You are on page 1of 205

WŁADYSŁAW BOŻEK

ANDRZEJ KATOWICKI

OSTATNIA AKCJA BEZPIEKI

2009
WŁADYSŁAW BOŻEK
ANDRZEJ KATOWICKI

OSTATNIA AKCJA BEZPIEKI

Jest to opowieść oparta na wydarzeniach autentycznych.

2
Kwiecień 2009

Wszelkie prawa zastrzeżone.


Rozpowszechnianie i druk bez wiedzy i zgody autora zabronione.
Przegrywanie i kopiowanie na CD i inne nośniki pamięci elektronicznej bez wiedzy i
zgody autora zabronione.

Kontakt:
e-mail:akatowicki@gmail.com
Skype:andrzej.katowicki

3
Od autora:
Czy istnieje dobro i zło?. Tak, to drugie dopadło mnie z całą mocą, a ta
książka jest jego opisem. Gdzie leży granica człowieczeństwa?, moralności?. Z
jakich powodów można zniszczyć życie drugiemu człowiekowi, bliskiej osobie, bo czy
małżonków po 30 latach związku można nazwać bliskimi sobie ludźmi?. Jak daleko
można się posunąć w kłamstwach i zmuszaniu innych do tego, tylko po to, by zrzucić
z siebie brud, a zakłamany obraz siebie prezentować innym. Jest to rozprawa z
minionymi czasami, z minionym systemem wartości, gdzie na porządku dziennym
była nienawiść do wszystkiego i wszystkich, którzy mieli inne zdanie, którzy
kwestionowali panujący porządek. Porządek który chroniony był przez specjalne
służby, tajne i mundurowe, nawet wojsko. Jak to się stało, że to wszystko się
rozsypało, bez rewolucji, bez wojny. Czy ludzie służący bez reszty tamtemu
porządkowi, dla których, nie istniała moralność ani prawo, posuwając się
niejednokrotnie do zbrodni i morderstw politycznych, powinni korzystać z wolności i
demokracji, zdobytych przez moje pokolenie, narażające niejednokrotnie swoje
własne i kolegów życie?. Tak i to jest najsmutniejsze. System wartości o który
walczyliśmy, który powszechnie teraz panuje gwarantuje każdemu jednakowe prawa.
Oprawców i prześladowców dzisiaj chroni takie samo prawo jak ich ofiary. Całe
armie dawniejszych utrwalaczy władzy, nie naszej, korzystają z tego, mało tego, są
chronieni właśnie przez to, co tak zajadle zwalczali, i niejednokrotnie poświęcali
temu całe swoje dorosłe życie.

Władysław Bożek

4
Spis treści :

1. Początek a w nim: życie przed rozwodem; wezwanie na rozprawę


rozwodową; życie pod jednym dachem w trakcie rozwodu. Str. 6 – 10.

2. Sierpień 80 a w nim: strajk w Hucie Katowice; powstawanie


związku i jego działalność; Wolny Związkowiec; powołanie MKZ; rejestracja związku
w Warszawie; moja rola w związku; wybory na wszystkich szczeblach i do KZ;
kłopoty z drukiem Wolnego Związkowca; stan wojenny. Str. 11- 130.

3. Okres konspiracji a w nim: moja działalność konspiracyjna:


metodologia liczenia minimum socjalnego; kłopoty z zatrudnieniem; praca na
Koksowni „Przyjaźń”; organizowanie Solidarności; ostrzeżenia prokuratury i SB;
drukowanie „Koksika”; odłączenie koksowni od kombinatu Huta Katowice; lista –
Wildsteina; sprawa karna. Str. 131 – 178.

4. Podsumowanie: Str. 179 – 200.

5. Zakończenie: Str. 201 – 204.

5
Jest wrzesień dwutysięcznego roku godziny popołudniowe. Dwie osoby
kobieta i mężczyzna siedzą na tarasie jednorodzinnego domu położonego w spokojnej
dzielnicy Dąbrowy Górniczej niedaleko Pogorii 3, tak nazwane zostało wyrobisko po
piasku i zalane wodą. Na stole na talerzyku są ciasteczka, kobieta pije kawę,
mężczyzna ma przed sobą puszkę piwa które leniwie od czasu do czasu sączy.
Prowadzona jest rozmowa. Są małżeństwem od trzydziestu lat. Ze związku tego
urodziła im się córka, która w kwietniu obroniła doktorat na Akademii Ekonomicznej
w Katowicach. Jest już mężatką, zamieszkała z mężem w mieszkaniu kupionym i
wyremontowanym jej przez ojca. Mężczyzna jest prezesem firmy której jest
założycielem. Wybudował dom, w którym dwa lata temu zamieszkali. Dom jest
bliźniakiem sąsiadujący z podobnym zamieszkałym przez kolegę, a zarazem
wspólnika w firmie. Na przedłużeniu tarasu znajduje się ogród, duma pana domu.
Ogród jest stosunkowo duży i urządzony w przemyślany sposób. Z lewej strony przy
ogrodzeniu na całej długości posadzono sosny ,które już wyrosły na półtora metra
wysokości. Intencją pana domu było by w przyszłości gdy wyrosną na duże drzewa
stworzyły naturalną granicę zieleni. Z prawej stromy ogrodu posadzono świerki a
pomiędzy nimi kosodrzewinę, świerki wyrosły już na ponad dwa metry tworząc
barierę zieleni ukrywającą bałagan na sąsiedniej działce. Środkiem ogrodu w
niewielkiej odległości od tarasu rośnie rododendron, który rozrósł się do średnicy
czterech metrów. Za nim magnolia, która w kwietniu zakwita pięknymi kwiatami. Za
magnolią kolejny rododendron innego gatunku kwitnący nieco później od pierwszego
mnóstwem fioletowych kwiatów. Po prawej stronie tuż za tarasem posadzono bzy
różowo-fioletowy i biały, które w maju pięknie zakwitają nasycając powietrze
wspaniałym zapachem. Dalej na całej długości muru sąsiedniej posesji na ażurowej
podpórce rozrosła się posadzona winorośl tworząc przepiękną ścianę zieleni od maja
do późnej jesieni. Na końcu ogrodu po prawej stronie rośnie leszczyna która jesienią
ma mnóstwo orzechów. Pośrodku w końcowej części ogrodu rośnie czereśnia
posadzona przez poprzedniego właściciela terenu. Była zaniedbana, ale po
intensywnym nawożeniu obornikiem rodziła corocznie wspaniałe i smaczne czereśnie.
Sam taras był stosunkowo duży po bokach i od frontu zamontowano ażurową
kratownicę z dębowych szczebli od wysokości jednego metra niżej rzeźbione deski,
całość przyległa do frontowej ściany domu z wyjściem na taras, a wszystko zmysłowo
wkomponowano w ogrodowo-rekreacyjną całość. Zadaszenie tworzył balkon takiej
samej wielkości wykończony z giętych elementów stalowych zwieńczonych dębową
balustradą a wszystko pomalowane na ciemny brąz. Taras był na tyle pojemny, że
mieścił się na nim ogrodowy stół ława i cztery krzesła. Dookoła tarasu posadzono
klematisy, które tak się rozrosły, że tworzyły ścianę zieleni z mnóstwem kwiatów
dając latem wytchnienie przed upałami, taras jak i cały ogród skierowane były na
zachód. Frontowa część domu od strony ulicy stanowił płot wykonany ze słupków z
klinkierowej cegły pomiędzy którymi zainstalowano szczeble dębowe pomalowane na
brązowy kolor. Pośrodku była brama wjazdowa otwierana pilotem, obok niej z prawej
strony była furtka z domofonem. Wejście do domu stanowiły ładnie wkomponowane
schody z szerokimi bokami na których stały duże donice a w nich specjalny gatunek
kulistych tui, dojście jak i wjazd wyłożone były czerwoną klinkierową kostką,
tworząc miły dla oka kontrast z zielenią. Samo dojście do budynku z prawej strony
oddzielał pas trawy od dojazdu do garażu, który znajdował się w budynku. Na pasie

6
tym posadzono cztery kuliste tuje pomiędzy, którymi zainstalowana była lampa
ogrodowa. Z lewej zaś strony posadzono trzy innego gatunku większe tuje przycinane
tak, że stanowiły zielone kule.
Rozmowę przerwał dzwonek domofonu, cichy lecz wystarczający by
usłyszał go pies, który leżał rozciągnięty na kocu. Szczekając pobiegł w stronę
frontową domu w okolice bramy.
-„Mamy gości”- powiedział mężczyzna i poszedł za psem.
Przy furtce stał listonosz.
-„Dzień dobry panie prezesie”.
Znali się gdyż wcześniej miał rejon obejmujący firmę mężczyzny.
-„Co pana sprowadza o tej porze” - powiedział mężczyzna przeczuwając
jakąś ważną wiadomość.
-„Mam dla pana list polecony” - powiada listonosz.
-„To nie mógł go pan dać żonie?”
-„Nie bo to list który musi pan osobiście potwierdzić odbiór.
Mężczyzna pokwitował odbiór przez furtkę odebrał list podziękował i
listonosz odszedł.
Cóż to za ważny list pomyślał?.
Idąc w stronę tarasu zaczął oglądać kopertę. Na kopercie była pieczęć
Sądu Rejonowego do spraw rodzinnych w Katowicach. Siadając na krześle na pytanie
żony kto to był ? powiedział że to listonosz przyniósł list polecony. Patrząc na kopertę
myślał głośno, kto podaje mnie za świadka w sądzie?, rozerwał kopertę czyta i w
głowie mu pociemniało. Ni mniej ni więcej było to wezwanie do sądu w jego własnej
sprawie rozwodowej.
Rozprawa została wyznaczona na drugiego stycznia przyszłego roku.
Położył pismo przed żoną z pytaniem co to znaczy?. Kobieta jak
poparzona zerwała się z miejsca, nie zwracając uwagi na pismo, zabierając ciastka i
kawę powiedziała tylko, proszę ze mną nie rozmawiać, proszę rozmawiać z moim
adwokatem.
-„Tak miał wyglądać koniec ich związku?” - pomyślał?. Siedząc tak
zapatrzony w ogród i zieleń której nadchodził już koniec, liście bowiem zaczynały
żółknąć, rozmyślał, co właściwie się stało. Nie docierało jeszcze do niego to, co przed
chwilą się wydarzyło, jak echo wracały ostatnie słowa żony: - „Proszę ze mną nie
rozmawiać”.
- „Czy tak miał wyglądać koniec ich związku?” - pomyślał jeszcze raz.
Wśród kłębowiska myśli, które przetaczały się mu przez głowę, jedno
pytanie dominowało: - Dlaczego? Dlaczego?
Właściwie okres uniesień dawno już minął, byli rozważał przeciętnym
małżeństwem, jakich wiele, obracali się przecież w gronie podobnych stażem
małżeństw. Niektórzy wręcz uważali ich za wzorowe małżeństwo. Przebiegał myślami
ostatnie ich lata w nadziei, że znajdzie jakieś wytłumaczenie.
Przecież na trzydziestolecie małżeństwa kupił jej pierścionek z
brylantem za sporą sumę. I tu zaniepokoiła go pewna sytuacja. Pierścionek został
zakupiony u jubilera w Busku Zdroju gdzie na jej życzenie wynajął pensjonat, jak
zwykle zresztą, ponieważ mieli psa, którego bardzo kochał a, z psem można było
wypoczywać tylko prywatnie. Sam zresztą dojechał tam później, gdyż zatrzymały go

7
sprawy zawodowe. W Busku Zdroju byli pierwszy raz. Zwykle corocznie jeździli do
Szczawnicy gdzie mieli swoje grono znajomych u których wynajmowali pokoje. Żona
była emerytowaną nauczycielką i zawsze korzystała z najprzeróżniejszych zabiegów.
Szczawnica była dla niej najlepszym miejscem, a tu nagle Busko Zdrój. Przyzwyczaił
się już do jej fanaberii, źle znosiła okres przekwitania dlatego starał się być
wyrozumiały, więcej czasu poświęcał firmie. Podczas codziennych spacerów po parku
w Busku Zdroju, ustalili że zorganizują rocznicowe przyjęcie w ogrodzie, uzgodniono
listę gości i inne szczegóły z tym związane. Rocznica mijała dwudziestego
dziewiątego sierpnia i na ten dzień ustalono termin przyjęcia. Przed odjazdem z Buska
Zdroju, powiadomili szwagra i jego żonę kiedy wracają. Szwagier opiekował się ich
domem, podlewał kwiaty kosił trawę, zaprosili ich więc na następny dzień na grila. O
umówionej porze przybyli. Była to druga dekada sierpnia. Jak zwykle do pieczonych
kiełbasek zostały podane drinki. Podczas nieobecności właścicieli domu opiekujący
się nim szwagier miał do dyspozycji spore ilości alkoholu, które skonsumował z
sąsiadem a jednocześnie wspólnikiem właściciela domu, tak przynajmniej tłumaczył.
Od samego początku szwagier starał się przekazać informacje, które podważały mój
autorytet w firmie a na moją prośbę, aby dał sobie spokój, oświadczył, że nie chciałby
mieć takiego wspólnika. Rozdano drobne prezenty i na tym zakończyła się impreza.
Ciąg dalszy nastąpił następnego dnia, poprosiłem wspólnika o ustosunkowanie się do
tego co usłyszałem, wspólnik zaprzeczył wszystkiemu, wiec poprosiłem szwagra o
przyjazd celem konfrontacji. Konfrontacja skończyła się awanturą przy czym każda ze
stron pozostała przy swoim. Powoli zbliżał się termin przyjęcia rocznicowego. Żona
zaczynała kręcić, że właściwie termin jest niewłaściwy, że może przenieść to na jej
imieniny, które przypadały w końcu października, mnie to było obojętne, więc
przyjęcie się nie odbyło. Nie było również jej imienin gdyż w tym okresie źle się
poczuła. Nurtowało mnie ciągle pytanie co właściwie się stało, co pchnęło ją do, tak
desperackiego kroku, czułem się jak zbity pies. Postanowiłem, że jutro pojadę do sądu
i przejrzę dokumenty. Nazajutrz pojechałem do sekretariatu sądu i poprosiłem o akta
sprawy. Okazało się, że jest to gruba teczka. Usiadłem i zacząłem przeglądać akta
sprawy. W aktach znajdował się wniosek o rozwód z mojej winy, dalej dwie obdukcje
podpisane przez lekarza sądowego i inne pisma uzasadniające taki właśnie sposób
rozwodu. Pociemniało mi w oczach, Boże pomyślałem, dlaczego?. Jedna obdukcja
była datowana na jesień zeszłego roku, opisywała zadrapania i rzekomy ból rąk, data
nic mi nie mówiła intensywnie myślałem czy była w tym okresie jakaś awantura ale
nic nie przychodziło mi do głowy, świadków zdarzenia nie było. Druga datowana była
na lipiec tego roku i jak pierwsza opisywała zadrapania na rękach i szyi, tu już byli
świadkowie jej siostra i szwagier. Po przyjeździe do domu próbowałem porozmawiać
z żoną, ale ta wybuchła histerycznym krzykiem, widząc bezsens możliwej rozmowy,
zabrałem psa i pojechałem do parku, Było to jedyne miejsce gdzie wśród przyrody
czułem się dobrze. Liście na drzewach już zaczynały żółknąć tworząc przy tym piękne
barwy. Park był ogromny ponad 100 hektarów na których zasadzono dęby i brzozy, a
pomiędzy nimi wyznaczone były alejki asfaltowe w centralnej części i żużlowe na
obrzeżach parku. W tym to czasie brzozy miały już intensywny kolor żółty, dęby
dopiero zaczynały pokrywać się kolorami. Mój pies a był to hart angielski whippet
pręgowany o barwie jesiennych brązów przetykanych ciemniejszymi nieregularnymi
pręgami. Spacery po parku sprawiały mu największą radość. Doskonale znał wszystkie

8
alejki, to on mnie prowadził i złościł się gdy się nie śpieszyłem. Miał już osiem lat i od
maleńkiego przywoziłem go właśnie tu, była tu cisza niewielu ludzi czasem również z
psami. Mnie potrzebna była cisza i kontakt z przyrodą po całodziennym wysiłku przy
prowadzeniu firmy. Spacery po parku zabierały mi około dwóch godzin, pora roku nie
miała znaczenia, jedynie gdy padał deszcz, to nie dało się go wyciągnąć z domu.
Spacerując tak rozmyślałem nad tym co się wydarzyło, jedna myśl jak
echo powracała, co się stało, dla czego?, w myślach jak na przyśpieszonym filmie
analizowałem najdrobniejsze nieporozumienia. Przecież w sierpniu byliśmy w Busku-
Zdroju i niczego co wzbudziłoby moją uwagę nie było, przecież kupiłem jej
pierścionek z brylantem, a wcześniej w lipcu jak czytałem akta rozwodowe ją pobiłem,
potwierdzał to lekarz sądowy. Postanowiłem, że muszę się porozumieć z moim
prawnikiem, który prowadził sprawy mojej firmy, wielokrotnie uczestniczył przy
ważnych spotkaniach z moimi kontrahentami.
Nazajutrz po załatwieniu spraw w firmie umówiłem się na spotkanie w
jego biurze w Katowicach.
Cierpliwie wysłuchał moich wywodów, po czym zapytał?.
Panie Władku czy pan chce się rozwieść?. Wszystkie okoliczności
wskazują, że żona podjęła decyzję i nie da się tego cofnąć bez jej zgody.
Musi pan się zastanowić. Najwyżej pokryje pan w całości koszty
rozwodu.
Dopiero ta rozmowa uświadomiła mi, że praktycznie jestem bez szans,
moje małżeństwo prysło jak mydlana bańka. Ale, odparłem, nie mogę się zgodzić z
tymi kłamstwami. Z mojej winy? Kłębiło mi w głowie, ale że to jest nieprawda,
wiedziałem to tylko ja.
Nadchodziły przecież święta, w domu który stworzyłem, panowała na
tym tle określona tradycja, którą wyniosłem z rodzinnego domu. Gdzie spędzić
święta? Może u mojej rodziny? Ale co powiedzą? - Nie to nie to, trzeba szukać
wyjazdu na urlop. Opowiedziałem o tym koledze, który również był samotny.
Stwierdził, że możemy je spędzić razem. Tak to, pierwszy raz od ponad trzydziestu lat
przyszło mi spędzić święta, a przede wszystkim wigilię poza domem. W firmie
zaczęło się dziać nie najlepiej. Epizod ze szwagrem wywołał niechęć pomiędzy mną a
moimi wspólnikami (właściwie jednym). Posiedzenia zarządu kończyły się
przepychankami słownymi, a gdy przyszło głosować nad jakąś ważną decyzją, nigdy
nie udało mi się wprowadzić jej w czyn, zawsze jeden był przeciw drugi się
wstrzymywał i nie dało się przepchnąć żadnej sprawy. Zrozumiałem, że nic tu po
mnie. Potwierdzenie tej tezy nastąpiło kiedy żona jednego ze wspólników w rozmowie
z innym wyraziła się do niego po imieniu, a przecież zawsze byli na pan, pani.
Na jednym z posiedzeń zarządu widząc bezsens sprawowania funkcji
prezesa powiedziałem do wspólników, którzy byli moimi zastępcami: - Albo wy
panowie odchodzicie, albo ja, tak dalej nie da się prowadzić firmy”. Odpowiedzieli, że
się zastanowią i złożą odpowiednie pisma. Pisma złożyli, propozycja wykupu ich
udziałów przekraczała moje możliwości finansowe a jednocześnie zdecydowanie
przekraczała ich wartość. Ostatecznie skończyło się na tym, że to ja odszedłem za
połowę tej kwoty, którą zaproponował każdy z nich.
Po złożonym przez żonę pozwie o rozwód stałem się w domu wrogiem
numer jeden. Przestałem dawać pieniądze na wyżywienie, koszty utrzymania domu

9
finansowałem w dalszym ciągu ponieważ wszystkie umowy na dostawy mediów były
podpisane przeze mnie. Sam sobie robiłem posiłki, żona była już na emeryturze. Miała
więc mnóstwo czasu najczęściej wylegiwała się na kanapie w salonie, oglądając
telewizję całymi dniami. Gdy tylko się pojawiłem w domu, sygnalizował o tym pies i
usłyszała odgłosy z kuchni natychmiast się pojawiała i zaczynała monolog, „ ty
s.......u, zniszczyłeś całą moją rodzinę”. Początkowo nie reagowałem, ale z czasem nie
mogłem wytrzymać tych bredni, najczęściej odpowiadałem won stąd i
przygotowywałem sobie posiłek. Po kilku minutach pojawiała się policja i oskarżała
mnie o wywoływanie awantur domowych. Najścia policji odbywały się praktycznie o
każdej porze dnia i nocy. Zacząłem coraz rzadziej bywać w domu, wysiadując w pracy
przyjeżdżałem zabierałem psa jechałem z nim do parku lub nad jezioro i dopiero po
powrocie robiłem sobie kolację i zamykałem się w swoim pokoju. Niestety noce
musiałem spędzać w domu. Incydenty z policją powtarzały się systematycznie,
jednego razu dzielnicowy który przyjechał po raz pierwszy zaapelował do nas w holu
czy państwo nie możecie żyć w spokoju do czasu rozwodu?, odpowiedziałem niech
pan wytłumaczy to tej kobiecie wskazując na żonę. Przy każdej wizycie spisywany był
protokół, którego nigdy nie podpisywałem, nie wiem też co wypisywali policjanci.
Uważałem bowiem, że były to bezprawne najścia. Jak później się okazało, wszystkie
te najścia były drobiazgowo zaplanowane i realizowane z ogromną pieczołowitością
przez żonę.

***

Powoli zbliżał się termin pierwszej rozprawy rozwodowej, wyznaczonej


na drugiego stycznia 2002 roku. Cały ten czas zastanawiałem się jak powinienem się
zachować na rozprawie - i nic mądrego nie przychodziło mi do głowy. W
wyznaczonym dniu na rozprawie się nie stawiłem, naiwnie myśląc, że może coś się
zmieni, może pozew zostanie wycofany. Niestety w ciągu kilku dni dostałem pismo z
sądu powiadamiające, że została nałożona na mnie kara pieniężna, którą muszę
zapłacić w ciągu siedmiu dni, oraz został wyznaczony termin kolejnej rozprawy za
miesiąc, z groźbą, że jeśli się nie wstawię to zostanę doprowadzony siłą. Zrozumiałem,
że tu nie będzie cudu muszę stanąć twarzą w twarz z własnym ponad trzydziesto
letnim życiem małżeńskim i choć to wszystko bolało - musiałem stawić temu czoła.
W lutym pojawiłem się na sali rozpraw. Ku mojemu zdziwieniu żona
posiadała adwokata. Była to kobieta około czterdziestki o bardzo brzydkiej twarzy.
Właściwie to z wyglądu mogłaby być więziennym nieprzejednanym klawiszem. Pani
sędzia otwierając przewód zapytała, dlaczego nie pojawiłem się na poprzedniej
rozprawie, odparłem że karę uiściłem i nie będę się tłumaczył. Odczytano pozew,
sędzina (a była to blondynka) zapytała mnie czy się z tym zgadzam. Natychmiast
nasunęło mi się skojarzenie, blondynka wniosła pozew, blondynka mnie oskarża.
Odparłem, że nie zgadzam się z pozwem i zarzutami w nim wymienionymi.
Wypowiedź moja została przerwana. Padło kolejne pytanie: czy zgadzam się na
rozwód. Odparłem, że nie. Na pytanie do żony: czy chce rozwodu, odpowiedziała
pozytywnie jej pani mecenas. Dalszy ciąg rozprawy został przełożony na marzec.
Sierpień 1980.

10
***

Sierpniowy protest 1980 roku w Hucie Katowice zakończył się


powołaniem grupy składającej się z najaktywniejszych organizatorów strajku. Owa
grupa przyjęła nazwę Zakładowego Komitetu Robotniczego, który składał się z
przedstawicieli wszystkich wydziałów. Przewodniczącym został wybrany Andrzej
Rozpłochowski. Byłem tam od początku organizatorem strajku a następnie członkiem
komitetu. Zadaniem komitetu w pierwszym rzędzie, była organizacja komitetów
wydziałowych tak by przewodniczący stawał się automatycznie członkiem komitetu
zakładowego. Zadaniem komitetów wydziałowych było przyjmowanie i
opracowywanie wszelkich skarg i uwag na tematy nurtujące załogę danego wydziału
innymi słowami były to postulaty załóg poszczególnych wydziałów huty , które
trafiały do komitetu zakładowego. Komitet zakładowy spośród swoich przedstawicieli
powołał dziewięć komisji tematycznych, których zadaniem było ujęcie wszystkich
postulatów w odpowiednie grupy. Pracy było mnóstwo, z wydziałów napływało
tysiące przeróżnych postulatów które należało najpierw pogrupować tematycznie a
następnie przekazać odpowiednim komisjom. Powołany został również ośmio
osobowy zarząd zakładowego komitetu robotniczego, którego członkowie byli
odpowiedzialni za prace komisji tematycznych związanych z postulatami wydziałów.
Komitet zakładowy na bieżąco kontaktował się z dyrekcją zakładu. Do komitetu
zaczęły się zgłaszać setki zakładów z terenu. Były one rejestrowane, a osoba z imienia
i nazwiska zostawała jedynym przedstawicielem takiego zakładu. Ponieważ w
sierpniowym strajku uczestniczyła tylko Huta Katowice, to tym samym staliśmy się
prekursorami protestu i nabyliśmy wiele doświadczeń w organizowaniu się, inaczej
niż robiła to PZPR. Zakłady z terenu, nasze doświadczenia przyjmowały jako gotowy
scenariusz do realizacji. Trzeba podkreślić, że warunki do tego mieliśmy doskonałe:
na miejscu poligrafię, drukującą nam wiele ulotek i instrukcji , które rozsyłane były w
teren. Mimo wszystko nie było to takie proste: bezpieka cały czas węszyła i zbierała
informację utrudniając jak tylko się dało pracę drukarzom. A to papieru zabrakło , a to
nagle zabroniono pracy po godzinach nadliczbowych chociaż nikt z drukarzy nie żądał
zapłaty za druki na rzecz komitetu, innym razem ktoś w nocy podpalił część
pomieszczeń poligrafii. Na szczęście ogień nie wyrządził większych szkód. Od
samego początku komitet zakładowy postanowił tak działać, by do komitetów
wydziałowego przyjmować takich ludzi , którzy są ważni dla wydziału, bez których
właściwa praca wydziału jest niemożliwa. To się udało. Kolejną bardzo ważną sprawą
to wydawanie niezależnej od cenzury prasy. Jako nieliczni (przynajmniej na południu
Polski) od połowy września rozpoczęliśmy wydawanie „Wolnego Związkowca”, który
od samego początku drukowany był w tysiącach egzemplarzy. Napływ zakładów z
terenu był tak duży, że z początkiem września Zakładowy Komitet Robotniczy
zamienił się w Międzyzakładowy Komitet Robotniczy, który też nie długo istniał w
takiej formule i po kilku dniach przemianował się w Komitet Niezależnych
Samorządnych Związków Zawodowych. Praca i rozwój komitetów nie były usłane
różami komunistyczny związek zawodowy przeszkadzał jak tylko mógł, nagle zaczęli
walczyć o swoich członków, występujących masowo z ich związku, straszono
zwrotem zaciągniętych pożyczek z kasy zapomogowej, bezprawnie zresztą, dopiero
oświadczenie dyrekcji w tej materii ucięło wszystkie niedomówienia. Z każdym dniem

11
przybywało nowych zakładów w Międzyzakładowym Komitecie, jak również nowych
członków w naszym związku.
Jednym z postulatów strajkującej załogi Huty Katowice w sierpniu 80
było żądanie przyjazdu komisji rządowej na rozmowy, bowiem niektóre z postulatów
przekraczały kompetencje dyrekcji. Odwlekanie przyjazdu przez stronę rządową,
skończyło się tym, że do rozmów, które rozpoczęły się 11.09 1980 r, przystąpił nie
Komitet Robotniczy przy Hucie Katowice a Międzyzakładowy Komitet Robotniczy.
Komisję Rządową reprezentował Franciszek Kaim a Komitet Andrzej Rozpłochowski.
Napływ zakładów z zewnątrz był tak duży że decyzją delegatów Huty Katowice
Andrzej Rozpłochowski został szefem MKR. Rozmowy z komisją rządową zostały
zerwane ponieważ przedstawiciele rządu nie mieli żadnych kompetencji do
podejmowania jakichkolwiek decyzji. Wstępnie uzgodniono kontynuację rozmów na
koniec września. Nastąpił rozdział Międzyzakładowego Komitetu Robotniczego i
Komitetu Robotniczego Huty Katowice. W Hucie Katowice delegaci jednogłośnie
szefem KR wybrali Andrzeja Grzybowskiego i trzeba przyznać, że był to trafny
wybór. Andrzej był socjologiem po Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie i to
jemu w głównej mierze należy zawdzięczać powstanie i zgłoszenie do rejestracji w
Warszawie 17.09.1980 r Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego przy
Hucie Katowice. Była to pierwsza organizacja związkowa, która nazajutrz po podjęciu
uchwały przez Radę Państwa, o możliwości rejestracji przez Sąd Warszawski -
takiego zgłoszenia dokonała. Samo zgłoszenie poprzedzone zostało wielodniowymi
wysiłki przy konstrukcji statutu. To był statut do tego stopnia dobry, że statut NSZZ
Solidarność niewiele się od niego różnił. Kolejnym etapem organizowania się załogi
Huty Katowice w Niezależnym Związku była walka o Rady Zakładowe, a przede
wszystkim o pieniądze, którymi dysponowały i majątek zgromadzony w CRZZ.
Majątek ten stanowił ogromną wartość a składał się z ogromnej liczby ośrodków
wczasowych rozsianych po całej Polsce. Był to jeden z najważniejszych postulatów:
podział tego majątku pomiędzy „stare i „nowe” związki. Właściwie, to tego postulatu
nie udało się rozwiązać do końca nigdy, nawet po upadku komunizmu.
Niezależny Samorządny Związek Zawodowy w Hucie Katowice miał
niewątpliwie ogromną przewagę nad innymi organizacjami związkowymi ponieważ
od samego początku dysponował swoim pismem związkowym, które informowało o
wszystkim czego potrzebował pracownik. Redaktorzy Wolnego Związkowca pisali w
przystępny sposób, sami zresztą stanowili klasę robotniczą i doskonale wiedzieli, co
tak naprawdę nurtuje ludzi pracy. Obowiązywała niepisana zasada samoograniczenia
podczas pisania i redagowania artykułów oraz wypowiedzi. Na stałych naradach
delegatów wydziałowych panowało przekonanie, że nie wolno zmarnować tej szansy,
poprzez nieodpowiedzialne wypowiedzi lub działania delegatów wydziałowych.
Wszelkie nieodpowiedzialne przypadki już na samym początku były tępione a
prowodyrzy usuwani z rady delegatów. Wspomnieć tu muszę kol. Andrzeja
Grzybowskiego, który był w tym nieprzejednany. Po ogłoszeniu przez komunistyczną
„Trybunę Ludu”, że Huta Katowice zgłosiła do rejestracji swój Niezależny
Samorządny Związek Zawodowy stoczniowcy z Gdańska na czele z Wałęsą, prosili
nas o wycofanie wniosku argumentując to, tym , że rejestracji dokonamy wspólnie dla
całego kraju. W tej sprawie udał się do Gdańska 22.09.1980 r Kazimierz Świtoń.
Kazik jako jeden z pierwszych zwolenników wolnego ruchu związkowego jeszcze w

12
latach 70-tych, w tym okresie był przetrzymywany przez milicję w komisariacie w
Katowicach przy ul. Pocztowej. Na jednym z pierwszych zebrań rady delegatów
wydziałowych zapadła decyzja o jego wykradzeniu. A odbyło się to mniej więcej tak:
Kazik był wypuszczany na krótko z aresztu 48 godzinnego, po czym zostawał
zatrzymywany przez milicjantów na kolejne 48 godzin. Podczas jednego z takich
zwolnień koledzy już czekali i gdy Kazik opuścił posterunek wzięli go do samochodu i
odjechali, (w eskorcie milicyjnego radiowozu) i przywieźli go do Huty Katowice.
Przyznać muszę, że Kazik wniósł dużo dobrego w tamtym okresie. Przede wszystkim
był podobnie myślącym jak my, ale o znacznie większym doświadczeniu. To Kazik
powiesił krzyż w sali obrad Rady Delegatów Wydziałowych, dając tym samym do
zrozumienia, że nie mamy nic wspólnego z komunistami. W Gdańsku na spotkaniu
przedstawicieli z całej Polski postanowiono utworzyć jedną wspólną organizację
związkową pod nazwą Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”,
przyjęto wspólny statut. Dnia 23.09.1980 r, przedstawiono delegatom ustalenia z
Gdańska i po burzliwej dyskusji przegłosowano decyzję o przystąpieniu NSZZ z
siedzibą w Hucie Katowice do ogólnopolskiej organizacji związkowej. W dniu
24.09.1980 r, z Lechem Wałęsą na czele zgłoszono związek ogólnopolski do
rejestracji w Warszawskim Sądzie Wojewódzkim. Nasz związek i wszystkie zrzeszone
w nim zakłady reprezentowali Kazimierz Świtoń, Andrzej Rozpłochowski i
Aleksander Karpierz. Dnia 23.09.1980 r, odbyła się kolejna tura rozmów z Komisją
Rządową której przewodniczyli Kaim i Andrzej Rozpłochowski ze strony związkowej.
Kaim przed planowanymi rozmowami spotkał się ZG ZZ Hutników Huta Katowice,
komunistycznego zaplecza PZPR. Wiadomość ta dotarła do nas. Tak jak poprzednio
rozmowy przerwano ze względu na brak postępu w powołanych komisjach
problemowych, a przede wszystkim na brak pełnomocnictw i kompetencji Komisji
Rządowej. Andrzej uznał , że nie ma sensu dalej bić piany, a poza tym jutro miał być
w sądzie w Warszawie podczas rejestracji związku. W dalszym ciągu w mediach i
przede wszystkim w TV trwała dezinformacja, starano się wszelkimi sposobami
ograniczyć rozwój nowych związków, a przy tym ograniczyć zaufanie do ich
przywódców. Między innymi śląska „Trybuna Robotnicza” podała informację
„cytując” wypowiedź Andrzeja Rozpłochowskiego, że w Hucie Katowice mamy dwa
kosze do których wrzucane są legitymacje przystępujących do NSZZ, jeden na
legitymacje PZPR, a drugi na legitymacje związków komunistycznych. Nic
oczywiście takiego nie miało miejsca. Do Solidarności wstępowali członkowie partii,
rzeczą zrozumiałą był fakt, że można było być członkiem tylko jednego związku. Ale
nikt nie wrzucał legitymacji do kosza. Walka polityczna trwała. Przeciągające się
rozmowy z Komisją Rządową - brak jej kompetencji - miały nas zniechęcać to tego co
robiliśmy, poprzez dający do zrozumienia fakt, jaką niechęcią nas traktowała
przodująca siła narodu. Skutek oczywiście był odwrotny, załogi tym bardziej się
konsolidowały, im więcej stawiano przeszkód. A poza tym, frakcja tzw.
„twardogłowych”, którzy od samego początku, chcieli nas wszystkich pozamykać w
więzieniach, miała ogromne wpływy w aparacie władzy. Biuro Polityczne czekało na
decyzje z Moskwy, stąd przeciągane decyzje, rzekomy brak kompetencji i
lekceważenie, nowo rozwijającego się ruchu społecznego. Ale decyzje nie
nadchodziły, cały świat postępowy na czele z USA ostrzegały Związek Radziecki
przed interwencją w Polsce. Pozwolę sobie przytoczyć obszerne fragmenty „Wolnego

13
Związkowca” z dnia 01.10.1980 autorstwa Zbigniewa Kupisiewicza (który
ustawicznie był nachodzony przez SB):

Drodzy Przyjaciele
Odetchnąłem z ulgą, gdy piąty numer „Wolnego Związkowca” dostał się
do Waszych rąk Dobrze, że go przeczytaliście. Bałem się zamętu jaki mogło
spowodować przetrzymanie i ewentualne zniszczenie(to też wchodziło w
rachubę),całego nakładu . Na szczęście do tego nie doszło.
Spodziewałem się ataków ale, przyznaję ich liczba i ciężar przekroczyły
moje oczekiwania. Zostałem więc okrzyczany nieodpowiedzialnym, marzącym
ułaniątkiem, niszczącym dobrą i słuszną sprawę . Żeby tylko to. Odczytano, w tym, co
napisałem lub ewentualnie przepuściłem do druku, wszystko, co można wyciągnąć i
skierować przeciw nam, przeciwko naszej sprawie. Może nie otwarcie, ale jednak,
posądzono mnie nawet o antypatriotyzm, antykomunizm i antysowietyzm.
W związku z powyższym muszę wyjaśnić moje stanowisko, które
chciałbym zaznaczyć, było i jest do tej pory niezmienne.....

Był to apel Zbyszka po tym jak SB zatrzymała cały nakład poprzedniego


numeru Wolnego Związkowca oraz wezwaniu go na przesłuchanie i sponiewieraniu
go obelgami typu „element antysocjalistyczny”. W tamtym, okresie w
socjalistycznych mediach (innych oficjalnie przecież nie było), powstała gigantyczna
kampania na temat elementów wywrotowych, co to za nic mają sobie ojczyznę,
patriotyzm. Broniliśmy się jak tylko było można. My mieliśmy warunki do odpierania
takich bolszewickich ataków, mieliśmy swoją prasę. „Wolny Związkowiec” wychodził
w góra pięciotysięcznym nakładzie i rozsyłany był do wszystkich skupionych wokół
nas zakładów, ale tysiące zakładów były tego pozbawione i byli zmuszeni słuchać
jazgotu bolszewickich mediów. Przeciwstawialiśmy się temu jak tylko było można, że
zacytuję tu Jacka Cieślickiego, który w numerze 8 Wolnego Związkowca z dnia 4
października 80 roku, stara się wyjaśnić kto to jest E A (element antysocjalistyczny).

TĘPMY EA!!!

Chciałbym być dla elementów antysocjalistycznych( EA) nowym


Dzierżyńskim. Trzask prask i bym ich załatwił – ale jak ich mam odszukać?. Swołocze
jedne tak się dobrze zamaskowały, że nawet prezes RiTV nie potrafił, jak dotąd
dokładnie określić tego, kto jest, a kto nie jest EA – szkoda również, że nie podano
nam jeszcze dokładnego wzorca wg którego należy mierzyć antysocjalistyczność
podejrzanego elementu. Sprawa byłaby wtedy prosta: przykładam miarkę – i bez
wątpliwości, walę ewentualnego w łeb. A tak, jak teraz, to nic nie wiadomo. Może się
na przykład z czasem okazać, że to właśnie ja jestem tym EA – (przecież nieraz
tłumaczyłem ludziom na wydziałach, podczas wykonywania pomiarów zapylenia,
hałasu, itp., jak duże są odstępstwa od warunków pracy, które powinien im zapewnić
pracodawca, zgodnie z obowiązującymi przepisami). „Rozkładam robotę, robię
zbędny ferment wśród roboli” – może ktoś odgórnie zadecydować, zwłaszcza, że pysk

14
mam raczej niewyparzony...Dlatego z niepokojem czytam ostatnio o tym, że:” nasza
gospodarka musi jak najszybciej strząsnąć z siebie plagi pasożytów, abyśmy mogli
generalnie ją uzdrowić”. Czy nie można tego zrozumieć tak: oto zrobi się małe,
kontrolowane bezrobocie i już krzykacze zamkną swe wredne mordy?.
Ale co tam ja, spójrzmy na sprawę szerzej: może tymi EA są ludzie
protestujący przeciwko podwyżkom cen żywności, nie godzący się na pokrywanie z ich
kieszeni strat kolektywnego rolnictwa i kosztów rosnącego importu milionów ton
zboża z USA?. Już byłem tego pewien, że kolektywizacja to rzecz prawie święta, ale
natrafiłem w Przeglądzie Technicznym na wiadomość, że koszt produkcji 1 (słownie-
jednego), litra mleka przekracza w niektórych PGR-ach 54 złote... Wyjaśnienie
autora w tamtym okresie bochenek chleba kosztował 10 złotych. No i teraz wątpię:
czy ci ludzie są z EA – czy też po prostu są tylko zdrowi na umyśle?.
Może w takim razie przynajmniej ci cholerni zachodni kapitaliści są
EA?. Nie, to chyba niemożliwe, przecież finansują nam od 10 lat budowę socjalizmu i
jestem pewien, że chcąc odzyskać 20 (i jeszcze parę) miliardów dolarów, zrobią
wszystko, żeby tylko nasza gospodarka stanęła na nogi...
Można by zgłupieć od tych i wielu innych jeszcze wątpliwości. Można by
tak pisać i pisać, ale miejsca mało. Apeluję do Wolnych Związkowców: Jak
najszybciej ustalmy, kto naprawdę jest Elementem Antysocjalistycznym – nim ktoś
zdąży nas do nich zaliczyć...

Jacek trafnie ujął temat, walczyliśmy jak mogliśmy dostępnymi


sposobami z komunistyczną propagandą. Przytaczam kolejny komunikat z tego
samego pisma dowodzący dezinformowania załóg zakładów, tych, które nie
strajkowały a które chciały powołać nowe związki :

Każdego dnia przyłączają się do nas różne zakłady pracy i instytucje.


Jesteśmy reprezentantami wszystkich możliwych branż. Zakłady, które stosunkowo
późno rozpoczynają organizowanie Niezależnych Związków, napotykają na duże
trudności wynikające z braku informacji. NSZZ „Solidarność” ,(Huty Katowice
przypisek autora), chcąc pokonać te trudności prowadzi obsługę zebrań
informacyjnych dla wszystkich zakładów i instytucji, które są w naszym Związku lub
chcą do niego należeć. Zebrania te należy uzgodnić na dwa dni wcześniej przed
terminem w delegaturze NSZZ „Solidarność”- Huty Katowice tel ...........

Jak z tego wynika brak informacji szczególnie w małych zakładach


sprawiał niemały zamęt i niepotrzebne napięcia załóg. My mieliśmy warunki do pracy,
i pomocy udzielaliśmy praktycznie jeżdżąc od zakładu do zakładu. W niektórych
zakładach uświadomienie było na tak niskim poziomie, że na widok naszego delegata,
który mówił otwartym tekstem o zachodzących przemianach i dezinformacji mediów z
TV na czele, ludzie długo milczeli bojąc się zabrać głos, ale jak już nabrano odwagi to
nieraz trzeba był hamować ich zapędy. Przede wszystkim dominowały rozliczenia z
systemem i tymi , którzy mu służyli. Ale nie tylko, małe zakłady miały problemy,
przytoczę fragment apelu z tego samego pisma :

15
Delegaci różnych zakładów przyjeżdżający do siedziby NSZZ
„Solidarność”(Huty Katowice, przyp. autora), zwracają uwagę na brak informacji o
Nowych Związkach Zawodowych w tych zakładach, które w minionym okresie nie
strajkowały. Nie dziwię się temu, wszak środki masowego przekazu traktują ten temat
jako swoistego rodzaju tabu. I tak np.: w Hucie Buczka w Sosnowcu, a więc w
zakładzie, który leży stosunkowo blisko naszego Kombinatu zawiązanie się nowego
Niezależnego Związku Zawodowego nastąpiło po odczytaniu apelu wydanego przez
nasz Komitet. Apel ten znalazł się w tamtym zakładzie zupełnie przypadkowo, za
pośrednictwem jednego z naszych członków.......Jerzy Milanowicz.

Po tej krótkiej wypowiedzi widać, ogromną rolę propagandy


komunistycznej w dezinformacji, po to by osłabić, a wręcz nie dopuścić do rozwoju
masowego ruchu społecznego. Sekretarze PZPR w różnych zakładach na różnego
rodzaju egzekutywach obradowali praktycznie cały czas, używając
najprzeróżniejszych form nacisku by nie dopuścić do powstawania Niezależnych
Związków. Nasza rola, rola Huty Katowice była nie do przecenienia, mieliśmy wolną
prasę, ograniczoną nakładem ale pisaliśmy w niej to, co interesowało robotnika, a
przede wszystkim pokazywaliśmy odwagę, w tym co robiliśmy zachęcając tym
samym niezdecydowanych do działania. Przytoczę jeszcze jeden artykuł z tego
samego Wolnego Związkowca :

ROBOTNICY!
W Polsce Ludowej przepracowałem trzydzieści jeden lat. Pamiętam
wszystkie ważniejsze wydarzenia w naszym kraju. Pierwsze najradośniejsze emocje
mojego życia, to pierwsze dni wolności. Pamiętam ten szalony entuzjazm do pracy i
odbudowy. Pracowali wszyscy. Nikt nie pytał o zapłatę. My dzieci porządkowaliśmy
naszą szkołę. 1 września 1949 roku rozpocząłem pracę zawodową. „Polski
Październik” w 1956 r. Zastał mnie w pracy w dużym zakładzie wśród ludzi
robotniczego miasta. Byłem młody, nie wszystko było dla mnie jasne. Pamiętam że
mówiło się dużo o różnych wiecach i zebraniach o złej przeszłości, kulcie jednostki, o
błędach i wypaczeniach. Wtedy na szczycie władzy stanął człowiek, którego nazwano
zbawcą narodu i którego, wielu gotowych było nosić go na rękach, a potem wielu
także napisało na transparentach, w grudniu 1970 roku, „zapomniałeś sklerotyku coś
obiecał w październiku”. I znów się mówiło dużo o błędach przeszłości i o tym, że już
się to nie powtórzy. Przeżyłem to wraz ze swoimi kolegami robotnikami w jednym z
największych zakładów przemysłowych w Polsce. W tymże zakładzie pracowałem w
czerwcu 1976 r. Od 1.09.1976 r, pracuję w Hucie Katowice.
Dopiero teraz, w sierpniu 1980 r, właśnie tutaj zrozumiałem na czym
polega siła i potęga robotników, dopiero teraz całym sercem i rozumem odczułem i
dogłębnie pojąłem jak mocna i ogromna jest ich jedność i solidarność, dopiero teraz
zrozumiałem co znaczy mądrość klasy robotniczej.
Wierzę, w głębi duszy, jestem gorąco przekonany, że właśnie teraz stało
się to ostatni raz, dlatego, że urodziły się w bólach, młode i delikatne jeszcze, ale już
prężne, pełne energii i zapału, szybko rosnące w siłę i mądrość Niezależne
Samorządne Związki Zawodowe. Jednocześnie doskonale zdaję sobie sprawę, że czeka

16
nas wielka i ciężka praca. Wytrwamy. Praca to sens naszego życia. Praca to podstawa
istnienia. Do pracy nie trzeba nas zachęcać ani namawiać, bo praca to my.
Zbigniew Kęsy

Takie apele robiły piorunujące efekty. Pan Zbigniew był


przedstawicielem stalowni, chętnym do pracy, z racji swojego doświadczenia,
uczestniczył w tzw. desancie, który jeździł po zakładach i zakładał Niezależne
Związki. Swoim wiekiem a przede wszystkim postawą zachęcał młodych do pracy
związkowej. Ale nie próżnowała również komunistyczna propaganda, wojewódzki
organ PZPR „Trybuna Robotnicza”, na swoich łamach prezentował stałą rubrykę, „Co
się dzieje w Hucie”, a jej dziennikarze Jan Dziadula i Waldemar Wasilewski
szczególnie interesowali się „Wolnym Związkowcem”, a w szczególności jego
artykułami. Panowie ci nie szczędzili krytyki tak pismu jak i samemu redaktorowi
Zbyszkowi Kupisiewiczowi. Na terenie Dąbrowy Górniczej i nawet w samej hucie
systematycznie pojawiały się ulotki szkalujące NSZZ „Solidarność” i Andrzeja
Rozpłochowskiego, sygnowane „Niezależni”. Kim oni byli - nie udało nam się ustalić
i pomimo naszych apeli w prasie nie ujawnili się.
Początkowe zebrania delegatów wydziałowych odbywały się codziennie.
Po połowie września spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu a już od października
zawsze w piątki. Spotkania odbywały się w sali narad Głównego Mechanika. Tam
zresztą powstał pierwszy komitet strajkowy, następnie komitet robotniczy, by w końcu
zmienić się NSZZ Solidarność; tam też była siedziba zarządu. Wybraliśmy to miejsce
zgodnie, ponieważ wszystkim wydziałom było najbliżej. Z pod budynku wyjeżdżały i
wracały wszystkie autobusy, a przede wszystkim osoby z zewnątrz nie błądziły-
strażnicy na bramie wskazywali bezbłędnie naszą siedzibę. Z chwilą przeniesienia
przed bramę Międzyzakładowego Komitetu Związkowego, (któremu przewodniczył
Andrzej Rozpłochowski) na koniec parkingu huty, ułatwiono jeszcze bardziej kontakt
innym zakładom. Olbrzymi napis na niewielkim budynku oznajmiał, że tam znajduje
się struktura ponadzakładowa. Delegaci wydziałowi pozostali na miejscu i zajęliśmy
się organizowaniem związku. Postanowiliśmy nasze spotkania zamknąć. Do tej pory
mógł wchodzić każdy, ale po treści kolportowanych ulotek postanowiliśmy uszczelnić
nasze obrady. Pamiętam jak pewnego razu ja i Marek Jałosiński postanowiliśmy
sprawdzać przepustki, przepustką było pismo podpisane przez Andrzeja
Rozpłochowskiego powołujące na delegata do organizacji związku. Jak początkowo w
dość dużej sali nie było wolnych miejsc, tak po kontroli prawie połowa miejsc
pozostała wolna. Część delegatów chciała, aby wpuszczać wszystkich chętnych, ale ja,
Marek i inni szybko przekonaliśmy pozostałych do zmiany stanowiska. Wśród wielu
ubrudzonych „robotników” była cała armia agentów z takich organizacji jak ORMO
(ochotnicza rezerwa milicji obywatelskiej) i przede wszystkim S.B (Służba
Bezpieczeństwa), tajne zbrojne ramię PZPR.

„Funkcjonariusze MO i SB spełniali, spełniają i spełniać będą służebną


rolę wobec partii. Będziemy tę rolę realizować z pełną konsekwencją i w każdych
warunkach”. (wypowiedź sekretarza KC PZPR Stanisława Kowalczyka , Min. Spraw
Wewnętrznych, przyp. autora).

17
***

W trakcie rozwodu, podczas jednej z rzadkich rozmów z córką, spytała


mnie co zamierzam zrobić ze swoją połową domu. Tak naprawdę, to nie mam
zielonego pojęcia – powiedziałem. Jeszcze na ten temat nie myślałem, coś na pewno
będę musiał zrobić. Wszystko spadło na mnie tak nagle, że byłem właściwie bezradny,
żona robiła wszystko, bym nie miał spokojnej głowy do myślenia. Właściwie, córka
rzadko bywała u nas, ale jak już się pojawiła i rozpocząłem z nią jakąkolwiek
rozmowę, to żona zaraz mieszała się w to i na ogół kończyło się tym, że wychodziłem,
siadałem na tarasie z puszką piwa, lub szedłem na spacer z psem.
Podjąłem decyzję: - muszę się wyprowadzić, pod jednym dachem nie
będę mieszkał z tą kobietą. Wówczas błędnie rozumując, uznałem, że coś muszę
zrobić z domem, był to jeden z największych błędów jakie popełniłem w swoim życiu.
Przecież mogłem się tylko wyprowadzić, nic więcej. Zrobiłem niestety inaczej.
Postanowiłem sprzedać córce swoją połowę domu. Przecież, jest to moja córka,
rozumowałem, niechaj w przyszłości dobrze mnie wspomina – myślałem i tak
zrobiłem.
Właściwie, to była darowizna. Tylko akt notarialny był dowodem
sprzedaży. Nawet udzieliłem jej pożyczki przed Urzędem Skarbowym. Cena podana w
akcie notarialnym, za połowę nowego domu, łącznie z zagospodarowanym i dobrze
utrzymanym ogrodem była mniejsza niż małe mieszkanie które kupiłem do remontu.
Dziwnym trafem transakcja ta przeszła nie zauważona przez Urząd Skarbowy.

***

Po orzeczonym rozwodzie, atmosfera w domu stała się nie do


zniesienia. Awantury a przede wszystkim najścia policji dopełniały tragizmu całej
sprawie. Jedynym moim marzeniem było jak najszybsze wyniesienie się z domu. Ale
gdzie. W tej sytuacji stałem się bezradny jak dziecko. Wszystko poukładało się tak
fatalnie, że praktycznie nie było sensownego wyjścia. Przecież jeszcze nie tak dawno
miałem i mieszkanie i dom. Gdy wybudowałem dom, mieszkanie stało mi się
niepotrzebna i chciałem go przekazać. Nawet w tym celu udałem się do
mieszkaniówki w hucie, ale tam gdy policzono mi stopień zużycia i kwotę którą
miałem zapłacić, to zrezygnowałem z tego pomysłu. Tym bardziej, że poinformowano
mnie, że w niedalekiej przyszłości będę mógł go wykupić. Córka z zięciem mieszkała
już w swoim mieszkaniu które jej kupiłem i wyremontowałem. Ja z żoną, już w
nowym i wykończonym domu. Mieszkanie opłacałem i stało wolne kilka lat.
Postanowiłem wynająć mieszkanie z ewentualnym pierwszeństwem wykupu przez
wynajmującego. Znalazłem najemcę. Mieszkanie wynajęła znajoma dla swojego
dorosłego syna, spisaliśmy więc umowę, przekazałem książeczkę opłat i czekaliśmy
na dalsze formalności. Wreszcie pojawiła się możliwość wykupu. Wiadomość ta
została przekazana listem poleconym, który odebrała żona. Po otrzymaniu tej
wiadomości, żona nagle zaczęła się interesować losami mieszkania twierdząc, że ona
załatwi wszystkie formalności. W obecności córki, przypomniałem, że mieszkanie

18
zostało wynajęte z możliwością pierwokupu. Mogę się wycofać z umowy –
oświadczyłem - pod warunkiem zwrotu opłat za czynsz i wykonane remonty.
Remontów praktycznie nie wykonano. Zrywając umowę, podkreśliłem z naciskiem
należy zwrócić zapłacone czynsze, było tego około 14 tysięcy złotych. Żona, mi
oświadczyła, że ona ureguluje rachunki z najemcą.
Wierząc w zapewnienia żony, dnia 27.07.2000 roku udzieliłem jej
pełnomocnictwa przed notariuszem, na załatwienie formalności związanych z
mieszkaniem. Notariusz mnie przestrzegał przed taką decyzją, niestety go nie
posłuchałem. Czas pokazał jak fatalna to była decyzja. Wykupione mieszkanie
natychmiast następnego dnia sprzedała, nie dając mi ani złotówki, nawet dla byłego
dzierżawcy. Postawa żony stała się przyczyną, nieporozumienia a nawet awantury
domowej. Musiałem z własnej kieszeni zwrócić wynajmującemu pieniądze. Konflikt
się pogłębiał.
Mając na uwadze fakt, że zięć wyjechał do pracy do Warszawy spytałem
córkę czy nie mógłbym zamieszkać w jej mieszkaniu. Zaproponowałem zamianę, ty
zamieszkasz z matką a ja w twoim mieszkaniu. Niestety córka odpowiedziała mi, że
ma inne plany - nie pytałem o szczegóły.
Wobec takich faktów musiałem szukać innego mieszkania by się
wyprowadzić.
***

Chociaż „Wolny Związkowiec” ukazywał się poza zasięgiem cenzury


(GUKPiPW), to obowiązywała nas samocenzura. Przykładem takiego faktu był nr 9
WZ z dnia 8 października 1980 roku, gdzie pierwsza strona pozostała czysta, na znak
protestu, kolegium redakcyjnego przeciw ingerencji dyrekcji, a przede wszystkim,
Plenum Przedstawicieli Wydziałowych. Dobrze pamiętam tamto wydarzenie: koledzy
z redakcji chcieli opisać wyniki kontroli MKR i pewne „smakowite kąski”, które
miały miejsce w dyrekcji. Cenzury oczywiście nie było, delegaci zostali zapoznani z
proponowanymi artykułami i większością głosów zdecydowali, że tych artykułów nie
należy zamieszczać.
Do MKR-u przy HK przystępowało coraz więcej zakładów nawet z
takich odległych miast jak: Gliwice, Bytom, Katowice czy Kęty i w dniu 3
października 80 r. zrzeszaliśmy już 151 zakładów, był to oszałamiający wynik, w tak
krótkim czasie zgrupowaliśmy tyle zakładów, była to siła z którą każdy zdrowo
myślący musiał się liczyć, dane oczywiście były publikowane trwały przecież
rozmowy z Komisją Rządową. 3 października odbył się strajk ostrzegawczy tak w
hucie jak i wszystkich zakładach zrzeszonych; co prawda godzinny ale miał za zadanie
pokazanie siły i jedności przed dalszymi rozmowami. Strajkujące załogi domagały się:
realizacji postulatów płacowych w całym kraju, przyśpieszenie rejestracji NSZZ
„Solidarność”, ograniczenie cenzury i nie utrudniania procesu organizowania się
niezależnych związków.
Walka trwała. Następnym problemem z którym przyszło nam się
zmierzyć to najpierw dyskusja a następnie uchwała o rozwiązaniu kolektywów na
wszystkich szczeblach. Kolektyw stanowili kierownik wydziału lub dyrektor, ZZ
Hutników, sekretarz PZPR wydziału lub dowolnej samodzielnej jednostki, przodownik
pracy, młodzieżowcy z pod znaku ZMS (Związek Młodzieży Socjalistycznej). Taki

19
kolektyw decydował o wszystkim, od talonów na samochody i deficytowe towary, po
przydział mieszkania i zwalnianie niewygodnych pracowników. My uznaliśmy to za
absurd. Był to oczywisty dupochron dla kierownika czy dyrektora w podejmowanych
decyzjach. Decyzje powinny zapadać jednoosobowo, aby z błędnych decyzji można
było rozliczyć decydenta.
Problemów było bardzo dużo. Wieloletnie milczenia załóg zakładów
pracy w całym kraju, które nagle się ożywiły i wszystkie błędy i wypaczenia
minionego okresu spisywano w postaci postulatów. Były one przedstawiane
Komisjom Rządowym. W Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, powstawały coraz
to nowe sekcje branżowe, jak: hutnictwa, budownictwa, górnictwa, i wiele innych,
każda sekcja grupowała swoje postulaty i proponowała ich rozwiązanie.
W dniu 15.10.1980 roku w godzinach od 16,00 do dnia 16.10.1980 do
godz 8,00 trwały rozmowy pomiędzy MKZ NSZZ „Solidarność”, z tymczasową
siedzibą w Hucie Katowice a Komisją Rządowa pod przewodnictwem wicepremiera
Aleksandra Kopcia. Uczestniczyłem w tych obradach. Poraz pierwszy mogłem
spojrzeć w oczy tym ludziom i starałem się zrozumieć ich upór, przy podważaniu
poruszanych zagadnień. Wszystkie tematy nawet te najprostsze stawały się ogromnym
problemem dla Komisji Rządowej. Podstawowym tematem było zapewnienie
bezpieczeństwa działaczom NSZZ „Solidarność”, zdarzały się nawet pobicia przez
nieznanych sprawców. Omówiono postulaty hutnicze, które po wyczerpującej dyskusji
przyjęto przez obie strony. Większy problem stanowiły Instytuty Naukowo –
Badawcze zrzeszone w naszym MKZ . Kopeć zobowiązał się, że powoła specjalną
komisję z ramienia Rządu, która rozpatrzy wszystkie te postulaty. Największy jednak
problem stanowiły postulaty budownictwa, a szczególnie podwyżki płac z 550 do 800
złotych, które stały się przyczyną przerwania prowadzonych rozmów. Strona Rządowa
zobowiązała się, że do 23.10.80 r. tj. kolejnego spotkania ostatecznie załatwi postulaty
budowlane. Gospodarzem posiedzenia był DN Kombinatu Zbigniew Szałajda. Należy
tu podkreślić, że w całym tym okresie i strajku i w trakcie rozmów z Rządem,
Szałajda zachowywał się jak wytrawny polityk, nie mieliśmy większych problemów
tak z organizacją związku jak i szerokimi możliwościami naszych działań. Po tej turze
rozmów ku naszemu zaskoczeniu Szałajdę powołano na ministra hutnictwa. Jedną z
pierwszych decyzji nowego ministra było przekazanie MKZ NSZZ „Solidarność”,
działającemu przy Hucie Katowice lokalu w Katowicach przy ul. Stalmacha 17.
Na dzień 22.10.80 r. liczba zakładów i instytucji w MKZ przekroczyła
300. Z kolei 20.10.80 roku w Hali Widowiskowo-Sportowej w Katowicach odbył się
wiec, spotkanie z Lechem Wałęsą. Uczestniczyłem w tym spotkaniu i pamiętam
odpowiedź Lecha na jedno z pytań zadanych z sali: - „Co się stanie jak Rosjanie wejdą
do Polski”, Lechu w swoim stylu, krótkiej ciętej wypowiedzi odpowiedział,
„przywitamy ich kwiatami”. Spotkanie to pokazało siłę związku, wyzwoliło ludzkie
pragnienie Polaków do wolności i demokracji, i chociaż związek nie był jeszcze
zarejestrowany, to stanowił nie lada wyzwanie dla komunistów. Odśpiewano
dwukrotnie hymn narodowy i Boże coś Polskę.
W tych jakże pracowitych dniach nastąpiło ostateczne oddzielenie MKZ
– u od Huty Katowice, Andrzej Rozpłochowski z kilkoma kolegami przenieśli siedzibę
do Katowic na ul. Stalmacha. W tym to dniu wybrany został przez przedstawicieli

20
wydziałowych nowy zarząd Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Hucie
Katowice pod przewodnictwem Andrzeja Grzybowskiego.

W dniu 24.10.1980 r. nastąpiło ostateczne podpisanie porozumień z


Komisją Rządową; cytuję za Wolnym Związkowcem:
24.10.1980r., nad ranem podpisano porozumienie zawarte przez
Komisją Rządową, pod przewodnictwem wicepremiera Aleksandra Kopcia z MKZ
NSZZ „Solidarność”, z tymczasową siedzibą w Hucie Katowice.
Porozumienie to jest wynikiem negocjacji prowadzonych przez
przedstawicieli obu stron w okresie od 4 września br. do 23 października br. , których
przedmiotem były postulaty w zakresie problematyki hutniczej, energetyki
ogólnokrajowej, przedsiębiorstw wykonawstwa budowlanego i przedsiębiorstw
transportowo – sprzętowych budownictwa „Transbud” zebrane od załóg i branż
reprezentowanych przez MKZ NSZZ „Solidarność”, z siedzibą w Hucie Katowice.
Na zakończenie rozmów, wicepremier, wyraził dezaprobatę decyzji
przewodniczącego MKZ-u Andrzeja Rozpłochowskiego o usunięciu z sali obrad
„starych” związków(branży budownictwa).

***

Podpisanie porozumień nie było końcem walki politycznej prowadzonej


przez media komunistyczne, szczególną rolę odgrywała tu Trybuna Robotnicza,
pozwolę sobie zacytować fragment wypowiedzi Nicolae Ceausescu opublikowanej w
„Trybunie Robotniczej” artykuł tan przeredagowano przez „Wolnego Związkowca”
nr 14 z dnia 25 października 1980 roku:

Rumun a sprawa Polska


Jestem człowiekiem z reguły opanowanym(i partyjnym), ale dnia 21.X.80
r. trafił mnie przysłowiowy „szlag”. Przeczytałem mianowicie w „Trybunie
Robotniczej” artykuł „Nicolae Ceausescu o sytuacji w Polsce”. Nie byłbym zdziwiony
gdyby przedrukowany fragment przemówienia z plenum KC RPK umieszczony był w
tejże Trybunie dwie strony wcześniej, w artykule pt. , „Przyjaciele Polski”.
Bo cóż my – zbuntowany naród polski – dowiadujemy się z
przemówienia tego Pana? – Otóż uzurpuje on sobie prawo do oceny sytuacji w Polsce
w sposób uwłaczający jej narodowi.
Ale może kilka cytatów:” pojawienie się w jakimś momencie pewnych
trudności nie może w rzeczywistości usprawiedliwiać wydarzeń, strajków i niepokojów
do jakich doszło”.
Usprawiedliwiać, przed kim – przed 12-sto osobową rodziną pana
Ceausescu trzęsącą od lat i trzymającą żelazną ręką Rumunię?.
Jedzmy dalej:
„wystąpiły zjawiska walki klasowej, zaktywizowały się różne elementy i
siły antysocjalistyczne”. Te elementy i siły (EA) to wiadomo w tym kontekście
NSZZ”S”, ale gdzie u diabła ta walka klasowa?. I teraz dochodzimy do cytatu,
wprawdzie trochę przydługiego, ale autentycznego. „Wiadomo, że imperializm i
reakcja zawsze działały przeciwko jedności klasy robotniczej. Hasło, tzw. niezależnych

21
związków zawodowych nie jest nowe. Walczyliśmy z nim już za czasów ustroju
burżuazyjnego”- i dalej – „To hasło zawsze służyło niszczeniu jedności klasy
robotniczej, służyło interesom burżuazji i imperializmowi”- i jeszcze trochę dalej –
Dlatego też należy zdecydowanie przeciwstawić się wszelkiej działalności
antysocjalistycznej, bez względu na to, w jakiej formie występuje”. Koniec cytatów, co
do których właściwie nic dodać, nic ująć.
Ciekawe jest tylko jedno – w jaki sposób pan Ceausescu będzie się
przeciwstawiał tej, jak to twierdzi działalności antysocjalistycznej?.
Czy może tak jak na Węgrzech w 1956 r?. Zrozumieć można wszystko; są
obozy wrogie Polsce, ale są to jawni wrogowie. Jeśli natomiast mówi to nasz
sojusznik, ze wspólnego bloku, to sprawa staje się bardzo poważna, a przecież „słowa
idą w świat”.
Wiele mówi się o błędach i wypaczeniach idei Lenina i sam Lenin w
swych „Dziełach” daje przykład, że sytuacja w jakiej teraz się znajdujemy jest
możliwa i dopuszczalna. Widocznie pan Ceausescu tego nie czytał (a szkoda).
Ryszard Podskoczy

Zacytowałem ten fragment po to, żeby pokazać w jakim kierunku szły w


tamtym okresie przemiany w PZPR i jego agendach. Nawet członkowie partii
protestowali przeciw zakłamaniu i ośmieszaniu Polaków. Z drugiej strony wrogie nam
media tuba „twardogłowych” prześcigiwały się w szkalowaniu tego, czego nie
rozumiały a co rosło w coraz większą siłę.
Dnia 24.10.80 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie po wielu
przepychankach i protestach załóg zakładów pracy zrzeszonych w 38 MKZ-tach a te w
Krajowej Komisji Porozumiewawczej postanawia zarejestrować NSZZ „Solidarność”.
A oto oświadczenie Krajowej Komisji Porozumiewawczej na tą
okoliczność:

W dniu dzisiejszym Sąd Wojewódzki w Warszawie po jawnej rozprawie


wydał postanowienie, mocą którego orzekł rejestrację naszego Związku. Jednocześnie
dokonując arbitralnie w jednoosobowy sposób zmian w naszym statucie. Sąd skreślił
fragmenty statutu odnoszące się do praw do strajku, a dopisał sformułowanie o
charakterze deklaracji politycznej. Zmiany te zostały dokonane wbrew wyrażonemu
oświadczeniu woli upoważnionych przedstawicieli Związku. Oczekiwaliśmy od
miesiąca rejestracji Związku, uważamy się za oczywisty i niezbędny warunek
realizacji postrajkowych porozumień, a jednocześnie wynikający w całej pełni z
obowiązującego prawa, przedstawiony przez nas statut, w pełni zgodny z prawem, w
bezprecedensowy w dziejach polskiego wymiaru sprawiedliwości sposób został
poddany bezprawnemu okaleczeniu, bez zgody Komitetu Założycielskiego.
FAKT TEN UWAŻAMY ZA OBURZAJĄCY!!!

Na rozprawie przedstawiciele naszego Związku stwierdzili wyraźnie, do


protokołu, iż stoimy na stanowisku pełnego poszanowania obustronnych zobowiązań
zawartych w porozumieniu z 31.08.80 r. w Gdańsku. Samowolna zmiana naszego
Statutu przez Sąd stanowi jednostronne podważenie tego porozumienia i wszelkich
zasad umowy społecznej oraz dialogu władzy ze społeczeństwem. Jest to zarazem

22
pogwałcenie fundamentalnej zasady wolności związkowej zagwarantowanej zarówno
w Konwencji 87/MOP jak i polskim ustawodawstwie. Jest to, wreszcie wyraz upadku
autorytetu Sądu oraz jego niezawisłości. Na tego typu ingerencje naruszającą zasady
niezależności i samorządności naszego Związku, nie wyrażamy i nie wyrazimy zgody.
Oświadczyliśmy już nieraz, że sami chcemy decydować o swoich sprawach.

POWTARZAMY TO TERAZ Z CAŁĄ MOCĄ!!!

W naszej pracy kierować się będziemy uchwalonym przez nas statutem,


bez wniesionych przez Sąd poprawek. Jednocześnie zaskarżymy Orzeczenie Sądu
Wojewódzkiego w części wnoszącej zmiany w naszym Statucie i oświadczamy, że ich
nie przyjmujemy.
DOMAGAMY SIĘ PEŁNEGO POSZANOWANIA PRAWA!!!
Decyzja Sądu z całą ostrością zwraca uwagę na przemilczaną w
deklaracjach odnowę życia publicznego. Sprawa tamowania praworządności,
postępowanie Sądu, czyni walkę o praworządność i niezawisłość sądownictwa
bezpośrednią sprawą naszego Związku .Całą odpowiedzialność za utrzymanie się
napięcia społecznego wokół sprawy rejestracji „Solidarności” obciążą władzę.
Warszawa 24.X.1980 r.
KRAJOWA KOMISJA POROZUMIEWAWCZA
„SOLIDARNOŚĆ”
Po ogłoszeniu przez Sąd decyzji o zarejestrowaniu sfałszowanego
statutu, delegacja NSZZ „Solidarność”, opuściła salę Sądu. Wychodząc z Sądu, Lech
Wałęsa oświadczył: „zdaje mi się, że zarejestrowano inny Związek Zawodowy niż,
ten, który ja reprezentuję”.
W taki to sposób, na każdym kroku, umilano nam życie. Komuniści spod
znaku sierpa i młota lekceważyli sobie i prawo i ludzi. Mieli gdzieś służenie narodowi
a przecież takie hasła nosili na swych czerwonych sztandarach. W dalszym ciągu
uważali ,że jest to przejściowy epizod z którym lada chwila się rozprawią , jak nieraz
już w historii bywało przy pomocy Ludowego Wojska Polskiego. Z wielką
niecierpliwością czekali na sygnał z Moskwy, ale sygnał nie nadchodził a naród się
organizował w coraz to mocniejsze struktury.
Prowokacje na każdym kroku miały właściwie jeden cel doprowadzenie
do rewolty i niekontrolowanych wystąpień. Wtedy nawet bez zgody Moskwy zrobiliby
sami porządek. Ale my to rozumieliśmy. W ramach Związku powstawały samorzutnie
najprzeróżniejsze komisje, które zagospodarowywały sektory życia społecznego i
politycznego, a przez to mieliśmy kontrolę nad wieloma decyzjami jak również
pokazywaliśmy, że można inaczej i sprawiedliwiej .

***

Nowo powołana KZ NSZZ „Solidarność” Huty Katowice,


wyznaczyła mnie na swego przedstawiciela do Zakładowej Komisji Mieszkaniowej.
Na początku byłem jej członkiem a następnie sekretarzem. Powołanie w dniu 27.X.80
nowej ZKM miało usprawnić działalność a jednocześnie dokooptować przedstawicieli
Solidarności. Pracy było bardzo dużo, najpierw trzeba było zapoznać się metodyką

23
działania komisji. W komisji reprezentowane były wszystkie działające związki
zawodowe oraz organizacje takie jak ZMS (Związek Młodzieży Socjalistycznej),
przedstawiciele PZPR (Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej) oraz przedstawiciele
działu mieszkaniowego i dyrekcji. Dzisiaj jest to już anachronizmem ale w tamtych
czasach zakłady pracy zajmowały się również budownictwem mieszkaniowym. Rolą
komisji było ocenianie i typowanie pracowników zakładów do przydziału mieszkania.
W Hucie Katowice ogromnym zakładzie, budowało się dużo mieszkań, lecz potrzeby
były jeszcze większe. Zatrudnienie w owym czasie w Kombinacie Huta Katowice
wynosiło około 30 tysięcy pracowników a potrzeby mieszkaniowe oceniliśmy na 9
tysięcy mieszkań. Huta w tamtym okresie znajdowała się w połowie zdolności
produkcyjnej a w związku z tym zatrudnienie miało jeszcze wzrosnąć.

***

W dalszym ciągu trwa walka o statut i ingerencję Sądu


Wojewódzkiego w Warszawie. Sąd samowolnie wpisał swoje uwagi, ograniczając tym
samych niezależność Solidarności . Złożony wniosek do Sądu Najwyższego o
rozstrzygnięcie po czyjej stronie są racje został rozstrzygnięty w dniu 10.XI.80 r . Sąd
Najwyższy uchylił w całości decyzję Sądu Wojewódzkiego w Warszawie
argumentując swe orzeczenie przekroczeniem kompetencji. Na wniosek Krajowej
Komisji Porozumiewawczej statut został uzupełniony załącznikiem, który stanowi
integralną część Statutu. Załącznik ten zawiera tekst Konwencji nr 87 i 98
Międzynarodowej Organizacji Pracy oraz pierwszą część (pkt 1-7) porozumienia
Gdańskiego.
Krajowa Komisja Koordynacyjna NSZZ Solidarność zaakceptowała
decyzję Sądu Najwyższego i podjęła uchwałę o odwołaniu stanu gotowości strajkowej
wyznaczoną na dzień 12.XI.80 r .
Kolejne poletka walki politycznej realizowanej przez PZPR to
ustawiczne braki towarów w sklepach . Media informowały, że w wyniku strajków
produkcja na tyle spadła, że nie da się w szybkim tempie jej odbudować. Zapominały
tylko, że w Związku członkami byli również pracownicy handlu i to oni informowali o
zakazach sprzedaży artykułów spożywczych. Taki zakaz ograniczał np. ilość
przeznaczoną do sprzedaży. Powoływane specjalne komisje do kontroli z
pełnomocnictwami najczęściej Prezydenta Miasta ujawniały znaczne zmagazynowanie
artykułów spożywczych. Dla zobrazowania pernamętnej wojny z nowym Związkiem
przytoczę fragment artykułu z Wolnego Związkowca autorstwa Andrzeja Krawczyka :

Świńska sprawa

W dniu 24.XI.80 r. otrzymaliśmy telefoniczny sygnał od Pana Leszka


Mejgera zamieszkałego w Siewierzu, że ma kłopoty z odstawieniem do sprzedaży 200
świń o wadze 120-150 kg. Do tej pory zawiadomił kontrahenta to znaczy Dział Skupu
w Olkuszu, który w przeciągu tygodnia odbierał popularne blondynki. Tym razem
niestety tak się nie stało. W dniu 21.XI. pani Zofia Megier powiadomiła telefonicznie
kierownika Działu Skupu p. Cieślika o gotowości sprzedaży 200 świń. Kierownik
wyznaczył termin odbioru na 8.XII.80 tłumacząc, że wcześniej nie może odebrać

24
żywca. Państwo Mejgerowie mają też w tej chwili 200 warchlaków kupionych do
dalszej hodowli. Dla wyżywienia świń, które powinny iść na ubój w wyznaczonym
terminie odbioru potrzeba 16 ton paszy (znany jest kryzys z paszą)......

Czego to dowodziło, czy tylko głupoty wyznaczonych odbiorców, czy


też poleceń partyjnych o tworzeniu pseudo zagrożenia głodowego w obliczu nowego,
które przyszło. A może i jedno i drugie, tak wtedy wyglądała gospodarka państwowa,
marnotrawstwo pracy i środków na każdym kroku . W tych to jesiennych miesiącach,
kiedy świeże plony znajdowały się w spichlerzach nastąpiło gwałtowne załamanie się
rynku żywnościowego do tego stopnia, że załogi W.S.S. ”Społem”, z inicjatywy
swojego komitetu założycielskiego NSZZ „Solidarność” w dniu 29.XI.80 r. zebrani na
naradzie podjęli następującą uchwałę:

„Żądamy od władz państwowych wskazania przyczyn złego stanu


zaopatrzenia społeczeństwa województwa katowickiego, przede wszystkim w żywność i
natychmiastowego podjęcia decyzji dla doraźnego poprawienia sytuacji i określenia
sposobu systematycznej poprawy w tym zakresie. Żądamy także, aby telewizja
umożliwiła wiceprezesowi W.S.S. Społem mgr Edwardowi Wójcikowi przedstawienie
aktualnej sytuacji rynkowej i związanych z tym kłopotów pracowników handlu”.

(Materiał z nr 26 , Wolnego Związkowca z dnia 3.XII.80 r.


Z powyższych treści wynika, że cały czas trwała walka polityczna
politruków PZPR z NSZZ Solidarność, pod której sztandarami zebrali się ludzie,
którzy mieli już dość kłamliwej propagandy i obłudy. W odwecie partia robotniczo-
chłopska wymiotła żywność ze sklepów tłumacząc to osłupiałemu narodowi, że to
wina strajków, które wzniecała i wznieca Solidarność. Prawdziwość tej tezy
przytaczam za Wolnym Związkowcem nr 29 z dnia 13.XII.80 r. gdzie zdesperowana
matka pisze:
„Czytuję pilnie Wolnego Związkowca i bardzo mnie cieszy, że
Solidarność wzięła się ostro i poważnie za wymiatanie brudów z naszego kraju. Cieszy
mnie każde odważne zdanie na temat nieporządków i każda propozycja zmian na
lepsze. Wiem, że zanim nastąpi całkowita odnowa, wiele wody upłynie w
najbrudniejszej Przemszy, a jeszcze więcej w tak samo prawie zanieczyszczonej Wiśle.
Jestem w tej chwili na bezpłatnym urlopie macierzyńskim, a więc czuję
się zwyczajną gospodynią domową. Wybaczcie, że z takiej oto „żabiej” perspektywy
patrzę na świat. I powiem Wam, o czym myślę, gdy puchną mi nogi i ręce mdleją, gdy
stoję w kolejce za swoją ćwiartką masła.
Otóż myślę sobie wtedy, że sprawiłoby mi nieziemską satysfakcję,
gdybym zobaczyła w tym samym ogonku żonę jaśnie pana Grudnia (nie boksera),
panią Stasię (Gierkową), panią Jaroszewiczową... i kiedy tak myślę, od razu
przyjemniej mi się stoi, choć nogi puchną, a dziecko wrzeszczy.
Dziś dowiedziałam się, że w Katowicach zatratowano na śmierć jakiegoś
brzdąca, którego głupiej matce zachciało się kupić osełkę masła... Po tej wiadomości
przysłowiowa krew mnie zalała. Wiadomości nie sprawdziłam, to fakt, ale wiem, do
czego zdolna jest gromada rozhisteryzowanych ludzi,...

25
I następny fragment tamtej rzeczywistości:
Chwała i dziękczynienie naszej ukochanej władzy za to, że w
niezmierzonej swej łaskawości i dobroci z okazji 35-letniego panowania nad nami
oraz zbliżających się świąt Bożego Narodzenia 1980 roku, łaskawie wydała nam
kartki zezwalające na zakup jednej paczki margaryny (0,25 kg).
Ufamy, że fakt ten zostanie dostrzeżony przez historyków i złotymi
głoskami zostanie wpisany w 1000-letnią historię Polski – jako ostrzeżenie dla
następnych pokoleń...

Trafnym podsumowaniem tego tematu niech będzie artykuł Jacka


Cieślickiego pt. Ja w sprawach babci i dekretu, obszerne fragmenty cytuję z nr
5/81(38) Wolnego Związkowca z dnia 16.01.81 r.
„... Chcących uwolnić się do końca ze skutków wieloletniego ogłupiania
przez codzienną prasę, zalecam udanie się na najbliższe targowisko: Gołonóg, Będzin,
itp. Poobserwujcie sobie ludzi starych - i to, czym oni handlują. Na mnie największe
wrażenie robią zawsze staruszki sprzedające pojedyncze opakowania witaminy C,
Vitaralu... Sterałaś babciu swoje siły w najcięższych latach odbudowy i odmawiania
sobie wszystkiego, na konto przyszłych tłustych lat – i co masz teraz z tego?. Rentę ze
starego portfela i możliwość zamiany bezpłatnego lekarstwa na 2-3 kg ziemniaków,
jak ci się poszczęści w handlu. To, że już nie masz sił, ani oczu do czytania, jest
ratunkiem dla tych, którzy cię oszukiwali przez cały twój wiek produkcyjny,
zapewniając o lepszej przyszłości, chwalili – gdy wsiadałaś na traktor wytrząsający ci
bebechy, nagradzali dyplomem – gdy tyrałaś jako notoryczna przodownica pracy, a
później zrujnowali to co wypracowałaś, skazując cię na przymieranie głodem. No bo
cobyś zrobiła, przeczytawszy choćby ten urywek dekretu z dnia 5 października 1972
r. , o zaopatrzeniu emerytalnym osób zajmujących kierownicze stanowiska polityczne i
państwowe oraz członków ich rodzin:
„Osoby pobierające emeryturę na podstawie niniejszego dekretu oraz
członkowie ich rodzin mają prawo do świadczeń w naturze, (...) oraz do zajmowania
nadal użytkowanego mieszkania w zakresie i na zasadach przysługujących im przed
przejściem na emeryturę lub przed uzyskaniem renty rodzinnej”. (...) Członkami
rodziny uprawnionymi do renty – stanowi dekret – są dzieci, wnuki, rodzeństwo,
małżonek i rodzice osoby uprawnionej. Do emerytury i renty określonych dekretem
przysługują dodatki rodzinne dla dzieci, wnuków i rodzeństwa, żony, z tytułu
odznaczeń państwowych i z tytułu zaliczenia do I grupy inwalidów. Tak, tak, ci co
załatwili wprowadzenie tego dekretu z pewnością mieli na celu nie socjalistyczną
sprawiedliwość społeczną, tylko maksymalne obłowienie się i zawarowanie
przywilejów również dla wnuków i pociotków”.

Ale nie tylko polityką, żyliśmy w tamtym okresie. Publikowane były


również wiersze i teksty, które obrazowały tamten okres. Pozwolę sobie zacytować
jeden z wierszy z tomiku, który był rozprowadzany, oczywiście poza zasięgiem
cenzury, wrażenia politycznego nie robił, ale oddawał klimat tamtych czasów. Autor
pod tekstem podpisał się B-COMPLEX.

26
Szoruj babciu

Tam w kąciku stoi wyro nie zasłane


Jeszcze piesek smacznie chrapie na tapczanie
A już cicho ktoś po domu chodzi w kapciach
Po omacku się ubiera dzielna babcia.

Tata wstanie za godzinę bo mu płacą


Ale babcia też się musi przydać na coś
Choć rarytas, już w tym babci siwa głowa
By w łazience zawsze była rolka nowa.

Szoruj babciu do kolejki, pięć po czwartej


Z mlekiem dzwonią już butelki, idź na wartę
Stań w ogonku, cichuteńko jak ta myszka
Niech nie złapie Cię serdeńko znów zadyszka.

Siedemdziesiąt lat ma babcia i nie sarka


To wyczyści, to pokrząta się przy garnkach
I pomodli za pomyślność się jak trzeba:
„Daj nam Boże zdrowia i świeżego chleba”

Leć do sklepu babciu, przywieźli banany


Zabierz tamtą setkę jest pod ręcznikami
Jeśli Ci zabraknie to dołożysz z renty
Wiesz, że wnuczek musi płacić alimenty.

Szoruj babciu do kolejki weź koszyczek


A uważaj bo ruch wielki na ulicach
Do współpracy ruszaj z handlem detalicznym
Nie zapomnij też o maśle dietetycznym.

Babciu droga, jeśli nie ma mydła w kiosku


Ty wymodlisz je u samej Matki Boskiej
Ty wywalczysz świeży serek w sklepie mlecznym
Za to wszystko Ci odpłacą słowem grzecznym.

Jeśli ciężko Ci jest z nami ruszaj z Bogiem


Widokówkę Ci wyślemy na Dzień Kobiet
To co z tego, że Twój złoty krzyżyk sprzedasz
Przecież sama sobie bez nas rady nie dasz.

Szoruj babciu po kolei zlew i wannę


Zostaw masło, jadaj kleik albo mannę
Pierz skarpetki, kurze ścieraj, jadaj dżemy

27
I broń Boże nie umieraj bo zginiemy.

W całym Związku, po zatwierdzeniu ordynacji wyborczej na wszystkich


szczeblach odbywają się demokratyczne wybory do władz. W Hucie Katowice
stosownie do uzgodnień rady Przedstawicieli Wydziałowych, trwała kampania
wyborcza na poszczególnych wydziałach, której celem był wybór - Przewodniczącego
Komisji Wydziałowej i zarządu oraz delegatów na zebranie zakładowe.
Dnia 9.01.81 r. takie zebranie odbyło się na Wydziale Pomiarów i
Badań Elektrycznych E 53 na, którym pracowałem i od pierwszych dni strajku
organizowałem Solidarność. Wydział nie był liczny ale jak na tamte czasy rekrutował
wykształconą załogę, średnie wykształcenia było tu normą. Wydział liczył około 120
osób z czego 77 należało do Solidarności. W zebraniu uczestniczyło 58 członków
Związku. Głosami 40 członków zostałem wybrany na Przewodniczącego Komisji
Wydziału E-53, jak i na delegata na zebranie Komisji Zakładowej, powołany został
również zarząd Komisji Wydziałowej. Obserwatorem na to wyborcze zebranie jak
zawsze był członek Komisji Zakładowej i jego podpis na protokole gwarantował, że
wybory odbyły się w sposób demokratyczny i zgodny z uchwaloną ordynacją
wyborczą, przez radę delegatów wydziałowych . Na moim Wydziale obsługę zebrania
powierzono Włodzimierzowi Pajdakowi. Wszystko odbyło się zgodnie z ordynacją
wyborczą i w sposób demokratyczny zostałem wybrany na Przewodniczącego NSZZ
„Solidarność” Komisji Wydziałowej Wydz. E53, na dwuletnią kadencję. Następnego
dnia już pod moim przewodnictwem ukonstytuował się Zarząd KW z wyznaczonymi
kompetencjami każdego członka. Po zakończonych wyborach na wydziałach oraz
samodzielnych kołach Związku została wyznaczona data wyborów Zakładowej
Komisji NSZZ „Solidarność” na dzień 21.01.81 r.

