You are on page 1of 147

PETER V.

BRETT
MALOWANY
CZOWIEK
KSI!GA DRUGA
2009
Wydanie oryginalne
Data wydania:
2008

Tytu$ orygina$u:
The Painted Man

Wydanie polskie
Data wydania:
2009

Prze$o%y$:
Marcin Mortka

Ilustracja na ok$adce:
Larry Rostant

Projekt ok$adki:
Pawe Zar!ba

Wydawca:
Fabryka Sw sp. z o.o.
www.fabryka.pl
e-mail: biuro@fabryka.pl

ISBN: 9788375740509

Wydanie elektroniczne:
Trident eBooks
Dla Otziego,
oryginalnego Malowanego czowieka
Cz!$' III
Krasja
328
Roku Plagi
18
Inicjacja
328 RP
Triumfalny okrzyk Jednor!kiego, ktry niespodziewanie znalaz si! tak blisko
znienawidzonej ofiary, rozci) cisz! nocy w promieniu dziesi)tek jardw. Arlen si) woli
zmusi si!, by oddycha' jednostajnym rytmem, usiowa te+ kontrolowa' bicie serca. Nawet
je$li magia wczni zdolna bya wyrz)dzi' demonowi krzywd! a mia jedynie tak) nadziej!
nie wystarczyo to do wygrania starcia. By odnie$' zwyci!stwo, musia wykorzysta' ca)
sw) pomysowo$' i ka+dy element wyszkolenia.
Powoli rozstawi nogi, przyjmuj)c postaw! bojow). Wiedzia, +e piasek spowolni jego
ruchy, ale dotyczyo to tak+e Jednor!kiego. Nadal utrzymywa kontakt wzrokowy i nie
wykonywa +adnych gwatownych ruchw. Otchaniec za$ napawa si! chwil). Mia o wiele
wi!kszy zasi!g ramion od przeciwnika, nawet uzbrojonego we wczni!. Arlen postanowi
wi!c zaczeka' na atak.
Nagle zrozumia, +e cae jego dotychczasowe +ycie zmierzao wa$nie ku tej chwili, a on
dot)d nie zdawa sobie z tego sprawy. Nie mia pewno$ci, czy sprosta prbie, ale Jednor!ki
prze$ladowa go od ponad dziesi!ciu lat i sama my$l o zaniechaniu starcia wydaa mu si! nie
do zniesienia. W ka+dej chwili mg si! cofn)' do azylu runw, gdzie ataki skalnego demona
nie wyrz)dziyby mu najmniejszej krzywdy. .wiadom tego, post)pi krok do przodu. Nie mia
zamiaru ucieka' przed wyzwaniem.
Jednor!ki zmarszczy pysk, bacznie obserwuj)c manewry przeciwnika. Jego gardziel
opu$cio guche warkni!cie. Kolczasty ogon $mign) szybciej, zwiastuj)c natarcie.
Demon rykn) i zaatakowa. Dugie szpony ze $wistem przeci!y powietrze. Arlen ruszy
do przodu, unikn) ciosu i odskoczy poza zasi!g otcha0ca. Uamek sekundy p2niej
zanurkowa mi!dzy jego nogi, d2gn) wczni) w ogon i byskawicznie odtoczy si! na bok.
Zd)+y jednak z satysfakcj) zauwa+y' rozbysk magii, gdy ostrze wczni przebio pancerz
potwora i wnikn!o w jego ciao. Otchaniec zawy z blu.
Arlen spodziewa si!, +e demon odpowie uderzeniem ogona, nie s)dzi jednak, +e tak
szybko. Pad na ziemi! w ostatniej chwili, a straszliwe kolce min!y jego gow! ledwie o cal.
Skoczy na rwne nogi, ale Jednor!ki ju+ odwraca si! w jego kierunku, a ci!+ar
rozp!dzonego ogona przyspieszy tylko obrt. Jak na tak ogromne rozmiary, demon by
zr!czny i szybki.
Ponownie zaatakowa, lecz tym razem Arlen wiedzia, +e nie zd)+y unikn)' ciosu.
Zastawi si! wczni), cho' zdawa sobie spraw!, +e uderzenie oka+e si! zbyt pot!+ne, by je
zablokowa'. Znw pozwoli, by emocje zatryumfoway nad zdrowym rozs)dkiem; podj)
wyzwanie zbyt wcze$nie. Przekl) sw) gupot!.
Ale gdy tylko pazury demona dotkn!y wczni, runy rozbysy na caej jej dugo$ci.
Arlen ledwie odczu cios, a Jednor!ki zatoczy si! do tyu, zupenie jakby wpad na zapor!.
Momentalnie odzyska jednak rwnowag!. Wydawa si! nietkni!ty.
Zaszar+owa w zapami!taniu, zdecydowany pokona' i t! przeszkod!. Arlen stumi
oszoomienie i zmieni pozycj!, doceniaj)c bogosawie0stwo broni i gotw wykorzysta' je w
peni.
Rzuci si! do biegu, wzbijaj)c piach w powietrze. Przesadzi resztki przewrconej
kolumny i przygotowa si! do uniku w prawo lub w lewo, w zale+no$ci od tego, z ktrej
strony nadejdzie atak.
Jednor!ki uderzy w kolumn! i rozupa j) na p, cho' miaa niemal+e cztery stopy
$rednicy. Napr!+y mi!$nie pot!+nej apy i odrzuci jedn) z jej cz!$ci. Ten przera+aj)cy pokaz
siy sprawi, +e Arlen ruszy w kierunku kr!gu. Musia odpocz)' cho' krtk) chwil!.
Otchaniec przewidzia jednak ten ruch, napi) mi!$nie ng i wystrzeli w powietrze.
Wyl)dowa dokadnie mi!dzy ofiar) a otoczonym runami obszarem.
Arlen wyhamowa gwatownie, za$ Jednor!ki zawy z tryumfem. Przetestowa ju+
determinacj! przeciwnika i odkry, +e nie ma do czynienia z bezmy$ln) ofiar). Uk)szenie
wczni nauczyo go respektu, ale w jego $lepiach pr+no byo szuka' strachu. Ruszy w
stron! modzie0ca, a Arlen celowo cofa si! powoli, by nie sprowokowa' bestii nagym
ruchem. Dotar tak daleko, jak to byo mo+liwe nie mg przecie+ przekroczy'
zewn!trznego kr!gu kamieni runicznych i narazi' si! na atak piaskowych demonw, ktre
tylko czekay na tak) okazj!.
Jednor!ki, pewien, +e przejrza taktyk! przeciwnika, zarycza, po czym rzuci si! do
mia+d+)cej szar+y. Arlen stan) pewnie, lekko uginaj)c nogi. Tym razem nawet nie pomy$la,
by unie$' wczni! do bloku. Zamiast tego odrobin! j) cofn), gotuj)c si! do pchni!cia.
Pot!+ny cios demona z atwo$ci) zmia+d+yby ofierze czaszk!, ale nie mg dotrze' do celu.
Na drodze stan) mu bowiem zapasowy kr)g. Runy niespodziewanie o+yy, odpieraj)c atak, a
Arlen wykorzysta moment, skoczy przed siebie i pchn) wczni) prosto w podbrzusze
oszoomionego otcha0ca.
Oguszaj)cy wrzask Jednor!kiego rozbrzmia w ciszy nocy niczym najpi!kniejsza
muzyka. Modzieniec szarpn) za wczni!, lecz ta tkwia mocno w trzewiach bestii,
uwi!ziona przez gruby czarny pancerz. Szarpn) ponownie i niemal+e kosztowao go to +ycie,
gdy+ Jednor!ki zapar si! i wyprowadzi jeszcze jeden cios. Jego szpony przedary rami! i
klatk! piersiow) modego Posa0ca.
Odrzucony si) uderzenia, Arlen zakr!ci si! jak fryga, ale zdoa skontrolowa' upadek i
run) z powrotem do kr!gu. Zaciskaj)c do0 na ranach, przygl)da si! bezsilno$ci skalnego
demona. Jednor!ki raz za razem usiowa pochwyci' wczni! i wyrwa' j) z ciaa, lecz
wykute w niej runy odrzucay jego do0. Magia za$ nie przestawaa pracowa' rana potwora
bezustannie rozbyskiwaa, a przez ciao bestii przemykay zabjcze wyadowania.
Gdy Jednor!ki wreszcie zwali si! na ziemi!, Arlen pozwoli sobie na lekki u$miech.
Niemniej gdy konwulsje potwora osaby i przeszy w nieznaczne dr+enie, poczu, jak jego
serce wypenia pustka. Marzy o tej chwili niezliczon) ilo$' razy, wyobra+a sobie, jak si!
b!dzie czu', co powie... Rzeczywisto$' jednak+e wygl)daa zupenie inaczej. Zamiast
uniesienia ogarn!o go jedynie przygn!bienie i poczucie straty.
To dla ciebie, mamo szepn), gdy olbrzymi demon wreszcie znieruchomia.
Sprbowa przywoa' w wyobra2ni obraz matki, by poczu' jej aprobat!, ale ze wstydem i
zdumieniem u$wiadomi sobie, +e nie pami!ta jej twarzy. Krzykn) z rozpaczy, czuj)c si!
sponiewierany i may w chodnym blasku gwiazd.
Omijaj)c ciao potwora szerokim ukiem, Arlen ruszy ku sakwoja+om i zabra si! do
opatrywania ran. Zao+y szwy niezdarnie, ale przynajmniej trzymay razem brzegi ran, a
okad z rozchodnika a+ pali, co najlepiej $wiadczyo o tym, +e by potrzebny. W ran! wdao
si! zaka+enie.
Nie zazna tej nocy spokoju. Nawet je$li cierpienie i bl nie wystarczyy, by odp!dzi' sen,
z pewno$ci) dopomoga $wiadomo$', +e kolejny rozdzia jego +ycia zosta zamkni!ty, i
niepewno$', co przyniesie przyszo$'.
Wreszcie r)bek so0ca wynurzy si! zza wydm, a $wiato biego w kierunku obozowiska z
szybko$ci) niespotykan) nigdzie poza pustyni). Piaskowych demonw ju+ dawno nie byo,
umkn!y na widok pierwszych oznak $witu. Arlen skrzywi si! z blu, kiedy wstawa.
Podszed do ciaa Jednor!kiego i wyrwa wczni!.
Ledwie promienie so0ca pady na trucho, czarny pancerz zadymi i zaraz potem buchn)
pomieniami. W jednej chwili ogromne ciao zamienio si! w stos pogrzebowy. Modzieniec
znieruchomia, zahipnotyzowany tym widokiem. Gdy w ko0cu ogie0 dogas, a wiatr porwa
popi, Arlen po raz pierwszy ujrza nadziej! dla ludzko$ci.
19
Pierwszy Wojownik Krasji
328 RP
Pustynne trakty w niczym nie przypominay drg. Skaday si! z szeregu oddalonych od
siebie drogowskazw, niekiedy nosz)cych $lady pazurw lub do poowy zagrzebanych w
piachu. Arlen nie kwestionowa stwierdzenia Ragena, +e pustynia to nie tylko piasek, ale w jej
sercu znajdowao si! go wystarczaj)co wiele, by brn)' w nim przez cae dnie i nie widzie' nic
wi!cej. Na obrze+ach pustyni przez setki mil ci)gn!y si! twarde, pyliste rwniny, na ktrych
rzadkie grupki zmizerniaej ro$linno$ci zbyt suchej, by zgni', uparcie trzymay si! sp!kanej
gliny. Jedynie cie0 rzucany przez wydmy na owym morzu piasku zapewnia jak)kolwiek
ochron! przed zabjczym so0cem. Arlen z trudem pojmowa, jak to mo+liwe, +e to samo
so0ce opromieniao Fort Miln. Musia zakrywa' twarz, by nie wdycha' piasku, bowiem silne
podmuchy wiatru nigdy nie ustaway. Gardo mia szorstkie i wyschni!te na wir.
O wiele gorsze byy jednak noce, ktre wysysay wszelkie ciepo zaraz po zachodzie
so0ca i zapraszay otcha0ce do zimnej, opustoszaej krainy.
Na przekr tym niedogodno$ciom istniao w niej +ycie. W!+e i jaszczurki poloway na
drobne gryzonie. Padlino+erne ptaki poszukiway $cierw stworze0, ktre pady ofiar)
otcha0cw lub zap!dziy si! na pustyni! i nie znalazy drogi powrotnej. Znajdoway si! tam
przynajmniej dwie du+e oazy otoczone g!st) ro$linno$ci). Nawet stru+ka wody wyciekaj)ca
ze skay lub bajoro nie szersze od kroku dorosego czowieka potrafiy podtrzyma' +ycie
garstki karowatych ro$lin i drobnych stworzonek. Arlen natrafi te+ na zwierz!ta, ktre kryy
si! przed grasuj)cymi po wydmach demonami w piasku, niewra+liwe na zimno dzi!ki ciepu
nagromadzonemu w ciaach.
Na pustyni nie pojawiay si! skalne demony, gdy+ zabrakoby dla nich po+ywienia. Nie
byo te+ ognistych, bo mao co dawao si! spali'. Demony drzew nie znalazyby kory, z ktr)
mogyby si! zespoli', ani konarw umo+liwiaj)cych skok na ofiar! spomi!dzy listowia.
Wodne demony nie potrafiy pywa' w piasku, a wietrzne nie miayby gdzie przysi)$'.
Wydmy i pustynne rwniny nale+ay wi!c niepodzielnie do piaskowych demonw. W g!bi
pustyni stanowiy one rzadko$', wolay gromadzi' si! wok oaz, ale widok ognia mg je
przyci)gn)' z odlego$ci wielu mil.
Podr+ z Fortu Rizon do Krasji trwaa jakie$ pi!' tygodni, z czego poowa wypadaa
przez pustyni!. Z tego wzgl!du nawet najtwardsi i najbardziej zahartowani Posa0cy z rzadka
si! na ni) decydowali. Cho' kupcy z Pnocy oferowali bajo0skie sumy za krasja0skie
przyprawy i jedwabie, mao kto okazywa si! na tyle zdeterminowany lub wr!cz szalony
by podj)' tak ryzykown) wypraw!.
Tym razem Arlen uzna ow) podr+ za stosunkowo spokojn). Najgor!tsz) por! dnia po
prostu przesypia w siodle, zawczasu pieczoowicie owin)wszy si! lu2nym biaym ptnem.
Cz!sto poi konia, a noc) ukada kr!gi na pachtach ptna, by nie przysypa ich piasek.
Kusio go, by zaatakowa' kr)+)ce wok kr!gu demony, ale rana odebraa mu wiele si.
Wiedzia, +e je$li wcznia utkwi w ciele otcha0ca, ktry odbiegnie daleko w mrok, stanie si!
rwnie nieosi)galna jak w zapomnianym grobowcu.
Pomimo zawodzenia piaskowych demonw Arlenowi, przyzwyczajonemu do
oguszaj)cych rykw Jednor!kiego, noce wydaway si! ciche i spokojne. Nigdy wcze$niej nie
spa pod goym niebem tak dobrze.
Dopiero teraz zrozumia, +e b!dzie kim$ wi!cej ni+ tylko otoczonym saw) chopcem na
posyki. Zawsze przeczuwa, +e jego przeznaczenie wykracza poza zwyke zadania Posa0ca,
+e jego przeznaczeniem jest walka. Nie do ko0ca jednak mia racj! jego prawdziwym celem
b!dzie prowadzenie innych do walki.
By przekonany, +e potrafi skopiowa' zaginione runy, i ju+ si! zastanawia, jak je
przenie$' na inne rodzaje broni: kije, strzay, kamienie do proc... Istniao niesko0czenie wiele
mo+liwo$ci.
Ze wszystkich ludw, ktre do tej pory pozna, tylko Krasjanie nie chcieli przysta' na
+ycie w strachu i z tego wzgl!du ceni ich ponad wszystko. Zdecydowa, +e to wa$nie im
poka+e wczni!, bowiem +aden inny nard nie zasugiwa na ten dar. W zamian poprosi o
wszystko, co tylko potrzebne, by wyku' wi!cej broni zdolnej odwrci' losy wojny
prowadzonej w blasku gwiazd.
My$li pierzchy, gdy tylko ujrza oaz!. Czasami piasek odbija b!kit nieba, a
oszoomiony zjawiskiem czowiek zbiega z traktu i p!dzi w kierunku fatamorgany, ale gdy
ko0 przyspieszy, Arlen zrozumia, +e to nie zudzenie. .wit potrafi wyczu' wod!.
Bukaki osuszyli ju+ poprzedniego dnia i widok niewielkiego zbiornika wody spot!gowa
sucho$' w gardle. Arlen pospiesznie zeskoczy z wierzchowca. Obaj pochylili gowy i zacz!li
apczywie pi'.
Gdy zaspokoi pragnienie, uzupeni bukaki i postawi je w cieniu jednego z wielu
piaskowych monolitw otaczaj)cych oaz! milcz)cym kr!giem. Wyryte na nich runy okazay
si! kompletne, ale miejscami nieco zatarte. Nawiewany bezustannie piasek stopniowo $ciera
ich ostre kraw!dzie. Modzieniec si!gn) wi!c po narz!dzia i przyst)pi do pog!biania
znakw, by ocali' barier!.
Podczas gdy .wit skuba mizern) traw! i listki skarlaych krzeww, Arlen zrywa z
rosn)cych w oazie drzew daktyle i figi. Napeni nimi +o)dek, a reszt! rozo+y na so0cu.
Oaz! zasilaa podziemna rzeka. Aby do niej dotrze', przed wiekami ludzie odgarn!li
piasek i przebili si! przez zalegaj)ce ni+ej skay. Arlen zszed po kamiennych stopniach do
chodnej podziemnej pieczary, pozbiera rozwieszone tam sieci i wrzuci je do wody. Wrci
na powierzchni! ze spor) ilo$ci) ryb. Kilka wybra dla siebie, pozostae oczy$ci, osoli i
uo+y przy owocach.
Przeszuka znajduj)ce si! w oazie narz!dzia i wybra dwuz)b, z ktrym ruszy mi!dzy
monolity. Po chwili dostrzeg zmarszczki na piasku, ktre zdradzay obecno$' zagrzebanego
tam w!+a. Przygwo2dzi gada dwuz!bem, uj) go za ogon, a potem strzeli nim o kamie0 jak
biczem. Najprawdopodobniej w pobli+u znajdowao si! gniazdo z jajami, ale zaniecha
poszukiwa0. Ogoocenie oazy z wszelkich dbr byoby niehonorowe. Podobnie jak w
przypadku ryb, odci) kawaek w!+a dla siebie, reszt! za$ poo+y na rozgrzanej ziemi.
Nast!pnie nachyli si! nad wykut) w boku piaskowca jam) i wydoby z niej pozostawiony
przez innego Posa0ca zapas twardych suszonych owocw, ryb oraz mi!sa. Wszystko to
schowa do jukw. Mia zamiar uzupeni' kryjwk! prowiantem dla nast!pnego go$cia, ktry
b!dzie szuka w oazie schronienia, ale musia wpierw poczeka', a+ +ywno$' dostatecznie
wyschnie.
Przekroczenie pustyni bez postoju w Oazie .witu graniczyo z niemo+liwo$ci). Stanowia
ona jedyne 2rdo wody w promieniu stu mil, dlatego te+ penia rol! punktu przej$ciowego
dla ludzi podr+uj)cych we wszystkich kierunkach. Zwykle byli to Posa0cy, a zatem Patroni
Runw. Przez cae lata przedstawiciele tego elitarnego zawodu upami!tniali sw) w!drwk!
podpisem na ktrym$ z licznych piaskowcw. Widniao na nich wiele tuzinw imion
zarwno prymitywne, wyryte w skale litery, jak i istne arcydziea kaligrafii. Niektrzy
Posa0cy obok podpisu dodawali list! odwiedzonych miast lub ilo$' wizyt w Oazie .witu.
Dla Arlena by to jedenasty postj. Ju+ dawno zarzuci zwyczaj rycia nazw wszystkich
miast i wsi, do ktrych zawita podczas licznych wypraw. Nigdy jednak nie przestawa bada'
i odkrywa' nowych miejsc, dzi!ki czemu zawsze mia co$ do dodania. Powoli i starannie,
niemal+e z nabo+e0stwem, wykaligrafowa So0ce Anocha na li$cie przeszukanych ruin.
Nigdzie indziej nie dostrzeg tej nazwy, co napenio go dum).
Nast!pnego dnia kontynuowa powi!kszanie zapasw. Ka+dy Posaniec stara si!
pozostawi' je w lepszym stanie ni+ jego poprzednik byo to kwesti) honoru. Czyniono tak,
na wypadek gdyby ktry$ z nich wkroczy mi!dzy piaskowce wyko0czony przez so0ce lub
zbyt dotkliwie zraniony, by samemu znale2' co$ do jedzenia.
Tej nocy Arlen napisa do Coba. W sakwach trzyma du+o wi!cej listw, nigdy
niewysanych. Sowa zawsze wydaway mu si! nieadekwatnym zado$'uczynieniem za
porzucenie obowi)zkw, ale tym razem mia do przekazania zbyt wa+ne wie$ci. Dokadnie
opisa runy z czubka wczni, pewien, +e stary mistrz bezzwocznie przeka+e te informacje
ka+demu Patronowi w mie$cie.
Po kolejnej nocy sp!dzonej w oazie skierowa si! na poudniowy zachd. Przez pi!' dni
ogl)da gwnie +te wydmy i piaskowe demony, ale rankiem szstego dostrzeg w oddali
zabudowania Fortu Krasja Pustynnej Wczni na tle odlegych gr.
Wykonane z piaskowca mury zleway si! z otoczeniem, przez co z oddali miasto
przypominao jeszcze jedn) wydm!. Wybudowano je wok oazy znacznie wi!kszej od Oazy
.witu, zasilanej jednak+e, je$li wierzy' staro+ytnym mapom, przez t! sam) podziemn) rzek!.
Mury dumnie l$niy w blasku so0ca, prezentuj)c ryte na caej dugo$ci ochronne runy.
Wysoko nad dachami zabudowa0 powiewaa chor)giew Krasji, wcznie skrzy+owane nad
wschodz)cym so0cem.
Stra+nicy przy bramie nosili czarne szaty dalSharum, krasja0skiej kasty wojownikw,
ktre szczelnie chroniy przed bezlitosnym piaskiem. Byli +ylastymi, twardymi lud2mi. Nie
dorwnywali wzrostem Milne0czykom, ale o gow! przewy+szali przeci!tnych
Angieria0czykw czy Lakto0czykw. Arlen pozdrowi ich skinieniem gowy, gdy przeje+d+a
przez bram!.
Stra+nicy w odpowiedzi unie$li wcznie, co w$rd mieszka0cw Krasji oznaczao wyraz
wielkiego respektu. Modzieniec musia ci!+ko pracowa', by witano go w podobny sposb.
W Krasji m!+czyzn! oceniano po tym, ile nosi blizn i ile alagai otcha0cw zabi.
Przybyszw z zewn)trz, zwanych chin, a w ich liczbie rwnie+ i Posa0cw, uwa+ano za
tchrzy, ktrzy zarzucili walk!, za gorszy gatunek ludzi, niegodnych szacunku ze strony
dalSharum. Sowo chin byo w istocie obelg).
Arlen zadziwi jednak Krasjan pro$b) o mo+liwo$' przy)czenia si! do walcz)cych, a po
tym, jak nauczy wojownikw nowych runw i pomg w zgadzeniu wielu otcha0cw,
zosta ochrzczony imieniem Parchin, co znaczyo odwa+ny przybysz. Wiedzia, +e nigdy
nie b!dzie rwny rodowitym Krasjanom, ale dalSharum przestali spluwa' mu pod nogi, a
kilku zacz!o nawet darzy' go sympati).
Zaraz za bram) znajdowa si! Labirynt. By to szeroki dziedziniec biegn)cy wzdu+
gwnych murw, peen pomniejszych obwarowa0, roww i dziur. Co noc po zamkni!ciu
rodzin w bezpiecznych kryjwkach dalSharum rozpoczynali tam alagaisharak, .wi!t)
Wojn! przeciwko demonom. Zwabiali otcha0ce do Labiryntu i runicznych puapek, ktre
wi!ziy je a+ do wschodu so0ca. Krasjanie ponosili w tych bojach dotkliwe straty, ale
wierzyli, +e $mier' podczas alagaisharak zapewni im miejsce u boku Everama Stwrcy
przez co bez l!ku wychodzili potworno$ciom nocy naprzeciw.
Wkrtce b!d) tu gin)' jedynie otcha0ce, pomy$la Arlen.
Nieco dalej, na Wielkim Bazarze, pokrzykiwania kupcw niosy si! nad setkami wozw
wyadowanych po brzegi towarami. Powietrze byo ci!+kie od woni krasja0skich przypraw,
kadzide i egzotycznych perfum. Le+ay tam dywany, bele znakomitych materiaw, pi!knie
malowane garnki i amfory, pi!trzyy si! stosy owocw, beczao bydo. Tum ludzi otacza
stragany, a jarmarczny jazgot zagusza wszelkie inne odgosy.
Na ka+dym z odwiedzonych przez Arlena targowisk widok m!+czyzn stanowi
codzienno$', lecz na Wielkim Bazarze w Krasji uwijay si! niemal wy)cznie kobiety,
odziane od stp do gw w grube czarne szaty. Biegay mi!dzy straganami, kupoway i
sprzedaway, wrzeszczay na siebie z pasj) i z najwy+sz) niech!ci) rozstaway si! z
wytartymi zotymi monetami.
Cho' na bazarze sprzedawano ogromne ilo$ci bi+uterii i jaskrawych pcien, Arlen nigdy
nie widzia, by je noszono. M!+czy2ni zdradzili mu, +e kobiety zazwyczaj chowaj) bogate
szaty lub zote ozdoby pod czarnymi okryciami, ale prawd! znali tylko ich m!+owie.
Prawie ka+dy Krasjanin po uko0czeniu szesnastego roku +ycia stawa si! wojownikiem.
Niewielka ich liczba penia funkcj! dama, .wi!tych M!+w, ktrzy byli zarazem $wieckimi
przywdcami Krasji. 3adne inne zaj!cia nie zasugiway na szacunek. Rzemie$lnikw
nazywano khaffit i traktowano z lekcewa+eniem. W krasja0skiej hierarchii ni+ej stay ju+
tylko kobiety. Te z kolei bray na swe barki wszelkie codzienne prace, od uprawiania ziemi
przez gotowanie a+ po wychowywanie dzieci. Kopay glin!, wyrabiay garnki, budoway i
naprawiay domy, ubijay zwierz!ta, biegay za sprawunkami. Krtko mwi)c, zajmoway si!
wszystkim z wyj)tkiem walki.
Niemniej pomimo nieko0cz)cej si! harwki byy cakowicie podporz)dkowane
m!+czyznom. 3ony i niezam!+ne crki stanowiy ich wasno$', z ktr) mogli zrobi'
wszystko, co dusza zapragnie, nie wy)czaj)c maltretowania czy nawet zabijania. Ka+dy
m!+czyzna mia prawo do posiadania wielu +on, ale je$li ktra$ z nich pozwolia innemu
spojrze' na siebie w chwili, gdy nie bya zakryta tradycyjn) czarn) szat), moga zosta'
skazana na $mier', co zreszt) nie nale+ao do rzadko$ci. Krasja0skie kobiety uwa+ano za mao
warto$ciowy towar.
Arlen dobrze wiedzia, +e bez nich Krasjanie szybko przeszliby do historii, ale to kobiety
traktoway m!+czyzn z ogromnym respektem, za$ m!+w otaczay niemal+e nabo+nym
szacunkiem. Przybyway co rano do Labiryntu i zawodziy nad polegymi w nocnym
alagaisharak, zbieraj)c cenne zy do niewielkich fiolek. Woda stanowia w Krasji walut!, a
status wojownika za +ycia mo+na byo oceni' na podstawie ilo$ci fiolek ze zami, ktre
zapeniono po jego $mierci.
Je$li ktry$ z wojownikw gin), oczekiwano, +e jego bracia lub przyjaciele zaopiekuj)
si! owdowiaymi kobietami, by te zawsze miay komu su+y'. Pewnej nocy konaj)cy w
Labiryncie m!+czyzna zaoferowa Arlenowi swe +ony.
S) pi!kne, Parchin zapewnia. Dadz) ci wielu synw. Przysi!gnij, +e je we2miesz!
Arlen skin) gow) i wkrtce znalaz ch!tnego, ktry je przygarn). Ciekawio go, co si!
kryje pod szatami krasja0skich kobiet, ale nie na tyle, by zamieni' przeno$ny kr)g runiczny
na dom z gliny, a wolno$' na rodzin!.
Za niemal+e ka+d) kobiet) pod)+aa grupka ogorzaych, odzianych w br)zowe stroje
dzieci: dziewczynki w chustach, a chopcy w czapkach uszytych ze szmatek. Dziewczynki
wychodziy za m)+ ju+ w wieku jedenastu lat i przywdzieway czarne szaty dorosej kobiety,
za$ chopcw zaczynano przyucza' do walki jeszcze wcze$niej. Wielu z nich zakadao czer0
dalSharum, nieliczni przeznaczeni do su+by Everamowi biel dama. Ci, ktrzy nie
nadawali si! do +adnej z tych dwch profesji, zostawali khaffit i po kres +ycia ze wstydem
nosili brunatne ubrania.
Kobiety dostrzegy jad)cego przez targowisko modzie0ca i zacz!y szepta' do siebie z
podnieceniem. Arlen nie mg powstrzyma' rozbawienia, gdy+ +adna nie o$mielia si!
spojrze' mu w oczy, nie mwi)c ju+ o podej$ciu bli+ej. Umieray z ciekawo$ci, co te+ kryj)
juki Posa0ca. Doskona) rizonia0sk) wen!? Angieria0ski papier? A mo+e milne0skie
klejnoty lub jeszcze pi!kniejsze skarby Pnocy! By jednak m!+czyzn), a co gorsza chin.
Nie miay odwagi go zagadn)'. Dama widzieli wszystko.
Parchin! zawoa znajomy gos. Arlen ujrza przyjaciela Abbana, tustego kupca,
ktry ku$tyka w jego kierunku, wspieraj)c si! na lasce.
B!d)c kalek) od dziecka, Abban zosta khaffit, a wi!c kim$ zarwno niezdolnym do
podj!cia walki u boku dalSharum, jak i niegodnym do wst)pienia w szeregi dama. Umia
jednak o siebie zadba', gwnie dzi!ki handlowi z Posa0cami z Pnocy. Gadko goli twarz,
nosi czapk! z brunatnego materiau i koszul! typow) dla khaffit, lecz narzuca na to bogaty
turban, kamizelk! i pantalony z kolorowego jedwabiu. Utrzymywa, +e jego +ony dorwnuj)
urod) kobietom ktregokolwiek z wojownikw.
Na Everama, dobrze ci! widzie', synu Jepha! zawoa w czystym thesa0skim, klepi)c
Posa0ca po ramieniu. So0ce zawsze $wieci ja$niej, gdy zaszczycasz nasze miasto sw)
obecno$ci)!
W Krasji imi! ojca m!+czyzny znaczyo o wiele wi!cej ni+ jego wasne. Arlen +aowa, +e
zdradzi kupcowi imiona swych rodzicw. Zastanawia si! czasem, jak by zareagowa na
wiadomo$', +e Jeph by tchrzem.
Odpowiedzia jednak rwnie serdecznym klepni!ciem i szczerym u$miechem.
Ciebie rwnie+ mio ujrze', mj przyjacielu.
Nie zdoaby opanowa' krasja0skiego ani nauczy' si! zwyczajw dziwnej, czasami
niebezpiecznej kultury tej krainy, gdyby nie pomoc kalekiego kupca.
Chod2, chod2! zaprasza Abban. Z+ utrudzone stopy w cieniu mej jurty i spucz
kurz z garda m) wod)!
Poprowadzi go$cia do kolorowego namiotu rozstawionego za wozami. Klasn) w donie,
a jego +ony i crki Arlen nigdy nie potrafi ich rozr+ni' pop!dziy, by rozchyli' przed
m!+czyznami kotar! oraz zaj)' si! .witem. .ci)gn!y zaadowane po brzegi toboy i
modzieniec znw musia stumi' ch!' ruszenia im z pomoc). Dla Krasjanina praca fizyczna
bya czym$ poni+aj)cym. Jedna z kobiet si!gn!a po owini!t) w materia runiczn) wczni!,
zawieszon) przy !ku sioda, ale Arlen pochwyci j) szybko za nadgarstek. Ukonia si!
g!boko, przera+ona, +e popenia wielki nietakt.
Podog! wewn)trz namiotu zasano utkanymi w fantazyjne wzory dywanami i
kolorowymi jedwabnymi poduszkami. Arlen zzu zakurzone buty przed wej$ciem, g!boko w
nozdrza wci)gaj)c chodne, przesycone zapachem kadzide powietrze. Gdy opad na
poduszki, kobiety ukl!ky, podaj)c mu wod! i owoce.
Po chwili Abban klasn), a jego +ony przyniosy herbat! i miodowe ciastka.
Udaa ci si! podr+ przez pustyni!? zapyta.
A jak+e! Arlen u$miechn) si!. I to jeszcze jak.
Przez chwil! gaw!dzili na niezobowi)zuj)ce tematy. Nie zdarzao si! jeszcze, by Abban
pomin) ten nakazany tradycj) rytua, cho' co rusz umyka spojrzeniem ku jukom,
bezwiednie zacieraj)c r!ce.
Czas chyba przej$' do interesw zasugerowa Arlen, gdy uzna, +e formalno$ciom
stao si! zado$'.
Ale+ oczywi$cie przytakn) kupiec. Nasz Parchin jest zaj!tym czowiekiem.
Strzeli palcami, a kobiety w mig uo+yy przed nim rz!dy przypraw, perfum, jedwabi,
bi+uterii, dywanw i innych miejscowych cudeniek.
Podczas gdy Arlen przegl)da towary Abbana, Krasjanin dokadnie bada te przywiezione
przez Posa0ca, go$no wyrzekaj)c na ich stan.
Przemierzye$ ca) pustyni!, by handlowa' t) lichot)? zapyta z niesmakiem. Nie
s)dz!, by$ wyszed na swoje na tej wyprawie.
Arlen powstrzyma u$mieszek, gdy znw zasiedli na poduszkach i uj!li fili+anki ze
$wie+) herbat). Targi zawsze zaczynay si! w ten sposb.
Bzdura odpar. Nawet $lepe oko by dostrzego, +e przybyem do ciebie z
najwspanialszymi skarbami, jakie Thesa ma do zaoferowania. O wiele lepszymi od tej
tandety, ktr) przyniosy twe +ony. Mam nadziej!, +e kryjesz w zanadrzu co$ jeszcze, bo je$li
chodzi o to uj) rg najbli+szego dywanu, ktry stanowi arcydzieo sztuki tkackiej to
kilka gnij)cych szmat, jakie ostatnio widziaem w ruinach, byo w lepszym stanie.
Ranisz moje serce! Mnie, ktry ugo$ciem ci! wod) i cieniem! Niech b!d! przekl!ty!
3eby go$' w mym wasnym namiocie tak mnie traktowa! lamentowa Abban. Moje
kobiety dnie i noce $l!czay przy krosnach, a u+yy najprzedniejszej weny! Nigdzie nie
znajdziesz lepszego dywanu!
Po takim wst!pie zwykle przechodzili do targw. Arlen nigdy nie zapomnia lekcji
udzielonej mu przez Wieprza i Ragena cae wieki temu. Po przypiecz!towaniu umowy
zarwno on, jak i Abban go$no lamentowali, +e zostali obrabowani w biay dzie0, niemniej
ka+dy z nich mia przeczucie, +e wyszed na handlu lepiej.
Crki zapakuj) towary i przechowaj) je do chwili twego wyjazdu rzek w ko0cu
kupiec. Zjesz z nami wieczorem kolacj!? Nic, co jadasz na Pnocy, nie mo+e si! rwna' z
posikiem, ktry przygotuj) moje +ony!
Arlen z +alem pokr!ci gow).
W nocy b!d! walczy'.
Obawiam si!, +e przej)e$ zbyt wiele spo$rd naszych tradycji, Parchin stwierdzi
gospodarz. Szukasz tej samej $mierci co my.
Nie szukam $mierci. Nie spodziewam si! te+ obudzi' w raju.
Ech, przyjacielu, nikt przecie+ nie zamierza odchodzi' na ono Everama w kwiecie
wieku, ale taki wa$nie los czeka wszystkich tych, ktrzy uczestnicz) w alagaisharak.
Dobrze pami!tam czasy, gdy byo nas tylu co ziarenek piasku na pustyni, ale teraz...
Pokr!ci ze smutkiem gow).
Miasto jest wa$ciwie puste. Robimy, co w naszej mocy, by brzuchy kobiet p!czniay,
ale wi!cej nas ginie po zmierzchu, ni+ rodzi si! za dnia. Je$li nie zmienimy zwyczajw, za
jakie$ dziesi!' lat Krasj! przysypie piach.
A gdybym ci powiedzia, +e przybyem tu, by to zmieni'?
Serce syna Jepha jest szczere, ale Damaji nie zechc) sucha'. Twierdz), +e Everam
domaga si! wojny, i +aden chin nie zmieni ich przekona0.
Damaji stanowili rad! rz)dz)c) miastem, w skad ktrej wchodzili najstarsi rang) dama z
ka+dego z dwunastu plemion Krasji. Wszyscy oni podlegali Andrahowi, dama najbardziej
ukochanemu przez Everama, ktrego decyzje nie podlegay dyskusji.
Nie zdoam ich odwie$' od alagaisharak przytakn) z u$miechem Arlen. Ale mog!
pomc go wygra'.
Z tymi sowami odkry wczni! i poda j) Abbanowi.
Kupiec zachysn) si! powietrzem na widok wspaniaej broni, ale unis donie i pokr!ci
gow).
Jestem khaffit, Parchin. Mj dotyk jest nieczysty, nie wolno mi ujmowa' broni.
Arlen cofn) wczni! i przeprosi gospodarza g!bokim ukonem.
Nie chciaem ci! urazi'.
Ha! Mo+liwe, +e jeste$ jedynym czowiekiem, ktry kiedykolwiek mi si! ukoni.
Nawet Parchin nie musi si! obawia', +e urazi ktrego$ z khaffit.
Twarz Arlena spochmurniaa.
Jeste$ m!+czyzn). Niczym si! nie r+nisz od innych.
Z tak) postaw) na zawsze pozostaniesz chin rzek Abban, ale u$miechn) si!. Nie ty
pierwszy wyrye$ znaki na wczni. Bez runw wojennych z dawnych czasw nic to nie daje.
Ale to s) runy z dawnych czasw. Znalazem t! bro0 w ruinach So0ca Anocha.
Kupiec poblad.
Odnalaze$ zaginione miasto? Mapa bya dokadna?
Sk)d to zdziwienie? My$laem, +e osobi$cie por!czye$ za jej dokadno$'!
W istocie. Abban odkaszln). 5rda mojej wiedzy uwa+am za wiarygodne, ale nikt
nie dotar do So0ca Anocha od trzystu lat! Kto mia mi zagwarantowa', +e mapa mwi
prawd!? Poza tym wyszczerzy z!by gdybym si! pomyli, raczej nie wrciby$ po zwrot
pieni!dzy, nieprawda+?
Obaj za$miali si! go$no.
Na Everama, to+ dopiero wspaniaa opowie$', Parchin zdoa wyduka' Abban, kiedy
jego go$' sko0czy opisywa' perypetie w zaginionym mie$cie. Niemniej je$li +ycie ci mie,
lepiej nie mw Damaji, +e spl)drowae$ $wi!te miasto.
Nie powiem przyrzek Arlen ale przecie+ doceni) warto$' tej wczni.
Kupiec pokr!ci gow).
Nawet je$li zgodz) si! udzieli' ci audiencji, w co zreszt) w)tpi!, z pewno$ci) b!d)
umniejsza' warto$' wszystkiego, co przyniesie im chin.
Mo+e masz racj! odpar z westchnieniem modzieniec ale mimo to powinienem
przynajmniej sprbowa'. Tak czy owak, musz! dostarczy' wie$ci do paacu Andraha. Chod2
ze mn).
Abban potrz)sn) znacz)co lask).
Do paacu daleka droga.
B!d! szed powoli. Arlen wzruszy ramionami. Doskonale wiedzia, +e laska stanowi
tylko pretekst dla odmowy.
Musisz zrozumie', Parchin, +e lepiej, by ci! nie widziano w moim towarzystwie poza
targowiskiem. Samo to wystarczy, by$ utraci szacunek, na ktry pracowae$ podczas walk w
Labiryncie.
A zatem zdob!d! go jeszcze wi!cej. Poza tym c+ wart jest ten szacunek, skoro mog!
go straci', spaceruj)c u boku przyjaciela?
Abban ukoni si! g!boko.
Ktrego$ dnia chciabym ujrze' krainy, gdzie rodz) si! m!+owie tak szlachetni jak syn
Jepha.
Gdy ten dzie0 nadejdzie, sam przeprowadz! ci! przez pustyni!.

