Professional Documents
Culture Documents
Clave i Przymierze
***
Trzy dni. Myśli Clary biegły powoli jak gęsta krew albo miód. Muszę się
obudzić.
Ale nie mogę.
Sny nawiedzają ją jeden po drugim, rzeka obrazów niosła ją jak liść
miotany przez prąd. Widziała matkę w szpitalnym łóżku, jej oczy wyglądające jak
sińce na białej twarzy. Widziała Luke’a na górze kości. Jace’a z białymi
skrzydłami wyrastającymi z pleców, Isabelle, nagą i oplecioną batem niczym
spiralą ze złotych pierścieni, Simona z krzyżami wypalonymi na dłoniach. Anioły
spadające z nieba. Płonące w locie.
***
***
Clary czuła się tak , jakby ktoś zaszył jej powieki. Kiedy je rozchyliła i
zamrugała po raz pierwszy od trzech dni , wydawało się jej, że się rozrywają.
Nad sobą ujrzała czyste niebieskie niebo, białe pierzaste chmury i pulchne
aniołki ze złotymi wstążkami na nadgarstkach. Umarłam? Czy rzeczywiście tak
wygląda niebo? Zamknęła oczy i po chwili otworzyła je znowu. Tym razem
zrozumiała, że patrzy na sklepiony drewniany sufit, pomalowany w rokokowe
motywy obłoków i cherubinów.
Z trudem dźwignęła się na łokciach. Bolało ją wszystko, zwłaszcza kark.
Rozejrzała się , stwierdziła , że leży na jednym z wielu łóżek, ustawionych w
długim rzędzie. Wszystkie miały metalowe wezgłowia i płócienną pościel. Obok
niej na małym stoliku stał biały dzbanek i kubek. Koronkowe zasłonki w oknach
odcinały światło , ale z zewnątrz dobiegał słaby, wszechobecny szum
nowojorskiej ulicy.
- A więc naroście się obudziłaś. Hodge będzie zadowolony. Wszyscy
myśleliśmy , że umrzesz we śnie.
Clary się odwróciła. Na sąsiednim łóżku przysiadła Isabelle. Kruczoczarne
włosy miała zaplecione w dwa grube warkocze sięgające poniżej pasa. Białą
sukienkę zastąpiły dżinsy i niebieski obcisły top, ale na szyi nadal jarzył się
czerwony wisiorek. Ciemne spiralne tatuaże zniknęły. Jej skóra była teraz
nieskazitelna i kremowa jak śmietana.
- Przykro mi, że was rozczarowałam. – Głos Clary zgrzytał jak papier
ścierny. – Czy to jest Instytut?
Isabelle przewróciła oczami.
- Jest coś, czego Jace ci nie powiedział?
Clary zakaszlała.
- To Instytut, prawda?
- Tak. Jesteś w izbie chorych , jeśli się jeszcze tego nie domyśliłaś.
Nagły kłujący ból sprawił, że Clary chwyciła się za brzuch i wciągnęła z
sykiem powietrze.
Isabelle spojrzała na nią przestraszona.
- Dobrze się czujesz?
Ból osłabł , ale Clary poczuła pieczenie w gardle i dziwne zawroty głowy.
- Mój żołądek.
- A , racja. Prawie zapomniałam. Hodge mówił , żeby ci to dać jak się
obudzisz. – Isabelle sięgnęła po ceramiczny dzbanek , nalała trochę jego
zawartości do kubkai podała go Clary. Był wypełniony mętnym płynem , który
lekko parował. Pachniał intensywnie ziołami i czymś jeszcze. – Nie jadłaś nic od
trzech dni. To pewnie dlatego jest ci niedobrze.
Clary ostrożnie pociągła łyk. Napój był pyszny, gęsty , z przyjemnym
maślanym posmakiem.
- Co to jest?
Isabelle wzruszyła ramionami.
Jedna z herbatek ziołowych Hodge’a. Zawsze działają. – Wstała z łóżka i
przeciągnęła się jak kot. – a tak przy okazji jestem Isabelle Lightwood. Mieszkam
tutaj.
- Znam twoje imię, Ja nazywam się Clary Fray. Jace mnie tu przyniósł?
Isabelle pokiwała głową.
Hodge był wściekły. Zabrudziłaś krwią cały dywan w holu. Gdyby moi
rodzice tu byli Jace na pewno dostałby szlaban. – Zmierzyła ją uważnym
spojrzeniem. – Twierdzi , że sama zabiłaś demona Pożeracza.
W umyśle Clary pojawił się obraz monstrum z paskudną paszczą. Zadrżała
i mocniej ścisnęła kubek.
- Chyba tak.
- Ale przecież jesteś Przyziemną.
- Zadziwiające, co? – Clary przez chwilę rozkoszowała się wyraźnie źle
maskowanym zdumieniem na twarzy dziewczyny. – Gdzie Jace?
Isabelle wzruszyła ramionami.
- Gdzieś. Powinnam komuś powiedzieć , że się obudziłaś. Hodge będzie
chciał z tobą porozmawiać.
- Hodge to nauczyciel Jace’a , tak?
- Hodge uczy nas wszystkich. Tam jest łazienka. – Isabella pokazała ręką.
– Na wieszaku do ręczników zostawiłam kilka swoich starych ciuchów , gdybyś
chciała się przebrać.
Clary pociągnęła kolejny łyk z kubka i stwierdziła , że jest pusty. Już nie
była głodna i nie miała zawrotów głowy. Czuła ulgę. Odstawiła naczynie na stolik
i otuliła się kołdrą.
- Co się stało z moimi ubraniami?
- Były całe we krwi i truciźnie. Jace je spalił.
