. ' 8os i spojrzenie nie byy gniewne. >aczej zrezygnowane. ' A niekt$ryc& rzeczac& nie trzeba gada!. 6iekt$re rzeczy po prostu si widzi. %a wielkiego dowiadczenia w tyc& sprawac& nie mam@ na pewno nie takie jak czarodziej, co to po caym wiecie miody najsodsze spija. (le wiem, po czym pozna!, e c&opu dobrze byo z bab". 7ign" rk", pr$bowa odsoni! jej lewe kolano, to poturbowane przy katastro-ie wrzeciona. 6ie pozwolia. Delikatnie, ale stanowczo nakrya jego do/ swoj". 6iewiele mniejsz". *odrapan". 9liczn". Doni", kt$rej dotyku pragn" i kt$rej dotyk tak teraz bola. ' .enda... ' Daj spok$j ' powiedziaa cic&o, umykaj"c ze wzrokiem w bok. ' ;aosne si to powoli robi. 0y nie *reto3kar, ze mnie adna .edoszka. .at mamy po dwa razy tyle, skromnie licz"c, a i nie w zapyziaym wczesnowieczu przyszo nam y!. Wiesz, jak dzi normalny, nowoczesny czek na takow" sytuacj patrzy: 6a doros" bab, co goo z goym c&opem w a2ni wysiaduje i niczego, kromie potu, z niego nie wycinie: 1eszcze bardziej odwr$cia gow. %abra rk. *atrzy na jej ciut za dugi nos i doln" warg, wypc&nit" do przodu bardziej ni zazwyczaj, z pozoru arogancko wyzywaj"c" cay wiat, a tak naprawd staraj"c" si nie dre!. *rzemkno mu przez myl, e wanie takie pro-ile powinno si wybija! na monetac&. 6ie bya .edoszka, nie bya ksiniczk"@ w jej peruce, jak we wszystkim, co przemysem zamtu2nym pac&nie, byo co tandetnego, ale gdyby mia wasn" mennic... 4a, atwo powiedzie!. #&op, c&o!by i cakiem dorosy, bez trudu prawi dziewczynie takie komplementy. 6awet ju po wizycie w a2ni. ' Kiedy byam moda ' odezwaa si po c&wili ' a zbami zgrzytaam, gdym wspomniaa, jak ten ajdak biedn" .edoszk pokrzywdzi. (le mi dzisiaj *etunka oczy otworzya. #o niby mia kr$lewicz zrobi!: 6iczego nie robi!: 0o! siebie by miesznoci" okry, a j" moe i &a/b". ' +a/b": %naczy... niczego nie robi"c: ' 6ie zapominaj, e bya ksiniczk". 6ie jak" tam *rost" dziewuc&". ( inszymi si kryteriami ksiniczki ocenia. =... i postpowa bya. Wyzwolona, jak na swoje czasy przynajmniej. 7yszae5 konter-ektu za"daa, pukii zocistyc&. Myl, e skoro kto taki do a2ni z *reto3karem polaz, to nie po to jeno, po co si zwykle do a2ni j c&adza. ( w kadym razie kr$lewicz tak m$g to odbiera!. Wic jakie mia wyjcie: %ignorowa! nag" pann, co obok siedzi: 4a, siedzi... 1ak to szo: W owej rymowance... ' H= gdym tak leaa, bezbronna, na wznak...I ' .enda odwr$cia si ku niemu, troc& za szybko, troc& zbyt za skoczona. *omyla, e trzeba byo z umiec&em, moe nawet kpi"cym, bez tej trubadurskiej domieszki. (le ju prawie podj" decyzj i nie miao znaczenia, e moe wyj! na zakamu-lowanego wierszokletromantyka. W po r$wnaniu z tym drugim... Doko/czy wic tak, jak zacz". 1ak usysza i jak zapamita. % zadum", smutkiem i wi' j zj" mrocznej a2ni przed oczami5 ' HA udo 0we gow" opartaI. *rzygl"daa mu si zdziwiona. ' %nasz...: ' nie doko/czya. ' (c& tak... racja. W waszym -ac&u wy!wiczona pami! to podstawa. ' <adny wiersz, tom zapamita. ' Wiersz adny ' przyznaa nijakim tonem. ' (le autorka, jeli malarzom wierzy!, co najwyej niebrzydka bya. %grabna, owszem, lecz z twarzy nic nadzwyczajnego. 6os za duy, usta jakie takie... bo ja wiem...: 6o, co aroganckiego w nic& miaa. 6o i czarna w dodatku, a wiadomo5 mczy2ni blondynki wol". Wic postaw si w roli jej s"siada z aziebnej awy. Wyobra2 sobie, e kawaler dobrze wyc&owany, a tu ci panna naprzeciw, w g$ry dzikie, oc&oczo wyjeda, e jakie cuda z wosami wyczynia, a na koniec, cakiem goa, nagle do ciebie ciaem przylega... #o by uczyni w takowyc& okolicznociac&: 0o! licz"c ski w desce, co to na niej siedzicie, najwikszy despekt dziewce uczynisz. #&c"c nie c&c"c, musisz... 0o znaczy ' dorzucia pospiesznie ' teoretycznie oczywicie m$wi. ' Wiem. M$wisz, jak to z perspektywy *retokara... ' Wanie. Wystaw wic sobie5 nie za adna, troc& postrzelona@ tron, jeli odziedziczy, to pod warunkiem, e @ si jakie nieszczcie krewnym przytra-i@ w por$wnaniu z twoj" pozycj" i maj"tkiem niemal prostaczka i ebra3czka. %wyczajnie nie wypada takiej... no... ' umiec&na si z zakopotaniem ' berem nie potraktowa!. >ozumiesz. ' >ozumiem. ' .edoszka w wiey wyl"dowaa. ' M$wia teraz nieco innym tonem, stopniowo r$owiej"c na twarzy. %n$w nie patrzya mu w oczy. ' 6ie powiem, za tragedi to miaa, ona i c&yba wszyscy, co si z jej smutn" &istori" zetknli. (le c&o! reumatyzm podapaa w murac& *aniuc&y i bkarta si dorobia... ' W wiey: ' przerwa jej z niedowierzaniem. ' = to takiej, dla panien z ksi"cego rodu: 4ez urazy, .enda, ale c&yba %br&l ma racj5 wasze ksistwo sto lat za Jou3go/czykami si wlecze. ( suby loc&owe to ju cakiem do rzyci macie. ' Dure/ jeste ' parskna. ' W wiey, te wymyli... 0o! m$wi, e j" *retokar owym berem... 6ie syszae nigdy, czym si moe dudkanie sko/czy!: ' %asza w ci": % *retokarem: ' .enda ograniczya odpowied2 do wzruszenia ramionami. ' = w wiey j" z kr$lewskim dzieckiem zamknli: ' *o pierwsze, *retokar jej za grosz nie wierzy przez to bredzenie o beroczynac& w a2ni, wic syna nie uzna. ( po drugie c&opca w wiey z matk" nie trzymano i dopiero jak j" amnestia obja, moga maego +anka do serca przytuli!. ' Dugo tak...: ' 6ie bardzo, jak na wczesnowiecze i tak" plam w yciorysie. (le e wczesne dzieci/stwo mocno si w procesie wyc&owawczym liczy, to ta separacja od matki wyra2nie c&opakowi psyc&ik wykolawia. Wiesz, jakiego si przy3domka dorobi: W kronikac& o nim pisz"5 H+anko 4eznu3 mernikI. 4o, kretyn jeden, na serio wzi" gadanie o swej -unkcji regenta i najpierw nie kaza na siebie +anko =B woa!, a potem, jak prawowita dziedziczka dorosa, zamiast otru! j" cic&aczem, tron wzi" i odda. %naczy, numeru nie wykrci. =nnym te nie wykrca i dzi nie wiadomo, czy bardziej z tej poczciwoci przydomek si nie wzi". ' %naczy... przyzwoity by: ' upewni si Debren. XLM Wzruszya ramionami. Min miaa jakby nad"san". ' Mierz"c kryteriami prostak$w... no, mona by tak powiedzie!. (le c&yba wiesz, e dobry wadca to zy wadca: %reszt" nie on jest tu najwaniejszy. *amitasz, o czym m$wimy: ' 7zczerze powiedziawszy... 0o znaczy ' dorzuci po' = spiesznie, widz"c pogbiaj"cy si rumieniec ' oczywicie. 6a 4eznumernika skrcilimy z tematu... ' Mniejszego za. ' = zn$w nie patrzya mu w oczy. ' %mierzaam do tego, e c&o! .edoszk kto yw obgadywa, jak to pann z dzieci"tkiem, nikt si z niej nie mia. % jej kobiecoci ' dodaa ciszej. ' 0ej nijak nie dao si kwestionowa!. %n$w pooy do/ na jej kolanie. Astronie, pytaj"co. ' Wiem, o czym mylisz. (le... ' 0o oszczd2 mi tego ' poprosia cic&o. ' Wiem, e sam nie bdziesz... = e nikomu nie powiesz. (le jak si przy kim par dni pokrc, to c&o!bym nie wiem jak ostronie... 1eli nie jaki 7uswok w a2ni podejrzy, to kto w zadek odruc&owo klepnie, bo tusty mi wyr$s i do klepania prowokuje. ' 6ie masz tustego zadka. ' Dziki, uprzejmy jeste. (le i ci uprzejmi w ko/cu... 6a siodo ci taki podsadzi znienacka albo jak %br&l, na = szynkwas. = wymaca. (lbo po prostu gdzie nad wod" przyuway. *rzez to c&olerstwo na okr"go podmywa! si musz. Kr$tko m$wi"c5 ju nawet nie pr$buj si ze swoim dupniakiem kry!, jak mi czyje towarzystwo na duej zagraa. %a duo zac&odu, kopot$w, wydatk$w. .epiej prawd... no dobrze5 podkoloryzowan" z lekka... no wic lepiej prosto z mostu i potem mie! spok$j. 4o i tak wylezie na jaw, e co pod sp$dnic" czy portkami skrywam. = z tym nauczyam si y!. 1u nie boli za bardzo. %waszcza p$ki uc&odz za tak", co mczyznami pomiata. ' >ozumiem ' szepn". ' Debren, ja c&arakter mam pody. Ad pocz"tku ci lubi, to nie wiesz nawet, jak pody, ale ci powiem, e tacy, co si ze mnie miali, a wczeniej sympatii nie zdobyli, = ziemi zwykle gryz". Wic jak dalej bd" nas bra! za paXLX r, to nasz wsp$lny szlak bdzie przypomina ten z #zarnuc&y. #o par krok$w trup jaki. *owanie m$wi. ' *rzesadzasz. ' 6ie. 6ie znasz mnie, powiadam. 8eny po rodzicac& to takie odziedziczyam, e lepiej nie gada!. Mn$stwo ludzi w yciu usiekam. % tego spor" cz! wanie dlatego, e si z mojego pasa podmiewali. ' 6ie jeste ju w wojsku. (ni w zamtuzie. 1este, dla wiata przynajmniej, uczennic" czarodzieja. 9wiat ob-ituje w idiot$w, -akt. (le takic&, kt$rzy by z wied2my, c&o!by i terminuj"cej dopiero, miali si i po tyku j" klepali, to naprawd wielu nie spotkamy. 6ikt nie bdzie wiedzia... ' 1a bd ' przerwaa mu. ' 6ie rozumiesz: 6ie o ludzi c&odzi. 0o ja problem stanowi. 1a bd szyderstwo dostrzega! w kadym umiec&u, kpin w niewinnym pytaniu. % t" lask" z Dangizy najlepszy przykad. ' Debren omal nie wyco-a palc$w z jej kolana, powstrzyma si jednak, bo c&yba przeoczya ic& obecno! i wanie co-aniem m$gby si pogr"y!. ' 0o %br&l, przyjaciel, ycie bym za niego oddaa. ( mao co w eb nie dosta, bo mi si, durnej, uwidziao, e o jakowyc& spronociac& gada. 0aka przeczulona jestem. ' Debren otworzy usta, by po c&wili zamkn"! je bez sowa. ' #&o!by dlatego musimy si rozsta!. Kopot$w ci narobi, z przyjaci$mi sk$c. ' Waciwie to nie mam przyjaci$. ' *osaa mu badawcze spojrzenie. Wzruszy ramionami, sil"c si na niedba" min. ' W tej pro-esji... Wiesz5 nigdzie czek miejsca nie zagrzeje, czasu nie ma, by z kim... 6o i byle kogo przyja2ni" nie darz. %wykle jeno ludzi maj"cyc& w sobie wystarczaj"co wiele delikatnoci, by w razie czego, nawet jak si... &mm... zabawnego aspektu dopatrz"... *opatrzya na niego jakby z politowaniem spod nisko opuszczonej grzywki, po czym bez sowa wskazaa palcem oe. Dobrze wybraa moment5 %br&l zac&rapa wanie niczym nowoczesna, napdzana koem wodnym pia tartaczna. Wyc&walana przez -ac&owc$w za wszystko, tylko nie za delikatno!. Debren zakl" w duc&u. XLN ' 6ie mog z tob" zosta!. W ko/cu to powiedziaa. Waciwie niepotrzebnie. Ad pocz"tku wiedzia, do czego zmierza. ' Moesz ' mrukn", co-aj"c rk z jej kolana. *ostara si, by poczua to co-anie. Dsiad na pitac&, co pozwolio mu spojrze! na ni" z nieco wikszej odlegoci. ' 6ie ' pokrcia gow". ' 6ie po wizycie w tej obery. =le tu jestemy: *ar klepsydr jeno. %br&la nie licz5 tam, przy kopcac&, sam wykrzyczae, e ci ku mnie ci"gnie. (le tu midzy obcyc& ludzi tra-ilimy. = te par klepsydr wystarczyo, by nas jednoznacznie do grona koc&ank$w przypisali. ' 0o nie jest zwyczajne miejsce. 1eli co si ma uwidoczni!, to wanie tu najprdzej... *radziad *etunki zd"y si rozmiowa!, piwo w kulbace pij"c. ' 4o z g$ry widoki lepsze ' mrukna. 7iedziaa nieruc&omo, zapatrzona w kt$r" z desek podogowyc&. ' 1ak nositacka dekoltu nie dosznuruje. ' 6ie zostawiaj mnie. ' Drgna, ale nie uniosa gowy. ' 6ie z tak idiotycznego powodu. ' *ow$d nie jest idiotyczny. .udzie si z bardziej ba&yc& przyczyn wieszaj", pojedynkuj", nawet wojny wypowiadaj". Dmieraj", kr$tko m$wi"c. 1a nikogo nie c&c umierca!. ( zwaszcza naszej przyja2ni. 4o wiesz, co myl: ;e j" umiercimy, jak razem duej pobdziemy. ' 4zdury pleciesz, ksiniczko. 1ak niby sobie trwa" przyja2/ wyobraasz: ;e to taka na odlego!: 6ie obio ci si o uszy przysowie5 H#o z oczu, to z sercaI: Aklepane jest, ale prawdziwe jak c&olera. ' *rawdziwe ' zgodzia si. ' = wanie dlatego proponuj rozsta! si ju teraz. *$ki sobie ran zbyt gbokic& nie zadamy. 4o to, co do mnie czujesz, najpierw zeleje, a potem moe i cakiem... Wiem5 c&ciaby ze mn" jak z niewiast"... Wiem, Debren. Moe to te wosy w poduszce, moe syndrom drakle/skiej kobyy. 6iewane. Wane, e gapisz si jak pies na kiebas, co j" obuziaki wysoko na belce uwi"zali, podskakujesz, sign"! nie moesz i coraz gorzej ci z tym. 6awet jak si nie pokaleczysz, to w ko/cu kiebas znienawidzisz. Wic odejd2, p$ki czas. XLY *ies, co na niedostpn" kiebas poluje, 2le musi sko/czy!. ' Wyj"tkowo marna parabola ' skrzywi si. ' (le jak ju si jej trzyma!... *o pierwsze, psu brakuje zdolnoci do znienawidzenia kiebasy. Moe jej nigdy zbami nie sign"!, tyle e go ta klska nijak do nienawici nie doprowadzi. = jak po latac& cud si stanie, sznur pknie i kiebasa mu przed nosem wyl"duje... ' 0o go jej smr$d ubije ' mrukna. Debren skrzywi si jeszcze bardziej, ale nie da si sprowokowa!. ' = po drugie, waniejsze5 kiebasa ze swej natury duga bywa. Dobra kiebasa nawet bardzo duga. = jak j" na sznurze zawiesi!, to si" rzeczy niekt$re partie niej wisz". 4ywa tak, e sobaka nie jest w stanie caej dopa!. 4o godna, saba, bo wprawy nie ma, bo z niewaciwego miejsca podskakuje. (le bywa, e dolny koniec jako odgryzie. 6ie m$wi5 cao!. Koniec jeno. (le pamitaj, e o przedniej kiebasie m$wimy. W najlepszym gatunku. 6ie z tyc& wsc&odnio,ipla/skic&, co to w nie masarze r$noci pc&aj", by miso udaway. M$wimy o prawdziwej, lelo/skiej kiebasie. 7oczystej, jdrnej, tuciutkiej, takiej, e a lina z pyska kapie. ' 0uciutkiej: ' 0eraz ona si skrzywia. ' Wiesz, masz racj w kwestii paraboli. #okolwiek to sowo oznacza ' dodaa nieco zbyt szybko. ' #o-am owe psy i kiebasy. #&ciaam rzec, e wiat jest peen innyc&... ' ...kiebas ' wszed jej w sowo. ' 1a te co-am, com o marnej paraboli powiedzia. Mao romantyczna, -akt, ale za nie jest. #akiem dobrze istot rzeczy oddaje. 4o do czeg$ to psa namawiasz: 4y wbrew psiej naturze post"pi. %ostawi kiebas, pogodzi si z myl", e przyjd" inni i na plastry j" potn". 4y odszed, akurat teraz, kiedy jej smak w pysku poczu. ' Dmilk na c&wil i doko/czy wyra2nie ciszej5 ' 6ajsodszy na wiecie. Milczaa znacznie duej. %amkna oczy@ gdyby nie -akt, i siedziaa sztywna niczym wieo upieczony kr$l na pierwszej audiencji, pomylaby, e usna. 6ie zdziwioby go to. W gbokic& cieniac& pod oczami, w opadaj"cyc& k"cikac& ust byo wystarczaj"co wiele zmczenia. ' Widziaam, jak patrzysz na *etunk ' odezwaa si cic&o. ' 6ie zrozum mnie 2le. *orz"dny jeste, uczciwy. = wiem, e jak si akurat we mnie koc&asz, to gdyby ci w ou dopada, broniby si ze wszystkic& si. (le wiem te, e gdyby niewiasty miay tak" nad wami przewag jak wy nad nami, i mogy broni"cego si c&opa na si zniewoli!, to w ko/cu byoby ci z ni" dobrze. ' #o za bzdury wygadujesz: ' Wiesz, o czym m$wi. ' Dopiero teraz uniosa powieki. ' 6ie kr!, Debren. Marnie ci to wyc&odzi. = nie obraaj mnie. 6ie jestem tp" bab", co nijakiego wyrozumienia nie ma dla natury, czy to psiej, czy mskiej. *rzecie ci nie potpiam za to, co czujesz. 7ama nie jestem lepsza. 1u ci raz powiedziaam5 jeno dlatego pod pierzyn" z kim nie -igluj, e dupniak przeszkadza. 6ie brak c&ci. *as i tylko pas. ( powiem ci, e c&o! wolaabym z tob", to... gdybym miaa wybiera!... ' %acia si, przez c&wil szukaa waciwyc& s$w. 6ie patrzya na niego. 6ie potra-ia c&yba powiedzie! czego takiego, zagl"daj"c mu w oczy. ' .epiej si dudka! z kimkolwiek, ni si nie dudka! wcale z... z kim, kogo... 8dzie na dole zazgrzyta metal. #o jakby rygiel. *owinien zej!, sprawdzi!. %a cianami czaia si mier! i kada zasuwa, c&o!by przy najmniejszym z okienek, moga przes"dzi! o wszystkim. A losie jego samego, losie tej posiniaczonej, bladej dziewczyny, unikaj"cej jego wzroku, o losie trojga innyc&, maj"cyc& przey! lub umrze! w zalenoci od tego, co i jak on, Debren, zrobi. 6awet o losie Jeyna, kt$ry kona wprawdzie, lecz z bog" wiadomoci", e pozostawia on ca" i zdrow", moe nawet bezpieczn". An, Debren, mia obowi"zki wobec nic& wszystkic&. = by powanym czarodziejem. *owani czarodzieje nie powinni zaprz"ta! myli babskimi zadkami, gdy w gr wc&odzi ludzkie ycie. (le to bya .enda. ( za cianami czaia si mier!. W kadej c&wili mog"ca wpa! pomidzy nic&, rozdzieli! na zawsze. 6ie umia tak po prostu wyj!. ' %a p$2no, ksiniczko ' powiedzia spokojnie. ' *ies sign" ko/ca kiebasy. = ju nie odejdzie. XLZ ' 6iczego nie sign" ' burkna zniecierpliwiona. ' *ow"c&ae jeno. Wiesz, co znaczy smak kiebasy w pysku poczu!: Wiesz: W naszym realnym przypadku: Konkretnie: 6iczego w zbac& nie miae i mie!... ' Wiem ' przerwa jej. Abie rce same powdroway na jej kolana. ' Wiem, co znaczy smak. ' <ajno wiesz) 7ko/cz z poetyzowaniem, durniu) A yciu m$wi) A konkretnyc&... ' >ozumiem, o czym m$wisz. ' ( mnie si widzi, e c&yba nie) ' M$wisz, e z godu zdec&n przy takiej jak ty kiebasie. Aszalej i okulej od bezskutecznego skakania. %marnuj szans, bo wiat, jak ci si wydaje, peen jest smakowityc& kiebas, kt$ryc& nikt na niedostpnyc& sznurkac& nie wiesza. ' Wydaje mi si: ( *etunka, daleko nie sigaj"c: ( pani %elgan: ( >onsoise, baron$wna dziewicza i w antypodac& biega: ' #o5 %elgan: ' zmiesza si odrobin. ' 0pa nie jestem ' rzucia gniewnie. *o czym zmienia ton na inny, grubszy, udatnie naladuj"cy mski. ' Wiem, %br&l. Wiem, jakie sodkie d2wiki basetla w sile wieku wydaje. 0o! graem, a smyczek dymi, nie pamitasz: Duma i sy-ilis. Wic jednak. 6ie przegapia. ' 6ic nie dymio ' jkn". ' Awszem5 poznaem j"... ' = pozna j", a ona syna mu powia... ' 6ie cytuj mi tu Ksigi 9witej, jeno suc&aj, co do ciebie m$wi. ;adna mi dot"d niczego nie powijaa i jako z tym yj. 6awet, szczerze m$wi"c, bardziej szczliwy. % .elicj" jedno nas "czy... ' *o"czy si z ni" po tysi"ckro! jeszcze, lecz jaowe byo jej ono i nie daa mu potomka. ' .enda, do c&olery) 6ie jestemy w szk$ce niedzielnej) 6ie popisuj mi si tu... 1ak powiadam, jedno nas z pani" %elgan "czy5 e nie widzimy w niewiecie samej tylko maszynki do rodzenia dzieci. ' 0o ju wiem, czym jej serce podbie. *ostpowy wiatopogl"d was "czy, nim to drugie z"czyo. XLW ' <ajno wiesz. M$wi, e nie oceniam niewiasty po tym, ile potomstwa na wiat wydaje. #zy c&o!by zdolna wydawa!. ' W to akurat wierz. *rzynajmniej p$ki o "czeniu baby z c&opem mowa. 4o ju losu z losem, to insza para c&odak$w. (le jak kr$tki koncert na basetli w gr wc&odzi, to pewnie lepsza taka, kt$ra atwo przyjemnego z poytecznym nie "czy. ' Mogaby sko/czy! z tym gadaniem o "czeniu i po ludzku m$wi!: ' *rosz bardzo5 lepsza taka, co od pierwszego c&do3enia brzuc&a nie apie. #zyli daje przyjemno!, nie daj"c obowi"zk$w. ' 7apna, rzucia mu wyzywaj"ce spojrzenie zza rumie/ca, kt$ry pewnie zalicza si do gniewnyc&, ale do kt$rego pewnie i zakopotanie dooyo swoje. ' #o, zn$w wulgarnoci" ci poraziam: *rzemkno mu przez gow, e zapytaa, bo i jego twarz pokrya si czerwieni". Mia nadziej, e nie, ale nie c&wyta si zbyt gorliwie owej nadziei. #okolwiek m$wi, odbijao si jak strzay od zamkowego muru. 6ie mia wyjcia, musia uy! katapulty. = zapaci! stosown" cen. ' 6ie. ' *rzynajmniej nad gosem potra-i panowa!. 0roc& pomogo to, e kto szed po sc&odac&. Mieli mao czasu. ' Dobrze jest czasem nazywa! rzeczy po imieniu. %waszcza jak si z kim na meta-ory i aluzje dogada! nie idzie. ' Adetc&n" gboko. ' 1eli dlatego c&cesz odej!, bo z ciebie nie mam poytku jak c&op z kobiety, z widocznymi poytku dowodami... bo kiebasie wstyd samym zapac&em psa dokarmia!... ' 7ko/cz z t" kiebas" ' mrukna. ' 8odna jestem, a ty na okr"go... ' Wybacz. 6o wic... tam, w a2ni, nie sam pot ze mnie wycisna. Wiesz, o czym m$wi. Wiedziaa. %rozumieli si w lot. %anim jeszcze sko/czy m$wi!, jej twarz zastyga w kamienn" mask. %a szybko. *otra-i ju skada! ycie w zamian za jej ycie, lee! nagi u jej boku, caowa! te krn"brne usta i nawet doszukiwa! si uroku w opalonej z owosienia twarzy. XLO (le nadal byli sobie obcy i pewnyc& rzeczy nie umia jej powiedzie!, patrz"c w oczy. 7pojrza w nie dopiero, gdy przepc&n" przez gardo najtrudniejsze w yciu wyznanie, a wtedy byo ju za p$2no. M$g tylko zgadywa!, z jakic& skadnik$w zlepia to co, co zast"pio ludzkie oblicze. ' .enda: ' 6ie zareagowaa@ w nieruc&omyc& oczac& nie zapona adna nowa iskierka, pod sk$r" nie drgn" ani jeden misie/. ' 7yszaa, co powiedziaem: Durne pytanie. Dderz j" w twarz krzesiwem, a iskry polec". 1asne, e syszaa. Mia nadziej, e co powie. #&o!by samym spojrzeniem. ;e zd"y oc&on"!, pozbiera! myli. 6ie doczeka si. *etunka bya szybsza. ' Drop wr$ci ' owiadczya, staj"c w progu. ' Musi my pom$wi!. A waszym wyje2dzie. Debren odoy zwierciadeko. Mga skroplonego oddec&u znika byskawicznie. (le bya tam. Jeyn wci" y. ' 0o bez znaczenia. Adwr$ci si. Aczy *etunki wygl"day jako inaczej, ale potrzebowa czasu, by zrozumie!, e to bardziej e-ekt braku czernida na rzsac& ni czego w samyc& oczac&. %mya starannie wszystko, co nosia na powiekac& i wok$ nic&. #&yba nie przed lustrem5 na samym dole, tam, gdzie zy tra-iay na krawd2 podbr$dka, pozostao par szaryc& plamek. Wygl"daa troc& starzej, jednak moe wanie dlatego sprawiaa wraenie kogo silnego. ' 4ez znaczenia: ' #zy przy nim siedzisz. % tob" czy bez, nie doczeka witu. %nam si na ranac& ' dodaa, widz"c, e Debren otwiera usta. ' = na umieraniu. 4ratowa na moic& rkac&, #edrzy&... ' #edrzy&: ' M$j modszy brat. ' Milczaa przez c&wil, spogl"daj"c w pomienie kominka. ' *otra-i szanse oceni!. Musn" doni" koo-iks znad rzeki 1ond. *etunka ustawia go obok stou, tu za gow" Jeyna. ' #uda si zdarzaj" ' mrukn". ' >zadko, ale... ' 0u si, p$ki co, aden nie zdarzy. Dwiecie lat... XM^ i nic. (ni jedna cnotliwa ksiniczka nawet nie zajrzaa. 6ie powiem5 dopuszczam myl, e i na nas kiedy padnie. 4ez tego c&yba by si cakiem y! nie dao. (le cuda to do siebie maj", i nie trzeba ic& amatorsk" medycyn" wspomaga!. Daruj szczero!, ale sam powiedzia, e bez ksi"g amator jeste. Debren zerkn" w otwarte drzwi kuc&ni. % miejsca, gdzie sta, wida! byo tylko koniec pomara/czowego ogona Dropa. *apuga skrzecza z cic&a, odpowiadaj"c kr$tko na r$wnie cic&e pytania niewidocznej .endy 6ie wygl"' _ dao na to, by ko/czyli. ' 6ie zostawi go ' mrukn". ' #zasem cudowi trzeba pom$c. #&o!by i po amatorsku. *etunka nie pr$bowaa dyskutowa!. Dsiada obok Je' _ yna, utkwia nieruc&ome spojrzenie w jego r$wnie nieru' i c&omym pro-ilu. Debren pokrci si po izbie, poskanowa = przez szczelin w cianie, po czym wszed na poddasze i sprawdzi stan dac&u w tra-ionyc& gazami izbac&. *od = najwiksz" z dziur, kt$r" od biedy przecisn"by si i gry-, = urosa spora biaa g$rka, ale nieg by jedynym intruzem. L Debren wyco-a si na korytarz, podpar kokiem drzwi. = 6ie powstrzymayby *isklaka, ale nie o powstrzymywa' i nie c&odzio, a o uniemoliwienie bezgonego wtargnie' = cia. 7ama trzeszcz"ca podoga moga nie wystarczy!5 L przekona si o tym a nadto dobitnie, kiedy nagle, bez adnej zapowiedzi, mrok korytarza rozjani blask uczy' j wa. ' 0o ty: ' %br&l opuci berdysz i dopiero teraz uy go w roli kuli. ' <ajno i ka, nastraszye mnie. 4udz si, w izbie nikogo, cisza, ja prawie goy.. 1u mylaem, = e mnie ten kocur ze zbroi obra, jak $wia na zup. ' %emdlae. ' %br&le nie mdlej" ' przypomnia rotmistrz. #o-n" si za pr$g, zacz" zbiera! porozrzucane po caej izbie -ragmenty ubrania. ' %asn"em pewnie. Dsiad tam, gdzie przedtem .enda, postkuj"c wci"gn" modne jak c&olera portki z ?ile--. Debren, zerkaj"c podejrzliwie na jego opatrunki, podszed szybko do le"cej nieopodal brygantyny, jednym ruc&em poderwa z podoXML gi. *rzez pokaleczony poladek przemkn" mu pomie/, omal nie zwali si na deski. (le warto byo. Wanie dlatego. ' Dwaaj na rany ' stkn", krzywi"c si z b$lu. ' 4ez eliksir$w niewiele mogem zdziaa!. ' *omagaj"c sobie kolanem, przerzuci zbroj na komod. ' *siakrew, ale cikie to dra/stwo. 6ie mylaem, e brygantyna... ' 4o to sportowa ' wyjani %br&l. ' %naczy si, do podtrzymywania kondycji. Klas wytrzymaoci ma jak zwyka o-icerska, a ciar o poow wikszy. *o prawdzie ' westc&n" ' to i o poow wicej kosztuje. ' #isza, drosza, a tej samej wytrzymaoci: ' upewni si Debren. ' 0o c&yba dla rotowego gupka, nie o-icera: 6ie kupowae jej aby razem z &emem: *o utracie poprzedniego wskutek cikiego ciosu w gow: ' 7ame gupek. ' %br&l podni$s onuc, zacz" owija! stop. ' A-icer to nie prosty knec&t, ale o tyzn -izyczn" tako musi dba!. ( e mu nie wypada jak szeregowemu pawnikowi przy sypaniu wa$w jej nabiera!, inaczej musi si ratowa!. Wanie cisz" zbroj na co dzie/ nosz"c. ' 6ie taniej kamienie po kieszeniac&: ' 0aniej. (le kretyn, a"cy z kamieniami, dugo rot" nie pokomenderuje. Migiem by sobie autorytet zszarga i wanie na etat rotowego gupka tra-i. ' >ozumiem. Wybacz naiwne pytanie, ale czy nie lepiej, skoro ju ciszy pancerz si kupuje, zainwestowa! po prostu w grubszy: ' ( po c&oler: W sportowej zbroi nikt w b$j nie c&adza. %a cika. ' 0o moe dwie zbroje kupi!: = obie nosi!, a przed walk" jedn" zdejmowa!: %br&l posa mu pene politowania spojrzenie. ' Debren, bo mi pozytywn" opini o magunac& popsu jesz. Dwie zbroje:) = przed bitw" zdejmowa!:) Wiesz, co m$wisz:) 0o taki dow$dca najpierw by na tc&$rza wy szed, a potem w dodatku na idiot) Debren zasznurowa usta. 6ie c&cia niszczy! pozytyw3nego wizerunku magun$w w oczac& %br&la. C = XMM (rtur 4aniewii ' *odasz but: 0am, pod komod". <ajno i ka, co wy3cie tu z moim odzieniem wyczyniali: =stny zamtuz. 0ylko babskiej po/czoc&y brakuje, na belce pod stropem wisz"cej. ' 7poro krwi stracie, musielimy szybko... ' Wyci"gn" but, ale nie podszed z nim do rotmistrza. ' 7uc&aj, nie powiniene... ;ebra masz popkane, no i to udo... 4yle stuknicie i krwotok gotowy. 6o i nie moesz si przemcza!. *otrzebujesz ciepa, wygody. ' #&cesz, bym w ou zosta: ' domyli si %br&l, mocuj"c ko/c$wk drugiej onucy. ' 6ie b$j si, nie jestem kretyn, nie bd bez potrzeby ryzykowa. ' Debren odetc&n", odstawi cim na komod, podszed do $ka, zacz" poprawia! pierzyn, wyklepywa! poduszk. ' Drugi ka-tan pod pancerz wo. 6o, co tak sterczysz: *odaj brygantyn. 7am powiedziae5 nie mog si przemcza!. ' Drop rozmawia z *isklakiem ' zacza .enda, ledwie zajli miejsca. Mieli do dyspozycji tylko jedn" woln" aw, wic Debrenowi od pocz"tku kojarzyo si to z (kademi" i lekcj" anatomii. % jednej strony ic& troje, stoczonyc& na przykr$tkiej aweczce, bladyc& i sennyc&, a wic w typowym dla pracowityc& kursant$w stanie, z boku Drop w zastpstwie czarnego kocura, kruka albo sowy ' w latac& dwudziestyc& nieod"cznego atrybutu powanego czarodzieja ' na zydlu, twarz" do nic&, marszcz"ca brwi *etunka w roli surowego wykadowcy, a za jej plecami st$. Jeyn wci" oddyc&a i nie przypomina typowego obiektu sekcji, lecz i tak skojarzenie narzucao si samo. Debren pociesza si myl", e tylko jemu. %a udzia w krojeniu trup$w nie szo si ju automatycznie na stos, lecz uprawiany w zaciszu akademickic& loc&$w proceder nadal uwaany by za wstydliwy. Kronikarze mieli do! rozs"dku, by o nim nie pisa!, i og$owi spoecze/stwa podobne widoki przywodziy na myl jedynie jak najbardziej prawomylne czuwanie przy zwokac& b"d2 ou umieraj"cego. ' Mam nadziej ' przerwa dziewczynie %br&l ' e pod bia" -lag". XMX ' 4rrrak zrrrozumienia ' zdziwi si ptak. ' ( ja rozumiem ' warkna .enda. ' 1eno udam, e nie. = przypomn, e Drop bo&atersko w naszej obronie stawa. Debrena uratowa, *etunce pom$g, potem przemylnym manewrem ursoluda z pola bitwy odci"gn". ' 4luzgami ' sprecyzowa rotmistrz. ' = uciekaniem. ' Mniejsza o szczeg$y taktyczne manewru ' wtr"ci si Debren. ' .enda ma racj5 twoje uwagi s" nie na miejscu. ' 4rrrak zrrrozumienia ' poskary si Drop. ' W kwestii im! Dropa nie masz racji, miku ' dorzucia *etunka. ' %namy si troc& i wiem, e obwie z niego i &ultaj, ale &onorowy. 1eli do gry-a polecia rozmawia!, to na pewno nie o tym, jak by tu przewal zrobi!. ' #o zrobi!: ' nie zrozumia Debren. ' %mieni! patnika odu w trakcie kampanii ' wyjania .enda, cytuj"c najwyra2niej jak" uczon" de-inicj. = od siebie dodaa5 ' %br&l Dropowi zarzuca, i za *isklakiem pogna nie jako pose, pod bia" -lag", jeno w prywatnym interesie. *roponuj"c, e stron wau zmieni. 4arykady, po lelo/sku m$wi"c. ' Aszczerrrca))) ' wrzasn" uraony do ywego Drop. ' Abrrraza mierrrtelna))) ' %akapa bezgonie dziobem, gor"czkowo i bezskutecznie poszukuj"c odpowiednic& s$w. ' Dtwarrrdza! terrren))) ' ;e co: ' zdziwi si %br&l. ' #&ce ci pozwa! na udeptan" ziemi ' wyjania .enda. Debren posa jej pene podziwu spojrzenie, ale przegapia je, zwracaj"c si do siedz"cego na belce ptaka. ' Masz wite prawo, Drop, ale c&c ci prosi!, by z nie go zrezygnowa. %br&l za dugo si midzy najemnikami obraca, to dlatego. *rzewaowy proceder to w jego -ac&u codzienno!. 6ie m$wi konkretnie o tobie ' uprzedzia protest rotmistrza. ' *rzyznasz jednak, e zmiana strony wau, g$wnie w trakcie oble/, smutn" codzienno! wsp$czesnyc& wojen stanowi. #zytasz H;odaka Cortu nyI, znasz statystyki. 6adzieja matematyczna, e to przeWau dojdzie, w skali kwartalnej ^,ML wynosi w pier wszym p$roczu, a potem jeszcze ronie. Wic bez unosznia si &onorem, prosz. Abaj przyjaci$mi mi jestecie i nie ycz sobie, bycie si potykali. *rzyjaciele .endy zerknli na siebie mao przyja2nie, lecz na tym poprzestali. ' 6iekt$rzy wi"" to z upadkiem demokracji ' wtr"ci si Debren. ' = normalizacj" nazywaj". ;e niby pieni"dz susznie ideologi z wojen wypiera. ' 4ez polityki, prosz ' przywoaa go do porz"dku *e3tunka. ' .enda, wypytaa Dropa. M$w, co i jak. 4ez urazy, panie papugo5 tak prdzej bdzie. Dziewczyna kiwna gow" i zacza opowiada!. +istoria bya kr$tka5 Drop odci"gn" mutanta a pod wsc&odni czstok$, ale w ko/cu sp$2ni si z unikiem, oberwa ap" i straci przytomno!. 6a szczcie cios by silny, a palisada tu obok ' ptaka przerzucio na drug" stron i ur3solud, nie trac"c czasu na przeaenie przez ogrodzenie i dobijanie przeciwnika, zawr$ci ku gospodzie. Kiedy papuga oprzytomnia, wok$ byo cic&o i pusto. Drop zerkn" przez szpar w okiennicy, upewni si, e wikszo! towarzyszy przeya bitw, i, nie ryzykuj"c stukania, zacz" cic&aczem przeszukiwa! okolic. Wbrew jego oczekiwaniom, gry- nie czai si ani w zakamarkac& podw$rza, ani w pobliskic& zarolac&. 6ie byo go te na s"siaduj"cym z ober", skalistym wzniesieniu, su"cym *isklakowi za l"dowisko i skad pocisk$w. 7amyc& pocisk$w te ju prawie nie byo ' kl"twa nie zakadaa obracania H#notkiI w ruin przy pomocy dugotrwayc& nalot$w i gry- zuy praktycznie cay skromny zapas kamieni oraz belek. Drop zatoczy par coraz szerszyc& krg$w nad lasem i w ko/cu natkn" si na lady kocic& ap. Krzyoway si ze ladami but$w, krwi i drzewca siekiery, wiod"cymi spod obery na zac&$d. 8ry- i topornik spotkali si niedaleko drogowskazu. 7"dz"c po odciskac& w niegu, rozmowa do serdecznyc& nie naleaa. #zowiek najpierw odskoczy za najgrubsze drzewo, a potem wydepta piercie/ wok$ pnia, kr""c tak, jak potw$r i pilnuj"c, by cay czas oddzielaa ic& wiekowa joda. Astrono! nie bya bezpodstawna5 *isklak, c&o! kulawy i te krwawi"cy, r$wnie azi w k$ko, najwyra2niej wypatruj"c okazji j do morderczego skoku. ' Dobra nasza ' skomentowa ten -ragment relacji %br&l. ' Marnie z poczwar", skoro si rannego kmiotka wystraszya. %dyc&a, jak nic. 8ow dam, e to zasuga mego &emu. 6ie wiem, czycie zauwayli, ale ju tu, jakemy si bili, kiepsko stawa. ' Moe ' mrukn" Debren. ' (le boj si, e po prostu azi w k$ko, by postraszy!, nie zabi!. ' #&yba susznie si boisz ' westc&na .enda. ' 4o si w ko/cu po dobroci rozeszli. 0yle e kmiotek biegiem. Wyra2nie mu rozmowa si i odwagi dodaa. Do mostu pogna. ( gry- ku jaskini zawr$ci. 7zed, wic go Drop dogoni. 6o i pogawdzili sobie. % opisu pogawdki wynikao, e *isklak nie przejawia wrogic& zamiar$w, c&o! przewal w wydaniu jego doradcy strategicznego by do! oczywisty. 7pokojnie wysuc&a wyjanie/ papugi, po czym zapewni, e jego poprzednia propozycja pozostaje aktualna. Abcy wyjedaj" o wicie, Bysedelowie zostaj", nikomu nie dzieje si krzywda. ' 0o wszystko ' zako/czya .enda. ' A odszkodowaniac& i kontrybucjac& nie byo mowy, co nam upraszcza spraw. Moemy raz3dwa decyzj podj"! i jeszcze si zdrzemn"! troc&. 0rzy klepsydry do witu zostay. ' M"drze gadasz, kozo. 1a tu z *etunk" posiedz, w trudnyc& c&wilac& towarzystwa dotrzymam ' %br&l zerkn" na Jeyna ' ale ty -aktycznie brykaj na g$r. <$ko zagrzane, wskakuj pod pierzyn i pij. ' 6ajpierw decyzja ' przypomnia Debren. ' ( o czym tu decydowa!: 0o ju ustalilimy5 zostajemy i czekamy, a si biesowi zdec&nie. ' *oczekaj, miku ' uprzedzia maguna *etunka. Dziwnym tonem, agodnym i surowym zarazem. ' .enda, do $ka. 6a nos nam tu zaraz padniesz. 4ez nijakiego poytku, bo nie do ciebie decyzja naley. ' 4o baby prawa gosu nie maj": ' najeya si dziewczyna. ' Dlaczego Debrena pod t pierzyn nie gonisz: 0e na siedz"co zasypia) Aczy to ma o poow ode mnie Mniejsze) ' Wanie dlatego. 4o oczy masz wielkie i niebieskie, z tyc&, co to najrozs"dniejszego c&opa ogupi". ( H#notXMV (rtur 4aniewic-l kaI to porz"dna obera, gdzie si pannom kawaler$w pod pierzyn nie wpyc&a. %waszcza przed podr$", dug" i by! moe ryzykown". 7nu potrzebujecie oboje, a nie... .itociwie nie doko/czya. Debren zmarszczy brwi. ' A jakiej podr$y m$wisz: Aberystka odczekaa, a niepok$j przeniesie si na pozostae twarze. M"drze. Kiedy wreszcie przem$wia, jej sowa zabrzmiay bardziej dobitnie. ' 0o m$j dom, m$j los i moja rodzina. 6ie musz si z niczego tumaczy!, ale e za przyjaci$ was mam, to powody wyo. 7amej decyzji to jednak nie zmieni. = dlatego moesz miao i! spa!, moja mia. ' (ni mi si ni ' rzucia twardo .enda. ' <atwiej by mi byo wyjanienia skada!. ' *etunka zerkna wymownie na obraz z nag" ksiniczk", zdejmuj"c" kl"tw z obery. ' *anience nie przystoi o pewnyc& sprawac& suc&a!. ' 7ama jeste panienka) ' 6ie jestem ' powiedziaa spokojnie gospodyni. ' = w tym rzecz wanie. Dziewczyna zacisna obie donie na brzegu awy. Wida! byo, e nie ust"pi. *etunka wzruszya nieznacznie ramionami i przeniosa spojrzenie na Debrena. ' *ostanowiam ' owiadczya ' e wyjedziecie o wi_4 cie. 0ak bdzie dla wszystkic& najlepiej. Jeyn umiera, mnie *isklak nie skrzywdzi, was, skoro odjedacie, nie ma po co atakowa!. 6ie istnieje aden pow$d... ' <ajno) ' przerwa jej wzburzony rotmistrz. ' =stnie3P je, i to c&olernie powany) Moje sowo mianowicie) *rzygl"daa mu si przez c&wil. Aczy miaa szare,) bardzo smutne. 6oc bya wyj"tkowa i nie aowali u3L czyw, ale c&o! izba tona w blasku, w jej spojrzeniu go brakowao. ' % mego powodu lubowae. W biegu, poc&opnie. 6a dodatek przyczyn" nie by gry-, a Debren, kt$ry drzwi L rozwali. A drzazdze w zadku nie wspomn litociwie, L c&o! powinnam, bo przy co-aniu sowa znawcy ka" si = uwanie intencjom przyjrze!. ( drzazga w zadku... c$, je3 li si zaczniesz z takic& powod$w pojedynkowa!, to ci i do adnej karczmy nie wpuszcz". 4o i w najporz"dniej3szyc&, bywa, nowa awa gocia takow" niespodziank" uraczy. ( o now" nietrudno, jako e stare szybko si zuywaj". Wiadomo5 porczne w b$jce, a jeszcze za bro/ nie uc&odz" i uszkodzenia ciaa pod inne paragra-y si podci"ga. *amitam z tyc& korespondencyjnyc& kurs$w Jey3na, e przecitna awka karczemna ywotno! ma ledwie... ' *etunko ' przerwa jej agodnie Debren. Dmilka. ' 7owo to sowo ' burkn" %br&l. Wida! byo, e argumenty tra-iy mu do przekonania. 7t"d pody &umor. ' *rawda ' zgodzi si magun. ' = prawd" jest, e s" sowa, kt$re mona wyco-a!, &onorowi ujmy nie czyni"c. Wic moe wysuc&ajmy *etunki do ko/ca. *rzyjaci$k" nam jest, pamitaj. = m"dr" niewiast". 6ie s"dz, by ci naraaa na po&a/bienie. *ogratulowa sobie w duc&u5 tamci natyc&miast zajrzeli sobie w oczy, oberystka zarumienia si, a %br&l zasznurowa usta. ' 6a pocz"tek musz was przeprosi! ' *etunka umiec&na si smutno. ' *owinnam pomyle! o zamostko3wiakac&, ostrzec... 8upia baba ze mnie. ' 0o owi pac&okowie gry-a: ' domylia si .enda. ' 6ie wszyscy@ z %amostk$w spora wie. (le e na naszej krzywdzie si tak rozrosa, to i wikszo! z gry-em po cic&u sympatyzuje. %waszcza ci co w uprawac& si specjalizuj" i usugac&. 4o &odowcy owiec ju nie bardzo. 0yle e tyc& garstka pozostaa5 nieboszczyk Domorzec wikszo! z torbami puci. Ag$lnie jednak wie dobrze na kl"twie wyc&odzi. %a *etuneli to dwa szaasy byy, przez 7molarzy zamieszkiwane. *otem *retokar kr$lewski szlak przez pustkowie poci"gn", most postawi... Ad razu si inwestorzy pojawili5 kowal, koodziej, karczmarz i ksi"dz. %a demokracji szko nawet mieli, ale teraz zamknita, bo ni demogra-iczny i re-orma. 6o i sotysa si dorobili. 0o ten w"saty, co to go Debren kokiem po gard3fPG.. 7woj" drog", pogratulowa! oka, mistrzu. Dobrze wybrae5 w gardle wanie by najmocniejszy. = gardowaem na urzdzie si od lat trzyma. #&o!, po prawdzie, teraz widz, e moe nie samym gardowaniem. (rtur 4arriewicz ' 0o znaczy: ' 0o zadupie ' wyjania. ' 0rakt nie trakt, w guszy yjemy. Wic si stare obyczaje w %amostkac& utrzymuj". Kadencyjno! wadzy, mianowicie. #o cztery lata od nowa rad i sotysa si wybiera, jak za demokratycznego reimu. 6o i rozmaici konkurenci do wybor$w przeciw sotysowi stawali. % wymownoci syn", to i wikszo! gadko w przedbiegac& odpadaa, ale byo paru takic&, co omal mu liczb" gos$w nie dor$wnali. *o prawdzie demagodzy jeszcze od niego wiksi5 jeden obiecywa, e dzieciaki -ur" gminn" do szkoy dowozi! bdzie, drugi, e gry-a opodatkuje... 0akie tam banialuki demokratyczne. =, wystawcie sobie, tu przed wyborami zawsze taki m"drala znika. 6ie wiedzie! jak i gdzie. %a to de-initywnie. ' 8$wniany ustr$j, ta demokracja ' splun" %br&l. ' *amitam, jak kadencyjnego patnika nam w regimencie wprowadzili. 0e na lat cztery. *o trzec&, zodziej jeden, do 0ellicji da nog i jak kr$l yje z naszego srebra, co to je w tamtejszyc& bankac& potajemnie lokowa. 0eraz to co innego5 patnikiem byle ac&udra nie zostaje. Wie trzeba mie!, zamek jaki... 1est z czego dugi ci"ga!. = nie na cztery lata synekur daj", ale na rok albo doywotnio. Kade rozwi"zanie lepsze od owyc& ksiycowyc& czterec& lat. 4o to przez rok nakra! i ukry! nie zd"ysz, a wybieraj"cy jeszcze pamitaj", co obiecywa i za co powinni ci w zadek kopn"!. ( zn$w doywocie maj"c, nawet jak kradniesz, to po troc&u, by sobie za wczenie gazi pod rzyci" nie podci"!. Wic albo poddani wiksze szanse maj" zodzieja przegna! i si po jego rz"dzeniu pozbiera!, albo okrada si ic& uczciwie, nie ze szcztem. ( czterolecie... Mamy tu takie przysowie5 H#ztery lata przy korycie starcz" ci na zote ycieI. = drugie5 HWadz peni"c cztery lata, kady zejdzie na psubrataI. ' Miao by! bez polityki ' przypomnia Debren. ' Wanie ' popara go *etunka. ' Wspomniaam o zaginionyc& kandydatac& nie po to, by -eudalizm propagowa!. 4o i ten, szczerze m$wi"c, ma swoje wady. ' 0o -atalny system ' pokiwa gow" %br&l ' jeno e nikt nie wymyli lepszego. XMO ' Wonston 7zeroki ' popisaa si oczytaniem .enda. ' ( czy ja m$wi, e nie: ' wzruszy ramionami. ' *ewnie, e Wonstona cytuj. ( taki durny nie jestem, by si pod klasyk myli politycznej podszywa!. ' Miao by! bez polityki ' jeszcze raz przypomnia De3bren. ' A sotysie m$wilimy. = konkurentac& do stoka, co to ic& cic&aczem zgadzi. ' >aczej gry-owi do zgadzenia wytypowa ' poprawia go *etunka. ' Demokracja i to jeszcze do siebie ma, e c&araktery wykolawia. %amiast uczciwie widy wzi"! i w ywot oponentowi wrazi!, czek si musi podyc& podstp$w c&wyta!. 4o takic&, co otwarcie, z przodu atakuj", jako ludzie nie wybieraj". 7otys to wie, wic go z zaginiciem konkurent$w nijak nie szo powi"za!. %awsze a to na wiecu by, a to z pielgrzymk", a to na weselu. 6ajmar3niej tuzin postronnyc& wiadk$w gow" rczyo, e gdy tamci znikali, przebywa gdzie indziej. ' >ozumiem. = za to si *isklakowi odwdzicza: ' #&yba nie tylko. ' *etunka ani przez c&wil nie sprawiaa wraenia radosnej, lecz teraz spospniaa jeszcze bardziej. ' 0en bies, co Jeyna... 0o bratanek sotysa. Drugi ursolud tako. Widzielicie, jak okrutnie zmutowani. Mao co po matce odziedziczyli. >odzina w lesie c&owa! ic& musiaa, bo c&o! stryj na stanowisku, pewnie by s"siedzi nie zdzieryli i na widy paskud wzili. = susznie, bo g$wniarze, jak podroli, par os$b na tamten wiat wyprawili. %aczli od proboszcza, co pr$bowa modszego oc&rzci! i rasie ludzkiej t" metod" przywr$ci!. 7tarszy mu rk razem z kropidem odgryz i zar. Ad tej pory w g$rac& si kryj". 7"dz"c po dzisiejszym... za cic&" zgod" gry-a. >az starosta z >umperki c&cia na nic& ekspedycj karn" urz"dzi!, ale mu to sotys wyperswadowa. 0umacz"c, e bratankowie w lesie r$wnowag ekologiczn" utrzymuj" i jak podrosn", to i zb$j$w wytpi", i *isklakowi tak si panoszy! nie dadz". ( tu prosz5 wyc&odzi, e w tajnym sojuszu z nim byli. ' 7tarszy i modszy. F .enda zmarszczya brwi. F Wic nie bli2niaki: 0o si, widz, sotysowi albo bardzo odwana, albo bardzo gupia bratowa tra-ia. Dwa razy z rzdu da! si nied2wiedziowi w borze dopa!... 6o, no. XX^ (rtur 4amewicz ' 4ya i odwana, i gupia ' przyznaa *etunka. ' (le nie w aeniu po lesie si to przejawiao, a w tym, e swego lubnego w por polewk" z muc&omor$w nie strua albo nie przydusia, gdy sc&lany lea. Wzgldnie nie posuc&aa rad mojej matki, kt$ra j" paru skutecznyc& metod antypoczciowyc& wyuczya. 4o to on, m" rodzony, jej owyc& potwork$w zmajstrowa. 6ie j", a jej teciow" maruc&a zdyba w puszczy. 0yle e w pierwszym pokoleniu ludzkie geny g$r wziy i brat sotysa mao w sobie mia z nied2wiedzia. At, czasem po wsi na czworakac& biega i rycza, ale przy jego zamiowaniu do miodu to nikogo nie dziwio. ;e zaronity i kudaty c&adza, te nie5 za demokracji rzecz si dziaa, a wiadomo, jak wtenczas kruc&o byo z brzytwami i mydem. Dopiero gdy ona mu pierwsze dziecko poronia, calukie we wosiu, to si plotki o jego poc&odzeniu potwierdziy. ' Westc&na. ' 6ie maj" szczcia do dzieci w tym rodzie. 7otysowi jedna tylko dzieweczka si urodzia i ta jedna... ' 7yszaem. ' Debren pomilcza c&wil, po czym zapyta5 ' Dlaczego o nic& m$wimy: ' 7yszae, co Drop o owym obwiesiu z toporem opowiada. ' >ozmasowaa odruc&owo skopany przez tamtego bok. ' %ao si, e prosto do wsi pogna. ' >rrozumne rrrozumowanie ' pokiwa bem Drop. ' Dziki. #iebie gry- straci, wic musia czowieka z wieci" posa!. 6ie wiem, jak si dogadali, ale... ' >rrkoczyny. *rrrecedensy potwierrrdzone. ' 6a migi ' wyjania .enda. ' 1u wczeniej si zdarzao, e bez pomocy Dropa rozmawia z lud2mi. ' Dziki. (le ' doko/czya *etunka ' sprawa jest prosta i dugic& objanie/ nie wymaga. *isklak kaza zapewne sprowadzi! ze wsi wszystko, co do noszenia broni zdolne. =, jak znam zamostkowiak$w, stawi" si. ' 6ie przesadzasz: ' skrzywi si sceptycznie Debren. ' 7yszy si tu i $wdzie o ludziac& kolaboruj"cyc& z biesami. #ic&aczem jednak. = nigdy ca" wsi". ' 7otysowy r$d ma ogromne wpywy. ( z rodu zostali5 brat, ona i puszczalska c$reczka. Dysz"cy pewnie c&ci" zemsty za ubityc& krewniak$w. 6o i zainteresowani, by XXL wszystko zostao jak jest. 6ie zapominaj, e dobrobyt wie zawdzicza kr$lewskiemu szlakowi. ( ten bez gry-a podupadnie. 0o znaczy w mniemaniu postronnyc&, kt$rzy si w niuansac& kl"twy nie orientuj". Wic nie s"dz, by byy kopoty ze zwoaniem pospolitego ruszenia. ' *etunka ma racj ' wspara oberystk .enda. ' ( ty, Debren, o jednym zapominasz5 ecie tu si ze %br&lem na wadz i niewinnyc& cywil$w za jednym zamac&em... no... zamac&nli. 6o i jeszcze kusownictwo popenili. A owyc& maruc&ac& m$wi. W poowie nied2wiedziami byli, czyli, jak zsumowa!, jednego nied2wiedzia tu ubito. ( wiadomo, e z nied2wiedzia zwierz mocno c&roniony. Kr$tko m$wi"c, o adnej kolaboracji z potworem nie musi by! mowy. 1ako zwykyc&, pospolityc& zoczy/c$w stra obywatelska was poc&wyci. .egalnie. ' %araz, zaraz... Was: ;ecie ze %br&lem: 0o niby ja tego ursoluda na podw$rzu...: ' 1a ' wzruszya ramionami. ' 0yle e bez wiadk$w. = w dodatku baba jestem. 6ikt nie uwierzy, e baba takow" besti utuka. 6a wasze konto p$jdzie. ' #o ci po gowie c&odzi: ' %br&l zmarszczy czoo. ' 0o, co i *etunce5 by was st"d wyprawi!. Dwa konie mamy. +enz si jak przedtem uoy, ty na zdrowego si"dziesz, Debren kulawego we2mie za uzd i w drog. ' *etunce ' uprzedzia maguna gospodyni ' nie cakiem to c&odzi po gowie. *etunka widzi .end na grzbiecie kulawego. ' 6ie zostawi ci samej, siostro ' oznajmia spokojnie dziewczyna. ' 0o raz. ( dwa, e na kulawym koniu nikt nie pojedzie, bo by ko/ przed rozstajami pad. *o$wk +enzy d2wiga!, to co innego, ale mnie na dodatek... *o trzecie za, i najwaniejsze, ja jedna nie mam powodu st"d ucieka!. %a czstok$ nosa nie wyc&yliam, neutralna jestem. ' 8upia przede wszystkim) ' Debren nie by w stanie wysiedzie! na awie, zwaszcza e od dziewczyny oddziela go %br&l. ' Wyobraasz sobie, e co to bdzie5 s"d grodzki:) ;e kto zec&ce wysuc&iwa! argument$w o neutralnoci i trzymaniu si waciwej strony palisady:) Dzi si XXM (rtur 4aniewicjI urodzia: 1ak rozwcieczona tuszcza dziewki dopada, to najpierw... ' urwa, poniewczasie przypominaj"c sobie, do kogo m$wi. ' %amknijcie si i posuc&ajcie mnie w ko/cu ' warkna *etunka. ' 0o m$j dom, moja kl"twa i moje kopoty. Wnuczki nie mam, bo ci durnie, Baclan i >o,olik, lubowanie zoyli, e baby nie tkn", p$ki matka yje. Wybijam im to usilnie z g$w, ale, p$ki co, bez rezultatu. ?-ekt jest taki, em nie do ruszenia. *rzynajmniej p$ki gry-, kurator kl"twy, yje i broni! mnie moe. ' 4roni!: ' zaskoczony rotmistrz zamruga oczami. ' ( tak ' rzucia gniewnie. ' #o, i ty dzi si urodzie: 6ie wiesz, jak pokrcone bywa ycie: Wanie tak, miku. An mnie przed samos"dem obroni, a ty, broni"c, do mierci moesz przywie!. #o przysiga: ;e gry-a usieczesz: *iknie, tylko co z wieniakami, kt$rzy sw$j los zwi"zali z kr$lewskim szlakiem: ' 7ram na wieniak$w) ' %br&l wzi" przykad z czarodzieja i jak on zerwa si z awy. ' Adsuwaj barykad, Debren) Wyc&odz) Dtuk biesa, eb zatkn na drogowskazie i czwart" tabliczk pod spodem zawiesz) 6a kt$rej to &ultajstwo bdzie mogo wyczyta!, co z nic& grabarzom zostawi, jak na p$ mili do obery podlez") ' *ikny plan ' rzucia szyderczo .enda. ' 7zkoda, e nie uwzgldnia niu demogra-icznego. = tego, e z braku szkoy dopadn" ci anal-abeci. ' 7ymbolik ba na supie kady zrozumie) ' *ierwej trzeba eb do zatykania posiada!. ( ty moi esz si co najwyej ursoludzkimi posuy!, wzgldnie sotysim. 0o kmiotk$w nie powstrzyma. W duc&u niekt$rzy si uciesz", ale e obcy, a tamci, jacy by nie byli, swojacy, to ciebie, a nie by, na widy wezm", by w gnoj$wce topi!. ' Dszy umyj, kozo przem"drzaa) 0o m$wi5 *isklaka pierwej ubij) ' 6ie ubijesz, bo on do pojedynku nie stanie. ' *rrrawda ' popar dziewczyn Drop. F (warrryjneU rrrozwi"zanie. Wrrr$g grrro2ny, grrry- drrru&ami sztur3rrmuje. *errrsonalnie w rrrezerwie. >rrozwi"zanie do3rrradca strrrategiczny oprrracowa. XXX K *siakrrrew ' zakl" rotmistrz, opadaj"c bezsilnie na jaw. *rzez c&wil byo cic&o. *etunka wykorzystaa przerw, odwr$cia si, przetara pot z czoa konaj"cego. ' 7koro ju wiemy, na czym stoimy ' odezwaa si, odkadaj"c szmatk ' wyjawi wam powody mojej decyzji. 0-ej o wyje2dzie was wszystkic&, z .end" w"cznie. ' 6ie... ' dziewczyna i %br&l zaczli protestowa! zgodnym c&$rem i jak c&$r umilkli na widok wadczo poderwanej doni. ' *okornie prosz o wysuc&anie. ' Adczekaa troc& i umiec&na si blado. ' Dziki. %a to, cocie zrobili i co zrobi! gotowicie, jeszcze wiksze dziki. Do wczoraj nie miaam adnyc& przyjaci$, dzi mi troje... ' zawa&aa si, zerkna na papug ' czworo przybyo. 0o wielkie szczcie. 6ie pozwol, by si w nieszczcie obr$cio. ( tym si zawsze ko/czya pr$ba zdejmowania kl"twy. %awsze. A babkac& nie bd opowiada!, o swoic& dowiadczeniac& jeno. 7yszelicie ju, jak na inicjatywie mojej matki wyszam. Maj"tek na biesiarza wydaa, zaduya si, a e-ekt jaki: >anny gry-, martwy wied2min, najazd 4elniczan, zgwacona *etunka. 6ie powiem5 i dobre strony byy. Baclana dziki temu mam. (le cena... no, sono zapaciam. *otem m$j brat, #edrzy&, pitnacie lat sko/czy i za dorosego si uzna. ' Masz brata: ' %br&l zmarszczy brwi. ' Miaam. A tym wanie m$wi. Miaam. 