* * *

Abban chwyci Posa0ca za rami!.
Zatrzymaj si! nakaza.
Arlen usucha, cho' sam nie dostrzeg nic niepokoj)cego. Kobiety maszeroway ulic),
d2wigaj)c ci!+ary, a daleko z przodu szo kilku dalSharum. Inna grupa nadchodzia z
naprzeciwka, na czele ka+dej maszerowa za$ dama w biaych szatach.
To plemi! Kaji. Kupiec skin) w kierunku id)cych przed nimi wojownikw. Ci
drudzy to Majah. Lepiej b!dzie, jak chwil! zaczekamy.
Arlen zmru+y oczy, przygl)daj)c si! uwa+nie obu grupom. Wszyscy wojownicy nosili
takie same czarne szaty, a ich wcznie byy proste i pozbawione wszelkich ozdb.
Po czym ich odr+niasz? zapyta.
Nadziwi' si! nie mog!, +e sam tego nie potrafisz. Abban pokr!ci gow).
Naraz jeden z dama krzykn) co$ do drugiego. Po chwili dostojnicy stan!li naprzeciw
siebie i pogr)+yli si! w +arliwej ktni.
O co im chodzi? zapyta Arlen.
Zawsze o to samo. Dama z plemienia Kaji utrzymuj), +e piaskowe demony +yj) w
trzecim kr!gu Piekie, a demony wiatru w czwartym. Dama z Majah s) przeciwnego zdania.
Evejah nie wyra+a si! jasno w tej kwestii. Abban mia na my$li $wi!t) ksi!g! Krasjan.
A c+ to za r+nica?
Te z otcha0cw, ktre +yj) na ni+szych poziomach, s) bardziej oddalone od Everama i
powinny zosta' zabite w pierwszej kolejno$ci.
Dama zaczynali ju+ wrzeszcze', a dalSharum po ich bokach zaciskali z w$cieko$ci)
donie na wczniach, gotowi stan)' w obronie przywdcw.
B!d) ze sob) walczy' tylko o to, ktre z demonw nale+y pozabija' najpierw? zapyta
modzieniec z niedowierzaniem.
Kupiec splun) w py ulicy.
Kaji s) gotowi walczy' z Majah z byle powodu, Parchin.
Ale po zachodzie so0ca pojawi si! prawdziwy nieprzyjaciel!
A wtedy Kaji i Majah stan) na polu bitwy rami! w rami!. Jak mawiamy, noc) mj wrg
staje si! mym bratem. Tyle +e od zachodu dziel) nas dugie godziny.
Ktry$ z Kaji uderzy wojownika Majah t!pym ko0cem wczni w twarz, przewracaj)c
go na ziemi!. W uamku sekundy na ulicy rozgorzaa zacieka bjka, a obaj duchowni stali na
uboczu i nie przestawali Powrzaskiwa', nie zwracaj)c uwagi na walcz)cych.
Czy Andrah nie mo+e tego zakaza'? zapyta wci)+ zdumiony Arlen.
Abban pokr!ci gow).
Lud oczekuje, +e Andrah wzniesie si! ponad podziay, ale w rzeczywisto$ci zawsze
b!dzie sprzyja plemieniu, z ktrego pochodzi. Zreszt) gdyby tak nie byo, nawet on nie jest
w stanie poo+y' kresu ka+dej krwawej wa$ni w Krasji. Nie mo+na przecie+ zakaza'
m!+czyznom, by byli m!+czyznami.
Moim zdaniem, zachowuj) si! raczej jak dzieci.
DalSharum nie widz) poza koniec wczni, a dama poza karty $wi!tej ksi!gi ze
smutkiem zauwa+y Abban.
Wojownicy tukli si! drzewcami broni, ale starcie nabierao coraz wi!kszej gwatowno$ci
i tylko szybka interwencja moga zapobiec $miertelnym ranom.
Nawet o tym nie my$l rzuci Abban, chwytaj)c za r!k! Posa0ca, ktry ju+ zrobi krok
do przodu.
Modzieniec odwrci si!, chc)c zaprotestowa', ale wtedy jego przyjaciel spojrza mu
przez rami! i nagle sapn) z przestrachem. Ukl)k na jedno kolano i szarpn) Arlena, by ten
uczyni to samo.
Na kolana, je$li cenisz sw) skr!! sykn). Arlen rozejrza si! i dostrzeg powd
przera+enia kupca. Drog) sza kobieta odziana w $wi!t) biel.
Damating wymamrota.
Widok tajemniczych krasja0skich Zielarek nale+a do rzadko$ci.
Gdy kobieta przechodzia obok, posusznie spu$ci wzrok, ale nie ukl!kn). Nie miao to
zreszt) znaczenia, albowiem nie zwrcia na niego najmniejszej uwagi. Z godno$ci) i
spokojem kroczya w kierunku bijatyki, niezauwa+ona, dopki nie znalaza si! niemal+e na
wyci)gni!cie r!ki od wojownikw. Obaj dama pobledli na jej widok i wykrzykn!li co$ do
swych ludzi. M!+czy2ni natychmiast odskoczyli od siebie, by damating moga swobodnie
przej$'. W chwil! p2niej czonkowie obu grup rozeszli si! jak niepyszni, a na ulicy
zapanowa spokj, jak gdyby nie wydarzyo si! nic szczeglnego.
Czy to odwaga, Parchin? zapyta Abban, gdy damating znika. Czy mo+e raczej
szale0stwo?
Od kiedy to m!+czy2ni kl!kaj) przed kobietami? odpar zdziwiony Arlen.
M!+czy2ni nigdy nie kl!kaj) przed damating, ale khaffit i chin a jak+e, je$li starcza
im rozumu. Nawet dama i dalSharum odczuwaj) przed nimi l!k. Mwi si!, +e one znaj)
przyszo$' i wiedz), ktrzy z m!+czyzn polegn) w nocnej bitwie.
I co z tego? spyta z pow)tpiewaniem Arlen. Jedna z damating wr+ya mu
przyszo$' przed jego pierwsz) walk) w Labiryncie, ale nie wydarzyo si! nic, co
utwierdzioby go w przekonaniu, +e Zielarka naprawd! znaa jego los.
Rzuci' wyzwanie damating to jakby rzuci' wyzwanie samemu przeznaczeniu
burkn) Abban takim tonem, jakby uwa+a przyjaciela za sko0czonego gupca. Modzieniec
pokr!ci tylko gow).
Jeste$my panami wasnego losu oznajmi. Nawet je$li damating dzi!ki rzutom
swych ko$ci Potrafi) go ujrze' z wyprzedzeniem.
Ciekawe, jaki los sobie zgotujesz, gdy si! narazisz damating. Chyba nie chc! go zna'.
Ruszyli w dalsz) drog! i wkrtce dotarli do paacu Andraha, ogromnej budowli z biaego
kamienia, najprawdopodobniej rwnie starej co samo miasto. Chroni)ce j) runy wymalowano
zot) farb), a odbijany przez nie blask so0ca opromienia wysokie wie+yczki. Ledwie jednak
postawili stop! na schodach wiod)cych do wej$cia, ujrzeli biegn)cego ku nim dama.
Precz, khaffitl wykrzykn) m!+czyzna.
Przykro mi. Abban ukoni si! nisko i z opuszczon) gow) post)pi kilka krokw w
ty. Modzieniec ani drgn).
Jestem Arlen, syn Jepha, Posaniec z Pnocy znany jako Parchin wyrecytowa po
krasja0sku. Opar o ziemi! wczni!, ktra nawet owini!ta w materia sugerowaa swe
prawdziwe przeznaczenie. Przynosz! listy oraz podarki Andrahowi i jego ministrom
doda, unosz)c sakw!.
Jak na czowieka, ktry wada nasz) mow), otaczasz si! n!dznymi przyjacimi,
przybyszu z Pnocy stwierdzi dama, patrz)c z niech!ci) na ukorzonego khaffit.
Arlen ju+ mia gotow) ci!t) odpowied2, ale w por! ugryz si! w j!zyk.
Parchin potrzebowa przewodnika wybekota Abban. Ja tylko chciaem go
przyprowadzi'...
Nie pozwoliem ci si! odezwa'! Dostojnik wymierzy kupcowi mocnego kopniaka.
Arlen napi) mi!$nie, ale ostrzegawcze spojrzenie przyjaciela pomogo mu zachowa' spokj.
Wtedy dama przenis uwag! na przybysza.
Wysucham twych wie$ci powiedzia beznami!tnym tonem, jakby nic si! nie
wydarzyo.
Ksi)+! Rizon prosi, bym przekaza podarki Datnaji do r)k wasnych wykrztusi
modzieniec.
Za +adne skarby nie pozwol!, by jaki$ chin wraz z byle khaffit weszli do paacu!
Reakcja dama bya rozczarowuj)ca, ale atwa do przewidzenia. Arlenowi nigdy nie udao
si! stan)' przed obliczem Damaji. Przekaza dama listy oraz paczki i odprowadzi go
nieprzyjaznym spojrzeniem.
Ostrzegaem ci!, +e tak to si! sko0czy, przyjacielu westchn) Abban. Przykro mi.
Moja obecno$' bynajmniej ci nie pomoga, ale nie myl! si!, kiedy mwi!, +e Damaji nie
$cierpi) obecno$ci +adnego cudzoziemca, cho'by nawet i samego ksi!cia Rizon. Najpewniej
uprzejmie kazano by ci czeka' na audiencj!, po czym siedziaby$ dugie godziny na
jedwabnych poduszkach, zapomniany i upokorzony.
Arlen zacisn) z!by. Zastanawia si!, jak Ragen post!powa podczas wizyt w Pustynnej
Wczni. Czy rwnie+ musia znosi' takie traktowanie?
Zjedz ze mn) kolacj! zaproponowa kupiec. Mam pi!kn) crk!, ktra wa$nie
sko0czya pi!tna$cie lat. B!dzie dla ciebie dobr) +on) na Pnocy, tak), co to zadba o twj
dom, gdy b!dziesz podr+owa.
Jaki znw dom? Arlen powrci my$lami do zagraconej ksi!gami izdebki w Forcie
Angiers, ktrej nie widzia ju+ od roku. Spojrza na Abbana. Zdawa sobie spraw!, +e jego
bezustannie knuj)cego przyjaciela bardziej interesuj) kontakty handlowe, jakie mgby
nawi)za' dzi!ki crce, ni+ jej szcz!$cie b)d2 porz)dek w domu Arlena.
Byby to zaszczyt odpowiedzia ale nie chc! jeszcze rezygnowa' z zawodu.
C+, tak wa$nie my$laem. Kupiec westchn) nieszcz!$liwie. Pewnie teraz b!dziesz
chcia odwiedzi'... Sam wiesz kogo.
To prawda.
Zniesienie mojej obecno$ci przyjdzie mu z rwnym trudem, co ka+demu dama.
On zna tw) warto$' przypomnia Arlen, ale Abban pokr!ci tylko gow).
Jest gotw mnie $cierpie' wy)cznie ze wzgl!du na ciebie. Sharum Ka uczy si! j!zyka
Pnocy, odk)d po raz pierwszy pozwolono ci zej$' do Labiryntu.
A Abban jest jedynym czowiekiem w Krasji, ktry nim biegle wada odparowa
Arlen. Co czyni go warto$ciowym nawet pomimo tego, +e nale+y do khaffit.
Abban ukoni si!, cho' nie sprawia wra+enia przekonanego.
Ruszyli ku usytuowanym nieopodal placom 'wiczebnym. Centralna cz!$' miasta bya
miejscem neutralnym dla wszystkich plemion, gdy+ tam si! zbierano na wsplne mody i
wprawiano w walce.
P2nym popoudniem okolice paacu t!tniy +yciem. Arlen i Abban min!li warsztaty
kowali oraz Patronw Runw, jedynych dwch rodzajw rzemiosa tolerowanych przez
dalSharum. Za nimi ci)gn!y si! otwarte przestrzenie placw, gdzie przy akompaniamencie
pokrzykiwa0 nauczycieli wojownicy doskonalili umiej!tno$ci. Po przeciwnej stronie wznosia
si! siedziba Sharum Ka oraz jego oficerw, zwanych kaiSharum. Wielko$ci) ust!puj)ca
jedynie wspaniaemu paacowi Andraha, ta pi!kna, zwie0czona kopu) budowla stanowia
dom dla najwybitniejszych spo$rd Krasjan, tych, ktrzy niejednokrotnie dawali dowody
waleczno$ci na polu bitwy. Mwiono, +e w jej podziemiach mie$ci si! wielki harem, gdzie
najdzielniejsi dalSharum mogli przekazywa' m!stwo nast!pnym pokoleniom.
Obecno$' utykaj)cego, wspartego na lasce Abbana przyci)gaa pogardliwe spojrzenia i
wywoywaa stumione przekle0stwa, ale nikt nie o$mieli si! zast)pi' im drogi. Abban by
protegowanym Sharum Ka.
Min!li szereg wojownikw 'wicz)cych walk! wczni), a potem przeszli obok innych,
doskonal)cych brutalne, lecz skuteczne ciosy sharusahk, krasja0skiej sztuki walki wr!cz.
Jeszcze inni strzelali z ukw b)d2 zarzucali sieci na biegn)cych chopcw, przygotowuj)c si!
do nadchodz)cej bitwy. Na samym $rodku placu sta wielki pawilon, gdzie odnale2li Jardira,
studiuj)cego plan bitwy wraz z jednym z przybocznych.
Ahmann asu Hoshkamin amJardir by krasja0skim Sharum Ka, co nale+ao tumaczy' na
thesa0ski jako Pierwszy Wojownik. Strj tego wysokiego, mierz)cego ponad sze$' stp
m!+czyzny skada si! z czarnej szaty i $nie+nobiaego turbanu. Arlen nie wiedzia tego na
pewno, ale biel nakrycia gowy sugerowaa, +e tytu Sharum Ka nis rwnie+ znaczenie
religijne.
Skra Jardira miaa miedziany odcie0, a czarne, natuszczone wosy opaday mu do
ramion. Rwnie ciemna broda zostaa rozdzielona na dwie cz!$ci i starannie rozczesana, ale
pr+no byo dopatrywa' si! w tym czowieku jakichkolwiek oznak zniewie$ciao$ci. Jego
ruchy, szybkie i pewne, przypominay ruchy drapie+nika, a podwini!te r!kawy szaty
odsaniay mocne, muskularne ramiona, poznaczone wieloma bliznami. Jardir niedawno
przekroczy trzydziestk!.
Jeden z gwardzistw strzeg)cych pawilonu zobaczy go$ci i pochyli si!, by wyszepta'
kilka sw do ucha przeo+onego. Pierwszy Wojownik unis wzrok znad porysowanej kred)
tabliczki.
Parchin! zawoa. Wsta i z u$miechem ruszy w kierunku przybyszw, rozkadaj)c
ramiona. Witaj w Pustynnej Wczni!
Mwi po thesa0sku, a jego wymowa znacznie si! poprawia od ostatniej wizyty Arlena.
Pochwyci Posa0ca w obj!cia i ucaowa go w policzek.
Nie wiedziaem, +e powrcie$. Alagai b!d) dzi$ w nocy dygota' ze strachu!
Gdy Arlen po raz pierwszy zawita do Krasji, Pierwszy Wojownik okaza mu tylko ten
rodzaj zainteresowania, jakim zwykle obdarza si! wszelkie osobliwo$ci. Wkrtce jednak obaj
przelali za siebie krew w Labiryncie, a w Krasji nie trzeba byo wi!cej, by zaskarbi' sobie
czyj)$ przyja20.
Jardir zwrci si! ku Abbanowi.
A czego ty szukasz po$rd m!+czyzn, khaffit? zapyta z niesmakiem. Nie wzywaem
ciebie.
Jest tu ze mn) oznajmi Arlen.
By rzuci z naciskiem wojownik. Kupiec ukoni si! nisko i oddali tak szybko, jak
tylko pozwalaa mu na to chroma noga.
Wci)+ nie wiem, dlaczego marnujesz czas z tym khaffit, Parchin. Jardir splun).
Tam, sk)d pochodz!, warto$ci czowieka nie ocenia si! po tym, czy potrafi unie$'
wczni!.
Tam, sk)d pochodzisz, ludzie w ogle tego nie potrafi)!
Twj thesa0ski si! poprawi zauwa+y Arlen.
J!zyk chin nie jest atwy, a konieczno$' uczenia si! go w towarzystwie khaffit, gdy
ciebie nie ma, czyni go dwakro' trudniejszym.
Pierwszy Wojownik odprowadzi wzrokiem utykaj)cego Abbana i u$miechn) si! z
pogard) na widok jego jaskrawych jedwabi.
Spjrz tylko. Skin) gow). Przecie+ on si! nosi jak kobieta.
Arlen zerkn) na odziane w czer0 kobiety, ktre targay wiadra z wod) po drugiej stronie
placu.
Nigdy nie widziaem tak ubranej kobiety odrzek.
Zapewne dlatego, +e wci)+ nie pozwolie$ mi wybra' dla ciebie +ony, ktra mogaby
zrzuci' przed tob) szat!.
W)tpi!, by dama pozwolili bezplemiennemu chin po$lubi' jedn) z waszych.
Jardir machn) r!k).
Bzdura. Rami! w rami! przelewali$my krew w Labiryncie, mj bracie. Gdybym chcia
ci! przygarn)', sam Andrah nie o$mieliby si! zaprotestowa'!
Arlen raczej w to pow)tpiewa, ale wola nie wspomina' o tym go$no. Krasjanie zwykli
wpada' we w$cieko$', gdy kto$ kwestionowa ich przechwaki, a poza tym niewykluczone,
+e Jardir mwi prawd!. Wydawa si! przynajmniej rwny Damaji. Wojownicy suchali go
bez szemrania, nie zwa+aj)c na swych dama. Arlen nie mia jednak zamiaru przysi!ga'
wierno$ci ani plemieniu Jardira, ani jakiemukolwiek innemu. Jego obecno$' w mie$cie chin,
ktry do)czy do alagaisharak, ale mimo to przyja2ni si! z khaffit bya dla Krasjan
ogromnie niewygodna. Wst)pienie w szeregi plemienia rozwi)zaoby ow) niejasn) sytuacj!,
lecz z drugiej strony zmusioby go do podporz)dkowania si! jednemu z Damaji. Od tej pory
nie mgby ju+ opuszcza' Krasji i wymagano by od niego uczestnictwa w ka+dej krwawej
wa$ni plemiennej.
Nie s)dz!, aby nadszed ju+ mj czas na o+enek powiedzia.
C+, nie zwlekaj zbyt dugo, bo jeszcze zostaniesz uznany za pushting! Jardir
zarechota i szturchn) Posa0ca w rami!.
Arlen nie mia pewno$ci, co oznacza to sowo, ale na wszelki wypadek skin) gow).
Kiedy przybye$ do miasta, przyjacielu?
Ledwie kilka godzin temu odpar. Wa$nie dostarczyem wie$ci do paacu.
I ju+ przybye$ zaoferowa' sw) wczni!?! Na Everama! zawoa Pierwszy
Wojownik, by wszyscy go usyszeli. W +yach tego Parchin musi pyn)' krasja0ska krew!
Stra+nicy wybuchli gromkim $miechem.
Chod2 ze mn). Otoczy go$cia ramieniem i odszed z nim na stron!. Modzieniec
wiedzia, +e Jardir ju+ prbuje zadecydowa', jak) funkcj! przydzieli' mu podczas nocnego
starcia.
Bajin stracili zeszej nocy Wnykarza. Mgby$ go zast)pi'.
Wnykarze stanowili elit! krasja0skich wojownikw. Przygotowywali runiczne potrzaski,
ktre wi!ziy otcha0ce a+ do wschodu so0ca. Najwa+niejsz) cz!$ci) ich zadania byo
dopilnowanie, by znaki zadziaay zaraz po tym, jak demon nast)pi na puapk!.
Ryzykowali wiele, je$li bowiem pachty maskuj)ce jamy w ziemi nie zostay w peni
$ci)gni!te i nie odsoniy wszystkich runw, nic nie mogo powstrzyma' demona przed
zabiciem pechowego wojownika. Tylko jedn) pozycj! na placu boju uwa+ano za bardziej
niebezpieczn).
Wolabym walczy' jako Spychacz powiedzia Arlen.
Jardir pokr!ci gow), cho' nie przestawa si! u$miecha'.
Zawsze prosisz o najtrudniejsze zadania. Kto b!dzie dostarcza' nasze listy, je$li
zginiesz?
Modzieniec wychwyci sarkazm w gosie rozmwcy, nawet pomimo niewyra2nego
akcentu. Pierwszy Wojownik mia listy w g!bokim powa+aniu. Niewielu spo$rd
dalSharum posiado sztuk! pisania.
Tej nocy nie b!dzie ono tak trudne. Nie potrafi)c du+ej ukrywa' podniecenia, Arlen
odwin) materia okrywaj)cy wczni! i z dum) poda j) Jardirowi.
Krlewska bro0 przyzna tamten ale wojownik doczekuje $witu dzi!ki
umiej!tno$ciom, a nie broni. Poo+y do0 na ramieniu Posa0ca i spojrza mu prosto w
oczy. Nie pokadaj w niej zbytnich nadziei. Widziaem ju+ wojownikw o wiele bardziej
do$wiadczonych od ciebie, ktrzy malowali runy na broni, a i tak 2le sko0czyli.
To nie ja wykonaem t! wczni!. Znalazem j) w ruinach So0ca Anocha.
W miejscu narodzin Wybawiciela? Jardir parskn). Wcznia Kajego to mit,
Parchin, a zaginione miasto pochon!y piaski.
Ale ja tam byem. Je$li chcesz, mog! ci! tam zabra'.
Jestem Sharum Ka Pustynnej Wczni, nie mog! tak po prostu obo+y' wielb)da
jukami i wyruszy' na poszukiwanie miasta, ktre istnieje wy)cznie na kartach staro+ytnych
ksi)g.
My$l!, +e zdoam ci! przekona', gdy tylko zapadnie noc.
Pierwszy Wojownik u$miechn) si! cierpliwie.
Obiecaj mi jednak, +e nie zrobisz niczego gupiego. Bez wzgl!du na to, jakie runy
okrywaj) twoje ostrze, nie jeste$ Wybawicielem. Przykro by mi byo ci! chowa', gdy
wzejdzie so0ce.
Obiecuj! rzek Arlen.
A wi!c dobrze. Jardir klepn) go w rami!. Chod2my, robi si! p2no. Zjesz
wieczerz! w mym paacu, zanim zbierzemy si! przed Sharik Hora!

* * *

Na wieczerz! podano dobrze przyprawione mi!so, mielony groszek oraz cienki niczym
papier chleb, ktry krasja0skie kobiety pieky, rozsmarowuj)c mokr) m)k! na gor)cych
wypolerowanych kamieniach. Arlen zasiad na honorowym miejscu, tu+ obok Jardira,
otoczony przez kaiSharum. Usugiway mu +ony Pierwszego Wojownika. Nigdy nie
zrozumia, dlaczego Jardir podejmowa go z tak) atencj), ale po tym, czego dozna w paacu
Andraha, bya to mia odmiana.
M!+czy2ni poprosili go, by przypomnia im histori! o okaleczeniu Jednor!kiego, cho'
syszeli j) wiele razy. Zawsze domagali si! opowie$ci o Alagai Ka, jak go nazywali. Skalne
demony nale+ay w Krasji do rzadko$ci i gdy Arlen przysta wreszcie na ich pro$b!,
publiczno$' chon!a ka+de sowo.
Zbudowali$my now) balist! po twej ostatniej Wizycie, Parchin powiedzia jeden z
kaiSharum, gdy popijali nektar po posiku. Potrafi przebi' mur z piaskowca. Znajdziemy
jeszcze sposb na zmia+d+enie pancerza Alagai Ka!
Modzieniec zachichota i pokr!ci gow).
Obawiam si!, +e nie zobaczycie tej nocy Jednor!kiego. Ani dzi$, ani jutro, ani nigdy
wi!cej. Ujrza ju+ so0ce.
KaiSharum wybauszyli oczy.
Alagai Ka nie +yje? Jak zdoae$ tego dokona'?
Opowiem wam o tym po zwyci!stwie tej nocy rzek Arlen z u$miechem i pogadzi
le+)c) obok wczni!. Pierwszy Wojownik bynajmniej nie przeoczy tego gestu.
20
Alagaisharak
328 RP
O Wielki Kaji, Wcznio Everama, u+ycz siy naszym wojownikom! Napenij ich serca
odwag), gdy tej nocy znw podejm) .wi!t) Wojn!.
Arlen wierci si! niespokojnie, gdy Damaji udzielali dalSharum bogosawie0stwa
Kajego, ich Wybawiciela. Na Pnocy za samo stwierdzenie, +e Wybawiciel nale+a do
zwykych $miertelnikw, mo+na byo oberwa' pi!$ci), ale nie stanowio to grzechu ani
przest!pstwa. W Krasji podobne herezje karano $mierci). Kaji by Posa0cem Everama, ktry
zosta zesany, by przewodzi' ludzko$ci w walce przeciwko alagai. Nazywano go SharDama
Ka Pierwszym Kapanem-Wojownikiem i utrzymywano, +e pewnego dnia wrci i znw
zjednoczy ludzi, gdy ci stan) si! godni uczestnictwa w Sharak Ka Pierwszej Wojnie.
Ka+dego, kto twierdzi inaczej, czekaa szybka i brutalna $mier'.
Arlen nie by na tyle gupi, aby go$no kwestionowa' bosko$' Kajego, niemniej jednak
.wi!ci M!+owie dziaali mu na nerwy. Wygl)dao na to, +e dobrze pami!tali o jego
pochodzeniu i wykorzystywali ka+d) sposobno$', by sprowokowa' go do ura+enia czyjej$
czci, co w Krasji z reguy ko0czyo si! $mierci).
Mody Posaniec czu si! nieswojo w towarzystwie Damaji, ale widok Sharik Hora,
ogromnej, kopulastej $wi)tyni Everama, budzi w nim nabo+ny podziw. W dosownym
tumaczeniu jej nazwa oznaczaa Ko$ci bohaterw. Ka+demu, kto na ni) patrzy, budowla ta
przypominaa, jak wspaniae konstrukcje wznosia niegdy$ ludzko$'. Nawet Ksi)+!ca
Biblioteka Miln przy niej wydawaa si! Arlenowi drobna.
.wi)tynia Sharik Hora budzia jednak+e l!k i zachwyt nie tylko ze wzgl!du na swe
rozmiary. Udekorowana wybielonymi ko$'mi wszystkich wojownikw, ktrzy polegli w
alagaisharak, stanowia symbol bezgranicznej odwagi. Ko$ci biegy wysoko w gr! dookoa
kolumn i wspornikw, okalaj)c otwory okienne. Wielki otarz wykonano w cao$ci z czaszek,
a awy z ko$ci udowych. Kielich, z ktrego wspwyznawcy pili wod!, zrobiono z
wydr)+onej czaszki wspartej na dwch ko$cianych doniach. N+k! kielicha stanowiy ko$ci
przedramienia, a podstaw! para stp. Ka+dy z gigantycznych kandelabrw skada si! z
dziesi)tek czaszek i setek +eber, natomiast wielkie sklepienie dwie$cie stp nad gowami
wiernych udekorowano czaszkami przodkw krasja0skich wojownikw, ktre spogl)day w
d, wymuszaj)c poszanowanie dla zasad honoru.
Arlen prbowa kiedy$ porachowa', ile cia polegych zo+yo si! na makabryczn)
dekoracj! $wi)tyni, ale wkrtce tego poniecha. Wszystkie miasta, wsie i sioa w Thesie,
licz)ce razem mo+e nawet dwie$cie pi!'dziesi)t tysi!cy dusz, nie zapewniyby nawet cz)stki
tego, czym wyo+ono $wi)tyni! Sharik Hora. Swego czasu Krasjanie rzeczywi$cie byli
niezliczonym narodem.
Teraz wszyscy krasja0scy wojownicy, w liczbie mo+e czterech tysi!cy, swobodnie
wypeniali wn!trze budowli. Spotykali si! tu dwa razy dziennie, o $wicie i o zmierzchu, by
uczci' Everama, podzi!kowa' mu za owy poprzedniej nocy i baga', by zechcia ich
wesprze' Sw) si) podczas kolejnej bitwy. Przede wszystkim jednak modlili si! o ryche
przybycie SharDama Ka i rozpocz!cie Sharak Ka. Za swym Wybawicielem gotowi byli
pomaszerowa' cho'by i w g)b Otchani.

* * *

Wyczekuj)cy z niecierpliwo$ci) w puapce Arlen usysza wreszcie dzikie wrzaski
niesione przez pustynny wiatr. Wojownicy wok poruszyli si! nerwowo, polecaj)c swe dusze
Everamowi. W Labiryncie rozgorza alagaisharak.
Wkrtce dobiegy ich meldunki, +e rozmieszczeni na miejskich murach wojownicy z
plemienia Mehnding powitali salw) nacieraj)ce piaskowe demony. W kierunku otcha0cw
pomkn!y ogromne wcznie i ci!+kie gazy. Niektre z pociskw okaleczyy demony na tyle,
+e ich pobratymcy rozszarpali je na strz!py, lecz prawdziwym celem ataku byo
doprowadzenie napastnikw do ob!du. Demony z atwo$ci) wpaday we w$cieko$', a gdy
do tego doszo, pozwalay si! zap!dza' niczym owce wystarczyo pokaza' im potencjaln)
ofiar!.
Rozsierdzonym otcha0com otwierano bramy miasta, przerywaj)c tym samym
zewn!trzn) barier! ochronn). Do $rodka wpaday wwczas piaskowe i ogniste demony, a
wichrowe nurkoway tu+ nad ich gowami. Zazwyczaj wpuszczano kilka tuzinw
napastnikw, po czym zawierano bramy, na powrt uruchamiaj)c barier!.
Na dziedzi0cu oczekiwaa grupa wojownikw zwanych Naganiaczami, ktrzy go$no
tukli wczniami o tarcze. W jej skad wchodzili najcz!$ciej ludzie starzy b)d2 sabi, lecz ich
honor i odwaga nie miay granic. Z go$nymi okrzykami rozbiegali si! w umwiony
wcze$niej sposb, rozdzielaj)c atakuj)ce demony i zaci)gaj)c je w g)b Labiryntu.
Rozmieszczeni na murach Miotacze zarzucali na wichrowe demony obci)+one sieci i
bolasy. Gdy potwory paday na ziemi!, z chronionych runami kryjwek wyskakiwali
wojownicy. Byskawicznie kr!powali ko0czyny otcha0cw kajdanami, ktre
przymocowywano do runicznych pali wbitych g!boko w ziemi!. Tak unieruchomione
demony nie byy ju+ w stanie czmychn)' do Otchani przed wschodem so0ca.
W mi!dzyczasie Naganiacze kluczyli w Labiryncie, wiod)c piaskowe, a czasem rwnie+
ogniste demony ku zagadzie. W innych okoliczno$ciach otcha0ce bez trudu do$cign!yby
biegn)cego czowieka, ale wewn)trz ciasnych tuneli Labiryntu nie potrafiy manewrowa' z
tak) sam) atwo$ci), co doskonale zaznajomiony z nimi wojownik. Gdy ktry$ z napastnikw
znalaz si! zbyt blisko Naganiacza, Miotacze prbowali spowolni' go sieciami. Cz!sto
udawaa im si! ta sztuka. Nie zawsze.
Arlen i pozostali Spychacze napi!li mi!$nie, gdy usyszeli woanie Naganiaczy:
Uwaga!
Widz! dziewi!'! wrzasn) Miotacz z gry.
Dziewi!' piaskowych demonw. Naganiacze zawsze usiowali rozdzieli' grupy
szar+uj)cych otcha0cw, tak +e do puapki z rzadka docierao ich wi!cej ni+ pi!'. Arlen
zacisn) donie na runicznej wczni. Oczy dalSharum pon!y dzikim podnieceniem. .mier'
w alagaisharak oznaczaa tryumfalny pochd do raju.
.wiato! dolecia ich okrzyk.
Gdy Naganiacze wprowadzali demony do puapek, Miotacze rozpalali namoczone olejem
pochodnie przed odpowiednio rozstawionymi lustrami. Zaomy Labiryntu zalewao jaskrawe
$wiato.
Zaskoczone otcha0ce skrzeczay ze strachu i cofay si!, zasaniaj)c oczy. .wiato nie
mogo ich zabi', ale dawao wyczerpanym Naganiaczom czas na ucieczk!. Przygotowani na
eksplozj! blasku wojownicy z wpraw) obiegali doy i zeskakiwali do pytkich, chronionych
runami okopw. Piaskowe demony szybko odzyskay rezon i podj!y po$cig, nie$wiadome, +e
niedosza zdobycz dawno im umkn!a. Trzy z nich wbiegy na ptno brunatnego koloru
zakrywaj)ce dwa ogromne doy i z wrzaskiem wpady do g!bokich na dwadzie$cia stp jam.
Gdy zadziaay puapki, z kryjwek wyskoczyli Spychacze. Zasoni!ci okr)gymi
runicznymi tarczami natarli wczniami na pozostae otcha0ce, chc)c je zepchn)' do dziur.
Arlen dzikim rykiem odegna strach i zaatakowa wraz z innymi, porwany upajaj)cym
szale0stwem Krasji. Tak wa$nie wyobra+a sobie wojownikw z dawnych czasw, ktrzy
wrzaskiem pokonywali l!k i p!dzili na o$lep do boju. Na krtk) chwil! zapomnia, kim jest i
gdzie si! znajduje.
Ale potem ugodzi wczni) piaskowego demona. Znaki na ostrzu zapon!y, w cielsko
potwora wnikn!y srebrne byskawice. Ofiara zaskowyczaa w agonii, lecz w tej samej chwili
zostaa zepchni!ta do jamy przez du+sze wcznie towarzyszy modzie0ca. Ci, o$lepieni
rozbyskami runw ochronnych, nie zdoali dostrzec skuteczno$ci broni chin.
Oddziaek Arlena poradzi sobie z obydwoma demonami, ktre znalazy si! po ich stronie
puapki. Obwodz)ce d runy stanowiy osobliwo$' znan) jedynie w Krasji otcha0ce mogy
bowiem wskoczy' do $rodka utworzonego z nich kr!gu, ale nie byy w stanie z niego
wyskoczy'. Dno jamy wykadano za$ ciasno gazami, co uniemo+liwiao potworom ucieczk!
do Otchani przed nastaniem $witu.
Arlen unis gow!. Wojownikom po drugiej stronie potrzasku nie poszo tak dobrze.
Zsuwaj)ce si! ptno zawadzio o brzeg jamy i nadal zasaniao niektre znaki. Zanim
Wnykarz zdoa odrzuci' pacht!, oba otcha0ce wypezy z dziury i zabiy nieszcz!$nika.
Wybucho zamieszanie. Spychacze, ktrych byo ledwie dziesi!ciu, mieli naprzeciw
siebie pi!' piaskowych demonw, a ich puapka wa$nie zostaa pozbawiona mocy. Demony
wpady w sam $rodek oddziau, tn)c i gryz)c.
Do kryjwki! rozkaza kaiSharum oddziau Arlena.
Pr!dzej mnie Otcha0 pochonie! wrzasn) modzieniec i rzuci si! na pomoc
towarzyszom.
Na widok takiego pokazu odwagi ze strony przybysza dalSharum skoczyli w $lad za
nim, ignoruj)c okrzyki dowdcy.
Arlen zwolni jedynie na tyle, by celnym kopniakiem zrzuci' pacht! z brzegu jamy i
uruchomi' puapk!. Nie trac)c pynno$ci ruchw, wtargn) w sam $rodek starcia. Wcznia
zamigotaa w jego r!ku.
D2gn) pierwszego demona w bok. Tym razem wojownicy nie mogli przeoczy'
magicznego rozbysku broni. .miertelnie ranny otchaniec zwali si! na ziemi!, a Arlen
poczu, jak przepywa przez niego fala dzikiej energii.
K)tem oka spostrzeg jaki$ ruch. Zawirowa, zasaniaj)c si! wczni) przed dugimi kami
kolejnego piaskowego demona. Runy ochronne na caej jej dugo$ci rozbysy, gdy potwr
zwar szcz!ki. Jego paszcza zostaa unieruchomiona w tej pozycji. Wtedy modzieniec
szarpn) broni), a magia eksplodowaa $wiatem, wyamuj)c napastnikowi +uchw!.
Trzeci demon ju+ wyskoczy w powietrze, ale w ciele jego przeciwnika gorzaa nowa sia.
Arlen pchn) t!pym ko0cem wczni. Moc wyrytych tam znakw oderwaa otcha0cowi
poow! pyska. Gdy bestia padaa na ziemi!, odrzuci tarcz!, zakr!ci wczni) w doniach,
pochwyci j) u nasady ostrza i wbi w serce potwora.
Zarycza triumfalnie, rozgl)daj)c si! za nast!pnymi demonami, lecz jego towarzysze
zd)+yli zepchn)' je do jamy. Wszyscy wpatrywali si! teraz w niego z nabo+nym podziwem.
Na co czekamy? rykn) Arlen, wbiegaj)c do Labiryntu. Alagai tylko czekaj), by je
pozabija'!
DalSharum ruszyli za nim, skanduj)c:
Parchin! Parchin!
Pierwszym napotkanym przeciwnikiem by wichrowy demon, ktry zanurkowa i rozdar
jednemu z towarzyszy Arlena gardo. Nim zd)+y odbi' si! do lotu, modzieniec cisn)
wczni) i trafi otcha0ca prosto w eb. Zalana snopem iskier bestia gruchn!a o ziemi!.
Arlen wyrwa bro0 z ciaa ofiary i pogna dalej. Nieposkromiona magia wczni niosa go
niczym berserka z dawnych legend. Pokonywa kolejne zaomy Labiryntu w szalonym p!dzie,
a liczba biegn)cych za nim wojownikw byskawicznie rosa. Z ka+dym ubitym demonem
coraz wi!cej Krasjan podejmowao okrzyk:
Parchin! Parchin!
Nikt ju+ nie pami!ta o otoczonych runami kryjwkach wok jam, nikt nie czu strachu
przed noc). Uzbrojony w metalow) wczni! przybysz wydawa si! niezniszczalny, a bij)ca
od niego pewno$' siebie upajaa Krasjan niczym narkotyk.

Odurzony zwyci!stwem Arlen czu si! jak motyl uwolniony z kokonu, tak jakby
staro+ytny or!+ uczyni go zupenie nowym czowiekiem. Obce mu byo znu+enie, cho'
biega i walczy od dugich godzin. Ignorowa bl, cho' jego ciao pokryway liczne rany i
zadrapania. Jego my$li kr)+yy nieustannie wok kolejnego starcia, kolejnego demona do
zgadzenia. Za ka+dym razem, gdy czu dr+enie pot!+nej magii przeszywaj)cej pancerz
otcha0ca, w jego umy$le rozbrzmiewaa ta sama my$l:
Ka+dy z nas musi mie' tak) bro0.
Naraz ujrza przed sob) Jardira i unis wysoko wczni! w ge$cie szacunku. Od stp do
gw pokryty by posok) demonw.
Sharum Ka! wykrzykn). Ani jeden demon nie ucieknie dzi$ z twego Labiryntu!
Jardir za$mia si! i wyrzuci wasn) wczni! W powietrze. U$cisn) Posa0ca niczym
brata.
Nie doceniaem ci!, Parchin. Ju+ nigdy nie popeni! tego b!du.
Arlen odpowiedzia ironicznym spojrzeniem.
Za ka+dym razem tak mwisz. M!+czyzna skin) gow) w kierunku dwch ubitych
wa$nie piaskowych demonw.
Ale tym razem mwi! powa+nie obieca i przypiecz!towa swe sowa szerokim
u$miechem, a potem zwrci si! ku ludziom, ktrzy biegli za Arlenem.
DalSharum! zawoa, wskazuj)c martwe otcha0ce. Bierzcie si! za te $cierwa i
wyrzu'cie je za mury! Naszym Miotaczom dobrze zrobi odrobina wysiku. Niech te przekl!te
potwory za murami zrozumiej), jak) gupot) jest atakowa' Fort Krasja!
Ludzie zakrzykn!li z tryumfem i pospieszyli wypeni' rozkazy. Jardir zwrci si! ku
Arlenowi:
Miotacze melduj), +e w jednej ze wschodnich puapek nadal wrze walka. Zostao w
tobie jeszcze cho' troch! siy?
Modzieniec u$miechn) si! zowieszczo.
Prowad2!
Pobiegli w kierunku jednego z najodleglejszych zak)tkw Labiryntu.
To tam! rzuci Jardir, gdy pokonali ostry zakr!t. Tu+ przed nami!
Arlen nie zwrci uwagi na fakt, +e w zauku, w ktrym si! wa$nie znale2li, panowaa
cisza. Sysza jedynie tupot wasnych stp i dudni)cy w uszach omot serca. Nie zauwa+y te+
nogi, ktra zahaczya o jego stop! i posaa go na ziemi!. Przetoczy si!, nie puszczaj)c
cennej broni, ale nim zd)+y wsta', krasja0scy wojownicy zablokowali jedyn) drog! odwrotu.
Rozejrza si! dookoa w oszoomieniu. 3adnych $ladw demonw ani walki. Puapki, do
ktrej dotar, nie zastawiono na otcha0ce.
21
Jeste$ tylko chin
328 RP
Sharum powoli wypeniali zauek. Arlen zna ich wszystkich doskonale, nale+eli do
elitarnego oddziau Pierwszego Wojownika. Jeszcze tego wieczoru jad i za$miewa si! z nimi
do rozpuku, sam za$ nie potrafiby zliczy', jak wiele razy walczyli bok w bok.
O co chodzi? zapyta, cho' w g!bi duszy wiedzia, jak zabrzmi odpowied2.
Wcznia Kajego nale+y do SharDama Ka wycedzi Jardir. Ty nim nie jeste$.
Arlen zacisn) donie, jakby si! obawia, +e bro0 wyfrunie mu z r)k. Cho' ludzie, ktrzy
go teraz otaczali, kilka godzin temu dzielili z nim smutki i rado$ci, teraz pr+no byo szuka'
w ich oczach cho'by cienia sympatii. Jardir potrafi dobiera' sobie poplecznikw.
To nie musi si! tak sko0czy'. Modzieniec cofa si!, pki nie stan) na kraw!dzi jamy.
Dobieg go syk uwi!zionego w niej piaskowego demona. Mog! ich zrobi' wi!cej, po jednej
dla ka+dego dalSharum. Wa$nie po to tutaj przybyem.
Brodat) twarz Jardira przeci) zimny u$miech. Jego z!by bysn!y w blasku ksi!+yca.
Zdoamy to zrobi' bez twojej pomocy. Przecie+ nie mo+esz by' naszym zbawc). Jeste$
tylko chin.
Nie chc! z tob) walczy'.
Wi!c tego nie rb, przyjacielu rzek agodnie Pierwszy Wojownik. Oddaj mi
wczni!, wskakuj na konia, wyjed2 o brzasku i nigdy tu nie wracaj.
Arlen zawaha si!. Miejscowi Patronowie Runw bez w)tpienia umieli odtworzy' runy z
wczni rwnie dobrze jak on sam i Krasjanie mogliby rycho odwrci' koleje .wi!tej
Wojny. Uratowaliby tysi)ce istnie0, zgadzili tyle+ samo demonw. Czy to wa+ne, komu
przypadn) zasugi?
Chodzio jednak o co$ wi!cej ni+ tylko zasugi. Wcznia stanowia dar dla caej
ludzko$ci. Czy Krasjanie podzieliliby si! sw) wiedz) z pozostaymi narodami? Zwa+ywszy
na zaj$cie, w ktrym Arlenowi przyszo wa$nie uczestniczy', nale+ao w to w)tpi'.
Nie powiedzia. Chyba zatrzymam j) na du+ej. Zrobi! tak) wczni! dla ciebie, a
potem odejd!. Nigdy wi!cej ju+ mnie nie ujrzysz, a zdob!dziesz to, czego tak pragniesz.
Jardir strzeli palcami. Wojownicy ruszyli ostro+nie w kierunku Posa0ca.
Prosz!... gos modzie0ca przybra bagalny ton. Nie chc! was skrzywdzi'.
Krasja0scy weterani zarechotali. Byli lud2mi, ktrzy cae swe +ycie po$wi!cili
doskonaleniu sztuk walki.
Podobnie jak Arlen.
To otcha0ce s) waszymi przeciwnikami! wrzasn), gdy rzucili si! do ataku. Nie ja!
Nie czeka jednak na reakcj!. Machni!ciem wczni odbi dwa zmierzaj)ce ku niemu
ostrza i kopn) ktrego$ z wojownikw w +ebra, przewracaj)c go na towarzysza. Zanurkowa
w powstay zgiek i wyoni si! w jego $rodku, tuk)c naokoo wczni) jak kijem. Ani razu
nie u+y ostrza.
R)bn) ktrego$ z wojownikw w twarz t!pym ko0cem broni. Ko$ci amanej szcz!ki
zagruchotay. Pod rannym ugi!y si! nogi, a Arlen przypad wraz z nim do ziemi i zdzieli
innego przeciwnika metalowym drzewcem w kolano. Gdy Krasjanin upada, ostrze wczni
przeci!o powietrze tu+ przed nosem modzie0ca.
Bro0 jednak+e w niczym nie przypominaa tej, ktr) walczy z otcha0cami. Wydawaa
si! ci!+ka, a 2rdo niesko0czonej energii prowadz)cej go przez Labirynt ju+ wygaso. W
walce przeciwko ludziom wcznia nie posiadaa nawet cz!$ci swej mocy. Arlen wbi j) w
ziemi!, wspar si! na niej i wyskoczy w powietrze, by kopn)' w krta0 napastnika.
Uderzeniem w +o)dek posa na ziemi! kolejnego. Jeszcze inny upu$ci bro0, by zatamowa'
krwotok, gdy ostrze wczni przedaro mu udo. Mimo to Krasjanie nie przestawali napiera'.
Arlen cofn) si! do kraw!dzi jamy, by nie mogli go okr)+y'.
Znw ci! nie doceniem, cho' przyrzekem, +e ju+ tego nie uczyni! sykn) Jardir.
Machn) doni) i kolejni z jego poplecznikw doskoczyli do Posa0ca. Arlen stawia
zacieky opr, ale wynik starcia by z gry przes)dzony. Drzewce czyjej$ wczni r)bn!o go
w bok gowy. Zwali si! na ziemi!, a wojownicy natychmiast do niego przypadli i okadali go
dopty, dopki nie pu$ci wczni, by osoni' gow!.
Ciosy w jednej chwili ustay. Silnymi szarpni!ciami poderwano go na nogi, a dwaj
zwali$ci m!+czy2ni wykr!cili mu r!ce za plecy. Modzieniec patrzy bezsilnie, jak Jardir
podnosi jego bro0 i przyciskaj) do piersi. Pierwszy Wojownik spojrza przybyszowi w oczy.
Jest mi naprawd! przykro, przyjacielu. 3auj!, +e nie ma innego sposobu.
Arlen plun) mu w twarz.
Everam patrzy na tw) zemst!! krzykn).
W odpowiedzi Jardir u$miechn) si! i otar policzek.
Nie wa+ si! u+ywa' imienia Everama, chin. To ja jestem jego Sharum Ka, a nie ty. Beze
mnie Krasja upadnie. A kto zat!skni za tob)? 6zami po tobie nie napeni si! cho'by jednej
buteleczki.
Potem przenis wzrok na swych ludzi.
Wrzu'cie go do jamy.


Oszoomiony upadkiem, Arlen k)tem oka dostrzeg Wspania) wczni! Jardira, ktrej
ostrze zadzwonio na kamieniach jamy. Omit wzrokiem wysokie na dwadzie$cia stp
$ciany. Pierwszy Wojownik patrzy na0 z gry.
3ye$ z honorem, Parchin powiedzia. Zachowaj go, umieraj)c. Zgi0 w walce, a
przebudzisz si! w raju.
Arlen parskn) i przenis uwag! na piaskowego demona, ktry pod2wign) si! po drugiej
stronie jamy. Potwr odsoni ostre ky, gucho powarkuj)c.
Modzieniec wsta, ignoruj)c bl potuczonych mi!$ni. Powoli si!gn) po wczni!,
podtrzymuj)c kontakt wzrokowy z besti). Nie prbowa jej przestraszy' ani rozzo$ci', co
zbio j) nieco z tropu. Stan!a na czterech apach i przesuwaa si! to w przd, to w ty,
niepewna dalszych posuni!' czowieka.
Zabicie piaskowego demona przy pomocy zwykej wczni nie byo niemo+liwe. Jego
niewielkie, pozbawione powiek oczy, zazwyczaj chronione przez masywne naro$le ci)gn)ce
si! wzdu+ brwi, otwieray si! szeroko, gdy bestia wyskakiwaa w powietrze. Precyzyjne
pchni!cie w w wra+liwy punkt mogo j) zabi', o ile ostrze dotaro do mzgu. Otcha0ce
dysponoway jednak+e moc) byskawicznego zaleczania obra+e0 i niedokadne lub nie do$'
g!bokie uderzenie tylko je rozw$cieczao. Bez tarczy, przy nikym $wietle ksi!+yca i
dogasaj)cych lamp pokonanie demona graniczyo z cudem.
Otchaniec nadal wierci si! niespokojnie. Wykorzystuj)c jego wahanie, Arlen zacz)
prowadzi' ostry czubek wczni po kamieniach z piaskowca, by wydrapa' runy ochronne na
linii prawdopodobnego ataku. Wiedzia, +e bestia pr!dzej czy p2niej odnajdzie drog!
dookoa znakw, ale mg zyska' odrobin! cennego czasu. Poci)gni!cie za poci)gni!ciem
domyka kolejne symbole.
Piaskowy demon przylgn) do $ciany jamy w miejscu, gdzie padao najwi!cej cienia. Jego
uski zlay si! z barw) gliny, czyni)c potwora niemal niewidocznym. Wida' byo jedynie
czarne $lepia odbijaj)ce sabe $wiato.
Arlen w por! zrozumia, +e bestia szykuje si! do natarcia. Napr!+ya mi!$nie, przenosz)c
ci!+ar ciaa na tylne odn+a. Stan!a za kilkoma uko0czonymi runami, przyj!a pozycj! do
ataku, a potem opu$cia wzrok, jakby na znak ulego$ci.
Z warkni!ciem, ktre byskawicznie przerodzio si! w ryk, wystrzelia ku ofierze. Przez
moment przypominaa pocisk zo+ony z ponad stu funtw kw, szponw i opancerzonych
mi!$ni. Arlen zaczeka, a+ otchaniec wyr+nie w barier!, a gdy tylko runy rozbysy,
wyprowadzi cios w szeroko otwarte $lepia. P!d napastnika dodatkowo spot!gowa si!
uderzenia.
Obserwuj)cy starcie Krasjanie wiwatowali.
Arlen poczu, jak ostrze wchodzi g!boko, ale niewystarczaj)co, by zabi'. Runy rozbysy
uamek sekundy za wcze$nie i magia odrzucia skrzecz)cego otcha0ca a+ pod przeciwleg)
$cian!. Modzieniec zerkn) na wczni! grot zosta odamany. Tkwi w oczodole demona,
odbijaj)c blask ksi!+yca. Bestia pokonaa bl i znw si! podniosa. Wyszarpaa kawaek stali
z rany, a krwotok niemal natychmiast usta.
Warkn!a gucho, przypada do ziemi i zacz!a si! czoga' w kierunku przeciwnika. Arlen
nie reagowa, pospiesznie pracuj)c nad barier). Demon znw spi) si! do skoku, lecz
prowizoryczna osona zatrzymaa go po raz drugi. Mody Posaniec wykorzysta moment i
zaatakowa. Tym razem chcia wbi' uamany koniec drzewca prosto w gardziel potwora,
ktra rwnie+ stanowia jego czuy punkt. Otchaniec okaza si! jednak zbyt szybki.
Pochwyci bro0 mi!dzy z!by i wyrwa j) z u$cisku czowieka.
Na noc! wycedzi Arlen. Bez wczni nie mg doko0czy' bariery.
Oszoomiony rozbyskiem magii demon nie spodziewa si!, +e jego przeciwnik wyskoczy
zza runw. Zgromadzeni wzdu+ kraw!dzi jamy widzowie zawyli z uciechy.
Otchaniec drapa i gryz, ale Arlen zwinnie omija ciosy. Byskawicznie znalaz si! za
potworem, wsun) mu r!ce pod pachy i splt palce za jego bem. Nast!pnie wyprostowa si!,
unosz)c go w powietrze.
Cho' by wi!kszy i ci!+szy, nie potrafi sprosta' sile miotaj)cej si! bestii. Pazury jej
tylnych ap lada chwila mogy rozora' mu nogi, a jej twarde mi!$nie przypominay napi!te
stalowe postronki u+ywane w kamienioomach Miln. Zdoa r)bn)' otcha0cem o $cian! raz i
drugi, ale nic to nie dao. Sabn)c z sekundy na sekund!, zdecydowa si! na jeszcze jeden
rzut, tym razem na oson! runiczn). Blask magii opromieni jam!. Odepchni!ty demon
poszybowa na jej drug) stron!, a Arlen pochwyci drzewce wczni i wskoczy za lini!
znakw.
Rozw$cieczona bestia natara, ale Posaniec zd)+y domkn)' barier!. Za plecami mia
teraz $cian!, a przed sob) prowizoryczn) sie'. Modli si! w duchu, by potwr nie odnalaz
istniej)cych w niej niewielkich luk.
Otchaniec rozwia jego nadzieje ju+ chwil! p2niej, wskakuj)c na $cian! i uczepiaj)c si!
zaschni!tej gliny dugimi pazurami. Powoli przesuwa si! w stron! ofiary, a jego obna+one
ky ociekay $lin). Moc w po$piechu nakre$lonych znakw nie miaa wielkiego zasi!gu,
dzi!ki czemu mg bez trudu zeskoczy' w wyznaczony przez nie obszar. Arlen zdawa sobie
spraw!, +e jego oprawca wkrtce to zrozumie.
Napi)wszy mi!$nie, zasoni stop) znajduj)cy si! najbli+ej $ciany run, otwieraj)c tym
samym barier!. Trzyma stop! jaki$ cal nad ziemi), by nie uszkodzi' znaku. Poczeka, a+
demon zaatakuje, a wtedy cofn) nog!, na powrt zamykaj)c oson!.
Bariera zadziaaa, w chwili gdy demon znalaz si! dokadnie nad ni). Jej magia
rozerwaa go na dwie cz!$ci przd korpusu z mi!kkim pla$ni!ciem upad po wewn!trznej
cz!$ci kr!gu, a reszta na zewn)trz.
Cho' pozbawiony zadu, otchaniec wci)+ gryz i wymachiwa pazurami. Arlen cofa si!,
odpychaj)c go wczni). Przekroczy lini! runw, wi!+)c w kr!gu okaleczon) maszkar!,
ktrej czarna posoka wsi)kaa w szczeliny mi!dzy kamieniami.
Arlen spojrza w gr!. Krasjanie przygl)dali mu si! z szeroko otwartymi ustami. Skrzywi
twarz w gniewie i zama wczni! na kolanie. Zainspirowany przykadem demona, wbi
jedn) jej cz!$' w mi!kk) glin!, napi) mi!$nie i podci)gn) si! nad ziemi!, wbijaj)c drug)
cz!$' nieco wy+ej.
Wkrtce dotar w ten sposb do szczytu $ciany i wydosta si! z potrzasku. Nie my$la o
tym, co zostawi na dole, ani o tym, co go czekao na grze. Skupi si! tylko na jednym
zadaniu, ignoruj)c bl wycie0czonych mi!$ni.
Krasjanie cofn!li si!, nie potrafi)c wyj$' ze zdumienia. Wielu z nich wzywao imi!
Everama i dotykao pospiesznie piersi lub cz, inni kre$lili w powietrzu runy, jakby wa$nie
powstawa przed nimi demon.
Arlen zdoa stan)' na nogi, cho' jego ko0czyny dr+ay z wysiku. Wbi w Pierwszego
Wojownika m!tne, pprzytomne spojrzenie.
Je$li +yczysz mi $mierci wycharcza sam b!dziesz musia mnie zabi'. Nie ma ju+ w
Labiryncie otcha0cw, ktre mogyby to zrobi' za ciebie.
Jardir post)pi krok do przodu, ale zawaha si!, sysz)c pomruk dezaprobaty niektrych
towarzyszy. Mody Posaniec udowodni, +e jest wielkim wojownikiem, zabicie go nie byoby
honorowym czynem.
Arlen liczy na tak) reakcj!, lecz nim Krasjanie zd)+yli zaprotestowa', Jardir wzi)
zamach i zdzieli go w skro0 t!pym ko0cem wczni.
W gowie zahuczao, $wiat zawirowa i modzieniec zwali si! na ziemi!. W ostatniej
chwili zd)+y wyci)gn)' r!ce, by zaagodzi' upadek. Zebra resztki si, by raz jeszcze si!
podnie$'. Wtedy dostrzeg kolejny ruch. Uamek sekundy p2niej wcznia znw trafia go w
twarz. .wiat ogarn!y ciemno$ci.
22
Granie po wsiach
329 RP
W!drowali. Rojer lekko pl)sa, a cztery drewniane piki w jaskrawych kolorach
orbitoway wok jego gowy. 3onglerka wci)+ stanowia zadanie ponad siy, gdy sta
nieruchomo, ale Rojer Bezpalcy musia pracowa' na sw) reputacj!, wi!c nauczy si!
wykorzystywa' do granic mo+liwo$ci okaleczonych r)k. Po dugich miesi)cach 'wicze0
porusza si! z pynn) gracj), a jego okaleczona do0 sprawnie apaa i wyrzucaa pieczki.
Uko0czy czternasty rok +ycia, lecz nadal by drobnym chopcem, mierz)cym nieco
ponad pi!' stp. Mia marchewkowo rude wosy, zielone oczy i okr)g) twarz usian) piegami.
Pochyla si!, wyprostowywa, wykonywa pene obroty, a stopy poruszay si! w tym samym
rytmie, co podrzucane Pieczki. Jego mi!kkie trzewiki pokrywa py drogi, a pl)saj)ce stopy
wzniecay g!st) chmur!, przez co ka+dy oddech nosi posmak kurzu.
Czy to ma jaki$ sens, skoro powiniene$ +onglowa', stoj)c w miejscu? zapyta
poirytowany Arrick. Wygl)dasz na kompletnego amatora, a +adna publiczno$' nie przepada
za ykaniem kurzu.
Przecie+ nie b!d! wyst!powa na drodze odpar Rojer.
W sioach? To niewykluczone. Nie ma tam deskowanych chodnikw.
Rojer potkn) si!, a Arrick przystan), obserwuj)c, jak jego ucze0 desperacko usiuje na
powrt zapa' rytm. W ko0cu mu si! to udao, pieczki znw zataczay kr)g w tym samym
tempie, ale mimo to Arrick burkn) z niezadowoleniem.
Skoro nie ma deskowanych chodnikw, to co robi), by demony nie powstaway
wewn)trz murw? zapyta zaciekawiony chopiec.
Murw te+ nie ma. Utrzymanie bariery runicznej wok niewielkiej nawet wioski
wymagaoby pomocy jakiego$ tuzina Patronw. A wie$ mo+e si! uwa+a' za szcz!$liw), je$li
ma chocia+ dwch wraz z czeladnikiem.
Rojer nagle poczu w gardle posmak +ci. Przekn) $lin!, czuj)c ogarniaj)c) go sabo$'.
Wrzaski, ktrych pami!' liczya ju+ dziesi!' lat, znw rozbrzmiay w jego gowie. Potkn) si!
i przewrci na plecy, a wok pospaday drewniane pieczki. Ze zo$ci) grzmotn)
okaleczon) doni) w ziemi!.
Lepiej zostaw +onglowanie mnie i skup si! na innych umiej!tno$ciach rzek Arrick z
westchnieniem. Je$li poow! czasu po$wi!conego na trening +onglowania przeznaczysz na
$piew, mo+e zdoasz przeci)ga' trzy sekundy du+ej, zanim zaamie ci si! gos.
Zawsze mwisz, +e Minstrel, ktry nie umie +onglowa', nie zasuguje na to miano.
Mniejsza o to, co ja wygaduj! warkn) m!+czyzna. S)dzisz, +e Jasin Zotogosy
potrafi +onglowa'? Ty masz talent. Gdy ju+ zyskamy saw!, najm! czeladnikw, by
+onglowali za ciebie!
Sk)d ci przyszo do gowy, +e chc!, by kto$ wykonywa za mnie moje sztuczki?
zapyta Rojer, podnosz)c piki i wsuwaj)c je do sakiewki zawieszonej przy pasie.
Wykorzysta ten moment, by pogadzi' talizman schowany bezpiecznie w sekretnej kieszeni.
Jak zwykle poczu przypyw nowych si.
Poniewa+ nie da si! zbi' fortuny na drobnych sztuczkach. Arrick poci)gn) yk z
nieod)cznego bukaka. Zwykli +onglerzy zarabiaj) drewniaki. Zyskaj saw!, a zobaczysz,
jak do twych kieszeni pynie struga milne0skiego zota, jak niegdy$ do moich. Poci)gn)
kolejny, tym razem wi!kszy. 3eby jednak zyska' saw!, musisz gra' po sioach.
Zotogosy nigdy nie grywa... burkn) Rojer.
Ot+ to! wykrzykn) Arrick, wymachuj)c r!kami. Jego wujek mo+e i jest w stanie
poci)ga' w Angiers za odpowiednie sznurki, ale jego wpywy nie si!gaj) mniejszych wiosek.
Gdy ju+ zdob!dziesz saw!, b!dziemy mogli o nim zapomnie'!
Gdzie mu si! rwna' ze Sodk) Pie$ni) i BezPalcym! szybko doda Rojer, znw
wymieniaj)c imi! mistrza na pierwszym miejscu, cho' ostatnio czynili odwrotnie przez
wzgl)d na wzrastaj)c) popularno$' chopaka na ulicach Angiers.
O tak! wykrzykn) Arrick, po czym strzeli obcasami i pu$ci si! w szybki pl)s.
Rojer w por! odwrci uwag! mistrza. Ostatnimi laty stary Minstrel stawa si! coraz
bardziej podatny na wybuchy w$cieko$ci. Pi te+ coraz wi!cej, w miar! jak gwiazda Rojera
byszczaa coraz ja$niej, podczas gdy jego stopniowo bleda. Dobrze wiedzia, +e w jego
pie$niach coraz trudniej byo si! doszuka' sodko$ci.
Jak daleko st)d do .wierszczowej Ostoi? zapyta Rojer.
Dotrzemy tam jutro w poudnie.
S)dziem, +e sioa le+) w odlego$ci dnia drogi od siebie...
Arrick parskn).
Dekret ksi)+!cy gosi, +e wsie maj) le+e' w odlego$ci, ktr) czowiek na dobrym koniu
jest w stanie pokona' w ci)gu jednego dnia. Na dobrym koniu! Pieszo nie zajdziesz tak
daleko.
Rojer poczu, jak opuszczaj) go wszelkie nadzieje. Arrick naprawd! zamierza sp!dzi'
noc pod goym niebem, chroni)c si! przed demonami jedynie starym kr!giem Gerala, ktrego
nikt nie u+ywa od dziesi!ciu lat.
Lecz nawet w Angiers nie mogli si! ju+ czu' bezpieczni. W miar! jak rosa ich
popularno$', mistrz Jasin dokada stara0, by podci)' im skrzyda. Rok temu jego czeladnicy
zamali Arrickowi r!k!, a po jednym z wielkich wyst!pw skradli cay ich utarg. Do tego
dochodzio zamiowanie Arricka do wina i dziwek, ktre skutecznie opr+niao ich sakiewki.
By' mo+e sioa rzeczywi$cie oferoway lepsze pieni)dze.
Zdobywanie popularno$ci stanowio dla Minstreli swoisty rytua inicjacyjny i dopki
przebywali bezpiecznie w Angiers, Rojerowi wydawao si! to wspania) przygod). Teraz
chopak z trudem przeyka $lin!, patrz)c w niebo.

