You are on page 1of 262

Nikos Kazantzakis

Grek Zorba
(Przeoy Nikos Chadzinikolau)
1.
Po raz pierwszy spotkaem go w Pireusie. Udaem si do portu, aby wsi na
statek pyncy na Kret. Zbi!a si wit. Pada deszcz. " siny sirokko, bryzgi morza
docieray a! do mae# ka$e#ki. %szkone, drzwi byy zamknite, w powietrzu unosia si
wo& szawii i odstrcza#cy $etor udzkic' cia. (yo zimno, szyby zasnua para
oddec')w. Kiku marynarzy w brzowyc' buzac' z kozie# weny, kt)rzy czuwai ca
noc, pio kaw ub szawi i spogdao na morze przez zamgone szyby.
*yby oguszone uderzeniami sztormu sc'roniy si w gbinac', gdzie wody
byy spoko#ne, i oczekiway, a! spok)# wr)ci na powierzc'ni. *)wnie! stoczeni w
ka$e#kac' rybacy czekai na zako&czenie tego zamtu, aby ryby zn)w nabray odwagi i
wypyny po przynt. +oe, skorpiony, seac'ie powracay z nocnyc' eskapad.
"niao.
%szkone drzwi otworzyy si, wszed robotnik portowy, krpy, ogorzay, z go
gow, bosy i zabocony.
, %, Kostandi , zawoa stary wik morski w obszernym niebieskim paszczu.
, -o porabiasz.
Kostandi spun.
, -o mam robi. , odpar pospnie. , "zie& dobry, ka$e#ko. "obry wiecz)r,
c'ato. "zie& dobry, ka$e#ko. "obry wiecz)r, c'ato. %to mo#e !ycie. Pracy ani na ekar/
stwo.
0edni wybuc'ni miec'em, inni knc kiwai gowami.
, 1wiat #est do!ywotnim wizieniem , zawyrokowa #aki wsa, kt)ry
odbywa studia $iozo$iczne w teatrze grozy Karagiozisa. , Przektym do!ywotnim
wizieniem.
(ade, zieononiebieskie wiato przenikno przez brudne szyby, wdaro si do
ka$e#ki, kado si na rkac', nosac' i czoac'. Przeskoczyo na kominek i owietio
buteki. 1wiato eektryczne zbado, znu!ony i senny wacicie ka$e#ki wycign rk
i zgasi #e.
2a c'wi zapanowaa cisza. 3szystkie oczy zwr)ciy si na brudne niebo za
oknami. *yk $a dociera a! tu, w ka$e#ce zabugotay nargie.
+tary wik morski westc'n.
, %c', co te! mo!e dzia si z kapitanem 4emonisem. 2iec' ()g ma go w
swo#e# opiece5 *zuci morzu wcieke spo#rzenie.
2
, 6$u, ty $abrykancie wd)w5 , wrzasn i przygryz szpakowate wsy.
+iedziaem w kcie. (yo mi zimno. Zam)wiem #eszcze #edn szawi. -'ciao
mi si spa. 3aczyem ze snem, zmczeniem i pustk poranka. Przez zamgone szyby
patrzyem na budzcy si port, wsuc'iwaem si w wycie syren okrtowyc', krzyki
tragarzy i wioarzy. 3patrywaem si w ten widok, a ta#emna ni, kt)r uprzdy
morze, deszcz i m)# od#azd, gst sieci optywaa mo#e serce.
%czy bdziy po czarnym kadubie wiekiego statku, kt)ry zaedwie ma#aczy w
mroku. 3ci! padao, potoki deszczu zacieray granic midzy niebem i botem.
Kiedy tak wpatrywaem si w czarn sywetk statku, mrok i deszcz, m)#
smutek zacz przybiera reany ksztat. 3racay wspomnienia. 3 wigotnym
powietrzu coraz wyra7nie# rysowaa si posta mo#ego drogiego przy#aciea, zrodzona
z deszczu i tsknoty. Kiedy to byo. 3 ubiegym roku. 3 innym !yciu. 3czora#.
Kiedy to przyszedem do tego portu, by go po!egna. Pamitam #eszcze ten deszcz,
zimno, ten wit. 3tedy tak!e byo mi ci!ko na sercu. 0ak!e gorzkie #est powone
rozstawanie si z ukoc'anymi istotami. % ie! atwie# dokona #ednego cicia i
pozosta w samotnoci, kt)ra #est naturanym stanem czowieka. 8e w)wczas, w ten
deszczowy wit, nie mogem oderwa si od przy#aciea 9potem zrozumiaem, niestety
za p)7no, daczego:. 3szedem z nim na statek i usiadem w #ego kabinie midzy
rozrzuconymi waizkami. Kiedy za#ty by czym innym, patrzyem na niego dugo i
uparcie, #akbym c'cia utrwai w pamici ka!dy #ego rys , byszczce,
niebieskozieone oczy, krg modzie&cz twarz, spo#rzenie wytworne i wyniose, a
nade wszystko #ego arystokratyczne rce o dugic', smukyc' pacac'. 3 pewne#
c'wii zauwa!y, !e wpatru# si w niego dugim zac'annym spo#rzeniem. %dwr)ci
si z t kpic min, kt)r zwyke pokrywa wzruszenie. +po#rza na mnie. Zrozumia.
; !eby rozproszy smutek po!egnania, zapyta drwico<
, "ugo.
, -o dugo.
, -zy dugo zamierzasz !u papier i nurza si w atramencie. "aczego nie
#edziesz ze mn. "aeko std, na Kaukazie, tysicom naszyc' wsp)pemie&c)w grozi
niebezpiecze&stwo. +pieszmy im na ratunek.
Zamia si, #akby drwic z te# wzniose# mis#i.
, (y mo!e, niewiee im pomo!emy , doda , ae pr)bu#c ocai innyc',
ocaimy siebie. -zy! nie s to prawdy, kt)re gosisz, mistrzu. =0edynym sposobem
ocaenia siebie #est waka o ocaenie innyc'...> 2aprz)d wic, kaznodzie#o. "aczego
3
nie ruszasz ze mn, ty, kt)ry tak piknie nauczasz.
2ie odpowiedziaem. 1wita ziemia 3sc'odu, matka bog)w, #k przykutego do
skay Prometeusza... Przykute do tyc' samyc' ska, woa nas nasze pemi. Zn)w
zagro!one, wzywa pomocy swyc' syn)w. 6ymczasem #a suc'am biernie, #akby b) by
tyko snem, a !ycie porywa#c tragedi, podczas kt)re# #edynie prostak ub naiwny
gupiec rzuca si z o!y na scen, by wzi udzia w akc#i. 2ie czeka#c na odpowied7,
m)# przy#acie wsta. +yrena okrtowa zawya po raz trzeci. Kry#c wzruszenie pod
mask drwiny, wycign rk.
, "o widzenia, gryzipi)rku.
?os mu zadr!a. 3iedzia, #aki to wstyd nie m)c zapanowa nad swoimi
uczuciami. @zy, czue sowa, nieopanowane gesty, pou$ao , wszystko to uwa!a za
sabo niegodn m!czyzny. Ay, kt)rzy byimy sobie wza#em tak biscy, nie
u!ywaimy nigdy czuyc' s)w. Bartowaimy, nie szczdzc pazur)w na
podobie&stwo dzikic' zwierzt. %n inteigentny, ironiczny, dobrze uo!ony, #a ,
podobny barbarzy&cy. %n opanowany, w agodnym umiec'u wyra!a#cy wszystkie
drgnienia duszy, #a gwatowny, ni std, ni zowd wybuc'a#cy dzikim miec'em.
Pr)bowaem i #a ukry wzruszenie pod twardym sowem, ae byo mi wstyd.
2ie, mo!e nie tye wstydziem si, co nie potra$iem si na to zdoby. -'wyciem #ego
do&. 6rzymaem # kurczowo w swo#e#. +po#rza na mnie zdziwiony.
, 3zruszony. , zapyta, stara#c si umiec'n.
, 6ak, odpowiedziaem spoko#nie.
, "aczego. -o zdecydowaimy. -zy! nie uzgodniimy tego dawno. -o
m)wi twoi ukoc'ani 0apo&czycy. Fundosin. Ataraxia. %impi#ski spok)#. 6warz #ak
umiec'nita, nieruc'oma maska. -o dzie#e si pod t mask , to nasza sprawa.
, 6ak , powiedziaem znowu, usiu#c nie skompromitowa si nadmiern
a$ektac#. 2ie byem pewien, czy m)# gos nie zadr!y.
2a pokadzie rozeg si gong, wypdza#c odprowadza#cyc' z kabin. A!yo.
Powietrze wypeniy patetyczne sowa po!egnania, przysigi, dugie pocaunki,
popiesznie rzucane, zadyszane poecenia... Aatki rzuciy si do syn)w, !ony do
m!)w, przy#aciee do przy#aci). 0akby rozstawai si na zawsze, #akby ta maa
rozka kazaa im mye o inne# , te# wiekie#. 2age w wigotnym powietrzu od ru$y
a! do dziobu rozbrzmia agodny d7wik gongu #ak !aobny dzwon. Zadr!aem.
Przy#acie poc'yi si do mnie.
, +uc'a# , szepn. , -zy!by mia ze przeczucia.
4
, 6ak , powt)rzyem raz #eszcze.
, 3ierzysz w takie bzdury.
, 2ie , odrzekem z przekonaniem.
, 8 wic.
2ie byo =a wic>. 2ie wierzyem, ae baem si.
Przy#acie opar ekko ew do& na moim koanie, #ak to mia zwycza# czyni
ustpu#c mi w dyskus#i. 2akaniaem go do pod#cia #akie# decyz#i , nie c'cia
suc'a, protestowa, odmawia, ae w ko&cu uega, dotyka wtedy mego koana,
#akby c'cia powiedzie< =3 imi przy#a7ni zrobi, co c'cesz...>
Powieki #ego drgny kikakrotnie. Zn)w przenika mnie wzrokiem. Zrozumia,
#ak bardzo #estem zgnbiony, i zawa'a si przed u!yciem nasze# uubione# broni ,
umiec'u, ironii, drwiny...
, "obrze , powiedzia. , "a# rk. ?dyby kt)ry z nas znaaz si w
miertenym niebezpiecze&stwie...
Urwa zawstydzony. Ay, kt)rzy od at drwiimy z meta$izycznyc' =wzot)w> i
wrzucaimy do #ednego worka wegetarian)w, spirytyst)w, teozo$)w i ektopazm...
, 3ic. , zapytaem, usiu#c odgadn.
, Potraktu#my to #ak gr, c'cesz. , powiedzia spiesznie, pragnc wybrn z
ryzykownego zdania, kt)re rozpocz. , ?dyby kt)ry znaaz si w miertenym
niebezpiecze&stwie, niec' pomyi o drugim z tak moc, aby wezwanie dosigo go,
gdziekowiek by si zna#dowa... Zgoda.
+pr)bowa si umiec'n, ecz wargi #ego nie drgny, #akby byy
zodowaciae.
, Zgoda , powiedziaem.
%bawia#c si, !e zbytnio uzewntrzni swo#e wzruszenie, przy#acie m)# doda
popiesznie<
, %czywicie nie wierz absoutnie w teepati ani w te wszystkie...
, 2ie szkodzi , wyszeptaem. , 2iec' tak bdzie...
, "obrze wic, niec' bdzie. ?ramy. Zgoda.
, Zgoda , odpowiedziaem.
(yy to nasze ostatnie sowa. 3 miczeniu ucisnimy sobie donie, nasze
pace spoty si, zwary gwatownie i nage rozczyy si. %dszedem szybko, nie
ogda#c si, #akby mnie kto goni. 3 pewne# c'wii c'ciaem odwr)ci gow, by po
raz ostatni spo#rze na przy#aciea, ae wstrzymaem si, nakazu#c sobie< =2ie
5
odwraca# si5 ;d75>
"usza udzka, uwiziona w cieesnym bagnie, #est surowa i niedoskonaa. 0e#
odczucia s #eszcze prymitywne, zwierzce. 2ie mo!e przewidzie niczego w spos)b
#asny i pewny. ?dyby bya do tego zdona, #ak!e inacze# wygdaoby nasze rozstanie.
(yo coraz #anie#. 2akaday si na siebie dwa wity. 3idziaem teraz coraz
wyra7nie# drog twarz przy#aciea, kt)ry samotny i nieruc'omy pozosta na deszczu i
wietrze. "rzwi kawiarni otworzyy si. *ozeg si ryk morza. +zeroko rozstawia#c
nogi, wszed krpy marynarz z obwisymi wsami. Zabrzmiay rozradowane gosy<
, 3ita#, kapitanie 4emonisie5
+kuiem si w kcie, aby zn)w pogr!y si w zadumie, ae twarz przy#aciea
rozpyna si #u! w deszczu.
(yo coraz #anie#. Kapitan 4emonis, ponury i miczcy, wy# bursztynowe
paciorki i zacz przesuwa #e w rku. Usiowaem nie patrze, nie suc'a, aby c'o
na c'wi zatrzyma wiz#, kt)ra si rozwiewaa. ?dybym m)g wskrzesi w sobie t
wcieko , pomieszan ze wstydem , kt)ra wezbraa we mnie, kiedy przy#acie
nazwa mnie gryzipi)rkiem. %d te# pory, dobrze to pamitam, sowo to stao si
uosobieniem obrzydzenia do !ycia, #akie prowadziem. 0ak mogo si zdarzy, !e #a,
kt)ry tak ukoc'aem !ycie, na dugo zagrzebaem si w stosie ksig i sczerniayc'
papier)w. 3 owym dniu rozki m)# przy#acie pom)g mi u#rze to #asno. Poczuem
ug. Zna#c #u! imi mego nieszczcia, mo!e bd m)g skutecznie# z nim waczy.
2ie byo #u! bezcieesne i nieuc'wytne, przybrao nazw i ksztat.
+owo to dr!yo mnie bezustannie. +zukaem pretekstu, by cisn papiery i
rzuci si do akc#i. Aierzio mnie to ndzne godo na mo#e# tarczy. ; oto przed
miesicem znaazem wymarzon okaz#. 3ydzier!awiem na wybrze!u Krety, od
strony Aorza 4ibi#skiego, #ak opuszczon kopani wga brunatnego i miaem teraz
!y wr)d prostyc' udzi, robotnik)w, c'op)w, z daa od rasy gryzipi)rk)w.
3iece prze#ty gotowaem si do wy#azdu, #akby wy#azd ten mia w sobie
#akie ukryte znaczenie. Zdecydowaem si zmieni sty !ycia. ="uszo mo#a ,
m)wiem sobie , dotd widziaa #edynie cie& i tym si zadowaaa, teraz obok ci
w ciao>.
3reszcie byem got)w. 3 przeddzie&, grzebic w papierac', znaazem nie
doko&czony rkopis. 3ziem go i ogdaem niezdecydowany. %d dw)c' at w gbi
mo#e# duszy #ak ziarno kiekowao wiekie pragnienie. (udda. -zuem nieustannie, #ak
6
rozrasta si i z!era mo#e wntrznoci. *oso, poruszao si, zaczo uderza stop w
mo# pier, c'cc wydosta si na zewntrz. 2ie miaem odwagi zniszczy go. 2ie
mogem. (yo #u! zreszt za p)7no na takie duc'owe poronienie.
2age, gdy tak staem niezdecydowany z rkopisem w rku, ob#awi mi si
peen ironiczne# czuoci umiec' mego przy#aciea. =Zabior , powiedziaem
dotknity do !ywego , zabior go. 2ie umiec'a# si>. %winem rkopis troskiwie
#ak niemow w pieuszki i zabraem.
?os kapitana 4emonisa brzmia ci!ko i oc'rype. 2astawiem uc'a,
opowiada o duszkac' wodnyc', kt)re podczas burzy wdrapay si na maszty #ego
odzi i izay #e.
, + mikkie i iskie , m)wi , ae gdy si ic' dotyka, rka zaczyna pon.
Kiedy podkrciem sobie wsa, w ciemnoci wieciem #ak diabe. 3ic #ak wam #u!
m)wiem, woda dostaa si do odzi i zaaa adunek wga, kt)ry nadmiernie obci!y
)d7, tak !e zacza si przec'ya. 8e ()g mia nas w swo#e# pieczy, zesa grom. Po/
krywa uku otwara si gwatownie i morze unioso wgie. @)d7 staa si !e#sza i
wyprostowaa si. (yimy uratowani. 6o wszystko.
3y#em z kieszeni mae wydanie "antego , towarzysza podr)!y. Zapaiem
$a#k, oparem si o cian i rozsiadem wygodnie. Przez c'wi wa'aem si. "o
#akic' stro$ sign. "o pace# smoy pieka czy do odradza#cyc' pomieni czyca.
-zy te! mam uda si prosto przed siebie na na#wznioe#sze szczyty udzkie# nadziei.
"o mnie nae!y wyb)r. 6rzymaem kieszonkowe wydanie "antego i rozkoszowaem
si swo# wonoci. +tro$y, kt)re wybior o wicie, u!ycz swo#ego rytmu caemu
dniu. -'cc pod# decyz#, pozwoiem owadn sob te# wiz#i, ecz nie na dugo.
2age zaniepoko#ony uniosem gow. 2ie wiem, daczego doznaem wra!enia, #akby
dwo#e oczu wiercio mi otwory w czaszce. +po#rzaem szybko za siebie w stron
oszkonyc' drzwi. +zaona nadzie#a byskawic przeszya m)zg< =Znowu zobacz
przy#aciea>. (yem got)w przy# cud, ecz cud nie nastpi. 0aki niezna#omy, at
okoo szedziesiciu, bardzo wysoki i c'udy, przyepiwszy nos do szyby spogda na
mnie szeroko rozwartymi oczami. 6rzyma pod pac' may, paski toboek.
2a#wiksze wra!enie zrobio na mnie #ego zac'anne, uporczywe spo#rzenie,
#ego oczy, smutne, niespoko#ne, drwice i pene ognia. Przyna#mnie# takie wyday mi
si przez c'wi.
Kiedy nasze spo#rzenia spotkay si, niezna#omy , #akby przekonany, !e #estem
tym, kogo szuka , wycign rk i zdecydowanym ruc'em otworzy drzwi. +zybkim,
7
zwinnym krokiem awirowa pomidzy stoikami, a! stan przede mn.
, 3 podr)!. , zapyta. , "okd ()g prowadzi.
, 2a Kret. "aczego pytasz.
, Zabierzesz mnie z sob.
+po#rzaem na niego uwa!nie. Zapadnite poiczki, mocna szczka, wysta#ce
koci poiczkowe, szpakowate kdzierzawe wosy, byszczce, przenikiwe oczy.
, Po co. -o z tob zrobi.
3zruszy ramionami.
, Po co5. Po co5. , wykrzykiwa z pogard. , -zy! nic nie mo!na zrobi bez
ceu. 6ak sobie, bo ci si tak podoba. 3ic dobrze, we7 mnie , powiedzmy , #ako
kuc'arza. Umiem gotowa zupy, o #akic' ci si nie nio...
*ozemiaem si. Podoba mi si #ego bezceremoniany spos)b bycia i to, co
m)wi. Zupy te!. =2ie byoby 7e , pomyaem , zabra z sob tego starego drybasa
na daekie puste wybrze!e. Zupy, gawdy...> 3ygdao na to, !e niemao tuk si po
wiecie, co w rodza#u +indbada Begarza. Podoba mi si.
, % czym myisz. , spyta obcesowo, potrzsa#c wiek gow. ,
Por)wnu#esz szae wagi. 3a!ysz wszystko z dokadnoci grama. 8 wic zdecydu# si,
przy#acieu. Pu si na otwarte wody.
+ta nade mn c'udy i tak ogromny, !e zmczyo mnie zadzieranie gowy, gdy z
nim rozmawiaem. Zamknem "antego.
, +iada# , powiedziaem. , 2api#esz si szawii.
Usiad, ostro!nie poo!y toboek na krzee obok.
, +zawii. , spyta pogardiwie. , Kener, #eden rum5
+czy rum maymi yczkami, dugo smaku#c go w ustac', a potem przeyka#c
powoi, aby rozgrza si od wntrza. =Zmysowiec , pomyaem , znawca...>
, 0aki masz zaw)d. , zapytaem.
, 3szystkie zawody. Pracu# nogami, rkoma, m)zgiem , wszystkim. 6ego by
#eszcze brakowao, !ebym wybiera.
, ?dzie pracowae ostatnio.
, 3 kopani. 0ei ci to interesu#e, #estem niezym g)rnikiem, wiem co
nieco o metaac', potra$i znae7 cenne !yy w ziemi, budu# sztonie, z#e!d!am do
szybu, 2iczego si nie bo#. Pracowaem dobrze. (yem ma#strem, nie miaem
powodu si skar!y, ae diabe pomiesza wszystko swoim ogonem. 3 ubieg sobot
ogarn mnie wesoy nastr)#, bez zastanowienia poszedem do waciciea, kt)ry
8
akurat przy#ec'a na inspekc#, i stukem go na kwane #abko.
, "aczego. -o ci zrobi.
, Anie. 2ic. "oprawdy nic, wierz mi. Po raz pierwszy widziaem poczciwin.
(iedak poczstowa nas nawet papierosami.
, 8 wic.
, C, cige pytasz. 6o naszo na mnie, m)# stary. Znasz 'istory#k o mynarce.
-zego spodziewasz si po tyku mynarki, ortogra$ii. 6yek mynarki nie #est od
myenia.
-zytaem wiee okree& dotyczcyc' umysu udzkiego, ae to wydao si
niezwyke i podobao mi si. +po#rzaem na mego nowego towarzysza z !ywym
zainteresowaniem. 6warz pokryta bruzdami, z!arta deszczem i wiatrem, bya #ak
stoczone przez robaki drzewo. Podobne wra!enie sponiewieranego, umczonego
drzewa zrobia na mnie kika at p)7nie# twarz Panaita ;stratiego.
, -o masz w toboku. 0edzenie. Ubranie. 2arzdzia.
A)# towarzysz wzruszy ramionami mie#c si.
, Za przeproszeniem , powiedzia , wyda#esz si zupenie rozsdny.
Pieci zawinitko swymi dugimi, twardymi pacami.
, 2ie , rzuci , to #est santuri.
, Santuri. Umiesz gra na santuri.
, Kiedy mnie przycinie bieda, c'odz po ka$e#kac' gra#c na santuri.
1piewam stare, macedo&skie baady zb)#eckie. Potem zde#mu# czapk , ten oto
beret , i c'odz wokoo, a ona napenia si $ors.
, 0ak si nazywasz.
, 8eksy Zorba. 2azywa# mnie te! =Piekarska +zu$a>, bo #estem dugi i c'udy
i mam czaszk spaszczon #ak pacek. 2azywa# mnie #eszcze =Passa 6empo>,
poniewa! swego czasu sprzedawaem paone ziarna dyni. A)wi te! o mnie =Zaraza>,
gdy! podobno, #ak si tyko gdzie po#awi i zaczn swo#e sztuczki, wszystko wok)
sc'odzi na psy. Aam #eszcze inne przydomki, ae o tym kiedy indzie#...
, 0ak nauczye si gra.
, Aiaem dwadziecia at. 2a $estynie w mo#e# wiosce u st)p %impu
usyszaem po raz pierwszy d7wik santuri. Z zac'wytu zaparo mi dec', przez trzy
dni nie mogem niczego przekn. =-o ci #est.> , zapyta mnie pewnego wieczoru
o#ciec, niec' spoczywa w poko#u. , =-'c si nauczy gra na santuri>. =0ak ci nie
wstyd. 2ie #este -yganem. -'yba nie c'cesz powiedzie, !e zamierzasz zosta
9
gra#kiem.> =-'c si nauczy gra na santuri...> Aiaem kika groszy zaoszczdzonyc'
na wypadek o!enku. 3idzisz, byem #eszcze szczeniakiem o gorce# krwi, c'ciao si
!eni durnemu ko7akowi. 3ydaem wic wszystko, co miaem, i kupiem santuri.
3idzisz, to wanie. Uciekem potem do +aonik, gdzie odszukaem 6urka, nie#akiego
*etsep/e$endi, nauczyciea gry na santuri. *zuciem mu si do st)p. =-zego c'cesz,
m)# may ?reku.> , spyta. =-'c si nauczy gra na santuri". ="obrze, ae daczego
rzucasz mi si do st)p.> =(o nie mam ani grosza, by ci zapaci>. =-zy!by mia bzika
na punkcie santuri.> =6ak #est>. =Zosta& wic, m)# c'opcze, nie c'c zapaty>. (yem
tam rok i uczyem si u niego. 2iec' ()g ma w opiece #ego proc'y , bo #u! c'yba nie
!y#e. 0ei ()g pozwaa psom we# do swego ra#u, niec' otworzy #ego bramy przed
*etsep/e$endim. %d czasu, gdy nauczyem si gra na santuri, staem si innym
czowiekiem. Kiedy drczy mnie smutek ub doskwiera mi bieda, gram na santuri i to
mnie pociesza. Kiedy gram, mo!na do mnie m)wi, nie sysz, a< #ei nawet sysz,
nie mog m)wi. ?dybym nawet c'cia , nie mog.
, 8e daczego, Zorbo.
, %c', nie wiesz. 2amitno.
"rzwi otwary si. "o ka$e#ki znowu wtargn szum morza. 2ogi i rce
odowaciay. 0eszcze gbie# zapadem w sw)# kt i otuiem si paszczem.
*ozkoszowaem si niebia&sk szcziwoci te# c'wii. ="okd i. , pomyaem.
, "obrze mi tu. %by ta c'wia trwaa wiecznie>.
+pogdaem na dziwnego $aceta naprzeciwko mnie. Utkwi we mnie mae,
okrge, czarne niby smoa oczy z czerwonymi !ykami na biakac'. -zuem, #ak
przenika# mnie badawczo, nienasycone.
, 8 wic. , spytaem. , 8 potem.
Zorba znowu wzruszy kocistymi ramionami.
, Zostaw #u! to , powiedzia. , "asz mi papierosa.
"aem mu. 3y# z kieszeni kamie& do zapaniczki i knot, zapai. Z
zadowoeniem przymkn oczy.
, -zy #este !onaty.
, -zy! nie #estem m!czyzn. , powiedzia rozdra!niony. , 0estem
m!czyzn ,to znaczy epcem. 0ak wszyscy przede mn tak i #a zwaiem si do dou
na eb, na szy#. %!eniem si. Zaczem si stacza. Zostaem gow rodziny,
wybudowaem dom, miaem dzieci , same kopoty. 8e niec' bdzie bogosawione
santuri.
10
?rae sobie, aby odpdzi troski.
, 8c', m)# stary, wida, !e nie grasz na !adnym instrumencie. -o za bzdury
opowiadasz. 3 domu s same zmartwienia. Bona, dzieci. -o bdzie si #ado, co wo!y
si na grzbiet. -o bdzie z nami dae#. Pieko. 2ie, santuri wymaga radosnego
nastro#u, da santuri trzeba by czystym. 0ak mog by w nastro#u do gry na santuri,
kiedy !ona gada #ak na#ta. +pr)bu# gra na santuri, kiedy dzieci s godne i wrzeszcz
#ak optane. 8by gra na santuri, trzeba zapomnie o wszystkim, rozumiesz.
Po#em, !e Zorba #est czowiekiem, kt)rego daremnie tak dugo szukaem.
Bywe serce, szerokie !aroczne usta, wieka prosta dusza, zronita #eszcze z matk/
ziemi.
6en robotnik na#prostszymi z udzkic' s)w wy#ani mi znaczenie takic' po#,
#ak sztuka, mio, pikno, czysto, namitno. Patrzyem na #ego muskuarne rce,
pokryte odciskami, popkane i znieksztacone, kt)re umiay si obc'odzi z kio$em i
z santuri. *ce te, troskiwie i czue, #akby rozbieray kobiet, otwary worek i wy#y
stamtd stare santuri wypoerowane w cigu wieu at, z mn)stwem strun, ozdobione
mosidzem. ?rube pace pieciy #e powoi, namitnie, #akby pieciy kobiet. Potem
otuiy #e na nowo, #ak si otua ciao ukoc'ane# istoty, aby uc'roni #e przed
zazibieniem.
, %to mo#e santuri wyszepta, kadc #e ostro!nie na krzee.
Aarynarze, mie#c si gono, trcai si kieiszkami. 0aki stary wik morski
przy#a7nie pokepa kapitana 4emonisa po ramieniu.
, Aiae porzdnego strac'a, kapitanie, przyzna# si. ()g #eden wie, ie wiec
obiecae witemu Aikoa#owi.
Kapitan zmarszczy krzaczaste brwi.
, Kn si na morze, c'opaki, gdy mier za#rzaa mi w oczy, nie pomyaem
ani o Aatce (oskie#, ani o witym Aikoa#u. Zwr)ciem si ku +aaminie.
Pomyaem o !onie i zawoaem< =8c', mo#a poczciwa Katarzyno, gdybym m)g by
teraz w twoim )!ku5>
Aarynarze znowu zarec'otai. Kapitan 4emonis mia si r)wnie!.
, Patrzcie, #akim dziwnym zwierzciem #est czowiek , powiedzia. ,
8rc'anio mierci wznosi sw)# miecz nad #ego gow, a #ego my #est tam, nie gdzie
indzie#, ecz wanie tam. 2iec' go diabi porw, starego rozpustnika.
Kasn w rce.
, Koe#ka da c'opc)w5 , zawoa do kenera.
11
Zorba suc'a, nastawia#c wiekie uszy. %dwr)ci si, spo#rza na marynarzy,
potem na mnie.
, ?dzie #est to =tam>. , zapyta. , -o ten typ pecie.
2age zrozumia i podskoczy.
, (rawo, przy#acieu5 , zawoa z zac'wytem. , -i marynarze wiedz, w czym
rzecz. Pewnie datego, !e dzie& i noc wodz si za by ze mierci.
Podni)s do g)ry swo# wiek pi.
, "obrze , powiedzia , to inna materia. Prze#d7my do nasze#< mam zosta
czy ode#. "ecydu#.
, Zorbo , powiedziaem, z trudem 'amu#c c' rzucenia mu si w ramiona.
, Zgoda, Zorbo, idziesz ze mn. Aam kopani na Krecie, bdziesz nadzorowa
robotnik)w. 3ieczorem rozcigniemy si oba# na piasku , nie mam !ony ani dzieci,
ani psa , bdziemy #edi i pii. 8 potem zagrasz na santuri.
... 0ei bd w nastro#u, syszysz. 0ei bd mia nastr)#. (d pracowa da
ciebie, ie zec'cesz, #estem twoim czowiekiem. 8e santuri to zupenie inna sprawa.
6o dzikie zwierz, kt)re musi mie wono. 0ei bd w nastro#u , zagram. 2awet
zapiewam. 8 nawet zata&cz zebekiko i sirtaki. 4ecz m)wi szczerze , musz mie
natc'nienie. +tawia#my spraw #asno. 0ei spr)bu#esz mnie zmusza , wszystko
sko&czone. Ausisz wiedzie, !e w tyc' sprawac' #estem m!czyzn.
, A!czyzn. -o c'cesz przez to powiedzie.
, 2o, wonym.
, 0eszcze #eden rum5 , zawoaem.
, "wa razy rum5 , krzykn Zorba. , 6y te! wypi#esz #ednego, musimy si
trci. +zawia i rum nie stanowi dobre# pary. Poza tym musisz wypi, aby oba
nasz umow.
6rciimy si szkaneczkami. (yo #u! cakiem #asno. +tatek za'ucza.
Przewo7nik, kt)ry zani)s mo#e waizki na pokad, skin na mnie.
, -'od7my , powiedziaem wsta#c. , 2iec' nas ()g wspomaga5
, ... ; diabe , uzupeni spoko#nie Zorba.
Poc'yi si, wzi pod pac' santuri, pc'n drzwi i ruszy przodem.
12
2.
Aorze, sodycz #esieni, wyspy skpane w wiete, przezroczysty weon
drobniutkie# m!awki, poweka#cy niemierten nago ?rec#i. Ayaem, #ak
szcziwy #est czowiek, kt)remu przed mierci dane byo !egowa po Aorzu
Cge#skim.
3iee rozkoszy kry#e w sobie ten wiat , kobiety, owoce, idee. 8e pru to
morze w czas cic'e# #esieni, szepcc imi ka!de# wyspy , to rozkosz, kt)ra zdona #est
przenie serce czowieka wprost do ra#u. 2igdzie tak agodnie i atwo nie przec'odzi
si od rzeczywistoci do marzenia. Zaciera# si granice, a maszty na#starszyc'
okrt)w obrasta# owocami #ak pdy winogron. Ao!na powiedzie, !e tu, w ?rec#i,
cud rodzi si na zawoanie.
Koo poudnia deszcz usta, so&ce wy#rzao spoza c'mur agodne, ciepe,
orze7wia#ce i wie!e i piecio promieniami ukoc'ane wody i dy. +taem na dziobie
i upa#aem si tym cudem, kt)ry ob#awia si w krg #ak okiem sign.
2a statku panoszyi si ?recy, diabo zoiwi, o c'ciwyc' oczac', umysowoci
przekupni)wD intrygi i k)tnie, rozstro#one pianino, przyzwoite kobiety i zoiwe
#dze, atmos$era prowinc#onane# ndzy. %garniao czowieka pragnienie, aby
uc'wyci ten statek z dw)c' ko&c)w, zanurzy go w morzu i potrzsn nim mocno,
oczyci go z wszekiego robactwa, kt)re go pugawi , udzi, szczur)w, puskiew ,
aby wypyn znowu na $ae pusty i wymyty.
-'wiami braa mnie ito. 4ito buddy#ska, zimna #ak wniosek syogizmu
meta$izycznego. 4ito nie tyko da udzi, ecz da caego wiata, kt)ry waczy,
krzyczy, pacze, !ywi #akie nadzie#e i nie widzi, !e wszystko to #est mira!em nicoci.
4itowaem si nad ?rekami i nad statkiem, i nad morzem, i nad sob, i nad kopani
wga brunatnego, i nad swoim nie doko&czonym rkopisem =(uddy>, i nad tymi
wszystkimi zudnymi kombinac#ami wiata i cienia, kt)re nage mc i
zanieczyszcza# czyste powietrze.
+pogdaem na cignit, woskowo!)t twarz Zorby. +iedzia na zwo#u in na
dziobie. 3c'a cytryn, nastawia swo#e wiekie uszy i wsuc'iwa si w k)tnie pasa/
!er)w, spor)d kt)ryc' #edni byi zwoennikami kr)a, inni 3enizeosa. Kiwa swo#
wiek gow i spuwa.
, +tare ba#dy5 , mrukn z pogard. , %ni nie ma# wstydu.
13
, -o za stare ba#dy, Zorbo.
, 2o wszystko< kr)owie, demokrac#e, gosowania, posowie , zawracanie
gowy.
"a Zorby wsp)czesne wydarzenia byy #edynie kup staroci, tak bardzo #e
wyprzedza. 6eegra$, statek parowy, koe# !eazna, powszec'na morano, reigia ,
wszystko to byo da niego zapewne #ak sterane, zardzewiae karabiny. 0ego dusza
posuwaa si naprz)d znacznie szybcie# ni! nasz wiat.
6rzeszczay iny maszt)w, wybrze!e wirowao, kobiety z!)ky #ak cytryny.
Zo!yy bro& , szminki, gorsety, spinki, grzebienie. 3argi im zbieay, paznokcie
zsiniay. +tare sroki traciy cudze pi)rka , wst!eczki, sztuczne rzsy, sztuczne
pieprzya. 3strzsane tors#ami, budziy niesmak i ito.
Z!)k i pozieenia tak!e Zorba. 0ego byszczce oczy zmatowiay. "opiero pod
wiecz)r #ego spo#rzenie o!ywio si. 3ycign rk i wskaza dwa ogromne de$iny,
kt)re skakay, c'cc wyprzedzi statek.
, "e$iny5 , zawoa radonie.
3tedy dopiero zauwa!yem, !e wskazu#cy paec #ego ewe# rki #est ucity
prawie do poowy. 3zdrygnem si i zrobio mi si niedobrze.
, -o si stao z twoim pacem. , zawoaem.
, 2ic , odpar troc' dotknity, !e nie do ucieszy mnie widok de$in)w.
, -zy to maszyna ci go ucia. , naegaem.
, 0aka tam maszyna. +am sobie uciem.
, +am. "aczego.
, 2ie zrozumiesz tego, sze$ie , powiedzia, wzrusza#c ramionami. ,
A)wiem ci, !e pr)bowaem wszystkic' zawod)w. +wego czasu byem garncarzem.
Koc'aem t prac do szae&stwa. 3yobra!asz sobie, co to znaczy wzi do rki kawa
giny i zrobi z nie# wszystko, co ci si spodoba. 6rrr5 Koo $urkoce, gina krci si #ak
szaona, a ty stoisz nad ni i m)wisz< =Zrobi dzban, zrobi taerz, zrobi wiecznik i
diabi wiedz, co #eszcze>. %to co znaczy by czowiekiem< wono.
Zapomnia o morzu, nie gryz #u! cytryny, oczy odzyskay bask.
, 6ak, ae co z pacem. , dopytywaem si.
, %c', przeszkadza mi, wkrca si w koo, odstawa i psu na#doskonasze
ksztaty. Pewnego dnia c'wyciem wic siekier...
, ; nie boao ci.
, 0ak to nie boao. 2ie #estem z drewna. 0estem czowiekiem. (oao mnie,
14
oczywicie. 8e , powtarzam , przeszkadza mi, wic go obciem.
+o&ce zaszo, morze uspokoio si nieco, rozproszyy si c'mury. 2a niebie
za#aniaa pierwsza gwiazda. +pogdaem na morze, na niebo, pogr!yem si w
zadumie... Koc'a tak bardzo, aby sc'wyci siekier, uderzy i cierpie... 8e ukryem
wzruszenie.
, 2ie na#epszy to spos)b, Zorbo , powiedziaem z umiec'em. ,
Przypomina mi to ascet z egendy, kt)rym tak wstrzsn widok kobiety, !e zapa
siekier...
, ;diota5,przerwa mi Zorba, odgadu#c daszy cig. , 6en may szczeg)
nigdy nie przeszkadza.
, 0ak to. , upieraem si. , 2awet bardzo przeszkadza.
, 3 czym.
, 8by wszed do kr)estwa niebieskiego.
Zorba popatrzy na mnie ironicznie, z ukosa.
, 8e!, idioto, to! to #est wanie kucz do ra#u5
Podni)s gow, spo#rza na mnie uwa!nie, #akby c'cia zbada, co my o
przyszym !yciu, o kr)estwie niebieskim, o kobietac', o ksi!ac'. 2iewiee wida
osign, bo potrzsn nieu$nie swo# szpakowat gow.
, Kastraci nie we#d do ra#u , stwierdzi i zamik.
Poo!yem si w swo#e# kabinie, wziem do rki #ak ksi!k. Zn)w (udda
owadn moimi myami. -zytaem ="iaog (uddy i pasterza>, kt)ry w ostatnic'
atac' dawa mi poczucie spoko#u i bezpiecze&stwa.
=Pasterz< , Posiek m)# #est got)w, wydoiem mo#e owce, zarygowaem drzwi
mo#e# epianki, rozpaiem ogie&, a ty, niebo, mo!esz spywa deszczem, ie zec'cesz.
(udda< , 2ie trzeba mi strawy ni meka, epiank mo# s wiatry, ogie& m)#
zgas, a ty, niebo, mo!esz spywa deszczem, ie zec'cesz.
Pasterz< , Aam woy, mam krowy, odziedziczyem po o#cu pastwiska i byka,
kt)ry pokrywa mo#e krowy, a ty, niebo, mo!esz spywa deszczem, ie zec'cesz.
(udda< , 2ie mam pastwisk, nie mam wo)w ni kr)w, nie mam nic, nie bo#
si niczego, a ty, niebo, mo!esz spywa deszczem, ie zec'cesz.
Pasterz< , Aam przy sobie agodn i wiern pastuszk. %d wieu at #est mo#
!on. +zcziwy #estem radoci, kt)r obdarza mnie co noc, a ty, niebo, mo!esz
spywa deszczem, ie zec'cesz.
15
(udda< ,0estem wony, a mo#e serce #est mi posuszne. %d at wicz #e, aby
obdarzao mnie radoci, a ty, niebo, mo!esz spywa deszczem, ie zec'cesz>.
6e dwa gosy towarzyszyy mi nawet wtedy, gdy #u! zapadem w sen. Znowu
zerwa si wiatr i $ae uderzay o przezroczyste, grube szko okienka mo#e# ka#uty. 2iby
smuga dymu unosiem si miedzy snem a #aw. 3ybuc'a gwatowna burza. 3ody
pokryy pastwiska, poc'ony krowy, woy i byka. 3iatr zerwa poszycie c'aty, ogie&
zgas, kobieta krzykna i martwa osuna si w boto, a pasterz opakiwa # w gos.
2ie rozumiaem s)w, ae syszaem ten krzyk, i wci! coraz gbie# zapadaem w sen
#ak ryba, kt)ra zeizgu#e si w morskie gbiny.
Kiedy obudziem si o wicie, z prawe# strony rozcigaa si wieka, wspaniaa
wyspa, wyniosa i dzika. (ador)!owe szczyty g)rskie umiec'ay si spoza mgie do
#esiennego so&ca. 3ok) nas sza$irowe morze kbio si wci! niespoko#nie.
Zorba, otuony w brzowy koc, zac'annie wpatrywa si w Kret. 0ego
spo#rzenie raz po raz przenosio si z g)r ku doinom, biego wzdu! brzegu, #akby ten
brzeg i ten d by mu #u! dobrze znany i #akby teraz cieszy si, !e zn)w mo!e bdzi
po nim myami.
Zbi!yem si i dotknem #ego ramienia.
, Zapewne nie pierwszy raz #este na Krecie, Zorbo , powiedziaem. ,
Patrzysz na ni #ak stary przy#acie.
Zorba ziewn #akby znudzony. 3yczuem, !e nie ma oc'oty do rozmowy.
Umiec'nem si.
, 2udzi ci rozmowa, prawda.
, 2ie, sze$ie, nie nudziD trudno mi m)wi.
, 6rudno. "aczego.
2ie od razu odpowiedzia. 2ieustannie wodzi wzrokiem po wybrze!u. +pdzi
noc na pokadzie, rosa zwi!ya #ego krcone, szpakowate wosy. 3sc'odzce so&ce
wydobyo gbokie bruzdy na poiczkac', podbr)dku i na szyi.
?rube, obwise #ak u koza wargi poruszyy si w ko&cu.
, 6rudno mi z rana otwiera gb. (ardzo trudno. 3ybacz mi.
Zamik i znowu utkwi w Krecie swo#e mae okrge oczka.
?ong wezwa na pierwsze niadanie. Z ka#ut poczy wyania si zmite,
zieono!)te twarze. Kobiety z rozsypu#cymi si wosami c'wie#nym krokiem woky
si od stou do stou. -uc'ny tors#ami i wod kwiatow, spo#rzenia miay zamgone,
16
przera!one i gupie.
+iedzcy naprzeciwko Zorba zmysowo, wsc'odnim zwycza#em, wc'a swo#
kaw. +marowa c'eb masem i miodem i #ad. 6warz #ego rozpogadzaa si i
uspoka#aa, inia ust agodniaa. Przygdaem si ukradkiem, #ak powoi wyzwaa si
z pancerza snu, a oczy nabieray basku.
Zapai papierosa, zacign si z rozkosz i przez owosione nozdrza wypuci
kb bkitnego dymu. Podwinwszy praw nog usadowi si wygodnie na wsc'odni
modD teraz m)g #u! m)wi.
, -zy pierwszy raz przybywam na Kret. , zacz, spod p)przymknityc'
powiek spogda#c przez okienko na g)r ;d, kt)ra znikaa za nami w oddai. , 2ie,
nie pierwszy. 3 tysic osiemset dziewidziesitym sz)stym roku byem #u! dorosym
m!czyzn. Ao#e wsy i wosy miay sw)# naturany koor, czarny #ak skrzydo kruka.
Aiaem wszystkie trzydzieci dwa zby i gdy si upiem, poc'aniaem na#pierw
zakski, a potem taerz, na kt)rym e!ay. 3anie wtedy diabi nadai wybuc'
powstania na Krecie.
(yem w)wczas domokr!nym kupcem w Aacedonii. 3drowaem od wioski
do wioski, sprzeda#c r)!ne drobiazgi, i zamiast pienidzy braem ser, wen, maso,
kr)iki, kukurydz, a potem odsprzedawaem to wszystko za podw)#n cen.
%bo#tne, gdzie zastawaa mnie noc, wiedziaem, u kogo zanocowa , w ka!de#
wiosce zna#dzie si zawsze #aka wdowa o czuym sercu, niec' #e# ()g bogosawi.
"awaem #e# kbek nici, grzebie& ub c'ust, oczywicie czarn, z uwagi na !aob, i
kadem si z ni do )!ka. 2iewiee to kosztowao.
6ak, sze$ie, niewiee mnie to kosztowao i bawiem si wietnie. 8e #ak #u!
powiedziaem, diabe pomiesza szyki i Kreta zn)w c'wycia za bro&. ="o diaba z ni
, powiedziaem. ,/ 6a Kreta nigdy nie da nam spoko#u.> *zuciem nici i grzebienie,
c'wyciem karabin i doczyem do powsta&c)w na Krecie.
Zorba zamik. (yimy w okrge# zatoce, spoko#ne# i piaszczyste#. Eae kady
si agodnie, nie rozbi#a#c si, ecz opada#c cieniutk pian wzdu! wybrze!a.
-'mury rozproszyy si, rozbyso so&ce, pogoda wygadzia ostre kontury wyspy.
Zorba odwr)ci gow, spo#rza na mnie drwico.
, 2ie wyobra!a# sobie, sze$ie, !e zaczn ci teraz opowiada, ie tureckic' g)w
obciem i ie tureckic' uszu wo!yem do spirytusu , zgodnie z krete&skim zwycza/
#em... 2ic z tego. 2ie mam oc'oty, wstydz si. -o za barbarzy&stwo , my dopiero
teraz, kiedy nabraem rozumu. -o za barbarzy&stwo rzuca si na czowieka, kt)ry nie
17
zrobi ci nic zego, gry7 go, obcina nos, obrywa uszy, rozpruwa brzuc', i to
wszystko , wzywa#c (oga na pomoc. 6o znaczy c'cemy, !eby i on obcina nosy, uszy
i rozpruwa brzuc'y. 8e widzisz, wtedy miaem gorc krew. -zy! mogem
przystawa, aby zada sobie pytania< ="aczego. Po co.> Adre, sprawiediwe myi
przyc'odz wraz ze staroci i spoko#em. Kiedy si #est bezzbnym starcem, atwo
m)wi< =Fa&ba, c'opcy, nie wono gry75> 8e gdy si ma wszystkie trzydzieci dwa
zby... 6ak, sze$ie, mody czowiek #est #ak dzika bestia, kt)ra po!era udzi.
Pokiwa gow.
, Po!era przecie! kury i winie, ae nie #est syta, #ei nie po!re czowieka. ,
Zgni)t papierosa na podstawce i dorzuci<
, 2ie #est syta. -o o tym sdzisz, uczony m!u. ; nie czeka#c na odpowied7,
cign, mierzc mnie wzrokiem.
, Zreszt, co ty mo!esz powiedzie. % ie wiem, wasza wysoko nigdy nie
bya godna, nie zabi#aa, nie krada, nie cudzoo!ya. -)! ty mo!esz wiedzie o
wiecie. 2iewinny umys, niepokaane ciao... , mrucza z wyra7n pogard.
3styd mi byo moic' wydeikaconyc' rk, bade# twarzy i !ycia nie skaanego
krwi ani botem.
, "obrze , powiedzia Zorba, przesuwa#c ci!k doni po stoe, #akby ciera
co gbk. , "obrze. -'ciaem ci #ednak o co zapyta. Przewertowae stosy ksig,
mo!e wiesz...
, A)w, Zorbo, co.
, 0est w tym wszystkim co bardzo dziwnego, sze$ie, co, co nie mieci mi si
w gowie. 6e wszystkie a#dactwa, grabie!e, mordy, kt)ryc' dopuciimy si my,
partyzanci, utoroway drog na Kret ksiciu 0erzemu. 3onoci.
+pogda na mnie zdumiony, z wytrzeszczonymi oczami.
, 6o niepo#te , mrucza. , Zupenie niepo#te. Beby zapanowaa na wiecie
wono, trzeba byo tyu zbrodni i morderstw. ?dybym ci uprzytomni wszystkie
mordy i bezece&stwa, #akic' si dopuciimy, wosy powstayby ci na gowie. 8
#ednak #aki skutek. 3ono. ()g zamiast spai nas piorunem da nam wono. 2ic
nie rozumiem...
Patrzy na mnie, #akby wzywa#c pomocy. 3ida bardzo gnbia go ta my, nie
m)g sobie z ni poradzi.
, -zy ty to rozumiesz, sze$ie. , zapyta z kiem.
-o tu mo!na rozumie. -o powiedzie. 8bo to, co nazywamy (ogiem, nie
18
istnie#e, abo to, co nazywamy mordem i podoci, #est konieczne w wace o
wyzwoenie wiata...
Pr)bowaem znae7 da Zorby prostsze wy#anienie.
, 3 #aki spos)b w gno#u i bocie kieku#e i wyrasta kwiat. Pomy, Zorbo,
czowiek to gn)# i boto, a wono to kwiat.
, 8 ziarno. , krzykn Zorba, tukc pici w st). , 8by wyr)s kwiat, musi
by ziarno. Kto zasia #e w naszyc' o'ydnyc' trzewiac'. "aczego kwiat nie wyrasta z
ziarna zasianego w gebie dobroci i uczciwoci. "aczego aknie krwi i nieczystoci.
Potrzsnem gow.
, 2ie wiem , powiedziaem.
, 8 kto wie.
, 2ikt.
, 8 zatem , krzykn Zorba z rozpacz, toczc dookoa dzikim wzrokiem , na
co mi statki, maszyny i krawaty.
?rupka zmatretowanyc' przez morze pasa!er)w, pi#cyc' kaw przy
ssiednim stoe, o!ywia si. 3yczui awantur i nastawii uszu.
Zorba niezadowoony ciszy gos.
, A)wmy o czym innym , powiedzia. , Kiedy o tym my, mam oc'ot tuc
wszystko, co mi wpada w rk , krzeso, amp , a wasn gow rozbi o cian.
6yko co mi z tego przy#dzie. Zapac za rozbite naczynia, p)#d do doktora, kt)ry
obanda!u#e mi gow. 8 #ei dobry ()g istnie#e, tym gorze#, przepadem z kretesem.
Patrzy na mnie z nieba i pokada si ze miec'u.
Aac'n gwatownie rk, #akby c'cia odpdzi dokucziw muc'.
, Zreszt , rzek znudzony , c'ciaem ci tyko powiedzie, !e gdy nadpyn
kr)ewski okrt obwieszony sztandarami, kiedy dziaa wystrzeiy na wiwat i stopa
ksicia dotkna Krety... -zy widziae kiedy ud, kt)ry szae#e upo#ony wonoci.
2ie. 8 wic, m)# biedny sze$ie, urodzie si epcem i epcem umrzesz. ?dybym
mia !y tysic at i gdyby pozosta ze mnie tyko strzp !ywego ciaa, nigdy nie
zapomn tego, co widziaem owego dnia. ; gdyby czowiek m)g wybiera sw)# ra#
wedug wasnego gustu , a tak by powinno, tak wanie wyobra!am sobie ra# ,
powiedziabym do +tw)rcy< =Panie, spraw, aby ra#em moim bya Kreta, spowita w
mirty i sztandary, i aby wiecznie trwaa owa c'wia, kiedy ksi! 0erzy postawi stop
na ziemi krete&skie#... 2iczego wice# nie pragn>.
Zorba znowu umik. Podkrci wsa, naa pen szkank zimne# wody i wypi
19
duszkiem.
, -o si dziao na Krecie. %powiedz, Zorbo.
, -o tu du!o gada. , rzek zirytowany. , A)wi ci, dziwny #est ten wiat, a
czowiek na nim to wieka bestia. 3ieka bestia i wieki b)g. Pewien a#dak spor)d
powsta&c)w, kt)rzy wraz ze mn wyszi z Aacedonii, zodzie# i rzezimieszek zwany
0orga, wstrtna winia, c)!, i on paka. ="aczego paczesz, otrze ?iorgarosie. ,
zapytaem go wyewa#c potoki ez. , -zego paczesz, wieprzu.> 8 on rzuca mi si w
ramiona i zaczyna mnie caowa, szoc'a#c #ak mae dziecko. Potem ten pody
skpiec wyciga sakiewk, wysypu#e na koana zote monety, zrabowane na 6urkac', i
rzuca #e garciami w powietrze. *ozumiesz, sze$ie, co to #est wono.
Podniosem si i wyszedem na pokad, gdzie owion mnie ostry morski wiatr.
=%to #est wono , pomyaem. , 2iewonik namitnoci zbierania zotyc'
monet nage przezwyci!a t namitno i rozrzuca sw)# skarb na cztery wiatry>.
3yzwoi si z #edne# namitnoci, aby podda si inne#, szac'etnie#sze#... 8e
czy! to r)wnie! nie #est $orma niewoi. Powica si da idei, da rodza#u udzkiego,
da (oga. 8 mo!e im dae# zna#du#e si pan, tym du!szy sznur na szyi niewonika.
Ao!emy wtedy bawi si i dokazywa na szersze# arenie i umrze nie nacignwszy
sznura do ko&ca. -zy nie to wanie nazywamy wonoci.
Pod wiecz)r przybiimy do piaszczystyc' wybrze!y. (iay, miaki piasek,
kwitnce #eszcze wawrzyny, r)!e i $igowce, drzewa wito#a&skie, nieco dae# na
prawo , niewysoka, naga i spopieaa g)ra, bez #ednego drzewa, przypomina#ca
twarz e!ce# kobiety, pod kt)re# podbr)dkiem przebiega# brunatne, ciemne !yy
wga.
3ia #esienny wiatr. +trzpiaste c'mury przesuway si powoi, agodziy
kontury ziemi, przesania#c # mrokiem. ;nne, gro7ne, ukazyway si na niebie.
+o&ce niko i po#awiao si, obicze ziemi #aniao i ciemniao #ak !y#ca wzburzona
twarz.
Zatrzymaem si c'wi na piasku i roze#rzaem si. Przede mn rozcigaa si
wita pustka, smutna i urzeka#ca #ak pustynia. (uddy#ska pie& oderwaa si od
ziemi i przenikna mnie do gbi< =Kiedy! wreszcie ode#d w pustk samotny, bez
towarzyszy, bez radoci i bez smutku, #edynie ze witym przewiadczeniem, !e
wszystko #est tyko snem. Kiedy!., odziany w ac'many, pozbawiony pragnie& ,
skry# si radosny w g)rac'. Kiedy! widzc, !e mo#e ciao nie #est niczym, #ak tyko
20
c'orob, zbrodni, staroci, mierci , peen radoci i wyzwoony od ku , skry#
si w esie. Kiedy. Kiedy. Kiedy.>
Zbi!y si Zorba ze swoim santuri.
, 8 oto kopania , powiedziaem, by ukry wzruszenie, i wycignem rk w
stron pag)rka podobnego do kobiece# twarzy.
8e Zorba nie odwraca#c si zmarszczy brwi<
, P)7nie#, sze$ie , powiedzia. , 6o nie #est odpowiednia c'wia. 2a#pierw
niec' ziemia si zatrzyma, ona si #eszcze porusza, psiakrew, ona wci! #eszcze krci
si, przekta, koysze si #ak pokad statku. -'od7my szybko do wsi , ruszy wiekimi
krokami.
"wa# mai, bosi c'opcy, opaeni #ak $eac'owie, podbiegi do naszyc' waizek.
2iebieskooki, gruby cenik pai nargie w baraku, gdzie mieci si urzd ceny.
Zerkn na nas z ukosa, obrzuci nasze baga!e ekcewa!cym wzrokiem. Poruszy si
na krzee, #akby c'cia wsta, ae siad na powr)t. Powoi podni)s cybuc'<
, 3ita#cie , powiedzia sennie.
0eden z c'opc)w zbi!y si do mnie i mrugn czarnymi #ak oiwki oczami<
, %n nie #est Krete&czykiem , powiedzia drwico. , "atego taki e&.
, Krete&czycy nie s eniwi. , zapytaem.
, +... ae inacze#... , odrzek may.
, "aeko std do wioski.
, 2a odego strzau. %, tam, w wwozie za ogrodami. Pikna wie, panie,
peno tam wszystkiego< c'eb wito#a&ski, groc', oiwki, winnice. 8 tam na piaskac'
rosn na#wczenie#sze na Krecie og)rki, pomidory, ober!yny, meony. 8$ryka&ski
wiatr przypiesza ic' do#rzewanie. 0ei poo!ysz si noc na pantac#i, usyszysz, #ak
trzeszcz do#rzewa#c.
Zorba szed przodem, #eszcze krcio mu si w gowie. +pun.
, %dwagi, Zorbo5 , zawoaem. , 3yszimy na czyste wody. 2ie ma si
czego ba.
Przypieszyimy kroku. Ziemia bya pomieszana z piaskiem i muszekami,
czasami tra$ia si #aki tamaryszek, dzika $iga, gorzkie dziewanny, kpy sitowia.
-'mury opaday coraz ni!e#, wiatr ucic'. (yo duszno.
Ai#aimy wiekie drzewo $igowe o podw)#nym, skrconym pniu, kt)ry
zaczyna #u! pr)c'nie od staroci. 0eden z c'opc)w zatrzyma si i ruc'em gowy
wskaza stare drzewo.
21
, Eigowiec Panienki , powiedzia.
Poderwao mnie. 2a krete&skie# ziemi ka!dy kamie&, ka!de drzewo ma swo#
tragiczn 'istori.
, Panienki. "aczego.
, 3 dawnyc' czasac', #eszcze gdy !y m)# dziadek, c)rka szac'cica zakoc'aa
si w modym pastuszku. +tary 'rabia nie c'cia sysze o ma!e&stwie. Panienka
pakaa, szoc'aa, bagaa, ae stary nie ustpowa. Pewnego wieczoru modzi
znikni. +zukano ic' dzie&, dwa, trzy, tydzie&, nie znaeziono. (yo ato, udzie zaczi
odczuwa #aki od)r, idc za tym odra!a#cym zapac'em znaeziono pod tym
drzewem rozkada#ce si ciaa, specione w ucisku. ?dyby nie ten smr)d, nie
znaeziono by ic' , c'opak wybuc'n miec'em.
"ocieray odgosy ze wsi< szczekanie ps)w, przera7iwy #azgot kobiet, pianie
kogut)w na zmian pogody. 3 powietrzu unosia si wo& $ermentu#cyc' winogron, z
kt)ryc' wyrabiano w)dk.
, %to i wioska5 , krzykni c'opcy i ruszyi naprz)d.
%kr!yimy piaszczyste wzg)rze i naszym oczom ukazaa si maa wioska,
#akby przyczepiona do zbocza. (ieone wapnem, niskie domy tuiy si do siebie.
%twarte okna wygday #ak ciemne otwory biee#cyc' wr)d ska czaszek.
Zbi!yem si do Zorby.
, Uwa!a#, Zorbo , powiedziaem cic'utko , teraz gdy wc'odzimy do wsi,
zac'owu# si przyzwoicie. Ausimy wygda #ak powa!ni udzie interesu< #a , sze$, a
ty , ma#ster. Krete&czycy nie !artu#. ?dy tyko spo#rz na ciebie, od razu widz, czy
wszystko #est w porzdku, a #ei nie, przyke# ci etykietk, kt)re# si #u! nie
pozbdziesz. 8 ty biegniesz #ak kot z pc'erzem.
Zorba szarpa wsa i pogr!y si w zadumie.
, +uc'a#, sze$ie , powiedzia wreszcie. , 0ei w okoicy zna#dzie si #aka
wdowa, mo!esz si nie obawia, ae #ei nie...
Kiedy wc'odziimy do wsi, podbiega do nas odziana w ac'many !ebraczka,
ogorzaa, pomarszczona, z maym, czarnym, sztywnym wsem.
, Fe#, kumie5 , krzykna do Zorby. , Kumie, masz ty dusz.
Zorba przystan.
, Aam , odpar z powag.
3 takim razie da# pi drac'm , wycigna rk.
Zorba wy# z kieszeni zniszczon, sk)rzan sakiewk.
22
, Aasz , powiedziaD umiec' zagodzi gorzki wyraz #ego ust. *oze#rza si
wok).
, 6u, wida, tanioc'a, sze$ie, pi drac'm za dusz.
*zuciy si na nas wsiowe kunde, kobiety wyc'yay si za parapety okien,
dzieci biegy za nami z piskiem. 0edne naadoway szczekanie ps)w, inne gosy
kakson)w samoc'od)w, #eszcze inne biegy przed nami, spogda#c zac'wyconymi
oczami.
"otarimy do wie#skiego rynku. "wie ogromne biae topoe otoczone byy
grubo ciosanymi pniami, kt)re su!yy za aweczki. 2aprzeciwko kawiarenka, nad
kt)r wisia du!y wybaky szyd< =Kawiarnia i masarnia G-notaH>.
, "aczego si mie#esz, sze$ie. , spyta Zorba.
8e nie zd!yem odpowiedzie, w drzwiac' kawiarni/masarni stano kiku
drybas)w w granatowyc' szarawarac', przewizanyc' czerwonymi pasami.
, 3ita#cie, przy#aciee5 , zawoai. , 3e#d7cie na kieiszek raki#i. 0eszcze
ciepa, prosto z kota.
Zorba masn.
, -o ty na to, sze$ie. , zwr)ci si do mnie, przymru!ywszy oko. 3ypi#emy
#ednego.
3ypiimy po #ednym, poczuimy we wntrzu !ar. 3acicie kawiarni/
masarni, kocisty, energiczny, dobrze trzyma#cy si staruszek, przyni)s krzesa.
Zapytaem, gdzie mogibymy zamieszka.
, ;d7cie do madame Fortens#i , krzykn kto.
, Erancuzka. , zdziwiem si.
, "iabi wiedz skd, z drugiego ko&ca wiata. 6a miaa !ycie5 Z nie#ednego
pieca c'eb #ada, a na staro osiada tuta# i otworzya gospod.
, +przeda#e nawet cukierki5 , rzuci #aki c'opiec.
, Pudru#e si i mau#e5 , krzykn drugi. , 2osi wst!k na szyi... Aa te!
papug...
, 3dowa. , zapyta Zorba. , 0est wdow.
2ikt mu nie odpowiedzia.
, 3dowa. , zapyta raz #eszcze, przeyka#c in.
?ospodarz pogadzi doni gst, szpakowat brod<
, ;e wos)w mieci si w te# brodzie, przy#acieu. ;e. %na #est wdow po tyu
m!ac'. *ozumiesz.
23
, *ozumiem , odpar Zorba, obizu#c si.
, Z ciebie te! mo!e zrobi wdowca, uwa!a#, przy#acieu5 , krzykn #aki
staruszek, a wszyscy wybuc'ni miec'em.
3ypiimy nastpn koe#k, a wacicie z#awi si z tac. Przyni)s #czmienny
c'eb, owczy ser i gruszki.
, "a#cie im spok)#5 , krzykn. , 2ie p)#d do !adne# madame Fortens#i.
Przenocu# u mnie.
, 3ezm ic' do siebie, Kontomanoiosie5 , ozna#mi staruszek. , 2ie mam
dzieci, dom du!y, starczy mie#sca.
, 3ybacz, wu#u 8nagnostisie , zawoa wacicie, poc'ya#c si do uc'a
starego. , 0a byem pierwszy.
, 3e7 #ednego , powiedzia wu# 8nagnostis. , Ze mn p)#dzie stary.
, -o za stary. , Zorba by dotknity do !ywego.
, 2ie rozczymy si , odezwaem si i daem znak Zorbie, !eby si uspokoi.
2ie rozczymy si, p)#dziemy do pani Fortens#i.
, 3ita#cie, 3ita#cie5
Aidzy topoami ukazaa si mautka, tuciutka kobiecina z wypowiaymi,
nianymi wosami. +za na krzywyc' nogac', koyszcym krokiem, z otwartymi
ramionami. 0e# podbr)dek zdobi szczeciniasty pieprzyk. +zy# otaczaa czerwona
aksamitka, a na zwidyc' poiczkac' widniay packi $ioetowego pudru. Eigarny
kosmyk wos)w opada na czoo, co czynio # podobn do stare# +ary (ern'ardt w
=%rtku>.
, (ardzo nam mio pozna pani, pani Fortens#o , powiedziaem i
opanowany nag wesooci sc'yiem si, aby pocaowa #e# rk.
Bycie wydao mi si nage #ak czarodzie#ska ba& abo #ak scena z =(urzy>
+zekspira. 3ydowaimy wic przemoczeni do nitki przez nawanic, kt)r szaaa w
nasze# wyobra7ni. (adamy przedziwne wybrze!a, z powag pozdrawiamy tubyc)w.
Pani Fortens#a wydawaa si kr)ow wyspy, czym w rodza#u biae#, nice# $oki,
kt)r przed tysicem at morze wyrzucio na to piaszczyste wybrze!e, nieco zu!yt, na
p) wyinia. Za ni toczyy si pomarszczone, owosione, rozemiane twarze tumu,
kt)ry #ak wieogowy Kaniba spogda na ni z dum i pogard zarazem.
Zorba niby przebrany ksi! wpatrywa si w ni, #ak w dawn towarzyszk,
star $regat, kt)ra waczya na daekic' morzac', zwyci!aa i bya zwyci!ana. 6eraz
24
zniszczona, z porozbi#anymi drzwiami ka#ut, poamanymi masztami, z porwanymi
!agami, poryta szczeinami zamaskowanymi kremem i pudrem, ukrya si na tym
wybrze!u, trwa#c w oczekiwaniu. Zapewne oczekiwaa Zorby, kapitana o twarzy
pokryte# tysicem bizn. -ieszyem si ze spotkania tyc' dwo#ga aktor)w w scenerii
surowego, #akby namaowanego kikoma miaymi pocigniciami pdza,
krete&skiego kra#obrazu. .
, "wa )!ka, pani Fortens#o , skoniem si przed star amantk. , "wa
)!ka bez puskiew...
, Puskiew nie ma5 Puskiew nie ma5 , krzykna, rzuca#c wyzywa#ce
spo#rzenie wiekowe# $ordanserki.
, +5 +5 , woa z drwin stugbny Kaniba.
, 2ie ma5 2ie ma5 , zocia si primadonna, tupic tuciutk, ma n)!k w
grube#, niebieskie# po&czosze.
Aiaa stare, s$atygowane panto$eki, ozdobione kokietery#n #edwabn
kokardk.
, ;d7 do diaba, primadonno5 , sro!y si #eszcze Kaniba.
8e dama Fortens#a, pena godnoci, sza przodem, wskazu#c nam drog.
Pac'niaa pudrem i tanim mydem.
Zorba szed za ni i po!era # wzrokiem.
, +p)#rz no, sze$ie , szepn , #ak ta dziewka si krygu#e. -zap, czap ,
koysze tykiem #ak owca tustym ogonem...
+pado kika krope deszczu, niebo pociemniao. +ine byskawice przeciy
g)ry. "ziewczta w biayc' peerynkac' z kozie# sk)ry spdzay spiesznie kozy i owce
z pastwisk. Kobiety poc'yone przy piecac' rozpaay ogie&.
Zorba zagryza nerwowo wsa, nie odrywa#c wzroku od ruc'iwego kuperka
nasze# damy.
, Fm5 , mrukn nage, wzdyc'a#c. , 6o pieskie !ycie nigdy nie ma do
niespodzianek.
25
3.
Foteik pani Fortens#i skada si ze staryc' kabin kpieowyc', poo!onyc'
ciasno obok siebie. 3 pierwsze# mieci si skepik. Ao!na tam byo kupi cukierki,
papierosy, $istaszki, knoty do amp, eementarze, wiece i kadzido. 3 czterec'
nastpnyc' byy sypianie, z tyu, w podw)rzu, zna#dowaa si kuc'nia, prania,
kurnik i kr)ikarnia. "ookoa z drobnego piasku wyrastay grube bambusy i opunc#e.
3szystko pac'niao morzem, gno#em i moczem. 4ecz od czasu do czasu, gdy
przec'odzia pani Fortens#a, w powietrzu unosiy si inne wonie , #akby kto roza
pod nosem misk wody $ryz#erskie#.
?dy tyko )!ka byy gotowe, poo!yimy si i spaimy do rana. 2ie pamitam,
co mi si nio, ae byem ekki i wypoczty, #akbym wyszed z morza.
(ya niedziea. 2aza#utrz miei przy# robotnicy z pobiskic' wiosek i
rozpocz prac w kopani. Aiaem wic czas, by wy# i zbada, na #aki d wyrzuci
mnie os. Zaedwie nasta wit, opuciem 'ote, przeszedem ogr)d i ruszyem wzdu!
wybrze!a, aby #ak na#prdze# zawrze zna#omo z wod, ziemi i powietrzem tyc'
stron. Zbieraem dzikie zioa. Ao#e donie pac'niay czbrem, szawi i mit.
3szedem na wzniesienie i roze#rzaem si. +urowy kra#obraz, skomponowany
z granitu i twardyc' ska wapiennyc'. -iemne pnie drzew wito#a&skic', srebrzyste
oiwki, $igowce i winne krzewy. 3 zacisznyc' doinkac' sady pomara&czowe,
cytrusowe i krzewy niespiku. 6u! przy brzegu , warzywniki. 2a poudniu ogromna
przestrze& , morze, cige #eszcze wzburzone i ze, #akby spec#anie pdzce swe wody
od 8$ryki, aby uderzy nimi w brzegi Krty. 6u!, tu! widniaa niziutka piaszczysta wy/
sepka, #anie#ca r)!anym rumie&cem w pierwszyc' promieniac' so&ca.
6en krete&ski kra#obraz przypomina mi dobr proz< wypracowan,
oszczdn, won od zbdnyc' ozdobnik)w, pen dynamizmu i powcigiw. 0ak
ona wyra!a istot rzeczy na#prostszymi rodkami, wony od wszekie# kokieterii, od
na#mnie#sze# sztucznoci, po msku surowy. 8e wr)d #ego ostryc' ksztat)w mo!na
byo odnae7 nieoczekiwan czuo i zmysowo. 3 cic'yc' doinac' upa#ay woni
drzewa pomara&czowe i cytrynowe, a dae# z niesko&czonoci morza #ak z
niewyczerpanego 7r)da emanowaa poez#a.
, Kreta, Kreta... , szeptaem z biciem serca.
Zszedem ze wzg)rka i znaazem si nad sam wod. Zobaczyem dwo#e
26
rozszczebiotanyc' dziewczt w nie!nobiayc' c'usteczkac' i wysokic' !)tyc'
butac'D unoszc sp)dnice szy na msz do kasztoru, z oddai #anie#cego bie na
wybrze!u. /
Przystanem. "ostrzegy mnie i miec' umik. 2a widok niezna#omego
twarze przybray kamienny wyraz, ciaa przy#y pozyc# obronn, a pace nerwowo
wpiy si w ciasno zapite na piersiac' buzki. Krew ttnia na aarm. 3e wszystkic'
okoicac' Krety, ssiadu#cyc' z 8$ryk, przez cae wieki korsarze dokonywai
napad)w, porywai owce, kobiety i dzieci. 3izai #e czerwonymi pasami, wrzucai
pod pokady statk)w i odpywai, aby sprzeda #e w 8gierii, 8eksandrii, (e#rucie.
3ody tyc' wybrze!y, zdobnyc' w czarne warkocze, od wiek)w rozbrzmieway
paczem. Patrzyem na zbi!a#ce si przestraszone dziewczta, tuce si do siebie,
#akby c'ciay stworzy nieprzebyt barier. (y to odruc', kiedy niezbdny,
zac'owany do dzi, mimo !e przyczyna znika. "awno miniona konieczno nada
dyktowaa im rytm krok)w.
Kiedy mi#ay mnie, odsunem si spoko#nie, z umiec'em. 2age #akby
odczuy, !e niebezpiecze&stwo dawno mino, zbudziy si w nasze# bezpieczne# epoce,
twarze ic' po#aniay, rozu7niy sw)# szyk bo#owy i czystymi, radosnymi gosami
powiedziay mi c')rem< ="zie& dobry>. 3 te# same# c'wii dzwony z odegego
kasztoru wypeniy powietrze wesoym, rozedrganym, radosnym d7wikiem.
+o&ce stao wysoko na czystym niebie. 3cisnem si midzy skay, skuiem
#ak mewa i podziwiaem morze. -zuem, !e ciao mo#e sta#e si sine, wie!e i
posuszne. Ay, pod!a#c za $a, stawaa si #ak $aa ekka i bez oporu poddawaa
si rytmowi morza.
+erce mo#e ogromniao. %biegy mnie ponure gosy, wadcze i bagane.
3iedziaem, kto mnie woa. ?dy tyko przez c'wi zostawaem sam, #cza we mnie
k strasziwyc' przeczu, obdna groza, czeka#ca na wyzwoenie.
+zybko otworzyem "antego, towarzysza podr)!y, by zaguszy w sobie i
odpdzi strasziwego demona. Przerzucaem stronice, czytaem u7ne wiersze,
tercyny, przypominaem sobie cae pieni. Z tyc' poncyc' kart z wyciem powstawai
potpie&cy, nieco dae# zranione dusze usioway wspi si na urwist g)r, #eszcze
dae# dusze bogosawione bdziy po szmaragdowyc' kac' niby pene #asnoci
wietiki. (kaem si po wszystkic' krgac' tego strasziwego gmac'u
przeznaczenia. 0ak po wasnym domu kr!yem swobodnie po pieke, czycu, ra#u.
-ierpiaem, karmiem si nadzie#, kosztowaem szcziwoci, pozwaa#c si unosi
27
tym przecudnym stro$om.
Zamknem "antego, spo#rzaem daeko w morze. Aewa, muska#c
brzuszkiem wod, wznosia si i opadaa wraz z $aami, oddana im, radu#ca si
swoim oddaniem. 2a wybrze!u z#awi si opaony i bosy c'opak, piewa miosn
pie&. (y mo!e rozumia #e# boesn tre, bo c'wiami gos #ego brzmia c'rypiwie
#ak gos koguta.
+tro$y "antego od wiek)w rozbrzmiewa# w o#czy7nie poety. 0ak pieni
miosne sposobi c'opc)w i dziewczta do mioci, tak pomienne stro$y
$orenty&czyka sposobiy woskic' modzie&c)w do waki o wyzwoenie. Z pokoenia
na pokoenie wszyscy obcowai z duc'em poety, przemienia#c niewo w wono.
Usyszaem miec' za pecami i runem z dante#skic' szczyt)w. %dwr)ciem
si i zobaczyem Zorb mie#cego si pen gb.
, -o to za zwycza#e, sze$ie. , krzykn. , +zukam ci od kiku godzin5 8e
skd mogem wiedzie, gdzie si zaszye.
+taem nieruc'omo w miczeniu, a on woa dae#<
, Poudnie mino, kura ugotowana, pewnie rozaza si zupenie, biedaczka5
+yszysz.
, +ysz, ae nie #estem godny.
, 2ie #este godny5 , zawoa, kepic si po udac'. , %d rana nie miae
niczego w ustac'. % ciao te! trzeba si troszczy i mie nad nim ito. 2akarm #e,
sze$ie, nakarm, widzisz, to #est tw)# osioek. 0e!ei nie dasz mu #e, zostawi ci na
rodku drogi.
%d at miaem w pogardzie przy#emnoci cieesne i gdyby to byo mo!iwe,
#adbym w ukryciu, #akby to byo co wstydiwego. 8e teraz, aby ustrzec si przed
urganiem Zorby, powiedziaem<
, "obrze, id.
*uszyimy do wsi. ?odziny spdzone wr)d ska miny z szybkoci
byskawicy niby godziny mioci. -zuem #eszcze na sobie pomienny oddec'
$orenty&czyka.
, Ayisz o kopani. , spyta Zorba ostro!nie.
, 8 o czym!e mam mye. , odpowiedziaem ze miec'em. , 0utro
przystpu#emy do pracy, musz zrobi obiczenia.
Zorba zerkn na mnie z ukosa i zamik. Zrozumiaem, !e raz #eszcze taksu#e
28
mnie, nie wie, w co ma wierzy, a w co nie.
, 2o i co wynika z twoic' rac'unk)w.
, Be po trzec' miesicac' powinnimy wydobywa dziesi ton wga
dziennie, aby koszty si zamortyzoway.
Zorba przygda mi si wci!, teraz z niepoko#em. Po c'wii rzek<
, Po kiego diaba poszede rac'owa nad morze. 3ybacz, sze$ie, !e ci
pytam, ae doprawdy nie rozumiem. -o do mnie, kiedy zmagam si z cy$rami,
c'ciabym skry si w mysi dziur, !eby nic nie widzie. 3ystarczy, !ebym podni)s
oczy i do#rza morze, drzewo abo kobiet, nawet star, a wi&skie cy$ry ucieka#,
#akby im wyrosy skrzyda.
, 6o two#a wina, Zorbo , rzekem, c'cc go podra!ni. , 2ie masz siy, !eby
si skupi.
, -zy #a wiem, sze$ie. 6o zae!y, #ak si na to patrzy. (ywa# wypadki, !e
nawet mdry +aomon... +uc'a#, kiedy przec'odziem przez wiosk. 0aki
dziewidziesicioetni dziadunio sadzi drzewo migdaowe. =Fe#, dziadku5 , woam.
, +adzisz drzewo migdaowe.> 8 on, zgarbiony, odwr)ci si i powiedzia< =6ak, m)#
synu, #a postpu# tak, #akbym nigdy nie mia umrze5> =8 #a , odparem , postpu#
tak, #akbym mia umrze w ka!de# c'wii>. Kto z nas dw)c' mia rac#, sze$ie. ,
+po#rza na mnie trium$anie. , 6u ci mam5 , powiedzia.
Aiczaem. 2a szczyt mog prowadzi dwie r)wnie strome i ryzykowne cie!ki.
"ziaa tak, #akby mier nie istniaa, i dziaa, myc w ka!de# c'wii o mierci, to
c'yba to samo, ae gdy Zorba mnie o to zapyta, nie wiedziaem.
, 8 wiec. , drwi. , 2ie martw si, sze$ie, tu nie do#dziesz ko&ca. A)wmy o
czym innym. 3 te# c'wii my o kurze i piawie z cynamonem i m)# m)zg dymi #ak
piaw. 2a#pierw co z#edzmy, a potem zobaczymy. 3szystko w swoim czasie. 6eraz
mamy przed sob piaw, mymy wic o piawie. 0utro bdzie wgie , bdziemy
mye o wgu. (ez p)rodk)w, rozumiesz.
3c'odziimy do wsi. 2a progac' siedziay kobiety, gawdzc, starcy wsparci
na askac' trwai w miczeniu. Pod rosym, penym owoc)w drzewem granatu
pomarszczona staruszka iskaa gow wnuczka.
Przed ka$e#k sta wyprostowany starzec o wiekopa&skim wygdzie, o surowe#
i skupione# twarzy z orim nosem. (y to AaIrantonis, dawny w)#t, od kt)rego
wydzier!awiem kopani. 3czora# przyc'odzi do pani Fortens#i, c'cc zabra nas do
siebie.
29
, 6o wstyd , powiedzia , abycie mieszkai tuta#, #akby nie byo we wsi
nikogo, kto by was przy#.
(y powa!ny i oszczdny w sowac'. %dm)wiimy. Poczu si dotknity, ae
nie naega.
, +peniem sw)# obowizek , powiedzia odc'odzc , a wy postpicie, #ak
bdziecie uwa!ai.
Za c'wi przysa nam dwie gom)ki sera, kosz granat)w, misk rodzynek i $ig
oraz kwaterk w)dki.
, Pozdrowienia od kapetana AaIrantonisa , powiedzia su!cy, zde#mu#c
to wszystko z osa. , Poeci mi przekaza, !e niewiee tego, ae z caego serca.
Podzikowaimy teraz wie#skiemu dosto#nikowi, nie szczdzc serdecznyc'
s)w.
, %bycie !yi dugo , odrzek kadc rk na sercu i zamik.
, 2ie ubi du!o gada, mruk , szepn Zorba.
, "umny , poprawiem. , Podoba mi si.
*uszyimy. 2ozdrza Zorby poruszay si radonie. Pani Fortens#a, u#rzawszy
nas w progu, wydaa radosny okrzyk i wesza do kuc'ni.
Zorba wyni)s st) na dw)r i postawi pod bezistn winoro, pokroi du!e
kromki c'eba, przyni)s wino, rozstawi taerze i nakry. +pogda#c na mnie bystro,
wskaza st). (yy tam trzy nakrycia.
, *ozumiesz, sze$ie. , szepn.
, *ozumiem, stary rozpustniku5
, "obry ros) robi si ze staryc' kur , rzek obizu#c si. , 3iem co o tym.
*usza si zwinnie, oczy #ego rzucay iskry, nuci #aki stary szagier.
, 6o #est !ycie, sze$ie. (awi si i #e kury5 3idzisz, w te# c'wii postpu# tak,
#akbym za c'wi mia umrze. +piesz si, abym zd!y z#e kur, zanim wycign
kopyta.
, Prosz do stou5 , zawoaa pani Fortens#a.
Przyniosa garnek i postawia przed nami. 2age stana zaskoczona, zauwa!ya
trzy nakrycia. Zaczerwienia si z radoci. +po#rzaa na Zorb i #e# mae, niebieskie
oczka o!ywiy si.
, Aa ogie& pod sp)dnic , powiedzia cic'o Zorba, po czym z na#wiksz
uprze#moci zwr)ci si do damy<
, Pikna nim$o tyc' w)d, #estemy rozbitkami, kt)ryc' morze wyrzucio na
30
brzeg w twoim kr)estwie, zec'cie#, syreno, podziei z nami posiek.
+tara piewaczka kabaretowa otworzya szeroko ramiona i cisna #e, #akby
c'ciaa ob# nas obu. Poc'yia si z wdzikiem, musna doni Zorb, potem mnie
, i szczebiocc pobiega do swego poko#u. Po c'wii wysza krygu#c si i trzepoczc
w swe# na#epsze# toaecie , w sukni z zieonego wytartego aksamitu, ozdobione#
po!)kymi, s$atygowanymi pa#etkami. +tanik rozwiera si, a wycicie spinaa r)!a z
wybakego #edwabiu. 3 rkac' niosa katk z papug, kt)r zaczepia naprzeciwko o
krat z winoro.
Posadziimy # w rodku, miaa wic Zorb po prawe# stronie, a mnie po ewe#.
3szyscy rzuciimy si na #edzenie. Aina spora c'wia, zanim kto wyrzek
sowo. Zamieszku#ce w nas zwierz po!ywiao si i poio winem. 0edzenie i nap)#
szybko zamieniay si w krew. 1wiat wydawa si coraz piknie#szy, siedzca obok
kobieta z ka!d minut stawaa si modsza, zmarszczki znikay z #e# twarzy. 3iszca
przed nami papuga w zieonym $raku z !)t kamizek wysuna ebek, by si nam
przy#rze. -zasem wydawaa si krasnoudkiem, to zn)w duc'em stare# piewaczki w
#e# zieono/!)te# toaecie. 3inoro nad naszymi gowami nage pokrya si wiekimi
imi i czarnymi owocami.
Zorba, toczc dokoa wzrokiem, otworzy szeroko ramiona, #akby c'cia ob#
cay wiat.
, -o si dzie#e, sze$ie. , zawoa zdumiony. , 3ystarczy wypi szkaneczk
wina i wiat stoi na gowie. Cc', sze$ie, !ycie to dziwna 'istoria. 2a (oga, czy to wi/
nogrona wisz nad naszymi gowami, czy anioowie. 2ie wiem. 8 mo!e nie ma
niczego< ani kury, ani syreny, ani Krety. A)w, sze$ie, m)w, bo zwariu#5
Zorba by w wymienitym 'umorze. +ko&czy #u! z kur i spogda apczywie
na pani Fortens#. Po!era # wzrokiem, #ego spo#rzenie wdrowao po #e# ciee,
wizgiwao si midzy pene piersi, #akby dotyka#c ic'. %czka nasze# damy tak!e
byszczayD ubia wino i wyc'yia nie#edn szkaneczk. Psotny bo!ek wina przeni)s
# w dawne dobre czasy. Znowu staa si wie!a, wesoa i czua. 3staa, !eby zamkn
$urtk, aby nie widziei #e# wieniacy , =barbarzy&cy> , #ak ic' nazywaa. Zapaia
papierosa i przez may, zadarty z $rancuska nosek zacza wypuszcza kby dymu.
3 takic' c'wiac' kobieta otwiera ca dusz, przesta# dziaa wszekie
'amuce, a dobre sowo sta#e si r)wnie wszec'mocne #ak zoto ub mio.
Zapaiem wic $a#k i wyrzekem to sowo<
, Pani Fortens#o, przypomina mi pani +ar (ern'ardt... kiedy bya moda. 2ie
31
spodziewaem si znae7 w te# dzikie# okoicy takie# eeganc#i, wdziku, takie# pik/
noci i wytwornoci. -zy to +zekspir kaza ci ze# midzy barbarzy&c)w.
, +zekspir. , zapytaa, otwiera#c szeroko wybake oczta. , -o za +zekspir.
Ay #e# w mgnieniu oka obiega wszystkie teatry, w kt)ryc' bywaa, kawiarnie,
kabarety i tawerny od Pary!a a! do (e#rutu i dae# , wzdu! wybrze!y 8natoii. 2age
przypomniaa sobie. 6o bya 8eksandria, wieka saa, z krytymi aksamitem krzesami,
wypeniona tumem m!czyzn i kobiet o nagic' pecac'. Per$umy, kwiaty. Kurtyna
rozsuna si i na scenie ukaza si gro7ny Aurzyn...
, -o za +zekspir. , zapytaa raz #eszcze, dumna, !e sobie przypomniaa. ,
-zy to ten, kt)rego nazywa# %teo.
, 6en sam. -)! za +zekspir, szac'etna damo, rzuci ci midzy te dzikie skay.
+po#rzaa wok) siebie. "rzwi byy zamknite, papuga drzemaa, kr)iki
uprawiay mio. (yimy sami. Fortens#a wzruszona zacza otwiera swo#e serce
#ak stary ku$er peen pikantnyc' wspomnie&, ist)w, staryc' toaet...
?reckim wadaa nie na#epie#, poykaa sowa, ptaa goski i syaby, admiraa
zmieniaa w =miraa>, rewouc# nazywaa =ewouc#>, ae rozumieimy # doskonae.
-'wiami z trudem powstrzymywaimy si od miec'u, c'wiami zn)w , byimy #u!
nie7e wstawieni , wyewaimy potoki ez.
, %t)! , opowiadaa stara syrena, siedzc na swoim wonie#cym podw)rzu ,
macie przed sob nie $ordanserk, o, nie5 (yam sawn aktork, nosiam #edwabne
'aki, zdobione prawdziw koronk. 8e mio...
3estc'na gboko i przypaia od Zorby nastpnego papierosa.
, Pokoc'aam miraa. 2a Krecie wanie wrzaa ewouc#a i $oty wiekic'
mocarstw stay w portac'. Po kiku dniac' i #a tam zakotwiczyam. -o za potga5
+zkoda, !e nie widzieicie tyc' czterec' mira)w< angieskiego, $rancuskiego,
woskiego i rosy#skiego , kapicyc' od zota, w akierkac' i pi)ropuszac'. 0ak
koguty, wspaniae koguty, osiemdziesit do stu kiogram)w wagi ka!dy5 ; co za brody5
3i#ce si, #edwabiste< kruczoczarna, #asna, szpakowata, kasztanowa. 8 #akie
zapac'y5 Ka!dy mia sw)# wasny zapac' , po tym odr)!niaam ic' noc. 8ngia
pac'nie wod koo&sk, Eranc#a $iokami, *os#a pi!mem, 3oc'y, ac', 3oc'y
upa#ay paczu. -o za brody, m)# (o!e, co za brody5
-zsto zbieraimy si na miraskim okrcie i m)wiimy o ewouc#i. 3szyscy
miei rozpite mundury, a mo#a #edwabna koszuka przyke#aa si do ciaa, bo obei
# szampanem. (yo ato. A)wiimy wic o ewouc#i, prowadziimy powa!ne
32
rozmowy, a #a c'wytaam ic' za brody i bagaam, aby nie strzeai do tyc' biednyc'
drogic' Kre/te&czyk)w. %bserwowaimy ic' przez ornetki na skaac' -'anii.
Aae&cy #ak mr)wki, w niebieskic' spodniac' i !)tyc' butac'. Krzyczei, krzyczei,
wznoszc sztandary...
6rzciny ogradza#ce podw)rze zaszeeciy. +tara bo#owniczka zamika,
przera!ona. 3r)d ici bysny zoiwe oczka. 3ie#ska dzieciarnia wywszya nasz
uczt i podgdaa nas.
2asza piewaczka pr)bowaa wsta, ae na pr)!no, zbyt du!o z#ada i wypia,
usiada wic obana potem. Zorba podni)s kamie&, dzieci ucieky z piskiem.
, A)w dae#, pikna, m)w, m)# skarbie5 , powiedzia Zorba, przysuwa#c
krzeso coraz bi!e#.
, Powiedziaam wic woskiemu miraowi, wobec kt)rego byam na#miesza,
powiedziaam apic go za brod< =A)# -anaIaro , tak si nazywa , m)# koc'any
-ana/Iaro, nie robi bum5 bum5 2ie robi bum5 bum5>
;e! to razy ta, z kt)r tu dzi rozmawiacie, ratowaa !ycie Krete&czyk)w5 ;e!
razy armaty stay gotowe do strzau, a #a czepiaam si brody miraa i nie pozwaaam
mu robi bum5 bum5 8 kto podzikowa mi za to. -o do odznacze&...
Pani Fortens# rozgniewaa udzka niewdziczno. Uderzya w st) swo#
ma, mikk pistk. Zorba wycign swo#e dowiadczone rce ku #e# rozc'yonym
koanom i cisn #e, woa#c z udanym wyrzutem<
, Ao#a (ubuino, bagam ci, nie r)b bum5 bum5
, Precz z apami5 , krzykna nasza cnotiwa dama. , Za kogo mnie masz,
stary. , rzucia mu tskne spo#rzenie.
, 0est #eszcze dobry ()g , m)wi stary c'ytrus. , 2ie martw si, droga
(ubuino5 Ay te! #estemy przy tobie, nie b)# si.
+tara syrena wzniosa ku niebu wybake bkitne oczta i do#rzaa swo#
zieon papug, drzemic w katce.
, A)# -anaIaro, m)# drogi -anaIaro , gruc'aa mionie.