***

Ponieważ wcześniej zostałem powołany do Zakładowej Komisji


Mieszkaniowej i pełniłem tam funkcję sekretarza z oczywistych względów mniej
poświęcałem czasu Związkowi. Związek w tym okresie już wyraźnie okrzepł, powoli
stawał się instytucją publiczną. Natomiast ja miałem bardzo dużo pracy w komisji
mieszkaniowej. Przede wszystkim musiałem zmienić całą strukturę i funkcjonowanie
całego podległego mi zespołu ludzi z różnych ugrupowań związkowych i partyjnych.
Stała współpraca z DN i jego służbami pozwalała mi na wnoszenie zmian, które DN
wydawał jako zarządzenia tak, by wyeliminować a, przynajmniej ograniczyć do
minimum korupcję przy przydziałach mieszkań. Wprowadziłem zasadę, że ZKM nie
przydziela indywidualnie mieszkań, jak było dotychczas. Doprowadziłem do
powołania Wydziałowych Komisji Mieszkaniowych, które to ustalały listy
oczekujących na mieszkania. Listy te były przekazywane do ZKM i deponowane w
Dziale Mieszkaniowym, miałem więc stały wgląd w te listy. Z tych list
sporządzaliśmy listę zbiorczą, która obrazowała potrzeby mieszkaniowe. A potrzeby te
były ogromne, szacunkowo potrzeba było około 9 tysięcy mieszkań. Stąd też zaświtała
w mojej głowie myśl, o powołaniu spółdzielni mieszkaniowej i tej sprawie

28
poświęcałem mnóstwo czasu i energii. Do tej koncepcji musiałem przekonywać wielu
ludzi począwszy od moich kolegów ZK NSZZ „Solidarność”, dyrekcję, poprzez
Prezydenta Miasta i dalej Wojewódzki Zarząd Spółdzielni Mieszkaniowych w
Katowicach skończywszy na Centralnym Związku Spółdzielczości Mieszkaniowej i
Budownictwa w Warszawie. Wszędzie pisma, uzasadnienia itp. Po wielu miesiącach
gigantycznych wysiłków i pomocy Ministra Hutnictwa Zbigniewa Szałajdy
otrzymaliśmy potrzebne zgody. Zanim to nastąpiło, trwały prace nad statutem
spółdzielni. Był to ogromny wysiłek, bardzo duży wkład wniosła dyrekcja kombinatu,
wyznaczając do tego celu niektórych pracowników z działu organizacyjnego z Janem
Mazurkiewiczem na czele. W wyniku dyskusji i wytężonej pracy powstał statut.
Spółdzielnia przyjęła nazwę Międzyzakładowa Spółdzielnia Mieszkaniowa
„Metalurg”. Jedną z ostatnich czynności organizacyjnych, było zwołanie
Zgromadzenia Założycielskiego, które dnia 23.11.81 r., jednogłośnie wybrało mnie na
Przewodniczącego Spółdzielni i zatwierdziło komplet dokumentów do rejestracji w
Sądzie Rejonowym w Katowicach. Statut Spółdzielni, o tyle był niezwykły, że
przewodniczącego wybierało Walne Zgromadzenie. Do tej pory, we wszystkich
spółdzielniach przewodniczącego wybierała rada nadzorcza. Był to bardzo wygodny
zabieg dla PZPR. Na posiedzenie rady nadzorczej przychodził sekretarz PZPR
dowolnego szczebla, miasta lub gminy i przynosił teczkę a w niej nazwisko, mówiąc –
towarzysze ten człowiek, jest najbardziej odpowiedni na prezesa. I Rada Nadzorcza to
akceptowała. Tak było, a tu nagle powstaje spółdzielnia i ma sobie za nic towarzyszy.
Jak się później miało okazać, był to największy problem w działalności spółdzielni.
Ostatecznie Spółdzielnia została zarejestrowana 12.12.81r., tuż przed stanem
wojennym. Data rejestracji prawdopodobnie nie była przypadkowa.
Jak powszechnie wiadomo, w nocy z 12 na 13 grudnia, Rada Państwa
proklamowała Stan Wojenny na terytorium całej Polski Ludowej, nastąpiły masowe
aresztowania i represje działaczy Solidarności. Nastały czasy bezprawia, junta
Jaruzelskiego niszczyła wszystko co miało jakikolwiek związek z Solidarnością.
Najpierw jeszcze w areszcie SB podsunęła mi pismo do podpisu, na mocy, którego
zrzekam się przewodniczącego zarządu spółdzielni, w zamian za pozostawienie mnie
w zarządzie. Pisma nie podpisałem wobec tego CZSBM w Warszawie mocą uchwały
z dnia 4 maja 82 r , odwołała mnie z funkcji. Pismo podpisał prezes zarządu Stanisław
Kukuryka. Była to oczywiście bezprawna decyzja, od której się odwołałem. Za kilka
tygodni prezes Kukuryka został ministrem budownictwa i w czerwcu 82 r odwołał
mnie, zarzucając mi popełnienie przestępstwa, oczywiście nie precyzując jakie.
Decyzja była przede wszystkim podstawą do dokonania zmian w rejestrze sądowym, a
później do dokonania zmian w statucie, tak by „Metalurg” pozostał w nurcie
wszystkich spółdzielni.
Z ustaleń, jakie zapadły jeszcze przed rejestracją spółdzielni, po
rejestracji w sądzie, miał nastąpić podział zasobów mieszkaniowych istniejącej już
Spółdzielni Mieszkaniowej „Lokator”, w taki sposób, że część zasobów
mieszkaniowych w której mieszkali pracownicy Huty Katowice, które powstały
podczas budowy huty, miała przejąć Spółdzielnia Mieszkaniowa „Metalurg”. Metalurg
miał być spółdzielnią budującą mieszkania, a Lokator miał być spółdzielnią
administrującą sowimi zasobami. Tym planom, niestety przeszkodził stan wojenny. Po
moim aresztowaniu a później bezprawnym usunięciu z zarządu, Metalurg stał się

29
jedynie maleńką nic nie znaczącą spółdzielnią, funkcjonującą na granicy swoich
niewielkich możliwości.

***

Nadszedł dzień 21.01.81. i o godzinie 14 rozpoczęło się zebranie


delegatów, którzy mieli wybrać Komisję Zakładową NSZZ „Solidarność” Huty
Katowice. Na świetlicy EC (elektrociepłownia), zebrało się 108 delegatów na 117
mandatów, oraz zaproszeni goście. Zebranie otworzył Andrzej Grzybowski, który był
przewodniczącym ustępującego zarządu KZ, a którego to zebrani wybrali na
przewodniczącego zebrania, ponieważ oświadczył, że nie zamierza kandydować do
przyszłego zarządu KZ. Wybrana została Komisja Organizacyjna w ilości 5 osób,
której zostałem przewodniczącym.

Ja również nie zamierzałem kandydować do zarządu KZ, gdyż pracy w


ZKM miałem bardzo dużo a przede wszystkim chciałem zarejestrować Spółdzielnię
Mieszkaniową. Andrzej Grzybowski przystąpił do prezentacji kandydatów do zarządu,
którzy musieli spełnić wymóg, przynajmniej 100 podpisów na swoją kandydaturę.
Byli to A.Rozpłochowski , B. Borkowski , A. Karpierz , S. Mandziej , J. Kilian , J.
Cieślicki , E. Gawarecki , Z. Dadok , W. Jankowicz , J. Jania , Ewa Bogdan . Dalsze

30
kandydatury wraz z uzasadnieniem padały z sali, byli to: A. Brodowski , W. Pajdak , J.
Kwatera , H. Grzelakowski , M. Stępniak , W. Marusiński , K. Rutkowski , A.
Kusznier , Z. Chachuła , Z. Sobolewski , Z. Danecki , E. Maksymowicz , A.
Dylewski , J. Musiał , K. Janikowski , W. Markiewicz , J. Wyżykowski , Z. Smoła ,
M. Mateusiak , H. Renert , J. Podsiadło i R. Czapczyk . Część z wymienionych
kandydatów sama zrezygnowała do kilku padły zastrzeżenia z sali. Podczas
sporządzania list przez Komisję Organizacyjną wszystkich zgłoszonych kandydatur,
każdy z kandydatów do władz KZ miał możliwość zaprezentowania swojego
programu. Ustalono 9-osobowy skład zarządu KZ i każdy delegat mógł głosować na 9
osób z listy wszystkich kandydatów uszeregowanych alfabetycznie.

na fotografii, od lewej: Zenon Chachuła, Mieczysław Brodowski, Władysław Bożek,


pozostałych nazwisk niestety nie pamiętam.

W trakcie sporządzania listy wyborczej wymienieni kandydaci


prezentowali swoje programy na, których skupią się w działalności związkowej.
Przytoczę wypowiedź Jacka Kiliana, która najwymowniej określała zadania jakie
czekały Związek, a oto ona:

Uważam, że jedność naszego Związku jest podstawowym warunkiem


naszego powodzenia w działalności. Należy jak najszybciej doprowadzić do silnego
regionalnego Związku, bez konfliktów i animozji. Jastrzębie, Bytom, Katowice winny

31
stanowić jeden skonsolidowany region. Utrzymanie sztucznego podziału na dłuższą
metę może stanowić dla nas realne niebezpieczeństwo rozbicia naszego ruchu. Drugą
nie mniej istotną sprawą jest pilnowanie interesu, każdego z naszych członków. Ludzie
przyjmujący członkostwo naszego Związku zawierzyli nam – działaczom. Należy
baczyć na to, aby tej wiary nie stracić. Godność robotnicza winna być oczkiem w
głowie przyszłego naszego Związku, który mamy tu na tej sali wybrać. Wiąże się to
również z warunkami życia naszej załogi. Chciałbym w swoim przyszłym działaniu
zwrócić istotną uwagę na sprawy zarówno płacowe naszej załogi jak i całą sferę
spraw godziwego wypoczynku, kultury itp. Wielu moich przedmówców poruszyło
kwestię przyszłego samorządu robotniczego. Jestem za samorządem będącym ściśle
związanym z naszą organizacją, która jest wyrazicielem opinii zdecydowanej
większości naszej załogi. Jako organizacja nie możemy rościć sobie praw do kontroli
działalności naszego kombinatu. Takie prawa może nam dać samorząd robotniczy, w
którym jako Solidarność bylibyśmy reprezentowani w większości takiej w jakiej
znajdują się stosunki do całej załogi.

Była to najciekawsza wypowiedź, Jacek skupił się na działalności


związkowej. Pozostali kandydaci swoimi wypowiedziami nie wzbudzili entuzjazmu
delegatów, nawet Andrzej Rospłochowski niekwestionowany lider tamtego okresu nie
poruszył delegatów, Andrzej był bardziej politykiem niż związkowcem. Wielkie
zasługi należą się mu za dobrze prowadzone rozmowy z Komisją Rządową, potrafił
wykorzystać do maksimum wahania czy nie precyzyjne wypowiedzi rozmówców i
przedstawicieli rządu. Ale wróćmy do wyborów.
Po przygotowaniu list wyborczych i po prezentacji wszystkich
kandydatów nastąpiło tajne głosowanie. Wyniki głosowania były następujące: Henryk
Grzelakowski – 78 głosów, Jacek Kilian – 70 głosów, Jacek Cieślicki – 64 głosy,
Bogdan Borkowski – 64 głosy, Krzysztof Rutkowski – 55 głosów, Stanisław Mandziej
– 51 głosów, Zenon Chachuła – 48 głosów, Włodzimierz Pajdak – 46 głosów i Antoni
Kusznier – 39 głosów, ci wszyscy koledzy zostali członkami zarządu ZK NSZZ
„Solidarność”. Warunkiem kandydowania do wyboru na przewodniczącego KZ było
uzyskanie minimum 50% głosów + 1 i oczywiście wyrażenie takiej chęci przez
kandydata. Najwięcej głosów uzyskał Bogdan Borkowski – 37 głosów oraz Jacek
Kilian 30 głosów, ponieważ żaden z nich nie uzyskał niezbędnego minimum,
głosowanie trzeba było powtórzyć ale w tej turze startowało już 2 kandydatów z
największą liczbą głosów, byli to Bogdan Borkowski i Jacek Kilian. Ostatecznie
Przewodniczącym Zakładowej Komisji NSZZ „Solidarność”, został wybrany Jacek
Kilian, na którego głosowało 52 osoby. Wiceprzewodniczącym Henryk Grzelakowski,
który w wyborach do Zarządu uzyskał największe poparcie.
Wybory odbyły się zgodnie z ordynacją wyborczą, którą zatwierdzili
przedstawiciele wydziałowi. Z zaproszenia niestety nie skorzystali przedstawiciele
komunistycznych mediów „Regionalna TV” i „Trybuna Robotnicza”, a szkoda. Był to
pokaz prawdziwej demokracji, każdy z delegatów mógł się wypowiedzieć.
Zgromadzenie delegatów zakończyło się późno w nocy, protokół z wyborów
podpisałem dopiero następnego dnia.

32
na zdjęciu, od lewej: Andrzej Grzybowski, Zenon Chachuła, Władysław Bożek

Był to pokaz demokracji w tamtym okresie. W ślad za nami poszły ZZH


i PZPR. O ile w ZZH nastąpiły niewielkie zmiany, to w PZPR nastąpiło istne
trzęsienie ziemi, do głosu doszli młodzi ludzie. Sekretarzem KZ PZPR został wybrany
Stanisław Kalman.

***

Dalsze umacnianie Związku, to przede wszystkim prasa ukazująca się


poza zasięgiem cenzury, ale nie mająca jeszcze szerokiego zasięgu społecznego.
Ciągłe niewybredne ataki komunistycznych mediów zmusiły Związek do takich
działań, by nasz głos docierał do większej liczby ludzi. W związku z tym w dniach 24
i 25 stycznia 1981 roku w Hucie Katowice odbyła się Ogólnopolska Konferencja Pism
Regionalnych NSZZ „Solidarność”. Uczestniczyło w niej 23 redakcje. W czasie obrad
przedstawiono stosunek władz państwowych do pism Solidarności. Obradom
przewodniczył przedstawiciel KKP Andrzej Gwiazda. Omówiono projekt utworzenia
Prasowej Agencji Solidarności. Uchwałę tą prezentuję za nr 7/(40) Wolnego
Związkowca z dnia 28.stycznia 1981 roku:

33
My przedstawiciele pism regionalnych zebrani w Hucie Katowice
powołujemy Agencję Prasową Solidarności „AS” jako niezbędne ogniwo
prawidłowego funkcjonowania prasy i służb informacyjnych NSZZ Solidarność. Dla
bieżącej kontroli i koordynacji prasy AS-u powołujemy 5-osobową radę nadzorczą,
która przekazuje swoje wnioski redakcjom co trzy miesiące.... Na redaktora
Naczelnego AS powołujemy Helenę Łuczywo. W dalszej części komunikatu podano
sposoby komunikowania się i natychmiastowe przekazywanie ważnych informacji za
pomocą telexu.

Była to bardzo ważna decyzja Związku. Nawet w najmniejszej


miejscowości jakieś wydarzenie nie pozostawało bez echa, cała Polska natychmiast o
tym wiedziała. Była to bardzo skuteczna broń przed szowinizmem komunistycznej
prasy i mediów. Walka trwała o wszystko, rząd wprowadza tzw. małą reformę,
polegającą w głównej mierze, na zagonieniu ludzi do pracy, wprowadzając fundusze
bazowe polegające mniej więcej, na tym aby płaca rosła wolniej niż wzrost
wydajności. Do tego doszły wolne soboty, gdzie nastąpił klincz, podpisane
porozumienia o wszystkich wolnych sobotach, rząd odkładał na bliżej nieokreślony
czas.
Tuba komunistycznej prasy „Trybuna Robotnicza” nr 243 z 10.11.80 r.,
tak to relacjonowała:
„Proces stopniowego skracania czasu pracy, zapoczątkowany został
1972 roku w wyniku realizacji uchwał VI Zjazdu Polskiej Zjednoczonej Partii
Robotniczej. W tym roku obowiązuje 16 dodatkowych dni wolnych od pracy.
Możliwość otrzymania dodatkowych dni wolnych do pracy uzależniona jest od
wykonania zadań planowanych przez zakłady pracy”.

Według propozycji rządu PRL, co roku miało być więcej wolnych sobót
o dwie, przy 8,5 godzinnym dniu pracy. Jak skrzętnie to policzyła Solidarność, mimo
wzrostu wolnych sobót, liczba godzin pracy stale by rosła, do tego stopnia, że 1998 r
przy wszystkich wolnych sobotach liczba godzin pracy wzrosłaby o długość urlopu.
Prasa Solidarności pisała: gdzie byliście koledzy w 1980 r.
Propozycja Solidarności to 8 godzinny dzień pracy i wszystkie wolne
soboty.
Każde podpisane porozumienie stawało się podstawą do konfrontacji z
rządem, przytoczę tu przemówienie Lecha Wałęsy wygłoszone 23.01.81r. na
posiedzeniu Sekretariatu Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność”,
przedruk z Wolnego Związkowca nr 8(41) z dnia 30 stycznia 81 roku:

Komisja Krajowa opowiedziała się zdecydowanie aby 24 stycznia był


wolnym dniem od pracy. Jednocześnie informujemy, że wszelkie rozmowy, a było ich
cztery, nie doprowadziły do rozwiązania w tym temacie. Do momentu, w którym
związek nasz nie porozumie się z rządem, wszystkie następne soboty będą wolne.
Dlatego też szczególnie 24 stycznia należy rozwinąć szeroką akcję propagandową
wśród członków związku, aby nie podejmować w tym dniu pracy. Trzeba rozumieć ten
problem, że nie chodzi tylko o wolne soboty, lecz o wiele punktów Porozumienia, które
nie są realizowane, względnie źle realizowane, nie w pełni realizowane. Rząd zrobił to

34
bardzo wygodnie i bardzo ładnie. Tym razem rząd chciał udowodnić, że związek
Solidarność i członkowie jego, kadra kierownicza jest niedojrzała nieodpowiedzialna i
nie rozumie trudnej sytuacji gospodarczej. To jest bardzo wygodne stanowisko, to jest
bardzo ładne stanowisko, rząd robi to bardzo ładnie. My musimy jednak pamiętać, że
nie o to chodzi. My rozumiemy trudną sytuację, my wiemy ,że są kłopoty, ale my
również wiemy, że nas jest co najmniej dziesięć milionów. Dziesięć milionów
członków, z którymi powinno się rozmawiać, z którymi powinno się liczyć, których nie
należy dzielić. A wszystko zmierza do tego, abyśmy się podzielili. Podzielili w
wygodnym miejscu dla rządu- właśnie o sobotę chodzi. Bo na inne tematy ten rząd nie
jest w stania konstruktywnie dyskutować nawet, bo nie ma argumentów. Tu ma
argumenty, że nieodpowiedzialni jesteśmy i tu można pokazać nasze błędy. My nie
mamy gdzie się wytłumaczyć, ale jednak nawet i w tym temacie mamy możliwości
tłumaczenia, bo mówimy, że wcześniej minister wystąpił z propozycjami, które nie były
w ogóle dyskutowane i uzgadniane. A więc widać, że rząd nie chce nas akceptować i
nie chce z nami rozmawiać. Wybiera tylko manewry wygodne dla siebie. Dlatego
teraz, tym bardziej szczególnie musimy o tym pamiętać, że to jest wygodne dla rządu,
że to zmierza do rozbicia naszego związku, właśnie w tym temacie, bo na innych
tematach nie damy się ugiąć. Jeśli to zostanie zrozumiane, jeśli to zauważymy
wszyscy, to dojdziemy do wniosku, że nie wolno tym razem nam się cofnąć, nie wolno
nam się podzielić, bo następne podziały będą już w innych tematach. Dlatego też ja,
jako Lech Wałęsa proszę o to, żeby tym razem wszyscy zrozumieli-24-tego nie idziemy
do pracy...

PZPR też zwierała szeregi, twardogłowi po chwilowej odwilży powoli


przejmowali stery rządów krajem. Jaruzelski zostaje premierem, przewodnia siła
narodu PZPR powierzyła mu ten urząd i w ten sposób został: I sekretarzem PZPR,
ministrem obrony narodowej i teraz premierem. Był panem i władcą wszystkiego i
wszystkich. W swoim inauguracyjnym wystąpieniu prosił o 90 spokojnych dni, apel
ten kierowany był pod adresem Solidarności. Jednak idee Solidarności powoli
zyskiwały szersze uznanie. W środkach masowego przekazu, i w szeregach PZPR
pojawia się niepokój.
Pozwolę sobie zacytować wypowiedź Józefa Klasy, kierownika
Wydziału Prasy Radia i TV Komitetu Centralnego PZPR adresowaną do dziennikarzy,
cytat zaczerpnięty z Wolnego Związkowca nr 9(42) z dnia 4 lutego 1981r:
„chciałbym tu powiedzieć z całą otwartością, że mamy spore kłopoty
głównie w radio i telewizji. Personel techniczny radia i telewizji jest całkowicie
przynależny do Solidarności. W niektórych ośrodkach w 100%. Oni nie mają wpływu
na program, ani w obsadę personalną, ale mają wpływ czasem dość nieprzyjemny na
klimat...,...natomiast jasno stawiamy sprawę, że Solidarność w prasie, radio i telewizji
nie może mieć żadnego wpływu, ingerować nie może w program, ani w obsadę
personalną...”.

I tutaj mała dygresja- konstytucja PRL mówiła w tym zakresie, „środki


masowego przekazu są własnością całego narodu i jako takie winny być wyrazicielami
całego społeczeństwa”.

35
Teraz może z innej dziedziny. Pozwolę sobie zacytować fragment
wypowiedzi posła na sejm PRL-u, Bernarda Kuś, cytat z Panoramy nr 5 z 1 lutego
1981 roku:
Poseł Bernard Kuś zastrzegając się, że nie zawsze rozumie meandry
wskaźników projektu planu, powiada iż nie może zrozumieć jako działacz ZSL-u rzeczy
nawet tak prostych jak: dlaczego posiadając trzecie miejsce w Europie w produkcji
mleka, przed RFN, nie mamy ani mleka, ani masła. W RFN istnieje problem
niezbywalności góry masła i suchego mleka, a u nas po kostkę masła stoją stuosobowe
kolejki. Mieliśmy kontynuuje poseł, nieurodzaj ziemniaków, fakt. Aleśmy ich jednak
zebrali 26 milionów ton. W RFN zebrali ich 6 mil. ton, ludności mają dwa razy więcej
i my od nich kupujemy mąkę ziemniaczaną. Gdzie jest, pyta poseł zwykła słonina,
skoro zupełnie nieźle wyglądają aktualne dane z punktów skupu?. Mieliśmy w tym
roku dwa razy więcej rzepaku – gdzie są oleje?.

Słowo korupcja, dziś tak popularne i zaciekle zwalczane w sporach, nie


znalazło się przypadkiem w naszym słownictwie i życiu. Pozwolę sobie zacytować
artykuł Jerzego Milanowicza z Wolnego Związkowca nr 10/81 (43) z dnia 12 lutego
1981 roku:
„Bagno – określenie, które padło z ust Lecha Wałęsy, słyszałem na
ulicach Bielska dość często. Podwożona przez nas do pracy pielęgniarka Szpitala
Miejskiego ze łzami w oczach mówiła o malwersacjach miejscowych notabli Mówiła o
wywłaszczeniach prawowitych właścicieli domów jedynie po to by po uzupełnieniu za
społeczne pieniądze do stanu pełnego komfortu odsprzedać je ratalnie (pierwsza
wpłata 10%) z 30% bonifikatą odpowiednim „zasłużonym” dla województwa osobom.
Pani ta ze łzami mówiła o wyposażeniu przedpokoju tow. I sekretarza PZPR Komitetu
Miejskiego za sumę 218 tyś. zł. (równowartość mniej więcej Fiata 125p, przypisek
autora) zapłaconą bynajmniej nie z prywatnej kiesy pani sekretarz, przeciwstawiając
temu swoje 2 600 zł. Pensji, 36 m kwaterunkowe mieszkanie, w którym gnieździ się z
trójką dzieci. Raport komisji mieszkaniowej ds. zarzutów stawianych 31 osobom z
terenu Podbeskidzia liczy 156 stron maszynopisu, w całości zarzuty te potwierdził.
Malwersacje uszczupliły skarb państwa o sumę 400 mln zł. I co?. Ano nic. Radni WRN
Bielska Biała najspokojniej udzielili votum zaufania dla pana wojewody w stosunku
do którego padło najwięcej zarzutów. Może to świadczyć tylko o rozmiarach korupcji
w tym regionie. Najczęściej słyszałem zdanie na ulicach Bielska jest pytanie-jak długo
jeszcze?. Jak długo społeczeństwo egzystować będzie obok towarzysko adoratorskich
klik, upewniających się z każdym dniem coraz bardziej o swojej bezkarności. Bo też w
tak pojętej odnowie włos z głowy spaść im nie może.

Te 90 spokojnych dni, to była prowokacja mająca na celu


kompromitowanie Solidarności w oczach społeczeństwa tak polskiego jak, przede
wszystkim w oczach bratnich krajów z ZSRR na czele, tam przecież cały czas trwała
nagonka, na to, co się działo w Polsce. Elementy wywrotowe siłą przejmowały
władzę, taka powszechnie panowała opinia. Niektóre bratnie kraje nawet chciały
udzielić braterskiej pomocy naszym towarzyszom, szczególnie Czechosłowacja. Naszą
jedyną obroną tu w kraju, była ukazująca się poza zasięgiem cenzury prasa, gdzie
wyjaśniano precyzyjnie wszystkie za i przeciw mechanizmom zniewolenia. Takim

36
dobrym przykładem był artykuł Jacka Cieślickiego w Wolnym Związkowcu nr
12/81(45) z dnia 26 lutego 1981 roku.

Pozwolę sobie zacytować go w całości:

Prasa pisze, że mamy już kilku pod kluczem, chyba wszystkich


największych wrogów PRL, PZPR, ZSRR, Rządu, socjalizmu, społeczeństwa i sojuszy-
z Leszkiem Moczulskim na czele, ma być tego około 9 dorodnych sztuk. Moglibyśmy
więc teraz my wszyscy ,cała społeczność 35.999.991 socjalistów, spać sobie spokojnie
w naszej socjalistycznej ojczyźnie, gdyby nie natrętna ciekawość: a jak to właściwie
jest na Zachodzie, że ichnia władza pozwala legalnie działać partiom
komunistycznym?. To się przecież w głowie nie mieści (zwłaszcza wypchanej
„Trybunie Robotniczej), że tam, gdzie ludzie ponoć są najbardziej zniewoleni, można
legalnie dążyć do zmiany ustroju na wyraźnie lepszy, np. taki jak nasz. Jednak jest to
prawda – po prostu tam rządząca burżuazja cieszy się zaufaniem i poparciem
większości społeczeństwa, dlatego nie zabrania opozycyjnym partiom i partyjkom
pyskować na temat popełnianych przez siebie błędów – ile tylko zechcą. Mało tego,
tamta burżuazja jest tak chytra, że nawet potrafi wykorzystać krytykanctwo rodzimych
komunistów do ciągłego ulepszania kapitalizmu. Z jednej strony to dobrze, bo gnijący
kapitalizm naciągałby nas na pożyczki – ale z drugiej strony to źle, że nie mamy takiej
burżuazji...
A co jest u nas, czy nasze społeczeństwo też popiera swoją przewodnią
siłę i jej program?. Oczywiście, że tak, świadczą o tym wyniki wszystkich
dotychczasowych wyborów, bodajże 99,91% za. Możemy więc być spokojni o to, że
gdyby kiedyś CIA wręczyła tej dziewiątce nawet po jednym czołgu, samolocie i
opancerzonym kajaku – to i tak mogliby oni tylko skoczyć nam na pedał. Nam, to jest
społeczeństwu, od lat opowiadającemu się za socjalizmem. Cóż więc to jest za wróg,
jeśli trudno brać go poważnie?. Kto konkretnie uważa (dawać mi tu nazwiska, adresy,
kontakty), że właśnie oni są tymi wrogami socjalizmu, którzy tak namacalnie rozłożyli
nas społecznie, gospodarczo i politycznie?. Czy to właśnie ta dziewiątka ośmieszyła
nas w oczach całego świata swą dynamicznie pryncypialną działalnością?. Kto
konkretnie nie chce wypuścić tych ludzi z więzienia, dlaczego toczy się śledztwo
przeciwko Komitetowi Samoobrony Społecznej „KOR”?. Chyba tylko dlatego, że
prawdziwi wrogowie prawdziwego socjalizmu nie mają czym innym odwracać od
siebie uwagi społeczeństwa, chyba tylko dlatego, że ci ludzie od lat krzyczą: KRÓL
JEST NAGI!!!. Co po przełożeniu z bajki na polski oznacza: marząc o socjalizmie
zbudowaliśmy ersatz-socjalizm, raj Właścicieli Polski Ludowej... Ciekawe, kto się tak
obawia, że rozpowszechnianie poglądów wrogów ersatz-socjalizmu może spowodować
to, iż po prostu społeczeństwo masowo im przytaknie, otwarcie i dobitnie. Byłoby to
więc przytaknięcie bardzo skuteczne na wszystkich ersatz-socjalistów, cykliczne
zasłaniających społeczeństwu oczy odnawianymi reformami.
Nasze władze nie mają obecnie powszechnego zaufania i poparcia
społeczeństwa, chcąc nie chcąc powinny się więc dostosować do obecnej sytuacji, dla
dobra swojego i nas wszystkich. Powinny zaprzestać walki z tymi 9 wiatrakami i
zabrać się za oczyszczenie własnego szamba – raz wreszcie zrobić tę robotę dobrze i
do końca – a nie wciąż dreptać raz w tę, a raz w drugą stronę...

37
Jesteśmy już wszyscy zmęczeni tym nieudolnym dreptaniem,
doprowadzeni prawie do ostateczności ciągłymi błędami, wypaczeniami i odnowami,
kręcącymi się od lat na karuzeli stanowisk. Rośnie w nas od lat niewiara w sens
patriotyzmu, pracy, obywatelskich obowiązków. Czujemy się oszukani, bo przez tyle
lat pracowaliśmy ofiarnie, wykonując i przekraczając plany, uważając się za
Budowniczych Socjalizmu- a okazało się, że byliśmy tylko ogłupionymi przez
propagandę parobkami na folwarku Szkodniczych PRL. Ten stan społecznego
zniechęcenia nie może się przedłużać, bo upadamy jako państwo i jako naród. Musimy
więc po raz czwarty wykrzesać z siebie zapał i siły, a właściwie ich resztki, na
rozpoczęcie od nowa budowy socjalizmu.
Przed rozpoczęciem tej budowy, Partia i Rząd muszą jednak najpierw
wyeliminować ze swych szeregów ersatz-socjalistów, bo inaczej znowu cała para z
naszego wysiłku pójdzie na gwizdek partyjnej propagandy i konta bankowe
prominentów. To jest warunek konieczny dla zapoczątkowania odzyskiwania przez
władze zaufania społeczeństwa.
Na razie upłynęło dopiero kilka z tych „90 dni Jaruzelskiego”, zaszły
już jednak pewne zmiany. Ewentualną ich doniosłość, czy też kierunek, wykaże prosty
sprawdzian: stanowisko obecnej ekipy rządowej względem więźniów politycznych,
rolników indywidualnych, cenzury i Solidarności. 90 dni to bardzo mało, wiemy że
Klub Właścicieli Polski Ludowej potężniał przez prawie 13 000 dni, ale sądzę, że w
razie potrzeby „Solidarność” pomoże premierowi Jaruzelskiemu nawet odszukać
latarnie, na których już kiedyś lud warszawski wieszał zdradziecką magnaterię. Niech
by tylko premier wyraził takie życzenie.

Jacek, jak się później okazało miał za ten artykuł poważne kłopoty z
prokuraturą i bezpieką. Te 90 spokojnych dni Jaruzelskiego, to nie był czas
przeznaczony na pracę, nad niezbędnymi reformami gospodarczymi i społecznymi, ale
intensywne przygotowania do likwidacji Solidarności. Związek Radziecki a przede
wszystkim jego polit-biuro mając w Polsce setki szpiegów i do dyspozycji nasze
służby specjalne, doskonale orientował się w sytuacji politycznej. Wyolbrzymiane
trudności polityczne, prezentowane przez Jaruzelskiego oczami Moskwy nie były takie
straszne. Ludzie, przywódcy Solidarności pod żadnym pozorem nie próbowali w
najmniejszym stopniu ograniczać bądź sięgać po władzę. To była mądrość tamtego
pokolenia. Ustrój był nie zagrożony, mało tego Solidarność ten ustrój polityczny
akceptowała, znane było powszechnie hasło „socjalizm tak, wypaczenia nie”, głosili
go nawet postępowi komuniści. Cały postępowy świat to doceniał, dlaczego Moskwa
miałaby tego nie rozumieć.

***

Największym jednak orędownikiem dokonujących się przemian w


Polsce był nasz rodak Karol Wojtyła, Papież, Jan Paweł II, który dobrze był
informowany o tym co się działo w kraju a który całym sercem popierał nasz ruch.
Nikt, tak jak on, nie był w stanie zrozumieć, dążeń do wolności i swobód
demokratycznych i obywatelskich jego rodaków. Doskonale wiedział jaki system
polityczny nam siłą narzucono, ilu wspaniałych ludzi po wojnie oddało życie broniąc

38
wolności i godności Polaka. Powszechnie znane są jego wystąpienia do przywódców
krajów demokratycznych i nawet do Moskwy, w których apelował o poszanowanie
aspiracji ludzi pracy w Polsce. Tak to się w tamtym okresie ułożyło, że cały
postępowy świat na czele z Papieżem Polakiem stanął w obronie zdobyczy polskich
robotników. Czy to rozumieliśmy?, tak publiczne wystąpienia przywódców
Solidarności, cechowała rozwaga, każdego wypowiadanego słowa, nawet na
spotkaniach w ścisłym gronie, omawiane były sprawy organizacyjne, w jaki sposób w
tej bardzo trudnej sytuacji gospodarczej pomóc ludziom. Nikt, nawet w najmniejszym
stopniu nie myślał o odsunięciu komunistów od władzy. Zdawaliśmy sobie sprawę z
tego, że przejęcie władzy to zmiana systemu politycznego, powszechna przecież była
niechęć do komunistów. Protestowaliśmy a jakże, ale przeciwko ogłupiającej
propagandzie w mediach, które nie szczędziły nam poniżającej krytyki. Odpowiedzią
na tego rodzaju praktyki były biuletyny związkowe ukazujące się poza zasięgiem
cenzury, w których tłumaczyliśmy ludziom jaka jest prawda. Cała przecież ówczesna
prasa, radio i telewizja na czele z dziennikiem telewizyjnym była pod kontrolą PZPR,
która za pomocą towarzyszy dziennikarzy, atakowała nas bez pardonu. I przeciwko tak
zorganizowanej armii sługusów, my wystawialiśmy, to nawet nie armatki, ale stare
zardzewiałe karabiny, w postaci zakładowych biuletynów. Była to nasza jedyna broń,
by wykrzyczeć prawdę, minioną i dzisiejszą, rozumianą przez przeciętnego człowieka.
Prawda ta spędzała sen z powiek miejscowym sekretarzom PZPR i bezpiece.
Powstała nowa jakość w informowaniu społeczeństwa prawda ekranu i prawda w
zakładach pracy. Tu żaden dyrektor nie pozwolił sobie na prowokacje.
Odpowiedzią władzy na naszą postawę, były ataki i natarcia na działaczy
związkowych, ale my nie pomijaliśmy milczeniem tych faktów. Posłużę się tu apelem
jaki wystosował MKZ NSZZ Solidarność w Katowicach z dnia 23.03.1981r.

APEL DO FUNKCJONARIUSZY MO
Rodacy – Milicjanci

Polska przeżywa najgłębszy w swej historii kryzys społeczny, polityczny


i gospodarczy. W sierpniu 1980 roku społeczeństwo po raz kolejny zaprotestowało
przeciw złu szerzącemu się w naszym kraju i zorganizowało się w niezależnych,
samorządnych związkach zawodowych, poprzez które pragnie kontrolować aparat
władzy państwowej.
Pod kontrolą społeczeństwa rozwija się powszechny ruch odnowy
społecznej i narodowej. Istnieją jednak nadal konserwatywne, antysocjalistyczne
elementy w aparacie władzy, które wszelkimi sposobami usiłują nie dopuścić do
demokratyzacji życia. Te antynarodowe siły posługując się aparatem porządku
publicznego- funkcjonariuszami MO- terroryzują społeczeństwo, dopuszczając się już
nie tylko łamania prawa, ale bandyckich napaści na działaczy związkowych i
społecznych, tak jak to miało miejsce w Bydgoszczy.
W organach Milicji Obywatelskiej pracuje wielu uczciwych Polaków,
którzy traktują swą pracę jako służbę społeczną na rzecz porządku publicznego.
Waszą rzetelność w pełnieniu służby wykorzystuje się – wbrew etyce waszego zawodu

39
– dla prowadzenia gry politycznej z zastosowaniem przemocy. Polityka społeczna
prowadzona z pozycji siły jest nie etyczna i prowadzi do katastrofy narodowej.
Rodacy – Milicjanci, zastanówcie się komu służycie i komu pragniecie
służyć! .....

Apel ten został rozrzucony w miastach na całym Górnym Śląsku, by


poprzez takie praktyki zaprotestować przeciwko wydarzeniom w Bydgoszczy. Tam to
kilku działaczy MKZ NSZZ Solidarniość z Janem Rulewskim na czele przyszło na
otwarte obrady Wojewódzkiej Rady Miasta i widząc co się tam dzieje, zastraszanie
radnych i inne praktyki, koledzy związkowcy zaprotestowali. W odwecie siłą zostali
usunięci i pobici przez milicję. Prowokacje takie i inne stały na porządku dziennym w
tych spokojnych 90 dniach Jaruzelskiego. Pobicia przez nieznanych sprawców, były
plagą tamtych czasów, dziwnym trafem nie zdarzały się członkom PZPR a działaczom
Solidarności i ich sympatykom. W tych to spokojnych 90 dniach Jaruzelskiego
następowały coraz większe braki produktów spożywczych, nawet ziemniaki i cebula
sztandarowe produkty komuny, coraz trudniej można było dostać, piszę dostać,
ponieważ wszystko się dostawało po znajomości a nie kupowało jak to jest dzisiaj. A
oto relacja wiceprzewodniczącego MKZ NSZZ Solidarność w Bydgoszczy Krzysztofa
Gotkowskiego z tego zajścia:

Otrzymaliśmy zaproszenie na udział w Sesji WRN w ilości sześciu sztuk.


Udaliśmy się tam wraz z członkami Komitetu Założycielskiego. Nasze wystąpienie
miało być w punkcie „wolne wnioski”. Wysłuchaliśmy z uwagą wszystkich punktów,
które były w porządku obrad. W przerwie podeszliśmy z kolegą Rulewskim do
przewodniczącego WRN, pana Bergera z zapytaniem, kiedy będziemy mogli wystąpić.
Przewodniczący zapewnił nas, że w punkcie „wolne wnioski”. Gdy poraz drugi
udaliśmy się do niego prosząc, aby nasz udział w dyskusji umieścił w punkcie
czwartym, przed opiniowaniem kandydatury na wojewodę bydgoskiego, odrzucił naszą
propozycję. Powtórzył jeszcze raz, że nasz głos uwzględniony jest w punkcie ostatnim.
Zgodziliśmy się. Po przerwie wystąpił wicewojewoda Bąk. Przedstawił referat na
temat planu społeczno-gospodarczego. Po nim głos zabrał radny Modecki.
Zaproponował, aby w dzisiejszych obradach nie wypowiadać się na temat planu,
ponieważ jego komisja nie jest wpełni przygotowana. Jeden z radnych poparł go i
wówczas przewodniczący poddał pod głosowanie wniosek, aby na dzisiejszej sesji nie
poruszać spraw budżetowych. Nie wiemy przy ilu głosach, myślę, że przy czterech
wstrzymujących się, wniosek przeszedł. Wówczas pan Berger ogłosił zakończenie sesji
WRN. Poczuliśmy się obrażeni. Poszedłem do przewodniczącego prosząc o
dopuszczenie nas do głosu. Nie chciał w ogóle słuchać. Przewodniczący i całe
prezydium po zapowiedzi zakończenia sesji wyszło z sali. Wyszedł wicepremier Mach,
wicewojewoda Bąk i sekretarz KW Dymek. Wówczas kolega Rulewski zwrócił się do
obywateli radnych mówiąc, że zostaliśmy jako Związek okłamani, że jest to skandal.
Wcześniejsze uzgodnienia z przewodniczącym Prezydium WRN były takie, że mamy w
ostatnim punkcie wystąpić z tematem „Sprawy rolnictwa i samorządu wiejskiego”.
Kolega Rulewski prosił, po prostu prosił, aby radni zostali i wysłuchali nas. Wtedy
wyłączono nagłośnienie. Część radnych nie wiedziała co się stało – wyszli z sali.
Pozostało około 50. Wraz z kolegą Tokarczukiem prosiliśmy ich o wysłuchanie nas i

40
przedstawienie swojej opinii na temat spraw, które chcieliśmy poruszyć na sesji.
Ponad połowa z owych 50 radnych mówiła wprost: „zostaliśmy oszukani przez
prezydium, przez przewodniczącego”. Okazało się, że niektórzy z nich nie wiedzieli, że
mamy wystąpić na sesji. Rozpoczęliśmy dyskusję z radnymi. Wtedy przybył
przedstawiciel Prymasa, dr Kukułowicz, który również miał zabrać głos na sesji jako
ekspert KKP zaproszony przez MKZ NSZZ Solidarność z Bydgoszczy. Próbowaliśmy
dojść do porozumienia z radnymi, tłumaczyliśmy o co nam chodzi, chcieliśmy
przeczytać przygotowane na sesję wystąpienie. Wtedy radni wystąpili z wnioskiem,
aby w najbliższym czasie zwołać nadzwyczajną sesję WRN. Powołaliśmy komisję
redakcyjną spośród radnych i Solidarności, która miała opracować wspólny
komunikat. Komisja rozpoczęła pracę. W międzyczasie przybył wicewojewoda
Przybylski wcześniej wraz z prezydium opuścił salę obrad. Poprosiliśmy go, aby
zaapelował do przewodniczącego WRN i całego prezydium o powrót na salę. Niestety,
nie ustosunkował się on do naszej propozycji. W tym czasie Urząd Wojewódzki był już
zamknięty. Byliśmy odcięci przez milicję, która już od trzech dni przygotowywała się
do tej akcji, stacjonując na terenie jednostek wojskowych. Poprosiliśmy dr
Kukułowicza, aby załatwił u wojewody umożliwienie nam kontaktu z MKZ-em poprzez
łącznika. Wojewoda nie zgodził się. Musiałem jak złodziej uciec z WRM, ponieważ
służba przy drzwiach nie pozwoliła mi wyjść z budynku. Udałem się do MKZ aby nie
dopuścić do strajku, bowiem radni wychodząc z gmach WRN opowiadali co się dzieje
w środku – że Solidarność oszukano. Przybyłem do MKZ. Tam już o wszystkim
wiedzieli. Reakcja na to, co się stało była różna. Żądano też ogłoszenia strajku. Nie
zrobiliśmy tego. Myśleliśmy, że się dogadamy. Chcieli się dogadać i radni i nasi
przedstawiciele, ale wyrzucono nas i pobito.

Dla pełniejszego obrazu tych wydarzeń przytoczę również relację


Antoniego Tokarczuka, który pozostał do końca na sali.
O 15.33 Rulewski zwrócił się do radnych z prośbą o nieopuszczanie sali.
Na początku było 45 radnych ta liczba uwidoczniona jest na liście. W godzinę później
zaczęliśmy pisać wspólny komunikat. Były punkty, gdzie łatwo dochodziliśmy do
porozumienia, były i takie, gdzie pojawiły się trudności. Jednak praca posuwała się
naprzód. Wzbudzało to wyraźne zaniepokojenie wicewojewodów. Wicewojewoda
Przybylski kilkakrotnie wchodził na salę tłumacząc radnym: „Nie ma sensu z nimi
dyskutować. Wy tu będziecie rozmawiać, a oni i tak strajk okupacyjny zrobią”. Mówił
strajk okupacyjny, a równocześnie przyznawał, że to jeszcze nie jest okupacja, gdy tak
siedzimy i wspólnie redagujemy ten komunikat. Potem wmawiano nam, że samo
pozostawanie przez nas w sali było strajkiem. O 18.24 przybył wicewojewoda Bąk i
zaproponował, by wszyscy radni udali się do pokoju 145. Wzbudziło to zaniepokojenie
zarówno nasze jak i radnych. Na pytanie „dlaczego”?, oświadczono im , że „w celu
przedstawienia stanowiska drugiej strony”. Prośbę o umożliwienie nam wysłuchania
tego stanowiska zignorowano.
Prosiliśmy radnych, zwłaszcza członków Solidarności, aby nie zostawiali
nas samych. Obawialiśmy się prowokacji, przeczuwaliśmy, że za propozycją wojewody
Bąka kryje się coś złego. Pięcioosobowa grupa radnych pozostała i była z nami do
końca. Radni, którzy przeszli do pokoju 145, przed wyjściem prosili nas, abyśmy na
nich zaczekali. Mówili, że za chwilę wrócą. Nie mieliśmy podstaw im nie wierzyć,

41
zwłaszcza, że zostawili swoje płaszcze. Jednakże nasze obawy co do przygotowywanej
prowokacji potwierdziły się wkrótce. O 18.50 wicewojewoda Bąk w obecności
prokuratora wezwał nas do opuszczenia gmachu. O 19.10 otwarły się drzwi z dwóch
stron i weszła grupa „młodzieńców”. Za nami zrobiło się niebiesko i dwa błękitne
strumienie wpłynęły na salę. Było około 200 mundurowych, cywili dużo mniej.
Początkowo kręcili się koło nas. Pod ścianami stały całe grupy młodych mężczyzn.
Gdy poprosiliśmy ich, aby się przedstawili natychmiast opuścili salę.
Przewodniczący Rulewski poświęcił bardzo dużo czasu tłumaczeniom.
Około 20.00 do sali, aby wytłumaczyć milicjantom z panem majorem na czele, iż nie
zrobimy nic, co byłoby niezgodne z prawem. Tłumaczyliśmy, dlaczego tu jesteśmy i
dlaczego pozostaliśmy. Rulewski apelował, aby nie wywoływać konfliktu między
milicją, która ma służyć społeczeństwu, robotnikom i chłopom a nimi, reprezentantami
środowiska robotniczego. Dyskusja była długa ale spokojna. Nasz argument w
rozmowie z milicją był wciąż ten sam: „nie opuszczamy sali, ponieważ oczekujemy na
powrót tych radnych, którzy przeszli do innego pokoju, a także z powodu
niedokończenia wspólnego komunikatu”. Podczas dyskusji Rulewski powołał się na
rozmowę jaką miał z komendantem KW MO w Bydgoszczy przed sesją WRN, kiedy
zaniepokojony wzmożoną koncentracją sił MO w naszym mieście zwrócił się do niego
o wyjaśnienie. Uzyskał wówczas zapewnienie, że siły MO nie będą użyte przeciwko
klasie robotniczej, że milicja użyta być może tylko przeciw chuliganom. Na obawy
Rulewskiego, że „chuligani” mogą być podstawieni, komendant odpowiedział, że
milicja nigdy chuliganów nam nie podstawi. Około 20.00 do sali powrócili radni z
pokoju 145. Nie mogli uwierzyć w to co zobaczyli. Mówili, że jest im wstyd.
Wychodząc zapewniali nas przecież, że żyjemy w praworządnym państwie, że nie
mamy prawa myśleć, iż ktoś użyje w stosunku do nas siły.
Postanowili kontynuować pracę nad redagowaniem wspólnego
komunikatu. Zdecydowanie przedstawicieli Solidarności i radnych spowodowało, że
milicja opuściła salę pozostawiając 15 minut na dokończenie pracy. Po upływie 15
minut oficerowie MO zaczęli grupkami powracać na salę i przynaglać nas. Cały czas
byliśmy fotografowani i filmowani. Gdy komunikat został zredagowany, nie dano nam
czasu ani na przepisanie go na maszynie, ani na odczytanie go tym, którzy nie brali
udziału w pracach komisji redakcyjnej. Nie pozwolono także, aby grupa radnych
zbliżyła się do nas. Na wyraźny rozkaz majora, funkcjonariusze MO zaczęli nas
otaczać. Najpierw ruszyli cywile, odstawiwszy krzesła. Skupiliśmy się w jednym
miejscu trzymając się mocno za ręce. Trzy koleżanki były w środku. Do środka
wzięliśmy tez kolegę Rulewskiego, bo już na początku słyszeliśmy okrzyki: „brać
Rulewskiego”. Zaczęto nas wypychać. Odpowiedzieliśmy hymnem, wtórowali nam
radni. Wypychano nas w kierunku wyjścia, przyciskano do ścian. Na samej sali nie
stosowano czynnej agresji. Akcję filmowano w dalszym ciągu.
Na korytarzu było ciemno i tam zaczęto działać już energiczniej. Były
próby wyrywania poszczególnych osób. Po wypchnięciu nas za drzwi, nikt już nas nie
filmował, nikt też nie zrobił też zdjęć. Przepchnięto nas przez cały dziedziniec pod
bramę. I tam okazało się, że ktoś kto skrupulatnie opracował cały ten plan, zapomniał
o kluczach od bramy. Brama była zamknięta. Jakiś funkcjonariusz pobiegł szukać
klucza. Zaczęliśmy wołać o ratunek. Nie wiedzieliśmy co to wszystko znaczy i co z
nami będzie. Zatykano nam usta, również Rulewskiemu, który już wtedy krzyczał

42
straszliwie. Nie udało mi się go wyciszyć. W tym czasie wyraźnie go bito. Wszystko to
działo się na dziedzińcu, w tylnej części budynku WRN. W tym czasie zdołano nas już
rozdzielić i z każdym z nas rozprawiano się pojedynczo.
Widziałem jak przede mną rzucano na ziemię Rulewskiego. Był kopany,
szarpany, bity, po prostu poniewierany. Krzyczał donośnie.
Wyróżniał się w tej akcji funkcjonariusz, który wcześniej utrudniał
wyjście koledze Gotowskiemu. Zapamiętaliśmy wszyscy tę twarz z wąsem, wszyscy tę
twarz chcemy rozpoznać, będziemy żądać jej rozpoznania i na pewno ją rozpoznamy.
Cywilni byli bardziej agresywni, atakowali zza pleców mundurowych. Podobnie jak
Rulewskiego, potraktowano Łabentowicza. Po razach wymierzonych przez
funkcjonariuszy MO padł na ziemię. Nagle zobaczyłem, że ci dwaj koledzy przestali się
ruszać. Zdeprymowało to funkcjonariuszy. Zaprzestali bicia. Po krótkiej naradzie
wzięli Rulewskiego i Łabętowicza za ręce i nogi i wnieśli do budynku. Na nasze
protesty i pytania, co z nimi będzie, wyjaśniono nam, że wniesiono ich celem oględzin
lekarskich. Podnieśliśmy krzyk. Wypchnięto nas za otwartą już wtedy bramę. Za
bramą znów śpiewaliśmy hymn. Domagaliśmy się, żeby zwrócono naszych kolegów.
Po chwili-nie wiem ile czasu upłynęło-powrócili funkcjonariusze trzymając za ręce i
nogi naszych kolegów. Rzucili ich na ziemię w miejscu, gdzie zamyka się brama.
Natychmiast zaczęli tę bramę zamykać. Zorientowaliśmy się, że jeśli szybko nie
zabierzemy leżących, brama może ich przygnieść. Przytrzymaliśmy jej skrzydła i
wyciągnęliśmy obu nieprzytomnych. Kolega Łabentowicz próbował się podnieść.
Rulewski już nie wstał. Wzięliśmy ich na ręce i nieśliśmy przez ulice, tłumacząc po
drodze co się stało. W asyście przechodniów przeszliśmy do MKZ. Tu wezwaliśmy
pogotowie ratunkowe. Lekarze zajęli się kolegami. Skontaktowaliśmy się z Wałęsą.
Rano przyjechało do Bydgoszczy prezydium KKP.

Jest to relacja bezpośredniego uczestnika tamtych wydarzeń. Za pomocą


perfidnej propagandy okłamywano społeczeństwo jakie to elementy antysocjalistyczne
doszły do głosu po sierpniu 1980 r. Rządzący na czele z Jaruzelskim robili,
prowokacje jedna za drugą, a nuż powstanie jakieś niekontrolowane zajście na większą
skalę i pomimo, że „bratni kraj”, odmawiał interwencji to sami to zrobimy, sami
zaprowadzimy stary porządek. I tu się głęboko mylili, Solidarność nie tylko nie dała
się podzielić, ale przede wszystkim miała świadomość perfidii czerwonego
przeciwnika.

Wymownym przykładem na apel o 90 spokojnych dni Jaruzelskiego był


fakt spotkania I Sekretarza KW PZPR w Katowicach tow. Andrzeja Żabickiego z
komendantami MO i SB województwa. Ponieważ materiał jest bardzo obszerny
pozwolę sobie wybrać fragmenty, które jednoznacznie dowodziły, jak taki spokój
wyobrażał sobie tow. sekretarz.

zdawaliśmy sobie sprawę, że szereg haseł wysuwanych w postulatach,


inspirowanych jest przez wroga ale wróg narzucił nam pole walki, które zmusiło nas
do takiego postępowania a nie innego, bo narzucił nam pole walki w fabrykach w
klasie robotniczej. Po drugie nawet taka kalkulacja walki w tym okresie-sucha,
sztabowa, nie dawała nam żadnych gwarancji czy ktoś posłucha, jakbyśmy nawet

43
chcieli, bo byłoby to nieodpowiedzialne i niesłuszne ale oczywiście nikt tego nie
analizował tylko ja, w tym gronie fachowców muszę powiedzieć, że przecież to nie
dziecinada tylko po prostu analizy były poważne i wszystkie więc przesłanki decyzji a
więc świadoma decyzja rozmów na bardzo niedobrym gruncie pod hasłem: wygasić
strajki, uspokoić społeczeństwo, a później zastanowimy się co dalej. I na tym tle
rozmowy trudne, w bardzo trudnych warunkach od bardzo wręcz wulgarnych
pierwszych dni do: na kolana, powiesić, aż do uścisku dłoni, że zgoda....
Kilka postulatów rzuconych przez przeciwnika, do nich należą: związki
zawodowe tzw. samorządne związki zawodowe. Hasło jest wroga, ale klasa robotnicza
poparła je powszechnie. Popiera je do tej pory....
Oczywiście za tymi całymi związkami, nowymi stoi KOR, jest to
niewątpliwe i te wszystkie inne organizacje zresztą. Sympatyzuje z nimi kler...
Dlatego teraz o to toczy się bój, żeby te związki zawodowe nie były
antypartyjne. Co zamierzamy robić?. Po pierwsze należy zaatakować, w sensie
politycznym koncepcję terytorialności,(chodzi tu o związek ogólnokrajowy, przypisek
autora) którą wygłasza pan Wałęsa lub tam co mu tam podpowiadają....
Po prostu trzeba mieć bardzo, bym powiedział no, no ... taką mozaikową
wielowarstwową politykę i grę, w tym zakresie. To oczywiście towarzysze doskonale
robią, ale chodzi również o naszą partię. Bo z natury działacze partyjni oduczyli się tej
walki, no służba bezpieczeństwa zawsze musiała, ale działacze partyjni byli tak samo
identyfikowani, on dostawał instrukcje a system wiecowy nie wspomagał do walki, po
prostu wrogów nie było. Jesteśmy tak silni, że nam nikt nic nie zrobi i w związku z tym
są rozbrojeni w sensie umiejętności walki, to nie są źli ludzie tylko ich trzeba na nowo
nauczyć i nagle katastrofa, no i co, no i albo apatia albo wściekłość, że to wrogowie,
że to kontrrewolucja – a nie walka, walka trudna żmudna, granie z przeciwnikiem,
przewidywanie jego ruchów a jesteśmy w takim okresie...Jest to nasza żelazna broń:
porozumienia legalne, uchwała Rady Państwa o rejestracji, uchwała Rady Państwa o
nowych związkach zawodowych. A więc musimy dalej walczyć z nimi na płaszczyźnie,
bym powiedział legalizmu. I dlatego nic im nie możemy oddać bez walki. Przeciwnik
też się musi męczyć, też się musi wykruszać.... Jak to się, czym to się skończy, no
powinno to się skończyć idealnie, zjednoczeniem tych wszystkich związków, ale to
może potrwać lata, ale pierwszy cel jest, znaczy żeby nie wykosili tam członków partii,
drugi cel, żeby wykosili korowców a po tym wszystkie inne rzeczy po prostu trzeba
pomału rozbić...
Oni wiedzą, żeśmy się rozpanoszyli troszeczkę, za dużo tej, pazerności na
pieniądze też było i za dużo tego załatwiania nieformalnego też było w tym kraju. To
jest prawda i to nas teraz atakują, dobrze każdy wie no ..., że tego było mało, każdy się
starał jakoś załatwić (chodzi o talony na towary deficytowe, przypisek autora) , no nie
ma na to siły, jest to prawda, nie da się tego ukryć....Ale tow. Ja uważam tak,
stanowisko partii musi być tego rodzaju: bronimy kadry – jako linia zasadnicza. Ja
dzisiaj podpisałem takie pismo do I sekretarza, żadnych plebiscytów na dyrektorów
(zdaniem Solidarności powinny byś konkursy na dyrektorów, przypisek autora).

W wielkim skrócie przedstawiłem wystąpienie Tow. Żabickiego I sek.


KW PZPR na spotkaniu z aktywem i komendantami MO i SB miast woj.
Katowickiego. Ocenie czytelnikowi pozostawiam, fakt apelu Jaruzelskiego o 90

44
spokojnych dni i działania w tym zakresie tow. I sek. KW PZPR. W tego rodzaju
praktykach woj. Katowickie nie było wyjątkiem. Spore nadzieje społeczeństwo
wiązało z powrotem do kraju w sierpniu ub. roku Stefana Olszowskiego. Był to
polityk bliżej nie znany, więc pogłoski o jego rzekomo liberalnych poglądach
pasowały do niego, jako do człowieka odstawionego przez Gierka w ambasadory.
Jednak kolejne jego wystąpienia szybko rozwiały te opinie. Dziś z perspektywy czasu
widać, że był to przedstawiciel tzw. nurtu „twardogłowych” w KC, a jego wysłanie na
ambasadora do NRD nie wynikało z różnicy w poglądach z byłym pierwszym
sekretarzem, a jedynie z odmiennego spojrzenia na metody praktycznego realizowania
polityki antydemokracji lub też były skutkiem rozgrywek personalnych.

Pozwolę sobie przytoczyć obszerne fragmenty jego wystąpienia z dnia


30.01.1981 w Łodzi za Wolnym Związkowcem nr 15-16/81 (48,49) z dnia 27 marca
81.
„ Solidarność jako ruch, któremu do utrzymania się przy życiu niezbędne
jest ciągłe napięcie społeczne i ustawiczna próba sił, a przywódców tego ruchu
określił mianem ekstermistów. Następnie wysunął hipotezę o rzekomej
antyradzieckości Solidarności. Do sformułowania takiego zarzutu przywiodły go jak
stwierdził, następujące wydarzenia:
1. fakt, że najostrzejsze strajki w Lublinie wybuchły wówczas, gdy w
Moskwie rozpoczynała się Olimpiada;
2. fakt, że ostry kryzys gospodarczy w Polsce wystąpił akurat
wówczas, gdy zmienił się prezydent w Białym Domu;
3. fakt, że największe nasilenie kryzysu przypadło właśnie w czasie,
gdy KPZR przygotowuje się do kolejnego zjazdu.
Słuchając takiej oceny wydarzeń w kraju i tego rodzaju argumentacji,
zaczynamy zastanawiać się, czy rzeczywiście przemawia do nas dorosły człowiek,
polityk, czy też małe dziecko, bowiem infantylizm tego wywodu jest zdumiewający....
Z wrodzoną wręcz pewnością siebie, w niezwykle autorytatywny i nie
znoszący sprzeciwu sposób, przystępuje do dalszego pouczania słuchaczy:

Elementy KOR są oczywiście sterowane z zagranicy. Gdybyśmy mieli


dowody to ...Mówił o tym zresztą rzecznik prasowy Episkopatu. Kościół jest zazwyczaj
bardzo dobrze poinformowany, więc coś w tym jest. Są zresztą takie okresy, gdy cała
prasa zachodnia nastawia celownik na Polskę zawsze wtedy, gdy za tydzień ma być u
nas wielkie napięcia. ... Wmusiliśmy im kierowniczą rolę partii do statutu. Tak.
Wmusiliśmy .... Rynek trzyma się cudem importami z krajów socjalistycznych ... Ten
eksport z Solidarności, ten, ten, no jak mu tam,... no ten co to niby tak mądrze mówił,
Dugaj, Buguj, Bujak, nie Bugaj – bo Bujak to nasz warszawski watażka – Bugaj –
można się z nim zgodzić tylko co do przemysłu lekkiego, w przemyśle wydobywczym
sytuacja jest katastrofalna....Zarzuca się rządowi, że nie przekonsultował swych
decyzji. A z kim konsultuje się Solidarność?. Wałęsa wyciąga jak króliki z kapelusza
40,5 to 41,5 to 40,(chodzi o ilość godzin pracy w tygodniu, przypisek autora) to znów
dajcie nam dostęp do środków przekazu, a nie będzie sprawy z sobotami. Taka jest
moralność tych facetów ...Konfrontacje były dotychczas nie siłowe. Czy nie będzie w
przyszłości siłowych- nie wiadomo. Gra się tak jak przeciwnik pozwala.... Twierdzą, że

45
trzeba im dostępu do telewizji. Myślą, że będą mówić co będą chcieli, że stworzy im
się specjalne studio, da im się najlepiej połowę czasu na antenie. Będą mieli dostęp,
jak będą mówić tak, jak my tego chcemy. My środków przekazu z rąk partii nie mamy
zamiaru oddać. Środki masowego przekazu są narzędziem władzy. Ogólnokrajowego
tygodnika nie dostaną tak długo, dopóki Szczecin nie będzie pisał tak, jak to nam
odpowiada....O czym będzie Solidarność mówić w środkach przekazu?. O wojskach
radzieckich w Polsce, wywlekać, po raz nie wiadomo który sprawy Katynia,
krytykować partię?. Nie pozwolimy....Projekt ustawy o związkach zawodowych
poszedł za daleko....Strajk studentów w Łodzi jest bardzo niebezpieczny. Najpierw go
proklamowano, a potem zaczęto się zastanawiać nad postulatami. Strajk ma charakter
polityczny: Co to znaczy fakultatywne traktowanie przedmiotów ideologicznych?. To
jest stare hasło z 56 roku.... A lektoraty?. Hańbę im przynosi nauka rosyjskiego. Ale
13 mln ton ropy radzieckiej to biorą, uważają, że im się słusznie należy!....Studium
wojskowe?. Nie chce im się. Dezerterują, jak dezerter Rulewski, wyrzucony z WAT.
(Rulewski został usunięty za działalność polityczną, przypisek autora)... Solidarność
wiejska! Tu ustępstw być nie może. To robią badylarze...Przywrócimy dawny blask
Partii na zjeździe i żadna tam jakaś Solidarność blasku tego nie przyćmi.

Jak z przytoczonych fragmentów wynika, wysocy dygnitarze KC PZPR


mieli gdzieś to co działo się w kraju, na wielu spotkaniach z aktywem partyjnym i
aparatem przemocy jasno i bez ogródek pouczali, że to jest tylko nieznaczący epizod.
Wszystkie te wydarzenia nie mogły przejść bez echa, odpowiadaliśmy na
bezprawie, ale tylko naszymi pismami o niewielkim przecież zasięgu. Takie
wystąpienia miały w partyjnych „dołach” wyzwolić inicjatywę walki klasowej. Ale jak
to mieli zrobić kiedy kłamstwo nakładało się na kłamstwo. Bo czy „Solidarności”
potrzebna była ropa? To kto ją brał? Nie pytaliśmy nawet za ile. Pozwolę sobie
przedstawić czytelnikowi artykuł MKS NSZZ Solidarność z Wrocławia, z dnia 22
marca 1981 r. , który wyprzedził o kilka miesięcy wydarzenia , które po nim
nastąpiły.

„SPOLECZEŃSTWO POLSKIE W WARUNKACH STANU


WYJĄTKOWEGO” – przewidywania i zalecenia.
Powołanie rządu premiera Jaruzelskiego społeczeństwo przyjęło z
nadzieją. Jednakże wydarzenia minionego półrocza, a w szczególności ostatnich
miesięcy i dni świadczą, że próby przeprowadzenia niezbędnych reform są
paraliżowane i sabotowane przez siły antydemokratyczne, zmierzające do odwrócenia
biegu wydarzeń i powrotu do sytuacji sprzed sierpnia 1980 r. Słowom tym, których nie
wahamy się nazwać antysocjalistycznymi, udało się opanować znaczną część aparatu
przemocy i organów decyzyjnych. Torpedują one wszelkie działania zmierzające do
odnowy PZPR, ale nie ulega wątpliwości, że ich głównym przeciwnikiem jest
społeczeństwo zorganizowane w NSZZ Solidarność. Jest dla nas oczywiste, że siły te
systematycznie przygotowują się do agresji przeciw społeczeństwu, dlatego też dalej
będziemy umownie nazywać je agresorem. Celem agresora jest całkowite przejecie
władzy w kraju, a więc w istocie – zamach stanu prowadzący w takiej czy innej formie
do obalenia konstytucyjnego rządu. Wydarzenia bydgoskie jeszcze raz dobitnie
świadczą, iż dla osiągnięcia swych celów agresor nie zawaha się pod żadną formą

46
działania, przed najbardziej brutalnym użyciem siły, przelewem krwi, a nawet zdradą
narodową i sprowadzeniem interwencji zewnętrznej.
Jakie są najbardziej prawdopodobne formy przygotowywanego zamachu
stanu?. Widzimy tu dwie możliwości:
1) ogłoszenie stanu wyjątkowego, oznaczającego masowe represje
MO i SB na terenie całego kraju.
2) interwencja zewnętrzna w połączeniu z akcją represyjną MO i SB.
Pierwszym bezpośrednim celem tych akcji po opanowaniu ośrodków
decyzyjnych będzie likwidacja Solidarności oraz innych aktywnych sił
demokratycznych w społeczeństwie, w tym również PZPR. Będą to aresztowania,
izolacja, a nawet fizyczna eksterminacja wszystkich tych, co do których ustalono
wcześniej, iż są zaangażowani w działalność związkową i opozycyjną, a także w ruch
odnowy PZPR oraz stronnictw politycznych. Akcja ta, prawdopodobnie połączona z
początkową poprawą sytuacji rynkowej, zmierzać będzie do zdezorientowania i
pozyskania społeczeństwa.
Kiedy może nastąpić zamach stanu?. Dlaczego agresja jeszcze nie
nastąpiła?. Czy agresor jest za słaby, czy niezdecydowany?. Odpowiedź jest prosta.
Zamach, aby mógł się zakończyć sukcesem, poprzedzony być musi dokładnym
operacyjnym rozpracowaniem NSZZ Solidarność. Takie przygotowanie, ze względu na
zasięg i skalę ruchu odnowy, wymaga odpowiednio długiego czasu. Agresor albo już
opanował aparat przemocy, albo też przygotowuje się do przechwycenia go w
odpowiedniej chwili. Być może czeka tylko, aż operacyjnie i technicznie
„rozpracowanie” będzie kompletne.
Co czynić ma społeczeństwo, a w szczególności członkowie Solidarności
w przypadku agresji, gdy zamach stanu będzie faktem?. Społeczeństwo przygotowane
czy nie, w obliczu agresji musi się bronić. Jeżeli bez przygotowania – to w sposób
żywiołowy, rozproszony i desperacki, co może tylko powiększyć rozmiary tragedii.
Odwrotnie, jeżeli społeczeństwo będzie posiadało jakąś konkretną koncepcję aktywnej
obrony, jakiś jasny cel i plan działania, to samo istnienie takiej koncepcji w
świadomości społecznej zmniejszy prawdopodobieństwo agresji – wzrośnie bowiem
wtedy skala trudności, na jakie agresor napotka i z jakimi będzie musiał się liczyć.
Jaki jest zasadniczy cel akcji obronnej społeczeństwa?.

Po pierwsze: nie dopuścić do wojny domowej. Celem działań obronnych


winno być zorganizowanie paraliżowania akcji zamachowych agresora, udaremnianie
jego bezpośrednich zamierzeń. Nasza obrona musi sprawić, że zamach spali na
panewce, że nie obali konstytucyjnego rządu, a przede wszystkim nie unicestwi
Solidarności i nie doprowadzi do eksterminacji, bądź trwałego odosobnienia działaczy
ruchu odnowy, których nazwiska znalazły się na listach proskrypcyjnych.
Zamachowcy lub interwenci muszą uświadomić sobie, że drobiazgowo przygotowany
zamach lub interwencja nie przyniosą oczekiwanych rezultatów i okażą się nadmiernie
kosztowne. Musimy im odebrać wszelkie wątpliwości co do tego, że w obronie
narodowej egzystencji Polacy i tym razem będą gotowi sięgnąć po środki ostateczne i
ponieść ofiary najwyższe. Najskuteczniejszą bronią jaką społeczeństwo posiada i jaką
powinno zastosować w pierwszym okresie jest strajk powszechny. Strajk taki może być
ogłoszony przez Solidarność. Może to być również strajk powszechny, który podejmie

47
społeczeństwo nawet wtedy, gdy władze związku zostaną rozbite. Był by to samorzutny
strajk powszechny , który musi przyjąć dwie równoległe i równorzędne formy: strajku
okupacyjnego i strajku wspomagającego. Strajk okupacyjny podejmą pracownicy
wszystkich kluczowych i większych zakładów przemysłowych. Ich wykaz przygotowuje
MKZ. Strajk wspomagający zastosują pracownicy wszystkich zakładów pracy, z
wyjątkiem tych, które są nominalnie wyłączone z akcji strajkowej. Ta forma strajku
obejmie również szkoły wszystkich szczebli. Strajk wspomagający podejmą
pracownicy nie stawiając się w swych zakładach pracy. Strajk okupacyjny przez małe
zakłady, biura lub instytucje rozproszone byłby nieskuteczny, gdyż zachęcałby do
użycia przemocy, choćby tylko w celach prowokacyjnych. Z drugiej strony część
pracowników objęta strajkiem wspomagającym stanowi bardzo istotne zaplecze i
pomoc dla strajku okupacyjnego (łączność, aprowizacja, itp.).Główny ciężar walki
spoczywa w trakcie strajku powszechnego na zakładach okupowanych przez załogi.
Stanowią one swego rodzaju twierdze obronne. Na teren tych zakładów powinny udać
się niezwłocznie działacze ruchu związkowego najbardziej narażeni na represje.
Dlatego jest rzeczą ważną i pilną, aby władze związkowe wydały wszystkim
działaczom odpowiednie dokumenty, umożliwiające ich identyfikację i wstęp na teren
strajkujących zakładów. Dokumenty takie winny mieć ograniczony termin ważności.
Strajkiem okupacyjnym kieruje od początku ocalała część komisji zakładowej, według
obowiązującej instrukcji strajkowej. Przed komitetem stoją trzy główne zadania:

1. zamknięcie, zabarykadowanie zakładu i przygotowanie go do


obrony.
2. zabezpieczenie mienia i środków produkcji, surowców i paliw
przed zniszczeniem w wypadku wtargnięcia na teren zakładu sił przemocy(formy
takiego zabezpieczenia należy ustalić wcześniej dla każdego wydziału i odcinka
pracy).
3. wybór zastępczej kadry związkowej, która podejmie działalność w
wypadku złamania strajku siła i likwidacji dotychczasowych władz związkowych.
O ile agresorowi uda się siłą złamać strajk powszechny, stworzona w
czasie strajku zastępcza kadra Solidarności przystępuje do aktywnej obrony związku w
nowych warunkach. Działalność ta zmierzać powinna przede wszystkim w trzech
kierunkach:
1. obrona uwięzionych, kontakt z rodzinami, pomoc uwięzionym i ich
rodzinom.
2. gromadzenie dowodów działalności tych wszystkich, którzy
sprzymierzyli się z agresorem i zdradzili naród, muszą oni mieć świadomość, iż czyny
ich są rejestrowane, osądzane i że żaden z nich nie uniknie kary.
3. propagandy i informacji, organizowania pracy związkowej,
podtrzymywanie moralnych i psychicznych sił narodu.
Wieś polska przyjmie na swe barki cały ciężar wyżywienia narodu.
Rolnicy powinni dołożyć wszelkich starań w celu ukrycia i zabezpieczenia żywności
przed rewizją. Członkowie organizacji chłopskich dokonują dystrybucji artykułów
żywnościowych dla ludności miejskiej w zamian za niezbędne dla wsi artykuły
przemysłowe. W małych miastach i osiedlach, stosowanie do warunków lokalnych
kieruje komitet strajkowy największego lub najlepiej zorganizowanego zakładu.... W

48
obliczu agresji przeciwko narodowi i państwu żołnierze Wojska Polskiego i
pracownicy sił porządkowych staną przed trudnym wyborem, z istoty tych służb
wynika bowiem konieczność wykonywania rozkazów zwierzchników. W sytuacji
jednak, gdy nad ośrodkami decyzyjnymi tych służb kontrolę przejęłyby siły
antynarodowe elementarnym obowiązkiem patriotycznym każdego żołnierza i
funkcjonariusza sił porządkowych jest przeciwstawienie się im wszelkimi dostępnymi
środkami. Pracownicy MO i SB powinni niezwłocznie przystąpić do usuwania
wszelkich dokumentów mogących ułatwić eksterminację Polaków. Każdy pracownik
winien mieć świadomość, że może w ten sposób ocalić choćby jedno życie ludzkie.
Obowiązkiem każdego żołnierza i milicjanta jest obrona mienia i życia obywateli, w
szczególności z użyciem broni jest zbrodnią i aktem zdrady narodowej...

Wszystkie wyżej przytoczone cytaty z przemówień różnej rangi


towarzyszy z PZPR dobitnie pokazują dramaturgię tamtego okresu, a przede
wszystkim ich postawę.

Solidarność tamtego okresu będąc tylko Związkiem Zawodowym w


głównej mierze wzięła na siebie obronę praw pracowniczych i społecznych. W
sklepach były puste półki, na szczęście było rolnictwo prywatne, chodź o mniejszym
areale niż państwowe PGR-y, to jeszcze płody rolne udawało się kupić. Dla
zobrazowania kim byli ci, co tak opluwali wszystkich inaczej myślących pozwolę
sobie przytoczyć wywiad z Michaiłem Woleńskim wtedy dysydentem ZSRR, który
ukazał się „LE POINT 15.IX 1980 roku tytuł „ZSRR KASTA TRZECH MILIONÓW
UPRZYWILIJOWANYCH”.

Michaił Voleńsky, profesor nauk politycznych był w ZSRR jednym z


dwustu tysięcy uprzywilejowanych, którzy stanowią kastę rządzącą, tzw.
„nomenklaturę”. W zadziwiającej książce, która nosi ten sam tytuł, opowiada o
życiu codziennym czerwonej arystokracji. Odpowiada na pytania Georg’a
Suffert.

G.S: Co to jest „nomenklatura”?.


M.V: To klasa uprzywilejowanych, która zdominowała ZSRR i kraje
Wschodu. Zamknięta grupa nie mająca nic wspólnego z partią, dysponująca władzą i
dobrami materialnymi.

G.S: Co nazywa pan bogactwem?.


M.V: Sposób Życia. Rodzina radziecka może uważać się za szczęśliwą,
jeśli posiada jedno lub dwupokojowe mieszkania oraz odpowiednie pożywienie. Ale
członek nomenklatury żyje całkiem inaczej. Posiada mieszkanie od trzech do pięciu
pokoi, daczę, kierowców, samochody służbowe poruszające się po wydzielonych
pasach w mieście, które na zachodzie przeznaczone są dla autobusów i karetek
pogotowia, nie płaci za posiłki, ani za miejsca w kinie i teatrze, ani za wakacje nad
Morzem Czarnym, ani też nie opłaca swoich podróży. Ale to nie wszystko. Kiedy
członek nomenklatury potrzebuje czegoś, jego życzenie zostaje natychmiast spełnione.
To wszystko.

49
G.S: A wyższe kierownictwo?.
M.V: To samo, ale na innym poziomie. Wszyscy na zachodzie znają
namiętność L. Breżniewa do samochodów. Ale mało kto wie, że dysponuje on około
trzydziestoma daczami.
G.S: Od kiedy istnieje ten system?.
M.V: Od 1918 roku, kiedy to córka Stalina, Swietłana, opisując dom
Mikojana w czasie wojny domowej, mówi: wewnątrz marmurowe posągi sprowadzone
z Włoch – na ścianach gobeliny. Park ogród, kort tenisowy, stajnie.

G.S: Chodziło o posiadłości, które należały do arystokracji.


M.V: To prawda, ale system trwał, weźmy niesamowitą daczę, którą
Chruszczow zbudował sobie w Picundzie. Miejsce wspaniałe, wspaniała lokalizacja.
Któregoś pięknego dnia gigantyczna ściana betonu odcina kawał lasu. Buduje się
pałac, basen z oszklonymi ścianami i dachem, salę kinową oraz prywatny port.
Przyglądałem się w 1959 roku powrotowi Chruszczowa z przejażdżki. Łódź motorowa
zbliżała się do brzegu, dwóch agentów tajnej policji rozłożyło czerwony chodnik i ten
wielki człowiek uroczyście wysiadł z łodzi.

G.S: Przypuśćmy, że ma pan rację. Chodzi tu jednak o najważniejszych


dostojników państwa zarówno w przeszłości, jak i obecnie. Przeciętny
nomenklaturzysta nie jest taki bogaty...
M.V: Oczywiście, że nie. Powiedzmy, że ich poziom życia odpowiada
mniej więcej poziomowi życia wyższych warstw społecznych u was. Z tym, że nie płacą
oni za żadne usługi, korupcja jest powszechna, a niekompetencja bezkarna.
Niewielkim karom podlegają skandale lub wypaczenia linii politycznej. Kiedyś
umierało się za to. Teraz jest się po prostu wysyłanym na nędzne stanowisko gdzieś na
końcu Azji. Chciałbym powiedzieć coś na temat korupcji. Istnieje ona i w waszych
krajach. Przypomina pan sobie skandal Lock-heeda. Ale w końcu sądzę, że trudno jest
na Zachodzie kupić sobie stanowisko. Można kupić posadę notariusza, agenta
handlowego, ale nie stanowisko prefekta, czy komisarza policji. A oto, jakie były
zwyczajowe taryfy w Azerbejdżanie w 1969 r.: prokurator okręgu- trzydzieści tysięcy
rubli; szef milicji okręgu- pięćdziesiąt tysięcy rubli; drugi sekretarz komitetu okręgu-
sto tysięcy rubli.

G.S: Ile osób liczy nomenklatura?.


M.V: 750 tysięcy rodzin, albo 3 miliony osób, biorąc pod uwagę kobiety
i dzieci. 1,5% ludności kontroluje to największe militarne mocarstwo w historii świata,
zasłaniając się jednocześnie „dyktaturą proletariatu”.

G.S: W jaki sposób „nomenklatura” werbuje swoich członków?.


M.V: Przez kooptowanie. Musi pan zrozumieć element kluczowy. Na
Zachodzie istnieją pewne hierarchie. Mają one swe podłoże w różnego rodzaju
nierównościach: poziomu kulturalnego grupy socjalnej, w której człowiek się rodzi,
dyplomu, który otrzymuje lub nie, talentu, pracy powodzenia lub jego braku itp. Na
Wschodzie, nic w tym rodzaju: jedynym sposobem wejścia w szeregi „nomenklatury”

50
jest wierność wobec niej. Wierność ta jest źródłem przywilejów. Przywileje te są
częściowo dziedziczne. Nie wszyscy synowie i córki dygnitarzy państwowych zostali
generałami i megalomanami, jak syn Stalina, lecz wszyscy należą do” nomenklatury”.
Ona to utrzymuje ich władzę, nad bogactwem i państwem, która z tego wypływa.

G.S: Mówi pan, że ci ludzie marzą o zdominowaniu świata, że są zdolni


do wszystkiego, aby to osiągnąć – ale jednocześnie ukazuje ich pan jako ludzi
tchórzliwych. Jak pan wytłumaczy tę niekonsekwencję?.
M.V: Jedno nie wyklucza drugiego. Na razie ich system funkcjonuje.
Chodzi oczywiście o system polityczny. Zapewnia on ich dominację, a sfera wpływów
Związku Radzieckiego ciągle się zwiększa. „Nomenklatura” istnieje w każdym kraju
Demokracji Ludowej. Przy okazji rzućmy okiem na sytuację Polski. Dlaczego system
Niezależnych Związków Zawodowych jest nie do pomyślenia?. Ponieważ poddaje on w
wątpliwość dobieranie członków „nomenklatury”. Przywódcy nowych związków
zawodowych będą albo przekupywani, albo niszczeni i eliminowani. Jest to gwarancją
przetrwania systemu, o którym mówiliśmy. Dam panu inny przykład: usunięcie
Chruszczowa. Dziwi mnie niezmiernie niewiedza Zachodu o tym fakcie. Sądzi się
ciągle, że został usunięty, ponieważ był zbyt grubiański w ONZ, ponieważ musiał
ustąpić Kenned’emu na Kubie, etc. Zakładam, że te wydarzenia miały swoją wagę, ale
nie mogły one wpłynąć na osłabienie władzy Chruszczowa. Jego jedynym błędem było
naruszenie, prawdopodobnie nieświadomie, systemu „nomenklatury”. Zdecydował on,
że w każdej dziedzinie władza będzie rozproszona, np. z jednej strony rolnictwo, a z
drugiej przemysł. Od dołu systemu aż do jego wyżyn ogarnęły ludzi zawroty głowy.
Wszyscy atakowali Moskwę, liny bezpieczeństwa mogły puścić. W rezultacie usunięto
Chruszczowa. „Nomenklatura” mianowała Breżniewa, podobnie jak oddaliła Gierka i
powołała Kanię. Pojedyncza osoba wcale się nie liczy. Jest to dyktatura kolektywna,
prawie anonimowa, dlatego też do pewnego stopnia tchórzliwa. Chce wygrać bez
ponoszenia zbyt wielkiego ryzyka. Zdecydowałbym się nawet na przepowiednię: jeśli
Rosjanom nie uda się stłamsić buntu afgańskiego w ciągu tego roku, będą usiłowali
znaleźć rozwiązanie polityczne. Załagodzenie sprawy, czego przedtem nie chcieli,
wyda im się mniejszym złem.

G.S: Skąd pan to wszystko wie?. Proszę mi wybaczyć niedyskrecję, ale


chciałbym wiedzieć, kim pan jest?. Na ten temat nic pan nie pisze w swojej książce, a
po francusku mówi pan prawie bezbłędnie....
M.V: Nie jestem dysydentem. Byłem obywatelem radzieckim, a teraz
mam obywatelstwo austriackie. Opowiem panu w kilku zdaniach jak do tego doszło.
Urodziłem się w przeciętnej rodzinie. Ojciec mój pracował w banku, matka zaś była
nauczycielką. Ani ojciec, ani matka, nie byli komunistami. Kiedy chodziłem do szkoły,
świat wydawał mi się, tak jak wszystkim dzieciom, normalny. Różniłem się od
wszystkich jedynie zamiłowaniem do języków obcych. Mając 10 lat, dla zabawy,
zacząłem się uczyć francuskiego i angielskiego. Pewnego dnia dowiedziałem się o
zamordowaniu Kirowa. Nie bardzo wiedziałem kto to taki. O wielkiej czystce w latach
1936-38 prawdopodobnie nie wiedziałbym, lecz pewnego ranka mój profesor
angielskiego został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa. Instynkt mówił mi, że to
niedorzeczne. Tego dnia wszystko z grubsza zrozumiałem. Zaraz po wojnie wysłano

51
mnie jako tłumacza do Norynbergii. Niezapomniany widok. Balet generałów
alianckich na gruzach nazistowskich Niemiec. Wszystko to w odrażającym zapachu
zgliszczy, kurzu i śmieci. Odkryłem Zachód. Nie przyszło mi jednak na myśl zmieniać
obozu. Zresztą jest to słowo, którego nienawidzę. Byłem, wydawać się mogło, dobrym
tłumaczem, płacona mi odpowiednio, żyłem z „nomenklaturą”, której byłem
członkiem. Później zostałem profesorem, ekspertem. Lecz nie znałem wtedy
mechanizmu władzy. To naprawdę było tajemnicą....

G.S: Powróćmy do „nomenklatury”. Mówi pan jak Jugosłowianin


Dżilas, że klasa jest „rzeczą piękną i dobrą”. Jak więc powstała ta klasa?.
M.V: Jestem przekonany, że Lenin stworzył wzorzec, który miał
zadowolić rewolucjonistów. Na początku będzie partia bolszewicka. Ale rekrutacja
będzie przez kooptację. To jest klucz. Żadna szkoła, żaden talent nie prowadzi do
„nomenklatury”. To ona sama wybiera sobie człowieka. Oczywiście w pierwszych
latach system trzyma się pewnych rygorów. „Nomenklatura” nie różni się jeszcze od
partii. Członkowie partii żyją lepiej niż inni, lecz w sposób względnie rozsądny.
Następnie przychodzi era Stalinowska, nieubłagana likwidacja starych bolszewików –
urzędnicy aparatu zastępują zawodowych rewolucjonistów. Uczciwość marksistowska
jest od dawna martwa. Dąży się do przeżycia, i to w możliwie najlepszy sposób.
Wtedy Klub „Klasa” ujawnia się. Nikt już nie wierzy w świetlaną przyszłość. Lecz ci,
którzy są u steru chcą utrzymać władzę. Tworzy się więc obyczaje, przyzwyczajenia,
swoistą technikę stosunków międzyludzkich, której wszyscy są posłuszni. Istnieje styl
administracji radzieckiej. Usiłowałem go opisać w mojej książce. Najpierw trzeba
zrozumieć język organów partyjnych, dostrzec w porę zachodzące zmiany, być w
dobrych stosunkach z wygrywającymi, utrzymać dystans wobec innych. Cała
aktywność umysłowa musi być skierowana na ten cel. Począwszy od pewnej
osiągniętej pozycji, członek „nomenklatury” staje się stopniowo nietykalny. Nawet
odsunięci w czasie pochruszczowskim mogli dalej żyć w miarę dostatnio w miarę
dostatnio w stosunku do średniego poziomu życia w Rosji.