* * *

Rojer siedzia na kamieniu i wszywa kolorow) atk! do paszcza. Podobnie jak w
przypadku innych ubra0, ptno, z ktrego go wykonano, ju+ dawno si! przetaro. Na dziury
naszywa atki, a+ z czasem paszcz sta si! wielk) pstrokat) mozaik).
Roz+ kr)g, gdy sko0czysz, chopcze burkn) Arrick, opr+niwszy niemal cay
bukak. Rojer zerkn) na zachodz)ce so0ce i pospieszy wykona' polecenie.
Kr)g by niewielki, mierzy zaledwie dziesi!' stp $rednicy, ale mg pomie$ci' dwch
le+)cych m!+czyzn i tl)ce si! mi!dzy nimi ognisko. Rojer wbi kij w $rodku obozowiska i
wykorzysta przywi)zany do niego sznur dugo$ci pi!ciu stp, by wytyczy' okr)g. Nast!pnie
rozci)gn) wzdu+ niego przeno$ny kr)g Gerala, tu i wdzie korzystaj)c z liniau, by uo+y'
pytki z runami w odpowiedniej odlego$ci od siebie. Nie by jednak Patronem Runw i nie
mg mie' pewno$ci, czy wykona zadanie prawidowo.
Gdy sko0czy, Arrick przyku$tyka przyjrze' si! owocom jego pracy.
Wygl)da porz)dnie wymamrota, ledwie zerkn)wszy na kr)g.
Rojer poczu mrowienie wzdu+ kr!gosupa. Sprawdzi runy jeszcze dwukrotnie, by mie'
pewno$', +e zrobi wszystko najlepiej jak tylko potrafi. Potem uo+y szczapki na ognisko,
rozpali ogie0 i zacz) przygotowywa' kolacj!, ale niepokj wci)+ mu towarzyszy. So0ce
opadao coraz ni+ej.
Rojer nigdy dot)d nie widzia demona, a przynajmniej +adnego z nich nie pami!ta
wyra2nie. Widok szponiastej apy, ktra przebia drzwi gospody rodzicw, wycisn) w jego
pami!ci trwae pi!tno, ale reszta nawet otchaniec, ktry go okaleczy cakiem si!
rozmya. Oczami wyobra2ni widzia tylko dym, ky i rogi.
Gdy dugie cienie drzew przykryy drog!, krew zakrzepa mu w +yach. Nie musia dugo
czeka', nim nieopodal obozowiska z ziemi wyrs pierwszy widmowy ksztat. Drzewny
demon nie by wiele wi!kszy od czowieka $redniego wzrostu, a jego +ylaste ciao okrywaa
porowata, przypominaj)ca kor! skra. Dostrzegszy ogie0, potwr odrzuci rogaty eb,
ukazuj)c szeregi ostrych z!bw, i zarycza gucho. Rozcapierzy pazury, szykuj)c si! do
rzezi. Na skraju widoczno$ci materializoway si! kolejne ksztaty.
Rojer co rusz zerka na Arricka, ktry bez umiaru poci)ga z bukaka. Liczy, +e jego
mistrz, ktry przecie+ sypia wcze$niej w przeno$nych kr!gach, oka+e spokj, ale strach w
oczach starego Minstrela szybko rozwia te nadzieje. Chopak wsun) dr+)c) do0 do ukrytej
kieszeni i zacisn) na talizmanie.
Drzewny demon pochyli rogaty eb i zaszar+owa. Niespodziewanie z odm!tw pami!ci
Rojera wynurzy si! dugo tamszony obraz. Nagle znw mia trzy lata i spogl)da ponad
ramieniem matki na nadchodz)c) $mier'.
I naraz wszystko powrcio.
Ojciec chwyta za pogrzebacz, staje obok Gerala, by zyska' cho' troch! czasu dla
$ciskaj)cej dziecko +ony i Arricka, Minstrel odpycha ich, gdy biegn) do kryjwki, demon
zatapia z!by w ramieniu matki, tryska krew, a ona w desperackim akcie ratuje mu +ycie...
Kocham ci!!
Rojer jeszcze mocniej zakleszczy palce na talizmanie i poczu, jak otacza go duch matki,
silny i wyra2ny, jakby zyska materialn) posta'. Nagle zrozumia, +e ufa mu bardziej ni+
otaczaj)cym go runom, +e jak pot!+na tarcza osoni go przed szar+uj)cym demonem.
Otchaniec z impetem wpad na barier!. Rojer i Arrick podskoczyli, gdy $wiato magii
rozbyso. Przez krtk) chwil! wida' byo sie' ochronn) Gerala rozjarzon) srebrnym ogniem.
Oszoomiony otchaniec polecia w ty.
Ulga okazaa si! jednak przedwczesna. Huk zderzenia i rozbysk zwabiy kolejne
demony, ktre ze wszystkich stron przyst)piy do poszukiwania luk w barierze. Bez skutku
polakierowane runy Gerala stawiy skuteczny opr i odpychay drzewne demony, ktre ze
zo$ci) obchodziy kr)g.
Otcha0ce nadal rzucay si! na barier!, ale Rojer my$lami przebywa gdzie indziej. Raz
po raz ogl)da $mier' rodzicw, widzia, jak jego ojciec ponie, jak matka topi ognistego
demona tu+ przed wepchni!ciem dziecka do kryjwki. A przede wszystkim widzia, jak
uciekaj)cy Arrick odpycha ich na bok.
To Arrick zabi jego matk!. Odepchn) j) podczas panicznej ucieczki. Rwnie dobrze
mg j) zadusi' wasnymi r!kami. Rojer wyci)gn) talizman i ucaowa rudy kosmyk.
Co tam trzymasz? spyta cicho Arrick, gdy ju+ zyska pewno$', +e demony nie
przebij) kr!gu.
W ka+dej innej sytuacji Rojer poczuby ukucie strachu, zmuszony do ujawnienia tak
dugo skrywanej tajemnicy. Teraz jednak+e byo inaczej. Teraz na nowo prze+ywa dr!cz)cy
go koszmar, desperacko usiowa go zrozumie' i wyci)gn)' z niego wnioski. Przez ostatnie
dziesi!' lat Arrick zast!powa mu ojca. A mo+e te wspomnienia stanowiy tylko wymys
wyobra2ni?
Otworzy do0 i pokaza Minstrelowi drobn) drewnian) laleczk! z rudymi wosami.
Moja mama powiedzia.
M!+czyzna spojrza na lalk! ze smutkiem, a wyraz jego twarzy zdradzi wszystko, co
chopak chcia wiedzie'. Pami!' nie prbowaa go oszuka'. Na j!zyk cisn!y si! sowa pene
+alu i w$cieko$ci. Nagle zapragn) rzuci' si! na mistrza i wypchn)' go z kr!gu na pastw!
demonw.
Arrick spu$ci wzrok i odkaszln), a potem zacz) $piewa'. Przez lata nadu+ywania
alkoholu jego gos utraci sw) melodyjno$', ale teraz zabrzmiao w nim echo sodyczy, z
ktrej ongi$ syn). .piewa agodn) koysank!, ktra poruszya wyobra2ni! Rojera w tym
samym stopniu, co widok drzewnego demona. Chopak przypomnia sobie nagle ow) straszn)
noc, ktr) wraz z Arrickiem sp!dzili w kr!gu ustawionym po$rd pon)cych zabudowa0
Rzeczuki. Minstrel tuli go wwczas i nuci t! sam) piosenk!.
Podobnie jak talizman, koysanka uj!a Rojera za serce i przypomniaa mu, jak
bezpiecznie si! czu dzi!ki niej tamtej feralnej nocy. Arrick bez w)tpienia post)pi jak tchrz,
ale uszanowa pro$b! Kally i zaj) si! chopcem, cho' kosztowao go to posad! na dworze
ksi)+!cym i zrujnowao mu karier!.
Rojer wsun) talizman g!boko do sekretnej kieszeni i wpatrywa si! w ciemno$ci,
przywouj)c wci)+ te same obrazy z przeszo$ci i usiuj)c co$ z nich zrozumie'.
Gos jego mistrza w ko0cu ucich. Chopak otrz)sn) si! z zadumy i zaj) my$li
przyziemnymi sprawami. Usma+yli kiebas! z pomidorami na niewielkiej patelni, a p2niej w
milczeniu zagryzali j) twardym, chrupkim chlebem. Po kolacji znw zacz!li 'wiczy'. Rojer
uj) skrzypki, a Arrick zwil+y wargi ostatnimi kroplami wina z bukaka. Siedzieli naprzeciw
siebie, ze wszystkich si staraj)c si! zignorowa' otcha0ce czyhaj)ce na zewn)trz kr!gu.
Rojer przeci)gn) smyczkiem po strunach, a wszystkie l!ki i w)tpliwo$ci ucieky, z
chwil) gdy wibruj)ce d2wi!ki stay si! caym jego $wiatem. Zagra kilka taktw na prb! i
kiwn) gow) na znak, +e jest gotw. Zacz) cichutko, a Arrick zanuci t! sam) melodi!.
Niedugo trzeba byo czeka', by ogarn!a ich przyjemna harmonia, wypracowana przez lata
wsplnych 'wicze0 i wyst!pw.
Min!o sporo czasu, gdy Arrick nage przerwa i zacz) si! rozgl)da'.
Co si! dzieje? zapyta jego ucze0.
Wydaje mi si!, +e odk)d zacz!li$my $piewa', +aden demon nie uderzy w runy.
Rojer rwnie+ rozejrza si! dookoa. Natychmiast zda sobie spraw!, +e mistrz mwi
prawd!, i zapyta si! w my$lach, jak to mo+liwe, +e wcze$niej tego nie zauwa+y. Drzewne
demony kl!czay wok kr!gu, lecz gdy tylko chopiec spojrza jednemu z nich w $lepia, ten
natychmiast doskoczy do bariery.
Rojer z wrzaskiem pad na ziemi!. Sia osony odrzucia otcha0ca i raptem wsz!dzie
dookoa rozjarzya si! magia, gdy kolejne otcha0ce pokonyway oszoomienie i atakoway.
To muzyka! zawoa Arrick. To muzyka je powstrzymaa!
Widz)c zdumienie na twarzy chopca, m!+czyzna odchrz)kn) i zacz) $piewa'.
Mocny gos ponis si! daleko po trakcie. Jego czar na moment przytumi ryki
potworw, ale nie spowolni ich ruchw. Wr!cz przeciwnie, otcha0ce zaryczay i z jeszcze
wi!ksz) furi) zaatakoway barier!, jakby chciay na zawsze uciszy' czowieka.
Arrick zmarszczy krzaczaste brwi. Zaintonowa ostatni) pie$0, ktr) prze'wiczy wraz z
uczniem, ale demony nadal nacieray na kr)g. Chopak poczu ukucie l!ku. Co b!dzie, je$li
odkryj) jakie$ sabe ogniwo, podobnie jak wtedy...
Skrzypki! krzykn) Arrick. Rojer spojrza nieprzytomnie na instrument, ktry nadal
$ciska w doniach. Graj, gupcze!
Okaleczona do0 zadr+aa i smyczek wydoby z instrumentu j!kliwy, nieprzyjemny
d2wi!k, przypominaj)cy zgrzyt paznokcia na tabliczce. Demony zaskrzeczay i zrobiy krok
w ty. O$mielony Rojer wyci)gn) z instrumentu kolejne nieprzyjemne, zgrzytliwe d2wi!ki,
za ka+dym razem odganiaj)c potwory jeszcze dalej. Otcha0ce wyy i przytykay apy do
gw, jakby faszywe nuty sprawiay im bl.
Nie ucieky. Cofay si! powoli, a+ odnalazy odlego$', z ktrej d2wi!ki nie czyniy im
krzywdy. Czekay, a ich czarne $lepia odbijay blask pomieni.
Ten widok zmrozi serce Rojera. Potwory wiedziay, +e gra nie b!dzie trwa' wiecznie.

* * *

Arrick nie przesadza, kiedy mwi, +e w sioach zostan) ugoszczeni jak bohaterowie.
Ludzie ze .wierszczowej Ostoi nie mieli wasnych Minstreli, a ponadto wielu z nich
pami!tao jeszcze Arricka z czasw, gdy su+y jako ksi)+!cy herold.
W wiosce znajdowaa si! niewielka gospoda, su+)ca za schronienie poganiaczom byda i
chopom w!druj)cym z lub do Ostatniej Por!by i Doliny Pastuszkw. Przyj!to tam Minstreli
z otwartymi ramionami, zaproponowano im nocleg i ugoszczono jadem. Podczas wyst!pu, na
ktry przybyli wszyscy mieszka0cy wsi, sprzedano mnstwo piwa, co zwrcio gospodarzowi
koszt noclegu i posikw dla go$ci. Wszystko toczyo si! po ich my$li a+ do chwili, gdy
pu$cili w ruch kapelusz na datki.

* * *

Kukurydza! wrzeszcza Arrick, wymachuj)c kolb) przed twarz) ucznia. Do ci!+kiej
cholery, c+ my mamy z tym zrobi'?!
Zawsze mo+na j) zje$' zaproponowa nie$miao Rojer. Mistrz zgromi go wzrokiem,
nie przestaj)c drepta' wok ogniska.
Chopakowi podobao si! w .wierszczowej Ostoi. Pro$ci i serdeczni wie$niacy potrafili
czerpa' rado$' z +ycia. Mieszka0cy Angiers deptali po sobie, by usysze' gr! Bezpalcego,
kiwali z aprobat) gowami i klaskali, ale nawet w poowie nie byli tak skorzy do pl)sw i
swawoli.
W Ostoi ludzie robili miejsce do ta0ca, ledwie zd)+y wyj)' skrzypki z futerau. Nie
trzeba byo dugo czeka', by zacz!li podskakiwa', wirowa' i $mia' si! do rozpuku,
pozwalaj)c muzyce cakowicie sob) zawadn)'.
Bez wstydu ronili zy, suchaj)c smutnych ballad Arricka, i wybuchali histerycznym
$miechem po jego spro$nych dowcipach. W ocenie Rojera stanowili wymarzon) publiczno$'.
Gdy ich wyst!p dobieg ko0ca, okrzyki Sodka Pie$0 i Bezpalcy! byy wprost
oguszaj)ce. Wszyscy proponowali im noclegi, a stoy uginay si! od jada i napitku. Rojer
uton) w obj!ciach dwch dziewcz)t z kruczoczarnymi wprost oczyma, gdy zosta
zaci)gni!ty za stg siana i zasypany causami.
Arrick by mniej zadowolony.
Jak mogem zapomnie', +e tak to wygl)da ubolewa.
Rzecz jasna, mia na my$li kwesti! datkw. Na wsiach monety stanowiy rzadko$', a
ka+dy pieni)dz szed na rzeczy najpotrzebniejsze nasiona, narz!dzia czy supy runiczne. Na
dnie kapelusza znale2li co prawda dwa drewniaki, ale nie starczyoby to nawet na zapacenie
za wino, ktre Arrick wypi w drodze z Angiers. Mieszka0cy .wierszczowej Ostoi pacili
gwnie ziarnem, rzadziej woreczkami soli b)d2 przyprawami.
Handel wymienny! parskn) Minstrel, jakby te sowa byy przekle0stwem. 3aden
spszedawsa wina w Angiersz nie przymie zapaty w jeszmieniu!
Chopi ze .wierszczowej Ostoi obdarowali ich rwnie+ solonym mi!sem, $wie+ym
chlebem, skopkiem g!stej $mietany i koszem owocw, ciepymi kocami i skrawkami skry do
atania butw. Wszystkim, co mieli, dzielili si! z wdzi!czno$ci). Rojer nie jad tak dobrze od
czasu pobytu w ksi)+!cym paacu i nie potrafi zrozumie' rozgoryczenia mistrza. Przecie+
zarobione monety wydaliby na te same dobra, ktrymi obdarowano ich z tak) hojno$ci).
Szynajmiej wino mieli... burkn) Arrick i poci)gn) t!gi yk. Rojer obrzuci bukak
nerwowym spojrzeniem. Zdawa sobie spraw!, +e wino jedynie pog!bi frustracj! mistrza, ale
nie powiedzia ani sowa. 3adna ilo$' alkoholu nie doprowadzaa starego Minstrela do stanu
rozdra+nienia porwnywalnego z tym, jaki budziy pro$by, by tak du+o nie pi.
Mnie si! podobao wtr)ci pgosem chopak. Szkoda, +e nie mogli$my du+ej tam
zosta'.
Bo ty si! akurat sssnasz! Gupi sczyl jeste$... W Por!bie b!dzie tak samo! lamentowa
Arrick, patrz)c pod nogi. A Dolina Owcojebsw to jusz kompeltne dno! C+ mi do ba
szczelio, +e zachooowem ten chor... chorelny kr)g?
Kopn) pytki przeno$nej bariery, rozrzucaj)c je dookoa, ale nic nie wskazywao, by si!
tym przej). Kr)+y dalej wok ogniska chwiejnym krokiem.
Rojer wstrzyma oddech, od zachodu dzielio ich bowiem niewiele czasu. Nie odezwa si!
jednak sowem i szybko podbieg do naruszonego miejsca kr!gu. W gor)czkowym po$piechu
ustawia runy na wa$ciwych pozycjach, nie przestaj)c zerka' z l!kiem na horyzont.
Sko0czy dosownie w ostatniej chwili. Otcha0ce zacz!y powstawa', gdy wci)+
wygadza lin!. Pierwszy z nich skoczy w kierunku chopaka i odbi si! od bariery z dzikim
skrzekiem.
Niech ci! szlag! wrzasn) Arrick. Unis wyzywaj)co podbrdek i zachichota, gdy
demon wpad na oson!.
Mistrzu, bagam! Rojer poci)gn) pijanego m!+czyzn! do $rodka kr!gu.
Jasssne, nasz Bezpalczy jusz zna si! na wszyskim najlepiej! zaszydzi Minstrel,
wyrywaj)c r!k!. Zatoczy si! przy tym, niemal+e wypadaj)c za runy. Stary Arrick
zapomnia, +e tsza si! czyma' z dala od passsurw demonw, co?
Przecie+ to nie o to chodzi!
A ossso? My$lisz, +e ssskoro tumy skanduj) tfoje imi!, to jusz znaszysz cokolwiek
beze mnie, h!?
Sk)d+e, mistrzu...
Nie se mno te numery! Arrick raz jeszcze przytkn) usta do szyjki bukaka. Znw si!
zatoczy, a Rojer poczu $cisk w gardle. Si!gn) do ukrytej kieszonki i potar kciukiem
jedwabiste wosy talizmanu, usiuj)c zaczerpn)' z niego si!. Jasssne, woaj mamusi!!
pisn) Minstrel, prbuj)c wycelowa' palcem w $ciskan) przez chopaka laleczk!. Jeszsze
wspomnisz, kto ci! wychowa, kto wszyskiego nauczy! Oddaem ci cae swe +ysie!
Rojer $cisn) kukiek! mocniej. Znw otoczya go uspokajaj)ca aura matki, znw usysza
jej ostatnie sowa. Przypomnia sobie, jak Arrick pchn) j) na ziemi!, i nagle poczu, jak dawi
go zo$'.
Nie! warkn). Niczego nie oddae$, a powiniene$ by!
Minstrel wykrzywi twarz i ruszy w kierunku ucznia. Rojer usiowa si! cofn)', lecz
w)ski kr)g nie zapewnia zbyt wielu drg ucieczki, a na zewn)trz szalay wygodniae
demony.
Oddawaj! wrzasn) rozw$cieczony m!+czyzna, api)c chopca za r!ce.
To moje!
Siowali si! przez chwil!, ale Arrick by wi!kszy, silniejszy i mia dwie zdrowe donie.
Wyrwa chopcu laleczk! i cisn) j) w ognisko.
Nie!
Rojer przypad do ognia. Rude wosy natychmiast zapon!y, a zanim znalaz szczap!,
ktr) mgby wyuska' talizman, zaj!o si! rwnie+ drewno. W oszoomieniu patrzy, jak
po+eraj) go pomienie. Nie potrafi opanowa' dr+enia r)k.
Tymczasem Arrick niepewnym krokiem podszed do demona, ktry przykucn) na skraju
kr!gu i szponami bada wytrzymao$' bariery.
To tfoja wina! Przes cibie to wszystko mi si! przydaszyo! To przes cibie utrasiem
posssad!! Pszes cibie, ty niewsi!szny gfniarzu!
Otchaniec zawy, ukazuj)c ky. W odpowiedzi Arrick zdzieli go bukakiem przez eb.
Skra naczynia p!ka, opryskuj)c zarwno m!+czyzn!, jak i demona ciecz) barwy krwi.
Moje winooo! wrzasn) Minstrel, gdy dotaro do niego, co wa$nie zrobi. Ruszy w
kierunku bariery, jak gdyby przekraczaj)c j), chcia zapobiec temu, co ju+ si! stao.
Mistrzu, nie! Rojer doskoczy do niego i zdrow) doni) zapa go za rzadki kucyk, a
nast!pnie wymierzy kopniaka w wewn!trzn) stron! jego kolan. Arrick run) na ziemi!,
przygniataj)c czeladnika.
We$ te apy! wycharcza nie$wiadomy, +e chopak wa$nie ocali mu +ycie. Zerwa si!
na nogi, pochwyci go za poy koszuli i wypchn) z kr!gu.
Na uamek sekundy wszystko zamaro. Przez twarz raptem otrze2wiaego Arricka
przemkn) wyraz zrozumienia, a w tej samej chwili otchaniec zarycza triumfalnie.
Rojer wrzasn), chc)c ucieka', ale bestia znajdowaa si! zbyt blisko. Unis donie w
bezsensownej prbie stawienia oporu, nim jednak demon zd)+y go pochwyci', rozleg si!
krzyk. Minstrel wpad na napastnika i odepchn) go wasnym ciaem.
Wracaj do kr!gu! rozkaza.
Demon odpaci si! Minstrelowi pot!+nym ciosem, wyrzucaj)c go w powietrze. Arrick
przetoczy si! po ziemi. Jedna z jego ng zawadzia o kr)g, poci)gn!a za lin! i naruszya
uo+enie pytek.
Zewsz)d wychyn!y demony gnaj)ce w kierunku luki w barierze, a Rojer u$wiadomi
sobie, +e od $mierci dziel) ich sekundy. Pierwszy z otcha0cw ju+ p!dzi w jego stron!, lecz
drog! znw zast)pi mu Arrick.
Skrzypki! Mo+esz je odgoni'!
Ledwie zd)+y wykrzycze' te sowa, gdy jego pier$ przeoray szpony jednego z
potworw. M!+czyzna trysn) krwi) z ust.
Mistrzu! Chopak z niedowierzaniem zerkn) na instrument.
Ocal swe +ycie!
Uamek sekundy p2niej demon rozerwa Arrickowi gardo.

* * *

Gdy pierwsze promienie so0ca przegnay demony do Otchani, palce zdrowej r!ki Rojera
krwawiy. Chopak chcia odo+y' skrzypki, ale rozprostowanie doni przyszo mu z
najwi!kszym trudem.
Gra przez ca) noc, kul)c si! w ciemno$ciach, gdy ognisko dogaso. Wiedzia, +e
demony wci)+ na niego czyhaj), wi!c niestrudzenie wygrywa faszywe nuty, chc)c jak
najdalej odegna' niebezpiecze0stwo.
W jego melodii nie byo pi!kna ani rytmu, w ktrych mgby si! zatraci'. Wydobywa z
instrumentu chaotyczne piski i zgrzyty nic, co pozwolioby mu cho' na chwil! zapomnie' o
otaczaj)cych go potworno$ciach. Teraz jednak, gdy patrzy na zakrwawione strz!py ubra0
mistrza, na nowo zdj!o go przera+enie. Pad na kolana i zwymiotowa.
Gdy wreszcie zapa oddech, dokadnie obejrza poranione, apane kurczami donie,
bagaj)c w my$lach, by przestay dygota'. Byo mu duszno i gor)co, cho' twarz mia chodn),
jakby pozbawion) krwi. 3o)dek wci)+ dawa si! we znaki, lecz nie mia ju+ czego z siebie
wyrzuci'. Rojer otar usta pstrokatym r!kawem i zmusi si! do powstania.
Chcia pochowa' szcz)tki Arricka, ale nie znalaz ich wiele. Natkn) si! jedynie na
rozerwany przez demona but oraz mnstwo krwi. Otcha0ce nie wzgardziy nawet ko$'mi i
wn!trzno$ciami. W trakcie uczty ogarn!o je istne szale0stwo.
Opiekunowie nauczali, +e demony po+eraj) zarwno ciaa, jak i dusze ofiar. Arrick zwyk
jednak mawia', +e .wi!ci M!+owie s) jeszcze wi!kszymi oszustami od Minstreli. Chopak
pomy$la o talizmanie. Czy ten niepozorny przedmiot pozwalaby mu odczuwa' blisko$'
matki, gdyby jej dusza zostaa po+arta?
Spojrza w zimne ju+ popioy ogniska. Poczerniaa, sp!kana laleczka wci)+ le+aa mi!dzy
szczapami, ale rozpada si!, gdy tylko jej dotkn). Nieco dalej od obozowiska znalaz
pozostao$ci kucyka mistrza. Uj) kosmyk, bardziej ju+ siwy ni+ zoty, i wsun) go do
kieszeni.
Zrobi nowy talizman.

* * *

Zabudowania Ostatniej Por!by ukazay si! oczom Rojera na dugo przed zapadni!ciem
zmroku. Chopak odetchn) z ulg). Nie znalazby w sobie do$' siy, by przetrwa' kolejn) noc
pod goym niebem.
Rozwa+a powrt do .wierszczowej Ostoi. Mgby si! stamt)d zabra' do Angiers z
jakim$ Posa0cem, ale oznaczaoby to konieczno$' wytumaczenia, co zaszo na trakcie, a na
to nie by jeszcze gotw. Zreszt) jaki los czeka go w mie$cie? Nie uzyskaby przecie+
pozwolenia na wyst!py, bo jego stary mistrz zd)+y wej$' w konflikt z ka+dym Minstrelem
posiadaj)cym jak)kolwiek wadz!. Ju+ lepiej pozosta' na prowincji, gdzie nikt go nie zna i
gdzie znajdowa si! poza zasi!giem gildii.
Podobnie jak w .wierszczowej Ostoi, uczciwi i porz)dni wie$niacy z Ostatniej Por!by
powitali Minstrela z otwartymi ramionami. Uradowani jego niespodziewanym przybyciem,
nie wypytywali nawet o okoliczno$ci, ktre go sprowadziy w te strony.
Rojer przyj) ich go$cinno$' z wdzi!czno$ci). Co prawda czu si! jak oszust, podaj)c si!
za Minstrela, podczas gdy by zaledwie czeladnikiem, ale w)tpi, by dla mieszka0cw wioski
miao to jakiekolwiek znaczenie. Czy nie chcieliby ta0czy' do jego muzyki, gdyby znali
prawd!? Czy jego dowcipy nie wzbudzayby rado$ci?
Nie o$mieli si! jednak chwyci' za kolorowe pieczki, ktre nosi w worku z cudami. Nie
chcia rwnie+ $piewa'. Zamiast tego prezentowa salta, chodzenie na r!kach i wszystkie inne
sztuczki zdolne zamaskowa' jego braki.
Ku jego wielkiej uldze wie$niacy nie prosili o nic wi!cej.
23
Odrodzenie
328 RP
Ciepe promienie so0ca przywrciy Arlenowi przytomno$'. Unis oblepion) piachem
gow! i splun) zalegaj)cym w ustach brudem. Z trudem pod2wign) si! na nogi. Wsz!dzie,
jak okiem si!gn)', ci)gn!y si! wydmy.
Wynie$li go na pustyni!. Porzucili na pastw! losu.
Tchrze! krzykn). Wolicie, by pustynia wykonaa za was ca) robot!? To nie zmyje
z was grzechu!
Poczu, jak mi!kn) mu kolana. Si!gn) do najg!bszych pokadw woli, chc)c usta' na
nogach, ale przychodzio mu to z najwi!kszym trudem. Cae jego ciao krzyczao, by rzuci
si! na piasek i oczekiwa na $mier'. Zawirowao mu w gowie.
Przyby pomc Krasjanom, a w zamian oni... Jak mogli go tak zdradzi'?!
Nie okamuj sam siebie, sykn) gos w jego gowie. Bywao, +e i ty zdradzae$. Ucieke$
od ojca, gdy ci! najbardziej potrzebowa. Opu$cie$ Coba przed uko0czeniem nauki.
Wyjechae$, nie po+egnawszy si! nawet z Ragenem i Eliss). Za$ Mery...
A kto zat!skni za tob)? pyta Jardir. 6zami po tobie nie napeni si! cho'by jednej
buteleczki.
I mia racj!.
Arlen wiedzia, +e jego $mier' odczuliby jedynie kupcy, a wa$ciwie tylko ich sakiewki.
By' mo+e na to wa$nie zasugiwa, po tym jak porzuci wszystkich, ktrzy go kochali. By'
mo+e zasugiwa na $mier'.
Ugi!y si! pod nim nogi. Piasek przyci)ga go, wabi w swe obj!cia. Ju+ chcia mu ulec,
gdy co$ zwrcio jego uwag!.
Nieopodal le+a bukak. Czy+by w duszy Jardira na moment zawitao poczucie
przyzwoito$ci? A mo+e to jeden z jego ludzi spojrza za siebie i po+aowa zdradzonego
Posa0ca?
Arlen podpez do bukaka i pochwyci go jak lin! rzucon) ton)cemu. Mo+e mimo
wszystko kto$ uroniby po nim z!.
Nie miao to jednak wi!kszego znaczenia. Nawet gdyby powrci do Krasji, nikt nie
uwierzyby chin oskar+aj)cemu Sharum Ka. Na rozkaz Jardira dalSharum zabiliby przybysza
bez chwili wahania.
Czy zatem powinien zostawi' im wczni!, ktrej odnalezienie mg przypaci' +yciem?
Czy powinien zostawi' .wita, przeno$ne kr!gi, cay dobytek?
Te my$li pobudziy go do dziaania. Si!gn) do pasa i z ulg) odkry, +e nie utraci
wszystkiego. Przy pasku nadal wisiaa prosta skrzana sakwa, ktr) zawsze zakada przed
walk) w Labiryncie. Trzyma w niej drobny zestaw do kre$lenia runw, sakiewk! z zioami
oraz... Oraz swj kajecik.
Fakt, +e nie utraci tego jednego jedynego notatnika, cakowicie zmienia posta' rzeczy.
Odebrano mu inne ksi!gi, ale wszystkie razem nie byy warte tyle, co ten jeden zeszyt. Od
dnia wyjazdu z Miln przerysowywa do niego ka+dy nowy run.
Wliczaj)c rwnie+ te z wczni.
Niech zatrzymaj) t! przekl!t) wczni!, skoro tak bardzo jej pragn), pomy$la. Zrobi! dla
siebie now).
Tym razem d2wign) si! szybko i zdecydowanie. Chwyci nagrzany bukak, pozwoli
sobie na jeden yk, a potem zarzuci go na rami! i wszed na szczyt najbli+szej wydmy.
Osoniwszy oczy, dostrzeg w oddali Krasj! migocz)c) niczym fatamorgana. Dzi!ki temu
zdoa mniej wi!cej ustali' poo+enie Oazy .witu. Bez konia musiaby sp!dzi' pod goym
niebem co najmniej siedem nocy, pozbawiony przeno$nego kr!gu. Woda sko0czyaby si!
znacznie wcze$niej, ale w)tpi, by miao to jakiekolwiek znaczenie. Piaskowe demony
dopadn) go pierwsze.

* * *

Arlen prze+uwa rozchodnika. Gorzki korze0 niemal+e wywoywa torsje, ale chroni
przed infekcj) podczas bitwy z demonami modzieniec odnis kilka pytkich ran. Poza tym
nie mia nic do jedzenia, a w tej sytuacji nawet mdo$ci byy lepsze od godu.
Pi regularnie, cho' oszcz!dnie, lecz jego gardo pozostawao wyschni!te i obrzmiae. W
obawie przed morderczym $wiatem zawi)za sobie koszul! wok gowy. Odsoni jednak w
ten sposb plecy poznaczone +tymi i fioletowymi si0cami powstaymi podczas bjki z
lud2mi Jardira, przez co ka+dy krok w pal)cym so0cu wydawa si! tortur).
Mimo to kontynuowa w!drwk! a+ do chwili, gdy pomara0czowa tarcza so0ca zetkn!a
si! z horyzontem. Mia wra+enie, jakby w ogle nie ruszy z miejsca, ale dugi sznur
rozwiewanych przez wiatr $ladw $wiadczy, +e pokona zaskakuj)co du+) odlego$'.
Nadesza noc, a wraz z ni) zimno i otcha0ce. Ka+dy z tych +ywiow mg go zabi', tak
wi!c Arlen schroni si! przed oboma pod powierzchni) piaskw, by utrzyma' ciepot! ciaa i
znikn)' demonom z oczu. Wcze$niej zwin) czyst) kartk! z notatnika w w)sk) rurk! do
oddychania, ale mimo to nie mg si! pozby' uczucia, +e je$li nawet otcha0ce go nie odkryj),
to pr!dzej czy p2niej udusi go piach. Gdy so0ce wreszcie wstao, nagrzewaj)c pustyni!,
wydosta si! na powierzchni! i ruszy w dalsz) drog!, cho' nie czu si! ani odrobin!
wypocz!ty.
Tak mija dzie0 za dniem, noc za noc). Nie jad, nie odpoczywa, zadowala si! ledwie
kilkoma ykami wody na dzie0 i stopniowo traci siy. Pop!kana skra krwawia z dziesi)tek
drobnych ran, ale nie zwraca na to uwagi, par dalej naprzd. Promienie so0ca dokuczay
coraz bardziej, a paski horyzont wcale si! nie przybli+a.
Ktrego$ dnia zgubi buty. Nie wiedzia jak ani kiedy. Gor)cy piasek porani jego stopy
do +ywego, wi!c oderwa r!kawy koszuli, by je obwi)za'.
Coraz cz!$ciej upada. Czasami udawao mu si! natychmiast powsta', bywao jednak, +e
odzyskiwa przytomno$' dopiero po kilku godzinach. Czasem przewraca si! $wiadomie i
stacza po zboczu wydmy. Wyczerpany do granic, poczytywa je za bogosawie0stwo i
wytchnienie od cierpie0, jakie wywoywa ka+dy krok.
Nim sko0czya si! woda, straci rachub! czasu. Nadal znajdowa si! na pustynnym
trakcie, ale nie mia poj!cia, jak daleko zaszed. Wyschni!te, sp!kane rany i p!cherze nie
broczyy ju+ krwi), jak gdyby wszystkie soki jego ciaa zd)+yy wyparowa'.
Znw upad. Nie potrafi znale2' powodu, by si! podnie$'.

* * *

Arlen poderwa si! z wilgotn) twarz). Zapada zmierzch, co powinno byo napeni' go
przera+eniem, ale skrajne wycie0czenie pozbawio go wszelkich ludzkich odruchw.
Spojrza w d i raptem dotaro do niego, +e le+y na skraju sadzawki w Oazie .witu z
do0mi zanurzonymi w wodzie.
Jak si! tam dosta? Ostatni) rzecz), jak) pami!ta... Nie, nawet tego nie wiedzia. Caa
w!drwka przez pustyni! zlaa si! w jedno nieczytelne wspomnienie, ale nie dba o to.
Najwa+niejsze, +e dotar do celu. Tylko to si! liczyo. W otoczonej runicznymi obeliskami
oazie by bezpieczny.
Chciwie zaczerpn) wody z sadzawki. Zaraz potem zwymiotowa wszystko, co wypi, i
zmusi si! do popijania drobnymi yczkami. Gdy wreszcie zaspokoi pragnienie, zamkn)
oczy i zapad w sen. Spa mocno, bez ko0ca, po raz pierwszy od ponad tygodnia.
Po przebudzeniu spl)drowa oaz!. Oprcz prowiantu znalaz sporo potrzebnego
ekwipunku: koce, zioa, a nawet dodatkowy zestaw do kre$lenia runw. Zbyt osabiony, by
szuka' po+ywienia, sp!dzi kilka dni na jedzeniu ususzonych zapasw, piciu chodnej wody i
opatrywaniu ran. Po upywie tego czasu zacz) zrywa' owoce. Po tygodniu znalaz w sobie
si!, by apa' ryby, po dwch potrafi wsta' i przeci)gn)' si!, nie krzywi)c twarzy z blu.
Oaza stanowia 2rdo wystarczaj)cej ilo$ci po+ywienia, by mg pieszo przemierzy' ca)
pustyni!. Wiedzia, +e w dniu, kiedy wreszcie wypeznie z wyschni!tych rwnin, b!dzie na
wp martwy, lecz zarazem na wp +ywy.
Znalaz kilka wczni, ale w porwnaniu ze wspania) stalow) broni) zaostrzone drewno
wydawao si! +ao$nie nieskuteczne. Bez lakieru do utwardzania symboli wyryte znaki
mogyby ulec uszkodzeniu przy pierwszym natarciu na twarde uski otcha0ca.
Co mu zatem pozostawao? Dysponowa tajemnic) runw zdolnych sia' spustoszenie, ale
nie posiada odpowiedniej dla nich broni. Zastanawia si!, czy nie wymalowa' znakw na
kamieniach, by ciska' nimi w demony lub w ostateczno$ci trzyma' je w r!kach... Wybuchn)
$miechem. Skoro planowa podej$' tak blisko wroga, rwnie dobrze mg wymalowa' runy
na doniach.
.miech zamar mu na wargach, w chwili gdy my$l ostatecznie si! wykrystalizowaa. A
mo+e to nie taki zy pomys? Gdyby zadziaa, Arlen otrzymaby bro0, ktrej nikt by mu nie
ukrad, ktrej +aden otchaniec nie wytr)ciby mu z r)k, ktr) zawsze miaby przy sobie.
Wyj) kajecik i dokadnie przestudiowa znaki przerysowane z ko0cw wczni. Wa$nie one
zaliczay si! do runw wojennych, podczas gdy pozostae byy runami obronnymi. Zauwa+y,
+e symbole na t!pym ko0cu broni nie )czyy si! z innymi, nie tworz)c ci)gej linii w
przeciwie0stwie do tych z ostrza. Identyczne znaki wygrawerowano wok ko0cwki wczni
i na jej paskim zako0czeniu. By' mo+e to one umo+liwiay oguszanie demonw.
So0ce chylio si! ku zachodowi, a Arlen kre$li na ziemi run odpowiedzialny za
oguszanie. Rysowa go tak dugo, a+ nabra pewno$ci, +e nie popeni +adnego b!du. Wtedy
wyci)gn) p!dzel i miseczk! z farb) z zestawu do malowania znakw i starannie nanis
symbol na lew) do0. Dmucha na ni) lekko, a+ farba cakiem wyscha.
Malowanie prawej doni stanowio wi!ksze wyzwanie, ale modzieniec pami!ta z
wasnego do$wiadczenia, +e przy odpowiedniej dozie koncentracji potrafi kre$li' runy
rwnie+ lew) doni), cho' zazwyczaj trwao to du+ej.
Gdy nastay ciemno$ci, delikatnie zacisn) donie, by si! upewni', +e farba nie pop!ka
b)d2 nie odpadnie. Usatysfakcjonowany, podszed do chroni)cych oaz! obeliskw i przyjrza
si! kr)+)cym nieopodal demonom, ktre ju+ wyw!szyy zdobycz.
Stoj)cy najbli+ej bariery otchaniec niczym si! nie wyr+nia. By to zwyky piaskowy
demon mierz)cy okoo czterech stp, z dugimi przednimi i muskularnymi tylnymi odn+ami.
Spostrzegszy ofiar!, zacz) wywija' naje+onym kolcami ogonem.
W chwil! p2niej zaszar+owa. Gdy odbi si! do skoku, Arlen cz!$ciowo zasoni dwa
znaki. Osona zostaa przerwana i potwr przelecia przez ni), zaskoczony brakiem oporu.
Modzieniec byskawicznie cofn) do0. Cokolwiek miao si! wydarzy', demon nie mia szans
prze+y'. Istniay tylko dwie mo+liwo$ci albo zginie z r!ki czowieka, albo go zabije i
sponie w promieniach wschodz)cego so0ca. Ucieczka z silnie chronionej oazy stanowia
trud ponad jego siy.
Demon zerwa si! na nogi, sycz)c i szczerz)c rz!dy z!bw. Zatoczy kr)g. Jego w!2laste
mi!$nie napinay si!, gdy porusza energicznie ogonem. Nagle zarycza niczym tygrys i
skoczy.
Arlen wyci)gn) przed siebie donie. Mia du+sze r!ce od odn+y potwora i ledwie
dotkn) jego uskowatej piersi, runy rozbysy. Cisz! nocy przeci) dziki skowyt. Demon odbi
si! od znakw i z oskotem uderzy w ziemi! kilka krokw dalej. Arlen wyra2nie widzia
smu+ki dymu unosz)ce si! z jego ciaa. Rozci)gn) usta w szyderczym u$miechu.
Otchaniec poderwa si! i znw zacz) kr)+y' wok czowieka, tym razem z wi!ksz)
uwag). Nie nawyk do oporu ze strony zdobyczy, ale szybko odzyska odwag! i po raz drugi
zaszar+owa.
Arlen pochwyci demona za przednie apy i pad na plecy, by go przerzuci' za siebie
nog). Gdy zacisn) donie, runy znw rozbysy. Magia zadziaaa. Nie poczu blu, cho'
ciao potwora zaskwierczao pod wpywem jego dotyku, ale przez do0 przebiego mu
osobliwe mrowienie i pomkn!o wy+ej wzdu+ ramion.
Obaj przeciwnicy natychmiast poderwali si! z ziemi. Arlen warkn) w odpowiedzi na
parskanie demona. Bestia polizaa poparzone nadgarstki, usiuj)c zaagodzi' bl, a w jej
$lepiach pojawi si! respekt. Respekt oraz l!k. Modzieniec zrozumia, +e tym razem to on jest
drapie+nikiem.
Owa pewno$' siebie niemal+e go zgubia. Demon zaskrzecza i rzuci si! do kolejnego
natarcia. Tym razem to Arlen zareagowa zbyt wolno. Usiowa wykona' unik, ale czarne
szpony rozci!y mu skr! na piersi.
Zdzieli potwora pi!$ci), zapominaj)c, +e runy znajduj) si! po wewn!trznej stronie doni.
Porani sobie kykcie o chropowaty pancerz poczwary, ktra nawet nie poczua uderzenia, a
zaraz potem zaatakowaa na o$lep i posaa przeciwnika na piasek.
Arlen toczy si! i wi, uciekaj)c przed szponami, kami i tuk)cym o ziemi! ogonem.
Prawie zdoa si! podnie$', gdy demon napr!+y ciao do skoku i przygwo2dzi go do ziemi.
Modzieniec zdoa odepchn)' napastnika kolanem, czuj)c na twarzy ciepo jego cuchn)cego
oddechu. Szcz!ki kapn!y ledwie cal od jego twarzy.
Wyszczerzy z!by i zapa demona za uszy. Runy rozbysy. Bestia sykn!a z blu, ale
czowiek trzyma j) mocno. Z miejsc, gdzie zacisn) donie, unosi si! ju+ dym. Wierzgaa jak
szalona i rozcinaa powietrze szponami, usiuj)c wyrwa' si! na wolno$'.
Arlen jednak+e nie mia zamiaru polu2ni' chwytu. Z ka+d) chwil) mrowienie zyskiwao
na intensywno$ci, nabierao mocy. Napar do0mi, chc)c zmia+d+y' potworowi czaszk!, i ku
swemu zdumieniu odkry, +e nie czuje oporu, zupenie jakby eb otcha0ca zaczyna si!
rozpywa'.
Gdy demon nieco osab, Arlen przetoczy si! i przycisn) go do ziemi. Dugie szpony
pochwyciy go za ramiona, otchaniec walczy desperacko, prbuj)c odepchn)' napastnika
bez skutku.
Modzieniec napi) mi!$nie i w jednej chwili czaszka bestii p!ka, obryzguj)c go krwi) i
kawakami mzgu.
24
Igy i atrament
328 RP
Arlen nie zmru+y tej nocy oka, bynajmniej nie ze wzgl!du na bl odniesionych w starciu
ran. Przez cae +ycie $ni o bohaterach z opowie$ci Minstreli, nosz)cych bogate zbroje i
walcz)cych z otcha0cami przy pomocy runicznego or!+a. Gdy odnalaz wczni!, zacz)
my$le', +e spenienie marzenia le+y w jego zasi!gu, ledwie jednak wyci)gn) po nie r!k!,
wy$lizgn!o mu si! spomi!dzy palcw.
Jak dot)d nic, zupenie nic, nawet ta noc, gdy przemierza Labirynt niepokonany, nie
mogo si! rwna' ze $wiadomo$ci), +e na wasnych warunkach wyda walk! otcha0cowi.
Nic nie mogo zast)pi' owego niezwykego uczucia, gdy magia jego r)k wypalaa z bestii
+ycie. 6akn) go jeszcze wi!cej, a to stawiao wszystkie jego dotychczasowe pragnienia w
nowym $wietle.
Gdy wraca wspomnieniami do wydarze0 w Krasji, dochodzi do wniosku, +e jego
nadzieje nie byy tak uzasadnione, jak pocz)tkowo s)dzi. Oboj!tnie, co sobie wmawia,
chcia przecie+ zosta' kim$ wi!cej ni+ tylko kowalem czy te+ wojownikiem po$rd rwnych
sobie ludzi. Od zawsze pragn) chway. Pragn) sawy. Pragn) przej$' do historii jako ten,
ktry na nowo powid m!+czyzn do walki.
Jako Wybawiciel?
Ta my$l nim wstrz)sn!a. 3eby zbawienie ludzko$ci miao sens, za$ nade wszystko szanse
powodzenia, musiao zosta' zainicjowane przez wszystkich ludzi, a nie samotnego
wojownika.
Ale czy ludzko$' pragn!a zbawienia? Czy na nie zasugiwaa? Arlen nie mia ju+ co do
tego pewno$ci. M!+czy2ni pokroju jego ojca utracili wol! walki, wystarczaa im $wiadomo$',
+e s) bezpieczni za murami chronionymi przez runy. Zastanowi si!, czy to, co ujrza w
Krasji, a teraz odkry w sobie, przypadoby do gustu jego rodakom na Pnocy.
Sam nie potrafiby ju+ zawrze' pokoju z otcha0cami. W g!bi serca wiedzia, +e teraz,
gdy zna inne metody walki, nie usiedziaby za barier) runiczn), pozwalaj)c demonom na
dzikie pl)sy. Kto jednak zechce stan)' po jego stronie? Kto wyruszy z nim na wojn!? Jeph
uderzy go za sam taki pomys. Elissa surowo go ofukn!a. Mery postanowia go unika', a
Krasjanie zabi'.
Od owej pami!tnej nocy, gdy ujrza ojca za runami na ganku, ojca, ktry bezczynnie
przygl)da si! $mierci +ony, od tego momentu wiedzia, +e najpot!+niejsz) broni) otcha0cw
jest strach. Nie rozumia jedynie, +e strach przybiera rozliczne formy. Nawet jego
prze$ladowa strach, ktry od zawsze usiowa zignorowa' strach przed samotno$ci).
Potrzebowa kogo$ kogokolwiek kto w niego uwierzy. Kogo$, kto go wesprze w walce.
Lecz nikogo takiego nie byo. Widzia to teraz a+ nazbyt wyra2nie. Je$li pragn)
towarzystwa, musia powrci' do miast i zaakceptowa' ich zwyczaje. Je$li chcia walczy',
musia chwyci' za bro0 w pojedynk!.
Poczucie siy i towarzysz)ce mu uniesienie, wra+enia tak $wie+e w jego umy$le, zacz!y
przygasa'. Skuli si!, obj) mocno kolana i spojrza w pustyni!, poszukuj)c drogi, ktra nie
istniaa.

* * *

Arlen wsta o wschodzie so0ca i poczapa do sadzawki, by oczy$ci' rany. Co prawda
starannie je zaszy i zastosowa okady, ale obra+enia zadane przez otcha0ce wymagay
ci)gej uwagi. Gdy obmywa twarz, na powierzchni wody dostrzeg odbicie tatua+u.
Wszyscy Posa0cy nosili tatua+e symbolizuj)ce ich rodzinne miasto. .wiadczyy one o
tym, jak dalekie podr+e nieraz odbywali. Arlen dobrze pami!ta dzie0, w ktrym Ragen
pokaza mu swj rozlege zabudowania po$rd gr, symbol widniej)cy na sztandarach Miln.
Modzieniec zamierza sprawi' sobie identyczny po uko0czeniu pierwszej misji. Odwiedzi
nawet tatua+yst!, zdecydowany nosi' symbol profesji po kres +ycia, ale ogarn!y go
w)tpliwo$ci. Cho' z wielu powodw uwa+a Miln za swj dom, urodzi si! przecie+ gdzie
indziej.
Potok Tibbeta nie mia wasnego sztandaru, tak wi!c Arlen wybra herb barona Tibbeta
+yzne pola rozci!te blizn) strumienia wpadaj)cego do niewielkiego jeziora. Tatua+ysta uj)
igy i uwieczni na ramieniu chopaka miejsce jego urodzenia.
Po wsze czasy.
Arlen uwa+nie przygl)da si! tatua+y$cie przy pracy. Jego fach niewiele si! r+ni od
fachu Patrona Runw m!+czyzna wyrysowywa symbole precyzyjnie, w nale+ytych, $ci$le
okre$lonych odst!pach, wiedz)c, +e nie mo+e popeni' b!du. W sakiewce z zioami mody
Posaniec trzyma igy, a w przyborniku do malowania runw atrament.
Arlen rozpali niewielki ogie0, usiuj)c przypomnie' sobie ka+d) chwil! wizyty u
tatua+ysty. Nala odrobin! g!stego atramentu do niewielkiej miseczki, a nad pomieniami
rozgrza igy. Oznaczy je ni'mi, by wiedzie', do jakiej g!boko$ci wbija' je w skr!, i
dokadnie obejrza lew) do0. Nie chcia przeoczy' +adnej zmarszczki czy fadki powstaj)cej
na skutek zginania palcw. Gdy w ko0cu uzna, +e jest gotw, uj) ig! i zanurzy j) w
atramencie.
Szo mu wolno. Co chwila musia przerywa', by oczy$ci' skr! z krwi i zb!dnego
atramentu. Czasu mia pod dostatkiem, wi!c dziaa uwa+nie, bez po$piechu, aby palce
dzier+)ce ig! nawet nie zadr+ay. Okoo godziny dziesi)tej z zadowoleniem uzna tatua+ za
gotowy. Zrobi sobie okad z zi i dokadnie zabanda+owa do0, po czym przyst)pi do
uzupeniania zapasw. Pracowa bez wytchnienia przez reszt! dnia i cay nast!pny, wiedz)c,
+e opuszczaj)c Oaz! .witu, b!dzie musia zabra' tyle zapasw, ile tylko zdoa unie$'.

