You are on page 1of 304

John Green

Papierowe miasta















Ksika ta jest fikcj literack, podobnie jak wszystkie opisane w niej postaci, miejsca
i wydarzenia. Wszyscy jej bohaterowie s wytworem wyobrani autora. Jakiekolwiek
podobiestwo do prawdziwych zdarze, firm, miejsc oraz osb, ywych bd zmarych, jest
cakowicie przypadkowe.

Tytu oryginau: Paper Towns


Julie Strauss-Gabel, bez ktrej wszystko to nie mogoby si urzeczywistni



A potem, gdy wyszymy na drog, by stamtd popatrze na jej ukoczony lampion,
powiedziaam, e podoba mi si sposb, w jaki wiato przewieca t twarz migoczc w
ciemnoci.

fragment wiersza Jack O`Lantern z tomu Atlas Katriny Vandenberg

Ludzie mwi, e przyjaciele nie niszcz si nawzajem.
C oni wiedz o przyjacioach?

fragment piosenki Game Shows Touch Our Lives zespou The Mountain Goats



Prolog

Osobicie widz to tak: kademu przydarza si jaki cud. Umwmy si, e
prawdopodobnie nigdy nie trafi we mnie piorun, nie zdobd Nagrody Nobla, nie zostan
dyktatorem niewielkiego pastwa na jednej z wysp Pacyfiku, nie zapadn na nieuleczalny
nowotwr ucha ani nie ulegn spontanicznemu samozaponowi. Jeli jednak wzi po uwag
wszelkie nieprawdopodobne historie, zapewne okae si, e przynajmniej jedna z nich
przytrafia si kademu. Mogem zobaczy deszcz ab. Mogem postawi nog na Marsie.
Mogem zosta poarty przez wieloryba. Mogem oeni si z krlow Anglii albo przetrwa
kilka miesicy na morzu. Jednak mj cud by inny. Moim cudem byo to, e spord
wszystkich domw na wszystkich osiedlach mieszkaniowych w caym stanie Floryda
zamieszkaem w domu w ssiedztwie Margo Roth Spiegelman.

Nasze osiedle, Jefferson Park, byo kiedy baz marynarki wojennej. Kiedy za
marynarka przestaa jej potrzebowa, ziemi zwrcono obywatelom miasta Orlando w stanie
Floryda, ktre postanowio wybudowa tu ogromne osiedle, bo wanie tak robi si w stanie
Floryda. Moi rodzice i rodzice Margo wprowadzili si do ssiadujcych ze sob domw tu
po tym, jak postawiono pierwsze budynki. Margo i ja mielimy wtedy po dwa lata.

Zanim Jefferson Park stao si osiedlem przypominajcym miasteczko Pleasantville, i
zanim jeszcze zmieniono je w baz marynarki wojennej, rzeczywicie naleao do niejakiego
Jeffersona, jegomocia o nazwisku Dr. Jefferson Jefferson. Nazwiskiem Dr. Jeffersona
Jeffersona nazwano szko w Orlando, a take du fundacj dobroczynn, jednak tym, co w
historii Dr. Jeffersona Jeffersona jest naprawd fascynujce i niewiarygodne, cho
prawdziwe, jest fakt, e nie by on adnym doktorem. By zwykym sprzedawc soku
pomaraczowego i nazywa si Jefferson Jefferson. Kiedy sta si bogaty i wpywowy,
poszed do sdu i Jefferson przyj jako drugie imi, a pierwsze zmieni na Dr.. Due D,
mae r. Kropka.

Margo i ja mielimy ju po dziewi lat. Nasi rodzice si przyjanili, wic czasami
bawilimy si razem i wyjedalimy na rowerach poza lepe uliczki a do samego Parku
Jeffersona, piasty koa, ktrym byo nasze osiedle.

Za kadym razem, kiedy syszaem, e za chwil ma przyj Margo, stawaem si
jednym wielkim kbkiem nerww, poniewa bya to najbardziej niesamowita i zachwycajca
istota, jak stworzy Bg. Tamtego ranka miaa na sobie biae szorty i rowy T-shirt, na
ktrym widnia zielony smok ziejcy ogniem pomaraczowego brokatu. Nie sposb wyjani,
jak fantastyczny wydawa mi si wtedy w T-shirt.

Margo jak zwykle pedaowaa na stojco, prostujc rce w okciach i pochylajc si
nad kierownic roweru, a jej fioletowe teniswki rozmyway si w koliste plamy. By gorcy,
parny marcowy dzie. Niebo byo bezchmurne, ale powietrze miao cierpki smak, jakby
zbierao si na burz.

W tamtym czasie miaem si za wynalazc, wic kiedy tylko zaoylimy blokady na
rowery i rozpoczlimy nasz krtki spacer przez park w stron placu zabaw, opowiedziaem
Margo o moim pomyle na wynalazek, ktry nazwaem piercieniarka. Piercieniarka miaa
by gigantyczn armat wystrzeliwujc na bardzo blisk orbit wielkie kolorowe kamienie,
ktre tworzyyby wok Ziemi piercienie podobne do tych, jakie ma Saturn. (Nadal uwaam,
e to wietny pomys, ale okazuje si, e zbudowanie armaty zdolnej wystrzeliwa kamienne
bryy na blisk orbit jest do skomplikowane).

Byem w tym parku ju tyle razy, e w pamici miaem wyryt jego map,
wystarczyo wic zaledwie kilka krokw, abym poczu, e porzdek owego wiata zosta
zaburzony, chocia nie od razu potrafiem stwierdzi, co si zmienio.

- Quentin - cichym, spokojnym gosem odezwaa si Margo.

Wskazywaa na co. Dopiero wtedy zorientowaem si, gdzie zasza zmiana.

Kilka metrw przed nami rs db. Gruby, skaty i wygldajcy na wiekowy - to nie
byo nowe. Po naszej prawej stronie znajdowa si plac zabaw - i to te nic nowego. Lecz oto
o pie dbu bezwadnie opiera si ubrany w szary garnitur mczyzna. Nie rusza si. Oto co
byo nowe. Otacza go krg krwi, ktrej na wp zaschnity strumie wypywa mu z ust. Usta
za mia otwarte w nienaturalny dla ust sposb. Jego blade czoo obsiady muchy.

- Nie yje - oznajmia Margo, jakbym sam nie potrafi tego stwierdzi. Zrobiem dwa
mae kroki w ty. Pamitam, i wydawao mi si wtedy, e jeli wykonam jaki nagy ruch,
mczyzna moe si ockn i rzuci na mnie. To mg by zombie. Wiedziaem, e zombie
nie istniej, ale on z pewnoci wyglda jak potencjalny zombie.

Podczas gdy ja robiem dwa kroki w ty, Margo zrobia dwa rwnie mae i bezgone
kroki w przd.

- Ma otwarte oczy - stwierdzia.

- Musimy i do domu - wymamrotaem.

- Mylaam, e kiedy si umiera, zamyka si oczy.

- Margo musimy i do domu i komu powiedzie.

Postpia jeszcze o krok. Bya teraz na tyle blisko, e gdyby wycigna rk, mogaby
dotkn stopy mczyzny.

- Jak mylisz, co mu si stao? - zapytaa. - Moe to narkotyki albo co takiego.

Nie chciaem zostawia Margo samej z martwym facetem, ktry mg si okaza
atakujcym zombie, jednak nie miaem rwnie ochoty tkwi w miejscu i dyskutowa o
okolicznociach jego zgonu. Zebraem si wic na odwag, zbliyem do Margo i zapaem j
za rk.

- Margo, musimy natychmiast i do domu!

- Okej, dobra.

Pucilimy si biegiem w stron naszych rowerw i poczuem, jak serce podchodzi mi
do garda, zupenie jakby dziao si co ekscytujcego, mimo i wcale tak nie byo.
Wsiedlimy na rowery i puciem Margo przodem, poniewa pakaem, a nie chciaem, eby
to zobaczya. Na podeszwach jej fioletowych teniswek ujrzaem krew. Jego krew. Krew
martwego faceta.

Chwil pniej bylimy ju z powrotem w swoich domach. Moi rodzice zadzwonili na
911, a kiedy w oddali usyszaem syreny, chciaem i zobaczy wozy policyjne, ale mama mi
nie pozwolia. Potem si zdrzemnem.

Moi rodzice s terapeutami, co oznacza, e jestem naprawd cholernie dobrze
przystosowany do ycia. Kiedy si wic obudziem z drzemki, odbyem z mam dug
rozmow o cyklu ycia i o tym, e mier jest jego czci, ale nie czci, ktr powinienem
jako szczeglnie zaprzta sobie gow w wieku dziewiciu lat, i poczuem si lepiej.
Szczerze mwic, nigdy si t sytuacj zbytnio nie przejem. O czym to wiadczy, jako e
miewam skonno do notorycznego przejmowania si.

No bo co: znalazem martwego faceta. May, rozkoszny dziewicioletni ja i moja
jeszcze mniejsza, i jeszcze bardziej rozkoszna koleanka z podwrka znalelimy mczyzn,
z ktrego ust laa si krew, i ta krew bya na jej maych, rozkosznych teniswkach, kiedy
wracalimy rowerami do domu. Wszystko to bardzo dramatyczne i w ogle, ale co z tego?
Nie znaem faceta. Do cholery, ludzie, ktrych nie znam, umieraj przez cay czas. Gdybym
mia przechodzi zaamanie nerwowe za kadym razem, kiedy na wiecie wydarza si co
okropnego, bybym bardziej szurnity ni wcieky makak.

Tamtego wieczoru o dziewitej poszedem do swojego pokoju, bo dziewita bya
godzin, o ktrej powinienem by w ku. Mama otulia mnie kodr, powiedziaa, e mnie
kocha, a ja jej powiedziaem: Do zobaczenia jutro, ona odpowiedziaa: Do zobaczenia
jutro, a potem zgasia wiato i prawie zamkna za sob drzwi.

Kiedy obrciem si na bok, zobaczyem Margo Roth Spiegelman stojc po drugiej
stronie okna z twarz niemal wcinit w okienn moskitier. Wstaem i otworzyem okno,
ale siatka wci tkwia midzy nami, pikselizujc jej twarz.

- Przeprowadziam ledztwo - owiadczya do powanym tonem. Nawet z bliska
siatka rozmazywaa jej twarz, ale zdoaem dostrzec, e Margo trzyma w rku may notes i
owek ze ladami zbw wok gumki. Spojrzaa w d na swoje notatki. - Pani Feldman z
Jefferson Court powiedziaa mi, e facet nazywa si Robert Joyner i mieszka na Jefferson
Road w jednym z tych mieszka nad sklepem spoywczym, wic tam poszam i zobaczyam
kilku policjantw, i jeden z nich zapyta mnie, czy pracuj dla szkolnej gazety, a ja
powiedziaam, e nasza szkoa nie ma gazety, a on na to, e skoro nie jestem dziennikark, to
odpowie na moje pytania. Powiedzia mi, e Robert Joyner mia trzydzieci sze lat. By
prawnikiem. Nie chcieli wpuci mnie do jego mieszkania, ale drzwi w drzwi z nim mieszka
kobieta o nazwisku Juanita Alvarez, wic do niej poszam i zapytaam, czy mogabym
poyczy szklank cukru, a ona zaraz mi powiedziaa, e Robert Joyner zastrzeli si z
pistoletu. Wtedy zapytaam j, dlaczego to zrobi, a ona na to, e si rozwodzi i by z tego
powodu smutny.

Tu Margo zamilka, a ja tylko na ni patrzyem, na jej szar twarz, rozwietlon przez
ksiyc i podzielon przez splot siatki na tysic maych kawakw. Jej szeroko otwarte,
okrge oczy przeskakiway znad notesu na mnie i z powrotem.

- Mnstwo ludzi si rozwodzi i si nie zabija - skomentowaem.

- Wiem - odpara podekscytowanym gosem. - To samo powiedziaam Juanicie
Alvarez. Ale wtedy ona powiedziaa... - Margo przerzucia kartk -...powiedziaa, e pan
Joyner by zgnbiony. Zapytaam, co to znaczy, a ona odpara tylko, e powinnimy si za
niego modli i ebym zaniosa mamie cukier, a ja powiedziaam niewane i wyszam.

I tym razem nie odezwaem si od razu. Chciaem tylko, aby nie przestawaa mwi -
ten cichy gos napity z podniecenia bliskim odkryciem czego dawa mi poczucie, e wanie
przydarza mi si co wanego.

- Myl, e chyba wiem dlaczego - powiedziaa Margo.

- Dlaczego?

- Moe popkay w nim ju wszystkie struny.

Usiujc wymyli jak odpowied, wycignem rk, nacisnem blokad na
dzielcej nas moskitierze i cignem j z okna. Postawiem siatk na pododze, ale Margo
nie daa mi szansy powiedzenia czegokolwiek. Zanim zdyem z powrotem usi, uniosa
twarz w moj stron i szepna:

- Zamknij okno.

Wic je zamknem. Mylaem, e Margo odejdzie, lecz ona wci staa w tym samym
miejscu i tylko na mnie patrzya. Pomachaem do niej i umiechnem si, ale jej oczy
zdaway si utkwione w czym za moimi plecami, czym potwornym, co sprawio, e z
twarzy odpyna jej krew, ja za zbytnio si baem, eby si obejrze. Jednak za moimi
plecami niczego rzecz jasna nie byo - no, moe prcz tego martwego faceta.

Przestaem macha. Moja gowa znajdowaa si teraz na wysokoci gowy Margo i
wpatrywalimy si w siebie z przeciwlegych stron szyby. Nie pamitam, jak to si skoczyo
- czy ja poszedem do ka, czy ona odesza. W moich wspomnieniach ta scena nie ma
koca. Trwamy tak, na zawsze wpatrzeni w siebie.

Margo zawsze kochaa tajemnice. W obliczu wydarze, ktre nastpiy potem, nigdy
nie opuszczaa mnie myl, e by moe kochaa je tak bardzo, e sama staa si tajemnic.



CZ PIERWSZA


Struny i sznurki



1

Najduszy dzie mojego ycia zacz si z opnieniem. Tego rodowego poranka
obudziem si zbyt pno, zbyt duo czasu spdziem pod prysznicem i w kocu nie pozostao
mi nic innego, jak zabra si do niadania o 7.17, dopiero gdy siedziaem na miejscu pasaera
w minivanie mojej mamy.

Zwykle jedziem do szkoy razem z moim najlepszym przyjacielem Benem
Starlingiem, jednak Ben wyjecha do szkoy punktualnie, wic tego poranka nie miaem z
niego adnego poytku. Punktualnie w naszym wypadku oznaczao trzydzieci minut przed
waciwym rozpoczciem lekcji, poniewa te p godziny przed pierwszym dzwonkiem,
spdzone na wystawaniu przed bocznym wejciem do sali orkiestry szkolnej i gawdzeniu,
byo najwaniejszym wydarzeniem w naszym kalendarzu towarzyskim. Dua grupa moich
znajomych naleaa do orkiestry, co wizao si z tym, e wikszo wolnego czasu w szkole
spdzaem w odlegoci piciu metrw od sali muzycznej. Sam nie byem czonkiem
orkiestry, poniewa cierpi na ten rodzaj muzycznej guchoty, ktry w zasadzie utosamiany
jest z absolutn guchot. Byem spniony dwadziecia minut, co formalnie rzecz biorc,
oznaczao, e i tak bd w szkole na dziesi minut przed rozpoczciem lekcji.

Siedzca za kierownic mama wypytywaa mnie o lekcje, egzaminy kocowe i bal
poegnalny na zakoczenie szkoy.

- Nie uznaj balw poegnalnych - przypomniaem jej, kiedy wchodzia w zakrt. Z
wpraw przechyliem misk penoziarnistych patkw niadaniowych z rodzynkami,
kompensujc si grawitacji. To dla mnie nie pierwszyzna.

- C, nic by si chyba nie stao, gdyby po prostu poszed z jak koleank. Jestem
pewna, e mgby zaprosi Cassie Hiney. - Owszem mogem zaprosi Cassie Hiney, ktra
istotnie bya bardzo mia, sympatyczna i urocza, pomimo niezwykle niefortunnego
nazwiska1.

- Nie chodzi tylko o to, e nie lubi balw poegnalnych. Nie lubi take ludzi, ktrzy
je lubi - wyjaniem, cho w rzeczywistoci nie bya to prawda. Ben mia totalnego bzika na
punkcie balu.

Mama skrcia na szkolny parking, a ja przytrzymaem prawie pust ju misk obiema
rkami, bo wanie przejedalimy przez prg zwalniajcy. Zerknem na parking dla
uczniw ostatniej klasy. Srebrna honda Margo Roth Spiegelman bya zaparkowana tam, gdzie
zawsze. Mama wjechaa minivanem w lep uliczk prowadzc do sali orkiestry i
pocaowaa mnie w policzek. Dostrzegem Bena i moich pozostaych przyjaci stojcych w
pkrgu.

Podszedem do nich, a pkole pynnie si rozsuno, by zrobi dla mnie miejsce.
Rozmawiali o mojej eksdziewczynie Suzie Chung, ktra graa na wiolonczeli i najwyraniej
wywoaa niemae poruszenie, umawiajc si z baseballist, znanym jako Taddy Mac. Czy to
byo jego prawdziwe imi - nie wiedziaem. W kadym razie Suzie postanowia i na bal z
Taddym Makiem. Kolejna ofiara.

- Stary - powita mnie stojcy naprzeciwko Ben. Da mi znak gow i obrci si na
picie. Wyszedem z krgu i w lad za nim wszedem do budynku. Ben, niskie stworzenie o
oliwkowej karnacji, ktre co prawda weszo w okres dojrzewania, ale nigdy nie weszo we
zbyt gboko, by moim najlepszym przyjacielem od pitej klasy, kiedy to obaj w kocu
przyznalimy si do faktu, e aden z nas nie ma duych szans na innego najlepszego
przyjaciela. A prcz tego Ben bardzo si stara, a mnie to si podobao. Zazwyczaj.

- Co nowego? - zapytaem. Stalimy bezpiecznie na korytarzu, rozmowy innych
zaguszay nasze sowa.

- Radar idzie na bal - oznajmi pospnie Ben. Radar by naszym drugim najlepszym
przyjacielem. Nazwalimy go Radar, bo wyglda jak ten may go w okularach, Radar, ze
starego serialu telewizyjnego M*A*S*H, tyle tylko e: 1. telewizyjny Radar nie by
czarnoskry i 2. jaki czas po nadaniu mu tego przezwiska nasz Radar urs okoo pitnastu
centymetrw i zacz nosi szka kontaktowe, wic zapewne 3. w istocie wcale nie wyglda
jak ten facet z M*A*S*H, ale 4. na trzy i p tygodnia przed zakoczeniem szkoy redniej
nie mielimy najmniejszego zamiaru wymyla mu nowego przezwiska.

- Z t dziewczyn, Angel? - upewniem si. Radar nigdy nic nam nie opowiada o
swoim yciu miosnym, co jednak nie przeszkadzao nam w czstym spekulowaniu na ten
temat.

Ben przytakn i powiedzia:

- Pamitasz mj wielki plan, eby zaprosi na bal ktr ze wieynek, bo to jedyne
dziewczyny, ktre nie znaj historii o Krwawym Benie? - Skinem gow. - No wic -
cign Ben - dzi rano jaka sodka maa krlisia z dziewitej klasy podesza do mnie i
zapytaa, czy to ja jestem Krwawy Ben, a kiedy zaczem jej tumaczy, e to bya infekcja
nerek, zachichotaa i ucieka. Wic ju po sprawie.

W dziesitej klasie Ben by hospitalizowany z powodu infekcji nerek, ale Becca
Arrington, najlepsza przyjacika Margo, rozpucia plotk, e prawdziwym powodem tego,
e Ben mia w moczu krew, bya chroniczna masturbacja. Pomimo swej bezpodstawnoci z
medycznego punktu widzenia od tamtej pory ta historia przeladowaa Bena.

- No to lipa - stwierdziem.

Ben zacz kreli nowe plany znalezienia partnerki na bal, ale ja suchaem go tylko
jednym uchem, bo pord gstniejcej ludzkiej masy toczcej si w korytarzu dostrzegem
Margo Roth Spiegelman. Staa przy szafce na ksiki razem ze swoim chopakiem Jaseem.
Miaa na sobie bia spdnic do kolan i bluzk w niebieskie wzory. Widziaem jej obojczyk.
miaa si z czego przezabawnego z pochylonymi do przodu ramionami, od zewntrznych
kcikw jej wielkich oczu rozchodziy si delikatne linie, a usta miaa szeroko otwarte.
Jednak najwyraniej nie miaa si z niczego, co powiedzia Jase, bo nie patrzya na niego,
tylko w kierunku rzdu szafek po przeciwnej stronie korytarza. Podyem w lad za jej
spojrzeniem i zobaczyem Becc Arrington, uwieszon na jakim baseballicie niczym
ozdoba na boonarodzeniowej choince. Posaem Margo umiech, cho wiedziaem, e mnie
nie widzi.

- Stary, powiniene do niej uderzy i tyle. Zapomnij o Jasie. Boe, ale z niej
lukrowana krlisia. - Kiedy przemierzalimy korytarz, spogldaem na ni ukradkiem poprzez
tum, utrwalajc sobie w pamici migawki skadajce si na seri fotografii pod tytuem:
Idea stoi w miejscu mijany przez miertelnikw. Kiedy znalazem si bliej, pomylaem,
e moe jednak wcale si nie miaa. Moe co j zaskoczyo albo dostaa prezent, czy co w
tym stylu. Wydawao si, e nie moe zamkn ust.

- No - rzuciem do Bena, nadal nie suchajc, nadal starajc si nasyci jej widokiem
bez zwracania na siebie uwagi. Nie chodzio nawet o to, e bya tak adna. Margo bya wprost
niesamowita, i to cakiem dosownie. W kocu zbyt si od niej oddalilimy, zbyt wiele osb
przechodzio midzy ni a mn i nigdy nie znalazem si wystarczajco blisko, by cho
usysze jej gos albo dowiedzie si, c to bya za zabawna niespodzianka. Ben pokrci
gow, bo ju tysic razy widzia, jak na ni patrz, i by do tego przyzwyczajony.

- Daj spokj, fajna z niej laska, ale nie a tak fajna. Wiesz, kto jest naprawd
wystrzaowy?

- Kto? - zapytaem.

- Lacey - odpar. Druga najlepsza przyjacika Margo. - No i twoja mama. Stary,
widziaem, jak ci caowaa w policzek dzi rano i daruj mi, ale przysigam na Boga,
pomylaem sobie: Rany, chciabym by na miejscu Q. A do tego chciabym, eby moje
policzki miay penisy.

Dgnem go okciem w ebra, ale wci mylaem o Margo, bo bya dla mnie jedyn
legend z ssiedztwa. Margo Roth Spiegelman, ktrej szeciosylabowe imi i nazwisko czsto
byy wymawiane w penym brzmieniu z nut cichej rewerencji. Margo Roth Spiegelman,
ktrej opowieci o heroicznych przygodach przetaczay si przez szko niczym letnia
nawanica: staruszek mieszkajcy w walcym si domu w Hot Coffee w stanie Missisipi
nauczy Margo gra na gitarze; Margo Roth Spiegelman przez trzy dni podrowaa z
cyrkiem (uwaali, e ma potencja na trapezie); Margo Roth Spiegelman wypia kubek
zioowej herbaty z The Mallionaires za kulisami po koncercie w St. Louis, podczas gdy oni
pili whisky; Margo Roth Spiegelman wesza na w koncert, mwic bramkarzom, e jest
dziewczyn basisty i czy jej nie poznaj, i serio, dajcie spokj, chopaki, nazywam si Margo
Roth Spiegelman, i jeli wejdziecie tam i powiecie basicie, eby rzuci na mnie okiem, albo
powie wam, e jestem jego dziewczyn, albo e chciaby, ebym ni bya, wic bramkarz to
zrobi, a basista powiedzia: No jasne, to moja dziewczyna, wpucie j na show, a jeszcze
pniej w basista chcia si z ni umwi, a ona daa kosza basicie z The Mallionaires.

Kiedy opowiadano sobie te historie, nieuchronnie koczyo je pytanie: Dacie
wiar?. Czsto nie wierzylimy, jednak opowieci zawsze okazyway si prawdziwe.

Dotarlimy do naszych szafek. Radar sta oparty o szafk Bena, piszc co na tablecie.

- A wic idziesz na bal - zagaiem. Podnis na mnie wzrok i zaraz znw go opuci.

- Usuwam w Omniklopedii skutki wandalizmu w artykule o byym premierze Francji.
Wczoraj w nocy kto wykasowa ca tre, a na jej miejsce wpisa zdanie: Jacques Chirac to
gey, co, jak wiadomo, jest niezgodne zarwno ze stanem faktycznym, jak i z zasadami
ortografii.

Radar jest penoetatowym redaktorem tworzonej przez uytkownikw internetowej
encyklopedii o nazwie Omniklopedia. Cae jego ycie podporzdkowane jest nadzorowaniu
Omniklopedii i dbaniu o jej dobro. To tylko jeden z wielu powodw, dla ktrych fakt, e
Radar ma partnerk na bal, by nieco zaskakujcy.

- A wic idziesz na bal - powtrzyem.

- Sorry - bkn, nie podnoszc wzroku. Fakt, e jestem przeciwnikiem balu
poegnalnego, by powszechnie znany. aden jego aspekt absolutnie mnie nie pociga - ani
wolny taniec, ani szybki taniec, ani suknie, a ju z ca pewnoci nie wypoyczany smoking.
Wypoyczanie smokingu jawio mi si jako znakomity sposb na zapanie jakiej paskudnej
choroby od poprzedniego najemcy, a nie aspirowaem do tytuu jedynego na wiecie
prawiczka z wszami onowymi.

- Stary - odezwa si Ben do Radara - mode kicie znaj histori o Krwawym Benie. -
Radar w kocu oderwa si od komputera i wspczujco pokiwa gow. - W tej sytuacji -
cign Ben - dwie pozostajce mi strategie to albo kupi partnerk na bal w internecie, albo
polecie do Missouri i porwa jak ma, liczn, wykarmion kukurydz krlisi.

Kiedy prbowaem wytumaczy Benowi, e krlisia brzmi raczej seksistowsko i
tandetnie ni retro i cool, ale on nie zamierza porzuca swoich zwyczajw. Mwi krlisia
nawet na wasn matk. By niereformowalny.

- Zapytam Angel, czy kogo nie zna - zaoferowa Radar. - Chocia znalezienie ci
partnerki na bal bdzie trudniejsze ni przemienienie oowiu w zoto.

- Znalezienie ci partnerki na bal jest tak przygniatajcym zadaniem, e samej hipotezy
jego realizacji uywa si do rozkruszania diamentw - dodaem.

Radar dwukrotnie uderzy pici w szafk na ksiki, wyraajc sw aprobat i
dorzuci:

- Ben, znalezienie ci partnerki na bal jest tak powanym problem, e rzd Stanw
Zjednoczonych uwaa, i nie sposb rozwiza go na drodze dyplomatycznej i konieczne jest
uycie siy.

Usiowaem wymyli co jeszcze, kiedy wszyscy trzej rwnoczenie dostrzeglimy
idcy ku nam z jakim zamiarem czekoksztatny zbiornik na sterydy anaboliczne znany jako
Chuck Parson. Chuck Parson nie bra udziau w zajciach sportowych, poniewa to
odwracaoby jego uwag od wikszego celu w yciu: aby pewnego dnia zosta skazanym za
morderstwo.

- Hej, cioty! - zawoa.

- Chuck - odparem na tyle przyjanie, na ile mogem si zdoby. Przez ostatnich kilka
lat Chuck nie przysparza nam powaniejszych kopotw - najwyraniej kto w Krainie
Fajnych Ludzi wyda edykt, eby zostawi nas w spokoju. Byo wic raczej niezwyke, e w
ogle si do nas odezwa.

Moe dlatego, e przemwiem, a moe nie, Chuck uderzy domi w szafki po obu
stronach mojej gowy, a nastpnie pochyli si ku mnie na tyle blisko, e mogem poczu
zapach jego pasty do zbw:

- Co wiesz o Margo i Jasie?

- Ehm - bknem. Zebraem w mylach wszystko, co o nich wiedziaem: Jase by
pierwszym i jedynym powanym chopakiem Margo Roth Spiegelman. Zaczli ze sob
chodzi pod sam koniec zeszego roku. Po wakacjach oboje wybierali si na Uniwersytet
Florydzki. Jase dosta tam stypendium dla baseballistw. Nigdy nie by u niej w domu,
jedynie po ni przyjeda. Ona nigdy nie okazywaa, e jako szczeglnie go lubi, ale z
drugiej strony Margo nigdy nie okazywaa, e lubi kogokolwiek. - Nic - powiedziaem w
kocu.

- Nie le sobie ze mn w kulki - warkn.

- Ja ledwo j znam - powiedziaem, co byo bliskie prawdy.

Rozwaa przez chwil moj odpowied, podczas gdy ja usilnie staraem si nie
odwrci wzroku od jego blisko osadzonych oczu. Skin lekko gow, odepchn si od
szafek i poszed na swoj pierwsz tego ranka lekcj: pielgnacja i ywienie mini
piersiowych. Rozbrzmia drugi dzwonek. Minuta do lekcji. Radar i ja mielimy analiz
matematyczn; Ben - matematyk dyskretn. Nasze klasy przylegay do siebie, wic
ruszylimy razem w ich kierunku, nas trzech w jednym szeregu, liczc na to, e fala naszych
kolegw i koleanek z klasy rozstpi si na tyle, by nas przepuci, co te si stao.

- Ben, znalezienie ci partnerki na bal jest tak trudne, e tysic map piszcych na
tysicu maszyn do pisania przez tysic lat nawet raz nie napisaoby Pjd z Benem na bal -
powiedziaem.

Ben nie mg si oprze pokusie ostatecznego pognbienia si:

- Moje widoki na bal s tak marne, e babcia Q daa mi kosza. Powiedziaa, e czeka,
a zaprosi j Radar.

Radar powoli pokiwa gow.

- To prawda, Q. Twoja babcia uwielbia czarnych braci.

Tak aonie atwo byo zapomnie o Chucku, rozmawia o balu, mimo e bal guzik
mnie obchodzi. Takie byo ycie tego poranka: nic tak naprawd nie miao znaczenia, ani te
dobre sprawy, ani te ze. Bylimy zajci zabawianiem siebie nawzajem i cakiem dobrze nam
to szo.

Kolejne trzy godziny spdziem w rnych klasach, usiujc nie spoglda na zegary
nad rnymi tablicami, ostatecznie jednak spogldajc na te zegary i dziwic si, e mino
zaledwie kilka minut, odkd zerkaem na nie po raz ostatni. Miaem prawie cztery lata
dowiadczenia w obserwowaniu tych zegarw, ale ich lamazarno nigdy nie przestaa mnie
zaskakiwa. Jeli kto mi kiedy powie, e zosta mi jeden dzie ycia, udam si prosto ku
witym korytarzom Winter Park High School, gdzie jeden dzie zwyk trwa tysic lat.

Chocia zdawao mi si, e trzecia tego dnia lekcja nigdy si nie skoczy, fizyka
jednak mina i ju siedziaem w stowce z Benem. Radar mia przerw na lunch dopiero na
pitej przerwie, razem z reszt naszych znajomych, wic Ben i ja zwykle siedzielimy sami,
oddaleni o kilka krzese od znanej nam grupki z kka teatralnego. Dzisiaj obaj jedlimy
minipizz z pepperoni.

- Dobra pizza - zauwayem. Ben z roztargnieniem pokiwa gow. - Co si stao? -
zapytaem.

- Nic - przemwi z penymi ustami. Przekn. - Wiem, e mylisz, e to gupie, ale ja
chc i na bal.

- 1. Owszem, uwaam, e to gupie; 2. Jak chcesz i, to id; 3. O ile si nie myl,
nikogo jeszcze nawet nie zapytae.

- Zapytaem Cassie Hiney na analizie. Napisaem jej licik. - Uniosem pytajco brwi.
Ben sign do kieszeni szortw i podsun mi mocno pognieciony kawaek papieru.
Rozwinem go i przeczytaem:

Ben!

Bardzo chciaabym pj z Tob na bal, ale umwiam si ju z Frankiem. Sorry!

C.

Zwinem papier i przesunem go po stole do Bena. Przypomniao mi si, jak
grywalimy na tych stoach w papierow pik non.

- To przykre - powiedziaem.

- E tam, mniejsza z tym. - ciany dwiku wok nas zdaway si nas osacza, wic
zamilklimy na chwil, a potem Ben spojrza na mnie bardzo powanym wzrokiem i
owiadczy: - Mam zamiar pouywa sobie w collegeu. Mam zamiar znale si w Ksidze
rekordw Guinnessa w kategorii Najwiksza liczba zaspokojonych krli.

Parsknem miechem. Wanie rozmylaem o tym, e rodzice Radara naprawd s w
Ksidze Guinnessa, kiedy zobaczyem, e obok nas stana adna afroamerykaska
dziewczyna z krtkimi nastroszonymi dredami. Mina chwila, zanim zorientowaem si, e
to Angela, domniemana dziewczyna Radara.

- Cze - zwrcia si do mnie.

- Hej - odpowiedziaem. Mielimy razem lekcje i znaem j z widzenia, ale nigdy nie
mwilimy sobie cze na korytarzu, ani nic w tym stylu. Zaprosiem j gestem, by usiada.
Przysuna sobie krzeso do szczytu stou.

- Zdaje si, e wy dwaj znacie Marcusa lepiej ni ktokolwiek inny - powiedziaa,
uywajc prawdziwego imienia Radara. Pochylia si ku nam, opierajc okcie na stole.

- To gwniana robota, ale kto musi to robi - odpowiedzia z umiechem Ben.

- Mylicie, e on, no wiecie, wstydzi si mnie?

Ben si rozemia.

- Co? Nie!

- Na dobr spraw - dodaem - to ty powinna si wstydzi jego.

Przewrcia oczami i umiechna si jak dziewczyna przyzwyczajona do
komplementw.

- Ale jednak nigdy mnie nie zaprosi, eby co z wami porobi.

- Aha - powiedziaem, kiedy w kocu dotaro do mnie, o co jej chodzi. - To dlatego, e
on wstydzi si nas.

Zamiaa si.

- Wydajecie si cakiem normalni.

- Jeszcze nie widziaa, jak Ben wciga nosem spritea, a potem wypluwa go ustami -
ostrzegem.

- Wygldam jak obkana gazowana fontanna - dopowiedzia ze mierteln powag
Ben.

- Ale serio, mwicie, e mam si nie przejmowa? No bo, chodzimy ze sob ju pi
tygodni, a on nigdy nawet nie zaprosi mnie do siebie do domu.

Wymienilimy z Benem spojrzenia, a ja zasoniem usta, by stumi miech.

- Co? - dopytywaa si Angela.

- Nic - odpowiedziaem. - Serio, Angela, gdyby zmusza ci do spdzania czasu z
nami i cigle zabiera ci do swojego domu...

-...z ca pewnoci znaczyoby to, e ci nie lubi - dokoczy Ben.

- Ma dziwnych rodzicw?

Gowiem si, jak szczerze odpowiedzie na to pytanie.

- Hm, nie. S spoko. Tylko chyba nieco nadopiekuczy.

- Wanie, nadopiekuczy - zgodzi si troch zbyt szybko Ben.

Umiechna si i wstaa, mwic, e musi si jeszcze z kim przywita przed kocem
przerwy na lunch. Ben odczeka, a Angela odejdzie, zanim powiedzia:

- Ta dziewczyna jest niesamowita.

- Wiem - odparem. - Ciekawe, czy udaoby nam si zastpi ni Radara?

- Tyle e ona nie zna si chyba zbyt dobrze na komputerach. Potrzebujemy kogo, kto
zna si na komputerach. Poza tym zao si, e jest beznadziejna w Odrodzeniu. - To bya
nasza ulubiona gra komputerowa. - A przy okazji - doda Ben - niezy manewr z tym
stwierdzeniem, e starzy Radara s nadopiekuczy.

- Nie do mnie naley poinformowanie jej o tym.

- Ciekawe, jak dugo potrwa, zanim dane jej bdzie zwiedzi Rezydencj i Muzeum
Druyny Radara - umiechn si Ben.

Przerwa dobiegaa ju koca, wic Ben i ja wstalimy i odstawilimy nasze tace na
tam. Dokadnie t sam, na ktr Chuck Parson rzuci mnie na pocztku szkoy redniej,
posyajc do przeraajcego podziemnego wiata oddziaw pomywaczy Winter Park High
School. Ruszylimy w stron szafki Radara i stalimy tam, dopki nie przybieg do nas tu po
pierwszym dzwonku.

- Na wiedzy o spoeczestwie doszedem do wniosku, e gotw bybym naprawd,
dosownie ssa ole jdra, jeli dziki temu mgbym darowa sobie ten przedmiot przez
reszt semestru - obwieci.

- Z olich jder mona si wiele dowiedzie o spoeczestwie - zgodziem si. - A
wanie, mwic o powodach, dla ktrych aujesz, e nie masz przerwy na lunch razem z
nami - wanie jedlimy z Angel.

Ben umiechn si znaczco do Radara, podejmujc wtek:

- No, i ona chce wiedzie, dlaczego nigdy jeszcze nie bya u ciebie w domu.

Radar zacz robi dugi wydech, wprowadzajc jednoczenie za pomoc pokrta kod
otwierajcy szafk. Wydycha powietrze tak dugo, e pomylaem, i zaraz chyba straci
przytomno.

- Szlag by to - powiedzia w kocu.

- Czyby czego si wstydzi? - zapytaem z umiechem.

- Zamknij si - odpowiedzia, dgajc mnie okciem w brzuch.

- Mieszkasz w uroczym domu. - Nie zraaem si.

- Powanie, stary - doda Ben. - To naprawd fajna dziewczyna. Nie rozumiem,
dlaczego nie miaby jej przedstawi swoim rodzicom i oprowadzi po Casa Radar.

Radar wrzuci ksiki do szafki i j zatrzasn. Gwar rozmw wok nas akurat nieco
ucich, kiedy zwrci oczy ku niebu i krzykn:

- TO NIE MOJA WINA, E MOI RODZICE POSIADAJ NAJWIKSZ NA
WIECIE KOLEKCJ CZARNOSKRYCH MIKOAJW!

Syszaem, jak Radar mwi najwiksza na wiecie kolekcja czarnoskrych
mikoajw prawdopodobnie tysic razy w moim yciu, ale nigdy ani troch nie przestao
mnie to mieszy. Jednak Radar nie artowa. Pamitam pierwszy raz, kiedy do niego
przyszedem. Miaem moe trzynacie lat. Bya wiosna, wiele miesicy po witach Boego
Narodzenia, a mimo to parapety okien zastawione byy czarnoskrymi mikoajami.
Czarnoskre mikoaje powycinane z tektury zwisay z porczy schodw. Czarne wieczki w
ksztacie mikoajw przystrajay st jadalni. Obraz olejny przedstawiajcy czarnoskrego
witego Mikoaja wisia nad kominkiem, ktrego gzyms take by zastawiony czarnymi
figurkami mikoajw. Mieli sprowadzony z Namibii podajnik do pudrowych dropsw Pez, z
gow czarnoskrego witego Mikoaja. Podwietlany, plastikowy czarnoskry mikoaj,
ktry od wita Dzikczynienia do Nowego Roku sta w ogrdku wielkoci znaczka
pocztowego przed ich domem, reszt roku spdza, dumnie trzymajc wart w kcie azienki
dla goci - azienki z tapet w czarnoskre mikoaje wasnorcznie wykonan za pomoc
farby i gbki w ksztacie mikoaja. Kady pokj w ich domu, z wyjtkiem pokoju Radara,
ton w czarnoskrych mikoajowych bytach - z gipsu i z plastiku, i z marmuru, i z gliny, i z
drewna, i z ywicy, i z tkaniny. cznie kolekcja rodzicw Radara liczya ponad tysic
dwiecie czarnoskrych mikoajw wszelkiego rodzaju. Jak gosia tablica przy drzwiach
wejciowych, dom Radara by oficjalnie zarejestrowanym Obiektem Reprezentacyjnym
witego Mikoaja, zatwierdzonym przez Towarzystwo ds. Boego Narodzenia.

- Powiniene jej po prostu powiedzie, stary - poradziem. - Musisz powiedzie jej
prosto z mostu: Angela, naprawd ci lubi, ale jest co, o czym powinna wiedzie: kiedy
pjdziemy do mnie do domu, by sobie pogrucha, bdzie nas obserwowa dwa tysice
czterysta oczu nalecych do tysica dwustu czarnoskrych mikoajw.

Radar przejecha doni po swoich citych na jea wosach i potrzsn gow.

- Taa, raczej nie ujm tego dokadnie w ten sposb, ale zajm si tym.

Odmaszerowaem na lekcj wiedzy o spoeczestwie; Ben na zajcia fakultatywne z
projektowania gier komputerowych. Obserwowaem zegary jeszcze przez dwie godziny
lekcyjne, a kiedy zajcia wreszcie si skoczyy, po mojej klatce piersiowej promienicie
rozeszo si uczucie ulgi - koniec kadego dnia by niczym prba generalna przed
wypadajcym za mniej ni miesic ukoczeniem szkoy redniej.

Wrciem do domu. Na wczesny obiad zjadem dwie kanapki z masem orzechowym i
demem. Obejrzaem w telewizji pokera. O szstej wrcili do domu moi rodzice, przytulili si
nawzajem, potem przytulili mnie. Na obiadokolacj zjedlimy zapiekank z makaronu.
Zapytali mnie o szko. Zapytali mnie o bal poegnalny. Pozachwycali si, jak to wspania
robot wykonali, wychowujc mnie. Opowiedzieli mi o swoim dniu, podczas ktrego
zajmowali si ludmi wychowanymi znacznie mniej wspaniale. Poszli oglda telewizj. Ja
poszedem do swojego pokoju sprawdzi maile. Napisaem notatk na temat Wielkiego
Gatsbyego na angielski. Przeczytaem kilka artykuw z The Federalist Papers w ramach
wczesnych przygotowa do egzaminu kocowego z wiedzy o spoeczestwie. Czatowaem
przez chwil z Benem, potem online pojawi si take Radar. W naszej rozmowie
czterokrotnie uy frazy najwiksza na wiecie kolekcja czarnoskrych mikoajw i za
kadym razem wybuchaem miechem. Powiedziaem mu, e ciesz si, e ma dziewczyn.
On napisa, e to bdzie wspaniae lato. Przyznaem mu racj. By pity maja, ale rwnie
dobrze mg to by kady inny dzie. Moje dni nacechowane byy przyjemn identycznoci.
Zawsze to lubiem: lubiem rutyn. Lubiem czu si znudzony. Nie chciaem tego, ale to
lubiem. A zatem pity maja mg by dniem jak kady inny - a do chwili tu przed pnoc,
kiedy Margo Roth Spiegelman otworzya niezabezpieczone siatk okno mojej sypialni po raz
pierwszy, odkd przed dziewiciu laty kazaa mi je zamkn.

1 Hiney (ang.) - poladki, tyek. Wszystkie przypisy pochodz od tumacza.



2

Obrciem si na dwik otwieranego okna i ujrzaem wpatrujce si we mnie
niebieskie oczy Margo. Z pocztku widziaem wycznie jej oczy, jednak kiedy mj wzrok
przywyk do ciemnoci, zauwayem, e Margo ma twarz pomalowan czarn farb, a na
gowie czarny kaptur.

- Uprawiasz cyberseks?

- Czatuj z Benem Starlingiem.

- To nie jest odpowied na moje pytanie, zboku.

Rozemiawszy si z zakopotaniem, podszedem do okna i uklknem. Moja twarz
znajdowaa si teraz kilkanacie centymetrw od jej twarzy. Nie miaem pojcia, dlaczego
Margo tu bya, pod moim oknem, w tym stroju.

- Czemu zawdziczam t przyjemno? - zapytaem. Margo i ja nadal bylimy w
koleeskich stosunkach, jak sdz, jednak nie bya to komitywa w rodzaju: spotkajmy si w
rodku nocy z twarzami pomalowanymi czarn farb. Do tego typu akcji z pewnoci miaa
przyjaci. Ja za nie naleaem do ich grona.

- Potrzebny mi twj samochd - wyjania.

- Nie mam samochodu - wyznaem, poruszajc tym samym do draliw dla mnie
kwesti.

- No to potrzebny mi samochd twojej mamy.

- Masz wasny samochd - zauwayem.

Margo wyda policzki i westchna.

- Zgadza si, ale problem w tym, e rodzice zabrali kluczyki do mojego samochodu i
zamknli je w sejfie, ktry woyli pod swoje ko, a w ich pokoju pi Myrna
Mountweazel2. - To by pies Margo. - A Myrna Mountweazel dostaje cholernego wira, kiedy
tylko znajd si w jej polu widzenia. Jasne, e mogabym si wlizgn do rodka, wykra
ten sejf, rozbi go, zabra kluczyki i odjecha, ale prawda jest taka, e zwyczajnie szkoda
zachodu, bo Myrna Mountweazel zacznie szczeka jak optana, jeli choby lekko uchyl
drzwi. Wic jak ju mwiam, potrzebny mi samochd. No i ty musisz prowadzi, bo mam
jedenacie spraw do zaatwienia dzisiejszej nocy, a co najmniej pi z nich wymaga kierowcy
w penej gotowoci do ucieczki.

Kiedy przestawaem skupia wzrok, Margo stawaa si samymi oczami, unoszcymi
si w eterze. Ale kiedy ponownie koncentrowaem na niej spojrzenie, mogem rozrni
kontury twarzy i jeszcze mokr farb na skrze. Koci policzkowe Margo tworzyy wraz z
brod trjktny ksztat, a czarne jak smoa wargi ukaday si w ledwo zauwaalny umiech.

- Jakie przestpstwa? - zapytaem.

- Hmm - westchna. - Przypomnij mi, czy wamanie z wtargniciem to przestpstwo.

- Nie - odpowiedziaem stanowczo.

- Nie, to nie jest przestpstwo, pomoesz mi?

- Nie, nie pomog ci. Nie moesz zwerbowa ktrej ze swoich suek, eby ci
woziy?

Lacey i/lub Becca zawsze byy na kade jej skinienie.

- cile rzecz biorc, one s czci problemu - powiedziaa Margo.

- Co to za problem?

- Jest jedenacie problemw - odpara nieco zniecierpliwiona.

- adnych przestpstw - zaznaczyem.

- Przysigam na Boga, e nikt nie bdzie ci kaza popenia przestpstwa.W tym
momencie zapaliy si wszystkie wiata wok domu Margo. Jednym byskawicznym ruchem
wykonaa salto przez moje okno i przetoczya si pod moje ko. Kilka sekund pniej na
ganku stan jej ojciec.

- Margo! - krzykn. - Widziaem ci!

Spod mojego ka dobiego mnie stumione Chryste!. Margo wyskoczya spod
ka, wyprostowaa si, podesza do okna i odkrzykna:

- Wyluzuj, tato! Ja tylko usiuj pogada troch z Quentinem. Zawsze mi powtarzasz,
jak wspaniay mgby mie na mnie wpyw i w ogle.

- Wic tylko ucinasz sobie pogawdk z Quentinem?

- Tak.

- To dlaczego masz twarz pomalowan na czarno?

Margo zawahaa si tylko przez moment.

- Tato, odpowied na to pytanie wymagaaby wielogodzinnego opisu wczeniejszych
wydarze, a wiem, e jeste prawdopodobnie bardzo zmczony, wic moe wr do...

- Do domu! - zagrzmia. - W tej chwili!

Margo chwycia mnie z koszul, szepczc mi do ucha: Za minut bd z powrotem,
a potem wysza przez okno.

Gdy tylko wysza, zabraem z biurka kluczyki do samochodu. Kluczyki s moje,
samochd pechowo nie. Na szesnaste urodziny rodzice wrczyli mi bardzo may prezent, a ja
wiedziaem ju w chwili, kiedy mi go dawali, e to kluczyki do samochodu, i niemal si
posikaem, bo stale mi powtarzali, e nie sta ich na sprezentowanie mi samochodu. Jednak
kiedy wrczali mi to malekie, zawinite w ozdobny papier pudeko, zrozumiaem, e przez
cay ten czas mnie zwodzili i e jednak dostan samochd. Rozerwaem papier i otworzyem
pudeeczko. Rzeczywicie znajdoway si w nim kluczyki.

Przy bliszym ogldzie okazao si jednak, e znajdoway si w nim kluczyki do
chryslera. Kluczyki do minivana Chryslera. Do tego samego minivana Chryslera, ktrego
wacicielem bya moja matka.

- Mj prezent to kluczyki do twojego samochodu? - zapytaem mam.

- Tom - zwrcia si do taty - mwiam ci, e bdzie sobie robi nadzieje.

- Och, nie zrzucaj winy na mnie - broni si tata. - Ty po prostu sublimujesz swoj
frustracj z powodu moich zarobkw.

- Czy ta byskawiczna analiza nie jest aby odrobin pasywno-agresywna? -
zripostowaa mama.

- Czy retoryczne oskarenia o pasywn agresj nie s w swej naturze
pasywno-agresywne? - odparowa tata i kontynuowali t wymian zda jeszcze przez dobr
chwil.

Krtko mwic, sytuacja przedstawiaa si nastpujco: miaem dostp do tego cudu
na kkach, jakim jest najnowszy model minivana Chryslera, wyjwszy czas, w ktrym
jedzia nim mama. A poniewa jedzia nim codziennie do pracy, mogem korzysta z
samochodu wycznie w weekendy. No, w weekendy i w rodku guchej nocy.

Powrt do mojego okna zaj Margo tylko troch duej ni obiecan minut. A mimo
to pod jej nieobecno zdyem znowu si zawaha.

- Jutro jest szkoa - przypomniaem jej.

- Tak, wiem - odpara Margo. - Jutro jest szkoa i pojutrze te, a rozmylanie nad tym
zbyt dugo moe doprowadzi dziewczyn do szau. Wic zgoda, jest rodek tygodnia.
Wanie dlatego musimy ju i, eby do rana wrci.

- No nie wiem.

- Q - powiedziaa - Q. Kochanie. Od jak dawna jestemy bliskimi przyjacimi?

- Nie jestemy przyjacimi. Jestemy ssiadami.

- Chryste, Q. Czy nie jestem dla ciebie mia? Czy nie nakazuj czeredzie moich
pachokw, eby dobrze ci traktowali w szkole?

- Mhm - odmruknem z powtpiewaniem, cho szczerze mwic, zawsze
podejrzewaem, e to wanie Margo powstrzymywaa Chucka Parsona i jemu podobnych
przed zncaniem si nad nami.

Zamrugaa. Nawet powieki pomalowaa sobie na czarno.

- Q - ponaglia - musimy i.

Wic poszedem. Wylizgnem si oknem i z pochylonymi gowami pobieglimy
wzdu ciany mojego domu, a dopadlimy drzwi minivana. Margo szepna, ebym nie
zamyka drzwi - za duo haasu - wic przy otwartych drzwiach wrzuciem luz i odepchnem
si stop od betonu, pozwalajc, by minivan wytoczy si z podjazdu. Powoli przetoczylimy
si obok kilku domw, zanim wczyem silnik i wiata. Zatrzasnlimy drzwi i ruszyem w
niekoczce si serpentyny ulic Jefferson Park, ktrego domy wci wyglday na nowe i
plastikowe, niczym wioska z klockw zamieszkana przez dziesitki tysicy prawdziwych
ludzi.

Margo zacza mwi:

- Najgorsze jest to, e tak naprawd wcale im nie zaley; im si po prostu wydaje, e
moje wybryki stawiaj ich w zym wietle. Nawet teraz, wiesz, co mi powiedzia? Powiedzia:
Nie obchodzi mnie, jeli schrzanisz swoje ycie, ale nie omieszaj nas przed Jacobsenami -
to nasi przyjaciele. aosne. Nawet nie masz pojcia, jak utrudnili mi wydostanie si z tego
cholernego domu. Kojarzysz, jak ci w filmach o ucieczce z wizienia wkadaj zwinite
ubrania pod koc, eby wygldao, e kto tam ley? - Skinem gow. - No, a moja mama
umiecia w moim pokoju przeklt elektroniczn niani, eby przez ca noc moga sysze,
jak oddycham podczas snu. Musiaam wic zapaci Ruthie pi dolcw, eby spaa w moim
pokoju, a zwinite ubrania woyam do ka w jej pokoju. - Ruthie to modsza siostra
Margo. - Teraz to pieprzona mission impossible. Kiedy mogam si wymkn jak normalna
amerykaska dziewczyna - zwyczajnie wyj przez okno i zeskoczy z dachu. Ale, Boe,
teraz to jak ycie w faszystowskiej dyktaturze.

- Zamierzasz powiedzie mi, dokd jedziemy?

- Dobra, najpierw jedziemy do Publixu. Z powodw, ktre wyjani pniej, chc,
eby zrobi dla mnie mae zakupy. A potem do Wal-Martu.

- Czyli co, wybieramy si na wielk objazdow wypraw po wszystkich placwkach
handlowych rodkowej Florydy? - zapytaem.

- Dzi w nocy, kochanie, bdziemy naprawia wiele zego. A take popsujemy troch
dobrego. Ostatni bd pierwszymi; a pierwsi ostatnimi; pokorni posid troch ziemi. Jednak
zanim radykalnie zmienimy oblicze wiata, musimy pj na zakupy.

Wkrtce zajechaem pod Publix i zaparkowaem na niemal cakowicie pustym
parkingu.

- Suchaj - rzucia - ile masz przy sobie pienidzy?

- Zero dolarw i zero centw - odparem. Wyczywszy zapon, obrciem si w jej
stron. Margo wcisna rk do kieszeni obcisych, ciemnych dinsw i wycigna kilka
studolarowych banknotw.

- Na szczcie dobry Bg nam pobogosawi - oznajmia.

- Co to, u diaba?

- Pienidze na bat micw, psia ma. Rodzice nie dali mi dostpu do konta, ale znam
ich haso, bo do wszystkiego uywaj myrnamountw3az3l. To sobie wypaciam.

Usiowaem nie da po sobie pozna ogarniajcego mnie podziwu, lecz ona
dostrzega, jak na ni patrz, i umiechna si do mnie znaczco.

- Krtko mwic - dodaa - to bdzie najlepsza noc w twoim yciu.

2 Mountweazel (ang.) - sowo-widmo; fikcyjny wpis celowo umieszczony przez
wydawc w publikacjach rdowych, takich jak sowniki, encyklopedie, mapy, dla artu lub
dla zabezpieczenia publikacji przed plagiatem. Po raz pierwszy uyty przez magazyn The
New Yorker w 1975 r.



3

Problem z Margo Roth Spiegelman polega na tym, e tak naprawd jedyne, co
mogem zrobi, to pozwoli jej mwi, a kiedy przestawaa mwi, zachca j do dalszego
mwienia ze wzgldu na to, e 1. byem w niej niezaprzeczalnie zakochany, 2. bya
absolutnie bezprecedensowa pod kadym wzgldem i 3. nigdy nie zadawaa mi adnych
pyta, wic jedynym sposobem na uniknicie ciszy byo skanianie jej do mwienia dalej.

I tak, na parkingu przed Publixem powiedziaa:

- No dobra. Zrobiam ci list. Jak bdziesz mia jakie pytania, po prostu zadzwo na
moj komrk. Suchaj, to mi o czym przypomina: wczeniej pozwoliam sobie woy na
ty vana troch ekwipunku.

- Co? Niby, zanim zgodziem si na to wszystko?

- No, tak. Formalnie rzecz biorc, tak. Niewane, po prostu zadzwo do mnie, jak
bdziesz mia jakie pytania; tylko jeli chodzi o wazelin, to znajd opakowanie, ktre
bdzie wiksze od twojej pici. No wiesz, jest dziecko-wazelina, potem mama-wazelina i
wreszcie wielka, tusta tata-wazelina i wanie t masz kupi. A jeli nie bdzie, kup, no, ze
trzy mamuki. - Wrczya mi list, studolarowy banknot i dodaa: - To powinno wystarczy.

Lista Margo:

3 cae Sumy, osobno Zapakowane

Veet (To do Golenia ng Tyle e Bez golarki Bdzie tam gdzie wszystkie inne
Babskie kosmetyki i bajery)

Wazelina

szeciopak Mountain Dew

tuzin Tulipanw

Butelka wody

Chusteczki

Puszka niebieskiej farby W spreyu

- Frapujce uycie wielkich liter - zauwayem.

- Widzisz, jestem gorc zwolenniczk przypadkowego uycia wielkich liter.
Obowizujce zasady s okropnie krzywdzce wobec wyrazw w rodku zdania.

Nie jestem pewien, co wypadaoby powiedzie kobiecie przy kasie o wp do
pierwszej w nocy, kiedy kadzie si na tam sze kilo sumw, krem Veet, opakowanie
wazeliny w rozmiarze Tusty Tatu, szeciopak Mountain Dew, puszk niebieskiej farby w
spreyu i tuzin tulipanw. Ja w kadym razie powiedziaem:

- To nie jest takie dziwne, jak si wydaje.

Kobieta odchrzkna, ale nie podniosa wzroku.

- A jednak dziwne - mrukna pod nosem.

- Naprawd nie chc pakowa si w adne kopoty - powiedziaem Margo, kiedy znw
siedzielimy w minivanie, a ona przy uyciu wody z butelki i chusteczek zmywaa czarn
farb z twarzy. Najwyraniej ten kamufla by jej potrzebny tylko po to, eby wydosta si z
domu. - W moim licie informacyjnym o przyjciu na studia z uniwersytetu Dukea jest wrcz
wprost napisane, e mnie nie przyjm, jeli zostan aresztowany.

- Jeste bardzo lkliwym czowiekiem, Q.

- Po prostu nie pakujmy si w kopoty, co? - poprosiem. - Nie zrozum mnie le, chc
si dobrze bawi i w ogle, ale nie kosztem, no wiesz, mojej przyszoci.

Podniosa na mnie wzrok, z twarzy zmya ju wikszo czerni, i ledwo zauwaalnie
si umiechna.

- Dziwi mnie, e uwaasz wszystkie te bzdury za choby potencjalnie interesujce.

- Co masz na myli?

- College: zosta przyjtym albo nie zosta przyjtym. Kopoty: pakowa si albo si
nie pakowa. Szkoa: dostawa szstki albo dostawa jedynki. Kariera: robi albo nie robi.
Dom: duy albo may, kupi albo wynaj. Pienidze: mie albo nie mie. To wszystko jest
takie nudne.

Zamierzaem ju co powiedzie, choby, e najwyraniej j to wszystko nieco
obchodzio, bo miaa dobre oceny, a w przyszym roku wybieraa si na Uniwersytet
Florydzki w ramach programu dla najlepszych absolwentw, lecz ona rzucia tylko:

- Wal-Mart.

Weszlimy razem do Wal-Martu i kupilimy ten wihajster z telewizyjnych kanaw
reklamowych, ktrym blokuje si kierownic samochodu. Kiedy przechodzilimy przez dzia
dziecicy, zapytaem:

- Po co nam ta blokada?

Margo przemwia swoim zwykym maniakalnym solilokwium, nie odpowiadajc
jednak na moje pytanie:

- Wiedziae, e na dobr spraw przez wikszo historii rodzaju ludzkiego
przecitna dugo ycia wynosia mniej ni trzydzieci lat? Moge liczy na jakie dziesi
lat waciwego dorosego ycia, czaisz? Nikt nie planowa ycia na emeryturze. Nikt nie
planowa kariery. W ogle nikt nic nie planowa. Nie byo czasu na planowanie. Nie byo
czasu na przyszo. Ale potem dugo ycia zacza si wydua i ludzie mieli coraz wicej
i wicej przyszoci, zaczli wic spdza coraz wicej czasu na rozmylaniu o niej. O
przyszoci. A dzisiaj ycie stao si przyszoci. W kadym momencie swojego ycia
czowiek yje dla przyszoci - idzie do szkoy redniej, eby mc pj do collegeu, eby
dosta dobr prac, eby kupi adny dom, eby byo go sta na posanie dzieci do collegeu,
eby one dostay dobr prac i mogy posa swoje dzieci do collegeu.

Miaem wraenie, e Margo plecie pite przez dziesite tylko po to, eby unikn
odpowiedzi na zadane jej pytanie. Wic powtrzyem:

- Po co nam ta blokada?

- Zaufaj mi, dowiesz si wszystkiego, zanim noc dobiegnie koca. To chyba
oczywiste. - Margo poklepaa mnie lekko po plecach, a potem w dziale z akcesoriami
eglarskimi wyszperaa pneumatyczny klakson. Wyja go z pudeka i uniosa wysoko w
powietrze, wic powiedziaem: Nie, a ona na to: Co nie?, wic ja na to: Nie, nie trb,
tylko e kiedy doszedem mniej wicej do t w sowie trb, cisna klakson, a ten wyda z
siebie potwornie gony skowyt, ktry odczuem w gowie jako suchowy odpowiednik
zawau, a potem Margo powiedziaa: Wybacz, nie syszaam ci. Co mwie?, wic ja:
Przesta t..., a ona znw to zrobia.

Pracownik Wal-Martu, niewiele starszy od nas, podszed do nas i oznajmi:

- Nie moecie tu tego uywa.

- Sorry, nie wiedziaam - odpara Margo z pozorn szczeroci.

- Spoko. Mnie to nie przeszkadza, szczerze mwic. - Konwersacj mona by uzna
waciwie za skoczon, gdyby nie to, e chopak nie mg oderwa wzroku od Margo, a ja
oczywicie nie mogem go za to wini, bo od niej trudno oderwa wzrok. Wreszcie odezwa
si: - Planujecie co dzi w nocy?

- Niewiele. A ty? - zapytaa Margo.

- Schodz ze zmiany o pierwszej, a potem wybieram si do tego baru na kocu Orange
Avenue, jeli chciaaby si przyczy - powiedzia. - Ale musiaaby pozby si najpierw
swojego brata, bo dokadnie sprawdzaj dowody.

Jej kogo?!

- Nie jestem jej bratem - wycedziem, wbijajc wzrok w teniswki kolesia.

Natomiast Margo zegaa jak z nut:

- Tak naprawd jest moim kuzynem - owiadczya, przysuna si do mnie i obja
ramieniem w pasie tak, e mogem poczu, jak kady z jej palcw zaciska si na mojej koci
biodrowej, i dorzucia jeszcze: - I kochankiem.

Chopak tylko przewrci oczami i zmy si, natomiast palce Margo nie ruszyy si z
miejsca jeszcze przez minut, wic wykorzystaem okazj i objem j ramieniem.

- Naprawd jeste moj ulubion kuzynk - powiedziaem. Umiechna si, trcia
mnie delikatnie biodrem i okrcia si wok wasnej osi, wyswobadzajc si z moich obj.

- Jakbym nie wiedziaa - odpara.



4

Jechalimy cudownie pust I-4, Margo wskazywaa mi drog. Zegar na desce
rozdzielczej wskazywa 1.07.

- adnie, no nie? - powiedziaa. Siedziaa odwrcona ode mnie, wygldajc przez
okno, wic ledwo j widziaem. - Uwielbiam przejeda szybko pod latarniami.

- wiato - zadeklamowaem - wiata Niewidzialnego widzialne przypomnienie3.

- Pikne sowa - rzucia.

- T.S. Eliot - wyjaniem. - Te to czytaa. Na angielskim w zeszym roku. -
Waciwie nigdy nie przeczytaem caego wiersza, z ktrego pochodzi ten wers, ale kilka
fragmentw, ktre przeczytaem, utkwio mi w pamici.

- Ach, to cytat - powiedziaa, lekko rozczarowana. Jej do spoczywaa na konsoli
midzy naszymi fotelami. Mgbym pooy na konsoli take moj do, a wtedy nasze
donie znajdowayby si w tym samym miejscu o tym samym czasie. Ale nie zrobiem tego. -
Powiedz to jeszcze raz - poprosia.

- wiato, wiata Niewidzialnego widzialne przypomnienie.

- No. Cholernie dobre. Pewnie pomaga ci to w relacjach z twoj przyjacik.

- Eksprzyjacik - poprawiem j.

- Suzie ci rzucia?

- Skd wiesz, e to ona rzucia mnie?

- Och, sorry.

- Bo rzucia - przyznaem, a Margo si rozemiaa. Zerwalimy ze sob ju dobre kilka
miesicy temu, ale nie winiem Margo za to, e nie powicaa uwagi romansom ze wiata
niszych kast. Co dzieje si w sali orkiestry, zostaje w sali orkiestry.

Margo pooya stopy na desce rozdzielczej i zacza kiwa palcami w rytm wasnych
sw. Zawsze mwia w ten sposb, z wyczuwalnym rytmem, jakby recytowaa poezj.

- No c, przykro mi to sysze. Ale rozumiem ci. Mj czarujcy chopak, ktry jest
ze mn od, oe, tylu miesicy, posuwa moj najlepsz przyjacik.

Zerknem na ni, ale wosy zasaniay jej twarz, wic nie mogem stwierdzi, czy to
art.

- Serio? - Nie odpowiedziaa. - Ale przecie dopiero co miaa si z nim dzi rano.
Widziaem was.

- Nie wiem, o czym mwisz. Dowiedziaam si o wszystkim przed pierwsz lekcj, a
potem natknam si na tych dwoje rozmawiajcych ze sob i zaczam drze si
wniebogosy, wic Becca daa drapaka w ramiona Clinta Bauera, a Jase nic tylko sta jak jaki
bcwa, ze lin cieknc mu z jego zatchej gby.

Najwyraniej le zinterpretowaem tamt scen na korytarzu.

- To dziwne, bo Chuck Parson pyta mnie dzi rano, co wiem o tobie i Jasie.

- Chuck robi, co mu si powie. Pewnie Jase kaza mu si dowiedzie, kto o tym
wiedzia.

- Jezu, czemu polecia na Becc?

- Hm, Becca nie synie ze swojej osobowoci ani zalet ducha, wic pewnie dlatego, e
nieza z niej laska.

- Nie tak nieza jak ty - wypaliem, zanim zdyem si zastanowi.

- Zawsze wydawao mi si absurdalne, e ludzie chc si z kim zadawa tylko
dlatego, i ten kto jest adny. To jakby wybiera patki niadaniowe ze wzgldu na kolor, a
nie na smak. Nastpny zjazd, tak w ogle. Ale ja nie jestem adna, nie z bliska, w kadym
razie. Na og im bardziej ludzie si do mnie zbliaj, tym mniej staj si dla nich atrakcyjna.

- To... - zaczem.

- Zapomnij - zgasia mnie.

Uderzyo mnie poczucie pewnej niesprawiedliwoci, e taki dupek jak Jason
Worthington mia moliwo uprawiania seksu zarwno z Margo, jak i z Becc, podczas gdy
zupenie sympatycznym osobnikom takim jak ja, nie byo dane uprawia seksu z adn z nich
- czy z kimkolwiek innym, na dobr spraw. To powiedziawszy, lubi myle o sobie jako o
facecie, ktry nie poleciaby na Becc Arrington. Moe i jest atrakcyjna, ale jest rwnie 1.
banaln intrygantk oraz 2. nieposkromion wciek suk z pieka rodem. Ci z nas, ktrzy
bywaj w sali orkiestry, od dawna podejrzewaj, e Becca utrzymuje t swoj liczn figur,
ywic si wycznie duszyczkami kocit i snami ubogich dziatek.

- Becca to faktycznie do beznadziejny przypadek - powiedziaem, usiujc na
powrt wcign Margo w rozmow.

- No - mrukna w odpowiedzi, wygldajc przez okno po stronie pasaera; w jej
wosach odbija si blask przybliajcych si latarni. Przemkno mi przez myl, e moe
pacze, ale szybko wzia si w gar, nacigna na gow kaptur i wyja z torby Wal-Martu
blokad kierownicy. - Teraz, bd co bd, czeka nas dobra zabawa - zapowiedziaa,
rozrywajc opakowanie blokady.

- Mog ju zapyta, dokd jedziemy?

- Do Bekki - odpara.

- O nie - wymkno mi si, kiedy zatrzymywaem si przed znakiem stopu.
Zacignem hamulec postojowy i zaczem perswadowa Margo, e zabieram j z powrotem
do domu.

- adnych przestpstw. Obiecuj. Musimy znale samochd Jasea. Ulica Bekki to ta
nastpna przed nami po prawej, ale on nie zaparkowaby tam samochodu, bo rodzice Bekki s
w domu. Sprawdmy kolejn. Od tego zaczniemy.

- Okej - ustpiem - ale potem wracamy do domu.

- Nie, potem przechodzimy do Czci Drugiej z Jedenastu.

- Margo, to zy pomys.

- Po prostu jed - rozkazaa i tak te zrobiem. Lexusa Jasea znalelimy
zaparkowanego w lepej uliczce, dwie przecznice za ulic Bekki. Zanim jeszcze cakiem si
zatrzymaem, Margo wyskoczya z minivana z blokad w rce. Otworzya drzwi lexusa od
strony kierowcy, usiada w fotelu i zacza zakada blokad na kierownic. Nastpnie cicho
zamkna drzwi samochodu.

- Gupi skurczygnat nigdy nie zamyka wozu - wymamrotaa, wsiadajc z powrotem do
minivana. Klucz od blokady schowaa do kieszeni. Wycigna rk i zmierzwia mi wosy. -
Cz Pierwsza zaatwiona. Teraz jedziemy do Bekki.

Po drodze Margo wyjania mi Cz Drug i Trzeci.

- To wprost genialny plan - powiedziaem, mimo i od rodka rozsadzay mnie nerwy.

Skrciwszy w ulic Bekki, zaparkowaem dwa domy dalej od jej McRezydencji.
Margo przelaza do czci bagaowej minivana i wrcia z lornetk i aparatem cyfrowym.
Najpierw sama popatrzya przez lornetk, potem podaa j mnie. Zobaczyem zapalone
wiato w suterenie domu, ale nie dostrzegem adnego ruchu. Przede wszystkim zaskoczy
mnie fakt, e dom w ogle ma suteren - na wikszoci terenw w Orlando nie da si kopa
zbyt gboko, eby nie natkn si na wod.

Signem do kieszeni, wyjem komrk i wybraem numer, ktry podyktowaa mi
Margo. Telefon zadzwoni raz, drugi raz, a potem odezwa si jaki pprzytomny mski gos:

- Halo?

- Pan Arrington? - upewniem si. Margo chciaa, ebym to ja zadzwoni, poniewa
nikt nie rozpozna mojego gosu.

- Kto mwi? Boe, ktra godzina?

- Prosz pana, wydaje mi si, e powinien pan wiedzie, i w paskiej suterenie
paska crka wanie uprawia seks z Jasonem Worthingtonem. - I zaraz si rozczyem.
Cz Druga: finito.

Z impetem otworzylimy drzwi minivana i pognalimy w d ulicy, nurkujc tu za
ywopotem otaczajcym ogrdek domu Bekki. Margo podaa mi aparat, ja za patrzyem, jak
zapala si wiato w sypialni na pitrze, wiato na schodach, wiato w kuchni, a wreszcie
wiato na schodach prowadzcych do sutereny.

- Oto nadchodzi - szepna Margo, a ja nie wiedziaem, co ma na myli, dopki ktem
oka nie dostrzegem nagiego torsu Jasona Worthingtona, gramolcego si przez okno
sutereny. W samych tylko bokserkach puci si sprintem przez trawnik, a kiedy znalaz si
wystarczajco blisko, poderwaem si na nogi i zrobiem mu zdjcie, koczc tym samym
Cz Trzeci. Bysk lampy zaskoczy chyba nas obu, bo przez jeden olepiajcy moment
Jase gorczkowo zamruga w moim kierunku, usiujc przenikn ciemno, zanim popdzi
w noc.

Margo szarpna mnie za nogawk dinsw; spojrzaem w d i zobaczyem, e
gupawo si umiecha. Wycignem do niej rk i pomogem jej wsta, i z miejsca
pognalimy z powrotem do samochodu. Wkadaem wanie kluczyk do stacyjki, kiedy
zadaa:

- Poka mi zdjcie.

Podaem jej aparat i wsplnie patrzylimy, jak obraz pojawia si na ekranie; nasze
gowy niemal si dotykay. Na widok zdumionej, bladej twarzy Jasona Worthingtona nie
mogem powstrzyma miechu.

- O Boe - westchna Margo i wskazaa na co palcem. Wygldao na to, e w
ferworze ucieczki Duy Jason nie zdy schowa do bokserek Maego Jasona, ktry teraz
ukaza si naszym oczom, cyfrowo utrwalony dla potomnoci. - Taki z niego penis -
wygosia - jak z Rhode Island stan: moe i ma wspania histori, ale z pewnoci nie
grzeszy rozmiarem.

Odwrciem si, by spojrze na dom, i dostrzegem, e wiato w suterenie ju si nie
palio. Zdaem sobie spraw, e mam lekkie wyrzuty sumienia z powodu Jasona - to nie jego
wina, e ma mikropenisa i wybitnie mciw dziewczyn. Z drugiej jednak strony w szstej
klasie Jason obieca, e nie przywali mi w rami, jeli zjem yw ddownic, wic zjadem
yw ddownic, a wtedy on przywali mi w twarz. Dlatego moje wyrzuty sumienia nie byy
zbyt dokuczliwe i nie trway zbyt dugo.

Kiedy zerknem na Margo, obserwowaa wanie dom przez lornetk.

- Musimy i - oznajmia. - Do sutereny.

- Co? Dlaczego?

- Cz Czwarta. Zabra jego ubrania na wypadek, gdyby zamierza zakra si z
powrotem do jej domu. Cz Pita. Zostawi ryb dla Bekki.

- Nie.

- Tak. I to ju - ponaglia. - Becc besztaj teraz rodzice na pitrze. Tylko, jak dugo
moe trwa taki wykad? No bo, umwmy si, co maj powiedzie? Nie powinna gzi si z
chopakiem Margo w suterenie. To praktycznie wykad jednozdaniowy. Dlatego musimy si
spra.

Wysiada z samochodu z farb w spreyu w jednej rce i sumem w drugiej.

- To zy pomys - szepnem, ale ruszyem w lad za Margo, przyczajony jak ona, a
znalelimy si na wprost nadal otwartego okna sutereny.

- Pjd pierwsza - powiedziaa. Przeoywszy najpierw nogi, stana na biurku Bekki,
na wp wewntrz domu, na wp na zewntrz, kiedy zapytaem:

- Nie mog po prostu zosta na czatach?

- Rusz swj kocisty tyek i wa tutaj! - odpara, wic tak zrobiem. Prdko
pochwyciem wszystkie chopico wygldajce ubrania, jakie wypatrzyem na wyoonej
lawendow wykadzin pododze. Dinsy ze skrzanym paskiem, par japonek, czapk z
daszkiem druyny bikw z Winter Park High School i bkitn koszulk polo. Odwrciem
si do Margo, ktra podaa mi owinitego w papier suma i jeden z mienicych si fioletowych
pisakw Bekki. Dyktowaa mi, co mam pisa:

Wiadomo od Margo Roth Spiegelman: Twoja przyja z ni - pi z rybami.