7podzi go kt$ry z tyc&, co na 7ierosaw polowali. #edrzyc& by taki jak ty5 gupi, zarozumiay, przekonany o swej sile i e wszystko mu si w yciu uda. 0yle e jeszcze ze ladami matczynego rzemienia na tyku, wic ekspedycj przeciw gry-owi cic&cem urz"dzi i po -akcie si dowiedziaymy. ' ?kspedycj: %naczy5 nie sam...: ' *o belnickiej stronie najwikszyc& zabijak$w zebra. 7zczeniak by, ale przyw$dcze talenty zawsze w nim drzemay. 0yle e na ludziac& si nie zna. 6o a wtedy, za pierwszym razem, na zego konia w dodatku postawi, -ac&owc$w zwerbowa, owszem, tyle e mao ideowyc&. Ua obietnic up$w z nim poszli, a nie dlatego, e obowi"zkiem przyzwoitego czowieka jest potwory zwalcza!. (rtur 4aniewi 6o i cae przedsiwzicie wzio w eb, bo Domorzec, c&o stary ju i sc&orowany, eb nadal na karku nosi. ' % zasadzek ekspedycj wytuk: ' domyli si %br&l. ' % jaskini si wyni$s. Wraz z dobytkiem. At tak, p3prostu. <owcy kup owczyc& koci znale2li i par wieyc& kup, na pomiewisko w poprzek cieek wypasku3dzonyc&. 0o wszystko. <up$w adnyc&. #edrzy& zaklina si, e z gry-a bogate panisko, tamci poszli, zainwestowali, czas stracili i... ajno dostali. ' (le nikt nie zgin": ' upewnia si .enda. Abery3stka pokrcia gow". ' 6o to nie taka zn$w tragiczna ta.1 ' #edrzy&owi owcy pysk tylko obili ' przerwaa jej spokojnie *etunka. ' %a to H#notkI spl"drowali, a mni prawie na mier! zac&doyli. Dwa tuziny ic& byo, wic nim ostatni sko/czy, pierwszy zn$w oc&oty nabiera. W poowie drugiej kolejki do reszty przytomno! straciam, wic nie wiem, ile razy... ' Do! ' wyc&arcza %br&l. ' 6ie, miku. Mnie te to nie bawi, ale sko/cz, bo &g storia pouczaj"ca jest i ku waciwym wnioskom popyc&a. At$ nie zamiowali mnie na mier! jeno dlatego, e Do morzec w ko/cu eb z lasu wytkn", przylecia i rzucaj"c z nieba kamienie, band rozgoni. ' 0c&$rzliwy mierdziel... ' *olityk, miku. Dwie pieczenie za jednym zamac&em upiek. ( patrz"c perspektywicznie, to nawet trzy. >az, e na dugo wszystkim si ow$w odec&ciao, czy ze strac&u, czy ze wzgldu na nieopacalno!. Dwa, e w ci" zasza. ' %br&l przekn" z wysikiem lin. W LNXZ to byo, sze! lat po tym, jak ajdak >o,oletta za bi. Wykrzyczaam mu wtedy, e prdzej sobie co zaszyj, ni c&opa do $ka wpuszcz. >yzykuj"c, e c$rce tako los zgotuj. = dotrzymaam sowa. ' %a... ' .enda zaj"kna si, zblada. ' %aszya:) ' =diotka ' parskna gospodyni. 6ikt wicej o nic ni zapyta, wic odczekaa troc& i, ju spokojniej, poci"gnc a w"tek5 F W cnocie sze! lat wytrwaam, i nie o ober[ m$wi. #iko byo, bo trzydziestki jeszcze nie miaam nosio mnie jak kad" normaln" bab. (lem si upara Do goci matka wyc&odzia albo #edrzy&@ dzie/ w dzie/, cay rok, nad strumie/ c&adzaam zimne k"piele bra!. Doniorzec musia si w ko/cu zorientowa!, e rodowi wyganicie grozi, no i okazj wykorzysta. ' ( trzecia piecze/: ' zapyta Debren po c&wili nieprzyjemnego milczenia. ' Mia kogo na zakadnika bra!, gdy mu pawica jajo z *isklakiem zoya. 4o i ten drugi gwat jak" kropelk miodu w beczce dziegciu mi przyni$s. #$reczk urodziam. = mogam si ni" cieszy!. Kr$tko, -akt. 8dybym moga wybiera!, to nigdy... (le bya, miaam j". >ok niemal. *rzez rok byam prawie szczliwa. 4om si i poczucia winy wyzbya. #&opcy byli jeszcze mali, ale #edrzy& ju si zakoc&a! zd"y. *o prawdzie, to troc& dla zaimponowania lubej ow" ekspedycj zorganizowa. =... ' Durny g$wniarz ' mrukna .enda. ' Mam nadziej, e mu zdrowo daa po bie. ' Daam ' umiec&na si dziwnie *etunka. ' 4ardzo zdrowo nawet. (le nie wtedy. Wtedy... ulyo mi. 4o koc&any by. *ostrzeleniec, prawda, ale taki dla mnie dobry... 0o on pierwszy wpad na pomys, by si miowania wyrzec, p$ki ja yj i sama c$rki nie powiam. Wiesz, ile takowa decyzja dla zakoc&anego pitnastolatka oznacza: 0o jakby sobie rk dla mnie odr"ba. Wicej nawet. ( on przysig zoy ' i ju. 4o si ba, e jak mu ona c$rk urodzi, to mnie gry-, jako ju niepotrzebn", umierci. ' <ajno i ka ' szepn" %br&l. ' *owiam zdrow" dziewczynk, wic od razu si oeni. 1akby przeczuwa, e to jedyna okazja, by troc& szczcia zazna!. ' #o si stao: ' zapytaa cic&o .enda. ' 6a jesieni LNXO, tej pamitnej, 1esieni" Kr$l$w zwa3nej, Domorzec porwa moj" male/k". #ay zac&odni Bi3*lan szala z radoci, a mymy tu zy lali. W marcu dowiedziaam si, e zmara. W kwietniu zjawi si Jeyn L *rawie gow z ptli mi wyj", bom ju do! miaa wszystkiego. *otem w 4elnicy monarc&i przywr$cono, 8wa3Uyk wst"pi na tron i by si jako prny wadca wykaza!, na Mor,ac najec&a. #edrzy& stan" na czele c&op$w i... XXV ' # ' : ' edrzy&: ' przerwaa jej .enda. ' 7markaty wyrostek przeciw ksiciu: 6a czele: ' Asiemnacie lat ju mia. ;on. *aru belnickic& zb$j$w na koncie. 4o nie myl sobie5 nie puci pazem tego, co mi zrobili. Dopad kilku. Ad maego z ukiem !wiczy, toporem... 6o i, jak m$wiam, przyw$dcze talenty przeja wia. ( e innyc& c&tnyc& nie byo, bo c&aos okresu przejciowego zapanowa, #edrzy& skrzykn" okoliczn" ludno! i zast"pi drog 8wadrykowi. ' 7zale/stwo ' pokrci gow" %br&l. ' % c&opami n@ regularne wojsko... 8upi smarkacz. ' 8upi ' przyznaa *etunka. ' (le... wyjcia nie mia. 6ajwiksz" szans pr$bowa wykorzysta!, jaka si od dwustu lat tra-ia. W dodatku u wr$ki rady zasiga. 6ajbardziej wiarygodnej w okolicy. Mylaam, e jak mu kube zimnej wody na rozpalony eb wyleje... #&olera, sama go do niej posaam. 4odaj mi jzor durny usec&. *o jec&a i rozemiany wr$ci. Wr$ka trzy razy wr$by po wtarzaa i... ' 0rzy razy sobie policzya: ' domyli si %br&l. ' 0o te. (le dwa i p$ razu jej wyszo, e kl"twU z H#notkiI i rodu zdejmie wanie kto z naszego pokolenia. = nie sam, a z pomoc" obcyc&, c&o! jednej krwi. ' %naczy... mor,ackic& wsp$plemie/c$w: ' >otmistrz podrapa si po kudatej gowie. ' (le dlaczego dwa i p$: ' Wr$ki takie s" ' owiecia go .enda. Min miaa jak kto, kogo tylko dobre maniery powstrzymuj" przed spluwaniem. ' = w og$le wikszo! magi" wadaj"cyc&. *rdzej ci zot" g$r wyczaruj", ni jednoznacznej odpowiedzi udziel". %nam ja ic& troc&, krtaczy. Wszyscy czekali przez dusz" c&wil. = nie doczekali si5 nie dodaa, e Debrena do owego grona nie zalicza. ' 6o tak F przerwaa niezrczne milczenie *etunka. A wr$bac& wiadomo, e do ko/ca jednoznaczne nie by waj". (le ta prawie o jednoznaczno! za&aczaa. #&o!by w kwestii pokolenia. #edrzy& upewni si i odpowied2 uzyska, e o nas c&odzi. #zyli o niego konkretnie, bo tyl ko dwoje nas mama miaa, a ja przecie baba, gdzie --lj tam do wojaczki. (lbo, dajmy na to, kwestia broni... / XXZ Wskazaa le"cy na szynkwasie muzer. ' 0 wanie &u3lajkul mia ze sob", gdy o przyszo! pyta. 4o to wiecie5 za demokracji pozwole/ na or wymagano i zdrowo si trzeba byo wykosztowa!, by m$c si midzy lud2mi z normaln" kusz" pokaza!. 6o a muzer pod pazuc& adnie wc&odzi... 6o, niewane. *ono! wr$ka do/ na nim pooya i powiedziaa, e ten or, dobrze wymierzony, los nasz odmieni. Kl"tw zdejmie, c&o! porednio. #edrzy& mia prawo zrozumie!, e jak b$j rozpocznie strzaem z &ul"jkuli, to si wszystko dobrze sko/czy. (le tak naprawd to przewaya ostatnia wizja wr$ki. Abjawi jej si mianowicie most krwi" ksi""t belnickic& skropiony. ( z innyc& wr$b wr$ce wyszo, e takowe skropienie przso przeamie. 6o i kla si, e widzi nieodleg" przyszo!, #edrzy&a na mocie i krew ksi"c". ' Krew ksi"ca most przeamie: ' zapytaa cic&o .enda. ' 0ak powiedziaa: *ewna jeste: ' 1ak wizja konkretnie wygl"daa: ' Debren zmarszczy czoo. ' Most jak most, ale krew: #o5 bkitna bya: W runy si ukadaa: 4o, jak rozumiem, samego krwawi"cego nie byo w wizji: ' 6ie wiem ' mrukna *etunka. ' Moe wszystko zmylia, plot"c, co lina na jzyk przyniesie. Wiem tyle, emy jej uwierzyli. My i caa okolica. = to tak dalece, e #edrzy& plany batalii zmieni. %amiast most od razu burzy!, nasi na poudniowym brzegu zaczli si okopywa!. ' Most c&cia burzy!: ' ( mylisz, e po co si w t awantur wpakowa: 6ie M patriotyzmu, nie myl sobie. 1ego rodzic z 4elnicy si wywodzi, a nas, byo nie byo, w kopoty mor,acki wadca wpdzi. W dodatku do szk$ za demokracji c&adza L mu do ba wbili, e jak si -eudaowie bij", to jest to ic& *rywatna sprawa i prosty czowiek nie ma si po co do awantury miesza!. ' *rawda ' przytakn" %br&l. ' Agupiali nar$d t" de3oiusz" propagand", a wspomina! przykro. Wiesz, kozo ' zwr$ci si do .endy ' co si wtenczas obowi"zkowo pod nagl$wkiem kadej kroniki pisao: HDemokraci wszystkic& nacji jednoczta siI. *apier, c&olera, drogi, a ci nuXXW mer w numer do jednoczenia wzywaj", i to niemaymi ru' L nami. ' W kadym razie ' zgromia go spojrzeniem *etunka ' do polityki si #edrzy& wczeniej nie miesza. 6o, ale gdy si tra-ia okazja most gromad" zaatakowa!, i to jesz' j cze pod kr$lewski trybuna nie podpadaj"c... 0yle e przez t c&olern" wr$k do burzenia nie doszo. 6asi sza/czyk usypali, z kamienia, bo z ziemi" tam kruc&o i... ' 6ie widziaem ' zdziwi si %br&l. ' Widziae ' zapewnia. ' 1eno w innej postaci. *o bitwie materia z owej -orty-ikacji *isklak na wzg$rza okoliczne poprzenosi, amunicj z niego czyni"c. ' (&a ' zerkn" na dziur w su-icie. ' %naczy, zza wau mieli mostu broni!: 6o, nie powiem5 do! -ac&owo, i 7zpic puci! na sw$j brzeg, tyy, na mocie stoczone, od L skrzyde ostrzeliwa!. 6iegupio. #&o! wieniakami komenderuj"c, nie ryzykowabym takowego... ' *lan batalii troc& inaczej wygl"da ' przerwaa mu z nieco drtwym umiec&em na ustac&. ' *ojedynek obejmowa na wstpie. ' +: ' #edrzy& umyli sobie, e pozwie 8wadryka i porodku przsa ubije. #o sprawi, e belnicka armia, jako -eudalna, a wic pozbawiona wyszyc& motywacji, w po' _ poc&u si rozbiegnie. 4o wszak bez pana, kt$rego intere' = s$w ma broni!, walczy! nie bdzie miaa o co. ' <ajno i ka ' zakl". ' Ato jakiej sieczki demokraci do bezbronnyc& dziecicyc& g$w napc&ali. >ozumny, wydawa! by si mogo, c&opak, bo jednej z tob" krwi, a ta' L kie durne mylenie... 6ie moga mu wytumaczy!, e...: ' 7abowaam troc&. ' %arumienia si wyra2nie i De3bren pomyla, e by! moe nie tylko c&oroba powstrzy' j maa j" od przemawiania bratu do rozumu. Astatecznie bya starsza, o kilkanacie lat duej nasi"kaa demokra' L tyczn" propagand". ' %a p$2no si na most wybraam. 6ie wiedziaam, e c&ce 8wadryka pozwa!. Mnie powie' j dzia, e spr$buje ustrzeli! ksicia zza sza/czyka. 6awet si zastanawia, czy z &ulajkuli nie za daleko bdzie... ' (matorszczyzna ' westc&n" %br&l, krc"c gow". XXO ' 0eraz to wiem. (le wtedy plan wcale mi si gupim nie widzia. 0en pierwotny, znaczy. ' %burzenia mostu: ' upewnia si .enda. ' 6ie. %astrzelenia 8wadryka, gdy ten, na czele armii jad"c, na most galopem wpadnie. ' Ksi" na czele armii mostem galopuj"cy:) ' %br&l a si zapa za gow. ' =le wycie lat wtedy mieli:) *o sze!:) 6ie, co ja gadam... Moja rednia, sze! maj"c, ze szkoy z &ukiem wyleciaa) ' 0o ma by! argument: ' upewni si Debren. ' ( eby wiedzia. 4o za rysunek j" wylali. 4akaar3ka, c&c"c pamitn" rocznic uczci!, kazaa dzieciakom wymalowa! sawne zwycistwo *retokara Wielkiego pod #zarn" 8$r". = pa mojej c$ruc&nie wlepia, bo na jej obrazku kr$la zza plec$w gwardii wida! nie byo, a sama gwardia ledwie co czubki kopii zza taboru i piec&ot wyc&ylaa. %reszt" i piec&oty mao widoczne, jako e Dag3muszka wszdzie kurz g$wnie malowaa, caluk" bur" -arb zuywaj"c i poow $tej. ' 0o i nie dziwota, e pa zarobia ' wzruszya ramionami .enda. ' Aczami wyobra2ni widz to dzieo. = nie powiem, z czym mi si z racji kolorystyki kojarzy, bo by mnie tu kto jeszcze o antymor,acko! oskary i... &mm... kalanie narodowyc& witoci. ' Milcz, durna kozo. Malunek realizmem si cec&owa i znajomoci" rzeczy. 6a co Dagmuszka grzecznie uwag bakaarce zwr$cia. W takowym wanie ordynku nasze &u-ce tego dnia stany, za kt$ry to szyk znawcy bardzo *retokara c&wal". ( i kurz, sztuk" naszyc& mag$w podniesiony, niema" rol w zwycistwie odegra. 6a co baka3arka zakazaa jej pyskowa!, smarkuli jednej, i powiedziaa, e to obraza majestatu tak kr$la z tyu umieszcza!, sk"d nie bitwy, a co najwyej ko/skiego ajna si naogl"da. 6a co Dagmuszka rezolutnie jej odpara, e kr$le i insi wadaj"cy widoku g$wna zwyczajni, bo na co dzie/ si w nim babraj", jako e sztuka rz"dzenia do czystyc& nie naley. = e prawdziwa obraza to robienie z *retokara kretyna, kt$ren na czele wojsk do ataku pdzi. XN^ ' ( to smarkula ' .enda pokrcia gow", umiec&aj"c si jednak pod nosem. ' Koniec ko/c$w, pok$ciy si okrutnie, bo Dagmusz3ka, c&o! cic&a i skromna, wielce jest we mnie rozmiowana i nie moe zdziery!, gdy kto przy niej ojcowy autorytet podwaa. ( bakaarka podwaya, twierdz"c e cakiem inaczej bitwy wygl"daj" ni w moic& opowieciac&, ^ czym ona wie, bo malarstwo klasyczne studiowaa w sa mej 8adze dep&olskiej. 6a to moja c$ruc&na, ojca cytu j"c, poin-ormowaa j", e z wojskowego punktu widzenia klasyczne malarstwo batalistyczne nie jest warte desek, na kt$ryc& je malowano. %a co dostaa drug" pa i wyle ciaa za drzwi. ' *owiniene si oeni!, miku ' umiec&na si a godnie i smutno *etunka. ' Dziewczynkom kobiecej rki potrzeba, c&o!by i po to, by na takowe czupurne jeyki nie wyrosy. %br&l posa jej dziwne, jakby rozmazane spojrzenie. ' 0ak mylisz: ' Dzieciom oboje rodzice potrzebni. 1ak czowiekowi obie nogi, by prosto przez ycie i!. 8dybymy z #edrzy3&em ojca mieli... nie m$wi, e rodzonego od razu... ale gdyby mczyzna w domu by, pewnie inaczej by owa bitwa na mocie wygl"daa. (le nas niewiasta wyc&owaa, jak owa bakaarka w sprawac& wojskowyc& ciemna. 9wicie wierzylimy, e wojna jak na obrazac& wygl"da. ;e wadca przodem do ataku gna, w zbroi srebrzystej, moe nawet koronie zamiast &emu, a wojsko dopiero za nim. L e co bardziej konserwatywni ksi"ta, pradawnym obyczajem, gotowi s" przed bitw" rkawic wrogiego wo dza podj"! i sam na sam si z nim potyka!, by obu stro nom krwi zaoszczdzi!. #ay plan na owym zaoeniu oparlimy ' dorzucia z gorycz". ' 6ie obwiniaj si ' mrukn" Debren. ' >ozumniejsi od ciebie na bdnej wr$bie si przejec&ali. ( i samo za3j oenie nie byo tak cakiem bez sensu. We2 pod uwag, kiedy rzecz si dziaa. *ierwszy rok wolnoci, -eudalizmi trzeba od podstaw budowa! po siedemdziesiciu latac&) demokracji. Wadcy, nawet jak ze staryc& rod$w, we wadaniu niedowiadczeni. =, nie oszukujmy si, zdemokratyzowani jak caa reszta. *amitam, jak to wygl"dao. 9miesznie niekiedy. W 7taro&ucku kr$l nie to e w b$j, ale do wyg$dki w koronie c&adza, bo mu si wydawao, e tak wanie wypada. #eremonia dworski z dziadkowyc& bajan wikszo! znaa albo wsc&odnic& romans$w, bo powaniejszej literatury cenzura nie przepuszczaa. #ae lata rycerze szyku zadawali, biae onuce do rajtuz$w nosz"c, i to tak, by koniec z c&olewy wystawa, a nawet powiewa. % braku nowoczesnyc& wzorc$w do wczesno3wiecznyc& jeszcze sigano, bo te i, po prawdzie, %ac&$d wprost ze wczesnowiecza w demokracj wskoczy. Wic nie byo nic gupiego w oczekiwaniu od ksicia nuworysza, e koron na eb wetknie i w bitwie przed szereg skoczy. 6iekt$rym i dzi si wydaje, e na tym -eudalne wojowanie polega. ' Dziki, Debren. ' Dmiec& *etunki, c&o! smutny, wart by tak dugiego wywodu. ' (le obwinia! si bd, bom wtedy przez gupi" babsk" poc&o! brata stracia. 8dybym ociupin wczeniej na most zd"ya... (lem si, durna krowa, przebieraa. 6iby e midzy ludzi id"c, i to tak licznyc&, nie mog byle jak wygl"da!. = nie zd"yam. 1akem do sza/ca dobiega, #edrzy& na most wkracza. ' 8wadryk rkawic podj": ' 0ak mylelimy. 4elnicka awangarda stana jeszcze przed Asypa/cem, &erold, co go #edrzy& wysa, ywy powr$ci i bez rkawicy... 8dybym zd"ya, zatrzymaabym go, ale sam by, wic wzi" &ulajkul i poszed. ' % &ulajkul" na ksicia: ' skrzywia si .enda. ' 1ak on to sobie wyobraa: ;e strzela! do siebie bd": 0o 8wadryk miesznoci" by si okry na wieki) Wiadomo, jak pojedynek wygl"da5 dw$c& m$w potyka si na bia" bro/, czary wzgldnie pici. (le strzelanie: 6iby czego mona w ten spos$b dowie!: #o najwyej, e celniej si strzela. 4yle g$wniarz bo&atera got$w w takiej walce ubi!. (lbo i baba. 6igdym o durniejszym sposobie roz3strzygania spor$w nie syszaa. 6awet sawny 4obin #za3*ah jak c&cia udowodni!, e co trzeba w rajtuzac& nosi, to po pa dbow" siga albo miecz, a nie uk. ' 6iby tak ' zgodzia si *etunka. ' (le nam tak ta obesrana wr$ka we bac& namieszaa... 6o i w pozwie bya dowolna bro/. #zym kto c&ce, walczy. 6ie zapominaj, e nie o klasyczny pojedynek c&odzio, a o wstp do regularnej bitwy midzynarodowej. W bitwac& za godzi si czym podejdzie we wroga godzi!. ' 6o, od tej strony patrz"c... = co, stan" mu 8wa3dryk: ' 6ie ' powiedziaa ciszej gospodyni. ' +erold, prosty kmie!, te spraw spieprzy. Wodza tamtyc& w imieniu #edrzy&a pozwa, j"kaj"c si okrutnie i pl"cz"c, a z tego przejcia nie bardzo pamita, co mu 4elniczanie odpowiedzieli. %rozumia, a za nim #edrzy&, e 8wadryk wyzwanie przyjmuje, c&o! niezalenie od wyniku o-ensywy nie przerwie. 6o i jak z tamtej strony rycerz w porz"dnej zbroi ku mostowi ruszy, ruszy i m$j brat. %amilka. 6ie zamkna oczu, ale przez c&wil byy jak oczy niewidomej5 lepe na to, co przed nimi. 7pogl"day w odleg" przeszo!, kt$ra dla *etunki Bysedelowej nigdy nie miaa si sta! dostatecznie odleg". ' 0o nie by ksi" ' bardziej stwierdzia ni zapytaa .enda. Aberystka drgna, umiec&na si z wysikiem. ' 6ie by. +erold wodza pozwa, c&yba z imienia ksicia nie wymieniaj"c, no to na most w$dz pokusowa. Konkretnie5 o-icer dowodz"cy rot" rozpoznawcz". 6awet lekko opancerzony, i nie na caym ciele, jak to zwiadowca, ale #edrzy& i tak nie poradzi. 7trzeli, a tamten nic, przyspieszy jeno. *orodku mostu si zwarli, ale e #edrzy& pieszo stawa... ' *etunka umilka na kilka moment$w. ' *rzez t c&olern" wr$k nawet nie bardzo walczy. 6ie m$g uwierzy!, e... 6o i w szermierce te nie by za mocny, a tamten konno, zawodowiec z elitarnej -ormacji... (ni si obejrzelimy, jak #edrzy&a rkojeci" oguszy, przez k przerzuci i na p$nocny brzeg uwi$z. ' ;ywego: ' %br&l gniewnie zmarszczy brwi. ' ( wycie na sza/cu sterczeli i si bezczynnie gapili: ' 0o bya zbieranina, miku. %wykli wieniacy. = nie tak miaa bitwa wygl"da!. 8dy wodza nagle zabrako, to i najodwaniejsi pogupieli. 1a sama... M$j brat przecie, koc&aam go, ycie bym za niego,.. ( staam i gapiam si. 6im oprzytomniaam, widy komu wyrwaam, tamten ju konia zawraca. 6ie byo szansy dogoni!. ( ju ja zwaszcza, kt$ra dopiero co z obery przez zaspy przybiegam. 0aka saba byam, em si porodku mostu jak duga wyoya, na pomiewisko 4elniczan. = dugo wsta! nie mogam. ' Westc&na ciko. ' 0amci ucznik$w mieli, ale aden jednej strzay nie wypuci. = jak piec&ota ruszya, to te aden... = nie dziwota. 4aba, cieknie z niej co tylko moe5 zy, smarki, krew... .eaam tam, pakaam, sama nie wiem5 ze wstydu czy zoci, a oni po prostu obok przebiegali i aden mnie &alabard" czy pik" nie poczstowa. Widy mi tylko jeden wyrwa i z mostu zrzuci. ' *o naszej stronie g$r ' powiedziaa cic&o .enda ' niewiasty si szanuje. ' #&opi i pacierza nie wytrzymali ' ci"gna *etun3ka. ' 1ak #edrzy& pad, panika si zacza i po prawdzie ci, co walczyli na sza/cu, g$wnie dlatego op$r gwadryko3wym stawili, e w tym zamcie nie mieli jak ucieka!. #iasno tam na przedmociu. ' 0aka pozycja ' stkn" bolenie %br&l. ' Dobra rota ca" armi mogaby zatrzyma!. 6ie na amen, ale przez klepsydr, dwie... ' #edrzy& zatrzyma. ( do nastpnego ranka. ' +: 1ak to5 zatrzyma: 0o m$wia... ' Most si wmiesza: ' strzeli na c&ybi tra-i Debren. ' Most nie kiwn"... no, tym, czym kiwaj" zaczarowane mosty. (lemy >umperk ocalili. #edrzy& i ja. We dwoje. 6o, moe z t" obesran" wr$k" pospou. ' Dmiec&na si, szyderczo tym razem. ' 0r$jka durni$w demokracj by! moe w Mor,acu obalia. 4o tu, u nas, wci" si demokraci u wadzy trzymali. 6ajazd 8wadryka jedna z owyc& nieyc grudniowyc& poprzedzia, o kt$ryc& wam wspominaam, no i przede wszystkim mier! Domorca, ale potem co m"drzejsi komentatorzy sugerowali, e tak naprawd do kopc$w granicznyc& armii by nawet nie doprowadzi, gdyby go w wielk" polityk nie wpl"tano. 4o, *o prawdzie, w$dz z niego aden, ksistwo ma mae, ubogie raczej, a na wypraw tron pono! zabra, by mu go spod rzyci jaki inny pretendent nie wyrwa. ( w 4elnicy, c&o! to ju niby wolnej i -eudalnej, nadal so,rojski kon' i tyngent stacjonowa. =, wystawcie sobie, zamiast bratnic& demokrat$w z *rawi" wesprze! albo c&ocia gr$d pod nieobecno! ksicia zupi!, 7o,rojcy z 8wadrykiem si dogadali, e mu pod nieobecno! ksistwa przypilnuj". ' W 7o,ro demokracja te ju si sypaa ' przypomnia Debren. ' (le jeszcze si nie sypna. = c&yba racj maj" ci, co twierdz", e celowo midzynarod$wka demokratyczna 8wadryka gadko do Mor,acu pucia. 4o zagroenie z zewn"trz stanowi, a nic tak wadzy nie cementuje, jak obcy najazd. >z"d z *rawi" m$g do narodu o lojalno! apelowa! i trwanie przy sprawdzonyc& strukturac&, kt$re jako jedyne s" w stanie ojczyzn obroni!. (gitowa!, e oto wymarzony -eudalizm zamiast dobrobytu i -ury dla ka' _ dego, wojn niesie i zniszczenie. 4o gdyby 8wadrykowi plan si powi$d i >umperka pada, doszoby do wojny. = to kontynentalnej moe, jako e w >umperce te may gar' = nizonik sowojski stacjonowa. 6a przebieg szturmu i ob' = rony nijakiego wpywu by nie mia, ale na wielk" polity' _ k, owszem. Wystarczyo tyc& parunastu knec&t$w wy' s siec, a %wi"zek 7owojski zyskaby pretekst do interwencji. ' %wi"zek nie napad Wsc&odu przez siedemdziesi"t lat swojego istnienia ' skrzywi si sceptycznie Debren. ' j #&o! c&wilami prawie mu potg" dor$wnywa. 6ie s"dz, by z powodu jakiej, daruj szczero!, trzeciorzdnej mie' j ciny, mia si na wojn porywa!. = to tu przed swym rozpadem, gdy wasne prowincje jedna po drugiej posu' @ sze/stwo mu wypowiaday. ' 6iby tak ' zgodzi si %br&l. ' (le z drugiej strony wanie dlatego m$g. *rzyr$wnuj"c to do naszej sytuacji5 L jak gry- mia &em w kiszkac& i nic do stracenia. 1eno nie = bardzo rozumiem, dlaczego na wielk" polityk zeszlimy. ' 4o #edrzy& ' wyjania *etunka ' do witu 8wa' i dryka po tamtej stronie mostu przetrzyma. Do >umperki ` posiki zd"yy dotrze! i 8wadryk, szturmu nie ryzyku' j j"c, zawr$ci. %araz potem demokratyczny rz"d w *rawlu j poda si do dymisji i wolnym kr$lestwem si stalimy. X 6ikt tego oczywicie nie udowodni, ale gdyby nie te kilkanacie klepsydr, przy mocie zmarnotrawionyc&, by! moe belnicka armia zmieniaby &istori wiata. ' Dmiec&na si z zakopotaniem. ' *ewnie nie, ale tak wol to widzie!. *rzynajmniej mier! #edrzy&a jakiego sensu nabiera. ' Kto wie: ' powiedziaa z powag" .enda. ' Moe masz racj: M$wi si, e ekonomia i procesy dziejowe o losac& narod$w decyduj", ale mnie si widzi, e to troc& jak z okrtem. *otne siy na niego dziaaj", -ale z jednej, tysi"ce okci oaglowania z drugiej, dwustu, bywa, wiolarzy z trzeciej, ster z tuzinem blok$w i wielokr"k$w, czary niekiedy... = wszystkie owe niebotyczne moce r$wnowa" si, kurs nadaj"c, a tu nagle c&udziutki, mizerny c&opczyna okrtowy niec&c"co wiec" lin sterow" przypali i galera, jak od kopniaka w zadek, cakiem gdzie indziej pynie. ' Dlaczego akurat galera: ' zainteresowa si %br&l. 4ez adnyc& widocznyc& intencji, ale dziewczyna zarumienia si z lekka, umkna wzrokiem w rejony, gdzie nie grozio krzyowanie go ze wzrokiem Debrena. ' 0ak mi si... powiedziao. #zytaam kiedy... ' W owym przykadzie klasyczny aglowiec byby porczniejszy ' pouczy j" rotmistrz. ' 4o to i mao kt$ra galera ma oaglowanie w tysi"ce okci p$tna id"ce, i najczciej rumplem si je kieruje, i trudno kurs znienacka zmieni!, zdrowo si batem nie namac&awszy. (le jak na g$ralk z ksistwa, co to mostu nie zna, wic i odzi pewnikiem te, cakiem dobrze si w eglarskic& zawiociac& orientujesz. % Debrenem powinna pogada!. ' *oliczki .endy pociemniay troc& bardziej. ' 0ak si osobliwie skada, e wanie galer" pywa, c&o! to ju w naszyc& czasac& rzadko spotykany przeytek. ' *rzeni$s wzrok na oberystk. ' ( ty suc&aj. Wym$wki mi czynisz, e c$rki na niewaciwyc& lekturac& wyc&owuj. 0o co powiesz o rodzicac& kozy: 6ie do!, e o egludze czyta! kazali dziewuszce, co to wikszej rzeki na oczy nie ogl"daa, ale w dodatku starocie jakie. Abeznanie z beluard" we&r3le/sk", z kozem czy bez, kademu wsp$czesnemu czowiekowi moe si przyda!. (le z okrtem, i to takim: XNV ' Dajmy spok$j okrtom ' zaproponowa Debren. 6ie' j pokoio go zac&owanie dziewczyny. Ad momentu, gdy przepc&n" przez gardo wyznanie o incydencie w a2ni, ani razu nie spojrzaa mu w oczy. 6ie byo to r$wnie ostentacyjne jak teraz, lecz w ko/cu zauway, e co si midzy nimi zmienio. 6iby atwo byo przewidzie!, e .enda ujrzy ic& wzajemne stosunki w nieco innym wiet3le, ale... #zu si nieswojo. 0ak dalece, e raz i drugi nasza go cakiem powana myl o ukradkowym posueniu si telepati". Mia z tego powodu wyrzuty sumienia i pe' @ wnie dlatego stan" teraz w obronie wyra2nie zmieszanej dziewczyny. ' = rodzic$w .endy si nie czepiaj. 6ie kadego sta! na kupowanie dzieciom nowyc& ksi"g. 7tare s" ta/sze, a e o galerac&, a nie karawelac&... W ubogic& rodzinac& wszak nie o to c&odzi, co dziecko czyta, a g$wnie, by miao na czym czytanie !wiczy!. ' Dziki ' mrukna, nadal nie patrz"c mu w twarz. ' 6ie z owej morskiej ksigi run si uczyam, ale tra-i5 najta/sza bya na jarmarku. Wanie dlatego, e runami drukowana, podczas gdy w Bijuce bukwy zac&odnie kr$luj". 0o c$ mi szkodzio kupi! i z nud$w po pracy czyta!: ' #zytanie po pracy m"dre nie jest ' pouczy j" %br&l. ' 6o, moe latem, gdy dni dugie. (le ju od pa2dziernika oczy to psuje, a i sakiewce szkodzi, bo sztucznym owietleniem trza si posikowa!. ' We wrzeniu kupowaam ' mrukna. ' = po pracy czytaa ' zn$w uj" si za ni" Debren. ' 0o wanie m$wi5 po pracy niezdrowo. ' 0ak, ale w HKr$likuI ko/czyli... ' Dgryz si w jzyk. %dziwiony %br&l poczeka c&wil, nie doczeka si wyjanie/, wic wzruszy ramionami i da mu spok$j. ' 1ednego nie zrozumiaem ' zwr$ci si do *etunki. ' #o 8wadryk robi przy mocie przez te kilkanacie klepsydr: 9nieyca go zastopowaa: #zy moe trium- lelo/3sk" mod" oblewa: ' M$wiam ' na usta gospodyni wr$ci gorzki umiec& kogo, kto zdaje si szydzi! z siebie samego. ' We tr$jk, sw" gupot" i niekompetencj", demokracj w Mor,acu obalalimy. #o konkretnie na tym polegao, em si do n$g belnickic& rzucaa, bagaj"c, by #edrzy&owi darowali. ' #zyic& n$g: ' zapytaa cic&o .enda. ' ( c&olera je wie. >yczaam cay czas, przez zy mao co widz"c. % g$ry nieg wali, a oni w siodac&... Wiem, e ten najwaniejszy zote ostrogi mia. = zbroj drog". ( gos starawy. Wic pewnie sam 8wadryk. Wyoyam mu, co i jak. 7zczerze, jak na spowiedzi, ' ;e jego personalnie ubi! c&cielicie: ' skrzywi si bolenie %br&l. ' Aj, nie wiem, czy m"dre to byo. ' *ewnie gupie ' przyznaa. ' #&o! nie o ubijaniu m$wiam, a o owej krwi spod serca wylanej. ' 7pod serca: ' .enda przestaa gapi! si na podstaw najbliszego supa. ' 6ic nie m$wia o... ' Wybacz. 6adal nie umiem spokojnie... ( przecie to wane. 4o wr$ka m$wia o krwi ksi"cej z gbi trzewi, spod serca na most wylanej. 9miaoci nam to dodao, bo przecie mogo by! i tak, e #edrzy& 8wadryka co najwyej w palec skaleczy. ( tu nie5 przepowiedziana rana, jeli nawet nie miertelna, to bez w"tpienia cika. %a potem, gdym o zlitowanie dla brata ebraa, staraam si pooy! akcent na tym wanie, e nie w serce, a gdzie obok. #zyli e nie na ycie ksicia nastawalimy, jeno na troc& krwi. = nie z niec&ci, a tylko dlatego, e do zdejmowania kl"twy potrzebowalimy zakrwawionego mostu. ' (le si 8wadryk przekona! nie da ' mrukn" %br&l. ' 6ie. 0yle zyskaam, e przepowiedni powanie potraktowa. Wystraszy si. Wr$k i w 4elnicy znali. *sy na niej wieszam, ale, pomijaj"c t spraw, znakomit" opini" si cieszya. Wic ksi" namiot kaza rozbi! na p$nocnym brzegu i konsylium magik$w zwoa. Mieli ustali!, czy co zego 8wadryka nie spotka, gdyby na most wjec&a. *otem z kongylium zrobia si rada wojenna, bo kto rzuci myl, by ksi" zosta, a wojsko samo na >umperk maszerowao, albo by ksi" z wojskiem, ale nie przez most, a objazdem... W ko/cu doszo do tego, e najemni renegocjacji stawek za"dali, powouj"c si na niepomylne prognozy. = tak radzili, k$cili si, a 8wadryk coraz wcieklej z namiotu porykiwa. *omylaam sobie, e z #e3drzy&em marnie, i na jedn" kart wszystko postawiam. ' #&yba e nie...: ' rotmistrz nie mia odwagi doko/czy!. (le wanie dlatego wszyscy zrozumieli. *etunka po' 0- saa mu saby, aosny umiec&. ' *o trzydziestce byam. %asmarkana od paczu, z no3L sem czerwonym, brudna, dzieciata... 6ie, miku. Miy je' i ste, ale znam sw" warto!. 6awet nie pomylaam, by do ksicia z tak" ap$wk"... Wymiaby mnie i jeszcze knec&tom ku uciesze rzuci. 6ie, nie zaproponowaam mu siebie w zamian za ycie #edrzy&a. Abiecaam mu, e je' i li jego przy yciu ostawi, i ja y! bd. ' +: ;e niby... #&yba nie rozumiem ' wyzna. ' Ac&, to proste. 7koro wiedzia ju o kl"twie, atwo byo wytumaczy!, e beze mnie kl"twa si nie utrzyma. #o prawda musiaam troc& naga!. ;e niby tylko w babskiej linii dziedziczenie idzie, e Baclan bezpodny, a >o3 ,olik skonnoci ma c&opo-ilskie i od dziewek z krzykiem ucieka. Jeyna z matk" i c&opcami do lasu wysaam, tom wiedziaa, e 4elniczanie nie dadz" rady sprawdzi!, nawet gdyby czas znale2li i -ac&owc$w odpowiednic&. ' %agrozia, e si zabijesz: ' upewni si Debren. ' %agroziam, e szlag od tego kl"tw tra-i, przez co` na 8wadryka pomsta gry-$w spadnie, tudzie potomk$w *retokara. 6o i ta/szy szlak otworzy, wzdu kt$rego to = szlaku niec&ybnie -orty powstan", co nijak si interesowi strategicznemu 4elnicy nie przysuy. *rawd m$wi"c plotam, co mi lina na jzyk przyniosa, ale ksi"cy doradcy troc& si przestraszyli i nam$wili 8wadryka, by = darowa #edrzy&owi ycie. 0eraz i ona wzia przykad z .endy, przenosz"c zain' ` teresowanie na sup. 7iedziaa jednak naprzeciwko i mimo opuszczonej gowy nie bya w stanie ukry! nagego rozbysku pod rzsami. %waszcza e zy niemal od razu przelay si przez ic& zapor, spyny po policzkac&. ' 6ie dotrzyma sukinsyn sowa ' rzucia przez zby .enda. 6ie brzmiao to jak pytanie, a w jej gosie nie byo w"tpliwoci, ale Debrena nie zaskoczy przecz"cy ruc& zotowosej gowy. *etunka bya twarda. = miaa jedena cie lat, by si pozbiera!. 7koro si nie pozbieraa... *oczu nagle oc&ot na yk czego mocniejszego. ' Dotrzyma. ' *etunka poci"gna nosem, ale jak na i XNO kogo, komu po twarzy pyn" zy, m$wia nader opanowanym gosem. ' 0o ja go... Donie mu obcili, kt$re na majestat podni$s. Aczy wyupili, kt$ryc& c&cia do mierzenia w majestat uywa!. 1zyk wyrwali, bo obelyw" propozycj skada. Wykastrowali go, by nastpnyc& monar3c&ob$jc$w nie spodzi. W narkozie wszystko, przy udziale najlepszyc& medyk$w, by go wstrz"s nie zabi. 6awet wyroku mu nie odczytano, bo serce mogo prawdy nie wytrzyma!. *iwo z narkotykiem dosta, niby do wieczerzy. ' .enda zgia si wp$, skrya blad" jak p$tno twarz w doniac&. %br&l milcza, ponuro wpatrzony w czubki but$w. ' %a bardzo go miowaam. 6ie mogam... 8dyby si przebudzi, zrozumia... 6ie mogam mu tego zrobi!. = matce, jego onie... Wiozam go na sankac&... bo nie powiem, dali mi i sanki pr$cz sakiewki z medykamentami... = cay czas mylaam, jak im to wszystkim powiem. >azem to planowalimy, nie wybiam mu z gowy, a teraz... 1a nawet jednego zadrapania, a on... ' 6ie znaem go. ' Debren musia woy! sporo wysiku w przemawianie normalnym, odrobin tylko c&rapliwym gosem. ' 6ie mog za niego m$wi!. Wic ci jeno we wasnym imieniu powiem, e c&ciabym, by moje siostry co takiego dla mnie zrobiy. ' Dzikuj. (le nie musisz... ' 6ie przeyby z takimi ranami. *rawie na pewno nie. ' 6ie musisz mnie pociesza!. 1a... przemylaam to. = wiem, e dobrze zrobiam. %naam go. Wiem. ' 6abraa pene puca powietrza, wypucia je powoli. ' W naszym rodzie mao kto w $ku umiera. Ad dziecka wiedzielimy, e jedno drugie obmywa! z krwi bdzie, nim ciao do trumny zoy. = c&yba nawet wiedzielimy, e to ja jego, c&o! modszy by o czternacie lat. (lem nie mylaa, e *rzedtem przyjdzie mi kamienia w lesie szuka! i... ' *owioda spojrzeniem po twarzac& zebranyc&. ' 6igdy nikomu tego nie powiedziaam, dopiero wam teraz. >odzinie nakamaam, e najpierw by ten cios w gow i e ju nad zwokami si tak 4elniczanie pastwili. W przypadku bratowej mogam sobie c&yba darowa!5 wymkna si Je3ynowi, jak ja na most biega i j" po drodze jacy maruderzy splugawili. Delikatna dziewuszka bya, nie to, co baby z rodu *etuneli, wic rozum jej si od tego pomie' = sza. *otem ci"gle my! si biegaa do a2ni, no i w ko/cu = j" *isklak wanie pod a2ni" dopad i na skay zrzuci. = 6a rkac& mi umara. = zn$w si prawie cieszy! musia' i am, e kto z bliskic& na rkac& mi umiera, bo taka po' _ gruc&otana bya... i ' #&or" niewiast, spoza rodu ' pokrci gow" %br&l. = ' ( ty mi m$wisz5 poniec&aj go: 0o tego padalca powinno si kawaek po kawaku... = ' Kawaek po kawaku to wolaabym sobie jzyk odgry2!, ni wam to wszystko opowiada!. 4o wyc&odzi na i to, em brudny siennik dla kadego sukinsyna, kt$ry tdy przejeda, kretynka i bratob$jczym. (le przyjaci$mi mi jestecie i musz wam jasno wyoy!, dlaczego odjec&a! musicie. = nigdy tu nie wraca!. ' 4zdury opowiadasz ' warkn". ' 6ie jeste aden... - ' 0o bez znaczenia ' przerwaa mu agodnie. ' A mora z tej &istorii c&odzi, o nic wicej. ( mora jest taki, e z trzec& pr$b usunicia kl"twy kada nastpna gorzej si ko/czya. 6ajpierw jeden splugawi, potem dwa tuziny, = potem brata musiaam... Awszem, &artowao mnie to. D2wigaam si jako i nawet coraz mniej mnie musieli bliscy pilnowa!, bym z cebrzykiem i sznurem do stajni si nie wykradaa. (le modsza wtenczas byam. Mody wi' - cej zniesie, c&o!by dlatego, e gupi, naiwny, e ma w sobie tyle nadziei. 1a jej nie mam. W kadym razie nie tyle, = by si do zdejmowania kl"twy siowo zabiera!. ' Wic co: ' warkn" %br&l. ' *rzecierado na komin: >$b z nami, co c&cesz, gry-ie, panie nasz, raby my twoje pokorne: 0ak to c&cesz rozwi"za!: *okornie czeka!, = a obesraniec przyleci, -laki z ciebie wypruje: (lbo sy' i n$w: *osprz"ta!, powiedzie!5 H#$, taki nasz losI, i wypa' = trywa! nastpnego ajdaka, kt$ry ci za kark c&wyci i b' 1 kartem uszczliwi: = ' %br&l) ' .enda poderwaa si z awy. = ' %br&l... ' rzuci ostrzegawczo Debren. = ' #o5 %br&l:) ' >otmistrz te nie wytrzyma na siedz"' i co. ' % prawd" em si gdzie min":) <ajno i ka, lepi _ jestecie:) 0o wida!, co jej po tym pustym bie c&odzi) 7erce ma sto razy bardziej zote od wos$w i o-iar z siebie czyni, by nas nie naraa!) Mylisz, em si na tym nie pozna, durna babo:) 9lepy nie jestem) ' (le guc&y c&yba ' burkna. ' 0o! m$wi5 przyjaci$mi mi jestecie i dlatego was na zbity pysk wyrzucam. ' <adna mi przyja2/) %im", rannyc&) ' Wy bycie zginli, a mnie si zn$w jakie nieszczcie przytra-io. 0aki byby koniec. ' W przeciwie/stwie do %br&la trzymaa na wodzy i nerwy, i gos. ' Dlatego stanowczo si domagam, bycie opucili m$j dom. ' 1eszcze mnie aden karczmarz z karczmy nie wywali) A babie karczmarza nie m$wi"c) ' 6ie krzycz na ni" ' rzucia przez zby .enda. ' %awsze jest ten pierwszy raz ' poin-ormowaa rotmistrza nadal spokojna *etunka. ' *rzesta/cie ' poprosi Debren. ' Debrrren prrraw ' popar go Drop. ' >rrozumnie rrrad2my. Konstrrruktywnie obrrradujmy. ' 1eszcze mnie aden dr$b rozumu nie uczy) %amknij dzi$b, rosolaku) ' 6a niego te nie krzycz ' ostrzega go .enda. ' 4o akurat on tu najbardziej kompetentny. ' ;e jak: ' 4rwi rotmistrza powdroway do g$ry. ' Kto tu jajami myli ' wyjania mao yczliwym tonem. ' = c&yba wanie ptaka potrzeba, by mu wyoy, e nawet por$d drobiu jaj si do gosu nie dopuszcza, gdy o powanyc& rzeczac& mowa. ' ( por$d ludzi smarku`, co mleko pod nosem nosz") Debren, we2 j" gdzie na bok i zadek rzemieniem zlej, bo nie zdzier) Debren westc&n". = w duc&u, i na gos. ' %nam jedno zaklcie... ' zacz" z rezygnacj". ' <ajno tam zaklcia) *askiem w rzy!, i tyle) ' 8upi mor,acki gbur) ' 1ako gospodyni tej obery stanowczo...) ' ...kt$re struny gosowe paraliuje. 6agle zrobio si cic&o. .enda nawet tw31P' PP odczotoP ' LF)= dowi si na nim okrakiem w poowie drogi midzy aw" a stokiem *etunki. ' Mao czasu zostao ' oznajmi ' a ja c&ciabym si jeszcze przespa! przed witem. #okolwiek postanowimy, lepiej by! w -ormie. ' *rawda ' popara go nieoczekiwanie .enda. ' %decydujmy, co i jak, i do $ek. %askoczya wszystkic&, ale tylko %br&l da temu wyraz. ' ( c$ to ci tak nagle przypilio: ' Ac&oty nabraam, by z Debrenem pod pierzyn skoczy! ' posaa mu kpi"cy umiec&. ' #o jeszcze c&cesz wiedzie!, czy moemy o sprawac& powanyc&...: ' 6ie ma o czym m$wi! ' powiedziaa *etunka tonem na poz$r stanowczym, ale lekko podszytym brakiem pewnoci siebie. ' Wyjedacie i ju. ' M$wi! jest o czym ' stwierdzi Debren. ' 4yle kr$tko. *ropozycja, uzasadnienie, gosowanie. 0ak to widz. ' 8osowanie: ' pryc&n" %br&l. ' #$ to5 demokracj c&cesz przywraca!: ' Demokracja opiera si na gosowaniu wszystkic& ' pouczy go magun. ' 0ake sko/czonyc& jeop$w, ajdak$w i ignorant$w. My tu mamy i rozum, i uczciwe intencje, i nieze rozeznanie w sytuacji. ' = wacicielk lokalu ' przypomniaa *etunka. ' Kt$rej witego prawa wasnoci nijak si podway! nie da, .enda, kt$ra wyra2nie si wa&aa, podja decyzj. ' Debren ma racj. = kr$l$w si obiera, gdy r$d wyga nie. Ceudalizm si z zasad" gosowania nie k$ci, byle kompetentne osoby gosoway. ' *owioda lekko wyzywa j"cym spojrzeniem po twarzac&. ' #zy kto z zebranyc& uwaa innego za osob niekompetentn": %ebrani musieli si zastanowi!. Debren obstawia powszec&ne milczenie, jednak pomyli si. ' >asist" nie jestem ' owiadczy %br&l ' ale nawet za demokrat$w dr$b prawa gosu nie mia. ' #o masz przeciw Dropowi: ' .enda bardziej si zdziwia, ni oburzya. Moe dlatego, e sam zainteresowany przytakn" spokojnym kiwniciem gowy. ' Asobicie nic. 0yle e z niego babiarz, co samo w sobie kogutowi si c&wali, lecz w danyc& okolicznociac& jako uczestnika obrad dyskwali-ikuje. 0o wida!, e lepiami za tob" jak wierny pies wodzi. ( i *etunce nadskakuje. *oczytalno!, znaczy, ma ograniczon". *owiedz, e godna, a ros$ zaproponuje. ' Dobrrrowolnie rrrezygnuj ' uprzedzi wszystkic&, a raczej wszystkie, Drop. ' 4rawo ' poc&wali go Debren, kt$remu nawet bardziej ni %br&lowi nie umiec&aa si perspektywa obdarzania .endy podw$jnym prawem gosu. ' 1eli takowe kryteria przyj"! ' posaa mu zoliwy umiec& *etunka ' to i ty pewnie si wyco-asz: ' Araz %br&l ' mrukna .enda, nie patrz"c na nikogo. Debren, kt$ry patrzy, odnotowa, e opr$cz papugi wszyscy jakby pociemnieli. ' Do! art$w ' rzuci c&odno. ' *ropozycj *etunki znamy. Wysuc&ajmy innyc&, a potem gosujmy. Kto jest przeciw: ' Aberystka zacza unosi! do/, ale rozmylia si i uya jej do przetarcia czoa mowi. ' 6ie: %nakomicie. Wobec tego, eby niepotrzebnie nie przedua!... ' ...ja co zaproponuj ' wesza mu w sowo .enda. ' 6ie to c&ciaem powiedzie! ' rzuci jej surowe spojrzenie. ' Miaem zamiar wyjani!, e problem najprawdopodobniej sprowadza si do mojej osoby. = e to ja... ' ;e to ty powiniene wyjec&a!: ' %n$w nie daa mu sko/czy!. ' 6o to zgodni jestemy. %robia wraenie. 6a wszystkic&. Debren, lekko oszoomiony, uzmysowi sobie nagle, jak rzadko bywali zgodni w jakiejkolwiek wanej kwestii. Araz w niewanyc&. ' %naczy... ' zacz" %br&l. ' #&cesz powiedzie!...: ' ;e Debren ma racj. 0e kmiotki z %amostk$w wyra2nie jego c&ciay umierci!. 8ry- zaatakowa na mocie, bo go Debren r$dk" opukiwa. 0o na Debrena si rzuci, gdy tylko ten na podw$rze nos wyc&yli. Mymy z *etunka, c&o! niewiasty bezbronne, spokojnie do a2ni i z a2ni c&adzay... i nic. 1ak si na ratunek Debrenowi rzucilimy, wszyscy w praktyce, to czy kogo *isklak ubi! pr$bowa: 6ie, Debrena jeno. 8dy po konia szlicie, sama na podw$rzu byam... XYN ' Krrromie... ' zacz" Drop. >zucia mu szybkie i do! zowrogie spojrzenie. ' %aniknij dzi$b) 7ama, powiadam, spor$d ludzi i wrog$w gry-a, bo os$b o niejasnym statusie liczy! nie naley. = te mnie *isklak nie napad. *o waszej stronie do srogiej r"baniny doszo, w kt$rej si do ko/ca szale wa&ay, a ten nic, z boku sta i si gapi jeno. Dlaczego: ' 6ie pozwolia nikomu odpowiedzie!. ' 4o si tylko czarodzieja i rzucanyc& przez niego czar$w boi. Wy"cznie one zagroenie dla kl"twy stanowi". = jak oczywiste si stanie, e adnego rzucania nie bdzie, gry- z pewnoci"... ' ( wanie ' przypomnia sobie Debren. ' 7koro o rzucaniu mowa... Kiedy Jeyna do siebie woaa, c&yba co o rzucaniu syszaem. ;e niby ty rzucisz, jak si gry- nie wyniesie. *omijaj"c przekle/stwa, tak to z grubsza brzmiao. Mogaby wyjani!...: ' 0o proste ' wzruszya ramionami. ' *alisad zapalie, wic zapaam jak" pon"c" szczap i udawaam, e si na ober zamac&uj. ' Moj" ober: ' zmarszczya brwi *etunka. ' 6ie, t w >umperce... ( kt$r" niby: ' .enda jeszcze raz wzruszya ramionami. ' 0o nie naprawd. Agaam go. 0aki podstp, rozumiecie. ( po prawdzie tom i &ipotez Debrena zwery-ikowaa w praktyce. = wyszo na to, e Debren ma racj5 sami widzielicie, e rura kocurowi zmika. 4oi si o ten budynek. ' 1u przedtem z boku sta ' mrukn" nie cakiem przekonany, ale te nie maj"cy argument$w czarodziej. ' ( ty by na jego miejscu nie sta: ' zaatakowaa, czuj"c sabo! przeciwnika. ' *o owym pokazie z rozwalaniem drzwi: Mia ci w dzi$b apa! i ryzykowa!, e go jak owe drzwi potraktujesz: 6ie zapominaj, e on ma misj do spenienia. 6ie w tym rzecz, by w bijatyk si wda! i c&lubnie polec. 1est tu po to, by obera staa, caa i nie3spalona. ( w obery caa i zdrowa nastpczyni *etuneli rzewnymi zami sw$j los opakiwaa, pokut czyni"c. ' Cakt ' popara j" gospodyni. ' Was *isklak ma, za przeproszeniem, w rzyci. Wic wyjed2cie, p$ki grzecznie prosi. 4o jak po lewatyw signie... XYY ' 6ie suc&asz, siostro ' upomniaa j" .enda. ' >zy! pisklaka nie ja zaczopowaam, nie %br&l czy +enza, a ten tutaj czarokr"ca ' umiec&na si krzywo, wskazuj"c Debrena. 0roc& wstrz"nitego, bo i sowa, i wyraz twa rzy, i gest miay w sobie co jawnie obra2liwego. ' Dlate go stawiam pod gosowanie nastpuj"c" propozycj5 eby Debren wzi" zdrowego konia i wyni$s si st"d r$wno ze witem. 7am ' doko/czya. 6a komentarze przyszo czeka! do! dugo. 0roc& z winy maguna, kt$ry uparcie ogl"da buty, unikaj"c krzyowania spojrze/. 7pojrzenia .endy nie musia unika!5 &arde i mroczne, zderzao si wprawdzie z innymi, ale jako nie zawdrowao w jego okolice. ' An ma jec&a!, my zosta!: ' upewni si %br&l. ' 0o jest tw$j plan: ' 0o jest dobry plan ' poprawia go. ' ( jak go *isklak napadnie: ' zapytaa cic&o *etunka. ' 6ie napadnie. A dziwo, zapewnienie .endy zabrzmiao wiarygodnie. 6ikt si nie umiec&n", nawet pod nosem, nikt nie skomentowa zoliwie, nie zada pytania. Debren uni$s gow, zerkn" przelotnie na dziewczyn. 6a jej nijak" min, bli2niaczo podobn" do jego miny. ' *roponuj to po prostu przegosowa! ' powiedzia spokojnie. ' Kto jest za: .enda zawa&aa si, po czym uniosa do/. 1ako jedyna. Wygl"dao, e troc& j" to zdziwio, ale do! szybko na poblade usta wpez nieadny umieszek. ' 6a tc&$rza by wyszed, gosuj"c przeciw. ' 6awet teraz patrzya bardziej na siedz"c" w tle *etunk ni na czarodzieja. ' Ani si wstrzymaj", wic m$j gos starczy. Debren skin" gow", pomyla c&wil ' i podni$s rk. Adni$s wraenie, e zacinite usta dziewczyny zrobiy si jeszcze cie/sze. ' Kto przeciw: ' zapyta spokojnie. >ka %br&la bez wa&ania powdrowaa do g$ry. ' W kupie sia ' powiedzia troc& za szybko rot mistrz. Debren pomyla, e c&yba nie on jeden doszuka si czego dziwnego w zac&owaniu .endy. ' 1akby co, sam sobie nie poradzi ' powiedziaa *e3tunka. = te uniosa do/. ' Wniosek nie przeszed ' oznajmi Debren. %adba, by nie okazywa! emocji. ' 7" inne: >ka .endy ponownie powdrowaa w g$r. ' Wnioskuj, by ewakuowa! niewiasty i niezdolnyc& do walki ' oznajmia. % jej twarzy, podobnie jak z oblicza Debrena, trudno byoby cokolwiek wyczyta!. ' ( konkretnie: ' upomnia si %br&l. ' 4aby od c&opa nie odr$nicie, panie rotmistrzu: ' A niezdolnyc& pytam. 4o co mi si widzi, e i mnie miaa na myli. (le niedoczekanie twoje, jeli mylisz... ' 0o ci si 2le widzi ' przerwaa mu. ' 1a pojad, *e3tunka i +enza. 0y zostaniesz z Debrenem. 0aka jest moja propozycja. ( jej uzasadnienie jak w poprzedniej5 e gry- tyc& jeno napadnie, kt$rzy mu realnie zagraaj". ' Dzasadnienie to samo, a plan o szesnacie rumb$w odwr$cony: ' Debren uni$s pytaj"co, lecz i lekko ironicznie, jedn" brew. ' #iekawe. ' ?lastyczna jestem ' mrukna. *otem powicia dwa dugie spojrzenia *etunce i %br&lowi. ' % nim nie rozmawiam, bo widz, e z zaoenia kody pod nogi mi rzuca. (le wy powinnicie zrozumie!, e to dobry plan. 1a ledwo c&odz, kul" u nogi bym w bitwie bya, a *etunka ze swoj" miot" te wiele nie zwojuje. W razie za klski, jako niewiasty, losu gorszego od mierci moemy zazna!. ' 8ry-y na kozy nie lec" ' odgryz si rotmistrz. ' (le zamostecka czer/ ju moe ' sparowaa. F ( e sotysa zabrako, to z rozpdu i *etunk mog"... 6ie musiaa ko/czy!5 po %br&lu byo wida!, e zrozumia. = e si przej". .enda daa mu jeszcze troc& czasu, ze skrywan" satys-akcj" obserwuj"c, jak mrocznieje skryta pod bujnym zarostem twarz. Adezwaa si dopiero, gdy wyraz zagubienia w oczac& rotmistrza zast"piony zosta c&odnym byskiem ostatecznej decyzji. ' *rzegosujmy. 6a tc&$rza by wyszed ' uprzedzia Debrena F gosuj"c przeciw. Kto jest za: *odniosy si dwie rce5 jej i Debrena. *odniosy si szybko, wic jeszcze przez c&wil po ustac& dziewczyny XYZ b"dziy zacz"tki trium-alnego umiec&u. 6ie mia by! radosny, ale zwyciski ' raczej tak. 6ie pozwolono mu si narodzi!. ' Kto przeciw: ' zapyta %br&l i uni$s wielkie jak bo c&en apsko. *etunka posza za jego przykadem. ' 6o to mamy dwa do dw$c&. <ajno, znaczy si. #&yba to podsumowanie wyrwao .end z lekkiego osupienia. ' >ozum wam poodejmow"o:) ' zasapaa. ' %decyduj cie si na co, do c&olery) #&cesz przysi"g dotrzymywa! i si tu z *isklakiem bi!: *rosz bardzo) #&cesz *etunk c&roni!:) Wanie ci daj szans) Aboje si o dzieci mar twicie, o los rodzin: 0o czemu przeciw mnie gosujecie: Kto si dzie!mi zajmie, jak wszyscy tu poginiemy: ( tak ' dodaa ciszej ' to my z *etunk"... %br&l popatrzy z nadziej" na oberystk. ' 6aprawd by...: Dziewuszki grzeczne, pracowite... 1ak do kupy je zebra!, to i z kuszy szy! potra-i", i ig". ( najstarsza to takie knedle robi, e lina sama... *etunka nie odpowiedziaa. *o prostu kiwna gow", wpatrzona w brodate oblicze szeroko rozwartymi oczami. %daniem Debrena, ciut jakby cielcymi w wyrazie. .enda, nieco rozpogodzona, posaa magunowi ostrzegawcze spojrzenie. ' 0o jeszcze raz ' zadysponowaa. ' Kto za: Dnieli rce r$wnoczenie z magunem. %marszczya brwi, jednak jeszcze nie zamierzaa godzi! si z porak". ' Kto si wstrzyma: ' spr$bowaa inaczej. ;adna do/ nie powdrowaa do g$ry. ' 7iostro, do ciebie m$wi. 6ie gap si na tego kretyna, bo si od niego wyrazem twarzy zaraasz. 6a mnie patrz. = suc&aj, co m$wi. M$wi, e rk masz podnie!. 4o matka jeste. *etunka usuc&aa ' w czci dotycz"cej patrzenia. >ki jednak nie podniosa. ' Mam przyjaci$ zostawi!: ' zapytaa cic&o. ' 4y za mnie walczyli i ginli: 6ikt nie pr$bowa odpowiada!. 7prawa bya oczywista i Debren dla czystej -ormalnoci zapyta, kto jest przeciw. *rzeciw, jak poprzednio, byli %br&l i *etunka. XYW (rtur 4aniewica ' 0o moe ja ' przeama kr$tk" cisz rotmistrz. Wnioskuj, bymy nad gupotami nie debatowali, jeno si do walki przygotowali. =naczej m$wi"c5 jestem za tym, by si w gromadzie trzyma!. W kupie sia, co wam pierwszy lepszy podrcznik taktyki powie. 