* * *

Arlen pozosta w oazie jeszcze przez tydzie0, ka+dego ranka znacz)c skr! kolejnymi
runami, a popoudniami zbieraj)c po+ywienie. Tatua+e na doniach goiy si! szybko, ale
modzieniec ju+ wprowadza w +ycie kolejne pomysy. Pami!taj)c efekt uderzenia otcha0ca
pi!$ci), wytatuowa znaki na kykciach lewej doni. To samo zrobi na kykciach prawej, gdy
tylko zeszy z nich strupy. Od tej pory demony b!d) odczuwa' si! jego ciosw.
Pochoni!ty prac), raz za razem odtwarza w gowie niedawne starcie. Usiowa sobie
przypomnie' ruchy piaskowego demona, sygnay zwiastuj)ce natarcie i jego przebieg.
Wszystko to spisywa, a nast!pnie wielokrotnie czyta i rozmy$la nad sposobami
usprawnienia metod walki. Nie byo go sta' na kolejne potkni!cie.
Krasjanie doprowadzili brutaln), lecz precyzyjn) sharusahk do poziomu niemal+e sztuki.
Zacz) wi!c na$ladowa' poszczeglne ruchy tego stylu, dopasowuj)c do niego
umiejscowienie tatua+y.
Opuszczaj)c wreszcie Oaz! .witu, zdecydowa Porzuci' pustynny trakt i przeci)' piaski
w drodze do So0ca Anocha. Wzi) tyle suszonego prowiantu, ile potrafi unie$'. W
zaginionym mie$cie znajdowaa si! co prawda studnia, ale brakowao 2rde po+ywienia, a
planowa sp!dzi' tam wi!cej czasu.
Wiedzia jednak, +e wody nie starczy mu na ca) drog!. W oazie znalaz zaledwie kilka
zapasowych bukakw. Zgromadzona w nich woda sko0czy si! po tygodniu, tymczasem
podr+ do celu moga potrwa' nawet i dwa.
Mimo to nie spojrza za siebie ani razu.
Za mn) nie ma ju+ nic, pomy$la. Mog! tylko i$' przed siebie.
Cho' zasona zmierzchu z wolna opadaa na $wiat, Arlen kontynuowa w!drwk!, nawet
nie my$l)c o rozbijaniu obozowiska. Gwiazdy $wieciy jasno na bezchmurnym niebie i
odnajdowanie wa$ciwego kierunku przychodzio mu bez trudu, atwiej nawet ni+ za dnia.
Tak g!boko w pustyni grasowao niewiele otcha0cw. Demony zwyky gromadzi' si! w
miejscach, gdzie mogy liczy' na jak)$ zdobycz, a na jaowych piaskach nie byo jej wiele.
Arlen maszerowa dugie godziny w zimnym blasku ksi!+yca, nim pierwsza bestia zw!szya
jego trop. Usysza jej wrzaski na dugo, nim j) zobaczy, ale nawet nie prbowa ucieka',
$wiadom, +e otchaniec w ko0cu go dogoni. Nie chcia si! rwnie+ chowa' tej nocy mia
jeszcze sporo do przej$cia. Przyj) postaw! bojow) i czeka. Niebawem piaskowy demon
wychyn) w dugich susach zza wydmy.
Zawaha si!, napotkawszy spokojne spojrzenie czowieka. Warkn) i wierzgn)
pazurzast) ap), ale Arlen zby ten pokaz u$miechem. Demon wyrycza wyzwanie, lecz jego
przeciwnik nie zareagowa. Miast tego zacz) si! rozgl)da'. Poszukiwa oznak ruchu na
skraju widoczno$ci, sucha szeptu wiatru i szelestu piasku, w)cha chodne powietrze.
Piaskowe demony poloway w watahach. Do tej pory Arlen nie spotka samotnego
osobnika i nie wierzy, by ten stanowi wyj)tek. Jego ostro+no$' zostaa wynagrodzona gdy
na powrt skupi uwag! na parskaj)cym otcha0cu, po obu stronach zjawiy si! dwa inne,
ciche niczym cienie i niemal+e niewidoczne. Modzieniec udawa, +e ich nie dostrzega, i wbi
wzrok w tego, ktrego mia przed sob). Potwr zacz) si! przybli+a'.
Zgodnie z oczekiwaniami atak nie nadszed z jego strony, lecz z bokw. Spryt demonw
wzbudza respekt. Arlen przypuszcza, +e tak daleko na pustyni, gdzie wida' wszystko na
wiele mil w ka+dym kierunku, a wiatr niesie najcichszy nawet d2wi!k, wypracowanie form
ataku z zaskoczenia stao si! przymusem.
Modzieniec co prawda nie czu si! jeszcze my$liwym, ale nie stanowi ju+ atwej
zdobyczy Gdy demony po jego bokach ruszyy do natarcia z wyci)gni!tymi pazurami,
Wystrzeli w kierunku otcha0ca, do ktrego zada0 nale+ao jedynie przyci)ganie uwagi.
Nacieraj)ce demony ostro skr!ciy, w ostatniej chwili unikaj)c zderzenia, a ich trzeci
towarzysz cofn) si!, zaskoczony niespodziewanym manewrem czowieka. Porusza si!
szybko, ale Arlen byskawicznie wyprowadzi cios lew) r!k). Runy na kykciach za$wieciy,
skra potwora zasyczaa w miejscu uderzenia, a on sam zachwia si! na nogach. Modzieniec
jednak+e dopiero przygotowywa wa$ciwy atak i zdzieli przeciwnika otwart) doni) w
$lepia. Magia rozbysa i otchaniec z dzikim wrzaskiem rzuci si! do przodu.
Arlen przewidzia ten ruch. Odskoczy, przetoczy si! po ziemi i poderwa na nogi ledwie
kilka stp od o$lepionego potwora, by stan)' twarz) w twarz z dwoma pozostaymi, ktre ju+
p!dziy w jego kierunku.
Znw poczu respekt. Otcha0ce zrozumiay pocz)tkowy b)d i atakoway jeden po
drugim, by nie mg ich wykorzysta' przeciwko sobie.
Zmiana taktyki na niewiele si! jednak zdaa, gdy+ dzi!ki niej Arlen mg skupi' uwag!
na ka+dym napastniku z osobna. Gdy pierwszy znalaz si! do$' blisko, wystrzeli ku niemu i
pochwyci go za uszy. Nagy wybuch magii posa demona na piasek, gdzie ju+ pozosta,
wij)c si! z blu i przera2liwie piszcz)c.
Druga bestia, nacieraj)ca zaraz za nim, zd)+ya wyskoczy' w powietrze i modzieniec nie
mia czasu na unik czy uderzenie. Na szcz!$cie w por! przypomnia sobie sztuczk! z
poprzedniego starcia pochwyci demona za nadgarstki i przewrci si! na plecy, kopi)c go
przy tym w podbrzusze. Ostre kraw!dzie usek poraniy mu stopy, przeci)wszy osaniaj)cy je
materia, ale nawet na chwil! nie wytr)cio go to z rwnowagi. Bez trudu wykorzysta p!d
napastnika, by go odrzuci' daleko za siebie. W pobli+u nadal miota si! otchaniec, ktrego
wcze$niej o$lepi, ale nie stanowi na razie wi!kszego zagro+enia.
Zanim odrzucony kopniakiem demon zd)+y si! pozbiera', Arlen przypad do jego
pobratymca, ktry wci)+ le+a na piasku. Wbi mu kolano w plecy, ignoruj)c bl przecinanej
ostrymi uskami skry, a nast!pnie jedn) r!k) zapa go za gardo, a drug) napar na ty
gowy. Niemal+e natychmiast poczu, jak w jego doniach g!stnieje magia, ale chwil! p2niej
musia pu$ci' przeciwnika i odtoczy' si! na bok. Odrzucony przed chwil) otchaniec
przyst)pi ju+ do kontrataku.
Arlen skoczy na rwne nogi i stan) twarz) do przeciwnika. Ostro+nie zataczali wok
siebie kr!gi, a+ bestia zdecydowaa si! na atak. Wtedy zgi) nieco kolana, chc)c uskoczy'
przed pazurami, ale rozp!dzony otchaniec niespodziewanie zahamowa i zawirowa wok
wasnej osi. Zza jego plecw wystrzeli gruby ogon i powali Arlena na ziemi!.
Modzieniec przeturla si! w ostatniej chwili. W miejscu, gdzie jeszcze przed uamkiem
sekundy trzyma gow!, z oskotem uderzyy kolce ci!+kiego ogona. Odtoczy si!, z trudem
unikaj)c kolejnego ciosu. Gdy piaskowy demon chcia wzi)' nast!pny zamach, Arlen zdoa
go pochwyci' jedn) r!k) za ogon. Zacisn) mocno do0, a magia natychmiast zacz!a si!
gromadzi', najpierw daj)c o sobie zna' intensywnym mrowieniem, a potem przepywaj)cym
przez rami! gor)cem. Bestia wya i wierzgaa odn+ami, ale pochwyci j) teraz tak+e drug)
r!k). Magia nabieraa mocy, a+ wreszcie przepalia ogon na wylot. Ci)gn)cy si! wzdu+ niego
ostry grzebie0 usek wystrzeli w powietrze wraz ze strumieniami czarnej krwi.
Eksplozja odrzucia Arlena, a uwolniony wreszcie otchaniec zaszar+owa z furi).
Modzieniec pochwyci lew) r!k) jeden z jego nadgarstkw i prawym okciem grzmotn)
potwora w gardziel, ale pozbawiony magicznej mocy cios nie przynis wiele po+ytku. Bestia
napi!a muskularne ramiona i wyrzucia przeciwnika w powietrze.
Skoczya. Arlen wykrzesa z siebie ostatki si i ruszy jej naprzeciw. Pochwyci j) za
gardziel i cisn) ni) do tyu. Pazury otcha0ca zaci!y go w rami!, ale nie dosi!gy piersi.
Oboje uderzyli w ziemi!. Arlen doskoczy do przeciwnika i zdoa przygnie$' kolanami jego
stawy. Unieruchomi go swym ci!+arem i dusi ze wszystkich si, czuj)c, jak z ka+d) sekund)
magia pot!+nieje.
Otchaniec ciska si! i miota, ale okryte runami donie napieray coraz silniej, przepalaj)c
uski i wdzieraj)c si! we wra+liwe ciao skryte pod powierzchni) nieskutecznego ju+
pancerza. Zaraz potem ko$ci trzasn!y.
Modzieniec powsta znad bezgowego demona i rozejrza si! w poszukiwaniu
pozostaych. Ten, ktrego zapa wcze$niej za uszy, odczogiwa si! niemrawo na bok,
cakiem utraciwszy wol! walki. Jego o$lepiony towarzysz znik, ale Arlen nie poczytywa
tego za powd do zmartwie0. Nie zazdro$ci okaleczonej bestii drogi powrotnej do Otchani,
nie w)tpi, +e pobratymcy wcze$niej rozerw) j) na kawaki.
Dobi demona drapi)cego szponami piaski, zabanda+owa rany i po krtkim odpoczynku
ruszy w dalsz) drog! ku So0cu Anocha.

* * *

Arlen podr+owa za dnia i w nocy, do snu kad)c si! w cieniu wydm, gdy so0ce stao w
zenicie. Tylko dwukrotnie zosta zmuszony do walki, raz z kolejn) grup) piaskowych
demonw i raz z samotnym wichrowym. Poza tymi trzema starciami nikt go nie niepokoi.
Noc), gdy nie czu zabjczego upau, pokonywa znacznie wi!kszy dystans. Po siedmiu
dniach od opuszczenia oazy cae ciao mia wysmagane wiatrem i spieczone so0cem, stopy
pokryte krwawi)cymi p!cherzami, a w bukakach grao ju+ tylko echo, ale gdy w oddali ujrza
zabudowania So0ca Anocha, poczu, jak wst!puje w niego nowa sia.
W jednej z nielicznych czynnych studni zaspokoi pragnienie i uzupeni zapasy wody, a
potem przyst)pi do stawiania bariery runicznej wok budynku prowadz)cego do katakumb,
w ktrych odnalaz wczni!. W s)siednich ruinach natrafi na drewniane wsporniki,
niewykazuj)ce $ladw gnicia czy zmurszenia dzi!ki pustynnemu klimatowi. Poznosi je na
opa, wyzbiera te+ ga!zie suchych krzeww z okolicy. Trzy zabrane z oazy pochodnie i
garstka $wiec nie mogy wystarczy' na dugo, a do podziemi nie docierao naturalne $wiato.
Starannie podzieli na racje kurcz)ce si! zapasy +ywno$ci. Skraj pustyni, gdzie mg
liczy' na ich uzupenienie, znajdowa si! w odlego$ci przynajmniej pi!ciu dni marszu.
Gdyby szed rwnie+ w nocy, by' mo+e pokonaby w dystans w trzy dni. Mia wi!c niewiele
czasu, a mnstwo do zrobienia.
Przez cay tydzie0 bada katakumby i starannie przerysowywa wszystkie nowe runy.
Znalaz kolejne grobowce, ale +aden z nich nie kry broni podobnej do wspaniaej stalowej
wczni. Mimo to na samych sarkofagach i supach odkry mnstwo nieznanych symboli.
Kilka z nich wpleciono rwnie+ w historie wymalowane na $cianach. Arlen nie potrafi
odczyta' piktogramw, ale sporo rozumia z j!zyka ciaa i wyrazw twarzy postaci. Obrazy
wykonano z tak) precyzj), +e mo+na byo odcyfrowa' znaki zdobi)ce or!+ wojownikw.
Na caej serii przedstawie0 uwieczniono rwnie+ nieznany modzie0cowi rodzaj
otcha0cw. M!+czy2ni i kobiety gin!li z r)k napastnikw, ktrzy, pomijaj)c wielkie szpony i
ky, przypominali ludzi. Na $rodkowym obrazie historii chudy demon z wrzecionowatymi
ko0czynami, w)t) klatk) piersiow) i gow) nieproporcjonalnie wielk) w stosunku do ciaa
przewodzi hordzie innych potworw. Sta naprzeciw czowieka w dugich szatach, za ktrego
plecami znajdowaa si! podobna liczba wojownikw. Oblicza m!+czyzny i otcha0ca byy
wykrzywione z blu b)d2 wysiku, jakby toczyli bj sam) si) my$li. Otaczaa ich $wietlista
aureola.
Co najdziwniejsze, w m!+czyzna nie mia broni. 5rdem emanuj)cego ze0 $wiata
wydawa si! run wymalowany a mo+e wytatuowany? na czole. Na kolejnym malowidle
Arlen ujrza demona i jego towarzyszy ratuj)cych si! ucieczk), podczas gdy ludzie wznosili
wcznie w ge$cie triumfu.
Starannie przerysowa znak z czoa m!+czyzny do notatnika.
Dni mijay, a zapasy topniay w oczach. Gdyby postanowi zabawi' w So0cu Anocha
cho' dzie0 du+ej, musiaby godowa' w drodze powrotnej. Zdecydowa, +e o brzasku
wyruszy w kierunku Fortu Rizon. Gdy dotrze do miasta, spieni!+y kwity i kupi konia oraz
wystarczaj)c) ilo$' prowiantu, by powrci' do ruin.
Dra+nio go jednak, +e musi je opu$ci', ledwie rozpocz)wszy poszukiwania. W
katakumbach znajdowao si! przecie+ wiele zasypanych tuneli i potrzeba byo czasu, by si!
przez nie przekopa'. Wiele stoj)cych nadal budynkw mogo te+ kry' zej$cia do
podziemnych komnat. Ruiny zaginionego miasta strzegy tajemnic pot!gi zdolnej zgadzi'
demowi rodzaj, a po raz drugi opuszcza je z powodu pustego +o)dka.
Gdy siedzia pogr)+ony w zadumie, spod piaskw zacz!y powstawa' otcha0ce. Pomimo
braku jakiejkolwiek zdobyczy do So0ca Anocha przybyway ich cae hordy. Mo+e czekay na
dzie0, gdy pogorzelisko znw zat!tni +yciem, a mo+e po prostu czerpay przyjemno$' z faktu,
+e rz)dz) miastem, ktrego mieszka0cy niegdy$ rzucili im wyzwanie.
Modzieniec podszed do kraw!dzi bariery. Zaburczao mu w +o)dku. Wpatrzony w
rozta0czone potwory, bynajmniej nie po raz pierwszy pogr)+y si! w rozmy$laniach nad ich
natur). Byy magicznymi istotami, wytrzymaymi i nieludzkimi. Niszczyy, ale nie tworzyy.
Nawet ich $cierwa spalay si!, miast zgni', by u+y2ni' gleb!. Tymczasem niejeden raz
widzia, jak jedz) i zaatwiaj) potrzeby. Czy ich natura naprawd! staa w sprzeczno$ci z
naturalnym porz)dkiem $wiata?
Ktry$ z otcha0cw zawy.
Czym ty jeste$? zapyta Arlen, ale bestia jedynie natara na runy i warkn!a z
frustracj), gdy odrzucia j) ich magia.
Modzieniec obserwowa z pochmurn) twarz), jak potwr odchodzi.
Niech ci! Otcha0 pochonie mrukn) i wyskoczy z kr!gu. Demon odwrci si! w
por!, by przyj)' pot!+ny cios runicznej pi!$ci, a potem jeszcze jeden, i jeszcze jeden...
Kolejne razy spaday na niego niczym uderzenia piorunw. Zgin), zanim si! zorientowa, co
go atakuje.
Zaalarmowane odgosami walki otcha0ce ruszyy w kierunku czowieka, ale poruszay
si! ostro+nie, dzi!ki czemu Arlen bez trudu doskoczy do bariery i przeci)gn) przez ni)
trupa, zasoniwszy kilka znakw.
Zobaczmy, czy naprawd! nie jeste$ w stanie niczego mi da' mrukn).
Uj) zaostrzony kawaek obsydianu z wyrytymi runami tn)cymi i rozpata pancerz
demona. Z zaskoczeniem powita fakt, +e pod twardymi uskami kryje si! ciao rwnie kruche
i wra+liwe jak jego wasne, twarde, ale niewiele twardsze od ciaa jakiegokolwiek innego
stworzenia.
Za to smrd by nie do wytrzymania. Czarny pyn, ktry peni rol! krwi, cuchn) tak
obrzydliwie, +e oczy Arlena zacz!y zawi', a on sam a+ si! zakrztusi. Wstrzymuj)c oddech,
wyci) pat mi!sa, otrzepa go i umie$ci nad niewielkim ogniskiem. Resztki czarnej posoki
zadymiy i po chwili wyparoway, a wtedy zapach sta si! do zniesienia.
W ko0cu modzieniec unis upieczony, cho' wci)+ nieprzyjemnie wygl)daj)cy ochap.
Niespodziewanie powrci my$lami do Potoku Tibbeta i sw, ktre usysza od Coline Trigg
wiele lat temu. Zapa wwczas ryb! pokryt) usk) nosz)c) znamiona choroby, a Zielarka
zmusia go, by wyrzuci zwierz! do wody.
Nie jedz niczego, co wygl)da na chore przestrzega chopca. Wszystko, co jesz,
staje si! cz!$ci) ciebie.
Czy to te+ stanie si! cz!$ci) mnie? zada sobie pytanie Arlen. Raz jeszcze spojrza na
kawaek mi!sa, opanowa emocje i wo+y go do ust.
Cz!$' IV
Zak)tek Drwali
331 332
Roku Plagi
25
Nowy dom
331 RP
Kapu$niak niebawem przerodzi si! w jednostajn) ulew! i Rojer przyspieszy kroku,
przeklinaj)c swego pecha. Planowa opu$ci' Dolin! Pastuszkw od du+szego czasu, ale nie
przypuszcza, +e nast)pi to tak gwatownie i w tak nieprzyjemnych okoliczno$ciach. Nie mg
wini' pasterza. Nie dao si! ukry', +e m!+czyzna o wiele ch!tniej dogl)da swych owiec
ani+eli +ony, a co wi!cej, to ona wykonaa pierwszy krok, ale tak czy owak sytuacje, kiedy
m)+ z obawy przed deszczem wraca wcze$niej do domu i zastaje ma+onk! w +ku z
kochankiem, nie sprzyjaj) logicznemu my$leniu.
Rojer by wa$ciwie wdzi!czny ulewie. Gdyby nie Padao, do po$cigu mogaby do)czy'
poowa mieszka0cw Doliny. Okoliczni m!+czy2ni nie grzeszyli Wyrozumiao$ci),
przypuszczalnie przez to, +e cz!sto wyprowadzali cenne stada na pastwiska i zostawiali
kobiety same w domach. Co wi!cej, z ogromn) powag) traktowali +ywy inwentarz, zarwno
ten z obory, jak i ten, z ktrym dzielili o+e. Niewa$ciwe podej$cie do ktrejkolwiek z tych
kwestii grozio powa+nymi konsekwencjami.
Podczas szale0czej gonitwy dookoa siennika +ona wskoczya pasterzowi na plecy.
Powstrzymywaa go na tyle dugo, by Rojer zd)+y pochwyci' sakwy i wybiec na podwrze.
Cay dobytek spakowa ju+ wcze$niej. Dobrze zapami!ta lekcje Arricka.
Na noc! wymamrota, gdy wdepn) w g!bok), botnist) kau+!. Zimno i wilgo'
przesi)ky przez mi!kk) skr! buta, ale chopak nie mia jeszcze odwagi robi' postoju i
rozpala' ogniska.
.ci)gn) cia$niej pstrokaty paszcz, zastanawiaj)c si!, dlaczego jego +ycie wygl)da tak,
jakby wiecznie przed czym$ ucieka. Przez ostatnie dwa lata przenosi si! niemal ka+dej pory
roku. Mieszka w .wierszczowej Ostoi, Ostatniej Por!bie i Dolinie Pastuszkw po trzy razy,
ale mimo to czu si! tam jak obcy. Wie$niacy wa$ciwie nigdy nie wy$ciubiali nosa poza
rodzinne strony i zawsze prbowali zniech!ci' modego Minstrela do wypraw.
Wyjd2 za mnie. Przyjmij r!k! mojej crki. Zamieszkaj w gospodzie, a wymalujemy twe
imi! nad drzwiami, by przyci)ga' klientw. Ogrzewaj mnie, pki mj m)+ przebywa w polu.
Pom+ nam w +niwach i zosta0 na zim!...
Sysza podobne sowa setki razy, a wszystkie one niosy jedno znaczenie: daj sobie
spokj z wcz!g) i zosta0 z nami.
Za ka+dym razem, gdy kto$ je wymawia, pakowa sakwy i rusza w drog!. Schlebiao
mu, +e wie$niacy chc) znale2' dla niego miejsce w swej spoeczno$ci, ale w jakim
charakterze? Ojca? M!+a? Pomocnika w gospodarstwie? Rojer by przecie+ Minstrelem i nie
wyobra+a sobie innego zaj!cia. Gdy tylko zaczyna pomaga' przy zbiorach lub bra udzia w
poszukiwaniu zaginionej owieczki, docierao do niego, +e wkrtce b!dzie musia odej$', by
nie zatraci' prawdziwej natury.
Dotkn) zotowosego talizmanu w tajemnej kieszonce i stwierdzi, +e duch Arricka wci)+
go strze+e. Wiedzia, +e odczuby dotkliwie rozczarowanie mistrza, gdyby cho' na chwil!
odwiesi pstrokaty paszcz. Arrick umar jako Minstrel, a jego ucze0 nosi si! z identycznym
zamiarem.
Arrick susznie twierdzi, +e wyst!py w niewielkich wioskach uczyni) chopaka jeszcze
wi!kszym mistrzem w swym fachu. Po dwch latach ci)gego koncertowania Rojer by ju+
nie tylko skrzypkiem i akrobat). Bez Arricka, zwykle odgrywaj)cego gwn) rol!, musia
samodzielnie poszerza' repertuar sztuczek i wymy$la' nowe sposoby rozbawiania
publiczno$ci. Wci)+ udoskonala magiczne triki i utwory muzyczne, ale zyska saw! rwnie+
dzi!ki swym opowie$ciom.
Ludno$' wsi uwielbiaa ciekawe historie, zwaszcza te dotycz)ce odlegych krain. Rojer
dogadza zachciankom wie$niakw i opowiada zarwno o tych miejscach, ktre sam
odwiedzi, jak i o tych, ktrych nigdy nie widzia; o osadach poo+onych za nast!pnym
wzgrzem, jak i o miastach istniej)cych tylko w jego wyobra2ni. Za ka+dym razem
wzbogaca gaw!dy o nowe szczegy, dzi!ki czemu ich bohaterowie o+ywali w wyobra2ni
suchaczy. Jak 6uskowy J!zyk, ktry potrafi rozmawia' z otcha0cami i zawsze wywodzi je
w pole obietnicami bez pokrycia. Jak Marko Wcz!ga, ktry przemierzy milne0skie gry i
znalaz po ich drugiej stronie bogat) krain!, gdzie czczono demony niczym bogw. I
oczywi$cie jak Naznaczony.
Minstrele regularnie odwiedzali sioa, by ogasza' ksi)+!ce dekrety. Jeden z nich
opowiedzia o szalonym czowieku, ktry wczy si! po pustkowiach, zabija demony i
po+era ich mi!so. Utrzymywa, +e to autentyczna historia, na dowd czego przytoczy sowa
tatua+ysty, ktry wykona kilka runw na plecach tajemniczego bohatera. Wie$niacy suchali
uwa+nie i gdy nast!pnego wieczora poprosili Rojera, by powtrzy opowie$', uczyni to
skwapliwie, okraszaj)c j) wasnymi fantazjami.
Publiczno$' ch!tnie zadawaa pytania i apaa chopaka na podawaniu sprzecznych
informacji, ale on uwielbia zabawy sowami i koniec ko0cw zawsze przekonywa
suchaczy, +e jego historie s) prawdziwe. Jak na ironi!, najtrudniej byo mu sprawi', by
uwierzyli, +e za pomoc) d2wi!kw skrzypek potrafi zmusi' demony do ta0ca. Cho' mg to
udowodni' w ka+dej chwili, poniecha tego zamiaru. Arrick zwyk powtarza': W chwili gdy
udowodnisz jedn) rzecz, ka+) ci udowodni' ka+d) nast!pn).
Rojer spojrza w niebo.
Ju+ wkrtce przyjdzie mi zagra' otcha0com, pomy$la.
Powoli zapada zmrok. W miastach, gdzie wysokie mury odgradzay ludzi od widoku
demonw, chodziy pogoski, +e potrafi) one powsta' rwnie+ podczas pochmurnego dnia. Po
latach sp!dzonych na wsi Roj er dobrze pozna zwyczaje tych istot. Wiedzia, +e wi!kszo$'
czeka w Otchani a+ do zachodu so0ca, ale je$li gruba warstwa chmur przepuszczaa niewiele
$wiata, kilka co $mielszych osobnikw mogo sprbowa' swych si.
Zmarzni!ty i przemoczony, a nadto nieskory do podejmowania niepotrzebnego ryzyka,
rozejrza si! w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca na obozowisko. B!dzie mia szcz!$cie,
je$li dotrze do Por!by nast!pnego dnia. Musia si! jednak liczy' z mo+liwo$ci) sp!dzenia
jeszcze jednej nocy na trakcie. Gdy tylko o tym pomy$la, zaburczao mu w brzuchu.
Ostatnia Por!ba nie bya w niczym lepsza od Doliny Pastuszkw czy .wierszczowej
Ostoi. Pr!dzej czy p2niej zrobi jakiej$ kobiecie dziecko lub, co gorsza, obdarzy j) szczerym
uczuciem i nim si! spostrze+e, b!dzie wyci)ga skrzypki z futerau jedynie na wielkie $wi!ta
lub gdy b!dzie musia jako$ zapaci' za ziarno czy napraw! puga. Upodobni si! do caej
reszty.
Lecz przecie+ zawsze mo+na wrci' do domu.
Rojer cz!sto rozwa+a pomys powrotu do Angiers, ale za ka+dym razem odnajdywa
rozliczne Powody, by przenie$' wypraw! na inn) por! roku. Bo tak naprawd! c+ miasto
mogo mu zaoferowa'? W)skie uliczki zapchane lud2mi i zwierz!tami, drewniane chodniki
cuchn)ce obornikiem i $mieciami, +ebrakw, zodziei i nieko0cz)c) si! trosk! o pieni)dze. A
tak+e ludzi, ktrzy z ignorowania siebie nawzajem stworzyli prawdziw) sztuk!.
Normalnych ludzi, pomy$la Rojer i westchn). Wie$niacy zawsze usiowali dowiedzie'
si! czego$ o s)siadach i bez zastanowienia szeroko rozwierali drzwi przed obcymi. Docenia
t! postaw!, lecz w g!bi serca nadal czu si! miejskim chopakiem.
Powrt do Angiers oznacza konieczno$' uregulowania spraw z gildi). Bez licencji jego
dni w zawodzie byy policzone, wystarczyo jednak do)czy' do gildii, a mgby liczy' na
dobry interes. Dzi!ki do$wiadczeniu nabytemu w sioach zyskaby uznanie mistrzw, tym
bardziej, gdyby jeden z nich przemwi w jego imieniu. Arrick zrazi do siebie wi!kszo$'
angierianskich Minstreli, ale wci)+ istniaa szansa, +e kto$ ulituje si! nad chopcem, gdy
wie$ci o tragicznym ko0cu jego mentora obiegn) miasto.
Znalaz drzewo, ktrego korona osaniaa nieco przed deszczem, a po rozo+eniu kr!gu
zdoa zebra' wystarczaj)co wiele suchego chrustu, by rozpali' ogie0. Podsyca go wytrwale,
lecz wiatr i deszcz szybko gasiy pomienie.
Niech szlag trafi wsie burkn) Rojer, gdy otoczyy go ciemno$ci, rozja$niane raz na
jaki$ czas rozbyskiem runw sprawdzanych przez demony. Niech je wszystkie trafi szlag.

* * *

Angiers nie zmienio si! szczeglnie od chwili jego wyjazdu. Sprawiao wra+enie
mniejszego, lecz przecie+ Rojer sp!dzi sporo czasu na otwartej przestrzeni, a ponadto urs o
kilka cali. Mia teraz szesna$cie lat i wedle oglnie przyj!tych norm by ju+ m!+czyzn). Przez
jaki$ czas sta przed miejskimi murami ze wzrokiem wbitym w bramy. Zastanawia si!, czy
nie popenia wa$nie wielkiego b!du.
W kieszeni trzyma gar$' drobnych monet, skwapliwie wyuskiwanych z kapelusza na
datki na okoliczno$' powrotu, a w plecaku nieco jedzenia. Nie byo to wiele, ale przynajmniej
przez kilka nocy mg unika' przytukw.
Gdyby zale+ao mi wy)cznie na penym +o)dku i dachu nad gow), my$la, wie$niacy
przyj!liby mnie z otwartymi ramionami. W istocie, mg skierowa' si! na poudnie, do
Pniaka ub Zak)tka Drwali, albo na pnoc, gdzie ksi)+! odbudowa Rzeczuk! na
angieria0skim brzegu rzeki. Gdyby powtrzy. Odetchn) g!boko i przeszed przez bram!.
Znalaz tani) gospod!, zao+y najlepsze pstrokate ubranie i wybieg na zewn)trz. Gildia
Minstreli miaa siedzib! w $rdmie$ciu, sk)d jej czonkowie mogli bez trudu dotrze' w ka+dy
zak)tek Angiers. Udzielano tam schronienia wszystkim licencjonowanym Minstrelom, pod
warunkiem, +e ci bez narzekania przyjmowali przydzielane im prace i dzielili si! z gildi)
poow) zarobku.
Idioci mawia Arrick. Ka+dy Minstrel, ktry oddaje poow! dochodu za dach nad
gow) i trzy porcje kaszy dziennie, powinien zmieni' zawd.
Byo w tym sporo racji. W gmachu gildii mieszkali jedynie najstarsi lub najmniej
uzdolnieni Minstrele, gotowi przyj)' zadania, ktrych nikt inny by si! nie podj). Tak czy
owak, lepsze to ni+ +ycie w n!dzy. Ponadto budynek stanowi pewniejsze schronienie od
publicznych przytukw. Runy na jego $cianach trzymay mocno, a jego mieszka0cy z reguy
nie wykazywali wi!kszej ochoty, by si! nawzajem okrada'.
Rojer zamieni kilka sw z lokatorami i ju+ niebawem wiedzia, do ktrych drzwi
zastuka'.
Czego? zapyta starzec, zezuj)c ku wej$ciu. Kto$ ty?
Nazywam si! Rojer Bezpalcy, panie odpar chopak z progu, a gdy w zazawionych
oczach rozmwcy nie dostrzeg zrozumienia, doda: Byem czeladnikiem Sodkiej Pie$ni.
Wyraz konsternacji na twarzy starca natychmiast zast)pia kwa$na niech!'. M!+czyzna
wsta i ruszy ku drzwiom.
Mistrzu Jaycobie, bagam. Chopak poo+y na nich do0.
Staruszek westchn). Cofn) si! i klapn) ci!+ko na krzeso, a Rojer wszed do $rodka.
Czego chcesz? zapyta Jaycob. Jestem zm!czony i nie mam czasu na dyrdymay.
Potrzebuj! mentora, by ubiega' si! o licencj!.
Arrick sta si! kul) u nogi? Przez jego chlanie nie mo+esz rozwin)' skrzyde, wi!c go
opu$cie$, by zgni w samotno$ci, i samotnie ruszasz po saw!? Pasuje idealnie. Dwadzie$cia
pi!' lat temu zaatwi mnie dokadnie w ten sam sposb. Starzec splun) na podog! i
spojrza na chopaka. Ale bez wzgl!du na to, czy pasuje czy nie, je$li s)dzisz, +e ci! wespr!
w twej zdradzie...
Mistrzu... Rojer unis do0, by zatrzyma' nadci)gaj)c) tyrad!. Arrick nie +yje.
Dwa lata temu zgin) z r)k demonw na trakcie do Ostatniej Por!by.

Trzymaj si! prosto, chopcze nakaza Jaycob, gdy szli korytarzem. Pami!taj, by
patrze' mistrzowi prosto w oczy. Odzywaj si! wy)cznie w odpowiedzi na pytanie.
Powtarza to ju+ chyba po raz dwunasty i Rojer tylko pokiwa gow). By zbyt mody, by
otrzyma' licencj!, ale Jaycob utrzymywa, +e zdobywali j) nawet modsi. Decydowa talent i
umiej!tno$ci, a nie wiek.
Uzyskanie audiencji u mistrza gildii wi)zao si! z wieloma trudno$ciami nawet przy
wsparciu mentora. Jaycob najlepszy wiek mia ju+ dawno za sob). Nie wyst!powa od lat i
cho' czonkowie gildii traktowali go z szacunkiem, w kancelaryjnym skrzydle gmachu raczej
go ignorowano, ni+ przyjmowano z honorami.
Sekretarz skaza ich na dugie oczekiwanie przed drzwiami gabinetu mistrza gildii. Przez
kilka godzin patrzyli z rozpacz), jak inni petenci wchodz) i wychodz). Rojer siedzia prosto,
opieraj)c si! pokusie, by zmieni' pozycj! na wygodniejsz) lub chocia+ opu$ci' ramiona,
podczas gdy wpadaj)ce przez okno promienie so0ca z wolna zmieniay k)t.
Mistrz Cholls jest gotw was przyj)' odezwa si! urz!dnik, przywouj)c chopaka do
rzeczywisto$ci. Rojer powsta szybko i poda Jaycobowi do0, by go d2wign)' z krzesa.
Kancelaria mistrza gildii przy'miewaa przepychem nawet komnaty, ktre widywa w
paacu ksi!cia. Na pododze rozesano grube, puszyste dywany, tkane w najrozmaitsze
barwne wzory, a na krytych d!bow) boazeri) $cianach umieszczono wymy$lne lampy oliwne
z barwionego szka. Mi!dzy nimi wisiay obrazy przedstawiaj)ce wielkie bitwy, pi!kne
kobiety i martw) natur!. Biurko wykonano z ciemnego, wypolerowanego drzewa
orzechowego. Stay na nim drobne, eleganckie przyciski do papieru, podobne do rze2b
rozstawionych na piedestaach w k)tach pomieszczenia. Nad biurkiem zawieszono symbol
Gildii Minstreli trzy kolorowe pieczki w wielkiej piecz!ci.
Nie mam zbyt wiele czasu, mistrzu Jaycobie powiedzia Cholls, nie zadaj)c sobie
trudu, by podnie$' gow! znad sterty papierw. By pot!+nie zbudowanym czowiekiem w
wieku przynajmniej pi!'dziesi!ciu lat, a jego ubir bardziej przypomina ten noszony przez
kupcw b)d2 szlacht! ni+ pstrokaty strj Minstreli.
Ten mody czowiek jest wart twego czasu odpar Jaycob. To czeladnik Arricka
Sodkiej Pie$ni.
Cholls wreszcie unis gow!, ale tylko po to, by spojrze' na starca spode ba.
Nie wiedziaem, +e utrzymujesz kontakty z Arrickiem burkn), cakowicie ignoruj)c
Rojera. Syszaem, +e rozstali$cie si! skceni.
Czas agodzi najgorsze wspomnienia odrzek chodno Jaycob, cho' jego sowa nie
miay wiele wsplnego z prawd). Pogodziem si! z Arrickiem.
Wygl)da na to, +e jeste$ wyj)tkiem. Cholls zachichota. Wi!kszo$' ludzi w tym
gmachu pr!dzej by go udusio, ni+ zaszczycio spojrzeniem.
Za p2no. Arrick nie +yje.
Mistrz gildii raptem spos!pnia.
Przykro to sysze'. W ko0cu nie ma nas wielu i ka+dy Minstrel jest cenny. Zapi si! na
$mier'?
Jaycob pokr!ci gow).
Otcha0ce.
Cholls skrzywi si! i splun) do stoj)cego przy biurku miedzianego wiaderka, ktre
najwyra2niej nie su+yo do niczego innego.
Kiedy i gdzie to si! wydarzyo?
Dwa lata temu na trakcie do Ostatniej Por!by.
Co$ mi $wita, +e jego czeladnik cakiem nie2le grywa na skrzypkach. Cholls w ko0cu
zaszczyci Rojera spojrzeniem.
W rzeczy samej przytakn) Jaycob. Cho' to nie jedyny jego talent. Oto Rojer
Bezpalcy.
Modzieniec ukoni si!.
Bezpalcy? Na twarz mistrza nieoczekiwanie wypyn) wyraz zaciekawienia.
Syszaem o pewnym Bezpalcym, ktry grywa po zachodnich wsiach. To ty, chopcze?
Rojer wybauszy oczy, ale potwierdzi skinieniem gowy. Cho' Arrick opowiada, +e
popularno$' zdobyta na prowincji szybko przenika do miast, chopak by zaskoczony. Zada
sobie w duszy pytanie, czy owa popularno$' przyniesie mu wi!cej korzy$ci, czy strat.
Niech ci tylko sawa nie uderzy do gowy przestrzeg go Cholls, zupenie jakby czyta
mu w my$lach. Kmiotkowie lubi) przesad!.
Rojer znw skin) gow), nie spuszczaj)c wzroku z mistrza gildii.
Tak, panie. Rozumiem.
Dobrze wi!c. Poka+, na co ci! sta'.
Tu? spyta z pow)tpiewaniem. Przestronny gabinet zapewnia maksimum
prywatno$ci, ale otoczenie grubych dywanw i drogich mebli nie zach!cao do popisw
akrobatycznych czy rzucania no+ami.
Cholls machn) niecierpliwie r!k).
Wyst!powae$ z Arrickiem przez cae lata, a zatem mog! uzna', +e potrafisz +onglowa'
i $piewa'. Je$li chcesz zdoby' licencj!, b!dziesz musia pokaza' mi co$, co wykracza ponad
zwyke umiej!tno$ci.
Zagraj na skrzypkach, chopcze, tak jak mi zasugerowa Jaycob.
Rojer ukoni si! lekko. Dr+ay mu donie, gdy wydobywa skrzypki z futerau, ale
wystarczyo, +e zacisn) palce wok gadkiego drewna gryfu, a obawy natychmiast zniky.
Zacz) gra'. Gdy ju+ porwaa go muzyka, mistrz gildii przesta si! liczy'.
Nie min!a jednak chwila, gdy jaki$ okrzyk sprawi, +e czar prys. Smyczek ze$lizgn) si!
ze strun i zapada cisza. Na zewn)trz zagrzmia stanowczy gos:
Nie b!d! czeka', a+ jaki$ beznadziejny czeladnik zako0czy prby! Z drogi!
Dobiegy ich jeszcze odgosy krtkiej przepychanki, a potem drzwi si! rozwary i do
komnaty wpad Jasin.
Przepraszam, mistrzu wyj)ka sekretarz. Prosiem, by zaczeka, ale...
Cholls odprawi go machni!ciem doni.
Oddae$ ksi)+!cy bal Edumowi?! zawoa Jasin stanowczym tonem. Przecie+ od lat
ten wyst!p nale+a do mnie! Wuj o wszystkim si! dowie!
Cholls nawet nie mrugn). Skrzy+owa ramiona na piersi i rzek:
Sam ksi)+! poprosi o t! zmian!. Je$li twj protektor widzi w tym jaki$ problem,
sugeruj!, by osobi$cie omwi to z Jego 6askawo$ci).
Jasin spochmurnia. W)tpliwe, by nawet Pierwszy Minister Janson powa+y si!
sprzeciwi' rozkazowi ksi!cia.
Je$li to jedyna sprawa, z jak) tu przybye$, to musisz nam wybaczy' ci)gn) Cholls.
Mody Rojer przechodzi wa$nie prb! na uzyskanie licencji.
Jasin smagn) modzie0ca spojrzeniem i raptem jego oczy rozbysy.
Widz!, +e urwae$ si! spod kurateli tego moczymordy zaszydzi. Mam nadziej!, +e
nie wymienie$ go na ten antyk. Skin) gow) na Jaycoba. Moja propozycja pozostaje w
mocy. Je$li chcesz, mo+esz pracowa' dla mnie. Niech tym razem to Arrick +ebrze o twoje
ochapy.
Mistrz Arrick dwa lata temu zosta zabity przez demony wtr)ci Cholls.
Jasin zerkn) na niego, a potem wybuchn) dono$nym $miechem.
Cudownie! Ta wiadomo$' z nawi)zk) wynagrodzia mi utrat! balu!
I wtedy Rojer go uderzy.
Nie zdawa sobie sprawy z wasnych czynw, dopki nie u$wiadomi sobie, +e z
dr+)cymi, wilgotnymi od krwi pi!$ciami stoi nad le+)cym m!+czyzn). Poczu delikatne
p!kni!cie, gdy trafi Minstrela w nos. Wiedzia, +e wa$nie utraci wszelkie szanse na
zdobycie licencji, ale w tej chwili nie miao to dla niego znaczenia.
Jaycob zapa go za r!k!, a Jasin zerwa si! na nogi, wymachuj)c dziko pi!$ciami.
Zabij! ci! za to, ty may...
W jednej chwili Cholls zast)pi mu drog! i zapa go za nadgarstki. Jasin prbowa si!
wyrwa', ale nie dorwnywa mistrzowi ani si), ani budow) ciaa.
Do$' tego warkn) Cholls. Nikogo nie zabijesz.
Ale widziae$, co on zrobi! wrzasn) Jasin. Krew $ciekaa mu po ustach i brodzie.
Syszaem te+, co ty powiedziae$! Sam miaem ochot! ci przyo+y'!
I jak ja mam dzisiaj 2biewad2? Nos Minstrela zaczyna ju+ puchn)' i sowa z ka+d)
chwil) staway si! coraz mniej zrozumiae.
Zaatwi! ci zast!pstwo, a gildia pokryje twoje straty. Daved!
Sekretarz wsun) gow! do gabinetu.
Odprowad2 Jasina do Zielarki i przynie$ tu rachunek.
Daved chcia pomc Jasinowi, ale Minstrel odepchn) go i rzuci do Rojera na
odchodnym:
To je+d+e nie koniedz.
Cholls wypu$ci powietrze z puc, gdy drzwi wreszcie zostay zamkni!te.
No, chopcze, to$ si! doigra. Nikomu nie +ycz! takiego wroga.
On od dawna 2le mi +yczy odpar Rojer. Syszeli$cie, panie, co powiedzia.
Syszaem, ale nadal uwa+am, +e powiniene$ panowa' nad nerwami. Co poczniesz, gdy
obrazi ci! jaki$ suchacz? Albo sam ksi)+!? Czonkom gildii nie wolno okada' pi!$ciami
ka+dego, kto ich zdenerwuje.
Chopak zwiesi gow!.
Rozumiem b)kn).
Kosztowae$ mnie sporo gorsza. Przez nast!pne tygodnie b!d! musia obdarowywa'
Jasina pieni!dzmi i propozycjami wyst!pw, by zbytnio nie marudzi. Jednak+e po prbce,
ktr) mi zaprezentowae$, bybym gupcem, gdybym nie da ci szansy spacenia dugu.
Rojer spojrza na mistrza z nadziej).
Wystawi! ci licencj! tymczasow) ci)gn) Cholls, ujmuj)c kartk! papieru i piro.
Wolno ci Wyst!powa' jedynie pod nadzorem czonka gildii, ktrego sam opacisz. Ponadto
poowa twoich przychodw b!dzie wpywa' do gildii do momentu, kiedy uznam, +e twj dug
zosta spacony. Zrozumiano?
Oczywi$cie, panie! z zapaem odpar Rojer.
I naucz si! nad sob) panowa'. W przeciwnym razie podr! t! licencj! i nigdy ju+ nie
zagrasz w Angiers.