Margo ukrya ryb w szafie Bekki midzy poskadanymi szortami. Usyszaem kroki
na pitrze, wic klepnem Margo w rami, wytrzeszczajc ku niej oczy. Margo tylko si
umiechna i niepiesznie wycigna farb. Wspiem si na okno i wyszedem z sutereny, a
obejrzawszy si za siebie, ujrzaem, jak Margo pochyla si nad biurkiem i niepiesznie
potrzsa puszk z farb. Eleganckim ruchem - jaki kojarzy si z kaligrafi albo Zorro -
namalowaa na cianie liter M.

Margo wycigna do mnie rce, a ja wycignem j przez okno. Wanie si
podnosia z ziemi, kiedy dobieg nas piskliwy krzyk: DWIGHT!. Porwaem ubrania i
wziem nogi za pas. Margo deptaa mi po pitach.

Syszaem, ale nie widziaem, jak otwieraj si na ocie frontowe drzwi domu Bekki,
jednak nie zatrzymywaem si ani nie ogldaem za siebie, ani kiedy tubalny gos krzykn
STA!, ani nawet kiedy dobieg mnie charakterystyczny odgos przeadowywania strzelby.

Usyszaem, jak za moimi plecami Margo wymamrotaa bro- nie wydawaa si tym
szczeglnie przejta; po prostu poczynia obserwacj - a potem, zamiast obej rosncy przy
domu Bekki ywopot, zanurkowaem ponad nim gow naprzd. Nie potrafi powiedzie, jak
zamierzaem wyldowa - by moe, wykonujc jakie zgrabne salto czy co w tym stylu - w
kadym razie runem na asfalt, ldujc na lewym barku. Na szczcie zwinite ubrania Jasea
uderzyy o ziemi jako pierwsze i zagodziy upadek.

Zaklem i zanim jeszcze zaczem zbiera si z ziemi, poczuem, jak rce Margo
cign mnie w gr, i ju bylimy w samochodzie, i ju jechaem na wstecznym z
wyczonymi wiatami, przez co nieomal nie przejechaem w przewaajcej czci nagiego
cznika rozpoczynajcego druyny baseballowej biki z Winter Park High School. Jase bieg
bardzo szybko, ale nie zdawa si zmierza w adnym konkretnym kierunku. Poczuem
kolejne ukucie winy, kiedy go mijalimy na wstecznym, opuciem wic szyb w oknie do
poowy i mniej wicej w jego kierunku rzuciem koszulk polo. Na szczcie chyba nie
widzia ani Margo, ani mnie, ani te nie mia podstaw, by rozpozna minivana, poniewa - i
nie chc, by to zabrzmiao jako gorzko, kiedy znw o tym wspomn - nie mog nim jedzi
do szkoy.

- Czemu to, do cholery, zrobie? - warkna Margo, kiedy wczyem wiata i
zaczem, teraz ju przodem, przedziera si przez podmiejski labirynt, kierujc si z
powrotem ku autostradzie midzystanowej.

- Zrobio mi si go al.

- Jego? Niby dlaczego? Dlatego e przez sze tygodni mnie zdradza? Dlatego e
zarazi mnie Bg raczy wiedzie jak chorob? Dlatego e jest odraajcym idiot, ktry
prawdopodobnie przez cae ycie bdzie bogaty i szczliwy, potwierdzajc tym samym
absolutn niesprawiedliwo kosmosu?

- Po prostu wyglda na do zdesperowanego. - Broniem si.

- Niewane. Jedziemy do domu Karin. To na Pennsylvania Avenue, koo
monopolowego ABC Liquors.

- Nie wkurzaj si na mnie - poprosiem. - Wanie jaki facet mierzy do mnie z
cholernej strzelby za to, e ci pomagam, wic nie wkurzaj si na mnie.

- NIE WKURZAM SI NA CIEBIE! - wrzasna Margo, uderzajc pici w tablic
rozdzielcz.

- No, ale krzyczysz.

- Mylaam, e moe... niewane. e moe mnie jednak nie zdradza.

- Aha.

- Karin powiedziaa mi w szkole. I wyglda na to, e wiele osb od dawna o tym
wiedziao. I nikt mi nie powiedzia, dopki nie zrobia tego Karin. Mylaam, e moe chciaa
tylko namiesza.

- Przykro mi - powiedziaem.

- Dobra, ju dobra. Dziwi si, e w ogle si tym przejmuj.

- Serce strasznie mi wali - wyznaem.

- To znak, e dobrze si bawisz - odpara Margo.

Ja jednak nie czuem si, jakbym dobrze si bawi; czuem si, jakbym wanie
przechodzi zawa serca. Zjechaem na parking przed sklepem 7-Eleven i przyoyem palec
do yy szyjnej, jednoczenie obserwujc migajcy co sekund dwukropek na cyfrowym
zegarze. Kiedy spojrzaem na Margo, przewrcia oczami.

- Mj puls jest niebezpiecznie szybki.

- Nie pamitam ju, kiedy ostatni raz byam czym tak podekscytowana. Adrenalina w
gardle i otwierajce si puca.

- Wdech przez nos, wydech przez usta - odpowiedziaem jej.

- Te twoje wszystkie mae lki. To takie...

-...urocze?

- Tak si dzi mwi na dziecinne? - Umiechna si.

Wgramolia si na tylne siedzenie i wrcia z torebk. Ile tego badziewia ona tam
naniosa? - pomylaem. Otworzya torebk i wyja z niej pen buteleczk lakieru do
paznokci tak ciemnoczerwonego, e niemal czarnego.

- Kiedy bdziesz si uspokaja, pomaluj sobie paznokcie - owiadczya, posyajc mi
umiech i spogldajc na mnie spod grzywki. - Nie piesz si.

I tak sobie siedzielimy, ona zanurzajc pdzelek w stojcej niepewnie na desce
rozdzielczej buteleczce z lakierem, ja z drcym palcem na wasnym pulsie. Kolor lakieru by
adny, a Margo miaa zgrabne palce, smuklejsze i bardziej kociste ni caa jej reszta, ktr
tworzyy same krgoci i mikkie krawdzie. Miaa ten rodzaj palcw, ktre chciaoby si
sple z wasnymi. Przypomniaem sobie ich dotyk na mojej koci biodrowej w Wal-Marcie i
miaem wraenie, e wydarzyo si to ju wiele dni temu. Moje ttno uspokajao si.
Prbowaem sobie wmwi, e Margo ma racj. Tu nie ma si czego ba, nie w tym maym
miecie tej spokojnej nocy.

3 Cytat z dramatu Opoka T.S. Eliota w przekadzie Michaa Sprusiskiego, Wi nr
12/1976.



5

- Cz Szsta - oznajmia Margo, kiedy znw bylimy w drodze. Machaa palcami w
powietrzu, jakby graa na pianinie. - Zostawi kwiaty na progu domu Karin z licikiem z
przeprosinami.

- Co jej zrobia?

- Jakby to powiedzie... Kiedy powiedziaa mi o Jasie, strzeliam do posaca.

- Jak to? - zapytaem. Musielimy si zatrzyma na czerwonym wietle, a jacy
gwniarze w sportowym wozie obok zaczli wy silnikiem - jakbym zamierza ciga si
chryslerem. Kiedy wciskao si w nim gaz do dechy, zaczyna jcze.

- No, nie pamitam dokadnie, jak j nazwaam, ale byo to co w gucie paczliwa,
odraajca, bezmzga, osyfiaa na plecach, krzywozba, grubodupa suka z najgorszymi
wosami w rodkowej Florydzie - a to o czym wiadczy.

- Jej wosy rzeczywicie s niedorzeczne.

- Wiem. Ze wszystkiego, co o niej powiedziaam, ta jedna rzecz bya prawd. Kiedy
mwi si wstrtne rzeczy o innych, nie wolno mwi tych prawdziwych, bo potem nie mona
ich szczerze do koca odwoa, rozumiesz? No bo wiesz: S pasemka. S pasma. No i s
skunksowe pasy.

* * *

Kiedy dojedaem do domu Karin, Margo znikna w czci bagaowej, i wrcia z
bukietem tulipanw. Do odygi jednego z kwiatkw przymocowany by licik, ktry Margo
zoya na ksztat koperty. Gdy zatrzymaem samochd, podaa mi bukiet, a ja popdziem
chodnikiem, i pooywszy kwiaty na progu Karin, sprintem wrciem do samochodu.

- Cz Sidma - zaanonsowaa Margo, gdy tylko znalazem si w minivanie. -
Zostawi ryb dla uroczego pana Worthingtona.

- Przypuszczam, e jeszcze nie bdzie go w domu - powiedziaem, z lekk tylko nut
wspczucia w gosie.

- Mam nadziej, e gliny znajd go bosego, obkanego i nagiego w jakim
przydronym rowie za tydzie od dzi - odpara beznamitnym gosem.

- Przypomnij mi, ebym nigdy nie zadziera z Margo Roth Spiegelman - mruknem
pod nosem, a Margo si rozemiaa.

- Dobrze powiedziane - przyznaa. - Pogrymy naszych wrogw w gwnie po same
nozdrza.

- Twoich wrogw - poprawiem j.

- Zobaczymy - odpowiedziaa szybko, a potem oywia si i dodaa: - O, hej, ja si
tym zajm. Problem z domem Jasona polega na tym, e maj obdnie czuy system
alarmowy. A my nie moemy pozwoli sobie na kolejny atak paniki.

- Uhm - mruknem.

Jason mieszka kawaek dalej na tej samej ulicy co Karin, w hiperbogatej dzielnicy o
nazwie Casavilla. Wszystkie domy w Casavilla s zbudowane w stylu hiszpaskim, maj
dachy z czerwonej dachwki i ca reszt, tyle e nie wybudowali ich Hiszpanie. Wybudowa
je ojciec Jasona, ktry jest jednym z najbogatszych planistw przestrzennych na Florydzie.

- Wielkie brzydkie domy dla wielkich brzydkich ludzi - powiedziaem do Margo,
kiedy wjedalimy do Casavilla.

- Bez jaj! Jeli kiedykolwiek stan si jedn z tych, co to maj jedno dziecko i siedem
sypialni, wywiadcz mi przysug i mnie zastrzel.

Zatrzymalimy si przed domem Jasea, architektonicznym monstrum wygldajcym
z grubsza jak przeronita hiszpaska hacjenda, z wyjtkiem trzech grubych, sigajcych
dachu kolumn w stylu doryckim. Margo zabraa z tylnego siedzenia drugiego suma,
otworzya zbami flamaster i nagryzmolia pismem, ktre zupenie nie przypominao jej
pisma:

Mio MS Do ciebie: pi z Rybami

- Suchaj, zostaw silnik na chodzie - zakomenderowaa. Woya na gow czapk
baseballow WPHS Jasea daszkiem do tyu.

- Okej.

- Wrzu bieg i czekaj.

- Okej - powtrzyem, czujc, jak przypiesza mi puls. Wdech przez nos, wydech
przez usta. Wdech przez nos, wydech przez usta. Z sumem i puszk farby w doni Margo
otworzya drzwi na ocie, przebiega truchtem przez rozlegy trawnik przed domem
Worthingtonw i schowaa si za dbem. Pomachaa do mnie z ciemnoci, a kiedy jej
odmachaem, teatralnie zaczerpna powietrza, wyda policzki, obrcia si na picie i
pucia si biegiem.

Zdoaa zrobi zaledwie jeden dugi krok, gdy dom rozjani si jak miejska
boonarodzeniowa choinka i rozwya si syrena. Przez krtki moment rozwaaem
pozostawienie Margo jej wasnemu losowi, lecz zamiast tego kontynuowaem wdychanie
powietrza przez nos i wydychanie przez usta, podczas gdy ona biega w stron domu. Cisna
ryb w okno, ale syreny wyy tak gono, e prawie nie usyszaem brzku tuczonego szka.
A potem, poniewa Margo Roth Spiegelman bya Margo Roth Spiegelman, zatrzymaa si na
chwil, aby na nierozbitej czci okna z ca starannoci wymalowa liczne M. Kilka
sekund pniej biega, ju wcale si nie kryjc, w stron samochodu, a ja trzymaem jedn
stop na pedale gazu, a drug na hamulcu, chrysler za zmieni si na chwil w rasowego
konia wycigowego. Margo biega tak szybko, e pd powietrza zdmuchn jej czapk, a gdy
po chwili wskoczya do samochodu, wyrwaem do przodu, zanim nawet zdya zamkn
drzwi.

Gdy zatrzymaem si przed znakiem stopu na kocu ulicy, Margo krzykna:

- Co do cholery? Jed, jed, jed, jed, jed!

- Aha, racja - zreflektowaem si, bo umkno mi, e miaem zapomnie o rozsdku i
w ogle. Zignorowaem trzy kolejne znaki stopu w Casavilla i bylimy ju ponad ptora
kilometra dalej na Pennsylvania Avenue, gdy min nas rozwietlony radiowz na sygnale.

- To by niezy hardkor - wyznaa Margo. - Powanie, nawet jak dla mnie. Jak by to
powiedzia Q, mam nieco przypieszony puls.

- Jezu, Margo, nie moga tego po prostu zostawi w jego wozie? Albo przynajmniej
pod drzwiami?

- Pogramy ich po same nozdrza, Q. Nie tylko po kostki.

- Powiedz, e Cz sma jest mniej przeraajca.

- Bez obaw. Cz sma to dziecinna igraszka. Wracamy do Jefferson Park i jedziemy
do domu Lacey. Wiesz, gdzie ona mieszka, no nie?

Wiedziaem, cho Bg mi wiadkiem, Lacey Pemberton nigdy nie raczyaby zaprosi
mnie do siebie. Mieszkaa po przeciwlegej stronie Jefferson Park, ptora kilometra ode
mnie, w adnym mieszkaniu nad sklepem papierniczym - w tym samym budynku, w ktrym
mieszka tamten martwy facet, nawiasem mwic. Ju kiedy byem w rodku, bo przyjaciele
moich rodzicw mieszkaj na trzecim pitrze. eby w ogle dosta si do czci mieszkalnej,
trzeba przej przez dwoje zamykanych drzwi. Na moje oko nawet Margo Roth Spiegelman
nie zdoaaby si tam wama.

- No wic, Lacey bya grzeczna czy niegrzeczna? - zapytaem.

- Lacey bya zdecydowanie niegrzeczna - odpara Margo. Znw wygldaa przez okno
po swojej stronie, mwic w przeciwnym kierunku, wic ledwo j syszaem. - Wiesz,
przyjaniymy si od przedszkola.

- No i?

- I nie powiedziaa mi o Jasie. Ale nie tylko o to chodzi. Kiedy patrz wstecz,
stwierdzam, e bya wprost beznadziejn przyjacik. No bo, na przykad, uwaasz, e
jestem gruba?

- Jezu, nie - zaprotestowaem. - Nie jeste... - I powstrzymaem si od powiedzenia:
...chuda, ale na tym polega cay twj urok; cay twj urok w tym, e nie wygldasz jak
chopak. - Nie powinna zrzuca ani kilograma.

Rozemiaa si, machna na mnie rk i powiedziaa:

- Ty po prostu uwielbiasz mj wielki tyek.

Oderwaem na chwil wzrok od drogi i zerknem na ni, a nie powinienem by tego
robi, bo wyraz mojej twarzy mwi wszystko, a mwi: c, po pierwsze - nie
powiedziabym akurat, e jest wielki, a po drugie - rzeczywicie jest raczej spektakularny.
Jednak byo w tym co wicej. Nie mona oddziela Margo osoby od Margo ciaa. Nie mona
widzie jednego, nie widzc jednoczenie drugiego. Patrzc w oczy Margo, widzi si zarazem
ich niebiesko i ich margowo. W ostatecznym rozrachunku nie mona stwierdzi, czy
Margo Roth Spiegelman jest gruba, czy chuda, podobnie jak nie mona stwierdzi, czy wiea
Eiffla jest samotna, czy nie. Uroda Margo bya swego rodzaju zaplombowanym naczyniem
doskonaoci - bez adnych pkni i nie do rozbicia.

- Zawsze rzucaa takie drobne uwagi - cigna Margo. - Poyczyabym ci te szorty,
ale wydaje mi si, nie bd na tobie dobrze lee. Albo: Masz taki temperament. Strasznie
mi si podoba, jak rozkochujesz facetw swoj osobowoci. Cigle mnie umniejszaa.
Myl, e nigdy nie powiedziaa niczego, co nie byoby prb umniejszowienia mnie.

- Umniejszenia.

- Dzikuj, panie Irytujcy McGramatykologu.

- Gramatyku.

- Trzymajcie mnie, bo go zamorduj! - Jednak zacza si mia.

Jechaem po obrzeach Jefferson Park, eby unikn przejedania obok naszych
domw, na wypadek gdyby rodzice obudzili si i odkryli nasz nieobecno. Przejechalimy
wzdu jeziora (Jefferson Lake), nastpnie skrcilimy na Jefferson Court, a potem
wjechalimy do niewielkiego udawanego rdmiecia Jefferson Park, sprawiajcego wraenie
niepokojco opustoszaego i wyciszonego. Znalelimy czarnego SUV-a Lacey
zaparkowanego przed restauracj sushi. Zatrzymalimy si przecznic dalej na pierwszym
nieowietlonym miejscu parkingowym, na jakie natrafilimy.

- Bd tak miy i podaj mi, prosz, ostatni ryb - powiedziaa Margo. Z radoci
pozbywaem si ryby, bo zaczynaa ju cuchn. Na papierowym opakowaniu Margo napisaa
swoim charakterem pisma:

twoja Przyja z ms pi z rybami

Lawirowalimy pomidzy krgami wiate ulicznych latarni, idc tak zwyczajnie, jak
tylko moe i dwoje ludzi, kiedy jedno z nich (Margo) trzyma susznych rozmiarw ryb
zawinit w papier, a drugie (ja) niesie puszk niebieskiej farby w spreyu. Zaszczeka pies i
oboje zamarlimy, jednak po chwili znw zrobio si cicho i niebawem stalimy ju przy
samochodzie Lacey.

- Hmm, to utrudnia spraw - oznajmia Margo, widzc, e jest zamknity. Signa do
kieszeni i wycigna kawaek drutu, ktry niegdy by wieszakiem na ubrania. Pokonanie
zamka zabrao jej mniej ni minut. Poczuem naleny respekt.

Otworzywszy drzwi od strony kierowcy, przechylia si i odblokowaa drzwi po mojej
stronie.

- Tutaj, pom mi podnie fotel - szepna.

Wsplnymi siami dwignlimy tylne siedzenie. Margo wsuna ryb pod spd, a
potem policzya do trzech i jednoczenie spucilimy fotel na ryb. Usyszaem ohydny
dwik eksplodujcych wntrznoci suma. Wyobraziem sobie, jak samochd Lacey bdzie
cuchn zaledwie po jednym dniu smaenia si w socu i musz przyzna, e spyn na
mnie niespodziewany spokj. A potem Margo powiedziaa:

- Namaluj dla mnie M na dachu.

Nie zastanawiajc si nawet przez sekund, skinem gow, wdrapaem si na tylny
zderzak, a nastpnie pochyliem i popiesznie wymalowaem gigantyczne M na caej
powierzchni dachu SUV-a. W zasadzie jestem przeciwnikiem wandalizmu. Ale w zasadzie
jestem rwnie przeciwnikiem Lacey Pemberton - i w ostatecznym rozrachunku to ostatnie
okazao si mocniej ugruntowanym przekonaniem. Zeskoczyem z samochodu. Biegem w
ciemnoci a do nastpnej przecznicy, gdzie sta minivan, zupenie tracc oddech. Kiedy
kadem rk na kierownicy, spostrzegem, e mj palec wskazujcy jest niebieski.
Podniosem go, by pokaza Margo. Umiechna si, wycigna w moj stron swj
niebieski palec i nasze palce dotkny si: jej niebieski delikatnie naciska na mj palec,
sprawiajc, e mj puls nie by w stanie si uspokoi. Po dugiej chwili milczenia Margo
zakomunikowaa:

- Cz Dziewita - rdmiecie.

Bya 2.49 rano. Nigdy, w caym swoim yciu, nie czuem si mniej zmczony.



6

Turyci nigdy nie zachodz do rdmiecia Orlando, poniewa nie ma tam nic prcz
kilku drapaczy chmur bdcych wasnoci bankw i firm ubezpieczeniowych. To ten rodzaj
rdmiecia, ktre w nocy i weekendy cakowicie si wyludnia, wyjwszy kilka klubw
nocnych zapenionych do poowy przez desperatw i beznadziejnych nieudacznikw.

Jechaem zgodnie ze wskazwkami Margo gszczem jednokierunkowych ulic,
minlimy kilkoro ludzi picych na chodnikach albo siedzcych na awkach, nie byo jednak
wida adnego ruchu. Margo opucia szyb i poczuem na twarzy powiew gstego powietrza,
cieplejszego, ni powinno by nocne powietrze. Zerknem w bok i zobaczyem rozwiane
pasma wosw na caej jej twarzy. Cho widziaem j obok siebie, poczuem si cakiem sam
pord tych wysokich i pustych budynkw, jakbym ocala z apokalipsy i otrzyma wiat w
darze, cay ten niesamowity i nieskoczony wiat, czekajcy, bym zacz go odkrywa.

- Oprowadzasz mnie po miecie, czy co? - zapytaem.

- Nie - odpowiedziaa. - Usiuj dosta si do budynku SunTrust. Jest tu obok
Szparaga.

- O - zdziwiem si, poniewa po raz pierwszy tej nocy otrzymaem jak uyteczn
informacj. - To na South Street. - Przejechaem jeszcze kilka przecznic, a potem skrciem.
Margo uradowana wskazaa na co palcem i owszem, oto przed nami wyoni si Szparag.

Szparag nie przedstawia, formalnie rzecz biorc, odygi szparaga ani bynajmniej nie
jest wykonany ze szparagw. To po prostu rzeba wykazujca osobliwe podobiestwo do
ponaddziewiciometrowego egzemplarza szparaga - cho zdarzao mi si te sysze opinie,
e przypomina:

1. Wykonan z zielonego szka odyg fasoli.

2. Abstrakcyjn interpretacj drzewa.

3. Bardziej zielony, bardziej szklany, bardziej paskudny pomnik Waszyngtona.

4. Olbrzymiego radonie zielonego fallusa Radosnego Zielonego Olbrzyma - maskotki
firmy Jolly Green Giant.

W kadym razie rzeba ta z pewnoci nie wyglda jak Wiea wiata, co jest jej
oficjaln nazw. Zatrzymaem si przed parkometrem i zerknem na Margo. Przyapaem j
na wpatrywaniu si w przestrze, przez krtk chwil jej pozbawione wyrazu oczy patrzyy
nie na Szparaga, ale gdzie poza niego. Wtedy po raz pierwszy przyszo mi na myl, e co
moe nie by w porzdku - nie nie w porzdku z kategorii mjchopaktodupek, ale
naprawd nie w porzdku. Powinienem by wtedy co powiedzie. To oczywiste. Powinienem
by mwi, mwi i mwi sowo za sowem. Jednak zapytaem tylko:

- Po co cigna mnie do Szparaga?

Margo obrcia gow w moj stron i posaa mi umiech. Bya tak pikna, e nawet
jej wymuszone umiechy byy przekonujce.

- Musimy oceni nasze postpy. A najlepsze do tego miejsce znajduje si na szczycie
budynku SunTrust.

Przewrciem oczami.

- Nie. Zapomnij. Nie ma mowy. Powiedziaa, e nie bdzie adnych wtargni i
wama.

- To nie jest wtargnicie i wamanie. To tylko wtargnicie, bo drzwi nie s zamknite
na zamek.

- Margo, to absurdalne. Oczywi...

- Przyznaj, w cigu dzisiejszego wieczoru, doszo zarwno do wtargnicia, jak i
wamania. Byo wtargnicie do domu Bekki. Byo wamanie do domu Jasea. I bdzie
wtargnicie tutaj. Jednak ani razu nie doszo do rwnoczesnego wtargnicia i wamania.
Teoretycznie gliniarze mogliby postawi nam zarzut wamania i mogliby postawi nam zarzut
wtargnicia, jednak nie mogliby postawi nam zarzutu wamania z wtargniciem. Wic
dotrzymaam obietnicy.

- W SunTrust na pewno maj, no, ochroniarza albo kogo takiego.

- Maj - przyznaa Margo, odpinajc pas bezpieczestwa. - Oczywicie, e tak. Ma na
imi Gus.

* * *

Weszlimy przez drzwi frontowe. Za szerokim, pokrgym biurkiem siedzia mody
chopak z walczc o uznanie kozi brdk, ubrany w mundur ochroniarza Regents Security.

- Siema, Margo.

- Hej, Gus.

- Co to za dzieciak?

JESTEMY W TYM SAMYM WIEKU! Chciaem krzykn, jednak pozwoliem
Margo mwi w moim imieniu.

- To mj kolega, Q. Q, to jest Gus.

- Co sycha, Q? - zapyta Gus.

Och, po prostu rozrzucamy sobie martwe ryby po miecie, rozbijamy troch okien,
fotografujemy nagich chopakw, sterczymy w holach drapaczy chmur o trzeciej pitnacie
rano, takie tam.

- Nic szczeglnego - burknem.

- Windy w nocy nie dziaaj - powiedzia Gus. - O trzeciej musiaem je wyczy. Ale
prosz bardzo, moecie i schodami.

- Super. Nara, Gus.

- Nara, Margo.

- Skd, u licha, znasz ochroniarza w SunTrust? - zapytaem, kiedy znalelimy si w
bezpiecznej odlegoci na schodach.

- By w ostatniej klasie, kiedy zaczynalimy szko redni - wyjania. - Musimy si
spra, okej? Zegar tyka. - Margo zacza wspina si po dwa schody naraz, jedn rk
podcigajc si w gr po porczy, a ja staraem si dotrzyma jej kroku, ale nie mogem.
Margo nie uprawiaa adnego sportu, ale lubia biega - czasem widywaem j w Parku
Jeffersona, jak biega samotnie, suchajc muzyki. Tymczasem ja nie lubiem biega. Ani, na
dobr spraw, angaowa si w jakkolwiek form fizycznego wysiku. Teraz jednak
usiowaem utrzymywa rwne tempo, ocierajc sobie pot z czoa i ignorujc palcy bl w
nogach. Kiedy dotarem na dwudzieste pite pitro, Margo czekaa ju na mnie na podecie
schodw.

- Popatrz na to - powiedziaa. Otworzya drzwi klatki schodowej i znalelimy si w
ogromnym pokoju z dbowym stoem dugoci dwch samochodw i dugim rzdem okien
sigajcych od podogi do sufitu. - Sala konferencyjna - oznajmia. - Jest z niej najlepszy
widok w caym budynku. - Zacza i wzdu okien, wic ruszyem za ni. - Okej, no wic
tam - powiedziaa, wskazujc palcem - jest Jefferson Park. Widzisz nasze domy? wiata s
nadal zgaszone, to dobrze. - Przesuna si kilka tafli dalej. - Dom Jasea. wiata zgaszone,
nie ma ju radiowozw. Znakomicie, cho moe to znaczy, e dotar ju do domu, co jest
niefortunne. - Dom Bekki by zbyt daleko, by go dojrze, nawet z tej wysokoci.

Zamilka na chwil, podesza do samej szyby i opara o ni czoo. Trzymaem si z
tyu, ale zapaa mnie za T-shirt i pocigna do przodu. Nie chciaem, by nasz wsplny ciar
napiera na pojedyncz tafl szka, ale Margo nie przestawaa mnie cign do przodu, a w
kocu oparem czoo o szyb najdelikatniej, jak to moliwe, i rozejrzaem si.

Widziane z gry Orlando byo do dobrze owietlone. Pod nami ujrzaem migajce
znaki STOP na skrzyowaniach i niezliczone miejskie latarnie tworzce idealn siatk
prostopadych linii a do granic rdmiecia, gdzie zaczynay si krte ulice i lepe zauki
niekoczcych si peryferii Orlando.

- Pikne - powiedziaem.

Margo prychna:

- Serio? Naprawd tak uwaasz?

- No moe... moe nie... - bknem, cho widok by pikny. Kiedy patrzyem na
Orlando z samolotu, wygldao jak konstrukcja z lego zatopiona w oceanie zieleni. Std, w
nocy, wygldao jak prawdziwe miejsce - i po raz pierwszy takie je zobaczyem. Spacerujc
wok sali konferencyjnej, a potem po innych biurach na pitrze, miaem wszystko jak na
doni: tam bya szkoa; tam by Jefferson Park. Tam, w oddali, Disney World. Tam by wodny
park rozrywki Wetn Wild. Tam, sklep 7-Eleven, przed ktrym Margo malowaa sobie
paznokcie, a ja prbowaem zapa oddech. Miaem tu wszystko - cay mj wiat, a mogem
go zobaczy, krc po jednym tylko budynku. - Robi wiksze wraenie - powiedziaem na
gos. - No wiesz, z pewnej odlegoci. Nigdzie nie wida oznak upywu czasu. Nie wida rdzy
ani chwastw, ani odprynitej farby. Moesz zobaczy to miejsce takie, jakie kto je sobie
kiedy wyobrazi, rozumiesz?

- Z bliska wszystko jest brzydsze - odpara Margo.

- Nie ty - wypaliem, nim zdyem si zastanowi, co mwi.

Nie odrywajc czoa od szyby, spojrzaa w moj stron i si umiechna.

- Powiem tak: jeste uroczy, kiedy okazujesz pewno siebie. A mniej, kiedy jej nie
okazujesz. - Zanim zdoaem cokolwiek odpowiedzie, jej oczy powdroway z powrotem na
panoram i zacza mwi: - Oto, co nie jest w tym pikne: std nie moesz zobaczy rdzy
ani popkanej farby, ani caej reszty, ale moesz stwierdzi, jakie to miejsce jest naprawd.
Moesz si przekona, jakie to wszystko jest sztuczne. Nie jest nawet na tyle trwae, by je
nazwa miastem z plastiku. To papierowe miasto. Mwi ci, tylko popatrz, Q: popatrz na te
wszystkie lepe zauki, ulice, ktre zawracaj same na siebie, wszystkie te domy wybudowane
po to, by si rozpa. Na wszystkich tych papierowych ludzi mieszkajcych w swych
papierowych domkach i wypalajcych swoj przyszo, byle tylko siedzie w cieple. Na
wszystkie te papierowe dzieciaki pijce piwo, ktre kupi im jaki menel w papierowym
caodobowym. Kady optany jest mani posiadania przedmiotw. Cienkich jak papier i jak
papier kruchych. No i wszyscy ci ludzie. Mieszkam tu osiemnacie lat i ani razu w swoim
yciu nie spotkaam kogo, komu zaleaoby na czymkolwiek istotnym.

- Postaram si nie wzi tych sw do siebie - powiedziaem. Oboje wpatrywalimy
si w atramentow dal, lepe uliczki i dziaki jak spod sztancy. Jej rami byo tu przy moim,
wierzchnie strony naszych doni stykay si ze sob, i mimo e nie patrzyem na Margo,
przyciskajc si do szyby, czuem, e przyciskam si do niej.

- Sorry - odezwaa si. - By moe wszystko potoczyoby si dla mnie inaczej,
gdybym cay ten czas spdzia z tob zamiast... Ech! Tylko e, Boe, jak ja si za to
nienawidz, e te w ogle zaprztam sobie gow tak zwanymi przyjacimi. To znaczy, dla
twojej wiadomoci, to nie tak, e jestem wielce zaamana z powodu Jasona. Czy Bekki. Czy
nawet Lacey, cho nawet j lubiam. Ale to bya ostatnia struna. To bya saba struna, fakt, ale
jedyna, jaka mi pozostaa, a kada papierowa dziewczynka potrzebuje cho jednej struny,
nieprawda?

A oto, co ja powiedziaem:

- Bdziesz jutro mile widziana przy naszym stoliku w przerwie na lunch.

- To sodkie - odpowiedziaa cichncym gosem. Odwrcia si do mnie i lekko
skina gow. Umiechnem si. Ona te si umiechna. Uwierzyem w ten umiech.
Ruszylimy ku schodom, a potem pobieglimy w d. Na kocu kadej kondygnacji
zeskakiwaem z ostatniego stopnia i stukaem pit o pit, eby j rozmieszy - i miaa si.
Wydawao mi si, e j rozweselam. Wydawao mi si, e mona j rozweseli. Wydawao
mi si, e jeli bd pewny siebie, co moe si midzy nami wydarzy.

Myliem si.



7

Kiedy siedzielimy w minivanie, a kluczyki byy ju w stacyjce, cho silnik jeszcze
nie by wczony, Margo zapytaa:

- A tak w ogle, o ktrej wstaj twoi rodzice?

- Nie wiem, okoo szstej pitnacie? - Bya 3.51. - Mamy dwie godziny z hakiem, a
zaatwilimy ju dziewi czci.

- Wiem, ale najbardziej mozolne zadanie zachowaam na sam koniec. Niewane,
zdymy zaatwi wszystko. Cz Dziesita - kolej na Q, by wybra ofiar.

- Co?

- Ja wybraam ju kar. Ty musisz tylko wybra, na kogo gow ma spa nasz
gorejcy gniew.

- Na czyj gow ma spa nasz gorejcy gniew - poprawiem j, na co skrzywia si z
niesmakiem. - A poza tym nie mam nikogo, na czyj gow chciabym spuci mj gorejcy
gniew - dodaem, poniewa naprawd nikogo takiego nie miaem. Zawsze wydawao mi si,
e trzeba by kim wanym, eby mie wrogw. Przykad: historycznie Niemcy mieli wicej
wrogw ni Luksemburg. Margo Roth Spiegelman bya Niemcami. I Wielk Brytani. I
Stanami Zjednoczonymi. I carsk Rosj. A ja - ja jestem Luksemburgiem. Siedz sobie na
uboczu, dogldam owiec i joduj.

- A Chuck? - zapytaa.

- Hm - zamyliem si. To fakt, Chuck Parson by do pody przez te wszystkie lata,
zanim ukrcono mu cugli. Oprcz tamtego incydentu z przenonikiem tamowym w
stowce, ktrego razu dorwa mnie poza szko, kiedy czekaem na autobus, i wykrci mi
rami, powtarzajc: Powiedz, e jeste pedziem. To bya uniwersalna obelga typu
znam-dwanacie-sw-wic-nie-oczekuj-szerokiego-wachlarza-obelg. I mimo e byo to
aonie dziecinne, koniec kocw musiaem powiedzie, e jestem pedziem, co naprawd
mnie rozelio, bo 1. nie uwaam, e ktokolwiek powinien uywa tego sowa, a tym bardziej
ja, i 2. tak si skada, e nie jestem gejem, a ponadto 3. w opinii Chucka Parsona nazwanie
samego siebie pedziem stanowi szczyt upokorzenia, mimo i nie ma zupenie nic
upokarzajcego w byciu gejem, co te usiowaem mu powiedzie, podczas gdy coraz
bardziej wykrca mi rami, nacigajc je w stron opatek, ale on powtarza tylko: Skoro
jeste tak dumny z bycia pedziem, to dlaczego nie przyznasz, e jeste pedziem, pedziu?.

Jak wida, w kwestiach logiki Chuck Parson nie by Arystotelesem. Ale mia nieco
ponad metr dziewidziesit wzrostu i way sto dwadziecia trzy kilogramy, a to nie jest bez
znaczenia.

- Chyba znalazyby si argumenty za Chuckiem - przyznaem. A potem zapaliem
silnik i ruszyem z powrotem w stron midzystanwki. Nie wiedziaem, dokd jedziemy, ale
na bank nie zostawalimy w rdmieciu.

- Pamitasz tamt lekcj w szkole taca Crown School of Dance? - zapytaa Margo. -
Wanie dzisiaj o tym mylaam.

- Mhm.

- Przepraszam za to, przy okazji. Nie mam pojcia, dlaczego daam mu si namwi.

- Spoko. W porzdku - powiedziaem, jednak wspomnienie przekltej Crown School
of Dance rozwcieczyo mnie, wic dodaem: - Wanie, Chuck Parson. Wiesz, gdzie on
mieszka?

- Wiedziaam, e uda mi si obudzi w tobie mciwe Ja. Mieszka w College Park.
Zjed na Princeton. - Skrciem na wjazd na autostrad i wcisnem gaz do dechy. - Heje! -
zawoaa Margo. - Nie rozwal chryslera.

W szstej klasie pewn grup dzieciakw, cznie z Margo, Chuckiem i mn, rodzice
zmusili do wzicia udziau w lekcjach taca towarzyskiego w Szkole Upokorzenia, Ponienia
oraz Taca, znanej rwnie jako Crown School of Dance. A wygldao to tak: chopcy stali
po jednej stronie, a dziewczynki po drugiej, a potem na znak nauczycielki chopcy mieli
podej do dziewczt i chopiec mia powiedzie: Mog prosi do taca?, a dziewczynka
miaa odpowiedzie: Tak. Dziewczynkom nie wolno byo powiedzie nie. Jednak
ktrego dnia - przerabialimy akurat fokstrota - Chuck Parson przekona wszystkie
dziewczyny, eby mi odmwiy. Nikomu innemu. Tylko mnie. No i podszedem do Mary
Beth Shortz i zapytaem: Mog prosi do taca?, a ona powiedziaa: Nie. Wic zapytaem
nastpn dziewczyn, a potem nastpn, a potem Margo, ktra take powiedziaa: Nie, a
potem jeszcze jedn i w kocu si rozpakaem.

Jedyn gorsz rzecz od odrzucenia w szkole taca jest pacz z powodu odrzucenia w
szkole taca, a jedyn rzecz gorsz od paczu jest pomaszerowanie do nauczycielki taca i
poskarenie si przez zy: Psze pani, dziewczynki mwi nie, kiedy im nie wolno. Wic ja
oczywicie pobiegem z paczem do nauczycielki, a w konsekwencji tego wikszo czasu w
gimnazjum spdziem, prbujc si zrehabilitowa po tym upokarzajcym wydarzeniu.
Krtko mwic, Chuck Parson na zawsze obrzydzi mi fokstrota, co nie wydaje si jak
szczeglnie okrutn krzywd, jak mona wyrzdzi szstoklasicie. I nawet nie byem ju o
to wcieky ani o ca reszt tego, co mi zrobi w cigu minionych lat. Ale z pewnoci nie
miaem zamiaru wylewa ez nad jego cierpieniem.

- Poczekaj, on nie bdzie wiedzia, e to ja, co nie?

- Nie. Dlaczego?

- Nie chc, by kutafon pomyla, e jest dla mnie na tyle wany, i zadaj sobie trud,
by da mu popali. - Pooyem rk na konsoli, a Margo mnie poklepaa.

- Bez obaw - powiedziaa. - Nigdy si nie dowie, co go zdepilowao.

- Wydaje mi si, e wanie nieprawidowo uya tego sowa, ale nie mam pojcia, co
ono znaczy.

- Znam jakie sowo, ktrego ty nie znasz - zapiaa Margo. - JESTEM NOW
KRLOW SOWNICTWA! UZURPOWAAM SOBIE TWOJ WADZ!

- Przeliteruj uzurpowaam - rzuciem.

- Nie - odpara ze miechem. - Nie zamierzam oddawa mojej korony z powodu
uzurpowaam. Bdziesz musia bardziej si postara.

- Niech bdzie - przystaem na to z umiechem.

Przejedalimy przez College Park, okolic, ktra uchodzi za historyczn dzielnic
Orlando, cho tutejsze domy w wikszoci wybudowano ledwie trzydzieci lat temu. Margo
nie moga sobie przypomnie dokadnego adresu Chucka ani jak wyglda jego dom, ani
nawet z ca pewnoci stwierdzi, na jakiej znajduje si ulicy (Jestem pewna prawie na
jakie dziewidziesit pi procent, e to na Vassar Street). W kocu, po tym jak chrysler
wolno przejecha trzy przecznice Vassar Street, Margo wskazaa na lewo i oznajmia:

- Ten.

- Jeste pewna?

- Jestem pewna na jakie dziewidziesit siedem przecinek dwa procent. No, jestem
prawie pewna, e jego sypialnia jest wanie tam - powiedziaa, pokazujc palcem. - Kiedy
robi imprez, a gdy przyjechay gliny, wylazam przez okno. Jestem prawie pewna, e to
wanie jego okno.

- To mi pachnie kopotami.

- Ale jeli okno jest otwarte, nie bdzie adnego wamania. Jedynie wtargnicie. A my
dopiero co dokonalimy wtargnicia do SunTrust i nie bya to wcale taka wielka afera, no
nie?

Rozemiaem si.

- Wyglda na to, e robisz ze mnie rozrabiak.

- Taki jest plan. Dobra, narzdzia: we Veet, farb i wazelin.

- Robi si. - Zapaem, co trzeba.

- A teraz nie wpadaj mi w panik, Q. Dobra wiadomo jest taka, e Chuck pi jak
zahibernowany niedwied - wiem, bo miaam z nim angielski w zeszym roku i nie obudzi
si, nawet kiedy pani Johnston pacna go po gowie Jane Eyre. A wic wdrapiemy si na
okno jego sypialni, otworzymy je, zdejmiemy buty, potem bardzo cicho wejdziemy do
rodka, a ja zabior si za Chucka. Potem ty i ja rozejdziemy si po domu w przeciwnych
kierunkach i gaki wszystkich drzwi wysmarujemy wazelin, wic nawet jeli kto si obudzi,
diabelnie trudno bdzie mu si wydosta z domu, co da nam czas na ucieczk. Potem jeszcze
troch poigramy sobie z Chuckiem, pomalujemy nieco jego dom i ju nas nie ma. I adnego
gadania.

Przytknem palec do szyi, ale na twarzy miaem umiech.

Oddalalimy si od samochodu, kiedy Margo wzia mnie za rk, splota swoje palce
z moimi palcami, i je zacisna. Odwzajemniem ucisk i spojrzaem na ni. Z powag skina
gow, ja zrobiem to samo, a wtedy zabraa rk. Szybko podkradlimy si do okna.
Delikatnie pchnem w gr drewnian ram dolnej czci rozsuwanego okna. Skrzypna
cichutko, ale bez przeszkd powdrowaa w gr. Zajrzaem do rodka. Byo ciemno, ale
dostrzegem lec w ku posta.

Okno byo troch za wysoko dla Margo, wic splotem donie, a ona stana na nich w
samej skarpetce, bym mg j podsadzi. Jej bezgone wejcie do domu mogoby niejednego
ninja przyprawi o atak zazdroci. Nastpnie podskoczyem i przeoywszy gow i ramiona
przez okienn ram, usiowaem, wykonujc skomplikowan operacj falowania tuowiem,
wpezn do rodka jak gsienica. Zejcie mogoby si uda, gdyby nie to, e zgniotem sobie
jdra o parapet. Zabolao tak mocno, e jknem, a to okazao si do powanym bdem.

Zapalia si nocna lampka. I oto w ku lea jaki stary facet - z ca pewnoci nie
by to Chuck Parson. Mczyzna z przeraenia wybauszy oczy, ale nie wydusi ani sowa.

- O - zdumiaa si Margo. Przemkno mi przez myl, by wycofa si z okna i biegiem
wrci do samochodu, ale przez wzgld na Margo pozostaem grn poow ciaa w rodku,
rwnolegle do podogi. - Ehm, chyba jestemy w niewaciwym domu. - Odwrcia si i
spojrzaa na mnie naglco, i dopiero wtedy zdaem sobie spraw, e blokuj Margo drog
ucieczki. Odepchnwszy si rkami, wycofaem si wic na zewntrz, capnem swoje buty i
daem drapaka.

Pojechalimy na drugi koniec College Park, eby si naradzi.

- Myl, e w tym wypadku oboje ponosimy win - zdecydowaa Margo.

- Hm, to ty wybraa niewaciwy dom - zauwayem.

- To prawda, ale to ty narobie haasu. - Na jak minut zapada cisza, w ktrej
krylimy po okolicy, a wreszcie odezwaem si:

- Pewnie moglibymy znale jego adres w internecie. Radar zna haso do szkolnej
bazy danych.

- wietnie - zapalia si Margo.

Zadzwoniem wic do Radara, ale od razu wczya si poczta gosowa. Rozwaaem,
czy nie zadzwoni na stacjonarny, ale rodzice Radara przyjanili si z moimi rodzicami, wic
to odpadao. W kocu przyszo mi do gowy, eby zadzwoni do Bena. Ben to nie Radar, ale
zna wszystkie jego loginy. Zadzwoniem. Wczya si poczta, lecz dopiero po sygnale. No to
zadzwoniem ponownie. Poczta. Zadzwoniem jeszcze raz. Poczta.

- Najwyraniej nie odbiera - podpowiedziaa mi Margo.

Ponownie wybierajc numer, zapewniem j:

- Odbierze.

I rzeczywicie, po zaledwie czterech kolejnych prbach, Ben odebra.

- Lepiej, eby dzwoni, eby mi powiedzie, e masz u siebie jedenacie nagich
krli, domagajcych si tego Wyjtkowego Uczucia, ktre moe im da wycznie Wielki
Tatko Ben.

- Chc, eby uy loginu Radara i znalaz mi w katalogu uczniw adres Chucka
Parsona.

- Nie.

- Prosz.

- Nie.

- Nie poaujesz, e to zrobie, Ben. Sowo.

- Dobra, dobra, ju to zrobiem. Robiem to, kiedy mwiem nie - gdzie diabe nie
moe, tam Bena pole. Amherst Avenue cztery cztery dwa. Ty, Q, po co ci adres Chucka
Parsona o czwartej dwanacie rano?

- Przepij si troch, rzuciem w odpowiedzi.

- Uznam to za sen - odpar Ben i si rozczy.

Amherst Avenue znajdowaa si zaledwie kilka przecznic dalej. Zaparkowalimy na
ulicy naprzeciwko numeru 418, zebralimy nasz ekwipunek i truchtem przebieglimy przez
trawnik przy domu Chucka, a poranna rosa spadaa na moje ydki.

Jego okno znajdowao si na szczcie niej ni okno Przypadkowego Starego Faceta,
wdrapaem si wic po cichu do wntrza domu, a nastpnie podcignem Margo w gr i do
rodka. Chuck Parson spa na plecach. Margo podkrada si do niego na palcach, a ja staem
za ni z sercem walcym mi w piersi. Gdyby si obudzi, zabiby nas oboje. Margo
wycigna Veet, wycisna na do odrobin czego, co wygldao jak krem do golenia, a
nastpnie delikatnie i dokadnie rozsmarowaa to na caej dugoci prawej brwi Chucka.
Nawet nie drgn.

Potem otworzya wazelin - pokrywka zrobia gone klop, ktre wydao mi si
wprost oguszajce, ale i tym razem Chuck nie przejawi adnych oznak przytomnoci. Margo
nabraa z opakowania spor ilo mazi i zgarna j na moj do, po czym rozeszlimy si do
przeciwlegych czci domu. Najpierw skierowaem kroki do frontowego korytarza i grub
warstw wazeliny posmarowaem gak drzwi wejciowych, nastpnie udaem si ku
otwartym drzwiom jakiej sypialni i nasmarowawszy ich gak od rodka, cicho, jedynie z
lekkim skrzypniciem, zamknem je.

W kocu wrciem do pokoju Chucka - Margo ju tam bya - zamknlimy drzwi i
potwornie nawazelinowalimy Chuckowi gak. Reszt wazeliny wysmarowalimy kad
powierzchni okna jego sypialni, majc nadziej, e gdy ju zamkniemy je za sob,
wychodzc z pokoju Chucka, utrudni to jego otwarcie.

Margo zerkna na swj zegarek i uniosa dwa palce. Czekalimy. Przez te dwie
minuty wpatrywalimy si w siebie, a ja podziwiaem bkit jej oczu. To byo przyjemne -
sta tam w ciemnoci i ciszy, bez ryzyka, e jakim sowem wszystko schrzani, i widzie, jak
jej oczy odwzajemniaj moje spojrzenie, jakby take we mnie byo co, na co warto
popatrze.

Po chwili Margo skina gow; podszedem do Chucka. Owinem sobie do
T-shirtem, tak jak mi kazaa, nachyliem si i - najdelikatniej jak potrafiem - przycisnem
palec do jego czoa i szybkim ruchem starem krem. Wraz z nim znikny co do jednego
wszystkie wosy, stanowice do tej pory praw brew Chucka Parsona. Kiedy tak nad nim
staem z jego praw brwi na moim T-shircie, Chuck nagle otworzy oczy. Margo z
szybkoci byskawicy chwycia jego kodr i zarzucia mu j na gow, a kiedy podniosem
wzrok, maa ninja bya ju za oknem. Najszybciej, jak mogem, poszedem w jej lady,
podczas gdy Chuck zawodzi: MAMO! TATO! ZODZIEJE ZODZIEJE!.

Kusio mnie, by sprostowa: Jedyne, co ukradlimy, to twoja brew, ale nawet nie
pisnem, wyskakujc przez okno nogami naprzd. O may wos nie wyldowaem na Margo,
ktra wanie malowaa spreyem liter M na winylowym pokryciu ciany domu Chucka,
zaraz te oboje porwalimy nasze buty i pognalimy ile si w nogach do minivana. Kiedy
obejrzaem si na dom, wiata byy zapalone, ale nikogo nie byo jeszcze na zewntrz, co
byo wiadectwem genialnoci planu nawazelinowania gaki drzwi. Zanim pan (a moe pani,
nie miaem czasu przyjrze si dokadnie) Parson rozsun zasony w salonie i wyjrza na
zewntrz, my jechalimy ju na wstecznym w stron Princeton Street i midzystanwki.

- Jest! - wykrzyknem. - Boe, to byo genialne.

- Widziae to? Jego twarz bez jednej brwi? Wyglda teraz na permanentnie
zdziwionego, co nie? Jakby chcia powiedzie: No co ty, naprawd? Wic mwisz, e mam
tylko jedn brew? Bo ci uwierz. O, jake cudownie wiedzie, e zmuszony bdzie wybra:
lepiej zgoli Lewusk, czy domalowa sobie Prawusk? Miodzio. A jak woa swoj
mamusi, mazgajowaty ptak.

- Chwileczk, a ty dlaczego go nienawidzisz?

- Nie powiedziaam, e go nienawidz. Powiedziaam, e to mazgajowaty ptak.

- Ale zawsze si z nim jakby przyjania - przypomniaem jej, bo mylaem, e tak
byo.

- Wanie, ja zawsze jakby si przyjaniam z wieloma ludmi - odpara. Przechylia
si na bok i opara gow na moim kocistym ramieniu, a jej wosy opady mi na szyj. -
Jestem zmczona - westchna.

- Kofeina - rzuciem. Margo signa na tylne siedzenie i wyja po jednym Mountain
Dew dla kadego z nas. Wypiem napj dwoma dugimi haustami.

- No to jedziemy do SeaWorld - powiedziaa. - Cz Jedenasta.

- A co, mamy uwolni ork, czy co w tym stylu?

- Nie - odpara. - Po prostu pjdziemy do oceanarium, to wszystko. To jedyny park
rozrywki, do ktrego jeszcze si nie wamaam.

- Nie moemy wama si do SeaWorld - zaprotestowaem, zjechaem na pusty
parking przed jakim sklepem meblowym i wyczyem silnik.

- Czas nas troch nagli - napomniaa mnie i wycigna rk, eby ponownie
uruchomi silnik.

Odepchnem jej rk.

- Nie moemy wama si do SeaWorld - powtrzyem.

- No i masz, znowu ta gadka o amaniu prawa. - Umilka i otworzya sobie jeszcze
jedn Mountain Dew. wiato odbio si od puszki i pado na jej twarz, i przez sekund
widziaem, jak umiecha si na myl o tym, co zaraz powie: - Nie bdziemy niczego ama.
Nie myl o tym, jak o wamywaniu si do SeaWorld. Pomyl o tym, jak o zwiedzaniu
SeaWorld w rodku nocy za darmo.



8

- Po pierwsze: zapi nas - ostrzegem. Nie zapaliem silnika i wymieniaem powody,
dla ktrych nie miaem zamiaru go zapali, zastanawiajc si jednoczenie, czy Margo widzi
mnie w tej ciemnoci.

- Oczywicie, e nas zapi. I co z tego?

- To nielegalne.

- Q, zastanw si, w jakie kopoty moe nas wpakowa SeaWorld? Jezu, po tym
wszystkim, co dla ciebie zrobiam dzi w nocy, nie moesz zrobi dla mnie tej jednej rzeczy?
Nie moesz po prostu si zamkn, wyluzowa i przesta tak trz portkami przed kad
ma przygod? - Na koniec mrukna pod nosem: - Boe, gdzie twoje jaja?

Teraz to ja si wciekem. Zanurkowaem pod pasem bezpieczestwa, eby nachyli
si do niej nad konsol.

- Po wszystkim, co TY zrobia dla MNIE? - prawie krzyknem. Chciaa, ebym by
pewny siebie? No to wanie stawaem si pewny siebie. - Czy to TY zadzwonia do ojca
MOJEJ przyjaciki, ktra pieprzya si z MOIM chopakiem, aby nikt nie wiedzia, e to JA
dzwoni? Czy to TY wozia MJ tyek Bg wie gdzie, nie dlatego, e jeste dla mnie Bg
wie jak wana, ale dlatego, e potrzebny by mi szofer, a ty bya pod rk? Czy to tak
gwnian robot odwalaa dzisiaj dla mnie przez ca noc?

Nie patrzya na mnie. Wzrok miaa utkwiony w winylowym pokryciu ciany sklepu
meblowego na wprost.

- Mylisz, e bye mi potrzebny? Mylisz, e nie mogam poda Myrnie
Mountweazel benadrylu, eby przespaa moment, kiedy bd wykrada sejf spod ka
rodzicw? Albo wlizgn si do twojej sypialni, kiedy spae, i zabra twoich kluczykw do
samochodu? Ja ci nie potrzebowaam, ty idioto. Ja ci wybraam. A ty wybrae mnie. -
Teraz na mnie spojrzaa. - A to jak obietnica. Przynajmniej na dzisiejsz noc. W zdrowiu i w
chorobie. Na dobre i na ze. W dostatku i w biedzie. Dopki wit nas nie rozczy.

Zapaliem silnik i wyjechaem z parkingu, ale pomimo caej tej przemowy o pracy
zespoowej nadal miaem poczucie, e jestem podpuszczany, wic chciaem mie ostatnie
sowo.

- No dobra, ale kiedy SeaWorld SA, czy jak im tam, wyle do dziekana Uniwersytetu
Dukea list z informacj, e szubrawiec Quentin Jacobsen wdar si na teren ich obiektu o
czwartej trzydzieci rano z jak lal z obdem w oczach u boku, Duke bdzie wcieky.
Mao tego, moi rodzice te bd wciekli.

- Q, przyjm ci na Dukea. Bdziesz mia bardzo udan karier jako prawnik, czy
kim tam sobie bdziesz, oenisz si, bdziesz mia dzieci i w ten sposb przeyjesz cae swoje
marne ycie, a potem umrzesz. A kiedy w swoich ostatnich chwilach bdziesz dawi si
wasn ci w domu starcw, powiesz sobie: No c, zmarnowaem cae moje pieprzone
ycie, ale przynajmniej w ostatniej klasie szkoy redniej wamaem si do SeaWorld z Margo
Roth Spiegelman. Przynajmniej zdoaem carpe tamten jeden diem.

- Noctem - poprawiem j.

- Okej, znw jeste Krlem Gramatyki. Odzyskae swj tron. A teraz zawie mnie do
SeaWorld.

Kiedy jechalimy w ciszy I-4, zapaem si na tym, e myl o dniu, w ktrym ukaza
si nam tamten martwy facet w szarym garniturze. Moe wanie dlatego mnie wybraa,
pomylaem. I wtedy, w kocu, przypomniaem sobie, co Margo powiedziaa o tamtym
facecie i o strunach - a take o sobie i o strunach.

- Margo - przerwaem cisz.

- Q - odpara.

- Powiedziaa... Kiedy zgin tamten facet, powiedziaa, e moe pky w nim
wszystkie struny, a potem powiedziaa to samo o sobie - e pka ostatnia struna.

Zamiaa si pgbkiem.

- Za bardzo si przejmujesz. Ja nie chc, eby pewnego sobotniego poranka jakie
dzieciaki znalazy mnie w Parku Jeffersona ca oblaz muchami. - Odczekaa chwil, zanim
wygosia puent. - Jestem zbyt prna na taki los.

Rozemiaem si z ulg i zjechaem z autostrady. Wjechalimy na arteri International
Drive, turystyczn stolic wiata. Na International Drive miecio si jakie tysic sklepw, a
we wszystkich sprzedawano dokadnie to samo: mnstwo gwna. Gwna uformowanego w
muszelki, breloczki na klucze, szklane wie, magnesy na lodwk w ksztacie Florydy,
plastikowe rowe flamingi i temu podobne. Jakby tego byo mao, na I-Drive byo kilka
sklepw sprzedajcych, dosownie, prawdziwe gwno pancernika - 4,95 $ za woreczek.

Jednak o 4.50 nad ranem turyci pogreni byli we nie. I-Drive bya cakowicie
martwa, podobnie jak wszystkie inne ulice, kiedy mijalimy sklep za sklepem, parking za
parkingiem.

- SeaWorld jest zaraz za t szerok autostrad - poinformowaa mnie Margo. Znw
bya w czci bagaowej minivana, zapewne grzebic w plecaku. - Mam gdzie cae mnstwo
map satelitarnych, wyrysowaam te plan naszego ataku, ale za choler nie mog ich nigdzie
znale. Niewane, jak miniesz t autostrad, po lewej bdziesz mie sklep z pamitkami.

- Po mojej lewej jest jakie siedemnacie tysicy sklepw z pamitkami.

- No tak, ale zaraz za t autostrad bdzie tylko jeden.

I rzeczywicie sta tam tylko jeden sklep, wjechaem wic na pusty parking i
zaparkowaem minivana bezporednio pod latarni, bo na I-Drive bez przerwy kradn
samochody. I chocia jedynie zodziej o prawdziwie masochistycznych skonnociach w
ogle rozwaaby kradzie tego chryslera, wcale nie umiechaa mi si perspektywa
tumaczenia mamie, jak i dlaczego jej samochd zosta skradziony w pnych godzinach
nocnych w rodku tygodnia.

Stalimy na zewntrz, opierajc si o ty minivana, a powietrze byo tak ciepe i gste,
e ubranie kleio mi si do skry. Znw ogarn mnie strach, jak gdyby przygldali mi si
ludzie, ktrych nie mogem zobaczy. Ju zbyt dugo byo zbyt ciemno, a od
wielogodzinnego niepokoju rozbola mnie brzuch. Margo znalaza swoje mapy i teraz przy
wietle parkingowej latarni jej niebieski od farby koniuszek palca wskazujcego kreli nasz
tras.

- Wydaje mi si, e ogrodzenie jest wanie tam - powiedziaa, wskazujc na skrawek
terenu poronitego drzewami, ktry minlimy zaraz za autostrad. - Czytaam o tym w
sieci. Postawili je kilka lat temu, po tym jak jaki pijany facet wszed do parku w rodku nocy
i postanowi popywa z ork Shamu, ktra natychmiast go zabia.

- Serio?

- No, a jeli tamten facet mg dosta si do rodka po pijaku, to my z pewnoci
moemy to zrobi na trzewo. W kocu jestemy ninja.

- Moe ty jeste ninja.

- Ty jeste co prawda naprawd gonym i niezdarnym ninja - powiedziaa Margo - ale
oboje jestemy ninja. - Zaoya wosy za uszy, nacigna na gow kaptur i cigna go
sznurkiem; blask latarni rozwietli ostre rysy jej bladej twarzy. Moe i oboje bylimy ninja,
ale tylko ona miaa waciwy strj. - Dobra - dodaa. - Zapamitaj, co jest na mapie.

Zdecydowanie najbardziej przeraajc czci niemal kilometrowej trasy, ktr
nakrelia dla nas Margo, bya fosa. Park SeaWorld mia ksztat trjkta. Jedn stron
zabezpieczaa droga, ktra, jak twierdzia Margo, bya regularnie patrolowana przez nocnych
strw. Druga strona bya strzeona przez jezioro o co najmniej ptorakilometrowym
obwodzie, a od trzeciej strony znajdowa si rw melioracyjny; jeli wierzy mapie, by mniej
wicej rwnie szeroki co dwupasmwka. A gdzie na Florydzie s wypenione wod rowy
melioracyjne w pobliu jezior, tam czsto s te aligatory.

Margo zapaa mnie za ramiona i obrcia w swoj stron.

- Zapi nas, prawdopodobnie, a kiedy to nastpi, daj mi mwi. Ty tylko wygldaj
uroczo i prezentuj t swoj dziwn mieszank niewinnoci i pewnoci siebie, a wszystko
bdzie dobrze.

Zamknem samochd, sprbowaem przygadzi napuszone wosy i szepnem:

- Jestem ninja. - Nie byo to przeznaczone dla uszu Margo, ale podchwycia:

- eby wiedzia, e jeste! A teraz chodmy.

Przebieglimy truchtem przez I-Drive, a potem zaczlimy przedziera si przez
gszcz wysokich krzeww i dbw. Zaczem z niepokojem myle o trujcym bluszczu, ale
ninja nie myl z niepokojem o trujcym bluszczu, przecieraem wic szlak ku fosie
wycignitymi przed siebie rkami, rozpychajc na boki cierniste krzewy i zarola. W kocu
drzewa si skoczyy i ukaza si nam paski teren. Po naszej prawej mogem std dostrzec
autostrad, a na wprost przed nami fos. Gdyby drog jechay teraz jakie samochody, kto
mgby nas zobaczy,, jednak o tej porze autostrada bya pusta. Rami w rami pucilimy si
biegiem przez zarola, a nastpnie wykonalimy ostry skrt w stron autostrady. Margo
sykna: Teraz, teraz!, a ja przebiegem przez szeciopasmwk. Mimo e bya pusta, byo
co ekscytujcego i niestosownego w przebieganiu przez tak szerok drog.

Znalazszy si po jej drugiej stronie, przycupnlimy w sigajcej kolan trawie. Margo
wskazaa pasmo drzew pomidzy gigantycznym parkingiem SeaWorld a czarn stojc wod
fosy. Bieglimy przez prawie minut wzdu linii drzew, kiedy Margo pocigna mnie za ty
koszulki i szepna:

- Teraz fosa.

- Panie przodem.

- Ale prosz, nie krpuj si.

Ani przez chwil nie pomylaem o aligatorach, ani o ohydnej warstwie sonawych
wodorostw. Po prostu wziem rozbieg i skoczyem najdalej, jak mogem. Wyldowaem w
gbokiej po pas wodzie i unoszc wysoko nogi, ruszyem w stron drugiego brzegu. Woda
cuchna niemiosiernie i bya olizga w dotyku, ale przynajmniej nie byem mokry powyej
pasa. A przynajmniej nie byem, dopki Margo nie wskoczya do fosy, rozbryzgujc na mnie
wod. Odwrciem si i ochlapaem j. Udaa, e zbiera si jej na wymioty.

- Ninja nie ochlapuj innych ninja - poskarya si.

- Prawdziwy ninja w ogle nie chlapie - zauwayem.

- Amen.

Patrzyem, jak Margo wydostaje si z fosy, czujc gbokie zadowolenie z powodu
braku aligatorw. Mj puls by przypieszony, ale do zaakceptowania. Czarny T-shirt pod jej
rozpit bluz zrobi si ciki od wody i zacz klei si do ciaa. Krtko mwic, wiele
spraw ukadao si cakiem niele, kiedy ktem oka dostrzegem co pezajcego w wodzie
obok Margo. Margo ju wychodzia z wody, ju widziaem jej napinajce si cigno
Achillesa, lecz nim zdyem cokolwiek powiedzie, w zaatakowa i ugryz j w lew
kostk, tu pod rantem nogawki jej dinsw.

- Cholera! - sykna Margo, a spojrzawszy w d, powtrzya: - Cholera!

W cigle by wczepiony w jej kostk. Rzuciem si w d, zapaem wa,
oderwaem go od nogi Margo i cisnem do fosy.

- Rany! Co to byo? Czy to by mokasyn?

- Nie wiem. Po si, po si - przykazaem i chwyciwszy jej nog, podwinem
nogawk. Dwie krople krwi wydobyway si z miejsc, w ktrych w zatopi swoje ky.
Schyliem si, przytknem do rany usta i ssaem, jak mogem najmocniej, usiujc wydoby z
niej jad. Splunem i ju miaem zamiar znw przywrze do jej nogi, kiedy mnie
powstrzymaa:

- Czekaj, widz go. - Przeraony poderwaem si na nogi, a ona dodaa: - Nie, nie,
Boe, to tylko poczosznik. - Wskazywaa na fos, a kiedy powiodem spojrzeniem za jej
palcem, zobaczyem maego poczosznika wijcego si po powierzchni wody w powiacie
latarni. Z tej odlegoci, dobrze owietlony, by nie bardziej przeraajcy ni moda
jaszczurka.

- Dziki Bogu - powiedziaem, siadajc obok Margo i apic oddech.

Po ogldzinach ugryzienia i stwierdzeniu, e krwawienie ju ustpio, zapytaa:

- Jak si caowao z moj nog?

- Cakiem niele - odparem zgodnie z prawd. Opara si o mnie lekko i poczuem,
jak jej rami napiera mi na ebra.

- Ogoliam si dzi rano specjalnie na t okazj. Pomylaam sobie: Hmm, nigdy nie
wiadomo, kiedy kto rzuci si na moj ydk i bdzie prbowa wyssa z niej jad wa.

Przed nami znajdowao si metalowe ogrodzenie z drucianej siatki, ale miao niecae
dwa metry wysokoci. Jak to uja Margo:

- Bez jaj, najpierw poczoszniki, a teraz ta siatka? Tutejszy system ochrony jest
doprawdy zniewag dla ninja.

Wspia si na siatk, przelaza na drug stron i zesza na d, jakby to bya drabina.
Mnie cudem udao si nie spa.

Przebieglimy przez niewielkie skupisko drzew, ciasno przylegajcych do ogromnych
nieprzejrzystych zbiornikw, mogcych suy do przewoenia zwierzt, a potem wyszlimy
na asfaltow ciek i zobaczyem wielki amfiteatr, w ktrym Shamu ochlapa mnie, kiedy
byem dzieckiem. Z maych gonikw cigncych si wzdu alejki pyn cicho muzak.
Moe uspokaja zwierzta.

- Margo - powiedziaem - jestemy w SeaWorld.

- Co ty powiesz? - odpara i pucia si biegiem, a ja za ni. Zatrzymalimy si przy
basenie dla fok, ale wygldao na to, e teraz nie byo w nim fok.

- Margo - powtrzyem - jestemy w SeaWorld.

- Baw si dobrze - wymamrotaa, prawie nie poruszajc ustami. - Bo oto nadchodzi
stranik.

Rzuciem si na rzd wysokich do pasa krzakw, jednak kiedy Margo nie posza w
moje lady, zatrzymaem si. Mczyzna w kamizelce z napisem SEAWORLD SECURITY
podszed do nas spacerowym krokiem i bardzo beztrosko zapyta:

- Co porabiacie? - W rce trzyma jak puszk; uznaem, e to gaz pieprzowy.

Aby si uspokoi, zaczem si zastanawia: nosi przy sobie zwyke kajdanki, czy
moe ma jakie specjalne kajdanki SeaWorld? Na przykad takie w ksztacie dwch
wygitych w uk delfinw, stykajcych si ze sob nosami?

- Wanie zbieralimy si do wyjcia - powiedziaa Margo.

- No, co do tego nie ma wtpliwoci - przyzna mczyzna. - Pytanie tylko, czy udacie
si tam pieszo, czy zawiezie was tam szeryf hrabstwa Orange.

- Jeli tobie nie robi to rnicy - odpara Margo - wolelibymy si przej.

Zamknem oczy. To, chciaem jej powiedzie, nie pora na pyskowanie. Ale facet si
rozemia.

- Nie wiem, czy wiesz, ale kilka lat temu jednego kolesia zakatrupio, jak se wskoczy
do tego wielkiego basenu, i tera kazali nam nie wypuszcza nikogo, kto si wamie, niewane
jak jest adny.

Margo wycigna koszulk ze spodni, eby nie przylegaa tak do jej ciaa. A ja
dopiero wtedy si zorientowaem, e facet cay czas mwi do jej piersi.

- No c, w takim razie musisz nas chyba aresztowa.

- W tym cay problem. Miaem wanie zej ze zmiany, pojecha do domu, wychyli
se browarka i waln si do wyra, a jak zadzwoni po policj, bd mi si guzdra z
przyjazdem. Ja tak se tylko gono myl - powiedzia, na co Margo podniosa oczy na znak
zrozumienia. Wcisna rk do mokrej kieszeni i wycigna ociekajcy wod z fosy
studolarowy banknot.

- A tera lepiej si ju zbierajcie. Na waszym miejscu nie przechodzibym koo basenu
dla orek. Maj tam wszdzie caonocne kamery, a przecie nie chcielibymy, eby ktokolwiek
dowiedzia si, ecie tutaj byli - poradzi stranik.

- Taajest - powiedziaa ugodowo Margo i facet znikn w ciemnoci. - Kurcz -
wymamrotaa, kiedy stranik ju sobie poszed - naprawd nie chciaam paci temu
dewiantowi. No ale c, pienidze s po to, eby je wydawa.

Prawie nie docierao do mnie, co Margo mwi; jedyne, czego byem wiadom, to
przechodzca mi dreszczem po skrze ulga. Ta niekontrolowana przyjemno bya warta
caego poprzedzajcego j stresu.

- Dziki Bogu, e nas nie wyda - westchnem.

Margo nie odpowiedziaa. Wpatrywaa si gdzie w przestrze za mn, mruc oczy
tak mocno, e zdaway si niemal zamknite.

- Dokadnie tak samo si czuam, kiedy znalazam si w Universal Studios - odezwaa
si po chwili. - Wszystko jest fajne i w ogle, ale nie ma za wiele do ogldania. Kolejki i
zjedalnie s nieczynne. Wszystkie atrakcje s pozamykane. Wikszo zwierzt przenosi
si na noc do innych basenw. - Rozejrzaa si, taksujc wzrokiem SeaWorld wok nas. -
Myl, e przyjemno nie polega na znalezieniu si w rodku.

- A na czym?

- Na planowaniu, chyba. Nie wiem. Robienie czego nigdy nie okazuje si tak
przyjemne, jak si spodziewasz.

- Jak dla mnie jest do przyjemnie - wyznaem. - Nawet jeli nie ma czego oglda.

Usiadem na awce, a Margo do mnie doczya. Wpatrywalimy si w basen dla fok,
ale nie byo w nim fok, tylko pusta wysepka z wystajcymi skaami z plastiku. Czuem zapach
Margo tu obok mnie, zapach jej potu i wodorostw z fosy, czuem jej szampon pachncy
bzem i jej skr o aromacie mielonych migdaw.

Po raz pierwszy ogarno mnie zmczenie i przyszo mi do gowy, e moglibymy si
pooy gdzie na poronitym traw skrawku SeaWorld, ja na plecach, a ona na boku,
obejmujc mnie ramieniem, z gow na mojej piersi, z twarz zwrcon ku mnie. Nic bymy
nie robili, tylko tak leeli razem pod nocnym niebem, tak jasno tu owietlonym, e gwiazdy w
nim tony. Mgbym poczu na szyi jej oddech, moe moglibymy tak zosta do rana, a rano
mijaliby nas ludzie przychodzcy do parku i widzc nas, myleliby, e my te jestemy
turystami, a potem wmieszalibymy si w ten tum.

Ale nie. Miaem do obejrzenia Chucka bez jednej brwi, i histori do opowiedzenia
Benowi, i lekcje, i sal muzyczn, i Dukea, i przyszo.

- Q - odezwaa si Margo.

Podniosem na ni wzrok, nie majc pojcia, dlaczego wymwia moje imi, dopiero
po chwili otrzsnem si z mojego psnu. I wtedy to usyszaem. Muzak z gonikw zrobi
si goniejszy, tylko e to nie by ju muzak - to bya prawdziwa muzyka. Stara jazzowa
piosenka, ktr lubi mj ojciec, Stars Fell on Alabama. Nawet przez te malekie goniki byo
sycha, e ktokolwiek j piewa, potrafi wypiewa tysic cholernie dobrych nut naraz.

Poczuem wtedy nieprzerwan wi mojego i jej ycia rozcigajc si od naszych
dziecicych eczek do tamtego martwego mczyzny, do naszej znajomoci i do teraz.
Zapragnem jej powiedzie, e dla mnie przyjemnoci nie byo planowanie, dziaanie czy
odchodzenie; przyjemnoci byo patrzenie, jak struny naszego ycia krzyuj si i
rozchodz, a potem znw si do siebie zbliaj - ale zabrzmiaoby to zbyt banalnie, a poza
tym Margo ju wstawaa.

Powieki jej niezwykle niebieskich oczu zamrugay, w tym momencie wygldaa tak
piknie, mokre dinsy opinay jej nogi, jej twarz janiaa w szarym wietle.

Podniosem si, wycignem do niej rk i zapytaem:

- Mog prosi do taca?

Margo dygna, podaa mi do i powiedziaa:

- Tak.

Moja rka znalaza si na zaokrgleniu pomidzy jej tali a biodrem, a rka Margo
spocza na moim ramieniu. Raz-dwa-krok-w-bok, raz-dwa-krok-w-bok. Obtaczylimy
fokstrotem cay basen dla fok, a piosenka o spadajcych gwiazdach nie milka.

- Wolny taniec z szstej klasy - zarzdzia Margo i zmienilimy pozycje, jej rce
znalazy si na moich ramionach, moje na jej biodrach, okcie wyprostowane, bylimy
oddaleni od siebie o dobre p metra. Potem znw przez chwil taczylimy fokstrota, dopki
nie skoczya si piosenka. Wysunem nog do przodu i przechyliem Margo w ty, tak jak
nas uczyli w Crown School of Dance. Uniosa nog i wyginajc si, oddaa mi cay swj
ciar. Albo mi ufaa, albo chciaa upa.



9

W 7-Eleven na I-Drive kupilimy papierowe rczniki, ktrymi usiowalimy zetrze
mu i smrd fosy z naszych ubra i skry, po czym uzupeniem paliwo w baku do takiego
samego poziomu, jak przed nasz wypraw wok caego Orlando. Fotele w chryslerze bd
nieco mokre, kiedy mama bdzie jecha do pracy, ale miaem nadziej, e tego nie zauway,
gdy zwykle bywa do roztargniona. Moi rodzice z reguy wierzyli, e jestem najlepiej
przystosowan osob na wiecie, w wypadku ktrej prawdopodobiestwo wamania si do
SeaWorld jest niezwykle znikome, jako e moje zdrowie psychiczne jest miernikiem ich
zawodowych talentw.

Nie pieszyem si do domu, rezygnujc z midzystanwek na rzecz bocznych drg.
Suchalimy z Margo radia, prbujc ustali, ktra stacja zagraa Stars Fell on Alabama, lecz
Margo wkrtce wyczya odbiornik i powiedziaa:

- Oglnie rzecz biorc, uwaam, e to by sukces.