8osujmy ' zako/czy, od razu podnosz"c rk. Debren, po kr$tkim wa&aniu, wzi" z niego przykad. ' Kto przeciw: ' warkna .enda i r$wnie szybko jak rotmistrz wyci"gna rami ku powale. ' 1a. ' Aczy *etunki zn$w miay naturalny dla siebie rozmiar, a cielco! ust"pia c&odnej desperacji. ' 1a jestem przeciw. W ramac& og$lnego bycia przeciw waszemu tutaj pozostawaniu i mieszaniu si w nie swoje sprawy. ' 6ie gosujemy og$lnie, tylko nad konkretnym projektem ' podkrelia .enda. ' Kt$ry wanie upad, bo gos si liczy, a nie motywacja. Debren patrzy w ogie/, zastanawia si. 0e mia propozycj, nie by jednak pewien, czy sytuacja dojrzaa do jej skadania. = czy on sam dojrza. *etunka nie miaa takic& problem$w. ' 7ami widzicie ' wzruszya ramionami. ' 0o ja mam racj. Wic uyjcie do mylenia gowy, nie inszyc& kr"goci, i zagosujcie na jedyn" sensown" propozycj. Moj", znaczy. Kto jest za tym, by nieszczcia nie pogbia! i by gocie wyjec&ali: *odniosa rk. %decydowanie, niemal gniewnie. %upenie nie tak, jak Debren. (le i Debren podni$s. *o raz pierwszy od dawna napotka wzrok .endy. Atwarcie zdumiony, kalecz"cy jak otwarta brzytwa. ' #&cesz... sam" j" zostawi!: ' zapytaa z niedowierzaniem. 6ie odpowiedzia. ( potem wytrzyma nap$r jej pociemniayc& oczu, c&o! atwo mu to nie przyszo i musia posikowa! si wspomnieniami innej .endy z cakiem innymi oczami. ' Kto przeciw: ' rzuci suc&o i cic&o zarazem. 1eszcze przez c&wil nie podnosili r"k. 1akby nie wierz"c, e musz", e za"dano tego od nic&. W ko/cu jednak obie powdroway w g$r. %br&la, jakby zakopotana, nieco niej. (le i ona jednoznacznie. XYO 1aki czas byo cic&o. ' 0e mam wniosek do przegosowania ' mrukn" Debren. ' Moe wam si dziwny wyda, ale zapewniam, e gow" go ukadaem, nie innymi kr"gociami. ' % braku takowyc&: .endy niemal nie byo syc&a!. (le w powszec&nej ciszy wszyscy j" zrozumieli. 1eden Debren nie popatrzy w jej stron. ' Wnioskuj ' powiedzia spokojnie ' by %br&l tu zo sta i obery pilnowa. #&yba oczekiwali czego r$wnie niezwykego. Mimo to zaskoczy ca" czw$rk. 6awet Drop zme w dziobie soczystego kurrrdebalansa. .enda bya mniej wstrzemi2liwa. ' %dumiae:)) 7amego zostawi!:)) An ci ycie ratowa, a ty c&cesz...:)) ' 4ez emocji ' przerwa jej stosownym, opanowanym tonem. ' *o prostu gosujmy. #&yba e kto c&ce uzasadnienia wysuc&a!. .enda natyc&miast otworzya usta. = na tym poprzestaa, wyra2nie tknita nagle zrodzon" myl". *etunka swoje zacisna. %br&l, c&o! nie od razu, uoy w umieszek, podszyty zrozumieniem i c&ytroci". *o czym, jako pierwszy i ewidentnie zdecydowany, poderwa rk. .enda posaa mu mroczne spojrzenie. ' ( ja ' rzucia przez zby ' wnosz wniosek o wykluczenie %br&la z gosowania. A swojej indywidualnej sprawie miaby decydowa!. #o si k$ci... ' % zasadami demokracji: ' podsun" zoliwie. ' ;e jest z plebsu i ambitna, wiedziaem, ale e ci a od tego eb zdemokracia i na niebiesko mylisz... ' 7zeciokrotnie ranny jeste ' nie dawaa za wygran". ' W tym w gow. = upyw krwi te poczytalnoci nie suy. =... i to do ciebie najwicej strzelali. ' Dlatego miaby si z nami przez puszcz przedziera!: ' uprzedzia %br&la *etunka. 4lada, pospna, ale wyra2nie zdecydowana. ' 0u przynajmniej ciany go cbjoni". 7zkoda czasu na dyskusje. 8osujemy. 1a... jestem za. *odniosa rk. Debren, jako ostatni, te podni$s swoj". .enda, mocno wstrz"nita, mrugaa powiekami, wodz"c po twarzac& coraz wilgotniejszym spojrzeniem. ' *oszalelicie wszyscy ' wykrztusia. ' 0o przez ten poroniony, demokratyczny wynalazek gosowania w ku pie. Moe i plebejuszka jestem, ale wiem c&ocia, e nic tak ludzi nie ogupia, jak "czenie si w tum. *otrz"sna gow", jakby pr$buj"c obudzi! si ze zego snu. =, o dziwo, wyra2nie jej to pomogo. W penyc& zagubienia oczac& bysno nagle c&odn" stal". Debrenowi nie spodoba si ten bysk, jednak niewiele m$g zdziaa!. ' 8upio czy m"drze, alemy zdecydowali ' oznajmi wyra2nie zadowolony %br&l. ' *oczekaj ' mrukna dziewczyna. ' 7koro tak... tom jeszcze nie sko/czya. ' ( co, masz pomys czterokrotne tak rokuj"cy: %ignorowaa go. Mru"c oczy, popatrzya na *etunk. ' 0ego tpaka nie przekonam ' powiedziaa. ' (le ty moesz gos co-n"!. = c&yba powinna. *omijaj"c Debrena, nikt raczej nie domyla si, co trzyma w zanadrzu. ' Dlaczego: ' zapytaa spokojnie oberystka. .enda zawa&aa si, zerkna na czarodzieja. ' #&o!by dlatego, e w zasad trzec& razy zdajesz si wierzy!. Wanie nam opowiedziaa, jak po trzykro! kl"tw zdejmowa! pr$bowano, i jak si to po trzykro! ko/czyo. ' *etunka nie skomentowaa. ' *ojedyncze osobliwe zdarzenie nic nie znaczy. Dwa to przypadek. (le trzy... ' #o pr$bujesz powiedzie!: ' ;e %br&l nie powinien stawa! w obronie... ' .enda zawa&aa si ' w obronie obery. 4o zginie. 1ak trzec& jego przodk$w. Debren poczu na sobie cztery pytaj"ce spojrzenia. 6ie odwzajemni adnego. ' 4zdura. ' %br&l m$wi cic&o, z wielk" oc&ot" bycia przekonuj"cym. 0ake dla siebie. ' ;adne trzy razy. 0at kowi brudna pieluc&a zaszkodzia, i tyle. 1ak si wiecznie opaskudzan" szmat na wiee rany pc&a, to nic dziwne go... 6ijakie przeznaczenie nic tu nie pomoe ani nie za szkodzi. ( tak w og$le to nie wiem, o czym m$wisz. ' #&yba wiesz, skoro na pieluc& zjec&ae. ' 4om akurat o smarkaterii myla ' burkn". ' A tobie konkretnie. 0o mi si i pieluc&a skojarzya. *opatrzya na niego spokojnie. ' Wybacz ' wzruszya lekko ramionami. ' 6ic nie po radz, e w ludziac& takie skojarzenia budz. %br&l na szczcie nie zrozumia, co miaa na myli. Debren, c&o! sporadycznie peni rol jej medyka, te nie mia pewnoci. *owyej kolana nie pozwalaa si leczy!. ' #&yba wiem, co .enda pr$buje powiedzie!. ' *osa dziewczynie twarde spojrzenie, ostrzegaj"ce przed ponawianiem pr$by. ' =, po namyle, zgadzam si z ni". %br&l nie powinien zostawa! tu sam i ryzykowa! starcia. ' Wic co-asz swoje za: ' 6atyc&miast skorzystaa z okazji. ' %araz, zaraz... ' poruszy si niespokojnie rotmistrz. ' 1ak zaczlicie, to moe askawie doko/czycie: 6ie dam si z plan$w wymazywa! jak" obesran" pieluc&") Wyjanie/ oczekuj) Debren zerkn" na dziewczyn. %nalaz to, czego naleao si spodziewa!5 jasne ostrzeenie, e wprawdzie daje mu czas, ale tylko na zaatwienie sprawy po jej myli. ' 6ie wiem ' zwr$ci si do %br&la ' czy w pielusze byo co paskudnego. Moe. (le to niewane. Myl, e twego ojca zabi &erb. ' *rzeznaczenie: ' ni to zapytaa, ni to stwierdzia wyra2nie bledsza *etunka. ' 0rzy wielkie, kosztowne nieyce ' ci"gn" Debren, bardziej myl"c na gos, ni tumacz"c. ' >az wojna, najwaniejsza dla 8wadryka, bo na tronie go sadzaj"ca. >az nie wiemy co, ale kogo wanego kordoniarze szukali. = raz pocig za akuszerk", co srebrn" mis skrada i par pieluc&. 6agroda, skoro w samej tylko H#notceI gromada owc$w cae tygodnie na uciekinierk czekaa, te musiaa by! znaczna. (le to oczywicie nic w por$wnaniu z cen" wielkiej sztucznej nieycy. #zytaem w H>$dceI, e za pokrycie wysokim niegiem ana ziem da! trzeba r$wnowarto! poowy zboa, co na owym anie wyronie. Wyniki troc& starawe byy, bo najnowsze zawsze wojsko utajnia, no i 7o,ro dotyczyy, gdzie za demokracji rolnictwo podupado, ale to c&yba rang problemu oddaje. Dla takiego ksistewka jak 4elnica wydatek musia by! wielki. = #zyli mao prawdopodobne, by dla najadniejszej c&o!by = misy nieyc za 7ierosaw" sano. = to w LNML roku, gdy = demokraci rz"dzili. ' 0o akurat marny argument ' zauway %br&l. ' #u3L dze srebro atwo na gupoty przepuszcza!. ' 6ie przesadzajmy. 8ospodarka demokratyczna za ksiycow" wprawdzie uc&odzi, jednak, byo nie byo, sie' _ demdziesi"t lat si trzymaa w niemaej czci wiata. (le nie w tym rzecz. Wierzy! mi si po prostu nie c&ce, by takic& rodk$w uyto po kradziey w ksi"cym zamku. ' = *opatrzy na .end. ' 6ie pamitasz tego, ale moe rodzice m$wili... Muzeum tam byo czy moe kto z ksi"cego rodu dalej mieszka: ' 0o nie 7o,ro ' umiec&na si blado. ' 6acjonaliza3L cj zamk$w i -ortalicji za (mmy *o$wczanki co prawda przeprowadzono, lecz potem j" demuc&y po cic&u odwoay, bo si nieremontowane mury sypa! zaczynay. Awszem, muzeum w zamku zrobili, krzywdzie c&op$w pa/szczy2nianyc& dedykowane, ale w jednym skrzydle jeno. >eszt, jak dawniej, dw$r zamieszkiwa. 6ie-ormalny i nieliczny, tolerowany jednak. ' #o innego nie przeladowa! arystokrat$w, a co inne3 go maj"tek wydawa! dla ratowania ic& pieluc&. ' Debren przeni$s wzrok na %br&la. ' Dowod$w nie mam, ale wie3j le wskazuje na to, e nie o pieluc& c&odzio tym, co 7ie3rosaw cigali. = nie o 7ierosaw. >otmistrz wolno krci gow", jak kto, kto pr$buje nie godzi! si z oczywist" prawd". ' 6ie moe to by!... 6ie wierz, by te skorumpowane,W niebieskie ajdaki maj"tek wyday dla jakiego... ' 6astpcy tronu: ' dopowiedziaa .enda. ' 1u ci m$wiam5 4elnica to nie 7o,ro. 8wadryka nikt nie ci"@ do armii nie jako prosty tarczownik tra-i, a jako o-icer, za z internowania w klasztorze ju w LNM^ wyszed. W nastpnym roku oeni si. 6a weselu, c&o! nieo-icjalnie, paru ministr$w z nim c&lao. W grudniu, tu przed t" czarodziejsk" nieyc", ona syna mu powia. *o c&rzcinac& zn$w paru czonk$w rz"du przepilca leczyo, ale nie to wane, a -akt, e kroniki szeroko si rozpisyway o tym, i 8wadryk jedynemu potomkowi da na imi Byborzyn na cze! demokracji i jak dobrze przyszoci wr$y takowa pomylna koegzystencja si dawnego i nowego adu. W drugim obiegu ulotka kr"ya o przepowiedni samej Damstruny, kt$ra pono! wielk" przyszo! dziecku wywr$ya. 6ie z imienia wprawdzie, ale w caym rodzie jedna niewiasta z wielkim brzuc&em c&odzia5 maonka ksicia. 1eden Byborzyn mia si do modego pokolenia zalicza!. = nadal on jeden si zalicza, bo 8wadryk wicej dzieci nie mia, a z kuzyn$w te aden, nigdy. 0ote nie dziwota, e si co bardziej przezorni woleli zabezpieczy! i latorol na oku mie!. 8$wniarza, pod bokiem rosn"cego, atwo akociami i cackami pozyska!. ( wypu! takiego za granic, pozw$l, by na Wsc&odzie, midzy arystokracj" -eudalnymi ideami nasi"ka... i masz jak w kantorze mciciela3wyzwoliciela. Wic c&o! dowod$w nie mam, tak jak Debren uwaam, e 7ierosawa maego By3 borzyna wtenczas wykrada. %br&l szuka przez c&wil argument$w. = znalaz je. ' 6iegupio brzmi ' przyzna. ' A jednym wszelako zapomnielicie. 8$wniarz by mskiej pci. #o do reguy trzec& raz$w nie pasuje. Dorma, (mma... baby pen" g b", urodziwe, ze swej kobiecoci a synne. ( to co: 1aki lej"cy pod si c&opczyna. Debren zmarszczy czoo, zaintrygowany takim ujciem sprawy. 6ie zd"y jednak przemyle! kwestii. ' 0y te o jednym zapomniae ' uprzedzia go .enda. PG %e zasada 8%M bez puda zadziaaa. = e teori o zgub nym wpywie suenia %br&l$w u bab i tylko bab ty sam *o amatorsku stworzye. *o amatorsku ' powt$rzya twardo, widz"c, e otwiera usta. ' 4o nieracjonalna jest. ;aden pro-esjonalista nie wyci"gnie wniosku na podsta wie dw$c& przypadk$w. 8dy zdarz" si trzy, to tak, ale kie wtedy, gdy dwa. %apytaj Debrena. Debren zawa&a si. W ko/cu pokiwa gow", ale i to nie wypado przekonuj"co. Dziewczyna posaa mu wyj"tkowo mroczne spojrzenie. XVN (rtur 4aniewicjd4 ' 6a kl"twac& i pec&ac& si nie wyznaj ' przyzna nie bardzo zmartwiony %br&l. ' (le sw$j rozum mam. ( ten mi podpowiada, e czas bez poytku marnujemy. 4o nikt tu nijakiej ksiniczki broni! nie zamierza. %ostan i obery popilnuj, to wszystko. ' 0o jak dziecku tumacz ' warkna. ' 6ie samyc& jeno niewiast rzecz dotyczy. = nie ksi"coci belnickiej. W kadym razie... no, tej dosownej. ' 1ak tak jasno dzieciom tumaczysz ' wyszczerzy zby ' to si na bakaark nie najmuj. Wbrew przewidywaniom Debrena, .enda nie pr$bowaa si odcina!. Wybraa agodn" perswazj. ' Dorma, c&o! cae ycie na intrygac& jej zeszo i no34 gami a do tronu przebieraa, nigdy na nim nie zasiada. 6awet jako ona ksicia. (mma do mierci obywatelk" jeno bya, c&o! z przerw". 6iemowl 7ierosawy... F zawa&aa si ' Byborzyn, jak ustalilimy metod" dedukcji...l no, te w danym momencie tytuu -ormalnie nie nosi. 6awiasem m$wi"c, po dzi dzie/ nie on, a ojciec panuje, o-icjalnie przynajmniej. 1est w 4elnicy tradycja, e ojciec dziecku tron za wnuka oddaje, a u Byborzyna z podnoci" te nietgo. 6o, ale nie o tym... 7zczeg$lnie bogate te adne z wymienionyc& nie byo, gdy ic& Kusy, %br&l dziadek i %br&l ojciec bronili. 6iekiedy mniej mieli, ni warto! ksigowa H#notkiI wynosi. W ac&manac& i pieszo c&adzali. #zyli ani w tytule i -unkcji rzecz, ani w maj"tku. .iczy si krew. Krew 4ezimiennego i wadc$w 4elnicy. ' Abiecuj solennie ' %br&l uni$s dwa palce ' nijakiego pieszego ac&maniarza nie broni!, kt$ren by tdy podczas waszej nieobecnoci przec&odzi. 1eszcze w rzy! go mog kopn"!, jak to .end uspokoi. ' Kretyn ' stwierdzia kr$tko. = popatrzya *etunce = prosto w oczy. ' 7zkoda czasu na niego. Do ciebie m$wi3#o-nij gos. An nie powinien tu zostawa!. ' Dlaczego: ' 4o o sc&ed zawsze szo. 4ardziej interesu ni yciaM klienta %br&le bronili. ( H#notkI po tobie dziedziczy Bac3L lan. Kt$ry po ojcu dziedziczy krew ksi""t na 4elnicy. L Dlatego. Dostrzegasz c&yba analogi. *etunka zrobia si bledsza. %br&l poczerwienia pod zarostem. Drop rozdziawi dzi$b. Debren powt$rzy sobie w duc&u po raz kolejny, e .enda jest kobiet" i lepiej od niego potra-i wybra! to, co z kobiecego punktu widzenia uznane zostanie za troc& mniejsze zo. = e on, c&o! tylko mczyzna, z de-inicji gupi i bezradny w tyc& kwestiac&, te by to rozegra w ten spos$b. 0eraz, gdy klamka zapada, niemal w to uwierzy. ' #o powiedziaa: ' W gosie *etunki zabrzmiaa pogr$ka. ' 0o, co ju dawno powinnam. 6im po konia pole2limy. ' .enda zerkna za jej plecy, na Jeyna, i szybko odwr$cia wzrok. ' 8upia byam. (le drugi raz nie... ' Kt$ry to: ' przerwaa jej oberystka. *odniosa si powoli, jak skazaniec przed odczytaniem wyroku. ' M$w. Debren skl" si w duc&u od kretyn$w. W og$le nie wzi" pod uwag tej moliwoci. #zterec& podejrzanyc&, w tym tylko jeden ywy. Mona byo i wilka, i owc... 0yle e byo za p$2no. M$g wej! w sowo .endzie, to akurat nie stanowio problemu. 4ya kobiet" i pewnie umiaa wybra! zo, kt$re mniej pokaleczy inn" kobiet, lecz nie zmieniao to -aktu, e prawda j" bolaa. ' 8wadryk. 0o 8wadryk ci wtedy... *etunka usiada. 0ak si zoyo, e na zydel, bo akurat sta we waciwym miejscu. (le tylko dlatego. *rzez c&wil nikt si nie poruszy. *otem %br&l, po raz pierwszy w tempie stosownym dla szeciokrotnie ranionego, d2wign" si z awy. ' 7ra! na to ' powiedzia stumionym gosem. ' 6ie zostawi ci, *etunko. #&o!by i wszyscy czterej wtedy Baclana spodzili. 7ra! na nic&. *otrzebowaa jeszcze troc& czasu, by odzyska! zdolno! m$wienia. %a to kiedy si odezwaa, sowom towarzyszy saby, lecz widoczny umiec&. ' 0o porz"dna obera, miku. 0u si na nikogo nie sra. #&o!by 4elniczaninem by i koron nosi. ' 6ajwyra2niej -tie zrozumia, wic dodaa po c&wili5 ' #o-am sw$j gos. W twarzy .endy nie dao si wyczyta! ani odrobiny satys-akcji. 7iedziaa ze zwieszon" gow", gryza warg. %br&l zastanawia si, marszcz"c czoo. ' W takim razie ' westc&n" Debren ' skadam propozycj odwrotn" do poprzedniej. My zostajemy, %br&l wyjeda. 6ie wiem, co z +enz" pocz"!, ale to mniej... ' Aszalae: ' przerwaa mu *etunka. ' Do rzyci taka propozycja ' skomentowaa, c&o! z duo mniejszym przekonaniem, .enda. ' = przedwczesna ' mrukn" %br&l. ' % poprzedni" nie sko/czylimy. 7koro *etunka moga swoje HzaI odwoa!, to teraz moe odwoa! odwoanie. ' Moe moe ' zgodzia si zotowosa. ' 0yle e nie zamierza. ' 4aby ze zmiennoci syn" ' zaskoczy wszystkic&, umiec&aj"c si krzywo. Wykona gboki wdec&, wypeniaj"c, puca c&odnym powietrzem, snuj"cym si po izbie dymem... i odwag". 4o do tego, co potem powiedzia, odwaga bya niew"tpliwie potrzebna. ' %waszcza tak cudne jak ty. #o jednym spojrzeniem c&opu serce ami". Ad kt$ryc& oczu oderwa! nie spos$b. = kt$ryc& nijak si nie da zostawi!. ;adn" miar". 6igdy. Debren zauway, e poczerwieniay obie, c&o!, naturalnie, *etunka dwa razy bardziej. Drop zagwizda. Moc wyznania i nim wstrz"sna. 4o to byo wyznanie. 0ylko jego adresatka zgupiaa na tyle, by tego nie zrozumie!. ' %naczy... m$wisz, e zdanie za atwo zmieniam: ' upewnia si. ' 6ie o to mu szo ' powiedziaa cic&o .enda. ' *rawda... czasem bez namysu co paln. Debrenowi przemkna przez gow ponura myl, e by! moe tak wanie wygl"da regua. ;e od niewiecic& umys$w podobne, do b$lu jednoznaczne deklaracje po prostu si odbijaj" jak cywilne groty od porz"dnej brygan3tyny. 6ie mia wielkic& dowiadcze/ w tej kwestii@ by jedynie amatorem, mog"cym co najwyej wyci"ga! nieracjonalne wnioski z dw$c& o niczym nie przes"dzaj"cyc& obserwacji. #o prawda rzecz dotyczya mao typowyc& kobiet, ale nie potra-i si tym pociesza!. 6ie obc&odziy go reakcje typowyc&. Wiedza o tajnikac& niewieciej psyc&iki bya mu potrzebna tylko o tyle, o ile dao si j" zastosowa! w odniesieniu do .endy 4ranggo. ' (le skoro Debren m$wi, by wyjec&a... to znaczy zosta... nie, dobrze m$wi5 za wyjedaniem mamy gosowa!... 0ak: ' popatrzya na Debrena zagubionym spojrzeniem oszoomionej nastolatki. ' 6ie popl"taam: ' 7iostro... ' .enda te nie wygl"daa szczeg$lnie m"drze i tylko na tle tamtej sprawiaa wraenie tak rzeczowej i opanowanej. ' An nie cakiem to... ' #&olerrra. ' Drop krci z niedowierzaniem gow", to skadaj"c, to prostuj"c zdobi"cy go czub. ' Akrrrutnie rrromantyczne. Krrromie srrrania w prrrologu. ' ( poza tym sowo daem ' dopowiedzia szybko %br&l, kt$remu wyra2nie ko/czya si odwaga. F Wic i tak wyjec&a! nie mog. = o tym pogada! powinnimy, a nie o jakowyc& gupotac&. #o to em mia...: (, wiem. ' *oczuwszy pod stopami pewniejszy grunt, usiad z powrotem na awie. ' Wymyliem, jak si od reguy 8%M ubezpieczy!. 6ie wierz, by mska linia owego przekl... to znaczy... owego rodu... no, by te pec&a nam przynosia. 4o by jeden %br&l, co u +anka === suy i nie tylko ywy wr$ci, ale i z trzosem cikim. Wic mnie ten przypadek z Byborzynem nie przekona. (le dla witego spokoju moemy si zabezpieczy!. ' 1ak: ' *etunka, c&o! wanie teraz mgieka oszoomienia w jej oczac& skroplia si i rozmya ic& bkit, nagle z j"kaj"cej si smarkuli na powr$t staa si dojrza", rzeczow" kobiet". 0yle e adniejsz". ' Wydziedziczysz Baclana. ' #o: ' 8ospodyni do! szybko zorientowaa si, e co jest nie tak. ' A co c&odzi, .enda: Dziewczyna miaa ju jednak do!. 7pojrzenie, posane Debrenowi, nie tyle pytao o zgod czy porad, a otwarcie "dao, by tym razem on wzi" ciar na siebie. #udownie. Wielkie dziki, .enda. ' Debren: ' *etunka r$wnie atwo odczytaa ic& nie my dialog. F Masz mi co do powiedzenia: W gruncie rzeczy wiedzia, e do tego dojdzie. <udzi si oczywicie, ale prawdziwej wiary, i zdoaj" si dogada! i caa tr$jka bez zadawania pyta/ przystanie na jego propozycj, nigdy w nim nie byo. %d"y wic przygotowa! si na t c&wil. XVW (rtur 4aniewics 6o i byo co jeszcze. ' 6ie c&ciaem tego m$wi! ' posa jej blady umiec&. ' 6ie teraz. %byt wiele moe nam si jeszcze dzi przydarzy!. (le skoro tak beznadziejnie utknlimy... 0o nie moja sprawa, widz jednak, e %br&l... no, cakiem obojtny ci nie jest. 6ie darowaaby mi potem, gdybym rzecz przemilcza, a jemu co si stao. ' 6ic mi si nie stanie ' zapewni rotmistrz. 6ikt nie zwr$ci na niego uwagi. ' 6ie kr! ' upomniaa maguna .enda. ' *o prostu jej powiedz. 4o tylko biedaczk straszysz. ' Mnie trudno nastraszy! ' mrukna *etunka. De3bren w duc&u przyzna racj im obu. ' 6ajpierw to gorsze ' westc&n". ' 6ie mamy z .end" pewnoci, ale wiele, nawet bardzo wiele wskazuje na to, e w kwietniu LN^Z twojej matce przytra-io si... no, to samo, co tobie wr$d jagodzin. %br&l rzuci mu ostrzegawcze spojrzenie. *etunce nie drgn" ani jeden misie/ w twarzy. ' #&yba daam wam to do zrozumienia ' powiedziaa spokojnie. ' Moe nie cakiem wprost, ale... ' 0ak, wiem. 4o niby sk"d bymy si wzili z Bacla3nem ' zacytowa. ' 0yle e wtedy mielimy za mao kawak$w, by mozaik zoy!. 6ie wiedzielimy... to znaczy .enda nie wiedziaa, co jest na obrazie. ' *owiem to raz ' oznajmi %br&l ' i nie bd powta3j ra5 nie ycz sobie, bycie wypominali *etunce to z obrazu. 6ijakiej winy nie ponosi, e j" tak srodze kl"twa przeladuje. = nie ma powod$w publicznie... ' 7" ' przerwa mu Debren. ' Kiedy przeszo! siej z przyszoci" zazbia, niekiedy trzeba ran podr"y!. (le z publicznym wypominaniem masz racj. Wybacz, *etun3ko. *owinienem zapyta!, czy mog m$wi! przy Dropie i %br&lu. A .end nie pytam, bo wie tyle co ja. #&o! i j" moemy za drzwi odprawi!. ' Abejdzie si. ' 6adal zac&owywaa spok$j. ' 6id mam tajemnic przed nikim z obecnyc&. ' % ludzi ' podpowiedzia %br&l, rzucaj"c wymowne` spojrzenie na Dropa. XVO ' % obecnyc& ' powt$rzya z naciskiem. ' 6ie wiem, czy ycie, ale twarz mi Drop uratowa na pewno przed tym c&olernym nietoperzem. %a co, w swej niewieciej poc&oci, serdecznie wdziczna mu jestem. *apuga nad" si jak indor. %br&l zasznurowa usta. ' 0woja matka ' kontynuowa Debren ' w kwietniu LN^Z miaa przygod z belnickim gwardzist"@ przygod, ^ kt$rej, jak przypuszczam, wiele i z oc&ot" c$rce nie opo wiadaa. ' 7usznie przypuszczasz. ' Wydusia z niej to pytaniami o ojca. ' 6ie odpowiedziaa, byo jednak oczywiste, e dobrze tra-i. ' *owiedziaa, ile musiaa. #zas, miejsce, osoba. ;adnyc& szczeg$$w. Dokadnie jak ty >o,olettowi. (le >o,oletto poza malarskim mia talent magiczny. Miejsce wymalowa jak na okogra-ii, miecze, o kt$ryc& nie wspomniaa, &erb... *rzyja, e to zasuga magii i talentu, wic nie zaprz"taa sobie gowy obrazem. ' M$w kr$cej ' upomniaa go. ' Wybacz. Magia i talent pewnie by wystarczyy. (le twoja matka wtr"cia si ze swymi uwagami i co nieco od siebie dodaa. ' %br&lowi wyduya si mina, nie odezwa si jednak. ' 0warzy gwaciciela nijak >o,oletto nie m$g z twoic& wspomnie/ zaczerpn"!. +erb tak. 6ie zapamitaa go, podwiadomo! jednak moga. (le twarz to co innego. 1est za moda. 1est twarz" 8wadryka, tyle e z roku LN^Z. ' *etunka zrozumiaa natyc&miast i pewnie dlatego z jej wasn" twarz" nie stao si absolutnie nic5 pozostaa tak" jak uprzednio, beznamitn" mask", r$wnie doskona", co sztuczn". ' W LN^V wojska Dkadu 7ta3ro&uckiego na 7moyeed ruszyy, przewr$t -eudalny tumi! L bratni" pomoc ludowi smoyeedzkiemu nie!. Mocno wtenczas pac&niao wielk" wojn" ze Wsc&odem, wic de mokraci powane siy zmobilizowali. Kiedy so,rojskie kontyngenty z .onska interweniowa! pomaszeroway, Mor,ac si upomnia o par spornyc& wiosek na pograni czu i jakie stare dugi, jeszcze sprzed ustanowienia re publik. #o wiksi pesymici przepowiadali dwa najazdy na .onsko5 -euda$w ze wsc&odu i Mor,ac$w z poudnia. Moe nawet .elo/czyk$w. 6ic dziwnego, e poczyniono powane przygotowania wojenne. *ewnoci nie mam, alem widywa podobne w zac&odniej .elonii, te w demokratycznyc& czasac&. 1ak Kummonami za mocno pod Du3mayk" zapac&niao, wadza oc&oczo sigaa po pomoc swoic& -euda$w. 6ie udowodni tego, ale myl, e rok LN^Z by jedynym, w kt$rym potomkowi byyc& wadc$w demokraci mogli powierzy! sawny miecz przodk$w. ( i to tylko dlatego, e za granic" mia walczy!. ' Miecz: ' zainteresowa si %br&l. ' 4iesiarza .eomira ' wyjania .enda. ' 0en z &erbem, jak uryna +anka Wielkiego. ' = ten, kt$ry >o,oletto namalowa ' uzupeni De3bren. *etunka ukrywaa pod mask" spokoju nielekkie c&yba oszoomienie, wic nie poprzesta na tym i ci"gn"5 ' .enda rozpoznaa bro/ na obrazie. Wszystko si zgadza, "cznie ze szczerb" na klindze. 0ylko czas si nie zgadza. W LNMO najgupszy demokrata nie daby czego takiego potomkowi ksi"cego rodu. ( w LN^Z z kolei najgupszy demokrata nie zezwoliby wojska z 4eloc&opem na uni-ormac& przeciw Mor,acowi wysya!. Ksicia w rodowej zbroi, z mieczem biesiarskim... owszem. 1ednego ksicia atwo upilnowa!. (le rz"d, kt$ry pozwoliby zdobi! uni-ormy narodowego wojska &erbami dawnyc& wadc$w, byskawicznie wyl"dowaby w so,rojskiej tajdze z siekier" w rku i c&olernie wyrubowan" norm" dziennego wyrbu. ' #&cesz powiedzie!...: ' %br&l najwyra2niej zrozumia, bo nie odway si doko/czy!. ' 6ie c&c ' westc&n" czarodziej. ' (le c&yba musz. 4o wszystko wskazuje na to, e >o,oletto obraz z dw$c& r$nyc& wspomnie/ skomponowa. Matki i c$rki. #isza, jaka zapada, bya wyj"tkowo gboka. (le duo kr$tsza, ni przewidywa jej sprawca. ' Wic jestem ksiniczk". ' *etunka d2wigna si z zydla. 6adal z mask" zamiast twarzy. ' 6o prosz. %br&l i .enda te poderwali si z awy. Moe ta zgodno! sprawia, e adne nie podbiego do zotowosej. ' Wiem, co czujesz... ' zacz" Debren, pospiesznie bio r"c przykad z pozostayc& i wstaj"c. XZL ' <ajno wiesz ' powiedziaa spokojnie. ' 4o ja sama nie wiem. #&olera... Ksiniczka. ' %dumiaa go po raz kolejny, wydaj"c z siebie kr$tki c&ic&ot. ' 7zkoda, e ju nie cnotliwa... 6o, dobra. Wiem jedno5 musz si napi!. 8dzie ten g"sior, miku: W izbie zosta: Wymina zrcznie ca" znieruc&omia" tr$jk, wbiega po sc&odac&, znika za kominem. Debren zrobi dwa kroki w tamt" stron. ' %osta/ ' mrukna .enda. ' ( jak sobie co zrobi: ' zaniepokoi si %br&l. ' 6ie zrobi. ' %ignorowa j", pr$buj"c obej! aw. %apaa go za okie! i dodaa ostrym tonem5 ' *oradzi sobie. 0wardsza jest od zel$wki. Wszystkie one takie. ;adna mierci" samob$jcz" nie sko/czya. Wiem, co m$wi. ' <ajno wiesz, gupia kozo) 6awet imion nie znasz) ' 6ie: ' skrzywia usta w dziwnym umiec&u. ' Do3rma, .edoszka, Mroczna Wal, %ermila, (mma... #o jedna to bardziej pokrcona, ze spaskudzon" opini", po przejciac&, pyskata i pazurzasta, e bez tarczy nie podc&od2. #&olera, e te od razu si na niej nie poznaam... 6awet z twarzy do *o$wczanki podobna... ' *ewna jeste: ' % (mmy mczennic -eudalizmu zrobili i na setkac& obraz$w jak nie ryczy, to cierpi, rce zaamuj"c. (le jeli si durny wyraz twarzy pominie, to rysy... ' A targanie si na ycie pytam ' wyjani %br&l. ' 0o nie w ic& stylu. W rodzie i poetki si tra-iay, i morderczynie, o rozpustnicac& nie wspominaj"c. (le samob$jczyni &istoria nie odnotowaa. 6o i we2 pod uwag, jak" krew po matce wzia. 6ie, krzywdy sobie nie zrobi. #o najwyej si uc&la. G *etunka nie uc&laa si. Wr$cia na d$ z g"siorem w doni, ale drug" doni" prawie nie musiaa przytrzymywa! si porczy. *odesza do %br&la, kt$ry na jej widok podni$s si z awy, bez sowa wrczya mu naczynie. Debrenowi przemkno przez gow, e wygl"dali przez t kr$tk" c&wil jak mae/stwo. 6a tyle stare, by rozuXZM mie! si bez s$w, i na tyle mode, by ona dorzucaa do daru cie/ umiec&u, a jemu wilgotniay oczy. Addaby rok ycia za tak" c&wil z .end". ' Masz cztery powody, by st"d wyjec&a!. ' % porczy prawie nie korzystaa, zawarto! g"siora jednak uszczuplia i pewnie st"d brao si jej podszyte nie-rasobliwoci" opanowanie. ' 0rzy c$rki, kt$re ci potrzebuj", i syna, kt$rego ty potrzebujesz. Wic zr$b nam wszystkim przysug i wyjed2 z innymi o wicie. ' 1a wyjad ' uprzedzi rotmistrza Debren. Dni$s rk, kad"c j" na supie z nieco kuglarskim, przesadnym namaszczeniem. ' >ozmawiaem z szarzakiem. ' Abdarzyli go uwanymi spojrzeniami. ' 6a pocz"tku udawa, e go tu nie ma, a teraz jak" okropn", smoyeedzk" sta3romow" wibruje, ale... ' Wibruje: ' zapytaa cic&o .enda. *osa jej przelotny umiec&. ' 6ie na tym pamie@ tam w a2ni to nie on... 6o, w kadym razie najwaniejsze sobie powiedzielimy. ' M$j dom z tob" rozmawia: ' zapytaa *etunka. ' Wolno zapyta!, jak zdoae...: ' 7tawia si, wic zagroziem, e go spal. ' 1ak .enda: ( on ci uwierzy: 1ak gry- .endzie: ' <esz ' stwierdzia dziewczyna, siadaj"c po temmo3za/sku, ze skrzyowanymi nogami. 0o bolao, ale powanyc& rozm$w nie da si "czy! z przesuwaniem brudnymi pitami po podmur$wce kominka. ' 0o ty gaa. #o na gupiego gry-a wystarczyo. (le szarzak jest rozumny. = na telepatii si zna, wic wolaem by! szczery. ' 7zczery: Kamie/ mi zdj"e z serca. ' *etunka nadal si umiec&aa i c&o! 2r$do umiec&u tkwio w g"3siorku, nie wygl"daa przez to mniej pontnie. ' *iroman$w z miejsca za drzwi wywalam. ' Wywalisz mnie ' spokojnie skin" gow". ' (le rano. *ytaem szarzaka o kl"tw. #o m$gbym zrobi!, by j" zdj"!. *ostraszyem go, wic... ' #o ty m$gby zrobi!: ' powt$rzya spowolnionym gosem .enda. ' 0y sam, jak rozumiem: XZX ' Wiem5 przegosowalimy to ju. 6ie upieraem si, bo byy inne moliwoci, ale skoro wszystkie odpady... 7ytuacja wygl"da nastpuj"co5 %br&l nie moe by! tam, gdzie si walczy. Mnie dom poradzi na most si uda! i... ' (le esz... ' ...i do c&op$w przem$wi! ' doko/czy. ' 6ie, ksiniczko, nie . *rzem$wienie doradzi. 4a, nawet zaleca. 4o, powiada, przyle2! tu gotowi i mnie spali!. ' 0o on ga ' nie ustpowaa. ' 6ie zapominaj, e to wr$g. 1ak sam twierdzie5 waniejszy i gro2niejszy od gry-a. Dlaczego miaby z okazji nie skorzysta! i nie posa! ci na pewn" mier!: 1ednego przeciwnika mniej. ' 1edynego ' poprawi j". ' Wanie to staram si wam powiedzie!. %apytaem, czy kto z nas moe kl"tw usun"!. 6ie odpowiedzia, tylko wyliczy mi warunki jej zdjcia. 0on odebraem jako szyderczy, co i nie dziwota, bo pytanie byo gupie. (nimy ksiniczki, ani cnotliwe. Wic zapytaem, czy c&ocia gry-a da si utuc. ( on na to, e tak, ja teoretycznie mog. (le tylko ja, bo bez magii to za c&oler... = ebym si lepiej zastanowi, bo z braku gry-a on, jako stranik kl"twy, bdzie musia zastosowa! inne rodki. 8orsze. ( nie c&ce tego robi!, bo osobicie nic do *etunki nie ma ani innyc& ludzi, a to oni by ucierpieli. ' 6o, teraz to zega... ' 6ajwyej co bdnie interpretuj ' wzruszy ramionami. ' M$wiem5 marnie zna staromow. (le jedno zrozumiaem na pewno5 e nie yczy nam 2le. >obi po prostu swoje, i tyle. ' .epiej powiedz ' %br&l potoczy po cianac& badawczym wzrokiem ' czy naprawd da si psubrata spali!. ' Miku) ' rzucia ostrzegawczym tonem *etunka. ' = drugie pytanie, Debren ' zignorowa j". ' *ewien jeste, e szczerze z tob" gada: 4ez krcenia: ' Abaj na koo popi"tne przysigalimy. ' Domy na koa plwaj" ' wzruszya ramionami .enda. ' #o innego, gdyby z -ur", przykadowo, rozmawia. #&o! i ta w wikszym szacunku miaaby zwyke koo z p$tuzinem szpryc&. ' 7zarzak jest wczesnowieczny. ' %ignorowa kpin. = XZN ( Mesztor&azy, c&o! magun, z religijnoci syn", nawet jak na tamte, same w sobie mocno religijne czasy. 0ak, %br&l. *ewien jestem, e to pod przysig" m$wi szczerze. %waszcza e udowodni, i gra uczciwie. ' Dczciwie ostrzeg, e z przemawiania do kmiotk$w ajno wyjdzie: ' domylia si .enda. ' 4o ci zn$w wod" wicon" i kokami potraktuj": ' 6ie bawi si w prorokowanie czy ostrzeganie. ' De3bren konsekwentnie trzyma si taktyki udzielania powanyc& odpowiedzi na jej prowokacyjne zaczepki. ' 6ie jest tu po to, by uatwia! ycie takim, co skutkom kl"twy pr$buj" przeciwdziaa!. 7am mi to powiedzia, tumacz"c, dlaczego m$wi tyle, ile m$wi. ' *owiedzia ci ' umiec&na si krzywo ' rzeczy oczywiste, o kt$ryc& sami wiemy. 0o stary jak wiat spos$b zjednywania sobie naiwnyc& prostaczk$w. ' Moe ' zgodzi si. ' Moe jestem naiwny, a to gadanie o apelowaniu do wieniak$w to podstp. (le jednego dowiedziaem si na pewno. ' ;e ognia si boi: ' zapyta z nadziej" %br&l. ' ;e powanie liczy si z moliwoci" mojego sukcesu. 6aszego ' poprawi si. ' 6aszego: ' zmarszczya brwi *etunka. ' 6aszego ' powt$rzy z niewesoym umiec&em. ' 1a nie zdejm kl"twy, a tobie cnotliwoci, tej waciwej, troc& brakuje. (le, jeli dobrze sytuacj oceniam, razem mamy spor" szans. >zecz lata potrwa, ale przynajmniej szansa jest. Wanie dlatego, e nie dziewica. ' #&cesz... ' .enda zblada ' c&cesz z *etunk"...: ' *orozmawia!. 7am na sam. *ogasia uczywa, ale w elaznej skrzynce grulla czy moe grilla pomyki skakay ra2no po brykac& opau. Ad razu zauway zawieszon" na koku sukni. %nieruc&omia w progu. ' 9pisz: ' zapyta szeptem. ' .e ' powiedziaa cic&o. ' %amknij. #iepo ucieka. %amkn" drzwi. Miaa racj, ale to nie dlatego jemu XZY samemu zrobio si cieplej. Abok ela2niaka, na zydlu, pewnie po to, by rano nie wita! pani lodowatym dotykiem, leao zdobyczne ubranie .endy5 koszula, poplamione spodnie, ka-tan. % kaptura, pewnie przez przeoczenie, bo pod postaci" male/kiego biaego roka, wyc&yla si skrawek lnianej tkaniny. %apewne identycznej z t", kt$ra pod postaci" dw$c& wieyc& onuc szarzaa spod zydla, powtykana w par apci. Debren by pewien, e patrzy na trzeci" dooon" przez *etunk onuc. Wiedzia te c&yba, dlaczego materia lea tak, jak lea ' ukryty, ale i na wierzc&u. ' 6ie stercz tak ' mrukna .enda. ' >ozbierz si i wa2 pod pierzyn. 6igdy nie widzia jej sypialni. Aczami wyobra2ni ' owszem, ale naprawd nigdy. Dwiadomi sobie, e wyobra2nia, jak na uywan" przez czarodzieja, wyj"tkowo marnie si spisaa. 1edynie suknia bya i tam, i tu, w wiecie rzeczywistym. 4ra oczywicie poprawk na jej c&ud" sakiewk i oniersk" przeszo!5 sukienki ze snutyc& na pograniczu jawy i snu wizji byy brzydsze, szare, niekiedy poatane, a tamta, nieco odrealniona .enda wieszaa je, przykadowo, na supac& obozowyc& namiot$w. (le niemal zawsze, o ile ju wisiay czy leay zoone w kostk na onierskim siodle, na wierzc&u, zgodnie z logik" rozbierania si, bielay niewiecie kalesony beznogawkowe, z marimalska nazywane majtkami. *o rejsie H1ask$k"I, za spraw" rozwieszonego midzy wantami prania .elicji %elgan, ten -ragment garderoby -ikcyjnej .endy sta si ekstremalnie beznogawkowym prawie tr$jk"tem. W co mielszyc& scenac& obok majtek spoczywao co czarnego, o co nie mia wtedy odwagi zapyta! relacjonatorki, a co, na wasny uytek i kieruj"c si krojem, nazwa podubra3niowym dwumiseczkowym gorsetem napiersiowym. *otem, przez c&wil, dane mu byo ogl"da! prawdziwe, elazne majtki .endy. %d"y oswoi! si z myl", e s" i ze strac&em, e bd" zawsze. (le jako nie pomyla, e ic& obecno! wymusza stosowanie cakiem niekonwencjonalnej bielizny. W swym duc&u bliszej zdobionemu 4elo3 c&opem paskudztwu, kt$re uczynio sierot ze %br&la. XZV ' %amkn oczy, jak si sromasz F usysza jej pomruk. L *rzeni$s spojrzenie na wystaj"c" spod pierzyny gow. L 4ieda r$wna si brak opau, szpary w cianac& i kubek wody, nie gorzaki na dobranoc. 4iedacy marzn" czciej ni ci z wypc&anym trzosem. Kojarzya mu si z tamt" noc" w Bijuce, ciaem jeszcze paruj"cym a2ni", ciep", mikk" od wody stop" na karku. (le rzeczywisto! mu' = siaa by! taka wanie5 wystaj"cy spod pierzyny, zimny i zaczerwieniony od kataru czubek nosa. Moe szla-myca na gowie. 0eraz nocn" czapk zast"pia peruka. #iekawe, czy nie zdja jej ze wzgldu na panuj"cy w izbie c&$d, czy z myl" o nim. Wosy miaa czarne i grube@ po trzec& dniac& jej czaszka wygl"daa jak szczka oszczdzaj"cego na brzytwie poudniowca, ale c&o! De3bren raz i drugi pod r$nymi medycznymi pretekstami przesun" po niej doni" i nie kry satys-akcji z niepowtarzalnej okazji obcowania z szorstk" mikkoci", dziewczy' i na uparcie i najgbiej jak si da nasuwaa kaptur na czoo. Wic raczej nie o c&$d c&odzio. (le na szczcie w izbie za ciepo nie byo. ' %imno ' wzruszy ramionami, od szeptu przec&odz"c do bardziej neutralnego p$gosu. 1eli *etunka do ekstrawaganckiej, odsaniaj"cej ydki i dekolt sukni nie dorzucia r$wnie nietypowej koszuli, obcitej sp$dnicy czy skr$conyc& kaleson$w, tam, pod pierzyn", dziewczyna by a naga. 6a sw$j specy-iczny spos$b, ma si rozumie!, ale i to w zupenoci wystarczyo, by dmuc&a! na zimne, j 7zeptanie w obecnoci nagic& dziewcz"t jest ryzykowne5 L kojarzy si ze wstpem do uprawiania mioci. ' Agrzaam ci $ko. ' 1ej gos nadal balansowa na L granicy szeptu, skutecznie maskuj"c emocje. ' #&od2. ' .epiej w ubraniu ' mrukn". ' 1akby co... ' >ano moesz umrze! ' przerwaa mu. ' #&yba warto ostatni raz normalnie... 6o, c&od2. 6ie b$j si. 6ie gry' j z. = ju zamykam oczy. <oe byo szerokie, a on m$g nie przey! poranka. *o' L wt$rzy to sobie w duc&u, usiad na brzegu siennika i za' i cz" si rozbiera!. ' Dugo wam zeszo ' rzucia od niec&cenia. Debren = nie skomentowa, wic dodaa5 ' 6o, ale i nie dziwota. 0o *etunka. 6iewiasta z c&arakterem i wymagaj"ca. 0akiej byle czym si nie zbdzie. ' Cakt ' mrukn". >ozsznurowywa spodnie, pr$buj"c podnie! si na duc&u myl", e ostatnim razem sama je z niego zwleka i e po szaasie na stoku #zarnuc&y i tym w a2ni jego ciao nie ma dla niej tajemnic. ' Wolno zapyta!, jakim to sposobem c&cesz na sp$k z ksiniczk" kl"tw zdejmowa!: ' Wolabym o tym nie m$wi!. ' 7podni te wolaby nie zdejmowa!, ale oczywicie zsun" je z bioder. 6ie c&cia ani rozbawi!, ani urazi! .endy. ' 0o troc&... niezrczne. *ilnowa, by nie oderwa! poladk$w od przecierada, nie wyc&yli! ic& bro/ 4oe zza wau pierzyny F i w e-ekcie wraz ze spodniami pozby si opatrunku. 6a szczcie adna z ran si nie otworzya. ( gdyby nawet, to przecie posaniu dostao si ju podczas opatrywania %br&la. Wsuwaj"c si pod pierzyn przypomnia sobie, e plamy krwi skupiy si po tamtej stronie. Kto tu c&cia podarowa! komu innemu lepsz" po$wk oa. ' Wierz, e niezrczne. ' Musiaa wyczu!, e ley obok, jednak nie unosia powiek. ' 7koro rzecz si ociera o wsp$lne poczynania na osobnoci i dziewictwo... ' A co ci c&odzi: ' A nic. 6ie mnie si miesza! midzy czarodziej$w i ksiniczki. ' 6adal nie unosia powiek, wic nie sta si duo m"drzejszy. ' 0yle ci powiem, by na %br&la uwaa. #&yba nie bardzo potra-i racjonalnie myle!. Moe nie zrozumie!, e kl"tw, kt$ra si po prawdzie w ou zrodzia, w ou trzeba zdejmowa!. %nakomicie panowaa nad twarz" oraz gosem. (le to, co m$wia, otworzyo Debrenowi oczy. ' %araz... #&yba nie mylisz, emy z *etunk"...: ' 1est ksiniczk". ' #ie/ smutnego umiec&u wla si powoli w k"ciki jej ust. ' 0y czarodziejem. % osobna kade z was niewiele przeciw kl"twie zwojuje, ale do sp$ki... Aczywicie w perspektywie jakic&... ' zastanowia si ' 1akic& trzynastu lat. *lus dziewiciu miesicy, naturalXZW nie. 7trasznie dugo trwao, nim sko/czylicie. 6o i zd"yam to sobie przemyle!. =nna sprawa, e jak ju sam pomys pad, rzecz si zrobia cakiem prosta. 0yle e poczeka! trzeba. 6o, moe do dwunastego roku ycia5 pono! co pokolenie, to dzieci szybciej dojrzewaj". ' .enda, nic nie rozumiesz... ' >ozumiem. = ciebie, i j", i nawet to, e wam obojgu przykro, bo ty by ze mn" wola zbawicielk podzi!, a *e3tunka ze %br&lem. (le oboje rozs"dni jestecie, doroli i. ' gos jej lekko zadra ' i porz"dni. Wic zrobilicie, co byo trzeba, albo... ' 6iczego nie zrobilimy) ' ...albo zrobicie. 4o tak trzeba. ' Dopiero teraz otwo rzya oczy. ' 0aki masz -ac&5 ludziom pomaga!. ' M$wilimy o zbawicielce. ' Dkl"k, nawet nie bardzo dbaj"c o to, by pierzyna osaniaa wszystko z kadej strony. Musia patrze! .endzie prosto w twarz. ' Dugo, zgoda. (le sprawa jest powana i wymaga... ' ...czasu ' doko/czya. ' 0o! wiem. #zarowa! trzeba, upewni! si, e starania nie p$jd" na darmo. % tego, co o sobie m$wia, wynika, e co podejcie, to ci"a, ale wiadomo, jak to jest5 akurat gdy si c&ce... ' .enda) %amknij si i posuc&aj przez c&wil. ' 6ie c&c. ' 0eraz, gdy ju uwizi dziwnie drobn" i delikatn" twarz midzy palcami, oczywicie pr$bowaa j" odwraca!, wtula! w poduszk. = oczywicie robia to na tyle nieporadnie, e jedynym e-ektem stara/ byo zetknicie si c&odnego nosa z kciukiem Debrena. ' (kceptuj to, koc&am *etunk, ale nie ka mi... ' 7zarzak wytwarza co w rodzaju -eromon$w. ' %abra rce z jej policzk$w. ' *amitasz, jak si spotkalimy pod HKr$likiemI: *owiedziaa, e za samo wejcie si u was paci, bo czek atmos-er" upojn" oddyc&a, przez co korzy! czerpie. #&odzio ci o wystr$j, ale s" luksusowe zamtuzy i monarsze sypialnie, c&o! czciej dyskretne stancje kr$l$w gdzie na podgrodziu, w kt$ryc& atmos-era dosownie oddyc&anie umila. = nie m$wi o zapac&u kadzideek. %a due pieni"dze mona nada! miejscom tak" aur, e czek nic, jeno o sprawac& $kowyc& myli. #zytaem o tym i nawet raz czy drugi ekspertyzy robiem... XZO ' W luksusowyc& zamtuzac&: ' bardziej stwierdzia ni spytaa, ale e bez wielkiej goryczy, Debren nie uzna za stosowne komentowa!. ' 0en dom to takie wanie miejsce. Kl"twa swoje robi i to przez kl"tw tak atwo si przyjezdni w gospodyniac& zakoc&uj", ale Mesztor&azy na wszelki wypadek zabezpieczy si i tym. #o we wszystkic& obecnyc& bije. ' 1eli c&cesz wyjani!, dlaczego musia *etunce grzeczno! wywiadczy!, to daruj sobie. Wol si dopatrywa! wzniosej szyc& motyw$w. #&o! nie przecz5 otumanienie czarami i c&emi" kadego usprawiedliwia. (le wol wierzy!, e podzilicie dziewczynk, kt$ra po dwustu pitnastu latac& kl"tw w ko/cu zdejmie i wielu ludziom ycie ocali. ' Wyjaniam ' powiedzia spokojnie ' czemu si %br&l zakoc&a, ja si w a2ni wygupiem, ty zazdro! okazujesz, a nikt o niczym nie gada, jeno o miowaniu, c&doe3niu, gwatac& i rozmnaaniu. 1ak walczylimy, przywidziao mi si nawet, e ci bez ubrania... ' 1a zazdro! okazuj:) 0ym razem nie pr$bowa bra! w donie jej twarzy. *oc&yli si tylko i delikatnie pocaowa dziewczyn w usta. 0ak jak przypuszcza5 wystarczyo. Dmilka. ' *ewnie moglibymy to zrobi! ' umiec&n" si nie za wesoo. ' = pewnie obojgu nam sprawioby to przyjemno!. (le adne z nas nie c&ciao. =nnyc& koc&amy. = nie ma takiej potrzeby. ' 6ie musisz mnie... pociesza!. ' *oci"gna z lekka nosem, lecz u kogo wiecznie zakatarzonego nie musiao to niczego oznacza!. ' Miaa racj ze zbawicielk". (le tylko rozmawialimy o niej. 0ak dugo nam zeszo, bo musielimy punkt *o punkcie przeanalizowa! wszystkie warunki zdjcia kl"twy i zastanowi! si, z kogo zrobi! rodzic$w maej. ' % kogo...: ' nie zdoaa doko/czy!. Aczy zrobiy jej si okr"glejsze. ' 4oe, Debren... A czym ty gadasz:) ' % tego wanie yj ' umiec&n" si smtnie. ' = takie kwestie musi roztrz"sa! magun czarokr"ca5 wraz z klientk" zastanawia! si, czy optymalne nie byoby XW^ (rtur 4aniewicj przespanie si klientki z wasnym synem. 4o skoro i *etunka, i Baclan s" dzie!mi 8wadryka, dziewczynka miaaby pi! $smyc& gwadrykowej krwi, czyli wicej ni nastpca belnickiego tronu. 0rudno o bardziej ewidentn" ksi"co!. ' %dumiae:)) ' ( usiada z wraenia, omal nie byskaj"c Debrenowi w oczy biel" piersi. 4ya zbyt wzburzona, by pamita! o przytrzymywaniu pierzyny. ' %boczony c&yba jeste))) ' #aa magia to jedno wielkie zboczenie ' wzruszy ramionami. ' (le bez obaw5 adnemu z nas nie spodoba si pomys. Wysun"em go, bo moim obowi"zkiem jest przedstawi! klientowi wszelkie alternatywy. = z miejsca odradziem. *etunka jest niewysoka, jej synowie podobnie. 6ie mam pewnoci co do 8wadryka... ' 0o kurdupel ' rzucia z wyra2n" satys-akcj". ' Wic tym bardziej. Dziecko mogoby nie wyrosn"! ponad wczesnowieczn" norm, a czwarty punkt listy *re3tokara m$wi o nabijaniu guza o nadproe. >aczej mimoc&odem ni metod" celowego podskakiwania. *ostawne panny rzadziej te pacz" publicznie. *odobnie jak te wojowniczo usposobione. ' Widz"c, e si pogubia, wyjani5 ' %br&l jest wysoki, a jego dziewczynki, c&o! kada na inny spos$b, odwane, &arde i dumne. *ytaem. % paru wzmianek o %drence wnioskuj, e... no, najcie/szej sk$ry nie miaa. #o dobrze zbawicielce rokuje. 4o lista *retoka3ra i upokorzenie obejmuje, i rozczarowanie. *rawd m$wi"c z tym by najwikszy kopot. *etunka nie wie, czy ma prawo rodzi! kogo, o kim z g$ry wiadomo... Waciwie ' umiec&n" si z zakopotaniem ' waciwie dlatego ci o tym m$wi. Mogaby j" przekona!. ' 1a: ' 6ie miaa lekkiego ycia. ' Adwr$ci si, pooy, utkwi spojrzenie w stropie. ' 6ajada si i upokorze/, i pewnie ez gdzie w k"cie. Wiesz, jak to jest. ' 4ardziej wyczu, ni zobaczy, e .enda te si kadzie. ' %akoc&aa si w ksiciu, a on ci serce zama. #zuj, e przesza wicej, ni ta maa musi przej!, by wypeni! komplet warunk$w i zdj"! kl"tw. Wic gdyby wyjania *etunce, e nawet komu takiemu moe by! dobrze na wiecie... XWL ' Dlaczego akurat mnie miaaby usuc&a!: ' zapytaa bardzo cic&o. 4ya ostrona. #&yba wyczua, e nie powiedzia wszystkiego. ' 4o j" lubisz, a ona ciebie. 4o podobne jestecie. 4o si po tym nieszczciu z ksiciem pozbieraa i... ' zawa&a si ' znalaza kogo, kto ci pokoc&a. .eeli w milczeniu, ogl"daj"c wi2b dac&u. ' 1est co jeszcze, prawda: 6ie miaa pojcia o telepatii, nie umiaa czarowa!. (le w gow, jak si okazuje, zagl"daa mu czasem bez trudu. ' *retokar wr$ci tu ze swoj" nim-". Wstyd mu przy nosia, mieczem musia tron zdobywa! zamiast mae/ stwem, nie moga mu... ' urwa. #isza trwaa wystarcza j"co dugo, by .enda miaa czas zrozumie!, e czego wiadomie nie dopowiedzia. ' ( mimo to mia j" przy so bie do ko/ca. Wiesz dlaczego: 4o si koc&ali. 0ak napra wd. 6a ze i dobre, w $ku i poza nim. 4y ciekaw, czy zapyta. ' #zego mu nie moga: ' zapytaa. ' Wiesz, dlaczego wierz szarzakowi: 4o mi -aktycznie pozwoli gry-a zabi!. Abr$cia gow. 1ej spojrzenie nabrao takiej intensywnoci, e niemal czu nacisk na lew" stron twarzy. 6ie odwzajemni go. *atrzy w g$r. ' <esz ' rzucia niepewnie. ' M$wiem5 dom robi swoje. Mesztor&azy nie kaza mu utrudnia! zdejmowania kl"twy. 0o moe tak wygl"da!, ale nie tak dziaa. 6ie pytaem, sam mi powiedzia... 6ie znalimy penej listy. ' #o: ' *amitasz: *retokar przyjec&a, wyskoczy z karety i z miejsca wydar si o dziesiciu krzywdac&, jakie go tu spotkay. *otem belniccy zwiadowcy wypadli z kurnika. ' Adczeka moment i powt$rzy5 ' *otem. ' %araz... #&cesz powiedzie!...: ' ;e punkt dziesi"ty, ten podany *etuneli, doda ju po bitwie. 8dy tu jec&a, nie m$g wiedzie!, e w kurniku czaj" si 4elniczanie. ' Abr$ci gow i w ko/cu popatrzy .endzie w oczy. ' 0en prawdziwy, jedenasty, nie przeszed XWM wtedy Mesztor&azemu przez gardo. 6ie w rozmowie z oberystk". (le szarzak go zna. Mesztor&azy wiedzia, e byle dure/ kl"twy nie zdejmie i nie ma powod$w, by nastpczynie *etuneli byle durniowi o intymnyc& sprawac& kr$lewicza gaday. ( ta bya intymna. 6o i o racj stanu za&aczaa. 7zarzak mia nakazane jeno powanyc&... &mm... kontra&ent$w in-ormowa!. ' 1est jedenasty warunek: 1aki: ' Ksiniczka, co kl"tw zdejmie, musi... #&olera, sam nie mam pewnoci... 6o, w przypadku *retokara to bya... no wiesz5 mska sabo!. ' 7abo!: ' *o tym zawodzie z .edoszk" nie m$g z adn" inn"... rozumiesz. 6awet z t" swoj" nim-". *o prostu nie m$g. 6o wiesz. ' *rzygl"daa mu si dziwnym, nieruc&omym wzrokiem. ' Koc&a j", sypiali razem i nawet pono!... no, nim-a nie skarya si... 0yle e tec&niczna strona owego sypiania i jej zadowolenia... ' >ozumiem ' zlitowaa si w ko/cu. #&o! jej spojrzenia nie dao si okreli! mianem litociwego. 4yo raczej... martwe. Wyci"gn" do/, ostronie dotkn" mikkiego policzka. ' .enda, on potem mia dzieci. 1ego potomkowie rz" dz" Mor,acem. 0o mu przeszo. 6a pewno. 0yle e za wczenie si tu zjawi, kl"twa pada i tak ju zostao w pamici szarzaka. Dmiec&na si z wysikiem. ' Mam nam$wi! *etunk do prokreacji: *rosz bardzo. 0ylko nie wiem, czy bd dostatecznie przekonuj"ca. 0ro' d c& brakuje mi argument$w. ' 6ikt nie powiedzia, e ksiniczka ma niewiado' j mie doznawa! tyc& wszystkic&... kopot$w. ' Kopot$w ' powt$rzya z gorycz". ' 6o dobrze5 dwa czy trzy punkty z listy s" naprawd bolesne. (le popatrz na to z drugiej strony. 0o by! moe niepowtarzalna okazja. Dwiecie dwa lata, symetryczny ukad cy-r. We wczesnowieczu lubowano si w takic&. Dodaj do tego jej imi. 0o zdrobnienie od *etuneli, a tak si dziwnie skada, e ostatni" wacicielk" o tym imieniu @ bya Wyklta. *rzypadek: ( wr$ba, e kto z obecnego pokolenia przes"dzi o co-niciu kl"twy: = to nie sam, a przy pomocy obcyc&: % pokolenia jeno *etunka ostaa. 4rat zgin", si$str nijakic&... *rzerwa w p$ zdania. 1aka myl, jeszcze nieuc&wytna, wlizna si midzy stoj"ce w kolejce argumenty, zamieszaa, czmyc&na w cie/. 