* * *

Rojer gra na skrzypkach, ale k)tem oka $ledzi Abruma, zwalistego czeladnika Jasina.
Minstrel regularnie wysya jednego ze swych uczniw na wyst!py chopaka. Ich obecno$'
oraz $wiadomo$', +e obserwuj) go dla swego mistrza, ktry +yczy mu jak najgorzej,
wzbudzaa w nim niepokj. Tymczasem od incydentu w gmachu gildii min!o ju+ sze$'
miesi!cy i nic nie wskazywao, by Jasin szykowa zemst!. Szybko zreszt) doszed do siebie i
znw zacz) wyst!powa', zbieraj)c brawa podczas ka+dej uroczysto$ci przeznaczonej dla
wy+szych klas Angiers.
Rojer byby skonny uwierzy', +e Jasin pu$ci w incydent w niepami!', gdyby
czeladnicy nie nawiedzali go niemal ka+dego dnia jednym razem drzewny demon Abrum,
ktry czai si! w tumie suchaczy, a drugim skalna bestia Sali, popijaj)ca piwo na tyach
tawerny. Cho' ich obecno$' w niczym nie przeszkadzaa, na pewno nie stanowia zbiegu
okoliczno$ci.
Chopak zako0czy wyst!p popisowym numerem wyrzuci smyczek w powietrze,
ukoni si! i wyprostowa w por!, by go zapa'. Publiczno$' eksplodowaa rado$ci), a czujne
ucho modzie0ca wychwycio brz!k wpadaj)cych do kapelusza monet. Nie zdoa
powstrzyma' u$miechu obchodz)cy widzw Jaycob wygl)da niemal rze$ko.
Rojer raz jeszcze spojrza w przerzedzaj)cy si! tum, ale Abrum wyparowa jak kamfora.
Wraz ze staruszkiem spakowali sprz!t i ruszyli do gospody okr!+n) drog). Nadchodzi
zmierzch i ulice szybko pustoszay. Cho' zima ust!powaa ju+ wio$nie, na drewnianych
chodnikach wci)+ widniay spachetki $niegu i lodu. Niewielu ludzi kr!cio si! po mie$cie, z
wyj)tkiem tych, ktrzy mieli wa+ne sprawy do zaatwienia.
Nawet odliczywszy udzia Chollsa, starczy na czynsz na wiele dni. Jaycob potrz)sn)
grzechocz)c) sakiewk). Gdy ju+ spacisz dug, zostaniesz bogaczem!
My zostaniemy poprawi go Rojer, a staruszek roze$mia si!, strzeli obcasami i
klepn) modzie0ca w plecy. Spjrz tylko na siebie! Chopak pokr!ci gow) z
niedowierzaniem. Co si! stao z tym powcz)cym nogami, na poy $lepym dziadkiem, do
ktrego gabinetu zawitaem par! miesi!cy temu?
To wszystko zasuga powrotu na scen!. Jaycob obdarzy modszego koleg!
bezz!bnym u$miechem. Mo+e ju+ nie $piewam ani nie ciskam no+ami, ale nawet
obchodzenie ludzi z kapeluszem sprawia, +e moje stare, przykurzone serce bije mocniej ni+
kiedykolwiek przez ostatnie dwadzie$cia lat. Czuj!, +e mgbym nawet...
Przerwa i odwrci wzrok.
C+ takiego? spyta Rojer.
Sam nie wiem. Mo+e skleci' jak)$ opowie$'? Albo baznowa', gdy stroisz sobie ze
mnie +arty? Nie chodzi o nic, czym mgbym odebra' ci cho' troch! splendoru...
Ale+ oczywi$cie! Sam chciaem o to poprosi', ale odniosem wra+enie, +e stanowi! dla
ciebie ci!+ar. Ci)gam ci! po mie$cie, by$ nadzorowa moje wyst!py...
Chopcze, nie pami!tam, kiedy ostatni raz byem tak szcz!$liwy!
Wci)+ si! u$miechali, gdy skr!cili w boczn) uliczk! i wpadli na Abruma i Sali, za
ktrymi sta rozradowany Jasin.
Mio ci! widzie', przyjacielu powiedzia, a Abrum z caej siy zdzieli chopaka w
pier$. Rojer straci dech i upad na zamarzni!ty chodnik. Nim zdoa wsta', Sali wymierzya
mu mocnego kopniaka.
Zostaw go w spokoju! wykrzykn) Jaycob i ruszy na kobiet!. Przysadzista
$piewaczka tylko si! roze$miaa, pochwycia go za paszcz i cisn!a nim o $cian! budynku.
Och, tobie te+ mo+emy po$wi!ci' nieco uwagi stwierdzi Jasin, podczas gdy Sali
okadaa staruszka kuakami. Rojer usysza trzask p!kaj)cych ko$ci i saby j!k. Tylko mur
trzyma Jaycoba w pionie.
.wiat wirowa, drewniane deski chodnika koysay si! jak szalone, ale chopak zdoa
wsta', pochwyci' skrzypki obiema do0mi za gryf i machn)' zaimprowizowan) w ten sposb
pak).
Nie ujdzie ci to na sucho! krzykn).
A do kogo si! udasz ze skarg)? zapyta z u$miechem Jasin. W co uwierz) miejscy
s!dziowie: w oczywiste kamstwa po$ledniego grajka czy w sowa bratanka Pierwszego
Ministra? Poskar+ si! tylko stra+nikom, a zawi$niesz, to pewne.
Abrum bez trudu zapa skrzypki i wykr!ci Rojerowi rami!, a potem kopn) go kolanem
w krocze. Nawet pomimo eksplozji dotkliwego blu mi!dzy nogami modzieniec poczu, jak
strzelaj) mu stawy ramienia. Tymczasem czeladnik pochwyci instrument mocniej i z caej
siy r)bn) nim ofiar! w ty gowy, roztrzaskuj)c skrzypki na drzazgi. Rojer znw pad na
chodnik.
W gowie mu dzwonio, ale mimo to sysza j!ki Jaycoba. Potem dostrzeg, jak Abrum
staje nad ciaem starca i z u$miechem unosi ci!+k) pak!.
26
Szpital
332 RP
Hej+e, Jizell! wykrzykn) Skot na widok starej Zielarki, ktra sza ku niemu z miseczk).
A mo+e cho' raz pozwolisz to zrobi' swej uczennicy?
Skin) w kierunku Leeshy, ktra akurat zmieniaa opatrunek innemu m!+czy2nie.
Niedoczekanie! warkn!a kr!pa staruszka z krtko przyci!tymi szarymi wosami i
dono$nym gosem. Je$li pozwol! jej obmywa' pacjentw, w przeci)gu tygodnia b!d! miaa
na karku poow! m!+czyzn z Angiers skar+)cych si! na wszelkie choroby!
Leesha z u$miechem pokr!cia gow), a pozostali m!+czy2ni w sali wybuchli $miechem.
Skot nie stanowi zagro+enia. By Posa0cem, ktry spad z konia na trakcie. Uszed z +yciem,
ale okupi to zamaniami obu r)k. Mimo obra+e0 zdoa dopa$' wierzchowca i wspi)' si! na
siodo. Nie mia +ony, ktra mogaby go piel!gnowa', wi!c Gildia Posa0cw o+ya
pieni)dze na jego leczenie w szpitalu starej Zielarki.
Jizell namoczya szmatk! w ciepym, spienionym pynie, uniosa kodr! i z wpraw)
zacz!a obmywa' ciao m!+czyzny. Posaniec w pewnym momencie cicho j!kn), a staruszka
zachichotaa.
Wa$nie dlatego to ja myj! pacjentw powiedziaa go$no, zerkaj)c w d. Nikt
przecie+ nie chce, by biedna Leesha doznaa tak wielkiego rozczarowania.
Pozostali rykn!li $miechem, dworuj)c sobie ze Skota. W sali brakowao wolnych +ek i
wszyscy byli ju+ nieco znu+eni rekonwalescencj).
S)dz!, +e ona zastaaby go w nieco innym ksztacie burkn) zarumieniony po uszy
m!+czyzna, raz jeszcze wywouj)c powszechn) rado$'.
Nieszcz!sny Skot ma na ciebie chrapk! zauwa+ya p2niej Jizell, kiedy Leesha
ugniataa zioa w aptece.
Chrapk!? Kadie, jedna z modszych uczennic, wykrzywia usta. 3adna tam chrapka,
on jest zakochaaaany!
Pozostae dziewczyny zachichotay.
My$l!, +e on jest sodki odwa+ya si! wtr)ci' Roni.
Twoim zdaniem ka+dy jest sodki odpara Leesha. Roni dopiero co przesza pierwsze
krwawienie i od tej chwili my$laa wy)cznie o chopcach. Mam jednak nadziej!, +e nie
ulegniesz pierwszemu, ktry poprosi ci! o obmycie.
Nawet jej tego nie sugeruj! pisn!a Jizell. Gdyby moga, myaby ka+dego
m!+czyzn! w szpitalu.
Dziewcz!ta znw si! za$miay, nawet Roni, ktra najwyra2niej nie miaa nic przeciwko
pomysowi mistrzyni.
Oka+ przynajmniej cho' troch! przyzwoito$ci i zacznij si! rumieni' burkn!a Leesha,
a jej kole+anki a+ si! zapay za brzuchy, nie potrafi)c opanowa' wesoo$ci.
Do$' tego! Uciekajcie st)d, $mieszki! przerwaa im w ko0cu Jizell. Musz!
porozmawia' z Leesh) na osobno$ci.
Wi!kszo$' trafiaj)cych tu m!+czyzn ma na ciebie ochot! powiedziaa, gdy zostay
same. Nie zaszkodzioby z ktrym$ chocia+ porozmawia', gdy ju+ sko0czysz wypytywa'
go o zdrowie.
Zupenie jakbym syszaa matk!... Leesha westchn!a przeci)gle.
Staruszka waln!a mo2dzierzem o blat stou.
Bzdury! Od chwili gdy przyj!a Leesh! na nauk!, zd)+ya si! nasucha' setek historii
o Elonie. Po prostu nie chc!, by$ do+ya swych lat jako stara panna tylko po to, by jej
dopiec. Nie ma nic zego w darzeniu m!+czyzn sympati).
Ale ja lubi! m!+czyzn zaprotestowaa dziewczyna.
Jako$ tego nie wida'.
Mo+e wi!c powinnam bya skwapliwie zaproponowa' Skotowi swe usugi?
Sk)d+e! Przynajmniej nie na oczach wszystkich. Jizell pu$cia oko.
Teraz gadasz jak stara Bruna. 3eby zdoby' moje serce, trzeba czego$ wi!cej ni+ spro$ne
uwagi.
Wcze$niejsze pro$by Skota nie byy dla Leeshy niczym nowym. Dziewczyna
odziedziczya po matce urod!, co z natury rzeczy wywoywao zainteresowanie ze strony
m!+czyzn, bez wzgl!du na to, czy sobie tego +yczya czy nie.
A zatem czego? zapytaa Jizell. Czego trzeba, by przebi' runy broni)ce dost!pu do
twego serca?
M!+czyzny godnego zaufania. Takiego, ktrego b!d! moga ucaowa' w policzek bez
ryzyka, +e nast!pnego dnia rozpowie wszystkim kamratom, jak to mnie posuwa za stodo).
Pr!dzej znajdziesz przyjaznego otcha0ca parskn!a Jizell, na co dziewczyna
wzruszya ramionami. My$l!, +e si! po prostu boisz. Tak dugo pilnujesz swego wianka, +e
uczynia$ z niego przeszkod! nie do pokonania.
To jakie$ brednie!
Czy+by? Uwa+nie ci si! przygl)dam, kiedy przychodz) do nas kobiety z intymnymi
pytaniami. Widziaam, jak si! przed nimi czerwienisz i prbujesz odgadn)', co im
powiedzie'. Jak mo+esz doradza' innym w kwestiach dotycz)cych ich cia, skoro nie znasz
wasnego?
Dobrze wiem, co wkada' do czego burkn!a Leesha z kwa$n) min).
Nie udawaj, +e nie rozumiesz, o co mi chodzi.
A zatem czego si! po mnie spodziewasz? Bym wskoczya do o+a pierwszego
m!+czyzny z brzegu, byle mie' to z gowy?
Je$li wa$nie tego ci trzeba...
Leesha zmierzya Zielark! w$ciekym spojrzeniem, ale Jizell nie miaa zamiaru ust)pi'.
Strze+esz swego wianka tak dugo, +e w twoich oczach +aden m!+czyzna ju+ na niego
nie zasuguje powiedziaa. C+ z niego za po+ytek, skoro go ukrywasz przed innymi? Kto
b!dzie pami!ta jego pi!kno, gdy zwi!dnie?
Dziewczyna wydaa z siebie stumiony szloch, a staruszka natychmiast otoczya j)
ramionami.
Ju+ dobrze, kochanie wyszeptaa, gadz)c jej wosy. Przecie+ nie ma w tym nic
zego...

* * *

Po kolacji, gdy runy zostay sprawdzone, a uczennice odesane do pokojw, Leesha i
Jizell wreszcie znalazy chwil!, by zaparzy' imbryk zioowej herbaty i otworzy' sakw!
przyniesion) rano przez Posa0ca. Zmniejszyy pomyk w lampie, by zbyt szybko nie zagasa.
Przez cay dzie0 pacjenci, a przez noc listy westchn!a staruszka. Na szcz!$cie
Zielarki nie musz) spa', prawda?
Rozwi)zaa sakw! i wysypaa jej zawarto$' na st.
Szybko odo+ya na bok listy zaadresowane do pacjentw, a potem wyuskaa pierwszy
p!czek z brzegu i zerkn!a na piecz!'.
Dla ciebie. Podaa go uczennicy, a sama chwycia inny i pogr)+ya si! w lekturze.
Od Kimber powiedziaa chwil! p2niej. Kimber bya kolejn) z uczennic Jizell, ktr)
wysano poza miasto. Pracowaa teraz w Pniaku, osadzie le+)cej w odlego$ci jednego dnia
jazdy od Angiers. Wysypka bednarza wygl)da coraz gorzej, a na dodatek wci)+ si!
rozprzestrzenia.
5le parzy zioa, jestem tego pewna prychn!a Leesha. Nigdy nie rozmi!kcza ich
wystarczaj)co dugo, a potem si! dziwi, +e jej leki s) zbyt sabe. Je$li b!d! musiaa osobi$cie
odwiedzi' Pniak i zaparzy' je za ni), poobrywam jej uszy.
Kimber doskonale zdaje sobie z tego spraw! odpara ze $miechem Jizell. Wa$nie
dlatego tym razem napisaa do mnie!
Dziewczynie szybko udzielia si! wesoo$' mistrzyni, ktr) darzya szczer) mio$ci). Je$li
wymagaa tego sytuacja, stara Zielarka traktowaa wszystkich rwnie surowo jak Bruna, ale
zawsze bya skora do $miechu.
Leesha t!sknia za Bruna, a my$l o niej sprawia, +e przypomniaa sobie o listach.
Ka+dego Dnia Czwartego do drzwi szpitala puka Posaniec powracaj)cy z Pniaka, Zak)tka
Drwali i innych osad na Poudniu. Starannie wypisany adres na pierwszym li$cie z pewno$ci)
zosta wykonany r!k) jej ojca.
W paczce znajdowa si! rwnie+ list od Viki i Leesha rozwin!a go w pierwszej
kolejno$ci. Jak zwykle zaciskaa nerwowo donie na kartce a+ do chwili, gdy przeczytaa, +e
Bruna, s!dziwa ponad ludzkie poj!cie, nadal dobrze si! trzyma.
Vika urodzia syna. Nazwali go Jam!. Wa+y sze$' funtw i jedena$cie uncji.
To jej trzecie? zapytaa Jizell.
Czwarte. Vika wysza za Dzieci! Jonasa, w tej chwili ju+ Opiekuna, wkrtce po
przybyciu do Zak)tka. Jak wida', nie marnotrawia czasu.
A zatem nie ma ju+ chyba szans, by wrcia do Angiers stwierdzia z ubolewaniem
staruszka.
Czy przypadkiem nie ustaliy$my tego po tym, jak powia po raz pierwszy? Leesha
nie moga powstrzyma' $miechu.
Trudno byo uwierzy', +e od czasu wyjazdu z rodzinnych stron upyn!o a+ siedem lat.
Tymczasowa zamiana miejsc okazaa si! zamian) na stae, co bynajmniej nie stanowio dla
dziewczyny powodu do rozpaczy.
Vika, nie pytaj)c nikogo o zdanie, zwi)zaa swj los z Zak)tkiem. Wygl)dao zreszt) na
to, +e w+ya si! w tamtejsz) spoeczno$' lepiej ni+ Bruna, Leesha i Darsy razem wzi!te. To
spostrze+enie dao Leeshy poczucie wolno$ci, o jakiej nawet nie $nia. Obiecaa, +e ktrego$
dnia powrci do Zak)tka, by jej rodzinna wie$ miaa sw) Zielark!, ale Stwrca ju+ si! o to
zatroszczy w jej imieniu. Teraz sama moga zaplanowa' sobie przyszo$'.
Ojciec pisa, +e dopado go przezi!bienie, ale Vika raczy go swymi wywarami i wr+y mu
rychy powrt do zdrowia. Kolejny list pochodzi od Mairy, ktrej najstarsza crka wa$nie
przesza pierwsze krwawienie i zostaa przyrzeczona. Mairy wyrazia nadziej!, +e wkrtce
zostanie babci). Leesha westchn!a.
Znalaza w paczce jeszcze dwa listy. Korespondowaa z Vik), Mairy i ojcem niemal+e co
tydzie0, ale jej matka pisywaa znacznie rzadziej, zwykle pod wpywem +alu i rozgoryczenia.
Wszystko w porz)dku? zapytaa Jizell, dostrzegszy zmarszczki na czole uczennicy,
kiedy zerkn!a na ni) znad lektury.
To tylko moja matka. Dobr sw zmienia si! w zale+no$ci od jej humorw, ale przekaz
pozostaje ten sam: wracaj do domu i zachod2 w ci)+!, zanim si! zestarzejesz albo Stwrca
odbierze ci t! szans!.
Staruszka parskn!a i pokr!cia gow).
Do listu do)czono jeszcze jedn) kartk!, rzekomo od Gareda, cho' z pewno$ci) nie przez
niego zapisan) mody drwal nie przejawia ch!ci do uczenia si! alfabetu. Elona doo+ya
wszelkich stara0, by list wygl)da na dyktowany, ale mimo to Leesha nie miaa w)tpliwo$ci,
+e jej matka przynajmniej poow! napisaa sama, a by' mo+e i cao$'. Tre$' pozostawaa bez
zmian. Gared miewa si! dobrze, Gared t!skni, Gared czeka, Gared kocha.
Moja matka musi mnie uwa+a' za wyj)tkowo gupi) rzeka kwa$no. Wedug niej
powinnam uwierzy', +e Gared napisa dla mnie wiersz w dodatku wiersz biay.
Jizell zarechotaa, ale umilka, gdy tylko spostrzega, +e uczennica nie podziela jej
wesoo$ci.
A je$li ona ma racj!? zapytaa niespodziewanie dziewczyna. Dziwnie mi si! robi na
my$l, +e moja matka mogaby mie' w czymkolwiek racj!, ale ja chc! kiedy$ powi' dzieci i
nie trzeba by' Zielark), by wiedzie', +e czas dziaa na moj) niekorzy$'. Sama powiedziaa$,
+e zmarnowaam ju+ swoje najlepsze lata.
Nic takiego nie powiedziaam zaprotestowaa Jizell.
Ale to prawda odpara ze smutkiem Leesha. Nigdy mi nie zale+ao na poszukiwaniu
m!+czyzny. To oni mnie znajdowali, czy tego chciaam czy nie. Zawsze s)dziam, +e
pewnego dnia odnajdzie mnie taki, ktry wpasuje si! w moje +ycie, zamiast wymaga', bym to
ja wpasowaa si! w jego.
Wszystkie miewamy podobne marzenia. Raz na jaki$ czas przyjemnie o tym pomy$le',
szczeglnie w chodny wieczr, siedz)c wygodnie w fotelu, ale to tylko mrzonki.
Leesha zmi!a list.
A zatem my$lisz o powrocie i $lubie z tym Garedem? zapytaa Jizell.
Na Stwrc!, sk)d+e!
To dobrze. Oszcz!dzia$ mi trudu walenia ci! po bie.
Moje ono t!skni za dzieckiem, ale pr!dzej umr! jako stara panna, ni+ pozwol!, by to
Gared mi je da. Szkopu w tym, +e on nie dopu$ci, by da mi je jakikolwiek inny m!+czyzna
w Zak)tku.
Szast-prast i po problemie. Jizell wzruszya ramionami. Urod2 dzieci tutaj.
Co takiego?
Zak)tek Drwali znajduje si! w dobrych r!kach. Sama wyszkoliam Vik!, a poza tym ta
dziewczyna caym sercem i ciaem nale+y ju+ do tej wsi. Staruszka pochylia si! ku Leeshy,
kad)c grub) do0 na jej ramieniu. Zosta0 tutaj. Zacznij nazywa' Angiers domem i przejmij
szpital, gdy b!d! zmuszona z niego zrezygnowa'.
Leesha wybauszya oczy. Otworzya usta, ale nie wydoby si! z nich +aden d2wi!k.
Przez te wszystkie lata nauczya$ mnie tyle, ile ja ciebie ci)gn!a Jizell. Nikomu
innemu nie ufam na tyle, by mu powierzy' to miejsce. Oddam je tobie, cho'by Vika miaa
jutro wrci'.
Nie wiem, co powiedzie' zdoaa wreszcie wykrztusi' dziewczyna.
Nie musisz nic mwi'. Nie ma po$piechu, nie planuj! jeszcze odchodzi'. Po prostu
przemy$l to sobie.
Leesha pokiwaa gow) i pada mistrzyni w obj!cia. Wtedy go$ny krzyk z zewn)trz
sprawi, +e podskoczyy na rwne nogi.
Pomocy! Pomocy!
Zerkn!y za okno. Zmrok zapad ju+ dawno.
W Angiers otwieranie okiennic noc) karano chost), ale Leesha i Jizell nawet o tym nie
pomy$lay, kiedy zrzucay zasuw!. W oddali ujrzay trzech gwardzistw biegn)cych po
drewnianym chodniku. Spowalniao ich dwoje ludzi, ktrych nie$li na r!kach.
Hej tam! krzykn) dowdca stra+y na widok rozwartych okiennic i $wiata w pokoju.
Otwiera' drzwi! Potrzebujemy schronienia! Schronienia i pomocy znachora!
Kobiety rzuciy si! w kierunku schodw. Zbiegay z nich w tak wielkim po$piechu, +e
nieomal si! powywracay. Trwaa zima i cho' miejscowi Patroni Runw pieczoowicie
usuwali $nieg, ld i zesche li$cie z barier runicznych, co noc kilka wichrowych demonw
znajdowao jak)$ luk!. Poloway na bezdomnych i gupcw, ktrzy wa+yli si! naruszy' zakaz
w!drowania ulicami po zmroku. Wichrowy demon mg opa$' cakowicie bezgo$nie,
gwatownie wysun)' szpony i wypatroszy' ofiar! przed pochwyceniem jej w tylne odn+a.
Zielarki dopady do drzwi i rozwary je na o$cie+, przygl)daj)c si! nadbiegaj)cym
m!+czyznom. Nadpro+a zabezpieczono runami, dzi!ki czemu zarwno one, jak i pacjenci
wci)+ byli bezpieczni.
Co si! dzieje? wykrzykn!a Kadie, wygl)daj)c znad por!czy u szczytu schodw.
Zaraz za ni) kolejne uczennice wybiegay z pokojw.
Natychmiast za+cie fartuchy i schod2cie na d! rozkazaa Leesha, a dziewcz!ta
pospieszyy wypeni' polecenie.
Gwardzistw wci)+ dzielia od drzwi spora odlego$', ale nie szcz!dzili si. 3o)dek
Leeshy $cisn) si! nagle, gdy z gry dobieg dziki skrzek. Nad miastem zataczay kr!gi
wichrowe demony, przyci)gni!te przez $wiato i ruch.
Stra+nicy znajdowali si! jednak coraz bli+ej i dziewczyna zaczynaa mie' nadziej!, +e
bezpiecznie dotr) do celu, gdy wtem jeden z nich po$lizgn) si! na zamarzni!tej kau+y.
Krzykn), wypuszczaj)c z r)k d2wiganego czowieka.
Gwardzista, ktry nis drugie ciao, krzykn) co$, pochyli gow! i przyspieszy. Trzeci
stra+nik zawrci i pop!dzi z pomoc) le+)cemu na ziemi towarzyszowi.
Nage uderzenie skrzastych skrzyde byo jedynym ostrze+eniem. Oderwana gowa
trzeciego gwardzisty potoczya si! po deskach chodnika. Kadie wrzasn!a. Nim krew trysn!a
z rany, wichrowy demon dziko zawy i wyrwa ku grze, ci)gn)c za sob) trupa.
Stra+nik nios)cy nieprzytomnego czowieka przekroczy barier! runiczn). Leesha
spojrzaa na ostatniego z trjki, ktry wa$nie usiowa si! podnie$'. Zmarszczya brwi.
Leesha, nie! krzykn!a Jizell. Chciaa pochwyci' uczennic! za r!k!, ale dziewczyna
uchylia si! zr!cznie i wypada na zewn)trz.
Biega ostrymi zygzakami, poganiana przez wrzaski wichrowych demonw, co rusz
rozbrzmiewaj)ce w zimnym powietrzu nocy. Jeden z otcha0cw zanurkowa i wyci)gn)
szpony, ale chybi o kilka cali. Z oskotem zderzy si! z chodnikiem, lecz niemal natychmiast
powsta. Twarda skra zapobiega zamaniom. Leesha si!gn!a po gar$' o$lepiaj)cego
proszku Bruny i cisn!a nim w oczy demona. Bestia zawya z blu, a dziewczyna pop!dzia
dalej.
Uratuj jego, nie mnie wrzasn) gwardzista, gdy znalaza si! ju+ cakiem blisko.
Wskaza przy tym na le+)c) obok nieruchom) posta'. Kostka +onierza bya wykrzywiona
pod nienaturalnym k)tem.
Nie mnie! krzykn) raz jeszcze.
Leesha pokr!cia gow).
Z tob) pjdzie mi atwiej oznajmia nieznosz)cym sprzeciwu tonem, po czym
chwycia m!+czyzn! pod rami! i pomoga mu si! d2wign)'.
Gowa nisko wydysza stra+nik. Wichrzakom trudniej atakowa' blisko ziemi.
Zgarbia si! najbardziej jak tylko potrafia i para naprzd, zataczaj)c si! pod ci!+arem
rosego m!+czyzny. Ju+ po kilku krokach u$wiadomia sobie, +e przy tym tempie nie zdoaj)
dotrze' +ywi do szpitala.
Teraz! krzykn!a Jizell. Leesha uniosa gow! i dojrzaa, jak Kadie wraz z
pozostaymi uczennicami wybiegaj) na chodnik, trzymaj)c nad gowami brzegi biaych
prze$cierade. 6opocz)ce ptno zakryo niemal+e ca) szeroko$' ulicy, przez co demony nie
byy w stanie wybra' dla siebie celu.
W ten sposb skryta przed nimi staruszka wyskoczya na zewn)trz, a za ni) ocalay
gwardzista. Jizell pomoga uczennicy, za$ m!+czyzna unis nieprzytomnego. Strach doda im
si. Byskawicznie pokonali pozosta) odlego$', wpadli do szpitala i zabarykadowali drzwi.

* * *

Nie +yje oznajmia Jizell chodnym gosem. Stawiam drewniaka, +e umar jak)$
godzin! temu.
Co takiego?! wykrzykn) gwardzista ze zaman) nog). Prawie po$wi!ciem +ycie za
trupa?
Leesha zignorowaa jego utyskiwania i podesza do drugiego z rannych.
Mia okr)g), piegowat) buzi! i drobne, smuke ciao, przez co wygl)da bardziej na
chopca ni+ m!+czyzn!. Zosta brutalnie pobity, ale oddycha, a jego serce bio miarowo.
Leesha obejrzaa go pospiesznie. Nast!pnie rozci!a ubranie, by poszuka' pop!kanych ko$ci i
ran, ktre poplamiy krwi) pstrokat) tunik!.
Co si! stao? zapytaa staruszka, ogl)daj)c kostk! stra+nika.
Wracali$my z ostatniego obchodu wycedzi m!+czyzna przez zaci$ni!te z!by. Le+eli
na chodniku. Wygl)dali na Minstreli, wi!c +e$my pomy$leli, +e ich obrabowano po wyst!pie.
Obaj dychali, ale kiepsko z nimi byo. Robio si! ciemno, a wygl)dao na to, +e bez Zielarki
nie prze+yj) nocy. No i przypomnielimy sobie o szpitalu. Gnali$my co si w nogach, kryj)c
si! pod okapami, by nas wichrzaki nie dojrzay.
Jizell pokiwaa gow).
Post)pili$cie susznie.
Powiedz to nieszcz!snemu Jonsinowi. Na Stwrc!, co ja powiem jego +onie?
O to b!dziemy si! martwi' jutro. Staruszka przytkn!a buteleczk! do ust m!+czyzny.
A teraz pij.
Gwardzista obrzuci j) nieufnym spojrzeniem.
Co to takiego?
Pomo+e zasn)'. Musz! ci nastawi' kostk!, a wierz mi, +e lepiej wtedy spa'.
Stra+nik szybko przekn) pyn.
Leesha nadal oczyszczaa rany modzie0ca, gdy ten nagle poderwa si! ze stumionym
okrzykiem. Jedno z jego oczu opucho do tego stopnia, +e nie mg rozewrze' powiek, ale
drugim, jasnozielonym, rozejrza si! z panik).
Jaycob! wrzasn).
Chcia zeskoczy' z posania. Dziewczyna prbowaa go zatrzyma', ale dopiero z pomoc)
Kadie i zdrowego gwardzisty zdoaa go uspokoi'. Wtedy chopak zwrci na ni) spojrzenie
zdrowego oka.
Gdzie jest Jaycob? Wszystko z nim w porz)dku?
Masz na my$li tego starszego m!+czyzn!?
Modzieniec pokiwa gow).
Leesha usiowaa dobra' odpowiednio sowa, lecz samo jej zawahanie wystarczyo mu za
odpowied2. Krzykn) i znw prbowa si! zerwa'. Gwardzista przygwo2dzi go bez pardonu
do posania si) mi!$ni i twardego spojrzenia.
Widziae$, kto wam to zrobi? zapyta.
On nie jest w stanie... dziewczyna urwaa, zgromiona wzrokiem m!+czyzny.
Straciem tej nocy czowieka, nie mam czasu czeka'. No i?
Ostatnie pytanie skierowa do chopaka.
Modzieniec spojrza w gr!, a oko wezbrao mu zami. W ko0cu pokr!ci gow), ale
gwardzista nie pozwoli mu wsta'.
Ale co$ chyba widziae$, nie? Musiae$ co$ zobaczy'!
Dosy' tego! krzykn!a Leesha i zapaa m!+czyzn! za nadgarstki. Przez chwil! si!
opiera, ale w ko0cu ust)pi. Poczekaj w drugiej izbie.
Stra+nik burkn) co$ pod nosem i wyszed.
Leesha odwrcia si! ku posaniu.
Wyrzu'cie mnie na dwr wyduka szlochaj)cy chopak, unosz)c okaleczon) do0.
.mier' bya mi pisana dawno temu, a ka+dy, kto prbuje mnie ratowa', sam ginie!
Moda Zielarka uj!a do0 nieznajomego i spojrzaa na0 ze zrozumieniem.
Mimo to zaryzykuj!. My, cudem ocaleni, powinni$my trzyma' si! razem.
Przytkn!a mu butelk! z pynem nasennym do ust. Nadal trzymaa jego do0, u+yczaj)c
mu swej siy, pki nie zamkn) oczu.

* * *

Muzyka skrzypiec wypenia szpital. Pacjenci klaskali w donie, a uczennice pl)say
podczas pracy. Nawet Leesha i Jizell poruszay si! +wawiej ni+ zwykle.
Pomy$le' tylko, +e nasz mody Rojer martwi si! o zapat! powiedziaa Jizell, gdy
przygotowyway posiek. Zaczynam si! zastanawia', czy nie poczeka', a+ stanie na nogi, i
nie zacz)' mu paci', by rozbawia pacjentw.
Wszyscy go uwielbiaj) zgodzia si! Leesha. Dziewcz!ta rwnie+.
Widziaam, jak ta0czysz, gdy my$laa$, +e nikt ci si! nie przygl)da.
Dziewczyna rozci)gn!a usta w ciepym u$miechu. Gdy Rojer nie gra na skrzypkach,
snu opowie$ci, ktre przyci)gay do jego +ka wszystkie uczennice. Zdradza im te+
sztuczki dotycz)ce nakadania makija+u, ktre podpatrzy, jak sam utrzymywa, u kurtyzan
ksi!cia. Jizell matkowaa mu bez ustanku, a pozostae dziewcz!ta promieniay w jego
towarzystwie i nie przestaway mu dogadza'.
Dostanie zatem najgrubszy plasterek woowiny. Leesha zachichotaa, odkroia porcj! i
poo+ya j) na tacce penej ziemniakw i owocw.
Staruszka pokr!cia gow).
Nie mam poj!cia, gdzie ten chopak to mie$ci. Ca) gromad) wpychacie w niego straw!
od ponad miesi)ca, a nadal jest chudziute0ki jak szpilka. Obiad! zawoaa.
Dziewcz!ta wbiegy do kuchni. Roni od razu ruszya po tac!, na ktrej jedzenie pi!trzyo
si! najwy+ej, ale Leesha podebraa j) tu+ sprzed jej nosa.
Sama zanios! stwierdzia z u$miechem, widz)c maluj)ce si! rozczarowanie na
twarzach w caej kuchni.
Rojer powinien porz)dnie si! naje$' i odpocz)', zamiast opowiada' historyjki, podczas
gdy wy kroicie mu mi!so na drobne kawaki sarkn!a Jizell. Dogadza' b!dziecie mu
p2niej.
Do$' tego grania! zawoaa Leesha, cho' nie musiaa tego robi'. Smyczek ze$lizgn)
si! ze strun z przeci)gym pi$ni!ciem, ledwie przekroczya prg. Rojer u$miechn) si! i
pomacha do modej Zielarki, str)caj)c drewniany kubek, gdy odkada na bok instrument.
Jego poamane palce i rami! goiy si! szybko, ale nog! wci)+ mia zawieszon) na szynie, co
skutecznie ograniczao jego ruchy. Pewnie umierasz z godu. Leesha poo+ya mu tac! na
kolanie i chwycia skrzypki. Chopak spojrza na jedzenie z pow)tpiewaniem.
A mo+e pomo+esz mi w krojeniu, co? zapyta. Wyszczerzy z!by i unis okaleczon)
do0.
Dziewczyna zmarszczya lekko brwi.
Twoje palce wydaj) si! cakiem zr!czne, gdy nam przygrywasz. Czy+by naszed ci!
nagy niedowad?
Chodzi o to, +e nie znosz! je$' w samotno$ci.
Leesha westchn!a. Przysiada na skraju +ka, ujmuj)c n+ i widelec. Odkroia gruby k!s
mi!sa, namoczya w sosie, nabraa kilka kawakw ziemniaka i wo+ya to wszystko do ust
modzie0ca. Rojer u$miechn) si!, a wtedy po brodzie pocieka mu kropla sosu, co wywoao
chichot dziewczyny. Zarumieni si! a+ po uszy, nagle jego jasne policzki przybray niemal+e
kolor wosw.
Widelec mog! trzyma' sam wyb)ka.
Chcesz, bym pokroia ci mi!so i wysza? zapytaa Leesha, ale Rojer gwatownie
pokr!ci gow).
A wi!c b)d2 cicho. Nabraa kolejny k!s. Przez chwil! panowaa cisza.
To nie s) moje skrzypki przerwa j) nagle chopak, spogl)daj)c na instrument.
Nale+ay do Jaycoba. Moje zostay strzaskane, gdy...
I znw si! zamy$li, a Leesha zmarszczya czoo. Cho' przebywa w szpitalu od ponad
miesi)ca, wci)+ nie powiedzia ani sowa o napa$ci. Milcza nawet przed oficerami gwardii.
Kaza sobie przynie$' swj skromny dobytek, ale z tego, co wiedziaa, nie skontaktowa si!
nawet z Gildi) Minstreli, by powiadomi' ich o caym zaj$ciu.
To nie bya twoja wina rzeka na widok pog!biaj)cej si! pustki w jego oczach. To
nie ty na niego napade$.
To niczego nie zmienia.
Co masz na my$li?
Rojer umkn) spojrzeniem w bok.
Chodzi o to, +e... On zrezygnowa ju+ z wykonywania zawodu. Powrci do niego
wy)cznie z mojej winy. 3yby nadal, gdyby...
Mwie$, +e wedug Jaycoba powrt na scen! by najwspanialsz) rzecz), jaka mu si!
przytrafia przez ostatnie dwadzie$cia lat przypomniaa Leesha. Moim zdaniem, Jaycob
prze+y przez ten krtki czas o wiele wi!cej, ni+ prze+yby uwi!ziony w celi siedziby gildii.
Chopak pokiwa gow), ale jego oczy zaszkliy si! od ez. Dziewczyna chwycia jego
do0.
Zielarki cz!sto ogl)daj) $mier'. Nikt, naprawd! nikt nie staje przed obliczem Stwrcy,
zaatwiwszy wszystkie ziemskie sprawy. Czas, ktry otrzymujemy, musi nam wystarczy' bez
wzgl!du na to, ile go jest.
Tylko +e ka+demu, kto po)czy ze mn) swj los, nie starcza go na dugo...
Widziaam wielu, wielu ludzi, ktrzy odchodzili zbyt wcze$nie, cho' nigdy nie usyszeli
o Bezpalcym. Miaby$ ochot! wzi)' na swe barki rwnie+ win! za ich $mier'?
Modzieniec spojrza na Leesh!, a ona bezceremonialnie wcisn!a mu kolejny k!s do ust.
Umarli nie poczuj) si! gorzej, je$li zapomnisz o winie i zaczniesz +y' wasnym +yciem
dodaa.

* * *

Gdy przyby Posaniec, Leesha d2wigaa akurat nar!cze prze$cierade. Wsun!a list od
Viki do kieszeni fartucha, a reszt! zostawia na p2niej. Zaniosa po$ciel do pralni, ale wtedy
przybiega do niej jedna z dziewcz)t z wiadomo$ci), +e ktry$ z pacjentw pluje krwi).
Potem musiaa jeszcze nastawi' zaman) r!k! i przeprowadzi' lekcj! dla swych uczennic.
Nim si! zorientowaa, so0ce zaszo, a dziewcz!ta uday si! na spoczynek. Skrcia knoty w
lampach, by roztaczay agodny pomara0czowy blask, przesza po raz ostatni wzdu+ szeregu
+ek, upewniaj)c si!, +e pacjentom nic nie dolega i dopiero wtedy ruszya do swej komnaty
na pi!trze. Po drodze pochwycia spojrzenie Rojera modzieniec przywoa j) do siebie
gestem, ale u$miechn!a si! w odpowiedzi i pokr!cia gow). Pogrozia mu palcem, a potem
zo+ya donie jakby do modlitwy, opara na nich policzek i przymkn!a oczy.
Rojer zmarszczy gniewnie brwi. Mrugn!a do niego i posza do pokoju, przekonana, +e
nie ruszy za ni). Zdj!y mu ju+ gips, ale narzeka na bl i sabo$', nawet pomimo tego, +e
rany dobrze si! goiy.
Nalaa sobie kubek wody. Trwaa ciepa wiosenna noc i na dzbanie osiada rosa.
Nie$wiadomym gestem wytara do0 w fartuch, a wtedy usyszaa szelest papieru.
Przypomniaa sobie o li$cie wyci)gn!a go, zapaa kciukiem piecz!' i przysun!a kartk! do
lampy, popijaj)c wod!.
Chwil! p2niej kubek spad na podog!, lecz ona nawet tego nie zauwa+ya ani nie
usyszaa brz!ku p!kaj)cej ceramiki. Zacisn!a list w doni i wybiega z pokoju.

Chopak znalaz j), gdy szlochaa cichutko w ciemnej kuchni.
Wszystko w porz)dku? zapyta szeptem, wsparty ci!+ko na lasce.
Rojer? Leesha poci)gn!a nosem. Dlaczego nie jeste$ w +ku?
Modzieniec nie odpowiedzia. Podszed bli+ej i usiad obok.
Ze wie$ci z domu?
Dziewczyna wpatrywaa si! w niego przez chwil!, a potem pokiwaa gow).
Mj ojciec zapa przezi!bienie, pami!tasz? Zaczekaa, a+ Rojer potwierdzi
skinieniem gowy. Ju+ dochodzi do siebie, ale wtedy choroba uderzya ze zdwojon) si).
Szalaa po caym Zak)tku. Wi!kszo$' chorych zdoaa si! wykurowa', ale ci sabsi...
Znw zaszlochaa.
Kto$ z twoich przyjaci? zapyta chopak i natychmiast przekl) w my$lach sw)
gupot!. Oczywi$cie, +e kto$ z jej przyjaci, we wsiach wszyscy znali wszystkich. Leesha
jednak+e nawet nie zauwa+ya tego potkni!cia.
Moja nauczycielka Bruna. 6zy grube jak grochy skapyway na jej fartuch. I kilku
innych, w tym dwoje dzieci, ktrych nigdy nie miaam okazji pozna'. W sumie tuzin ludzkich
istnie0, a poowa mieszka0cw nadal zmaga si! z chorob). W najgorszym stanie jest mj
ojciec.
Przykro mi to sysze'...
Niech ci nie b!dzie przykro z mojego powodu. Przecie+ to moja wina!
Rojer spojrza na dziewczyn! pytaj)cym wzrokiem.
Powinnam tam by'! Ju+ od lat nie jestem uczennic) Jizell. Obiecaam, +e wrc! do
Zak)tka Drwali, gdy moja nauka dobiegnie ko0ca. Gdybym dotrzymaa sowa, by' mo+e...
Widziaem pewnego razu, jak przezi!bienie zabija mieszka0cw Ostatniej Por!by. Ich
rwnie+ chciaaby$ wzi)' na swe sumienie? Albo tych, co umieraj) w Angiers, bo nie mo+esz
opiekowa' si! wszystkimi jednocze$nie?
Dobrze wiesz, +e to nie to samo!
Tak? A czy sama nie powiedziaa$, +e umarli nie poczuj) si! gorzej, je$li zapomnisz o
winie i zaczniesz +y' wasnym +yciem?
Leesha spojrzaa na Rojera oczyma penymi ez.
Co teraz poczniesz? zapyta chopak. Przepaczesz ca) noc, czy mo+e zaczniesz si!
pakowa'?
Co takiego?
Mam przeno$ny kr)g Posa0ca. Mo+emy wyruszy' do Zak)tka Drwali skoro $wit.
Przecie+ ty ledwie trzymasz si! na nogach!
Modzieniec odo+y lask! i najpierw sta przez chwil!, a potem zrobi kilka krokw.
Porusza si! sztywno, ale najwyra2niej nie potrzebowa niczyjej pomocy.
A wi!c udajesz, by nieco du+ej wylegiwa' si! w pierzynach i przyci)ga' uwag!
rozpieszczaj)cych ci! dziewcz)t? zapytaa Leesha.
Ja? Nigdy! Policzki Rojera obla rumieniec. Ja po prostu... Po prostu nie jestem
jeszcze gotw, by wyst!powa'!
Ale na w!drwk! do Zak)tka Drwali wystarczy ci si? Przecie+ bez konia potrwa ona z
tydzie0!
Nie s)dz!, bym po drodze mia ochot! na jakie$ salta. Dam sobie rad!.
Leesha skrzy+owaa ramiona na piersi i pokr!cia energicznie gow).
W +adnym wypadku. Zabraniam.
Nie jestem jedn) z twych uczennic, nie musz! ci! sucha'.
Ale jeste$ moim pacjentem i mog! ci zakaza' wszystkiego, co tylko zagra+a twemu
zdrowiu. Zatrudni! Posa0ca.
Powodzenia mrukn) Rojer. Ten, ktry co tydzie0 rusza na poudnie, ju+ jest w
drodze, a o tej porze roku wi!kszo$' pozostaych ma inne zaj!cia. Przekonanie
ktregokolwiek, by rzuci wszystko i zabra ci! do Zak)tka, b!dzie ci! kosztowa' fortun!. Co
wi!cej, potrafi! odp!dzi' otcha0ce moj) gr). Ktry z Posa0cw mo+e ci to zaoferowa'?
Oczywi$cie, +e potrafisz odpara Leesha tonem sugeruj)cym co$ wprost przeciwnego.
Ale ja potrzebuj! szybkiego wierzchowca, a nie magicznych skrzypek.
Zignorowaa protesty chopaka, zaprowadzia go do +ka, a potem wrcia do pokoju i
zacz!a pakowa' toboki.

* * *

A wi!c jeste$ tego pewna? zapytaa rano Jizell.
Wyruszam odpara zdecydowanie Leesha. Vika i Darsy nie dadz) sobie rady, maj)
za du+o na gowie.
Staruszka pokiwaa gow).
Rojer chyba s)dzi, +e to on ci! tam zabierze dodaa.
Niedoczekanie jego! Chc! zatrudni' Posa0ca.
Od $witu si! pakuje.
Przecie+ on ledwie doszed do siebie!
Co ty wygadujesz? zaprotestowaa Jizell. Jest tu od trzech miesi!cy! Od rana ani
razu nie zapa za lask!. Co$ mi si! zdaje, +e ta laska bya jedynie pretekstem, by sp!dzi' przy
tobie nieco wi!cej czasu.
S)dzisz, +e Rojer... Leesha rozdziawia usta.
Zielarka wzruszya ramionami.
S)dz!, +e nie co dzie0 spotyka si! m!+czyzn!, ktry gotw jest stawia' dla ciebie czoa
otcha0com.
Jizell, mogabym by' jego matk)!
Bzdura! Masz tylko dwadzie$cia siedem lat, a Rojer twierdzi, +e ma dwadzie$cia.
Rojer wygaduje wiele rzeczy.
Staruszka machn!a tylko r!k).
Twierdzisz, +e nie masz nic wsplnego z moj) matk) dodaa Leesha ale obie
znajdziecie sposb, by z ka+dej tragedii uczyni' powd do dyskusji o moim +yciu miosnym.
Jizell ju+ otwieraa usta, by co$ odpowiedzie', ale dziewczyna uniosa do0.
Wybacz, ale musz! znale2' Posa0ca oznajmia i z hukiem wypada z kuchni.
Podsuchuj)cy pod drzwiami Rojer ledwo zd)+y uskoczy' jej z drogi.

* * *

Nie licz)c pieni!dzy od ojca i zarobkw ze szpitala, Leesha moga jeszcze spieni!+y'
kwit Banku Ksi)+!cego na kwot! stu milne0skich so0c. Suma ta przekraczaa wszelkie
wyobra+enia przeci!tnego Angieria0czyka, ale Posa0cy nie zwykli ryzykowa' +ycia dla
gar$ci drewniakw. Dziewczyna miaa nadziej!, +e jej to wystarczy, jednak+e sowa Rojera
okazay si! proroctwem lub kl)tw).
Wiosenna wymiana handlowa trwaa w najlepsze i nawet najgorsi Posa0cy mieli pene
r!ce roboty. Skot wyjecha z miasta, a sekretarz Gildii Posa0cw okaza si! niezbyt
pomocny. Zaoferowa co prawda towarzystwo Posa0ca jad)cego na poudnie, ale miao to
nast)pi' dopiero za sze$' dni.
Przecie+ w tym czasie dojd! tam pieszo! wrzasn!a na urz!dnika Leesha.
A zatem prosz! rusza' odpar sucho m!+czyzna. Szkoda czasu.
Dziewczyna przygryza j!zyk i wysza. Oszalaaby chyba bez reszty, gdyby musiaa
czeka' cay tydzie0 do wyjazdu. A gdyby w mi!dzyczasie zmar jej ojciec...
Leesha? kto$ nagle zawoa. Zatrzymaa si! jak wryta i powoli odwrcia.
Tak, to naprawd! ty! Marick szed w jej kierunku z rozpostartymi ramionami. Nie
zdawaem sobie sprawy, +e wci)+ przebywasz w mie$cie!
Zaskoczona, pozwolia mu si! obj)'.
Co porabiasz w siedzibie gildii? zapyta Posaniec, lustruj)c j) wzrokiem z wyra2n)
aprobat). Nie zmieni si! wiele nadal by niezwykle przystojny, a jego oczy pon!y niczym
u wilka.
Szukam eskorty do Zak)tka Drwali. We wsi szaleje choroba i potrzebuj) tam mojej
pomocy.
Chyba mgbym ci! zabra'. Musiabym co prawda poprosi' koleg! o przysug!, by
pojecha za mnie do Rzeczuki, ale nie powinno to stanowi' problemu.
Mam pieni)dze.
Wiesz, +e nie przyjmuj! monet. Marick obrzuci dziewczyn! lubie+nym spojrzeniem,
znw podchodz)c bli+ej. Jest tylko jedna forma zapaty, ktra mnie interesuje.
Wyci)gn) do0, by uszczypn)' j) w po$ladek, a Leesha powstrzymaa odruch, by si!
odsun)'. Pomy$laa o ludziach, ktrzy jej potrzebowali, a potem o tym, co Jizell powiedziaa
o wiankach usychaj)cych w samotno$ci. By' mo+e tak to wa$nie obmy$li Stwrca. By'
mo+e dzi$ wa$nie miaa spotka' Maricka. Przekn!a z trudem $lin! i skin!a gow).
Posaniec wyprowadzi j) z gwnego korytarza do ocienionej niszy, przypar do $ciany
za wielk) drewnian) rze2b) i pocaowa mocno. Dziewczyna po chwili podj!a gr! zarzucia
mu r!ce na szyj! i odpowiedziaa na pocaunek. Marick wsun) jej w usta ciepy j!zyk.
Tym razem nie b!d! mia problemu obieca. Uj) do0 dziewczyny i poo+y j) sobie
na nabrzmiaej m!sko$ci.
Leesha u$miechn!a si! skromnie.
Mogabym ci! odwiedzi' w karczmie przed zmierzchem. Mogliby$my... sp!dzi' razem
noc i wyjecha' z rana.
Marick rozejrza si! i pokr!ci gow). Znw przycisn) j) do $ciany i si!gn) doni) do
paska.
Czekaem na to zbyt dugo wydysza. Jestem gotw i nie pozwol!, by i tym razem
przeszo mi to koo nosa.
Nie mam zamiaru robi' tego w korytarzu! sykn!a Leesha, prbuj)c go odepchn)'.
Kto$ nas jeszcze zobaczy!
Nikt nas nie zobaczy! Posaniec nie przestawa napiera'. Wydosta czonka i zacz)
zadziera' jej suknie. Pojawia$ si! tutaj jak za spraw) czarw, a ja tym razem jestem gotw.
Czeg+ wi!cej mogaby$ chcie'?
Odrobiny prywatno$ci? 6+ka? Pary $wiec? Czegokolwiek?
A mo+e jeszcze Minstrela $piewaj)cego za oknem? zaszydzi Marick i wsun) palce
mi!dzy nogi Leeshy. Zupenie jakby$ bya dziewic)!
Ale ja jestem dziewic)!
Cofn) si! o krok, trzymaj)c czonka w doni, i spojrza na ni) z niesmakiem.
Ka+dy w wiosce gada, +e oddaa$ si! tej mapie Garedowi przynajmniej z tuzin razy.
Tyle czasu min!o, a ty nadal kamiesz?
Leesha z caej siy r)bn!a Maricka kolanem w krocze.
Wybiega z siedziby gildii, pozostawiaj)c Posa0ca j!cz)cego i zwijaj)cego si! na ziemi.

* * *

Nikt nie chcia ci! zabra'? zapyta tej nocy Rojer.
Nikt, z kim nie musiaabym si! przespa' w zamian za przysug! burkn!a dziewczyna,
nie wspominaj)c, +e przecie+ prawie przystaa na taki ukad. Nawet teraz nie przestawaa
my$le', +e mimo wszystko popenia wielki b)d. W g!bi duszy +aowaa, +e nie ulega
Marickowi, ale nawet je$li staruszka miaa racj! i dziewictwo nie byo najcenniejszym
skarbem na $wiecie, z pewno$ci) nie powinno zosta' jej odebrane przez czowieka, ktry
my$la o niej w taki sposb.
Zamkn!a oczy odrobin! za p2no i zdoaa jedynie wycisn)' zy, ktrych tak bardzo
pragn!a unikn)'. Poczua, jak Rojer dotyka jej twarzy. Spojrzaa na niego, a chopak z
zawadiackim u$miechem machn) doni) obok jej ucha i nagle znalaza si! w niej
r+nobarwna chustka. Dziewczyna roze$miaa si! na przekr sobie i otara ni) policzki.
Pami!taj, +e wci)+ mo+esz wyruszy' ze mn) powiedzia. Skoro przemierzyem
drog! z Angiers do Doliny Pastuszkw, do Zak)tka Drwali te+ ci! doprowadz!.
Naprawd!? Leesha poci)gn!a nosem. A nie jest to aby jedna z twych historyjek o
Jaku 6uskowym J!zyku, ktry czarowa otcha0ce gr) na skrzypkach?
Naprawd!.
Dlaczego chcesz to dla mnie zrobi'?
Rojer chwyci r!k! dziewczyny okaleczon) doni).
Jeste$my ocalonymi, prawda? Kto$ mi kiedy$ powiedzia, +e cudem ocaleni musz) si!
trzyma' razem.
Leesha zachlipaa i mocno go u$cisn!a.

* * *

Czy ja postradaem zmysy? zastanawia si! Rojer, gdy wyjechali poza bramy Angiers.
Leesha kupia konia, ale sama kiepsko je2dzia, a on nigdy wcze$niej nie siedzia w siodle.
Teraz obejmowa dziewczyn! w pasie, podczas gdy ona prowadzia wierzchowca w tempie
niewiele szybszym od marszu.
Ka+de otarcie nogi o skr! zwierz!cia powodowao bl, ale nie narzeka. Gdyby
cokolwiek powiedzia, pki miasto znajdowao si! w zasi!gu wzroku, Leesha niechybnie by
zawrcia.
Co zapewne i tak powiniene$ zrobi', pomy$la. Jeste$ Minstrelem, a nie Posa0cem!
Ale Leesha go potrzebowaa, a on wiedzia od pierwszej chwili, gdy j) ujrza, +e nigdy
niczego jej nie odmwi. Traktowaa go jak dziecko, ale by pewien, +e to si! zmieni, gdy j)
przywiedzie do domu, gdy udowodni, +e ma du+o do zaoferowania i +e potrafi zadba'
zarwno o siebie, jak i o ni).
Zreszt) nie widzia +adnego powodu, by pozosta' w Angiers. Gildia uznaa go za tak
samo martwego jak Jaycoba, z czego si! raczej cieszy. Pami!ta sowa Jasina: Poskar+ si!
tylko stra+nikom, a zawi$niesz, ale zdawa sobie spraw!, +e gdyby Zotogosy go odnalaz,
naprawiby niedopatrzenie i uciszy go na wieki.
Spojrza na drog! biegn)c) w dal i poczu, jak co$ go $ciska w +o)dku. .wierszczowa
Ostoja i Pniak le+ay w odlego$ci jednego dnia jazdy od Angiers, ale Zak)tek Drwali
znajdowa si! znacznie dalej. Nawet maj)c konia, mogli potrzebowa' czterech dni, by tam
dotrze'. Rojer nigdy dot)d nie sp!dzi wi!cej ni+ dwch nocy pod goym niebem, a i to
nast)pio tylko raz.
Znw przed oczyma stan!a mu $mier' Arricka. Czy zdoaby si! pozbiera' rwnie+ po
stracie Leeshy?
Wszystko w porz)dku? zapytaa dziewczyna.
Sucham?
Donie ci si! trz!s).
Spojrza na r!ce, ktrymi otoczy j) w talii.
To nic takiego mrukn). Zwyky dreszcz.
Nie znosz! tego uczucia odpara Leesha, ale Rojer ledwie to usysza. Spogl)da na
donie i prbowa je uspokoi' si) woli.
Jeste$ aktorem! ofukn) si! w my$lach. Odgrywaj dzielnego!
Przywoa wyobra+enie Marka Wcz!gi, odkrywcy ze swych opowie$ci. Opisywa i
odgrywa t! rol! tak cz!sto, +e nawyki i zachowania zmy$lonego bohatera stay si! niemal+e
jego drug) natur). Unis nagle gow!, a r!ce przestay dr+e'.
Daj mi zna', kiedy si! zm!czysz powiedzia. Ujm! wtedy wodze.
S)dziam, +e nigdy dot)d nie je2dzie$ konno.
Starczy si! za co$ chwyci', a wnet si! czowiek wszystkiego nauczy Rojer zacytowa
powiedzonko, ktrego Marko Wcz!ga u+ywa za ka+dym razem, gdy napotyka co$
nowego.
Marko Wcz!ga nie odczuwa strachu przed nieznanym.