- Zdecydowanie - zgodziem si, cho ju teraz si zastanawiaem, jak bdzie
wyglda jutrzejszy dzie. Czy Margo pojawi przy sali orkiestry przed lekcjami, eby z nami
pogada? Zje lunch ze mn i z Benem? - Zastanawiam si, czy jutro bdzie inaczej -
powiedziaem na gos.

- No, ja te - odpowiedziaa Margo. Pozwolia, by jej sowa zawisy w powietrzu, a
potem dodaa: - Hej, skoro mowa o jutrze, w ramach podzikowania za twoj cik prac i
powicenie tego wyjtkowego wieczoru chciaabym ci wrczy may upominek. - Pogmeraa
w torbie pod stopami, a po chwili wycigna z niej aparat. - We to - polecia. - I mdrze
rozporzdzaj Moc Wacusia.

Rozemiaem si i schowaem aparat do kieszeni.

- Przerzuc zdjcie, gdy wrcimy do domu, i oddam ci aparat jutro w szkole? -
upewniem si.

Nadal pragnem, eby powiedziaa: Tak, w szkole, gdzie wszystko bdzie inaczej,
gdzie bd si z tob otwarcie przyjani i gdzie bd zdecydowanie stanu wolnego, jednak
ona powiedziaa tylko:

- Taa, albo kiedytam.

Bya 5.42, kiedy wjedalimy do Jefferson Park. Pojechalimy wzdu Jefferson
Drive do Jefferson Court i skrcilimy w nasz ulic, Jefferson Way. Po raz ostatni
wyczyem wiata i przy zgaszonym silniku wtoczyem si na nasz podjazd. Nie
wiedziaem, co powiedzie, Margo te si nie odzywaa. Wypenilimy reklamwk 7-Eleven
mieciami, starajc si, eby chrysler wyglda i pachnia, jak gdyby ostatnich sze godzin
nigdy si nie wydarzyo. W drugiej torbie Margo oddaa mi resztki wazeliny, farb w spreyu i
ostatni pen puszk Mountain Dew. Mj mzg walczy ze zmczeniem.

Z torb w kadej rce przystanem na chwil na zewntrz vana, wpatrujc si w
Margo.

- To bya naprawd supernoc - odezwaem si w kocu.

- Chod tu - powiedziaa Margo, a ja zrobiem krok do przodu. Obja mnie, ale torby
utrudniay mi odwzajemnienie ucisku. Gdybym wypucibym je z rk, haas mgby kogo
obudzi. Poczuem, e Margo staje na palcach, a gdy jej usta znalazy si tu przy moim uchu,
szepna:

- Bdzie. Mi. Ciebie. Brakowao.

- Nie musi tak by - odpowiedziaem na gos. Usiowaem ukry swoje rozczarowanie.
- Jeli ju ich nie lubisz - dodaem - po prostu trzymaj si ze mn. Moi przyjaciele s
naprawd, no, fajni.

Jej usta byy tak blisko mnie, e poczuem, jak si umiecha.

- Obawiam si, e to niemoliwe - wyszeptaa. Potem si odsuna, ale nadal patrzya
na mnie, cofajc si krok za krokiem. W kocu uniosa brwi i umiechna si, a ja
uwierzyem w ten umiech. Patrzyem, jak wspina si po drzewie, a nastpnie podciga na
dach przed oknem swojej sypialni na pitrze. Pomajstrowaa przy oknie i wczogaa si do
rodka.

Wszedem do domu przez niezamknite drzwi, przekradem si na palcach przez
kuchni do mojej sypialni. Zrzuciem z siebie dinsy, wcisnem je w najdalszy kt szafy
obok okiennej moskitiery, skopiowaem zdjcie Jasea i poszedem do ka, podczas gdy
mj umys hucza od tego, co jej powiem w szkole.



CZ DRUGA


Trawa



1

Kiedy budzik zadzwoni o 6.32, spaem od jakich trzydziestu minut. Osobicie nie
zauwayem, e alarm wy przez siedemnacie minut, dopki nie poczuem czyich rk na
ramionach i nie usyszaem odlegego gosu matki, mwicego:

- Dzie dobry, piochu.

- Mhm - odpowiedziaem. Czuem si znacznie bardziej zmczony, ni byem o 5.55, i
odpucibym sobie szko, gdyby nie to, e miaem perfekcyjn frekwencj, i cho zdawaem
sobie spraw, e perfekcyjna frekwencja nie jest czym szczeglnie imponujcym ani
specjalnie godnym podziwu, chciaem podtrzyma moj reputacj. Ponadto chciaem
zobaczy, jak Margo bdzie si zachowywa w mojej obecnoci.

Kiedy wszedem do kuchni, rodzice jedli niadanie przy blacie, a tata opowiada co
mamie. Przerwa na chwil, kiedy mnie zobaczy, i zapyta:

- Jak si spao?

- Fantastycznie - odpowiedziaem zgodnie z prawd. Krtko, ale dobrze.

Umiechn si.

- Wanie mwiem twojej mamie, e mam ten powracajcy, drczcy sen - zacz. -
No wic tak, jestem w collegeu. I jestem na zajciach z hebrajskiego, tylko e profesor nie
mwi po hebrajsku ani testy nie s po hebrajsku - s po bekocku. Wszyscy jednak zachowuj
si tak, jakby ten wymylony jzyk z wymylonym alfabetem by rzeczywicie hebrajskim.
Przystpuj wic do egzaminu i musz pisa test w jzyku, ktrego nie znam, uywajc
alfabetu, ktrego nie rozumiem.

- Interesujce - skomentowaem, mimo i w rzeczywistoci wcale nie byo. Nie ma nic
nudniejszego od snw innych ludzi.

- To metafora wieku dojrzewania - wtrcia mama. - Pisanie w jzyku (doroso),
ktrego nie rozumiesz, uywajc alfabetu (dojrzaa interakcja spoeczna), ktrego nie
potrafisz odszyfrowa. - Mama pracowaa z szurnitymi nastolatkami w zakadach
poprawczych i wizieniach dla modocianych przestpcw. Myl, e wanie dlatego nigdy
powanie si o mnie nie martwia - dopki nie przeprowadzaem rytualnych dekapitacji
myszoskoczkw i nie oddawaem moczu na wasn twarz, uwaaa mnie za sukces.

Normalna matka mogaby powiedzie: Hej, zauwayam, e wygldasz, jakby
wraca z libacji z met i z lekka czu od ciebie wodorosty. Czy ty przypadkiem kilka godzin
temu nie plsae z pogryzion przez wa Margo Roth Spiegelman?. Ale nie. Oni woleli
sny.

Wziem prysznic, woyem T-shirt i dinsy. Byem spniony, ale c, ja zawsze
byem spniony.

- Jeste spniony - zauwaya mama, kiedy ponownie wszedem do kuchni.

Usiowaem otrzsn mzg ze spowijajcej go mgy na tyle, by mc przypomnie
sobie, jak sznuruje si teniswki.

- Zdaj sobie z tego spraw - odpowiedziaem pprzytomnie.

Mama odwioza mnie do szkoy. Siedziaem na miejscu Margo. Mama milczaa przez
wiksz cz drogi, co mi odpowiadao, gdy spaem gboko z gow opart o szyb
minivana.

Kiedy mama zajechaa pod szko na parking dla uczniw najstarszych klas,
zobaczyem, e miejsce, w ktrym zwykle sta samochd Margo, jest puste. Jednak nie
mogem jej wini za to, e si spnia. Jej przyjaciele nie zbierali si tak wczenie jak moi.

Kiedy zbliaem si do orkiestrowego towarzystwa, Ben krzykn:

- Jacobsen, czy mi si nio, czy ty... - Ledwo zauwaalnie pokrciem gow, na co
Ben zmieni kierunek w rodku zdania. -...i ja wybralimy si zeszej nocy na szalon
wypraw po Polinezji Francuskiej aglwk zrobion z bananw?

- To bya naprawd smakowita aglwka - odpowiedziaem. Radar spojrza na mnie
znaczco i powoli wycofa si w cie drzewa. Poszedem za nim.

- Zapytaem Angel o partnerk na bal dla Bena. adnych szans. - Zerknem w stron
Bena, ktry opowiada co z oywieniem, trzymajc w ustach mieszadeko do kawy, ktre
podskakiwao w rytm jego sw.

- To klops - stwierdziem. - Ale bdzie dobrze. Ja i on dotrzymamy sobie nawzajem
towarzystwa, zorganizujemy jaki maraton gry w Odrodzenie albo co w tym stylu.

Wtedy podszed do nas Ben i powiedzia:

- Usiujecie by subtelni? Bo ja i tak wiem, e rozprawiacie o balowej tragedii bez
krlisi, jak jest moje ycie. - Obrci si na picie i wszed do budynku. Poszlimy za nim
pogreni w rozmowie, mijajc sal muzyczn, w ktrej pord stert futeraw na instrumenty
siedzieli, gawdzc, uczniowie pierwszej i drugiej klasy.

- Dlaczego ty w ogle chcesz tam i? - zapytaem Bena.

- Stary, to nasz bal poegnalny. To moja ostatnia najlepsza szansa, eby zosta dla
jakiej sodkiej krlisi najmilszym wspomnieniem ze szkoy redniej. - Przewrciem oczami.

Zadzwoni pierwszy dzwonek, co oznaczao, e do lekcji zostao pi minut i wszyscy,
niczym psy Pawowa, zaczli krci si gorczkowo wte i wewte, zapeniajc korytarze. Ben,
Radar i ja stanlimy przy szafce Radara.

- Wic dlaczego zadzwonie do mnie o trzeciej nad ranem po adres Chucka Parsona?

Rozwaaem wanie, jaka bdzie najlepsza odpowied na to pytanie, kiedy
zobaczyem idcego ku nam Chucka. Wymierzyem Benowi kuksaca w bok i wskazaem
oczami Chucka, ktry, nawiasem mwic, zdecydowa, e najlepsz strategi bdzie zgoli
Lewusk.

- O w mord jea - wydysza Ben.

Zaledwie chwil pniej Chuck przystawi mi do twarzy swoje cudownie bezwose
czoo, wskutek czego grzmotnem w szafk za plecami.

- Na co si, dupki, gapicie?

- Na nic - popieszy Radar. - Z ca pewnoci nie gapimy si na twoje brwi.

Chuck pokaza Radarowi rodkowy palec, rbn otwart doni w szafk obok mnie i
poszed sobie.

- Ty to zrobie? - zapyta z niedowierzaniem Ben.

- Nie wolno wam si przed nikim wygada - ostrzegem ich obu i szybko dodaem: -
Byem z Margo Roth Spiegelman.

Gos Bena zrobi si piskliwy z podniecenia:

- Bye wczoraj w nocy z Margo Roth Spiegelman? O TRZECIEJ NAD RANEM? -
Pokiwaem gow. - Sam na sam? - Pokiwaem gow. - O mj Boe, jeli si z ni
migdalie, musisz mi w najdrobniejszych szczegach opowiedzie, co si wydarzyo.
Musisz mi napisa prac semestraln, o tym, jakie s w dotyku i jak wygldaj piersi Margo
Roth Spiegelman. Minimum trzydzieci stron!

- Ja poprosz o fotorealistyczny rysunek owkiem - doczy si Radar.

- Rzeba take byaby mile widziana - ekscytowa si Ben.

Radar podnis lekko ugit rk. W poczuciu obowizku udzieliem mu gosu.

- Tak si zastanawiam, czy byoby moliwe, eby napisa sestyn o piersiach Margo
Roth Spiegelman? Twoich sze sw to: rowe, okrge, jdrne, misiste, spryste i jak
poduszka.

- Osobicie uwaam - wtrci Ben - e przynajmniej jedno ze sw powinno brzmie:
babababa.

- Nie wydaje mi si, ebym zna to sowo.

- To dwik, jaki wydaj moje usta, kiedy wykonuj jakiej krlisi opatentowan
Motorwk Bena Starlinga. - Mwic to, Ben zademonstrowa, co by zrobi w mao
prawdopodobnym przypadku znalezienia si jego twarzy w rowku midzy kobiecymi
piersiami.

- W tej oto chwili - wygosiem - cho nie maj pojcia dlaczego, tysice dziewczyn w
caej Ameryce czuje przebiegajcy im po plecach dreszcz strachu i obrzydzenia. Zreszt, nie
migdaliem si z ni, degeneracie.

- Typowe - powiedzia Ben. - Jestem jedynym znanym mi facetem z jajami zdolnymi
da krlisi, czego jej trzeba, i jedynym bez jakichkolwiek moliwoci.

- C za nieprawdopodobne zrzdzenie losu - przyznaem. ycie toczyo si dawnym
torem - tyle e byem bardziej zmczony. Miaem nadziej, e poprzednia noc zmieni w jaki
sposb moje ycie, ale nie zmienia - przynajmniej na razie.

Zadzwoni drugi dzwonek i popdzilimy na lekcje.

Podczas analizy matematycznej, ktr miaem na pierwszej lekcji, poczuem si
skrajnie wykoczony. Co prawda, czuem si zmczony od chwili przebudzenia, ale czenie
zmczenia i analizy matematycznej wydawao si okruciestwem. eby nie zapa w sen,
bazgraem licik do Margo - nic, co bym kiedykolwiek do niej wysa, zwyke podsumowanie
moich ulubionych momentw z wczorajszej nocy - ale nawet to nie byo w stanie utrzyma
mnie w przytomnoci. Ni std, ni zowd mj dugopis zwyczajnie przesta si porusza, a ja
obserwowaem, jak moje pole widzenia kurczy si coraz bardziej, i prbowaem sobie
przypomnie, czy ograniczone pole widzenia naley do objaww wyczerpania. Uznaem, e
musi tak by, poniewa przed oczami miaem tylko jedno, a by to pan Jiminez przy tablicy, i
by to jedyny obraz, jaki mj mzg potrafi przetworzy. Kiedy wic pan Jiminez powiedzia:
Quentin?, byem niepomiernie zdezorientowany, poniewa jedyn rzecz, jaka dziaa si w
moim wszechwiecie, by pan Jiminez piszcy co na tablicy. Nie mogem zatem poj, jakim
cudem moe on by obecny w moim yciu jednoczenie wizualnie i akustycznie.

- Tak? - zapytaem.

- Syszae pytanie?

- Tak? - znw zapytaem.

- I podniose rk, eby na nie odpowiedzie?

Spojrzaem w gr, i rzeczywicie, moja rka bya uniesiona, ale nie wiedziaem, jak
si tam znalaza, miaem jedynie niejasne pojcie, w jaki sposb j z powrotem opuci.
Jednak po wyczerpujcej walce mj mzg zdoa zakomunikowa rce, eby wrcia na d, a
rka zdoaa wykona polecenie i w kocu wydukaem:

- Ja tylko chciaem zapyta, czy mog i do azienki?

Pan Jiminez powiedzia: Prosz bardzo, a potem kto inny podnis rk i
odpowiedzia na jakie pytanie dotyczce rwnania rniczkowego.

Poszedem wic do azienki, ochlapaem twarz wod, a nastpnie pochyliem si w
stron lustra nad umywalk i dokonaem ogldzin. Sprbowaem usun przekrwiony dese z
moich oczu, pocierajc je, ale nic z tego nie wyszo. I nagle przyszed mi do gowy genialny
pomys. Wszedem do kabiny, opuciem desk, usiadem, oparem si o boczn ciank i
zapadem w sen. Sen trwa przez jakie szesnacie milisekund, po czym zadzwoni dzwonek
na drug lekcj. Podniosem si i powlokem na acin, potem na fizyk, a potem nareszcie
bya przerwa na lunch, wic odnalazem Bena w stowce i owiadczyem:

- Nie daj rady, chyba naprawd musz si zdrzemn.

- Zjedzmy lunch ze ZJOB-em - zaproponowa Ben.

Trzeba wyjani, e ZJOB by pitnastoletnim buickiem, ktrym bezkarnie jedzia
caa trjka starszego rodzestwa Bena, skadajcym si, w chwili gdy trafi do Bena, gwnie
z wodoodpornej tamy klejcej i masy uszczelniajcej. Jego pena nazwa brzmiaa Zajechany
Jak Osio Bury, ale nazywalimy go w skrcie ZJOB-em. Nie by napdzany benzyn, lecz
niewyczerpywalnymi pokadami ludzkiej nadziei. Siadao si w piekielnie nagrzanym
winylowym fotelu i miao si nadziej, e silnik zapali, a potem Ben przekrca kluczyk w
stacyjce i silnik robi kilka obrotw, jak wyrzucona na ld ryba miotajca si w ostatnich
niemrawych, miertelnych podrygach. Wtedy naleao pokada jeszcze wiksz nadziej,
dziki czemu silnik obraca si jeszcze kilkakrotnie. I jeli dodao si jeszcze troch nadziei,
silnik w kocu zaskakiwa.

Ben uruchomi ZJOB-a i wczy klimatyzacj na wysokie obroty. Trzy z czterech
okien w ogle si nie otwieray, ale klima dziaaa znakomicie, cho przez pierwszych kilka
minut z otworw wentylacyjnych buchao tylko gorce powietrze, mieszajce si z gorcym
stchym powietrzem w samochodzie. Odchyliem fotel pasaera cakiem do tyu, tak e teraz
niemal leaem, i opowiedziaem mu wszystko: Margo przy moim oknie, Wal-Mart, zemsta,
budynek SunTrust, wejcie do niewaciwego domu, SeaWorld, Bdzie mi ciebie
brakowao.

Ben nie przerwa mi ani razu - Ben to dobry przyjaciel w kwestii nieprzerywania -
jednak kiedy skoczyem, natychmiast zada mi najbardziej nurtujce go pytanie:

- Czekaj no, wracajc do Jasea Worthingtona, o jak maym rozmiarze rozmawiamy?

- Zjawisko kurczenia mogo odegra tu pewn rol, jako e Jase znajdowa si w
stanie silnego lku, ale wiesz, jak wyglda owek? - zapytaem, a Ben pokiwa gow. - No, a
wiesz, jak wyglda gumka na kocu owka? - Znw pokiwa gow. - No, a wiesz, jak
wygldaj te mae gumowe wirki, jakie zostaj na papierze po wymazaniu czego? - Kolejne
skinicie gow. - Wedug mnie jakie trzy wirki na dugo i jeden na szeroko -
skonstatowaem.

Ben cierpia wiele wistw ze strony typkw takich jak Jason Worthington i Chuck
Parson, wic uznaem, e naley mu si odrobina uciechy. Tymczasem nawet si nie zamia.
Krci tylko powoli gow, oniemiay z wraenia.

- Boe, ale z niej szelma.

- Wiem.

- Osoby jej pokroju albo tragicznie umieraj w wieku dwudziestu siedmiu lat, jak Jimi
Hendrix i Janis Joplin, albo wyrastaj na laureatw pierwszej w historii Nagrody Nobla za
Zachwycajco.

- No - zgodziem si. Rzadko mczyo mnie mwienie o Margo Roth Spiegelman, ale
te rzadko bywaem tak zmczony. Oparem gow na popkanym winylowym zagwku i
natychmiast zapadem w sen. Kiedy si obudziem, na moich kolanach lea hamburger z
restauracji Wendys z doczon kartk: Musiaem i na lekcj, stary. Do zobaczenia po
prbie orkiestry.

Pniej, po mojej ostatniej lekcji, pracowaem nad swoim tumaczeniem Owidiusza,
siedzc oparty o cian z pustakw na zewntrz sali muzycznej i usiujc ignorowa
zawodzc kakofoni wydobywajc si z wntrza. Zawsze krciem si koo szkoy przez
dodatkow godzin, w czasie gdy Ben i Radar mieli prb orkiestry, poniewa udanie si do
domu bez nich oznaczao konieczno znoszenia niemoliwego upokorzenia, bybym bowiem
jedynym uczniem najstarszej klasy w autobusie.

Kiedy w kocu si pojawili i ruszylimy, Ben podrzuci Radara pod jego dom tu przy
centrum wioski Jefferson Park, niedaleko domu Lacey. Potem odwiz do domu mnie.
Zauwayem, e samochodu Margo nie ma take na podjedzie jej domu. A zatem nie urwaa
si ze szkoy, eby odespa. Urwaa si ze szkoy dla kolejnej przygody - przygody beze
mnie. Zapewne spdzia swj dzie na rozsmarowywaniu kremu do depilacji na poduszkach
innych wrogw albo na czym rwnie awanturniczym. Poczuem si troch wykluczony,
kiedy wchodziem do domu, lecz ona oczywicie wiedziaa, e i tak nigdy bym si do niej nie
przyczy - za bardzo zaleao mi na byciu tego dnia w szkole. No i kt mg przewidzie,
czy jeden dzie zadowoliby Margo. Moe wybraa si na kolejn trzydniow wypraw do
Missisipi albo na jaki czas przyczya do cyrku? Jednak oczywicie nie byo to nic z tych
rzeczy. To byo co, czego nie potrafiem sobie wyobrazi, czego nigdy nie bybym w stanie
sobie wyobrazi, poniewa nie mogem by Margo.

Zastanawiaem si, z jakimi opowieciami wrci do domu tym razem. I zastanawiaem
si, czy mi je opowie podczas lunchu, siedzc po drugiej stronie stolika. Moe, pomylaem,
to wanie to miaa na myli, mwic, e bdzie jej brakowao mnie. Ju wtedy wiedziaa, e
wybiera si na kolejny ze swoich krtkich wypoczynkw od papierowoci Orlando. Ale gdy
wrci, kto wie? Nie moga spdzi ostatnich tygodni szkoy z przyjacimi, z ktrymi zawsze
trzymaa, moe wic jednak spdzi je ze mn.

Jej nieobecno nie musiaa trwa dugo, by zaczy kry plotki. Ben zadzwoni do
mnie tego samego wieczoru po kolacji.

- Syszaem, e nie odbiera telefonu. Kto na fejsie powiedzia, e pono mu
powiedziaa, e by moe wprowadzi si do tajnego skadziku w parku rozrywki
Tomorrowland Disneya.

- To idiotyczne - skomentowaem.

- Wiem. Przecie Tomorrowland to zdecydowanie najbardziej gwniany ze
wszystkich disnejowskich landw. Kto inny powiedzia, e poznaa jakiego chopaka przez
internet.

- Absurdalne.

- Okej, dobra, ale co?

- Jest gdzie sama i wanie urzdza sobie zabaw, o jakiej moemy sobie tylko
pomarzy.

Ben zachichota.

- Sugerujesz, e zabawia si sama ze sob?

Jknem.

- Daj spokj, Ben. Mam na myli, e Margo robi to, co zwykle robi Margo. Tworzy
opowieci. Wstrzsa wiatami.

Tej nocy leaem na boku, wpatrujc si przez okno w niewidzialny wiat na
zewntrz. Wielokrotnie prbowaem zasn, ale za kadym razem moje oczy gwatownie si
otwieray, tak na wszelki wypadek. Nie mogem nic poradzi na to koaczce si we mnie
uczucie nadziei, e Margo Roth Spiegelman wrci pod moje okno i gdzie powlecze mj
zmczony tyek przez jeszcze jedn noc, ktrej nigdy nie zapomn.



2

Margo znikaa na tyle czsto, e w szkole nie organizowano adnych akcji pod hasem
Odnajdmy Margo ani nic w tym gucie, ale wszyscy odczuwalimy jej nieobecno.
Szkoa rednia to ani demokracja, ani dyktatura - ani te, wbrew popularnemu przekonaniu,
stan anarchii. Szkoa rednia to monarchia z prawa boskiego. A kiedy krlowa jest na urlopie,
rzeczy si zmieniaj. cilej mwic, zmieniaj si na gorsze. Na ten przykad, to wanie
podczas wycieczki Margo do Missisipi w drugim roku szkoy redniej Becca roztrbia wiatu
histori o Krwawym Benie. I tym razem nie mogo by inaczej. Dziewczynka zatykajca
palcem tam ucieka. Powd bya nieunikniona.

Tego ranka dla odmiany byem gotowy na czas i zabraem si do szkoy z Benem.
Zastalimy wszystkich przed sal orkiestry w niecodziennej ciszy.

- Chopaki - przemwi nasz kolega Frank z wielk powag.

- Co?

- Chuck Parson, Taddy Mac i Clint Bauer wzili tahoe Clinta i rozjechali nim
dwanacie rowerw nalecych do pierwszo - i drugoklasistw.

- Jasna cholera - powiedziaem, potrzsajc gow.

Nasza koleanka Ashley dodaa:

- Poza tym kto wczoraj powypisywa w azience chopcw nasze numery telefonw,
no wiecie, z nieprzyzwoitymi komentarzami.

Potrzsnwszy ponownie gow, przyczyem si do oglnego milczenia. Nie
moglimy na nich donie; prbowalimy tego sposobu wielokrotnie w gimnazjum i
nieuchronnie koczyo si to jeszcze wiksz kar. Zwykle musielimy czeka, a kto taki
jak Margo przypomni im wszystkim, jakimi s niedojrzaymi pajacami.

Jednak tym razem Margo podsuna mi sposb na rozpoczcie kontrofensywy. Ju
zamierzaem co powiedzie, gdy ktem oka dostrzegem jakie wielkie indywiduum
nacierajce na nas galopem. Biegncy chopak mia na gowie czarn kominiark, a w rku
ogromn zielon armatk wodn o skomplikowanej konstrukcji. Mijajc mnie, pchn mnie w
rami, a ja, utraciwszy rwnowag, upadem lewym bokiem na popkany beton. Kiedy
dobieg do drzwi, obrci si i krzykn do mnie:

- Jak bdziesz zadziera z nami w kulki, zrobimy ci z dupy jesie redniowiecza! -
Gos nie brzmia znajomo.

Ben i jeszcze kto z naszego grona pomogli mi wsta. Rami mnie bolao, ale nie
chciaem go rozciera.

- W porzdku? - zapyta Radar.

- Taa, nic mi nie jest. - Teraz rozmasowaem rami.

Radar pokrci gow.

- Kto powinien mu wyjani, e o ile mona z kim zadziera, jak rwnie mona
lecie sobie z kim w kulki, o tyle nie da si zadziera z kim w kulki. - Rozemiaem si.
Kto wskaza gow na parking, a kiedy spojrzaem w tamtym kierunku, zobaczyem dwch
idcych w nasz stron mizernych chopakw z pierwszej klasy, ktrych mokre T-shirty
bezksztatnie zwisay na wskich sylwetkach.

- To byy siki! - krzykn do nas jeden z nich. Drugi nic nie mwi, tylko trzyma rce
z dala od swojego T-shirta, co przynosio niewielki efekt. Widziaem, jak z rkawa w d
ramienia scz si strumyczki cieczy.

- To byy siki zwierzcia czy siki czowieka? - zapyta kto.

- Skd mam wiedzie?! A co ja jestem, ekspert w badaniach nad sikami?

Podszedem do chopaka. Pooyem rk na czubku jego gowy, jedynym miejscu,
ktre wygldao na cakiem suche.

- Zajmiemy si tym - obiecaem.

Zadzwoni drugi dzwonek, wic Radar i ja popdzilimy na analiz matematyczn.
Kiedy wlizgiwaem si do mojej awki, uderzyem si w rami i bl promienicie rozszed
si po moim barku. Radar postuka w swj notatnik, w ktrym zakreli pytanie: Rami w
porzo?

Odpisaem w rogu mojego notatnika: W porwnaniu z tamtymi pierwszakami
spdziem poranek na tczowej ce, figlujc z kocitami.

Radar rozemia si na tyle gono, e pan Jiminez posa mu spojrzenie. Napisaem:
Mam plan, ale musimy dowiedzie si, kto to zrobi.

Radar odpisa: Jasper Hanson i zakreli te sowa kilkakrotnie. Tego si nie
spodziewaem.

Ja: Skd wiesz?

Radar: Nie zauwaye? Kretyn mia na sobie swoj koszulk pikarsk z nazwiskiem.

Jasper Hanson by w klasie niej. Zawsze mylaem, e jest nieszkodliwy i z tym
swoim bekotliwym Jak leci, ziomu nawet do sympatyczny. Nie by typem chopaka, po
ktrym mona si spodziewa, e bdzie strzela w pierwszakw gejzerami sikw. Bez jaj, w
hierarchii rzdowej biurokracji Winter Park High School Jasper Hanson by w Ministerstwie
Sportu i Chamskich Zagra Wicezastpc Asystenta Podsekretarza. Gdy taki kole awansuje
na stanowisko Wiceministra w Ministerstwie Strzelania Uryn, naley podj
natychmiastowe kroki.

Kiedy wic wrciem po poudniu do domu, zaoyem sobie nowe konto mailowe i
napisaem do mojego starego przyjaciela, Jasona Worthingtona.

Od: mmsciciel@gmail.com

Do: jworthington90@yahoo.com

Temat: Ty, Ja, dom Bekki Arrington, Twj Penis itd.

Szanowny Panie Worthington!

1. Dostarczy Pan 200 $ w gotwce kadej z 12 osb, ktrych rowery

zniszczyli Pascy koledzy za pomoc chevroleta tahoe. Nie powinno stanowi

to problemu, biorc pod uwag Paskie olniewajce bogactwo.

2. To graffiti w azience chopcw ma znikn.

3. Pistolety na wod? Wypenione moczem? Serio? Doronij Pan.

4. Wszystkich uczniw bdzie Pan traktowa z szacunkiem, zwaszcza tych, ktrzy
zajmuj mniej uprzywilejowane pozycje ni Pan.

5. Lepiej bdzie, jeli pouczy Pan czonkw Paskiego klanu, by zachowywali si w
rwnie taktowny sposb.

Zdaj sobie spraw, e wykonanie niektrych z powyszych zada moe nastrczy
pewnych trudnoci. Z drugiej jednak strony podobnych trudnoci moe nastrczy
niepodzielenie si ze wiatem zaczon fotografi.

Z powaaniem, yczliwa Nemezis z Ssiedztwa

Odpowied nadesza dwanacie minut pniej:

Suchaj, Quentin, i tak wiem, e to ty. Wiesz, e to nie ja opryskaem sikami tych
pierwszakw. Przykro mi, ale nie mam kontroli nad poczynaniami innych ludzi.

Moja odpowied:

Panie Worthington!

Rozumiem, e nie ma Pan kontroli nad Chuckiem i Jasperem. Ale widzi Pan, ja jestem
w podobnej sytuacji. Nie mam kontroli nad siedzcym mi na lewym ramieniu diabekiem.
Diabe mwi: WYDRUKUJ ZDJCIE WYDRUKUJ ZDJCIE ROZKLEJ JE PO CAEJ
SZKOLE ZRB TO ZRB TO. Z kolei na moim prawym ramieniu siedzi tyci tyciusieki
biay anioek. I anioek mwi: Rany Bonia, mam cholern nadziej, e wszystkie te
pierwszaki dostan swoje pienidze bladym witem w poniedziaek rano.

I ja te, anioku, ja te.

Z pozdrowieniami, yczliwa Nemezis z Ssiedztwa

Nie odpowiedzia. I nie musia. Wszystko zostao powiedziane.

Ben przyszed do mnie po kolacji i gralimy w Odrodzenie, wczajc pauz co
jakie p godziny, eby zadzwoni do Radara, bdcego na randce z Angel. Zostawilimy
mu jedenacie wiadomoci, kad bardziej irytujc i bardziej spron od poprzedniej. Byo
po dziewitej, kiedy zadzwoni dzwonek do drzwi.

- Quentin! - zawoaa moja mama.

Ben i ja uznalimy, e to Radar, wic zatrzymalimy gr i przeszlimy do salonu. Na
progu mojego domu stali Chuck Parson i Jason Worthington. Kiedy do nich podszedem,
Jason odezwa si:

- Hej, Quentin.

Skinem mu gow. Jason spojrza na Chucka, ktry ypn na mnie, i wymamrota:

- Sorry, Quentin.

- Za co? - zapytaem.

- Za to, e kazaem Jasperowi obla sikami z pistoletu tamtych pierwszakw - burkn.
Po chwili milczenia doda: - I za rowery.

Ben rozpostar ramiona jak do ucisku.

- Cho no tu, stary - zaprosi.

- Co?

- Cho no tu - powtrzy Ben. Chuck zrobi krok do przodu. - Bliej - zachci Ben.
Chuck sta teraz ju w holu, jakie p metra od Bena. Nagle, bez ostrzeenia Ben rbn
Chucka pici w brzuch. Chuck ledwie drgn, ale natychmiast zamachn si, eby
przyoy Benowi. Jase zapa go jednak za rami.

- Wyluzuj, stary - powiedzia Jase. - Przecie ci nie zabolao. - Wycign do mnie
rk. - Podoba mi si twj tupet, stary - owiadczy. - Jeste wprawdzie dupkiem, ale masz
nerw. - Ucisnem mu rk.

Potem wsiedli do lexusa Jasea i tyem zjechali z podjazdu. Gdy tylko zamknem
frontowe drzwi, Ben wyda z siebie potny jk.

- Aaaaaaaauuu. Och, sodki Jezu, moja rka. - Sprbowa zacisn do w pi i
skrzywi si. - Chuck Parson chyba przywiza sobie do brzucha jaki podrcznik.

- Niektrzy mwi na to minie brzucha - skwitowaem.

- A tak, co o nich syszaem. - Poklepaem go po plecach i wrcilimy do mojego
pokoju gra w Odrodzenie.

Ledwo wznowilimy gr, kiedy Ben powiedzia:

- A propos, zauwaye, e Jase mwi stary? Kurdebalans, wskrzesiem starego.
Sam tylko si mojej wspaniaoci.

- Pewnie, spdzasz pitkowy wieczr na graniu i pielgnowaniu rki, ktr zamae,
usiujc komu znienacka przywali. Nic dziwnego, e Jase Worthington postanowi podpi
swoj Gwiazdorsk Mo pod twj wagonik.

- Ja przynajmniej jestem dobry w Odrodzenie - powiedzia, strzelajc mi w plecy,
chocia gralimy w trybie druynowym.

Gralimy jeszcze przez jaki czas, dopki Ben nie zwin si w kbek na pododze,
przyciskajc kontroler do piersi, i zapad w sen. Ja take byem zmczony - to by dugi dzie.
Sdziem, e do poniedziaku Margo i tak bdzie ju z powrotem, ale mimo to czuem pewn
dum, e ja wanie byem osob, ktra powstrzymaa fal niegodziwoci.



3

Teraz kadego ranka wygldaem przez okno sypialni, wypatrujc oznak ycia w
pokoju Margo. Ratanowe rolety zawsze miaa opuszczone, ale w dniu, gdy znikna, jej mama
albo kto inny podcign je do gry, tak e widziaem may skrawek niebieskiej ciany i
biaego sufitu. Nie oczekiwaem, e tamtego sobotniego poranka, zaledwie czterdzieci osiem
godzin od swojego zniknicia, Margo bdzie ju w domu, a jednak poczuem ukucie
rozczarowania, gdy zobaczyem, e rolety wci s podcignite.

Umyem zby, kopnem Bena, prbujc go obudzi, po czym wyszedem z pokoju w
bokserkach i T-shircie. Przy stole w pokoju jadalnym siedziao picioro ludzi. Moja mama i
mj tata. Mama Margo i tata Margo. Oraz wysoki, tgi Afroamerykanin w ogromnych
okularach i szarym garniturze, trzymajcy tekturow teczk.

- Ehm, cze - powiedziaem.

- Quentin - zwrcia si do mnie mama - widziae Margo w rod wieczorem?

Wszedem do pokoju i oparem si o cian na wprost nieznajomego. W gowie
miaem ju przygotowan odpowied na to pytanie.

- Tak - przyznaem. - Zjawia si przy moim oknie gdzie koo pnocy i
rozmawialimy przez minut, a potem pan Spiegelman j przyapa, wic wrcia do domu.

- I to by... Widziae j jeszcze pniej? - zapyta pan Spiegelman. Wydawa si
cakiem spokojny.

- Nie, dlaczego?

Odpowiedziaa mi mama Margo, jej gos brzmia ostro i nieprzyjemnie.

- No c, wyglda na to, e Margo ucieka z domu. Znowu. - Westchna. - To bdzie
ju... Ktry to ju raz, Josh, czwarty?

- Och, straciem rachub - wycedzi ojciec Margo z irytacj.

Wtedy do rozmowy wczy si Afroamerykanin.

- Pity raz wypenilicie pastwo raport. - Mczyzna skin mi gow i przedstawi
si: - Detektyw Otis Warren.

- Quentin Jacobsen.

Mama wstaa i pooya rce na ramionach pani Spiegelman.

- Debbie - przemwia. - Tak mi przykro. To bardzo frustrujca sytuacja.

Znaem ten trik. To by trik psychologiczny zwany empatycznym suchaniem. Trzeba
mwi to, co czuje w danej chwili druga osoba, tak eby czua si rozumiana. Mama
nagminnie stosuje t metod wobec mnie.

- Nie jestem sfrustrowana - odpara pani Spiegelman. - Ja po prostu mam tego do.

- Tak jest - doda pan Spiegelman. - Dzi po poudniu przychodzi lusarz. Zmieniamy
zamki. Ona ma osiemnacie lat. No, a detektyw wanie powiedzia, e nic nie mona zrobi...

- Waciwie - przerwa mu detektyw Warren - nie to powiedziaem. Powiedziaem, e
Margo nie jest zaginion nieletni i e w zwizku z tym ma prawo opuci dom.

Pan Spiegelman kontynuowa, zwracajc si do mojej mamy:

- Z chci opacimy jej college, ale nie moemy popiera tych... tych jej gupstw.
Connie, ona ma osiemnacie lat! A wci jest tak skoncentrowana na sobie! Musi ponie
jakie konsekwencje.

Mama zabraa rce z ramion pani Spiegelman i powiedziaa:

- Ja bym si upieraa, e trzeba jej pokaza konsekwencje mioci.

- C, ona nie jest twoj crk, Connie. To nie po tobie chodzia jak po wycieraczce
przez ca dekad. Mamy jeszcze jedno dziecko i o nim te musimy pomyle.

- I o nas samych - doda pan Spiegelman i spojrza na mnie. - Quentin, bardzo ci
przepraszam, jeli prbowaa wcign ci w t swoj ma gr. Moesz sobie wyobrazi, jak
bardzo... jak bardzo to dla nas upokarzajce. Z ciebie jest taki dobry chopiec, a z niej... no
c.

Odepchnem si od ciany i wyprostowaem. Znaem troch rodzicw Margo, ale
nigdy nie widziaem, eby zachowywali si tak podle. Nic dziwnego, e w rod w nocy bya
na nich wkurzona. Zerknem na detektywa, ktry przerzuca papiery w teczce.

- Margo ma zwyczaj zostawiania za sob ladw, no, znaczenia cieki okruszkami
chleba, prawda?

- Zostawia wskazwki - potwierdzi pan Spiegelman, wstajc. Detektyw pooy
teczk na stole, a tata Margo pochyli si do przodu, by do niej zajrze. - Wszdzie
wskazwki. W dniu, w ktrym ucieka do Missisipi, jada zup z literkowym makaronem i
zostawia w swojej misce dokadnie cztery litery: M, I, S i P. Bya rozczarowana, e nie
poskadalimy sobie tego, cho jej powiedziaam, kiedy w kocu wrcia: Niby jak
mielibymy ci znale, skoro jedyne, co nam zostawia, to Missisipi? To wielki stan,
Margo!.

Detektyw odchrzkn.

- Innym razem zostawia na ku Myszk Minnie, bo postanowia spdzi noc w
Disney World.

- Tak - przyznaa mama Margo. - Wskazwki. Te gupie wskazwki. Tylko e one
nigdy donikd nie prowadz, prosz mi wierzy.

Detektyw podnis wzrok znad notesu.

- Rozelemy oczywicie wiadomo, ale Margo nie mona zmusi do powrotu do
domu; raczej nie powinni si jej pastwo spodziewa pod swoim dachem w najbliszej
przyszoci.

- Ja jej nie chc pod naszym dachem. - Pani Spiegelman podniosa chusteczk do
oczu, cho w jej gosie nie usyszaem oznak paczu. - Wiem, e to okropne, ale to prawda.

- Deb - odezwaa si terapeutycznym gosem mama.

Pani Spiegelman tylko nieznacznie potrzsna gow.

- C nam pozostaje? Zawiadomilimy detektywa. Wypenilimy raport. Ona jest
dorosym czowiekiem, Connie.

- Ona jest waszym dorosym czowiekiem - poprawia j mama, nadal spokojnym
tonem.

- Och, daj spokj, Connie. Posuchaj, czy to chore, e jej wyniesienie si z domu
uwaamy za bogosawiestwo? Oczywicie, e to chore. Ale to ona bya chorob w tej
rodzinie! Niby jak mamy szuka kogo, kto oznajmia, e nie pozwoli si znale i kto zawsze
zostawia za sob prowadzce donikd wskazwki? To niemoliwe!

Moi rodzice spojrzeli po sobie, a do mnie w tym momencie zwrci si detektyw:

- Synu, czy moglibymy pogawdzi na osobnoci? - Przytaknem. Przeszlimy do
sypialni rodzicw, on usiad w gbokim fotelu, a ja przycupnem w rogu ich ka. -
Pozwl, e dam ci dobr rad, chopcze: nigdy nie pracuj dla rzdu. Bo kiedy pracujesz dla
rzdu, pracujesz dla ludzi. A kiedy pracujesz dla ludzi, musisz mie do czynienia z ludmi,
nawet Spiegelmanami. - Zamiaem si krtko. - Bd z tob szczery, chopcze. Ci ludzie
potrafi by rodzicami, tak jak ja potrafi utrzyma diet. Pracowaem z nimi ju wczeniej i
nie lubi ich. Nie obchodzi mnie, czy powiesz jej rodzicom, gdzie ona jest, ale docenibym,
gdyby powiedzia to mnie.

- Nie wiem - powiedziaem. - Naprawd nie wiem.

- Chopcze, mylaem o tej dziewczynie. O tym, co robi - na przykad wamuje si do
Disney World, tak? Wyjeda do Missisipi i zostawia wskazwki w literkowej zupie.
Organizuje ogromne kampanie obrzucania domw papierem toaletowym.

- A o tym skd pan wie? - Dwa lata temu Margo istotnie poprowadzia akcj
obrzucania papierem toaletowym dwustu domw w cigu jednej nocy. Nie trzeba dodawa,
e nie zostaem zaproszony na t akcj.

- Pracowaem kiedy nad t spraw. No wic, chopcze, oto w czym mi potrzebna
twoja pomoc: kto planuje to wszystko? Te szalone intrygi? Ona jest t gotow na wszystko
dziewczyn z megafonem. Ale kto to planuje? Kto lczy nad notesami penymi diagramw,
obliczajc, ile papieru toaletowego potrzeba na owinicie papierem toaletowym caego
osiedla?

- Ona sama, jak sdz.

- Ale moe ma jakiego wsplnika, kogo, kto pomaga jej osiga te wszystkie wielkie
i wspaniae rzeczy, i moe ta wtajemniczona w jej sekret osoba nie jest oczywist osob, nie
jest jej najlepsz przyjacik ani jej chopakiem. Moe to kto, kogo nie podejrzewaoby si
w pierwszej kolejnoci? - Wzi wdech i ju mia powiedzie co jeszcze, kiedy mu
przerwaem.

- Nie mam pojcia, gdzie ona jest - zapewniem go. - Przysigam na Boga.

- Tylko si upewniam, chopcze. No dobra, ale co jednak wiesz, prawda? Zacznijmy
wic od tego.

Opowiedziaem mu wszystko. Ufaem facetowi. Zrobi kilka notatek, kiedy mwiem,
jednak niezbyt szczegowych. Przez to, e opowiedziaem mu o Margo, przez jego skrobanie
w notesie i przez aosn postaw Spiegelmanw - przez to wszystko po raz pierwszy
wezbraa we mnie myl, i Margo by moe znikna na stae. Kiedy koczyem mwi,
poczuem, jak niepokj zaczyna odbiera mi dech. Detektyw nie odzywa si przez chwil,
tylko pochyli do przodu w fotelu i wpatrywa gdzie w przestrze poza mn, a wypatrzy, co
chcia zobaczy, i dopiero wtedy przemwi:

- Posuchaj, chopcze. To si zdarza: kto - zwykle dziewczyna - jest wolnym duchem,
nie dogaduje si zbyt dobrze z rodzicami. Takie dzieciaki s jak wypenione helem balony na
uwizi. Napraj sznurek i napraj, a w kocu co si wydarza i sznurek zostaje
przecity, a one po prostu ulatuj w powietrze. I by moe takiego balonu ju nigdy si nie
zobaczy. Lduje potem w Kanadzie albo w podobnym miejscu, dostaje prac w restauracji, i
zanim si taki balon obejrzy, nalewa kaw w tej samej knajpie tym samym smutnym
ajdakom ju przez trzydzieci lat. A by moe za trzy, cztery lata albo za trzy, cztery dni
jaki silniejszy podmuch przywieje taki balon z powrotem do domu, bo potrzebne mu bd
pienidze, albo dlatego, e otrzewia, albo dlatego, e zatskni za maym braciszkiem. Ale
posuchaj, chopcze, takie sznurki s przecinane cay czas.

- Tak, ale...

- Jeszcze nie skoczyem, chopcze. Problem z tymi balonami polega na tym, e jest
ich tak cholernie duo. Niebo jest zapchane balonami ocierajcymi si jeden o drugi, kiedy
tak dryfuj to tu, to tam, a kady z tych przekltych balonw w taki czy inny sposb lduje na
moim biurku, wic po pewnym czasie czowiek moe si zniechci. Wszdzie te balony, a
kady z nich z matk albo z ojcem, albo, nie daj Boe, z obojgiem, i po pewnym czasie
przestaje si na nie patrze jak na indywidualne przypadki. Czowiek spoglda wtedy na te
wszystkie balony na niebie i widzi je wszystkie, ale pojedynczego balonu nie potrafi ju
dostrzec. - Po tych sowach umilk na chwil i wzi gwatowny wdech, jakby wanie zda
sobie z czego spraw. - Ktrego razu jednak czowiek rozmawia z jakim dzieciakiem o
wielkich oczach i ze zbyt du iloci wosw jak na jego gow, i przychodzi mu nagle
ochota, by go okama, bo wydaje mu si, e dobry z niego dzieciak. I wtedy czowiek
zaczyna wspczu temu dzieciakowi, poniewa jedyn rzecz gorsz od nieba penego
balonw, ktre si widzi, jest to, co widzi w dzieciak: bezchmurny, pogodny dzie, zmcony
tylko tym jednym balonem. Lecz kiedy sznurek zostanie przecity, nie mona tego ju cofn.
Rozumiesz, co mam na myli, chopcze? - Pokiwaem gow, cho nie byem pewien, czy
rzeczywicie rozumiem. Wsta. - Myl, e ona wkrtce wrci, chopcze. Jeli to jakie
pocieszenie.

Podobaa mi si wizja Margo jako balonu, ale domylaem si, e detektyw, w swej
nagej potrzebie signicia do poetyckiej obrazowoci, dostrzeg we mnie wikszy niepokj
ni owo cinicie serca, ktre w rzeczywistoci odczuwaem. Wiedziaem, e ona wrci.
Spuci troch powietrza i przyleci z powrotem do Jefferson Park. Zawsze tak byo.

Poszedem do pokoju jadalnego w lad za detektywem, ktry oznajmi, e chciaby
wrci do domu Spiegelmanw i rozejrze si troch po pokoju Margo. Pani Spiegelman
ucisna mnie i powiedziaa:

- Zawsze bye takim dobrym chopcem... Przykro mi, e w ogle wpltaa ci w ca
t niedorzeczno.

Pan Spiegelman ucisn mi do i wyszli. Kiedy tylko zamkny si za nimi drzwi,
tata westchn:

- O rety.

- O rety - zgodzia si mama.

Tata otoczy mnie ramieniem.

- Do niepokojca dynamika rodzinna, no nie, kolego?

- Troch z nich dupki - zawyrokowaem. Moi rodzice zawsze lubili, kiedy
przeklinaem w ich obecnoci. Widziaem t przyjemno wypisan na ich twarzach. Miao to
oznacza, e im ufam, e jestem sob w ich obecnoci. Lecz mimo to zdawali si smutni.

- Rodzice Margo przechodz ostre narcystyczne zranienie, za kadym razem, gdy ona
uzewntrznia swoje emocje - zwrci si do mnie tata.

- To staje im na drodze efektywnego rodzicielstwa - uzupenia mama.

- To dupki - powtrzyem.

- Szczerze mwic - przyzna tata - oni mog mie racj. Margo zapewne potrzebuje
uwagi. Bg mi wiadkiem, ja take potrzebowabym uwagi, gdybym za rodzicw mia tych
dwoje.

- Kiedy Margo wrci - cigna mama - bdzie zdruzgotana. Porzucona w taki sposb!
Odepchnita, kiedy najbardziej potrzebuje mioci.

- Moe bdzie moga zamieszka tutaj, kiedy wrci - podsunem, a wypowiadajc te
sowa, zdaem sobie spraw, jak fantastycznie wspaniay by to pomys. Oczy mamy take si
zawieciy, ale potem dostrzega co w wyrazie twarzy taty i odpowiedziaa mi swym
zwykym wywaonym tonem.

- No c, oczywicie bdzie mile widziana, cho wizaoby si to z pewnymi
komplikacjami - bd co bd jestemy ssiadami Spiegelmanw. Ale kiedy wrci do szkoy,
powiedz jej, e jest tu mile widziana i e jeli nie zechce zosta u nas, istnieje wiele innych
moliwoci, ktre z przyjemnoci z ni przedyskutujemy.

Z mojego pokoju wyszed Ben z wosami tak zmierzwionymi, e zdaway si przeczy
oglnie przyjtym wyobraeniom o tym, jak grawitacja oddziauje na materi.

- Dzie dobry, pani i panie Jacobsen - jak zawsze mio pastwa widzie.

- Dzie dobry, Ben. Nie wiedziaam, e zostae u nas na noc.

- Ja te nie wiedziaem, szczerze mwic - odpar. - Co si stao?

Opowiedziaem Benowi o detektywie i Spiegelmanach, i o tym, e prawnie rzecz
biorc, Margo jest zaginion doros. A kiedy skoczyem, pokiwa gow i powiedzia:

- Myl, e powinnimy to przedyskutowa nad parujcym talerzem Odrodzenia.

Umiechnem si i poszedem za nim z powrotem do pokoju. Jaki czas pniej
doczy do nas Radar, a skoro tylko si zjawi, zostaem wykopany z druyny, poniewa
znalelimy si w obliczu trudnej misji, a ja, mimo i jako jedyny z nas posiadaem t gr, nie
byem zbyt dobrym graczem. Kiedy obserwowaem, jak przemierzaj rojc si od ghuli
stacj kosmiczna, Ben wrzasn:

- Goblin, Radar, goblin!

- Widz.

- Chod tu, ty maa kanalio - wycedzi Ben, przekrzywiajc kontroler w rce. - Tatu
wsadzi ci na dk i pole na drugi brzeg Styksu.

- Czy ty wanie wykorzystae greck mitologi, eby rozkojarzy goblina? -
zapytaem.

Radar si rozemia. Ben zacz wali w przyciski, krzyczc:

- ryj to, goblinie! Poknij to, jak Zeus pokn Metyd!

- Wydaje mi si, e Margo wrci do poniedziaku - powiedziaem. - Nikt nie chce
opuszcza zbyt wielu lekcji, nawet Margo Roth Spiegelman. Moe zamieszka tutaj do
wrczenia dyplomw.

Radar odpowiedzia mi w w chaotyczny sposb, w jaki odpowiada kto grajcy
wanie w Odrodzenie:

- Ja w ogle nie rozumiem, dlaczego ona ucieka, czy to po prostu chochlik na
godzinie szstej nie stary uyj miotacza promieni, no tego, z powodu utraconej mioci?
Wydawaoby si, e ona jest gdzie ta krypta czy to to po lewej odporna na tego rodzaju
sprawy.

- Nie - odparem - to nie to, nie sdz. W kadym razie nie tylko to. Ona chyba
nienawidzi Orlando; nazwaa je papierowym miastem. W sensie, no wiesz, e wszystko jest
takie sztuczne i nietrwae. Myl, e po prostu potrzebowaa od tego odpocz.

Mimochodem zerknem przez okno i natychmiast zauwayem, e kto -
prawdopodobnie detektyw - opuci rolet w pokoju Margo. Ale to, co zobaczyem, nie byo
zwyk rolet. Co byo w niej niezwyke - przyklejony do niej od zewntrz czarno-biay
plakat. Zdjcie przedstawiao mczyzn, ktry sta z lekko pochylonymi do przodu
ramionami i patrzy przed siebie. Z ust zwisa mu papieros. Przez rami mia przewieszon
gitar, na ktrej wymalowane byy sowa: TA MASZYNA ZABIJA FASZYSTW.

- Co jest w oknie Margo. - cieka dwikowa gry zamilka, a Radar i Ben przyklkli
po obu moich stronach.

- To co nowego? - zapyta Radar.

- Widziaem ty tej rolety z milion razy - odparem - i nigdy przedtem nie byo na niej
tego plakatu.

- Dziwne - rzuci Ben.

- Rodzice Margo wanie mwili dzi rano, e ona czasem zostawia jakie wskazwki
- wspomniaem. - Ale nigdy nic na tyle konkretnego, eby mona j byo znale, zanim sama
nie wrci do domu.

Radar zdy ju wycign swj tablet i wanie szpera w Omniklopedii w
poszukiwaniu napisu z plakatu.

- To zdjcie Woodyego Guthriego - zakomunikowa. - Piosenkarz folkowy, y od
1912 do 1967. piewa o klasie pracujcej. This Land Is Your Land. Troch komunista. Ehm,
by inspiracj dla Boba Dylana. - Radar puci kawaek jednej z jego piosenek; wysoki
chropowaty gos piewa o zwizkach zawodowych. - Wyl maila do kolesia, ktry napisa
wikszo tekstu do tego artykuu, i sprawdz, czy istniej jakie oczywiste powizania
midzy Woodym Guthriem i Margo - zaoferowa.

- Nie wyobraam sobie, e mogaby lubi jego piosenki - powiedziaem.

- Powaga - zgodzi si ze mn Ben. - Ten kolo brzmi jak przepita aba Kermit z
rakiem krtani.

Radar otworzy okno i wystawi gow na zewntrz, obracajc ni na wszystkie strony.

- Wyglda jednak, e zostawia t wiadomo dla ciebie, Q. No bo, czy jest kto
jeszcze, kto mgby zobaczy to okno? - Pokrciem przeczco gow.

Po chwili Ben doda:

- Zobaczcie, jak on na nas patrzy - jakby mwi: Przyjrzyjcie mi si uwanie. A jego
gowa tak jako, no wiecie... Nie wyglda, jakby sta na scenie; wyglda, jakby sta w jakich
drzwiach.

- Myl, e on chce, ebymy weszli do rodka - powiedziaem.



4

Z mojej sypialni nie moglimy zobaczy drzwi frontowych ani garau domu Margo:
musielibymy siedzie w pokoju dziennym. Podczas gdy Ben kontynuowa gr w
Odrodzenie, Radar i ja przeszlimy wic do pokoju dziennego i udawalimy, e ogldamy
telewizj, w rzeczywistoci obserwujc przez panoramiczne okno drzwi frontowe
Spiegelmanw i czekajc, a rodzice Margo wyjd z domu. Czarna crown victoria detektywa
Warrena nadal staa na podjedzie.

Detektyw wyszed po jakich pitnastu minutach, ale ani drzwi garaowe, ani drzwi
frontowe nie otworzyy si ponownie przez nastpn godzin. Ogldalimy z Radarem jak
rednio zabawn komedi konopn na HBO, i ju zaczem wciga si w histori, gdy Radar
powiedzia:

- Drzwi do garau.

Zeskoczyem z kanapy i zbliyem si do okna, eby zobaczy, kto dokadnie jest w
samochodzie. Siedzieli w nim oboje, pan i pani Spiegelman. W domu zostaa Ruthie.

- Ben! - krzyknem. Przybieg z prdkoci byskawicy, i kiedy Spiegelmanowie
skrcali z Jefferson Way w Jefferson Road, wypadlimy na zewntrz prosto w parny poranek.

Przeszlimy przez trawnik Spiegelmanw do drzwi frontowych. Zadzwoniem i
usyszaem tupot ap Myrny Mountweazel na drewnianym parkiecie. Dopadszy drzwi, suka
zacza szczeka jak optana, wpatrujc si w nas przez szklany panel z boku. Ruthie
otworzya drzwi. Bya sodk dziewczynk, moe jedenastoletni.

- Hej, Ruthie.

- Cze, Quentin.

- Suchaj, s twoi rodzice?

- Wanie wyjechali - powiedziaa - na zakupy do Targetu. - Miaa wielkie oczy
Margo, tylko e orzechowe. Skupia na mnie wzrok i z niepokojem cigna usta. - Spotkae
si z policjantem?

- Tak - potwierdziem. - Wydawa si miy.

- Mama mwi, e to tak jakby Margo posza wczeniej do collegeu.

- No - zgodziem si, mylc, e najprostszym sposobem na rozwizanie tajemnicy
jest uznanie, e nie ma adnej tajemnicy do rozwizania. Teraz byo dla mnie jasne, e Margo
jednak zostawia za sob wskazwki do jakiej zagadki.

- Posuchaj, Ruthie, musimy rozejrze si po pokoju Margo - zaczem. - Tylko e...
Pamitasz, jak Margo prosia ci czasem o zrobienie jakich supertajnych rzeczy? No wic,
jestemy teraz w takiej samej sytuacji.

- Margo nie lubi, jak kto wchodzi do jej pokoju - poinformowaa nas Ruthie. - Prcz
mnie. I czasem mamusi.

- Ale my jestemy jej przyjacimi.

- Ona nie lubi, jak przyjaciele wchodz do jej pokoju. - Ruthie nie poddawaa si.

Nachyliem si do niej.

- Ruthie, prosz.

- I nie chcecie, ebym powiedziaa o tym mamie i tacie.

- Zgadza si.

- Pi dolarw - zadaa. Zamierzaem si z ni targowa, kiedy Radar wycign
piciodolarowy banknot i poda jej. - Jak zobacz samochd na podjedzie, dam wam zna -
powiedziaa konspiracyjnym tonem.

Uklknem, eby porzdnie wygaska starzejc si, ale nadal entuzjastyczn Myrn
Mountweazel, a potem pognalimy schodami w gr do pokoju Margo. Kiedy kadem rk
na gace drzwi, zdaem sobie spraw z tego, e nie widziaem caego pokoju Margo, odkd
miaem jakie dziesi lat.

Wszedem do rodka. Panowa tam znacznie wikszy ad, ni mogem si spodziewa
po Margo, ale by moe to jej mama wszystko pozbieraa. Po mojej prawej staa pkajca w
szwach szafa z ubraniami. Na jej drzwiach zawieszony by wieszak na buty z kilkoma
tuzinami par, od paskich czenek z paskiem po wizytowe buty na wysokim obcasie. Nie
wygldao, jakby czego w szafie brakowao.

- Jestem na komputerze - powiedzia Radar. Ben majstrowa przy rolecie.

- Plakat jest przyklejony tam - poinformowa. - Zwyka tama klejca. Nic mocnego.

Najwiksza niespodzianka znajdowaa si na cianie przy biurku z komputerem: pki
na ksiki wysokie jak ja i szerokie na dwa razy tyle, zapenione pytami winylowymi.
Setkami pyt.

- W gramofonie jest A Love Supreme Johna Coltranea - donis Ben.

- Boe, to genialny album - rzuci Radar, nie odrywajc wzroku od komputera. -
Dziewczyna ma gust. - Zerknem na Bena zdezorientowany, a Ben wyjani:

- By saksofonist.

Pokiwaem gow.

Cigle piszc na klawiaturze, Radar skomentowa:

- Nie mog uwierzy, e Q nigdy nie sysza o Coltranie. Gra Tranea to najbardziej
przekonujcy dowd na istnienie Boga, z jakim kiedykolwiek si spotkaem.

Zaczem przeglda pyty. Byy uporzdkowane alfabetycznie, skanowaem wic je
wzrokiem, szukajc litery G. Dizzy Gillespie, Jimmie Dale Gilmore, Green Day, Guided by
Voices, George Harrison.

- Ma tu chyba kadego muzyka wiata oprcz Woodyego Guthriego - stwierdziem,
wrciem na pocztek i zaczem od litery A.

- Jej wszystkie podrczniki szkolne wci tu s - usyszaem gos Bena. - I jeszcze
jakie inne ksiki przy stoliku nocnym. Pamitnika brak.

Ja byem jednak zaabsorbowany kolekcj muzyczn Margo. Lubia wszystko. Nigdy
nie przeszoby mi nawet przez myl, e mogaby sucha tych wszystkich starych nagra.
Widziaem, e sucha muzyki podczas biegania, ale nigdy nie podejrzewaem takiej obsesji. O
wikszoci tych zespow nigdy nie syszaem i byem zaskoczony, e nagrania nowszych w
ogle wydaje si na pytach winylowych.

Kontynuowaem przegldanie pod liter A, a potem B - przedzierajc si przez
Beatlesw, Blind Boys of Alabama i Blondie - w kocu zaczem przerzuca je troch
szybciej, tak szybko, e nawet nie zobaczyem tyu okadki Mermaid Avenue Billyego
Bragga, dopki nie doszedem do Buzzcocks. Zatrzymaem si, cofnem i wysunem z pki
pyt Billyego Bragga. Na przodzie bya fotografia szeregu miejskich domw, za to z tyu
okadki patrzy na mnie Woody Guthrie, z papierosem zwisajcym mu z ust i gitar w rku,
na ktrej widnia napis: TA MASZYNA ZABIJA FASZYSTW.

- Hej - rzuciem. Ben si obejrza.

- Kurna hacjenda - wypali. - Nieze znalezisko.

Radar okrci si na krzele i doda:

- Imponujce. Ciekawe, co jest w rodku.

Niestety w rodku bya tylko pyta. Pyta wygldaa jak zwyczajna pyta. Umieciem
j w gramofonie Margo i kiedy w kocu wykombinowaem, jak go wczy, opuciem ig.
Jaki mczyzna piewa piosenki Woodyego Guthriego. piewa je lepiej od Woodyego
Guthriego.

- Co to ma by, jaki obdny zbieg okolicznoci? - Ben trzyma w rku okadk
albumu. - Popatrz. - Wskazywa na list utworw. Cienkim czarnym dugopisem kto
zakreli tytu Walt Whitmans Niece.

- Interesujce - przyznaem. Mama Margo powiedziaa, e wskazwki Margo nigdy
donikd nie prowadz, ale teraz ju wiedziaem, e Margo stworzya cay acuch wskazwek
- i, jak si zdaje, stworzya go dla mnie. Natychmiast przypomniaem sobie, jak w budynku
SunTrust powiedziaa mi, e jestem lepszy, kiedy okazuj pewno siebie. Obrciem pyt na
drug stron i j puciem. Walt Whitmans Niece bya pierwsz piosenk na stronie drugiej.
Cakiem niez, szczerze mwic.

Wtedy zobaczyem Ruthie stojc w drzwiach. Patrzya na mnie.

- Masz dla nas jakie wskazwki, Ruthie? - Potrzsna przeczco gow.

- Ju szukaam - powiedziaa ponuro.

Radar spojrza na mnie, wskazujc gow Ruthie.

- Mogaby dla nas popilnowa, czy twoja mama nie wraca? - zapytaem. Skina
gow i wysza. Zamknem za ni drzwi. - Co jest? - zapytaem Radara. Przywoa nas
gestem do komputera.

- W cigu tygodnia przed swoim znikniciem Margo spdzia sporo czasu na
Omniklopedii. Mog to stwierdzi na podstawie liczby minut przy jej nazwie uytkownika,
ktr zapamitaa razem z hasami. Niestety, wyczycia histori przegldania, nie wiem wic,
co sprawdzaa.

- Ty, Radar, sprawd, kim by Walt Whitman - rzuci Ben.

- By poet - odpowiedziaem. - Dziewitnasty wiek.

- wietnie - powiedzia Ben, przewracajc oczami. - Poezja.

- W czym problem? - zapytaem.

- Poezja jest taka emo - odpar. - Ach, ta bole. Och, ten bl. Zawsze pada. W duszy
mej.

- Brawo, to zdaje si Szekspir - podsumowaem lekcewaco. - Czy Whitman mia
jakie bratanice? - zwrciem si do Radara, ktry ju by na artykule o Whitmanie w
Omniklopedii. Krpy facet z ogromn brod. Nigdy go nie czytaem, ale wyglda na dobrego
poet.

- adnej, ktra byaby sawna. Pisz tu, e mia kilku braci, ale nie ma wzmianki, czy
mieli jakie dzieci. Prawdopodobnie da si to sprawdzi, jeli chcesz. - Potrzsnem gow.
Raczej nie chodzio o to. Wrciem do rozgldania si po pokoju. Na dolnej pce z kolekcj
pyt stao kilka ksiek - ksigi pamitkowe z gimnazjum, zszargany egzemplarz The
Outsiders4 - i jakie stare numery magazynw dla nastolatkw. Nic, co by si wizao z
bratanic Walta Whitmana, to pewne.

Przejrzaem ksiki przy jej nocnym stoliku. Nic godnego zainteresowania.

- Byoby sensowne, gdyby miaa jak ksik z jego wierszami - powiedziaem. - Ale
nie wyglda na to.

- Ma! - wykrzykn podekscytowany Ben. Podszedem do miejsca, w ktrym klkn
przy pce na ksiki, i teraz to zobaczyem. Wczeniej nie zauwayem cienkiego tomiku na
dolnej pce, wcinitego midzy dwie pamitkowe ksigi szkolne. Walt Whitman. dba
trawy. Wycignem ksik. Na okadce bya fotografia Whitmana, jego jasne oczy
wpatryway si prosto we mnie.

- Niele - pochwaliem Bena.

Skin gow.

- No, czy teraz moemy si ju std wynie? Moe to dziwne, ale wolabym tutaj nie
by, kiedy wrc rodzice Margo.

- Brakuje nam jeszcze czego?

Radar wsta.

- Naprawd wyglda na to, e Margo rysuje do prost lini; co musi by w tej
ksice. To jednak dziwne... No bo, bez obrazy, ale skoro zawsze zostawiaa wskazwki dla
rodzicw, dlaczego tym razem miaaby je zostawi dla ciebie?

Wzruszyem ramionami. Nie znaem odpowiedzi na to pytanie, ale oczywicie miaem
swoje nadzieje: moe Margo chciaa zobaczy moj pewno siebie; moe tym razem chciaa
by znaleziona, i to znaleziona przeze mnie; moe - tak jak wybraa mnie tamtej najduszej
nocy, wybraa mnie take i tym razem. I moe nieopisane bogactwa czekay na tego, kto j
znajdzie.

Ben i Radar poszli do siebie niedugo po tym, jak wrcilimy do mojego domu, i po
tym, jak kady z nich przejrza ksik i nie znalaz adnych oczywistych wskazwek.
Wziem sobie na lunch troch zimnych lasagne z lodwki i poszedem z Waltem do swojego
pokoju. To byo pierwsze wydanie dbe trawy w serii Penguin Classics. Przeczytaem
kawaek wstpu, a potem przekartkowaem ksik. Kilka cytatw byo zakrelonych na
niebiesko, wszystkie pochodziy z dugiego jak epopeja poematu, znanego jako Pie o mnie.
Byy te dwa wersy zakrelone na zielono:

Z drzwi powyrywajcie zamki!

Drzwi same wyrwijcie z futryn!5

Wikszo popoudnia spdziem na prbie zrozumienia tego fragmentu, mylc, e
moe w ten sposb Margo mwi mi, e powinienem sta si wikszym rozrabiak, czy co w
tym gucie. Przeczytaem rwnie, raz i drugi, wszystkie fragmenty zakrelone na niebiesko:

Nie bdziesz wicej bra rzeczy z drugiej i trzeciej rki,

nie bdziesz patrzy oczami zmarych, ani karmi si widmami z ksiek.

Zawsze w drodze, zawsze na szlaku [...]

Wszystko pdzi przed siebie, nic nie ginie,

A umrze jest czym innym ni mona by sdzi, i lepszym.

Jeli nikt na caym wiecie nie wie o moim istnieniu - jestem zadowolony,

I jeli kady i wszyscy wiedz o mnie - jestem zadowolony.

Trzy kocowe trzy strofy Pieni o mnie take byy zakrelone.

Zapisuj si w spadku ziemi, by wyrosn z trawy, ktr kocham,

Jeli zatsknicie za mn, szukajcie mnie pod podeszw buta.

Ledwie bdziecie wiedzie, kim jestem i co oznaczam,

Ale i tak bd wam nis zdrowie,

Bd filtrem i fibrem waszej krwi.

Nie uda si mnie chwyci za pierwszym razem - nie tracie otuchy,

Nie znajdziecie mnie w jednym miejscu - szukajcie w innym,

Gdzie si w kocu zatrzymam, czekajc na was.

w weekend sta si weekendem czytania i uporczywego poszukiwania Margo we
fragmentach poematu, ktry dla mnie zostawia. Nie byo szans, ebym cokolwiek zrozumia,
ale i tak nie przestawaem o nich rozmyla, poniewa nie chciaem jej rozczarowa. Chciaa,
ebym wydoby z tej struny wszystko, ebym odnalaz miejsce, w ktrym si zatrzymaa i na
mnie czekaa, ebym poszed za ladem z okruszkw chleba, a na jego kocu znajd Margo.

4 The Outsiders - powie z 1967 r. o modzieowych gangach, podziaach
spoecznych i problemach dorastania, napisana przez szesnastoletni amerykask autork
S.E. Hinton. Na podstawie ksiki nakrcono film Wyrzutki.

5 Wszystkie fragmenty Pieni o mnie Walta Whitmana w przekadzie Andrzeja Szuby
[w:] 256: wiersze i poematy, Miniatura, Krakw 2002.



5

W poniedziaek rano doszo do niezwykego wydarzenia. Byem spniony, co byo
normalne; mama podwioza mnie do szkoy, co byo normalne; postaem przed szko,
rozmawiajc ze znajomymi, co byo normalne; po pewnym czasie Ben i ja skierowalimy si
do budynku szkoy, co te byo normalne. Jednak gdy tylko otworzylimy na ocie stalowe
drzwi, na twarz Bena wystpia mieszanina podekscytowania i paniki, jakby wanie magik
wybra go z tumu do pokazu sztuczki z przepiowywaniem czowieka na p. Podyem
wzrokiem za jego spojrzeniem w gb korytarza.

Dinsowa minispdniczka. Obcisa biaa koszulka. Okrgy dekolt. Nieziemsko
oliwkowa skra. Nogi, ktre sprawiaj, e zaczyna si myle o nogach. Perfekcyjnie
ufryzowane krcone brzowe wosy. Laminowana plakietka z napisem: JA NA KRLOW
BALU. Lacey Pemberton. Sza w nasz stron. Korytarzem przy sali muzycznej.

- Lacey Pemberton - wyszepta Ben, mimo i Lacey znajdowaa si ju jakie trzy
kroki od nas i moga wyranie go usysze, i faktycznie posaa nam pozornie niemiay
umiech, usyszawszy swoje imi.

- Quentin - zwrcia si do mnie, a to, e zna moje imi, wydao mi si najbardziej
zdumiewajc rzecz na wiecie. Ruchem gowy daa mi znak, wic poszedem za ni;
minwszy sal muzyczn, zatrzymalimy si przy rzdzie szafek. Ben dotrzymywa mi kroku.

- Cze, Lacey - powiedziaem, gdy tylko przystanlimy. Poczuem zapach perfum i
przypomniaem sobie ten zapach z jej SUV-a, przypomniaem te sobie chrzst rozgniatanego
suma, kiedy razem z Margo z hukiem opuciem na siedzenie fotela.

- Podobno bye z Margo. - Tylko na ni patrzyem. - Tamtej nocy, z ryb? W moim
samochodzie? I w szafie Bekki? I u Jasea przez okno? - Cigle si w ni wpatrywaem. Nie
byem pewien, co mam powiedzie. Czowiek moe przey dugie i awanturnicze ycie, nie
bdc nigdy zagadnitym przez Lacey Pemberton, wic kiedy ta tak rzadka okazja jednak si
nadarza, czowiek wolaby nie powiedzie czego niewaciwego. Ben przemwi wic za
mnie:

- To prawda, krcili si gdzie razem - potwierdzi, jakbym by z Margo w zayych
stosunkach.

- Bya na mnie za? - zapytaa Lacey po krtkiej chwili. Wzrok miaa wbity w
podog; mogem teraz podziwia brzowy cie na jej powiekach.

- Co?

Wtedy przemwia cicho, delikatnie amicym si gosem, i nagle Lacey Pemberton
nie bya ju Lacey Pemberton. Bya, jakby to uj, zwyczajnym czowiekiem.

- No wiesz, czy bya na mnie o co wcieka?

Zastanawiaem si przez chwil, jak odpowiedzie na to pytanie.

- Eee, bya troch rozczarowana, e nie powiedziaa jej o Jasie i Becce, ale znasz
Margo. Przejdzie jej.

Lacey posza dalej korytarzem. Ben i ja nie zatrzymywalimy jej, jednak po chwili
zwolnia. Chciaa, ebymy z ni poszli. Ben szturchn mnie porozumiewawczo i
pomaszerowalimy dalej we trjk.

- Ja nawet nie wiedziaam o Jasie i Becce. W tym rzecz. Boe, mam nadziej, e bd
moga jej to wkrtce wytumaczy. Przez chwil naprawd si baam, e moe, no, odesza na
dobre, ale potem zajrzaam do jej szafki na ksiki, bo znam kod, i wisz tam wci jej
zdjcia, i peno tam jej ksiek, i wszystkiego.

- To dobrze - zgodziem si.

- Tak, ale miny ju cztery dni. To niemal rekord. No i wiesz, to bya naprawd
paskudna sprawa, bo Craig wiedzia, a ja byam tak wcieka na niego, e mi nie powiedzia,
e z nim zerwaam, i teraz nie mam z kim i na bal, a moja najlepsza przyjacika znikna,
nie wiadomo gdzie, w Nowym Jorku czy gdzie, przekonana, e zrobiam co, czego NIGDY
bym nie zrobia.

Posaem Benowi spojrzenie. Ben take spojrza na mnie porozumiewawczo.

- Musz lecie na lekcj - oznajmiem. - Ale dlaczego mylisz, e ona jest w Nowym
Jorku?

- No bo jakie dwa dni przed znikniciem powiedziaa Jaseowi, e Nowy Jork to
jedyne miejsce w Ameryce, w ktrym czowiek moe wie w miar znone ycie. Moe tak
tylko mwia. Nie wiem.

- Dobra, musz pdzi - rzuciem na poegnanie.

Wiedziaem, e Ben nigdy nie zdoa przekona Lacey, eby posza z nim na bal, ale
uznaem, e przynajmniej zasuguje na szans, by sprbowa. Pobiegem truchtem przez
korytarze do mojej szafki, klepic Radara po gowie, kiedy go mijaem. Rozmawia z Angel i
jak pierwszaczk, ktra take bya w orkiestrze.

- Nie dzikuj mnie. Podzikuj Q. - Usyszaem, jak mwi do tej dziewczyny, a ona
zawoaa:

- Dzikuj za moje dwiecie dolarw!