G.S: Jeśli dobrze pana rozumiem, bogactwo wynika z zajmowanej


pozycji?.
M.V: Na pewnym poziomie, mieszkanie staje się większe, rośnie ilość
samochodów służbowych, a bilety do teatru, książki, alkohole są wam ofiarowywane.
Chodzi o to, aby nie zwracać na siebie uwagi. Proszę jeszcze raz spojrzeć na Polskę.
Ci, którzy sądzili, że nastąpią po Gierku, zostali odsunięci na bok, zwycięża człowiek
przeciętny, sprytny, pochlebca, ponieważ nie przeszkadza innym. Następną sprawą,
którą musi pan zrozumieć: na Zachodzie bogactwo jest ostentacyjne – tam ukryte, na
Zachodzie władza jest nominalna – tam anonimowa. Oczywiście jedna i druga dąży do
wejścia na scenę. Ale to się nie liczy. Prawdziwa siła jest kolektywna i
konserwatywna. Niech pan nie zapomina, że własność prywatna nie istnieje. Mówiło
się, że Stalin nie miał nigdy grosza w kieszeni. To zrozumiałe, ponieważ nie musiał nic
kupować. Cała „nomenklatura”, żyje w ten sposób. Dobra prywatne i pieniądze
społeczne idealnie ze sobą koegzystują.

52
A jak to było w tamtym okresie w Polsce?. Była i u nas „nomenklatura”,
może nie w takiej formie bezprawia jak w Związku Radzieckim, ale była i miała się
całkiem nieźle. Przytoczę fragment artykułu zdjętego przez cenzora z Przeglądu
Technicznego przedrukowanego przez Wolnego Związkowca z dnia 26 marca 1981
roku:

W polskich warunkach po latach siedemdziesiątych przy ogólnym


szybkim wzroście płac zarobki najwyższe rosły najszybciej a zróżnicowanie płac
osiągnęło wartość jedenastokrotną. To właśnie spowodowało, że postulat
ograniczenia nadmiernie wysokich zarobków był wysuwany podczas wielu strajków,
wskazywano na przykład dyrektorów kopalń biorących kilkadziesiąt tysięcy złotych,
czy szefów kombinatów mających całkiem legalnie 28-30 tysięcy pensji....” budowę
drugiej Polski „kierownictwo polityczne i gospodarcze kraju najpełniej realizowało
dla siebie... Już 1972 roku ukazał się dekret(nie ustawa, to charakterystyczne) „o
uposażeniu osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe”(Dz.U.42/72)...

Występuje tam cała plejada stanowisk od Przewodniczącego Rady


Państwa do dyrektora w administracji ministerialnej i admninstracji lokalnej.
Pikanterii dodaje fakt, że tu cytat, „Osobom odwołanym z tych stanowisk przysługuje
wg dekretu dotychczasowe uposażenie netto w okresie do 2 lat zależnie od
rangi...Poza wynagrodzeniem pieniężnym istotną częścią przywilejów władzy było
prawo do posługiwania się samochodem służbowym i prawo do lepszego mieszkania.
Jednym z praw, które zawiera wydany równocześnie z przedstawionym wyżej dekret
„o zaopatrzeniu emerytalnym osób zajmujących kierownicze stanowiska państwowe
oraz członków ich rodzin”, jest prawo do dotychczas zajmowanego mieszkania...
Oznacza ono bowiem, że każde lokum zyskane w okresie, gdy ma się ogromne
możliwości decyzyjne, pozostaje już w dyspozycji danej osoby i jej rodziny. W
Warszawie tajemnicą poliszynela było, że najlepsze mieszkania buduje i rozdziela w
osiedlach U.R.M, minister Wieczorek. Premier Jaroszewicz miał co prawda w Aninie
willę, kupioną jeszcze w latach pięćdziesiątych od rodziny Tuwima, ale po kraju
krążyły legendy o inwestycjach syna Andrzeja a także wieści o pałacu Bilińskich w
Otwocku i o cichej odbudowie Zamku Ujazdowskiego. Dla I sekretarza zbudowano
rezydencję w Klarysewie, o której niedawno pojawiły się w „Trybunie Ludu”
wiadomości, że Muzeum Narodowe wypożyczyło dla niej 14 płócien. Napisano to
dopiero po odwołaniu Gierka , przypisek autora. Budowano też nowe i remontowano
stare wille w Konstancinie. Istniała praktyka zaniżania rzeczywistych kosztów budowy
tych luksusowych mieszkań przez rozliczanie ich na inne prowadzone równolegle
budowy. W kraju było podobnie. Reforma administracji terenowej w 1975 roku
wydłużyła spółdzielczą kolejkę, nowa władza wojewódzka musiała się szybko
zadomowić. Nie brakowało też inwestycji zbliżonych do warszawskich pojedynczych i
zbiorowych.

OPIEKA SPECJALNA
Byłem oszołomiony, gdy rok temu trafiłem do wnętrza kliniki rządowej w
Aninie... Jednoosobowe separatki, telewizor, telefon, mikrofon do rozmowy z lekarzem
i pielęgniarką przy łóżku, własna łazienka i WC. Pani salowa podaje herbatę

53
odwiedzającym. W opinii pracujących tu lekarzy warunki odpowiadały najlepszym
prywatnym klinikom zachodnim, sprzęt także. Lista osób uprawnionych do
szczególnych świadczeń jest długa, ale warto ją przytoczyć. Obejmuje ona: Marszałka
i wicemarszałka Sejmu, Przewodniczącego Rady Państwa i jego zastępców, członków i
sekretarza Rady Państwa, szefów Kancelarii Sejmu i Rady Państwa, I Sekretarza
PZPR, członków i zastępców członków Biura Politycznego, sekretarzy KC i członków
sekretariatu, kierowników wydziału KC, I sekretarzy KW, premiera i wicepremierów,
Przewodniczący Komisji Planowania i jego zastępcy, ministrów , wiceministrów, szef
URM, kierowników urzędów celnych i ich zastępców, dyrektorów generalnych w
ministerstwach i urzędach celnych, przewodniczących wojewódzkich rad narodowych
miast wyłączonych i województw, wojewodów i prezydentów tych miast. Prezesa NIK i
wiceprezesów, Prezesa PAN, Pierwszego Prezesa i Prezesów Sądu Najwyższego,
Prokuratora Generalnego i jego zastępców oraz członków ich rodzin. Są to emeryci
mający prawo do dotychczas zajmowanych mieszkań i 50% zniżki kolejowej.
Emerytury I Sekretarza PZPR, Przewodniczącego Rady Państwa i premiera wynoszą,
niezależnie od wieku i czasu pełnienia funkcji 95% pensji i dodatku funkcyjnego. Dla
pozostałych osób ich otrzymanie i wysokość uwarunkowane są wiekiem i stażem na
stanowisku. Świadczenia wypłaca wszystkim centrala ZUS w Warszawie, wysokość
kwot zna zaledwie kilka osób w tej instytucji, są to prawdopodobnie jedyne w Polsce
emerytury waloryzowane przez branie za podstawę wymiaru aktualnych płac na
byłych stanowiskach pracy rencistów.

ZAOPATRZENIE DOMOWE
Funkcjonował i zapewne działa nadal, system zamkniętego zaopatrzenia,
szczególnie drażniący przy obecnej sytuacji na ryku. Ujawniony fakt istnienia
specjalnego sklepu na tyłach domów Centrum w Warszawie, to tylko fragment
większej całości na którą składały się i odlewy stóp prominentów w Krakowskim
Centralnym Laboratorium Przemysłu Obuwniczego, i domowe wizyty krawców
najlepszych zakładów odzieżowych w kraju u specjalnych klientów, i tkanie dla nich
materiałów w fabrykach w Bielsku....
Na zamówienie a czasem i bez nich, fabryki przysyłały meble, lampy,
dywany, a nawet proszki do prania. Do dyspozycji tych osób były nie tylko samochody
służbowe, ale i helikoptery i samoloty. Używano ich często bez rzeczywistej potrzeby,
raczej z przyzwyczajenia.

EGALITARYZM PRZEZ JAWNOŚĆ


Nie bogactwo jednostek budzi sprzeciw społeczeństwa, ale przywileje,
które leżą u jego źródeł. Robotnicy rzeczywiście domagali się egalitaryzmu władzy,
związania warunków jej życia z poziomem bytowania obywateli. Nie było to przy tym
żądanie ani utopijne, ani drakońskie. Nie było utopijne, ponieważ w wielu krajach
znacznie zamożniejszych od nas płace i przywileje członków rządu i urzędników
szczytu aparatu państwowego nie są wygórowane, a przede wszystkim – nie stanowią
dla nikogo tajemnicy. Tak zresztą było przed wojną i w Polsce, co można sprawdzić w
roczniku statystycznym. Aparat władzy nie tworzy też w tych krajach zamkniętego

54
świata. Przywilejem najwyższym i niemal jedynym jest władza, też zresztą
kontrolowana. Nie jest to też żądanie drakoński, gdyż jak sądzę nikt z je wysuwających
nie domaga się, by przywódca kraju zamieszkał w bloku na Chomiczówce, ani by do
pracy jeździł tramwajem. Chodzi o to, by jego warunki życiowe, a co za tym idzie i byt
całej elity władzy, pozostawały w jakiejś rozsądnej proporcji do warunków życia
reszty obywateli. Gdy po raz kolejny słyszą oni wezwania do wysiłku w pracy i
skromności w spożyciu w imię przyszłych rezultatów, mają oczywiście prawo wiedzieć,
że ci, którzy więcej niż oni przyczynili się do katastrofy gospodarki- odczuwają
również mocno te ograniczenia. Dlatego nie może być i nie jest obojętne dla
społeczeństwa, kto i jak zaopatruje stoły dostojników. Mówienie głośno o
przewodzeniu w odnowie i jednocześnie unikanie wyjaśnień na temat, kto, ile zarabia,
co, skąd, i za co ma, pokazywanie w telewizji domów i dacz pobudowanych w parkach
narodowych i krajobrazowych bez nazwisk ich właścicieli jest pustą, cyniczną
frazeologią.

Przytoczyłem tu obszerne fragmenty artykułów publikowanych przez


Wolnego Związkowca, które w dobitny sposób opisywały „nomenklaturę”, panującą
w Związku Radzieckim i w Polsce. Jest faktem bezspornym, że polska
„nomenklatura” dopiero ślamazarnie uczyła się od „wielkiego brata”, jak
wykorzystywać naród i go ubezwłasnowolniać, ale należy wziąć również pod uwagę
fakt, że była znacznie młodsza, a już dorobiła się pokaźnych przywilejów. Były to
czasy, gdzie władza myślała za nas, ona wiedziała najlepiej czego nam potrzeba, np.
nie budowano autostrad, bo po co, furmanką można jeździć polnymi drogami.
Dobitnym przykładem rozprawy z polską nomenklaturą był artykuł z Solidarności
Opolszczyzny autorstwa Jarosława Chłodeckiego.

„W roku 1795 Rzeczypospolitą wymazano z map Europy. Kogo teraz


winimy za doprowadzenie Kraju do zagłady, do bankructwa gospodarczego i
militarnego? – chłopów, mieszczan czy szlachtę?. Pan Ryszard Wojna, który w
sierpniu odwoływał się do tej daty i przestrzegał nas – to komu wydawał świadectwo:
narodowi czy stanowi?. Kierować to znaczy przyjąć odpowiedzialność za skutki
działania. Kierowca nawet za nieumyślne spowodowanie wypadku idzie w
odosobnienie. A jaką odpowiedzialność poniosła Partia(PZPR) za wynik swojego
działania?. Odstrzelono kilka kozłów ofiarnych, jak to skomentował rysownik A.
Mleczko. Musimy jeszcze przypomnieć sobie, co oznacza „centralizm demokratyczny”.
Trudno jest wyjaśnić ten zleposłów, tak jak trudno jest skojarzyć cukier z pieprzem.
Albo jest centralizm i jasne jest, że nie ma demokracji, albo jest demokracja i nie ma
centralizmu. W Partii obowiązuje zasada centralizmu, w związku z tym nie można
oceniać Partii, ale jej funkcjonariuszy. Nieuczciwe jest mówienie o 3 milionach
Polaków jako o sile, która dekomponowała nasz organizm społeczno-gospodarczy.
Dokonali tego niedemokratycznie wybrani funkcjonariusze PZPR. Według
funkcjonariuszy PZPR sprawa odpowiedzialności ma się zgoła inaczej. To, że życie
gospodarcze powoli zamiera, nie jest dla nich najważniejsze. Najważniejszym dla nich
jest obronić naród przed elementami antysocjalistycznymi. Animatorzy propagandy
zupełnie zapomnieli, jakie są cechy socjalizmu, przypomnijmy więc:
1. społeczna własność środków produkcji.

55
2. likwidacja wyzysku człowieka przez człowieka.
3. rozwijanie gospodarki celem maksymalnego zaspokajania potrzeb
materialnych i kulturalnych społeczeństwa.
Czy działacze „Solidarności” wskrzeszają burżujów, czy też ich
piętnują?. Milionowe fortuny czerwonej burżuazji czekają jeszcze na nacjonalizację.
Dzięki „Solidarności” przecież odebrano burżujom i ich związkom setki gmachów.
Prawdą jest również, że strach przed nacjonalizacją doprowadził do zniszczenia wielu
cennych obiektów. Ich właściciele woleli zmieść je z powierzchni ziemi(np. przy
pomocy spychaczy), niż żeby chamstwo miało się nim cieszyć. Na Opolszczyźnie
powstało takie przysłowie „nie dla psa kiełbasa z bażanta.... To my musimy płacić za
Ich „genialne” decyzje gospodarcze, za nietrafione licencje, za to, że
eksperymentowano na żywym organizmie gospodarczym, bezkarnie toczono krew, tak
długo, aż nie nastąpi zapaść: a potem zobaczymy...
A teraz zastanówmy się, po której stronie mamy te elementy
antysocjalistyczne: po stronie funkcjonariuszy PZPR – czy po stronie
„Solidarności”?.

Tego rodzaju artykuły pisane były w tamtym okresie, praktycznie we


wszystkich większych regionach lub silnych zakładach pracy. Huta Katowice i jej KZ
NSZZ „Solidarność”, była jedną z najbardziej prawicowych organizacji związkowych
w kraju. „Wolny Związkowiec”, chodź było wiele prób ocenzurowania jego artykułów
i ograniczenia pisma do czysto związkowych funkcji, pozostał jednym z
najpoczytniejszych pism w kraju. Cała struktura „Solidarności” zakładowa i
wydziałowa pomimo, że jego członkowie pochodzili praktycznie z całego kraju
cechowała się jednym; wielką niechęcią do systemu komunistycznego. Huta Katowice
była taką miniaturką Polski, jak w soczewce skupiającej, widzieliśmy perfidię
przodującego systemu. Nadużycia w trakcie jej budowy były ogromne i to bez
specjalnego ukrywania. Budowano obiekty towarzyszące, chodzby Orle Gniazdo w
Szczyrku, tzw. zakładowy dom wczasowy, przy okazji, którego wybudowano wiele
willi dla prominentów. Budowano również mieszkania zakładowe o podwyższonym
standardzie, dla kadry i standardowe dla załogi, tu również były nadużycia. Zupełnie
inną sprawą był rozdział talonów na deficytowe towary m.in. na samochody, zasłużeni
towarzysze dostawali je co roku, sprzedając stare za trzykrotną wartość nowego. Była
to niewątpliwie nagroda a przede wszystkim zastrzyk finansowy za wierne służenie
partii. Niektórzy przedstawiciele kadry technicznej tzw. desant z Krakowa i
Częstochowy posiadali po kilka mieszkań funkcyjnych, oczywiście umeblowanych i
opłacanych przez zakład, a przypomnę obowiązywała wówczas ustawa, że można było
mieć tylko jedno mieszkanie. Wiedziałem o tym, gdyż jak wcześniej wspomniałem,
byłem sekretarzem ZKM. Pracy mieliśmy mnóstwo, należało to wszystko
uporządkować, do rangi przyzwoitości i właściwych stosunków społecznych. Protesty
prominentów były, a jakże, ale nie robiło to na nas większego znaczenia.

Propaganda kłamstw i obelg pisanych w prasie komunistycznej i TV pod


adresem „Solidarności i jej władz trwała cały czas. Że zacytuję Wolnego Związkowca
z 3 kwietnia 1981 roku:

56
Ostatnio biuletyn Krajowej Agencji Wydawniczej, powołanej do życia
przez nieodżałowanego Prezesa Radiokomitetu(Maciej Szczepański usunięty za
malwersacje i nadużycia przyp. Autora) – ostoi propagandy i ideologii lat
siedemdziesiątych
(FAKTY z dnia 9.03.81) poświęcili całą swoją objętość walce z
antysocjalizmem na Śląsku a zwłaszcza takiemu elementowi jak Wolny Związkowiec.
Wymieniony nr FAKTÓW wyjaśnił również pewną istotną wątpliwość: taśma z
nagraniem przemówienia Pana A. Żabickiego jest autentyczna(chodzi o spotkanie z
aktywem i komendantami MO i SB, przyp. Autora), zostało to jednoznacznie
potwierdzone. Nie zostało natomiast wyjaśnione co było celem spotkania, z którego
pochodzi nagranie. Nadal nie wiadomo czy chodziło o zmianę stylu pracy MO i SB –
organów, które w erze Grudnia(były I sekretarz KW PZPR, przyp. Autora) były raczej
nastawione na typowe (pałowe) rozwiązywanie konfliktów społecznych, czy też było to
spotkanie nowego szefa z podstarawym gwarantem poprzedniej i bieżącej władzy...
Wzmocnieni i pokrzepieni treściwą lekturą FAKTÓW ideologiczni szermierze odnowy
nie mieli jednak okazji wypróbować swej nowej – cudownej broni. Po prostu nie
zdążyli. Wcześniej, zanim mogli się należycie przygotować do wymarszu „z kagańcem
do ludu” zaistniały wypadki bydgoskie.
Zastosowanie przemocy przez władze jako formy dialogu z Solidarnością
stało się faktem. Oczywiście władze nie były w stanie temu zapobiec i nie są też w
stanie ustalić sprawców bestialskiego pobicia ofiar, mimo iż gmach otoczony był i
wypełniony organami porządkowymi (!?).Kompetentna komisja wysokiego szczebla
zaczęła przygotowania resortu od stwierdzenia, że J. Rulewski spowodował wypadek
drogowy i najprawdopodobniej musiał w związku z tym przybyć nieprzytomny i pobity
na sesję WRN jeśli w takim stanie znalazł się następnie na zewnątrz budynku. W całym
tym bałaganie ostatecznie zgubił się nawet wicepremier i z doniesień telewizyjnych z
ostatnich dni można sądzić, że go tam po prostu nie było. Nadal nikt nic nie wie, a
jeśli Solidarność wypowiada się na ten temat w „nielegalnych wydawnictwach” to są
to oczywiście czyste ataki na władzę, pomówienia i nieodpowiedzialne działania
zmierzające do destrukcji socjalistycznego państwa. Nie wiadomo tylko co zrobić ze
wścibskimi dziennikarzami, którzy (np. Gazeta Krakowska) zamieszczają coraz
liczniejsze wypowiedzi opinie świadków, potwierdzające po kawałku całą treść
pierwszego komunikatu NSZZ „S”(komunikat ten potępiał zajścia w Bydgoszczy i w
ostrych słowach, żądano ukarania sprawców. Przyp. Autora). Czy jest to kulawa
propaganda?. Na pewno nie!. Jest to natomiast propaganda wyrachowania-
zmierzająca do uzyskania konkretnego celu- do sprowokowania rozruchów mających
usprawiedliwić wprowadzenie godzin policyjnych, stanu wyjątkowego, czy też
skierowanie wojsk (aktualnie ćwiczących) przeciwko własnemu narodowi.

Następne przykłady nie kazały długo na siebie czekać. Już we wtorek


(24.03.81) w dzienniku TV pokazano kilkudziesięciu milionom Polaków wroga
publicznego nr 1 – Przewodniczącego MKZ Katowice- Andrzeja Rozpłochowskiego.
Wzywał on Solidarność do oczyszczenia się z członków Partii. Jak wiemy z prasy
oficjalnej A. Rospłochowski nie stara się prowadzić dialogu z władzami partyjnymi.
Tym wystąpieniem w pewnym sensie nawiązał chyba jednak telepatycznie kontakt z
Plenum KW PZPR w Katowicach, gdyż Plenum to identyczne życzenie oddzielenia

57
Partii i Solidarności wyraziło w swej uchwale opublikowanej 23.03.br. Już zaczęto się
zastanawiać, czy Przewodniczący nie złamał przypadkiem świętej woli delegatów, gdy
tym czasem dnia 25.03, pojawiło się w Aktualnościach TV Katowice sprostowanie- nic
podobnego nie zostało wypowiedziane przez A. Rozpłochowskiego. Dziennik TV po
prostu spreparował tendencyjnie wypowiedź, aby „komuś”, pomóc w osiągnięciu
zaplanowanych celów politycznych. Oczywiście znaną i dopracowaną metodą
urabiania opinii publicznej, sprostowanie poszło tylko w II programie lokalnej
telewizji i ostatecznym rezultatem jest okłamywanie kilkudziesięciu milionów Polaków
przez ogólnopolski dziennik TV „naprawionym” poinformowaniem kilku milionów w
jednym tylko regionie.
Komentarz Redakcji „Wolnego Związkowca”

Pozwoliłem sobie przytoczyć ten fragment dla zobrazowania panującej


atmosfery tamtego okresu.
Zastanówmy się wszyscy razem jak potężne i wszechwładne są siły,
które zmuszają tak niezdobyty dla całego społeczeństwa bastion – jakim była telewizja
do preparowania tendencyjnych kłamstw mających na celu wzburzenie opinii
publicznej, dokonanie podziału związków na partyjne i bezpartyjne i permanentne
antagonizowanie między sobą ludzi pracy. Czy naprawdę tego oczekiwało
społeczeństwo od dysponentów środków masowego przekazu – środków będących
przecież własnością społeczną?. W czyim interesie leżało eskalowanie napięć
społecznych?. Kto i w jakim celu przygotowywał sobie tym sposobem grunt do
dalszych działań?. Jakie mogły to być działania, jeśli już ich zapowiedź skierowana
jest przeciwko interesom całego narodu?...
Pozostaje do rozważenia kwestia: Jak reagować na prowokacje?.
Przecież nie można świadomie robić tego na co liczy prowokator. Nie można też
dopuścić do bezprawia umożliwiającego władzom regionalnym i wyższym (chodzi o
PZPR), stopniowe eliminowanie poszczególnych ludzi metodami terrorystycznymi.
Takie myśli chodziły po głowie, każdego zdrowo myślącego człowieka, opisywany
okres miał jak czas pokaże swoje znaczenie, a prowokatorzy działali z rozmysłem.
Solidarność a właściwie ruch społeczny zrodził się w wyniku protestu
społeczeństwa polskiego przeciwko złodziejstwu, bezprawiu i deprawacji rządzących,
klakierstwu warstwy średniej PZPR i wielu innym negatywnym zjawiskom. Zacytuję
tu wypowiedź dr hab.,dziś profesor, Jadwigę Staniszkis socjologa, która wielokrotnie
w tamtym okresie odwiedzała Hutę Katowice. „niesłychanie trudne jest powstawanie
demokratycznego ruchu w niedemokratycznym otoczeniu...., że Solidarność działa
ciągle w pewnej pustce prawnej. Nie zostały zmienione przepisy. Wciąż nie ma nowej
ustawy o związkach zawodowych. Dyrektorzy przedsiębiorstw, spętani niesłychaną
ilością wskaźników, limitów itp. , z reguły nie są w stanie sprostać żądaniom
robotników bez łamania przepisów. W podobnej sytuacji znajdują się władze
administracyjne... Jeśli nie ma nacisków (zwanych przez prawników legalnością
materialną) nie ma możliwości realizowania postulatów...”

Ale były też i prowokacje dokładnie przemyślane. Tow. Waszczyk


ówczesny wicepremier wraz z grupą reformatorów zaproponowali tzw. małą reformę
gospodarczą, polegającą na przyznaniu samodzielności przedsiębiorstwom w

58
warunkach, gdy brakowało surowców i materiałów a przede wszystkim energii
elektrycznej. Była to oczywista prowokacja mająca na celu usamodzielnienie
niektórych przedsiębiorstw w sytuacji gdzie cała gospodarka była na krawędzi
bankructwa z obowiązującym centralizmem gospodarczym. Funkcjonowanie takich
przedsiębiorstw nie miało najmniejszych szans, ale gdyby Solidarność się zgodziła
byłoby na kogo zwalić całość niepowodzeń.

Dalsze szkalowanie Solidarności i jej przywódców, co miało na celu?


Przytaczam obszerne fragmenty za Wolnym Związkowcem z dnia
24.04.81 , ze spotkania z górnikami KWK „Wieczorek”, cytowanego już wcześniej,
członka biura politycznego, pierwszego sekretarza KW PZPR w Katowicach, który
powiedział:
O sytuacji w Kraju.
„Pomimo chwilowego odprężenia, sytuacja w Polsce jeszcze się
pogorszyła. Należy spodziewać się dalszych konfliktów. Walka toczy się przecież o
władzę.
Jestem pod dużym wrażeniem Zjazdu KPZR. Żaden kraj socjalistyczny,
włącznie z Rumienią i Jugosławią nie popiera tego co się u nas dzieje. Wszyscy
powinni robić wszystko aby nie sprowokować sytuacji niebezpiecznej.
Amerykanie chcieliby sprowokować interwencję ZSRR w Polsce.
Stworzyłoby to im dogodną sytuację dla zajęcia się Angolą, Kubą itp.
Na tym tle ustawiony był referat Biura Politycznego, w którym
jednoznacznie trzeba było powiedzieć – niezależnie od odnowy, są u nas elementy
kontrrewolucji.
Tłumaczyliśmy oczywiście towarzyszom radzieckim na Zjeździe, że są też
w tym procesy pozytywne. Nikt nie chciał się z tym zgodzić. Tam patrzy się na
wszystko jednoznacznie. To jest kontrrewolucja”.

Towarzysz Żabicki, najprawdopodobniej był pod wpływem listu tow.


Radzieckich jakim zakończyli zjazd. A oto jego treść:

Do Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej

Drodzy towarzysze.

Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, zwraca


się do Was z niniejszym listem, odczuwając ostre zaniepokojenie o losy socjalizmu w
Polsce, o Polskę jako wolne i niepodległe państwo.
Krok nasz podyktowany jest partyjnym zainteresowaniem sprawami
partii, polskich komunistów, całego bratniego narodu polskiego i Polski
socjalistycznej jako strony Układu Warszawskiego i Rady Wzajemnej Pomocy
Gospodarczej. Komuniści radzieccy i polscy działali ręka w rękę w bitwie przeciwko
faszyzmowi i byli razem na przestrzeni wszystkich lat powojennych. Nasza Partia i
ludzie radzieccy pomagali swym towarzyszom polskim w budowie nowego życia, i nas
nie może nie niepokoić to, że obecnie nad rewolucyjnymi zdobyczami narodu

59
polskiego zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo, powiemy otwarcie: niektóre
tendencje w rozwoju PRL, w szczególności w dziedzinie ideologii i polityki
gospodarczej, jej poprzedniego kierownictwa wywołały nasze niepokoje, już w ciągu
szeregu lat. W pewnej zgodności z duchem stosunków istniejących między KPZR i
PZPR, mówiono o tym przywódcom polskim w trakcie na najwyższym szczeblu i na
innych spotkaniach. Niestety, te przyjacielskie ostrzeżenia, zarówno jak i ostre
krytyczne wypowiedzi w łonie samej PZPR nie były brane pod uwagę, a nawet były
ignorowane. W rezultacie tego w Polsce wybuchł głęboki kryzys, który ogarnął całe
życie polityczne i gospodarcze kraju. Zmiana Kierownictwa PZPR, dążenie do
przezwyciężenia poważnych błędów, związanych z naruszeniem prawidłowości
budownictwa socjalistycznego, do przywrócenia zaufania do mas, a przede wszystkim
całej klasy robotniczej do partii, do umocnienia demokracji socjalistycznej, spotkały
się z naszym pełnym zrozumieniem. Od pierwszych dni kryzysu uważaliśmy za ważne,
aby partia dała zdecydowany odpór próbom wrogów socjalizmu, zmierzających do
wykorzystania powstałych trudności dla swych dalekosiężnych celów. Jednakże tego
nie uczyniono. Nie kończące się ustępstwa wobec sił antysocjalistycznych i ich zadań
doprowadziły do tego, że PZPR, krok za krokiem, ustępowała pod presją
kontrrewolucji, wewnętrznej opierającej się na poparciu ze strony zagranicznych
imperialistycznych ośrodków dywersji. Obecna sytuacja jest nie tylko niebezpieczna, a
doprowadziła taj do stanu krytycznego – innej oceny dać nie sposób. Wrogowie Polski
socjalistycznej nie kryją się szczególnie ze swymi zamiarami. Prowadzą walkę o
władzę i już ją zdobywają. Pod ich kontrolę przechodzi jedna pozycja za drugą. W
charakterze swej siły uderzeniowej kontrrewolucja wykorzystuje ekstremistyczne
skrzydło „Solidarności”, oszukańczo wciągnęła robotników, którzy weszli do tego
związku zawodowego, do przestępczego spisku przeciwko władzy ludowej. Wzmaga się
fala antykomunizmu i antyradzieckości. Siły imperialistyczne podejmują coraz
bardziej zuchwałe próby ingerencji w sprawy Polskie. Poważne niebezpieczeństwo,
które zawisło nad socjalizmem w Polsce, stanowi zagrożenie również dla samego
istnienia niezależnego państwa polskiego. Jeśli stałoby się najgorsze i do władzy
doszliby wrogowie socjalizmu, jeśli Polska zostałaby pozbawiona obrony wspólnoty
socjalistycznej, to od razu do niej wyciągnęłyby się żądne ręce imperialistów, i kto
mógłby wówczas zagwarantować niepodległość, suwerenność, granice Polski jako
państwa?, nikt.
Wiadomo Wam, towarzysze, o spotkaniu przywódców bratnich partii
krajów wspólnoty socjalistycznej, które odbyło się w Moskwie 5 grudnia 1980 r, 4
marca 1981 r. odbyły się rozmowy kierownictwa radzieckiego z delegacją PZPR na
XXVI zjeździe KPZR, 23 kwietnia br. Delegacja KPZR spotkała się z pełnym składem
kierownictwa polskiego. W trakcie tych spotkań, a także innych kontaktów z naszej
strony podkreślano rosnące zaniepokojenie w związku z poczynaniami sił
kontrrewolucyjnych w Polsce. Mówiliśmy o konieczności przezwyciężenia zamieszania
w szeregach PZPR, zdecydowanej obrony jej kadr od ataków wrogów i obrony władzy
ludowej własną piersią, w szczególności zwracano uwagę na to, że przeciwnik
faktycznie podporządkował swej kontroli środki masowej informacji, które w
przeważającej swej części stały się narzędziem działalności antysocjalistycznej i są
wykorzystywane dla podważenia socjalizmu i rozkładu partii. Zwracano uwagę, że
bitwy o partię nie można wygrać dopóty, dopóki prasa, radio, i telewizja pracują nie

60
dla PZPR lecz dla jej wrogów. Ostro stawiano kwestię konieczności umocnienia w
kraju autorytetu organów porządku publicznego, armii i ich obrony przed zakusami sił
kontrrewolucji, dopuszczenie do tego, żeby powiodły się próby szkalowania i rozkładu
organów bezpieczeństwa milicji, a następnie również armii – oznacza w istocie rzeczy
rozbrojenie państwa socjalistycznego i oddanie go na łaskę wrogowi klasowemu.
Pragniemy podkreślić, że we wszystkich podejmowanych kwestiach S. Kania i W.
Jaruzelski i inni polscy towarzysze wyrazili zgodę z naszymi poglądami, ale faktycznie
wszystko pozostaje po staremu i do polityki ustępstw i kompromisów nie wprowadzono
żadnych korekt. Oddaje się jedną pozycję za drugą, nie bacząc na to, że w
materiałach ostatnich plenów KC PZPR uznaje się fakt zagrożenia
kontrrewolucyjnego, w praktyce do tego czasu nie podejmuje się kroków dla walki z
nim, a organizatorów kontrrewolucji nawet wprost się nie wskazuje. W ostatnim
czasie przedmiotem szczególnego niepokoju stała się sytuacja w łonie samej PZPR.
Do zjazdu pozostaje niewiele ponad miesiąc, jednakże ton kampanii wyborczej coraz
bardziej nadają siły wrogie socjalizmowi. Nie może nie niepokoić fakt, że do władz
lokalnych organizacji partyjnych, a także do grona delegatów na konferencję i zjazd
nierzadko wchodzą ludzie przypadkowi, otwarcie wyznający poglądy oportunistyczne.
W rezultacie rozliczonych manipulacji wrogów PZPR, rewizjonistów i oportunistów
odsuwani są doświadczeni i oddani sprawie partii działacze o nieskazitelnej reputacji
i obliczu moralnym. Głęboko niepokoi również i ten fakt, że wśród delegatów na
zbliżający się zjazd znajduje się niezwykle mała liczba komunistów ze środowiska
robotniczego. Tok przygotowań do zjazdu komplikuje się poprzez tzw. Ruch struktur
poziomych będący narzędziem rozbijania /rozłamu/ partii, które jest wykorzystane
przez oportunistów, aby przeforsować na zjazd ludzi niezbędnych dla nich i skierować
w wygodny dla siebie nurt jego obrad. Nie należy wykluczać, że na samym zjeździe
może być podjęta próba zadania decydującego ciosu /porażki/ marksistowsko –
leninowskim siłom partii, aby doprowadzić do jej likwidacji. W szczególności chcemy
powiedzieć o tym, że w ostatnich miesiącach siły kontrrewolucji aktywnie
upowszechniają wszelkiego rodzaju antyradzieckość, mającą na celu przekreślenie
rezultatów działalności naszych partii. Ponowne odrodzenie nastrojów
nacjonalistycznych i antyradzieckich w różnych warstwach społeczeństwa polskiego.
Ci oszczercy i kłamcy nie cofają się przed niczym, twierdzą nawet, że rzekomo związek
radziecki, grabi Polskę i to mówi się nie bacząc na fakt, że Związek Radziecki
okazywał i okazuje ogromną dodatkową pomoc materialną dla polski w tym trudnym
dla niej okresie. To mówi się o kraju, który poprzez swoje dostawy ropy naftowej,
gazu, rudy, bawełny i to po cenach 1,5 – 2 razy niższych od światowych, faktycznie
zaopatruje podstawowe gałęzie przemysłu polskiego.
Szanowni towarzysze.
Zwracając się do Was z niniejszym listem, mamy na względzie nie tylko
naszą troskę /niepokój/ o sytuację w bratniej Polsce, o warunki i perspektywy dalszej
współpracy radziecko-polskiej. W niniejszym stopniu nas, jak i inne bratnie partie
niepokoi to, że ofensywa wrogich sił antysocjalistycznych w PRL zagraża interesom
całej naszej wspólnoty, jej zwartości, integralności i bezpieczeństwa granic, tak
naszemu wspólnemu bezpieczeństwu. Reakcja imperialistyczne, która wspiera i
stymuluje kontrrewolucję polską, nie kryje się ze swoim celami, iż taką drogę ostro
zmieni na swoją korzyść układ sił w europie i na świecie. Kryzys w Polsce jest

61
aktywnie wykorzystywany przez imperializm w tym celu, aby oczerniać ustrój
socjalistyczny, ideały i zasady socjalizmu, jest wykorzystywany dla nowych ataków
przeciwko międzynarodowemu ruchowi komunistycznemu. W ten sposób na PZPR
spoczywa historyczna odpowiedzialność nie tylko za los własnego kraju, jego
niepodległość i postęp, za sprawę socjalizmu w Polsce. Na nas, towarzysze spoczywa
ogromna odpowiedzialność również za ogólne /wspólne/ interesy wspólnoty
socjalistycznej. Uważamy, że istnieje jeszcze możliwość niedopuszczenia do
najgorszego, zapobieżenia katastrofie narodowej. W PZPR jest wielu uczciwych i
zdecydowanych komunistów, gotowych czynem walczyć o ideały marksizmu-
leninizmu, o niepodległą Polskę. W Polsce jest wielu ludzi, oddanych sprawie
socjalizmu, klasa robotnicza, ludzie pracy, nawet ci spośród nich, których
oszukańczym sposobem wciągną w machinacje wrogów, w ostatecznym rozrachunku
pójdą za partią. Sprawa polega na tym, aby mobilizować wszystkie zdrowe siły
społeczeństwa dla dania odporu przeciwnikowi klasowemu i do walki z
kontrrewolucją a to wymaga w pierwszym rzędzie, rewolucyjnego zdecydowania
samej partii, jej aktywu i kierownictwu. Partia może i powinna znaleźć w sobie siły,
aby przełamać /przezwyciężyć/ bieg wydarzeń i jeszcze przed IX zjazdem PZPR
skierować je we właściwy sposób. Chcielibyśmy być przekonani, że komitet partii
komunistów bratniej polski potrafi znaleźć się na wysokości swej historycznej
odpowiedzialności. Pragniemy zapewnić Was drodzy towarzysze, że w tych trudnych
dniach, tak samo jak zawsze w przeszłości KC KPZR, wszyscy radzieccy komuniści i
cały naród radziecki są solidarni z waszą walą. Nasze stanowisko zostało dokładnie
wyrażone w oświadczeniu tow. L. Breżniewa na XXVI KPZR, socjalistycznej polski,
bratniej polski nie opuścimy w biedzie i nie damy jej skrzywdzić.

Komitet Centralny Komunistycznej


Partii Związku Radzieckiego

List ten trafił do wszystkich znaczących wydawnictw „Solidarności”, z


Regionu Mazowsze. Nie wzbudził w nas większego niepokoju, związek sowiecki jeśli
wysyłał, jeśli pisał listy, to nie miał na celu wysyłania armii. Towarzysze w
najmniejszym stopniu nas nie interesowali. Natomiast rozkład PZPR budził
uzasadniony niepokój i nasz, a przede wszystkim, towarzyszy radzieckich. Niepokój
uzasadniony, tym że PZPR, po kolejnych błędach i wypaczeniach, stawała się coraz
bardziej niewiarygodną dla sowietów. Solidarność nie chciała władzy, nie
kwestionowała nawet panującego systemu politycznego, pomimo prowokacji
czynionych w tym kierunku, na każdym kroku. I jak tu uzasadnić wysłanie wojsk do
bratniego kraju. To była oczywiście nasza mądrość. Wybierając i cytując,
czytelnikowi tylko niektóre, a znaczące fragmenty prowokacji „właścicieli PRL – u”,
chciałem na tym tle, pokazać mądrość Solidarności. Zaczynali po cichu obawiać się,
by przypadkiem towarzysze radzieccy nie zechcieli się dogadać z Solidarnością i
powsadzać ich do więzień. By się przeciwstawić takiej możliwości, postanowiono
dowieść światu, a przede wszystkim tow. radzieckim, że Solidarność jest
antysocjalistyczna i antyradziecka. Dlatego w tamtym okresie nasiliły się prowokacje,
dowodzące, że tak właśnie jest. List ten nosił znamiona ostrzeżenia, ale nie przed

62
wkroczeniem armii radzieckiej, a nakazywał zrobienie porządku w szeregach PZPR.
Jaruzelski - żołnierzyk od maleńkiego wychowany w wojsku, nie mający zielonego
pojęcia o życiu cywilnym czy gospodarczym, aparatczyk, gdzie zawsze ktoś za niego
myślał, umiał tylko służyć. Służył wiernie, tak mu się przynajmniej wydawało, tow.
radzieckim, a oni tego nie doceniali, musiało go to bardzo smucić. Nie zrozumiał
intencji. W PZPR miał bardzo silne skrzydło tzw. „twardogłowych”, których bał się
ruszyć, pozostali uważali, że należy się dogadać z Solidarnością w imię wyższej racji
stanu, jak Polak z Polakiem. Tarcia w KC musiały być na tyle silne, że oddano mu
najwyższe stanowiska w państwie, ale nawet tego nie potrafił wykorzystać.
Twardogłowi trzymali się mocno razem i to oni, pociągali za sznurki bezwolną kukłę
Jaruzelskiego. Gospodarka planowa zaczynała się coraz bardziej chylić ku upadkowi.
Złoty przestał być pieniądzem, zaczął - na niespotykaną skalę, rozwijać się handel
wymienny. Złotówkami płacono tylko za pracę, acz nie do końca, prawie wszystkie
gałęzie gospodarki posiadały deputaty. Była to pozostałość z czasów powojennej
odbudowy kraju, kiedy to za pracę płacono produktami. Deputat to był pieniądz, np.
na wsi za tonę węgla można było dostać dużo żywności, a za złotówki nic. Taki oto
prezent, na tacy podano Jaruzelskiemu . A ten sterowany przez „twardogłowych”,
uznał, że to Solidarność jest największym wrogiem, na drodze do budowy dobrobytu
w Polsce Ludowej. Mając pełnię władzy, prosił o 90 spokojnych dni, by jak mówił
przygotować w spokoju program reform. Ten czas był potrzebny „twardogłowym”, do
przygotowywania coraz to nowych prowokacji, by tow. radzieckim dowieść, że
Solidarność jest wrogiem z którym należy raz na zawsze skończyć. Tezę tą potwierdził
pułkownik Kukliński uciekając z kraju, kiedy to wraz z innymi przygotowywał plany
zniszczenia Solidarności w tych 90 spokojnych dniach.

***

Inny przykład, zaczerpnąłem z dyskusji towarzyszy na VIII Plenum KC


(biuletyn aktualności komitetu warszawskiego PZPR nr 10, z dnia 13.02.82) przyp.
autora:
- mówi Albin Siwak zastępca członka Komitetu Centralnego PZPR.
„ ....u nas w partii, o rządzie pisze się jak chce i co chce. Można ubliżać i
szargać dobre imię przez byle łobuza bez żadnej odpowiedzialności. My natomiast
poza pokazaniem sprawy tow. Wojnowskiego nic nie robimy. A spraw jest dużo i
byłoby o czym pisać i pokazywać. Na przykład, szef „Solidarności Jan Domagała, w
ciągu 15 lat uzbierał 7 wyroków za kradzież, za gwałt, za niepłacenie alimentów,
bigamię, za przebranie się w mundur MO i karanie ludzi mandatami....”.

Jan Domagała – przewodniczący Instal-u Rzeszów, jedna z firm która


budowała Hutę Katowice, pisze do I Sekretarza KC PZPR Stanisława Kani (przypisek
autora).
„...Oświadczam, że to co powiedział z trybuny Plenum, z-ca członka KC
PZPR ob. Albin Siwak jest wierutnym kłamstwem. Nie mogę zrozumieć do czego
zmierzał i co chciał osiągnąć swoim wystąpieniem ob. Albin Siwak. Uważam, że takie
wystąpienie ma na celu szkalowanie nie mnie, a organizację związkową
„Solidarność”. Dlatego też, nie kierowałbym osobiście pisma na ręce obywatela I

63
Sekretarza gdyby to chodziło tylko o moją skromną osobę. Niezależnie od powyższego
chciałbym zwrócić uwagę, że postępowanie ob. Albina Siwaka jest sprzeczne zarówno
ze statutem PZPR, jak również z przepisami prawa karnego, nie mówiąc już o zwykłej
ludzkiej uczciwości. Przecież zgodnie ze statutem PZPR, każdy członek partii ma
obowiązek dbać o wysoki poziom moralny, być skromnym, szczerym i uczciwym wobec
partii i społeczeństwa człowiekiem. Od kogo jak od kogo, ale od z-cy członka KC
należy wymagać znajomości statutu i przestrzegania jego postanowień. Stwierdzenia
ob. Albina Siwaka są zwykłym oczernianiem mnie, a to jak wiadomo w myśl kodeksu
karnego podlega karze.
W tym stanie rzeczy domagam się rzetelnego wyjaśnienia przedstawionej
sprawy, publicznego przeproszenia mnie przez sprawcę oszczerstw kierowanych pod
moim adresem w środkach masowego przekazu, oraz wpłacenia na fundusz budowy
pomnika Korfantego w Katowicach kwoty 20 tys. złotych przez ob. Albina Siwaka
tytułem zadośćuczynienia.
O załatwieniu powyższej sprawy proszę mnie powiadomić w terminie do
dnia 30.04.81 r.
W razie nie otrzymania odpowiedzi skieruję sprawę na drogę sądową”.

Oświadczenie to opublikowała tylko prasa związkowa i na tym sprawa


została zakończona. Ale sprawa szkalowania „Solidarności” i jej działaczy, głęboko na
sercu leżała wszystkim. Dla przykładu przytoczę list otwarty Jacka Kiliana,
przewodniczącego KZ NSZZ „Solidarność” Huty Katowice z dnia 17 kwietna 1981 r.,
do KW PZPR w Katowicach.

List Otwarty
Do
Komitetu Wojewódzkiego
Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej
w Katowicach

dotyczy: współdziałania w zapobieganiu błędom i wypaczeniom.

Ubolewając głęboko nad obecną trudną sytuacją Partii, przewodniej siły


naszego narodu, spowodowaną min.: tragicznymi gospodarczo skutkami obecności
elementów antysocjalistycznych we władzach partyjno-rządowych, wieloletniej
szkodliwej społecznie działalności cenzury, nierzetelności dziennikarskiej zespołów
redakcyjnych środków masowego przekazu – wyrażamy niniejszym zgodę na
przedrukowywanie w całości naszego Biuletynu Informacyjnego „Wolny
Związkowiec” w sobotnich wydaniach „Trybuny Robotniczej”, począwszy od dnia 25
kwietnia br.
Rozumiemy bowiem dobrze, jak pilną i ważną sprawą jest
wszechstronne rozpoznanie mechanizmu społecznego, który doprowadził nasze
państwo do tak bolesnego stanu – dlatego właśnie rozpoczynamy w 19 numerze
„W.Zw.”, cykli artykułów na wspólny temat: „Korzenie ersatz Socjalizmu”.
Jesteśmy pewni, że tego rodzaju współdziałanie Partii i naszego Związku
w uświadamianiu społeczeństwu prawdziwego podłoża trudności, w których obecnie

64
żyjemy, ze zwielokrotnioną mocą zabezpieczać nas będzie przed kolejnym już
czwartym, okresem błędów i wypaczeń.

Z socjalistycznym pozdrowieniem
Jacek Kilian

Zał:
Egz.”W.Zw.”
Od nr 15/16 systematycznie.

Jacek ujął to pięknie.


I jeszcze jedno pismo, tym razem Jacka Cieślickiego.

List Otwarty
Do
Zespołu Redakcyjnego
„Trybuny Robotniczej”
w Katowicach

dotyczy: zwiększenia wiarygodności „Trybuny Robotniczej”.

Wasze cenzurowane pismo od dawna stanowi przedmiot krytyki


Czytelników, ostatnio nawet wręcz nawołujących do jego bojkotu.
Uważamy, że ukierunkowywana presją Głównego Urzędu Kontroli
Prasy, Publikacji i Widowisk, nierzetelność dziennikarska nadrywała i nadal nadrywa
więź Partii ze społeczeństwem, hamuje proces odnowy, a więc tym samym wspomaga
siły antysocjalistyczne: zarówno „koryciarzy”, „betony”, „konserwy”, jak i też tych,
którzy na fali niepokojów społecznych, powodowanych min. przez cenzurowane środki
masowego przekazu, usiłują przeniknąć do „Solidarności”.
Nie możemy dłużej tolerować takiego stanu rzeczy i proponujemy Wam
przedrukowywanie w całości kolejnych numerów naszego „Wolnego Związkowca”, w
sobotnich wydaniach Waszej „Trybuny Robotniczej”- oczywiście z zachowaniem przez
nas wszelkich praw autorskich i wydawniczych.
Wierzymy, że jesteście ludźmi inteligentnymi i gorącymi patriotami, że
nie zaprzeczacie poglądowi Czytelników: „jedynie wszechstronne poznanie
mechanizmu ,powodującego w naszym kraju coraz to cięższe kryzysy, jest
najpewniejszym środkiem zapobiegającym kolejnemu okresowi błędów i wypaczeń”.
Wierzymy również, że w pełni docenicie powyższą propozycję, przynoszącą korzyści
nam wszystkim: Odnowie, Partii, naszym wspólnym czytelnikom i nie zaprzepaścicie
tej szansy odzyskania wiarygodności przez „Trybunę Robotniczą”- oczekują tego
robotnicy, chcący wreszcie poznać również drugą stronę naszych czasów.
Zespół redakcyjny „Wolnego Zw”
Jacek Cieślicki

Zał.
Egz.,”W.Zw”.

65
Od nr 15/16 systematycznie

Były, to bardzo sprytnie wykorzystane możliwości pokazania naszej


niezależności i suwerenności, jako związku. Tylko w ten sposób mogliśmy
przeciwstawić naszą determinację idącą ku wolności, ogłupiającej propagandzie
komunistycznej, która podporządkowała sobie społeczne media. Jacek Cieślicki, jak
go zapamiętałem był człowiekiem ciekawym świata, a jednocześnie bardzo dobrym
dziennikarzem. Nikt z piszących nie kończył studiów dziennikarskich, ale „Wolny
Związkowiec”, pod przewodnictwem Jacka zmienił tak szatę, jak i przede wszystkim
treści. Był to czas bezpardonowej walki ideologicznej, propagandy komunistycznej,
mającej do dyspozycji nieograniczone możliwości, z lokalnymi pismami, które mając
ograniczone możliwości prowadziły walkę z dobrym skutkiem. Mając do dyspozycji
ograniczone możliwości poligraficzne, mieliśmy za to ogromną przewagę w pisaniu
prawdy, przypominania społeczeństwu i odkłamywaniu, wydarzeń, niekiedy jeszcze
bardzo świeżych, lecz skrzętnie ukrywanych przez komunistycznego cenzora.

To „Wolny Związkowiec”, opublikował wspomnienia Józefa Światły


eks-ubeka, który w 1956 r uciekł z Polski, ujawniając na zachodzie kulisy
sprawowania władzy komunistycznej. Że przytoczę, krótki fragment jego wspomnień
opublikowanych w nr 25/81 „W.Zw”, z 1 czerwca 81 r:
...ale w praktyce zadania X Departamentu są bardziej rozległe. Komórka
ta utrzymuje stały najściślejszy kontakt z bezpieką innych reżimów stalinowskich – na
Węgrzech, w Czechosłowacji, w Bułgarii, w Niemczech Wschodnich i gdzie indziej. Tu
gromadzą się materiały obciążające aktyw partyjny powyżej sekretarzy wojewódzkich
oraz wszystkich niemal członków Biura Politycznego, naczelnych wodzów partyjnych i
rządowych. X Departament zatwierdza wszystkich kandydatów na posłów, radnych,
delegatów na zjazdy partyjne, związków zawodowych, organizacji młodzieżowych,
członków władz partyjnych...
...Dziś w Polsce – powiada Światło – nie tylko nic nie może się dziać
wbrew woli Moskwy, lecz wręcz odwrotnie, cały mechanizm życia państwowego jest
regulowany, do najmniejszych szczegółów, przez pełnomocników sowieckich.
Widziałem z bliska, jak codziennie grabi się naród polski z elementarnych swobód
demokratycznych. Widziałem z bliska jak tak zwani przedstawiciele klasy robotniczej,
na wzór sowiecki, zmuszają polską klasę robotniczą do nieludzkiego wysiłku na rzecz
największego i jedynego dziś wyzyskiwacza klasy robotniczej – kapitalizmu
państwowego. Polska klasa robotnicza została ograbiona z elementarnych praw
ludzkich i społecznych, jakie ma robotnik w krajach kapitalistycznych. Zabrano jej
prawo do strajku, prawo zrzeszania się w wolnych związkach zawodowych, wszystkie
prawa demokratyczne. Rosja nie tylko rządzi Polską, ale także rządzi w Polsce....
....Oskarżam Bolesława Bieruta – mówi Światło – o jedną z największych
zbrodni, jakie popełnił w swojej ponurej karierze agenta moskiewskiego. Oskarżam
Bolesława Bieruta i jego klikę o planowe i systematyczne likwidowanie Armii
Krajowej i całego polskiego podziemnego ruchu niepodległościowego. Mordował i
więził jego przywódców tylko za to, że walczyli z Niemcami pod okupacją. Oskarżam
tow. Tomasza i jego klikę o to, że świadomie, współdziałając z Gestapo, prowadził
planowe i systematyczne niszczenie całej niepodległościowej działalności pod

66
okupacją. Oskarżam go o to, że współpracując z Gestapo i z wywiadem pod okupacją,
a później po wojnie, prowadził likwidację kierownictwa Armii Krajowej i ruchu
podziemnego. Wiem z dostępnych mi aktów i dochodzeń, które prowadziłem że
nieubłagana walka komunistów i wywiadu sowieckiego z Armią Krajową i polskimi
władzami podziemnymi, rozpoczęła się pod okupacją. Ciągłość tej walki nie przerwała
się ani na chwilę po zakończeniu wojny. Pod okupacją prowadzono ją dwoma
kanałami: przez Armię Ludową i przez wywiad sowiecki. W obu wypadkach
współpraca z Gestapo była najściślejsza i najszczersza. Zacznijmy od tzw. polskiego
pionu w tej akcji likwidacyjnej w czasie okupacji. Współpraca z Gestapo i
likwidowanie Armii Krajowej rękami Gestapo, zainicjował oficjalnie Marceli
Nowotko. Zrzucony do Polski, w grudniu 1941 r, jako człowiek zaufania Moskwy, miał
dwa zadania: organizować PPR i obsadzać ją ludźmi Moskwy, a równocześnie dążyć
do rozszyfrowania sieci polskiego ruchu podziemnego i likwidowania go wszelkimi
dostępnymi środkami. Instrukcje sowieckie, które przywiózł, nakazywały w tym celu
najściślejszej współpracy z Gestapo. Celem tej współpracy miało być zlikwidowanie
krajowej Delegatury Rządu w Londynie rękami Gestapo. Natychmiast po przyjeździe
Nowotko przystąpił do zorganizowania tajnej komórki dezinformacji. Zadaniem jej
było rozpracowanie i zlikwidowanie Delegatury Rządu i całego ruchu
niepodległościowego walczącego z Niemcami. Dezinformacja polegała na tym, że
komórka ta zbierała dane o działalności Armii Krajowej, nazwiska, adresy, szczegóły
dyslokacji i w listach przesyłała te informacje do Gestapo, podkreślając, że są to
wszystko działacze komunistyczni. Na podstawie tych informacji Gestapo mogło
działać i aresztować. Przez dłuższy czas Nowotko szukał kandydata na kierownika
komórki dezinformacji. Doszedł w końcu do wniosku, że najbardziej na to stanowisko
nadawał się Edward Mołojec, Polak komunista z Tomaszowa Mazowieckiego,
wychowanek szkoły Kominternu w Moskwie i zrzucony do Polski w tym samym czasie.
Zwrócił się więc do niego i ujawnił mu – po uprzednim uzgodnieniu z Moskwą – cały
plan. Mołojec brał udział w wojnie domowej w Hiszpanii i znał Zachód. W głowie mu
się nie mieściło, żeby taki szatański pomysł mógł powstać i że działo się to na zlecenie
Moskwy. Był więc przekonany, że Nowotko działa jako agent Gestapo. I wobec tego
postanowił go zlikwidować. Umówił się z nim na spotkanie. Zabrał ze sobą swego
młodszego brata Zygmunta, który szedł za Nowotką z tyłu. I on właśnie na zlecenie
Edwarda zastrzelił Nowotkę na ulicy. Tak zginął Marceli Nowotko, pierwszy sekretarz
PPR, dzisiejszy bohater reżimu, a wówczas pod okupacją, współpracownik Gestapo.
Po śmierci Nowotki akcję komórki dezinformacji prowadził Paweł Finder i Bolesław
Bierut. O przebiegu tej akcji informowany był stale Jóźwiak, ówczesny szef sztabu
Armii Ludowej. Wiedziała o tym również Małgorzata Fornalska partyjna żona
Bieruta. Śmierć Nowotki i późniejsza likwidacja Mołojca stworzyły poważną
komplikację w organizacji tej komórki. Trzeba było znaleźć jej kierownika. W tym celu
Moskwa przysłała specjalnie do Polski wyszkolonego agenta, z pochodzenia Polaka,
pseudonim „Korab”, który kierował komórką dezinformacji do końca wojny.
Natychmiast po jej zakończeniu zabrany został przez wywiad sowiecki z powrotem do
Rosji i odtąd nikt o nim więcej nie słyszał. Po zastrzeleniu Marcelego Nowotki,
zebrała się specjalna komisja śledcza partii, która miała wydać wyrok na Mołojca. W
skład jej weszli: Teodor Duracz i stary ideowy komunista Aleksander Kowalski, który
też był zrzucony przez Moskwę do Polski. Kowalski wahał się z wydaniem wyroku na

67
Mołojca. Kiedy wreszcie wydano wyrok śmierci – wykonanie jego powierzono
Jankowi Krasickiemu z organizacji Związku Walki Młodych. Krasicki znając Mołojca
od lat, odmówił wykonania tego zadania. Wobec tego wydelegowano innego członka
partii, który zastrzelił obu Mołojców, gdzieś na terenie województwa kieleckiego.
Człowiek ten zresztą po wykonaniu wyroku zginął bez śladu. Gomułka, który został
sekretarzem partii po Nowotce i Finderze nie wiedział o istnieniu komórki
dezinformacji, mimo, że od początku jej istnienia i jej działalności wiedzieli: Bierut i
Jóźwiak. Gomółka wpadł na to przypadkiem. Otóż była przy ul. Grzybowskiej tajna
drukarnia Armii Krajowej, a niedaleko, przy tej samej ulicy znajdowała się również
drukarnia Armii Ludowej. Przesyłając swoje informacje do Gestapo, komórka
dezinformacyjna, przez pomyłkę podała adres domu Armii Ludowej, zamiast adresu
drukarni Armii Krajowej. Działając na podstawie tej informacji, Gestapo nakryło
drukarnię AL. I zlikwidowało ją. Gomułka był już wtedy sekretarzem partii, zrobił
awanturę i zarządził dochodzenie. I wtedy dopiero powiedziano mu o istnieniu
komórki dezinformacji i o tym, że działa ona na podstawie instrukcji przywiezionych
przez Nowotkę z Moskwy....
...likwidacja członków polskiego ruchu podziemnego i członków Armii
Krajowej przez PPR i wywiad sowiecki, we współpracy z Gestapo, pod okupacją, było
pierwszym etapem akcji komunistów przeciwko polskiemu ruchowi
niepodległościowemu. Pod koniec wojny i po jej zakończeniu rozpoczął się okres
drugi. Główną rolę w tej akcji odgrywały tzw. sowieckie grupy operacyjne
wkraczające na ziemie polskie, wraz z armią sowiecką...Grupy te rozpoczęły masowe
aresztowania i masową likwidację Armii Krajowej tym łatwiej, że zastały już teren
częściowo rozpoznany i przygotowany. W czasie okupacji bowiem wywiad sowiecki
zrzucił na teren Polski poważną ilość swoich agentów. Zadaniem ich było tylko i
wyłącznie ustalić skład i dane polskiego ruchu podziemnego po to, aby mieć gotowe
nazwiska i adresy do likwidacji w chwili, kiedy wkroczy Armia Czerwona....
...Grupa operacyjna sowiecka przystąpiła natychmiast do masowych
aresztowań. Wiem także, że konfiskowane przy okazji fundusze operacyjne Armii
Krajowej w złocie i w walucie wymienialnej – władze sowieckie wywoziły do Rosji.
Aresztowanych żołnierzy AK kierowano naprzód do obozów przejściowych, a potem
transportem wysyłano do Rosji..
...Partia nie tylko wsadza ludzi do więzień: skazuje ich także w tajnych
sądach, albo morduje przy pomocy skrytobójstwa. Na czele jednej z tych grup stał
Kuba Krajewski, były członek KC oraz tow.Treblińska, żona tow. Kole, przez długie
lata kierowniczka Wydziału Ekonomicznego KC. Sama tow. Treblińska zajmuje się
obecnie w Komitecie Centralnym sprawami personalnymi i do obowiązków jej należy
dbanie o lojalność i poziom moralny członków PZPR. W roku 1950 przed sądem w
Warszawie stanął niejaki Michalski, porucznik milicji, oskarżony o powieszenie
posterunkowego w tejże milicji w Płocku, w lokalu urzędowym. Oskarżony Michalski
nie zaprzeczył temu, ale zaczął w sądzie wyjaśniać, że zbrodnię tę wykonał na
polecenie Kuby Krajewskiego. W sądzie nastąpiła konsternacja, bo okazało się, że
Kuba Krajewski to członek KC partii. Sąd natychmiast przerwał rozprawę i dalsze
śledztwo przejął X Departament Bezpieczeństwa. W czasie tych dochodzeń Michalski
opowiedział dzieje specjalnej grupy likwidacyjnej na terenie woj. Warszawskiego przy
KC PPR w 1945 r. Ta i inne podobne grupy w innych województwach, likwidowały

68
członków Polskiego Stronnictwa Ludowego i PPS, a także niewygodnych członków
PPR. Likwidacja oznaczała w praktyce morderstwo. Z czasem grupa likwidacyjna w
woj. Warszawskim pewna swojej bezkarności, mordowała nie tylko opozycyjnych
działaczy politycznych, ale co bogatszych obywateli a mienie ich, pod pretekstem akcji
politycznej zabierała na swój prywatny użytek. Pewnego dnia bojówka Krajewskiego –
Tremblińskiej napadła w Grujcu na dom nauczyciela, działacza PSL i uprowadziła go
wraz z kilkoma innymi do pobliskiego lasu. Tam bojówka wymordowała wszystkich
uprowadzonych i ciała ich zakopała w ziemi. Nagle w kilka dni potem, zamordowany
nauczyciel zjawił się w Warszawie. Okazało się, że został tylko postrzelony, wydostał
się ze wspólnego grobu i oskarżył teraz swoich prześladowców o zamordowanie reszty
towarzyszy. Oskarżał ich niemal z grobu. Sprawa doszła do wiadomości Gomułki,
który zwolnił natychmiast Treblińską ze stanowiska sekretarza wojewódzkiej
organizacji PPR. Ale cóż?. Natychmiast po likwidacji Gomułki, Treblińska objęła
nowe stanowisko w KC partii, a Kole i Krajewski trwali na swych odpowiedzialnych
funkcjach partyjnych. Wszystkim kierownikom grup likwidacyjnych wiodło się
doskonale, z wyjątkiem jednego członka, który był zaledwie milicjantem w powiecie
płockim. Mijały lata i nagroda dla niego nie przychodziła. Zaczął więc opowiadać na
lewo i prawo o swoich zasługach w grupie likwidacyjnej. Zaniepokoił się tym jego
przełożony, por. Michalski i zwrócił się po instrukcje do Kuby Krajewskiego.
Instrukcja była krótka – zlikwidować. Por. Michalski wykonał ten rozkaz. Zlikwidował
niesfornego milicjanta tak, jak likwidował działaczy opozycyjnych w grupie
likwidacyjnej KC w 1945 r. Zarzucił mu sznur na szyję w czasie snu i powiesił go na
posterunku milicji. Przesłuchiwałem Krajewskiego, który z zimną krwią potwierdził
zeznania Michalskiego. Michalski, morderca milicjanta, został zwolniony z więzienia
na osobiste polecenie Bieruta. Mało tego, po zwolnieniu zażądał wypłacenia mu
zaległych poborów, za cały okres pobytu w więzieniu...
...Innym sposobem usuwania przeciwników politycznych lub osób
niewygodnych są „sądy kapturowe”, jak je Światło określa – ciche, tajne są
Tajne sądy odbywają się w więzieniu mokotowskim. Tam został skazany
na karę śmierci płk. Kontrym z Armii Krajowej, szef służby śledczej na całą Polskę
pod okupacją niemiecką. Ofiarami cichych sądów padli również inni członkowie AK:
Moczarski (pseudonim „Rafał”), czy szef BIP Komendy Głównej AK płk Szczurek
(„Sławbor”), jeden z czołowych oficerów AK. Albo np. Albin Różycki, działacz PSL-u
z Krakowa, aresztowani przeze mnie na polecenie Bieruta w związku ze sprawą
Fieldów. Wszystko to są ofiary cichych sądów i to tylko kilka nazwisk wśród setek
skazanych...
...Wiceminister Bezpieczeństwa gen. Roman Romkowski dysponuje tzw.
Tajną kasą biura politycznego. O istnieniu tej kasy i jej przeznaczeniu decyduje Biuro
Polityczne KC, ale w praktyce Bierut, Minc, Berman. Mieści się ono w oddzielnym
pokoju gmachu Ministerstwa Bezpieczeństwa w trzech potężnych kasach
ogniotrwałych, do których dostęp ma tylko Romkowski względnie ktoś, kogo on
upoważni. Czego tam nie ma w tych kasach. Miliony dolarów i innych mocnych walut,
sztaby złota, brylanty i inne drogie kamienie. Wiem o tym, bo raz z upoważnienia
Romkowskiego sam otworzyłem jedną z kas. Fundusze te pochodzą z mienia obywateli
polskich, skonfiskowanego przez reżim po wojnie oraz z własności poniemieckiej
pozostałej z czasów okupacji. Dochody do tej kasy płyną także z konfiskaty przemytu

69
granicznego i wreszcie ze skupu waluty zagranicznej na czarnym rynku. Z tej kasy
tajnej Biuro Polityczne finansuje działalność komunistyczną na Zachodzie, przede
wszystkim akcję dywersyjną, sabotażową i szpiegowską. Z pieniędzy tych finansuje się
stale i regularnie działalność Włoskiej Partii Komunistycznej. Ale niejednokrotnie
zdarza się, że na specjalny rozkaz Moskwy przesyła się z tej kasy partyjnej fundusze
innym partiom komunistycznym za granicą na jakąś robotę specjalną. I tak np.: 200
tys. dolarów posłano w swoim czasie do Korei. Poważne sumy przekazano
Komunistycznej Partii Francji na podtrzymanie strajku komunistycznego. Ale nie tylko
na to idą pieniądze z tajnej kasy. Z funduszu tego np. Romkowski wypłacał swemu
koledze tow. Mietkowskiemu wiele razy po 500 i 1000 dolarów, kiedy Mietkowski
musiał wyjechać na tzw. Urlop zdrowotny, albo na kurację. Cały skład personalny
Bezpieczeństwa – mówi Światło – to przede wszystkim oficerowie sowieccy i agenci
sowieckiego wywiadu, a potem szabrownicy, spekulanci, zboczeńcy, których
przeszłość partyjna i polityczna, delikatnie mówiąc, pozostawia wiele do życzenia...

Tak wyglądała historia PZPR-u. Wielokrotne wizyty Adama Michnika w


Hucie Katowice i prowadzone dyskusje, na tematy najnowszej historii, były podstawą
do wypowiedzi Adama na temat „rewelacji” pułk. Światły. A oto wypowiedź Adama
na ten temat :
„Przeszło ćwierć wieku dzieli nas od chwili, gdy Radio Wolna Europa
zaczęło nadawać audycję relacjonujące tajemnice komunistycznej elity władzy w
Polsce. Ich autorem był Józef Światło, jeden z kierowników aparatu bezpieczeństwa w
pierwszym dziesięcioleciu PRL, który uciekł z Polski w grudniu 1953 r. Poszczególne
audycje złożyły się na dokument tyleż osobliwy, co historyczny. Rozpowszechniane
były nielegalnie – zrzucano je również z balonów. Rewelacje Światły odegrały
ogromną rolę w destrukcji stalinowskiego monolitu w Polsce i w obnażaniu
mechanizmów bezprawia. Autor nie jest postacią sympatyczną. Gdyby pozostał w
Polsce byłby prawdopodobnie uwięziony i osądzony z innymi dygnitarzami UB za
łamanie praworządności. Mówiąc z Zachodu stał się głównym świadkiem oskarżenia
systemu i ludzi działających w jego ramach. Czy jest to świadek wiarygodny?.
Cząstkowe informacje Światły potwierdziły następne lata, z całością relacji nikt
kompetentny nie podjął polemiki. Chcąc Światłę zdezawuować podkreślano jego
udział w stalinowskich zbrodniach. Wszakże całokształt tych zbrodni nigdy polskiemu
społeczeństwu nie ujawniono. Jest to do dzisiaj strefa zakazana dla historyków i
publicystów. Stąd waga niniejszej publikacji. Nie jest to obraz Polski w epoce
stalinowskiej – są to rewelacje o kulisach, mówione na gorąco i – być może – z chęcią
oczyszczenia samego siebie. Obok raportu sędziego Szerera jest to jednak podstawowy
dokument na temat aparatu ucisku. Dokument dla historyka bezcenny. Obraz Światły
jest wykrzywiony przez perspektywę. Inaczej widzi świat więzień stalinowski
(np.Kazimierz Moczarski) inaczej jego oprawca. Ale tak, jak nikt nie kwestionuje
doniosłości świadectw Goebbelsa czy Himmlera, tak i rewelacje Światły zasługują na
staranną lekturę. Funkcjonariusz tajnej policji widzi świat specyficznie, jednak
czytelnik może ulokować jego relacje w szerokiej perspektywie. Jest to istotne
zwłaszcza dzisiaj, gdy całe społeczeństwo domaga się prawdy o dniu wczorajszym i
przedwczorajszym. Ta prawda jest potrzebna choćby po to, by móc ujawnić jej

70
późniejsze etapy, policyjną akcję w 1968 roku, masakrę w grudniu 1970, „ścieszki
zdrowia w Radomiu”...

***

Ale i nie inaczej postępowano i później: przytoczę tu fragment listu


otwartego dr Władysława Jachniak do tygodnika demokratycznego z 81 r. A
dotyczący losów Funduszu Obrony Narodowej z 1939 r , w złocie.
...Temat powyższy został wywołany przez tygodnik „Polityka” nr 44 z
dnia 01.11.1980 r. str.3 w artykule „Ulotka”, w którym Redaktor Karol Małcużyński
miedzy innymi wyjaśnia: nadużyte zostało nie tylko moje imię, ale nazwisko mojej
rodziny...Mój zmarły przed trzema laty brat, Witold Małcużyński, pianista, oddał
ogromne usługi przy zwrocie Polsce tzw.”skarbów kanadyjskich". Były to
zdeponowane podczas wojny w Kanadzie bezcenne zabytki naszej kultury, min.
kolekcje arrasów wawelskich, Szczerbiec Chrobrego, zbiór rękopisów Chopina i wiele
innych. Rola, jaką odegrał w tej doniosłej sprawie mój brat Witold, była przez wiele
lat pomniejszana lub przemilczana. Niemniej ani on, ani ja nie mieliśmy nic
wspólnego ze zwrotem „polskiego złota i srebra”, które nawiasem mówiąc nie było
wcale zdeponowane w Kanadzie. W publikowanej „Ulotce”, szeroko kolportowanej
na Wybrzeżu, były informacje m.in.:
- Karol Małcużyński przed kilku laty miał podejrzenie, że polskie złoto i
srebro zdeponowane przez Rząd Polski w 1939 r., które Rząd Kanady w wyniku starań
Małcyżyńskich zwrócił Polsce, tylko częściowo przekazane zostało Skarbowi
Narodowego Banku Polskiego. Trop wiódł do Edwarda Gierka i jego wychowanka M.
Szczepańskiego...
... W okresie odnowy w Polsce po sierpniu 1980 r. – nie pomijając
celowo podawania fałszywych informacji przez 35 lat dla Polaków zamieszkałych w
kraju i za granicą, przez polskie radio, telewizję i prasę – pragnę przyczynić się do
wyjaśnienia losów Funduszu Obrony Narodowej (FON) w złocie – jako Relikwii
Narodowej, symbolizujących heroizm wszystkich Polaków w 1939 r., w momencie
rozpoczynającej się wojny o istnienie Polski, o wolność Polaków, człowieczeństwo i
godność ludzką...
Obowiązek Polaka i patrioty upoważnia mnie – jako świadka
Dramaturgii Narodu Polskiego – „mordu politycznego” – do przedstawienia
powyższego tematu, wykorzystując następujące dokumenty:
1. Oświadczenie generała brygady w stanie spoczynku Stanisława
Talara z dnia 10 sierpnia 1979 r. – a mianowicie: Oświadczam i równocześnie
wyrażam zgodę na wykorzystanie moich przeżyć w walce o wolność, o
sprawiedliwość, człowieczeństwo i prawo do życia dla każdego Polaka, przez mjr
Władysława Jachniak, ps. „Zięba” żołnierza AK...
Nadmieniam, że osobiście, na polecenie władz Rządowych, pomagałem
jako Dyrektor Handlu Zagranicznego zwalniać dary przywiezione do Polski przez
Pana Generała Stanisława Talara i za to zostałem przez 6 lat (od 1950 do 1956)
poddany wszystkim torturom fizycznym i psychicznym – m.in., pobyt w celi śmierci
przez rok czasu, zmarnowano mi zdrowie, rozbito rodzinę, odebrano mi cały dorobek

71
trzech pokoleń – za to tylko, że byłem AK-owcem za czasów okupacji i uczciwie
pracowałem nad odbudową zniszczonej Polski.
W śledztwie Naczelnej Informacji Wojska Polskiego – od oficera
śledczego kpt.Popiołka – dowiedziałem się, że byli AK-owcy i byli oficerowie to
„titowcy” – to bydło przeznaczone tylko na wykończenie i rozstrzelanie i w ogóle
wszystkie ustawy pisze się tylko dla frajerów chodzących jeszcze na wolności i
podpisują to „dęciaki”, których wcześniej czy później postawi się pod mur i w łeb, a
społeczeństwu powie się, aby zamknęło mordę, bo jak nie to z nimi to samo.
Wiadomo mi było, że w 1949 roku na zaproszenie Obywatela Premiera
Józefa Cyrankiewicza przyjechał do Polski z Anglii, Generał Stanisław Tatar – Tabor.
Oddając z funduszu AK na odbudowę zniszczonej Polski miliony dolarów, autobusy
szosowe, kina objazdowe, biblioteki dla wszystkich akademii medycznych, radia dla
szkół, hotele i pensjonaty za granicą dla studiującej młodzieży polskiej za granicą.
Byłem poinformowany, że wszystkie rozmowy z upoważnienia Partii i
Rządu prowadzili z Panem Generałem Stanisławem Tatarem przedstawiciele
najwyższych władz politycznych i gospodarczych Polski Ludowej, a mianowicie:
Minister Obrony Narodowej – Generał Marian Spychalski, Minister Finansów –
Konstanty Dąbrowski, Wicepremier Eugeniusz Szyr.
Wiadomo mi, że po odebraniu wszystkich dolarów (m.in.,milionów
dolarów) odznaczono Pana Generała Stanisława Talara, Komandorią i pożegnano
oficjalnie na lotnisku w Warszawie, z którego wyjechał Pan Generał Stanisław Tatar
w celu zlikwidowania swojego mieszkania w Londynie.
Również wiadomo, że samolot z lotniska Warszawa doleciał tylko do
Modlina z powodu „defektu” – a Pan Generał Stanisław Tatar został aresztowany
(1949) i osadzony w więzieniu, w którym przebywał do kwietnia 1956 r.
...We wrześniu i październiku 1977 r. w Muzeum Wojska Polskiego była
zorganizowana wystawa z okazji powrotu Francji przedmiotów srebrnych
ofiarowanych w latach 1936 – 1939 przez społeczeństwo Polski na Fundusz Obrony
Narodowej.
Z licznych artykułów i wypowiedzi, jakie ukazały się wtedy,
dowiedzieliśmy się o Srebrnym Fonie oraz o ludziach, którzy się z nim stykali ongiś i
ostatnio, natomiast nie było najmniejszej wzmianki o Złotym Fonie i jego losach,
chociaż jest to zagadnienie nie mniej ciekawe i pasjonujące.
...Podkreślić tu należy ,że FON z miejsca zyskał powszechne poparcie
społeczeństwa, które złożyło liczne dary w gotówce i naturze. Udział w składaniu
darów miał charakter manifestacji patriotycznej. Ofiarność społeczeństwa była
imponująca. Ta ogromna ofiarność na rzecz dozbrojenia armii była dowodem
gotowości Polaków do poświęceń i ofiarności na rzecz zagrożonego bytu
narodowego....
...Napływające dary w metalach szlachetnych były deponowane w
M.S.Wojsk i skrytkach PKO.
W dniu 5 września 1939 r. ppłk. dypl. Franciszek Stachowicz, któremu
Sztab Główny, zlecił kierowanie ewakuacją FON-u, wyekspediował część darów
dwoma samochodami ciężarowymi na Lublin, część zaś załadował na barkę wiślaną i
skierował w górę rzeki, ale już w Dęblinie, ze względu na sytuację na froncie,
zawartość barki przeładowano na samochody i skierowano również na Lublin....

72
...Generał Kukiel zapytał, czy nie zechciałbym mu pomóc w spełnieniu
ostatniej woli gen. Sikorskiego – życzeniem jego było, aby po zakończeniu wojny
zasoby złota z FON-u wróciły do kraju. Bez chwili wahania wyraziłem zgodę.
Dowiedziałem się wtedy, że złoty FON jest ukryty w podziemiach londyńskiego Hotelu
Rubensa.
...Łączna waga wszystkich złotych przedmiotów wynosiła 350 kg.
Wkrótce potem gen. Kukiel udostępnił mi oględziny miejsca zdeponowania FON-u i
przekazał mi opiekę nad nim.
....W marcu 1946 roku zjawił się w Szkocji Gen. Chruściel ps. „Monter”,
z pismem odręcznym od Gen. Komorowskiego – „Bora”, w którym ten zażądał ode
mnie przekazania do jego dyspozycji całości aktywów, jakie dotychczas znajdowały się
w mojej gestii. Oczywiście odmówiłem, motywując tym, że przejmując pieczę nad
FON-em, zobowiązałem się, by zgodnie z wolą św.gen. Sikorskiego – FON wrócił do
kraju, a co do dolarów to przyrzekłem na piśmie Prezydentowi USA Rooseveltowi, że
pozostałość dotacji pojedzie na odbudowę gospodarczą Polski. Skutkiem tego już w
pierwszych dniach kwietnia 1946 r. odwołano mnie z zajmowanego stanowiska i
przesunięto do dyspozycji Sztabu Głównego notabene bez funkcji...
...Obecnie wszyscy Polacy w kraju i za granicą zadają tylko jedno
pytanie, co się stało ze złotym FON-em przywiezionym do Polski w 11 skrzyniach
artyleryjskich w dniu 15 listopada 1947 roku.

Drukowane artykuły w prasie związkowej ujawniały głębokie zepsucie


aparatu partyjnego i rządowego. W artykułach publikowano wszystkie najtajniejsze
zbrodnie PZPR z okresu wczesnej Polski Ludowej jak i następujące po kolei
wypaczenia socjalizmu. Prasa reżimowa próbowała polemizować, ale bezapelacyjnie
przegrywała z faktami podawanymi przez biuletyny Solidarności. Przykładem takiej
polemiki był list otwarty Zakładowej Komisji Związkowej NSZZ Solidarność przy
Przedsiębiorstwie Budownictwa Przemysłu Węglowego w Katowicach z dnia 7 maja
1981 r., do Trybuny Robotniczej w sprawie nadużyć powstałych przy budowie domów
dla prominentów, a oto treść listu:
Panie Redaktorze
Z przykrością zawiadamiamy Pana Redaktora, że łamy „T.R”, a
konkretnie nr 90 z dnia 6.05.1981 r. – stały się miejscem prowokacji. Mamy na myśli
„List otwarty”, prof. A. Gierka zamieszczony na str. 3 w którym autor nie tylko
polemizuje z artykułem red. T. Biedzkiego pt. „Rachunek dla bezkarnych”, ale
prowokuje swymi stwierdzeniami całe społeczeństwo, a Załogę Przedsiębiorstwa
Budowlanego PW w Katowicach wręcz obraża. PBPW było wykonawcą „obiektów” o
których mowa w artykule red. Biedzkiego, było również terenem kontroli
przeprowadzonej na tę okoliczność na żądanie załogi przez Najwyższą Izbę Kontroli z
Warszawy. W wyniku kontroli ustalono m. in.:
1. Koszt budowy i remontów wszystkich domków prominentów objętych
kontrolą wyniósł 47 408 000 zł.

2. Koszt poniesiony przez Przedsiębiorstwo przy budowie 2 domków


mieszkalnych przy ul. Drozdów 11c i 11d w Katowicach o symbolach „S” i „P” dla
użytkowników I Sekretarza KW Z. Grudnia i Prof. A. Gierka wyniósł 26 491 626 zł.

73
3. Zlecenie na budowę 2 domów nadesłała do Przedsiębiorstwa przy
piśmie z dnia 28.05.1076 r. Okręgowa Dyrekcja Rozbudowy Miast w Katowicach.
Wartość kosztorysową określono wstępnie na 3,6 mln zł – jednak z umowy zawartej
pomiędzy inwestorem (ODRM), a wykonawcą (PBPW), m.in. wynika, że roboty będą
rozliczane na podstawie obmiarów potwierdzonych na budowie i kosztorysu
wykonawczego.

4. Standard budowanych domków był wyjątkowo wysoki, wyższy od


zaprojektowanego m. in. z powodu armatury zagranicznej sprowadzonej z Austrii za
pośrednictwem „Centrozapu”(faktura „Centrozap” z dnia 14.10.76 r. na kwotę 670
165 zł) wmontowanie 2 sejfów z prywatnej firmy „Pancarp”, położenie eksportowych
dywanów z Kowar „Akaminister” ok. 230 m2 wartości 196 tyś. Zł, na parkiety z
drewna olchowego, boazerii z drewna modrzewiowego, do łączenia elementów
mosiężnych i miedzianych używani srebra spawalniczego, wykonano 6 szt. Kominków,
ułożono różowe marmury itd.

5. Przedsiębiorstwo wbrew statutowi i celowi swego działania do


domków tych kupowało wyposażenie takie jak: meble, firanki, żyrandole, lustra,
narzuty, tkaniny dekoracyjne itp. I tak np. kupiono na wyposażenie budynków: 7 luster
kryształowych o zabarwieniu złotym – wartości 35 tyś. zł – 7 żyrandoli o wartości 40
tyś zł.
Do budynku „P” (prof. A. Gierka) nabyto i wmontowano komplet
swarzędzkich mebli o wartości ponad 360 tyś. zł. Zbiorcze zestawienie kosztów (zzk)
przewidziała na ten obiekt meble za 200 tyś. zł – w związku z tym różnicę winien
zapłacić użytkownik.
W dniu 9.12.1980 r. w czasie trwania kontroli NIK, z inicjatywy
kontrolujących PBPW wystawiło fakturę na ob. A. Gierka za meble na kwotę 163 169
zł. którą zainteresowany zapłacił do kasy Przedsiębiorstwa w dniu 13.12.1980 r.

6. W drugim etapie budowy tj. w I kwartale 1978 r., wykonano


ogrodzenie i zainstalowano zieleń na ogólną wartość 4 543 292 zł.
Brak pewności, co leżało w obowiązkowym zakresie robót
Przedsiębiorstwa i czy konieczne były takie roboty Przedsiębiorstwa i czy konieczne
były takie roboty jak: budowa domku ogrodnika, hydrofornia, przechowalnia jarzyn,
mała architektura (schody, dróżki, pas zieleni, wyrwane z parku i sadzenia za pomocą
60- tonowego dźwigu dużych drzew.

7. Oprócz inwestora (ODRM) budowę obiektu finansowały: Urząd Rady


Ministrów – faktura z dnia 28.02.1977 r. na sumę 6 975 066 zł. Przedsiębiorstwo
Materiałów Podsadzkowych PW w Katowicach ul. Przemysłowa 10 – faktura z dnia
22.05.78 r. na sumę 2 147 676 zł. Straty PBPW wyniosły 3 016 888 zł.

W świetle przedstawionych powyżej niezbitych dowodów standardu,


wyposażenia i kosztów budynków, mało przekonywujące wydają się argumenty
przedstawione w liście prof. A Gierka, natomiast niezwykle interesująco zapowiada

74
się naszym zdaniem, skorzystanie przez Pana Profesora z zarezerwowanych w liście
przysługujących mu środków prawnych szczególnie w kwestii udokumentowania
bezpodstawności „pomówień”. Sądzimy, że Pan Redaktor również ten list opublikuje
na łamach „TR” w całości, w tym samym miejscu co poprzednie materiały na ten
temat.

Jest rzeczą zrozumiałą, że żadne sprostowanie się nie ukazało.


Prominenci w tamtym czasie korzystali ze wszystkich przywilejów oczywiście
bezpłatnie a rolą cenzora i reżimowej prasy było pilnowanie by taka informacja
nigdzie się nie ukazała. Skala tego zjawiska nie była jednostkowa, prasa Solidarności
w całym kraju odnajdywała coraz to nowe zjawiska patologii władzy i władców Polski
Ludowej. W tamtym okresie tematem numer jeden, przy okazji zbliżających się żniw
było zabezpieczenie sznurka. Skąd on nie był sprowadzany i zawsze go brakowało.
Natomiast, na wyposażenie prominentnych domów sprowadzano najlepsze
wyposażenie z zagranicy.

Niechaj puentą na to co napisałem wcześniej będzie „Bajka o dobrym


Siwaku i złotej rybce”, autorstwa Stanisława Romankiewicza, opublikowana przez
„Wolnego Związkowca” z dnia z dnia 2 października 1981 r.
„Każde dziecko wie, że Dobry Siwak lubi bardzo łowić ryby. Zakłada
przynętę na wędkę, zanurza kij w mętnej wodzie i ciągnie co popadnie. Pewnego razu
wyciągnął Złotą Rybkę, która przemówiła ludzkim głosem:
- Ach, wypuść mnie Dobry Siwaku, a spełnię trzy twoje życzenia.
- Zgoda – odrzekł Dobry Siwak i wypowiedział pierwsze życzenie – chcę
być jedną z najważniejszych osób w kraju.
- Proszę bardzo, wkrótce będą pierwsze demokratyczne wybory, bądź
kandydatem, pokaż swoje dobre oblicze, a na pewno Cię wybiorą – zapewniła Złota
Rybka.
- Chcę ponadto pluć bezkarnie na wszelkie moralne autorytety!.
- Proszę bardzo, a któż Ci zabroni, skoro będziesz bardzo ważny –
przyznała Złota Rybka.

Uradowany Dobry Siwak podniósł Złotą Rybkę do góry i szepnął trzecie


życzenie tak cicho, że nikt poza Złotą Rybką nie usłyszał o co chodziło Dobremu
Siwakowi.
- Złota Rybka uśmiechnęła się promieniście, mrugnęła lewym
okiem i powiedziała:
- Wsio w poriadkie, praszczaj moj gałubczik Dobryj Siwak – i
skoczyła w mętną wodę.

Nie wiemy o co prosił ją jeszcze Dobry Siwak, ale jeśli pożyjemy to


zobaczymy.