* * *

Z pomoc) Rojera podr+owali nieco szybciej, ale i tak ledwie zd)+yli do Pniaka przed
zmierzchem. Zaprowadzili konia do stajni i skierowali si! do gospody.
Jeste$ Minstrelem? zapyta gospodarz, mierz)c chopaka wzrokiem.
Nazywam si! Rojer Bezpalcy. Przybywam z Angiers i osad na Zachodzie.
Nigdy o tobie nie syszaem, ale dam ci pokj za darmo, je$li urz)dzisz nam
przedstawienie.
Rojer zerkn) na Leesh!, a gdy ta wzruszya ramionami i skin!a gow), z u$miechem
rozwi)za worek z cudami.
Pniak by niewielkim skupiskiem gospodarstw po)czonych ze sob) chodnikami
chronionymi runami. W przeciwie0stwie do wszystkich innych wiosek, ktre Rojer
odwiedzi, mieszka0cy opuszczali w nocy domy i przemieszczali si! swobodnie cho' z
po$piechem mi!dzy budynkami.
To za$ oznaczao, +e przestronna sala gospody wypenia si! po brzegi lud2mi, co
sprawio Rojerowi wielk) rado$'.
Wyst!powa po raz pierwszy od miesi!cy, ale czu si! w swoim +ywiole i wkrtce
publiczno$' klaskaa i wybuchaa niepohamowanym $miechem, gdy snu opowie$ci o Jaku
6uskowym J!zyku oraz Naznaczonym.
Gdy wrci do stou, Leesha rumienia si! od wypitego wina.
Bye$ po prostu wspaniay stwierdzia. Wiedziaam, +e tak b!dzie.
Rozpromieniony Rojer chcia co$ odpowiedzie', ale wtedy do awy podeszo dwch
m!+czyzn dzier+)cych kilka kufli. Jeden podali Minstrelowi, a drugi Leeshy.
Przednie widowisko powiedzia pierwszy. Wiem, +e to marna zapata, ale...
Bynajmniej! Wielkie dzi!ki, zacni panowie. Prosz!, usi)d2cie z nami.
Chopak wskaza puste miejsca przy stole. Obaj nieznajomi usiedli.
Co was sprowadza do Pniaka? zapyta pierwszy, niski m!+czyzna z g!st) czarn)
brod). Jego o wiele pot!+niej zbudowany towarzysz milcza.
Zmierzamy do Zak)tka Drwali. Leesha jest Zielark) i zamierza pomc tamtejszym
ludziom w walce z chorob).
Przecie+ to szmat drogi! Czarnobrody pokr!ci gow). Jak chcecie prze+y' noc?
Nie musisz si! tym martwi' odpar pewny siebie Rojer. Mamy kr)g Posa0ca.
Przeno$ny kr)g? w gosie nieznajomego zna' byo zaskoczenie. Pewnie sporo ci! to
kosztowao.
Chopak pokiwa gow).
Nawet wi!cej, ni+ my$lisz.
Dobrze, nie b!dziemy wam du+ej zabiera' czasu. Obaj nieznajomi powstali.
Pewnie chcecie wyruszy' z samego rana.
Odeszli i do)czyli do trzeciego m!+czyzny, ktry siedzia przy innym stole. Rojer i
Leesha szybko osuszyli kufle i udali si! na spoczynek.
27
Zmrok
332 RP
Popatrzcie tylko na mnie! Jestem Minstrelem! zawoa m!+czyzna, naci)gn)wszy na
gow! pstrokat) czapk!. Czarnobrody zarechota, ale ich trzeci towarzysz, wi!kszy od nich
dwch razem wzi!tych, nie odezwa si! sowem. Na ustach caej trjki go$ciy u$miechy.
Chciabym tylko wiedzie', czym ta wied2ma we mnie rzucia burkn) czarnobrody.
Wsadziem eb pod wod!, a oczy wci)+ piek) jak jasny gwint.
Szczerz)c z!by, unis kr)g Posa0ca i wodze konia.
Mniejsza zreszt) o to. Taka zdobycz przytrafia si! raz w +yciu.
Min) dugie miesi)ce, zanim znw b!dziemy musieli wzi)' si! do pracy oznajmi
m!+czyzna w czapce Minstrela, podrzucaj)c sakiewk! z monetami. I popatrzcie, wyszli$my
z tego bez szwanku!
Podskoczy i strzeli obcasami.
Mo+e ty wyszede$. Czarnobrody zachichota. Ale mnie kilka zadrapa0 na plecach
zostao! Ta kurewka bya warta prawie tyle co kr)g, cho' przez ten proszek, ktrym cisn!a
mi w oczy, ledwie mogem dojrze', co gdzie wpycham.
Milcz)cy gigant klasn) w donie, u$miechaj)c si! dziko, a m!+czyzna w czapce
podskoczy i strzeli obcasami.
Trzeba byo j) zabra' doda. Zimno si! robi w tej nieszcz!snej jaskini.
Nie b)d2 gupi, mamy teraz konia i przeno$ny kr)g. Nie musimy si! gnie2dzi' w tej
zat!chej dziurze i wa$nie to jest w tym wszystkim najlepsze. W Pniaku gadaj), +e ksi)+!cy
ludzie widzieli tych dwoje tu+ przed tym, jak +e$my na nich napadli. Trza nam rusza' w
drog! skoro $wit, bo jeszcze dopadn) nas pachoki Rhinebecka.
Wszyscy trzej do tego stopnia pochoni!ci byli rozmow), +e dostrzegli je2d2ca dopiero
wtedy, gdy znalaz si! zaledwie kilka jardw od nich. W rzedniej)cym $wietle wygl)da
niczym upir odziany w powiewaj)ce na wietrze szaty jecha na czarnym rumaku w cieniu
drzew porastaj)cych skraj drogi.
Na jego widok rado$' natychmiast znika z twarzy trzech rozbjnikw, zast)piona
wyrazem zaci!to$ci. Czarnobrody upu$ci kr)g na ziemi! i pochwyci za ci!+k) pak!. By
kr!pym, barczystym m!+czyzn) z rzedniej)cymi wosami i dug), niezadban) brod). Tu+ za
nim wyrs jego milcz)cy, olbrzymi towarzysz z maczug) wielko$ci niewielkiego drzewa, a
ich kompan w pstrokatej czapce porwa za wczni! o poszczerbionym, powyginanym ostrzu.
To nasza droga! wycedzi przez z!by czarnobrody Ch!tnie si! ni) dzielimy, pod
warunkiem uiszczenia niewielkiej opaty.
Tymczasem nieznajomy wa$nie wyje+d+a z cienia.
Przy jego siodle wisia koczan z ci!+kimi strzaami, a uk z nao+on) ci!ciw) znajdowa
si! w zasi!gu r!ki je2d2ca. Po drugiej stronie przy uprz!+y tkwia wcznia duga niczym
rycerska kopia, a obok niej okr)ga tarcza. Nad siodem sterczao kilka oszczepw, ktrych
ostrza migotay dziko w promieniach zachodz)cego so0ca.
Nieznajomy nie si!gn) jednak po +adn) bro0, a pozwoli jedynie, by kaptur zsun) mu si!
z gowy. Na twarzach trjki rozbjnikw pojawi si! wyraz bezbrze+nego zdumienia. Ich
przywdca szybko post)pi kilka krokw w ty i podnis kr)g.
W zasadzie mogliby$my ci pozwoli' przejecha' za darmo ten jeden raz poprawi si!,
zerkaj)c na kompanw. Nawet milcz)cy olbrzym poblad ze strachu. Nadal trzymali bro0 w
pogotowiu, ale ostro+nie okr)+yli konia i zacz!li wycofywa' si! w d drogi.
I +eby$my ci! wi!cej nie widzieli! wykrzykn) czarnobrody, gdy odeszli na
bezpieczn) odlego$'. Nieznajomy nawet si! nie odwrci.

* * *

Gdy gosy ucichy, Rojer wreszcie zwalczy strach. Powiedzieli mu, +e go zabij), je$li
jeszcze raz sprbuje si! podnie$'. Si!gn) do tajemnej kieszeni, ale wymaca tam jedynie
kawaki poamanego drewna i rzadkie kosmyki wosw. Laleczka zapewne zostaa
zniszczona, gdy olbrzym-niemowa kopn) chopaka w brzuch. Rojer jednak+e nie dba ju+ o
talizman, pozwoli, by jego pozostao$ci wypady ze zdr!twiaych palcw prosto w boto.
Wtedy cisz! przerwao szlochanie. Uzmysowi sobie, +e boi si! spojrze' na Leesh!. Ju+
raz popeni ten b)d, gdy olbrzym wsta z jego plecw, by zaj)' swe miejsce mi!dzy nogami
dziewczyny. Jego kompan szybko go zast)pi i znw przygnit chopaka do ziemi.
Rozbjnicy traktowali go jak wygodne siedzisko, z ktrego mogli obserwowa' zabaw!.
Spojrzenie olbrzyma nie grzeszyo rozumno$ci), ale nawet je$li nie przejawia sadyzmu,
ktry cechowa jego towarzyszy, to $lepy, dziki pop!d, uosobienie zwierz!cej +)dzy w ciele
skalnego demona, okaza si! wystarczaj)co przera+aj)cy. Rojer przez moment widzia, jak
m!+czyzna przygniata Leesh!. To wystarczyo. Gdyby mg usun)' te wspomnienia z
pami!ci, wydrapuj)c sobie oczy, uczyniby to bez wahania.
Okaza si! gupcem, zdradzaj)c kierunek w!drwki i asa, ktrego trzyma w r!kawie.
Najwyra2niej cay ten czas sp!dzony w zachodnich wioskach przyt!pi jego naturaln)
nieufno$' wobec obcych.
Marko Wcz!ga by im nie zaufa, pomy$la.
Nie byo to jednak do ko0ca prawd). Marko bez przerwy dawa si! wyprowadza' w pole
lub obrywa pak) i le+a w pyle drogi, czekaj)c na $mier', ale zawsze znalaz sposb na
wyj$cie z tarapatw.
Bo to ty wymy$lae$ zako0czenia tych opowie$ci, przypomnia sobie chopak.
Niemniej jednak wyobra+enie Marka Wcz!gi, ktry wstaje i otrzepuje kurz z ubrania,
pozostao Rojerowi przed oczyma i pomogo mu zebra' do$' si, by wreszcie poruszy'
czonkami. Natychmiast przeszy go bl, ale nie s)dzi, by napastnicy zamali mu jak)$ ko$'.
Lewe oko napucho tak bardzo, +e ledwo co widzia, a nabrzmiaa warga smakowaa krwi).
Ciao mia obite i pokryte siniakami, ale Abrum swego czasu urz)dzi go znacznie gorzej.
Tym razem jednak nie byo w pobli+u gwardzistw, ktrzy zawlekliby go w bezpieczne
miejsce. Ani matka, ani mistrz nie zast)pi) demonowi drogi.
Leesha znw zaszlochaa, a Rojer poczu narastaj)cy ci!+ar winy. Walczy, by ocali' jej
cze$', ale mia przeciwko sobie trzech uzbrojonych i o wiele silniejszych m!+czyzn. C+
wi!cej mg pocz)'?
Szkoda, +e mnie nie zabili, pomy$la. Wolabym by' martwy, ni+ przygl)da' si!, jak...
Tchrz, warkn) gos w jego gowie. Rusz si!. Ona ci! potrzebuje.
Rojer powsta z wyra2nym trudem i rozejrza si! po okolicy. Leesha le+aa z
podkurczonymi nogami w pyle le$nej drogi, nie maj)c nawet tyle siy, by zakry' znamiona
upokorzenia. Nie dostrzeg w pobli+u +adnych $ladw rozbjnikw.
W gruncie rzeczy nie miao to wi!kszego znaczenia. Stracili przecie+ przeno$ny kr)g, a
bez niego oboje byli martwi. Od Pniaka dzieli ich niemal+e cay dzie0 drogi, a podczas
w!drwki do Zak)tka Drwali nie mogli liczy' na +adne $lady ludzkiej bytno$ci. Do
zmierzchu pozostawaa za$ niecaa godzina.
Rojer podszed do dziewczyny i pad na kolana.
Leesha, wszystko w porz)dku? zapyta, przeklinaj)c dr+enie gosu. Musia okaza'
si!, ktrej ona tak bardzo teraz potrzebowaa. Leesha, prosz!, odezwij si!.
Dziewczyna go nie syszaa. Skulia si! jeszcze bardziej, dygocz)c i szlochaj)c. Rojer
pogadzi j) po plecach i szepcz)c sowa pocieszenia, delikatnie obci)gn) spdnice, by
zakry' jej wstyd. Bez wzgl!du na to, dok)d ucieka jej $wiadomo$' w reakcji na straszliwe
przej$cia, z pewno$ci) nie chciaa tego miejsca opu$ci'. Prbowa j) utuli', ale gwatownie go
odepchn!a i znw obj!a r!kami nogi, targana spazmami.
Rojer zabra si! za zbieranie resztek dobytku. Rozbjnicy przetrz)sn!li sakwy, zabrali
wszystko, co stanowio dla nich jak)kolwiek warto$', a reszt! rozrzucili, niszcz)c co
popadnie. Ubrania Leeshy le+ay po caej drodze, kolorowy worek z cudami Arricka
przesi)ka botem w kau+y. Niemal+e caa jego zawarto$' zostaa skradziona lub
roztrzaskana. Kawaek dalej Rojer dostrzeg drewniane pieczki do +onglowania, ale nie mia
ochoty ich podnosi'.
Zaraz potem na skraju drogi zauwa+y odkopni!ty tam przez olbrzyma futera na skrzypki
i raptem od+ya w nim nadzieja. Podbieg i od razu zauwa+y, +e futera jest otwarty. Sam
instrument nadawa si! jeszcze do u+ycia wystarczyo zao+y' nowe struny i nieco je
nastroi' ale nigdzie nie widzia smyczka.
Natychmiast przyst)pi do poszukiwa0. Rozrzuca li$cie i myszkowa w$rd runa z
narastaj)c) panik), ale bez skutku smyczek przepad na dobre. Chopak schowa skrzypki z
powrotem do futerau i rozo+y jedn) z dugich sukien Leeshy, by zawin)' w ni) skromne
pozostao$ci ich dobytku.
Nieruchomym powietrzem targn) silny podmuch wiatru. Li$cie zaszele$ciy. Rojer
spojrza na zachodz)ce so0ce i niespodziewanie z ca) moc) u$wiadomi sobie, +e pisana jest
im $mier'. C+ z tego, +e b!dzie mia wwczas ze sob) toboek ze skrzypkami bez smyczka
oraz nieco ubra0?
Pokr!ci gow). Wci)+ +yli, a przy odrobinie pomy$lunku mogli przecie+ unikn)'
otcha0cw. Zacisn) do0 na futerale skrzypek, czuj)c przypyw si. Je$li przetrwaj) noc,
obetnie Leeshy pukiel wosw i sporz)dzi nowy smyczek. Demony nie wyrz)dz) im +adnej
krzywdy, dopki b!dzie mg gra'.
Lasy po obu stronach drogi wydaway si! ciemne i niebezpieczne, ale Rojer wiedzia, +e
otcha0ce przedkaday polowanie na ludzi ponad polowanie na inne stworzenia. B!d) si!
trzyma' blisko drogi, a zatem powinien poszuka' w guszy kryjwki lub odosobnionego
miejsca na przygotowanie kr!gu.
A niby jak to zrobisz? zapyta w znienawidzony gos w jego gowie. Nigdy nie zadae$
sobie trudu, by si! tego nauczy'.
Rojer podszed do Leeshy. Dziewczyna wci)+ dr+aa i pakaa.
Leesha, musimy zej$' z drogi powiedzia, kl!kaj)c tu+ przy niej. Odczeka chwil!, ale
nie reagowaa. Musimy znale2' jakie$ schronienie doda go$niej, potrz)saj)c jej
ramieniem. Leesha, so0ce zachodzi!
Nagle szloch usta i dziewczyna uniosa gow!. Spojrzaa na zatroskane, posiniaczone
oblicze chopaka, a wtedy jej twarz znw wykrzywi grymas cierpienia.
Mimo to Rojer zdawa sobie spraw!, +e na chwil! dotar do jej $wiadomo$ci, i nie mia
zamiaru si! poddawa'. Potrafi sobie wyobrazi' przynajmniej kilka rzeczy o wiele gorszych
od tego, co j) spotkao, a $mier' przez rozszarpanie na kawaki szponami demona znajdowaa
si! na szczycie listy. Raz jeszcze chwyci dziewczyn! za ramiona i potrz)sn) ni) z caej siy.
Leesha, musisz wzi)' si! w gar$'! wykrzykn). Je$li nie znajdziemy miejsca na
przeczekanie nocy, wschodz)ce so0ce opromieni krwawe strz!py rozrzucone po caej
drodze!
Celowo wzbogaci ostrze+enie tak barwnym opisem, chc)c przemwi' do wyobra2ni
dziewczyny. Osi)gn) cel, gdy+ Leesha natychmiast si! poderwaa.
Ci!+ko oddychaa, ale wreszcie przestaa paka'. Rojer otar jej twarz r!kawem.
Co teraz poczniemy? szepn!a, $ciskaj)c go bole$nie za r!k!.
Raz jeszcze przywoa przed oczy obraz Marka Wcz!gi.
Po pierwsze, trzeba nam zej$' z traktu rzek chodnym tonem, staraj)c si! sprawi'
wra+enie pewnego siebie. Udawa, +e ma plan, podczas gdy nie mia bladego poj!cia, co
pocz)'. Leesha pokiwaa gow) i pozwolia, by pomg jej wsta'. Jej twarz przeci) grymas
blu.
Rojer chwyci j) mocno i razem poku$tykali w g)b lasu. Ostatnie stru+ki $wiata
przebijay si! przez g!ste korony drzew, a pod nogami szele$ciy ga!zie i suche li$cie. Wok
unosi si! mdl)cy, sodki smrd gnij)cych ro$lin. Rojer nienawidzi lasw.
Przetrz)sn) zakamarki pami!ci w poszukiwaniu opowie$ci o ludziach, ktrzy przetrwali
noc pod goym niebem, w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazwek, co robi', czegokolwiek,
co mogoby im pomc.
Szybko stwierdzi, +e wedle wszystkich znanych mu historii najatwiej byo przetrwa'
noc w jaskini. Otcha0ce wolay polowa' na otwartym terenie, a jaskinia zabezpieczona
najprostszymi nawet runami zapewniaa o wiele wi!ksze bezpiecze0stwo ni+ kryjwki na
zewn)trz. Rojer pami!ta za$ przynajmniej trzy s)siaduj)ce ze sob) znaki z przeno$nego
kr!gu by' mo+e wystarczyoby to do zagrodzenia wej$cia do groty.
Nie wiedzia jednak o +adnych jaskiniach w pobli+u i nie mia poj!cia, gdzie ich szuka'.
Rozgl)da si! dookoa bezradnie, gdy nagle dosysza odgos pyn)cej wody. Natychmiast
poci)gn) dziewczyn! w tamtym kierunku. Podczas oww otcha0ce kieroway si!
wzrokiem, suchem i w!chem. Skoro nie mieli prawdziwego, chronionego runami
schronienia, musieli zrobi' co$ cokolwiek by oszuka' ich zmysy. Mo+e wystarczyoby
zakopa' si! w bocie na brzegu rzeki?
Rzeka okazaa si! jednak strumykiem o w)ziutkich brzegach. Rojer podnis gadki
otoczak i cisn) nim z caej siy, warcz)c z tumionej w$cieko$ci. Nage dostrzeg, jak Leesha
kuca w ledwie si!gaj)cej kostek wodzie, nabiera jej w donie i obmywa cae ciao. Twarz,
piersi, uda...
Musimy rusza' rzuci. Chcia j) chwyci' za r!k!, ale krzykn!a i wyrwaa si!, a potem
pochylia po wi!cej wody. Leesha, nie mamy na to czasu! Szarpn) j) z caej siy i zmusi
do powstania. Wci)gn) j) g!biej w las, bez pomysu, w ktr) i$' stron!.
Podda si! dopiero wtedy, gdy dotarli na niewielk) polan!. Nie dostrzeg +adnych
kryjwek, wi!c ich ostatni) nadziej) pozostawao nakre$lenie kr!gu. Pu$ci Leesh! i wbieg
na polank!. Odgarnia w po$piechu zgnie li$cie, by dosta' si! do mi!kkiej, wilgotnej gleby.

* * *

W zamglone oczy Leeshy powoli wracaa $wiadomo$'. Dziewczyna przygl)daa si!
Rojerowi, ktry oczyszcza ziemi!. Nogi wci)+ miaa mi!kkie i opara si! ci!+ko o pie0
drzewa.
Jeszcze kilka minut temu bya przekonana, +e nigdy nie zdoa si! otrz)sn)' po tych
straszliwych przej$ciach, ale gro2ba nadej$cia otcha0cw stawaa si! coraz realniejsza i
dziewczyna odkrya niemal+e z wdzi!czno$ci) +e tylko dzi!ki temu przestaa w ko0cu
odtwarza' w gowie scen! gwatu.
Blade policzki miaa ubrudzone ziemi) i wilgotne od ez. Prbowaa wygadzi' podarte
suknie, by odzyska' cho' odrobin! godno$ci, ale bl mi!dzy nogami nie pozwala jej
zapomnie', +e godno$' zostaa jej wydarta raz na zawsze.
Ju+ prawie ciemno! j!kn!a. Co teraz poczniemy?
Wyrysuj! kr)g w ziemi. Wszystko b!dzie dobrze. Zaufaj mi, wszystko b!dzie dobrze.
A wiesz w ogle, jak si! do tego zabra'?
Tak. Chyba tak odpowiedzia Rojer bez przekonania. Miaem ten przeno$ny kr)g
przez cae lata. Pami!tam wszystkie symbole.
Uj) patyk i zacz) ry' w mokrej glebie, co chwila zerkaj)c na ciemniej)ce niebo.
Okazywa dla niej odwag!. Leesha nagle poczua, jak ogarnia j) poczucie winy.
Twierdzi, +e ma dwadzie$cia lat, ale wiedziaa, +e to nieprawda. Popenia b)d. Nie powinna
bya zabiera' go w tak niebezpieczn) podr+.
Wygl)da teraz mniej wi!cej tak jak wtedy, gdy go zobaczya po raz pierwszy.
Napuchni!ta i posiniaczona twarz, krew ciekn)ca z nosa i ust... Co rusz ociera j) r!kawem i
udawa, +e nic sobie z tego nie robi, ale Leesha bez trudu przejrzaa jego gr!. Wiedziaa, +e
jest przera+ony w tym samym stopniu co ona, ale jego starania stanowiy dla niej ogromn)
pociech!.
To chyba powinno by' inaczej zauwa+ya, przygl)daj)c si! jego pracy.
B!dzie jak nale+y warkn) Rojer.
Jestem pewna, +e otcha0com bardzo si! spodoba twj kr)g burkn!a w odpowiedzi,
rozdra+niona jego tonem. Oczaruje je wszystkie sw) nieskuteczno$ci). A mo+e powinni$my
wdrapa' si! na drzewo?
Otcha0ce s) w tym od nas lepsze.
To poszukajmy jakiej$ kryjwki!
Szukali$my, pki miao to sens. Zaraz zapadn) ciemno$ci, a ja musz! doko0czy' kr)g.
Na szcz!$cie b!dziemy w nim bezpieczni.
W)tpi!. Leesha pokr!cia gow), przygl)daj)c si! nierwnym liniom.
Gdybym tylko mia skrzypki...
Nawet nie wspominaj o tym przekl!tym rupieciu! warkn!a. Rozdra+nienie pomogo
jej odp!dzi' upokorzenie i strach. Tu nie ma dziewcz)t, przed ktrymi mo+esz si! chepi',
+e potrafisz zaklina' demony sw) gr)! Co ci przyjdzie z tego, +e nawet w chwili $mierci
b!dziesz opowiada' te zmy$lone historyjki?
Ale ja niczego nie zmy$lam!
Niech ci b!dzie westchn!a Leesha i skrzy+owaa ramiona na piersi.
Przecie+ wszystko b!dzie dobrze!
Na Stwrc!, czy nie mo+esz cho' na chwil! przesta' kama'? Nic nie b!dzie dobrze i
doskonale o tym wiesz! Otcha0ce to nie bandyci, nie zadowol) si! tylko...
Gos jej zadr+a i ucich, gdy znw spojrzaa na podarte suknie.
Na twarz chopaka wypyn) grymas cierpienia i wtedy Leesha zrozumiaa, +e
potraktowaa go zbyt okrutnie. Chciaa si! po prostu wykrzycze', a atwo byo obwinie Rojera
i jego czcze przechwaki za to, co si! stao. W g!bi serca wiedziaa jednak, +e to raczej j)
nale+ao wini'. Przecie+ Rojer wyjecha z Angiers wy)cznie ze wzgl!du na ni).
Spojrzaa w niebo i zadaa sobie pytanie, czy zd)+y go przeprosi', zanim zostan)
rozszarpani na strz!py.
Co$ si! poruszyo w krzakach za ich plecami. Oboje a+ podskoczyli ze strachu. Gdy si!
odwrcili, ujrzeli owini!tego w szary paszcz m!+czyzn!, ktry wa$nie wkroczy na polan!.
Skrywa twarz w cieniu kaptura. Nie mia przy sobie broni, ale jego postawa zdradzia
Leeshy, +e jest niebezpiecznym czowiekiem. Je$li Maricka mo+na byo nazwa' wilkiem, ten
zasugiwa na miano lwa.
Scena gwatu znw stan!a jej przed oczyma. Zastanawiaa si! przez krtk) chwil!, co
sprawioby jej wi!kszy bl: kolejny gwat czy $mier' zadana przez demony.
Rojer poderwa si! na nogi, pochwyci Leesh! i poci)gn) do tyu, zasaniaj)c jej ciao
wasnym. Z wykrzywion) twarz) wymierzy kij w kierunku nieznajomego. Zakapturzony
zignorowa ich i podszed do kr!gu. Przyjrza mu si! z uwag).
W twojej barierze s) luki powiedzia. Tu, tu i tam. A to kopn) ziemi!,
przysypuj)c jeden z niezdarnie wyrysowanych symboli to nawet nie jest run.
Umiesz j) naprawi'? zapytaa z nadziej) Leesha, uwalniaj)c r!k! i podchodz)c do
nieznajomego.
Leesha, nie! szepn) Rojer, ale dziewczyna go zignorowaa.
M!+czyzna zreszt) nawet nie spojrza w jej kierunku.
Nie ma ju+ czasu odpar i wskaza otcha0ce, ktre wa$nie zaczynay si!
materializowa' na skraju polany.
Och, nie... wyszeptaa Leesha. Z jej twarzy odpyn!y wszelkie kolory.
Jako pierwszy pojawi si! demon wichru. Zasycza na widok ludzi i przykucn), jakby
chcia wyskoczy' w powietrze, ale nieznajomy mu na to nie pozwoli. Doskoczy do niego i
zapa za odn+a, by uniemo+liwi' mu rozwini!cie skrzyde. Ciao demona zaskwierczao i
buchn!o dymem pod wpywem jego dotyku.
Otchaniec zaskrzecza i rozwar szcz!ki pene zaostrzonych z!bw. M!+czyzna cofn)
gow!, strz)sn) z niej kaptur, a potem z caej siy wbi ogolon) czaszk! w pysk demona.
Magia rozbysa, odrzucaj)c potwora. Uderzy z impetem w ziemi!, a nieznajomy przypad do
niego i wbi wyprostowane palce prosto w jego gardo. Znw pojawi si! bysk i wtem z
gardzieli bestii trysn!a czarna posoka.
M!+czyzna odwrci si! szybko i wytar do0, przechodz)c obok Rojera i Leeshy.
Dziewczyna moga wreszcie przyjrze' si! jego twarzy. Nie odnalaza w niej wielu ludzkich
cech czaszk! mia cakowicie ogolon), )cznie z brwiami, a miejsce wosw zajmoway
tatua+e, ktre otaczay oczy, biegy wzdu+ uszu i pokryway policzki, a ko0czyy si! na
czubku gowy. Pojedyncze linie ci)gn!y si! nawet wzdu+ szcz!ki i dookoa ust.
Rozbiem nieopodal obz powiedzia, nie zwa+aj)c na ich zdumienie. Je$li chcecie
doczeka' $witu, chod2cie za mn).
A co z demonami? zapytaa Leesha, kiedy przemierzali las szybkim krokiem.
Zupenie jakby jej sowa miay prorocz) moc, wyrosa przed nimi para drzewnych demonw
o ciaach okrytych korowatym pancerzem.
M!+czyzna $ci)gn) paszcz, pod ktrym nosi jedynie krtkie spodnie. Dziewczyna ze
zdumieniem spostrzega, +e jego tatua+e nie ograniczaj) si! wy)cznie do gowy. Runy
uo+one w skomplikowane wzory obwodziy muskularne ramiona i nogi, a wi!ksze
pokryway okcie i kolana. Na plecach znajdowa si! ochronny kr)g, za$ inny wielki tatua+
po$rodku muskularnej klatki piersiowej. Runy zdobiy ka+dy cal jego ciaa.
To Naznaczony! wyszepta Rojer. Leesha u$wiadomia sobie, +e sk)d$ zna to miano.
Z demonami dam sobie rad! powiedzia m!+czyzna. Trzymaj.
Poda dziewczynie szat!, a potem wyskoczy prosto na otcha0ce. Przetoczy si! po ziemi
i tu+ przed nimi wyrzuci przed siebie nogi, uderzaj)c stopami w ich brzuchy. Magia znw
rozbysa, zmiataj)c oba demony z ich drogi.
Bieg mi!dzy drzewami zamieni si! w szale0czy wy$cig, obrazy zleway si! w jedn)
zamazan) plam!. Naznaczony narzuci mordercze tempo, nie zwa+aj)c na potwory, ktre
nacieray na nich ze wszystkich stron. Jaki$ drzewny demon skoczy na Leesh! z ga!zi, ale
ich tajemniczy przewodnik natychmiast si! przy niej znalaz i wbi chroniony runami okie' w
czaszk! otcha0ca, rozsadzaj)c j) w pojedynczej eksplozji. Wichrowy demon zanurkowa na
Rojera. Ju+ wystawi szpony, by rozpata' gardo chopaka, gdy Naznaczony grzmotn) go
pi!$ci), przebijaj)c jedno z jego skrzyde na wylot.
Nim Rojer zd)+y podzi!kowa', m!+czyzna podj) bieg. Chopak pop!dzi za nim,
podtrzymuj)c Leesh! i szarpi)c za jej suknie za ka+dym razem, gdy uwi!zy w kolczastych
zaro$lach.
Wypadli spomi!dzy drzew, sk)d Leesha moga ju+ dostrzec ogie0 zwiastuj)cy blisko$'
obozowiska. Drog! do niego zagradzaa jednak+e grupa otcha0cw z ogromnym, mierz)cym
osiem stp skalnym demonem na czele.
Olbrzym zarycza i waln) wielkimi pi!$ciami o opancerzon) pier$. Jego kolczasty ogon
miota si! na boki, odpychaj)c inne otcha0ce, pragn)ce zatrzyma' up dla siebie.
Naznaczony ruszy ku potworowi bez strachu. Gwizdn) przeci)gle i stan) na szeroko
rozstawionych nogach, gotw odpowiedzie' na atak.
Nim jednak otchaniec zd)+y zaszar+owa', jego opancerzon) pier$ przebiy na wylot dwa
ostre ksztaty, wzniecaj)c chmury iskier. Dopiero wtedy m!+czyzna natar zdzieli potwora
wytatuowan) pi!t) w kolano, przewracaj)c go na ziemi!.
Gdy pada, Leesha ujrzaa monstrualny ksztat za jego plecami. Czarna bestia wyszarpaa
rogi z piersi demona, stan!a d!ba z przeci)gym r+eniem, a potem wbia kopyta w plecy
ofiary, wywouj)c kolejn) eksplozj! $wiata.
Naznaczony ruszy ku nast!pnym otcha0com, lecz te rozpierzchy si! na widok jego
zawzi!to$ci. Jaki$ ognisty demon plun) w niego ogniem, ale m!+czyzna unis donie i
pomienie zamieniy si! w powiew chodnego wiatru. Dr+)cy ze strachu Rojer i Leesha z
niewysowion) ulg) wbiegli do runicznego kr!gu.
Nocny Tancerzu! Naznaczony znw zagwizda. Pot!+ny rumak zostawi w spokoju
zmaltretowane zwoki i pop!dzi w $lad za d2wi!kiem, przekraczaj)c barier!.
Podobnie jak jego pan, Nocny Tancerz przypomina posta' z koszmaru. Leesha nigdy
wcze$niej nie widziaa tak ogromnego konia. Jego g!sta, l$ni)ca sier$' miaa kolor mahoniu, a
ciao kry pancerz z wygrawerowanymi runami. Ogromny eb zakrywa rodzaj hemu z
dwoma dugimi metalowymi rogami, na ktrych rwnie+ widniay runy. Ba, nawet na
kopytach znajdoway si! symbole wymalowane srebrn) farb). Gigantyczne zwierz! w
rzeczywisto$ci bardziej przypominao demona ni+ konia.
Z czarnego sioda zwisay najrozmaitsze uchwyty na bro0, przytrzymuj)ce cisowy uk,
koczan ze strzaami, bolasy i r+nej dugo$ci wcznie. Do !ku je2dziec przytroczy okr)g),
wypolerowan) na poysk tarcz!, gotow) do u+ycia z grzbietu wierzchowca w ka+dej chwili.
Wok jej kraw!dzi bieg szereg skomplikowanych znakw.
Nocny Tancerz sta spokojnie, podczas gdy Naznaczony ogl)da go w poszukiwaniu ran.
Czyhaj)ce ledwie kilka stp dalej demony najwyra2niej nie robiy na nim wra+enia. Kiedy
m!+czyzna upewni si!, +e jego rumak wyszed ze starcia bez szwanku, przenis wzrok na
Leesh! i Rojera, ktrzy stali po$rodku kr!gu, nadal wstrz)$ni!ci wydarzeniami sprzed chwili.
Roznie' ogie0 przykaza chopakowi. Mam troch! mi!sa, ktre mogliby$my upiec, a
do tego bochenek chleba.
Podszed do jukw, pocieraj)c rami!.
Jeste$ ranny wydukaa dziewczyna, otrz)sn)wszy si! wreszcie z szoku.
Podbiega do nieznajomego. Na ramieniu widniao rozci!cie, inne, o wiele g!bsze,
znalaza na udzie. Skra m!+czyzny bya twarda i poprzecinana bliznami, nieco szorstka, lecz
mimo to przyjemna w dotyku. Gdy wodzia po niej palcami, poczua lekkie mrowienie.
To drobiazg odpar Naznaczony. Czasem jaki$ otchaniec ma szcz!$cie i udaje mu
si! wbi' pazur, zanim odepchn) go runy.
Chcia odej$' i si!gn)' po szat!, ale Leesha nie dawaa za wygran).
Demony nigdy nie zadaj) ran, ktre mo+na zby' wzruszeniem ramion. Poprowadzia
m!+czyzn! do sporego kamienia, gdzie kazaa mu usi)$'. Po prawdzie baa si! go niemal w
tym samym stopniu, co samych demonw, ale przecie+ po$wi!cia +ycie pomaganiu rannym.
Co wi!cej, dobrze jej znane obowi)zki sprawiy, +e znw zdoaa zapomnie' o powracaj)cym
blu.
Trzymam zioa w jukach. M!+czyzna wskaza gestem siodo. Leesha otworzya torb!
i znalaza sakiewk!. Pochylia si! przy ogniu, by przetrz)sn)' jej zawarto$'.
Masz li$cie glisowca?
Naznaczony spojrza na ni) ze zdziwieniem.
A po co? Jest przecie+ mnstwo rozchodnika.
Jasne mrukn!a dziewczyna. Na Stwrc!, wy, Posa0cy, zawsze twierdzicie, +e
rozchodnik to lekarstwo na ka+d) dolegliwo$'.
Chwycia sakiewk!, mo2dzierz, tuczek i bukak wody, po czym ukl!ka przy
m!+czy2nie, ucieraj)c rozchodnik i kilka innych zi na miazg!.
Dlaczego s)dzisz, +e jestem Posa0cem? zapyta nagle nieznajomy.
A kt+ inny w!drowaby samotnie po nocy?
Nie pracowaem jako Posaniec od lat. Nawet nie drgn), gdy dziewczyna oczyszczaa
jego rany nacieraa je piek)c) mazi). Rojer zw!zi oczy, obserwuj)c, jak Leesha
rozsmarowuje ma$' na muskularnych ramionach.
Jeste$ Zielark)? zapyta Naznaczony.
Leesha przesun!a ig! nad ogniem i nawleka ni'. Kiwn!a gow), ale nie odrywaa oczu
od pracy. Odgarn!a g!sty pukiel wosw z czoa i zao+ya o za ucho, przyst!puj)c do
zaszywania rozci!cia na udzie. M!+czyzna nie odezwa si! ponownie, wi!c niosa gow!, by
spojrze' mu w twarz. Oczy mia przyjemne, a okalaj)ca je siateczka runw sprawiaa, +e
przypominay mroczne $lepia jakiego$ potwora, Leesha nie potrafia znie$' tego wzroku i
szybko pu$cia gow!.
Mam na imi! Leesha, a kolacj! robi nam Rojer. Jest Minstrelem.
M!+czyzna skin) w stron! chopaka, ale rwnie+ on nie mg dugo wytrzyma'
spojrzenia nieznajomego.
Dzi!kuj! ci za uratowanie nam +ycia dodaa po chwili.
Naznaczony mrukn) co$ pod nosem. Dziewczyna milczaa, czekaj)c, a+ co$ powie, ale
nie zada obie tego trudu.
Masz jakie$ imi!? spytaa w ko0cu.
Nie u+ywaem +adnego od lat.
Ale jakie$ masz?
Obcy wzruszy ramionami.
A zatem jak mamy ci! nazywa'?
Nie wydaje mi si!, +eby$cie w ogle musieli to robi'. Zauwa+y, +e Zielarka
sko0czya prac!, i wsta, by znw zakry' si! od stp do gw dugim paszczem. Niczego mi
nie zawdzi!czacie, pomgbym ka+demu w takiej sytuacji. Jutro odprowadz! was bezpiecznie
do Pniaka.
Dziewczyna zerkn!a k)tem oka na ogrzewaj)cego si! przy ognisku Rojera, a potem
przeniosa wzrok z powrotem na Naznaczonego.
Wa$nie stamt)d wyjechali$my, a musimy dotrze' do Zak)tka Drwali. Mo+esz nas tam
zabra'?
M!+czyzna pokr!ci gow), na powrt ukryt) pod szarym kapturem.
Ale wracaj)c do Pniaka, stracimy co najmniej tydzie0!
To nie mj problem. Wzruszy ramionami.
Mo+emy ci zapaci' powiedziaa niespodziewanie Leesha. Naznaczony spojrza na
ni), a ona opu$cia wzrok z poczuciem winy. Nie teraz, rzecz jasna. Zostali$my napadni!ci
na trakcie. Zabrali nam wszystko, naszego konia, kr)g, pieni)dze, nawet jedzenie. Jej gos
zagodnia. Zabrali nam... wszystko.
Uniosa wzrok.
Ale gdy ju+ dotrzemy do Zak)tka, b!d! moga ci zapaci'.
Nie potrzebuj! pieni!dzy.
Prosz!! To niezwykle wa+ne.
Przykro mi.
Wtedy podszed do nich spochmurniay Rojer.
Nic si! nie martw powiedzia. Je$li ten czowiek nie zechce nam pomc, sami
znajdziemy sposb.
Niby jaki? Mamy da' si! pozabija', gdy tymczasem b!dziesz prbowa odp!dzi'
demony gupimi skrzypkami?
Chopak odwrci si! z ura+on) min), ale Leesha zignorowaa go i znw spojrzaa w oczy
nieznajomemu.
Prosz! szepn!a bagalnym tonem i pochwycia go za r!ce. Trzy dni temu do
Angiers przyby Posaniec z wie$ci), +e w Zak)tku szaleje choroba. Zabia ju+ ponad tuzin
mieszka0cw, w tym najwspanialsz) Zielark!, jaka kiedykolwiek +ya na tym $wiecie.
Pozostae Zielarki we wsi nie s) w stanie wszystkim pomc. Oni mnie potrzebuj).
A zatem liczysz, +e nie tylko nado+! drogi, ale zaprowadz! ci! do wsi ogarni!tej
chorob)? zapyta z niech!ci) m!+czyzna.
Leesha zacz!a szlocha' i pada na kolana, $ciskaj)c jego szat!.
Mj ojciec jest chory. Je$li tam nie dotr!, umrze!
Naznaczony ostro+nie, jakby na prb!, poo+y do0 na ramieniu Zielarki. Dziewczyna nie
miaa pewno$ci, jak na niego wpyn!a, ale odniosa wra+enie, +e poruszya czu) strun!.
Prosz! powtrzya.
Przygl)da jej si! przez du+sz) chwil!.
W porz)dku powiedzia w ko0cu.

* * *

Zak)tek Drwali znajdowa si! na poudniowym kra0cu Lasu Angieria0skiego, jakie$
sze$' dni drogi od miasta. Naznaczony powiedzia, +e b!d) musieli sp!dzi' jeszcze cztery
noce pod goym niebem, nim dotr) do wsi, trzy, je$li si! pospiesz). Jecha na koniu,
zwalniaj)c na tyle, by Leesha i Rojer mogli za nim nad)+y'.
Rusz! przodem, by przepatrzy' szlak oznajmi. Wrc! za jak)$ godzin!.
Dziewczyna poczua zimne ukucie strachu, gdy wbi pi!ty w bok wierzchowca i odjecha
galopem. Nieznajomy wci)+ przera+a j) prawie tak bardzo, jak rozbjnicy czy otcha0ce, ale
w jego obecno$ci przynajmniej od nich bya bezpieczna.
Nie zmru+ya tej nocy oka. Jej warga pulsowaa blem gryza si! w ni) za ka+dym
razem, gdy w jej sercu znw wzbiera pacz. Kiedy m!+czy2ni zasn!li, oczy$cia ka+dy cal
ciaa, ale nadal czua si! zbrukana.
Syszaem opowie$ci o tym czowieku powiedzia Rojer. Kilka nawet sam
wymy$liem. Zawsze mi si! wydawao, +e to posta' z legend, ale przecie+ nie mo+e istnie'
dwch r+nych ludzi wytatuowanych w runy, ktrzy zabijaj) otcha0ce goymi r!kami.
Nazwae$ go Naznaczonym przypomniaa sobie Leesha.
Chopak pokiwa gow).
Tak o nim mwi). Nikt nie zna jego prawdziwego imienia. Po raz pierwszy usyszaem
o nim jaki$ rok temu, gdy po wsiach na Zachodzie w!drowali Minstrele. S)dziem, +e to tylko
historyjka do rozweselania wie$niakw przy piwie, ale wygl)da na to, +e czowiek ksi!cia nie
opowiada dyrdymaw.
A co opowiedzia? zapytaa zaciekawiona dziewczyna.
3e Naznaczony wczy si! po nocy i poluje na demony. Unika kontaktu z lud2mi, a
miasta odwiedza tylko wtedy, gdy mu czego$ brakuje. Paci staro+ytnymi monetami. Czasem
te+ opowiadaj), +e uratowa komu$ +ycie na trakcie.
C+, to akurat sami mo+emy potwierdzi'. Ale skoro potrafi zabija' otcha0ce, dlaczego
jak dot)d nikt nie prbowa wykra$' mu jego sekretw?
Rojer wzruszy ramionami.
Podobno nikt si! nie o$mieli. Nawet ksi)+!ta odczuwaj) przed nim respekt, je$li nie
strach, zwaszcza po tym, do czego doszo w Lakton.
Czyli?
Mwi), +e szefowie dokw nasali na niego ludzi, by skradli jego runy wojenne.
Dwunastu chopa uzbrojonych po z!by. Niektrzy ocaleli, ale pozostan) kalekami do ko0ca
+ycia.
Na Stwrc!! j!kn!a Leesha, zasaniaj)c usta. C+ to za potwr!
Niektrzy powiadaj), +e jest po cz!$ci demonem. Urodzi si! pono' jako dziecko
kobiety zgwaconej przez otcha0ca, ktry...
Nagle urwa. Zaczerwieni si! po uszy, gdy zrozumia, co wa$nie powiedzia, ale jego
nieprzemy$lana uwaga odniosa wprost przeciwny skutek, pomoga bowiem przeama'
dziewczynie strach.
Przecie+ to $mieszne stwierdzia, kr!c)c gow).
Inni mwi), +e +aden z niego demon ci)gn) Rojer. Uwa+aj) go za Wybawiciela,
ktry zako0czy Plag!. Opiekunowie modl) si! do niego i bagaj) o jego bogosawie0stwo.
Pr!dzej uwierz!, +e w jego +yach pynie krew demona rzeka dziewczyna, cho' tym
razem z mniejsz) pewno$ci) siebie.
W!drowali dalej w niezr!cznej ciszy. Jeszcze wczoraj Rojer nie daby Leeshy ani chwili
spokoju, bez przerwy prbuj)c jej zaimponowa' muzyk) i opowie$ciami, ale teraz
maszerowa ze spuszczonym wzrokiem, pogr)+ony w zadumie. Dziewczyna wiedziaa, +e
cierpi, i nawet zapragn!a doda' mu otuchy, ale czua, +e w pierwszej kolejno$ci to ona
potrzebuje pocieszenia. Nie umiaa obdarowa' tym, czego sama potrzebowaa.
Wkrtce pojawi si! Naznaczony.
Idziecie zbyt wolno rzuci, zeskakuj)c z konia. Je$li chcecie unikn)' czwartej nocy
na trakcie, b!dziemy musieli pokona' dzi$ trzydzie$ci mil. Wskakujcie na siodo, ja pobiegn!.
Nie powiniene$ biec! zaprotestowaa Leesha. Szwy na udzie z pewno$ci) pop!kaj)!
Rana ju+ si! zaleczya. Potrzebowaem tylko odrobiny odpoczynku.
Bzdura! To rozci!cie byo g!bokie na cal!
Chc)c postawi' na swoim, podesza do m!+czyzny i ukl!ka, by unie$' lu2n) po! szaty
przesaniaj)c) muskularn), wytatuowan) nog!. Gdy jednak $ci)gn!a banda+, rozdziawia
usta ze zdumienia, Rana cakowicie ju+ zarosa, a ko0cwki szww sterczay z cakiem
zdrowej, zar+owionej lekko skry.
To przecie+ niemo+liwe zdoaa wymamrota'.
To byo tylko dra$ni!cie. Naznaczony ostrzem no+a wyci)ga szwy jeden po drugim.
Leesha nie wiedziaa, co odpowiedzie', a wojownik podszed o Nocnego Tancerza, uj) jego
wodzie i przekaza je Zielarce.
Dzi!kuj! wydukaa, wci)+ oszoomiona. W tej jednej chwili zw)tpia we wszystko, co
wiedziaa na temat leczenia. Kim by ten czowiek? A mo+e raczej czym?
Naznaczony bieg u boku Nocnego Tancerza. Sadzi dugie susy, bez trudu utrzymuj)c
tempo narzucone przez rumaka. Jego wytatuowane stopy odmierzay mil! za mil).
Zatrzymywali si! na popas na pro$b! Leeshy i Rojera, on sam ani razu nie poprosi o
odpoczynek. Dziewczyna przygl)daa mu si! dyskretnie, poszukuj)c oznak zm!czenia, ale
niczego nie dostrzega. Gdy w ko0cu zatrzymali si! na noc, nakarmi i napoi rumaka. Oddech
mia spokojny i miarowy, nawet pomimo tego, +e Rojer i Leesha poj!kiwali i rozmasowywali
obolae czonki.