Nie ogldajc si za siebie, odkrzyknem:

- Nie dzikuj mnie, podzikuj Margo Roth Spiegelman! - Poniewa, rzecz jasna, to
ona daa mi narzdzia, ktrych potrzebowaem.

Dotarem do mojej szafki i wyjem z niej zeszyt do analizy, jednak nie ruszyem si z
miejsca, nawet po drugim dzwonku; staem tak nieruchomo porodku korytarza, niczym
porodku autostrady, podczas gdy wok mnie ludzie pdzili w obu kierunkach. Kolejny
dzieciak podzikowa mi za swoje dwiecie dolarw. Umiechnem si do niego. Szkoa
zdawaa mi si bardziej moja ni przez te wszystkie cztery lata, ktre w niej spdziem.
Wymierzylimy sprawiedliwo w imieniu dziwakw z orkiestry pozbawionych rowerw.
Odezwaa si do mnie Lacey Pemberton. Chuck Parson przeprosi.

Znaem te korytarze tak dobrze - i nareszcie zaczynaem czu, e i one mnie znaj.
Staem tam, dopki nie zabrzmia trzeci dzwonek i tum si nie rozpierzch. Dopiero wtedy
poszedem na analiz, siadajc w awce w chwili, gdy pan Jiminez rozpocz kolejny
niekoczcy si wykad.

Zabraem ze sob do szkoy egzemplarz dbe trawy nalecy do Margo i zaczem
ponownie czyta zaznaczone fragmenty Pieni o mnie pod awk, podczas gdy pan Jiminez
kreli co na tablicy. Nie dostrzegaem w nich adnych bezporednich odniesie do Nowego
Jorku. Po kilku minutach podaem ksik Radarowi, ktry przyglda si fragmentom przez
pewien czas, a potem napisa w rogu swojego notatnika, najbliej mnie: Te zielone
zakrelenia musz co znaczy. Moe ona chce, eby otworzy drzwi do swojego umysu?
Wzruszyem ramionami i odpisaem: A moe po prostu czytaa ten wiersz w dwch rnych
dniach i miaa dwa rne zakrelacze.

Kilka minut pniej, kiedy zerkaem dopiero po raz trzydziesty sidmy na zegar, po
drugiej stronie drzwi do klasy ujrzaem Bena Starlinga, trzymajcego w doni pozwolenie na
wyjcie z lekcji, taczcego spazmatyczn gig.

Kiedy zadzwoni dzwonek na przerw na lunch, popdziem do swojej szafki, ale
jakim cudem Ben mnie przecign i jakim cudem rozmawia tam teraz z Lacey Pemberton.
Sta zbyt blisko niej, garbic si lekko, by patrze jej w twarz, gdy do niej mwi.
Rozmawianie z Benem nawet we mnie wywoywao czasem uczucie lekkiej klaustrofobii, a
co dopiero w adnej dziewczynie.

- Cze wam - zagadaem, znalazszy si obok nich.

- Hej - odpowiedziaa Lacey, wyranie odsuwajc si od Bena. - Ben wanie podawa
mi najwiesze nowiny w sprawie Margo. Wiesz, nikt nigdy nie by w jej pokoju. Mwia, e
rodzice nie pozwalaj jej zaprasza do domu przyjaci.

- Naprawd? - Lacey przytakna. - Wiedziaa, e Margo posiada jakie tysic
winyli?

Lacey poderwaa do gry rce.

- Nie, wanie Ben powiedzia mi o tym! Margo nigdy nie rozmawiaa o muzyce.
Pewnie, rzucaa czasem jak uwag, e podoba jej si co w radiu i tak dalej. Ale nic wicej.
Ona jest taka dziwna.

Wzruszyem ramionami. Moe i bya dziwna, a moe to my bylimy dziwni. Lacey
nie przestawaa mwi:

- Wanie rozmawialimy o tym, e Walt Whitman pochodzi z Nowego Jorku.

- A wedug Omniklopedii take Woody Guthrie mieszka tam przez dugi czas - doda
Ben.

Pokiwaem gow.

- Z atwoci mog j sobie wyobrazi w Nowym Jorku. Myl, e musimy jednak
rozszyfrowa kolejn wskazwk. To nie moe si koczy na ksice. W tych zakrelonych
wersach musi by ukryta jaka wiadomo.

- Ot to, mog przejrze t ksik podczas lunchu? - spytaa Lacey.

- Jasne - odparem. - Albo, jak chcesz, mog zrobi ci kopi w bibliotece.

- Nie trzeba, przeczytam to. Przecie ja nie mam zielonego pojcia o poezji. Aha,
wanie, mam tam kuzynk w collegeu, na Uniwersytecie Nowojorskim, i wysaam jej do
wydrukowania ulotk. Powiem jej, eby porozwieszaa je w sklepach z pytami. Okej, wiem,
e tam jest duo sklepw z pytami, ale to chyba nie zaszkodzi.

- Dobry pomys - przyznaem. Ruszyli w stron stowki, a ja za nimi.

- Hej - Ben zagadn Lacey - w jakim kolorze masz sukienk?

- W odcieniu szafiru, dlaczego?

- Chc si tylko upewni, e mj smoking bdzie do niej pasowa - wyjani Ben.
Nigdy przedtem nie widziaem, eby Ben umiecha si w tak skoowany i niedorzeczny
sposb, a to o czym wiadczyo, poniewa Ben by do skoowan i niedorzeczn osob.

Lacey skina gow.

- No, ale nie moemy wyglda na za bardzo dopasowanych. Moe wybierzesz opcj
tradycyjn: czarny smoking, czarna kamizelka?

- Ale bez szerokiego pasa, co mylisz?

- Waciwie s w porzdku, byle nie te z bardzo odstajcymi plisami, wiesz, o czym
mwi?

Rozmawiali tak dalej - najwyraniej idealny stopie odstawania plis to temat, ktremu
mona powici godziny konwersacji - ja jednak przestaem sucha, ustawiwszy si w
kolejce do Pizza Hut. Ben znalaz partnerk na bal, a Lacey znalaza chopaka, ktry z
przyjemnoci bdzie z ni godzinami rozmawia o balu. Teraz kady mia z kim i - oprcz
mnie, a ja si nie wybieraem. Jedyna dziewczyna, ktr chciabym zabra na bal, jest zawsze
w drodze, zawsze na szlaku, czy gdzie.

Kiedy usiedlimy, Lacey zacza czyta Pie o mnie i przyznaa, e nic z niczym si
jej nie kojarzy, a ju na pewno nie kojarzy si jej z Margo. Nadal nie mielimy pojcia, co
Margo prbowaa powiedzie, jeli w ogle co prbowaa powiedzie. Lacey oddaa mi
ksik i znw zaczli rozmawia z Benem o balu.

Przez cae popoudnie czuem, e wpatrywanie si w zakrelone cytaty donikd nie
prowadzi, ale potem zaczynaem si nudzi, sigaem wic do plecaka, kadem sobie ksik
na kolanach i wracaem do gapienia si. Pod koniec dnia, na sidmej godzinie, miaem lekcj
angielskiego, na ktrej zaczynalimy przerabia Mobyego Dicka, w zwizku z czym dr
Holden sporo opowiadaa o poowach ryb w dziewitnastym wieku. Lektur rozoyem na
awce, Whitmana za na kolanach, ale nawet czytanie wierszy na angielskim nic nie pomogo.
Wyjtkowo przez kilka minut nie spogldaem na zegar, byem wic zaskoczony, kiedy
zadzwoni dzwonek, przez co spakowanie plecaka zajo mi wicej czasu ni pozostaym.
Kiedy przerzuciwszy go przez rami, ruszyem do wyjcia, dr Holden umiechna si do
mnie i zagadna:

- Walt Whitman, co? - Przytaknem z zakopotaniem. - Dobra literatura -
kontynuowaa. - Tak dobra, e prawie mi nie przeszkadza, e czytasz go na mojej lekcji. Ale
nie do koca.

Wymamrotaem przepraszam i wyszedem z budynku na parking dla uczniw
najstarszych klas.

* * *

W czasie gdy Ben i Radar muzykowali, ja siedziaem w ZJOB-ie z otwartymi na
ocie drzwiami, a leniwy, rzeki wietrzyk przelatywa przez wntrze samochodu. Czytaem
The Federalist Papers, przygotowujc si do testu, ktry miaem nastpnego dnia z wiedzy
o spoeczestwie, moje myli kryy jednak wci po tej samej ptli: Guthrie - Whitman -
Nowy Jork - Margo. Pojechaa do Nowego Jorku, eby zanurzy si w folkowej muzyce? Czy
istniaa jaka tajemnicza, zakochana w takiej muzyce Margo, ktrej dotd nie znaem?
Czyby zatrzymaa si w mieszkaniu, w ktrym kiedy y Guthrie czy Whitman? I czemu
chciaa powiedzie o tym akurat mnie?

W bocznym lusterku zobaczyem nadchodzcych Bena i Radara; Radar, dziarsko idc
w stron ZJOB-a, wymachiwa swoim futeraem z saksofonem. Wpakowali si do rodka
przez otwarte ju drzwi, Ben przekrci kluczyk w stacyjce i ZJOB zacharcza, nastpnie
skupilimy si na ywieniu nadziei, po czym znw zacharcza, jeszcze troch skupilimy si
na nadziei, a w kocu zabulgota i oy. Ben pomkn przez parking i wyjecha z terenu
szkoy, zanim zapia:

- DAJESZ WIAR W TO SZALESTWO! - Nie posiada si z euforii.

Zacz uderza w klakson, ale klakson oczywicie nie dziaa, wic za kadym razem,
kiedy w niego uderza, Ben po prostu dar jap: PIIIP! PIIIP! PIIIP! ZATRB, JELI
IDZIESZ NA BAL Z NAJPRAWDZIWSZ KRLISI LACEY PEMBERTON! TRB,
DZIECINO, TRB!.

Ben nie by w stanie si przymkn przez ca drog do domu.

- Wiesz, co przewayo szal? Poza desperacj? Myl, e ona i Becca Arrington dr
ze sob koty, no wiesz, bo Becca to zdrajczyni, i wydaje mi si, e Lacey zrobio si przykro
z powodu tej historyjki o Krwawym Benie. Nie powiedziaa tego, ale sprawiaa takie
wraenie. Wic koniec kocw Krwawy Ben skombinuje mi mae hu-lan-ko.

Cieszyem si jego szczciem i w ogle, ale chciaem skupi si na zabawie w
odnajdywanie Margo.

- Macie jakiekolwiek pomysy?

Przez chwil byo cicho, a potem Radar spojrza na mnie we wstecznym lusterku i
powiedzia:

- To o tych drzwiach to jedyny fragment zakrelony innym kolorem, a jednoczenie
wydaje si najbardziej oderwany od reszty. Naprawd myl, e to on zawiera jak
wskazwk. Jak to byo?

- Z drzwi powyrywajcie zamki! / Drzwi same wyrwijcie z futryn! - odparem.

- Powiedzmy sobie szczerze, Jefferson Park to nie najlepsze miejsce na wyrywanie z
futryn drzwi ciasnogowia - przyzna Radar. - Moe ona wanie to chciaa powiedzie. Jak z
tym papierowym miastem, jak nazwaa Orlando? Moe ona mwi, e wanie dlatego odesza.

Ben zwolni przed czerwonym wiatem, a potem obrci si, by spojrze na Radara.

- Stary - odezwa si - mnie si wydaje, e wy dwaj znacznie przeceniacie krlisi
Margo.

- Jak to? - zdziwiem si.

- Z drzwi powyrywajcie zamki - powiedzia - drzwi same wyrwijcie z futryn.

- Tak - potwierdziem. wiato zmienio si na zielone i Ben wcisn gaz. Nasz ZJOB
zadygota, jakby zamierza si rozsypa, potem jednak ruszy.

- To nie jest poezja. To nie jest metafora. To instrukcje. Mamy pj do pokoju Margo
i z drzwi wyrwa zamek, a drzwi wyrwa z futryn.

Radar spojrza na mnie we wstecznym lusterku, a ja odwzajemniem spojrzenie.

- Czasami - zwrci si do mnie Radar - on jest tak pomylony, e okazuje si wrcz
genialny.



6

Zaparkowawszy na moim podjedzie, przeszlimy przez pas trawy oddzielajcy dom
Margo od mojego, jak to zrobilimy w sobot. Ruthie nam otworzya i powiedziaa, e
rodzicw nie bdzie w domu do szstej. Podekscytowana Myrna Mountweazel zataczaa
wok nas kka, a my skierowalimy si po schodach na gr. Ruthie przyniosa nam z
garau skrzynk z narzdziami i przez dobr chwil wszyscy wpatrywalimy si w drzwi
prowadzce do pokoju Margo. Nie bylimy majsterkowiczami.

- Jak, u diaba, si do tego zabra? - odezwa si Ben.

- Nie przeklinaj w obecnoci Ruthie - skarciem go.

- Ruthie, masz co przeciwko temu, e mwi do diaba?

- My nie wierzymy w diaba - oznajmia w odpowiedzi.

Radar przerwa nam t rozmow.

- Ludzie - przypomnia. - Ludzie, drzwi.

Z chaosu w skrzynce z narzdziami Radar wygrzeba rubokrt krzyakowy i
przyklk, eby odkrci gak drzwiow z zamkiem. Ja zapaem za wikszy rubokrt,
zamierzajc odkrci zawiasy, jednak wygldao na to, e nie byo przy nich adnych rub.
Baczniej przyjrzaem si drzwiom. Ruthie znudzia si w kocu i posza na d oglda
telewizj.

Radar zdoa poluzowa gak i kady z nas kolejno obejrza niepomalowane,
niewykoczone drewno pod gak. adnej wiadomoci. adnej kartki. Nic. Zirytowany
przeniosem uwag na zawiasy, zastanawiajc si, w jaki sposb je zdemontowa.
Otworzyem drzwi na ocie, a potem je zatrzasnem, usiujc zrozumie mechanizm ich
dziaania.

- Ten wiersz jest tak piekielnie dugi - powiedziaem. - Wydawaoby si, e stary Walt
mgby powici wers lub dwa, eby powiedzie nam, jak wyrywa si drzwi z futryn.

Dopiero kiedy odpowiedzia, zorientowaem si, e Radar siedzi przy komputerze
Margo.

- Wedug Omniklopedii - oznajmi - mamy do czynienia z zawiasami czopowymi.
Wystarczy uy rubokrta jako dwigni, eby wysun sworze. A przy okazji, jaki wandal
doda, e zawiasy czopowe dobrze si sprawdzaj w uytkowaniu, poniewa s smarowane
pierdniciami. O, Omniklopedio, bdziesz li ty kiedy miarodajna?

Po wyjanieniach z Omniklopedii, co mamy robi, zadanie okazao si zaskakujco
atwe. Ja wysunem sworznie ze wszystkich trzech zawiasw, a Ben cign drzwi. Uwanie
obejrzaem zawiasy i surowe drewno futryny. Nic.

- Nic na drzwiach - powiadomi nas Ben. Z pomoc Bena umieciem drzwi z
powrotem na zawiasach, a Radar dobi sworznie rkojeci rubokrtu.

* * *

Ben zaprosi mnie i Radara do swojego domu, ktry pod wzgldem architektury by
identyczny z moim, eby pogra w gr Arktyczna Furia. Gralimy wic w t gr w grze, w
ktrej strzela si do siebie na lodowcu kulkami wypenionymi farb. Dodatkowe punkty
otrzymuje si za trafienie przeciwnika w jaja. To bardzo wyrafinowana gra.

- Stary, ona na pewno jest w Nowym Jorku - zacz Ben. Zobaczyem wyaniajcy si
zza rogu wylot lufy jego karabinu, zanim jednak zdyem si ruszy, trafi mnie midzy
nogi.

- Cholera - wymamrotaem.

Radar podj wtek:

- W przeszoci jej wskazwki wskazyway jakie miejsce. Mwi o Nowym Jorku
Jaseowi; zostawia nam wskazwki zwizane z dwiema osobami, ktre przez wikszo ycia
mieszkay w Nowym Jorku. To ma sens.

- Chopie, to jest to, czego ona chce - zgodzi si Ben. Wanie zaczajaem si na
niego, kiedy zatrzyma gr. - Ona chce, eby pojecha do Nowego Jorku. A co jeli tak
wszystko zorganizowaa, eby to by jedyny sposb na jej odnalezienie? Fizycznie si tam
uda?

- Co? W tym miecie mieszka jakie dwanacie milionw ludzi.

- Moe ma tu jak wtyczk - zasugerowa Radar. - Kogo, kto powie jej, jeli
pojedziesz.

- Lacey! - wypali Ben. - To jak nic Lacey. Tak! Musisz wsi do samolotu i
natychmiast lecie do Nowego Jorku. A kiedy Lacey si o tym dowie, Margo odbierze ci na
lotnisku. Tak. Stary, zawioz ci teraz do domu, ty si spakujesz, zawioz twj tyek na
lotnisko, gdzie kupisz sobie bilet lotniczy, pacc za niego kart kredytow, ktr rodzice dali
ci na czarn godzin, a wtedy Margo si dowie, jaki z ciebie macho - macho, jakim Jase
Worthington jest tylko w swoich marzeniach - i na koniec wszyscy trzej pjdziemy na bal z
gorcymi laskami.

Nie miaem wtpliwoci, e niedugo odlatuje jaki samolot do Nowego Jorku. Z
Orlando niedugo odlatuje jaki samolot w kade miejsce. Jednake miaem wtpliwoci co
do caej reszty.

- Gdyby tak zadzwoni do Lacey... - zaczem.

- Ona si nie przyzna! - przerwa mi Ben. - Pomyl o wszystkich zmykach, ktre
zastosoway! Prawdopodobnie tylko udaway, e si pokciy, aby nie podejrzewa, e jest
wtyczk.

Radar nie by do koca przekonany:

- No nie wiem, to jako nie trzyma si kupy. - Powiedzia co jeszcze, ale suchaem
tylko jednym uchem. Wpatrujc si w kadr zatrzymanej gry, rozwaaem to wszystko. Jeli
Margo i Lacey pokciy si tylko na niby, to czy Lacey tylko na niby zerwaa ze swoim
chopakiem? Czy udawaa zatroskanie? Lacey ueraa si z dziesitkami maili - wszystkie z
nieprawdziwymi informacjami - ktre poprzychodziy w odpowiedzi na ulotki rozwieszone
przez jej kuzynk w nowojorskich sklepach z pytami. Nie bya wtyczk, a plan Bena by
idiotyczny. Mimo to przemawiaa do mnie choby wizja planu. Jednak zostao ju tylko dwa i
p tygodnia szkoy, a gdybym polecia do Nowego Jorku, opucibym co najmniej dwa dni -
nie wspominajc o tym, e rodzice zabiliby mnie, gdybym uy mojej karty do zakupu biletu
lotniczego. Im wicej mylaem o wyjedzie, tym pomys wydawa mi si gupszy. Z drugiej
jednak strony, gdybym mg zobaczy j jutro... Ale nie.

- Nie mog opuci lekcji - powiedziaem w kocu. Wznowiem gr. - Mam jutro test
z francuskiego.

- Wiesz co - stwierdzi Ben - twj romantyzm jest doprawdy inspirujcy.

Pograem jeszcze kilka minut, a potem przez Park Jeffersona wrciem do domu.

Kiedy mama opowiadaa mi o pewnym stuknitym dzieciaku, z ktrym pracowaa.
By cakiem normalnym dzieckiem do dziewitego roku ycia, kiedy to umar jego ojciec. I
cho przecie mnstwu dziewiciolatkw umiera mnstwo ojcw, i w wikszoci
przypadkw z tego powodu im nie odbija, ten chopak by najwyraniej wyjtkiem.

Oto co zrobi: Wzi owek i stalowy cyrkiel i zacz rysowa kka na kartce
papieru. Kade z tych kek miao dokadnie piciocentymetrow rednic. Rysowa te kka
dopty, dopki caa kartka papieru nie bya zupenie czarna, a wtedy bra kolejn kartk i
rysowa kolejne kka, i robi tak codziennie, przez cay dzie, i nie uwaa na lekcjach,
rysujc kka po swoich zeszytach i wszystkim, co wpado mu w rce, a moja mama
powiedziaa, e problem tego chopca polega na tym, i stworzy sobie rutyn, eby upora
si ze swoj strat, jednak rutyna ta staa si dla niego destrukcyjna. W kadym razie moja
mama zmusia chopca do opakiwania jego taty i czego tam jeszcze, i dzieciak przesta
rysowa te kka, i przypuszczalnie yje sobie od tamtej pory dugo i szczliwie. Jednak
czasami wracam mylami do tego kkowego dzieciaka, bo do pewnego stopnia potrafi go
zrozumie. Zawsze lubiem rutyn. Myl, e nuda nigdy mnie nie nudzia. Wtpi, czy
potrafibym wytumaczy to komu takiemu jak Margo, ale rysowanie kek przez ycie
wydawao mi si rozsdnym rodzajem obdu.

Powinienem zatem pogodzi si z myl, e nie lec do Nowego Jorku - to i tak by
gupi pomys. Jednak gdy zajmowaem si swoj rutyn tego wieczoru i nastpnego dnia w
szkole, co jakby zerao mnie od rodka, jak gdyby to wanie rutyna oddalaa mnie od
ponownego poczenia si z Margo.



7

We wtorek wieczorem, kiedy Margo nie byo od szeciu dni, porozmawiaem z
rodzicami. Nie bya to adna wielka decyzja ani nic takiego; po prostu tak wyszo. Siedziaem
przy kuchennym blacie, podczas gdy tata kroi warzywa, a mama podsmaaa woowin na
patelni. Tata droczy si ze mn, e tak dugo czytam cienk ksieczk, a ja powiedziaem:

- De facto to nie na angielski. Wyglda na to, e Margo zostawia t ksik, ebym j
znalaz. - Ucichli, a wtedy opowiedziaem im o Woodym Guthriem i Whitmanie.

- Ona ewidentnie lubi gry z niepen informacj - stwierdzi tata.

- Nie wini jej, e domaga si uwagi - oznajmia mama, a potem zwrciwszy si do
mnie, dodaa: - Jednak to nie czyni ci odpowiedzialnym za jej dobre samopoczucie.

Tata zgarn marchewk i cebul na patelni.

- Tak, to prawda. Nie twierdz, e ktrekolwiek z nas potrafi postawi diagnoz bez
rozmowy z Margo, ale przypuszczam, e niedugo wrci do domu.

- Nie powinnimy snu domysw - upomniaa go cicho mama, zupenie jakbym nie
mg jej usysze. Tata mia ju co odpowiedzie, kiedy go ubiegem:

- A co ja powinienem zrobi?

- Ukoczy szko - podsuna mama. - I wierzy, e Margo potrafi sama o siebie
zadba, co ju wielokrotnie zademonstrowaa.

- Zgadza si - przypiecztowa sowa mamy tata, jednak po kolacji, kiedy poszedem
do mojego pokoju i graem bez dwiku w Odrodzenie, usyszaem, jak cicho rozmawiaj.
Nie mogem dosysze sensu sw, ale syszaem w nich trosk.

Pniej tego wieczoru na moj komrk zadzwoni Ben.

- Hej - odebraem.

- Stary.

- Tak?

- Wanie wychodz z Lacey rozejrze si za butami.

- Rozejrze si za butami?

- Wanie. Od dziesitej do pnocy na wszystko s trzydziestoprocentowe obniki.
Lacey chce, ebym jej pomg wybra buty na bal. Znaczy si, miaa ju jakie, ale wczoraj
wieczorem byem u niej w domu i oboje doszlimy do wniosku, e nie s... no wiesz, buty na
bal musz by perfekcyjne. Zwrci wic tamte i pojedziemy do Burdinesa, eby wybra...

- Ben - przerwaem mu.

- No?

- Chopie, nie chc rozmawia o butach Lacey. I powiem ci dlaczego: mam co, co
sprawia, e jestem zupenie niezainteresowany butami na bal. To si nazywa penis.

- Naprawd si denerwuj i nie mog przesta myle, e waciwie cakiem j lubi, i
to nie tylko dlatego, e fajna z niej laska na bal, tylko e ona naprawd jest cakiem spoko i
dobrze si bawi w jej towarzystwie. No, i tego, moe pjdziemy na bal i bdziemy, no,
caowa si na rodku parkietu, i wszyscy bd w totalnym szoku, no i wiesz, wszystko, co do
tej pory sobie o mnie myleli po prostu pjdzie si pa...

- Ben - wpadem mu w sowo. - Przesta papla jak napana kakadu, a wszystko
bdzie dobrze. - Ben gada jeszcze przez chwil, ale w kocu udao mi si rozczy.

Pooyem si troch przygnbiony z powodu balu. Nie miaem zamiaru oddawa si
jakiemukolwiek smutkowi dlatego, e nie wybieram si na bal, ale przyznaj, zdarzao mi si
pomyle - cho to gupie i enujce - e znajduj Margo i przekonuj j, by wrcia ze mn
do domu w sam por na bal, na przykad pnym wieczorem w sobot, a wtedy weszlibymy
do sali balowej hotelu Hilton ubrani w dinsy i sfatygowane T-shirty, i akurat zdylibymy
na ostatni taniec, i taczylibymy, a wszyscy pokazywaliby nas sobie palcami, zdumieni
powrotem Margo, a potem w rytmie fokstrota wynielibymy si stamtd w diaby i poszli na
lody u Friendlyego. A zatem przyznaj, podobnie jak Ben, snuem absurdalne fantazje na
temat balu. Ale ja przynajmniej nie wypowiadaem ich na gos.

Ben by czasem takim egocentrycznym idiot, e musiaem sobie przypomina,
dlaczego nadal go lubi. Bez wtpienia miewa zaskakujco dobre pomysy. Choby ten z
drzwiami. Nie sprawdzi si, ale by dobry. Jednak, jak wida, Margo chciaa mi przekaza
co innego.

Przekaza mnie.

Ta wskazwka bya moja. I to byy moje drzwi!

Po drodze do garau musiaem przej przez salon, w ktrym moi rodzice wanie
ogldali telewizj.

- Chcesz oglda? - zapytaa mama. - Zaraz rozwi spraw.

To by jeden z tych programw kryminalnych z serii znajd morderc.

- Nie, dziki - odpowiedziaem, minem ich nonszalancko i przeszedem przez
kuchni do garau. Wynalazem paski rubokrt o najszerszej kocwce i wetknem go za
pas moich szortw w kolorze khaki, cigajc mocno pasek. Wziem z kuchni ciastko, a
potem znw przeszedem przez salon, nieznacznie tylko udziwnionym krokiem, i podczas gdy
rodzice ledzili dalszy rozwj wypadkw w telewizyjnej zagadce, ja wycignem trzy bolce
z drzwi mojej sypialni. Kiedy wyszed ostatni, drzwi zatrzeszczay i zaczy si przechyla,
wic jedn rk pynnym ruchem otworzyem je na ocie i oparem o cian, a kiedy je
otwieraem, dostrzegem maleki kawaek papieru - mniej wicej rozmiaru paznokcia mojego
kciuka - wirujcym ruchem wypadajcy wanie z grnego zawiasu drzwi. Typowe dla
Margo. Po co ukrywa co we wasnym pokoju, skoro mona ukry w moim? Zastanawiaem
si, kiedy to zrobia, jak dostaa si do rodka. Musiaem si umiechn.

By to strzp gazety Orlando Sentinel, z poow brzegw rwnych i poow
obszarpanych. Poznaem, e to Sentinel, bo na jednym z obszarpanych brzegw widnia
napis ...do Sentinel 6 maja, str. 2. Dzie, w ktrym znikna. To na pewno bya wiadomo
od niej. Rozpoznaem jej pismo:

bartlesville Avenue 8328

Nie mgbym zamontowa z powrotem drzwi, nie wbijajc bolcw na miejsce za
pomoc rubokrtu, co z pewnoci zaalarmowaoby moich rodzicw, wic tylko naoyem
drzwi na zawiasy i zostawiem je otwarte na ocie. Schowaem bolce do kieszeni, a potem
usiadem przy komputerze i poszukaem na mapie Bartlesville Avenue 8328. Nigdy nie
syszaem o tej ulicy.

Znajdowaa si 55,7 km std, na najdalszym kocu Colonial Drive, prawie przy
miasteczku Christmas, w stanie Floryda. Kiedy powikszyem satelitarny obraz budynku,
zobaczyem czarny prostokt, z poaci matowego srebra od frontu i traw z tyu. Moe to
mobilny dom? Trudno byo wyobrazi sobie jego wielko, bo otoczony by ogromn iloci
zieleni.

Zadzwoniem do Bena i opowiedziaem mu, co odkryem.

- Czyli miaem racj! - wykrzykn. - Nie mog si doczeka, kiedy powiem o tym
Lacey, bo ona te bya przekonana, e to wietny pomys!

Zignorowaem komentarz o Lacey.

- Chyba tam pojad.

- No oczywicie, e pojedziesz. Jad z tob. Wybierzmy si w niedziel rano. Bd
zmczony caonocnym hulaniem na balu, ale co tam.

- Nie, jad dzisiaj.

- Stary, jest ciemno. Nie moesz jecha do jakiego nikomu nieznanego budynku pod
podejrzanym adresem w ciemnoci. Nie ogldae nigdy adnego horroru?

- Ona moe tam by - upieraem si.

- Jasne, i demon, ktry ywi si wycznie trzustkami modych pacholt, te moe tam
by - odpar Ben. - Chryste, poczekaj przynajmniej do jutra, chocia po prbie orkiestry
musz zamwi bukiecik dla Lacey, a potem chc by w domu na wypadek, gdyby zagadaa
na komunikatorze, bo ostatnio sporo czatujemy...

- Nie. Dzisiaj. Chc j zobaczy - przerwaem mu. Czuem, e krg si zamyka. Za
godzin, jeli si popiesz, moe ju bd na ni patrze.

- Stary, nie pozwol ci jecha w rodku nocy pod jaki mglisty adres. Jeli bdzie
trzeba, potraktuj twj tyek paralizatorem.

- Jutro rano - powiedziaem bardziej do samego siebie ni do Bena. - Pojad jutro
rano. - I tak byem ju zmczony faktem posiadania perfekcyjnej frekwencji. Ben milcza.
Usyszaem, jak wypuszcza powietrze przez przednie zby.

- Czuj, e co mnie bierze - jkn. - Gorczka. Kaszel. Bl. Zawroty gowy. -
Umiechnem si. Kiedy si rozczylimy, zadzwoniem do Radara.

- Jestem na drugiej linii z Benem - rzuci. - Zaraz do ciebie oddzwoni.

Oddzwoni jak minut pniej. Zanim zdyem choby powiedzie cze, Radar
oznajmi:

- Q, mam potworn migren. Nie dam rady i jutro do szkoy.

Parsknem miechem.

Kiedy skoczyem rozmow, rozebraem si do T-shirta i bokserek, wysypaem
zawarto mojego kosza na mieci do szuflady i postawiem go sobie obok ka. Nastawiem
budzik na nieludzk godzin szst rano i spdziem kolejnych kilka godzin, na prno
usiujc zasn.



8

Mama wesza do mojego pokoju nastpnego ranka.

- Wczoraj wieczorem nie zamkne nawet drzwi, piochu - powiedziaa, a ja
otworzyem oczy i jknem:

- Chyba mam gryp odkow. - I wskazaem na kosz na mieci, zawierajcy teraz
wymiociny.

- Quentin! Boe drogi! Kiedy to si stao?

- Okoo szstej - powiedziaem, co byo prawd.

- Dlaczego nas nie obudzie?

- Byem zbyt zmczony - powiedziaem, co rwnie byo prawd.

- Obudzie si, bo poczue si chory?

- Tak - odparem, co nie byo prawd. Obudziem si, bo mj budzik zadzwoni o
szstej. Zakradem si do kuchni, zjadem zboowego batonika i wypiem troch soku
pomaraczowego. Dziesi minut pniej wetknem sobie do garda dwa palce. Nie zrobiem
tego poprzedniego wieczoru, bo nie chciaem, eby mierdziao mi ca noc w pokoju.
Wymiotowanie nie byo przyjemne, ale szybko byo po wszystkim.

Mama zabraa wiaderko i usyszaem, jak oprnia je w kuchni. Wrcia z czystym
kubem i zmartwieniem na twarzy.

- No c, myl, e powinnam wzi dzie... - zacza, ale jej przerwaem.

- Naprawd nic mi nie jest - zapewniem. - Tylko mnie mdli. Co mi zaszkodzio.

- Jeste pewien?

- Zadzwoni, jeli poczuj si gorzej - obiecaem. Pocaowaa mnie w czoo. Poczuem
lepko jej szminki na mojej skrze. Nie byem naprawd chory, ale mimo to jakim cudem
sprawia, e poczuem si lepiej.

- Chcesz, ebym zamkna drzwi? - zapytaa, kadc na nich rk. Drzwi trzymay si
na zawiasach, ale trzymay si tylko na jednym wosku.

- Nie, nie, nie - zaprotestowaem, by moe zbyt nerwowo.

- Dobrze - powiedziaa. - Zadzwoni do szkoy w drodze do pracy. Daj mi zna, jeli
bdziesz czego potrzebowa. Czegokolwiek. Albo jeli bdziesz chcia, ebym przyjechaa
do domu. I zawsze moesz zadzwoni do taty. A ja zadzwoni do ciebie po poudniu, eby
sprawdzi, jak si czujesz, okej?

Pokiwaem gow i z powrotem podcignem kodr pod sam brod. Mimo e kube
by teraz czysty, nadal czuem smrd wymiocin pod warstw detergentu, co przypomniao mi
o samym wymiotowaniu, co z kolei, nie wiedzie czemu, sprawio, e znw mnie zemdlio,
ale wykonaem kilka wolnych, miarowych oddechw przez usta, a po chwili usyszaem, jak
chrysler cofa si po podjedzie. Bya 7.32. Cho raz, pomylaem, bd na czas. Nie w szkole,
co prawda. Ale to i tak si liczy.

Wziem prysznic, wyszczotkowaem zby, wcignem na siebie ciemne dinsy i
gadki czarny T-shirt. Skrawek gazety z wiadomoci od Margo woyem do kieszeni.
Wbiem bolce z powrotem w zawiasy i spakowaem si. Nie byem pewien, co mam wrzuci
do plecaka, ale zdecydowaem si na rozkrcajcy zawiasy rubokrt, wydrukowan map
satelitarn, wskazwki dojazdu, butelk wody i, na wypadek gdyby tam bya, Whitmana.
Chciaem j o niego zapyta.

Ben i Radar zjawili si punkt sma. Usiadem na tylnym siedzeniu. Obaj wydzierali
si, wtrujc piosence zespou Mountain Goats. Ben odwrci si do mnie i wycign w moj
stron zacinit pi. Uderzyem w ni lekko, cho nie znosiem tego powitania.

- Q! - przekrzykiwa muzyk Ben. - Czy to nie cudowne uczucie?

Doskonale wiedziaem, co mia na myli: mia na myli suchanie Mountain Goats z
przyjacimi w samochodzie, ktry w pewn majow rod rano wyrusza si w podr po
Margo i po jak Margostyczn nagrod, ktra wizaa si z jej odnalezieniem.

- Bije analiz matematyczn na gow - odparem. Muzyka bya zbyt gona, eby
rozmawia. Kiedy tylko wyjechalimy z Jefferson Park, opucilimy szyb w jedynym
dziaajcym oknie, by wiat dowiedzia si, e mamy dobry gust muzyczny.

Jechalimy wzdu Colonial Drive, mijajc kina i ksigarnie, do ktrych chodziem i
ktre mijaem przez cae ycie. Ta podr bya jednak inna i lepsza, poniewa odbywaa si w
czasie trwania lekcji analizy, poniewa odbywaa si wsplnie z Benem i Radarem, poniewa
prowadzia do miejsca, w ktrym miaem nadziej odnale Margo. W kocu, po jakich
trzydziestu kilometrach, Orlando ustpio miejsca ostatnim zachowanym gajom
pomaraczowym i niezabudowanym ranczom - nieskoczenie paski teren poronity by
gstwin zaroli, z gazi dbw zwisa mech hiszpaski, nieruchomy w bezwietrznym upale.
To bya ta Floryda, w ktrej kiedy jako skaut spdzaem noce pene pogryzie komarw i
polowa na pancerniki. Teraz drog zdominoway pikapy, a mniej wicej co ptora kilometra
z autostrady wida byo jakie osiedle - mae uliczki wijce si bez adnego powodu wok
domw, ktre wyrastay znikd niczym wulkany o pokrytych winylem cianach.

Na kolejnym odcinku drogi minlimy sprchniay drewniany szyld z napisem
GAJOWY AZYL. Spkana, pokryta asfaltobetonem droga cigna si tylko przez kilkaset
metrw, a potem przechodzia w bezmiar szarego piachu, wskazujcy, e Gajowy Azyl jest
czym, co moja mama nazywa pseudoosiedlem - osiedlem, ktre porzucono, zanim zdoano je
ukoczy. Rodzice ju wczeniej podczas naszych wsplnych wypadw kilkakrotnie zwracali
moj uwag na pseudoosiedla, jednak nigdy nie widziaem czego tak ponurego.

Przejechalimy jakie osiem kilometrw od Gajowego Azylu, kiedy Radar ciszy
muzyk i powiedzia:

- To powinno by jakie ptora kilometra std.

Wziem gboki wdech. Podekscytowanie faktem bycia gdzie indziej ni w szkole
zaczo bledn. Nie wygldao to na miejsce, w ktrym Margo mogaby si ukry, czy nawet
przejciowo zatrzyma. W niczym nie przypominao Nowego Jorku. To bya ta Floryda, nad
ktr przelatujc samolotem, czowiek dziwi si, z jakiego niewyjanionego powodu ludzie w
ogle pomyleli o zasiedleniu tego pwyspu. Wpatrywaem si w goy asfalt, upa
znieksztaca obraz. Na wprost zobaczyem drgajcy w jasnej dali pawilon handlowy.

- To jest to? - zapytaem, wychylajc si do przodu i wskazujc palcem pawilon.

- Nie ma innej moliwoci - odpar Radar.

Ben wcisn wycznik radia, i podczas gdy wjeda na parking, dawno ju
zagarnity z powrotem przez bur piaszczyst ziemi, pogrylimy si w gbokiej ciszy.
Kiedy te cztery sklepy musiay tu mie swj szyld. Na skraju drogi sta zardzewiay, mniej
wicej dwuipmetrowy supek. Po szyldzie jednak ju dawno nie byo ladu - albo zerwa go
huragan, albo uleg z czasem rozkadowi. Sam pawilon zachowa si w nieco lepszym stanie:
by to jednopitrowy budynek z paskim dachem i wyzierajcymi spod tynku tu i wdzie
pustakami. Paty popkanej farby odchodziy od cian, przywodzc na myl uczepione
gniazda insekty. Zacieki od wody pomidzy oknami sklepw tworzyy abstrakcyjne brzowe
malowido. Okna byy pozabijane powyginanymi pytami wirowymi. Nagle przysza mi do
gowy okropna myl, tego rodzaju myl, ktrej nie da si cofn, kiedy ju si wymknie na
powierzchni wiadomoci: wydao mi si, e to nie jest miejsce, do ktrego przyjeda si,
eby y. To miejsce, do ktrego przyjeda si, eby umrze.

Gdy tylko samochd si zatrzyma, moje nozdrza i usta wypeni zjeczay odr
mierci. Musiaem przekn fal mdoci, ktra wzbieraa mi w tyle garda a do ywego
blu. Dopiero teraz, zmarnowawszy tyle czasu, zdaem sobie spraw, jak potwornie mylnie
zrozumiaem zarwno gr Margo, jak i nagrod za zwycistwo.

Wysiadam z samochodu, obok mnie staje Ben, a obok Bena - Radar. Nagle dociera do
mnie, e to nie jest mieszne, e to nie aden test, w ktrym mam udowodni Margo, e
jestem wystarczajco dobry, by przebywa w jej towarzystwie. Przypominaj mi si sowa
Margo z tamtej nocy, kiedy krylimy po Orlando. W gowie sysz jej gos, ktry mwi do
mnie: Nie chc, eby pewnego sobotniego poranka jakie dzieciaki znalazy mnie w Parku
Jeffersona ca oblaz muchami. Nie chcie by znalezion przez jakie dzieciaki w Parku
Jeffersona to nie to samo, co nie chcie umrze.

Wszystko wskazywaoby, e od dawna nikt nie postawi tu nogi, gdyby nie ten
zapach, ten mdlcy, kwany odr stworzony po to, by ywych trzyma z dala od umarych.
Usiuj sobie wmwi, e to nie mgby by jej zapach, ale oczywicie mgby. To mgby
by zapach kadego z nas. Podnosz do nosa przedrami, eby czu zapach wasnego potu i
skry, czegokolwiek, byle nie mierci.

- MARGO? - woa Radar. Ptak przedrzeniacz przysiada na zardzewiaej rynnie
budynku i w odpowiedzi wydaje z siebie dwie sylaby. - MARGO! - znw woa. Cisza. Radar
stop rysuje w piachu parabol i mwi: - Cholera.

Stojc przed tym budynkiem, ucz si czego o strachu. Ucz si, e strach nie ma nic
wsplnego z jaowymi fantazjami kogo, komu wydaje si, e pragnie, by przytrafio mu si
co wanego, choby ta wana rzecz miaa by okropna. Nie ma nic wsplnego z uczuciem
wstrtu na widok martwego obcego mczyzny ani brakiem tchu na usyszany pod domem
Bekki Arrington dwik przeadowywanej strzelby. Z tym nie mona sobie poradzi za
pomoc kilku wicze oddechowych. To uczucie w niczym nie przypomina adnego strachu,
ktrego doznaem w przeszoci. To najnisza ze wszystkich moliwych emocji, uczucie,
ktre towarzyszyo nam, zanim zaistnielimy, zanim zaistnia ten budynek, zanim zaistniaa ta
ziemia. To ten sam strach, ktry sprawi, e ryby wyczogay si na suchy ld i rozwiny
puca, strach, ktry kae nam ucieka, strach, ktry nakazuje nam grzeba naszych zmarych.

Ten smrd sprawia, e ogarnia mnie rozpaczliwa panika - nie taka panika, pod
wpywem ktrej brakuje powietrza w pucach, ale panika, ktra sprawia, e powietrza brakuje
w caej atmosferze. Myl, e powodem, dla ktrego przez wikszo ycia trwaem w stanie
lku, byo usiowanie przygotowania si, wytrenowania ciaa na przyjcie tego prawdziwego
strachu, kiedy w kocu nadejdzie. Jednak ja wcale nie jestem gotowy.

- Stary, powinnimy wraca - mwi Ben. - Powinnimy zadzwoni po gliny, co
zrobi.

Jeszcze nie spojrzelimy na siebie. Nadal wpatrujemy si w ten budynek, w ten dawno
opuszczony budynek, ktry w swoich wntrznociach nie moe skrywa nic innego, jak tylko
trupy.

- Nie - protestuje Radar. - Nie, nie, nie, nie, nie. Zadzwonimy, jeli bdzie powd,
eby zadzwoni. Zostawia ten adres dla Q. Nie dla glin. Musimy dosta si do rodka.

- Do rodka? - pyta z niedowierzaniem w gosie Ben.

Klepi Bena po plecach i po raz pierwszy tego dnia wszyscy trzej nie patrzymy przed
siebie, tylko na siebie nawzajem. Podnosi mnie to na duchu. Co zmienia si we mnie na ich
widok i czuj, e ona nie jest martwa, dopki nie znajdziemy jej martwej.

- Wanie, do rodka - powtarzam.

Nie wiem ju, kim jest ani kim bya, ale musz j znale.



9

Obchodzimy budynek dookoa i odkrywamy czworo zamknitych stalowych drzwi,
ranczo jak okiem sign, bezkres zotozielonych traw poznaczony kpami maych palm.
Smrd jest tu wikszy i ogarnia mnie strach przed zrobieniem kolejnych krokw. Ben i Radar
id tu za mn, po mojej prawej i po mojej lewej. Razem tworzymy trjkt, idc powoli,
skanujc wzrokiem otoczenie.

- To szop! - krzyczy nagle Ben. - Bogu dziki. To szop. Jezu!

Radar i ja oddalamy si od budynku, eby doczy do Bena stojcego niedaleko
pytkiego rowu melioracyjnego. Ley tam martwy ogromny wzdty szop pracz ze zmatowia
sierci, bez widocznych urazw. Futro zaczo ju z niego odpada, jedno z eber ma
odsonite. Radar odwraca si i wstrzsaj nim torsje, jednak nie wymiotuje. Pochyliwszy si,
kad mu rk midzy opatki; kiedy odzyskuje oddech, mwi:

- Tak cholernie si ciesz, e widz tego cholernego zdechego szopa.

Mimo to nie potrafi wyobrazi sobie jej ywej w tym miejscu. Przychodzi mi na
myl, e wiersz Whitmana moe by listem poegnalnym. Przypominam sobie podkrelone
przez Margo fragmenty: A umrze jest czym innym ni mona by sdzi, i lepszym. I
kolejny: Zapisuj si w spadku ziemi, by wyrosn z trawy, ktr kocham, / Jeli zatsknicie
za mn, szukajcie mnie pod podeszw buta. Przypomniawszy sobie ostatni wers poematu,
przez krtk chwil odczuwam przebysk nadziei: Gdzie si w kocu zatrzymam, czekajc
na was. Potem myl sobie jednak, e ja nie musi oznacza osoby. Ja moe by take
ciaem.

Radar oddali si od szopa i szarpie teraz za klamk jednych z czworga zamknitych
stalowych drzwi. Chciabym zmwi modlitw za zmarych - odmwi kadisz za tego szopa -
ale nawet nie wiem jak. al mi go, i przykro mi, e tak si ciesz, widzc zwierz w takim
stanie.

- Troch popuszcza! - krzyczy do nas Radar. - Chodcie mi pomc.

Ben i ja obejmujemy Radara w pasie i cigniemy do tyu. Radar zapiera si stop o
cian dla zwikszenia siy nacisku, jednoczenie cignc za klamk, gdy wtem obaj zwalaj
si na mnie, i czuj, jak przesiknity potem T-shirt Radara napiera mi na twarz. Przez
moment ogarnia mnie ekscytacja na myl, e udao si nam dosta do rodka. Zaraz jednak
dostrzegam, e Radar trzyma w rku klamk. Staj na nogi i przygldam si drzwiom. Nadal
zamknite.

- Gwniana czterdziestoletnia pieprzona klamka - klnie Radar. Nigdy przedtem nie
syszaem, eby tak si wyraa.

- W porzdku - mwi. - Jest jaki sposb. Musi by.

Obchodzimy cay budynek i znw znajdujemy si u jego frontu. adnych drzwi,
adnych dziur, adnych widocznych przej. Ale ja musz dosta si do rodka. Ben i Radar
prbuj zerwa pyty wirowe z okien, ale wszystkie s przybite gwodziami na amen. Radar
kopie w pyt, ale ta nie puszcza. Ben znowu si do mnie odwraca.

- Za jedn z tych pyt nie ma szyby - oznajmia i truchtem zaczyna oddala si od
budynku, a jego teniswki wzniecaj tumany pyu.

Posyam mu zdezorientowane spojrzenie.

- Zamierzam przebi si przez t pyt - wyjania.

- Nie moesz tego zrobi. - Jest najmniejszy z naszego trio wagi lekkiej. Jeli
ktokolwiek miaby prbowa roztrzaskiwa zabite pytami okna, powinienem to by ja.

Ben zaciska donie w pici, a nastpnie rozprostowuje palce. Kiedy ruszam w jego
stron, zaczyna mwi:

- Kiedy w trzeciej klasie mama usiowaa uchroni mnie przed zbieraniem cigw,
zapisaa mnie wic na taekwondo. Poszedem tylko na jakie trzy lekcje i nauczyem si tylko
jednej rzeczy, jednak ta jedna rzecz czasem si przydaje: obserwowalimy mistrza
taekwondo, jak przebija na wylot gruby drewniany klocek, i wszystkich nas zatkao z
wraenia, a on nam powiedzia, e jeli bdziemy porusza si tak, jakby nasza rka miaa
przej przez klocek i bdziemy wierzy, e nasza rka przejdzie przez klocek, to tak si
stanie.

Wanie otwieram usta, eby obali t idiotyczn logik, kiedy Ben rzuca si pdem
do przodu i mija mnie tylko jego rozmyta sylwetka. Przypiesza, coraz bardziej zbliajc si
do pyty, bez cienia lku podskakuje w ostatniej moliwej sekundzie, obracajc ciao bokiem -
jego rami ma przyj na siebie najwikszy impet uderzenia - i rzuca si na drewno. Jaka
czstka mnie spodziewa si, e jednak przebije si na drug stron, pozostawiajc w pycie
dziur w ksztacie wasnej sylwetki, jak w kreskwkach. Zamiast tego Ben odbija si od pyty
i lduje na tyku na wysepce jasnej trawy pord oceanu piaszczystej ziemi. Przekrca si na
bok i rozcierajc sobie rami, oznajmia:

- Poszo.

Uznajc, e ma na myli swoje rami, pdz w jego stron, lecz Ben si podnosi si, a
ja dostrzegam dugie jak Ben pknicie w pycie. Zaczynam kopa pyt w miejscu pknicia,
a rysa rozchodzi si poziomo. Ja i Radar wsuwamy palce w dziur i zaczynamy cign.
Mru oczy, by nie pieky mnie od potu, i szarpi z caej siy raz w jedn, raz w drug stron,
a z pknicia zaczyna tworzy si otwr o poszarpanych krawdziach. Kontynuujemy nasz
cich prac, dopki Radar w kocu nie musi zrobi sobie przerwy, a wtedy zastpuje go Ben.
Ostatecznie udaje si nam wepchn wielki kawa pyty do rodka pawilonu. Wdrapuj si
jako pierwszy, zeskakujc nogami naprzd i ldujc na lepo na czym, co wydaje si stert
papierw.

Przez wyamany przez nas otwr wpada do rodka nieco wiata, ale nie potrafi
nawet oceni rozmiarw pomieszczenia ani stwierdzi, czy jest w nim sufit. Powietrze tutaj
jest tak stche i gorce, e wdech i wydech zupenie si od siebie nie rni. Odwracam si i
uderzam brod w czoo Bena. api si na tym, e mwi teraz szeptem, cho nie ma ku temu
adnego powodu.

- Masz...

- Nie - odszeptuje mi Ben, nim kocz pytanie. - Radar, zabrae ze sob latark?

Sysz, jak Radar przeazi przez dziur.

- Mam t przy kluczach. Ale chyba na niewiele si zda.

Zapala latark i cho nadal nie widz zbyt dobrze, mog stwierdzi, e weszlimy do
duego pomieszczenia wypenionego labiryntem metalowych pek. Papiery na pododze s
stronami ze starych kalendarzy dziennych z odrywanymi kartkami, ktre le porozrzucane
po caym biurze, wszystkie poke i nadgryzione przez myszy. Zastanawiam si, czy moga
to kiedy by jaka maa ksigarnia, cho zapewne miny dziesiciolecia od czasu, gdy na
tych pkach znajdowao si co innego ni kurz.

Stajemy gsiego za Radarem. Dobiega mnie jakie skrzypnicie nad naszymi gowami
i wszyscy trzej zamieramy. Usiuj opanowa panik. Sysz oddechy Radara i Bena, ich
szurajce kroki. Pragn si std wydosta, ale na dobr spraw to skrzypienie moga wywoa
Margo. Moga to by take jaka banda punw.

- To tylko budynek osiada - szepcze Radar, ale wydaje si mniej pewny tego, co
mwi, ni zwykle. Staj w miejscu, nie mogc si poruszy. Po chwili sysz gos Bena.

- Ostatnim razem, kiedy tak si baem, posikaem si w gacie.

- Ostatnim razem, kiedy ja tak si baem - mwi Radar - musiaem de facto stan
twarz w twarz z Czarnym Panem, eby uczyni wiat bezpiecznym miejscem dla
czarodziejw.

Podejmuj niemia prb.

- Ostatnim razem, kiedy ja tak si baem, musiaem spa w pokoju mamy.

Ben chichocze.

- Q, ja na twoim miejscu babym si tak Kadej. Nocy. Bez. Wyjtku.

Nie jest mi do miechu, ale miech tych dwch sprawia, e pomieszczenie wydaje mi
si bezpieczniejsze, wic zaczynamy si rozglda. Przechodzimy przez kady rzd pek, nie
znajdujc nic prcz kilku lecych na pododze egzemplarzy Readers Digest z lat
siedemdziesitych. Po pewnym czasie zauwaam, e moje oczy przywyky ju do ciemnoci,
wic w szarym wietle zaczynamy przemieszcza si w rnych kierunkach z rnymi
prdkociami.

- Nikt std nie wychodzi, dopki wszyscy std nie wychodz - mwi szeptem, a oni
w odpowiedzi odszeptuj mi okej. Docieram do bocznej ciany pomieszczenia i znajduj
pierwszy dowd, e kto by tutaj od czasu, gdy wszyscy opucili to miejsce. Kto wyci w
cianie pokrge sigajce do pasa przejcie o nieregularnych brzegach. Nad dziur widniej
namalowane pomaraczow farb w spreyu sowa TROLLOWA NORA, wraz z pomocn
strzak wskazujc znajdujcy si poniej otwr.

- Chopaki - Radar odzywa si tak gono, e na jedn chwil czar pryska. Podajc
za gosem, odnajduj go przy przeciwlegej cianie, owietlajcego latark jeszcze jedn
Trollow Nor. Graffiti niespecjalnie przypomina graffiti Margo, ale trudno orzec to z ca
pewnoci. Widziaem, jak malowaa spreyem tylko jedn liter.

Podczas gdy Radar wieci mi latark, pochylam si i jako pierwszy przechodz przez
dziur. Pomieszczenie po drugiej stronie jest zupenie puste, nie liczc zwinitej w rulon
wykadziny w jednym z ktw. Gdy wiato latarki bada podog, zauwaam plamy kleju na
betonie w miejscach, w ktrych kiedy przyczepiona bya wykadzina. Po przeciwlegej
stronie pomieszczenia dostrzegam zarys kolejnej wycitej w cianie dziury, tym razem bez
graffiti.

Przea przez t Trollow Nor do pomieszczenia zastawionego wieszakami na
ubrania, do ktrego cian, pokrytych ciemnymi jak od wina plamami po zalaniu wod, nadal
przytwierdzone s drki ze stali nierdzewnej. To pomieszczenie jest lepiej owietlone.
Dopiero po chwili orientuj si, e to dlatego, i w dachu jest kilka dziur - zwisa z niego papa,
wida te, e w niektrych miejscach dach osiada na odsonitych stalowych dwigarach.

- Sklep z pamitkami - oznajmia szeptem stojcy przede mn Ben i natychmiast zdaj
sobie spraw, e ma racj.

Porodku pomieszczenia pi gablotek tworzy pentagon. Szyby, ktre niegdy
odgradzay turystw od turystycznego badziewia, s w wikszoci potrzaskane i le w
kawakach wok gablotek. Szara farba odchodzi od cian, tworzc dziwne i pikne wzory, a
kady spkany wielokt farby jest jak niegowy patek rozkadu.

Co dziwne, znajduje si tu cigle troch towaru. Na przykad telefon z Myszk Miki,
ktry pamitam z bardzo wczesnego dziecistwa. Nadjedzone przez mole, ale cigle adnie
poskadane T-shirty z nadrukiem SONECZNE ORLANDO le na wystawie obsypane
rozbitym szkem. Pod przeszklonymi gablotami Radar znajduje pudo pene map i starych
turystycznych broszur reklamujcych krokodyli park Gator World, Crystal Gardens i wesoe
miasteczka, ktre ju nie istniej. Ben macha na mnie i wskazuje bibelot z zielonego szka w
ksztacie aligatora, lecy samotnie w gablocie, niemal pogrzebany pod warstw kurzu.
Nachodzi mnie refleksja o wartoci naszych pamitek: tego gwna nie da si pozby.

Wracamy t sam drog, najpierw przez puste pomieszczenie, potem przez
pomieszczenie z pkami, wreszcie przechodzimy przez ostatni Trollow Nor. To miejsce
wyglda jak biuro, tyle e bez komputerw, i sprawia wraenie opuszczonego w wielkim
popiechu, jakby pracownikw biura teleportowano w kosmos albo nastpio co rwnie
nagego. Dwadziecia biurek stoi w czterech rzdach. Na niektrych biurkach nadal le
dugopisy, wszystkie za maj porozkadane pasko na blatach wielkie papierowe kalendarze.
Na kadym z kalendarzy nieprzerwanie trwa luty 1986 roku. Ben popycha obity materiaem
biurowy fotel, ktry zaczyna si obraca, rytmicznie poskrzypujc. Przy jednym z biurek w
chybotliwej piramidzie pitrz si tysice bloczkw samoprzylepnych karteczek
reklamujcych biuro doradztwa hipotecznego The Martin-Gale Mortgage Corp. Pootwierane
puda wypenione s stertami papieru ze starych drukarek igowych, wyszczeglniajcymi
wydatki i wpywy na koncie firmy Martin-Gale Mortgage Corp. Na jednym z biurek kto
uoy reklamujce osiedla broszury w jednopitrowy domek z kart. Rozkadam broszury w
nadziei, e zawieraj jak wskazwk, ale nic nie znajduj.

Radar opuszkami palcw przekartkowuje jakie papiery i szepcze:

- Nic po 1986.

Zaczynam przeglda szuflady biurek. Znajduj bagietki do uszu i szpilki do krawata.
Dugopisy i owki popakowane tuzinami w liche tekturowe opakowania, ozdobione czcionk
i deseniami w stylu retro. Serwetki. Par rkawiczek do golfa.

- Znalelicie co, co wiadczyoby o tym, e kto tu by w cigu ostatnich,
powiedzmy, dwudziestu lat? - pytam.

- Nic prcz Trollowych Nor - odpowiada mi Ben. To grobowiec, wszystko spowite
jest kurzem.

- Wic po co nas tu przyprowadzia? - zastanawia si na gos Radar. Mwimy ju
penym gosem.

- Nie mam pojcia - mwi. Jest oczywiste, e jej tu nie ma.

- W kilku miejscach - zauwaa Radar - jest mniej kurzu. W tamtym pustym
pomieszczeniu jest prostokt bez kurzu, jakby kto co przestawi. Ale czy ja wiem...

- No i jest jeszcze ta pomalowana ciana - dodaje Ben. Ben wskazuje co palcem i w
wietle latarki Radara widz, e cz przeciwlegej ciany zostaa pocignita bia farb
gruntow, jakby kto postanowi zmieni wystrj wntrza, ale po p godziny porzuci ten
projekt. Podchodz do ciany i z bliska dostrzegam, e pod warstw biaej farby jest jakie
czerwone graffiti. Mog jednak zobaczy jedynie sporadyczne czerwone przewity - a to
stanowczo za mao, by stwierdzi, co to graffiti przedstawia. Pod cian stoi puszka farby
gruntowej - jest otwarta. Uklkam i wkadam palec do farby. Powierzchnia jest zasklepiona,
ale atwo daje si przebi i po chwili wycigam palec ociekajcy biel. Kiedy tak z palca
skapuje mi farba, nie mwi ani sowa, poniewa wszyscy trzej dochodzimy do tego samego
wniosku, e kto jednak tu niedawno by. Wtem budynek znowu wydaje skrzyp, na co Radar
upuszcza latark i klnie.

- Tu jest upiornie - mwi.

- Patrzcie - odzywa si Ben. Latarka nadal ley na pododze, wic robi krok do tyu,
eby j podnie, kiedy dostrzegam, e Ben pokazuje co palcem. Wskazuje na cian.
Zmiana kta padania wiata sprawia, e litery graffiti wynurzaj si teraz na wierzch spod
warstwy farby - budzce groz trupioblade drukowane litery, w ktrych natychmiast
rozpoznaj pismo Margo:

PJDZIESZ DO PAPIEROWYCH MIAST
I NIGDY JU NIE POWRCISZ

Podnosz latark i kieruj j prosto na cian, a wiadomo znika. Jednak kiedy
wiec ni na inn cz ciany, znowu staje si czytelna.

- Cholera - mruczy pod nosem Radar.

Tu po nim odzywa si Ben:

- Stary, moemy teraz std i? Bo ostatnim razem, kiedy tak si baem... pieprzy to.
Zaraz zwariuj ze strachu. Nie ma nic zabawnego w tym gwnie.

Nie ma nic zabawnego w tym gwnie nie do koca opisuje miertelne przeraenie,
ktre w tej chwili odczuwam. Ale to mi wystarcza. Szybkim krokiem ruszam w stron
Trollowej Nory, czujc, jak wok osaczaj nas ciany.



10

Ben i Radar odwieli mnie do domu - mimo i opucili lekcje, nie mogli sobie
pozwoli na opuszczenie prby orkiestry. Przez dugi czas siedziaem w samotnoci z Pieni
o mnie, chyba po raz dziesity usiujc przeczyta cay poemat od pocztku. To byo trudne,
bo cign si przez jakie osiemdziesit stron i by dziwny, i monotonny, i mimo i
rozumiaem kade sowo z osobna, absolutnie nie umiaem zrozumie caoci. Chocia
wiedziaem, e zakrelone fragmenty s prawdopodobnie jedynymi istotnymi fragmentami,
chciaem dociec, czy wiersz mgby posuy za list poegnalny samobjcy. Tak czy owak,
nic z tego nie rozumiaem.

Przebrnwszy przez dziesi zagmatwanych stron poematu, poczuem ogarniajc
mnie panik i postanowiem zadzwoni do detektywa. Wygrzebaem jego wizytwk z
szortw z kosza na brudn bielizn. Odebra po drugim dzwonku.

- Warren.

- Dzie dobry, mwi Quentin Jacobsen. Jestem przyjacielem Margo Roth Spiegelman.

- Jasne, pamitam ci, chopcze. Co sycha?

Opowiedziaem mu o wskazwkach i o pawilonie handlowym, i o papierowych
miastach, o tym, jak Margo nazwaa papierowym miastem Orlando, kiedy bylimy na
szczycie budynku SunTrust, tylko e nie uya tego okrelenia w liczbie mnogiej, o tym, jak
mi powiedziaa, e nie chce zosta znaleziona, o szukaniu jej pod podeszw buta. Detektyw
nawet mnie nie zbeszta za wamywanie si do opuszczonych budynkw ani nie zapyta,
dlaczego byem w opuszczonym budynku o dziesitej rano w rodku tygodnia. Poczeka, a
skocz mwi, a wtedy owiadczy:

- Jezu, chopcze, zrobi si z ciebie niemal detektyw. Teraz brakuje ci jeszcze tylko
spluwy, tupetu i trzech byych on. No wic, jak masz teori?

- Boj si, e ona moga si... zabi.

- Nigdy przez myl mi nie przeszo, eby ta dziewczyna moga zrobi co poza
ucieczk, chopcze. Rozumiem twj punkt widzenia, ale musisz pamita, e to nie jest jej
pierwszy raz. Mam na myli te wskazwki. To dodaje caemu przedsiwziciu dramatyzmu.
Szczerze mwic, chopcze, gdyby chciaa, eby j znalaz - martw czy yw - ju by to
zrobi.

- Ale nie uwaa pan...

- Chopcze, pech polega na tym, e ona w wietle prawa jest osob doros z woln
wol, rozumiesz? Pozwl, e dam ci pewn rad: daj jej wrci do domu. Chodzi mi o to, e
w ktrym momencie bdziesz musia przesta wpatrywa si w niebo, bo inaczej pewnego
dnia spojrzysz z powrotem w d i zorientujesz si, e ty take uleciae w przestworza.

* * *

Zakoczyem rozmow z poczuciem niesmaku - uwiadomiem sobie, e to nie
poetyzowanie Warrena zaprowadzi mnie do Margo. Rozmylaem nad tymi ostatnimi
wersami, ktre podkrelia: Zapisuj si w spadku ziemi, by wyrosn z trawy, ktr kocham,
/ Jeli zatsknicie za mn, szukajcie mnie pod podeszw buta. Ta trawa, jak pisze Whitman na
kilku pierwszych stronach, jest piknym, nie strzyonym wosem mogi. Tylko gdzie s te
mogiy? Gdzie s te papierowe miasta?

Zalogowaem si na Omniklopedi, eby sprawdzi, czy jest tam wicej informacji na
temat frazy papierowe miasta, ni ju miaem. Znalazem wyjtkowo wnikliwy i przydatny
wpis utworzony przez uytkownika o nicku mierdziel: Papierowe Miasto to miasto, w
ktrym jest zakad papierniczy. To wanie bya wada Omniklopedii: teksty napisane przez
Radara byy starannie przygotowane i niezwykle uyteczne; niezredagowane wypociny
mierdziela pozostawiay wiele do yczenia. Jednak kiedy poszukaem w caej sieci,
znalazem co interesujcego gboko na czterdziestej pozycji wynikw, na forum na temat
handlu nieruchomociami w Kansas:

Wyglda na to, e nie wybuduj jednak osiedla Madison Estates; kupilimy tam z
mem dom, ale kto zadzwoni do nas w tym tygodniu i powiedzia, e zwracaj nam
depozyt, poniewa nie sprzedali wystarczajcej liczby domw na sfinansowanie projektu.
Kolejne papierowe miasto dla Kansas! - Marge z Cawker w stanie Kansas

Pseudoosiedle! Pjdziesz do pseudoosiedli i nigdy ju nie powrcisz. Wziem
gboki wdech i przez dusz chwil wpatrywaem si w ekran komputera.

Nieuchronnie nasuwa si jeden wniosek. Cho w rodku Margo caa bya popkana i
zdecydowana na wszystko, nie moga si jednak zdoby, by znikn na dobre. Postanowia
wic zostawi swoje ciao - zostawi je dla mnie - na osiedlu bdcym cieniem naszego
osiedla, na ktrym kiedy pky jej pierwsze struny. Powiedziaa, e nie chce, aby jej ciao
znalazy jakie przypadkowe dzieciaki - wic miao sens, e spord wszystkich znanych jej
ludzi wybraa mnie, ebym j znalaz. Nie przysporzyaby mi tym adnego nowego
cierpienia. Ja ju raz to zrobiem. Miaem w tej dziedzinie dowiadczenie.

Zauwayem, e Radar jest dostpny, i kliknem, eby rozpocz now rozmow,
kiedy na ekranie wyskoczyo okienko wiadomoci od niego:

OMNIKLOPEDYSTA96: Hej.

QODRODZENIE: Papierowe miasta = pseudoosiedla. Sdz, e ona chce, ebym
odnalaz jej ciao. Bo uwaa, e ja mog to znie. Bo znalelimy ciao tamtego martwego
faceta, gdy bylimy dziemi.

Przesaem mu link z forum o Kansas.

OMNIKLOPEDYSTA96: Zwolnij troch. Daj mi sprawdzi ten link.

QODRODZENIE: Ok.

OMNIKLOPEDYSTA96: Dobra, nie bd taki makabryczny. Nie wiesz niczego na
pewno. Myl, e nic jej nie jest.

QODRODZENIE: Wcale tak nie mylisz.

OMNIKLOPEDYSTA96: No dobra, nie myl. Ale jeli w wietle tego dowodu kto
ma by ywy...

QODRODZENIE: Taa, chyba tak. Id si pooy. Rodzice zaraz wrc do domu.

Nie mogem jednak si uspokoi, wic zadzwoniem z ka do Bena i wyoyem mu
swoj teori.

- Co za gwniana makabra, stary. Ale nic jej nie jest. To wszystko jest tylko czci
jakiej gry, ktr prowadzi.

- Podchodzisz do tego do niefrasobliwie.

Westchn.

- Niewane, to troch niefajne z jej strony, no, tak przywaszczy sobie te trzy ostatnie
tygodnie szkoy redniej, wiesz? Przez ni ty si zamartwiasz i Lacey si zamartwia, a bal jest
ju za trzy dni, czaisz? Czy nie moemy po prostu mie fajnego balu?

- Mwisz powanie? Ona moe by martwa, Ben.

- Nie jest martwa. To mistrzyni dramatw. Chce by w centrum uwagi. Znaczy si,
wiem, e ma popapranych rodzicw, ale oni znaj j lepiej ni my, no nie? I oni te tak myl.

- Jeste czasem tak pacynk - oznajmiem.

- Spoko, stary. Obaj mielimy dugi dzie. Za duo dramatw. TTYS6.

Chciaem zakpi sobie z niego za uywanie jzyka czatu w realu, ale nie miaem na to
siy.

Kiedy si rozczyem, znw usiadem do komputera i zaczem szuka listy
pseudoosiedli w stanie Floryda. Nie udao mi si nigdzie znale listy, ale po wpisaniu do
wyszukiwarki opuszczone osiedla, Gajowy Azyl i tym podobnych fraz, po jakim czasie
udao mi si stworzy list piciu miejsc w promieniu trzech godzin od Jefferson Park.
Wydrukowaem map rodkowej Florydy, przyczepiem j do ciany nad komputerem i
wszystkich pi miejsc zaznaczyem pinezkami. Patrzc na map, nie dostrzegaem, eby
tworzyy jaki sensowny ukad. Byy rozrzucone w przypadkowy sposb po odlegych
przedmieciach, dotarcie do nich wszystkich zajoby mi co najmniej tydzie. Dlaczego
Margo nie wskazaa mi konkretnego miejsca? Zostawia wszystkie te piekielnie przeraajce
wskazwki. Wszystkie te zapowiedzi jakiej tragedii. Ale nie podaa miejsca. Nic, czego
mona by si uchwyci. To byo jak wdrapywanie si na gr wiru.

Nastpnego dnia Ben pozwoli mi wzi ZJOB-a, gdy sam zamierza kry po
miecie z Lacey w jej SUV-ie i zaatwia sprawunki na bal. Cho raz nie musiaem siedzie
pod sal muzyczn - skoro tylko rozleg si dzwonek ogaszajcy koniec sidmej lekcji,
wypadem ze szkoy i pognaem do samochodu. Nie miaem talentu Bena do uruchamiania
silnika ZJOB-a, wic byem jednym z pierwszych, ktrzy dotarli na parking, i jednym z
ostatnich, ktrzy z niego wyjedali, ale silnik w kocu zaskoczy i ruszyem w stron
Gajowego Azylu.

Wyjedajc z miasta Colonial Drive, jechaem wolno, wypatrujc innych
pseudoosiedli, ktre mogem przeoczy w internecie. Za mn cign si dugi ogon
samochodw i zaczem si niepokoi, e je spowalniam. Nie mogem si nadziwi, e wci
jest we mnie miejsce na zamartwianie si tak bahymi, niedorzecznymi bzdurami jak to, czy
ten facet w SUV-ie za mn myli, e jestem przesadnie ostronym kierowc. Pragnem, eby
zniknicie Margo jako mnie odmienio; ale tak si nie stao, niezupenie.

Podczas gdy ogon samochodw cign si za mn niczym jaka niechtna procesja
pogrzebowa, zapaem si na tym, e mwi do Margo na gos:

- Wydobd z tej struny wszystko. Nie zawiod twojego zaufania. Odnajd ci.

Mwienie do niej, o dziwo, uspokajao mnie. Powstrzymywao mnie od wyobraania
sobie rnych scenariuszy. Ponownie dotarem do przekrzywionego drewnianego znaku przy
Gajowym Azylu. Niemal syszaem te westchnienia ulgi dochodzce z korka za mn, kiedy
skrcaem w lewo, w lep asfaltow ulic. Wygldaa jak podjazd bez domu. Zostawiem
ZJOB-a na chodzie i wysiadem. Z bliska spostrzegem, e Gajowy Azyl w rzeczywistoci
znajdowa si na bardziej zaawansowanym etapie ukoczenia, ni wygldao to na pierwszy
rzut oka. W piaszczystym gruncie wytyczono dwie zakoczone lepymi zaukami drogi
gruntowe, cho byy ju tak zerodowane, e ledwo dostrzegaem ich kontur. Przechodzc
wzdu jednej i drugiej ulicy, czuem, jak upa wdziera mi si do nosa z kadym kolejnym
wdechem. Palce soce utrudniao poruszanie si, ale poznaem ju pikn, cho
makabryczn, prawd: upa sprawia, e mier cuchnie, tymczasem w Gajowym Azylu nie
byo czu nic prcz zapachu rozgrzanego powietrza i spalin samochodowych -
utrzymywanych przez wilgotne powietrze blisko powierzchni ziemi wydechw moich i
samochodu.

Szukaem dowodw potwierdzajcych, e Margo tu bya: odciskw butw, jakiego
napisu na piachu, jakiej pamitki. Wygldao jednak, e byem od wielu lat pierwsz osob
przemierzajc te nienazwane ulice bez nawierzchni. Teren by paski, tylko nieliczne zarola
zdoay odrosn, miaem wic doskonay widok we wszystkich kierunkach. Nie byo
namiotw. Nie byo ognisk. Nie byo Margo.

Wsiadem z powrotem do ZJOB-a i wjechaem na I-4, kierujc si na pnocny
wschd od miasta, w stron miejsca o nazwie Ostrokrzewowe Bonia. Minem
Ostrokrzewowe Bonia trzykrotnie, zanim w kocu znalazem to osiedle - na cay krajobraz
tej okolicy skaday si dby i pastwiska, a pozbawione jakiegokolwiek oznaczenia przy
wjedzie Ostrokrzewowe Bonia nie wyrniay si na tym tle w aden szczeglny sposb.
Kiedy jednak przejechaem kilka metrw poln drog, przy ktrej pocztku rosa kpa dbw
i sosen, osiedle okazao si rwnie ponure co Gajowy Azyl. Gwna droga bez nawierzchni
powoli znikaa, przechodzc w piaszczyste pole. Nie dostrzegem adnych innych drg, ale
spacerujc po osiedlu, natrafiem na kilka lecych na ziemi drewnianych palikw,
poznaczonych farb w spreyu. Uznaem, e kiedy musiay by znacznikami granic dziaki.
Nie czuem ani nie widziaem niczego podejrzanego, a mimo to strach ciska mi pier.
Pocztkowo nie mogem zrozumie dlaczego, ale potem to zobaczyem: kiedy oczyszczano
teren pod budow, na tyach dziaki zostawiono samotny db. A to skate drzewo o pokrytych
grub kor konarach byo tak podobne do tamtego drzewa w Parku Jeffersona, przy ktrym
znalelimy Roberta Joynera, i byem pewien, e ona tam jest, po przeciwlegej stronie pnia.

I po raz pierwszy wyobraziem to sobie: Margo Roth Spiegelman bezwadnie oparta o
pie drzewa, jej oczy nieruchome, czarna krew sczca si z ust, wszystko wydte i
znieksztacone, poniewa odnalezienie jej zajo mi za duo czasu. Ufaa, e znajd j
wczeniej. Powierzya mi swoj ostatni noc. A ja j zawiodem. I mimo i w powietrzu nie
wyczuwao si niczego prcz zapowiedzi pniejszego deszczu, byem pewien, e wanie j
znalazem.

Ale nie. To byo tylko drzewo, samotne pord pustki srebrnego piachu. Usiadem,
opierajc si o jego pie, i uspokoiem oddech. Nie chciaem przechodzi przez to sam. W
ogle nie chciaem przez to przechodzi. Jeli mylaa, e Robert Joyner mnie przygotowa, to
si mylia. Nie znaem Roberta Joynera. Nie kochaem Roberta Joynera.