Papuga poznaa gos swe# pani, otworzya epia, uczepia si prt)w katki i
zacza wrzeszcze oc'rypym gosem toncego czowieka<
, -anaIaro5 -anaIaro5
, %becny5 , krzykn Zorba, zn)w wyciga#c rk ku zasu!onym koanom,
#akby c'cia ob# #e w posiadanie.
+tara piewaczka ekko poruszya si na krzee i znowu otworzya
33
pomarszczone usta< , 0a te! waczyam dzienie, pier w pier. 8e nadeszy ze dni.
Kreta zostaa wyzwoona, statki otrzymay rozkaz odwrotu. =-o bdzie ze mn ,
woaam c'wyta#c si czterec' br)d. , -zy mnie tu zostawicie. Przywykam do
dostatk)w, szampana i kurczak)w, przywykam do przysto#nyc' marynarzy, kt)rzy mi
sautu#. -o poczn #ako poczw)rna wdowa, moi wspaniaomyni miraowie.>
8e miai si , ac', ci m!czy7ni5 , obrzucii mnie angieskimi $untami,
woskimi irami, napoeonami i rubami. Ukryam #e w po&czoc'ac', w staniku, w
sandakac'. %statnie# nocy, kiedy pakaam i szoc'aam, miraowie zitowai si nade
mn, napenii wann szampanem, zanurzyi mnie w nie# , stosunki byy bardzo
intymne , i na mo# cze wypii szampana, w kt)rym si kpaam. Upii si, a potem
zgasy wiata...
*ano pac'niaam szampanem, wod koo&sk, pi!mem, $iokami i paczu.
6rzymaam na koanac' wszystkie cztery mocarstwa , 8ngi, *os#, Eranc# i
3oc'y , i tak oto si zabawiaam...
Pani Fortens#a rozkadaa szeroko kr)tkie, puc'ne rczki, unosia i
opuszczaa, #akby koysaa dziecko.
, 6ak oto, tak oto5 8 nad ranem zacza si kanonada na mo# cze,
przysigam na 'onor. Przybya biaa )d7 z dwunastoma wioarzami, by mnie zabra
i wysadzi na d...
-'wycia c'usteczk i zacza szoc'a, niepocieszona.
, Ao#a (ubuino5 , zawoa roznamitniony Zorba. , Zamkni# oczy...
Zamkni# oczy, skarbie. 6o #a, -anaIaro5
, Precz z apami5 , pisna zn)w nasza cnotiwa dama. , +p)#rz na swo#
gb5 ?dzie s zote epoety, gdzie tr)#graniasty kapeusz i pac'nca broda.
@agodnie cisna rk Zorby i rozpakaa si na nowo.
Zrobio si c'odnie#. Umikimy na c'wi. Za trzcinami wzdyc'ao morze,
wreszcie spoko#ne i agodne. Ucic' wiatr, zaszo so&ce. Przeeciay nad nami dwa
kruki, opot ic' skrzyde przypomina trzask rozdzierane# #edwabne# tkaniny ,
#edwabne# koszui nasze# piewaczki.
Zmierzc' opad na podw)rko zotym pyem. 4oczek pani Fortens#i rozbysn
pomieniem i powiewa w wieczornym wietrzyku, #akby c'cc wzecie i przenie
pomie& na gowy ssiad)w. 0e# p)naga pier, rozc'yone, znieksztacone wiekiem
koana, zmarszczki na szyi, rozdeptane panto$e rozbysy zotem.
2asza stara syrena dr!aa. Przymyka#c oczka, zaczerwienione od ez i wina,
34
spogdaa to na mnie, to na Zorb, kt)ry suc'ymi ustami koza dotyka niema #e#
piersi. (yo coraz ciemnie#. Patrzya na nas obu pyta#cym wzrokiem, #ak gdyby
usiu#c odgadn, kt)ry z nas #est -anaIaro.
, (ubuino mo#a , gruc'a namitnie Zorba, przyciska#c si do nie# koanem.
, 2ie martw si, nie ma (oga ani diaba. Podnie mae&k g)wk, oprzy# poiczek na
doni i zapiewa# nam piosenk. Precz ze mierci5
Zorba pon cay. 4ew rk podkrca wsa, praw obe#mowa pi#an
piewaczk. A)wi zdyszanym gosem, oczy mia zamgone. Zapewne widzia teraz
przed sob nie t star wymaowan mumi, ae cay =babski r)d>, #ak zwyke m)wi o
kobietac'. Znikay wszekie cec'y osobiste, zacieray si rysy twarzy< moda czy stara,
pikna czy brzydka , to #u! byy tyko szczeg)y bez znaczenia. 3 ka!de# kobiece#
postaci o!ywaa surowa, wita ta#emnica twarzy 8$rodyty.
6 wanie twarz widzia Zorba, do nie# przemawia, #e# pragn, a pani
Fortens#a bya #u! tyko zudn prze#rzyst mask, kt)r Zorba zerwa, by ucaowa te
niemiertene usta.
, Podnie swo# nie!n szy#, m)# skarbie ,przemawia baganym i rwcym
si gosem. , Podnie nie!n szy# i zapiewa#5
+tara piewaczka wspara poiczek na puc'ne#, popkane# od prania doniD #e#
oczy byy pene tsknoty. 3ydaa dziki !aosny okrzyk i rozpocza sw uubion,
tysice razy powtarzan piosenk. +pogda#c na Zorb przymknitymi,
poweczonymi mg oczami, dokonaa ostatecznego wyboru.
Ach, czemu ci spotkaam
na drodze sweo !cia...
Zorba poderwa si, pobieg po swo#e santuri, usiad po turecku na ziemi,
wydoby instrument z $uterau, opar na koanie i wycign swo#e wiekie apska.
, %c'5 %c'5 , rykn. , 3e7 n)! i zar!ni# mnie, mo#a (ubuino5
?dy zapada noc i na niebie po#awia si pierwsza gwiazda, zabrzmia kuszco
gos santuri, przybi!a#c Zorb do ceu. "ama Fortens#a, nadziana kur, ry!em,
paonymi migdaami i winem, opada ci!ko na rami Zorby i westc'na. Przytuia
si czue do #ego kocistyc' ramion, ziewna i znowu westc'na.
Zorba da mi znak i ciszy gos<
, 0est gotowa, sze$ie5 Zostaw nas samyc'.
35
.
%tworzyem oczy o wicie i zobaczyem Zorb. +iedzia ze skrzy!owanymi
nogami na brzegu )!ka i pogr!ony w myac' pai, zaciga#c si c'ciwie. %krge
7renice utkwi w u$ciku, kt)ry ni meczn bie w pierwszym basku dnia. Aia
podpuc'nite oczy, a #ego obna!ona, niezwyke duga i c'uda szy#a przypominaa
szy# drapie!nego ptaka.
3czora# wstaem wczenie# od stou, !eby zostawi go sam na sam ze star
syren. %dc'odzc, powiedziaem<
, (aw si dobrze, Zorbo. Powodzenia5
, "obre# nocy, sze$ie. 1pi# dobrze. 0u! my tu sami zaatwimy swo#e sprawy.
3ida zaatwii, bo wydawao mi si przez sen, !e w ssiednim poko#u sysz
#akie zduszone gosy, po czym pok)# zadr!a. Potem znowu zasnem. "ugo po
p)nocy Zorba wszed cic'utko, by mnie nie obudzi, i wycign si na )!ku.
6eraz, o wicie, siedzia tu i patrzy w przestrze& matowym wzrokiem. Zdawao
si, !e #est pogr!ony w odrtwieniu, !e skronie #ego nie wyzwoiy si #eszcze ze snu.
+poko#ny i peen zau$ania, dawa si unosi mtnemu, gstemu #ak mi)d nurtowi.
3szec'wiat , dy, wody, myi, udzie , pyn wono ku daekiemu morzu, a
Zorba pyn wraz z nim, nie stawia#c oporu, nie zada#c pyta&, szcziwy.
3ioska budzia si, mieszay si w #eden gosy kogut)w, wi&, os)w, udzi.
-'ciaem wyskoczy z )!ka i krzykn< =Fe#, Zorba, dzisia# do pracy5> 8e i #a te!
odczuwaem bogo miczcego pogr!enia si w narodzinac' r)!owego witu. 3
takic' czarownyc' c'wiac' !ycie wyda#e si ekkie #ak mga. Ziemia #ak nietrwaa
kbiasta c'mura za ka!dym powiewem wiatru zmienia swo# posta.
Anie tak!e zac'ciao si zapai. 3ycignem rk po $a#k. +po#rzaem na ni
ze wzruszeniem. (ya to wieka, cenna angieska $a#ka, prezent od przy#aciea o
szarozieonyc' oczac' i wysmukyc' doniac'. %d at przebywa za granic. ?dy tyko
uko&czy studia, wr)ci do ?rec#i.
, *zu papierosy , radzi mi. , Papierosa zapaasz, wypaasz poow i
porzucasz niby uiczn kobiet. 6o niegodne. %!e& si epie# z $a#k, ona #est wiern
!on. Kiedy wr)cisz do domu, ona bdzie czekaa na ciebie nietknita. Zapaisz,
spo#rzysz na dym unoszcy si w powietrzu i pomyisz o mnie.
36
(yo poudnie. 3yc'odziimy z beri&skiego muzeum, gdzie przy#acie m)#
!egna uubiony obraz *embrandta< =3o#ownika> , w wysokim 'emie z brzu, z
wyc'udymi, zapadnitymi poiczkami i stanowczym, boesnym spo#rzeniem.
, 0ei kiedykowiek w !yciu dokonam czynu godnego czowieka , wyszepta
patrzc na nieruc'omego wo#ownika , to bdzie #ego zasuga...
+taimy na dziedzi&cu muzeum wsparci o koumn. Przed nami wznosi si
posg z brzu , naga amazonka, z niewysowionym wdzikiem kusu#ca na dzikim
rumaku. Aaa, szara ptaszyna, piszka, przysiada na c'wi na gowie amazonki i
zwr)cona ku nam poruszya par razy ogonkiem, zagwizdaa szyderczo i odeciaa.
Zadr!aem. +po#rzaem na przy#aciea.
, +yszae tego ptaka. , spytaem. , 3ydawao si, !e c'ce nam co
powiedzie.
A)# przy#acie rozemia si.
, 6o ptaszek, niec' sobie piewa, to ptaszek, niec' sobie m)wi ,
odpowiedzia mi sowami nasze# popuarne# baady.
"aczego wanie w c'wii witu na krete&skim wybrze!u to wspomnienie i ta
baada o!yy w me# pamici i wypeniy mo#e serce gorycz.
Powoi nabiem $a#k tytoniem i zapaiem.
=3szystko na tym wiecie ma sw)# ukryty sens , pomyaem. , 4udzie,
zwierzta, drzewa, gwiazdy s tyko 'ierogi$ami. (iada temu, kto zec'ce #e odczyta i
odgadn ic' znaczenie... Kiedy spogdasz na nie, nie wiesz, co one znacz, i myisz,
!e to udzie, zwierzta, drzewa, gwiazdy. "opiero po atac', kiedy #est #u! za p)7no,
po#miesz...>
3o#ownik w 'emie z brzu, m)# przy#acie, oparty o koumn, piszka, kt)ra
c'ciaa nam co powiedzie , wszystko to, my dzi , miao #aki ukryty sens. 8e
#aki.
(iegem wzrokiem za smug dymu, kt)ra zwi#aa si i rozpywaa w p)wiete.
Ao#a dusza czya si z t smug i z wona gubia w bkitnym dymie. Przez dug
c'wi, bez udziau rozumu, ae niezwyke wyra7nie prze!yem powstanie, rozw)# i
koniec wiata. 6ak #akbym zn)w da si poc'on (uddzie, ae tym razem bez
oszuka&czyc' s)w i zwodniczyc' wybieg)w rozumu. 6en dym stanowi kwintesenc#
#ego nauki, te zanika#ce smugi to !ycie, kt)re niecierpiwie zd!a do szcziwego
ko&ca w bkitne# nirwanie...
3estc'nem cic'utko i westc'nienie to #akby przywr)cio mnie do
37
rzeczywistoci. *oze#rzaem si i zobaczyem ndzny barak z desek, mae usterko na
cianie, w kt)rym odbi#ay si pierwsze promienie so&ca. 2a drugim )!ku,
odwr)cony do mnie pecami, siedzia Zorba i mi papierosa.
%d razu przypomniaem sobie wszystkie tragikomiczne wydarzenia
wczora#szego dnia. 3o& zwietrzayc' $iok)w, wody koo&skie#, pi!ma i paczui,
papug, a racze# niema udzk istot zamienion w papug, bi#c skrzydami o prty
!eazne# katki i wzywa#c dawnego koc'anka, star bark, kt)ra zapisaa si w
nie#edne# bitwie morskie#, teraz opuszczon przez zaog...
Zorba, usyszawszy westc'nienie, potrzsn gow.
, Jemy si zac'owai , mrukn. , Jemy si zac'owai, sze$ie. 6y si
miae, #a te!, a ona, biedaczka, zauwa!ya to. %dszede, nie powiedziawszy #e#
miego sowa, #akby bya stuetni staruszk. 3styd, 'a&ba5 2ieadnie, sze$ie. Pozw)
sobie powiedzie, !e m!czy7ni tak nie postpu#. 3 ko&cu to #est kobieta, sabe,
wra!iwe stworzenie. 2a szczcie #a zostaem, aby # pocieszy.
, -o ty wygadu#esz, Zorbo. , spytaem rozbawiony. , -zy ty naprawd
sdzisz, !e !adna kobieta nie myi o niczym innym.
, % niczym innym, sze$ie. 3ierz mi... 0a, kt)ry z nie#ednego pieca c'eb
#adem, mam #u! nie#akie dowiadczenie. Kobieta nie myi o niczym innym. 6o sabe
stworzenie, m)wi ci, i wra!iwe. 0ei #e# nie powiesz, !e # koc'asz i pragniesz #e#,
zaczyna paka. Ao!e ona ci wcae nie c'ce, mo!e #e# si nie podobasz, mo!e powie
ci< =2ie> , to inna sprawa. 8e ka!dy, kto # widzi, musi #e# po!da. 6ego pragnie,
biedactwo, m)gby wic i ty zrobi #e# przy#emno.
Aiaem babk, miaa c'yba z osiemdziesit at. "zie#e te# staruszki to
prawdziwa ba#ka. 8e mnie#sza o to... "obiegaa wic c'yba osiemdziesitki.
2aprzeciw nas mieszkaa dziewczyna, wie!a #ak kwiat. 2a imi miaa Krustao. -o
sobota wieczorem zbieraimy si, wyrostki z cae# wsi, i szimy na kieiszek wina.
3ino dodawao nam odwagi. Zakadaimy za uszy gazki bazyii, m)# kuzyn bra
gitar i szimy piewa serenady. -o za mio5 -o za namitno5 (eczeimy #ak
kozy. 3szyscy #e# pragnimy, co sobota wiecz)r szimy caym stadem, aby moga
dokona wyboru.
Uwierzysz, sze$ie. 6o przedziwne5 Kobieta nosi w sobie ran, kt)ra si nigdy
nie zabi7nia. 3szystkie rany si go#, ae ta , nie zwa!a# na to, co pisz w ksi!kac'
, ta rana nigdy si nie goi. 2awet #ei kobieta ma osiemdziesit at. 6a rana zawsze
pozosta#e otwarta.
38
8 wic co sobota stara przycigaa swo#e egowisko do okna, wycigaa mae
usterko i grzebie& i czesaa resztki wos)w, kt)re #eszcze zostay. *ozgdaa si, czy
#e# nikt nie obserwu#e, a gdy kto nadc'odzi, przybieraa min niewinitka, ukadaa
si spoko#nie i udawaa, !e pi. 8e #ak!e moga spa5 -zekaa na serenad. 3
osiemdziesitym roku !ycia5 3idzisz, sze$ie, #ak ta#emnicz istot #est kobieta.
0eszcze dzi c'ce mi si paka. 8e wtedy byem szczeniakiem, niczego nie
rozumiaem i c'ciao mi si mia. Pewnego dnia wpadem w zo. 2aurgaa mi, !e
atam za dziewcztami, wic powiedziaem #e#< =Po co smaru#esz iciem orzec'a wargi
i $ryzu#esz si co sobota. Ayisz mo!e, !e da ciebie piewamy serenady. 6o Krustao
budzi nasze po!danie. 6y zaatu#esz trupem5>
2ie wiem, czy mi uwierzysz, sze$ie. 6ego dnia po raz pierwszy zrozumiaem,
czym #est kobieta. Z oczu mo#e# babki spyny dwie zyD skuia si #ak zbity pies,
podbr)dek #e# dr!a. =Krustao5 , krzyczaem, podc'odzc bi!e#, aby mnie dobrze
syszaa. ,Krustao5> Aodzi s okrutni, nieudzcy, nie ma# rozumu. (abka wzniosa
ku niebu wyc'ude ramiona< =Przekinam ci z gbi serca5> , zawoaa. %d tego dnia
zacza gasn, a po dw)c' miesicac' niewiee #e# #u! brakowao. 3 agonii zauwa!ya
mnie, sykna #ak !mi#a i usiowaa c'wyci mnie wyc'ud rk. =6y mnie zabie,
8eksy5 (d7 przekty, oby cierpia tak #ak #a5>
Zorba zamia si.
, Przeke&stwo stare# nie c'ybio5 , powiedzia, muska#c ekko wsa. ,
Aam #u! c'yba szedziesit pi at, ae nawet gdybym do!y setki, nie spoczn.
Zawsze bd nosi w kieszeni mae usterko i ugania si za babskim rodem.
Znowu si umiec'n i wyrzuca#c niedopaek przez u$cik przecign si.
, Aam wiee wad, ecz ta mnie dobi#e5
Zeskoczy z )!ka<
, "o gadania5 "zi pracu#emy5 Ubra si bye #ak, wo!y buty i wyszed.
+puciwszy gow na piersi. rozwa!aem sowa Zorby i nage przypomniaem
sobie #akie daekie, pokryte niegiem miasto. Zwiedzaem wystaw *odina i
zatrzymaem si przed ogromn rk z brzu, =*k (oga>. "o& bya na p)
zacinita, a na te# doni m!czyzna i kobieta trwai w ekstazie, czc si w ucisku i w
wace.
Podesza dziewczyna i zatrzymaa si obok, wstrznita. %na tak!e spogdaa
na odwieczny ucisk kobiety i m!czyzny , zarzewie niepoko#u. +zczupa, eegancka,
39
miaa gste #asne wosy, mocny podbr)dek i wskie wargi. (yo w nie# co z mskie#
stanowczoci. 2ienawidz atwyc' zna#omoci, ae nie wiem, co mn kierowao, kiedy
zagadnem<
, % czym pani myi.
, Beby czowiek m)g uciec5 , szepna z rozpacz.
, "okd. *ka (oga dosignie go wszdzie. 2ie ma ratunku. Aartwi to pani.
, 2ie. Aio mo!e sta si na#wiksz radoci na ziemi. 8e teraz, kiedy
patrz na t rk z brzu, c'ciaabym uciec.
, 3oi pani wono.
, 6ak.
, 8e czy! nie #est prawd, !e tyko wtedy #estemy woni, gdy #estemy
posuszni te# rce z brzu. -zy!by sowo =()g> nie miao tego znaczenia, #akie
przypisu# mu masy.
+po#rzaa na mnie zaniepoko#ona. 0e# oczy nabray metaiczne# szaroci, #e#
usta byy suc'e i gorzkie.
, 2ie rozumiem , powiedziaa odc'odzc.
Znika. "otd nigdy nie z#awia si w myc' myac'. 8 #ednak !ya w gbi
mego serca i dzisia# na tym pustym wybrze!u zn)w wydostaa si z wntrza mo#e#
istoty, bada i pena !au.
Zorba mia rac#, 7e si zac'owaem. 6a rka z brzu stanowia doskonay
pretekst, kontakt zosta nawizany. 6rzeba byo kiku miyc' s)w, a mogibymy ,
powoi, bezwiednie , spoko#ni poczy si na rce (oga. 8e #a zbyt gwatownie
wyrywaem si z ziemi do nieba i kobieta sposzona pierzc'na.
2a podw)rzu pani Fortens#i zapia stary kogut. Przez okienko wdziera si #u!
biay dzie&. Zerwaem si.
2adc'odzii pierwsi robotnicy, uzbro#eni w kio$y i oskardy. +yszaem, #ak
Zorba wyda#e poecenia. %d razu wzi si do roboty. -zuo si, !e #est to czowiek,
kt)ry ubi rozkazywa, ae i ponosi odpowiedziano.
+po#rzaem przez u$cik i zobaczyem go. +ta ogromny, g)ru#c nad
trzydziestk szczupyc', opaonyc', wyniszczonyc' m!czyzn. *ami #ego wycigao
si rozkazu#co, m)wi kr)tkimi, #asnymi sowami. 3 pewne# c'wii zapa za kark
#akiego modzika, kt)ry sta nie opoda i mamrota co pod nosem.
, Aasz co do powiedzenia. , krzykn. , A)w gonie#5 2ie znosz
szeptanki5 "o pracy trzeba mie dobry nastr)#. 0ei go nie masz, zmyka# do ka$e#ki5
40
3tedy wanie ukazaa si rozczoc'rana pani Fortens#a. 0e# obrzmiae poiczki
nie byy umaowane, miaa na sobie obszern, brudn koszu, pow)czya
rozdeptanymi panto$ami o dugic' nosac'. Zakasaa oc'rypym kaszem staryc'
piewaczek, podobnym do ryku osa. +tana, z dum spo#rzaa na Zorb. %czy #e#
zaszy mg, zakasaa znowu, !eby # usysza, i przesza koo niego, krcc tykiem. %
may wos zaczepiaby go szerokim rkawem. %n #ednak nie odwr)ci si nawet, aby
na ni spo#rze, wzi od #ednego z robotnik)w kawa #czmiennego packa i gar
oiwek.
, 8 wic, udzie, w imi bo!e5 , zawoa. , Prze!egna#cie si5
3iekimi krokami pocign na czee koumny prosto ku g)rze.
2ie bd opisywa pracy w kopani. "o tego trzeba cierpiwoci, kt)re# mi brak.
2a wybrze!u zbudowaimy barak z trzciny, wikiny i kanistr)w po benzynie. Zorba
zrywa si o wicie, c'wyta kio$ i szed do kopani, zanim przyszi robotnicy, kopa
c'odniki, dociera#c coraz ni!e#, a gdy zna#dowa !y nicego wga brunatnego,
ta&czy z radoci. Po kiku dniac' !ya znikaa, a Zorba rzuca si na ziemi i
pokazywa niebu $ig.
3kada serce w swo# prac, #u! nawet mnie nie pyta o nic. %d pierwszyc'
dni wzi na siebie ca odpowiedziano. 2a nim spoczywa ci!ar decyz#i i
wykonania, #a miaem tyko pokrywa wydatki, co mi si bardzo podobao, gdy!
doskonae zdawaem sobie spraw, !e te miesice nae! do na#szcziwszyc' w
moim !yciu. 8 wic w ostatecznym rac'unku miaem wiadomo, !e tanio ku/
powaem swo#e szczcie.
A)# dziadek, a o#ciec matki, mieszka#cy w #edne# z wiosek na Krecie, co
wiecz)r bra atark i obc'odzi ca wie, aby zobaczy, czy przypadkiem nie z#awi
si kto obcy. Przyprowadza go do domu, karmi i poi ob$icie, po czym siada na
dywanie, zapaa dug tureck $a#k, zwraca si do swego gocia i #akby nadesza
c'wia rewan!u, nakazywa mu<
, %powiada#5
, % czym mam opowiada, o#cze Austogiorgisie.
, Kim #este, skd przybywasz, #akie kra#e i wioski obe#rzay two#e oczy.
%powiada# wszystko, wszystko. 0azda, m)w5
; przybysz opowiada, miesza#c prawd z kamstwem, a m)# dziadek suc'a
pac cybuc' i wdrowa z nim, siedzc spoko#nie na dywanie. 8 #ei go mu si
41
podoba, m)wi<
, 2ie wy#e!d!a#, zosta& do #utra. Aasz #eszcze wiee do powiedzenia5
"ziadek m)# nigdy nie opuszcza wioski. 2ie by nawet w Kasteionie ani w
miecie *et'ymnon.
, Po co mam tam i. , m)wi. , 4udzie z tyc' miast, ()g z nimi, przec'odz
tdy. %ba miasta przybywa# do mnie. Po c)! wic miabym wdrowa do nic'.
6eraz #a, tu, na wybrze!u Krety, kontynuu# mani swo#ego dziadka. 0a te!
znaazem gocia, #akbym go ze wiec szukaD nie pozwaam mu ode#, kosztu#e o
wiee wice# ni! #eden posiek, ae wart #est tego. -o wiecz)r czekam na niego po
pracy, sadzam go naprzeciwko i posiamy si, a gdy przyc'odzi #ego c'wia rewan!u,
m)wi< =%powiada#5> +uc'am go pac $a#k. 6en go zwiedzi wiee d)w,
przemierzy gruntownie dusz udzk. +uc'am go niestrudzenie< =A)w, Zorbo,
m)w5>
3ystarczy, by otworzy usta, a sta#e przede mn caa Aacedonia, na niewiekie#
przestrzeni midzy Zorb a mn ukazu# si #e# g)ry, asy, wody, partyzanci,
pracowite kobiety i proci, ci!cy m!czy7ni... Z#awia si te! g)ra 8t'os z dwudziestu
#eden kasztorami, arsenaami i wakoniami o ci!kic' tykac'. Ko&czc 'istori o
mnic'ac', Zorba targa sw)# konierz i m)wi mie#c si gono<
, 2iec' ci ()g strze!e, sze$ie, od ru$y mua i dziobu mnic'a5
-o wiecz)r Zorba oprowadza mnie po ?rec#i, (ugarii, Konstantynopou.
Przymknwszy oczy, widz to wszystko. Zorba przemierzy krty szak (akan)w, #ego
sokoe oczy dostrzegy wszystko, co c'wia rozszerza#c si w zdumieniu. 6o, do czego
przywykimy i co mi#amy obo#tnie, Zorbie wyda#e si zagadk nie do rozwizania.
2a widok przec'odzce# kobiety zatrzymu#e si oszoomiony< =-o to za ta#emnicze
z#awisko. , pyta. , -zym #est kobieta i daczego potra$i nam tak zakrci w gowie.
Powiedz, prosz, co to wszystko znaczy>. 6o samo zdumienie ogarnia go na widok
m!czyzny, kwitncego drzewa czy szkanki zimne# wody. Zorba codziennie dostrzega
wszystko na nowo.
3czora# siedzieimy przed barakiem. 3ypi szkank wina i zwr)ci si do
mnie w podnieceniu<
, Powiedz mi, sze$ie, co to zn)w znaczy , czerwona woda. +tary pie&
wypuszcza gazie, zwisa# z nic' #akie kwane ozd)bki, a po pewnym czasie
do#rzewa# w so&cu, sta# si sodkie #ak mi)dD nazywamy #e winogronami, zrywamy
#e, wyciskamy sok i wewamy do beczek, gdzie $ermentu#eD otwieramy na witego
42
2ikodema. 3ino gotowe5 -ud5 Pi#esz ten czerwony sok i dusza ci obrzymie#e, nie
mieci si #u! w swo#e# stare# skorupie, wyzywa (oga do waki. Powiedz, sze$ie, #ak to
si dzie#e.
2ie odpowiedziaem. +uc'a#c Zorby, czuem, #ak wiat odzysku#e swo#
pierwotn wie!o. 3szystkie sprawy powszednie i wybake znowu nabieray
basku, kt)ry miay owego pierwszego dnia, kiedy wyszy z rk (oga. 3oda, kobieta,
gwiazda, c'eb , wszystko wracao do pierwotnego, ta#emniczego 7r)da i boski
!ywio zn)w wybuc'a w powietrzu.
%to daczego co wiecz)r, e!c na nadbrze!nym !wirze, oczekiwaem
niecierpiwie Zorby. %bserwowaem, #ak nage wydostawa si z wntrza ziemi i
wysmarowany wgem i botem niby ogromna mysz zbi!a si dugimi, koyszcymi
krokami. Z daeka zgadywaem, #ak tego dnia sza praca. Poznawaem po #ego
postawie, poc'yone# ub podniesione# wysoko du!e# gowie, po sposobie poruszania
si #ego dugic' rk.
Pocztkowo c'odziem razem z nim. %bserwowaem robotnik)w. Usiowaem
wstpi na now drog !ycia< wzbudzi w sobie zainteresowanie da spraw
praktycznyc', pokoc'a udzkie tworzywo, kt)re dostao si w mo#e rce, zasmakowa
dugo oczekiwane# radoci i nie mie #u! do czynienia z ksi!kami, ecz z !ywymi
ud7mi. +nuem romantyczne pany, aby , #ei kopania bdzie dobrze sza ,
stworzy rodza# komuny, w kt)re# by wszyscy pracowai, gdzie wszystko byoby
wsp)ne, wszyscy #ak bracia #edibymy t sam straw i nosii to samo odzienie. Ay
mo#a tworzya now reigi, d7wigni nowego !ycia.
2ie zdecydowaem si #eszcze u#awni swoic' pan)w Zorbie, kt)rego i tak
irytowao to, !e przyc'odziem, krciem si wr)d robotnik)w, zadawaem pytania,
wtrcaem si, zawsze biorc stron robotnik)w.
Aarszczy brwi i m)wi<
, +ze$ie, nie masz oc'oty troc' pospacerowa. 6aka pikna pogoda5
Z pocztku upieraem si i nie suc'aem go. Pytaem, rozmawiaem,
poznawaem !ycie robotnik)w, wiedziaem, ie kt)ry ma dzieci, si)str na wydaniu, kto
ma niedo!nyc' rodzic)w, znaem ic' kopoty, c'oroby, zmartwienia.
, 2ie wnika# tak w ic' !ycie, sze$ie , upomina mnie ze zoci. , 6wo#e serce
uegnie, poubisz ic' bardzie# ni! trzeba, ni! wymaga interes, i cokowiek zrobi,
wybaczysz... 8 wtedy , biada im, ca robot diabi wezm. (iada im , wiedz o tym.
Kiedy sze$ #est twardy, robotnicy szanu# go, pracu#, kiedy #est saby , wc'odz mu
43
na gow, eniuc'u#. *ozumiesz.
Kt)rego wieczoru zaraz po powrocie z pracy rzuci przed barakiem sw)# kio$ i
powiedzia wzburzony<
, +uc'a#, sze$ie, prosz ci, nie wtrca# si #u! do niczego. 0a budu#, a ty
wszystko psu#esz. -o im dzi znowu naopowiadae. +oc#aizm i inne bzdury5 0este
mes#aszem czy kapitaist. Ausisz si na co zdecydowa.
6rudny wyb)r5 %d wieu at trawio mnie naiwne pragnienie pogodzenia
dw)c' rzeczy przeciwstawnyc', znaezienia syntezy, w kt)re# dokonaoby si
po#ednanie kra&cowyc' przeciwie&stw , osignicie szczcia doczesnego i kr)estwa
niebieskiego. 6kwio to we mnie od na#wczenie#szego dzieci&stwa. 0eszcze w szkoe
zao!yem wraz z na#bi!szymi przy#aci)mi ta#ne +towarzyszenie Przy#aci).
Zamknici w poko#u przysigimy powici !ycie wace z niesprawiediwoci. Kiedy
skadaimy przysig, pakaimy rzewnymi zami.
-'opice ideay5 8e biada temu, kto z nic' kpi5 6eraz, gdy widz, czym stai
si czonkowie +towarzyszenia Przy#aci), gdy patrz na owyc' doktork)w,
kauzyperd)w, skepikarzy, poitykier)w, pismak)w , serce mi si ciska. 6warda i
surowa geba, w kt)re# na#szac'etnie#sze ziarno nie kieku#e, ecz ginie zduszone
przez c'wast i pokrzywy. 0ei o mnie c'odzi, c'waa (ogu nie nabraem #eszcze ro/
zumu. -zu# si wci! gotowy poprowadzi wypraw "on Kic'ota.
-o niedziea stroiimy si #ak kawaerowie w konkury, goiimy si,
wkadaimy czyste biae koszue i pod wiecz)r szimy do pani Fortens#i. -o tydzie&
zarzynaa da nas kur i zn)w zasiadaimy w tr)#k do #edzenia i picia. Zorba
wyciga dugie apy do gocinnego ona dobre# damy i bra # w posiadanie. ?dy noc
zapadaa, wracaimy do swo#ego barakuD !ycie wydawao nam si proste i pene
dobryc' intenc#i, stare, ae przy#azne i !ycziwe #ak dama Fortens#a.
Pewne# niedziei, gdy wracaimy z nasze# wystawne# uczty, zdecydowaem si
zwierzy Zorbie swo#e pany. +uc'a mnie zdumiony, nakazu#c sobie cierpiwo,
tyko od czasu do czasu ze zoci potrzsa wiek gow. 0u! po pierwszyc' sowac'
otrze7wia i odzyska #asno myenia, a gdy sko&czyem, wyrwa nerwowo kika
wos)w z wsa.
, Za pozwoeniem, sze$ie , powiedzia. , 3yda#e mi si, !e tw)# m)zg #est
rzadki #ak ciasto na naeniki. ;e ty masz at.
, 6rzydzieci pi.
, 2o, w takim razie nigdy nie zgstnie#e , zawyrokowa i wybuc'n
44
miec'em.
Poczuem si dotknity.
, 6y nie wierzysz w czowieka5 , zawoaem.
, 2ie gniewa# si, sze$ie. 3 nic nie wierz. ?dybym wierzy w czowieka,
musiabym teraz wierzy w (oga i diaba, a to #est caa 'istoria. 3szystkie sprawy
zazbia# si, sze$ie, i to wanie stwarza mi tye kopot)w.
Zamik. Zd# czapk, z pas# podrapa si po gowie, szarpn znowu wsy,
#akby c'cia #e wyrwa, zamierza #eszcze co powiedzie, ecz powstrzyma si.
+po#rza na mnie spod oka, raz, drugi , i wreszcie zdecydowa si.
, -zowiek to zwierz5 , krzykn, uderza#c zacieke ask o kamienie. ,
3iekie zwierz5 3asza wysoko nie wie tego, bo da wasze# wysokoci wszystko byo
atwe... 8e spyta# tyko mnie. Zwierz, m)wi ci. 0ei #este da niego bezwzgdny ,
bdzie ci szanowa i ba si. 0ei #este agodny , wydrapie ci oczy.
6rzyma# si z daeka, sze$ie5 2ie spou$aa# si z ud7mi, nie m)w im, !e wszyscy
#estemy r)wni i mamy te same prawa, bo doczekasz si, !e podepcz two#e prawa,
obrabu# ci z c'eba i ka! ci zdyc'a z godu. 6rzyma# si z daeka, sze$ie, #ak pragn
twego dobra5
, 8 wic ty w nic nie wierzysz.5 , krzyknem z rozpacz.
, 2ie. ;e razy mam ci powtarza, !e w nic nie wierz. 2ie wierz w nic i
nikomu, wierz tyko Zorbie. 2ie !eby Zorba by epszy ni! inni, wcae nie5 3 nim te!
siedzi zwierz. 3ierz w Zorb, bo on #est #edynym, nad kt)rym mam wadz,
#edynym, kt)rego znam, wszyscy inni to s duc'y. Patrz #ego oczami. +uc'am #ego
uszami, trawi #ego #eitami. 3szyscy poza nim to duc'y. Kiedy umr, wszystko
umrze, cay wiat Zorby p)#dzie w diaby5
, -o za egoizm5 , zauwa!yem z ironi.
, 2ic na to nie poradz, sze$ie. 0est tak, #ak #est. 0em b)b , odda# b)b. Zorb
#estem i #ak Zorba m)wi.
2ie odezwaem si. 0ego sowa spady na mnie #ak cicie bicza. Podziwiaem, !e
mo!na by tak sinym i do tego stopnia gardzi ud7mi, a #ednoczenie pragn !y i
pracowa z nimi. 0a na #ego mie#scu abo zostabym pustenikiem, abo przystroibym
udzi w $aszywe pi)ra, aby m)c ic' znie.
Zorba odwr)ci si i spo#rza na mnie. 3 wiete gwiazd dostrzegem #ego gb
umiec'nit od uc'a do uc'a.
, Uraziem ci, sze$ie. , zapyta, zatrzymu#c si.
45
Przyszimy #u! do baraku. Zorba spogda na mnie z czuoci i niepoko#em.
Aiczaem. Zdawaem sobie spraw, !e m)# umys akceptu#e to, co m)wi
Zorba, ae serce buntowao si, c'ciao wyrwa si bestii i we# na wasn szerok
drog.
, 2ie c'ce mi si spa, Zorba , powiedziaem. Po)! si.
?wiazdy migotay, morze wzdyc'ao, muska#c kamyczki. 1wietiki zapaay
pod brzuszkami swo#e miosne, zieonozociste atarenki. *osa osiada na wosac'
nocy.
Poo!yem si na pa!y, pogr!ony w ciszy, nie myc o niczym. Zespoiem si
z noc i morzemD mo#a dusza niby wietik z mae&k zieonozot atarenk osiada
na wigotne#, czarne# ziemi , w oczekiwaniu.
?wiazdy wdroway po niebie, godziny mi#ay. Kiedy wstaem, czuem
wiadomo , nie wiem, skd zrodzon , podw)#nego zadania, kt)re miaem
zreaizowa na tym wybrze!u<
a. %derwa si od (uddy, pozby si swoic' meta$izycznyc' niepoko#)w,
uwoni dusz od pr)!nego ku.
b. Poczyna#c od te# c'wii, nawiza bezporedni, gboki kontakt z ud7mi.
=Ao!e nie #est #eszcze za p)7no> , powiedziaem sobie.
46
!.
, 3u# 8nagnostis, dawny w)#t, pozdrawia pana i zapytu#e, czy nie zec'ciaby
pan przyby do #ego domu na poczstunek. "zisia# przybdzie do wsi weterynarz i b/
dzie kastrowa wieprze. Aaruia, !ona w)#ta, spec#anie da pana przygotu#e
wieprzowe czci. ;c' wnuk Ainas obc'odzi dzi urodziny, bdzie wic pan m)g
zo!y mu !yczenia.
3ieka to rado goci w wieniacze# c'acie na Krecie. 3szystko dookoa #est
patriarc'ane< kominek, ampa na$towa, giniane dzbany wzdu! cian, kika krzese,
st), a na ewo od we#cia we wnce , dzban ze wie! wod. 2a dr!kac' wisz
rzdami pigwy, granaty i pac'nce zioa , szawia, mita, papryka, rozmaryn, ruta.
3 gbi trzy czy cztery drewniane stopnie prowadz na gaery#k, gdzie zna#du#e si
o!e na kozac', a nad nim ikony i paca si wieczna ampka. "om wyda#e si pusty, a
przecie! #est w nim wszystko, co niezbdne. 3 gruncie rzeczy czowiek potrzebu#e
niewiee.
Pogoda bya pikna. 0esienne so&ce wiecio agodnie. +iedzieimy przed
domem pod ugina#cym si od owoc)w drzewem oiwkowym. Aidzy #ego srebrnymi
imi przewiecao z oddai morze , spoko#ne, zastyge. 2ad naszymi gowami
przepyway od czasu do czasu eniwe oboczki, przesania#c i odsania#c so&ce.
Zdawao si, !e ziemia oddyc'a to radoci, to smutkiem na przemian.
Z mae# zagrody w gbi podw)rka dociera boesny, ogusza#cy kwik
kastrowanego wieprza. %d kominka pyna dra!nica nozdrza wo& przygotowywane#
przez Aarui potrawy.
A)wiimy o odwiecznyc' sprawac'< zbiorac', winnicac', deszczu.
Ausieimy krzycze, poniewa! stary w)#t nie dosysza, mia , #ak m)wi , =dumne
uc'o>. Bycie tego starego Krete&czyka byo proste #ak drzewo rosnce w zaciszne#
doinie. Urodzi si, wyr)s, o!eni, spodzi dzieci, doczeka si wnuk)w. Kikoro z
nic' zmaro, ae reszta !y#e i zapewnia cigo rodu.
+tary Krete&czyk wspomina dawne ata panowania tureckiego, powtarza
'istorie zasyszane od o#ca, opowiada o cudac', kt)re si w)wczas dziay, bo udzie
!yi w wierze i bo#a7ni bo!e#.
, %to #a, wu# 8nagnostis, kt)rego widzicie przed sob, przyszedem na wiat
dziki cudowi. 6ak, to by cud. 0ak wam opowiem t 'istori, bdziecie zdumieni.
47
=(o!e bd7 miociw> , zawoacie i p)#dziecie do kasztoru 2a#witsze# Panny, !eby
zapai wieczk na #e# cze.
Prze!egna si i cign spoko#nie swoim agodnym gosem<
, 3 owyc' czasac' we wsi nasze# mieszkaa bogata 6urczynka, przekta niec'
bdzie #e# pami. Zasza w ci! i nadszed czas porodu. Przez trzy dni i trzy noce
ryczaa #ak #a)wka, ae dziecka nie byo. 0edna z #e# przy#aci)ek , te! przekte#
pamici , poradzia #e#< =6za$er/c'anum, powinna prosi o pomoc Aatk/Aari>.
Aatk/Aari nazywai 6urcy 2a#witsz Aari Pann , niec' si wici #e# imi5 =0
mam prosi o pomoc. , wy#czaa ta suka 6za$er. , 3o umrze5> 8e b)e staway
si coraz sinie#sze. Ain #eszcze #eden dzie& i #eszcze #edna noc, 6za$er #czaa, ae
nie urodzia. -o byo robi. 2ie moga #u! znie b)u i krzykna z cae# siy< =Aatko/
Aario5 Aatko/Aario5> 3szystko na pr)!no5 ()e nie usta#, dziecka nie wida. =2ie
syszy ci , orzeka przy#aci)ka.,Pewnie nie rozumie po turecku, wezwi# # c'rze/
ci#a&skim imieniem< 2a#witsza Aario Panno ?rek)w5> 3tedy ta suka krzykna<
=2a#witsza Aario Panno ?rek)w5> 2a pr)!no5 Przy#aci)ka powiedziaa< =2ie
wzywasz #e# tak, #ak powinna, i datego nie przyc'odzi>. 3tedy ta suka, widzc
gro!ce #e# niebezpiecze&stwo, wydaa przecigy. pot!ny #k< ="ziewico
Przena#witsza5> "ziecko wyizno si z #e# ona #ak wgorz.
(yo to w niedzie, a nastpne# niedziei mo# matk c'wyciy b)e. Aczya
si biedaczka, a! wya z b)u. ="ziewico Przena#witsza5 , woaa. , "ziewico Prze/
na#witsza5> 8e rozwizanie nie przyc'odzio. %#ciec siedzia na ziemi porodku
podw)rza, nie #ad, nie pi ze zmartwienia. 2ie by zadowoony z Aatki (oskie#. (o
przecie! tyko raz wezwaa # ta suka 6za$er, a ona biega na zamanie karku, !eby #
ratowa. 8 teraz... -zwartego dnia o#ciec nie wytrzymaD niewiee myc c'wyci
widy i ruszy do kasztoru Aatki (oskie# (oesne#, niec' nas ma w swe# opiece5
3szed do rodka tak wcieky, !e nawet si nie prze!egna, trzasn drzwiami i stan
przed ikon. =+p)#rz, Przena#witsza "ziewico5 , zawoa. , Ao#a !ona Krynia,
znasz #, prawda. Powinna # zna, co sobota przynosi oiw i pai wieczne ampki.
Ao#a !ona rodzi w b)ac' #u! trzy dni i trzy noce i wzywa ci na pomoc. -zy!by #e#
nie syszaa. Ausiaaby c'yba oguc'n5 %czywicie, gdyby to c'odzio o #ak suk
6za$er, #edn z tyc' nieczystyc' 6urczynek, biegaby na zamanie karku. 8e mo#a
!ona Krynia #est tyko c'rzeci#ank, wic uda#esz, !e #e# nie syszysz. %, gdyby ty nie
bya Aatk (osk, dabym ci nauczk tym ki#em od wide5>
Powiedzia to i nie skoniwszy gowy odwr)ci si pecami, zamierza#c wy#.
48
8e ()g #est wszec'mocny , w te# c'wii obraz zacz trzeszcze, #akby mia pkn.
6rzeba wam wiedzie, #ei dotd tego nie wiecie, !e obrazy tak trzeszcz, kiedy ma si
sta cud. %#ciec m)# zrozumia, wr)ci, pad na koana i prze!egna si. =Zgrzeszyem,
Przena#witsza Panno5 Pu w niepami wszystko, co tu powiedziaem>.
Zaedwie wszed do wioski, a ozna#miono mu dobr nowin< =Konstanty, two#a
!ona urodzia c'opca, niec' si dobrze c'owa5> 6o wanie byem #a, stary wu#
8nagnostis. 8e urodziem si z #ednym uc'em sabszym. %#ciec bu7ni, nazywa#c
Aatk (osk guc'. =3ic to tak. , powiedziaa pewnie 2a#witsza Panna. ,
Zobaczysz, uczyni twego syna guc'ym. 6o oduczy ci bu7ni>.
3u# 8nagnostis prze!egna si.
, 3 ko&cu to nic takiego. -'waa (ogu5 Aoga przecie! uczyni mnie epcem,
kretynem, garbusem abo nawet , uc'owa# (o!e , moga uczyni mnie kobiet5
"ziki #e# za t dobro5
2aa wina.
, 2iec' nas wiecznie ma w swo#e# opiece5 , powiedzia, podni)sszy szkank.
, 6wo#e zdrowie, wu#u 8nagnostisie, !y# sto at i doczeka# prawnuk)w5
+tarzec wyc'yi duszkiem wino i otar wsy<
, 2ie, synu , powiedzia. , +tarczy5 "oczekaem si wnuk)w, starczy5 2ie
wono pragn za wiee5 Ao#a godzina #u! nadesza. 0estem stary, przy#aciee, mo#e
d7wie s puste. 2ie mog #u! , c'obym bardzo c'cia , spodzi potomstwa. Po
c)! wic !y.
Zn)w napeni szkanki, zza szerokiego pasa wydoby orzec'y, suc'e $igi
owinite w aurowe icie i podziei midzy nas.
, 3szystko, co miaem, oddaem dzieciom , cign. , Znaazem si w
ndzy, tak, w ndzy, ae nie narzekam. ()g ma wszystko, co #est potrzebne.
, ()g mo!e ma wszystko, wu#u 8nagnostisie , krzykn Zorba staremu do
uc'a. , ()g ma wszystko, ae my nie mamy. 2ie da#e nam, stary skpiec5
3)#t zmarszczy brwi.
, C#, kumie, nie m)w tak , gromi surowo. , 2ie czepia# si (oga. %n te!
przecie!, biedak, iczy na nas.
3 te# c'wii wesza !ona 8nagnostisa, cic'a i pokorna, niosc synny przysmak
w giniane# misie oraz wieki dzban wina. Postawia to na stoe i staa ze skrzy!owany/
mi rkami i spuszczonymi oczami.
(rzydziem si wzi do ust c'oby ks te# potrawy, ecz z drugie# strony wstyd
49
mi byo odm)wi. Zorba zerka na mnie spod oka i umiec'a si zoiwie.
, 6o #est na#wspaniasza potrawa, #akie# m)gby sobie za!yczy, sze$ie ,
zac'ca mnie. , 2ie bd7 taki wybredny.
=+tary 8nagnostis mia si.
, Prawd m)wi, prawd, spr)bu#, a przekonasz si. 6o smaku#e #ak m)!d!ek5
?dy ksi! 0erzy odwiedzi kasztor, ten tam na g)rze, zgotowai mu kr)ewsk uczt.
3szystkim podano miso, tyko przed ksiciem sta gboki taerz z zup. Ksi! wzi
y!k i pomiesza. =Easoa.> , pyta zdziwiony. =0edz, wasza wysoko, powiedzia
przeor, #edz, a potem bdziesz pyta>.
Ksi! spr)bowa #edn y!k, dwie, trzy, opr)!ni taerz, obiza si. =-)! to za
wspaniaa potrawa. , pyta. , -o za smaczna $asoa5 +maku#e #ak m)!d!ek>. =6o nie
$asoa, wasza wysoko , odpowiedzia przeor ze miec'em. , 2ie, nie $asoa.
3ykastrowaimy na to wszystkie koguty w okoicy>.
+tary mie#c si wzi kawaek na wideec.
, Ksi!ce danie5 , powiedzia. , %tw)rz usta.
%tworzyem usta, a on wo!y w nie ks. Znowu napeni szkanki i wypiimy
za zdrowie wnuka. %czy dziadka bysny.
, Kim c'ciaby, !eby zosta tw)# wnuk, wu#u 8nagnostisie. , spytaem. ,
Powiedz, bdziemy mu tego !yczy.
, -zeg)! m)gbym c'cie, m)# synu. 2iec' idzie prost drog, niec' wyronie
na porzdnego czowieka, o#ca rodziny. 2iec' si o!eni i ma dzieci i wnuki, a #edno z
#ego dzieci niec' bdzie podobne da mnie. -'ciabym, !eby patrzc na nie starsi
m)wii< =Patrz, #aki podobny do starego 8nagnostisa, Panie wie nad #ego dusz, to
by dobry czowiek>.
, Aaruio , powiedzia nie patrzc na !on. , 2apeni# dzbany winem.
3 te# c'wii pod mocnym pc'niciem otworzya si $urtka i na podw)rko
wpad, kwiczc, prosiak.
, (iedne zwierz , powiedzia Zorba ze wsp)czuciem. , -ierpi...
, Pewnie !e cierpi , zamia si stary Krete&czyk. , 6y by nie cierpia, gdyby
ci spotkao co takiego.
Zorba odpuka w niemaowane drzewo.
, %by ci #zor skoowacia, ty stary guc'ecu5 , mamrota przera!ony.
Prosiak biega przed nami tam i z powrotem i rzuca nam wcieke spo#rzenia.
, +owo da#, mo!na by pomye, !e on wie, co my mamy na taerzac'5 ,
50
wypite wino uderzyo #u! troc' do gowy wu#owi 8nagnostisowi.
8e my #ak kanibae siedzieimy spoko#nie, zadowoeni, po#ada#c i popi#a#c.
Przez srebrne gazki oiwne morze przewiecao r)!owym baskiem zac'odu.
3ieczorem opuciimy dom w)#ta. Zorba, kt)ry te! by #u! troc' wstawiony,
mia oc'ot do rozmowy.
, % czym to m)wiimy przedwczora#, sze$ie. -'ciae, zda#e si, owieca ud,
otwiera mu oczy5 Zaczni# od wu#a 8nagnostisa, otw)rz mu oczy5 3idziae, #ak #ego
!ona stoi przed nim i czeka na rozkazy niby tresowany pies. ;d7 wic i powiedz mu, !e
kobieta ma te same prawa co m!czyzna, !e to okrucie&stwo #e t potraw, kiedy
prosiak biega przed nami kwiczc, !e to gupota cieszy si ze skarb)w boskic', kiedy
kto umiera z godu. -o przy#dzie wu#owi 8nagnostisowi z tyc' uczonyc' wywod)w.
Przyczynisz mu tyko zmartwie&. 8 co zyska na tym #ego !ona. 3sadzisz tyko ki# w
mrowisko< zaczn si k)tnie rodzinne, kura zec'ce sta si kogutem i ma!onkowie
wezm si za by... Zostaw udzi w spoko#u, sze$ie, nie stara# si otwiera im oczu.
?dyby im otworzy , c)! by zobaczyi. 3asn ndz5 2iec' wic ma# oczy
zamknite... ; niec' dae# ni5
Zamik na c'wi, podrapa si po gowie. *ozmya.
, -'yba !e... , powiedzia w ko&cu. , -'yba !e...
, -'yba !e co. A)w5
, -'yba !e, gdy otworz oczy, poka!esz im epszy wiat ni! ciemnoci, w
kt)ryc' porusza# si teraz... Poka!esz.
2ie wiedziaem. 3iedziaem dobrze, co nae!aoby zburzy, ae nie wiedziaem,
co trzeba zbudowa na ruinac'. =2ikt tego nie wie na pewno> , myaem. +tary
wiat #est uc'wytny, trway, !y#emy na nim i waczymy z nim w ka!de# minucie , on
istnie#e. 1wiat przyszoci #eszcze nie narodzi si, #est #eszcze nieuc'wytny, pynny,
zbudowany #est ze wiata, z kt)rego utkane s nasze marzeniaD #est #ak obok
unoszony przez gwatowne wic'ry , mio, nienawi, wyobra7ni, os szczcia,
(oga. 2awet na#wikszy z prorok)w nie m)g zao$iarowa udziom nic wice# ni!
'aso, im mnie# konkretne , tym wikszy prorok.
Zorba spo#rza na mnie drwico. Poczuem gniew.
, Aog pokaza im epszy wiat , rzekem.
, Ao!esz. 0aki on bdzie.
, 2ie zrozumiaby, gdybym ci powiedzia.
51
, 6o znaczy, !e nie mo!esz5 , stwierdzi Zorba, krcc gow. , 2ie sd7, !e
taki ze mnie gupiec, sze$ie. 0ei kto ci powiedzia, !e #estem gupi #ak baran,
wprowadzi ci w bd. 2ie #estem wprawdzie bardzie# wyksztacony ni! wu#
8nagnostis, ae nie taki znowu gupi, o nie5 +koro wic #a nie zrozumiem, to #ak ma
zrozumie ten poczciwina i #ego ciemna !ona. ; wszyscy inni 8nagnostisowie na tym
wiecie. -zy czasem nie c'cesz pokaza im nowyc' ciemnoci. Zostaw im stare,
przywyki do nic'. "otd #ako sobie radz, nawet cakiem nie7e, podz dzieci, ma#
wnuki. ()g czyni ic' guc'ymi, epymi, a oni woa#< =(o!e, bd7 poc'waony5> -zu#
si dobrze w swo#e# biedzie. Zostaw ic' wic i nic nie m)w.
Zamikem. Przec'odziimy koo ogr)dka wdowy. Zorba przystan na c'wi,
westc'n, ae nic nie powiedzia. ?dzie padao, bo o!ywczy zapac' ni)s si w
powietrzu. Zabysy pierwsze gwiazdy, n)w wieci deikatny, zieonozoty. 2iebo
tc'no sodycz.
=6en czowiek , myaem , nie c'odzi do !adnyc' szk), #ego umys nie #est
wic zde$ormowany. Prze!y nie#edno, ma otwart gow, a serce nie stracio pierwot/
ne# odwagi. 3szystkie zawie probemy przecina #ednym ciciem miecza #ak #ego
rodak 8eksander 3ieki. 2ie grozi mu upadek, gdy! mocno caym ciaem opiera si o
ziemi. "zicy w 8$ryce czcz w!a, poniewa! caym ciaem dotyka ziemi i dziki temu
zna wszystkie #e# ta#niki. Pozna#e #e brzuc'em, ogonem i gow. "otyka ziemi, czy
si z ni, stanowi #edno z macierz. 6aki #est wanie Zorba. Ay, udzie
wyksztaceni, #estemy #ak nierozumne ptaki na wietrze>.
?wiazd przybywao. (yy wyniose, okrutne i bezitosne da udzi.
2ie rozmawiaimy #u!. %ba# spogdaimy na niebo z trwog. -o c'wia
zapaay si nowe gwiazdy, wsc')d pon.
"otarimy do baraku. 2ie miaem na#mnie#sze# oc'oty na #edzenie, siadem na
nadbrze!ne# skae. Zorba rozpai ogie&, posii si. 3 pewne# c'wii zdawao si, !e
c'ce usi koo mnie, ae zmieni zdanie, poo!y si i zasn.
Aorze zastygo #ak martwe. Ziemia pod pociskami gwiazd trwaa w bezruc'u i
w miczeniu. 2ie syc'a byo nawet szczekania psa ani kwienia nocnego ptaka. Pa/
nowaa powszec'na cisza, podstpna, gro7na, skomponowana z tysicy krzyk)w tak
odegyc' ub tkwicyc' tak gboko w nas, !e nie mo!emy ic' sysze. -zuem tyko,
#ak krew ttni mi w skroniac' i na szyi.
=Pie& tygrysa5> , pomyaem i zadr!aem.
3 ;ndiac', kiedy noc zapada, syc'a smutn, monotonn, cic' i powon
52
pie& niby ec'o ziewania dzikiego zwierza , pie& tygrysa. +erce czowieka dr!y i
szuka ucieczki, #akby w penym napicia oczekiwaniu.
?dy myaem o te# przera!a#ce# meodii, pustka mego serca powoi zacza si
wypenia, uszom wracaa zdono syszenia, cisza stawaa si krzykiem. 0ak gdyby
dusza, zrodzona z te# same# meodii, opucia ciao, aby #e# wysuc'a.
Poc'yony, zaczerpnem morskie# wody, zwi!yem czoo i skronie.
%dwie!yo mnie to. 3 gbi mo#e# istoty rozbrzmieway gro7ne okrzyki, sptane,
niecierpiwe , ryczcy tygrys by we mnie. 8! nage usyszaem wyra7nie gos<
=(udda5 (udda5> Krzyknem, zrywa#c si.
*uszyem szybko brzegiem morza, #akby c'cc uciec. %d pewnego czasu, gdy
#estem w nocy sam, otoczony gbok cisz, sysz #ego gos , na#pierw smutny,
bagany #ak ament, potem powoi przec'odzi w gniew, sta#e si rozkazu#cy.
+zamoce si w me# piersi #ak dziecko, kt)re c'ce opuci ono matki.
Zbi!ya si p)noc. 2a niebie gromadziy si czarne c'mury, wiekie krope
spady mi na rce. 2ie zwracaem na to uwagi. %bewa mnie !ar, na skroniac' czuem
#akby dwa pomienie.
=2adszed czas , myaem prze#ty dreszczem. , %pata mnie buddy#ski
krg. 2adszed czas, aby uwoni si od tego nadprzyrodzonego ci!aru>.
3r)ciem szybko do baraku i zapaiem amp. Kiedy zabyso wiato, Zorba
zamruga powiekami, otworzy oczy i spogda na mnie poc'yonego nad papierem i
piszcego. Arukn co, czego nie dosyszaem, odwr)ci si raptownie do ciany i
znowu zapad w sen.
Pisaem szybko, bez wytc'nienia, pieszyem si. (udda w cae# swo#e# postaci
by we mnie. 3idziaem, #ak wysnuwa si z mo#e# duszy niby bkitna wstga pokryta
ta#emnymi znakami. 3stga ta odwi#aa si coraz szybcie#, a #a staraem si #
uc'wyci. Pisaem, pisaem, a wszystko wydawao si proste i atwe. 2ie pisaem, ra/
cze# przepisywaem. -ay wiat stawa przede mn, #akby zrodzony z itoci, rezygnac#i
i powietrza , paac (uddy, 'aremowe piknoci, zota karoca, trzy makabryczne $a/
tane spotkania< ze starcem, z c'orym i ze mierci, ucieczka, asceza, wyzwoenie,
zapowied7 zbawienia. Ziemia pokrya si !)tymi kwiatami, !ebracy i kr)owie
przywdziewai !)te szaty, kamienie, drzewa, ciaa staway si !e#sze. "usza pogr!aa
si w niebycie. -zuem b) pac)w, ae nie c'ciaem, nie mogem przerwa pisania.
2age wiz#a zacza znika, uc'odzi, musiaem # zatrzyma.
*ano Zorba zasta mnie picego z gow spoczywa#c na rkopisie.
53
".
Kiedy si obudziem, so&ce byo #u! wysoko. Pace zdrtwiay mi od pisania,
tak !e nie mogem ic' zacisn. (uddy#ska nawanica, kt)ra przesza nade mn,
pozostawia zmczenie i pustk.
+c'yiem si, aby podnie rozrzucone po pododze kartki, nie miaem ani
c'ci, ani siy, aby do nic' za#rze, #akby owa pot!na $aa natc'nienia bya tyko
snem, kt)rego nie c'ciaem uwizi w okowac' s)w.
A!y drobny deszczyk. Zorba przed wy#ciem napai w piecyku, siedziaem
wic z podkurczonymi nogami, z rkami wycignitymi do ognia, bez posiku,
nieruc'omo, wsuc'u#c si w agodnie pada#ce krope.
2ie myaem o niczym. Umys odpoczywa zwinity w kbek #ak kret ,
syszaem na#!e#sze odgosy, poruszenia i szmery ziemi. +yszaem krope pada#cego
deszczu i kiekowanie nasion. -zuem, !e niebo i ziemia cz si z sob, #ak niegdy,
w odege# epoce, kiedy specione w ucisku niby m!czyzna z kobiet podziy
potomstwo. +yszaem szum morza, kt)re ryczao i spragnione izao brzeg #ak dzika
bestia.
(yem szcziwy, zdawaem sobie z tego spraw. *zadko szczcie odczuwamy
wtedy, kiedy #est naszym udziaem. "opiero gdy przeminie, spogdamy wstecz i
nage po#mu#emy , niekiedy ze zdumieniem , #ak bardzo byimy szcziwi. 8 #a na
tym krete&skim wybrze!u prze!ywaem szczcie i wiedziaem, !e #estem szcziwy.
-iemnobkitne morze sigao wybrze!y 8$ryki. %d daekic' rozpaonyc'
piask)w wia czsto gorcy poudniowy wiatr. *ano morze pac'niao arbuzem, w
poudnie byo nieruc'ome i pokryte ekk mgiek, #ego deikatne $aowanie
przywodzio na my edwo zarysowane kobiece piersi, wieczorem wzdyc'ao i miao
koor r)!, ober!yny, wina.
Po poudniu bawiem si piaskiem, nabieraem w donie te drobniutkie, #asne
ziarenka i pozwaaem, aby przeizgiway si midzy pacami, ciepe i deikatne. "o&
mo#a bya #ak kepsydra, przez kt)r przepywa, ginc, !ycie. 8 #a spogdam w morze
i suc'am Zorby, i szczcie rozsadza mi skronie.
Pamitam, #ak pewnego dnia, w wigii 2owego *oku, #a i mo#a czteroetnia
siostrzenica 8ka ogdaimy skep z zabawkami. 2age dziewczynka odwr)cia si do
mnie i powiedziaa<
54
, 3u#u 3ikoaku 9tak mnie nazywaa:, #estem tak szcziwa, !e wyrasta# mi
rogi5
Przeraziem si. 0akim!e cudem #est !ycie i #ak bardzo podobne s do siebie
wszystkie dusze, kiedy zapuciwszy korzenie w gb, spotka# si i stan si #ednoci.
3 owe# c'wii przypomniaem sobie 'ebanow gow (uddy, kt)r widziaem w
daekim muzeum. (y to (udda wyzwoony, pogr!ony w na#wy!sze# radoci po
siedmiu atac' konania. Byy na #ego skroniac' nabrzmiay i uwypukay si tak, !e
wygday #ak dwa mocne okrge rogi, #ak dwie staowe spr!yny.
Pod wiecz)r deszcz przesta pada, niebo stao si czyste. (yem godny i
cieszyem si, bo za c'wi mia przy# Zorba , rozpai ogie& i zacznie ceebrowa
codzienny obrzd gotowania.
, 6o te! #est 'istoria bez ko&ca , mawia czsto Zorba, stawia#c garnek na
ogniu. , 2ie tyko przekta kobieta #est odwieczn spraw, #edzenie te!.
2a tym wybrze!u po raz pierwszy zaznaem rozkoszy #edzenia. 3ieczorem
Zorba rozpaa ogie& midzy dwoma kamieniami i przygotowywa posiek. Kiedy
siadaimy do #edzenia i picia, rozmowa si o!ywiaa. Zrozumiaem wreszcie, !e
#edzenie tak!e #est aktem duc'owym, a miso, c'eb i wino stanowi t podstawow
materi, z kt)re# powsta#e duc'.
Po caym dniu pracy tu! przed posikiem Zorba nie mia 'umoru, odzywa si
cierpko, musiaem wyciga z niego sowa. *uc'y mia oci!ae i pozbawione
wdziku. 8e wystarczyo, aby , #ak mawia , dorzuci wga do kota, a caa
zgrzyta#ca, rozstro#ona maszyneria #ego ciaa o!ywaa, nabieraa rozmac'u i
zaczynaa pracowa. %czy #ego byszczay, myi rozpieray go, a u st)p wyrastay mu
skrzyda, kt)re poryway go w tan.
, Powiedz mi, co robisz z #edzeniem, kt)re spo!ywasz, a powiem ci, kim #este.
0edni przerabia# #e na tuszcz i naw)z, inni na prac i zabaw, #eszcze inni , #ak sy/
szaem , na bosko. ;stnie# wic trzy rodza#e udzi. 0a, sze$ie, nie nae! do
na#gorszego z nic' ani do na#epszego. 0estem porodku. 6o, co #em, przerabiam na
prac i dobry 'umor. 6o nie #est na#gorsze.
+po#rza na mnie c'ytrze i rozemia si.
, 8 ty, sze$ie, #ak my, usiu#esz przeksztaca #edzenie w bosko, ae ci si
to nie uda#e, wic si mczysz. +potkao ci to, co koguta.
, 8 co z tym kogutem, Zorbo.
, 3idzisz, kogut c'odzi sobie godnie, #ak przystao na koguta. 8! pewnego
55
dnia zac'ciao mu si naadowa gobia. %dtd zapomnia biedak swego wasnego
c'odu. 3szystko mu si pomieszao, widzisz. Kutyka.
Podniosem gow. Usyszaem kroki Zorby sc'odzcego ze wzg)rza. 3kr)tce
u#rzaem go z biska, rce zwisay mu niezdarnie wzdu! ciaa, min mia nietg.
, "obry wiecz)r, sze$ie5 , rzuci przez zby.
, -ze, Zorba5 0ak ci sza dzisia# praca.
2ie odpowiedzia.
, *ozpa ogie& i zrobi co do #edzenia.
3ycign z kta narcze drzewa, uo!y #e po mistrzowsku midzy kamieniami
i podpai. 2apeni garnek wod, wrzuci cebu, pomidory, ry!, zacz" pic'ci. 0a
tymczasem rozo!yem na niskim, okrgym stoiku obrus, pokroiem grube kromki
pszennego c'eba i napeniem winem gsior, podarowany nam przez wu#a
8nagnostisa zaraz pierwszego dnia.
Zorba ukkn przed garnkiem, wpatrywa si w ogie& i micza.
, Aasz dzieci, Zorbo. , zapytaem nieoczekiwanie.
%dwr)ci si.
, "aczego pytasz. Aam c)rk.
, A!atka.
Zorba zamia si.
, "aczego si mie#esz, Zorbo.
, -o za pytanie, sze$ie. %czywicie, !e zam!na. 2ie #est przecie! kretynk5
Pracowaem wtedy w kopani miedzi na P)wyspie -'acydyckim. Kt)rego dnia
otrzymaem ist od swego brata 0annisa. Prawda, zapomniaem ci powiedzie, !e mam
brata , powa!ny, domator, iczykrupa, 'ipokryta, pobo!ni, kr)tko m)wic ,
podpora spoecze&stwa. Aa skep spo!ywczy w +aonikac'. =(racie 8eksy , pisa do
mnie , two#a c)rka Eroso zesza na z drog, z'a&bia dobre imi nasze# rodziny, ma
koc'anka, ma nawet z nim dziecko, zniweczya nasz 'onor5 Po#ad do wsi i zabi# #>.
, ; co zrobie, Zorbo.
3zruszy ramionami.
, =P'i, kobiety5> , powiedziaem i podarem ist.
Zamiesza ry!, posoi i rozemia si.
, 8e poczeka#, ta 'istoria ma zabawne zako&czenie. Po dw)c' czy trzec'
miesicac' ten idiota pisze mi< =By# w zdrowiu i radoci, bracie 8eksy5 %dzyskaimy
cze. Ao!esz teraz wysoko podnie gow. 6en czowiek poubi Eroso>.
56
Zorba odwr)ci si i spo#rza na mnie. 3 wiete pacego si papierosa
widziaem byszczce oczy. 0eszcze raz wzruszy ramionami..
, P'i, m!czy7ni5 , powiedzia z niewysowion pogard.
8 po c'wii cign<
, -zeg)! mo!na si spodziewa od kobiety. P)#dzie do )!ka z pierwszym
m!czyzn, #akiego spotka na swo#e# drodze. -zego mo!na si spodziewa od
m!czyzny. 3padnie w zastawion puapk. Zapamita# mo#e sowa, sze$ie5 ; da#
pieprzu5
%dstawi garnek i zasiedimy do #edzenia. .
Zorba zn)w popad w gbok zadum. -o go gnbio. +poziera na mnie,
otwiera i zamyka usta. 3 wiete ampy wida byo #ego oczy smutne i niespoko#ne.
2ie wytrzymaem.
, Zorbo , rzekem. , -'cesz mi co powiedzie. Powiedz. Aasz co na
wtrobie, wyrzu to z siebie. Zara7 zrobi ci si epie#.
Zorba micza. Podni)s z ziemi kamyczek i cisn z cae# siy.
, Zostaw kamienie w spoko#u, gada#5
Zorba wycign pomarszczon szy#.
, U$asz mi, sze$ie. , spyta, patrzc mi niespoko#nie w oczy.
, 6ak, Zorbo , odparem. , -okowiek by zrobi, nie mo!e to by nic zego.
2awet gdyby c'cia, nie m)gby. 0este #ak ew abo wik. Badne z tyc' zwierzt nie
zac'owa si nigdy tak, #akby byo owc ub osem, nigdy nie sprzeniewierzy si swo#e#
naturze. Podobnie #est z tob. 0este Zorba od st)p do g)w.
Zorba potrzsn gow.
, 8e #a #u! nie wiem, #aki diabe nas prowadzi5
, 0a wiem, nie martw si. 1miao naprz)d5
, Powt)rz to, sze$ie, dodasz mi odwagi5 , zawoa Zorba.
, 1miao naprz)d5
%czy Zorby bysny.
, 6eraz mog ci powiedzie. %d kiku dni mam w gowie wiekie pany, szaone
pomysy. -zy da si #e zreaizowa.
, 6y mnie o to pytasz. Przecie! przy#ec'aimy tu po to, aby reaizowa nasze
pomysy.
Zorba wycign szy#, spogda#c na mnie z radoci i z kiem<
, Powiedz szczerze, sze$ie5 , zawoa. , 2ie przybyimy tu tyko z powodu
57
wga.
, 3gie #est tyko pretekstem, aby nie wzbudza pode#rze& mie#scowyc', aby
udzie sdzii, !e #estemy powa!nymi przedsibiorcami, i nie obrzucai nas zgniymi
#a#ami. *ozumiesz, Zorbo.
Zorba sta z otwartymi ustami, usiowa zrozumie, ae nie mia uwierzy w
tak wiekie szczcie. 2age rzuci si na mnie i c'wyci mnie w ramiona.
, Umiesz ta&czy. , spyta gwatownie. , Umiesz ta&czy.
, 2ie.
, 2ie.5
%puci rce zdumiony.
, "obrze , powiedzia po c'wii , wic #a zata&cz, sze$ie. Usid7 troc'
dae#, !ebym ci nie potrci. Fe#5 Fe#5
Podskoczy, wyskoczy z baraku, zrzuci buty, marynark, kamizek, podkasa
nogawki spodni a! do koan i zacz ta&czy. 3 umazane# #eszcze wgem czarne#
twarzy byszczay biaka oczu.
*zuci si do ta&ca , kaska w donie, podskakiwa, wywi#a w powietrzu
piruety, opada na ugityc' koanac' i zn)w nogi wyrzucay go w g)r. 3zatywa
wysoko, #akby by z gumy. 2age wzbi si tak wysoko, #akby c'cia przezwyci!y
prawa natury i uecie. 3 tym strudzonym, starym ciee wyczuwao si dusz
waczc o to, by porwa #e i wraz z nim #ak meteor rzuci si w ciemnoci. "usza
podrywaa ciao, a ono spadao, nie mogc zbyt dugo utrzyma si w powietrzu, dusza
bez itoci podrywaa #e znowu, #eszcze wy!e#, ecz ono, nieszczsne, opadao bez tc'u.
Zorba zmarszczy brwi, twarz #ego staa si niepoko#co powa!na. 2ie wydawa
okrzyk)w. Zaciska#c szczki, usiowa dosign niemo!iwoci.
, Zorba, Zorba5 , woaem. , "osy5
Prze# mnie k, !e stare ciao nie wytrzyma takiego rozpdu i rozeci si w
tysice kawak)w na cztery strony wiata.
Aogem sobie #ednak krzycze5 0ak m)g Zorba usysze woanie poc'odzce z
ziemi. 0ego ciao byo #ak ciao ptaka.
Patrzyem z niepoko#em na ten dziki, peen determinac#i taniec. ?dy byem
maym c'opcem, miaem bu#n wyobra7niD opowiadaem moim przy#acioom
makabryczne 'istorie, w kt)re sam te! wierzyem.
, 2a co umar tw)# dziadek. , spyta mnie pewnego dnia koega szkony.
8 #a wymyaem #ak nieprawdopodobn 'istori, opowiadaem i w miar,
58
#ak m)wiem, sam zaczynaem w ni wierzy.
, A)# dziadek nosi buty na gumie. Pewnego dnia, kiedy mia #u! siw brod,
zeskoczy z dac'u naszego domu, ecz kiedy dotkn ziemi, odbi si od nie# #ak pika i
wznosi si coraz wy!e#, wy!e#, ponad dac'y dom)w, a! znikn w obokac'. 6ak zmar
m)# dziadek.
%d dnia, w kt)rym wymyiem t 'istori, iekro byem w maym koci)ku
1witego Ainasa i widziaem na otarzu obraz przedstawia#cy 3niebowstpienie,
pokazywaem go moim koegom i m)wiem<
, Patrzcie, to #est m)# dziadek w swoic' butac' na gumie5
6ego wieczoru po tyu atac', gdy zobaczyem Zorb unoszcego si w
powietrzu, od!yy we mnie owe przera!a#ce dziecinne $antaz#eD baem si, !eby Zorba
te! nie znikn w c'murac'.
, Zorba, Zorba5 , krzyczaem.,"osy5
3reszcie Zorba zdyszany opad na ziemi. 6warz #ego #aniaa szczciem.
+zpakowate wosy przy keiy si do czoa, a pot zmieszany z pyem spywa po
poiczkac' i brodzie.
Zaniepoko#ony poc'yiem si nad nim.
, 6o mi u!yo , powiedzia po c'wii , #akby mi upuszczono krwi. 6eraz
mog m)wi.
3szed do baraku, siad pod piecykiem i spogda na mnie rozpromieniony.
, -o ci si stao, sze$ie. Ausiaem si wyadowa, !eby rado mnie nie
zadusia. 8 w czym si wyadowa. 3 sowac'. P$e5
, -o za rado.
6warz mu pociemniaa, wargi zaczy dr!e.
, -o za rado. 8 wic to wszystko, co mi przed c'wi powiedziae, m)wie
tak sobie, w powietrze. -zy ty rozumiesz, co m)wie. 2ie przy#ec'aimy tu da w/
ga , powiedziae mi. Powiedziae czy nie. Przy#ec'aimy, aby !y na swobodzieD
mydimy udziom oczy, aby nie wzii nas za wariat)w i nie obrzucii zgniymi #a#ami.
8e kiedy #estemy sami i nikt nas nie widzi, mo!emy si mia i radowa. -zy! nie.
+owo da#, to #est wanie to, czego pragnem, tyko nie uwiadamiaem sobie tego
wyra7nie. -zasem myaem o wgu, czasem o stare# (ubuinie, czasem o tobie...
Prawdziwy mtik. Kiedy kopaem c'odnik, m)wiem sobie< =3gie5
2a#wa!nie#szy wgie5> ; cay zamieniaem si w wgie. 8e potem, gdy ko&czyem
prac i zabawiaem si z t star , niec' #e# si dobrze dzie#e , posyaem do diaba
59
wszystkie pokady wga i wszystkim sze$om kazaem si wiesza na wst!ce u #e# szyi
, i Zorbie z nimi5 8 gdy zostawaem sam i nie miaem nic do roboty, myaem o
tobie, sze$ie, i serce mi pkao. -zuem na nim kamie&. ,,6o 'a&ba, Zorbo5 ,
krzyczaem w duc'u. , Fa&ba5 2abiera tego poczciwego czowieka i wyudza od
niego pienidze. 0ak dugo #eszcze bdziesz takim draniem, Zorbo. "osy #u!5>
A)wi ci, sze$ie, straciem gow. "iabe cign w #edn stron, ()g w drug.
*ozdzieraem si na dwo#e. 6eraz, sze$ie, powiedziae mi wiek rzecz i zn)w
wszystko #est da mnie #asne. Prze#rzaem5 Zrozumiaem5 0estemy w zgodzie5 6eraz
damy ognia. ;e masz #eszcze pienidzy. 3ykada# tu wszystko5 Zaraz zrobimy z nimi
porzdek.
Zorba otar pot, roze#rza si wkoo. *esztki obiadu waay si #eszcze na stoe.
+ign po nie dug rk.
, Za pozwoeniem, sze$ie , powiedzia. , Zn)w #estem godny.
3zi kawa c'eba, cebu i gar oiwek. 0ad apczywie. 2ie dotyka#c
wargami, przec'yi do ust gsior, wino zabugotao. Zorba zadowoony masn.
, 6o si c'wai , powiedzia.
Zrobi do mnie oko.
, "aczego si nie mie#esz. , spyta. , "aczego patrzysz. 6aki #u! #estem.
Aieszka we mnie diabe, kt)ry mi rozkazu#e, a #a robi to, co mi ka!e. ;ekro
przytoczy mnie #akie uczucie, #akby mnie c'ciao udusi, woa< =Zata&cz5>, a #a
ta&cz i to przynosi mi ug. Kiedy m)# synek "imitrakis zmar w -'akidike, te!
poderwaem si i zaczem ta&czy. Krewni i przy#aciee, widzc mnie ta&czcego nad
ciaem, rzucii si, aby mnie powstrzyma. =Zorba oszaa5 , krzyczei. , Zorba
oszaa5> 8e gdybym w tamte# c'wii nie zacz ta&czy, naprawd oszaabym z b)u.
(y to m)# pierworodny, mia trzy atka, nie mogem znie #ego straty. *ozumiesz,
sze$ie, co m)wi do ciebie, czy te! m)wi na wiatr.
, *ozumiem ci, rozumiem. 2ie m)wisz na wiatr.
, Kiedy indzie# zn)w... (yem w *os#i... Po#ec'aem #ak zawsze do kopani,
tym razem do kopani miedzi koo 2oworosy#ska.
2auczyem si paru rosy#skic' s)w, tye, ie mi byo potrzebne do mo#e# pracy<
=tak, nie, c'eb, woda, koc'am ci, c'od7, ie.> Zaprzy#a7niem si z *os#aninem,
wciekym boszewikiem. -o wiecz)r c'odziimy do portowe# tawerny, !opaimy
w)dk, #edn butek za drug, i to nas wprawiao w serdeczny nastr)#. 0ak tyko
robio nam si wesoo, otwieraimy przed sob serca. %n c'cia opowiedzie mi
60
wszystko, co prze!y podczas rewouc#i, a #a c'ciaem mu opisa wszystkie swo#e
przygody. Piimy wic razem, widzisz, i stawaimy si brami.
Porozumiewaimy si na migi. A)wi pierwszy, a kiedy nie rozumiaem go,
woaem< =+top5> 3tedy wstawa i zaczyna ta&czy. *ozumiesz, sze$ie. 6a&czc
przekazywa mi to, co c'cia mi powiedzie. 6o samo robiem #a. 3szystko, czego nie
mogimy wypowiedzie ustami, wyra!aimy nogami, rkoma, brzuc'em ub dzikimi
okrzykami< =Fe#, 'e#5 Fop5 Fura5>
Zaczyna *os#anin. %powiada, #ak c'wycii za bro&, #ak rozgorzaa wo#na, #ak
znae7i si w 2oworosy#sku... ?dy nie mogem go zrozumie, podnosiem rk i
woaem< =+top5> 2atyc'miast podrywa si , i w tany5 6a&czy opta&czo, a #a,
patrzc na #ego rce, nogi, piersi, oczy, rozumiaem wszystko< wc'odz do
/2oworosy#ska i robi porzdek z panami...
Potem mo#a koe#. Zaedwie zdoaem wypowiedzie kika s)w, *os#anin ,
mo!e by troc' wstawiony i m)zg #ego nie pracowa sprawnie , krzykn< =+top5> 2a
to tyko czekaem. Podskoczyem, odsunem krzesa i stoy, zaczem ta&czy... 8c',
biedaku, udzie nisko upadi5 "ozwoii, aby ciaa ic' stay si nieme, a oni m)wi
tyko ustami. -zeg)! mo!na si spodziewa po ustac', c)! mog one wyrazi. ?dyby
widzia, #ak ten *os#anin suc'a, po!era#c mnie oczami i #ak wietnie wszystko
rozumia5 6a&czc opisywaem mu swo#e nieszczcia, tuaczki, wyiczaem o!enki,
rzemiosa, kt)re uprawiaem , a byem kamieniarzem, g)rnikiem, 'andarzem
domokr!nym, garncarzem, komitadi, gra#kiem, przemytnikiemD opowiadaem, #ak
wsadzii mnie do wizienia, #ak uciekem, #ak znaazem si w *os#i...
Po#mowa wszystko, wszystko. A)wiy mo#e nogi, rce, wosy, ubranie, nawet
scyzoryk wiszcy za pasem... Kiedy sko&czyem, porwa mnie w ramiona,
napeniimy na nowo kieiszki w)dk, pakaimy i miaimy si, pada#c sobie w
ob#cia. % wicie !egnaimy si i zatacza#c si szimy spa. 8 wieczorem
spotykaimy si znowu...
1mie#esz si. 2ie wierzysz mi, sze$ie. A)wisz sobie< =-)! to za niestworzone
'istorie opowiada ten +indbad Begarz. -zy mo!na porozumie si za pomoc ta&ca.>
8 przecie! got)w #estem przysic, !e tak wanie rozmawia# bogowie i szatany.
3idz, !e #este picy. 0este bardzo wty i nieodporny na trudy. ;d7 wic
spa, a #utro pogadamy. Aam wspaniay pomys, #utro ci opowiem. 6eraz wypa #esz/
cze papierosa, a mo!e nawet zanurz eb w morzu. Pon cay, musz przygasi po!ar.
"obranoc5
61
2ie mogem zasn. Ayaem o swoim zmarnowanym !yciu. ?dybym m)g
zetrze gbk wszystko, co przeczytaem, co widziaem i syszaem, zapisa si do
szkoy Zorby i zacz si uczy wiekiego, prawdziwego a$abetu5 0ak!e odmienn
wybrabym drog5 Kwiczybym nieustannie mo#e pi zmys)w i ciao, aby potra$io
radowa si i rozumie. 2auczybym si biega, waczy, pywa, dosiada konia,
wiosowa, prowadzi samoc')d, strzea. "usza mo#a uzupeniaby si ciaem, a ciao
, dusz. "okonabym w sobie nareszcie po#ednania tyc' dw)c' odwiecznyc'
wrog)w...
+iedzc na posaniu, myaem o swoim straconym bezu!ytecznie !yciu. Przez
otwarte drzwi w wiete gwia7dziste# nocy mogem dostrzec sywetk ZorbyD oparty o
ska wygda #ak wieki nocny ptak. Zazdrociem mu. 6o on znaaz prawd ,
myaem. , 3ybra waciw drog5>
3 dawnyc' pierwotnyc' i tw)rczyc' czasac' Zorba byby wodzem pemienia,
kroczyby na przedzie toru#c drog siekier. 8bo byby trubadurem, wdru#cym od
zamku do zamku, i wszyscy< panowie, damy i su!ba, wpatrywaiby si w #ego usta,
wsuc'iwaiby si w sowa. 3 nasze# niewdziczne# epoce bdzi zgodniay #ak wik
wok) zagr)d abo grozi mu, !e stanie si baznem #akiego gryzipi)rka.
2age zobaczyem, !e Zorba wsta. *ozebra si, rzuci rzeczy na piasek i
skoczy do morza. -'wiami w sabe# powiacie wsc'odzcego ksi!yca widziaem #ego
wiek gow, wynurza#c si z wody i znika#c. %d czasu do czasu wydawa #akie
okrzyki, szczeka, r!a, pia #ak kogut. "usza #ego w te# pustynne# nocy szukaa
zwizku ze zwierztami.
Powoi, bezwiednie zapadem w sen. 2aza#utrz o wicie zobaczyem Zorb, #ak
umiec'nity i wypoczty cign mnie za nog.
, 3stawa#, sze$ie5,woa. ,-'c przedstawi ci m)# pan. +uc'asz.
, +uc'am.
Usiad po turecku na pododze i zacz mi tumaczy, w #aki spos)b poprowadzi
koe#k inow ze szczytu g)ry na wybrze!e. (dziemy t drog sprowadza drzewo do
budowy c'odnik)w, a to, co pozostanie, bdziemy mogi sprzeda. Postanowiimy
wydzier!awi od kasztoru sosnowy as, ae transport by zbyt drogi i nie mogimy
znae7 mu)w. Zorba wymyi wic t koe#k, kt)r zbudu#emy z grubyc' in,
pot!nyc' sup)w i 'ak)w. (dzie si na nic' zawiesza pnie i spuszcza z g)ry do
samego morza.
, Zgoda. , zapyta, sko&czywszy ob#anienia. , Podpisu#esz si pod tym.
62
, 6ak #est, Zorbo. Zgadzam si.
2apai w piecyku, postawi imbryk, przygotowa kaw, potem okry mi nogi,
abym si nie przezibi, i poszed zadowoony.
, "zisia# , m)wi , bdziemy kopa nowy c'odnik. Znaazem pikn !y5
Prawdziwy czarny diament5
3ziem rkopis =(uddy> i pogr!yem si w swoic' tuneac'. Pracowaem
cay dzie& i w miar, #ak posuwaem si naprz)d, czuem si coraz bardzie# wony.
"oznawaem mieszanyc' uczu , ugi, dumy, niesmaku. 8e pozwaaem poc'on
si te# pracy , wiedziaem, !e z c'wi uko&czenia tego rkopisu, w dniu, kiedy go
zwi! i opiecztu#, bd wony.
(yem godny, z#adem kika rodzynk)w, migda)w i kawaek c'eba.
%czekiwaem powrotu Zorby, kt)ry przynosi z sob wszystko, co mo!e uradowa
serce czowieka , niewinny miec', dobre sowo, smaczny posiek.
Przyszed pod wiecz)r. Przygotowa koac#. 0edimy, ae my #ego bdzia
gdzie indzie#. Ukkn, wbi w ziemi par patyk)w, nacign sznurek i na
mikroskopi#nyc' 'akac' zawiesi zapak, usiu#c znae7 taki kt nac'yenia, aby
konstrukc#a nie runa.
, 0e!ei kt nac'yenia bdzie wikszy ni! trzeba , ob#ania , e!ymy, #ei
bdzie mnie#szy, te! e!ymy. Ausimy znae7 na#waciwszy kt. "o tego, sze$ie,
trzeba nam tgie# gowy i wina.
, 3ina mamy pod dostatkiem , powiedziaem rozbawiony. , 8 co do
gowy...
Zorba wybuc'n miec'em<
, Zaczynasz si wyrabia, sze$ie , powiedzia, patrzc na mnie z czuoci.
Usiad, !eby odpocz, zapai papierosa. Znowu by w dobrym 'umorze, #zyk
mu si rozwiza.
, ?dyby si nam udaa ta koe#ka , marzy gono , spuciibymy tu cay as,
otworzyibymy tartak, robiibymy deski, supy, beki, zgarniaibymy pienidze szu/
$. Potem zbudowaibymy tr)#masztowiec, pozbieraibymy, co nasze, i zn)w
ruszyibymy w wiat5
Przed oczami Zorby z#awiy si kobiety w odegyc' portac', miasta, pow)d7
wiate, gigantyczne budowe, maszyny, statki.
, 3idzisz, sze$ie, wosy przypr)szya mi #u! siwizna, zby zaczyna# mi
63
wypada, nie mam czasu do stracenia. 6y co innego5 6y #este mody, mo!esz #eszcze
pozwoi sobie na cierpiwo, #a nie. +owo da#, im #estem starszy, tym bardzie#
dzicze#. 2iec' mi nikt nie m)wi, !e z wiekiem czowiek sta#e si agodnie#szy. 2iec'
nie gada#, !e kiedy starzec zobaczy mier, nadstawia si i woa< =Utni# mi gow,
abym m)g znae7 si w niebie5> 0a, im du!e# !y#, tym bardzie# #estem zbuntowany.
2ie podda# si, c'ciabym zawo#owa wiat.
3sta, zd# ze ciany santuri.
-'od7 tu, zy duc'u , powiedzia. , -zemu tam tkwisz na cianie #ak
niemowa. Zapiewa# co5
2ie mogem napatrzy si, #ak ostro!nie, z #ak niezwyk czuoci Zorba
wy#mu#e santuri z pokrowca. Zdawao si, !e wyusku#e $ig ub rozbiera kobiet.
Poo!y santuri na koanac', poc'yi si nad nim, pieszczotiwie dotkn strun
, #akby si radzi, #ak meodi zagra, #akby #e budzi, #akby stara si #e skoni, aby
zec'ciao towarzyszy #ego stroskane# duszy, zmczone# samotnoci. *ozpocz #ak
piosenk, ae nie sza dobrze, przerwa i zacz inn, struny #czay, #akby z b)u, #akby
nie c'ciay piewa. Zorba opar si o cian, otar pot, kt)ry nage zwi!y mu czoo.
, 2ie c'ce , mrucza, spogda#c ze zniec'ceniem na santuri. 2ie c'ce...
%wi#a #e z respektem, #akby to by drapie!nik, kt)ry mo!e go ugry7. Uni)s si
oci!ae i zawiesi santuri na cianie.
, 2ie c'ce , powt)rzy #eszcze raz , nie c'ce... 2ie wono go zmusza.
Usiad na ziemi i zagrzeba w popiee kasztany, napeni szkanki winem.
3ypi, obra kasztan i poda mi.
, *ozumiesz co z tego, sze$ie. , zapyta. , 0a nie. Ka!da rzecz ma dusz<
drzewo, kamie&, wino, kt)re pi#emy, ziemia, po kt)re# c'odzimy. 3szystko, wszystko,
sze$ie.
Podni)s szkank.
, 6wo#e zdrowie5
3ypi i napeni na nowo.
, -o za pode !ycie5 , mrukn. , Pode5 0ak stara (ubuina.
*ozemiaem si.