75
Nie jest pewne czy, o to, co później się wydarzyło prosił Siwak.
Anegdoty takie pojawiały się bardzo często w prasie związkowej, bo tylko tam nie
sięgała cenzura. Pozwolę sobie na jeszcze jeden, tym razem wierszyk, autorstwa
Edwarda Kowareckiego z tego samego „Wolnego Związkowca”:

Przestańcie wreszcie nas pomawiać


Oskarżać nas o niecne cele
Przestańcie wreszcie na nas wrzeszczeć
I straszyć Wielkim Przyjacielem

Przestańcie jadem nas opluwać


Wyzywać nas od kontr – i anty
Niech rząd do pracy się zabierze
Miast nam wyczyniać brzydkie kanty

Bo „Solidarność” jest, bo żyje


Fakt to bezsporny, oczywisty
Choć pan Rakowski nas pogrzebał
I nie uznają „komuniści”

Choć pan Olszowski nas nie lubi


I nas pomawia o bezeceństwa
Choć nas pan Kania klnie i łaje
I straszy Służbą Bezpieczeństwa

Lecz my przetrwamy te szykany


Bo „Solidarność” powołał lud
I wywalczymy świadectwo prawdzie
Choć czeka nas niejeden trud

Przestańcie Naród więc obrażać


Gdy w Polskę wkracza głód i chłód
Bo sprawa ludu, słuszną jest
Zwycięży więc na pewno lud !!!

Autor w swoim wierszu trafnie oddaje klimat tamtych czasów, odwagę


przywódców „Solidarności”, w obliczu nagonki politycznej na wszystkich inaczej
myślących. Tych inaczej myślących było dziesięć milionów i to był sukces tamtych
czasów. Ludzie nagle przestali się bać, pomimo szykan i ogłupiającej propagandy
reżimowych mediów. Wspominając tamte czasy, człowieka ogarnia nostalgia,
wszyscy byli dla siebie ludzcy, pomagali sobie wzajemnie, pomimo niezwykłych
braków jakiegokolwiek towaru na rynku. Komuniści, a przecież mienili się Polakami
wywozili wszystko z kraju, pozostawiając naród samym sobie. Gdzie w Europie
znajdziemy podobny przykład. Polacy zapłacili najwyższą cenę za obalenie

76
komunizmu. Nigdzie w Europie poza Polską nie brakowało żywności w takim
niedomiarze jak u nas. Handel prywatny urósł do rangi niespotykanej, Polak
wyjeżdżający do obojętnie jakiego kraju przywoził więcej pieniędzy niż ze sobą
zabierał.
Dzisiaj mówi się, że obalenie komunizmu nastąpiło po zburzeniu muru
Berlińskiego, lub tzw. „Aksamitnej Czeskiej Rewolucji”. Jedynym protestem
niemieckich NRD-wców, było przyjechanie do Polski i oddanie się do dyspozycji
ambasady RFN. Tzw. „Aksamitna Rewolucja” powstała znacznie później niż
„Solidarność Polsko – Czeska”. Uczestniczyłem w jednym z takich spotkań w
Karpaczu, gdzie czeskich kolegów z „Karty 70”, trzeba było namawiać do łączenia sił.

My się nie przejmowaliśmy, „szczekającymi psami”, my robiliśmy


swoje. Dobitnym przykładem takiej postawy był I Zjazd „Solidarności” w Gdańsku
Oliwie, podzielony ze względu na obszerność spraw na dwie tury. Było to wydarzenie
na skalę światową tamtego okresu. W kraju powszechnie panującego reżimu
komunistycznego, zjazd niezależnego od komunistów, demokratycznego związku
zawodowego a właściwie społeczeństwa, pod jego sztandarem, to było coś, co nie
mieściło się w głowach światowym politykom. Był to pokaz demokracji. Został
wybrany przywódca, całkiem inaczej, demokratycznie. Zaproszonych zostało wielu
wspaniałych ludzi. Ze wspomnę Gen. Borutę – Spiechowicza, który na drugiej turze
zjazdu łamiącym głosem ze wzruszenia powiedział:
„Przyjacielu prezesie, zagraniczni goście, drodzy rodacy. Ojczyzna w
potrzebie, ale nie w niebezpieczeństwie. Nie dajmy się zastraszyć, bo strach jest złym
doradcą, a Polska – Polska bardzo potrzebuje rad dobrych. Co czyni żołnierz, gdy
Ojczyzna go wzywa?. Poświęca nawet życie. A co robi cywil, kiedy Ojczyzna żyje w
pokoju lecz w wielkiej niedoli?. Cywil nie ginie dla Ojczyzny, lecz dla niej żyje. Jako
najstarszy generał drugiej Rzeczypospolitej, żyjący nad Wisłą, wzywam Was drodzy
przyjaciele w imię miłości a nie nienawiści – uczcie się żyć pospołu z myślą o Polsce. I
tylko o Polsce, a Polska obfitość stanie się Rzeczpospolitą – Matką nas wszystkich.
Bądźcie solidarni w dobrym, mądrym i szlachetnym. Solidarni w złym są Waszym
przeciwieństwem – to oni doprowadzili Polskę najpierw do moralnego, a potem do
materialnego upadku. Bądźcie solidarni w mądrym i szlachetnym. Podajcie sobie
braterskie dłonie, by razem przebudować zrujnowaną Ojczyznę. Pamiętajmy jednak,
że nawet w najgorszym człowieku tkwi odrobina prawdy – przyjmijmy ją do banku
solidarności.
Polska żyje w pokoju, lecz w wielkiej niedoli. Jako żołnierz trzech wojen,
dwóch obozów niemieckich, siedmiu więzień sowieckich – w tym także miesięcznej
ciemnicy pod basztą Kaczubieja na Butyrkach, życzę Wam moim udręczonym sercem,
mądrości w jakże ważnych obradach nad ratowaniem Rzeczpospolitej wszystkich
Polaków. Życzę Wam wielkoduszności w ocenie zła i o niebo więcej szczęścia na
Waszej drodze życia, niż to było naszym udziałem. Ojczyzna nas potrzebuje, a żyć bez
Ojczyzny nie sposób. Dlatego Bóg, Honor i Ojczyzna jest naszym sztandarem. Temu
sztandarowi pozostańmy wierni po kres naszego życia, wzywam Was w imię miłości
wszystkich do wszystkich, bądźcie solidarni w dobrym, mądrym i szlachetnym.
Solidarni na co dzień. Bądźcie odważni w poszukiwaniu prawdy, a dobry Bóg
stokrotnie Wam to wynagrodzi. Jak nigdy dotąd, potrzebna nam jedność. Pamiętajmy,

77
że prawda jest jedna, a kłamstw tysiące. Prawda jednoczy w prawdzie, kłamstwo
dzieli, pozostając kłamstwem.

Piękne słowa Generała, utkwiły głęboko w sercach wszystkim członom i


działaczom „Solidarności”. Słowa te głęboko wryły się i w moim sercu. Zaowocować
miały dopiero za kila miesięcy, kiedy to inny generał – Jaruzelski, z nadania
sowieckiego, wypowiedział wojnę narodowi, rodakom jak nas nazwał, oznajmiając to,
publiczne w telewizji. Dowiódł tym samym, że w komunistycznych szeregach nie było
patriotów, typu Generała, Boruty – Spiechowicza.
Przewodniczącym Związku został wybrany Lech Wałęsa. Na I Zjeździe
„Solidarności”, został uchwalony program na dwuletnią kadencję władz związku,
warto go tu przytoczyć:

1. Domagamy się wprowadzenia reformy samorządowej i


demokratycznej na wszystkich szczeblach zarządzania.
2. Nadchodząca zima wymaga energicznych działań doraźnych –
związek ogłasza gotowość ludzi dobrej woli.
3. Ochrona poziomu życia ludzi pracy wymaga zbiorowego
przeciwdziałania spadkowi produkcji.
4. Związek wyrazi zgodę na stopniowe przywracanie równowagi
rynkowej, tylko w ramach programu antykryzysowego i przy bezwzględnej ochronie
najsłabszych ekonomiczne grup ludności.
5. Pamiętając o wszystkich, związek otoczy szczególną ochroną
najbiedniejszych.
6. Musi być respektowane prawo do pracy, a system płac należy
zreformować.
7. Zaopatrzenie w żywność jest dziś sprawą najważniejszą: kartki
muszą mieć pełne pokrycie, dystrybucja musi być poddana społecznej kontroli.
8. Walka z kryzysem i reforma ekonomiczna muszą być realizowane
pod społecznym nadzorem.
9. Związek dąży do skierowania rozbudzonej w proteście
społecznym inicjatywy na rzecz zaspokojenia potrzeb najbliższego otoczenia.
10. Związek podejmie działania przeciwko niesprawiedliwym
nierównościom, oraz nienależytym przywilejom.
11. Związek broni prawa rodziny do zaspokojenia podstawowych
potrzeb i rozwoju w poczuciu bezpieczeństwa.
12. Związek broni spraw osób starszych i niepełnosprawnych.
13. Związek egzekwuje prawo pracownika do pracy bezpiecznej i
nieszkodliwej dla zdrowia.
14. Ochrona zdrowia jest obszarem szczególnego zainteresowania
Związku wobec biologicznego zagrożenia narodu.
15. Związek walczy o skuteczną ochronę środowiska człowieka.
16. Związek uznaje prawo do własnego mieszkania, za jedno z
podstawowych praw człowieka i uczestniczy w kształtowaniu prawidłowej polityki
mieszkaniowej.

78
17. Związek współtworzyć będzie warunki uczestnictwa w kulturze
oraz dążyć do zapewnienia każdemu pracownikowi niezbędnej ilości czasu wolnego i
możliwości jego wykorzystania.
18. Pluralizm światopoglądowy, społeczny, polityczny i kulturalny
powinien być podstawą demokracji w samorządnej Rzeczypospolitej.
19. Samorząd pracowniczy jest podstawowym składnikiem
samorządnej Rzeczypospolitej.
20. Samodzielne prawnie, organizacyjne i majątkowo samorządy
terytorialne muszą być rzeczywistą reprezentacją społeczności lokalnej.
21. Rozwój samorządności wymaga utworzenia e Sejmie drugiej Izby
o charakterze społeczno – gospodarczym.
22. System prawny musi gwarantować wolności obywatelskie oraz
powszechną równość wobec prawa.
23. Sądownictwo musi być niezawisłe, a aparat ścigania poddany
społecznej kontroli.
24. Nikt nie może być prześladowany za przekonania, ani zmuszany
do działań niezgodnych z sumieniem.
25. Osoby winne przestępstw, przeciwko społeczeństwu, muszą
ponieść pełną odpowiedzialność.
26. Kultura i oświata są sprawami całego społeczeństwa. Należy im
się pomoc i opieka ze strony Związku.
27. Związek będzie popierał i chronił wszelkie, niezależne od państwa
poczynania, zmierzające do samorządności w kulturze i edukacji narodowej.
28. Prawda o naszej przeszłości i współczesności jest podstawą
świadomości i tożsamości narodowej.
29. Środki masowego przekazu muszą być wiarygodne, samorządne i
poddane społecznej kontroli.
30. Członkowie naszego Związku, mają prawo nieskrępowanego
wyrażania opinii i woli oraz swobodnego organizowania się dla realizacji wspólnych
celów.
31. Decyzje i działania wszystkich instancji związkowych winny
opierać się na rzetelnej znajomości, opinii i woli członków związku.
32. Podstawowym sposobem realizacji pracowniczych i
obywatelskich interesów członków Związku są uzgodnienia i porozumienia, a gdy one
zawiodą – akcje protestacyjne.
33. Kontrola i krytyka instancji związkowych to prawo i obowiązek,
każdego członka „Solidarności”.
34. „Solidarność” domaga się nowego porozumienia społecznego.

Krajowy Zjazd „Solidarności”, był na ówczesne czasy, nie lada


wyzwaniem dla reżimu komunistycznego, tak pod względem demokratycznych praw
obowiązujących w takiej ogromnej instytucji, jak przede wszystkim na skalę tego
zjawiska. Oto po raz pierwszy w historii obozu komunistycznego, delegaci zjazdu
wypowiadali się pełnym głosem, nie było tematów tabu, a przede wszystkim
krytykowana przez media reżimowe, tzw. „Odezwa” do ludzi z obozu
komunistycznego, aby korzystali z drogi, którą podąża „Solidarność”.

79
Na efekty, i zaaprobowany program Zjazdu nie trzeba było długo czekać.
SB, a przede wszystkim prokuratura, ostro zabrały się do pracy. Ni stąd ni zowąd
zaczęto ograniczać druk pism związkowych w zakładowych drukarniach, nagle
pojawili się cenzorzy próbujący cenzurować prasę i publikatory związkowe. W dużych
zakładach takie działania były szybko likwidowane ostrymi protestami załóg. Większe
trudności miały mniejsze zakłady, ale i na to znalazły się sposoby. Te słabe poligrafie,
zabronione druki i rysunki przesyłały tym silniejszym, a te drukowały to bez
przeszkód.
Ale i „Solidarność” Huty Katowice i jej „Wolny Związkowiec”, stał się
płaszczyzną walki z cenzurą oraz prokuraturą. Tradycyjnie w naszym kraju, sierpień i
wrzesień to miesiące pamięci narodowej, po tych co oddali życie za ojczyznę.
Komuniści propagowali od zakończenia wojny inne daty, lipiec, październik i tak było
do powstania „Solidarności”.
Redakcja „Wolnego Związkowca”, szczególnie jej naczelny Jacek
Cieślicki do tych miesięcy przygotowywał się, ze szczególną troską. I tak, Jacek
zaplanował, opisanie bardzo dokładnie wydarzeń 56 r. na Węgrzech. Nr 30/81
„Wolnego Związkowca”. Dalej w nr 31/81w rocznicę napaści Rosji Sowieckiej na
Polskę 17 września 1939 r. opisał bardzo dokładnie pakt: Ribbentrop – Mołotow. I
rozpętała się wojna o druk tych biuletynów, przytoczę tu, treść wspomnień Jacka:

A „działania prokuratury”, o których mówiono tyle na II Plenum PZPR,


wyglądały mniej więcej tak:
Zjadłem na „11 – tce” podwieczorek, zajrzałem na
poligrafię i wracam trzymając w ręce świeżo wydrukowaną stronę „WZ”, właśnie tę z
rysunkami, i zastaję w sekretariacie prok. Berżowskiego i kmdt MO Barańskiego,
obydwaj z Dąbrowy Górniczej. Miny mieli poważne, prawie jak u sekundantów,
dystyngowanym gestem wręczyli mi taką bumagę:
Redakcja
Biuletynu Informacyjnego
NSZZ „Solidarność”
„Wolny Związkowiec”
Huta Katowice
Dąbrowa Górnicza
budynek Głównego Mechanika

Tutejsza prokuratura uzyskała informacje o zamierzonym druku w


Biuletynie Informacyjnym „WOLNY ZWIĄZKOWIEC” nr 30 i 31 listu M.K.R.
Puławy wraz z rysunkami alegorycznymi i aluzyjnym tekstem, a dotyczącym
niewłaściwego przedstawienia stosunków międzynarodowych naszego państwa co
może wyrządzić poważną szkodę interesom PRL.
Tego rodzaju działalność publikacyjna i kolportażowa stanowi
przestępstwo z art.271 i art.273 oraz art.283 kk zagrożonych karą pozbawienia
wolności od 1 roku do 10 lat.
W przypadku nieodstąpienia od realizacji zamiaru druku i kolportażu
tego materiału winni zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej.

80
O druku tego materiału poinformowany został minister Stanisław Ciosek
reprezentujący rząd PRL podczas obrad Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ
„Solidarność” w Gdańsku.

Z – ca Prokuratora Rejonowego

/ mgr Cz. Sikorski /

Poprosiłem gości, aby raczyli spocząć, przeczytałem ten dokument jak


najdokładniej – chociaż czułem się tak, jakbym o świcie miał stanąć na dystans 100
kroków z samym ustrojem. Przeczytałem jeszcze raz i zacząłem wyjaśniać: rysunek
Breżniewa I Gierka, przekazany przez dyr. Bednarczyka do Katowic, który można
byłoby ewentualnie podciągnąć pod § za „stosunki międzynarodowe”, nie był
przeznaczony do druku, w zestawie rysunków znalazł się przypadkowo, wyjaśniałem to
już na spotkaniu z Dyrekcją, skasowałem go flamastrem w obecności kier. Poligrafii,
p. Brągla, a drugi rysunek – niedźwiedzia z jedną nogą w pułapce z napisem
„Afganistan” i drugą zawieszoną w rozterce nad pułapką z napisem „Polska”- już
dawno temu wycofałem z poligrafii.
Uważam – wyjaśniałem dalej – że rysunki, które zakwalifikowałem do
druku, mieszczą się w granicach żartobliwej satyry, a co najważniejsze jest chyba w
tym przypadku: wszystkie były już wcześniej opublikowane przez liczne biuletyny
związkowe i nie wywołały niedźwiedzia z lasu.
A wie pan jak wygląda prawdziwa, ostra satyra polityczna?. Proszę
spojrzeć no. Na ten lipcowy numer rzeszowskiego „Wryja”: widzi pan brwi tego kota
Dzinksa, co czai się na Mikiego Wałęsę?. Jeżeli za niedźwiedzia dają tak dużo, to ile
należy się za takiego kota?. Albo ten drugi rysunek:

81
Moje wyjaśnienia nie usatysfakcjonowały prok. Berżowskiego, teraz on z
kolei zaczął mi cierpliwie wyjaśniać: że specjaliści radzieccy, że ambasada, że kłopoty
na najwyższym szczeblu; że mogę wyrządzić szkodę również naszemu Związkowi.
Jego argumenty były słuszne i trafiające do przekonania.
Odpowiedziałem na nie prawie dosłownie tak: panie prokuratorze, mam 40 lat, żonę,
dwoje małych dzieci, do tego nie jestem samobójcą – więc zrobię tak: zabronię
kolportowania 30 nr przez 2 dni, tutaj ma pan tę stronę z rysunkami , na dowód, że coś
innego przekazano do Warszawy, niż jest we „Wolnym Związkowcu”, wypożyczę panu
„Wryja” jako przykład satyry politycznej – proszę to wszystko przekazać komu trzeba
i zadecydować: czy skonfiskujecie nakład, czy też nie. Macie na to dwa dni czasu.
Pożegnaliśmy się uprzejmie, przypomniałem jeszcze na odchodnym, że
zależy mi na odzyskaniu „Wryja”, i to było wszystko, jak chodzi o tę zapoznawczą
wizytę.
Niezwłocznie pobiegłem na poligrafię, koledzy już skończyli na dziś
drukowanie i stali przy rozgrzebanym motocyklu, obejrzeli bumagę i ze zrozumieniem
przyjęli mój apel o niewypuszczanie z poligrafii ANI JEDNEGO NUMERU „WZ” nr
30!
Żadnych towarzyskich wymian i prezentów! Tylko komisja odbierze
nakład, a jeżeli zjawi się ktoś z nakazem rewizji, to należy bez oporu i szemrania
wydać mu kwestionowaną stronę z rysunkami. Nie ociągać się, niech zbierają,
odżałujemy to, że nie znajdziemy się w Księdze Rekordów Guinnessa, jako sprawcy III
Wojny Światowej...
Zabiorą – to trudno, wydrukujemy jeszcze raz tę kartkę – ale bez
rysunków, tak jak zdecydowałem na samym początku.
Wracam przepełniony poczuciem spełnienia obywatelskiego obowiązku,
spokojny o przyszłość osobistą i całego kraju i natrafiam w sekretariacie na nowego
gościa, kol. Tow. Edwarda Gawareckiego. Powód jego wizyty był taki: nasz hutniczy
członek KC wyjeżdża wieczorem do Warszawy na Plenum, i co to właściwie jest z tym
30 nr „WZ”, bo się Komitet niepokoi. Powtórzyłem kol. Tow. Gawareckiemu to
wszystko co prokuratorowi, a jeszcze a jeszcze wcześniej poligrafom, związkowcom,
dyrektorowi i Bóg jeden wie komu jeszcze, bo mi się powoli z tego powtarzania w
kółko Macieju, żyć odechciewało, wręczyłem mu rysunki i poprosiłem o pomoc w
wyjaśnieniu nieporozumienia partyjnymi kanałami.
Jaki był tego skutek? Nie wiem bezpośrednio, ale można wnioski
wyciągnąć z przemówienia tow. Barcikowskiego. Ech, gdybym to ja wtedy wieczorem
wiedział, czy można kol. Tow. Gawareckiego uważać za kucyka trojańskiego.
Na drugi dzień rano powrórzyłem poligrafom, w obecności kier. Brągla,
swój apel o zupełne zlikwidowanie nawet najdrobniejszych przecieków 30 nr „WZ”,
poligrafii – wszystkie egzemplarze odbiera tylko Komisja lub ktoś z nakazem
konfiskaty...
Wychodząc z poligrafii byłem pewien, że tak czy owak, wreszcie
zapanuje cisza nad 30 nr „WZ”. Gdzież tam!. Włączenie radia wywołało mi gęsią
skórkę, wieczorny DTV przyprawił o herc – klekot; partyjna propaganda zaczęła walić
na odlew – można było spodziewać się jakiejś niespodzianki...

82
„Trybuna Robotnicza” 13 sierpnia 81, czwartek
PROWOKACJA POLITYCZNA POD PŁASZCZYKIEM WOLNOŚCI
SŁOWA

/PAP/: Prokuratura Wojewódzka w Katowicach wszczęła śledztwo w


sprawie drukowania w wydziale poligrafii „Huty Katowice” dodatku do kolejnego
numeru pisma „Wolny Związkowiec”. Zawiera on treści o wymowie antypaństwowej.
Prokuratura Wojewódzka wystosowała pisemne ostrzeżenie, że działanie to stanowi
przestępstwo godzące w sojusz polsko – radziecki. Pomimo tego ostrzeżenia
drukowania nie zaprzestano. Śledztwo w toku....
„Wolny Związkowiec” często publikuje teksty antyradzieckie. Jest to
przedmiotem dochodzenia. Władze podejmą przewidziane prawem kroki dla
zapobieżenia rozpowszechnianiu szkodliwych druków...
Huta „Katowice” zbudowana została w oparciu o radziecką pomoc
wszelkiego rodzaju. Bez tej pomocy jej by nie było. Przetapia ona rudę radziecką. Bez
tej rudy Huta stałaby nieczynna. Niewdzięczność nie jest polską cechą. Nadto ludzie,
którzy ją okazują plują sami sobie w talerz. Taki jest moralny aspekt tej sprawy....

***

Tyle Trybuna Robotnicza, a jak to było z tą pomocą naprawdę. (cytat z


raportu Kom. Wydz. NSZZ „Solidarność”, Bazy Przeładunku Rud, Huty Katowice. –
dla dyrekcji)
„Doświadczenia ostatniego roku eksploatacji wykazują, że w wagonach
radzieckich przywożących rudę z ZSRR, występują poważne jej niedobory....
Straty, które ponosimy z tytułu niedoborów ilościowych można określić
na podstawie ważeń kontrolnych, np.
9.06.81 r. WPZ 44; nr wag. 6384732 – brak 7 ton
13.06.81r.WPZ 60; nr wag. 6722535 – brak 21 ton
nr wag. 6709750
nr wag. 67-7908
nr wag. 6710298 – brak 20,8 tony
15.06.81r. WZP 65; nr wag. 6501227 – brak 5 ton
W ubiegłym roku rozładowano około 78 500 wagonów.
Jeśli przyjmiemy, że w 1 wagonie brak było średnio tylko 2 tony rudy, to straty naszej
Huty wyniosły około 109 900 000 zł.

Ale wróćmy do Jacka Cieślickiego i jego kłopotów z drukiem 30 nr


„Wolnego Związkowca” c.d, jego wspomnień.

Czas szybko uciekał . Środki masowego przekazu utrzymywały się w


formie: anarchia, kontrrewolucja, obalenie socjalizmu, z głośników zaczynał powoli
dochodzić zgrzyt gąsienic, najbardziej zaangażowani spikerzy, dostawali polucji od tej
kontrrewolucji. Żona przeszła na walerianę. Do mnie zgłaszali się ludzie...mój

83
szwagier widział wystawiony na ciebie nakaz aresztowania...wujo z milicji będzie dziś
lub jutro robił u was rewizję...
Ostrzygłem się na jeżyka, papierosów nie paliłem już od momentu
wejścia w skład KZ więc się zbytnio nie przejmowałem. Przecież to nie wstyd,
oczywiście w naszych warunkach, zostać wrogiem publicznym nr 1...ersatz-
socjalizmu. Załoga, wiedząc o tym, że „WZ” JUŻ JEST i to JAAAKII, nie dawała
nam spokoju, dokuczano nam i domagano się sprzedaży, zarzucając Komisji różne
przeniewierstwa od uchwały o podjęciu druku.
Po upływie dwóch dni, zgodnie z moim oświadczeniem, błyskawicznie
rozprzedaliśmy nakład, na przełomie II i III zmiany. Przykro było patrzeć na ludzi
zawiedzionych zawartością „WZ”: TV im wmówiła cuda na patyku, niektórzy brali do
ręki ten numer tylko przez robocze rękawice – i nic, ich nie porażało, ustrój jak stał
dalej, sojusze nie pękły...Niektórzy tylko pękali ze śmiechu obserwując MO, która
usiłowała wychodzącej z pracy nocnej zmianie odebrać zakupione egzemplarze...

W związku z ukazaniem się 30 nr „Wolnego Związkowca”, Komisja


Zakładowa NSZZ „Solidarność”, Huty Katowice, wystosowała do dyrekcji pismo:

Nz.”S” /195/81
14 sierpnia 81 r.

Dyrektor Naczelny
KM Huta „Katowice”
Dr inż. S. Bednarczyk
W miejscu

Dot.: usług poligraficznych

Uprzejmie informujemy, że w związku z zakończeniem druku 30 nr


„Wolnego Związkowca” Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” odwołuje
solidarnościowy strajk okupacyjny na wydziale poligrafii, z dniem dzisiejszym, godz.
7.00.
- Odstępując tym samym od uchwały załogi, proklamującej ów strajk
solidarnościowy do czasu zakończenia druku również 31 nr-u „Wolnego
Związkowca”.
Intencje nasze w tej sprawie najtrafniej ujmuje, jedno z przysłów
ludowych, nie zamierzamy bowiem dawać nowych pretekstów dla dalszego
pogłębiania kłamliwej akcji propagandowej, wymierzonej przeciwko naszemu
Związkowi.

84
Uważamy, że stanowisko zajęte przez Pana, po zapoznaniu się z
przedłożonymi Mu materiałami przeznaczonymi do 31 nr „WZ”, zawierającymi
przedruki z moskiewskiej „PRAWDY” i teksty przemówień dostojników radzieckich z
1939 roku, nasuwa podejrzenie, że działa Pan na szkodę Towarzystwa Przyjaźni
Polsko – Radzieckiej.
Ufamy, że dążąc do odkłamania niektórych kart historii naszej Ojczyzny,
wycofa Pan swój zakaz druku 31 nr „WZ”, likwidując tym samym wszystkie
niepokoje wśród załogi.

NSZZ „Solidarność’
II v-ce przew. KZ
/ - / B. Borkowski

Ale powróćmy do dalszych wspomnień Jacka Cieślickiego.

Około południa zadzwonił prok. Berżowski, aby dowiedzieć się czy


będziemy drukować nr 31, rocznicowy „Wolnego Związkowca”. Odpowiedziałem, że
mamy już dość tych wszystkich napaści ze strony partyjnej propagandy i mimo
uchwały przedstawicieli załogi odstępujemy od druku tego numeru, prok. Berżowski
wyraził swoją aprobatę dla takiego stanowiska Komisji w aktualnej sytuacji i zaczął
dowiadywać się jak jest z kolportażem 30 nr.
Odpowiedziałem, że została właśnie zakończona jego sprzedaż, bo
nakład był tylko na potrzeby naszej załogi, Region dostaje matryce, właśnie począwszy
od tego numeru, tak będzie już stale.
Zaczynało być wreszcie cicho i spokojnie. Bo dlaczegóżby nie?. Nakładu
nam nie skonfiskowano, Region nas poparł, trzeba było brać się za składanie nowego
numeru, niestety nie tego, który już zaczynał być składany na poligrafii – przedruk
„Solidarności” Ziemi Puławskiej”.
Nikt w tym momencie nie przeczuwał, że jest to cisza przed największą
burzą...

PROKURATURA WOJEWÓDZKA Katowice 14.08.1981 r.


w Katowicach
Nr II Ds. 104/81

Obywatel
Dyrektor Naczelny
Huty „Katowice”
w Dąbrowie Górniczej

W związku z prowadzonym śledztwem w sprawie opublikowania w


„Wolnym Związkowcu” Nr 30 materiałów o treści antypaństwowej, godzących w
sojusz polsko – radziecki działając na zasadzie art. 189 i art. 197 § 1 kpk zarządzam
zabezpieczyć w Wydziale Poligrafii dla potrzeb śledztwa maszyny i urządzenia za

85
pomocą których wydrukowano nakład „Wolnego Związkowca” Nr 30, a stanowiący
dowód rzeczowy w sprawie.
Działanie Obywatela Dyrektora winno zabezpieczyć maszyny i
urządzenia przed możliwością użycia ich do jakichkolwiek celów.

WICEPROKURATOR
PROKURATURY WOJEWÓDZKIEJ
/ Wł. Wolny /

„Działanie Ob. Dyrektora winno zabezpieczyć maszyny i urządzenia


przed możliwością użycia ich do jakichkolwiek celów”- zarządza v-ce prok. Wł.
Wolny. Ciekawe, co właściwie ma na myśli – przecież nawet i złom można użyć do
jakiegokolwiek celu?. Ale to nie jest najważniejsze, sedno sprawy, tkwi w tym: jak
powinien zadziałać dobry, tzn. gospodarny Ob. Dyrektor?. Wyjaśniam naszym licznym
Czytelnikom spoza Huty: parterowy barak poligrafii jest samodzielnie stojącą,
dokładnie okratowaną ruderą. Może więc wystarczyłoby po prostu wyłączenie
zasilania w prąd i wodę, czasowe przeniesienie pracowników na zastępcze stanowiska
i to bez pośpiechu, zgodnie z ich kwalifikacjami i zdrowym rozsądkiem,
kontynuowanie dotychczasowych całodobowych dyżurów strażników przemysłowych,
no może zwiększenie ich obsady o 100%.
Takie postępowanie zaowocowałoby spokojem, zarówno załogi jak
naszych licznych odbiorców całego kraju. Cóż więc robią Dyrektorzy Bednarczyk i
Ryza?. W nocy przyjeżdża ekipa „specjalistów”, część z nich opanowuje centralę
telefoniczną – zapędzając dyżurnych pracowników do jednego pomieszczenia na kilka
godzin, czy może kol. Figlowi z sosnowieckiej kopalni coś ten czyn mówi?. Pozostali
„specjaliści” fachowo demontują w błyskawicznym tempie importowane urządzenia...
Była to noc z piątku na wolną sobotą, w poniedziałek wpuszczono do
baraku poligrafii pracowników tylko na chwilę, umożliwiając im zabranie z
pomieszczeń rzeczy osobistych. Mimo pośpiechu zdążyli oni zaobserwować szczegóły,
które dobitnie świadczyły o „fachowym demontażu urządzeń”, jak później
wielokrotnie zapewniał dyr. Bednarczyk.
Żałuję, że nie mogę opublikować zeznań p. Brągla, z którymi zapoznałem
się w aktach swojej sprawy, zacytuję więc tylko istotne fragmenty oświadczeń
poligrafów...kamera reprodukcyjna AGFA – Gevaert...ucięte przewody
elektryczne...kopiorama AGFA – Gev. Powyrywane przew. elektryczne, Rank – Xero
7000 ...wyrwane drzwi i rozbrojona szuflada... zdewastowane maszyny typograficzne...
wyrwanie wszystkich linek ze składopisu IBM... na maszynie drukującej Heidelberg
wymontowano mechanizmy powodując ich uszkodzenie...
Czy taka akcja nie powinna rozgrzać do białości, już podnieconej
wcześniejszymi wydarzeniami, załogi Huty?. Załogi, która jest przywiązana do
swojego biuletynu – czego dwukrotnie dała dowód głosowaniem swoich
przedstawicieli za taką właście „oświatową” postawą „Wolnego Związkowca”.
Nie wystarczy?, no to może jeszcze niespodziewanie obniżyć zarobki
30% , załogi o te dwa do trzech tysięcy złotych, wstrzymując „ rozłąkowe” i
wprowadzając odpłatność kwater. Powyższa decyzja ministerstwa nastąpiła tuż po
podwyżce cen pieczywa.

86
Proszę sobie wyobrazić z jaką cierpliwością musiała działać Komisja
Zakładowa NSZZ „Solidarność” w tych warunkach, aby tylko nie dopuścić do
sprowokowanego niekontrolowanego wystąpienia...
Trudno oprzeć się w tym miejscu refleksjom, które łatwo mogłyby być
poczytane za „szkalowanie władz partyjno – rządowych”...
II Plenum, DTV, Pradio, gazety prześcigające się w wymysłach na temat
rzekomej antyradzieckości „Solidarności” w naszej Hucie...
Ataki te były tak równolegle zmasowane, że stanowiły dowód dobrego
przygotowania całej akcji...
Wnioski nasuwały się same: ersatz – socjaliści chcą w Zagłębiu zrobić
drugą Bydgoszcz! Trzeba temu zapobiec! Niezwłocznie podzieliłem się przez
radiowęzeł z załogą swoimi przypuszczeniami, jednocześnie nawołując do zachowania
spokoju: „nawet gdyby nasą Komisję wraz z redakcją wleczono za włosy do
więźniarki! „Przestrzegałem przed prowokacją, której jednym z powodów może być
dążenie do zamknięcia Huty „Katowice” rękami wzburzonej „Solidarności”, itd. –
szkoda gadać o sprawach oczywistych!
No cóż, przejdźmy lepiej do mniej więcej chronologicznie
uporządkowanych pism, wycinków prasowych i listów:

Sytuacja w Hucie powoli stawała się dramatyczna. Musiała nastąpić


reakcja „Solidarności”. Postanowiono wystosować pismo do Premiera, który przecież
prosił o 90 spokojnych dni. A oto treść pisma:

Nasz znak „S” 199 / 81


Dnia: 17 sierpnia 81
Dot: Wolnego Związkowca

Prezes Rady Ministrów


Gen. Wojciech Jaruzelski
WARSZAWA

Prowokacyjne zaatakowanie naszego biuletynu informacyjnego przez


środki masowego przekazu, dewastacja i zamknięcie urządzeń poligraficznych Huty
„Katowice”, może doprowadzić do niekontrolowanych wystąpień naszej załogi.
Podejrzewamy, że nasilająca kampania propagandowa, wmawiająca
antyradzieckość „Solidarności” Huty Katowice, ma na celu zamknięcie huty naszymi
rękami.
Kategorycznie domagamy się więc niezwłocznej odpowiedzi na
następujące pytania:
1/ czy katastrofalny bilans dewizowo-energetyczny naszej gospodarki
wymaga zamknięcia naszej huty?.
2/ jeśli tak, to kto jest odpowiedzialny za osłanianie tej sprawy
parawanem prowokacyjnej kampanii o antyradzieckości „Solidarności” w Hucie
„Katowice”?

87
Za zebranie Przedstawicieli
Komisji Wydziałowych NSZZ „S” HK
/ - / J. Kilian
Przew. Komisji Zakł. NSZZ „S” HK

Otrzymują:
1. Sejm PRL
2. Minister Z. Szałajda
3. Środki masowego przekazu

Odpowiedź nadeszła tyko z Min. Hut. I Przem. Maszyn. Od Dyrektora


Generalnego Pana B. Smagały, z dnia 25 września 81 r. A oto jej fragment:

Rozwiązania techniczne zastosowane w Hucie „Katowice”,


charakteryzują się korzystnym, na tle całego hutnictwa, zużyciem energii na jednostkę
produkcji...522 kg koksu na tonę surówki... Również obciążenie dewizowe produkcji 1
tony stali w Hucie „Katowice” jest znacznie mniejsze niż w całym hutnictwie i wynosi
115 zł dewizowych... A więc ze względów dewizowych i energetycznych,
kierownictwo resortu preferuje produkcję w Hucie „Katowice”...

Ale wróćmy do dalszych wspomnień Jacka Cieślickiego.


Cóż można dodać do tych konstruktywnych, rzeczowych wypowiedzi?
Lepiej nic nie dodawać, natomiast przekalkulować: połóżmy na jednej szali złotówki
dewizowe otrzymane za jedną tonę stali, na drugiej szali umieśćmy złotówki dewizowe,
które otrzymaliśmy za eksport 522 kg koksu, dłużmy do nich 115 zł dewizowych,
stanowiące nasze wydatki dewizowe na wyprodukowanie stali jeżącej po drugiej
stronie tej wyimaginowanej wagi, nakryjmy to wszystko stratami ponoszonymi przez
środowisko naturalne naszego kraju... i dopiero teraz zastanówmy się nad kierunkiem
przepływu rzeki dewizowej. Czy pan prokurator też się zastanowi nad tym? Jeśli nie,
to mam tu coś rewelacyjnego, istne rewelacyjne rozwiązanie techniczne XXI wieku:
Wielki Piec w lodówce! Co też pan mówi, jak pan nie wierzy, to proszę, to proszę się
upewnić u dyr. Bednarczyka lub min. Szałajdy – oni z pewnością wiedzą KTO
zadecydował o zmniejszeniu ilości warstw wymurówki trzonu Wielkiego Pieca nr 1, w
pryncypialnej walce o przyśpieszenie o kilka tygodni rozplenia WP – 1...O ileż
korzystniejsze propagandowo jest uruchomienie PIECA w 1976 r., choćby to było w
pierwszych dniach grudnia, niż w 1977 r., choćby 1 stycznia.
Ile nas ten sabotaż kosztował, można w przybliżeniu oszacować na
podstawie zużycia energii elektrycznej przez górnicze agregaty do zamrażania
górotworu: w br. 317 000 kWh na miesiąc...Gdyby nie to zamrażanie trzonu, to nasza
chluba o pojemności 3 200 m3, byłoby jeszcze nowocześniejsza: leżące, nawet
Japońce nie mają czegoś tak fajnego.
Są jeszcze w Hucie ludzie, np. inż. Puchalski, który dosłownie sterali
sobie zdrowie, realizując narzuconą naszej Służbie akcję „Trzon”. Gdyby nie ich
wysiłek i ofiarność, to niedługo po rozpaleniu WP – 1, trzeba by do było chyłkiem
wygaszać...

88
Kierownictwo resortu preferuje produkcję w Hucie „Katowice” – bardzo
się z tego cieszymy, nikt przecież nie lubi być bezrobotnym, właśnie chcieliśmy brać
się ostro do roboty, aż tu nam wygaszono jeden z dwu pieców – po upływie miesiąca
od chwili rozpoczęcia ataków na naszą „Solidarność”. Możliwe, że nie wynikało to z
przyczyn dewizowo – energetycznych, lecz było ściśle planowane. Dlatego należałoby
chyba, panie prokuratorze, sprawdzić któż to w zeszłym roku zakupił dla Stacji
Oziębiania Solanki części zamiennych za 3 519 830 zł? A z jakiego funduszu była ta
Stacja (obecnie likwidowana po wygaszeniu WP-1) wybudowana w tempie awaryjnym
– czy może z funduszu postępu technicznego?
Jeżeli otoczenie Wielkiego Pieca lodówką miało korzystny wpływ na
wyniki ekonomiczne naszej Huty, to może jeszcze opłacalniejsze byłoby wykorzystanie
likwidowanej Stacji Oziębiania Solanki do zrobienia ślizgawki – spod Dyrekcji aż do
Katowic – oczywiście odpłatnie...
Dość już jednak żartów, czas się brać do poważnej pracy redakcyjnej,
Aby już nie popełniać, błędów, działających na naszą opozycję jak czerwona płachta
na byka, wystosowałem pismo:

Pan Marian Doroś


I Sekretarz KF PZPR HK
W miejscu

DOTYCZY: „Wolnego Związkowca”

Nawiązując do Pańskiej wypowiedzi w „Trybunie Robotniczej” nr


162/81, w sprawie nr 30/81 „Wolnego Związkowca”, uprzejmie prosimy o
szczegółowe uzasadnienie użytych sformułowań:
1/ „Są to wyraźne ataki antysocjalistyczne, prowokacje w stosunku do
przywódcy państwa radzieckiego”...
2/ ... „treści antyradzieckie i antypaństwowe, obrażające przywódcę
zaprzyjaźnionego narodu”...
Nie wątpimy, że oświadczenie Egzekutywy KF PZPR Huty Katowice
zarzucające naszej redakcji antyradzieckość, antysocjalistyczność i antypaństwowość,
jest oparte co najmniej na obiektywnej i wnikliwej analizie krytycznej w/w nr-u
„W.Zw”. Jest rzeczą oczywistą, że jak najszybsze zapoznanie się naszej redakcji,
cierpiącej jeszcze na brak fachowego przygotowania, z w/w podstawami
opublikowania oświadczenia, korzystnie wpłynie na trafność doboru materiałów do
następnych nr – ów „Wolnego Związkowca”.

89
Jednocześnie uprzejmie informujemy, że w przypadku Pańskiego
zwlekania z obiektywnym uzasadnieniem cytowanych zarzutów, zwrócimy się z
prośbą o wydanie opinii do przywódcy narodu radzieckiego, Leonida Breżniewa.

Kopie:
1/ środki masowego przekazu KZ NSZZ „Solidarność’
2/ Leonid Breżniew – Moskwa
3/ a/a Informacja i Propaganda

/ - / mgr inż. J. Cieślicki

I nic, żadnej odpowiedzi, piszę więc znowu:

PAN Marian Doroś


I Sekretarz KF PZPR
w miejscu

DOTYCZY: „Wolnego Związkowca” MONIT

Uprzejmie przypominamy, że od dnia 21 sierpnia br. Oczekujemy


Waszej, tj. Pana i Egzekutywy, odpowiedzi na pismo zn. „S” 200/81, w sprawie jw.
Niemożność wykorzystania w pracy redakcyjnej Waszych szczerych,
pryncypialnych wyjaśnień może mieć niekorzystny wpływ na dobór materiałów
publikowanych we „WZ” i w innych biuletynach.
Oczekujemy, że w przypadku ewentualnego formułowania przez Was
następnych oświadczeń dla „Trybuny Robotniczej”, zostanie otwarcie – po
partyjnemu – przedstawiona sprawa nie przesłania nam uzasadnienia Waszych
wcześniejszych zarzutów.

Kopie:
1/ środki masowego przekazu
2/ a/a

KZ NSZZ „Solidarność”
Informacja i Propaganda
/ - / mgr inż. J. Cieślicki

Niestety, nie otrzymamy jeszcze długo odpowiedzi, bo pan M.Doroś


zrezygnował 16 września ze stanowiska I sek. Komitetu Fabrycznego.
Już na drugi dzień wyraziliśmy nasze poparcie tow. Gawareckiemu, pod
warunkiem, że codziennie będzie występował w radiowęźle. Niestety, siły mu
przeciwne zerwały nasz plakat z odpowiednim tekstem, a także inne plakaty,
rocznicowe, za które kol. Kilian tu mnie zastąpi, panie prokuratorze...
Zdaje się, że pan mnie wcale nie słucha, tylko coś pisze – panie
prokuratorze – CO TO JEST??

90
Nr II Ds. 104/81

UZASADNIENIE

do postanowienia z dnia 26.08.81 r. o przedstawieniu zarzutów Jackowi


Cieślickiemu.

W dniu 26 sierpnia 1981 r. przedstawiono Jackowi Cieślickiemu zarzut,


że w dniu 14 sierpnia 81 r. w Dąbrowie Górniczej, jako redaktor naczelny Biuletynu
Informacyjnego „Wolny Związkowiec”, będący organem prasowym NSZZ „S” Huty
„Katowice” opublikował w biuletynie nr 30 rysunki i tekst zniewalające osobę
Sekretarza Generalnego KPZR i Przewodniczącego Rady Najwyższej ZSRR Leonida
Breżniewa tj. czyn z art. 283 § 3 kk.
Na stronie czwartej tego biuletynu znajdują się trzy rysunki
przedstawiające w dwóch wypadkach niedźwiedzie / siedzącego i śpiącego/ , oraz w
jednym wypadku koty i myszy.
Rysunki niedźwiedzi posiadają karykaturalne rysy twarzy pozwalające
na stwierdzenie, iż są to karykatury Leonida Breżniewa. Obok zamieszczony jest tekst
stwierdzający, iż na rysunkach nastąpiło „bezlitosne zniekształcenie mordy naszego
ulubionego zwierzątka.
Ponadto tuż obok, na tej samej stronie zamieszczony jest, krótki
wierszyk o niedźwiedziu. Wierszyk ten kojarzy się z rysunkami niedźwiedzi
zamieszczonych obok.
Dodatkowymi elementami pozwalającymi na takie łączenie wierszyka z
karykaturami są takie określenia jak imię niedźwiedzia „Misza” – a więc rosyjskie
określenie niedźwiedzia, czy fakt, że niedźwiedź ten wręcza order przyjaźni. Jasne jest
więc, że wierszyk ten pozostaje w ścisłym związku z karykaturami L. Breżniewa i
odnosi się także do tej samej osoby. Wierszyk ten, ordynarny w swej treści na skutek
użycia wulgarnych wyrażeń w powiązaniu z zamieszczonymi obok rysunkami jest
obraźliwy i znieważający. Czyn taki wyczerpuje znamiona art. 283 § 3 kk.
Zarzut należało przedstawić Jackowi Cieślickiemu, gdyż jako naczelny
redaktor biuletynu „Wolny Związkowiec” odpowiedzialny jest za całokształt
zamieszczonych w tym organie materiałów.

Prokurator
Prokuratury Wojewódzkiej
/ Zb. Niemiec /

***

Podziwiam pańską odwagę, panie prokuratorze, tak pan świetnie udaje,


że nie wie kto to jest Gamma, he,he, istny lisek – chytrusek z pana! Przecież przy
zamykaniu poligrafii skonfiskowaliście 6 moich egzemplarzy „UMYSŁU

91
ZNIEWOLONEGO”, więc takie łączenie rysunków z tym wierszykiem może być
karalne – dla pana, oczywiście...
Jest pan przepracowany, tak? No; pewnie, w tym województwie to chyba
prokuratorzy wcale nie śpią prawda? To ja panu pomogę, o; proszę przeczytać te dwa
kawałki:

ORDER PRZYJAŹNI NARODÓW DLA


JERZEGO PUTRAMENTA

Moskwa. /PAP/: W poniedziałek 3 sierpnia na Kremlu odbyła się


uroczystość wręczenia Orderu Przyjaźni Narodów Jerzemu Putramentowi.
Aktu dekoracji dokonał I zastępca przewodniczącego Prezydium Rady
Najwyższej ZSRR Wasilij Kuźniecow, w obecności sekretarza Prezydium RN ZSRR
Michaiła Georgadze.

***

Fragment wywiadu z dr Władysławem Jachniakiem:


Nie udana „zbrodnia Doskonała” czyli losy Złotego FON – u
/ Fundusz Obrony Narodowej z 1939 roku/

W tym miejscu muszę oświadczyć /mówił gen. Stanisław Tatar/, że na


propozycję ambasadora we Francji, pana Jerzego Putramenta /literata/ miałem całą
sumę pieniędzy /tj. 2.500.000 dolarów/, przekazać przez pocztę dyplomatyczną i
wskazał mi podległego mu konsula z Luksemburga – o nazwisku o ile sobie
przypominam: Zajączkowski, skarbnik II Oddziału – podkreślam, że nazwisko
mogłem pomylić, jednak funkcja konsula pewna. W pokoju konsula w Luksemburgu
przekazałem mu pierwszą ratę 100.000 dolarów, w tym część w złocie, które schował
konsul do kasy pancernej. Po dwu tygodniach stwierdziłem, że konsul z Luksemburga
nie przekazał pocztą dyplomatyczną tych pieniędzy do Polski, tylko ukradł je i zbiegł.
Natychmiastowa moja interwencja u ambasadora we Francji, pana Jerzego Putramenta
nie przyniosła żadnych rezultatów, tylko otrzymałem pocieszającą odpowiedź, żr jego
podwładny, konsul Luksemburga, wydawał mu się bardzo porządny /m.in. z tego
powodu, że miał żonę z arystokratycznej rodziny, która była aktorką/, a sam pan
ambasador Jerzy Putrament nie mógł przypilnować przesyłki dyplomatycznej 100
tysięcy dolarów /część w złocie/ ponieważ miał bardzo pilne spotkanie z v-ce
ministrem Eugeniuszem Szyrem z Polski w Szwajcarii /Zurich?, a konsul
Liksemburga uciekł w międzyczasie do Hiszpanii – z którą Polska nie utrzymuje
stosunków dyplomatycznych. Generał Tatar oświadczył panu ambasadorowi Jerzemu
Putramentowi, że on swojego „łącznika dyplomatycznego” wyciągnąłby spod ziemi,
ponieważ były to pieniądze Narodu Polskiego. Ambasador Jerzy Putrament powiedział
jeszcze raz, że on i władze polskie są zupełnie bezsilne w tej sprawie. Zrozumiałem od
razu – mówił gen. Tatar – że jestem w rękach „gangu międzynarodowego” i „loży
masońskiej” a nie w rękach władz Polski Ludowej. Szczęściem nie oddałem

92
dodatkowo reszty 2,5 miliona dolarów. O powyższym skandalu i kradzieży
zawiadomiłem gen. Komara, szefa II Oddziału w Polsce, który obiecał
interweniować...

***

To na razie wszystko, dokładniej panu wytłumaczy – co ma wspólnego


piernik z wiatrakiem, mój obrońca... O, a tu już coś przyszło dla pana:

List otwarty
do Prokuratora Prokuratury Wojewódzkiej w Katowicach

Panie Prokuratorze!

Powołując się na odpowiednie artykuły Kodeksu Karnego PRL


skierował Pan akt oskarżenia przeciwko kol. Jackowi Cieślickiemu – redaktorowi
„Wolnego Związkowca” – gazety NSZZ „Solidarność” w Hucie Katowice.
Kol. Cieślicki odpowiadać będzie za pomówienie PZPR i naczelnych
organów władzy i administracji państwowej o działania szkodzące interesom narodu
polskiego, a ponadto za ośmieszanie władz ZSRR – państwa związanego z Polską
sojuszem. Jeśli stać będziemy ściśle na gruncie obowiązujących norm prawa, uznać
należałoby, że spełnił Pan właściwie swój obowiązek.
Jednak jako prawnik, a zarazem członek PZPR, partii marksistowskiej,
niewątpliwie zna Pan odpowiednie twierdzenie marksistowskiej teorii i prawa, która
uczy, że prawo jest instrumentem władzy klasy rządzącej.
Zadajemy więc Panu pytanie – w czyim interesie sformułowane są
artykuły Kodeksu Karnego, z których sformułował Pan akt oskarżenia?
Przypominamy Panu!
Kodeks karny uchwalony został przez Sejm PRL w 1969 r. Od tego
czasu normy jego skutecznie broniły interesów klasy rządzącej w PRL. I choć, jak
pamiętamy, pan Edward Gierek niejednokrotnie czarował naród polski wizją
bezklasowego, rozwiniętego społeczeństwa socjalistycznego, dziś jego nazwisko i
teorie wpisane zostały do rozdziału niesławy historii Polski – dziś wszyscy dobrze
wiemy komu w ostatnich latach służyła władza i w czyim interesie uchwalone były
„demokratyczne” przepisy prawa / przykład – dekret z 1972 r. o uposażeniach i
emeryturach dla członów najwyższych władz i ich rodzin/.
Dziś wiemy doskonale, kogo nasz aparat ścigania i nasze prawo
skrzętnie broniło i pozwalało na szybkie bogacenie – a w kogo uderzało. Ci pierwsi
zyskali sobie obecnie zaszczytne miano prominentów, ci drudzy zaś, kilka lat temu
obdarzeni epitetami radomskich warchołów, teraz w ramach akcji ratuj co się jeszcze
da – rehabilitowani są jako przodująca siła klasy robotniczej.
A wszystko to było możliwe dzięki przemyślności naszego ludowego
ustawodawstwa, który umiał konstruować tak elastyczne normy prawa, by można je
było stosować według swobodnego uznania.

93
Dziś w całym demokratycznym świecie możliwość wyznawania i
głoszenia ich poglądów traktowana jest jako jedna z podstawowych swobód
obywatelskich. I do tego powinien zmierzać również proces odnowy w Kraju.
Kol. Cieślicki, który miał odwagę publiczne mówić to co myślał, ma
teraz, za Pana przyczyną, zostać skazany.
Zapytujemy więc Pana ponownie – w czyim interesie stosuje Pan
bezduszne przepisy Kodeksu Karnego? Kogo chce pan chronić? Czyje interesy?
Nie można oprzeć się wrażeniu, że pańskie działanie w obecnej sytuacji
Kraju kwalifikowane będzie przez społeczeństwo jako próba obrony interesów tych
jednostek, które rozpaczliwie trwają na straconych pozycjach i gotowe są poświęcić
wszystko, byleby nie dopuścić do głosu tego, co nowe i akceptowane przez większość.
Oskarżenie Kol. Cieślickiego i równocześnie rozgrzeszenie
prowokatorów, którzy postawili Kraj na krawędzi wojny domowej.
Społeczeństwo długo takie rzeczy pamięta.
Jako organizacja zakładowa NSZZ „Solidarność” Przedsiębiorstwa
Budownictwa Przemysłowego „Budostal – 4” w Dąbrowie Górniczej reprezentująca
około 2.600 członków Związku wyrażamy ostry protest przeciwko stawianiu kol.
Cieślickiego w stan oskarżenia.

Przewodniczący
Zakładowego Zebrania Delegatów
NSZZ „Solidarność”
W PBP – „Budostal – 4”
/ Janusz Wiśniewski /

Ale, co tak naprawdę rozwścieczyło prokuraturę, że podjęła tak


zdecydowane kroki. W/w biuletyny dotyczyły: nr 30 opublikował rysunki
niedźwiedzia, którego głowa, nieco przypominała głowę L.Breżniewa, można by
dzisiaj rzec niezwykła zbieżność faktów. Ale i w rzeczywistości, ktoś kto pamięta
tamte czasy, te głowy były łudząco podobne.

Teraz przejdźmy do numeru 31 z dnia 17.09.1981 r. Ten numer


poświęcony był napaści Związku Radzieckiego na Polskę dnia 17 września 1939 r.
piszę napaści ponieważ obowiązywał podpisany układ – Ryski, o nieagresji. „Wolny
Związkowiec”, bardzo dokładnie opisywał pakt Ribbentrop – Mołotow. Zacytuję tu
tylko istotne fragmenty tego dokumentu:

„W stwierdzeniu, że najnowsza historia Polski jest systematycznie


fałszowana nie ma nic rewelacyjnego. Robi się to od 36 lat, co najmniej z dwóch
powodów.
Pierwszy z nich jest natury ideologicznej: swego czasu Karol Marks
wyraził pogląd, że historia narodów, to historia walk klasowych. Teza ta, traktowana
w „naszym obozie” jako nienaruszalny dogmat, ma jednak zasadniczy defekt; nie
wszystkie fakty historyczne są z nią zgodne, a niektóre nawet jej przeczą. Tę wadę

94
teorii, marksistowscy historycy rozwiązali w sposób przynoszący zaszczyt ich
pomysłowości. Po prostu uznali, że jeśli przeczą teorii nieomylnego Marksa, to tym
gorzej dla faktów. Należy je natychmiast z historii wykreślić pozostawiając w niej
tylko te, które potwierdzają jedynie słuszną teorię. W myśl tej zasady,
usprawiedliwionej „klasowym charakterem prawdy historycznej” z historią można
zrobić właściwie wszystko, włącznie z napisaniem jej od nowa pod dyktando
ideologów. „Klasowy charakter prawdy historycznej” pozwala również na inne
zabiegi dyktowane względami politycznymi: koniecznością utwierdzenia
społeczeństwa polskiego w przeświadczeniu, że stosunki rosyjsko – polskie, a
szczególnie radziecko – polskie były zawsze jedną wielką idyllą. Można się wtedy
powoływać na „historyczną przyjaźń pomiędzy obydwoma narodami” zakłócaną
jedynie niekiedy „imperialną polityką caratu” lub jeszcze lepiej
nieodpowiedzialnością i warcholstwem polskich obszarników i kapitalistów. Ponieważ
jednak nasze stosunki z Rosją nie układały się na przestrzeni ostatnich 200 lat tak
gładko, faktów, które należało z historii usunąć jest grubo więcej niż tych, które w niej
pozostały.
W wyniku tych zabiegów butwiała w magazynach przez 36 lat
„Panorama Racławicka”,na której jej niemarksistowscy twórcy, Wojciech Kossak i
Jan Styka przedstawili scenę ideologicznie i politycznie nie do przyjęcia.
Oto nie polscy panowie, co byłoby jeszcze dopuszczalne, ale polski lud w
sukmanach grzmoci kosami Moskali aż wióry lecą.
Ze względów ideologicznych przesunięto również 60-tą rocznicę
odrodzenia Polski, której obchodów ze względu na nacisk społeczeństwa uniknąć się
nie dało, z 11 na 6 listopada, uznając za pierwszy rząd niepodległej Rzeczpospolitej
rząd uformowany w Lublinie przez I. Daszyńskiego. Zatajono przy tym fakt, że jednym
z pierwszych posunięć tego rządu było wezwanie wojsk niemieckich do pozostania na
terenach Polski w celu niedopuszczenia do ich zajęcia przez wojska ZSRR.
Obawy Daszyńskiego były – jak się później okazało – całkowicie
usprawiedliwione, gdyż mimo deklaracji Lenina o unieważnieniu rozbiorów Polski
/który to fakt powtarza się nam do znudzenia/ Armia Czerwona ani myślała
wprowadzać ją w czyn wycofując się z byłego zaboru rosyjskiego. Co więcej, rząd
ZSRR podjął w 1920 r. próbę włączenia całego terytorium Rzeczpospolitej Polskiej
licząc na wybuch rewolucji w wygłodzonym i zniszczonym wojną kraju. Skończyło się
na zorganizowaniu pod osłoną bagnetów rosyjskich efemerycznej Republiki
Białostockiej pod wodzą Dzierżyńskiego i Marchlewskiego oraz na przejściowym
zajęciu przez wojska marszałka Tuchaczewskiego i generała Budionnego niemal całej
prawobrzeżnej Polski. Finał był jednak dla ZSRR żałośnie upokarzający. Rewolucja w
Polsce nie wybuchła a dzięki mistrzowskiej kontrofensywie marszałka Piłsudskiego
znad Wieprza zdarzył się „Cud nad Wisłą”; pośpiesznie zorganizowane, często głodne
i niemal bose wojsko polskie odepchnęło od Warszawy i popędziło przez kilkaset
kilometrów niezwyciężoną Armię Czerwoną zmuszając rząd ZSRR do zawarcia
Traktatu Ryskiego ustalającego granice Rzeczpospolitej Polskiej na górnej Dźwinie i
Dniestrze.
Nie ma się co dziwić, że wojna 1920 r. została zgodnie z „klasowym
charakterem prawdy historycznej” całkowicie wykreślona z podręczników polskich;
został z niej również wykreślony marszałek Piłsudski, a jeśli się nawet w nich pojawia,

95
to tylko w celu podkreślenia wszystkich jego nieprawości. Bo i za co go cenić?.
Ostatecznie to on i zorganizowane przez niego Legiony walnie przyczyniły się do
powstania po I Wojnie Światowej niepodległej Rzeczpospolitej Polskiej, którą Róża
Luxemburg, a nawet sam Karol Marks uznali za największą przeszkodę w realizacji
europejskiego państwa proletariatu. To on nie dopuścił do exportu rewolucji do Polski
i Niemiec w 1920 r. opóźniając o całe ćwierćwiecze możliwość korzystania przez
Polaków z dobrodziejstw Marksizmu – Leninizmu. A że skutecznie realizował polską
rację stanu, to przecież kardynalny błąd, nieomal przestępstwo. Przecież w myśl
doktryny marksistowskiej realizować należy wyłącznie rację stanu międzynarodowego
proletariatu formułowaną przez strażnika światowej rewolucji KPZR.
Wypełniania tych wszystkich luk historycznej świadomości
społeczeństwa polskiego oraz prostowania półprawd, ćwierćprawd, czy zupełnych
nieprawd spreparowanych na potrzeby propagandy, serwowanych Polakom nawet
teraz, w okresie deklarowanej „odnowy” jest jednym z podstawowych zadań, jakie
mają do spełnienia niecenzurowane wydawnictwa „Solidarności”. Wypełnienie tych
obowiązków proponuję zacząć od porównania z dokumentami tez zawartych w
przemówieniu L. Breżniewa, wygłoszonego na wiecu w Kijowie i wydrukowanego w
109 numerze Trybuny Ludu z 11.V.1981 r.
Interesujący nas fragment tego przemówienia brzmi;...przed 40 laty
rozpoczęła się wielka wojna narodowa a najbardziej ponure siły imperializmu, siły
krwawego faszyzmu wtrąciły ZSRR w otchłań wojny /.../ Na długi czas nad całą
ludzkością zapadła ciemna noc bestialstwa i sadyzmu. Faszyzm... korzystając z
poparcia światowej reakcji zgromadził ogromną siłę i wraz ze swymi sojusznikami
zapanował nad całą prawie Europą i nad znaczną częścią Azji. Wielu ludziom na
Zachodzie wydawało się, że nic i nikt nie zdoła się przeciwstawić naporowi faszyzmu.
Jednak naród radziecki zdecydowanie zagrodził drogę faszystowskiej zarazie,
zespolony wokół partii Lenina ruszył do obrony swego kraju, wolności i ideałów/.../.
W walce z faszyzmem nie byliśmy osamotnieni, pamiętamy naszych nieustraszonych
towarzyszy broni – partyzantów, bohaterów ruchu w wielu krajach okupowanych
przez hitlerowców. Pamiętamy żołnierzy – naszych sojuszników z koalicji
antyhitlerowskiej...
Krótko mówiąc, według p. Breżniewa II Wojna Światowa rozpoczęła się
dopiero 40 lat temu, w czerwcu 1941 r., a pierwszy drogę faszystowskiej zarazie
zagrodził naród radziecki zespolony wokół partii Lenina.
Popatrzmy teraz, co na ten temat mówią dokumenty zapisane w tamtych
czasach. Można w nich wyczytać m.in. dzięki komu faszyzm zgromadził ogromną siłę i
kto mu udzielił poparcia, dzięki któremu mógł opanować całą prawie Europę i
znaczną część Azji.
Osobny rozdział stanowi sposób, w jaki ZSSR po wojnie wyraził
wdzięczność owym nieustraszonym towarzyszom broni – partyzantom, bohaterom
ruchu oporu w krajach okupowanych...
10 marca 1939 r., na 5 dni przed wkroczeniem wojsk niemieckich do
Pragi, Stalin wygłosił z trybuny XVIII Zjazdu WPK/b/ przemówienie, w którym wyraził
chęć nawiązania z III Rzeszą Niemiecką bliższych, przyjaznych stosunków i zapewnił,
że nie pozwoli aby ZSRR „został wciągnięty do konfliktów przez podżegaczy
wojennych”.

96
Efektem tego przemówienia było zbliżenie między rządami III Rzeszy i
ZSRR, ukoronowane podpisaniem 19 sierpnia 1939 r. umowy handlowej, mocą której
ZSRR zapewniał Niemcom dostawy surowców dla niemieckiego przemysłu
zbrojeniowego w zamian za długoterminowe kredyty oraz zawartym w Moskwie 23
sierpnia 1939 r. paktem o nieagresji, tzw. Paktem Ribbentrop – Mołotow.
A oto główne postanowienia tego dokumentu: obie strony
„powstrzymają się od wszelkich ataków siły, wszelkiej akcji agresywnej oraz ataków
na drugą stronę czy indywidualnych, czy we współdziałaniu z innymi mocarstwami...
W razie, jeżeli jedna ze stron stanie się przedmiotem wrogiej akcji ze strony trzeciego
mocarstwa, druga strona nie udzieli temu trzeciemu mocarstwu żadnej pomocy”, a
żadna ze stron nie weźmie udziału w jakimkolwiek ugrupowaniu mocarstw skierowany
bezpośrednio przeciw drugiej stronie”.
Bardziej interesujący jest jednak tajny protokół do tego paktu, ujawniony
dopiero w 1945 r. w czasie procesu hitlerowskich zbrodniarzy wojennych przed
Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze.
Pełny tekst tego protokołu brzmi:
„W związku z podpisaniem paktu o nieagresji między Rzeszą Niemiecką i
Związkiem Sowieckich Socjalistycznych Republik niżej podpisani pełnomocnicy obu
stron przedyskutowali w ściśle tajnych rozmowach sprawę rozgraniczenia ich
wzajemnych stref interesów w Europie Wschodniej”.
Rozmowy te doprowadziły do następujących wyników:
1. W przypadku zmian terytorialnych lub politycznych na terytoriach
należących do państw bałtyckich / Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa / północna
granica Litwy będzie stanowiła granicę stref interesów między Niemcami i ZSRR. W
związku z tym interesy Litwy w Wilnie są uznane przez obie strony.
2. W wypadku zmian terytorialnych i politycznych na terytoriach
należących do państwa polskiego- strefy interesów między Niemcami i ZSRR będą w
przybliżeniu rozgraniczone linią rzek Narew i San. Zagadnienie czy utrzymanie
niepodległego państwa polskiego jest zgodne z interesami obu stron i mają być
wytyczone granice z tego państwa, będzie mogło być ostatecznie rozstrzygnięte tylko w
trakcie dalszych wydarzeń politycznych. W każdym wypadku oba rządy rozwiążą tę
sprawę w drodze przyjaznego porozumienia.
3. Co się tyczy Europy południowo – wschodniej, strona sowiecka
podkreśla swe zainteresowanie Besarabią. Strona niemiecka deklaruje całkowite
polityczne desinteressemat tymi terytoriami.
4. Protokół ten będzie traktowany przez obie strony jako ściśle tajny.
Moskwa, 23 sierpnia 1939 r.
Za rząd Rzeszy Niemieckiej Z upełnomocnienia rządu ZSRR
V. Ribbentrop W. Mołotow

Protokół ten jest nazywany przez „reakcyjnych”, bo patriotycznie,


zamiast internacjonalistycznie, myślących polskich historyków emigracyjnych aktem
IV rozbioru Polski. Czy słusznie?. Pozostawiam to do oceny czytelnikom. Dodam
jedynie, że według tych samych źródeł, bez paktu Ribbentrop – Mołotow nie doszłoby
prawdopodobnie do wybuchu II wojny światowej, przynajmniej w 1939 r.

97
1 września 1939 r. moskiewska „Prawda” pisała: „Wczoraj, na
porannym, wspólnym posiedzeniu Sowietu Związku i Sowietu Narodowości, K.E.
Woroszyłow wygłosił referat o projekcie uchwały o powszechnym obowiązku służby
wojskowej, przyjęty długotrwałą owacją. Po omówieniu referatu, obie izby, na
oddzielnych posiedzeniach jednogłośnie postanowiły przyjąć projekt ustawy o
powszechnym obowiązku służby wojskowej. Wieczorem na wspólnym posiedzeniu
Sowietu Związku i Sowietu narodowości tow.W.M. Mołotow złożył oświadczenie o
ratyfikacji sowiecko – niemieckiego paktu o nieagresji, przyjęte długotrwałą burzliwą
owacją.

Najwyższy Sowiet postanowił:


1. Zaakceptować politykę zagraniczną rządu.
2. Ratyfikować pakt o nieagresji między ZSRR i Niemcami zawarty
w Moskwie 23 sierpnia 1939 r.
W czasie kiedy mieszkańcy Moskwy czytali ten numer „Prawdy” – na
Westerplatte, Warszawę i inne miasta Polski spadły już hitlerowskie bomby a
pancerne zagony Wermachtu od kilku godzin buszowały już po polskiej ziemi.
Tymczasem rząd ZSRR przygotowywał ustawę o powszechnym obowiązku służby
wojskowej do swej pokojowej misji we współdziałaniu z III Rzeszą Niemiecką.
W przemówieniu wygłoszonym na posiedzeniu Sowietu Związku i
Sowietu Narodowości ZSRR w dniu 31 sierpnia 1939 r. pan Mołotow przeanalizował
m.in. przebieg rozmów między ZSRR a Anglią i Francją, które toczyły się od czterech
miesięcy i zostały przerwane dopiero w końcu sierpnia.

Oto stosowny fragment tego przemówienia:


„Z jednej strony Anglia i Francja, w wypadku agresji domagały się od
ZSRR udzielenia Polsce pomocy wojskowej. ZSRR jak wiadomo, gotów był przystać na
to pod warunkiem iż sam otrzyma odpowiednią pomoc ze strony Anglii i Francji. Z
drugiej strony ta sama Anglia i Francja natychmiast wypuszczały na scenę Polskę,
która zdecydowanie odmówiła przyjęcia pomocy ZSRR. Spróbujcie w tych warunkach
dogadać się w sprawie wzajemnej pomocy, skoro pomoc ze strony ZSRR z góry
uznana jest za coś zbędnego i narzuconego”. I dalej: „Podstawowe znaczenie
sowieckio – niemieckiego paktu o nieagresji polega na tym, że dwa największe e
Europie państwa porozumiały się co do tego, by położyć kres wzajemnej wrogości, by
zlikwidować niebezpieczeństwo wojny i żyć we wzajemnym pokoju. W ten sposób
zawęża się pole możliwych konfliktów militarnych w Europie. Jeżeli nawet nie uda się
uniknąć zbrojnych konfliktów w Europie, to skala działań militarnych będzie obecnie
ograniczona. Niezadowoleni z tej sytuacji mogą być jedynie podżegacze do wojny
ogólnoeuropejskiej, ci, którzy pod maską umiłowania pokoju chcieliby rozpętać
ogólnoeuropejski pożar wojny. Sowiecko – niemiecki pakt jest przedmiotem wielu
napaści ze strony prasy angielsko – francuskiej i amerykańskiej. Szczególnie wykazuje
się tu niektóre „socjalistyczne” gazety, służące „swemu” narodowemu kapitalizmowi,
służące tym spośród panów, którzy im przyzwoicie płacą. Zrozumiałe, że od tych
panów trudno oczekiwać rzeczywistej prawdy.

98
Przekazując swoją „rzeczywistą prawdę” pan Mołotow zapomniał
dodać, że warunkiem udzielenia przez ZSRR pomocy Polsce było wpuszczenie na
terytorium Rzeczypospolitej dużych oddziałów Armii Czerwonej. Warunek ten był
zupełną nowością w dziejach dyplomacji europejskiej. Minister Spraw Zagranicznych
RP J. Beck odmówił istotnie jego spełnienia, pomny nauk płynących z historii i
stosunków polsko – rosyjskich, że obce wojska bardzo łatwo jest wpuścić, ale bardzo
trudno jest je potem usunąć. Apetyty ZSRR na wschodnie obszary Rzeczpospolitej nie
były przy tem, przynajmniej od wojny 1920 r. dla nikogo tajemnicą. Obawy min.
Becka nie były, jak pokazała przyszłość, pozbawione podstaw. W trakcie rozmów na
ten temat min. Beck odpowiedział na pytanie francuskiego ambasadora Noela czy
Polacy nie boją się Niemców, słowami, które po krótkim namyśle również należy
uznać za prorocze: „Niemcy mogą najwyżej pozbawić nas życia, ale Rosjanie odbiorą
nam duszę”.
Pan Mołotow nie wziął również pod uwagę, że pokój europejski
okupiony „działaniami wojennymi na małą skalę”, może inaczej wyglądać z punktu
widzenia ZSARAR i III Rzeszy, a inaczej ze strony Polski, która za ten pokój miała
zapłacić utratę dopiero przed dwudziestoma laty wywalczonej niepodległości. Takie
drobiazgi umykały widocznie uwadze panu Mołotowi i oklaskujących go członów
Najwyższego Sowietu ZSRR zajętych sprawami większej rangi. Interesowały one
natomiast Polaków, którzy nie bacząc, że stają się w oczach, pana Mołotowa
„podżegaczami do wojny” , przeciwstawiali się jak mogli „pokojowej” polityce
Stalina i Hitlera.
W 17 dni po przekroczeniu północnej, zachodniej i południowej granicy
Rzeczypospolitej Polskiej przez wojska niemieckie, to samo zrobiła Armia Radziecka,
łamiąc tym samym – podobnie jak – Niemcy – szereg zobowiązań wobec Polski a
między innymi:
1. Traktat określający wschodnie granice Polski podpisany w Rydze
18 marca 1921 r.
2. Układ z 9 lutego 1929 r. między Polską a ZSRR, krajami
bałtyckimi i Rumunią.
3. Pakt o nieagresji miedzy Rzeczpospolitą Polską a ZSRR z 25 lipca
1932 r. przedłużony 5 maja 1934 r. do 31 grudnia 1945 roku.
W świetle Konwencji Londyńskiej z 3 lipca 1933 r. podpisanej m.in.
przez Polskę i ZSRR, fakty które nastąpiły 17 września 1939 r. wyczerpuje wszelkie
znamiona agresji, za którą Konwencja Londyńska uważa „każde wdarcie się na
terytorium jednej że stron wojsk drugiej strony” przy czym żadne względy natury
politycznej, militarnej, gospodarczej lub innej nie mogą służyć za pretekst agresji.
Mimo, że w myśl konwencji Londyńskiej żadne względy nie mogą służyć
za pretekst agresji, pan Mołotow uzasadnienie dla niej jednak znalazł. Podał je w
przemówieniu radiowym wygłoszonym 17 września. Zostało ono omówione przez
moskiewską „Prawdę” w następujący sposób:
„Wczoraj rano o godzinie 11 minut 30 Przewodniczący Rady Komisarzy
Ludowych ZSRR W.M. Mołotow wygłosił przemówienie radiowe. Towarzysz Mołotow
oświadczył, iż rząd sowiecki wydał polecenie Głównemu Dowództwu Czerwonej
Armii, by wydało woskom rozkaz o przekroczeniu granicy i wzięcia pod swoją obronę
życia i mienia ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi.

99
Bohaterskie pułki walecznej Czerwonej Armii z honorem wypełniają
swoje zadanie. Ludność Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi wita oddziały
Czerwonej Armii z wielką radością. Cały naród sowiecki z olbrzymim entuzjazmem
aprobuje mądrą politykę rządu Związku Sowieckich Socjalistycznych Republik.
Więcej szczegółów znaleźć można w artykule pt. „Historyczna decyzja”
zamieszczonym w moskiewskiej „Prawdzie” z 20 września 1939 r. :
„Sytuacja powstała w Polsce, rozpad państwa polskiego, anarchia i
bezład, które zapanowały w Polsce, uczyniły z Polski wygodne pole dla wszystkich
wypadków i niespodziewanych zdarzeń, które mogą zagrażać ZSRR. W tych
okolicznościach rząd sowiecki nie mógł dłużej ustosunkowywać się w sposób
neutralny do powstałej sytuacji.
Rząd sowiecki nie mógł również obojętnie odnieść się do losu naszych
jednoplemieńców mieszkających w Polsce, Ukraińców i Białorusinów, nie mógł
pozostawić ich bez żadnej obrony/.../. Rząd Sowiecki głośno oświadczył, że ZSRR
realizować będzie politykę neutralności w stosunku do wszystkich państw, z którymi
ZSRR utrzymuje stosunki dyplomatyczne/.../. W interesie pokoju zawarty został z
Niemcami pakt o nieagresji. Rząd ZSRR i rząd Niemiec oświadczają, że działania
wojsk sowieckich i niemieckich nie mają na celu niczego, co sprzeczne byłoby z
interesami Niemiec lub ZSRR/.../.
Na odwrót, zadaniem tych wojsk jest przywrócenie w Polsce porządku i
spokoju, które zostały naruszone przez rozpad państwa polskiego oraz dopomożenie
ludności Polski w przebudowie warunków swej państwowej egzystencji”.
Czytając ten tekst można by przypuszczać, że we wrześniu 1939 r.
państwo polskie rozpadło się samorzutnie a dwa pokojowe mocarstwa: III Rzesza
Niemiecka i ZSRR zawarły, z pobudek zgoła altruistycznych, porozumienie mające na
celu wyłącznie odbudowę tego państwa oraz przywrócenie w nim porządku i spokoju.
Drugi argument pana Mołotowa, ten o jednoplemieńcach jest jakby
żywcem wyjęty z repertuaru Hitlera, który pomny zasady, że zwycięzcy nikt sądzić nie
będzie, 17 dni wcześniej uzasadniał swą napaść na Polskę prześladowaniami, jakich w
Polsce doznaje niemiecka mniejszość narodowa.
W dodatku według Mołotowa Ukraińcy i Białorusini zamieszkują tereny
leżące w widłach Narwi i Sanu, a więc m.in. na warszawskiej Pradze oraz w okolicach
Lublina, Puław czy Zamościa, które to obszary pakt Ribbentrop – Mołotow
przyznawał ZSRR.
Swoje przemówienie z 17 września 1939 r. Mołotow zakończył słowami:
„Narody ZSRR, wszyscy obywatele naszego kraju, szeregowcy
Czerwonej Armii i Floty Wojenno – Morskiej są zjednoczeni jak nigdy przedtem wokół
rządu sowieckiego, wokół naszej bolszewickiej partii, wokół swego wielkiego wodza,
wokół mądrego tow. Stalina dla nowych niesłychanych osiągnięć pracy w przemyśle i
kołchozach, dla nowych, wspaniałych zwycięstw Czerwonej Armii na Frontach
wojennych”.

W tym samym czasie, 17 września 1939 r. ambasador Rzeczy Pospolitej


Polskiej w Moskwie pan Grzybowski otrzymał pismo następującej treści:

Panie Ambasadorze.

100
Wojna polsko – niemiecka ujawniła wewnętrzną bezsilność państwa
polskiego. W toku dziesięciodniowych operacji militarnych Polska utraciła wszystkie
swoje okręgi przemysłowe i ośrodki kultury. Warszawa, jako stolica Polski już nie
istnieje. Rząd polski rozpadł się i nie daje znaku życia. Znaczy to, że państwo polskie i
jego rząd faktycznie przestały istnieć. Tym samym straciły moc działania umowy
zawarte między ZSRR a Polską. Pozostawiona sama sobie i pozbawiona kierownictwa
Polska przekształciła się w wygodne pole do wszelkich przypadków i
niespodziewanych zdarzeń, mogących zagrażać ZSRR. Dlatego będąc dotychczas
neutralny, rząd sowiecki nie może dłużej odnosić się do tych faktów w sposób
neutralny.
Rząd sowiecki nie może również obojętnie przystać na to by porzuceni
na pastwę losu nasi jednoplemieńcy, Ukraińcy i Białorusini, zamieszkujący terytorium
Polski, pozostali bez naszej obrony.
Mając to na uwadze, rząd sowiecki zlecił Naczelnemu Dowództwu Armii
Czerwonej wydanie oddziałom wojskowym rozkazu przekroczenia granicy i wzięcia w
obronę życia oraz mienia ludności Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi.
Jednocześnie rząd sowiecki ma zamiar przedsięwziąć wszelkie środki po temu, by
oswobodzić naród polski, od nieszczęsnej wojny, w którą został wtrącony przez swoich
bezmyślnych przywódców i ofiarować mu możliwość pokojowej egzystencji.
Zechce Pan przyjąć, Panie Ambasadorze wyrazy głębokiego szacunku.

Komisarz Ludowy Spraw Zagranicznych ZSRR


W. Mołotow

Treści tego listu komentować nie trzeba. Można jedynie dodać, że 17


września 1939 r. nie istniejąca już według Mołotowa, Warszawa broniła się w
najlepsze i bronić się miała jeszcze długo, toczyła się właśnie bitwa nad Bzurą, gen.
Kleberg dopiero za 2 tygodnie rozpocząć miał bój pod Kłodzkiem a nieistniejący,
zdaniem Mołotowa, rząd Rzeczpospolitej organizował właśnie obronę przedmościa
rumuńskiego w oczekiwaniu na spodziewaną akcję aliantów zachodnich, dysponując
kilkusettysięczną armią. Opuścił on granice Polski dopiero po południu, gdy zaczęły
mu bezpośrednio zagrażać oddziały pokojowej Armii Czerwonej.

17 września Sztab Generalny Armii Czerwonej wydał następujący


komunikat:

„Granica na całej zachodniej linii od rzeki Zachodnia Dźwina do rzeki


Dniestr. Wypierając słabe czołowe oddziały regularne i rezerwy armii polskiej nasze
wojska wieczorem 17 września dotarły do:
Od północy – na Zachodniej Białorusi – miejscowości Moładeczno i
miejscowość Wołżyn.
Na kierunku baranowickim oddziały Czerwonej Armii przeprawiły się
przez rzekę Niemen i zajęły Koreliszcze i miejscowośc Mir, Połoneczko, węzeł
kolejowy Baranowicze i Snow.

101
Na południu – na Zachodniej Ukrainie –nasze wojska zajęły miasta
Równe, Dubno, Zbaraż, Tarnopol, Kołomyję.
Nasze lotnictwo zestrzeliło 7 polskich myśliwców i zmusiło do lądowania
3 ciężkie bombowce ich załogi zostały zatrzymane.

Nie trudno się domyśleć dlaczego Armia Czerwona poczyniła już tego
pierwszego dnia tak olbrzymie postępy.
Wojsko polskie ufając w traktaty z pokój miłującym i wiarygodnym
Związkiem Radzieckim przygotowało się do odparcia wroga nacierającego z zachodu
nie biorąc pod uwagę możliwości otrzymania ciosu w plecy.
18 września „Prawda” zamieściła Niemiecko – radziecki komunikat o
następującej treści:

„By uniknąć wszelkiego rodzaju bezpodstawnych pogłosek na temat


zadań sowieckich i niemieckich wojsk działających w Polsce, rząd ZSRR i rząd
Niemiec, oświadczają , że działania tych wojsk nie mają na celu niczego, co byłoby
sprzeczne z interesami Niemiec lub ZSRR i przeczyłoby duchowi i literze paktu o
nieagresji miedzy Niemcami a ZSRR. Przeciwnie, zadaniem tych wojsk jest
przywrócenie w Polsce porządku i spokoju, które zostały naruszone przez rozpad
państwa polskiego oraz dopomożenie ludności Polski w przebudowie warunków swej
państwowej egzystencji”.
Nadal więc oba „pokój miłujące państwa”, ZSRR i III Rzesza grają na
samarytańskiej nucie powołując się równocześnie na ducha paktu Ribbentrop –
Mołotow, którego jednak na tym czasie nikt, z wyjątkiem najbardziej
wtajemniczonych, nie znał. Duch ten bowiem jest zawarty w ściśle tajnym protokole do
tego paktu.
W tym samym numerze „Prawdy” z 18 września znaleźć można
informację, że w całym państwie sowieckim odbywają się w zakładach pracy masówki,
na których mówi się, że decyzją rządu sowieckiego z 17 września powitana została z
wielkim entuzjazmem i uznaniem a ludność ZSRR żąda natychmiastowego wyzwolenia
pokrewnych Ukraińców i Białorusinów w Polsce. „Prawda” cytuje również fragmenty
artykułu pt. „Nowe prawo Wschodniej Europy”, zamieszczonego w hitlerowskim
„Volkscher Beobachter”, w którym można przeczytać m.in. „Z bezgranicznym
uznaniem witamy postanowienie Moskwy”.
Nic w tym dziwnego. W cytowanym już artykule pt. „Historyczne
decyzja” czytamy: „17 września oddziały Czerwonej Armii, realizując decyzje rządu
sowieckiego przekroczyły granicę by roztoczyć obronę nad życiem ludności
Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi. Myśli i uczucia całego narodu
sowieckiego towarzyszą gorąco umiłowanej, bliskiej sercu, niezwyciężonej Czerwonej
Armii. Pod bohaterskim sztandarem partii Lenina – Stalina, mając ze sobą potęgę i
siłę całego Kraju Rad, dzielni żołnierze dokonują wojennych wyczynów.
Sowiecka ojczyzna przekazuje im płomienne, bolszewickie pozdrowienie.
Szczyci się ona swymi synami spełniającymi wzniosły, święty obowiązek, broniącymi
naszych jednoplemiennych braci Ukrainców i Białorusinów, którzy długo cierpieli
udręki niewoli polskich panów. Cały wielomilionowy naród sowiecki z największą
uwagą wysłuchał wygłoszonego przez radio historycznego przemówienia

102
Przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych ZSRR tow. Mołotowa. W tym
wspaniałym przemówieniu, w nocie rządu ZSRR, wręczonej ambasadorowi polskiemu
w Moskwie wskazano na zmiany w sytuacji międzynarodowej na sutek których rząd
sowiecki zarządził, by Naczelne Dowództwo Czerwonej Armii wydało rozkaz
oddziałom przekroczenia granicy /.../ Pozlepiane ze skrawków państwo polskie,
wzniesione na ucisku, na grabieży mniejszości narodowych wykazało całą swoją
nieudolność do życia, swą wewnętrzną bezsilność, rozpadło się niczym domek z kart.
Polskie koła rządzące zbankrutowały w błyskawicznym tempie.
Żałosny rząd polski zbiegł, rzuciwszy naród na łaskę losu.
Armia nie osiągnęła ani jednego sukcesu operacyjnego.
Znaczna jej część składała się z nienawidzących pańskiej Polski, tego
więzienia narodów, przymusowo zwerbowanych mniejszości narodowych/.../.
Ze spokojem i majestatyczną siłą wykonuje Kraj Sowietów swoje święte
zadanie. Jak jeden mąż, z całą mocą odpowiedział cały kraj na przemówienie
przewodniczącego rządu sowieckiego. Nierozerwalny jest związek całego narodu
sowieckiego ze swym rządem, ze swą macierzystą partią bolszewicką, ze swym wielkim
wodzem, tow. Stalinem.
Związek Radziecki chce żyć w pokoju ze wszystkimi krajami. Rząd
sowiecki głośno oświadczył, że ZSRR realizować będzie politykę neutralności w
stosunku do wszystkich państw, z którymi ZSRR utrzymuje stosunki dyplomatyczne.
Sowiecko – Niemiecki komunikat z 18 września dowodzi, że pakt o
nieagresji jest realizowany/.../.
Robotnicy i urzędnicy fabryki im. Kirowa ?Leningrad? w uchwale
przyjętej na 18-tysięcznym wiecu mówią:
„Decyzja rządu o zajęciu przez oddziały Armii Czerwonej Zachodniej
Ukrainy i Zachodniej Białorusi jest wyrazem woli całego 170 – milionowego narodu
sowieckiego...
Aprobując politykę naszego rządu załoga fabryki im. Kirowa zapewnia
partię, rząd i wodza narodu, tow. Stalina, że dołożymy wszystkich sił, by jeszcze
bardziej podnieść wydajność pracy, zwiększyć produkcję celem umocnienia potęgi
militarnej naszej ukochanej ojczyzny”.
Robotnicy i pracownicy inżynieryjno-techniczni fabryki „Ukrabel”,
zwracają się do jednoplemiennych narodów:
„Jesteśmy z wami drodzy bracia na Zachodniej Ukrainie i Zachodniej
Białorusi. Wasz los nie jest dla nas obojętny. Na pierwsze wezwanie naszego,
sowieckiego rządu naszej partii, ukochanego Stalina pragniemy zaciągnąć się w
szeregi Czerwonej Armii i pomóc w rozgromieniu polskich panów, w wyzwoleniu od
ucisku i eksploatacji.
Nasza Czerwona Armia z honorem wypełnia swój obowiązek. Do
wspaniałych zwycięstw w bohaterskiej historii Kraju Sowietów dodaje ona nowe
triumfy. Niechaj każdy obywatel z honorem spełnia swój obowiązek na każdym
stanowisku w fabryce, za pługiem, na kołchozowym polu, w urzędzie, za ladą
sklepową, na katedrze, w laboratorium. W naszym kraju każde stanowisko pracy –
stanowiskiem walki”.