Uderzyem piciami w ziemi, a potem walnem w ni ponownie, i jeszcze raz.
Piasek rozprasza si pod moimi ciosami, a w kocu uderzaem w nagie korzenie drzewa, i
nie przestawaem, cho bl przeszywa moje donie i nadgarstki. Do tej pory nie pakaem za
Margo, jednak teraz nareszcie pozwoliem sobie na zy, walc w ziemi i krzyczc, poniewa
nie byo nikogo, kto mgby mnie usysze: tskniem za ni, tskniem za ni, tskniem za
ni, tskni za ni.

Nie ruszyem si z miejsca nawet wtedy, gdy moje rce ogarno zmczenie, a moje
oczy wyschy. Siedziaem tam i mylaem o niej, a wiato przybrao odcie szaroci.

6 TTYS - Talk To You Soon (ang.) - Pogadamy pniej.



11

Nastpnego dnia w szkole zobaczyem Bena przy wejciu do sali muzycznej
pogronego w rozmowie z Lacey, Radarem i Angel, stojcych w cieniu drzewa o nisko
zwieszonych gaziach. Z cikim sercem suchaem, jak rozmawiaj o balu, o tym, jak Lacey
pokcia si z Becc, i innych bzdurach. Czekaem na okazj, by opowiedzie im, co wczoraj
zobaczyem, ale kiedy okazja si nadarzya i w kocu powiedziaem: Do dugo
rozgldaem si po dwch pseudoosiedlach, ale nic szczeglnego nie znalazem,
uwiadomiem sobie, e waciwie nie miaem nic nowego do przekazania.

Nikt nawet nie wydawa si zbytnio przejty, oprcz Lacey. Potrzsaa gow, kiedy
mwiem o pseudoosiedlach, a potem si odezwaa:

- Czytaam wczoraj w internecie, e ludzie majcy myli samobjcze, kocz relacje z
ludmi, na ktrych s li. I rozdaj swoje rzeczy. Margo w zeszym tygodniu oddaa mi pi
par dinsw, mwic, e na mnie bd lepiej lee, co nie jest prawd, bo ona jest znacznie
bardziej, no - krga.

Lubiem Lacey, ale zrozumiaem, co Margo miaa na myli, mwic o umniejszaniu.

Z jakiego powodu opowiedzenie nam tej historii doprowadzio dziewczyn do ez,
wic Ben j obj, a ona wtulia si w jego ramiona, co byo trudne do wykonania, poniewa
w swoich butach na obcasach bya faktycznie od niego wysza.

- Lacey, musimy znale waciwe miejsce. Pogadaj ze znajomymi. Czy kiedykolwiek
wspominaa co o papierowych miastach? Czy kiedykolwiek mwia o jakim konkretnym
miejscu? Jest jakie osiedle, ktre co dla niej znaczyo? - Wzruszya ramionami, wci
wtulona w Bena.

- Stary, nie drcz jej - wystpi rycersko Ben. Westchnem, ale zamilkem.

- Sprawdzam sie - odezwa si Radar - ale odkd znikna, nie logowaa si na
Omniklopedii pod swoj nazw uytkownika.

I jakby nigdy nic wrcili do wakowania tematu balu. Lacey wynurzya si z obj
Bena, i cho wci wygldaa na smutn i zaniepokojon, to prbowaa si umiechn, gdy
Radar i Ben wymieniali si anegdotami o kupowaniu bukiecikw.

Dzie mija jak zwykle - w zwolnionym tempie, z tysicem tsknych spojrze
rzucanych na zegar. Tylko e teraz byo to jeszcze trudniejsze do zniesienia, poniewa kada
minuta zmarnowana w szkole bya kolejn minut, w ktrej nie udawao mi si odnale
Margo.

Jedynie w miar interesujc lekcj tego dnia by angielski, na ktrym dr Holden
zupenie spalia dla mnie Mobyego Dicka, bdnie przyjmujc, e wszyscy przeczytalimy t
ksik, i opowiadaa o kapitanie Ahabie, i jego obsesji odnalezienia i zabicia biaego
wieloryba. Mimo to przyjemnie byo patrze, jak w miar mwienia o lekturze robi si coraz
bardziej podekscytowana.

- Ahab jest szalecem pomstujcym na los. Nigdy w caej powieci nie widzicie, eby
pragn czego innego, prawda? Ma jedn obsesj. A poniewa jest kapitanem statku, nikt nie
moe go powstrzyma. Mona argumentowa - w rzeczy samej, moecie argumentowa, jeli
zdecydujecie si pisa o nim w waszej pracy kocowej - e Ahab jest gupcem, poddajc si
obsesji. Ale mona rwnie przedstawi argument, e jest co tragicznie heroicznego w
podejmowaniu walki, w ktrej jest si skazanym na klsk. Czy nadzieja Ahaba jest rodzajem
obdu, czy moe jest to definicja czowieczestwa?

Notowaem, ile si dao z tego, co powiedziaa, uwiadamiajc sobie, e
prawdopodobnie zdoam skleci moj prac kocow bez koniecznoci czytania tej ksiki.
Kiedy tak analizowaa, uzmysowiem sobie, e dr Holden jest niezwykle dobra w
odczytywaniu rnych rzeczy. I wspomniaa, e lubi Whitmana. Wic kiedy zadzwoni
dzwonek, wyjem dba trawy z plecaka i powoli go zapinaem, podczas gdy wszyscy
pdzili albo do domu, albo na dodatkowe zajcia. Stanem za kim, kto prosi o przeduenie
terminu oddania spnionej ju pracy. Wreszcie wyszed.

- Oto i mj ulubiony czytelnik Whitmana.

Zmusiem si do umiechu.

- Zna pani Margo Roth Spiegelman? - zapytaem.

Usiada za biurkiem, dajc mi gestem zna, ebym rwnie usiad.

- Nigdy nie miaam jej w swojej klasie, ale oczywicie o niej syszaam. Wiem, e
ucieka.

- Ona jakby zostawia mi ten tomik z wierszami, zanim, no, znikna. - Podaem
ksik dr Holden, a ona zacza j powoli kartkowa. Kiedy to robia, wyznaem: - Duo
rozmylaem nad tymi zakrelonymi fragmentami. Jak pani spojrzy na koniec Pieni o mnie,
zobaczy pani, e podkrelia ten kawaek o umieraniu. Ten wers: Jeli zatsknicie za mn,
szukajcie mnie pod podeszw buta.

- Zostawia ci to - powtrzya cicho dr Holden.

- Tak - potwierdziem.

Przerzucia kilka stron wstecz i postukaa paznokciem w cytat zaznaczony na zielono.

- O co chodzi z tymi futrynami drzwi? To wspaniay moment w poemacie, Whitman...
Wrcz czuje si, e krzyczy do nas: Otwrzcie drzwi! Co wicej, usucie drzwi!

- Margo zostawia mi co jeszcze dosownie wewntrz futryny moich drzwi.

Doktor Holden rozemiaa si.

- O! Sprytnie! Ale to taki wspaniay wiersz - przykro mi, e tak dosownie go
odczytano. I wydaje si, e Margo zareagowaa bardzo mrocznie na dzieo, ktre jest
ostatecznie bardzo optymistycznym utworem. Ten poemat jest o naszych wiziach - o tym, e
wszyscy mamy ten sam system korzeni, jak to jest w wypadku dbe trawy.

- Tylko e to, co ona podkrelia, brzmi raczej jak list poegnalny samobjcy -
zauwayem, a dr Holden ponownie przeczytaa ostatnie strofy i spojrzaa na mnie.

- Jakime bdem jest upraszczanie tego poematu do czego beznadziejnego. Mam
nadziej, e nie o to chodzi, Quentinie. Jeli przeczyta si cay wiersz, nie wiem, jak mona
wycign inny wniosek, ni taki, e ycie jest czym witym i cennym. Ale kto wie. Moe
Margo odczytaa go tylko pod ktem idei, ktrych szukaa. Czsto interpretujemy wiersze w
ten sposb. Ale jeli tak byo, zupenie le odebraa to, o co prosi j Whitman.

- A o co prosi?

Zamkna ksik i popatrzya mi prosto w oczy w taki sposb, e nie byem w stanie
wytrzyma jej spojrzenia.

- A co ty o tym mylisz?

- Nie wiem - bknem, wbijajc wzrok w stert ocenionych prac na biurku. -
Prbowaem przeczyta go w caoci kilkakrotnie, ale nie zaszedem zbyt daleko. Przewanie
czytaem tylko te fragmenty, ktre podkrelia. Czytam wiersz, eby zrozumie Margo, a nie
po to, by zrozumie Whitmana.

Doktor Holden podniosa owek i zapisaa co na odwrocie koperty.

- Poczekaj. Zapisuj to.

- Co?

- To, co wanie powiedziae.

- Dlaczego?

- Poniewa uwaam, e wanie tego pragnby Whitman: eby potraktowa Pie o
mnie nie tylko jako wiersz, ale jako drog do zrozumienia drugiego czowieka. Ale
zastanawiam si, czy przypadkiem nie powiniene przeczyta go jako kompletnego poematu,
zamiast skupia si tylko na fragmentach z cytatami i wskazwkami. Naprawd uwaam, e
istniej pewne interesujce analogie midzy poet w Pieni o mnie a Margo Spiegelman - caa
ta nieokieznana charyzma i wanderlust. Jednake wiersz nie moe zdziaa tego, do czego
zosta stworzony, jeli przeczyta si tylko jego urywki.

- Dobrze, dzikuj - powiedziaem. Wziem ksik i wstaem. Jako nie podnioso
mnie to na duchu.

Tego popoudnia zabraem si ze szkoy razem z Benem i siedziaem u niego w domu,
dopki nie musia jecha po Radara, bo wybierali si na jak przedbalow imprez
organizowan przez naszego koleg Jakea, ktrego rodzice wyjechali z miasta. Ben chcia,
ebym poszed z nimi, ale nie byem w nastroju.

Wrciem do domu na piechot, przechodzc przez park, w ktrym ja i Margo
znalelimy martwego Roberta Joynera. Przypomnia mi si tamten poranek i poczuem, jak
co przewraca mi si w odku na myl o tym wspomnieniu - nie przez tego martwego
faceta, ale dlatego, e przypomniaem sobie, i to ona zobaczya go pierwsza. Nawet na placu
zabaw na moim wasnym podwrku nie potrafiem sam znale ciaa - jak, u diaba, miaem
dokona tego teraz?

Po przybyciu do domu ponownie zabraem si do czytania Pieni o mnie, jednak
mimo wskazwek dr Holden, poemat wci jawi mi si jako pltanina niezrozumiaych sw.

Nastpnego ranka obudziem si wczenie, tu po smej, i usiadem do komputera.
Ben by dostpny, wic wysaem mu wiadomo na komunikatorze.

QODRODZENIE: Jak byo na imprezie?

TOBYAINFEKCJANEREK: Nudno, oczywicie. Wszystkie imprezy, na ktre
chodz, s nudne.

QODRODZENIE: Szkoda, e to przegapiem. Wczenie jeste na nogach. Chcesz
wpa do mnie, pogra w Odrodzenie?

TOBYAINFEKCJANEREK: artujesz?

QODRODZENIE: Zastanwmy si... Nie?

TOBYAINFEKCJANEREK: Wiesz, jaki dzisiaj jest dzie?

QODRODZENIE: Sobota, 15 maja?

TOBYAINFEKCJANEREK: Stary, bal zaczyna si za jedenacie godzin i
czternacie minut. Musz pojecha po Lacey za niecae dziewi godzin. Nawet jeszcze nie
umyem i nie nawoskowaem ZJOB-a, ktrego, tak przy okazji, cakiem popisowo utytae.
Potem musz wzi prysznic, ogoli si, przystrzyc wosy w nosie i samego siebie umy i
nawoskowa. Boe, nawet mi nie mw. Mam mnstwo roboty. Suchaj, zadzwoni do ciebie
pniej, jeli bd mg.

Radar te by dostpny, wic napisaem do niego.

QODRODZENIE: Co jest z Benem nie tak?

OMNIKLOPEDYSTA96: Zwolnij nieco, kowboju.

QODRODZENIE: Sorry, po prostu wkurza mnie to, e tak wiruje na punkcie tego
balu.

OMNIKLOPEDYSTA96: Dopiero si wkurzysz, jak usyszysz, e jestem na nogach
tak wczenie tylko dlatego, i musz wyj, by odebra smoking.

QODRODZENIE: Jezu Chryste. Serio?

OMNIKLOPEDYSTA96: Q, jutro i pojutrze, i popojutrze, i kadego kolejnego dnia
przez reszt mojego ycia z najwiksz przyjemnoci wezm udzia w twoim dochodzeniu.
Ale mam dziewczyn. A ona chce mie udany bal. I ja chc mie udany bal. To nie moja
wina, e Margo Roth Spiegelman nie chciaa, ebymy mieli udany bal.

Nie wiedziaem, co powiedzie. By moe mia racj. Moe zasugiwaa na to, eby o
niej zapomniano. Jednak ja nie potrafiem o niej zapomnie.

Moi rodzice leeli jeszcze w ku, ogldajc jaki stary film w telewizji.

- Mog wzi minivana? - zapytaem.

- Jasne, po co?

- Postanowiem i na bal - odpowiedziaem popiesznie. Kamstwo zawitao mi w
gowie w chwili, gdy je wypowiedziaem. - Musz wybra smoking, a potem pojecha do
Bena. Obaj idziemy bez partnerek.

Mama usiada, umiechajc si.

- No, uwaam, e to wspaniale, soce. wietnie ci to zrobi. Wrcisz tu jeszcze,
ebymy mogli zrobi zdjcia?

- Mamo, naprawd potrzebna ci dokumentacja tego, jak id na bal bez partnerki?
Pomyl, czy w moim yciu nie do ju byo upokorze?

Rozemiaa si.

- Zadzwo przed pnoc - przypomnia mi tata.

- Jasna sprawa - obiecaem. Okamywanie ich przyszo mi z tak atwoci, e nagle
zaczem si zastanawia, dlaczego waciwie nie robiem tego przed pamitn noc z Margo.

Wjechaem na I-4, kierujc si na zachd w kierunku Kissimmee i parkw rozrywki,
minem I-Drive w pobliu miejsca, w ktrym z Margo wamalimy si do SeaWorld, a
znalazem si na autostradzie nr 27 prowadzcej do Haines City. W tamtych okolicach jest
wiele jezior, a gdziekolwiek na Florydzie s jeziora, anektuj je bogaci ludzie, wic
wydawao mi si mao prawdopodobne, e znajd tam jakie pseudoosiedle. Jednak strona
internetowa, na ktr trafiem, podawaa bardzo konkretne informacje o znajdujcej si tam,
czsto przejmowanej przez banki, ogromnej parceli, ktrej nikt nie zdoa zagospodarowa.
Rozpoznaem to miejsce od razu, poniewa kade inne osiedle przy drodze dojazdowej byo
otoczone murem, podczas gdy Przepircz Kotlin oznaczono jedynie plastikow tablic
wbit w ziemi. Skrciwszy na osiedle, zobaczyem niewielkie plastikowe reklamy z hasami
NA SPRZEDA, PIERWSZORZDNA LOKALIZACJA oraz ZNAKOMITE
MOLIWOCI ZAGO$PODAROWANIA!

W przeciwiestwie do poprzednich pseudoosiedli o Przepircz Kotlin kto dba. Nie
wybudowano tu adnych domw, ale dziaki oznaczone byy supkami geodezyjnymi, a trawa
wieo skoszona. Wszystkie ulice wyoono kostk brukow i umieszczono przy nich
tabliczki z nazwami. Na rodku osiedla wykopano sadzawk w ksztacie doskonaego koa,
ale z jakiego powodu j osuszono. Kiedy podjechaem bliej, zobaczyem, e miaa jakie
trzy metry gbokoci i nieco ponad sto metrw rednicy. Gumowy w wi si dnem krateru
do jej rodka, skd do wysokoci mojego wzroku wyrastaa stalowo-aluminiowa fontanna.
Ogarno mnie poczucie wdzicznoci, e sadzawka jest pusta i nie musz wgapia si w jej
tafl, zastanawiajc si, czy Margo nie ley gdzie na dnie, czekajc, a zao akwalung,
eby j odnale.

Poczuem pewno, e Margo nie ma w Przepirczej Kotlinie. To miejsce graniczyo
ze zbyt wieloma osiedlami, by mogo stanowi dobr kryjwk, niezalenie od tego, czy jest
si osob, czy zwokami. Niemniej i tak si rozgldaem, bezsensownie objedajc
minivanem ulic za ulic. Zalaa mnie fala beznadziejnoci. Chciaem si cieszy, e to nie
tutaj. Jednak jeli to nie bya Przepircza Kotlina, bdzie to nastpne miejsce albo kolejne,
albo jeszcze nastpne. A moe nigdy jej nie znajd. Czy taki los byby lepszy?

Zakoczyem mj bezowocny patrol i zjechaem z powrotem na autostrad. Kupiem
sobie lunch w okienku dla kierowcw i zjadem go w drodze na zachd, kierujc si do
pawilonu.



12

Kiedy zajechaem na parking przed pawilonem, zauwayem, e kto zaklei zrobion
przez nas dziur w pycie niebiesk tam malarsk. Zastanawiaem si, kto mg by tutaj po
nas.

Podjechaem na ty budynku i zaparkowaem minivana obok zardzewiaego kontenera
na mieci, ktry od dziesicioleci nie spotka si ze mieciark. Pomylaem sobie, e w razie
potrzeby zawsze mogem przebi si przez t tam, jednak idc ku frontowi budynku,
zauwayem, e stalowe drzwi na tyach sklepw nie maj adnych widocznych zawiasw.

Dziki Margo nauczyem si tego i owego o zawiasach, i teraz zdaem sobie spraw,
dlaczego szarpanie tych drzwi nic nam nie dao: otwieray si do rodka. Podszedem do
drzwi biura firmy od kredytw hipotecznych i pchnem je. Otwary si bez najmniejszego
oporu. Boe, ale z nas durnie. Ktokolwiek zajmowa si tym budynkiem, z pewnoci
wiedzia o niezablokowanych drzwiach, wic ta tama wydawaa si jeszcze bardziej nie na
miejscu.

Pogmeraem w moim spakowanym tego ranka plecaku i wygrzebawszy nalec do
ojca latark Maglite o duej mocy, omiotem wiatem pomieszczenie. W krokwiach
czmychno co pokanych rozmiarw. Ciarki przeszy mi po plecach. Przez strumie wiata
przeskakiway jakie mae jaszczurki.

Z dziury w suficie w rogu pokoju od frontu pada pojedynczy promie wiata, soce
przewiecao te zza pyty wirowej, ale byem zdany gwnie na latark. Chodziem tam i z
powrotem midzy rzdami biurek, przygldajc si przedmiotom, ktre znalelimy w
szufladach i zostawilimy na wierzchu. Widok biurka za biurkiem z takim samym
niezapisanym kalendarzem przyprawia mnie o wyjtkowo zimne dreszcze: Luty 1986. Luty
1986. Luty 1986. Czerwiec 1986. Luty 1986. Obrciem si na picie i owietliem biurko
stojce w samym rodku pomieszczenia. W kalendarzu kto zmieni miesic na czerwiec.
Nachyliem si i przyjrzaem kartce w nadziei, e ujrz postrzpion krawd w miejscu, w
ktrym zostay oderwane poprzednie miesice, lub jakie lady w miejscach, na ktrych
dugopis odcisn si przez papier, ale kalendarz nie rni si od pozostaych niczym oprcz
daty.

Przyciskajc latark policzkiem do ramienia, zaczem ponownie przeszukiwa
szuflady biurek, zwracajc szczegln uwag na biurko czerwcowe: kilka serwetek, kilka
wci zatemperowanych owkw, subowe notatki dotyczce kredytw hipotecznych
adresowane do jakiego Dennisa McMahona, puste opakowanie Marlboro Lights, prawie
pena buteleczka czerwonego lakieru do paznokci.

Przeoyem latark do jednej rki, a drug podniosem lakier i przyjrzaem si mu z
bliska. Tak czerwony, e niemal czarny. Ten kolor widziaem ju wczeniej. Widziaem go na
desce rozdzielczej minivana tamtej nocy. Nagle odgosy pierzchania w krokwiach i
trzeszczenie budynku stay si nieistotne - ogarna mnie perwersyjna euforia. Nie mogem,
rzecz jasna, wiedzie, czy to ta sama butelka, ale z pewnoci by to ten sam kolor.

Okrciwszy buteleczk w palcach, na jej zewntrznej ciance dojrzaem rozwiewajc
reszt moich wtpliwoci malek smug niebieskiej farby w spreyu. Odcisk jej
poplamionych spreyem palcw. Teraz miaem ju pewno. Bya tutaj po tym, jak
rozeszlimy si nad ranem. Moe cigle tu pomieszkiwaa. Moe pojawiaa si tu tylko na
noc. Moe to ona zakleia pyt wirow, eby chroni swoj prywatno.

Natychmiast postanowiem zosta do rana. Jeli Margo moga tu spa, ja te mogem.
W takich to okolicznociach wdaem si w krtk konwersacj z samym sob:

Ja: Ale szczury.

Ja: No tak, ale wyglda na to, e trzymaj si sufitu.

Ja: Ale jaszczurki.

Ja: Daj spokj. Gdy bye may, cigae je za ogony. Nie boisz si jaszczurek.

Ja: Ale szczury.

Ja: Szczury tak naprawd nie mog ci zrani. One bardziej boj si ciebie ni ty ich.

Ja: No dobrze, ale co ze szczurami?

Ja: Zamknij si.

Ostatecznie jednak szczury nie miay znaczenia, istotnego znaczenia, poniewa
znajdowaem si w miejscu, w ktrym przede mn przebywaa ywa Margo. Byem w
miejscu, ktre widziao j pniej ni ja j widziaem, i ciepo tej myli czynio pawilon
niemal przyjemnym miejscem. Bynajmniej nie chc przez to powiedzie, e czuem si jak
koysane przez mateczk niemowl, ale mj oddech ju nie przypiesza przy byle haasie. A
kiedy staem si bardziej odprony, eksplorowanie szo mi atwiej. Wiedziaem, e do
odkrycia byo znacznie wicej, a teraz poczuem si gotw, by to znale.

Pochyliem si i przelazem przez Trollow Nor, wychodzc z biura i wchodzc do
pokoju z labiryntem pek. Chwil pokryem midzy alejkami. Na drugim kocu
pomieszczenia przedostaem si przez nastpn Trollow Nor do pustego pokoju. Usiadem
pod przeciwleg cian na zrolowanej wykadzinie. Popkana biaa farba zachrzcia pod
naporem moich plecw. Dajc sobie czas na oswojenie si z dwikami, zostaem tam przez
chwil, na tyle dugo, e wpadajcy przez dziur w suficie snop wiata o postrzpionych
brzegach zdy przepezn po pododze kilka centymetrw.

Wkrtce znudzio mi si siedzenie, wic przelazem przez ostatni Trollow Nor do
sklepu z pamitkami. Poprzerzucaem T-shirty. Spod gabloty wystawowej wytargaem pudo
z broszurami turystycznymi i przejrzaem je, szukajc jakiej nagryzmolonej wiadomoci od
Margo, ale nic nie znalazem.

Wrciem do pomieszczenia, ktre zaczem nazywa bibliotek. Przekartkowaem
egzemplarze Readers Digest, znalazem te stert magazynw National Geographic z lat
szedziesitych, ale karton z nimi pokryty by tak grub warstw kurzu, e wiedziaem, i
Margo nigdy do niego nie zagldaa.

lady ludzkiej bytnoci znalazem dopiero, gdy wrciem do pustego pokoju. Na
cianie, przy ktrej leaa zrolowana wykadzina, odkryem w popkanej i uszczcej si
farbie dziewi otworw po pinezkach. Cztery z otworw tworzyy z grubsza kwadrat, a pi
pozostaych miecio si w jego rodku. Przyszo mi do gowy, e moe Margo zatrzymaa si
tu na tyle dugo, e zawiesia sobie kilka plakatw, chocia gdy przeszukiwalimy jej pokj,
nie rzuciy nam si w oczy adne oczywiste braki.

Rozwinem czciowo wykadzin i natychmiast znalazem co jeszcze:
rozpaszczone, puste pudeko, zawierajce kiedy dwadziecia cztery batoniki energetyczne.
Potrafiem sobie wyobrazi, jak Margo siedzi tutaj na rolce tej zatchej wykadziny i oparta o
cian paaszuje batonik. Jest cakiem sama, a do jedzenia ma tylko to. Moe raz dziennie
jedzi do sklepu spoywczego po kanapk i puszk Mountain Dew, lecz wikszo dnia
spdza tutaj, na tej wykadzinie lub w jej pobliu. Ten obraz wyda mi si zbyt
przygnbiajcy, by mg by prawdziwy - bia od niego jaka wielka samotno i w niczym
nie przypomina Margo. Jednak wszystkie wiadectwa ostatnich dziesiciu dni doprowadziy
do zaskakujcej konkluzji: sama Margo - przynajmniej czasami - w niczym nie przypominaa
Margo.

Rozwinwszy wykadzin jeszcze troch, znalazem niebieski, niewiele grubszy od
gazety, dziany koc. Wziem go do rki, podniosem do twarzy i... Boe, tak - to by jej
zapach. Zapach szamponu z bzu i migdaowego balsamu do ciaa, spod ktrych przebijaa
ulotna sodycz jej skry.

Przed oczami ukaza mi si nowy obraz: Margo co noc rozwija do poowy
wykadzin, eby jej biodro nie stykao si z nagim betonem, gdy ley na boku. Wpeza pod
koc, opiera gow na nierozwinitej czci wykadziny i zasypia. Tylko dlaczego tutaj? W
czym to miejsce jest lepsze od domu? A jeli jest tak wspaniae, dlaczego je opuszcza? Tych
rzeczy nie potrafi sobie wyobrazi i uzmysawiam sobie, e nie potrafi ich sobie wyobrazi,
poniewa nie poznaem Margo. Znaem jej zapach i wiedziaem, jak si zachowuje w mojej
obecnoci, wiedziaem te, jak si zachowuje w obecnoci innych, wiedziaem, e lubi
Mountain Dew, przygody i dramatyczne gesty, wiedziaem, e jest zabawna i bystra, i oglnie
rzecz biorc, zawsze o krok przed nami wszystkimi. Nie wiedziaem natomiast, co j tutaj
przygnao ani co j tutaj trzymao, ani co sprawio, e odesza. Nie wiedziaem, dlaczego
majc tysice pyt, nikomu nie wspomniaa choby sowem, e lubi muzyk. I nie
wiedziaem, co robia noc za opuszczonymi roletami, za zamknitymi na klucz drzwiami, w
zapiecztowanej prywatnoci swojego pokoju.

Moe to wanie tym musiaem si zaj w pierwszej kolejnoci? Musiaem odkry,
jaka jest Margo, kiedy nie jest Margo, ktr znaem.

Dobr chwil leaem ze spowitym w jej zapach kocem, gapic si w sufit. Przez
pknicie w suficie widziaem skrawek pnopopoudniowego nieba przypominajcy
pomalowane na kobaltowo obszarpane ptno. To idealne miejsce do spania: mona patrze w
gwiazdy na nocnym niebie i cigle mie dach nad gow na wypadek deszczu.

Zadzwoniem do rodzicw, eby si zameldowa. Odebra tata. Poinformowaem go,
e jestemy wanie w samochodzie w drodze na spotkanie z Radarem i Angel, i e zostaj
na noc u Bena. Tata powiedzia mi, ebym nie pi, ja powiedziaem, e nie bd, on
powiedzia, i jest ze mnie dumny, e id na bal, a ja zastanawiaem si, czy byby ze mnie
dumny, gdyby wiedzia, co tak naprawd robi.

To miejsce byo nudne. Kiedy bowiem daem ju sobie spokj z gryzoniami i
tajemniczymi zawodzeniami w cianach z cyklu ten budynek si rozpada, nie miaem tu nic
do roboty. Nie byo internetu ani telewizji, ani muzyki. Nudziem si, wic znowu zaczem
zachodzi w gow, dlaczego Margo wybraa to miejsce, jako e zawsze wydawaa mi si
osob o bardzo ograniczonej tolerancji na nud. Moe podoba jej si pomys ycia jak lump?
Mao prawdopodobne. Margo nawet na wamanie do SeaWorld woya markowe dinsy.

Brak innych pomysw skoni mnie do powrotu do Pieni o mnie, jedynego pewnego
daru, jaki od niej dostaem. Przeniosem si na pokryty zaciekami kawaek betonowej podogi
pod sam dziur w suficie, usiadem ze skrzyowanymi nogami i pochyliem si pod takim
ktem, eby wiato padao na ksik. I, o dziwo, nareszcie potrafiem j czyta.

* * *

Sprawa z tym poematem wyglda tak: poemat rozpoczyna si naprawd wolno, czym
w rodzaju dugiego wstpu, ale w okolicach dziewidziesitego wersu Whitman wreszcie
zaczyna opowiada jak histori i wanie w tym miejscu co we mnie zaskoczyo. No wic
Whitman wyciga si w trawie (wakoni si, jak to nazywa) i oto, co si pniej dzieje:

Dziecko spytao: Co to jest trawa? przynoszc mi pene jej garcie;

Co mogem odpowiedzie dziecku? Przecie nie wiem wicej ni ono.

Myl, e to chorgiew moich uczu utkana z ufnej zieleni.

To nadzieja, o ktrej mwia dr Holden - trawa jest metafor jego nadziei. Jednak to
nie wszystko. Whitman mwi dalej:

Albo myl, e to chusteczka Pana Boga,

Pachncy dar i pamitka upuszczona umylnie

Jakby trawa bya metafor wspaniaoci Boga czy czego w tym rodzaju...

Albo myl, e trawa sama jest dzieckiem [...]

A nieco dalej:

Albo myl, e to wci ten sam hieroglif,

Ktry znaczy: Kiekujc w wielkich krajach i maych,

Rosnc pord biaych ludw i czarnych, [...]

Wic moe trawa jest metafor naszej rwnoci i naszych zasadniczych wizi, jak to
zinterpretowaa dr Holden. Wreszcie na koniec Whitman mwi o trawie:

Teraz wydaje mi si, e to pikny, niestrzyony wos mogi.

Zatem trawa jest rwnie mierci - wyrasta z naszych pogrzebanych cia. Trawa bya
tyloma rnymi rzeczami naraz, e to mnie oszaamiao. Jest wic metafor ycia i mierci, i
rwnoci, i wizi, i dzieci, i Boga, i nadziei.

Nie potrafiem wyczyta, ktra z tych koncepcji, jeli w ogle bya to ktra z nich,
stanowia gwn ide poematu. Tymczasem rozmylanie o trawie i wszystkich tych rnych
sposobach patrzenia na ni zmusio mnie do zastanowienia si rwnie nad wszystkimi
sposobami mojego postrzegania i faszywego postrzegania Margo. Mona byo j widzie na
tyle sposobw. Do tej pory skupiaem si na tym, kim si staa, lecz teraz, amic sobie gow
nad wieloznacznoci motywu trawy i cigle czujc na kocu zapach Margo, uwiadomiem
sobie, e najwaniejsze byo pytanie, kogo szukaem. Jeli Co to jest trawa? miao tak
skomplikowan odpowied, to, pomylaem, rwnie skomplikowana musi by odpowied na
pytanie Kto to jest Margo Roth Spiegelman?. Jak w wypadku metafory, ktra przez swoj
wieloznaczno staje si niezrozumiaa, w tym, co zostawia mi Margo, byo do miejsca na
nieskoczon liczb wyobrae, na niezliczone odsony Margo.

Musiaem skrystalizowa sobie jej obraz, wydedukowaem, e musz tu by rzeczy,
ktrych nie widziaem we waciwym kontekcie lub w ogle nie widziaem. Zapragnem
zerwa dach i owietli cae to miejsce, ebym mg zobaczy wszystko naraz, a nie tylko
tyle, na ile pozwala mi pojedynczy snop wiata latarki. Odoyem na bok koc Margo i
wrzasnem tak gono, eby usyszay mnie wszystkie szczury: ZAMIERZAM CO TUTAJ
ZNALE!.

Przetrzsnem raz jeszcze kad szuflad w biurze, ale stawao si dla mnie coraz
bardziej oczywiste, e Margo uywaa jedynie biurka z lakierem do paznokci i kalendarzem
wskazujcym na czerwiec.

Przeszedem pochylony przez Trollow Nor i wrciem do biblioteki, ponownie
wdrujc midzy porzuconymi metalowymi regaami. Zajrzaem na kad pk, szukajc
pozbawionych kurzu konturw, ktre byyby dla mnie znakiem, e Margo uya na co tych
miejsc, lecz nic nie znalazem. Wtem poruszajce si niespokojnie we wszystkich kierunkach
wiato mojej latarki przypadkiem pado na co na pce w rogu pokoju, tu obok zabitej
pytami sklepowej witryny. By to grzbiet ksiki.

Ksika nosia tytu Przydrona Ameryka. Twj przewodnik turystyczny i zostaa
opublikowana w 1998 roku, a wic ju po tym, jak opuszczono to miejsce. Przekartkowaem
j, przyciskajc latark policzkiem do szyi. W ksice wyliczono setki atrakcji, od
najwikszego na wiecie kbka szpagatu w Darwin w stanie Minnesota do najwikszej na
wiecie kuli ze znaczkw pocztowych w Omaha w stanie Nebraska. Kto pozagina rogi
wielu pozornie przypadkowych stron. Ksika nie bya zbyt zakurzona. By moe SeaWorld
by tylko pierwszym przystankiem na trasie jakiej zawrotnej przygody. Tak. To miao sens.
To bya Margo. Jakim sposobem dowiedziaa si o tym miejscu, przyjechaa tu zgromadzi
zapasy i spdziwszy noc lub dwie, ruszya w drog. Mogem sobie wyobrazi, jak obija si
wrd kiczowatych lepw na turystw.

Ostatnie wiato uciekao ju z dziur w suficie, gdy na kolejnych pkach odkryem
wicej ksiek. Z plecakiem po Nepalu, Atrakcje turystyczne Kanady, Samochodem przez
Ameryk, Przewodnik Fodora po Bahamach, Za grosz do Bhutanu. Wydawao si, e nic nie
czy tych ksiek, poza jednym: wszystkie s o podrowaniu i wszystkie opublikowano,
kiedy pawilon by ju opuszczony. Przytrzymujc sobie latark podbrdkiem, zebraem
ksiki w stos sigajcy mi od pasa do piersi i zaniosem je do pustego pokoju, ktry teraz
nazywaem sypialni.

Okazao si wic, e jednak spdz balow noc z Margo, tylko niezupenie tak, jak o
tym marzyem. Zamiast wparowa z ni do sali balowej, siedziaem oparty o jej zrolowan
wykadzin, z jej zachmanionym kocem zarzuconym na kolana, na przemian to czytajc przy
wietle latarki przewodniki, to znw siedzc w bezruchu w ciemnoci, podczas gdy ponad
mn i wok mnie brzczay cykady.

Moe siedziaa tutaj w tej kakofonicznej ciemnoci i czua, jak ogarnia j jaka
desperacja, i moe uznaa, e niemoliwe jest odrzucenie myli o mierci. Naturalnie mogem
to sobie wyobrazi.

Jednak mogem sobie wyobrazi take taki obraz: Margo wynajduje te ksiki na
garaowych wyprzedaach, kupuje za wier dolara lub mniej kady turystyczny przewodnik,
jaki tylko wpada jej w rce. A potem przychodzi tutaj - jeszcze przed swoim znikniciem -
eby je czyta z dala od wcibskich spojrze. Prbuje wybra cele podry. O tak. Wci
byaby w drodze i w ukryciu, byaby jak przemierzajcy niebo balon, pokonujcy setki
kilometrw dziennie z pomoc nieustajcego wiatru w plecy. W tym wyobraeniu bya ywa.
Czy cigna mnie tutaj, eby da mi wskazwki, z ktrych miaem poskada plan podry?
Moe. Rzecz jasna, daleko mi byo do jakiegokolwiek planu podry. Sdzc z tych ksiek,
moga by na Jamajce albo w Namibii, w Topece albo w Pekinie. Jednak ja dopiero zaczem
szuka.



13

W moim nie leaem na plecach, a Margo trzymaa gow na moim ramieniu, od
betonowej podogi dzieli nas tylko skrawek wykadziny. Jej rami spoczywao na mojej
klatce piersiowej. Leelimy pogreni we nie. Boe, zmiuj si nad jedynym nastolatkiem w
Ameryce, ktry ni o spaniu z dziewczynami, i tylko o spaniu. Nagle zadzwoni mj telefon.
Wybrzmiay dwa kolejne dzwonki, zanim moje zaspane rce odnalazy lecy na rozwinitej
wykadzinie telefon. Bya 3.18 rano. Dzwoni Ben.

- Dzie dobry, Ben - przywitaem go.

- OOO TAK!!!!! - odpowiedzia, drc si w suchawk, wic od razu stwierdziem, e
to nie czas na prby wytumaczenia mu, czego dowiedziaem si o Margo i jak j sobie
wyobraziem. Prawie czuem, e na kilometr jedzie od niego procentami. Tak wykrzyczane te
dwa sowa prawdopodobnie zawieray wicej wykrzyknikw ni wszystko, co Ben
powiedzia do mnie w caym swoim yciu.

- Jak sysz, impreza si krci?

- OOOO TAK! Quentinie Jacobsenie! Q! Najwspanialszy Quentinie Ameryki! Tak! -
W tym momencie jego gos oddali si, ale wci go syszaem. - Suchajcie wszyscy, hej,
zamknijcie si na chwil, cisza! W MOIM TELEFONIE! JEST! QUENTIN! JACOBSEN! -
Wybuch aplauz i gos Bena powrci. - Tak, Quentin! Tak! Stary, musisz tutaj przyjecha.

- Gdzie jest to tutaj? - zapytaem.

- U Bekki! Wiesz, gdzie to jest? - Tak si skadao, e doskonale wiedziaem. Byem
ju w jej suterenie. - Ben, wiem, gdzie to jest, ale jest rodek nocy. A ja jestem teraz w...

- OOO TAK!!! Musisz natychmiast tu przyjecha. Ale natychmiast!

- Ben, dziej si waniejsze rzeczy - odpowiedziaem.

- WYZNACZONY KIEROWCA!

- Co?

- Nie pijesz i wyznaczam ci na mojego kierowc! Tak! O, jak ja ci wyznaczam!
Wspaniale, e odebrae! Bosko! Musz by w domu przed szst! I obarczam ci misj
dostarczenia mnie tam! OOOOOOO TAK!

- Nie moesz po prostu zosta u Bekki i si przespa?

- NIEEEE! uuuuu. Wygwizda Quentina. Hej, suchajcie! Wygwizdujemy Quentina!
- Wygwizdano mnie. - Wszyscy s pijani. Ben pijany. Lacey pijana. Radar pijany. Nikt nie
prowadzi. W domu przed szst. Obiecaem mamie. uu, Quentin pioch! Hurra,
wyznaczony kierowca! OOOO TAK!

Wziem gboki oddech. Gdyby Margo miaa zamiar si zjawi, zjawiaby si do
trzeciej.

- Bd za p godziny.

- TAK, TAK, TAK, TAK, TAK, TAK, TAK, TAK, TAK, TAK, TAK, OOOOOO
TAK!!!! TAK! TAK!

Gdy si rozczaem, Ben, cigle krzyczc, manifestowa swoj aprobat. Leaem
jeszcze przez moment, przekonujc si do wstania, a wreszcie to zrobiem. Jeszcze w pnie
przeszedem przez Trollowe Nory, najpierw przez bibliotek, a potem do biura, pocignem
tylne drzwi i wsiadem do minivana.

W osiedle Bekki Arrington skrciem tu przed czwart. Po obu stronach drogi przy
jej domu stay dziesitki samochodw, wiedziaem jednak, e wewntrz bdzie jeszcze wicej
osb, jako e wiele z nich przyjechao limuzynami. Znalazem wolne miejsce parkingowe
kilka samochodw za ZJOB-em.

Nigdy nie widziaem Bena pijanego. Kiedy w dziesitej klasie na orkiestrowej
imprezie wypiem butelk rowego wina. W drodze do mojego odka i na trasie
powrotnej smakowao rwnie paskudnie. Ben siedzia wtedy ze mn w udekorowanej
postaciami z Kubusia Puchatka azience Cassie Hiney, podczas gdy row ciecz
ostrzeliwaem od gry do dou portret Kapouchego. Sdz, e to dowiadczenie ostudzio w
nas obu alkoholowe zapay. W kadym razie do dzisiejszego wieczoru.

Ma si rozumie wiedziaem, e Ben bdzie pijany. Syszaem go przez telefon. aden
trzewy czowiek nie wypowiada sw o tak tyle razy na minut. A mimo to, kiedy
przepchawszy si przez grupk ludzi palcych papierosy na trawniku przed domem Bekki,
otworzyem drzwi jej domu, nie spodziewaem si zobaczy Jasea Worthingtona i dwch
innych baseballistw trzymajcych nad kegiem piwa zwisajcego gow w d, odzianego w
smoking Bena. Kranik beczki by w ustach Bena, a cay pokj wpatrywa si w niego jak
zauroczony. Wszyscy skandowali unisono ...osiemnacie, dziewitnacie, dwadziecia... i
przez chwil byem przekonany, e Ben przechodzi jakie otrzsiny czy co takiego. Ale nie.
Kiedy tak ssa w piwny kranik, jakby wypywao z niego mleko matki, z kcikw ust
spyway mu struki piwa, bo si umiecha. Ludzie wywrzaskiwali ...dwadziecia trzy,
dwadziecia cztery, dwadziecia pi... i sycha w tym byo entuzjazm. Wszystko
wskazywao na to, e dzieje si co niezwykego. A wedug mnie - trywialnego i enujcego.
Jakby papierowe dzieci urzdzay sobie papierow zabaw. Zaczem przeciska si przez
tum, zmierzajc w stron Bena, gdy zaskoczony natknem si na Radara i Angel.

- Co to, do cholery, ma by? - spytaem.

Radar przesta na moment liczy i spojrza na mnie.

- O tak! - przywita si. - Alici zawita wyznaczony kierowca! O tak!

- Dlaczego dzi w nocy kady bez przerwy mwi o tak?

- Dobre pytanie! - krzykna do mnie Angela. Wyda policzki i westchna.
Wygldaa na niemal tak samo zirytowan jak ja.

- Tak, do diaba, to dobre pytanie! - zgodzi si Radar trzymajcy w kadej doni
czerwony plastikowy kubek peen piwa.

- Oba s jego - ze spokojem wyjania mi Angela.

- Dlaczego ty nie zostaa wyznaczona na kierowc?

- Chcieli ciebie - odpara. - Stwierdzili, e ta misja ci tu cignie.

Przewrciem oczami. Ona ze wspczuciem zrobia to samo.

- Musisz naprawd go lubi - zauwayem, wskazujc gow Radara, ktry
przyczajc si do liczenia, wznis oba piwa ponad gow. Wszyscy zdawali si
niesychanie dumni z faktu, e potrafi liczy.

- Nawet w tym stanie jest na swj sposb zachwycajcy.

- Ohyda - skwitowaem.

Radar trci mnie jednym ze swoich kubkw.

- Tylko popatrz na t nasz pociech! Jeli chodzi o Pojenie Antypody, Ben jest swego
rodzaju autystycznym erudyt. W tej chwili chopak bije chyba rekord wiata czy co
podobnego.

- Co to jest Pojenie Antypody? - zapytaem.

Angela wskazaa na Bena.

- To - wyjania.

- Aha - stwierdziem. - Ale przecie... To znaczy, jak trudne moe by wiszenie do
gry nogami?

- Podobno najdusze Pojenie Antypody w historii Winter Park High School trwao
szedziesit dwie sekundy - wyjania. - Rekord ustanowi Tony Yorrick.

Tony Yorrick, ten olbrzym, ktry koczy szko, kiedy bylimy na pierwszym roku, a
teraz gra w druynie futbolowej Uniwersytetu Florydzkiego.

Jak najbardziej byem za tym, eby Ben pobi jaki rekord, ale nie mogem si
przemc, eby przyczy si do oglnego skandowania: pidziesit osiem, pidziesit
dziewi, szedziesit, szedziesit jeden, szedziesit dwa, szedziesit trzy!. Po tych
sowach Ben zdj usta z kranika i wrzasn:

- OOO TAK! MUSZ BY NAJLEPSZY! WSTRZSNEM WIATEM!7

Jase i kilku baseballistw przywrcili go do pionu i zaczli obnosi na ramionach. W
pewnym momencie Ben spostrzeg mnie, wskaza rk i wyda z siebie najgoniejsze,
najbardziej entuzjastyczne OOOO TAK!!!!!!, jakie kiedykolwiek syszaem. Nawet pikarze
po zdobyciu Pucharu wiata nie wpadaj w taki entuzjazm.

Ben zeskoczy z ramion baseballistw, ldujc w niezgrabnym przysiadzie, a potem,
troch si chwiejc, powrci do pozycji stojcej. Obj mnie ramieniem.

- O TAK! - wykrzykn znowu. - Przyszed Quentin! Wielki Czowiek! Aplauz dla
Quentina, najlepszego przyjaciela rekordzisty wiata w Pojeniu Cholernego Antypody!

Jase potar czubek mojej gowy i powiedzia:

- Jeste wielki, Q!

A zaraz potem usyszaem przy uchu Radara:

- Musisz wiedzie, e dla tych ludzi jestemy jak narodowi bohaterowie. Zostawilimy
z Angel nasze afterparty, eby tu przyj, bo Ben obieca mi, e zostan powitany jak krl.
Stary, oni wypiewywali moje imi. Najwyraniej oni wszyscy s przekonani, e Ben jest
przezabawny, czy co w tym rodzaju, wic i nas lubi.

Radarowi, jak rwnie wszystkim pozostaym, odpowiedziaem: O rany.

Ben odwrci si od nas i zobaczyem, jak przyciga do siebie Cassie Hiney. Jego rce
znalazy si na jej ramionach, ona za pooya swoje rce na ramionach Bena; Ben
powiedzia: Moja balowa partnerka niemal zostaa krlow balu. A Cassie odpowiedziaa:
Wiem. To wspaniae. Na co Ben powiedzia: Chciaem ci pocaowa kadego dnia przez
ostatnie trzy lata. Cassie za odrzeka: Myl, e powiniene. A wtedy Ben powiedzia: O
TAK! Bosko!. Ale nie pocaowa Cassie. Zamiast to zrobi, odwrci si do mnie i oznajmi:
Cassie chce mnie pocaowa!. Ja mu na to: Aha. A on: Bosko. Po chwili za zdawa si
nie pamita ju ani o Cassie, ani o mnie, jakby sama myl o caowaniu Cassie Hiney bya
nieskoczenie przyjemniejsza ni caowanie jej w rzeczywistoci. Cassie odezwaa si do
mnie.

Cassie: Ta impreza jest niesamowita, co nie?

Ja: Mhm.

Cassie: To zupenie przeciwiestwo imprez orkiestrowych, prawda?

Ja: Mhm.

Cassie: Ben to szajbus, ale go uwielbiam.

Ja: Mhm.

Cassie: Poza tym ma gboko zielone oczy.

Ja: Aha.

Cassie: Wszyscy mwi, e jeste bardziej uroczy, ale ja wol Bena.

Ja: Okej.

Cassie: Ta impreza jest niesamowita, co nie?

Ja: Mhm.

Rozmawianie z pijan osob byo jak rozmawianie z niezwykle szczliwym
trzylatkiem dotknitym powanym uszkodzeniem mzgu.

Cassie gdzie posza, ale natychmiast podszed do mnie Chuck Parson.

- Jacobsen - zacz rzeczowo.

- Parson - odpowiedziaem.

- To ty zgolie mi t cholern brew, co?

- Waciwie to nie zgoliem - wyjaniem. - Uyem kremu depilujcego.

Da mi do bolesnego szturchaca w sam rodek klatki piersiowej.

- Dupek z ciebie - rzuci, ale si mia. - Stary, trzeba mie jaja, eby zrobi co
takiego. A teraz pocigasz za sznurki i jeste go. Moe i jestem zalany, ale w tej chwili
czuj do ciebie lekki sentyment, cwaniaku.

- Dziki - odpowiedziaem. Poczuem si tak wyobcowany pord tego caego cyrku,
w tej gupiej atmosferze okazywania wszystkim pyncej z gbi serca mioci w obliczu
zbliajcego si koca szkoy redniej. Wyobraziem sobie Margo na tej imprezie albo na
tysicu podobnych. Zobaczyem uciekajce z jej oczu ycie. Wyobraziem sobie, jak sucha
bekoczcego jej do ucha Chucka Parsona, obmylajc sposoby wydostania si; ywa czy
umara. Obie cieki mogem wyobrazi sobie z jednakow klarownoci.

- Chcesz piwa, fiutolizie? - zapyta Chuck. Mogem prbowa zapomnie, e tam w
ogle by, ale odr alkoholu w jego oddechu sprawia, e trudno byo nie zauway jego
obecnoci. Potrzsnem tylko gow i Chuck si oddali.

Chciaem jecha do domu, ale wiedziaem, e nie mog pogania Bena.
Prawdopodobnie by to najwspanialszy dzie jego ycia. Mia do niego prawo.

Wobec tego odnalazem schody i skierowaem si na d do sutereny. Tyle czasu
spdziem w ciemnoci, e cigle jej aknem, chciaem teraz jedynie pooy si w jakim
cho troch spokojniejszym i cho troch ciemniejszym miejscu, i wrci do wyobraania
sobie Margo. Jednak gdy przechodziem obok sypialni Bekki, usyszaem jakie stumione
odgosy - cile rzecz biorc, jakie pojkiwania - wic zatrzymaem si w p kroku przed
minimalnie uchylonymi drzwiami.

Ujrzaem grne dwie trzecie Jasea lecego bez koszuli na Becce, ktra obejmowaa
go nogami. Nie byli nadzy ani nic si jeszcze nie dziao, ale zmierzali w tym kierunku. Moe
kto szlachetniejszy odwrciby si, ale ludzie mojego pokroju nie maj zbyt wielu okazji do
ogldania ludzi pokroju Bekki Arrington w stroju Ewy, dlatego zostaem przy drzwiach,
zapuszczajc urawia do pokoju. Po chwili przetoczyli si, tak i Becca siedziaa teraz na
Jasonie i wzdychaa; caujc go, signa w d i zapaa za brzegi swojej bluzki.

- Mylisz, e jestem seksowna? - zapytaa.

- Boe, tak, jeste taka seksowna, Margo - odpowiedzia Jase.

- Co?! - wybuchna i szybko stao si dla mnie jasne, e nie bdzie mi dane zobaczy
nagiej Bekki. Zacza krzycze, wic odskoczyem od drzwi. Jase spostrzeg mnie i rykn:

- Masz jaki problem?

- Olej go. Kogo on obchodzi? Co ze mn?! Dlaczego mylisz o niej, a nie o mnie? -
wrzasna na niego Becca.

Ten moment wyda mi si rwnie dobry jak kady inny, eby si wycofa, wic
zamknem drzwi i poszedem do azienki. Owszem, musiaem si wysika, ale przede
wszystkim potrzebowaem znale si z dala od ludzkiego gosu.

Po prawidowym ustawieniu sprztu zawsze potrzebuj kilku sekund przed
rozpoczciem sikania; tak i tym razem staem przez chwil, czekajc, a wreszcie zaczn.
Wanie doszedem do penego strumienia, tej czci sikania, ktra przynosi dreszcz ulgi, gdy
wtem z okolic wanny odezwa si jaki dziewczyski gos:

- Kto tam?

Na co ja:

- Ehm, Lacey?

- Quentin? Co ty tu do cholery robisz?

Chciaem zatrzyma sikanie, ale, naturalnie, nie mogem. Sikanie jest jak dobra
ksika, bo kiedy ju zaczniesz, niezwykle trudno jest przesta.

- No, sikam - odparem.

- Jak leci? - zapytaa przez zason.

- Eee, niele?

Strzsnem ostatnie krople, zasunem rozporek szortw i nacisnem na spuczk.

- Posiedzisz ze mn w wannie? - zapytaa. - To nie jest podryw.

Po chwili odpowiedziaem jasne i odcignem zason prysznica. Lacey
umiechna si i przycigna do siebie kolana. Usiadem naprzeciwko niej, opierajc si
plecami o chodn ceramiczn pochyo. Nasze stopy si przeplatay. Ubrana bya w szorty,
koszulk bez rkaww i urocze japonki. Miaa nieco rozmazany makija wok oczu, wosy
upite, jeszcze ufryzowane po balu, a nogi opalone. Trzeba przyzna, e Lacey Pemberton
jest bardzo pikna. Nie jest co prawda jedn z tych dziewczyn, ktre potrafi sprawi, e
zapomina si o Margo Roth Spiegelman, ale jest jedn z dziewczyn, ktre potrafi sprawi, e
zapomina si o wielu rzeczach.

- Jak byo na balu? - spytaem.

- Ben jest naprawd sodki - odpara. - Dobrze si bawiam. Ale potem strasznie
pokciymy si z Becc i nazwaa mnie dziwk, po czym stana na kanapie na pitrze,
uciszya ca imprez i powiedziaa wszystkim, e mam chorob weneryczn.

Wzdrygnem si.

- Boe - skomentowaem.

- Wanie. Jestem absolutnie skoczona. Po prostu... Boe. Wszystko jest do dupy,
naprawd, bo... to takie poniajce, a ona wiedziaa, e tak bdzie i... co za dno. Wic
pobiegam do azienki i wtedy przyszed tu Ben, ale kazaam mu zostawi mnie w spokoju.
Nie mam nic przeciwko Benowi, ale nie by zbyt dobry, no wiesz, w suchaniu. Jest troch
pijany. Nawet tego nie mam. Miaam. Ju wyleczone. Niewane. Tylko e ja si nie
puszczam. To by jeden facet. Jeden sflaczay dupek. Boe, nie mog uwierzy, e w ogle jej
o tym powiedziaam. Powinnam bya powiedzie Margo, gdy Bekki nie byo w pobliu.

- Przykro mi - powiedziaem. - Prawda jest taka, e Becca jest po prostu zazdrosna.

- O co miaaby by zazdrosna? Jest krlow balu. Chodzi z Jaseem. Jest now Margo.

Tyek cierp mi od siedzenia na bakelicie, wic sprbowaem zmieni pozycj. Nasze
kolana si dotykay.

- Nikt nigdy nie bdzie now Margo - zapewniem j. - W kadym razie ty masz to,
czego ona chce najbardziej. Ludzie ci lubi. Ludzie uwaaj, e jeste adniejsza.

Lacey wstydliwie wzruszya ramionami.

- Uwaasz, e jestem pytka?

- Waciwie tak. - Przypomniaem sobie, jak staem przed sypialni Bekki w nadziei,
e zdejmie bluzk. - Ale ja te taki jestem - dodaem. - Kady taki jest. - Czsto mylaem
sobie: Gdybym tylko mia ciao jak Jase Worthington. Chodzi jak kto, kto potrafi chodzi.
Caowa, jakbym wiedzia, jak si cauje.

- Ale nie kady jest pytki w ten sam sposb. Ben i ja - tak. Ale ty masz gdzie, czy
ludzie ci lubi.

Co byo i zarazem nie byo prawd.

- Zaley mi na tym bardziej, nibym chcia - przyznaem.

- Bez Margo wszystko jest do dupy - poskarya si Lacey. Te bya pijana, tyle e jej
rodzaj upicia mi nie przeszkadza.

- Ot to - przyznaem.

- Zabierz mnie w tamto miejsce - poprosia. - Do tamtego pawilonu. Ben opowiada
mi o nim.

- Pewnie, moemy tam pojecha, kiedy tylko zechcesz.

Opowiedziaem jej, e byem tam ca noc, e znalazem nalecy do Margo lakier do
paznokci i jej koc.

Lacey przez chwil siedziaa w milczeniu, oddychajc przez otwarte usta. Kiedy w
kocu wydusia z siebie te sowa, zrobia to niemal szeptem. Sformuowaa je jak pytanie,
lecz wypowiedziaa jak stwierdzenie:

- Ona nie yje, prawda.

- Nie wiem, Lacey. Uwaaem tak a do dzisiejszej nocy, ale teraz nie wiem.

- Ona nie yje, a tymczasem my...

Przypomniaem sobie tamte podkrelone sowa Whitmana: Jeli nikt na caym wiecie
nie wie o moim istnieniu - jestem zadowolony, / I jeli kady i wszyscy wiedz o mnie -
jestem zadowolony. Powiedziaem:

- Moe wanie tego chciaa, eby ycie toczyo si dalej.

- To nie brzmi jak moja Margo - owiadczya, a ja pomylaem o mojej Margo, Margo
Lacey, Margo pani Spiegelman i o wszystkich nas patrzcych na jej odbicie, kady w innym
krzywym zwierciadle. Zamierzaem co powiedzie, lecz otwarte usta Lacey bezwadnie si
rozluniy, a ona, oparszy gow o zimny szary kafelek, zasna.

* * *

Postanowiem j obudzi, gdy dwie kolejne osoby przyszy do azienki, eby si
wysika. Dochodzia pita nad ranem i musiaem odwie Bena do domu.

- Lace, obud si - szepnem, trcajc butem jej japonk.

Potrzsna gow.

- Lubi, kiedy tak do mnie mwi - wyznaa. - Wiesz, e jeste obecnie jakby moim
najlepszym przyjacielem?

- Ogromnie si ciesz - powiedziaem, cho bya pijana, zmczona, i kamaa. - Wic
suchaj, pjdziemy razem na gr, a jeli ktokolwiek co o tobie powie, bd broni twojego
honoru.

- Okej - zgodzia si.

Tak wic poszlimy razem na gr, gdzie towarzystwo ju si nieco przerzedzio, cho
kilku baseballistw, w tym Jase, nadal stao przy kegu. Wikszo ludzi spaa w piworach na
pododze w kadym moliwym miejscu; niektrzy cisnli si na rozkadanej kanapie. Angela
i Radar leeli razem na maej dwuosobowej sofie, z ktrej Radarowi zwisay nogi. Zostawali
tutaj.

Akurat gdy miaem spyta chopakw przy kegu, czy widzieli Bena, ten wbieg do
salonu. Na gowie mia niebieski czepek niemowlcy, a w rku dziery miecz wykonany z
omiu pustych puszek po piwie Milwaukees Best Light, ktre, jak uznaem, zostay ze sob
sklejone.

- WIDZ CI! - krzykn Ben, celujc we mnie mieczem. - RAZ, DWA, TRZY,
ZAKLEPANY! OOO TAK! Zbli si, Quentinie Jacobsenie! Padnij na kolana! - wrzasn.

- Co? Ben, uspokj si.

- NA KOLANA!

Posusznie uklknem, wznoszc ku niemu wzrok.

Opuci piwny miecz i klepn mnie po kadym ramieniu.

- Moc piwnego miecza superglue niniejszym wyznaczam si na mojego kierowc!

- Dziki - odpowiedziaem. - Nie rzygaj mi w minivanie.

- O TAK! - krzykn.

Lecz gdy usiowaem wsta, pchn mnie z powrotem na podog swoj nieuzbrojon
w piwny miecz rk i ponownie klepn mnie piwnym mieczem, obwieszczajc:

- Moc piwnego miecza superglue niniejszym ogaszam, e na wrczeniu dyplomw
pod tog bdziesz goy jak wity turecki.

- Co? - Wtedy ju powstaem.

- O TAK! Ja, ty i Radar! Nadzy pod togami! Na wrczeniu dyplomw! Bdzie bosko!

- No - powiedziaem - faktycznie moe by naprawd gorco.

- O TAK! - pochwali. - Przysignij, e to zrobisz! Radarowi ju kazaem przysic.
RADAR, CZY NIE PRZYSIGE?

Radar prawie niedostrzegalnie obrci gow i minimalnie rozchyli powieki.

- Przysigem - wymamrota.

- Wobec tego ja te przysigam - zadeklarowaem.

- O TAK! - Wtedy Ben zwrci si do Lacey. - Kocham ci.

- Ja te ci kocham, Ben.

- Nie, ja ci kocham. Nie jak brat kocha siostr albo jak przyjaciel kocha przyjacik.
Kocham ci jak solidnie pijany facet kocha najwspanialsz dziewczyn na wiecie.

Umiechna si.

Zrobiem krok do przodu, prbujc oszczdzi mu dalszej kompromitacji i pooyem
mu rk na ramieniu.

- Jeli mamy ci dowie do domu na szst, powinnimy wyjeda -
przypomniaem.

- Dobra - zgodzi si. - Musz tylko podzikowa Becce za t kapitaln imprez.

Lacey i ja ruszylimy wic schodami w d za Benem, ktry otworzy drzwi do pokoju
Bekki i obwieci:

- Twoja impreza bya po zbju! Mimo i sama jeste tak strasznie denna! Jakby twoje
serce zamiast krwi pompowao pynn denno! Tak czy owak, dziki za piwo!

Becca bya sama, leaa na posanym ku, wpatrujc si w sufit. Nawet na niego nie
spojrzaa. Wymamrotaa tylko:

- A ide w choler, ochlapusie. Mam nadziej, e twoja dziewczyna zarazi ci
wszawic.

Bez cienia ironii w gosie Ben odpowiedzia: Przyjemnie byo z tob rozmawia! i
zamkn drzwi. Myl, e nie mia bladego pojcia, i wanie zosta obraony.

Znalazszy si znowu na pitrze, przygotowalimy si do wyjcia.

- Ben - zarzdziem - piwny miecz bdziesz musia zostawi tutaj.

- Racja - zgodzi si, a ja zapaem kocwk miecza i go pocignem, ale Ben nie
rozluni ucisku. Ju miaem skrzycze jego pijany tyek, kiedy zorientowaem si, e Ben
nie jest w stanie wypuci miecza z rki. Lacey parskna miechem.

- Ben, czy ty aby nie przykleie si do piwnego miecza?

- Nie - odpar Ben. - Przykleiem si do niego superglue. W ten sposb nikt nie bdzie
mg mi go ukra!

- Znakomita myl - stwierdzia ze mierteln powag Lacey.

Zdoalimy z Lacey oderwa wszystkie puszki oprcz tej przyklejonej bezporednio
do rki Bena. Bez wzgldu na to, jak mocno cignem, rka Bena bezwadnie podaa za
moj, jakby puszka bya sznurkiem, a jego rka marionetk. Wreszcie Lacey zarzdzia:
Musimy jecha. Wic pojechalimy. Przypilimy Bena do tylnego siedzenia minivana.
Lacey usiada obok niego, mwic: Musz uwaa, eby nie puci pawia ani nie zatuk si
na mier t piwn rk, i w ogle.

Jednak Ben odpyn na tyle daleko, e Lacey moga mwi o nim bez skrpowania.
Kiedy znalelimy si na midzystanwce, zagaia:

- Trzeba powiedzie, e w zapale jest co szczeglnego. To znaczy, wiem, e jego
zapa jest przesadzony, ale co w tym zego? A przy tym jest sodki, prawda?

- Pewnie masz racj - przyznaem.

Gowa Bena, na pozr niepoczona z krgosupem, obijaa si wanie na wszystkie
strony. Jako nie powala mnie na kolana swoj sodycz, ale co tam.

Jako pierwsz wysadziem Lacey po drugiej stronie Jefferson Park. Gdy nachylia si i
cmokna go w usta, Ben oywi si na tyle, by wybekota: O tak.

Zanim ruszya w stron mieszkania, Lacey podesza do drzwi po stronie kierowcy.

- Dziki - poegnaa si. Skinem gow w milczeniu.

Pojechaem przez osiedle. Noc ju si skoczya, ale poranek jeszcze si nie zacz. W
tyle cicho zachrapa Ben. Zajechawszy przed jego dom, wysiadem, otworzyem przesuwne
drzwi minivana i odpiem jego pas.

- Czas wraca do domu, Benie.

Pocign nosem, potrzsn gow i si obudzi. Podnis rk, eby przetrze oczy, i
ze zdziwieniem odkry przyczepion do swojej prawicy pust puszk po Milwaukees Best
Light. Sprbowa zacisn pi i nagi troch puszk, ale jej nie oderwa. Patrzy na ni
przez minut i kiwn gow.

- Przyssaa si do mnie, bestia - stwierdzi.

Wygramoli si z minivana i zataczajc si, ruszy chodnikiem do domu, a kiedy stan
na frontowej werandzie, odwrci si i wyszczerzy do mnie. Pomachaem mu. Piwo mi
odmachao.

7 I must be the greatest! I shook up the world! (ang.) - sowa wypowiedziane przez
22-letniego Muhammada Alego (Cassiusa Claya) po zdobyciu pierwszego tytuu mistrza
wiata wagi cikiej w boksie w 1964 roku.



14

Przespaem si kilka godzin, a pniej przez cae rano lczaem nad przewodnikami
turystycznymi, ktre odkryem poprzedniego dnia. Z telefonowaniem do Bena i Radara
odczekaem do poudnia. Najpierw zadzwoniem do Bena.

- Dzie dobry, soneczko - przywitaem si.

- Dobry Boe - odpar Ben gosem przepenionym skrajn boleci. - O, sodkie
Dziecitko Jezu, przybd i pociesz Twojego braciszka Bena. O, Panie. Skp mnie w Twym
miosierdziu.

- Nastpi szybki rozwj wypadkw w sprawie Margo - przekazaem mu podnieconym
gosem - wic musisz do mnie wpa. Dzwoni te po Radara.

Ben wydawa si mnie nie usysze.

- Suchaj, wytumacz mi, dlaczego, gdy mama wesza dzi o dziewitej rano do
mojego pokoju, kiedy akurat przecigaem si, ziewajc, oboje odkrylimy, e do mojej rki
na stae przyczepiona jest puszka po piwie?

- Posklejae superglue stert puszek, eby zrobi z nich piwny miecz, a potem
przykleie do niego swoj do.

- Ach, tak. Piwny miecz. Co kojarz.

- Ben, przya tu.

- Stary. Jestem w rozsypce.

- W takim razie ja przyjd do ciebie. Ile potrzebujesz czasu?

- Stary, nie moesz tu przyj. Musz odespa dziesi tysicy godzin. Musz wypi
dziesi tysicy litrw wody i zay dziesi tysicy ibuprofenw. Zobaczymy si jutro w
szkole.

Wziem gboki wdech, starajc si nie zdradzi gosem, jak bardzo jestem
wkurzony.

- Przejechaem ca rodkow Floryd w rodku nocy, eby by jedynym trzewym na
najbardziej zalanej imprezie na wiecie i odwie do domu twj zalany tyek, a oto co...

Mwibym dalej, ale zorientowaem si, e Ben si rozczy. Rozczy si w trakcie
rozmowy ze mn. Dupek.

W miar upywu czasu wkurzaem si coraz bardziej. Mie gdzie Margo to jedna
rzecz. Jednak najwyraniej Ben mia gdzie i mnie. Moe nasza przyja zawsze bya dla
niego tylko kwesti wygody - po prostu nie znalaz nikogo lepszego, kto chciaby z nim gra
w gry wideo. A teraz nie musia ju by dla mnie miy ani przejmowa si rzeczami, ktrymi
ja si przejmowaem, bo mia Jasea Worthingtona. Mia swj rekord szkoy w Pojeniu
Antypody. Mia seksown partnerk na balu poegnalnym. I jak tylko nadarzya si okazja,
przyczy si do bractwa drtwych palantw.

Pi minut po tym, jak si ze mn rozczy, ponownie zadzwoniem na jego komrk.
Nie odpowiedzia, wic zostawiem wiadomo: Chcesz by luzakiem jak Chuck, Krwawy
Benie? Tego zawsze chciae? Skoro tak, gratulacje. Teraz to masz. Jestecie siebie warci, bo
jeste takim samym zafajdacem. Nie oddzwaniaj.

Nastpnie zadzwoniem do Radara.

- Heja - rzuciem.

- No hej - odpowiedzia. - Wanie puciem pawia pod prysznicem. Mog oddzwoni
do ciebie pniej?

- Jasne - zgodziem si, starajc si ukry zo. Ja przecie chciaem tylko, eby kto
pomg mi poukada wiat wedug Margo. Ale Radar nie by Benem - oddzwoni zaledwie
kilka minut pniej.

- Ten paw by tak ohydny, e sprztajc go, porzygaem si, a sprztajc wymiociny,
znowu puciem pawia. Jestem jak perpetuum mobile. Gdyby tylko kto mnie stale
podkarmia, mgbym tak haftowa ca wieczno.

- Moesz do mnie wpa? Albo mog przyj do ciebie?

- No pewnie. Co jest?

- Margo bya ywa w pawilonie przez co najmniej jedn noc po swoim znikniciu.

- Zaraz u ciebie bd. Cztery minuty.

Radar pojawi si pod moim oknem dokadnie cztery minuty pniej.

- Musisz wiedzie, e potwornie pokciem si z Benem - ostrzegem go, jak tylko
przelaz do rodka.

- Mam zbyt potnego kaca, eby wystpowa w roli mediatora - skomentowa cicho
Radar. Pooy si na ku z na wp przymknitymi powiekami, pocierajc swoje
zmierzwione wosy. - Czuj si, jakby uderzy we mnie piorun. - Pocign nosem. - No
dobra, opowiadaj, co nowego.

Usiadem na biurkowym krzele i opowiedziaem Radarowi o mojej nocy w domku
letniskowym Margo, pilnujc si, by nie opuci adnych potencjalnie istotnych szczegw.
Wiedziaem, e w amigwkach Radar jest lepszy ode mnie, wic miaem nadziej, e
poskada i t.

Odezwa si dopiero, gdy doszedem do miejsca: A wtedy zadzwoni do mnie Ben i
pojechaem na t imprez.

- Masz tu t ksik, t z zagitymi rogami? - zapyta. Wstaem i zaczem maca pod
kiem, a j znalazem. Mruc oczy i walczc z blem gowy, Radar trzyma j sobie nad
gow i kartkowa - Zapisuj - zacz. - Omaha w stanie Nebraska. Sac City w stanie Iowa.
Alexandria w stanie Indiana. Darwin w stanie Minnesota. Hollywood w stanie Kalifornia.
Alliance w stanie Nebraska. Okej. To s lokalizacje wszystkich atrakcji, ktre ona - czy te
osoba, ktra czytaa t ksik - uznaa za interesujce. - Wsta, ruchem rki zgoni mnie z
krzesa i obrci je w stron komputera. Radar mia niesamowit zdolno prowadzenia
konwersacji przy jednoczesnym pisaniu na komputerze. - Jest taki bajer w mapie, ktry po
wpisaniu wielu punktw docelowych wyrzuca ca mas moliwych tras podry. Nie sdz,
eby wiedziaa o tej aplikacji. Ale tak czy owak, chc rzuci na to okiem.

- Skd ty tyle wiesz o tym badziewiu? - zapytaem.

- Ehm, przypomnienie: Ja. Cae. ycie. Spdzam. Na. Omniklopedii. W cigu godziny
midzy powrotem do domu z imprezy a rzuceniem freskw pod prysznicem cakowicie
przerobiem artyku o ustniczku ctkowanym. Jak wida, mam problem. Okej, rzu na to
okiem - przerwa. Pochyliem si i zobaczyem liczne kolawe linie tras wykrelone na mapie
Stanw Zjednoczonych. Wszystkie zaczynay si w Orlando, a koczyy w Hollywood w
Kalifornii. - Moe zatrzyma si w LA? - zasugerowa Radar.

- Moe - przyznaem. - Jednak nie sposb stwierdzi, ktr obierze tras.

- Racja. Poza tym nic innego nie wskazuje na LA. To, co powiedziaa Jaseowi,
wskazuje na Nowy Jork. A to jej pjdziesz do papierowych miast i nigdy ju nie powrcisz
wskazuje raczej na jakie pobliskie pseudoosiedle. Moe ten lakier do paznokci te sugeruje,
e ona cigle jest w okolicy? Chc tylko powiedzie, e do listy moliwych miejsc pobytu
Margo moemy teraz doda miejsce, w ktrym znajduje si najwiksza na wiecie kula z
popcornu.

- Podrowanie pasowaoby do jednego z cytatw z Whitmana: Zawsze w drodze,
zawsze na szlaku.

Radar, zgarbiony, zosta przed komputerem. Ja usiadem na ku.

- Suchaj, moesz wydrukowa map Stanw? To nanios te punkty - poprosiem.

- Mog je nanie online - odpar.

- Wiem, ale chc to mie przed oczami.

Drukarka odpalia kilka sekund pniej i na cianie obok mapy pseudoosiedli
przyczepiem map Stanw. Wbiem pinezk w kade z szeciu miejsc, ktre Margo (lub
jaka inna osoba) zaznaczya w ksice. Prbowaem spojrze na nie jak na konstelacj i
zobaczy, czy tworz jaki ksztat lub liter - ale niczego nie wypatrzyem. To byo zupenie
przypadkowe rozmieszczenie, jakby Margo, zawizawszy sobie przepask na oczy, rzucaa w
map strzakami.

Westchnem.

- Wiesz, co byoby fajne? - zapyta Radar. - Gdybymy mogli znale jaki lad
wskazujcy, e sprawdzaa swoj poczt albo bya gdzie w internecie. Kadego dnia
sprawdzam, czy gdzie nie pojawia si jej nazwisko. Mam bota, ktry powiadomi mnie, jeli
kiedykolwiek zaloguje si do Omniklopedii pod swoj nazw uytkownika. ledz adresy IP
ludzi, ktrzy szukaj frazy papierowe miasta. To niewiarygodnie frustrujca robota.

- Nie wiedziaem, e robisz to wszystko - przyznaem.

- No c. Robi tylko to, co chciabym, eby i dla mnie zrobiono. Wiem, e nie byem
jej przyjacielem, ale ona zasuguje, eby j znale, rozumiesz?

- Chyba e nie chce, by j znale - zauwayem.

- Taa, to chyba moliwe. Cigle wszystko jest moliwe. - Pokiwaem gow. - No
wic dobra... - Radar zmieni temat. - Moemy przeprowadzimy t burz mzgw przy jakiej
grze?

- Jako nie jestem w nastroju.

- Moemy w takim razie zadzwonimy do Bena?

- Nie. Ben to dupek.

Radar spojrza na mnie spode ba.

- Jasne. Wiesz, na czym polega twj problem, Quentin? Stale oczekujesz, e ludzie nie
bd sob. Tylko pomyl, mgbym ci nienawidzi za to, e jeste nieprzyzwoicie
niepunktualny, e nigdy nie wykazujesz zainteresowania niczym innym oprcz Margo Roth
Spiegelman, e praktycznie nigdy mnie nie pytasz, jak mi si ukada z moj dziewczyn - ale
mam to gdzie, czowieku, bo ty to ty. Do licha, moi rodzice maj legiony czarnoskrych
mikoajw, no i dobrze. Tacy ju s. Ja mam tak obsesj na punkcie pewnej internetowej
encyklopedii, e czasem nie odbieram telefonw od przyjaci, a nawet od mojej dziewczyny.
I to te jest w porzdku. Taki ju jestem. Ty i tak mnie lubisz. A ja lubi ciebie. Jeste
zabawny i bystry, i chocia si spniasz, w kocu zawsze przychodzisz.