6iedobra myl. 6ie zd"y jej poc&wyci!. 4y c&yba blisko, ale nagle .enda uniosa si na okciu, otara wosiem peruki o jego uc&o. *o raz pierwszy znalaza si tak blisko5 wczeniej nie wyczu niesionego z gosem zapac&u mity. 1ej oddec& przede wszystkim pac&nia piwem i gorzak" z Dangizy, ale bya w nim i mita. Adrobina. ' 6ie zrozumiae ' umiec&na si. Dmiec& by ja ki dziwny, ale adny, wic Debren nie zastanawia si, tylko po prostu gapi. Musia szybko wykorzystywa! oka zj, bo twarz dziewczyny zbliaa si wolno, lecz nie ustannie, rozmywaj"c tym samym w miedzian" od blasku pomieni plam. ' Mam jej powiedzie!, e maa moe by! szczliwa. 1ak uronie. = z tym mog mie! problem. Mia ju jej ciep" stop na ydce, woln" rk" dotykaa jego torsu. 0warzy zupenie nie widzia5 duga i gsta peruka otulia ic& gowy jak baldac&im kr$lewskie oe. Wiedzia, co si dzieje. Midzy bok a lewe rami wepc&na mu si naga pier .endy. Wiedzia. 0ylko nie wierzy. = by przeraony. 0roc&. ' #o ty...: .enda: ' #iiic&o. ' 1ej szept wraz z woni" mity, kt$rej nie miaa kiedy zaparzy! i kt$r" c&yba po prostu ua, czekaj"c tu i grzej"c dla niego pociel, wdar si prosto w dziurki jego nosa. 4o najpierw wanie w nos go pocaowaa. >aczej nie dlatego, e celowaa na olep. Mao widzia, ale blask oczu jeszcze tak. 7ysza te artobliwy ton w jej gosie. ' 6ie patrz, nic nie m$w, po prostu le. ' .enda... ' #ic&o. %bieram argumenty. 6ie ruszaj si. 6ie patrzy, i to jedno przyszo mu atwo. Dnoszenie powiek byo ryzykowne5 oczom niemal cay czas zagraay jak nie usta, to wosy albo palce. 0rzeba przyzna!, e palXWN ce najrzadziej. 6ieatwo pogodzi! leenie obok mczyzny z dotykaniem go moliwie du" powierzc&ni" ciaa, nie dotykaniem ani kawaeczkiem opasuj"cej biodra blac&y i w ko/cu... 1ak to byo: (&a. %e zdejmowaniem ciar$w z mskic& bark$w. 4o robia to. At tak, po prostu. 6ie za szybko i nie za wolno, delikatnie i stanowczo zarazem. 0ak... Cac&owo: Mac&rusie sodki, nie c&cia tak o tym myle!. *od H>$owym Kr$likiemI tylko pilnowaa porz"dku. Moga podpatrzy! c&c"c nie c&c"c, ale sama nigdy... 0o ten ksi". Duga kampania, miaa czas... = dobrze. ( zesztywnia, gdy poczu jej do/ midzy udami. (le tam akurat... Dobrze e dawno temu, w innym yciu innej .endzie tra-i si pikny ksi" na biaym koniu. = posada u Mamy Dunne. ;e nie bya poc&", cakiem zielon" nastolatk". 8dyby spojrza, na pewno nie znalazby lekkiego zawodu w jej spojrzeniu. #ic&ej pretensji, e tak wolno, mao spontanicznie... (le nie patrzy. 0ake dlatego. %abronia mu patrze! i to by g$wny pow$d, jednak gdzie gboko, pod warstwami topniej"cego osupienia i narastaj"cej bogoci czai si may, stamszony kbuszek lku. 4a si, e znajdzie rozczarowanie. 6a b$l i gorycz by coraz bardziej gotowy, nie dao si ic& unikn"!. (le przed t" c&olern" a2ni" nie przyszo mu do gowy, e sprawy mog" wzi"! taki obr$t. ;e sam dotyk jej doni, samo zdradzenie si z zamiarami, samo podejrzenie o takie zamiary F e to nie wystarczy i .enda, ta wyniona, wymarzona, bdzie musiaa cay pacierz... ( moe duej: 4oycu... 6igdy jeszcze jej pocaunki nie smakoway tak cudnie. Wcale nie ze wzgldu na to, co wyczyniaa jej do/ tam, w dole. 6ie dlatego, e czu na sobie obie zaostrzone twardymi sutkami piersi, a jej stopa piecia mu ydk. *rzez jaki czas bardziej liczy si g$d jej ust, ic& wolna od urazy spontaniczno!. 0ak nie cauje rozczarowana kobieta. Addawa pocaunki, jedyn" woln" doni" odwzajemnia pieszczoty, b"dz"c palcami po ciele. 4y ostrony. Wyczulone palce czarodzieja znalazy dug" szram biegn"c" z prawej piersi a pod pac&. = umkny. #ios poszed nisko i .enda moga pozwoli! sobie na bardzo nawet miae dekolty, ale pewnie nie c&ciaa za pierwszym razem wieci! mu w oczy wojackimi pami"tkami. 6o i by pas. 4laszana paskuda, o kt$rej powinien zapomnie!. 6a pewno wiedziaa, e to niemoliwe, ale szanowa jej rozpaczliw" pr$b ratowania pozor$w i godzi si paci! swoj" cz! ceny. *rzez c&wil byo prawie dobrze. Dug" c&wil5 zd"y spoci! si ze strac&u. #zas, jak zawsze, gdy mia j" zbyt blisko siebie, dosta dziwacznej czkawki, pyn" szybciej i wolniej zarazem. (le pyn" i ni$s to, co nieuc&ronne, z okrutn" obojtnoci" pyn"cej rzeki. Do/ .endy dugo nie dawaa za wygran", nie przyjmowaa do wiadomoci swej klski. 6ie cakiem ostatecznej, bo jej przeczucie nie do ko/ca sparaliowao Debrena i coraz bardziej pospieszne, pod koniec niemal brutalne zabiegi poza b$lem przynosiy pewne rezultaty. Moe gdyby wytrwaa mimo wszystko, podesza do tego jak na typow" dziewczyn spod H>$owego Kr$likaI przystao... 1ako wygrzeba si z najgbszego bagna paniki. *rawie przypomnia sobie cae zaklcie, stosowane przez podstarzayc& czarodziej$w w podobnyc& okolicznociac&, i prawie uwierzy, e zd"y odwr$ci! katastro-. 8dyby bya bardziej dowiadczona, albo cakiem niedowiadczona, i jeszcze przez par pacierzy robia swoje z wiedzy, e tak naley lub niewiedzy, e nie zawsze tak trzeba@ gdyby zac&owa si troc& m"drzej, obali j" na wznak, przyssa si ustami do jej piersi, odwr$ci uwag od tej c&olernej mikkoci w dole... (le bya, jaka bya, a on wszystko spieprzy i zacz" gada!, zamiast caowa! i czarowa!. ' .enda, na tej awce... 1ak g$wniarz, wiem, ale tak okrutnie mnie wzio... ( nie jestem ju g$wniarz i tak od razu nie mog... *oczekaj, to nic wsp$lnego z tob"... 1a zaraz... Koc&am ci, ksiniczko. *rzecie wiesz, e... 0o wanie przez to na tej awce... XWV #zar by domiejscowy, musia zabra! rce z jej piersi, wepc&n"! pod pierzyn, tam, gdzie i ona miaa rk, t odwaniejsz". 7potkali si palcami. = rka .endy umkna. Dopiero wtedy zda sobie spraw, e znieruc&omiaa ju troc& wczeniej. (le za bardzo si spieszy, by wyci"ga! wnioski. 4o, poza wszystkim, byo sodko. %waszcza kiedy to wyszeptaa. 6igdy nie dorobi si pewnoci, kt$re sowa zepc&ny go w mrok. 0e nas"czone magi", powtarzane w duc&u, czy te niezwyke ' jej. %a szybko odpyn" w niebyt. 6ie byo jej. #&yba od dawna5 po jej stronie $ka pociel wystyga. 0a, kt$ra zostaa. 4o poduszka znika. De3bren, nie cakiem jeszcze przytomny, a moe tylko kryj"cy si sam przed sob" za mask" niepenej poczytalnoci, zajrza pod pierzyn. *oduszki nie znalaz. 9lad$w po .endzie, tyc& nasunityc& pierwszym skojarzeniem, te oczywicie nie. 6a moment zastygo mu serce. Musiaa otworzy! okiennic i podrzuci! do grulla, bo z lewej strony s"czyo si szare, z drugiej za czerwonawe wiato. W izbie panowa p$mrok i w tym p$mroku ciemne plamy krwi cakiem wyra2nie odciy si od bieli przecierada. %wymyla si w duc&u od sentymentalnyc& ' i perwersyjnyc& ' durni$w. 9nia mu si, owszem, we nie robili rzeczy, kt$re porz"dnym mac&rusanom nawet przyni! si nie powinny, ale szukaj"c krwi tu i teraz, zac&owa si jak kretyn. An jej waciwie nie tkn", a sama... Awszem5 ic& pierwsza wsp$lna noc w $ku. Awszem5 kad"c si do tego $ka oboje nie o spaniu myleli. (le potem wszystko spieprzy. %robi z siebie gupca, w wyniku czego teraz, zagl"daj"c pod pierzyn jak *retokar dwiecie dwa lata wczeniej, robi z siebie gupca do szecianu. 6ie byo dziewiczej krwi ukoc&anej. 4ya zasc&nita krew %br&la. = szare plamy w dole. .enda, podobnie jak belnicka ksiniczka, nie zaprz"taa sobie gowy myciem n$g. Dmiec&n" si, c&o! nie byo mu ani troc& do miec&u. Dbiera si bez popiec&u, zapatrzony w jej bkitn" sukni, wisz"c" na koku. *r$bowa poukada! myli, zoy! w sensown" kup, par pierwszyc& s$w, kt$rymi j" przywita, no i oceni!, jak dugo spa. Moe od tego nadmiaru ambitnyc& plan$w sko/czyo si na zaoeniu ubrania. .enda bya zbyt nieprzewidywalna, a za oknem sypa nieg. 7zar$wka r$wnie dobrze moga by! zwiastunem przedwitu, co poudnia. 4ez klepsydry ani rusz. Wanie z myl" o niej zszed na d$. (le nie na klepsydrze zatrzyma pierwsze spojrzenie. 7ta na zakrcie sc&od$w dobry pacierz, nie mog"c oderwa! wzroku od tego pod kominkiem5 od stou okrytego wykwintnym obrusem i od biesiadniczki, kt$ra, jak przystao na tej klasy obrus, usna z g"siorem w doni. 6o i, naturalnie, od Je3yna. 0warz oberysty okrywao p$tno. #o si poruszyo. Drop. Wygl"da przez szczelin, t od -urma/skiego znaku. Debren pokona par ostatnic& stopni i podszed do *etunki. 6ie zakorkowaa g"siora, ale to nie g"sior roztacza intensywny zapac& gorzaki, wic nie sil"c si na ostrono!, wyuska naczynie z kobiecyc& palc$w. %a duo ze %br&lem nie zostawili, ale co nieco przetrwao. <ykn" solidnie. ' A, Debren. ' %br&l d2wign" si, usiad na awie, przetar kuakami oczy. 1ak rzadko kiedy kojarzy si magunowi z przebudzonym z zimowego snu nied2wiedziem. 7mutnym w tej c&wili. *ewnie z tego smutku pac&nia piwem mocniej ni poprzednio. ' 6ic nie m$w. 7am wiem, e nie powinna. (lem serca nie mia... Debren zway g"sior w doni. ' Widz ' mrukn". ' Dawno...: ' #&yba nie ' %br&l zerkn" na okryty obrusem ksztat, bardziej przypominaj"cy nien" zasp ni sylwetk le"cego czowieka. ' 1ak .enda sc&odzia, y jeszcze. (le jeli o *etunk pytasz... Dorwaa si do g"siora, gdy tylko spa! poszlicie. Debren rozejrza si, za&aczaj"c spojrzeniem o klepsydr. 7i$dma z trzema kwadransami. ' *$ki sami jestemy ' popatrzy rotmistrzowi w zaspane, lecz szybko przytomniej"ce oczy. ' 6ie powiem5 dopatruj si jakiego sensu w demokracji i jej ideac&, ale lepy -anatyk nie jestem. <ajno wyszo z gosowa/, widziae. Wic po prostu jad. ' Dsta %br&la zastygy w poowie szerokiego ziewnicia. ' *etunka kopotu ci nie sprawi, a .end, gdyby czego gupiego pr$bowaa, po prostu zwi". 0o moja uczennica, wic w prawie jestem i niniejszym ci owego prawa czasowo uyczam. ' .end: ' upewni si %br&l. ' Aszalae: ' W ostatecznoci ' spuci z tonu Debren, zerkaj"c ku wiod"cym na zaplecze drzwiom. ' #o c&cesz zrobi!: ' zapyta rzeczowo %br&l. ' %najd r$dk i pojad w stron mostu. ' Dmiec&n" si troc& krzywo. ' *rzem$wi do zamostkowiak$w. ' % r$dki: ' %br&l wzi" pierwszy z brzegu ku-el, podstawi pod kurek. ' ( nie lepiej tutaj, zza osony: ' % r$dki pewnie lepiej ' zgodzi si Debren. ' (le ja nie c&c z nimi walczy!. 7zarzak o dialogu wspomina, nie waleniu piorunami. 7pr$buj ic& przekona!... ' 4y z dobrobytu zrezygnowali: ' wszed mu w sowo %br&l. ' Wiesz co: %a$ t ebk po Jeynie. 1eszcze jeden uraz gowy, a do reszty zgupiejesz. *rzem$wi!: 6a widac& ci roznios", nim usta otworzysz. 6iby co im c&cesz powiedzie!: ;e jak si ksi"cy szlak otworzy, to ruc& na kr$lewskim najwyej o poow spadnie: ' *rzesadzasz. Mostu nie ruszymy, bo go najwyra2niej g$wna kl"twa obejmuje. Moe c$rka *etunki ruszy, jak dobrze p$jdzie. ( p$ki most stoi, kr$lewskiemu szlakowi powana konkurencja nie grozi. #&o!by z racji tego, e c&olernik potra-i wod zagszcza! i konkurenta podtapia!. Ksi"cym p$jd" piesi, juczne zwierzta i moe co lejsze -urmanki. 6a pewno nie cikie wozy kupieckie, a to z tyc& goci/ce yj" i wsie przydrone. 6ie jestem ekonomist" transportu, ale jak o jedn", dwie tuzinne obroty zamostkowiakom spadn", to g$ra. ' W og$le ekonomista nie jeste. %a spadek o p$ tu3zinnej wojn mona sprawcy legalnie wypowiedzie!. Moe dla czarodziej$w tuzinna w t czy t to bagatela. (le zabierz normalnemu czowiekowi c&o!by i denara z grosza doc&odu, a goymi rkami ci udusi. = nikt mu zego sowa nie powie. ' %amostki to demokratyczna wie. D -undament$w demokracji ley solidaryzowanie si z bli2nimi. 6ie moe by! tak, by na krzywdzie *etunki opiera si ic& dostatek. ' Debren, dostatek ma to do siebie, e na niczym innym si tak dobrze nie oprze. % czego wszelki wzrost pynie: % koncentracji kapitau. ( co to jest ten skoncentrowany kapita: 7rebro, co to je rozumny czek dla siebie zagarn", miast si z godnymi goodupcami solidarnie i po r$wno dzieli!. 7olidarno! do dostatku tak si ma jak owca do wilka. ' Dajmy spok$j ekonomii ' skapitulowa Debren. = rozejrza si wymownie po izbie. ' 8dzie .enda: ' .enda: ' zdziwi si rotmistrz. ' 0o nie w ou: Debren bez sowa przeszed do kuc&ni. Wbrew cic&ym nadziejom, nikt nie gotowa tu dla niego niadania. Dalej te nie poszo mu lepiej5 nikt nie stroi si w suknie *etunki, c&c"c dostarczy! radoci oczom wieo upieczonego koc&anka, nie penetrowa loszku w poszukiwaniu trunk$w dla swego mczyzny ani nawet nie wyrcza go przy nieprzytomnym +enzie. .endy nie byo. *rzynajmniej na dw$c& niszyc& kondygnacjac& obery. 6ie dowodzio to jeszcze niczego i na poddasze po prostu wszed, zamiast wbiec. 9niadaniem, winem i uroczymi widokami nagradza si mczyzn po udanej nocy. 0ej .enda do udanyc& zaliczy! nie moga. Miaa prawo zaszy! si w najdalszej z przeznaczonyc& dla goci izdebek. *owinien by od razu o tym pomyle!. 0a brakuj"ca poduszka... 4ya zbyt &arda, by obnosi! si ze swym upokorzeniem, a nie ma jak poduszka, jeli kto c&ce dyskretnie odreagowa!. = wypaka! si mona po cic&u, i ' co wcale nie gorzej pasowao do .endy ' poc&la3sta! mieczem co, co da si e-ektownie zniszczy!, nie czyni"c wiele &aasu. %n$w si prawie umiec&n". 4oycu... 6ie wiedzia, jak jej spojrzy w oczy, a sam do siebie szczerzy zby, gdy tylko troc& o niej pomyla. %br&l mia racj5 jego gowa stanowczo domagaa si &emu. XO^ 6aprawd byo z ni" marnie. *owinien to by zauway!, ledwie wyszed na korytarz. 6ie zauway wcale. %ajrza za drzwi jak za kade inne, moe tylko troc& bardziej zaniepokojony, bo wiele mu ju ic& do otwarcia nie zostao, a za adnymi z poprzednio otwartyc& nie znalaz ani dziewczyny, ani nawet lad$w po niej. 0u te nie byo .endy. 6ie mogo by!. .odowaty podmuc& uwiadomi mu to tak szybko, e omal nie skompromitowa si do reszty i nie zawr$ci na korytarz. 9nieg zalega podog a po pr$g, pomieszczenie byo ostatnim, w kt$rym mogaby ukry! si dziewczyna. Dopiero widok opartego o cian koka wepc&n" mu serce do garda. Koek by waciwie ma" belk", kt$ra, wspomagana desk" i drugim kokiem3zastrzaem miaa zablokowa! drzwi, zatrzyma! gry-a, gdyby przysza mu oc&ota wdziera! si do obery przez dziur w dac&u. Drugi koek te tra-i z korytarza do izdebki. .ea w zaspie, dokadnie pod otworem. 9nieg nadal pada, wic ledwie go byo wida!, ale ju lin "cz"c" belk z krawdzi" dziury trudno byo przegapi!. Ablepiona biel", nabraa gabaryt$w okrtowej liny kotwicznej. Debren, zmroony w rodku jak podoga pod jego stopami, przeci"gn" po niej doni". 9nieg odpad, ukazuj"c dugi ci"g wz$w po"czonyc& aonie kr$tkimi odcinkami strzpi"cej si tkaniny. 6a krawdzi strzaskanego dac&u plecionka omal nie pucia5 portki .endy miay w tym miejscu at. (le los nie umiec&n" si do Debrena i dziewczyna nie zwalia si z dac&u. 9nieg zalegaj"cy poa! po drugiej stronie dziury lea nier$wno, po bokac& wyra2nie grubsz" warstw". 0ak jak powinien lee! nieg, kiedy kto stoj"cy na dole raz, drugi i trzeci szarpnie lin", pr$buj"c spowodowa! pionowe ustawienie si belki i przewleczenie jej przez otw$r. 6ie mia w"tpliwoci, e od pocz"tku planowaa co takiego5 z trzec& rygluj"cyc& drzwi element$w wybraa najkr$tszy, a sklecon" z ubra/ lin uwi"zaa do niego nie porodku, jak nakazywa rozs"dek, a niemal przy ko/cu. .ina zakleszczya si midzy kikutami wi2by dac&owej, wic po paru pr$bac& .enda daa za wygran", ale sam pomys nie by gupi. 6ie, wr$! ' by. 6ie trzeba zagl"da! za drzwi, by zauway!, e podpieraj"ce je koki zniky z korytarza. 6ie moga liczy! na tak daleko posunite gapiostwo Debrena, a gdyby nawet, to pozostawali przecie inni. Wic po co: 4o to durna, zasmarkana, bezmylna kretynka: %bieg na d$. #&yba gwatownie, bo powitao go nie tylko ostrze &alabardy, c&wyconej naprdce przez %br&la, ale i przytpione alko&olow" mgiek" spojrzenie *etunki. ' 8ry-:) ' >otmistrz odupa drzazg od zabytkowej porczy, rozpaczliwym unikiem wyszarpuj"c grot sprzed brzuc&a pdz"cego czarodzieja. ' *etunka, pod st$) ' .enda ' warkn" przez zby Debren. ' .enda ci goni: ' zdumia si %br&l. ' #o jej zrobi: ' wymamrotaa *etunka. ' 6ic ' warkn". ' 6ie wiem, moe wanie dlatego... 7uc&ajcie, ta idiotka wysza. Wysza z domu. Ad razu ruszy ku drzwiom, tym na podw$rze, bo to z tamtej strony dac& zia dziurami. ' Drop: ' *rzycupnity przy kominku papuga nawet nie drgn", w dodatku mia go niemal za plecami. ( jed nak zauway. Wanie bezruc&, bo przecie nie spojrze nie, kt$rym ptak stara si omija! wszelkie rozumne isto ty, z umiarkowanie rozumn" *etunka w"cznie. ' Drop: 0y co wiesz: 6a warcie stoisz, tak: *tak nastroszy si, kad"c r$wnoczenie czub po grzbiecie. Wygl"da jak obraona na wiat sowa. ' *ewien jeste, e wysza: ' zapyta %br&l. ' Moe po prostu zaszya si z nocnikiem w jakim k"cie. Wiesz, e pstro ma w gowie. Wczoraj w nocy mao mi po pysku nie daa, jakem j" kucaj"c" w krzakac& zdyba. ' *o krzakac& si za ni"...: ' .ekkie czknicie przecio kwesti *etunki. ' Wilkoak si wok$ biwaku krci, tom podszed bliej, uprzejmie doradzi, by za potrzeb" na drugi koniec puszczy nie azia. 0o mnie obsobaczya jak ostatniego, a Debren jeszcze od siebie dooy. ;e niby gupia nie jest, wie, co robi i mam si midzy ni" a jej sikanie nie wciska!. 0ak jakbym w podobnyc& uciec&ac& gustowa. ' 6ie posza sika! ' mrukn" czarodziej, staj"c nad kurcz"cym si w oczac& papug". XOM ' 0o tym bardziej ' nie zrozumia %br&l. ' 0o drugie wicej czasu wymaga, a i oddalenia, jak kto c&ce dyskretnie... ' Drop: *opatrz mi w oczy. ' Drop popatrzy, ale w g"b przewodu kominowego. ' 1ak co jej si stanie, to ci ywego na roen nabij i na wolnym ogniu upiek. 8adaj, co wiesz. Dok"d posza: ' *ewien jeste, e nie...: ' %br&l, nie ko/cz"c, zacz" kutyka! ku drzwiom. ' <ajno i ka, jakim cudem: 0o na zmian czuwamy) Drop, jak przysn"e na posterunku, to si m$dl, by Debren z ronem zd"y. 4o ja si z tob" tak pieci! nie bd. ' Abrrra... ' 4eowy dzi$b zamkn" si z gonym kapniciem. Debren nie mia adnyc& dowiadcze/, jeli c&odzi o dialogi z ptakami, ale bez trudu znalaz ludzki odpowiednik. Drop wanie ugryz si w jzyk. ' ;adne drugie. ' *etunka mylaa tak, jak m$wia5 wyra2nie wolniej. ' Dwa dni spokoju. 0ak powiedziaa. A wyg$dk za&aczyymy, do a2ni id"c, to wiem, co m$wi. %br&l ju otwiera usta, ale wzi" przykad z papugi i ugryz si w jzyk. Adstawi &alabard i zacz" odblokowywa! wyjcie na podw$rze. ' 6ic nie powiesz: ' zapyta cic&o Debren. *tak, nadal nie patrz"c mu w oczy, pokrci nieznacznie gow". ' = ona wie ' poci"gna w"tek *etunka. ' 9winia jeste, Debren. 0ak dziewczyn mczy!... 1ak jej od tego paskudztwa nie uwolnisz, nie c&c ci tu wicej widzie!. ;eby co takiego musiaa na cae dni naprz$d planowa!... 0o, e si puszczaa, to jeszcze nie pow$d... #o byo, a nie jest... 1ak pies si na ciebie gapi. *rdzej sobie nogi obe3rnie, ni je dla innego rozoy. 6ie musisz... %br&l stkn" z wysiku, odepc&n" zastpuj"cy drzwi blat stou, poszerzy szczelin do stosownyc& dla swego brzuc&a rozmiar$w. ' *rzesta/cie mle! ozorami F rzuci gniewnie. F 0rza tej durnej kozy poszuka!. Dam gow, e do a2ni polaza. 6ic ci nie c&ciaem m$wi!, Debren, ale jak nie matk, to babk jej musia jaki wodnik wyc&doy!. 0rzy dni si znamy i trzy razy zd"yem j" nad strumykami przyapa! prawie ze spuszczonymi portkami. 6ie powiem, mio gdy niewiasta czysta i sc&ludna, ale u niej ten poci"g do wody a c&orobliwy jaki. (ni c&ybi5 do a2ni polaza. *ewnie po to berdysz poyczya. ' 4erdysz: ' Debren lekko zesztywnia. ' 0w$j: ' ( niby jaki: Drew, powiada, nar"ba! musz. 0om da. 6o, szkoda czasu. 4ierz tasak. Debren wzi" tasak. 4ez przekonania. #zu, mia niemal pewno!, e wszystko nie bdzie takie proste. *ewnie dlatego c&odzi i m$wi, zamiast biega! i krzycze!. 7trac& paraliowa i minie, i gardo, ale nie w tym rzecz. Ad samego pocz"tku, odk"d poczu pod palcami c&$d onieonej liny, po gowie koata mu si stanowczy nakaz mylenia. 6ie dziaania, a wanie mylenia. Moe po prostu broni si w jedyny dostpny mu spos$b. 4o odesza dawno i gdyby to czas mia decydowa!... % tyu dobieg stumiony pomruk. Dropa, ale brzmi"cy ani troc& nie po ptasiemu. ( dokadniej5 brzmi"cy jak pomruk kogo, kto wprawdzie ma ptasi eb i skrzyda, lecz przyronite do tygrysiego ciaa. 7pojrzeli zaskoczeni w stron stou. *apuga postuka dziobem w szkic domu, po czym nastroszy si i udaj"c ruc&y kogo, kto si skrada, zacz" obc&odzi! rysunek w koo. *otem wskaza skrzydem klepsydr i zatoczy powolny uk ku powale. ' %dumia: ' upewni si %br&l. Debren nie mia oc&oty odpowiada!, ale przem$g si. ' #&yba c&ce powiedzie!, e gry- kr"y wok$ domu, a so/ce ju wzeszo. %br&l posa czarodziejowi mroczne spojrzenie. ' <ajno i ka, racja. .endy nie ruszy, bo noc" jeszcze, przed terminem ultimatum... (le teraz w prawie jest. 0ylko czemu ten durny rosolak zwyczajnie nam tego nie powie: ' Adsu/ si ' przerwa mu cic&o Debren. ' 7am p$jd. ' >azem p$jdziemy. M$wi jeno, e masz si mnie trzyma!. = domu. 8upi piec&ur, co w otwartym polu wojuje. 7yszysz: 6a dugo! drzewca od c&aupy, nie dalej. 6a dworze byo janiej, ni s"dzi. =nna sprawa, e nie XON (rtur 4amewicz trzeba byo wiele wiata, by dostrzec bawanka. 7ta na j wprost drzwi i mia dobry okie! wzrostu. ' .enda: ' W gosie %br&la syc&a! byo niepewno!, i 6ic dziwnego5 od ic& ostatniej wizyty na podw$rzu sporo si zmienio. %a spraw" niegu, kt$ry spywa z nieba wielkimi patkami, ograniczaj"c widoczno! do kilkuna stu krok$w. Adciski st$p znajdoway si bliej, ale wieej bieli byo na tyle duo, e rozpoznanie ic& przekraczao moliwoci najlepszego owcy. Debren kucn", musn" doni" nien" -igurk. Astronie. 4iae kulki zac&oway lady jej palc$w. ' .enda ' potwierdzi. ' 0o... bawan: ' 6ie depcz lad$w. >uszyli r$wnolegle do ciany. %br&l rozumia c&yba, e nie o sam" taktyk c&odzi, bo c&o! rozgl"da si nieustannie i ani razu nie uy &alabardy w c&arakterze wyra2nie potrzebnej mu laski, wzi" na serio sowa czarodzieja i trzyma si daleko od koleiny. 4o tak przewanie wygl"da trop5 jak drogowa koleina. Wiatr do sp$ki ze wieym niegiem zatary szczeg$y. #o tdy przeszo, ale Debren musia zada! sobie pytanie, czy aby na pewno .enda. Adosobnione leje stanowiy rzadkie wyj"tki, dominowaa za w"ska bruzda, kt$r" r$wnie dobrze m$g pozostawi! st"paj"cy apa za ap" gry-. *isklak by ze dwa razy szerszy od dziewczyny i rozstaw n$g mia odpowiednio wikszy, ale by kotem, a kot, jak wiadomo, swobodnie spaceruje po grzbiecie zbitego z cienkic& desek potu. ' Dziwne. ' %br&l tr"ci nieg ko/cem drzewca. ' 1ak to ona, to ze trzy razy tdy laza. Debren przyzna mu racj. Krzak, owocowy c&yba, r$s w pobliu ciany i kto, kto pozostawi lady, raz min" go od strony domu, a dwukrotnie obszed, skrcaj"c w g"b podw$rza. Kolce na gaziac& wyjaniay powody, lecz nie przes"dzay o osobie. .enda, zwaszcza jeli ucieka w sa' i mej sukience, bya bardziej podatna na zadrapania, ale i pokaleczony gry- mia prawo unika! cierni. 6astpn" nieregularno! znale2li w miejscu, gdzie dziewczyna przesuwaa si wte i wewte, pr$buj"c ci"gn"! zwisaj"c" z dac&u lin. A ile to co zasugiwao na tak szumn" nazw. ' 0o to ka-tan ' zdziwi si %br&l, przesuwaj"c sukno w palcac&. ' #o ona5 zdumiaa: 6ie prociej sznur...: ' 0rzeba mie!. ' >ozc&wiana *etunka pojawia si za ic& plecami z godn" duc&a dyskrecj". ' ( nam gry-y embargo zaoyy na wyroby powro2nicze. Wiesz5 sieci, ciciwy... 6o i sznury moje by byy, a ka-tan jej wasny. 0o porz"dna dziewczyna. Moe i wodniczka, ale porz"dna. 6awet sukni nie c&ciaa. ' 7ukni: ' Debren zmarszczy brwi. ' ( tak ' przypomnia sobie %br&l. ' %esza z klepsydr temu i zagadywaa *etunk o now" sukienk. *ewnie eby ci si nudn" nie widzie!. Durne te baby, e uwierzy! trudno. .edwie toto c&odzi, nogi jak maszt dugie, -igura jak u klepsydry, zgrabna, e strac&, c&opa ma ju gotowego, w ou, i zamiast o tym, co by tu jeszcze z siebie zdj"!, o ubieraniu si myli. ' 1ak si nie da pasa zdj"!, lepiej go adnie przykry! ' zauwaya *etunka. ' (le jej nie o to c&yba szo. 6aj3brzydsz" c&ciaa i najta/sz". 7ukni, znaczy. ' 7ukni: ' powt$rzy Debren. ' *asa si nie da: ' zdziwi si %br&l. ' ;e niby co5 klamra jej si zacia: #o za gupoty mi tu...: ' 7ukni ' kiwna gow" *etunka. 6a tyle stanowczo, e zarzucio ni" lekko. #zarodziej sta bliej, ale to rotmistrz pierwszy przyskoczy z ramieniem. #&yba nawet nie zauwaya. ' >obot, m$wi, mam do wykonania, pobrudzi! si mog albo co, wic daj najgorsz", jak" masz. 0om powiedziaa, e do roboty lepsze portki i e znajd jej jakie, a ona na to, e portki adn" miar" i musi by! suknia. ' M$wiem ' poc&wali si %br&l. ' 4abska pr$no!. 1ak znam ycie, c&ciaa, by namitno! okaza, szaty na niej dr"c. >omantyczka, ale rozs"dna5 jak ju, to te gorsze na straty spisaa. M$wi ci, Debren5 nie myl tyle, tylko e/ si. 7woje wady ma, ale drugiej takiej atwo nie znajdziesz. 0ylko nie wiem, jak z ubraniami wyrobisz. Debren zignorowa yczliw" rad. ' A czym jeszcze m$wia, *etunko: ' 0roc& wypiam ' mrukna tylko pozornie nie na temat oberystka. ' A czym...: (, no tak. A c&opac& i dzieciac& rozmawiaymy. ' 1ak to baby ' wzruszy ramionami %br&l. Debren odnotowa, e nie przeszkadza mu to w przytrzymywaniu kobiecej talii. W rozgl"daniu si te nie. =nna sprawa, e w oczac& nie mia ju poprzedniego niepokoju. #&yba podobnie jak Debren uzna, e skoro gry- nie zaatakowa do tej pory, raczej si ju nie zdecyduje. ' (le e z nas nie baby, to moe bymy...: ' ( konkretnie: ' Debren nie na niego patrzy. ' A moim czwartym ' powiedziaa nieco ciszej *etun3ka. ' 1ak mnie nim c&opi z %amostk$w uszczliwili i te c&olerne ursoludy. ' #o: ' %br&l drgn". ' A czym ty gadasz: ' ( co, nie doszam do czwartego: ' %nieczulenie z gorzaki dziaao@ jej gos brzmia niemal normalnie, niemal beztrosko. ' 6o, prosz. 8ow bym daa... Dopadli mnie, gdy Baclana do grodu wiozam, do medyka. Kto plotk puci, e c&opak mocno gry-a poszczerbi, moe i na mier!. 0o si przy trakcie zasadzili i mnie za kar ca" kup" wydudkali. ' #&opi: ' zapyta przez zby %br&l. ' % %amostk$w: ' Durna jestem ' stwierdzia samokrytycznie. ' Ad tego zacz"! powinnam. 4o i regu trzec& razy potwierdza, i drug", e co zamac& na kl"tw, to gorsze skutki. Mama biesiarza naja, to przyjec&a 8wadryk i mi Bac3lana zrobi. 4olao, ale nie tak bardzo. A konsekwencjac& m$wi, dziecku znaczy. #edrzy& 4elniczan na gry-a poprowadzi, up$w nie byo5 4elniczanie mi c$rk zmajstrowali. 4olao bardziej, gdy potem zmara. Baclan poszed na gry-a ' i zn$w niec&ciana ci"a. 8dybym nie poronia, to jeszcze bardziej by bolao. 4o nied2wiedzi"tko bym powia. Kt$remu z bratank$w sotysa strza wyszed. Kudate byo, eb jak may ceber... 6ie wiem, jak bym... *ewnie ze skay bym razem z male/stwem skoczya. %awsze to moje dziecko. Wic niby ciut lepiej si sko/czyo, c&o! raz si 4$g ulitowa. (le wol nie myle!, co by si stao, gdybycie teraz *isklaka ubili. %br&l nic nie powiedzia. %abra tylko rk z jej biodra i uj" w do/ drobne palce *etunki. Debren odwr$ci si na picie i brn"c po kolana w zaspie, podszed do naronika budynku. ' A co pytaa: ' 6ie ogl"da si za siebie. ' A zamostkowiak$w. #zy przyjd", pomog" gry-owi. Wdrapa si na s"g drewna opaowego, star nien" czap z czego, co samo przypominao bia" narol niegu, przyklejon" do zbatego grzbietu czstokou. ' 0o poduszka: ' zapyta z niedowierzaniem %br&l. Debren rozejrza si, zeskoczy z s"gu, zdj" z gazi jabonki onieon" pac&t. Dderzenie doni" przywr$cio jej wygl"d ka-tana z kapturem. 7ztywnego jak deska. ' W co ona si bawi, ajno i ka: *etunka, czy wycie czasem nie piy we dwie, jak spaem: 4o nijakiego sensu tu nie widz. ' *etunko ' Debren odsun" go od oberystki, pooy donie na jej ramionac&. ' 0o wane, postaraj si... Wzia co jeszcze: Daa jej t sukienk w og$le: ' % b$lem serca. ' 7taraa si, ale wyc&odzio jej tak sobie. 8orzelnicy z Dangizy znali si na robocie. ' 6a szmaty j" miaam. Catalny kr$j, bura jak &abit i mole j" napoczy. *rosiam, by inn", tumaczyam, e nie do twarzy jej3' (le pogadasz z tak": Dparte to jak... ' Wzia co jeszcze: ' powt$rzy. ' % ubra/: 6o, onuce. (le to wczoraj. ' Do sukni nie nosi si onuc ' poc&wali si obyciem %br&l. Adstawi top$r, sc&yli si, wbi do/ w zasp. ' 8upi ' wzruszya ramionami. ' Ana akurat... ( zreszt", jak sza spa!, nie byo mowy o sukni. Wida! jej Debren co przykrego o stroju powiedzia, no to si przed witem zerwaa i po ratunek przybiega. Dranie jestecie. 6iby to si miej" z babskiej pr$noci, a ubierz si niedbale, to ci od czupirade wyzw". %br&l wyprostowa si. W rku trzyma lekko okopcon" kusz. Wygl"daa na ca", ale z ciciwy zostay tylko dwa czarne knoty przy rowkac& czyska. ' *ewna jeste: F Debren cisn" mocniej ramiona *e tunki. ' ( buty, kouc&, co ciepego: % tego, w czym tu XOW przyjec&aa, lin skrcia. Musiaa jej da! co opr$cz sukni i onuc. ' Moe jestem pijana ' przyznaa odwanie. ' (le nawet >o,oletto nie mia odwagi mnie poucza! w kwestiac& z przyodziewkiem zwi"zanyc&. #&o! artysta by. ' 6ie o tym... ' ( ona jest porz"dna ' nie daa mu sko/czy!. ' *owiedziaam, by braa, co c&ce. #&ciaa sukni, niczego wicej. 1eli sugerujesz, e potem cic&cem co podkrada... Debren zostawi j", drapa si z powrotem na s"g. *o c&wili by po drugiej stronie czstokou. *oszo atwo5 najpierw poduszka uc&ronia jego brzuc& przed ostrymi czubkami pali, potem zwisaj"ca spod niej onuca przed koniecznoci" skakania z wysoka. 0o wanie onuca zaintrygowaa wygl"daj"cego zza ogrodzenia %br&la. ' Kto si poddaje: ' uni$s biae p$tno. ' Kto skaka! nie m$g. = zdj"! nie zd"y ' wyjani Debren. >ozejrza si po zasanym onieonymi trupami pobojowisku. ' % nic& te c&yba niczego... %br&l ostronie przeazi przez grzbiet palisady i, nie u-aj"c onucy, opuci si po drzewcu &alabardy. 4yo dugie, wic zeskok minimalny, ale i tak noga nie wytrzymaa. >otmistrz wyoy si w zaspie. *od resztami daszku osaniaj"cego ganek prawie nie byo wieego niegu. Debren wyzby si zudze/. 7ta tam nadal, tpo wpatrzony w odciski jej pit, kiedy owion" go miy zapac& podgrzanej kobiecym ciepem gorzaki. ' Durna smarkula. ( zaklinaa si, e w rzyci ma wy gl"d. ' %br&l posa *etunce zdziwione spojrzenie, wic wyjania5 ' 6ie widzisz: 4oso po niegu biega. %n$w jej, c&olera, wstyd sukni z apciami miesza!. >otmistrz milcza przez c&wil, patrz"c to na utrwalone w niegu odciski bosyc& st$p, to na Debrena. ' Dobrze *etunka m$wi ' mrukn" wreszcie. ' *o patrz tam dalej5 -aktycznie biega. Mia racj. 0rop zn$w, jak w przypadku krzaka, rozgazia si. #o najmniej raz .enda zrezygnowaa ze wspinania si na niski sk"din"d ganek i pobiega dusz" tras" wok$ pomostu. ' Kocic& nie wida! ' dorzuci %br&l tonem pocieszenia. Debren przelizn" si pod porcz", ruszy wzdu ganku. %atrzyma si obok naderwanego szyldu. Wpatrywa si w drzwi. = napis. 4yo ju na tyle widno, e nie mia problem$w z jego odczytaniem, c&o! uyty inkaust by podej jakoci, wodnisty, a drzwi ciemne ze staroci. 1eli raz po raz zaczyna od nowa, to nie dlatego, e nie potra-i dobrn"! do ko/ca. 6ie rozpisaa si zanadto. Mc mi$uj, nie szukaj, egnaj, Lenda" 1S2 3est maty i a$osny" 6ie zauway, kiedy stanli za jego plecami. %e wstrz"su bezpaowego wyrway go dopiero sowa *etunki. ' 6o prosz ' powiedziaa. ' 1eszcze i duc&y. 1akby mao byo kopot$w. %za ciany, przez szpar, przygl"da im si Drop. Debren sysza wyra2nie c&robot pazur$w po pododze. ' Duc&y: ' zdziwi si %br&l. ' A tyc& kul-onac& m$wisz: Duc&y, jak ju, pisz" ostrogrockimi runami albo &ierogli-ami z Dekturanu. ;e o podpisie nie wspomn. *stro w gowie ma smarkula, ale przynajmniej na to jej rozumu starczyo. #&o! przyznam, em dowcipu nie poj". #o wycie w nocy wyczyniali, Debren, e tak jej si we bie poprzestawiao: #zarowae: #zy moe zwyczajnie, piwo w robocie byo: ( w og$le to sk"d ona barszcz wzia: ' 0o krew ' mrukn" Debren. *odszed do drzwi, dotkn" palcem runy H.I, przyoy palec do nosa, potem do ust. ' % wod". W niegu musiaa zmoczy!. ' #o zmoczy!: >an: Debren nie odpowiedzia. *opatrzy z uwag" na poruszaj"c" ustami oberystk. ' 8oniej ' powiedzia agodnie. *rzekna lin, zerkna na niego niepewnie. ' 6ie m$wiam wam o tym, prawda: ' A czym: F zmarszczy brwi. ' 8dyby nie ortogra-ia... ' *rzeniosa spojrzenie na r$ owy napis. ' =naczej wtedy pisali. (le poza tym... = jesz cze ta krew... *ewien jeste, e to .enda: 0a twoja: N^^ 6ie by pewien. Wiedzia, jak smakuj" jej usta i pot. (le nie mia okazji zapozna! si z kompozycj" krwi, moczu, myda, rdzy i stopionego w doniac& niegu. 0o znaczy, pomijaj"c nieg, owszem ' mia tak" okazj. 0yle e j" zaprzepaci. 1ak ostatni c&am. = dure/. (le nie umia tego wyjani! zbyt pijanej *etunce i zbyt trze2wemu %br&lowi. %waszcza e byo co waniejszego. ' 0a moja: ' zrobi krok w stron oberystki. ' A czym ty...: Moja: ( niby jaka miaaby...: ' 6o przecie... ksiniczka. ' Ksiniczka: ' Dobrze si czujesz, Debren: 4oe, co wycie tam wyprawiali: Ana ucieka, ty nieprzytomny. 0o przez ten pas: #zarowae: 1asna c&olera, durna nie jestem, widziaam, e zamka nie ma. Magia, tak: %aklciem zamknity: ( ciebie tak przypilio, e pr$bowa...: ' Mona wiedzie!, o czym gadacie: ' warkn" %br&l. ' #o za ksiniczka: ' Debren puci mimo uszu i jego pytanie, i wszystko, co powiedziaa *etunka. 6a szczcie wyczua, na co si zanosi, i odpowiedziaa, nim posun" si do rkoczyn$w. ' ( niby jaka: .edoszka, puszczalskie nasienie. *rzygl"da jej si tpo przez dobre p$ pacierza. ' *owiedziaa, e .enda. 6ie adna .edoszka, tylko .enda. =nna. ( ksiniczka... 7am wyczu, jak paczliwie to zabrzmiao. #akiem jak skarga maego c&opca. 6iewiele z tego zrozumiaa, ale ju teraz znalaz zal"ki wsp$czucia w jej oczac&. ' 0ak do naszej &istorii przesza ' powiedziaa tonem, kt$ry ociera si o przepraszaj"cy. ' .edoszka .isiczanka, po matce. (le mylaam... mylaam, e w .elonii na kopy macie niewiast o tym imieniu. ' .edoszek: ' umiec&n" si gorzko, o ile to w og$le by umiec&. ' 1ednej by nie znalaza. ' 0y znalaze ' wzruszya ramionami. ' .end. 6ie adn" .edoszk, tylko... ' ( jak si to imi zdrabnia: ' %drabnia: ' popatrzy na ni" oszoomiony. ' Dorma na bie stawaa, by c$rk *retokarowi wcisN^L n"!. #&cia dziewicy, a dziewictwo si z modoci" kojarzy. Wic w listac& nigdy smarkuli .end" nie nazwaa. ' (le .edoszka:) ' #o si w nim buntowao przeciw zestawianiu jej z tamt", tak pokrzywdzonej przez los. ' ;adnej tak u nas nie woaj") .endzia, .endeczka, czasem .endusia... ' ...rdzawo siusia ' doko/czy %br&l. Debren zastyg z rozc&ylonymi ustami. >otmistrz wyjani5 ' 6ad Wi$r3n" takowy napis widziaem, na stodole. *amitam, bo si nim komtur okrutnie przerazi. W tamtyc& stronac&, na pograniczu, .elo/czykom zbroja si tradycyjnie z >ycerzami Koowymi kojarzy. 1ak kogo nie lubi", to mu m$wi", e c&rzci czy rdzewieje. 6iby e zakonny, Maryga3tu sugus. *o okupacji pono! drucian" szczotk" czycili baby, co si z Koowatymi zaday. 1akby napis o polityk za&acza, mogyby si okoliczne ladacznice wystraszy! i ceny podnie!. ( morale i tak nisko stao, bo na Kum3mon$w goodupc$w g$wnie tra-ilimy i upy byy do rzyci. 6a szczcie nie o walk z kolaboracj" szo. %e wsi kto yw uciek, ale wywiad rzuci do roboty najlepsze siy, czarami si wspom$g i ustali, e to robota lelo/skiego ucznika konnego. *erwersa, co bab opancerzon", mar3kietank zapewne, za stodo" podpatrywa i daremnie o dudkanie zagadn". Mord mu za podgl"dactwo obia, to wzi" pomst. #o jednak znaczy wsp$czesna magia ' pokiwa z uznaniem gow". ' % paru lad$w tak caluk" &istori wyczyta!, c&o! to jeno mocz i wybite zby, nie runy... ' = dobrze, e nie runy ' zauwaya *etunka. ' 1ak wida!, z runami czarodzieje problemy miewaj". .elo/3czyk z krwi i koci ' zerkna na Debrena ' za granic" byway, we wczesnowiecznyc& ksigac& oczytany z ic& dziwaczn" pisowni", a nie poapa si, e o .enduszk c&odzi. 0yle e przez HeI z ogonkiem i HoI z kresk" pisan". Kt$re to znaczki obcokrajowiec z natury pomija. Debren wzruszy bezradnie ramionami, odwr$ci si, zn$w popatrzy na drzwi. ' Ana... tamta... 6aprawd co takiego...: ' 7owo w sowo. = te takow" krwi". 0yle e arc&aicznie bardziej. % kusym. N^M ' % czym: ' nie zrozumia. ' 6o wiesz... %amiast maego. 6awet nie zabolao, c&o! powinien poczu! si upokorzony zakopotaniem w jej gosie. %br&l, na sw$j spos$b, te popisa si delikatnoci". ' Modzie co pokolenie, to gorsza ' pokrci gow". ' Ksiniczka niby wredna, a prosz5 jednowymiarowo *re3tokarowi przycia. ( .enda, c&o! poczciwa dziewuszka, od razu w trzec& wymiarac& Debrenowi... ' 6iczego mi nie... ' Debren ugryz si w jzyk. ' *rzygadaa, znaczy ' wyjani %br&l. ' 0o! wiem, e ci niczego. W zbroi adne z was nie c&adza, to ci si nie przytra-i to, co jednemu mojemu znajomkowi z kopijni3czej c&or"gwi, kt$ren te za stodo", w popiec&u... ' Debren: ' *etunka uja czarodzieja za zwieszon" bezwadnie rk. ' #o ty jej zrobi: #zy moe ona tobie: Doroli jestemy, nie musisz... ' *opatrzy jej w twarz. ' Wiem, e to trudne. Mnie te nie byo atwo o tyc& wszystkic& gwatac&... (le tu o ycie idzie. 4oso gdzie pognaa. W dziurawej sukienczynie. 1ak jej szybko nie znajdziemy, to sam mr$z, bez pomocy gry-a... ' W apciac& ' powiedzia cic&o. ' 7k"d moesz wiedzie!: W wywiadzie u Koowatyc& nie suye. ' 0r"cia cim" sabo widoczny, ale czytelny odcisk stopy. ' 0u boso biegaa. Mac&rusie sodki, jakie to biedactwo zakompleksione... 1eyk z wierzc&u, a pod spodem istna galareta. Wiesz, dlaczego boso po niegu z takim uporem azi: 4o jej pewnie jaki kretyn powiedzia, e nogi ma za due. ( jaki inny kretyn nie powt$rzy sto razy, e przede wszystkim adne. ' 1aki kretyn ' wzruszy sabo ramionami ' zna j", jak tak dobrze policzy!, ze sto klepsydr najwyej. ' 7k"d wiesz, e w apciac&: ' zapyta rzeczowo %br&l. = rozejrza si. ' #akiem lady zawiao. M$wi o usanym trupami pobojowisku, nie ganku. ' 4o onuc na lin nie przerobia, c&o! porczniejsze. ( tylko dure/ uywa samyc& onuc, maj"c pod rk" obuwie. ' 6o, za m"dra to ona nie jest ' zauway %br&l. N^X ' ( onuce ' dopowiedziaa *etunka ' niekoniecznie midzy nogi a cimy wpyc&amy. %br&l puci to mimo uszu. 7un"c wzdu lad$w dotar do wyomu w palisadzie. *rzea"c nad kikutami zgruc&otanyc& sup$w, Debren wyzby si resztek zudze/. ' 0aaak ' mrukn" rotmistrz. ' %a m"dra nie jest. 6iby dalekosine planowanie, trzecia onuca, poduszka, by ywota nie pokaleczy!, a o dziurze zapomniaa. 6o i to bieganie w k$ko... +isteria jak nic. %nam to. %drenka, bywao, te do stodoy czy sadu umykaa, jakemy si pok$cili. Dobrze c&ocia, e kouc&a koza nie wzia. 4o dalej by polaza, pob"dzia i zamarza. ( tak to zo! wywietrzy, zzibnie i raz3dwa wr$ci. ' Wr$ci: ' najeya si *etunka. ' ( ty c&cesz po prostu siedzie! na tyku i czeka!, a...: ' 6ajpierw pogada! musimy ' uci". >uszyli w stron drzwi. Debren dopiero teraz dopatrzy si drugiego tropu .endy biegn"cego w g"b podw$rza. 0rop zaczyna si wanie przy drzwiac&. = przy bawanku. Debren, ciut p$2no, zauway, e do tradycyjnyc& trzec& kul .enda dodaa sopel. 6awet spory, ale widocznie mniejszego nie miaa pod rk". 7opel, wbity w doln" cz! najniszej kuli, wyra2nie mierzy w ziemi. Wszystko jasne. 0am, przy -rontowyc& drzwiac&, dziewczynie sko/czya si krew, ale nie zo!. %n$w nie bolao tak, jak powinno. Wliznli si do izby, lecz %br&l nie pr$bowa barykadowa! wejcia. ' 1ak w obejciu siedzi ' wskaza nieny tuman i skryte za nim zabudowania ' to okrzyk usyszy. 0yle e gry- te. Wysza po !mie, m$g j" przegapi!. Moe by! tak, e o niej nie wie. %aczniemy woa!, domyli si i... ' =d ' powiedzia Debren ze spokojn" desperacj". ' 6igdzie nie idziesz. ' 6ie moesz mi zakaza!. ' Mog ' zapewni rotmistrz. ' *rawem silniejszego. = bardziej dowiadczonego. 9wita, Debren, a my nie w drodze. Wojn, znaczy si, mamy. 6ie wtr"caem si, gdy N^N o czary i negocjacje szo, ale teraz... %a dugo wojuj, by bez namysu w ryzykowne manewry si wdawa!. ' Musz j" znale2!. Adsu/ si. ' 6ie. ' 7krzyowali spojrzenia, r$wnie c&odne, jednakowo zdecydowane. Debren, zaskoczony, ale i nieco otrze2wiony, odst"pi o krok. %br&l dla odmiany zagodzi ton. ' Widz, e j"... (le musisz rozumem myle!, nie tym w portkac&. 1ak yje, to gupot" jeno jej zaszkodzimy, a... ' 1ak yje:) ' *ewnie nic jej nie jest ' powiedzia szybko rotmistrz. ' 6ikt nic nie sysza, a bez jednego d2wiku takiej jak .enda to i smok by nie ubi. 6o i uwaaa. 7koro trzy razy c&aup obesza i berdysz wzia, znaczy, e ostrona. We2 z niej przykad. 6ie wariuj. *omyl lepiej, co si stao, e wysza. = dok"d, po co: Debren od dawna o niczym innym nie pr$bowa myle!. ' 7k"d mam wiedzie!: ' burkn". ' 6apisaa, e masz... ' *etunka taktownie nie doko/czya. ' *yskata jest, ale czego takiego by bez powodu... ' Wic wida! ma pow$d ' rzuci przez zby. ' M$j problem, moe te jej. Wasz nie. Adejd2 od drzwi, %br&l. ' <ajno mnie obc&odz" wymiary Debrena ' rotmistrz posa zotowosej gniewne spojrzenie. ' ( i ta durna smarkula coraz mniej, skoro mu za cae jego serce kopniaka w takie miejsce... 6iewdzicznica. ' .enda nie napisaaby czego takiego bez c&olernie mocnej przyczyny F mrukn" magun. Wypatrzy porzucony g"sior, ykn" solidnie. ' *etunko, niewiast" jeste. *owiedz5 po co dziewczyna robi co takiego: *yta powanie, a ona powanie i dugo zastanawiaa si nad odpowiedzi". ' Widz trzy powody ' mrukna w ko/cu. ' (lbo j" r$wnie okrutnie w dum ugodzi i... 6ie, czekaj@ nie r$w nie5 po dziesiciokro! bardziej. 0o nie tpa wiejska dzie wka. %a wiele subtelnoci w sobie ma, by z miejsca a tak... *o drugie... zaraz, co to c&ciaam...: (&a5 jak nie odwet, to zwyczajnie... prawda. Dczciwie spraw stawia5 nie koc&a, egna, radzi by na poszukiwania czasu nie traci!, bo nic z tego nie bdzie. = konkretny pow$d podaje5 cielesne niedopasowanie stron. Moe niedouczona jest w tym wzgldzie i boi si, e przez t twoj" kr$tko! macierzy/stwa nie zazna, a moe po prostu bez zmysowyc& uciec& wytrzyma! nie moe. Ku temu drugiemu bym si skaniaa, bo oczytanie po niej wida!, a pas co nieco sugeruje. ' 1aki pas: ' nie zrozumia %br&l. ' ( trzeci pow$d: ' zapyta spokojnie Debren. 6ie od razu odpowiedziaa. 6ajpierw, znamiennie dugo, patrzya na rotmistrza. Aczy miaa trze2we i smutne. ' *o tym, jak >o,oletta pogrzebaam, dwa razy jeszcze serce mi mocniej zabio. %a kadym razem do takiego, co by go gry- jednym dmuc&niciem... 0om pogonia. #o takiego tu w powietrzu wisi, e jak ja kogo, to i on mnie, zawsze z wzajemnoci", c&olera... Wic musiaam brutalnie, bo si byle opryskliwoci" i zodziejskimi rac&unkami nie zraali. ( i mnie nieatwo byo podo! za podoci" takiemu czyni!, kiedy si serce samo rwao i a nogami przebieraam, eby... ' *etunko... ' Debren rzuci sposzone spojrzenie w kierunku znieruc&omiaego %br&la. ' 6ie umiaam inaczej, tom jak wrz$d, rozpalonym noem... Do a2ni, niby to przypadkiem, z nowymi r$zgami, potem calukie po"danie z biedaka wycisn"!, rk", by determinacji starczyo i bym si nie rzucia czym innym... ( na koniec, jak mu c&wilowo miowanie zeleje, wymia! od kusyc& ogonk$w. 1eden do ko/ca nie wierzy@ musiaam i! midzy goci i jeszcze tam mu gonymi komentarzami wstydu przysporzy!. Abaj wyjec&ali szczerze mnie nienawidz"c. *opakaam, odc&orowaam, ale oni przeyli. ( Jeyn... 1ego na pocz"tku ani troc&, sami widzielicie, jaki by. 6o a potem ju tak si zylimy, e jak miowanie przyszo, tom nie potra-ia. %reszt", jeli o przyrodzenie c&odzi, to 4$g mu niedostatki rozumu wynagrodzi. 6ie uwierzyby... 6o i prosz ' popatrzya na okryte obrusem ciao. ' %abiam Jeyna. %robio si cic&o. Kutykanie %br&la wydao si w tej N^V ciszy donone jak walenie taranem, plusk nalewanego piwa kojarzy si ze redniej wielkoci powodzi". ' >ozmawiaycie ' przerwa milczenie Debren. ' #o m$wia: ' 6ic waciwie ' wzruszya ramionami. %br&l s"czy piwo. (lbo udawa, by jawnie i publicznie nie gry2! ku-la. Aboje nadal nie patrzyli na siebie. Debrenowi przemkno przez myl, e n$ uywany przez *etunk do nacinania wrzod$w by c&olernie tpy. ' A sukni. = Jeyna pocaowaa. 6ic nie m$wia, jeno si sc&ylia i... Mylaam, e to dlatego, bo ju ledwo, ledwo... ' = to wszystko: ' *osaam j", by sukni poszukaa. 6ie mogam Jeyna samego w takiej c&wili zostawi!. (, i powiedziaam, gdzie mam rzeczy po c$reczce i eby sobie pieluc& wzia. ( ona... ' *ieluc&: ' %br&l oderwa w ko/cu zby od ku-la. (le na *etunk jeszcze nie spojrza. ' Debren: 6aprawd przy nadziei jest: 0o w tym rzecz: A to ecie si...: <ajno i ka, c&yba nie powiedziae jej, e pora nieodpowiednia i eby drugiej 7ierosawy poszukaa:) ' 7iero...: ' %rozumia. Dmiec&n" si smtnie, bez urazy. ' 6ie. 0o nie to. W yciu bym... ' 0o po co pieluc&y braa: ' 6ie braa ' sprostowaa *etunka. ' Wanie m$wi, e nie. *owiedziaa, e onuca jej starczy i co tak jakby... no, e jeszcze by %br&la drugi raz ubia. ' Drugi raz: Mnie: ' zdziwi si rotmistrz. ' *od nosem mruczaa, tom za dokadnie nie usyszaa. ' #o jeszcze o %br&lu m$wia: ' przerwa Debren. *etunka opucia twarz. #&yba nieco czerwie/sz". ' 0o... nic wanego ' b"kna. ' 6ijak si nie ma... 0a kie tam babskie gadki. Debren czeka c&wil. 6ie doczeka si. ' 7taram si j" zrozumie! ' wyjani. ' 1ak bd wiedzia, dlaczego ucieka, to moe zgadn, dok"d. = moe dogoni, nim co zego si stanie. *rosz ci, *etunko5 pom$ mi. ' *owiedziaa, ebym go pilnowaa ' wymruczaa, nie N^Z patrz"c na nikogo. ' 4ym nie zwaaa, e to jeno par klepsydr, e cakiem obcy, w$czykij, golec, e nic o nim nie wiem. M$wia, e ona te tak kiedy kogo w wiat pucia i odt"d co noc poduszk to zami moczy, to gryzie. ;e nim decyzj podejm, mam go tu c&o! do wieczora przetrzyma!, w serce si wsuc&a!. ' #o: ' %br&l opuci z wraenia rk z ku-lem, resztki piwa spyny na spodnie. ' .enda ci takie rzeczy...: ' #&ciaa, bym obiecaa, e go nie puszcz ' ci"gna *etunka. ' 4ymy czas mieli i oboje wiadomie... 6o i poczekali, zobaczyli, bo moe gry-owi si zdec&nie, bo przecie ten kapalin... = e jak gry- padnie, to moe i most. 4o, m$wi, Debren to garz@ nie ma powodu mu wierzy!, e nic jeden do drugiego nie ma. 7prawd2, czy most dalej stoi, a dopiero potem %br&lowi kosza dawaj, jeli ju. ' 6alegaa, tak: ' zapyta Debren, marszcz"c brwi. Kiwna gow". ' 0o ju c&yba wiem, o co w napisie szo. #&olerna intrygantka. 4aa si, e za ni" pogonimy, wic mnie po ambicji trzasna, od kusyc& wyzywaj"c i bawan$w, a %br&la tob" poszczua. ' (le po co: ' mrukn" rotmistrz z bezsiln" zoci". ' .in pr$bowaa zdj"!. ' Debren myla na gos. ' +aas, strata czasu, a mimo to... ( ka-tana nie wzia. *siama!... ka-tan) Dlaczego on w og$le...: ' Adwr$ci si, popatrzy na kogo od pocz"tku wcinitego w najgbszy cie/. ' Drop: Wyleciae z ni" wtenczas. 7pecjalnie zdja i odwiesia: 4y rano, jak si wymknie...: 6ie, czekajcie... ' %apomnia o ptaku. ' 7koro przez dziur laza, to i ka-tan moga zabra!. ' 0o moe nie planowaa dziury: ' posun" %br&l. ' Kiedy po konia szlimy, kady c&yba troc& wierzy w to zawieszenie broni. ' Debren wpatrywa si niewi3dz"cym wzrokiem w skulonego w k"cie papug. ' Moe liczya, e nic si nie stanie, spokojnie wr$cimy i jak nastpnym razem kto zec&ce do wyg$dki, to wartownik po prostu go bez pytania wypuci. %br&l nawyk, e w krzaki c&adzaa, c&o! wok$ wilkoaki. *uciby. ' A, takiego. ' >otmistrz pokaza, jakiego. ' Wilkoak to jedno, a ten lataj"cy c&olernik... Moe bym i puci, ale N^W j po rzeczowej dyskusji. ' *rzerwa na c&wil. ' ( nie po3] mylae, e si... no, e morale jej pado: 4ywa tak na wojnie. 6o i to dziewczyna. <a2ni zakosztowaa, pierzyny, c&opa obok, na okr"go tu o dudkaniu i rodzeniu gadamy... Moe jej si zwyczajnie babski instynkt odezwa: Do spokojnego ycia zatsknia, domu, dzieci: 6ie jest ju taka moda, czas najwyszy... ( to tutaj to nie jej sprawa. ' Mylisz, e stc&$rzya: ' nazwa rzecz po imieniu Debren. *otra-i, nie bolao. 6ie oczekiwa wiele od .endy 4ranggo. #&cia tylko, by ya. ' Moe. ' %br&l te nie wygl"da na poruszonego. ' ( moe na odwr$t5 posza, bo taka odwana. 