, +uc'a#, co ci m)wi, sze$ie, nie mie# si. Bycie #est #ak stara (ubuina. 0est
stara, prawda. %wszem, ae ma sw)# wdzik. Zna sposoby, aby straci gow. ?dy
zamkniesz oczy, mo!e ci si wydawa, !e trzymasz w ramionac' dwudziestoetni
dziewczyn. Przysigam, !e ona nie ma wice# #ak dwadziecia at, gdy #este w $ormie
64
i zgasisz wiato5
Powiesz, !e #est #u! nadpsuta, !e prowadzia ekkie !ycie, !e 'uaa z
admiraami, marynarzami, !onierzami, c'opakami, wdrownymi 'andarzami,
popami, rybakami, !andarmami, kaznodzie#ami i sdziami poko#u5 3ic co. -o z
tego. 6a stara $dra szybko zapomina. 2ie pamita ani #ednego ze swyc' koc'ank)w.
Za ka!dym razem , nie !artu# , zac'owu#e si #ak niewinna gobica, #ak biay
abd7. *umieni si , wierz mi , rumieni si i dr!y, #akby to byo pierwszy raz.
Kobieta to ta#emnicze stworzenie, sze$ie. Ao!e. tysic razy upa i tysic razy
podnie si #ako dziewica. Zapytasz< daczego. Po prostu nie pamita.
, Za to #e# papuga pamita, Zorbo , powiedziaem, aby go podra!ni. Zawsze
wrzeszczy to samo imi, byna#mnie# nie two#e.
, -zy to ci nie irytu#e, !e kiedy #este w si)dmym niebie, ona wrzeszczy<
=-anaIaro5 -anaIaro5> -zy nie masz oc'oty ukrci #e# karku. 2a#wy!szy czas
nauczy # woa< =Zorba5 Zorba5>
, -o za bzdury5 , krzykn Zorba, zatyka#c sobie uszy. , "aczego miabym
ukrca #e# kark. Uwiebiam suc'a, #ak ona woa to imi. 6a bezwstydnica wiesza w
nocy katk nad )!kiem, a ten may diabe oczami przebi#a ciemno i gdy tyko
zobaczy, !e #estemy w na#epsze# komitywie, zaczyna wrzeszcze< =-anaIaro5
-anaIaro5>
Przysigam, sze$ie, c'ocia! ty, zasuszony wr)d swoic' parszywyc' papier)w, i
tak tego nie zrozumiesz, przysigam, !e natyc'miast czu# akierki na nogac',
pi)ropusz na gowie i #edwabist brod wonie#c paczu. #uon iorno$ #uona sera%
&aniate macaroni% +ta# si rzeczywistym -anaIaro. 3stpu# na sw)# admiraski
statek, przedziurawiony tysicem ku, i dae#... %gnia pod koty5 *ozpoczyna si
kanonada5
Zorba zarec'ota. Przymkn ewe oko i przygda mi si.
, 3ybacz mi, sze$ie, ae #estem podobny do swego dziadka 8eksego, niec'
()g zitu#e si nad #ego dusz5 ?dy mia sto at, wieczorami siadywa przed domem i
zerka na mode dziewczta, pieszce po wod do studni. Jrenice #ego #u! przygasy,
widzia bardzo 7e. Przywoywa wic dziewczta. =Powiedz, #ak si nazywasz>.
=Feenka, c)rka Aastrantoniusa5> =-'od7 tu, zbi! si, niec' ci pogaszcz5 -'od7,
nie b)# si5> Powstrzymu#c si od miec'u, podc'odziy. "ziadek podnosi rk do
dziewczce# twarzy i gadzi # deikatnie, czue. @zy pyny mu z oczu. ="aczego
paczesz, dziadku.> , zapytaem pewnego dnia. =-zy zda#e ci si, c'opcze, !e nie
65
mam powod)w do paczu. Umieram i zostawiam tye piknyc' dziewczt5>
Zorba westc'n.
, 8c', m)# biedny dziadku , powiedzia , #ak #a ci rozumiem5 =(iada mi5 /
powtarzam sobie nieraz. , Beby przyna#mnie# te wszystkie pikne kobiety mogy
umrze wraz ze mn5> 8e te adacznice bd !yy, i to #eszcze #ak5 A!czy7ni bd
trzyma #e w ramionac' i caowa #e, kiedy #a stan si proc'em, po kt)rym bd
stpa.
3y# z piecyka kika kasztan)w, obra #eD trciimy si. +iedzieimy tak
dugo, popi#a#c i !u#c powoi #ak dwa wiekie kr)iki. 3suc'iwaimy si w ryczce
za nami morze.
66
#.
"o p)7na w noc siedzieimy miczc przy ogniu. *az #eszcze poczuem, #ak
prost, codzienn rzecz #est szczcie , szkanka wina, kasztan, #aki piecyk, szum
morza. 2ic wice#. 8e by poczu, !e to wszystko #est szczciem, trzeba mie proste,
naiwne serce.
, ;e razy bye !onaty, Zorbo. , zapytaem.
%ba# byimy ekko zawiani, nie tye nadmiarem wina, ie tym wiekim,
niewypowiedzianym szczciem, kt)re byo w nas. (yimy oba# #ak #tki
#ednodni)wki, przyczepione do skorupy ziemskie#, i ka!dy z nas na sw)# spos)b
gboko to odczuwa. Znae7imy przytuny kt w pobi!u morza wr)d pustyc'
kanistr)w po na$cie i przytuiimy si do siebie, ma#c przed sob pikne widoki i
smaczne potrawy, a w sobie pogod, czuo i poczucie bezpiecze&stwa.
Zorba nie suc'a mnie. Kto wie, po #akic' oceanac', do kt)ryc' nie m)g
dotrze m)# gos, !egowaa #ego my. 3ycignem rk i dotknem go ko&cem
pac)w.
, ;e razy bye !onaty, Zorbo. , powt)rzyem.
Poderwa si, tym razem usysza i mac'n rk.
, %c' , odrzek , te! masz o czym m)wi5 0estem przecie! m!czyzn5 0ak
wszyscy tak i #a , popeniem to wiekie gupstwo. 6ak wanie nazywam ma!e&stwo
, niec' mi daru# wszyscy !onaci. Popeniem wic wiekie gupstwo , o!eniem si.
, "obrze, ae ie razy.
Zorba nerwowo podrapa si w szy# i pomya c'wi.
, ;e razy. , powiedzia wreszcie. , Uczciwie , raz i na zawsze, p)uczciwie
, dwa, nieuczciwie , tysic, dwa, trzy tysice. 0ak m)gbym zreszt obiczy5
, %powiedz mi co o tym, Zorbo5 0utro niedziea, ogoimy si, ubierzemy
eegancko i p)#dziemy do nasze# (ubuiny5 2ie pracu#emy, mo!emy dzi du!e#
posiedzie. 3ic m)w5
, -o mam opowiada5 6o nie s sprawy, o kt)ryc' si opowiada, sze$ie5
Zwizki egane s bez smaku #ak potrawa bez pieprzu. % czym tu m)wi. -)! to za
pocaunek, na kt)ry wici patrz i bogosawi mu. 3 nasze# wiosce powiada#<
=6yko kradzione miso smaku#e5> 3asna !ona nie #est kradzionym misem.
8 #ei idzie o zwizki nieegane, #ak sobie wszystkie przypomnie5 -zy kogut
67
prowadzi rac'unki. , pomy tyko. Kiedy byem mody, zbieraem pasma wos)w
kobiet, z kt)rymi spaem. 2osiem zawsze przy sobie no!yczki, braem #e nawet, idc
do kocioa. A!czyzna nigdy nie wie, co mo!e mu si zdarzy.
6ak wic miaem ca koekc# ok)w , czarne, #asne, kasztanowe, a nawet
siwe. Zebraem #e i wypc'aem nimi poduszk. +paem na nie# tyko zim, atem za
bardzo przygrzewao. 8e po pewnym czasie obrzyda mi, zacza, widzisz, cuc'n,
wic spaiem.
Zorba zamia si.
, 6o bya wanie mo#a ksiga rac'unkowa. +paiem #. Aiaem tego dosy.
Ayaem z pocztku, !e nie bdzie tego du!o, ae potem zorientowaem si, !e nie
wida ko&ca , wyrzuciem no!yczki.
, 8 zwizki p)egane.
, 8c', te ma# sw)# urok , odpowiedzia c'ic'oczc. , Kobiety sowia&skie,
bd7cie zdrowe i !y#cie tysic at5 -o za swoboda5 (ez tyc'< =?dzie bye.>, ="aczego
si sp)7nie.>, =?dzie spae.> 2ie pyta# ci o nic i ty ic' o nic nie pyta#5 Prawdziwa
wono5
3zi szkank, opr)!ni #, obra kasztana i m)wi !u#c<
, 0edna miaa na imi +o$inka, druga , 2iusza. +o$ink poznaem w du!e#
osadzie niedaeko 2oworosy#ska. (ya to zima, pada nieg. +zedem w poszukiwaniu
pracy w kopani i zatrzymaem si w te# wsi. (y dzie& targowy. Ze wszystkic'
okoicznyc' wiosek cigni udzie, !eby co kupi ub sprzeda. Panowa strasziwy
g)d i mrozy. 4udzie sprzedawai na c'eb wszystko, co miei, nawet wite obrazy.
Kr!yem po targowisku i nage zobaczyem mod c'opk zeskaku#c z
wozu. -'yba ze dwa metry wzrostu, oczy bkitne #ak morze i ten zad, niec' si
sc'owa kacz... +tanem #ak wryty. =2o, biedny Zorbo , powiedziaem sobie ,
wsike5>
Poszedem za ni, patrzyem i nie mogem si napatrzy. 6rzeba byo widzie
#e# poadki, kt)re koysay si #ak wiekanocne dzwony. =Po co ci szuka kopani, m)#
stary , m)wiem sobie. , 6o! to strata czasu5 6u masz na#epsz kopani. Paku# si
w ni i dr! c'odniki5>
"ziewczyna zatrzymaa si. -'cc kupi wizk drzewa, targowaa si, potem
podniosa # do g)ry , (o!e, co za ramiona5 , i rzucia na w)z. Kupu#e kawaek
c'eba i kika wdzonyc' ryb. =;e.> =6ye a tye>. 3y#mu#e z uc'a zoty koczyk, aby
zapaci. 2ie miaa pienidzy, c'ciaa odda zoty koczyk. Krew we mnie zawrzaa.
68
Pozwoi kobiecie, aby wyzbya si koczyk)w, ozd)b, pac'ncyc' myde, per$um...
6o! to koniec wiata5 6ak #akby kto obdar pawia z pi)r5 Aiaby sumienie oskuba
pawia. Przenigdy5 2ie, nie, przyna#mnie# p)ki Zorba !y#e, to si nie stanie.
%tworzyem sakiewk i zapaciem. 3 owyc' czasac' rube byy strzpami papieru. Za
sto drac'm moge kupi mua, a za dziesi kobiet.
Pac wic. "ziewo#a odwraca si i spogda na mnie spod oka. -'wyta mnie za
rk i c'ce # pocaowa. 8e wyrywam #. 0ak to. (ierze mnie za staruc'a. Krzyczy<
=+pasibo5 +pasibo5>, co oznacza< ="ziku#5 "ziku#5> 3skoczya na w)z, c'wycia
e#ce i podniosa bat. =Zorba , powiedziaem sobie wtedy , uwa!a# abo ucieknie ci
sprzed nosa5> 0ednym susem wskoczyem na w)z i usiadem obok nie#. 2ic nie
powiedziaa, nie spo#rzaa nawet w mo# stron, zacia konia i po#ec'aimy.
Podczas te# drogi zrozumiaa, !e c'c si z ni o!eni. Zdoaem wystka ze
trzy rosy#skie sowa, ae przecie! w tyc' sprawac' nie ma potrzeby du!o gada.
*ozmawiaimy oczami, rkoma, koanami. Kr)tko m)wic, przy#e!d!amy do wsi i
zatrzymu#emy si przed c'at. Zsiedimy z wozu. "ziewczyna energicznym ruc'em
pc'na $urtk. Zo!yimy drzewo , wziimy ryby, c'eb, i weszimy do izby. 3
pobi!u wygaszonego paeniska siedziaa skurczona staruszka. "r!aa. (ya okutana
workami, szmatami i #agnicymi sk)rami, a mimo to dr!aa. Zaczem ukada
drzewo w piecu i rozpaa ogie&. +taruszka spogdaa na mnie, umiec'a#c si.
-)rka powiedziaa co, czego nie zrozumiaem. %gie& si pai, staruszka rozgrzaa si
i powoi wracaa do !ycia.
6ymczasem dziewczyna nakrya do stou, przyniosa troc' w)dki i wypiimy.
*ozpaia samowar i naparzya 'erbat. 0edimy, dziec si ze staruszk. Potem
dziewczyna szybko posaa )!ko, poo!ya czyste przecierado, zapaia ampk
oiwn przed obrazem 2a#witsze# Aarii Panny, prze!egnaa si trzykrotnie.
Przywoaa mnie ruc'em rki, ukkimy obo#e przed star i ucaowaimy #e# do&.
Poo!ya kociste rce na naszyc' gowac', mruczc co pod nosemD prawdopodobnie
dawaa nam bogosawie&stwo. =+pasibo5 +pasibo5> , zawoaem i #ednym susem
znaazem si z dziewczyn w )!ku.
Zorba zamik. Podni)s gow i spo#rza daeko na morze.
, 2azywaa si +o$inka..., powiedzia po c'wii i pogr!y si w miczeniu.
, ; co dae#. , zapytaem niecierpiwie.
, 2ie byo dae#. -o za mania, sze$ie, to two#e cige< =-o dae#.> i ="aczego.>
-zy wszystko, na (oga, da si opowiedzie. Kobieta #est #ak wie!e 7r)do. Poc'yasz
69
si nad nim, widzisz swo# twarz, pi#esz, pi#esz, a! ci dec' zapiera. Potem przyc'odzi
innyD on te! ma pragnienie, poc'ya si, widzi swo# twarz i te! pi#e. ; zn)w inny... Ko/
bieta #est #ak 7r)do...
, %pucie #.
, 8 co miaem robi. A)wi ci, kobieta to 7r)do, a #a byem przec'odniem,
poszedem swo# drog. (yem z ni, niec' # ()g ma w opiece , trzy miesice. Zego
sowa nie mog o nie# powiedzie. 8e po trzec' miesicac' przypomniaem sobie, !e
szedem w poszukiwaniu kopani. =+o$inko , powiedziaem #e# pewnego ranka ,
mam robot, musz ode#>. ="obrze , odpara +o$inka , id7. Poczekam miesic,
#e!ei nie wr)cisz, bd wona. 6y te!. ;d7 z (ogiem5> Poszedem.
, ; po miesicu wr)cie.
, 3ybacz mi, sze$ie, ae! ty #este gupi5 , krzykn Zorba. , 0ak miaem
wr)ci. -zy te baby zostawi kiedy czowieka w spoko#u. Po dziesiciu dniac' na
Kubaniu spotkaem 2iusz.
, %powiedz mi o nie#5 %powiedz5
, Kiedy indzie#, sze$ie. 2ie trzeba ic', biedaczek, miesza. Zdrowie +o$inki5
0ednym 'austem wypi wino i opar si o cian.
, "obrze , rzek , opowiem ci te! o 2iuszy. "zisie#szego wieczoru , eb
peen *os#i. 3ygada#my si5
%tar wsy i pogrzeba w piecyku.
, 6 poznaem w #akie# wsi na Kubaniu. (yo ato. +tosy arbuz)w i meon)w
pitrzyy si #ak g)ry. Zrywaem, ie c'ciaem, nikt mi nic nie m)wi. Przecinaem na
dwo#e i napyc'aem si nimi.
3 *os#i, sze$ie, #est ob$ito wszystkiego, wszystkiego tam peno. 6yko bra i
wybiera5 ; to nie tyko meony i arbuzy, ae ryby, maso, kobiety. 3idzisz arbuz i
bierzesz go, spotykasz kobiet , to samo. 2ie tak #ak u nas w ?rec#i, gdzie #ei
podniesiesz upin meona, ciga# ci po sdac', a #ei dotkniesz kobiety, #e# brat
wyciga n)!, by zrobi z ciebie guasz, $e, ndzne sknery5 0ed7cie do *os#i i zobaczcie,
#ak mo!na !y5
3dru# przez Kuba& i widz w ogr)dku kobiet. +podobaa mi si. Ausisz
wiedzie, sze$ie, !e +owianki to nie to samo co nasze mae, skpe ?reczynki, kt)re
sprzeda# ci mio na gramy, robi wszystko, aby ci da mnie#, ni! ci si nae!y,
oszuku# na wadze. +owianka, sze$ie, da#e dobr miar. 3e nie, w mioci, w
#edzeniu. 0est w nie# co ze zwierzt, z ziemi i p). "a#e, da#e pen garci, nie skpi
70
#ak te greckie sknery.. =0ak si. nazywasz.> , zapytaem. 3idzisz, dziki kobietom
nauczyem si troc' rosy#skiego... =2iusza. 8 ty.> =8eksy. (ardzo mi si podobasz,
2iusza>. +po#rzaa na mnie uwa!nie, #ak patrzy si

na konia, kt)rego c'ce si kupi.
=6y te! nie wygdasz na#gorze# , powiedziaa. , Aasz mocne zby, dugie wsy,
szerokie i sine bary. Podobasz mi si>. %to caa nasza rozmowaD nie byo potrzeby
m)wi wice#. +zybko doszimy do porozumienia. 6ego samego wieczoru miaem
przy# do nie# w odwitnym stro#u. =Aasz $utro.> , zapytaa 2iusza. =Aam, ae przy
tym upae...> =2ie szkodzi, we7 #e, to bdzie wygda eegancko>.
3ieczorem stro# si #ak nowo!eniec, zarzucam $utro na ramiona, bior ask
ze srebrn rczk i id. (ya to du!a wie#ska c'ata, przy nie# zabudowania
gospodarskie, bydo, prasy do winogron, dwa ogniska na podw)rzu, a nad nimi koty.
=-o si tu gotu#e.> , pytam. =Aoszcz z arbuz)w>. =8 tu.> =Aoszcz z meon)w>. =-o za
kra#5 , powiedziaem sobie. , Kto to sysza. Aoszcz z arbuz)w i meon)w5 ;stna
ziemia obiecana5 6wo#e zdrowie, Zorba5 6ra$ie #ak mysz do spi!arni>.
3szedem. %gromne, drewniane, skrzypice sc'ody. 2a g)rze stai matka i
o#ciec 2iuszy, miei na sobie co w rodza#u zieonyc' szarawar)w przepasanyc'
czerwonymi pasami z grubymi pomponami. 3ygdai wspaniae. *ozwari ramiona i
dae# ciska mnie i caowa. %inii mnie caego. A)wii tak szybko, !e niewiee
rozumiaem, ae mi to nie przeszkadzao. Z wyrazu ic' twarzy mogem wyczyta, !e
nie !ycz mi 7e.
3c'odz do izby , i co widz. +toy ugina#ce si od #edzenia i picia #ak
wypeniony po brzegi wieki !agowiec. 3szyscy sto#< rodzice, krewni, kobiety i
m!czy7ni, a przed, nimi 2iusza, umaowana, wystro#ona, z piersi wypit #ak rze7ba
na dziobie okrtu. 3 czerwone# c'usteczce na gowie promieniaa piknoci i
modoci. 2a piersiac' miaa wy'a$towany sierp i mot. =-zy to da ciebie ten ksek,
ty szczciarzu. , mruczaem do siebie. , -zy to ty, Zorba, bdziesz dzi w nocy
trzyma w ramionac' to ciao. (o!e, wybacz two#emu o#cu i matce, kt)rzy wydai ci
na wiat5>
*zuciimy si !arocznie #ak #eden m! do #edzenia. Barimy #ak winie i
piimy #ak smoki. =8 pop. , zapytaem o#ca 2iuszy, kt)ry siedzia koo mnie i sapa z
prze#edzenia. , ?dzie #est pop, kt)ry ma nam pobogosawi.> =2ie ma popa ,
odpar strzyka#c in. , 2ie ma popa. *eigia to opium da udu5>
Powiedziawszy to podni)s si, wypina#c pier, rozu7ni czerwony pas i rk
nakaza cisz. Patrzc mi w oczy, wzni)s kieic' napeniony po brzegi. 8 potem
71
m)wi, m)wi... 3ygosi do mnie mow. -o powiedzia. ()g raczy wiedzie. Aiaem
do stania, byem troc' wstawiony. Usiadem i przycisnem swo#e koano do
koana 2iuszy, kt)ra siedziaa po prawe# stronie.
+tary spoci si, ae nie przerywa. 3tedy rzuciimy si wszyscy ku niemu,
ciska#c go w ramionac', aby go zmusi do miczenia. Zamik. 2iusza skina na
mnie. =6eraz ty musisz przem)wi>.
Podniosem si wic i #a z koei wygosiem mow , p) po rosy#sku, p) po
grecku. -o powiedziaem. 2iec' mnie powiesz, #ei wiem. Pamitam tyko, !e pod
koniec zaintonowaem t zb)#eck piosenk. *yczaem bez sensu, bez rymu<
'!sz$i zb()c! w (r!
kra*+ konie%
,oni nie zna$e-$i,
wic porwa$i .iusz%
3idzisz, sze$ie, przystosowaem nawet tekst do sytuac#i<
/d", id", id"%
0e), id", mamo, id"%
1ch, mo)a .iuszo%
1ch, mo)a .iuszo%
0e)%
(ekocc rzuciem si do 2iuszy i zaczem # caowa...
, ; co dae#. , spytaem znowu, widzc, !e Zorba zamik.
, 6y znowu swo#e =co dae#> , westc'n Zorba zdenerwowany. , Byem z ni
sze miesicy. Przysigam ci, !e od tego czasu #u! niczego si nie bo#. A)wi ci ,
niczego5 Poza #ednym< !eby ()g abo diabe nie zatari w mo#e# pamici tyc' szeciu
miesicy. *ozumiesz. Powiedz, !e zrozumiae...
Zorba przymkn oczy. 3ydawa si bardzo wzruszony. Pierwszy raz widziaem
go tak poruszonego daekim wspomnieniem.
, 6ak bardzo koc'ae 2iusz. , spytaem po c'wii.
Zorba otworzy oczy.
, 0este mody, sze$ie. 0este #eszcze mody, nie mo!esz tego zrozumie. Kiedy
72
posiwie#esz #ak #a, pogadamy o tym, o te# odwieczne# sprawie.
, 0akie# odwieczne# sprawie.
% kobiecie, oczywicie5 ;e razy mam ci to powtarza. Kobieta #est
odwieczn spraw. 6y #este teraz #ak koguty, kt)re wskaku# na kury, raz dwa robi
swo#e, a potem nadyma# si, wskaku# na kup gno#u i pie#. 2ie obc'odz ic' kury,
ecz wasne grzebienie. -)! ty mo!esz wiedzie o mioci. 2ic a nic5
+pun z pogard i odwr)ci si, nie c'cc na mnie patrze.
, 8 wic, Zorbo , zapytaem znowu , co z 2iusz.
Zorba odpowiedzia zapatrzony w morsk da<
, Pewnego wieczoru wr)ciem do domu i nie zastaem #e#. Ucieka z
przysto#nym !onierzem, kt)ry przyby do wioski. 6o by koniec. +erce mi si rozdaro,
ae szybko si zroso. 3idziae pewnie !age pene czerwonyc', !)tyc' i czarnyc' at,
zszyte grubymi nimi, !age, kt)ryc' nie rozerwie nawet na#sinie#szy, sztorm. 6akie
#est mo#e serce. Pene dziur i pene at. 2iczego #u! si nie ka.
, 2ie miae !au do 2iuszy.
, "aczego miabym mie do nie# !a. A)w, co c'cesz, sze$ie, ae kobieta to
zupenie co innego, zupenie co innego5 2ie #est czowiekiem. "aczego wic miabym
mie do nie# !a. Kobieta #est czym niepo#tym. Badne prawa ani reigia nie ma# do
nie# zastosowania. + zbyt surowe i bezwzgdne. ?dybym #a wymya prawa, dabym
osobne da m!czyzn, osobne da kobiet. "ziesi, sto, tysic ustaw da m!czyzn ,
m!czyzna #est m!czyzn, wszystko wytrzyma , ae ani #edne# da kobiet. ;e razy
mam ci powtarza, sze$ie, !e kobieta to sabe stworzenie. Zdrowie 2iuszy, zdrowie
kobiety5 2iec' ()g da nam, m!czyznom, wice# rozumu.
3ypi, podni)s rk i opuci # nage, #akby co rba.
, 2iec' nam da wice# rozumu abo niec' zrobi z nami to, co wu# 8nagnostis z
wieprzami. ;nacze#, wierz mi, koniec5
73
$.
2astpnego dnia m!y deszcz. 2iebo, zda si, z nieopisan czuoci czyo si
z ziemi, przywodzc mi na my 'indusk paskorze7b na ciemnoszarym kamieniu,
gdzie m!czyzna, op)tszy ramionami kobiet, zespaa si z ni tak mikko i
serdecznie, i! czas, zatarszy kontury cia, upodobni ic' do dw)c' zczonyc'
mionie owad)w ze zwigotniaymi od deszczu skrzydami.
+iedziaem w baraku, patrzc na mrocznie#c ziemi i nice, szarozieone
morze. %d kra&ca do kra&ca pa!y nie byo wida !ywe# duszy< ani ptaka, ani !aga na
morzu. 6yko zapac' ziemi napywa przez okno.
3staem, #ak !ebrak wycignem rk. ; natyc'miast zebrao mi si na pacz.
0aki smutek, gbszy i mrocznie#szy ni! m)# wasny, wion od wigotne# ziemi.
%garno mnie przera!enie osaczonego zwierzcia, kt)re paso si beztrosko i nage
poczuo, !e wpado w puapk, z kt)re# nie ma wy#cia.
Ze wstydem opanowaem c' krzyku, kt)ry by przyni)s mi ug.
-'mury opuszczay si ni!e# i ni!e#. 3y#rzaem przez okno. +erce mo#e
uderzao wono.
Ponure, duszne godziny m!awki s utkane z cierpienia. 3 takic' c'wiac'
przyc'odz na my gorzkie wspomnienia ukryte gboko w duszy , rozka z
przy#aci)mi, zgase umiec'y kobiet, nie spenione nadzie#e #ak motye, kt)rym
wyrwano skrzyda, czynic z nic' toczce mo#e serce robaki.
+topniowo spoza m!awki przesania#ce# mokr ziemi wyoni si obraz
przy#aciea przebywa#cego na Kaukazie. 8by wyrwa si z side deszczu, u#em pi)ro
i poc'yiem si nad papierem. *ozmowa, kt)r zaczem na odego, bya #ak
wie!y oddec'.
="rogi Przy#acieu5 Pisz do -iebie z bezudnego wybrze!a Krety, gdzie
postanowiem zatrzyma si na kika miesicy i zabawi si w czowieka interesu. 0ei
ta gra si uda, powiem, !e nie bya to zabawa, tyko wa!na decyz#a, kt)ra przeobrazia
cae mo#e !ycie.
Pamitasz, od#e!d!a#c, nazwae mnie gryzipi)rkiem. 6o mnie tak trapio, !e
postanowiem na #aki czas , mo!e na zawsze , porzuci papiery i wzi si do
czynu. 3ydzier!awiem niewiekie wzg)rze, kry#ce wgie, na#em robotnik)w,
zakupiem kio$y, opaty, ampy acetyenowe, kosze, taczki, przebiem tunee i
74
wdzieram si do wntrza. 6ak, 6obie na zo5 %to z gryzipi)rka przeobraziem si w
kreta. Kopi, dr! otwory w ziemi. Aam nadzie#, !e zaaprobu#esz t przemian.
-zsto mienie si w !artac' moim uczniem. Korzystam z tego i wiedzc, i!
powinnoci prawdziwego nauczyciea #est umie wice# od ucznia, tropi sprawy
modoci. 3 ten spos)b dotarem na Kret.
Ao#e radoci tuta# s wiekie, wanie datego, !e zwycza#ne. +kada# si na nie
odwieczne eementy< wie!e powietrze, so&ce, morze, pszenny c'eb. 3ieczorem za
siada przede mn po turecku niezwyky +indbad Begarz i opowiada. %powiada, a
wiat urasta w)wczas do ogromnyc' rozmiar)w. 2ieraz, gdy mu nie starcza s)w,
zrywa si i ta&czy, a kiedy i taniec mu nie wystarcza, c'wyta santuri, kadzie na
koana i zaczyna gra.
-zasami #est to meodia dzika , sta#esz zaskoczony, po#mu#c nage, !e wiode
!ycie puste i #aowe, niegodne czowieka. Kiedy indzie# meodia pena b)u sprawia, !e
czu#esz, i! !ycie przemyka ci si #ak piasek midzy pacami i nie ma na to rady.
+erce obi#a si o !ebra #ak biega#ce na krosnac' cz)enko. 6ka wtek tyc'
kiku miesicy spdzonyc' na Krecie i , przebacz mi, (o!e , c'yba #estem
szcziwy.
Kon$uc#usz m)wi< G3ieu szuka szczcia ponad udzk miar, inni poni!e# #e#,
ecz ono zna#du#e si obok czowiekaH. 6o prawda. ;stnie#e tye rodza#)w szczcia, ie
miar poszczeg)nyc' udzi. 6akie #est, drogi Uczniu i zarazem Aistrzu, mo#e szczcie
dzisie#sze. Aierz #e i mierz wci! od nowa, zaniepoko#ony, czy #est na mo# obecn
miar. (o wiesz dobrze, !e czowiek uega zmianom.
"usza udzka przeobra!a si zae!nie od nastro#u, ciszy, samotnoci abo
otoczenia5 4udzie widziani przez pryzmat mo#e# samotnoci nie wyda# si
mr)wkami, ecz przeciwnie< ogromnymi dinozaurami ub pterodaktyami, !y#cymi w
powietrzu nasyconym dwutenkiem wga i gst kosmiczn zgniizn. ;stna d!unga
, niezrozumiaa, absurdana, !aosna. Po#cia< Go#czyznaH i Gnar)dH, do kt)ryc' tak
#este przywizany, sowa GudzkoH i G'umanizmH, kt)re mnie urzeky, ma# tak
sam warto wobec wszec'ogarnia#cego tc'nienia rozkadu. -zu#emy, !e zostaimy
stworzeni, aby wym)wi par syab, czasem nie syab, ae nieartykuowanyc'
d7wik)w, #akic' GaH, GoH, GuH , po czym obracamy si w nico. 2awet
na#wznioe#sze idee, widziane od podszewki, s tyko bawidekami wypc'anymi
trocinami ze zrcznie ukryt w rodku spr!yn.
3iesz #ednak dobrze, !e te pene okrucie&stwa rozmyania nie skania# mnie
75
do rezygnac#i, ecz s #ak gownie za!ega#ce, we mnie pomie&. A)# mistrz (udda
rzecze< G3idziaemH. ; #a r)wnie! widziaem i wymieniem porozumiewawczy znak z
niewidzianym, penym kaprynego 'umoru *e!yserem. %d te# c'wii mog a! do
ko&ca gra ro, #ak mi ()g wyznaczy na swo#e# scenieD poniewa! widziaem ,
wsp)tworz t sztuk, w kt)re# gram.
6ak wic, obe#mu#c wzrokiem scen wszec'wiata, widz -i gra#cego
r)wnie! sw ro w owianyc' egend zaktkac' Kaukazu. 3aczysz o ocaenie kiku
tysicy naszyc' wsp)pemie&c)w, zagro!onyc' mierci. %, Pseudo/prometeuszu5 ;
6y poznasz cierpienie. Zadadz ci #e owe ciemne siy, z kt)rymi toczysz wo#n, a
kt)rym na imi< g)d, zimno, c'oroby, mier. 8e bdziesz si w swo#e# dumie
radowa, !e s tak iczne i niezwyci!one, bo przez to 6w)# trudny ce wyda ci si
bardzie# godny powicenia, a 6wa dusza osignie tragiczn wieko.
Bycie, #akie wiedziesz, uwa!asz z pewnoci za szcziwe, a ono przez to sta#e
si rzeczywicie takie. ; 6y te! znaaze szczcie na swo# miar, kt)ra , c'waa (o/
gu , #est teraz wiksza od mo#e#. "obry nauczycie nie pragnie epsze# nagrody ni! ta,
by ucze& go przecign.
-o do mnie , czsto bu7ni i bdz. Ao#a wiara #est mozaik zo!on z
wtpiwoci. 2ieraz opanowu#e mnie pragnienie, by za #edn c'wi odda cae !ycie.
8e 6y mocno dzier!ysz ster i nie zapominasz, dokd zmierzasz, nawet w na#miszyc'
da siebie c'wiac'.
Pamitasz te dni, kiedy we dw)#k wdrowaimy przez 3oc'y do ?rec#i.
Postanowiimy uda si nad Aorze -zarne, bo tam byo niebezpiecznie. Pamitasz.
3 #akie# mae# miecinie wysiedimy spiesznie z pociguD mieimy nie wice# ni!
godzin do ode#cia nastpnego. Udaimy, si do ogromnego, bu#nie zaronitego
parku w pobi!u dworca. Peen by drzew o szerokic' iciac', bananowc)w, trzcin o
szarym, metaicznym koorze. Kwitnc ga7 obepiay pszczoy, a ona zdawaa si
dr!e z rozkoszy, #ak sprawia o$iarowywanie sodyczy.
+zimy w miczeniu, powoi #ak we nie. ; niespodziewanie na #ednym z
zakrt)w kwitnce# aei ukazay si dwie dziewczyny. ;dc czytay. 2ie pamitam #u!,
czy byy adne, czy brzydkie. 3iem tyko, !e #edna miaa wosy #asne, a druga ciemne
, i !e obie nosiy ekkie buzki.
Z odwag, #aka zdarza si #edynie w snac', zbi!yimy si do nic' i 6y
powiedziae ze miec'em< G-okowiek czytacie, podyskutu#my o tymH. -zytay
?orkiego. 3ic w popiec'u, bo pozostao nam niewiee czasu, m)wiimy o !yciu,
76
ndzy, buncie, o mioci...
2igdy nie zapomn tamte# radoci i zarazem goryczy. (o rozmawia#c,
#akbymy byi starymi przy#aci)mi, nawet koc'ankami tyc' nieznanyc' dziewczt,
pieszyimy siD za par minut mieimy #e opuci na zawsze. 3 rozedrganym
powietrzu czuo si rozstanie i mier.
Pocig nad#ec'a z gwizdem. Zerwaimy si #akby ze snu i ucisnimy sobie
donie. -zy mo!na zapomnie mocny, rozpacziwy spot naszyc' rk, naszyc' pac)w,
kt)re nie c'ciay si rozczy5 0edna z dziewczt pobada, druga zamiaa si dr!c.
Pamitam, powiedziaem -i wtedy< G-)! znaczy ?rec#a, o#czyzna i obowizek.
Prawda zna#du#e si tuta#5H 8 6y odrzeke< G?rec#a, o#czyzna , nic nie znacz, ae w
imi tego =nic> c'tnie oddamy !ycie5H
Po co -i pisz o tym wszystkim. 8by wiedzia, !e niczego, co wsp)nie
prze!yimy, nie zapomniaem. ; !eby wreszcie wyrazi w istac' to, co , susznie czy
niesusznie miczc , kryimy w sobie, gdy byimy razem.
6eraz, kiedy nie ma -i przy mnie i nie widzisz mo#e# twarzy, kiedy nie
obawiam si, !e wydam -i si przewra!iwiony i mieszny, powiem -i, !e bardzo -i
koc'am>.
+ko&czyem ist, pogawdka z przy#acieem przyniosa mi ug.
Zawoaem Zorb. Przykucn pod ska, !eby nie mokn, i sprawdza
dziaanie koe#ki inowe#.
, -'od7, Zorbo5 , zawoaem. , 3sta&, idziemy do wioski prze# si troc'.
, 8e masz 'umor, sze$ie5 Pada. 2ie poszedby sam.
, %wszem, mam 'umor i nie c'c go straci, a gdy #estemy we dw)c', to mi
nie grozi. -'od75
Zamia si.
, -ieszy mnie, !e ci #estem potrzebny. -'od7my5
2arzuci podarowany przeze mnie paszcz ze spiczastym kapturem i wyszimy
na drog, czapic po bocie.
3ierzc'oki g)rskie rozmazyway si w deszczu i mge, mokre kamienie niy,
nie byo wiatru. Kopania wga brunatnego edwo ma#aczya w szarudze. %d zarysu
wzniesienia, przywodzcego na my kobiec twarz, wia niema udzki smutek, #akby
to kobieta omdaa pod kropami deszczu.
, ?dy tak sipi, serce si kra#e czowiekowi , powiedzia Zorba , i trudno mu
to mie za ze.
77
Poc'yi si nisko nad korzeniami !ywopotu, zerwa pierwsze dzikie narcyzy,
przypatrywa si im przez dugi czas tak nienasycenie, #akby #e pierwszy raz widzia,
wc'a #e z przymknitymi oczami, wreszcie odda mi #e z westc'nieniem.
, ?dybymy wiedziei, sze$ie , rzek , o czym szepc kamienie, kwiaty i
deszcz5 Ao!e nas woa#, a my nie syszymy. Kiedy! otworz si udzkie uszy. Kiedy
rozewr si nasze oczy. Kiedy nasze rozpostarte ramiona obe#m kamienie, kwiaty,
deszcz, udzi.... -o o tym sdzisz, sze$ie. 8 co m)wi two#e szpargay.
, 2iec' #e diabi porw5 , u!yem uubionego wyra!enia Zorby. , 2iec' #e
diabi porw i tye5
Zorba c'wyci mnie za rk.
, Powiem ci, co my, sze$ie, ae nie obra7 si. Zbierz w kup wszystkie swo#e
szpargay i spa #e. 3tedy kto wie, przecie! nie #este gupi, #este dobrym
czowiekiem... Ao!e te! co zrozumiesz5
=%n ma rac#5 Aa rac#5 , krzyknem w gbi duszy. , Aa rac#, a #ednak nie
mog tego zrobi5>
Zorba przystan, zamyi si i po c'wii powiedzia<
, -'yba #a co nieco rozumiem...
, -o. Powiedz mi, Zorba5
, -zy #a wiem. 3yda#e mi si, #akbym co dostrzega... 8e #ei spr)bu# o
tym m)wi, zepsu# wszystko. Kt)rego dnia, gdy bd w nastro#u, zata&cz to.
"eszcz przybra na sie. "oc'odziimy do wioski. "ziewczynki pdziy z
pastwisk owce, gospodarze wyprzgai woy, porzuca#c nie doko&czon ork,
gospodynie zwoyway pod dac' dzieci. 3esoy zamt ogarn wiosk z c'wi, gdy
szaruga przesza w uew. Kobiety wydaway gone okrzyki, ecz ic' oczy si miay. Z
bu#nyc' br)d m!czyzn i z ic' podkrconyc' ws)w zwisay grube krope. ?orzka
wo& geby, trawy i kamieni unosia si nad ziemi.
Przemoknici do ostatnie# nitki sc'roniimy si w kawiarni/masarni =-nota>.
Panowa tu tok. 0edni grai w karty, inni rozmawiai tak gono, #akby woai do siebie
z dw)c' szczyt)w g)rskic', oddzieonyc' przecz. 3 gbi, przy stoiku na
drewnianym podwy!szeniu, zasiada wie#ska starszyzna< wu# 8nagnostis w biae#
koszui z szerokimi rkawami, AaIrantonis, powa!ny, miczcy , pai nargie z
oczami utkwionymi w pododze , c'udy i wymizerowany nauczycie wsparty na
grube# asce, z dobrodusznym umiec'em suc'a#cy zaronitego obrzyma, kt)ry
niedawno wr)ci z Kasteionu i opowiada o dziwac' wiekiego miasta. Poc'yony nad
78
ad wacicie ka$e#ki nastawia ciekawie uszu i !artowa, pinu#c kamionek z kaw,
sto#cyc' rzdem na ogniu. 3u# 8nagnostis wsta, gdy tyko nas zauwa!y.
, Prosimy do nas, ziomkowie , powiedzia. , +$akianonikois opowiada
wanie o wszystkim, co widzia i sysza w Kasteionie... 6o zabawne... Przy#d7cie
posuc'a. , ; zwraca#c si do waciciea, zam)wi< , "wie w)dki.
Za#imy mie#sca. P)dziki pastuc' na widok obcyc' skui si i zamik.
, 2awet w teatrze bye, kapetanie 2ikoisie. , nauczycie pr)bowa zmusi
go do m)wienia. , 0ak ci si tam podobao.
+$akianonikois wycign ogromn ap, ca garci c'wyci czar z winem i
#ednym 'austem wypi da dodania sobie odwagi.
, -zy byem, m)wisz. , krzykn. , 8 #ak!e, byem5 2ieraz syszaem o
Kotopui, a! wreszcie pewnego wieczoru prze!egnaem si i rzekem sobie< =P)#d,
sowo da#, p)#d zobaczy, co to za diabe5>
, 2o i co zobaczye, 2ikoisie. , spyta wu# 8nagnostis. , -o u#rzae,
zuc'u.
, +owo da#5 2ic wiekiego. 6eatr5 6ye si o tym syszy, #akby to byo nie
wiadomo co, a tymczasem szkoda nawet pienidzy. 6o tak #ak kawiarnia, tye, !e
okrga #ak kepisko, wiee krzese, kandeabry i udzie. Zgupiaem, wiato zawiercio
mi w epiac', przestaem cokowiek widzie5 ="o diaba5 , my sobie. , 8ni c'ybi
czary, trzeba zmyka5> 8 tu #aka pannica, trzepocca si #ak sroka, ucapia mnie za
rk i cignie. ="okd mnie prowadzisz.> , krzycz, a ona nic, tyko dae# cignie.
3reszcie odwraca si i m)wi< =+iada#5> +iadem. Przede mn i za mn, z prawe# i
ewe# strony udzie. =%#, udusz si5 , my. , Zdec'n bez odrobiny powietrza5>
Zwracam si do ssiada< =+kd, kumie, wyc'odz te prymadony.> =%t, stamtd, ze
rodka5> , odpowiada i pokazu#e #ak zason. ?api si wic i #a na ni.
*zeczywicie, na#pierw co zadzwonio, a potem ta zasona si podniosa. ; oto prosz
, #est Kotopui. 6yko waciwie to wcae nie Kotopui, a kobieta. +owo da# ,
na#prawdziwsza kobieta5 Zacza spacerowa tu i tam, krci si i koysa. 8 #ak si to
udziom #u! znudzio, zaczi kaska i ona ucieka. 3ieniacy tarzai si ze miec'u, a
+$akianonikois obra!ony podszed do drzwi.
, Pada5 , powiedzia gono, !eby zmieni temat.
3szyscy spo#rzeimy za nim i wanie w te# c'wii zobaczyimy biegnc
kobiet. *ozpuszczone wosy spaday #e# na ramiona, podkasaa do koan czarn
sp)dnic. (ya puc'na i krga, mokre, przyega#ce do ciaa ubranie uwypukao #e#
79
#drne ksztaty.
Poderwaem si. =Urodziwa bestia5> , pomyaem. 3ydaa mi si
niebezpieczna.
Kobieta obe#rzaa si i obrzucia bystrym spo#rzeniem wntrze ka$e#ki. 6warz
#e# po#aniaa, oczy zabysy.
, Aadonno5 , szepn #aki siedzcy przy oknie modzik z meszkiem zarostu
na brodzie.
, 2iec' to ic'o5 ?orca5 , rykn stra!nik Aanoakas. , *ozpaa ogie&,
kt)rego potem nie gasi5
Aodzieniec spod okna zanuci na#pierw cic'o, niepewnie, stopniowo #ednak
gos #ego nabiera mocy.
'dowia poduszka wonie)e )ak piwa,
2oznaem )e) zapach i zasn"+ nie mo...
, Zamkni# gb5 , krzykn AaIrantonis, wymac'u#c nargiami.
Aodzieniec zamik. "ugowosy starzec poc'yi si do Aanoakasa.
, 6w)# wu# , szepn ta#emniczo , znowu si wciek. ?dyby to od niego
zae!ao, niec' ()g uc'owa, posiekaby biedaczk na kawaki.
8 Aanoakas odpar<
, -o mi si zda#e, dziadku 8ntruiosie, !e i ciebie cignie wdowia kiecka5 2ie
wstyd ci to. 0este przecie! kocienym.
, %, nie5 Posuc'a#5 Powtarzam raz #eszcze< niec' ()g # uc'owa5 Zauwa!ye,
#akie dzieci rodz si ostatnio w nasze# wiosce. Pikne #ak anioy5 0ak myisz , da/
czego. "ziki wdowie. %na wada ca wsi... ?asisz amp i wyobra!asz sobie, !e
obe#mu#esz #, a nie !on. +td te pikne dziatki... , "ziadek 8ntruios zamik na
kr)tko, po czym cign dae#< , -'waa temu, kto # zdobdzie5 Cc', gdybym mia
dwadziecia at #ak syn AaIran/tonisa, PaIis.
, Zaraz zobaczymy # wraca#c do domu5 , powiedzia kto i zamia si.
+po#rzei w stron drzwi. 4ao #ak z cebra, strumyczki wody bugotay na
kamieniac', niebo raz po raz przecinay byskawice. Zorba, wzburzony #eszcze
niedawnym widokiem wdowy, skin na mnie<
, 2ie pada #u!, sze$ie, c'od7my5
3 drzwiac' po#awi si bosy, rozczoc'rany modzik o wiekic', natc'nionyc'
80
oczac', #akie widu#emy na obrazac' przedstawia#cyc' 0ana -'rzciciea.
, 3ita#, Aimit'osie5 , zawoao kiku ze miec'em.
Ka!da wioska ma swego przygupka, a #ei nie, to tworzy go sobie da rozrywki.
Aimit'os by przygupkiem te# wsi.
, Przy#aciee5 , krzykn wysokim, zaamu#cym si gosem. , 3dowa
+urmeina zgubia swo#e #agni. Pi itr)w wina temu, kto #e odna#dzie5
, 3yno si, niedo#do5 , zawoa AaIrantonis.
Przera!ony Aimit'os skui si w kcie, tu! przy drzwiac'.
, +iada#, Aimit'osie, i napi# si na rozgrzewk , rzek itociwie wu#
8nagnostis. , -o staoby si z nasz wiosk bez tego idioty5
3e drzwiac' stan wty modzieniec o wybakyc', niebieskic' oczac'.
%cieka#ce wod wosy przyegay mu do czoa. "ysza.
, 3ita#, PaIisie5 , zawoa Aanoakas. , 3ita#, kuzynie5 -'od7 do nas.
AaIrantonis na widok syna zmarszczy brwi.
, 6o ma by m)# syn. , mrukn do siebie. , 6en wyskrobek. 3 kogo u
diaba si wda. (ierze mnie oc'ota, by c'wyci go za kark, podnie i cisn nim o
ziemi niby robakiem.
Zorba siedzia #ak na rozpaonyc' wgac'. 3dowa rozpomienia #ego
wyobra7ni, nie m)g #u! wytrzyma w czterec' cianac'.
, -'od7my, sze$ie, c'od7my... , powtarza nieustannie. , Udusimy si tuta#5
Zdawao mu si, !e c'mury rozproszyy si i wy#rzao so&ce.
, Kim #est ta wdowa. , zwr)ci si z udan obo#tnoci do waciciea
kawiarenki.
, Kobya , odpar Kontomanoios. Przyo!y paec do ust i wskaza okiem na
AaIrantonisa, kt)ry znowu wbi wzrok w ziemi. , Kobya , powt)rzy. , 2ie
m)wmy o nie#, !eby nie grzeszy.
AaIrantonis wsta, zo!y nargie.
, 3ybaczcie5 , powiedzia. , P)#d do domu. -'od7, PaIis, ze mn5
*uszy przodem, za nim syn. %ba# znikni w deszczu. Za nimi wyszed
Aanoakas.
Kontomanoios szybko za# mie#sce AaIrantonisa.
, 2ieszczsny AaIrantonis umrze z rozpaczy , powiedzia tak cic'o, !eby
#ego sowa nie dotary do ssiednic' stoik)w. , 0ego dom nawiedzio nieszczcie.
3czora# na wasne uszy syszaem, #ak PaIis m)wi do o#ca< =Zabi# si, #e!ei ona nie
81
zostanie mo# !on5>. 8 ta bezwstydnica go nie c'ce5 -o gorsza, nazywa smarkaczem.
, -'od7my, sze$ie, naega Zorba, kt)ry podnieca si, gdy m)wiono o wdowie.
Koguty zaczy pia, deszcz nieco ze!a.
, -'od7my , zgodziem si, wsta#c.
Aimit'os wyc'yn ze swego kta i zacz skrada si za nami.
Kamienie niy obmyte wod, drzwi pociemniay od wigoci. +taruszki szy z
koszykami zbiera imaki. Aimit'os zbi!y si i dotkn mo#e# doni.
, "a# papierosa, sze$ie , powiedzia. , 6o ci przyniesie szczcie w mioci.
"aem. 3tedy wycign wyc'ud, opaon rk.
, "a# #eszcze ognia5
?dy podaem mu go, zacign si gboko, wypuci dym nozdrzami i
przymkn oczy.
, 0estem szcziwy niby pasza , mamrota.
, "okd idziesz.
, "o sadu wdowy. Powiedziaa, !e da mi #e, #ei ogosz wie o owcy.
+zimy prdko. Przez c'mury wy#rzao so&ce. 3ioska umiec'na si, wie!o
obmyta deszczem.
, Podoba ci si wdowa, Aimit'osie. , spyta Zorba przez zby.
Aimit'os zac'ic'ota.
, "aczego nie miaaby mi si podoba. -zy! nie wyazem #ak inni ze cieku5
, 1cieku. , spytaem zdumiony. , -o c'cesz przez to powiedzie,
Aimit'osie.
, 2o, z ona matki.
(yem zaskoczony. 6yko +zekspir m)gby w c'wii natc'nienia znae7 tak
surowe i reaistyczne okreenie da odmaowania ciemne# i odpyc'a#ce# ta#emnicy
narodzin.
+po#rzaem na Aimit'osa. 0ego nieco zezu#ce oczy byy wiekie i puste.
, -o robisz przez cay dzie&, Aimit'osie.
, -o robi. 6o samo, co nasz be#5 (udz si rano, z#adam kawa c'eba, potem
bior si do pracy, robi cokowiek i gdziekowiek, zaatwiam sprawunki, przerzucam
naw)z, owi ryby na wdk. Aieszkam ktem u mo#e# ciotki, stare# paczki 4enio ,
c'yba # znacie. 2awet # kiedy $otogra$owano. % zmierzc'u wracam do domu,
zmiatam mic' zupy, wypi#am yk wina, a #ei wina nie ma, to wody, kt)re#, dziki
(ogu, zawsze starczy do wypenienia brzuc'a. 8 potem , dobranoc5
82
, 2ie masz zamiaru o!eni si, Aimit'osie.
, 0a. 0eszczem nie zwariowa5 -o ty gadasz, c'opie. Aam sobie wzi kopot
na gow. Kobieta potrzebu#e but)w5 +kd #e# wezm. 3idzisz, sam c'odz boso5
, 2ie masz but)w.
, 0ak to nie mam. 3 ubiegym roku kto zmar i ciotka 4enio cigna mu z
n)g. 8e wkadam #e tyko na 3iekanoc, kiedy id do kocioa pokaza si popu.
Potem cigam #e, przerzucam przez rami i nios do domu.
, 8 co na#bardzie# ubisz, Aimit'osie.
, Przede wszystkim c'eb, zwaszcza gdy #est wie!y, c'rupicy, a do tego
pszenny5 Potem wino i sen.
, 8 kobiety.
, 6$u5 0edz, pi# i sypia# dobrze, m)wi ci5 3szystko inne , baamuctwa5
, 8 wdowa.
, Pa # diabi5 2ie !ycz sobie a! tak 7e5 2ie ku mnie, szatanie , spun i
prze!egna si trzykrotnie.
, Umiesz czyta i pisa.
, ?dzie tam5 0ak byem may, zaweki mnie si do szkoy, ae dostaem ty$usu
i zgupiaem. 6o mnie uratowao5
Zorba mia dosy te# rozmowy. 3ci! mya o wdowie.
, +ze$ie... , powiedzia i c'wyci mnie za rami. Aimit'osowi za rozkaza< ,
;d7 przodem. Ay mamy z sob co do pogadania... , 1ciszy gos, wydawa si
wzruszony< , +ze$ie, #a tu zaczekam na ciebie, a ty nie rezygnu# z tego kska ,
wszystko #edno< ()g czy diabe ci go zsya. Aasz mocne zby, u#mi# si 'onorem,
wycigni# ramiona i c'wyta#. Po co +tw)rca da nam rce. Beby bray. (ierz5
3idziaem mn)stwo kobiet, ae ta piekiena wdowa skruszyaby kamie&.
, 2ie c'c kopot)w5 , odparem wcieky.
*ozzociem si, poniewa! w gbi duszy i #a pragnem tego przemo!nie
kuszcego ciaa, kt)re przemkno przede mn niby dzikie stworzenie w czasie god)w.
, 2ie c'cesz kopot)w5 , zagadn Zorba niemiao. , 3ic czego ty
waciwie c'cesz, sze$ie.
2ie odpowiedziaem.
, Bycie w odr)!nieniu od mierci #est pasmem kopot)w , cign Zorba. ,
3iesz, co znaczy !y. Popuszcza pasa i szuka guza.
Aiczaem. 3iedziaem, !e Zorba ma rac#, ae zabrako mi odwagi. Ao#e !ycie
83
potoczyo si $aszyw drog, a kontakt z ud7mi wywoywa tyko wewntrzny
monoog. Upadem #u! tak nisko, !e gdybym mia do wyboru rzeczywist mio ub
przeczytanie dobrego romansu, wybrabym ksi!k. 8 Zorba m)wi<
, 2ie zastanawia# si, sze$ie5 *zu cy$ry, zniszcz two# przekt wag, zamkni#
skepik. *adz ci dobrze. 6o #est c'wia, w kt)re# ocaisz ub zgubisz sw dusz. Posu/
c'a#, sze$ie, we7 c'usteczk, zawi! w ni dwie ub trzy zote monety, bo papierowe
tak #e# nie oni, poi# do wdowy przez Aimit'osa ze sowami< =Przy#m t c'usteczk
i pozdrowienia od waciciea kopani wga. 6o drobiazg wobec moic' uczu. 2ie
martw si wic o #agni, c'oby przepado, bo dop)ki tu #estem, nic ci nie grozi.
%dkd ci zobaczyem przec'odzc obok kawiarni, nie przesta# mye o tobie>.
8 !e trzeba ku !eazo, p)ki gorce, #eszcze dzisie#szego wieczoru zapukasz do
#e# drzwi. Powiesz, !e zaskoczy ci mrok, nie znasz drogi i prosisz o po!yczenie
atarki. 8bo pod pretekstem b)u gowy poprosisz o szkank wody. 8bo #eszcze
epie#D kup inne #agni, przyprowad7 #e i powiedz< =6o owca, kt)r pani zgubia>. 8
wdowa, wierz mi, sze$ie, wdowa ci wynagrodzi... 3#edziesz konno do ra#u. %c',
gdybym si zmieci za tob na siode. ;nnego ra#u ni! ten nie zna#dziesz. 3ierz mnie,
c'opie, nie popom, innego ra#u nie ma5
Zbi!aimy si #u! widocznie do obe#cia wdowy, gdy! usyszeimy
westc'nienie Aimit'osa i #ego zawodzcy, cienki gos<
1rzech pranie miodu, a wino kasztana.
3hopiec d$a dziewcz!n!, dziewcz d$a modziana.
Zorba rozpi koszu, nozdrza mu si rozdy. +tan, zaczerpn tc'u i
spo#rza na mnie<
, 3ic. , zapyta niecierpiwie.
, -'od7my5 , rzuciem osc'e i ruszyem naprz)d.
Zorba potrzsn gow, zamrucza co, czego #u! nie dosyszaem.
?dy dotarimy do baraku, siad po turecku, poo!y santuri na koanac' i
poc'yiwszy gow pogr!y si w zadumie, #akby w myi przerzuca znane piosenki,
stara#c si wybra na#piknie#sz i na#bardzie# smutn. 3reszcie zanuci !aosn
meodi. %d czasu do czasu popatrywa na mnie z ukosa. -zuem, !e wyra!a to, czego
nie potra$i abo nie c'ce ubra w sowa. Z pomoc instrumentu m)wi mi, !e marnu#
!ycie, bo zar)wno #a, #ak i wdowa #estemy owadami !y#cymi przez sekund w
84
so&cu, by potem sczezn na zawsze, niepowrotnie.
2age, zrozumiawszy daremno swyc' usiowa&, poderwa si, opar o cian,
zapai papierosa i rzek<
, Powt)rz ci, sze$ie, sowa, kt)re usyszaem kiedy od pewnego 'od!y z
+aonik, c'c ci #e powiedzie, nawet gdyby pozostay daremne.
(yem wtedy domokr!c w Aacedonii. -'odziem od wsi do wsi i
sprzedawaem szpiki, nici, !ywoty wityc', kadzido, papryk... Aiaem icie
sowiczy gos, a musisz wiedzie, !e kobiety i na to da# si zapa. Zreszt na c)! te
adacznice nie ec. 0eden ()g wie, co si w nic' kotu#e5 Ao!esz by brzydki, kuawy,
garbaty, ae #ei masz sodki gos i umiesz piewa, na pewno zawr)cisz im w
gowac'.
Kiedy wic przebiegaem #ako domokr!ca +aoniki, czsto zdarzao mi si
odwiedza dzienice tureckie. A)# piew oczarowa pewn bogat muzumank do
tego stopnia, !e stracia sen. Zawoaa starego 'od! i nasypaa w #ego donie monet<
=8man , m)wia do niego. , Zawoa# ?reka domokr!c, niec' tu przy#dzie. 8man,
musz go zobaczy. 2ie mog #u! du!e#...> Fod!a odszuka mnie i rzek< =-'od7 ze
mn, grecki modzie&cze5> =2ie p)#d , zaprotestowaem. , "okd mnie c'cesz
prowadzi.> =-)rka paszy, czysta #ak 7r)dana woda, oczeku#e ci, modzie&cze, u
siebie, c'od75> 8e #a wiedziaem, !e noc zabi#ano c'rzeci#an w tureckic'
dzienicac'. =2ie p)#d5> , powt)rzyem. =-zy!by si nie ba (oga, giaurze.>
="aczego tak m)wisz.> =(o wiedz, mody ?reku, !e kto mo!e poczy si z kobiet i
nie uczyni tego, popenia wieki grzec'. 0ei ona wzywa ci, aby dziei z ni o!e, a ty
odmawiasz, dusz swo# skazu#esz na zgub. Kobieta bdzie tsknia do dnia sdu
ostatecznego, a #e# westc'nienia pc'n ci do pieka, c'oby by, nie wiem kim i nie
wiem, ie dobrego uczyni>. , Zorba westc'n. , 0ei istnie#e pieko, p)#d tam nie
datego, !e kradem, zabi#aem czy cudzoo!yem. 2ie, nie5 3szystko to mi dobry ()g
wybaczy5 Zna#d si w pieke, poniewa! tamte# nocy kobieta oczekiwaa mnie w
swoim o!u, a #a nie przyszedem.
3sta, rozpai ogie& i wzi si do gotowania. +po#rza na mnie z ukosa i
umiec'n si ekcewa!co<
, Ao!na m)wi #ak do supa5 , mrukn i poc'yiwszy si zacz ze zoci
rozdmuc'iwa niky, nie ima#cy si mokryc' drewek ogie&.
85
%.
"ni staway si coraz kr)tsze, wiata szybko ubywao, serce zdawao si
zamiera, gdy popoudnie c'yio si ku wieczorowi. 3raca dawny strac' przodk)w,
kt)rzy w zimowe miesice spozierai na niknce z dnia na dzie& wczenie# so&ce.
=0utro #u! si nie po#awi> , myei z trwog i w bezsenn noc wypatrywai go na
wzg)rzac', zapytu#c z dr!eniem< =3ze#dzie czy nie.>
Zorba , bardzie# pierwotny , prze!ywa te niepoko#e gbie# ni! #a. Beby si od
nic' uwoni, opuszcza c'odniki kopani, dopiero gdy gwiazdy zabysy na niebie.
%dkry cenny pokad wga brunatnego, do czystego, o niewiekie#
wigotnoci , by wic zadowoony. 3 wyobra7ni wydawa #u! zarobione pienidze na
podr)!e, kobiety i nowe przygody. Z niecierpiwoci czeka dnia, kiedy zdobdzie
dostateczn ic' io, kiedy #ego skrzyda , bo pienidze nazywa skrzydami , stan
si dostatecznie wiekie, aby m)g wy$run. "atego spdza cae noce na
wypr)bowywaniu swe# mikroskopi#ne# koe#ki. -'cia znae7 taki kt nac'yenia, by
kody spaday ekko i deikatnie, #akby #e niei anioowie.
Kiedy c'wyci ogromny arkusz papieru, koorowe o)wki i narysowa g)r, as,
koe#k i pnie, zsuwa#ce si po drutac', a ka!dy z pni mia du!e, niebieskie skrzyda.
2arysowa ma, okrg zatok, a w nie# czarne statki z marynarzami w papuzie#
zieeni i barki naadowane !)tymi pniami. 2a czterec' rogac' arkusza umieci
mnic')wD z ic' ust wywi#ay si r)!owe wstgi z ogromnym, czarnym napisem<
=3ieki #este, o Panie, i wspaniae dziea 6wo#e5>
%d kiku dni Zorba, rozpaiwszy popiesznie ogie& i ugotowawszy posiek,
wyc'odzi w kierunku wie#skie# drogi. 3raca po #akim czasie smtny.
, ?dzie si znowu w)czye, Zorbo. , pytaem.
, 2ie two#a rzecz, sze$ie , m)wi i zmienia temat.
Kt)rego wieczoru rzek do mnie niemiao<
, 0ak sdzisz, sze$ie. ()g istnie#e czy nie. 8 #ei istnie#e , bo wszystko #est
mo!iwe , to #ak go sobie wyobra!asz.
3zruszyem ramionami.
, 3idzisz, nie mie# si ze mnie, ae #a przypuszczam, !e ()g podobny #est do
mnie, tyko wy!szy, sinie#szy, z wiksz $antaz#, i do tego niemierteny. +iedzi
wygodnie na mikkic' #agnicyc' sk)rkac', a #ego barak , niebo , nie #est skecony
86
ze staryc' kanistr)w #ak nasz, tyko z obok)w. 3 prawe# doni nie trzyma miecza ani
wagi , to dobre da rzezimieszk)w i skepikarzy. %n dzier!y wiek gbk nasycon
wod #ak c'mura deszczem. Po #ego prawe# stronie zna#du#e si ra#, po ewe# pieko.
Przyc'odzi biedna dusza , nagusie&ka, bo nie ma ciaa , i dr!y. ()g spogda na ni
i umiec'a si pod wsem. 3net #ednak przybiera gro7n min. =-'od7 tu , powiada
grzmicym gosem. , -'od7 tu, przekta5> , i zaczyna # wypytywa. "usza rzuca
si do st)p (oga. =4itoci5 Przebacz mi5> , woa, a potem wyicza swo#e grzec'y.
*ecytu#e #e niby itani bez ko&ca, ()g wkr)tce ma tego do i ziewa. =Zamicz #u! ,
krzyczy , gowa mi pka5> , i szast/prast, #ednym mac'niciem gbki ciera wszyst/
kie grzec'y. =3yno si do ra#u5 , m)wi. , Piotrze, pozw) we# te# nieboraczce5>
(o musisz wiedzie, sze$ie, !e ()g #est wiekim panem, a wieko to przebaczenie.
Pamitam, !e owego wieczoru, gdy Zorba p)t swo#e $iozo$iczne bzdury,
umiaem si serdecznie, ae ta wieko (oga, wsp)czu#ca, szac'etna i
wszec'mocna, stawaa si da mnie ciaem i do#rzewaa w moic' myac' i
marzeniac'.
;nnego deszczowego wieczoru siedzieimy skueni w naszym baraku i
piekimy kasztany w gorcym popiee. Zorba zwr)ci si ku mnie i patrzy tak
badawczo, #akby c'cia zgbi #ak wiek ta#emnic. 3 ko&cu nie wytrzyma i rzek<
, -'ciabym wiedzie, sze$ie, co ty we mnie widzisz. 2a co czekasz. -zemu
nie we7miesz mnie za kark i nie wyrzucisz za drzwi. A)wiem ci #u!, !e nazywa#
mnie =Zaraz>, bo gdziekowiek si zna#d, kamienia na kamieniu nie zostawi...
6wo# robot te! diabi wezm... 3yrzu mnie za drzwi, dobrze ci radz5
, Podobasz mi si , odpowiedziaem. , 2ie pyta# wic o nic.
, -zy nie widzisz, sze$ie, !e mnie brak kt)re# kepki. Ao!e mam ic' par, ae
na pewno nie wszystkie. Zaraz zrozumiesz< %t)! ostatnio dniem i noc nie da#e mi
spoko#u wdowa. Przysigam, !e nie o mnie tu c'odzi. 2iec' # diabi... 2a pewno #e#
nie tkn. 2ie da mnie to ksek... 8e nie c'c straty da innyc'. %na nie powinna spa
sama. 6o byaby krzywda, sze$ie. Krzywda nie do zniesienia5 Kr! w nocy wok) #e#
obe#cia... 8 wiesz daczego. -'c zobaczy, czy kto nie przy#dzie do nie#. 3tedy bym
si uspokoi.
3ybuc'nem miec'em.
, 2ie mie# si, sze$ie5 0ei kobieta pi sama, winni s m!czy7ni. 3szyscy
bdziemy za to odpowiada przed (ogiem w dniu +du %statecznego. 3prawdzie %n
przebacza wszekie grzec'y, wymazu#e #e t gbk, o kt)re# m)wiem. 8e tego
87
grzec'u nie wybaczy5 +ze$ie, biada m!czy7nie, kt)ry m)g spa razem z kobiet, a nie
uczyni tego, biada kobiecie, kt)ra moga spa z m!czyzn, a postpia inacze#.
Pamitasz, co m)wi 'od!a.
Zamik na c'wi, po czym wybuc'n<
, -zy czowiek, kt)ry umar, mo!e wr)ci na ziemi w inne# postaci.
, 2ie sdz, Zorbo.
, 0a te! nie. 8e gdyby to byo mo!iwe, wtedy wszyscy ci m!czy7ni, kt)rzy
wyamai si ze su!by , nazwi#my ic' dezerterami z $rontu mioci , wr)ciiby na
ziemi, wiesz, pod czy# postaci. Pod postaci mu)w.
Zamik i popad w zadum. 2age #ego oczy zabysy.
, Kto wie. , rzek podniecony dokonanym odkryciem. , Ao!e muy, #akie
widzi si dzi na wiecie, to wanie tacy gupcy, kt)rzy w poprzednim !yciu uwa!ai
si za m!czyzn abo kobiety, a po prawdzie nigdy nimi nie byi. 3 nowym wcieeniu
nada upiera# si i wierzga#. -o o tym sdzisz, sze$ie.
, Be rzeczywicie brak ci pite# kepki , odpowiedziaem ze miec'em. ,
4epie# we7 santuri%
2ie gniewa# si, sze$ie. "zi wiecz)r nie bdzie muzyki. 3iesz, daczego
wypatam te bzdury. (o mam wiee trosk. 2owy c'odnik , diabi by go wzii , robi
mi kaway5 8 ty tu m)wisz o santuri...
3y# z popienika kasztany, da mi ic' pen gar i napeni szkanki winem.
, +zcz, (o!e5 , powiedziaem trca#c si z nim.
, (o!e, wspomaga#5 , zawt)rowa Zorba. , -'o dotd niewiee nam z tego
przyszo.
3ypi #ednym 'austem i wycign si na posaniu.
, 0utro , rzek , bd potrzebowa wiee siy, czeka mnie rozprawa z kup
diab)w. "obranoc5
2astpnego dnia wczesnym rankiem Zorba poszed do kopani.
*obotnicy dr!yi nowy c'odnik i praca przy nim posuwaa si szybko. Z su$itu
kapaa woda, a udzie czapai w czarnym bocku.
"zie& przedtem Zorba sprowadzi stempe, !eby podeprze strop. 3ci!
#ednak niepokoi si, pae bowiem nie byy dostatecznie grube, a on swoim
nieomynym instynktem, pozwaa#cym mu traktowa cay ten podziemny abirynt
tak, #ak gdyby to byo #ego wasne ciao, czu, !e zabezpieczenie nie #est pewne.
88
2asuc'iwa wic cic'yc' #eszcze, edwo uc'wytnyc' da mnie# wra!iwego uc'a
trzask)w brzmicyc' #ak guc'e westc'nienia stempi #czcyc' pod ci!arem stropu.
"odatkowa okoiczno pogbia tego ranka niepok)# Zorby5 3anie kiedy
mia ze# do kopani, nie opoda prze#e!d!a na mue wie#ski pop +te$anos. +pieszy
do pobiskiego !e&skiego kasztoru z ostatnimi sakramentami da umiera#ce#
zakonnicy. Zabobonny Zorba zd!y na szczcie trzykrotnie spun, zanim tamten
go pozdrowi.
, "zie& dobry , odpar p)gbkiem na powitane sowa popa. ; szybko doda
p)gosem< , 6$u5 2a psa urok5
-zu #ednak, !e to nie wystarczy da za!egnania niebezpiecze&stwa, wic do
nowego c'odnika sc'odzi rozsierdzony.
Panowa tu ci!ki zaduc', wo& wga i acetyenu. *obotnicy #u! przedwczora#
zaczi umacnia stempe. Zac'murzony Zorba rzuci im kr)tkie powitanie i zawinw/
szy rkawy wzi si do pracy.
%koo dziesiciu udzi waio kio$ami w pokad. ;nni zgarniai opatami urobek
gromadzcy si u ic' st)p, adowai go na mae, rczne w)zki i wywozii na
powierzc'ni.
2age Zorba zatrzyma si i da znak robotnikom, !eby przerwai prac.
2astawi uszu. 0ak #e7dziec zwizany #est ze swym koniem, a kapitan ze statkiem, tak
Zorba zespoony by z kopani. 0e# c'odniki byy #ak arterie w #ego ciee , i to, o
czym zbyt p)7no dayby zna martwe czarne skay, Zorba przeczu !yw wiadomoci
czowieka. 3anie gdy nastawi swo#e wiekie owosione uszy i nasuc'iwa,
przyszedem.
Zerwaem si ze snu, #akby pc'nity czy# rk, peen zyc' przeczu. Ubraem
si i wyszedem, nie wiedzc, po co si piesz i dokd id, ae nogi same zaprowadziy
mnie do kopani.
, 2ic takiego... , ozna#mi Zorba po c'wii wyt!onego nasuc'iwania. ,
Zdawao mi si. "o roboty, c'opcy5
%dwr)ci si, zauwa!y mnie i zacisn wargi.
, -o tu robisz tak wczenie, sze$ie. , przysun si do mnie. , 2ie
zec'ciaby wr)ci na g)r, by zaczerpn wie!ego powietrza. , szepn. ,
3ybierzesz si tu innego dnia da rozrywki.
, -o si dzie#e, Zorbo.
, 2ic... Przywidzenie. "zisia# z samego rana spotkaem popa5 ;d7...
89
, -zy nie wstyd byoby was tu zostawi w niebezpiecze&stwie.
, 6ak , przyzna Zorba. , 8 ty uciekby.
, 2ie.
, 3ic.
, Aiara, #ak stosu# do Zorby , rzek zirytowany , #est inna ni! da reszty
udzi. 8e skoro uwa!asz, !e wstyd ode#, zosta&. 6ym gorze# da ciebie.
-'wyci motek, wspi si na pace i grubymi gwo7dziami zacz przybi#a
drewniane zabezpieczenie stropu. Zd#em ze supa amp acetyenow, aziem tam i
z powrotem po bocie, ogdaem brunatne, to zn)w szaro poysku#ce bryy wga.
Ziemia niegdy poc'ona tu puszcz i przez miiony at !ua, trawia,
przetwarzaa pody swego wntrza. "rzewa przeksztaciy si w drewno, drewno w
wgie , i oto przyszed Zorba, by go odkry.
Powiesiem z powrotem amp i patrzyem na pracu#cego Zorb. Poc'onity
robot, nie mya o niczym innym poza ni, uto!sami si z ziemi, kio$em, wgem.
Aot i gwo7dzie stanowiy #edno z #ego ciaem w wace z drewnem. -ierpia wraz z
nawisym stropem. 3aczy z masywem g)rskim, c'cc wydrze mu wgie si ub
podstpem. 2ieomynie wyczuwa minera, uderza bezbdnie tam, gdzie op)r
caizny by na#sabszy i na#atwie#szy do przezwyci!enia. ?dy tak patrzyem na niego,
umorusanego czarnym pyem, z poysku#cymi biakami oczu, wydawao mi si, !e
zamieni si w wgie, uto!sami si z nim, by atwie# pode# przeciwnika i s$orsowa
#ego i inie obronne.
, (rawo, Zorba5 , zawoaem uniesiony naiwnym podziwem.
2ie odwr)ci si nawet. ?dzie!by mu si c'ciao rozmawia w te# c'wii z
#akim moem ksi!kowym, kt)ry zamiast kio$a trzyma w rce ogryzek o)wka. (y
za#ty, nie mia czasu na gadanie.
, 2ie odzywa# si do mnie, gdy pracu# , rzek kt)rego wieczoru. ,
A)gbym ci wtedy o$ukn5
, %$ukn. "aczego, Zorbo.
, Znowu szukasz przyczyny5 Zupenie #ak dziecko. 0ak by ci to wy#ani.
0estem cay od st)p do g)w oddany swemu za#ciu, z#ednoczony z kamieniem abo
wgem, abo z santuri. 0ei nage mnie dotkniesz, powiesz co, a #a si odwr)c,
mog ugry75 6eraz rozumiesz.
+po#rzaem na zegarek, doc'odzia dziesita.
90
, -zas na niadanie, c'opcy , powiedziaem. , 0u! pora5
*obotnicy z zadowoeniem rzucii w kt narzdzia, otari z twarzy pot i
szykowai si do opuszczenia pokadu. 6yko za#ty robot Zorba mnie nie usysza.
Zreszt nawet gdyby usysza, nie ruszyby si z mie#sca. Zn)w z niepoko#em
nasuc'iwa.
, Poczeka#cie , rzekem do robotnik)w. , Zapaimy.
Zaczem szpera po kieszeniac' w poszukiwaniu papieros)w. 4udzie
gromadzii si wok) mnie.
2age Zorba zerwa si i przyo!y uc'o do szpary. 3 wiete ampy
acetyenowe# widziaem #ego rozwarte usta.
, -o ci #est, Zorbo. , krzyknem.
8e w te# c'wii poczuimy nad sob dr!enie stropu.
, Ucieka#cie5 , wrzasn oc'rype Zorba. , Ucieka#cie5
*zuciimy si do wy#cia, ae zanim dotarimy do pierwszego wizania
stempi, usyszeimy nad gowami drugi, #eszcze gonie#szy trzask. Zorba podnosi
wanie #aki wieki pie&, c'cc umocni c'wie#ce si stempe.
?dyby zd!y, strop wytrzymaby mo!e #eszcze par sekund pozwaa#cyc' na
ucieczk.
, Ucieka#cie5 , zabrzmia guc'o gos, dobywa#cy si #akby z gbokic'
czeuci ziemi.
%garnici panik wybiegimy wszyscy na zewntrz, nie myc o Zorbie.
8e w kika sekund p)7nie# opanowaem si i wr)ciem.
, Zorba5 , zawoaem. , Zorba5
3tedy uwiadomiem sobie, !e tyko zda#e mi si, i! woam. ?os nie wydoby
si ze zdawionego strac'em garda. %garn mnie wstyd. -o$nem si #eden krok i
wycignem rce. Zorba sko&czy wanie umacnianie stropu i izga#c si po bocie
pobieg do wy#cia. 3pad w mroku prosto w mo#e ramiona. %b#imy si odru/
c'owo.
, Ucieka#my5 , wrzasn zdawionym gosem. , Ucieka#my5
3ybiegimy na wiato dnia. Pobadi robotnicy, zebrani u we#cia,
nasuc'iwai w miczeniu.
*ozeg si trzeci, na#mocnie#szy trzask, taki, #aki wyda#e drzewo rozdarte od
pioruna. Potem g)r wstrzsn 'uk, brzmicy #ak oskot grom)w, i pokad zawai
si...
91
*obotnicy prze!egnai si, szepcc<
, @aska boska5
, Zostawiicie w rodku kio$y. , krzykn Zorba ze zoci.
2ie odpowiedziei.
, "aczego nie zabraicie ic'. , zawoa znowu, rozwcieczony. ,
2arobiicie w portki, zuc'y5 -o. +zkoda narzdzi5
, 6o nie #est odpowiednia c'wia, aby si troszczy o kio$y, Zorba5 ,
wtrciem. , -ieszmy si, !e udzie ocaei5 "ziki tobie wszyscy !y#emy5
, Zgodniaem5 , rzek Zorba. , 0estem zupenie wyczerpany.
-'wyci e!c na kamieniu torb ze niadaniem, otworzy #, wydoby c'eb,
oiwki, cebu, gotowane ziemniaki i niewiek manierk z winem.
, -'od7cie #e, c'opcy , powiedzia z penymi ustami.
Poyka akomie #ado, #akby w ten spos)b c'cia szybko odzyska utracone siy.
Aicza przy tym, poc'yony nad posikiem. Potem c'wyci manierk, odrzuci w ty
gow, przyo!y # do ust i pi tak apczywie, !e wino a! bugotao w #ego wysc'e#
gardziei.
*obotnicy za #ego przykadem rozsupai swo#e zawinitka i zaczi si posia.
+iedziei wszyscy po turecku dookoa Zorby i #edzc patrzyi na niego. -'tnie by
padi mu w podzice do n)g, caowai rce, ae znai #ego dziwactwa i szorstko, wic
nikt si nie odwa!y.
3 ko&cu na#starszy wiekiem Aic'eis z gstymi szpakowatymi wsami zdoby
si na miao<
, ?dyby ci tam nie byo, ma#strze 8eksy, nasze dzieci zostayby sierotami.
, Zamkni# gb5 , zawoa Zorba z penymi ustami i nikt nie wa!y si rzec nic
wice#.
92
1&.
=Kto stworzy ten abirynt niepewnoci, t wityni du$noci, naczynie
grzec'u, poe usiane tysicem zasadzek, przedsionek pieka, kosz po brzegi
napeniony c'ytroci, trucizn sodk #ak mi)d, a&cuc', kt)ry wi!e miertenyc' z
doczesnoci , kobiet.>
+iedziaem na ziemi obok rozpaonego piecyka i spisywaem powoi, w
skupieniu poemat o (uddzie. Pr)bowaem nim niby zakciem wypdzi z myi urok
owego zmoczonego deszczem ciaa o rozkoysanyc' biodrac', kt)re ka!de# nocy
przewi#ao si przed mymi oczami, to po#awia#c si, to niknc. Zaraz po katastro$ie w
kopani, gdzie byimy o wos od mierci, obraz wdowy zacz burzy mi krew. 3abi z
pierwotn si, baganie, rozkazu#co.
=-'od7, c'od75 , woaa do mnie. , Bycie przemi#a #ak byskawica. -'od7
szybko, c'od7, c'od7, zanim bdzie za p)7no5>
3iedziaem, !e to widmo, szata&ski duc' wcieony w kobiet o bogatyc'
ksztatac', penyc' biodrac'. 3aczyem. Zaczem zn)w pisa =(udd>, bronic si
#ak barbarzy&cy, kt)rzy na cianac' swyc' grot ryi ostrym kamieniem abo maowai
czerwonymi $arbami podobizny kr!cyc' wok) nic', wygodniayc' drapie!nik)w.
*ze7bic ub mau#c ic' wizerunek, c'ciei #e przyku do skay, unieruc'omi, by nie
rzuciy si na nic'.
3 dniu, kiedy oma nie zostaem zmia!d!ony przez skay, wdowa wtargna do
mo#e# samotni gorcym wiewem, wabic mnie koysaniem bioder. Za dnia, kiedy
byem siny i miaem trze7wy umys, mogem odpdzi #e# obraz. %pisywaem, #ak
kusicie nawiedzi (udd, #ak przeobraziwszy si w kobiet opar #drne, wysokie
piersi o koana ascety, #ak (udda, spostrzegszy niebezpiecze&stwo, zebra wszystkie
swe siy i zmusi szatana do ucieczki. Po ka!dym napisanym zdaniu odczuwaem ug,
przypyw otuc'y, czuem, #ak szatan co$a si przed wszec'wadnym zakciem sowa.
3 dzie& waczyem ze wszystkic' si, ae w nocy myi mo#e staway si bezbronne i
przez otwarte drzwi wc'odzia wdowa.
*ano budziem si wyczerpany i pokonany, a waka zaczynaa si od nowa.
-zasami unosiem gow znad papier)w. (yo to zwyke pod koniec popoudniaD
wiato niko, osaczaa mnie ciemno. "ni byy coraz kr)tsze, zbi!ao si (o!e
2arodzenie. 3aczyem wci! zacieke, m)wic sobie< =2ie #estem samotny. 6ak
93
pot!na sia #ak wiato i te! waczy, raz pokonana, kiedy indzie# , zwyciska, bu/
dzca nadzie#. (d waczy i zwyci! wraz z ni>.
3ydawao mi si, !e mo#a waka z wdow #est zgodna z rytmem wszec'wiata i
to napawao mnie otuc'. Podstpna materia przybraa #e# posta, by stumi i ugasi,
poncy we mnie !ar, t niezwyci!on si, kt)ra przeistacza materi w ide. 3
ka!dym czowieku istnie#e czstka tego boskiego tc'nienia, datego potra$i on prze/
mieni c'eb, wod czy miso w my i czyn. Prawd m)wi Zorba< =Powiedz mi, #aki
u!ytek robisz z tego, co #esz, a powiem ci, kim #este5> 6ak wic w boesnym wysiku
swe ogromne po!danie przeksztaciem w pie& o (uddzie.
, % czym dumasz. 3idz, !e #este niesw)#, sze$ie , rzek do mnie pewnego
wieczoru, w 3igii (o!ego 2arodzenia, Zorba, kt)ry domya si, z #akim demonem
wacz.
Udaem, !e nie sysz. 8e Zorba nie dawa tak atwo za wygran.
, 0este mody, sze$ie , powiedzia, a w gosie #ego zabrzmiaa gorzka nuta. ,
0este mody, zdrowy, dobrze #esz i pi#esz, wdyc'asz czyste, morskie powietrze,
gromadzisz siy , i na co #e obracasz. +pisz samotnie. +zkoda5 2ie tra czasu, id7 tam
#eszcze te# nocy. Bycie #est proste, sze$ie , ie razy mam ci to powtarza. 2ie
kompiku# go5
3ertowaem rozo!ony przede mn rkopis =(uddy>, suc'aem s)w Zorby,
otwiera#cyc' przede mn r)wn , zdawaoby si , i szerok drog. 8e by to gos
kusiciea.
Aiczaem, zdecydowany stawi op)r. Przegda#c wono rkopis,
pogwizdywaem, !eby ukry wzburzenie. 4ecz Zorba, poczuwszy w moim miczeniu
sprzeciw, wybuc'n<
, "zi #est noc wigii#na. ;d7, c'opie, szybko, zanim ona p)#dzie do kocioa.
6e# nocy narodzi si -'rystus, ty r)wnie! uczy& cud5
3staem zdenerwowany<
, "osy, Zorba5 Ka!dy czowiek wybiera swo# drog, a udzie r)!ni si
miedzy sob #ak drzewa. -zy miae kiedy pretens#e do $igowca, !e nie rodzi czereni.
Aicz wic5 "oc'odzi p)noc, c'od7my do kocioa uczci narodziny -'rystusa.
Zorba wcisn gboko na gow ciep zimow czap<
, "obrze , zgodzi si znudzony , c'od7my. 8e !eby wiedzia, !e epie#
uczciby dzi (oga, gdyby #ak arc'anio ?abrie nawiedzi wdow. ?dyby ()g
c'odzi twoimi drogami, sze$ie, nigdy nie tra$iby do Aarii i -'rystus nigdy by si nie
94
urodzi. ?dyby zapyta mnie o bo! cie!k, odparbym< Zd!a ona do Aarii, a Aaria
to wdowa.
Zamik, na pr)!no oczeku#c odpowiedzi. Pc'n mocno drzwi i wyszimy.
2iecierpiwie trca ko&cem aski kamyki.
, 6ak, tak , powtarza z uporem. , Aaria to wdowa.
, -'od7my , powiedziaem. , 2ie krzycz5
+zimy szybko. 3 t zimow noc roztaczao si nad nami niezwyke czyste
niebo, na kt)rym du!e gwiazdy pony nisko niby kue ogniste zawieszone w
powietrzu. Kiedy tak kroczyimy wybrze!em, noc wydawaa pomruki niby #akie
wiekie czarne zwierz, spoczywa#ce nad wod. =%d tego wieczoru , pomyaem ,
wiato, przedtem pokonane przez zim, zacznie zwyci!a. 0akby i ono narodzio si
dzisia# razem ze witym "ziecitkiem>.
3ieniacy zebrai si #u! w przytunym, pac'ncym kadzidem kociee.
A!czy7ni stai z przodu, za nimi kobiety ze specionymi do&mi. 3ysoki,
wyc'udzony czterdziestodniowym postem pop +te$anos, ubrany w ci!ki, zocisty
ornat, c'odzi tu i tam du!ymi krokami, wymac'iwa kadzienic i piewa gono,
c'cc #ak na#prdze# odprawi nabo!e&stwo i znae7 si w domu przy misce tuste#
zupy, kiebasie i wdzonyc' misiwac', i gdyby powiedzie< ="zisia# rodzi si wiato>
, sowa te nie poruszyyby serc czowieczyc'. 2ie stayby si pocztkiem egendy,
idea ta nie ob#aby caego wiata. (yoby to tyko stwierdzenie zwykego $izycznego
z#awiska nie pobudza#cego nasze# wyobra7ni. 8e niegdy wiato zrodzone w rodku
zimy ob#awio si #ako "ziecitko, a "ziecitko stao si (ogiem , i oto #u! przez
dwadziecia wiek)w nosimy go w duszac', karmic si nim.
Par minut po p)nocy uroczyste misterium dobiego ko&ca. -'rystus si
narodzi i uradowani wieniacy pobiegi zgodniai do dom)w, !eby ucztowa i w gbi
swego brzuc'a odczu rado pync z ta#emnicy narodzin (oga. (rzuc' stanowi
siny $undament, a c'eb, wino i miso s wa!ne. 6yko za pomoc wina i misa
mo!na stworzy (oga.
?wiazdy niy teraz w g)rze, wiekie #ak skrzyda anieskie rozpostarte ponad
biaym skepieniem kocioa. "roga meczna niby rzeka przepywaa z #edne# strony
nieba na drug. Zieona gwiazda byszczaa ponad naszymi gowami #ak szmaragd.
3estc'nem wzruszony.
Zorba spo#rza na mnie<
, -zy ty wierzysz, !e ()g przybra posta czowieka i narodzi si w sta#ence,
95
czy tyko sobie kpisz z nas, sze$ie.
, 6rudno co na to odpowiedzie, Zorbo. 2ie mog twierdzi, !e wierz, ae i
nie mog zaprzeczy. 8 ty.
, +owo da#, i #a mam mtik w gowie. 3iesz co. ?dy #eszcze byem maym
szkrabem i babka opowiadaa mi ba#ki o dobryc' wr)!kac', wcae w nie nie
wierzyem. 8 #ednak dr!aem z prze#cia, miaem si i pakaem, #akby to bya
prawda. Kiedy #u! wyrosa mi broda, odrzuciem te wszystkie brednie, a nawet z nic'
drwiem. 8e teraz, na staro, zdziecinniaem c'yba, sze$ie, i zaczynam znowu w nie
wierzy... "ziwaczny #est czowiek.
3eszimy na drog prowadzc do pani Fortens#i i przypieszyimy kroku
#ak zgodniae konie, kt)re czu# bisko sta#ni.
, +prytni s ci o#cowie duc'owni , rzek Zorba. , 6ra$ia# do ciebie przez
!odek, tote! nie mo!na si im wymkn. =2ie bdziesz #ad misa ani pi wina przez
dni czterdzieci> , powiada#. Po co. Beby zatskni za misiwem i winem. Zna# si
na rozmaityc' sztuczkac', obuzy5
Znowu przyspieszy kroku.
, 2ie !au# n)g, sze$ie , przynaga. , ;ndyczka #est #u! c'yba gotowa.
Kiedy weszimy do pokoiku nasze# poczciwe# (ubuiny, gdzie stao
dwuosobowe, kuszce szerokoci o!e, zastaimy st) nakryty biaym obrusem,
pieczona indyczka ze sterczcymi apkami parowaa na taerzu, a od rozpaonego
piecyka pyno dobrotiwe ciepo.
Pani Fortens#a miaa na gowie mn)stwo oczk)w, a na sobie dug, kooru
zwide# r)!y sukni z bu$iastymi rkawami i wystrzpionymi $abankami. +zeroka na
dwa pace wst!ka o kanarkowe# barwie opasywaa dzisia# #e# zmarszczon szy#.
*amiona spryskaa per$umami o zapac'u kwiatu pomara&czy.
=0akie z'armonizowane #est wszystko na te# ziemi , myaem. , 0ak
doskonae wiat wsp)gra z sercem czowieka. %to ta stara piewaczka po 'uaszczym
!yciu osiada niby na miei7nie na tym opustoszaym wybrze!u i skupia w tym
ndznym pokoiku ca ciep zapobiegiwo i serdeczn troskiwo kobiec.
+tarannie przygotowany, ob$ity posiek, rozpaony piecyk, odwitna suknia, wo&
kwiecia pomara&czy , wszystkie te drobne, a tak bardzo udzkie, doczesne radoci
#ak!e atwo i prosto przeksztaciy si w ogromn rado duc'ow5>
; oczy mo#e przesoniy zy. Poczuem, !e w t uroczyst noc na pustynnym
96
brzegu morza nie #estem samotny. 3ysza mi naprzeciw kobieta pena oddania,
czuoci, poba!ania. Zastpia matk, siostr, !on. 8 #a, kt)ry dotd sdziem, !e
niczego nie potrzebu#, po#em nage, !e brak mi wszystkiego.
Zorba prze!y c'yba tak!e takie samo onienie, bo gdy tyko weszimy, rzuci
si w ramiona wystro#one# piewaczki.
, ()g si rodzi5 , zawoa. , -'waa ci, babski rodza#u5
Po czym zwr)ci si do mnie ze miec'em<
, +p)#rz tyko, sze$ie, #akim sprytnym stworzeniem #est kobieta. 2awet (oga
potra$ia okrci wok) swego maego paca.