* * *

Przy ognisku panowao niezr!czne milczenie. Dawno ju+ zapad zmrok, ale Naznaczony
swobodnie chodzi dookoa obozowiska, zbieraj)c chrust. .ci)gn) te+ pancerz z ba Nocnego
Tancerza, dla ktrego rozo+y osobny kr)g, i wyszczotkowa jego boki. Przechodzi mi!dzy
barierami, nie my$l)c nawet o demonach czyhaj)cych w ciemno$ciach. Jeden z nich
wyskoczy na niego z krzakw, ale m!+czyzna nawet si! nie odwrci, a demon polecia w
ty, odrzucony moc) wytatuowanych na plecach runw.
Gdy Leesha przygotowywaa kolacj!, Rojer ku$tyka dookoa ogniska, usiuj)c
rozprostowa' czonki zesztywniae od caodziennej jazdy.
Przez to telepanie chyba zmia+d+yem sobie klejnoty j!kn).
Mog! rzuci' okiem, je$li chcesz zaoferowaa dziewczyna. Naznaczony parskn), a
chopak spojrza na ni) ponuro.
Dam sobie rad! oznajmi, kontynuuj)c spacer. I nagle zatrzyma si! jak wryty,
spogl)daj)c na trakt.
Pozostali rwnie+ unie$li gowy. Ujrzeli niesamowite pomara0czowe $wiato bij)ce z
paszczy i $lepi ognistego demona na dugo, nim p!dz)ca na czterech apach bestia wynurzya
si! z ciemno$ci.
Jak to si! dzieje, +e ogniste demony nie spal) caego lasu? zapyta Rojer, uwa+nie
obserwuj)c smugi ognia rozcinaj)ce powietrze za mkn)cym otcha0cem.
Zaraz si! dowiesz odpar Naznaczony z rozbawieniem. Chopakowi ten wyraz
beztroski wyda si! jeszcze bardziej niepokoj)cy od zwyczajnego zachowania m!+czyzny.
Nie czekali dugo, nim rozlego si! wycie zwiastuj)ce nadej$cie trzech drzewnych
demonw, ktre wyskoczyy na drog! w $lad za demonem ognia. W pysku jednego z nich
zwisao ju+ bezwadne, ociekaj)ce czarn) posok) trucho ognistego pobratymca.
Uciekaj)cy otchaniec do tego stopnia pochoni!ty by prbami prze$cigni!cia
prze$ladowcw, +e nie zauwa+y tych ukrytych po drugiej stronie drogi. Dostrzeg ich dopiero
wtedy, gdy jeden wyskoczy z krzakw, przygwo2dzi pechowca do ziemi i wypatroszy
jednym szarpni!ciem czarnych szponw. Mordowany demon zawy z blu, a Leesha zakrya
uszy, nie mog)c znie$' przenikliwego d2wi!ku.
Drzewiaki nienawidz) ognistych demonw wyja$ni Naznaczony po caym zaj$ciu.
Jego oczy byszczay z zadowolenia.
Dlaczego?
Bo drzewne demony s) wra+liwe na ogie0 demoniczny wtr)cia Leesha. M!+czyzna
spojrza na ni) z zaskoczeniem, ale kiwn) gow).
To dlaczego ogniste demony nie prbuj) ich podpali'? docieka Rojer.
Czasem prbuj) za$mia si! Naznaczony ale ognisty demon nigdy nie sprosta w
walce drzewnemu, nawet je$li ten drugi jest atwo palny. Drzewne ust!puj) si) jedynie
skalnym, a w puszczy s) praktycznie niewidoczne.
Oto Wielki Plan Stwrcy rzeka Leesha. Ograniczenia i rwnowaga.
Bzdura zaprotestowa naraz m!+czyzna. Gdyby ogniste demony wszystko spaliy,
nie miayby na co polowa'. To natura znalaza sposb na rozwi)zanie tego problemu.
Nie wierzysz w Stwrc!?
Mam wystarczaj)co du+o innych zmartwie0. Zmarszczki na czole nieznajomego
daway do zrozumienia, +e nie zamierza ci)gn)' tematu.
S) ludzie, ktrzy nazywaj) ci! Wybawicielem o$mieli si! odezwa' Rojer.
Naznaczony parskn).
Nie przyb!dzie do nas +aden Wybawiciel, Minstrelu. Je$li chcesz +y' w $wiecie bez
demonw, musisz je sam pozabija'.
Jakby w reakcji na jego sowa, wichrowy demon uderzy w sie' chroni)c) Nocnego
Tancerza. Rozbyso jaskrawe $wiato. Ogier zary w ziemi! kopytami, jakby si! pali, by
wyskoczy' z kr!gu i stoczy' pojedynek, ale nawet nie drgn), czekaj)c na polecenie pana.
Dlaczego twj ko0 si! nie boi? zapytaa Leesha. Nawet Posa0cy p!taj) na noc
zwierz!ta, by nie ucieky ze strachu, ale twj sprawia wra+enie, jakby chcia ruszy' do walki.
Trenuj! go od 2rebi!cia. Od zawsze nosi runy, wi!c nigdy nie pozna strachu przed
otcha0cami. Jego ojciec by najpot!+niejszym i najbardziej agresywnym zwierz!ciem, jakie
udao mi si! znale2', podobnie jak jego matka.
Wydawa si! bardzo spokojny, gdy na nim jechali$my.
Nauczyem go pow$ci)ga' agresj! Naznaczony jak zwykle mwi z chodnym
wyrazem twarzy, ale tym razem w jego gosie pobrzmiewaa duma. Odpaca dobroci) za
dobro', je$li jednak kto$ z nas znajdzie si! w niebezpiecze0stwie, zaatakuje bez zawahania.
Raz zmia+d+y czaszk! dzikowi, ktry bez w)tpienia rozwczyby mnie po $cice.
Uporawszy si! z ognistymi pobratymcami, drzewne demony zacz!y kr)+y' wok
obozowiska. M!+czyzna nao+y ci!ciw! na cisowy uk i przyci)gn) do siebie koczan peen
strza z ci!+kimi grotami. Zignorowa jednak otcha0ce, ktre nacieray na barier! i
odskakiway, odrzucone moc) runw.
Gdy zako0czyli posiek, wybra zwyk) strza! i wyj) rylec z zestawu do stawiania
runw. Powoli, w skupieniu grawerowa znaki na drzewcu.
Gdyby nie my... zacz!a Leesha.
Nie siedziabym teraz w cieple ogniska doko0czy Naznaczony, nie spogl)daj)c na
Zielark!. Polowabym.
Dziewczyna pokiwaa gow) i umilka, skupiaj)c uwag! na jego pracy. Rojer poruszy si!
niespokojnie. Najwyra2niej nie w smak mu bya nowa fascynacja Leeshy.
Widziae$ mj rodzinny dom? zapytaa cicho.
Naznaczony spojrza na ni) z zaciekawieniem, ale nie odezwa si! ani sowem.
Jad)c z poudnia musisz przecie+ przejecha' przez Zak)tek.
Omijam wsie szerokim ukiem. M!+czyzna pokr!ci gow). Pierwszy czowiek,
ktry mnie zobaczy, ucieka przera+ony, a w chwil! p2niej p!dzi za mn) gromada
rozzoszczonych wie$niakw z widami.
Leesha w pierwszej chwili chciaa zaprotestowa', ale wnet sobie u$wiadomia, +e ludzie z
Zak)tka zareagowaliby dokadnie w opisany sposb.
Ale przecie+ oni tylko si! boj) usiowaa wytumaczy'.
Wiem i dlatego zostawiam ich w spokoju. Ten $wiat nie ko0czy si! na wsiach i
miastach, nie mam czego +aowa'. Wzruszy ramionami i doda: Niech si! kryj) po
domach niczym kury w kurniku. Tchrze nie zasuguj) na nic lepszego.
A zatem dlaczego nas uratowae$? zapyta Rojer.
Bo wy jeste$cie lud2mi, a one zwyrodniaymi poczwarami. Poza tym prbowali$cie
przetrwa' a+ do ostatniej chwili.
C+ innego nam pozostao?
Zaskoczyoby ci!, jak wielu ludzi po prostu kadzie si! na ziemi.

* * *

Czwartego dnia po opuszczeniu Angiers narzucili sobie ostre tempo i pokonali spory
szmat drogi. Naznaczony nie wykazywa najmniejszych oznak zm!czenia, podobnie jak jego
rumak, ktry bieg lekko z t) sam) pr!dko$ci) co jego pan.
Gdy w ko0cu zatrzymali si! na noc, Leesha ugotowaa chud) zup! z resztek zapasw, ale
ledwie napenili ni) +o)dki.
Jak zdob!dziemy jedzenie? zapytaa.
Naznaczony wzruszy ramionami.
Nie planowaem towarzystwa odpar, zaj!ty malowaniem runw na paznokciach.
Pozostay nam jeszcze dwa dni jazdy! lamentowa Rojer. Nie damy sobie rady bez
jedzenia!
Mo+emy przyspieszy' i podr+owa' po zmroku. Nocny Tancerz prze$cignie wi!kszo$'
otcha0cw, a ja pozabijam reszt!. W ten sposb dotrzemy do celu dwa razy szybciej.
To zbyt niebezpieczne zaprotestowaa Leesha. Martwi nie zdamy si! na nic
mieszka0com Zak)tka. B!dziemy musieli w!drowa' z pustymi +o)dkami.
Nie mam najmniejszego zamiaru wychodzi' noc) poza kr)g stwierdzi zgodnie Rojer,
ale pogadzi si! z +alem po brzuchu.
Wtedy Naznaczony wskaza czaj)cego si! w pobli+u otcha0ca.
Mo+emy go zje$'.
Wolne +arty! wykrzykn) Rojer z obrzydzeniem.
Niedobrze mi si! robi na sam) my$l o jedzeniu demona! zawtrowaa mu Leesha.
Nie smakuje a+ tak 2le.
Chcesz powiedzie', +e zdarzyo ci si! je$' demony?
Robi! wszystko, co mog!, by przetrwa'.
Cho'by nie wiem co, nie zamierzam pj$' W twoje $lady oznajmia Zielarka.
Ani ja doda Rojer.
Dobrze. M!+czyzna westchn). Chwyci uk, koczan oraz dug) wczni!. .ci)gn)
szat!, odsaniaj)c poznaczone runami muskularne ciao i ruszy w kierunku bariery.
Zobacz!, co si! trafi.
Nie musisz przecie+... Leesha chciaa go powstrzyma', ale nie zd)+ya. Zaraz potem
Naznaczony znikn) w ciemno$ciach.
Wrci ponad godzin! p2niej, trzymaj)c za uszy par! krlikw. Poda zdobycz
dziewczynie, a sam usiad w tym samym miejscu co poprzednio i uj) niewielki p!dzelek.
Umiesz gra'? zapyta Rojera, ktry wa$nie ko0czy zakada' struny i brzd)ka cicho,
reguluj)c ich naci)g. Chopak podskoczy, zaskoczony pytaniem.
T-t-tak wyj)ka.
Zagrasz co$? Nie pami!tam, kiedy ostatnio syszaem d2wi!ki muzyki.
Ch!tnie bym to zrobi odpar z +alem Rojer ale rabusie odrzucili gdzie$ smyczek i
nie mogem go znale2'.
M!+czyzna pokiwa gow). Przez chwil! milcza, a potem nagle wsta i wyci)gn) dugi
n+. Mody Minstrel skuli si! ze strachu, ale Naznaczony p prostu wyszed z kr!gu. Sykn)
w kierunku drzewnego demona, ktry ju+ chcia go zaatakowa', i bestia natychmiast
odskoczya.
Powrci niebawem z kilkoma ga!ziami, odzie raj)c je z kory w trakcie marszu.
Jaki by dugi? zapyta.
O... osiemna$cie cali wyj)ka Rojer.
M!+czyzna znw skin), skrci ga)2 do odpowiedniej dugo$ci i podszed do Nocnego
Tancerza. Bez sowa odci) nieco wosia z jego ogona, ale zwierz! nawet nie zareagowao.
Nast!pnie wyszczerbi patyk po obu ko0cach i mocno zawi)za wosie z jednej strony, po
czym ukl!kn) przy Minstrelu.
Jak bardzo mam napi)'? zapyta, zginaj)c ga)2.
Rojer uo+y palce okaleczonej doni na wosiu. Gdy uzna, +e naci)g jest odpowiedni,
kiwn) gow), a Naznaczony zawi)za wosie na drugim ko0cu i poda chopakowi gotowy
smyczek.
Rozpromieniony Rojer natychmiast posmarowa go +ywic). Uj) instrument, przytkn) go
do podbrdka i przeci)gn) kilkakrotnie po strunach. Smyczek nie by idealny, ale po kilku
chwilach chopak zacz) go wyczuwa'. Przerwa, by dostroi' skrzypki, a potem zacz) gra'.
Niespodziewanie obozowisko wypenia porywaj)ca melodia, dzi!ki ktrej Leesha
odpyn!a my$lami do Zak)tka Drwali. Otrzymaa list Viki niemal+e tydzie0 temu co
zastanie po dotarciu na miejsce? By' mo+e epidemia ust)pia, nie bior)c ze sob) kolejnych
ofiar, a zmartwienia oka+) si! zbyteczne. Z drugiej strony z ka+d) chwil) wie$niacy mogli
potrzebowa' pomocy coraz bardziej.
Dziewczyna dostrzega, +e muzyka oczarowaa rwnie+ Naznaczonego. M!+czyzna
odo+y p!dzelek i wpatrywa si! w ciemno$ci. Jego twarz skryway cienie, wypaczaj)c
starannie wyrysowane linie tatua+y, i po$rd ogarniaj)cego go smutku Leesha zauwa+ya, +e
kiedy$ by urodziwym m!+czyzn). Jakie cierpienia sprawiy, +e rozpocz) takie +ycie?
Dlaczego znaczy si! runami i wola towarzystwo otcha0cw od towarzystwa ludzi? Nagle
u$wiadomia sobie, +e w g!bi serca pragnie go uzdrowi', cho' nie dawa po sobie pozna', by
dr!czy go jakikolwiek bl.
Niespodziewanie Naznaczony potrz)sn) gow), jakby chcia odegna' ogarniaj)cy go
czar. Ten gest w jednej chwili wyrwa Zielark! z zadumy. Wojownik wskaza co$ r!k).
Spjrz szepn). Ta0cz)...
Leesha rozejrzaa si! w zdumieniu. Otcha0ce nie sprawdzay ju+ mocy bariery runicznej,
przestay posykiwa' i wy'. Otaczay obozowisko, koysz)c si! do wygrywanej przez Rojera
melodii. Ogniste demony podskakiway i wiroway, ka+dym ruchem ko0czyn rozcinaj)c
powietrze smugami gasn)cych natychmiast pomieni. Ich wichrowi pobratymcy zataczali
p!tle i nurkowali ku ziemi. Z le$nych cieni wypezy nawet drzewne demony, ale cakiem
ignoroway $miertelnych wrogw, urzeczone muzyk).
Naznaczony spojrza na Rojera.
Jak ty to robisz? zapyta z podziwem.
Chopak odpowiedzia u$miechem.
Otcha0ce nie2le znaj) si! na muzyce rzek, a potem wsta i podszed do kraw!dzi
kr!gu, nie przerywaj)c gry. Demony stoczyy si!, obserwuj)c go w napi!ciu. Ruszy wzdu+
linii runw, sprawiaj)c, +e pod)+ay w $lad za nim jak zahipnotyzowane. Przystan) i zacz)
si! koysa', a one najwierniej jak potrafiy na$ladoway jego ruchy.
Nie wierzyam ci... wymamrotaa Leesha przepraszaj)cym tonem. Ty naprawd!
potrafisz je zaczarowa'.
A to nie wszystko! Rojer przejecha ostro smyczkiem po strunach, zamieniaj)c czyst)
melodi! w szereg nieprzyjemnych, faszywych d2wi!kw. Otcha0ce podniosy dziki wrzask i
zacz!y si! cofa', zakrywaj)c uszy. Odchodziy coraz dalej, $cigane zawodzeniem skrzypek,
a+ zniky po$rd cieni otaczaj)cych roz$wietlone ogniem obozowisko.
Daleko nie odeszy wytumaczy chopak. Wrc), gdy tylko przestan!.
Co jeszcze potrafisz? zapyta Naznaczony.
Rojer u$miechn) si!. Gra przed dwiema osobami sprawiaa mu tyle samo przyjemno$ci,
co wyst!p przed wiwatuj)c) publiczno$ci). Inaczej uo+y smyczek na strunach i ostre
d2wi!ki gadko przeszy w czaruj)c) melodi!, ktra znw zwabia demony.
Spjrzcie tylko na to. Tym razem zacz) wygrywa' tak wysokie nuty, +e Leesha i
Naznaczony musieli zacisn)' z!by i odwrci' gowy.
Otcha0ce zareagoway du+o gwatowniej. Skoczyy ku barierze, przera2liwie zawodz)c.
Runy rozbyskiway raz za razem, odrzucaj)c ogarni!te furi) potwory, ale one nie ust!poway.
Nacieray zawzi!cie i odbijay si! od znakw w szale0czych prbach uciszenia grajka raz na
zawsze.
Raptem do)czyy do nich dwa ogromne demony ska. Rozgoniy mniejsze bestie,
przypady do kr!gu i zacz!y grzmoci' pi!$ciami w barier!. Naznaczony powsta bezgo$nie i
unis uk.
Brz!kn!a ci!ciwa. Strzaa przebia pier$ najbli+szego demona i eksplodowaa niczym
byskawica, zalewaj)c okolic! o$lepiaj)cym $wiatem. M!+czyzna jednak+e nie zamierza na
tym poprzesta' napina ci!ciw! raz za razem i posya kolejne strzay w ci+b! otcha0cw.
Runiczne groty powalay demony lub odrzucay je mi!dzy drzewa, a je$li nawet ktry$ zdoa
powsta' po trafieniu, natychmiast rozszarpywali go pobratymcy.
Smyczek ze$lizgn) si! ze strun i zawis w okaleczonej doni chopca, ktry nie mg
oderwa' oczu od pogromu. Demony nadal wrzeszczay, lecz tym razem ze strachu i blu. Ich
zapa do szturmowania bariery osab, gdy muzyka ucicha, ale Naznaczony bez lito$ci
wybija je tak dugo, a+ opr+ni koczan. Wtedy pochwyci wczni! i cisn) ni) w plecy
uciekaj)cego demona drzew.
Wok obozu zapanowa chaos. Kilka otcha0cw starao si! uj$' z +yciem, ale
Naznaczony ju+ zrzuci szat!, gotw wyskoczy' z kr!gu i pozabija' je goymi r!kami.
Nie, prosz!! krzykn!a Leesha, zast!puj)c mu drog!. One uciekaj)!
Chcesz, by uszy z +yciem? prychn) Naznaczony. Na jego twarzy malowa si!
grymas zawzi!to$ci. Przera+ona dziewczyna post)pia krok w ty pod wpywem karc)cego
wzroku.
Prosz! szepn!a. Nie id2 za nimi.
Baa si!, +e j) uderzy, ale on nawet nie drgn). Przez dug) chwil!, ktra zdawaa si!
wieczno$ci), obserwowa j), ci!+ko oddychaj)c, a+ wreszcie podnis szat! i zakry runy.
Czy to byo konieczne? zapytaa, przerywaj)c cisz!.
Kr)g mgby nie wytrzyma' naporu tak wielu otchla0cw naraz odpar Naznaczony.
Znw mwi chodnym, monotonnym gosem pozbawionym emocji. Mg zawie$'.
Starczyo poprosi', bym przesta gra' odwa+y si! wtr)ci' Rojer.
Starczyoby.
Czemu wi!c tego nie zrobie$?
M!+czyzna nie odpowiedzia. Wyszed z kr!gu i zacz) wyrywa' strzay z cia demonw.

* * *

Leesha spaa ju+ twardym snem, gdy Naznaczony podszed do Rojera. Zapatrzony w ciaa
demonw Minstrel podskoczy ze strachu.
Masz wadz! nad otcha0cami powiedzia wojownik.
Chopak wzruszy ramionami.
Ty te+. Wi!ksz), ni+ ja kiedykolwiek zdoam posi)$'.
Nauczysz mnie swej sztuki?
Rojer odwrci si! i napotka $widruj)ce spojrzenie m!+czyzny.
Po co? Wasnymi r!kami zabijasz cae zast!py demonw. Czym jest moja sztuka w
porwnaniu z twoj)?
S)dziem, +e znam wroga do$' dobrze, ale ty udowodnie$, +e si! myl!.
Mo+e nie s) w gruncie rzeczy takie ze, skoro podoba im si! muzyka?
Naznaczony pokr!ci gow).
Otcha0ce to nie wielbiciele sztuki, Minstrelu. Z chwil) gdy przestae$ gra', zabiyby
ci! bez wahania.
A wi!c o co ci chodzi? Nauka gry na skrzypkach wymaga mnstwa pracy, zwaszcza
je$li chodzi ci tylko o oczarowywanie bestii, ktre rwnie dobrze mo+esz zabi'.
Twarz m!+czyzny st!+aa.
Nauczysz mnie czy nie?
Tak b)kn) w ko0cu Rojer. Ale chc! czego$ w zamian.
Mam mnstwo pieni!dzy.
Chopak machn) r!k) z lekcewa+eniem.
Sam potrafi! je zarobi'. Chc! czego$ cenniejszego. Chc! do ciebie do)czy'.
Nie ma mowy zaprotestowa bez namysu Naznaczony.
Przez jedn) noc niczego ci! nie naucz!. Min) dugie tygodnie, nim twoja gra zacznie w
ogle by' zno$na, a z pewno$ci) trzeba o wiele wi!cej, by oczarowa' nawet mao wybredne
otcha0ce.
A co ty b!dziesz z tego mia?
Opowie$', ktr) zapeni! amfiteatr ksi!cia po same brzegi.
Co z ni)?
Rojer pod)+y wzrokiem za doni) m!+czyzny i utkwi spojrzenie w unosz)cej si!
miarowo piersi Leeshy. Naznaczony doskonale wiedzia, co oznacza wyraz oczu chopaka.
Poprosia, bym j) odprowadzi do rodzinnej wsi. Nie chciaa niczego wi!cej.
A je$li poprosi ci!, by$ zosta?
Nie poprosi odpar cicho Rojer.
Moje +ycie nie jest opowie$ci) o Marku Wcz!dze. Nie mog! pozwoli', by spowalnia
mnie kto$, kto w nocy szuka schronienia.
Mam teraz skrzypki niemal+e krzykn) chopak, udaj)c odwa+niej szego, ni+ w
rzeczywisto$ci by. Nie boj! si!.
B!dziesz potrzebowa' czego$ wi!cej ni+ tylko odwagi. W dziczy albo jeste$ my$liwym,
albo ofiar). Zwa+, +e nie chodzi mi wy)cznie o demony.
Rojer wyprostowa si! i ci!+ko przekn) $lin!.
Ka+dy, kto prbuje mnie ochrania', pr!dzej czy p2niej ginie. Najwy+szy czas, bym
nauczy si! broni' sam.
M!+czyzna wsta, nie spuszczaj)c wzroku z modego Minstrela.
A wi!c chod2 ze mn).
Na zewn)trz?
Je$li ci! na to nie sta', na nic mi si! nie przydasz oznajmi twardo Naznaczony, a gdy
chopak zacz) si! rozgl)da' z pow)tpiewaniem, doda: Wszystkie otcha0ce w promieniu
wielu mil usyszay rze2, ktr) urz)dziem ich pobratymcom. W)tpi!, czy dzisiejszej nocy na
jakiego$ si! natkniemy.
A co z Leesh)?
Obroni j) Nocny Tancerz, je$li zajdzie taka potrzeba. Dalej, chod2my.
Po tych sowach wojownik wyszed z kr!gu i znikn) w ciemno$ciach.
Rojer zakl), ale zapa za skrzypki i ruszy w $lad za nim.

Rojer szed za Naznaczonym mi!dzy drzewami, $ciskaj)c futera skrzypek. Z pocz)tku
chcia je wyci)gn)', ale jego przewodnik zakaza mu tego gestem.
Nie chcemy nikogo zaalarmowa' szepn).
Mwie$ przecie+, +e nie ujrzymy dzi$ otcha0cw burkn) w odpowiedzi Rojer, ale
m!+czyzna nie zwrci na to uwagi. Kroczy pewnie w ciemno$ciach, jakby so0ce stao w
zenicie.
Dok)d idziemy? zapyta chopak po raz setny.
Wspi!li si! na niewielkie wzniesienie. Na szczycie Naznaczony przypad do ziemi i
wskaza co$ na dole.
Spjrz przykaza. U stp wzgrza Rojer dostrzeg znajomych ludzi, stoczonych wraz
z koniem w ciasnym, jeszcze lepiej mu znanym przeno$nym kr!gu.
To ci rozbjnicy!
Sercem chopaka targn!y skrajne emocje strach, w$cieko$', bezradno$' a w my$lach
znw ujrza przebieg napadu z najdrobniejszymi szczegami. Niemy olbrzym poruszy si!
we $nie i Rojer poczu ukucie strachu.
Tropi! ich od chwili, gdy was znalazem wyszepta Naznaczony. Zauwa+yem ich
ognisko podczas polowania tej nocy.
Dlaczego mnie tu przyprowadzie$?
Doszedem do wniosku, +e chciaby$ odzyska' dobytek.
Je$li ukradniemy im teraz kr)g, otcha0ce rozszarpi) ich na kawaki, zanim nadejdzie
$wit!
Niewiele ich tu zostao. Ci rozbjnicy b!d) mieli wi!ksze szanse ni+ wy.
Sk)d ci w ogle przyszo do gowy, +e zale+y mi na zem$cie?
Przygl)dam si! wam. Sucham was. Wiem, co ci zrobili. Wiem... wiem te+, co zrobili
dziewczynie.
Rojer milcza przez du+sz) chwil!.
Jest ich trzech powiedzia w ko0cu.
Ale jeste$my w dziczy. Je$li chcesz wie$' bezpieczny +ywot, wracaj do miasta.
Ostatnie sowo niemal+e wyplu, prawie jak obelg!.
Chopak zdawa sobie spraw!, +e w mie$cie nie zazna spokoju. Nagle oczyma wyobra2ni
zobaczy Jaycoba padaj)cego na bruk i usysza $miech Jasina. Mg dochodzi'
sprawiedliwo$ci, ale miast tego wola uciec. Przez cae +ycie ucieka, a inni umierali za niego.
Wpatrzony w ognisko, szuka doni) talizmanu, ktry przecie+ ju+ straci.
Myl! si!? zapyta Naznaczony. Wracamy do obozowiska?
Wracamy. Gdy tylko odzyskam to, co do mnie nale+y.
28
Tajemnice
323 RP
Leesh! obudzio ciche r+enie. Otwara oczy i ujrzaa Rojera szczotkuj)cego brunatn)
klacz, ktr) zakupia w Angiers. Przez chwil! prbowaa sobie wmwi', +e ostatnie dwa dni
byy tylko snem.
Wtedy jednak w pole widzenia wkroczy pot!+ny Nocny Tancerz i zudzenie pryso jak
mydlana ba0ka.
Rojer mrukn!a pgosem Zielarka sk)d tu si! wzi) mj ko0?
Chopak ju+ otwiera usta, ale wtedy do obozowiska wkroczy Naznaczony, nios)c dwa
krliki oraz gar$' jabek.
Ujrzaem ognisko waszych przyjaci zeszej nocy wyja$ni. Pomy$laem, +e na
dwch koniach szybciej dotrzemy do Zak)tka.
Leesha milczaa przez du+sz) chwil!, trawi)c wie$ci.
Targn) ni) szereg emocji, spo$rd ktrych wiele budzio wstyd i niesmak. Ani Rojer, ani
Naznaczony nie dr)+yli tematu, daj)c jej czas na przemy$lenia, za co bya im wdzi!czna.
Pozabijae$ ich? zapytaa w ko0cu.
Zimna, bezlitosna cz!$' jej osobowo$ci pragn!a usysze' tak, nawet je$li przeczyo to
wszystkiemu, w co wierzya, wszystkiemu, czego uczya j) Bruna.
Naznaczony spojrza dziewczynie prosto w oczy.
Nie rzuci stanowczo. Leesha natychmiast poczua, jak zalewa j) bezbrze+na ulga.
Odci)gn)em ich na tyle, by ukra$' konia. To wszystko.
Napisz! o nich do ksi)+!cego s!dziego odpara, kiwaj)c gow). Wr!cz! list
pierwszemu Posa0cowi, ktry przejedzie przez Zak)tek.
Pachta z kieszonkami na zioa zostaa niezgrabnie zwini!ta i przytroczona do sioda.
Leesha $ci)gn!a j), by przejrze' jej zawarto$', i znw odetchn!a z ulg) wi!kszo$' butelek
i sakiewek bya nietkni!ta. Bandyci wypalili cay turu0, ale bez trudu moga uzupeni' jego
zapas.
Po $niadaniu Minstrel dosiad klaczy, a Zielarka z Naznaczonym Nocnego Tancerza.
P!dzili bez wytchnienia, gdy+ nad ich gowami zbieray si! chmury nios)ce gro2b! deszczu.
Dziewczyna czua, +e powinna si! ba'. Bandyci wci)+ +yli, a ponadto wyprzedzali ich na
drodze. Doskonale pami!taa lubie+ny u$miech czarnobrodego i chrapliwy rechot jego
kompana, a przede wszystkim bezrozumn), dzik) +)dz! niemowy.
Powinna dr+e' ze strachu, lecz nie dr+aa. W towarzystwie Naznaczonego czua si!
bezpieczna, bezpieczniejsza nawet ni+ przy Brunie. Nie m!czy si!, nie zna l!ku tak dugo,
jak pozostawaa pod jego opiek), nic jej nie grozio.
Opieka. Potrzeba powierzenia si! czyjej$ opiece stanowia dla niej osobliwe uczucie,
jakby pochodz)ce z innego, zapomnianego ju+ +ycia. Od dawna musiaa sama o siebie dba'.
Umiej!tno$ci Zielarki i zdrowy rozs)dek pozwalay wie$' bezpieczny +ywot w
cywilizowanym $wiecie, ale tu, w $rodku dziczy, nie wystarczay.
Naznaczony zmieni nieco pozycj! i dopiero wtedy Leesha u$wiadomia sobie, +e od
jakiego$ czasu mocniej obejmuje go w pasie, wr!cz przytula si! do jego plecw, ukadaj)c mu
gow! na ramieniu. Odsun!a si! gwatownie, tak zawstydzona i za+enowana, +e nieomal
przeoczya le+)c) w$rd krzakw na skraju drogi r!k!.
A gdy j) dojrzaa, wrzasn!a.
Naznaczony $ci)gn) wodze, a dziewczyna niemal+e spada z konia. Nie zwa+aj)c na nic,
ruszya biegiem w kierunku znaleziska. Rozsun!a krzaki i z przera+eniem stwierdzia, +e
r!ka nie )czy si! z ciaem. Zostaa odgryziona.
Leesha, co si! dzieje? zawoa Rojer.
Obozowali gdzie$ tutaj? zapytaa dziewczyna, unosz)c szcz)tki. Naznaczony skin)
gow). Zaprowad2cie mnie tam.
Leesha, c+ zdoasz poradzi'... zacz) Minstrel, ale nawet na niego nie spojrzaa.
Zaprowad2 mnie tam powtrzya dobitnie. Naznaczony bez sowa zawi)za wodze
klaczy wok ga!zi.
Pilnuj przykaza Nocnemu Tancerzowi. Ogier zar+a w odpowiedzi.
Ju+ po chwili dotarli do obozowiska zabryzganego krwi) i penego ludzkich szcz)tkw.
Leesha zakrya nos fartuchem, by si! ochroni' przed smrodem. Rojer poblad. Przekn) $lin!
i odbieg w las.
Zielarka ogl)daa jednak krew zbyt cz!sto, by si! jej ba'.
Tylko dwa ciaa mrukn!a. Nie miaa poj!cia, jak zareagowa'.
Naznaczony kiwn) gow).
Brakuje niemowy powiedzia. Najwi!kszego z nich.
Tak. Niemowy i kr!gu.
To prawda przytakn) raz jeszcze m!+czyzna.

* * *

Ci!+kie chmury wci)+ k!biy si! na niebie, gdy wracali do koni.
Za jakie$ dziesi!' mil dotrzemy do jaskini Posa0cw oznajmi Naznaczony. Je$li
darujemy sobie popas i pop!dzimy cwaem, zd)+ymy przed deszczem.
Czowiek, ktry zabija otcha0ce goymi r!kami, boi si! kilku kropel wody? parskn!a
Leesha.
Je$li niebo mocno si! zachmurzy, mog) powsta' otcha0ce.
A odk)d stanowi to dla ciebie przeszkod!? naciskaa dziewczyna.
Walka w deszczu to gupia i niebezpieczna sprawa. Deszcz zamienia ziemi! w boto, a
boto przykrywa runy i zakca prac! ng.
Deszcz lun), ledwie weszli do groty, i niebawem zamieni trakt w bagno. Mroczne niebo
tu i wdzie przecinay byskawice. Wiatr dziko zawodzi, a jego pos!pn) melodi! przeryway
huki piorunw.
Wej$cie do jaskini cz!$ciowo chroniy wyryte w skale symbole. Naznaczony szybko
uzupeni sie' kamieniami runicznymi. Tak jak przewidywa, faszywy zmrok zwabi kilka
demonw. Patrzy ponuro, jak wypezaj) z najciemniejszych matecznikw puszczy,
rozkoszuj)c si! wczesnym wyj$ciem z Otchani. Rozcinaj)ce niebo byskawice co rusz
ukazyway ich zowieszcze postaci.
Prboway wedrze' si! do jaskini, ale bariera nie puszczaa. Te, ktre podeszy zbyt
blisko, zasmakoway ostrza wczni dzier+onej przez zas!pionego wojownika.
Dlaczego jeste$ zy? zapytaa Leesha, wyci)gaj)c z sakwy miski i y+ki. Rojer mozoli
si! z rozpaleniem niewielkiego ogniska.
Wystarczy, +e dr!cz) nas w nocy. Naznaczony splun). Nie maj) prawa pokazywa'
si! w dzie0.
Zielarka pokr!cia gow).
Byby$ o wiele szcz!$liwszy, gdyby$ przyj) $wiat takim, jaki jest.
Ja nie chc! by' szcz!$liwy mrukn) m!+czyzna.
Ka+dy chce. Gdzie garnek?
W mojej sakwie odpowiedzia Rojer i szybko wsta. Zaraz ci go podam.
Nie ma potrzeby rzucia Leesha. Zajmij si! ogniem, ja przynios!.
Nie! wrzasn) chopak i skoczy do tobow, ale byo ju+ za p2no. Dziewczyna z
cichym westchnieniem wyci)gn!a zwini!ty przeno$ny kr)g.
Przecie+... Przecie+ ten kr)g nam skradziono!
Zauwa+ya, +e spojrzenie Rojera ucieko ku Naznaczonemu. Odwrcia si! ku
m!+czy2nie, ale cienie rzucane przez kaptur ukryy wyraz jego twarzy.
Wyja$ni mi to kto$? zapytaa.
My... C+, odzyskali$my go b)kn) Minstrel.
To akurat widz!! Leesha cisn!a zwj z drewnianymi pytkami o ziemi!. Chc!
wiedzie', w jaki sposb!
Zabraem go razem z koniem odpar Naznaczony. Nie chciaem, by$ miaa to na
sumieniu, wi!c schowaem kr)g.
Ukrade$ go?
To oni go ukradli. Ja go odzyskaem.
Zielarka milczaa przez du+sz) chwil!.
Zabrae$ go w nocy powiedziaa w ko0cu $ciszonym gosem.
M!+czyzna nie odpowiedzia.
Korzystali z niego? wycedzia przez z!by.
Trakty s) wystarczaj)co niebezpieczne nawet bez takich ludzi.
Zamordowae$ ich. Leesha stwierdzia z zaskoczeniem, +e oczy wezbray jej zami.
Jej ojciec powiedzia kiedy$: Odszukaj najbardziej niegodziwego czowieka na $wiecie, a
wygl)daj)c w nocy przez okno, i tak ujrzysz co$ potworniejszego. Nikt nie zasugiwa, by
sta' si! +erem demonw. Nawet takie ajdaki.
Jak moge$? spytaa.
Nikogo nie zamordowaem. Odzyskaem tylko kr)g odpar Naznaczony.
Na jedno wychodzi!
Oni potraktowali was w ten sam sposb.
I to ci! usprawiedliwia? Spjrz tylko na siebie! Przecie+ to nie ma dla ciebie +adnego
znaczenia! Zgin!o przynajmniej dwoje ludzi, a ty $pisz rwnie dobrze jak wcze$niej! Jeste$
zwykym potworem!
Doskoczya do m!+czyzny z zaci$ni!tymi pi!$ciami, ale on tylko zapa j) za nadgarstki i
patrzy na ni) bez emocji.
A czemu to ci! w ogle obchodzi? zapyta.
Bo jestem Zielark)! Zo+yam przysi!g!! Przysi!gaam, +e b!d! leczy', ale tobie
zmierzya wojownika zimnym spojrzeniem tobie zale+y jedynie na zabijaniu, prawda?
W ko0cu stracia ochot! na dalsze zmagania i wyszarpn!a donie.
.mieszy ci! to, kim jestem rzucia i opada bez si na ziemi!. Siedziaa przez kilka
minut, a+ spojrzaa na Rojera.
Powiedziae$: my stwierdzia oskar+ycielskim tonem.
Co? Minstrel prbowa udawa' zaskoczonego.
Powiedziae$: odzyskali$my go. Kr)g by w twojej sakwie. Poszede$ tam z nim?
Ja... zawaha si! chopak.
Nawet nie prbuj kama', Rojer!
Minstrel wbi wzrok w ziemi! i po chwili skin) potakuj)co.
Naznaczony ci! okamuje wytumaczy. Mwi prawd! tylko na pocz)tku. On
jedynie wzi) konia i odci)gn) ich uwag!, a ja w mi!dzyczasie zapaem kr)g i pacht! z
zioami.
Dlaczego? zapytaa Leesha dr+)cym gosem. G!boki zawd, ktry pobrzmiewa w jej
gosie, zrani Minstrela do +ywego.
Dobrze wiesz dlaczego odpar ponuro.
Dlaczego? powtrzya dziewczyna. Dla mnie? Dla mojej czci? Powiedz mi to,
Rojer. Powiedz, +e zabie$ ich ze wzgl!du na mnie.
Oni musieli zapaci'. Musieli zapaci' za to, co zrobili. Nie mogli$my pu$ci' im tego
pazem!
Leesha wybucha $miechem, w ktrym nie byo ani odrobiny wesoo$ci.
My$lisz, +e tego nie wiem? My$lisz, +e pilnowaam wianka przez dwadzie$cia siedem
lat, by go odda' zgrai bandytw?
W jaskini zawisa ci!+ka cisza, przerwana po chwili uderzeniem pioruna.
Pilnowaa$... zaj)kn) si! Rojer.
Tak, ty demoni pomiocie! Po policzkach Zielarki pocieky zy w$cieko$ci. Byam
dziewic)! Ale czy nawet to daje ci prawo, by wydawa' ludzi na pastw! otcha0cw?
Wydawa'? zapyta niespodziewanie Naznaczony.
Oczywi$cie! Jestem pewna, +e twoi przyjaciele z Otchani nie posiadali si! z rado$ci na
widok takiego prezentu. Przecie+ nic nie sprawia im wi!kszej rado$ci ni+ okazja do zabicia
kilku ludzi. Zostao nas przecie+ tak niewielu, c+ za wspaniaa niespodzianka!
Oczy Naznaczonego rozszerzyy si!, odbijaj)c blask ognia, co stanowio najbardziej
ludzki odruch, jaki Leesha kiedykolwiek widziaa na twarzy wojownika. W jednej chwili
zapomniaa o w$cieko$ci. Wygl)da na skrajnie przera+onego zacz) si! cofa' do wyj$cia z
jaskini, jak najdalej od nich.
W tym samym momencie na barier! skoczy otchaniec, zalewaj)c wn!trze groty
srebrzyst) po$wiat). Naznaczony odwrci si! i wyda z g!bi duszy przera2liwy wrzask.
Leesha nigdy przedtem go nie syszaa, ale rozpoznaa go od razu stanowi on wyraz tego
wszystkiego, co sama czua, gdy j) gwacono.
Wojownik porwa za jedn) z wczni i wyskoczy prosto w deszcz. Magia eksplodowaa,
gdy trafi demona, ciskaj)c nim w boto.
Niech ci! szlag trafi! rykn), zrywaj)c z siebie szaty. Przysi!gam, +e niczego wam
nie oddam! Niczego!
Skoczy na otcha0ca, by go przygnie$' do ziemi. Ogromny run na piersi eksplodowa
$wiatem, a potwr stan) w pomieniach mimo rz!sistej ulewy.
Walczcie ze mn)! wrzasn) Naznaczony, rozstawiaj)c szeroko nogi. Otcha0ce
podj!y wyzwanie i doskoczyy do ofiary, tn)c pazurami i gryz)c, ale m!+czyzna walczy,
jakby sam by demonem. Bestie wylatyway w powietrze niczym li$cie porywane przez wiatr.
Sp!tany w jaskini Nocny Tancerz r+a i szarpa za powrz, wyszkolony, by walczy' u
boku pana. Rojer podszed do zwierz!cia, by je uspokoi', i spojrza niepewnie na Leesh!.
Przecie+ on im wszystkim nie podoa! j!kn!a dziewczyna. Na pewno nie w tym
deszczu!
W rzeczy samej, wiele z runw na ciele m!+czyzny znikn!o ju+ pod warstw) bota.
On chce zgin)' wyszeptaa.
Co powinni$my zrobi'? j!kn) chopak.
Twoje skrzypki! Odp!d2 demony!
Rojer pokr!ci gow).
Wiatr i gromy zagusz) muzyk!!
Ale nie mo+emy pozwoli', by da si! zabi'! wrzasn!a Leesha.
Co racja, to racja przytakn) Rojer i podbieg do arsenau wojownika. Chwyci lekk)
wczni! oraz tarcz! runiczn). Gdy Zielarka zrozumiaa intencje chopaka, natychmiast
zast)pia mu drog!, ale on wyprzedzi j) i wypad z jaskini.
Otchaniec plun) ogniem, lecz pomienie zasyczay w deszczu i nie dosi!gy celu.
Widz)c, +e ten rodzaj ataku nie przyniesie rezultatw, demon napr!+y mi!$nie do skoku.
Rojer w por! zasoni si! tarcz) i odbi napastnika. Skupiony na tym, co si! dziao przed nim,
nie spostrzeg innego demona za plecami. Bestia ju+ wyci)gaa pazury, lecz wtedy pojawi si!
Naznaczony. Pochwyci dugiego na trzy stopy potwora w locie i cisn) nim o ziemi!. Ciao
otcha0ca zaskwierczao pod wpywem jego dotyku.
Do $rodka! rozkaza wojownik.
Tylko z tob)! odkrzykn) Rojer. Mokre wosy opaday mu na twarz, mru+y oczy pod
naporem wiatru i deszczu, ale patrzy prosto na Naznaczonego, nie okazuj)c ani krzty
ulego$ci.
Wtem skoczyy na nich dwa drzewne demony. M!+czyzna przypad do botnistego
podo+a i podci) Rojerowi nogi. Zabjcze szpony przemkn!y tu+ nad gow) chopaka, a
wojownik goymi pi!$ciami odrzuci obie bestie daleko w ty. Nadci)gay jednak inne,
zwabione rozbyskami $wiata i odgosami starcia. Byo ich wiele, zbyt wiele.
Naznaczony dysza, obserwuj)c le+)cego w bocie Minstrela. Szale0stwo stopniowo go
opuszczao. W ko0cu wyci)gn) do0. Chopak pochwyci j) skwapliwie i obaj pu$cili si!
p!dem do jaskini.

* * *

Co wam strzelio do gw? warkn!a Leesha, zawi)zuj)c ostatni banda+.
Rojer i Naznaczony siedzieli przy ognisku opatuleni kocami. Nie odezwali si! ani razu
podczas caej tyrady. W ko0cu dziewczyna zamilka i zabraa si! do przygotowywania
gor)cego rosou z zi i warzyw. Bez sowa podaa im miski.
Dzi!kuj! mrukn) chopak, wypowiadaj)c pierwsze sowo od powrotu do jaskini.
Wci)+ jestem na ciebie za odpara Zielarka, nie patrz)c mu w oczy. Okamae$
mnie.
Nie okamaem.
Ukrye$ prawd!, to bez r+nicy.
Rojer wbi w ni) przenikliwe spojrzenie.
Dlaczego opu$cia$ Zak)tek Drwali? zapyta.
Co takiego? Nie zmieniaj tematu!
Skoro ci wszyscy ludzie tyle dla ciebie znacz), +e jeste$ gotowa zaryzykowa' wszystko,
byle dotrze' do domu, to po co wyje+d+aa$?
Moja nauka... zacz!a Leesha, ale chopak pokr!ci gow).
Wiem sporo o uciekaniu od problemw. W twoim przypadku nie chodzi tylko o nauk!.
Tak czy inaczej, to nie twoja sprawa rzeka kategorycznie.
Nie moja? To dlaczego wyczekuj! ko0ca ulewy w jaskini w sercu dziczy, otoczony
w$ciekymi otcha0cami?
Dziewczyna westchn!a. Nie miaa ochoty na ktni!.
Pewnie i tak wkrtce zaspokoisz ciekawo$'. Mieszka0cy Zak)tka Drwali nigdy nie byli
dobrzy w dochowywaniu tajemnic.
Przez chwil! milczaa, a potem opowiedziaa o wszystkim. Nie miaa co prawda takiego
zamiaru, ale zimna, wilgotna jaskinia naraz wydaa jej si! konfesjonaem Opiekuna i gdy ju+
zacz!a, sowa popyn!y wartkim strumieniem. Mwia o matce, o Garedzie, o zgubnych
plotkach, o ucieczce do Bruny i o +yciu wyrzutka. Naznaczony pochyli si! i otworzy usta,
gdy usysza o pynnym ogniu demonicznym, ale w ko0cu cofn) si!, nie chc)c przerywa'.
No i tak to wygl)dao zako0czya. Miaam nadziej!, +e przyjdzie mi zosta' w
Angiers na zawsze, ale wygl)da na to, +e Stwrca ma inny plan.
Zasugujesz na co$ lepszego powiedzia Naznaczony.
Leesha pokiwaa gow).
Dlaczego wybiege$ z jaskini? zapytaa cichym gosem.
M!+czyzna skuli si! i wbi wzrok w kolana.
Zamaem przysi!g!.
Tylko tyle?
Spojrza dziewczynie w twarz, a ona po raz pierwszy nie dostrzega tatua+y tylko oczy
przenikaj)ce j) na wylot.
Zaprzysi)gem, +e niczego im nie oddam. Nawet po to, by uratowa' +ycie. Miast tego
oddaem im wszystko, co czyni ze mnie czowieka.
Nic im nie oddae$ wtr)ci Rojer. To przecie+ ja zabraem kr)g.
Leesha mocniej zacisn!a donie na brzegach miski, ale nie odezwaa si! sowem.
Beze mnie by$ tego nie zrobi odpar Naznaczony. Wiedziaem, jak si! czujesz.
Odda' ich tobie, rzuci' otcha0com na po+arcie to bez r+nicy.
Przecie+ oni napadaliby na ludzi! zaprotestowa chopak. .wiat bez nich jest
lepszym miejscem.
M!+czyzna pokiwa gow), ale zaraz doda:
To jednak nie powd, by oddawa' ich demonom. Rwnie dobrze sam mogem odebra'
im ten kr)g, a nawet pozabija' ich w $wietle dnia, twarz) w twarz.
A zatem poszede$ do tego obozu z poczucia winy zawyrokowaa Leesha. A te
poprzednie walki? Dlaczego wypowiedziae$ otcha0com wojn!?
Czy+by$ przeoczya, +e ludzko$' toczy j) od wiekw? Dlaczego wi!c nie odpowiada'
ciosem na cios?
My$lisz, +e jeste$ Wybawicielem?
Naznaczony spojrza na Zielark! krzywo.
Przez ostatnie trzysta lat oczekiwania na Wybawiciela ludzko$' zniedo!+niaa bez
reszty. Wybawiciel to mit, on nie nadejdzie. Czas, by ludzie przejrzeli na oczy i zacz!li
walczy'.
Mity skrywaj) wielk) moc odezwa si! Rojer. Nie przekre$laj ich znaczenia.
Odk)d to masz w sobie tyle wiary? zapytaa Leesha.
Wierz! jedynie w nadziej!. Jestem Minstrelem, odk)d pami!tam, i przez te dwadzie$cia
trzy lata nauczyem si! jednego opowie$ci, ktrych ludzie akn) i ktre nosz) w sercu,
zawsze przynosz) nadziej!.
Dwadzie$cia przypomniaa dziewczyna.
Co?
Mwie$, +e masz dwadzie$cia lat.
Ja?
Nie masz nawet dwudziestu, prawda?
Mam!
Nie jestem gupia. Urose$ o dobry cal, odk)d ci! poznaam, a byo to ledwie trzy
miesi)ce temu. W wieku dwudziestu lat nie ro$nie si! tak szybko. A zatem ile? Szesna$cie?
Siedemna$cie warkn) Rojer. Cisn) misk) o ziemi!, rozlewaj)c resztki rosou.
Zadowolona? Miaa$ racj!, kiedy mwia$ Jizell, +e niewiele brakuje, a mogaby$ by' moj)
matk).
Leesha otworzya usta, chc)c powiedzie' co$ k)$liwego, ale nagle zmienia zdanie.
Przepraszam mrukn!a w zamian.
A ty? Rojer odwrci si! ku wojownikowi. Dodasz zbyt mody do listy powodw,
dla ktrych nie powinienem z tob) w!drowa'?
W wieku siedemnastu lat zostaem Posa0cem. Zacz)em podr+owa' znacznie
wcze$niej.
A ile lat ma Naznaczony?
Naznaczony urodzi si! na krasja0skiej pustyni cztery lata temu.
A czowiek ukryty pod runami? zapytaa Leesha. Ile mia lat, gdy umar?
To bez znaczenia. By po prostu gupim, naiwnym dzieciakiem z gow) nabit)
szkodliwymi marzeniami.
Czy to dlatego musia umrze'?
On zosta zabity. A odpowied2 na twe pytanie brzmi: tak.
Jak mia na imi!? zapytaa cicho.
Naznaczony milcza przez du+sz) chwil!.
Arlen powiedzia w ko0cu. Mia na imi! Arlen.
29
Brzask
332 RP
Gdy Naznaczony unis powieki, ju+ nie padao, ale niebo nadal przesaniay ciemne
chmury, zwiastuj)c kolejny deszcz. Zajrza do wn!trza jaskini jego okolone runami oczy z
atwo$ci) przenikay ciemno$ci i dostrzeg oba konie oraz $pi)cego Minstrela. Nigdzie
jednak nie widzia Leeshy.
Wci)+ byo stosunkowo wcze$nie, brzask dopiero zaczyna odp!dza' noc. Wi!kszo$'
demonw z pewno$ci) umkn!a ju+ do Otchani, ale przy takim zachmurzeniu istniao ryzyko,
+e gdzie$ w cieniu czaili si! maruderzy. Naznaczony powsta, zrywaj)c banda+e, ktre
Zielarka zao+ya poprzedniej nocy. Wszystkie rany ju+ si! zagoiy.
Na mokrej ziemi wytropienie Leeshy nie stanowio +adnego problemu. Znalaz j)
nieopodal jaskini, gdzie zbieraa zioa. Podwin!a suknie powy+ej kolan, by nie powala' ich
botem. Na widok jej gadkich, jasnych ud policzki wojownika obla rumieniec. Blade $wiato
$witu czynio j) niezwykle pi!kn).
Nie powinna$ wychodzi' z jaskini. So0ce jeszcze nie wstao, nie jest tu bezpiecznie.
Leesha spojrzaa na niego z u$miechem.
Ty masz zamiar mnie poucza', +e nie wolno mi nara+a' +ycia? zapytaa, unosz)c
brew. Poza tym ci)gn!a, nie doczekawszy si! odpowiedzi jaki demon mgby mnie
skrzywdzi', skoro tu jeste$?
Naznaczony wzruszy ramionami.
Turu0? zapyta.
Dziewczyna pokiwaa gow). Podniosa ro$link! z szorstkimi li$'mi i grubymi p)kami.
Palony w fajce rozlu2nia mi!$nie i wywouje stany euforyczne. Parz)c go z werben),
mo+na uzyska' wywar nasenny, ktry u$pi najdzikszego lwa.
Podziaaby na demona?
Czy tobie zdarza si! my$le' o czymkolwiek innym?
Niech ci si! nie wydaje, +e mnie znasz burkn) ura+ony. Tak, zabijam otcha0ce i z
tego wa$nie powodu odwiedzaem miejsca, ktrych nie pami!ta nikt z +yj)cych. Chcesz
posucha' poezji, ktr) przetumaczyem ze staro+ytnego ruskia0skiego? Mam ci namalowa'
freski ze $cian So0ca Anocha? Opowiedzie' o maszynach ze starego $wiata, ktre mogyby
wykona' prac! dwudziestu m!+czyzn?
Leesha poo+ya mu do0 na ramieniu.
Przepraszam. Nie powinnam bya tak pr!dko ci! os)dza'. Wiem co$ o
odpowiedzialno$ci, ktra poci)ga za sob) pilnowanie m)dro$ci starego $wiata.
Nie przeszkadza mi to.
Ale to mnie nie usprawiedliwia. Je$li za$ chodzi o twoje pytanie szczerze mwi)c, nie
mam poj!cia. Otcha0ce jedz) i wydalaj), a zatem teoretycznie mo+na je otru'. Moja
nauczycielka mawiaa, +e podczas Wojen z Demonami Zielarki nie2le day I im popali'. Mam
nieco werbeny, mog! zaparzy' w wywar w Zak)tku, je$li chcesz.
Naznaczony pokiwa z zapaem gow).
A mogaby$ uwarzy' co$ jeszcze?
Zastanawiaam si!, kiedy o to poprosisz odpara Leesha z westchnieniem. Nie, nie
zrobi! dla ciebie pynnego ognia.
Dlaczego?
Bo m!+czyznom nie mo+na powierza' jego sekretw. B!dziesz z niego korzysta,
cho'by$ mia podpali' p $wiata. Zreszt) po co ci to? Przecie+ ju+ dysponujesz mocami,
ktre przewy+szaj) wszystko, co mo+e ci da' kilka zi czy wywarw.
Jestem zwykym... zacz) wojownik, ale Zielarka przerwaa mu w p sowa.
Bzdura. Twoje rany goj) si! w kilka minut, biegniesz przez cay dzie0 z szybko$ci)
konia, a nawet si! nie zasapiesz, podrzucasz drzewnymi demonami niczym dzie'mi i widzisz
w ciemno$ciach jak w $wietle dnia. W +adnym wypadku nie stosuj sowa zwyky, gdy o
sobie mwisz.
Nic nie umknie twej uwadze odpar Naznaczony, u$miechaj)c si! szeroko.
Co$ w jego sowach sprawio, +e przez ciao Leeshy przemkn) dreszcz.
Zawsze taki bye$?
Pokr!ci gow).
To przez runy. Runy dziaaj) na zasadzie sprz!+enia zwrotnego. Znasz to okre$lenie?
Widziaam je w naukowych ksi!gach pochodz)cych sprzed Plagi.
Otcha0ce to magiczne stworzenia. Runy ochronne zasysaj) cz!$' ich magii i u+ywaj)
jej, by stworzy' barier!. Czym pot!+niejszy demon, tym silniej go odpychaj). Runy bojowe
dziaaj) w ten sam sposb, osabiaj)c pancerze otcha0cw i wzmacniaj)c si! ciosu.
Przedmioty nieo+ywione nie mog) dugo wytrzymywa' podobnych wyadowa0, st)d te+
natychmiast si! ono rozprasza. Ale z jakiego$ powodu za ka+dym razem, gdy uderz! demona
albo on uderzy mnie, wchaniam nieco jego siy.
Poczuam mrowienie w palcach tej nocy, gdy po raz pierwszy dotkn!am twej skry
przypomniaa sobie Leesha.
Wojownik pokiwa gow).
Gdy znaczyem ciao runami, nie tylko mj wygl)d utraci... ludzkie cechy.
Dziewczyna przytkn!a donie do jego policzkw.
To nie ciaa czyni) nas lud2mi. Mo+esz odzyska' czowiecze0stwo, je$li tego pragniesz.
Pochylia si! ku Naznaczonemu i delikatnie go pocaowaa.
Z pocz)tku zesztywnia, ale zdumienie min!o w jednej chwili i odpowiedzia na
pocaunek. Zamkn!a oczy i rozchylia szerzej usta. Pie$cia jego gadk), ogolon) gow!. Nie
czua runw, a jedynie ciepo skry i blizny.
Oboje nosimy blizny, pomy$laa. Jedyna r+nica polega na tym, +e jego s) widoczne.
Opada ku ziemi, poci)gaj)c go za r!ce.
Ubocimy si! ostrzeg.
Za p2no. Chwil! potem ju+ le+aa na plecach, a on na niej.