103
Tymczasem bohaterska Armia Czerwona dokonywała dalszych
historycznych wyczynów w dziele rozgromienia polskich panów.
19 września „Prawda” donosiła:

„W ciągu 19 września oddziały Czerwonej Armii kontynuowały


wypieranie wojska polskiego i pod koniec dnia zajęł
Na północy – na Zachodniej Białorusi po dwugodzinnej walce – miasto
Wilno, miejscowość Berestowice, miasto Prużany, miasto Kobryń.
Na południu – na Zachodniej Ukrainie – miasta Włodzimierz, Sokal,
Bóbrka, Dolina, oddziały kawalerii i czołgów osiągnęły północno – wschodnie i
południowe przedpola miasta Lwowa”.

W tym samym numerze „Prawdy” zamieszczona została korespondencja


agencji TASS z Berlina:

„Ludność niemiecka jednomyślnie wita decyzje rządu sowieckiego o


wzięcie pod ochronę pokrewnej narodowi sowieckiemu białoruskiej i ukraińskiej
ludności Polski, zostawionej swojemu losowi przez uciekający rząd Polski. Berlin w
tych dniach przyjął szczególnie ożywiony wygląd. Na ulicach wokół witryn i
specjalnych gablot, gdzie zostały wywieszone mapy Polski cały dzień tłoczą się ludzie.
Z ożywieniem komentują szybkie operacje Czerwonej Armii. Przemieszczenia
oddziałów Czerwonej Armii oznaczane są na mapach czerwonymi, sowieckimi
chorągiewkami”.

Dalsze informacje z frontu zamieściła „Prawda” w numerze z 21


września:

„Wczoraj oddziały Czerwonej Armii, kontynuując wypieranie wojska


polskiego, zajęły miasta Grodno, Lwów, Kowel. W ciągu czterech dni wzięto do
niewoli ponad 60 000 polskich żołnierzy i oficerów, zdobyto 280 dział, 120
samolotów. Ludzie pracy Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi entuzjastycznie
witają wojska sowieckie i pomagają im w przywróceniu porządku w wyzwolonych
miejscowościach. Ludzie pracy ZSRR radośnie pozdrawiają Czerwoną Armię
wypełniającą swoje zaszczytne obowiązki, bolszewickimi zwycięstwami na froncie
pracy umacniają potęgę naszej ojczyzny”.

Ten sam numer „Prawdy” przynosi Komunikat Operacyjny Sztabu


Generalnego Armii Czerwonej z 20 września:
„W ciągu 20 września oddziały Czerwonej Armii kontynuowały
wypieranie wojsk polskich i do końca dnia zajęły:
Na północy – na Zachodniej Białorusi – miasto Grodno
Na południu – na Zachodniej Ukrainie – miasto Kowal i Lwów
W okresie od 17 do 20 września oddziały Czerwonej Armii rozbroiły trzy
dywizje piechoty polskiej, dwie brygady kawalerii i wiele mniejszych jednostek armii
polskiej. Według bardzo niepełnych danych wzięto do niewoli ponad 60 000 żołnierzy
i oficerów, zajęto umocnione rejony: Wilno, Baranowicze, Mołodeczno i Sarny wraz z

104
pełnym uzbrojeniem, artylerią i amunicją. Z licznego sprzętu wojennego dotychczas
obliczono: 280 dział i 120 samolotów”.

Następne komunikaty operacyjne Sztabu Generalnego Armii Czerwonej


zamieściła „Prawda” 21,22 i 28 września. Oto ich treść:
„Oddziały Czerwonej Armii w ciągu 21 września umacniały się na
wcześniej zdobytych pozycjach.
Kontynuując oczyszczanie zajętych terytoriów Zachodniej Ukrainy i
Zachodniej Ukrainy z resztek armii polskiej na południe od linii Kobryń – Łuminiec,
oddziały Czerwonej Armii 21 września o godzinie 19 zajęły miasto Pińsk i
przeprowadzają likwidację grup oficerskich w okolicach Lwowa i Sarn. 22 września
oddziały Czerwonej Armii, działając na zachodniej Białorusi zajęły miasto Białystok i
twierdzę Brześć Litewski i przystąpiły do oczyszczania lasów Augustowskich/ na płn-
zachód od miasta Grodno/ z resztek armii polskiej.
Na Zachodniej Ukrainie, oddziały Czerwonej Armii prowadzące
operację likwidacji resztek armii polskiej oczyściły z grup oficerskich okolice miast
Sarny. W trakcie likwidowania oporu oddziałów polskich w okolicach Lwowa w dniu
dzisiejszym, wojskom Czerwonej Armii poddało się 6 dywizji piechoty i dwa
samodzielne pułki strzelców z gen. Langerem na czele. Według nie sprawdzonych
danych w okresie od 17 do 21 września wzięto do niewoli 120 tysięcy żołnierzy i
oficerów armii polskiej, zdobyto 280 dział, 1400 karabinów maszynowych.
Oddziały Czerwonej Armii kontynuując marsz ku linii demarkacyjnej w
ciągu 28 września weszły na linię Grajewo – Czyżew /20 km na płd – zachód od
Mazowiecka/, Międzyrzec, Krępiec/ 12 km na płd – wschód od Lublina/ Szczebrzeszyn,
Mołodycz / 15 km płn – zachód od Lubaczowa/, Przemyśl, Ustrzyki / 40 km na płd –
zachód od Przemyśla/.
Kontynuując operację likwidacji resztek wojsk polskich na Zachodniej
Białorusi i Zachodniej Ukrainie oddziały Czerwonej Armii rozbroiły i wzięły do
niewoli w okolicach Krukienic pięć pułków kawalerii z 15 działami, a oprócz tego
zlikwidowały pojedyncze grupy wojsk polskich”.

Równocześnie z historycznymi operacjami wojennymi trwa akcja


ideologiczno – propagandowa, której poziom najlepiej oddają ulotki podpisane przez
generałów Armii Czerwonej Timoszenkę i Kowalowa. Ulotki te były rozrzucane na
terenach zajmowanych przez Armię Czerwoną.

ŻOŁNIERZE
W ciągu ostatnich dni armia polska została ostatecznie rozgromiona.
Żołnierze miast: Tarnopol, Galicz, Równo, Dubno w ilości przeszło 60 000 osób
dobrowolnie przeszli na naszą stronę.
Żołnierze! Co pozostało wam? O co i z kim walczycie?
Dlaczego narażacie życie? Opór wasz jest bezskuteczny.
Oficerowie pędzą was na bezsensowną rzeź. Oni nienawidzą was i wasze
rodziny. To oni rozstrzelali waszych delegatów, których posłaliście z propozycją
poddania się.

105
Nie wierzcie swym oficerom. Oficerowie i generałowie są waszymi
wrogami, chcą waszej śmierci.
Żołnierze! Bijcie oficerów i generałów. Nie podporządkowujcie się
rozkazom waszych oficerów. Pędźcie ich z waszej ziemi. Przechodźcie śmiało do nas,
do waszych braci do Armii Czerwonej. Tu znajdziecie uwagę i cierpliwość.
Pamiętajcie, że Armia Czerwona wyzwoli naród polski z nieszczęsnej wojny i
uzyskacie możność rozpocząć pokojowe życie.
Wierzcie nam Armia Czerwona Związku Radzieckiego – to wasz jedyny
przyjaciel.

Dowódca Frontu Ukraińskiego


S. Timoszenko

DO ŻOŁNIERZY ARMII POLSKIEJ


Żołnierze!
Znowu jak w roku 1914 krwiożercy – obszarnicy i kapitaliści rzucili was
do otworu ogniowego drugiej wojny imperialistycznej. Jak i wtedy, rzeką leje się krew
robotników i włościan. Tysiące ludzi tracą swe życie na łanach rzezi krwawej,
pozostawiając unieszczęśliwionych żon, dzieci i matek, które utraciły swych
chlebodawców.
CO ICH CZEKA? Nędza, spustoszenie. Śmierć podniosła już nad nimi
swą łapę kościstą.
Winowajcy tej rzeźi krwawej są to obszarnicy-kapitaliści-mościckie,
śmigłe-rydze, radziwiłowie, sapiehy, sławoj-składkowskie-psy brutalne, które rzuciły
naród polski do rzezi krwawej. To oni przez eksploatację niepowstrzymaną,
ujarzmienie narodowościowe, wrogość narodowościową doprowadzili naród polski do
całkowitego wycieńczenia ekonomicznego i rozgromienia wojskowego.
W jarzmie obszarnika i kapitalisty jęczą robotnicy i włościanie Ukrainy
Zachodniej i Białorusi Zachodniej.
Oni są pozbawieni swych szkół, literatury, sztuki, prasy.
Języki ukraiński i białoruski są prześladowane.
Ekspedycje karne, sądy polowe, terror biały szaleją po całej Ukrainie
Zachodniej i Białorusi Zachodniej.
ŻOŁNIERZE! Niezgoda narodowościowa, wrogość między narodami
jest korzystną tylko dla polskich obszarników i burżuazji. Ona dla nich jest niezbędna,
żeby ukryć eksploatację robotników i włościan Polaków, dla tego żeby robotnik i
włościanin polski nie widzieli łez gorzkich, bezprawnego, nieludzkiego życia Ukraińca
i Białorusina.
ŻOŁNIERZE! Czy można jeszcze więcej cierpieć okropność obszarniczo
– kapitalistycznego jarzma? Czy można spokojnie patrzeć naród wyzwolony Białorusi
Sowieckiej na bezprawne, ponure życie robotników i włościan Białorusi Zachodniej?
Naród Białorusi Sowieckiej przy pomocy wielkiego narodu rosyjskiego
zbudował radosne, bogate i szczęśliwe życie.
Przykład jego jako sztandar rewolucyjny pochodnią nieugaszoną
oświeca drogę do wyzwolenia ujarzmionego człowieczeństwa od jarzma
kapitalistycznego.

106
Robotnicy włościanie Białorusi Zachodniej, wznoszą ten wielki sztandar
walki wyzwoleńczej z radością i nadzieją wznoszą swe wzroki do wielkiego kraju
socjalistycznego.
Wolny naród Białorusi przeciąga swą rękę braterską do robotnika i
włościanina Białorusi Zachodniej i na pomoc im posyła swą wielką armię wyzwolenia.
ŻOŁNIERZE! Armia Czerwona nie chce ani przywłaszczenia cudzych
terytorii ani cudzego dobra, Armia Czerwona, armia wyzwolenia przygnębionych od
jarzma kapitalistycznego. Ona niesie szczęście, spokój, wolność ujarzmionemu
człowieczeństwu.
ZOŁNIERZE! Obracajcie swą broń przeciwko obszarników i
kapitalistów. Nie strzelajcie do swych braci po klasie. Niech z Was każdy dopomaga
przesunięciu naprzód oddziałów Armii Czerwonej. Walczcie o wyzwolenie od jarzma
obszarniczo kapitalistycznego!
Niech żyje przyjaźń narodów Polski, Białorusi Zachodniej i Ukrainy
Zachodniej!
Niech żyje Armia Czerwona armia wyzwolenia ujarzmionych!

Dowódca Frontu Białoruskiego


Komandarm 2 rangi
M. Kowalow

Styl tych ulotek, a szczególnie tej podpisanej przez Komandara 2 rangi


Kowalowa, do złudzenia przypomina płody umysłu Lejzorka Rojtszwańca
unieśmiertelnionego przez Ilłę Erenburga. Widocznie żaden spośród 60 000 polskich
żołnierzy, którzy według gen. Timoszenkidobrowolnie przeszli na stronę Armii
Czerwonej, a według komunikatu „Prawdy” z 21 września zostali wzięci do niewoli,
nie zgodził się na napisanie Kowalewowi ulotki o podobnej treści mniej więcej po
polsku. Może ze względu na styl, a może ze względu na zbyt dowolne traktowanie
prawdy przez Timoszenkę i Kowalowa lub patriotyzm polskich żołnierzy, ulotki nie
zrobiły na nich większego wrażenia niż na to zasługiwały; historia nie przekazała w
każdym razie informacji o dobrowolnym przechodzeniu żołnierzy armii polskiej pod
sztandary „wyzwoleńczej” Armii Czerwonej. Nic również nie wiadomo o biciu
polskich oficerów i generałów które żołnierzom polskim dobrotliwie doradzali
generałowie radzieccy.
Komunikat Niemiecko – Radziecki z 22 września, zamieszczony w
„Prawdzie” 23 września donosił jeszcze, że:
„Rząd niemiecki i rząd ZSRR ustanowiły linię demarkacyjną między
niemieckimi i sowieckimi armiami, a biegnącą wzdłuż rzeki Pisy do jej ujścia do rzeki
Narwi, wzdłuż rzeki Narwi do jej ujścia do rzeki Bug, dalej wzdłuż rzeki Bug do jej
ujścia do rzeki Wisły, dalej wzdłuż rzeki Wisły do ujścia Sanu, wzdłuż rzeki San do
jej źródeł a więc zgodnie z postanowieniami paktu Ribbentrop – Mołotow z 23
sierpnia, ale już w ciągu kilku następnych dni nastąpiła zmiana:
ZSRR przehandlował Lubelszczyznę za Litwę. Donosi o tym „Prawda” z
29 września 1939 r.
W dniach 27 i 28 września toczyły się w Moskwie rozmowy między
Przewodniczącym Rady Komisarzy Ludowych ZSRR i Komisarzem Ludowym Spraw

107
Zagranicznych tow. Mołotowem a ministrem Spraw Zagranicznych Niemiec von
Ribbentropem w sprawie niemiecko – sowieckiej umowy o przyjaxni i granicy między
ZSRR a Niemcami. W rozmowach brali udział tow. Stalin i sowiecki Charge d’affaires
w Niemczech tow. Szkwarcow, zaś ze strony Niemiec ambasador niemiecki w ZSRR
Schulenberg. Rozmowy zakończyły się podpisaniem niemiecko – sowieckiej umowy o
przyjaźni i granicy między ZSRR a Niemcami i oświadczeniem rządów ZSRR i
Niemiec, jak również wymianą listów między tow. Mołotowem i Ribbentropem w
sprawach gospodarczych. Poniżej przytacza się odpowiednie dokkumenty.

„NIEMIECKO – SOWIECKI TRAKTAT O PRZYJAŹNI I GRANICY


MIĘDZY ZSRR I NIEMCAMI”

Rząd ZSRR i Rząd Nieniec po rozpadzie byłego państwa polskiego


uznają wyłącznie za swoje zadanie przywrócenia pokoju na swym obszarze i
zapewnienia narodom tam zamieszkującym pokojowej egzystencji, odpowiadającej ich
narodowej specyfice. W tym celu uzgodniły one co następuje:

ARTYKUŁ 1.
Rząd ZSRR i Rząd Niemiecki jako granicę obustronnych interesów
państwowych ustalają linię wytyczoną na załączonej mapie, która dokładniej opisana
będzie w protokole uzupełniającym.

ARTYKUŁ 2.
Obie strony uznają ustanowioną w artykule 1 granicę obustronnych
interesów państwowych za ostateczną i nie dopuszczają do jakichkolwiek ingerencji
państw trzecich odnośnie tej decyzji.

ARTYKUŁ 3.
Nieodzownej państwowej przebudowy na obszarze na zachód od
wskazanej w artykule 1 linii dokona Rząd Niemiecki, na obszarze na wschód od tej
linii Rząd ZSRR.

ARTYKUŁ 4.
Rząd ZSRR i Rząd Niemiecki uznają wyżej wymienioną przebudowę za
pewny fundament dalszego rozwoju przyjaznych stosunków między swoimi narodami.

ARTYKUŁ 5.
Umowa ta podlega ratyfikacji. Wymiana dokumentów ratyfikacyjnych
winna dokonać się możliwie szybko w Berlinie. Umowa ta nabierze mocy od momentu
jej podpisania. Spisana w dwóch oryginałach, w języku niemieckim i rosyjskim.

Moskwa, 28 września 1939 roku.

108
Z upoważnienia Rządu ZSRR Za Rząd Niemiec
W. Mołotow J. Ribbentrop

Traktat ten, podobnie jak pakt Ribbentrop – Mołotow z 23 sierpnia, miał


dwa ściśle tajne, i oczywiście w „Prawdzie” nie wydrukowane, protokoły dodatkowe.
Pierwszy z nich brzmi:
„Niżej podpisani pełnomocnicy stwierdzają zgodę Rządu Rzeszy
Niemieckiej i Rządu ZSRR na następujące:
Tajny protokół dodatkowy, podpisany 23 sierpnia 1939 r. ulega zmianie
w punkcie 1 w ten sposób, iż terytorium państwa litewskiego przechodzi do strefy
wpływów ZSRR, podczas gdy z drugiej strony prowincja Lublin i część prowincji
Warszawa przechodzą do strefy wpływów Niemiec. Kiedy tylko Rząd ZSRR podejmie
specjalne środki na terytorium litewskim, zabezpieczające jego interesy, obecna
granica niemiecko – litewska, w celu naturalnego i prostego wytyczenia granicy,
ulegnie zmianie w ten sposób, że terytoria litewskie, położone na południowy wschód
od linii zaznaczonej na załączonej mapie, przypadnie Niemcom.
Następnie oświadczono, że porozumienia gospodarcze, będące obecnie
w mocy między Niemcami i Litwą nie będą naruszone przez wyżej wymienione środki,
podjęte przez ZSRR”.

W protokole dodatkowym na próżno by szukać tomu pełnego


życzliwości dla narodów zamieszkujących terytorium „byłego państwa polskiego”, w
jakim zredagowany jest traktat. Tu już wykłada się karty na stół, bo chodzi o podział
łupów – Lubelszczyzna dla Niemiec, Litwa dla ZSRR.
Nie jest przy tym ważne, że Litwa jest państwem niepodległym. Ten
mankament usuną „specjalne środki”, które rząd ZSRR zamierza na Litwie
przedsięwziąć. Jakie to były środki, i w jaki sposób wyobrażały sobie zaprzyjaźnione
rządy ZSRR i III Rzeszy zapewnienie narodom zamieszkującym tereny „byłego
państwa polskiego” pokojowej egzystencji odpowiadającej ich narodowej specyfice
wiemy mniej więcej wszyscy: jedni z doświadczenia, inni z opowiadań; najdobitniej
przekonali się o tym ci Polacy, którzy pokojowych eksperymentów niemiecko –
radzieckich nie przeżyli. A było ich ponad 6 milionów.
Niemiecko – radziecki traktat o przyjaźni i granicy z 28 września 1939 r.
miał jeszcze drugi tajny protokół dodatkowy podpisany również przez panów
Ribbentropa i Mołotowa:

„Niżej podpisani pełnomocnicy zawierając niemiecko – rosyjski traktat o


przyjaźni i granicy uzgodnili co następuje”:
Obie strony nie będą tolerowały na swoich terytoriach żadnej agitacji
wymierzonej przeciw terytorium drugiej strony.
Będą one dławić na swoich terytoriach wszelkie zalążki takiej agitacji i
informować się wzajemnie w sprawie środków, podejmowanych w tym celu”.

Spośród wszystkich zobowiązań stron, wynikających z postanowień


traktatu o przyjaźni i granicy to ostatnie, wymierzone w polski ruch oporu,

109
wykonywane było chyba z największą gorliwością, aż do czerwca 1941 r.
przedstawiciele dwóch znanych instytucji, wyspecjalizowanych w dławieniu oporu
społeczeństwa: Gestapo i NKWD systematycznie wymieniali doświadczenia w czasie
wspólnych narad organizowanych m.in. w Krakowie a spór, która z tych instytucji
występowała w roli nauczyciela, a która w roli ucznia do dziś nie został
rozstrzygnięty.
Wspólne doświadczenie rządów sowieckiego i niemieckiego z dnia 28
września 1939 r. zamieściła moskiewska „Prawda” w numerze z 29 września:

„Po tym jak Rząd Niemiecki i Rząd ZSRR podpisanej dziś umowie
ostatecznie uregulowały problemy powstałe w rezultacie rozpadu państwa polskiego i
tym samym założyły mocny fundament pod długotrwały pokój w Europie Wschodniej,
dają one wyraz zgodnemu, obopólnemu przeświadczeniu, że zakończenie wojny
toczącej się między Niemcami, z jednej strony oraz Anglią i Francją z drugiej strony,
odpowiadały interesom wszystkich narodów. Dlatego oba rządy, w razie potrzeby w
porozumieniu z innymi zaprzyjaźnionymi państwami, skierują swe wspólne wysiłki ku
temu, by możliwie jak najszybciej osiągnąć ten cel. Jeśli jednak te wysiłki obu rządów
okażą się bezskuteczne, to w ten sposób ustalony zostanie fakt, że Anglia i Francja
ponoszą odpowiedzialność za kontynuowanie wojny, przy tym w wypadku kontynuacji
wojny Rząd Niemiec i ZSRR będą się wzajemnie konsultowały w sprawie niezbędnych
środków”.

Z tekstu tego oświadczenia, podpisanego przez panów Ribbentropa i


Mołotowa przebija zadowolenie z dotychczasowego przebiegu wspólnej, pokojowej
misji ZSRR i III Rzeszy: pokój został utrwalony, łupy podzielone a interesy
wszystkich narodów, w tym również chyba i polskiego zabezpieczone. Teraz potrzeba
trochę spokoju. ZSRR musi przecież zaprowadzić nowe porządki na zdobytych
terytoriach oraz zastosować specjalne środki na terytorium Litwy, a także Łotwy,
Estonii i Finlandii, Niemcy mają również coś niecoś do zrobienia na obszarach
„byłego państwa polskiego”. Anglię i Francję, które mącą pokój zaprowadzony przez
Niemcy i ZSRR należy więc trochę postraszyć odpowiedzialnością i wzajemnymi
konsultacjami.
Dla kontynuacji pokojowej misji w Europie potrzebne są jednak
Niemcom surowce a ZSRR urządzenia. Dlatego też, pan Mołotow pisze list do pana
Ribbentropa:

„Panie Ministrze”.
Powołując się na nasze rozmowy, mam zaszczyt potwierdzić Panu, że
Rząd ZSRR w oparciu i zgodnie z duchem osiągniętego między nami porozumienia
politycznego pragnąłby jak najszybciej wszechstronnie rozwijać stosunki gospodarcze
między ZSRR a Niemcami. W tym celu obie strony opracują program gospodarczy,
zgodnie z którym Związek Sowiecki będzie dostarczał Niemcom surowce, co Niemcy
będą rekompensowały długofalowymi dostawami przemysłowymi. Obie strony
opracują program gospodarczy w ten sposób, by niemiecko – sowieckie obroty
towarowe doszły do najwyższego poziomu osiągniętego w przeszłości.

110
Oba rządy wydadzą natychmiast niezbędne rozporządzenia, dotyczące
realizacji wymienionych przedsięwzięć i dołożą starań, by pertraktacje rozpoczęły się
jak najszybciej i doprowadzone zostały do końca.
Zechce Pan, Panie Ministrze, po raz wtóry przyjąć wyrazy mego
najgłębszego szacunku”.
W. Mołotow

Dostawy surowców radzieckich dla niemieckiego przemysłu były tak


duże, że kiedy w czerwcu 1941 r. Niemcy zrezygnowali ze współpracy z ZSRR,
niejeden niemiecki czołg zdążający w kierunku Moskwy wykonany był z radzieckiej
stali i napędzany radziecką benzyną.
Dlatego też list pana Mołotowa do pana Ribbentropa z 28 września 1939
r. dobrze jest czytać razem z tym fragmentem przemówienia pana Brezniewa,
cytowanym na początku artykułu, który mówi, że „faszyzm ... korzystając z poparcia
światowej reakcji zgromadził ogromną siłę”.

29 września agencja TASS donosiła z Berlina:


„Wszystkie gazety na pierwszych stronach drukują doniesienia z Moskwy
o wydanym na Kremlu obiedzie na cześć niemieckiego ministra spraw zadranicznych
Ribbentropa. W korespondencji podkreśla się, że obiad na Kremlu upłynął w
wyjątkowo serdecznej atmosferze. W szeregu toastów – mówi się w doniesieniu
wyrażono wolę dalszego pogłębiania i umacniania związków politycznych i
gospodarczych między Niemcami i ZSRR. Punktem kulminacyjnym tej uroczystości – o
czym TASS już nie donosi – był toast wzniesiony przez Stalina na cześć Hitlera”.
Zadowolony Minister Spraw Zagranicznych III Rzeszy pan Ribbentrop
przed odlotem z Moskwy złożył współpracownikowi TASS następujące oświadczenie:
„Mój pobyt w Moskwie i tym razem był krótki, niestety nazbyt krótki.
Mam nadzieję, że następnym razem pobędę tutaj dłużej. Niemniej dobrze
spożytkowaliśmy te dni.
Wyjaśniono co następuje:
1. Przyjaźń niemiecko – sowiecka została obecnie zadzerżgnięta
ostatecznie.
2. Oba kraje nigdy nie dopuszczą do ingerencji w sprawy wschodnio
– europejskie państw trzecich.
3. Oba państwa pragną by pokój został przywrócony i aby Anglia i
Francja zaprzestały całkowicie bezsensownej i pozbawionej perspektyw walki z
Niemcami.
4. Gdyby jednak w tych krajach podżegacze wojenni wzięli górę, to
Niemcy i ZSRR będą wiedziały jak na to odpowiedzieć”.

Dokumentem podsumowującym wydarzenia z drugiego półrocza 1939 r.


jest tekst expose przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych ZSRR, W Mołotowa
wygłoszone na V nadzwyczajnej sesji Rady Najwyższej ZSRR 31 października 1939 r.
Przydługie to przemówienie przytaczam w całości, nie tylko ze względu na zawartą w
nim marksistowską analizę wydarzeń, które rozegrały się w Europie pamiętnego lata i

111
wywarły niebagatelny wpływ na późniejsze losy naszej Ojczyzny, ale również ze
względu na to, że stanowi ono doskonały przykład jak potężną bronią w rękach
wytrawnego ale pozbawionego wszelkich zasad moralnych mistrza – a takim był bez
wątpienia Mołotow – jest marksistowska dialektyka pozwalająca w sposób naukowy z
czarnego zrobić białe i na odwrót. Kunszt Mołotowa najlepiej ocenią sami czytelnicy.
Mnie nasuwa się tylko jedno porównanie autorstwa Onufrego Zagłoby herbu Wczele:
„Diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni”.

O POLITYCE ZAGRANICZNEJ ZWIĄZKU SOWIECKIEGO

Expose przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych, tow. W.M.


Mołotowa na posiedzeniu Najwyższego Sowietu Związku SRR 31 października 1939 r.

Towarzysze Deputowani!
W ostatnich dwóch miesiącach w sytuacji międzynarodowej zaszły ważne
zmiany. Dotyczy to przede wszystkim sytuacji w Europie. Lecz również w krajach
położonych daleko poza granicami Europy. W związku z tym należy wskazać na trzy
podstawowe okoliczności o decydującym znaczeniu.
Po pierwsze, wskazać należy na zmiany, które dokonały się w stosunkach
Związku Sowieckiego i Niemcami. Zawarcie 23 sierpnia paktu o nieagresji położyło
kres nienormalnym stosunkom istniejącym przez wiele lat między Związkiem
Sowieckim i Niemcami. Miejsce wrogości na wszelkie sposoby podsycanej przez
niektóre państwa europejskie zajęło zbliżenie i ustanowienie między ZSRR i Niemcami
przyjaznych stosunków. Dalsze pogłębianie tych nowych, przyjaznych stosunków
między ZSRR i Niemcami znalazło wyraz w podpisanym 28 września w Moskwie
niemiecko – sowieckim traktacie o przyjaźni i granicy między ZSRR i Niemcami. Ten
ostry zwrot w stosunkach między Związkiem Sowieckim i Niemcami, między dwoma
największymi państwami Europy, musiał wpłynąć na całokształt sytuacji
międzynarodowej. Zarazem wydarzenia w pełni potwierdziły sformułowaną na
poprzedniej sesji Najwyższego Sowietu ocenę polityczną znaczenia zbliżenia sowiecko
– niemieckiego.
Po drugie, należy wskazać na fakt militarnej klęski Polski i rozpadu
państwa polskiego. Koła rządzące Polską chełpiły się „trwałością” swego państwa i
„potęgą” swojej armii. Okazało się jednak, że wystarczyło krótkie natarcie najpierw
wojsk niemieckich a następnie Czerwonej Armii by nie pozostało nic po tym
pokrocznym tworze traktatu wersalskiego, żyjącym z ucisku niepolskich narodowości.
„Tradycyjna polityka” pozbawionego zasad lawirowania i gry między Niemcami i
ZSRR okazało się zawodne i zbankrutowała całkowicie.
Po trzecie, należy zgodzić się z tym, że wielka wojna, która wybuchła w
Europie spowodowała zasadnicze zmiany w całej sytuacji międzynarodowej. Wojna
zaczęła się między Niemcami a Polską i przekształciła się w wojnę między Niemcami z
jednej, a Anglią i Francją z drugiej strony. Wojna między Niemcami a Polską
zakończyła się szybko wskutek całkowitego bankructwa polskiego kierownictwa. Jak
wiadomo, Polsce nie pomogły ani angielskie, ani francuskie gwarancje. Do dziś
właściwie nie wiadomo, jakie to były gwarancje. /Wszyscy się śmieją/. Wojna między
Niemcami i blokiem anglo-francuskim znajduje się dopiero w pierwszym stadium i tak

112
naprawdę jeszcze nie rozgorzała. Niemniej zrozumiałe jest, że wojna taka musiała
wnieść istotne zmiany do sytuacji w Europie i nie tylko w Europie. W związku z tymi
ważnymi zmianami w sytuacji międzynarodowej, niektóre stare formuły, którymi
posługiwaliśmy się jeszcze niedawno i do których przywykliśmy – jawnie zestarzały się
i są obecnie nieprzydatne. Trzeba sobie zdać z tego sprawę, by uniknąć poważnych
błędów w ocenie nowopowstałej sytuacji politycznej w Europie.
Wiadomo na przykład, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy pojęcia takie
jak „agresja”, „agresor” otrzymały nową, konkretną treść, nabrały nowego sensu.
Nie trudno domyślić się, że obecnie nie możemy używać tych pojęć w tym sensie w
jakim czyniliśmy to 3 – 4 miesiące temu. Obecnie skoro mowa o mocarstwach
europejskich, Niemcy znajdują się w sytuacji państwa dążącego do jak
najrychlejszego zakończenia wojny, zaś Anglia i Francja, wczoraj jeszcze występujące
przeciw agresji, opowiadają się za kontynuacją wojny i przeciw zawarciu pokoju. Jak
widzicie role zmieniają się. Podejmowane przez rządy angielski i francuski próby
usprawiedliwienia tego nowego ich stanowiska przez powoływanie się na
zobowiązania przyjęte wobec Polski, są w oczywisty sposób bezpodstawne. Każdy
rozumie, że o przywróceniu dawnej Polski nie może być mowy.
Dlatego też kontynuacja obecnej wojny pod sztandarem restytucji
dawnego państwa polskiego jest bezsensowna. Zdając sobie sprawę z tego rządy
Anglii i Francji nie chcą jednak zaprzestania wojny i ustanowienia pokoju, lecz
poszukują nowych usprawiedliwień pozwalających kontynuować wojnę przeciwko
Niemcom.
W ostatnim okresie koła rządzące Anglii i Francji usiłują przedstawić
siebie jako walczących o demokratyczne prawa narodów, bojowników przeciw
hitleryzmowi, przy czym rząd angielski oświadczył, że jakoby dla niego celem wojny
przeciw Niemcom jest ni mniej, ni więcej zniszczenie hitleryzmu. Wychodzi na to, że
angielscy, a wraz z nimi francuscy zwolennicy wojny ogłosili przeciw Niemcom coś w
rodzaju „wojny ideologicznej”, przypominającej dawne wojny religijne. Rzeczywiście
w swoim czasie wojny religijne przeciw heretykom i innowiercom były modne. Jak
wiadomo, pociągały one za sobą jak najgorsze konsekwencje dla mas ludowych, ruinę
gospodarki i kulturalne zdziczenie narodów. Innych rezultatów wojny te mieć nie
mogły. Było to jednak w średniowieczu, ku czasom wojen religijnych, przesądów i
kulturalnego zdziczenia ciągną nas ponownie koła rządzące Anglii i Francji? W
każdym razie pod sztandarem „ideologii” rozpętana została wojna na jeszcze większą
skalę, grożąca narodom Europy i całego świata jeszcze większymi
niebezpieczeństwami. Nic jednak wojny tej nie jest w stanie usprawiedliwić. Ideologię
hitleryzmu, podobnie jak każdy inny system ideologiczny może przyjąć lub odrzucić –
to sprawa poglądów politycznych. Każdy jednak zrozumie, że ideologii nie można
zniszczyć siłą, nie można jej zlikwidować przy pomocy wojny mającej na celu
„zniszczenie hitleryzmu”, dlatego prowadzenie wojny toczonej pod fałszywym
sztandarem „walki o demokrację” jest nie tylko nonsensem, lecz również zbrodnią. I
rzeczywiście nie można określić mianem walki o demokrację takich działań, jak
delegalizacja partii komunistycznej we Francji, aresztowanie komunistycznych
deputowanych, ograniczenie swobód politycznych w Anglii , niesłabnący ucisk
narodów w Indiach itp.

113
Czyż nie jest jasne, że celem obecnej wojny w Europie nie jest to, o czym
mówi się w oficjalnych wystąpieniach przeznaczonych dla szerokiego kręgu
odbiorców we Francji i w Anglii, tzn. celem tym nie jest walka o demokrację, lecz coś
innego, o czym panowie ci nie mówią otwarcie.
Rzeczywistą przyczyną anglo – francuskiej wojny przeciw Niemcom nie
jest to, że Anglia i Francja jakoby poprzysięgły restaurować dawną Polskę, ani
oczywiście to, że jakoby podjęły się one walki o demokrację. Koła rządzące Anglii i
Francji mają, rozumie się inne, bardziej realne pobudki do prowadzenia wojny
przeciwko Niemcom. Ich motywacje nie odnoszą się do strefy jakiejkolwiek ideologii,
lecz do dziedziny zdecydowanie materialnych interesów potężnych państw
kolonialnych.
Imperium brytyjskie, którego ludność sięga 47 milionów, włada
koloniami zamieszkałymi przez 480 milionów ludzi.
Kolonialne imperium Francji, której ludność nie przewyższa liczby 42
milionów, obejmuje 70 milionów mieszkańców francuskich kolonii. Panowanie nad
tymi koloniami, pozwalające na wyzysk setek milionów ludzi, stanowi podstawę
światowej dominacji Anglii i Francji. Strach przed niemieckimi roszczeniami do tych
posiadłości kolonialnych – oto skrywane zaplecze obecnej wojny Anglii i Francji
przeciw Niemcom, które wzmocniły się w ostatnim czasie dzięki rozpadowi traktatu
wersalskiego. Obawa przed utratą panowania nad światem dyktuje kołom rządzącym
Anglii i Francji politykę podsycania wojny przeciw Niemcom. Tak więc
imperialistyczny charakter tej wojny widoczny jest dla każdego, kto chce widzieć
faktyczny stan rzeczy i nie zamyka oczu na fakty.
Z tego wszystkiego widać komu potrzebna jest ta wojna o panowanie nad
światem. Oczywiście, nie klasie robotniczej. Taka wojna nie zwiastuje klasie
robotniczej niczego poza klęskami i krwawymi ofiarami. Po tym wszystkim osądźcie
sami – uległa czy nie uległa w ostatnim czasie zmianie treść takich pojęć jak
„agresja”, „agresor”? Nie trudno zauważyć, że używanie tych słów w dawnym
znaczeniu tj. takim jakie posiadały one do ostatniego, zdecydowanego zwrotu w
stosunkach politycznych między Związkiem Sowieckim a Niemcami, przed
rozpoczęciem się wielkiej wojny imperialistycznej w Europie powodować może jedynie
zamęt w głowach i nieuchronnie popychać ku błędnym wnioskom. By to się nie
zdarzyło, nie możemy pozwolić na bezkrytyczny stosunek do tych starych pojęć, które
nie dają się stosować do nowej sytuacji międzynarodowej. Tak ułożyła się sytuacja
międzynarodowa w ostatnim okresie. Przejdźmy do zmian, które zaszły w sytuacji
międzynarodowej samego Związku Sowieckiego. Zmiany tu zaszły niemałe, jeśli
jednak mówić o najważniejszym to nie można na nie stwierdzić co następuje: dzięki
konsekwentnemu stosowaniu swojej pokojowej polityki zagranicznej udało się nam
wydatnie umocnić swoją pozycję i międzynarodowe znaczenie Związku
Sowieckiego. /długotrwałe oklaski/
Nasze stosunki z Niemcami, jak to już powiedziałem uległy zasadniczej
poprawie. Tu sprawa rozwijała się po linii umocnienia przyjacielskich stosunków,
rozwoju praktycznej współpracy i politycznego poparcia dla Niemiec w ich dążeniu do
pokoju. Zawarty między Związkiem Sowieckim a Niemcami pakt o nieagresji
zobowiązywał nas do neutralności na wypadek udziału Niemiec w wojnie.
Konsekwentnie realizowaliśmy tę linię, czemu w najmniejszym stopniu nie przeczy

114
rozpoczęte 17 września wkroczenie naszych wojsk na terytorium byłej Polski.
Wystarczy przypomnieć, że 17 września, rząd Sowiecki wysłał do wszystkich państw, z
którymi utrzymuje stosunki dyplomatyczne specjalną notę, w której oświadczono, że
ZSRR w przyszłości będzie w stosunkach z nimi prowadził politykę neutralności. Jak
wiadomo, wojska nasze wkroczyły na terytorium Polski dopiero wówczas, gdy
państwo polskie rozpadło się i przestało faktycznie istnieć. Zachować neutralność
wobec takich faktów, rzecz zrozumiała, nie mogliśmy, ponieważ w rezultacie tych
wydarzeń stanęliśmy wobec palących problemów bezpieczeństwa naszego państwa.
Nadto Rząd Sowiecki nie mógł nie brać pod uwagę wyjątkowej sytuacji, w jakiej
znalazła się bratnia ludność Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, która w
rozbitej Polsce rzucona została na pastwę losu. Wydarzenia, które po tym nastąpiły, w
pełni potwierdziły fakt, że nowe stosunki sowiecko – niemieckie wspierają się na
trwałym fundamencie wzajemnej korzyści. Po wkroczeniu oddziałów Czerwonej Armii
na terytorium byłego państwa polskiego powstały poważne problemy delimitacji
interesów państwowych ZSRR i Niemiec. Problemy zostały szybko uregulowane za
obopólną zgodą. Niemiecko – sowiecki układ o przyjaźni i granicy między ZSRR i
Niemcami, zawarty w końcu września umocnił nasze stosunki z państwem niemieckim.
Stosunki Niemiec z innymi Zachodnio – europejskimi, burżuazyjnymi państwami w
ciągu ostatnich lat dwudziestu wyznaczone były przede wszystkim przez dążenie
Niemiec do zerwania pęt traktatu wersalskiego, którego twórcami, przy aktywnym
współudziale Stanów Zjednoczonych były Anglia i Francja. W ostatecznym rachunku
doprowadziło to do obecnej wojny w Europie.
Stosunki Związku Sowieckiego z Niemcami układały się na innych
zasadach, nie mających nic wspólnego z dążeniem do uwiecznienia powojennego
systemu wersalskiego. Zawsze byliśmy tego zdania, że silne Niemcy są nieodzownym
warunkiem trwałego pokoju w Europie. Byłoby rzeczą śmieszną myśleć, że Niemcy
można „po prostu skreślić” i nie brać więcej pod uwagę. Państwo hołubiące to głupie
i niebezpieczne marzenie nie liczą się ze smutnym doświadczeniem Wersalu, nie zdają
sobie sprawy, ze wzrostem potęgi Niemiec i nie rozumieją tego, że w obecnej sytuacji
międzynarodowej, różniącej się w sposób zasadniczy od sytuacji w 1914 roku, próba
powtórzenia Wersalu może się dla nich zakończyć krachem.
Niezmiennie dążyliśmy do poprawy stosunków z Niemcami i z otwartymi
ramionami powitaliśmy analogiczne tendencje w Niemczech. Obecnie nasze stosunki z
państwem niemieckim oparte są na zasadzie stosunków przyjacielskich i na naszej
gotowości do popierania pokojowych wysiłków Niemiec i zarazem na chęci
wszechstronnego rozwijania sowiecko – niemieckich stosunków gospodarczych ze
wzajemną korzyścią dla obu państw. Szczególnie podkreślić tu należy, że przemiany,
które się dokonały w stosunkach sowiecko – niemieckich w sferze polityki, stworzyły
przesłanki sprzyjające rozwojowi sowiecko – niemieckich stosunków gospodarczych.
Ostatnie pertraktacje niemieckie delegacji gospodarczej w Moskwie i toczące się
obecnie w Niemczech rozmowy sowieckiej misji gospodarczej przygotowują szerokie
podstawy dla rozwoju wymiany handlowej między Związkiem Sowieckim z Niemcami.
Pozwólcie teraz zatrzymać się na wydarzeniach bezpośrednio
związanych z wkroczeniem naszych wojsk na teren byłego państwa polskiego. Nie
muszę opisywać przebiegu wydarzeń. O tym wszystkim szczegółowo mówiło się w

115
naszej prasie i wy towarzysze deputowani, dobrze znacie fakty. Powiem jedynie o
najważniejszym.
Nie trzeba dowodzić, że w chwili całkowitego rozpadu państwa
polskiego obowiązkiem naszego rządu było wyciągnięcie pomocnej ręki ku naszym
braciom Ukraińcom i braciom Białorusinom, żyjącym na terytorium Zachodniej
Ukrainy i Zachodniej Białorusi. Tak też i postanowiliśmy./długie, burzliwe oklaski,
deputowani wstają i urządzają owację/. Czerwona Armia wkroczyła do tych rejonów
ciesząc się powszechną sympatią ludności ukraińskiej i białoruskiej, która witała
nasze wojsko jako swych wyzwolicieli spod pańskiego ucisku, spod ucisku polskich
obszarników i kapitalistów.
W toku zbrojnego posuwania się naszych oddziałów wojskowych w tych
rejonach, miały miejsce poważne starcia z oddziałami polskimi, były zatem również
ofiary. Jakie to były ofiary wynika z następujących danych.
Na froncie białoruskim w oddziałach Czerwonej Armii było licząc
szeregowców i dowódców 246 zabitych i 503 rannych, razem 749.
Na froncie ukraińskim wśród dowódców i szeregowych zabito 491,
raniono 1359, razem 1850. tak więc ogólna ilość ofiar poniesionych przez Czerwoną
Armię na terytorium Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy, wynosi 737 zabitych,
rannych 1862, ogółem 2599 ludzi.
Jeśli chodzi o nasze trofea w Polsce, to składa się na nie ponad 900
armat, ponad 10 000 karabinów maszynowych, więcej niż 300 000 karabinów, ponad
150 milionów naboi karabinowych, około miliona pocisków artyleryjskich, do 300
samolotów itp.
Do ZSRR przeszło terytorium o rozmiarach równych wielkiemu państwu
europejskiemu. Tak tedy obszar Zachodniej Białorusi sięga 108 tysięcy kilometrów
kwadratowych o ludności 4 miliony 800 tysięcy osób. Obszar Zachodniej Ukrainy
obejmuje 88 tysięcy kilometrów kwadratowych o ludności 8 milionów osób. W ten
sposób Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, który przeszedł do nas wynosi 196
tysięcy kilometrów kwadratowych, zaś na jego zaludnienie składa się 13 milionów
osób, w tym Ukraińców ponad 17 milionów, Białorusinów 3 miliony, Polaków ponad
1 milion, Żydów więcej niż 1 milion.
Trudno przecenić polityczny sens tych wydarzeń. Wszystkie doniesienia z
Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi świadczą o tym, że ludność witała swe
wyzwolenie spod pańskiego ucisku z niedającym się opisać zachwytem i niezwykle
radowała się z nowego, wielkiego zwycięstwa władzy sowieckiej./wybuch
długotrwałych oklasków/ Wybory do Zgromadzeń Ludowych Zachodniej Ukrainy i
Zachodniej Białorusi, które odbyły się w ostatnich dniach i które były po raz pierwszy
zorganizowane na podstawie powszechnego, bezpośredniego i równego prawa
wyborczego z tajnym oddawaniem głosów, wykazały, że co najmniej 9/10 ludności,
tych okręgów dawno już było przygotowane do zjednoczenia ze Związkiem Sowieckim.
Znane obecnie wszystkim decyzje Zgromadzeń Ludowych we Lwowie i Białymstoku
świadczą o całkowitej zgodności ludowych wybrańców we wszystkich zagadnieniach
politycznych.
Przejdźmy do naszych stosunków z krajami bałtyckimi. Jak wiadomo i tu
dokonały się istotne zmiany.

116
U podstaw stosunków Związku Sowieckiego z Estonią, Łotwą i Litwą
leżą odnośne układy pokojowe zawarte w 1920 roku. Zgodnie z tymi układami Estonia,
Łotwa i Litwa otrzymały samodzielne istnienie państwowe, przy czym przez cały
ubiegły okres Związek Sowiecki w stosunku do tych nowo utworzonych małych państw
niezmiennie prowadził przyjacielską politykę. Znalazła w tym wyraz radykalna
różnica, dzieląca politykę władzy sowieckiej od polityki carskiej Rosji, która w
barbarzyński sposób uciskała małe narody, nie dając im jakiejkolwiek możliwości
samodzielnego, narodowo – państwowego rozwoju, pozostawiając po sobie niemało
przykrych wspomnień. Należy uznać, że doświadczeni minionych dwóch dziesięcioleci
rozwoju przyjaznych sowiecko – estońskich, sowiecko – łotewskich, sowiecko –
litewskich stosunków, stworzyło przesłanki sprzyjające dalszemu umacnianiu
politycznych i wszelkich innych stosunków między ZSRR i jego bałtyckimi sąsiadami.
Dowiodły tego również ostatnie rozmowy dyplomatyczne z przedstawicielami Estonii,
Łotwy i Litwy oraz układy podpisane w Moskwie w rezultacie tych pertraktacji.
Wiadomo wam, że Związek Sowiecki zawarł z Estonią, Łotwą i Litwą traktaty o
wzajemnej pomocy posiadającej niezwykłe doniosłe znaczenie polityczne. Układy te
wspierają się na jednakowych zasadach. Zasadzają się one na wzajemnej pomocy
udzielanej przez Związek Sowiecki z jednej i Estonie, Łotwę oraz Litwę z drugiej
strony, włączając w to, w przypadku napaści na którąkolwiek stronę wzajemną pomoc
wojskową. Z uwagi na szczególne geograficzne położenie tych krajów stanowiących
jakoby przedpola Związku Sowieckiego w szczególności od strony Bałtyku, Związek
Sowiecki w oparciu o te układy ma prawo do posiadania w określonych punktach
Estonii i Łotwy baz morskich i lotnisk. Jeśli zaś chodzi o Litwę, to uzgodnione zostało
utworzenie wspólnej ze Związkiem Sowieckim obrony litewskiej granicy. Utworzenie
tych sowieckich baz morskich oraz lotnisk na terytorium Estonii, Łotwy oraz
wprowadzenia pewnej ilości oddziałów Czerwonej Armii celem obrony tych baz i
lotnisk, zabezpieczają obronę nie tylko Związku Sowieckiego, lecz i samych państw
bałtyckich, a tym samym służą sprawie zachowania pokoju, którym zainteresowane są
nasze narody. Ostatnie pertraktacje dyplomatyczne z Estonią, Łotwą i Litwą dowiodły,
że między nami panuje wystarczające zaufanie i nieodzowne zrozumienie konieczności
urzeczywistnienia tych militarno – obronnych przedsięwzięć, zarówno w interesie
Związku Sowieckiego, jak i tych państw. W pertraktacjach tych przejawiło się w pełni
dążenie uczestników do zachowania pokoju, do zapewnienia naszym narodom, zajętym
pokojową pracą bezpieczeństwa. Wszystko to sprawiło, że pertraktacje zakończyły się
sukcesem, że zawarte zostały posiadające doniosłe znaczenie historyczne, układy o
wzajemnej pomocy.
Szczególny charakter rzeczowych traktatów o wzajemnej pomocy
bynajmniej nie oznacza jakiejkolwiek ingerencji Związku Sowieckiego w sprawy
Estonii, Łotwy i Litwy, jak to usiłowały przedstawić niektóre zagraniczne organy
prasowe. Wręcz przeciwnie, wszystkie te pakty wzajemnej pomocy stanowczo
zastrzegają nienaruszalność suwerenności podpisujących je państw i zasadę
nieingerencji w sprawy drugiego państwa. Za punkt wyjścia pakty te przyjmują
wzajemne poszanowanie państwowej, społecznej i ekonomicznej struktury przeciwnej i
winny umacniać podstawy pokojowej, dobrosąsiedzkiej współpracy między narodami.
Opowiadamy się za uczciwym i dokładnym wprowadzeniem w życie zawartych
traktatów na warunkach całkowitej wzajemności i oświadczamy, że banialuki na temat

117
sowietyzacji krajów bałtyckich korzystne są wyłącznie dla naszych wrogów i sprzyjają
różnym antysowieskim prowokacjom. Na podstawie osiągniętej poprawy stosunków
politycznych z Estonią, Łotwą i Litwą, Związek Sowiecki wykazał ogromne
zrozumienie gospodarczych potrzeb tych państw zawierając z nimi odpowiednie
umowy handlowe.
W związku z tymi umowami obroty handlowe z krajami bałtyckimi
wzrosły kilkakrotnie, a perspektywa dalszego ich rozwoju jest pomyślna. W sytuacji w
której handel między wszystkimi krajami europejskimi – w tym centralnymi – napotyka
na ogromne trudności, to gospodarcze umowy z Estonią, Łotwą i Litwą posiadają dla
nas nader poważne, pozytywne znaczenie.
W ten sposób zbliżenie między ZSRR, Estonią, Łotwą przyczyni się do
szybkiego wzrostu rolnictwa, przemysłu, transportu i w ogóle dobrobytu bałtyckich
sąsiadów. Zasady sowieckiej polityki w odniesieniu do małych krajów ze szczególną
siłą ujawniły się na przykładzie umowy o przekazaniu Republice Litewskiej miasta
Wilna, obwodu Wileńskiego. Wskutek tego państwo Litewskie z jedno dwu i pół
milionową ludnością znacznie powiększa swój obszar, a także zwiększa o 550 tysięcy
osób swoje zaludnienie i otrzymuje miasto Wilno, którego ludność jest dwukrotnie
większa od ludności obecnej litewskiej stolicy. Związek Sowiecki zgodził się na
przekazanie Wilna Republice Litewskiej nie dlatego, by w mieście tym przeważała
ludność litewska, Nie, w Wilnie większość stanowi ludność niemiecka. Jednak Rząd
Sowiecki brał pod uwagę to, że miasto Wilno, siłą oderwane przez Polskę od Litwy,
winno należeć do Litwy jako miasto, z którym z jednej strony związana jest historyczne
przeszłość państwa litewskiego, z drugiej zaś – narodowe aspiracje ludu litewskiego.
W prasie zagranicznej wskazywano, że w historii świata nie zdarzył się jeszcze taki
wypadek, by wielkie państwo, z własnej woli oddało małemu państwu, tak wielkie
miasto. Tym wyraziściej ten akt państwa sowieckiego ukazuje jego dobrą wolę.
W szczególnej sytuacji znajdują się nasze stosunki z Finlandią. tłumaczy
się to przede wszystkim tym, że w Finlandii silniej dochodzą do głosu różnego rodzaju
wpływy zewnętrzne państw trzecich. Ludzie obiektywni powinni jednak zgodzić się z
tym, że zarówno w pertraktacjach z Estonią, jak i w rozmowach z Finlandią, chodzi o
tę samą sprawę, o zapewnienie bezpieczeństwa, Związku Sowieckiego, a w
szczególności Leningradu. Można powiedzieć, że pod niektórymi względami dla
Związku Sowieckiego problemy bezpieczeństwa są tu nawet bardziej palące, albowiem
Leningrad główne po Moskwie miasto państwa sowieckiego położony jest tylko 32
kilometry od granicy z Finlandią. Znaczy to, że odległość między Leningradem a
granicą innego państwa jest mniejsza od zasięgu ostrzału artyleryjskiego ze
współczesnych dział dalekiego zasięgu. Z drugiej strony dostęp do Leningradu od
strony morza również w znacznej mierze zależy od tego, czy Finlandia do której należy
całe północne wybrzeże Zatoki Fińskiej i wszystkie wyspy wzdłuż środkowej części
Zatoki, zajmuje w stosunku do Związku Sowieckiego pozycję wrogą, czy też przyjazną.
Biorąc pod uwagę te okoliczności, jak również sytuację powstałą w
Europie można liczyć na to, że Finlandia wykaże należyte zrozumienie tych
okoliczności.
Na czym w ciągu tych wszystkich lat zasadzały się stosunki Związku
Sowieckiego z Finlandią? Wiadomo, że podstawą naszych stosunków jest traktat
pokojowy z roku 1920, traktat tego typu, co zawarte z innymi naszymi bałtyckimi

118
sąsiadami. Związek Sowiecki z własnej nieprzymuszonej woli zapewnił samodzielne i
niezależne istnienie Finlandii. Nie może być wątpliwości co do tego, że jedynie rząd
sowiecki, uznający zasady swobodnego rozwoju narodowości, mógł dokonać takiego
kroku.
Należy tu jeszcze powiedzieć, że żaden inny rząd w Rosji oprócz
sowieckiego – nie mógł się pogodzić z istnieniem u wrót Leningradu niepodległej
Finlandii. Wymownie dowodzi tego doświadczenie z „demokratycznym” rządem
Kiereńskiego – Ceretelliego, nie mówiąc już o rządzie ks. Lwowa i Milukowa, czy tym
bardziej o rządzie carskim. Okoliczność ta mogłaby niewątpliwie stać się przesłanką
pozwalającą na poprawę stosunków sowiecko – fińskich w których jak to widać
Finlandia zainteresowana jest nie mniej niż Związek Sowiecki.
Sowiecko – Fińskie rozmowy zaczęły się niedawno, z naszej inicjatywy.
Co jest przedmiotem tych pertraktacji?
Łatwo zrozumieć, że w dzisiejszej sytuacji międzynarodowej, kiedy to w
środku Europy toczy się wojna między wielkimi państwami – Związek Sowiecki nie
tylko ma prawo, ale jest zobowiązany przedsiębrać poważne środki ostrożności celem
umocnienia swego bezpieczeństwa. Jest przy tym rzeczą naturalną, że Rząd Sowiecki
szczególną troską otacza sprawy Zatoki Fińskiej stanowiącej morskie przedproże
Leningradu oraz tę granicę lądową, która w odległości jakieś 30 km zawisła nad
Leningradem. Przypomnę, że ludność Leningradu sięga 3,5 miliona, co prawie równa
się ludności całej Finlandii liczącej 3 miliony 650 tys. Mieszkańców./Wesołe
ożywienie na sali/.
Wątpliwe czy warto byłoby zatrzymywać się nad tymi bzdurami, które
rozpowszechnia prasa zagraniczna na temat propozycji złożonych przez Związek
Sowiecki w toku pertraktacji z Finlandią. Jedynie gazety twierdzą, że Związek
Sowiecki „zażądał” dla siebie miasta Wipuri /Wyborg/, oraz północnej części jeziora
Ładoga. Powiedzmy od siebie, że jest to czyste zmyślenie i kłamstwo.
Inne głoszą, że ZSRR „żąda” przekazania mu Wysp Alandzkich, to takie
samo zmyślenie i kłamstwo. Plotą jeszcze o jakichś tam pretensjach jakoby żywionych
przez Związek Sowiecki pod adresem Szwecji i Norwegii. To bezwstydne kłamstwo po
prostu nie zasługuje na dementti /powszechny śmiech/. W rzeczywistości propozycje,
które przedstawiliśmy w toku rozmów prowadzonych z Finlandią są maksymalnie
skromne i ograniczają się do tego minimum, bez którego niemożliwe jest zapewnienie
bezpieczeństwa ZSRR i ustanowienia przyjacielskich stosunków z Finlandią. Nasze
rozmowy z przedstawicielami Finlandii, która wysłała w tym celu do Moskwy panów
Passikivi i Tannera zaczęliśmy od propozycji zawarcia sowiecko – fińskiego paktu
wzajemnej pomocy, paktu tego typu, co zawarte przez nas z innymi państwami
bałtyckimi. Ponieważ jednak rząd fiński oświadczył nam, że zawarcie takiego paktu
sprzeczne byłoby z zajętą przezeń pozycją absolutnej neutralności, nie obstawaliśmy
przy naszej propozycji. Zaproponowaliśmy wówczas przejście do konkretnych
zagadnień interesujących nas, ze względu na zapewnienie bezpieczeństwa ZSRR, a w
szczególności zabezpieczenia Leningradu, zarówno od strony morza – od Zatoki
Fińskiej, jak i od lądu, w związku z tym, że linia graniczna przebiega nadmiernie
blisko Leningradu. Zaproponowaliśmy umowę, która polegałaby na przesunięciu w
okolicach Leningradu sowiecko – fińskiej granicy na Przesmyku Karalskim. W zamian
proponowaliśmy, że przekażemy Finlandii część terytorium sowieckiej Karelii,

119
dwukrotnie większą od obszaru, jaki miałby być przekazany przez Finlandię
Związkowi Sowieckiemu. Zaproponowaliśmy również umowę, według której Finlandia
wydzierżawiłaby na określony czas niewielką część swego obszaru u wejścia do Zatoki
Fińskiej tak, byśmy tam mogli zbudować bazę marynarki wojennej. W warunkach
istnienia bazy marynarki wojennej u południowego wejścia do Zatoki Fińskiej, w
porcie bałtyckim /Paldiski/, co gwarantuje sowiecko – estoński układ o wzajemnej
pomocy, założenie bazy marynarki wojennej i północnego wejścia do Zatoki mogłoby
zabezpieczyć Zatokę Fińską przed wrogimi zakusami ze strony innych państw. Nie
wątpimy, że stworzenie takiej bazy odpowiada nie tylko interesom Związku
Sowieckiego, lecz i bezpieczeństwu samej Finlandii. Inne nasze propozycje, a w
szczególności nasza propozycja wymiany niektórych wysp w Zatoce Fińskiej oraz
części półwyspów Rybaczij i Srednij na dwukrotnie większy obszar na terenie
sowieckiej Karelii, najwyraźniej nie napotykają na sprzeciw ze strony rządu fińskiego.
Rozbieżności w zakresie niektórych naszych propozycji nie zostały jeszcze
przezwyciężone, a ustępstwa dokonane w tym zakresie przez Finlandię, na przykład
ustąpienie części terytorium na Przesmyku Karelskim są jawnie niewystarczające.
Następnie poczyniliśmy szereg kroków wychodząc naprzeciw Finlandii.
Powiedzieliśmy, że w przypadku przyjęcia naszych podstawowych propozycji gotowi
jesteśmy odstąpić od naszego sprzeciwu militaryzacji Wysp Ałandzkich, czego od
dawna domaga się rząd fiński.
Zastrzegaliśmy jedynie, że od naszego sprzeciwu wobec uzbrojenia Wysp
Ałandzkich odstąpimy pod warunkiem, że wspomniana militaryzacja przeprowadzona
zostanie siłami samej Finlandii, że nie wezmą w niej żadnego udziału państwa trzecie,
ponieważ nie bierze w tym udziału ZSRR. Zaproponowaliśmy również Finlandii
demilitaryzację punktów warownych wzdłuż całej granicy sowiecko – fińskiej na
Przesmyku Karelskim, co powinno w pełni odpowiadać interesom Finlandii.
Wyraziliśmy również chęć wzmocnienia sowiecko – fińskiego paktu o nieagresji przez
dodatkowe wzajemne gwarancje. Wreszcie umocnienie politycznych stosunków
sowiecko – fińskich stanowiłoby niewątpliwie znakomitą podstawę dalszego rozwoju
stosunków gospodarczych między naszymi krajami.
Tak oto gotowi jesteśmy wyjść na spotkanie Finlandii w tych
zagadnieniach, które są dla niej szczególnie żywotne. Biorąc to wszystko pod uwagę
nie myślimy, by ze strony Finlandii zaczęto szukać powodów do zerwania
proponowanej umowy. Nie byłoby to zgodne z polityką przyjaznych stosunków
sowiecko – fińskich i byłoby, rzecz jasna, wielce szkodliwe dla samej Finlandii.
Jesteśmy pewni, że kierownicze koła fińskie trafnie zrozumieją znaczenie umocnienia
przyjaznych stosunków sowiecko – fińskich i że działacze fińscy nie ulegną żadnym
antysowieckim naciskom i podpuszczeniom z czyjejkolwiek strony.

Muszą jednak podać do wiadomości, że nawet prezydent Stanów


Zjednoczonych miał za właściwe ingerować w te sprawy, co trudno pogodzić z
amerykańską polityką neutralności. W swoim liście z 12 października skierowanym na
ręce przewodniczącego Prezydium Najwyższego Sowietu tow. Kalinina, p. Roosevelt
wyraził nadzieję na zachowanie przyjaznych i pokojowych stosunków między ZSRR i
Finlandią.

120
Można by pomyśleć, że stosunki Stanów Zjednoczonych z powiedzmy
Filipinami lub Kubą, które od dawna domagają się od Stanów Zjednoczonych
wolności i niepodległości i nie mogą ich uzyskać, wyglądają lepiej niż stosunki
Związku Sowieckiego z Finlandią, która dawno otrzymała od Związku Sowieckiego
wolność i niepodległość państwową. Na pismo p. Roosevelta tow. Kalinin
odpowiedział w sposób następujący:

„Uważam za właściwe przypomnieć panu, panie prezydencie, że


państwowa niepodległość Finlandii uznana została w sposób wolny i nieprzymuszony
przez Rząd Sowiecki 31 grudnia 1917 r. i że suwerenność Finlandii zagwarantowana
jest przez traktat pokojowy zawarty między Związkiem Sowieckim a Finlandią 14
października 1920 r.
Obecne pertraktacje między Rządem Sowieckim a Rządem Finlandii
prowadzone są w zgodzie z tymi zasadami. Wbrew tendencyjnym wersjom
rozpowszechnianym przez koła najwyraźniej nie zainteresowane pokojem europejskim
jedynym celem wspomnianych pertraktacji jest umocnienie wzajemnych stosunków
między Związkiem Sowieckim a Finlandią i umocnienie przyjacielskiej współpracy
obu krajów w dziele zapewnienia bezpieczeństwa Związku Sowieckiego i Finlandii”.
Po tej tak jasnej odpowiedzi Przewodniczącego Prezydium Najwyższego Sowietu
ZSRR winno być w pełni zrozumiałe, że rząd fiński, o ile tylko wykaże dobrą wolę,
winien wyjść naprzeciw naszym minimalistycznym propozycjom, które nie tylko nie są
sprzeczne z narodowymi i państwowymi interesami Finlandii, lecz umacniają jej
bezpieczeństwo zewnętrzne i tworzą szeroką podstawę dla dalszego rozwoju
politycznych i gospodarczych stosunków między naszymi narodami.

Kilka słów o pertraktacjach z Turcją.


O przedmiocie tych rozmów wypisują zagranicą niestworzone historie.
Jedni twierdzą, że ZSRR zażądał jakoby przekazania mu okrętów Ardaganu i Kassy. Z
naszej strony możemy powiedzieć, że jest to absolutne zmyślenie i kłamstwo. Inni
twierdzą jakoby ZSRR żądał dla siebie szczególnych praw w cieśninach oraz zmiany
konsekwencji zawartej w Montreux. W rzeczywistości chodziło o zawarcie
dwustronnego paktu wzajemnej pomocy, ograniczonego do rejonu Morza Czarnego i
cieśnin. ZSRR uważał, że zawarcie takiego paktu po pierwsze, nie może skłonić go do
działań, które mogłyby doprowadzić do zbrojnego konfliktu z Niemcami i po drugie, że
w związku z grożącą wojną, ZSRR winien posiadać gwarancje, że Turcja nie przepuści
przez Bosfor na Morze Czarne okrętów wojennych państw nie czarnomorskich. Turcja
odrzuciła obie proponowane przez ZSRR klauzule i tym samym uniemożliwiła
zawarcie paktu.
Rozmowy sowiecko – tureckie nie doprowadziły do zawarcia paktu,
pomogły jednak w wyjaśnieniu, a przynajmniej we wstępnym rozeznaniu szeregu
interesujących nas zagadnień politycznych. W obecnej sytuacji międzynarodowej
szczególnie ważna jest wiedza o faktycznym obliczu i polityce państw, z którymi
stosunki posiadają dla nas istotne znaczenie. Zarówno moskiewskie pertraktacje, jak i
ostatnie posunięcia Turcji w polityce zagranicznej wyjaśniły nam wiele spraw.
Jak wiadomo, rząd Turcji wolał związać swój los z określoną grupą
państw europejskich, biorących udział w wojnie. Zawarł on traktat o wzajemnej

121
pomocy z Anglią i z Francją, które od dwóch miesięcy prowadzą wojnę przeciwko
Niemcom. Tym samym Turcja ostatecznie odrzuciła ostrożną politykę neutralności i
weszła w orbitę rozwijającej się wojny europejskiej. Anglia i Francja, które pragną
wciągnąć do wojny po swojej stronie jak najwięcej państw neutralnych są z tego
bardzo zadowolone.
Czy Turcja nie pożałuje tego – nie będziemy wróżyć /Ożywienie na sali/.
Możemy jedynie odnotować te nowe momenty w polityce zagranicznej naszego sąsiada
i uważnie śledzić rozwój wypadków.
Jeśli obecnie Turcja związała sobie w pewnej mierze ręce i przystała na
ryzykowne dla niej poparcie jednej z walczących stron, to najwidoczniej, rząd turecki
zdaje sobie sprawę z odpowiedzialności, jaką wziął na siebie. Nie jest to ta polityka
zagraniczna, którą prowadzi Związek Sowiecki i dzięki której Związek Sowiecki
osiągnął w polityce zagranicznej niemało sukcesów. Związek Sowiecki woli nadal nie
krępować sobie ruchów, konsekwentnie prowadzić politykę neutralności i nie tylko nie
przyczynić się do rozpalenia wojny, lecz współdziałać w umacnianiu istniejących
tendencji w przywróceniu pokoju. Jesteśmy pewni, że polityka pokoju, którą
niezachwianie realizuje ZSRR posiada nadal jak najlepsze perspektywy. Będziemy
kontynuować politykę również w rejonie Morza Czarnego, w przekonaniu, że
całkowicie zapewnimy właściwą jej realizację tak, jak tego wymagają interesy
Związku Sowieckiego i zaprzyjaźnionych z nim państw.

Teraz o stosunkach z Japonią.


W ostatnim okresie w stosunkach sowiecko – japońskich nastąpiła
wiadoma poprawa. Zarysowała się ona od czasu niedawnego sowiecko – japońskiego
porozumienia, w którego rezultacie zlikwidowany został znany konflikt na granicy
mongolsko – mandżurskiej.
W ciągu szeregu miesięcy, ściśle mówiąc, w ciągu maja, czerwca, lipca i
do połowy sierpnia, w leżącym na mongolsko – mandżurskiej granicy okręgu
Namachańskim miały miejsce działania wojenne, z udziałem wojsk japońsko –
mandżurskich oraz sowiecko – mongolskich.
W działaniach militarnych w tym okresie brały udział wszystkie rodzaje
broni z lotnictwem i ciężka artylerią włącznie, a walki były nader krwawe. Nikomu
niepotrzebny konflikt pochłonął niemało ofiar z naszej strony i kilkakrotnej więcej ze
strony japońsko – mandżurskiej. Wreszcie Japonia zwróciła się do nas z propozycją
likwidacji konfliktu i chętnie wyszliśmy rządowi japońskiemu na spotkanie. Jeśli
nieszczęsny przykład Polski wykazał niedawno, jak niewiele warte są traktaty o
wzajemnej pomocy podpisane przez niektóre wielkie państwa Europy /śmiech/, to na
mongolsko – mandżurskiej granicy dowiedziono czegoś zupełnie innego. Tu
udowodnione zostało znaczenie traktatów wzajemnej pomocy, pod którymi widnieje
podpis Związku Sowieckiego /Burzliwe długo nie milknące brawa/.
Co się tyczy wspomnianego konfliktu, to w rezultacie sowiecko –
japońskiego porozumienia, zawartego 15 sierpnia Moskwie, został on zlikwidowany i
na granicy mongolsko – mandżurskiej pokój został całkowicie przywrócony. W ten
sposób dokonano pierwszego kroku na drodze do poprawy stosunków sowiecko –
japońskich.

122
Kolejnym krokiem będzie utworzenie mieszanej komisji granicznej,
składającej się z przedstawicieli stron sowiecko – mongolskiej i japońsko –
mandżurskiej. Komisja ta rozpatrzy niektóre sporne zagadnienia graniczne. Można nie
wątpić, że jeśli dobrą wolę wykaże nie tylko nasza strona, to metoda rzeczowego
rozważenia zagadnień dotyczących granic przyniesie dodatkowe rezultaty. Nadto
pojawiła się możliwość rozpoczęcia pertraktacji w sprawie sowiecko – japońskiego
handlu .Nie można niezgodzić się z tym, że rozwój sowiecko – japońskiej wymiany
towarowej odpowiada interesom obu państw. Tak więc mamy podstawy, twierdzę, że
poprawa naszych stosunków z Japonią rozpoczęła się.
Obecnie trudno sądzić do jakiego stopnia można liczyć na szybki rozwój
tej tendencji. Nie udało się nam wyjaśnić na ile przygotowany jest po temu grunt w
kołach japońskich. Z jednej strony winieniem powiedzieć, że do japońskich propozycji
tego rodzaju odnosimy się przychylnie, podchodząc do nich z punktu widzenia naszej
zasadniczej propozycji politycznej i troski o interesy pokoju.

Na zakończenie kilka słów o militarnej kontrabandzie i wywozie broni z


krajów neutralnych do krajów prowadzących wojnę. W tych dniach opublikowana
została nota Rządu Sowieckiego stanowiąca odpowiedź na noty wystosowane przez
Anglię w dniach 6 i 17 września. W naszej nocie wyłożony został punkt widzenia ZSRR
na zagadnienia militarnego przemytu i zostało wskazane, że Rząd Sowiecki nie może
zaliczyć do militarnego przemytu produktów żywnościowych, opału dla cywilnej
ludności oraz odzieży, że zakaz wywozu przedmiotów powszechnego użytku oznacza
skazanie na klęski i śmierć głodową dzieci, kobiet, starców i chorych. W swojej nocie
Rząd Sowiecki wskazuje, że takie sprawy nie mogą być przedmiotem jednostronnej
decyzji, jak to uczyniła Anglia, lecz powinny być rozwiązane z ogólną zgodą państw.
Liczymy na to, że państwa neutralne i opinia społeczne Anglii oraz Francji uzna
słuszność naszej pozycji i przedsięweźmie kroki po temu, by wojna między armiami
krajów walczących nie przekształciła się w wojnę przeciw dzieciom, kobietom,
starcom i chorym.
W każdym razie nasz kraj, jako kraj neutralny nie jest zainteresowany w
rozpalaniu wojny i podejmie kroki, zmierzające ku temu, by uczynić wojnę nie tak
niszczycielską, by ją osłabić i przyspieszyć w interesie pokoju jej zakończenie. Z
punktu widzenia tej perspektywy decyzja rządu amerykańskiego o zniesieniu zakazu
/embargo/ wywozu broni do krajów walczących budzi usprawiedliwione wątpliwości.
Trudno wątpić, że skutkiem tej decyzji będzie nie osłabienie i przybliżenie końca
wojny, lecz na odwrót nasilenie, zaostrzenie i przeciąganie się wojny. Oczywiście,
taka decyzja może zapewnić amerykańskiemu przemysłowi zbrojeniowemu wysokie
dochody. Powstaje jednak pytanie: czy okoliczność ta może służyć za
usprawiedliwienie dla zniesienia embarga na wywóz broni z Ameryki? Rzecz jasna, że
nie może.
Taka jest obecnie sytuacja międzynarodowa.
Takie są podstawy polityki zagranicznej Związku Sowieckiego/burzliwe,
długo nie milknące oklaski przechodzące w owacje, wszyscy wstają/.

Możliwe, że gdyby deputowani do Rady Najwyższej ZSRR słuchający


tego przemówienia mieli zwyczaj zastanawiać się nad tym, co mówią ich przywódcy,

123
to owacja na zakończenie mowy nie byłaby tak burzliwa, gdyż niektóre opinie
Mołotowa rodzą, niezbyt dla ZSRR pochlebne skojarzenia. Np. porównanie wagi i
wiarygodności podpisu ZSRR na traktacie zawartym z Mongolią z bezwartościowością
podpisów Anglii i Francji na traktacie zawartym z Polską przypomina, że podpis
Związku Radzieckiego widniał również na pakcie o nieagresji zawarty w lipcu 1932 r.
z Polską, czy pod takim samym paktem, zawartym 1932 r. z Finlandią, które ZSRR bez
skrupułów pogwałcił podobnie zresztą jak cały szereg innych paktów i umów
międzynarodowych.
Polaków czytających tekst przemówienia Mołotowa oburzają najczęściej
te jego fragmenty, które mówią o „byłym państwie polskim” jako „pokracznym tworze
traktatu wersalskiego” czy o tym, że „o przywróceniu dawnego państwa polskiego nie
może być mowy”.
Często natomiast uwadze umyka fakt, że jest ono istną kopalnią
wiadomości natury bardziej ogólnej, które do dziś nie straciły na aktualności. Wynika
z tego przede wszystkim, że jeśli się głośno i jak najczęściej deklaruje dążenia
pokojowe, to można bezkarnie rozbijać się w całej Europie i być za to jeszcze
nagradzanym burzliwymi oklaskami Najwyższego Sowietu. Schemat walki o pokuj
stworzony przez Mołotowa i obowiązujący do dziś opiera się na niepodważalnym i nie
podlegającym dyskusji dogmacie, że ZSRR walczy o pokuj czego dowodem jest fakt, że
jego przedstawiciele ciągle o tym mówią i raz po raz zgłaszają nowe inicjatywy
pokojowe. W myśl zasady wszyscy ci, którzy nie popierają polityki ZSRR są
automatycznie zaliczani do grona podżegaczy wojennych /spotkało to w 1939 r. Anglię
i Francję/, wszyscy ci, którzy ją popierają, np. Niemcy w 1939 r. automatycznie stają
się obrońcami pokoju. Ponieważ jednak okoliczności często się zmieniają więc
stosunek państw do pokoju ulega modyfikacji; niezmienne jest tylko umiłowanie
pokoju przez ZSRR. Np. podżegacze wojenni z 1939 r. Anglia i Francja już w czerwcu
1941 r. nie zmieniają ani na jotę swojej polityki automatycznie przeszły do obozu
obrońców pokoju i zmieniły nazwę z „państwa imperialistyczne na Demokracje
zachodnie”.
Po wojnie warunki zmieniły się znowu wobec czego dotychczasowe
„demokracje zachodnie” już na stałe przeszły do obozu „zimnowojennych kół
imperialistycznych” i podżegaczy wojennych.
Odwrotnie było z Niemcami, które z obrońców pokoju w 1939 r. zmieniły
się w 1941 r. w „imperialistyczne państwo krwawego faszyzmu”.
Zmianę okoliczności zawdzięczać należy również fakt, że w lipcu 1941 r.
ZSRR zawarł uład z polskim rządem gen. Sikorskiego, który według nomenklatury
Mołotowa z 1939 r. był rządem „byłego państwa polskiego”. W tym kontekście
ciekawa jest np. żonglerka terminem agresor. Według Mołotowa znaczenie tego
terminu zależy od okoliczności, a nie od tego, czy nastąpiło pogwałcenie suwerenności
jakiegoś państwa. Jak widać dialektyka marksistowska, byle umiejętnie stosowana,
jest metodą nader skuteczną i bardzo przydatną w działalności, którą Mołotow nazywa
polityką. Pozwala ona dosłownie na wszystko: na nazywanie w 1939 r. Niemców
obrońcami pokoju, Anglię i Francję – podżegaczami wojennymi, a ZSRR – państwem
neutralnym, na pogwałcenie suwerenności Polski i Finlandii w ramach walki o pokój,
na pouczanie rządy USA, że eksport broni do Finlandii jest pogwałceniem
neutralności, podczas gdy eksport surowców strategicznych z ZSRR do Niemiec jest

124
działalnością filantropijną, leżącą w interesie kobiet, dzieci i starców oraz na wiele
innych rzeczy, które można znaleźć w przemówieniu Mołotowa. Albo dlaczego eksport
broni z USA jest aktem wymierzonym przeciw pokojowi a np. eksport broni z ZSRR
służy pokojowi, skoro i broń amerykańska i radziecka służy temu samemu celowi:
zabijaniu ludzi, lub też dlaczego interwencja np. USA w Wietnamie była aktem agresji
podczas gdy interwencje Chin w Korei, Wietnamu w Kambodży, czy ZSRR w
Afganistanie zaliczone zostały do kategorii przyjacielskich misji służących sprawie
pokoju. Bez znajomości zasad dialektyki wyłożonych przez Mołotowa zrozumienie tego
wszystkiego byłoby niemożliwe, podobnie jak np. zrozumienie różnicy między
pretensjami Niemiec do Gdańska i polskiego korytarza pomorskiego w 1939 r. a
pretensjami ZSRR do fińskiego Przesmyku Karelskiego. Teraz sprawa jest jasna: po
prostu ZSRR jest obrońcą pokoju niejako z urzędu, wobec tego wszystko co robi jest
pokojowe, podczas gdy tzw. Kraje kapitalistyczne są również z mianowania
podżegaczami i wrogami pokoju.
Doskonałe są argumenty Mołotowa uzasadniające żądania ZSRR wobec
Finlandii: że Leningrad znajduje się w zasięgu ostrzału artyleryjskiego z granicy
fińskiej a jego bezpieczeństwo wymaga przyłączenia do ZSRR obszarów fińskich nad
Zatoką Fińską. Jeśli bowiem uznać za uzasadnione żądania ZSRR wobec Finlandii w
1939 r. to usprawiedliwione byłoby również np. pretensje RFN do holenderskiego
ujścia Renu ze względu na bezpieczeństwo Bon czy NRD do polskiego Pomorza ze
względu na bezpieczeństwo Berlina albo pretensje Polski do zachodniej strony Odry
ze względu na bezpieczeństwo Szczecina.
I tak nie załatwiłoby to sprawy bezpieczeństwa, gdyż np. radzieckie
rakiety SS-20 mają w polu ostrzału praktycznie wszystkie miasta europejskie.
Ciekawe i wielce pouczające jest porównanie stosunków fińsko –
radzieckich i polsko – radzieckich w ostatnim 60 – leciu. Obydwa te państwa uzyskały
od ZSRR gwarancje niepodległości tuż po rewolucji i obydwa musiały tę obiecaną
niepodległość dopiero wywalczyć. W Polsce zadanie to podjął marszałek Piłsudski , w
Finlandii marszałek C.G. Mannerheim.
W 1932 r. i Polska i Finlandia zawarły pakty o nieagresji z ZSRR, w
1939 r. od obydwu tych państw ZSRR zażądał wpuszczenia oddziałów Armii
Czerwonej na ich terytoria i obydwa odmówiły. Rezultaty tej odmowy, jeśli chodzi o
Polskę znamy choćby z niniejszej relacji. Konsekwencje które poniosła Finlandia były
identyczne: 30 listopada 1939 r. Armia Czerwona przekroczyła granicę Finlandii a w
wyniku wojny, która po tym się wywiązała, Finlandia utraciła Wyborg i terytorium
Petsano. Dalej drogi Polski i Finlandii rozeszły się: Polska konsewentnie stanęła po
stronie koalicji antyhitlerowskiej, podczas gdy Finlandia chcąc odzyskać utracone
obszary przystąpiła do wojny po stronie Niemiec. Po wojnie Finlandia uległa
finlandyzacji, do czego Polacy tylko od czasu do czasu nieśmiało wzdychają.
17 września 1940 r w pierwszą rocznicę agresji na Polskę a niespełna
przed wybuchem wojny niemiecko – radzieckiej, „Krasnaja Zwiezda”, organ
Ludowego Komisariatu Obrony ZSRR pisała:

„Minął rok od tego historycznego dnia gdy oddziały Czerwonej Armii


spełniając rozkaz Rządu Sowieckiego przekroczyły granicę. Do historii czynów
bojowych Czerwonej Armii na zawsze zostaną zapisane zwycięstwa pod Grodnem,

125
Lwowem, Sarnami, Baranowiczami, Dubnem, Tarnopolem itp. W ciągu 12 – 15 dni
nieprzyjaciel był zupełnie rozbity i unicestwiony. W tym okresie przez jedną tylko
grupę wojsk frontu ukraińskiego, wzięto do niewoli 10 generałów, 52 pułkowników, 72
podpułkowników, 5 131 oficerów, 4 096 podoficerów, 181 223 szeregowców polskiej
armii.

Podły i godny politowania rząd pańskiej Polski zabezpieczał swą


ucieczkę do Rumunii dywizjami piechoty”.

Z fragmentu tego wynika, że w 1939 r. Polska była dla ZSRR


„nieprzyjacielem”, a z innych zaprezentowanych materiałów widać jasno, że akcję,
która rozpoczęła się 17 września rząd ZSRR przeprowadził w ścisłym współdziałaniu z
Niemcami. Wojna obronna Polski w 1939 r. była więc wojną Armii Polskiej przeciwko
Armii Niemieckiej i Armii Sowieckiej. Mam nadzieję, że wezmą to pod uwagę ci,
którzy będą przyznawać nowe odznaczenia za kampanię wrześniową uwzględniając
również tych polskich żołnierzy, którzy bronili wschodniej granicy Polski. A walki na
froncie wschodnim musiały być nie mniej zacięte niż walki na froncie zachodnim.
Wskazuje na to choćby liczba zabitych i rannych po stronie sowieckiej. Liczba
zabitych po stronie polskiej jest nieznana.
Liczba 181 tysięcy jeńców polskich wziętych do niewoli w czasie tych
walk szybko powiększyła się do ok. 230 tysięcy drogą wyłapywania żołnierzy z
rozproszonych oddziałów. Po oficerach umieszczonych w obozach w Starobielsku i
Ostaszkowie zaginął ślad; groby oficerów z obozu w Kozielsku znajdują się w Katyniu.
Spośród 200 tysięcy żołnierzy umieszczonych w łagrach 75 tysięcy uratowało się z
Armią Andersa a z 7 tysięcy gen. Berling sformował Dywizję Kościuszkowską. Razem
uratowało się około 82 tysiące; reszta wyniszczona głodem, chorobami i ciężką pracą
w niewoli nie przeżyła. Przy sposobności porównajmy 7 tysięczną Dywizję Berlinga, o
której w Polsce się tyle mówi, z prawie 100 tysięczną armią Andersa, o której mówi
się mniej oraz o około 400 tysięcznej armii AK, o której nie mówi się wcale i
wyciągnijmy wnioski.
Zdaję sobie sprawę, że artykuł, który właśnie kończę pisać zostanie
zaliczony do materiałów antyradzieckich i godzących w nasze sojusze. Proszę jednak
zauważyć, że w kwestii sojuszów nie wypowiadam się w nim wcale: po prostu się na
tym nie znam. Jako laik sądzę, że dla Polski korzystne są sojusze z każdym państwem
pod warunkiem, że będą one zgodne z rzeczywistą racją stanu narodu polskiego:
nasze dawne doświadczenia czy uprzedzenia nie powinny mieć na to żadnego
znaczenia.
Po drugie: Czy może być antyradziecki artykuł składający się z
wypowiedzi radzieckich przywódców, członków partii rządzącej w ZSRR do dziś a w
dodatku cytowanych za oficjalnym organem tej partii, moskiewską „Prawdą”.
Jeśli obecne poglądy ZSRR na politykę Rządu w 1939 r. uległy zmianie,
to należy głośno powiedzieć o tym wszystkim zainteresowanym a nie udowadniać, że
nic się nie stało, wyrzucając z naszej historii jej bardzo istotny fragment.

Stanisław Głażewski

126
Pozwolę sobie jeszcze przytoczyć treść ulotki zrzuconej 17 września
1939 r. na froncie białoruskim w oryginalnej pisowni.

Rzołnierze Amii Polskiej!


Pańsko – burżuazyjny Rząd Polski, wciągnąwszy Was w
awanturystyczną wojnę pozornie przewaliło się. Ono okazało się bezsilnym rządzić
krajem i zorganizować obronu. Ministrzy i generałowie, schwycili nagrabione I mi
złoto, trzórzliwie uciekli, pozostawiaja armię i cały lud Polski na wolę losu.
Armia Polska pocierpiała surową porażkę, od którego ona nie oprawić
wstanie się. Wam, waszym żonom, dzieciom, braciom i siostrom ugraża głodna śmierć
i zniszczenie. W te ciężkie dni dla Was potężny Związek Radziecki wyciąga Wam ręce
braterskiej pomocy. Nie przeciwcie się Robotniczo – Chłopskiej Armii Czerwonej.
Wasze przeciwienie bez kożyści i przerzeczono na całą zgubę. My
idziemy do Was nie jako zdobywcy, ajako wasi bracia po klasu, jako wasi wyzwoleńcy
od ucisku obszarników i kapitalistów. Wielka i niezwolczona Armia Czerwona niesie
na swoich sztandarach pracującym braterstwo i szczęśliwe życie.
Rzołnierze Armii Polskiej! Nie proliwiajcie daremnie krwi na cudze
Wam interesy obszarników i kapitalistów. Was przymuszają uciskać białorusinów,
ukraińców. Rządzące koła Polskie sieją narodową rużnorodność między polakami,
białorusinami i ukraińcami.
Pamiętajcie! Nie może być swobodnym naród, uciskające drugie narody.
Pracujące białorusini, ukraińcy – Wasi pracujące, a nie wrogi. Razem z
nimi budujecie szczęśliwe dorobkowe życie.
Rzucajcie broń! Przechodźcie na stronę Armii Czerwonej
Wam zabezpieczona swoboda i szczęśliwe życie.