+iedimy przy stoe, rzuciimy si na #ado, piimy wino. -iaa nasze
odczuway rozkosz sytoci, dusze radoway si przeczuciem szczcia. Zorba znowu
pod# rozmow<
, 0edz i pi# , zac'ca mnie nieustannie. , 0edz i pi#, sze$ie. -iesz si,
c'opcze, i piewa# #ak pastuszkowie< =-'waa na wysokoci ...> -'rystus si narodzi,
a to nie przeewki. Zapiewa#, niec' ()g usyszy i uradu#e si, biedaczek. 2apoiimy
go !)ci do syta.
Fumor mu wr)ci i by peen animuszu.
, -'rystus si narodzi, m)# mdrcze, m)# gryzipi)rku. 6yko nie kr<
2arodzi si czy nie. %czywicie, !e si urodzi, wic si nie wygupia#5 =0ei we7miesz
szkieko , powiedzia pewnego dnia #aki in!ynier , i obe#rzysz wod, kt)r pi#emy,
zobaczysz miiony mautkic' robaczk)w, kt)ryc' nie wida goym okiem>. 0ak #e
zobaczysz, nie wypi#esz wody. 2ie wypi#esz i zdec'niesz z pragnienia. *ozbi# szkieko,
sze$ie, rozbi# #e zaraz, robaczki znikn i bdziesz m)g orze7wi si wod.
Podni)sszy pen szkank, zwr)ci si do nasze# wystro#one#
wsp)biesiadniczki<
, 0a, mo#a droga, stara , !e tak powiem , towarzyszko broni, wypi# t
szkank za two#e zdrowie. 3idziaem w !yciu niemao rze7b na dziobac' !agowc)w,
miay #askrawo wymaowane poiczki i usta. Pruy swymi piersiami $ae wszystkic'
m)rz, zwiedziy wszystkie porty. 8 kiedy #u! przegni pokad statku, do ko&ca !ycia na
dzie podpiera# cian #akie# portowe# tawerny, gdzie !egarze wstpu# na wino.
"roga (ubuino, gdy pod#adszy i popiwszy dobrze, spogdam dzisie#szego
wieczoru na ciebie, biemo spada mi z oczu i widz, !e #este rze7b z dzioba wiekiego
statku, a #a , twym ostatnim progiem, mo#a ty kokoszko, tawern, do kt)re# wstpu#
na wino !egarze. -'od7, oprzy# si o mnie, zwi& swo#e !age. Pi# pen szkank
97
two#e zdrowie, syreno5
3zruszona pani Fortens#a rozpakaa si w ramionac' Zorby, a on szepn mi
ukradkiem do uc'a<
, Zobaczysz, przez to pikne przem)wienie, #akie wygosiem, napytam sobie
biedy. 6a dziewka nie puci mnie std dzisia#. 8e c)! c'cesz. Ba mi ic', tyc'
biedaczek... 6ak, tak... 4itu# si nad nimi. , -'rystus si narodzi. , zawoa gono
do swo#e# syreny. , 2asze zdrowie5 , i wziwszy si pod rce wyc'yii #ednym
'austem wino, a potem spo#rzei na siebie z zac'wytem.
2iedugo opuciem ciepy pokoik i samotnie ruszyem w drog. -aa wioska,
zako&czywszy uroczyst biesiad ten wiecz)r i zawarszy drzwi i okiennice, spaa teraz
w basku wiekic', zimowyc' gwiazd.
(yo zimno, morze szumiao, a mruga#ca kokietery#nie paneta 3enus
widniaa na wsc'odzie. +zedem wzdu! wybrze!a, bawic si z igra#cymi $aami.
2adpyway, !eby mnie zmoczy, a #a pr)bowaem uskoczy w por. (yem
zadowoony. Ayaem< =%to prawdziwe szczcie5 2ie mie innyc' pragnie& poza
prac, 'arowa #ak ko& z daa od udzi5 2ie potrzebowa ic', a mimo to koc'a5 3zi
udzia w wicie (o!ego 2arodzenia, z#e i wypi dobrze, a potem znae7 si z daa
od wszekic' pokus, mie gwiazdy nad gow, po ewe# rce ziemi, po prawe# morze
, i zrozumie, !e !ycie dokonao w twoim sercu na#wikszego cudu< stao si ba#k o
dobryc' wr)!kac'.
"ni mi#ay. Udawaem zuc'a, rozgadanego, rozbawionego. 8e na dnie serca
czuem smutek. 1witeczny tydzie& przywoa wspomnienia d7wiczce w me# duszy
daek muzyk i ukoc'anymi gosami na#bi!szyc'. *az #eszcze przekonaem si, #ak
bardzo prawdziwa #est stara egenda m)wica o tym, !e serce czowieka to czara pena
krwi, z kt)re# czerpi ukoc'ani zmari, aby zn)w o!y. ;m bardzie# byi przez nas
koc'ani, tym wice# nasze# krwi wypi#a#.
; oto mamy sywestrowy wiecz)r. Faaiwa gromada wie#skie# dzieciarni,
niosca du!y, papierowy statek, dotara a! do naszego baraku i zacza cienkimi,
radosnymi gosami wypiewywa kod<
#az!$i, wie$ki *wit!, dotar do 3ezarei.
4eo to b!o miasto rodzinne...
98
"ae# koda m)wia o tym, #ak wity stan na wybrze!u nad sza$irowym
morzem, wbi ask i aska natyc'miast pokrya si imi i kwieciem. 2oworoczna
koda gosia<
.iecha) .ow! 5ok bdzie d$a ciebie szcz*$iw!,
A tw() dom peen zboa, dzban(w wina i o$iw!.
.iech twa ona ci wspiera )ak strop domu ko$umna marmurowa,
.iech twa c(ra w!)dzie za m" i dziewiciu s!n(w si dochowa,
.iech s!nowie twoi w!zwo$" ,onstant!nopo$ kr($ewski...
Zorba suc'a z zac'wytem. Potem porwa od dzieci bbenek i zacz wybi#a
!ywioowo rytm.
Patrzyem i suc'aem w miczeniu. -zuem, #ak nowy zwidy i opada z
mego serca niby z drzewa. Zn)w #eden rok, krok wice# w stron ciemnego, moginego
dou.
, -o ci, sze$ie. , spyta piewa#cy wraz z dziemi Zorba midzy #ednym
uderzeniem w bbenek a drugim. , -o si stao, c'opie. Zbade, twarz ci si
postarzaa. 0a w taki dzie& #ak dzi sta# si maym c'opcem, rodz si na nowo #ak
-'rystus5 (o przecie! on przyc'odzi na wiat ka!dego roku. 0a tak samo...
*zuciem si na )!ko i zamknem oczy. 6ego wieczoru wzburzenie wypenio
mi serce. 2ie c'ciao mi si rozmawia.
8e sen nie przyc'odzi. -zuem si tak, #akbym #u! za c'wi mia zdawa
spraw z moic' postpk)w. -ae !ycie pospiesznie i bezadnie przesuwao mi si
przed oczami, mgiste niby sen, a #a patrzyem na nie z rozpacz.
0ak puszysty obok w podmuc'ac' g)rskiego wiatru !ycie mo#e zmieniao
ksztat, rozwiewao si, to zn)w kbio w #ednym mie#scu, przybierao posta
abdzia, psa, szatana, skorpiona ub mapy , obok nieustannie strzpi si i
rozdziera, peen tczowyc' barw i wiata.
3szystkie pytania, #akie postawiem w !yciu, nie tyko pozostay bez
odpowiedzi, ecz nieustannie mno!yy si i nawarstwiay. 2awet na#wspaniasze
nadzie#e, nim do#rzay, uegy zniszczeniu...
"niao. 2ie otwieraem oczu, pr)bowaem skoncentrowa wszystkie siy w
pragnieniu dotarcia my w na#ta#nie#sz gb bytu, gdzie krope udzkie# krwi cz
si we wsp)ny ocean. "rog wewntrznego skupienia c'ciaem zedrze zason
99
przyszoci i u#rze, co mi niesie nowy rok...
, "zie& dobry, sze$ie5 "o siego roku5
?os Zorby przywr)ci mnie brutanie do rzeczywistoci. %tworzyem oczy w
por, aby zobaczy, #ak Zorba rzuca na pr)g baraku ogromny owoc granatu.
*ozprysn si i #ego czstki #ak rubiny potoczyy si a! do mego )!ka, podniosem
kika, z#adem i poczuem w garde wie!o.
, %bymy miei du!o pienidzy, sze$ie, i oby porway nas std pikne
dziewczta5 , zawoa wesoo Zorba.
Umy si, ogoi, przywdzia odwitny str)# , spodnie z zieonego sukna, szar
samodziaow marynark i troc' #u! wyinia $utrzan kurtk z kozie# sk)ry.
3cisn swo# rosy#sk karakuow czap i podkrci wsa.
, +ze$ie , rzek. , P)#d pokaza si w kociee #ako reprezentant
przedsibiorstwa. (o gdyby nas tu wzii za mason)w, nie wyszoby to na korzy
nasze# $irmie. Zreszt nic na tym nie strac, trzeba #ako zabi#a czas.
Poc'yi gow i zrobi perskie oko.
, Ao!e zobacz wdow , szepn.
()g, interesy przedsibiorstwa i wdowa spatay si, wida, w #ego umye w
'armoni#n cao. +yszaem, #ak #ego ekkie kroki oddaa# si i cic'n. Zerwaem si
z )!ka. -zar prys, dusza znowu zostaa zamknita w wizieniu ciaa.
Ubraem si i ruszyem na wybrze!e. +zedem szybko. (yem szcziwy,
#akbym unikn #akiego niebezpiecze&stwa abo grzec'u. 1witokradztwem wydao
mi si teraz mo#e poranne pragnienie spo#rzenia w nie narodzon #eszcze przyszo.
Przypomniaem sobie pewien ranek, gdy zobaczyem uczepion kory drzewa
poczwark wanie w c'wii, gdy moty rozrywa spowi#a#c go powok,
przygotowu#c si do otu. -zekaem do dugo, ae moty zweka. 2iecierpiwie
sc'yiem si i zaczem go ogrzewa wasnym oddec'em. ; w moic' oczac' ,
szybcie#, ni! przewidu#e natura , zacz dokonywa si cud. Powoka opada i wyszed
moty, ae kaeki. 2igdy nie zapomn przera!enia, #akie odczuem, gdy zobaczyem, !e
nie mo!e rozwin skrzyde. "r!c pr)bowa tego dokona wysikiem caego ciaa ,
na pr)!no , c'o pomagaem mu oddec'em. Potrzebny by tu cierpiwy proces
do#rzewania. +krzyda powinny wono rozwi#a si w so&cu. 6eraz byo #u! za p)7no.
-iepo mo#ego tc'nienia zmusio go, aby opuci poczwark przedwczenie,
pomarszczony niby embrion. "r!a rozpacziwie #eszcze c'wi i umar na mo#e# doni.
100
6e eciutkie zwoki motya spoczy ogromnym ci!arem na moim sumieniu.
"zisia# #u! wiem, !e pogwacenie odwiecznyc' praw natury #est miertenym
grzec'em.
2ie wono nam uega niecierpiwoci, winnimy z u$noci poddawa si
wieczystemu rytmowi wszec'wiata.
Usiadem na skae, aby przemye to z 2owym *okiem. %, gdyby ten moty,
kt)rego zabiem, m)g ecc przede mn wskazywa mi drog5
101
11.
Zerwaem si na nogi uradowany, #akbym otrzyma noworoczny podarunek.
3ia zimny wiatr, niebo byo czyste, morze nio.
Poszedem do wsi. 2abo!e&stwo #u! si c'yba sko&czyo. Ayaem z
irrac#onanym wzruszeniem, co za czowieka spotkam #ako pierwszego w tym roku.
-zy przyniesie mi szczcie, czy nieszczcie. =Aogoby to by #akie dziecko ,
myaem , niosce noworoczne podarunki abo krzepki starzec w biae# koszui o
szerokic' 'a$towanyc' rkawac', pogodny i dumny, poniewa! w peni wykona swe
obowizki na ziemi. ;m bardzie# zbi!aem si do wioski, tym dotkiwszy stawa si )w
nonsensowny niepok)#.
2age koana ugiy si pode mn. 3ie#sk drog miedzy oiwkowymi
drzewami sza spr!ystym krokiem, w czarne# c'ustce na gowie, z rumie&cem na
twarzy , wdowa.
?ibka #ak czarna pantera, roztaczaa , zda si , wok) siebie sin wo& pi!ma.
=?dzie by tu uciec5> , pomyaem. -zuem, !e ta niebezpieczna istota nie przepuci
mi, wic #edynym wy#ciem #est ucieczka. 8e #ak uciec. 3dowa zbi!aa si. Bwir
trzeszcza pod #e# stopami, a mnie si wydao, #akby to byy kroki naciera#ce# armii.
-'usta zeizna si, odkrywa#c nice, krucze wosy. %brzucia mnie tsknym
spo#rzeniem i umiec'na si do mnieD na dnie #e# oczu krya si dzika sodycz.
+zybko owina gow c'ust, #akby zawstydzia si, !e u#rzaem #e# wosy.
-'ciaem # pozdrowi, zo!y noworoczne !yczenia, gardo wysc'o mi #ednak
tak, #ak w owym dniu, kiedy w kopani run strop, a mo#e !ycie znaazo si w nie/
bezpiecze&stwie.
6rzcinowy pot #e# sadu zaszeeci, zimowe so&ce pado na zociste cytryny i
ciemne istowie drzew pomara&czowyc', cay ogr)d za#ania niby ra#.
3dowa przystana, wycigna rk, pc'na sinie $urtk i otworzya # w
c'wii, gdy przec'odziem obok. %dwr)cia si i trzepocc rzsami spo#rzaa na mnie.
Pozostawia uc'yone drzwiczki i z pynnym ruc'em bioder znikna za
cytrusami.
Przekroczy pr)g, zatrzasn $urtk, pobiec za ni, c'wyci wp) i bez sowa
zanie na #e# obszerne wdowie o!e , to byoby po msku. 6ak postpiby m)# dzia/
dek i , mam nadzie# , wnuk. 8 #a sto# #ak wryty i zastanawiam si...
102
, 3 innym wcieeniu , szepnem do siebie z gorzkim umiec'em , #ei
tyko s inne, zac'owam si epie#...
Zagbiem si w #ar porosy drzewami, czuem na sercu taki ci!ar, #akbym
popeni mierteny grzec'. 3asaem si tu i tam, dr!c z zimna. 2a pr)!no
odpdzaem wiz# pynnego ruc'u bioder, umiec'u, oczu i piersi wdowy , wci!
wracaa i zapieraa oddec'.
"rzewa #eszcze byy bezistne, ae pene soku pki nabrzmiay i zaczynay si
rozwiera. 3 ka!dym z nic' czuo si obecno modyc' pd)w, kwiat)w i przyszyc'
owoc)w. 3 samym rodku zimy pod suc' kor , w ciszy, ta#emnie , dniem i noc
dokonywa si wieki cud wiosny.
2age wydaem radosny okrzyk. Przede mn w osonitym od wiatru wdoe
rozkwito wbrew zimie pierwsze drzewo migdaowe, uprzedza#c odwa!nie inne i
obwieszcza#c im wiosn.
Zrobio mi si ekko na sercu. %ddaiwszy si od drogi, usiadem pod
ukwieconymi gaziami i wdyc'aem ic' wo&.
+iedziaem tak przez dugi czas, nie myc o niczym, beztroski, szcziwy,
#akbym przebywa w krainie wiecznoci pod ra#skim drzewem.
-zy# gwatowny okrzyk przywoa mnie na ziemi<
, ?dzie si podziewasz, sze$ie. +zukam ci od dawna Zbi!a si poudnie.
-'od7my.
, "okd.
, "okd.5 0eszcze pytasz. "o poczciwe# !ywicieki, kt)re# na imi =Pieczony
Prosiak>. 2ie #este godny. "opiero co wy#to wieprzka z pieca, zapac' a! krci w no/
sie. -'od7my prdze#.
3staem, pogaskaem twardy pie& drzewa migdaowego, )w dziwny pie&,
kt)ry potra$i wyda z siebie kwiecisty cud. Przede mn zwinnie kroczy Zorba,
wygodniay, ae peen 'umoru. 0ego ciao wci! niesyte byo podstawowyc' pragnie&
czowieka , #edzenia, picia, kobiety, ta&ca. 6rzyma w rku #aki przedmiot owinity
w r)!owy papier i przewizany zotym sznureczkiem.
, Upominek. , spytaem.
Zorba zamia si, usiu#c ukry wzruszenie.
, %t, !eby #e# sprawi troc' przy#emnoci, biedaczce5 , powiedzia, nie
odwraca#c si. , 6o #e# przypomni stare, dobre czasy... +ami m)wiimy, !e #est
kobiet, a wic istot, kt)ra ubi narzeka.
103
, Eotogra$ia.
, Zobaczysz... Zobaczysz, nie piesz si. +am zrobiem. -'od7my szybcie#.
Poudniowe so&ce rozgrzewao koci, radu#c #e ciepem. Aorze te! wygdao
szcziwie pod #ego promieniami. Aaa, kamienista wysepka, otoczona eciutk
mgiek, zdawaa si unosi nad #ego powierzc'ni.
Zbi!aimy si do wioski. Zorba poc'yi si ku mnie i ciszy gos<
, 3iesz, sze$ie, bya w kociee. +taem na samym przodzie, tu! przy
ministrancie. 2age zobaczyem, #ak za#aniay wite obrazy< -'rystus, Aatka (oska
i dwunastu aposto)w... =-o to mo!e by. , pomyaem i prze!egnaem si. ,
+o&ce.> Kiedy si odwr)ciem, zobaczyem wdow...
, "o gadania, Zorbo5 , rzekem i przypieszyem kroku.
8e on mnie dogoni.
, 3idziaem # z biska, sze$ie. 2a poiczku ma pieprzyk, kt)ry potra$i opta
czowieka. -)! to za cudowna rzecz taki pieprzyk na poiczku kobiety5
; przewr)ci z zac'wytem oczyma.
, -zy syszae o czym podobnym, sze$ie. ?adka sk)ra, czarna pamka , i
wystarczy, !eby straci gow. *ozumiesz co z tego, sze$ie. 8 co m)wi o tym two#e
papiery.
, "o diaba z nimi5
Zorba zamia si zadowoony.
, 2o, nareszcie mdrze#esz5 , powiedzia.
2ie zatrzymu#c si, minimy kawiarenk. (ubuina upieka #u! prosiaka i
oczekiwaa nas w przedsionku.
2ao!ya zn)w kanarkow wst!k na szy# i grub warstw pudru na poiczki,
a wargi umaowaa ciemnowiniow szmink. 2a nasz widok rysy twarzy zadrgay #e#
radonie, wybake oczy zamrugay $iuternie i spoczy na podkrconyc' wsac'
Zorby. 2atyc'miast gdy zamkny si za nami drzwi, ob# # wp).
, +zcziwego 2owego *oku, mo#a mia5 , zawoa. , +p)#rz, co ci
przyniosem5
Po czym pocaowa # w puc'n pomarszczon szy#.
+tara syrena zadr!aa, ae nie stracia gowy i nie oderwaa oczu od paczki z
upominkiem. 3zia # w rce, rozwizaa zoty sznurek i za#rzawszy do rodka
pisna radonie.
Poc'yiem si, !eby do#rze, co to takiego. 2a grubym kartonie ten obuz
104
Zorba namaowa czterema r)!nymi $arbami , czerwon, zot, szar i czarn ,
cztery wiekie okrty wo#enne, ustro#one $agami, pynce po #askrawosza$irowym
morzu. 6u! przed nimi koysaa si na $ai naga, biaosk)ra, z rozpuszczonymi
wosami, wysokimi piersiami i wi#cym si rybim ogonem syrena , pani Fortens#a, z
nieodczn !)t wst!k na szyi, cignc na czterec' sznurac' owe pancerniki z
angiesk, rosy#sk, $rancusk i wosk bander. 2a wszystkic' rogac' arkusza
wymaowane byy brody< #asna, kasztanowa, siwa i czarna.
+tara syrena natyc'miast zrozumiaa tre obrazu.
, 6o #a5 , powiedziaa z dum. , ; #a kiedy miaam swo#e wiekie dni ,
westc'na.
Zd#a znad )!ka okrge zwierciado i obok katki z papug powiesia dzieo
Zorby. 0e# twarz zbada pod grub warstw pudru.
6ymczasem zgodniay Zorba wizn si do kuc'ni. Przyni)s p)misek z
prosiciem, postawi przed sob butek wina i napeni trzy szkanki.
, -'od7cie #e5 , krzykn, kaszczc w donie. , Zaczni#my od
na#wa!nie#szego, czyi !odka. Potem, mo#a (ubuino, signiemy troc' ni!e#.
8e wesoy nastr)# mciy westc'nienia stare# syreny. Z ka!dym 2owym
*okiem i ona prze!ywaa ma pr)bk +du %statecznego, ogdaa si wstecz na
swo#e !ycie i uznawaa #e za zmarnowane.
3iekie miasta, m!czy7ni, #edwabne suknie, buteki szampana, per$umowane
brody o!yway wtedy w te# kobiece# gowinie o przerzedzonyc' wosac' i woay do
nie# z mogiy pamici.
, 2ie mam apetytu , szepna mikko. , 0ako nie mam...
Ukka przed piecykiem i poruszya pogrzebaczem roz!arzony wgie, #e#
obwise poiczki za#aniay w basku ognia. Pomie& musn opada#cy z czoa pukie
wos)w i po poko#u rozszed si mdcy swd paone# sierci.
, 2ie bd #ada... 2ie bd #ada... , szepna znowu, widzc, !e nie
zwracamy na ni uwagi.
Zorba zacisn nerwowo pi, przez c'wi nie wiedzia, na co si zdecydowa.
A)g # pozostawi, !eby szeptaa tak, #ak dugo zec'ce, podczas gdy my wziibymy
si za pieczone prosi, m)g te! kkn przed ni, wzi w ramiona i uagodzi
miymi sowami. %bserwowaem #ego ruc'iw twarz i wyczytaem na nie# te
wewntrzne zmagania.
2age rysy #ego znieruc'omiay. Pod# decyz#. Przykkn, obe#mu#c koana
105
syreny<
, 0e!ei ty nie zec'cesz #e, mo#e szczcie , powiedzia dr!cym gosem , to
wiat si sko&czy. Aie# ito nad biednym prosiciem, koc'anie, i z#edz c'o ks.
; wcisn do #e# ust kawaek ocieka#ce# tuszczem, c'rupice# sk)rki.
2astpnie ob# # mocno, d7wign i posadzi na krzee midzy nami.
, 0edz , zac'ca. , 0edz, m)# skarbie, niec' i do nasze# wioski we#dzie
wity (azyi, bo inacze#, zrozum, nie poka!e si tu. 3r)ci do swo#e# o#czyste# -ezarei,
zabierze kaamarz i papier, ciasteczka i noworoczne prezenty, zabawki i nawet to
pieczone prositko i p)#dzie sobie precz. 8 wic, otw)rz, mo#a mia, usteczka i z#edz.
3ycign dwa pace i poaskota # deikatnie. +tara syrena zac'ic'otaa,
przetara zaczerwienione oczka i z bog min oddaa si !uciu c'rupice# sk)rki...
3 tym momencie dwa zakoc'ane koty rozpoczy zaoty na dac'u nad naszymi
gowami. Aiauczay przera7iwie, ic' pene zaciekoci wrzaski brzmiay raz wysoko,
raz nisko, nage poczy tarza si i szamota.
, Aiau, miau5 , naadowa #e Zorba i mrugn okiem do stare# syreny, ona
umiec'na si i ucisna #ego rk dyskretnie pod stoem. 2abraa 'umoru, prze/
sta # mczy ucisk w garde i #ada #u! teraz c'tnie.
+o&ce zni!yo si i za#rzawszy przez okno ego u #e# n)g. (uteka bya #u!
pusta. Zorba, gadzc swo#e nastroszone niby u kocura wsy, przysun si do pani
Fortens#i, kt)ra czu#c na sobie ciepy oddec' przesycony zapac'em wina, skuia si i
zadr!aa.
, 6o niesyc'ane, sze$ie5 , zwr)ci si do mnie Zorba. , Ze mn wszystko #est
na opak. A)wiono mi, !e #ako dzieciak podobny byem do starca< ci!ki, maom)wny,
gruby, o starczym gosie, cakiem #ak m)# dziadek. 8e rosnc modniaem i stawaem
si coraz bardzie# ekkomyny. Kiedy doszedem dwudziestu at, wygupiaem si
#eszcze zwycza#nie, #ak wszyscy w tym wieku, ae po czterdziestce poczuem peni
modoci i rozszaaem si na dobre. 6eraz, kiedy przekroczyem szedziesitk , bo
midzy nami m)wic mam szedziesit pi at, sze$ie , ot)! teraz, kiedy
przekroczyem szedziesitk, sowo da#, nie wiem, #ak to wytumaczy, sze$ie, wiat
wyda#e si da mnie za may.
Podni)s kieic' i z powag zwr)ci si do swo#e# damy<
, 6wo#e zdrowie, o pani5 , powiedzia uroczycie. , Bycz ci, by w tym
nowym roku wyrosy ci zby, strzeiste brwi i by twa sk)ra staa si brzoskwiniowa,
aby moga zrzuci wreszcie z szyi t wstrtn wst!k. ; !eby zn)w wybuc'a
106
rewouc#a na Krecie, bo wtedy przypynyby eskadry czterec' wiekic' mocarstw.
%by ka!da miaa na czee admiraa, a ka!dy admira wonn i tre$ion brod5 %by
zn)w wyonia si z $a, mo#a syreno, i zapiewaa, wabic eskadry, kt)re do cna
roztrzaskayby si na tyc' dw)c' okrgyc', dzikic' skaac'5 , i sign w kierunku
obwisyc' piersi pani Fortens#i.
*oznamitni si i gos mu oc'ryp ze wzruszenia. *ozemiaem si. Kiedy
ogdaem $im z tureckim pasz, zabawia#cym si w kabaretac' Pary!a. 6rzyma on
na koanac' zotowos dam z p)wiatka i w miar, #ak si rozpaa, pomponik #ego
$ezu wznosi si w g)r. 2a#pierw przybra pozyc# poziom, a potem szybko pionow.
, "aczego mie#esz si, sze$ie. , zapyta Zorba.
8e pani Fortens#a, wci! #eszcze myc o poprzednic' sowac' Zorby,
westc'na<
, %c', to niemo!iwe, Zorbo. Aodo mi#a... Ai#a bezpowrotnie.
Zorba przysun si do nie# tak, !e ic' dwa krzesa stykay si ze sob.
, Posuc'a# mnie, gobko , powiedzia, pr)bu#c rozpi trzeci, ostatni #u!,
guzik #e# buzki. Posuc'a#, #ak wspaniay dar c'c ci o$iarowa< Po#awi si nowy
ekarz, kt)ry czyni cuda. "a#e ci ekarstwo , nie #estem pewien< krope czy tabetki ,
i znowu masz dwadziecia, na#wy!e# dwadziecia pi at. 2ie pacz, mo#a (ubuino,
sprowadz ci #e z Curopy...
+tara syrena podskoczya, tak !e #e# rzadkie wosy rozwiay si, ukazu#c
byszczc, czerwonaw sk)r na gowie. Zarzucia puc'ne ramiona na szy# Zorby.
, 0ei to krope, m)# drogi , szepna i otara si o niego #ak kotka. , 0ei to
krope, zam)w ca but, a #ei tabetki...
, -ay worek5 , rzuci Zorba i rozpi trzeci guzik.
Koty, kt)re na c'wi ucic'y, zn)w zaczy miaucze. 0eden amentowa i
baga, drugi zoci si i grozi...
2asza gospodyni ziewna, 0e# oczy przybray tskny wyraz.
, +yszysz koty. (ezwstydne... , zamruczaa i siada na koanac' Zorby.
Przytuia si do niego i westc'na. 3ypia troc' za du!o i wzrok miaa
zamgony.
, % czym myisz, mo#a mia. , spyta Zorba, mitoszc #e# piersi.
, % 8eksandrii... , szepna stara syrena, pociga#c nosem. , 8eksandria...
(e#rut... Konstantynopo... 6urcy, 8rabowie, sorbet, zote sanday, szkaratne $ezy...
Znowu westc'na.
107
, ?dy 8i/be# zostawa ze mn na noc , ac', co za wsy, brwi, bary5 , 3zywa
gra#k)w i rzuca im przez okno pienidze, by a! do rana brzmiay na podw)rzu bbny
i karnety. +siadki pkay z zazdroci i m)wiy< =8i/be# znowu #est u nie#...> P)7nie#,
w Konstantynopou, +ue#man/pasza nie pozwaa mi w pitek wyc'odzi na spacer,
!eby nie u#rza mnie idcy do meczetu sutan i nie porwa oniony mo# piknoci.
Kiedy rano odc'odzi ode mnie, zostawia przy moic' drzwiac' trzec' Aurzyn)w,
!eby !aden m!czyzna nie m)g si zbi!y. 8c', m)# drogi +ue#man...
3y#a zza stanika wiek kraciast c'ustk do nosa i gryza #, dyszc #ak
okomotywa.
Zorba pozby si #e#, sadowic na ssiednim krzee, i wsta ura!ony. Przeszed
si ze dwa, trzy razy tam i z powrotem po poko#u, sapic ze zoci. Pok)# musia mu
si wyda #ednak za ciasny, bo porwawszy ask wyskoczy na podw)rze i oparszy
drabin o cian zacz si na ni wdrapywa, przeskaku#c po dwa szczebe.
, Kogo c'cesz zbi, Zorba. , zawoaem. , +ue#mana/pasz.
, 6e wstrtne koty nie da# mi spoko#u5
; #ednym susem wskoczy na dac'.
Pi#ana, rozczoc'rana pani Fortens#a zamkna swo#e tyokrotnie caowane
oczta. Aarzenie unioso # do wiekic' miast 3sc'odu , strze!onyc' ogrod)w,
mrocznyc' 'arem)w, zakoc'anyc' pasz)w. Pyna po morzac', nia, !e zarzuca
cztery wdki i owi na nie cztery wiekie okrty wo#enne...
+tara syrena umiec'aa si radonie przez sen, #akby obmyta w $aac'
morskic' i odwie!ona.
Zorba wszed wymac'u#c ki#em.
, 1pi. , zapyta, spogda#c na dam. , 1pi ta dziewka.
, 6ak , odparem. , %garn # sen, kt)ry odmadza, Zorbo, m)# paszo. 3 te#
c'wii ma dwadziecia at i spaceru#e po 8eksandrii, (e#rucie...
, "o diaba z rozpustn bab5 , mrukn Zorba i spun na podog. , Patrz
tyko, #ak si umiec'a. -'od7, sze$ie, idziemy5
3cisn na gow czapk i otworzy drzwi.
, 2ie wstyd ci na#e si #ak winia i uciec, zostawia#c # sam. ,
powiedziaem. , 6ak si nie robi.
, 2ie #est wcae sama , warkn Zorba, ma +ue#mana/pasz, nie widzisz.
0est w si)dmym niebie, o'ydny babszty5 -'od7my5
3yszimy na wie!e powietrze. Ksi!yc pyn po pogodnym niebie.
108
, Kobiety5 , powiedzia Zorba z odraz. , 6$u5 8e to nie ic' wina, tyko
nasza, takic' p)g)wk)w i szae&c)w #ak +ue#man i Zorba.
Umik na c'wi, a potem dorzuci wcieky<
, Zreszt nawet nie nasza, ae #ednego, #edynego, 3iekiego P)g)wka i
+zae&ca, 3iekiego +ue#mana/paszy.... 3iesz, kto to #est.
, 0ei istnie#e... , odparem. , 8 #e!ei go nie ma.
, 3tedy , kapa.
Przez dugi czas szimy w miczeniu szybkim krokiem. Zorba zaton w
rozwa!aniac' zapewne budzcyc' w nim zo, bo co c'wia uderza ask o kamienie
i spuwa.
2age zwr)ci si do mnie<
, A)# wite# pamici dziadek , rzek , niec' spoczywa w poko#u, zna si na
kobietac'. Koc'a #e bardzo, c'ocia! dopieky mu do !ywego. Kiedy powiedzia mi<
=Przy#mi# mo#e bogosawie&stwo, may, wraz z dobr rad< strze! si kobiet. (o
wiedz, !e gdy ()g c'cia z !ebra 8dama stworzy kobiet, diabe skorzysta z okaz#i i
przemieniwszy si w w!a porwa !ebro. ()g #u!, #u! go apa, ae diabe wyiznD mu
si z rk, zostawia#c tyko swe rogi. G(obra gospodyni , pomya ()g , gdy nie ma
wrzeciona, nawet y!k przdzie, wic i z rog)w diaba mo!e by kobietaH. ; stworzy
# z nic' na nasze nieszczcie, m)# may 8eksy. ?dzie by tkn kobiet, tra$isz na
rogi. +trze! si, nie# synu. 6o kobieta ukrada z ra#u #abka, wsuna #e za stanik i teraz
pyszni si nimi, wypina, wasa z nimi wszdzie. Zaraza5 0ei skosztu#esz tyc' #abek,
przepade, nieszczsny5 0ei nie , podw)#nie tracisz5 0ak ci wic da rad, m)#
synu. %t)! r)b, #ak uwa!asz>. 6ye powiedzia mi wite# pamici dziadek, ae nie
staem si przez to mdrze#szy. 3stpiem w #ego ady i , przepadem.
Przec'odziimy spiesznie przez wiosk. 1wiato ksi!yca byo niepoko#ce.
3yobra7cie sobie, !e wyc'odzc na spacer nieco zamroczeni, aby zaczerpn
powietrza, widzicie, !e wiat nage si zmienia. "rogi sta# si rzekami meka, doy i
koeiny napenia# si wapnem, g)ry pokrywa nieg. *ce, twarz, szy#a byszcz takim
wiatem #ak robaczki wito#a&skie. Ksi!yc zwisa na piersiac' przec'odni)w niby
okrgy, egzotyczny amuet...
+zimy szybkim krokiem w miczeniu. Upo#eni wiatem ksi!yca i winem, nie
czuimy, !e stopy nasze dotyka# ziemi. Za nami w upione# wiosce psy wyy !aonie
do ksi!yca. ; nas braa c', by zadrze gow i zawy #ak one.
Ai#aimy wanie sad wdowy. Zorba zatrzyma si. 3ino, dobry posiek i
109
ksi!yc , uderzyy mu do gowy. 3ycign szy# i gosem dononym #ak ryk osa
zaintonowa bezwstydn serenad, kt)re# sowa prawdopodobnie uo!y na
poczekaniu<
4ake kocham od pasa w (r i w d( two)e ciao,
kt(re wchania itkieo worza
i cz!ni o szt!wn!m,
)akb! !cia w nim nie stao.
, 0eszcze #eden diabi r)g, sze$ie , powiedzia.
?dy dotarimy do baraku, witao. *unem wyczerpany na )!ko, Zorba za
umy si, zapai spirytusow maszynk i naparzy kawy. Przycupn na pododze przy
drzwiac', zacign si papierosem i sztywny, nieruc'omy, patrzy w stron morza.
0ego twarz wyra!aa powag i skupienie. Przywi)d mi na my mo#e uubione mao/
wido #apo&skie, na kt)rym asceta otuony w pomara&czow szat siedzi na ziemi, a
#ego obicze ni #ak subtena rze7ba w drzewie poczerniaym od deszcz)w. Z pod/
niesion gow, umiec'nity i nieustraszony, spogda przed siebie w czarn noc...
Patrzyem na Zorb owietonego ksi!ycem i podziwiaem odwag i prostot, z
#ak zespaa si ze wiatem, z #ak #ego ciao i dusza tworz #edn 'armoni#n cao, z
#ak wszystko , kobiety, c'eb, woda, miso, sen , stapia si z nim i uto!samia.
2igdy nie widziaem tak przy#aznego przymierza czowieka z wszec'wiatem.
Ksi!yc c'yi si ku zac'odowi, okrgy, badozieony. 2iewypowiedziany urok
spowi morze.
Zorba odrzuci papierosa, wycign rk, poszpera w koszyku, wydoby #akie
sznury, 'aki, patyczki, zapai kaganek i zacz pr)bowa dziaanie koe#ki. Poc'yony
nad swo# prymitywn zabawk pogr!y si zapewne w skompikowanyc'
obiczeniac', gdy! co c'wia zawzicie drapa si w gow i k.
2age, ma#c tego dosy, rozwai mode #ednym kopniciem.
110
12.
Zapadem w sen. ?dy si ocknem, Zorba #u! wyszed. (yo zimno, nie miaem
na#mnie#sze# oc'oty wstawa, signem na p)k po ukoc'an ksi!k, #ak tu przy/
wiozem, poez#e Aaarmego. -zytaem powoi, urywkami, zamykaem tomik i znowu
go otwieraem, wreszcie odo!yem. +owa tyc' wierszy wyday mi si po raz pierwszy
anemiczne, wybake, pozbawione udzkic' treci, puste i zawieszone w pr)!niD byy
niby destyowana woda pozbawiona nie tyko zarazk)w, ae i !ycioda#nyc' substanc#i.
3 reigiac', kt)re utraciy moc wiary, bogowie sta# si tyko $igurami
retorycznymi, ornamentami da udzkie# samotnoci ub obrazami zdobicymi ciany.
-o podobnego dziao si z t poez#. 2amitno i tsknota serca ttnicego !ywymi
sokami obr)cia si w pust igraszk i #aow gr inteektu.
Zn)w otworzyem ksi!k, zaczem czyta. "aczego przez tye at
pozostawaem pod urokiem tyc' wierszy. -zysta poez#a5 6tnice !ycie przeksztaca
w byskotiw rozrywk, pozbawion c'oby kropi krwi. 3ede nie# grubosk)rny,
nieociosany, skaany mioci cieesn i !dz r)d udzki powinien sta si
abstrakcy#n ide i uega#c ac'emii m)zgu zdemateriaizowa si i rozproszy.
0ak to si stao, !e wszystko, co dotd uwa!aem za cenne, tego ranka wydao
mi si cyrkow ekwiibrystyk i kamstwem szaratana. 6ak wanie zaczyna si
upadek ka!de# kutury , byskotiwym popisem magika< czyst poez#, czyst
muzyk, pust my. ; nie ma #u! czowieka, kt)ry wtpi, kt)ry wierzy, kt)ry na co
oczeku#e, czego si obawia, poniewa! ca ziemi opanowa duc' i nie ma skrawka,
gdzie by mo!na zapuci korzenie i czerpa nimi !ycioda#ne soki. -zowiek sta si
#aowy, bezpodny, pozbawiony krwi. 3szystko przeksztaca si w nim w sowa, a
sowa w muzyczn igraszk, ae ostatni czowiek posuwa si #eszcze dae#, siada na
skra#u swo#e# samotni i przeobra!a muzyk w puste, matematyczne r)wnanie.
Zerwaem si.
, 6en ostatni czowiek to (udda5 , krzyknem. %dkryem #ego potworn
ta#emnic. (udda #est t =czyst> dusz, kt)ra uega wy#aowieniu, kry#e si w nim
nico, sam #est nicoci. =%czycie wasze ono, rozum, serce> , woa i gdziekowiek
stanie #ego stopa, nie wytrynie woda, nie uronie trawa, nie narodzi si dziecko.
=Ausz , myaem , ucieka#c si do magii rymu, osaczy go czarodzie#skim
zakciem, rzuci na niego urok, aby zmusi go do opuszczenia mnie. %mota sieci
111
s)w, sc'wyta i wyzwoi si od niego5>
Pisanie o (uddzie przestao #u! by iterack igraszk, stao si wak na mier
i !ycie przeciw nagromadzone# we mnie sie rozkadu, po#edynkiem z otc'annym
=2ic>, kt)re po!erao mi serce , od #ego wyniku zae!ao zbawienie mo#e# duszy.
"ecyz#a przyniosa mi ug. Znaazem ce, wiedziaem teraz, gdzie uderzy.
3ziem rkopis. (udda #est ostatnim czowiekiem, ae my zna#du#emy si dopiero na
pocztku swe# drogi. 2ie na#edimy si do syta, nie zaspokoiimy pragnienia, nie
koc'aimy do woi, nie zd!yimy #eszcze !y. Za wczenie przyszed do nas ten dei/
katny, subteny starzec, niec' si std czym prdze# wynosi.
Peen radoci zaczem pisa. 2ie bya to teraz zwyka pisanina, ecz prawdziwa
wo#na, bezitosny pocig, osaczenie i ob!enie potwora, by zmusi go do opuszczenia
kry#)wki. "oprawdy sztuka #est cudownym zakciem. 3 nasze# #a7ni gnie!d! si
ponure, mordercze siy, zowrogie popdy do zabi#ania, niszczenia, nienawici i gwa/
tu. 0edynie sztuka #ak czarodzie#ska $u#arka potra$i nas od nic' uwoni.
Pisaem abo epie# , waczyem cay dzie&. 3ieczorem byem zupenie
wyczerpany, ae czuem, !e posunem si naprz)d i opanowaem dzi kika
nieprzy#acieskic' przycz)k)w. Zatskniem za Zorb, #edzeniem, snem, c'ciaem
zaczerpn nowyc' si, by o wicie znowu zacz zmagania.
Zorba z#awi si w nocy z rozpromienion twarz< =%n te! znaaz. %n te!
zrozumia> , pomyaem i czekaem.
Przed kiku dniami, ma#c #u! wszystkiego dosy, powiedziaem mu z pas#<
, 3kr)tce zabraknie pienidzy, Zorbo. -okowiek masz zrobi, r)b szybko.
Ausimy uruc'omi koe#k. 0ei nie uda si nam z wgem, we7miemy si do drzewa.
;nacze# koniec.
Zorba podrapa si w gow<
, (rak pienidzy, sze$ie. (ieda.
, *ozeszy si, prze#edimy #e, Zorbo. 6rzeba teraz znae7 wy#cie. 0ak two#e
eksperymenty z koe#k. 2ie da# rezutatu.
Zorba spuci gow, nic nie m)wic. Zawstydzi si, ae i zaci tamtego
wieczora.
, Przekta koe#ka5 , mrucza. , 0u! #a #e# dam rad...
Postanowi przeama trudnoci. ; oto dzisie#sze# nocy wr)ci promienie#cy.
, Znaazem, sze$ie5 , woa z daeka. , Znaazem waciwy kt nac'yenia.
Umyka mi, wyizgiwa si
,
ae go mam.
112
, Aasz go. 8 wic szybko do dziea, Zorbo. -zego ci trzeba.
, 0utro z samego rana musz wybra si do miasta i zakupi potrzebny sprzt<
grub staow in, gwo7dzie i 'aki... 3r)c, zanim zauwa!ysz, !em wy#ec'a.
*ozpai szybko ogie&, przygotowa posiek, #edimy i piimy z apetytem.
%bydwa# napracowaimy si porzdnie.
2aza#utrz rano odprowadziem Zorb do wioski. 0ak udzie rozsdni i
praktyczni podzieiimy midzy siebie prac w kopani.
+c'odzc w d), Zorba potkn si o kamie&, kt)ry zacz si stacza. Zorba
przystan oniemiay ze zdumienia, #akby po raz pierwszy w !yciu ogda takie z#a/
wisko. +po#rza na mnie i w #ego oczac' zauwa!yem cie& ku.
, 3idziae, sze$ie. , powiedzia wreszcie. , Kiedy kamienie tocz si w d),
o!ywa#.
2ie odpowiedziaem, rozsadzaa mnie rado. 6ak wanie wiecy poeci
dostrzega# ka!d rzecz po raz pierwszy. -o ranka odkrywa# wiat, a waciwie nie
odkrywa# go, ecz tworz.
3 oczac' Zorby tak #ak i w oczac' udzi pierwotnyc' wszec'wiat #awi si #ak
zwarta brya< twarde s$ery gwiazd ociera# si o niego, morze odbi#a si od #ego skro/
ni... Zorba odczuwa bez znieksztaca#cego pryzmatu rozsdku istnienie ziemi, wody,
zwierzt i (oga.
Pani Fortens#a bya uprzedzona o naszym przybyciu i oczekiwaa nas w
przedsionku, umaowana, upudrowana, zaniepoko#ona. 3ystroia si #ak wied7ma na
sabat. Au sta #u! przed $urtk, Zorba wskoczy na niego i u# e#ce. +tara syrena
zbi!ya si niemiao i dotkna puc'n doni piersi mua, #akby c'ciaa zatrzyma
swego miego, !eby nie od#e!d!a.
, Zorbo... , zagruc'aa i uniosa si na pacac'. , Zorbo...
%dwr)ci twarz. 6o miosne gruc'anie na rodku uicy nie przypado mu do
gustu. Kiedy biedna Fortens#a zobaczya #ego oczy, przerazia si, #ednak nada trzy/
maa baganie rk na piersi mua.
, -zego c'cesz. , spyta Zorba zirytowany.
, Zorbo , prosia. , (d7 rozsdny... 2ie zapomni# o mnie, Zorbo, bd7
grzeczny...
Potrzsn w miczeniu e#cami. Au ruszy w drog.
, +zcziwe# drogi, Zorbo5 , zawoaem. , 6rzy dni, syszysz. 2ie du!e#.
%dwr)ci si i pomac'a swo# wiek ap. +tara syrena pakaa, a zy !obiy
113
bruzdy w pudrze.
, Aasz mo#e sowo, sze$ie. 6o wystarczy. "o zobaczenia5
Znikn w gstwinie drzew oiwkowyc'. Fortens#a pakaa, edzc wzrokiem
to przebysku#cy przez srebrne istowie, to znika#cy #askrawy, czerwony ped, kt)ry
poo!ya na grzbiecie mua, !eby #e# miy mia wygodn #azd. Potem nawet i to
znikno. Fortens#a roze#rzaa si dookoa, #akby wiat opustosza.
2ie wr)ciem na wybrze!e. Poszedem w g)ry. 3 c'wii gdy wstpowaem na
g)rsk cie!k, usyszaem d7wik trbki. 6o wie#ski istonosz obwieszcza swo#e
przybycie.
, Panie5 , zawoa wymac'u#c rk.
Zbi!y si do mnie i wrczy mi pik dziennik)w, czasopism oraz dwa isty.
0eden sc'owaem natyc'miast do kieszeni, c'ciaem przeczyta go wieczorem, kiedy
dzie& si ko&czy, a myi uspoka#a#. 3iedziaem, kto go napisa, i odsuwaem c'wi
radoci, aby przedu!y przy#emno oczekiwania.
"rugi poznaem po egzotycznyc' znaczkac' i zdecydowanym c'arakterze
pisma o kanciastyc' iterac'. 3ysa go z 8$ryki m)# dawny koega z awy szkone#
Kara#annis, kt)ry przebywa teraz niedaeko 6anganiki.
(y to porywczy, dziwny c'opak, czarnowosy, z biaymi, ostrymi zbami ,
#eden nawet wystawa mu z ust #ak u dzika. 2igdy nie m)wi, tyko krzycza, nie
dyskutowa, ecz k)ci si. 0u! w modoci opuci o#czyst Kret, gdzie #ako ksidz
by pro$esorem teoogii. Przyczyn tego sta si romans, #aki nawiza z #edn ze
swyc' uczennic. Zobaczono ic', gdy si caowai na pou, i potka rozesza si od razu.
6ego samego dnia Kara#annis zrzuci sutann i wsiad na statek. Po#ec'a do swego
wu#a, przebywa#cego w 8$ryce, tam rzuci si w wir pracy, zao!y $abryk powroz)w i
dorobi si ma#tku. %d czasu do czasu pisywa do mnie i zaprasza do siebie na p)
roku. %twiera#c ka!dy ist, zanim #eszcze zd!yem go przeczyta, czuem #aki
pot!ny, unoszcy mi wosy na gowie wiew, bi#cy z icznyc', zawsze zeszytyc'
sznurkiem kartek. 3ci! zamierzaem #ec'a do 8$ryki i nigdy nie wprowadzaem
zamiaru w czyn.
Zboczyem ze cie!ki, przysiadem na #ednym z kamieni i pogr!yem si w
ekturze.
=Kiedy! wreszcie, imaku uczepiony greckie# skay, zdecydu#esz si z#awi
tuta#. Przypuszczam, !e #ak wszyscy ?recy stae si bywacem kna#p. 3y!ywasz si w
tawernac', tak samo zreszt #ak w swoic' ksi!kac', piegnowaniu obycza#)w i w
114
swo#e# sawetne# ideoogii. "zisia# #est niedziea, nie mam nic do roboty, siedz u
siebie we wasne# posiadoci i my o 6obie. +o&ce pai #ak piec 'utniczy. 8ni kropi
deszczu. 6u pada tyko w kwietniu, w ma#u i w czerwcu, ae za to wtedy istny potop.
By# samotnie i to mi odpowiada. Aieszka tu wprawdzie niemao ?rek)w, ae
nie c'c ogda ic' na oczy. (rzydz si nimi, gdy! drodzy rodacy , niec' ic' diabi
wezm , nawet tuta# przyweki trd waszyc' poitycznyc' namitnoci. Poityka
gubi ?rek)w. 2o i #eszcze 'azard, ana$abetyzm oraz dogadzanie wasnym zmysom.
2ie cierpi Curope#czyk)w, datego kr! po g)rac' Usumbara. 2ie cierpi
Curope#czyk)w, na#bardzie# #ednak nienawidz ?rek)w i wszystkiego, co greckie.
2igdy mo#a noga nie postanie w wasze# ?rec#i. 6uta# zdec'nD kazaem #u!
przygotowa sobie grobowiec przy domu na samotne# g)rze. Postawiem kamie& i
wykuem wasnorcznie grubymi drukowanymi iterami napis< G6u spoczywa ?rek,
kt)ry nienawidzi ?rek)wH.
1mie# si z ?rec#i, pu#, kn i pacz na #e# wspomnienie. Beby nie widzie
?rek)w i wszystkiego, co greckie, opuciem na zawsze o#czyzn. Przybyem tu,
wokc ze sob sw)# os. 6o nie on mnie tu przywi)d, bo zapamita#< czowiek robi
zawsze to, co c'ce , wic i #a byem kowaem swego osu. Farowaem #ak w) i nada
tak 'aru#, wyciskaem z siebie i wci! #eszcze wyciskam ostatni krop potu. 3acz
z ziemi, wiatrami, deszczem i mymi koorowymi robotnikami.
2ie mam !adne# radoci, c'ocia! nie... Aam #edn , prac. Eizyczn ub
umysow. Przede wszystkim #ednak $izyczn. 4ubi si zmczy do si)dmego potu,
do b)u koci. 6rwoni wikszo swoic' pienidzy, wyrzucam #e na wszystko, na co
mi przy#dzie oc'ota. 2ie #estem niewonikiem pienidza, racze# on #est moim. 0estem
niewonikiem pracy i tym si szczyc. Karczu# as, podpisaem kontrakt z 8ngikami.
Produku# iny. 6eraz uprawiam nawet bawen.
Zesze# nocy pok)cii si Aurzyni nae!cy do dwu pemion< 3aLyao i 3aLngoi.
Poszo o #ak kobiet, #ak dziewk. Zupenie #ak u was, czcigodni ?recy. Przeke&/
stwa, ciosy maczugi, tryska#ca krew... 3 nocy przybiegy kobiety i obudziy mnie,
skamc, !ebym poszed ic' rozsdzi. 3ciekem si i posaem wszystkic' do diaba,
a potem do angieskie# poic#i. 8e pozostai przez ca noc pod moimi drzwiami i wyi.
2ad ranem wyszedem wic i wydaem wyrok.
0utro, to #est w poniedziaek, od samego rana wybieram si na wdr)wk w
g)ry Usumbara, w gste asy, do krysztaowo czystyc' w)d wr)d wieczne# zieeni...
Kiedy! i 6y, ndzny ?reku, wyrwiesz si z te# wsp)czesne# +odomy. Kiedy porzucisz
115
Curop. Kiedy przy#edziesz, by razem ze mn zdobywa te pustynne i dzikie g)ry.
Aam dziecko z Aurzynk, dziewczynk. 0e# matk wypdziem. Przyprawiaa
mi rogi w biay dzie&, #awnie, pod ka!dym drzewem. %brzydo mi to, wic # wygna/
em. 8e c)reczk zostawiem przy sobie. Aa dwa atka. -'odzi, zaczyna #u! m)wi,
ucz # po grecku. %to pierwsze sowa, #akic' # nauczyem< GPu# na was, zawszeni
?recy5H
+zema, #est do mnie podobna, tyko nos ma po matce , szeroki, spaszczony.
Koc'am #, ecz tak #ak si koc'a kota czy psa. Przy#ed7, za$undu# sobie c'opca z
#ak kobiet z g)r Usumbara. %!enimy ic' ze sob pewnego dnia, co sprawi
przy#emno zar)wno nam, #ak i im.
(ywa#5 Zosta& z diabem, drogi przy#acieu.
Kara#annis, ser6us diabo$icus 7ei".
%puciem na koana otwarty ist. %panowao mnie gwatowne pragnienie
wy#azdu. 2ie c' zmiany, bo dobrze mi byo tu, na krete&skim wybrze!u , czuem
si nieskrpowany i szcziwy , ae to nieustannie trawice mnie marzenie, by
u#rze na wasne oczy #ak na#wice# d)w i m)rz, zanim umr.
3staem. *ozmyiem si. *uszyem szybkim krokiem nie w g)ry, ae na
wybrze!e. -zuem w zanadrzu drugi ist i nie mogem #u! opanowa niecierpiwoci.
Zbyt dugo trwa przedsmak przy#emnoci, zawiera#cy w sobie zar)wno rado, #ak i
niepok)#.
3szedszy do baraku, rozpaiem ogie&, naparzyem 'erbaty, z#adem c'eb z
masem i miodem i pomara&cz. 4egem na )!ku i otworzyem ist<
=3ita# Aistrzu i zarazem Uczniu/2eo$ito5
Aam tu du!o pracy, i to c'waa G(oguH ci!kie#. Zamykam to niebezpieczne
sowo w cudzys)w 9niby dzikie zwierz do katki:, !eby si #u! na wstpie nie
rozgniewa. 8 wic , c'waa G(oguH , ci!ka to praca. P)miionowa rzesza ?rek)w
na poudniu *os#i i na Kaukazie zna#du#e si w niebezpiecze&stwie. 3ieu z nic' m)wi
#u! tyko po turecku abo po rosy#sku, serca ic' #ednak przemawia# namitnie po
grecku. 6o nasza krew5 3ystarczy spo#rze, #ak ic' oczy byszcz c'ytrze i drapie!nie,
#ak ic' wargi umiec'a# si zmysowo i tkiwie. 3ystarczy rozwa!y to, !e potra$ii na
te# niezmierzone# ziemi podporzdkowa sobie c'op)w i uczyni z nic' swoic'
robotnik)w, aby zrozumie, !e s nieodrodnymi potomkami tak przez -iebie
podziwianego %dysa. 6rzeba ic' pokoc'a i nie pozwoi im zgin. (o #ednak grozi
116
im niebezpiecze&stwo. +tracii wszystko, co miei. + teraz obdarci i godni. Uc'od7cy
z wszystkic' stron skupii si w miastac' ?ruz#i i 8rmenii. (rak im !ywnoci, odzie!y
i ekarstw. ?romadz si w portac' i wypatru# z niepoko#em, czy na 'oryzoncie nie
uka! si greckie okrty, by ic' przywr)ci na ono macierzy , ?rec#i. 6o nasi
wsp)pemie&cy, a wic cz nasze# duszy, a zna#du# si oni w szponac' rozpaczy.
0ei pozostawimy ic' wasnemu osowi , zgin. 6rzeba mioci, zrozumienia,
zapau i praktycznoci , dwie ostatnie cnoty tak przecie! cenisz, gdy wystpu# razem
, !eby uratowa ic' wszystkic' i umo!iwi im powr)t na nasz ziemi, tam gdzie
bd na#bardzie# po!yteczni da naszego narodu , do granic Aacedonii i dae# ,
6rac#i. 6yko w ten spos)b uratowa mo!na setki tysicy ?rek)w, a wraz z nimi i
siebie. ?dy tyko znaazem si tuta#, w my 6wyc' nauk, zakreiem krg wok)
obszaru, kt)ry nazwaem Gswoim obowizkiemH, i rzekem sobie< G0ei wybawi
zna#du#cyc' si na tym obszarze, wybawi swo# dusz, #ei nie , i #a zginH. 2a
obszarze tym zna#du#e si p) miiona ?rek)w.
Przebiegam miasta i wsie, zbieram rodak)w, przygotowu# petyc#e, redagu#
depesze, usiu# przekona naszyc' ate&skic' dygnitarzy o koniecznoci wysania
okrt)w, !ywnoci, odzie!y, ekarstw i ewakuowania tyc' wszystkic' udzi do ?rec#i.
0ei !ariwa, uporczywa waka oznacza szczcie, #estem szcziwy. 2ie wiem, czy ,
#ak powiadasz , #est to szczcie na mo# miar. %by ()g to sprawi, bo wtedy
bybym czowiekiem du!e# miary. -'ciabym rozcign # na rubie!e ?rec#i, bo tam
tyko mieci si mo#e szczcie. 8e dosy rozwa!a&. Zapewne e!ysz teraz na
krete&skim wybrze!u wsuc'any w poszum morza i d7wik santuri, 6y masz du!o
czasu, #a nie. +paam si w swo#e# dziaanoci , i to mnie radu#e. 6yko czyn, m)#
eniwy Aistrzu. ;nnego wy#cia nie widz.
Przedmiotem, moic' rozmya& s teraz sprawy proste i #ednoznaczne< ci znad
morza i mieszka&cy g)r Kaukazu, wieniacy z Karsu, mnie#si i wiksi kupcy z 6biisi,
(atumi, 2oworosy#ska, *ostowa, %dessy, Krymu s nasi, to nasza krew, da nic'
podobnie #ak da nas stoic ?rec#i #est , Konstantynopo. 3szyscy czcimy #ednego
wodza, ty nazywasz go %dysem, inni Konstantynem Paeoogiem, kt)ry #ak m)wi
egenda, nie poeg pod murami (izanc#um, tyko zamieniony w marmur oczeku#e na
przy#cie 8nioa 3onoci. 0a, #ei pozwoisz, uznam za patrona naszego udu
8kritasa. ;mi to wyda#e mi si, na#odpowiednie#sze, brzmi bardzie# surowo od
tamtyc', wo#owniczo. 2a sam #ego d7wik budzi si we mnie zakuty w zbro#
niemierteny syn Feady, kt)ry bez wytc'nienia, nieugicie rozszerza wszystkie
117
granice , narodowe, inteektuane i duc'owe. ?dy za do imienia 8kritas doczymy
imi "igenis, 0eszcze epie# oddamy c'arakter naszego narodu, ow wspania
syntez 3sc'odu z Zac'odem.
Zna#du# si teraz w Karsie, dokd przybyem, by zebra ?rek)w ze wszystkic'
okoicznyc' wiosek. 6ego samego dnia w rce Kurd)w dostao si dw)c' ?rek)w ,
duc'owny i nauczycie. Poddani zostai torturom. Kurdowie przybii im do n)g
podkowy. Aie#scowe wadze, przera!one, zebray si w domu, gdzie si zatrzymaem.
-ay czas doatu#e nas 'uk strzeb zbi!a#cyc' si Kurd)w. %czy wszystkic' ?rek)w
zwraca# si ku mnie, #akbym rozporzdza si, kt)ra ic' mo!e wybawi.
Aiaem #utro #ec'a do 6biisi, ae teraz, w obiczu niebezpiecze&stwa, wst!dz
si ic' opuszcza. Zosta#. 2ie powiem, !ebym nie odczuwa strac'u, owszem, bo#
si, #ednak nie wy#ad. 3z! nie tek samo postpiby G3o#ownikH *embrandta, m)#
G3o#ownikH. Zostaby. Zosta# wic i #a. 0ei do miasta we#d Kurdowie, to
oczywiste, !e mnie wanie podku# pierwszego. 0estem pewien, m)# Aistrzu, !e nie
spodziewae si takiego ko&ca swego ucznia.
Po prowadzonyc' na greck mod, a wic nie ko&czcyc' si dysputac'
zdecydowaimy, !e dzisie#szego wieczoru zbior si wszyscy ?recy z muami, ko&mi,
krowami, owcami, !onami i dziemi, by o wicie wyruszy wsp)nie na p)noc. 0a
bd szed na czee niby baran, przewodnik stada.
8 wic #ak za czas)w patriarc')w , wdr)wka narodu przez g)ry i niziny o
nazwac' #ak z egendy. 0a bd kim w rodza#u Ao#!esza. 2iby Ao#!esz mam za/
prowadzi wybrany nar)d do Ziemi %biecane#, #ak ci prostaczkowie nazywa# ?rec#.
Beby stan na wysokoci zadania i nie zrobi -i wstydu, powinienem oczywicie
zrzuci , przedmiot twyc' !art)w , mo#e eeganckie getry i nogi owin onucami z
owcze# sk)ry, powinienem mie dug, $au#c, namaszczon tuszczem brod i , co
na#wa!nie#sze , dwa rogi. 4ecz niestety nie sprawi -i te# przy#emnoci. @atwie#
byoby mi odmieni dusz ni! str)#. 2osz getry i #estem gadko ogoony.
"rogi Aistrzu5 Aam nadzie#, !e otrzymasz ten ist, kt)ry mo!e by ostatni. 2i
nie wiadomo. 2ie wierz w ta#emne siy, kt)re podobno opieku# si czowiekiem.
3iem natomiast, !e istnie# siy epe, uderza#ce na ewo i prawo, niszczce
bezmynie i bez ceu ka!dego, kto zna#dzie si w ic' zasigu. 2a wypadek, gdybym
mia ode# 9m)wi Gode#H, !eby nie wypowiedzie sowa ostatecznego i nie
przerazi -iebie ani siebie:, a wic na wypadek, gdybym mia ode#, !egna#, drogi
Aistrzu. 3stydz si to wyzna, ae czu# potrzeb powiedzenia, !e i #a te! bardzo -i
118
pokoc'aem>.
Pod spodem dopisa spiesznie o)wkiem<
=P+. 2ie zapominam o umowie zawarte# na statku w c'wii wy#azdu. 0ei
Gode#dH, dam -i zna, gdziekowiek by by, nie obawia# si>.
119
13.
Ain trzeci, czwarty i pity dzie&, a Zorba nie wraca.
+z)stego dnia otrzymaem z Kasteionu wieostronicowy ist, istn episto.
Zorba pisa na pac'ncym, r)!owym papierze z wyrysowanym w rogu sercem przebi/
tym strza.
Przec'owaem go pieczoowicie i przepisu#, zac'owu#c #ego specy$iczny styD
poprawiem #edynie zabawn ortogra$i. Zorba trzyma pi)ro #ak motyk, uderza si/
nie, datego w niekt)ryc' mie#scac' papier by przedarty, gdzie indzie# zn)w
popamiony atramentem.
=Koc'any +ze$ie5 Panie Kapitaisto5
2a wstpie mego istu c'ciabym zapyta o 6wo#e zdrowie i ozna#mi -i, !e my,
c'waa (ogu, czu#emy si dobrze.
%d dawna wiem, !e nie przyszedem na ten wiat koniem ani woem. 6yko
zwierzta !y# wycznie po to, by #e. -'cc unikn takiego zarzutu, dniem i noc
wymyam sobie robot, da idei rzucam na sza sw)# c'eb codzienny, odwracam
przysowie, kt)re m)wi< G4epszy wr)be w rku ni! gob na skuH.
3ieu #est patriot)w, kt)ryc' to nic nie kosztu#e, ae #a nie #estem patriot,
nawet #ei to mi przyczynia strat. 3iee udzi wierzy w ra#, s oni pewni tego, !e ic'
osy pa si bd na niebieskic' pastwiskac'. 0a nie mam osa, #estem wony, nie
bo# si wic pieka, w kt)rym m)# osio zdec'by zapewne, nie mam te! nadziei na
ra#, gdzie napyc'aby si koniczyn. 0estem gupim bawanem i nie potra$i piknie
gada, ecz tak po prawdzie, +ze$ie, 6y mnie zrozumiesz.
3iee udzi ka si marnoci, #a nie musz si nad tym zastanawia. 2ie cieszy
mnie dobro ani smuci zo. ?dybym usysza o zdobyciu przez ?rek)w Konstanty/
nopoa, obeszoby mnie to akurat tye, ie wie o zdobyciu przez 6urk)w 8ten.
0ei po tym, co tu pisz, do#dziesz do wniosku, !e zidiociaem, napisz mi to.
3)cz si po skepac' w Kasteionie, !eby kupi iny do nasze# koe#ki, i mie# si.
G-zemu si mie#esz, kumie.H , pyta#. 0ak im to wytumaczy. 1mie# si, bo nage,
gdy wycigam rk, by sprawdzi, czy staowa ina #est odpowiednia, przyc'odzi mi na
my pytanie, kim #est czowiek, po co z#awi si na wiecie i da czy#ego dobra... -'yba
da niczy#ego. Aam kobiet czy nie, #estem uczciwy czy nie, #estem pasz czy
tragarzem , #edyna r)!nica w tym, czy !y#, czy #estem martwy, czy porwie mnie
120
diabe, czy ()g powoa do swe# c'way 9co tu gada, +ze$ie, wedug mnie to na #edno
wyc'odzi: i zdec'n, stan si cuc'ncymi zwokami i tak zatru# powietrze, !e udzie
bd musiei mnie pogrzeba, by si nie udusi.
8e skoro #u! o tym mowa, wspomn, +ze$ie, o czym, czego si bo# , bo poza
tym niczego si nie kam , to co, co dawi mnie dniem i noc< przera!a mnie my o
staroci, +ze$ie, niec' nas ()g od nie# zac'owa5 1mier #est niczym , #edno
dmuc'nicie i wieca ganie , ae staro to straszna 'a&ba5
3stydz si, !e #estem stary, robi wszystko, co mog, !eby nikt tego nie
zauwa!y, skacz, ta&cz, bo mnie nerki, #ednak ta&cz dae#, pi#, w gowie mi si
krci, wszystko wiru#e wok), ae nie podda# si, !e to niby nic... +pocony wc'odz do
morza, przezibiam si i , k'e, k'e , pr)bu# zakasa, by sobie u!y, ae wtedy
ogarnia mnie wstyd, +ze$ie, na si wstrzymu# kasze , przypomni# sobie, czy
syszae kiedy, !ebym zakasa. 2igdy5 2ie tyko przy udziac', ae i przed samym
sob uda#... 3stydz si nawet Zorby, +ze$ie, co tu gada , wstyd mi przed nim5
Kiedy na wite# g)rze 8t'os , poniewa! i tam mnie zanioso, boda#bym
skrci kark , poznaem mnic'a, o#ca 4aurentisa, z wyspy -'ios. 6en biedak
wyobrazi sobie, !e wszed w niego diabe. 2awet go oc'rzci, nazwa Fod!a. GFod!a
c'ce #e miso w 3ieki Pitek5H , rycza biedny 4aurentis i tuk gow o posadzk
w kociee. GFod!a c'ce spa z kobiet5 Fod!a c'ce zabi przeora5 6o Fod!a, a nie
#a5H , i dae# wai czoem o kamie&.
0a te!, +ze$ie, mam diaba za sk)r, zwie on si Borba. ;Lten Zorba, kt)ry
zamieszku#e we mnie, nie c'ce si starze. Za !adne skarby si nie zestarze#e, to !ywe
srebro, ma czarne #ak kruk wosy, MN 9sownie< trzydzieci dwa: zby i go7dzik za
uc'em. 8e ten drugi Zorba, kt)ry go nosi w sobie, wypi #u!, biedak, swo#e, zbieay
mu wosy, zmarszczy si i zgarbi, wypada# mu zby, a #ego wiekie uszyska porasta#
biaym wosem staroci, podobnym do oe# sierci
-o robi, +ze$ie. 0ak dugo bdzie zmagao si ze sob dw)c' Zorb)w. Kt)ry w
ko&cu zwyci!y. 0ei zdec'n szybko , to nic, ae #ei pozy #e #eszcze dugo , biada
mi, +ze$ie, biada5 Przy#dzie dzie&, kiedy stan si pomiewiskiem. +trac wono, bo
synowa ub c)rka ka!e mi pinowa swego paskudnego bac'ora, za/inionego
noworodka, uwa!a, !eby si nie sparzy, nie spad, nie pobrudzi. 8 gdy zabrudzi
pieuszk, bd musia umy i przewin obuza5
6o samo zreszt grozi i 6obie, +ze$ie. Aimo !e #este #eszcze mody, mie# si na
bacznoci5 Posuc'a#, co -i m)wi, id7 mo# drog. 2ie mamy innego wy#cia, #ak
121
dosta si do wntrza g)r, wydoby wgie, mied7, !eazo i gaman, zbi kup $orsy,
wyciga du!e zyski,
!eby szanowai nas krewni, podizywai si przy#aciee i !eby bur!u#e uc'yai
czapek przed nami. 0ei tego nie osigniemy, +ze$ie, epie# zgin w wiczyc' doac',
nied7wiedzic' pazurac', w paszczy pierwszego epszego drapie!nika, spotkanego na
drodze... Przyna#mnie# #emu to przyniesie po!ytek5 ()g przysa dzikie zwierzta na
ziemi, by robiy porzdek z takimi #ak my, aby nie upadi zbyt nisko...>
2a doe Zorba narysowa koorowymi kredkami zieone drzewo, pod nim
biegncego, wysokiego, c'udera/wego czowieka i siedem czerwonyc' wik)w,
nastpu#cyc' mu na pity. U dou widnia podpis grubymi iterami< =Zorba i siedem
grzec')w>.
"asze sowa gosiy<
=+dz, !e z mo#ego istu zrozumiesz, #ak bardzo czu# si nieszcziwy. 6yko
rozmowa z 6ob da#e mi nadzie# ugi w stanie 'ipoc'ondrii, kt)ry mnie opanowa.
6y bowiem #este podobny do mnie, tyko nie wiesz #eszcze o tym, !e te! nosisz w
sobie diaba, nie wiesz #eszcze, #ak mu na imi, i dawi ci ta niewiedza. 2azwi# go,
+ze$ie, bdzie ci !e#.
A)wiem #u!, #ak bardzo #estem nieszcziwy. 3idz wyra7nie, !e caa mo#a
mdro to nic innego #ak gupota. 8 #ednak istnie# c'wie, kiedy nac'odz mnie
myi godne wiekiego czowieka, i gdybym//potra$i wykona to, co ka!e Zorba
zna#du#cy si we mnie, zadziwibym wiat5
Poniewa! nie podpisaem umowy zobowizu#ce# mnie do dugiego !ycia,
zbi!a#c si do ka!dego bardzie# niebezpiecznego zakrtu nie uzna# 'amuc)w. Bycie
czowieka wiedzie raz g)r, raz doem, datego to udzie rozsdni nakada# sobie
'amuce. 4ecz #a, +ze$ie , na tym wanie poega mo#a warto , od du!szego #u!
czasu wyzbyem si 'amuc)w, nie bo# si kraksy. Ay, mec'anicy, m)wimy<
GkraksaH, kiedy w)z spada z trasy. 2iec' mnie diabi wezm, #ei bd uwa!a na
kraksy5 "zie& czy noc , puszczam si na caego, robi, co mi si zamarzy, c'obym
mia nawet skrci kark. -o mam do stracenia. 2ic. 2awet uwa!a#c na siebie skrc
go prdze# czy p)7nie#5 3ic naprz)d, bez posto#)w5
Zapewne teraz mie#esz si ze mnie, +ze$ie, mimo to wysuc'a# moic' bredni
abo , #ei woisz , moic' rozwa!a& czy ament)w, c'ocia! , #ak mi ()g miy , nie
wiem, czym r)!ni si wszystkie te okreenia. Pisz, a 6y mie#, si, #ei masz oc'ot.
0a te! mie# si, wiedzc, !e 6y si mie#esz , i w ten spos)b miec' nigdy nie znika
122
ze wiata. Ka!dy czowiek ma #akiego $ioa, ae zda#e si, !e na#wikszym #est
mniemanie, !e si nie ma go wcae.
6ak wic tu, w Kasteionie, badam swo#ego $ioa i pisz -i o tym wszystkim
szczerze, bo c'c zasign 6wo#e# rady. Prawda, !e #este #eszcze mody, +ze$ie, ecz
przeczytae wiee dzie staryc' mdrc)w i stae si przez to , nie obra7 si czasem ,
troc' starszy. Prosz -i wic o rad.
+dz, !e ka!dy czowiek wydziea specy$iczny zapac'< nie czu#emy go, bo
zapac'y si miesza#, i nie wiemy, kt)ry do kogo nae!y, wiemy tyko, !e co mierdzi,
i nazywamy to udzkoci, c'ciaem powiedzie , udzkim smrodem. 0edni wdyc'a#
go #ak awend, a mnie on mdi. 8e do #u!, to inna piewka...
-'ciaem racze# powiedzie , i znowu mao brakowao, abym wyzby si
'amuc)w , !e otrzyce baby ma# wc' ostry #ak suki, z mie#sca wyczu#, kt)ry
m!czyzna ic' pragnie, a kt)ry nie. "atego wanie w #akimkowiek miecie postaaby
mo#a noga, nawet teraz, kiedy #estem stary, brzydki #ak mapa i 7e ubrany, zna#d si
zawsze dwie, trzy kobiety, kt)re na mnie poec. 6ra$iy wic na m)# trop te suki,
niec' #e ()g bogosawi5
+koro tyko dotarem bezpiecznie do Kasteionu, mimo p)7ne# pory i
panu#cego zmierzc'u pobiegem od razu do skep)w. 8e wszystkie byy zamknite
na guc'o, wr)ciem wic do ober!y, nakarmiem swego mua, na#adem si i umyem,
a potem, zapaiwszy papierosa, wyszedem na kr)tk przec'adzk. 2ie znaem nikogo
w miecie i mnie nikt nie zna, czuem si wic swobodny. Aogem gwizda na uicy,
mia si, m)wi do siebie. Kupiem pieczone pestki dyni, gryzem #e, wypuwa#c
upiny, i spacerowaem. Zapaay si wanie atarnie, m!czy7ni szi na kieic'a,
kobiety wracay do dom)w, a wok) nic' unosi si zapac' pudru, toaetowego myda i
pieczeni z ro!na. G%#, Zorbo5 , m)wiem sobie. , ;e #eszcze twego !ycia i wc'ania
takic' zapac')w. Pewnie niedugo przestaniesz oddyc'a, korzysta# wic, p)ki czas, i
wciga# w nozdrza te wonie5H %to co myaem, przec'adza#c si tam i z powrotem
po wiekim, znanym -i pacu. 2age sysz gwar, tupot ta&czcyc', odgos bbenka i
pieni. 2astawiam uszu i biegn tam, skd doc'odz te d7wiki. %to kabaret5 6ego mi
byo trzeba5 3szedem do rodka, za#em stoik przy we#ciu. "aczego miabym si
krpowa. A)wiem #u!, !e nikt mnie tu nie zna, a wic 'ua# dusza5
2a estradzie ta&czya #aka niezdara, zamiata#c sp)dnic, ae nie zwr)ciem
na ni uwagi. Zam)wiem butek piwa, patrz, a tu podc'odzi i siada obok mae&ka,
urocza, kunsztownie wymaowana czarnua.
123
, -zy mo!na, dziadku. , zwraca si do mnie ze miec'em.
Krew uderzya mi do gowy. Aiaem szczer oc'ot ukrci eb smarkui.
%panowaem si #ednak, bo zrobio mi si !a kobiety. Zawoaem kenera<
, "wie bute szampana5 , m)wi 9wybacz, +ze$ie, wydawaem 6wo#e
pienidze, ecz zniewaga bya zbyt wieka, tote! musiaem ratowa nasz 'onor, 6w)# i
m)#. Ausiaem rzuci tego dzieciuc'a na kczki przed nami. 0estem pewien, !e w tak
ci!kie# c'wii nie zostawiby mnie bez pomocy. 8 wic< GKener5 "wie bute szam/
pana5H:.
Po szampanie zam)wiem ciastka, potem zn)w szampan. 8kurat przec'odzi
sprzedawca kwiat)w, kupiem wiec cay kosz #aminu i wysypaem #e# na koana.
Piimy, piimy, ae da# sowo, +ze$ie, nie tknem #e#. Znam si na rzeczy. Za
modu od razu mo!na byo przycisn, na staro trzeba $undowa, z gaanteri roz/
rzuca pienidze garciami. Kobiety ubi gest, szae# za nim, otrzyce. Ao!esz by
garbaty, stary, kaeka, o wszystkim te dziwki zapomn na widok rki sypice#
pienidzmi.
3ydawaem wic pienidze, +ze$ie , da# -i, (o!e, zdrowie , a dziewczyna ani
myaa odc'odzi. Przysuwaa si dyskretnie, trcaa koankiem mo#e kuasy, a #a nic5
0ak brya odu, mimo !e a! wrzaem w rodku. Kobieta #eszcze bardzie# traci gow ,
co zapamita# sobie na wszeki wypadek , kiedy wyczu#e, !e c'o cay poniesz, nie
dotykasz #e# nawet.
0ednym sowem, p)noc mina, zaczto gasi wiata, zamykano kabaret.
3y#em pik tysicdrac'mowyc' banknot)w, zapaciem rac'unek, sypnem
kenerowi 'o#ny napiwek.
Aaa przyczepia si do mnie.
, 0ak ci na imi. , zapytaa przyminie.
, "ziadek5 , odpowiedziaem zgry7iwie.
"iabe nasienie uszczypno mnie mocno i szepno<
, -'od7...
Ucisnem porozumiewawczo #e# rczk i zac'rypym gosem rzekem<
, -'od7my, mautka5
*eszty si domyasz... Koc'aimy si, a potem zasnimy. ?dy si ocknem,
byo #u! c'yba poudnie. Patrz dookoa i co widz. +c'udny pokoik, a w nim $otee,
umywaka, pac'nce mydo, $akony, $akoniki, ustra, usterka... 2a wieszakac'
barwne suknie, na cianac' mn)stwo zd# , marynarze, o$icerowie, kapitanowie,
124
poic#anci, tancerki, kt)ryc' #edynym odzieniem s sandaki... 8 obok na )!ku ,
dziewczyna, ciepa, pac'nca, rozczoc'rana...
GC#, Zorbo5 , rzekem do siebie i przymknem oczy. , "ostae si !ywcem
do ra#u, dobrze ci tu, wic sied7 spoko#nie5H
0ak -i #u! raz m)wiem, +ze$ie, ka!dy ma sw)# ra#. 6w)# ra# na przykad
zapc'any bdzie ksi!kami i wiekimi butami atramentu, czy# inny peen beczek
wina, w)dki, koniaku, a #eszcze inny , pienidzy. "a mnie ra# to wanie niewieki,
sc'udny pokoik z barwnymi sukniami na wieszaku, z pac'ncymi mydekami,
szerokim )!kiem ze spr!ynowym materacem i , dziewczyn.
+powied7 zmazu#e grzec'. Przez cay dzie& nie wytknem nigdzie nosa. "okd
miaem i. ; po co. "obrze mi tu byo. 3ysaem do na#epsze# restaurac#i
zam)wienie i przyniesiono nam tac z pokrzepia#cymi potrawami< czarny kawior,
sznyce, ryby, sok cytrynowy i makagigi. Zn)w koc'aimy si, a potem zasnimy.
%budziimy si wieczorem, ubraimy i wziwszy si pod rce, poszimy do
kabaretu, gdzie ona pracu#e.
Kr)tko m)wic, +ze$ie, i nie tracc s)w na darmo , ten rozkad dnia
obowizu#e do dzi. Aimo wszystko nie psu# sobie krwi, za#mu# si r)wnie! i naszymi
sprawami. %d czasu do czasu zagdam do skep)w, kupu# iny i co tam #eszcze
potrzebne, bd7 spoko#ny. -zy to nie wszystko #edno , dzie& wczenie# abo dzie&, a
nawet tydzie& p)7nie#. -o nage, to po diabe, nie piesz si wic da wasnego dobra.
-zekam, a! umys mi si tak roz#ani, a wzrok tak zaostrzy, !e nie pozwo si wyki /
wa. 4iny musz by w na#epszym gatunku, inacze# , kapa5 8 wic, +ze$ie, #eszcze
troc' cierpiwoci i zau$ania do mnie5
2ie martw si zwaszcza o mo#e zdrowie. Przygody mi su!. 3 cigu kiku dni
staem si dwudziestoetnim modzie&cem, c'yba nawet wyrosn mi nowe zby.
"okuczay mi nerki, teraz czu# si, #akby zd#to ze mnie urok. Patrz ka!dego ranka
w ustro i dziwi si, !e mo#e wosy nie stay si #eszcze kruczoczarne.
Zapytasz, daczego pisz -i o tym wszystkim. %t)! #este da mnie kim w
rodza#u spowiednika i nie wstydz si wyzna -i moic' grzec')w. 8 wiesz daczego.
(o 6y , #ak mi si wyda#e , patrzysz przez pace na mo#e postpki. 6ak samo #ak ()g
trzymasz wigotn gbk i ciac'/mac' cierasz zar)wno dobro, #ak i zo. 6o doda#e mi
odwagi, by powiedzie -i ca prawd. Posuc'a# wic<
0estem zupenie roztrzsiony i kompetnie straciem gow. Prosz -i, aby po
otrzymaniu tego istu c'wyci zaraz za pi)ro i odpisa. (d czeka na 6wo#
125
odpowied7 #ak na roz!arzonyc' wgac'. 3yda#e mi si, !e #u! od wieu at nie
$iguru# ani w boskim, ani w diabeskim re#estrze. Ao#e imi widnie#e tyko w 6wo#e#
ksidze, #estem 6obie przypisany i poza 6ob nie mam si do kogo zwr)ci. +uc'a#
wic, co -i powiem. %to co zaszo<
3czora# odbywa si na przedmieciu $estyn, niec' mnie diabe porwie, #ei
wiem, na cze #akiego witego. 4oa , prawda, zapomniaem -i # przedstawi, ma
na imi 4oa , powiedziaa<
, "ziadku 9nazywa mnie wci! pieszczotiwie dziadkiem:5 "ziadku, c'c i
na $estyn.
, ;d7, babuniu , odpowiadam. , ;d7.
, 8e c'c i z tob.
, 0a nie p)#d, mam co innego do roboty, id7 sama.
, 3 takim razie i #a zosta#.
3ybauszyem oczy<
, Zosta#esz. "aczego. %dec'ciao ci si.
, -'ce mi si i z tob, bez ciebie , nie.
, 8e daczego. Przecie! #este won istot5
, 3cae nie c'c by wona5
, 2ie c'cesz.
, 2ie c'c5
+owo da#, czuem, !e dosta# krka5 3ykrzyknem do nie# gono<
, 0ak to. 2ie c'cesz by wona5
, 2ie, nie c'c5 2ie c'c5 2ie c'c5
+ze$ie, pisz do ciebie z poko#u 4oi, na papierze 4oi, czyta# , na mio bosk
, uwa!nie5 +dz, !e za istot udzk mo!e uwa!a si tyko ten, kto c'ce by wony.
Kobieta nie c'ce by wona, wic czy #est ona istot udzk.
2a (oga, odpisz mi szybko5 -au# -i mocno, +ze$ie. 8eksy Zorba>.
?dy przeczytaem ist Zorby, przez dug c'wi nie wiedziaem, czy si
oburza, czy mia, czy podziwia tego pierwotnego czowieka, kt)ry kruszc
zewntrzn powok !ycia , ogik, morano i etyk , dociera do #ego istoty.
3szystkie drobne, ae tak po!yteczne cnoty s mu obce, ma #ednak ow zasad,
uci!iw i niebezpieczn, kt)ra pc'a go niepowstrzymanie do przekroczenia
ostateczne# granicy, ku przepaci.
6en niewyksztacony robotnik, w swe# wcieke# niecierpiwoci amicy
126
sta)wki przy pisaniu, roztrzsa podstawowe probemy istnienia #ak pierwotni udzie,
kt)rzy dopiero co przestai by mapami, abo #ak wiecy myiciee, traktu#c to #ako
dora7n, niezbdn potrzeb. Postrzega ze wie!oci dziecka. 3ci! si dziwi i pyta.
3szystko wyda#e mu si cudowne i ka!dego ranka, gdy otwiera oczy i spogda na
drzewa, morze, kamienie, ptaki , sta#e osupiay. =-)! to za cud5 , woa. , ;e!
ta#emnic kry#e w sobie drzewo, morze, kamie&, ptak.>
Pamitam, !e pewnego dnia, kiedy szimy w stron wsi, spotkaimy #akiego
staruszka #adcego okep na mue. Zorba wytrzeszczy swe okrge oczy i wepi #e w
zwierz. +po#rzenie #ego miao w sobie tak wiek si i !ar, !e wieniak,
prze!egnawszy si, przera!ony zawoa<
, 2a (oga5 Kumie, nie rzu na niego uroku5
, -o zrobie staruszkowi, !e tak krzykn. , spytaem.
, 0a. 2ic mu nie zrobiem. Patrzyem na mua. -zy na tobie nie robi to
wra!enia, sze$ie.
, -o.
, Be istnie# na wiecie muy.
Kiedy indzie#, gdy e!aem na wybrze!u i czytaem, z#awi si Zorba, siad
naprzeciw mnie, poo!y na koanac' santuri i zacz gra. Podniosem wzrok i
przygdaem mu si. Powoi #ego twarz zmieniaa wyraz, tknita pierwotn, dzik
radoci. Podni)s gow, osadzon na dugie# pomarszczone# szyi, i zapiewa.
Aacedo&skie meodie, ke$tyckie pieni w #ego ustac' nabieray cec'
pierwotnyc' okrzyk)w, kt)re wtedy, w czasac' przed'istorycznyc', #ak zwarta
synteza mieciy w sobie wszystko, co dzi nazywamy muzyk, poez# i my.
, %5 %5 %5 , woa z gbi swyc' trzewi Zorba i caa cieniutka skorupa, kt)r
nazywamy cywiizac#, pkaa, obna!a#c drzemic pod ni niemierten besti,
woc'atego satyra, strasziwego gorya.
3gie brunatny, straty i zyski, (ubuina, pany na przyszo , wszystko
znikao. Krzyk poc'ania wszystko, niczego nie potrzebowaimy. %ba#
znieruc'omiai na tym bezudnym wybrze!u Krety, ma#c w piersiac' ca gorycz i
sodycz !ycia, przestaimy odczuwa i gorycz, i sodycz. +o&ce c'yio si ku
zac'odowi, nadc'odzia noc. 3ieka 2ied7wiedzica ta&czya wok) nieruc'ome# osi
nieba, wsc'odzcy ksi!yc z przera!eniem spogda na dwie istoty, kt)re pieway na
piasku, nie ka#c si niczego.
, Fa5 -zowiek #est w gruncie rzeczy dzikim zwierzciem5 , stwierdzi
127
nieoczekiwanie Zorba, podniecony swo# pieni. , *zu swo#e szpargay5 -zy ci nie
wstyd. -zowiek #est zwierzciem, a zwierzta nie czyta#5
Umik na c'wi, potem zamia si.
, 8 wiesz , rzek , #ak ()g stworzy czowieka i #akie byy pierwsze sowa
wypowiedziane przez to stworzenie, czowieka, do (oga.
, 2ie, skd mam wiedzie. 2ie byem tam.
, 8 #a byem5 , krzykn Zorba i #ego oczy zabysy.
, %powiedz wic5
Zorba na wp) z prze#ciem, na wp) kpico zacz snu $antastyczn opowie
o stworzeniu czowieka<
, 8 wic posuc'a#, sze$ie5 ()g obudzi si pewnego ranka w zym 'umorze.
=-o ze mnie za ()g, skoro nie mam udzi, !eby kadzii mi abo bu7nii, bym mia roz/
rywk. By# samotnie #ak stary puc'acz. Znudzio mi si to5> +pun w donie, zakasa
rkawy, nao!y okuary. 3zi gar ziemi, znowu spun, uepi bry bota, ugni)t
starannie i u$ormowawszy czowieka, postawi na so&cu. Po siedmiu dniac' zabra go
stamtd, bo #u! wysec', obe#rza i zamia si<
=2iec' mnie diabe porwie , rzek , to! to sto#cy na tynyc' racicac' wieprz.
Zamierzaem zrobi co cakiem innego5 6rudno, stao si5 +knociem5>
-'wyci czowieka za kark i da mu kopniaka< =*usza# no5 0este zdony tyko
do podzenia nowyc' prosiak)w5 Ziemia nae!y do ciebie, wic zmyka#5 *az, dwa , i
#u! ci nie ma5>
8e czowiek, wyobra7 sobie, wcae nie uwa!a si za wieprza. Ubra si w
mikki kapeusz, zarzuci niedbae na ramiona marynark, wo!y spodnie z dobrze
zaprasowanym kantem i tureckie bambosze z czerwonym pomponem. Za pas zatkn
sztyet , zapewne dosta go od diaba , z napisem< =Po!r ci5>
6o by wanie czowiek. ()g poda mu rk do ucaowania, a on podkrci
wsa i powiada< =Ustp, dziadku, z prze#cia>.
Zorba przerwa, widzc, !e skrcam si ze miec'u. +poc'murnia.
, 2ie mie# si , rzek. , 6ak byo naprawd5
, +kd wiesz.
, -zu#, !e tak byo. Zreszt #a bym to samo zrobi na mie#scu 8dama. "a#
gow, !e 8dam nie by inny. 8 ty nie powiniene wierzy we wszystko, co ci opowia/
da# ksi!ki. Anie powiniene wierzy5
3ycign apsko i nie czeka#c odpowiedzi, zacz gra na santuri.
128
6rzymaem wci! w rku pac'ncy ist Zorby, ozdobiony sercem przebitym
strza, i wspominaem prze!yte wsp)nie c'wie, czu#c niema #ego obecno. Przy
boku Zorby czas mia nowy urok, przestawa by suc'ym nastpstwem wydarze& ub
, #ak w moim przypadku , $iozo$icznym zagadnieniem nie do rozwizaniaD
przecieka niby ciepy, drobnoziarnisty piasek miedzy moimi pacami, ac'occ #e
ekko.
, (d7 bogosawiony, Zorbo , szepnem. , Przecie! to ty obeke w !ywe,
ciepe ciao wszystkie abstrakcy#ne po#cia, kt)re przyprawiay mnie swym c'odem o
dr!enie. ?dy ciebie nie ma, zn)w ogarnia mnie zib.
3ziem kartk papieru i przywoawszy #akiego robotnika, kazaem mu
niezwocznie wysa teegram<
=3raca# natyc'miast>.
129
1.
3 sobot pierwszego marca po poudniu pisaem, sto#c oparty o nadmorsk
ska. U#rzaem dzi pierwsz #ask)k i ogarna mnie rado, bez oporu spyway na
papier sowa odczynia#ce urok (uddy. Ao#a waka z nim tracia na gwatownoci.