- Dziki.

- Tak, tylko e ja nie prawi ci tu komplementw. Mwi ci tylko: przesta
oczekiwa, e Ben bdzie tob, a on musi przesta oczekiwa, e ty bdziesz nim, i w ogle
dajcie sobie wszyscy na luz.

- W porzdku - wydusiem w kocu i zadzwoniem do Bena. Na wie o tym, e jest u
mnie Radar i chce w co zagra, Ben cudownie ozdrowia z kaca. - No wic - zagaiem do
Radara po zakoczeniu rozmowy - co u Angeli?

Radar rozemia si.

- Jest wietna, stary. Jest naprawd wietna. Mio, e pytasz.

- Cigle jeste prawiczkiem? - zapytaem.

- Nie rozgaduj, z kim si cauj. Chocia - tak. Aha, dzi rano mielimy pierwsz
sprzeczk. Jedlimy niadanie w Waffle House, kiedy zacza rozwodzi si nad tym, jak
cudowne s te nasze czarnoskre mikoaje i jakimi to wspaniaymi ludmi s moi rodzice, e
je kolekcjonuj, poniewa jest wane, eby nie zakada, i kada superposta w naszej
kulturze, jak Bg czy wity Mikoaj, jest biaa, i jak to czarnoskry wity Mikoaj umacnia
pozycj caej afroamerykaskiej spoecznoci.

- Waciwie to jestem podobnego zdania.

- No tak, szczytna idea, ale tak si skada, e to stek bzdur. Oni nie s adnymi
prorokami czarnoskrego witego Mikoaja. Gdyby tak byo, wytwarzaliby czarnoskre
mikoaje. Tymczasem staraj si wykupi cae ich wiatowe zapasy. Jeden staruszek w
Pittsburghu ma drug na wiecie pod wzgldem wielkoci kolekcj i oni stale usiuj j od
niego odkupi.

Odezwa si stojcy w drzwiach Ben. Najwyraniej sta tam ju od jakiego czasu.

- Radar, twoja niezdolno do przelecenia tej milusiej krlisi jest najwiksz
humanitarn tragedi naszych czasw.

- Siema, Ben - rzuciem.

- Dziki za podwiezienie mnie wczoraj w nocy, stary.



15

Mimo i zosta ju tylko tydzie do egzaminw kocowych, poniedziakowe
popoudnie spdziem na lekturze Pieni o mnie. Chciaem pojecha na dwa ostatnie
pseudoosiedla, ale Benowi potrzebny by samochd. W poemacie szukaem teraz nie tyle
wskazwek, co samej Margo. Tym razem dotarem mniej wicej do poowy Pieni o mnie,
gdy trafiem na nowy fragment, od ktrego nie mogem si oderwa.

Teraz bd ju tylko sucha - pisze Whitman. I przez dwie strony tylko sucha: sucha
parowego gwizdka, sucha gosw ludzi, sucha opery. Siedzi na trawie i pozwala, eby
dwik si przez niego przelewa. Sdz, e prbowaem robi to samo: sucha wszystkich
jej odgosw, poniewa zanim w ogle nabior sensu, musz najpierw zosta usyszane. Przez
cay ten czas waciwie nie syszaem Margo - widziaem, jak krzyczy, a mylaem, e si
mieje - wic stwierdziem, e teraz musz si tym zaj. e musz sprbowa, choby z
oddali, usysze jej oper.

A jeli nie mogem usysze Margo, mogem przynajmniej posucha, czego ona
kiedy suchaa, wic cignem sobie album z przerbkami piosenek Woodyego Guthriego.
Siedziaem przy komputerze z zamknitymi oczami, wsparty okciami na biurku i suchaem
piewajcego w minorowej tonacji gosu. W piosence, ktrej wczeniej nie znaem, staraem
si usysze niesyszany od dwunastu dni gos, ktry ledwo ju pamitaem.

Nadal suchaem - tym razem innego z jej ulubionych wykonawcw, Boba Dylana -
kiedy mama wrcia do domu.

- Tata wrci pno - zagadna przez zamknite drzwi. - Moe zrobi hamburgery z
indykiem?

- Brzmi niele - odpowiedziaem, znw zamknem oczy i wrciem do suchania
muzyki. Podniosem si dopiero, gdy tata zawoa mnie na kolacj ptora albumu pniej.

Przy kolacji mama i tata rozmawiali o polityce na Bliskim Wschodzie. Mimo i
cakowicie si ze sob zgadzali, i tak zaczynali mwi podniesionymi gosami, pomstujc, e
taki-to-a-taki jest kamc, a taki-i-owaki jest kamc i zodziejem, i e wikszo z nich
powinna poda si do dymisji. Skupiem si na hamburgerze z indykiem ociekajcym
keczupem i posypanym grillowan cebul, ktry smakowa wymienicie.

- Dobrze, do ju tego - ucia po jakim czasie mama. - Quentin, jak twj dzie?

- W porzdku - odpowiedziaem. - Przygotowywaem si do egzaminw kocowych i
takie tam.

- Nie mog uwierzy, e to twj ostatni tydzie zaj - odezwa si tata. - Naprawd,
wydaje si, jakby to byo wczoraj...

- O tak - podja mama. W mojej gowie rozleg si ostrzegawczy sygna: UWAGA,
ATAK NOSTALGII, UWAGA, UWAGA, UWAGA. S kapitalni ci moi rodzice, ale maj
skonnoci do poryww obezwadniajcego sentymentalizmu. - Jestemy z ciebie tacy dumni
- rozanielia si. - Ale Boe, bdzie nam ciebie brakowa jesieni.

- Spokojnie, nie ma co mwi hop. Cigle mog obla angielski.

Mama rozemiaa si i zmienia temat:

- A wanie, zgadnij, kogo spotkaam wczoraj w YMCA? Betty Parson. Powiedziaa,
e jesieni Chuck idzie na Uniwersytet Georgia. Ucieszyo mnie to, bo on zawsze ledwo
dawa sobie rad.

- To dupek - przypomniaem.

- To fakt - wczy si tata - tyranizowa sabszych. A jego zachowanie byo godne
poaowania.

To byo typowe dla moich rodzicw: w ich umysach nikt nie by po prostu dupkiem.
Ludzie nigdy nie byli po prostu do niczego, tylko mieli jaki inny problem: wykazywali
zaburzenia w interakcjach spoecznych albo mieli osobowo chwiejn emocjonalnie typu
borderline, lub jeszcze co innego.

Mama podchwycia wtek.

- Ale Chuck ma trudnoci w uczeniu si. Ma mas problemw - jak kady. Wiem, e
w tej chwili nie potrafisz patrze w ten sposb na swoich rwienikw, ale gdy bdziesz
starszy, zaczniesz ich postrzega - te ze dzieciaki, te dobre dzieciaki i w ogle wszystkie
dzieciaki - jako ludzi. Oni wszyscy s po prostu ludmi i zasuguj na uwag. S w rnym
stopniu chorzy, maj rny stopie neurozy, w rnym stopniu zaspokojon potrzeb
samorealizacji. No i wiesz, zawsze lubiam Betty i zawsze miaam nadziej, e Chuckowi si
uda. Wic to chyba dobrze, e idzie do collegeu, nie sdzisz?

- Szczerze mwic, mamo, naprawd jest mi obojtne, czy mu si powodzi, czy nie.

Pomylaem sobie wtedy, e jeli wszystkich maj za tego rodzaju osoby, to dlaczego
cigle nienawidz politykw w Izraelu i Palestynie? O nich jako nie mwili jak o ludziach.

Tata skoczy przeuwa, odoy widelec i spojrza na mnie.

- Im duej wykonuj swoj prac - wyzna - tym bardziej zdaj sobie spraw, e
ludziom brakuje dobrych zwierciade. Ludziom tak trudno jest pokaza nam nasze odbicie, a
nam z kolei z trudem przychodzi okaza im, co czujemy.

- Cudownie to uje - zgodzia si mama. Fajnie, e si lubili. - Ale czy nie jest te
tak, i na pewnym podstawowym poziomie trudno nam zrozumie, e inni s takimi samymi
istotami jak my? Idealizujemy ich jako bogw lub lekcewaymy jako zwierzta.

- Prawda. W dodatku wiadomo to nie najlepsze okno. Chyba nigdy przedtem w ten
sposb o tym nie mylaem.

Siedziaem wygodnie oparty. Przysuchiwaem si. Usyszaem co o Margo, o oknach
i o zwierciadach. Chuck Parson by osob. Jak ja. Margo Roth Spiegelman te bya osob. A
ja nigdy jeszcze nie mylaem o niej w ten wanie sposb, nie do koca; dlatego wszystkie
moje dotychczasowe o niej wyobraenia byy chybione. Przez cay ten czas - nie tylko od
chwili jej zniknicia, ale przez dekad wczeniej - wyobraaem j sobie, nie suchajc jej, nie
wiedzc, e stanowia rwnie kiepskie okno jak ja sam. Tak wic nie potrafiem wyobrazi jej
sobie jako osoby, ktra ma obawy, ktra moe czu si wyobcowana w pomieszczeniu
penym ludzi, ktra nie afiszuje si ze swoj kolekcj pyt, poniewa to zbyt osobista rzecz,
eby si ni dzieli. Nie potrafiem wyobrazi jej sobie jako kogo, kto czyta ksiki
podrnicze, aby uciec przed koniecznoci ycia w miecie, ktre jest celem ucieczki dla tak
wielu innych. Nie potrafiem wyobrazi jej sobie jako osoby, ktra - poniewa nikt nie myla
o niej jako o osobie - nie miaa tak naprawd nikogo, z kim mogaby porozmawia.

I oto nagle wiedziaem, jak czuje si Margo Roth Spiegelman, kiedy nie jest Margo
Roth Spiegelman: czuje si pusta. Czuje, e otacza j mur, na ktry nie sposb si wspi.
Wyobraziem j sobie pic na wykadzinie, jedynie z poszarpanym skrawkiem nieba nad
gow. Moe Margo czua si tam komfortowo, poniewa Margo osoba cay czas ya w ten
sposb: w opuszczonym pokoju z zaciemnionymi oknami, do ktrego jedyne wiato wpadao
przez dziury w suficie. Tak. Nieustannie popeniaem fundamentalny bd, a ona sama, jak si
okazuje, celowo mnie w nim utwierdzaa. Prawda za bya taka: Margo nie bya cudem. Nie
bya przygod. Nie bya kruch i drogocenn istot. Margo bya dziewczyn.



16

Zegar zawsze by bezlitosny, ale poczucie, e byem bliszy rozwikania tajemnicy,
sprawio, e we wtorek czas wydawa si ostatecznie stan w miejscu. Postanowilimy
wszyscy od razu po szkole pojecha do pawilonu, wic czekanie stao si nie do zniesienia.
Kiedy dzwonek wreszcie zadwicza, ogaszajc koniec angielskiego, pognaem schodami w
d i ju byem w drzwiach, gdy uwiadomiem sobie, e nie moemy wyjecha, dopki Ben i
Radar nie wyjd z prby orkiestry. Usiadem wic przed sal muzyczn i wyjem z plecaka
zawinit w serwetki ma pizz, ktr nosiem od lunchu. Zjadem pierwsz wiartk, gdy
przysiada si do mnie Lacey Pemberton. Zaproponowaem jej kawaek. Odmwia.

Ma si rozumie, rozmawialimy o Margo. O braku, ktry by nam wsplny.

- Przede wszystkim - powiedziaem, wycierajc w dinsy tuszcz z pizzy - musz
rozszyfrowa miejsce. Ale nie wiem nawet, czy te pseudoosiedla to waciwy trop. Czasami
myl, e zmierzamy w zupenie bdnym kierunku.

- No wanie. Szczerze mwic, mimo wszystko lubi si czego o niej dowiadywa.
To znaczy rzeczy, o ktrych wczeniej nie wiedziaam. Nie miaam pojcia, kim ona
naprawd jest. Powanie, nigdy nie mylaam o niej inaczej jak o mojej szalonej piknej
przyjacice, ktra wyprawia wszystkie te szalone pikne rzeczy.

- Racja, ale ona nie wymylaa tych rzeczy na poczekaniu - zauwayem. - Chc przez
to powiedzie, e wszystkie jej przygody cechoway si pewn... no nie wiem.

- Elegancj - dokoczya Lacey. - Jest jedyn znan mi osob, ktra nie jest, no wiesz,
dorosa, a ma t absolutn elegancj.

- Wanie.

- Trudn mi j sobie wyobrazi w jakiej obrzydliwej zakurzonej ruderze.

- Ot to - zgodziem si. - Ze szczurami.

Lacey przycigna do siebie kolana i przyja pozycj podow.

- Fuj. To w ogle nie pasuje do Margo.

Jakim sposobem Lacey dostaa miejsce obok kierowcy, chocia bya najnisza z nas.
Ben prowadzi. Wydaem do gone westchnienie, gdy siedzcy przy mnie Radar wycign
swj tablet i zacz pracowa nad Omniklopedi.

- Usuwam tylko wandalizmy z artykuu o Chucku Norrisie - wyjani. - Na przykad,
podczas gdy skonny jestem si zgodzi, e specjalnoci Chucka Norrisa s kopnicia
okrne, nie sdz, eby waciwe byo stwierdzenie, i zy Chucka Norrisa lecz raka,
jednak niestety Chuck Norris nigdy nie pacze. Ale to niewane, usuwanie wandalizmu
zaprzta jedynie jakie cztery procent mojego mzgu.

Docierao do mnie, e Radar usiuje mnie rozmieszy, ale ja chciaem mwi tylko o
jednym.

- Nie jestem przekonany, e ona jest na jakim pseudoosiedlu. Wiecie, moe nawet nie
to miaa na myli, mwic o papierowych miastach? Mamy tyle sugestii, ale adnego
konkretnego miejsca.

Radar podnis na chwil wzrok znad ekranu, ale po chwili z powrotem go opuci.

- Osobicie uwaam, e ona jest daleko std i odbywa wanie jak kuriozaln
wycieczk objazdow, bdnie mniemajc, e zostawia nam wystarczajc liczb wskazwek
na jej wyledzenie. Krtko mwic, sdz, e jest teraz w jakiej Omaha w stanie Nebraska i
oglda sobie najwiksz na wiecie kul ze znaczkw pocztowych albo przypatruje si
najwikszemu na wiecie kbkowi szpagatu w Minnesocie.

Rzucajc spojrzenie we wsteczne lusterko, Ben podj wtek:

- Wic uwaasz, e Margo odbywa wycieczk po kraju w poszukiwaniu rnych
Najwikszych na wiecie Kul?

Radar przytakn.

- No c - cign Ben - kto powinien jest powiedzie, eby wracaa do domu,
poniewa najwiksze na wiecie kule moe znale dokadnie tutaj w Orlando na Florydzie.
Mieszcz si one w specjalnej gablocie wystawowej znanej jako moja moszna.

Radar rykn miechem, a Ben kontynuowa.

- Bez jaj. Moje jaja s tak wielkie, e kiedy zamawiasz porcj frytek w McDonaldzie,
masz do wyboru cztery wielkoci: mae, rednie, due i wielkie jak moje jaja.

Lacey wpia wzrok w Bena i skarcia go:

- Nie. Stosowne.

- Sorry - bkn Ben. - Myl, e ona jest w Orlando - doda. - I obserwuje, jak jej
szukamy. I jak jej rodzicie jej nie szukaj.

- Ja cigle obstaj przy Nowym Jorku - powiedziaa Lacey.

- Cigle wszystko jest moliwe - podsumowaem.

Kady ma swoj Margo - a kada z nich bardziej przypomina zwierciado ni okno.

Pawilon wyglda jak przed kilkoma dniami. Ben zaparkowa, a ja poprowadziem
wszystkich do biura przez otwierane do rodka drzwi. Kiedy znalelimy si wewntrz,
mikkim gosem poinstruowaem ich:

- Nie zapalajcie jeszcze latarek. Dajcie oczom czas na oswojenie si. - Poczuem
wbijajce si w moje przedrami paznokcie. Szepnem: - Nie ma si czego ba, Lace.

- Ojej - odpowiedziaa. - Nie to rami.

Zorientowaem si, e szukaa Bena.

Pokj powoli nabiera mglistych szarych konturw. Dostrzegem ustawione w
szeregach biurka, cigle czekajce na pracownikw. Zapaliem latark, wic i pozostali
wczyli swoje. Ben i Lacey, trzymajc si razem, ruszyli w kierunku Trollowej Nory, by
zbada inne pomieszczenia. Radar podszed ze mn do biurka Margo. Przyklkn, eby
przyjrze si bliej zastygemu na czerwcu papierowemu kalendarzowi.

Wanie pochylaem si obok niego, kiedy usyszaem szybko zbliajce si kroki.

- Ludzie - naglco szepn Ben. Ukry si za biurkiem Margo, pocigajc za sob
Lacey.

- Co? Gdzie?

- W pokoju obok! - sykn. - Maj na sobie maski. Wygldaj na jakich
funkcjonariuszy. Musimy std spada.

Radar powieci latark w kierunku Trollowej Nory, ale Ben natychmiast cign mu
j na d.

- Musimy. Std. Wyj. - Lacey patrzya na mnie wielkimi oczami, zapewne troch
wkurzona, e faszywie obiecaem jej bezpieczestwo.

- Dobra - szepnem. - Dobra, wszyscy na zewntrz, przez drzwi. Bardzo spokojnie,
bardzo szybko.

Jak tylko ruszyem si z miejsca, usyszaem tubalny gos:

- KTO TAM!?

Cholera.

- Ehm - odpowiedziaem - my tylko zwiedzamy.

C za kosmicznie aosny odzew. Olepio mnie padajce z Trollowej Nory biae
wiato. To mg by Bg we Wasnej Osobie.

- Jakie s wasze zamiary? - Gos zabarwiony by udawanym brytyjskim akcentem.

Zobaczyem, e Ben wstaje zza biurka i staje u mojego boku. Dobrze byo poczu, e
nie jest si samym.

- Prowadzimy tutaj ledztwo w sprawie zniknicia - oznajmi Ben z wielk pewnoci
siebie. - Nie zamierzalimy niczego niszczy.

Snop wiata urwa si, a ja zamrugaem, starajc si przejrze, a w kocu
dostrzegem trzy postacie w dinsach, T-shirtach i maskach z dwoma okrgymi filtrami.
Jedna z nich podcigna sobie mask na czoo i spojrzaa na nas. Rozpoznaem t kozi
brdk i paskie, szerokie usta.

- Gus? - zapytaa Lacey. Wstaa.

Ochroniarz z SunTrust.

- Lacey Pemberton. Jezu. Co ty tu robisz? Bez maski? W tym miejscu jest masa
azbestu.

- A co ty tutaj robisz?

- Eksploruj - odrzek.

Ben jako zebra si na odwag i podszed do pozostaych postaci, wycigajc do nich
rk. Przedstawili si jako As i Ciela. miem twierdzi, e byy to pseudonimy.

Poprzycigalimy sobie biurowe krzesa na kkach i usiedlimy mniej wicej w
krgu.

- To wy poamalicie t pyt? - spyta Gus.

- Waciwie to ja - wyjani Ben.

- Posklejalimy j tam, bo nie chcielimy, eby kto tu jeszcze wchodzi. Jak ludzie
zobacz, e da si wej od strony ulicy, zacznie si tu schodzi masa typkw, ktrzy gwno
wiedz o eksploracji. Menele, puny, caa ta menaeria.

Podszedem do nich i zapytaem:

- Czyli wiedzielicie, e Margo tu przyjedaa?

Zanim Gus zdy odpowiedzie, As przemwi zza maski. Jego gos by nieco
znieksztacony, ale atwo mona byo go zrozumie.

- Kurde, czowieku, Margo cigle tu przesiadywaa. My zachodzimy tutaj jedynie
kilka razy w roku - tu jest azbest, a poza tym nic szczeglnie ciekawego. Ale widzielimy j
jakie... ja wiem... prawie za kadym razem w cigu ostatnich kilku lat. Nieza bya, co?

- Bya? - zapytaa znaczco Lacey.

- Ucieka, prawda?

- A wy co o tym wiecie? - drya Lacey.

- Jezu, nic. Kilka tygodni temu widziaem Margo razem z nim - odpowiedzia Gus,
wskazujc mnie gow. - A potem dowiedziaem si, e ucieka. Par dni pniej przyszo mi
do gowy, e moe jest tutaj, wic przyjechalimy.

- Nigdy nie zaapaem, dlaczego tak bardzo lubia to miejsce. Praktycznie nic tu nie
ma - wczy si do rozmowy Ciela. - Kiepska przestrze do eksploracji.

- Co masz na myli, mwic o eksploracji? - spytaa Gusa Lacey.

- Miejsk eksploracj. Wchodzimy do opuszczonych budynkw, ogldamy je sobie,
fotografujemy. Nic nie zabieramy, nic nie zostawiamy. Jestemy tylko obserwatorami.

- To takie hobby - dorzuci As. - Kiedy bylimy jeszcze w szkole, Gus pozwala
Margo przycza si do naszych eksploratorskich wypraw.

- Miaa bystre oko, jak na trzynastolatk - wspomina Gus. - Potrafia znale wejcie
do kadego obiektu. Wtedy byy to tylko okazjonalne wypady, ale teraz wyjedamy
dosownie trzy razy w tygodniu. Miejsc jest tu w brd. W Clearwater jest opuszczony szpital
psychiatryczny. Niesamowity. Mona zobaczy, gdzie przywizywali czubkw i dawali im
elektrowstrzsy. A kawaek std na zachd jest stare wizienie. Ale jej nie pocigao to tak
bardzo. Lubia wamywa si do rnych miejsc, ale potem chciaa w nich po prostu zosta.

- No, Boe, to byo wkurzajce - potwierdzi As.

Ciela podchwyci:

- Nie robia nawet zdj. Ani nie myszkowaa w poszukiwaniu ciekawych rzeczy.
Chciaa tylko wej do rodka i... siedzie tam. Pamitacie ten jej czarny notatnik? Miaa go
zawsze przy sobie. Siadaa w kcie i co w nim bazgraa, jakby bya w domu i odrabiaa
zadanie domowe, no nie?

- Szczerze mwic - stwierdzi Gus - ona nigdy do koca nie poja, o co w tym
chodzi. e to przygoda. Waciwie wydawaa si zdrowo zdoowana.

Chciaem, eby nie przerywali, bo czuem, e wszystko, co powiedz, pomoe mi
lepiej wyobrazi sobie Margo. Jednak ni std, ni zowd Lacey wstaa i kopna stojce za ni
krzeso.

- A nigdy nie przyszo ci do gowy, eby j spyta, dlaczego waciwie bya zdrowo
zdoowana? Albo czemu przesiadywaa w tych szkaradnych miejscach? Nigdy ci to nie
obchodzio?

Staa teraz nad nim, krzyczc, wic on te wsta, wyszy od niej o gow, ale wtedy
odezwa si Ciela:

- Jezu, niech kto uciszy t suk.

- O e ty! - wrzasn Ben i zanim zdoaem si zorientowa, co si dzieje, rzuci si
na Ciel, ktry spad z krzesa i pokracznie rbn ramieniem o podog. Ben usiad na nim
okrakiem i zacz go okada jak szalony, niezgrabnie lejc go po masce i krzyczc: - ONA
NIE JEST SUK, SUKO! - Zerwaem si i chwyciem Bena za rami, a Radar zapa go za
drugie. Odcignlimy go, ale Ben nie przestawa si wydziera: - Jestem teraz w amoku!
Fajnie byo go boksowa! Chc jeszcze poboksowa!

- Ben - przemwiem, silc si na spokj w gosie i naladujc ton mamy. - Ben, ju
dobrze. Postawie na swoim.

Gus i As podnieli Ciel, a Gus powiedzia:

- Jezu Chryste, wychodzimy std, okej? Teren jest wasz.

As pozbiera ich sprzt fotograficzny i wyszli w popiechu tylnymi drzwiami. Lacey
zacza mi tumaczy, skd zna Gusa:

- By w ostatniej klasie, kiedy zacz...

Ale machnem na ni rk. To wszystko nie miao znaczenia.

Radar wiedzia, co miao znaczenie. Natychmiast wrci do kalendarza i zbliy do
niego twarz, nosem prawie dotykajc papieru.

- Nie sdz, eby na stronie maja byo cokolwiek napisane - stwierdzi. - Papier jest
do cienki, a nie widz adnych odciskw. Ale nie sposb mie pewno.

Ruszy szuka dalszych wskazwek, a padajce na podog wiata latarek
sygnalizoway, e take Lacey i Ben przechodzili przez Trollow Nor. Ja jednak zostaem w
biurze. Usiadem i wyobraaem sobie Margo. Mylaem o tym, jak wczy si ze starszymi
od siebie o cztery lata chopakami i wchodzi z nimi do opuszczonych budynkw. To by
obraz Margo, jaki ju wczeniej widziaem. Jednak obraz Margo wewntrz budynkw nijak
ju nie przystawa do moich o niej wyobrae. Podczas gdy inni rozchodz si eksplorowa,
robi zdjcia i oglnie si pata, Margo siedzi na pododze, co zapisujc.

Z pokoju obok rozleg si gos Bena:

- Q! Mamy co!

Otarem pot z twarzy rkawami i wsparszy si na biurku Margo, stanem na nogi.
Przeszedem przez pokj, nastpnie przez Trollow Nor i skierowaem si w stron trzech
snopw wiata omiatajcych cian nad zrolowan wykadzin.

- Zobacz - wskaza Ben, wiatem latarki krelc kwadrat na cianie. - Pamitasz te
dziurki, o ktrych wspomniae?

- Tak?

- Musiay tam by przyczepione jakie pamitki. Pocztwki albo zdjcia, jak mona
by sdzi z odlegoci midzy dziurkami. By moe zabraa je ze sob - objania Ben.

- Moliwe - zgodziem si. - Gdybymy tylko znaleli ten notatnik, o ktrym mwi
Gus.

- Wanie, kiedy to powiedzia, przypomniaam sobie o nim - oznajmia Lacey.
wiato mojej latarki owietlao jedynie jej nogi. - Zawsze nosia go ze sob. Nigdy nie
widziaam, eby co w nim pisaa, wic uznaam, e to jaki terminarz. Boe, nigdy jej o to
nie spytaam. Wciekam si na Gusa, a on nawet nie jest jej przyjacielem. A ja - o co ja j
spytaam?

- I tak by ci nie odpowiedziaa - pocieszyem j.

Byoby nie fair udawa, e Margo nie przykadaa rki do zaciemniania wasnego
obrazu.

Przez nastpn godzin snulimy si po budynku i kiedy nabraem ju pewnoci, e ta
wyprawa bya strat czasu, wiato mojej latarki przypadkowo pado na te broszury o
osiedlach, ktre, gdy przyszlimy tu po raz pierwszy, uoone byy w domek z kart. Jedna z
broszur dotyczya Gajowego Azylu. Wstrzymaem oddech, rozkadajc pozostae. Pobiegem
do mojego plecaka lecego przy drzwiach, a wrciwszy z dugopisem i notesem, spisaem
nazwy wszystkich reklamowanych osiedli. Jedno natychmiast rozpoznaem: Przysiek
Colliera - jedno z dwch pseudoosiedli z mojej listy, ktrych jeszcze nie obejrzaem.
Spisawszy nazwy pseudoosiedli, schowaem notes z powrotem do plecaka. Moe byem
samolubny, ale chciaem by sam, kiedy znajd Margo.



17

W pitek, gdy tylko mama wrcia z pracy, powiedziaem jej, e jad z Radarem na
koncert, a potem wyjechaem z miasta w kierunku wiejskiego hrabstwa Seminole, eby
obejrze Przysiek Colliera. Wszystkie inne osiedla z broszur okazay si istnie - wikszo
z nich w pnocnej czci miasta, ktra ju dawno temu zostaa cakowicie zagospodarowana.

Zjazd do Przysika Colliera rozpoznaem tylko dlatego, e staem si kim w rodzaju
eksperta od trudnych do dostrzeenia polnych drg dojazdowych. Jednak Przysiek Colliera
nie przypomina adnego z pseudoosiedli, ktre widziaem do tej pory, poniewa by dziko
zaronity, jakby to miejsce byo opuszczone od pidziesiciu lat. Nie wiedziaem, czy to
pseudoosiedle byo starsze od innych, czy te nizinny, podmoky teren sprawia, e wszystko
roso tu szybciej, w kadym razie droga dojazdowa staa si nieprzejezdna, gdy tylko w ni
skrciem, gdy zarosy j gste kpy dzikich jeyn.

Wysiadem z samochodu i dalej poszedem pieszo. Wybujaa trawa drapaa mi
golenie, a teniswki grzzy w bocie przy kadym kroku. Miaem tylko nadziej, e gdzie
tutaj, na jakim skrawku gruntu pooonym co najmniej p metra wyej Margo ma rozbity
namiot, ktry chroni j od deszczu. Szedem powoli, bo tutaj musiaem si baczniej rozglda
ni w poprzednich miejscach, dlatego e byo tu wicej kryjwek i poniewa wiedziaem, e
to pseudoosiedle ma bezporedni zwizek z pawilonem. Grzska ziemia zmuszaa mnie do
wolnego marszu, podczas ktrego penetrowaem wzrokiem kady nowy element krajobrazu,
zwracajc uwag na kady zakamarek mogcy pomieci czowieka. Na kocu drogi
zobaczyem lece w bocie niebiesko-biae tekturowe pudeko, ktre przez chwil wygldao
tak samo jak tamten znaleziony przeze mnie w pawilonie karton po batonikach
energetycznych. Ale nie. To tylko gnijcy pojemnik po dwunastopaku piwa. Dotarem z
powrotem do minivana i ruszyem dalej na pnoc w kierunku miejsca o nazwie Sosnwka.

Dojechanie tam zajo mi godzin, zbliaem si do Ocala National Forest i
znajdowaem si waciwie ju poza aglomeracj Orlando. Byem kilka kilometrw od celu,
kiedy zadzwoni Ben.

- Co tam?

- Objedasz te papierowe miasta? - zapyta.

- No, dojedam do ostatniego, o jakim mi wiadomo. Na razie nic.

- No to suchaj, stary, rodzice Radara musieli nagle wyjecha z miasta.

- Wszystko w porzdku? - zaniepokoiem si. Wiedziaem, e dziadkowie Radara
mieszkaj w domu opieki w Miami i s ju naprawd starzy.

- Tak, w porzdku, ale suchaj tego: pamitasz faceta z Pittsburgha z drug najwiksz
na wiecie kolekcj czarnoskrych mikoajw?

- Tak?

- Wanie kojfn.

- artujesz.

- Stary, ja nie artuj na temat zgonw kolekcjonerw czarnoskrych mikoajw.
Facet mia ttniaka. W kadym razie starzy Radara lec do Pensylwanii i bd prbowa
kupi ca jego kolekcj. Wic zaprosilimy paru ludzi.

- Kto my?

- Ty, ja i Radar. Jestemy gospodarzami.

- No nie wiem - zawahaem si.

Zapada cisza, po ktrej Ben zwrci si do mnie moim penym imieniem.

- Quentin - zacz. - Wiem, e chcesz j znale. Wiem, e jest dla ciebie
najwaniejsza. No i luz. Ale za jaki tydzie koczymy szko. Nie prosz ci, eby porzuci
poszukiwania. Prosz ci, eby przyszed na imprez z twoimi dwoma najlepszymi
przyjacimi, ktrych znasz przez poow swojego ycia. Prosz ci, eby jak maa grzeczna
dziewczynka, jak jeste, spdzi dwie do trzech godzin na piciu sodkawych sikaczy, a
kolejne dwie do trzech godzin na zwracaniu wyej wspomnianych sikaczy przez nos. A
potem moesz sobie wrci do wszenia po porzuconych placach budowy.

Ubodo mnie, e Ben chcia mwi o Margo tylko wtedy, gdy wizao si to z jak
rajcujc go przygod, i e dawa mi do zrozumienia, i moje skupianie si na niej bardziej
ni na przyjacioach jest jako niewaciwe, chocia ona zagina, a oni przecie nie. Ale jak
stwierdzi Radar, Ben jest Benem. A mnie po Sosnwce i tak nie zostao ju nic do
przeszukania.

- Musz tylko dojecha do ostatniego miejsca i bd u was.

Jako e Sosnwka bya ostatnim pseudoosiedlem w rodkowej Florydzie - a
przynajmniej ostatnim, o ktrym wiedziaem - pokadaem w niej wielkie nadzieje. Jednak
kiedy obchodziem z latark jej jedyn, lep uliczk, nie zobaczyem adnego namiotu.
adnego ladu po ognisku. adnych opakowa po ywnoci. adnego znaku bytnoci
czowieka. adnej Margo. Na kocu drogi znalazem przysonite ziemi jedyne tutaj
betonowe fundamenty. Tylko e nic na nich nie zbudowano; zostaa tylko ziejca pustk
dziura w ziemi, niczym rozdziawiona gba trupa, gstwa ciernistych pnczy i porastajca cay
teren, wysoka po pas trawa. Jeli Margo chciaa, ebym zobaczy te miejsca, nie potrafiem
zrozumie dlaczego. Jeli za pojechaa na ktre z pseudoosiedli, eby ju nigdy nie wrci,
musiaa wiedzie o jakim miejscu, ktrego mimo tylu moich poszukiwa nie odkryem.

Dojechanie z powrotem do Jefferson Park zajo mi ptorej godziny. Zaparkowaem
minivana przed domem, przebraem si w koszulk polo i jedyn par czystych dinsw, jak
miaem, i poszedem Jefferson Way w kierunku Jefferson Court, a nastpnie skrciem w
prawo w Jefferson Road. Kilka samochodw stao ju w rzdach po obu stronach Jefferson
Place, ulicy Radara. Bya dopiero sma czterdzieci pi.

Otworzyem drzwi i zostaem przywitany przez trzymajcego narcze gipsowych
czarnoskrych mikoajw Radara.

- Musz gdzie schowa te lepsze - wyjani. - Uchowaj Boe, eby ktry z nich si
rozbi.

- Pomc ci? - zaoferowaem.

Radar skin gow w kierunku salonu, gdzie na stolikach po obu stronach kanapy
leay trzy zestawy rozoonych matrioszek w ksztacie czarnoskrych witych Mikoajw.
Skadajc je, nie mogem nie zauway, e s naprawd bardzo pikne - rcznie malowane i
niezwykle bogate w szczegy. Nie wspomniaem o tym jednak Radarowi z obawy, e
zatukby mnie na mier stojc w salonie mikoajow lamp.

Zabraem matrioszki do sypialni dla goci, w ktrej Radar ostronie chowa mikoaje
do komody.

- Wiesz, widok ich wszystkich razem naprawd skania czowieka do refleksji nad
formami, w jakich wyobraamy sobie nasze mity.

Radar przewrci oczami.

- Mhm, ustawicznie zastanawiam si nad form, w jakiej wyobraam sobie moje mity,
kiedy co rano jem patki niadaniowe Lucky Charms t cholern mikoajow yk.

Poczuem, jak jaka rka obraca mnie za rami. To by Ben, szybko przebierajcy w
miejscu nogami, jakby cisn go pcherz czy inna rwnie naga potrzeba.

- Caowalimy si. To znaczy, ona pocaowaa mnie. Jakie dziesi minut temu. Na
ku rodzicw Radara.

- To ohydne - powiedzia Radar. - Nie obciskujcie si w ku moich rodzicw.

- No nie, sdziem, e macie to ju za sob - wytknem. - Ty, taki lowelas i nic?

- Przymknij si, stary. Jestem w panice - wyzna Ben, niemal zezujc. - Wydaje mi si,
e nie jestem zbyt dobry.

- W czym?

- W caowaniu. No bo wiecie, ona miaa duo wicej praktyki ni ja przez te wszystkie
lata. Nie chc wypa a tak beznadziejnie, e mnie rzuci. Dziewczyny na ciebie lec -
stwierdzi, co jednak byo w najlepszym razie prawdziwe, jeli dziewczyny zdefiniowao si
jako dziewczyny z orkiestry marszowej. - Stary, przychodz do ciebie po rad.

Kusio mnie, eby przywoa wszystkie te niekoczce si durne przechwaki Bena,
na jakie to rne sposoby bdzie buja rne ciaa, jednak ograniczyem si do konkretw:

- O ile mi wiadomo, istniej tylko dwie podstawowe zasady: 1. Nie gry niczego bez
pozwolenia oraz 2. Jzyk czowieka jest jak wasabi: dziaa bardzo intensywnie i powinien by
stosowany oszczdnie.

Wtem oczy Bena rozszerzyy si w panice. Skrzywiem si i spytaem:

- Ona za mn stoi, tak?

- Jzyk czowieka jest jak wasabi - przedrzeniaa mnie Lacey gbokim gapowatym
gosem; miaem tylko nadziej, e nie przypomina mojego. Okrciem si na picie. - A ja
uwaam, e jzyk Bena jest jak krem przeciwsoneczny - owiadczya. - Jest dobry dla
zdrowia i powinien by szczodrze nakadany.

- Wanie zwymiotowaem sobie w usta - zajcza Radar.

- Lacey, wanie odebraa mi wszelk ochot do ycia - zgodziem si z Radarem.

- ebym tylko mg przesta o tym myle - kontynuowa Radar. Ja za dodaem:

- Sama myl o tym jest tak odraajca, e prawo zabrania wypowiadania sw jzyk
Bena Starlinga w telewizji.

- Kar za pogwacenie tego zakazu jest rok wizienia albo wylizanie caego ciaa
jzykiem Bena Starlinga.

- Kady... - zaczem.

-...wybiera... - podj Radar.

-...wizienie! - dokoczylimy chrem.

Wtedy Lacey na naszych oczach pocaowaa Bena.

- O, Boe - zawy Radar, wymachujc rkoma przed oczami. - O, Boe. Olepem.
Olepem.

- Bagam was, przestacie - zaklinaem. - Straszycie mikoaje.

Ostatecznie impreza odbya si w salonie gocinnym na pitrze, w ktrym rozsiada
si caa nasza dwudziestka. Oparem si o cian. Kilka centymetrw nad moj gow wisia
namalowany na aksamicie portret czarnoskrego witego Mikoaja. Radar mia jedn z tych
moduowych kanap i wszyscy si na ni wcisnli. W chodziarce obok telewizora byo piwo,
ale nikt nie pi. Zamiast tego ludzie opowiadali o sobie historie. Wikszo z nich ju
syszaem - opowieci z obozu orkiestry, opowieci o Benie Starlingu i opowieci o
pierwszych pocaunkach - ale Lacey nie znaa adnej z nich, a poza tym cigle byy zabawne.
Jako nie wczaem si do rozmowy, do czasu, a Ben zagadn:

- Q, jak bdziemy odbiera dyplomy?

Umiechnem si obuzersko.

- Nago, w samych tylko togach.

- O tak! - Ben siorbn Dra Peppera.

- Ja nawet nie zabieram ze sob ciuchw, eby nie wymikn - oznajmi Radar.

- Ani ja! Q, przysignij, e nie zabierzesz ze sob ubrania.

Umiechnem si.

- Uroczycie przysigam.

- Wchodz w to! - krzykn nasz przyjaciel Frank. Wtedy jeden za drugim chopaki
zaczy przycza si do naszego pomysu. Dziewczyny, z jakiego powodu, byy oporne.

Radar zagadn Angel:

- Twoja odmowa kae mi wtpi w trwao fundamentw naszej mioci.

- Nie apiesz tego - wczya si Lacey. - Nie chodzi o to, e si boimy. Tylko e
mamy ju kupione sukienki.

Angela zrobia gest w stron Lacey.

- Wanie. A wy lepiej si mdlcie, eby nie byo wietrznie.

- A ja mam nadziej, e wanie bdzie wietrznie - powiedzia Ben. - Najwikszym na
wiecie jajom przyda si troch wieego powietrza.

Lacey ze wstydu zakrya twarz doni.

- Bycie twoj dziewczyn to mudna praca - stwierdzia. - Satysfakcjonujca, ale
mudna.

Rozemialimy si.

To wanie lubiem w moich przyjacioach najbardziej: e potrafili zebra si w krgu
i opowiada historie. Historie-okna i historie-zwierciada. Ja tylko suchaem - historie w
mojej gowie nie byy tak zabawne.

Mimowolnie mylaem o tym, e szkoa i caa reszta si kocz. Przyjemnie byo tak
sta poza krgiem sofy i patrze na nich - by to rodzaj smutku, ktry mi nie przeszkadza,
wic po prostu si przysuchiwaem i pozwalaem, by szczcie i smutek w obliczu koca
wiroway wok mnie i wzajemnie si podsycay. Dugo jeszcze czuem, jak pka i otwiera mi
si klatka piersiowa, lecz waciwie nie byo to nieprzyjemne.

Wyszedem tu przed pnoc. Niektrzy zostawali duej, ale o pnocy musiaem
by ju w domu, poza tym nie miaem ochoty zostawa. Mama leaa na kanapie w pnie,
ale oywia si na mj widok.

- Dobrze si bawie?

- Owszem - odpowiedziaem. - Impreza bya do fajna.

- Zupenie jak ty - powiedziaa z umiechem. Ten sentymentalizm wyda mi si
zabawny, lecz nic nie powiedziaem. Mama wstaa i przycignwszy mnie do siebie,
pocaowaa w policzek. - Naprawd lubi by twoj mam - wyznaa.

- Dziki - powiedziaem.

* * *

Poszedem do ka z tomikiem Whitmana i przekartkowaem go do czci, ktra
spodobaa mi si wczeniej, tej, w ktrej Whitman cay czas spdza na suchaniu opery i
ludzi.

Po caym tym suchaniu poeta pisze, e jest teraz obnaony, a dalej: cina mnie
lodowaty, gniewny grad. Pomylaem, e to genialne: czowiek sucha ludzi, eby ich sobie
wyobrazi, i syszy wszystkie te okropne i cudowne rzeczy, ktre ludzie czyni sobie i innym,
lecz w kocu to jego samego suchanie obnaa bardziej ni ludzi, ktrych prbuje sucha.

Chodzenie po pseudoosiedlach i prby suchania Margo Roth Spiegelman nie tyle
otwieraj Margo Roth Spiegelman, co otwieraj mnie. Kilka stron dalej - wsuchany i
obnaony - Whitman zaczyna pisa o podrach, jakie moe odby w wyobrani, i wylicza
miejsca, ktre moe odwiedzi, wakonic si w trawie; pisze wic: [...] domi przykrywam
ldy.

Pomylaem o mapach, o tym, jak czasem jako dziecko wpatrywaem si w atlasy i ju
przez samo ich ogldanie przenosiem si gdzie indziej. To wanie musiaem zrobi.
Musiaem usysze i wyobrazi sobie moj drog w gb jej mapy.

Czy jednak wanie tego nie usiowaem zrobi? Spojrzaem na mapy wiszce nad
komputerem. Prbowaem wykreli moliwe trasy jej podry, ale podobnie jak trawa,
Margo nie daa si atwo okreli. Wskazanie miejsca jej pobytu za pomoc map wydawao
si niemoliwe. Bya zbyt maa, a obszar obejmowany przez mapy by zbyt wielki. Mapy byy
czym wicej ni tylko strat czasu - byy dowodem na bezowocno tego wszystkiego, na
moj niezdolno do rozwinicia doni, ktre przykrywaj ldy, do wyksztacenia umysu
tworzcego poprawne wyobraenia.

Wstaem, podszedem do map i zdarem je ze ciany. Szpilki i pinezki odpady razem
z papierem i potoczyy si po pododze. Zmiem mapy i wrzuciem je do kosza na mieci. W
drodze powrotnej do ka jak ostatni ciamajda nadepnem na pinezk, wic chocia byem
zirytowany i wyczerpany brakiem nowych pseudoosiedli i brakiem pomysw, musiaem
pozbiera wszystkie te rozrzucone po dywanie pinezki, eby nie nadepn na nie pniej.
Miaem teraz ch grzmotn pici w cian, ale zamiast tego musiaem zbiera te cholernie
gupie pinezki. Kiedy skoczyem, wrciem do ka i z zacinitymi zbami rbnem
pici w poduszk.

Usiowaem wrci do Whitmana, ale miotajc si midzy nim a rozmylaniami o
Margo, poczuem si wystarczajco obnaony jak na jedn noc. W kocu wic odoyem
ksik. Nie chciao mi si wstawa, eby zgasi wiato. Gapiem si tylko w cian, a moje
mrugnicia staway si coraz wolniejsze. Za kadym razem, gdy otwieraem oczy, widziaem
lady po mapach - cztery otwory tworzyy prostokt, wewntrz ktrego pozornie bezadnie
rozrzucone byy dziurki po pinezkach. Podobny wzr widziaem ju wczeniej. W tamtym
pustym pokoju na cianie nad zrolowan wykadzin.

Mapa. Z zaznaczonymi punktami.



18

W sobot rano wiato soca obudzio mnie tu przed sidm. O dziwo, Radar by
online.

QODRODZENIE: Byem pewien, e bdziesz jeszcze spa.

OMNIKLOPEDYSTA96: Co ty, czowieku. Nie pi od szstej, rozszerzam artyku o
tej malezyjskiej piosenkarce popowej. Ale Angela jest jeszcze w ku.

QODRODZENIE: O, zostaa na noc?

OMNIKLOPEDYSTA96: Mhm, ale moja cnota jest nadal nieskalana. Za to w noc po
wrczeniu dyplomw... Kto wie.

QODRODZENIE: Suchaj, wczoraj w nocy co wymyliem. Te dziurki w cianie w
tym rozwalonym pawilonie - moe to po mapie poznaczonej pinezkami?

OMNIKLOPEDYSTA96: Jakby trasa.

QODRODZENIE: Wanie.

OMNIKLOPEDYSTA96: Chcesz tam podjecha? Ale musz poczeka, a Ange
wstanie.

QODRODZENIE: Brzmi niele.

Zadzwoni o dziesitej. Zabraem go minivanem i podjechalimy pod dom Bena,
doszedszy do wniosku, e atak z zaskoczenia bdzie jedynym sposobem na obudzenie go.
Jednak nawet odpiewanie pod jego oknem You Are My Sunshine skoczyo si jedynie tym,
e otworzy okno i splun na nas.

- Nie robi nic do poudnia - oznajmi apodyktycznie.

Wic pojechalimy tylko we dwjk. Radar opowiada troch o Angeli, jak bardzo mu
si podobaa i jak dziwnie byo zakocha si zaledwie na kilka miesicy przed rozjechaniem
si do rnych collegew, ale trudno byo mi si skupi na suchaniu. Chciaem t map.
Chciaem zobaczy miejsca, ktre zaznaczya. Chciaem przyczepi te pinezki z powrotem do
ciany.

Przeszlimy przez biuro, przebieglimy przez bibliotek, zatrzymalimy si na krtko,
eby zbada otwory w cianie sypialni, i weszlimy do sklepu z pamitkami. To miejsce ju
wcale mnie nie przeraao. Po przejciu przez wszystkie pomieszczenia i ustaleniu, e
jestemy sami, poczuem si rwnie bezpiecznie jak w domu. Pod lad znalazem pudo z
mapami i broszurami, ktre przetrzsnem w balow noc. Podniosem je i postawiem na
rogu pknitej szklanej gabloty. Radar wstpnie posortowa papiery, wybierajc wszystkie
zawierajce jak map, a ja rozkadaem je, wyszukujc otworw po pinezkach.

Dochodzilimy ju do dna kartonu, kiedy Radar wycign czarno-bia broszur
zatytuowan Pi tysicy amerykaskich miast. Prawa autorskie do niej zostay zastrzeone
w 1972 roku przez firm Esso. Gdy delikatnie rozkadaem map, prbujc wygadzi
zaamania, na jej rogu zauwayem dziurk po pinezce.

- To jest to! - zawoaem. Na brzegu dziurki byo niewielkie rozdarcie, jakby mapa
zostaa zerwana ze ciany. Bya to knca, atwo rozdzierajca si mapa Stanw
Zjednoczonych wieloci map szkolnych, gsto zadrukowana potencjalnymi celami podry.
Rozdarcia na mapie byy dla mnie znakiem, e Margo nie zamierzaa jej uy jako wskazwki
- Margo zostawiaa zbyt precyzyjne i jednoznaczne lady, eby teraz mci. Takim czy innym
sposobem natrafilimy na co, czego nie planowaa, a widzc, czego nie planowaa,
pomylaem znowu o tym, jak wiele jednak zaplanowaa. I moe, pomylaem, tym wanie
zajmowaa si tutaj w ciszy i w ciemnoci. Podrowaa, wakonic si, jak to robi Whitman,
i w ten sposb przygotowywaa si do podrowania w rzeczywistoci.

Pobiegem z powrotem do biura i w biurku ssiadujcym z biurkiem Margo znalazem
gar pinezek, nastpnie razem z Radarem ostronie przenielimy rozwinit map na
powrt do pokoju Margo. Ja trzymaem j przy cianie, podczas gdy Radar prbowa przypi
pinezkami rogi mapy, jednak trzy z czterech rogw zostay oddarte, zapewne przy zdzieraniu
mapy ze ciany, podobnie jak trzy z piciu zaznaczonych lokalizacji.

- Wyej i w lewo - instruowa Radar. - Nie, niej. Tak. Nie ruszaj si.

Gdy wreszcie udao si nam przymocowa map do ciany, zaczlimy wyrwnywa
otwory w mapie z dziurkami w cianie. Z atwoci udao nam si wbi wszystkich pi
pinezek. Poniewa jednak niektre z otworw byy rozdarte, niemoliwe byo okrelenie ich
dokadnego pooenia. A dokadne pooenie miao znaczenie na mapie zaczernionej
nazwami piciu tysicy miejscowoci. Druk by tak may i precyzyjny, e musiaem stan na
zrolowanej wykadzinie i przytkn oczy prawie do samej mapy, eby sprbowa cho
zgadn nazw kadej z miejscowoci. Ja sugerowaem nazwy miast, a Radar, wycignwszy
swj tablet, sprawdza je w Omniklopedii.

Dwie kropki na mapie nie byy wydarte: jedna wygldaa na Los Angeles, cho z
drugiej strony w poudniowej Kalifornii bya masa miast skupionych tak blisko siebie, e ich
nazwy na siebie zachodziy. Druga nierozerwana dziurka znajdowaa si nad Chicago. Z kolei
jedna z podartych bya w stanie Nowy Jork i, sdzc z umiejscowienia dziurki w cianie,
wskazywaa jedn z piciu dzielnic Nowego Jorku.

- To pasuje do tego, co wiemy.

- Owszem - przyznaem. - Ale na Boga, gdzie w Nowym Jorku? Oto jest pytanie.

- Czego nam brakuje - snu Radar. - Jakiej geograficznej wskazwki. Gdzie s
pozostae punkty?

- Jest jeszcze jeden w stanie Nowy Jork, ale nie w pobliu miasta. Sam zobacz, tu jest
mnstwo malekich miasteczek. To moe by Poughkeepsie albo Woodstock, albo Park
Catskill.

- Woodstock - podchwyci Radar. - To mogoby by interesujce. adna z niej
hipiska, ale ma t aur wolnego ducha.

- No nie wiem - odpowiedziaem. - Ostatni punkt to albo Waszyngton, D.C., a moe
raczej Annapolis albo Chesapeake Bay. Tak naprawd moe chodzi o sporo miejsc.

- Byoby nam atwiej, gdyby na mapie by tylko jeden punkt - ponurym tonem
zauway Radar.

- Tyle e ona prawdopodobnie przemieszcza si z miejsca na miejsce -
skonstatowaem. Zawsze w drodze, zawsze na szlaku.

Siedziaem na wykadzinie, podczas gdy Radar czyta mi o Nowym Jorku, o Grach
Catskill, o stolicy i o koncercie w Woodstock w 1969. Nic nie wydawao si pomocne.
Miaem uczucie, e wydobylimy z tej struny ju wszystko i nic nie znalelimy.

Odwizszy Radara, siedziaem tego popoudnia w domu, czytajc Pie o mnie i bez
entuzjazmu uczc si do egzaminw kocowych. W poniedziaek miaem analiz
matematyczn i acin, moje dwa chyba najtrudniejsze przedmioty, i nie mogem sobie
pozwoli na ich cakowite zignorowanie. Uczyem si prawie cay sobotni wieczr i w cigu
dnia w niedziel, ale pniej, zaraz po obiedzie do gowy wpad mi pewien pomys zwizany
z Margo, wic zrobiem sobie przerw w wiczeniach z przekadu Owidiusza i zalogowaem
si do komunikatora. Zobaczyem, e Lacey jest online. Dopiero co dostaem od Bena jej
nicka, ale uznaem, e znam j wystarczajco dobrze, eby wysa jej wiadomo.

QODRODZENIE: Hej, tu Q.

WRPOKUTNYIPOPI: Cze!

QODRODZENIE: Zastanawiaa si kiedy, jak wiele czasu Margo musiaa spdza
na planowaniu wszystkiego?

WRPOKUTNYIPOPI: Pewnie. Masz na myli te litery z makaronu przed jej
ucieczk do Missisipi i to, jak cigna ci do pawilonu?

QODRODZENIE: Wanie, tego nie wymyla si w dziesi minut.

WRPOKUTNYIPOPI: Moe po to by jej ten notatnik.

QODRODZENIE: Ot to.

WRPOKUTNYIPOPI: Wanie o tym dzisiaj mylaam, bo przypomniao mi si,
jak byymy kiedy na zakupach i do kadej torebki, ktra jej si spodobaa, wkadaa ten
notatnik, eby sprawdzi, czy si zmieci.

QODRODZENIE: Wiele bym da, eby go mie.

WRPOKUTNYIPOPI: Wiem, ale pewnie ma go ze sob.

QODRODZENIE: Nie byo go w jej szafce?

WRPOKUTNYIPOPI: Nie, tylko podrczniki, jak zwykle rwno uoone.

Uczyem si przy biurku, czekajc, a inni bd dostpni. Po jakim czasie pojawi si
Ben, wic zaprosiem go do mojego czatu z Lacey. Wikszo rozmowy prowadzili sami - ja
troch pracowaem nad tumaczeniem - do czasu, a Radar si zalogowa i przyczy do
czatu. Wtedy na ten wieczr odoyem ju Owidiusza.

OMNIKLOPEDYSTA96: Kto z Nowego Jorku szuka dzi w Omniklopedii hasa
Margo Roth Spiegelman.

TOBYAINFEKCJANEREK: Moesz okreli, skd w Nowym Jorku?

OMNIKLOPEDYSTA96: Niestety nie.

WRPOKUTNYIPOPI: Aha, przecie tam w sklepach muzycznych wisz cigle
nasze ogoszenia. Pewnie kto prbowa czego si o niej dowiedzie.

OMNIKLOPEDYSTA96: No tak. Zapomniaem o tym. Kicha.

QODRODZENIE: Hej, pojawiam si i znikam, bo jestem na tej stronie, ktr pokaza
mi Radar, i wytyczam trasy midzy miejscami, ktre zaznaczya na mapie.

TOBYAINFEKCJANEREK: Link?

QODRODZENIE: thelongwayround.com

OMNIKLOPEDYSTA96: Mam now teori. Margo pojawi si wrd publicznoci na
wrczeniu dyplomw.

TOBYAINFEKCJANEREK: Mam star teori, ona jest gdzie w Orlando, nabija si
z nas i robi wszystko, by pozosta w centrum naszego wszechwiata.

WRPOKUTNYIPOPI: Ben!

TOBYAINFEKCJANEREK: Wybacz, ale mam zupen racj.

Pisali dalej w tym tonie, rozmawiajc o swoich wyobraeniach Margo, podczas gdy ja
wykrelaem jej tras. Uznaem, e jeli nie chciaa zostawi nam tej mapy jako wskazwki -
a powydzierane dziurki po pinezkach mwiy mi, e tak wanie byo - to mielimy wszystkie
wskazwki, ktre dla nas przeznaczya, a nawet wicej. Mimo to czuem, e cigle jestem
bardzo daleko od Margo.



19

Po trzech godzinach spdzonych w poniedziakowy ranek w samotnoci z omiuset
sowami z Owidiusza szedem korytarzami, czujc, e mzg wycieka mi uszami. Ale dobrze
mi poszo. Mielimy ptorej godziny przerwy na lunch, eby da naszym umysom czas na
ponowne stenie przed drug tur egzaminw tego dnia. Radar czeka na mnie przy mojej
szafce.

- Wanie zawaliem hiszpaski - stwierdzi Radar.

- Jestem pewien, e dobrze ci poszo. - Radar dosta ogromne stypendium na studia w
Dartmouth College. By a nadto bystry.

- No nie bybym taki pewien. Cigle zasypiaem na ustnym. Ale suchaj, przez poow
nocy pisaem ten program. Jest naprawd kapitalny. Dziaa w ten sposb, e wpisujesz jak
kategori - obszar geograficzny albo, dajmy na to, jak rodzin w krlestwie zwierzt - i na
jednej stronie dostajesz pierwsze zdania z nawet stu artykuw z Omniklopedii na dany temat.
Wic zamy, e usiujesz znale jaki szczeglny gatunek krlika, ale nie moesz sobie
przypomnie jego nazwy. Wpisujesz wic krlik i na jednej stronie w jakie trzy minuty
moesz sobie przeczyta wstpy do artykuw o wszystkich dwudziestu jeden gatunkach
krlikw.

- I to robie w nocy przed egzaminami kocowymi?

- No tak, wiem, wiem. W kadym razie przyl ci program mailem. Jest szczytem
maniactwa.

Wtem pojawi si Ben.

- Bg mi wiadkiem, Q, czatowalimy z Lacey do drugiej nad ranem, bawic si na tej
stronie, thelongwayround. Po wytyczeniu wszystkich moliwych tras podry, jakie Margo
moga obra midzy Orlando a tymi picioma punktami, dochodz do wniosku, e przez cay
ten czas myliem si. Jej nie ma w Orlando. Radar ma racj. Ona wraca tutaj na wrczenie
dyplomw.

- Dlaczego?

- Bo to idealnie zgrywa si w czasie. Podr z Orlando do Nowego Jorku, w gry,
stamtd do Chicago, Los Angeles i z powrotem do Orlando zajmuje dokadnie dwadziecia
trzy dni. Poza tym to kompletnie niedorzeczny dowcip, ale dowcip w stylu Margo. Kae
wszystkim myle, e si odmeldowaa. Otacza si atmosfer tajemnicy, eby kady zwrci
na ni uwag. A kiedy fala zainteresowania zaczyna ju opada, pojawia si na ceremonii
ukoczenia szkoy.

- Nie - zaprotestowaem. - To niemoliwe. - Teraz lepiej znaem ju Margo. To
prawda, pragnie uwagi innych. Byem o tym przekonany. Ale Margo nie bawi si yciem dla
hecy. Tanie sztuczki jej nie rajcuj.

- Mwi ci, stary. Wypatruj jej na wrczeniu dyplomw. Bdzie tam. - Pokrciem
gow.

Poniewa kady mia w tym samym czasie przerw na lunch, stowka pkaa w
szwach, wic korzystajc z przywilejw uczniw ostatniego roku, pojechalimy do Wendys.
Staraem si skoncentrowa na zbliajcym si egzaminie z analizy matematycznej, ale w
gowie zacza mi wita myl, e moe w tej historii jest jeszcze jeden luny sznurek. Teoria
Bena o dwudziestotrzydniowej podry bya doprawdy interesujca. Moe Margo wanie to
planowaa w swoim czarnym notatniku - dug, samotn podr samochodem. To nie
wyjaniao wszystkiego, ale pasowao do wizerunku Margo planistki. Nie eby ta idea
przybliaa mnie do niej. Wystarczajco trudno jest zlokalizowa punkt na podartym kawaku
mapy, o ile trudniej jest tego dokona, gdy w punkt jest w ruchu.

Powrt do komfortowej nieprzeniknionoci Pieni o mnie po dugim dniu egzaminw
kocowych przynis mi niemal ulg. Doszedem do zagadkowej czci poematu - po caym
tym przysuchiwaniu si ludziom, a potem podrowaniu wraz z nimi Whitman przestaje
sucha i przestaje podrowa, a zaczyna stawa si innymi ludmi. Jakby dosownie ich
zamieszkiwa. Opowiada histori kapitana okrtu, ktry uratowa wszystkich na swoim
statku prcz samego siebie. Poeta twierdzi, e moe opowiedzie t histori, poniewa sta si
tym kapitanem. Pisze: To ja jestem tym kapitanem, cierpiaem, byem tam. Kilka wersw
dalej staje si jeszcze bardziej oczywiste, e Whitman ju nie musi sucha, eby sta si kim
innym: Nigdy nie pytam rannego, co czuje, sam staj si tym rannym czowiekiem.

Odkadam ksik, kad si na boku i wpatruj w okno, ktre zawsze dzielio mnie
od Margo. Nie wystarczy j widzie i nie wystarczy jej sucha. eby znale Margo Roth
Spiegelman, trzeba sta si Margo Roth Spiegelman.

Zrobiem wiele rzeczy, ktre mogaby zrobi ona: zeswataem najbardziej
nieprawdopodobn par na bal poegnalny; okieznaem sfor wciekych psw kastowej
rywalizacji; nauczyem si czu swobodnie w zaszczurzonym, nawiedzonym budynku, w
ktrym zrodziy si jej najlepsze pomysy. Zobaczyem. Wysuchaem. Ale jeszcze nie
potrafiem sta si t rann osob z wiersza Whitmana.

Nastpnego dnia przebrnem przez egzaminy kocowe z fizyki i wiedzy o
spoeczestwie, a pniej siedziaem do drugiej nad ranem, koczc moj prac semestraln z
angielskiego o Mobym Dicku. Zdecydowaem, e Ahab by bohaterem. Nie miaem
szczeglnego powodu do podjcia takiej decyzji - zwaszcza e nie przeczytaem ksiki - ale
tak zdecydowaem i tak napisaem.

Skrcony tydzie egzaminw oznacza, e roda bya dla nas ostatnim dniem szkoy.
Trudno wic byo nie rozmyla przez cay dzie o finalnoci wszystkiego: po raz ostatni
staj w krgu przed sal muzyczn w cieniu dbu, ktry chroni pokolenia dziwakw ze
szkolnej orkiestry. Po raz ostatni jem z Benem pizz w stowce. Po raz ostatni siedz w
szkole, gryzmolc wypracowanie z rk zacinit na arkuszu odpowiedzi. Po raz ostatni
zerkam na zegar. Po raz ostatni widz, jak Chuck Parson grasuje po korytarzach z szyderczym
umieszkiem. Boe, wpadaem w melancholi na myl o Chucku Parsonie. Dziao si we
mnie co chorego.

Margo te musiaa odczuwa podobnie. Planujc to wszystko, musiaa zdawa sobie
spraw, e odchodzi, a nawet ona nie moga pozosta cakowicie obojtna na towarzyszce
temu uczucie. Przeya tutaj dobre dni. A tych zych ostatniego dnia nie sposb sobie
przypomnie. Bd co bd miaa tu swoje ycie, tak samo jak ja. Miasto byo z papieru, ale
nie wspomnienia. Wzbierao we mnie wszystko, co tu przeyem: moja mio, mj al,
wspczucie i przemoc, i zoliwo. Ach, te pobielane ciany z pustakw. Moje biae ciany.
Biae ciany Margo. Tak dugo bylimy w nich uwizieni, tkwilimy w ich brzuchu jak
Jonasz.

Przez cay dzie nie opuszczaa mnie myl, e moe wanie z powodu tego uczucia
tak misternie i precyzyjnie wszystko zaplanowaa: nawet jeli si tego pragnie, tak trudno jest
odej. To wymaga przygotowa. Wic moe siedzenie w tamtym pawilonie i krelenie
planw byo zarwno intelektualnym, jak i emocjonalnym wiczeniem - sposobem Margo na
stworzenie sobie losu dziki wyobrani.

Ben i Radar byli na maratoskiej prbie orkiestry, co miao zagwarantowa, e na
ceremonii wrczenia dyplomw marsza Pomp and Circumstance zagraj z prawdziw pomp.
Lacey chciaa mnie podwie, ale postanowiem oprni moj szafk, bo naprawd nie
chciaem tutaj wraca jeszcze raz i jeszcze raz odczuwa, jak zalewa mnie fala perwersyjnej
nostalgii.

Moja szafka bya istnym wysypiskiem - na wp mietnikiem, na wp magazynem
ksiek. Przypomniaem sobie, e kiedy Lacey otwara szafk Margo, byy w niej starannie
uoone podrczniki, jakby nastpnego dnia Margo zamierzaa przyj do szkoy.
Przycignem kosz na mieci pod rzd szafek i otworzyem drzwi do mojego wysypiska.
Zaczem od cignicia fotografii, na ktrej Radar, Ben i ja si wygupiamy. Woyem j do
plecaka i rozpoczem odraajcy proces wycigania nagromadzonych przez rok brudw -
wyplutych gum owinitych w kawaki zeszytowego papieru, wypisanych dugopisw,
upapranych chusteczek - i wyrzucania tego wszystkiego. Robic to, nie przestawaem myle:
nigdy wicej tego nie powtrz, nigdy wicej ju tu nie przyjd, to ju nigdy nie bdzie moja
szafka, Radar i ja ju nigdy wicej nie bdziemy do siebie pisa na analizie matematycznej i
nigdy wicej nie zobacz Margo na drugim kocu korytarza. Po raz pierwszy w moim yciu
tyle rzeczy miao si ju nigdy nie zdarzy.

W kocu miarka si przebraa. Nie mogem pozby si uczucia nostalgii. Signem
gboko w zakamarki mojej szafki. Zgarnem wszystko - fotografie, notatki, ksiki - do
kosza. Zostawiem szafk otwart i odszedem. Przechodzc obok sali orkiestry, usyszaem
przez ciany stumione dwiki marsza. Nie zatrzymaem si. Na zewntrz byo gorco, ale
nie tak gorco jak zazwyczaj. Byo cakiem znonie. Niemal wzdu caej drogi do domu s
chodniki, pomylaem. Wic poszedem dalej.

Cho wszystkie te nigdy-wicej paralioway mnie i przygnbiay, poczuem, e to
ostateczne odejcie jest doskonae. Czyste. e jest kwintesencj wyzwolenia. Wszystko, co
wczeniej miao znaczenie, poza jednym marnym zdjciem, leao w mietniku, a jednak
czuem si tak wspaniale. Zaczem biec truchtem, bo chciaem jeszcze bardziej zwikszy
dystans midzy sob a szko.

Tak trudno jest odej - dopki si nie odejdzie. A wwczas to najatwiejsza rzecz pod
socem.

Biegnc, po raz pierwszy poczuem, e staj si Margo. Ju wiedziaem: nie ma jej w
Orlando; nie ma jej na Florydzie. Kiedy ju zacznie si odchodzi, odchodzenie jest takie
przyjemne. Gdybym jecha samochodem, a nie szed pieszo, te pewnie pojechabym dalej.
Margo odesza i nie wracaa, ani na wrczenie dyplomw, ani z jakiegokolwiek innego
powodu. Teraz byem tego pewien.

Odchodz, a to odchodzenie jest tak upajajce, e wiem, i nigdy ju nie powrc. Ale
co dalej? Czy mam po prostu opuszcza kolejne miejsca, i kolejne, i kolejne, zawsze w
drodze, zawsze na szlaku?

Ben i Radar minli mnie samochodem p kilometra przed Jefferson Park. Ben z
piskiem opon zatrzyma ZJOB-a na samym rodku Lakemont Avenue, pomimo
wszechobecnego ruchu, a ja dobiegem do samochodu i wskoczyem do rodka. Chcieli
pogra u mnie w Odrodzenie, ale musiaem im odmwi, bo byem bliej rozwizania
zniknicia Margo ni kiedykolwiek wczeniej.



20

Przez rodowy wieczr i cay czwartek usiowaem wykorzysta moje nowe
rozumienie Margo i nada jaki sens tropom, ktre miaem - odkry zwizek midzy map a
ksikami podrniczymi albo powizanie midzy Whitmanem a map, ktre pozwolioby mi
zrozumie plan podry. Jednak czuem coraz wyraniej, e moga by zbyt urzeczona
przyjemnoci wyjazdu, by porzdnie usypa lad z okruszkw chleba. A jeli tak, najwiksz
szans znalezienia jej dawaa nam chyba mapa, ktrej w zamierzeniu Margo nigdy nie
mielimy zobaczy. Tylko e adne miejsce na mapie nie byo dostatecznie konkretne. Nawet
Park Catskill, ktry mnie zainteresowa, poniewa by jedyn lokalizacj niewskazujc na
wielkie miasto ani jego poblie, wyda mi si o wiele za duy i nazbyt ludny, bym znalaz w
nim pojedyncz osob. Pie o mnie odnosia si do pewnych miejsc w Nowym Jorku, ale
byo ich zbyt wiele, eby sprawdzi wszystkie. Jak dokadnie okreli pooenie punktu na
mapie, kiedy ten punkt przemieszcza si z metropolii do metropolii?

Ju nie spaem i wertowaem przewodniki, kiedy pitkowego ranka do mojego pokoju
weszli rodzice. Rzadko przychodzili razem do mojego pokoju, wic poczuem lekk fal
mdoci - moe przynosili ze wieci o Margo - zanim przypomniaem sobie, e to by mj
dzie ukoczenia szkoy.

- Gotowy, kolego?

- Tak. Waciwie to przecie nie wielkiego, ale bdzie fajnie.

- Szko redni koczy si tylko raz - przypomniaa mi mama.

- No tak - zgodziem si. Usiedli na ku na wprost mnie. Zauwayem, jak
wymieniaj spojrzenia i chichocz. - Co? - zapytaem.

- No wic z okazji ukoczenia szkoy chcemy da ci prezent - ogosia mama. -
Naprawd jestemy z ciebie dumni, Quentin. Jeste najwikszym osigniciem naszego ycia,
a to twj wielki dzie i jestemy... Jeste wspaniaym modziecem.

Umiechnem si i spuciem oczy. A wtedy tata wycign bardzo may prezent
owinity w niebieski ozdobny papier.

- Nie - zachysnem si, wyrywajc mu go z rki.

- miao, otwrz go.

- To niemoliwe - wykrztusiem, wpatrujc si w pudeko.

Miao rozmiar kluczyka. Miao ciar kluczyka. A kiedy potrzsnem pudekiem, co
w nim zakoatao jak kluczyk.

- Dalej, otwrz to, kochanie - popdzia mnie mama.

Zerwaem ozdobny papier. KLUCZYK! Przyjrzaem mu si bacznie. Kluczyk do
forda! aden z naszych samochodw nie by fordem.

- Kupilicie mi samochd?!

- Kupilimy - potwierdzi tata. - Nie jest fabrycznie nowy... ale ma tylko dwa lata i
zaledwie trzydzieci tysicy kilometrw na liczniku.

Poderwaem si i uciskaem ich oboje.

- Jest mj?

- Tak! - niemal krzykna mama.

Miaem samochd! Samochd! Mj wasny!

Wypltaem si z rodzicielskich uciskw i krzyczc dzikuj, dzikuj, dzikuj,
dzikuj, dzikuj, dzikuj, popdziem przez salon, a wreszcie gwatownym szarpniciem
otworzyem drzwi wejciowe i stanem na progu w samych tylko bokserkach i T-shircie.
Zaparkowany na podjedzie, z ogromn niebiesk kokard, sta minivan Forda.

Podarowali mi minivana. Mogli wybra jakikolwiek samochd, a wybrali minivana.
Minivana. Ach, Boe Drogowej Sprawiedliwoci, czemu to drwisz sobie ze mnie?
Minivanie, kamieniu myski u mej szyi! Znami kainowe! Wredna bestio o wysokim suficie
i niewielu koniach mechanicznych!

Postanowiem robi dobr min do zej gry.

- Dziki, dziki, dziki! - powtrzyem, odwracajc si do rodzicw, cho musz
przyzna, e teraz, gdy bezczelnie udawaem, nie byem ju rwnie wylewny.

- Zauwaylimy, jak uwielbiasz prowadzi mojego minivana - tumaczya mama.

Oboje z tat promienieli - wyranie przekonani, e sprezentowali mi wehiku marze.

- Bdzie znakomity na przejadki z przyjacimi! - zawtrowa jej tata. I pomyle,
e ci ludzie specjalizuj si w analizie i rozumieniu ludzkiej psychiki. - Suchaj - dorzuci -
jeli chcemy dosta dobre miejsca, niedugo powinnimy wyjeda.

Nie wziem jeszcze prysznica ani si nie ubraem, ani w ogle nic nie zrobiem. Nie
ebym, formalnie rzecz biorc, mia w planach ubieranie si, ale jednak.

- Musz tam by dopiero o dwunastej trzydzieci - przypomniaem. - Musz si
przygotowa.

Tata zmarszczy czoo.

- Posuchaj, naprawd chciabym mie dobry widok, eby pstrykn ci par...

- Mog przecie pojecha MOIM SAMOCHODEM - przerwaem mu. - Mog SAM
pojecha MOIM SAMOCHODEM. - Wyszczerzyem do nich zby.

- Wiem! - potwierdzia podekscytowana mama.

Pal sze - w kocu samochd jest samochodem. Prowadzenie wasnego minivana w
porwnaniu z prowadzeniem czyjego minivana to z pewnoci krok naprzd.

Zaraz wrciem do komputera i poinformowaem o minivanie Radara i Lacey (Bena
nie byo online).

OMNIKLOPEDYSTA96: To naprawd dobra wiadomo. A przy okazji, mog wpa
i woy ci do baganika chodziark? Musz zawie rodzicw na wrczenie dyplomw, a
nie chc, eby j zobaczyli.

QODRODZENIE: Jasne, baganik jest otwarty. Chodziarka na co?

OMNIKLOPEDYSTA96: No wiesz, jako e nikt nie pi na mojej imprezie, zostao
212 piw, wic zabieramy je na imprez do Lacey dzi wieczorem.

QODRODZENIE: 212 piw?

OMNIKLOPEDYSTA96: To dua chodziarka.

Wtedy Ben pojawi si online, KRZYCZC, e wanie wzi prysznic i e jest nagi, i
e teraz musi ju tylko woy biret oraz tog. Wszyscy zaczlimy rozwodzi si nad tym,
jak to nadzy bdziemy koczy szko. Kiedy w kocu wylogowalimy si, eby si
przygotowa, poszedem wzi prysznic. Staem wyprostowany, pozwalajc, by strumie
tryska mi prosto w twarz i pord tej rozpryskujcej si wody zaczem si zastanawia.
Nowy Jork czy Kalifornia? Chicago czy D.C.? Pomylaem sobie, e teraz ja take mgbym
wyjecha. Miaem samochd tak jak ona. Mgbym pojecha do tych piciu miejsc z mapy.
Nawet gdybym jej nie znalaz, bawibym si lepiej, ni tkwic w Orlando przez kolejne
skwierczce lato. Chocia nie. To byoby jak wamywanie si do SeaWorld. Najpierw
dopracowany w kadym szczegle plan, potem jego mistrzowskie wykonanie, a potem - nic.
Potem jest zwyczajny SeaWorld, tyle e ciemniejszy. Kiedy powiedziaa mi, e przyjemno
nie tkwi w dziaaniu - przyjemno jest w planowaniu.