- Naprawdę? Powiedz mi , czy on zawsze jest taki nieuprzejmy, czy
zachowuje się tak tylko wobec zwykłych ludzi?
- Jest niegrzeczny wobec wszystkich – odparła Isabelle nonszalanckim
tonem. – I właśnie dlatego jest taki diabelnie sexy. Nie mówiąc , że zabił więcej
demonów niż ktokolwiek inny w jego wieku.
-Nie jest twoim bratem?
Isabelle wybuchła głośnym śmiechem.
- Jace? Moim bratem? Nie. Skąd ci to przyszło do głowy?
- Przecież mieszka tu z tobą. Zgadza się?
- Tak, ale…
- Dlaczego nie ze swoimi rodzicami?
Przez krótką chwilę Isabelle miała niepewną minę.
- Bo nie żyją.
Clary otworzyła usta ze zdumienia.
- Zginęli w wypadku?
-Nie. – Isabelle odgarnęła za ucho ciemny kosmyk. – Matka umarła przy
jego narodzinach. Ojciec został zamordowany , kiedy Jace miał dziesięć lat. On
wszystko widział.
- Och! – zawołała Clary.
Isabelle ruszyła do drzwi.
- Posłuchaj, lepiej powiadomię wszystkich, że się obudziłaś. Od trzech dni
czekają, aż otworzysz oczy. A , w łazience jest mydło. Może chcesz się trochę
obmyć? Cuchniesz.
Clary spiorunowała ją wzrokiem.
- Dzięki.
- Bardzo proszę.
***
***
Instytut był ogromną, rozległą budowlą, która wyglądała jak nie
wzniesiona według planu architektonicznego, tylko jakby została naturalnie
wydłużona w skali przez wodę i czas. Przez uchylone drzwi Clary widziała
niezliczone identyczne małe pokoiki, każdy z łóżkiem , szafką nocną i dużą
drewnianą szafą. Wysokie sufity były podtrzymywane przez jasne kamienne łuki,
pokryte misternie rzeźbionymi obrazami. Clary zauważyła pewne powtarzające
się motywy: anioły, miecze, słońca i róże.
- Dlaczego tutaj jest tyle sypialni? – Zapytała. – Myślałam , że to instytut
badawczy.
- To część mieszkalna. Naszym obowiązkiem jest zapewnić schronienie
każdemu Nocnemu Łowcy , który o to poprosi. Możemy pomieścić tu dwieście
osób.
- Ale większość pokoi jest pusta.
- Ludzie przychodzą i odchodzą. Nikt nie zostaje długo. Zwykle jesteśmy
tylko my: Alec, Isabelle , Max, ich rodzice, ja i Hodge.
- Max?
- Poznałaś piękną Isabelle? Alec to jej starszy brat. Najmłodszy, Max, jest
teraz z rodzicami za granicą.
- Na wakacjach?
- Niezupełnie. – Jace się zawahał. – Można ich uznać za dyplomatów, a
Instytut za coś w rodzaju ambasady. Teraz przebywają w rodzinnym kraju
Nocnych Łowców. Biorą udział w bardzo delikatnych negocjacjach pokojowych.
Wzięli ze sobą Maksa, bo jest jeszcze mały.
- Rodzinny kraj Nocnych Łowców? – Clary wirowało w głowie. – Jak się
nazywa?
- Idris.
- Nigdy o nim nie słyszałam.
- Nic dziwnego. – W jego głosie znowu zabrzmiało irytujące poczucie
wyższości. – Przyziemnie nic o nim nie wiedzą. Jego granic strzegą czary
ochronne. Gdybyś próbowała je przekroczyć i wejść do Idris, po prostu została
byś w mgnieniu oka przeniesiona od jednej granicy do drugiej. Nawet nie
wiedziałabyś, co się stało.
- Więc nie ma go na mapach?
- Nie na mapach Przyziemnych. Na swój użytek możesz uważać go za mały
kraj między Niemcami a Francją.
- Ale między Niemcami a Francją nie ma nic, no może z wyjątkiem
kawałka Szwajcarii.
- Właśnie.
- Domyślam się , że tam byłeś. To znaczy w Idrisie.
- Dorastałem tam. – Głos Jace’a był neutralny, ale ton sugerował, że
kolejne pytanie na ten temat będzie niemile widziane. – Większość z nas się tam
wychowała. Oczywiście Nocni Łowcy są na całym świecie. Musimy być wszędzie,
bo wszędzie grasują demony. Ale dla Nocnych Łowców „domem” zawsze będzie
Idris.
- Jak Mekka albo Jerozolima- powiedziała w zadumie Clary. – Więc
wychowujecie się w Idris a potem , kiedy dorastacie …
- Wysyłają nas tam , gdzie jesteśmy potrzebni. – odparł krótko Jace. –
Niektórzy jak Isabelle czy Alec, dorastają z daleka od kraju rodzinnego , tam
gdzie mieszkają ich rodzice. Ponieważ tutaj są wszystkie zasoby i kadry Instytutu
i Hodge… - Urwał. Oto biblioteka.
Pod drzwiami w kształcie łuku leżał zwinięty w kłębek błękitny pers o
żółtych oczach. Kiedy się zbliżyli , uniósł głowę i zamiauczał.
- Cześć, Church. – Jace pogłaskał jego grzbiet bosą stopą. Kot zmrużył
oczy.
- Zaczekaj – powiedziała Clary. – Alec, Isabelle i Max to jedyni Nocni
Łowcy w twoim wieku, których znasz?
Jace przestał głaskać Churcha.
- Tak.
- Musisz się czuć trochę samotny.
- Mam wszystko, czego mi trzeba. – Jace pchnął drzwi i wszedł do środka.
Po chwili wahania Clary podążyła za nim.
***
***