Przestaem si tak desperacko pieszy, bo byem #u! pewny, !e si wyzwo.
2age usyszaem odgos krok)w na !wirze i podniosem gow. U#rzaem nasz
star syren, wystro#on #ak $regata w peni gai. (iega zdyszana i wygdaa tak,
#akby # co zaniepokoio.
, -zy #est ist. , zawoaa penym ku gosem.
, 0est5 , odparem ze miec'em i wyszedem na #e# spotkanie. , Przesya ci
pozdrowienia, pisze, !e wspomina ci dniem i noc, i twierdzi, !e nie mo!e #e ani
spa, !e nie wytrzymu#e rozki.
, ; nic wice# nie pisze. , pytaa ta biedna kobieta, c'wyta#c ustami
powietrze.
Zrobio mi si #e# !a. 3y#em z kieszeni ist i udaem, !e czytam. +tara syrena
a! otwara bezzbne usta, #e# mae oczka rozbysy, suc'aa z zapartym tc'em.
Poniewa! gubiem wtek, zac'owywaem si tak, #akbym nie m)g c'wiami
odcy$rowa pisma Zorby.
, 3czora# poszedem, sze$ie, do garkuc'ni. (yem bardzo godny. 2age
patrz, a tu wc'odzi iczna #ak nim$a dziewczyna. (o!e, #aka ona podobna do mo#e#
(ubuiny5 %d razu zy trysny mi z oczu #ak $ontanna, a gardo cisn kurcz, tak !e
nie mogem nic przekn5 3staem, zapaciem i wyszedem. ; #a, czowiek, kt)ry
rzadko pamita o istnieniu wityc', doznaem tak sine# potrzeby, aby da u#cie
radosnym uczuciom, !e pobiegem do kocioa witego Ainasa zapai wiec przed
#ego otarzem. =1wity Ainasie5 , modiem si. , +praw, bym otrzyma dobre wieci
od mego ukoc'anego anioa5 +praw, abymy poczyi #u! wkr)tce swe skrzyda>.
, Fi5 Fi5 Fi5 , zamiaa si zaponiona pani Fortens#a.
, -zemu si mie#esz, kobieto. , spytaem, c'cc zyska na czasie, by
wymyi nowe garstwa. , -zemu si mie#esz. Anie si racze# zbiera na pacz.
, ?dyby wiedzia... ?dyby wiedzia... , c'ic'otaa.
, % czym.
, +krzyda5... 6en obuz skrzydami nazywa nogi. A)wi na nie tak zawsze,
130
kiedy #estemy sam na sam. =Poczmy , powiada , nasze skrzyda>... Fi5 Fi5 Fi5
, Posuc'a# dae#, mo#a mia, a osupie#esz z wra!enia.
%dwr)ciem stronic, uda#c zn)w, !e czytam<
, "zisia# przec'odziem obok zakadu $ryz#erskiego, $ryz#er wanie wyewa
misk mydin, caa uica zapac'niaa. Zn)w mi to przypomniao mo# (ubuin i
zapakaem. 2ie znios du!e#, sze$ie, te# rozki. Zwariu#. Popatrz, nawet poez#e
ukadam. Przedwczora#, gdy nie mogem spa, siadem i napisaem da nie# wiersz.
Przeczyta# #e# to, prosz, niec' si przekona, #ak cierpi<
8d!b!*m! si, mia, spotka$i obo)e
.a *ciece, co mie*ci nasze niepoko)e%
3ho+b!m w kawaeczki zosta posiekan!,
9o i tak b!m prz!bie do mo)e) kochane).
&adame Fortens#a, rozmarzona, przymykaa oczy i suc'aa caym sercem,
wniebowzita. *ozwizaa nawet wst!k, ukrywa#c zmarszczki na szyi. Umiec'aa
si miczco. 3ida byo, !e #e# myi bu#a# gdzie bardzo daeko z wiatrem, radosne i
szcziwe.
Aarzec, wie!a trawa, !)te i purpurowe kwiaty, prze#rzyste wody i igra#ce na
nic' biae i czarne abdzie , biae to abdzice, czarne to abdzie. 3ok) wiekic'
bkitnyc' muren wi# si w wodzie dugie !)te w!e, a pani Fortens#a ma znowu
czternacie at, ta&czy na wsc'odnic' dywanac' w 8eksandrii, (e#rucie, +myrnie,
Konstantynopou, a wreszcie na nicyc' pokadac' okrt)w u brzeg)w Krety...
2ie pamitaa #u! wszystkiego, bya #ednak tak wzruszona, !e od westc'nienia,
#akie wydaro #e# si z piersi, zadr!ao wybrze!e.
...2age podczas #e# ta&ca morze pokrywa si okrtami o zoconyc' dziobac'.
2a ic' pokadac' widnie# r)!nokoorowe namioty, a nad nimi powiewa# #edwabne
$agi. Z namiot)w wyc'odz panowie w czerwonyc' $ezac' ze zotymi pomponami.
(ogaci starzy be#owie id korowodem, wyciga#c rce pene dar)w, a za nimi ic'
meanc'oi#ni synowie o twarzac' #eszcze bez zarostu. ;d te! admiraowie w
tr)#graniastyc' kapeuszac'D !egarze ubrani w szerokie spodnie ma# oniewa#co
biae konierzeD dae# modzi Krete&czycy w niebieskic' sukiennyc' szarawarac',
!)tyc' butac' i czarnyc' c'ustac', przepasu#cyc' wosy. %statni idzie Zorba,
wyc'udy z mioci, z grubym zarczynowym piercieniem na pacu i wie&cem z
131
pomara&czowego kwiecia na szpakowatyc' wosac'...
2ie brako ani #ednego spor)d tyc' wszystkic' m!czyzn, kt)ryc' poznaa w
!yciu. (y nawet stary, bezzbny, garbaty przewo7nik, kt)ry pewnego razu w Kon/
stantynopou zabra # )dk na prze#a!d!k po zatoce. +tao si to noc i nikt ic' nie
widzia... 6eraz za wszyscy sc'odzii na d, a za nimi igray mureny, w!e i abdzie.
+c'odzii, towarzyszyi #e# , nierozczne grono , skbieni #ak w!e sptane
wiosn w akcie miosnym, syczce. 8 w rodku ona , biaa i naga, z rozc'yonymi
wargami, spoza kt)ryc' wygda# ostre zbki, z wysok piersi, nieruc'oma i
nienasycona pani Fortens#a, ma#ca at czternacie, trzydzieci, czterdzieci,
szedziesit...
2ic nie utono w zapomnieniu, !aden koc'anek nie umar, wszyscy odrodzii
si na #e# zwidym onie, zmartwyc'wstai w paradnyc' mundurac'. ; #akby pani
Fortens#a bya wspania tr)#masztow $regat, koc'ankowie , a wieu ic' miaa
przez minione czterdzieci pi at , wdari si na pokad, do adowni, na maszty i !e/
gu#, a ona , tysickrotnie uszkodzona, tysickrotnie uszczeniana , zmierza do
swego ostatniego, od dawna w gorcyc' marzeniac' wytsknionego portu , ma!e&/
stwa. Zorba przybiera wci! nowe twarze , 6urk)w, %rmian, Erancuz)w, 8rab)w,
?rek)w, a pani Fortens#a ogarnia swymi ramionami t uwiebian przez ni i nie
ko&czc si proces#.
+tara syrena zdaa sobie nage spraw z tego, !e przestaem czyta, i uniosa
ci!kie powieki.
, 2ic wice# nie m)wi. , szepna z wyrzutem i akomie obizaa wargi.
, -zego c'cesz #eszcze, madame Fortens#o. -zy! nie widzisz. -ay ist
przeznaczony #est da ciebie. +p)#rz, cztery stronice5 8 w dodatku, patrz, tu w rogu
#est serce. Zorba pisze, !e narysowa #e wasn rk. 3idzisz , przeszywa #e strzaa ,
symbo mioci. Pod nim , sp)#rz , dwa cau#ce si gobki, a na ic' skrzydac'
maymi, niewidocznymi iterkami wypisane czerwonym atramentem dwa imiona<
Fortens#a , Zorba.
2ie byo ani gobk)w, ani iterek, ae oczta stare# syreny zaniy zami,
dostrzega#c to, co pragny u#rze.
, 2ic wice#. 2ic wice#. , pytaa wci! nienasycona.
3szystko byo dobre , skrzyda, wonne mydiny od $ryz#era, gobki , ae to
tyko sowa #ak pewa na wietrze. 0e# praktyczny, kobiecy umys szuka czego innego,
bardzie# uc'wytnego, pewnego. ;e! to razy w swoim !yciu suc'aa tyc' sodkic'
132
nonsens)w. ; c)! za korzy #e# to przynioso. -o z tego. Po tyu atac' zostaa sama
na bruku5
, 2ic poza tym. , szepna zn)w !aonie. , 2ic poza tym.
Patrzya mi w oczy #ak zaszczuta sarna, !a mi #e# byo.
, Pisze #eszcze co bardzo wa!nego, madame Fortens#o, datego zostawiem
to na koniec.
, 8 wic. , spytaa z westc'nieniem.
, Pisze, !e gdy tyko wr)ci, padnie przed tob na koana i ze zami w oczac'
poprosi ci o rk. 2ie mo!e #u! wytrzyma. -'ce, !eby bya #ego !oneczk, pani
Fortens# Zorba, pragnie, abycie si nigdy nie rozstawai.
6eraz rozpakaa si naprawd, szczerze. +potkao # wiekie szczcie, spenio
si marzenie caego #e# !ycia. 2areszcie spoko#na przysta& i egane o!e5 Ukrya twarz
w doniac'.
, "obrze , powiedziaa tonem wiekie# damy. , Zgadzam si. 2apisz mu
tyko, prosz, !e tu, na wsi, nie ma pomara&czowego kwiecia na ubny wianek. 2iec'
przywiezie z miasta. Ausi przywie7 #eszcze dwie odpowiednie na tak okaz# biae
wiece z r)!owymi wst!kami oraz migdaowe ciasteczka. 2iec' nie zapomni tak!e o
biae#, ubne# sukni, #edwabnyc' po&czoc'ac' i atasowyc' panto$ekac'. (ieizn
pocieow mamy. 2apisz, !eby nie kupowa. @)!ko te! #est.
+porzdzaa #u! ist zakup)w, #u! traktowaa przyszego m!a #ak c'opca na
posyki. Podniosa si z dosto#e&stwem kobiety zam!ne#.
, Aam ci co do powiedzenia , rzeka. , -o bardzo wa!nego... , i przerwaa
wzruszona.
, A)w, madame Fortens#o. 0estem do two#e# dyspozyc#i.
, Zorba i #a bardzo ci ubimy. 0este bardzo dobrze wyc'owany i nie
przyniesiesz nam wstydu. -zy c'cesz by naszym wiadkiem przy ubie.
Zadr!aem. Aoi rodzice miei kiedy su!c imieniem "iamanto. (ya to
ponad szedziesicioetnia stara panna, pomarszczona, z meszkiem na g)rne#
wardze, paska #ak deska, na p) zwariowana na te swego dziewictwa. Zakoc'aa si w
synu skepikarza Aitosa, tustym, dorodnym, wie#skim c'opcu, kt)ry mia #eszcze
meko pod nosem.
, Kiedy o!enisz si ze mn. , pytaa go ka!de# niedziei. , 3e7 ze mn ub
zaraz. "aczego zwekasz. 0a #u! nie mog du!e# na to czeka.
, 0a te! nie mog !y bez ciebie , odpowiada c'ytrze syn skepikarza, c'cc
133
utrzyma sta kientk. , Anie tak!e trudno czeka, "iamanto, ae nie mog si
!eni, dop)ki mi nie podrosn wsy.
6ak mi#ay ata i stara "iamanto czekaa. Zagodniaa, rzadzie# miewaa b)e
gowy, #e# cienkie wargi, kt)ryc' nikt nigdy nie caowa, umiec'ay si czcie#, epie#
nawet praa bieizn, tuka mnie# taerzy i nie przypaaa #edzenia.
, -'cesz by naszym wiadkiem, paniczu. , zapytaa mnie ukradkiem
pewnego wieczoru.
, -'tnie, "iamanto , odpowiedziaem ze cinitym itoci gardem.
6a 'istoria kosztowaa mnie potem wiee zmartwie&, datego zadr!aem,
syszc takie samo pytanie z ust pani Fortens#i.
, -'tnie , odpowiedziaem. , 6o zaszczyt da mnie, madame...
A)w mi #u!< kumo, gdy #estemy sami... , powiedziaa i umiec'na si
wynioe.
3staa. Poprawia oczki wysta#ce spod kapeusika i obizaa wargi.
, "obranoc, kumie5 , rzeka. , "obranoc, oby szybko wr)ci...
Patrzyem na oddaa#c si. *ado przypia #e# skrzyda do ramion, a
postarzae ciao wyginao si z dziewczc zaotnoci. Zostawia za sob na piasku
gbokie doeczki , ad obcas)w #e# staryc', wykoawionyc' panto$i. 0eszcze nie
skrya si za cypem, gdy z wybrze!a dobiegy straszne krzyki i pacz.
Zerwaem si i rzuciem w stron przeciwegego cypa, skd doc'odzi.
Kobiece gosy wyy #ak na pogrzebie. 3drapaem si na ska i patrzyem. Z wioski
biegi spiesznie udzie, za nimi gnay rozszczekane psy. "wa# czy trze# m!czy7ni na
koniac' wys$orowai si do przodu, wznoszc gsty tuman kurzu.
=+tao si #akie nieszczcie> , pomyaem i szybko ruszyem naprz)d.
?war wzmaga si nieustannie. +o&ce #u! zaszo, na niebie zastygo
nieruc'omo kika wiosennyc', r)!owyc' obok)w. Eigowiec Panienki okryty by
wie!ym, zieonym istowiem.
2age zderzya si ze mn wraca#ca pani Fortens#a. (ya potargana i
zadyszana, #eden bucik spad #e# z nogi, trzyma#c go w rku, biega z paczem.
, (o!e5 (o!e5 , krzykna na m)# widok. % mao nie upada.
Podtrzymaem #.
, -zemu paczesz. -o si stao. , zapytaem, pomaga#c #e# si obu.
, (o# si... (o#...
, -zego.
134
, 1mierci5
3yczua wiszc w powietrzu groz mierci i przerazia si. U#em #e# koawe
rami, aby # poprowadzi, ae wiekowe ciao opierao si, dr!c.
, 2ie c'c5 2ie c'c5 , woaa.
(aa si biedaczka zbi!y do mie#sca, gdzie po#awia si mier. -'aron nie
powinien #e# widzie, m)gby sobie o nie# przypomnie.
Podobnie #ak wszyscy starzy udzie i biedna syrena c'tnie by si zapada pod
ziemi. +iniaa i zieeniaa, przybiera#c oc'ronny koor geby i trawy, byeby tyko
u# uwadze przewo7nika piekie. Zgarbia si, wtua#c gow w tuste ramiona, i
dr!aa.
"owoka si do drzewa oiwkowego, rozpostara sw)# poatany paszczyk i
przykucna na ziemi.
, Przykry# mnie , powiedziaa. , Przykry# mnie i id7 zobaczy, co si stao.
, Zimno ci.
, Zimno, okry# mnie.
%tuiem # #ak na#starannie#, by nie r)!nia si niczym od ziemi, i poszedem.
Zbi!aem si do cypa. 6eraz wyra7nie# da si sysze ponury, !aobny ament
Przede mn bieg w podskokac' Aimit'os.
, -o si stao, Aimit'osie. , zawoaem.
, Utopi si5 Utopi5 , krzykn, nie zatrzymu#c si. , Uton.
, Kto.
, PaIis, syn AaIrantonisa5
, "aczego.
, 3dowa...
+owo zawiso w powietrzu i z wieczornego mroku wywoao niebezpieczny
obraz gitkiego ciaa kobiety.
"otarem do ska, gdzie zgromadzia si caa wioska. A!czy7ni stai w
miczeniu, z odkrytymi gowami. Kobiety, zsunwszy c'ustki na ramiona,
amentoway szarpic wosy. 2a kamieniac' e!ao ciao modzie&ca, rozdte i sine.
+tary AaIrantonis sta nad nim nieruc'omo, wpatru#c si w nie, przygarbiony, z
praw rk wspart na asce, a ew kurczowo zacinit na szpakowate#, szorstkie#
brodzie.
, (d7 przekta, wdowo5 , rozeg si nage przenikiwy gos. , %by ci ()g
skara5
135
0aka kobieta, zerwawszy si z ziemi, woaa<
, -zy #u! nie ma wr)d nas m!czyzny, kt)ry przerzuciby # przez koano i
zar!n #ak owc. 6$u5 6c')rze5
+puna w kierunku wpatrzonyc' w ni miczcyc' m!czyzn.
, 2ie obra!a# nas, "eikaterino5 , odkrzykn w odpowiedzi wacicie ka$e#ki.
, 2ie obra!a#. + w wiosce odwa!ni m!czy7ni i przekonasz si...
2ie mogem si powstrzyma i zawoaem<
, Fa&ba5 -)! ona winna. 6ak zrzdzi os5 -zy!bycie nie bai si (oga.555
4ecz nikt nie odpowiedzia.
Kuzyn topieca, Aanoakas, sc'yi si i wziwszy ciao w swe sine ramiona,
ruszy w stron wioski. Kobiety #czay, rozdrapyway sobie twarze i wyryway wosy.
?dy zabierano zwoki, przypady do nic', ae stary Aayrantonis rozpdzi #e ask i
ruszy na czee konduktu. Kobiety powoky si za nim, zawodzc !aobne pieni. 2a
ko&cu szi miczc m!czy7ni.
?dy poc'on ic' zmierzc', zn)w usyszaem cic'e westc'nienia morza.
*oze#rzaem si dokoa, byem sam.
=-zas wraca , pomyaem, , -'yba wypenia si #u! miara dzisie#sze#
goryczy>.
+zedem cie!k pogr!ony w zadumie. Podziwiaem tyc' udzi, biorcyc' tak
!ariwie udzia w cierpieniu bi7niego. Fortens#a, Zorba, wdowa i bady PaIis, kt)ry
tak odwa!nie rzuci si w morze, by przerwa swo#e cierpienie. ; "eikaterina
woa#ca, by zabi wdow #ak owc, i AaIrantonis, kt)ry nie tyko nie zapaka, ae i
nie rzek sowa przy udziac'. 6yko #a #eden byem rozsdny i... bezradny. Ao#a krew
nie zawrzaa. 2ie potra$iem ani koc'a, ani nienawidzi. 6eraz te! pragnem takiego
uo!enia si spraw, bym m)g wszystko zda tc')rziwie na os. Z daeka zobaczyem
wu#a 8nagnostisa siedzcego na kamieniu. 3sparszy brod na swe# dugie# asce,
spoziera w stron morza.
2ie usysza mo#ego woania, podszedem wic bi!e#. 2a m)# widok pokiwa
gow<
, (iedni udzie5 , szepn. , Zmarnowane mode !ycie5 2ieszczsny c'opiec
nie m)g ud7wign swego cierpienia i rzuci si w morze, aby tam znae7 ratunek.
, *atunek.
, 6ak, m)# synu, ratunek5 -o by mu przyszo z !ycia. ?dyby o!eni si z
wdow, wkr)tce zaczaby si z nim k)ci, a mo!e i zdradza, bo to bezwstydna
136
kobya, r!y na widok ka!dego m!czyzny. ?dyby si nie o!eni, wbiby sobie do gowy,
!e omino go wiekie szczcie. ; tak 7e, i tak niedobrze.
, 2ie m)w tak, wu#u 8nagnostisie. 6o sowa mro!ce krew w !yac' ka!dego,
kto #e usyszy.
, 2ie b)# si, nikt mnie nie suc'a. 8 gdyby nawet sysza, nie uwierzy.
Popatrz, nie ma czowieka szcziwszego ode mnie. Aam poa, winnice, drzewa
oiwne, nawet dwupitrowy dom, #estem bogaczem. 6ra$ia mi si dobra !ona.
+zanowaa mnie, suc'aa, rodzia mi samyc' c'opc)w. 2igdy nie podniosa na mnie
zuc'wae oczu. +ynowie te! mi si udaiD s #u! o#cami rodzin. 2ie narzekam. Aam i
wnuki. -zeg)! mi wice# trzeba. Zapuciem tu gboko korzenie. 8 przecie! gdybym
mia zacz wszystko od nowa, przywizabym sobie kamie& do szyi i rzuci si w
morze #ak PaIis. Bycie #est ci!kie, nawet da tyc', kt)rzy miei szczcie5 (ardzo
ci!kie, m)# c'opcze5
, 8e na co si uskar!asz, wu#u 8nagnostisie. -zego ci brak.
, Powiedziaem ci #u!< niczego. 8e spr)bu# zgbi serce czowieka5
Zamik na c'wi i zn)w spo#rza na morze, kt)re zaczynaa spowi#a
ciemno.
, "obrze zrobie, PaIisie5 , krzykn, wymac'u#c ask. , Pozw)my
paka kobietom, bo s tyko kobietami, nie ma# rozumu. Uratowae si5 6w)# o#ciec
wie o tym i datego nie rzek ni sowa.
%mi)t wzrokiem niebo i tonce w mroku szczyty g)r.
, 2oc zapada , rzek. , 3raca#my5
2age przystan, #akby !aowa s)w, kt)re mu si wymkny, #akby zdradzi
wiek ta#emnic, kt)r teraz zn)w pragnby ukry...
Poo!y wysc' rk na moim ramieniu.
, Aody #este , powiedzia z umiec'em. , 2ie suc'a# staryc'. ?dyby wiat
to robi, szybko obr)ciby si w ruin. 0ei spotkasz na swo#e# drodze #ak wdow,
bierz #5 Be& si, mie# dzieci. ; nie obawia# si, bo kopoty s niczym da modyc'.
3r)ciwszy rozpaiem ogie& i przygotowaem 'erbat na koac#. (yem
zmczony i godny, tote! rzuciem si akomie na #edzenie, odda#c si w peni temu
szczciu, #akie odczuwa zwierz zaspoka#a#ce g)d.
2age przez okno wsuna si gowa Aimit'osa. Patrzy na mnie #edzcego w
kucki przed ogniem i umiec'a si zoiwie.
137
, -zego c'cesz, Aimit'osie.
, Przynosz ci, sze$ie, co od wdowy... Koszyk pomara&czy. A)wi, !e to
na#wie!sze owoce z #e# sadu.
, %d wdowy. , zapytaem zmieszany. , 8 daczego mi #e przysya.
, A)wia, !e za dobre sowo, kt)re rzeke wieniakom dzi wiecz)r.
, 0akie dobre sowo.
, 2ie wiem. Powtarzam, co mi powiedziaa. 6o wszystko.
3ysypa pomara&cze z koszyka na )!ko. 3o& ic' napenia cay barak.
, Powiedz #e#, !e dziku# za podarek. Powiedz #e# te!, !eby uwa!aa na siebie.
2iec' si strze!e i nie pokazu#e w wiosce, dop)ki udzie nie zapomn o tym
nieszczciu. -zy zrozumiae, Aimit'osie.
, 6o wszystko, sze$ie.
, 3szystko. 0u! mo!esz i.
Aimit'os mrugn do mnie<
, 2aprawd wszystko.
, Zmyka#5
Poszed. %braem soczyst pomara&cz , bya sodka #ak mi)d. Poo!yem si,
zasnem , i przez ca noc spacerowaem w pomara&czowym ga#u. 3ia ciepy wiatr.
3ystawiem pier na gorcy powiew. Za uc'em miaem zatknity kwiat. (yem
dwudziestoetnim c'opcem wie#skim i czekaem w pomara&czowym ga#u, kr!c po
nim niespoko#nie... 2a kogo. 2ie wiem. 8e serce mo#e przepeniaa rado.
Podkrcaem wsa i przez ca noc suc'aem szumicego za drzewami morza, kt)re
wzdyc'ao #ak kobieta.
138
1!.
6ego dnia od piask)w 8$ryki d przez Aorze 1r)dziemne siny poudniowy
wiatr. -'mury drobnego pyu wiroway w powietrzu i wdzieray si do garda i puc.
6rzeszcza w zbac', pai oczy. 0ei si c'ciao z#e kawaek c'eba nie obsypany
piaskiem, trzeba byo szczenie zamkn okna i drzwi.
Pogoda bya mczca. ; mnie podczas tyc' przygnbia#cyc' dni, kiedy
wsc'odzi siew, opanowao wiosenne wyczerpanie. Znu!enie, niepok)# w piersiac',
drtwota w caym ciee i pragnienie , pragnienie czy wspomnienie. , zwykego
szczcia. Podobn rozkosz, podobny b) odczuwa# zapewne motye, gdy
wydobywa# si z poczwarki, aby rozwin skrzyda.
+zedem kamienist g)rsk cie!k, gdy ogarna mnie nage c', aby dotrze
do mae# osady z czas)w mino#skic', kt)ra po trzec' czy czterec' tysicac' at zostaa
odkopana i grze#e si zn)w w askawym so&cu Krety. Ayaem, !e trzy ub cztery
godziny $orsownego marszu wyzwo mnie od wiosenne# meanc'oii.
4ubi szare skay, nice nagoci, i pustynne poszczerbione g)ry. +)wka o
!)tyc' okrgyc' oczac' przysiada, oepiona nadmiarem wiata, na gazie,
powa!na, pikna i ta#emnicza. +tpaem deikatnie, ae sposzya si, od$runa
bezgonie i znikna mi z oczu pomidzy skaami. Powietrze pac'niao rumiankiem.
Pierwsze deikatne kwiaty ost)w rozwiny si #u! pomidzy kocami.
?dy dotarem do ruin miasteczka, prze# mnie dreszcz. "oc'odzio #u! c'yba
poudnie i #askrawe wiato soneczne zaewao wykopaiska. 3r)d zniszczonyc' mu/
r)w staryc' miast ta godzina tc'nie groz. Powietrze wypenia# widma, zewszd
syc'a niesamowite gosy. 3ystarczy trzask suc'e# gazki, nadepnite# przez prze/
biega#c #aszczurk, abo przeotny cie& oboku , i czowieka ogarnia paniczny k.
Ka!da pid7 ziemi, po kt)re# tam stpasz, #est grobem, z kt)rego doc'odzi ci #k
umaryc'.
+topniowo oczy przywyky mi do powodzi wiata i wr)d ruin dostrzegem
ad rki udzkie#< dwie szerokie drogi, wyo!one gadkimi gazami, wskie i krte,
uiczki z prawe# i ewe# strony oraz okrgy pacyk , rynek , i wreszcie w tym tak
demokratycznym otoczeniu , paac kr)ewski z podw)#nym rzdem koumn, sze/
rokimi sc'odami i icznymi przybud)wkami.
3 sercu miasta, gdzie nieziczone stopy udzkie wy!obiy kamienn
139
nawierzc'ni, bya witynia. +ta tam posg wiekie# bogini z bu#n piersi i
ramionami opecionymi przez w!e.
3szdzie ady skepik)w, warsztat)w, gdzie toczono oiw, kuto miecze,
obrabiano drewno, epiono garnki. +krztnie zagospodarowane i dobrze
zabezpieczone mrowisko... 6yko !e mr)wki opuciy #e #u! kika tysicy at temu. 3
#ednym z warsztat)w rzemienik rze7bi am$or w !ykowanym kamieniu, ae nie
zd!y #e# wyko&czy. "uto wypado z #ego rk i znaeziono #e dopiero po kiku
tysicac' at obok przerwanego w poowie dziea.
%dwieczne, niepotrzebne, gupie pytania< ="aczego.> i =Po co.> , powraca#
znowu, aby sczy #ad w serce. Poiem si gorycz z tego nie doko&czonego dzbana,
kt)ry wiadczy o znienacka przerwanym natc'nieniu mistrza w c'wii, gdy wanie
sigao szczytu.
2age z kamienia przed ruinami paacu zerwa si, yska#c nagimi koanami,
opaony pastuszek o kdzierzawyc' wosac' przewizanyc' c'ustk z $rdzami.
, Fe#, panie5 , zawoa do mnie.
Pragnem samotnoci, udaem wic, !e nie sysz. 8e pastuszek zamia si
przekornie.
, Fe#, panie5 2ie udawa# guc'ego5 Aasz papierosy. "a# mi #ednego5 6ak mi
si przykrzy samemu na tym pustkowiu5
%statni wyraz wym)wi tak !aonie, !e ogarna mnie ito.
2ie miaem papieros)w, c'ciaem mu da pienidze, ae pastuszek obruszy
si.
, "o diaba z pienidzmi5 , krzykn. , 2a co mi one. A)wi ci, !e mi si
przykrzy, da# papierosa5
, 2ie mam , powiedziaem bezradnie. , 2ie mam5
, 2ie masz5 , pastuszek ze zoci uderzy ask o kamienie. , 2ie masz5
3ic czym tak wypc'ae kieszenie.
, 2osz ksi!k, c'usteczk, papier, o)wek, scyzoryk , odparem, wyciga#c
koe#no z kieszeni ic' zawarto. , -'cesz scyzoryk.
, Aam, wszystko mam. -'eb, ser, oiwki, n)!, dratw, sk)r na buty, $aszk z
wod , wszystko, wszystko, opr)cz papieros)w, a to tak, #akbym nic nie mia5 8 ty co
robisz w tyc' ruinac'.
, *ozmyam nad staro!ytnoci.
, ; co ci z tego.
140
, 2ic.
, 2ic. 6ak wanie myaem. %ni umari, my !y#emy. 4epie# rusza# std5 Z
(ogiem5
Zda mi si wygania#cym mnie std duc'em, kt)ry strze!e tyc' mie#sc.
, P)#d5 , rzekem posusznie.
?nany #akim kiem, zawr)ciem na cie!k. %be#rzaem si #eszcze na
znu!onego samotnoci pastuszka. +ta na kamieniu, poudniowy wiatr porusza #ego
kdziorami, wysuwa#cymi si spod czarne# c'usty. -aa #ego posta tona w powodzi
wiata. 3ygda #ak posg e$a, uany z brzu. %par ask na ramieniu i pogwizdy/
wa.
3ybraem inn drog na wybrze!e. %d czasu do czasu owieway mnie ciepe
podmuc'y, niosce wie! wo& z ogrod)w. Ziemia tc'na tysicem zapac')w, a azu/
rowe, wietiste niebo nio #ak sta.
Zim od mrozu kui si nie tyko ciao, ae i dusza czowieka, a gdy nadc'odz
upay, mo!na pen piersi zaczerpn powietrza. Kiedy tak szedem, dobieg mnie z
g)ry kangor. Podniosem gow i oto zn)w u#rzaem ten wspaniay widok, kt)ry od
dzieci&stwa wzrusza mnie gboko , kucz !urawi powraca z ciepyc' kra#)w, niosc
na swoic' skrzydac' , #ak gosi egenda , #ask)ki.
2iezmienny rytm p)r roku, obraca#cy si krg wszec'wiata, cztery obicza
ziemi, owietane koe#no promieniami so&ca, przemi#anie !ycia , wszystko to zn)w
ego mi na piersiac' przygniata#cym ci!arem. ?osy !urawi zabrzmiay mi w uszac'
strasziwym ostrze!eniem, !e !ycie ka!dego #est niepowtarzane, innego nie ma, a
wic wszystkiego, czego mo!esz skosztowa, kosztu# dzi, bo nie ma nadziei na
wieczno.
Umys, zda#cy sobie spraw z tego bestiaskiego , a przecie! miosiernego ,
wyroku, zdony #est przezwyci!y sabo i drobiazgowo, enistwo i beznadzie#no
i ca moc skoncentrowa si na ka!de# upywa#ce# sekundzie.
Przyszo mi na my wiee przykad)w, kt)re wiadcz niezbicie o
zmarnowanym !yciu, roztrwonionym na drobne przy#emnoci oraz puste i #aowe
rozmowy. =Fa&ba5 Fa&ba5> , c'ce si krzykn, gryzc wargi.
Kucz !urawi, przepynwszy przez niebo, znikn gdzie na p)nocy, ae wci!
dobiega ic' oc'rypy kangor i koata si w mo#e# gowie.
Znaazem si nad morzem. +zedem szybkim krokiem tu! przy brzegu. 0akim
kiem napawaa mnie ta wdr)wka w samotnoci. Ka!da $aa, ka!dy ptak na niebie
141
woay i przypominay o obowizkac' czowieka. Kiedy #este wr)d udzi, mie#esz si
i rozmawiasz. 3 gwarze nie syszysz mowy ptak)w i $a. Zreszt mo!e one wtedy
mikn, patrzc na przec'odnia pogr!onego w czcze# gadaninie.
Poo!yem si na kamieniac' i przymknem oczy. =-zym wic #est dusza. ,
myaem. , ; #aki ta#emny zwizek czy # z morzem, obokami i woniami. 8 mo!e
to ona wanie ob#awia si w morzu, c'murze czy woni...>
3staem i ruszyem w drog, #akbym #u! pod# decyz#, c'o nie wiedziaem
#eszcze , #ak.
2age usyszaem za sob gos<
, "okd idziesz, sze$ie. "o kasztoru.
%be#rzaem si. 0aki krpy, mocno zbudowany starzec kroczcy bez aski,
umiec'a#c si, mac'a do mnie rk. +iwe wosy mia przewizane czarn c'ustk.
6u! za nim sza stara kobieta, a za nimi c)rka , czarnowosa dziewczyna o ognistyc'
oczac', w biae# c'ustce na gowie.
, "o kasztoru. , powt)rzy pytanie stary.
3 te# c'wii zrozumiaem, !e c'ciaem i wanie tam. %d miesicy
zamierzaem odwiedzi ten may !e&ski kasztor, poo!ony nad morzem, i nie mogem
si zdecydowa. 6eraz same nogi mnie tam niosy.
, 6ak. "o kasztoru , odparem , c'c posuc'a kantyczek na cze
2a#witsze# Aarii Panny.
, 2iec' 0e# aska bdzie z tob. Przypieszy kroku i dogoni mnie.
, -zy to ciebie nazywa# sp)k wgow.
, 6ak.
, 2iec' Aatka (oska zee ci du!e zyski. 1wiadczysz dobro wiosce, da#c prac
ubogim !ywicieom rodzin. (d7 bogosawiony5 , 8 po c'wii, wiedzc z pewnoci,
!e interes 7e idzie, sprytny staruszek na pocieszenie dorzuci< , Zreszt nie martw
si, synu, gdyby ci to nawet nie przynioso !adnyc' korzyci, to i tak osigniesz zysk<
two#a dusza p)#dzie prosto do ra#u.
, Aam nadzie#, dziadku.
, 0a nie #estem za bardzo wyksztacony, ae kiedy usyszaem w kociee o
tym, co m)wi -'rystus, i sowa #ego utkwiy mi w pamici tak, !e nigdy ic' nie za/
pomn< =+przeda# wszystko, co posiadasz, i kup wiek per. -zym #est ta wieka
pera. Zbawieniem duszy>. 6y, sze$ie, #este na dobre# drodze do zdobycia wiekie#
pery.
142
3ieka pera5 ;e! to razy byszczaa w ciemne# otc'ani moic' myi niby
wieka za5
Ay, dwa# m!czy7ni, szimy przodem, kobiety ze specionymi do&mi w tye.
%d czasu do czasu wymieniaimy kika zda& w rodza#u< =-zy obrodz oiwki.> =-zy
spadnie deszcz.> abo =-zy #czmie& dopisze.> %ba# widocznie byimy godni, bo
rozmowa szybko zesza na sprawy zwizane z #edzeniem i tematu tego #u! nie
porzuciimy.
, -o na#bardzie# ubisz, dziadku.
, 3szystko, wszystko, m)# synu. ?rzec' m)wi, !e to dobre, a tamto ze5
, "aczego. -zy! nie mo!na wybiera.
, 2ie, nie mo!na.
, 8e daczego.
, (o s udzie, kt)rzy nie ma# co #e.
Umikem zawstydzony. 3 moim sercu nigdy nie gocio tye szac'etnoci i
miosierdzia.
"zwonek kasztorny zad7wicza radonie i $igarnie #ak kobiecy miec'.
+tary prze!egna si.
, "opomaga# nam, Aatko (oesna , wyszepta , kt)re# serce przenikno
siedem mieczy5 3 czasac' korsarzy...
; stary zacz snu egend o Aatce (oskie#, #akby to bya autentyczna
opowie o istnie#ce# rzeczywicie mode# kobiecie, przeadowane#, zmuszone# wraz
z dzieckiem do opuszczenia domu, poranione# przez niewiernyc'.
, *az w roku , cign stary , sczy si z 0e# rany prawdziwa, ciepa krew.
Pamitam pewnego razu w dniu 0e# wita, a miaem #eszcze wtedy meko pod nosem,
zeszimy si ze wszystkic' wiosek, by pokoni si 0e# i poeci 0e# asce. (yo to
pitnastego sierpnia. A!czy7ni spai na dziedzi&cu, kobiety w rodku, w kasztorze.
3e nie usyszaem woanie Aarii Panny. Zrywam si na r)wne nogi, biegn do 0e#
witego obrazu, dotykam go rk , i co widz. Pace mo#e s czerwone od krwi...
+tary prze!egna si i spo#rza na kobiety.
, -'od7cie szybcie#5 , zawoa. , 0u! bisko... , potem ciszy gos< ,
Upadem twarz przed 0e# ma#estatem i poniewa! nie byem #eszcze !onaty,
postanowiem porzuci marnoci wiata i wstpi do kasztoru...
*ozemia si.
, "aczego si mie#esz, dziadku.
143
, -zy! mo!na si nie mia, m)# synu. 6ego samego dnia podczas witeczne#
zabawy diabe przybra posta kobiety i stan przede mn. 6o bya wanie ta.
; nie odwraca#c si wskaza pacem w ty, na staruc', kt)ra pod!aa za nami
w miczeniu.
, 2ie patrz na ni teraz , powiedzia. , 3strt bierze, gdy si #e# dotyka.
3tedy bya modziutk dziewczyn, !yw #ak rybka. 2azywano # =1icznotk o
"ugic' *zsac'>. Zasugiwaa na to miano5 8 teraz. A)# (o!e5 ?dzie s #e# rzsy.
3szystkie wypady, nic nie zostao5
3 te# c'wii stara za nami warkna guc'o #ak zy pies na a&cuc'u. 2ie
powiedziaa #ednak ani sowa.
, %to kasztor5 , rzek staruszek.
2a brzegu morza pomidzy dwiema skaami niedu!y kasztor, ni bie.
1rodkowa kopua, wie!o pokryta wapnem, okrga i niewieka , przypominaa pier
kobiety. %taczao # pi czy sze ce z pomaowanymi na niebiesko drzwiami. 2a
dziedzi&cu rosy trzy strzeiste, ogromne cyprysy, a koo parkanu kwity trzy dzikie
$igowce.
Przypieszyimy kroku. Z otwartego okna wityni doc'odziy nas meody#ne
piewy, a sony, morski wiatr miesza si z woni kadzida. (rama o ukowatym ske/
pieniu staa otworem. "ziedziniec by sc'udny, wysypany biao/czarnym morskim
!wirem. Po ewe# i prawe# stronie wzdu! muru stay rzdem doniczki z kwitncym
rozmarynem, ma#erankiem i bazyi. 3szdzie tu panowaa boga cisza. +o&ce
wanie c'yio si ku zac'odowi, u!ycza#c bieonym cianom r)!owe# barwy.
3 p)mroku biaego koci)ka unosi si zapac' wosku. 3 dymie kadzide
poruszay si sywetki m!czyzn i kobiet. Pi czy sze mniszek spowityc' szczenie w
swo#e czarne, dugie szaty piewao agodnymi, sodkimi gosami. -o c'wia kkay i
wtedy syc'a byo szeest ic' szat, podobny do opotu skrzyde eccyc' ptak)w.
%d dawna nie syszaem 'ymn)w do 2a#witsze# Aarii Panny. 3
buntowniczyc' atac' modoci z ekcewa!eniem i zoci mi#aem kocioy, z czasem
zagodniaem i w wiekie wita , na (o!e 2arodzenie czy 3iekanoc , c'odziem na
uroczyste nabo!e&stwa, przywodzce mi na my wspomnienia szcziwego
dzieci&stwa. "awne wzruszenia reigi#ne przeksztaciy si teraz w doznania este/
tyczne. "zikie pemiona wierz, !e instrument muzyczny, nie u!ywany do reigi#nyc'
obrzd)w, traci swo# mistyczn moc, c'o wyda#e 'armoni#ne d7wiki. Ao#a wiara
uega takie# wanie przemianie. *eigi zaczem odczuwa #ak sztuk.
144
+tanem w kcie, wsparszy si o wypoerowany rkami wiernyc' kcznik,
byszczcy niby ko soniowa. +uc'aem oczarowany, #ak z otc'ani czasu wraca# do
mnie bizanty#skie 'ymny< =-'waa -i, o 3ysokoci, myom niedostpna5 -'waa -i,
o ?bokoci, oczom niedosi!na. -'waa -i, o Aatko/"ziewico, *)!o 2iewidnca5>
Zakonnice kkay, ic' szaty szeeciy...
Ai#ay minuty podobne anioom o pac'ncyc' kadzidem skrzydac', z pkami
iii w doniac', goszcym c'wa Aaryi. +o&ce zaszo i otoczy nas bkitny, puszysty
mrok. 2ie pamitam #u!, kiedy znae7imy si na dziedzi&cu, w cieniu ogromnego
cyprysu, w towarzystwie stare# przeoryszy i dw)c' modziutkic' mniszek. Aoda
nowic#uszka przyniosa kon$itury, zimn wod i kaw i potoczya si spoko#na
rozmowa.
A)wiimy o wgu, kurac', kt)re wiosn zaczyna# si nie, o siostrze
Cudoks#i, kt)ra cierpi na epieps# i czsto w kociee upada na posadzk, wi#e si
niczym ryba i toczc z ust pian bu7ni, szarpic na sobie odzie!.
, Aa trzydzieci pi at , rzeka przeorysza z westc'nieniem. , Przekty
wiek , bardzo trudny. Ao!e # Aatka (oesna wspomo!e i uzdrowi za dziesi ub
pitnacie at...
, "ziesi, pitnacie at... , szepnem przera!ony.
, -)! znaczy dziesi czy pitnacie at5 , rzeka przeorysza surowo. , 6rzeba
mye o wiecznoci5
Aiczaem. 3iedziaem dobrze, !e wiecznoci #est ka!da upywa#ca minuta.
Ucaowaem puc'n, bia, pac'nc kadzidem do& przeoryszy i odszedem.
Zapada noc. "wa czy trzy kruki wracay spiesznie do swyc' gniazd, z dziupi
wy$ruway na poowanie sowy, za imaki, iszki, d!d!ownice i pone myszy
wyc'odziy na wiat, by zosta przez nie po!arte.
Znaazem si w krgu ta#emniczego w!a z#ada#cego wasny ogon. Ziemia
rodzi i po!era wasne dzieci, rodzi nowe i zn)w poc'ania.
*oze#rzaem si. 3ok) panowaa ciemno. %deszi #u! wszyscy wieniacy i
nikt mnie nie m)g widzie. (yem zupenie sam. Zd#em buty i zanurzyem nogi w
morzu. Potem rzuciem si na piasek. Zapragnem poczu na nagim ciee dotyk
kamieni, wody, powietrza. 3ypowiedziane przez przeorysz sowo =wieczno>
wywoao u mnie rozpacz, sptao mnie #ak arkan, na kt)ry c'wyta si dzikie konie.
Zerwaem si, by uciec, zderzy si nag piersi z ziemi i morzem, aby odczu z
cakowit pewnoci bogosawie&stwo ic' istnienia, mimo #ego nietrwaoci.
145
, 6yko ty #este reana, o ziemio5 , krzyczaem. , 8 #a, tw)# na#modszy syn,
ss two# pier i nie c'c od nie# odpa. Pozwaasz mi istnie tyko przez c'wi, ae
t c'wi si !ywi.
Przeszy mnie dreszcz, #akbym si otar o groz, #akbym cudem uszed przed
niebezpiecze&stwem morderczego sowa. 8 ie! to razy , pamitam, #eszcze w
ubiegym roku , poc'yaem si nad nim !ariwie, got)w z przymknitymi oczami i
rozpostartymi ramionami rzuci si w t otc'a&.
Pamitam, !e gdy byem uczniem pierwsze# kasy szkoy powszec'ne#,
znaazem w drugie# czci eementarza ba#k. A)wia ona o pewnym dziecku, kt)re
wpadszy do studni, znaazo na #e# dnie wspaniae miasto, kwietne ogrody, #eziora
pene miodu, g)ry sodyczy, r)!nobarwne zabawki...
+yabizowaem # z trudem, ae ka!da syaba zbi!aa mnie do czarodzie#skiego
miasta. Pewnego popoudnia, wr)ciwszy ze szkoy, pobiegem do ogrodu i dopadszy
cembrowiny studni, zna#du#ce# si w cieniu winogradu, stanem za$ascynowany,
wpatru#c si w gadk powierzc'ni wody. 3kr)tce wydao mi si, !e widz wspa/
niae miasto, domy i uice, dzieci i winograd z ci!kimi kimi winogron. 2ie mogem
si oprze. Poc'yiem gow, wycignem ramiona i #u! odbi#aem si od ziemi, aby
skoczy, gdy dostrzega mnie matka, krzykna przecige i w ostatnie# c'wii c'wycia
za pasek.
0ako c'opiec oma nie wpadem do studni, gdy dorosem, oma nie zatonem
w sowie =wieczno> i #eszcze w kiku innyc', #ak< =mio>, =nadzie#a>, =o#czyzna>,
=()g>. Ka!de z tyc' s)w pokonywaem i sdziem, !e uwoniem si od
niebezpiecze&stwa i !e czyni krok naprz)d. 8e nie5 0a tyko zmieniaem sowo i
nazywaem to wyzwoeniem. 8 przez ostatnie dwa ata trzymao mnie w swe# mocy
sowo =(udda>.
8e czu#, !e dziki Zorbie (udda bdzie #u! ostatni studni, ostatni
otc'ani i wyzwo si ostatecznie. %statecznie. 6ak m)wi si za ka!dym razem5
Zerwaem si. Przepeniao mnie uczucie szczcia. *ozebraem si i skoczyem
do morza, $ae igray radonie ze mn i #a igraem z $aami. 3 ko&cu zmczony wy/
szedem z wody, aby osuszy si na nocnym wietrze, i powracaem ekkim krokiem,
czu#c, !e uszedem wiekiemu niebezpiecze&stwu i coraz mocnie# trzymam si piersi
matki/ziemi.
146
1".
Zbi!ywszy si do kopani, stanem #ak wryty. Zobaczyem wiato w baraku.
=Zorba przy#ec'a5> , pomyaem uradowany.
-'ciaem pobiec, ae si powstrzymaem. Ausz ukry swo# rado i z ponur
min zacz wym)wki. 3ysaem go, !eby zaatwi pine sprawy, a on traci mo#e
pienidze, !y z $ordanserk i wr)ci o dwanacie dni p)7nie#. Ausz udawa
rozgniewanego, musz...
+zedem wono, by mie czas na rozbudzenie w sobie gniewu. Pr)bowaem
wprawi si w pas#< marszczyem brwi, zaciskaem pici, gestykuowaem #ak
czowiek zdenerwowany, bye tyko si rozzoci. 8e to mi si nie udawao ,
przeciwnie, im byem bi!e#, tym wiksza stawaa si mo#a rado.
Podkradem si na pacac' i za#rzaem przez owietone okienko. Zorba kcza
na ziemi, rozpaa ogie& w piecyku i parzy kaw. +erce mi zmiko i zawoaem<
, Zorba5
"rzwi otworzyy si natyc'miast i Zorba wyskoczy boso, bez koszui.
3ycign szy#, usiu#c wzrokiem przenikn ciemnoci, zauwa!y mnie, podni)s
na powitanie ramiona i nage #e opuci.
, -iesz si, !e ci widz, sze$ie5 , rzek niepewnie i sta przede mn z nosem
spuszczonym na kwint.
+taraem si, by w moim gosie d7wiczaa zo.
, 0a te! si ciesz, !e zadae sobie ten trud i wr)cie , rzekem drwico. ,
8e nie zbi!a# si, mierdzisz mydem toaetowym.
, Beby wiedzia, #ak dugo si myem, sze$ie5 , mrukn. , +zorowaem i
szorowaem t swo# przekt sk)r, zanim stanem przed tob5 "obr godzin si
pucowaem, ae nic nie mo!na poradzi na ten szata&ski zapac'... 6o nie pierwszyzna
zreszt , zniknie, c'ce czy nie5
, 3e#d7my , powiedziaem, czu#c, !e nie wytrzymam i wybuc'n miec'em.
3eszimy. (arak pac'nia per$umami, pudrem, mydem, kobiecoci.
, -)! to, na (oga, znaczy. , zawoaem, widzc rozo!one na skrzyni torebki,
mydeka, po&czoc'y, ma czerwon parasok i $akonik per$um.
, Prezenty... , szepn Zorba ze spuszczon gow.
, Prezenty.5 , krzyknem, sic si na zo. , Prezenty.5
147
, Prezenty, sze$ie, nie gniewa# si, to da biedne# (ubuiny... Zbi!a si
3iekanoc, a ona te! #est czowiekiem.
Zdoaem raz #eszcze opanowa wesoo.
, 2a#wa!nie#szego #e# nie przywioze... , zauwa!yem.
, -zego.
, 1ubnego wie&ca, oczywicie5
, -zego. 2ie rozumiem...
%powiedziaem mu wic, co napotem zakoc'ane# syrenie.
Zorba, gboko zamyony, drapa si w gow.
, -o ty narobi, sze$ie. , rzek w ko&cu. , -o ty narobi. 6akie !arty....
Kobieta #est sabym, deikatnym stworzeniem , ie razy mam ci to m)wi. 6rzeba
postpowa z ni tak troskiwie #ak z porceanow waz, sze$ie.
Poczuem wstyd. Poniewczasie !aowaem swego postpku. 8by zmieni temat,
zapytaem<
, 8 co z inami i z 'akami.
, Przywiozem wszystko, wic si nie zo5 3ik syty i koza caa. Koe#ka
inowa, 4oa, Fortens#a, sze$ , wszystko zaatwione5
Zestawi z ognia imbryczek, napeni mo# $ii!ank, poda obarzanki sezamowe
i c'aw na miodzie, kt)ra , #ak wiedzia , bya moim uubionym przysmakiem.
, Przywiozem ci w prezencie ca paczk c'awy5 , powiedzia serdecznie. ,
Pamitaem o tobie. Patrz, nawet da papugi mam torebk $istaszk)w. % nikim nie za/
pomniaem. Aam gow na karku , #ak widzisz.
+iedzc na ziemi, #adem obarzanki i c'aw i piem kaw. Zorba r)wnie!
popi#a swo#. Pac papierosa, patrzy na mnie #ak w! 'ipnotyzu#cy swo# o$iar.
, -zy rozwizae #u! ten wieki probem, kt)ry ci drczy, stary nicponiu. ,
spytaem agodnie#szym tonem.
, 0aki probem, sze$ie.
, -zy kobieta #est stworzeniem udzkim, czy nie...
, C, sko&czyem #u! z tym5 , odpowiedzia Zorba, mac'nwszy swo# wiek
ap. , 0est czowiekiem, czowiekiem #ak my , tyko mo!e gorszym5 3 #edne# c'wii
traci gow na widok sakiewki, czepia si ciebie, wyrzeka wonoci i #eszcze si z tego
cieszy datego tyko, !e za tym wszystkim ma#aczy #e# two#a sakiewka. 8e wkr)tce... C,
do diaba z tym, sze$ie5
Podni)s si i wyrzuci niedopaek papierosa przez okno.
148
, Pogada#my epie# po msku , rzek. , Zbi!a si 3ieki 6ydzie&, mamy
iny... 2a#wy!szy czas i do kasztoru i posmarowawszy ap mnic'om, podpisa
dokumenty w sprawie asu... Zanim zobacz t koe#k i p)#d po rozum do gowy...
3iesz, co mam na myi. -zas ucieka, sze$ie, siedzenie z zao!onymi rkami nic nam
nie da, trzeba wreszcie co zarobi, !eby odbi sobie straty... 6a podr)! do Kasteionu
kosztowaa du!o, diabi nadai...
Zamik. Ba mi go byo. 3ygda #ak dziecko, kt)re co przeskrobao i nie
wiedzc, #ak to naprawi, cae dygoce.
=0ak ci nie wstyd. , rzekem sobie. , 0ak mo!esz pozwoi, by takie serce
dygotao z trwogi. ?dzie! zna#dziesz drugiego takiego, #ak Zorba. *usz si, zetrzy#
gbk przewiny, pu wszystko w niepami5>
, Zorba , wybuc'nem. , "iabi nie diabi, zostaw to w spoko#u5 -o byo, a
nie #est, nie pisze si w re#estr. (ierz santuri%
3ycign rce, #akby mnie zn)w c'cia ob#, ae opuci #e znowu, #ednym
susem skoczy do ciany po santuri. Kiedy znaaz si w penym wiete kaganka,
zauwa!yem, !e #ego wosy s czarne #ak smoa.
, 8c', ty obuzie5 , krzyknem. , +kd wzie takie wosy. -o z nimi
zrobi.
Zorba rozemia si.
, U$arbowaem, sze$ie. 2ie prze#mu# si... U$arbowaem, poniewa! przynosiy
mi pec'a.
, 8e daczego.
, 3szystko to mio wasna5 ;d raz z 4o i trzymam # pod rk. 3aciwie
nie trzymam, tyko dotykam deikatnie , #ednym pacem. *aptem z tyu podkrad si
#aki szczeniak, taki tam szkrab, edwo odrosy od ziemi. =Fe#, staruszku5 , krzykn
ten psi syn. , Fe#, staruszku5 "okd prowadzisz wnuczk.>
Ao!esz sobie wyobrazi, #ak si 4oa zawstydzia, a i #a te!... %d razu
poszedem do $ryz#era i u$arbowaem sobie wosy.
Zaczem si mia, ae Zorba popatrzy na mnie z powag<
, 3ic to ci si wyda#e mieszne, sze$ie. Patrz #ednak, #akim zagadkowym
stworzeniem #est czowiek. %d tego dnia byem #ak odmieniony. Ao!na by pomye,
!e uwierzyem, i! mam czarne wosy , czowiek, widzisz, zapomina o tym, co mu nie
dogadza , i sowo da#, staem si nawet sinie#szy. 4oa te! to zauwa!ya. Pamitasz,
#akie miaem strzykanie w nerkac'. Zniko bez adu5 2ie wierzysz mi, oczywicie. 2o
149
tak, w twoic' szpargaac' o tym nie pisze...
Zamia si ironicznie, ae szybko si po'amowa.
, 3ybacz , rzek. , 0edyna ksi!ka, #ak w !yciu przeczytaem, to =Przygody
+indbada Begarza>. ; niewiee mi z tego przyszo.
Zd# santuri i pieczoowicie wy# #e z $uterau.
, 3y#d7my na powietrze , powiedzia. , 3 tyc' czterec' cianac' santuri
nie czu#e si dobrze. Potrzebu#e przestrzeni #ak dzikie zwierz.
3yszimy. 4niy gwiazdy. Aeczna "roga przepywaa z #ednego kra&ca nieba
na drugi. Pienio si morze.
+iedimy na kamieniac', a $ae izay nasze stopy.
, 2a bied na#epsza #est skoczna piosenka , rzek Zorba. , 2ie damy si, co.
-'od7 tu, santuri5
, Ao!e #aka macedo&ska meodia z two#e# o#czyzny, Zorbo. , podsunem.
, 8 mo!e z two#e# o#czyzny, z Krety5 -o. , rzek. , Zapiewam ci piosenk,
kt)re# nauczyem si w Kasteionie. %dkd # znam, zmienio si mo#e !ycie.
Zastanowi si c'wi.
, 2ie, nie tye zmienio si , powiedzia , ie przekonaem si, !e mam rac#.
Poo!y grube pace na santuri i wyprostowa si. Zapiewa dzikim,
oc'rypym, boesnym gosem<
8d! si na co* zdec!du)esz,
9o odwanie naprz(d id-.
2u*+ modo*ci swo)e) wodze,
.ie szczd- )e), nie b() si !+.
*ozpyny si gdzie troski, znikny dokucziwe kopoty, podnieimy si na
duc'u. 4oa, kopania, koe#ka, wieczno, mae i wiekie strapienia, wszystko
przeksztacio si w bkitnaw mg i rozproszyo w powietrzu, pozosta tyko staowy
ptak, rozpiewana dusza czowiecza.
, 3szystko ci darowaem, Zorbo5 , zawoaem, kiedy sko&czy swo# dumn
pie&. , 3szystko ci darowaem< $ordanserk, u$arbowane wosy, wyrzucone
pienidze, wszystko, wszystko5 1piewa# #eszcze5
Zn)w wycign c'ud, pokryt bruzdami zmarszczek szy#<
150
:mie$e) id-, do diab(w kro+set,
Stanie si, co ma si sta+.
&oesz wsz!stko naraz straci+,
A$bo $os na)$epsz! bra+%
*obotnicy, nocu#cy w pobi!u kopani, usyszawszy piew, wstai i zebrai si
wok) nas. +uc'ai swo#e# uubione# meodii, a ic' nogi same rway si do ta&ca.
3 ko&cu nie wytrzymai i nage, wyoniwszy si z ciemnoci, p)nadzy,
rozczoc'rani, w szerokic' szarawarac', rozpoczi przy d7wikac' santuri, wprost na
kamieniac', sw)# dziki tan.
Patrzyem na nic', przykuty do mie#sca ogromnym wzruszeniem.
6o #est ten na#cennie#szy kruszec, kt)rego szukaem, niczego wice# nie pragn.
2aza#utrz od witu pokad dudni od cios)w kio$)w, ec'o nioso nawoywania
Zorby. *obotnicy pracowai za!arcie. 6yko Zorba potra$i ic' tak porwa do czynu.
Przy nim robota stawaa si winem, piosenk, mioci. Upa#ai si ni. 3 rkac'
Zorby o!ywaa ziemia, kamienie, wgie, drzewo, a robotnicy prze#mowai od niego
rytm pracy. 3 c'odnikac' w biaym wiete amp acetyenowyc' rozgorzaa bitwa, a
Zorba szed naprz)d i waczy twarz w twarz z wrogami. 2adawa miano ka!demu
c'odnikowi i pokadowi, przyobeka w posta niewidziane siy i w ten spos)b nie
mogy mu #u! u#.
+koro ten pokad nazywa si =-anaIaro> 9tak oc'rzci pierwszy:, #estem
spoko#ny. Znam go z imienia, wic nie odwa!y mi si zrobi !adnego brzydkiego
kawau. 6ak samo #ak =Przeorysza>, =@amaga>, =+ikacz>. Znam #e wszystkie razem i
ka!dy z osobna po imieniu.
3iznem si tam dzisia#, nie zauwa!ony przez nikogo.
, 0azda5 0azda5 , przynaga Zorba robotnik)w #ak zawsze, kiedy by w dobre#
$ormie. , 2aprz)d, c'opcy5 Zdobdziemy t g)r5 0estemy ud7mi, a nie gupimi
baranami5 2awet (oga strac' we7mie na nasz widok5 3y, Krete&czycy, i #a,
Aacedo&czyk, damy rad te# g)rze, a nie ona nam5 (iimy 6urk)w, a mieibymy si
ndzne# g)rki przestraszy. 2aprz)d5
Kto podbieg do Zorby. 3 wiete ampy acetyenowe# rozpoznaem szczup
twarz Aimit'osa.
, Zorba5 , wy#ka. , Zorba...
8 ten odwr)ciwszy si i spostrzegszy Aimit'osa, domyi si, o co c'odzi, i
151
podni)s swo#e wiekie apsko<
, %dczep si5 Zmyka#5
, Przyc'odz od pani... , zacz niedo#da.
, Ucieka#, powiadam5 Aamy robot5
Aimit'os wzi nogi za pas, a Zorba spun ze zoci.
, 3 dzie& si pracu#e , stwierdzi. , "zie& #est #ak m!czyzna. 3 nocy #est
czas na rozrywki, noc #est kobiet. 2ie mo!na miesza #ednego z drugim5
3tedy zbi!yem si.
, -'opcy , powiedziaem. , 0u! poudnie, czas zrobi przerw i co z#e.
Zorba odwr)ci gow, zobaczy mnie i wciek si<
, Za pozwoeniem, sze$ie, zostaw nas. 0edz sam. +traciimy dwanacie dni,
musimy #e nadrobi. +macznego5
3yszedem z kopani i ruszyem w stron morza. %twarem ksi!k, kt)r
niosem, zapomniaem o godzie. =Umys te! #est kopani> , myaem idc. ;
zagbiem si w niezmierzonyc' pokadac' m)zgu.
Pas#onu#ca ksi!ka , o pokrytyc' niegiem g)rac' 6ybetu, ta#emniczyc'
kasztorac', miczcyc' mnic'ac' w !)tyc' szatac', kt)rzy poprzez koncentrac#
woi zmusza# eter, aby przy# upragniony przez nic' ksztat.
3ysokie szczyty, powietrze pene duc')w. 2ie dociera tu zgiek udzkiego
!ycia. %to doskonay asceta gromadzi swyc' uczni)w , c'opc)w od szesnastu do
osiemnastu at , i wiedzie ic' o p)nocy do zamarznitego #eziora g)rskiego.
*ozbiera# si, wyrbu# przerbe, zanurza# szaty w odowate# wodzie, potem
zakada# #e, by wysuszy ciepem wasnego ciaa. Powtarza# to siedmiokro.
3reszcie wraca# do kasztoru na #utrzni.
3spina# si na szczyt g)rski, wysoki na pi do szeciu tysicy st)p. +iada#
spoko#nie, oddyc'a# gboko i rytmicznie i mimo i! s p)nadzy, nie marzn.
6rzyma# w doniac' puc'ar z zamarznit wod, wpatrzeni we& koncentru# wo na
krysztaowe# powierzc'ni odu , i woda zaczyna wrze. 3tedy przygotowu# 'erbat.
8sceta doskonay gromadzi wok) siebie uczni)w i rzecze<
=(iada temu, kto nie ma w sobie 7r)da szczcia5
(iada temu, kto pragnie przypodoba si innym5
(iada temu, kto nie czu#e, !e obecne i przysze !ycie stanowi #edno5>
Zapada noc i zrobio si zbyt ciemno, by czyta. Zamknem wic ksi!k i
152
spo#rzaem na morze. =Ausz wyzwoi si od tyc' wszystkic' widm5 , myaem. ,
(uddowie, bogowie, o#czyzny, idee... (iada temu, kto nie zdoa zrzuci z siebie #arzma
(udd)w, bog)w, o#czyzn i idei5>
2age morze pociemniao. 6o zaszed sierp ksi!yca. Z daekic' ogrod)w
doc'odzio smutne wycie ps)w, #akby cay par)w szczeka dononie.
Z#awi si umorusany, zabocony Zorba. 0ego koszua bya w strzpac'.
Przysiad koo mnie.
, "zisia# szo dobrze , powiedzia zadowoony. , %dwaiimy niezy kawa
roboty.
+uc'aem #ego s)w, nie mogc uc'wyci ic' sensu. Ao#e myi wci! #eszcze
bdziy po niebezpieczne# poc'yoci.
, % czym tak dumasz, sze$ie. 0este daeko std marzeniem...
Zebraem myi i spo#rzawszy na Zorb pokiwaem gow.
, 3yobra!asz sobie, !e #este niezwykym +indbadem Begarzem, i du!o
gadasz, bo myisz, !e widzia kawa wiata. 6ymczasem niczego nie widziae,
biedaku5 6ak samo zreszt #ak i #a. 1wiat #est o wiee wikszy, ni! nam si zda#e.
0e7dzimy, przemierzamy ziemi i morza, a w gruncie rzeczy nie wytykamy nosa za
pr)g naszego domu.
Zorba zacisn wargi, ae nie odpowiedzia. 3arkn tyko #ak wierny pies,
kt)ry dosta baty.
, ;stnie# g)ry, kt)ryc' szczyty siga# nieba , cignem. , 3znosz si na
nic' kasztory. By# tam mnisi w !)tyc' szatac', siedz na skrzy!owanyc' nogac'
miesic, dwa, sze , i rozmya# o #edne# rzeczy. 0edne#, syszysz. 2ie o dw)c'5 2ie
my #ak my o kobietac' i wgu czy ksi!kac' i wgu. Koncentru# umys na #edne#,
tyko #edne# rzeczy i czyni cuda. -zy zauwa!ye, Zorbo, co dzie#e si, gdy poo!ysz
soczewk na so&cu i wszystkie promienie skupi si w #ednym punkcie. Z tego
punktu wkr)tce buc'a ogie&. "aczego. (o sia so&ca nie rozprasza si, ecz
koncentru#e na nim. Podobnie ma si rzecz z umysem czowieka. Uczynisz cud, #ei
skupisz my na #edne# tyko sprawie. Zrozumiae.
Zorbie zapierao dec'. 3 pewne# c'wii zrobi ruc', #akby c'cia uciec, zdoa
#ednak si po'amowa.
, A)w dae#5 , rzek zdawionym gosem, ae natyc'miast zerwa si na
r)wne nogi. , Aicz5 Aicz5 , krzykn. , Po co mi to opowiadasz, sze$ie. -zemu
zatruwasz mi serce. (yo mi tu dobrze, wic czemu pc'asz mnie do upadku. (yem
153
godny, a ()g czy diabe 9niec' mnie powiesz, #ei ic' kiedykowiek rozr)!ni: rzuci
mi ko do izania. Aerdaem ogonem i woaem< ="ziki ci5 "ziki5> 8 teraz...
6upn nog i odwr)ci si do mnie pecami, #akby mia ode# do baraku, ae
wci! #eszcze wszystko w nim wrzao.
, Psiakrew5 @adna mi ko5 Zaszargana piewaczka kabaretowa5 +tary wrak5
-'wyci gar !wiru i cisn do morza.
, 8e kim #est ten... , krzykn. , Kim #est ten, kto rzuca nam koci.
%dczeka c'wik i nie syszc odpowiedzi rozgniewa5 si na dobre<
, Aiczysz, sze$ie. 0ei wiesz, to powiedz i nie martw si , #u! #a z nim zrobi
porzdek. 8e tak, po omacku, dokd i. 3 prawo. 3 ewo. @eb sobie przecie!
rozwa5
, 0estem godny , rzekem. , Zabiera# si do gotowania, na#pierw trzeba
z#e5
, -zy! nawet #ednego wieczora nie mo!na wytrzyma bez #edzenia, sze$ie.
Aiaem wu#a zakonnika, kt)ry przez cay tydzie& nie bra do ust nic poza son wod.
6yko w niedzie i wiekie wita dorzuca troc' otrb. By sto dwadziecia at5
, By sto dwadziecia at, Zorbo, bo mia wiar, znaaz swego (oga, nie
troszczy si o nic. 8e my nie mamy (oga, kt)ry by nas !ywi, rozpa wic ogie&, #est
kika ryb, ugotu# zawiesist, gorc zup z mn)stwem cebui i papryki, tak, #ak
ubimy. Potem zobaczymy.
, -o zobaczymy. , zapyta Zorba wcieky. , Kiedy ma si peny brzuc',
zapomina si o wszystkim.
, 6ego wanie pragn. 2a tym poega warto #edzenia... 2o, szybko, Zorbo,
ugotu# rybn zup, bo eb nam pknie5
8e Zorba ani drgn, sta nieruc'omo i patrzy na mnie<
, Posuc'a#, co ci powiem, sze$ie. Prze#rzaem two#e zamiary. 6eraz, gdy
m)wie, miaem, #ak to nazywa#, ob#awienie i zrozumiaem5
, 3ic #akie mam zamiary, Zorbo. , spytaem zaintrygowany.
, -'cesz wybudowa kasztor, w kt)rym zamiast mnic')w umiecisz kiku
podobnyc' do siebie gryzipi)rk)w, !eby pisai dniem i noc swo#e bazgroy. 8 potem,
#ak si to widzi na niekt)ryc' wityc' obrazac', z ust waszyc' wy#d drukowane
wstgi. 2o co, odgadem.
Zasmucony spuciem gow. %to mo#e dawne, modzie&cze, wspaniae sny ,
#ak skrzyda oskubane z pi)r... 2aiwne, szac'etne, wzniose marzenia< zorganizowa
154
inteektuan wsp)not, zamkn si wraz z dziesitk przy#aci) , muzykami,
maarzami, poetami , pracowa cay dzie& i spotyka si tyko wieczorem, aby razem
z#e posiek, piewa, czyta wsp)nie i razem omawia wa!ne probemy udzkoci,
burzc tradycy#ne pogdy. +porzdziem nawet reguamin takie# wsp)noty,
znaazem tak!e pomieszczenie w g)rac' Fymetu u witego 0ana...
, 8 #ednak zgadem5 , rzek Zorba zadowoony, !e micz.
, Zgade, Zorbo , odparem z ukrytym wzruszeniem.
, Aam tedy do ciebie tyko #edn prob, witobiwy przeorze< Uczy& mnie w
tym kasztorze od7wiernym, abym m)g od czasu do czasu przeszmugowa do
witego mie#sca co z zewntrz , kobiety, mandoiny, buteki z w)dk, pieczone
prosita... 3szystko po to, by nie zmarnowa caego !ycia na gupstwa5
Zamia si i ruszy szybko w stron baraku. Pobiegem za nim. %czyci bez
sowa ryby, #a przyniosem drew i rozpaiem ogie&. ?dy zupa bya #u! gotowa,
u#imy y!ki i #edimy z #ednego garnka.
Baden z nas si nie odezwa. 2ie #edimy cay dzie&, tote! akomie
poc'aniaimy posiek. "opiero gdy napiimy si wina, odzyskaimy 'umor. Zorbie
rozwiza si #zyk<
, -zy nie byoby zabawne, sze$ie, gdyby tu teraz przyptaa si Fortens#a.
6yko #e# nam tu brak5 8 #ednak, midzy nami m)wic, sze$ie, zatskniem za ni,
sowo da#5
, 2ie pytasz #u!, kto rzuca ci t ko.
, Po co si o to troszczy, sze$ie. Po co rozdziea wos na czworo. @ap ko,
nie zastanawia# si, co za rka # rzuca5 +maczna. 0est na nie# troc' misa. 6o
na#wa!nie#sze5 *eszta...
, 0edzenie dokonao cudu5 , powiedziaem, uderza#c Zorb po ramieniu. ,
?odne ciao si nasycio, wic i dusza aknca odpowiedzi r)wnie!. Przynie santuri%
8e w c'wii gdy Zorba wstawa, usyszeimy spieszne, ci!kie kroki na !wirze.
%wosione nozdrza Zorby zadrgay.
, % wiku mowa5 , rzek cic'o, uderza#c si rkami po udac'. %to ona5
Zwszya suka trop Zorby i pieszy.
, ;d5 , powiedziaem wsta#c. , 2ie mam tu nic do roboty, prze#d si
kawaek...
, "obranoc, sze$ie5
, ; pamita#, Zorbo, przyrzeke #e# o!enek, !ebym nie wyszed na kamc.
155
Zorba westc'n<
, 0eszcze raz si !eni, sze$ie. Aam #u! tego po uszy5
Zapac' myda toaetowego by coraz sinie#szy.
, %dwagi, Zorbo5
%ddaa#c si szybko, syszaem #eszcze sapanie stare# syreny.
156
1#.
2astpnego dnia o wicie zerwa mnie ze snu gos Zorby.
, -o ci strzeio do gowy tak wczenie. , spytaem. , -zego krzyczysz.
, Aamy wa!ne rzeczy do zrobienia, sze$ie , m)wi, napyc'a#c pecak
!ywnoci. , Przyprowadziem dwa muy, wstawa#, #edziemy do kasztoru podpisa
kontrakt. -zas ruszy wreszcie z koe#k. 4ew boi si tyko pc'e. ; nas mog one
ze!re doszcztnie, sze$ie.
, "aczego biedn Fortens# nazywasz pc'. , spytaem ze miec'em.
Zorba uda, !e nie syszy.
, -'od7my, nim so&ce zacznie przypieka , powiedzia.
"oprawdy rad ruszyem w g)ry cieszy si zapac'em sosen. "osiedimy
mu)w i zaczimy wspina si na wzniesienie. Przystanimy na c'wi przy
kopani. Zorba wyda robotnikom poecenie< ma# pracowa na =Przeoryszy>,
przekopa kana odprowadza#cy wod z =+ikacza> i oczyci =-anaIaro>.
"zie& by oniewa#cy niby diament na#czystsze# wody. Zdawao si, !e im
wy!e# wc'odzimy, tym czystsze i radonie#sze sta# si nasze dusze. *az #eszcze
przekonaem si, #aki wpyw wywiera na umys czyste powietrze, gboki oddec' i
bezkresny 'oryzont. Aogoby si zdawa, !e dusza r)wnie! #ak zwierz ma puca i
nozdrza, !e aknie tenu i dusi si w pye i smrodzie.
Kiedy dotarimy do sosnowego asu, so&ce byo wysoko. Powietrze pac'niao
miodem, wiatr podmuc'iwa nad naszymi gowami, szumic #ak morze.
Zorba przez ca drog obserwowa zbocze, w myac' wbi#a #u! co kika
krok)w supy, a kiedy podnosi oczy, zdawao si, !e podziwia byszczc w so&cu
staow in, kt)ra cignie si a! do brzegu, a cite pnie zeizgu# si po nie#,
wiszczc niczym strzay wypuszczone z uku.
, "obry interes5 , m)wi, zaciera#c rce. , -zyste zoto5 3kr)tce zgarniemy
kup $orsy i bdziemy mogi , zrobi to, o czym m)wiimy.
+po#rzaem na niego zdziwiony.
, Uda#esz, !e zapomnia. Zanim wybudu#emy kasztor, musimy ruszy do
krainy wiekic' g)r. 0ak # tam nazywa#. 6eby.
, 6ybet, Zorbo, 6ybet... 8e tyko my dwa#. 6am nie wono bra kobiet.
, Kto myi o braniu kobiet. 8 swo# drog te biedactwa s bardzo u!yteczne...
157
2ie gada# nic na nie. + u!yteczne, gdy braknie takic' czysto mskic' za#, #ak
c'oby , kopanie wga, zdobywanie $ortec abo rozprawianie z (ogiem. -o ma
wtedy m!czyzna robi, !eby nie zdec'n z nud)w. Pi#e wino, gra w koci, obe#mu#e
kobiety , i czeka. -zeka, a! wybi#e #ego godzina , #ei wybi#e...
Aicza c'wi.
, 0ei wybi#e5 , powt)rzy z pas#. , (o mo!e si zdarzy, !e nie wybi#e
nigdy.
Po c'wii doda<
, 6ak du!e# by nie mo!e, sze$ie. 8bo ziemia si zmnie#szy, abo #a
zogromnie#. ;nacze# przepadem z kretesem.
3r)d sosen ukaza si #aki rudowosy mnic' o !)tawe# cerze. Aia zakasane
rkawy, a na gowie czarn, okrg, wenian czapeczk. +zed szybkim krokiem, stu/
ka#c o ziemi metaow ask. 2a nasz widok przystan i podni)s #.
, "okd idziecie. , zapyta.
, "o kasztoru, c'cemy si pomodi , odpowiedzia Zorba.
, *usza#cie z powrotem, c'rzeci#anie5 , krzykn mnic', a #ego wybake,
niebieskie oczy nabiegy krwi. , 3raca#cie, kn si na wasze zbawienie5 6o nie
winnica Aatki (o!e#, a przybytek szatana5 Ub)stwo, pokora, czysto to , #ak m)wi
, korona wiecca nad gow ka!dego mnic'a. 3szystko to bardzo pikne.
3raca#cie, m)wi5 (o c'ciwo, pyc'a, wszeteczna mio do modyc' c'opc)w ,
oto ic' wita tr)#ca5
, 8 to ci bazen, sze$ie , szepn mi Zorba zac'wycony. Po czym poc'yi si w
stron mnic'a<
, 0ak ci na imi, braciszku. , spyta. , "okd ci niesie.
, 2azywam si Zac'ariasz, spakowaem sw)# toboek i odc'odz. %dc'odz,
bo to #est nie do wytrzymania5 (d7 askaw i powiedz, #ak si nazywasz.
, -anaIaro.
, 6o #est nie do wytrzymania, -anaIaro. Przez ca noc -'rystus nie da#e mi
spa swymi skargami, a #a pacz z nim razem. %pat , niec' go pieko poc'onie ,
wezwa mnie dzi rano i powiada< =Podobno nie da#esz braciom spa, Zac'ariaszu.
Zamierzam wygna ci std5> =-zy to #a nie da# im spa. , odpowiedziaem. , 6o
-'rystus. %n skar!y si na wasze wszetecze&stwa>. 3tedy ten 8ntyc'ryst podni)s
sw)# pastora i , patrzcie<
1cign czapeczk odkrywa#c pam zakrzepe# krwi we wosac'.
158
, %trzsnem wic py z moic' sanda)w i ruszyem w drog.
, 3raca# do kasztoru , powiedzia Zorba. , Pogodz ci z opatem. -'od7,
bdziesz nam towarzyszy i wska!esz drog. 2iebo nam ci zesao.
Anic' mya przez c'wi, wreszcie #ego oczy zabysy.
, 8 co za to dostan. , spyta.
, -zego c'cesz.
, Kio wdzonego dorsza i butek koniaku.
Zorba przy#rza mu si uwa!nie.
, 2ie masz przypadkiem w sobie #akiego diaba, Zac'ariaszu.
Anic' a! podskoczy.
, +kd wiesz. , zawoa z prze#ciem.
, Przyc'odz ze wite# g)ry 8t'os , powiedzia Zorba , i wiem co o tym.
Anic' spuci gow i odpar edwo dosyszanym gosem<
, 6ak, mam #ednego.
, ; to on c'ce dorsza i koniaku, '.
, 6ak, to on, po trzykro przekty5
, Zgoda. 8e on pewnie na domiar zego pai. , i Zorba rzuci papierosa, a
mnic' c'wyci go c'ciwie.
, Pai, pai, niec' go d!uma zadusi5 , rzek i wy# z kieszeni krzesiwo i 'ubk.
Zapai papierosa i zacign si gboko.
, 3 imi -'rystusa5 , i podni)sszy swo# metaow ask, ruszy przodem.
, 0ak ma na imi tw)# diabe. , spyta Zorba, zezu#c w mo# stron.
, 0)ze$ , odpar mnic', nie odwraca#c si.
6owarzystwo na p) zwariowanego mnic'a wcae mi nie odpowiadao. Kaeki
m)zg tak #ak uomne ciao budzi we mnie zarazem wsp)czucie i niec'. Aiczaem
#ednak, pozwaa#c Zorbie robi, co uzna za suszne.
1wie!e powietrze zaostrzyo nam apetyt, siedimy wic pod ogromn sosn i
otworzyimy nasz pecak. Anic' poc'yi si, natarczywie po!era#c wzrokiem #ego
zawarto.
, Foa5 Foa5 , krzykn Zorba. , 2ie obizu# si na zapas, o#cze Zac'ariaszu.
"zisia# 3ieki Poniedziaek. Ay #estemy masonami, wic z#emy miso i kurczaka,
niec' nam ()g wybaczy5 8e da wasze# witobiwoci mamy c'aw i oiwki.
Anic' gaska swo# niec'u#n brod.
, 0a , rzek skruszony. , 0a, Zac'ariasz, poszcz, z#em tyko oiwki z
159
c'ebem, popi# wod... 8e 0)ze$ #ako diabe z#e kawaek misa, przekty. %, moi
bracia5 %n bardzo ubi miso. ; wypi#e wino z wasze# manierki.
Prze!egna si i zacz !arocznie yka c'eb, oiwki i c'aw. %tar wreszcie
usta wierzc'em doni, popi posiek wod i uczyni znak krzy!a, #akby #u! zako&czy
#edzenie.
, 6eraz koe# na trzykro przektego 0)ze$a , rzek i rzuci si na kurczaka.
, 0edz, przekty , mrucza z zaciekoci, c'wyta#c wiekie ksy. , Bry#5
, (rawo, mnic'u5 , rzek Zorba z zac'wytem. , Aasz, widz, podw)#n
ciciw w swoim uku. , Po czym zwr)ci si do mnie< , 0ak on ci si widzi, sze$ie.
, Przypomina mi ciebie , odparem ze miec'em.
Zorba poda mnic'owi manierk z winem.
, 2api# si, 0)ze$ie.
, Pi#, przekty5 , zawoa mnic' i c'wyciwszy manierk, przywar do nie#
wargami.
+o&ce przygrzewao mocno, wic przesunimy si w cie&. %d naszego
towarzysza bi od)r kwanego potu i kadzida. Pod wpywem upau wzm)g si, wic
Zorba zaw)k mnic'a r)wnie! w cie&, !eby nie zatruwa powietrza.
, "aczego zostae mnic'em. , zagadn go, poniewa! z#adszy do syta,
nabra oc'oty do pogawdki.
Anic' zac'ic'ota<
, Zao! si, !e myisz, i! z pobo!noci. 8 to tymczasem, bracie, z biedy... 2ie
miaem co wo!y do gby, wic pomyaem< =6rzeba i do kasztoru, !eby nie
zdec'n z godu>.
, ; #este zadowoony.
, 6ak, ku wiksze# c'wae (oga5 -'o czsto tskni. 8e nie prze#mu# si tym,
nie tskni za doczesnoci. Kic'am na ni5 3ybaczcie, ae co dnia na ni kic'am. 6/
skni do nieba. Kiedy !artu#, $ikam kozy, mnisi mie# si, powiada#, !e #estem
optany, i szydz ze mnie. 8 #a powtarzam sobie< =6o niemo!iwe. ()g te! na pewno
ubi miec'. GP)#d7, m)# bazenku , wezwie mnie pewnego dnia. , P)#d7 i rozwese
mnieH>. ; tak, #ako bazen, dostan si do ra#u.
, Ay, m)# stary, !e masz gow na karku , stwierdzi Zorba, wsta#c z
ziemi. , -'od7my, !eby nas noc nie zaskoczya w drodze.
; zn)w mnic' otwiera poc')d. 3spina#c si w g)r, miaem uczucie, !e
ogarniam umysem wiksze obszary, !e od rozpatrywania ndznyc' trosk przec'odz
160
do roztrzsania powa!nyc' probem)w, a od pytkic' pewnik)w do odkrywczyc'
prawd.
2age mnic' zatrzyma si<
, 2asza Pani Karzca5 , powiedzia i wskaza ma kapiczk, zwie&czon
wdziczn kopu.
Przykkn i prze!egna si.
Zsiadem z mua i wszedem do c'odnego wntrza. 3 rogu wisiaa stara,
poczerniaa od dymu kadzide ikona, obwieszona wotami. (yy to wykonane
prymitywnie z cieniutkie#, srebrne# baszki czci ciaa< nogi, rce, serca... Przed
obrazem migota wieczny pomyk, wydobywa#cy si ze srebrne# ampki oiwne#.
Podszedem w miczeniu do ikony. +roga, wo#ownicza Aatka (oska, patrzca
prosto surowymi, nieugitymi oczami dziewicy, trzymaa w rkac' nie 1wite
"ziecitko, ae dug, strzeist w)czni.
, (iada temu, kto podniesie rk na kasztor , powiedzia mnic' z trwo!nym
podziwem w gosie. , %na swo# w)czni przebi#e ka!dego barbarzy&c. "awno te/
mu 8gierczycy napadi na kasztor, spaii go. Posuc'a# tyko, a przekonasz si, #ak ci
niewierni zapacii za to< ?dy mi#ai t kapic, 2a#witsza Panna zstpia z ikony i
ruszya na nic' i oto na prawo i na ewo uderza swo# w)czni. 6u i tam zada#e
mier, dop)ki wszyscy nie poegi. A)# dziadek widzia #eszcze ic' koci, kt)ryc'
peno waao si po esie. %d te# pory Aatk (osk zaczto nazywa tuta# Pani
Karzc, a nie Aiociw #ak przedtem.
, "aczego nie uczynia cudu, o#cze Zac'ariaszu, zanim spon kasztor. ,
zapyta Zorba.
, 3oa 2a#wy!szego , powiedzia mnic' i prze!egna si trzykrotnie.
, +zema ten 2a#wy!szy5 , mrukn Zorba, dosiada#c mua. , 0edziemy.
Po c'wii na paskim szczycie g)ry, otoczony wysokimi skaami, wr)d zieeni
sosen ukaza si nam kasztor Aatki (oskie#. Pogodny, #akby umiec'nity, odcity od
wiata na zieonym paskowy!u, czcym 'armoni#nie wynioso szczytu z
agodnoci doiny, wyda mi si doskonaym sc'ronieniem da udzi spragnionyc'
kontempac#i.
=6uta# , myaem , ascetyczna, agodna dusza mogaby nada reigi#nemu
uniesieniu wymiar udzki. 8ni stromy, nieosigany szczyt, ani urocza, rozeniwia#ca
r)wnina, ae wanie to, co #est potrzebne, by dusza osigna wy!yny, nie tracc nic z
agodnoci. 6aki kra#obraz nie ksztatu#e ani bo'ater)w, ani wieprzy. Ksztatu#e
161
udzi>.
6u pasowaaby wspaniae zar)wno starogrecka witynia o 'armoni#nyc'
ksztatac', #ak i wesoy muzuma&ski meczet. ()g powinien tu zstpi w postaci
zwykego czowieka, boso kroczy po wiosenne# trawie i gawdzi spoko#nie z ud7mi.
, 0akie pikno, #aka samotno, #aka bogo , szeptaem.
Zsiedimy z mu)w i przez ukowate drzwi weszimy do rozm)wnicy, gdzie
podano nam tradycy#n tac z w)dk, kon$iturami i kaw. Z#awi si przeor i
oc'mistrz kasztorny, otoczyi nas mnisi, spragnieni rozmowy. "ookoa widzieimy
przebiege oczy, po!diwe wargi, brody i wsy, czuimy ko7i od)r, #aki wydzieay
okryte 'abitami ciaa.
, 2ie przynieicie !adne# gazety. , zatroska si #eden z mnic')w.
, ?azety. , zapytaem zdziwiony. , 2a c)! wam ona.
, ?azeta opowiedziaaby nam, bracie, co syc'a na wiecie5 , odparo kiku z
oburzeniem.
Uczepieni drewniane# baustrady skrzeczei #ak kruki. *ozprawiai zawzicie o
8ngii, *os#i, o 3enizeosie i o kr)u. 1wiat wyrzek si ic', ecz oni nie zapomniei o
wiecie. Aiei wci! przed oczami miasta, skepy, kobiety, czasopisma...
2age #aki tgi, kudaty zakonnik podni)s si sapic<
, Aam ci co do pokazania, a ty mi powiesz, co o tym sdzisz. Zaraz to
przynios.
+p)t na brzuc'u kr)tkie, owosione rce i szura#c panto$ami, znikn za
drzwiami.
Anisi zac'ic'otai zoiwie.
, %#ciec "ometios , ozna#mi o#ciec oc'mistrz , przyniesie znowu swo#
ginian mniszk. "iabe zagrzeba # spec#anie da niego w ziemi, kt)rego dnia
"ometios znaaz # podczas kopania ogrodu, zabra do swo#e# cei i od tego czasu
biedaka odbieg sen. 0est biski utraty zmys)w.
Zorba zerwa si wcieky.
, Przyszimy zobaczy si ze witobiwym opatem , powiedzia. , -'cemy
podpisa kontrakt...
, 1witobiwego opata nie ma , odrzek oc'mistrz. , Uda si z rana do
miasta. Ausicie uzbroi si w cierpiwo.
%#ciec "ometios wr)ci, trzyma#c wyprostowane przed sob rce, #akby w
poczonyc' doniac' ni)s 'osti.
162
, %to ona5 , rzek i rozwar ostro!nie donie.
Zbi!yem si. Z grubyc' pauc')w mnic'a umiec'na si do mnie p)naga
statuetka z 6anagry. 0edyn rk, #aka #e# zostaa, dotykaa gowy.
, 3skazu#e na gow , powiedzia "ometios. , 6o znaczy, !e kry#e si tam
#aki szac'etny kamie&, mo!e bryant abo pera. -o myisz o tym.
, Ay , uprzedzi mnie zgry7iwie #aki mnic' , !e boi # gowa.
8e gruby "ometios, z obwisymi #ak u koza wargami, patrzy na mnie
wzrokiem penym oczekiwania.
, -'yba trzeba # rozbi , powiedzia. , 2ie mog wcae spa... 2o, bo gdyby
w rodku by bryant...
Patrzyem na wdziczn $igurk dziewczyny z mautkimi, #drnymi piersiami,
zabkan wr)d woni kadzide midzy ukrzy!owanyc' bog)w, kt)rzy wyki zmysy,
miec' i pocaunek.
%bym m)g # uratowa5
Zorba wzi giniany pos!ek, opuka pacem subtene ksztaty kobiece i
wskaza na #drne, sterczce piersi<
, +p)#rz, poczciwy bracie5 6o diabe5 6o on we wasne# osobie. 2a pewno.
Znam go dobrze. +p)#rz na #ego piersi, o#cze "ometiosie, krge, #drne, mode. 6ak
wanie wygda pier diaba. 3iem co o tym.
2a progu stan modziutki zakonnik. +o&ce rzucao bask na #ego zote wosy i
pen, pokryt modzie&czym puszkiem twarz.
Anic' o ostrym #zyku mrugn okiem na o#ca oc'mistrza, oba# umiec'ni
si zoiwie.
, %#cze "ometiosie , rzeki. , Przyszed ?abrie, tw)# nowic#usz.
Anic' gwatownie porwa ginian $igurk i potoczy5 si #ak beczka w stron
drzwi. Przysto#ny braciszek szed za nim ekkim krokiem, miczc. %ba# znikni w na
p) rozwaonym korytarzu.
"aem znak Zorbie i wyszimy na dziedziniec. Panowao tu przy#emne ciepo,
porodku kwito drzewo pomara&czowe, rozsiewa#c w powietrzu upa#a#c wo&. 2ie
opoda, z antycznego marmuru, wyrze7bionego w ksztat baranie# gowy, cieka ze
szmerem woda. 2ac'yiem pod ni gow, !eby si orze7wi.
, Powiedz, co to za typy. , zapyta Zorba z niesmakiem. , 2i to c'opy, ni
baby, c'yba muy. 6$u, niec' si ka! wypc'a trocinami.
Zanurzy r)wnie! gow w zimne# wodzie, a potem zamia si.
163
, 6$u, niec' si ka! wypc'a , powiedzia. , Ka!dy z nic' ma w sobie
diaba. 0eden pragnie kobiety, drugi dorsza, trzeci pienidzy, #eszcze inny gazet...