4erdysz wzia, przypominam. *ewnie po to, by si lepiej wybroni!, gdyby co, ale moe by! i tak, e sama gry-a szuka. <ajno i ka, nie wiem. Dziwna jest. 6ic ci nie m$wiem, ale w gowie to tak cakiem po kolei ta twoja .enda nie ma. ' #&yba nie ' zgodzi si czarodziej. ' 1ak w b$j, to w spodniac& powinna ' zauwaya *e3tunka. ' 4aba nie baba, w b$j si w portkac& c&adza. Debren patrzy na ni" przez c&wil, potem z uznaniem kiwn" gow". = umiec&n" si blado. ' Masz racj. = c&yba wiem, czemu ka-tana nie zabraa. ' W panik wpada i zapomniaa: ' domyli si %br&l. ' W sukni z dala wida!, e niewiasta. Wiksza szansa, e gry- bez przeszk$d... ' Abrrraza) ' przerwa mu gniewny okrzyk z k"ta. ' 8rrromada krrretyn$w) Aszczerrrcy) 6ikogo zbytnio nie urazi, ale zaskoczy wszystkic&. ' #o, dzi$b ci si rozklei: ' ucieszy si rotmistrz. ' 0o moe nam powiedz, bratku... ' Morrrda w ceberrr ' przerwa mu ze zoci" i alem Drop. ' Wyrrra2ny rrrozkaz. *arrrol. ' 0o do mnie byo: ' zjey si %br&l. ' Morda w...: ' Do niego c&yba ' powiedzia zdziwiony Debren. F 1ak rozumiem, .enda kazaa mu trzyma! dzi$b na k$dk. ' >rrozumiesz prrrawidowo. #&olerrra. ' #&olera: ' powt$rzya *etunka, bior"c si pod boki. ' (le m$wi! nie c&cesz, tak: 4o parol dae: N^O ' *rrrawda. ' ( nie pomylae, durniu pierzasty, e dziewuszka moe zgin"!: Masz mi tu zaraz gada! wszystko, bo... ' Wrrrogo! domierrrtna ' zaskrzecza aonie ptak. ' 7eparrracja. Akrrrutne grrro2by. = rrrozkaz. Wierrrno! trrradycj" obwarrrowana. >rrodowa. *rrradziadowie... ' 6ie m$wia, e rozmawiali ' przerwa mu Debren, zwracaj"c si do gospodyni. ' 4o nie rozmawiali) 7owem si nie odezwa) ' 0o kiedy parol dawa: ' zmarszczy brwi. ' Drop: ' Dorrradzanie zabrrronione. ' 6ie o rady ci Debren pyta ' warkn" %br&l. ' (kurat nam tw$j kurzy rozumek potrzebny... ' Morrr,acki gburrr. >otmistrz ruszy w stron ptaka. *etunka zapaa go za okie!, zatrzymaa bez trudu. ' #zekaj... ' W bkitnyc& oczac& potrzeba mylenia zmagaa si z alko&olowym przytpieniem. ' #o tu... Ani zawsze kuci na obie apy byli. Wszyscy, cay r$d papuzi. ' (le mordy adnemu nikt dawno nie sku ' rzuci przez zby %br&l. ' *u!, *etunko, a w p$ pacierza... ' Durrrna >rrenda ' zaskrzecza Drop. ' 4rrrutala rrratowa!... Aberrrystce urrroczej krrretyna rrrai!... Debren podszed bliej, przykucn" przed papug", zajrza pod gniewnie nastroszone, sowie brwi. ' Dok"d posza: ' zapyta cic&o. ' Wiesz, prawda: 0en ka-tan na jabonce... Abok bye, jak zdejmowaa. 0o wtedy kazaa ci przysi"c, tak: ' Drop kiwn" gow". ' (le co: A czym masz nie m$wi!: ' *arrrol ' przypomnia ptak. ' Ana zginie ' powiedzia jeszcze ciszej Debren. ' 6ie rozumiesz: 8ry- j" zabije. ' >rryzyko umiarrrkowane ' zapewni ptak, patrz"c mu szczerze w oczy. *o czym umkn" ze spojrzeniem. ' 8rrry- rrrycerrrski. Aberrrystki trrrapi, instrrrukcj" krrrpowany. *ostrrronne... ' przez c&wil szuka sowa ' postrrronne kurrry trrraktuje tolerrrancyjnie. ' #o znaczy5 ratowa!: ' upomnia si %br&l. ' .enda: Mnie: A czym on...: *etunko: ' 6ie wiem ' westc&na. ' 0yle wiem, e z dziada pradziada dropy gry-om doradzay, a gry-y nigdy na tym 2le nie wyszy. <ajdak z niego i gwaciciel, kury cakiem nie po rycersku traktuje, ale gupi nie jest. = w .endzie si durzy. Wic tak sobie myl, e skoro j" puci, a teraz gada! nie c&ce... e moe wie, co robi. ' Dmiarrrkowanie ' rzuci z gorycz" ptak. ' Masz w"tpliwoci: ' c&wyci si szansy Debren. ' 0o dlaczego...: ' >rrozkaz. 8rrro2ba okrrropna. 7eparrracja. ' Wic nie powiesz: ' warkn" Debren. Drop milcza, patrz"c mu w oczy z nieszczliw" min". ' 0rudno. 4ior konia, %br&l. *oszukam jej. ' Aszalae ' stwierdzi rotmistrz. ' .enda bardziej. ' Debren sc&yli si po siodo. ' = to ^ mnie gry-owi c&odzi. 8dy si wynios, nie bdzie mia po co na ober napada!. ' 1ak mu o ciebie c&odzi, to i .endy nie napadnie. ( jak nie o ciebie, to nas po kolei... 6ie ma nic gupszego od rozdrabniania si przed bojem. %ostaw tego konia. Debren przerzuci siodo przez grzbiet wierzc&owca, zacz" si biedzi! z poprgiem. Ko/ go nie lubi, nadyma si, drepta w miejscu. 7tukot kopyt zaguszy odgos krok$w. Kiedy zwr$ci si twarz" ku izbie, ju jej nie byo. ' 8dzie *etunka: %br&l rozejrza si, zakl", zapominaj"c o broni skoczy ku tylnym drzwiom. Dopiero teraz, kiedy si naprawd spieszy, wida! byo, jak powanie ucierpiaa jego noga. L c&yba caa reszta. 6im Debren dogoni go za progiem z poc&wycon" w biegu &alabard", oberystka ju grzebaa w niegu daleko porodku podw$rza. ' *etunka))) ' rykn" gromko i gniewnie %br&l. ' Wra caj, durna babo))) 4iegiem))) A dziwo, usuc&aa. Dopiero kiedy ca" tr$jk" wpyc&ali si z powrotem pod osaniaj"cy drzwi daszek, Debren dopatrzy si braku skruc&y pod onieon" czupryn". ' We2 ' podsuna mu oblepionego biel" muzera. F 6ie moesz z goymi rkami... ' *o to ajno wybiega:) ' %br&l by tak zy, e sam zapomnia o koniecznoci powrotu do budynku. ' ;ycie ryzykujesz dla jakiej dziecicej strzelawki:) Kretynka) #&yba dotaro do niej, co zrobia. Apucia gow jak zbesztane dziecko. = uniosa brwi. ' #o to: ' wskazaa bia" -igurk. ' 1a ' mrukn" Debren. ' Wida! c&yba, co miaa na myli. ' 4awan ' wzruszy ramionami rotmistrz. %ignorowaa obu. Dkucna, przeci"gna doni" po gowie nienego czowieczka. *o czym znienacka spoliczkowaa biedaka. A dziwo, zamiast straci! gow, pk z g$ry na d$. ' 7amicie bawany ' stwierdzia z satys-akcj", wyuskuj"c sprawczyni tak spektakularnej katastro-y. ' +i3steryczka, tak: 6iewdzicznica: ' Mac&na trium-alnie wyci"gnit" z resztek nienyc& kul r$dk". ' *ytae o napis, Debren: 6o to ju c&yba wiem, o co jej szo. ' 6ie o...: ' %br&l taktownie ograniczy si do tr"cenia sopla drzewcem &alabardy. ' (luzja nader czytelna ' wskazaa zwoki bawanka. ' Kady c&op w zo! by wpad. 6awet gry-, zao si, nie miaby w"tpliwoci, o co rozgoryczonej dziewce idzie. = e prawdziwego Debrena srodze $w widok zaboli. ' 6o i: ' 6ie rozumiesz: Dwie pieczenie na jednym bawanie upieka. >az, e gry- jej nie poar, bo za sojuszniczk mia prawo uzna!. 6ikt tak nie nienawidzi, jak rozczarowana koc&anka. ( dwa, e Debren nieuc&ronnie musia zo! na bawanie wyadowa!, a wic i r$dk znale2!. 8dyby j" po prostu przed progiem zostawia, *isklak m$gby si tu przed nami zjawi! i ukra!, a zn$w sc&owanej my sami bymy nie znale2li. Debren rzuci jej niepewne spojrzenie. ' Mylisz, e to na drzwiac&...: ' #zarodzieje ' umiec&na si, podaj"c mu r$dk ' nerwy maj" mocniejsze. 6ieatwo ic& rozsierdzi!. #o musiaa zrobi!, by bawanowi na pewno przykopa). M"dra dziewczyna. ' 8upia ' wyrazi sw$j pogl"d %br&l. ' M"dra by z r$dk" do obery wr$cia. ' 6ie moga. 0o! go porzuca. ' = poda ' doda. ' 7ama widziaa5 ajno Debrena $w bawan obszed. 8dyby nie ty, do wiosny by tak stercza. *oda jest. W nocy si z biedakiem uciec&om oddaje, a e jej nie cakiem dogodzi, to go rano z goymi rkami na potwora posya. ' 7zaleju si opie:) ' ( tak. Wiadomo byo z g$ry, e za ni" pogna. 8dyby nie m$j rozs"dek, ju by sobie z kapalinem dzie/ dobry u gry-a w brzuc&u m$wili. Masz racj, .enda gupia nie jest. Musiaa przewidzie!, e tak bdzie. = co: = nic, wystawia na &azard jego ycie. ' *rzecie zostawia r$dk ' mrukn" Debren. ' 4y wikszyc& wyrzut$w sumienia nie mie!. 1ako sobie musi w twarz przed zwierciadem spojrze!. 1ak babie a tak na $kowyc& uciec&ac& zaley, to bez zwierciada si nijak nie obejdzie. <ajno i ka, a ja j" miaem za... Weszli do obery. %br&l bez sowa zabra si do barykadowania tylnego wejcia. ' 6ie wierz ' pokrcia gow" *etunka. ' 0roc& przysypao, to nie wida!, ale porodku podw$rze cae a zryte. Musiaa dobr" sz$stnic tej c&olernej r$dki szu ka!. 6a kolanac&. ( jak nog zegnie, to jej zy same w oczac&... = sto razy m$g j" *isklak zabi!. 4aa si, to wida!. *$ki moga, domu si trzymaa, jak my. ( pobiega szuka!. ' Debren, nie ogl"daj"c si za siebie, szarpn" za belk rygluj"c" drzwi -rontowe. ' Ana ci miuje, c&o!by i kusego. Miuje ci, Debren. Atworzy drzwi, musn" wzrokiem kolawy napis. ' 6ie r$b tego ' rzuci ponuro %br&l. (le nie poruszy si, kiedy czarodziej ujmowa ko/sk" uzd. ' 6ie rozumiesz ' Debren posa mu smtny umiec&. ' >az mi si w yciu co takiego tra-io. Astatni pewnie. %acz" ci"gn"! wierzc&owca. Mr$z ci" pobojowisko, uwizi pod niegiem od$r krwi i mierci. (le ko/ pamita. 6o i nie lubi Debrena. %apar si wic, wbi zadem w k"t. %br&l zakl", przykutyka bliej, odsun" czarodzieja. NLX 7zarpn" za wodze. Ko/ zrobi krok do przodu. % boku doskoczya *etunka, zapaa za strzemi, poci"gna. %wierz skapitulowao, ruszyo ku drzwiom. ' #o ciepego wezm ' mrukn" Debren. *rzeszed przez kuc&ni, zgarn" pierwsz" z brzegu opo/cz zawie szon" na koku w czeladnej. Wr$ci, wyszed na ganek i znieruc&omia. %br&l, p$ki co bez powodzenia z winy po&aratanej nogi, przymierza si do wsiadania na ko/. ' 6ic nie m$w ' uprzedzia *etunka. ' #zort wie, dok"d j" ponioso. *rawie na pewno na poudnie, ku >um3perce, ale moe by! i tak, e do 4elnicy, do domu. 1ak si dziewczynie wiat wali, to gupieje i pod skrzyda matki ucieka. Misiek podskoczy, sprawdzi na wszelki wypadek ksi"cy szlak. ( ty biegnij na kr$lewski. = na rozstajac& w prawo, pamitaj. 6ie na most, tylko w prawo. 4o a tak to nie zgupiaa, by przez %amostki... ' Mamy ci sam" zostawi!: ' zerkn" nad jej ramieniem, szukaj"c pomocy u rotmistrza. (le %br&l nie patrzy w ic& stron, pr$buj"c utrzyma! konia, utrzyma! &alabard i podnie! nog. ' #zterdzieci trzy lata tu przeyam. 0o i nastpn" klepsydr przeyj. =le razy mam m$wi!, e mnie gry- nie tknie: 4ierz ' wepc&na mu &ulajkul w donie. ' 6ie trzeba. ' *r$bowa odda! bro/. ' #iar jeno, wam tu si bardziej przyda. 7uc&ajcie, %br&l nie moe... ' 6ie pamitasz: 6asze losy odmieni, jak dobrze j" wymierzy!. 8wadryka nie spotkasz, ale wr$ka o pored3nioci m$wia. Moemy j" 2le zrozumieli: % t" krwi" ksi"c" te wida! co nie tak. Moe to w gry-a trzeba strzeli!, nie ksicia: #edrzy& wida! 2le celowa, ale ty magik jeste. We2, Debren. ( jak za cika, to mnie te we2. *obiegn za tob", ponios. = nie bd si miesza!, gdyby... Debren: #o tak patrzysz: 6ie dziwi si, e zauwaya. Mia wraenie, e dosta nie &ulajkul, a &ulajkul". *o bie. Mocno. %br&l, stkaj"c z powodu ran, wdrapa si w ko/cu na siodo. Debren zakl" w duc&u. #zas by cenny. %br&l te by cenny. >ozs"dek nakazywa milczenie, ale... NLN ' #o mu powiedziaa: 6ie zd"ya si odezwa!. >otmistrz by szybszy. ' 0o, co i tobie ' burkn". ' 4ym .endy szuka. 4o tu obaj czas tylko marnujemy. 4rzmiao sensownie i pewnie nawet dokadnie to m$wia. (le Debren potra-i sobie wyobrazi! jej twarz w tamtej c&wili. Do tej pory miaa j" niewiele ciemniejsz" od otaczaj"cego ic& niegu. Duma i sy-ilis. 6ie m$g tak po prostu... ' *etunko, tamtego dnia, na mocie... Dpada, tak: 6a widy moe: 6ie pokaleczya si przypadkiem: Aboje popatrzyli na niego jak na szale/ca. ' *omiewisko z siebie zrobiam ' rzucia z gorycz". (le a taka o-erma... 6ie, nie pokaleczyam si o wasne widy. 6awet nimi jednego dziabnam. W ydk. ' *ewna jeste: ' 1ak dzi wszystko pamitam ' posaa mu mroczne spojrzenie. ' 0o on mi widy wyrwa i w przepa! rzuci. Mylaam... #&ciaam, by mnie na pikac& w strzpy roznieli. Mao ic& jeszcze byo na tamtym brzegu, szpica waciwie. *omylaam, e jak mor,ack" bab kup" utuk", to nasi si wciekn", skocz" mci!, znios" psubrat$w i przy okazji #edrzy&a odbij", bo jeszcze szansa bya. (le c&yba jaki o-icer krzykn", by nie tyka!, no i tylko widy... ( nasi w rozsypk poszli. ' A twoje rany pytaem ' powiedzia cic&o Debren. ' Daj jej spok$j ' warkn" %br&l, ukadaj"c &alabard w poprzek ku. ' 6a c&oler ci to: Drug" batali na mocie planujesz: Mylaem, e .endy mamy szuka!. Dobrze myla. Debren zacisn" usta i patrzy, jak tamten wali pit" w ko/ski brzuc&, rusza z miejsca galopem, znika w biaym tumanie. 0tent kopyt szybko gas w szumie wiatru. 1eszcze c&wila. Wiao wanie stamt"d, od 4elnicy, no i nieg, wielki jak brzozowe licie, tumi d2wiki. 1eszcze kr$tka c&wila i... ' %br&l) 6ie krzykn" gono. >otmistrz, nawet jeli co usysza, m$g uzna! pojedynczy d2wik za zudzenie, czeka! na kolejny. 6ie doczekaby si. Mimo to Debrenowi ulyo, kiedy biel zgstniaa, zrodzia oblepion" niegiem sylwetk je2d2ca. ' #o znowu: ' warkn" raczej rozgniewany ni zaniepokojony rotmistrz. Debren nie odpowiedzia. Woy &u3lajkul w donie *etunki, pc&n" oberystk w stron domu. ' *$jd z tob" ' zaprotestowaa. ' #o dwoje, to nie... ' W spodniac& wtedy bya: ' przerwa jej. %amrugaa oczami. ' M$wia, e wszystko pamitasz. ;e si sp$2nia na bitw, bo si przebieraa. ' #akiem zdumiae:) ' &ukn" z wysokoci sioda %br&l. ' .end tam moe gry- ciga, a ty pytasz, co jedenacie lat temu *etunka miaa na tyku:) ' 1ej tyek ' rzuci c&odno magun ' nie ma nic do rzeczy. A kolana pytam. ' Wasn" dziewk" si zajmij) 1ej zadkiem i nogami) ( *etunk zostaw... ' rotmistrz zaj"kn" si ' w spokoju zostaw. 0o by najczarniejszy dzie/ jej ycia, a ty... ' W sp$dnicy ' powiedziaa. %br&l umilk. ' #&ciaam w spodniac&, tylko e... 6ie wiem, do czego ci to, ale prosz bardzo5 w sp$dnicy pobiegam. 0akiej zielonej, co w niej do wysokic& but$w na owy c&adzam. Kusa jest, za to si w lesie o konary nie za&acza. ' *ada ' przypomnia %br&l. ' 9lad$w co pacierz to mniej. Widz, e wam nie wyszo w nocy. (le nawet jak cakiem zerwalicie, to jeszcze nie pow$d, by dziewuszka w puszczy od zimna i pazur$w gina. ' *odrapaa kolana: ' Debren puci jego sowa mimo uszu. ' *omyl5 kr$tka sp$dnica, upada. Widziaem ten most5 przso magi" odladzane, goy kamie/... ' #o ty z tym mostem: ' zapyta podejrzliwie %br&l. ' Milcz ' warkn" Debren. ' #zas ucieka. *etunko, przypomnij sobie5 wylaa krew na ten c&olerny most: 0roszeczk c&o!by, par kropel: Musiaa wyla!. 4iega, upada. *otem tego knec&ta widami w ydk... 6ie na stoj"co przecie@ pewnie klcz"c... ( jak ci bro/ wyrywa, te pewnie do szarpaniny doszo. 6o i ci 4elniczanie nie stratowali. Musiaa odpezn"! na bok, pod balustrad. *rzypomnij sobie. 6ie ma cud$w, by ani kawaka sk$ry z goyc& kolan nie zdara. NLV ' A krew ci c&odzi: ' W ko/cu do niej dotaro. ' Wy laam krew. = co z tego: #o to ma do .endy: Debren zapa konia za uzd. ' 6ic. (le do ciebie i %br&la... 6ie rozumiesz: Wr$ka niby miaa racj, ale nie cakiem. *olaa si krew ksi"ca, a most stoi. 4o ty nie jeste ksiniczk". 6ie z punktu widzenia kl"twy. ;ycie to nie bajka. W bajkac& krew si liczy, a w yciu ukady, pieni"dze i znajomoci. 6o i tamte ksiniczki o tron walczyy. 0y masz w rzyci belnicki tron. = p$ki w rzyci, a nie pod ni", %br&l pod zasad 8%M nie podpadnie. Moesz go zabi!, owszem, ale dopiero jak ci si we bie poprzewraca i zaczniesz si z 8wadrykiem o sukcesj procesowa!. *$ki tu siedzisz... ' #o... powiedziae: ' 6ie miaa odwagi spojrze! na rotmistrza. % wzajemnoci" zreszt". Aboje stali nieruc&omo, jak sparaliowani. ' Moesz mu da! rk albo kosza, wolny wyb$r. (le si sercem kieruj, a nie strac&em, e go do zguby przywiedziesz. 6ie wyganiaj go do lasu, by .endy szuka, kiedy ciebie tu, by! moe, rozjuszone c&opstwo zgwaci albo i ubije. 1est onierzem i wie, co m$wi5 w kupie sia. We dwoje macie dziesi! razy wiksze szanse, ni kade z osobna. 6ie jeste ksiniczk", *etunko. 6ie dla wiata, nie dla losu, wic i nie dla niego. ' 6ie: ' 8os %br&la wyra2nie dra. ' Debren, pewien jeste, e...: ' #zary to tylko czary, adne cuda. 6iby jak si miao zdejmowanie kl"twy dokona!: 6ajprociej5 stranik kl"twy powinien by w myli zdejmuj"cej zajrze! i sprawdzi!, czy kryteria spenia. %wykle trzeba jakie konkretne posunicie wykona!5 smoka ubi!, pi"c" kr$lewn pocaowa!, &aso sezamowi poda!. (le *retokar takie warunki postawi, e bez sondowania myli za c&oler... ( Mesztor&azy i tak szarzaka3telepaty uy. *o co mia z innymi wyzwalaczami procedur kombinowa!, maj"c pod rk" najlepszy z moliwyc&: Wr$ka o biologii m$wia, a Mesztor&azy z *retokarem o wiadomoci. ' Adczeka c&wil i rzuci stanowczym tonem5 ' %a2 z konia, %br&l. >otmistrz tkwi w siodle nieruc&omo. 1ak inny %br&l NLZ prawie dokadnie trzydzieci lat wczeniej. ( obok, z rk" na strzemieniu, staa, jak wtedy, zakoc&ana kobieta, kt$ra wanie co odzyskaa i wanie zaczynaa pojmowa!, e to co traci. W przeciwie/stwie do ojca %br&l nadal by ywy, ale... ' >azem p$jdziemy. ' Drzewce &alabardy zakrelio uk, wskazao drog ku rozstajom. ' 1ak przylez", to stamt"d. ' 6ie. ' Debren zerkn" w stron ganku. 0ak jak przypuszcza, papuga wydrepta na zewn"trz i podsuc&iwa, stoj"c obok naderwanego szyldu. 0rudno. *osa ptakowi ostrzegawcze spojrzenie i doko/czy5 ' 7kr$tem polez". ' 7kr$tem: ' oberystka zmarszczya brwi. ' 0ajnym. Drop mi o nim m$wi. ' Adsun" j", zapa pas rotmistrza, poci"gn" lekko. ' %a2, %br&l. Musisz zosta! i strzec *etunki. 8ry- zna sekretn" ciek do mostu. 1ak p$jdziemy ku rozstajom, a oni nadejd" tamtdy... 6a szczcie pado na rasowego onierza, kt$remu nie musia tumaczy!, czym jest oskrzydlenie i wr$g na tyac&. >otmistrz bardziej zlecia ni zsiad z konia. Debren, nie trac"c czasu, zaj" jego miejsce w siodle. ' %araz... ' >e-leksja przysza p$2no, ale nie za p$2no5 czarodziej, a przede wszystkim ko/ wci" byli w zasigu rki, niewiele mniej skutecznej od konowi"zu. ' 0am te s" dwie drogi. 7k"d wiesz, kt$r" posza: Moe lepiej... ' 7yszae, co *etunka m$wia. ' Aberystka i teraz pr$bowaa co powiedzie!. 6ie dopuci jej do gosu. ' 0ylko >umperka wc&odzi w gr. 6a p$nocy miaaby g$ry, belnick" granic cay czas pod bokiem i .onsko, gdzie co drugi ksi" to kuzyn 8wadryka. A %amostkac& nie wspominaj"c. ' (le *etunka... ' %egaa, by ci ratowa! ' uci". ' %reszt" mniejsza ^. ' ni". .epiej znam .end i wiem, co zamierza. 6ie bd si wdawa w szczeg$y, ale tyle wam powiem, e z takimi zamiarami na rozstajac& w prawo skrci. 6a poudnie. L. ' tam j", bez niczyjej pomocy, znajd. #&cia odjec&a!. *etunka zn$w zapaa za strzemi, zacza mu wpyc&a! muzera. ' Wierzysz wr$ce: 0o bierz. Moe ci si poszczci i wymierzysz jak trzeba. %awa&a si. 6ic prostszego, jak rzuci! w krzaki po drodze. %br&l zostawa w obery. Abera bya solidna, nawet gry- nie da rady... 6o i c&opi, jakby co, nie przyjd" skr$tem, tylko zwyczajnie, goci/cem. Musi ic& spotka!. Ma r$dk, a to tylko wiejska zbieranina. Wic pal diabli muzera. 8ba na k$dk, sko/czy! te niepotrzebne dyskusje, cisn"! elastwem w las za pierwszym zakrtem i... ' Do! gadania ' rzuci suc&o %br&l. ' 4iegnij po pociski. ( ty, Debren, bierz &ulajkul. 7am powiedziae, e dobrze wr$ka wywr$ya. Wic pewnie i z tym porednim mierzeniem miaa racj. *etunka, jak przez tyle lat nie wymierzya, ju nie wymierzy, ale ty moesz. ( nawet jak nie, wol, by co konkretnego do obrony mia. Widziaem ci w walce i wiem, e goymi rkami musisz ko/czy!, jak r$dk" zaczynasz. 4ierz muzera. 7iekance z jadem s"@ nie ma lepszej broni na kmiotk$w. 0ra- takiego, a ze strac&u si u-ajda i czmyc&nie z wrzaskiem, paru inszyc& za sob" poci"gaj"c. 1ak duy rozrzut ustawi!, mona za jednym zamac&em caej czeredy si pozby!. W ostatecznoci za, gdyby ci dopadli, argument do negocjacji ci zostaje. 0rutka ze zwok", krzyczysz, nie tyka!, bo jak zgin, to po was. 0ak DA03r$w szkol", kt$rzy, sa3. motnie operuj"c, czstokro! maj" do czynienia... ' #zas tu tracimy ' przerwa mu Debren. ' *rawda. 4iegnij, *etunko. #zarodziej podj" decyzj. ' #zekaj ' zapa za rk odwracaj"c" si kobiet. Wepc&n" jej muzera, zamkn" w ucisku drobnyc& palc$w. ' Wam tu bardziej si bro/ przyda. ' %br&l pryc&n" zniecierpliwiony, mocniej cisn" uzd. Debren mia nadziej, e nie bdzie musia tego m$wi!, ale Dczy si z tak" koniecznoci", wic doko/czy gadko5 ' ( wymierzenie ju byo. 6ie musz mierzy!, bo ju... Miaa racj wr$ka, ale to nie o #edrzy&a c&odzio i 8wadryka. A gry-a te nie. ' (... o kogo: ' zapytaa *etunka dr"cym gosem. ' A ciebie. ' #zarodziej odwr$ci si, ruszy kusem NLO w stron lasu. Dopiero znikaj"c w nienym tumanie, zawoa przez rami5 ' = o babopalca) ' *iorrruny prrrecz) ' zaskrzeczao ciemniejsze od re szty niegu co, przezornie zawracaj"c i nikn"c Debrenowi z oczu. ' Drrru& niegrrro2ny) Magun zakl". 0ylko lekkie czary przy miniac& i gardle ' a da si zaskoczy!. *siakrew. ' Wracaj ' warkn", nie zwalniaj"c. ' *etunki pilnuj. Drop nie zawr$ci. %acz" zygzakowa!, by lecie! rami w rami z je2d2cem. 9nieg sypa gsto i Debren jec&a ledwie ostronym kusem. ' Krrrcie: Deklarrracja kierrrunku prrrawdziwa: ' 1a krtacz:) = kto to m$wi) ' Dyskrrrecja z >rrend": ' upewni si ptak. ' *rzez dziur si gapie, jak... ' %amiarrry sterrylne) ' uni$s si &onorem, a i troc& na skrzydac&, Drop. ' 7trrr$owaem) 8rrry-a wypatrru3j"c) ' *owiniene mnie obudzi!. ' *arrrol z garrrda wydarrra. >rrozkazaa. ' <ajno ci moe, a nie rozkazywa!. ' >rrozkaz uprrrawniony. *rrraszczury... ' Drop urwa, wysun" si par s"ni do przodu. ' Debrrren, porrra szczerrroci. Kierrrunek >rrumperrrka: ' 6ie tw$j interes. ' >rrumperrrka prrrawo. W drrrug"... ' ptak szuka przez c&wil brakuj"cego sowa. ' 8$rrrny brrr$d. >rro3zumiesz: 8rrranitowy... okrrracza strrrug... ' Most ' zlitowa si Debren. ' 6auczyby si po ludzku, jak ju ci do ludzkic& bab ci"gnie. ' 7errrcem ' zastrzeg si pospiesznie Drop. ' >rre3akcji przyrrrodzenia brrrak. Debren zignorowa ca" kwesti i dalej robi swoje. #zarowa. 6ie zanosio si na popraw pogody, a nad lasem latay nie tylko papugi. *tak wyskoczy do przodu, zawis nad drog", zwr$cony dziobem do nadbiegaj"cego. ' *orrra rrrozstrzygn"!. 7krrrt ' zakrzywiony dzi$b wskaza p$noc. ' 7krrr$t. 4rrr$d rrryc&lej. NM^ Debren zatrzyma konia, posa nieu-ne spojrzenie kpie zaroli. (lbo raczej5 wielkiej bryle niegu, osadzonej na krzewac& tak gstyc&, e cao! przypominaa wa. ' 0u: Do mostu: ' 7trrrategiczny trrrakt grrry-a. Kwadrrrat krrroi. Domyli si, w czym rzecz. 6a zac&$d od nic& znajdoway si rozstaje z drogowskazem i tabliczk" Dyszana3Je3yna. Dokadnie na p$noc od rozstaj$w, w tej samej z grubsza odlegoci, most. 9cieka biegnie po przek"tnej Wspaniale. 0ylko... ' 0rakt: %mylasz, co: 0ak jak ja: ' 7zczerrrra prrrawda) ' *ody pewnie ' powiedzia z wa&aniem. ' Akrrrutnie kom-orrrtowy. ' 6a co gry-owi prywatna lena dr$ka: ' *rrroblemy aprrrowizacyjne. Crrruwanie enerrrgi krrradnie. Militarrrnie rrreglamentowane. 0o si trzymao kupy, ale... 8dyby opiera! si na dobrej woli Dropa, mogliby teraz je! niadanie, nie maj"c pojcia o tym, e .enda wymkna si z obery. ' Mam biec do mostu: ' zapyta, mru"c oczy. *tak musia wyczu!, e sprawa jest powana, bo przesta udawa! wak, wyl"dowa na pobliskiej skace i odwanie spojrza magunowi w twarz. ' 0o znaczy, e tam posza: ' 4rrrak in-orrrmacji ' powiedzia spokojnie Drop. ' Wpada ci w oko ' Debren te m$wi spokojnie. ' <otrzyk jeste, midzy nami m$wi"c. = przewaowiec. Mnie te brakuje in-ormacji. #zy, mianowicie, cakiem ze mn" szczery. Masz motywy i stosowny c&arakter, by mnie t" ciek" *isklakowi prosto na st$ zaprowadzi!. An ci daruje, a .end miaby dla siebie. ' Abrrraza) ' oburzy si Drop. ' >rrady szczerrre) >rratowanie >rrendy g$rrr") =gnorrruj zazdrrro!) ' (, wic jednak jeste... (le to by znaczyo, e ci na niej zaley. Mnie zaley, wic Iwiem, e podtarbym si najwitsz" przysig", gdyby to mogo jej ycie ocali!. ' +onorrr rrrodu. ' *apuga zadar dumnie dzi$b, c&o! onieony czub zwisa ze ba wyj"tkowo smtnie. ' 4rrrak alterrrnatywy. *arrrol morrrdy w ceberrr. >rrada Debrrrenowi ekstrrremum zdrrrady. W spojrzeniu szeroko rozwartyc&, wcale nie sowic& oczu byo co aosnego. Debren zawa&a si. ' Doradzasz... skr$t: ' Drop omal nie nadwery karku gwatownym przytakniciem. ' = nie wpakujesz mnie kompanowi w paszcz: ' 8rrranit) 6ie wiedzia, co o tym myle!. (le jedno wiedzia na pewno5 .enda nie zgupiaa a tak, by wraca! do 4elnicy. *ozostaway dwie drogi, z kt$ryc& naprawd niebezpieczna bya ta na p$noc. 1eli .enda skierowaa si na poudnie, powinna wyj! cao. 8dyby na rozstajac& skrcia w stron mostu... *rawie na pewno tego nie zrobia. 0rzydzieci lat, zawodowa onierka. 6ie adna gupia smarkula. *rosty wyb$r. 6a poudnie od rozstaj$w kl"twa nie obowi"zuje. 6iby po co, skoro kr$lewski szlak nie ma tam konkurenta: 6a poudniu rozci"ga si te Mor,ac, gdzie kadego, kto uciek z 4elnicy, potraktuj" co najmniej yczliwie. 0ylko dure/ skrcaby w drug" stron, ku mostowi, gry-owi, wrogiej wsi i wrogim ksistwom .onska. Do kt$ryc& dotrze! przez g$ry, teraz, zim", te nie byoby atwo. 6ie ma nad czym myle!. ' Debrrren: Duma i sy-ilis. <ajdak czeka, przebiera nogami raczej z niecierpliwoci ni zimna, ale wida! byo, e nie powie. =nna sprawa, czy w og$le wie. *osza na poudnie. Wiedzia to. 4y pewien. =, co wicej, c&cia tego, bo tam bya bezpieczna. 6ie ma co duma!. 0rzeba gna! prosto przed siebie, ku rozstajom. 7plun" i tr"ci konia pit". 1edn". Do skrtu. 6ie dogoni .endy. Moe ju nigdy. Dure/. Mia przed sob" pusty most i puste ycie. (le wyboru nie mia. 4o gdyby jednak skrcia na p$noc... Wjec&a w krzaki, porastaj"ce p$nocn" stron pobocza. Ko/ grymasi, ale wyczuwa nastr$j je2d2ca i nie pr$bowa si opiera!. *rzedar si posusznie przez leszczynowe zasieki, a potem, gdy g"szcz ust"pi znienacka dobrze wydeptanej ciece, nawet pokusowa. ' Krrry! czerrrep) ' rzuci ostrzegawczo Drop. >ada bya dobra5 szlak, okrutnie kom-ortowy z punktu widzenia gry-$w i papug, okaza si za niski dla je2d2ca. De3bren od samego pocz"tku skazany by na podr$owanie z policzkiem przytulonym do ko/skiej szyi i nim zrobio si naprawd niedobrze, zd"y z tuzin razy skl"! swoj" bezmylno!. 0rzeba byo posuc&a! %br&la i zabra! &em. =nna sprawa, e ebka Jeyna nie przydaaby si na wiele, kiedy zamiast iglastyc& gazi zaczy przelatywa! mu nad gow" kamienie. 0en, kt$ry tra-i, by bodaje najmniejszy ze wszystkic&, ale i tak dostatecznie ciki, by rozupa! ko/sk" czaszk. 4ardzo dobry rycerski &em moe by wytrzyma, lecz ludzki kark adn" miar" nie. %derzenia z ziemi" kark Debrena te nie mia szans wytrzyma!. 6a szczcie ugodzony gazem wierzc&owiec zary nosem w niegu, a czarodziej wy-run" z sioda na tyle energicznie, e zd"yo nim obr$ci! w locie. 8rzmotn" o ziemi nogami i biodrami, nie gow". *oladki eksplodoway b$lem pkaj"cyc& strup$w, na c&wil czaro3kr"cy pociemniao w oczac&, ale dziki niegowi nie ucierpiaa adna ko! i adne cigno. 6awet r$dki nie zgubi. ' 8rrry-) ' wydar si mocno sp$2niony Drop. M$g sobie darowa!. *isklak przemkn" tu nad czubkami jode, c&yba dopiero w ostatniej c&wili rezygnuj"c z pomysu poprawiania pazurami po salwie. Doskonale widoczny ' i nieosi"galny. *orusza si zbyt szybko i zanim Debren w og$le pomyla o uniesieniu r$dki, nie byo po nim ladu. ' *rrrdsze rrruc&y) Ko/ podrygiwa w agonii. Debren dopiero teraz zorientowa si, e g"szcz wok$ nic& to g$wnie modniak, z rzadka poprzetykany starszymi drzewami. % punktu widzenia bestii o masie *isklaka5 prawie jak odkryta polana. %erwa si, pobieg. 6a szczcie masywne jak maszty jody zaczynay si o kilkadziesi"t krok$w dalej. >osy w sporyc& odstpac&, ale gry- nie m$g pozwoli! sobie na byskawiczny atak z lotu kosz"cego. ' 8rrradobicie ' uprzedzi Drop. ' >rrozliczne arrrsenay. Krrr$tkie przerrrwy. NMX 7zybko stao si jasne, co mia na myli. A zamarznit" ziemi i pnie drzew zadudnia pierwsza porcja kamieni. 6ie byy due, ale spaday niemal pionowo i kady, w przypadku tra-ienia, m$g przyprawi! czowieka co najmniej o powan" kontuzj. 0o nie wygl"dao dobrze, zwaszcza e zaraz potem ma3gun natkn" si na pierwszy z rozlicznyc& arsena$w. *rzy ciece wyrastaa z czap onieonego mc&u niewielka, mocno zryta kilo-em skaka. Abok, podobne do krecic& kopc$w, stay w r$wnyc& szeregac& pryzmy skruszonego urobku, a z boku, na ko/cu osadzonego w gazie a/cuc&a, poyskiway $tawo ludzkie koci. ' 4rrraniec z trrraktu ' rzuci niecierpliwie Drop, wi dz"c, e Debren zwalnia, niemal staje. ' 7tarrra &istorrria. >acja. 6iekt$re kopczyki porosy zielskiem. ' 1ak go przyku: ( takie c&wytne ma apy: ' Kolaborrrant. Drrrugi brrraniec. ;adnyc& wieyc& lad$w. 7zkoda. 8dyby st"d czerpa amunicj, mona by... 6ie, niczego by nie mona. Musieli gna! na eb na szyj@ czajenie si na *isklaka nie wc&odzio w rac&ub, nawet gdyby poza tym wyrobiskiem nie byo w caej okolicy ani jednego le"cego luzem kamienia. 1eli .enda robia co gupiego, naleao si spieszy!. 1eli nie, r$wnie dobrze mogli wr$ci! do obery. Mimo wszystko mia w"tpliwoci, wic kolejn" salw przyj" niemal z satys-akcj". 8ry-, zwalniaj"c adunek gdzie wysoko, mocno spudowa, a on zyska pewno!, e zdecydowa susznie. *isklak nie mia problem$w z zaopatrywaniem si w kamienie. 4y! moe mia je z lataniem, bo poczynaj"c od kolejnego skadu tucznia, Debren cay czas bieg po ladac& jego ap. =nna sprawa, e wikszo! lataj"cyc& potwor$w porusza si na skrzydac& niewiele szybciej ni na nogac&, opacaj"c ten skromny zysk duo wikszym wydatkiem energii. 0aktyka manewrowania naziemnego i atakowania z powietrza nie dowodzia wic niczego poza rozs"dkiem. *o szeciu nalotac& magun wiedzia ju, e ten w g$rze nie da si porwa! goNMN r"czce zarzucenia przeciwnika moliwie wielk" liczb" pocisk$w. (taki nastpoway w niewielkic& odstpac& czasu, ale mogoby ic& by! jeszcze wicej, gdyby gry- popad w sc&emat5 bieg3zaadunek3lot3 opr$nienie sieci. 6iestety, by na to zbyt sprytny. Kamienie spaday daleko od celu albo, spadaj"c bliej, odbijay si bezsilnie od gazi, lecz za ten spadek skutecznoci *isklak kupowa sobie co nader cennego5 bezpiecze/stwo. 1ego taktyka bya prosta. Wzlatywa wysoko, by zapewni! licznym i lekkim przez to pociskom du" si przebicia, istotn" w lesie, po czym, z samej granicy pola widzenia, zrzuca adunek. Mia lepszy wzrok, sysza odgosy towarzysz"ce biegowi, no i nie olepia go sypi"cy prosto w oczy nieg. Wiedzia te, kt$rdy bdzie przemieszcza si przeciwnik i c&o! nie zawsze w odpowiednim momencie, w ciek tra-ia nieodmiennie. 6o i, na koniec, ruc& nie przeszkadza mu w prowadzeniu obserwacji. Debren m$g albo biec, albo go wypatrywa!. Kiedy powica cenny czas i zatrzymywa si z zadart" gow", natyc&miast lep od osiadaj"cej na rzsac& bieli. 0amten trzyma si z tyu, ale oznaczao to poow nieba. 0ermo3wizja byaby jakim sposobem ' te nie idealnym, bo padaj"cy nieg poyka ciepo ' ale gdyby teraz zaryzykowa! zaklcie, Debren musiaby zrezygnowa! z biegania. 9cieka, okrutnie kom-ortowa dla wielkic& kocur$w, bya z ludzkiego punktu widzenia prawdziwym torem przeszk$d. 6awet sprawne oczy nie gwarantoway wypatrzenia wszystkic& puapek, gro"cyc& potkniciami, polizgami czy zakleszczeniami stopy w skalnej szczelinie. Debren wyoy si tylko dwukrotnie i niczego sobie nie zwic&n", ale bieg teraz wolniej nie tylko z uwagi na narastaj"ce zmczenie. 6awet lekki uraz kt$rej z n$g byby katastro-". 6a szczcie jeszcze jako posiadacz konia bra pod uwag co takiego. Drop przeszkodzi mu w poowie zaklcia, teraz jednak doko/czy je i by got$w spr$bowa!. 0yle e na razie nie m$g. 4ieg przez stary, gsty las. #zapy zgromadzonego na gaziac& niegu byy tak masywne, e nawet *isklak da sobie spok$j z polowaniem NMY i kr"y gdzie bezgonie w g$rze, wyczekuj"c na lepsz" okazj. *osyanie czaru przez takie co nie miao sensu. ' 7trrrumie/) ' obwieci Drop w trakcie zataczania kolejnej $semki. #&wilami wzlatywa na wysoko! czubk$w drzew, ale wyej si nie zapuszcza. Dwa czy trzy razy omal nie zderzy si z pniem czy gazi"5 najwyra2niej latanie w nieycy i papugom sprawiao problemy. Debren musia mu uwierzy! na sowo5 adnyc& znak$w zbliania si do wody nie odnotowa. *orednim potwierdzeniem byy dwa kolejne ataki. 6ast"piy szybko jeden po drugim@ wygl"dao na to, e gry-owi zaczyna si spieszy!. Dobrze. 0o znaczy, e gociniec jest niedaleko. = e *isklak podziela zdanie Debrena. 6a otwartej przestrzeni, przy dobrej widocznoci, szanse powinny si wyr$wna!. 9nieg nadal sypa zbyt gsto, by liczy! na wzrok, ale zwierzyna bya czarodziejem i ten, kt$ry na ni" polowa, najwyra2niej sobie o tym przypomnia. 0rzeci z serii szybkic& atak$w by najbardziej ryzykanckim z dotyc&czasowyc&. *isklak zaskoczy i maguna, i lec"cego wysoko Dropa. Wypad nagle z biaego tumanu ledwie dwa s"nie nad ziemi", pr$buj"c nie tyle wysypa! na biegacza zawarto! sieci, co r"bn"! go ni". 0ylko pobliski wykrot ocali Debrena. W ostatniej c&wili czaro3kr"ca skoczy midzy stercz"ce ku niebu korzenie, znajduj"c tarcz, dostatecznie utwardzon" mrozem, by zatrzymaa cios. 6im pozbiera si po upadku, pasiaste cielsko rozpyno si w bieli. ' #&olerrrnik) ' wrzasn" bardziej wystraszony ni rozgniewany Drop. ' %drrrowy, Debrrren: Debren nie mia ju siy na jaowe pokrzykiwanie. Wygramoli si po prostu z dou i pobieg dalej. Drogi nie byo wida!, potoku te nie, a teren, z uwagi na wyra2ny spadek, zrobi si do reszty paskudny. %a to drzewa rosy rzadziej i byy nisze. Dobrze. W ko/cu mia nad gow" tylko niebo i nieg. %atrzyma si, rozejrza. 6ic, wiruj"ca biel. 6awet Drop znika mu c&wilami z oczu, c&o! z braku lepszej oc&rony papuga trzyma si teraz bliej niego. 6o, trudno. ' Dwaga ' ostrzeg. ' %atkaj uszy. 0amten nie mia ani czego, ani czym zatyka!, wic De3bren krzykn" zaraz potem. =nna sprawa, e ' przynajmniej dla posiadacza typowyc& uszu ' nie brzmiao to szczeg$lnie przykro. *iskliwe Heeep)))I ocierao si o ultrad2wiki i gdyby nie praca nad podostrzeniem suc&u, magun nie byby w stanie oceni! mocy okrzyku. *adaj"cy nieg poc&on" niemal wszystko. 0o, co wr$cio, wr$cio z daleka, a gry-, jako istota do! mikka i ani troc& nie paska, wiksz" cz! impulsu albo poc&on", albo odbi na boki, rozpraszaj"c bez poytku dla woaj"cego. ?c&o wystarczyo jednak, by czarodziej zorientowa si w kierunku. 4ez namysu posa byskawic ladem d2wiku. *otem kolejny okrzyk i drug" byskawic. .ekko rozproszona, obejmowaa wikszy obszar i c&o! nie moga wyrz"dzi! powaniejszej krzywdy ' pomijaj"c ewentualne tra-ienie w oczy ' bya w stanie przypali! pi$ra lub sier!. >ezultat okaza si aden. *omijaj"c -akt sposzenia gry-a5 trzecie Heeep)))I powr$cio ec&em z zaskakuj"co innej strony. 4ior"c poprawk na odlego!, *isklak musia byskawicznie i raczej panicznie zanurkowa! ku gciej rosn"cym drzewom zaraz po pierwszym rozbysku. 7zkoda. (le z drugiej strony ' wyra2nie czu respekt. Debren wykorzysta to, przebiegaj"c szybko i bez ogl"dania si w g$r kilkaset kolejnyc& krok$w. *otem stan" i na c&ybi tra-i posa w niebo p$ tuzina d2wikowyc& sond. 6iczego nie wykryy. 8ry- albo zmieni puap na duo wyszy, albo zmieni taktyk, albo po prostu mia szczcie. Wi"zki byy rozproszone, lecz w sumie nie obejmoway nawet !wierci nieba. Debren m$gby przeszuka! nimi pozostae trzy czwarte, tyle e zn$w musiaby si zatrzyma!5 kady okrzyk wysysa z organizmu powietrze nie gorzej ni nurkowanie. *o wszystkim przez dug" c&wil sta! go byo jedynie na ociay truc&t. 6ie pr$bowa czar$w kondycjonuj"3cyc&5 czciowo znosiy si z tymi, kt$ryc& wanie uywa. ' Adrrraaj"ce porrrykiwania) ' zaskrzecza mu nad uc&em Drop. ' >rrozum widrrruj") Debren nie mia siy komentowa!. *o prostu w trakcie nastpnyc& kr$tkic& postoj$w, po"czonyc& z okrzykami, stara si nie krzycze! w stron papugi. Drzewa, zwaszcza iglaste, poc&aniay d2wiki, ale to, co wracao po son3dowaniac& pooonyc& bliej &oryzontu partii nieba, jemu samemu zgrzytao w m$zgu. 6a pi"tym czy sz$stym postoju wi"zka mina si z mocno rozproszon" gromad" kamieni. 8ry- nie ryzykowa5 zrzuci je z wysoka, c&yba na suc&. #&ybi. Debren take c&ybi, c&o! wzi" si na spos$b i zamiast porz"dnego, morderczego pioruna kulistego posa w przestworza kilka mayc&. %niky w nienej c&murze, ci"gn"c za sob" ogony pary ' i to wszystko. *ewnie dlatego wicej nie eksperymentowa z ogniem dalekosinym. 6ie bardzo zreszt" byo jak, bo las zn$w zgstnia i -aszywe ec&a od gazi przekreliy sens sondowania d2wikowego. *rzez c&wil walczy wy"cznie z b$lem mikn"cyc& mini i ogniem w pucac&. 7trac&u waciwie nie czu. *oczu dopiero nad skrajem urwiska. 4yo strome i wysokie, omal nie przebieg z rozpdu nad jego krawdzi" ' ale to nie przepa! w dole sprawia, e serce podeszo mu do garda. *o prostu nagle zobaczy most. Ad momentu opuszczenia obery widoczno! ani razu nie przekroczya trzydziestu s"ni, c&wilami malej"c tak bardzo, e omal nie zderzali si z Dropem. 0eraz nie byo lepiej ' tyle e $w stan dotyczy caej okolicy z wyj"tkiem mostu. 6a most, c&o! trudno w to uwierzy!, nie spad ani jeden patek niegu. Debren zatrzyma si na moment, patrz"c z niedowierzaniem na niewidzialny, a przecie wyra2nie widoczny lej, rozc&odz"cy si spod przsa. ;aden czar nie jest doskonay i warstwa przejciowa miaa pewnie kilka okci gruboci, ale z tego dystansu wolna od bieli przestrze/ zdawaa si odcina! od tej wypenionej niegiem niczym wykrojona brzytw". Moe dlatego, e granice stoka siNMW gay wysoko i cay lejek wypenia ni mniej, ni wicej, tylko soneczny blask. 4kitnego nieba, zamykaj"cego od g$ry c&roniony obszar, Debren nie widzia, ale niew"tpliwie musiao tam by!, i to w znacznyc& ilociac&. Dowodzi tego porednio -akt, i stoj"c tak daleko, by w stanie przenikn"! wzrokiem do samego przsa. Dookoa nadal wirowa nieg, ale byo go bez por$wnania mniej. Musiao by! mniej, bo odpowiedzialne za opady, nabrzmiae wilgoci" c&mury tra-iay na magiczn" granic duo wczeniej ni sun"ce doem warstwy powietrza. Magun nie pr$bowa zgadywa!, co si dzieje na styku dw$c& zakl!5 wystarczyo mu, e widzia e-ekty. 6o i most. Kto ubrany na buro i biay g$r" klcza porodku przsa, wal"c w nie raz po raz czym duym i c&yba cikim. >ozum podpowiada, e kilo-em, ale kada kom$rka w ciele Debrena zawya ze strac&u, nieomylnie rozpoznaj"c wojskowy berdysz, przyozdobiony runami HDI i H7zI. Dwurczny top$r sawnej prawelskiej manu-aktury Dua 7zkoda by zbyt cenn" broni", by zdrowy na umyle czowiek tuk nim kamienie, czarodziej jednak nie udzi si. 0en na mocie nie by zdrowy na umyle. 4y najgupsz", najbardziej bezmyln" smarkul", jaka kiedykolwiek c&odzia po wiecie. 0ak szalon", e a c&wilowo bezpieczn". >ozmazane nien" -iran" sylwetki na p$nocnym brzegu nie poruszay si. *$ tuzina ludzi to cay tum, jeli por$wnywa! z samotn" dziewczyn". (le dziewczyna bya wyronita i Debren nie dziwi si wieniakom. 6ie musieli si spieszy!, czas pracowa na ic& korzy!. An nie mia czasu. Waciwie na nic, z myleniem w"cznie. Mistrzowie z *rawi", jak wszyscy, troc& przesadzali w reklamowaniu swyc& wyrob$w, ale akurat na ber3dyszac& mieli wite prawo toczy! owo HD.7z.I. *otny top$r czyni due szkody kademu, kto si pode/ nawin", z cik" jazd" w"cznie ' bo, pomijaj"c pierwszorzdn" stal, by ciki jak c&olera. #o znaczyo, e .endzie raz33dwa zabraknie si. 0o pierwszy problem. Drugi by wikszy. 0yc& szeciu stanowio zapewne przedni" stra. 6a pewno nie cao!. #zyli lada moment doszlusuj" inni, a wtedy... 6ie zamienili sowa. Drop, nie czekaj"c, poszybowa w stron mostu najkr$tsz" z moliwyc& tras. Debren te najkr$tsz", ale pobieg. 4a si, e nie zd"y. *isklak wybra zy moment. Miejsce te nie byo najlepsze. 7kaka, c&o! wysoka, proporcjami bardziej przypominaa wie ni dom i tak due stworzenie, nawet le"c, nie miecio si ca" sylwetk" poza krawdzi". % daleka, z powodu niegu i drzew, nie byo go wida!, z bliska te ju nie, bo brzeg tarasu zasania, ale porodku nadbiegaj"ca o-iara miaa ze trzy s"nie na to, by zerkn"! wyej, dostrzec zagroenie i zareagowa!. Debren nie by do tego zdolny. 8na jak szaleniec, zbyt poc&onity tym, co pod nogami, by patrze! wyej. 8ry-, nie pomyla jednak o tym i popeni kolejny b"d, atakuj"c o c&wil za wczenie. Debren prawie cakowicie zmarnowa t c&wil. ?nergi do czarowania na mocie zaktywizowa ju teraz i wystarczyo j" tylko uwolni! ' nie musia siga! po wicej. (le sign". = pokazowo spieprzy spraw. >$dka pluna gromem o mgnienie za p$2no. *otny dzi$b potwora by ju wtedy na tyle blisko, e gdyby si zamkn", odgryzby jej koniec. *isklak nie mia tego w planac&, i bardzo susznie, bo Debren sam duo skuteczniej pozbawi si swej podstawowej broni. %byt silny strumie/ rozd" od rodka kompozytowy dr"ek, a eksplozja, ogie/ i odamki doko/czyy dziea. Kiedy powalony podmuc&em czarodziej przewraca si w nieg, resztki tego, co do niedawna byo wysokowydaj3 nym, soczewkuj"cym czarowodem, kopc"c odlatyway w g"b lasu, podobne do wszystkiego, tylko nie r$dki. Dookoa latay te kawaki dzioba, kostne igy z rozsadzonej czaszki, placki m$zgu, kawaki misa. 4liej, sycz"c, dymi"c i paruj"c, rozpezaa si po pobojowisku mgieka palonej sierci i rozpylonej krwi. 7ia wybuc&u bya tak potna, e wpadaj"ce ju na czowieka cielsko odrzucio na kilka st$p do tyu, ze ba i szyi nie pozostao praktycznie nic, a na dnie wyobionego w korpusie krateru Debren dopatrzy si bysku oblepionej luzem stali. Kapalin %br&la. #&olera. ( po o"dek. Dsiad, nie bardzo wierz"c, e moe. +uczao mu w gowie, lepi si od krwi, sk$ra pieka, ka-tan dymi. D2wigaj"c si z ziemi, zwymiotowa na wasne kolano. 6iedobrze. Kady czarodziej uzalenia si od przec&owywanej w m$zgu energii magicznej@ gdy jej poziom spadnie poniej pewnego minimum, zaczynaj" si kopoty z -izjologi". Mogo by! gorzej, ale ta plama na nogawce stanowia powane ostrzeenie. %ataczaj"c si, pobieg dalej, pr$buj"c nie patrze! w stron mostu. 8na na pole bitwy jak ucznik z pustym koczanem. *ole bitwy ' bo wieniakom sprzykrzyo si czekanie. %za nienej zasony wytoczya si c&opska -urmanka i poowa z tyc&, kt$rzy stali, wgramolia si na ni", by zaraz potem ruszy! do szary. Wzrok wyawia coraz wicej szczeg$$w. 0rzysta krok$w od mostu stoek c&roni"cy go przed dziaaniem obcej magii ' w tym przypadku sztucznie wywoanyc& opad$w ' siga ju na tyle daleko, e praktycznie nie dopuszcza niegu. Abraz nabra nagle ostroci jak po przetarciu brudnej szyby. Astroci brzytwy, kt$ra ucia zudzenia. 4ury doem i biay g$r" okaza si .end". Miaa na sobie tylko sukni. 6o i peruk, zbyt grub", by ciepo ciaa stopio nieg. 4ya w apciac& i jedynie te apcie od biedy wsp$gray z zimowym otoczeniem. 8dyby nie ocieka potem po morderczym biegu, zadraby na sam jej widok. Mimo znalezionego na jabonce ka-tana i zapewnie/ *e3tunki konsekwentnie nie przyjmowa do wiadomoci, e moga odej! tak jak staa5 z goymi nogami, w jednej podszytej wiatrem sukienczynie na grzbiecie. 6ie pyta, jak daleko na poudniu znajduje si pierwsza wioska, ale jeli byo tego wicej ni kilka mil, to ze swoimi po&aratanymi nogami i berdyszem, kt$ry stanowi raczej balast ni lask, .enda 4ranggo bya martwa praktycznie ju w c&wili przerzucania liny przez dziur w dac&u. Do poudNXL nia, nawet bez pomocy gry-a czy zamostkowiak$w, zabioby j" wyzibienie organizmu. 6agle, w przypywie olnienia, zrozumia, e przysza tu umrze!. = e ju wtedy, pisz"c krwi" na drzwiac&, wiedziaa, e idzie umiera!. (le to on j" zabi. An, Debren. 6a sekretnej ciece gry-a, kiedy pozwoli si zaskoczy! i straci konia. 8dyby c&o! poow drogi pokona na grzbiecie wierzc&owca, byby tu wczeniej i zd"y j" uratowa!. 0eraz nie mia szans. *c&any przeraeniem gna w stron mostu niewiele wolniej od konia, ale wiedzia, by wicie przekonany, e niczego ju nie zmieni. = mia racj. Drop te niczego nie zmieni. #i"gn"cy -urmank siwek zwolni troc&, kiedy ptak zaatakowa jego pysk, lecz wielkiego wpywu na wynik starcia to nie miao. Wo2nica rozpdzi zaprzg ju wczeniej, .enda zd"ya zaj"! pozycj przy barierce, a pasaerowie wozu wzdu jego burty. *apuga co prawda szybko zorientowa si, e niewiele zdziaa przeciw smaganej batem szkapie z klapkami na oczac&, wobec czego przerzuci si na jedynego wr$d atakuj"cyc& kusznika, ale w niczym dziewczynie nie pom$g, jako e akurat kusznik nie mia okazji bra! udziau w walce. Dopiero na mocie zabra si za ukadanie betu w korytku, no i znalaz si po niewaciwej stronie -ury. .enda uniosa berdysz, zatoczya nim pierwszy, przygnbiaj"co powolny kr"g. Debren a zawy w duc&u na widok tego, co zrobia5 ostrze ruszyo z lewej w praw", zgodnie z ruc&em wozu. 4"d) Akropny, miertelny w skutkac&) *rzecie eby mocniej uderza!, zatrzymywa!... 4yo za p$2no na krzyk i poprawianie czegokolwiek. Musiaa bardzo opa! z si, skoro dopiero teraz... %reszt" nawet %br&l nie zd"yby ju odwr$ci! biegu Duej 7zkody i uy! jej w sensowny spos$b, z wykorzystaniem impetu napastnika. 6ie by nawet rozczarowany, widz"c jak ostrze przec&odzi gadko midzy ko/skimi uszami, a siwek, jak gdyby nigdy nic, biegnie dalej praw" stron" przsa. 4ya c&ora, ranna, wyczerpana ' miaa prawo c&ybi!. NXM 4erdysz zatoczy uk nad poyskuj"cym daleko w dole nurtem strumienia, wr$ci nad balustrad, z obojtnoci" wiatracznego ramienia przemieci si ku wozowi. % perspektywy Debrena ' w $wim tempie. % perspektywy stoj"cego przy wo2nicy draba, zbrojnego w kr$tki miecz, pewnie te nie za szybko, jako e mczyzna zd"y nie tylko zastawi! si przed ciosem od tyu, ale nawet wspom$c c&wyt lew" doni". Magunowi nie c&ciao si wierzy!, kiedy top$r, wci" niewzruszony w swej woli zataczania leniwyc& krg$w, min" pryskaj"ce czerwieni" biodro, miecz wy-run" daleko przed konia, a rozpatany brzuc& c&opa znik za wozem. 7"siad o-iary spudowa z wraenia. 4y to nie lada wyczyn, jako e jego or stanowio wypenione wod" wiadro. 7pryskany krwi" modzik wypuci je, zamiast opr$ni!. Drewniany cebrzyk min" si, z gow" .endy i pomkn" w przepa!. 1ego nie-ortunny uytkownik klapn" na tyek, dziki czemu w linii ciosu znalaz si ju tylko trzeci ze zgromadzonyc& przy prawej burcie. 0ym razem naturalne tempo berdysza nie wystarczyo. #iao .endy skrcio si w pospiesznym piruecie, przekazuj"c pd ostrzu i pozwalaj"c mu docign"! o-iar. #ios by mimo wszystko sabszy i zastawiaj"cy si widami wieniak zdoa zatrzyma! top$r. %amiast straci! nog, zyska dug" ran w udzie. >un" do rodka wozu, nie gubi"c broni, ale c&yba gubi"c duc&a walki. .end" zarzucio, upada na kolana, nie miao to jednak wikszego znaczenia, bo -ura bya ju daleko, a obaj zdatni do walki napastnicy mieli wasne problemy. 7trzelec, wymac&uj"c kusz", pr$bowa uc&roni! twarz przed dziobem i pazurami Dropa. Wo2nica pr$bowa nie upodobni! si do papugi i nie zacz"! lata!. 0ylko temu pierwszemu si udao. 0u za mostem ko/ znienacka zgubi uszy i wierzc&oek czaszki. *ad r$wnie gwatownie, jak dot"d bieg, i -ura stana w poprzek, trac"c pd na dystansie najwyej kilku okci. ;aden -urman wiata nie byby w stanie utrzyma! si na ko2le w takic& okolicznociac&. Debren nagle zrozumia, co mia na myli Ddebold >imel, opowiadaj"c o pomyle wprowadzenia pas$w dla wo2nic$w jed"cyc& -urostradami. Mczyzna z batem pomkn" jak pocisk nad ciaem wierzgaj"cego w agonii konia, trzasn" twarz" o ziemi, przekreli bruk przedmocia czerwon" krec&" i, ju bezwadny, jak bezwadny moe by! tylko trup, utkn" w ruinac& blok&auzu Kompanii Mytniczej. Kusznik przey. Dziki Dropowi ' nawet w niezym stanie, jako e tu przed gwatownym zatrzymaniem atak papugi posa go na dno -ury, a ustawiona na sztorc beczka uc&ronia kark przed poamaniem o kant siedziska. Debren przyspieszy. 6adzieja, kt$r" ju pogrzeba, nagle wr$cia ' a wraz z ni" obdny strac&, dodaj"cy nogom skrzyde. 8na, przeskakuj"c nad porastaj"cymi obrzee doliny c&oinkami i ami"c bez trudu te, kt$ryc& przeskoczy! nie zdoa. 6igdy p$2niej nie zrozumia, jakim cudem nie zwali si w przepa! ' ani razu nie spojrza pod nogi. (le wok$ mostu dziao si zbyt wiele, by traci! czas na patrzenie pod nogi. *rzy przekrzywionym, stoj"cym ju na p$nocnym brzegu wozie strzelec co-a si, opdza dugim kordem przed obskakuj"cym go papug". *orodku .enda kutykaa, obracaj"c top$r w doniac& i ' jak gdyby nigdy nic ' najwyra2niej szykuj"c si do wyupywania obuc&em kolejnyc& kamieni z lekko wyszczerbionego przsa. ( na p$nocy, pod stromym stokiem Asypa/ca... *ojawili si nagle, pewnie za spraw" wiatru, kt$ry nagle ucic& i przesta nawiewa! nad trakt c&mury nienego pyu. 4o raczej nie za spraw" -urmanek. 