Naczelny Dowódca Białoruskiego


Frontu Komandarm Drugiej Rangi
Michał KOWALOW
***

Przedstawiłem czytelnikowi fragmenty i niektóre artykuły zamieszczone


na łamach „Wolnego Związkowca” nr 30, obrazujące rzeczywistość tamtego okresu.
Rzeczywistość, która nie mieściła się w kanonach dyktatury komunistycznej. Oto
prawda o najnowszej historii Polski i cierpieniach narodu, spowodowana między
innymi przez ZSRR, wychodziła na światło dzienne. Komuniści, postanowili ukryć ją
przed następnymi pokoleniami dorastających Polaków na zawsze. A cała machina
propagandowa miała obowiązek rozwiania jakichkolwiek wątpliwości, co do przyjaźni
Związku Radzieckiego. Oczywiście takie rozumowanie nie miało żadnych szans
powodzenia i chyba sami komuniści zdawali sobie z tego sprawę. Dlatego też, do
pomocy powołali tajne służby specjalne, takie jak UB a później SB. Zorganizowano
całą sieć ochraniarzy panującego systemu, w postaci ORMO, ZOMO, oraz szeregu
agentów cywilnych, którzy będąc normalnymi obywatelami pisali sprawozdania o
środowisku gdzie pracowali, mieszkali, nawet gdy byli na urlopach wiernie służyli
PZPR. Czy w takiej sytuacji możliwe były sprzeciwy?, tak były, w szkołach średnich i
na wyższych uczelniach. Powstawały małe liczebnie grupki, kilku osobowe, które

127
dzieliły się pozyskaną prawdą od żołnierzy AK, działaczy podziemia WiN i innych. W
młodych głowach wiadomości takie powodowały sprzeciw i niechęć do panującego
systemu. Zaczynało się od ignorowania obowiązkowych manifestacji
pierwszomajowych, by później w miarę dorastania przejść do innych form
nieposłuszeństwa komunistom.
„Solidarność”, zmieniła wszystko. Przede wszystkim, jako związek
zawodowy, zaczęła dbać o interesy ludzi pracy, na wzór zachodnich związków
zawodowych. Z tym jednak , że na zachodzie powszechnie obowiązującym prawem
była własność prywatna. Właścicielem fabryk i zakładów pracy byli, nazywani przez
komunistyczną propagandę „kapitaliści”. Tu środki produkcji i nie tylko, były w
rękach PZPR, która głosząc hasła „proletariusze wszystkich krajów łączcie się”, i
„precz z wyzyskiem”, decydowała o wszystkim, a przede wszystkim była pracodawcą
co skrzętnie ukrywała i trzeba było „Solidarności”, by całą tą prawdę odkryć. Tak, na
zachodzie tak i u nas konflikty zawsze pojawiają się na styku związek zawodowy –
pracodawca. Z tym jednak, że u nas pracodawcą był właściciel całej Polski. Lata
zaniedbań i nadużyć, powstałe po upaństwowieniu środków produkcji a interesami
pracowników, eksplodowały po powstaniu „Solidarności”. Każda próba naprawy tego
stanu, stawała się sprawą polityczną i nie wykonalną. Komuniści dobrze o tym
wiedzieli, mieli nawet swoje związki zawodowe zrzeszone w jednej centrali CRZZ, w
której przewodniczący automatycznie stawał się członkiem KC, tylko po to, by
wprowadzać w życie zapadające decyzje w Biurze Politycznym KC. Na szczeblu
zakładów, kończyło się to na przydziale wczasów i dostarczaniu ziemniaków i cebuli
członkom związku po atrakcyjnej cenie. Dlatego też, nie opłacało się nienależenie do
związku. Składki członkowskie przekazywane były do centrali, między innymi z tych
funduszy budowano domy wczasowe. Wykupienie prywatnych wczasów w tamtym
okresie było niemożliwe. Innym nie mniej wyrafinowanym sposobem zniewolenia,
były tzw. Kasy Zapomogowo – Pożyczkowe, będąc członkiem – tu członkostwo nie
było obowiązkowe, ale będąc członkiem otrzymywało się nie oprocentowaną
pożyczkę. Pracodawca komunistyczny zgodnie z wypisanymi hasłami na swoich
sztandarach – precz z wyzyskiem i mając podporządkowane swoje związki zawodowe
płacił pracownikom, w przeliczeniu na tamtą walutę, między 20 a 30 dolarów
miesięcznie. Dlatego też KZP cieszyły się ogromną popularnością wśród załóg.
Wyjeżdżając na przydzielone wczasy, otrzymywało się nie oprocentowaną pożyczkę,
którą spłacało się przez cały następny rok. W ten oto sposób, komuniści
podporządkowali sobie nie tylko swoich członków, ale i bezpartyjnych pracowników
zrzeszonych w związkach zawodowych, jak również tych którzy należeli do Kas
Zapomogowo – Pożyczkowych, którymi zawiadywały komunistyczne związki
zawodowe.

***

Te właśnie treści publikowane w „Wolnym Związkowcu”, tak podnieciły


prokuraturę, że postanowiono skończyć głównie z redaktorem naczelnym Jackiem
Cieślickim. Widać panowie prokuratorzy, prawdę historyczną uznali za działalność

128
antypaństwową i antyradziecką. Był to jednak jeszcze okres przygotowań do totalnej
rozprawy z „Solidarnością”, wobec tego próbowano zastraszaniem zmusić Jacka do
ograniczenia swojego talentu pisarskiego. Widząc, że to nie przynosi pożądanych
efektów postanowiono zniszczyć poligrafię.
Ale oddaję głos Jackowi:
No i po co pan mnie tak męczy? Byłoby cicho i spokojnie, ludzie
pogrążyliby się w lekturze, żadnych ekscesów, a tak, to tylko poczta ma coraz więcej
roboty, o, o, o, niech pan patrzy:

Gdańsk:

TRZYMAJCIE SIĘ, JESTEŚMY Z WAMI !!!

Stocznia Północna, KZ NSZZ „S”

Łódź:
Prosimy przyjąć wyrazy pełnego naszego poparcia i uznania, dzięki
takim ludziom jak Wy, konsekwencji działania, istnieje wolne, niezależne polskie
słowo i myśl. Życzymy Redakcji wytrwałości i przezwyciężenia kłopotów.... szykany
jakie stosowane wobec Pana i „Wolnego Związkowca” traktujemy jako kolejny wyraz
lekceważenia dojrzałości politycznej Polaków, łamania praw człowieka i obywatela,
oraz przykład kampanii „antysolidarnościowej”...

I tak dalej, i tak dalej, dziesiątki teleksów z całej Polski. Jacek był
oszołomiony poparciem. Oto co pisze dalej:

A co się dopiero będzie działo, gdy ten francuski weterynarz udowodni,


że niedźwiedź, który dokona tego wyczynu z chomikiem, czuje tylko głęboką
satysfakcję...ekwilibrysty i spodziewa się wyłącznie gratulacji? Czy w takim razie nie
żal panu biednego, skrzętnego chomika, którego tak pan pominął w swym oskarżeniu?
A co będzie, jak czytelnicy zajrzą do 24 nr „Wolnego Związkowca” i
zaczną się zastanawiać nad problemem adekwatnego nazewnictwa: jeśli pana Jerzego
Putramenta, po raz pierwszy od chwili powstania PRL, zabrakło po IX Zjeździe w KC,
to jak ten postępek należy nazwać – wygłosowanie?
Śmieszne, prawda? Ale czemu pan się tak krzywo uśmiecha, pan
prokuratorze? O, o, widzę, że coś panu wypadło, chyba z rękawa: uzasadnienie...
Nowe jakieś?

Wyrazy poparcia z całej Polski jakie napłynęły, dowodziły dwu rzeczy:


Pierwsza: to, to, że treści i tematy, które prezentował „Wolny
Związkowiec” były interesujące i potrzebne.
Po drugie: nikt nie dopatrzył się w tych tekstach przestępstwa, poza
prokuraturą.

129
Prokuratura w tamtym czasie była na usługach i do dyspozycji PZPR. W
okresie przygotowywania programu rozprawy z „Solidarnością”, prokuratura nasiliła
działania, likwidując lub ograniczając wydawanie pism i innego rodzaju wydawnictw.

***

3. Okres konspiracji.

Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku naznaczone były walką z systemem


komunistycznym do 13 grudnia 1981 roku. A następnie już z reżimem Jaruzelskiego
przez zdelegalizowaną Solidarność oraz wiele innych grup opozycyjnych. Początkowy
okres lat osiemdziesiątych, po zwolnieniu z obozów internowania działaczy
Solidarności charakteryzował się brutalnością ówczesnej władzy. Przy pomocy
wojska, milicji oraz bezpieki, postanowiono siłą zaprowadzić porządek
komunistyczny. Odpowiedzią na taki stan rzeczy były protesty załóg zakładów pracy,
nieliczne ale były. Słowo „Solidarność” zostało usunięte ze słownika polskiego. W
zakładach pracy dyrektorzy i kadra kierownicza podlegała komisarzom wojskowym,
byli to głównie oficerowie, a przy wojewodach generałowie. Wojskowi wydawali
polecenia kadrze kierowniczej na zasadzie rozkazów z klauzulą natychmiastowej
wykonalności, niepokornych a było ich niewielu, zastraszano zwolnieniami z pracy,
lub przymusowym wcielaniem do wojska. Jedyną grupą, której nie dało się
spauperyzować była klasa robotnicza, która w pracy podlegała zmuszonemu do
współpracy przez reżim, kierownictwu a poza pracą byli na tyle wolni na ile pozwalała
im świadomość tego co się wydarzyło w kraju. Jedyną enklawą wolności, gdzie można
było się spotkać i spokojnie porozmawiać był kościół. Odprawiane msze za ojczyznę
grupowały ogromne rzesze ludzi którzy pragnęli wolności, a kościół tą wolność
gwarantował, sama postawa młodych księży była wyznacznikiem i zachętą dla
ostrożnych, po której stronie powinni się opowiedzieć. W Dąbrowie Górniczej takim
miejscem był kościół pod wezwaniem św. Antoniego inaczej Gołonowska Górka. W
każdą ostatnią sobotę miesiąca odbywały się msze za ojczyznę a jednocześnie można
było spotkać się z kolegami, co do których miało się pewność, że nie są kapusiami bo i
tacy również byli. Stałymi bywalcami na mszach przede wszystkim, była bezpieka nie
miejscowa, tych się znało, ale przyjezdna, wykonująca polecenia przełożonych i
wojskowych sługusów reżimu. Na takich spotkaniach w zamkniętym gronie
wymieniało się informacje o wszystkich zdarzeniach minionego miesiąca
Prewencyjne aresztowania nawet kilku dniowe aktywistów tych spotkań były zwykłą
codziennością. Podstawą aresztowania była nawet znaleziona ulotka, którą
prowokacyjnie wcześniej wręczał agent. Aresztowani zawsze na ogół byli wykluczani
z grupy ścisłego grona dla bezpieczeństwa pozostałych jak również ze względu na to,
że mogli dać się złamać. Na takich spotkaniach omawiano strategię dalszych działań,
niekiedy przekazywane były specjalne dokumenty, ale tylko głęboko zaufanemu.
Między innymi na jednym z takich spotkań Włodek Kapczyński poprosił mnie o
spotkanie następnego dnia. O oznaczonej godzinie w oznaczonym miejscu spotkałem
się z nim. Na tym spotkaniu przekazał mi pismo, z uwagą bym się z nim zapoznał

130
dopiero w domu i poprosił mnie o kolejne spotkanie następnego dnia w tym samym
miejscu i o tej samej porze.
Było to pismo, zapraszające na spotkanie dla przedstawiciela KWK
Wujek, podpisane przez Zbigniewa Janasa. Pismo to otrzymałem we wrześniu 1983
roku. Na kolejnym spotkaniu Włodek przekazał mi już więcej informacji i poprosił
bym kogoś wysłał na to spotkanie. Na moją uwagę, że jest to zaproszenie dla KWK
Wujek, Włodek odpowiedział, że nikt z „Wujka” na razie nie pojedzie, może później a
dostarczyciel pisma zapraszającego zostanie zaakceptowany i przyjęty. Podał mi
również pseudonim potencjalnego przedstawiciela KWK Wujek „Oskar”. Postawa
pozostających na wolności działaczy NSZZ Solidarność KWK Wujek była dla mnie
zrozumiałą i nie budziła wątpliwości, żywo miałem w pamięci pacyfikację kopalni 16
grudnia 1981 roku przez ZOMO, oraz zamordowanych i rannych górników . Do
zaproszenia dołączona była połowa przedartego banknotu 20 złotowego.
Zaproszenie spisane było na bibułce, na maszynie do pisania i stanowiło
instrukcję jak należy się zachować podczas wyjazdu do Warszawy i na samym
punkcie kontaktowym.
Spotkanie wyznaczono na 12 listopada 1983 roku .
Miałem więc do wykonania bardzo poważne zadanie, wysłać człowieka
pewnego i mądrego, na własną odpowiedzialność. Były to czasy, że za posiadanie
zwykłej ulotki można było zarobić wyrok kilku miesięcy więzienia, i nigdy do końca z
całą pewnością nie można było być pewnym za kogoś.
Znalazłem się w dylemacie, informacja przekazana przez Włodka
mówiła, że ja nie mogę jechać na to spotkanie ze względów „bhp” (istniała możliwość
aresztowania) z kolei tematy nad którymi miano pracować były na tyle poważne, że
na spotkanie powinienem wysłać człowieka o odpowiednich predyspozycjach. Ci
którzy odpowiadali w moim zamyśle postawionym warunkom niestety odmówili
współpracy inni się nie nadawali, więc na spotkanie pojechałem osobiście.
12 listopada 1983, a była to wolna sobota do Warszawy wyjechałem
pociągiem ekspresowym z Sosnowca około godz. 645 bodajże. Na dworzec Centralny
w Warszawie przyjechałem przed 10 i zgodnie z instrukcją pojechałem taksówką na
punkt kontaktowy, który mieścił się przy ulicy Brazylijskiej 11 mieszkania 31. Pod
wskazanym adresem mieszkanie otworzyła mi starsza korpulentna pani, wymieniliśmy
hasło i odzew wszystko się zgadzało, przekazałem połowę banknotu i zgodnie z
instrukcją czekałem na łącznika. W trakcie oczekiwania wywiązała się rozmowa na
temat obecnej sytuacji politycznej, wymieniliśmy informacje między Śląskiem i
Warszawą. Zostałem poczęstowany śniadaniem, w trakcie którego prowadziliśmy
ożywioną rozmowę na wiele tematów. Pani ta nie była zwolenniczką systemu
komunistycznego, urodzona przed wojną we Lwowie. Miłą rozmowę przerwał
dzwonek około 15. Łącznik sprawdził drugą połowę banknotu, pasowały idealnie,
pożegnałem się z sympatyczną panią i wyszliśmy z mieszkania. Przeszliśmy spory
kawałek różnymi uliczkami by wsiąść do zaparkowanego samochodu w którym był
kierowca. Zostałem wywieziony w nieznanym kierunku. Po przyjeździe na miejsce a
była to ładna willa weszliśmy do niej. W środku było już kilka osób głównie
mężczyzn usiedliśmy do stołu do obiadu. Po obiedzie rozpoczęły się rozmowy,
brodatym nie znanym mi mężczyzną okazał się Zbigniew Janas , był jeszcze jeden
brodacz to on mnie przywiózł przedstawił się jako Antoni. Spotkanie otworzył

131
Zbigniew Janas. W krótkich słowach poinformował nas, że powołujemy w ten sposób
Sieć Wiodących Zakładów Pracy pod nazwą „Sieć” a my uczestnicy spotkania stajemy
się jej członkami. Przed stanem wojennym istniała taka struktura nie zarejestrowana.
Stanowili ją członkowie Solidarności, którzy zajmowali się miedzy innymi
samorządami na szczeblu zakładów pracy jak również samorządami terytorialnymi.
Stan wojenny przerwał ich cenne osiągnięcia a sami jej działacze zostali internowani.
Między innymi Franciszek był jej członkiem o czym dowiedziałem się dopiero
później. Na początek wszyscy ustaliliśmy i podaliśmy swoje pseudonimy, w spotkaniu
uczestniczyli:

Zbigniew Janas nazwisko prawdziwe – Warszawa ukrywający się


działacz NSZZ Solidarność przewodniczący ZM URSUS

Huta im. Lenina – ps. Franciszek , Kraków , nazwisko prawdziwe


Marian K, późniejszy Vice Minister Gospodarki i Przemysłu w rządzie Tadeusza
Mazowieckiego

Huta Katowice – ps. Andrzej , najpierw samo imię później w artykułach


prasy podziemnej dodałem , Katowicki nazwisko prawdziwe Władysław Bożek -
Dąbrowa Górnicza

KWK Wujek – ps. Oskar , nigdy nie uczestniczył w obradach Sieci

WSK Świdnik – ps. Marek , Lublin nazwisko prawdziwe Bogdan


Karwowski , 1987 wyjechał na stałe do USA

Warszawa – ps. Antoni , nazwisko prawdziwe Mariusz M , fizyk , w


1986 roku obronił tytuł doktora na U.W

Fadroma Wrocław – ps. Józef , prawdziwego nazwiska nie znam

Następnie złożyliśmy przysięgę na wierność ideałom Solidarności,


obowiązywał nas zakaz tworzenia jakichkolwiek struktur podziemnych i stałego
uczestnictwa w Komisjach Zakładowych NSZZ Solidarność. Przewodniczącym Sieci
został Zbigniew Janas mający stały kontakt z TKK, sekretarzem a zarazem stałym
łącznikiem z nami Antoni. Podczas całonocnego spotkania omówione zostały
wszystkie tematy podane w zaproszeniu. Spotkanie zakończyło się nad ranem. Wśród
wielu tematów, na plan pierwszy wysunięto potrzebę liczenia minimum socjalnego
postulatu niezrealizowanego przez zdelegalizowaną po 13 grudnia 1981 NSZZ
Solidarność. Końcowym akcentem spotkania była odezwa przeciw podwyżkom cen. A
oto treść odezwy:

A oto pierwszy komunikat ze spotkania

132
Przeciw Podwyżkom Cen Żywności
1. Jaka jest sytacja?
Kryzys trwa od 1976 r, a od wprowadzenia stanu wojennego
zmienił się w katastrofę. Coraz większa część społeczeństwa pogrąża się w
nędzy.
2. Ile już straciłeś?
W roku 1980 średnia płaca wynosiła 6 040 zł, co dziś dla
zrekompensowania podwyżek cen powinno dawać około 21000 zł. Średnia
płaca dziś wynosi 14 200 zł..
Już zabrano Ci 7 000 zł.
3. Ile stracisz na podwyżce cen żywności?
Zabierze Ci ona dalsze 2 – 3 tysiące. Władza ma nadzieję, że
dzięki inflacji nie zauważysz tego.
4. Dlaczego tak się dzieje?
Jest to efekt marnotrawstwa, głupoty ekonomicznej, agresywnej
polityki zbrojeń, rozbudowy SB i ZOMO.
5. Co robić?
Bronić się. Bierz udział w akcjach protestacyjnych
„Solidarności”. Wykaż się inicjatywą. Solidarnym działaniem zmusimy władze
do ustępstw.
6. Czego żądamy?
Zaniechania podwyżek cen żywności
Prawdziwej reformy gospodarczej
Wolnych Związków Zawodowych.
Nie pozwól doprowadzić siebie i swojej rodziny do całkowitej nędzy.

Sieć Wiodących Zakładów NSZZ „Solidarność”

Na następne spotkanie postanowiono dostarczyć adresy punktów


kontaktowych każdego z członków Sieci, z zaleceniem aby mogły być jak najbliżej
dworca PKP . Miejscowością w której odbyło się to spotkanie było Piaseczno pod
Warszawą .
W taki to sposób powstała podziemna struktura Sieci a wszyscy
wymienieni uczestnicy spotkania zostali jej członkami. Na spotkaniu było więcej osób,
ale oni stanowili obsługę spotkania. Punkty kontaktowe na które przybyliśmy jak
zostaliśmy poinformowani stały się naszymi stałymi punktami z których każdorazowo
byliśmy odbierani przez Antoniego lub wyznaczonego łącznika.
Poza wymienionymi zadaniami, członkowie Sieci WZP mieli zastąpić
TKK na wypadek aresztowania jej członków. Po zakończeniu spotkania zostałem
zawieziony milicyjnym radiowozem przez mundurowych funkcjonariuszy na dworzec
Wschodni w Warszawie. Mundurowymi funkcjonariuszami MO jak i sam radiowóz
byli ludzie z konspiracji. Na dworcu zostałem poinformowany przez konspiracyjnych
kolegów, żeby unikać Dworca Centralnego gdyż tam jest mnóstwo tajnych
funkcjonariuszy MO i SB. Była to cenna informacja dla mnie, gdyż za każdym razem
miałem ze sobą dużo materiałów konspiracyjnych.

133
Następne spotkanie Sieci odbyło się w dniach 8 i 9 grudnia 1983 roku.
Spotkanie odbyło się w tej samej willi w Piasecznie pod Warszawą, program
dwudniowych obrad był bardzo obszerny. Na początku zapoznaliśmy się listem od
kolegów z TKK, w liście tym podziękowano nam za powołanie Sieci, która stała się
tym samym drugim filarem podziemnych struktur na szczeblu krajowym. Podaliśmy
punkty kontaktowe w terenie. Ze względu na obszerność materiału jaki pozostał do
opracowania kolejne spotkanie zostało wyznaczone drogą kurierską na 18 lutego 1984.
Spotkanie, jak zwykle, odbyło się w Piasecznie ale już w innym
prywatnym domu. W budynku byli właściciele udostępniając nam jeden pokuj w
którym odbywały się obrady. Omówiono sytuację polityczną i gospodarczą w kraju
skupiając się na narastającej fali podwyżek cen praktycznie na wszystko. Sankcje
ekonomiczne, nałożone na rząd Jaruzelskiego zaczynały poważnie dawać się we znaki,
tak gospodarce, jak i przede wszystkim ludności. Ceny dramatycznie rosły a towarów
było coraz mniej. Słynne powiedzenie Urbana rzecznika rządu „rząd się sam wyżywi”
zaczynało nabierać realnych kształtów. Postanowiliśmy wystosować apel, do rządów
krajów demokratycznych, wspierających ruchy wolnościowe w Polsce o złagodzenie
sankcji, szczególnie chodziło nam o pasze dla drobiu. Kurczaki, choć z trudem się je
kupowało, były praktycznie jedynym osiągalnym produktem mięsnym. Na spotkaniu
omówiono metodologię liczenia minimum socjalnego i tzw. wskaźnika kosztów
wegetacji.
Uzgodniono i zaakceptowano kodowanie, dat, ulic, i numerów domów
dla przychodzącej i wychodzącej poczty kurierskiej tak, aby wyeliminować możliwość
dekonspiracji planowanych spotkań. Każdy z członków Sieci poinformował o
powołaniu grupy ekspertów na swoim terenie. Moi eksperci zajmowali się ekonomią
w szerokim tego słowa znaczeniu z prof. Wątorskim na czele a jego mieszkanie
stanowiło skrzynkę kontaktową dla poczty kurierskiej. Mieściło się w bardzo
dogodnym miejscu (bezpośrednie sąsiedztwo dworca głównego w Katowicach)
dodatkowym atutem był fakt prowadzenia praktyki lekarskiej, chorób narządów
kobiecych, przez żonę pana profesora, wchodziło i wychodziło stamtąd wiele osób.
Jak zwykle zostałem odwieziony na dworzec Wschodni w Warszawie,
rano, skąd udałem się w drogę powrotną w kierunku Katowic, był to pociąg
ekspresowy z miejscówkami. Podróży tej nie zapomnę nigdy. Wsiadłem do pustego
przedziału przy oknie twarzą do kierunku jazdy, taką wykupiłem miejscówkę, pociąg
ruszył. Następnym przystankiem był dworzec Centralny. Po nocnych obradach,
schowany za powieszonym kożuchem planowałem uciąć sobie drzemkę. Podczas
postoju na dworcu Centralnym usłyszałem rozsuwające się drzwi do mojego
przedziału i wchodzących pasażerów. Pociąg ruszył ja wciąż za kożuchem myślałem o
drzemce. Usłyszałem głosy mężczyzn którzy się rozbierali, była bowiem zima i to
dosyć ostra.
Z urywanych rozmów zaniepokoiły mnie słowa towarzyszu kapitanie,
sierżancie. Głos pewnego siebie mężczyzny oznajmiał dawać te butelki, przepitkę
kupiliście?. Zaczynam myśleć kogo mam za współpasażerów może wojsko?, ale w
wojsku na ogół nie używało się takich zawołań, tak czy owak nad głową miałem
teczkę a w niej materiały z narady oraz szereg innych dokumentów uznawanych za
nielegalne. Dodać należy, że w tamtym czasie wojsko , milicja i inne służby cywilne
miały prawo do przeszukań rzeczy osobistych.

134
Jak się zachować?, by nie narazić się na dekonspirację.
A poza tym słyszę głosy uciszcie się facet śpi a wy hałasujecie inny głos
mówi, ledwie pociąg ruszył a ten już śpi. Słyszę, że parę kieliszków już wypito.
- Jak się zachować?
- Wychylam się więc zza kożucha i co widzę?
Na stoliczku przy oknie stoi kilka butelek wódki jakaś woda i kilka
kieliszków.
Przedział jest zapełniony samymi mężczyznami, cywilami, jedni w
koszulach inni w marynarkach, pod pachami broń krótka. W przedziale było osiem
miejsc łącznie z moim, wszyscy są zajęci rozmową na pełnym luzie, popijając od
czasu do czasu.
-Dzień dobry, mówię - kilku mi odpowiedziało.
Naprzeciw mnie siedzi mężczyzna mocnej postury kapitan jak się
później okazało. Mężczyzna z naprzeciwka mówi przepraszamy pana za hałasy, niech
pan się przyłączy do nas.
Zmęczony i senny odpowiadam, że chętnie ale niestety nie mam wódki.
Nie szkodzi pada odpowiedź poczęstujemy pana.
- Dokąd pan jedzie pada pytanie
- Do Katowic odpowiadam.
Szkoda, powiada sąsiad z naprzeciwka bo my jedziemy do Bielska,
miałby pan możliwość do rewanżu. Wychyliłem kieliszek zaproponowano zaraz na
drugą nogę, odpowiedziałem, że może później. Ja wypiłem jeszcze jeden kieliszek,
panowie natomiast pili jeden po drugim. W miarę upływu czasu towarzystwo było już
sporo podchmielone. Z informacji które skrzętna kodowałem wynikało, że jest to
grupa do specjalnych zadań, która jedzie do Bielska na lotnisko ponieważ tam dzieją
się rzeczy niezwykłe: strajk i jeszcze coś, czego nie precyzowali a oni mają
zaprowadzić tam porządek. Właściwie to, po około godzinie wiedziałem o nich prawie
wszystko, ile mają dzieci jak się nazywają. Nurtowała mnie tylko jedna myśl nie
dopuścić do pytania, co tam mam w teczce, stąd taż cały czas prowadziłem rozmowy
zupełnie na tematy nie mające związku z polityką czy obecną sytuacją w kraju.
Zbliżaliśmy się do Zawiercia odetchnąłem z ulgą, do tej chwili nikt nie zapytał mnie
jak się nazywam, co porabiam, gdzie pracuję, czułem że to pytanie może paść.
Jeszcze parę minut i będę w Sosnowcu celu mojej podróży. Mijając Będzin zacząłem
się ubierać na uwagę kapitana, że Katowice jeszcze daleko odpowiedziałem, że musze
odetchnąć świeżym powietrzem i wyprostować kości. Zabrałem teczkę i wyszedłem z
przedziału, pociąg dojeżdżał już do Sosnowca, wysiadając z pociągu odetchnąłem z
ulgą, kątem oka widziałem moich współpasażerów wydawało mi się, że byli zdziwieni
moją wcześniejszą wysiadką, byłem potwornie zmęczony.
Każdy kolejny wyjazd ustalany był z dwutygodniowym wyprzedzeniem
i potwierdzany. Brak potwierdzenia, również był sygnałem, że wszystko jest w
porządku. Marcowe spotkanie 1984 roku, również miało swoją dramaturgię. Jak
zwykle w podróż wyjechałem z Sosnowca. Już na peronie zauważyłem mężczyznę,
który mi się wnikliwie przyglądał i starał się być blisko mnie. Dla upewnienia się, że
to ja jestem w jego zainteresowaniu zacząłem spacerować tam i z powrotem i
obserwowałem go. Był w płaszczu i futrzanej czapce, wieku około czterdziestu lat.
- Zaniepokoiło to mnie, ale pomyślałem – jeszcze cię sprawdzę.

135
Nadjechał pociąg, wsiadłem do swojego wagonu – on do innego.
W trakcie podróży właściwie zapomniałem o nim. Wysiadając na
Centralnym w Warszawie wraz z pasażerami udałem się do wyjścia. Obserwując
dokładnie teren zauważyłem owego mężczyznę. Przeciskał się w moim kierunku.
Sprawa zaczynała być poważną. Kierowałem się do wyjścia na Aleje Jerozolimskie.
Na przystanku pod Mariotem miała czekać na mnie łączniczka, Krystyna, bardzo
sympatyczna dziewczyna. Z nią to jechaliśmy podmiejską koleją do Piaseczna.
Muszę sprawdzić – pomyślałem, czy to jest mój ogon. Zamiast na
przystanek udałem się w przeciwnym kierunku, facet idzie za mną. Idąc tak w stronę
Marszałkowskiej, przechodni było coraz mniej, ale on idzie wyraźnie za mną.
Zatrzymałem się przed witryną sklepową, minął mnie. Ale po kilu korach się
zatrzymał, rozglądając się dookoła.
- Mam ogon upewniłem się już na dobre.
Nie mogę tak długo stać – pomyślałem, idę dalej, facet stoi.
- Minąłem go – on idzie za mną.
Przed rogiem alei Jerozolimskich i Marszałkowskiej był jakiś bar,
wstąpiłem tam. Była to pospolita speluna, niewielka kilka stolików. Przy dwóch
siedziało kilku facetów, na stole jakieś butelki po piwie, paląc papierosy prowadzili
jakąś rozmowę.
Zamówiłem herbatę, usiadłem i czekam. Barmanka podała mi herbatę.
Znajomy mi nieznajomy wchodzi do knajpy, siada kilka stolików ode mnie i patrzy na
mnie.
- Wiem - już z całą pewnością, że jest to agent.
W mojej „dyplomatce”, mam dokumenty na spotkanie – coś z tym
muszę zrobić. Dopijam herbatę, faceci z sąsiedniego stolika do mnie – może
postawiłbyś koleś piwo. Cholera pomyślałem, jak zacznie się awantura to agent będzie
miał podstawę do wylegitymowania mnie - to pół biedy, ale i do przeszukania, a to
byłoby bardzo źle.
Pytam barmankę o toaletę - wskazała mi, więc tam się udałem. Była
tylko jedna kabina, wolna, odetchnąłem z ulgą. Zamknąłem za sobą drzwi i szybko
zniszczyłem dokumenty, które były napisane na bibułce. Spuściłem wodę, ulga
przeogromna. I wówczas uświadomiłem sobie, jaką wielką zaletą było pisanie
wszystkiego w tamtym okresie na bibułce. Wyszedłem z baru. Agent za mną.
Poszedłem na dworzec. On za mną. W kasie wykupiłem bilet, pociąg miałem około
12. Cały czas byłem obserwowany i tylko tyle. Nikt do mnie nie podchodził.
Wsiadłem do pociągu, agent również. Przyjechałem do Sosnowca, on w innym
wagonie. Na peronie w Sosnowcu popatrzył na mnie znacząco, nie podchodził,
wróciłem do domu. Długo zastanawiałem się, co to miało oznaczać. Odpowiedź
otrzymałem dopiero po kilku latach
- Więcej nietypowych sytuacji już nie miałem.
Kolejne spotkania odbywały się w każdym miesiącu w wolną sobotę. Na
spotkaniach które w dalszym ciągu odbywały się w Piasecznie za każdym razem w
innym domu omawiane były sposoby liczenia minimum socjalnego. Postanowiono, że
pierwszy komunikat na ten temat ukaże się w czerwcu. Czasu było mało a pracy
bardzo dużo. Komunikaty będą się ukazywać na początku każdego kwartału.
Opracowano instrukcję prowadzenia obserwacji i notowania cen. Każdy z członków

136
Sieci miał dostarczyć 20 notowań cen w różnych rejonach regionu. Należało więc
znaleźć odpowiednie osoby przeszkolić i zaopatrzyć w materiały. Chętnych było
naprawdę niewielu, z uwagi na możliwość trafienia na tajnego funkcjonariusza SB a
poza tym była to uciążliwa praca. W takich to warunkach każdy z nas musiał znaleźć
około 20 chętnych do prowadzenia obserwacji cen.

Oto kilka komunikatów z posiedzeń Sieci

Instrukcja prowadzenia obserwacji zmian cen.

Poniżej dołączamy wykaz dóbr i usług , których ceny ma Pan(i)


obserwować, stanowią one część szerszego zestawu. Każda z pozycji zestawu jest
reprezentantem całego szeregu podobnych towarów lub usług. Przypuszczamy , że
ceny całej takiej grupy zmieniają się analogicznie jak cena reprezentanta.

Co notować?
Należy jednorazowo zanotować ceny towarów dostępnych w momencie
notowania .

Gdzie notować?
W stałych punktach 1 lub lepiej kilku , za każdym razem w tych samych
sklepach . Powinny być to sklepy państwowe lub spółdzielcze (w tamtym czasie były
również prywatne sklepy niewiele ale były, ceny jednak w tych sklepach były bardzo
wysokie, nawet kilkakrotnie od sklepów powszechnych. Ceny w tych sklepach nie
mogły być notowane ponieważ zawyżały minimum socjalne). Jedynie ceny towarów
żywnościowych i usług mogą być notowane na bazarach i sklepach prywatnych.

Co robić gdy w sklepie jest kilka gatunków danego reprezentanta (np. są


różne torty)?
Należy wybrać najtańszy ale nie przeceniony.

Co robić gdy nie ma reprezentanta w stałym punkcie notowań?


Pytać w trzech innych punktach pamiętając o ich wyborze zgodnie z
zastrzeżeniami co do zasad wyboru.

Co robić gdy nie ma go w żadnym z 4 punktów?


Notować „brak”. Oczywiście jeżeli brak dotyczy sezonowych owoców,
poza sezonem nie należy ich szukać w 4 sklepach.
Kiedy notować?
W ciągu pierwszej połowy ostatniego miesiąca kwartału , 1-15 03; 1-15
06; 1-15 09; 1-15 12
Co oznacza litera „R” w opisie towaru?
Oznacza, że towar jest trudno dostępny lub reglamentowany. Jesteśmy
zainteresowani zarówno jego ceną w sklepie jak i na wolnym rynku, a więc prosimy o
podanie w takim przypadku dwóch cen. Trudno dostępny uważamy taki towar, który
mino iż jest obecny w sprzedaży, był praktycznie nie do nabycia ze względu na

137
długość kolejki (lista kolejkowa). Przez cenę wolno rynkową rozumiemy np. cenę
mięsa u rolników, lub np. lodówka ogłaszającego się w prasie.

Koszty utrzymania : definicje i zasady pomiaru.


Podstawowym pojęciem jest tu tzw. „indeks kosztów utrzymania”.
Określa on ile razy więcej pieniędzy trzeba wydać obecnie na zakup towarów i usług
niezbędnych do utrzymania niż w okresie przyjętym za bazowy. Ponieważ ceny
różnych towarów nie rosną jednakowo więc indeks wzrostu kosztów utrzymania
zależy od tego, których towarów nabywa się więcej a których mniej. Praktycznie
określa to „koszyk” czyli nabywane towary i usługi dzieli się na szereg kategorii, np.
„mięso surowe”, „jabłka”, czy „ bielizna osobista”. Koszyk taki nigdy nie obejmuje
wszystkich wydatków, ale zazwyczaj ich zdecydowaną większość. Gdy ustalone są ich
udziały w całokształcie wydatków czyli tzw. „wagi” . Najczęściej „wagi” określa się
na podstawie badania budżetów rodzinnych, ale mogą być też inne rodzaje wag, np.
oparte na informacjach o strukturze sprzedaży detalicznej. Wagą elementu koszyka
jest zazwyczaj średnia suma pieniędzy wydana na tą grupę towarów w roku bazowym,
w przeliczeniu na jedną osobę .

Przykład :
GUS oblicza takie wskaźniki dla grup ludności wyróżnionych ze
względu na sytuację zawodową : pracownicy, chłopo - robotnicy, chłopi, emeryci,
wielkość dochodu na głowę struktura rodziny a nawet miejsce zamieszkania. Dla
każdej takiej grupy, na podstawie badań budżetów rodzinnych, obliczane są nieco inne
wagi udziałowe. Indeksy cen obliczane są na podstawie badania metodą „cen
reprezentantów”. Polega ona na wybraniu w grupie wydatków jednego konkretnego
towaru i rejestrowaniu zmian jego cen oraz przyjęciu, że średnio wszystkie ceny w
danej grupie rosną tak samo.
Właśnie indeksy cen wzbudzają największą nieufność. Po pierwsze
indeksy te, są jednakowe dla wszystkich grup ludności, podczas gdy ludzie biedni
kupują zazwyczaj tańsze a ludzie bogatsi droższe gatunki danego towaru. Wzrost cen
gatunków droższych może być inny niż tańszych. Innym problemem, jest wpływ
braku równowagi rynkowej. Często w jej wyniku towary nabywane są po wyższych,
np. bazarowych cenach. Inflacja w naszym kraju przyjmuje często postać,
wprowadzania na rynek towarów o podobnych parametrach, ale innej nazwie i
wyższej cenie.

Komunikat ze spotkania przedstawicieli Sieci WZP z dnia


05.01.1985 r .

1. Rezygnacja Zbigniewa Janasa.

138
W związku z wynikającą z powodów osobistych rezygnacją z prac w
strukturze Sieci dziękujemy mu za dotychczasowy wkład w działalność Sieci.

2. Kwestia Samorządu Załogi.


W bieżącym roku powinny być przeprowadzone w zakładach pracy
wybory do organów Samorządu Załogi. Sieć WZP uznaje za wskazane by w
najbliższych wyborach załogi przedsiębiorstw, a już szczególnie, tych których zdanie
decyduje o opinii w najistotniejszych kwestiach społecznych, podeszły do tej sprawy z
całą powagą i odpowiedzialnością. Uznajemy za konieczne, by wybrani zostali ludzie
najlepsi z wiedzą i autorytetem cieszący się powszechnym zaufaniem. Istniejące
ograniczenia ustawowe w działaniu samorządów, nagminna praktyka sprowadzania
Rad Pracowniczych do roli osławionych KSR wynikają z faktu słabych Rad,
niezdolnych do walki o swoje prawa. Stwierdzamy, że istnieją aktualnie warunki
polityczne by przez czynne, autentyczne włączenie się pracowników zahamować
upadek gospodarki, dewastację majątku narodowego, środowiska i zdrowia ludzi.
Wrzucane nam, po kolei podwyżki cen i bałagan w gospodarce udowadniają,
bezpośrednio brak koncepcji wyjścia z sytuacji kryzysowej w jaką zostaliśmy
wpędzeni dzięki 40 latom autorytarnych rządów PZPR.

3. Podwyżka cen żywności i energii.


Rok temu władze przeprowadziły podwyżkę cen żywności, która według
ich zapewnień miała wystarczyć na długo, a obecnie po kolejnych udanych zbiorach w
rolnictwie, zapowiadają następną. Cel tej podwyżki jest jasny. Ma ona, wraz z
następującą po niej, falą cichych podwyżek, obniżyć konsumpcję i stopę życiową
społeczeństwa a zwłaszcza jego uboższej części. Od czerwca ubiegłego roku, Sieć
prowadzi własne badania kosztów utrzymania i w oparciu o nie oblicza „Minimalny
Koszt Wegetacji”, obejmujący niezbędna wydatki na żywność, odzież, utrzymanie,
ogrzewanie i oświetlenie mieszkania, leki i leczenie oraz dojazdy do pracy lub szkoły.
W listopadzie 84 wyniósł on 6 tysięcy na osobę. Mimo iż podane w prasie informacje
są niepełne i niekonkretne, to jednak na ich podstawie obliczyliśmy, że zapowiedziana
podwyżka spowoduje wzrost „Minimalnego Kosztu Wegetacji” przy pierwszym
wariancie o 10%, a przy trzecim o 13,5%, czyli odpowiednio o 600 zł, lub 800 zł.
Takich też rekompensat, należy się domagać dla każdego członka rodziny a nie tylko
dla zatrudnionego. Po tej podwyżce próg absolutnego ubóstwa podniesie się do blisko
7 000 zł na osobę, należy więc zażądać aby przesunięta została w górę granica
wypłacania zasiłków rodzinnych. Jednocześnie stwierdzamy, że właściwe władze
Związku zaproponują odpowiednie formy nacisku na władzę, pozwalające na
realizację powyższych celów. Jednocześnie stwierdzamy, że tylko przywrócenie
możliwości działania autentycznym związkom zawodowym, umożliwi negocjacje na
tematy ekonomiczne i usunie groźbę niekontrolowanego wybuchu gniewu ludzi pracy.
Nie zastąpią tego sterowane dyskusje w oficjalnej prasie radiu i telewizji czy też
zależne od PZPR tzw. związki zawodowe.

Kolejne spotkanie odbyło się 12.02.1985.


Przedmiotem spotkania było:

139
1. Proces przeciwko J. Piniorowi.
Sieć wyraża oburzenie wyrokiem sądu w tej sprawie. Tylko Komisja
Rewizyjna NSZZ „Solidarność”, może rozliczać z zagospodarowania naszych
funduszy. Szczególnie oburzające jest to, że stroną skarżącą była organizacja, która
bezprawnie zagarnęła nasze związkowe mienie. Mamy nadzieję, że Związek wystąpi
skutecznie w obronie J. Piniora.

2. Minimum socjalne.
W wyniku dyskusji, ustalono skład koszyka minimum socjalnego i
obliczono jego wartość wg cen zbadanych przez współpracowników Sieci w dniu 1-15
. 12. 1984. W rodzinie składającej się z 4 osób wyniosło ono 32 362 złotych i
obejmuje następujące grupy wydatków :

- Minimalny Koszt Wegetacji , czyli wydatki na żywność ,


mieszkanie , odzież , zdrowie, dojazdy do pracy i obowiązkowe opłaty szkolne – 4 x 6
000 = 24 000 zł .
- Kultura 463 zł
- Używki 1190 zł
- Słodycze 586 zł
- Wypoczynek 2013 zł
- Prezenty 430 zł
- Wyposażenie mieszkania 2008 zł
- Kosmetyki 172 Zł
- Książeczki mieszkaniowe dla dzieci 2x500 + 1000Zł
- Remonty i konserwacja 500 Zł

Pragniemy zwrócić uwagę, że nie obejmuje on alkoholu ani żadnych


artykułów luksusowych. Te 8 090 złotych na osobę stanowi (stanowiło na początku
grudnia) granicę absolutnej biedy. Rodzina z dwojgiem dzieci, w której obydwoje
rodziców pracuje uzyskując średnią płacę, znajduje się w pobliżu tej granicy. O tym,
że jest to granica nędzy niech świadczy fakt, że Minimalny Koszt Wegetacji, stanowi
aż 74% a więc prawie ¾ obliczonego przez nas Minimum Socjalnego.

Podajemy skład koszyka Minimum Socjalnego wraz z mnożnikami


określającymi wielkość zakupów w miesiącu dla przykładu :
- Mnożnik - 1/240 przy meblach oznacza , że przyjęliśmy , iż meble
kupujemy raz na 20 lat czyli 240 miesięcy
- Koszt Wegetacji - 4
- Opłata za R i TV – 1
- Bilet do kina – 1
- Książka – 1
- Tygodnik – 4
- Gazeta popołudniowa – 20
- Papierosy typu „Klubowe” – 30
- Kawa naturalna 100g – 1

140
- Czekolada twarda 100g – 2
- Tort 2 kg – 1/6
- Landrynki 1 kg – 1
- Opłata za dwutygodniowe wczasy rodzinne w kraju – 1/12
- Bilet kolejowy Warszawa – Gdańsk , 2 kl pośpieszny – ¾
- Wiązanka 5 goździków – 1
- Komplet mebli do 2 pokoi i kuchni 1/240
- Lodówka – 120 l – 1/240
- Telewizor czarno biały , krajowy 18 cali – 1/120
- Radio mono z falami ksd – 1/120
- Pralka wirnikowa – 1/120
- Maszyna do szycia – 1/240
- Żelazko z termostatem – 1/60
- Komplet talerzy na 6 osób – 1/60
- Garnek polewany – 1/12
- Firanki torlenowe szer. 300 cm 1 mb – 1/5
- Komplet bielizny pościelowej – 8/60
- Koc wełniany – 1/24
- Wpłata miesięczna na książeczkę mieszkaniową dla 2 dzieci – 2
- Malowanie mieszkania – 1/60
- Puder – ¼
- Szminka – 1/6
- Tusz kosmetyczny – 1
- Krem Nivea – 1
- Woda kolońska – 1/6

Komunikat ze spotkania w dniu 03.05.1985 roku .

1. Aresztowania .

Załogi Zakładów Sieci potępiają aresztowania i represje, jakimi władza


ludowa odpowiedziała na niezależne manifestacje obchodów 1-go i 3- go maja. Sieć
apeluje o pomoc dla represjonowanych i ich rodzin, a zwłaszcza tych, którzy nie są
pod bezpośrednią opieką dużych TKZ.

2. 50 – ta, rocznica śmierci Marszałka Piłsudskiego .

Zwracamy uwagę TKZ-ów na potrzebę zaakcentowania, mijającej 12


maja br. 50 – tej rocznicy śmierci Twórcy Odrodzonego Państwa Polskiego,
Marszałka Józefa Piłsudskiego. Jego wieloletnia determinacja w walce o wolność
Ojczyzny powinna być dla nas przykładem na dziś i jutro.

3. Koszty utrzymania .

141
W oparciu o opracowane badania ankietowe, oraz badanie cen na rynku,
obliczono Wskaźnik Kosztów Wegetacji dla rodzin o dochodach do 8 500 zł/osobę, w
marcu w porównaniu z IV kwartałem ubiegłego roku. Średni Koszt Wegetacji w IV
kwartale ubiegłego roku wyniósł 5 934 zł/osobę. Obliczony na tej podstawie Koszt
Wegetacji w marcu bieżącego roku powinien wynieść 8 229 zł/osobę. Ponieważ na
podstawie badań gospodarstw rodzinnych w marcu Koszt Wegetacji wyniósł 5 873
zł/osobę, oznacza to, że marcowa podwyżka cen spowodowała spadek spożycia
podstawowych dóbr o 13,7%. W badanej grupie rodzin już w IV kwartale ub. roku,
średnie dochody były nieco niższe od Kosztu Wegetacji. Różnicę pokrywano z
oszczędności lub pomocy rodziny i Kościoła, dlatego każda dalsza podwyżka cen bez
znaczących rekompensat będzie dokonywać się kosztem zmniejszonego spożycia
poszerzając obszary ubóstwa.

4. Samorząd .

Przyjęto do wykorzystania, projekt ankiety badającej stan


samorządowości w zakładach Sieci. Sieć apeluje do tych TKZ – tów, które otrzymają
ją do wypełnienia o rzetelne i szybkie jej wypełnienie. Wyniki ankiety zostaną
wykorzystane w szerszym opracowaniu Sieci na temat samorządów.

Komunikat ze spotkania w dniu 28 . 02 . 1986.

2. Wzrost kosztów utrzymania.

Poczynając od października 1984 roku, Sieć prowadzi systematyczne


badania kosztów utrzymania rodzin o dochodach nie większych niż połowa średniej
płacy krajowej na osobę. Na tej podstawie jest obliczany Koszt Wegetacji określony
jako średni wydatek poniesiony w badanych rodzinach na żywność, odzież,
mieszkanie, zdrowie, transport i niezbędne usługi w przeliczeniu na jedną osobę. I
tak :

- w IV kwartale 1984 – 6 000 zł/osobę


- w I kwartale 1985 – 6 200 zł/osobę
- w II kwartale 1985 – 7 600 zł/osobę
- w III kwartale 1985 – 7 300 zł/osobę
- w IV kwartale 1985 – 8 700 zł/osobę wyniki wstępne

Jednocześnie badano ceny wytypowanych, podstawowych artykułów


powszechnego użytku. Zarejestrowano ceny w grudniu 84, marcu 85, czerwcu 85,
wrześniu 85, grudniu 85. Wzrost cen w okresie grudzień 84 do grudnia 85 wyniósł
37%, w tym pomiędzy 15. 11. 1985 a 15. 12. 1985 aż o 7,3% i to już po uwzględnieniu
korekty na sezonowość. Zwracamy uwagę, że w tym ostatnim okresie nie było
oficjalnych podwyżek cen.

142
3. Samorząd załogi.

Przeanalizowano doświadczenia poszczególnych zakładów w akcji


wyborczej do nowej kadencji Rad Pracowniczych. Przygotowano do publikacji tekst
na ten temat.

Komunikat ze spotkania w dniu 28. 07. 1986 .

Na zebraniu podsumowano wstępne wyniki badań cen


przeprowadzonych w dniach 1-15 . 06. 1986. Stwierdzono, że w okresie od marca do
czerwca ceny podstawowych dóbr wzrosły średnio o 5% mimo iż katastrofa w
Czarnobylu wpłynęła na przejściową obniżkę cen świeżych warzyw. Ponieważ w
poprzednim kwartale ceny również wzrosły o 5%, to od początku roku ich wzrost
wyniósł już nieco ponad 10%. Władza ze względu na zjazd PZPR ograniczyła w tym
okresie wielkość podwyżek, to należy się spodziewać, że w drugim półroczu będą one
większe. Jednocześnie w wielu zakładach obserwuje się stagnację płac, brak jednak
jasnego rozeznania w tej sprawie w skali kraju, a władze mogą tu szczególnie łatwo
manipulować danymi. W tej sytuacji nasz Związek musi przeprowadzać własną ocenę
ich dynamiki. Sieć opracowała już metodę niezależnego badania płac, która niebawem
zacznie funkcjonować. Aby było to możliwe TKZ – ty powinny już teraz, uzyskać
informację na temat płac w swoich zakładach, tak by niebawem móc je przekazać
Sieci. W związku z tym apelujemy, do organizacji zakładowych aby jesienią a
zwłaszcza we wrześniu organizowały naciski załóg na kierownictwa zakładów mające
na celu uzyskanie podwyżek płac. Dla kompensaty już dokonanego i przewidywanego
na ten rok wzrostu cen uzasadnione jest domaganie się podwyżki o 25% w
porównaniu z końcem ubiegłego roku. Jednocześnie należy wysuwać postulat
indeksacji płac czyli automatycznego ich podwyższania wraz ze wzrostem cen.

Komunikat ze spotkania z dnia 16. 09. 1986.

1. Uwolnienie więźniów politycznych.

Wyrażając opinię załóg zakładów, Sieć wita z radością, po tej stronie


murów kolegów i przywódców. Jednocześnie wyraża opinię, że ten gest władzy usuwa
jedynie skutki, nie dotykając przyczyn, dla których zostali uwięzieni. Należy
podejrzewać, że podyktowany jest on jedynie katastrofalną sytuacją gospodarczą i
potrzebami propagandy. Nawet takie gesty nie zastąpią rzeczywistego dialogu i
respektowania porozumień Sierpniowych. Nadzieje władz, że w ich wyniku zaniknie
działalność Związku, są równie naiwne, jak wiara w skuteczność represji.

2. Sytuacja gospodarcza.

143
Analiza aktualnej sytuacji gospodarczej, poparta wynikami
prowadzonych od dwóch lat badań kosztów utrzymania i ruchów cen wskazują, że
należy spodziewać się serii drastycznych podwyżek cen, prowadzących do pogłębienia
dysproporcji i obniżenia średniego poziomu realnych dochodów. Wzywamy TKZ – ty
do wzmożenia, w pełni uzasadnionych nacisków płacowych.

Komunikat ze spotkania z dnia 28. 10. 1986.

1. Koszty utrzymania.

Opracowano wstępnie wyniki badań cen w dniach 1-15 . 09. 86. Na ich
podstawie obliczono wzrost kosztów utrzymania. Od grudnia 85, a więc w ciągu 3
kwartałów ceny wzrosły o 15,3%. Od grudnia 85 do marca 86 ceny wzrosły o 5,2%, a
od grudnia do czerwca 86 o 9,9%. Średnio kwartalnie ceny wzrastały o 4,7%.
Potwierdza to wstępnie przewidywania, że roczny wzrost cen w 1986 wyniesie
przeszło 20%.

2. Plany OPZZ obliczania minimum socjalnego.

Reżimowe ZZ ogłosiły, że zamierzają obliczać minimum socjalne. Jest


to wyraźna próba naśladowania poczynań Sieci. Mimo iż cel tych poczynań jest
jedynie propagandowy, chodzi o zdobycie minimum wiarygodności, to jednak
czekamy na publikacje pierwszych danych. Istnieją uzasadnione obawy, że wysokość
minimum socjalnego podana przez OPZZ będzie poważnie zaniżona, tak jak GUS
systematycznie zaniża inflację. Dane Sieci na temat minimum socjalnego w roku 1986
zostaną podane w następnym komunikacie.

Komunikat ze spotkania z dnia 05. 04. 1987.

1. Koszty utrzymania.
Według badań cen przeprowadzonych w dniach 1-15 . 03.87 wzrost
kosztów utrzymania w 1 kwartale br. Wyniósł 4,6%. Innymi słowy ceny w marcu br.
były , już po uwzględnieniu różnic sezonowych o 4,6% wyższe niż w grudniu 86. W
porównaniu z marcem 86 ceny wzrosły o 22,8% .

2. Koszty wegetacji.
Koszty wegetacji (wydatki na żywność, odzież, mieszkanie i opiekę
zdrowotną wyniosły w marcu 87 w rodzinie 4 osobowej 9 316 zł/osobę.

3. Minimum Socjalne.
Minimum Socjalne obejmujące oprócz Kosztów Wegetacji wydatki na
kulturę, wypoczynek, wyposażenie mieszkania i niezbędne oszczędności wyniosło w

144
marcu 87 (przed podwyżką cen żywności) 11 793 zł na osobę w rodzinie
czteroosobowej. Dla całej rodziny daje to 47 173 zł.

4. Wpływ kwietniowej podwyżki cen na koszt Wegetacji.


Jak wynika z przeprowadzonych badań, tuż po podwyżce cen, jej
bezpośrednim skutkiem jest wzrost Kosztów Wegetacji o 2 200 zł na rodzinę złożoną
z 4 osób. Obliczone przez Sieć Koszty Wegetacji są granicą ubóstwa, więc
kwietniowy wzrost cen spowodował, spadek płacy realnej większości rodzin o 5,9%.
Podane powyżej efekty podwyżki cen, obejmują tylko jej skutki bezpośrednie. Pełny
obraz sytuacji będzie można uzyskać dopiero po okresowym badaniu cen w czerwcu.

5. Rewindykacje płacowe.
Podane wyniki nie mają jedynie funkcji informatycznej, ale mogą i
powinny stanowić podstawę słusznych żądań płacowych .

Komunikat ze spotkania z dnia 28. 07. 1987.

Z oficjalnych wypowiedzi przedstawicieli władz wynika, że zamierzają


przeprowadzić tzw. „operację cenową” czyli skokowo zwiększyć ceny. Przewidywane
są jakieś formy rekompensat a więc czeka nas kolejna fala inflacji. Władza decyduje
się na tą operację nie bez powodu.
W ciągu ostatnich 2 lat inflacja wynosiła około 20% rocznie i aż do
marca 87 mimo pewnych wahań nieco malała. Od marca br. ceny rosną wyraźnie
szybciej. Władze podały (komunikat GUS), że w okresie czerwiec 86 czerwiec 87
ceny wzrosły o 19%.. Według obliczeń Sieci wzrost ten wyniósł aż 25%. Wpływ
miały tu zarówno podwyżki cen urzędowych (mięso, energia, komunikacja) jak i ceny
płodów rolnych rosnące ze względu na ciężką zimę.
Oprócz wskaźnika wzrostu cen, liczonego dla podstawowych towarów
nabywanych przez rodziny niezamożne, Sieć oblicza również dwie inne wielkości
istotne w określaniu zmian stopy życiowej.
Pierwsza z nich to „Koszt Wegetacji” czyli suma jaką musi wydać
rodzina żyjąca w mieście na zaspokojenie zupełnie podstawowych potrzeb takich jak
wyżywienie, ubranie, ochrona zdrowia, komunikacja, mieszkanie. W roku 1985, na
podstawie badania rzeczywistych wydatków ponoszonych przez współpracujące z
nami rodziny określiliśmy, że w rodzinie złożonej z 4 osób, Koszt Wegetacji wynosił
7 400 zł /osobę miesięcznie. W roku 1986 wzrósł on do 8 900 zł. Wobec dalszego
wzrostu cen w czerwcu 1987 roku Koszt Wegetacji wzrósł do kwoty 10 200 zł/ osobę.
Koszt Wegetacji, nie może być uważany za akceptowalne społecznie
Minimum Socjalne, gdyż brak w nim wydatków na kulturę, wypoczynek, wyposażenie
mieszkania i niezbędne oszczędności. Po ich uwzględnieniu obliczone przez nas
Minimum Socjalne wynosi obecnie 12 700 zł/osobę w rodzinie 4 osobowej.
Oprócz naszych własnych obliczeń, Minimum Socjalne oblicza również
Instytut Pracy i Spraw Socjalnych oraz OPZZ. Ponieważ jednak ich obliczenia nie
uwzględniają pewnych istotnych wydatków np. niezbędne oszczędności, więc ich
wyniki są nieco niższe od naszych.

145
Niezależne obliczanie wskaźnika wzrostu cen, mają jednak sens jedynie
wtedy, gdy staną się podstawą do roszczeń płacowych i socjalnych.
Postulujemy aby Solidarność, domagała się ustanowienia minimalnej
płacy, na poziomie minimum socjalnego, oraz indeksacji tego minimum tak, by jego
realna wartość nie malała na skutek inflacji.
Niższy od Minimum Socjalnego, koszt Wegetacji powinien stać się
podstawą rewaloryzacji najniższych rent i emerytur.
Postulujemy na dziś:

1. Znieść ograniczenie wzrostu płac do 12% tak, by płace mogły


nadążać za wzrostem cen.
2. Płaca minimalna musi być równa Minimum Socjalnemu i
odpowiednio rosnąć wraz z cenami (indeksacja). Dziś powinna wynosić 12 700 zł.
3. Minimalna renta lub emerytura, oraz próg dochodów, od których
wypłaca się podwyższone zasiłki rodzinne muszą byś równe Kosztowi Wegetacji.
Dziś ta granica ubóstwa wynosi 10 200 zł.

Sprawa walki o rekompensaty, wzrostu cen, ma bardzo istotne znaczenie


gdyż wbrew obiegowym opiniom, wystarczy pewne obniżenie stopy życiowej aby
zaoszczędzone w ten sposób środki, wystarczyły władzy, aby spłacać długi. Władza
potrzebuje zaledwie 1 mld. USD czyli w przeliczeniu na złotówki mniej niż 300 mld.,
co na osobę daje nieco ponad 8 tysięcy rocznie. Próba obniżenia realnych dochodów o
taką kwotę, może wywołać różne formy oporu społecznego, głównie zaś spadek
wydajności pracy. Rozkręcanie spirali inflacji może znacznie ułatwić tą operację.
Pozbawiona bodźca w postaci spłaty długu władza będzie skłonna wybrać wariant
rumuński i przykręcać nam śrubę zamiast reform. Walcząc o podwyżki płac walczymy
o reformę.

Komunikat ze spotkania z dnia 17. 04. 1988 roku.

1. Pierwsze skutki podwyżek cen.

W wyniku kolejnego (już 14) badania cen przeprowadzonego w dniach


1-15 . 03 . 1988 roku ustalono, że w okresie marzec 87, marzec 88, ceny artykułów
objętych Koszykiem Wegetacji wzrosły o 65,6%. W tym ceny żywności o 72% a
odzieży o 61%.
Koszt Wegetacji w marcu 88 wynosił 15 470 zł na osobę miesięcznie .
Minimum Socjalne dla rodziny czteroosobowej wyniosło 78 090 zł, co w przeliczeniu
na jednego członka rodziny daje 19 522 zł.
W grudniu 87 Minimum Socjalne wyniosło 61 800 zł, więc między
grudniem a marcem wzrosło o 16 290 zł. Jest to kwota większa niż przyznane
dotychczas „dodatki osłonowe” i wzrost zasiłków rodzinnych przypadających na
rodzinę typu 2 + 2.
Pełniejszy obraz skutków podwyżki ujawni się dopiero po notowaniu cen
w czerwcu.

146
Komunikat do prasy podziemnej:

Krajobraz po ostatnich podwyżkach .

Niezależnym badaniem kosztów utrzymania w PRL – u zajmuje się Sieć


WZP, która została reaktywowana jesienią 1983 roku, przez ówczesną TKK.
Wypracowano własną metodę obliczania wydatków, związanych z utrzymaniem
wzorcowej rodziny czteroosobowej czyli 2+2. Na koszt utrzymania składa się
wskaźnik kosztów wegetacji tzw. Koszt Wegetacji, oraz Minimum Socjalne. W skład
koszyka Kosztu Wegetacji wchodzą wydatki mające podstawowe znaczenie dla
egzystencji człowieka, uwzględniające wydatki na żywność, odzież, środki utrzymania
czystości, leki i opiekę lekarską, komunikację, opłaty związane z utrzymaniem
mieszkania, wydatki na opał, gaz, elektryczność, oraz obowiązkowe opłaty szkolne.
Oczywiście nie są to wszystkie wydatki, nie uwzględniono tu, wydatków na alkohol,
papierosy, rozrywki, sport, wypoczynek, oraz koszty związane z wyposażeniem
mieszkania. O tym, że Koszt Wegetacji jest w zasadzie granicą ubóstwa, niech
świadczy fakt, że aż 75% stanowią wydatki na żywność.
Minimum Socjalne oznacza taką ilość pieniędzy, która starcza do
utrzymania stopy życiowej rodziny na poziomie uznawanym w danym społeczeństwie
za skromny. Sieć obliczając Minimum Socjalne ustaliła arbitralnie koszyk „ Minimum
Socjalnego”. W koszyku tym znalazły się: Koszt Wegetacji, używki, wypoczynek
skromny upominek, zagospodarowanie mieszkania niezbędne oszczędności, remont
mieszkania, oraz niezbędne kosmetyki. Wyliczony Koszt wegetacji w marcu 88 roku
wyniósł 15 470 zł na osobę w porównaniu do 87 roku ceny wzrosły o 65,6% , w tym
ceny żywności o 72% , odzieży 61%.. Minimum socjalne w grudniu 87 roku wynosiło
16 290 zł na osobę, po ostatniej podwyżce cen wzrosło do 19 522 zł na osobę. Po
marcu nastąpił dalszy wzrost cen, których skutki znane będą w następnych badaniach,
ale jedno jest pewne tzw. dodatki osłonowe tylko w 70% rekompensują skutki
podwyżki, właściwa kwota rekompensat to 9 000 zł. Z powyższych danych nasuwają
się następujące wnioski , najniższa płaca w PRL – u, powinna być równa Kosztowi
Wegetacji, a każdy wzrost cen nie poprzedzony pełnymi rekompensatami, spycha
ogromne rzesze pracujących w biedę a rodziny wielodzietne w nędzę.

Jest rok 1985 Dzień Hutnika. W hucie z tej okazji przygotowywane


jest święto hutnika z oczywistą propagandą komunistyczną. Zgodnie z zapowiedziami
ma być zorganizowana karczma piwna, coś na wzór dnia górnika, mają być występy
rozrywkowe i przede wszystkim wręczenie medali i dyplomów przodownikom pracy.
A wszystko owiane zasłoną tajemniczości. O dziwo zostałem poproszony do
kierownictwa i wręczono mi zaproszenie osobie, która mi to wręczała
zapowiedziałem, że na tą imprezę nie pójdę. A to dlaczego?, padło pytanie,
odpowiedziałem, że dopóki są więźniowie polityczni to ja solidaryzując się z moimi
kolegami, między innymi Andrzejem Rozpłochowskim nie będę uczestniczył w
żadnych imprezach komunistycznych. Moja szczera wypowiedź spotkała się z wielkim
zaskoczeniem dla organizatorów, padła odpowiedź, że niebawem więźniowie
polityczni zostaną zwolnieni a ja sobie wszystko przemyślę i się zdecyduję. Postawa

147
moja była również zaskoczeniem dla moich kolegów z pracy, którzy namawiali mnie
do zmiany mojego stanowiska. Nieoficjalnie poinformowano mnie, że mam być
odznaczony srebrnym Krzyżem Zasługi. Kierownik Wydziału przekonywał mnie,
panie Władku odznaczenie panu będzie pomocne, w trudnych chwilach, których teraz
nie brakuje, ma być reorganizacja zatrudnienia i co będzie jak pana zwolnią. Moja
postawa pozostała jednak nieugięta, odpowiedziałem, że Jaruzelski który nas
bezprawnie pozamykał do więzień nie będzie mnie odznaczał. Nadszedł dzień hutnika
tak jak powiedziałem, zaproszeni pojechali na imprezę, a ja pozostałem w pracy.
Następnego dnia, ci którzy uczestniczyli w imprezie przekazali mi, że zostałem
wyczytany do odznaczenia jak wielu, ale tylko ja nie odebrałem odznaczenia.
Następnie każdy z uczestników otrzymał pamiątkowy kufel z wygrawerowanym
napisem Dzień Hutnika 85 i rozpoczęła się zabawa, podobno piwa było ile kto chciał, i
tylko tego trochę żałowałem, kupno piwa w tamtym okresem graniczyło z cudem,
oczywiście moją postawę skrytykowano. Dalsze moje losy szybko się potoczyły, nasz
wydział został rozwiązany i przyłączony do wydziału elektrycznego, a my wszyscy
otrzymaliśmy wypowiedzenia warunków pracy. Okresy wypowiedzeń były różne w
zależności od stażu pracy. Mnie obowiązywał trzy miesięczny okres wypowiedzenia,
miałem więc trzy miesiące do namysłu i podjęcia decyzji.
Za nie przyjęciem nowych warunków pracy przemawiało kilka przyczyn,
przede wszystkim otrzymałem z huty mieszkanie funkcyjne a w związku z tym nie
mogłem sam rozwiązać umowy, gdyż musiałbym opuścić mieszkanie wraz z rodziną.
Natomiast gdy zakład mnie zwalniał ale nie dyscyplinarnie, mieszkanie pozostawało
przy mnie. Zakładałem, że jeśli będą chcieli mnie zwolnić to znajdą podstawę i na
nowym wydziale zwolnią mnie dyscyplinarnie, a to byłaby dla mnie tragedia. Zmiana
wydziału to zmiana kierownictwa, tu miałem ugruntowaną pozycję dobrego, zdolnego
pracownika, nie licząc pozycji w zdelegalizowanym związku Solidarność, a na nowym
wydziale trzeba by zaczynać wszystko od nowa z tym jednak, że huta była dawno po
rozruchu, a tylko w takich warunkach mogłem się wykazać, w moim przypadku
swoimi umiejętnościami. Tak, czy owak, miałem trzy miesiące do namysłu w tym
miesiąc urlopu, wypowiedzenie kończyło się z końcem sierpnia. Postanowiłem szukać
pracy w swoim zawodzie. Pojechałem do Elektromontażu gdzie pracowałem przed
HK w grupie regulacyjno-rozruchowej. Szef rozruchu po rozmowie stwierdził, że
chętnie mnie przyjmie, napisz podanie i za miesiąc się zgłoś. Byłem jeszcze w kilku
zakładach, które kiedyś uruchamiałem. Wszędzie obiecywali mnie przyjąć,
wystarczyło napisać podanie i czekać. Wszystko to wpłynęło na moją decyzję o nie
przyjmowaniu nowych warunków pracy. Czas szybko mijał. W połowie lipca żona z
córką wyjechały na kolonie do Ustronia miałem więc czas na przemyślenie
wszystkiego dokładnie. Przede wszystkim poinformowałem kolegów z konspiracji o
moich kłopotach, właściwie to jedno ze spotkań poświęcone było zwolnieniom pod
różnymi pretekstami byłych działaczy Solidarności. Takich przypadków w kraju było
dużo. Oczywiście nie działałem w żadnych strukturach podziemnej Solidarności
bezpośrednio, instrukcja i przysięga obowiązywała. Na brak pracy i tak nie mogłem
narzekać, co miesiąc musiałem zebrać i opracować ankiety z cenami produktów i
wysłać je pocztą kurierską lub zawieść je osobiście przy okazji kolejnego spotkania
Sieci .

148
Na wszystkie moje złożone oferty o pracę, gdy się pojawiłem kolejny
raz, z przykrością , jak mnie informowano pracy nie ma. Zdesperowany pewnego dnia
pojechałem do konsulatu ambasady USA w Krakowie, tam po krótkim oczekiwaniu
poproszono mnie na rozmowę bardzo szczegółową, ponieważ rozważałem możliwość
wyjazdu na emigrację. Był to warunek ostateczny gdybym nie znalazł pracy.
Otrzymałem niezbędne dokumenty do wypełnienia, tak dla mnie jak i żony, które po
wypełnieniu miałem dostarczyć do konsulatu.

Nadszedł sierpień postanowiłem, że pojadę na kilka dni do Ustronia.


Tam były już żona i córka. Załatwiłem sobie nocleg, a cały czas poświęciłem na
spacery z córką po górach i opalanie nad Wisłą. Żona była tam wychowawczynią na
koloniach, w jej grupie była córka z którą spędzałem dużo czasu. Wieczorami w
rozmowie z żoną starałem się prowadzić tak rozmową by wejść na temat mojego
wypowiedzenia i ewentualnej nowej pracy. W trakcie rozmów poinformowałem ją, że
byłem w konsulacie i otrzymałem dokumenty na wyjazd. Żona jednak kategoryczne
oświadczyła, że jest Polką i na emigrację nie pojedzie a jeśli chcę jechać to mogę
jechać sam. Była to jej ładna postawa i zrobiło mi się wstyd, że chodziła mi po głowie
taka myśl. Zmiany warunków pracy w Hucie Katowice nie przyjąłem w związku z
czym umowa o pracę z Hutą Katowice wygasła z końcem sierpnia 1985 roku.

***

Na marcowej rozprawie scenariusz się powtórzył , jeszcze raz zapytano


mnie czy jestem przeciw rozwodowi, potwierdziłem ,że tak, żona za. Powody rozwodu
- żona uzasadniała oczywistymi kłamstwami, korygowanymi przez jej mecenas. Mnie
praktycznie nie dopuszczano do głosu. Sytuacja ta bardzo mnie zbulwersowała i po
zakończonej sprawie poszedłem ze skargą do prezesa sądu na niesprawiedliwe
traktowanie mnie, Sytuacja w domu stawała się nie do zniesienia, żona ciągle
wszczynała awantury.

***

Ostatecznie podjąłem pracę w Koksowni „Przyjaźń”, nie bez trudności.


Koksownia wchodziła w skład Kombinatu Metalurgicznego Huta Katowice i była w
końcowej fazie budowy. Zostałem przyjęty na stanowisko pomiarowca w zespole
pomiarów i badań elektrycznych Wydziału Elektrycznego E 3. Zespół właściwie
jeszcze nie istniał, byłem jego pierwszym pracownikiem. Po kilku tygodniach mojej
pracy, pojawili się w zakładzie funkcjonariusze SB z kap. Komendy WUSW w
Katowicach na czele. Podczas obecności w zakładzie przeprowadzili dochodzenie, kto
i dlaczego przyjął mnie do pracy. Przyjęty zostałem dzięki Andrzejowi Kłosowi, który
w tamtym okresie był dyrektorem pracy a wcześniej pracował w Hucie Katowice i
znaliśmy się. W ostrych słowach polecono mu, mnie zwolnić, przy najbliższej
nadarzającej się okazji. Nakazano również składanie miesięcznych sprawozdań o mnie
do RUSW w Dąbrowie Górniczej. Informatorem, który uprzejmie doniósł do bezpieki,
o moim zatrudnieniu był Ireneusz Karwacki, kierownik działu kadr, a na co dzień mój

149
sąsiad z piętra. Wszystkie te informacje dotarły do mnie. By nie utracić pracy
musiałem udowodnić, że jestem bardzo potrzebny koksowni, tak podpowiedział mi
mój kierownik wydziału. Okazji do tego było bardzo wiele, nowy zakład, błędy
projektowe dawały mi możliwość zgłoszenia wielu wniosków racjonalizatorskich,
które zostały uznane a ja stałem się chyba najlepszym racjonalizatorem w zakładzie.
Powoli reżim Jaruzelskiego słabł. Opinie, które pisane były do SB miałem możliwość
czytać, gdyż mój kierownik mnie o tym informował. Były to dobre opinie zgodne z
prawdą, wniosłem bowiem w uruchomienie koksowni i jej eksploatację swoją
„cegiełkę”. Na początku było mnóstwo awarii, do których mnie wzywano, bym ustalił
przyczyny. Po wnikliwych badaniach i pomiarach ustalałem przyczynę. Awariom
ulegało dużo silników elektrycznych SN na różnych wydziałach, przez co, było
mnóstwo przestojów. Przyczyna awarii była mi znana, lecz kadra inżynierska nie
akceptowała mojej oceny. Dopiero awaria silnika, który był wyłączony i uziemiony na
wydziale przygotowania węgla, do zasypu baterii, zmusiła inżynierów do innego
myślenia, silnik uziemiony, spalił się, zdarzyła się rzecz niesłychana ale prawdziwa.
Koksownia miała dwa zasilania, rezerwowe 110 kV i podstawowe 220 kV. Decyzją
Głównego Energetyka ds. elektrycznych, zakład zasilany był napięciem 110 kV. Cały
ten układ pozbawiony był kompensacji prądów ziemnozwarciowych i podczas
doziemienia jednej z faz na średnim napięciu w pozostałych fazach, napięcie wzrastało
nawet kilkanaście razy, uszkadzając izolację w tych fazach. Natomiast na zasilaniu
220 kV, kompensacja była, ale niestety nikt z kadry inżynierskiej nie umiał jej
uruchomić. Nawet ci którzy to montowali nie potrafili tego zrobić. Ja to uruchomiłem,
ale nie pozwolono mi na włączenie. Nikt, nawet Dyr. Techniczny nie potrafił zmienić
jego decyzji. Dopiero gdy zmuszono go do pójścia na zaległy urlop, poproszono mnie
czy potrafiłbym bezprzerwowo przełączyć zakład ze 110 kV na 220 kV czyli na
zasilanie podstawowe, lansowane przeze mnie. Oczywiście przełączenia dokonałem,
zaznaczając, że mogą jeszcze wystąpić jakieś drobne awarie, ale będzie ich coraz
mniej z uwagi na to, że podczas tylu przepięć izolacja została nadwerężona. Tak też
się stało. Kierownicy zmianowi liczyli dni bez awarii 165, 166 itd. nim odszedłem z
zakładu. Oczywiście nie uszło to uwadze SB, która w swoich dokumentach
uwzględniła ten fakt, podziwiając moją ogromną wiedzę.

Były też i inne fakty. Jeden ze znajomych znając moją przeszłość


związkową podszedł do mnie pewnego razu, tuż po przyjeździe do zakładu i poprosił
mnie o rozmowę. W trakcie rozmowy poprosił mnie powołując się na mojego kolegę,
z którym działaliśmy w Solidarności jeszcze w Hucie Katowice, czy mógłbym im
pomóc w zorganizowaniu NSZZ Solidarność w koksowni. Kolegą na którego
powoływał się ów znajomy był Herbert Renert, jeden z najtwardszych działaczy, który
po 13 grudnia 81 r. będąc współorganizatorem strajku, zarobił wyrok 4,5 roku
więzienia. Późniejsze amnestie obniżyły ten wyrok ale i tak więziony około roku.
Znałem go oczywiście dobrze, spotykaliśmy się wielokrotnie i tylko on wiedział, że
działam w konspiracji. To Herbertowi przekazywałem komunikaty i apele Sieci do
druku w regionalnej prasie podziemnej. Znajomemu odpowiedziałem, że nie interesuje
mnie działalność związkowa - przecież nie wolno mi było ani wstępować, ani tym
bardziej tworzyć jakichkolwiek struktur podziemnych. W oczach znajomego
zauważyłem rozczarowanie, ale cóż było robić, bhp konspiracji obowiązywało. Jak

150
wnikliwie byłem obserwowany przez szpiclów SB niech świadczy fakt, że po kilku
dniach na osiedlu, w którym mieszkałem pewnej nocy, zostały rozrzucone ulotki, w
których nazywano mnie agentem, któremu nikt na koksowni nie chce podać ręki. Była
to oczywista prowokacja SB, mająca na celu podważenie autorytetu mojego i innych,
których tam wymieniono. Byli tam też i tacy co do, których były wątpliwości, może
niesłuszne, ale nie można było ryzykować z nimi poważnych rozmów i spotkań. Fakt
pojawienia się ulotek wywołał prawie panikę mojej żony.
A oto treść ulotki, z oryginalną pisownią:

DO BRACI HUTNIKÓW

K O M U N I K A T Nr 1

Od miesiąca tworzymy strukturę związkową która powinna działać


sprawnie, aby bronić naszych interesów. Czy jednak powinno być w niej miejsce dla
ludzi którzy od samego początku robią „czerwoną Solidarność” i teraz wykorzystują
swoje nazwiska i bojową przeszłość aby kontrolować czy wszystko idzie dobrze, tak
jak zaplanowała bezpieka.
Wcześniej wykończono tych którzy widzieli te wpływy i odsunęli ich od
decyzji a sami nie chcą rozliczyć się ze związkowych pieniędzy i z tych które były i
zniknęły – 1,5 mln starych złotych/tj 15 mln nowych złotych/, jak też ze składek i
dodatkowych wpływów walut wymienialnych.
Ci nasi koledzy, którzy wiedzieli o tym najlepiej, są już w Stanach,
Kanadzie czy też Australii.
Jaki może być nadzór grupy inicjatywnej jeżeli są w niej: Kowalski który
zdradził Flaczyńskiego, Sprychę, Linczowskiego, Nowickiego i innych, a także Wsół i
Lorek których rozpieszcza bezpieka.
Gdzie mają ambicję Ci którzy dopuszczają do przyszłej władzy w
„Solidarności” takich spalonych agentów jak Bożek z Koksowni, któremu nikt nie
chce podać ręki.
To co robi np. Wsół i inni z nim związani zakrawa na jawną prowokację,
bo nie ma się tu czemu dziwić, skoro Wsół sterowany jest przez jednego pana kapitana
z dąbrowskiej bezpieki.
Nie wiemy jeszcze ile i co mu obiecano aby na obecnym etapie zakładał
Komisje Wydziałowe, ale jedno jest pewne, że do tej pory nic mu się nie stało pomimo
że kilkakrotnie był na „rozmowach” w dąbrowskiej bezpiece.
Cel zakładania i ujawniania nazwisk ludzi, którzy do tej pory siedzieli
cicho jest jasny. Chodzi o to aby bezpieka czy prokurator wiedzieli do kogo się
przyczepić.
Z realnej oceny obecnej sytuacji w kraju wynika, że powinniśmy się po
cichu konsolidować i przygotować jawne Komisje do działania w chwili gdy zaistnieje
odpowiedni moment. Mamy tu na myśli oficjalną zgodę władz na ponowną działalność
związku. W obecnej chwili jest to wręcz niedopuszczalne, gdyż to co się robi ujawnia
nasze zamiary i plany, a o to właśnie chodzi władzom i jest na rękę bezpiece która ma
praktycznie wszystkich w ręku. Poza tym władze mają pretekst do ponownej
ingerencji, że to co się robi jest wbrew prawu itp. i bez problemu mogą wprowadzić

151
stan wyjątkowy. Co to oznacza nie musimy nikogo przekonywać. Oznacza to bowiem
kolejną falę internowań i prześladowań osób niewinnych, dających się manewrować
przez agentów bezpieki. Nie dajmy się raz jeszcze wmanewrować przez bezpiekę na
niepewną drogę.
Historia nie będzie oceniać ICH, Was tylko NAS. Stoimy przed olbrzymią
szansą i powinniśmy ją wykorzystać.

REDAKCJA „WOLNEGO ZWIĄZKOWCA”

Jak zwykle, nie udało się nam ustalić, kto był wydawcą tej ulotki.
Koledzy redagujący „Wolnego Związkowca” nie mieli nic wspólnego z tą ulotką.
Przede wszystkim, nie w ten sposób kolportowali swoje pisma. Droga wiodła do
bezpieki, przecież tylko im zależało najbardziej na robieniu zamieszania i podważaniu
autorytetu ludziom, w ich pojęciu zagrażającym władzy PRL. Jedyną prawdopodobną
informacją w tej ulotce była informacja o możliwości wprowadzeniu stanu
wyjątkowego. Takie zagrożenie istniało i będąc w konspiracji wiedzieliśmy o tym. Ale
sytuacja międzynarodowa tamtego okresu, tak się skomplikowała, a do tego
wielokrotne spotkania Regan – Gorbaczow, nie pozwoliły „twardogłowym” z PZPR
na realizację tego planu. Innym nie mniejszym, argumentem był katastrofalny stan
gospodarki i galopująca inflacja, wiedziałem o tym, gdyż liczyliśmy tzw. „koszt
wegetacji” i „minimum socjalne”. Wskaźniki te rosły w oszałamiającym tempie, i
właśnie to one, odzwierciedlały stan gospodarki PRL. Ulotka ta, również miała
wzmocnić pozycję PZPR w rozmowach z Wałęsą, przy „okrągłym stole”,
przestrzegała i informowała, że Solidarność jest nielegalna, a nierespektowanie tego
jest łamaniem prawa. Nie robiło to na nas najmniejszego wrażenia, przed „okrągłym
stołem”, jak grzyby po deszczu, zaczęły powstawać komitety organizacyjne NSZZ
Solidarność.

Praca na koksowni sprawiała mi ogromną radość i satysfakcję. Stałem


się niekwestionowanym autorytetem w dziedzinie zabezpieczeń elektrycznych.
Zorganizowałem wspaniałe laboratoriom, gdzie wykonywane były próby sprzętu
dielektrycznego typu: drążki manipulacyjne, kalosze, rękawice i inne ważne pomiary.
Do dyspozycji przekazano mi Melekxa bym, mógł w każdej chwili, dojechać w
miejsce awarii i w miarę możliwości zdiagnozować i poradzić jak ją usunąć.

***

Reżim Jaruzelskiego, powoli ale systematycznie słabł, szczególnie po


spotkaniu transmitowanym przez TV Wałęsa – Miodowicz w 1987 roku. Żądania ludzi
pracy przywrócenia Solidarności stawały się coraz twardsze i realniejsze. Gorbaczow i
jego pieriestrojka zmusiły Jaruzelskiego do innego myślenia i nowych, pokojowych
rozwiązań. Wielką rolę w politycznym sporze odgrywały wizyty Papieża, Jana Pawła
II. Papież, przyjeżdżając z kolejnymi pielgrzymkami do kraju, przywoził ze sobą nie

152
tylko nadzieję, ale i odwagę dla tak zwanej milczącej większości. Załogi zakładów po
takich wizytach stawały się bardziej odważniejsze w walce o swoje prawa.
Szczególne miejsce w mojej pamięci zapisała III pielgrzymka Jana
Pawła II do Ojczyzny w dniach 8 – 14 czerwca 1987 roku. Papież odwiedził
Warszawę, Lublin, Tarnów, Gdańsk, Szczecin, Łódź, Częstochowę, Kraków.
Na Papieża czekaliśmy, wraz z nieżyjącym już Kazimierzem
Michałowskim w Częstochowie na Alejach Najświętszej Marii Panny. Była godzina
po 16 , Ojciec Święty miał przylecieć z Łodzi helikopterem, spóźniał się, całe aleje aż
do Jasnej Góry zapełnione były niezliczonymi tłumami pielgrzymów. Biały helikopter
wreszcie się pojawił nad Jasną Górą, zatoczył koło i odleciał na błonie, skąd miał
przyjechać Papa - Mobilem na Jasną Górę. Gdy pielgrzymi zobaczyli biały helikopter,
nastąpiło niezwykłe ożywienie. Każdy chciał zająć jak najdogodniejsze miejsce, by
zobaczyć przejeżdżającego Papieża. Ja stałem tuż przy krawędzi Alei. Jak
zapowiadano przez megafony Papież za 10 - 15 minut, miał przejeżdżać. I wtedy coś
kazało mi spojrzeć na niebo. Na błękitnym bezchmurnym niebie, słonce było już za
Jasną Górą, nad alejami, gdzieś na wysokości 300 może 500 metrów, był krzyż z
białych obłoków wyraźny i bardzo dokładny. Zjawisko to nie tylko my z kolegą
zauważyliśmy, podziwiali to i inni pielgrzymi. Gdy po paru minutach, jeszcze raz
spojrzałem, na krzyż, ramiona już wyraźnie się rozstępowały, cały czas obserwowałem
to niezwykłe zjawisko. Po może dwóch, trzech minutach, ramiona tak się rozstąpiły,
że utworzyły literę V, by po kilku minutach całkowicie zniknąć.
Kazik, zinterpretował to zjawisko tak, po cierpieniach nadejdzie viktoria
– zwycięstwo; i jak czas pokazał miał rację.
Zjawiskiem tym przestałem się interesować, gdyż zaczął nadjeżdżać
Papa Mobil z Ojcem Świętym.
Przejechał bardzo blisko mnie, Papież rękami pozdrawiał pielgrzymów,
zobaczyłem jego twarz, była bardzo zmęczona, jedynie oczy świeciły jak węgliki
emanując niezwykłą energią i radością.
O niezwykłym zjawisku, napisała nawet komunistyczna „Trybuna
Robotnicza”, w krótkiej relacji, na jednej z końcowych stron.