-ymbay5 -zemu nie wraca# do wiata, !eby si nim nasyci i oczyci myi.
Zapai papierosa i siad na awce pod kwitncym drzewem pomara&czowym.
, -zy wiesz, co robi , wyzna , gdy czego akn. 2apyc'am si tym po
gardo. Potem nie my o tym wcae abo mdi mnie na samo wspomnienie tego.
Kiedy, #eszcze #ako ptak, ubiem pas#ami czerenie. 2ie miaem pienidzy,
kupowaem wic tyko troc' na raz, z#adaem i dae# mi si ic' c'ciao... "niem i
noc myaem tyko o czereniac', a! mi cieka inka, istna tortura. 3reszcie
rozzociem si czy zawstydziem, #u! nie pamitam. 3 ka!dym razie zauwa!yem, !e
czerenie robi ze mn, co c'c, omiesza# mnie. 8 wic co robi. 3sta# cic'utko w
nocy, skradam si #ak kot do o#cowskic' kieszeni, przeszuku# #e i zna#du# srebrn
monet. *aniutko biegn do ogrodnika, kupu# peny kosz owoc)w. +iadam sobie w
rowie i zaczynam #e. 2apc'aem si tak, !e mao co nie pkem. *ozboa mnie
!odek i zaczem wymiotowa. 3ymiotowaem, wymiotowaem , i od tego dnia ko/
niec z czereniami. 2ie mog na nie patrze, nawet #ei s tyko na obrazku. +taem
si wonym czowiekiem. +pozieraem na nie i m)wiem< =2ic mi po was5> 6o samo
p)7nie# robiem z winem i papierosami. Pi# #eszcze i pa, ae kiedy c'c< ciac'5 , i
#ak no!em uci. 2ie popadam w na)g. Podobnie z o#czyzn. Zapragnem #e#,
nasyciem si ni, zwymiotowaem , i pozbyem si #e#.
, 8 co z kobietami. , spytaem.
, Przy#dzie i na nie koe#, niec' #e ic'o porwie, te dziewki5 Przy#dzie. Ao!e
gdy bd mia siedemdziesitk na karku...
Pomya c'wik i to wydao mu si za mao.
, 2o, powiedzmy< osiemdziesitk , poprawi. , 1mie#esz si, sze$ie. Ao!esz
si mia, ae tyko w ten spos)b wyzwaa si czowiek. +uc'a# dobrze, co ci m)wi.
2ie przez wyrzekanie si wszystkiego, ae przez u!ycie a! po gardo. 0ak mo!esz
pozby si diaba, #ei sam nie staniesz si diabem do kwadratu.
2a dziedzi&cu ukaza si zdyszany "ometios w towarzystwie modego,
zotowosego mniszka.
, 3ygda #ak anio5 , mrukn Zorba, podziwia#c niemiao i modzie&czy
wdzik brata ?abriea.
%ba# podeszi do kamiennyc' sc'odk)w, kt)re prowadziy do g)rnyc' ce.
"ometios odwr)ci si, zmierzy modzieniaszka wzrokiem i co mu powiedzia. 6en
164
potrzsn gow, #akby odmawia, ae po c'wii poc'yi # z pokor. %b# starego
wp) i oba# weszi woniutko na sc'ody.
, +kapowae, sze$ie. , zapyta Zorba. , +kapowae. +odoma i ?omora5
+kd wyc'yii si dwa# mnisi, mrugai do siebie, poszeptywai, wreszcie
wybuc'ni miec'em.
, -o za o'yda5 , burkn Zorba. , Kruk krukowi oka nie wyko, ae mnic'
mnic'owi , tak. Popatrz na nic'. 0edna baba drugie# babie...
, 0eden mnic' drugiemu... , poprawiem rozbawiony.
, C, co za r)!nica. 2ie zawraca# sobie gowy. 6o muy, powiadam ci, sze$ie.
*az mo!esz nazwa go ?abrieem, raz ?abrie, "ometiosem ub "ometi. Zmyka#my
std, sze$ie5 Podpisu#my papiery i dawa#my nog. 6uta#, na (oga, mo!na poczu
wstrt zar)wno do m!czyzn, #ak i do kobiet5 , 1ciszy gos< , Aam pewien pan... ,
ozna#mi uroczycie.
, Zn)w #akie szae&stwo, Zorbo... 2o, m)w.
3zruszy ramionami<
, 0ak by ci to powiedzie, sze$ie. 6y #este, z przeproszeniem, uczciwy c'op,
troszczcy si o wszystko. 0ei zim napotkasz na swo#e# kodrze puskw, przykry#esz
#, !eby si nie zazibia. 6ote! nie m)gby zrozumie takiego starego drania #ak
Zorba. 0a, kiedy zna#d puskw , cyk5 , rozgniatam #, kiedy zna#d owieczk ,
ciac'5 , zarzynam, nadziewam na ro!en, a potem ucztu# z kompanami. 6y
powiedziaby< =%wieczka nie #est two#a>. *ac#a5 8e zg)d7 si na #edno, sze$ie< na#/
pierw # z#em, a dopiero potem podyskutu#emy, spoko#nie zastanowimy si nad
po#ciami< =two#a> czy =mo#a>. (dziesz m)g nagada si do woi, a #a przez ten czas
wydubi miso z zb)w.
-ae podw)rko rozbrzmiao ec'em #ego serdecznego miec'u. Z#awi si
przera!ony Zac'ariasz, poo!y paec na ustac' i zbi!y si, stpa#c na pacac'<
, -iiic'o, nie mie#cie si. %, tam, wysoko, przy otwartym okienku pracu#e
biskup. 6am #est bibioteka. 8 on cay dzie& pisze. 6o wity czowiek5
, 3anie ciebie mi brako, o#cze 0)ze$ie , rzek Zorba i c'wyci mnic'a pod
rk. -'od7my do two#e# cei, porozmawiamy sobie5 , "o mnie za powiedzia< , 6y
sze$ie, bdziesz tymczasem zwiedza koci) i ogda stare ikony. 0a poczekam na
opata. %bo#tne, gdzie #est, z#awi si niebawem. 6yko do niczego si nie wtrca#, bo
wszystko zepsu#esz. Pozw) mi dziaa, mam #u! pan5 , 2ac'yi si mi do uc'a i
szepn< , "ostaniemy as p) darmo... -ic'o sza... 2ic nie m)w.
165
; ruszy szybko, prowadzc pod rk zwariowanego mnic'a.
166
1$.
Przekroczyem pr)g kocioa i zagbiem si w orze7wia#cy p)mrok,
nasycony woni kadzida.
Koci) by pusty, kandeabry z brzu rzucay saby bask, paskorze7ba,
oddziea#ca sanktuarium, za#mowaa ca wnk. 8rtysta z benedykty&sk
pracowitoci wyry w zocie winnic pen ci!kic' kici winogron. 1ciany od podogi
do su$itu byy pokryte na p) wytartymi $reskami. Przera!a#ce postacie wyc'udyc'
#ak szkieety ascet)w, o#cowie kocioa, droga krzy!owa, srogie, barczyste anioy z
wosami zwizanymi szerokimi, wybakymi wstgami...
3ysoko pod skepieniem widniaa Aatka (oska, unoszca si z rozwartymi
baganie ramionami. "r!ce wiateko zawieszone# przed ni ampki ze starego
srebra eciutko i pieszczotiwie dotykao #e# pocige#, umczone# twarzy. 2igdy nie
zapomn #e# boesnyc' oczu, zacinityc' krgyc' ust, wydatnego, znamionu#cego
wo podbr)dka. =%to , myaem , matka bezgranicznie szcziwa, spoko#na
nawet w na#strasziwszym b)u , bo czu#e, !e #e# miertene ono wydao istot
niemierten...>
?dy opuszczaem koci), so&ce #u! zac'odzio. Peen radoci siadem pod
drzewem pomara&czowym. Kopua kocioa r)!owiaa, #akby o wicie. Anisi
zamknici w ceac' odpoczywai. 3 nocy miei czuwa, musiei wic nabra si.
-'rystus wstpi dzi na ?ogot, a oni winni mu towarzyszy.
"wie czarne maciory o r)!owiutkic' wymionac' drzemay wycignite pod
drzewem wito#a&skim, na tarasie gruc'ay mionie gobie.
0ak dugo #eszcze bd !y i odczuwa urok wiata< powietrze, cisz, zapac'
kwitnce# pomara&czy. ;kona witego (ac'usa, kt)r u#rzaem w kociee, napenia
mo#e serce szczciem. 6o, co porusza mnie na#gbie#< #edno d!e&, cigo
wysik)w , wszystko to znaazo zn)w potwierdzenie. 2iec' bdzie bogosawiony ten
may, uroczy, c'rzeci#a&ski e$eb z okami spada#cymi na czoo niby kicie czarnyc'
winogron. "ionizos, pikny b)g wina i mioci, i wity (ac'us poczyi si i przy/
brai to samo obicze. Pod winnym wie&cem i pod 'abitem mnisim ttnio !yciem to
samo ciao, spaone so&cem , ?rec#a.
2a dziedzi&cu ukaza si Zorba.
, Przyszed opat , rzuci mi spiesznie. , Pogadaimy troc'. *obi trudnoci,
167
m)wi, !e nie odda asu za marne grosze. 0u! wytargowa wice#, ni! postanowiimy,
stary rabu5 8e #a zrobi z tym porzdek.
, -o za trudnoci. Przecie! #u! uzgodniimy...
, 2ie wtrca# si, sze$ie, bagam , prosi Zorba. , 3szystko zepsu#esz. 8ni
sowem nie wspomina# teraz o stare# cenie. %na #est nieaktuana. 2ie marszcz brwi5
2ieaktuana, m)wi. "ostaniemy as na p) darmo.
, -o ty znowu knu#esz, Zorbo.
, Zostaw, to mo#a sprawa, naoiwi co i koo si potoczy , zrozumiae.
, 8 to daczego. 2ie rozumiem...
, "atego, !e w Kasteionie wydaem wice#, ni! nae!ao. "atego, !e 4oa
kosztowaa mnie, to znaczy ciebie, adn $ors. Ayisz, !e zapomniaem. Ayisz, !e
nie mam ambic#i. 2ie c'c pamy na moim 'onorze5 0a wydaem, #a pac. Zrobiem
rac'unek< 4oa kosztowaa mnie siedem tysicy, odbi# to sobie na kupnie asu. Za
4o zapaci opat, kasztor, Aatka (oska. 6o #est m)# pan , #ak ci si podoba.
, 3cae mi si nie podoba. "aczego Aatka (oska ma odpowiada za two#e
ekscesy.
, %dpowiada, i to bardzo5 Urodzia syna< (oga, ()g stworzy mnie< Zorb , i
da mi to, co wiesz, a #a rozumiem, a to z koei sprawia, !e trac gow na widok ko/
biety i otwieram port$e. 6eraz rozumiesz. 2a#witsza Panienka zawinia, niec' paci.
, 2ie podoba mi si to wszystko, Zorbo.
, 6o dasza sprawa, sze$ie. 2a#pierw odzyska#my nasze siedem tysicy, potem
pogadamy. =Pokoc'a# mnie miy , potem bd znowu two# cioci>. Znasz t pio/
senk.
Z#awi si tusty o#ciec oc'mistrz.
, Zec'cie#cie we# , powiedzia sodkim, witoszkowatym tonem. ,
3ieczerza gotowa.
Poszimy do re$ektarza , du!e# sai zastawione# awami i dugimi, wskimi
stoami. -zu tu byo z#eczay oe# i ocet. 3 gbi stary $resk przedstawia %statni
3ieczerz. 0edenastu wiernyc' uczni)w skupionyc' niby stado owieczek wok)
-'rystusa, a po drugie# stronie cakiem samotny, rudobrody 0udasz o wypukym czoe
i orim nosie. -'rystus spogda wycznie na niego.
%#ciec oc'mistrz usiad, wskazu#c mi mie#sce po swo#e# prawe# stronie, a
Zorbie po ewe#.
, 3ybaczcie mi, ae #est post , ozna#mi. , Aimo !e #estecie gomi, nie
168
dostaniecie ani oiwy, ani wina. Pobogosaw, Panie, te 'o#ne dary...
Prze!egnaimy si i miczc signimy po oiwki, szczypior i wie!y b)b.
Buimy to wono niby kr)iki.
, 6akie #est nasze !ycie , westc'n o#ciec oc'mistrz , umartwienia, post.
8e #u!, bracia, nadc'odzi dzie& zmartwyc'wstania i na ziemi zstpi (aranek,
zwiastu#c kr)estwo niebieskie.
-'rzknem. Zorba trci mnie pod stoem, #akby c'cia powiedzie< bd7
cic'o.
, 3idziaem o#ca Zac'ariasza... , rzek, !eby zmieni temat.
%c'mistrz ockn si<
, Ao!e ci ten obkaniec co m)wi. , spyta zaniepoko#ony. , Aa w sobie
siedmiu demon)w, nie suc'a# go. 0ego dusza #est nieczysta i datego wszdzie widzi
tyko brudy.
"zwon uderzy ponuro, ozna#mia#c godzin wieczornyc' mod)w. %c'mistrz
prze!egna si i wsta.
, Ausz i , rzek. , *ozpocza si Pas#a. -'od7my d7wiga krzy! razem z
-'rystusem. "zi #estecie zmczeni podr)! , zwr)ci si do nas. , Ao!ecie uda
si na spoczynek, ae #utro na 0utrzni...
, @otry5 , zasycza Zorba, zaedwie mnic' si oddai. , 1winie5 Kamcy5
Auy5
, -o si stao, Zorbo. -zy Zac'ariasz co powiedzia.
, 2ic si nie prze#mu#, sze$ie. "o diaba z tym5 0ei nie podpisz, poka! im,
gdzie raki zimu#.
Poszimy do cei, kt)r da nas przygotowano. 3 rogu wisiaa stara ikona, na
kt)re# Aatka (oska tuia do swo#e# twarzy g)wk +ynaD #e# wiekie oczy pene byy
ez.
Zorba pokiwa gow.
, 3iesz, sze$ie, daczego ona pacze.
, 2ie.
, "atego, !e widzi. ?dybym by maarzem wityc' obraz)w, przedstawibym
Aatk (osk bez oczu, uszu i nosa, bo mi #e# !a.
3ycignimy si na twardym posaniu. "eski zac'oway #eszcze zapac'
drzewa cyprysowego. Przez otwarte okno wdziera si ekki podmuc' wiatru
pac'ncego wiosn. Z dziedzi&ca od czasu do czasu doc'odziy ponure niby odgos
169
nawanicy pienia. Za oknem zapiewa sowik, po c'wii nieco dae# zawt)rowa mu
drugi, potem trzeci. 2oc tc'na mioci.
2ie mogem zasn. 1piew sowika wsp)brzmia z ?orzkimi Baami, a #a te!
pr)bowaem wstpi na ?ogot, kroczc pomidzy kwitncymi drzewami
pomara&czy adem ci!kic' kropi krwi. Poprzez bkit wiosenne# nocy widziaem
bade, c'wie#ce si ciao -'rystusa, zroszone zimnym, kropistym potem. 3idziaem
#ego wte, dr!ce donie, zo!one w baganym, niema !ebraczym gecie. (iedacy z
?aiei biegi za 2im krzyczc< =Fosanna5 Fosanna5> 2iei w rkac' pamowe gazki
i rozcieai na ziemi paszcze, aby stpa po nic'. 8 %n spogda na tyc', kt)ryc'
ukoc'a. Baden z nic' nie widzia przenika#ce# ?o rozpaczy. 6yko %n #eden wiedzia,
!e idzie na mier. +amotny pod gwia7dzistym stropem, peen cic'ego b)u, szuka
pociec'y da swego czowieczego serca< =2iby ziarno rzucone w geb i ty, mo#e serce,
musisz umrze i zstpi pod ziemi. 2ie ka# si, bo nie ma inne# drogi, by
przynioso do#rzay pon da nakarmienia nieszczsnyc', kt)rzy gin z godu>.
4ecz serce czowiecze dr!ao w 2im i ciskao si boenie. 2ie c'ciao
umiera...
3kr)tce as, otacza#cy kasztor, a! po kra&ce wypeni piew sowik)w. Pie&
przepo#ona namitnoci brzmiaa wr)d wigotnego istowia, a wraz z ni pakao i
dr!ao biedne serce czowiecze.
Powoi, niedostrzeganie wr)d ton)w ?orzkic' Ba)w i sowiczego piewu
zapadem w sen, podobnie #ak dusza przestpu#e pr)g ra#u.
2ie spaem nawet godziny i ocknem si z przera!eniem.
, Zorba5 , zawoaem. , +yszae. 3ystrza5
Zorba #u! pai papierosa, siedzc na swoim posaniu.
, 2ie prze#mu# si, sze$ie , rzek z 'amowan wciekoci. , 2iec' te winie
same zaatwia# swo#e porac'unki.
3 korytarzac' rozegy si krzyki, czapanie panto$i, otwieranie i zamykanie
drzwi. Z daa dobiegay #ki rannego.
3yskoczyem z )!ka i otwarem drzwi. Przede mn stan, zagradza#c mi
drog, #aki wyc'udy starzec w biae# spiczaste# sza$mycy i koszui siga#ce# do
koan.
, Kto ty.
, (iskup , odpar dr!cym gosem.
%ma nie wybuc'nem miec'em. (iskup. 8 gdzie #ego insygnia< zoty ornat,
170
mitra, pastora. Pierwszy raz ogdaem biskupa w nocne# koszui...
, -o to by za wystrza, wasza wieebno.
, 2ie wiem... 2ie wiem... , bka, popyc'a#c mnie agodnie z powrotem do
cei.
Zorba na swoim posaniu wybuc'n miec'em.
, Aasz bo#a, o#czuku5 , rzek. , 3a7 do rodka, staruszku, i nie ka# si,
my nie mnisi5
, Zorbo , powiedziaem p)gosem. , %ka! wice# szacunku. 6o biskup.
, 3 nocne# koszui nikt nie #est biskupem. 3a7 do rodka, m)wi.
3sta, c'wyci biskupa za rami, wcign go do wntrza i zamkn drzwi.
Potem wy# z pecaka butek rumu i napeni nim szkaneczk.
, @ykni#, stary, to ci podniesie na duc'u. 2iewysoki starszy pan wyc'yi
szkaneczk i poczu si epie#. +iadszy na moim )!ku, opar si o cian.
, -o to by za wystrza, wasza wieebno. , spytaem znowu.
, 2ie wiem, m)# synu... Pracowaem a! do p)nocy i wanie kadem si spa,
kiedy nage usyszaem obok, w cei o#ca "ometiosa...
, 8c'aaa5 , zagrzmia Zorba. , 3ic Zac'ariasz mia rac#5
(iskup spuci gow.
, -'yba #aki zodzie#... , mrukn.
Faasy w korytarzu umiky, kasztor ponownie pogr!y si w ciszy. (iskup
spo#rza na mnie baganie swymi agodnymi oczyma, w kt)ryc' #eszcze czai si k.
, -zy #este picy, m)# synu. , zapyta.
-zuem, !e nie ma oc'oty ode# do swe# samotne# cei.
, 2ie , odparem. , 2ie c'ce mi si spa. Prosz tu zosta c'wi.
*ozpocza si rozmowa, Zorba oparty o poduszk mi papierosa.
, 3ygdasz na wyksztaconego, modzie&cze , zwr)ci si do mnie biskup. ,
2ie ma tu nikogo, z kim m)gbym pom)wi. Aam trzy teorie, kt)re czyni mo#e !ycie
atwie#szym. -'ciabym ci #e przekaza, mo#e dziecko. , ; nie czeka#c na odpowied7,
zacz< , %to pierwsza< Ksztat kwiat)w wpywa na ic' barw, barwa za na ic'
waciwoci. 6ak wic ka!dy kwiat ma odmienne dziaanie na ciao czowieka, a wic i
na #ego dusz. "atego powinnimy bardzo ostro!nie stpa po ukwiecone# ce.
Zamik, #akby oczekiwa mo#e# odpowiedzi. 0a za wyobraziem sobie
niewysokiego staruszka spaceru#cego po ukwiecone# ce i spogda#cego z ukrytym
podnieceniem na kwiaty, ic' ksztat i barw. (iedny starzec dygota prze#ty
171
mistycznym kiem, na wiosn bowiem poa zaudnia# si wieobarwnym tumem
dobryc' i zyc' duc')w.
, 8 oto i druga teoria< Ka!da idea, wywiera#ca istotny wpyw, przybiera
rean posta. ;stnie#e nie #ako uotna z#awa, przybiera prawdziwe ciao, ma oczy,
usta, nogi, brzuc'... 0est m!czyzn abo kobiet, ugania za m!czyznami abo
kobietami... "atego Pismo wite m)wi< =+owo ciaem si stao...>
Zn)w spo#rza na mnie z niepoko#em.
, 6rzecia teoria , rzuci spiesznie, nie mogc znie mego miczenia , #est
nastpu#ca< 3ieczno istnie#e i w doczesnym naszym !yciu, ae bardzo trudno #est
nam # dostrzec wr)d trosk dnia powszedniego. 6yko nieiczni i zaiste wybrani
potra$i dostpi wiecznoci i na tym padoe. Be za wszyscy inni zagubiiby si w swe#
niewiedzy, ()g uitowa si nad nimi i zesa im reigi , dziki temu tum te! mo!e
zazna wiecznoci.
+ko&czy i wida byo, !e te wynurzenia sprawiy mu ug. Podni)s
pozbawione rzs powieki i popatrzy umiec'a#c si swymi maymi oczkami, #akby
m)wi< ="a# ci wszystko, co posiadam>. 3zruszy mnie ten staruszek, kt)ry ze
szczerego serca o$iarowa mi owoc rozmya& caego swego !ycia, nie zna#c mnie
prawie. Aia zy w oczac'.
, -o sdzisz o moic' teoriac'. , zapyta, u#mu#c mo# rk w obie swe
donie i spogda#c mi prosto w twarz. 3ydawa by si mogo, !e mo#a odpowied7
zadecydu#e o tym, czy zmarnowa !ycie, czy nie.
Zrozumiaem, !e w imi 'umanitaryzmu powinienem rozmin si z prawd.
, 6wo#e teorie mog zbawi wiee dusz , odrzekem.
6warz biskupa roz#ania si, bo byo to uznanie da wysiku caego #ego !ycia.
, "ziku# ci, synu , wyszepta i ucisn serdecznie mo# do&.
, 0a mam #eszcze czwart teori , wybuc'n nage Zorba ze swego kta.
Popatrzyem na niego z niepoko#em.
, A)w, m)# synu , zwr)ci si biskup do niego , i oby sowa two#e byy
bogosawione. 0aka to teoria.
, Be dwa i dwa r)wna si cztery , ozna#mi Zorba powa!nie.
(iskup patrzy na niego osupiay.
, 0est #eszcze pita, staruszku , cign Zorba. , !e dwa i dwa nie r)wna si
cztery. 3ybiera# teraz, kt)ra ci bardzie# odpowiada.
, 2ie rozumiem... , bekota starzec, patrzc pyta#co w mo# stron.
172
, 8ni #a , rzek Zorba, wybuc'a#c miec'em.
Zwr)ciem si do zmieszanego i zbitego z tropu starca i zmieniem temat<
, 0akim studiom odda#esz si, wasza wieebno, tu, w kasztorze.
, Przepisu# stare kasztorne rkopisy, m)# synu, obecnie pracu# nad
zebraniem wszystkic' przydomk)w, #akimi Koci) nasz ozdobi imi 2a#witsze#
Aarii Panny. , 3estc'n. , 0estem stary , wyzna. , 2ie potra$i robi nic innego.
Ug przynosi mi kataogowanie tyc' wszystkic' ke#not)w nicyc' wok) 0e#
imienia. Zapominam wtedy o !dzac' tego wiata.
3sparty na poduszce przymkn oczy i szepta #akby w gorczce<
, *)!a 2iewidnca, 3ie!a z Koci +oniowe#, Przyczyna 2asze# *adoci,
2aczynie "uc'owne, (rama 2iebieska, 8rka Przymierza, ?wiazda Aorza, ?wiazda
Zaranna, "om Zoty, Ucieczka grzesznyc', Pocieszycieka strapionyc', 3spomo!enie
wiernyc', *)!a "uc'owna, ?wiazda Przewodnia, 2aczynie %sobiwego 2abo!e&stwa,
3ie!a "awidowa, Uzdrowienie c'oryc'...
, Aa#aczy biedak... , powiedzia po cic'u Zorba, , Przykry# go, !eby si nie
zazibi...
3sta, narzuci na biskupa koc i poprawi mu poduszk.
, +yszaem kiedy o siedemdziesiciu siedmiu rodza#ac' szae&stw, to #est
siedemdziesite )sme...
3stawa wit, odezwaa si sygnaturka. 3yc'yiem si przez okienko i
zobaczyem wyc'udego mnic'a w dugim, czarnym weonie na gowie, kt)ry wono
okr!a dziedziniec, uderza#c moteczkiem w podu!ne drewienko, wyda#ce
niezwyke meody#ny, d7wik. Peen sodyczy i 'armonii, nawou#cy gos sygnaturki
pyn z powiewem poranka. +owik zamik, a wr)d drzew zaczy wierka
zbudzone ptaki.
3suc'iwaem si w urocze, pene wdziku woanie sygnaturki i myaem o
tym, !e to, co wzniose, nawet c'yc si do upadku mo!e zac'owa budzc szacunek
i pen szac'etnoci $orm zewntrzn. "usza uatu#e, ecz pozostawia swo#e
siedisko, kt)re dugo ksztatowaa #ak peropaw sw ozdobn musz.
Ay, !e takimi pustymi muszami s widnie#ce w gwarnyc' miastac', gdzie
nikt nie pamita o (ogu, wspaniae katedry, podobne pre'istorycznym zwierztom, z
kt)ryc' pozosta tyko szkieet, z!arty przez so&ce i deszcze.
Kto zapuka do drzwi nasze# cei. Usyszeimy gardowy gos o#ca oc'mistrza<
, 3stawa#cie5 -zas na 0utrzni, bracia5
173
Zorba wybuc'n.
, -o to byy za strzay w nocy5 , wrzasn, nie panu#c nad sob.
-zeka przez c'wi. -isza. Anic' musia #ednak #eszcze sta pod drzwiami, bo
syszeimy #ego astmatyczne sapanie. Zorba tupn.
, Kto strzea. Fe#, mnic'u5 , krzykn znowu.
Usyszeimy popiesznie oddaa#ce si kroki. Zorba #ednym susem znaaz si
przy drzwiac' i otworzy #e.
, (anda idiot)w5 , warkn i spun za umyka#cym mnic'em. , Popi,
mnisi, mniszki, kocieni i zakrystianie, gwi!d! na was wszystkic'5 , i spun
znowu.
, 0ed7my std , rzekem. , 6u pac'nie krwi.
, Beby tyko krwi5 , rykn Zorba. , ;d7 na 0utrzni, sze$ie, #ei masz
oc'ot. 0a tu powsz, spr)bu# dowiedzie si czego...
, 0ed7my std , powt)rzyem, peen obrzydzenia. , 8 ty bd7 askaw nie
pc'a paca midzy drzwi.
, 3anie !e wepc'n, sze$ie.
-'wi mya i umiec'n si zoiwie.
, "o kata, nie7e nam si diabe przysu!y , powiedzia. , +dz, !e
dobi#emy targu. 3iesz, sze$ie, ie kasztor mo!e zapaci za ten strza. +iedem tysicy5
3yszimy na dziedziniec. 3o& kwitncyc' drzew, sodycz poranka, ra#ska
bogo... Zac'ariasz czatowa na nas, wybieg i c'wyci Zorb za ramiona.
, (racie -anaIaro , szepn dr!cym gosem. , -'od7. Ausimy i.
, -o to by za strza. Zabito kogo. 2o m)w, mnic'u, bo ci kark skrc5
Zakonnik zadr!a nerwowo. *oze#rza si kiwie dookoa. "ziedziniec by
pusty, cee zamknite, z otwartego kocioa pyna $aami meodia.
, -'od7cie za mn oba#... , wymamrota. , +odoma i ?omora5
+krada#c si pod murem, przeszimy dziedziniec i wydostaimy si z ogrodu.
2ie dae# ni! sto metr)w za kasztorem zna#dowa si cmentarz. 3eszimy.
Ainimy groby. Zac'ariasz pc'n drzwiczki od kapicy i wszed pierwszy, my za
nim. Porodku na somiane# macie spoczywao spowite 'abitem ciao.
U wezgowia i u st)p zmarego pony wieczki.
Poc'yiem si.
, 6o ten modziutki zakonnik , szepnem z przera!eniem. , 0asnowosy
nowic#usz o#ca "ometiosa.
174
2a drzwiczkac' prezbiterium ni wizerunek Aic'aa 8rc'anioa w
czerwonyc' sandaac', z rozwinitymi skrzydami i nagim mieczem w doni.
, Aic'ae 8rc'aniee5 , krzykn Zac'ariasz. , *zu pomienn !agiew i spa
ic'5 Zstp z obrazu, Aic'ae 8rc'aniee5 Pora7 ic' swym mieczem5 -zy!by nie sysza
strzau....
, Kto go zabi. Kto. "ometios. ?ada#, brodaty ko7e5
Anic' wyrwa si z rk Zorby i pad na twarz przed arc'anioem. 6rwa tak
nieruc'omo przez c'wi, #akby nasuc'iwa podni)sszy gow, wybauszywszy oczy i
rozwarszy usta.
2age zerwa si rozpromieniony.
, +pa ic'5 , owiadczy tonem decyz#i. , 8rc'anio poruszy si. 3idziaem
to. "a mi znak.
Podszed do obrazu i przygn grubymi wargami do miecza arc'anioa.
, (ogu niec' bdzie c'waa , rzek. , U!yo mi.
Zorba znowu c'wyci mnic'a za rami.
, -'od7 tu, 0)ze$ie, c'od7 i zr)b, co ci ka!.
"o mnie za powiedzia<
, "a# pienidze, sze$ie, #a sam podpisz dokumenty. 0este tu #ak owieczka
wr)d wik)w. Po!r ci. Pozw) mi dziaa samemu. 2ie martw si, mam ic'
wszystkic' w garci. 3 poudnie wyruszymy z asem w kieszeni. 2o, c'od7my,
Zac'ariaszu.
*uszyi szybko w stron kasztoru. Poszedem prze# si w cieniu.
+o&ce byo #u! wysoko, ae na iciac' peria si rosa. %bok mnie prze$run
drozd, siad na gazi dzikie# gruszy, zatrzepota dugim ogonem, otworzy dzi)b i
spo#rzawszy na mnie, kikakrotnie zagwizda, #akby c'cia mnie wymia.
Poprzez sosny do#rzaem na dziedzi&cu wyc'odzcyc' szeregiem
przygarbionyc' mnic')w w czarnyc' weonac' spada#cyc' na ramiona.
2abo!e&stwo sko&czyo si, wracai do re$ektarza.
=0aka szkoda , pomyaem , !e duc' #u! nie o!ywia te# surowe# ascezy>.
(yem zmczony, 7e spaem, poo!yem si wic na trawie. Powietrze
przepo#one byo woni enyc' $iok)w, rumianku, !arnowca i szawii. %wady
brzczc zaspoka#ay sw)# g)d, kry#c si w kwiatac', z kt)ryc' wysysay nektar. 3
dai niy g)ry, prze#rzyste, #asne niby mga dr!ca w pacyc' sonecznyc'
promieniac'.
175
Uko#ony, przymknem oczy. Aiaem dziwne mistyczne uczucie, #akby cud
otacza#ce# mnie zieeni by ra#em, a wie!o powietrza i spok)# , (ogiem. ()g co
c'wia przybiera inne obicze i c'waa temu, kto potra$i rozpozna go pod ka!d z
tyc' postaci. (ywa szkank zimne# wody, synem, kt)ry $igu#e na o#cowskic'
koanac', czaru#c kobiet ub po prostu kr)tk porann przec'adzk.
+topniowo wszystko wok) mnie, nie zmienia#c ksztatu, stawao si snem.
(yem szcziwy. Ziemia i ra# zespoiy si w #edn cao. Bycie wydawao mi si
ponym kwiatem, kry#cym w swym sercu gst krop miodu, a dusza mo#a bya niby
ena pszczoa, skrztna, szuka#ca sodyczy.
2age ze stanu bogiego uko#enia wyrway mnie brutanie czy#e kroki i szepty.
3 te# same# c'wii usyszaem radosne woanie<
, +ze$ie, w drog5
Przede mn sta Zorba, w #ego oczac' igray diabeskie ogniki.
, 0edziemy. , pytaem z ug. , 8 wic wszystko zaatwione...
, 3szystko , rzek Zorba, kepic si po g)rne# kieszeni marynarki. , 6u
mam nasz as i spodziewam si, !e przyniesie nam szczcie. 8 oto siedem tysicy,
kt)re kosztowaa nas 4oa.
3y# spod koszui pik banknot)w.
, (ierz , powiedzia. , 2ie bd #u! si musia wstydzi, bo spacam dug, w
tym r)wnie! po&czoc'y, torebk, per$umy i parasok da pani (ubuiny, $istaszki da
papugi, nawet i c'aw, kt)r ci przywiozem.
, "aru# ci te pienidze, Zorbo , powiedziaem. , Zapa przed obrazem
Aatki (oskie#, kt)r obrazie, wiec wysok #ak ty sam.
Zorba odwr)ci si. %#ciec Zac'ariasz w swoim spowiaym, zatuszczonym
'abicie i wykoawionyc' butac' zbi!a si wanie do nas, cignc za uzd dwa muy.
, Podziemy si, o#cze 0)ze$ie , rzeki Zorba, pokazu#c mu pik banknot)w. ,
6y kupisz sto kio dorsza, na#esz si, biedaku, a! po gardo, zwymiotu#esz i wyzwoisz
si. 2o, nadstaw grab.
Anic', c'wyciwszy zac'annie zatuszczone banknoty, ukry #e pod 'abitem.
, Kupi na$ty... , powiedzia.
, 2a#epie# w nocy, kiedy wie#e siny wiatr i wszyscy pi... , szepn mu
Zorba do uc'a ciszonym gosem. , +pryska# ciany ze wszystkic' stron, trzeba tak!e
zmoczy w na$cie szmaty, pakuy, cokowiek wpadnie ci do rki. ; wtedy podo!ysz
ogie&... *ozumiesz.
176
Zakonnik dr!a.
, 2ie trz si tak, mnic'u, przecie! arc'anio da ci znak. U$a# na$cie i bo!e#
asce... Powodzenia5
3siedimy na muy. *zuciem ostatnie spo#rzenie na kasztor.
, "owiedziae si czego, Zorbo. , zapytaem.
, % strzae. 2ie zawraca# sobie gowy, sze$ie, m)wi ci Zac'ariasz ma rac#<
+odoma i ?omora. "ometios zabi tego miego mniszka.
, "ometios. "aczego.
, 2ie grzeb si w tym, sze$ie5 6o o'ydne, smrodiwe bagno...
%be#rza si na kasztor. Anisi wyc'odzii wanie z re$ektarza i z poc'yonymi
gowami, z rkami skrzy!owanymi na piersiac' szi zamkn si w swoic' ceac'.
, 2iec' was szag tra$i, wici o#cowie5 , krzykn.
177
1%.
Pierwsz osob, kt)r, wr)ciwszy noc, spotkaimy na naszym wybrze!u, bya
(ubuina skuona przed barakiem. ?dy zapaiimy kaganek i u#rzaem #e# twarz,
przeraziem si.
, -o ci si stao, madame Fortens#o. -zy #este c'ora.
%d c'wii, kiedy obudziy si w nie# nadzie#e na ma!e&stwo, stara syrena
stracia cay sw)# niepewny, wtpiwy urok. Usiowaa zmaza ca swo# przeszo,
zrzuci #askrawe pi)rka, w kt)re stroia si, oskubawszy pasz)w, be#)w, admira)w...
2ie marzya o niczym innym ni! o zostaniu dosto#n, osiad kur domow, cnotiw
kobiet. Przestaa si maowa i stroi, bya #u! tyko biedactwem, kt)re c'ce wy# za
m!.
Zorba nic nie m)wi, szarpa tyko nerwowo swo#e niedawno u$arbowane wsy.
Poc'yi si nad prymusem, zapai go i nastawi wod na kaw.
, %krutnik5 , zabrzmia znienacka oc'rypy gos stare# piewaczki
kabaretowe#.
Zorba podni)s gow i spo#rza na ni. 0ego wzrok zagodnia. 2igdy nie
potra$i spoko#nie i niewzruszenie suc'a kobiecyc' ament)w, #edna za sprawiaa,
!e traci wasn wo.
Aiczc nasypa kawy i cukru do dzbanka i zamiesza.
, "aczego tak dugo ka!esz mi tskni do c'wii naszego ubu. , zagruc'aa
stara syrena. , 3stydz si #u! pokaza we wsi. 0estem z'a&biona. Z'a&biona5 Zabi#
si5
Zmczony wycignem si na )!ku i wsparty na poduszce obserwowaem z
rozbawieniem t tragikomiczn scen.
, "aczego nie przywioze mi ubnego wianka.
Zorba poczu na swoim koanie ekki dotyk dr!ce# rki (ubuiny. 6o koano
stao si ostatnim skrawkiem pewnego gruntu da biedaczki, kt)ra #u! tysickrotnie
bywaa rozbitkiem.
Zorba rozumia to doskonae i #ego serce zmiko, ae i teraz nie powiedzia ni
sowa. 2aa kaw do trzec' $ii!anek.
, "aczego nie przywioze ubnego wianka, koc'anie. , zapytaa zn)w
dr!cym gosem.
178
, 3 Kasteionie nie ma# do adnyc' , odrzek suc'o Zorba.
Poda nam $ii!anki i przykucn w kcie.
, 2apisaem do 8ten , cign , !eby przysai co epszego, zam)wiem te!
biae wiece i ciasteczka z migdaami...
3 miar, #ak m)wi, zapaaa si #ego wyobra7nia, oczy zabysy mu #ak poecie
w natc'nieniu, dociera na takie wy!yny, gdzie $ikc#a i prawda s #ak siostry. +iedzia
w kuc'ni i gono siorba kaw. %dpoczywa. Zapai #u! drugiego papierosa , mia za
sob dobry dzie&< as znaaz si w #ego kieszeni, spaci r)wnie! dug. (y
zadowoony. Poniosa go wyobra7nia<
, 2asz ub, mo#a maa (ubuino, musi sta si gony. Zobaczysz, #aki ubny
str)# zam)wiem da ciebie. "atego tak dugo siedziaem w Kasteionie, na#dro!sza.
+prowadziem dwie znakomite krawcowe z 8ten i powiedziaem im< =Badna kobieta
na 3sc'odzie i na Zac'odzie nie dor)wnu#e te#, kt)r mam poubi. -ztere# mocarze
byi #e# posuszni, ae dzi #est wdow. Aocarze umari, zgodzia si wic wzi mnie
za m!a, datego pragn, aby #e# toaeta te! nie miaa r)wne# sobie, by bya caa z
#edwabiu, pere i zotyc' gwiazd>. =8e to bdzie zbyt wspaniae5 , zaprotestoway
dwie krawcowe. , ?ocie oepn z zac'wytu>. =2ie szkodzi , odpowiedziaem. ,
(ye tyko mo#a ukoc'ana bya zadowoona>.
Pani Fortens#a suc'aa c'ciwie, wsparta o cian. +zeroki po!diwy umiec'
roza si na obwise#, zmarszczone# twarzyczce, a r)!owa wst!ka opasu#ca szy#
oma nie pka.
, -'c ci co powiedzie na uc'o... , rzeka, patrzc na niego pokornie.
Zorba mrugn do mnie i nac'yi si do nie#.
, Przyniosam ci co , szepna przysza ma!onka, askoczc #zykiem #ego
zaronite uc'o.
3ydobya zza stanika c'usteczk zawizan w wzeek i podaa Zorbie.
6en sc'wyci # dwoma pacami, poo!y na prawym koanie i odwr)ci si,
spogda#c na morze.
, 2ie rozwizu#esz supeka, Zorbo. , zapytaa. , 2ie spieszno ci.
, Pozw) mi na#pierw wypi kaw i wypai papierosa , odpar. , %dgadem,
co tam #est, bez rozwizywania.
, *ozwi! supeek... , bagaa syrena.
, Powiedziaem #u!, !e na#pierw wypae papierosa5 , i spo#rza na mnie z
wyrzutem, #akby c'cia powiedzie< =6o two#a wina>.
179
Pai wono, wypuszcza#c nozdrzami dym, i patrzy na morze.
, 0utro zadmie pustynny wiatr z poudnia , rzek. , Zmieni si pogoda.
Pczki na drzewac' nabrzmiewa# #ak dziewczce piersi, kt)re nie mieszcz si #u! w
staniczkac'... Cc', wiosno, wietrznico, wynaazku diaba5
Zamik, ae po c'wii cign dae#<
, 3szystko, co dobre na wiecie, to wynaazek diaba< pikne kobiety, wiosna,
pieczony prosiak, wino. ()g za stworzy mnic')w, napar z szawii, posty i brzydkie
kobiety. 2iec' to ic'o porwie5
A)wic to, obrzuci spo#rzeniem biedn Fortens#, kt)ra suc'aa go skuona
w kciku.
, Zorba... Zorba... , powtarzaa baganie.
6ymczasem on zapai nowego papierosa i patrzc wci! na morze powiedzia<
, 3iosn kr)u#e szatan, m!czy7ni popuszcza# pasy, kobiety rozu7nia#
staniki, a staruszki wzdyc'a#... *ce przy sobie, pani (ubuino5
, Zorba... Zorba... , !ebraa. Poc'yia si, wzia c'usteczk i wcisna mu do
rki.
3tedy odrzuci papierosa, c'wyci supe i rozwizawszy go, spo#rza na swo#
otwart do&.
, -o to #est, (ubuino. , zapyta z wyra7n odraz.
, Piercionki... Piercioneczki, m)# skarbie... Zarczynowe... , szepna stara
syrena, caa dr!ca. , 0est tuta# wiadek, noc pikna, ksi!yc #asny. ?dy ()g nam
bogosawi, zarczmy si.
Zorba spogda to na mnie, to na Fortens#, to na obrczki. +zaao w nim
tysic diab)w, ae !aden #eszcze nie wzi g)ry. 2ieszczsna kobieta obserwowaa go z
kiem.
, A)# Zorbo... A)# Zorbo... , bekotaa.
Uniosem si na )!ku i czekaem. 0ak drog wybierze Zorba spor)d tyc'
wszystkic', kt)re si teraz przed nim otwiera#.
2age potrzsn gow, decyz#a zapada. 0ego twarz roz#ania si, kasn w
donie i skoczy na r)wne nogi.
, -'od7my5 , krzykn. , -'od7my, aby ()g zobaczy nas pod gwiazdami.
(ierz, sze$ie, piercionki. -zy znasz odpowiedni moditw.
, 2ie , odparem. , 8e to nic nie szkodzi , i zerwaem si z )!ka, aby
poprowadzi dam.
180
, 0a znam. Zapomniaem ci powiedzie, !e kiedy piewaem w c')rze.
6owarzyszyem popu przy ubac', c'rzcinac', pogrzebac' i umiem na pami
wszystkie pobo!ne pieni. -'od7, mo#a (ubuino, rozwi& !age, mo#a maa $rancuska
$regato, i sta& po mo#e# prawicy.
3szystkie demony mieszczce si w Zorbie zwyci!y dzi zn)w demon o sercu
dobrotiwego kawaarza. U!ai si nad podstarza piewaczk, boao go serce na
widok #e# przygasego wzroku wpatrzonego we& z tak ogromnym kiem.
, "o diaba5 , mrukn. , Przez t decyz#e przysporz babskiemu rodza#owi
#eszcze #edne# radoci. 8 niec' tam5
3ziwszy pod rami Fortens#, ruszy na wybrze!e i wrczywszy mi
piercionki, zwr)cony w stron morza zaintonowa<
, (ogosawiony Pan nasz teraz i zawsze, i na wieki wiek)w, amen5
2astpnie rzek do mnie<
, Uwa!a#, sze$ie...
, Badne =sze$ie> , sprostowaem. , A)w mi< =kumie>.
, Uwa!a#, kumie, gdy zawoam< =Fop5 Fop5> , wo!ysz nam piercionki.
; zacz piewa swoim grubym, oim gosem<
, 3e7, (o!e, pod swo# opiek sug 6wego, 8eksego, i su!k 6wo#,
Fortens#, kt)rzy dzi ubu# sobie wierno. % ic' zbawienie bagamy -i, Panie5
, Kyrie ee#son5 Kyrie ee#son5 , rzuciem, powstrzymu#c si z trudem i od
miec'u, i od ez.
, + #eszcze dasze zwrotki , powiedzia Zorba , ae niec' mnie powiesz,
#ei #e pamitam. Prze#d7my teraz do rzeczy.
*zuci si #ak ryba wy#ta z wody i krzykn, wyciga#c ap<
, Fop5 Fop5 Poda# i ty rczk, damo mo#ego serca , zwr)ci si do
narzeczone#.
6ga, zniszczona praniem rka wycigna si z dr!eniem. 3sunem im
piercionki na pace, a Zorba, przec'odzc sam siebie, wrzeszcza #ak derwisz<
, +uga bo!y, 8eksy, ubu#e su!ce bo!e#, Fortens#i, w imi %#ca i +yna i
"uc'a 1witego, amen5 +u!ka bo!a Fortens#a, ubu#e sudze bo!emu, 8eksemu...
3 porzdku. 3szystkiego na#epszego. -'od7 tu, mo#e zotko, i przy#mi# pierwszy
uczciwy pocaunek w !yciu.
Fortens#a, e!c na ziemi, obe#mowaa nogi Zorby i pakaa. Pokiwa ze
wsp)czuciem gow.
181
, (iedne kobiety. 0akie! one s nierozumne5 , mrukn.
Fortens#a wstaa, otrzepaa sukni i rozwara ramiona.
, %, o5 , zawoa Zorba. , "zi 3ieki 3torek, bd7 rozsdna. Post.
, A)# Zorbo... , szepna omdewa#co.
, -ierpiwoci, mo#a mia, poczeka# do 3iekanocy, wtedy z#emy miso i
podzieimy si pisankami. 6eraz czas, !eby wr)cia do domu. -o udzie powiedz,
kiedy zobacz, !e wasasz si po nocy.
(ubuina spo#rzaa na niego baganie.
, 2ie, nie, #est post5 , upiera si Zorba. , 2ie przed 3iekanoc. -'od7 z
nami, kumie. 2ie zostawia# nas samyc', na (oga5 , szepn mi do uc'a. , 3cae nie
mam dzi oc'oty...
+zimy do wsi. 2iebo iskrzyo si, owiewa nas zapac' morza, kwiiy nocne
ptaki. +tara syrena, uwieszona u ramienia Zorby, pozwaaa si wec, szcziwa i
rozmarzona.
"otara wreszcie do portu, o kt)rym tak marzya. -ae !ycie piewaa,
ucztowaa i ta&czya, drwia z uczciwyc' kobiet, ae nigdy nie bya szcziwa. ?dy
uper$umowana, wypacykowana, wyzywa#co ubrana sza uicami 8eksandrii, (e#rutu
czy Konstantynopoa, na widok kobiet karmicyc' swe niemowta odczuwaa dreszcz
w piersiac' i sutki #e# nabrzmieway tsknot do niemowcyc' usteczek. =3y# za
m!, wy# za m!, mie dziecko...> , marzya zawsze, ae !adna !ywa dusza nie
wiedziaa o #e# cierpieniu. Za to teraz, dziki (ogu... 3prawdzie nieco za p)7no, ae
epie# p)7no ni! nigdy... %smagana $aami, odarta z wszystkiego dopywaa do tak
bardzo upragnionego portu...
%d czasu do czasu podnosia oczy i spogdaa ukradkiem na idcego u #e# boku
wysokiego drybasa. =2ie #est to , myaa , bogaty pasza ze zot $rdz na $ezie ani
pikny syn be#a. 8e, dziki (ogu, epszy ten ni! !aden. (dzie moim m!em, moim
prawdziwym m!em...>
Zorba odczuwa #e# ci!ar na ramieniu, cign # wic, by #ak na#szybcie#
znae7 si w wiosce i pozby si go. (iedaczka potykaa si o kamienie, kaeczya
stopy, obi#aa paznokcieD boay # odciski, nie !aia si #ednak. "aczeg)! by miaa si
!ai. 2a co si uskar!a. 3szystko, dziki (ogu, si udao.
3yminimy #u! Eigowiec Panienki i sad wdowy, ukazay si pierwsze
domostwa. +tanimy.
, "obranoc, m)# skarbie , rzeka stara syrena z czuoci i wspia si na
182
pace, !eby dosign ust narzeczonego.
8e Zorba si nie poc'yi.
, -zy caowa ci stopy, koc'anie. , zapytaa (ubuina, robic ruc', #akby
c'ciaa upa na ziemi.
, 2ie, nie5 , sprzeciwi si Zorba wzruszony i porwa # w ob#cia. , 6o #a
powinienem caowa two#e stopy, koc'anie, ae nie czu# si godny. "obranoc.
Zostawiimy # i wracaimy w miczeniu, wdyc'a#c wonne powietrze. Zorba
nage odwr)ci si i spo#rza na mnie.
, -o robi, sze$ie. , zapyta. , Paka czy mia si. Porad7.
2ie odpowiedziaem. ; mnie co askotao w garde. 2ie wiedziaem , kanie
czy miec'.
, +ze$ie , rzek nage Zorba. , 0ak si nazywa ten dra&ski, staro!ytny b)g,
kt)ry !adne# samotne# mierteniczce nie pozwoi tskni na pr)!no. +yszaem co o
nim. 3ygda na to, !e te! $arbowa brod i mia na ramionac' wytatuowane serca i
syreny. A)wi nawet, !e zamienia si w byka, abdzia, barana, uczciwszy uszy, i w
osa, we wszystko, czego tyko moga zapragn #aka dziewica. 2o, #ak on si
nazywa.
, 2a pewno myisz o Zeusie. +kd ci to przyszo do gowy.
, 2iec' mu ziemia ekk bdzie5 , rzek Zorba, podnoszc ramiona ku niebu.
, 6en si nacierpia5 6o na#wikszy z mczennik)w. 3ierz mi, sze$ie, wiem co o tym.
6y bierzesz za dobr monet wszystko, o czym m)wi two#e ksi!ki, ae pomy tyko,
kto #e pisze. %brzyde moe ksi!kowe. -)! oni mog wiedzie o kobieciarzac' i
kobietac'. ?ryzipi)rki5
, 8 czemu to nie#aki Zorba nie pisze, aby nam wytumaczy wszystkie dziwy
wiata.
, -zemu. Po prostu datego, !e #a prze!ywam te wszystkie cuda, o kt)ryc'
m)wisz, i nie mam czasu na bazgranin. *az to #est wo#na, raz kobiety, kiedy indzie#
wino czy santuri. ?dzie znae7 czas, by c'wyci za to krety&skie pi)ro. Zreszt caa
sprawa dostaa si w rce gryzipi)rk)w. -i, co prze!ywa# dziwy, nie ma# czasu, a ci,
co ma# czas, nie prze!ywa# nic. Kapu#esz.
, 2o to wr)my do tematu. -o z Zeusem.
, %#, biedak5 , westc'n Zorba. , 6yko #a wiem, ie on wycierpia. 6o
prawda, koc'a kobiety, ae nie tak. #ak myicie wy, gryzipi)rki, wcae nie. %n im
wsp)czu, rozumia #e i powica si da nic'. ?dy spotyka w #akie# prowinc#onane#
183
dziurze star pann, kt)ra usyc'aa z pragnienia i tsknoty, abo #ak niebrzydk
kobiecin , zreszt nie musiaa by adna, moga by nawet pokraczna , ae #ei nie
moga zasn, bo #e# m! by daeko, ten poczciwiec czyni zaraz znak krzy!a i z
mie#sca zmieniao mu si ubranie i przybiera tak posta, o #akie# ta kobieta marzya.
3tedy wc'odzi do #e# poko#u.
A)wi ci, czsto wcae nie mia nastro#u do mioci. (ywa nawet do niczego.
0ak #eden kozio mo!e sprosta tyu kozom. ;e! to razy nie dawa rady5 (y
niedysponowany5 -zy widziae, sze$ie, kiedy koza, kt)ry pokry #u! wiee k)z. 1ina
cieknie mu z pyska, oczy ma mtne i zaropiae, pokasu#e, postku#e, nie mo!e
utrzyma si na nogac'. 3 takim !aosnym stanie zna#dowa si nieraz biedny Zeus.
3raca do domu nad ranem, m)wi< =%, m)# (o!e5 Kiedy nareszcie bd m)g si
poo!y i wyspa do woi.> , i ociera in.
2age dobiegao go !aosne westc'nienie< to na ziemi #aka kobieta odrzucia
kodr, wysza rozebrana na taras i wzdyc'aa. +erce Zeusa natyc'miast miko. =%c',
oc', znowu musz wraca na ziemi , #cza biedak. , 0aka kobieta si !ai, musz
# pocieszy5>
Kobiety do cna go wyko&czyy. 2ie m)g wyprostowa pec)w, wymiotowa, w
ko&cu tkn go parai! i wycign kopyta. 3tedy z#awi si #ego spadkobierca,
-'rystus. Zobaczy, w #akim opakanym stanie #est stary, i krzykn< =3ara od
kobiet5>
1wie!a naiwno umysu Zorby wprawia mnie w podziw. 3ybuc'nem
miec'em.
, 1mie# si, sze$ie, mie#, ae #ei z aski (oga ub diaba nasze
przedsibiorstwo si rozwinie , w co wtpi , wiesz, #aki interes otworz. (iuro
matrymoniane. 8genc# Aatrymonian =Zeus>. Zbiegn si biedaczki, kt)re nie
mogy zapa m!a, stare panny, brzydue, amagi, zezowate, kuawe, garbate, a #a
bd #e przy#mowa w saoniku ze cianami obwieszonymi $otogra$iami piknyc'
c'opc)w i powiem im< =3ybiera#cie, mo#e pikne panie, kt)rego c'cecie, a #a
postaram si, !eby ten wanie zosta waszym m!em>. Potem zna#d bye #akiego
zuc'a, c'o troc' podobnego, ubior #ak na $otogra$ii, zapac i powiem mu< ,,Uica
taka a taka, numer taki a taki, #azda, rusza# i pada# packiem przed pann, a nie
wybrzydza#, #a pac5 Przepi# si z ni i powiedz te wszystkie czue s)wka, #akie
m!czy7ni m)wi kobietom, a kt)ryc' ta bieduka nigdy nie syszaa, przyrzekni#, !e
si z ni o!enisz, da# nieszczsne# troc' radoci. *adoci, #akie# za!ywa# nawet kozy,
184
!)wie czy stonogi...>
8 gdyby mi si tra$ia kiedy #aka stara c'abeta w rodza#u nasze# (ubuiny,
kt)re# nikt za !adn cen nie c'ciaby pocieszy, wtedy pode#m si tego #a, dyrektor
agenc#i. Prze!egnam si i powic, a r)!ne dudki powiedz< =-)! za stary rozpustnik5
?dzie on mia oczy.> %, bezduszni gupcy5 Aam oczy, ae mam i serce, wic !a mi #e#.
8 #ak si ma serce, to i oczy niepotrzebne. 2a diaba mi one5
8 kiedy #u! bd zupenie do niczego i wycign kopyta, kucznik niebieski,
wity Piotr, otworzy przede mn bramy ra#u i powie< =3e#d7, Zorbo, we#d7,
mczenniku, i za#mi# mie#sce obok wsp)towarzysza niedoi, Zeusa. %dpoczni#, zuc'u5
2apracowae si na ziemskim padoe, bd7 wic bogosawiony>.
Zorba m)wi, a #ego wyobra7nia zastawiaa sida, w kt)re sam wpada. Powoi
zaczyna wierzy w swo# ba#k ?dy przec'odziimy obok Eigowca Panienki,
westc'n i podni)s rce, #akby przysiga<
, 2ie martw si, mo#a (ubuino, spr)c'niaa, zmatretowana, stara a#bo5 2ie
martw si, #a ci pociesz5 %puciy ci cztery mocarstwa, opucia ci modo,
opuci ci ()g, ae #a, Zorba, ci nie opuszcz.
Po p)nocy dotarimy do naszego wybrze!a. Zerwa si wiatr. Ow poudniowy,
ciepy, a$ryka&ski, kt)ry ka!e pcznie drzewom, winogradom i piersiom Kretenek.
-aa wyspa z dr!eniem przy#mowaa #ego ciepe tc'nienie. Podny wiatr, dziki
kt)remu wsc'odzio zasiane ziarno, Zeus, Zorba , wszystko zewao si dzisia# w
#edno. 3yra7nie widziaem w ciemnociac' nocy du!e mskie obicze z czarn brod i
czarnymi wosami, zbi!a#ce gorce czerwone wargi do twarzy pani Fortens#i/Ziemi
185
2&.
2atyc'miast po powrocie poo!yimy si. Zorba zatar z zadowoeniem rce.
, "obry by dzisie#szy dzie&, sze$ie, wypeniony po brzegi5 Pomy tyko< rano
byimy daeko std, w kasztorze, gdzie zapdziimy w kozi r)g opata5 P)7nie#,
wr)ciwszy, spotkaimy pani (ubuin i zarczyem si. Prosz, oto piercionek.
Zoto dobre# pr)by5 Aiaa #eszcze dwa zote $unty angieskie, kt)re otrzymaa pod
koniec ubiegego wieku od bryty#skiego admiraa. -'owaa #e na sw)# pogrzeb, ae
woaa odda zotnikowi, !eby zrobi piercionki. "ziwny #est czowiek5
, 1pi#, Zorbo , powiedziaem. , Uspok)# si wreszcie. "o na dzisia#5 0utro
czeka nas o$ic#ana uroczysto, wbi#emy pierwszy sup pod koe#k. Zaprosiem popa
+te/$anosa.
, "obrze zrobie, sze$ie, bardzo mdrze5 2iec' przy#dzie pop z ko7 brod i
gospodarze ze wsi, damy im nawet wieczki, !eby #e zapaii. 6e rzeczy sprawi dobre
wra!enie, co sprzy#a naszym interesom. 2ie zwa!a# na to, co #a robi, #a mam
wasnego boga i wasnego diaba, ae udziska...
Zacz si mia. 2ie m)g usn, bo w gowie kotowao mu si od myi.
, C#, m)# dziadku5 , zawoa po c'wii. , 2iec' ci ziemia ekk bdzie5
"ziadek by takim samym szaawi #ak #a , a #ednak stary nicpo& powdrowa do
?robu 1witego i sta si 'ad!im. ()g wie, po co. ?dy wr)ci do wioski, #eden z #ego
kompan)w, zodzie# k)z, kt)ry nigdy w !yciu nie spami si dobrym uczynkiem,
powiada =; co, kumie, nie przyniose mi ani drzazgi z "rzewa Krzy!a 1witego.> =8
#ak!e, przyniosem, kumie , odpar przebiegy dziad. , 0ak bym m)g zapomnie o
tobie. Przy#d7 dzi wiecz)r do mego domu z popem. 2iec' da swo#e
bogosawie&stwo, a #a dam ci m)# podarek. Przynie te! pieczone prosi i wino,
trzeba uczci godnie to zdarzenie>.
3r)ciwszy do domu wieczorem, dziadek uszczkn ze stoczonyc' przez korniki
drzwi drzazg, ot tak, nie wiksz ni! ziarnko ry!u, owin kawakiem waty, pokropi
odrobin oiwy i czeka. Po c'wii z#awia si kum w asycie popa, niosc prosi. Pop
wyciga stu i wygasza sowa bogosawie&stwa. "ziadek uroczycie wrcza
drogocenny kawaek drzewa , i zasiada# do pieczonego prosicia. 2ie wiem, czy
uwierzysz mi, sze$ie. Kum pad krzy!em przed drzazg odupan z drzwi, zawiesi #
na szyi i odtd sta si innym czowiekiem. Zmieni si do cna, poszed w g)ry,
186
poczy si ze zbro#nym oddziaem Ke$t)w, pai wioski niewiernyc' 6urk)w, waczy
nieustraszony w gradzie ku. -zeg)! miaby si ka. Aia na piersi "rzewo Krzy!a
1witego, wic go si kue nie imay.
Zorba wybuc'n miec'em.
, 3iara porusza g)ry , powiedzia. , 3ierzysz , i drzazga ze staryc' drzwi
sta#e si przena#witsz reikwi. 2ie wierzysz , i na#prawdziwsze "rzewo Krzy!a
1witego #est da ciebie tyko starymi drzwiami.
Podziwiaem tego czowieka, kt)rego umys pracowa niezawodnie i kt)rego
dusza, #akkowiek #e# strun by poruszy, d7wiczaa czysta nut.
, -zy bye kiedy na wo#nie, Zorbo.
, (o #a wiem. , odpar i spoc'murnia. , 2ie pamitam. % #akie# wo#nie
m)wisz.
, 6o znaczy, czy waczye za o#czyzn.
, 2ie gada# o tym ze mn. 6o bzdura, z kt)r sko&czyem #u! dawno, i
postaraem si #ak na#dokadnie# zapomnie...
, 2azywasz to bzdur, Zorbo. 0ak ci nie wstyd tak m)wi o o#czy7nie.
Podni)s gow i patrzy na mnie. 4e!aem wycignity na )!ku, a tu! nade
mn pona ampka oiwna. Patrzy na mnie dug c'wi surowo, wreszcie szarpic
wsy powiedzia<
, 8 #ednak #este za przeproszeniem naiwny, sze$ie5 0ak be$er5 Ao#e sowa
id, wybacz mi, na wiatr.
, 0ak to. , zaprotestowaem. , (ardzo dobrze ci rozumiem, Zorbo.
, Zgoda, ogarniasz rozumem. +twierdzasz< =6o #est dobre, a to ze, tak #est, a
tak nie #est, masz rac# abo #e# nie masz>. ; co z tego. ?dy m)wisz, patrz na two#e
ramiona, nogi, piersi. ; co widz. %ne micz, #akby nie miary w sobie ani kropi krwi.
3 #aki spos)b c'cesz wic rozumie. 6yko gow.
, 2ie wykrca# si, Zorbo5 , rzekem, !eby go rozzoci., %dpowiedz
wyra7nie. Aam wra!enie, !e o#czyzna nie obc'odzi ci zbytnio, ty drabie5
3cieky uderzy pici w cian, a! zabrzczay baszane ba&ki.
, -zowiek, kt)rego widzisz przed sob , krzykn , wasnymi wosami
wy'a$towa bazyik 1wite# Zo$ii i nosi przy sobie, tu, na piersiac', #ak taizman5
6ak, 'a$towaem # tymi apskami i tymi wosami, kt)re byy #eszcze wtedy
kruczoczarne. 0a, ten sam, kt)rego suc'asz, #estem owym zuc'em, kt)ry wraz z
PaIosem Aeasem przemierzy g)ry i wwozyD byem #ak wiekoud wy!szy ni! dom,
187
prawdziwy smok. %dziany w szarawary, w czerwonym $ezie ze zot $rdz, w butac',
kt)re dudniy po skaac', #akby przec'odzi cay oddzia kawaerii, z adownicami i
pistoetami, uzbro#ony w #atagan, byem cay #ak zakuty w sta, !eazo i srebro. %,
popatrz tu i tu... Popatrz tu... 6u5
*ozpi koszu i zsun spodnie.
, Powie5 , powiedzia.
Przysunem ampk i u#rzaem c'ude, ogorzae ciao pokute #ak sito, poryte
biznami po gbokic' ranac', szramami po ciciac' szab.
, +p)#rz teraz z drugie# strony5 %dwr)ci si i pokaza pecy.
, Z tyu nie ma nawet dranicia... *ozumiesz, co to znaczy. Zabierz kaganek5
3cign spodnie i koszu, znowu siad na )!ku.
, (zdury5 , wrzeszcza rozwcieczony. , Fa&ba5 Kiedy! wreszcie, m)# stary,
czowiek stanie si naprawd czowiekiem. 2osimy spodnie, podkoszuki, kapeusze,
ae wci! #eszcze #estemy waac'ami, muami, wikami, isami, wieprzami. +tworzeni
#estemy #akoby na obraz i podobie&stwo (oga5 Kto. Ay. -o za bzdura5
Zdawao si, !e Zorb ogarny #akie strasziwe wspomnienia. 3pada w coraz
wikszy gniew i me w swyc' dziurawyc' i c'wie#cyc' si zbac' niezrozumiae
sowa.
3sta, porwa dzban z wod i pi # wiekimi 'austami. Po tym otrze7wia,
uspokoi si.
, ?dziekowiek by mnie dotkn , powiedzia , urazisz. -ay #estem #edn
boesn bizn. A)wisz o kobietac'. 0a, kiedy czuem, !e #estem prawdziwym
m!czyzn, ani na nie spo#rzaem. Powicaem im tye uwagi, ie kogut kurze, potem
szedem dae#. =Przebrzyde drapie!ne kuny , m)wiem , c'c wyssa ze mnie ca
mo# si5 2iec' si ka! wypc'a5>
Zd#em wic ze ciany karabin i ruszyem5 3stpiem do partyzantki.
Pewnego dnia o zmierzc'u dotarem do #akie# bugarskie# wioski i ukryem si w
oborze. "om nae!a do popa , zaciekego komitad!i, dzikiego krwiopi#cy. 3 nocy
ciga sutann, przebiera si za pastuc'a i uzbro#ony napada na greckie wioski.
3raca przed witem, obmywa boto pomieszane z krwi i odprawia msz wit.
Kika dni przed moim przybyciem zabi greckiego nauczyciea, picego spoko#nie we
wasnym )!ku. 3szedem wic do obory popa, kad si na wznak na kupie nawozu
za dwoma woami i czekam. Pod wiecz)r m)# pop przyszed nakarmi swo#e bydta.
3yskoczyem z ukrycia, rzuciem si na niego i zar!nem #ak barana. %bciem mu
188
uszy i wo!yem do kieszeni. Aiaem, widzisz, koekc# bugarskic' uszu. 3ziem
wic uszy popa i poszedem sobie.
Po kiku dniac' w samo poudnie przyszedem znowu do te# same# wioski
przebrany za 'andarza. Zostawiem bro& w g)rac' i zszedem w doin, aby kupi
c'eb, s), buty da naszyc' c'opak)w. Przed #ak c'at zobaczyem pitk czarno
ubranyc', bosyc' dzieciak)w, kt)re trzymay si za rce i !ebray. 6rzy dziewczynki i
dw)c' c'opc)w. 2a#starszy nie mia wice# ni! dziesi at. +tarsza dziewczynka
trzymaa na rkac' na#modsze niemow, caowaa #e i piecia, !eby nie pakao. 2ie
wiem, daczego, ae c'yba z bo!ego natc'nienia postanowiem do nic' pode#.
=-zyimi dziemi #estecie.> , zapytaem po bugarsku. 2a#starszy c'opiec podni)s
swo# gowin< =Popa, kt)rego zar!nito kika dni temu w oborze> , odpar. "o oczu
napyny mi zy, ziemia zawirowaa pode mn #ak my&ski kamie&. %parem si o
cian i ziemia stana. =-'od7cie no, dzieci5 , rzekem. , -'od7cie bi!e#>.
3ycignem zza pasa sakiewk wypenion zotymi tureckimi monetami, ukkem
na ziemi i opr)!niem #. =(ierzcie5 , krzyknem. , (ierzcie5 (ierzcie5> "zieci
rzuciy si naprz)d i rczkami zgarniay monety. =6o wszystko wasze, wasze5 ,
woaem. , (ierzcie5> Zostawiem nawet koszyk z zakupami. =6o wszystko da was,
bierzcie5>
Zaraz potem wziem nogi za pas. ?dy wyszedem ze wsi, rozpiem koszu,
zerwaem z szyi wy'a$towan wasnorcznie bazyik 1wite# Zo$ii i podarem # w
kawaki, kt)re rzuciem na wiatr. 8 potem zmykaem, #akby mnie kto goni. ; tak
zmykam po dzi dzie&...
Zorba opar si o cian, spo#rza na mnie.
, 3 taki to spos)b wyzwoiem si , powiedzia.
, Uwonie si od o#czyzny.
, 6ak, od o#czyzny , odpar Zorba spoko#nym i pewnym gosem.
Po c'wii doda<
, Przeszedem przez dobre sito i uwoniem si od o#czyzny, pop)w i
pienidzy. ; im wice# pew odsiewam im wice# baastu wyrzucam, tym bardzie# si
wyzwaam. 0ak by ci to powiedzie. 3yzwaam si i sta# czowiekiem.
%czy Zorby byszczay, szerokie usta miay si radonie Po c'wii miczenia
znowu zacz m)wi. +erce #ego byo zbyt przepenione, aby si co z tego nie uao.
, Kiedy dzieiem udzi na (ugar)w, 6urk)w, ?rek)w. "okonywaem w imi
swe# o#czyzny takic' rzeczy, sze$ie, !e na sam my o tym wosy stanyby ci dba.
189
Zabi#aem, kradem, paiem wioski, gwaciem kobiety wyrzynaem cae
rodziny... "aczego. (o byi to (ugarzy czy 6urcy. =2iec' ci szag tra$i, gupi
czowieku> , powtarzam sobie czsto. =2iec' ci pieko poc'onie, zbrodniarzu> ,
przemawiam do siebie nieraz ostatnimi sowami. =2iec' ci diabi wezm, idioto5> ;
patrzc na udzi, my< =6en #est dobrym czowiekiem, ten za obuzem. 3szystko
#edno, (ugar czy ?rek , pytam< dobry czy zy. "zi to tyko mnie obc'odzi. 8 zreszt
na staro , kn si na ostatni kromk c'eba , c'yba nawet i o to nie pytam. Ba
mi udzi bez wzgdu na to, czy s dobrzy, czy 7i. +erce mi si kra#e na widok
czowieka, c'o nieraz uda#, !e mnie ni zibi, ni parzy. =%t , my , ten nieborak
te! #e, pi#e, koc'a, ka si. %n te! ma w sobie (oga czy diaba, on te! wyzionie duc'a,
egnie sztywny w ziemi i ze!r go robaki. (iedaczysko5 3szyscy #estemy brami...
3szyscy #estemy !erem da robak)w5>
8 #ak widz kobiet, ec', wtedy, #ak (oga koc'am, mam oc'ot wy. -ige mi
wyrzucasz, sze$ie, !e ubi kobiety. 0ak mam ic' nie ubi. 6o s sabe istoty, kt)re nie
wiedz, co czyni, i kt)re odda# si bez sprzeciwu, gdy #e mocnie# c'wycisz za pier.
;nnym razem wszedem do bugarskie# wioski. Znaaz si wtedy pewien
staruc', kt)ry mnie wyniuc'a , w)#t. %toczono dom, w kt)rym si zatrzymaem.
3yskoczyem wic na taras i wdrapaem si z niego na ssiedni dac'. Ksi!yc wieci,
a #a musiaem przekrada si po dac'ac' #ak kot. 8e ci z dou zauwa!yi m)# cie&, te!
wdrapai si na dac'y i zaczi strzea. -o miaem robi. Zeskoczyem na #akie
podw)rze. Patrz, a tu (ugarka w nocne# koszui. 2a m)# widok #u! otwieraa usta do
krzyku, ae #a szepcc< =4itoci5 2ie krzycz5> wycignem rk i dotknem #e# piersi.
Kobieta zbada, zac'wiaa si. =3e#d7 , szepna. , 3e#d7, !eby nas nie zobaczyi...>
3c'odz. %na ciska mo# rk i pyta, czy #estem ?rekiem. =6ak, ?rekiem, nie
zdrad7 mnie>. %b#em # w pasie, nie opieraa si. +paem z ni, a mo#e serce
wezbrao sodycz. =%to , myaem , Zorbo, co znaczy kobieta, co znaczy czowiek,
ty ndzniku5 (ugar, ?rek, Papuas. 3szystko #edno, przecie! to czowiek, istota
udzka, kt)ra ma usta i piersi, kt)ra koc'a5 2ie wstydzisz si zabi#a. 2dzniku5>
6ak myaem, gdy byem z ni razem, w ciepe #e# ciaa. 0ednak wtedy #eszcze
o#czyzna nie c'ciaa si ode mnie odczepi. 3yszedem nad ranem w bugarskim
stro#u, kt)ry dostaem od te# (ugarki. %na bya wdow, wygrzebaa z ku$ra ubranie
swego nieboszczyka m!a i daa mi #e. -aowaa mnie po nogac', baga#c, !ebym
wr)ci.
6ak, tak, wr)ciem nastpne# nocy. (yem, widzisz, gorcym patriot, dzik
190
besti. 3r)ciem z ba&k na$ty i podpaiem wiosk. Ao#a biedaczka te! c'yba
spona. Aiaa na imi 4udmia...
Zorba westc'n, zapai papierosa, zacign si dwa czy trzy razy i wyrzuci
go.
, %#czyzna, m)wisz... 3ierzysz w bzdury, kt)re pot two#e szpargay...
Posuc'a#, mnie powiniene wierzy, nie im< #ak dugo bd istniay granice, tak dugo
czowiek pozostanie zwierzciem, dzikim zwierzciem... 8e #a, c'waa (ogu,
wyzwoiem si, sko&czyem z tym5 8 ty....
2ie odpowiedziaem. Zazdrociem temu czowiekowi, kt)ry !y caym sob,
ka!d krop krwi , waczy, zabi#a, caowa , doznawa tego wszystkiego, co #a
samotnie pr)bowaem zgbi za pomoc pi)ra i atramentu. 3szystkie probemy,
kt)re c'ciaem rozwiza, rozsupu#c #eden wze za drugim, nie ruszywszy si ze
swego krzesa, ze swo#e# samotni, ten czowiek rozstrzyga szab w czystym g)rskim
powietrzu.
Zrozpaczony przymknem oczy.
, 1pisz, sze$ie. , zapyta Zorba rozczarowany. , 8 #a, gupiec, siedz i
gadam5
3ycign si na )!ku mamrocc co do siebie, a po c'wii usyszaem #ego
gone c'rapanie.
Przez ca noc nie zmru!yem oka. +owik, kt)ry dzisie#szego wieczoru po raz
pierwszy zapiewa na tym pustkowiu, wypeni nasz samotno ogromnym
smutkiem. Uczuem nage, !e z oczu moic' pyn zy.
"usiem si. % wicie wstaem i stanem w drzwiac', spogda#c na morze i
ziemi. 3ydawao mi si, !e wiat odmieni si w cigu #edne# nocy. 2aprzeciwko
wyrosa na piasku maa koczasta kpka trawy. 3czora# #eszcze ndzna i ponura, dzi
zakwita drobnymi biaymi kwiatkami. 3 powietrzu unosia si sodka wo&
kwitncyc' w dai drzew pomara&czowyc' i cytrynowyc'. 3yszedem i zrobiem kika
krok)w naprz)d. 2ie mogem si nasyci tym wiecznie odnawia#cym si cudem.
2age usyszaem za sob radosny okrzyk. %be#rzaem si. P)nagi Zorba
zerwa si na nogi, stan w drzwiac' i peen wzruszenia wita wiosn.
, -o si dzie#e, sze$ie5 , zawoa zdumiony. , +owo da#, pierwszy raz widz
wiat5 -o to za cudo, sze$ie, ten azur, kt)ry koysze si 'et, daeko. 0ak to si nazywa.
Aorze. Aorze. 8 to w zieonym $artuc'u w kwiatki. Ziemia. 0aki artysta to stworzy.
+owo da#, sze$ie, pierwszy raz to wszystko widz5
191
0ego oczy napeniy si zami.
, -)! to, Zorbo. , zawoaem. , +tracie gow.
, 2ie mie# si5 2ie widzisz, !e to s #akie czary.
3ybieg na dw)r, zacz ta&czy i tarza si w trawie #ak 7rebak na wiosn.
3y#rzao so&ce, wycignem donie, !eby #e ogrzao. 2abrzmieway pczki,
wzbieray piersi udzkie, dusza rozkwitaa niby drzewo, czuo si, !e ona i ciao
uepione s z #edne# giny.
Zorba podni)s si z trawy z wosami penymi rosy i grudek ziemi.
, Prdze#, sze$ie5 , przynaga. , Ubierzemy si adnie, wyeegantu#my,
przecie! dzisia# mamy uroczysto powicenia koe#ki. 3kr)tce z#awi si pop i
czcigodni gospodarze. 3styd bdzie da naszego przedsibiorstwa, #ei zobacz, #ak
tarzamy si w trawie5 8 wic szybko , sztywne konierzyki i krawaty5 Przywdziewamy
mask powagi5 ?owy mo!na nie mie, wystarczy, gdy bdzie kapeusz... 6en wiat
godny #est tyko spunicia.
Zaedwie ubraimy si, przyszi robotnicy i zaproszeni gospodarze.
, (d7 rozsdny, sze$ie, i nie mie# si. ;nacze# wydamy si im dziwaczni.
2a czee goci kroczy pop +te$anos w zatuszczone# sutannie z bezdennymi
kieszeniami. Podczas wice&, pogrzeb)w, ub)w i c'rzcin rzuca w te otc'anie
wszystko, co mu dawano , rodzynki, obarzanki, piero!ki z serem, og)rki, pupety z
misa, cukierki, a wieczorem stara popadia zakadaa okuary i segregowaa to
wszystko, cay czas c'rupic.
Za popem +te$anosem sza starszyzna wie#ska< wacicie kna#pki
Kontomanoios, uznany za wiatowca, poniewa! dotar a! do portu -'ania i na wasne
oczy widzia ksicia 0erzego, spoko#ny i umiec'nity wu# 8nagnostis w nie!nobiae#
koszui z szerokimi rkawami. "ae# , powa!ny, dosto#ny nauczycie z ask, za nimi
za ci!kim, powonym krokiem szed AaIrantonis w czarne# c'ucie na gowie,
czarne# koszui i butac'. P)gbkiem wymamrota pozdrowienie i zgorzkniay, ponury
zatrzyma si w pewne# odegoci, odwr)cony pecami do morza.
, 3 imi Pana naszego 0ezusa -'rystusa , powiedzia Zorba uroczystym
tonem.
+tan na czee orszaku, a za nim ruszyi wszyscy w pobo!nym skupieniu.
3 tyc' c'opskic' piersiac' o!yway odwieczne wspomnienia pradawnyc'
magicznyc' obrzd)w. 3szyscy miei oczy utkwione w popa, #akby oczekiwai, !e
u#rz, #ak mierzy si z niewidzianymi siami i zwyci!a. Przez tysice at czarownik
192
wznosi swe ramiona i rozpryskiwa w powietrzu wod, szepczc ta#emne,
wszec'mocne sowaD ze demony uciekay, a dobre wyaniay si z odmt)w w)d, z
ziemi i powietrza, przyc'odzc czowiekowi na pomoc. "otarimy do wykopanego w
pobi!u morza dou, w kt)rym mia by umieszczony pierwszy $iar koe#ki. *obotnicy
przyd7wigai ogromny pie& sosny i pionowo osadzii go w wykopie. Pop +te$anos
zao!y stu, u# kropido i wpatrzony w pie& zaintonowa sowa zakcia<
, ...; niec' si stanie #ak pot!na skaa, kt)re# ani wiatr, ani woda nie
wzrusz... 8men5
, 8men5 , zawoa Zorba grzmicym gosem i prze!egna si.
, 8men5 , szepna starszyzna.
, 8men5 , rzeki na ostatku robotnicy.
, 2iec' ()g bogosawi wasze dzieo i zee wam bogactwa 8bra'ama i ;zaaka5
, cign pop +te$anos, kt)remu Zorba wsun w gar papierowy banknot.
, Przy#mi# mo#e bogosawie&stwo5 , mrukn na to z zadowoeniem pop.
3r)ciimy do baraku, gdzie Zorba przygotowa poczstunek< wino i zakski
stosowne na czas postu , pra!ony b)b, ostrygi, omiornice i oiwki. Potem o$ic#ane
osobistoci ruszyy do domu wzdu! wybrze!a. %brzd by sko&czony.
, 3ybrnimy z tego5 , rzek Zorba, zaciera#c rce. *ozebra si, nacign
roboczy kombinezon i c'wyci kio$.
, -'od7my, c'opcy , wezwa robotnik)w. , Prze!egna si i naprz)d w imi
bo!e5
Przez cay dzie& Zorba nie podni)s nawet gowy, pracu#c zacieke. *obotnicy
kopai co pidziesit metr)w doy, wbi#ai pae i cigni in zboczem g)rskim w
kierunku szczytu. Zorba mierzy, obicza, wydawa rozkazy. 2ie #ad, nie pai. 8ni
razu nie odpocz tego dnia. %dda si cakowicie pracy.
, 3ykonywana w poowie praca , m)wi mi kiedy , wyra!ane w poowie
myi, p)grzesznicy i p)wici doprowadzii ten wiat do opakanego stanu, w #akim
si dzi zna#du#e. ;d7 prosto do ceu, wa miao, nie b)# si, a zwyci!ysz5 ()g
bardzie# nienawidzi p)diaba ni! arcydiaba5 3ieczorem, wr)ciwszy z pracy, p)!ywy
ze zmczenia poo!y si na pa!y.
, 6uta# bd spa , ozna#mi , by o wicie zn)w zabra si do roboty. 6rzeba
bdzie postawi nocn zmian.
, Po co taki popiec', Zorbo. -'wi si wa'a, zanim odrzek<
, Po co. Po prostu c'c zobaczy, czy dobrze wymierzyem kt nac'yenia.
193
0ei c'ybiem, #u! po nas, sze$ie. ;m szybcie# sprawdz, tym epie#5
0ad spiesznie, akomie , i po c'wii wybrze!e rozbrzmiao ec'em #ego
c'rapania. 0a do dugo nie mogem zasn, patrzyem wic w gwiazdy wiecce na
niebie. -ay nieboskon peen gwia7dzistyc' konsteac#i przesuwa si powoi na
p)noc, a mo#a gowa niby kopua obserwatorium astronomicznego pod!aa za nim.
=%bserwu# ruc' gwiazd, #akby si porusza wraz z nimi>. 6o zdanie 8ureiusza
wypenio mo#e serce poczuciem 'armonii.
194
21.
2adesza 3iekanoc. Zorba ubra si odwitnie. 3o!y dugie, weniane
skarpety buraczkowego kooru, kt)re zrobia mu na drutac' #aka #ego przy#aci)ka z
Aacedonii. -'odzi nerwowo tam i z powrotem po wzg)rzu poo!onym nie opoda
naszego wybrze!a. Przykada do czoa do& niby daszek nad gstymi brwiami i
popatrywa daeko w stron wsi.
+p)7nia si, stara $oka... +p)7nia otrzyca... +p)7nia ten ac'man zdarty w
strzpy.
1wie!o wygy motyek, pr)bu#c swyc' skrzyde, siad na wsac' Zorby, ae
ten poruszy nozdrzami i moty spoko#nie odecia, znika#c w soneczne# smudze.
-zekaimy na madame Fortens#, z kt)r mieimy wici wsp)nie ten
dzie&. Upiekimy na ro!nie #agni, rozpostarimy na piasku biae przecierado,
przygotowaimy r)!nokoorowe pisanki. 2a p) !artobiwie i na p) ze wzruszeniem
postanowiimy przygotowa tego dnia uroczyste przy#cie na cze (ubuiny. 6ga,
pac'nca, nieco nadgryziona zbem czasu syrena miaa da nas #aki dziwny urok na
te# puste# pa!y. (ez nie# czego nam brako , zapac'u wody kwiatowe#, czerwone#
szminki, kaczego, koyszcego si c'odu, oc'rypego gosu i dwo#ga wybakyc',
penyc' gorzkiego smutku oczu.
2arwaimy gazi mirtu i wawrzynu, wznieimy uk trium$any, pod kt)rym
miaa prze#, zatknimy we& cztery $agi , angiesk, $rancusk, wosk i rosy#sk
, a porodku, na#wy!e#, dugie biae przecierado zdobne niebieskimi wst!kami.
2ie mieimy, oczywicie, armat, ae zdecydowaimy si, !e bdziemy oczekiwa #e#
na wzg)rzu i skoro zobaczymy z daa nasz koyszc si $ok, czapic po wybrze!u,
damy saw 'onorow z dw)c' po!yczonyc' karabin)w. Pragnimy wskrzesi na
tym bezudnym wybrze!u #e# minion wietno, c'cieimy, by c'o przez c'wi
miaa zudzenie, !e znowu #est mod kobiet o brzoskwiniowe#, #drne# piersi, obut
w akierowane sandaki i #edwabne po&czoszki. 0ak warto miaoby
Zmartwyc'wstanie Pa&skie, gdyby nie byo ono 'asem do wskrzeszenia w nas
modoci i szczcia, do powrotu stare# kokoty w #e# dwudziest wiosn.
, +p)7nia si stara $oka, otrzyca, ac'man podarty w strzpy... , pomrukiwa
co c'wia Zorba i podciga opada#ce buraczkowe skarpety.
, +iada#, Zorbo5 , powiedziaem. , 3ypa papierosa w cieniu drzewa
195
wito#a&skiego. 6yko #e# patrze.
*zuci ostatnie, wyczeku#ce spo#rzenie w stron drogi prowadzce# do wsi i
wycign si pod drzewem. Zbi!ao si poudnie, byo gorco. 3 oddai brzmiay
radosne, szybkie uderzenia dzwon)w. %d czasu do czasu wiatr przynosi d7wiki
strun krete&skie# iry. -aa wioska 'uczaa gwarem niby wiosenny r)# w uu. Zorba
potrzsn gow<
, Ainy #u! te czasy, kiedy mo#a dusza odradzaa si wraz z -'rystusem w
ka!de 3iekanocne 1wita5 Ainy bezpowrotnie5 6eraz zmartwyc'wsta#e #u! tyko
mo#e ciao. %czywicie, kto stawia koe#k, kto inny czstu#e< =3e7 #eszcze i ten
ksek>, wic poc'aniam mn)stwo smacznyc' potraw, kt)re nie cakiem zamienia#
si w naw)z. -o z tego zosta#e i przeistacza si w dobry 'umor, taniec, piosenki i
!arty , i to #est co, co nazywam zmartwyc'wstaniem.
Zerwa si zn)w, omi)t wzrokiem 'oryzont i mrukn nadsany<
, 0akie dziecko biegnie.
Potem ruszy na spotkanie go&ca.
Aaec, wspiwszy si na pace, szepn co do uc'a Zorby, kt)ry wybuc'n z
pas#<
, -'ora.5 , rykn. , -'ora. Ucieka#, bo ci stuk na kwane #abko5
Po czym zwr)ci si do mnie<
, +ze$ie, pobiegn do wsi i zobacz, co si stao te# wyiniae# $oce...
-'wieczk, da# dwie pisanki, podzieimy si nimi, #ak ka!e obycza#. Zaraz wracam5
3sun do kieszeni czerwone pisanki, podcign buraczkowe skarpety i ruszy
w drog.
Zszedem z pag)rka i poo!yem si na wigotnym !wirze. " ekki wiaterek,
powierzc'nia morza pokrya si drobnymi zmarszczkami, dwie mewy z krgymi
gardzio/kami koysay si na $aac', uega#c !ywioowo rytmowi morza.
3yobraziem sobie, #ak przy#emno sprawia im wie!o wody, opywa#ce#
ic' brzuszki. %bserwowaem #e i myaem< =%to godna naadowania droga , wyczu
rytm natury i u$nie, mu uega>.
Zorba z#awi si po upywie godziny. Z zadowoeniem gaska wsy.
, Przezibia si biedaczka. 2ic powa!nego. Aimo !e #est 'eretyczk, przez
cay 3ieki 6ydzie& c'odzia na nocne moditwy, o$iarowawszy to na mo# intenc#.
2o i przezibia si. Postawiem #e# ba&ki, natarem dobrze oiw z wieczne# ampki,
daem szkaneczk rumu i #utro #u! bdzie zdrowa #ak ryba. 6a szkapa swo# drog
196
#est zabawna. 6rzeba byo sysze, #ak gruc'aa niczym gobica, kiedy # nacieraem,
a prawd m)wic , askotaem.
, 0e# zdrowie5 Beby #e# diabi tak szybko nie wzii5 , powiedzia z czuoci.
Przez czas #aki #edimy i piimy w miczeniu. 3iatr przynosi z dai namitne
niby brzczenie pszcz) d7wiki iry. 2a tarasac' -'rystus #eszcze zmartwyc'wstawa,
a wiekanocne #agni i packi przeistaczay si w pieni miosne. ?dy Zorba na#ad si
#u! i napi do syta, nastawi woc'ate uc'o<
, 4ira... , mrukn. , 2a wsi ta&cz5
Zerwa si nage, wino uderzyo mu do gowy.
, Powiedz, daczego siedzimy tu nastroszeni #ak sowy. , krzykn. ,
-'od7my pota&czy5 2ie szkoda #agnicia. Pozwoisz, aby si obr)cio w naw)z.5
-'od7my5 2iec' si przemieni w taniec i piosenk5 Zorba zmartwyc'wsta5
, Zorba5 6y idioto5 Poczeka#5 %szaae.
, +owo 'onoru, sze$ie, osobicie mi na tym nie zae!y, ae !a mi #agnicia,
pisanek, wiekanocnyc' pack)w i twarogu ze mietan. Przysigam, !e gdybym si
napc'a tyko c'ebem i oiwkami, powiedziabym< =-zas spa, nic mi po zabawie5
Przecie! to oiwki i c'eb , nic nadzwycza#nego>. 8e szkoda byaby ogromna, gdyby
takie smaczne kski poszy na marne5 -'od7my uczci Zmartwyc'wstanie, sze$ie5
"zisia# nie mam 'umoru, id7 sam i ta&cz za nas obu5
Zorba c'wyci mnie za rami i d7wign w g)r<
, -'rystus zmartwyc'wsta#e, c'opcze5 Cc', gdybym mia two#e ata5
4eciabym wszdzie na zamanie karku , robota, kobieta czy wino5 2ie babym si
ani diaba, ani (oga5 %t, czym #est modo5
, 0agnitko przez ciebie przemawia, Zorba5 Zdziczao, zmienio si w wika5
, A)# drogi, 0agnitko przemienio si w Zorb i m)wi ci, !e to Zorba gada5
Posuc'a#, a potem mo!esz mnie zwymya. 0estem +indbadem Begarzem nie
datego, !e przewdrowaem kawa wiata, wcae nie5 8e datego, !e kradem,
zabi#aem, kamaem i spaem z mn)stwem kobiet. Zamaem wszystkie przykazania.
;e ic' byo. "ziesi. +zkoda, !e nie wice#< dwadziecia, pidziesit, sto5
Podeptabym wszystkie5 8 #ednak #ei istnie#e ()g, wcae nie ukn si stan przed
#ego obiczem, kiedy nade#dzie czas. 2ie wiem, #ak to powiedzie, !eby zrozumia.