4yo ic& tam par, ale tempo marszu narzucali kolumnie znacznie liczniejsi piesi, bury tum, najeony ostrzami kos i wide, wa&adami niesionyc& na ramionac& cep$w. *$ setki ludzi, najmniej. (le raczej setka ni p$. Debren zwolni. 6ie mia ju r$dki i nie wzi" &ulaj3kuli, ale przestao to mie! znaczenie, bo takiej ludzkiej masy nie zatrzymaby ca" zgromadzon" w obery broni". Musia szybko co wymyli!. 6ie mia nawet zal"ka pomysu, czy to genialnego, czy c&o!by idiotycznego. 6adal by daleko, powoli zaczynao brakowa! mu si, a w oszoomionym tumie zaczynaa wrzeszcze! z rozpaczy pierwsza wdowa czy moe osierocona matka. .enda, ignoruj"c gromad, ostronie uklka, uniosa top$r, trzasna obuc&em w bruk. Dopiero teraz zrozumia, dlaczego tak5 uderzaj"c na stoj"co, zniszczyaby %br&lowi dugi, wysunity ku przodowi jzor ostrza, dziki kt$remu berdyszem mona byo zadawa! pc&nicia. 0o gupie, ale wanie w tym momencie pko mu serce. Kto taki nie powinien umiera!. 0um na p$nocnym brzegu szemra, -alowa, lecz jeszcze nie wylewa si na most. Krew, trupy, ranny w udo nieszcznik odpezaj"cy w krzaki, zab$jczym, nieludzka w swym spokoju i bezsensownoci zac&owania ' to robio wraenie. *ar kobiet zawodzio, a dwa kundle opady .end, obszczekuj"c z bezpiecznej odlegoci, jednak nic ponadto. Wieniacy naradzali si burzliwie. Drop, bez powodzenia, ale i bez poraki, utrzymywa poudniowy -ront. Kusznikowi nie udao si sign"! go ostrzem, kuszy jednak te nie zdoa zaadowa!. Debren bieg. *otykaj"c si, raz nawet wal"c jak dugi na twarz. %byt wolny i rozpaczliwie bezsilny. (le by ju blisko i dostrzeono go. ( co gorsze ' rozpoznano. ' Magik) ' wrzasn" nad gowami tumu jedyny je2dziec. Debren te go rozpozna. 0opornik z nocnej bitwy, ten, kt$ry skopa *etunk i na rozkaz gry-a pobieg mobilizowa! c&op$w. ' 7zy!, kumotrowie) 4o poczaruje w nas) Akazao si, e .enda jest jeszcze bardziej martwa, ni si wydawao5 w !wier! pacierza tum wyplu p$ tuzina strzelc$w i w kierunku poudniowego brzegu poszyboway pierwsze pociski. *omijaj"c przewenie, w kt$rym wzniesiono most, dolina bya szeroka na przeszo sto krok$w. Debren nie dotar jeszcze na wysoko! mostu, co zwikszao dystans, no i bieg w poprzek, raz po raz przesaniany drzewami, wic e-ekty okazay si marne, jednak w gwizdac& przelatuj"cyc& g$r" strza i dudni"cyc& o pnie kamieni syc&a! byo wyra2nie c&ic&ot kostuc&y. Do dziewczyny ucznicy i procarze mieli duo bliej, no i dziewczyna nie poruszaa si. %askoczenie sprawio, e nikt dot"d do niej nie strzeli, ale teraz, gdy ju zaczli... Debren podj" decyzj byskawicznie. <atwo przysza, jak kada pozbawiona alternatywy. %atrzyma si, rozcapierzy palce i posa po dwie serie wietlnyc& kulek z kadej doni. *rzy trzecim podejciu zabrako mu mocy, wic nad przepastnym w"wozem miny si ze strzaami i kamieniami tylko dwa tuziny kolorowyc& ognik$w. .eciay powoli, ale to akurat byo dobre. Kady, kto nie zgupia ze strac&u, mia czas, by pa!, odskoczy!, ukry! si za drzewem czy -ur". 7por$d tyc& mocniej spanikowanyc& ze dwoje bao si wystarczaj"co mocno, by nie odnotowa! tra-ie/, a przynajmniej nie zastanawia! si nad ic& nieskutecznoci". Dwie kulki ugodziy w konie, jeden z koni spanikowa, pr$buj"c ucieka! zatarasowa drog, stawiaj"c -urmank w poprzek niej. Drugi, c&o! ograniczy si do nerwowego wstrz"nicia bem, by duy i jako taki m$g uc&odzi! za sabo podatnego na magiczne ataki. 1ednak co najmniej jeden z mczyzn zaliczy tra-ienie w 2le sc&owan" nog, po czym wylaz zza pnia, obmaca niepewnie kolano i zacz" gor"czkowo pokrzykiwa! do r$wnie rozkrzyczanyc& ziomk$w. 6a razie nie znalaz posuc&u i kto yw kuli si za zaspami czy zaprzgami, Debren nie udzi si jednak, e tak bdzie zawsze. >uszy biegiem w stron mostu. = dopiero wtedy, zaskakuj"co p$2no, skrzyoway si ic& spojrzenia. D2wigna si z wysikiem, obr$cia w jego stron. 0rwaa przez c&wil w sposzonym bezruc&u sarny, kt$r" gromada owc$w zdybaa przy wodopoju. *otem poderwaa woln" do/, zacza rozpaczliwie mac&a!. ' Dciekaj) *oniec&aj mnie, Debren) Wyno si) *ierwszy z ucznik$w wygramoli si zza onieonego krzaka, sign" do koczana. Drop wystrzeli wiec" w g$r, wydal trium-alny okrzyk, absurdalny, jako e kusznik mia si dobrze. Konny topornik, ten od *etunki, wskazuj"c siekier" jak w$dz buaw", zac&ca pobratymc$w do ataku. #zarodziej potkn" si, upad. 6ad gow" przemkn" mu kamie/ z procy, a z p$nocnego brzegu ruszyli oc&otnicy. 6a pocz"tek picioro5 trzec& modyc&, krpy c&op z siwymi w"sami i baba uzbrojona w grabie. .enda obejrzaa si, zn$w mac&na rk", pokazuj"c, by Debren sobie poszed, a potem odkutykaa pod balustrad. 1eszcze jedno spojrzenie, wymowny bezruc& sodszy od najduszego pocaunku ' i zn$w staa plecami do niego. 6im pi"tka podbiega, w powietrzu zawirowa top$r .endy. Wyszkoleni onierze po prostu odst"piliby, robi"c miejsce dla strzelc$w. 6ie maj"c strzelc$w, podzieliliby si rolami, wyznaczaj"c czterec& z prawej do &amowania impetu berdysza i powierzaj"c pi"temu rol kata, kt$ry przebije o-iar. 6a szczcie c&op$w nikt nie nauczy podobnyc& sztuczek i przez duszy czas nieskadnie obskaki3wali dziewczyn, bez powodzenia pr$buj"c zatrzyma! top$r pojedynczym drzewcem. .enda jedne widy wybia wacicielowi z r"k, inne zamaa. *otem udao jej si sign"! ostrzem kt$rego z modzik$w, kt$ry pad i znieruc&omia. 4aba za&aczya grabiami o jej rami, trysno czerwieni". Dziewczyna odwzajemnia si ciosem trzonka ' kobieta osuna si na kolana, spluna krwi" i zbami. *ozostali rozpierzc&li si, kto cisn" kamieniem ' i stao si. 0um ruszy jak rzeka rw"ca wa. 6iepowstrzymany, najeony dziesi"tkami elaznyc& i drewnianyc& ostrzy. 4rudnyc& od gnoju, rdzawyc& paskudztw, maj"cyc& za c&wil rozszarpa! ciao, kt$rego usta Debrena nie zd"yy pozna!. Dobiega do poudniowego przycz$ka, strzay i kamie' G nie c&ybiay o cae s"nie ' ale byo za p$2no, bo tamci wpadli ju na most. 6ikt nie m$g ic& zatrzyma!. 6ikt ' c&yba e sam most. Wrzask z dziesi"tk$w garde zaguszy odgosy. Dopiero kiedy pierwsza porcz zakrelia uk, staj"c tumowi w poprzek drogi, czarodziej zauway nurkuj"ce w przle ba3laski. Musiay wyco-a! si z gniazd, by nie przeszkadza!@ by co, co przypominao uoon" na boku drabin, upodobnio si do szeregu ustawionyc& jeden za drugim koowrot$w. Wygl"dao na to, e Mesztor&azy ju dwa wieki temu wynalaz wci" jeszcze uznawany za nowink kierat zapadkowy, obracaj"cy si w jedn" stron i samoczynnie si blokuj"cy przy pr$bie obracania w przeciwn". 4elka, c&o! osadzona na niepozornym przegubie, tylko lekko drgna, gdy kilka pierwszyc& brzuc&$w zderzyo si z ni", a kilka par ramion podjo pr$b zepc&nicia jej z drogi. ' 6a w$z) ' przebi si przez &armider cienki, kobiecy gos. ' *o wicon") Magika lejta) 4elka, pierwsza g$rna we wsc&odniej balustradzie, spowolnia tum, paru wieniak$w wystraszya ' ale nie zatrzymaa wszystkic&. Kilku zrczniejszyc& i bardziej zapalczywyc& przelizno si pod ni", kto wlaz na g$r, wsparty o gow s"siada cisn" ocieniem. #&ybi, ale zdekoncentrowa .end5 nie udao jej si sign"! przebiegaj"cego obok zamostkowiaka. *ooya dopiero drugiego, na tyle bezmylnego, e sam, z marszu, usiowa pc&n"! j" osadzon" na sztorc kos". 6astpny bezkarnie przelizn" si obok, dwaj inni zaatakowali dziewczyn cepami, osaniaj"c trzeciego ju amatora lania magik$w wicon". Debren przeskoczy wypeniony niegiem r$w, w locie posa gangarina pierwszemu z nadbiegaj"cyc&. Ad razu te dopad -ury, ani troc& nie wierz"c w moc czaru i szukaj"c czego bardziej konkretnego. A dziwo jednak, gan3garin zadziaa5 modzik z maczug" domowej roboty zatoczy si, potkn", wyrn" czoem w tylne koo wozu. *rzytomnoci nie straci, ale zapa do walki ' cakowicie. *orodku przsa, zaledwie o rzut kamieniem, .enda odr"baa napastnikowi wikszo! palc$w prawej doni. Mczyzna odbieg wrzeszcz"c, na razie c&yba bardziej poraony strat" ni b$lem. Drugiemu poszo jeszcze gorzej5 Drop dopad go z tyu, wczepi si szponami w uszy, gwatownym skonem trzasn" dziobem w oko. >ana musiaa by! gbsza ni oczod$, bo wieniak run" i znieruc&omia w rozrastaj"cej si kauy moczu. Debren, sc&ylaj"c si po maczug, raz jeszcze cisn" gangarinem. Wyszo gorzej, ale mimo wszystko wyszo, co dao si zauway! ju po drugim z piciu zadanyc& widami pc&ni!. %amostkowiak c&ybia &aniebnie i wci" walczy tylko dlatego, bo ciar nabijanej krzemieniami pay na moment wzbudzi skrupuy czarodzieja. Wyleczy go gwizd ocieraj"cego si o uc&o betu. 0en z tyu, pozostawiony przez Dropa, zd"y w ko/cu zaadowa! kusz. #&ybi, ale nastpnym razem... Maczuga zatoczya uk, zderzya si z odsonit" gow" c&opa. #&op run". %za jego plec$w pomkna ku piersi Debrena kosa. 6a szczcie cywilna, osadzona jak przy koszeniu "ki, a nie czarodziejskic& g$w. 0rzonek okaza si za kr$tki i magun najad si jedynie strac&u. %araz potem trzasn" obur"cz zdobyczn" pa", tamten zastawi si kos" i ostrze pko na p$. Kosynier rzuci si do ucieczki. 6a poz$r gupio, bo ku poudniowemu brzegowi. (le tylko na poz$r. Most sta si nagle c&olernie niebezpiecznym miejscem. *onaglani przez je2d2ca i kobiet o cienkim gosie wieniacy znowu poderwali si do ataku. 7-orsowali g$r" i doem symboliczn" w gruncie rzeczy zapor, w"skim, lecz nieprzerwanym strumieniem popynli w kierunku .endy. ' 4$g z wami) ' dar si tucioc& w lisiej czapie, -utrze i c&yba sutannie. Wymac&iwa koem popi"tnym, ni to bogosawi"c, ni to wal"c po bac& tc&$rzy, kt$rzy pozostali przy -urac&. ' %abi! wied2m) ' Magika) ' przekrzykiwa si z tumem je2dziec. 4erdysz .endy zatoczy dwa koa, zwalaj"c z n$g pierwszyc& nadbiegaj"cyc&. 6iewane. 0um wyrwa belk z oyska i pobieg kup" ' to byo wane. Dwadziecia krok$w. >yk, czerwie/ rozdziawionyc& g"b, nieprzytomny blask oczu, stal, wszdzie peno stali... Koniec: >"bn" byskawic", nawet zapali komu kouc& i czap, osmali brwi. 4ez skutku5 ju si nie bali, ju rozumieli, e nie jest nawet w poowie tak gro2ny, jak ta przeklta, spryskana krwi" suka, wyludniaj"ca %amostki z moc" lekkiej zarazy. 6awet przypalony napastnik tylko zrzuci czap i gna dalej, dowodz"c potgi nienawici i dobrej jakoci tutejszyc& kouc&$w. .enda, nagle szybsza, nagle ruc&liwa, wpada midzy tyc& z przodu, zawirowaa, skracaj"c dystans dosiga a trzec&, bezsilnyc& ze swymi zbyt dugimi widami i cepami. %akbio si, kto uciek, kto run" pod nogi nadbiegaj"cyc&. 4erdysz tra-i do lewej doni, w prawej bysn" porczny jak laska miecz dziewczyny. Dopiero on zademonstrowa wyszo! sztuki nad amatorszczyzn". 6a karkac& uciekaj"cyc& .enda wpada w gromad, wal"c, tn"c i kuj"c, byskawicznie poc&lastaa co najmniej piciu napastnik$w. = odskoczya, nim ci z tyu dojrzeli do decyzji deptania s"siad$w, zbieraj"cyc& z mostu wasne donie i jelita. ' Wod dawa!) ' wrzasna ta o cienkim gosie, tga blondynka w butac& z c&olewami. ' #o ksi"dz tumaczy, durne pay:) =no woda na czary) *o w$z, ale ju) ' *oczwarrra) ' Drop, tra-nie rozpoznaj"c wodza, run" na ni" z g$ry. ' *rrrominencki bkarrrt) Kurrrwinka) Dopiero teraz Debren wyc&wyci podobie/stwo z w"satym sotysem, kt$remu noc" wpakowa w gardo osinowy koek. #$rka wyra2nie odziedziczya po ojcu wojowniczego duc&a, bo zamiast c&owa! si w tumie, skoczya na spotkanie, wymac&uj"c mieczem. Drop, widz"c, e zamostko3wianie bior" przykad z przyw$dczyni, zrezygnowa z samob$jczego ataku, mign" nad ostrzami i czmyc&n" znad mostu. Debren, podrywaj"c maczug, obieca sobie, e przerobi go na ros$. .enda odskoczya pod balustrad. 6ajmniej szecioro wieniak$w runo na ni". Kt$ry z biegn"cyc& w stron wozu zawr$ci i pr$bowa zgruc&ota! kark zdradzieckim, zadanym od tyu ciosem mota. Debren zamac&n" si maczug", ale nie odway si rzuci!, w peni wiadom -aktu, e r$wnie dobrze moe tra-i! w .end. Dwa -ragmenty porczy pomkny ladem atakuj"cyc&, sprytnymi ciosami pod kolana powalaj"c ca" sz$stk. 0rzeci stan" nagle dba, gdy zac&odz"cy od tyu mociarz przekada nad nim nog. Dgodzony w pac&win mczyzna bez jednego okrzyku da si podnie! i niespiesznym rzutem posa! w przepa!. *orcz obracaa si wprawdzie do ko/ca i wygl"dao na to, e miejscem przeznaczenia ywego pocisku jest brzeg, ale rzut okaza si za kr$tki. Dopiero lec"c, nieszcznik odzyska zdolno! wycia ze strac&u. 6a mocie zapanowa c&aos. 1edni pr$bowali ucieka!, inni, pewnie gorzej zorientowani ' zabi! .end. 6iekt$rzy spor$d tyc&, kt$rzy ju umknli na brzeg, zawracali na widok wtaczaj"cyc& si na przedmocie woz$w. Dwa przywiozy takic& samyc& jak oni c&op$w wolontariuszy, ale z trzeciej -ury sprawnie, c&o! na razie niespiesznie, zeskakiwali onierze w jednakowyc& $tyc& kubrakac&. Debren nie wiedzia, do jakiego stopnia most zdaje sobie z tego spraw. 1eli mierzy! ludzkimi kategoriami, nie wygl"da na wystraszonego5 u ludzi strac& budzi agresj. 0ymczasem belki porczy, c&o! jedna po drugiej obracay si ku rodkowi przsa, nie tyle biy, co spyc&ay wieniak$w w stron brzegu. 6ikt nie polecia w przepa!, mimo i z barier oc&ronnyc& nie pozostao wiele. #zterec& ucznik$w i dwaj procarze wdrapywali si na stok Asypa/ca. 7zo im marnie, bo zbocze byo strome, a nogi grzzy w niegu po pac&winy, ale byo jasne, e gdy wejd" dostatecznie wysoko, most znajdzie si pod ostrzaem. Debren nie c&cia si tym martwi! ' nie wierzy, e przetrwaj" z .end" tak dugo. Most, c&o! si stara, by stary i nie bardzo sobie radzi. 8dyby obracaj"ce si na supkac& belki porczy przyr$wna! do wiose, kapitan galery HMost Mesztor&azegoI poegnaby si ze stanowiskiem. ;aden kapitan nie zagrzeje stoka, maj"c tak marnie wyszkolonyc& wiolarzy. *orcze zderzay si, zakleszczay, wykonyway mao sensowne ruc&y, zawracay w poowie manewru, i, na koniec, nie imponoway si". Mniejsze grupy wieniak$w, zwaszcza tyc& wystraszonyc&, byy stopniowo spyc&ane na p$noc, ale ju dwie bardziej bojowe, skupione wok$ sotys$wny i konnego topornika, stawiay skuteczny op$r. 4londyn otaczao ze dwudziestu zamostkowiak$w, miao mocuj"cyc& si z par" belek, lecz w przypadku drugiego oddziau most sam sobie by winien. 4alustrada dopada konnego i czw$rk jego towarzyszy dokadnie porodku przsa, w zasigu dw$c& s"siednic& belek, z kt$ryc& kada pc&aa intruz$w w przeciwn" stron. W e-ekcie jeden z pieszyc& dosta si w kleszcze i wy z b$lu i strac&u, uwiziony w puapce tpyc&, drewnianyc& noyc, za to pozostali zyskali swobod ruc&$w i korzystali z niej przytomnie, r"bi"c siekierami trzymaj"c" kompana porcz. *o precyzji, z jak" trzy ostrza raz po raz tra-iay w to samo miejsce, Debren byskawicznie rozpozna drwali. =c& przyw$dca kopn" konia po bokac&, pokusowa w stron czarodzieja. 1u po paru krokac& ko/ przeszed w galop, nie tyle pod wpywem kopania, co od pc&ni! belkami w zad. Mesztor&azy, jak na maguna przystao, konsekwentnie stosowa *ierwsz" %asad i most oczyszcza si najmniejszym z moliwyc& wydatkiem si. Aznaczao to spyc&anie na p$noc tyc& z p$nocnej po$wki przsa i na poudnie tyc& z poudniowej. 6ajlej byoby oczywicie w przepa!, ale wida! ju we wczesnowieczu prekursorzy magun$w mieli szacunek dla ludzkiego ycia. 7zczk zapadki z tyu. Debren odwr$ci si byskawicznie, ale i ze wiadomoci", e si sp$2ni. Kusznik, o kt$rym na mier! zapomnia, wanie sko/czy robi! swoje. 7ta blisko. Debren wyra2nie widzia szyderczy bysk zb$w i grot wymierzony w sw" pier. Dniwersalny, tr$jk"tny, do! w"ski, by poradzi! sobie ze redni" zbroj", i wystarczaj"co szeroki, by zada! cikie obraenia zwierzynie. Mia te zadziory, zatrzymuj"ce pocisk w ranie. ' 8i/) ' krzykn" trium-alnie kusznik. % tyu co pczniao, krado biel onieonej puszczy, ale Debren da si za&ipnotyzowa! wykutemu przez jakiego wiejskiego kowala paskudztwu i do ko/ca nic nie rozumia. Kusznik te nie. Dmar zbyt szybko. 8raniasty szpic &alabardy wszed w plecy pod praw" opatk" i wylaz w okolicy lewego sutka. 6a moment tylko, bo ko/ gna galopem i %br&l musia albo byskawicznie wyci"gn"! ostrze, albo poegna! si z broni". Wyci"gn". %d"y. Mimo krwi s"cz"cej si spod ka-tana i spodni, by w lepszym stanie od swego wierzc&owca. Ko/ +enzy bieg na trzec& nogac& ' czwarta noga umykaa w g$r, ledwie musna ziemi. *odobno konie, jak psy, upodabniaj" si do swyc& wacicieli ' tylko ta teoria, sk"din"d kwestionowana przez Debrena, tumaczya -akt, e nieszczsne zwierz dowiozo rotmistrza a tu. +enza te by dowi$z, gdyby dosta rozkaz. ' Dwaaj) ' za&ucza %br&l, wskazuj"c zakrwawionym ostrzem kogo z tyu. Debren przykucn", uskakuj"c pod oson koa, wicie przekonany, e ostrzeenie dotyczy konnego topornika. *omyli si. % g$ry c&lusna mu na kark porcja lodowatej wody. 6a szczcie by w kapturze i wikszo! spyna, zamiast wla! si za konierz, sparaliowa!. Akazao si to wane, bo c&opak, kt$ry zamierzy si na .end cebrem, a teraz wyla mu na gow zawarto! sk$rzanej czapy, opr$cz czapy i wody mia take sierp. 0ylko byskawiczne zastawienie si maczug" uc&ronio twarz czarodzieja przed zakrzywionym ostrzem. Drugiej zastawy Debren nie zaryzykowa. %a cika bro/, marna pozycja, no i ten drugi, konny. #isn" maczug" w g$r i kiedy c&opak zasania si, wtoczy si pod -ur. % winy ko/skiego trupa byo tu ciasno, ale jako si zmieci. *otem, troc& z tyu, pojawiy si w polu widzenia cztery zako/czone kopytami nogi. 0rzy sprawne i jedna bolenie podkulona w g$r. ' 0y:)) ' zarycza wciekle i trium-alnie zarazem %br&l. Debren usysza znajomy gwizd sierpa, zako/czony ude rzeniem stali o drewno, potem drewno uderzyo o co mikkiego, cikiego, a na koniec to mikkie, cikie i ewidentnie bezwadne zwalio si na burt wozu. Wszarzu))) 6og":)) *etunk:)) 0opornik nie by gupi5 pr$bowa wykorzysta! -akt, e jego ko/ ma cztery sprawne ko/czyny, i po prostu uciec. %adany siekier" cios te pewnie nie przyni$s mu wstydu5 sypno iskrami, a koniem +enzy zakolebao. %br&l nie zd"y odwzajemni! cicia, bo z mostu nadbiegali ju trzej drwale. (le Debren pamita zar"banego przy studni ursoluda, pamita, jak niezdarnie poruszaa si posiniaczona *etunka i z g$ry postawi k$ko popi"tne na durniu, kt$ry podni$s na ni" cim. %acz" wypeza! spod -ury. *o drugiej stronie, bo w obliczu czterec& przeciwnik$w i szansy na zemst %br&l nie mia gowy, eby si przejmowa! tym, co depcze jego ko/. 4y przy kole, kiedy podw$jny c&rzst zako/czy karier dw$c& drwali. 0rzeci odgos amanyc& ostr" stal" koci dopad go, gdy klka. Karosz topornika by ju wtedy daleko, ale niewiele to pomogo je2d2cowi. Most, konsekwentnie, przegrodzi par" belek jedyn" drog ucieczki. Karosz pr$bowa przepc&n"! si na si, ale most, kt$ry rozprawi si ju z wikszoci" wieniak$w, zacz" zac&owywa! si troc& bardziej przemylnie i wolna od naporu belka wspomoga atakowan" s"siadk sprytnym ciosem po pcinac&. %wierz odskoczyo, kwicz"c trwoliwie. ^ burt -ury zadudni pierwszy pocisk. Debren od razu tak o nim pomyla5 e wanie pierwszy. 6agle zrobio si zbyt piknie, by mogo to trwa! dugo. K"tem oka wi dzia bezruc& dziewczcej sylwetki, opadaj"ce porcze, w kt$ryc& zasigu nie byo ju nikogo poza trupami i ran nymi. 8rupa sotys$wny, odcinaj"c si belkom3samobijom, zawr$cia na p$nocny brzeg, strzelcy na Asypa/cu byli ju wysoko. *rawdziwe problemy wanie si zaczynay. %br&l te mia problemy ' z koniem. %araz za wozem nieszczsne zwierz zostao tra-ione strza" w pier i powoli opado na kolana. 6ie zdoao wsta!, ale je2dziec zd"y wyrwa! nogi ze strzemion i przeskoczy! okrakiem nad grzyw". *okiereszowany nie gorzej od konia, %br&l wyra2nie si c&wia. = ' co Debren zauway dopiero teraz ' nie mia zbroi. 0opornik wyczu okazj, spi" karo3sza, zaszarowa. L przeszarowa. 0elliccy piec&urzy rozsawili &alabard jako bro/ zdoln" powstrzyma! szar rycerstwa. 0opornik nie by rycerzem i post"pi wyj"tkowo gupio, atakuj"c od czoa kogo takiego jak %br&l. +alabarda, c&o! dwukrotnie dusza, zakrelia pionowy uk szybciej ni berdysz .endy. Debren przegapi szczeg$y, lekko zamroczony b$lem, ale ko/c$wki ju nie dao si przegapi!. %bryzgany krwi" karosz przegalopowa obok, a co, co do niedawna byo jego je2d2cem, plas3no o bruk pod postaci" dw$c& bli2niaczyc& p$tusz. 6agle zrobio si cic&o. #akiem. 7tarzy wojacy opowiadali sobie w karczmac& o takic& ciciac&, ale nigdy na NNN trze2wo i nigdy w licznym gronie, bo mao kto lubi wysuc&iwa! sko/czonyc& garzy. 7am %br&l z pewnym niedowierzaniem patrzy na swoje dzieo. .enda obejrzaa si na nic&, znieruc&omiaa. *rzez c&wil szansa na szczliwy -ina kolebaa si jak linoskoczek tu przed ko/cz"cym pokaz gzymsem. Debren wyczu, e jeszcze par moment$w takiej powszec&nej, podszytej zdumieniem i groz" ciszy, a tum si rozpierzc&nie. 6iestety, kto kiedy zrezygnowa z nader sensownego pomysu sporz"dzenia rosou z pewnego papugi. .inoskoczk$w zabijaj" lekkie, niegodne wzmianki podmuc&y. =c& zguba miaa na imi Drop. *tak pierwszy dostrzeg galopuj"cego traktem %br&la i bardzo przytomnie pozostawi mu kusznika. Decyzja przelotu nad drugi brzeg i zajcia si najgro2niejszymi w takic& okolicznociac& strzelcami te wystawiaa doskonae wiadectwo strategicznemu doradcy nieboszczyka gry-a. (le moment by najgorszy z moliwyc& i Drop zwali si na kark najwyej stoj"cego ucznika w zupenie niestosownej c&wili. Mczyzna, pc&nity znienacka, pokoziokowa w d$ stoku. Drop trzasn" w twarz jakiego procarza, kt$ry te da si zwali! z n$g, a ca" reszt grupy strzeleckiej zmusi do opdzania si ukami i rzemieniami proc, jednak rezultat ataku by opakany. *rzez tum przebieg szmer, za sotys$wna dopada najbliszego wozu, wdrapaa si na awk wo2nicy i wojowniczo wywina mieczem. ' Kury si boita:) Dziada brzuc&acza:) Kuglarza jar marcznego, co ze strac&u krwi" sra:) Moe nie osi"gnaby celu, ale drugi procarz posa %br&lowi kamie/. #elnie. >otmistrz musia ratowa! si unikiem, ranna noga nie wytrzymaa i %br&l, jak przystao na brzuc&atego dziada, run". Debren doskoczy, zapa go za okie!, zacz" ci"gn"! do tyu, w stron wozu. .enda zrobia krok w ic& kierunku, znieruc&omiaa na moment, po czym, wyra2nie zdesperowana, zamac&na si i padaj"c na kolana, grzmotna berdyszem o bruk. ' Agnia skrzeszta) ' Wci" byo cic&o, wic pomyso dawc zrozumieli wszyscy. ' *odpali! belki) ' = -ur dawajta) ' popisa si zmysem taktycznym inny wieniak. ' %a -ur" p$jdziem, tarana zrobim) *ierwsza czerwono opierzona strzaa przemkna nad gow" Debrena. 6iedobrze. #zerwonyc& lotek uyway lene strae i owcy zb$j$w. 6ie2li strzelcy, kr$tko m$wi"c. 6a szczcie zanim $to odziani ucznicy zajli wyej pooone miejsca na wozac&, magun zdoa wci"gn"! rotmistrza za -ur. ' ( .enda:) ' %br&l szarpn" si, spr$bowa wraca!. ' Maj" uki ' warkn" Debren. ' ( ty *etunk. 4ierz kusz ' wskaza przebitego na wylot strzelca ' i oso/. (le nie wya2, syszysz: 1ak spr$bujesz, to tak ci przypie3prz... 0o moja sprawa. 6ie artowa i najwyra2niej dao si to wyczu!. Kiedy wybiega zza wozu, nikt nie pr$bowa i! w jego lady. = to raczej nie dlatego, e o deski przekrzywionego na ko/skim trupie pojazdu zabbnio z p$ tuzina grot$w naraz. Do niego, p$ki co, nie strzelali. 0ak jak i do .endy. #i z g$ry nie mogli, bo Drop dwoi si i troi, a stoj"cym niej widok zasaniali wieniacy. #z! onierzy naturalnie zacza przedziera! si do przodu, wzgldnie wspina! wyej na Asypaniec, ale gdyby wszystko poszo dobrze, a .enda odzyskaa rozum... .iczy na to ' i przeliczy si a po dwakro!. *ierwsza belka jedynie zablokowaa mu drog, daj"c co trzeba do zrozumienia. Kiedy jednak nie zrozumia i pc&a si dalej, omin"wszy j" sprytnym zwodem, druga, ju bez ceregieli, zgarna go w pasie i, jak onager zdec&" krow", cisna nim z powrotem. 8rzmotn" o w$z, na szczcie przewieszony przez burt specjalista od sierpa i wody wiconej zagodzi si uderzenia. (le na bruku, gdzie zako/czy lot, pokaleczone poladki nie miay tyle szczcia i przez c&wil nie widzia wiata zza wiruj"cyc& przed oczami czarnyc& gwiazd. ' *recz, &ooto) ' za&ucza zza wozu rotmistrz. ' 4o jak kaczki wystrzelam) 6a razie to do niego strzelano. W burtac& wozu i trupie modego wieniaka strzay grzzy jedna po drugiej. .enda, pac"c za t demonstracj nie mniejszym ni DeNNV bren b$lem, tyle e pknitego kolana, na kolanac& wanie przesuwaa si, ustawiaj"c plecami do niego. *rzez c&wil mia nadziej, e to z naturalnej c&ci spogl"dania zagroeniu w twarz, ale szybko wyzby si zudze/. Walia berdyszem w szale/czym popiec&u i nawet nie zerkna na wieniak$w. ' Do mnie, Debren) ' W gosie %br&la, pojawia si onierska rzeczowo!. ' %a w$z, ale ju) Dsuc&a. W sam" por, bo kiedy wpeza pod -ur, pierwsza strzaa z Asypa/ca tra-ia poniej osi. %d"y, nim nastpni skrzesali grotami iskry pod brzuc&em pojazdu. 7trzelali celnie. 8dyby nie trup konia, kt$ry z pocisk$w odnalazby drog midzy szpryc&ami. ' #o tu robisz: ' 1a:) ' %br&l wbi gniewnie bet w korytko kuszy. ' #o ta smarkula robi) = ty) 6a poudnie mielicie, oboje) Wyc&yli si, poderwa kusz, prawie nie mierz"c zwolni spust. Dopiero kiedy kuca z powrotem, czarodziej zauway, e bro/ jest z gatunku najciszyc&, napinanyc& koowrotem. 0aka, jak" %br&l najbardziej lubi. 6ie zdziwia go wic kr$tka, ale wyra2na przerwa w ostrzale5 ucznicy mieli prawo pogapi! si przez c&wil na tra-ionego kompana i przemyle! pewne sprawy. ' >usz si) ' warkn" rotmistrz, zaczepiaj"c &ak o ci ciw i zaczynaj"c mynkowa! par" mayc& korb. ' *rzy wal im z r$dki, bo jak si przegrupuj"... Debren podni$s si, wyjrza zza wozu. Kt$ry z wieniak$w zd"y zapali! poc&odni i teraz kilkoro zamo3stkowiak$w, w wikszoci kobiet, przypalao od niej inne. ' <ap konia ' wskaza karosza, kt$ry zatrzyma si przed zakrtem. ' 4ierz *etunk i uc&od2cie. ' %br&l rzuci mu zaskoczone spojrzenie. ' 6ie mam r$dki. Diabli wzili. 8ry-a te wzili, a jak ta tuszcza dotrze pod ober, to i kl"tw wezm". 4ierz j" do siebie, pod *rawel i si e/. *owinna to przey!. ' 8ry-a: ' %br&l by onierzem z krwi i koci i nawet ewidentny wstrz"s bezpaowy nie by w stanie spowolni! ruc&$w jego r"k. %apadka szczkna jakie p$ pacierza po pierwszym obrocie bbna. ' #o si...: Debren odruc&owo skoni gow, strzaa ugrzza w beczce, dobry okie! na lewo. 4uro opierzona, c&opska. Drop przetrzyma tamtyc& w g$rze dugo, lecz nie m$g trzyma! bez ko/ca5 wystawili do obrony dw$c& uzbrojonyc& w toporki, za pozostaa tr$jka odzyskaa swobod ruc&$w. = zaczynaa z niej korzysta!. .enda wci" ya. 0um, wal"c czym popadnie w zapor z belek, kbi"c si i pc&aj"c wyprzgnit" -ur, oczywicie mocno utrudnia celowanie zgromadzonym z tyu strzelcom, ale kilku znalazo si wystarczaj"co wysoko, by zapolowa! na dziewczyn. = ' ma si rozumie! ' niekt$rzy pr$bowali to robi!. (ni jedna strzaa nie doleciaa do celu. ' A psiama!... ' zaskoczony %br&l znieruc&omia z ku sz" przy ramieniu. 0rudno go byo wini!. Debren, c&o! czarodziej, te patrzy za-ascynowany na obracaj"ce si belki. W przeciwie/stwie do nieskadnego stylu walki wrcz, sztuk odpierania atak$w z dystansu most opano wa znakomicie. 4elki porczy miay po p$ stopy wysokoci. Midzy rodkiem mostu a jego p$nocnym skrajem zamontowano ic& w sumie dwadziecia5 po pi! g$rnyc& i dolnyc& w kadej balustradzie. *o dw$c& wiekac& paru brakowao, a niekt$re wyszczuplay, nadgryzione zbem czasu, lecz gdyby uoy! je jedna na drugiej, nadal osoniyby nie tylko klcz"c" dziewczyn, ale i je2d2ca. Most nie potra-i dokona! takiej sztuczki, jednak dop$ki strzelano, z grubsza bior"c, wzdu jego osi, a .enda pr$bowaa przedziurawi! przso dokadnie w rodku, wystarczyo sensownie uy! poowy dostpnyc& ramion, by zabezpieczy! j" przed pociskami. Druga poowa szykowaa si do odparcia tumu. 6a widok unosz"cego si szpaleru belek ucznicy skupili uwag na przeciwlegym brzegu. .enda bya niedostpna, niegro2na i odcita od drogi ucieczki, do kt$rej si zreszt" nie kwapia. Dkrytyc& za wozem mczyzn nie oc&raniaa magia, mieli kusz, a z tyu, cakiem niedaleko, las. Wyb$r wydawa si oczywisty. ' +a, m$wiem) ' %br&l trium-alnie trzasn" pici" w burt. ' *orz"dny mor,acki most) NNW Kt$ry z onierzy przeczesa mu strza" wosy. Abaj szybko sc&owali gowy. Debren opar si plecami o koo. ' 4yle do tyc& ruin ' wskaza resztki rogatki. ' *otem ci drzewa osoni". %br&l zerkn" na niego z ukosa, przesun" si nad ko/skiego trupa, wyc&yli na moment, strzeli. ' Abejdzie si ' mrukn". ' 1u ci m$wiem5 nie po to maj"tek na or wydaj, by go w ucieczce porzuca!. ' 0o zdobyczna kusza ' zauway przytomnie Debren. ' (le berdysz kupiony. ' %br&l, ja nie artuj. Dciekaj. Most mostem, a oni s" wciekli. 6ie odst"pi". %e dwudziestu ubilimy, sama .enda im do zemsty nie starczy. *ognaj" na ober i dalej, po waszyc& ladac&. ( widzisz ' uni$s do/ ' nie pada. 6ie zasypie tropu. ' 6ie kr!. ' %br&l sam krci zajadle, ciciwa szybko suna ku c&wytakowi spustu. ' Durny nie jestem, widz, e jeno tu. 6aprawd gry-a ubie: ' 6aprawd. 4ierz *etunk i wie2 do *rawi". 6ie ma cud$w, by c&opi obery z dymem nie pucili, a bez sza3rzaka kl"twa si rozsypie. Dciekaj, %br&l. Ana zasuya na troc& normalnego ycia. ( twoje c$rki na matk. Dobrze tra-i5 koowr$t zwolni, na moment nawet znieruc&omia. (le o w$z zabbnia nastpna salwa i rotmistrz powr$ci do napinania kuszy. ' W oczy bym adnej nie spojrza ' warkn", wyci"gaj"c bet z zerwanej z trupa sakwy. ' Mam si dziewczyn" od pocigu zastawia!: = to tak": ' 1ak": ' Debren zbiera siy, strzay waliy o w$z, wic c&o! rozmawianie w takiej c&wili wydawao mu si sko/czon" niedorzecznoci", siedzia na tyku i po prostu rozmawia. ;eby nie myle!, nie umiera! z alu. ' Kartk zostawia ' powiedzia cic&o %br&l. ' Midzy +enz a jego tarcz upc&aa, przez tydzie/ moglimy nie znale2!. 8dybym po portki nie skoczy... ' *ortki mu zabierae: ' Dla woni. Wiesz, konie jak psy... ( ten jego, jak i pan, nie za m"dry. *omylaem, e jak mnie z +enz" pomyli, prdzej pobiegnie. 7prytnie, co: ' 7k"d wiedziae, e tu bd: Drop, tak: Wypapla, e .enda...: 6a ros$ ajdaka przerobi. Mnie ani sowa nie pisn". ' 0o *etunka. ' %br&l wyc&yli si zza wozu, strzeli, usiad, nim posane w odpowiedzi groty zadudniy o deski. ' Kusz braem, t nadpalon", to polaza ze mn" i inne dobra zacza... = nagle poduszk mi pod nos pc&a. ' 0 z czstokou: ' domyli si Debren. Apad na brzuc&, wyjrza zza ko/skiego zadu. *orcze poudniowej czci mostu spoczyway nieruc&omo, wsparte ko/cami o jezdni lub supki przeciwlegej balustrady, wic widzia sporo. *lecy .endy na przykad. 6ic si nie zmienio5 nadal klczaa, wal"c obuc&em w most. 7zale/stwo. ' = klnie ' ci"gn" %br&l, osadzaj"c koowr$t na ko/cu kolby. ' (le tak, e mao mi uszy nie zwidy. % drugiego brzegu rzucano poc&odniami. *orcze wiele sobie z tego nie robiy ' trudno zapali! poziom" belk, kt$r" pomie/ muska jedynie w przelocie ' ale podtrzymuj"ce je supki byy w gorszej sytuacji. 6a razie wieniacy nie celowali w obrzea przsa, lecz Debren nie udzi si. Wczeniej czy p$2niej kto tra-i przypadkiem i sup si zapali. ' 6o i jak obejrzaa krzak, kazaa mi lecie! po konia. Wic m$wi, e kulawy, e +enz moe by i poni$s, ale mnie za c&oler, a ona jak nie ryknie... 7trumyk zimnej wody pociurka z g$ry na poladki De3brena. Kt$ra ze strza musiaa nie tyle przebi!, co rozupa! klepk. Woda laa si z wozu, tworzya kau przy kole@ pierwszy wyk popez wawo w stron mostu. ' 6o to zrzuciem pancerz, eby lej, i zbiegem do piwnicy. ( tam ten karteluszek. #zemu nic nie m$wie: 6a c&ama wyszedem z tym gadaniem o og$rkac&. 7zczkna zapadka, zagwizdao. 4et, kr$tszy i szybszy od strza, nie da si ledzi! w locie, ale kiedy za kusz bra si %br&l, nie byo potrzeby rozgl"da! si za be3tami. Wystarczyo patrze!, gdzie kto pada. 0ym razem rotmistrz przeszed samego siebie5 na ziemi zwalio si a dw$c&. Drabowi r"bi"cemu pierwsz" od p$nocy porcz bet przeszy gardo, ten za nim, mniejszy i przytrzymuj"cy belk kos", dosta w twarz. *iknie. 0yle e obok na belk najeda w$z. ( tum kotowa si, puszcza do przodu ludzi z widami i siekierami. ' %araz p$jd" ' Debren, nadal le"c, zapa rotmistrza za brzeg ka-tana. ' *rzy wozie. 4elki nie dadz" rady bi!, a takiej gromady nie przepc&n". %abieraj si, ale ju. ' #moknij mnie w zadek. ' 0o nie twoja sprawa) ' podni$s gos. *ozycja bya dobra, ale kiedy osabnie op$r mostu... ;adnyc& szans na ciemno!, kt$ra mogaby zmyli! pogo/. 7"dz"c po pyn"cym z g$ry, odbitym od powierzc&ni magicznego stoka wietle, so/ce musiao wanie zac&odzi!. 0o dlatego onieona peruka .endy wygl"daa tak osobliwie. Doskonaa biel z dodatkiem lekkiego r$u. Debren objec&a i opy3n" niemal cay Biplan, ale z takim odcieniem jeszcze si nie spotka. %araz. 0e wosy... %araz. ' (le berdysz m$j ' burkn" %br&l. ' 7ze!dziesi"t cztery warstwy pierwszorzdnej stali. 8oli! si mona, jak kto nie c&erlak. Wiesz, ile kosztowa: 6ie powiem, bo jeszcze %drenka usyszy i si w grobie obr$ci. Debren usiad. 7iadaj"c grzmotn" gow" o dno wozu, ale nawet tego nie zauway. *rzed oczami mia doskona" biel, lekko przyprawion" r$em. W gowie ' pustk. ' %ostaw nas ' mrukn". ' Was: ' parskn" gniewnym miec&em %br&l. ' 1akic& was, zagany durniu: Koc&anka, dobre sobie) 7trzelali do nic&. *ierwsza pon"ca strzaa przeleciaa z gwizdem nad wozem, zgasa w pokrywaj"cym trakt niegu. ;aden nie zwr$ci na ni" uwagi. ' A czym ty waciwie...: %br&l... dlaczego przyjec&ae: Wanie tutaj: 6iemoliwe, eby po ladac&... ' Dszy ci ajnem zarosy:) ' >otmistrz gniewnym ruc&em wbi bet w korytko. ' M$wi przecie5 napisaa) ' #o: ' 8dzie berdysza szuka!. = e nas wszystkic& miuje. ( +enz lubi. ' Debren gapi si na niego tpo. 1u agodNYL niejszym tonem %br&l doko/czy5 ' 6o i o prababce. ;eby jej tak *etunka nie miaa za ze, bo go szczerze miowaa, do mierci. ' Kogo: ' >ozum te ci zar$s: 0o! wyra2nie m$wi, e si biedaczce we bie poprzestawiao) = nie dziwota5 trzydzieci lat i ani razu... #&olera, Debren, jak si dowiem, e moge co z tym zrobi!, ale nie zrobi... ' Kto koc&a: %br&l pryc&n" gniewnie, na czworakac& wyjrza zza przedniego koa, wymierzy, strzeli. #o-n" si, wyci"gn" n$ zza c&olewy, rzuci magunowi. ' >nij sk$r ' warkn", tr"caj"c kolb" ko/skiego tru pa. ' W$z trzeba oboy!, bo nas tu spal". Debren posusznie wbi ostrze w ciepe zwoki. <ucznicy nie byli przygotowani na tak" walk@ strzay, kt$ryc& nie wyposaono w specjalne opaski, przewanie gasy w locie. (le samyc& strza wyra2nie im nie brakowao i wczeniej czy p$2niej naleao spodziewa! si poaru. W$z3taran utkn" na pierwszej zaporze. 4elki z tyu wspomogy te z przodu@ most nie mia siy wypc&n"! atakuj"cyc&, lecz i oni nie dali rady zama! oporu dobrze podpartyc& porczy. Wic zaczli je r"ba! i podpala!. ' Kto kogo koc&a: ' 6ie wiem ' rzuci ze zoci" %br&l. ' 6iewane. Ana si liczy, nie to, co nabazgraa. >ozum biedaczce odjo, nie widzisz: 0aki most berdyszem:) Mor,acki:) Debren wyci" kawa ko/skiej sk$ry, zrolowa, przerzuci najpierw j", a potem wasne ciao przez burt wozu. Dwaj ucznicy mieli akurat strzay na ciciwac&, ale obaj spudowali. .e"c na dnie -ury, bez popiec&u, starannie, obkada krwawymi patami wystawione na ostrza -ragmenty wozu. 4eczka przeciekaa, ale woda wci" w niej bya, wic pod sk$ry wepc&n" jeszcze troc& mokrej somy, jak" szmat. Amal nie dooy zwoju liny, wypatrzonej pod kozem. >ozmyli si jednak, wyrzuci j" za w$z. ' 6ie wya2 ' ostrzeg go %br&l. ' *owiem, kiedy. .ea, prawie nie czuj"c zimna, wdzieraj"cego si w cia o przez nasi"kaj"ce wod" ubranie. *atrzy na onieone NYM czupryny jode. 6iebo nad mostem byo bkitne, pene blasku, ale opatulone niegiem drzewa, c&o! miay bliej, nie przejy od niego owej r$owej domieszki. Wic nie tylko w caym Biplanie, ale nawet tu... 6igdzie nie znajdzie takiej drugiej. 6igdy. = *etunka, i jej spadkobierczynie te nie. 0ylko e to nie miao sensu. Mdlio go od niedoboru mocy. #zarodziej, kt$ry doprowadza si do takiego stanu, moe zajmowa! si r$nymi rzeczami, ale logiczne mylenie stanowczo powinien sobie darowa!. 8$d mocy wywouje zwidy, ju kursanci pierwszego roku doskonale to wiedz". 4iedny, obtukiwany ze wszystkic& stron m$zg zacz" skleja! nie powi"zane ze sob" -akty, strzpy wspomnie/, a teraz nawet obrazy. 0ak jak m$zg .endy. We2 si w gar!, c&opie, sta/ twardo na ziemi. 1ej wosy nie pon" r$em. Ana nawet nie ma wos$w. = w niczym nie przypomina kruc&ej dziewuszki, co z lili", pod wiatr... ' 6aprawd nie wiesz, kim jest: ' dobieg zza burty stumiony pomruk %br&la. ' .enda: 6ie mam pojcia. ' 6ie widzieli si, moe nigdy wicej nie mieli si widzie! i pewnie dlatego to wyzna. ' W zamtuzie j" poznaem. 6ie wiem nawet... 0eraz widz, e z wojskiem nie zegaa, ale to drugie... M$wi, e jeno jako od2wierna... 6ie wiem, %br&l. ;adna z niej wita. *rzez c&wil byo cic&o. 0utaj. 0rzydzieci s"ni dalej siekiery waliy o drewno, wrzeszczeli ranni, zawodziy wdowy, zgrzytay koa przetaczanyc& -urmanek. ' (le... wysoko rodzona nie jest: ' upewni si %br&l. ' Ana: Widziae kiedy pann z dobrego rodu: *rzypominaa ci .end: W czymkolwiek: %br&l napi" kusz, ale jeszcze si nie podnosi. ' *o ojcu, miaem na myli ' mrukn". ' 6o wiesz. ' 0e nie. ' Debren obr$ci si na brzuc&, ustawi do skoku. ' % 4elnicy jest, w tym samym roku co Byborzyn rodzona. ( syszae, co sama m$wi5 nikt wicej w rodzie ksi"cym dzieci si nie doczeka. ' 0ego nigdy si nie wie. ' %a demokracji si wiedziao. *oowa szpieg$w za czonkami dawnyc& rod$w panuj"cyc& c&odzia. D nas, w .elonii, jeden ksi", pamitam, przed s"dem stawa, bo na okr"go pyskowa, e tajniak$w to on pieprzy. =, wystaw sobie, s"d go musia uniewinni!, bo w procesie wyszo, e z osiemnastu naonic i dw$c& on ani jedna si nie znalaza, kt$ra by od tajnyc& sub odu nie braa. 6ie, %br&l. W takiej dziurze jak 4elnica i pod -eudaln" wadz" kady wie, kogo ksi" dudka, a c$ dopiero za demokracji. *ierwsza pionowo posana strzaa wbia si w dno wozu. Daleko od nogi Debrena, ale... ' 0o po co tu przyjec&a: ' Magun nie odpowiedzia, ukada si do skoku. ' 6ie yj, Debren5 te ci zawita o... ' Kilka grot$w zabbnio o deski. ' 0eraz) *oderwa ciao, przetoczy si przez krawd2 burty. 1aka sp$2niona strzaa zagwizdaa mu nad gow", ale drugie stado nadleciao nad w$z dopiero, gdy zwali si brzuc&em na bruk. *rzegapi strza %br&la. Kiedy uni$s gow, rotmistrz zn$w napina kusz. *owoli jako. Debren te nie spojrza mu w twarz tak szybko, jak by m$g. (le w ko/cu musia. ' % t" poduszk"... A co c&odzi: %br&l doci"gn" ciciw nad zapadk, odoy kusz, sign" za pazuc&. 4ez sowa poda czarodziejowi mao delikatnie wydarty strzp biaej tkaniny. .niane p$tno byo czyste ' pomijaj"c rodek i dwa obrzea. 0o wanie na obrzeac& skupiy si wyra2niejsze smugi rozmytej, rudziej"cej ju czerwieni, ale spojrzenie Debrena przywaro do janiejszej plamy porodku. Krew .endy, nawet tak", wstydliw", ju widzia. 0ego drugiego nie. ' 6ie jest ranna. ' %br&l opacznie zrozumia jego bezruc&. ' 0o rdza. 7iada okrakiem na czstokole, no i... ' %amilk na c&wil, potem westc&n". ' Masz racj, uroio si dziewce. #&ora, z gor"czk"... 1akby naprawd bya... 6iec&by i z nieprawego oa... ( tacy goodupcy z belnic3kic& ksi""t nie s", by na taki drobiazg odrobiny srebra posk"pi!. ( tu goa blac&a. ' .ilia ' rzuci tpo czarodziej. 0yle zdoa przyswoi! jego m$zg5 e rudo$ty, rozmazany, ale czytelny odcisk przedstawia nieduy, stylizowany kwiat. ' 6ie widziae: ' bardziej stwierdzi ni zapyta rotmistrz. = pokiwa wsp$czuj"co gow". ' 7zmat" owijaa, czy wy w og$le...: %reszt" nie, nie m$w. 6ie moja sprawa. = w yciu bym jednym sowem... ' .ilia: ' powt$rzy Debren z niedowierzaniem. Dwie dobrze mierzone strzay spady z nieba, iskrz"c o bruk tu obok nic&, po bezpiecznej dot"d stronie -ury, ale aden nie zareagowa. ' (lbo kto j" c&cia dodatkowo omieszy!, albo naprawd... Wredna bywa, wic bym si nie zdziwi, gdyby kto z zemsty nie tylko pas, ale i to na pasie... Masz pojcie, jakiego wstydu si dojrzaa niewiasta najada, z takowym problemem do kowala zac&odz"c: ( ile uciec&y kowal i jego kumotrzy w karczmie: ' .ilia: ' Debren oderwa wzrok od zgniatanego w doniac& kawaka lnu, posa rotmistrzowi oszoomione spojrzenie. ' %br&l, c&cesz powiedzie!...: ' 6ie wiem ' %br&l stc&$rzy na caym -roncie5 podkuli nogi, zabieraj"c je bliej burty, gdzie nie dolatyway spadaj"ce z g$ry pociski, i umkn" ze wzrokiem. ' 0o nie na m$j rozum. 0yle ci powiem, e na owym krzaku... no wiesz, pod cian"... e *etunka krwi si doszukaa. 1ak to .endy, to po udzie by j" drapno i gdzie tu ' dotkn" piersi. ' Kolce ani grube, ani dugie, a krew zostaa. ' 6a krzaku: ' Debren bez powodzenia pr$bowa wzi"! si w gar!. %amostkowiacy przestali strzela!. #i w dole dali sobie spok$j z siekierami i z rytmicznym5 H+eeej... raaaz)I walili teraz -ur"3taranem, wolno, za to niepowstrzymanie przeamuj"c op$r zapory. 1akby si zm$wili, by da! czarokr"cy czas, podrczy! przed nieuc&ronnym ko/cem. 4o jakiekolwiek wnioski wyci"gnie, zabol". #zu to. ' *rzez sukni by nie pokaleczyo ' mrukn" %br&l. #o innego, jak kto goo... Debren musia przekn"! lin. ' 4zdury jakie... ' *amitasz, jaka rozc&estana z Jeynem wr$cia: ' 4redzisz, %br&l. Ana... jej si tylko... w gowie przestawio. 6ie jest adn"... ' Dziewic": ' >otmistrz uoy bet w korytku. 6iespiesznie jako, lecz to dao si wytumaczy! skromn" zawartoci" sakwy z pociskami. ' (le e goo wok$ obery ganiaa, to prawie pewne. *omyl5 ci"gle boso i w sukni, c&o! kady rekrut wie, e portki i buty to pierwsze, czego wojak w boju potrzebuje. ' Kobieca c&ciaa by! ' broni si Debren. ' <ajno tam... % kiecki raz dwa da si wyskoczy! i na powr$t j" wci"gn"!. % portek i apci nie. ( w buty jej noga nie wc&odzi. 6o i jeszcze te... no, biust. ' #o5 biust: 0e ci si za mao babski widzi: Aczu c&yba nie masz... ' Aczy mam, ale okazji jako nie byo. ( ty: ' #o5 ja: ' Debren zrozumia, ledwie zamkn" usta, ale nie zdoby si na ic& ponowne otwarcie. 6awet nie ze wstydu. *o prostu wszystko wyo w nim na myl o tym, e i t szans zaprzepaci. 0am nie zakuli jej w blac&y, gdyby zac&owa si jak trzeba... Dwodziciel #assamnoga przec&wala si w swyc& pamitnikac&, e wystarczy mu jeden niewieci sutek, eby kobiecie rozkosz da!. 1emu pewnie nie wystarczyyby oba, ale przynajmniej m$gby sprawi!, eby .enda poczua si doceniona. = pozostaa w $ku. ' Jeyn powiedzia, e ma takie jak ta z obrazu. 6o wiesz. ' %br&l oszczdzi mu sowa, ograniczaj"c si do wymownego ruc&u przy piersi. ' Widziae obraz, Debren. Wiem5 to nie twarz, jedne od drugic& a tak si nie r$ni". (le jednak troc&... 6iezrcznie ci, rozumiem, ale powiedz, bo to wane5 podobne maj": Ana i ta z lili": ' Wane: ' powt$rzy tpo. 6ic nie mogo by! wane. %ostawia go, w peni wiadomie i na zawsze. %ostawia, c&o! nie umia ju bez niej y!. ' 4o jeli Jeyn nie bredzi, to c&yba naprawd pr$bowaa biega! goo. 1u wtedy. 0o dlatego na Dropie parol wymusia i ten ka-tan na jabonk zarzucia. ' 4zdury pleciesz. ' 6ie rozumiesz: 6og rozwalia, lec"c do ciebie. <eb o nadproe rozbity. %bawca5 wr$g miertelny od rodak$w j" ratuj"cy. = przez latacza opaskudzony. % dziesiciu warunk$w *retokara siedem goym okiem wida!, e spenia. NYV % tamtego brzegu nie strzelano. #&olerni wieniacy. *owinni strzela!. 7trzay, nawet te niecelne, zabijaj" jaowe, przes"czone b$lem myli. ' %br&l, o czym ty w og$le m$wisz: ' W cuc&n"cyc& portkac& azi, z c&opem j" pomyliem. *oryczaa si przy nas@ czort wie, czy -aktycznie nie pierwszy raz w yciu, bo sam przyznasz, e z paczliwej panieneczki wiele w sobie nie ma. Wiem, Debren, wiem5 durny zbieg przypadk$w. (le dodaj napad *isklaka i siedem z dziesiciu mamy. 1ak -aktycznie nikt jej dot"d... *omyl5 trzy paragra-y jeno zostaj" do wypenienia. *i"ty, si$dmy i $smy. ' 1eno: ' parskn" gorzko Debren. 8orycz utona w trzasku pkaj"cej belki i trium-alnym okrzyku wieniak$w. %br&l zerkn" zza wozu, usiad z powrotem i doko/czy, nie zmieniaj"c tonu5 ' 8oluka z nieba spada, a i tak ani twoi stacyjni kon-ratrzy, ani mr$z, ani kordoniarze rady jej nie dali. #$ dla takiej trzy razy byle c&aup obiec, c&o!by i po !mie. 0rzec& pacierzy za"daa. Mao, ale gdyby prosia o wicej, kto by si m$g zdziwi!. 6o i nigdzie nie jest powiedziane, e dom trzeba okr"a! tu przy cianie. 4yle goo i po trzykro!. W las moga skoczy! i z dala, cae gospodarstwo... =d2my dalej5 z jej lubego i magik, i marynarz. %naczy5 panienka czeka i w kadym grodzie, o kt$ry za&aczye, i w co drugim porcie. = tak oto punkty pi"ty i si$dmy mamy z gowy. *rawie zamknita lista. ' ;adne panienki nigdzie na mnie... ' 6ie yj, Debren, samimy tu. ( nawet gdyby... 0o! nie o -aktac& m$wi, a o tym, co si biedaczce ubzdurao. ' Dbzdurao: ' Dopiero teraz obr$ci si na okciu, posa spojrzenie pod przeciekaj"cy brzuc& wozu. .enda uparcie mac&aa berdyszem. Marnie jej szo5 musiaa usi"!, bo z kad" c&wil" wyra2nie tracia siy. 4ura sukienka na plecac& i pod pac&ami nie bya ju bura, a niemal czarna od pyn"cego ciurkiem potu. ' Widzisz przecie. ' %br&l zniy gos, ale jakim cudem syc&a! go byo doskonale przez trzaski siekier i krzyki tumu. ' 1ednego zwornikowego gazu nie wyupaa. ( to porz"dny, mor,acki most. 0rzeba by z tuzin, by przso pko. ( ona nawet jednego... W$z3taran przeama przeszkod. Dtkn" na nastpnej, lecz w wyrw wla si tum. *rawe belki drugiego przsa balustrady, wspieraj"ce dotyc&czas porcze przsa pierwszego, zd"yy umkn"!, ustawi! si w poprzek mostu, lecz te z lewej uwizy w utworzonej przez -ur puapce i giny teraz bezsilnie pod ciosami topor$w. #zo$wk pr"cej ku .endzie gromady zastopowaa trzecia linia porczy, podparta lini" czwart", jednak zo si dokonao5 w ci"gu kilku c&wil dystans midzy dziewczyn" a wieniakami zmala o poow. 6atarcie zaamao si wprawdzie, jako e pozostawione na tyac& belki nie kapituloway, ale o"dek Debrena nie bez powodu skurczy si w bolesn" kulk. %br&l zakl", podni$s si i ignoruj"c przemykaj"ce obok pociski, posa bet kt$remu z ucznik$w. ' %abierz j" stamt"d) ' #zas zn$w zacz" ic& poga nia!, wic zabra si za napinanie kuszy stoj"c. .ekki skon, w$z i beczka c&roniy go przed dobrze wymierzony mi strzaami, ale ju nie przed tymi wymierzonymi bar dzo dobrze. 6a szczcie kilku martwyc& towarzyszy na uczyo ucznik$w ostronoci5 wiadomi, e to na nic& si poluje, zeszli niej, skryli si za pniami, wzgldnie pleca mi tumu. 7trzay nadlatyway rzadziej i mniej celnie. Debren, ignoruj"c dw$c& czy trzec& miak$w, kt$rzy pozostali na skarpie, przeazi na czworakac& pod -ur". ' .enda) *o sztuczkac& z przerabianiem garda na ec&osond nie bardzo potra-i porz"dnie wrzasn"!. W dodatku krzyk zabrzmia dziwnie, nieludzko, i poowa g$w obr$cia si w jego stron. 0a najwaniejsza oczywicie nie. Drgna, a potem znieruc&omiaa na c&wil ze wzniesionym do uderzenia berdyszem ' ale wytrzymaa. 6awet wtedy, gdy ucznicy wzili go na cel. ' =d2 precz) ' krzykna. ' %ostaw mnie) ' Debren) ' po&ukiwa zza wozu %br&l. ' 6ie tak) 7am wiedzia, e nie tak. ;e nawet jeli nie tra-i go adna ze strza, na pewno tra-i" belki. 6a poudnie od NYW .endy przetrwao ic& osiemnacie i jak dot"d nie miay do roboty nic lepszego ni rzucanie o -ur ogupiaymi z rozpaczy czarodziejami. 6ie mia cienia pomysu na _ uporanie si z przeszkod", kt$ra ' jak jej bli2niaczka z naprzeciwka ' potra-ia zapewne zatrzyma! setk rozjuszonyc& c&op$w i tuziny duo szybszyc& od niego strza. %udze/ te w zasadzie nie mia, ale przede wszystkim nie mia wyboru. Wic po prostu robi to, co musia. 4ieg do niej. Aczywicie nie dobieg. 