O tym wanie pomylaem, stojc pod suchawk prysznica: o planowaniu. Margo
siedzi w pawilonie z notatnikiem, co planujc. Moe planuje podr samochodem,
wspomagajc si map w wyobraaniu sobie tras. Czyta Whitmana i podkrela zawsze w
drodze, zawsze na szlaku, poniewa taki styl ycia lubi sobie wyobraa, poniewa taki styl
ycia lubi planowa.

Ale czy lubi to te robi? Nie. Poniewa Margo zna tajemnic odchodzenia, tajemnic,
ktr sam dopiero co poznaem: odchodzenie jest przyjemne i czyste, tylko kiedy zostawia si
za sob co wanego, co, co miao dla nas znaczenie. Kiedy wyrywa si ycie razem z
korzeniami. Ale tego nie da si zrobi, dopki nasze ycie nie zapuci korzeni.

Wic kiedy odesza, odesza na dobre. Jednak nie wierzyem, e wyruszya w
niekoczc si podr. Czuem z cakowit pewnoci, e wyjechaa w jakie miejsce -
miejsce, w ktrym mogaby zosta na tyle dugo, eby nabrao dla niej znaczenia, na tyle
dugo, eby nastpne odejcie byo tak samo przyjemne jak poprzednie. Gdzie daleko std
jest zaktek wiata, w ktrym nikt nie wie, co znaczy Margo Roth Spiegelman. Margo
siedzi w tym zaktku, bazgrolc w swoim czarnym notatniku.

Woda zacza robi si chodna. Nawet nie tknem myda, ale wyszedem z azienki,
owinem si w pasie rcznikiem i usiadem przed komputerem.

Odnalazem e-mail Radara, w ktrym przesa mi swj program do Omniklopedii i
cignem t wtyczk. Rzeczywicie bya do niesamowita. Najpierw wpisaem kod
pocztowy z centrum Chicago, kliknem lokalizacja i zadaem promie trzydziestu
kilometrw. Program wyrzuci setk wynikw, od Navy Pier do Deerfield. Na ekranie
pojawiy si pierwsze zdania kadego z hase; przejrzaem je w jakie pi minut. Nic si nie
wyrniao. Potem sprbowaem z kodem pocztowym w pobliu Parku Catskill w stanie
Nowy Jork. Tym razem dostaem mniej wynikw, osiemdziesit dwa, posegregowane wedug
dat stworzenia artykuw w Omniklopedii. Zaczem je czyta.

Woodstock w stanie Nowy Jork, miasto w hrabstwie Ulster w stanie Nowy Jork,
zapewne najlepiej znane z noszcego jego nazw Festiwalu w Woodstock [zobacz Festiwal
w Woodstock] z 1969 r., trzydniowego wydarzenia, w ktrym udzia wzio wielu
wykonawcw, od Jimiego Hendrixa do Janis Joplin, a ktre w rzeczywistoci odbyo si w
pobliskim miasteczku.

Jezioro Katrine, niewielkie jezioro w hrabstwie Ulster w stanie Nowy Jork, nad ktre
czsto przyjeda Henry David Thoreau.

Park Catskill zajmuje 283 000 ha ziemi w Grach Catskill, jest wspln wasnoci
pastwa i samorzdw lokalnych, przy czym 5 procent jego powierzchni naley do miasta
Nowy Jork, ktre znaczn cz wykorzystywanej przez siebie wody czerpie z rezerwuarw
znajdujcych si czciowo na terenie parku.

Roscoe w stanie Nowy Jork, wioska w stanie Nowy Jork, w ktrej wedug ostatniego
spisu ludnoci znajduje si 261 gospodarstw domowych.

Agloe w stanie Nowy Jork, fikcyjna wioska stworzona przez firm Esso we
wczesnych latach 30. XX wieku i umieszczona na mapach turystycznych jako puapka na
naruszajcych prawa autorskie, zwana take papierowym miastem.

Kliknwszy na link, znalazem si na stronie caego artykuu, ktry dalej brzmia tak:

Umiejscowione przy skrzyowaniu dwch polnych drg, niedaleko na pnoc od
Roscoe w stanie NJ, Agloe zostao wymylone przez kartografw Ottona G. Lindberga i
Ernesta Alpersa, ktrzy stworzyli nazw dla miasta, anagramujc swoje inicjay. Puapki na
naruszajcych prawa autorskie istniej w kartografii od stuleci. Kartografowie tworz fikcyjne
obiekty, ulice oraz miasta i ukrywaj je na swoich mapach. Jeli taki fikcyjny twr zostaje
znaleziony na mapie innego kartografa, staje si jasne, e mapa zostaa nielegalnie
skopiowana. Puapki na naruszajcych prawa autorskie czasami nazywane s rwnie
puapkami w legendzie, papierowymi ulicami lub papierowymi miastami [zobacz te fikcyjne
wpisy]. Chocia niewiele przedsibiorstw kartograficznych przyznaje, e istniej, puapki na
naruszajcych prawa autorskie s powszechnie stosowane nawet na wspczesnych mapach.

W latach 40. XX w. Agloe w stanie Nowy Jork zaczo pojawia si na mapach
stworzonych przez inne firmy. Esso podejrzewao naruszenie praw autorskich i przygotowao
wiele pozww, jednak w rzeczywistoci nieznany obywatel wybudowa Sklep
Oglnobranowy w Agloe przy skrzyowaniu, ktre widniao na mapie Esso.

Budynek ten, istniejcy do dzisiaj [potrzebne rdo], jest jedynym obiektem w Agloe,
ktre nadal pojawia si na wielu mapach z liczb ludnoci podawan tradycyjnie jako zero.

Kady artyku w Omniklopedii zawiera podstrony, na ktrych mona zobaczy
wszelkie zmiany, jakich kiedykolwiek dokonano na stronie, oraz wszelkie dyskusje, ktre
uytkownicy Omniklopedii prowadz na temat danego artykuu. Strona o Agloe nie bya
edytowana przez nikogo od niemal roku, za to na stronie dyskusji znajdowa si jeden
niedawny komentarz zostawiony przez anonimowego uytkownika:

do wiadomoci: ktokolwiek to Edytuje - liczba Ludnoci w agloe do 29 maja w
Poudnie Bdzie faktycznie wynosi Jeden.

Od razu rozpoznaem to uycie wielkich liter. Obowizujce zasady uycia wielkich
liter s okropnie krzywdzce wobec wyrazw w rodku zdania. Poczuem ucisk w gardle, ale
zmusiem si do zachowania spokoju. Komentarz zostawiono przed pitnastoma dniami.
Tkwi tam przez cay ten czas, czekajc na mnie. Spojrzaem na zegar w komputerze. Miaem
niespena dwadziecia cztery godziny.

Po raz pierwszy od tygodni Margo wydaa mi si naprawd i niezaprzeczalnie ywa.
Ona ya. ya, przynajmniej jeszcze przez jeden dzie. Tak dugo skupiaem si na miejscu
jej pobytu, usiujc powstrzyma si od obsesyjnego rozmylania o tym, czy Margo jeszcze
yje, e a do teraz nie miaem pojcia, jak panicznie si baem. Ale, Boe... Ona yje.

Zerwaem si na rwne nogi, nie zwaajc na spadajcy na podog rcznik, i
zadzwoniem do Radara. Przyciskaem telefon uchem do ramienia, nacigajc jednoczenie
bokserki, a potem szorty.

- Wiem, co znacz papierowe miasta! Masz swj tablet?

- Tak. Suchaj, naprawd powiniene tutaj by. Zaraz zaczn nas ustawia w szereg.

Usyszaem Bena wykrzykujcego do telefonu:

- Powiedz mu, eby nawet si nie way nie przyjeda nago!

- Radar - powiedziaem, usiujc wyrazi w tonie mojego gosu powag sytuacji. -
Znajd artyku o Agloe w stanie Nowy Jork. Masz go?

- Tak. Czytam. Czekaj. To mgby by ten punkt na mapie przy Catskill.

- Tak sdz. To do blisko. Przejd na stron dyskusji.

-...

- Radar?

- Jezu Chryste.

- Wiem, wiem! - krzyknem.

Nie usyszaem odpowiedzi, bo wanie wcigaem na siebie koszulk, ale gdy telefon
znowu znalaz si przy moim uchu, usyszaem, jak Radar rozmawia z Benem. Rozczyem
si.

Szukaem w internecie wskazwek dojazdu z Orlando do Agloe, ale mapa nie
rozpoznawaa Agloe, wic poszukaem dojazdu do Roscoe. Komputer poda, e przy redniej
prdkoci stu piciu kilometrw na godzin podr bdzie trwaa dziewitnacie godzin i
cztery minuty. Byo pitnacie pod drugiej. Na dojechanie tam miaem dwadziecia jeden
godzin i czterdzieci pi minut. Wydrukowaem wskazwki dojazdu, porwaem kluczyki do
minivana i zamknem za sob frontowe drzwi domu.

- To dziewitnacie godzin i cztery minuty std - odezwaem si do suchawki. To by
numer Radara, ale odebra Ben.

- Wic co zamierzasz zrobi? - zapyta. - Lecisz tam?

- Nie, nie mam tyle pienidzy, a poza tym to jakie osiem godzin od Nowego Jorku.
Jad samochodem.

Nagle przy telefonie z powrotem by Radar.

- Ile trwa podr?

- Dziewitnacie godzin i cztery minuty.

- Wedug kogo?

- Google Maps.

- Bzdura - stwierdzi Radar. - aden z tych programw nie bierze pod uwag korkw.
Oddzwoni do ciebie. I popiesz si. Musimy si ustawi dosownie w tej chwili!

- Nie mam zamiaru. Nie mog traci czasu - zaprotestowaem, ale odpowiedzia mi
guchy telefon. Po minucie Radar oddzwoni.

- Jeli pojedziesz ze redni prdkoci stu piciu kilometrw na godzin, nie bdziesz
si zatrzymywa i uwzgldnisz przecitne natenie ruchu, podr zabierze ci dwadziecia
trzy godziny i dziewi minut. Co oznacza, e dotrzesz tam tu po pierwszej po poudniu,
wic bdziesz musia nadrabia czas, gdzie tylko si da.

- Co? Ale...

Radar powiedzia:

- Nie chciabym nikogo krytykowa, ale moe w tej konkretnej sprawie, osoba, ktra
chronicznie si spnia, powinna posucha osoby, ktra jest zawsze punktualna. Ale musisz
przyjecha tu choby na sekund, bo inaczej twoi rodzice spanikuj, kiedy si nie pojawisz po
wywoaniu twojego nazwiska, a poza tym, nie eby to bya najwaniejsza sprawa w tej chwili
czy co takiego, ale chc tylko powiedzie - masz tam wszystkie nasze piwa.

- Ewidentnie nie mam na to czasu - odpowiedziaem.

Do telefonu zbliy si Ben.

- Nie bd od. Zabierze ci to pi minut.

- Dobra, ju dobra.

Skrciem ostro w prawo na czerwonym wietle i wcisnem gaz do dechy - mj wz
mia tylko nieco lepsze przypieszenie od minivana mamy - i ruszyem prosto do szkoy. Na
parking przed sal gimnastyczn dotarem w trzy minuty. Nie tyle zaparkowaem, co
zatrzymaem minivana na rodku parkingu i z niego wyskoczyem. Cwaujc w kierunku sali,
dostrzegem troje osobnikw w togach biegncych w moj stron. Zobaczyem patykowate
ciemne nogi Radara pod jego wzdt tog, a tu obok nogi Bena w teniswkach bez
skarpetek. Tu za nimi biega Lacey.

- Bierzcie piwa - rzuciem w przelocie. - Musz pomwi z rodzicami.

Rodziny absolwentw zajy wszystkie miejsca na odkrytych trybunach, wic
biegaem par razy tam i z powrotem po boisku do koszykwki, zanim wreszcie, mniej wicej
w rodkowym rzdzie, wypatrzyem mam i tat. Machali do mnie. Popdziem do nich
schodami w gr, przeskakujc po dwa stopnie naraz, wic troch brakowao mi tchu, kiedy
przyklknem obok nich i wydyszaem:

- Okej, suchajcie, [oddech] nie wyjd, eby odebra dyplom, [oddech] bo chyba
znalazem Margo i musz jecha, [oddech] bd mia wczon komrk, prosz, nie
wkurzajcie si na mnie [oddech] i jeszcze raz dziki za samochd.

Mama zapaa mnie za nadgarstek.

- Co? Quentin, o czym ty mwisz? Zwolnij.

- Jad do Agloe w stanie Nowy Jork, musz wyjecha w tej chwili. Oto caa historia.
Okej, musz lecie. Nie mam czasu do stracenia. Mam komrk. Kocham was.

Musiaem szarpn rk, eby uwolni si z jej delikatnego ucisku. Nie dajc im
czasu na jakkolwiek odpowied, zbiegem schodami w d i pognaem z powrotem do
minivana. Ju byem w rodku, przesunem ten dzyndzel od biegw i zaczem rusza, gdy
spojrzawszy w bok, ujrzaem siedzcego na fotelu pasaera Bena.

- Zabieraj piwo i wya z samochodu! - wrzasnem.

- Jedziemy z tob - odrzek. - Zasnby, siedzc tak dugo za kierownic.

Odwrciwszy si, zobaczyem Lacey i Radara przyciskajcych do uszu komrki.

- Musz powiedzie rodzicom - wyjania Lacey, stukajc palcem w telefon. - No
dalej, Q. Jed, jed, jed!



CZ TRZECIA


Okrt



Pierwsza godzina

Chwil to trwa, zanim kady wytumaczy swoim rodzicom, e 1. nie bdzie nas na
ceremonii wrczenia dyplomw, bo 2. wanie jedziemy do stanu Nowy Jork, aby 3. zobaczy
miasteczko, ktre, formalnie rzecz biorc, moe istnie, cho rwnie dobrze moe i nie
istnie, w nadziei, e 4. odnajdziemy autork wpisu na Omniklopedii, ktr w wietle dowodu
Przypadkowego uycia Wielkich liter jest 5. Margo Roth Spiegelman.

Radar rozcza si jako ostatni, ale owiadcza:

- Chciabym zoy owiadczenie. Moi rodzice s bardzo rozdranieni faktem, i
opuszczam uroczysto zakoczenia szkoy. Moja dziewczyna rwnie jest rozdraniona,
poniewa zaplanowalimy, e za jakie osiem godzin zrobimy co bardzo specjalnego. Nie
chc tu wchodzi w szczegy, ale lepiej, eby to bya szalenie ekscytujca podr.

- Twoja zdolno do nietracenia dziewictwa stanowi inspiracj dla nas wszystkich -
chwali go siedzcy obok mnie Ben.

Spogldam na Radara we wstecznym lusterku.

- JUPI JEJ, WYCIECZKA! - wydzieram si.

Radar wreszcie pka i na jego twarzy wykwita umiech. Dowd na przyjemno
odchodzenia.

Jestemy ju na I-4, a ruch jest do may, co samo w sobie graniczy z cudem. Jad
skrajnym lewym pasem, przekraczajc ograniczenie prdkoci do dziewidziesiciu
kilometrw na godzin o dziewi kilometrw na godzin, poniewa kiedy syszaem, e nie
zatrzymuj, dopki nie przekroczy si ograniczenia o dziesi kilometrw na godzin.

Bardzo szybko odnajdujemy si w swoich rolach.

W ostatnim rzdzie siedzi Lacey zaopatrzeniowiec. Gono wylicza cae nasze
aktualne zaopatrzenie na podr: p snickersa, ktrego jad Ben, kiedy do nich zadzwoniem
w sprawie Margo; 212 piw z tyu samochodu; wydrukowane przeze mnie wskazwki
dojazdu; oraz nastpujce przedmioty z torebki Lacey: osiem listkw mitowej gumy do
ucia, owek, kilka chusteczek, trzy tampony, para okularw przeciwsonecznych, ochronna
pomadka do ust, klucze do jej domu, karta czonkowska YMCA, karta biblioteczna, jakie
paragony, trzydzieci pi dolarw i karta kredytowa BP.

Z gbi samochodu dobiega mnie gos Lacey:

- To takie ekscytujce! Jestemy niczym niedoprowiantowani pionierzy Dzikiego
Zachodu! Szkoda tylko, e nie mamy wicej pienidzy.

- Przynajmniej mamy kart BP - przypominam. - Moemy kupi benzyn i jedzenie.

Patrz we wsteczne lusterko i widz, jak Radar, w swojej todze z zakoczenia szkoy,
obraca si i zaglda Lacey do torebki. Toga ma do gboki dekolt, wic dostrzegam krcone
wosy na jego piersi.

- Nie masz tam jakich bokserek? - pyta.

- A propos gaci, dobrze byoby podjecha do Gapa - dodaje Ben.

Zadaniem Radara, do ktrego wanie si zabiera, otwierajc kalkulator w swoim
tablecie, jest poszukiwanie informacji i obliczenia. Siedzi sam w rzdzie za moimi plecami, a
przed sob ma rozoone wskazwki dojazdu oraz instrukcj obsugi minivana. Wylicza, jak
szybko musimy podrowa, aby dojecha na miejsce jutro przed poudniem, i ile razy
bdziemy musieli si zatrzyma, eby nie zabrako nam benzyny, sprawdza lokalizacje stacji
BP na naszej trasie, oblicza, jak dugo bdzie trwa kady nasz postj i ile czasu stracimy,
zwalniajc na zjedzie z autostrady.

- Bdziemy musieli zatrzyma si cztery razy, eby zatankowa. Postoje bd musiay
by ekstremalnie krtkie. Nie moemy opuszcza autostrady na duej ni sze minut. Przed
nami trzy dugie odcinki robt drogowych, do tego korki przy Jacksonville, Waszyngtonie i
Filadelfii, chocia na nasze szczcie Waszyngton bdziemy mija okoo trzeciej nad ranem.
Wedug moich oblicze nasza przecitna prdko podrna powinna wynosi okoo stu
szesnastu kilometrw na godzin. Jak szybko jedziesz?

- Dziewidziesit dziewi - informuj. - Ograniczenie prdkoci jest do
dziewidziesiciu.

- Jed sto szesnacie - mwi.

- Nie mog, to niebezpieczne, no i dostan mandat.

- Jed sto szesnacie - powtarza Radar.

Mocno dociskam peda gazu. Trudno czciowo ley w tym, e ja mam opory
jecha sto szesnacie, a czciowo w tym, e minivan ma opory jecha sto szesnacie.
Zaczyna si trz, jakby mia si rozpa. Trzymam si skrajnego lewego pasa, chocia nadal
nie jestem najszybszym pojazdem na drodze i gupio mi, e ludzie wyprzedzaj mnie po
prawej, ale musz mie przed sob woln drog, poniewa w przeciwiestwie do wszystkich
innych kierowcw na tej trasie, ja nie mog zwolni. To wanie moja rola: moj rol jest
prowadzenie samochodu i denerwowanie si. Przypomina mi si, e ju kiedy j
odgrywaem.

A rola Bena? Rol Bena jest odczuwanie potrzeby sikania. Z pocztku wydaje si, i
jego gwnym zadaniem bdzie narzekanie, e nie mamy adnych pyt i e wszystkie stacje
radiowe w Orlando s do niczego oprcz rozgoni uniwersyteckiej, ktra jest ju poza
zasigiem. Wkrtce jednak porzuca t rol na rzecz swojego prawdziwego i jedynego
powoania: nieustajcej potrzeby wysikania si.

- Musz si wysika - mwi o 3.06. Jestemy w drodze od czterdziestu trzech minut.
Przed nami jeszcze jaki dzie jazdy.

- Jak by ci to powiedzie - mwi Radar. - Dobra wiadomo jest taka, e si
zatrzymamy. Za wiadomo jest taka, e nie nastpi to przez nastpne cztery godziny i
trzydzieci minut.

- Chyba wytrzymam - ocenia Ben. O 3.10 obwieszcza: - Chyba naprawd musz si
wysika. Naprawd musz.

Chr:

- Trzymaj!

Ben:

- Ale ja...

Chr:

- Trzymaj!

Jak na razie to zabawne; Ben chce si wysika, a my chcemy, eby si wstrzyma. Ben
mieje si i uskara, e przez ten miech jeszcze bardziej chce mu si sika. Lacey
przeskakuje do przodu, pochyla si nad Benem i zaczyna askota go w boki. Ben mieje si i
jczy, i ja te si miej, utrzymujc wskazwk prdkociomierza na stu szesnastu.
Zastanawiam si, czy Margo stworzya dla nas t podr celowo czy przypadkiem -
niezalenie od tego, jaka jest prawda, nie bawiem si tak dobrze, odkd ostatni raz spdziem
godziny za kierownic minivana.

Druga godzina

Cigle prowadz. Skrcamy na I-95, wowatym kursem podajc na pnoc
Florydy, blisko wybrzea, cho nie na samym wybrzeu. Rosn tu wycznie sosny, zbyt
smuke jak na swoj wysoko, zupenie jak ja. Jednak w zasadzie widz tylko drog, mijam
samochody, a od czasu do czasu one mijaj mnie, i cigle musz pamita, kto jest przede
mn, a kto za mn, kto si zblia, a kto z wolna oddala.

Lacey i Ben siedz teraz razem w rodkowym rzdzie, a Radar z tyu, i wszyscy graj
w durnowat wersj Ali, Ali, dom si pali, w ktrej mog zgadywa jedynie rzeczy, ktrych
nie mona zobaczy.

- Ali, Ali, dom si pali, a w tym domu jest... co tragicznie odjazdowego - zaczyna
Radar.

- Czy to sposb, w jaki Ben umiecha si przewanie prawym kcikiem ust? - pyta
Lacey.

- Nie - zaprzecza Radar. - A przy okazji, nie roztkliwiaj si tak nad Benem. To
obrzydliwe.

- Czy to pomys, eby na wrczenie dyplomw nie wkada nic pod tog, a potem
znale si nagle w drodze do Nowego Jorku, podczas gdy ludzie w mijajcych ci
samochodach s przekonani, e masz na sobie sukienk?

- Nie - mwi Radar. - To jest jedynie tragiczne.

Lacey umiecha si.

- Z czasem polubicie sukienki. Spodoba wam si ta bryza.

- O, ju wiem! - odzywam si z przodu. - W domu jest... dwudziestoczterogodzinna
podr minivanem. Odjazdowa, bo podre samochodem zawsze takie s; tragiczna, bo
benzyna, ktr poera ten samochd, unicestwi nasz planet.

Radar odpowiada, e nie, a oni zgaduj dalej. Nadal jad sto szesnacie na godzin,
modlc si, eby nie dosta mandatu, i grajc w metafizyczn wersj Ali, Ali, dom si pali.
Tragicznie odjazdow rzecz okazuje si niezwrcenie na czas wypoyczonych na
zakoczenie szkoy tg. Jak Stru Pdziwiatr przelatuj obok stojcego na trawiastym pasie
rozdzielczym radiowozu. Zaciskam obie rce na kierownicy, przekonany, e gliniarz rzuci si
za nami w pocig. Jednak tego nie robi. Moe wie, e przekraczam prdko tylko dlatego, e
musz.

Trzecia godzina

Ben znowu siedzi z przodu. Ja cigle prowadz. Wszyscy jestemy godni. Lacey
rozdaje kademu po listku mitowej gumy do ucia, ale to chodna pociecha. Spisuje wic
gigantyczn list wszystkiego, co powinnimy kupi na BP na naszym pierwszym postoju.
Lepiej, eby to bya wyjtkowo dobrze zaopatrzona stacja BP, bo zamierzamy wyczyci
ajdaczk do czysta.

Ben nieustannie przebiera nogami.

- Moesz przesta to robi?

- Od trzech godzin chce mi sika.

- Wspominae o tym.

- Czuj, jak siki rozpieraj mi ebra - skary si. - Serio, jestem przepeniony moczem.
Stary, w tej chwili siedemdziesit procent wagi mojego ciaa to siki.

- Aha - odpowiadam, zdobywajc si na saby umiech. To zabawne i w ogle, ale
jestem zmczony.

- Czuj, e si rozpacz i z oczu trysn mi siki.

Nie wytrzymuj i wybucham krtkim miechem.

Kiedy kilka minut pniej znowu na niego spogldam, Ben zaciska rk na kroczu,
mitoszc palcami materia togi.

- Co u diaba? - pytam.

- Czowieku, musz i do azienki. Tamuj strumie. - Ben odwraca si do Radara. -
Ile jeszcze do postoju?

- Jeli mamy zrobi tylko cztery przystanki, musimy przejecha jeszcze co najmniej
dwiecie trzydzieci kilometrw, co oznacza okoo godziny i pidziesiciu omiu i p
minuty, o ile Q utrzyma tempo.

- Utrzymuj tempo! - wykrzykuj. Wanie minlimy od pnocy Jacksonville i
zbliamy si do Georgii.

- Nie dam rady, Radar. Daj mi co, do czego mog nasika.

Zrywa si chralny okrzyk: NIE. Ani si wa. Trzymaj to jak mczyzna. Trzymaj to
jak wiktoriaska dama utrzymuje dziewictwo. Trzymaj to z godnoci i gracj, jak prezydent
Stanw Zjednoczonych ma utrzymywa pokj w wolnym wiecie.

- DAJCIE MI CO ALBO NASIKAM NA TO SIEDZENIE. ALE SZYBKO!

- O, Chryste - mruczy Radar, odpinajc swj pas. Przeazi na ty samochodu, pochyla
si i otwiera chodziark. Wraca na swoje miejsce, wychyla si i podaje Benowi piwo.

- Chwaa Bogu, e jest odkrcane - wzdycha Ben, zbierajc w gar tog i otwierajc
butelk. Nastpnie opuszcza szyb, a ja obserwuj w bocznym lusterku, jak piwo przelatuje
obok samochodu i rozchlapuje si na midzystanwce. Benowi udaje si woy butelk pod
tog bez prezentowania nam rzekomo najwikszych na wiecie jaj, podczas gdy my siedzimy
i czekamy, zbyt zniesmaczeni, eby patrze.

Lacey koczy akurat mwi: Nie moesz po prostu wytrzyma, kiedy wszyscy to
syszymy. Nigdy wczeniej nie syszaem tego dwiku, ale i tak go rozpoznaj: odgos
strumienia moczu uderzajcego w dno butelki po piwie. Brzmi niemal jak muzyka.
Odraajca muzyka o bardzo szybkim rytmie. Zerkam w bok i w oczach Bena widz ulg.
Umiecha si, bezmylnie patrzc w dal.

- Im duej czekasz, tym wiksza przyjemno - poucza. Odgos wkrtce zmienia si z
dudnienia sikw o szko w plusk sikw w sikach. W tym momencie umiech Bena zaczyna
powoli bledn.

- Stary, chyba potrzebuj nastpnej butelki - alarmuje.

- Nastpna butelka na cito! - krzycz.

- Nastpna butelka w drodze!

W kolejnej sekundzie widz, jak Radar nachyla si przez oparcie tylnego siedzenia i z
gow w chodziarce wygrzebuje z lodu kolejn butelk. Otwiera j goymi rkami, uchyla
jedno z tylnych okien i przez szpar wylewa piwo. Natychmiast przeskakuje na przd i
wciskajc gow pomidzy Bena i mnie, podaje butelk Benowi, ktrego oczy plsaj ju
teraz w panice.

- Ta ehm... wymiana bdzie ehm... skomplikowana - zapowiada Ben. Pod tog
dochodzi do gwatownej szamotaniny, wic prbuj nie wyobraa sobie, co si tam dzieje,
gdy wtem wyania si spod niej butelka po piwie Miller Lite wypeniona sikami
(zdumiewajco przypominajcymi Miller Lite). Ben umieszcza pen butelk w uchwycie na
napoje, bierze od Radara pust butelk i wreszcie wzdycha z ulg.

Tymczasem reszcie z nas pozostaje kontemplowa siki w uchwycie na napoje. Droga
nie jest szczeglnie wyboista, ale amortyzacja minivana pozostawia nieco do yczenia, wic
siki chlupocz w szyjce butelki tam i z powrotem.

- Ben, jeli ochlapiesz sikami mj nowiuteki samochd, obetn ci jaja.

Cigle sikajc, Ben odwraca si do mnie z szelmowskim umieszkiem.

- Musiaby mie piekielnie wielki n, stary.

Po chwili nareszcie sysz, jak strumie sabnie. Skoczywszy sika, Ben jednym
zrcznym ruchem wyrzuca napenion butelk za okno. W lad za ni wylatuje druga.

Lacey udaje, e wstrzsaj ni torsje - a moe naprawd ni wstrzsny. Radar
komentuje:

- Boe, czy ty zacze dzisiejszy dzie od wypicia siedemdziesiciu litrw wody?

Ale Ben cay promienieje. Tryumfujco wyciga w gr pici i si wydziera:

- Ani kropli na siedzenie! Jestem Ben Starling. Pierwszy klarnet w Orkiestrze
Marszowej Winter Park High School. Rekordzista w Pojeniu Antypody. Mistrz sikania w
samochodzie. Wstrzsnem wiatem! Musz by najlepszy!

Trzydzieci pi minut pniej, pod koniec trzeciej godziny naszej wyprawy, Ben pyta
niemiao:

- To kiedy si zatrzymujemy?

- Za godzin i trzy minuty, jeli Q utrzyma tempo - podaje Radar.

- Okej - uspokaja si Ben. - Okej. To dobrze. Bo musz si wysika.

Czwarta godzina

Lacey po raz pierwszy pyta: Dojechalimy ju?. miejemy si. Dojechalimy, ale do
Georgii, stanu, ktry kocham i wielbi z tej jednej jedynej przyczyny: ograniczenie prdkoci
wynosi tutaj sto dziesi kilometrw na godzin, co oznacza, e mog przypieszy do stu
dziewitnastu. Poza tym Georgia przypomina Floryd.

Kolejn godzin spdzamy na przygotowaniach do naszego pierwszego przystanku.
To wany przystanek, poniewa jestem bardzo, bardzo, bardzo, bardzo godny i odwodniony.
Z jakiego powodu rozmawianie o jedzeniu, ktre kupimy na BP, agodzi skurcze odka.
Lacey przygotowuje dla kadego list zakupw, zapisujc je drobnym maczkiem na odwrocie
paragonw, ktre znalaza w swojej torebce. Kae Benowi wychyli si przez okno, eby
sprawdzi, po ktrej stronie jest wlew paliwa. Zmusza nas do nauczenia si naszych list
zakupw na pami, a potem nas przepytuje. Wielokrotnie omawiamy szczegy naszej
wizyty na stacji benzynowej; musimy j przeprowadzi rwnie sprawnie jak obsug
wycigowego samochodu na pit-stopie.

- Jeszcze raz - zarzdza Lacey.

- Ja zajmuj si benzyn - zgasza si Radar. - Wkadam pistolet do baku i zaraz
biegn do rodka, zostawiajc pompujcy dystrybutor, cho powinienem przez cay czas przy
nim sta, i podaj ci kart. Nastpnie wracam do tankowania.

- Id z kart do faceta za lad - kontynuuje Lacey.

- Albo do babki - rzucam.

- To nieistotne - ucina Lacey.

- Ja tylko mwi - nie bd taka seksistowska.

- Niech ci bdzie, Q. Wic id z kart do osoby za lad. Mwi jej lub jemu, eby
skanowaa lub skanowa wszystko, co przynosimy. A potem id siku.

- W tym czasie ja zdejmuj z pek wszystko, co mam na licie, i zanosz to do kasy -
dodaj.

- A ja sikam. Nastpnie, kiedy ju skocz sika, id po rzeczy z mojej listy - wcza
si Ben.

- Przede wszystkim koszulki - podkrela Radar. - Ludzie bez przerwy dziwnie si na
mnie gapi.

- Po wyjciu z toalety podpisuj paragon - cignie Lacey.

- A w momencie gdy bak si zapenia, wsiadam do minivana i odjedam, wic lepiej,
ebycie wszyscy w nim byli. Nie artuj, zostawi wasze tyki na stacji. Macie sze minut -
ostrzega Radar.

- Sze minut - przytakuj. A Lacey i Ben powtarzaj:

- Sze minut.

- Sze minut.

O 5.35 po poudniu, na tysic czterysta pidziesit kilometrw przed naszym celem,
Radar informuje nas, e wedug jego tabletu przy nastpnym zjedzie bdzie BP.

Kiedy wjedam na stacj benzynow, Lacey i Radar gotuj si do skoku przyczajeni
za przesuwnymi drzwiami na tyle samochodu. Ben odpi ju pas bezpieczestwa, jedn rk
trzyma na klamce drzwi od strony pasaera, a drug na desce rozdzielczej. Moliwie jak
najduej utrzymuj najwysz moliw prdko, a dokadnie na wysokoci dystrybutora
gwatownie wciskam hamulec. Minivan zatrzymuje si z szarpniciem, a my wyskakujemy na
zewntrz. Mijamy si z Radarem przed mask samochodu. Rzucam mu kluczyki, a potem
gnam co si w nogach do marketu. Lacey i Ben przecignli mnie przed drzwiami, ale tylko o
wos. Podczas gdy Ben rzuca si do azienki, Lacey wyjania siwowosej kobiecie (a jednak
to kobieta!), e zamierzamy kupi mnstwo rzeczy, e ogromnie si pieszymy i eby po
prostu skanowaa produkty, jak tylko rzucimy je na lad, i e za wszystko zapaci swoj kart
BP. Kobieta wydaje si nieco oszoomiona, ale si zgadza. Nadbiega Radar w trzepoczcej
todze i podaje Lacey kart.

Tymczasem ja biegam po alejkach, zabierajc z pek rzeczy z mojej listy. Lacey jest
na napojach; Ben na produktach trwaych; a ja na artykuach spoywczych. Grasuj wrd
pek z chipsami tortilla jak gepard pord rannych gazeli. Biegiem zanosz na lad narcza
chipsw, suszonej woowiny i orzeszkw ziemnych, nastpnie galopuj do alejki ze
sodyczami. Chwytam kilka mentosw, kilka snickersw i... ach, tego nie ma na licie, ale co
tam, uwielbiam nerdsy, wic porywam te trzy paczki nerdsw. Wybiegam z dziau sodyczy
i kieruj si do stoiska delikatesowego, ktrego oferta ogranicza si do wiekowych kanapek
z indykiem, przy czym w indyk mocno przypomina szynk. Bior dwie kanapki. W drodze
powrotnej do kasy zatrzymuj si, eby porwa par starburstw, paczk Twinkies oraz
nieokrelon liczb batonikw energetycznych GoFast. Pdz dalej. Ben stoi przy kasie w
swojej todze, podajc kobiecie T-shirty i okulary przeciwsoneczne za cztery dolary. Lacey
nadbiega z litrami napojw gazowanych, napojami energetyzujcymi i butlami wody.
Wielkimi butlami, tak wielkimi, e nawet siki Bena ich nie zapeni.

- JEDNA MINUTA! - krzyczy Lacey, a ja wpadam w panik. Krc si w miejscu,
omiatajc sklep oczami i usiujc sobie przypomnie, o czym zapomniaem. Spogldam na
moj list. Wydaje mi si, e mam wszystko, ale czuj, e zapomniaem o czym wanym. Co
to byo? No dalej, Jacobsen. Chipsy, sodycze, indyk, ktry wyglda jak szynka, kanapki z
masem orzechowym i demem... i co jeszcze? Jakie s pozostae grupy produktw
ywnociowych? Miso, chipsy, sodycze i, i, i... ser!

- KRAKERSY! - przypominam sobie, moe nieco zbyt gono, pdz jak strzaa do
pki z krakersami i chwytam krakersy serowe, krakersy z masem orzechowym i na dokadk
kilka paczek Ciasteczek Babuni z masem orzechowym. Gnam z powrotem i rzucam je na
lad. Kobieta przy kasie zapenia ju cztery plastikowe torby. W sumie prawie sto dolarw i
to nawet nie liczc benzyny. Bd to spaca rodzicom Lacey przez cae lato.

Tylko raz na moment nieruchomiejemy, nastpuje to w chwili, gdy kobieta za lad
przeciga przez czytnik nalec do Lacey kart BP. Spogldam na zegarek. Za dwadziecia
sekund powinnimy odjeda. Nareszcie sysz, jak drukuje si paragon. Kobieta oddziera
go, Lacey popiesznie podpisuje, a Ben i ja zabieramy torby i pdzimy do samochodu. Radar
wyje silnikiem, jakby nas popdza, my za gnamy przez parking. W swojej powiewajcej na
wietrze todze Ben mgby przypomina czarnoksinika, gdyby nie to, e wyzieraj mu spod
niej blade chude nogi, a w objciach tuli plastikowe torby. Widz pod sukienk ty ng Lacey
i jej napinajce si w biegu ydki. Nie mam pojcia, jak ja wygldam, ale wiem, jak si czuj:
mody, durny, niczym nieograniczony. Patrz, jak Lacey i Ben wadowuj si do rodka
samochodu przez odsunite drzwi. Id w ich lady, po czym lduj na plastikowych torbach i
Lacey. Kiedy z trzaskiem zasuwam drzwi, Radar dodaje gazu i z piskiem opon wyjeda z
parkingu, tym samym przechodzc do historii jako ten, ktry w dugiej i obfitujcej w
wydarzenia historii minivanw po raz pierwszy uy jednego z nich, eby spali gum. Radar
z do niebezpieczn prdkoci skrca w lewo na autostrad i z powrotem wcza si do
ruchu na midzystanwce. Jestemy cztery sekundy przed planowanym czasem. I jak to si
robi w pit-stopach na wycigach NASCAR, przybijamy pitki i poklepujemy si po plecach.
Jestemy dobrze zaopatrzeni. Ben ma mnstwo pojemnikw, do ktrych moe oddawa
mocz. Ja mam wystarczajc ilo suszonej woowiny. Lacey ma swoje mentosy. Radar i Ben
maj T-shirty, ktre mog woy na togi. Minivan sta si prawdziw biosfer - dopki
mamy benzyn, moemy tak jecha ca wieczno.

Pita godzina

Zgoda, moe jednak nie jestemy wcale a tak dobrze zaopatrzeni. Okazuje si, e w
ferworze zakupw Ben i ja popenilimy kilka umiarkowanych (chocia nie fatalnych w
skutkach) bdw. Podczas gdy Radar siedzi samotnie na przodzie, Ben i ja w drugim rzdzie
foteli rozpakowujemy torby i podajemy zakupy Lacey, siedzcej na samym tyle. Lacey z
kolei rozdziela produkty na grupy, wykorzystujc zrozumiay tylko dla siebie schemat
organizacyjny.

- Dlaczego NyQuil nie jest na tej samej kupce co NoDoz? - pytam. - Czy wszystkie
leki nie powinny by razem?

- Q. Skarbie. Jeste chopakiem. Nie wiesz, jak to si robi. NoDoz jest z czekolad i
Mountain Dew, bo wszystkie te produkty zawieraj kofein i pomagaj ci nie zasn. NyQuil
jest z suszon woowin, bo miso sprawia, e czowiek robi si zmczony.

- Fascynujce - stwierdzam.

Kiedy podaj jej ostatni jadaln rzecz z toreb, Lacey pyta:

- Q, a gdzie jest - no wiesz - dobre jedzenie?

- H?

Lacey wyciga list zakupw, ktr dla mnie spisaa, i czyta:

- Banany. Jabka. Suszona urawina. Rodzynki.

- Aaa... - mwi. - No tak. Czwart grup produktw ywnociowych jednak nie byy
krakersy.

- Q! - wcieka si Lacey. - Nie mog je adnej z tych rzeczy!

Ben ujmuje j za okie.

- Ale przecie moesz je Ciasteczka Babuni. One ci nie zaszkodz. Zrobia je
Babunia. Babunia nie zrobiaby ci krzywdy.

Lacey zdmuchuje z twarzy kosmyk wosw. Wydaje si szczerze poirytowana.

- A poza tym - przypominam jej - s jeszcze batoniki GoFast. S wzbogacone
witaminami!

- Tak, witaminami i jakimi trzydziestoma gramami tuszczu - warczy.

Z fotela kierowcy zgasza si Radar:

- Przesta mwi le o batonikach GoFast. Mam zatrzyma samochd?

- Zawsze, gdy jem batonika GoFast - wtruje mu Ben - nachodzi mnie myl w rodzaju
A wic to tak komarom smakuje krew.

Rozpakowuj do poowy batonika GoFast o smaku krwki oraz ciasta czekoladowego
i podsuwam go Lacey pod nos.

- Tylko to powchaj - zachcam. - Poczuj t witaminow smakowito.

- Przez was bd gruba.

- A take pryszczata - przypomina Ben. - Nie zapominaj o pryszczach.

Lacey bierze ode mnie batonika i niechtnie si w niego wgryza. Musi zamkn oczy,
eby ukry orgazmiczn przyjemno, nieodcznie towarzyszc degustacji GoFastw.

- O. Mj. Boe. Tak smakowaaby nadzieja, gdyby bya batonikiem.

W kocu rozpakowujemy ostatni torb. W rodku s dwa due T-shirty, ktrymi
Radar i Ben niezwykle si podniecaj, poniewa teraz mog by facetami noszcymi
gigantyczne koszulki woone na mieszne togi, zamiast po prostu facetami noszcymi
mieszne togi.

Jednak gdy Ben rozkada T-shirty, pojawiaj si dwa mae problemy. Po pierwsze,
T-shirt w rozmiarze L na stacji benzynowej w Georgii rni si od T-shirtu w rozmiarze L,
powiedzmy, w sklepie Old Navy. Koszulka ze stacji benzynowej jest gigantyczna - bardziej
przypomina worek na mieci ni koszulk. Jest nieco mniejsza od togi, ale nieznacznie. Lecz
ten problem raczej blednie w porwnaniu z drugim problemem, ktry polega na tym, e oba
T-shirty maj wytoczone na piersiach olbrzymie flagi Konfederacji. Na flagach za
nadrukowane s sowa: TRADYCJA, NIE NIENAWI.

- O nie, nie zrobie tego - krzywi si Radar, gdy pokazuj mu, dlaczego si miejemy.
- Benie Starlingu, poaujesz, jeli kupie swojemu klasycznie czarnemu przyjacielowi
rasistowsk koszulk.

- Stary, ja po prostu wziem pierwsze z brzegu.

- Ju nie jestem twoim starym - mwi Radar, ale krci gow i si mieje. Podaj mu
koszulk, a on naciga j na siebie, kierujc w tym czasie kolanami. - Mam nadziej, e nas
zatrzymaj - dodaje. - Chciabym zobaczy min gliniarza na widok czarnego mczyzny w
konfederackim T-shircie na czarnej sukience.

Szsta godzina

Z jakiego powodu odcinek autostrady midzystanowej I-95 tu na poudnie od
Florence w Karolinie Poudniowej jest najpopularniejszym miejscem na przejadk
samochodem w pitkowy wieczr. Grzniemy w korku na wiele kilometrw i chocia Radar
rozpaczliwie stara si naruszy ograniczenie prdkoci, w najlepszych momentach udaje mu
si rozpdzi do pidziesiciu na godzin. Siedzimy z Radarem na przodzie i eby si nie
martwi, gramy w wanie wymylon przez nas gr o nazwie Ten facet to igolak. W tej
grze trzeba sobie wyobrazi ycie ludzi w jadcych wok nas samochodach.

Jedziemy rwnolegle z kobiet o latynoskiej urodzie, prowadzc star zdezelowan
toyot coroll. Przygldam si jej w zapadajcym zmierzchu.

- Zostawia rodzin, eby si tu przeprowadzi - zaczynam. - Jest tu nielegalnie.
Wysya pienidze do domu w kady trzeci wtorek miesica. Ma dwoje maych dzieci - jej
m jest imigrantem. Jest teraz w Ohio - spdza w domu jedynie trzy, gra cztery miesice w
roku, mimo to midzy nimi cigle cakiem niele si ukada.

Radar wychyla si przede mn i przez uamek sekundy taksuje j wzrokiem.

- Chryste, Q, nie jest a tak melodratragicznie. Jest sekretark w firmie prawniczej -
zobacz, jak jest ubrana. Zajo jej to pi lat, ale teraz jest ju bliska uzyskania tytuu
prawnika. I nie ma dzieci ani ma. Chocia ma chopaka. Jest raczej niestay. Boi si
zobowiza. Biay facet, troch nerwowy, bo caa ta historia pachnie mu nieco Malari8.

- Ma obrczk - zwracam uwag. Na obron Radara musz powiedzie, e ja miaem
czas jej si przyjrze. Kobieta jedzie po mojej prawej stronie, tu poniej mnie. Przenikam
wzrokiem przyciemnione szyby jej samochodu i widz, jak piewa do jakiej piosenki; patrzy
uwanie przed siebie. Jest tak wielu ludzi. atwo zapomnie, jak przepeniony ludmi jest
wiat - wiat pka w szwach od ludzi, a kadego z nich moemy sobie wyobrazi, tylko e
nieodmiennie tworzymy sobie o nich niewaciwe wyobraenia. Mam wraenie, e to wana
myl, jedna z tych myli, ktre umys musi przyj powoli, jak pyton pochaniajcy sw
zdobycz, jednak zanim mog j przetrawi, odzywa si Radar.

- Ona nosi j tylko po to, eby trzyma na dystans takich zboczecw jak ty -
wyjania.

- Moe. - Umiecham si, podnosz na wp zjedzony batonik GoFast lecy na moich
kolanach i odgryzam ks. Znowu przez chwil milczymy, a ja zastanawiam si, jak to jest, e
moemy i nie moemy zobaczy ludzi, myl o przyciemnionych szybach pomidzy mn a t
jadc cigle tu obok kobiet, o tym, jak oboje siedzimy w samochodach z oknami i
lusterkami ze wszystkich stron, wlokc si koo przy kole na tej zatoczonej autostradzie.
Kiedy Radar znowu si odzywa, uwiadamiam sobie, e on te nad czym rozmyla.

- Najciekawsze w Ten facet to igolak - mwi Radar - to znaczy, najciekawsze w
samej istocie tej gry jest to, e ostatecznie ujawnia ona o wiele wicej o osobie, ktra sobie
wyobraa ni o osobie, ktra jest wyobraana.

- Ot to - mwi. - Wanie o tym mylaem.

I nie mog oprze si wraeniu, e Whitman, przy caym przenikliwym piknie swojej
koncepcji, by jednak troch zbyt wielkim optymist. Moemy usysze innych i moemy do
nich podrowa, nie ruszajc si z miejsca, moemy ich sobie wyobrazi, przy tym wszyscy
jestemy ze sob poczeni jakim zwariowanym systemem korzeniowym, niczym
niezliczone dba trawy - jednak ta gra kae mi si zastanawia, czy rzeczywicie moemy
kiedykolwiek sta si drugim czowiekiem.

Sidma godzina

W kocu omijamy ciarwk z zarzucon naczep i z powrotem nabieramy
prdkoci, jednak Radar oblicza w gowie, e std do Agloe bdziemy musieli teraz jecha ze
redni prdkoci stu dwudziestu czterech kilometrw na godzin. Odkd Ben po raz ostatni
ogosi, e musi si wysika, mina ju pena godzina, a przyczyna tego jest prosta: pi.
Punkt szsta zay NyQuil. Pooy si na ostatnim rzdzie foteli, a Lacey i ja przypilimy go
pasami bezpieczestwa. To uczynio jego posanie jeszcze bardziej niewygodne, ale 1.
zrobilimy to dla jego wasnego dobra oraz 2. wszyscy wiedzielimy, e za dwadziecia minut
adne niewygody nie bd miay dla niego jakiegokolwiek znaczenia, poniewa bdzie spa
jak suse. I to wanie teraz robi. Zbudzimy go o pnocy. Tymczasem teraz, o dziewitej
wieczorem, w rodkowym rzdzie w tej samej pozycji do snu uoyem Lacey. Obudzimy j o
drugiej nad ranem. Wymylilimy, e bdziemy spa na zmian, ebymy nie musieli stawia
powiek na zapaki jutro rano, kiedy wjedziemy do Agloe.

Minivan sta si czym na ksztat bardzo maego domu. Ja siedz na fotelu pasaera,
ktry jest bawialni. Moim zdaniem to najlepszy pokj w domu - ma mnstwo miejsca, a
fotel jest do wygodny.

Na wykadzinie pod siedzeniem pasaera rozciga si biuro, ktre zawiera kupion
przez Bena na BP map Stanw Zjednoczonych, wydrukowane przeze mnie wskazwki
dojazdu oraz kawaek papieru, na ktrym Radar nagryzmoli obliczenia dotyczce prdkoci i
trasy.

Radar siedzi za kierownic. W salonie. Salon bardzo przypomina bawialni, tylko e
w salonie nie mona si tak zrelaksowa. Ponadto jest czystszy.

Pomidzy salonem a bawialni mamy panel sterowania, inaczej kuchni. Tutaj
trzymamy obfite zapasy paskw suszonej woowiny, batonikw GoFast i magicznego napoju
energetyzujcego o nazwie Bluefin, ktry Lacey doczya do listy zakupw. Bluefin
sprzedawany jest w maych szklanych buteleczkach o wyrafinowanych ksztatach i smakuje
jak bkitna wata cukrowa. Potrafi te utrzyma czowieka w stanie rozbudzenia lepiej ni
jakikolwiek inny znany ludzkoci preparat, chocia wprawia w niewielkie drgawki.
Uzgodnilimy z Radarem, e przestaniemy go pi na dwie godziny przed naszymi porami
odpoczynku. Moja zaczyna si pnocy, gdy wstaje Ben.

Drugi rzd siedze jest pierwsz sypialni. To mniej atrakcyjna sypialnia, poniewa
znajduje si blisko kuchni i salonu, w ktrych ludzie nie pi i rozmawiaj, a czasem z radia
pynie muzyka.

Za ni znajduje si druga sypialnia, ciemniejsza, cichsza i, oglnie rzecz biorc,
znacznie lepsza ni pierwsza sypialnia.

A za ni jest lodwka, czy te chodziarka, zawierajca obecnie 210 piw, do ktrych
Ben jeszcze nie nasika, kanapki z indykiem, ktry wyglda jak szynka, i troch coli.

O tym domu mona powiedzie wiele dobrego. Wszystkie pomieszczenia wyoone s
wykadzin dywanow. S klimatyzacja i ukad centralnego ogrzewania. We wszystkich
pomieszczeniach zainstalowany jest system dwiku przestrzennego. Co prawda
powierzchnia uytkowa domu to zaledwie pi metrw kwadratowych, jednak mieszkanie bez
cian dziaowych jest nie do pobicia.

sma godzina

Gdy tylko wjedamy do Karoliny Poudniowej, przyapuj Radara na ziewaniu i
nalegam na zmian kierowcy. Lubi prowadzi, a poza tym - ten pojazd to moe i minivan,
ale to mj minivan. Radar przelizguje si do pierwszej sypialni, podczas gdy ja chwytam za
kierownic i trzymajc j pewnie, szybko przechodz nad kuchni na fotel kierowcy.

Odkrywam, e podrowanie pozwala dowiedzie si o sobie wielu rzeczy. Na
przykad nigdy nie mylaem o sobie jako o facecie, ktry sika do prawie oprnionej butelki
po napoju energetyzujcym Bluefin, jadc przez Karolin Poudniow z prdkoci stu
dwudziestu czterech kilometrw na godzin - tymczasem w istocie jestem takim facetem.
Ponadto nie wiedziaem wczeniej, e gdy zmiesza duo moczu z niewielk iloci napoju
energetyzujcego Bluefin, otrzymuje si niesamowity, janiejcy turkusowy kolor. Efekt jest
tak adny, e mam ochot zakrci butelk i zostawi j w uchwycie na napoje, eby Lacey i
Ben mogli na ni popatrze, kiedy si obudz.

Jednak Radar ma inne odczucia.

- Jeli natychmiast nie wyrzucisz tego gwna za okno, kocz nasz jedenastoletni
przyja - grozi.

- To nie gwno - oponuj. - To siki.

- Precz z tym - warczy.

Wic miec. W bocznym lusterku widz, jak butelka uderza o asfalt i pka niczym
wypeniony wod balon. Radar te to widzi.

- Mj Boe - mwi Radar. - Mam nadziej, e to jedno z tych traumatycznych
wydarze, ktre stanowi tak katastrofalne zagroenie dla mojej psychiki, i po prostu
zapomn, e kiedykolwiek nastpio.

Dziewita godzina

Dotychczas nie wiedziaem rwnie, e mona mie do batonikw energetycznych
GoFast. A jednak mona. Zjadam zaledwie drugi ks mojego czwartego batonika tego dnia,
gdy odek podchodzi mi do garda. Otwieram schowek w konsoli i odkadam go z
powrotem do rodka. T cz kuchni nazywamy spiarni.

- Szkoda, e nie mamy jabek - rozmarza si Radar. - O Boe, czy jabko nie
smakowaoby teraz znakomicie?

Wzdycham. Gupia czwarta grupa produktw spoywczych. W dodatku, chocia
przestaem pi Bluefina kilka godzin temu, cigle czuj si wyjtkowo rozedrgany.

- Cigle czuj si jako rozedrgany - oznajmiam na gos.

- Wiem, o czym mwisz - odpowiada mi Radar. - Nie mog przesta przebiera
palcami. - Spogldam w d. Radar bezgonie bbni palcami o swoje kolana. - Serio - dodaje
- dosownie nie mog przesta.

- Jako nie jestem zmczony, wic zrbmy tak: poprowadzimy do czwartej, a potem
ich obudzimy i bdziemy spa do smej.

- Zgoda - mwi Radar. Zapada cisza. Droga opustoszaa. Jestem tylko ja i ciarwki.
Czuj, jak mj mzg przetwarza informacje jedenacie tysicy razy szybciej ni normalnie, i
przychodzi mi do gowy, e to, co robi, jest bardzo proste, e prowadzenie samochodu na
autostradzie midzystanowej jest najatwiejsz i najprzyjemniejsz rzecz na wiecie: jedyne,
co musz robi, to trzyma si midzy liniami, uwaa, eby nikt nie znalaz si zbyt blisko
mnie ani ja zbyt blisko kogo innego, i bezustannie zostawia wszystko za sob. Moe Margo
te zaznaa takiego uczucia, ja jednak nigdy nie mgbym odczu go w samotnoci.

Radar przerywa cisz.

- C, jeli zamierzamy nie spa do czwartej...

-...to chyba powinnimy otworzy kolejn butelk Bluefina - kocz jego myl.

I tak wanie robimy.

Dziesita godzina

Czas na nasz drugi przystanek. Jest godzina 00.13. Moje palce nie wydaj si ju
palcami, wydaj si samym ruchem. Kierujc, askocz kierownic.

Gdy Radar znajduje najblisz stacj BP na swoim tablecie, postanawiamy obudzi
Lacey i Bena. Podnosz gos:

- Hej, suchajcie, za chwil si zatrzymujemy. - adnej reakcji.

Radar odwraca si i kadzie rk na ramieniu Lacey.

- Lace, czas wstawa. - Nic.

Wczam radio. Znajduj stacj ze starymi przebojami. Graj Beatlesi. Utwr nazywa
si Good Morning. Podkrcam gono. adnego odzewu. Wic Radar podkrca gono
jeszcze troch. A potem jeszcze troch. Gdy wchodz chrki, zaczyna piewa razem z nimi.
Wtedy ja te si wczam. Myl, e w kocu budz ich moje atonalne piski.

- Wyczcie to! - krzyczy Ben. Przyciszamy muzyk.

- Ben, zatrzymujemy si. Chcesz si wysika?

Milknie, a w gbi ciemnego samochodu sysz kotowanin i zastanawiam si, czy
Ben ma jak fizyczn metod sprawdzania swojego pcherza.

- Waciwie, chyba nie musz - odpowiada.

- Dobrze, w takim razie zajmiesz si benzyn.

- Jako jedyny chopak, ktry jeszcze nie sika w tym samochodzie, zaklepuj azienk
- ogasza Radar.

- Sza - ucisza nas Lacey. - Cicho. Przestacie gada.

- Lacey, musisz wsta i si wysika - przypomina jej Radar. - Zatrzymujemy si.

- Moesz kupi jabka - kusz j.

- Jabka - radonie mamrocze Lacey sodkim gosikiem maej dziewczynki. - Lubi
jabka.

- A zaraz po tym bdzie twoja kolej za kierownic - ogasza Radar. - Wic naprawd
musisz si obudzi. - Lacey wstaje i ju swoim normalnym gosem odpowiada: - Tego
zbytnio nie lubi.

Zjedamy z autostrady i mamy ptora kilometra do stacji BP, co nie wydaje si
duo, ale Radar mwi, e prawdopodobnie bdzie nas to kosztowa cztery minuty, a
poniewa ruch samochodowy w Karolinie Poudniowej daje si nam we znaki, moemy by
w prawdziwych opaach na odcinku robt drogowych, ktre wedug tego, co mwi Radar, s
godzin przed nami. Ale nie wolno mi si martwi. Lacey i Ben otrzsnli si ju ze snu na
tyle, by ustawi si gsiego przy bocznych drzwiach, wic kiedy zatrzymujemy si przed
dystrybutorem, wszyscy natychmiast wyskakuj na zewntrz, a ja rzucam klucze Benowi,
ktry apie je w locie.

Gdy Radar i ja wawym krokiem mijamy biaego mczyzn za lad, Radar
zatrzymuje si, widzc, e facet si gapi.

- Owszem - mwi Radar bez zaenowania. - Mam na sobie tog z zakoczenia szkoy,
a na niej koszulk z napisem TRADYCJA, NIE NIENAWI - oznajmia. - A przy okazji,
sprzedajecie tu spodnie?

Facet wyglda na kompletnie skonsternowanego.

- Mamy bojwki, tam przy olejach silnikowych.

- Doskonale - cieszy si Radar, odwraca si do mnie i mwi: - Bd tak dobry i
wybierz mi jakie bojwki. I moe jaki lepszy T-shirt?

- Robi si i robi si - odpowiadam.

Bojwek, jak si okazuje, nie produkuj w normalnie numerowanych rozmiarach. Do
wyboru mam M i L. Porywam jedn par w rozmiarze M, a do tego rowy T-shirt w
rozmiarze L z napisem NAJLEPSZA BABCIA NA WIECIE. Bior te trzy butelki
Bluefina.

Podaj to wszystko wychodzcej wanie z azienki Lacey i wchodz do toalety dla
dziewczyn, jako e w mskiej jest cigle Radar. Nie przypominam sobie, ebym
kiedykolwiek przedtem by w damskiej toalecie na stacji benzynowej.

Rnice:

Brak automatu z prezerwatywami

Mniej graffiti

Brak pisuaru

Zapach jest mniej wicej taki sam, co jest do rozczarowujce.

Kiedy wychodz, Lacey akurat paci, a Ben trbi klaksonem, wic po chwili
konsternacji ruszam truchtem do samochodu.

- Stracilimy minut - Ben informuje mnie z fotela pasaera na przodzie. Lacey skrca
na drog, ktra zabierze nas z powrotem na autostrad midzystanow.

- Sorry - odpowiada Radar, ktry siedzi obok mnie w tylnym rzdzie, prbujc
wcign pod tog swoje nowe bojwki. - Dobra wiadomo jest taka, e dostaem spodnie. I
nowy T-shirt. Gdzie ta koszulka, Q? - Lacey mu j podaje. - Bardzo mieszne. - ciga tog i
zamienia j na koszulk babci, podczas gdy Ben narzeka, e jemu nikt nie przynis spodni.
Mwi, e swdzi go tyek. I e po przemyleniu sprawy jednak musi si wysika.

Jedenasta godzina

Dojedamy do odcinka robt drogowych. Autostrada zwa si do jednego pasa i
utykamy za cignikiem siodowym z naczep skrupulatnie trzymajcym si maksymalnej
dozwolonej prdkoci, ograniczonej na odcinku robt do pidziesiciu piciu kilometrw na
godzin. Lacey jest waciwym kierowc na takie okolicznoci; ja walibym w kierownic,
ona za jakby nigdy nic mile gawdzi sobie z Benem, a w pewnym momencie spoglda na
mnie przez rami i mwi:

- Q, naprawd musz i do toalety, a za t ciarwk i tak tracimy czas.

Kiwam ze zrozumieniem gow. Nie mam jej tego za ze. Ja ju dawno temu
zmusibym nas do postoju, gdyby sikanie w butelk byo dla mnie niemoliwe. To heroiczne
z jej strony, e wytrzymaa tak dugo.

Zjedamy do caodobowej stacji benzynowej i mam okazj rozprostowa moje
gumowe nogi. Gdy Lacey przybiega z powrotem do samochodu, siedz ju na fotelu
kierowcy. Nie wiem nawet, jak to si stao, e si tam znalazem, dlaczego to ja siedz za
kierownic, a nie ona. Lacey podchodzi do drzwi od strony kierowcy i widzi mnie za
kierownic, ja za mwi do niej przez otwarte okno:

- Mog prowadzi. To w kocu mj samochd i moja misja.

- Naprawd? Jeste pewien?

- Jasne, jestem gotowy.

Wtedy ona energicznie odsuwa boczne drzwi i kadzie si na drugim rzdzie foteli.

Dwunasta godzina

Jest 2.40 rano. Lacey pi. Radar pi. Ja kieruj. Droga jest opustoszaa. Nawet
wikszo kierowcw ciarwek posza spa. Jedziemy dugie minuty, nie widzc
zbliajcych si z naprzeciwka wiate reflektorw. Ben nie pozwala mi zasn, paplajc w
fotelu obok. Rozmawiamy o Margo.

- Zastanawiae si, jak my waciwie znajdziemy to Agloe? - pyta mnie.

- Ehm, wiem mniej wicej, jak wyglda to skrzyowanie - odpowiadam. - Zreszt
oprcz skrzyowania nic tam nie ma.

- I mylisz, e Margo bdzie, ot tak, siedzie sobie na baganiku swojego samochodu
z brod wspart na doniach i na ciebie czeka?

- To byoby mie z jej strony.

- Stary, musz przyzna, troch si martwi, e no - jeli to nie pjdzie po twojej myli
- moesz by naprawd rozczarowany.

- Ja po prostu chc j znale - tumacz zgodnie z prawd. Chc, eby bya
bezpieczna, ywa i odnaleziona. Chc, eby ta struna wybrzmiaa do koca. Reszta jest
drugorzdna.

- Tak, ale... no nie wiem - plcze si Ben. Czuj, jak na mnie patrzy z min
Powanego Bena. - Tylko... tylko pamitaj, e czasami nasze wyobraenie drugiej osoby
niewiele ma wsplnego z tym, kim ona naprawd jest. Na przykad, ja zawsze mylaem, e
Lacey jest tak atrakcyjna, cudowna i wyjtkowa, ale teraz, kiedy jestem z ni tak blisko... to
nie jest dokadnie to samo. Ludzie s inni, kiedy moesz poczu ich zapach i zobaczy ich z
bliska, rozumiesz?

- Rozumiem - przyznaj. Wiem, jak dugo niewaciwie sobie wyobraaem Margo i
jak dalece niewaciwe byy to wyobraenia.

- Chc powiedzie, e przedtem atwo byo mi lubi Lacey. atwo jest lubi kogo z
oddali. Ale gdy przestaa by t niesamowit, nieosigaln istot i staa si, no wiesz, jakby
normaln dziewczyn z dziwacznym stosunkiem do jedzenia, czsto marudn i nieco
apodyktyczn - musiaem w zasadzie zacz lubi cakowicie inn osob.

Czuj, jak oblewa mnie fala gorca.

- Twierdzisz, e tak naprawd nie lubi Margo? Po tym wszystkim? Siedz w tym
samochodzie ju dwanacie godzin, a ty mylisz, e mi na niej nie zaley, bo nie... - Urywam.
- Mylisz, e skoro masz ju dziewczyn, moesz sobie stan na grze wysokiej i wyniosej,
i mnie poucza? Czasem jeste takim d...

Milkn, bo tu poza zasigiem wiata reflektorw zauwaam co, co wkrtce mnie
zabije.

Na autostradzie stoj obojtne na wszystko dwie krowy. Ni std, ni zowd pojawiaj
si w polu widzenia. Na lewym pasie aciata, a na naszym - jaki ogromny stwr blokujcy
ca szeroko naszego samochodu, stojcy w bezruchu z odwrcon w ty gow i lustrujcy
nas tpym wzrokiem. Krowa jest nieskazitelnie biaa. Wielka biaa krowia ciana, na ktr nie
mona wjecha, pod ktr nie mona przejecha ani ktrej nie mona omin. Mona w ni
tylko uderzy. Wiem, e Ben te j zauway, bo sysz, jak wstrzymuje oddech.

Podobno w takim momencie cae ycie staje czowiekowi przed oczami, ale w moim
przypadku tak nie jest. Ja przed oczami mam tylko niesamowicie wielk poa nienobiaego
futra, od ktrego dzieli nas ju tylko sekunda. Nie wiem, co robi. Nie, nie w tym tkwi
problem. Problemem jest to, e nic nie mona zrobi, jedynie uderzy w t bia cian i zabi
i j, i nas. Gwatownie wciskam hamulec, ale z przyzwyczajenia, nie w nadziei zapobieenia
nieuniknionemu; tego absolutnie nie da si unikn. Odrywam rce od kierownicy. Nie wiem,
czemu to robi, ale podnosz rce, jakbym si poddawa. Nachodzi mnie najbanalniejsza myl
pod socem: nie chc, eby to si zdarzyo. Nie chc gin. Nie chc, eby ginli moi
przyjaciele. I przyznaj - gdy czas zwalnia, a moje rce zastygaj w grze i dana mi jest
jeszcze jedna myl - myl o niej. Obwiniam j za ten gupi, miertelny pocig - za
wystawienie nas na niebezpieczestwo, za zrobienie ze mnie jakiego szaleca, ktry nie pi
przez ca noc i jedzie zbyt szybko. Gdyby nie ona, nie ginbym teraz. Zostabym w domu,
tak jak zawsze zostawaem w domu, i bybym bezpieczny, i zrobibym t jedn rzecz, ktr
zawsze chciaem zrobi, czyli dorosn.

Porzuciwszy kontrol nad pojazdem, z zaskoczeniem dostrzegam jak rk na
kierownicy. Skrcamy, zanim orientuj si, dlaczego skrcamy, ale uwiadamiam sobie, e to
Ben cignie ku sobie kierownic, obracajc nas w beznadziejnej prbie ominicia krowy, i
nagle jestemy na poboczu, i nagle na trawie. Sysz, jak buksuj opony, podczas gdy Ben
zdecydowanie i szybko krci kierownic w drug stron. Przestaj patrze. Nie wiem, czy
moje oczy si zamykaj, czy zwyczajnie przestaj widzie. Mj odek i puca spotykaj si
w poowie drogi, wzajemnie si miadc. Co ostrego uderza mnie w policzek.
Zatrzymujemy si.

Nie wiem dlaczego, ale dotykam swojej twarzy. Zabieram rk i widz na niej plam
krwi. Przykadam donie do ramion, przyciskajc je do siebie, eby przekona si, czy wci
tam s - i s. Patrz na nogi. Te s na miejscu. Widz szko. Rozgldam si. Widz rozbite
butelki. Ben patrzy na mnie. Ben dotyka swojej twarzy. Wyglda dobrze. Obejmuje si, jak ja
przed chwil. Jego ciao nadal funkcjonuje. Tylko na mnie patrzy. We wstecznym lusterku
widz krow. I nagle, poniewczasie, Ben krzyczy. Patrzy na mnie i drze si wniebogosy
gosem niskim, gardowym i penym przeraenia. Przestaje. Co jest ze mn nie tak. Robi mi
si sabo. Czuj ogie w piersi. Wreszcie chwytam powietrze. Zapomniaem oddycha. Przez
cay ten czas wstrzymywaem oddech. Kiedy na nowo zaczynam oddycha, czuj si znacznie
lepiej. Wdech przez nos, wydech przez usta.

- Kto jest ranny?! - krzyczy Lacey. Odpia ju pasy, ktre przytrzymyway j, gdy
spaa, i przechyla si nad oparciami, zagldajc do trzeciego rzdu. Kiedy si odwracam,
widz, e tylne drzwi wyskoczyy z zamka i si otwary, i przez moment myl, e Radara
wyrzucio z samochodu, lecz wanie wtedy on si podnosi. Przesuwa rkami po twarzy i
mwi:

- Nic mi nie jest. Nic mi nie jest. Czy nikomu nic si nie stao?

Lacey nawet nie odpowiada. Po prostu przeskakuje do przodu, midzy Bena a mnie.
Pochyla si na kuchni naszego mieszkania i przyglda si Benowi.

- Kochanie, gdzie jeste ranny?

Jej oczy przepenione s wod jak basen w deszczowy dzie. Ben odpowiada:

- NicminiejestnicminiejestQkrwawi.

Lacey odwraca si w moj stron, a ja, cho nie powinienem, pacz, nie dlatego, e
co mnie boli, ale dlatego, e si boj, i e podniosem rce, a Ben nas uratowa, a teraz ta
dziewczyna patrzy na mnie, a patrzy na mnie w taki sposb, jak to robi mama, co nie powinno
mnie rozrzewnia, a jednak co we mnie pka. Wiem, e rozcicie na moim policzku to nic
wielkiego i prbuj jej to powiedzie, ale nie mog przesta paka. Przyciskajc do rany
swoje szczupe i delikatne palce, Lacey krzyczy do Bena, eby poda jej co do bandaowania
i po chwili do prawego policzka tu przy nosie przytknity mam niewielki skrawek flagi
Konfederacji.

- Uciskaj to miejsce. Nic ci nie jest, boli ci gdzie jeszcze?

Zaprzeczam. Wtedy dopiero zdaj sobie spraw, e samochd cigle pracuje, e cigle
jest na biegu, a zatrzyma si tylko dlatego, e stoj na hamulcu. Wrzucam na luz i wyczam
silnik. W ciszy sysz, e z samochodu wycieka jaki pyn - nie tyle kapie, co si leje.

- Chyba powinnimy wysi - mwi Radar. Przyciskam do twarzy flag
Konfederacji. Odgos wyciekajcej skd cieczy nie ustaje.

- To benzyna! Zaraz wybuchnie! - krzyczy Ben. Z impetem otwiera drzwi po stronie
pasaera, wypada na zewntrz i w panice puszcza si biegiem przed siebie. Przeskakuje pot z
rozszczepionych bali i gna na zamanie karku przez skoszon k. Ja te wychodz, ale nie a
w takim popiechu. Radar rwnie jest ju na zewntrz i podczas gdy Ben wieje, gdzie pieprz
ronie, Radar si mieje.

- To piwo - wyjania.

- Co?

- Wszystkie piwa popkay - powtarza i ruchem gowy wskazuje szeroko otwart
lodwk i wylewajce si z niej litry pienicej si cieczy.

Prbujemy przywoa galopujcego przez pole Bena, ale on nas nie syszy, zbyt
zaabsorbowany wywrzaskiwaniem ZARAZ WYBUCHNIE!. W szarym brzasku widzimy,
jak jego toga unosi si, obnaajc nagi, kocisty tyek.

Syszc nadjedajcy samochd, odwracam si i spogldam na drog. Biaa bestia i
jej aciata przyjacika szczliwie zakoczyy swj spacer w bezpiecznym miejscu na
przeciwlegym poboczu, gdzie stoj niezmiennie niewzruszone. Obrciwszy si, zauwaam,
e minivan zatrzyma si na pocie.

Oceniam szkody, gdy Ben wreszcie przywleka si do samochodu. Kiedy nas
zarzucio, musielimy otrze si o pot, bo na bocznych drzwiach jest gboka bruzda, na tyle
gboka, e jeli podej do niej dostatecznie blisko, mona zajrze do wntrza vana. Jednak
poza tym, wz wyglda jak spod igy. Nie ma adnych innych wgniece. adnych
stuczonych szyb. adnych przebitych opon. Obchodz samochd, eby zamkn tylne drzwi
i dokona ogldzin 210 rozbitych butelek cigle pienicego si piwa. Lacey odnajduje mnie i
obejmuje ramieniem. Patrzymy na struk spienionego piwa spywajc do rowu
melioracyjnego u naszych stp.

- Co si stao? - pyta.

Wic mwi jej: ju bylimy martwi, gdy Ben, jak jaka olniewajca balerina na
kkach, zdoa wykona samochodem ten perfekcyjny obrt.

Ben i Radar wczogali si pod minivana. aden z nich nie ma zielonego pojcia o
samochodach, ale przypuszczam, e robic to, czuj si lepiej. Spod samochodu wystaje
brzeg togi Bena i jego nagie ydki.

- Suchaj! - krzyczy Radar. - Wydaje si, e wszystko jest w porzdku.

- Radar - tumacz - ten wz obrci si jakie osiem razy. Nie moe by w porzdku.

- W kadym razie wydaje si w porzdku - mwi Radar.

- Hej! - woam, apic Bena za jego adidasy marki New Balance. - Hej, wya stamtd.
- Ben prdko wysuwa si spod podwozia, a ja podaj mu rk i pomagam wsta. Donie ma
czarne od smaru. Przycigam go do siebie i obejmuj. Gdybym nie odda kontroli nad
kierownic, a on tak sprawnie nie przej kontroli nad naszym okrtem, z pewnoci bybym
teraz martwy. - Dzikuj ci - mwi, zapewne zbyt mocno klepic go w plecy. - To byo
najlepszy manewr samochodem wykonany z siedzenia pasaera, jaki w yciu widziaem.

Ben usmarowan rk poklepuje mj zdrowy policzek.

- Zrobiem to, eby ocali siebie, nie ciebie - tumaczy. - Uwierz mi, ani przez chwil
nie pomylaem o tobie.

miej si.

- Ani ja o tobie - rewanuje mu si.

Ben spoglda na mnie, na ustach bka mu si umiech, a wreszcie si odzywa:

- To bya cholernie wielka krowa. To bya nie tyle krowa, co raczej ldowy wieloryb.

miej si. Spod samochodu wyazi Radar.

- Suchaj, naprawd myl, e wszystko gra. Stracilimy zaledwie jakie pi minut.
Nie musimy nawet nadrabia prdkoci.

Lacey z zacinitymi wargami wpatruje si w bruzd w karoserii.

- Co o tym mylisz? - pytam j.

- Jedmy - mwi.

- Jedmy - gosuje Radar.

Ben nadyma policzki i wypuszcza powietrze.

- Gwnie dlatego, e jestem podatny na presj grupy: jedmy.

- Jedmy - doczam si. - Ale za choler ju nie prowadz.

Ben bierze ode mnie kluczyki. Wchodzimy do minivana. Radar nas pilotuje, gdy
podjedamy agodnie nachylonym nasypem, i wyprowadza z powrotem na midzystanwk.
Do Agloe mamy 872 kilometry.

Trzynasta godzina

Co par minut Radar zaczyna:

- A pamitacie, jak wszystkich nas czekaa pewna mier, a wtedy Ben chwyci za
kierownic i wymin t przeklt gigantyczn krow, zakrcajc samochodem niczym wielk
filiank z Disney World, i nie zginlimy?

Lacey wyciga si przez kuchni, kadzie rk na kolanie Bena i owiadcza:

- Jeste bohaterem, zdajesz sobie z tego spraw? Za co takiego dostaje si medale.