***

Działając w konspiracji siłą rzeczy miałem dużo więcej informacji niż


normalni ludzie, jak tylko mogłem wspierałem kolegów na duchu, oczywiście nie
angażując się do jakiejkolwiek grupy.
Szczególne miejsce wśród moich znajomych zajmował prof. Wątorski, z
kilku powodów, jego mieszkanie było moją „skrzynką kontaktową”, był moim
doradcą wraz ze swoim sztabem, a poza tym darzyliśmy się wielkim zaufaniem i
sympatią. Przy każdej wizycie a musiałem u niego bywać bardzo często, co najmniej
raz na dwa tygodnie lub częściej gdy była dla mnie poczta kurierska. Wielogodzinne
rozmowy przy herbacie a czasem przy kieliszku, pan Józef był smakoszem Soplicy, i
jeśli tylko można ją było kupić, to rozmowom towarzyszył kieliszek. Butelka wódki
starczała nam na kilka spotkań. Pan Józef miał nawet zaprzyjaźnioną sprzedawczynię,
która jak tylko pojawiła się w sklepie, sprzedawała mu ją bez kartek. Był to wielki i

153
wspaniały człowiek, nauczyłem się od niego wielu dobrych rzeczy. Spotkania były z
góry ustalane ale na wypadek, nieprzewidzianej sytuacji był kontakt telefoniczny, do
mojej pracy. W przypadku, gdy ktoś inny odebrał telefon, pan Józef prosił mnie, a gdy
byłem nieobecny, przekazywał hasło pracy magisterskiej a ja wiedziałem , że dziś
mamy się spotkać u niego. Zdarzyło się to jeden raz, kiedy pan Józef podał to hasło,
poleciało to po załodze i miałem na ten temat podejrzliwe pytania. Na szczęście było
to w okresie kiedy mówiło się już głośno o okrągłym stole.
Oczywiście nie zaprzeczałem, uwagi pominąłem milczeniem,
wiedziałem przecież, że się uczę, gdyby to był inny czas SB miałaby za czym węszyć.
Hasło to wymyślił sam pan Józef mnie ono nie odpowiadało. Jeśli już musiał, to
dzwonił z Akademii Ekonomicznej i dlatego zgodziłem się na takie hasło. Niestety
pan Józef, nie dożył wolnej polski, zmarł w 1988 roku nie dożywając nawet
emerytury. Bardzo przeżyłem jego odejście.
W kraju trwały przygotowania do okrągłego stołu. Wałęsa wystąpił z
apelem by rozwiązać wszystkie struktury podziemne. Uznał, że będzie uczciwiej, gdy
całe podziemie zaprzestanie prowadzenie działalności, która mogłaby przeszkadzać,
na szczęście nie musieliśmy się ujawnić. Sieć miała propozycję organizacji podstolika,
ale wobec naszej niechęci odstąpiono od tego pomysłu.

***

Na ostatnim spotkaniu Sieci, które odbyło się już w mieszkaniu


Antoniego, jak i parę wcześniejszych, wydaliśmy apel w którym życzyliśmy
uczestnikom „naszej strony” powodzenia. Każdy z nas ujawnił swoje dane, łącznie z
adresami zamieszkania i podziękowaliśmy sobie za włożony wysiłek i wykonaną
pracę, a przede wszystkim za uczciwość wobec siebie, nikt z nas przecież przez ponad
pięć lat nie został aresztowany.
Wobec tego, że zostałem zwolniony z przysięgi, mogłem się zająć
organizacją Solidarności na koksowni. Poruszając się po koksowni Melexem
wielokrotnie widziałem grupki pracowników na stołówkach, szczególnie z okazji
różnych rocznic, rozdających ulotki. Było to tak widoczne, że nawet najgłupszy agent
bezpieki, bez najmniejszego trudu mógł dokonać selekcji grupy. Tylko raz podszedłem
do takiej grupki i starałem się ich ostrzec sugerując, że to nie jest jeszcze pora, więcej
dyskrecji. W okresie tym w zakładzie nie działała żadna struktura podziemnej
Solidarności, istniały grupki, ale tylko na niektórych większych wydziałach,
wspierających się kolegów, wymieniających między sobą ulotki i to wszystko. Jak to
doświadczyłem na sobie, w zakładzie działało kilkudziesięciu agentów SB, miałem to
w świadomości. Dwóch pracowników zostało zwolnionych dyscyplinarnie, między
innymi znajomy, który prosił mnie o pomoc w organizowaniu Solidarności.

***

Będąc zwolnionym z przysięgi, postanowiłem działać. Z pomocą kolegi


z pracy, który wiedział gdzie mieszka jeden ze zwolnionych udaliśmy się do niego. W
rozmowie w jego mieszkaniu, przypomniałem, że ostrzegałem ich, że to nie była pora
do takich działań, nie posłuchaliście i dzisiaj nie masz pracy. Stwierdziłem, że

154
pamiętam o tym, o co mnie kiedyś prosił, teraz jest pora i proszę zorganizować
odważnych ludzi z którymi mógłbym się spotkać i pomóc wam się zorganizować.
Takie spotkanie zostało zorganizowane w Olkuszu, na osiedlu gdzie mieszkali
pracownicy koksowni. W dniu 10.10.88 r, udałem się do Olkusza. W jednym z
mieszkań zebrało się ponad dwadzieścia osób, których nie znałem. Przedstawiłem się
z imienia i nazwiska, wygłosiłem krótkie przemówienie, w którym naświetliłem
obecną sytuację polityczną i perspektywy na przyszłość, oraz możliwości
zorganizowania silnej organizacji związkowej Solidarność. Było kilka pytań na które
odpowiedziałem. Wiedziałem z konspiracji, że zaczęto, jawnie powoływać lub
ujawniać istniejące Komitety Organizacyjne NSZZ Solidarność. Ponieważ w
koksowni nie działała Solidarność, ani przed stanem wojennym, ani obecnie,
zaproponowałem powołanie komitetu. Wybory, poinformowałem powinny być tajne i
dotyczyć wyboru przewodniczącego, a on powinien dobrać sobie współpracowników.
Komitet powinien sprawować władzę do czasu przywrócenia NSZZ Solidarność.
Zaproponowałem również, by sporządzono listę obecności wszystkich, aby w
przyszłości uniknąć nieporozumień, kto był organizatorem komitetu. Wyboru powinno
się dokonać wpisując nazwisko na kartce. Jakież było moje zdziwienie gdy policzono
głosy i okazało się, że to mnie wybrano jednogłośnie. Zdziwienie moje było
uzasadnione, gdyż nawet przez myśl mi nie przeszło, by kandydować. Podziękowałem
za zaufanie, ale nie mogę przyjąć tej funkcji powiedziałem – mam inne plany na
przyszłość. Stwierdzeniem tym wszcząłem dyskusję, w której wielu z zebranych
dowodziło, że ja mam najlepsze doświadczenie którego oni nie posiadają i tylko ja
nadaję się na przewodniczącego komitetu. Nie zakładałem, że zrobili to ze strachu,
Solidarność w dalszym ciągu była nielegalną organizacją, ale coś w tym chyba było.
W swoich planach, myślałem - po pięciu latach konspiracji, chciałem trochę odpocząć,
ale oni przecież o tym nie wiedzieli.
Dobrze, powiedziałem.
Ale pod jednym warunkiem, że pozostaniecie mi wierni do przyszłych
legalnych wyborów.
Chórem – odpowiedzieli, że tak, więc się zgodziłem.
Określiłem, że Komitet powinien składać się z siedmiu osób łącznie z
przewodniczącym, skoro zmusiliście mnie do przyjęcia funkcji przewodniczącego, to
ja proszę o sześciu chętnych do komitetu. Trwało to jakiś czas, dwa nazwiska podano,
których nie było wśród zebranych. Wnioskowałem aby byli to ludzie z dużych
wydziałów. Spośród siódemki został wybrany skarbnik, który miał zbierać składki
związkowe. Skarbnikiem został kolega z mojego wydziału Czesław Kwec, takie było
moje życzenie, upraszczało to bardzo naszą współpracę.

155
W skład komitetu wszedł i mój znajomy Janusz Ostrowski i to jemu
powierzyłem zadanie przygotowania ulotek o powołaniu komitetu. Zebranym
oświadczyłem, że następnego dnia poinformuję dyr. Naczelnego koksowni o tym
fakcie na piśmie.
W domu napisałem pismo na maszynie, którą miałem jeszcze z
konspiracji a przechowywania była na parafii Gołonowskiej Górki u ojca Tadeusza. W
piśmie tym informowałem dyrekcję o powstaniu komitetu i jednocześnie apelowałem
do dyrektora o przywrócenie zwolnionych za działalność związkową pracowników.
Nazajutrz rano zgodnie z planem, na całym zakładzie ukazały się ulotki informujące
załogę o powołaniu komitetu, a ja udałem się około 12 z pismem do dyr. Naczelnego.
W sekretariacie przekazałem pismo z informacją, że chciałbym porozmawiać z
dyrektorem. Sekretarka wzięła pismo i weszła do gabinetu dyrektora, po dłuższej
chwili wyszła i poinformowała mnie, że dyrektor mnie nie przyjmie.
Tego samego dnia po pracy, odbyło się posiedzenie komitetu u Janusza
Ostrowskiego w jego mieszkaniu. Na spotkaniu brak było członka komitetu podanego
przez kolegów Adama Walasika, jako jedyny nie uczestniczył w spotkaniach aż do
legalizacji Solidarności, ciągle mu, akurat w tym dniu, coś ważnego wypadało.
Nastąpiła analiza informacji przekazywanych przez członków komitetu. Większość
załogi komunikat przyjęła z zadowoleniem, przekazałem informację o dostarczeniu
pisma do dyrektora a następnie omówiliśmy możliwość wydawania własnego pisma.
Każdy z członków komitetu miał za zadanie, na następne spotkanie, przygotować
nazwę i winietę biuletynu. Janusz miał rozpoznać możliwości jego druku. Na
kolejnym spotkaniu, ostatecznie uzgodniliśmy, że sami będziemy pismo drukować.
Miałem instrukcję sitodruku, którą tuż przed stanem wojennym `81 roku, rozprowadził
redaktor naczelny Wolnego Związkowca Jacek Cieślicki. Jakże była pomocna. Pracy
przy tym było bardzo dużo, ale efekt bardzo dobry. Zostali wytypowani ludzie do tej
pracy (przede wszystkim musieli posiadać bardzo dobrej klasy aparat fotograficzny),
tylko ja i Janusz Ostrowaki wiedzieliśmy kto tą pracę wykonywał.

156
Kolejne wydarzenia nastąpiły błyskawicznie po sobie. Najpierw
zostaliśmy, cała siódemka wezwani do Prokuratury w Dąbrowie Górniczej w dniu
21.10.1988 roku. Podczas narady ustaliliśmy, że ci którzy nie mieli do czynienia z
tego typu organami, powinni mówić, że interesuje ich tylko praca związkowa, a tak na
dobrą sprawę to zostali wciągnięci do tej grupy. Z otrzymanych wezwań ustaliliśmy
kolejność przesłuchiwanych. Ja miałem być ostatni, po Januszu Ostrowskim. Wszyscy
po przesłuchaniu mieli czekać na mnie.
Jako ostatni wszedłem do gabinetu prokuratora. Był to młody mężczyzna
trzydziesto paro letni nazywał się Maciej Makowski. Na początku był bardzo
uprzejmy, dziwił się tylko, że tak dobry pracownik jak ja, bierze się za coś, co jest
nielegalne i karalne. Wysłuchałem cierpliwie jego wynurzeń i odpowiedziałem, że
jeszcze nie tak dawno SB zażądała, by mnie zwolniono, a dzisiaj od pana dowiaduję
się, że jestem dobrym pracownikiem.
Co pan sobie myśli, my wiemy wszystko o panu.
Odpowiedziałem, że tylko tyle, ile wam agenci i funkcjonariusze SB
doniosą.
W kolejnych słowach, zaczął mnie straszyć konsekwencjami moich
działań, żądając zaprzestania nielegalnej działalności.
Odpowiedziałem: niech pan na to nie liczy.
Wyciągnął z biurka jakieś pismo, dał mi do przeczytania.
W piśmie tym prokuratura przestrzegała mnie przed prowadzeniem
dalszej nielegalnej działalności.
Proszę to podpisać.
Podpisując pismo powiedziałem:
Dopisuję, tu powiedziałem - że nie zaprzestam działalności w moim
rozumieniu legalnej i pismo podpisałem.
Bardzo go to zdenerwowało i podniesionym już głosem mówił coś o
legalnej władzy i o wysiłkach przez nią czynionych dla poprawy życia społeczeństwu,
a tacy jak ja to psują. Zdenerwował mnie tym, wstałem więc i ja z krzesła i
podszedłem do okna. Był to piątek. Na rogu ulic, Dąbrowskiego i 3-go maja, gdzie
mieściła się prokuratura po przeciwnej stronie była piekarnia i sklep jednocześnie,
wskazując palcem ogromną kolejkę za chlebem powiedziałem:
Będę tak długo działał, dopóki takie kolejki jak ta i wszystkie inne nie
znikną raz na zawsze z tego krajobrazu. Jest skandalem, żeby w tym kraju brakowało
nawet chleba, a pan mi tu mówi o legalnej władzy?. Zaskoczony byłem sam, swoją
postawą. O dziwo pan prokurator się nie zdenerwował odpowiedział tylko:
- Zobaczymy.

***

Za kilka dni wszystkich nas, ponownie wezwano do RUSW w Dąbrowie


Górniczej a konkretnie do SB, z tym jednak, że ja miałem inny termin. Tu również
sytuacja się powtórzyła, przestrzegano kolegów przed dalszym prowadzeniem
nielegalnej działalności, która może źle się skończyć.
W wyznaczonym terminie wstawiłem się do SB. Śledztwo prowadził
por. Lasik. Z szafy pancernej wyjął moją dość grubą teczkę, gdyż nie pierwszy raz tam

157
byłem. Rozmowę rozpoczął od stwierdzenia, że niezbyt ładnie się zachowałem u
prokuratora, miał przed sobą streszczenie.
Panie Władku, powiedział: - Kogo pan sobie dobrał do współpracy.
Dobrał?, przeleciało mi po głowie, wie, że dobierałem sobie ludzi.
- Pan jest w porządku.
- Janusz Ostrowski również.
- Ale W.?, coś panu pokażę;
Podszedł jeszcze raz do szafy pancernej, otworzył ją, wyjął z niej teczkę
i zaczął przeglądać. Na jednej ze stron się zatrzymał. W. pracował w SILMIE, (to taki
zakład produkujący silniczki elektryczne małej mocy – zbudowany przez
Japończyków) przyp. autora. W stanie wojennym, został przyłapany na bramie, jak
wynosił silniczki elektryczne, dostał za to 6 miesięcy więzienia i w więzieniu
podpisując współpracę z organami ścigania został zwolniony.
- To złodziej - tak się wyraził o W.
Oceniał, każdego z członków komitetu, ten nie występuje w naszych
aktach, ten też, dłużej zatrzymał się przy Sz., pokiwał tylko głową, tego, też bym
usunął na pana miejscu, nie precyzując dlaczego. Dwa nazwiska w ocenie por. Lasika,
nie pasowały do reszty.
- Powiedział mi to bez ogródek.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że SB nie należało ufać, nic mu nie
odpowiedziałem, porobił sobie jakieś notatki z rozmowy, niczego nie podpisywałem,
ku mojemu zaskoczeniu zresztą i na tym zakończyła się rozmowa. Na odchodnym
powiedział:
- Proszę się zgłosić w przyszły czwartek.
Czwartkowe spotkania z SB jak się później okazało, weszły do mojego
stałego kalendarza, odbywały się zawsze po pracy.

***

Kolejne spotkanie komitetu było poświęcone przygotowaniom do


wydania pierwszego numeru biuletynu informacyjnego. Kilku członków komitetu
opracowało nazwę i winietę naszego pisma. Ja przygotowałem nazwę i winietę „PRO
PUBLIKO BONO” (dla dobra ogólnego), nie banalną o ładnej szacie graficznej.
Wygrała jednak propozycja Czesława Kweca „KOKSIK”, z sześciokątem barwy
czarnej przy nazwie, znakiem koksowni. Uzgodniliśmy wygląd pierwszej strony,
autorstwo i inne mniej znaczące elementy. Śpieszyliśmy się bardzo, by jak najszybciej
wydać pierwszy numer. Zaczęto przyjmować pierwszych członków związku.
Ponieważ Solidarność była wciąż nielegalna, ustalono, że nowo wstępujący do
związku będą tylko na listach. Najlepiej aby jednocześnie występowali ze związku
reżimowego.
Zaraz, po ogłoszeniu publicznie, przy pomocy ulotek o powstaniu
komitetu, ja i tylko ja wydawałem pełnomocnictwa aktywistom związkowym na
poszczególnych wydziałach i samodzielnych grupach pracowniczych. Każde jednak,
wydane pełnomocnictwo było numerowane zapisywane i analizowane przez kolegów.
Moją intencją było, by w każdej strukturze zakładu był aktywista. Wszystko to

158
przerosło moje oczekiwania, gdy ludzie gremialnie zaczęli wstępować do
Solidarności. Liczba członków stale rosła, a już szczególnie po wydaniu pierwszego
numeru naszego pisma. W biuletynie pisaliśmy o wszystkich sprawach
bulwersujących załogę, o wszystkich zauważonych nieprawidłowościach, których było
dużo. Autorem artykułu mógł być każdy z pracowników, pod warunkiem, że pisał
prawdę. Za treść pisma odpowiedzialny był cały komitet i tylko on podejmował
decyzje o czym będzie się pisać. Komitet został zgłoszony do Regionu Śląsko –
Dąbrowskiej NSZZ Solidarność, przez Janusza Ostrowskiego, jako oficjalne działająca
struktura związku.
Były i problemy. Zaraz po ujawnieniu komitetu zaczęły kontaktować się
z nami małe grupy pracowników uważających, że to oni byli pierwszymi
założycielami i działaczami Solidarności, ale na pytanie o efekty, nie potrafili nic
konkretnego powiedzieć. Wtedy to uświadomiłem sobie, że kto ma prasę choćby w
postaci biuletynu, ten ma władzę. Zaproponowałem tym dwom, grupom, by się
przyłączyli do nas mających już konkretne dokonania i tak też się stało.
Aby bardziej zmobilizować pracowników do wstępowania do związku,
na wniosek kilku kolegów z zarządu postanowiliśmy zorganizować wiec w zakładzie.
Oczywiście na kilka dni przed wyznaczonym terminem wiecu, załoga została
poinformowana ulotkami i ogłoszeniami na wydziałowych tablicach ogłoszeń . Ulotki
były jak się okazało bardzo skuteczne, ponieważ ogłoszenia z tablic natychmiast były
zrywane. Odpowiedzialnymi za skuteczne informowanie załogi byli upoważnieni
pełnomocnicy. Zdarzały się i takie przypadki, że to kierownicy wydziałów lub ich
kadra niszczyli ogłoszenia.
Wiec został wyznaczony na 16.02.1989 roku w czasie łamania zmian
około 14:15, w wyznaczonym miejscu wewnątrz zakładu ale tuż przy bramie, na dość
rozległym placu, przy rampie która stanowiła podium i bezpośrednim sąsiedztwie biur.
Było miłym zaskoczeniem dla mnie i kolegów, jak ludzie zbierali się w grupki, ludzi
wciąż przybywało, okna dyrekcji wszystkie się pootwierały. Wyznaczyliśmy
członków, którzy mieli obowiązek liczenia zebranych. Ale nie tylko pracownicy się
zbierali, w tłumie było sporo SB i ich agentów, a na zewnątrz zakładu spore ilości
milicji. Wiec okazał się świetnym pomysłem. Przemawiałem do załogi przez około 10
minut, w czasie których, omówiłem konieczność powstania związku, który będzie
autentycznym wyrazicielem woli załogi, będzie dbał o interesy pracownicze, oraz o
poprawię warunków płacowych i socjalnych załogi. Na koniec przemówił jeden z
aktywistów, podkreślając inwigilację komitetu i samego przewodniczącego przez SB.
Każde przemówienie załoga kwitowała brawami. Wiecu nie można było przeciągać
ponieważ przewozy pracownicze odjeżdżały o 14, 30. Na bramie i obok stało dużo
funkcjonariuszy MO. Uzgodniliśmy, że ja będę wychodził otoczony wianuszkiem
kolegów i pracowników, jak się okazało było to skuteczne posunięcie, odprowadzono
mnie do samego autobusu. Według naszych wyliczeń, w wiecu uczestniczyło około
500 pracowników na placu, nie licząc urzędników w biurach, którzy słuchali
wystąpień przez okna. Był to bardzo dobry wynik, biorąc pod uwagę 3,500
zatrudnionych na 4 zmianach. Według SB w wiecu uczestniczyło około 150
pracowników, żartowałem, że resztę stanowili agenci i funkcjonariusze SB. Był to
świetny pomysł, również dlatego, że ludzie stali się odważniejsi i po wiecu gremialnie

159
wstępowali do Solidarności. Rosły również i wpływy ze składek, mogliśmy już bez
obaw wypłacać wszelkiego rodzaju zasiłki.

***

Ale moim nadrzędnym celem było odłączenie koksowni „Przyjaźń” od


kombinatu. Na wszystkich posiedzeniach komitetu, prezentowałem ten pogląd i
przekonywałem kolegów do jego realizacji. Rząd Rakowskiego wprowadzając
reformę gospodarczą, miał przede wszystkim na celu zwiększenie efektywności
gospodarowania przedsiębiorstw. Gospodarka komunistyczna tamtego okresu była
oparta w głównej mierze na kombinatach, a wyżej zjednoczeniach branżowych. Takie
struktury molochy z samej natury były mało efektywne a w konsekwencji wydajne.
Decyzje nawet w drobnych sprawach zapadały na szczeblach zjednoczenia dalej
schodziło to na szczeble kombinatów, i na zakłady, często już o wiele za późno.
Działając w konspiracyjnej „Sieci” wielokrotnie dyskutowaliśmy, jakich zmian należy
dokonać aby poprawić efektowność polskiej gospodarki.
Jak miał pokazać czas, odłączenie koksowni od kombinatu, oczywiście
nie bez problemów i stawianych przeszkód, było wspaniałym pomysłem. Kiedyś
sygnałem podejścia rządu do reform. A dzisiaj jest to jedyna koksownia tej wielkości
w rękach Polskich. Reformując Polskie Hutnictwo, kombinat Huta Katowice, jak i
inne wielkie huty został włączony do Koncernu Polska Stal, a następnie sprzedany za
bezcen. Gdyby koksownia pozostała w kombinacie Huta Katowice, to podzieliłaby los
innych koksowni, które zostały sprzedane z koncernem.
Postulat wymyślony przeze mnie został jednak zrealizowany. Koksownia
z dnia na dzień stała się samodzielnym zakładem. Kolejne zmieniające się rządy już w
wolnej Polsce, nie miały jasnego i zrozumiałego programu gospodarczego, stąd też
dowolność w wyborze linii gospodarowania, mniejsze zakłady stawiała na granicy
bankructwa, a prowadzona polityka cen urzędowych jeszcze to pogłębiała. Zadłużenia
zakładów rosły w postępie geometrycznym. Polityka cen urzędowych dotknęła
również i koksownię.
Kombinaty chodź z pozoru jako całość miały sens, to zgrupowane w nim
zakłady nie przejawiały większej, jeśli nie wcale, poprawy gospodarowania.
Samodzielność wymuszała lepszą organizację, do zarządzania zaczęli dochodzić
ludzie z poza klucza partyjnego. Tego trendu nie doprowadzono jednak do końca.
Dyrektorów partyjnych zaczęli zastępować związkowi, bardzo często nie
przygotowani do sprawowania tych funkcji. Następstwem tego był upadek wielu
zakładów.
Byłem jednym z pierwszych, który lansował gospodarkę kapitalistyczną,
artykuł na ten temat ukazał się w `88 r. „Rzeczpospolitej Samorządnej” i „KOS’
pismach wydawanym poza zasięgiem cenzury, nieco ocenzurowany.
Sieć miała również swoją wizję zmian gospodarczych.
W powszechnej opinii działacze różnych struktur podziemia popierali
linię, którą lansował Wałęsa gospodarki socjalistycznej ale zmodyfikowanej, o rolę
niezależnych związków jako czynnika wyzwalającego inicjatywę ludzi pracy. Potem,
gdy okrągły stół stał się już faktem, slogan ten zmodyfikowano, głosząc socjalistyczną
gospodarkę rynkową, z jakimś tam, planowanym częściowym bezrobociem. Taki

160
model gospodarki tak głęboko utkwił w głowach wielu, że nawet pierwszy nie
komunistyczny rząd Mazowieckiego poszedł tą drogą.

***

Ale wróćmy do koksowni. Jak wspomniałem, postawiłem przed sobą,


gigantyczny cel zważywszy na fakt, że Solidarność była jeszcze nielegalną organizacją
związkową. Musiałem najpierw przekonać komitet do tego planu. W tym celu w
naszym biuletynie „Koksik” ukazał się artykuł, który sam napisałem „Czy Zakład
Koksowniczy „Przyjaźń” stać na samodzielność”, w którym przedstawiłem wszystkie
za i przeciw takiemu pomysłowi. A oto jego treść:

Czy Zakład Koksowniczy stać na samodzielność.

Zakład Koksowniczy „Przyjaźń” jest zrzeszony w Kombinacie


Metalurgicznym Huta Katowice. Czy jest to opłacalny interes?, nade wszystko nie. Rada
Pracownicza Zakładu Koksowniczego, nie jest radą pracowniczą, ponieważ statutowo
pozbawiono jej praw przysługującym radom. To Dyrekcja Kombinatu decyduje o płacach w
naszym zakładzie. Wobec tego, co mamy z tego, że jesteśmy w kombinacie, a no mamy
ogromne długi do kopalń węgla kamiennego w wysokości 2 miliardów złotych, które
powiększają się z każdym dniem o odsetki. Doszło do tego, że wstrzymano nam dostawy
węgla. Huta Katowice jest nam winna /na papierze/, 14 miliardów złotych za koks, który
bierze za darmo. W następnych numerach „Koksika”, postaramy się przedstawić szczegółowy
bilans mezaliansu z kombinatem. Dzisiaj przedstawiamy wystąpienie Komitetu
Organizacyjnego NSZZ Solidarność do Ministra Przemysłu ob. Mieczysława Wilczka.

Dnia 21.01.89 r. wystosowałem pismo do ówczesnego ministra


przemysłu .
Oto jego treść:

Minister Przemysłu

Panie Ministrze. W obecnej sytuacji społeczno-politycznej kraju, w dobie


reformowania gospodarki, likwidacji nierentownych przedsiębiorstw, potrzebą chwili jest
ciągłe rozszerzanie samodzielności przedsiębiorstw. Krokiem we właściwym kierunku byłoby
rozwiązanie wszelkiego rodzaju zrzeszeń, kombinatów itp., a tym samym umożliwienie
prowadzenia samodzielnej gospodarki przedsiębiorstwom zrzeszonym w tych strukturach.
Zakład Koksowniczy „Przyjaźń”, jest jednym z wielu przedsiębiorstw podległych dyrekcji
Kombinatu Metalurgicznego Huta Katowice. Sama Huta Katowice, jak wiele tego typu
przedsiębiorstw jest przedsiębiorstwem deficytowym. Deficyt ten bilansowany jest kosztem
przymusowo zrzeszonych w kombinacie zakładów, które tym samym pozbawiono
samodzielności. Prowadzenie dalej takiej polityki gospodarczej, jest w sprzeczności z
założeniami reformy i nie wpływa pozytywnie na wyzwolenie inicjatywy załogi w kierunku
stałej poprawy wyników produkcji. Samodzielność zakładów to prowadzenie własnej polityki
gospodarczej i ekonomicznej, na bazie, której powinien powstać zakładowy system
wynagradzania, oparty o wyniki ekonomiczne, /aktualnie płace na porównywalnych
stanowiskach pracy w Hucie Katowice są wyższe niż w Zakładzie Koksowniczym/.

161
Następna sprawa bulwersująca załogę, to zwolnienie z pracy dwóch naszych
kolegów za majowe strajki 1988 roku. Nasze wystąpienie do dyrekcji o przywrócenie do
pracy spotkało się z odmową. Bez pracy pozostają koledzy Janusz Ostrowski i Krzysztof
Trzaska.

Za Komitet Organizacyjny
NSZZ Solidarność
Przewodniczący Władysław Bożek

Na list nie otrzymałem odpowiedzi. W lutym `89 r. ukazał się wreszcie


pierwszy numer naszego biuletynu. I od razu stał się wydarzeniem w zakładzie.
Pomimo, że ukazał się w 500 egzemplarzach, był bardzo poszukiwany. W piśmie tym
mogliśmy informować załogę o wszystkich sprawach, organizacji związku, oraz
innych problemach zakładu. Przede wszystkim pracownicy dowiedzieli się, że my
wypłacamy zasiłki w tej samej wysokości co reżimowe związki. W biuletynach
podawany był nr telefonu do mnie. Odbierałem wiele telefonów od pracowników jak i
członków związku, ludzie z troską sugerowali różne zmiany. Wiele problemów,
cierpliwie tłumaczyłem, tak związku, jak i zakładu. Byli też i tacy, którzy chcieli się ze
mną spotkać indywidualnie. Na tych spotkaniach podziwiano moją odwagę i
jednocześnie proszono bym był ostrożny. Były to bardzo miłe chwile.
Po wystosowanym liście, do ministra Wilczka pomimo, że nie
otrzymałem odpowiedzi, to pismo nie pozostało bez echa. W kombinacie o tym
zrobiło się głośno, powstało zamieszanie, i niepewność, co będzie z koksownią i jak to
się skończy. Był to na tyle poważny problem, że pewnego dnia zadzwonił do mnie
asystent dyrektora kombinatu. W rozmowie prosił mnie w imieniu naczelnego o
spotkanie, oświadczyłem, że takie spotkanie jest możliwe choćby zaraz. Umówiliśmy
się na następny dzień i około południa przyjechał po mnie samochód naczelnego,
koksownia bowiem znajdowała się kilkanaście kilometrów od dyrekcji kombinatu.
Solidarność, choć jeszcze nielegalna, to działała również w kombinacie. Znani mi
koledzy nagabywali mnie kilkakrotnie na ten temat, oczywiści mając na uwadze
przeczytany biuletyn. Martwiło ich moje podejście do sprawy. Tłumaczyłem, że
najwyższy czas, by w gospodarce zaczęły obowiązywać zasady ekonomi, kombinat
przecież jest połączony z koksownią taśmociągiem, a ja go nie nakazałem rozbierać.
Będziemy produkować w dalszym ciągu koks dla Huty Katowice, ale na zdrowych
ekonomicznych zasadach.
Rozmowa z naczelnym kombinatu miała jeden cel, odwieść mnie od
pomysłu odłączenia koksowni. Przekonywano mnie o zagrożeniach i problemach
związanych z takim pomysłem. Na wszystkie wątpliwości odpowiadałem, rachunek
ekonomiczny najpierw, potem organizacja przedsiębiorstwa. Ponieważ nie
znaleźliśmy wspólnego języka, naczelny kombinatu zapytał
- Jak sobie wyobrażam transport.
- Odpowiedziałem, że my nie potrzebujemy rozbudowy transportu,
wszystko pozostanie tak jak jest.
Oświadczono mi, że transport jest własnością kombinatu,
- Odpowiedziałem, że obecnie wszystko jest w kombinacie, ale naszą
rolą jest to zmienić. Naczelny, oświadczył, że koksownia może odejść, ale transport
pozostanie w kombinacie, możemy go wynajmować.

162
- Powiedziałem, że jest to nierealne.
- Dla kombinatu to świetny interes – wystawicie nam takie rachunki, że
koks oddamy wam za darmo i tak będą jeszcze zaległości. Spotkanie nie zbliżyło
naszych stanowisk, każda ze stron pozostała przy swoim. Na odchodnym,
powiedziałem, jeśli się tak stanie jak pan mówi, to będą protesty, ze strajkiem
włącznie.
Jak się później okazało groźby naczelnego stały się faktem. Zaczęły się
przygotowania do przekazywania transportu do kombinatu. Odbyło się w tej sprawie
kilka nieformalnych spotkań, pomiędzy kadrą koksowni i kombinatu. Z przecieków,
które do mnie docierały, wynikało, że nasi przedstawiciele nie bronili niezależności
koksowni, wręcz przeciwnie zgadzali się na takie stanowisko jakie prezentował
kombinat. Omawiano już pewne założenia zmian.
Ponieważ Solidarność była jeszcze nielegalnym związkiem, ale obrady
okrągłego stołu były już faktem, postanowiłem działać. Wystosowałem pismo do
naczelnego kombinatu w dniu 10.04.89 r., a oto jego treść:

Dyrektor Kombinatu Metalurgicznego „Huta Katowice”

Komitet Organizacyjny NSZZ Solidarność i pełnomocnicy wydziałów Zakładu


Koksowniczego „Przyjaźń” na walnym zebraniu odbytym w dniu 10.04.89 postanowili:
1. Wnieść ostry protest przeciwko podjętej decyzji pozbawienia Zakładu
Koksowniczego „Przyjaźń”, transportu samochodowego i kolejowego. Uważamy, że podjętą
decyzję trudno jest uzasadnić ekonomiczne, jak również skomplikuje to już i tak nie łatwe
dowozy pracowników.
2. K.O.”S”, stojąc na stanowisku, nic o nas bez nas, proponuje spotkanie z
Dyrekcją Kombinatu, celem wyjaśnienia tej i innych kwestii nurtujących załogę.
3. Gdyby jednak nasz apel pozostał bez odpowiedzi, należy liczyć się z
ostrzejszą formą protestu załogi.

Za walne zebranie podpisał


Przewodniczący K.O.NSZZ „Solidarność
Władysław Bożek

Moje pismo pozostało bez odpowiedzi. Odpowiedzią na pismo, było


wydanie polecenia służbowego z dnia 16.05.89 r, przez naczelnego kombinatu w
sprawie przyłączenia do kombinatu wydz. BTS i TK koksowni. Dnia 17.05.89r,
rozpoczęła prace komisja do przekazania wydziałów. Wystosowaliśmy ostry protest
do dyrektora kombinatu. Następnie wystosowałem pismo do Ministra Przemysłu
Mieczysława Wilczka. A oto jego treść:

Minister Przemysłu

Panie ministrze. Komitet Organizacyjny NSZZ „Solidarność” pismem z dnia


21.01.89r, zaproponował Panu rozpatrzenie możliwości rozwiązania Kombinatu

163
Metalurgicznego „Huta Katowice, wynikiem czego byłoby usamodzielnienie zakładów w nim
zrzeszonych. Uważamy, że forma wystąpienia nacechowana troską o naszą gospodarkę,
znajdzie sprzymierzeńca w Panu, gdyż powszechnie znane są zamierzenia reformatorskie
obecnego Rządu, jak i Pana Ministra. Niestety rzeczywistość okazała się zgoła inna, miast
postulowanej samodzielności podjęte decyzje zapowiadają skutek odwrotny. Decyzją
Dyrektora Kombinatu, zamierza się pozbawić Zakład Koksowniczy „Przyjaźń” transportu
kolejowego jak i samochodowego. Wydziały Kolejowy i Samochodowy mają przejść pod
Hutę Katowice. Zrodziło to zrozumiałe poruszenie załogi zakładu, a wrzenie na w/w
wydziałach. Pytamy więc, komu i czemu, takie decyzje mają służyć, czy w dalszym ciągu
szeroko rozumiana reforma, zależeć będzie od widzimisie ludzi małostkowych, lub jest to
program uparcie wdrażany przez Rząd. Wierząc w to drugie zwracamy się do Pana, Panie
Ministrze o ukrócenie takich praktyk i wstrzymanie egzekucji decyzji Dyrekcji Kombinatu.

Za Komitet Organizacyjny
NSZZ „Solidarność
Przewodniczący Władysław Bożek

Pismo co prawda pozostało bez odpowiedzi, ale prace zostały


spowolnione.
W naszym biuletynie pisaliśmy o wielu sprawach, ale przede wszystkim
postanowiłem informować ludzi o tym co nas czeka, o zmianach nas czekających i
wpływie ludzi na te zmiany. Przytoczę więc jeden z serii artykułów jakie
zaprezentowałem w Koksiku z dnia 21.05.89r.

Rada Pracownicza w Przedsiębiorstwie Społecznym

Słabość obecnych Rad Pracowniczych w zakładach można podzielić na dwa


zasadnicze zagadnienia: pierwsze, to kompetencje a szczególnie cała sfera merytoryczna,
drugie, to zaangażowanie załogi. Jeśli weźmiemy pod uwagę kompetencje to okaże się, że już
samo usytuowanie Rady w zakładzie podważa jej autorytet. To Dyrekcja jest na czele. Rada
Pracownicza jest tłem, na którym zapadają lub rozstrzygają się sprawy mniej ważne, tak dla
załogi jak i przedsiębiorstwa. Nie do pomyślenia jest by Rada Pracownicza miała wpływ na
profil produkcji lub eksport szczególnie surowcowy, tak potrzebny na rynku. Nie do
pomyślenia jest również możliwość ingerencji w sprawę zakupu licencji czy inwestowania.
Wykazałem więc słabość samorządu w kwestiach kluczowych dla przedsiębiorstwa i
stwierdzam, że nie wyczerpuje to tematu. W Przedsiębiorstwie Społecznym, samorząd jest
naczelnym organem będącym reprezentantem całej załogi. Załoga też ponosi konsekwencje
zarówno dobrego jak i złego gospodarowania. Państwo oddziaływuje na przedsiębiorstwo
tylko za pośrednictwem prawa, oraz pieniężnych mechanizmów rynkowych(podatki, kredyty,
cła). Przedsiębiorstwo powinno być rozliczane tylko za wyniki produkcyjne. Ingerencja
administracji powinna być tylko w przypadku trwałego złego gospodarowania. Inna
ingerencja powinna być tylko poprzez ustawy sejmowe, jak również swoboda zrzeszeń i
umów między przedsiębiorstwami. Najwyższą formą wyrażania woli załogi jest referendum,
którego wynik jest wiążący dla wszystkich organów przedsiębiorstwa. To Rada Pracownicza
powinna decydować o kierunkach działalności i rozwoju przedsiębiorstwa, planach,
strukturze i podziale dochodów, polityki kadrowej, umowach kooperacyjnych i eksportowo-
importowych, powoływaniu, odwoływaniu i udzielaniu absolutorium dyrektorowi. Ma prawo
do nieograniczonej kontroli działalności przedsiębiorstwa i dysponowania zakładowymi
środkami przekazu informacji. Dyrektor jest wykonawcą uchwał organów samorządu
pracowniczego, jest on niezależny od organów centralnej administracji państwowej i

164
partyjnej. Powoływany jest na drodze konkursu przez samorząd, lub w drodze referendum
może być odwołany. Spory pomiędzy Dyrektorem a samorządem przedsiębiorstwa rozstrzyga
ostatecznie Sąd, podobnie jak w przypadku sporów między przedsiębiorstwem a organami
państwowymi. Samorząd załogi jest niezależny od administracji, organizacji politycznych,
społecznych i związkowych. Członkowie jego organów znajdują się pod ochroną prawną.
Pracownicy zatrudnieni na stanowiskach kierowniczych, organizacjach politycznych,
społecznych lub związkowych nie mogą pełnić funkcji w samorządzie pracowniczym. Nie
trzeba nikomu udowadniać, że bez zaangażowania załogi nie wiele można zrobić. Czy
Przedsiębiorstwo Społeczne, może być gwarantem zaangażowania załogi?. Myślę że tak: po
pierwsze, właścicielem przedsiębiorstwa jest Rada Pracownicza, po drugie, to Rada
Pracownicza jest motorem napędowym w zakładzie, mając wpływ na płace poprzez właściwy
podział zysku, po trzecie: Rada Pracownicza jest niejako radą nadzorczą w
przedsiębiorstwach kapitalistycznych, po czwarte, wreszcie tylko Rada pracownicza może
pozbywać się majątku trwałego poprzez sprzedaż akcji lub t.p. Wszystkie te czynniki mogą
mieć duży wpływ na postawę załogi, jak również wynik ekonomiczny przedsiębiorstwa, a on
to w głównej mierze decyduje o zaangażowaniu. Nakreśliłem jeden z możliwych kierunków
reformowania naszej gospodarki o tyle niezwykły, że mieszczący się w realiach socjalizmu i
społecznej własności środków produkcji.
Władysław Bożek

***

Na kwietniowej rozprawie rozwodowej, spotkało mnie zaskoczenie.


Została zmieniona Sędzina prowadząca rozprawę. Na tej rozprawie, mogłem już
mówić, czyli zostałem dopuszczony do głosu. W swojej mowie oświadczyłem, że
jestem przeciw rozwodowi, Pani Sędzina, zapytała mnie jak sobie wyobrażam dalsze
pożycie. Odpowiedziałem, że każda ze stron powinna zrobić krok do tyłu, zapomnieć,
to co było i rozpocząć od nowa. Zdaję sobie sprawę z tego, że będzie to trudne, ale
takie jest moje zdanie w tej sprawie. Sędzina spytała moją żonę, co o tym sądzi. Głos
zabrała jej mecenas, oświadczając, że dalsze życie pod jednym dachem z pozwanym
nie ma sensu, gdyż ja przepijam dorobek naszego małżeństwa. Na dowód tego wnosi
pismo procesowe. Sędzina przyjęła pismo i kopię przekazała mnie, po czym
zakończyła rozprawę wyznaczając kolejną na czerwiec. Przyczyną rozwodu, zdaniem
żony było nadużywanie alkoholu przeze mnie. Przypomniało mi się z niedalekiej
przeszłości, że jeśli bezpieka chciała kogoś skompromitować to podawano informację,
że to współpracownik bezpieki lub sprzeniewierzył społeczne pieniądze. I człowiek
był bezradny, nie był w stanie sam się obronić. Nie byłem abstynentem, ale
nadużywanie, przepijanie dorobku małżeńskiego, to ogromna przesada. W ciągu
wyznaczonych przez sąd siedmiu dni odpowiedziałem na pismo procesowe, pisząc
praktycznie życiorys z ostatnich dwudziestu lat.

***

Jest dzień hutnika `89 roku. Zostałem zaproszony, na to święto braci


hutniczej, przez dyrektora kombinatu HK . Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem,
tym bardziej , że to ja byłem inicjatorem odłączenia koksowni Przyjaźń od Kombinatu.

165
O fakcie tym poinformowałem ścisłe grono moich kolegów z zarządu, a właściwie
siódemkę założycieli NSZZ Solidarność. Wszyscy wyrazili opinię bym na zaproszenie
pojechał. Właściwie działaliśmy jeszcze nielegalnie ale „okrągły stół” zbliżał się ku
końcowi, miałem oficjalne biuro z sekretarką i dwoma oddelegowanymi
pracownikami do pracy w związku, stosownie do liczby członków. Ja nie byłem
oddelegowany tak zdecydowałem sam, ale pełniłem w dalszym ciągu funkcję szefa
związku. Byłem zapraszany przez naczelnego na narady na których, prawie zawsze,
zabierałem głos, głównie w sprawach płacowych i socjalnych załogi. Moje
wystąpienia były na tyle interesujące, że naczelny wielokrotnie reżimowym
związkowcom dawał moją postawę za przykład, zresztą nie szczędziłem im
krytycznych uwag na temat ich działalności w okresie stanu wojennego i po nim.
Ponieważ miałem do dyspozycji Melexa to w razie potrzeby miałem możliwość
dojechania niemalże natychmiast do biura Solidarności.
Uroczystości dnia hutnika odbyły się w Pałacu Zagłębia w Dąbrowie
Górniczej. Część oficjalna była w sali teatralnej, były występy kabaretowe i pieśni
zaproszonych artystów. Zaproszenie było równocześnie miejscówką do siedzenia,
mnie przypadł fotel przy naczelnym kombinatu. Przywitaliśmy się - powiedziałbym
ciepło, chwilę porozmawialiśmy na ogólne tematy, wśród których na plan pierwszy
wysuwała się decyzja ponownej rejestracji naszego związku. Był to podstawowy
postulat Lecha Wałęsy podczas obrad, bez którego te rozmowy nie miałyby
najmniejszego sensu. Pytanie właściwie było tylko jedno, kiedy. Z ustaleń okrągłego
stołu wynikało, że nastąpi to po podpisaniu przez obie strony ostatecznych
dokumentów. Po występach zaczęliśmy się powoli rozchodzić, byłem umówiony z
kolegami w restauracji Stylowa na piwo. Już w holu asystent naczelnego kombinatu
podszedł do mnie i poinformował mnie, że naczelny zaprasza mnie na spotkanie
kameralne na Pogorii. Odpowiedziałem że jestem umówiony z kolegami, asystent
jednak nalegał abym przyjechał będzie czekał na mnie autobus i jak do niego wsiądę
to kierowca zawiezie mnie gdzie należy.
Poszedłem więc do restauracji, koledzy czekali przy piwie. Piwo na mnie
już czekało wypiłem go i powiedziałem, że zostałem zaproszony na Pogorię. Moją
informację przyjęli ze zrozumieniem i nakazali mi wręcz jechać, dopiłem piwo i
pożegnałem się z nimi. Pod PKZ rzeczywiście stał autobus, pusty, gdy wsiadłem
natychmiast ruszył.
Po przyjeździe do zakładowych ośrodków rekreacyjnych, wskazał mi
tylko gdzie mam iść i odjechał. Przed budynkiem stało kilkanaście osób sami
mężczyźni. W drzwiach stał sam naczelny kombinatu, przywitał mnie jeszcze raz i
poprosił do środka tam mnie przedstawił pozostałym, jako szefa solidarności z
koksowni. Sala była duża stoły ustawione w podkowę bez krzeseł zastawione
mnóstwem przekąsek na zimno. Dawno nie widziałem tylu szynek kiełbas, salami i
czego dusza zapragnie. Pełne salaterki najprzeróżniejszych sałatek i mnóstwo owoców
południowych. Zaraz przy wejściu kelner wręczył mi kieliszek, nalał i na zdrowie
wypiłem z naczelnym. Dyrektor, zaproponował na drugą nogę, wypiliśmy toast za
Solidarność i jak najszybszą ponowną rejestrację. Po czym poszedłem coś przekąsić
kieliszek miałem ze sobą. Nałożyłem sobie na talerz różnych przekąsek i rozpocząłem
konsumpcje. Podchodziło do mnie kilka osób z kierownictwa huty, każdy chciał się ze
mną napić, ale nie z każdym chciałem pić. Rozmowy toczyły się o tym, że to

166
nierozsądna decyzja o odłączeniu się od kombinatu, argumentowano, że koksownia
jest połączona z hutą taśmociągiem i że to praktycznie jeden organizm. Tłumaczyłem
im, że przecież koksownia pozostaje, i w dalszym ciągu będzie produkować koks dla
hut ,ale będzie samodzielnym podmiotem gospodarczym. Atmosfera nabierała
rumieńców towarzystwo lekko podchmielone stwarzało bardzo sympatyczną
atmosferę.
Rozglądając się po sali nagle zauważyłem znajome twarze, stali
niedaleko mnie obaj funkcjonariusze SB, Lasik i Tomzik. Widząc, że ich zauważyłem
szybko podeszli do mnie. Odsunąłem się nieco na bok,
- Witamy pana , panie Władku powiedział jeden z nich.
Co wy tu robicie zapytałem?.
Ano, pilnujemy pana żeby panu nic się nie stało.
A cóż mi się tu może stać.
No, no, nigdy nic nie wiadomo.
Właściwie to byli trzeźwi przynajmniej na oko. Jeden z nich przywołał
kelnera, kelner nalał w kieliszki, panie Władku, wreszcie możemy się napić. Na
zdrowie powiedział drugi wypiliśmy.
Właściwie to my się już od tak dawna znamy, że powinniśmy być
kolegami.
Panowie, odparłem, kolegów to ja sobie sam wybieram.
Słowa te nie sprawiły na nich wrażenia, stojący przy nas kelner nalał
jeszcze po jednym, wypiliśmy.
Rzekłem do nich panowie, przez tyle lat szukaliście po całym
województwie Andrzeja Katowickiego, chodziliście za mną, byliście moimi
opiekunami, a wiecie kto jest Andrzejem?,
- To ja .
Ty ?, niemożliwe.
A ja wskazując na Lasika porucznika , powiedziałem żartem:
Gdyby pan mnie złapał i aresztował dzisiaj byłby pan majorem.
Dzisiaj mogę, wam to powiedzieć, na dniach Solidarność będzie
przywrócona, to po pierwsze po drugie, Lechu przed okrągłym stołem poprosił o
rozwiązanie wszystkich podziemnych struktur, tym samym zostałem zwolniony z
przysięgi i mogę wam to powiedzieć.
Reakcja ubeków była niesamowita, niedowierzanie a potem grymas na
twarzach i złość.
Był to mój triumf, tyle przesłuchań i udręki - nigdy nie wiadomym było
czy z takiego przesłuchania wyjdzie się wolnym .

***

Na kolejnym czwartkowym wezwaniu do SB, por. Lasik, jak zwykle


wyjął z pancernej szafy moją teczkę, przeglądając ją wyjął pierwszy numer naszego
biuletynu i powiedział:
Panie Władku, patrząc na pismo – czy po starej znajomości, nie
moglibyśmy otrzymywać tego pisma bezpośrednio, niech pan patrzy – to jest ksero, z
ksera prawie nieczytelne.

167
Odpowiedziałem: panowie, macie tylu informatorów, wiecie gdzie
gazetki są wykładane, to wasz agent powinien wam dostarczać oryginały.
- Mogę pana zapewnić, że ja również nie wiem kiedy się jakieś pismo
ukazuje.
Wiedziałem, że w biurowcu na parterze był stolik i parę krzeseł, na
wypadek gdyby jakieś pracownik chciał napisać pismo. Na tym to stoliku, koledzy
wykładali spore ilości ulotek i różnych pism Komitetu Organizacyjnego NSZZ
Solidarność. W ten sposób informowaliśmy urzędników o naszej działalności.
Wszystkie pisma znikały jak kamfora.
Przeglądając moją teczkę – zapytał:
- Panie Władku, pan nigdy nic nie widział, nic nie słyszał.
- Czy panu, coś mówi pseudonim, albo nazwisko Białek?.
- Odpowiedziałem, nie, nic
- Niech pan się dobrze zastanowi, powiedział patrząc mi w oczy,
wydawało mi się, że miał coś ważnego na uwadze.
- Prawdą a Bogiem, rzeczywiści, nic mi nie mówiło.
Dopiero, w przyszłości miało się okazać, co miał na myśli oficer SB.

***

Na czerwcowej rozprawie spotkało mnie zaskoczenie. Na ławie przed


salą rozpraw siedziały osoby, które poprzednio nie uczestniczyły. Były to, dobra nasza
znajoma a właściwie przyjaciółka mojej żony Elżbieta Werner i jej siostra Halina
Woźniak. Przywitałem się tylko z Elżbietą pytając –Esiu co ty tu robisz?. Pytanie moje
okazało się krępujące dla niej. Odpowiedziała tylko, zobaczysz.
O wyznaczonej godzinie poproszono nas na salę rozpraw. Osoby, które
pojawiły się po raz pierwszy, pozostały.
Zaraz na wstępie, Sędzina przekazała powódce moją odpowiedź na
pismo procesowe, odebrała go mecenas mojej żony. Bardzo wnikliwie go czytały, po
czym mecenas żony podniosła palce, prosząc o głos. Sędzia udzieliła jej głosu.
Wysoki Sądzie, powiedziała, powódka wnosi o zmianę kwalifikacji - na
rozwód na bez orzekania o winie. Tym samym wycofano oskarżenia pod moim
adresem.
Zwracając się do mnie Pani Sędzia, spytała – co pan na to?.
Odparłem, tak Wysoki Sądzie, zgadzam się na rozwód.
Przypominam panu, że był pan przeciwny rozwodowi, czy tak?.
Tak, Wysoki Sądzie, ale zmieniłem zdanie.
Dlaczego?, pyta Sędzia.
Wysoki Sądzie, sprawy zaszły już tak daleko, że rozwód będzie
najlepszym rozwiązaniem.
Miałem, oczywiście, na myśli koszmar jaki musiałem przeżywać, jaki mi
stworzyła moja żona, przez ten okres, okres rozprawy rozwodowej. Wszczynała, bez
powodu awantury w domu a następnie wzywała policję, właściwie nie miałem chwili
spokoju gdy się pojawiłem w domu. Do znudzenia, powtarzała slogan, „ty, s...... synu,
zniszczyłeś całą moją rodzinę”. Od tych słów w głowie mi huczało, były to oczywiste
brednie, ale moja psychika była tak wykończona, że pragnąłem uciec od tego

168
wszystkiego - od jej głosu, nawet na koniec świata. Gdy pojawiała się policja, to z
reguły trzymała jej stronę, to ja według policji wszczynam awantury - byłem bezsilny.
Przypominam, panu jeszcze raz, powiada Sędzina czy zgadza się pan na
rozwód?.
Tak, Wysoki Sądzie.
W takim razie proszę opuścić salę, Sąd musi się naradzić.
Wyszliśmy, chodząc po korytarzu widziałem, jak żona wnikliwie
rozmawia ze swoją siostrą. Patrząc na Elżbietę, zauważyłem w jej oczach ulgę.
Później, po kilku latach, mąż Elżbiety dostarczył mi kserokopię
scenariusza, co miała mówić w sądzie, jako świadek w przypadku, gdybym nie
wyraził zgody na rozwód.
Po kilkunastu minutach, zostaliśmy ponownie poproszeni na salę
rozpraw.
Sędzina, odczytała... w imieniu Polskiej Rzeczpospolitej, itd. postanawia
rozwiązać związek małżeński bez orzekania o winie itd.
Wyrok uprawomocnił się po 21 dniach.
Było to dnia 13.06.2002 roku.
Ale moje kłopoty dopiero miały się zacząć.

****

Dnia 18 grudnia 1998 roku, po wielkich bojach sejm uchwala ustawę o


Instytucie Pamięci Narodowej. Chodź dla wielu moich znajomych była to nieznacząca
ustawa, o którą było tyle walki, to dla mnie była czymś doniosłym. Podkreślałem z
naciskiem, że wreszcie będę mógł między innymi dowiedzieć się, kto na mnie donosił.
Jak miała pokazać przyszłość, ustawa ta miała dla mnie fatalne skutki.
Sięgając pamięcią wstecz, to właściwie, od tej daty moje małżeństwo
zaczęło się powoli psuć. W tamtym okresie, nie przyszło mi do głowy, że może to
mieć jakikolwiek związek z tą właśnie ustawą. Żona zaczynała być nieznośna, chociaż
w moim postępowaniu nic się nie zmieniło, to ciągle miała do mnie pretensje, nie
wiedzieć tak naprawdę o co. Początkowo brałem to, jako trudny okres przekwitania, a
dodatkowo przeszła na emeryturę, to też mogło mieć wpływ na jej zachowanie.
- Jest to chwilowe - myślałem.
Zajęty sprawami firmy, po przyjeździe do domu, zabierałem psa i
wyjeżdżałem do parku lub nad jezioro, usuwając się z jej oczu, by nie prowokować
waśni. Ale i żona zaczęła chodzić po lekarzach, to dobrze myślałem. Błędem moim,
tego okresu było chyba to, że nigdy nie zapytałem o wyniki tych badań. Myślałem, że
może lepiej nie pytać, by nie stawiać jej w kłopotliwej sytuacji. Zauważyłem tylko
jakieś plastry na jej plecach w okolicy lędźwiów, był to sygnał - myślałem, że i ona to
rozumie. Wizyty w różnych Przychodniach były bardzo częste, szczególnie jedna,
Przychodnia Rejonowa nr 3 przy ul. Piłsudskiego nr 28a. Zdziwiło mnie, że w tej
przychodni, żona się leczyła, dlatego, że nie był to nasz rejon - ale żona powiedziała,
że są tu dobrzy specjaliści, to mi wystarczyło. Jak się później miało okazać, ta właśnie
przychodnia kiedyś, należała do MSW. Zawoziłem ją tam wielokrotnie, brałem psa z
którym spacerowałem po całym osiedlu. Wizyty u lekarzy trwały niekiedy i 2 godziny.
Z tych wizyt żona wychodziła jakby bardziej podniecona - nerwowsza. Nawet

169
pewnego razu zapytałem, co tak długo to trwa, a te wizyty wcale ci nie pomagają,
wychodzisz z nich w gorszym stanie.
- Odpowiedziała, że ciągle jej coś wynajdują, badają i nie wie, co tak
naprawdę jej dolega.
- Właściwie - to, co ci dolega?, spytałem.
- Przecież gdy pracowałaś to prawie nigdy nie bywałaś u lekarzy.
- To dobra przychodnia mają tu dobrych lekarzy.
- Odpowiedziała.
- Tą odpowiedź przyjąłem jako wystarczającą.
Nigdy jednak nie wszedłem do tej przychodni, by zobaczyć ilu tam,
rzeczywiście oczekuje pacjentów. W okresie tym wierzyłem jej jak każdy mąż swojej
żonie i do głowy mi nie przyszło by sprawdzić, to co mówi. Pewnego razu zaprosiłem
mojego lekarza z firmy, który znał wielu doskonałych specjalistów, by pomógł żonie.
Jakoś rozmowa się nie kleiła, na propozycje doktora - skierowania do specjalistów w
Katowicach nie wyraziła jednak ochoty. Wszystko jej przeszkadzało, nawet kuchenka
gazowa, twierdziła, że za wąska. Przecież cała kuchnia została wykonana na
zamówienie tłumaczyłem, a kuchenka była typowa i wmontowana w całość
umeblowania. Pewnego wiosennego dnia 2000 roku, a była to sobota, gotując obiad w
jakimś tylko jej znanym podnieceniu, biegając po kuchni w drewniakach pośliznęła się
i tracąc równowagę włożyła do gotującego się rosołu całą rękę razem z łokciem.
Natychmiast zawiozłem ją na pogotowie, tam ją opatrzono, oparzenia były znaczne.
Stwierdziłem tylko wracając do domu, że została ukarana, za wyzwiska kierowane pod
moim adresem za kuchnię. Rany jednak szybko się zagoiły nie pozostawiając żadnych
blizn.

***

Jest jesienne popołudnie 2007 roku. Przechodząc pomiędzy blokami


„Manhatanu”, tak w żargonie mieszkańców Dąbrowy Górniczej nazwano jedno z
dużych osiedli przy ul. Piłsudskiego, ktoś do mnie zawołał.
- Cześć Władek.
Spojrzałem w kierunku skąd dobiegł do mnie głos, i poznałem
znajomego, z którym się nie widziałem dobre dwadzieścia lat. Witek Sz, przez te lata
się niewiele zmienił. Znaliśmy się jeszcze z czasów pracy w Hucie Katowice. Był
członkiem Zakładowej Komisji Mieszkaniowej, której byłem sekretarzem. Z
wykształcenia inżynier, nie pamiętam już na którym wydziale pracował, ale
pamiętałem go z prac w komisji jako zawsze rozważnego i myślącego.
- Cześć Witek , odpowiedziałem.
- Co słychać – zapytał.
I tak od pytania do pytania, w tempie sprinterskim przelecieliśmy
wszystkie lata. Był już jak ja na emeryturze.
- A co u ciebie teraz – zagadnął.
- Jestem już po rozwodzie, kupiłem mieszkanie i mieszkam niedaleko
stąd.
- Wiem, wiem wszystko, odparł Witek.
- A skąd, zainteresowałem się.

170
Witek jakby nie zauważył mojego pytania, i kontynuował dalej. Twoja
była żona leczyła się w tutejszej przychodni (to przychodnia dawnego MSW),
przywoziłeś ją tu, spacerowałeś z psem po osiedlu, a wiesz co ona tu robiła?.
- Była szkolona w najdrobniejszych szczegółach jak ma cię wykończyć.
Pociemniało mi w oczach. Przecież nikomu nie mówiłem, że woziłem tu
żonę a tym bardziej, że spacerowałem z psem.
- Co ty mówisz?
- Tak było, odpowiedział Witek.
Wszystko to jest nagrane na taśmach. Jeśli założysz sprawę w sądzie, to
ktoś jest gotów być twoim świadkiem i wszystko w sądzie powie.
- Ale kto to jest.
- Nic więcej Ci już nie powiem na ten temat.
Słuchaj Witek, nie mogę przecież zakładać sprawy sądowej, mojej byłej
żonie, jeśli nie znam świadka, nie wiem nawet kim jest.
Wystąpiłem do IPN jako „poszkodowany” o udostępnienie mi nazwisk
agentów i donosicieli i czekam na dopowiedz.

***

W styczniu 2005 roku, wszystkie media obiegła informacja o tzw.


„liście Wildsteina”. Bronisław Wildstein jako dziennikarz Rzeczpospolitej zamieścił
listę „agentów współpracowników i innych”, na stronie w Internecie. Otwierając tą
listę, o dziwo znalazłem tam swoje nazwisko i imię. Jak później miało się okazać była
to lista wszystkich akt znajdujących się w zasobach IPN łącznie z poszkodowanymi.
Na liście tej znajdowało się również nazwisko i imię Bożek (Białek) Zdzisława. Takie
nazwisko i imię nosiła moja była żona, mogła to być zbieżność nazwiska i imienia, ale
Białek – tu przypomniała mi się jedna z ostatnich rozmów z bezpieką i to dało mi
wiele do myślenia.

A oto fragment tej listy.

IPN BU 0993/133 BOŻEK (BIAŁEK) ZDZISŁAWA


IPN BU 01050/76 BOŻEK WŁADYSŁAW

Wiedząc, że nigdy nie współpracowałem z bezpieką udałem się do IPN


w Katowicach, tam zostałem poinformowany, że powinienem złożyć wniosek o
udostępnienie dokumentów - zapytanie o status pokrzywdzonego na podstawie ustawy
o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiemu. Wniosek taki złożyłem w dniu 19 stycznia 2005 roku.
W pierwszej dekadzie września 2005 roku otrzymałem list polecony z
IPN, a w nim trzy zaświadczenia:

- a oto treść pierwszego:

171
Na podstawie art. 217 § 2 pkt. 1 ustawy z dnia 14 czerwca 1960 r.
Kodeks postępowania administracyjnego (Dz. U. Z 2000 r. Nr 98, poz. 1071), w
związku z wniesieniem przez Pana Władysława Bożka pytania, o którym mowa w art.
30 ust. 2. ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji
Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz. U. Nr 155, poz. 1016, z 1999 r.
Nr 38, poz. 360 oraz z 2000 r. Nr 48, poz. 553), zaświadcza się, na podstawie
posiadanych i dostępnych dokumentów zgromadzonych w zasobie archiwalnym
Instytutu Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiemu, że Pan Władysław Bożek jest pokrzywdzonym w rozumieniu art. 6 w/w
ustawy.
Pieczęć i podpis
Naczelnika Oddziałowego Biura Udostępniania
I Archiwizacji Dokumentów w Katowicach
Jolanta Nowak

- treść drugiego:

Na podstawie art. 217 § 2 pkt. 1 ustawy z dnia 14 czerwca 1960 r.


Kodeks postępowania administracyjnego (Dz. U. z 2000 r. Nr 98, poz. 1071), w
związku ze złożeniem przez Pana w dniu 19.01.2005 r. w Oddziale IPN w Katowicach
wniosku, o którym mowa w art. 30 ust. 1 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie
Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz.
U. Nr 155 poz. 1016 z późń. Zm.) zaświadczam, że w archiwum Instytutu Pamięci
Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu znajdują się
następujące dotyczące Pana dokumenty:
- akta operacyjne b. służb bezpieczeństwa

Pieczęć i podpis
Jak wyżej

- i treść trzeciego:

Instytut Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko


Narodowi Polskiemu informuje, że udostępnienie akt dot. Pokrzywdzonego Pana
Władysława Bożka nastąpi w dniu 7 września 2005 r. w Oddziałowym Biurze
Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów w Katowicach ul. Józefowska 104, w
pokoju 119, w godz. 8:00 – 15:00.

Pieczęć i podpis
Jak wyżej

172
W wyznaczonym dniu zgłosiłem się do Oddziału IPN w Katowicach
celem zapoznania się z aktami operacyjnymi bezpieki. Były to luźne kartki w teczce,
około 220 dokumentów, część tych dokumentów zamieszczam na końcu książki.
Wybrałem 74 dokumenty i złożyłem wniosek (tylko jeden egzemplarz) o skopiowanie
tychże. Akta oznaczone były numerem IPN Ka 048/568. Z akt wynikało, że z bezpieką
w tej sprawie, współpracowało 17 tajnych agentów, o następujących pseudonimach:
Michał, SJ, Zdzichu, Narcyz, 09, Janosik, Dawid, Brzoza, Mickolz, Misiu, Szczepan,
Stańczyk, Janusz, August, Edward, Waldek, Hickok. Złożyłem więc wniosek o
odtajnienie nazwisk tych agentów i współpracowników bezpieki. Po wielu pismach i
odwołaniach, dnia 10 stycznia 2008 r. została podjęta ostateczna decyzja o odmowie
podania mi nazwisk oraz dalszych danych identyfikujących tożsamość osób
występujących pod podanymi pseudonimami. Uzasadnienie IPN jest bardzo mgliste
np. że nie zachowały się dowody donoszenia na mnie, że pod danym pseudonimem
znajduje się kilka nazwisk. Moje logiczne rozumowanie podpowiada mi, że jeśli w
moich aktach operacyjnych funkcjonariusz SB pisze, że należy uruchomić agenturę i
podaje pseudonimy agentów, którzy mają się zainteresować mną, a nie zachowały się
dowody (donosy) na piśmie, to ja uważam, że mam prawo poznać nazwisko tego
agenta. Niestety IPN uważa inaczej. Przecież taki człowiek nie znalazł się tam
przypadkiem, musiał wyrazić zgodę i podpisać współpracę z bezpieką i już sam ten
fakt jest naganny, a jego nazwisko powinno być znane, przynajmniej mnie. Można na
tej podstawie myśleć, że IPN będąc w posiadaniu dokumentów o agentach chroni ich
pomimo tego, że ze społecznego punktu widzenia takie postawy uznano za naganne.
Jest i inna zastanawiająca sprawa. Udostępnione mi akta obejmowały
okres tworzenia Solidarności w Koksowni „Przyjaźń”, a przecież zostałem
aresztowany w grudniu 1981 r. Na moje pytanie czy to są wszystkie dokumenty na
mój temat pani w IPN odpowiedziała, że tak.
Przecież razem z kolegami z Huty Katowice tworzyliśmy od podstaw
Niezależny Związek Zawodowy a następnie NSZZ Solidarność, aż wierzyć mi się nie
chce aby bezpieka się nami nie interesowała. Również w latach osiemdziesiątych
przesłuchiwany byłem kilkakrotnie przez funkcjonariuszy SB i z tego okresu nie
zachowały się żadne dokumenty?.
Doskonale pamiętam, jak po jednym z przesłuchań funkcjonariusz SB
relacjonował mi moje spotkania z „podejrzanymi elementami”, tak nazywano osoby
zagrażające bezpieczeństwu PRL. Nawet po jednym z takich przesłuchań, zwierzyłem
się Włodkowi Kapczyńskiemu , że muszę mieć założony podsłuch. Włodek
zaproponował mi, że postara się o urządzenie wykrywające „pluskwy”, jak nazywano
elementy podsłuchu. I rzeczywiście dostarczył mi takie urządzenie wraz z instrukcją
obsługi. Przez kilka dni sprawdzałem pomieszczenia mieszkalne o różnych porach
dnia i nocy, ale nic nie wykryłem. Na kolejnym przesłuchaniu, historia się znowu
powtórzyła wiedzieli kiedy i z kim się spotykałem nie znali tylko szczegółów i ode
mnie chcieli się tego dowiedzieć. I znów testowanie, wykrywaczem podsłuchu, tym
razem jednak wykryłem podsłuch w pionie, gdzie mieściły się wszystkie rury ale tak
nisko jakby u sąsiada z niższego piętra. Był to dla mnie sygnał by w domu, całkowicie
zaprzestać rozmów na tematy będące w zainteresowaniu bezpieki. Był to okres kiedy
to już mocno działałem w konspiracyjnej „Sieci”.

173
***

Po moim koszmarze przeżywanym we własnym domu, i po rozwodzie


postanowiłem się wyprowadzić. Jakiś czas trwało nim znalazłem takie mieszkanie,
które mi odpowiadało. W połowie września 2002 roku wyprowadziłem się z mojego
domu. Mieszkanie było w fatalnym stanie technicznym, właściwie zmuszony byłem
wykonać kapitalny remont.
Zajęty remontem, pod koniec września otrzymałem wezwanie na policję
w charakterze podejrzanego. Zdziwiło mnie to wezwanie, pomyślałem mój koszmar
jeszcze się nie skończył.
Ale kto i o co mnie oskarża?
W wyznaczonym dniu zjawiłem się na Komendzie Policji w Dąbrowie
Górniczej. Prowadzący dochodzenie policjant najpierw poinformował mnie, że toczy
się postępowanie karne przeciwko mnie i dał mi do wglądu dość grubą teczkę.
Dokumenty zawierały przede wszystkim akt oskarżenia, oraz protokoły przesłuchania
świadków. Oskarżała mnie moja była żona o to samo, co było przedmiotem pozwu o
rozwód z mojej winy. Te same dokumenty, które zostały wycofane przy rozprawie
rozwodowej zostały wniesione ponownie już jako akt oskarżenia o znęcanie się
fizyczne i psychiczne. Zawirowało mi w oczach.
Boże powiedziałem półgłosem, co ta kobieta jeszcze mi uczyni.
Przeczytałem zeznania świadków. Świadkami oskarżenia była jej siostra,
która zeznała do protokołu iż była świadkiem wielokrotnych awantur wszczynanych
przeze mnie, szczególnie gdy byłem pijany. Czytając to własnym oczom nie
wierzyłem, jak można dopuścić się takiej podłości.
Bywała z mężem wielokrotnie w naszym domu na różnych imprezach
rodzinnych i nigdy nie było żadnych awantur.
Przecież, myślałem tym kłamstwem może mnie skazać, jak można
posunąć się do takiej podłości, gdzie sumienie?.
Dłuższy czas wpatrzony w to, co czytałem zapomniałem na chwilę gdzie
się znajdowałem i z jakiego powodu.
Dopiero głos policjanta, który zapytał czy, już zapoznałem się z
dokumentami uświadomił mi gdzie jestem.
Przywrócony do świadomości, odpowiedziałem, że jeszcze czytam,
protokoły spisane były ręcznie.
Drugim świadkiem oskarżenia była moja własna córka. Tu jeszcze
większy szok. Chociaż mnie nie oskarżała, to jednak złożyła zeznanie, że
informowana była telefonicznie o awanturach, przez matkę. Załamało mnie to
doszczętnie. Moja córka dla której tak wiele uczyniłem, postanowiła być świadkiem
oskarżenia własnego ojca, tu do moich oczu zaczęły cisnąć się łzy.
Wyrwany ponownie z tych rozmyślań przez policjanta odłożyłem
dokumenty. Policjant wyjął jakiś druk i rozpoczął przesłuchanie. Odpowiedziałem, że
odmawiam składania jakichkolwiek wyjaśnień w tej sprawie. Byłem w dalszym ciągu
w ogromnym szoku, przyszło mi do głowy, że zostało to ukartowane.
Przecież w policji pracowało kilku byłych funkcjonariuszy SB i to oni
mogli uknuć tą mistyfikację.

174
Jest jeszcze, przecież Prokuratura pomyślałem tam będę miał możliwość
złożenia zeznań. Policjant skrupulatnie zapisał odmowę i dał mi do podpisania
protokół. Przesłuchanie się zakończyło, jest pan wolny oświadczył na zakończenie.
Niestety, po kilku tygodniach otrzymałem list polecony z prokuratury, a
w nim akt oskarżenia i informacje, że został przesłany do Sądu Grodzkiego. W ten
sposób zostałem pozbawiony złożenia wyjaśnień w tej sprawie. Z sądu otrzymałem
wezwanie na rozprawę, która została wyznaczona na styczeń 2003 roku. Po
otrzymanym wezwaniu, złożyłem na piśmie wyjaśnienie, którego nie udało mi się
wcześniej złożyć na policji i prokuraturze. Właśnie w tamtym okresie napisałem ten
wiersz:

Jest mi smutno , gdy mnie oskarżają


a kłamstwo jest miarą bytu
Jest mi smutno , gdy prawdę za nic mają
po to, by dołożyć mi tu .

Na pierwszej rozprawie został odczytany akt oskarżenia przez panią


prokurator. A przez sędzinę zostałem poproszony o złożenie wyjaśnień w
przedmiotowej sprawie. Odpowiedziałem, że wszystko co mam do powiedzenia w tej
sprawie napisałem w odpowiedzi na akt oskarżenia i nic więcej nie mam do dodania.
Pani sędzina zadała mi pytanie czy zrozumiałem akt oskarżenia, odpowiedziałem, że
tak. Czy oskarżony przyznaje się do winy, odpowiedziałem nie. W odpowiedzi sędzina
przeprowadziła wywód, machając przy tym moim pismem, że nie jest to sprawa
gospodarcza i składanie pism w tej sprawie, nie może mieć żadnego znaczenia.
Odpowiedziałem, że żądam przyjęcia pisma jako moich wyjaśnień w tej sprawie.
Sędzina jednak tych wyjaśnień nie przyjęła, nie wpięła tego pisma do teczki z aktami
sprawy, pozostawiając je luźno. Na tym pierwsza rozprawa się zakończyła, kolejna
została wyznaczona na lutego.
Kolejne rozprawy odbywały się w miesięcznych odstępach czasowych.
Na jedną z nich sąd wezwał męża siostry, byłej żony. Ponieważ jedno z pobić byłej
żony o czym świadczyła obdukcja, było w obecności świadków, a światkami byli
siostra i szwagier byłej żony. Z zeznań byłej żony, potwierdzonych przez jej siostrę,
wynikało, że w dniu 4 lipcu 2001 roku, przy okazji pieczonek zorganizowanych w
ogrodzie, będąc pod wpływem alkoholu ją pobiłem.
Wezwany świadek nie potwierdził tych faktów, potwierdził natomiast, że
taka impreza była ale on nie widział awantury.
Na moje pytanie, kto robi pieczonki w lipcu?, nie potrafił nic
konkretnego powiedzieć, ale stwierdził, że on wie iż w biznesie, przy różnych
okazjach towarzyszy alkohol.
Moja uwaga skupiła się na tym, by przed sądem dowieść, że żona
kłamie.
Na jedną z rozpraw, jako przedstawiciel prokuratury pojawił się
mężczyzna i właśnie na tej rozprawie była przesłuchiwana moja była żona.
Wzięta w kleszcze pytań prokuratora skompromitowała się doszczętnie.
Chodziło mniej więcej o to, że ja wszędzie ją szkalowałem i wśród sąsiadów i

175
znajomych, zmuszona przez prokuratora do podania nazwisk osób do których ja
mówiłem obelżywe słowa, w końcu odmówiła ich podania.
Poproszony o zadanie świadkowi pytań – zapytałem?
Jeśli nasz związek małżeński praktycznie nie istniał, to dlaczego?, latem
2000 roku kupiłem Ci na 30 lecie małżeństwa, pierścionek z brylantem?.
Odpowiedziała, ale mi pierścionek za 600 zł.
Było to oczywiste kłamstwo, pierścionek kosztował kilka ładnych
tysięcy i na moją sugestię sprawdzenia tego, sędzina odpowiedziała, nie ma takiej
potrzeby.
Moi świadkowie, 4 osoby, znajomi, którzy wielokrotnie bywali w moim
domu, również na wielu imprezach nie potwierdzili oskarżeń, ale to nie miało żadnego
znaczenia dla sądu. Mało tego, zostali uznani za niewiarygodnych, ponieważ zdaniem
sądu nie podałem ich w dochodzeniu i ich zeznań nie można było zweryfikować.
Dla sądu nie miało również znaczenia, że świadkami oskarżenia była
tylko najbliższa wybrana, rodzina, byłej żony. Świadkami oskarżenia były tylko dwie
osoby.
Takie jest prawo, by można wnieść akt oskarżenia, potrzebnych jest
minimum dwóch świadków.
A przecież powoływała się na imprezy rodzinne i towarzyskie.
Widać sąd uznał, że takie imprezy odbywały się w towarzystwie jej
siostry i córki.
W imprezach, każdorazowo uczestniczyło co najmniej kilkanaście osób.
Ale nikt z tych osób nie zechciał być świadkiem oskarżenia.
Były to, widoczne gołym okiem laika, uchybienia procesowe. Sąd wydał,
takie jest moje zdanie, wyrok znacznie wcześniej nim zakończył się proces.
Niestety już na żadną z rozpraw, jako prokurator, nie pojawił się
mężczyzna z oczywistą szkodą dla mnie.
W dniu 19 grudnia zapada wyrok. Pani prokurator, w mowie końcowej,
żąda 1 roku więzienia z zawieszeniem na 3 lata.
Sąd, to podwyższa i skazuje mnie na 1 rok więzienia w zawieszeniu na 4
tata.
Na ogół bardzo rzadko sąd podwyższa karę, wyżej niż żąda tego
prokurator.
Jak perfekcyjnie był to przygotowany proces, dowiedziałem się dopiero
później.
Zażądałem orzeczenie sądu na piśmie. Zamieszczam go na końcu
książki, bardzo ciekawym wątkiem orzeczenia sądu jest ujęcie zeznania szwagra byłej
żony, który nie potwierdził oskarżeń, ale i tak to koleruje?, z całym zebranym
materiałem dowodowym.
Cały proces został perfekcyjnie przygotowany i przeprowadzony, i
pomimo odwołań do wyższych instancji wyrok został utrzymany.

***

Po około dwóch latach, jeden z moich świadków Brunon Werner będąc u


mnie opowiedział mi o zwierzeniach szwagra byłej żony. Będąc ze swoim znajomym

176
na piwie spotkali się z nim. On to ze smutkiem opowiedział im, że moja była żona
wielokrotnie zmuszała tak jego jak i swoją siostrę do bycia świadkiem w procesie
przeciwko mnie. Właściwie swoją siostrę kupiła, ale on odmówił, i zaskoczony był, że
ja podałem go na świadka.
Prawda była taka, że to nie ja go podałem za światka a prokurator,
mężczyzna, który był tylko raz na sprawie. Słusznie rozumując, skoro, siostra mojej
byłej żony była świadkiem pobicia, a przecież była z mężem, to jego zeznania w
sprawie miały kluczowe znaczenie. Niestety nie dla sądu.
Znajomego zapytałem, czy powtórzy to przed prokuratorem.
Odpowiedział, że tak. W związku z tym wystąpiłem do prokuratury z wnioskiem o
podejrzenie popełnienie przestępstwa. Po przeprowadzonym śledztwie, przez policję,
oczywiście miałem wgląd w materiały śledztwa, poinformowano mnie, że akta sprawy
przekazują do prokuratury.
Na szczególną uwagę zasługiwały zeznania siostry byłej żony, która
zeznała, że nie była świadkiem pobicia siostry przeze mnie, przy okazji pieczonek.
Podczas prowadzonego procesu, sędzina tak manipulowała zapisami do
protokołu, że rzeczywiście takiego zapisu nie było. Pomimo, że na sali rozpraw takie
pytanie padło z mojej strony.
Czy świadek był kiedykolwiek obecny podczas awantury w moim domu.
Odpowiedź, tak zawsze.
Pamiętam to dobrze, ale takiego zapisu w protokole nie było.
Było tylko dość ogólnikowe sformułowanie, że awantury w domu się
odbywały.
Również jej mąż wyparł się spotkania z Werenerem i takiej rozmowy.
Z prokuratury otrzymałem powiadomienie wraz z orzeczeniem, że akta
sprawy zostały przekazanie do sądu.
Po kilku dniach, otrzymałem wezwanie z sądu. W wyznaczonym dniu,
wstawiłem się i sędzia oświadczył mi, że wyrok w tej sprawie dawno już się
uprawomocnił, a sąd z urzędu nie może wszcząć tej sprawy. Ale doradził mi, bym je
oskarżył z powództwa cywilnego, wziął sobie dobrego adwokata, a dowiodę, że i była
żona i jej siostra kłamały, a zatem złożyły fałszywe oświadczenia.
Właściwie to na tym zakończyła się cała sprawa, zniesławienia mnie i
skazanie za niepopełnione czyny.
Postanowiłem, więcej nie ruszać tej sprawy. Niech żyją obydwie
siostrzyczki dalej, z bagażem podłości w swoich sercach i mam tylko cichą nadzieję,
że kiedyś obudzi się w nich sumienie.
Cała ta sprawa, przecież dość banalna zasługuje jednak na głębszą
refleksję. Każda dobrze przygotowana sprawa, przed podobno, niezawisłym sądem,
znajdzie finał w postaci wyroku skazującego.
Jakim trzeba być podłym, by oskarżyć i skazać niewinnego człowieka.
Tak przecież dawniej bywało, gdzie sądy, stanowiły zbrojne ramię, systemu
politycznego, ale obecnie?. Wydaje mi się, że systemy polityczne są mniej zbrodnicze
niż podłość człowieka.
Pojawia się jeszcze jedna refleksja, kto?, tak perfekcyjnie przygotował to
wszystko, bo na pewno nie moja była żona. Pytanie to pozostawiam czytelnikowi.

177
4. Podsumowanie.