6a c&wil przed tym, nim pierwsza dobrze wymierzona strzaa przemkna na wysokoci jego ppka, tu przed zainkasowaniem ciosu porcz", jego stopa tra-ia na liski, zalany wicon" wod" kamie/. >un" jak dugi. ' Wszyscy jestecie zasrani garze) ' .enda dla od miany odepc&na si drzewcem od bruku, d2wigna z wysikiem na nogi. ' 4anda c&olernyc& magun$w) Most mia po p$nocnej stronie ju tylko cztery wolne porcze do dyspozycji, ale, p$ki co, to wystarczyo. W stron wyaniaj"cego si spod szpaleru belek kobiecego torsu poszyboway widy, dwa sierpy, motek i bodaje kosa, lecz aden z pocisk$w nie przebi si przez ruc&om" zapor porczy. 1edyny ucznik, jaki przepc&n" si na czoo tumu, nie zd"y sprawdzi! jakoci osony5 %br&l czuwa. 0ra-iony w rodek piersi, wojak run" pod koa -ury3tarana. ' >ozum ci odjo) ' Debren, ciut otrze2wiony gwizdami nad karkiem, sun" w stron mostu na czworakac&. ' >un"! mia) ' %gupiaa do reszty5 nie tylko staa, ale w dodatku plecami do wroga. W jej skierowanej ku Debrenowi twarzy byo co, co odpyc&ao moe nawet lepiej ni te c&olerne belki, ju teraz sun"ce oc&oczo na spotkanie intruza. ' 8$wniany partacz) 4ezbronnej babie gry-em przysra! to potra-i, ale kl"tw co-n"! to ju nie) Won, kamco) ' 1a partacz:) ' Dotar do pierwszej belki, belka opucia si, przegradzaj"c mu drog, druga powdrowaa w ty i do g$ry, niedwuznacznie bior"c zamac&, wic z bra3ku innyc& moliwoci pr$bowa przynajmniej zrozumie!. ' Mesztor&azy) ' 6iemal spluna tym imieniem. ' Kury mu maca!, nie kl"twy na ludzi...) Dwaaj))) 7trzaa wbia si w porcz tu przed oczami, sypno pr$c&nem, -uria wibruj"cego drzewca rozmazaa twarz .endy. 6ie musia jednak jej widzie!, wystarczyy uszy. 4ya przeraona. *rzez c&wil, moe tylko uamek c&wili ' ale bya. *otem powr$ci onierski rozs"dek. ' .e) ' &ukna. ' 6isko gowa) ' .e) ' krzycza z tyu %br&l. ' 0am ci nie sign", jeden jeno) %araz go...) .e, Debren) Mieli racj5 tylko najwyej ulokowany na Asypa/cu wieniak m$g si pokusi! o wpakowanie czarodziejowi strzay. ;adna z osiemnastu porczy poudniowej po$wki mostu nie zamierzaa go c&roni!, ale wisz"c w poprzek, c&c"c nie c&c"c, tworzyy podw$jny ruszt, skutecznie osaniaj"cy Debrena. Woda z potrzaskanej beczki mijaa go, pyna dalej, a pod nogi dziewczyny, znikaa w wybitej berdyszem szczelinie. 0o nie jej lodowaty dotyk przyni$s otrze2wienie. 0o strac&. 0en wikszy. .endy. 4oe, jak ona si baa... *rzez c&wil tylko, nawet nie do ko/ca wydartego z samego dna trzewi ostrzeenia. (le to wystarczyo. %rozumia, e rotmistrz nie mia racji. *rawie zamknita lista, ajno i ka. 1ak to szo: H...dla niecnoty .edoszki tu, w m#notceh mio! ycia podepta. 0 jedyn", prawdziw", co si w trumnie ko/czyI. ;adne prawie, %br&l. 6ie mia dziewczyny w kadym porcie, nigdy do adnej nie wpeza przez ciasne okno panie/skiego alkierzyka. (le o-iar nie skada si z wiedzy. .iczy si wiara, przekonanie. Miaa prawo wierzy!, e dziesi"tki razy... Mczyzn trudno nazwa! niecnot", ale jeli w gr wc&odz" dziesi"tki, moe setki kobiet, jeli poznaje si tego mczyzn w zamtuzie, jeli nagi ley obojtnie obok twego nagiego boku, nie raczy stwardnie! w twej doni... ;adne prawie. Miaa wite prawo przyr$wna! go cnot3nwoci" do trzynastolatki, co to umazaa przecierado brudnymi pitami zamiast krwi". = ' najwyra2niej ' mia3Pa podstawy s"dzi!, e wymykaj"c si nad ranem spod jeNV^ go pierzyny, dopisuje si$dmy i $smy punkt do uoonej przez *retokara listy. 6ikt poc&opnie nie skada ycia w o-ierze. Musiaa wicie wierzy!, e i pod tym wzgldem dokadnie spenia kryteria. 6ie jest idiotk", musiaa... 4oe. Wic nie przesysza si wtedy. 6aprawd to powiedziaa. %awi$d j", wzgardzi pieszczot" jej doni, ga ' w jej mniemaniu ' w ywe oczy, bredz"c o tym w a2ni. Dpokorzy i odrzuci w najbardziej wymowny spos$b, w jaki mona odrzuci! kobiet. ( jednak to powiedziaa. Koc&am ci, Debren. 6agle zrozumia. Moe dlatego, e druga wtoczona na most -ura unieruc&omia ostatni" porcz, pr$buj"c" okada! osaniaj"cyc& si dr"gami wieniak$w, e lewa strona powstrzymuj"cej tum bariery pona, a prawa c&wiaa si pod ciosami siekier i tarana. ;e ko/czy si podarowany im przez Mesztor&azego czas. (le c&yba bardziej dlatego, e od dawna nosi t wiedz w gowie, mia ca", calutk", i tylko nie zada sobie trudu poskadania do kupy poszczeg$lnyc& element$w. ' .enda))) ' Waciwie nie musia tak wrzeszcze!5 cay czas wystawiaa na ciosy bezbronne plecy, stoj"c nieru c&omo i wpatruj"c si w jego twarz. Dni$s si na okciu, wyci"gn" rk w jej stron. ' .enda))) 0ym razem nie przestraszya si strzay. Moe dlatego, e ten z Asypa/ca c&ybi o s"e/, a moe dlatego, e z tak" moc" wbijaa spojrzenie w oczy czarodzieja. ' %ostaw mnie) ' W jej gosie, tak jak we wzroku, zo! walczya z rozpacz". ' Dciekaj) Kolejny sierp polecia ukiem nad ruc&om", przepyc&aj"c" si z tumem barykad". 0rzy porcze pi"tego przsa skoczyy na spotkanie, odbiy, ale czwarta... 6a sw$j spos$b pomoga nawet bardziej5 jej nagy zwrot poza krawd2 mostu, do zudzenia przypominaj"cy rzut wdk", zaskoczy i wystraszy zamostkowiak$w. *aru ostronyc& zanurkowao pod -ury, jaki ucznik pro-ilaktycznie wpakowa strza w znieruc&omia" dbin. *rzez c&wil za zapor" kbio si, topory odpoczyway, a widy, cepy i sulice w popiec&u przepyway na praw" stron mostu, sk"d mia nadej! atak. NVL 0yle e atak nie nadc&odzi. 4elka wisiaa nad przepaci", koysz"c si jak wioso pijanego galernika ' to wszystko. ( trzy s"nie przed Debrenem inna bli2niacza belka stawaa z wolna dba, ami"c bez adnej widocznej potrzeby dotyc&czasowy szyk. ' #&od2 tu) ' wyci"gn" rk. %a jej stopami struga wiconej wody wlewaa si w"skim, ale upartym nurtem w wybite berdyszem szczeliny. %e szczelin unosio si co przypominaj"cego par, wzgldnie $tawy dymek. 6ie byo go duo i c&yba nikt nie zwr$ci na niego uwagi. Debren te by nie zwr$ci. 8dyby nie te c&olerne porcze. 1u dwie nastpne staway dba. """szsty spe$niony 4 zawiroway mu nagle pod czaszk" cudze sowa i cudze myli. ' Sidmy spe$niony""" ' ;e jak: ' dobieg z tyu troc& zy, a troc& bezradny okrzyk %br&la. ' #o si$dmy: Debren zawa&a si. *ara pierwszyc& od poudnia belek, przed kt$rymi zaleg, zdawaa si robi! swoje. W dziaaniu tyc& dw$c& unosz"cyc& si te szybko pojawi si jaki sens5 obie z &ukiem opady na rodek s"cz"cej si wzdu przsa strugi. """smy spe$niony, dziewity spe$niony, dziesity""" *rzy zaporze paru zdezorientowanyc& ludzi trzso gowami, rozgl"dao si dookoa, wypatruj"c m$wi"cego. Kto ci"gn" czap, sprawdza, czy ze nie wlazo aby do rodka i nie gada. #&olera. *uciy nawet -iltry. 6ajgupszy czarodziej odgadby, e most naszpikowano szarza3kiem, ale z takiej wiedzy nic nikomu nie przyjdzie. % podsuc&ania algorytmu ' ju tak. %drowy na umyle most powinien uywa! telepatii do suc&ania, samemu milcz"c. *rzeskoczy nad doln" belk". 8$rna ruszya mu na spotkanie ' ale powoli, jakby bez przekonania. Dosta w brzuc& i zawis, zamiast po-run"! jak poprzednio. ' Debren:) ' dar si %br&l. ' 0o ty:) """dziesity tajny spe$niony""" ' Debren))) ' .enda, wcieka i przeraona, grzmotn a trzonkiem o bruk. ' =d2 precz))) 6ie koc&am ci))) 1onowna wery5ikacja ' skomentowa gos wewn"trz gowy. F (ynik pozytywny2 smy spe$niony" 6biekt $e" NVM ' #o...: ' Dziewczyna zaj"kna si, rozejrzaa bezrad nie dokoa, dokadnie jak wieniacy za jej plecami. (le miaa lepszy od wieniak$w re-leks, no i wiedziaa troc& wicej. 1u po c&wili oszoomienie ponownie ust"pio miejsca zoci. ' 7am esz, obesra/cu) Debren przerzuci biodra nad belk", podbieg do kolejnej pary porczy. Kt$ry z ucznik$w przesta przetyka! palcem uc&o i sign" do koczana. ;$tawy opar gstnia. 1edna z belek grzmotna o bruk z si", od kt$rej lelo/ski most pkby pewnie na p$. Krople wiconej wody poszyboway na s"nie w g$r, ale strumie/ z podziurawionej beczki pyn" nadal, wlewaj"c si w szczeliny. ' .enda) ' 4elka z przodu zaatakowaa mynkiem, musia pa!. Doko/czy le"c5 ' #&od2 tu) An umiera) ' 1a: ' W okrzyk %br&la wla si trzask kuszy. <ucznik z naprzeciwka pad. ' (&a) 6o tak) *om$ mi, .enda) Debren zakl". *omys nie by zy, za to wykonanie do rzyci. 6ie do!, e wykrzycza to dziarskim gosem, po"czy wezwanie o pomoc ze skokiem na -ur. %osamo&7 niepewna ' meldowa telepatycznie, a po prawdzie gada sam do siebie most. ' 'rak potwierdzenia" *orcz c&ybia czarodzieja. *rzyspieszya, zatoczya kr"g, zagwizdaa mu ponownie nad karkiem. ' 6igdy nie bd twoja) ' .enda, moe w przypywie rozwagi, wiadoma braku oson za plecami, ale c&yba raczej po to, by atwiej patrze! mu w oczy, runa na okcie i kolana. ' 7yszysz:) 6igdy) ' %abij" ci) ' 4elka bya za kr$tka, by sign"! bruku. 6iemal ocieraa mu si o czaszk, ale p$ki trzyma gow nisko i pez po uku, m$g sun"! naprz$d. ' 7zybko) 1ak za duo wiconej dostanie mu si do rozumu... 6ie doko/czy, tknity okropnym przeczuciem, kt$re przerodzio si w pewno!, nim zd"y odwr$ci! gow. ' 6ie) %a p$2no. >otmistrz przesta przepyc&a! beczk przez naszpikowan" strzaami burt, ale zo ju si dokonao. Midzy podziurawionymi klepkami uc&owa si moe ku-el, caa reszta wody potn", wezbran" -al" pyna wzdu mostu. ' 0arcza bdzie) ' krzykn" %br&l. ' <ap) 4eczka poturlaa si po bruku. *rociutko ku Debreno3wi. = prociutko pod opadaj"c" z wysoka porcz. 1eden trzask ' i z beczki zosta wac&larz potrzaskanyc& klepek. ' Adejd2cie) ' 6ogi musiay bardzo bole!, bo .enda wytrzymaa na kolanac& ledwie c&wil i niemal od razu zalega na brzuc&u. ' %giniesz przeze mnie, %br&l) Ksi niczka jestem) 4elnicka) W eb i dup ju dostae, nie przeci"gaj struny) Debren pr$bowa wysun"! rami, przegrodzi! drog wodzie. *orcz omal nie zmiadya mu okcia. Curia ciosu rozcapierzya ko/c$wk belki. Adtoczy si bliej supka nonego, nim ogromna packa zatoczya kr"g i grzmotna o bruk stop bliej. % przodu, midzy nim a dziewczyn", ju cztery porcze tuky o most niczym gromada cep$w. ' Koc&am ci) 7yszysz, .enda) ,n5ormacja nieistotna" ' 7ram na to) 1a ciebie nie) ' Adwr$cia si. 4ya o nierzem, tyy miaa coraz bardziej odsonite, pierwszy toporek wykrzesa iskry o okie! od niej. 6ie byo powodu doszukiwa! si braku szczeroci w braku spojrzenia. 6biekt $e" 8smy spe$niony" Duy naddatek" 7toj"ce w pionie belki p$nocnej po$wki nie atakoway. *oganiany przez c$rk sotysa tum powr$ci do r"bania zapory, napierania na taran. <ucznik$w nadal nie byo z przodu, widocznie dowodz"cy nie c&cia wystawia! ludzi na ciosy nieobliczalnyc& porczy. (le i bez ucznik$w robio si tragicznie. 1edna z belek podpieraj"cyc& zapor co-na si nagle, jak gdyby nigdy nic powr$cia na miejsce tradycyjnie przynalene porczom. %apora wytrzymaa, lecz wieniacy, byskawicznie dostrzegaj"c okazj, co-ali -ur, bior"c na cel osabion" stron. ' #zego brakuje) ' Debren doczoga si jak m$g najdalej i znieruc&omia bezradnie, owiewany co c&wila podmuc&em przemykaj"cej nad gow" belki. ' 6ie widzisz:) 8$wno zwojowaa) 7toi, jak sta) ' Wyno si) ' %n$w patrzya mu w twarz. *rawie nienawistnie. ' 6igdy nie bd twoja) 6igdy, syszysz:) ' 6ie c&c ci dudka!) ' 0ak naprawd nie wierzy, e m$wia o pasie, ale c&wyta si rozpaczliwie tej nadziei. *ieprzy! dudkanie) #&c mie! ci obok) Wystarczy) ' (le mnie nie starczy) 6ie jestem cudzoonica) 6biekt $e po dwakro7" 9ieistotne" ' Aeni si z tob") ' Adc&do si ode mnie, guc&y jeste:) ' %apaa zgubiony przez kogo ape!, cisna w Debrena. ' 6ie wyjd za ciebie) Mam ju ma) %astyg z podniesion" gow". 8dyby nie ape!, pewnie by tego nie przey, ale na szczcie ze szczelin dymio na $to, most pl"ta si coraz bardziej i belka, zamiast czaszki, wzia na cel nadlatuj"cy obiekt. <apciem rzucio a za -ur, a Debren odruc&owo przywar do bruku. ' <esz) ' znieksztacony zaklciem gos zaama si, zrobi zupenie piskliwy. ' Wianek nosisz) ' (le i koron) Mylisz, e taka durna byam, by usidlonego ksicia z r"k puci!: #o z tego, e bez jaj: Wane, e z ksistwem do dziedziczenia) ' <esz) ' 0o Byborzyn mi ubin przysya) 6ie m$wi, psia3ma!, e go koc&am) (le pobralimy si) .egalnie) 1ak umr" z 8wadrykiem, wezm tron) 0ron, rozumiesz, kmiocie:) Mylisz, e ci bd mierdz"ce onuce praa:) Ksiniczka jestem) Mylaam, e si przy tobie zabawi, ale w ou jeste do rzyci) 7yszysz, Debren:) Do rzyci) 7ysza. *ewnie, e sysza. Kadym sowem, strzp po strzpie, wyrywaa mu kawaek duszy. Kadym. Kamliwym moe nawet bardziej. ' 0rupy nie dziedzicz") ' dobieg z tyu okrzyk %br&la. ' #&od2 tu, durna kozo) ' 1anie pani, jak ju) ' wrzasna. ' 0roc& szacunku, mor,acki psie) = won st"d) *etunki pilnuj) 1ak j" skrzywdzisz, to ci na pal...) ' +ej, wy tam) ' do"czy si c&rapliwy mski gos z p$nocnego brzegu. ' #o to za gadanie o ksiniczkac&: ' >azem, kumotrowie) ' komenderowaa sotys$wna. ' 1u prawie) ( wy, panie dziesitnik, lepiej... Wiruj"ca nad Debrenem belka opada nagle, odbia si, par razy od kamieni, znieruc&omiaa. 6astpna zatoczya uk i zwisa nad w"wozem. 1eszcze inna bez skutku, raz po raz c&ybiaj"c supka, pr$bowaa powr$ci! do roli porczy. %erwa si na nogi. .enda, po raz kolejny dowodz"c onierskiego re-leksu, te pr$bowaa. 6ie zd"ya. *c&aj"cy -ur3taran wieniacy te nie zd"yli. W kadym razie nie wszyscy. Kiedy zapora uskoczya im znienacka z drogi, tylko cz! pc&aj"cyc& zorientowaa si w por i odskoczya na boki. 0roje najgorliwszyc& czy ustawionyc& nie tam, gdzie trzeba, razem z wozem poleciao w przepa!. Dwie z czterec& belek ostatniego, pi"tego przsa opady bezsilnie. Droga do .endy stana otworem. 0um, przerzedzony, ale nadal zasuguj"cy na miano tumu, nie rusza jeszcze, sta zaskoczony i wytr"cony z rytmu. Debren nie mia jednak zudze/. *$ pacierza. 6ajwyej. 0yle im zostao. ' <ap konia) ' run" w stron .endy, w biegu zgarniaj"c jakie porzucone widy. ' %br&l, oso/ j") ' 4iegiem, .enda) ' za&ucza rotmistrz. ' = powiedz, e j" miowaem) 6o rusz dup, durna kozo) >uszya. #akiem nie tak, jak c&cieli. %awirowaa i bardziej na czworakac& ni na nogac&, potykaj"c si, podpieraj"c lew" rk" i zaciskanym w prawej berdyszem, pognaa na spotkanie tumu. 0ak si w kadym razie wydawao5 e na tum si zamac&uje. Dopiero kiedy wyskakuj"ca jak spod ziemi porcz trzasna maguna po goleniac&, stao si jasne, e celem jest most. 6awet w tej ostatniej c&wili .enda zac&owaa przytomno! umysu i zamiast w pusty gest, woya wszystkie pozostae siy w rokuj"ce cie/ nadziei cicie. Dderzya potnie5 zamac& wyszed niemal znad samej pity. Debrenowi wydawao si, e most zadra. *ewnie dlatego, e sam wyrn" o bruk, a poczerniao mu w oczac&. Caktem jednak byo, e gdy odzyska wzrok, berdysz lea u st$p dziewczyny, przeamany na p$, spora kaua wiconej wody malaa dwa razy szybciej, wlewaj"c si w odsonite trzewia mostu, a odrtwiae od siy uderzenia rce nie radziy sobie z wyci"ganiem miecza. %gubiy go w ko/cu. W tej samej c&wili ruszyli wieniacy. Mieli do .endy kilka krok$w. 6ic si nie dao zrobi!. Debren m$g tylko krzycze!. ' 6ieeeee))) Wypc&n" z siebie cay b$l czowieka, kt$remu ko/czy si ycie, ko/czy wiat i nadzieja, a kt$ry nie zazna aski umierania. W rozpaczliwym wyciu nie byo cienia myli. 4yo tylko zakleszczone czarem gardo, skr$cone magi" struny gosowe i przygotowane do impulsowyc& wydec&$w puca. 8ry- nie y i od dawna nie byo potrzeby sondowania nieba wysokoenergetycznymi, ocieraj"cymi si o ultrad2wiki okrzykami, Debren nie mia jednak ani czasu, ani gowy do co-ania zakl!. 0rzymay si wic. Waciwie trudno powiedzie!, by krzyk wypad imponuj"co. Wykrzywi b$lem twarze biegn"cyc&, nikogo jednak nie zastopowa i tylko nielicznyc& porz"dnie nastraszy. (le byli w g$rac& i bya zima. ( Asypaniec nie przypadkiem nazywa si tak, jak si nazywa. %bocze ruszyo cae, r$wnoczenie. Dopiero na przed3mociu, zderzaj"c si z poziom" pyt", zmroona w jedno warstwa gruntu, kamienia i niegu pka z &ukiem, rozpada si na setki mniejszyc& -ragment$w, zakotowaa. = dopiero tam daa si zaobserwowa! moc obudzonego okrzykiem olbrzyma. Kilka kamieni, zakleszczonyc& na moment midzy innymi, migno w niebo niczym pociski najciszyc& kata3pult. Dwa drzewa, wzite w skalne arna, wyjec&ay z drugiej strony pod postaci" wi"zki roztartyc& na miazg w$kien. Kilkadziesi"t innyc& zostao poamanyc&, obdartyc& z gazi i kory. 7un"cy w awangardzie gaz przetr"ci krgosup stoj"cej u podn$a -urmance, gadko przebi burty s"siedniej, zagarn" jak" kobiet i ' ani troc& nie spowolniony ' wraz ze sw" o-iar" zanurkowa w otc&a/ w"wozu. Debren zd"y podnie! si na kolana, kiedy czoo lawiny wpado na most. 0rzy lewe i cztery prawe przsa balustrady zostay zmiecione w caoci. >azem z potrzaskanym drewnem polecieli w przepa! praktycznie wszyscy zgromadzeni na mocie napastnicy. W jednej c&wili stali tam, biegali ' i nagle znikli, jak gromadka mr$wek, po kt$ryc& przejec&aa si dobra, gsta miota. Acalao ' a dokadniej5 nie runo w d$ ' trzec& czy czterec&, kt$rzy byli najbliej i kt$ryc& lawina musna samym skrajem. (le i oni przepadli pod zwaami niegu. Debren widzia przez c&wil zrywaj"c" si do biegu dziewczyn. %araz potem uderzy go w oczy obok pyu, a kiedy odzyska zdolno! widzenia, zza wiruj"cej w powietrzu bieli wida! ju byo tylko wysoki na s"e/, szary wa. 8ranica, do kt$rej dotara sun"ca skonie w stosunku do mostu lawina, bya zarysowana do! wyra2nie zasigiem ocalayc& z pogromu balustrad, niewiele to jednak czarodziejowi pomogo5 na mocie potok spitrzy, rozla si na boki i wysokimi na kilka st$p mackami ogarn" trzy czwarte dugoci przsa. ( .enda znika. 6ie mia zielonego pojcia, gdzie jej szuka!. Wsta, ruszy c&wiejnie ku pierwszej ciemnej bryle, kt$ra sterczaa spod niegu, a nie wygl"daa na kamie/. >ozpozna but, kiedy przy uc&u przemkna mu strzaa. ' 0utaj) ' krzycza zza wozu %br&l. ' 4iegiem) 6ie da rady tak od razu biegiem. 6a szczcie wikszo! ucznik$w te nie dosza jeszcze do siebie. *rzetrwao ic& piciu. Dw$c& ocali w$z, z kt$rego pr$bowali strzela!, nim zbocze runo. 1ako jedyny, zaprzg znalaz si poza g$wnym strumieniem ska i niegu, wic c&o! znioso go a pod krawd2 w"wozu, ami"c wszystkie koa i kark konia, onierzom si upieko. 0rzej pozostali c&wil przed katastro-" wyruszyli na wsc&$d wzdu skraju przepaci. 6ie dotarli na tyle daleko, by ostrzaem z -lanki zagrozi! .endzie, uniknli jednak lawiny. 0eraz, gdy most zosta ogoocony z co trzeciej belki, a pozostae zalegy bezczynnie, w ko/cu mogli pokaza!, na co ic& sta!. 6a pocz"tek dow$dca sprytnym uskokiem za kamie/ wywin" si nadlatuj"cej mierci. >aczej nie widzia betu %br&la, ale mia do! rozs"dku, by wyczeka! na szczk kuszy i dopiero wtedy wykona! unik. ' Kry! si) ' wrzasn" zza skaki. ' = szy!, nieroby) ' 4iegiem, Debren) ' krzycza zza -ury %br&l. Dopiero teraz czarodziej zauway, e w$z ponie. 6ie za mocno, za to w paru miejscac& naraz. ' Do mnie) Druga strzaa, z prawej, niemal otara si o udo Debre3na. %robi dwa niepewne kroki w stron nienej &ady. 0rzecia strzaa smagna go po opatce, rozoraa sk$r, otrze2wia. 0amci byli wyej. 6iewiele, ale wystarczaj"co, by nawet le"cy na przle czowiek stanowi dla nic& dogodny cel. ( na ukac& najwyra2niej si znali. Kiedy odwraca si na picie i bieg, przeskakuj"c oparte o bruk porcze, wystrzelili w jego stron p$ tuzina strza i adna nie rozmina si z celem o wicej ni stop. ;adna te nie tra-ia ' naleao uzna! to za cud por$wnywalny z zejciem lawiny. Wpad za w$z. Wielka apa c&wycia go za rami, bardziej rzucia na kolana, ni posadzia. ' <eb nisko ' warkn" %br&l. ' 0o nie miejska milicja. 6a pro-esjona$w tra-ilimy. Debren, c&o! mylami by na mocie, pod zwaami niegu i kamieni, przyzna mu racj. 7trzay, gwid"ce nad ic& gowami, nadlatyway pojedynczo, nieregularnie, i mijay si z krawdzi" burty o uamki stopy. Dokadnie w taki spos$b podrczniki wojskowe zalecay blokowanie zamkowyc& strzelnic5 obro/ca albo siedzia za murem i nie przeszkadza szturmuj"cym, albo wyc&yla si i ryzykowa postrza w twarz. Aczywicie atakuj"cy nie zawsze tra-iali, e-ekt odstraszaj"cy by jednak potny i spiesz"cy si z powrotem za mur strzelec z reguy c&ybia. %br&l nie c&ybia. *o prostu tamci znali si na rzeczy. *rzycupnli za drzewami lub skaami, no i uwaali. 6a widok kuszy brani na cel c&owali &onor w sakw, a gow za oson, odwetowy strza pozostawiaj"c kompanom. 4yli na tyle blisko, e szczk zapadki ostrzega niedosz" o-iar, i na tyle daleko, by zd"y! z unikiem. ' 6ie spada ' wyc&arcza Debren. #zar puci, m$wi ju normalnie, tyle e gardo bolao. >otmistrz, ypi"c ponuro, zama na p$ wyrwan" z burty strza. Dopiero przy trzeciej magun poapa si, w czym rzecz. W sakwie pozostay dwa bety. ' 6ie ugasimy ' %br&l tr"ci w$z. ' (ni si wyc&yli!. Mia racj. <ucznicy, maj"c w ko/cu wolne pole i nie musz"c martwi! si o sojusznicz" piec&ot, pokazali, na co ic& sta!. W nieruc&omy przez dwa, trzy momenty cel wielkoci gowy tra-ialiby zapewne co drug" strza" ' tak to Debren ocenia. %br&l, zmieniaj"c pozycj i niemal bez celowania zwalniaj"c spust, nie dawa im tyle czasu, ale pociski z p$nocnego brzegu nadlatyway na tyle czsto, e w ko/cu musia wystawi! twarz wprost pod jeden z nic&. ' 6ie odst"pi": %br&l nie zd"y odpowiedzie!. ' +ej, wy dwaj) ' dobieg zza doliny c&rapliwy okrzyk. ' 6ie c&cecie pogada! rozs"dnie: ' #&cemy) ' 0ym razem sam Debren nie dopuci rotmistrza do gosu. ' 1estem Debren z Dumayki, sawny czarodziej zagraniczny) % kim mam zaszczyt: ' 7tarszy dziesitnik Bra&ta, w subie grodu kr$lewskiego 8rabog$rka) %$cie bro/) 1u po was) %br&l sko/czy napina! kusz, zerkn" pytaj"co. ' %abierzemy dziewk) ' Debren zaryzykowa wysta wienie oczu ponad burt. 6ikt nie strzela. ' 6ic nam do 8rabog$rki) *oniec&ajcie nas) #zek rozumny brzydzi si niepotrzebnym przelewem krwi) ' = marnowaniem strza) ' dorzuci rotmistrz. 1eden z przybocznyc& dziesitnika wybieg zza skaki, zapadaj"c si po uda, dobrn" do stercz"cego w niebo dyszla i zacz" grzeba! w zaspie. ' % ust eta mi wyjli) ' ucieszy si Bra&ta. ' *o lasac& za r$nym &ultajstwem si uganiamy, to wiem, e na osiem wypuszczonyc& strza jedna ginie, c&o!by nie wiem jak kolorowo opierzy! i z psami szuka!. ( my ps$w nie wzilim. ( znowu druga ze wzmiankowanej $semki w kamie/ tak przypieprzy, e bez kowala grotu... ' *anie dziesitniku) ' przerwa mu Debren, unosz"c si wyej na ugityc& kolanac&. 0en ryj"cy w zaspie by ywym dowodem na powane podejcie $tyc& ka-tan$w do negocjacji. %br&l m$g go tra-i! bez trudu. ' #iekawie m$wicie, ale tam moja uczennica moe si wykrwawia) %abierzemy j" i ju nas nie ma) ' #&ybacie sytuacji taktycznej nie pojli, panie czarodziej) 1u po was) ' Dziesitnik ani nie kpi, ani si nie irytowa. *o prostu objania. ' 7trza mamy sporo, a zaraz bdzie wicej ' wskaza ryj"cego w niegu. ' *o kopie na uk wozim, a dziesiciu nas byo) 0o bdzie... niec& porac&uj... Kopa razy tuzin bez dw$c& c&opa... ' 7ze!set) ' pom$g mu %br&l. ' 6ie gadaj tyle, kon3-ratrze, jeno m$w, co proponujesz) ' Kon-ratrze: ' Bra&ta przyjrza si uwaniej gowie, wystaj"cej zza kopc"cej -ury. Apr$cz niego i onierza, grzebi"cego w szcz"tkac& wozu, wszyscy inni trzymali si swyc& kryj$wek. 0rzymali te strzay na ciciwac&, wic c&o! -ura osaniaj"ca %br&la i Debrena palia si coraz mocniej, nikt nie pr$bowa jej gasi!. 4yo jasne, e pierwsze mac&nicie mokr" szmat" zerwie rozejm. ' 0e z kondotierstwa yj) ;eby czasu nie traci!, od razu ci m$wi, e dziewki nie porzucimy) 1ak c&cesz dla jednej durnej baby ba nadstawia!, to wolna wola) (le uprzedzam, e do cec&u na ciebie napisz) Masz ludzi pod sob", ojc$w rodzin) %a bezmylne sza-owanie ic& yciem mog" ci i z listy skreli!) 1u ja wiem, z kim pogada!) ' *rzey! by musia) ' wspar dow$dc jeden z ojc$w rodzin. ' ( legniesz, psi synu) ' 6ie ma si o co bi!) ' krzykn" Debren. 1ego spojrzenie biegao po zaspac&, szukao. ' 0o wanie tumacz) ' podc&wyci dziesitnik. ' Mamy was w garci i jeno z cec&owej rzetelnoci ukad wam proponuj) *ada ' wskaza niebo ' a p$ setki strza w las poszo) 1ak zasypie, to za c&oler nie znajdziemy. = podwadnyc& na straty nara) Wic mnie s"dem kon3dotierskim nie straszcie) Dbam o ludzi, jak wida!) ' Wy nas pucicie do dziewczyny, my was do strza) ' 6ic do was nie mam) ' rozoy rce Bra&ta. ' (le z tego mostu m$j c&lebodawca, gr$d 8rabog$rka yje) Mam obowi"zek zbrodniark pojma! lub ubi!, kt$ra si na wspomniany most zamac&na) Wanie wtedy Debren wypatrzy to, czego szuka. Dziwne, e tak p$2no. #aa bya dua, wic i donie miaa spore. = pikne. 0e palce, dugac&ne, smuke... 6ie malowaa paznokci, jak pani %elgan, ale i tak plama r$u a kua w oczy na brudnobiaym tle. ' Adst"p, Bra&ta) ' spr$bowa rotmistrz. ' %amiar moe by, ale szans nijakic&) 4erdyszem: 0aki most: Aszalaa dziewka, i tyle) ' 0o j" grodzki s"d uniewinni) ' Dziesitnik zerkn" na kopi"cego przy wozie z amunicj", upewni si, e onierz wgryz si dostatecznie gboko, by znikn"! przeciwnikowi z oczu. %araz potem sam przykucn". ' A ksiniczkac& gadalicie) ( na ksiniczki rajcy szczeg$lnie cici) *ono! baba w koronie ma moc most przeama!) ' Widziae j") 0o ma by! ksiniczka: Debren z cayc& si ciska burt. 6ogi same rway si do biegu. 6ad rk" .endy byo troc& niegu, ale wyej stercza z zaspy wielki jak tarcza gaz. <upek c&yba. Moe jak tarcza paski i lekki. (le moe i nie. ' ( czemu nie: ' podj" rkawic Bra&ta. ' *ostawna, wida! dobrze odkarmiona) = wosy zociste) ' 7ztuczne) ' sparowa %br&l. ' ( -igur jak" ma) ' dorzuci swoje trzy grosze ucznik skryty za rozwidlon" jod". ' #ycki to takie, e a... ' 7ztuczne) ' przerwa mu rotmistrz. ' 1ake to: ' zdziwi si wojak. ' #ycki: ' W zamtuzie zby zjada) 6ie takie cuda ladacznice ze swym ciaem wyczyniaj") W warsztat trza inwestowa!) ' <ajno tam, zjada) ' zaoponowa dziesitnik. ' 4ielukie zbiska, a mio spojrze!) Wida!, e dobrym jadem od male/koci karmiona) Moe nawet i cukrem) ' 7ztuczne) ' ( cukier zbom szkodzi) ' dorzuci Debren. ' 6o, teraz to ju ecie przesadzili) ' zamia si trium-alnie Bra&ta. ' #ukier:) %a durnia mnie macie:) 0o po korzeniac& zamorskic& najdrosza spya, po dworac& j" jeno podaj". 7zkodzi) Dobre sobie) ' 6ie jest ksiniczk") ' krzykn" zdesperowany czarodziej. ' 7ama mi do oa wskoczya) NZM %br&l posa mu dziwne spojrzenie. Milcza jednak. ' = czego to niby dowodzi: ' zainteresowa si dziesitnik. ' Wiadomo5 HKada podwika leci na magika)I ' 6ie mam srebra ani domu, ani nawet posady) 8olec jestem) ' Debren unika wzroku rotmistrza. ' 1aka ksiniczka si za takiego wyda: 4aba w og$le: ' #&utliwa) ' podpowiedzia wojak posany po strzay. ' Magicy cuda z przyrodzeniem czyni") ' doda inny. ' 1estem marny w ou) 7yszelicie c&yba: ' 6ie wszystko) ' wyzna dziesitnik. ' ( zreszt" kto m$wi o zam"p$jciu: 6ie po to si ludzie do H#notkiI wybieraj") *o&ula! i do widzenia) Ksiniczkom to tak samo w smak jak wszystkim innym) ' 6ie mnie) ' Dym z pon"cej prawej burty przesania Debrenowi widok. = dobrze. 6iekiedy atwiej m$wi!, nie widz"c suc&aczy. ' 1ak si z niewiast" zwi", to na zawsze) % mioci) 6ie c&c inaczej) 6ie umiem) % czego jasno wynika, e z .endy adna ksiniczka) 4o z ksiniczk" nie miabym adnyc& szans) Ksiniczki nie wyc&odz" za czarokr"c$w) 6ic by z tego nie byo) 4$l jeno, pacz) ( i prawo zabrania) 0udzie kodeks cec&owy) 1aki czas byo cic&o. %askoczy suc&aj"cyc&. 6awet si nie miali. Mieszanka naiwnoci i rozpaczy budzi rozbawienie do pewnego momentu. *otem ju tylko lito!. %br&l robi, co m$g, by nie patrze! w jego stron. ' Moe jej rajcy daruj") ' W gosie Bra&ty syc&a! byo zakopotanie. ' *owiadcz, e o wianku i koronie pokrzykiwaa) 1ak j" medycy zbadaj" i wyjdzie, e ani dziewica, ani ksiniczka, jasne si stanie, e szalona) ' 6ie zabijecie jej: ' Debren ruszy, nie czekaj"c na odpowied2. .eaa zasypana, moe ranna, na pewno nieprzytomna. = na pewno brakowao jej tc&u5 nie do!, e nieg, to jeszcze ten gaz nad grzbietem. %br&l zapa go za pas, przytrzyma. ' ( bo to my jacy okrutnicy: (lbo durnie: #o komu po trupie: ( tak to szkody wyr$wnacie, most si naprawi, dziewk sobie zabierzecie i wszyscy bd" zadowoleni) #iut niewygody i po krzyku) ' 6iewygody: ' 6o, -ormalnoci trza jednak dopeni!) Musi si pan na na groc&u przespa!) (le nie martwcie si5 w loszku wprawdzie, za to jak w owej bajce... pod tuzinem pierzyn) Do/ rotmistrza co-na si@ %br&l wyczu, e czarodziej sztywnieje, i wyci"gn" stosowne wnioski. ' W bajce: ' Debren jeszcze nie wierzy, nie godzi si ze zdawieniem w"tego pomyka nadziei. ' 6o wiecie, tej o ksiniczce na ziarnku groc&u) Debren zna bajk. (le c&yba w nieco innej wersji. ' 6a tuzinie, c&cielicie powiedzie!: ' rzuci niepewnie, akcentuj"c pierwsze sowo. ' %naczy5 doem groc&, potem pierzyny, a na wierzc&u badana: ' upewni si dziesitnik. ' 6ie artujcie, panie czarodziej) 0o w bajce byo) 7tarej w dodatku) = o ksiniczce czystej krwi, ze wczesnego wczesnowiecza) 0eraz i po dworac& o tak" trudno, a co dopiero po karczmac&) ' *o jakic& karczmac&: ' ( mylicie, e gdzie oberystki ze H#notkiI oc&otniczek szukaj": *rzez cec& si ogaszaj") *ono! ju dawno adna nie pr$bowaa, alem sysza, e niegdy par bab w te strony zjec&ao, za arystokratki si podaj"cyc&) *$ obery w nagrod dawano i rk syna czy brata, to nie dziwota, e si jedna z drug" poakomia) Mao to bkar3ci"t, co to im matka naopowiadaa, e je kr$lewicz spodzi: (le, po prawdzie, to tu do nas c&yba prawdziwe monarsze bkarcice tra-iay, bo na dziewi! badanyc& jedna tylko test groc&owy oblaa i bez si/c$w rano od pryczy j" odwi"zali) 0yle e g$d wtenczas panowa, to co niekt$rzy powiadaj", e kat groc& zear i dlatego...) 6o, ale i te osiem, co je cili, krew spodlon" miao, a przez to i sk$r nie do! delikatn") Wic trudno, by je na pierzynac& ukada!) ' Bra&ta umilk na c&wil. ' 0o co, panie czarodziej: Mog ludzi po dziewk sa!: 7koro nie ksiniczka, to wos jej z gowy nie spadnie) 7pacicie miasto i bdzie wasza)[ Debren zastanawia si przez kilka c&wil. W$z pon", mierdziao smaonym ludzkim misem i palonym wosiem konia. Mieli jeszcze troc& czasu, ale do raz zerwanyc& negocjacji raczej nie da si wr$ci!. ' #&ocia jedna pierzyna, panie Bra&ta) ' zawoa. ' Ma delikatn" sk$r) 7ami bycie si si/c$w nabawili, jakby was na deskac& i groc&u...) ' (le nie cnoty) ' zarec&ota ucznik zza jode. ' Wanie) ' podc&wyci dziesitnik. ' 4ez obaw, panie magik) % 8rabog$rki praworz"dny gr$d) 6ikt tam niewiasty nie pokrzywdzi, jak niewinna) ( sam siniec wi' ` ny nie dowodzi) #notliwa musiaaby jeszcze by!) ( wiadomo, jak to u magikowej baby5 H%amiast cnoty nosi kotyI. *ewnie zajrz" pod kieck i w og$le po groc& nie pol". ' *ol") ' zapewni onierz odkopuj"cy amunicj. >zuci kamratowi zza jody pk strza. ' Kat modej baby z loc&u nie pogoni) Darmo test przeprowadzi) Debren podj" decyzj. 6ie bya trudna. ' 7zyj ' rzuci p$gosem. ' 0eraz. >ozumieli si. %br&l wyc&yli si, kusza szczkna, rozc&wiany, pozbawiony lotek pocisk pomkn" do celu. 0ra-i tylko dlatego, e sposzony onierz odskoczy w niewaciw" stron. 8rot wdar si w c&ronione kolczug" przedrami na tyle pytko, i ranny wyszarpn" go pierwszym, instynktownym c&wytem ' ale niew"tpliwie osi"gnli sukces. <ucznik zanurkowa midzy szcz"tki wozu i odt"d ani nie strzela, ani nie pr$bowa podrzuca! towarzyszom wygrzebanyc& spod niegu strza. =nna sprawa, e nie musia. *oc&owali si, lecz nie odpowiedzieli na atak wciekym deszczem pocisk$w. ' 7ami c&cielicie) ' zawoa uraony dziesitnik. W$z pon". 6a razie z prawej strony. *omijaj"c smr$d palonego misa, byo nawet mio, bo ciepo. 7iedzieli, oparci o deski i ko/skie zwoki. ' *obiegn ' mrukn" po c&wili Debren. ' #iut mocy mi si zregenerowao. %aczerpn jeszcze z pomienia i... ' 1ea z ciebie zrobi". ' %br&l nie patrzy na niego. ' Daleko nie uciek ' czarodziej wskaza kr"g, wydeptany na zakrcie przez karosza. ' 7trzay go wyposzyy, ale to dzika puszcza. 7toi tam pewnie, na ludzi czeka. 0o mocny ko/. Dd2wignie was oboje. ' Debren... nie zwleczemy jej ywej z mostu. Magun sign" po lin, zacz" wi"za! do koa. ' *uszcz energi w nieg ' powiedzia spokojnie. ' 1ak w a2ni bdzie. 6im si poapi", doci"gniesz j" i... ' %abij" ci. 7zarpn", sprawdzi wze. ' 1u zabili. ' Dopiero teraz spotkali si wzrokiem. %br&l przekn" lin. ' 6ic nie m$w, sam wiem5 stary, a durny. (le nic nie poradz. 4ez niej nie umiem... nie mam po co. 0ak wyszo. 7erce mi na drobne kawaki... ' 0o mija ' powiedzia bardzo cic&o rotmistrz. ' 1ak mi %drenka zmara... ;eby nie dzieci, te bym c&yba... ' (le je miae. My nie mamy. ' Widziaem, jak strzelaj". 6ie dobiegniesz. ' Dobiegn. ' Debren wyuska ze zwoju drugi koniec liny, zacz" wi"za! katowsk" ptl. ' *ytko ley. Wyci"gniesz. Wystarczy, e o rk za&acz. Doko/czy splot, sprawdzi. *tla kurczya si gadko5 nawet nadgarstek dziecka nie powinien si wylizn"!. ' 6ie ma innego sposobu: Debren mia nadziej, e to pytanie nie padnie. ( zarazem modli si, by pado. ' 1est ' szepn". ' 0o znaczy... c&yba. #zu na sobie wzrok tamtego. %dumiony wzrok. ' 1ak to: = nic nie gadasz: ' Wida! do/. ' Mia ten obraz przed oczami, niezalenie od tego, gdzie patrzy. Astatni jej obraz. <udzi si, e dobiegnie i zrobi, co trzeba. (le eby da! jej i %br&lowi jak"kolwiek szans, zaraz potem musia run"! w nieg kawaek dalej. ;adnego odkopywania, ogl"dania si. %reszt" niewiele by zobaczy. 7powolni czarem kr"enie, zwikszy krzepliwo! krwi, przytpi zmysy. W takim stanie nawet z paroma strzaami w ciele zdoa przebiec kilkadziesi"t krok$w. (le oczy pewnie zawiod". Musi uwaa!, by nie olepn"!, nim dopadnie jej rki. ' 6o i: ' zniecierpliwi si %br&l. ' = nic wicej ' wyjani. ' 6ie wiem, jak ley. ( w rk nie warto strzela!. 1est wysoko, krew wsi"knie w nieg. ' #&cesz j" zabi!: ' 8os %br&la stwardnia. ' ;eby jej nikt...: 1ak nie twoja, to niczyja: ' 6ie c&c jej zabija! ' powiedzia spokojnie Debren. NZV 0a wr$ka od #edrzy&a i &ulajkuli... *amitasz: Most mia pkn"! od krwi ksi"cej. % gbi trzewi wylanej. ' 7pod serca. ' Abaj zapamitali. ' <ajno i ka... Masz racj. Ksiniczka, belnicka w dodatku. Wszystkie dziesi! warunk$w, dziewica... (le zaraz, Debren, czekaj... ;on" Byborzynowi jest. 6iby s" rodzin", ale krew... ' 6ie wierz jej. ' #zarodziej przymkn" na c&wil powieki, potem uni$s je i spojrza rotmistrzowi w oczy. ' *otra-isz, %br&l: M$gby strzeli!: ' #&yba rozum postradae) ' *ewnie i tak adne z nas nie przeyje. ( bez mostu przynajmniej *etunka ocaleje. ' Dla mnie tu przysza. ' %br&l by blady jak trup. ' 4o regua 8%M, a nie c&ciaa... ;ycie oddaje za mnie, za *etunk, ciebie... = ja miabym do niej z kuszy: ' 7trzelisz: ' Debren by skoncentrowany, jak zawsze, gdy czerpa moc z ognia. 0o pomagao zac&owa! spok$j. ' 6ie wydudka jej. <ajno warte takie mae/stwo. Moe i tytuuj" j" ksiniczk", ale krew, prawo nawet... ' 6ie wierz jej ' powt$rzy. ' *amitasz, co o niemowlaku 7ierosawy m$wia: Byborzyn, jak ustalilimy metod" dedukcji. Byborzyn, akurat... *etunka, gdy pierwszy raz o magicznyc& nieycac& wspomniaa, m$wia, e na wied2m polowano, co dziecko do terminu skrada. 7yszae, by wied2my c&opc$w poryway: ' %br&l milcza, przygl"daj"c mu si rozszerzonymi oczyma. ' Dziewczynki szukali. 0w$j ojciec zgin", bo zn$w, jak dziadek i Kusy, na bab tra-i. ' 4ab: ' *amitasz, co *etunce powiedziaa: 1eszcze bym %br&la drugi raz ubia. *ieluc&". >ozumiesz: ' %br&l c&yba rozumia, bo milcza, wyra2nie wstrz"nity. ' 4elnica ma ciekaw" tradycj. 4aby tam raz po raz po koron sigaj". 6iewane, czy skutecznie. (le licz" si w polityce. Dorma, (mma, .edoszka nawet... 6a *etunk popatrz. Ma wszelkie cec&y rasowej ksiniczki. Wsyp takiej groc&u pod siennik, a posiniaczona rano wstanie. ( .enda... *siakrew, nawet Jeyn si w nic& siostrzanego podobie/stwa dopatrzy. An, ja, ty... .enda od pocz"tku, moe i w artac&, ale siostr" obc" niewiast nazywa. %br&l, pamitasz, co Damstruna 8wadrykowi przepowiedziaa: ' 6o... e syn do wielkoci dojdzie. ' 6ie syn. Dziecko. 6ie wymienione z imienia, z pci nawet. Dziecko. Ksi"ce, ale za demokracji rodzone. *omyl5 jak by zareagowa demokratyczny rz"d, wiedz"c o takowej prognozie: ' ( c&olera go wie. Demokratyczne rz"dy to do siebie maj", e najlepszej wr$ce klina potra-i" zabi!. Debren, to, co m$wisz, niczego nie dowodzi. ' 6ie wiem, przed kim j" 7ierosawa ratowaa. Wiem, e teraz biedna 4elnica ryzykuje kon-likt z potn" 0ele3port&anz", by dopa! cnotliw" on wykastrowanego ksicia. ' Da rotmistrzowi troc& czasu na przemylenia. ' 0o si kupy nie trzyma. Akamuje nas. *amitasz, co o 8arrolu i *retokarze m$wie: ;e si panuj"cy czsto &ormonami wspomagaj", sk"d czste przypadki rodzenia bli2ni"t przez monarc&inie. 6ie m$wi si o tym, bo kwestia jest wstydliwa, ale tak naprawd nagminny zrobi si $w proceder na %ac&odzie, za demokracji. D nas jak u nas, ale w 7o,ro, Amiogrodzie... Demokraci czsto mordowali niemowlta, mog"ce pretendowa! do tronu. 6o wic co sprytniejsi kandydaci na ojc$w o bli2niaki si starali i zau-an" akuszerk. >odzio si dwoje, wiat dowiadywa si o jednym, a pierworodne, wzgldnie c&opiec, byo w sekrecie c&owane. 8orsze z bli2ni"t, dziewczta g$wnie, na straty spisywano. #zsto matka, by sobie b$lu oszczdzi!, nigdy do piersi takiego nie braa. *iastunce si malca oddawao. #o z oczu, to z serca. 7truj", udusz"... mniej zaboli. ' #o ty bredzisz: >odzice, wasne dziecko: ' Wadcy, %br&l. =naczej moralno! wygl"da, gdy si z tronu patrzy. = nie m$wi, e wszyscy... (le wielu. *o 1esieni Kr$l$w, gdy przyszo -eudalizm przywraca!, magowie mieli mn$stwo roboty z ustalaniem, kt$ry z pretendent$w z bardziej pierworodnej linii si wywodzi. 4o i demokraci si wycwanili. 4ywao, e wystawion" na odstrza dziewuszk celowo yw" zostawiali albo bli2niaka przygupa. = niejeden malec na rozkaz wasnej rodziny gin", bo cay i zdrowy dorasta! zaczyna, lepszemu bratu drog do wadzy blokuj"c. *omyl5 jeli .enda i Byborzyn s" rodze/stwem, jeli to j" pierwsz" 7ierosawa matce z brzuc&a wyja... ( jeli nawet to Byborzyn by pierworodny, nie wiadomo, kt$rego z bli2ni"t przepowiednia Damstruny dotyczy. W obu przypadkac& 8wadryk miaby marne szanse na tron. 6ikt nie poprze kandydata, wiedz"c, e mu si dzieci o sukcesj pobij". ' .ogiczne ' przyzna %br&l. ' (le gdzie dowody: ' 6ie mam ' mrukn" Debren, zerkaj"c pod w$z. <ucznicy nawoywali si, co si c&yba dziao. (le raczej nic wanego5 strzay nie gwizday, aden nie wysun" nosa z kryj$wki. ' W"tpliwoci jeno. We2my 7ierosaw. *iorunami twego ojca w walce wspomoga. %wyka czarownica nie przypali ko/skiego ba piorunem. 6ie ponyby na stosac&, gdyby umiay i c&ciay walczy!. #zyli mistrzyni. ( ryzykowaa i umara w loc&u dla tego malca. *o co, jeli to by Byborzyn: 4elnica nie 7o,ro, tu ksi""t nie mordowano. 6iby bya przepowiednia Damstruny, ale wanie taka wr$ba to glejt nietykalnoci. Kto z losem zadrze: 7korumpowany demokrata: ' 9cigali j". ' (le w"tpi, by niemowl c&cieli zabi!. Ana przeya. Myl e po to, by dziecka dogl"da!. W wiey. #zyli nie Byborzyna. 6ie trzyma si w wiey nastpcy tronu. 6awet 8wadryka tylko w klasztorze zamknli. 6o i misa. ' Misa: ' 0a, co to jej 7ierosawa przed zestruganiem bronia. Dziesi! razy od zotej drosza. 1eli mam racj, to adna misa, a wklse zwierciado. Wybitny czarodziej, medycyn" si paraj"cy, potra-i przy jego pomocy zabiegu dokona!. 6a sercu przykadowo. *acjenta nie otwieraj"c. ' 7ercu: ' (lbo, dajmy na to, macicy. *rzy manipulowaniu poczciem i ci"" trudno o lepsze narzdzie. 6a drugim brzegu starszy dziesitnik Bra&ta co krzykn". Debren zn$w wyjrza zza osony i zn$w niczego nie zauway. ' %wierciado ' mrukn" %br&l. ' ( gdzie tu .enda: ' W wiey ' powiedzia spokojnie Debren. ' +: ' *omyl5 *aniuc&a, specjalne wizienie dla specjalnyc& wi2ni$w. 6a cianie prababka ksicia pisze krwi", e j" odwieczny wr$g pozamae/sko wyc&doy, a ona rozkoszy doznaa, zamiast z &a/by umrze!. Abok stare, drogie ksigozbiory. Dziennik Mrocznej Wal, w kt$rym panna .enda znajduje rycin z podobizn" Duej =nteligentnej *apugi. Dziennik, powtarzam. 6ajskrytsze, osobiste zapiski. ( Mroczn" Wal .enda jednym tc&em z Dor3m", (mm" i .edoszk" wymienia. ' 4o ksina ' wzruszy ramionami %br&l. ' 7yszaem o niej. Kawa niezej suki pono! z niej... ' Aszczerrrca) 1arrrowid$wna kurrr" czworrronoga:) Abr$cili si jak na komend. %a p$2no5 Drop, c&o! posuguj"c si wy"cznie nogami, porusza si zaskakuj"co szybko. *rzemkn" pod wozem i ju sta przed nimi. ' Abrrrazie dobrrrodziejk rrrodu) ' zaskrzecza %br&lowi w twarz. ' Kurrracja i szrrranki) ' +: ' zamruga powiekami rotmistrz. ' *ozywa ci ' wyjani Debren, wyci"gaj"c i od razu co-aj"c do/. 6ie musia dotyka! skrzyda, by zrozumie!, czemu zwisa bezwadnie. ' 1ak mu si ko! zronie. ' Aberwae: ' %br&l, mao przejty perspektyw" pojedynku, pokiwa wsp$czuj"co gow". ' (le biega!, widz, potra-isz. 0o dobrze. *d2 do *etunki i powiedz... ' >rrenda: ' przerwa mu Drop. ' Drrratowana: %amane skrzydo pokryway czerwone sople zamroonej krwi, ale we niegu utytany by cay. <eb te mia zakrwawiony, a spojrzenie nie do ko/ca przytomne. 6ajwyra2niej dostao si nie tylko skrzydu. ' Dobrodziejka: ' Debren poc&yli si, popatrzy ptakowi w lepia. ' Drop, koniec z krceniem. .end zasypao. 1ak bd wiedzia, moe jeszcze co si da... 1est ksiniczk", tak: ' *apuga zawa&a si, lecz niemal od razu kiwn" gow". ' % krwi: W prostej linii czy...: ' 6ajprrrostszej. *rrrawdziwa krrr$lewna. 8wadrrryk zerrro, drrrugorzdny konarrr, uzurrrpatorr. >rrenda naj3*ierrrwsza z pierrrwszyc&. Krrrew warrrtoci rrrubin$w. NW^ ' #o on bredzi: ' poskary si %br&l. ' %a c&oler... ' Monarsza krew: ' Debren zignorowa go. ' ?kstrrremalnie. Magun co-n" si, opar plecami o koo. 6a c&wil zamkn" oczy. 6ie c&cia, by tamci wypatrzyli zy. ' 6ic, ajno i ka, nie pojmuj. Debren, ta Wal... ' Ksina ' powiedzia, nie unosz"c powiek. ' 6ie dopuszcza si byle kogo do dziennik$w ksinej. Do pornogra-icznyc& poemat$w puszczalskic& ksiniczek te nie. (ni do wiey *aniuc&y. 6ie rozumiesz: 0rzymali je tam obie. 7ierosaw i .end. ' *rrrawdopodobne ' popar go Drop. #o cikiego lego na jego udac&. Atworzy oczy. ' Moe macie racj ' szepn" %br&l. ' ( jej krew na prawd... (le ja do niej nie strzel. 1ak dasz rad... Debren podni$s kusz, wsun" mu na powr$t w donie. ' W stodo nie tra-iam. ' W >rrend:) ' Drop nastroszy si, niemal podskoczy z oburzenia. ' %warrriowalicie:) ' Ma racj. ' %br&l odoy bro/, odsun" si jak od wa. ' Cura sponie, to za ko/skim truc&em legniemy. W ko/cu im si znudzi. %aatakuj". (lbo odejd". Wiedz", e ajno moemy. Mor,ackiego mostu byle czym nie... ' Ddusi si ' przerwa mu Debren. ' (lbo zamarznie. #aa mokra od potu. 6im -ura si spali, bdzie po niej. 1ej krew na mocie to najlepsze wyjcie. ' Qrrrenice wydrrrapi) ' warkn" Drop. ' Dtrrrupi) ' Wic bierz i strzelaj ' wzruszy ramionami %br&l. ' 4o ja prdzej sam sobie wydrapi, ni w .end... ' 6ie rozumiesz. Kto musi zaczepi! lin. 1eli most nie uzna jej za ksiniczk albo wr$ka #edrzy&owi gupot naopowiadaa, to po to, by j" przyci"gn"!. 1eli spenia warunki... by nie runa w przepa!, gdy przso pknie. 0ak czy siak jeden z nas musi dobiec. 0y ledwie c&odzisz. ( ja strzela! nie umiem. 0y jeste silniejszy, wyci"gniesz j" spod niegu. 1a, nawet gdybym wyci"gn", nie tra-i, gdzie trzeba. 6o i c&yba nie dasz rady niegu samym sob" odparowa!. ( para bdzie wam potrzebna. %amany most zatrzyma pocig, ale nie strzay. M$wi rzeczowo, a co najwaniejsze ' z sensem. %br&l by onierzem. Musia ulec argumentom. Drop nie uleg. ' Krrropli krrrwi rrrozlewa! zabrrraniam ' rzuci ponuro, wa"c pod -ur i staj"c midzy nimi a .end". ' 4"d2 rozs"dny ' wzruszy ramionami magun. ' Abrrrona rrrodu >rrendy trrradycj" rrrodu Drrropa obwarrrowana ' wyjani papuga. ' 4rrrak alterrrnaty3wy. ' %br&l w nog bdzie mierzy. ' %abrrraniam. ' #zekaj, Debren. ' Ablicze rotmistrza spoc&murniao jeszcze mocniej. ' 1ak ju wr$k powanie traktowa!... Krew miaa by! spod serca. % gbi trzewi. %wyka moe nie starczy!. >anna bya, w rami. = nic. #zarodziej milcza do! dugo. *apuga wylaz spod wozu, wsun" si midzy mczyzn. 6ic dziwnego5 dno -ury palio si, z g$ry kapaa smoa. ' 1eli most nie runie, nikt z nas ywy nie ujdzie. Do goni". ' Magun zamkn" oczy, potem otworzy je, posa martwe spojrzenie %br&lowi. ' #eluj w brzuc&. ' >ot mistrz bez sowa przeegna si, krel"c koo od czoa po pier. *oblad wyra2nie. ' Moe przeyje. 6a okr"go ga da, e rany na niej jak na psie si goj". .epsza maa szansa ni... Drop skoczy, rozpaczliwym mac&niciem obu skrzyde, take tego zamanego, wzbi si na okie! w g$r. = spad. Wprost na kusz. 8rot zamanej strzay, c&o! szeroki, gadko przeszed przez udo Debrena. Korzy! z mao wojskowego ksztatu bya taka, e drugiej nodze dostao si krwi", nie elazem. 4et wylazby z ciaa o jedno udo dalej. 6ikt si nie poruszy. %br&l zamar z wraenia. Debren po czci od wstrz"su, po czci dlatego, e czarowa. Drop ' bo zemdla. 7pod pi$r wylaz czubek koci. Krew rozlaa si tuzinem macek na dwie stopy dookoa. = na tym poprzestaa. % krzepliwoci" nie byo jeszcze najlepiej, ale zaklcie zwaj"ce naczynia zaczo dziaa!. *odobnie jak rotmistrz, kt$ry po paru momentac& odzyska przytomno! umysu, odci" kawa lejc$w i opasa przestrzelone udo. *otem zn$w siedzieli bez ruc&u i sowa. ' %abij" j" ' powiedzia w ko/cu Debren. ' =d. *r$bowa wsta!. W gowie nie wirowao nawet tak bardzo, ale %br&l pooy mu palec na kolanie zdrowej nogi. Wystarczyo. 6ie da rady. Drop poruszy si, uni$s powieki. %araz potem pr$bowa zerwa! si i umkn"! pod w$z, ale do/ czarodzieja skutecznie przygwo2dzia go do bruku. ' %azdrrronik) ' zaskrzecza wystraszony ptak. ' Debren, on tylko... ' %br&l zapa maguna za nadgarstek, lecz nie zd"y zatrzyma! drugiej doni. %oone w piciok"t palce dotkny zamanego skrzyda, bysno bkitn" powiat". ' *oniec&aj go) = tak nic by z tego... *rzerwa. Drop nie wi si z b$lu, nie pr$bowa si wyrywa! z r"k oprawcy. .ea z przekrzywion" gow", przygl"daj"c si pezaj"cemu po pi$rac& wiateku. 7prawia wraenie zdumionego. Abolaego na pewno nie. Debren delikatnie, ale stanowczo, uwolni nadgarstek. Abj" obur"cz tu$w papugi, bezgonie wygosi -ormu. *otem co-n" si, opar o zad martwego konia. W oczac& mia t sam" niepewno!, co tamtyc& dw$c&. ' #&cia dobrze. ' %br&l na wszelki wypadek uj" ptaka za kark, przeoy za siebie. ' >ozum ma kurzy, ale... ' Drop ' Debren zignorowa go. ' Dobiege tu. Wiem, e dasz rad i do .endy. ' 4rrrak cierrrpienia. ' *apuga uni$s zamane skrzydo, zakoysa nim, przygl"daj"c si z niewiar". ' 6ic wielkiego. 4lokada i troc& na lepsze kr"enie. ' Debren sign" po zaptlony koniec liny. ' 4dziesz silniejszy, ale musisz uwaa!. 1ak tra-i"... ' #&cesz go posa!: ' zrozumia %br&l. *tak wsta, bez wa&ania ruszy w stron czarodzieja. %astopoway go dopiero sowa Debrena. ' Musisz utoczy! z niej krwi, Drop. *rzez c&wil patrzyli sobie w oczy. ' 6ierrrealne F powiedzia cic&o papuga. ' Musisz. (lbo my, albo ten most. ' 6ierrrealne ' posa mu rozalone spojrzenie Drop. ' >rrani! >rrend: 9mierrr!. ' .ekko rani! ' uprzedzi Debrena rotmistrz. 6ie by do ko/ca przekonany, ale z braku innyc& szans od razu c&wyci si tej. ' 6ie b$j si. Dziewka jak piec, i stado kogut$w jej nie umierci, a co dopiero... ' Drrropa mierrr! ' wyjani ptak. ' Dmrrr. 7errr3ce. #zarrr prrradawny. Wierrrno! bezgrrraniczna. ' %azgrzyta dziobem z bezsiln" zoci". ' #&olerrrny 1arrro3wid) 4ezalterrrnatywne ogrrraniczenie. ' 4lokad kaza zaoy!: ' domyli si %br&l. ' 0emu posa/cowi, co si potem z modym Domorcem skuma: F Drop kiwn" gow". ' 6o, no... 7yszaem o zaklciac&, co lojalno! wymuszaj". (le eby a tak... 6ie przesadzaj, c&opie. .ekkie dranicie adnego z was... ' Drrranicie wystarrrczy. *rrremedytacja Drrropa utrrrupi! potrrra-i. ' *tak sc&yli si, przy pomocy dzioba i jednej z n$g przewiesi sobie przez szyj zaptlony koniec liny. ' 0rrrudno. 