3yda#e mi si zreszt, !e to wszystko nie ma !adnego znaczenia. -zy ()g zni!yby si,
aby obdarzy zainteresowaniem #akie tam ziemskie robaki i sporzdza rac'unek z
ic' !ycia. ; #eszcze denerwowa si, robi sobie z krew tyko datego, !e postpio si
197
zdro!nie z robakiem/samiczk, nae!c do ssiada, ub !e z#ado si kawaeczek
misa w 3ieki Pitek5 Precz z wami, obudne kec'y5
, Zgoda, Zorbo , rzekem, !eby go rozzoci. , Zgoda, ()g nie pyta, co
#ade, pyta #ednak, co robie5
, 8 #a ci m)wi, !e nawet nie wspomni o tym5 =+kd wiesz, durny Zorbo.> ,
zapytasz. 3iem z pewnoci, bo gdybym, da#my na to, mia dw)c' syn)w< #ednego
posusznego, gospodarnego, oszczdnego, bogobo#nego, a drugiego utrac#usza,
kobieciarza i otra nie iczcego si z prawem, bez wa'ania posadzibym obu przy
swoim stoe. 8e nie wiem, daczego serce oddabym drugiemu. Ao!e datego, !e
byby podobny do mnie. 8 kto ci powiedzia, !e nie #estem stworzony bardzie# na
obraz i podobie&stwo (oga ni! pop +te$anos, kt)ry dnie i noce spdza na moditwie i
ciuaniu grosza.
()g odda#e si zabawie, zabi#a, popenia zdro!ne uczynki, koc'a, pracu#e, goni
za tym, co nieuc'wytne , zupenie #ak #a. 0e to, co ubi, wybiera kobiet, #ak zec'ce.
3idzisz, na przykad, przec'odzc tu! obok pikn #ak 7r)dana woda dziewczyn i
two#e serce wzbiera uczuciem. 8 tu nage ziemia rozstpu#e si i dziewczyna znika.
"okd posza. Kto # wzi. 0ei bya cnotiwa, m)wi si< =()g # powoa do siebie>,
#ei wystpna< =Porwa # diabe>. 8 #a, sze$ie, m)wi i bd ci to nieustannie
powtarza< ()g i diabe s #ednym i tym samym5
Aiczaem, zagryza#c wargi, aby powstrzyma cisncy mi si na usta krzyk. -o
mia wyra!a. Przeke&stwo, rado, rozpacz czy wyzwoenie. Zorba wzi ask,
wo!y zawadiacko na bakier czapk, spo#rza na mnie ze wsp)czuciem , tak mi si
przyna#mnie# wydao , i przez c'wi porusza wargami, #akby c'cia co doda. 2ie
powiedzia #ednak nic, tyko ruszy szybko w stron wsi.
3 wiete zac'odzcego so&ca widziaem #ego ogromny cie&, porusza#cy si
po kamieniac'. 3ymac'iwa ask. +tpanie #ego o!ywiao cae wybrze!e. Przez
pewien czas wyt!aem suc', owic odgos #ego cic'ncyc' powoi krok)w. 2age
zrozumiaem, !e pozostaem sam, i skoczyem na r)wne nogi. "aczego. 8by i.
"okd. 2ie wiedziaem. A)# umys nie pod# !adne# decyz#i. 6o tyko ciao samo
poderwao si w g)r. 6o ono postanawiao, nie pyta#c mnie o zdanie.
, 2aprz)d5 , powiedziao, #ak gdyby rozkazu#c.
+zedem prosto do wsi szybkim i stanowczym krokiem. %d czasu do czasu
przystawaem, !eby odetc'n wiosennym powietrzem. Ziemia pac'niaa
rumiankiem, w miar #ak zbi!aem si do sad)w, otaczaa mnie wo& kwitncyc'
198
drzew cytrynowyc', pomara&czowyc' i aurowyc'. Po zac'odnie# stronie nieboskonu
rozpocza #u! sw)# taniec pierwsza wieczorna gwiazda.
=Aorze, kobieta, wino, twarda praca , szeptaem mimo woi sowa Zorby. ,
Aorze, kobieta, wino, twarda praca5 *zuci si na zamanie karku w prac, wino,
mio, nie ka si (oga ani diaba... %to co znaczy modo5> Powtarzaem te sowa,
#akbym c'cia doda sobie otuc'y, i szedem dae#.
3 pewne# c'wii zatrzymaem si nage, #akbym #u! dotar do ceu. "okd.
*oze#rzaem si. Zobaczyem sad wdowy. Za trzcinowym potem i koczastymi
akac#ami sodki gos kobiecy nuci #ak meodi. Zbi!yem si i rozsunem trzciny.
Pod drzewem pomara&czowym staa kobieta ubrana w czarn wydekotowan sukni
i piewa#c obcinaa ukwiecone gazki. 3 mroku nia bie #e# wp)obna!onyc'
piersi.
3strzymaem oddec'. =2iebezpieczna bestia , pomyaem. , 3ie o tym, !e
#est niebezpieczna5 0akimi nieszczsnymi, szaonymi, nieodpornymi istotami s
wobec nie# m!czy7ni5 0ak niekt)re owady, #ak #e# imienniczka Gczarna wdowaH, #ak
modiszka, #ak pewien gatunek pa#k)w , i ona !aroczna, nienasycona, musi w
ko&cu po!re swego samca5>
-zy!by wdowa wyczua mo# obecno. 2age przerwaa swo# piosenk i
obe#rzaa si. +po#rzenia nasze skrzy!oway si na mgnienie kr)tsze ni! byskawica.
2ogi ugiy si pode mn, #akbym za trzcinowym potem u#rza tygrysic...
, Kto tam. , zapytaa stumionym gosem.
2arzucia c'ustk i zasonia pier, #e# twarz spoc'murniaa.
-'ciaem ode#, ae sowa Zorby zawadny nage moim sercem. %dzyskaem
siy. =Aorze, kobieta, wino...>
, 6o #a , odparem, , 0a, otw)rz5
Zaedwie wym)wiem te sowa, ogarn mnie k. Zn)w zapragnem std
uciec, ae wstyd powstrzyma mnie od tego.
, Kim #este.
Zrobia krok naprz)d, krok powony, ostro!ny, bezszeestny. 3ycigna szy# i
przymru!ya oczy, !eby m)c epie# widzie, i nac'yona do przodu postpia #eszcze
#eden krok, #akby si cza#c.
2age #e# twarz po#aniaa... 3dowa koniuszkiem #zyka zwi!ya wargi.
, +ze$. , zapytaa agodnie#szym gosem.
Zrobia #eszcze #eden krok i przystana, #akby gotowa do skoku.
199
, +ze$. , zapytaa guc'o.
, 6ak.
, -'od75
(y #u! biay dzie&. Zorba wr)ci i siedzia przed barakiem. Zapatrzony w
morze, pai papierosa, #ak gdyby czeka na mnie.
?dy tyko przyszedem, podni)s gow i wpatrzy si we mnie. 2ozdrza #ego
drgay #ak u go&czego psa, wycign szy#, zaczerpn tc'u i wszy. 2age #ego twarz
za#aniaa, #akby wyczu zapac' wdowy. 3ono powsta, zamia si ca gb i
wycign do mnie ramiona<
, Ao#e bogosawie&stwo5 , rzek.
Poo!yem si i zamknem oczy, suc'aem spoko#nego, podobnego do rytmu
koysanki oddec'u morza i czuem, !e wznosz si na #ego $ai. ; tak sodko koysany
pogr!yem si w drzemk. Przynia mi si czarna obrzymka siedzca w kucki na
ziemi. 3ygdaa #ak gigantyczna stara witynia z granitu. Kr!yem z kiem wok)
nie#, szuka#c wr)t. 3zrostem edwo sigaem wiekiego paca #e# stopy.
2iespodziewanie, gdy mi#aem #e# pit, u#rzaem czarn bram podobn do pieczary i
usyszaem gruby rozkazu#cy gos<
, -'od75
; wszedem.
%koo poudnia obudziem si. Promienie so&ca, kt)re wtargny przez okno,
zatopiy w zocie pocie i z tak si odbi#ay si w zawieszonym na cianie usterku, i!
zdawao si, !e roztrzaska# #e na tysic kawak)w.
Przypomniaem sobie sen o pot!ne# Aurzynce. Aorze szemrao, przymknem
oczy i wydawao mi si, !e #estem szcziwy. -iao mo#e przenikao uczucie ekkoci i
zaspoko#enia. (yo niby zwierz, kt)re zowiwszy zdobycz, teraz obizu#e si po nie#,
grze#c si na so&cu. Umys wypoczywa r)wnie syty #ak ciao. Zdawa by si mogo,
!e na drczce go pytania znaaza si cudownie prosta odpowied7.
-aa rado, wynika#ca z minione# nocy, wypywaa z na#gbszego wntrza
mo#e# istoty, rozewaa si szeroko i zraszaa geb, z kt)re# powstaem. 4e!c z
zamknitymi oczami, miaem uczucie, !e sysz trzask skorupy, z kt)re# wykuwa si
rosnc mo#a #a7&. 3czora#sze# nocy stwierdziem nieodparcie, !e dusza te! #est
ciaem, mo!e bardzie# otnym, bardzie# prze#rzystym i swobodnie#szym, ecz #ednak
ciaem. ; !e ciao #est dusz, mo!e bardzie# senn, strudzon wdr)wk dugimi
200
drogami, obarczon ci!kim dziedzictwem, ae dusz, kt)ra w przeomowyc'
c'wiac' budzi si, m!nie#e i rozpociera szeroko #ak skrzyda wszystkie swo#e pi
zmys)w.
Poczuem, !e pada na mnie #aki cie&. %tworzyem oczy< w drzwiac' sta Zorba
i spogda na mnie z zadowoeniem.
, 1pi#, sze$ie5 1pi#, m)# c'opcze... , powiedzia cic'o z icie matczyn
czuoci. , "zisia# #eszcze #est dzie& wita, pi#5
, 3yspaem si #u! , odparem wsta#c.
, Zrobi koge/moge , rzuci rozemiany Zorba. , 3zmocni ci to.
(ez sowa pobiegem nad morze, skoczyem do wody, potem osuszyem si na
so&cu. 8e cige czuem sodki przenikiwy zapac' w nozdrzac', na wargac', na
opuszkac' pac)w. Zapac' kwiatu pomara&czowego czy oe#ku aurowego, kt)rym
kobiety na Krecie smaru# wosy.
3czora# wdowa zerwaa narcz kwitncyc' gazek z drzewa pomara&czowego,
by zanie #e wieczorem, gdy wieniacy ta&cz na pacyku w cieniu srebrnyc' topoi i
koci) #est pusty, przed otarz -'rystusa. %braz nad #e# )!kiem te! ozdobiony by
kwieciem pomara&czy, a spor)d niego wyzierao cierpice obicze Aadonny, o
wiekic' oczac' w ksztacie migda)w.
Zorba postawi obok $ii!ank z utartym !)tkiem, poo!y dwie du!e
pomara&cze i may wiekanocny pacek. Usugiwa mi bezszeestnie #ak matka
troszczca si o syna, kt)ry powr)ci z wo#ny. *zuci mi #eszcze #edno ciepe spo#rzenie
i odszed<
, 3bi# kika sup)w , powiedzia.
0adem spoko#nie, pogr!ony w basku so&ca i uczuciu $izyczne# rozkoszy,
#akbym unosi si na $aac' c'odnego, zieonego morza. 2ie c'ciaem dopuci, !eby
umys m)# zawadn t rozkosz i zme # w swyc' trybac', czynic z nie# my.
Pozwaaem, aby ciao od st)p a! do g)w oddawao si radoci #ak zwierz. -'wiami
tyko w uniesieniu podziwiaem cuda tego wiata wok) mnie i we mnie samym. =0ak
to #est. , m)wiem sobie. , 0ak to si dzie#e, !e wiat tak doskonae 'armonizu#e z
naszymi nogami, rkoma, onem.> Zn)w zamykaem oczy i mikem.
2age zerwaem si, wszedem do baraku i wziem rkopis poematu o
(uddzie. Ko&czyem go< (udda, e!c pod kwitncym drzewem, podni)sszy rk
rozkaza piciu !ywioom, z kt)ryc' by stworzony , ziemi, wodzie, ogniowi,
powietrzu i duc'owi , rozpyn si w nico.
201
2iepotrzebna mi #u! bya ta prze#mu#ca kiem posta. Ay o nie# nae!aa do
przeszoci. "obiega kresu mo#a su!ba (uddzie. ; #a podniosem rk, rozkazu#c mu
rozpyn si we mnie.
3 popiec'u, posugu#c si potg sowa, r)wn czarodzie#skiemu zakciu,
unicestwiaem #ego ciao, dusz, my... (ezitonie nabazgraem ostatnie sowa,
ostatni okrzyk , i czerwonym, grubym o)wkiem nakreiem swo#e nazwisko.
+ko&czyem.
*kopis zwizaem mocno grubym sznurem. "oznaem dziwne# radoci,
#akbym spta nogi i rce gro7nego wroga. (yo to zarazem uczucie, #akiego dozna#
udzie pierwotni, kiedy wi! ciaa swoic' ukoc'anyc' zmaryc', aby nie mogi wy#
z mogi i przeistoczy si w upiory.
Przybiega bosonoga dziewczynka w !)te# sukienczynie, ciska#c mocno w
rku czerwon pisank. +tana i spo#rzaa na mnie z przestrac'em.
, 8 wic. , zapytaem z umiec'em, aby # omiei. , -zego sobie !yczysz5
2abraa tc'u i zaszczebiotaa cieniutkim, zadyszanym gosikiem<
, &adame mnie przysya, !ebym ci powiedziaa, !e masz przy# do nie#. 4e!y
w )!ku, biedaczka. 6y #este Zorba.
, "obrze , odparem. , ;d.
3o!yem drug pisank w #e# pistk. Zacisna # i ucieka.
Podniosem si i ruszyem w drog. ?warne odgosy ze wsi dobiegay mnie
coraz wyra7nie# , sodki d7wik iry, okrzyki, wystrzay, witeczne pieni. ?dy
dotarem do pacyku, c'opcy i dziewczta zebrai si #u! pod wiosennym istowiem
topoi i przygotowywai do ta&ca. +tarcy, przygda#c si, siedziei dookoa na
awkac', wsparszy na swyc' askac' brody. Z tyu, nieco dae# za nimi, stany stare
kobiety. 3 koe tancerzy kr)owa synny irnik, Eanurios, z zatknit za uc'em
kwietniow r)!. 4ew rk podtrzymywa ir opart na koanie, praw pr)bowa
smyczka, ozdobionego dzwoneczkami o sinym d7wiku.
, -'rystus zmartwyc'wsta5 , krzyknem przec'odzc.
, Zaiste zmartwyc'wsta5 , odpowiedzia mi wesoy c')r mskic' i kobiecyc'
gos)w.
%brzuciem tancerzy szybkim spo#rzeniem< gibcy, dobrze zbudowani
modzie&cy w szerokic' szarawarac', z opasu#cymi gowy c'ustkami, kt)ryc' $rdze
spaday im na czoo i skronie niby wi#ce si pasma wos)w, i dziewczta ze sznurami
cekin)w na szy#ac', w biayc' 'a$towanyc' c'ustac', spoziera#ce na c'opc)w
202
ukradkiem spod spuszczonyc' rzs i niecierpiwice si w oczekiwaniu na taniec.
, "aczego nie raczysz pozosta z nami, sze$ie. , zapytao mnie kika gos)w,
ae przeszedem obok nic'.
&adame Fortens#a e!aa na swoim szerokim )!ku, #edynym sprzcie, kt)ry
pozosta #e# wierny. Poiczki #e# pony gorczk, kasze rozdziera pier.
2a m)# widok od razu westc'na pacziwie<
, 8 Zorba, kumie, Zorba....
, Zac'orowa< %d dnia, kiedy si rozc'orowaa, i on c'oru#e. 6rzyma two#
$otogra$i i patrzy na ni wzdyc'a#c.
, A)w... A)w #eszcze... , szepna biedna syrena, przymyka#c oczy ze
szczcia.
, Przysya mnie, abym zapyta, czy niczego ci nie trzeba... Przy#dzie sam
dzisie#szego wieczoru, c'ocia! edwo pow)czy nogami... 2ie mo!e znie rozki z
tob.
, A)w... A)w... A)w #eszcze...
, "osta depesz z 8ten , ubna suknia gotowa, wianek i panto$eki te!.
3ysano #e statkiem, ada dzie& nade#d... (iae woskowe wiece z r)!owymi
wstgami te!...
, A)w... A)w... A)w dae#...
8e szybko zmorzy # sen, oddec' sta si c'rapiwy, zacza ma#aczy. Pok)#
wypeniaa wo& wody koo&skie#, amoniaku i potu, przez otwarte okienko doatywa z
podw)rka ostry zapac' odc'od)w z kurnika i kr)iczyc' katek.
3staem, c'cc si wymkn po cic'u. Przy drzwiac' wpadem na Aimit'osa.
(y tego dnia w nowyc' butac' i w niebieskic' szarawarac'. Za uc'em mia zatknit
gazk bazyii.
, Aimit'osie , powiedziaem. , (iegni# do miasteczka i sprowad7 ekarza.
Aimit'os cign buty, !eby ic' nie zniszczy w drodze, i wsadziwszy pod
pac', ciska kurczowo.
, ;d7 do ekarza, pozdr)w go ode mnie i powiedz, !eby zaprzga koby i
niezwocznie przy#ec'a. Powiedz mu, !e madame #est ci!ko c'ora, przezibia si,
gorczku#e biedaczka i #est biska mierci. 6o wszystko, e5
, 0u! ec5
+pun w donie, kasn uradowany, ae nie rusza si z mie#sca. Patrzy na
mnie z umiec'em.
203
, Zmyka#, m)wi ci5
%n #ednak w daszym cigu nie rusza si, mrugn tyko okiem i umiec'n
si drwico.
, +ze$ie , powiedzia. , Zaniosem do twego domu butek per$um... 6o
prezent.
+ta #eszcze przez c'wi, czeka#c, a! go zapytam, kto mi #e przysya, #a #ednak
miczaem.
, 2ie c'cesz wiedzie, od kogo ten dar, sze$ie. , rzek c'ic'occ. ,
Powiedziaa, !eby skropi swo#e wosy, by piknie pac'niay.
, Aicz i e szybko5
Zarec'ota i spun w donie<
, Fop5 Fop5 , zawoa. , 3esoego 8eu#a5 , i znikn.
204
22.
3iekanocna zabawa pod topoami osigna sw)# szczyt. *e# wodzi !ywy,
mocny dwudziestoetni brunet z poiczkami pokrytymi pierwszym zarostem, nie
tknitym #eszcze brzytw. 3 wyciciu koszui widniaa #ego pier, pokryta gstym,
skrconym wosem. ?ow trzyma odc'yon do tyu, nogi dotykay ziemi ekko,
#akby $run. %d czasu do czasu rzuca spo#rzenie na kt)r z dziewczt, a wtedy na
#ego spaone# so&cem twarzy niy niepoko#co biaka oczu. Patrzyem na niego z
przy#emnoci, ae zarazem z przera!eniem.
3racaem od madame Fortens#i. +prowadziem #ak kobiet i prosiem, !eby
si ni za#a, a teraz, uspoko#ony, szedem popatrzy na ta&czcyc' Krete&czyk)w.
Zbi!yem si do wu#a 8nagnostisa i usiadem obok niego na awie.
, Kim #est ten c'wat, kt)ry re# wodzi w ta&cu. , spytaem go szeptem.
3u# 8nagnostis zamia si.
, 6en nicpo& #est #ak arc'anio, kt)ry owi dusze , rzek z uznaniem. , 6o
pasterz +y$akas. Przez cay rok pinu#e stada w g)rac' i tyko na 3iekanoc sc'odzi,
aby spotka si z ud7mi i pota&czy.
3estc'n.
, Cc', gdybym mia #ego modo5 , szepn. , ?dybym mia #ego modo,
sowo 'onoru, !e zdobybym szturmem Konstantynopo5
Aodzieniec potrzsn gow i wyda przecigy nieudzki okrzyk,
przypomina#cy gos #eenia na rykowisku.
, 0azda, Eanurios5 , krzykn. , ?ra# na po'ybe mierci5
1mier gina zawsze i zawsze odradzaa si na nowo #ak !ycie. Pod okrytymi
wiosenn zieeni drzewami , topoami, sosnami, dbami, patanami i wysmukymi
pamami , od tysicy at ta&cz i ta&czy bd #eszcze at tysice c'opcy z twarzami
poncymi po!daniem i dziewczta. -iaa ic' zmienia# si, obraca# w proc', z
powrotem cz si z ziemi, z kt)re# powstay, ae przyc'odz na ic' mie#sce wci!
nowi. + #ak wci! ten sam tancerz o tysicac' twarzy. Zawsze ma dwadziecia at.
0est niemierteny5
Aodzieniec podni)s rk, #akby c'cia podkrci wsa, ae nie znaaz go.
, ?ra# mi, c'opcze5 , krzykn znowu. , ?ra#, Eanuriosie, bo mnie rozsadzi5
4irnik pocign po strunac', ira d7wiczaa, zawt)roway #e# dzwonki.
205
8 modzieniec skoczy wysoko, trzykrotnie stukn obcasami w powietrzu i
zerwa bia c'ustk z gowy swego ssiada, stra!nika Aanoakasa.
, (rawo, +y$akasie5 , krzykni wszyscy c')rem, a dziewczta dr!c spuciy
wstydiwie oczy.
8e modzieniec nie patrzy na nikogo. 6a&czy teraz z 'amowanym ogniem,
oparszy ew rk na szczupyc', ae mocnyc' biodrac' i wbiwszy wzrok skromnie w
ziemi.
6aniec zak)ci nage stary kocieny 8ntruios. (ieg wznoszc rce do g)ry.
, 3dowa5 3dowa5 3dowa5 , woa zadyszany.
+tra!nik Aanoakas pierwszy przerwa taniec i podbieg do niego. Z pacu
wida byo koci) ozdobiony #eszcze mirtem i aurem. *ozoc'oceni tancerze
zatrzymai si, starcy d7wigni si z aw, Eanurios poo!y ir na koanac', wycign
zza uc'a kwietniow r)! i powc'a #.
, ?dzie ona #est, 8ntruiosie. , woai ogarnici zoci. , ?dzie.
, 3 kociee, ot, tyko co wesza ta ndznica z narczem kwiecia pomara&czy.
, -'opaki5 (iegniemy5 , wrzasn stra!nik i skoczy pierwszy.
3anie w te# c'wii wdowa stana na progu kocioa. Aiaa na gowie czarn
c'ust. Prze!egnaa si.
, 2dznica5 4adacznica5 Zbrodniarka5 , krzycza tum na pacu. , 0eszcze
ma czeno pokazywa si tuta#, ta zakaa nasze# wioski5
0edni ruszyi za stra!nikiem w stron kocioa, inni zaczi rzuca w ni z g)ry
kamieniami. 0eden tra$i # w rami. Krzykna przera7iwie i zasonia rkami twarz.
Kuc si, pr)bowaa uciec, ecz modzie&cy byi #u! przed bram prowadzc na
dziedziniec. Aanoakas wycign n)!.
3dowa co$na si, krzyczc rozpacziwie. Potyka#c si, pada#c i podnoszc
biega, aby sc'roni si w kociee. U we#cia sta #ednak stary AaIrantonis i miczc z
roz/krzy!owanymi ramionami zagradza #e# dostp do drzwi.
3dowa skoczya w ewo i przywara do wiekiego cyprysa, rosncego na
dziedzi&cu. 3 powietrzu zn)w wisn kamie&. 6ym razem uderzy # w gow,
zrywa#c czarn c'ust. 2a ramiona kobiety rozsypay si rozpuszczone wosy.
, 2a mio bosk5 2a mio bosk5 , #czaa wdowa i coraz mocnie#
obe#mowaa cyprys.
+to#ce rzdem na pacu dziewczta gryzy ko&ce biayc' c'ustek i c'ciwie
patrzyy. +taruc'y uczepione pot)w wrzeszczay przera7iwie<
206
, Zabi#cie #5 Zabi#cie # wreszcie5
Pierwsi dopadi #e# dwa# modzie&cy, szarpni, rozdziera#c czarn buzk i
obna!a#c nie!nobia pier. Krew z rany na gowie kobiety spywaa strumieniem na
czoo, poiczki i szy#.
, 2a mio bosk5 2a mio bosk5 , woaa ostatnim tc'em.
(roczca krew, biee#ca pier , wprawiy modyc' w sza. 3ycigni zza
pas)w no!e.
, +t)#cie , krzykn Aanoakas. , %na nae!y do mnie5
+tary AaIrantonis, sto#cy wci! na progu kocioa, podni)s rk. 3szyscy
znieruc'omiei.
, Aanoakasie , powiedzia z powag. , Krew twego kuzyna woa o pomst.
"okona# #e#5
Zeskoczyem z potu, na kt)ry si przedtem wspiem, i pobiegem do kocioa.
3 #akie# c'wii potknem si o kamie& i runem #ak dugi na ziemi. 3anie wtedy
mi#a mnie +y$akas. Poc'yi si, zapa mnie za kark #ak kota i postawi na nogi.
, 6o nie mie#sce da ciebie , rzek. , Zmyka#5
, 2ie !a ci #e#, +y$akasie, uitu# si5
?)ra rozemia mi si w twarz.
, 2ie #estem bab , powiedzia , !eby si itowa. 0estem m!czyzn5
; #ednym susem znaaz si na dziedzi&cu kocienym. Pobiegem za nim.
3szyscy teraz ciasno otoczyi wdow. Panowaa tak dawica cisza, !e syc'a
byo tyko zdyszany oddec' o$iary.
Aanoakas prze!egna si i zbi!y o krok. Podni)s n)!. +taruc'y uczepione
pot)w zawyy radonie, dziewczta zakryy oczy c'ustkami.
3dowa podniosa wzrok i na widok no!a byska#cego nad #e# gow #kna #ak
prowadzona na rze7 #a)wka. Uczepiona cyprysu wtuia gow midzy ramiona.
3osy #e# spyny ku ziemi, odsania#c nicy bie kark.
, 3zywam sprawiediwoci bo!e#5 , krzykn stary AaIrantonis i prze!egna
si.
8e w te# wanie c'wii da si sysze za nami siny gos.
, *zu n)!, morderco5
3szyscy odwr)cii si zaskoczeni. Aanoakas podni)s gow. Przed nim sta
Zorba, wymac'u#c wcieke rkami i krzycza<
, 2ie wstyd wam. (o'aterowie5 -aa wie zbiega si, by zamordowa #edn
207
kobiet5 +trze!cie si, bo okry#ecie 'a&b Kret5
, 6o nie two#a sprawa, Zorbo, nie wtrca# si do nas5 , rykn AaIrantonis i
zwraca#c si do siostrze&ca krzycza<
, Aanoakasie, w imi %#ca i +yna... Uderza#5
Aanoakas skoczy. 0ednym uderzeniem pici powai wdow na ziemi, opar
koano o #e# brzuc' i podni)s n)!.
8e Zorba byskawicznie c'wyci go za rk i usiowa wyrwa z nie# n)! drug
doni, owinit wiek c'ust.
3dowa ukka, pr)bu#c znae7 drog ucieczki, ae c'opi zatarasowai drzwi
kocioa i otoczyi dziedziniec, sta#c nawet na awac'. ?dy spostrzegi, !e c'ce uciec,
postpii krok naprz)d, zacienia#c krg.
6ymczasem Zorba, miczc, waczy zwinnie i z zimn krwi. +to#c w
drzwiac', obserwowaem to z trwog. 6warz Aanoakasa zsiniaa z wciekoci,
+y$akas i #aki pot!ny drab ruszyi mu z pomoc, #ednak Aanoakas, potoczywszy ze
zoci oczyma, krzykn<
, Precz5 -o$ni#cie si5 2iec' nikt nie odwa!y si zbi!y5
+koczy znowu z $uri na Zorb, uderza#c go gow niczym byk.
Zorba zaci w miczeniu wargi, #ak obcgami trzyma praw rk stra!nika,
uc'ya#c si to w ewo, to w prawo, by oc'roni przed ciosami gow. %szaay z
wciekoci Aanoakas rzuci si do przodu i c'wyciwszy zbami uc'o Zorby, szarpn
ze wszystkic' si. Popyna krew.
, Zorba5 , zawoaem przera!ony i rzuciem si na ratunek.
, Ucieka#, sze$ie5 , krzykn do mnie. , 2ie wtrca# si5
Zacisn pi i zada Aanoakasowi strasziwy cios w podbrzusze. Zdziczaa
bestia zostaa unieszkodiwiona. Zby rozwary si i puciy na p) odgryzione uc'o,
twarz Aanoakasa zszarzaa. 0ednym pc'niciem Zorba obai go na ziemi, wyrwa
mu n)! z doni i zama go na kamieniac'.
-'ust otar cieknc z uc'a krew i twarz zan potem. 3yprostowa si,
spo#rza dokoa nabiegymi krwi oczyma.
, 3stawa#5 -'od7 ze mn5 , zawoa do wdowy i ruszy w stron $urtki.
Kobieta wyprostowaa si, zebraa wszystkie siy i porwaa si do skoku. 2ie zd!ya.
+tary AaIrantonis rzuci si na ni z szybkoci byskawicy, przewr)ci # i trzykrotnie
owi#a#c wok) swe# pici #e# dugie wosy, #ednym ciciem odrba gow.
, 6en grzec' bior na swo#e sumienie5 , krzykn i rzuci gow o$iary na pr)g
208
kocioa.
Prze!egna si.
Zorba popatrzy wok) strasznym wzrokiem. +zarpn wsy tak sinie, !e
wyrwa kak. Podszedem do niego i u#em go za rami. Poc'yi si i spo#rza na
mnie. 2a #ego rzsac' bysny dwie wiekie zy.
, -'od7my, sze$ie5 , powiedzia zdawionym gosem. 6ego wieczoru nie wzi
ani ksa do ust.
, -o mnie ciska w garde , powiedzia. , 2ie przekn nic.
%bmy uc'o zimn wod, odkazi kawakiem waty zwi!onym w)dk i
obanda!owa. Potem siadszy na )!ku i ukrywszy gow w doniac', zaduma si
gboko.
4e!c na pododze oparty o cian, czuem ciepe zy, spywa#ce mi powoi po
poiczkac'. Umys m)# przesta pracowa, nie myaem o niczym. Pakaem #ak
dziecko pogr!one w gbokie# rozpaczy.
2age Zorba podni)s gow i wybuc'n. Zacz krzycze, wyra!a#c na gos
rozpacziwe uczucia, kt)re go nurtoway.
, A)wi ci, sze$ie, wszystko, co si dzie#e na tym wiecie, #est niesprawiediwe,
niesprawiediwe, niesprawiediwe5 0a, Zorba, ndzny robak, nagi imak, nie pogodz
si z tym5 "aczego ma# umiera modzi, a wraki udzkie cign sw)# !ywot dae#.
"aczego umiera# mae dzieci. Aiaem synka, mo#ego drogiego "imitrakisa, i
utraciem go, gdy mia trzy ata. 2igdy, nigdy , syszysz. , nigdy nie wybacz tego
(ogu5 2awet w dniu mo#e# mierci, #ei bdzie mia czeno stan przede mn5 0ei
#est naprawd (ogiem, powinien si wstydzi5 6ak, tak, wstydzi si stan twarz w
twarz ze mn, na#ndznie#szym ze imak)w, Zorb5
Usta #ego wykrzywi boesny grymas, krew znowu pocieka z rany. Zagryz
wargi, !eby nie krzycze.
, Poczeka#, Zorbo , uspoka#aem go. , Zmieni tyko opatrunek.
0eszcze raz obmyem uc'o w)dk, signem po e!ce na moim )!ku
per$umy, kt)re przysaa mi wdowa, i namoczyem wat.
, Per$umy o zapac'u kwiatu pomara&czy , rzek Zorba, wdyc'a#c c'ciwie
ic' wo&. , Pokrop mi wosy, o tak, bardzo dobrze5 ; wye# mi reszt na do&. 2o,
szybko5
%!ywi si. Patrzyem na niego zdumiony.
, 3yda#e mi si, !e wc'odz do ogrodu wdowy , powiedzia.
209
8e znowu targn nim !a.
, ;e czasu potrzeba , wyszepta , ie czasu, !eby ziemia moga stworzy takie
ciao5 Patrzc na ni czowiek mya< =8c', mie dwadziecia at5 ; pozosta tyko z
ni na opustoszae# ziemi5 Aie z ni dzieci, aby zn)w zaudni wiat5 2ie dzieci, ecz
istnyc' bog)w... 8 teraz...
Zerwa si. @zy zn)w nabiegy mu do oczu.
, 2ie wytrzymam, sze$ie5 Ausz c'odzi5 "wa czy trzy razy wspi si na g)r
i wr)ci, aby zmczy si c'o troc'. 8c', wdowo, c'ciabym wy z !au po tobie #ak
paczka !aobna5
3ypad na zewntrz, ruszy w stron g)ry i zaton w mroku.
Poo!yem si, zgasiem amp i od nowa zaczem , zgodnie ze swoim
ndznym, nieudzkim nawykiem , przetwarza rzeczywisto w abstrakc# i u#mu#c
#e# krwi, ciaa i koci, podciga # do og)nyc' po#, a! doszedem do tragicznego
stwierdzenia, !e to, co si stao, byo koniecznoci, i co wice#, !e zgadzao si z
'armoni wszec'wiata. 3 ko&cu znaazem o'ydn pociec'< Powinno si sta to, co
si stao.
Zamordowanie wdowy wstrzsno moim umysem, tym umysem, kt)ry od
kiku at wszystkie trucizny pr)bowa zamieni w mi)d. 4ecz za pomoc swo#e#
$iozo$ii odpyc'aem strasziw groz zdarzenia, spowi#aem #e w sztuczne obrazy i
czyniem niegro7nym. Podobnie pszczoy unieruc'amia# zgodniaego trzmiea, kt)ry
c'cia zrabowa im mi)d, obepia#c go woskiem.
Po kiku godzinac' wdowa spocza w me# pamici spoko#na, ekko
umiec'nita, przeksztacona w symbo. 0ak!e szybko otoczy # w moim sercu wosk.
Ay o nie#, nurtu#c m)# m)zg, nie bya #u! w stanie prze# mnie groz. "zisie#sze
strasziwe wydarzenie roztopio si w czasie i przestrzeni i stao si tym, czym $akty
ma#ce mie#sce w prastaryc' cywiizac#ac', a te z koei uto!samiy si z osem ziemi,
osy ziemi za rozpyny si w osac' wszec'wiata , i tak, wraca#c my do
wdowy, widziaem # ueg wszec'mocnym prawom, pogodzon ze swymi
mordercami, nieruc'om i pogodn.
-zas nabra da mnie waciwe# perspektywy< wdowa umara przed tysicami
at, w epoce cywiizac#i ege#skie#, a kdzierzawe dziewczta z Knossos , skonay
dzisie#szego ranka nad brzegiem tego umiec'nitego morza.
+en ogarn mnie tak, #ak zapewne kt)rego dnia zabierze mnie mier.
Aikko zapadem si w ciemno. 2ie wiedziaem nawet, kiedy i czy w og)e wr)ci
210
Zorba. *ano spotkaem go na g)rze, wrzeszczcego i urga#cego robotnikom.
3szystko, co zrobii, byo nie po #ego myi. Przepdzi trzec' udzi, kt)rzy mu si
sprzeciwiai, c'wyci sam kio$ i zacz w gstwie zaroi midzy skaami oczyszcza
mie#sce drwaom, cina#cym sosny. 0eden z nic' zamia si i co mrukn, Zorba
rzuci si na niego.
3ieczorem wr)ci wyczerpany, w porozdzieranym ubraniu i siad obok mnie
na pa!y. *ozmow zaczyna z oporami, ae gdy #u! rozwiza mu si #zyk, m)wi
tyko o drewnie, budowie, inac' i wgu #ak c'ciwy przedsibiorca, kt)ry pragnie za
cen spustoszenia okoicy osign na#wikszy zysk i ode#.
Kiedy w pewne# c'wii, bdc #u! spoko#ny i pogodzony z osem, wspomniaem
o wdowie, Zorba wycign swo# wiek ap i zasoni mi usta.
, Aicz5 , rozkaza stumionym gosem.
Umikem zawstydzony. ,,%t, co znaczy prawdziwy czowiek , m)wiem sobie,
zazdroszczc Zorbie #ego b)u. , -zowiek o gorce# krwi i twardyc' kociac', kt)ry
#ei cierpi, pozwaa pyn szczerym, gorcym zom, a #ei #est szcziwy, to odczuwa
rado nie wyrozumowan, nie przesian przez gsty, meta$izyczny przetak>.
6ak upyny trzy, cztery dni. Zorba pracowa bez wytc'nienia, bez
odpoczynku, #ada i napo#u. 2ik w oczac'. Kt)rego wieczoru powiedziaem mu, !e
(ubuina e!y #eszcze c'ora, bez pomocy ekarskie#, !e ma#aczc woa #ego imi.
Zacisn pi.
, "obrze , rzek.
2aza#utrz o wicie poszed do wioski i natyc'miast wr)ci.
, 3idziae #. , spytaem. , 0ak si czu#e.
Zorba zmarszczy brwi.
, 6o nie #est zwyka c'oroba , odpar. , %na umiera.
; ruszy szybkimi krokami w kierunku g)ry.
6ego wieczoru wzi ask i wyszed bez koac#i.
, "okd, Zorbo. , spytaem. , "o wioski.
, 2ie. 2a kr)tki spacer, zaraz wracam.
+zed wiekimi, zdecydowanymi krokami do wioski.
(yem zmczony, poo!yem si. Umysem pr)bowaem ogarn cay wiat,
wracay wspomnienia, osaczay mnie troski, my kr!ya wok) niedosi!nyc' idei, a!
zn)w spocza na Zorbie.
=0ei przypadkiem natknie si na Aanoakasa , myaem , ten
211
rozwcieczony krete&ski obrzym rzuci si na niego>. Podobno ostatnio zamkn si w
domu. 3stydzi si pokaza w wiosce i bez przerwy grozi, !e gdy dopadnie Zorby,
=zmiee go w zbac' #ak sardynk>. 3czora# za #eden z robotnik)w zobaczy go o
p)nocy kr!cego w pobi!u baraku. 0ei spotka# si dzi wiecz)r, nastpi masakra.
+koczyem na r)wne nogi, ubraem si i ruszyem szybko drog w kierunku
wsi. Pena czaru, wigotna noc pac'niaa dzik ewkoni. Po c'wii rozpoznaem w
mroku Zorb, kt)ry w)k si wono, #akby by zmczony. %d czasu do czasu
przystawa, spogda na gwiazdy, nasuc'iwa, potem przypiesza kroku i syszaem
uderzenia #ego aski o kamienie.
Zbi!a si #u! do ogrodu wdowy, powietrze nasycone tu byo woni kwiecia
cytrynowego i kapri$oium. 3 te# wanie c'wii por)d drzew pomara&czowyc'
zad7wicza gos sowika, czysty niby szmer 7r)dane# wody. 1piewa i piewa w
ciemnociac', a! zapierao dec' w piersiac'. Zorba nage zatrzyma si, przeszyty #ak i
#a bezmiernym urokiem te# pieni.
0ednoczenie trzciny tworzce ogrodzenie poruszyy si, a ostre icie
zastukotay niczym staowe kingi.
, Fe#, ty tam5 , 'ukn kto dziko. , 2areszcie ci mam, stary a#daku5
+kamieniaem. Poznaem ten gos.
Zorba postpi do przodu, uni)s ask i zn)w stan. 3 wiete gwiazd mogem
dostrzec wyra7nie ka!dy #ego ruc'.
Zza trzcinowego potu #ednym susem wyskoczy rosy c'op.
, Kto tam. , zawoa Zorba, wyciga#c szy#.
, 0a, Aanoakas.
, ;d7 swo# drog, wyno si5
, Z'a&bie mnie, Zorba5
, 6o nie #a ci z'a&biem, Aanoakasie, to os tak zrzdzi. Zmyka#, m)wi ci5
-zy nie wiesz, !e os #est epy.5
, 4os nie os, epy nie epy5 , zawoa Aanoakas, zgrzyta#c zbami. ,
Ausz zmy swo# 'a&b dzisie#szego wieczoru. Aasz n)!.
, 2ie, tyko ki# , odpar Zorba.
, ;d7, przynie sw)# n)!. 6u czekam na ciebie5 ;d75
Zorba nie rusza si.
, +trac' ci obecia. , zadrwi Aanoakas. , ;d7, m)wi ci5
, Po co mi n)!. , spyta Zorba, wpada#c w zo. , 2ie mam tu nic z nim do
212
roboty. Pamitasz, przy kociee ty miae n)!, #a nie. 8e c'yba nie7e sobie
radziem...
, Kpisz sobie ze mnie nawet, co. , rykn Aanoakas. , 8e zy czas obrae
na to5 0estem uzbro#ony, a ty nie5 Przynie n)!, wszawy Aacedo&czyku , i
zmierzymy si5
, %drzu n)!, a #a ask , i zmierzymy si5 , odkrzykn Zorba dr!cym z
wciekoci gosem. , 2o, wszawy Krete&czyku.
Zorba szybkim ruc'em ramienia odrzuci ask. +yszaem, #ak zaszeecia w
trzcinac'.
, *zu n)!5
Zbi!yem si cic'o na pacac'. 3 wiete gwiazd zd!yem uc'wyci wzrokiem
bysk no!a, kt)ry te! upad w trzciny.
Zorba spun w donie.
, 0azda5 , wrzasn i skoczy z rozpdu. 8e zanim zwari si zacietrzewieni,
skoczyem midzy nic'.
, +t)#cie5 , zawoaem. , Aanoakasie, Zorbo, nie wstyd wam5
Przeciwnicy wono zbi!yi si do mnie. -'wyciem praw rk ka!dego z nic'.
, Poda#cie sobie donie. %ba# #estecie dzienymi c'opcami. Przerwi#cie sp)r5
, %kry mnie 'a&b... , upiera si Aanoakas, pr)bu#c wyrwa rk.
, 2ie tak atwo ci z'a&bi , rzekem. , -aa wioska zna two#e mstwo,
zapomni# o tym, co zdarzyo si w)wczas przy kociee, bo stao si to w z godzin.
Przeszo, mino5 ; nie zapomina#, !e Zorba #est obcy, poc'odzi z Aacedonii, a
wiekim wstydem da Krete&czyka #est podnie rk na gocia... -'od7, oka!
prawdziwe mstwo, ucisnwszy mu do&. 8 potem p)#dziemy do baraku na szkank
wina i pieczon kiebas, by tym przypiecztowa zgod.
%b#em go wp) i odprowadziem na bok.
, %n #est #u! stary, biedaczysko5 , szepnem mu do uc'a. , 2ie godzi si,
!eby taki miody, siny #unak bi si z nim5
Aanoakas zmik<
, 2iec' bdzie , rzuci. , Uczyni to da ciebie5
Postpi krok w stron Zorby i wycign ci!k ap<
, -'od7, Zorbo5 , powiedzia. , -o byo, a nie #est, nie pisze si w re#estr. "a#
rk5
, Z!are mi kawa uc'a , rzek Zorba , ae niec' ci bdzie na zdrowie. Aasz
213
mo# rk5
1ciskai sobie rce dugo i mocno, coraz mocnie#... ; patrzyi na siebie... (aem
si, !e #ednak do#dzie do bitki.
, 6go ciskasz, #este siny c'op, Aanoakasie5 , przyzna Zorba.
, 6y te! nie7e. 1cini# #eszcze mocnie#, #ei potra$isz5
, +tarczy #u!5 , zawoaem. , -'od7my oba nasz przy#a7&.
+tanem midzy nimi, z prawe# strony miaem Zorb, z ewe# Aanoakasa.
*uszyimy w kierunku naszego wybrze!a.
, (d dobre zbiory w tym roku... , powiedziaem, c'cc zmieni temat. ,
Padao du!o deszcz)w.
Baden #ednak nie pod# rozmowy. -i!ar nie spad im #eszcze z piersi. -a
nadzie# pokadaem wic w winie. "otarimy do baraku.
, 3ita#, Aanoakasie, w naszyc' progac'5 , rzekem. , Zorba, nadziewa#
kiebas na ro!en i przygotu# co do picia.
Aanoakas siad na kamieniu przed barakiem. Zorba rzuci wizk c'rustu,
nadzia na ro!en kiebas i napeni po same brzegi trzy szkanki.
, Za wasze zdrowie5 , wzniosem toast. , 6wo#e zdrowie, Aanoakasie5
6wo#e zdrowie, Zorbo5 6rcie si5
6rcii si kieiszkami, Aanoakas ua kika krope wina na ziemi.
, 2iec' mo#a krew tak popynie #ak to wino , powiedzia uroczycie , niec'
tak popynie, #ei podnios na ciebie rk, Zorbo5
, 2iec' mo#a krew te! popynie #ak to wino , odpar Zorba, strca#c r)wnie!
par kropi na ziemi , #ei nie zapomniaem #u! o uc'u, kt)re mi odgryze,
Aanoakasie5
214
23.
2ad ranem Zorba siad, budzc mnie, na )!ku i zapyta<
, 1pisz, sze$ie.
, -o si stao, Zorbo.
, Aiaem sen, dziwny sen. 3kr)tce, zda#e si, czeka nas podr)!. Posuc'a#, a
umie#esz si. 3 naszym porcie zna#dowa si wieki #ak miasto statek, sta pod par,
got)w do drogi. Przybiegem z wioski, trzyma#c na rku papug. "opadam statku,
wspinam si na pokad, a tu nadc'odzi kapitan i woa< =(iet, prosz5> =;e pac.> ,
pytam i wy#mu# z kieszeni gar papierowyc' banknot)w. =6ysic drac'm>. =8 nie
starczy osiemset.> =2ie, tysic>. =Aam tyko osiemset, bierz #e5> =6ysic, ani grosza
mnie#5 0ei nie masz, wyno si std, ae #u!5> *ozzociem si. =Posuc'a#, kapitanie
, m)wi. , (ierz w swoim wasnym interesie osiemset, bo mog si obudzi, stary, i
wtedy stracisz wszystko5>
Zorba wybuc'n miec'em.
, 3idzisz, #ak dziwn maszyn #est czowiek. Paku#esz w ni c'eb, wino,
ryby, rzodkiewki, a wyc'odz z nie# westc'nienia, miec', sny. -aa $abryka5 3
naszyc' gowac' mieci si zapewne takie kino, co gada.
2age Zorba wyskoczy z )!ka.
, 8e skd papuga. , zaniepokoi si. , -o to znaczy, !e niosem papug.
%#e#, bo# si, !e...
2ie doko&czy zdania, bo do baraku wpad #ak szaony #aki niski, rudowosy
posaniec, ci!ko dyszc.
, 2a ito bosk5 (iedna madame woa o ekarza5 Umiera5 A)wi, !e umiera,
tak wanie< umiera i !e wy bdziecie # mie na sumieniu5
Zawstydziem si. 3 tym caym zamieszaniu, #akie sprawio zamordowanie
wdowy, zapomnieimy zupenie o stare# przy#aci)ce.
, -ierpi, biedaczka , cign z 'umorem rudzieec. , Kasze tak, a! cay
skepik si trzsie. 6ak, tak, kasze oim gosem, a! trzsie si caa wioska5
, 2ie mie# si5 , krzyknem. , Aicz5
3ziem skrawek papieru i napisaem na nim kika s)w.
, Zanie szybko ten ist ekarzowi i nie wraca#, dop)ki nie zobaczysz na wasne
oczy, #ak zaprzga koby5 +yszysz. (iegni#5
215
-'wyci ist, wcisn za pas i #u! go nie byo.
Zorba ubiera si szybko, bez sowa.
, Poczeka#, p)#d z tob , rzekem.
, 1piesz si, piesz... , odpar i ruszy do wioski.
3kr)tce i #a zd!aem t sam drog. %pustoszay ogr)d wdowy wci!
roztacza czarown wo&. Aimit'os siedzia przed domem, skuony #ak zbity, zdziczay
pies. +c'ud, oczy mu zapady i pony gorczk. %be#rza si, dostrzeg mnie i
podni)s kamie&.
, -o tu robisz, Aimit'osie. , zapytaem, obrzuca#c smutnym spo#rzeniem
ogr)d. %wadno mn wspomnienie ciepyc' obe#mu#cyc' mnie ramion... 3
powietrzu unosia si wo& kwiecia pomara&czowego i aurowego oe#ku. Zn)w
u#rzaem, #ak w mroku ni #e# pikne czarne oczy, #ak byszcz wypoerowane iciem
orzec'a zby, ostre i nieskazitenie biae.
, "aczego mnie o to pytasz. , warkn Aimit'os. , %de#d75 Za#mi# si
swoimi sprawami5
, -'cesz papierosa.
, Przestaem pai. 3szyscy #estecie podi5 3szyscy5 3szyscy5 3szyscy5
Urwa zdyszany, #akby szuka odpowiedniego okreenia i nie m)g go znae7.
, Podi... 2iegodziwcy... @garze... Aordercy5
Znaaz waciwe sowo i podskoczy, kasnwszy w donie, #akby odczu ug.
, Aordercy5 Aordercy5 Aordercy5 , wrzeszcza piskiwym gosem, mie#c
si do rozpuku. Poczuem, !e serce mi si ciska.
, Aasz rac#, Aimit'osie5 Aasz rac#5 , szepnem i ruszyem spiesznie dae#.
3c'odzc do wioski u#rzaem starego 8nagnostisa, kt)ry wsparty na asce
przygda si z uwag dwom !)tym motyom trzepoccym si nad wiosenn traw.
6eraz na staro, kiedy nie gnbiy go #u! myi o gospodarstwie, !onie i dzieciac',
mia czas na ogdanie wiata obo#tnym wzrokiem. +postrzegszy na ziemi m)# cie&,
podni)s natyc'miast gow<
, 0akie wiatry przygnay ci tu o tak wczesne# porze. , zapyta.
8e widzc niepok)# na mo#e# twarzy, nie czeka na odpowied7, tyko doda<
, Popiesz si, m)# synu. 2ie wiem, czy zastaniesz t biedaczk przy !yciu5
2a#wiernie#szy sprzt Fortens#i , szerokie o!e, wysunite na rodek pokoiku,
wypenio go bez reszty. U wezgowia z penym mioci niepoko#em poc'yaa si nad
ni #e# g)wna doradczyni , papuga w zieonym $raczku i !)te# czapeczce, o
216
okrgyc' zoiwyc' oczac'. +pozieraa z g)ry na #czc, zo!on niemoc pani i
przec'yaa udzk niema gow, !eby epie# sysze.
2ie, nie, to nie byy tak dobrze #e# znane miosne westc'nienia, czue, gobie
gruc'ania czy askotiwe mieszki... Pot spywa#cy odowatymi kropami po twarzy
pani, nie umyte, rozczoc'rane wosy, kosmykami przyepione do skroni, konwusy#ne
ruc'y , wszystko to widziaa papuga po raz pierwszy i zaniepokoia si... Pr)bowaa
zawoa< =-anaIaro5 -anaIaro5>, ecz nie moga doby gosu ze cinite# krtani.
0e# biedna pani #czaa, zwide, pomarszczone rce szarpay kodr. 2ie
umaowana, z obrzk twarz, pac'niaa kwanym potem i psu#cym si misem.
+pod )!ka wystaway #e# rozdeptane, wykrzywione panto$e, na widok kt)ryc'
ciskao si serce. +prawiay #eszcze bardzie# przygnbia#ce wra!enie ni! ic'
wacicieka.
Zorba siedzcy u wezgowia c'ore# patrzy na panto$eki, nie m)g oderwa od
nic' wzroku, zaciska wargi, !eby zdusi kanie. 3szedem, stanem za nim, ae on
mnie nie zauwa!y.
2ieszczsna oddyc'aa z trudem, dusia si. Zorba zerwa z gwo7dzia kapeusik
ozdobiony sztucznymi r)!ami i wac'owa #. Porusza szybko i niezrcznie swo#
wiek doni, #akby roznieca ogie&, kt)ry nie c'ce si # mokrego paiwa.
&adame otwara oczy i roze#rzaa si dookoa z przera!eniem. Przez otacza#c
# ciemno nie moga do#rze nikogo, nawet Zorby porusza#cego #e# kapeusikiem
ozdobionym sztucznymi kwiatami. 3szec'ogarnia#cy mrok wypeniy unoszce si z
ziemi bkitne opary, kbice si i zmienia#ce sw)# ksztat. *az wygday #ak
rozwarta paszcza, raz #ak szponiaste apy, a raz , #ak czarne skrzyda.
(iedaczka wpia si paznokciami w brudn, popamion od ez, iny i potu
poduszk i zakrzykna gono<
, 2ie c'c umiera5 2ie c'c5
6ymczasem, usyszawszy o #e# stanie, przybiegy dwie paczki ze wsi. 3izny
si do poko#u i siady na pododze, oparszy si pecami o cian.
Papuga dostrzega #e swym okrgym okiem, rozzocia si, wycigna szy# i
krzykna< =-anaI...>, ecz Zorba ze zoci wycign w stron katki rk i papuga
zamika.
Znowu rozego si rozpacziwe woanie<
, 2ie c'c umiera5 2ie c'c5
3 drzwiac' po#awii si dwa# niadzi c'opcy, przy#rzei si c'ore#, z
217
zadowoeniem mrugni do siebie znaczco, po czym znikni, a na podw)rzu rozego
si gdakanie i trzepotanie skrzydami, #akby kto poowa na kury.
Pierwsza paczka, stara Aaamatenia, zwr)cia si do swo#e# towarzyszki<
, 3idziaa ic', ciotko 4enio. 3idziaa, #ak tym godomorom spieszno
ukrci eb kurom, !eby #e sc'rupa. 2icponie z cae# wsi zbiegy si na podw)rko,
zaraz zaczn rabunek5 , a zwraca#c si w stron miertenego o!a dodaa
niecierpiwie< , Umiera# no szybcie#, stara5 Popiesz si5 Ay te! c'cemy co mie z
tego5
, 0ei mam ci powiedzie prawd , rzeka ciotka 4enio, ciga#c wskie,
bezzbne usta. , 0ei mam ci powiedzie na#szczersz prawd, matko Aaamatenio,
to oni ma# rac#5 =0ei c'cesz #e , kradni#, #ei c'cesz co mie , rabu#> , radzia
mi mo#a nieboszczka matka. %dprawmy raz/dwa swo#e amenty, a zd!ymy c'wyci
gar ry!u, troc' cukru, #aki garnuszek , i bdziemy mogy bogosawi #e# pami.
Przecie! ona nie ma dzieci ani krewnyc', kt)! wic z#e kury i kr)iki. Kto wypi#e
wino. Kto odziedziczy te wszystkie nici, grzebienie, cukierki. Powiem ci szczerze,
matko Aaamatenio, niec' mi ()g wybaczy, ae mam oc'ot zabra, co si da5
, Poczeka#, mo#a mia, nie piesz si tak , rzeka Aaamatenia, c'wyta#c
swo# towarzyszk za rk. , Przysigam ci, !e c'c tego samego, ae pozw) #e#
na#pierw wyzion duc'a5
6ymczasem umiera#ca szukaa czego nerwowo pod poduszk. 6eraz, w
obiczu niebezpiecze&stwa, wycigna ze swego ku$ra krucy$iks z biae#, nice# koci
i umiecia obok siebie na )!ku. %d wieu at spoczywa zapomniany gboko na dnie
ku$ra wr)d podartyc' nocnyc' koszu i aksamitnyc' gagan)w, sc'owany na
wypadek ci!kie# c'oroby, #ak gdyby -'rystus mia by ekiem, kt)ry dopokd si
dobrze !y#e, pi#e i koc'a do woi , #est bezu!yteczny.
6eraz znaaza po omacku krucy$iks i przycisna do spoconyc' piersi.
, A)# 0ezusku... A)# 0ezusku na#miszy... , szeptaa, tuc namitnie do ona
ostatniego koc'anka.
Erancuskie i greckie sowa czyy si w penym uczucia i patosu woaniu.
Papuga usyszaa #e, wyczua zmian tonu i przypomniawszy sobie minione
nieprzespane noce, podskoczya radonie<
, -anaIaro5 -anaIaro5 , zapiaa oc'rypym gosem, #akim kogut wita
wsc'odzce so&ce.
Zorba tym razem nie pr)bowa #e# uciszy, spogda na paczc i cau#c
218
krucy$iks kobiet, kt)re# zniszczona twarz nabraa nage wyrazu wiekie# sodyczy.
%twary si drzwi i wszed na pacac' stary 8nagnostis, trzyma#c czapk w
rku. Zbi!y si do c'ore#, poc'yi i ukk.
, %dpu mi, pani, mo#e winy , powiedzia , a ()g odpuci ci two#e. 3ybacz,
#ei kiedy m)wiem do ciebie w zoci. 0estemy przecie! tyko ud7mi5
8e Fortens#a e!aa teraz spoko#nie, pogr!ona w niewysowione# bogoci, i
nie syszaa s)w starego 8nagnostisa. 3 niepamici utony wszystkie #e# cierpienia
, ndzna staro, drwiny, bezitosne sowa, #akimi # obrzucano, smutne wieczory,
kiedy siedziaa na pustym ganku i robia na drutac' grube skarpety #ak prosta,
poczciwa, powa!na kobiecina, ona, wytworna pary!anka, niezwyci!ona uwodzicieka,
przed kt)r na koana padai cztere# mocarze i kt)r pozdrawiay cztery wiekie $oty5
Aorze #est niepokaanie bkitne, pitrz si spienione $ae, koysz pywa#ce
$ortece, na drzewcac' trzepoc wieobarwne $agi, zapac' sma!onyc' ryb morskic' i
kuropatw piekcyc' si na ro!nie unosi si w powietrzu, poda# #e# mro!one owoce w
r!nityc' krysztaowyc' kompotierac'. +trzea# korki szampana.
(rody< czarna, kasztanowa, szpakowata i bond, cztery rodza#e zapac')w ,
woda koo&ska, $ioki, pi!mo i paczua. "rzwi kabiny zamyka# si, opada ci!ka
zasona, zapaa# si wiata , Fortens#a przymyka oczy. A)# (o!e, czy cae to !ycie
wypenione mioci, cae !ycie pene cierpie&, nie byo tyko c'wi.
Przec'odzi z #ednyc' koan na drugie, obe#mu#e 'a$towane zotem buzy,
zanurza pace w gstyc', per$umowanyc' brodac'. 2ie przypomina sobie imion, tak
#ak #e# papuga pamita tyko #edno< -anaIaro, poniewa! by na#modszy i tyko to
#edno imi papuga potra$ia wym)wi. ;nne, zbyt trudne, utony w niepamici.
Fortens#a westc'na gboko i mocnie# przytuia krucy$iks do ona.
, A)# -anaIaro... A)# na#miszy -anaIaro... , ma#aczya, tuc krzy! do
mokryc' od potu, obwisyc' piersi.
, Zaczyna traci przytomno , szepna ciotka 4enio. , Pewnie zobaczya
swego 8nioa +tr)!a i przerazia si... *ozwi!my c'usty i pode#d7my.
, ()# si (oga5 , zawoaa Aaamatenia. , Aamy # opakiwa za !ycia.5
, Ao#a matko Aaamatenio , guc'o warkna ciotka 4enio. , 6rzeba
pomye o #e# ku$rac', biei7nie, o towarac' w skepiku i kurac', i kr)ikac'. 6y
gdzisz mi tu o czekaniu, a! odda duc'a5 6ymczasem kto pierwszy, ten epszy5
Powiedziawszy to, zerwaa si energicznie na nogi, a za ni ruszya #e#
towarzyszka. *ozwizay czarne c'usty, rozpuciy rzadkie siwe wosy i wczepiy si w
219
krawd7 )!ka. Pierwsza daa sygna do amentu ciotka 4enio, wydobywa#c z siebie
ostry, prze#mu#cy krzyk<
, ;iii5
Zorba zerwa si, c'wyci obie staruc'y za wosy i odrzuci do tyu.
, Zamkn gby, stare sroki5 , krzykn, , -zy nie widzicie, !e ona #eszcze
!y#e.
, +tary idiota5 , #azgotaa Aaamatenia, zawizu#c na powr)t c'ust. , +kd
go u diaba tu przynioso, tego przybd5
Fortens#a, zmczona !yciem syrena, usyszaa przera7iwy krzyk paczki.
-zaru#ca wiz#a rozproszya si. +tatek admiraa poszed na dno, znikny misiwa z
ro!na, szampan i per$umowane brody, a ona zn)w e!aa na swoim o'ydnym
miertenym o!u gdzie na kra&cu wiata. Pr)bowaa unie si, #akby szuka#c
ucieczki, ae opada i zawoaa z cic' skarg<
, 2ie c'c umiera... 2ie c'c...
Zorba poc'yi si nad ni, dotkn swo# wiek, stwardnia doni #e#
rozpaonego czoa i odgarn z twarzy mokre od potu wosy. 0ego ptasie oczy
napeniy si zami.
, -ic'o, cic'o, mo#a poczciwino , wyszepta. , 0a tu #estem. 0a, Zorba. 2ic
si nie b)#5
; oto od #ednego dotknicia widzenie wr)cio i #ak ogromny moty kooru
morza ogarno swymi skrzydami )!ko. Kona#ca c'wycia wiek do& Zorby,
wycigna powoi rami i ob#a #ego poc'yon szy#. 0e# wargi poruszyy si<
, A)# -anaIaro... %, m)# na#miszy -anaIaro... Krucy$iks zeizn si z
poduszki, upad na podog i rozbi si w kawaki. Z podw)rza doc'odzi mski gos<
, Kad7 kur, m)wi ci, woda si zaraz zagotu#e5 +iedziaem w kcie i w moic'
oczac' wci! wzbieray zy. 6o #est wanie !ycie , r)!nobarwne, nieskadne,
obo#tne, przewrotne. -i prymitywni krete&scy c'opi, otacza#cy star, przyby tu z
drugiego ko&ca wiata piewaczk kabaretow, przygda# si #e# konaniu z tak
pierwotn radoci, #akby ona nie bya istot udzk, #akby patrzyi na wiekiego,
egzotycznego, barwnego ptaka, kt)ry spad na ic' wybrze!e i e!y ze zamanym
skrzydem. +tara pawica, stara kotka, stara tusta $oka...
Zorba deikatnie wyizn si z ucisku Fortens#i, wsta pobady, otar oczy
wierzc'em doni. Patrzy na c'or, ecz nic #u! nie rozr)!nia, nic nie widzia. %tar
ponownie oczy i wtedy u#rza nieskoordynowane ruc'y #e# sabyc' opuc'nityc' st)p i
220
grymas, #aki wykrzywi #e# usta. "rgna raz i drugi. Kodra zsuna si na podog,
ukazu#c p)nagie, mokre od potu, obrzmiae !)tozieone ciao. Fortens#a krzykna
cieniutkim, piskiwym gosikiem zarzynanego kurczaka i znieruc'omiaa z szeroko
otwartymi, szkistymi oczami, w kt)ryc' zastyga groza.
Papuga zeskoczya na dno katki, uczepia si prt)w, spo#rzaa i zobaczya, #ak
Zorba kadzie swo# wiek ap na gowie #e# pani i wono, woniutko, z ogromn
tkiwoci zamyka #e# powieki...
, Fe#, szybko5 0u! wycigna kopyta5 , wrzasny paczki, podbiega#c do
)!ka.
Zawyy przecige. Poc'ya#c si i koyszc, biy si w piersi zacinitymi
piciami. 6en !aosny i zowrogi, monotonny, koyszcy rytm powoi wprawia #e w
stan ekkiego oszoomienia. (ray #e w posiadanie dawno minione troski i sczc si
#ak trucizna, dr!yy skorup ic' serc. Pkaa i rodzi si obrzdowy, !aosny ament.
, 2ie na ziemi mie#sce da ciebie, nie na ziemi o!e...
Zorba wyszed na podw)rze. Porwa go pacz, wstydzi si #ednak kobiet.
Przypomniaem sobie #ego sowa, powiedziane do mnie pewnego dnia< =2ie wstydz
si paka, ae tyko wobec m!czyzn. Ay, m!czy7ni, stanowimy rodza# kanu,
nieprawda!. "atego nie wstydz si. 8e wobec kobiet musimy by zawsze dzieni.
+koro my zaczniemy ka, co si stanie z tymi biedaczkami. 6o byby koniec wiata>.
%bmyto ciao winem, stara !aobnica otworzya ku$er, wydobya czyst
bieizn, obeka w ni zwoki i wyaa na nie $akonik wody koo&skie#.
Z ssiednic' ogrod)w zeciay si muc'y mierci i zo!yy #a#ka w nozdrzac',
oczodoac' i kcikac' ust zmare#.
Zapada zmierzc'. 2iebo na zac'odzie byo pikne i pogodne. +trzpiaste,
r)!owe oboczki obrze!one zotem unosiy si eciutko w ciemnym $ioecie wieczoru,
nieustannie zmienia#c ksztaty. Podobne byy do statk)w, abdzi, do $antastycznyc'
wenistyc' ub #edwabistyc' smok)w. Aidzy trzcinami potu okaa#cego podw)rko
przezierao z oddai wzburzone morze.
"wa spasione kruki s$runy z $igowca i siady na pytac' podw)rza. Zorba
rozzoci si, zapa kamie& i przepdzi #e.
2a przeciwegym kra&cu podw)rza wie#scy nicponie przygotowywai uczt, co
si zowie. 3ytaszczyi z kuc'ni ogromny st). 3yszperai c'eb, taerze, no!e i
widece, a ze spi!arni wyniei gsior wina. Ugotowai kury, a teraz #edi z apetytem i
pii, trca#c si wesoo kieiszkami.
221
, 2iec' ()g zmiu#e si nad #e# dusz, niec' zma!e wszystkie #e# winy5 %by #e#
wszyscy koc'ankowie stai si anioami i uniei #e# dusz do nieba.
, %, sp)#rzcie na starego Zorb5 , zawoa Aanoakas. , *zuca kamieniami w
kruki5 %wdowia biedak, zawoa#my go, niec' wypi#e z nami za pami swo#e#
kokoszki. Fe#, Zorbo, c'od7 tu, aziku5
Zorba odwr)ci si. Zobaczy zastawiony st), paru#ce p)miski, wino skrzce
si w szkankac' i mocnyc', opaonyc' c'opak)w z gowami opasanymi c'ustkami,
kipicyc' modoci i beztrosk.
, C#, Zorba , mrukn do siebie. , 6rzyma# si5 Poka! teraz, co potra$isz5
Zbi!y si i wypi #ednym 'austem kieic' wina, potem drugi i trzeci. Z#ad
kurze udko. Zagadnity, nie odpowiada, #ad w miczeniu, du!ymi ksami, i pi
wiekimi ykami. +pogda w stron poko#u, w kt)rym nieruc'omo e!aa #ego zmara
przy#aci)ka, i suc'a ament)w doc'odzcyc' z otwartego okna. %d czasu do czasu
!aobne pienia uryway si, a ic' mie#sce za#moway ec'a #akie# #akby k)tni, d7wiki
podobne do skrzypienia otwieranyc' i zamykanyc' sza$, stpanie szybkic', ci!kic'
krok)w, potem #ak gdyby odgosy b)#ki... ; znowu wznosi si ament, monotonny,
beznadzie#ny, agodny #ak brzczenie pszcz).
Paczki krciy si po poko#u nieboszczki i odprawia#c !aobne obrzdy,
szperay zawzicie w ka!dym kcie. %tworzyy sza$, znaazy w nie# kika y!eczek,
troc' cukru, puszk kawy i pudeko rac'atukum. -iotka 4enio skoczya i zapaa
kaw oraz rac'atukum, stara Aaamatenia za, c'wyciwszy cukier i y!eczki, wyrwaa
#e# dwa kawaki rac'atukum i wpakowaa #e sobie do ust. 4ament sta si teraz
guc'y, zdawiony, #akby ske#ony<
, 2iec' sypie si na ciebie deszcz kwiat)w, a #abka niec' upadn na two#e
koana...
"wie staruc'y wizny si do poko#u, dopady ku$ra, zanurzyy w nim
kociste szpony, zapay kika c'usteczek, rczniki, trzy pary skarpet, #edn podwizk
i wpakowawszy wszystko w zanadrze, wr)ciy do o!a nieboszczki, czynic znak
krzy!a.
Aatka Aaamatenia na widok staruc' opr)!nia#cyc' ku$er wpada w zo.
, 1piewa# no dae#, piewa#, zaraz wracam5 , krzykna do ciotki 4enio i te!
wpakowaa ca gow w ku$er.
+trzpy atasu, wybaka suknia buraczkowego kooru, staromodne czerwone
panto$eki, poamany wac'arz, nie u!ywana czerwona parasoka i na samym dnie
222
ku$ra , stary, tr)#graniasty, admiraski kapeusz , podarunek otrzymany kiedy
dawno. ?dy Fortens#a bya sama, kada go na gow, stawaa przed ustrem i
powa!na, pena meanc'oii, patrzya na siebie z podziwem.
Kto zbi!y si do drzwi. +taruszki odskoczyy, ciotka 4enio znowu uczepia si
)!ka nieboszczki, zacza bi si w piersi, wykrzyku#c<
, ; niec' szkaratne go7dziki otocz two# szy#...
3szed Zorba i spo#rza na zmar, kt)ra nieruc'oma, spoko#na, pokryta
muc'ami e!aa ze skrzy!owanymi rkami i aksamitn wst!k wok) szyi.
=?ar proc'u , mya. , ?ar proc'u, kt)ra kiedy czua g)d, miaa si i
caowaa. ?rudka bota, kt)ra pakaa. 8 teraz. -o za diabe zsya nas na ten wiat i co
za diabe zabiera.>
+pun na podog i usiad.
2a podw)rzu modzie! szykowaa si do ta&ca, z#awi si synny irnik
Eanurios, odsunito st), ba&ki po na$cie, kube, kosz do brudne# bieizny , i na
pustym #u! mie#scu rozpoczto zabaw.
Przysza starszyzna, wu# 8nagnostis z wysok zakrzywion ask, w dugie#,
biae# koszui, nauczycie z du!ym, mosi!nym kaamarzem u pasa i zieon obsadk
zatknit za uc'o, wreszcie tusty, niec'u#ny Kontomanoios. 2ie byo tyko starego
AaIrantonisa. +kry si w odudnym mie#scu.
, -iesz si, !e was widz, c'opcy5 , rzek wu# 8nagnostis, podnoszc rk.
-iesz si, !e si bawicie5 0edzcie i pi#cie. 2iec' wam ()g bogosawi, ae nie
krzyczcie. 2ieboszczka syszy, syszy, c'opcy5
Kontomanoios za wy#ani<
, Przyszimy tu spisa ma#tek nieboszczki i rozdziei go midzy biedot
wie#sk. 0edicie i piicie do woi, teraz dosy5 2ie wa!cie si zagarnia wszystkiego,
bo popamitacie5
A)wic to, gro7nie wywi#a ask.
Za tymi trzema dosto#nymi gospodarzami sza dziesitka rozczoc'ranyc',
bosyc' kobiet w ac'manac'. Ka!da z nic' trzymaa pod pac' pusty worek ub
d7wigaa na pecac' kosz. Zbi!ay si bez sowa, krok za krokiem, ukradkiem.
3u# 8nagnostis odwr)ci si i na ic' widok wybuc'n gniewem.
, Precz, -yganic'y5 , zawoa. , -'cecie tu rabowa. +piszemy dokadnie
wszystko na papierze, potem rozdzieimy sprawiediwie i po porzdku midzy
biedak)w. Precz, m)wi, wam5 Bebym nie musia u!y ki#a5
223
2auczycie odczepi od pasa du!y mosi!ny kaamarz, rozwin arkusz papieru
i skierowa si do skepiku, !eby tam zacz sporzdzanie spisu.
8e w te# c'wii rozeg si ogusza#cy 'aas, #akby waono w !eazne ba&ki,
#akby toczyy si szpue, spaday i tuky si $ii!anki. 6o w kuc'ni z wiekim rumorem
runy garnki, taerze, y!ki i widece.
+tary Kontomanoios zerwa si, wymac'u#c ki#em, nie wiedzia, gdzie
na#pierw biec5 +taruc'y, m!czy7ni, dzieci , wszyscy obiegi drzwi, wskakiwai przez
okna, przeskakiwai ogrodzenie i spadai z dac')w, taszczc wszystko, co dao si
ukra< patenie, garnki, materace, kr)iki... 2iekt)rzy wyrywai z zawias)w okna,
drzwi i d7wigai na pecac'. 2awet Aimit'os cign panto$e nieboszczki, zwiza
#ednym sznurowadem i zawiesi na szyi , mo!na byo pomye, !e madame
Fortens#a siedzi mu okrakiem na karku i wida tyko #e# buciki.
2auczycie zmarszczy brwi, zawiesi znowu kaamarz u pasa, zo!y czysty
arkusz papieru i peen ura!one# godnoci wyszed bez sowa.
2ieszczsny wu# 8nagnostis krzycza, baga, wymac'iwa ask<
, Fa&ba, 'uta#e, 'a&ba wam, nieboszczka was suc'a5
, 3ezwa popa. , zapyta Aimit'os.
, 0akiego popa, gupcze.5 , krzykn z pas# Kontomanoios. , Przecie! ona
bya 'eretyczk wykt z ona kocioa, nie widziae, #ak si !egnaa. -zterema
pacami5 -'od7my zakopa # w nie powicone# ziemi, zanim zacznie cuc'n i
cignie zaraz na wiosk5
, Przysigam, !e #u! peno w nie# robak)w , odezwa si Aimit'os i
prze!egna si.
3u# 8nagnostis pokiwa swo# ma gow o arystokratycznyc' rysac'<
, -zemu ci to dziwi, gupcze. 3 czowieku #u! od urodzenia gn si robaki,
tyko !e ic' nie wida. +koro #ednak poczu#, !e zaczyna gni, wya! ze swoic'
kry#)wek , biae, bieutkie #ak robaki w serze5
Po#awiy si pierwsze gwiazdy i zawisy w powietrzu, dr!ce niby srebrne
dzwoneczki, noc caa bya #ak d7wiczna pie&.
Zorba zd# katk z papug znad )!ka nieboszczki. %sierocony ptak skry si
przera!ony w kcie. Przygda si wszystkiemu z napiciem, ae nic nie m)g
zrozumie. +kui si wic, c'owa#c gow pod skrzydo.
?dy Zorba zd# katk, papuga zerwaa si, spr)bowaa co zaskrzecze, ecz
Zorba wycign do nie# do&<
224
, -ic'o , powiedzia mikko. , -ic'o. -'od7 ze mn.
Poc'yony nad nieboszczk patrzy na ni dugo ze cinitym gardem. Zrobi
ruc', #akby c'cia # pocaowa, opamita si #ednak.
, 2iec' miosierdzie bo!e bdzie z tob w te# ostatnie# drodze , szepn.
Zabra katk i wyszed na podw)rze. Zauwa!ywszy mnie, zbi!y si<
, -'od7, idziemy std , powiedzia cic'o, biorc mnie pod rk.
3ydawa si spoko#ny, tyko wargi mu dr!ay.
, 3szyscy p)#dziemy t sam drog , powiedziaem.
, @adna mi pociec'a5 , odpar sarkastycznie. , -'od7, idziemy.
, Zaczeka#, Zorbo, wanie # zabiera#. Powinnimy by przy tym... Zniesiesz
to.
, Znios , odpar zdawionym gosem.
Postawi na ziemi katk i skrzy!owa ramiona.
Z poko#u, w kt)rym e!aa nieboszczka, wyszi wu# 8nagnostis i
Kontomanoios. Prze!egnai si. Za nimi kroczyi cztere# tancerze, ma#cy #eszcze
zatknite za uc'em kwietniowe r)!e. 2a p) pi#ani, w wietnyc' 'umorac' niei
zd#te z zawias)w drzwi we#ciowe, na kt)ryc' spoczywaa zmara. Za nimi szed
irnik ze swoim instrumentem i mo!e z dziesiciu podc'mieonyc' c'op)w,
do#ada#cyc' ostatnie ksy, oraz pi czy sze kobiet, z kt)ryc' ka!da taszczya
garnek abo krzeso. Poc')d zamyka Aimit'os z zawieszonymi na szyi zniszczonymi
bucikami.
, Aordercy5 Aordercy5 Aordercy5 , wrzeszcza ze miec'em.
3ia ciepy, wigotny wiatr, morze burzyo si. 4irnik nastroi sw)# instrument
i pocign po nim smyczkiem. ?os iry, wie!y i radosny, w t etni noc zabrzmia
ironi< =2ie zac'od7, soneczko, czemu ci tak spieszno...>
, -'od7my5 , powiedzia Zorba. , +ko&czone...
225
2.
+zimy w miczeniu wskimi wie#skimi zaukami. 2ieowietone domy
czarnym masywem ma#aczyy w mroku, czasami zaszczeka gdzie pies ub gono
sapn w). Powiew wiatru przynosi z daeka radosne d7wiki iry, a dzwoneczki #e#
brzmiay #ak swawone bugotanie $a.
%puciimy wiosk, skierowaimy si na nasze wybrze!e.
, Zorbo , powiedziaem, c'cc przerwa dawice miczenie. , -o to za
wiatr. Poudniowy.
8e Zorba szed przodem, trzyma#c katk z papug niby atark, i nie
odpowiedzia. "opiero gdy znae7imy si na wybrze!u, zagadn<
, -zy #este godny, sze$ie.
, 2ie, Zorbo.
, Ao!e c'cesz spa.
, 2ie.
, 0a te! nie. Posied7my troc' na kamieniac', c'ciabym ci o co zapyta.
%ba# byimy zmczeni, #ednak sen si nas nie ima. 2ie c'cieimy uroni ani
kropi z goryczy tego dnia. Zanicie wydawao si nam dezerc# w godzinie
niebezpiecze&stwa, tote! wstyd nam byo uda si na spoczynek.
+iedimy nad brzegiem morza, Zorba postawi katk midzy koanami i
micza przez dugi czas. +poza g)r wyoni si #aki monstruany gwiazdozbi)r,
wieooki potw)r z ogonem w skrtac'. %d czasu do czasu odrywaa si od niego
gwiazda spada#ca.
Zorba spogda na niebo z zac'wytem takim, #akby widzia #e po raz pierwszy.
, -o te! mo!e siedzie tam w g)rze. , szepn.
Po c'wii zdecydowa si zak)ci cisz te# gorce# nocy.
, -zy mo!esz mi wytumaczy, sze$ie , rzek uroczystym, penym wzruszenia
tonem. , -zy mo!esz mi wy#ani, co to wszystko znaczy. Kto to stworzy. 3 #akim
ceu. 8 przede wszystkim , tu gos mu zadr!a od gniewu i trwogi , daczego
musimy umiera.
, 2ie wiem, Zorbo5 , odparem i zawstydziem si, #akby mnie zapytano o
na#prostsz, eementarn rzecz, a #a nie potra$ibym #e# wy#ani.
, 2ie wiesz5 , wykrzykn Zorba i #ego oczy stay si r)wnie okrge, #ak
226
tamte# nocy, kiedy mu powiedziaem, !e nie umiem ta&czy.
Zamik na c'wi, po czym wybuc'n gwatownie<
, 3 takim razie po co istnie# te wredne ksi!ki, kt)re czytasz. 0ei o tym nie
m)wi, to o czym pot.
, 3yra!a# rozterk czowieka, kt)ry nie potra$i odpowiedzie na pytanie,
kt)re mi zadae , odparem.
, ?wi!d! na te rozterki5 , 'ukn, tupic z gniewem nogami.
Papuga wzdrygna si na ten nagy krzyk.
, -anaIaro5 -anaIaro5 , wrzeszczaa, #akby wzywa#c ratunku.
, 6y te! zamkni# dzi)b5 , rozkaza Zorba i rbn pici w katk.
2astpnie zwr)ci si do mnie<
, -'c, !eby mi powiedzia, skd przyc'odzimy i dokd zd!amy. 0ei od
tyu #u! at czysz nad t swo# czarn magi, przetrawie z pidziesit ton
papieru, to czego musiae si dowiedzie.
3 gosie Zorby byo tye przera!enia, !e oddec' zamar mi w piersiac'. %, #ak!e
pragnem m)c mu odpowiedzie5
(yem gboko przekonany, !e szczytem, na kt)ry mo!e wznie si czowiek,
nie #est ani wiedza, ani cnota, ani dobro, ani wadza, ecz co o wiee bardzie#
wzniosego i wymaga#cego wice# 'eroizmu , wita w swe# istocie groza.
, 2ie odpowiadasz mi. , rzek Zorba z trwog. Pr)bowaem pom)c mo#emu
przy#acieowi zrozumie, czym #est owa wita groza<
, 0estemy niczym ic'e robaczki na istku pot!nego drzewa. 6en istek to
nasza ziemia, inne icie s gwiazdami, kt)re widzisz noc w ic' ruc'u. "repcemy na
naszym istku, przypatru#c mu si kiwie, obwc'u#emy, czy pac'nie, czy te! czu
go nieadnie, pr)bu#emy, czy #est #adany. ?dy go uderzy , reagu#e. 0czy #ak !ywa
istota.
2iekt)rzy udzie, ci nieustraszeni, dociera# a! do #ego krawdzi i z szeroko
otwartymi oczami i wyt!onym suc'em poc'ya# si nad przepaci. "reszcz ic'
przenika, bo wyczuwa# tam strasziw otc'a&. +ysz szmer innyc' ici ogromnego
drzewa, ttnienie sok)w !ywotnyc', kt)re wznosz si od korzeni do naszego icia,
wypenia# go, a z nim i nasze serca, i wtedy ciaami i duszami poc'yonyc' nad
przepaci wstrzsa groza. 3 tym momencie poczyna si...
Przerwaem. -'ciaem powiedzie< =3 tym momencie poczyna si poez#a>, ae
Zorba nie zrozumiaby tego, wic zamikem.
227
, -o si zaczyna. , pyta trwo!nym gosem Zorba. , "aczego nie
doko&czye.
, Zaczyna si wiekie niebezpiecze&stwo, Zorbo. 0edni dosta# zawrotu gowy i
bredz, inni, przera!eni, usiu# znae7 odpowied7, kt)ra by dodaa im otuc'y, i
m)wi< =()g>, #eszcze inni spogda# spoko#nie i odwa!nie z krawdzi icia w
przepa i powiada#< =6o mi si podoba>.
Zorba mya dugo. Aczy si, ae pragn zrozumie.
, 0a , powiedzia wreszcie , w ka!de# c'wii mog spo#rze mierci w oczy i
nie przestrasz si. 8e nigdy, przenigdy nie powiem< =6o mi si podoba>. 2ie, nie
podoba mi si wcae5 2ie zgadzam si na ni. Protestu#5
Zamik, ecz wkr)tce zn)w wybuc'n<
, %5 0a nigdy nie pozwo, !eby mier mnie zar!na #ak barana. 2ie powiem
#e#< =Poder!ni# mi gardo, bo c'c si szybcie# dosta do nieba>.
2ie odpowiedziaem. Zorba spo#rza na mnie ze zoci.
, -zy nie mam wone# woi. , krzykn.
+uc'aem go peen rozterki. Kim by ten mdrzec, kt)ry radzi swym uczniom,
by z wasne# woi czynii to, co nakazu#e prawo, aby aprobowai konieczno, aby
przeksztacii nieuc'ronno w won wo. 6o #est mo!e #edyna droga czowieka do
wyzwoenia. "roga !aosna, ae inne# nie ma... -'yba !e bunt. -'yba !e dumny, ecz
daremny zapa czowieka waczcego w imi zwycistwa nad koniecznoci, w imi
podporzdkowania praw obiektywnyc' nakazowi wewntrznemu wasne# duszy.
-'yba !e negac#a porzdku wszec'rzeczy w imi gosu wasnego serca, kt)re #est
przeciwne nieudzkim prawom natury, kt)re pragnie stworzenia innego, nowego
wiata, czystszego, uczciwszego, epszego.
Zorba, patrzc na mnie, po#, !e nie mam mu #u! nic do powiedzenia. Podni)s
katk ostro!nie, !eby nie zbudzi papugi, postawi # u swego wezgowia i poo!y si.
, "obranoc, sze$ie , powiedzia. , 2a dzisia# do5
" siny poudniowy wiatr z 8$ryki. 0ego tc'nienie sprzy#ao do#rzewaniu
#arzyn i owoc)w. %d niego wzbieray piersi Kretenek. %wiewa mi twarz i szy# i pod
#ego wpywem m)# umys r)wnie! do#rzewa niczym owoc.
2ie mogem i nie c'ciaem spa. -'o nie myaem o niczym w t ciep noc
krete&sk, czuem, !e co nowego rodzi si w moim m)zgu. Prze!ywaem wiadomie
ten niezwyky proces. Przeistaczaem si. 6o, co dokonu#e si zwyke gboko w
piersiac', odbywao si teraz #awnie i bez osonek. +iedzc skuony nad brzegiem
228
morza, wasnymi oczami obserwowaem )w cud.
?wiazdy gasy i niebo si roz#aniao, a na te te# #asnoci ukazay si #akby
nakreone cieniutkim pi)rkiem g)ry, drzewa i mewy. "niao.
Upyno wiee dni, zbo!a do#rzay i kosy poc'yay si ci!kie od ziarna.
-ykady gray sw meody#k por)d drzew oiwkowyc'. %wady brzczc migotay w
#arzcym sonecznym wiete. 2ad morzem unosiy si opary.
Zorba ka!dego ranka wyrusza miczc w g)ry. (udowa koe#ki dobiegaa
ko&ca. +upy stay #u! na swyc' mie#scac'. +taowe iny byy rozcignite, 'aki
umocowane. Zorba wyczerpany do kresu si wraca z pracy po zapadniciu nocy,
rozpaa ogie& i przygotowywa posiek, kt)ry spo!ywaimy oba#. +trzegimy si, by
nie obudzi drzemicego w nas demona , strac'u przed mierci. 8ni sowem nie
wspominaimy o wdowie, Fortens#i czy (ogu. 3 ciszy spogdaimy na morze.
3obec miczenia Zorby zn)w budziy si we mnie odwieczne czcze gosy. Pier
mo#a zn)w napeniaa si trwog. =-zym #est wiat. , zapytywaem sam siebie. ,
0aki #est ce #ego trwania i #ak my, e$emeryczne istoty, mo!emy pom)c w osigniciu
tego ceu. Zorba sdzi, !e ceem czowieka #est $ogowanie uciec'om cieesnym, inni
uwa!a#, !e oddawanie si rozkoszy inteektuane#. 8e oba te twierdzenia s dwiema
r)!nymi paszczyznami tego samego przedmiotu. 8e daczego. 3 imi czego. (o gdy
ciao w proc' si obr)ci, czy pozostanie z nas owo co, co nazywamy dusz. 8 mo!e
nie pozosta#e z nas nic, a nasze nieusta#ce pragnienie niemiertenoci poc'odzi nie
std, !e sami #estemy niemierteni, tyko std, !e w te# kr)tkie# #ak tc'nienie c'wii
naszego istnienia su!ymy #akie# niemiertene# sprawie>.
Pewnego ranka, wstawszy i umywszy si, doznaem uczucia, !e to caa ziemia
obudzia si i wykpana za#aniaa nowym baskiem. *uszyem do wsi. Po ewe# rce
miaem nieruc'ome, bkitne morze, po prawe# w dai , poa okryte zbo!em niby
wo#skiem nadstawia#cym zociste kingi bagnet)w. Ainem Eigowiec Panienki z
mautkimi owocami $ig por)d istowia. 2ie ogda#c si, przeszedem obok sadu
wdowy i dotarem do wioski. %becnie niedu!y za#azd wieci opuszczeniem i pustk,
pozbawiony drzwi i okien. Pokoiki byy zdemoowane i opr)!nione ze sprzt)w.
Pomieszczenie, w kt)rym zmara (ubuina, ograbiono z )!ka, ku$ra, krzese... 6yko
w #ednym z kt)w poniewiera si wykrzywiony, podarty panto$e z czerwonym
pomponem. 3iernie #eszcze zac'owa ksztat #e# stopy. 6en ndzny panto$eek,
wiernie#szy ni! pami udzka, #eszcze nie zapomnia te# tak udrczone# nogi.
229
P)7no wr)ciem do domu, Zorba rozpai #u! ogie& i szykowa wszystko do
gotowania. Zaedwie spo#rza na mnie, domyi si, skd przyc'odz. Zmarszczy
brwi i po tyu dniac' miczenia zn)w otworzy przede mn dusz<
, Ka!dy b), sze$ie , rzek, #akby si tumaczc , rozdziera mi serce na dwo#e,
ae ono, zdruzgotane i poranione, goi si od razu i nie ma adu po ranie. -ay #estem
pokryty biznami, datego wytrzymu# tye.
, +zybko zapomniae, Zorbo, o biedne# (ubuinie , powiedziaem tonem,
kt)ry zabrzmia brutanie wbrew moim intenc#om.
Urazio to Zorb, wic podni)s gos<
, Zmiana !ycia , zmiana pan)w5 Przestaem wspomina, co byo wczora#,
przestaem mye, co bdzie #utro5 ;nteresu#e mnie tyko to, co si dzie#e dzi, teraz5
Pytam siebie< =-o wanie robisz, Zorbo.> =1pi>. =3ic pi# dobrze5> =8 co robisz
obecnie, Zorbo.> =Pracu#>. =3ic pracu# dobrze5> =-o robisz teraz, Zorbo.> =-au#
kobiet>. =3ic cau# # mocno, Zorbo, zapomni# o wszystkim, nic wice# nie istnie#e
na wiecie, tyko ona i ty5>
Po c'wii doda<
, Baden -anaIaro nie da nasze# (ubuinie tye rozkoszy co #a, tw)# rozm)wca,
stary, obdarty Zorba. Zapytasz< daczego. (o wszyscy -anaIarowie wiata, cau#c #,
myei #ednoczenie o swo#e# $ocie, o Krecie, swoic' kr)ac', wasnyc' szi$ac' ub
!onac'. 6yko #a zapominaem wtedy o wszystkim, a ona, ta niecnota, dobrze o tym
wiedziaa , i pamita#, m)# uczony przy#acieu, !e da kobiety nie ma wiksze#
rozkoszy5 Prawdziwe# kobiecie wiksz przy#emno sprawia dawanie szczcia
m!czy7nie ni! doznawanie go. Zapamita# to sobie na przyszo.