Właściwie, to całe moje życie, tak w młodości jak i będąc już dorosłym i
dojrzałym mężczyzną przeżyłem jakby obok komunizmu. Pierwszy raz z perfidią
komunistyczną spotkałem się będąc jeszcze chłopcem, na początku lat pięćdziesiątych.
Mieszkając u babci pewnego razu znalazłem się na przepastnym strychu budynku.
Było tam kilka kufrów zapełnionych różnościami, od zastaw stołowych po
najróżniejsze ubrania. Przeglądając jeden z nich natrafiłem na pisma, wydane w
języku polskim ale datowane, bodajże na 1943 lub 1944. Czytać już umiałem, zresztą
nauczyłem się tego dość wcześnie. Były to pisma, tygodniki lub miesięczniki o ładnej
grafice i bardzo wyraźnym druku. Moją uwagę zwróciły zdjęcia, bardzo wyraźne z
ekshumacji Polaków pomordowanych w Katyniu. Zdziwiło mnie jedynie to, że pisma

178
były w języku polskim a przecież data wydania wskazywała, że Polska była w niewoli
pod okupacją niemiecką. Pism, jak zapamiętałem było kilkadziesiąt. Wiele czasu
zajęło mi przeczytanie tego co zawierały. Otóż z pism tych dowiedziałem się, że
Niemcy powołali specjalną komisję pod patronatem Czerwonego Krzyża, której
zadaniem było odkopanie grobów i ekshumowanie ofiar pomordowanych. Byli to
Polacy w mundurach, świadczyły o tym orzełki na guzikach i inne dystynkcje oraz
dokumenty osobiste, zdjęcia i notatki. Do każdego zdjęcia był komentarz, podawane
były nawet nazwiska i zdjęcia które mieli przy sobie. Czytając to, z moich oczu
płynęły łzy, było to niesamowite przeżycie dla takiego dziecka. Niemcy dowodzili, że
zbrodni dokonali sowieci. Odkryte mogiły pomordowanych Polaków zrobiły na
Niemcach tak ogromne wrażenie, że postanowili dowieść kto dokonał tej potwornej
zbrodni. Jak zawsze odkładałem te pisma na miejsce i przysypywałem tym czym były
przykryte. Ale mojej babci nie uszło uwagi moje zachowanie i smutek na mojej
twarzy. Nic do tej pory nie mówiłem, gdzie chodziłem i co robiłem, ale przenikliwy
wzrok babci zmusił mnie pewnego razu do zadania pytania.
- Babciu, co to był Katyń?
- Zamiast odpowiedzi usłyszałem, szperałeś na strychu.
Nic nie odpowiedziałem, ale na drugi dzień, gdy znalazłem się ponownie
na strychu pism już nie było. Zniknęły – nie miałem odwagi zapytać, co się z nimi
stało i nigdy takie pytanie nie padło. Dziś to rozumiem a i wtedy wiedziałem, że taka
informacja, gdyby wyszła poza mury domu była wręcz śmiertelnym zagrożeniem dla
wszystkich. Pamiętam doskonale jak funkcjonariusze MO, w tamtym okresie, mając
jeszcze polowe mundury wojskowe, i tylko czerwona opaska na lewym ramieniu z
białymi literami MO odróżniała ich od wojska, szwędali się po całej miejscowości
zaczepiając dzieci takie jak ja i obiecując cukierki nakłaniali do zwierzeń o swoim
domu, sąsiadach, o tym co się dzieje po nocach itp. Będąc świadkiem aresztowania
ojca i dramatów na tym tle w domu, zapałałem do nich ogromną nienawiścią. System,
który wtedy się rozprzestrzeniał był rzeczywistym złem, to utkwiło mi głęboko w
pamięci, wprowadzając mnie z tym, w dorosłe życie. Nigdy nie należałem do ZMS
(związek młodzieży socjalistycznej) a tym bardziej do PZPR, uważając te organizacje
za wrogie, przynoszące wiele nieszczęść obywatelom i samej Polsce. Zmieniali
wszystko, zabierali majątki i fabryki. Nawet młyn wodny, który zapamiętałem z
młodości upaństwowiono, a wobec wielkiej niechęci właściciela, nakazano jego
rozebranie pozostawiając tylko ogromny staw, gdzie z resztą kolegów chodziliśmy się
kąpać. Zlikwidowano go dopiero na początku lat siedemdziesiątych, pozostawiając po
nim rozległe łąki.
Tak jakoś potoczyło się to moje dorosłe życie, że tam gdzie pracowałem
nie zmuszano nikogo do wstępowania do PZPR. Pracowałem w budownictwie w
firmie która zajmowała się robotami elektrycznymi, to mi odpowiadało. Chciałem
awansować, oczywiście ale nie za cenę legitymacji. Ucząc się specyfiki zawodu,
zdobywałem coraz to większą wiedzę i kwalifikacje. Moim największym marzeniem
było zostanie członkiem grupy rozruchowej. Tu decydowała tylko wiedza, a mając ją
spełniły się moje marzenia, legitymacja na moje szczęście nie była najważniejszym
czynnikiem. Praca ta dawała mi wiele satysfakcji. W latach siedemdziesiątych – bumu
gospodarczego Gierka, liczyła się każda głowa w tym zawodzie. Uruchamiałem coraz
to nowe zakłady, mogąc zaprezentować swoją rozległą wiedzę, wszystko to sprawiało

179
mi ogromną radość, byłem potrzebny, nikomu nawet do głowy nie przyszło pytać o
legitymację.
Pierwszy kontakt z UB (urząd bezpieczeństwa) miałem w 1964 roku,
kiedy to po zabójstwie Prezydenta USA Kenediego, trwała kampania wyborcza na
jego następcę. Jednym z kandydatów był Goldwater, który na spotkaniach wyborczych
podkreślał, że jak zostanie prezydentem, to zniszczy komunizm. Nasłuchując wraz z
kolegami „Radia Wolna Europa” w internacie gdzie mieszkałem, wśród szumów i
trzasków zagłuszarek, informacje takie przyjmowaliśmy z entuzjazmem. Nadeszły
wakacje. Postanowiliśmy działać. Prawie na, każdym moście w tamtych czasach,
zamocowane były ogromne hasła np. „Socjalizm to dobrobyt” „Wszyscy popieramy
zdobycze socjalizmu” i wiele jeszcze grubszych. W nocy z 21 na 22 lipca 1964 r
zakrywając te hasła, powiesiliśmy nasze „Niech żyje Goldwater pogromca
komunizmu”. Dokonaliśmy tego na kilku, bodajże 4 kluczowych mostach
województwa rzeszowskiego oddalonych od siebie o wiele kilometrów. Był to może
wybryk, ale dobrze przygotowany i wykonany, i jak miała przyszłość pokazać właśnie
to pokolenie doprowadziło do upadku komunizmu, nie tylko w Polsce. Minęły
wakacje, rozpoczęła się nauka. Mniej więcej w połowie września, przyjechała
bezpieka do szkoły i w kajdankach zabrali mnie do komendy. Tam zauważyłem
Franciszka Żabę szefa naszej grupy, Franka również skutego przeprowadzali do
innego pokoju i dlatego go zauważyłem. Zostałem doprowadzony do pokoju w którym
znajdowało się jedno biurko i dwa krzesła. Kajdanki mi zdjęto. Za biurkiem siedział
cywil, a przed sobą miał kartkę maszynopisu a na niej pytania, chyba jak
zapamiętałem ponad dwadzieścia.
Rozpoczęło się przesłuchanie. Nie pytano mnie o nazwisko i imię,
żadnych danych osobistych. Pierwsze pytanie było, czy kiedykolwiek byłem w
Muninie i innych miejscowościach, których już nie pamiętam. Odpowiedziałem, że
nie, może kiedyś tylko przejeżdżałem ale nie pamiętam. Muninę pamiętałem, po
pierwsze, że tam ja z kolegą wieszaliśmy transparent, był tam duży most nad drogą.
Siedząc po drugiej stronie biurka mogłem i czytałem pytania, niektóre z nich były
rozszerzane o dodatkowe. Odpowiedzi moje były krótkie i pewne. Jeśli pytanie było
jasne odpowiadałem zgodnie ze swoją wiedzą, jeśli było skomplikowane
odpowiadałem, że nic nie wiem. Pytanie o mosty uświadomiło mi, że szukają tych,
którzy wieszali hasła. Organizacja nasza polegała na tym, że nikt z nas nie wiedział
kto co ma wykonać, wiedział to jedynie Franek. Obawiałem się, że może sypnie, ale
na wszelki wypadek nic nie widziałem. Sprawa mostów nie była najważniejszą.
Funkcjonariusz bezpieki poinformował mnie, że jestem członkiem nielegalnej grupy,
która siłą planuje obalenie socjalizmu. Informował mnie, że dowód na to, że tak jest,
jak mówi znajduje się na schemacie, który został zabezpieczony przy Franciszku
Żabie, gdzie jest umieszczone moje nazwisko jako minister finansów przyszłego
rządu. Stanowczo zaprzeczyłem temu. Nigdy w dyskusjach z Frankiem nie
rozmawialiśmy na ten temat, informował mnie, że jest organizowana grupa ludzi
pewnych i poważnych i widziałby mnie w tej grupie, ale nie było mowy o
wstępowaniu. Nie miałem pojęcia dlaczego umieścił mnie na tej liście. W rozmowach
z nim podkreślałem, że najpierw muszę skończyć szkołę zdobyć zawód a później
możemy rozmawiać na ten temat. Zaprzeczyłem w sposób zdecydowany, że nic mi nie
wiadomo o takiej grupie. Jak to w internacie odwiedzaliśmy się w pokojach, i

180
rozmawialiśmy o różnych sprawach, ale nigdy o obaleniu socjalizmu. Przecież, każdy
może wymyślić sobie jakąś bzdurę i umieścić tam jakieś nazwiska, to może być
również prowokacją.
Przecież wiecie, że jestem dobrym uczniem, mam swoje zdanie na temat
otaczającego mnie świata, ale siłą obalać socjalizm, to mi się nie mieści w głowie.
Ubek wszystko zapisał i stwierdził, jeszcze to sprawdzimy, po czym przesłuchanie
zostało zakończone, a mnie przeprowadzono do pokoju w którym była tylko jedna
prycz z desek przymocowana do ściany i zamknięta, żadnych innych przedmiotów,
siadłem więc na podłodze w kącie i w takiej pozycji głównie się znajdowałem. Od
czasu do czasu wstawałem by rozprostować kości i pochodzić. Tak przesiedziałem
noc, rano przyniesiono mi czarną kawę, chleb i pasztetową. Po posiłku rozpoczęło się
ponowne przesłuchanie, ubek najpierw stwierdził, że nie mówiłem prawdy ale wobec
mojego zdecydowanego sprzeciwu, stwierdził – jesteście rzeczywiście dobrym
uczniem i źle by było gdybyście przystępowali do nielegalnych organizacji.
- Powiedziałbym, że był to moralny wykład.
Dał mi protokół do przeczytania i podpisując go, stwierdził – będziemy
was obserwować i jeśli podpadniecie to zamkniemy was na dobre, jesteś wolny i nie
musisz dzisiaj iść do szkoły, spytałem tylko która jest godzina, było jak pamiętam
około południa. Franek niestety nie wyszedł i do dnia dzisiejszego nic o nim nie wiem.
Po ukończeniu szkoły podjąłem pracę na Śląsku w firmie zajmującej się
robotami elektrycznymi głównie w elektrowniach. Skierowany zostałem do Pątnowa
gdzie była budowana elektrownia opalana węglem brunatnym. Dwie podobne
elektrownie Konin i Gosławice już pracowały. Elektrownia Pątnów zlokalizowano nad
jeziorem o tej samej nazwie. Nie posiadała chłodni kominowych a chłodzenie pary po
wyjściu z turbiny odbywało się w ogromnych rurach zanurzonych w jeziorze. Była to
całkowicie nowa inwestycja gdzie jako młody człowiek uczyłem się wszystkiego od
nowa. Wiedza zdobyta w szkole niewiele pomagała. Staż trwał 3 miesiące w trakcie,
których zapoznawaliśmy się z rzemiosłem na różnych obiektach elektrowni. Ciągłe
zmiany nie stwarzały zadowolenia z pracy, ale dopiero pensja dawała radość. Po raz
pierwszy miałem do dyspozycji swoje własne pieniądze. Staż pracy zakończył się
egzaminem po 3 miesiącach pracy.
Służba wojskowa wyzwoliła kolejną porcję niechęci do systemu
komunistycznego. Na każdym kroku widoczna była bezmyślność i wręcz głupota
oficerów. Nie będąc partyjnym, omijały mnie awanse, nawet na urlop taryfowy nie
udało mi się pojechać i zapłacono mi za niego wychodząc do rezerwy. I chociaż nigdy
nie byłem ukarany nawet naganą, to byłem traktowany jak obcy. Jest mało
prawdopodobne by bezpieka miała wpływy w wojsku, coś w tym jednak było, gdyż
traktowany byłem inaczej niż pozostali żołnierze. W chwilach trudnych zacinałem
zęby, mówiąc sobie, z każdym dniem bliżej cywila. Tak minęło 24 miesiące i nadszedł
wreszcie dzień cywila, a więc to ja sam miałem decydować o sobie. Ministrem obrony
był Spychalski i służba wojskowa w tamtym czasie była nie najgorszym obowiązkiem
młodego człowieka. Byłem sprawny fizycznie, strzelałem dobrze, byłem nawet
strzelcem wyborowym, jednak noszony mundur mnie uwierał, nie czułem się w nim
dobrze. Do cywila wyszedłem w październiku, a już od 1 listopada poszedłem do
pracy.

181
Trafiłem na budowę elektrowni do Łagiszy koło Będzina. A po roku
pracy skierowano mnie na budowę cukrowni w Czechosłowacji do małego miasteczka
Hruszowany. Było to w dwa lata po inwazji „bratnich krajów socjalistycznych”.
Pamięć o tamtych wydarzeniach była wśród czechów jeszcze bardzo żywa. Dziwiła
mnie postawa czechów, którzy nigdy nie narzekali na system, właściwie to, bali się
nawet o nim mówić. Cukrownię budowaliśmy my Polacy, Czesi tylko pod koniec
budowy się pojawili, po to, by zapoznać się z urządzeniami. Wydarzenia grudnia 1970
roku w Gdańsku spotkały mnie w Czechosłowacji. Informacje o tych wydarzeniach
czerpałem z nasłuchu „Radia Wolna Europa”. Odbiór był nie najgorszy, mniejsze
szumy niż u nas w kraju. Jaruzelski będąc wówczas ministrem Obrony Narodowej,
któremu podlegało wojsko, właśnie to wojsko strzelało do niewinnych ludzi na
przystankach kolejki podmiejskiej. I choć do dnia dzisiejszego, nie udało się ustalić
kto wydał rozkaz strzelania, to odpowiedzialność leży po stronie Jaruzelskiego.
Wynikiem tych wydarzeń były głębokie zmiany w PZPR i samym biurze politycznym.
Te informacje łącznie z komentarzami o zbrodni ludobójstwa w Gdańsku mogłem
słuchać tylko w radiu „Wolna Europa”. Na budowie, te wydarzenia spotkały się
również z potępieniem i były jednoznacznie komentowane, komuniści poraz kolejny
strzelali do niewinnych ludzi. Co rozsądniejsi koledzy zaczęli myśleć o ucieczce.
Hruszowany znajdowały się tuż przy austriackiej granicy. Rozciągały się tam rozległe
bagna, nawet linia kolejowa w pewnym miejscu przechodziła przez skrawek Austrii.
Na około 2,5 tysiąca załogi, od jesieni 1969 r. do wiosny 1970 r., uciekło przez granicę
około 700 osób. Kilku moich kolegów z którymi razem pracowaliśmy, zaczęło
planować ucieczkę. Namawiano mnie do przyłączenia się i razem opuszczenia kraju.
Odmówiłem. Powodem odmowy był zaplanowany mój ślub na sierpnień 70 roku.
Nawet ich odprowadziłem do miejsca gdzie przekroczyli granicę. Zaskoczeniem dla
mnie, było wezwanie mnie pewnego dnia do kierownictwa budowy, gdzie przekazano
mi widokówkę z Austrii, w której koledzy przesyłali mi najlepsze życzenia
podkreślając, że jest im smutno beze mnie. Z treści dowiedziałem się, że znajdują się
w obozie dla uchodźców i za około 3 do 6 miesięcy wyjadą jedni do Kanady inni do
USA. Widokówka adresowana była na budowę na moje nazwisko. Kierownik
budowy wskazał cywila, który chce ze mną porozmawiać. Cywilem okazał się
funkcjonariusz bezpieki, który wypytywał mnie o szczegóły ucieczki, podkreślając, że
musiałem wiedzieć o ucieczce ponieważ z treści wynika, że byliśmy w zażyłych
stosunkach koleżeńskich. Nie zaprzeczałem tego, ale nic nie wiedziałem o ich planach
odpowiedziałem. Ubek spisał to wszystko skrzętnie, zatrzymał widokówkę,
oświadczając mi, że jest to dowód w sprawie.
O całej sprawie zapomniałem dość szybko. Za miesiąc miałem jechać do
kraju gdzie czekały mnie przygotowania do ślubu. Zgodnie z kontraktem po 3
miesiącach pracy przysługiwał trzydniowy urlop, wobec tego, że nie był to wyjazd
obowiązkowy można było sobie gromadzić te dni co 3 miesiące. W Czechosłowacji w
tamtym okresie było znacznie więcej towarów niż w Polsce. Wyjeżdżając na urlopy
jeździliśmy po różnych miastach, by kupić prezenty. Kupienie atrakcyjnego towaru nie
było takie łatwe, chodź znajdował się na półce, sprzedawczyni odpowiadała „neni”, co
znaczyło, że nie ma i nie miało to znaczenia, że pokazywało się palcem, że jest.
Zupełnie inaczej reagowały, gdy przemówiło się innym językiem np. niemieckim,
wtedy przynoszono towar nawet z magazynu.

182
Zaopatrzony w prezenty, przyjechałem do kraju na początku czerwca.
Pozałatwiałem wszystkie sprawy, związane ze ślubem i wyjechałem na kilka dni do
matki.
W drodze powrotnej spotkała mnie niemiła niespodzianka. Na stacji PKP
Zebrzydowice, ostatniej stacji granicznej między PRL a Czechosłowacją zostałem
zatrzymany przez straż graniczną Czechosłowacji. Zostałem wyprowadzony z pociągu
na tamtejszy posterunek, pod zarzutem nielegalnego przekroczenia granicy. Otóż ni
mniej ni więcej mój paszport okazał się nieważny. Posiadał pieczątkę „z prawem
jednokrotnego przekroczenia granicy”, raz już przekroczyłem granicę gdy skierowano
mnie do pracy w Czechosłowacji, a zatem drugi wyjazd był już nielegalny. I nie
pomogły żadne tłumaczenia, nawet wystawiona delegacja. Zostałem zatrzymany w
areszcie i czekałem do rana na przyjazd naszej milicji. Gdzieś około godziny
jedenastej następnego dnia, zjawiła się milicja z komendy wojewódzkiej z Katowic.
Zostałem przekazany i zabrany do Katowic. Zarzucono mi próbę nielegalnego
przekroczenia granicy, przeprowadzono drobiazgowe śledztwo, po czym zamknięto na
48 godzin do wyjaśnienia sprawy. Po około 24 godzinach od zatrzymania, poproszono
mnie do gabinetu cywilnego funkcjonariusza i poinformowano mnie, że Ministerstwo
Budownictwa, wystawca paszportu potwierdza wystawienie paszportu ale uważa za
rzecz niemożliwą by taką pieczątkę wstawiono w moim paszporcie. Poinformowano
mnie, że zatrzymany paszport zostanie wysłany do Warszawy, a ja mam się tam
zgłosić za 3 dni, po czym mnie zwolniono, nie pytając czy mam gdzie zamieszkać. By
przeczekać ten okres wróciłem do mojej narzeczonej. Po trzech dniach pojechałem do
Warszawy, paszport już na mnie czekał w ministerstwie, przeproszono mnie za
nieporozumienie dano mi nowy paszport już z pieczątką „wielokrotnego przekroczenia
granicy” i na tym sprawę zakończono. Dzisiaj to wydaje się śmieszne, ale w tamtych
czasach człowiek nie był właścicielem paszportu, właścicielem paszportu był
wystawca. Paszport miałem przy sobie tylko w okresie podróży, później był
przechowywany w kierownictwie budowy. Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym
przypadkiem, czy był to tylko przypadek, czy może furtka do opuszczenia kraju.
Po zakończonej budowie, powróciłem do kraju pomimo, że miałem
podpisany kontrakt jeszcze na rok. Był to czas wielkich przemian w Polsce, PZPR
postawiła na czele partii Edwarda Gierka. Rozpoczął się wielki bum gospodarczy,
inwestycja goniła inwestycję a wszystkie priorytetowe. Będąc już po ślubie,
zrezygnowałem z dalekich delegacji, ograniczając się tylko do województwa
katowickiego i sąsiadujących z nim. Budowało się i oddawało do eksploatacji bardzo
dużo zakładów, wiele innych modernizowano. Jeździłem więc od zakładu do zakładu
a wszędzie terminy były na wczoraj. I chociaż bardzo dobrze zarabiałem, to
największym moim marzeniem było uzyskanie własnego mieszkania. Po wielu
staraniach udało mi się kupić własne M2, większych nie było, w 1974 r. w nowym
bloku. Po raz pierwszy w tym kraju, zaczęto sprzedawać mieszkania. Mając pieniądze
kupiłem je, zamykając sobie przy tym drogę do spółdzielczego M4. Większe
mieszkanie mogłem już tylko kupić, tak mówiło ówczesne prawo, ale większych na
rynku nie było i w związku z tym nie można było kupić. A na dodatek w tym czasie
rozpoczęto budowę Huty Katowice i wszystkie budowane mieszkania przeznaczano na
potrzeby huty. Stałe utyskiwania żony na temat wielkości mieszkania, sprawiły, że
postanowiłem coś z tym zrobić. Dowiedziałem się, że spółdzielnia rozpoczyna zapisy

183
na domki jednorodzinne. Mając świadomość, że większego mieszkania mieć nie
mogę, zapisałem się na tą listę, byłem bodajże 6, na dwadzieścia planowanych i
czekałem na dokumentację i kosztorys. Kiedy otrzymałem te dokumenty, żona
stanowczo zaprotestowała budowie własnego domu, twierdząc, że jej nie jest
potrzebny dom ale większe mieszkanie. Nie pomogły tłumaczenia, że spółdzielczego
mieszkania nie możemy otrzymać, idź do pracy do Huty Katowice tam dają
mieszkania, takie było jej rozwiązanie sprawy. Widząc bezsens jakichkolwiek dyskusji
na ten temat udałem się do huty i omówiłem warunki przyjęcia. Był to rok 1976
styczeń. Pracę rozpocząłem od lutego na Wydziale Pomiarów i Badań Elektrycznych.
Nowy zakład, dopiero rozpoczynała się faza rozruchu. Pracy było mnóstwo, a
wszystko na wczoraj. Jako pomiarowiec z dużym doświadczeniem i stażem znalazłem
swoje miejsce. Praca ta dawała mi satysfakcję, ale na pęsji straciłem – trudno
myślałem. Zostałem umieszczony na liście oczekujących na mieszkanie i ta myśl
kompensowała wszystko. Mieszkanie – funkcyjne, innego zgodnie z prawem nie
mogłem otrzymać przydzielono mi po trzech latach pracy. Mieszkanie duże M4 w
spokojnej dzielnicy i dużym balkonem, cóż to była za radość. Jedynym problemem z
jakim się natknąłem to brak mebli, gdzie ja nie jeździłem za nimi. Jakoś udało się to
pokompletować w ciągu roku. Ale otrzymując mieszkanie funkcyjne zostałem
niewolnikiem zakładu. Zwolnienie dyscyplinarne, lub samodzielne rozwiązanie
umowy łączyło się z opuszczeniem mieszkania. Stare sprzedałem, bo prawo nie
pozwalało mieć dwóch mieszkań. Gdzieś pod koniec 1979 roku, kierownik wydziału
poprosił mnie do siebie.
- Panie Władku, powiedział, jest pan dobrym pracownikiem, ale na
żadną listę na towary się pan nie zapisuje.
- Mam dla pana propozycję, niech pan się teraz zapisze na listę, a dam
panu talon na pralkę automatyczną.
Faktycznie list takich było mnóstwo, praktycznie na wszystko,
wielokrotnie nagabywano mnie bym się zapisał. Zawsze odpowiadałem że te towary
powinny się znajdować w sklepach, a ja powinienem sobie tam to kupić.
Kierownikowi odpowiedziałem:
Panie inżynierze właściwie, to co huta produkuje?
Pytanie retoryczne - odpowiedział .
Bo ja – kontynuowałem - myślałem, że huta produkuje stal, a na jakim to
wydziale produkowane są pralki?.
Pytaniem tym, niesamowicie zdenerwowałem szefa. Właściwie to
podpadłem. Odniosłem wrażenie, że niebawem mogę znaleźć się za bramą. Od
nowego roku (osiemdziesiątego) została zaostrzona dyscyplina jeszcze bardziej, nawet
udając się z wydziału na wydział należało mieć specjalną przepustkę. Ograniczono
tym samym osobiste kontakty międzywydziałowe załogi. Rozpoczęła się ogłupiająca
propaganda, zebrania załogowe wydziału z kierownictwem PZPR weszły do stałego
kalendarza. Na zebraniach tych napiętnowano wszystkie przypadki, nawet
najdrobniejszego naruszenia obowiązków pracowniczych i udzielano nagan.
Atmosfera w pracy stawała się coraz gęstsza i często była przyczyną wypadków, gdzie
z reguły winien był robotnik. Ale pomimo zaostrzonej dyscypliny spotykaliśmy się, na
takich spotkaniach przekazywaliśmy sobie wszystkie informacje jakie zdołano zebrać.
Istniały przecież wydziały, które z natury swego funkcjonowania jak kolejowy i

184
samochodowy poruszały się po całej hucie. Były to z reguły informacje płacowe,
właśnie w tym okresie nasiliły się naciski pracownicze na podwyżki płac. Mój wydział
ze względu na swoją specyfikę, mając specjalne przepustki, mogliśmy wejść na każdy
wydział. Na różnych wydziałach kierownictwo różnie reagowało na te postulaty.
Służby Głównego Energetyka, dość elastycznie podeszły do tematu, proponując dość
istotne podwyżki płac. Oczywiście nie uszło to uwadze pracowników innych
wydziałów, powstał więc ferment na tych wydziałach, do tego stopnia, że nawet
członkowie PZPR, podejmując uchwały na swych zebraniach, żądali znacznie
większych podwyżek niż oferowało kierownictwo. Atmosfera na wydziałach, była tak
napięta, że wystarczyła iskra by rozniecić pożar. Wszyscy czekali na coś, czego nikt
nie potrafił zdefiniować, ale to coś miało nadejść, to czuło się w powietrzu. Na domiar
złego, Polska wygrała jak nam tłumaczono w mediach przetarg na wyżywienie
sportowców na Olimpiadzie w Moskwie. Praktycznie kupienie czegoś nawet przed
olimpiadą graniczyło z cudem, a już podczas olimpiady sklepy stały puste. W
zakładach dyscyplinę trochę pofolgowano obawiając się protestów. Jednak cały czas
trwało napięcie. Pierwsze sygnały, o protestach przyszły z Lublina, gdzie kolejarze
widząc co jest wysyłane do ZSRR przyspawali wagony do torów, czy była to prawda,
czy pogłoski mające rozładować atmosferę, dziś trudno powiedzieć, ale te wydarzenia
miały mieć swoją rangę w niedalekiej przyszłości.
Nadszedł sierpień, a wraz z nim strajki na wybrzeżu. Przez dłuższy czas
nic się nie zmieniało. Protest robotniczy wybrzeża był jakby nie zauważany przez
resztę Polski. Nieliczne protesty komuniści załatwiali podwyżkami płac i ponownie
wszystko wracało do normy. Gdzieś pod koniec sierpnia, na Wydz. Walcowni Dużej
załoga zażądała spotkania z Dyrekcją i Zakładowym Komitetem PZPR, powodem
takiej decyzji był fakt niezrealizowania podwyżek załodze, pomimo, że już cała huta
miała to za sobą. Zebranie rozpoczęło się po 14 – tej i trwało do około 19 – tej. Pod
adresem kierownictwa wydziału, dyrekcji i komitetu padały coraz poważniejsze
oskarżenia. Doszło do tego, że wszyscy decydenci opuścili zebranie, oczywiście
wzburzyło to załogę do tego stopnia, że pożegnano ich gwizdami i innymi epitetami.
Nazajutrz okazało, że wśród załogi brakuje kilku ludzi, którzy nie zjawili się w pracy a
którzy wytykali uzasadnione błędy kierownictwu. Wśród nieobecnych był Marek
Fabry suwnicowy, który swoim wystąpieniem zjednał sobie sympatię załogi wydziału.
Grupa pracowników udała się do Głównego Mechanika by zaprotestować, było to 29
sierpnia piątek 1980 r. i jak to w takich przypadkach bywa dołączali do nich
przypadkowi coraz to nowi pracownicy, grupa rosła w siłę. Zaczęły padać oskarżenia,
że nieobecnych musiała aresztować milicja i SB, zaczęto również nawoływać do
strajku. Wreszcie pojawił się i ten o którego powstał cały ferment Marek Fabry. Ale
już wtedy zebrani, kierując się prawem tłumu, ten krzyknął to, inny jeszcze co innego,
zapadła decyzja o strajku, w biurach Głównego Mechanika. Fabry staje na czele
protestu. GM oświadczono, że jest to strajk. Telefoniczne powiadomiono dyrekcję o
strajku. Decyzja dyrekcji była jedna, nie przeszkadzać, przekazano więc do dyspozycji
strajkujących najpierw dwa a następnie jeszcze kilka pomieszczeń w biurowcu GM.
Byłem uczestnikiem tych wydarzeń od momentu kiedy przed GM pojawiła się grupka
około 20 osób. Grupa ciągle rosła, po godzinie był to już tłum. Nadano protestowi
określone ramy, został powołany komitet strajkowy, na zasadzie wskazywania palcem
tego, który najwięcej krzyczał. Była to właśnie ta iskra, która wyzwoliła w tych

185
ludziach ogromną energię. Wszystko od tej pory potoczyło się bardzo szybko, lawina
ruszyła. Został ogłoszony strajk okupacyjny. Mając do dyspozycji łączność,
poinformowano Gdańsk o strajku w Hucie Katowice a to w tamtych czasach miało
wielkie znaczenie psychologiczne. Ale i w innych regionach kraju zaczynały się
protesty. Wszystko na początku odbywało się spontanicznie, nikt przecież nie miał
doświadczenia w tego typu wydarzeniach. Powoli jednak wszystko zaczynało nabierać
ram organizacyjnych, postanowiono, że komitet powinien być reprezentowany przez
każdy wydział. Bywało i tak, że nie było odważnych na niektórych wydziałach do
reprezentowania komitetu. Tak było właśnie w Służbach Głównego Energetyka, które
w komitecie strajkowym ja reprezentowałem. Jednym z pierwszych żądań komitetu
było podpisanie porozumień komitetu strajkowego Stoczni im. Lenina w Gdańsku z
Rządem PRL. Kolejne to, by w głównym wydaniu Dziennika TV o 19.30
poinformowano, że Huta Katowice strajkuje. Były poważne trudności z nadaniem tej
informacji, ale kiedy komitet strajkowy oświadczył, że jeśli takiej informacji dziennik
nie poda, to zostanie zatrzymany wielki piec, groźba poskutkowała. W głównym
wydaniu dziennika telewizyjnego pojawiła się informacja o strajku w Hucie Katowice
31 sierpnia. Przewodniczącym komitetu strajkowego powołano Andrzeja
Rozpłochowskiego i trzeba przyznać, że swoją odwagą i głoszonymi wypowiedziami
zjednał sobie wszystkich. Tak jakoś się to wszystko poukładało, że z PZPR nikt nie
chciał rozmawiać. Wszystkie większe komitety strajkowe żądały rozmów z Rządem,
choć przecież to też byli towarzysze z PZPR. W Hucie Katowice, Komitet Fabryczny
PZPR był całkowicie ignorowany, jak również członkowie PZPR. Można zapytać
dlaczego? i tu precyzyjna odpowiedź nie jest łatwa. Przecież na fali demokracji
solidarnościowej, do władz KF PZPR doszli całkowicie nowi ludzie, wybrani w
demokratycznych wyborach, to byli przecież nasi koledzy, a jednak szyld PZPR i jego
przeszłość robiły swoje. Pamiętam I Sekretarza KF PZPR Stanisława Kalmana, który z
wielkim zacięciem próbował nawiązać kontakt z Zarządem Zakładowym NSZZ
Solidarność. Jako pierwszy z PZPR potępił zajścia w Bydgoszczy. Niechęć jednak do
PZPR była większa niż próby naprawienia komunistycznej przeszłości. Pamiętam
również nasze ostatnie spotkanie tuż przed wigilią 81 roku. Właściwie to, czuję się
winny tego spotkania niezawinionego przecież przeze mnie. Jak wcześniej
wspomniałem, zarejestrowałem Spółdzielnię Mieszkaniową „Metalurg” w sądzie 12
grudnia 81 roku. A po rejestracji pojechałem do mojej mamy, która załatwiła mi
połowę świni. Już na rogatkach Krosna zatrzymany zostałem przez milicję, około
godziny 22-giej. Milicjant w stopniu sierżanta wnikliwie wypytywał mnie dokąd jadę,
czy mam paliwo itp. Bo trzeba wyjaśnić, że paliwo było kupowane jak wiele innych
artykułów na kartki. Mając dużego Fiata 125p, przysługiwało mi 45 l miesięcznie,
śmieszne ale prawdziwe. Oczywiście milicjanta zignorowałem i pojechałem dalej.
Rano a była to niedziela 13 grudnia, dowiedziałem się, że na terenie całego kraju
został wprowadzony „stan wojenny”. Natychmiast ruszyłem na Śląsk nawet nie
kończąc śniadania. Jakoś szczęśliwie dojechałem do Krakowa i tu zobaczyłem
pierwsze skutki „stanu wojennego”. Na przystankach tłumy ludzi, jak się później
dowiedziałem komunikacja strajkowała, to dobrze pomyślałem ale żal mi się zrobiło
tych setek ludzi. Zatrzymałem się na jednym z pierwszych przystanków i
poinformowałem, że jadę na Śląsk i nie mogę zboczyć z drogi, zabiorę tylko tych,
którzy będą wysiadać po trasie. Na przednim siedzeniu usiadła starsza siwa szczupła

186
pani, emerytowana nauczycielka jak mi się przedstawiła. Na tylne siedzenia weszło
chyba z siedem osób, jak się pomieścili do dzisiaj nie wiem. Ruszyłem, pani na
przednim siedzeniu rozpłakała się i ze łzami w oczach mówiła łamiącym głosem,
proszę pana „Jaruzelski wypowiedział wojnę narodowi”, przeżyłam dwie wojny
światowe, napadano na nas, ale żeby Polak wypowiedział wojnę swojemu narodowi i
tu zaczęła głośno płakać, starałem się jak mogłem ją pocieszyć, trochę przycichła, ale
jej szloch pozostał w moich uszach do dzisiaj. Uświadomiłem sobie wówczas, że dla
takich kochanych kobiet warto poświęcić życie. Ta kobieta i jej spontaniczność
uświadomiła mi, że to co robiliśmy miało ogromny sens dla takich ludzi, dla narodu.
Gdzieś około 14-tej dotarłem do Huty Katowice pod bramę główną i tu wielka ulga.
Wejście główne całkowicie zabarykadowane dźwigami i innym ciężkim sprzętem, a
na bramie ogromny napis „Strajk Okupacyjny”, ulga, chłopaki żyją. Ludzie na bramie
nie pozwolili mi wejść do środka, zezwolono mi jedynie zadzwonić do komitetu
strajkowego i po krótkiej rozmowie z szefem komitetu strajkowego, Antek Kusznier
wydał polecenie by mnie wpuszczono. Przywitaliśmy się bardzo serdecznie, Antek
poinformował mnie, że wszyscy koledzy zostali aresztowani i tylko jemu jedynemu z
zarządu udało się uciec. Antek podobno uciekł z dziewiątego piętra w pidżamie gdy po
niego przyszli, jakoś szczęśliwie dotarł do huty i jako jedyny członek zarządu stanął na
czele strajku.
- Władziu, powiedział nic tu po tobie, jakoś sobie radzimy, ale
potrzebujemy kocy i przede wszystkim, twoim zadaniem jest, ponieważ wyłączono
łączność, poinformowanie zakładów, że huta strajkuje.
- przekazał mi jeszcze specjalną przepustkę, na podstawie której mogłem
wejść do komitetu o każdej porze.

187
188
Większość czasu spędzałem poza domem. Klasztor na „Górce
Gołonowskiej” Franciszkanów też wielokroć dawał mi schronienie, szczególną
postacią z którą się bardzo związałem był ojciec Tadeusz, który był wielkim
przeciwnikiem komunizmu. Pewnego dnia będąc w domu, żona pokazała mi list
polecony z Huty Katowice a w nim wypowiedzenie mi pracy, bez świadczenia tejże.
Postanowiłem, że muszę się udać do Huty Katowice do swojego biura i zniszczyć
swoje pozostawione tam dokumenty i różne inne druki. Było to już po otoczeniu huty
przez Sudecką Dywizję Pancerną. Była to decyzja, chyba niezbyt przemyślana. Już na
dole za wiaduktem znajdowały się posterunki wojskowe złożone z czołgów i
samochodów pancernych, zresztą cała huta otoczona została czołgami. Żołnierz
zażądał przepustki, pokazałem, obejrzał i powiedział, że jest nieważna. Poinformował
mnie jeszcze, że przepustki zostały zmienione i tylko za okazaniem nowej przepustki
mogę wejść na teren zakładu. Już się miałem wycofać, ale spojrzałem na drogę
prowadzącą od huty i wśród kilku idących osób zobaczyłem Kierownika Wydz.
Elektrycznego inż. Furmana, zaczekałem.
Przywitaliśmy się odchodząc od posterunku.
Co pan tu robi panie Władku?
Nie jest pan aresztowany?
Jeszcze nie, odpowiedziałem
A po co pan tu przyszedł, przecież mogą pana aresztować. Wiedział, że
byłem działaczem, przewodniczącym wydz. Komisji NSZZ Solidarność, a wcześniej
współorganizatorem sierpniowego strajku.
Muszę się dostać do lipska, do swojego biura, ale zmienili przepustki.
Wiem odparł, chodź pan na bok.
Otworzył teczkę wyjął czysty blankiet przepustki i wpisał na niej moje
dane.
Życzę szczęścia, powiedział na odchodnym, podziękowałem mu i się
rozeszliśmy. Jego postawa nieco mnie zaskoczyła, był uważany z dość ostrożnego
szefa a tu w obliczu niebezpieczeństwa wykazał się powiedziałbym, odwagą.
Dzięki tej przepustce przeszedłem kordony wojska i wszedłem do
Lipska. Na parterze obok windy znajdowało się moje biuro. Pokój był zaplombowany
dwoma naklejonymi paskami z pieczęciami. Otworzyłem kluczem drzwi plomby się
zerwały i wszedłem do środka. Będąc jeszcze przed drzwiami zauważyłem na końcu
korytarza ludzi, była tam stołówka. Wśród nich zauważyłem Stanisława Kalmana, on
również mnie zauważył. W moim biurze były dwa biurka, naprzeciw siebie i nim
usiadłem za biurkiem za którym zwykle urzędowałem zjawił się Stanisław.
Rozpocząłem niszczenie dokumentów i wrzucanie ich do kosza.
Cześć Władek powiedział, wnikliwie mi się przyglądając.
Cześć odpowiedziałem.
Ty nie jesteś aresztowany?
Jak widzisz, jeszcze nie, odparłem.
Stanisław został I Sekretarzem KF PZPR, nowo wybranym bodajże w
czerwcu, ku zaskoczeniu pozostałych członków PZPR w demokratycznych wyborach,
skopiowanych z naszych. Był człowiekiem otwartym widział wiele wad i nieprawości
u poprzedników i przede wszystkim był bardzo sympatyczny. Jego wielokrotne wizyty

189
w KZ NSZZ Solidarność i próby porozumienia, trafiały w próżnię i kończyły się na
tym, że gdy tylko byłem w komisji szczerze i chętnie z nim rozmawiałem.
W krótkich słowach nakreślił mi aktualną sytuację.
Nagle otwarły się drzwi, a w nich stanął żołnierz - sierżant.
Co wy tu robicie? krzyknął.
Odpowiedziałem - tu jak się dawniej wchodziło to najpierw mówiło się
dzień dobry, taki był obyczaj.
Sierżant poczerwieniał, przez uchylone drzwi krzyknął towarzyszu
kapitanie, tu, tu.
Po chwili zjawił się kapitan.
Dokumenty!
Dokumentów nie miałem, podałem jedynie niedawno wypisaną
przepustkę.
Stanisław również.
A do dwóch żołnierzy krzyknął, brać ich.
Pod eskortą uzbrojonych żołnierzy zostaliśmy wyprowadzeni i wsadzeni
do gazika, którym zawieziono nas do komendy MO w Dąbrowie Górniczej.
Zostaliśmy aresztowani.
Zobaczyliśmy się dopiero po roku.
Stanisław wyjechał do USA.

***

Wszystko co do tej pory przeżyłem i co mnie spotkało, nie budziło we


mnie głębszych refleksji. Podejmowałem wyzwania losu, który w tamtych latach
nakazywał mi określoną postawę, wierząc, że to co robię ma sens i nie było siły, która
mogłaby mi w tym przeszkodzić. Od małego chłopca nienawidziłem komunizmu,
może nie tak samego systemu, bo jeszcze go nie rozumiałem, ale ogłupiającej
propagandy. Widziałem co innego niż prezentowali sami najwyżsi dostojnicy w
państwie i wszystkie publikatory medialne, a rzeczywistość była strasznie uboga. Nie
kwestionuję tu osiągnięć komunistów na rzecz rozwoju kraju. Zastanawiając się nad
tym w tamtym okresie dochodziłem nieraz do wniosku, że może to tylko ja, tak to
widzę, a prawda jest taka jak ją głoszą, może to ja powinienem się zmienić, wstąpić do
partii i korzystać ze wszystkich dobrodziejstw systemu.
Ale sierpień zmienił wszystko. Okazało się, że takich jak ja, lub
podobnie myślących są tysiące. Będąc do tej pory w rozproszeniu, nagle ci inaczej
myślący zjednoczyli się pod jednym sztandarem, zabierając pod swoje skrzydła
niezdecydowanych, oraz graczy, którzy liczyli na swoją szansę. I tak mi się wydaje ci,
którzy przyłączyli się z czystego wyrachowania, osiągnęli najwięcej. Będąc na
uboczu, ale w nurcie tego co się rodziło czekali na swoją kolej, swoją szansę. Byli to
na ogół członkowie partii, których nikt w ich szeregach nie zauważał, którzy szukali
swojej szansy, byli i bezpartyjni, którymi komuniści się nie interesowali ponieważ nie
posiadali osobowości. Gracze w każdej chwili mogli powiedzieć, towarzysze przecież
myśmy chcieli to cywilizować. A u nas prezentowali pogląd, że wstępowali do partii
by ją naprawiać. Zresztą takie poglądy głosili również, gdy już komunizm upadł.
Jaruzelski swoim „stanem wojennym” dokładnie to wymieszał. Tych, których

190
oceniono, że mogą być groźni pozamykał, całej reszcie dano spokój, wiedząc, że w
każdej chwili mogą po nich sięgnąć, a oni stali się nagle wzorowymi towarzyszami.
Czy tak im to wyszło, czy tak to zaplanowali nie sposób ocenić. W systemie
komunistycznym wiele było przypadkowości, ale jedno można uznać za ich sukces, to
fakt, że potrafili dostosować się do warunków i je wykorzystać. To przecież z tych
szeregów rekrutowano współpracowników i informatorów bezpieki. Niektórych
zmuszano do donoszenia na najbliższych, inni sami zgłaszali swoją wielką chęć
współpracy. Jednego im się nie udało, rozbić jedności tych inaczej myślących i
zdecydowanych wrogów systemu komunistycznego. Stan wojenny uzmysłowił nam,
że musimy z nimi walczyć, ale musimy się tak zorganizować by nie dopuścić do ich
triumfu.
Na szczęście Jaruzelski nie znał się na gospodarce. Gospodarka planowa
pod jego rządami zupełnie się rozsypała. Sankcje gospodarcze, które wprowadziły
demokratyczne kraje zupełnie wymiotły towary ze sklepów. Towarzyszowi
Jaruzelskiemu do głowy nie przyszło, że nasza gospodarka komunistyczna była takimi
więzami połączona ze gospodarką światową. Sprzedawano i wywożono z kraju
praktycznie wszystko po dambingowych cenach. Zostawiając w kraju jedynie te
towary, których w żaden sposób nie dało się sprzedać. Nawet zmiana rządu, a
właściwie premiera niewiele pomogła. W Związku Radzieckim po starcach, którzy
umierali jeden po drugim, politbiuro powołuje na I Sekretarza Michaiła Gorbaczowa
stosunkowo młodego człowieka jak na sowieckie warunki. Gorbaczow ze swoją
pierestrojką zmieniał myślenie aparatczyków nie tylko w Rosji ale przede wszystkim
w satelickich krajach obozu sowieckiego. To właściwie był drugi gwóźdź do trumny
naszego komunizmu i wymierającej agentury sowieckiej. Zmuszeni zostali do innego
myślenia, nie szlify na pagonach się liczyły i nomenklaturowe przywileje, Gorbaczow
przypomniał im, że jest jeszcze człowiek i jego potrzeby. Właściwie to Gorbaczow
rozpoczął demontaż sowieckiego imperium. Jest również faktem, że Polska była
najlepiej przygotowana do tego i jako pierwsza z tego zaczęła korzystać. Jaruzelski w
tych okolicznościach stał się bezradny, zrozumiał, że jest to już schyłek komunizmu.
Musiał sam ze sobą stoczyć ostatni bój, z nikąd pomocy a Solidarność i skupieni pod
jej sztandarami ludzie byli coraz to mocniejsi. Jeszcze przed powołaniem Gorbaczowa
myślał, że rozbije te szeregi, ponownymi aresztowaniami tych co zagrażali systemowi
i zrobi ostateczny porządek. Niestety jego założenia wzięły w łeb. Cały czas był
wierny ideałom marksizmu – leninizmu i nie potrafił zrozumieć, że to wszystko się
wymyka. Będąc aparatczykiem i do tego w mundurze, gdzie liczył się tylko rozkaz
musiał się porozumieć z cywilami, którzy gdzieś mieli rozkazy, którzy gdzieś mieli
komunizm, ale to zrozumiał dopiero po wprowadzeniu „stanu wojennego”.
Rozpoczyna nieśmiałe rozpoznanie siły przeciwnika. W tym celu odbyło się spotkanie
Wałęsa – Miodowicz transmitowane przez główną stację TV. Z sondaży, które
pierwszy raz, były rzetelne przeprowadzone, dowiaduje się że społeczeństwo jest
zintegrowane, że wiadomo kto jest ich przywódcą. Ponawia jeszcze jedną próbę,
wysyła do Gdańska premiera Rakowskiego i tu druzgocąca klęska, stoczniowcy
jednoznacznie stwierdzają czego właściwie oczekują, co może uspokoić ich nastroje,
jednoznacznie wypowiadają się, gdzie mają socjalizm. Przeciąganie tego stanu nie
miało najmniejszego sęsu i stawało się niebezpieczne dla nich. Twardogłowi widząc,
że właściwie nie ma wyjścia zaczynają myśleć o sobie, by przypadkiem nie stała im

191
się krzywda. Rozpoczynają się nieśmiałe kontakty z Wałęsą. Bo jeśli to prawda, że
kiedyś współpracował z bezpieką, to będzie ułatwione zadanie. Spotkań odbyło się
kilka, przynajmniej tych oficjalnych. Doprowadziło to do tzw. „okrągłego stołu”.
Towarzysze wcześniej zabezpieczyli sobie bezkarność. Podczas obrad, już oficjalnie
uzgodniono to, co zostało ustalone znacznie wcześniej. Okrągły stół to tylko
usankcjonował. Dzisiaj już coraz mniej się słyszy o sukcesie opozycji podczas obrad
okrągłego stołu. Śmiem twierdzić, że gdyby nie okrągły stół i jego ustalenia to
miernoty, które doszły tym sposobem do władzy nigdy by się tam nie znalazły.
Opozycja, czytaj Wałęsa i jego kolesie zostali całkowicie ograni przez wytrawnych
graczy z KC PZPR. I jedna i druga strona uznała obrady okrągłego stołu za sukces,
komuniści bo za swoje zbrodnie stali się bezkarni i opozycja, bo miernoty dostały się
na salony, na których do dnia dzisiejszego pozostają. Jak do tego doszło?. Pozwolę
sobie przytoczyć obszerne fragmenty wywiadu jakiego udzielił Bronisław Geremek
tygodnikowi „Polityka”, który nigdy w całości nie został opublikowany, a który
pozwoli czytelnikowi zrozumieć co tak naprawdę się wydarzyło i dlaczego.

Wywiad przeprowadzony przez Hannę Krall do wybiórczego


opublikowania w tygodniku" POLITYKA"w 1981roku/

Wywiad z doc., dr. Bronisławem Geremkiem, przewodniczącym Rady Programowej


przy KKP "Solidarność" a także kierownikiem Pracowni Historii Kultury
Średniowiecza PAN był gotowy do druku w czerwcu 1981 roku.
"POLITYKA" ogłosiła go w dniu 8 sierpnia 1981 roku, Redakcja "POLITYKI"
zmieniła tytuł, który brzmiał: "Historia nie zwalnia biegu" i wyłączyła najważniejszy
dla Polaków fragment. Zapis magnetofonowy dokonany przez ekipę Radia i Telewizji
KKP NSZZ "Solidarność"

Podajemy w całości fragment wywiadu wyłączony z druku przez "Politykę", a


wydrukowany w powielaczowym periodycznym wydawnictwie pod tytułem
"Solidarność Radia i Telewizji" /biuletyn wyłączne do użytku wewnętrznego/. Tekst
danego wywiadu poza tym odbito w 33 ściśle numerowanych egzemplarzach i
przekazane następującym osobom: Edwardowi Ochabowi, Janowi Karolowi Wende,
Leonowi Chainowi, i całemu kahalowi czyli zarządowi gminy żydowskiej. Otrzymała
poza tym centrala propagandowa gminy: Jerzy Morawski, Władysław Matwin, Artur
Starewicz, Michal Brodzki, Adam Schaff. Również wszyscy przewodniczący
zespołów I, II, III, i IV oraz kierownicy sekcji Radia i Telewizji: Gdańsk, Wrocław,
Łódź, Kraków, Katowice, Lublin, Szczecin, Olsztyn, Poznań, Rzeszów, Białystok,
Kielce.

Niżej zamieszczamy ów nie publikowany w „Polityce” fragment.

”HannaKrall: Panie profesorze ...

Bronislaw Geremek: Ten tytuł należy mi się już od dawna, ale niech go pani nie
używa, ciągle jestem tylko docentem.

192
Hanna Krall: Ale przecież otrzyma pan godność profesora, musi pan ja otrzymać.

Bronislaw Geremek: To prawda i chyba już niedługo. Teraz kiedy Geysztor jest
Prezesem PAN, Madejczyk nie odważy się przeciwstawiać wnioskowi o wystąpienie
do Rady Państwa o profesurę dla mnie.

Hanna Krall: No to ja będę mówiła: panie Profesorze, a w tym co będzie szło do


druku zmienimy na: panie Docencie. A wiec, panie Profesorze, musze powiedzieć, ze
mojemu szefowi redakcyjnemu ogromnie zależy na tym wywiadzie, a ściśle mówiąc
na tym, aby zapewnić pana wybór do Komisji Krajowej na Zjeździe w Gdańsku.

Bronislaw Geremek: Wiem sam dobrze, że coraz więcej delegatów patrzy nam na
ręce coraz to z większa nieufnością. Musze przyznać, ze nie wiem, czy Rakowski
dobrze robi inspirując ten wywiad, mogą się ludzie zorientować, ze ja i Rakowski
gramy te sama melodie, tylko na innych fortepianach i w innych salach
koncertowych... Przepraszam, kto tu zaglądał?

Hanna Krall: Nikt ważny. To Bijak. Zastępca Rakowskiego.

Bronislaw Geremek: Musicie go tutaj trzymać? Przecież to...

Hanna Krall: Jeden Polak musi tu być. Zdarza się, ze przychodzi do redakcji ksiądz.
Kto ma wówczas z nim rozmawiać? Może Passant? Jeżeli taki ksiądz dobrze pamięta
lata 1949-1956, to może się zdarzyć, że w areszcie albo na holdowniczym zebraniu
księży - patriotów przesłuchiwał go Roman Zambrowski. A przecież Danek kubek w
kubek podobny do swego wujka. Jego matka to rodzona siostra Romana.

Bronislaw Geremek: Wszystko jedno, w takiej redakcji jak "Polityka" to ja bym był
bardziej ostrożny. Pokłóci się o wierszówkę, a potem opisze was w "Rzeczywistości".

Hanna Krall: Niech pan wypluje to słowo, takie brzydkie, niech pan lepiej powie,
profesorze, do czego mamy się przygotować w gazecie - strategicznie i taktycznie.

Bronislaw Geremek: O samym zjeździe gdańskim nie będę pani mówił, bo Marta
Wesolowska zrobi to genialnie. Ostatecznie od dawna siedzi w KOR i zna dokładnie
wszystkie niuanse. Ale trzeba dać całe wsparcie ogniowe kilku niezwykle ważnym
sprawom: Ustawie o Samorządzie Społecznym, o społecznej kontroli nad radiem i
telewizja, a i nad prasą także. Ustawa o samorządzie przedsiębiorstw otwierająca
możliwości tworzenia spółek polsko-zagranicznych, socjalistyczno - kapitalistycznych
ma tutaj węzłowe znaczenie. To jest wprawdzie główne zadanie dla Andrzeja
Krzysztofa Wróblewskiego, który ten problem postawił mocno zaraz po
Nadzwyczajnym Zjeździe Delegatów Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w
październiku ubiegłego roku, ale to musicie Wy wszyscy, bo to jest nakaz Gminy,
położyć jak największy nacisk. Równocześnie trzeba wysunąć także na główny plan
projekt ustawy o podwójnym obywatelstwie dla wszystkich, którzy kiedykolwiek na

193
terytorium Polski mieszkali i obojętnie gdzie przebywają dziś, i ich prawni następcy
również.

Hanna Krall: Nie chwyciłam jeszcze, czemu to takie ważne już w tej chwili.

Bronislaw Geremek: Bo kuć żelazo trzeba wtedy kiedy jest gorące, a historia nie
zwalnia biegu, kiedy się ja kijem pogania. Znała pani profesora Wyke?

Hanna Krall: Tak, poznałam go osobiście w Krakowie, a poza tym czytałam


wszystko co napisał w książkach i periodykach.

Bronislaw Geremek: Wszystko? Naprawdę wszystko? A jego rozmowę historyczno


-socjalistyczną pod tytułem "Gospodarka wyłączona" też pani zna?

Hanna Krall: "Gospodarka wyłączona"? Przecież on nie zajmował się nigdy


historią gospodarczą!

Bronislaw Geremek: Ale się na tym znał, zresztą rozmowę napisał z osobistej
inspiracji Jakuba Bermana i Romana Zambrowskiego, ogłoszona w pierwszym
numerze miesięcznika "Twórczość" z 1945r. Wyka był zresztą naczelnym redaktorem
tego miesięcznika. Nie będę pani odsyłał do biblioteki na Foksal. Mam ten numer przy
sobie, bo jest mi bardzo potrzebny do opracowania memoriału dla kilku osób z
najwyższego kręgu władzy, a i dla tych kilkunastu, którzy stoją ponad oficjalnym
kręgiem władzy ludowej w Polsce. Trzeba obejmować wszystkich i to wszystkich.
Poszukajmy, poszukajmy! Jest: strona 156, 157 i 158. Rozdział: "Żydzi i handel
polski". Centralnym faktem psychogospodarczym lat okupacji jest na pewno
znikniecie z handlu i pośrednictwa milionowej masy żydowskiej. Znikniecie, kiedy
dzisiaj liczyć trzeba niedobitków, definitywnie i ostatecznie. Natomiast faktem mniej
znanym, chociaż równie ważnym, jest próba inercyjnego i automatycznego wejścia
żywiołu polskiego na miejsce opuszczone przez Żydów. Dlatego nazywam to
wejściem inercyjnym i automatycznym, ponieważ cały ten proces, mówiąc krótko i
brutalnie, miał ze strony wchodzących na puste miejsce taki obraz: na miejsce
nieochrzczonych ochrzczeni, ale z całą ohydą psychologiczną: kanciarze, handlarze,
wyzyskiwacze. Psychologia związana z funkcja społeczna, a nie przynależnością
narodowa. Cala radość "trzeciego stanu" sprowadza się właściwie do nadziei: nie ma
Żydów, wejdziemy na ich miejsce niczego nie zmieniając, a wszystko dziedzicząc z
nałogów, które narodowi moraliści uważali za typowe dla psychiki żydowskiej, ale
tym razem będzie to narodowe. Cechy cacy i tabu. Pominie tu pani ten fragment
wywodów Kazimierza Wyki, gdzie zawarta jest obrona żydowskiego stanu posiadania
w ekonomice dawnej i przedwojennej Polski. Czytajmy na stronie 157. Powiedzmy
wyraźnie: nieszczęściem polskiego życia gospodarczego nie było to, że wszędzie, od
straganu po największy bank, przodowali w nim Żydzi. Nieszczęściem było to, że
procesy gospodarczo-handlowe były u nas wyłączone z normalnej tkaniny życia
państwowego. Kontaktowały z nią tylko podatkiem, wymykały cygaństwem oraz
przekupstwem.

194
Hanna Krall: A nie sadzi pan, panie profesorze, że ten właśnie dystans od tego co
pan nazwał "tkanina moralna życia państwowego" był właśnie na rękę tym
wszystkim, którzy w Polsce władali "od straganu aż do największego banku".

Bronislaw Geremek: Podzielam pani pogląd, ale ja referowałem pogląd Wyki, który
w interesującej nas materii przechodzi na stronie 158 do sedna swego wywodu,
bynajmniej nie o teoretycznym znaczeniu. Potępia mocno Polaków, że sięgnęli po
spadek po wymordowanych Żydach, acz w potępieniu tym jest ogromna przesada, bo
mienie Żydów zrabowali Niemcy, a Polacy, jeśli któryś to potrafił czy też musiał,
zajęli się jedynie handlem, bez którego życie nie mogło przecież istnieć. Nie nasza
jednak sprawa wydawanie dobrego świadectwa Polakom. Wyka też pisze dla naszych
żydowskich interesów prawidłowo i korzystnie. Wiadomo, że do kości zbierają się
zawsze hieny, nigdy lwy.

Hanna Krall: Jakie to ładne. Musze sobie to zapisać. Może się przydać.

Bronislaw Geremek: I dalej nieoceniony Kazimierz Wyka, ale pytanie znacznie


donioślejsze, czy formy w jakich się ta eliminacja dokonała i sposób w jaki
społeczeństwo nasze pragnęło i pragnie ja zdyskontować były moralne i rzeczowo do
przyjęcia?
Otóż chociażbym tylko za siebie odpowiadał i nie znalazł nikogo kto by mi
zawtórował, będę powtarzał nie, po stokroć nie. Te formy i nadzieje były haniebne,
demoralizujące i niskie. Skrót bowiem gospodarczo-moralnego stanowiska
przeciętnego Polaka wobec tragedii Żydów wygląda tak: Niemcy mordując Żydów
popełnili straszliwą zbrodnię. My byśmy tego nie zrobili. Za te zbrodnie Niemcy
poniosą karę. Niemcy splamili swoje sumienie, ale my - my już teraz mamy korzyści i
w przyszłości będziemy mięć same duże korzyści, nie plamiąc sumienia, nie plamiąc
dłoni krwią. Trudno o paskudniejszy przykład moralności murzyńskiej, jak takie
rozumowanie naszego społeczeństwa.

Hanna Krall: Panie profesorze, ależ Wyka nie ma racji. Przecież społeczeństwo
polskie w całej swojej masie współczuje Żydom, a i w miarę możliwości pomagało
Żydom z narażeniem własnego życia.

Bronislaw Geremek: Nie jest ważne co było, ale jest ważne co ma być. Czytajmy
wiec z jubilerska wprost precyzja profesora Kazimierza Wyki, który dane mu przez
Bermana zamówienie wykonywał z arcykunsztownie i w nakazanym terminie. Już w
pierwszym numerze "Twórczości" formy jakimi Niemcy likwidowali Żydów spadają
na ich sumienie. Złoty ząb wydarty trupowi będzie zawsze krwawił, choćby nikt nie
zapamiętał jego pochodzenia. Dlatego nie wolno nam dozwolić by taka reakcja była
zapomniana lub utrwalana inna, bo jest w niej małostkowe tchnienie nekrofilii.
Mówiąc prościej, że jeżeli tak już się stało, że nie ma Żydów w gospodarczym życiu
polskim, to nie będzie ciągnąc korzyści warstwa ochrzczonych sklepikarzy. Prawo do

195
korzyści posiada cały naród i państwo. Na miejsce zlikwidowanego handlu
żydowskiego nie może wejść identyczny i strukturalnie psychologiczny handel polski,
bo wtedy cały proces nie posiadałby najmniejszego sensu. W okresie prowizorium
okupacyjnego szedł zaś taki handel i sądzi się, że już się rozsiadł na wieczne wieki.

Hanna Krall: To teraz dopiero rozumiem, dlaczego to w 1948 roku ogłosił Hilary
Minc "Bitwę o handel" i najpierw z torbami puściły polskich kupców i
rzemieślników przy pomocy domiarów podatkowych, a następnie upaństwowiły
wszystko, spółdzielnie praktycznie także, by Polacy nigdy nie handlowali po wieki
wieków.

Bronislaw Geremek: Tego pani nie może pamiętać. Jest pani przecież za młoda.

Hanna Krall: Wtedy w 1948 roku byłam mała dziewczynka, ale o bitwie pana Minca
o handel słyszałam wiele razy.

Bronislaw Geremek: No to teraz usłyszy pani znowu, ale o tym nikomu i nigdy nie
będzie pani opowiadać. To jest największa tajemnica. W najbliższym czasie nasi
powrócą do handlu i produkcji w Polsce.

Hanna Krall: Skąd pan weźmie tylu Żydów? Kto im da przedsiębiorstwa? Kto da
pieniądze?

Bronislaw Geremek: O naszej "Solidarności" to już pani zapomniała? Jeszcze będą


prosić żeby Żydzi brali te przedsiębiorstwa.

Hanna Krall: Jeszcze nie obejmuje myślą i wzrokiem duszy tej operacji, ale już
cieszy mnie ona ogromnie.

Bronislaw Geremek: Jest ustawa o samorządzie przedsiębiorstwa? Jest? Mogła być


dla nas jeszcze lepsza, ale i to wystarczy. Przewiduje ona, ze mogą być tworzone
spółki prywatno - samorządowe i spółki prywatno - państwowe. Przewiduje. Co jest
potrzebne na rozruch takiej spółki? My wiemy dobrze. Pieniądze! A kto ma dziś
pieniądze na takie interesy? Może Polacy? Nie, ja Polaków w tym interesie jako
udziałowców nie widzę. Pieniądze dadzą Żydzi! Głowę do interesu też Żydzi i pytała
pani: "skąd wezmę tylu Żydów?" A no na szczęście ludu Izraela, już są. Przez 38 lat
populacja odrodziła się: w Izraelu, Europie Zachodniej, Związku Radzieckim. Kiedy
tylko uchwalimy ustawę o podwójnym obywatelstwie i prawie swobodnego wyboru
miejsca zamieszkania oraz podróżowania do Polski tam i powrotem - w zależności
wyłącznie od chęci zainteresowanego takiego z podwójnym obywatelstwem polskim.
Z kadrami do reprywatyzowanego przemysłu, rzemiosła i handlu nie mamy
najmniejszego kłopotu. A warsztaty pracy stoją otworem, a nawet i puste. Opłaciło się
nam doprowadzić je do takiego stanu, do takiej żałosnej ruiny. W takim stanie będą
dawać je nam za darmo i jeszcze całować w rękę, aby była praca dla Polaków i trochę
na rynek.

196
Hanna Krall: Dlaczego tylko trochę na rynek wewnętrzny?

Bronislaw Geremek: Bo te zakłady będą produkować na eksport, a nie na rynek.

Hanna Krall: A jak "Solidarność" będzie tą produkcje na eksport zatrzymywać na


granicy albo w portach?

Bronislaw Geremek: Jaka "Solidarność"? Jak to wszystko się nam uda, to


"Solidarność" będzie kijem naganiała swoich członków i partyjnych też do ostrej i
wytężonej pracy w nadziei, ze samorząd zbliży ją do zysków na horyzoncie. Te zyski
będą, ale jak pęczek marchwi przed łbem osła aby stale ciągnął ten nasz ciężki wóz.

Hanna Krall: Panie profesorze, wydaje mi się, że pan niezbyt lubi Polaków!

Bronislaw Geremek: Niezbyt lubię? Takie określenie jest niezbyt ścisłe! Ja ich po
prostu nienawidzę. Tak nienawidzę, że nie wiem jak to wyrazić słowami.

Hanna Krall: Ale przecież pana i pana matkę uratował właśnie Polak!

Bronislaw Geremek: To prawda. Stefan Gieremek ukrył nas oboje w Zawichoście.


Później nawet, kiedy było już jasne i pewne, ze mój ojciec Borys Lewartow -
nauczyciel ze szkółki rabinackiej, zginął w getcie warszawskim, ożenił się z moja
matka. Niemniej jednak jak od dziecka musiałem ukrywać swoje pochodzenie i nie
jeden raz bluźniłem przenajświętszemu, niech będzie sławione imię jego po wieki
wieków, że stworzył mnie właśnie Żydem!

A zresztą, czytała chyba pani pamiętniki Emanuela Gingelbluma?

Hanna Krall: Oczywiście. Przecież pisałam książkę o getcie warszawskim i


bohaterów Żydowskiego Ruchu Oporu.

Bronislaw Geremek: No, to co pewnego razu powiedzieli Żydzi, którzy razem z


Gingenblumem ukrywani byli w bunkrze przy ulicy Wolskiej przez ogrodnika
Marczaka i jego rodzinę? Pamięta pani, panno Hanko?

Hanna Krall: Tak. Pamiętam. Mówili: Nienawidzimy Polaków, bo im jest lepiej niż
nam.

Bronislaw Geremek: No, to teraz nie będzie się pani zastanawiać, że cały ruch
społeczny, który tworzymy oraz ożywimy go najróżnorodniejszymi nurtami
politycznymi, ma na celu doprowadzić do takich zmian w strukturze państwowo
-gospodarczej Polski, aby Żydom w Polsce żyło się zawsze lepiej jak Polakom”.

197
Jak prorocze to były słowa Geremka pozostawiam to ocenie
czytelnikowi.
W taki oto sposób powstaje III Rzeczpospolita z pierwszym nie
komunistycznym premierem. Premierem zostaje Tadeusz Mazowiecki, który wiernie
realizuje ustalenia „okrągłego stołu”, a jego „gruba kreska” sankcjonuje nietykalność
komunistom. Komunistom przypadają w udziale resorty siłowe, Jaruzelski zostaje
Prezydentem RP. Niektóre zbrodnie stanu wojennego znajdują się na wokandach
sądowych, ale procesy ciągną się latami, by ostatecznie je umorzyć. Komuniści
zaczynają się powoli i nieśmiało organizować tym razem już w całkiem legalną partię,
lewicową jak wmawiano naiwniakom. We wszystkich ościennych krajach członków
partii komunistycznej od sekretarza w wzwyż obowiązuje 10 letni zakaz zajmowania
stanowisk w administracji. Tak było w Czechach na Słowacji w Niemczech czy na
Węgrzech. No ale tam nie było okrągłego stołu. „Gruba kreska” Mazowieckiego dała
sygnał komunistom do tworzenia partii lewicowej jak ją nazywali. Mając liczebne
zaplecze w postaci byłych towarzyszy w dość szybkim czasie stają się liczącą siłą
polityczną. Prezydentem zostaje Wałęsa i swoimi wojnami na górze zaczyna
wprowadzać swój pluralizm. Prawica zaczyna się dzielić, powstają dziesiątki słabych
partyjek, do tego stopnia, że nic w sejmie nie daje się uzgodnić. A lewica stale rośnie
w siłę. Prawica jest do tego stopnia skłócona, że jeden z ich posłów, nieprzemyślanym
votum nieufności dla rządu obala i rząd i parlament. Społeczeństwo ma tego już dosyć.
Nowo rozpisane wybory wygrywa lewica i rządzi przez 2 kadencje, oczywiście z
przerwą między. Podzielonej prawicy nie udaje się opracować nowej Konstytucji
Rzeczypospolitej. Kolejne wybory prezydenckie wygrywa przedstawiciel lewicy
Aleksander Kwaśniewski. Widząc siłę lewicy, postanawia opracować i wprowadzić
konstytucję i to mu się udaje, a społeczeństwo ją popiera w referendum. Konstytucja ta
ma wiele słabych punktów, między innymi obalenie veta prezydenta, co w poważnym
stopniu utrudnia prace rządu. Konstytucja ta w poważnym stopniu ogranicza
dokonywane szybszych i radykalniejszych zmian. Kraj potrzebował zmian, nie tylko
ustrojowych ale przede wszystkim gospodarczych. Następuje dzika prywatyzacja.
Nagle znajduje się właściciel całej gospodarki wszystkich fabryk i zakładów. Minister
skarbu zaczyna prywatyzować właściwie całą Polskę. By podreperować budżet
państwa, sprzedaje się narodowy majątek, tworzony latami, rękami całego narodu za
bezcen. Powołuje się przetargi, które oceniają oferentów najczęściej z zagranicy.
Polacy ze względu na brak kapitału nie są brani pod uwagę i nie są w stanie
czegokolwiek kupić. Sprzedane zakłady natychmiast zostają zamykane, rośnie
lawinowo bezrobocie. Wprowadzono instytucję cen urzędowych, która powoduje, że
powstają ogromne zatory płatnicze a długi przedsiębiorstw rosną. Banki przestają
obsługiwać te firmy. Taki był bilans pierwszych dziesięciu lat wolnej Polski. Nie będę
tu pisał, czy tak musiało być, napisano na ten temat opasłe tomy. Przekonany jednak
jestem, że gdyby nie fatalny początek nadany przy „okrągłym stole” i „grubą kreskę”,
byłoby inaczej.

***

198
Nie sposób tu nie wspomnieć o Solidarności. Właściwie po „okrągłym
stole” przestała istnieć jako siła społeczna. Wałęsa, główny uczestnik „okrągłego
stołu”, a przecież przewodniczący Solidarności, prowadzony przez swoich doradców
myślał już o stanowiskach i wprowadzaniu w życie dokonanych uzgodnień z
komunistami. W światłach fleszy i wywiadów zupełnie zapomniał o tych, którym to
wszystko zawdzięczał. Odchodząc z Solidarności, po wyborze na prezydenta RP, nie
zadbał o nadanie kierunku związkowi w nowych okolicznościach. Nie miał pojęcia w
którą stronę ta Polska ma zmierzać. Coś tam mówił o społecznej gospodarce rynkowej,
o pluralizmie, wolności, ale bez konkretów. A przecież do dnia dzisiejszego, jego
zdaniem powinniśmy mu bić pokłony. Solidarność porzucona samopas, musiała się
ponownie organizować a ci którzy zaczęli nią kierować jak wszyscy, zadbać o swoje
stołki. Zmieniono jej statut. Znosząc kadencyjność we władzach związku, zawrócono
ją tym samym, do czasów znienawidzonego komunizmu, gdzie raz wybranego można
było tylko usunąć. Solidarność, kiedyś promotor postępu i wizji innej Polski, staje się
zwykłym związkiem nie mającym nic do powiedzenia w zbliżających się wielkich
przemianach ustrojowych i gospodarczych. A dopiero teraz Polska potrzebowała
nowatorskich rozwiązań. Jeszcze przed „stanem wojennym”, działały grupy ludzi, pod
sztandarem Solidarności dla których wizja nowej, innej Polski, była najwyższym
celem nie samym w sobie, ale dobrze opracowanych planach, że wspomnę tu SIEĆ.
Ale i w „stanie wojennym”, takie prace były prowadzone. Dzisiaj ani Wałęsa ani nikt z
jego otoczenia nie może powiedzieć, że nim nadeszła wolność, przedtem była
pustynia. Tylko Wałęsa może, jeśli potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to
wszystko poszło w takim kierunku?, dlaczego ludzie dawnej Solidarności są dzisiaj
wrogami?, dlaczego prawica jest tak skłócona i podzielona?.
Solidarność milczała, gdy sprzedawano majątek narodowy za bezcen, a
przecież to prowadziło do gigantycznego bezrobocia. Gdzie był wówczas Krzaklewski
i jego związek, który miał w obowiązku obronę ludzi pracy?.
To naród zbudował te huty, kopalnie i fabryki, pracując za 20 – 30
dolarów miesięcznie, mając ciągle nadzieję, podsycaną obiecankami, że kiedyś będzie
lepiej.
Solidarność w głównej mierze ponosi odpowiedzialność za zmarnowane
fabryki i spółdzielnie, gdzie niepełnosprawni mieli pracę i możliwość egzystencji.
Sprzedawano praktycznie wszystko nie pytając związków o zdanie. Nietrafione
decyzje przerzucano na pracodawców podnosząc ciągle koszty pracy. A to dokładając
do składki ZUS dodatek dla niepełnosprawnych, likwidując i sprzedając ich
spółdzielnie, a to dodatek dla zakładów, które nie potrafiły wypłacić pensji swoim
pracownikom, a wcześniej je dziko sprywatyzowano.
Gdzie była Solidarność gdy sprzedawano Polskie Huty Stali za grosze.
Sam teren na, którym je zbudowano był wielokrotnie droższy. A przecież tam była
najsilniejsza Solidarność. Hindusi nie włożyli w ten interes ani grosza, pokazali tylko
żelazną zasadę ekonomi, koszty - produkcja – sprzedaż - zysk. Wyciągnęli z tych hut
dziesiątki miliardów złotych, zapominając o remontach i modernizacji przynajmniej
Huty Katowice.
Oligarchowie Solidarności milczeli, chociaż dobrze wiedzieli co się
dzieje i czym to się skończy. Mając dożywotnie (do emerytalne) stanowiska, a jeszcze
do tego kupieni przez nowego właściciela uciszali pojawiające się spory.

199
Jak można było doprowadzić, do sprzedaży kręgosłupa polskiej
gospodarki.
I kto to, zrobił?.
Właśnie swoistą ironią losu było to, że następcy tych, którzy ciągle
obiecywali i wzywali naród , „pomożecie?”, sprzedali ten wysiłek narodu za grosze.

***

Na specjalną uwagę, zasługuje fakt dzisiejszej postawy Wojciecha


Jaruzelskiego i innych współtwórców „stanu wojennego”. Do sloganu, że stan
wojenny był jedynym ratunkiem, przed inwazją sowietów, powtarzanym od samego
początku, doszedł jeszcze kolejny. To dzięki „stanowi wojennemu”, nasza gospodarka,
pozbawiona Solidarności ruszyła i miała się coraz lepiej. Czytelnikowi pozostawiam
ocenę tych faktów. Od siebie tylko dodam. Nie przypadkowo poświęciłem tyle opisu
działania konspiracyjnej „Sieci”. W naszych niezależnych badaniach prowadzonych
od 1983 roku do „okrągłego stołu”, wynika, jak dramatycznie rosły ceny. Jeśli tak
było, jak mówi Jaruzelski – to dlaczego rosły ceny?. Odpowiedź jest oczywista i nie
trzeba tu być specjalistą od rynku. Bo było dramatycznie mało, lub w ogóle brakowało
produktów, czy wyrobów konsumpcyjnych. Dalej, przecież żadnego zakładu czy
fabryki nie likwidowano. Strajków nie było. Jak już poprzednio powiedziałem
Jaruzelski nie miał pojęcia, w jaki sposób nasza gospodarka komunistyczna była
powiązana z gospodarką światową. Właśnie w okresie reżimu Jaruzelskiego lat
osiemdziesiątych Polska bezpowrotnie utraciła wiele światowych rynków, na których
dokonywano wymiany towarów na potrzebne gospodarce dewizy. Czy wobec tego,
były jakiekolwiek próby poprawy tego stanu. Śmiem twierdzić, że nie. Aparatczykom
z Jaruzelskim na czele w ogóle na tym nie zależało. Mieli przecież do dyspozycji,
mechanizmy siłowe w postaci wojska, milicji i bezpieki. Mieli listy wszystkich
opozycjonistów. Rozważano, ponowne rozwiązanie siłowe problemu związanego z
opozycją. Przeszkodą temu, był Papież Jan Paweł II, który przy okazji wielokrotnych
pielgrzymek do kraju, spotykał się z Jaruzelskim i prezentował mu swoje zdanie na ten
temat. I wreszcie w „imperium zła”, jak nazywał ZSRR, Regan , pojawia się młody
stosunkowo jak na sowieckie warunki Michaił Gorbaczow. Gorbaczow podczas
wielokrotnych spotkań z Reganem zostaje przekonany do innej koncepcji widzenia
świata i stosunków władza – człowiek. Gorbaczow zaprowadza pojęcie „pierestrojki”i
„głasnosti”, programu naprawy konającego już komunizmu. Ale było już za późno.
Próby naprawy się nie powiodły, bo i nie mogły. Narody sowieckiego obozu, na czele
z Polską miały tego już dość. Że to się skończyło pokojowo, to w głównej mierze
zasługa Gorbaczowa i przede wszystkim naszego Papieża Jana Pawła II.

200
5. Zakończenie.

Wywalczona z takim trudem demokracja, w polskim wydaniu nie


spełniła pokładanych nadziei społecznych. Społeczeństwo entuzjastycznie poszło do
wyborów 4 czerwca 1989 roku. Ale gdy się zorientowano, komu powierzono mandat
obrony wolności i demokracji oraz praw obywatelskich było już za późno. Entuzjazm
społeczny, ze zdobytej wolności stygł systematycznie, jak rosły ceny, jak padały jeden
po drugim zakłady pracy, jak rosło bezrobocie i jak rosły długi zakładów. Nieudolność
rządu była odzwierciedleniem nieudolności parlamentu. Po uzyskaniu wolności nie
potrafiono przygotować konstytucji. Rozdrobnienie w sejmie było tak duże, że
właściwie niewiele mógł on zrobić. A przecież przejście z gospodarki planowej
inaczej komunistycznej do gospodarki rynkowej wymagało wielu dobrych ustaw. Tak
właściwie to „okrągły stół” nie tylko nie wniósł nic, ale zahamował lub wręcz
ograniczył społeczną inicjatywę na wiele lat. Jak można było dopuścić, by przy nim
zasiedli działacze zdelegalizowanej Solidarności z sowiecką agenturą PZPR, nie
mającą mandatu społecznego. Komuniści wiedzieli czego chcą, zapewnili sobie
nietykalność i od niechcenia podzielili się władzą, dając opozycji resorty gospodarki,
która w tamtym okresie się rozsypywała. Rozpoczęto prywatyzację naszej gospodarki
bez konkretnego planu i wizji przyszłego państwa. By reperować budżet państwa
sprzedawano dobre jak i złe zakłady za bezcen. Przede wszystkim prywatyzowano
banki, szukając tzw. inwestora strategicznego. Właściwie to banki sprzedawano za
śmieszne pieniądze. Tak sprywatyzowano między innymi Bank Śląski kilku
niewielkim bankom zachodnim, które wnosząc niewiele uzyskiwały ogromne
przychody. Do dnia dzisiejszego mamy najwyższe w Unii Europejskiej stopy
procentowe od zaciąganych kredytów. Prywatyzacji, inaczej sprzedaży nie ustrzegły
się bardzo dochodowe firmy z PZU na czele, którą wykupiła niewielka firma nie
mająca nawet doświadczenia w sektorze ubezpieczeń.
Jak zawsze, przy tego rodzaju rozważaniach, rodzi się pytanie, czy tak
musiało się to skończyć? Po II wojnie światowej siłą zaprowadzano porządki,
zabierano i konfiskowano majątki, niepokornych wsadzano do więzień lub
likwidowano, nie dając nic w zamian. Zaprowadzona z taką siłą, społeczna
gospodarka, poniosła jednak klęskę, rozsypała się i potrzebne były rozumne zmiany.
Tak zwana nowa władza, naiwnie rozumując, że sprzedając zakłady pracy nie
dopuszczą do powrotu starego, a nowi właściciele z ochotą zainwestują swoje
pieniądze. Prawda okazała się zgoła inna, większość małych zakładów zaraz lub po
krótkim czasie została zamknięta a ludzie znaleźli się na bruku. Nie wzięto pod uwagę
przede wszystkim tego, że za Odrą istniała ogromna konkurencja i zalegające towary.
Chroniąc tam swój rynek pracy likwidowano nasze firmy i wprowadzano swoje
towary. Tym bardziej, że jakość naszych towarów odbiegała od tamtych standardów.
A przecież nasz rynek był niezwykle chłonny. Brakowało praktyczne wszystkiego w
kraju liczącym prawie 40 mil mieszkańców. Tak po wojnie jak i po uzyskaniu
niepodległości, społeczeństwo nie dostało nic. Kiedyś pracowali za grosze by budować
Polskę Ludową licząc na obiecywaną lepszą przyszłość, a po bankructwie Polski
Ludowej i uzyskaniu niepodległości, sprzedano prawie wszystko za grosze
zapominając o obywatelach. A przecież to oni w wielkim trudzie wytworzyli te dobra
narodowe.

201
Okrągły stół, by można dziś o nim mówić z dumą, powinien przede
wszystkim wytyczyć nowe drogi i wizję przyszłej Polski, wizję nowej gospodarki i
określić odpowiedzialnego za realizację tych celów. Przecież zasiadły przy nim dwie
najważniejsze siły polityczne i społeczne w tym kraju, mające najwięcej do
powiedzenia. Pozorowane targi trwały kilka miesięcy, by utwierdzić społeczeństwo w
przekonaniu w jakim trudzie jest wypracowywany kompromis. A de facto nie
zrobiono nic szczególnego, przede wszystkim w dziedzinie gospodarki. Tak zwana
konstruktywna opozycja była tak manipulowana, że Wałęsa w pewnym momencie
zaproponował Kiszczakowi nawet tekę premiera. A przecież było wielu wspaniałych
ludzi, którzy mieli program naprawy gospodarki, ale to nie była zdaniem komunistów
konstruktywna opozycja. Winę za taki stan rzeczy ponoszą w równej mierze Jaruzelski
jak i Wałęsa. Jeśli by uznać, że Jaruzelski wiedział co chce, to Wałęsa poza legalizacją
Solidarności nie miał żadnego innego programu. Cały majątek narodowy, właściwie
całą Polskę, powierzono nowo utworzonemu Ministerstwu Skarbu. To minister skarbu
decydował co i kiedy sprzedać i w jakim tempie, potrzeby przecież były ogromne.
Umowy tworzone naprędce nie zabezpieczały praktycznie interesów ani państwa, a
przede wszystkim zatrudnionych tam pracowników. O wyprzedaży majątku
narodowego powinien decydować sejm i kontrolować cały ten proces, niestety sejm
był zajęty innymi sprawami, choćby tym co oznacza skrót PZPR. Okres początku
wolnego państwa cechuje przypadkowość bez jakiegokolwiek programu. Ludzie, tzw.
konstruktywna opozycja, przejmując stery władzy, dość niespodziewanie zresztą, nie
mieli żadnego programu, żadnej wizji przyszłej Polski. Dopiero uczyli się rządzenia. A
przecież była to niezwykła szansa ucieczki do przodu, na marsz, bez niepotrzebnej
straty 10 lat marazmu i zastoju. W ten sposób stracono lata osiemdziesiąte i pookrągło
– stołowe, dziewięćdziesiąte. 20 lat w rozwoju kraju to epoka, to strata jednego
pokolenia. Dzisiaj wszystkie kraje byłego obozu sowieckiego są dalej. Lepiej
zagospodarowały swoją wolność, nawet te biedniejsze kiedyś od Polski.

***

Do dnia dzisiejszego nie udało się doprowadzić do końca tzw. lustracji,


byłych agentów służb specjalnych i SB. Ludzi, którzy tak w PRL jak i później byli
poza prawem. Powierzchowna weryfikacja funkcjonariuszy SB doprowadziła do tego,
że do dnia dzisiejszego to oni nadają ton Policji, piastując najwyższe stanowiska. Inni
nawet usunięci ze służby, polokowali się na wysokich stanowiskach w obecnych
partiach i administracji lokalnej i państwowej. Zaś cała reszta donosicieli i
współpracowników SB we wszystkich grupach społecznych została prawnie utajniona.
Agenci polokowali się nawet w redakcjach najpoczytniejszych pism i gazet, nadając
tym pismom odpowiedni kierunek zgodnie z którym urabiają opinię publiczną przeciw
jakimkolwiek próbom naprawy tego stanu. Telewizja publiczna stała się telewizją
polityczną, partyjną w której te same twarze w pozornych sporach manipulują opinią
społeczną. W studiu telewizyjnym mają gotowe recepty na poprawę wszystkiego, ale
tam gdzie mogą coś zrobić są bezradni.
Sejm stał się areną zaciekłych sporów. Co ugrupowanie polityczne to
wizja innej Polski. Na naszych oczach rodzi się klasa polityków, którzy posiadając
jakikolwiek mandat społeczny nie odpowiadają za nic, będąc niejednokrotnie poza

202
prawem. Uwłaszczenie polityków przybrało takie rozmiary, że partie polityczne już
finansowane są z naszych pieniędzy. A teraz słyszy się o tym, by poseł był
zawodowym politykiem, bo jakiś tam inny nadużywając prawa i stanowiska, łamie je.
Zaiste do czego to zmierza. Tych, którzy widzą ten absurd i protestują, usuwa się z
partii. A przecież jakieś prawo istnieje. I zamiast go poprawiać tworzyć nowe ustawy,
trwają nieustające spory. Czego to dowodzi, czy demokracja w tym kraju wyczerpała
swoje możliwości?, dopadł ją kryzys, czy też przedstawiciele ludu z wielkim uporem
tworzą nową nomenklaturę. A może ludzie zasiadający w parlamencie nie dorośli do
tego.
Tak na dobrą sprawę, to kogo reprezentuje poseł w parlamencie?, czy
partię?, czy społeczeństwo czyli swój elektorat. Co to takiego dyscyplina partyjna?.
Każda zaproponowana ustawa przez rząd, jest natychmiast oprotestowana przez
kierownictwo partii opozycyjnej i na odwrót. A przecież każdy parlamentarzysta ma
do dyspozycji swoje biuro i zatrudnia pracowników, po co?. Uwagi wnoszone przez
obywateli są tym samym lekceważone, albo niezgodne z linią partii, która akurat jest
w opozycji i nic nie może zrobić. A przecież obywatele widzą niemoc i
niekompetencje na każdym szczeblu władzy. Czy wobec tego poseł będący w opozycji
może cokolwiek zrobić dla swoich wyborów?. Czy stać nas na marnowanie pieniędzy
i czasu dla tylu posłów?. Nie inaczej jest również z posłami partii rządzącej. Tu
rządzący decydują za pomocą tzw. „dyscypliny partyjnej” czym poseł ma się
zajmować, głosować tak jak mu karzą. To po co to wszystko, skoro poseł jest tylko
wyrazicielem opinii partii? Wydaje się przecież na te cele, ogromne pieniądze
społeczne.
Od samego początku suwerennej Polski, to partia, lub koalicja rządząca
uzurpuje sobie prawo do tworzenia ustaw, które zatwierdza sejm. Czy zatem jeśli to
sejm jest ustawodawcą, ustawy nie powinny być tworzone przez cały parlament?.
Zgoda, to rząd powinien proponować takie ustawy, które ułatwią mu rządzenie, jest
organem wykonawczym i wie co mu tak naprawdę przeszkadza lub się
zdezaktualizowało. Ma do dyspozycji określone resortowo ministerstwa, które wiedzą
co hamuje rozwój kraju. A tu partia, która powołała rząd, będąc wcześniej w nie
konstruktywnej opozycji, dyktuje pozostałym ustawy, sejm niewielką większością
uchwala, a prezydent je vet uje. I rozpoczyna się taniec chocholi by obalić to veto. Czy
na tym ma polegać demokracja w tym kraju?.

***

Brak właściwej lustracji miał bardzo poważne znaczenie tak dla rozwoju
kraju jak przede wszystkim dla samych poszkodowanych, których przez 45 lat
komunistycznych rządów zniewolono miliony. Przejmujący władzę agenci byli na
smyczy tych, którym kiedyś służyli. To właściwie oni sprawowali władzę. To oni byli
przeciwni całkowitej lustracji i tak manipulowali swoimi agentami, a ci tzw. opinią
społeczną, że lustracji nie doprowadzono do końca. I nigdy nie dowiemy się tak
naprawdę ile i jakiego zła wyrządzili już w nowej Polsce. Agenci, prowadzeni przez
swoich dawnych przełożonych, byli przekonywani, że komunizm jeszcze powróci ze
zdwojoną siła i dopiero się rozprawią ze wszystkimi nieposłusznymi, albo taż ujawnią
i opublikują dokumenty ich współpracy. Miało to zasadnicze znaczenie, tak w sejmie

203
jak i rządzie znajdowali się bowiem dawni współpracownicy bezpieki. Były przecież
takie kadencje sejmu, gdzie posłowie mogli praktycznie opracować i uchwalić, każdą
ustawę. Agentura uaktywniała się bardzo mocno, szczególnie po każdym zdobyciu
przez SLD władzy. A już najmocniej po uchwaleniu ustawy przez sejm o Instytucie
Pamięci Narodowej. Niestety za tą ustawą nie poszły inne, tak by wzmocnić IPN i jego
działania.
Próba naprawy tego stanu przez PiS i Rząd Jarosława Kaczyńskiego
została zablokowana przez Trybunał Konstytucyjny, po wniesionym wniosku przez
SLD. Właśnie Trybunał Konstytucyjny uznał, że ujawnienie nazwisk funkcjonariuszy
SB i ich agentów jest niezgodne z konstytucją. Jak się później okazało nawet i tam byli
agenci, to jaka mogła być decyzja?. Czy wobec tego posłowie, którzy mogli zmienić tą
decyzję, coś zrobili, niestety nic. Dość niejasna jest sprawa wyrównania specjalnych
emerytur z powszechnie obowiązującymi. Zgodnie z logiką, specjalne emerytury
obowiązywały w poprzednim niedemokratycznym systemie, system zbankrutował,
powstała demokracja, więc w powszechnie szanowanej demokracji, to samo prawo
powinno obowiązywać wszystkich. Niestety nie do końca, zgodnie z logiką SLD, raz
nabyte prawa obowiązują do śmierci i za nic sobie mają to, że tamten system wartości
padł, powstała demokracja a ta rządzi się prawem równości wszystkich. Bo niby
dlaczego bezpieka i inne mundurowe służby, które stosując bezprawie, broniły
tamtego systemu mają mieć przywileje?. A może zechcą jeszcze walczyć o przywileje
nomenklatury nadane dekretem z 1972 roku (DZ.U.42/72). SLD te próby naprawy,
uważa za zemstę zbiorową na bezbronnych funkcjonariuszach SB.
Taką demokrację zaprowadzili i wdrożyli nam agenci i bezpieka.
Manipulacja opinią publiczną była i jest tak duża i przemyślana, że do dnia
dzisiejszego wydaje się obywatelom, że tak musiało być, że tylko takie mogły być
rozwiązania. Gdy do tego dodamy błędy i niefrasobliwość rządzących to wszystko
łączy się w taką całość, w której normalnemu obywatelowi trudno się znaleźć.
Zmarnowano i w dalszym ciągu marnuje się dobrych i uczciwych ludzi, ograniczając
lub wręcz uniemożliwiając im społeczny i zawodowy awans.

204
Władysław Bożek współorganizator strajku
sierpniowego 1980 roku, a następnie NSZZ Solidarność
w Hutcie Katowice. W latach 1983 – 1988 działacz
podziemnych struktur Sieć Wiodących Zakładów Pracy
„SIEĆ” pseudonim konspiracyjny z tamtego okresu
Andrzej Katowicki. Jako jedyna organizacja podziemna
liczyła w tamtym okresie „Minimum socjalne” i tzw.
„Wskaźnik kosztów wegetacji”. Postulatu nigdy nie
zrealizowanego przez NSZZ Solidarność. Autor
artykułów w prasie podziemnej. 1988 roku po
rozwiązaniu struktury, przed „okrągłym stołem”,
założyciel NSZZ Solidarność w Koksowni „Przyjaźń”.
Represjonowany przez służby specjalne PRL. Są to
wspomnienia tamtego okresu, w których zawarta jest
ogromna wiedza, poparta dokumentacją tego okresu, jak i już po uzyskaniu
niepodległości przez Polskę. Wierny zasadzie Józefa Piłsudskiego „być zwyciężonym
i nie ulec, to dopiero jest zwycięstwo”.

205

You might also like