7prrr$buj. %br&l uni$s si, strzeli. 0ym razem sprowokowa tylko jednego, ale przy powt$rce ju cztery groty zagwizday im nad gowami. ' 6ie spiesz si ' instruowa Debren papug. ' 6ajpierw ptla na rk, potem kop pod ni". Musisz odsoni! kawaek bruku, inaczej krew wsi"knie w nieg. ' >ozpi" ka-tan, podci"gn" koszul, wa&a si przez c&wil, wodz"c palcami po brzuc&u. W ko/cu wskaza miejsce. ' 0u j"... 8dyby krwi za mao, to gbiej masz y. ' 7zykujcie si ' sapn" %br&l. Koowr$t w jego doniac& wirowa jak szalony, szybsze tempo strzelania stwarzao wiksze szanse, e po tamtej stronie nikt nie zacznie zadawa! sobie pyta/. ' Debren, gdyby jaki may piorun... to w prawo, dobrze: ' Woy uaman" strza w korytko, obr$ci si, przysun" do krawdzi wozu. ' 1u) *oszo lepiej, ni Debren oczekiwa. 7trzaa jeszcze w locie mina si z dwiema mkn"cymi z naprzeciwka ' onierze najwyra2niej czekali. Dwie nastpne zeskoczyy z ciciw, kiedy %br&l nurkowa za -ur, sc&odz"c z drogi NWN pierwszej dw$jce. *i"ta wypada ucznikowi z r"k, gdy nie bardzo szkodliwa, za to e-ektowna pirokula grzmotna znienacka w osaniaj"cy go pie/. Drop sp$2ni si z wyskokiem, a potem, spowalniany przez cik" i szoruj"c" o bruk lin, bieg przygnbiaj"co powoli, jednak zaskoczenie zrobio swoje. %anim s"siad Bra&ty krzykn"5 HKogut)I, ptak by ju w poowie drogi. Daleko. %araz potem Debren posa nad dolin" kolejn" pi3 rokul, wystraszony wojak sc&owa gow i nim pierwszy pocisk poszybowa ku nadbiegaj"cemu papudze, ten znik strzelcom z oczu, osonity zwaami niegu. *rzez duszy czas nic si nie dziao. Debren, le"c na brzuc&u, pr$bowa zorientowa! si w poczynaniac& Dro3pa. Ddao mu si wypatrzy! ptl na stercz"cej spod niegu rce, ale niej wzrokiem nie siga5 belki i ciaa przesaniay widok. ( za dobrze widzia za to co innego. ' %br&l) 6ie musia krzycze!. Bra&ta zrobi to za niego. ' *rzy tym kamieniu) ' Dziesitnik podni$s uk, na pi". Mierz"c niemal pionowo w niebo, zastyg na c&wil, wprowadzaj"c drobne poprawki k"ta i siy naci"gu. %br&l gor"czkowo wymienia zaman" strza na ostatni bet, ale tamten by pro-esjonalist" i nie da mu szansy. %wol ni ciciw i natyc&miast odoy uk, kul"c si za skak", zza kt$rej wygl"day jedynie oczy. 7trzaa na dugo znika Debrenowi z oczu. <udzi si nawet, e na zawsze. ( nim szarpno, gdy nagle nieny wa za doni" .endy rozkwit czerwonym kwiatem. ' Dobry) ' oceni Bra&ta. ' 0am szy!) 1eden g$r", dru gi osania) 7pokojnie, c&opcy, mamy czas) %br&l nie pr$bowa strzela!. 0amci mieli czas, uwaali. Dsiad, spojrza czarodziejowi w oczy. ' *okazalimy, gdzie ley ' mrukn". ' #&olerny roso3lak. 6ie m$g si mniej kolorowy urodzi!: ' 0ra-i": ' Debren zaryzykowa, wsta i spogl"daj"c nad pomieniami, pr$bowa oceni! miejsca upadk$w strza. 1u dwie sterczay z zaspy. % nieba spady cztery, ale dwie zniky bez ladu. 9nieg by naszpikowany bryami ziemi i kamieniami, lecz lu2ny, i grot, kt$ry nie napotyka innej przeszkody, zatrzymywa si pewnie na przle. ' #&owaj eb ' warkn" %br&l. %araz potem warkna strzaa. Debren ukucn" posusznie. ' 1ej nie widz", ale kamie/ to c&yba wszyscy. ( s" dobrzy i maj" sze!set... 6ie dano mu doko/czy!. ' Debrrren) ' rozdar cisz peen rozpaczy okrzyk. 6iedob$rrr parrry) *ad na brzuc&, wpez pod w$z, ignoruj"c &ucz"ce nad karkiem ognisko. Mogo w kadej c&wili przeama! nadgryzione arem deski, ale warto byo. Ad razu dostrzeg wybit" od rodka wyrw w zaspie, przypr$szon" niegiem tcz pi$r i to najwaniejsze5 zoto peruki. 0warzy .endy nie widzia, Drop przekopa zbyt ciasny tunel i zakorkowa go sob" w dodatku. (le Debren by zbyt blisko i mia zbyt wiele kopot$w z wasnym oddec&em, przesaniaj"cym mu widok oboczkami skroplonej wilgoci, by c&o! przez c&wil udzi! si, e 2le zrozumia. *owinien widzie! jej oddec&. Wrzaski duo mniejszego ptaka nie tylko sysza, ale i dostrzega. ' >rratuj >rrend) ' 1zor pary strzeli z dzioba jak spod pokrywy garnka. ' Dmierrra) %br&l, kln"c, d2wign" si na nogi. Duga strzaa zmaterializowaa si nagle w polu widzenia, trzasna o tar3czopodobny kamie/, skrzesaa snop iskier, upada bezsilnie obok Dropa. *apuga szarpn" si, wypez ze nienej nory, ci"gn"c za sob" zamane skrzydo i peruk .endy. %amek kuszy szczkn", ostatni bet z radosnym gwizdem pomkn" do celu. #o mikko, jako wilgotno stukno z tyu. % przodu odsonita gowa dziewczyny znikaa pod najbardziej -antazyjn" w caym Biplanie czapk"5 Drop zwali si na ni", przywar, wczepi w kark i skronie wszystkimi moliwymi ko/czynami. A okie! od niego nastpna czerwono opierzona strzaa zadygotaa w zaspie, natra-iwszy na skryty niej bruk. ' Debren... Adwr$ci gow, z g$ry wiedz"c, co zobaczy. 8os %br&la ledwie byo syc&a!. %nacznie goniej stukny (rtur 4aniewi o kamienie kolana i okie! rotmistrza. Drugi okie! ni stukn"5 %br&l mia jeszcze dostatecznie wiele siy i przytomnoci umysu, by pada! na prawy bok, c&roni! ran. 7trzaa sterczaa z lewego. ' <ajno i... ' %e swego miejsca pod -ur" Debr en nie m$g oceni! k"ta i miejsca tra-ienia. #&yba wysoko, ale na drodze grotu mogo si znale2! i puco, i nawet serce. ' Dokadnie jak... *rzeznaczenie c&yba. *owinien wyczoga! si spod wozu, zrobi! co. 6ie umia. Kusy, potem dziadek, ojciec... .enda powicia ycie i te nie pomogo. 8owa, zadek, a teraz... ' Drop))) ' Adwr$ci twarz, bardziej po to, by nie pa trze!, jak umiera kolejny %br&l, ni z rzeczywistej potrze by. ' *u! jej krew))) 7zybko))) *tak przywar tylko mocniej do dziewczcej gowy. Akry swym ciaem c&yba ca", pewnie take -ragment karku, ale patrz"c na spadaj"ce z nieba strzay, nie spos$b byo si udzi!5 wikszo! tyc&, kt$re tra-i", przebije i jego, i czaszk .endy. *ociski l"doway w promieniu raczej st$p ni s"ni od dziewczyny i stao si jasne, e na dugo przed posaniem w g$r sze!setnego .enda bdzie tylko kawaem martwego misa z przybitym do gowy trupem papugi. >anny w rk onierz, ukryty przy szcz"tkac& -ury, nie musia ani wygrzebywa! nastpnyc& wi"zek strza, ani miesza! si do walki. (le oczywicie si wmiesza. Kiedy czarodziej ujrza go ponownie, sun" rodkiem zalegaj"cego most usypiska. ( dokadniej5 suna wielka, prostok"tna tarcza. ;onierza, zapadaj"cego si w sypkim niegu, nie byo wida!. *rzemieszcza si z trudem, lecz jeszcze trudniej byoby go zatrzyma!5 ton"c po uda w zaspac&, robi si niszy i m$g osania! si skonie ustawion" tarcz". #ika kusza, taka jak ta %br&la, moga poradzi! sobie z oblnicz" paw", ale nie przy takim k"cie. #o zreszt" nie miao znaczenia5 nie byo ju bet$w. ' Drop))) ' 6ierrrealne) ' odkrzykn" ptak, klej"c si do dziewczcej gowy z gorliwoci" nietoperza. ' Darrruj) Debren wygarn" z m$zgu resztki wolnej energii, zapa le"cy obok koa sierp, uywaj"c r"czki jak r$dki, posa byskawic. <upno, od sierpa odpado ostrze. *a3w, tra-iona w r$g, zawirowaa, zdzielia onierza w uc&o. Adbite od blac&y wyadowanie poszybowao w niebo, tar3czownik wyoy si, ukazuj"c na c&wil poow sylwetki, ale nie byo komu wykorzysta! okazji. Debren, nawet maj"c pod rk" gotow" kusz, nie byby w stanie strzela!5 uc&wyt rozlecia mu si w doni, kopniakiem o mocy por$wnywalnej z ko/sk" sparaliowa cae rami a po bark. 4$l i wysiek sprawiy, e na jaki czas olep. ' Debren... do! ' usysza cic&y gos %br&la. ' 0ak jej w niczym... #o moge, to ju... Woaj ic&. 0en Bra&ta... Dotrzyma sowa, dowiezie yw" do grodu. #&yba lepiej... ' *$ wsi wytuklimy. ' #zer/ przed oczami rozpadaa si na paty, wiruj"ce jak szalone, ale przynajmniej przetykane szaroci". ' ( z dorosyc& to pewnie... ' 6ie wie mu... paci. ' 7am te poow ludzi straci. Mdlio go. 6a szczcie nie mia czym zwraca!. ' 1est jak ja. 6ajemnik. ;aden nam &onor... rann" ba b dobija!. *etunka na majestat wadcy si tu... zamac& na, nie gupi most. ( te jej nikt nawet... butem. De bren: Dobrze si czujesz: 6ie zdaj"c sobie z tego sprawy, wylaz rakiem spod -ury. = c&yba odzyska wzrok. 6ie by pewien. #&yba zapamita blad", ci"gnit" b$lem i niepokojem twarz rotmistrza. (le moe i nie. ' #o powiedzia: ' wymamrota. 6awet jeli %br&l odpowiedzia, aden d2wik nie przebi si do jego wiado moci. *od czaszk" &ucza mu inny, kobiecy gos. HWiozam go na sankac&... = cay czas mylaam, jak im to wszystkim powiem. >azem to planowalimy, nie wybiam mu z gowy, a teraz... 1a nawet jednego zadrapania, a on...I 0amci dwoje przegrali z kl"tw". 0eraz oni mieli przegra!. +istoria si powtarzaa. 0o dlatego: Dlatego sysza *etunk: Aczyma wyobra2ni widzia, jak c&wiej"c si na nogac&, w kusej, zielonej sp$dnicy, co to podczas ow$w nie za&acza o konary, zakrwawiona i zasmarkana, ci"gnie #edrzy&a. NWW Duma i sy-ilis. 0o te jej sowa. *owinien myle! o .endzie. *o tamtej stronie nie byo 4elniczan, nie mia si powt$rzy! cud sprzed jedenastu lat. H0amci ucznik$w mieli, ale aden jednej strzay nie wypuci. = jak piec&ota ruszya, to te aden...I = nie dziwota. 4aba, cieknie z niej, co tylko moe5 zy, smarki, krew... Bra&ta i jego ludzie nie auj" strza, a ten z tarcz" pozbiera si i lezie dalej. ;eby zabi!. 6ie bdzie drugiego cudu na Mocie Mesztor&azego. %abrako... H...wr$ka m$wia o krwi ksi"cej z gbi trzewi, spod serca na most wylanejI. 0a *etunki nie speniaa kryteri$w. Krwi .endy nikt po prostu nie zd"y wyla!. Drop nie by w stanie, %br&l nie m$g strzela!, on, Debren, nie tra-ia w stodo. ( w ni", akurat, pewnie by tra-i. W sam rodek gowy, w serce, moe w aort. Mia niemal pewno!, e wanie tam. %br&l ma racj. %robi dla .endy, co m$g. >ozs"dek podpowiada, by spasowa!, zda! si na los i zmiowanie grabog$reckiego s"du. *odr$ potrwa, test groc&owy i proces te. Moe nadarzy si okazja... 6ie zrobi" jej niczego gorszego, ni lada moment moe zrobi! kt$ra ze strza, a za trzy pacierze ju na pewno, bez adnego HmoeI, uczyni miecz tarczownika. .os gorszy od mierci nie jest jej pisany. Ma sw$j pas. Wierzya wicie, e nie przeyje siowej pr$by jego zdejmowania, i Debren gadko zarazi si t" wiar". 6ie bya typem pokornej owieczki, na pewno wiedziaa, co m$wi. 1est liczna. 6ikt nie umierca bez namysu licznyc& dziewcz"t. 0o dobrze, e do ko/ca, nawet bior"c berdysz i wybieraj"c si na wasn" egzekucj, pozostaa kobiet"@ e przysza tu w peruce i tej kusej, ciut nieprzyzwoitej sukience. Kogo takiego trudniej mczy2nie zabija!. 8dyby wybraa spodnie... W b$j c&odzi si w spodniac&. 6awet *etunka wtedy, jedenacie lat temu... H#&ciaam w spodniac&, tylko e... 6ie wiem, do czego ci to, ale prosz bardzo5 w sp$dnicy pobiegam. 0akiej zielonej, co w niej do wysokic& but$w na owy c&adzamI. %araz. Dlaczego w takiej c&wili azi mu po gowie jaka c&olerna sp$dnica: W przypadku .endy brak spodni mia sens5 walczya o kad" c&wil, c&ciaa mie! pewno!, e zd"y po trzykro! obiec ober, nim gry- lub kt$re z towarzyszy wejd" jej w drog. (le str$j *etunki: Wkr$tce umr", a on... Dmr". 1ak #edrzy&. = jak w mylac& musiaa umiera! modsza o jedenacie lat *etunka. Wr$by wr$bami, ale przecie bya starsza ni .enda teraz, d2wigaa na karku brzemi dowiadcze/, kt$re niejedn" zabioby po trzykro!. M"dra, rozs"dna kobieta. ( jednak... ,(lem si, durna krowa, przebieraaI. %araz. H7abowaam troc&. %a p$2no si na most wybraamI. 6ie zd"ya. *rzybiega dokadnie tak jak Debren5 za p$2no, by uratowa!, na tyle wczenie, by sta! si wiadkiem koszmaru. %apamita! na zawsze, jak mao brako. 4o si przebieraa. Mimo c&oroby. H7abowaam troc&I. %araz. 4ya c&ora, biega walczy! i zapewne umiera!. 1eli kto taki w ostatniej c&wili zmienia spodnie na sp$dnic... Kus" w dodatku, myliwsk", nie bardzo stosown", by paradowa! w niej na oczac& setek mczyzn... 0o si kupy nie trzyma. Kobiety bywaj" dziwaczne, zdarza im si robi! rzeczy niepojte, ale *etunka... H1a nawet jednego zadrapania, a on...I ' Debren: ' 1ego bezruc& zaniepokoi %br&la. Do tego stopnia, e rotmistrz, c&rzszcz"c o bruk ko/cem wbitej w bark strzay, zacz" pezn"! w jego stron. ' #o si...: 7trzaa nie uszkodzia c&yba adnego duego naczynia, a i tak poci"gn" za sob" szerok" smug krwi. 0ak naprawd cay most by ni" spryskany@ gdyby uczciwie popracowa! szmat", a potem dobrze j" wy"!, uzbierayby si nie garnce, a cebry. Wtedy, przed jedenastu laty, pewnie te. ( *etunka... ...nawet jednego zadrapania, a on... *rzecie nie okamaa go, gdy pyta o tamten dzie/. H' A krew ci c&odzi: Wylaam krew. = co z tego: #o to ma do .endy:I Do .endy miao niewiele, ale los jej i %br&la, ic& wsp$lny, zalea od szczerej odpowiedzi. Wic nie skamaa. %reszt" ju wczeniej m$wia o swej krwi przelanej na mocie. H4aba, cieknie z niej co tylko moe5 zy, smarki, krew...I ' Debren) ' *oczu ucisk palc$w na okciu. %br&l mu sia d2wign"! lewe, bol"ce rami, by nie upa!. ' Woaj Bra&t. 6ic nie... nie poradzisz. *etunka te nie poradzia. 4ya tylko kobiet". W ko/cu zrozumia. 8dzie na styku z podwiadomoci" wyklua si odpowied2 na pytanie, kt$rego Debren nie mia odwagi postawi! sobie wprost. 0ak, ci"gle jeszcze mieli szans. 4o obie byy kobietami. = potra-iy dokona! cudu, kt$rego natura posk"pia mczyznom. ' Drop))) ' 6iemal zawy, rzucaj"c si szczupakiem pod -ur. ' Wa2 pod ni", ale ju))) *tak, zaskoczony moc" okrzyku, uni$s gow. % tyu, zaledwie dziesi! s"ni dalej, zza tarczy wyjrzaa poowa ludzkiej gowy. 0ake Bra&ta, instynktem starego wiarusa wyczuwaj"c przeom w bitwie, zaryzykowa, stan" na nogac&, wyc&ylony zza skay a po klamr pasa. ' 6ierrrealne) ' zaskrzecza papuga ami"cym si z alu gosem. ' *rrrucie sk$rny nierrrealne) 0ak, to ju Debren wiedzia. 6a szczcie 4$g urodzi si mczyzn". = nie mia motywacji, by rozwi"zywa! ten problem porz"dniej. ' Wa2))) Midzy jej uda))) = wyci"gnij onuc))) ( onuce niekoniecznie midzy nogi a cimy wpyc&amy. Drop zawa&a si, ale znik w niegu szybciej, ni %br&l zrozumia, w czym rzecz. ' 6ie trzeba... biaej -lagi. *o prostu... zawoaj. Debren, zmobilizowany nadziej", wykrzesa z siebie resztki mocy i z palca lewej rki posa tarczownikowi piro3kul. ?ksplodowaa e-ektownie nad gow" onierza, nie czyni"c szkody, ale sprawiaj"c, e przykucn", znieruc&omia na dusz" c&wil. %yskali na czasie. % nieba spady kolejne trzy strzay. 1u cay klomb czerwonyc& kwiat$w otacza .end. ;aden nie siga stalowym korzeniem jej ciaa, ale, gdyby los sprawiedliwie rozkada miejsca tra-ie/, kt$ry z paru nastpnyc& pocisk$w powinien wyl"dowa! w nienaturalnie pustym rodku krgu. *ozostay ju nie pacierze, a c&wile. ' 7zybciej, Drop))) Kropla pon"cej smoy przebia si przez rkaw, sparzya. Dobrze si stao, bo kiedy z g$ry runa !wiartka burty, Debren pamita ju o ogniu. %d"y nawet pomyle!, e le"c tu, pod -ur", by! moe popenia b"d. 6aprawi! go ju nie zd"y. ' *rzeprrra...) Ko/c$wka przeprosin Dropa utona w &uku pkaj"cej zaprawy. Kamie/ wielkoci ku-ra mign" w niebo z c&y3oci", kt$rej mogaby mu pozazdroci! maa i porczna szkatuka, cinita przez dobrego miotacza. Debren nie zd"y si jednak przerazi! ani wizj" maego, bezradnego ptaka, kt$ry utkn" o stop od celu, ani potnyc& gaz$w, spadaj"cyc& na .end i wyrczaj"cyc& w robocie czerwono opierzone strzay. %e dw$c& strac&$w wyleczy go byskawicznie trzeci. 7zcz"tki desek zwaliy mu si przed twarz" i w mgnieniu oka podpaliy lin. 0, na ko/cu kt$rej... Wypad spod wozu na czworakac&. Abrzee kaptura kopcio si, na prawo od znieruc&omiaego z wraenia tarczownika wyrasta sup galaretowatej wody, na lewo drugi zwornikowy gaz wyrywa si z oskotem z przsa. Most dra@ zowr$bny, niski d2wik narasta w jego trzewiac&. ' <ajno i... ' %br&l zdoa przem$wi! prawie normal nym gosem. ' 0rzymaj j") 0rzy nastpne zworniki, w tym jeden z wyj"cym tarczownikiem na grzbiecie, wyskoczyy spod niegu. rew prawid$owa ' za&uczao Debrenowi pod czaszk". ' omplet warunkw spe$niony" Sprawiedliwo&ci sta$o si""" Kolejna macka zagszczonej wody tra-ia w kryj$wk szarzaka. *rzez dym, py i rozbryzgi kleistej cieczy Debren dostrzeg wiruj"cy w locie, skorodowany i popkany ku-er, z kt$rego laa si wicona woda i wypywa $tawy opar. Mesztor&azy nie poaowa substancji myl"cej NOM i c&o! wiek, a teraz wzbogacona neutralizatorami magii woda wicona day si jej we znaki, nawet gin"c, szarzak wypenia wol tw$rcy. Debren nie potra-iby tego udowodni!, ale w nagym otwarciu si wieka nie byo raczej przypadku. Ku-er wyl"dowa na tarczopodobnym gazie tu za gow" .endy. 8dyby nie odc&ylona pokrywa, ostatnia posana w niebo strzaa ugrzzaby nie w niej, a dwie stopy niej5 w karku dziewczyny. Debren przeskoczy nad kau" ognia, run" brzuc&em na nietknity pomieniami odcinek liny. W sam" por5 zaraz potem pajczyna pkni! rozbiega si po nadweronym przle i w akompaniamencie oguszaj"cyc& trzask$w ogromny, spojony zapraw" kamienny uk zacz" si rozpada!. 0e w sam" por. *rzez dziury po wyamanyc& zwornikac& nie tyle wyskakiway, co wypezay b"ble galaretowatej substancji, a z nieba sypno niegiem. #zary przestaway dziaa!. Debren lea przez c&wil, oplata lin wok$ nadgarstka na p$ bezwadnej prawej rki i bezsilnie patrzy na wybiegaj"cyc& z ukrycia onierzy. 0arczownik razem ze zwornikiem polecia w przepa!, ci z prawej uciekali, nie ogl"daj"c si za siebie, lecz Bra&ta i jego przyboczny ruszyli w stron mostu. 1eli szarzakowi zabrako si... Most dosta potnego kopniaka w sabe z natury podbrzusze, ju teraz popka w poprzek i wzdu, ale m$g tak przetrwa! nastpne dwiecie lat, o ile aden kretyn nie wpakuje si na przso dobrze wyadowanym wozem. 8alareta, kt$rej cae aszty przebiy si na t stron przsa, byskawicznie wracaa do swego pierwotnego stanu. 7trumienie wody, uwolnione z mocy zaklcia, pryskay na wszystkie strony, zmyway nieg, skakay oc&oczo w przepa!, zabieraj"c w drog ku morzu nawet bardzo poka2ne kamienie. *okrywaj"ca most zaspa, wysoka miejscami na dwa s"nie, topniaa w oczac& jak rzucona na gigantyczn", rozgrzan" patelni. Bra&ta, sun"cy truc&tem z ukiem przy biodrac& i strza" na ciciwie, nie widzia jeszcze .endy. (le lada moment... ' Krrres Drrropa) ' przebi si przez trzaski stumiony, jakby dobiegaj"cy spod ziemi okrzyk. ' #&rrro/ >rrend) Debren pr$bowa. Dni$s si na klczki, zacz" ci"gn"!. % cayc& si. = za sabo. 6ajpotniejszy ze strumieni run" mu na spotkanie akurat spod brzuc&a dziewczyny. 6ie doni i kawaka gowy, ale wanie dziewczyny5 woda byskawicznie wymiota nieg spod niej i znad niej, ukazuj"c nieruc&ome ciao. Akr"gy, podobny do tarczy, ale gruby na stop gaz osun" si, z okrutn", szarpi"c" dusz powolnoci" wcisn" wyszczerbion" krawd2 w miejsce, gdzie plecy .endy przec&odziy w pag$rki poladk$w. Debrenowi zdawao si, e syszy trzask pkaj"cyc& krg$w, mikkie plaska3nie miadonyc& trzewi, bulgot krwi mieszaj"cej si w jamie brzusznej z uwolnion" zawartoci" jelit. *rzesta si szarpa! z lin". M$g urwa! dziewczynie rk, ale adn" miar" nie wyrwaby jej ciaa kamiennym szczkom, zamykaj"cym si wok$ talii. % jednej strony nieruc&oma uc&wa mostu, z drugiej to okr"ge dra/3 stwo, w limaczym tempie, lecz nieuc&ronnie, osuwaj"ce si niej w miar, jak woda wypukiwaa piaskow" i wirow" cz! zaspy. 6ie mia kuszy, z kt$rej m$gby strzeli! w rodek przekrzywionej peruki. 6ie mia w sobie do! mocy, by zabi! .end piorunem. Musia klcze! i patrze!, jak ginie, miadona cal po calu. 4aga los, by nie odzyskaa przytomnoci. = by Bra&ta zastrzeli go, sko/czy ten koszmar. Dziesitnik c&yba nawet pr$bowa. Dnoszony do g$ry uk rozpyn" si jednak za obokiem tryskaj"cej z .endy pary. Debren zd"y dopatrzy! si niebieskawej powiaty w miejscu, gdzie kamienna pyta rozgniataa ciao, oraz pomieni, obrysowuj"cyc& tali dziewczyny bardziej na prawo i lewo. 6im zoy -akty do kupy, kamienne szczki rozwary si w leniwym ziewniciu. Dopiero wal"c si na brzuc& od nagego szarpnicia liny zrozumia, co si dzieje. Most pk. 0ym razem na dobre. Abie po$wki uku, tr"c o siebie nawzajem, skrzesay nie tyle iskry, co prawdziwe ogony pomieni, sc&yliy si ku rodkowi i zanurkoway w przepa!. 0a poudniowa ' razem z .end". Debren zacz" ci"gn"! jak szalony. 0ym razem zd"y. Ap$r narasta stopniowo i lina zacza si nawet skraca!, nim nagym szarpniciem daa zna!, e ciao dziewczyny przestao zsuwa! si po przle i ostatecznie zawiso. Klcz"cy ju czarodziej ponownie run" na brzuc&, ale nie powloko go ku przepaci. Dobrze. 0o znaczy, e upkowa pyta pomkna dalej, e ani przez moment nie znalaza si midzy nim a .end". 6ie robi sobie wielkic& nadziei ' mia jej w sobie akurat tyle, by nie rzuci! si gow" w d$ ladem dziewczyny ' lecz gdy zacz" wybiera! lin, przynajmniej oprzytomnia. Ad razu dostrzeg Bra&t. Dziesitnik, ostronie st"paj"c po zalegaj"cej p$nocny przycz$ek mieszaninie niegu, kamieni, trup$w i pogruc&otanego drewna, powoli zblia si do wieo utworzonej krawdzi przepaci. <uk, jak przystao na czowieka rozs"dnego, ciska w lewej rce, praw" trzymaj"c w pogotowiu na wypadek, gdyby kolejny -ragment okolicy zapragn" run"! w g"b doliny. Debrenowi byo atwiej5 po tej stronie nie zesza lawina. Wystarczyo wsta! i w lekkim przec&yle ku poudniowi, r$wnowa"c wasnym ciarem ciar .endy, ruszy! ku szczerbatej ko/c$wce przedmocia. Musia nadrabia! podpatrzonymi u midzymorskic& rybak$w zwisami ciaa, bo prawa rka bya do niczego. #&olerny sierp. 6a szczcie bruk nie by oblodzony, a nogi, mimo b$lu, radziy sobie nie2le. 7zed, obracaj"c si wok$ osi i na podobie/stwo studziennego bbna nawijaj"c na brzuc& i biodra nadwyki liny. 7topniowo zaczynaa go dusi!, ale, pomijaj"c -akt, e by coraz bliej krawdzi, c&yba a dwa razy ocalia ycie. *ozostawiony w tyle podwadny Bra&ty ' ostatni ju na wymiecionym z ycia pobojowisku ' najpierw zamar ze zdziwienia, pr$buj"c zgbi! sens dziwacznyc& sztuczek, a kiedy w ko/cu oc&on" i strzeli, ciao Debrena spowijay ju w niekt$ryc& miejscac& trzy warstwy solidnego sznura. 8rot ugrz"z wanie w jednym z takic& miejsc, jakie dwa palce nad nerk". #zarodziej zastyg na moment, ale poniewa dostao si wczeniejszym zwojom i lina nadal dobrze trzymaa si ciaa, wykona nastpny obr$t i nastpny drobny kroczek. ' #zekaj rozkazu, durniu) ' warkn" dziesitnik. Do tar w ko/cu do miejsca, sk"d dao si dojrze! dno doliny. Apl$t okciem kikut balaska, sieroty po wojowniczej ba lustradzie, i poc&yli si nad przepaci". Debren ignorowa go. 4y blisko krawdzi i szo mu coraz gorzej. Ap$r liny wzr$s, jej nawinita cz! miadya ebra, utrudniaa oddyc&anie. W dodatku rosn"cy k"t sprawia, e zaczynaa okrca! mu si wok$ n$g. Mia za mao siy i tc&u w pucac&, by przedwczenie zaczyna! negocjacje. Mia te zau-anie do %br&la. ( %br&l u-a jeli nie samemu Bra&cie, to jego pro-esjonalizmowi. Dwie stopy od skraju przepaci. Wystarczy. *knicia biegy duo dalej w ty, a on zapamita ogl"dany z pro-ilu most na tyle dobrze, by wiedzie!, e ju teraz stoi na nawisie. *rzestrzelona noga te moga zawie!. .epiej nie ryzykowa!. #&wyci lin obur"cz, zacz" ci"gn"!. ' #zemu bym nie mia jedn" strza": ' zapyta od nie c&cenia Bra&ta. 4yo cic&o, nie musia pokrzykiwa!. #iebie tra-i, a spadniecie oboje. Debren klkn", przycisn" kolanem wybrany kawaek liny. 6ie uni$s gowy. *atrzy w d$, szuka ko/ca konopnej plecionki. 6ie znalaz5 przso pko skonie i dolne partie kamiennego kikuta przesaniay widok. ' 1edna te kosztuje ' sapn". ' Most ciut wicej. Wybra nastpn" stop. 4oe, jak ciko. ' Mostu ju nie ma. ' Cakt ' przyzna Bra&ta. ' (le obowi"zki zostay. ' Dwaajcie, panie starszy dziesitniku) ' zawoa ostatni z jego podwadnyc&. ' 0o magik) ' #ic&o, durniu. 7am wiem. Mylisz, e po co czas nad t" g$wnian" dziur" marnuj: ' Debren, kt$ry te nie wiedzia, w ko/cu popatrzy mu w oczy. ' *owiadaj", e przyja2/ czarodzieja bardziej si od nieprzyja2ni opaca. #o bycie powiedzieli, panie Debren, gdybym jeno bezporedni" sprawczyni na gor"cym uczynku ustrzeli: Marnie wygl"dacie, a ona ' zerkn" w d$ ' pod nawisem dynda. #iko bdzie przewlec. Moe by! tak, e to dziewka was przeci"gnie, nie wy j". =naczej m$wi"c5 moe wam tym ycie ocal. #o wy na to: Debren uni$s kolano, szarpn", wybra nastpn" stop konopnego sznura. = od razu straci p$ stopy. *rawa rka raczej zaczynaa bole! ni odzyskiwaa czucie. ' #zarodzieje nie lubi" ' wydysza ' jak si im kon-ratr$w ubija. *omszcz" mnie. ( my ' wskaza brod" w d$ ' razem jestemy. %abijasz oboje albo ja ciebie. Bra&ta przygl"da mu si z uwag". <uk nadal lea obok, na niegu. ' #zarodziej jeste: ' Debren kiwn" gow". ' #ec&owy: ' 1eszcze jedno kiwnicie. ' 0o nie pojmuj. ' #zego: ' 7uyo si w gwardiac&. ' Dziesitnik nie spuszcza z niego wzroku. ' %nam paacowe zwyczaje. 6asuc&a si czek takic& &istorii, e eb boli. (lem nie sysza, by jaka ksiniczka czarodziejowi rk oddaa. %a mieszanie magii z wadz", o ile wiem, kr$lowie i magicy pospou zbrodnicz" par cigaj". 4o to jakby wod z ogniem miesza!5 wczeniej czy p$2niej tak pierdyknie, e Biplan zadry. Dobrze syszaem, panie Debren: ' % grubsza bior"c. ' 0ajny pakt pono! nawet spisano, pod patronatem Ajca Ajc$w. %akazuje jakoby nie tylko mae/stw, ale nawet obcowania cielesnego, jeli jedno z koc&ank$w magi", a drugie pa/stwem wada. ' 0raktat o Agraniczeniu Mocy 7prawczyc& ' stkn" czarodziej, wyrywaj"c przepaci kolejny okie! liny. F 6igdy nie raty-ikowany. (n,as&e c&cieli, by ic& spod sankcji wy"czy!, bo ic& wyspy to ju nie cakiem Biplan, a zn$w %wi"zek 7o,rojski tumaczy, e jako nie uznaj"cy przeytk$w -eudalizmu i kolektywnie zarz"dzany... ' 6ie m$wi o przepisac&, panie Debren, a o realiac& ' przerwa mu dziesitnik. = zamilk nagle, zainteresowany czym w dole. *o c&wili przem$wi ponownie, ale jego spojrzenie utkno na dobre pod nawisem zamanego mostu. #z! uwagi c&yba te. ' Ddupi" was. 0o! widz, e z niej ksiniczka pen" du... eee... gb". ' %ote zby: ' zainteresowa si jego przyboczny. *rzewiesi uk przez plecy i ostronie, ale szybko zacz" brn"! przez zasp w stron dow$dcy. ' 7puszcz si, jak trzeba. 0aka szczka moe by! sporo warta. ( ona pewnie nieywa. 6ie ma cud$w, by c&udzina z takowyc& opresji... ' 6ie taka zn$w c&udzina ' mrukn" Bra&ta mocno roztargnionym tonem. 6adal gapi si w d$. ' Delikatna dziewicza ksiniczka ' upiera si ucznik, pr"c naprz$d. ' 8roc& tak" posiniaczy, a c$ dopiero wal"cy si most. 1u po niej, gow daj. ' Dziewicza a mio spojrze! ' zgodzi si dziesitnik. Debren posa mu podejrzliwe spojrzenie, skr$ci odpoczynek, zn$w zacz" wybiera! lin. Dtkn" niemal od razu. #o trzymao. %yska tyle, e nie zuy wszystkic& si@ starczyo na krok w bok i zakleszczenie liny w jakiej szczelinie. M$g nie tylko lepiej odpocz"!, ale i zerkn"! w ty. Wydawao mu si... 6ie wydawao si5 od strony pon"cej -ury, c&wiejnym krokiem, ale na wasnyc& nogac& i tylko nogac&, zblia si %br&l. %e strza" stercz"c" z barku i plam" spalenizny w miejscu, gdzie drzewce weszo w ciao. Debrena zemdlio. 8$wnie z wysiku, b$lu i od utraty wasnej krwi, bez przerwy s"cz"cej si z po&aratanego tyka, ale troc& i od wyrzut$w sumienia. *owinien odaowa! jeden pacierz, przewi"za! ran jak" szmat". Agie/ zamiast szarpi bywa skuteczny, ale zmuszanie rannego, by sam sobie... ' *recz... uki ' wyc&rypia rotmistrz. Dopiero wtedy Debren zauway, e obaj wojacy trzymaj" je w gotowoci. Bra&ta oceni go kr$tkim spojrzeniem i bez sowa odoy bro/. 0o dobrze, ale Debrenowi nie spodobao si, e kolejne spojrzenie posa od razu w d$. = e to ju adn" miar" kr$tkie nie byo. 1eszcze mniej spodobao mu si zac&owanie ucznika. Wojak uku co prawda nie odoy, ale c&yba zupenie zapomnia, co trzyma w rce. %astyg dwa kroki od dow$dcy, gapi"c si w przepa!. ' #o: ' warkn" czarodziej. *rzez c&wil, oczami wy obra2ni, widzia odbicie pogruc&otanej bryy misa w oczac& tamtyc&. (le tylko przez c&wil. 7tali zbyt blisko. 0o nie byy spojrzenia, jakie mczy2ni, nawet za&artowani wo jacy, l" trupom. Bra&ta uni$s wzrok. = zn$w przeraenie cisno na moment pier Debrena5 wsp$czucie, maluj"ce si na pocitej starymi bliznami twarzy, akurat do trupa pasowao. ' Daj sobie z ni" spok$j ' w gosie dziesitnika te syc&a! byo wsp$czucie. ' Widz, e i nogi ma cudne, i zadek, ale wanie takie serce potra-i" zama!. ' Widzisz: %br&l, szerokim i c&wiejnym krokiem pijanego majtka, dotar na skraj przepaci, stan" obok Debrena, zapa lin tu przy doni czarodzieja. Bra&ta wzruszy ramionami. ' *rzepali sukni ' wyjani. ' #ay d$ wanie odpad. #&olera, w ?ile-- suyem, alem o takim paskudztwie nie sysza. #&o! przy wiadomej cnotliwoci Mari3malek tamtejsze patnerstwo damskie na niebywae wyyny si wspio, istne arcydziea zagroonym mom o-eruj"c. ' 6ie gap si na rzy! ' warkn" %br&l, kt$ry zd"y poci"gn"! na pr$b i c&yba zrozumie!, na czym, poza saboci" Debrena, polega problem. ' 8adaj, co widzisz. Debrenowi przemkna myl, e ani jego sercu, ani nawet pucom si nie dostao, ale jako nie potra-i si tym cieszy!. #&yba przeczuwa, co usyszy. ' Dajcie sobie z ni" spok$j, panie czarodzieju ' rzuci niewesoym tonem dziesitnik. ' 6ie wyci"gniecie. Durne kmiotki porz"dnej liny poaoway. 7ztukowana ' wyja ni. ' Wze o szczeliny za&acza. Midzy dwie wlaz. 7pr$bujcie popuci!, ale co mi si widzi... Widziao mu si prawidowo. *o wydaniu !wierci stopy napita lina rozlu2nia si wprawdzie, ale ulga dla ramion bya jedynym osi"gnitym zyskiem. Debren przez dwa pacierze szarpa si z ni", to napinaj"c, to luzuj"c, strzela jak z bata i ci"gn" na boki ' bez skutku. W odruc&u desperacji stan" tu nad krawdzi" i trzasn" te3lekinez" w najniszy widoczny -ragment. 6a szczcie NOO %br&l razem z krwi" nie straci przytomnoci umysu i przytrzymywa go za pas ' tylko dlatego wasna lina pc&nita wasnym czarem nie posaa czaruj"cego do grobu. ' 0o c&olerstwo c&yba j" poparzyo ' odezwa si Bra&ta. ' 4lizny pewnie zostan" na kibici, tyku... Daj so bie z ni" spok$j, Debren. Krew cieknie, c&yba z... no, z y wota. Moe ju martwa: ( jak ni" po kamieniac& prze ci"gno, to pewnie i cycki zdara, i p$ gby... Wyci"g niesz, spojrzysz i z wraenia jeszcze sam w przepa! sko czysz. Debren nie suc&a. Adpoczywa. *otem zacz" ci"gn"!. 7zo ciko, lina skracaa si nie o stopy, a o palce, ale kiedy %br&l dooy swoj" rk, jednak jako szo. ' Dtknie ' wyrazi sw" opini ucznik. ' Wzem po takiej dugac&nej szczerbie ryjecie. ( g$r" wsza. Bra&ta, te uwanie obserwuj"cy postpy, w pewnym momencie sign" po uk. ' %abij ' rzuci ostrzegawczo Debren. ' Dly! wam c&ciaem ' wzruszy ramionami uraony dziesitnik. ' 6igdy mi nie bya ciarem. ' 0e ba si tego, co ujrzy, gdy wywlok" zmasakrowane ciao zza kamiennej krawdzi5 upiornyc& ran, twarzy bez nosa, moe wybityc& oczu. *ewnie dlatego, bardziej do siebie, ni Bra&ty, m$wi takie rzeczy. ' Koc&am j". 1ak j" pierwszy raz ujrzaem, to ledwie niebrzydk" mi si zdaa. ( teraz jest tak cudna... Koc&am j". 1ak si tak strasznie koc&a, to nie ma mowy o ciarze. 1est darem, a nie... Dziesitnik c&rz"kn" zakopotany. ' 1a o ptaszysku... ' Debren posa mu tpe spojrzenie. ' Dwiesi si jej c&olernik. ( wielgac&ny jak indor, wic... ' Drop: ' %br&l poc&yli si nad przepaci". ' ;yjesz: ' 9lepiem ypie, czyli yw ' zameldowa ucznik. ' Drop, co z .end": ' Debren zmaga si z sob" przez c&wil, nim zada to pytanie. 4a si odpowiedzi. ' *taka pytacie: ' upewni si Bra&ta. ' *r$ny trud. ' 8ada! potra-i ' wyjani %br&l. ' 4luzga! ' sprostowa dziesitnik. ' Wiem, nasuc&aem si. Mocny w dziobie, e uszy widn". (le wanie dziobem si dziewki trzyma. Anucy, konkretnie. 1ak tak t .end miujecie, panie Debren, to wam nie powiem, sk"d ajdak waszej lubej ow" zakrwawion" szmat wyci"gn". 0o jeno powiem, e normalny c&op to by takiego c&ama z miejsca... Dstrzel go ' zdecydowa. ' Dly wam i na ciarze, i na &onorze. ' 6ie. Bra&ta wzruszy ramionami, odoy uk. Debren i %br&l, odpoczywaj"c co p$ pacierza, cal po calu przeci"gali wze przez szczerb. *ewnie nie daliby rady5 ucznik mia racj, szczelina -aktycznie zwaa si ku g$rze i szo im coraz gorzej. 6a szczcie trwao to na tyle dugo, e De3brenowi wr$cia zdolno! trze2wego mylenia. ' *rzytrzymaj. ' *om$g %br&lowi przeoy! lin przez plecy, przyblokowa! w innej, yczliwej ludziom szczelinie. *otem podbieg do wielkiego ogniska, coraz mniej przy pominaj"cego -ur, i wyci"gn" nadpalony dyszel. 6adwy ki liny spony razem z wozem, wic musia zaryzyko wa! i po prostu puci! belk w d$, wierz"c, e nie wyli2nie si spod napronego ciarem .endy sznura. 6ie wylizna si. *opyc&ana telekinez", potoczya si powolutku w d$, dojec&aa do miejsca, gdzie ko/czyo si pole widzenia stoj"cyc& na g$rze. ' #i"gnij, %br&l. 0ylko powoli. 6iej mogo by! jeszcze tuzin puapek, kt$re wiziy lin. Debren nie mia odwagi pyta! o nie tyc& z naprzeciwka. 7ko/czyy mu si pomysy@ albo to, albo... 6acisk wzr$s5 razem z .end" %br&l podci"ga i belk. 6a szczcie bya gadka, lina przesuwaa si po niej lekko i Debrenowi udao si utrzyma! c&wiejn" r$wnowag. Dwa razy zbytnio popuci, dyszel podskoczy wyej i przylegaj"ca do ska lina zastopowaa rotmistrza, ale to nie bya tragedia. 0ragedi" byby przeskok zbyt mocno pc&nitej belki poza kamienny &oryzont i jej upadek w przepa!. 6ie byo jej czym zast"pi!. Ddao si jednak. 6ie popeni bdu, nie zdekoncentrowa si, nawet gdy zza kamieni wypeza znajoma ptla i sina od zatrzymanej krwi do/ dziewczyny. ' Miaem nadziej, e wam nie wyjdzie ' przyzna bez ogr$dek d2wigaj"cy si na nogi Bra&ta. ' = los rozstrzyg nie. (le wida! mam dzi zy dzie/. #zas c&yba... 4elka, c&o! c&ronia przewlekane przez ni" ciao .endy, przestaa by! niezbdna, wic Debren pozwoli sobie na dusze spojrzenie w poprzek doliny. Dziesitnik, -akt e bez zapau, zakada strza na ciciw. ' >ajcy na pysk ci wywal" ' powiedzia spokojnie. #&yba ten spok$j powstrzyma Bra&t przed podnoszeniem uku. 1ego podwadny, za-ascynowany widokiem wypityc& poladk$w przeci"ganej przez krawd2 dziewczyny, w og$le zapomnia, e nosi uk. ' Mnie: ' zapyta ostronie dziesitnik. ' %abijesz j", i co dalej: ' Debren spogl"da mu w twarz, troc& dlatego, e ba si patrze! w d$. ' 7zlak tak czy inaczej tra-i szlag. 7tar" drog trzeba bdzie odblokowa!. ( tej gry- strzee. Wiesz, ile bdzie kosztowa! 8rabog$rk jego usunicie: ' 0rzy baterie mac&in ' odpowiedzia za Bra&t %br&l. *rzesta ci"gn"! lin. ' *o kopie strzelc$w do osony kadej, po p$ kopy pikinier$w i inszej piec&oty do osony strzelc$w. *lus tabor, plus zwiad... = najmniej tygodnie trzymania tej gromady na odzie. (le, jak znam gry-a, raczej miesi"ce. >ok moe. (lbo duej. ' 6ie m$j problem. 6iec& si rajcy martwi". ' ( tw$j, tw$j. 4o najpierw si zmartwi", i to mocno, a potem, w podzikowaniu za gupot, po odzie trzepn" i jako awangard na ksi"cy szlak pol". 7k"d, jak znam gry-a, ywy nie wr$cisz. 1ak go znam, to i z owyc& trzec& baterii, kop i p$kop te niewiele zostanie. Dwa wieki nikt gry-om rady nie da, wic niby czemu teraz miaby... ' 0b co radzicie: ' zapyta wyra2nie zgnbiony Bra&ta. ' >adz wraca! do grodu ' wyrczy %br&la Debren. ' = zameldowa!, e w bo&aterskiej walce cae %amostki wyci" i o mao co mostu przed ic& zamac&em nie uratowa. ( kiedy ten run", niezwocznie podj"e starania, by alternatywny szlak dla &andlu otworzy!. ' %naczy...: ' Acalie ycie ukoc&anej sawnego czarodzieja. Kt$ry z wdzicznoci za $w szlac&etny postpek zobowi"za si gratis... ' Debren zawa&a si ' to znaczy w por$wnaniu z ogromem podjtego dziea... no, zobowi"za si 8rabo3g$rk od bankructwa uratowa!. =naczej m$wi"c5 gry-a utuc. %a symboliczne... &mm... sto dukat$w: ' 7to dukat$w:) ' Bra&ta upuci z wraenia strza. ' *rzed uwzgldnieniem upust$w ' spasowa szybko czarodziej. ' 4o jak je uwzgldni!, to jeno... ' Dzienny koszt wspomnianej ekspedycji ' przerwa mu rotmistrz ' z grubsza trzydzieci dukat$w wynosi. 6ie licz"c amunicji, poniszczonego sprztu, spyy, wdowiego grosza, odszkodowa/, podatku lenego, opat drogowyc&, bogosawie/stw obowi"zkowyc&... Bra&ta zamac&a ramionami na znak, by przesta. ' = zaliczk jeno wezm ' dorzuci Debren. ' Dziesi! marnyc& sztuk zota. >eszt gr$d wypaci, jak si po gry3-owe cierwo w obery zgosi. %a takie pieni"dze to szanuj"cy si biesiarz nawet pospolitego wysysa nie ruszy. ' 1u dobrze, dobrze. 1ak policzy! na spokojnie, to macie racj5 z nieba rajcom spadacie. 1eno nie wiem, jak c&cecie ow" besti... 0u z band" kmiotk$w ledwie co sobie poradzilicie, i to z pomoc" mostu. ( ten gry-, musicie wiedzie!... ' 1ak nie poradzi ' wyrczy Debrena %br&l ' to zaliczk odda i jeszcze kar umown" uici. ' 6iby jak: ' zapyta przytomnie Bra&ta. ' % gry-owe3go brzuc&a: ' *etunka Bysedelowa za niego rczy. ( ma czym. H#notkaI to teraz jedyna obera przy jedynym szlaku. <ajno i ka ' rotmistrz umiec&n" si nagle pod nosem. ' 4ogata bdzie. Bra&ta bez sowa, za to wymownie, przewiesi uk przez plecy. Dwa pacierze p$2niej bezwadne, poyskuj"ce biel" n$g i poladk$w ciao .endy spoczo na krawdzi poudniowego przedmocia. >azem z zakrwawion" onuc", zwisaj"c" z krocza niczym oysko, i przemoczon", p$yw" papug" w c&arakterze noworodka. %br&l, c&o! nie wieo upieczony ojciec, zac&owa si jak na ojca przystao, zama rodow" tradycj i zemdla. 6adal jednak z resztkami umiec&u pod brod", wic De3bren ograniczy si do pooenia mu rozdygotanego Dropa na piersi i okrycia obu zwleczon" z ko/skiego trupa derk". *otem ukl"k nad .end" i sam si umiec&n". 0warz i piersi miaa nietknite, oddec&, c&o! saby, by r$wny, serce bio regularnie. % tylu gowy spory guz, ale czaszka pod spodem caa. Musn" ustami jej usta i zabra si do roboty. ' 7zukaam ci ' powiedziaa do maguna *etunka, staj"c w drzwiac& stajni. ' Wywar ju c&yba... Drwaa. 4elniczanom sko/czy si -undusz na magiczne nieyce. >ozpogodzio si@ przez wrota wlewa si do stajni olepiaj"cy strumie/ wiata sonecznego. Ad razu wyowia wzrokiem wszystkie szczeg$y. A ile osiodanego konia mona tak okreli!. ' Moesz zdj"! z ognia ' mrukn" Debren. Aderwaa spojrzenie od na p$ zapitego poprgu. ' #o robisz: ' zapytaa cic&o. 0ak cic&o, e waciwie nie musia odpowiada!5 ju wiedziaa. ' 1est elastyczny ' przesun" palcem w poprzek brzuc&a. = wyjani5 ' 1ej pas. 6ie wiem jak, ale najwyra2niej dostosowuje si do -igury. 1eli si zakada maej dziewczynce i nie c&ce co par lat zmienia!... ' Ad dziecka go nosi: ' W jej oczac& niedowierzanie mieszao si ze smutkiem, moe nawet b$lem. ' Wiem, wiem5 dziewica. %br&l opowiada... (le... ' Mniejsza z tym ' rzuci osc&le. ' Wane, e przywali go dwudziestocetnarowy gaz. *owinna mie! zgruc&o3tane krgi, papk w brzuc&u. ( ma siniaka. *oparzyo j", ale to inna sprawa. Agie/ mia pewnie odstraszy! intruza. 6o, moe i j" ukara!, e pozwala komu grzeba! przy pasie. 0o jeszcze si mieci w granicac& znanej magii. 7yszaem o podobnyc& zabezpieczeniac&. (le eby dwadziecia cetnar$w... 0o c&olerstwo... Wiem5 nie ma pono! zakl! nie do ruszenia. (le jej pas zblia si do czego takiego. ' = dlatego odjedasz: ' popatrzya na karosza, grze bi"cego kopytem w sianie. ' 4o podudka! si szybko nie da: #zeka! by musia: #&yba nie wierzya, e zdoa go obrazi!. 6ie bya ani gupia, ani lepa. ' 7zybko: ' umiec&n" si z gorycz". ' ;e nie da si szybko, tom wiedzia, patrz"c na .end. Kto taki nie aziby latami... (le teraz obejrzaem pas. ' Milcza przez c&wil. ' Moe nigdy, *etunko. % nikim. ' 4oe... biedna maa... ' Kto si mocno postara. 1aki ajdak ' sprecyzowa. ' 0rzeba by! sko/czonym skurwysynem, eby dziewczynie co takiego... 1ak c&opa wykastruj", to mu z moliwoci" przynajmniej i c&ci gin". ( ona... Adwr$ci si, sc&yli, zaj" na p$ zapit" klamr". ' Wic uciekasz: ' 6ie odpowiedzia. ' 4ez poegnania nawet: 4ez jednego sowa: ' 6apisz ' wymrucza. ' 0ak: *ewnie krwi" na drzwiac&: ' *odesza bliej, ale nie pr$bowaa zagl"da! mu w twarz. ' Debren, ona ci koc&a. Most przeamaa t" mioci", a to by c&olernie solidny most. Moe najsolidniejszy w caym Mor,acu. ' Wiem. ' Wiesz: ( wiesz, e serce jej pknie, jak uciekniesz: ' 6ie pknie ' szepn". ' 0warde jestecie. 7yszaa5 belnickiej ksiniczki i konic" nie dobijesz. ' *rzecie j", durniu jeden, miujesz) Adwr$ci si w ko/cu. 6ie mona w niesko/czono! zmaga! si z jedn" klamr". ' Wanie dlatego ' powiedzia. ' 7to klepsydr si znamy. Moe nam przejdzie. 7" eliksiry, &ipnoza, gorzaka ostatecznie... ( jak z ni" zostan... 6ie jest mi pisana, *etunko. ;adnemu czarodziejowi nie jest pisana ksiniczka. 6a dzieci z takiego zwi"zku cay wiat jak na wcieke psy by polowa. 6ie wolno "czy! wadzy z magi". *rawo zabrania, tradycja, ludzka zawi!, strac&... Do ko/ca ycia musielibymy ucieka!. ( potem nasze dzieci. ' Dzieci:) Dziewictwa nie moe si pozby!) ' #&ciaaby zosta! matk". Wy wszystkie... Wiem, e o tym marzy. A ciepym ou, kwiatac& za oknem, dzieciac&, rodzinie. A normalnym domu. 1ak kada. ( ja jej tego nie dam. <udziem si, e moe... (le nie. %reszt" dla niej normalny dom ma wiee, most zwodzony i mury dookoa. 1est ksiniczk". ' 4zdury gadasz. ' 1est. = bardzo dobrze. 4o to jej jedyna szansa. <adna ksiniczka moe kiedy kr$lewicza znajdzie albo przynajmniej bogatego monowadc. Kogo, kto maj"tek wyda na czarodziej$w i badania nad jej pasem. 4yle tylko sobie wczeniej opinii nie zszargaa. ( taka, co si z podrzdnym czarokr"c" szlaja... %abrabym jej szans na szczliwe ycie, gdybym to dalej ci"gn". ' Koc&a ci. ' Debren wzruszy ramionami. ' 7pae z ni", do c&olery) #o jeste winien dziewczynie, kt$ra posza z tob" do $ka) ' Wiem ' zgodzi si. ' Wanie spacam ten dug. ' Dciekaj"c, p$ki pi:) W rzy! sobie wetknij takie spacanie) ' %apaa uzd, obur"cz przycisna do piersi. ' 6ie puszcz ci) Masz... obowi"zki) >annyc& pod opiek") ' 6ic im nie bdzie. 1eszcze si nauerasz, eby %br&la w $ku utrzyma!. ' 7pojrzenie *etunki zagodniao odrobin. ' Dropowi skrzydo zoyem, powinno si adnie zrosn"!. ( .enda... Aguszyo j", to wszystko. 8dybym jej nie upi, ju by tu... 6o, moe blizny w s"siedztwie pasa zostan". ' %amilk na c&wil, zmarszczy brwi, tknity nagym pomysem. ' 7uc&aj... % tym napisem na drzwiac&... 1a jej prawie... Mylisz, e gdybym napisa, e oszpecona i ju mi si nie podoba... Dwierzy: ' Kretyn ' powiedziaa z rezygnacj". ' 1u teraz nie jest tam za adna. *as niby cudowny, a odleyn narobi, blizn... 6a pewno ma kompleks na tym punkcie. ' Debren, jak ci si w kroku brzydka widzi, to id2, obud2 j" i jej to w oczy powiedz. 0ylko najpierw te kamliwe lepia wytrzyj. 6ie ruszy si z miejsca, ale powieki przetar. ' 6ie mog ' szepn". ' 4o nie ma jednego kawaeczka .endy, kt$ry by ci si nie podoba: ' bardziej stwierdzia, ni zapytaa. ' ;ycie jej ocaliem. *rzedtem, teraz... 6awet gdyby potra-ia racjonalnie myle!, &onor jej nie pozwoli. Ksiniczk" jest, &onor ma jak c&olera. ( ten nakazuje zbawcy si odwdzicza!. Wiem, co powie. 7ram na dudkanie, dzieci i zamki. Amotaam ci czarami, koc&asz mnie, walczye o mnie, wic bd twoja. ' 4o i ja ci koc&am ' doko/czya. ' 6ie zmarnuj jej ycia. ' %marnujesz. 1ak wsi"dziesz na tego c&olernego konia. %adek te sobie zmarnujesz ' dodaa z mciw" satys-akcj". ' %n$w ci krew z portek cieknie. Wzruszy nieznacznie ramionami, sc&yli si nad obem. Wyj" poduszk, uoy na siodle. *oczerwieniaa. ' %imny, nieczuy ajdak ' warkna. ' Wszystko sobie zaplanowae, tak:) .end jakiemu staremu prykowi wy swata!, co to mu ju pas nie wadzi, bo jeno w wyg$dce czonka uywa:) ( samemu &ipnoza, eliksir i daleje &u la! po zamtuzac&:) #o z oczu, to z serca:) = taki pewny, e to wystarczy:) Wic ci powiem, e moe nie starczy!) ;e biedaczka po ptl i ceber moe sign"!) ( ty paka! moesz za kadym razem, gdy spod ladacznicy wyleziesz) 4o c&o!by ci p$ dnia najcudniejszym zadkiem ujedaa i cyckami $semki krelia, nie da ci uamka tego, co .en da jednym umiec&em) 0ak te bywa, gupcze) 8ryz"c z b$lu wargi, wspi" si na ko/ski grzbiet. Ka3rosz oc&oczo zwr$ci si ku wrotom. ' Drop pokae, gdzie szuka! *isklaka ' mrukn", nie patrz"c na *etunk. ' *ojad przez 8rabog$rk, odbior zaliczk i powiem, by odczekali tydzie/. %d"ysz posa! +enz, najpierw po zaprzg, potem po gry-a. 0eraz, jak szlak otwarty, nie bdziesz miaa kopot$w z kredytem. #&tni w kolejk si tu ustawi". ' Debren, nie obraaj mnie jeszcze na koniec. Mylisz e wezm c&o! denara z tyc& dziewi!dziesiciu...: ' 6ie ty ' przerwa jej agodnie. 0r"ci pit" konia, ruszy wolno ku wyjciu. ' .enda. 0o dla niej. 7za za nim a do bramy. Atwartej, miao spogl"daj"Y^Z cej na las, w kt$rym nie byo gry-$w i nietoperzy, nad kt$rym nie ci"ya dwustuletnia kl"twa. Dzie/ by pikny, a poduszka mikka. 0yek prawie nie bola. W 8rabo3g$rce czekao dziesi! sztuk zota. ;y! nie umiera!. ' 1est dumna. ' *etunka te bya, wic zatrzymaa si w bramie, na symbolicznej granicy swyc& woci. ' 6a to liczysz, tak: ;e si ujmie &onorem i cic&cem w alkierzyku oczy wypacze: %apomni o tobie, durny ajdaku:) ' 1ec&a powoli przez zaspy, powtarzaj"c sobie w duc&u, e dzie/ jest pikiiy i czowiekowi a c&ce si y!. ' <ajno) 0o moja siostra) 6ie znasz jej jeszcze) ' Kopyta postukiway ra2no o zmarznit" ziemi, so/ce przyjemnie grzao w policzek. ' Musz siekier sc&owa!, bo mi drew na ca" zim nar"bie) 1ak nasza prababka) ' 1ec&a, nie odwraca si, c&o! bardzo c&cia, bo w tej zoci, jak c&yba nigdy dot"d, przypominaa mu .end. ' W rzy! sobie wsad2 swoje dziewi!dziesi"t dukat$w) 6ie wytrzyma bez ciebie, sy szysz:) = patrz na mnie, jak do ciebie m$wi) Ksiniczka jestem, do cikiej c&olery) 9wiecio so/ce, trakt by w"ski, ale za tym traktem rozci"ga si niesko/czenie szeroki wiat. % milionami dziewcz"t, z kt$ryc& co druga, a niec&by i co dziesi"ta, otworzy uda przed czarodziejem. ( co setna, niec&by i tysiczna, otworzy take serce. 4yby durniem i ajdakiem, gdyby si teraz obejrza. 1eszcze par krok$w i wjedzie midzy jody. Wytrzyma. %robi to jak naley. ' ( zapat lepiej odbierz ca") ' dogoni go okrzyk *etunki. ' 4o gnoj$wki tu nie mamy i bdzie musiaa po okolicy gania!, by si twojej zasranej jamuny pozby!) Miliony kobiet. 6a pewno znajd" si wysokie, a ciut nisze od niego. Mocne i szczupe zarazem. #zarnowose i z oczami troc& niebieskimi, troc& zielonymi. *yskate i szorstkie z wierzc&u, a w rodku... Duma i sy-ilis. Drugiej takiej nigdzie... Miliard$w by trzeba, a wiat, c&o! pono! okr"gy i duo wikszy ni ten ze staroytnyc& map, jest za may, by wykarmi! miliardy ludzi. = zawsze bdzie. ' Debren, poczekaj) ' 9ci"gn" cugle, nie odwr$ci si jednak. *rzez te c&olerne zy jej posta! zbyt mocno rozmywaa mu si w oczac&, za bardzo przypominaa sylwetk siostry. ' 7c&owam te dukaty, p$ki nie oc&onie) (le to kupa pitnidzy) Mona miesi"ce poszukiwa/ s-inansowa!) .ata moe) 1ak nie yczysz sobie, by ci szukaa za twoje wasne zoto, to powiedz) #&c to wyra2nie usysze!) 6ie usyszaa. Debren tr"ci konia pit", ruszy. ' *owiedz, e wolisz inne dudka! ni j" za rk trzy ma!) 0o te bymy c&ciay wyra2nie usysze!) 6ie usyszay. 6ie przepc&n"by sowa przez gardo. ' 6o to powiedz c&ocia, e j" jak psa pogonisz, jeli nie wytrzyma, pogna twoim tropem i w ko/cu znajdzie) ;e si z inn" oenisz, dzieci napodzisz i bdziesz y bez .endy c&o! troc& szczliwy) 6ie stanie w poprzek two jemu szczciu) Most sw" mioci" zamaa) %robi, co ze c&cesz, tylko pozw$l jej uwierzy!, e to dla twojego dobra) 6ie jej, a twojego) Daj mi jaki argument, Debren) 6ie da. #zu, e powinien, e paroma sowami doprowadziby spraw do ko/ca, zamkn" de-initywnie na wieki. Abie byy m"dre, obie byy ksiniczkami. 1edna przekonywaaby drug", e tak jest lepiej, rozs"dniej, bardziej &onorowo. Wystarczyoby par s$w. (le da ju .endzie wszystko, co mia do zao-iarowania. 4y tylko czowiekiem, a ludzie rodz" si egoistami. W jec&a midzy drzewa, modl"c si, by pluna na rozs"dek, podtara si &onorem i zrobia waciwy uytek z dziewi!dziesiciu dukat$w.