Poc'yi si, dorzuci drzewa do piecyka i umik. +pogda#c na niego czuem
si szcziwy. 6e c'wie, prze!yte na pustynnym wybrze!u, wypenione byy prostot,
a zarazem bogate w udzkie wartoci. 2asz codzienny wieczorny posiek za podobny
by do strawy, #ak szyku# sobie !egarze rzuceni na bezudny d, kadc w #eden
garnek ryby, ostrygi, cebu i mn)stwo pieprzu, strawy smacznie#sze# ni! ka!da inna i
niezmiernie krzepice#. 6u, na ko&cu wiata, i my byimy podobni dw)m rozbitkom.
, Po#utrze uruc'amiamy koe#k , rzek Zorba, prze#ty t #edn my. , 0u!
nie c'odz po ziemi, tyko unosz si w powietrzu. -zu# si tak, #akbym mia 'aki
zamiast ramion.
, Pamitasz, Zorbo, na #ak przynt zapae mnie w kawiarni w Pireusie.
-'waie si, !e gotu#esz #akie niezwyke zupy. ; tra$ie. 6akie wanie potrawy ubi
230
na#bardzie#. 0ak na to wpade.
Zorba pokiwa gow<
, -zy #a wiem, sze$ie. 6ak sobie pomyaem, kiedy zobaczyem, #ak siedzisz
spoko#nie w kcie ka$e#ki i z powag poc'yasz si nad ksi!eczk ze zoconym
grzbietem... 2ie wiem, daczego wydao mi si, !e ubisz zupy. 6o przyszo samo z
siebie i m)wi ci, !e nie trzeba stara si tego zrozumie.
Zamik, nasuc'u#c.
, -ic'o , rzek. , Kto idzie5
Usyszeimy szybkie kroki i zdyszany oddec' biegncego czowieka. 2age w
basku pomieni wyoni si przed nami #aki mnic' w poszarpanym 'abicie, z go
gow i osmaon brod. 3yra7nie czu byo od niego na$t.
, %, wita#, o#cze Zac'ariaszu5 3ita#, 0)ze$ie5 , krzykn Zorba. , -o si stao,
!e tak wygdasz.
Anic' skui si na ziemi przy ogniu. "r!a.
Zorba nac'yi si i mrugn do niego porozumiewawczo.
, 6ak , powiedzia zakonnik.
Zorba podskoczy rozpromieniony<
, (rawo, mnic'u5 6eraz #u! na pewno dostaniesz si do ra#u. 6o ci nie minie5
3stpisz tam z ba&k na$ty w rku.
, 8men5 , szepn mnic' i prze!egna si.
, 0ak to si stao. Kiedy. ?ada#5
, (racie -anaIaro, ukaza mi si Aic'a 8rc'anio. 6o on mi da rozkaz.
@uskaem wanie w kuc'ni zieony groszek, byem cakiem sam i drzwi byy
zamknite. %#cowie poszi na nieszpory5 3szdzie zupena cisza5 +yc'a tyko
wiergot ptak)w #ak anieskie pienia. (yem spoko#ny w swoim sumieniu,
przygotowaem wszystko i czekaem. (a&k z na$t ukryem pod witym obrazem
%statnie# 3ieczerzy, !eby Aic'a 8rc'anio # pobogosawi...
@uskaem wic wczora#szego wieczoru groc' i widziaem w myac' wrota ra#u.
Powtarzaem sobie< =+odki 0ezu, spraw, abym i #a sta si godny kr)estwa
niebieskiego, a zgodz si wiecznie uska groc' w ra#skie# kuc'ni5> 6ak myaem i
zy mi pyny. 2age sysz nad sob szum skrzyde. Zrozumiaem natyc'miast, co to
znaczy, i dr!c spuciem gow. 3tedy rozeg si gos< =Zac'ariaszu, podnie oczy,
nie ka# si5> 0a #ednak trzsc si padem na ziemi. =Podnie oczy, Zac'ariaszu5> ,
zabrzmia zn)w gos. Uniosem wzrok i zobaczyem sto#cego w otwartyc' drzwiac'
231
Aic'aa 8rc'anioa zupenie takiego samego #ak namaowany na drzwiac' kapicy ,
skrzydatego, w czerwonyc' sandaac' i zociste# przybicy. 6yko zamiast miecza
trzyma ponc poc'odni. =3ita#, Zac'ariaszu5> , powiedzia. =%tom #a, suga bo!y
, odrzekem. , *ozkazu#5> =(ierz ponc poc'odni i niec' ()g bdzie z tob5>
3ycignem rk i poczuem, !e do& mo#a ponie. 8rc'anio znikn. Przez uc'yone
drzwi widziaem tyko na niebie ognisty ad #ak od spada#ce# gwiazdy.
Zakonnik otar pot z czoa. Zbad #ak p)tno. Zby mu szczkay $ebrycznie.
, ; co dae#. , spyta Zorba. , %dwagi5 A)w, mnic'u5
, 3 tym czasie o#cowie wr)cii z nieszpor)w i wc'odzii do #adani. %pat
przec'odzc da mi kopniaka #ak psu, a inni zaczi si mia. 2ie rzekem ni sowa. 3
powietrzu po prze#ciu arc'anioa unosi si #eszcze zapac' siarki, ae nikt tego nie
zauwa!y. Usiedi w #adani. =Zac'ariaszu , zapyta oc'mistrz. , 2ie c'cesz #e.> 8
#a nic. ?ba na k)dk. =2asyci si anieskim c'ebem> , zadrwi obeny "ometios.
%#cowie znowu zarec'otai. Podniosem si i poszedem na cmentarz, padem na
twarz przed arc'anioem i poczuem na karku ci!ar #ego stopy. -zas szybko ucieka,
tak bd mi#a godziny i wieki w ra#u. 3reszcie nadesza p)noc. (ya cisza, mnisi
poszi spa. 3staem, prze!egnaem si, ucaowaem stop arc'anioa. =2iec' si
stanie woa 6wo#a5> , powiedziaem, c'wyciem ba&k z na$t i otworzyem #. Pod
'abitem miaem ukryte gagany. 3yszedem. 2oc bya czarna #ak smoa. Ksi!yc nie
ukaza si #eszcze na niebie. Kasztor ton w piekienyc' ciemnociac'. Zakradem si
na dziedziniec i po drabinie wdrapaem si do cei opata. %baem na$t drzwi, okna i
ciany. Potem pobiegem do cei "ometiosa i zgodnie z twoim panem do innyc' ce.
%baem na$t wszystkie drzwi i dugi korytarz. 3tedy wszedem do kocioa,
zapaiem wiec od wieczne# ampki przed obrazem -'rystusa i podpaiem
kasztor...
Anic' umik i dysza ci!ko, w #ego oczac' gorza pomie&.
, 2iec' bdzie poc'waony5 , wrzasn, !egna#c si. , 2iec' bdzie
poc'waony5 Kasztor natyc'miast stan w ogniu. =2iec' was pieko poc'onie5> ,
krzyknem gono i wziem nogi za pas. Uciekaem ze wszystkic' si, a za mn
rozegao si bicie dzwon)w i krzyk mnic')w.
"niao. Ukryem si w esie. "r!aem #ak w $ebrze. +o&ce wstao. Usyszaem
gosy zakonnik)w przeszuku#cyc' krzaki. 8e ()g w dobroci swo#e# otui mnie mg i
nie dostrzegi mnie. Pod wiecz)r znowu usyszaem, gos< =Ucieka# na wybrze!e5>
=Prowad7, arc'aniee5> , zawoaem i ruszyem w drog. 2ie wiedziaem, dokd
232
zd!am, wi)d mnie arc'anio raz pod postaci byskawicy, raz #ako czarny ptak
ukryty wr)d gazi, a niekiedy #ako biegnca w d) cie!ka. (iegem i biegem za nim
u$ny i oto w swe# niezmierzone# dobroci zaprowadzi mnie do ciebie, m)# -anaIaro.
0estem ocaony.
Zorba micza. 2a cae# #ego twarzy roza si szeroki, zmysowy umiec'.
Kciki ust rozcigny si a! do woc'atyc', wiekic' #ak u osa uszu.
Zd# z ognia ugotowan #u! straw.
, Zac'ariaszu , zapyta. , -o to #est =anieski c'eb>.
, "uc' 1wity , odpar mnic' i prze!egna si.
, "uc', czyi innymi sowy powietrze. 2ie nasycisz si tym, m)# stary. Z#edz
wic c'eb, zup rybn i kawa misa. "o si dzi napracowae, pod#edz sobie
teraz...
, 2ie #estem godny , odrzek mnic'.
, 6y, Zac'ariaszu, mo!e nie, ae 0)ze$. -zy on te! nie #est godny.
, 0)ze$ , wyzna mnic' po cic'u, #akby odkrywa #ak wiek ta#emnic,
przekty 0)ze$ spon, (ogu niec' bdzie c'waa5
, +pon5 , zawoa ze miec'em Zorba. , 0ak to si stao. Kiedy. 3idziae
go.
, (racie -anaIaro, spon w c'wii, gdy zapaaem wiec od wieczne# ampki
przed obrazem -'rystusa. 2a wasne oczy widziaem, #ak wyc'odzi z moic' ust niby
czarna wstga z ognistymi iterami. %b# go pomie& wiecy, w kt)rym zwin si #ak
w! i spopiei. 0aka! to uga5 3yda#e mi si, !e #edn nog #u! #estem w ra#u.
Podni)s si z kcika przy ogniu, gdzie przedtem przycupn skuony.
, P)#d, poo! si na brzegu, bo tak mi #est nakazane , powiedzia.
Zrobi kika krok)w w stron morza i znikn w ciemnociac'.
, Aasz go na sumieniu, Zorbo , powiedziaem. , 0ei mnisi go zna#d,
zgin.
, 2ie zna#d go, bd7 spoko#ny, sze$ie. Znam si troc' na tyc' sprawac'.
0utro o wicie ogo go, ubior po udzku i wsadz na statek. 2ie prze#mu# si, sze$ie,
to drobiazg. "obra zupa. 0edz ze smakiem c'eb udzki, a nie anieski, i nie psu# sobie
krwi.
Zorba pod#ad z apetytem, napi si, otar wsy. 2abra c'tki do rozmowy.
, +yszae. , powiedzia. , 0ego diabe zdec'. 6eraz biedak #est pusty,
zupenie pusty5 +ta si taki #ak wszyscy inni.
233
Pomya c'wi i nieoczekiwanie zapyta<
, -zy nie uwa!asz, sze$ie, !e ten diabe to by...
, 2a pewno , przerwaem mu. , Pomys spaenia kasztoru wyszed od
niego. +pai go i uspokoi si. 6a istota pragna #e miso, pi wino, datego do#rzaa
i dokonaa czynu. 6en inny Zac'ariasz do#rzewa, wanie poszczc.
Zorba dugo obraca to w myac'.
, "o diaba5 Aasz c'yba rac#, sze$ie , rzek. , +dz, !e we mnie siedzi
przyna#mnie# pi czy sze diab)w5
, 2ie b)# si, Zorbo, wszyscy ic' mamy w sobie5 ; im wice#, tym epie#.
2a#wa!nie#sze, !eby osigay w ko&cu sw)# ce, nawet #ei d! do niego r)!nymi
drogami.
6e sowa wstrzsny Zorb. %par sw)# wieki eb o koana i rozmya.
, 0aki ce. , spyta wreszcie podnoszc wzrok.
, 2ie wiem, Zorbo. Pytasz o zbyt trudne rzeczy. 0ak ci to wy#ani.
, Powiedz po prostu, tak !ebym zrozumia. "otd pozwaaem swoim diabom
na wszystko, co im si podoba. Zostawiaem im wono. -'odziy wasnymi drogami
, datego #edni nazywai mnie oszustem, inni uczciwym, #eszcze inni stuknitym, a
#eszcze inni , mdrcem +aomonem. Zreszt #est we mnie to wszystko i #eszcze co
ponadto, istny groc' z kapust. 8e #ei mo!esz, powiedz mi, do #akiego ceu zd!a
czowiek.
, Aog si myi, Zorbo, ae my, !e istnie# trzy rodza#e udzi< ci, kt)rzy za
ce uwa!a# korzystanie z !ycia, dobre #edzenie, picie, bogactwo i saw. 2astpnie
tacy, kt)rzy za ce bior nie wasny byt, ae dobro wszystkic' udzi, czu# bowiem, !e
wszyscy udzie stanowi #edno, pr)bu# ic' wic owieci i uczyni szcziwymiD
koc'a# ic'. 3reszcie s i tacy, kt)ryc' ceem #est !y penym !yciem wszec'wiata.
3szyscy i wszystko, udzie, zwierzta, roiny i gwiazdy stanowimy #edno. 0estemy
t sam istot toczc strasziw wak. 3ak o to, by materia staa si duc'em.
3ziwszy koc i no!yczki, Zorba mie#c si poszed wzdu! wybrze!a. 3zeszed
ksi!yc i rzuca na ziemi #akie bade, c'orobiwe wiato.
+amotny, przy wygasym #u! ogniu rozwa!aem sowa Zorby , byy bogate w
tre i tc'ny gorcym oddec'em ziemi. *odzc si w gbi #ego serca, zac'owyway
czowiecze ciepo. Ao#e sowa, zrodzone w m)zgu, edwo munite krop krwi,
szeeciy papierem. 0ei posiaday #ak warto, to zawdziczay # tyko te# #edne#
234
kropi.
4e!aem na brzuc'u, rozgrzebu#c ciepy popi), gdy nage wr)ci Zorba.
%puci bezwadnie rce, a na #ego twarzy widniao pene trwogi zdumienie.
, +ze$ie , powiedzia. , 2ie przera7 si...
"rgnem.
, Anic' zmar.
, Zmar.5
, Znaazem go e!cego na skae. Pada na& bask ksi!yca. Ukknem przy
nim i zaczem mu strzyc brod. +trzygem, goiem , ani drgn. 3 rozpdzie
obciem mu nawet wosy do zera. Zebraem ic' c'yba z p) kiograma... 8 kiedy
spo#rzaem na niego tak ostrzy!onego #ak owc, zac'ciao mi si mia. =Fe#, panie
Zac'ariaszu , zawoaem, trca#c go. , %bud7 si, a zobaczysz cud, #aki uczynia
Przena#witsza Panienka5> 8e on ani drgn. Potrzsnem nim #eszcze raz , nic5
=-zy!by biedaczyna a! tak si pospieszy do ra#u.> , pomyaem. *ozpiem 'abit,
obna!yem piersi i poo!yem rk na sercu. 2ie bio. Badnego =puk/puk>. -isza.
Aaszyna #u! stana.
3 miar #ak Zorba m)wi, odzyskiwa duc'a. 1mier oszoomia go na c'wi.
+zybko #ednak wr)ci do siebie.
, -o teraz zrobimy, sze$ie. Uwa!am, !e powinnimy go spai. Kto na$t
wo#u#e, od na$ty ginie, tak przecie! m)wi Pismo wite5 8 on ma 'abit tak
przesiknity na$t, ze a! sztywny, za#mie si atwo i sponie #ak kuka 0udasza w
3ieki -zwartek5
, *)b, co c'cesz , powiedziaem, czu#c #aki niesmak.
Zorba zamyi si gboko.
, Kopot tyko , rzek , !e #ak go podpa, to 'abit na nim sponie #ak smona
!agiew, ae on sam, biedaczyna, to tyko sk)ra i koci. Ainie sporo czasu, nim taki
c'udzieec obr)ci si w popi). 2ie ma na sobie ani grama tuszczu, co by podtrzyma
ogie& , i kiwa#c gow, doda< , -zy nie sdzisz, !e gdyby istnia ()g, przewidziaby
to wszystko i stworzy go do puc'nym, by nam nie sprawia kopot)w.
, 2ie miesza# mnie do tego, m)wi ci5 *)b, co c'cesz, bye szybko.
, 2a#epie# byoby, gdyby z tego dao si wykombinowa #aki cud. Anisi
powinni uwierzy, !e sam ()g zosta $ryz#erem, ostrzyg go, a w ko&cu, karzc za
zniszczenie kasztoru, zabi.
Podrapa si zn)w w gow.
235
, 8e #aki cud. 0aki cud. Poka! teraz, co potra$isz, Zorbo5
+ierp ksi!yca zac'odzc ni na 'oryzoncie zotem i purpur #ak roz!arzony w
ogniu kawaek !eaza.
Zmczony poo!yem si spa. 2ad ranem zobaczyem obok siebie Zorb
przygotowu#cego kaw. (y bardzo bady, mia spuc'nite i czerwone od bezsennoci
oczy, tyko grube, ko7e wargi umiec'ay si c'ytrze.
, 2ie zmru!yem oka, sze$ie, odwaiem kawa roboty.
, 0akie# roboty, obuzie.
, "okonaem cudu.
Zamia si i poo!y paec na wargac'<
, 2ic ci wice# nie powiem5 0utro czeka nas uroczysto uruc'omienia koe#ki.
?rube wieprze przy#d z bogosawie&stwem i wtedy dopiero ob#awi si nowy cud
Aatki (oskie# Karzce#5
Poda kaw.
, A)wi ci, stary, !e ze mnie byby dopiero opat5 , owiadczy. , ?dybym
otworzy kasztor, to o co zakad, !e wszystkie inne musiayby si zamkn.
Zabrabym im ca kiente5 Byczysz sobie widzie, #ak wici pacz. Kad gbk za
ikon i #u! ec ciurkiem wite zy. -'cesz grzmot)w. ;nstau# pod wizerunkiem
%statnie# 3ieczerzy odpowiedni maszyn, kt)ra #czy i grzmi. Pragniesz duc')w.
"wa# zau$ani mnisi c'odz przez ca noc po dac'u owinici w przecierada. ; co
roku przygotowywabym na wito Aatki (oskie# gromady kuawyc', epc)w i
paraityk)w, kt)rzy odzyskiwaiby wzrok ub zrywai si na nogi, aby p)# w taniec.
-zego si mie#esz, sze$ie.
Aiaem wu#ka, kt)ry znaaz mua zdyc'a#cego #u! prawie. Porzucono go w
g)rac', !eby tam sko&czy, a wu# przygarn go i codziennie wyprowadza na
pastwisko. ?dy wieczorem bra go do domu, wieniacy pytai< =Fe#, o#cze
Faraambosie, czego si spodziewasz po te# stare# c'abecie.> =+u!y mi #ako
wytw)rnia nawozu5> , odpowiada wu#. 8 #a, sze$ie, miabym kasztor, kt)ry by mi
su!y #ako wytw)rnia cud)w.
236
2!.
6en dzie& przed pierwszym ma#a zac'owam w swo#e# pamici na cae !ycie.
Koe#ka bya gotowa, supy, iny i 'aki byszczay w porannym so&cu. +tos
ogromnyc', ociosanyc' pni sosnowyc' e!a na szczycie g)ry. *obotnicy czekai tyko
na znak, by umocowa #e na inac' i spuci w kierunku morza.
3ieka grecka $aga trzepotaa na szczycie pierwszego $iaru na g)rze, a druga
na wierzc'oku ostatniego supa a wybrze!u. Przed we#ciem do baraku Zorba ustawi
beczuk wina, obok #eden z robotnik)w piek na ro!nie tuste #agni. Po powiceniu
i dokonaniu o$ic#anego otwarcia gocie miei by zaproszeni na piecze& i do
wyc'yenia szkanki wina za nasz pomyno.
Zorba zd# ze ciany katk z papug i postawi # na wysokim gazie w pobi!u
pierwszego $iaru.
, 6o tak, #akbym widzia #e# pani , szepn spogda#c tkiwie na papug i
karmic # $istaszkami, kt)re wy#mowa z kieszeni.
(y odwitnie ubrany w bia koszu, zieon marynark, szare spodnie i
eeganckie buty na gumowyc' podeszwac'. Ponadto przyciemni wsy, z kt)ryc'
zacza #u! sc'odzi $arba.
3yszed na spotkanie wie#skie# starszyzny niby udzieny ksi!, kt)ry wita
wiekic' pan)w, i wy#ania zasad dziaania koe#ki, wskazu#c na po!ytek, #aki
przyniesie ona cae# okoicy, i opowiada#c, #ak to Aatka (oska owietaa go i
bogosawia mu w tym wiekim dziee.
, 6o #est sprawa ogromne# wagi , m)wi. , 2ae!ao znae7 tyko
odpowiedni kt nac'yenia, ae to wymaga prawdziwe# wiedzy. Aiesicami amaem
sobie gow, wszystko na nic. *ozum udzki nie wystarczy bowiem wobec tak wiekic'
poczyna&. Potrzebna #est #eszcze wiara i pomoc boska. 3idziaa wic Przena#witsza
Panienka m)# trud i moz) i uitowaa si nade mn. =6en Zorba, biedaczysko ,
powiedziaa , to dzieny czowiek, dziaa da dobra wsi, trzeba mu pom)c>. ; oto sta
si cud. , Zorba przystan, czynic trzykrotnie znak krzy!a. , ; to #aki cud5 Kt)re#
nocy z#awia mi si we nie czarno ubrana posta. (ya to Przena#witsza Panienka.
6rzyma w rku may, ot taki, modeik koe#ki i powiada< =Zorbo, przynosz ci wz)r.
6rzyma# si tego kta nac'yenia i przy#mi# mo#e bogosawie&stwo>. Powiedziawszy
to znikna. %budziem si. 3yskoczyem szybko z )!ka, pobiegem na mie#sce, gdzie
237
przeprowadzaem pr)by, i co u#rzaem. 4ina bya nacignita pod waciwym ktem i
pac'niaa kadzidem na dow)d, !e dotkna # rka Aatki (oskie#.
Kontomanoios otworzy usta, !eby o co zapyta, ae wanie na kamieniste#
cie!ce po#awio si piciu mnic')w #adcyc' na muac'. +z)sty bieg na przedzie z
wiekim drewnianym krzy!em na ramieniu i krzycza co gono. 2ie mogimy
zrozumie, co.
+yc'a #ednak byo psamy, mnisi mac'ai rkami, czynic znak krzy!a, a
kopyta mu)w krzesay iskry na kamieniac'.
Anic', idcy przodem, zbi!y si do nas zany potem, podni)s wysoko krzy! i
zawoa<
, -'rzeci#anie, cud5 -'rzeci#anie, cud5 %#cowie nios cudown
Przena#witsz Aari Pann... Padni#cie na koana i m)dcie si.
Zbiegi si zd#ci wzruszeniem c'opi , starszyzna i robotnicy , i otoczyi,
!egna#c si, zakonnika. +taem na uboczu, Zorba rzuci mi szybkie spo#rzenie. %czy
mu byszczay.
, Zbi! si, sze$ie , powiedzia. , Posuc'a# o cudzie Przena#witsze# Aarii
Panny.
Zadyszany mnic' zacz szybko opowiada<
, 2a koana, c'rzeci#anie, i suc'a#cie o cudzie, kt)ry sprawi ()g w swe#
sprawiediwoci. Posuc'a#cie. "iabe opta dusz przektego Zac'ariasza i skusi go
przedwczora#, aby oba na$t kasztor. % p)nocy u#rzeimy pomienie. Zerwaimy
si. Koci) kasztorny, korytarze i cee stay w ogniu. Uderzyimy w dzwony, woa#c<
=Pomocy, Aatko (oska Karzca5> +piesznie nosiimy wod wiadrami i dzbanami. Za
0e# spraw nad ranem ogie& zosta ugaszony.
Poszimy do kapiczki, gdzie kr)u#e 0e# obraz cudowny, i padimy na koana,
baga#c< =Ugod7 zbrodniarza sw w)czni, Aatko (oska Karzca5> Kiedy zebraimy
si na dziedzi&cu, spostrzegimy, !e nie ma Zac'ariasza, kt)ry okaza si 0udaszem.
=%n to podpai5 %n5> , zakrzyknimy zgodnie i ruszyimy na poszukiwania.
+zukaimy go cay dzie& , bezskutecznie, ca noc , na pr)!no. "zi o wicie zn)w
poszimy do kapiczki i oto #aki widok przedstawi si naszym oczom, bracia
c'rzeci#anie, strasziwy cud< Zac'ariasz e!a martwy przed witym obrazem, a na
ostrzu w)czni Aarii Panny zakrzepa wieka kropa krwi.
, (o!e, zmiu# si nad nami5 , szeptai kczcy c'opi, ogarnici nabo!nym
przera!eniem.
238
, 8e stao si #eszcze co strasznie#szego , cign mnic', przeknwszy in.
, Poc'yiimy si, !eby unie przektego Zac'ariasza, i stanimy wszyscy #ak
wryci< Aadonna zgoia mu wosy, wsy i brod niby katoickiemu ksidzu.
Powstrzymu#c z trudem miec', spo#rzaem na Zorb<
, @otr5 , powiedziaem ciszonym gosem.
8e on patrzy na mnic'a wytrzeszczonymi, penymi pokory oczami i na dow)d
cakowitego osupienia !egna si nieustannie.
, 0ak!e wieki #este, o Panie5 0ak wspaniae s 6wo#e czcigodne dziea5 ,
mrucza.
6ymczasem przybyi pozostai mnisi i zsiedi z mu)w. %#ciec oc'mistrz
dzier!y w ramionac' cudowny obraz. 3spi si na #edn ze ska, a wszyscy toczc
si pobiegi, aby upa na twarz przed 2a#witsz Panienk. "ometios, idcy w tye,
ni)s tac, zbiera datki i mac'a#c kropidem zrasza ob$icie wicon wod c'opskie
czoa. 6rze# mnisi, stanwszy wok) i sp)tszy owosione rce na brzuc'ac', zaczi
piewa kantyczki, pocc si ob$icie.
, %be#dziemy pobiskie wioski na Krecie , powiedzia gruby "ometios , aby
wierni mogi ukorzy si przed widom oznak 0e# miosierdzia i zao$iarowa, co
aska... Ausimy mie pienidze, du!o pienidzy na odbudow witego kasztoru.
, %pase wieprze5 , warkn Zorba. , Zarobi #eszcze na tym5
Zbi!y si do opata.
, %#cze wity , powiedzia. , 3szystko przygotowane do ceremonii. 2iec'
1wita "ziewica pobogosawi nasze dzieo.
+o&ce wznioso si #u! wysoko, powietrza nie mci nawet na#!e#szy powiew,
panowa upa nie do zniesienia. Anisi skupii si wok) pierwszego $iaru, na kt)rym
powiewaa grecka $aga, otari czoa szerokimi rkawami 'abit)w i zaintonowai pie&
nabo!n na intenc# wznoszenia budynk)w< =3zniose, Panie, t twierdz na mocne#
skae i ani wiatr, ani woda nie skrusz #e#...>
Zanurzyi kropido w dzbanie z brzu, powicii supy, iny, boki, Zorb, mnie,
a potem c'op)w, robotnik)w i morze.
%stro!nie niby c'or kobiet podniei potem ikon, ustawii na wysokim
kamieniu tu! obok papugi i stani dookoa. Z drugie# strony supa za#a mie#sca
wie#ska starszyzna z Zorb porodku. 3yco$aem si w stron morza i czekaem.
2a pocztek postanowiimy spuci trzy pnie da uczczenia 1wite# 6r)#cy.
Potem doo!yimy #ednak czwarty #ako dow)d wdzicznoci wobec Aatki (oskie#
239
Karzce#.
Anisi, wieniacy i robotnicy prze!egnai si<
, 3 imi 6r)#cy 1wite# i Przena#witsze# Aarii Panny , szeptai.
, Zorba #ednym susem znaaz si przy pierwszym $iarze, pocign in i
opuci $ag. (y to sygna da robotnik)w czeka#cyc' wysoko na g)rze. %dsunimy
si wszyscy i skierowaimy wzrok w stron szczytu.
, 3 imi %#ca... , zawoa opat.
6rudno opisa, co si p)7nie# dziao. Katastro$a uderzya w nas #ak grom, edwo
zdoaimy u# z !yciem. -ay wycig zadr!a. +osna, kt)r robotnicy umocowai na
inie, pdzia z demoniczn si w d), #arzc si iskrami od tarcia. 3iekie szczapy
odryway si i rozpryskiway w powietrzu, a po kiku sekundac' pozostaa #u! tyko
maa, na p) spaona gownia.
Zorba spo#rza na mnie #ak zbity pies, mnisi i mieszka&cy wioski odsuni si
przezornie, uwizane muy zaczy wierzga. ?ruby "ometios przypad sapic do
ziemi.
, %, Panie5 Zmiu# si nade mn , #cza przera!ony.
Zorba podni)s rk.
, 6o nic , powiedzia. , Zawsze tak #est za pierwszym razem, teraz si
wyreguu#e. Patrzcie. 3zni)s $ag, da znak i odbieg na bok.
, ...i +yna5 , zawoa opat dr!cym gosem.
+puszczono drugi pie&. +upy zakoysay si, drzewo nabrao rozpdu, skakao
#ak de$in, toczyo si prosto na nas, ecz nie dotaro zbyt daeko, roztrzaskao si w
drzazgi w poowie g)ry.
, "o diaba5 , mrukn Zorba, przygryza#c wsa. , 6en przekty kt
nac'yenia #eszcze nie #est w porzdku.
+koczy z pas# do supa i opuci $ag, da#c w ten spos)b sygna do trzecie#
pr)by. Anisi, ukryci za grzbietami mu)w, !egnai si z kiem. ?ocie czekai, gotowi
do ucieczki.
, ...i "uc'a 1witego5 , wykrztusi przez cinite gardo opat, unoszc 'abit.
6rzeci pie& by ogromnyc' rozmiar)w. Zaraz po spuszczeniu go rozeg si
pot!ny 'uk.
, Padni#cie, na ito bosk5 , wrzasn Zorba, ucieka#c.
Anisi padi na twarz, wieniacy wzii nogi za pas.
Pie& to unosi si w g)r, to zn)w opada na in z takim impetem, !e sypay si
240
iskry, i nim zd!yimy si obe#rze, wyprysn ponad wybrze!e i wpad daeko w
morze, wzbi#a#c wysokie, spienione $ae. +upy c'wiay si niepoko#co. Auy ucieky,
zerwawszy krpu#ce #e pta.
, 6o nic5 6o nic5 , zawoa Zorba, wyskaku#c niema ze sk)ry. , 6eraz
p)#dzie gadko. 0azda5
Znowu uni)s $ag. -zuo si, !e #est zrezygnowany i pragnie tyko, !eby to
wszystko si #u! sko&czyo.
, ...i Aatki (oskie# Karzce# , bekota opat, kry#c si popiesznie za ska.
*uszy czwarty pie&. =6rac'5> , rozeg si strasziwy 'uk, #eszcze raz<
=6rrrac'5> , i wszystko runo #ak domek z kart.
, Panie, zmiu# si nad nami5 , rozpacziwie #czei robotnicy, wieniacy i
mnisi, ucieka#c w popoc'u.
0edna drzazga zrania "ometiosa w udo, niewiee brakowao, by inna wybia
oko opatowi. Po mieszka&cac' wioski nie byo #u! adu, tyko 2a#witsza Panienka
staa na gazie i wyprostowana, z w)czni w doni, spozieraa surowym wzrokiem na
udzi. %bok trzepotaa si na wp) !ywa ze strac'u papuga z nastroszonymi zieonymi
pi)rami.
Anisi uczepii si witego obrazu, kt)ry ciskai w ramionac', podniei
#czcego z b)u "ometiosa, sc'wytai muy, dosiedi ic' i rozpoczi odwr)t.
*obotnik, obraca#cy ro!en, zmyka w popoc'u, porzuciwszy #agni, kt)re wanie
zaczynao si przypaa.
, 0agni upiecze mi si na wgie5 , zawoa z niepoko#em Zorba i pobieg,
aby przekrci ro!en.
+iadem obok niego. 3ybrze!e #u! opustoszao, pozostaimy zupenie sami.
%dwr)ci si, spo#rza na mnie niepewnie i z wa'aniem... 2ie wiedzia, #ak potraktu#
katastro$ i #ak si sko&czy caa ta 'istoria. -'wyci n)!, poc'yi si znowu nad
#agniciem, ukroi kawa misa, spr)bowa. Zd# piecze& z ognia i opar ro!en
pionowo o drzewo.
, 3 sam raz , powiedzia. , "eic#e, sze$ie5 -'cesz spr)bowa.
, Przynie wino i c'eb5 0estem godny.
Zorba skoczy, zwinnie przytoczy beczuk i postawi w pobi!u #agnicia,
przyni)s du!y boc'en pszennego c'eba i dwie szkanki. Ka!dy z nas u# n)!,
ukroiimy dwa du!e pastry misa, dwie grube pa#dy c'eba i wziimy si z
apetytem do #edzenia.
241
, 3idzisz, #akie to smaczne, sze$ie5 , odezwa si Zorba. , 3 ustac' si
rozpywa. 6u nie ma tuste# geby, zwierzta pas si suc' traw na skaistyc'
terenac', datego ic' miso #est tak smaczne. *az tyko #adem r)wnie soczyste.
Pamitam, !e byo to w czasac', kiedy wy'a$towaem wasnymi wosami bazyik
1wite# Zo$ii... %powiadaem ci #u! o tym. +tare dzie#e...
, %powiedz co #eszcze...
, +tare dzie#e, m)wi ci, sze$ie. Zwariowane pomysy ?rek)w.
, 8e opowiedz, Zorbo, to mnie bardzo interesu#e.
, %t)! tamtego wieczora otoczyi nas (ugarzy. 3idzieimy, #ak dokoa nas na
zboczac' g)r rozpaai ognie, bii w bbny, wyi #ak wiki, !eby nas przerazi. (yo ic'
c'yba ze trzystu, a nas dwudziestu omiu pod wodz kapetana *uIasa. 3spaniay
c'op5 2iec' mu ()g bdzie miosierny, #ei #u! umar. =Fe#, Zorba5 , zawoa. ,
Przyrzd7 no #agni na ro!nie5> =0est o wiee smacznie#sze, kapeanie ,
odpowiedziaem , #ei #e upiec w ziemi>. =*)b, #ak c'cesz, bye szybko, bo #estemy
godni>. 3ykopaimy d), wo!yimy tam #agni nie odarte ze sk)ry, na wierzc'
nasypaimy grub warstw !arzcego si wga, wy#imy c'eb z pecak)w i
siedimy dookoa. =Ao!e to nasz ostatni posiek , rzek kapetan *uIas. , -zy kt)ry
z was si boi, c'opaki.> , *ozemieimy si tyko na to. 3szyscy uznai, !e
odpowied7 #est niepotrzebna. %dkorkowaimy manierki. =6wo#e zdrowie, kapeanie>.
Pocignimy yk i drugi, a potem wydobyimy #agni. 8c', sze$ie, co za #agni5 2a
samo wspomnienie #eszcze dzi inka mi cieknie. *ozpywao si w ustac', #ak
rac'atukum. *zuciimy si na nie !arocznie. =2igdy #eszcze nie #adem
smacznie#szego misa , powiedzia dow)dca. , 1wiadcz si (ogiem>. ; on, kt)ry
nigdy nie pi, wyc'yi do dna manierk. , =Zapiewa#cie, c'opcy, #ak pie&
ke$tyck. 6amci wy# #ak wiki, my zapiewa#my #ak udzie. Ao!e o starcu "imosie>.
Przeknimy w popiec'u ostatnie ksy, pocignimy #eszcze #eden yk i rozega
si pie& tak pot!na, !e a! ec'o zawt)rowao w wwozac'. =0u! at czterdzieci
#estem, c'opcy, ke$ty#skim #unakiem...> , piewaimy coraz gonie#. %garn nas
zapa. =2ie tracie duc'a. Uratu#emy si z bo! pomoc , powiedzia dow)dca. , 8
teraz sp)#rz, 8eksy, na barani opatk. -o wr)!y.> %czyciem scyzorykiem opatk
#agnicia i zbi!yem si do ognia, !eby epie# widzie. , =2ie widz grob)w,
kapetanie, ani mierci. 6ym razem #eszcze si uratu#emy, c'opaki5> =%by two#e sowa
byy wite5 , zawoa nasz sier!ant, mody !onko. , 2a#pierw musz mie syna, a
potem niec' si dzie#e, co c'ce>.
242
Zorba odkroi du!y kawa misa znad nerki.
, 6amto #agni byo wymienite , rzek , ae to poczciwe mae&stwo w
niczym mu nie ustpu#e.
, 2ae#, Zorbo5 2apeni# kieic'y po brzegi. 3yc'yimy #e do dna.
6rciimy si i napiimy wspaniaego krete&skiego wina, szkaratnego niby
krew za#ca. (ya to #akby komunia, obrzd przeewania w swe !yy krwi pynce# z
gbi ziemi. -zowiek stawa si obrzymem. 0ego cigna wzbieray si. 0agni
przeistaczao si w wa. 3 niepamici giny drobne codzienne troski, przestaway
istnie ciasne granice. Uto!samia#c si z innymi ud7mi, z wszekim stworzeniem i
(ogiem, osigae #edno z wszec'wiatem.
, Ao!e i my zobaczymy, co powiedz koci barana , zaproponowaem. ,
-'od7, powr)!, Zorbo.
%gryz dokadnie koci, oskroba swoim no!em, zbi!y do wiata i uwa!nie im
si przy#rza.
, 3 porzdku, sze$ie, po!y#emy z tysic at. +erce ze stai5
Znowu nac'yi si.
, 3idz podr)! , powiedzia. , "aek podr)!, a u #e# kresu ogromny dom z
mn)stwem drzwi. 6o c'yba stoica #akiego kr)estwa, sze$ie, a mo!e )w kasztor, w
kt)rym #ako od7wierny bd robi te mac'o#ki, o #akic' ci m)wiem.
, 2ae# wina, Zorbo, i sko&cz wr)!by. 0a ci powiem, co oznacza ten wieki dom
z nieziczon ioci drzwi. 6o ziemia usiana grobami, kres podr)!y. 6wo#e zdrowie,
obuzie5
, 6wo#e zdrowie, sze$ie5 A)wi, !e os #est epy, nie wie, dokd d!y, potyka
si o przec'odni)w, a tego, na kogo padnie, nazywa# szczciarzem. "o diaba z
takim szczciem5 2ie c'cemy go, sze$ie. Prawda.
, 2ie c'cemy, Zorbo. 6wo#e zdrowie5
Piimy i paaszowaimy resztki #agnicia, wiat stawa si #akby !e#szy, morze
byo rozemiane, ziemia koysaa si #ak pokad okrtu, dwie mewy czapic po
kamykac' przygday si sobie #ak udzie.
3staem.
, -'od7, Zorbo5 , zawoaem. , 2aucz mnie ta&czy5
Zorba podskoczy, #ego twarz za#aniaa.
, 6a&czy, sze$ie. , krzykn. , 6a&czy5 -'od75
, 0azda, Zorbo5 Ao#e !ycie odmienio si. 1miao5
243
, 2a pocztek naucz ci zebekiko. 6o taniec wo#enny. Ay, tam w g)rac',
ta&czyimy go przed bitw.
Zd# buty i skarpetki buraczkowego kooru. Zosta tyko w spodniac' i koszui,
ae i ona go dusia, wic po c'wii zerwa # z siebie.
, Patrz na mo#e nogi, sze$ie , komenderowa. , Uwa!a#5
3ycign stop, deikatnie dotkn ni ziemi, wycign drug, kroki czyy
si z sob w dzikic', radosnyc' podskokac', a! ziemia zadudnia.
-'wyci mnie za rami<
, -'od7, c'opcze, teraz razem5
Poszimy w taniec. Zorba poprawia mnie deikatnie, powa!ny i cierpiwy.
2abieraem odwagi, miaem uczucie, #akby moim ci!kim stopom przyprawiono
skrzyda.
, (rawo, #este asem5 , krzykn Zorba, kaszczc w rce, aby utrzyma
tempo. , (rawo, m)# c'opcze5 Precz z papierzyskami i atramentem5 Precz z
ma#tkiem i zyskiem5 Precz z kopaniami i kasztorami5 6eraz, kiedy mo!esz ta&czy,
znasz mo# mow. 2areszcie bdziemy mogi pogada.
Bwir prysn spod #ego nagic' st)p. Kasn w donie.
, +ze$ie5 , zawoa. , Aam ci wiee do powiedzenia. Badnego czowieka
#eszcze nie pokoc'aem tak #ak ciebie. Aam ci du!o do powiedzenia, ae #zyk m)#
temu nie podoa... Pozw), abym to odta&czy. +ta& troc' dae#, !ebym ci nie
potrci. Foa5 Fop, 'op5
"a susa, #ego nogi i rce zamieniy si w skrzyda, kiedy wyprostowany skaka
wysoko nad ziemi. 2a te morza i nieba wydawa si starym zbuntowanym
arc'anioem, poniewa! ten taniec Zorby by cay zwtpieniem, uporem i wak. Zda
si, !e woa< =-o mo!esz mi zrobi. 6y , 3szec'mocny5 2ic, na#wy!e# zabi5 Zabi#5
?wi!d! na to5 U!yem sobie, wygarnem ci, co mnie gnbio. Zd!yem zata&czy i
teraz #u! ci nie potrzebu#>.
Patrzc na ta&czcego Zorb po raz pierwszy zrozumiaem potworny wysiek
czowieka, pragncego przezwyci!y ci!ar ciaa. Podziwiaem #ego wytrwao,
zwinno i dum. Aocne i zrczne kroki Zorby rze7biy na kamieniac' opta&cz
'istori udzkoci.
Zatrzyma si, spo#rza na koe#k, kt)ra #u! bya tyko kup drewna. +o&ce
c'yio si ku zac'odowi, cienie staway si coraz du!sze. Zorba wytrzeszczy oczy,
#akby nage co sobie przypomnia. %dwr)ci si do mnie i swoim zwykym gestem
244
zakry doni usta.
, %#, o#, sze$ie5 , rzek. , 3idziae, #ak szema sypa iskrami.
3ybuc'nimy miec'em. Zorba rzuci si do mnie, c'wyci w ob#cia i zacz
caowa.
, 1mie#esz si, sze$ie. , zawoa serdecznie. , 6y te! si mie#esz. (rawo,
c'opie5
*yczc ze miec'u, dugo mocowaimy si da !artu na kamieniac'. 3reszcie
padimy na nadbrze!ny piasek i obe#mu#c si ramionami zasnimy.
3staem o wicie i z mocno bi#cym sercem poszedem szybko wybrze!em do
wioski. *zadko w swoim !yciu odczuwaem tak wiek wesoo. 3aciwie nawet nie
wesoo, ecz podniose, nieuc'wytne, niczym nie usprawiediwione uczucie radoci.
Zreszt nie tye nie usprawiediwione, ie wbrew wszekim rac#om. 6ym razem
straciem cay ma#tek< pienidze, iny, koe#k. %deszi r)wnie! udzie. Przysta&
zbudowana spec#anie, aby wywozi std wgie, nie bdzie teraz su!ya niczemu.
Przepado wszystko.
; w te# c'wii doznaem niespodziewanego uczucia wyzwoenia. 0akbym
zamknity w ponurym, ci!kim wizieniu koniecznoci znaaz w maym kciku
igra#c swawonie wono i wraz z ni odda si zabawie.
3 momencie kiedy wszystko dzie#e si na opak, wiekim szczciem #est
sprawdzenie, i! wasne serce , wystawione na pr)b , ma 'art i wytrzymao. ?dy
wyda#e si, !e #aki niewidziany, wszec'mocny wr)g, kt)rego #edni nazywa# (ogiem,
inni diabem, dopada nas, usiu#e powai, a my trwamy nieugici, ma#c wewntrzn
wiadomo odniesionego zwycistwa, odczuwamy rado i dum w penym
znaczeniu tego sowa, mimo i! pozornie os nas powai. Poniesiona obiektywnie
kska sta#e si wtedy 7r)dem wiekie#, c'o nieatwe# satys$akc#i.
Przypomniaem sobie to, co pewnego wieczoru opowiedzia mi Zorba<
, (yo to w Aacedonii. 2ad g)rami pokrytymi niegiem zerwa si noc
strasziwy wic'er. 3strzsa mizern c'aup, w kt)re# si sc'roniem, pr)bu#c #
przewr)ci. 8e #a # dobrze umocniem. +iedziaem samotnie przed kominem, w
kt)rym pon ogie&, i ze miec'em wyzywaem wic'ur, krzyczc do nie#< =2ie uda ci
si wcisn do mo#e# c'aty, nie otworz ci drzwi, nie zgasisz mo#ego ognia, nie obaisz
mnie5>
6e sowa Zorby pokazay mi, #ak powinien zac'owywa si czowiek i #akim
245
#zykiem przemawia do epe# potgi koniecznoci. 6ote! idc szybko wzdu! brzegu i
#a przemawiaem do niewidzianego wroga. =2ie uda ci si wtargn do mo#e# duszy,
nie otworz ci drzwi, nie zgasisz mo#ego ognia, nie obaisz mnie5> , woaem.
+o&ce nie wy#rzao #eszcze spoza g)r. 2iebo i morze mieniy si niebieskimi,
zieonymi, r)!owymi i perowymi barwami, a gdzie wr)d drzew oiwkowyc'
zbudziy si i zaczy szczebiota upo#one wiatem ptaszki.
Poszedem wzdu! morza, bo c'ciaem po!egna to samotne wybrze!e, wyry
#ego obraz w pamici i unie ze sob. "oznaem tuta# wiee radoci. %bcowanie z
Zorb wzbogacio mo#e serce, niekt)re #ego sowa day uko#enie duszy, rozwieta#c
nurtu#ce # probemy. 6en czowiek ze swoim nieomynym pierwotnym instynktem,
orim wzrokiem wypatrywa na#kr)tszyc' dr)g i tamtdy kieru#c sw)# ot, osiga
szczyt swyc' d!e&, mao tego , starczao mu #eszcze tc'u, by i dae#.
Aina mnie grupka udzi. A!czy7ni i kobiety z penymi koszami, z butami
wina szi wici w ogrodac' dzie& Aa#a. 2age #ak $ontanna wytrysn dziewczcy
gos i zapiewa. %bok mnie przebiega zdyszana dziewczynka o przedwczenie
rozwinityc' piersiac' i wspia si na wysoki gaz. ?oni # bady z wciekoci,
czarnobrody m!czyzna.
, Ze#d7... Ze#d7... , woa do nie# oc'rype.
0ednak maa z wypiekami na poiczkac' podniosa rce, spota #e nad gow i
powoi koyszc caym ciaem, piewaa dae# sw piosenk<
'!zna) sowami,
napomkni) artem,
e mnie nie kochasz.
7$a mnie to niewie$e warte.
, Ze#d7... Ze#d7... , krzycza czarnobrody, a #ego oc'rypy gos baga i grozi
zarazem.
2age #ednym susem znaaz si przy nie#, uc'wyci za nog i cisn sinie, a
dziewczynka, #akby tyko czeka#c na to, wybuc'na paczem.
Przypieszyem kroku. 3szystkie te zabawy odbi#ay si w moim sercu
boesnym ec'em. 3 mo#e# wyobra7ni o!ya puc'na, wyper$umowana stara syrena,
syta pocaunk)w, spoczywa#ca pod mogin darni. Z #e# rozdtego, pozieeniaego,
popkanego ciaa wypyny #u! zapewne wszystkie soki !ywotne i wpezy tam robaki.
Potrzsnem gow peen grozy. 2iekiedy ziemia sta#e si przezroczysta, a
246
wtedy widzimy wiekiego przedsibiorc , *obaka, pracu#cego dniem i noc w
swoic' podziemnyc' przetw)rniac', szybko #ednak odwracamy oczy. -zowiek zniesie
wszystko, tyko nie widok tego mautkiego, biaego robaczka.
3c'odzc do wsi, spotkaem istonosza, dmcego w sw trbk.
, 4ist, sze$ie5 , zawoa, wrcza#c mi niebiesk kopert.
*ozpoznawszy drobniutkie, staranne pismo poderwaem si z radoci, szybko
przebyem wiosk i siadszy w ga#u oiwnym, niecierpiwie otworzyem ist. 6re #ego
bya kr)tka, pisana w popiec'u.
="otarimy do granic ?ruz#i, uciekimy przed Kurdami. 3szystko w
porzdku. 2areszcie wiem, co to znaczy szczcie.
+zczcie to penienie obowizku, a im obowizek ci!szy, tym ono wiksze ,
t bardzo star $ormu zrozumiaem dopiero teraz, bo na wasnym przykadzie
przekonaem si o #e# prawdzie.
Za kika dni te tropione, zna#du#ce si o wos od mierci istoty bd w (atumi.
"zisia# otrzymaem depesz< GPrzybyy #u! pierwsze statkiH.
6ysice tyc' mdryc' i pracowityc' ?rek)w, ic' szerokobiodre !ony i
pomiennookie dzieci zostan wkr)tce przewiezione do Aacedonii oraz 6rac#i.
Przetoczymy wie! krew m!nyc' do staryc' !y ?rec#i.
Przyzna#, !e troc' si zmczyem, ae to nic. 3aczyimy, m)# Aistrzu, i
zwyci!yimy. 0estem szcziwy>.
+c'owaem ist i ruszyem szybko naprz)d. 0a te! byem szcziwy. 3spinaem
si wsk cie!k pod g)r, kruszc w pacac' wonne 7d7bo kwitncego tymianku.
Zbi!ao si poudnie. -zarny cie& kad si u myc' st)p. 3ysoko na niebie szybowa
#astrzb, #ego skrzyda uderzay tak szybko, !e sprawiay wra!enie nieruc'omyc'.
+poszona mymi krokami, wyskoczya zza krzak)w kuropatwa i przecia powietrze z
metaicznym warkotem.
(yem szcziwy. ?dybym potra$i piewa, zapiewabym, aby to wyrazi, ae
wydawaem tyko #akie nieartykuowane okrzyki. =-o ci si stao. , pytaem siebie
drwico. , -zy!by, nie wiedzc o tym, by a! tak wiekim patriot. 8 mo!e tak
bardzo koc'asz swego przy#aciea. %panu# si5 0ak ci nie wstyd.> ; dae# w porywie
radoci pokrzykiwaem, wspina#c si pod g)r.
+zeroko roza si gos dzwonk)w. 2a skaac' bysny w so&cu sywetki
czarnyc', brzowyc' i szaryc' k)z. Przodem szed ci!ki kozio, sztywno niosc gow.
0ego zapac' zatru powietrze.
247
2a #edn ze ska wskoczy pastuc', wo!y pace do ust i zagwizda.
, Fe#, przy#acieu5 "okd idziesz. Kogo gonisz. , krzykn do mnie.
, 2ie mam czasu5 , odparem, pnc si wci! wy!e#.
, Poczeka#, napi# si meka da oc'ody5 , zawoa pastuc', przeskaku#c z
#edne# skay na drug, !eby si zbi!y.
, 2ie mam czasu5 , obstawaem przy swoim, nie c'cc aby czcza gadanina
poo!ya kres me# radoci.
, 8 wic gardzisz moim mekiem. , rzek pastuc' ura!ony. , 6o trudno.
+zcziwe# drogi.
3o!y zn)w pace do ust, gwizdn na stado i po c'wii wszystko , kozy, psy i
pastuc' , znikno za skan cian.
3kr)tce byem na wierzc'oku i #akby ten szczyt stanowi ostateczny ce mo#e#
wdr)wki, uspokoiem si. +iadem w cieniu skay i patrzyem z daa na bezkres
morza. 3dyc'aem gboko powietrze nasycone woni szawii i tymianku.
Zebraem narcza szawii i kadc #e zamiast poduszki pod gow, wycignem
si, przymyka#c oczy. Ayi mo#e na c'wi ueciay tam, na pask wy!yn, pokryt
niegiem. Pr)bowaem w wyobra7ni odtworzy tum m!czyzn i kobiet cigncyc' z
woami na p)noc i posta mego przy#aciea, idcego na czee niby przewodnik stada.
+zybko #ednak obrazy te stay si mgiste. Poczuem nieodparte pragnienie snu.
Pr)bowaem si broni, nie c'ciaem spa, si otwieraem oczy. 2aprzeciwko
na skae, na samym wierzc'oku g)ry, przysiad kruk. 3 so&cu niy
granatowoczarne skrzyda. Aogem wyra7nie rozr)!ni wieki, !)ty dzi)b. %garn
mnie gniew, kruk wyda mi si z wr)!b. Porwaem kamie& i rzuciem w niego. Kruk
wono i dosto#nie rozpostar skrzyda.
Zn)w zamknem oczy i nie potra$ic #u! si opiera, zaraz zapadem w sen.
2ie mogem spa du!e# ni! kika c'wi, bo kiedy krzyknwszy, zerwaem si na
nogi, kruk przeatywa wanie nad mo# gow. "r!c cay, oparem si o ska.
+trasziwy sen #ak cicie miecza rozdar mo# wiadomo.
(yem w 8tenac', samotnie szedem uic Fermesa. +o&ce doskwierao, a
uica bya pusta i skepy pozamykane. Panowaa cmentarna cisza. Ai#a#c uic
Kapnikarea, dostrzegem mego przy#aciea biegncego od pacu Konstytuc#i. (ady,
zdyszany, ubrany w sw)# gaowy mundur dypomaty pod!a za #akim bardzo
wysokim i niezwyke c'udym m!czyzn. +postrzeg mnie i krzykn z daeka<
, 0ak si czu#esz, mistrzu. 2ie widziaem ci od wiek)w. Przy#d7 dzi wiecz)r
248
na pogawdk5
, "okd. , zawoaem gono, #akby m)# przy#acie zna#dowa si gdzie
bardzo daeko i #akbym musia krzycze ze wszystkic' si, aby mnie m)g usysze.
, Pac Zgody, dzi wiecz)r, o sz)ste#, w kawiarni =Eontanna *a#u>.
, "obrze , odrzekem. , Przy#d.
, A)wisz tak tyko , powiedzia z wyrzutem. , A)wisz tak, ae nie
przy#dziesz.
, 2a pewno przy#d5 , zawoaem. , Poda# mi rk.
, 1piesz si.
, "aczego si pieszysz. Poda# mi rk.
3ycign rk, kt)ra w te#!e c'wii oderwaa si od #ego ramienia i ecc w
powietrzu dopada mnie i c'wycia za do&.
6o odowate dotknicie prze#o mnie groz. Krzyknem przera7iwie i
zerwaem si ze snu.
Zobaczyem kruka, wci! kr!cego nad mo# gow. -zuem na wargac'
gorycz trucizny.
Zwr)ciwszy si na wsc')d, wpatrzyem si w odegy 'oryzont, #akbym c'cia
przebi wzrokiem dziec nas przestrze& i zobaczy... 3iedziaem, !e m)# przy#acie
#est w niebezpiecze&stwie. 6rzykrotnie zawoaem go, #akbym c'cia doda mu
otuc'y<
, +taIridakis5 +taIridakis5 +taIridakis5
8e m)# gos gin w powietrzu.
3racaem. (iegem z g)ry, usiu#c zmczeniem $izycznym osabi b). Umys
m)# daremnie pr)bowa drwi z ta#emniczyc' znak)w, kt)re #akoby zdone s, bez
udziau zmys)w, przenikn wprost do duszy. 0aka zwierzca, pierwotna pewno w
gbi me# istoty prze#mowaa mnie groz. (ya to ta sama wiadomo, #aka przed
trzsieniem ziemi prze#mu#e niekt)re zwierzta, na przykad owce czy szczury.
Zbudzia si we mnie dusza pierwotnego czowieka, taka, #ak bya, gdy nie oderwaa
si #eszcze od otacza#cego wiata, gdy wona od znieksztaca#cego pryzmatu
rozsdku bezporednio wyczuwaa prawd.
, 0est w niebezpiecze&stwie... 3 niebezpiecze&stwie... , szeptaem. ,
Umrze... Ao!e on sam nie domya si #eszcze tego, ae #a wiem o tym, #estem pewien.
Zbiega#c w d), upadem na stos kamieni i stoczyem si razem z nimi.
3staem z pokaeczonymi rkami i nogami, w podarte# koszui.
249
, Umrze... Umrze... , powtarzaem i skurcz c'wyta mnie za gardo.
2ieszczsny czowiek wzni)s wok) swego maego ndznego bytu wysok,
niezdobyt , #ak mu si wyda#e , twierdz. +c'roni si tam, usiu#c wnie ze sob
c'o troc' adu i bezpiecze&stwa, troc' szczcia. 3szystko winno si tam toczy
wede utartyc', przy#tyc' powszec'nie zwycza#)w, podega prostym i
niezac'wianym prawom. 0est tam tyko #eden pot!ny nieprzy#acie, miertenie
znienawidzony i budzcy mierteny k , 3ieka Pewno. 3 te# c'wii wanie ta
3ieka Pewno zdobya mury c'ronice# mnie twierdzy i rzucia si na mo# dusz.
?dy dotarem do naszego wybrze!a, zatrzymaem si na c'wi, aby odetc'n.
=3szystkie te znaki, przeczucia , pomyaem , s podem naszego wasnego
niepoko#u, a we nie obeka# si we wspaniay ksztat symbou. 8e to my sami #e
tworzymy...>
Uspokoiem si troc'. *ozsdek przywr)ci znowu ad w moim sercu, odci
skrzyda dziwacznemu, potwornemu nietoperzowi, kroi go i nicowa, a! uczyni z
niego zwyk, dobrze znan myszk.
6ote! kiedy dotarem do baraku, miaem si ze swe# naiwnoci i wstydziem
paniki, kt)re# tak szybko podda si m)# umys. 3r)ciwszy do uwicone#, zwyke#
codziennoci, poczuem g)d, pragnienie i wyczerpanie. Pieky mnie zadrapania i
rany, ae nade wszystko odczuwaem ogromn ug< strasziwy wr)g, kt)ry
przekroczy mury mo#e# twierdzy, zatrzymany zosta na drugie# inii obronne# mo#e#
duszy.
250
2".
6o by #u! koniec. Zorba pozbiera iny, narzdzia, !eastwo, deski, uo!y #e w
stos na brzegu i oczekiwa )dki, kt)ra miaa #e zabra.
, "arowu# ci to wszystko , powiedziaem , i !ycz powodzenia, Zorbo.
Zorba przycisn rk gardo, #akby c'cia zdawi kanie.
, *ozsta#emy si , szepn. , "okd p)#dziesz, sze$ie.
, 3y#e!d!am za granic. A), #aki we mnie siedzi, ma #eszcze mn)stwo
papier)w do gryzienia.
, 2ie zmdrzae #eszcze, sze$ie.
, 6ak, Zorbo. "ziki tobie zmdrzaem. Pod! two# drog i zrobi z
ksi!kami to, co ty z czereniami. Poc'on tye papieru, !e stanie mi w garde,
dostan tors#i i bd wyzwoony.
, 8 co #a zrobi bez ciebie, sze$ie.
, 2ie smu si, Zorbo. +potkamy si #eszcze. +iy czowieka s niezmierzone,
wic , kto wie , mo!e zreaizu#emy pewnego dnia nasz wieki pan. Zbudu#emy nasz
wasny kasztor, bez (oga i bez diaba, da wonyc' udzi, a ty, Zorbo, staniesz u #ego
wr)t, dzier!c wieki kucz, i #ak wity Piotr bdziesz otwiera i zamyka bram.
Zorba siedzia na pododze, oparty pecami o cian, napenia raz za razem
szkank i popi#a w miczeniu.
Zapada noc, byimy #u! po koac#i i po raz ostatni gawdziimy przy winie.
2aza#utrz, wczesnym rankiem mieimy si rozsta , #a wy#e!d!aem do Kasteionu.
, 6ak... 6ak... , mrucza Zorba, szarpic wsy i siorbic wino.
2iebo usiane byo gwiazdami, opywaa nas bkitna noc, serca nasze pragny
znae7 uko#enie we zac', ae nie pozwaaimy im na to.
=Po!egnasz go na zawsze , myaem. , Przy#rzy# mu si dobrze, nigdy #u!
two#e oczy nie u#rz Zorby>.
Zapragnem przytui si do te# stare# piersi i zapaka, ae wstyd mi byo.
Pr)bowaem mia si, aby pokry wzruszenie, ecz nie mogem. Aiaem cinite
gardo.
Patrzyem na Zorb, kt)ry wyciga swo# szy# drapie!nego ptaka i pi bez
przerwy w miczeniu. Patrzyem na niego i mga przesaniaa mi oczy. Ayaem, #ak
okrutn zagadk #est !ycie. 4udzie spotyka# si i rozsta# ze sob niby #esienne icie
251
pdzone wiatrem. "aremnie wzrok usiu#e zac'owa w pamici twarz, sywetk, ruc'y
ukoc'ane# istoty , po kiku atac' nie pamita si #u!, czy oczy miaa niebieskie, czy
czarne...
="usza czowieka , powtarzaem sobie , powinna by twarda #ak sta, wykuta
z brzu, a nie utkana z wiatru>.
Zorba pi. Uni)s swo# wiek gow i nie porusza ni. 3ydawao si, !e
nasuc'u#e wr)d nocy #akic' krok)w, kt)re to zbi!a# si, to oddaa# w gbi #ego
istoty.
, % czym myisz, Zorbo.
, % czym mam mye, sze$ie. "oprawdy o niczym. % niczym nie my.
Po c'wii napeni szkank.
, 6wo#e zdrowie, sze$ie5 , powiedzia.
6rciimy si. Zrozumieimy oba#, !e ten gorzki smutek nie mo!e #u! du!e#
trwa. 6rzeba wybuc'n kaniem abo rzuci si w obdny taniec.
, Zagra#, Zorbo5 , poprosiem.
, Powiedziaem ci #u!, !e santuri trzeba radosnego serca, zagram dopiero za
miesic, za dwa, mo!e za dwa ata, czy #a wiem. Zapiewam wtedy o dw)c' udziac',
kt)rzy rozsta# si na zawsze.
, 2a zawsze5 , krzyknem przera!ony.
Powtarzaem w myi to ostateczne sowo, ae nie syszaem go. 6eraz c'wyci
mnie strac'.
, 2a zawsze5 , powt)rzy Zorba, z trudem przeyka#c in. , 2a zawsze5 6o,
!e spotkamy si znowu, !e zbudu#emy kasztor, #est tyko pociec', niegodn
pociec'. 2ie c'c #e#. -)! to. -zy! #estemy sabymi kobietami, kt)re trzeba
pociesza. 6ak. Begnamy si na zawsze.
, Ao!e zostan tu z tob , powiedziaem przera!ony !ariwym uczuciem
Zorby. , Ao!e p)#d z tob, #estem wony.
Zorba potrzsn gow<
, 2ie, nie #este wony. Powr)z, kt)ry ci wizi, #est tyko troc' du!szy ni! u
innyc'. 6o wszystko. 6yko dziki temu, sze$ie, !e masz dugi powr)z, mo!esz oddaa
si i wraca. Zda#e ci si, !e #este wony, ae nie przecinasz powroza. 8 #ei czowiek
nie przetnie swyc' wiz)w...
, Pewnego dnia przetn #e5 , powiedziaem, sam w to nie wierzc, gdy! sowa
Zorby dotkny otwarte# we mnie rany i sprawiy mi b).
252
, 6o #est trudne, sze$ie, bardzo trudne. "o tego potrzeba odrobiny szae&stwa.
+zae&stwa. +yszysz. 6rzeba wszystko postawi na #edn kart, a ty masz rozum i on
we7mie g)r. *ozum #est #ak skepikarz, prowadzi rac'unki, notu#e przyc')d i
rozc')d, zysk i strat. 6o #est rozwa!ny drobny kupiec, nie stawia wszystkiego na
#edn kart. Zawsze pinu#e swyc' oszczdnoci i nie zrywa sznura, o nie5 6rzyma go,
szema, mocno w garci. ?dyby mu si wymkn, biedak przepadby z kretesem. 8e
#ei nie przetniesz sznura, powiedz, #aki smak mo!e mie two#e !ycie. +mak
rumianku, mdawego rumianku. 6o nie rum, kt)ry pozwaa widzie wiat do g)ry
nogami5
Zamik, sign po wino, ae rozmyi si.
, 3ybacz mi, sze$ie, #estem prostak. +owa przyepia# mi si do zb)w #ak
boto do n)g, nie potra$i owi#a ic' w bawen i prawi duser)w. 2ie potra$i, ae ty
mnie rozumiesz.
%pr)!ni szkank i spo#rza na mnie.
, *ozumiesz5 , krzykn, #akby wpad nage w zo. , *ozumiesz i to ci
zgubi5 (yby szcziwy, gdyby nie rozumia. -zego ci brak. 0este mody, masz
$ors i zdrowie, #este $a#ny c'op, niczego ci nie brak, u diaba5 0ednego tyko ci
trzeba. %drobiny $antaz#i. (o #ei tego brak, sze$ie... , pokiwa wiek gow i znowu
zamik.
% may wos nie zapakaem. 3szystko, co m)wi Zorba, byo suszne... 0ako
dziecko byem peen $antaz#i. Aarzenia mo#e przekraczay wtedy udzk miar. 2ie
mieciem si w granicac' istnie#cego wiata.
+topniowo z upywem czasu stawaem si rozsdnie#szy. 3ytyczaem granice,
zaczem odr)!nia mo!iwe od niemo!iwego, udzkie od boskiego, trzymaem si
mocno mego powroza, !eby mi si nie wymkn.
3ieka spada#ca gwiazda przecia niebo. Zorba podskoczy, wytrzeszczy oczy
i spo#rza przera!ony, #akby po raz pierwszy zobaczy meteor.
, 3idziae gwiazd. , zwr)ci si do mnie.
, 6ak.
Zamikimy.
2age Zorba uni)s wysoko gow osadzon na c'ude#, !yaste# szyi, zaczerpn
tc'u w piersi i krzykn dziko, rozpacziwie, a ten okrzyk przeksztaci si po c'wii w
udzk mow. 6o, co kryo si w gbokociac' #a7ni Zorby, wydaro si na wiat star,
monotonn, pen smutku i goryczy samotnoci tureck meodi. %twaro si ono
253
ziemi, emanu#c urokiw sodycz trucizny 3sc'odu. -zuem, #ak wiotcze# we mnie
wszystkie w)kna, czce mnie #eszcze z wiar i nadzie#.
/ki kik$ik bir tepende oti!or,
1tme de, kik$ik, bemin dertim )eti!or.
Aman% Aman%
Pustynia, bezkres miakiego piasku, gdzie okiem sign. Powietrze mieni si
r)!owo, niebiesko i zocicie. 3 skroniac' omoce pus, a z gbi duszy wyrywa si
oszaay krzyk, radu#c si tym, !e !aden inny gos mu nie odpowiada. Pustka...
Pustka... ; nage do myc' oczu napyny zy.
.a pa(rku dwie kuropatw! ao*nie za*piewa!,
.ie *piewa), kuropatwo, m() wasn! smutek niema!.
Aman% Aman%
Zorba zamik, szybkim ruc'em rki otar pot z czoa. Poc'yony, utkwi wzrok
w ziemi.
, -o to za piosenka. , spytaem go po du!sze# c'wii.
, Pie& wiebdnika. 1piewa si # zwyke na pustyni. Przez cae ata nie
mogem sobie #e# przypomnie. "opiero tego wieczoru...
Podni)s gow i spo#rza na mnie. ?os #ego zabrzmia guc'o w zdawionym
garde.
, +ze$ie , powiedzia. , -zas ci spa. 0utro musisz wsta o wicie i #ec'a do
Kasteionu, !eby zd!y na statek. "obranoc.
, 2ie c'ce mi si spa , odparem. , -'c by z tob. 6o ostatni wiecz)r, #aki
spdzamy razem.
, 3anie datego musimy szybko go zako&czy5 , zawoa Zorba i odwr)ci
pust szkank do g)ry dnem na znak, !e nie bdzie wice# pi. , Zrobi to zaraz,
natyc'miast, #ak prawdziwi m!czy7ni, kt)rzy w #edne# c'wii wyrzeka# si
papieros)w, wina czy kart.
Ausisz wiedzie, !e m)# o#ciec by dzieny #ak nikt. 2ie patrz na mnie, #a przy
nim #estem szczeniak, nie dorastam mu do pit. %n by #ak dawni ?recy5 Kiedy cisn
ci do&, mia!d!y koci. 0a czasem przemawiam #ak zwycza#ni udzie, a on grzmia
254
abo piewa. *zadko z #ego ust moge usysze cic'y, udzki gos. %t)! on mia
naogi, ae umia si ic' pozby, uci #ak mieczem. 2a przykad, kopci #ak komin.
Pewnego dnia o wicie poszed ora w poe. Przyc'odzi, opiera si o pot i wsuwa rk
za pas, !eby wy# woreczek z mac'ork i skrci papierosa. 8e woreczek #est pusty,
o#ciec zapomnia go napeni. Zapieni si ze zoci, rykn i pobieg w stron wsi. (y
optany naogiem. 8e nage , powtarzam ci zreszt stae, !e czowiek #est zagadk ,
stan zawstydzony, wycign woreczek, podar go zbami na tysic strzp)w i
podepta wcieke nogami. =1cierwo, cierwo5> , rycza. %d te# pory do ko&ca !ycia
nie wo!y papierosa do ust. 6ak robi prawdziwi m!czy7ni, sze$ie. "obranoc.
3sta szybko i nie ogda#c si ruszy wzdu! wybrze!a. "oszed do kra&ca
pa!y i poo!y si na skae.
2ie widziaem go wice#. Przed pierwszym pianiem kogut)w przyprowadzono
mi mua, dosiadem go i od#ec'aem. Pode#rzewam, c'o mo!e si my, !e tego ranka
spogda na m)# od#azd z ukrycia, poniewa! nie byo go #u! na skae. 2ie przyszed
#ednak, aby powiedzie mi zwyke sowa po!egnania, popaka ze wzruszenia,
pomac'a rk, powia za mn c'ustk.
*ozstanie nasze byo #ak cicie mieczem.
3 Kasteionie wrczono mi depesz. 3ziem # dr!c rk i spozieraem na
ni du!sz c'wi. 3iedziaem, co mi przynosi. Z przera7iw dokadnoci zdawaem
sobie spraw z tego, co zawiera, z iu iter si skada. Zapragnem podrze #, nie
czyta#c. 8e niestety nie mamy #eszcze tye zau$ania do wasne# duszy. 2asz rozsdek,
ten ndzny skepikarz, kpi sobie z nie#, #ak my kpimy ze staryc' znac'orek i wied7m,
kt)re rzuca# uroki. %tworzyem teegram, poc'odzi z 6biisi. Przez c'wi itery
skakay mi przed oczamiD niczego nie rozr)!niaem, powoi #ednak znieruc'omiay i
wtedy przeczytaem< =3czora# po poudniu +taIridakis zmar na zapaenie puc>.
Przeszo pi dugic', strasziwyc' at, w cigu kt)ryc' czas pdzi
niepo'amowanie, a geogra$iczne granice rozpoczy dziki psD pa&stwa rozszerzay
si i kurczyy niby 'armoni#ka. 2awanica dzie#owa porwaa zar)wno mnie, #ak i
Zorb. ?)d i k stany midzy nami. 3 cigu pierwszyc' trzec' at otrzymywaem
od czasu do czasu #ak akoniczn kartk od niego.
*az , z g)ry 8t'os, z wizerunkiem 2a#witsze# Aarii Panny +tra!niczki 3r)t,
o du!yc', smutnyc' oczac' i mocnym, wadczym podbr)dku. 2ad postaci Aatki
(oskie# Zorba napisa grub sta)wk, kt)ra dara papier< =6u, +ze$ie, nie mo!na
255
zarobi. Anisi potra$i nawet pc'y podku. P)#d sobie5> 8 po paru dniac' nadesza
#eszcze #edna wiadomo< =2ie mog kr!y po kasztorac' #ak kataryniarz z papug w
rku. Podarowaem # pewnemu dziwacznemu mnic'owi, kt)ry swego drozda nauczy
piewa< GKyrie eeisonH. 6en obuz piewa #ak prawdziwy zakonnik. 6o nie do wiary5
8 wic nauczy te! psam)w nasz biedn papug. Cc', ie! ta bestia w swoim !yciu
widziaa... 8 oto zostaa wieebnym o#cem. -au# -i serdecznie. %#ciec 8eksy,
witobiwy pustenik>.
Po p) roku czy te! po siedmiu miesicac' otrzymaem z *umunii kart
przedstawia#c przysadzist kobiet z odkrytymi piersiami< =0eszcze !y#, #em
mamayg, pi# piwo, pracu# w ra$inerii na$ty, brudny i mierdzcy #ak szczur z
rynsztoka. 8e to nic. 6u zna#dziesz wszystko, czego brzuc' i serce zapragn, ra# da
takic' staryc' wyg)w #ak #a. *ozumiesz mnie, +ze$ie, !y nie umiera, kury i kokoszki.
-au# -i mocno. +zczur z rynsztoka, 8eksy Zorbesco>.
Ainy dwa ata, zn)w dostaem kartk, tym razem z +erbii. =0eszcze !y#,
diabenie tu zimno, zostaem wic zmuszony do !eniaczki. %dwr) kartk, a zobaczysz
#e# pyszczek. 3cae adny kawaek kobiety. (rzuc' ma troc' wydty, bo szyku#e mi
mae Zorbitko. U #e# boku #estem #a. 2osz garnitur, kt)ry dostaem od -iebie w
prezencie, a piercionek na moim pacu #est od stare#, biedne# (ubuiny 9wszystko #est
mo!iwe:, niec' spoczywa w spoko#u. 6a nazywa si 4uba. Paszcz z isim konierzem,
kt)ry mam na sobie, to posag mo#e# !ony. 3niosa mi te! macior z siedmioma
prositami , zabawna gromadka , i dwo#e dzieci z pierwszego ma!e&stwa, gdy!
zapomniaem -i powiedzie, !e bya wdow. 3 #edne# z pobiskic' g)r odkryem
pokady miedzi i znowu przygadaem sobie pewnego kapitaist. 3iedzie mi si
dobrze. By# #ak pasza. -au# -i mocno. (yy wdowiec, 8eksy Zorbi>.
2a odwrocie karty widniaa $otogra$ia Zorby. (y w kwitncym stanie. Ubrany
modnie w $utrzan czapk i dugi paszcz, w rku trzyma aseczk. U #ego ramienia
wisiaa pikna kobieta o sowia&skie# urodzie, mogca mie na#wy!e# dwadziecia pi
at, dzikuska o rasowyc' biodrac', kuszca i $iuterna, z ksztatn piersi. Ubrana bya
w wysokie kozaczki. Pod $otogra$i topornymi iterami Zorba nakrei podpis< =0a,
Zorba, i odwieczna sprawa< kobieta. 6ym razem nazywa si 4uba>.
Przez wszystkie te ata podr)!owaem za granic. 0a te! miaem swo#
odwieczn spraw, tyko !e ona nie posiadaa ksztatnego biustu ani paszcza do
zao$iarowania, ani maciory. Pewnego dnia odebraem w (erinie teegram<
=Znaazem pikny zieony kamie&. Przy#e!d!a# natyc'miast , Zorba>.
256
(y rok PQNM. 3 2iemczec' panowa potworny g)d. 3arto marki spada tak
bardzo, !e aby kupi na#mnie#szy drobiazg , na przykad znaczek pocztowy , trzeba
byo d7wiga waiz pen pienidzy. ?)d, zimno, ubrania w strzpac', znoszone
obuwie , pobady rumiane z natury poiczki 2iemc)w. +inie#szy wiatr rzuca ud7mi
o ziemi #ak zwidymi imi. Aatki kady niemowtom do buzi kawaki gumy do
!ucia, by nie krzyczay. 3 nocy poic#a musiaa strzec most)w przed zrozpaczonymi
kobietami, kt)re z dziemi w ramionac' c'ciay si rzuca do rzeki.
2adesza zima. +pad nieg. 3 poko#u, przyegym do mo#ego, pewien
niemiecki pro$esor, orientaista, przepisywa stare poematy c'i&skie ub sentenc#e
Kon$uc#usza, aby si rozgrza. *obi to pdzekiem wedug zwycza#u c'i&skiego, w
my kt)rego uniesiony okie, koniuszek pdza i serce uczonego tworzy winny
tr)#kt.
, Po kiku minutac' , m)wi do mnie z zadowoeniem , pot spywa mi po
ramionac'. 3 ten spos)b robi mi si ciepo.
3anie w tyc' penyc' goryczy dniac' otrzymaem )w teegram od Zorby. 3
pierwsze# c'wii wpadem w gniew. Kiedy g)d upada i amie miiony udzi, nie
ma#cyc' nawet kromki c'eba da pokrzepienia, #a otrzymu# depesz, nagc mnie
do przebycia tysicy kiometr)w, abym zobaczy pikny zieony kamie&. ="o diaba z
piknem5 , woaem. , %no nie ma serca, nie mo!e si prze# udzkim
cierpieniem5>
8e ryc'o ogarno mnie przera!enie. ?dy gniew min, ze zgroz
zrozumiaem, !e mo#e serce odpowiada na nieudzkie wezwanie Zorby. "ziki ptak bi
w mo#e# piersi skrzydami, c'cc wyrwa si na wiat.
2ie wy#ec'aem #ednak. Pozostaem guc'y na boski, okrutny kangor w me#
piersi. 2ie dokonaem tego bezsensownego czynu. Posuc'aem c'odnego,
rozsdnego gosu ogiki. 3ziem pi)ro i napisaem do Zorby, tumaczc mu to
wszystko.
%dpisa<
=2ie obra!a#c -i, +ze$ie, #este gryzipi)rkiem. Aoge i 6y, biedaku, raz w
!yciu zobaczy pikny zieony kamie&, ae nie zobaczye. +owo da#, nieraz, kiedy nie
miaem nic epszego do roboty, pytaem sam siebie, czy istnie#e pieko. 8e wczora#,
kiedy przyszed 6w)# ist, rzekem sobie< GZ ca pewnoci musi istnie pieko da
paru takic' gryzipi)rk)w #ak sze$H>.
%d tego czasu nie pisa #u! do mnie. Zn)w rozdzieiy nas strasziwe
257
wydarzenia, wiat zatacza si #ak czowiek zraniony ub pi#any. +prawy osobiste,
uczucia przy#a7ni musiay ustpi na pan daszy.
-zsto #ednak opowiadaem moim przy#acioom o wiekodusznoci Zorby.
Podziwiaimy postaw !yciow tego niewyksztaconego czowieka, przekracza#c
granice rozsdku, ae pen dumy i wiernoci. 3y!yny duc'a, na kt)re my
wspinaimy si przez wiee at z ogromnym wysikiem, on osiga #ednym skokiem. ;
m)wiimy< =Zorba #est wiekoduszny>. 8bo gdy przekracza te wy!yny, m)wiimy<
=Zorba #est szaony>.
6ak mi#a czas przepo#ony sodk trucizn wspomnie&. 2a dusz m pada
r)wnie! inny cie& , cie& zmarego przy#aciea , i ci!y na nie#. 2ie opuszcza mnie,
bo #a nie opuszczaem #ego.
% tym cieniu nie m)wiem #ednak nikomu. ?warzyem z nim po kry#omu i
dziki niemu #ednaem si ze mierci. Aiaem sw)# ta#emny most, wiodcy na drugi
brzeg. ?dy dusza mego przy#aciea przekraczaa go, czuem, !e #est wta i bada, zbyt
saba, by ucisn mi do&.
-zasem myaem z przera!eniem< =Ao!e m)# przy#acie nie zd!y na ziemi
oswobodzi si z niewoniczyc' pt ciaa, uksztatowa i za'artowa swo#e# duszy tak,
by w ostateczne# c'wii nie uega grozie mierci i by trwoga nie unicestwia #e#. Ao!e
nie zd!y utrwai tego, co byo w nim niemiertene>.
2iekiedy odzyskiwa #ednak siy , ub mo!e to #a wspominaem go ciepe# , i
przybywa odmodzony, peen pragnie&D wydawao mi si niema, !e sysz na
sc'odac' #ego kroki.
6e# zimy wybraem si na samotn wycieczk w zanie!one g)ry +zwa#carii,
gdzie wiee at temu prze!yimy z nim razem i z ukoc'an przez nas obu kobiet
niezapomniane godziny.
+paem w tym samym 'oteu, w kt)rym si w)wczas zatrzymaimy. Ksi!yc
wieci przez otwarte okno, upionym m)zgiem czuem obecno g)r, srebrnyc' od
szronu sosen, i agodny bkit nocy. Przenikaa mnie niewysowiona rado, #akbym
ni na gbokim, spoko#nym, prze#rzystym bezmiarze morza, #akbym spoczywa na
#ego dnie szcziwy i nieruc'omy. 3ra!iwo mo#a bya tak ogromna, !e mae&ki
statek, przepywa#cy o tysice mi nade mn, m)gby zrani mo#e ciao.
2iespodziewanie pad na mnie #aki cie&, zrozumiaem, kto to. Zabrzmia #ego
peen !au gos<
, 1pisz.
258
8 #a odparem takim samym tonem<
, Ka!esz czeka na siebie. Przez cae miesice nie syszaem twego gosu...
?dzie si bkasz.
, 0estem przy tobie, ae to ty zapominasz o mnie. 2ie zawsze mam do siy,
by ci zawoa, a ty usiu#esz mnie opuci. Pikne #est wiato ksi!yca, onie!one
drzewa i !ycie na ziemskim padoe , ae bagam ci, nie zapomina# o mnie.
, 2igdy o tobie nie zapominam, wiesz o tym dobrze. 3 pierwszyc' dniac' po
tym, #ak mnie opucie, bdziem po g)rskic' pustkowiac', umartwiaem ciao, cae
noce e!aem bezsennie, opaku#c ciebie. Pisaem nawet poematy, by da u#cie moim
uczuciom. Zbyt #ednak mierne byy, by ukoi m)# b). 0eden z nic' zaczyna si tak<
8d! szede* obok :mierci po strom!m wzniesieniu,
;ekko*+ wasz!ch postaci chon"c w uniesieniu,
'idziaem w was prz!)aci(, co o b$ad!m *wicie
9rudz" si i w da$ id", porzuca)"c !cie.
3 inne# za, nie uko&czone# pieni woam do ciebie<
Zaci*ni) mocnie) zb!, o m() ukochan!,
.ie pozw($ dusz! swo)e) u$ecie+ w przestworza...
Umiec'n si gorzko i poc'yi nade mn twarz, a #a zadr!aem, widzc #e#
przera7iw bado.
3patrywa si we mnie dugo oczodoami, w kt)ryc' nie byo #u! oczu, tyko
dwie grudki ziemi.
, % czym myisz. , szepnem. , -zemu miczysz. ; znowu gos #ego
zabrzmia niby daekie westc'nienie<
, -)! pozostao z duszy, kt)re# nie mieci wiat. Kika napisanyc' przez
kogo, kaekic', urwanyc' wierszy, nie tworzcyc' nawet stro$. (dz po ziemi.
%dwiedzam tyc', kt)rzy byi mi drodzy, ae serca ic' si zamkny. Kt)rdy wr)ci do
!ycia. Kr! wok) domu o zarygowanyc' drzwiac' niczym pies... %c', !ebym m)g
!y niezae!ny, nie c'wyta#c si #ak topieec waszyc' !ywyc' cia.
Z oczodo)w trysny zy, grudki ziemi w nic' zamieniy si w boto. Po c'wii
#ednak gos #ego nabra siy.
259
, 2a#wiksz rado sprawie mi , rzek , kiedy w dniu moic' imienin w
Zuryc'u wzniose kieic' wina za mo#e zdrowie. -zy pamitasz. 6owarzyszy nam
wtedy #eszcze kto...
, Pamitam , odpowiedziaem. , 6o bya ona, ta, kt)r nazywaimy nasz
pani...
Umikimy. Zdawao si, !e wieki miny od tego czasu. Zuryc' zasypany
niegiem. ;mieninowy st) udekorowany kwiatami , i nas tro#e...
, % czym myisz, mistrzu. , spyta cie& z ironi.
, % wieu rzeczac'. % wszystkim...
, 0a my o twoic' ostatnic' sowac'. 3zniose kieic' i dr!cym gosem
rzeke< =Przy#acieu, kiedy bye dzieckiem, tw)# sdziwy dziadek trzyma ci na
#ednym koanie, a o drugie opiera krete&sk ir i gra bo'aterskie pieni 'ee&skic'
bo#ownik)w o wono. Pi# dzisie#szego wieczoru two#e zdrowie< niec' os sprawi,
aby zawsze spoczywa na boskic' koanac'5> ()g szybko wysuc'a two#e# moditwy.
, 6o nic , odparem. , Aio #est sinie#sza ni! mier.
Umiec'n si gorzko i nie odpowiedzia. -zuem, #ak #ego ciao rozwiewa si
w mroku, sta#c si tyko kaniem, westc'nieniem i drwin...
Przez wiee dni pozosta na myc' wargac' smak mierci. 8e serce doznao
ugi. 1mier wesza w mo#e !ycie pod postaci zna#ome#, ukoc'ane# twarzy niby
przy#acie, kt)ry przyszed i czeka cierpiwie, a! zako&czymy prac.
4ecz zazdrosny cie& Zorby wci! kr!y wok) mnie. Pewne# nocy samotnie
przebywaem w mo#e# wii na brzegu morza na wyspie Cginie. -zuem si szcziwy.
Przez szeroko otwarte okno wieci agodnie ksi!yc. Aorze oddyc'ao radoci.
+paem, rozkosznie zmczony zbyt dugim pywaniem. 3 takie# to c'wii szczcia
Zorba z#awi si w moim nie.
2ie przypominam sobie, co m)wi ani po co przyszed. ?dy si obudziem,
czuem, #akby serce miao mi wyskoczy z piersi, do oczu nabiegy zy.
%panowao mnie nieprzeparte pragnienie, aby w pamici odtworzy nasze
!ycie na krete&skim wybrze!u, aby zmusi umys do skrztnego przywoania
wszystkic' powiedze&, okrzyk)w, gest)w, miec'u, ez, ta&c)w Zorby, aby ocai #e od
zapomnienia.
6o pragnienie byo tak gwatowne, i! z trwog zaczem upatrywa w nim
znaku. Ao!e tego dnia gdzie na kra&cu wiata umiera Zorba... "usza mo#a tak sinie
zwizana bya z #ego dusz, !e czuem< niemo!iwe, by #eden z nas umar, a drugiego
260
nie przeszy dreszcz.
"ugo nie mogem si zdecydowa na zebranie wszystkic' wspomnie& o
Zorbie, aby utrwai #e na pimie. %garn mnie dziecicy k< 0ei uczyni to, znaczy,
!e Zorba naprawd zna#du#e si w niebezpiecze&stwie. Powinienem oprze si te#
rce, kt)ra popyc'a mo# do&.
%pieraem si dwa, trzy dni, tydzie&. Za#em si #ak inn pisanin,
c'odziem na wycieczki, du!o czytaem. 6akimi wybiegami usiowaem zmyi
niewidzian si, ae wszystkie mo#e myi kr!yy niespoko#nie wok) Zorby.
Pewnego dnia siedziaem na tarasie swe# nadmorskie# wii. (yo poudnie,
pra!yo so&ce, a #a spogdaem na nagie urocze brzegi +aaminy, pitrzce si przede
mn. 2age pc'nity niewidzian rk c'wyciem papier, wycignem si na
rozpaonyc' pytac' tarasu i zaczem spisywa sowa i czyny Zorby.
Pisaem w uniesieniu, z popiec'em wskrzeszaem przeszo. +taraem si
przypomnie sobie i utrwai Zorb takim, #akim by. Ao!na by pomye, !e to #a
ponosz odpowiedziano za to, by nie odszed w niepami. Pracowaem dniem i
noc nad nakreeniem #ego obicza w nie zmienionym, wiernym ksztacie.
6worzyem #ak czarownicy z dzikic' a$ryka&skic' pemion, mau#cy na
cianac' swyc' c'at wizerunek przodka, kt)rego u#rzei we nie, i stara# si
odtworzy go tak, aby dusza moga rozpozna wasne ciao i powr)ci do&.
Po paru tygodniac' mo#a kronika !ycia Zorby bya zako&czona.
6ego dnia p)7nym popoudniem siedziaem zn)w na tarasie i patrzyem na
morze. 2a koanac' myc' e!a gotowy rkopis. -zuem ogromn rado i ug,
#akbym zrzuci z siebie #aki ci!ar, #ak kobieta, kt)ra wanie urodzia i teraz tui
niemow w ob#ciac'.
+o&ce, ponca, ognista kua, zac'odzio za szczyty Peoponezu. 2a taras
wesza +ua, wie#ska dziewczynka, kt)ra przynosia mi z miasta poczt. 3rczya ist i
szybko ucieka... Zrozumiaem. 3ydawa by si mogo, !e znam #ego tre, bo kiedy
otworzyem go i przeczytaem, nie krzyknem, nie zerwaem si zd#ty przera!eniem.
Aiaem pewno. 3iedziaem, !e wanie w te# c'wii, gdy bd trzyma na koanac'
uko&czony rkopis i patrzy na zac')d so&ca, dostan ten ist.
Przeczytaem go spoko#nie, powoi, bez ez. 2adszed z #akie# serbskie# wioski
poo!one# w pobi!u +kop#e. 2apisany by z niemczyzn. Przetumaczyem go sobie.
=0estem nauczycieem w te# wiosce i pisz do Pana, aby przekaza smutn
wiadomo. 8eksy Zorba, wacicie mie#scowyc' pokad)w miedzi, zmar w ubieg
261
niedzie o sz)ste# po poudniu. 3ezwa mnie w c'wii konania.
GAam w ?rec#i przy#aciea , powiedzia. , 0ei umr, napisz mu, !e do
ostatnie# c'wii zac'owaem przytomno i myaem o nim. 2ie !au# niczego, co
zrobiem. Powiedz mu, !e !ycz mu wszystkiego na#epszego i !e #u! na#wy!szy czas,
aby nabra rozumu. Posuc'a# #eszcze< #ei przy#dzie pop wyspowiada mnie i udziei
ostatniego namaszczenia, ka! mu szybko ode#. 2iec' mnie obo!y ktw. Zrobiem
w !yciu kup rzeczy, ae #eszcze nie dosy. 6acy udzie #ak #a powinni !y tysic at.
"obranocH.
6o byy #ego ostatnie sowa. Potem uni)s si na poduszce, odrzuci kodr i
spr)bowa stan na nogi. Podbiegimy, aby go podtrzyma, 4uba , #ego !ona, #a i
kiku sinie#szyc' ssiad)w. %n #ednak odsun nas szorstko wsta z )!ka i podszed
do okna. Kurczowo trzyma#c si parapetu, spogda w da, w stron g)r.
3ytrzeszczy oczy i zacz si mia, a potem r!e #ak ko&. 6ak wanie umar, sto#c i
wpi#a#c si pacami w okienn ram.
0ego !ona, 4uba, prosi, !ebym napisa, !e przesya Panu pozdrowienia.
2ieboszczyk czsto opowiada o Panu i kaza odda Panu po swo#e# mierci santuri,
by mia Pan po nim pamitk.
3dowa prosi wic , #ei przypadkiem bdzie Pan prze#azdem w nasze# wiosce
, aby zec'cia Pan zanocowa u nie# i wy#e!d!a#c rankiem, zabra ze sob santuriR.
262

You might also like