- Ju to mwiem i powiem to raz jeszcze: Nie mylaem o ratowaniu adnego z was.
Chciaem. Ocali. Wasny. Tyek.

- Ty garzu. Ty bohaterski, czarujcy garzu - droczy si Lacey i daje mu causa w
policzek.

Odzywa si Radar:

- A pamitacie, jak leaem przypity dwoma pasami na tyle vana, a drzwi nagle si
otworzyy i potrzaskay si butelki z piwem, a ja wyszedem z tego bez jednego dranicia?
Jak to jest w ogle moliwe?

- Zagrajmy w Ali, Ali - proponuje Lacey. - Ali, Ali, dom si pali, a w tym domu
jest... serce bohatera, serce, ktre nie bije dla siebie, tylko dla caej ludzkoci.

- NIE JESTEM SKROMNY. JA PO PROSTU NIE CHCIAEM UMRZE! -
wykrzykuje Ben.

- A pamitacie, jak kiedy, dwadziecia minut temu, jechalimy minivanem i jakim
cudem nie zginlimy?

Czternasta godzina

Gdy pocztkowy szok mija, zaczynamy sprzta samochd. Kawakami papieru
staramy si pozgarnia jak najwicej szka z rozbitych butelek Bluefina, a zebrane odamki
wrzucamy do jednej torby, ktrej pozbdziemy si pniej. Wykadzina w minivanie
przesiknita jest klejc si mieszanin Mountain Dew, Bluefina i dietetycznej coli, ktr
prbujemy odsczy kilkoma zebranymi serwetkami. Bdzie jednak potrzebne gruntowne
czyszczenie samochodu, a moe nawet na samym czyszczeniu si nie skoczy, ale przed
Agloe nie ma na to czasu. Radar sprawdzi, e na wymian bocznego panelu bd
potrzebowa 300 $ plus koszt farby. Ta wycieczka robi si coraz drosza, ale odrobi
wszystko latem, pracujc u ojca w biurze, a to i tak skromny okup za Margo.

Po naszej prawej stronie wschodzi soce. Policzek cigle mi krwawi. Flaga
Konfederacji przywara do rany, wic ju nie musz jej przytrzymywa.

Pitnasta godzina

Wski szpaler dbw przesania rozcigajce si po horyzont pola kukurydzy.
Krajobraz si zmienia, ale nic poza tym. Wielkie autostrady midzystanowe jak ta jednocz
ten kraj: McDonalds, BP, Wendys. Wiem, zapewne powinienem nienawidzi za to
midzystanwek i wzdycha do niegdysiejszych sielanek, kiedy za kadym zakrtem mona
byo zanurzy si w lokalny koloryt... ale co mi tam. Lubi to. Lubi konsekwentno. Lubi
to, e mog oddali si pitnacie godzin od domu, a wiat zbyt wiele si nie zmieni.

Kad si na tylnych fotelach, a Lacey przypina mnie dwoma pasami.

- Potrzebujesz odpoczynku - mwi. - Wiele przeszede.

To niesamowite, ale nikt nie robi mi wyrzutw, e spanikowaem w bitwie z krow.

Kiedy odpywam, sysz, jak si wzajemnie rozmieszaj - nie rozrniam sw, ale
sysz intonacj, wznoszce si i opadajce fale przekomarza. Lubi tak sucha, po prostu
wakoni si na trawie. Wtedy postanawiam, e jeli dojedziemy tam na czas, ale jej nie
znajdziemy, oto co zrobimy: pojedziemy w Gry Catskill i wynajdziemy miejsce, w ktrym
sobie posiedzimy, nacieszymy swoim towarzystwem, powakonimy si w trawie, gawdzc i
opowiadajc sobie dowcipy. Moe ta absolutna pewno, e Margo yje - nawet jeli nigdy
nie zobacz na to dowodu - sprawia, e wszystko znowu jest moliwe. Niemal potrafi sobie
wyobrazi szczcie bez niej, niemal potrafi sobie wyobrazi, e jestem zdolny pozwoli jej
odej, zdolny poczu, e nasze korzenie s poczone, nawet jeli ju nigdy wicej nie
zobacz tego dba trawy.

Szesnasta godzina

pi.

Siedemnasta godzina

pi.

Osiemnasta godzina

pi.

Dziewitnasta godzina

Kiedy si budz, Radar i Ben gono debatuj nad imieniem dla samochodu. Ben
chciaby go nazwa Muhammad Ali, bo tak jak Muhammad Ali przyjmuje cios i prze do
przodu. Radar jest zdania, e samochd nie moe nosi nazwiska realnej postaci. Uwaa, e
samochd powinien nazywa si Lurlene, bo to dobrze brzmi.

- Chcesz go nazwa Lurlene? - podniesionym gosem pyta przeraony tak
perspektyw Ben. - Czy ten biedny pojazd nie do ju wycierpia?!

Odpinam jeden z pasw i sadowi si na fotelu. Lacey odwraca si do mnie.

- Dzie dobry - mwi. - Witamy we wspaniaym stanie Nowy Jork.

- Ktra jest godzina?

- Dziewita czterdzieci dwie. - Wosy zwizaa w kucyk, ale krtsze kosmyki opadaj
jej na twarz. - Jak si masz? - pyta.

No to jej mwi:

- Boj si.

Lacey umiecha si do mnie i kiwa gow.

- Ja te. Zbyt wiele moe si wydarzy, ebymy mogli na wszystko si przygotowa.

- Masz racj - przyznaj.

- Mam nadziej, e ty i ja pozostaniemy tego lata przyjacimi - mwi Lacey.

I z jakiego powodu mi to pomaga. Nigdy nie wiadomo, co czowiekowi pomoe.

Radar twierdzi teraz, e samochd powinien nazywa si Dzika G. Pochylam si
nieco ku przodowi, eby wszyscy mnie syszeli i oznajmiam:

- Drejdel9. Im mocniej nim zakrcisz, tym lepszy efekt.

Ben kiwa gow. Radar si odwraca.

- Myl, e powiniene zosta naszym oficjalnym nazwowym.

Dwudziesta godzina

Siedz z Lacey w pierwszej sypialni. Ben prowadzi. Radar pilotuje. Przespaem
ostatni postj, na ktrym kupili map stanu Nowy Jork. Agloe nie jest na niej zaznaczone, ale
na pnoc od Roscoe jest tylko pi czy sze skrzyowa. Zawsze mylaem o Nowym Jorku
jako o rozcignitej, niekoczcej si metropolii, tymczasem tutaj s jedynie pofalowane,
poronite bujn rolinnoci wzgrza, z ktrymi heroicznie zmaga si nasz minivan. Kiedy
rozmowa ucicha i Ben siga do pokrta radia, rzucam:

- Ali, Ali, dom si pali, wersja metafizyczna!

Ben zaczyna.

- Ali, Ali, dom si pali, a w tym domu jest... co, co naprawd lubi.

- Ja wiem - zgasza si Radar. - To smak jaj.

- Nie.

- Czy to smak penisw? - zgaduj.

- Nie, kretynie - odpowiada Ben.

- Hm - prbuje dalej Radar. - Czy to zapach jaj?

- Tekstura jaj? - pytam.

- Wystarczy, osy, to nie ma nic wsplnego z genitaliami. Lace?

- Ehm, czy to wiadomo, e wanie ocalio si trzy ycia?

- Nie. I chyba wykorzystalicie ju swoje szanse.

- No dobrze, wic co to jest?

- Lacey - owiadcza Ben i widz, jak patrzy na ni we wstecznym lusterku.

- To miaa by wersja metafizyczna, cioku - wytykam mu. - To musi by co, czego
nie mona zobaczy.

- To wanie takie co - tumaczy si Ben. - To wanie naprawd lubi: Lacey, ale nie
t widzialn Lacey.

- O nie, zaraz puszcz pawia - krzywi si Radar, ale Lacey odpina swj pas i pochyla
si nad kuchni, eby wyszepta co Benowi do ucha. Ben rumieni si w odpowiedzi.

- No dobra, obiecuj nie by ckliwy - zarzeka si Radar. - Ali, Ali, dom si pali, a w
tym domu jest... co, co wszyscy czujemy.

- Niesychane zmczenie? - prbuj zgadn.

- Nie, chocia to wymienita propozycja.

- Czy to to dziwne uczucie, jakiego doznaje si od nadmiaru kofeiny, kiedy, no wiesz,
kiedy razem z twoim sercem pulsuje cae twoje ciao? - wcza si Lacey.

- Nie. Ben?

- Ehm, czy wszyscy czujemy potrzeb wysikania si, czy to tylko ja?

- To, jak zwykle, tylko ty. Jeszcze jakie propozycje? - Milczymy. - Prawidowa
odpowied jest taka, e wszyscy czujemy, e bdziemy szczliwsi po wsplnym wykonaniu
a cappella piosenki Blister in the Sun.

I tak wanie si dzieje. Chocia so nadepn mi na ucho, piewam gono jak
wszyscy. A kiedy koczymy, mwi:

- Ali, Ali, dom si pali, a w tym domu jest... wspaniaa historia.

Przez chwil nikt nic nie mwi. Sycha tylko odgos Drejdla poerajcego asfalt przy
zjedzie z grki. Po chwili jednak odzywa si Ben:

- To wanie to, tak?

Kiwam gow.

- Tak - potwierdza Radar. - Jeli nie zginiemy, to bdzie kapitalna historia.

Nie zawadzioby te znale Margo, myl sobie, ale si nie odzywam. W kocu Ben
wcza radio i znajduje stacj z rockowymi balladami, przy ktrych moemy razem piewa.

Dwudziesta pierwsza godzina

Po przejechaniu ponad 1770 kilometrw autostradami midzystanowymi nareszcie
nadszed czas, eby z nich zjecha. Jazda z prdkoci stu dwudziestu czterech kilometrw na
godzin na dwupasmowej autostradzie, ktra prowadzi nas dalej na pnoc, w kierunku Gr
Catskill, jest absolutnie nie do pomylenia. Ale damy rad. Radar, jak zawsze byskotliwy
taktyk, przeznaczy na ewentualny polizg trzydzieci minut, nic nam o tym nie mwic.
Piknie tutaj, soneczne wiato pnego ranka zalewa starodrzew. Nawet ceglane domki w
zapyziaych centrach miasteczek, przez ktre przejedamy, wydaj si w tym wietle
byszcze nowoci.

Razem z Lacey opowiadamy Benowi i Radarowi wszystko, co nam przychodzi do
gowy na temat Margo w nadziei, e dziki temu atwiej bdzie im jej szuka. Przypominamy
im j. Przypominamy j sobie samym. Jej srebrn hond civic. Jej proste jak druty,
kasztanowe wosy. Jej fascynacj opuszczonymi budynkami.

- Nosi ze sob czarny notatnik - mwi.

Ben odwraca si do mnie.

- Dobrze, Q. Jeli zobacz w Agloe w stanie Nowy Jork dziewczyn, ktra wyglda
dokadnie jak Margo, nie podejm adnych krokw. Chyba e bdzie miaa ze sob notatnik.
To j zdradzi.

Zbywam go wzruszeniem ramion. Chc j sobie po prostu przypomnie. Po raz ostatni
chc j sobie przypomnie, cigle majc nadziej, e j znowu zobacz.

Agloe

Dopuszczalna prdko maleje z dziewidziesiciu do siedemdziesiciu, a nastpnie
do pidziesiciu piciu. Przejedamy przez tory kolejowe i oto jestemy w Roscoe. Powoli
jedziemy przez senne centrum z kawiarni, sklepem odzieowym, sklepem ze wszystkim za
dolara i kilkoma zabitymi deskami witrynami.

Pochylam si i mwi:

- Potrafi j sobie tam wyobrazi.

- No - przyznaje Ben. - Ale naprawd wolabym si nigdzie nie wamywa. Nie sdz,
ebym da sobie rad w nowojorskim wizieniu.

Myl o eksplorowaniu tych budynkw nie wydaje mi si jednak szczeglnie
przeraajca, jako e cae miasteczko sprawia wraenie opuszczonego. Wszystko tu
pozamykane. Za centrum od gwnej szosy odbija jednopasmwka przecinajca autostrad, a
przy niej le jedyna dzielnica Roscoe i szkoa podstawowa. Skromne drewniane domy
wydaj si mae w porwnaniu z rosncymi tutaj gsto wysokimi drzewami.

Wjedamy na inn szos i dopuszczalna prdko znw stopniowo wzrasta, ale
Radar i tak jedzie wolno. Nie przejechalimy nawet kilometra, kiedy po lewej stronie
widzimy poln drog bez tabliczki z nazw ulicy.

- To moe by tu - mwi.

- To tylko droga dojazdowa - przekonuje Ben, ale Radar i tak w ni skrca. Jednak
rzeczywicie wyglda jak wytyczona w ubitej ziemi droga dojazdowa. Po naszej lewej stronie
niekoszona trawa siga do wysokoci opon. Nie widz niczego szczeglnego, chocia
obawiam si, e nietrudno byoby si ukry na tym polu. Kawaek dalej przed wiktoriaskim
wiejskim domem droga koczy si lepo. Zawracamy i kierujemy si z powrotem na
dwupasmwk biegnc na pnoc. Szosa przechodzi w Cat Hollow Road, ktr jedziemy, a
dostrzegamy poln drog identyczn jak poprzednia, tym razem po prawej stronie,
prowadzc do niszczejcej, przypominajcej stodo konstrukcji z poszarzaego drewna.
Ogromne walcowate bale siana stoj rzdami na polach po naszych obu stronach, ale trawa
zacza ju odrasta. Radar jedzie nie szybciej ni osiem kilometrw na godzin.
Wypatrujemy czego niezwykego. Jakiej rysy w perfekcyjnie idyllicznym krajobrazie.

- Mylicie, e to mg by Sklep Wielobranowy w Agloe? - pytam.

- Ta stodoa?

- No.

- Nie wiem - odpowiada Radar. - Czy sklepy wielobranowe przypominay kiedy
stodoy?

Robi dugi wydech przez zacinite usta.

- Nie wiem.

- Czy to... cholera, to jej samochd! - Lacey wykrzykuje mi tu przy uchu. - Tak, tak,
tak, tak, tak jej samochd, jej samochd!

Radar zatrzymuje minivana, a ja si obracam, podajc wzrokiem za palcem Lacey
wskazujcym na pole za budynkiem. Dostrzegam bysk srebra. Pochylajc si tak, e moja
twarz znajduje si tu przy twarzy Lacey, dostrzegam uk samochodowego dachu. Bg raczy
wiedzie, jak si tam znalaz, bo adna droga nie prowadzi w tamtym kierunku.

Radar zjeda z drogi, a ja wyskakuj i pdz w kierunku tego samochodu. Pusty.
Niezamknity. Podnosz pokryw baganika. Te pusty, nie liczc otwartej, oprnionej
walizki. Rozgldam si dookoa i ruszam w kierunku czego, co - jak teraz jestem przekonany
- jest pozostaoci Sklepu Wielobranowego w Agloe. Ben i Radar wyprzedzaj mnie, gdy
biegn przez skoszone pole. Wchodzimy do stodoy nie przez drzwi, lecz przez jedn z wielu
szerokich dziur powstaych w miejscach, w ktrych drewniane ciany po prostu si rozpady.

Wewntrz budynku soce przez liczne dziury w dachu rozwietla segmenty
butwiejcej drewnianej podogi. Szukajc Margo, odkrywam rne rzeczy: przemoke deski
podogi; zapach migdaw, jej zapach; stojc w rogu star wann na nkach. Wszdzie jest
tyle dziur, e to miejsce znajduje si jednoczenie wewntrz i na zewntrz.

Czuj, jak kto mocno cignie mnie za koszulk. Obracam gow i widz Bena, jego
oczy wdruj tam i z powrotem midzy mn a ktem pomieszczenia. Musz wyty wzrok,
eby przenikn szeroki snop jasnego biaego wiata wpadajcego przez sufit, ale
dostrzegam ten kt. Dwa dugie, na oko sigajce mi do piersi brudne panele z szarego
pleksiglasu opieraj si o siebie pod ktem ostrym, z drugiej strony s zaparte o cian. To
trjktny boks, jeli taka rzecz w ogle jest moliwa.

Prawda jest taka, e okna, cho przyciemnione, i tak przepuszczaj wiato. Widz
wic t wstrzsajc scen, aczkolwiek w odcieniach szaroci: Margo Roth Spiegelman siedzi
w czarnym skrzanym biurowym fotelu, zgarbiona nad szkoln awk i pisze. Jej wosy s
znacznie krtsze - ma teraz postrzpion grzywk odsaniajc brwi, a ca reszt
zmierzwion, jakby dla podkrelenia asymetrii - ale to ona. ywa. Przeniosa swoj kwater z
opuszczonego pawilonu handlowego na Florydzie do opuszczonej stodoy pod Nowym
Jorkiem, a ja znalazem j.

Idziemy w stron Margo, caa nasza czwrka, ale ona wydaje si nas nie zauwaa.
Nie przestaje pisa. Wreszcie kto - chyba Radar - mwi: Margo. Margo?.

Margo staje na czubkach palcw, opierajc si rkami na grnych krawdziach cian
swojego prowizorycznego boksu. Jeli jest zaskoczona naszym widokiem, jej oczy tego nie
zdradzaj. Oto Margo Roth Spiegelman, ptora metra ode mnie, ze spierzchnitymi wargami,
bez makijau, z brudem pod paznokciami i niemymi oczami. Nigdy nie widziaem, by jej
oczy byy tak martwe, ale z drugiej strony moe nigdy przedtem nie widziaem jej oczu.
Wpatruje si we mnie. Mam pewno, e patrzy na mnie, a nie na Lacey ani na Bena, ani na
Radara. Nie czuem si tak obserwowany od czasu, gdy w Parku Jeffersona spozieray na
mnie martwe oczy Roberta Joynera.

Margo stoi w milczeniu przez dugi czas, a mnie zbyt przeraaj jej oczy, ebym by w
stanie podej jeszcze bliej. Ja i to misterium - tutaj oto stoimy, napisa Whitman.

W kocu Margo odzywa si: Dajcie mi pi minut i na powrt siada, kontynuujc
pisanie.

Patrz, jak pisze. Poza tym, e jest troch brudna, wyglda, jak wygldaa zawsze. Nie
wiem dlaczego, ale spodziewaem si, e bdzie wyglda inaczej. Starzej. e ledwo j
poznam, kiedy j w kocu ponownie zobacz. Lecz oto ona - obserwuj j przez pleksiglas -
wyglda jak Margo Roth Spiegelman, owa dziewczyna, ktr znam od drugiego roku ycia -
owa dziewczyna, ktrej wyobraenie pokochaem.

I dopiero teraz, kiedy zamyka swj notatnik i woywszy go do lecego obok
plecaka, wstaje i do nas podchodzi, zdaj sobie spraw, e to wyobraenie jest nie tylko
faszywe, lecz take niebezpieczne. Jake atwo mona da si zwie, wierzc, e czowiek
jest czym wicej ni tylko czowiekiem.

- Hej - zwraca si do Lacey, umiechajc si. Najpierw obejmuje Lacey, potem podaje
rk Benowi i Radarowi. Unosi brwi i mwi: - Cze, Q. - Obejmuje mnie szybko i niezbyt
mocno. Chc j przytrzyma. Chc, eby si co wydarzyo. Chc poczu jej przecige kanie
na mojej piersi, chc zobaczy zy spywajce po jej pokrytych kurzem policzkach na moj
koszulk. Ale ona tylko ciska mnie szybko i siada na pododze. Siadam naprzeciwko niej,
Ben, Radar i Lacey robi to samo i wszyscy siedzimy teraz w rzdzie, twarzami zwrceni do
Margo.

- Dobrze ci widzie - odzywam si po chwili, czujc si, jakbym przerywa niem
modlitw.

Margo odgarnia grzywk na bok. Wydaje si zastanawia, co ma waciwie
powiedzie. W kocu mwi:

- Ehm, no wic... Hmm... Rzadko nie wiem, co powiedzie, prawda? Ostatnio
nieczsto rozmawiam z ludmi. Ehm... A moe zaczlibymy od wyjanienia, co wy tu, do
cholery, robicie?

- Margo - zaczyna Lacey. - Chryste, tak si martwilimy.

- Niepotrzebnie - Margo odpowiada pogodnie. - Mam si dobrze. - Pokazuje nam
skierowane ku grze kciuki. - U mnie w porzsiu.

- Moga zadzwoni i nam o tym powiedzie - odpowiada jej Ben z odcieniem
frustracji w gosie. - Oszczdziaby nam mas jazdy.

- Z mojego dowiadczenia wynika, Krwawy Benie, e jeli skd si odchodzi,
najlepiej odej na dobre. A tak przy okazji, czemu masz na sobie sukienk?

Ben oblewa si rumiecem.

- Nie nazywaj go tak - warczy Lacey.

Margo mierzy j wzrokiem.

- O mj Boe, ty z nim chodzisz? - Lacey nie odpowiada. - Nie mw mi, e ty
naprawd z nim chodzisz - powtarza Margo.

- Tak si skada, e z nim chodz - odpowiada Lacey. - I tak si skada, e jest
wspaniay. A ty jeste wini. A teraz wychodz. Mio byo ci znw zobaczy, Margo.
Dziki, e mnie przerazia i sprawia, i przez cay ostatni miesic mojego ostatniego roku
w szkole czuam si jak mie, i e kiedy ci wytropilimy, by si upewni, e nic ci nie jest,
okazaa si zwyk wini. Znajomo z tob bya prawdziw przyjemnoci.

- Wzajemnie. No bo gdyby nie ty, skd miaabym wiedzie, jaka jestem gruba?

Lacey wstaje i wychodzi, gono tupic, a jej kroki wprawiaj w wibracje kruszejc
podog. Ben idzie w jej lady. Ogldam si i widz, e Radar te ju wsta.

- Nie znaem ci wczeniej, poznaem ci dopiero poprzez twoje wskazwki -
oznajmia. - Ale wol wskazwki ni ciebie.

- O czym on, do diaba, mwi? - pyta mnie Margo. Radar nie odpowiada. Wychodzi.

Naturalnie ja te powinienem wyj. S moimi przyjacimi - z pewnoci bardziej oni
ni Margo. Ale mam pytania. Gdy Margo wstaje i zmierza do swojego boksu, zaczynam od
tego najoczywistszego.

- Dlaczego zachowujesz si jak jaki okropny bachor?

Margo odwraca si na picie, zaciska pi na mojej koszulce i krzyczy mi prosto w
twarz:

- Jakim prawem zjawiacie si tutaj bez jakiegokolwiek ostrzeenia?!

- Jak niby miaem ci ostrzec, skoro cakowicie wyparowaa z powierzchni ziemi?! -
Widz, jak powoli przymyka powieki i wiem, e nie moe odpowiedzie, wic kontynuuj.
Jestem na ni tak wcieky. Za... za... Nie wiem, za co. Za to, e nie jest Margo, ktrej si
spodziewaem. Za to, e nie jest Margo, ktr, jak sdziem, nareszcie waciwie sobie
wyobraziem. - Byem przekonany, e nie skontaktowaa si z nikim od tamtej nocy, bo
miaa ku temu jaki wany powd. I... to jest ten twj wany powd? eby moga y jak
menel?

Margo puszcza moj koszulk i odsuwa si ode mnie.

- No i kto jest teraz bachorem? Odeszam w jedyny moliwy sposb. Odrywajc swoje
ycie jednym pocigniciem, tak jak odrywa si plaster. I dziki temu ty moesz sta si sob,
Lace moe sta si Lace, kady moe sta si sob, a ja mog sta si mn.

- Tylko e ja nie mogem sta si mn, Margo, bo mylaem, e nie yjesz. Bardzo
dugo byem o tym przekonany. I musiaem zrobi mas bzdurnych rzeczy, ktrych normalnie
nigdy bym nie zrobi.

Podcignwszy si na mojej koszuli, Margo znw krzyczy:

- Gwno prawda! Nie przyjechae tutaj, eby sprawdzi, czy nic mi nie jest.
Przyjechae tutaj, eby uratowa ma biedn Margo przed jej maym udrczonym Ja,
ebym, bezgranicznie wdziczna mojemu rycerzowi w lnicej zbroi, zrzucia przed tob
ubranie i bagaa ci, by spustoszy moje ciao.

- Bzdura! - wykrzykuj, bo w wikszoci to bzdura. - Tylko si z nami bawia, tak?
Chciaa mie pewno, e nawet kiedy ju odejdziesz szuka nowych przygd, pozostaniesz
dla nas osi, wok ktrej wszystko si krci.

Margo odpowiada mi gonym krzykiem, o jaki jej nie podejrzewaem:

- Ty nawet nie jeste wkurzony na mnie, Q! Jeste wkurzony na wyobraenie o mnie,
jakie przechowujesz w gowie od czasw naszego dziecistwa!

Prbuje si ode mnie odwrci, ale chwytam j za ramiona, przytrzymujc przed sob,
i pytam:

- Czy cho przez chwil pomylaa, co znaczyo twoje odejcie? Czy pomylaa o
Ruthie? O mnie albo Lacey, albo o kimkolwiek, komu na tobie zaleao? Nie. Oczywicie, e
tego nie zrobia. Poniewa, jeeli co nie przydarza si tobie, to w ogle si nie zdarza. Czy
nie tak wanie jest, Margo? Nie tak?

Margo przestaje si szamota. Gwatownie opuszcza ramiona, odwraca si i wraca do
swojego biura. Kopniakiem przewraca obie ciany z pleksy, ktre z hukiem spadaj na biurko
i fotel, osuwajc si na ziemi.

- ZAMKNIJ SI, ZAMKNIJ SI, TY DUPKU.

- Okej - mwi. Widok Margo cakowicie traccej panowanie nad sob pozwala mi
doj do siebie. Prbuj przemwi jak moja mama: - Zamkn si. Oboje jestemy
zdenerwowani. A ja mam mnstwo, no, nierozwizanych problemw.

Margo siada na fotelu i opiera stopy na tym, co jeszcze niedawno byo cian jej biura.
Wpatruje si w kt stodoy. Dzieli nas jakie pi krokw.

- Jak wy mnie w ogle, u diaba, znalelicie?

- Mylaem, e chciaa, bymy ci znaleli - odpowiadam. Mj gos jest tak cichy, e
dziwi si, i w ogle mnie usyszaa, jednak obraca si w fotelu i piorunuje mnie wzrokiem.

- Zapewniam ci, e nie chciaam.

- Pie o mnie - tumacz. - Guthrie naprowadzi mnie na Whitmana. Whitman
zaprowadzi mnie do drzwi. Drzwi skieroway mnie do pawilonu handlowego. Odkrylimy,
jak odczyta zamalowane graffiti. Nie rozumiaem, co znacz papierowe miasta, ale
poniewa mog take oznacza osiedla, ktrych nigdy nie zbudowano, pomylaem, e
pojechaa na jedno z nich, eby ju nigdy nie wrci. Mylaem, e leysz martwa w jednym
z tych miejsc, e si zabia i z jakiego powodu chciaa, bym ci znalaz. Wic pojechaem
do kilku z nich, prbujc ci tam znale. Ale potem skojarzyem map ze sklepu z
pamitkami z otworami po pinezkach na cianie. Zaczem uwaniej wczytywa si w ten
poemat i zorientowaem si, e chyba nie uciekaa, tylko gdzie si zaszya, eby planowa.
eby pisa w tym notatniku. Znalazem Agloe z mapy, zobaczyem twj komentarz na stronie
dyskusji w Omniklopedii, opuciem wrczenie dyplomw i przyjechaem tutaj.

Margo przygadza sobie wosy, jednak nie s ju na tyle dugie, by mogy zakry jej
twarz.

- Nie znosz tej fryzury - zyma si. - Chciaam wyglda inaczej, ale... wyszo
gupio.

- Mnie si podoba - przekonuj j. - Jest ci w niej do twarzy.

- Przepraszam, e zachowaam si tak podle - oznajmia nagle. - Ale zrozum,
wyrastacie tu jak spod ziemi i... napdzilicie mi strachu.

- Moga nam po prostu powiedzie: Suchajcie, napdzilicie mi strachu.

Margo prycha.

- Jasne, bo to zupenie w stylu Margo Roth Spiegelman, ktr kady zna i kocha. -
Margo milknie na chwil, a potem dodaje: - Wiedziaam, e nie powinnam bya pisa niczego
na Omniklopedii. Pomylaam tylko, e bdzie zabawnie, kiedy to kiedy znajd. Sdziam,
e gliniarze jako natrafi na wpis, ale poniewczasie. Przecie na Omniklopedii jest jaki
miliard stron albo co koo tego. Nigdy nie mylaam, e...

- e co?

- A odpowiadajc na twoje pytanie, czsto o tobie mylaam. I o Ruthie. I o moich
rodzicach. Oczywicie, e mylaam. Moe i jestem najpotworniejsz egocentryczk w
historii wiata, ale, Boe, mylisz, e bym to zrobia, gdybym nie musiaa? - Potrzsa gow.
Teraz pochyla si ku mnie, wspierajc okcie na kolanach, i nareszcie rozmawiamy. Na
dystans, ale mimo wszystko. - Nie wiedziaam, jak inaczej mogabym wyjecha, eby zaraz
nie zawleczono mnie z powrotem do domu.

- Ciesz si, e nie jeste martwa - mwi jej.

- Ja te - odpowiada. Umiecha si znaczco i po raz pierwszy widz ten umiech, za
ktrym tak dugo tskniem. - To wanie dlatego musiaam odej. Niewane, jak bardzo
ycie daje czowiekowi w ko, zawsze jest lepsze ni to drugie.

Dzwoni mj telefon. To Ben. Odbieram.

- Lacey chce rozmawia z Margo. - Sysz w suchawce.

Podchodz do Margo, podaj jej telefon i zastygam, podczas gdy ona siada z
przygarbionymi plecami i sucha. Z telefonu dobiegaj mnie jakie odgosy, po chwili Margo
przerywa Lacey, mwic:

- Posuchaj, naprawd mi przykro. Po prostu strasznie si baam.

W suchawce zapada cisza. W kocu Lacey znowu zaczyna co mwi, a Margo si
mieje i co jej odpowiada. Czuj, e powinienem da im nieco prywatnoci, wic udaj si
na mae zwiedzanie. Na tej samej cianie co biuro, ale w przeciwlegym kcie stodoy Margo
zbudowaa co w rodzaju ka - cztery palety, a na nich pomaraczowy dmuchany materac.
Obok ka na osobnej palecie ley jej niewielka, starannie zoona kolekcja ubra. Widz te
szczoteczk i past do zbw oraz duy plastikowy kubek z Subwaya ustawione na dwch
ksikach: Szklanym kloszu Sylvii Plath oraz Rzeni numer pi Kurta Vonneguta. Nie mog
uwierzy, e Margo yje w takich warunkach, w tym melanu niedajcych si ze sob
pogodzi drobnomieszczaskiej schludnoci i odraajcego rozpadu. Z drugiej strony nie
mog uwierzy, ile zmarnowaem czasu, wierzc, e mogaby y w jakikolwiek inny sposb.

- Zatrzymuj si w motelu na terenie Parku Catskill. Lace kazaa ci przekaza, e rano
wyjedaj, z tob albo bez ciebie - zza moich plecw informuje mnie Margo. Kiedy sysz,
jak mwi ty, a nie my, po raz pierwszy zastanawiam si, co bdzie dalej. - Jestem w
zasadzie samowystarczalna - mwi, stajc obok. - Jest tu wychodek, ale w nie najlepszym
stanie, wic zazwyczaj jed do azienki przy zajedzie dla ciarwek na wschd od
Roscoe. Maj tam te natryski, a prysznic dla dziewczyn jest do czysty, bo niewiele kobiet
jedzi ciarwkami. Poza tym jest tam internet. Wszystko tutaj to jakby mj dom, a zajazd
dla ciarwek to mj domek letniskowy.

miej si.

Margo mija mnie i przyklka, zagldajc do palet pod kiem. Wyciga z nich latark
i jaki kwadratowy paski przedmiot z plastiku.

- To jedyne dwie rzeczy, jakie kupiam w cigu caego miesica, nie liczc benzyny i
jedzenia. Wydaam zaledwie jakie trzysta dolarw. - Bior od niej ten kwadratowy
przedmiot i w kocu zdaj sobie spraw, e to gramofon na baterie. - Kupiam kilka pyt -
mwi. - Kupi ich sobie wicej w miecie.

- W miecie?

- Tak. Dzi wyjedam do Nowego Jorku. Std ten wpis w Omniklopedii. Chc zacz
naprawd podrowa. Pierwotnie tego dnia zamierzaam opuci Orlando - chciaam pj
na ceremoni zakoczenia szkoy, a potem w nocy razem z tob wyci ludziom wszystkie te
wyrafinowane kaway, a nastpnego ranka wyjecha. Ale nie mogam ju tego znie.
Powanie, nie byam w stanie znosi tego ani godziny duej. Wic kiedy dowiedziaam si o
Jasie, pomylaam sobie: Wszystko mam ju zaplanowane; zmieniam tylko dzie. Przykro
mi tylko, e ci przestraszyam. Prbowaam ci nie przestraszy, ale na kocu tak si
pieszyam. To nie by mj najlepszy numer.

Jeli chodzi o sklecone naprdce plany ucieczki pene wskazwek, ten by cakiem
imponujcy, pomylaem. Jednak najbardziej zaskoczyo mnie, e chciaa mnie wczy
rwnie do swojego oryginalnego planu.

- Moe mnie wtajemniczysz - zachciem j, zdobywajc si na umiech. - Wiesz,
zastanawiaem si. Co byo zaplanowane, a co nie byo? Co to wszystko znaczyo? Dlaczego
wskazwki byy skierowane do mnie? Dlaczego odesza? Tego rodzaju rzeczy.

- Ehm, dobrze. Dobrze. eby opowiedzie t histori, musimy zacz od innej historii.
- Margo wstaje i kieruje si do swojego biura, zwinnie omijajc butwiejce fragmenty
podogi, a ja id w jej lady. Grzebie w plecaku i wyciga czarny notatnik w moleskinowej
oprawie. Siada na pododze ze skrzyowanymi nogami i poklepuje miejsce obok siebie.
Siadam. Margo stuka w zamknity notatnik. - No wic - mwi - ta historia zaczyna si dawno
temu. Kiedy byam chyba w czwartej klasie, zaczam w tym notatniku pisa pewne
opowiadanie. To bya taka historia detektywistyczna.

Przychodzi mi do gowy, e jeli zabior jej ten notes, bd mg j szantaowa.
Mgbym go uy, eby zabra j do Orlando, mogaby wtedy znale jak prac na lato i
zamieszka w jakim wynajtym mieszkaniu do czasu, a zacznie si college i w ten sposb
przynajmniej mielibymy dla siebie lato. Jednak tylko sucham.

- No, nie lubi si chwali, ale to niezwykle byskotliwa literatura. artuj. To
nonsensowne, pene pobonych ycze i magicznego mylenia wypociny dziesicioletniej
mnie. Wystpuje w nich dziewczynka, Margo Spiegelman, ktra jest jak dziesicioletnia ja,
pod kadym wzgldem oprcz tego, e jej rodzice s mili i bogaci, i kupuj jej wszystko,
czego zapragnie. Margo buja si w chopcu o imieniu Quentin, ktry jest zupenie jak ty, pod
kadym wzgldem oprcz tego, e jest absolutnie nieustraszony oraz heroiczny, i gotowy
umrze w mojej obronie, i w ogle. Wystpuje tam te Myrna Mountweazel, ktra jest
zupenie jak Myrna Mountweazel, tylko e ma magiczne moce. I tak na przykad, w tej
historii, kady, kto pogaszcze Myrn Mountweazel, przez nastpnych dziesi minut nie
moe wypowiedzie adnego kamstwa. Poza tym Myrna potrafi mwi. Oczywicie, e
potrafi. Czy jakakolwiek dziesiciolatka napisaa kiedy ksik o psie, ktry nie potrafi
mwi?

miej si, ale nie mog przesta myle o dziesicioletniej Margo zabujanej w
dziesicioletnim mnie.

- Wic w tej historii - kontynuuje Margo - Quentin i Margo, i Myrna Mountweazel
prowadz ledztwo w sprawie mierci Roberta Joynera, ktrego mier jest dokadnie taka,
jak w prawdziwym yciu, prcz tego, e najwyraniej to nie on strzeli sobie w twarz, tylko
kto inny strzeli mu w twarz. I ta opowie jest o tym, jak odkrywamy, kto to zrobi.

- A kto to zrobi?

Margo mieje si.

- Chcesz, ebym ci zepsua ca histori?

- C - przyznaj - wolabym j przeczyta.

Margo otwiera notes i pokazuje mi jedn ze stron. Tre jest nie do odcyfrowania, nie
dlatego, eby pismo Margo byo niewyranie, tylko dlatego, e oprcz poziomych linii tekstu
zapis biegnie take pionowo w d strony.

- Pismo krzyowe - wyjania. - Bardzo trudne do rozszyfrowania dla czytelnika, ktry
nie jest Margo. Wic zgoda, zepsuj ci t histori, ale najpierw musisz mi obieca, e si nie
wciekniesz.

- Obiecuj - obiecuj.

- Okazuje si, e zbrodnia zostaa popeniona przez obkanego brata siostry
uzalenionej od alkoholu byej ony Roberta Joynera, poniewa w brat zosta optany przez
ducha zowrogiego egipskiego kota domowego. Jak mwiam, naprawd mistrzowska fabua.
W kadym razie, w tej historii, ty, ja i Myrna Mountweazel idziemy, by stan twarz w
twarz z morderc, a on prbuje mnie zastrzeli, ale ty zasaniasz mnie przed kul wasnym
ciaem i giniesz bardzo heroicznie w moich ramionach.

Wybucham miechem.

- Bomba. Ta historia tak wietnie si zapowiadaa, zabujana we mnie pikna
dziewczyna, tajemnica i intryga, a potem ja kopi w kalendarz.

- No tak. - Margo umiecha si. - Ale musiaam ci zabi, poniewa w jedynym innym
moliwym zakoczeniu musielibymy zrobi to, a w wieku lat dziesiciu naprawd nie byam
emocjonalnie gotowa o tym pisa.

- Nie ma sprawy - mwi. - Ale w poprawionej wersji chc sobie troch pochdoy.

- Moe po tym, jak zostajesz zastrzelony przez czarny charakter. Dostaniesz
pocaunek przed mierci.

- Jake askawie z twojej strony.

Mgbym wsta, podej do Margo i j pocaowa. Mgbym. Ale cigle zbyt wiele
mgbym popsu.

- W kady razie skoczyam to opowiadanie w pitej klasie. Kilka lat pniej
postanawiam uciec do Missisipi. Wszystkie plany tego awanturniczego wydarzenia zapisuj
w tym wanie notatniku, nadpisujc t star histori. I w kocu to robi - bior samochd
mamy, przejedam nim dwa tysice kilometrw, zostawiwszy wskazwki w zupie. Ta
podr nie bya nawet przyjemna, naprawd - czuam si niewiarygodnie samotna - ale to
wspaniae uczucie, wiedzie, e to zrobiam, rozumiesz? Zaczynam wic zapisywa krzyowo
kolejne intrygi - gupie kaway, pomysy na czenie w pary pewnych dziewczyn z pewnymi
chopakami, ogromne kampanie owijania budynkw papierem toaletowym, wicej sekretnych
podry samochodem i co tam jeszcze. Na pocztku szkoy redniej notatnik jest ju w
poowie zapeniony, a wtedy postanawiam, e zrobi jeszcze jedn rzecz, jedn wielk rzecz,
a potem odejd.

Margo zamierza powiedzie co jeszcze, ale j powstrzymuj.

- Wiesz, zastanawiam si, czy to bya kwestia miejsca, czy ludzi. I co by byo, gdyby
ludzie wok ciebie byli inni?

- A jak moesz rozdzieli te rzeczy? Ludzie tworz miejsce, a miejsce tworzy ludzi.
Poza tym mylaam, e nie ma tam ju nikogo, z kim mogabym si zaprzyjani. Mylaam,
e kady albo si boi, jak ty, albo nie jest niczego wiadomy, jak Lacey. No i...

- Nie boj si a tak, jak mylisz - przerywam jej. Bo to prawda. Zdaj sobie z tego
spraw dopiero, gdy wypowiadam te sowa. Ale to niczego nie zmienia.

- Wanie do tego dochodz - niemal jczy Margo. - Wic na pocztku szkoy redniej
Gus zabra mnie do Osprey... - Przekrzywiam gow zdezorientowany. - Do tego pawilonu
handlowego. I wkrtce zaczynam chodzi tam sama; siedz tam sobie i spisuj plany. A pod
koniec szkoy wszystkie plany zaczy si krci wok tej ostatniej ucieczki. Nie wiem, czy
to dlatego, e czytaam w tym czasie moje stare opowiadanie, ale do wczenie
uwzgldniam ci w tych planach. Pomys by taki, e wszystkie te rzeczy mielimy zrobi
razem - jak na przykad wamanie do SeaWorld, ktre byo w oryginalnym planie - a ja
miaam zrobi z ciebie twardego faceta. Ta jedna noc miaa ci, no wiesz, wyzwoli. A potem
mogabym ju znikn, a ty zawsze by pamita, e to dla ciebie zrobiam.

No wic plan rozrasta si do jakich siedemdziesiciu stron, wszystko jest naprawd
dobrze dopracowane i ju niebawem mam wcieli go w ycie. Ale wtedy dowiaduj si o
Jasie i postanawiam wyjecha. Natychmiast. Nie musz koczy szkoy. Jaki sens ma
koczenie szkoy? Ale najpierw musz pozamyka pewne sprawy. Wic tamtego dnia w
szkole wycigam notatnik i jak optana prbuj dopasowa mj plan do Bekki, Jasea i
Lacey, i do wszystkich, ktrzy okazali si nie by takimi przyjacimi, za jakich ich miaam, i
wymylam sposoby, dziki ktrym, zanim porzuc ich na zawsze, dam wszystkim do
zrozumienia, jak cholernie jestem na nich wkurzona.

Jednak cigle chciaam to zrobi z tob; cigle podoba mi si ten pomys, eby
stworzy w tobie cho namiastk tego czadowego bohatera z mojej dziecicej historii.

Wtedy ty jednak mnie zaskakujesz - cignie Margo. - Przez wszystkie te lata bye dla
mnie papierowym chopcem - miae dwa wymiary jako posta na papierze i dwa inne, ale
cigle paskie, wymiary jako osoba. Jednak tamtej nocy okazae si realny. Ta noc
ostatecznie okazuje si tak dziwna i zabawna, i magiczna, e gdy nad ranem wracam do
mojego pokoju, po prostu za tob tskni. Chc do ciebie przyj i z tob poby, i pogada,
ale ju postanowiam, e odejd, wic musz odej. A wtedy, w ostatniej sekundzie
przychodzi mi do gowy, eby przekaza ci w spadku Osprey. Zostawi ci ten pawilon, eby
pomg ci zrobi jeszcze wiksze postpy na polu niebycia takim strachajem.

Wic postanowione. Szybko wymylam co konkretnego. Przyklejam plakat
Woodyego na zewntrznej stronie rolety, zakrelam tytu piosenki na pycie, podkrelam te
dwa wersy z Pieni o mnie innym kolorem, ni podkrelaam fragmenty, kiedy faktycznie
czytaam ten poemat. Nastpnie, kiedy wychodzisz do szkoy, wchodz do twojego pokoju
przez okno i wkadam w drzwi kawaek gazety. Tego samego ranka jad do Osprey,
czciowo dlatego, e nie czuj si jeszcze gotowa, by odej, a czciowo dlatego, e chc
posprzta to miejsce dla ciebie. Chodzi o to, e nie chciaam, eby si martwi. Wic
dlatego zamalowaam graffiti. Nie sdziam, e je dostrzeesz pod farb. Wydaram z
kalendarza strony, ktre zapisaam, i zdjam ze ciany map, ktr tam sobie powiesiam, jak
tylko zauwayam, e jest na niej Agloe. A potem, poniewa jestem zmczona i nie mam
dokd pj, zostaj tam na noc. Koniec kocw spdzam tam dwie noce. Myl, e po prostu
potrzebowaam czasu, eby zebra si na odwag. A poza tym, no nie wiem, moe miaam
nadziej, e jakim cudem znajdziesz to miejsce naprawd szybko. Wreszcie wyjedam.
Dotarcie do Agloe zajo mi dwa dni. Od tamtej pory nie ruszam si std.

Wydaje si, e Margo skoczya, ale ja mam jeszcze jedno pytanie.

- Ale dlaczego akurat tutaj?

- Papierowe miasto dla papierowej dziewczyny - tumaczy Margo. - Przeczytaam o
Agloe w takiej ksice o niewiarygodnych faktach, kiedy miaam dziesi czy jedenacie
lat. I nigdy o nim nie zapomniaam. Tak naprawd, zawsze gdy byam na szczycie SunTrust -
wliczajc ten ostatni raz z tob - patrzc w d, wcale nie mylaam, e wszystko jest zrobione
z papieru. Spogldaam w d i mylaam, e to ja jestem zrobiona z papieru. To ja, nie inni,
byam t cienk, gniotliw istot. A prawda jest taka, e ludzie uwielbiaj ide papierowej
dziewczyny. Zawsze tak byo. I najgorsze jest to, e ja te j uwielbiaam. Kultywowaam j,
rozumiesz?

Poniewa to naprawd wspaniae uczucie, kiedy jest si ide, ktr kady lubi. Jednak
ja nigdy nie mogam by t ide dla samej siebie, w kadym razie nie do koca. A Agloe jest
miejscem, w ktrym czyja papierowa kreacja staa si realna. Kropka na mapie staa si
realnym miejscem, bardziej realnym, ni mogliby to sobie wyobrazi ludzie, ktrzy j
stworzyli. Pomylaam, e moe tutaj wycita z papieru dziewczyna rwnie mogaby zacz
stawa si realna. Dlatego wydao mi si cakiem sensowne, by tej papierowej dziewczynie,
dla ktrej liczyy si popularno i ciuchy, i podobne bzdury, powiedzie: Pjdziesz do
papierowych miast i nigdy ju nie powrcisz.

- Tamto graffiti - wtrcam. - Boe, Margo, obszedem tyle tych opuszczonych osiedli,
szukajc twoich zwok. Naprawd mylaem... mylaem, e nie yjesz.

Margo wstaje i przez chwil szuka czego w plecaku, a potem siga po Szklany klosz i
odczytuje:

- Ale jak przyszo do dziaania, nie mogam si zmobilizowa. Skra na przegubie
mojej rki bya taka biaa i bezbronna. Wydao mi si, e to, co chc zabi, nie znajduje si
ani pod skr, ani w bkitnej pulsujcej yle, ale gbiej, utajone tam, gdzie bardzo trudno
jest dotrze10. - Z powrotem siada obok. Siedzi teraz zwrcona do mnie twarz, tak blisko, e
stykaj si materiay naszych dinsw, chocia nie dotykamy si kolanami. Margo oznajmia:
- Wiem, o czym mwi Plath. Znam to gboko utajone co. Jest jak pknicia w czowieku.
Linie uskoku, w ktrych segmenty dobrze si ze sob nie schodz.

- Podoba mi si ten obraz - przyznaj. - Mona o tym te myle jak o pkniciach w
kadubie okrtu.

- O tak, wanie.

- Pkniciach, ktre w kocu sprowadz ci na dno.

- Wanie - przytakuje Margo. Mwimy teraz szybko, jedno przez drugie.

- Nie mog uwierzy, e nie chciaa, abym ci znalaz.

- Wybacz. Jeli to sprawi, e poczujesz si lepiej, wiedz, e jestem pod wraeniem. A
poza tym, fajnie, e tu jeste. Dobry z ciebie kompan do podry.

- Czy to zaproszenie? - pytam.

- Moe. - Umiecha si.

Serce trzepocze mi w piersi ju tak dugo, e niemal wierz, i to upojenie da si
zatrzyma na zawsze - ale co kadzie si na nim cieniem.

- Margo, gdyby tylko wrcia do domu na lato... Moi rodzice powiedzieli, e moesz
mieszka z nami, albo mogaby znale prac i jakie mieszkanie, a na jesieni zacznie si
college i ju nigdy wicej nie bdziesz musiaa mieszka z rodzicami.

- Nie chodzi tylko o nich. Natychmiast zostaabym wcignita z powrotem - wyjania
- i ju nigdy bym si nie wydostaa. Nie chodzi tylko o plotki i imprezy, i wszystkie te bzdury,
ale o cay urok dobrze prowadzonego ycia - college, praca, m, dzieci i cae to gwno -
mwi.

Problem w tym, e ja, owszem, wierz w college i prac, i moe nawet kiedy dzieci.
Wierz w przyszo. Moe to wada charakteru, ale naprawd wierz.

- Ale przecie college poszerza twoje perspektywy - odzywam si w kocu. - A nie
ogranicza.

Margo umiecha si z wyszoci.

- Dzikuj, panie psychologu szkolny Jacobsenie - rzuca i zmienia temat. - Stale
wyobraaam sobie ciebie w Osprey. Zastanawiaam si, czy si oswoisz z tym miejscem.
Czy przestaniesz zamartwia si szczurami.

- Przestaem - potwierdzam. - Zaczem lubi to miejsce. Nawiasem mwic,
spdziem tam noc balu poegnalnego.

Margo umiecha si.

- Fantastycznie. Tak mylaam, e w kocu ci si tam spodoba. W Osprey nigdy si
nie nudziam, ale to dlatego, e za kadym razem musiaam wrci do domu. Za to kiedy
przyjechaam tutaj, czasem ogarniaa mnie nuda. Tu nie ma nic do roboty. Odkd tu jestem,
gwnie czytam. W dodatku stawaam si coraz bardziej nerwowa, bo nikogo tutaj nie
znaam. I czekaam, a ta samotno i nerwowo sprawi, e bd chciaa wrci. Ale tak si
nie stao. To jedyne, czego nie mog zrobi, Q.

Potakuj. Rozumiem j. Wyobraam sobie, e trudno jest wrci, kiedy ju raz
przykryo si domi ldy. Mimo to podejmuj jeszcze jedn prb.

- Ale co zrobisz po lecie? Co z collegeem? Co z reszt twojego ycia?

Margo wzrusza ramionami.

- A co ma by?

- Nie martwisz si, no wiesz, e tak zostanie na zawsze?

- Wieczno to kompozycja z chwil obecnych - mwi. Nie wiem, co powiedzie.
Przeuwam t myl, kiedy Margo oznajmia: - To Emily Dickinson. Jak mwiam, duo teraz
czytam.

Osobicie uwaam, e przyszo zasuguje na nasz wiar. Ale trudno jest
dyskutowa z Emily Dickinson. Margo wstaje, zarzuca sobie plecak na rami i podaje mi
rk.

- Przejdmy si.

Kiedy wychodzimy na zewntrz, Margo prosi, ebym da jej telefon. Wystukuje jaki
numer, a ja zaczynam si oddala, eby moga swobodnie porozmawia, lecz ona chwyta
mnie za przedrami i zatrzymuje przy sobie. Tak wic wychodz z ni na pole, podczas gdy
Margo rozmawia z rodzicami.

- Hej, tu Margo... Jestem w Agloe w stanie Nowy Jork, z Quentinem... Ehm... No, nie,
mamo, staram si tylko znale sowa, eby szczerze odpowiedzie na twoje pytanie... Mamo,
daj spokj... Nie wiem, mamo... Postanowiam przeprowadzi si do fikcyjnego miejsca. Oto,
co si zdarzyo... Hmm, no c, ja raczej i tak nie zmierzam w tamtym kierunku... Mog
porozmawia z Ruthie?... Cze, maa... Ale ja kochaam ci pierwsza... Tak, przykro mi. To
by bd. Mylaam... Nie wiem, co sobie mylaam, Ruthie, ale to niewane, myliam si, ale
teraz bd ju dzwoni. Mog nie dzwoni do mamy, ale bd dzwoni do ciebie... W
rody?... W rody jeste zajta. Mhm. Dobrze. Jaki dzie bdzie ci odpowiada?... Wic
wtorek... Tak, kady wtorek... Tak, ten wtorek te. - Margo mocno zaciska powieki i zby. -
Okej, Ruthiaczku, moesz poda mi z powrotem mam?... Kocham ci, mamo. Nic mi nie
bdzie, przysigam... Tak, dobrze, ty te. Cze.

Margo zatrzymuje si i zamyka telefon, ale trzyma go jeszcze przez chwil. Widz,
jak czubki jej palcw rowiej od mocnego uchwytu. Wreszcie upuszcza telefon na ziemi.
Jej krzyk jest krtki, ale oguszajcy i dopiero, kiedy si rozlega, uwiadamiam sobie
panujc w Agloe skrajn cisz.

- Ona najwyraniej wyobraa sobie, e moim zadaniem jest sprawianie jej
przyjemnoci i to powinno by moje najgortsze pragnienie, a kiedy jej nie zadowalam -
zostaj wykluczona. Zmienia zamki. To bya pierwsza rzecz, jak mi powiedziaa. Jezu.

- Przykro mi - mwi, rozgarniajc na boki kp wysokiej do kolan tozielonej
trawy, eby podnie telefon. - Ale chyba fajnie byo pogada z Ruthie?

- Tak, jest urocza. Nie mog sobie darowa, e - no wiesz - nie rozmawiaam z ni.

- Tak - przytakuj.

Margo popycha mnie artobliwie.

- Masz podnosi mnie na duchu, a nie doowa! - wyrzuca. - To wanie twoja robota!

- Nie zdawaem sobie sprawy, e moim zadaniem jest sprawianie pani przyjemnoci,
pani Spiegelman.

mieje si.

- Au, aluzja do mamy. Co za cios. Ale naleao mi si. Wic co u ciebie? Skoro Ben
chodzi z Lacey, ty z pewnoci zaliczasz nocne orgie z tuzinami cheerleaderek.

Spacerujemy powoli po nierwnym gruncie. Pole nie wyglda na due, ale kiedy tak
idziemy, zauwaam, e jako wcale nie zbliamy si do widocznej w dali kpy drzew.
Opowiadam jej o tym, jak opucilimy ceremoni wrczenia dyplomw, o cudownym obrocie
Drejdla. Mwi jej o balu poegnalnym, o ktni Lacey z Becc i o mojej nocy w Osprey.

- Tamtej nocy nabraem pewnoci, e tam bya - wyznaj. - Ten koc wci tob
pachnia.

Kiedy to mwi, jej do muska moj do, wic j ujmuj, bo czuj, e teraz mniej
mog popsu. Margo podnosi na mnie wzrok.

- Musiaam odej. Nie musiaam ci straszy, to byo gupie, powinnam bya lepiej
zorganizowa odejcie, ale musiaam odej. Rozumiesz to teraz?

- Tak - mwi - ale myl, e teraz moesz wrci. Naprawd tak uwaam.

- Nie, wcale tak nie mylisz - odpowiada, i ma racj. Widzi to wypisane na mojej
twarzy - rozumiem teraz, e nie mog by ni, a ona nie moe by mn. Moe Whitman mia
jaki dar, ktrego ja nie mam. Dlatego ja musz spyta rannego, w ktrym miejscu jest ranny,
poniewa sam nie mog sta si tym rannym czowiekiem. Jedynym rannym czowiekiem,
ktrym mog by, jestem ja sam.

Przydeptuj traw i siadam. Margo kadzie si obok mnie, podkadajc plecak pod
gow. Ja rwnie si wycigam. Margo wyjmuje z plecaka kilka ksiek i podaje mi je,
ebym te mia poduszk. To Wybr poezji Emily Dickinson i dba trawy.

- Miaam dwa egzemplarze - oznajmia, umiechajc si.

- To wietny poemat - stwierdzam. - Nie moga wybra lepszego.

- Szczerze mwic, to bya spontaniczna decyzja, tamtego ranka. Przypomniaam
sobie ten fragment o drzwiach i uznaam, e pasuje idealnie. Jednak pniej, kiedy tu
przyjechaam, przeczytaam zbir raz jeszcze. Nie czytaam go od lekcji angielskiego w
drugiej klasie i teraz te mi si podoba. Prbowaam czyta wiele poezji. Usiowaam
rozgry - no wiesz, co takiego zaskoczyo mnie w tobie tamtej nocy? I przez dugi czas
sdziam, e to by ten moment, kiedy zacytowae T.S. Eliota.

- Ale to nie byo to - sprzeciwiam si. - Bya zaskoczona rozmiarem moich bicepsw
i gracj, z jak wyszedem przez okno.

Margo posya mi umieszek.

- Zamknij si i pozwl mi ci skomplementowa, gamoniu. To nie bya poezja ani
twoje bicepsy. Zaskoczy mnie fakt, e pomimo twoich atakw paniki i caej reszty bye
jednak jak Quentin z mojego opowiadania. No bo pisz na krzy po tej historii ju latami,
zawsze czytajc sobie stron, po ktrej akurat pisz, i zawsze si miej, mylc sobie - nie
obra si - ale, mylc sobie co w rodzaju: Boe, nie mog uwierzy, e kiedy uwaaam,
i Quentin Jacobsen to taki superprzystojny i superlojalny obroca sprawiedliwoci. Ale ty -
no wiesz - waciwie nim bye.

Mgbym teraz obrci si na bok i ona take mogaby si obrci. I moglibymy si
pocaowa. Tylko jaki sens miaoby caowanie jej teraz? To donikd nas nie zaprowadzi.
Wpatrujemy si oboje w bezchmurne niebo.

- Nic nigdy nie zdarza si tak, jak to sobie wyobraamy - mwi Margo.

Niebo, przypominajce wspczesne monochromatyczne malowido, przyciga mnie
swoj iluzj gbi i porywa ku grze.

- Tak, to prawda - przyznaj. Jednak zastanowiwszy si przez chwil, dodaj: - Z
drugiej strony, jeli sobie niczego nie wyobraasz, nigdy nic si nie wydarza.

Jednak wyobraenia nie s idealne. Nie mona cakowicie zanurzy si w t drug
osob. Nigdy nie zdoabym sobie wyobrazi wciekoci Margo z powodu tego, e j
znalelimy, ani historii, ktr spisywaa krzyowym pismem. Mimo to wyobraanie sobie, e
jest si kim innym albo e wiat jest inny, jest jedyn drog do wntrza. To wanie ta
maszyna zabija faszystw.

Margo obraca si w moj stron i kadzie gow na moim ramieniu. Leymy tak, jak
kiedy wyobraaem sobie nas lecych na trawie w SeaWorld. Potrzebowalimy tysicy
kilometrw i wielu dni, ale oto tu jestemy: jej gowa na moim ramieniu, jej oddech na mojej
szyi; znuenie gstnieje w nas obojgu. Jest teraz tak, jak chciaem, eby byo wtedy.

Kiedy si budz, w zamierajcym wietle dnia wszystko wydaje si bardziej matowe,
od kncego nieba po dba trawy nad moj gow, koyszce si w zwolnionym tempie
jak donie krlowych piknoci. Przewracam si na bok i widz, e Margo Roth Spiegelman
w dinsach ciasno opinajcych jej nogi klczy na ziemi kilka krokw ode mnie. Dopiero po
chwili zdaj sobie spraw, e kopie w ziemi. Podczoguj si do niej i zaczynam kopa obok.
Ziemia pod traw jest rwnie sucha jak py na moich palcach. Margo umiecha si do mnie.
Serce bije mi z prdkoci dwiku.

- Do czego chcemy si dokopa? - pytam.

- To nie jest waciwe pytanie - odpowiada. - Pytanie brzmi, kogo chcemy zakopa?

- Wic dobrze. Kogo chcemy zakopa?

- Kopiemy groby dla Maej Margo, dla Maego Quentina, dla Modej Myrny
Mountweazel i dla biednego martwego Roberta Joynera - wyjania Margo.

- Myl, e wiem, co kryje si za tymi pochwkami - mwi.

Ziemia jest grudkowata i sucha, poorana tunelami insektw jak na jakiej opuszczonej
mrwczej farmie. Wci na nowo zagbiamy nasze goe rce w gruncie, kadej wydobytej
garci towarzyszy may obok pyu. Wykopujemy szeroki i gboki d. Grb musi by
porzdny. Wkrtce zanurzam si w dole a po okcie. Gdy cieram pot z policzka, z rkawa
mojej koszulki unosi si kurz. Policzki Margo zarumieniaj si. Czuj jej zapach, pachnie jak
tamtej nocy tu przed tym, jak wskoczylimy do fosy w SeaWorld.

- Tak naprawd nigdy nie mylaam o nim jako o realnej osobie - wyznaje Margo.

Kiedy si odzywa, korzystam z okazji, eby zrobi sobie przerw i przysiadam w
kucki.

- O kim, o Robercie Joynerze?

Margo nie przerywa kopania.

- Tak. Mam na myli to, e by czym, co mnie si przydarzyo, rozumiesz? Tylko e
zanim sta si ow pomniejsz postaci w dramacie mojego ycia, by - no wiesz - centraln
postaci w dramacie wasnego.

Waciwie ja te nigdy nie mylaem o nim jako o osobie. O facecie, ktry grzeba w
ziemi jak ja. Facecie, ktry zakocha si jak ja. Facecie, ktrego struny popkay; ktry nie
czu, e korze jego dba trawy jest poczony z ziemi. Facecie, ktry by popkany. Jak
ja.

- No tak - odzywam si po chwili, wracajc do kopania. - Dla mnie zawsze by tylko
zwokami.

- auj, e wwczas nie potrafilimy czego zrobi - cignie Margo. - auj, e nie
moglimy udowodni, jacy jestemy bohaterscy.

- Wanie - przyznaj. - Fajnie byoby mu powiedzie, e w czymkolwiek tkwi
problem, nie by to koniec wiata.

- Niby tak, chocia kadego co w kocu i tak zabija.

Wzruszam ramionami.

- Tak, wiem. Nie twierdz, e wszystko da si przetrwa. Przetrwa da si wszystko,
oprcz tego ostatniego. - Nabieram kolejn gar ziemi, tutejszy grunt jest znacznie
czarniejszy ni ten w domu. Rzucam ziemi na kopiec za naszymi plecami i przysiadam.
Czuj, e w gowie rodzi mi si pewna myl i prbuj uj j w sowa. W naszym dugim i
obfitujcym w wydarzenia zwizku jeszcze nigdy nie wypowiedziaem do Margo tylu sw
naraz, jednak teraz to robi, odgrywam dla niej moj ostatni sztuk.

- Kiedy mylaem o jego mierci - co, jak przyznaj, nie zdarzao si czsto - zawsze
mylaem, e, jak wtedy powiedziaa, pky w nim wszystkie struny. Ale mona na to
spojrze na tysic sposobw: moe pkaj nam struny, a moe ton nasze okrty, a moe
jestemy traw - nasze korzenie s tak wspzalene, e nikt nie jest martwy, jak dugo kto
inny pozostaje ywy. Chc przez to powiedzie, e nie cierpimy z powodu braku metafor.
Jednak trzeba uwaa, ktr metafor si wybiera, bo to ma znaczenie. Jeeli wybiera si
struny, wtedy wyobraa si sobie wiat, w ktrym mona sta si nieodwracalnie
porozrywanym. Jeli wybiera si traw, uznaje si, e wszyscy jestemy ze sob poczeni
nieskoczon liczb wizi, e moemy uy tych systemw korzeni nie tylko po to, eby si
wzajemnie rozumie, ale eby stawa si sob nawzajem. Te metafory maj swoje implikacje.
Rozumiesz, o co mi chodzi?

Margo potakuje.

- Ja lubi struny. Zawsze je lubiam. Bo to wanie tego rodzaju odczucie. Tylko e
struny sprawiaj, i bl jawi si jako bardziej zgubny, ni jest w rzeczywistoci. Nie jestemy
tak krusi, jak struny ka nam wierzy. Ale traw te lubi. Trawa zaprowadzia mnie do
ciebie, pomoga mi wyobrazi sobie ciebie jako realn osob. Tylko e my nie jestemy
rnymi pdami tej samej roliny. Ja nie mog by tob. Ty nie moesz by mn. Mona
sobie dobrze wyobrazi drug osob - ale to wyobraenie nigdy nie bdzie doskonae,
rozumiesz?

Moe jest raczej tak, jak powiedziae wczeniej: wszyscy jestemy popkani. Kade z
nas zaczyna ycie jako wodoszczelny okrt. Ale potem przydarzaj si nam rne rzeczy -
ludzie nas opuszczaj albo nas nie kochaj, albo nas nie rozumiej, albo my ich nie
rozumiemy, wic tracimy, przegrywamy i ranimy si wzajemnie. I okrt zaczyna miejscami
pka. No a kiedy okrt pka, koniec staje si nieunikniony. Kiedy do wntrza Osprey zacznie
dostawa si deszcz, nikt go ju nigdy nie odnowi. Jednak zanim pknicia zaczn si
otwiera i ostatecznie si rozpadniemy, mija wiele czasu. I to wanie w tym czasie moemy
si nawzajem zobaczy, bo wtedy wyzieramy zza naszych szczelin i zagldamy przez
szczeliny innych do ich wntrza. Kiedy zobaczylimy swoje prawdziwe oblicza? Dopiero
kiedy zajrzae w moje szczeliny, a ja zajrzaam w twoje. Wczeniej patrzylimy zaledwie na
wzajemne o sobie wyobraenia, jakbymy patrzyli na rolet w oknie, ale nigdy nie zagldali
do rodka. Lecz jak tylko okrt zaczyna pka, do rodka moe dosta si wiato. wiato
moe si wydosta na zewntrz.

Margo podnosi palce do ust, jakby si skupiaa albo zasaniaa przede mn usta, albo
jakby chciaa poczu wypowiadane przez siebie sowa.

- Jeste naprawd wyjtkowy - mwi w kocu. Wpatruje si we mnie, s tylko moje
oczy i jej oczy, i nic pomidzy nimi. Niczego nie zyskam, caujc j. Ale ju nie prbuj
niczego zyska.

- Jest co, co musz zrobi - wyznaj, a ona ledwie zauwaalnie kiwa gow, jakby
wiedziaa, o czym mwi, i j cauj.

Pocaunek koczy si dopiero wtedy, gdy Margo mwi:

- Moesz jecha ze mn do Nowego Jorku. Bdziemy dobrze si bawi. To bdzie jak
caowanie.

- Caowanie jest naprawd wyjtkowe.

- Mwisz nie.

- Margo, moje ycie jest tam i nie jestem tob, i ja...

Ale nie mog powiedzie nic wicej, bo Margo znowu mnie cauje, a kiedy mnie
cauje, nabieram ostatecznej pewnoci, e zmierzamy w rnych kierunkach. Margo wstaje i
wraca do miejsca, w ktrym spalimy. Wyciga z plecaka swj moleskinowy notatnik,
podchodzi z powrotem do wykopanego dou i skada go w ziemi.

- Bdzie mi ciebie brakowa - szepcze, a ja nie wiem, czy mwi do mnie, czy do
notatnika. Nie wiem te, kogo sam mam na myli, kiedy odpowiadam:

- Mnie ciebie te. Z Bogiem, Robercie Joynerze. - Rzucam na notatnik gar ziemi.

- Z Bogiem, mody i heroiczny Quentinie Jacobsenie - mwi Margo i te rzuca gar
ziemi.

Kolejna gar spada, gdy mwi:

- Z Bogiem, nieustraszona Margo Roth Spiegelman z Orlando.

I jeszcze troch ziemi, kiedy Margo mwi:

- Z Bogiem, czarodziejski szczeniaku, Myrno Mountweazel.

Zgarniamy ziemi na notatnik i ubijamy wzruszony grunt. Trawa szybko odronie.
Bdzie to dla nas pikny niestrzyony wos mogi.

Wracamy do Sklepu Wielobranowego w Agloe, trzymajc si za szorstkie od ziemi
rce. Pomagam Margo zanie do samochodu jej dobytek - narcze ubra, przybory toaletowe
oraz biurowy fotel. Drogocenno tej chwili, ktra powinna uatwi nam rozmow, czyni j
trudniejsz.

Poegnanie staj si nieuniknione, kiedy stoimy na parkingu przed jednopitrowym
motelem.

- Kupi sobie komrk i bd do ciebie dzwoni - obiecuje Margo. - I bd przysya
ci maile. I robi tajemnicze wpisy na stronie dyskusji pod artykuem o papierowych miastach
w Omniklopedii.

Umiecham si.

- Kiedy dojedziemy do domu, napisz ci maila - mwi - i oczekuj odpowiedzi.

- Masz na to moje sowo. I jeszcze si zobaczymy. Z nami jeszcze nie koniec.

- A pod koniec lata, zanim zacznie si szkoa, moe bd mg si z tob gdzie
spotka.

- Tak - zgadza si Margo. - Tak, to dobry pomys.

Umiecham si i kiwam gow. Margo odwraca si do mnie plecami, a ja zastanawiam
si, czy ona rzeczywicie w to wszystko wierzy, gdy nagle widz, jak kuli ramiona. Margo
pacze.

- No to do zobaczenia. Bd pisa.

- Tak - zachrypym gosem odpowiada mi Margo, nie odwracajc si. - Te bd do
ciebie pisa.

Wypowiadanie tych sw ratuje nas przed cakowitym rozpadniciem si. By moe
wyobraajc sobie te przysze chwile, czynimy je realnymi, a moe i nie, jednak i tak musimy
je sobie wyobraa. Gwatownie wydostaje si z nas wiato, wiato z impetem si w nas
wlewa.

Stojc na tym parkingu, uwiadamiam sobie, e jeszcze nigdy nie byem tak daleko od
domu i e przede mn stoi dziewczyna, ktr kocham, ale nie mog za ni pody. Mam
nadziej, e tak postpiby bohater, bo niepodanie za ni jest najtrudniejsz rzecz, jak
kiedykolwiek zrobiem.

Jestem przekonany, e Margo wsidzie teraz do samochodu, jednak tego nie robi. Po
raz ostatni odwraca si do mnie i widz jej mokre od ez oczy. Fizyczna odlego midzy
nami przestaje istnie. Gramy na pknitych strunach naszych instrumentw ten jeden ostatni
raz.

Czuj jej rce na moich plecach. Jest ciemno, kiedy j cauj, a mimo to oczy mam
otwarte, tak jak ona. Stoi na tyle blisko, e mog j zobaczy, bo nawet teraz, noc, na tym
parkingu na peryferiach Agloe, mam przed sob widzialny znak niewidzialnego wiata. Po
pocaunku wpatrujemy si w siebie, dotykajc czoami. Tak, w tej pknitej ciemnoci widz
j niemal doskonale.

8 Malaria (ang. Jungle Fever) - amerykaski melodramat podejmujcy temat mioci
dwojga ludzi o rnym kolorze skry.

9 Drejdel (jidysz) - czworocienny bczek sucy do zabawy w tradycyjn ydowsk
gr hazardow w czasie wita Chanuka.

10 Sylvia Plath, Szklany klosz, przekad Mira Michaowska, Czytelnik, Warszawa
1975, s. 225-226.



Nota od autora

O papierowych miastach dowiedziaem si, kiedy na pierwszym roku studiw
natknem si na jedno z nich w czasie podry samochodem. Ja i moja towarzyszka
jedzilimy tam i z powrotem po tym samym opustoszaym odcinku szosy w Dakocie
Poudniowej, szukajc miejscowoci, ktrej istnienie obiecywaa nam mapa - jeli dobrze
pamitam, owa miejscowo nazywaa si Holen. W kocu wjechalimy na czyj podjazd i
zapukalimy do drzwi. Przyjazna kobieta, ktra nam otworzya, nie po raz pierwszy usyszaa
to pytanie. Wyjania, e miasto, ktrego szukamy, istnieje jedynie na mapie.

Przedstawiona w tej ksice historia Agloe w stanie Nowy Jork jest w wikszej czci
prawdziwa. Agloe zaczo swj ywot jako papierowe miasto stworzone w celu ochrony
przed naruszeniem praw autorskich. Kiedy jednak ludzie podrujcy z tymi starymi mapami
Esso coraz czciej o nie pytali, kto wybudowa sklep, czynic Agloe miejscem
prawdziwym. Brana kartograficzna znacznie si zmienia, odkd Otto G. Lindberg i Ernest
Alpers wymylili Agloe. Jednak wielu twrcw map nadal zamieszcza na nich papierowe
miasta jako puapki chronice prawa autorskie, o czym wiadczy moje zdumiewajce
odkrycie w Dakocie Poudniowej.

Sklep stanowicy Agloe ju nie istnieje. A jednak jestem przekonany, e gdybymy
umiecili go na powrt na mapach, kto w kocu by go odbudowa.



Podzikowania

Podzikowania zechc przyj:

- Moi rodzice Sydney i Mike Greenowie. Nie sdziem, e to kiedy powiem, ale
dzikuj, e wychowalicie mnie na Florydzie.

- Mj brat i ulubiony wsppracownik Hank Green.

- Moja mentorka Ilene Cooper.

- Wszyscy w wydawnictwie Dutton, a szczeglnie moja niezrwnana redaktorka, Julie
Strauss-Gabel, Lisa Yoskowitz, Sarah Shumway, Stephanie Owens Lurie, Christian
Fnfhausen, Rosanne Lauer, Irene Vandervoort oraz Steve Meltzer.

- Moja zachwycajco wytrwaa agentka Jodi Reamer.

- Caa spoeczno Nerdfighters, ktrej czonkowie tyle nauczyli mnie o tym, co
znaczy by wspaniaym.

- Koledzy po pirze: Emily Jenkins, Scott Westerfeld, Justine Larbalestier i Maureen
Johnson.

- Dwie szczeglnie pomocne ksiki o znikniciach, ktre przeczytaem, gromadzc
materiay do Papierowych miast: The Dungeon Master Williama Deara oraz Wszystko za
ycie Jona Krakauera. Jestem rwnie wdziczny Cecilowi Adamsowi, wielkiemu umysowi
stojcemu za rubryk pyta i odpowiedzi The Straight Dope, ktrego krtki artyku o
puapkach chronicych prawa autorskie jest - o ile mi wiadomo - najlepszym rdem
dotyczcym tego tematu.

- Moi dziadkowie: Henry i Billie Grace Goodrichowie oraz William i Jo Greenowie.

- Emily Johnson, ktrej uwagi po lekturze tej ksiki byy nieocenione; Joellen Hosler,
najlepsza terapeutka, jakiej mgby sobie yczy pisarz; kuzynostwo ze strony ony Blake i
Phyllis Johnsonowie; Brian Lipson i Lis Rowinski z agencji Endeavor; Katie Else; Emily
Blejwas, ktra udaa si ze mn w ow podr do papierowego miasta; Levin OConnor,
ktry nauczy mnie wikszoci tego, co wiem o humorze; Tobin Anderson i Sean, ktrzy
zabrali mnie ze sob na eksploracj miejsk w Detroit; szkolna bibliotekarka Susan Hunt i
wszyscy ci, ktrzy ryzykuj swoje posady, wystpujc przeciwko cenzurze; Shannon James;
Markus Zusak; John Mauldin i moi cudowni teciowie Connie i Marshall Uristowie.

- Sarah Urist Green, moja pierwsza czytelniczka, pierwsza redaktorka, najlepsza
przyjacika i ulubiona wsppracowniczka.

You might also like