* * *

Krew huczaa Leeshy w uszach, gdy obsypywa j) pocaunkami. Przesuwaa donie po
jego twardych mi!$niach i rozchylia nogi, zapraszaj)c jego m!sko$'.
Niech to b!dzie mj pierwszy raz, pomy$laa. Tamci m!+czy2ni ju+ odeszli, a on zdejmie
ze mnie ich pi!tno. Robi! to, bo tego chc!.
Ale mimo to baa si!.
Jizell miaa racj!, nie powinnam bya tak dugo czeka'. Nie wiem, co robi'. Ka+demu si!
wydaje, +e b!d! to doskonale wiedzie', a ja nie mam poj!cia! On za$ pomy$li, +e Zielarka
musi w tym by' ekspertk)... Na Stwrc!, a je$li go nie zadowol!? Co b!dzie, je$li komu$
wygada?
Z caej siy odepchn!a t! my$l.
Nikomu nie powie. Wa$nie dlatego to musi by' on. To zawsze mia by' on. Jest
dokadnie taki jak ja. Jest kim$ z zewn)trz. W!drowa t) sam) drog).
Gmeraa przy jego przepasce biodrowej i wreszcie znalaza sposb, by j) rozpi)'. J!kn)
cicho, gdy uj!a jego czonka.
Wie, +e byam dziewic). Jego m!sko$' p!cznieje mi w doniach, ja robi! si! wilgotna...
C+ wi!cej trzeba wiedzie'?
A je$li zrobi! ci dziecko? wyszepta.
Mam nadziej!, +e tak wa$nie b!dzie odpowiedziaa cicho i naprowadzia go na siebie.
Pchn)!,
C+ wi!cej trzeba wiedzie'?

* * *

Pocaowaa go. Nie mg w to uwierzy'. Jeszcze przed chwil) podziwia jej uda, ale
nigdy by nie pomy$la, +e obudzi w niej podobn) fascynacj!. Nie przyszoby mu do gowy, +e
jakakolwiek kobieta mogaby poczu' co$ takiego na jego widok.
Zesztywnia jak sparali+owany, ale, jak zawsze w podobnych przypadkach, ciao przej!o
kontrol! nad sytuacj). Nim si! spostrzeg, pochwyci j) i apczywie wpi si! w jej usta.
Ile czasu upyn!o, odk)d kto$ go caowa? Ile czasu min!o od chwili, gdy odprowadzi
Mery do domu i usysza, +e nigdy by nie zostaa +on) Posa0ca? Leesha zmagaa si! z jego
szatami i raptem poj), +e zamierza to poci)gn)' o wiele dalej, ni+ sam kiedykolwiek zaszed.
Znienacka zdj) go strach, nieznane, zdradzieckie uczucie. Nie mia poj!cia, co robi'. Nie
mia poj!cia, jak zadowoli' kobiet!. Czy+by liczya, +e jego do$wiadczenie w walce
przekadao si! na do$wiadczenie w mio$ci?
Cho' mo+e miaa racj!. Podczas gdy w jego gowie jedna my$l $cigaa drug), ciao
podj!o wasn) gr!, dziaaj)c wedle instynktw g!boko zakorzenionych w pod$wiadomo$ci.
Tych samych instynktw, ktre poderway go do walki.
Ale to nie bya bitwa. To byo co$ innego.
W jego gowie rozbrzmiaa kolejna my$l: czy ona b!dzie t) jedyn)? Dlaczego ona, a nie
Renna? Gdyby jego +ycie potoczyo si! inaczej, od pi!tnastu lat prowadziby gospodarstwo z
+on) i gromadk) dzieci. Nie po raz pierwszy przed oczami przemkn!o mu wyobra+enie
Renny w ciele dojrzaej kobiety, Renny nale+)cej tylko do niego.
A dlaczego nie Mery? Mery, ktr) by po$lubi, gdyby przystaa na +ycie z Posa0cem.
Zwi)zaby si! z Miln dla mio$ci, podobnie jak Ragen. Doskonale by na tym wyszed, ujrza
to teraz w peni. Ragen si! nie myli, Ragen, ktry mia przecie+ Eliss!...
Obraz Elissy przemkn) mu przed oczyma, gdy $ci)gn) sukni! Leeshy, obna+aj)c jej
mi!kkie piersi. Znw ujrza ow) chwil!, gdy Elissa po raz pierwszy w jego obecno$ci karmia
piersi) Mary!. Zapragn) wtedy samemu zacz)' j) ssa'. Czu p2niej wstyd, ale to
wspomnienie nigdy go nie opu$cio.
Czy Leesha bya kobiet) przeznaczon) tylko dla niego? Czy co$ takiego w ogle istniao?
Jeszcze godzin! temu parskn)by ze $miechu na sam) tak) my$l, a teraz patrzy na Leesh!,
jak+e pi!kn) i rozochocon), jak dobrze rozumiej)c) to, kim sam by. Zrozumiaaby, gdyby
zachowa si! niezr!cznie, gdyby nie wiedzia, gdzie jej dotkn)' lub jak si! poruszy'. Kawaek
botnistej ziemi opromieniony brzaskiem mo+e nie stanowi najodpowiedniejszego o+a
ma+e0skiego, ale w tej chwili wydawa si! lepszy ni+ puchowe materace w posiado$ci
Ragena.
Mimo to wci)+ n!kay go w)tpliwo$ci.
Ryzykowanie +ycia w mroku nocy to jedno nie mia przecie+ nic do stracenia, nikt z
pewno$ci) by po nim nie paka. Gdyby zgin), zami po nim nie napeniono by ani jednej
fiolki. Czy potrafiby jednak podejmowa' ryzyko, gdyby Leesha oczekiwaa go w ciepym
domu? Czy porzuciby wwczas walk! i sta si! kim$ podobnym do ojca? Czy
przyzwyczaiby si! do ukrywania tak bardzo, +e nie umiaby stan)' do walki we wasnej
obronie?
Dzieci potrzebuj) ojca, usysza nagle sowa Elissy.
A je$li zrobi! ci dziecko? wyszepta mi!dzy pocaunkami, nie wiedz)c, jakiej
odpowiedzi tak naprawd! oczekuje.
Mam nadziej!, +e tak wa$nie b!dzie.
Trzymaa go mocno, ci)gn!a ku sobie, a cay jego $wiat chwia si! w posadach, ale
proponowaa mu co$ w zamian. Z ulg) przyj) ten dar.
A potem wszed w ni) i poczu si! speniony.

* * *

Przez chwil! caym ich $wiatem byo dudnienie krwi w uszach i rozpalona nami!tno$ci)
skra. Teraz, gdy umysy straciy znaczenie, zadanie z atwo$ci) przej!y ciaa. Szata
m!+czyzny odfrun!a na bok, suknia kobiety otaczaa jej tali!. Poj!kiwali i wzdychali, my$l)c
wy)cznie o sobie nawzajem.
Dopki nie zjawi si! demon drzew.
Otchaniec podchodzi bezszelestnie, zwabiony odgosami mio$ci. Wiedzia, +e nadci)ga
$wit, a znienawidzone so0ce lada chwila go opromieni, ale widok dwch nagich cia pobudzi
jego apetyt. Zebra si! do skoku, zamierzaj)c powrci' do Otchani z ciep) krwi) na
szponach i $wie+ym mi!sem w pysku.
Zaszar+owa prosto na nagie plecy Naznaczonego. Umieszczone tam runy odrzuciy
potwora, a kochankowie zderzyli si! gowami.
Otchaniec przetoczy si! po mchu, lecz natychmiast skoczy na cztery apy, czujny i
niezra+ony. Znw zaatakowa. Leesha wrzasn!a. Naznaczony, tym razem przygotowany,
pochwyci besti! za szpony. Obrci si! i cisn) ni) o ziemi!, wykorzystuj)c jej p!d.
W jego ruchach nie byo przypadkowo$ci ani zawahania. Natar, wykorzystuj)c chwilow)
przewag!. By nagi, ale nie stanowio to przeszkody, walczy w ten sposb, odk)d wytatuowa
pierwsze runy.
Znw zawirowa i wbi pi!t! w szcz!k! otcha0ca. Uderzeniu nie towarzyszy rozbysk
magii, gdy+ runy znikn!y pod warstw) bota, ale si) kopni!cia wojownik dorwnywa
swemu rumakowi. Gdy tylko bestia upada, z dzikim wrzaskiem ruszy do dalszej walki.
Dobrze wiedzia, jak straszliwym przeciwnikiem potrafi by' demon, gdy tylko zdoa si!
podnie$'.
Ten, cakiem spory jak na swj rodzaj, si!ga niemal+e o$miu stp, a si) wielokrotnie
przewy+sza przeciwnika. Naznaczony uderza, kopa, wali okciami, lecz cae ciao mia
oblepione botem i niemal wszystkie runy straciy moc. Korowaty pancerz rozdziera mu
skr!, a ciosy nie odnosiy wi!kszego skutku.
Nagle otchaniec odwrci si! i zdzieli m!+czyzn! ogonem w +o)dek, pozbawiaj)c go
tchu. Leesha ponownie krzykn!a, a wtedy potwr zwrci na ni) uwag!. Z dzikim wrzaskiem
zaatakowa.
Naznaczony skoczy w $lad za nim. Pochwyci go za stop!, zdoa powali' i przygnie$'
wasnym ciaem. Po chwili szale0czych zapasw wcisn) nog! pod pach! bestii, a drug)
zao+y mia+d+)cy chwyt na szyj!. Jedn) z ng zgi) odrobin! i przytrzyma obiema do0mi,
uniemo+liwiaj)c przeciwnikowi powstanie.
Demon miota si!, tn)c pazurami, ale wojownik zdoby w ko0cu przewag!. Z)czeni
pot!+nym chwytem tarzali si! w bocie, a+ so0ce wreszcie wzeszo, a jego promienie
odnalazy luk! w chmurach. Otchaniec zdwoi rozpaczliwe wysiki, gdy jego korowaty
pancerz zacz) dymi', lecz Naznaczony trzyma go mocno.
Jeszcze tylko kilka chwil.
Wtedy jednak doszo do czego$ niesamowitego. .wiat dookoa niespodziewanie wyda
si! mglisty, niematerialny. Naznaczony poczu, +e co$ go poci)ga w d. Wraz z demonem
zacz!li si! zapada'.
Nagle ujrza przed sob) drog!. Wzywaa go Otcha0.
Przepenio go skrajne przera+enie i obrzydzenie. Ci)gn)cy go otchaniec wci)+ by
materialny, nawet je$li reszta $wiata przypominaa cienie. Spojrza ku grze i dostrzeg, jak
ukochane so0ce z wolna si! rozpywa.
Uchwyci si! tego widoku niczym ton)cy liny, rozlu2ni chwyt i szarpn) za nog! bestii,
wlok)c j) ku $wiatu. Walczya zaciekle, ale przera+enie dodao Naznaczonemu si i z
okrzykiem determinacji wydoby potwora na powierzchni!.
Powitao ich so0ce, jasne i bogosawione, a m!+czyzna poczu, jak jego ciao odzyskuje
materialno$'. Demon w jednej chwili stan) w pomieniach. Dar pazurami ziemi!,
bezskutecznie prbuj)c wyrwa' si! z u$cisku czowieka.
Gdy Naznaczony w ko0cu pu$ci zw!glone trucho, broczy krwi) z dziesi)tek ran.
Leesha natychmiast do niego podbiega, ale odepchn) j), nie potrafi)c doj$' do siebie. Czym
si! sta, skoro mg kroczy' drog) do Otchani? Czy+by jednym z demonw? Jakim
potworem oka+e si! dziecko zrodzone z jego nasienia?
Jeste$ ranny wyj)kaa dziewczyna, prbuj)c go dotkn)'.
Wszystko si! zagoi. 6agodny, przepeniony mio$ci) gos bezpowrotnie znik, na
powrt zast)piony chodnym i pozbawionym uczu'. Naznaczony nie przesadza jednak
wiele z mniejszych rozci!' ju+ si! zasklepiao.
Ale... Ale co z...
Dokonaem wyboru ju+ dawno temu. Wybraem noc. Przez chwil! s)dziem, +e zdoam
to cofn)', ale... Pokr!ci gow). Od takiej decyzji nie ma odwrotu.
Podnis szat! i ruszy w kierunku pyn)cego nieopodal strumyka, by obmy' rany.
Niech ci! Otcha0 pochonie! wrzasn!a za nim Leesha. Ciebie i twoj) obsesj!!
30
Plaga
332 RP
Rojer wci)+ spa, gdy wrcili. Zdj!li ubocone ubrania i zao+yli czyste, odwrceni do
siebie plecami. Potem Leesha kilkoma szarpni!ciami dobudzia chopaka, a Naznaczony
osioda konie. W milczeniu zjedli zimne $niadanie i wyruszyli w drog!, nim so0ce wzeszo
na dobre. Rojer siedzia za Leesh) na klaczy, a Naznaczony jecha samotnie na wielkim
ogierze. Niebo zasnuway nisko wisz)ce chmury.
Nie powinni$my ju+ min)' jad)cego na pnoc Posa0ca? zapyta naraz Minstrel.
Racja rzeka Leesha i rozejrzaa si! po trakcie.
Naznaczony wzruszy ramionami.
Dotrzemy do Zak)tka w samo poudnie oznajmi. Tam si! po+egnamy, a ja rusz! w
dalsz) drog!.
Tak b!dzie najlepiej zgodzia si! Leesha.
Tak po prostu? zapyta Rojer.
Oczekiwae$ czego$ wi!cej, Minstrelu? M!+czyzna zmierzy go wzrokiem.
Po tym wszystkim, przez co razem przeszli$my? Na noc, oczywi$cie, +e tak!
Przykro mi, +e sprawiam ci zawd, ale mam swoje sprawy do zaatwienia.
Niech ci! Stwrca chroni, by$ przypadkiem nie zapomnia czego usiec co noc
mrukn!a Leesha.
Kiedy zawarli$my umow!! naciska chopak. Miaem wyruszy' u twego boku!
Rojer! krzykn!a Zielarka.
Doszedem do wniosku, +e to jednak zy pomys powiedzia Naznaczony, zerkaj)c na
dziewczyn!. Je$li ta muzyka nie jest w stanie zabija' demonw, to na nic mi si! nie przyda.
W pojedynk! lepiej dam sobie rad!.
Cakowicie si! z tob) zgadzam oznajmia Leesha. Jej policzki naraz poczerwieniay
na widok ura+onego spojrzenia Rojera. Wiedziaa, +e nie zasugiwa na tak osche
traktowanie, ale wa$nie prbowaa powstrzyma' pacz, a w podobnych sytuacjach nie
potrafia ani pociesza', ani cierpliwie tumaczy'.
Poznaa prawdziw) natur! Naznaczonego. Wcze$niej liczya, +e jednak si! myli, ale
musiaa w ko0cu przyzna', +e ten m!+czyzna nie jest zdolny do okazywania uczu'. Jedyne,
co od niego otrzymaa, to krtk) chwil! zapomnienia. Och, pragn!a tej chwili, pragn!a
bezpiecze0stwa w jego ramionach, pragn!a wreszcie poczu' go w sobie. Bezwiednie potara
brzuch. Gdyby w innej sytuacji odkrya, +e nosi pod sercem dziecko, piel!gnowaaby ci)+!
troskliwie i nigdy si! nie zastanawiaa, kto tak naprawd! jest ojcem, ale teraz... Na szcz!$cie
miaa w zapasie wystarczaj)c) ilo$' li$ci glisowca, by zrobi' to, co nale+ao.
Jechali w milczeniu, a bij)cy od nich chd by niemal+e namacalny. Nie min!o wiele
czasu, gdy znale2li si! za zakr!tem, sk)d mogli dojrze' pierwsze zabudowania Zak)tka
Drwali.
Nawet z tej odlego$ci dostrzegli, +e po wiosce zostay jedynie dymi)ce zgliszcza.

* * *

Na widok dymu Leesha pop!dzia konia do galopu, ledwie Rojer zd)+y mocniej j) obj)'.
Naznaczony pogna za nimi. Pomimo wisz)cej w powietrzu wilgoci ognie po+eray
zabudowania Zak)tka, I wyrzucaj)c w niebo g!ste k!by dymu. Nagle chopak ujrza w
wyobra2ni ostatnie chwile Rzeczuki. Z trudem api)c oddech, $cisn) tajemn) kiesze0 i i
dopiero wtedy przypomnia sobie, +e straci talizman. Klacz zawadzia kopytem o wyst!p
drogi, a Rojer w ostatniej chwili zapa za sukni! Zielarki, by unikn)' upadku.
Zaraz potem dostrzegli ocalaych, ktrzy uwijali si! jak mrwki.
Dlaczego nie walcz) z po+arem? zapytaa Leesha, ale chopak nie wiedzia, co
odpowiedzie'.
Wstrzymaa konia, gdy wjechali mi!dzy zabudowania. W oszoomieniu oceniali skal!
zniszcze0.
Niektre z nich pon) od wielu dni zauwa+y Naznaczony, wskazuj)c szcz)tki
przytulnych niegdy$ domostw. Po wielu z nich zostay jedynie osmalone ruiny, znad ktrych
unosi si! dym, w innych popioy ju+ dawno wystygy. Tawerna Smitta, jedyny dwupi!trowy
dom we wsi, zapada si! pod wasnym ci!+arem, a niektre bele wci)+ pon!y. Innym
budynkom brakowao dachw b)d2 caych $cian.
Wje+d+aj)c coraz g!biej, Leesha przygl)daa si! okopconym, mokrym od ez twarzom,
rozpoznaj)c ka+d) z nich. Pogr)+eni w rozpaczy wie$niacy nawet nie zauwa+yli przybyszw.
Zagryza warg!, by powstrzyma' pacz.
W samym $rodku wsi mieszka0cy uo+yli polegych. Na ziemi le+ao ponad sto cia,
zabrako nawet kocw, by wszystkie pozakrywa'. Nieszcz!sny Niklas. Saira i jej matka.
Opiekun Michel. Steave. Dzieci, ktrych nigdy nie spotkaa, starsi, ktrych znaa cae +ycie.
Niektrzy zgin!li w pomieniach, inni od ciosw otcha0cw, ale wi!kszo$' nosia $lady
choroby.
Nieopodal kl!czaa Mairy, szlochaj)c nad niewielkim zawini)tkiem. Leesha z trudem
przekn!a $lin!, ale zdoaa zeskoczy' z sioda i podej$' bli+ej, by poo+y' do0 na ramieniu
przyjaciki.
Leesha? zapytaa Mairy z niedowierzaniem. Zerwaa si! na nogi i obj!a Zielark!,
uderzaj)c w pacz.
To Elga! Miaa na my$li najmodsz) creczk!, ktra nie sko0czya nawet dwch lat.
Ona... Ona odesza!
Leesha gaskaa przyjacik! po plecach. Nie miaa poj!cia, co powiedzie', wi!c nucia
pod nosem uspokajaj)c) melodi!. Inni mieszka0cy ju+ j) dostrzegli, ale nie podchodzili bli+ej
z szacunku dla matki, ktra wypakiwaa rozpacz.
Leesha szeptali. Leesha wrcia! Dzi!ki niech b!d) Stwrcy!
W ko0cu Mairy zdoaa przezwyci!+y' bl. Wyswobodzia si! z obj!' przyjaciki i
otara twarz brudnym od sadzy fartuchem.
Co tu si! stao? zapytaa cicho Zielarka. Mairy spojrzaa na ni) oczyma, z ktrych
znw pocieky zy. Zadr+aa, niezdolna wypowiedzie' cho'by sowa.
Plaga rzek kto$ znajomym gosem. Dziewczyna zauwa+ya wspartego na lasce
Jonasa. Z jego szaty Opiekuna oddarto nogawk!, a banda+e, ktrymi owini!to ydk!,
przesi)ky ju+ krwi). Leesha obj!a go i zerkn!a znacz)co na poranion) nog!.
Zamana gole0 mrukn) Jonas, machn)wszy lekcewa+)co r!k). Vika si! tym zaj!a
doda i raptem spochmurnia. Bya to zreszt) jedna z ostatnich rzeczy, ktre zd)+ya
zrobi', nim i j) dopado.
Vika nie +yje? wykrztusia Leesha.
Jeszcze nie odesza, ale choroba nie odpuszcza, wyniszczaj)c jej ciao gor)czk). Dugo
to nie potrwa. Opiekun rozejrza si! wok i wyszepta, by wie$niacy go nie syszeli:
Wszystkim nam pozostao niewiele czasu. Obawiam si!, +e wybraa$ zy moment na powrt
do domu, ale mo+e wa$nie tego +yczy sobie Stwrca. Gdyby$ zwlekaa cho' dzie0 du+ej,
nie byoby ju+ domu, do ktrego mogaby$ powrci'.
Dziewczyna spojrzaa twardo na Jonasa.
Nie chc! ju+ sucha' takich bredni! Gdzie jest Vika? Odwrcia si! i zmierzya
wzrokiem niewielkie zbiegowisko. Na Stwrc!, gdzie s) wszyscy?
Chorzy dogorywaj) w .wi!tym Domu. Ci, ktrzy wyzdrowieli lub dzi!ki
bogosawie0stwu Stwrcy nie zapadli na chorob!, zbieraj) i opakuj) martwych.
Dobrze, a zatem chod2my. Leesha chwycia Jonasa pod rami!, by go podtrzymywa'
podczas marszu do $wi)tyni. A teraz opowiadaj. Wszystko.
M!+czyzna pokiwa gow). Twarz mia blad), oczy zapadni!te, a skr! wilgotn) od potu.
Najwidoczniej straci te+ sporo krwi, a bl zwalcza jedynie dzi!ki ogromnej sile woli. Rojer i
Naznaczony szli bezgo$nie za nimi wraz z wi!kszo$ci) wie$niakw, ktrzy widzieli
przybycie Zielarki.
Plaga pojawia si! kilka miesi!cy temu zacz) Opiekun. Vika i Darsy utrzymyway,
+e to tylko grypa, i niezbyt si! ni) przej!y. Niektrzy z chorych, gwnie modzi i silni,
szybko dochodzili do siebie, ale inni le+eli w +kach przez dugie miesi)ce, a niektrzy
umierali. Mimo to nie tracili$my ducha. Wci)+ my$leli$my, +e to niezbyt gro2na epidemia.
Tak byo, pki nie zacz!a si! rozprzestrzenia'. Zdrowi ulegali jej byskawicznie starczy
dzie0, a ju+ ciskali si! w delirium, zbyt osabieni, by powsta'. Wybuchay po+ary ci)gn).
Ludzie omdlewali nocami, nierzadko w chwili, gdy nie$li lamp! lub $wieczk!. Inni byli
zanadto osabieni, by sprawdza' runy. Gdy choroba dopada twego ojca oraz pozostaych
Patronw, bariery runiczne zacz!y p!ka' w caej wsi, bowiem popioy i dymy zakryway
b)d2 zamazyway wi!kszo$' znakw. Walczyli$my z po+arami, ale coraz wi!cej ludzi
zapadao na chorob! i wkrtce zabrako r)k do pracy. Smitt zebra wwczas ocalaych w kilku
dobrze chronionych budynkach oddalonych od szalej)cego ognia. Mia nadziej!, +e razem
b!dziemy bezpieczniejsi, a tymczasem pomg tylko zarazie szybciej si! rozprzestrzeni'.
Zeszej nocy podczas burzy zemdlaa Saira. Potr)cia lamp! i wzniecia po+ar, ktry
byskawicznie obj) ca) tawern!. Ludzie musieli ucieka' prosto w mrok nocy...
Gdy gos uwi)z Opiekunowi w gardle, Leesha w milczeniu pogadzia go po plecach.
Reszt! potrafia sobie wyobrazi'.
.wi!ty Dom by jedynym budynkiem w Zak)tku Drwali w cao$ci wykonanym z
kamienia. Opar si! iskrom niesionym przez wiatr i growa teraz dumnie nad ruinami jako
symbol przetrwania. Zielarka przesza przez wielkie drzwi i a+ j!kn!a ze zgrozy. 6awki
zostay wyniesione, a podog! niemal+e co do cala pokryway somiane sienniki rozo+one tak
ciasno, +e ledwie dao si! mi!dzy nimi przej$'. Na ka+dym spoczywa chory. Wielu ciskao
si! na posaniach, podczas gdy inni, sami wycie0czeni chorob), prbowali ich uspokoi'. Nie
potrafia wszystkich zliczy', ale podejrzewaa, +e zara+onych mo+e by' nawet dwustu.
Dostrzega nieprzytomnego Smitta, a nieco dalej Vik!. Rozpoznaa dwoje dzieci Mairy i
wielu, wielu innych, nigdzie jednak nie widziaa ojca.
Jaka$ kobieta uniosa gow!. Przedwcze$nie posiwiaa i wychuda, dawno ju+ przestaa
dba' o wygl)d, ale jej kr!pa sylwetka od razu naprowadzia Leesh! na wa$ciwe skojarzenia.
Stwrcy niech b!d) dzi!ki! zawoaa Darsy. Zielarka pu$cia Jonasa, by zamieni' z
ni) kilka sw. Po paru minutach wrcia do Opiekuna.
Czy chata Bruny stoi w cao$ci? zapytaa.
Tak s)dz!, ale nikt tam nie zagl)da od chwili $mierci Wied2my, czyli od niespena
dwch tygodni.
Leesha pokiwaa gow). Osoni!ta drzewami chatka staa daleko od wioski i wydawao
si! mao prawdopodobne, by sadza moga przesoni' runy.
Musz! zabra' stamt)d wszystkie zapasy powiedziaa dziewczyna i ruszya do wyj$cia.
Znw zaczynao pada'. Jednolicie szare niebo nie dodawao otuchy.
Na zewn)trz czekali Rojer i Naznaczony w towarzystwie grupki wie$niakw.
To naprawd! ty! zawoaa Brianne. Kilka krokw za ni) sta Evin z ma) dziewczynk)
na ramionach, a obok niego Callen, ktry wyrs na wysokiego chopca, cho' nie mia nawet
dziesi!ciu lat.
Leesha przytulia serdecznie przyjacik!.
Czy kto$ widzia mojego ojca? zapytaa.
Jest w domu odpowiedzia kto$ z zebranych. Tam, gdzie i twoje miejsce.
Dziewczyna odwrcia si! i ujrzaa nadchodz)c) matk!, ktrej nast!powa na pi!ty Gared.
Nie wiedziaa, czy ten widok powinien przynie$' jej ulg!, czy mo+e raczej przyprawi' o
przera+enie.
Przybya$, by zajmowa' si! wszystkimi z wyj)tkiem rodziny? zapytaa ostro Elona.
Mamo, ja tylko... zacz!a Leesha, ale matka nie daa jej doko0czy'.
Ja tylko to, ja tylko tamto! Zawsze znajdziesz powd, by odwrci' si! od bliskich.
Twojego nieszcz!snego ojca $mier' trzyma ju+ w obj!ciach, a ja zastaj! ci!...
Kto go pilnuje? przerwaa jej dziewczyna.
Jego czeladnicy.
Niech go tutaj przynios). Musi le+e' z pozostaymi.
Niedoczekanie! Mam go wyrwa' z wygodnych puchowych pierzyn i uo+y' na
zarobaczonym sienniku w izbie cuchn)cej zaraz)? Elona zapaa crk! za rami!.
Natychmiast przyjdziesz go zbada'! Jest twoim ojcem!
S)dzisz, +e o tym zapomniaam? Leesha wyrwaa si! z u$cisku matki. A niby o kim
my$laam, gdy rzuciam wszystko w Angiers i ruszyam do Zak)tka? Ale ojciec nie jest
jedynym czowiekiem we wsi, matko! Nie mog! porzuci' dla niego wszystkich chorych!
Ci ludzie ju+ nie +yj)! Zgupiaa$ do reszty, je$li s)dzisz inaczej! warkn!a Elona,
wywouj)c okrzyki zdumienia w$rd zebranych. Nie zwa+aj)c na to, wskazaa $ciany
.wi!tego Domu. Wydaje ci si!, +e te runy przetrwaj) dzisiejszy atak otcha0cw?
Wszyscy zwrcili spojrzenia ku poczerniaym od dymu i popiow kamieniom. Mao
ktry znak by nadal widoczny.
Tymczasem Elona pochylia si! ku crce i wyszeptaa:
Nasz dom le+y na uboczu. By' mo+e to ostatni dobrze chroniony budynek w Zak)tku.
Nie pomie$ci wszystkich, ale dla ciebie starczy miejsca.
Wtedy Leesha z caej siy uderzya j) w twarz. Zaskoczona Elona upada w boto i
przycisn!a do0 do policzka. Przez chwil! wydawao si!, +e Gared doskoczy do dziewczyny,
ale ona zatrzymaa go lodowatym spojrzeniem.
Nie mam zamiaru kry' si! po k)tach i porzuci' przyjaci na pastw! nocy! Znajdziemy
sposb, by zabezpieczy' .wi!ty Dom. Zrobimy to razem! A je$li demony sprbuj) porwa'
ktre$ z moich dzieci, gorzko tego po+auj)! Posiadam bowiem sekrety ognia, ktre wypal)
je z tego $wiata!
Moje dzieci, pomy$laa raptem, gdy po jej przemowie zapada gucha cisza. Czy staam
si! ju+ Bruna, by tak o nich my$le'?
Rozejrzaa si! po przestraszonych, brudnych twarzach. Nikt ze zgromadzonych nie
wydawa si! gotw, by obj)' dowdztwo nad pozostaymi. Wtedy zrozumiaa, +e dla nich
wszystkich bya Bruna, Zielark) Zak)tka Drwali. A to oznaczao, +e czasem b!dzie musiaa
uzdrawia', a czasem...
Czasem trzeba b!dzie sypn)' komu$ pieprzem w oczy albo spali' drzewnego demona na
czyim$ podwrzu.
Niespodziewanie podszed do niej Naznaczony. Ludzie zacz!li szepta', zupenie jakby
dopiero teraz dostrzegli zakapturzone widmo w dugich szatach.
Nie tylko drzewnym demonom przyjdzie wam stawi' czoa oznajmi. Ognistym
twoje sztuczki sprawi) wiele uciechy, a wichrowe wznios) si! wy+ej, nie si!gn) ich
pomienie. Masakra $ci)gnie nawet skalne demony ze wzgrz. B!d) tu czeka', gdy zajdzie
so0ce.
Czeka nas wszystkich $mier'! wykrzykn) Ande to, co inni tylko my$leli.
A co ciebie to obchodzi? warkn!a Leesha do wojownika. Dotrzymae$ obietnicy.
Doprowadzie$ nas do celu, wskakuj wi!c na t! szkap! rodem z Otchani i ruszaj w drog!.
Pozostaw nas swemu losowi!
Naznaczony pokr!ci zdecydowanie gow).
Przysi!gaem, +e niczego nie oddam otcha0com, i nie zami! tej przysi!gi po raz drugi.
Pr!dzej mnie porw) do samej Otchani, ni+ pozwol! im zabra' t! wiosk!.
Odwrci si! do zebranych, $ci)gaj)c kaptur. Tu i wdzie rozlegy si! j!ki przera+enia i
zaskoczenia, ale ludzie na moment zapomnieli o strachu.
Gdy otcha0ce przyb!d) dzi$ w nocy do .wi!tego Domu, wyjd! i stawi! im czoa!
Zgromadzeni zaszemrali. Niektrzy patrzyli na nieznajomego byszcz)cymi oczyma,
jakby wa$nie co$ sobie przypomnieli. Nawet tu docieray opowie$ci o wytatuowanym m!+u,
ktry nis $mier' demonom.
Czy staniecie u mego boku?
M!+czy2ni spojrzeli po sobie niepewnie. 3ony ujmoway ich za r!ce i samymi
spojrzeniami zakazyway cokolwiek mwi'.
A c+ takiego zdziaamy przeciwko demonom? krzykn) znw Ande. Porozdzieraj)
nas na strz!py! Przecie+ nie mo+na zabi' demona!
Mylisz si!. Naznaczony podszed do Nocnego Tancerza, by odtroczy' szczelnie
zawini!ty w szmaty pakunek. Nawet skalnego demona da si! zabi'. Cisn) w boto
zakrzywiony przedmiot +tobr)zowej barwy, dugi na okoo trzy stopy, z jednym ko0cem
zaostrzonym i poszarpanym, a drugim szerszym i sp!kanym u podstawy.
Wie$niacy otworzyli szeroko usta, a wtedy zza chmur na krtk) chwil! wyjrzao so0ce.
Niespodziewanie rg uamany z czaszki skalnego demona zacz) dymi'. Drobne krople
m+awki zasyczay na jego powierzchni, a zaraz potem stan) w pomieniach.
Ka+dego demona da si! zabi'! zawoa wojownik. Wyci)gn) z jukw Nocnego
Tancerza runiczn) wczni! i wbi j) w pon)cy rg, ktry buchn) rojem iskier jak fajerwerk
przygotowany na wioskowe $wi!to.
O askawy Stwrco wyduka Jonas, kre$l)c w powietrzu run. Wielu wie$niakw
poszo za jego przykadem.
Naznaczony skrzy+owa r!ce na piersi.
Potrafi! sporz)dzi' tak) bro0, ale nic nam ona nie pomo+e, je$li zabraknie m!+czyzn
zdolnych j) dzier+y'. Zatem pytam raz jeszcze: kto stanie u mego boku?
Cisza, ktra zapada po tych sowach, zdawaa si! nie mie' ko0ca.
Ja.
M!+czyzna odwrci si! i z zaskoczeniem ujrza u swego boku Rojera.
I ja! zawoa Yon Szary. Opiera si! ci!+ko na lasce, ale w jego oczach pon!a
determinacja. Od przeszo siedemdziesi!ciu lat patrz!, jak te $cierwa porywaj) naszych
bliskich, jednego po drugim. Je$li tej nocy pisany jest mi koniec, to przynajmniej splun!
wcze$niej ktremu$ z nich w $lepia!
Pozostali wci)+ milczeli, a wtedy z szeregu wyst)pi Gared.
Gupcze, co ty wyczyniasz?! krzykn!a Elona, api)c go za rami!, ale olbrzymi drwal
strz)sn) jej do0. Z pocz)tku chwyci wczni! niepewnie. Potem zacisn) palce na drzewcu i
wyrwa bro0 z ziemi. L$ni)cymi oczyma ogl)da runy wyryte na caej jej dugo$ci.
Po+ary mojego ojca zeszej nocy powiedzia gosem dr+)cym ze zo$ci. Zacisn) do0
jeszcze mocniej, a+ pobielay mu kykcie, i spojrza na Naznaczonego. Teraz spac) swj
dug.
Jego sowa poruszyy lawin!. Pojedynczo lub w grupach, powodowani strachem,
gniewem, a przede wszystkim rozpacz), ludzie z Zak)tka decydowali si! wyda' tej nocy
walk! $miertelnemu wrogowi.
Gupcy! splun!a Elona i ucieka.

* * *

Nie musiae$ tego robi' powiedziaa Leesha, gdy p!dzili na grzbiecie Nocnego
Tancerza do chatki Bruny. Mocniej obj!a Naznaczonego w pasie.
C+ dobrego wyniknie z mojej obsesji, je$li nie pomog! tym ludziom?
Dzi$ rano czuam si!... Nie mwiam tego powa+nie.
Mwia$. Co wi!cej, miaa$ racj!. Walka pochon!a mnie do tego stopnia, +e cakiem
zapomniaem, o co walcz!. Nie pami!taem ju+, co tak naprawd! jest moim celem. Przez cae
+ycie marzyem tylko o tym, by walczy' z demonami, ale jaki jest sens zabija' demony w
$rodku dziczy, ignoruj)c te, ktre co noc poluj) na ludzi?
Dojechali do chatki. Naznaczony zeskoczy z sioda i poda dziewczynie do0. Leesha
u$miechn!a si! i pozwolia, by pomg jej zej$'.
Chatka wygl)da na nietkni!t) zauwa+ya. Znajdziemy tam wszystko, czego nam
potrzeba.
Chciaa od razu skierowa' kroki w stron! k)ta, gdzie Bruna trzymaa zioa, ale
niespodziewanie tkn!a j) aura tego miejsca. Naraz zdaa sobie spraw!, +e nigdy wi!cej nie
ujrzy ju+ nauczycielki, nie usyszy jej przekle0stw ani nie ofuknie jej za plucie na podog!,
nie skorzysta z jej m)dro$ci ani nie to za$mieje si! z jej grubia0skich dowcipw. Ten rozdzia
jej +ycia zosta raz na zawsze zamkni!ty.
Nie bya to jednak pora na ronienie ez. Leesha odepchn!a od siebie wszelkie uczucia i
zacz!a myszkowa' w$rd zapasw. Wybieraa niektre soje i buteleczki, po czym wkadaa
je do fartucha, inne za$ przekazywaa Naznaczonemu, ktry pakowa je szybko do jukw.
Wci)+ nie rozumiem, dlaczego mnie tu przywioda$ burkn). Powinienem
przygotowywa' bro0. Zostao nam ledwie kilka godzin.
Zielarka podaa mu ostatnie zioa, a kiedy ju+ znikn!y w torbach, zaprowadzia go na
$rodek pokoju i odsun!a dywan, odsaniaj)c klap! w pododze. Poprosia Naznaczonego, by
j) unis. Ich oczom ukazay si! drewniane schody wiod)ce w ciemno$'.
Mam ci poda' $wieczk!? zapyta.
Ale+ sk)d!
W porz)dku. Wzruszy ramionami. Ja w ciemno$ciach widz! cakiem nie2le.
Wybacz, nie chciaam ci! urazi'. Si!gn!a do jednej z kieszeni fartucha i wyci)gn!a
dwie fiolki. Odkorkowaa je, a nast!pnie przelaa zawarto$' jednej do drugiej. Wstrz)sn!a
pen) fiolk), ktra natychmiast zacz!a si! mieni' agodnym blaskiem, i ruszya w d po
sprchniaych stopniach. Naznaczony zszed zaraz za ni). .ciany zakurzonej piwnicy nie byy
odeskowane, tylko na wspornikach stropu widniay runy ochronne. Wsz!dzie stay skrzynie i
beczki, a wzdu+ $cian biegy pki pene rozmaitych butelek i soiczkw.
Leesha podesza do jednej z nich i chwycia pudeko z ognistymi patyczkami.
Drzewne demony mo+na zabi' ogniem zacz!a go$no my$le'. Ciekawe, jak by
zadziaa silny rozpuszczalnik...
Nie mam poj!cia odpar Naznaczony. Leesha rzucia mu pudeko i ukl!kn!a, by
przetrz)sn)' zawarto$' ni+szej pki.
No to si! przekonamy. Podaa do tyu ogromn) butl! wypenion) przejrzystym
pynem. Wykonany ze szka korek przytrzymywaa siatka z cienkiego drutu.
Tuszcz i olej sprawi), +e nie b!d) mogy utrzyma' si! na nogach mruczaa
dziewczyna, nie ustaj)c w poszukiwaniach. A pon)' b!d) jasno nawet w deszczu...
Si!gn!a po dwa zalakowane dzbany z gliny i piorunowe patyczki, zwykle u+ywane do
usuwania zawadzaj)cych pniakw. Po chwili zastanowienia chwycia te+ pudo z
fajerwerkami. Wreszcie podesza do wielkiej beczki na deszczwk!.
Otwrz przykazaa. Ale ostro+nie.
Wojownik skwapliwie wypeni polecenie. Gdy unis pokryw!, ujrza cztery ceramiczne
dzbanki unosz)ce si! na wodzie. Spojrza pytaj)co na Leesh!.
Pynny ogie0 demoniczny wytumaczya.

* * *

Dzi!ki znaczonym runami kopytom Nocnego Tancerza dotarli do domu Jepha w kilka
minut. Leesha znw poczua t!sknot! za tym miejscem, ale tak jak poprzednio zdecydowanie
stamsia emocje. Ile godzin im zostao? Nie wiedziaa. Najpewniej za mao.
Na podwrzu zgromadzili si! starcy i dzieci, a Brianne i Mairy przydzieliy im zadanie
zbierania narz!dzi. Oczy Mairy byy puste, niemal+e martwe, gdy przygl)daa si! maluchom.
Przekonanie jej, by zostawia swoj) dwjk! w $wi)tyni, nie przyszo Leeshy atwo, ale w
ko0cu zwyci!+y rozs)dek. Z dzie'mi zosta ojciec, a Mairy miaa przeczeka' noc w domu
Jepha gdyby wszystko sko0czyo si! 2le, pozostae pociechy b!d) potrzebowa' matek.
Elona wypada z domu na widok crki.
To by twj pomys?! wrzasn!a. To ty postanowia$ zamieni' mj dom w obor!?!
Leesha przecisn!a si! obok niej do sieni, a zaraz za ni) wszed Naznaczony. Elona nie
miaa wyboru, musiaa pod)+y' w $lad za nimi.
Tak, matko rzeka Zielarka. To by mj pomys. Dla wszystkich zabraknie miejsca,
ale dzieci i starcy, ktrych nie zaatakowaa choroba, b!d) tu bezpieczni bez wzgl!du na to, co
si! wydarzy.
Nie pozwalam!
Nie masz wyboru! Miaa$ racj!, kiedy stwierdzia$, +e nasz dom ma najsilniejsz)
barier! w caej wsi, wi!c zostay ci dwa rozwi)zania: albo $cierpisz ten tok, albo staniesz do
walki wraz z reszt). Ale, na Stwrc!, bez wzgl!du na twoj) decyzj! dzieci i najstarsi
mieszka0cy sp!dz) tutaj noc!
Elona zgromia crk! wzrokiem.
Nie odzywaaby$ si! do mnie tym tonem, gdyby nie choroba ojca!
Gdyby nie choroba, sam by wszystkich zaprosi wycedzia Leesha, nie ust!puj)c ani o
krok. Potem odwrcia si! ku Naznaczonemu.
Papiernia jest za tymi drzwiami. Znajdziesz tam miejsce do pracy i narz!dzia do
stawiania runw. Dzieciaki b!d) ci znosi' bro0.
M!+czyzna pokiwa gow) i bez sowa znikn) w warsztacie.
Sk)d ty go, u licha, wytrzasn!a$? zapytaa Elona.
Uratowa nas przed demonami na trakcie odpara Zielarka, ruszaj)c do pokoju ojca.
W)tpi!, czy zdoasz mu w jakikolwiek sposb pomc ostrzega j) matka. Darsy
utrzymuje, +e jego +ycie zale+y teraz wy)cznie od Stwrcy.
Bzdura rzucia Leesha, po czym wesza do pokoju i natychmiast podbiega do o+a.
Policzki ojca byy blade, a skra wilgotna od potu, ale dziewczyny nie przestraszy ten widok.
Przyo+ya do0 do czoa chorego, a potem przesuwaa czuymi palcami po gardle,
nadgarstkach i klatce piersiowej. W mi!dzyczasie wypytywaa matk! o wszelkie symptomy i
leki stosowane przez Darsy. Elona wykr!caa donie, ale odpowiadaa najdokadniej jak
potrafia.
Inni s) w du+o gorszym stanie stwierdzia w ko0cu Leesha. Ojciec jest silniejszy,
ni+ ci si! wydaje.
Po raz pierwszy Elona powstrzymaa si! od k)$liwego komentarza.
Uwarz! dla niego lek. B!dziesz go podawa' co najmniej raz na trzy godziny.
Zielarka uj!a kawaek pergaminu i szybko wypisaa instrukcje.
Nie zostaniesz z nim? zapytaa Elona.
W .wi!tym Domu na moj) pomoc czeka blisko dwie$cie osb, mamo, a wiele z nich
cierpi bardziej ni+ ojciec.
Maj) tam przecie+ Darsy!
Darsy wygl)da, jakby nie zmru+ya oka od pocz)tku zarazy. W tej chwili jest
chodz)cym trupem, a ja nie zaufaabym jej lekom, cho'by je uwarzya w przypywie
natchnienia. Je$li zostaniesz przy tacie i wypenisz moje polecenia, b!dzie mia wi!ksze
szanse doczeka' $witu ni+ wi!kszo$' ludzi w Zak)tku.
Leesha? j!kn) niespodziewanie Erny. To ty?
Dziewczyna usiada na skraju o+a i uj!a jego do0.
Tak, tato. Jej oczy zaszkliy si! od ez. To ja.
Przybya$ wyszepta. Przywoa na twarz delikatny u$miech i zacisn) sabo palce na
doni crki. Wiedziaem, +e przyb!dziesz.
Oczywi$cie.
Ale musisz ju+ i$' westchn). Syszaem, co mwia$. Id2 i zrb, co nale+y. Sam
twj widok doda mi si.
Leeshy zebrao si! na pacz, ale zamaskowaa go $miechem. Ucaowaa czoo ojca.
Naprawd! jest tak 2le? szepn) Erny.
Wielu ludzi zginie tej nocy.
U$cisn) mocniej jej do0 i podnis nieco gow!.
A zatem dopilnuj, by nie zgin!o ich wi!cej, ni+ trzeba. Jestem z ciebie dumny, Leesh.
Kocham ci!.
Ja ciebie te+, tato odpara dziewczyna. Otara oczy i wybiega z pokoju.

* * *

Rojer szala na caej dugo$ci w)skiego przej$cia wytyczonego mi!dzy rz!dami siennikw
w prowizorycznym szpitalu. Opowiada chorym o walce, ktr) Naznaczony stoczy kilka
nocy wcze$niej w ich obronie.
Wtedy pojawi si! najwi!kszy skalny demon, jakiego widziaem na oczy. Sta dokadnie
mi!dzy nami a obozowiskiem!
Wskoczy na st i wznis wysoko r!ce, machaj)c nimi na znak, +e nawet w ten sposb
nie odda prawdziwego wzrostu potwora.
Jak nic mierzy pi!tna$cie stp! Jego ky byy ostre niczym wcznie, a kolczastym
ogonem mgby zmia+d+y' konia. Stan!li$my z Leesh) jak wryci, ale czy Naznaczony w
ogle si! zawaha? Nie! Par naprzd, spokojny niczym w poranek Sidmego Dnia, patrz)c
bestii prosto w $lepia...
Widok szeroko rozwartych oczu suchaczy sprawia mu ogromn) satysfakcj!. Zamar,
przez du+sz) chwil! buduj)c napi!cie, a potem niespodziewanie klasn) w donie i
wykrzykn): Barn!. Wszyscy a+ podskoczyli.
W tej+e chwili zaszar+owa rumak Naznaczonego! Czarny jak noc, zowieszczy jak
demon, przebi otcha0ca rogami na wylot!
Jego ko0 mia rogi? zapyta jaki$ starzec, unosz)c szar) brew, niemal tak g!st) jak
ogon wiewirki. Le+a na sienniku, wsparty na okciu. Banda+e, ktrymi obwi)zano kikut
jego prawej nogi, nasi)ky ju+ krwi).
Och tak! Rojer przyo+y palce do skroni, wywouj)c zduszone chichoty. Mia
wspaniae rogi z byszcz)cego metalu, przymocowane do uprz!+y, naostrzone i wzmocnione
runami! Tej nocy jawi si! niczym najwspanialszy rumak, jakiego ludzkie oko kiedykolwiek
ogl)dao! Jego kopyta uderzyy w plecy bestii niczym gromy! Przewrci j) i przygnit do
ziemi, a my wbiegli$my do kr!gu, by wreszcie odetchn)'.
A co si! stao z koniem? zapytao jakie$ dziecko.
Naznaczony zagwizda Rojer wo+y palce do ust i gwizdn) przenikliwie a jego
rumak zagalopowa, roztr)caj)c otcha0ce, przesadzi barier! i wpad w sam $rodek kr!gu.
Wybi rytm kopyt na udach i podskoczy, by zobrazowa' swe sowa.
Chorzy zatracili si! w opowie$ci. Mao kto pami!ta o chorobie czy nadchodz)cej nocy, a
Rojer wiedzia, +e wlewa w ich serca nadziej!. Nadziej!, +e Leesha zdoa ich uleczy',
nadziej!, +e Naznaczony zdoa ich obroni'.
3aowa tylko, +e nie potrafi odnale2' nadziei dla siebie.

* * *

Leesha kazaa dzieciom wyszorowa' wielkie kadzie, w ktrych ojciec wytwarza mas!
papierow). Chciaa je wykorzysta' do warzenia lekw na wi!ksz) skal! ni+ kiedykolwiek
wcze$niej. Nawet zapasy Bruny wkrtce si! sko0czyy, wi!c poprosia Brianne o pomoc. Ta
rozesaa dzieciaki we wszystkie strony wsi w poszukiwaniu rozchodnika i innych zi.
Wci)+ umykaa wzrokiem ku blaskowi so0ca, ktry wpada do warsztatu przez okno i
pez wolno po pododze. Dzie0 dobiega ko0ca.
Tu+ obok pracowa Naznaczony. Oszcz!dnymi, precyzyjnymi ruchami nanosi runy na
topory, kilofy, wcznie, strzay i kamienie do proc. Dzieci znosiy mu wszystko, co
uchodzio we wsi za bro0, a gdy tylko farba obescha, wynosiy wzmocniony or!+ i ukaday
na wozie.
Co chwil! kto$ wbiega do warsztatu z wie$ci) dla Leeshy b)d2 Naznaczonego. Szybko
przekazywali go0com instrukcje i natychmiast wracali do pracy.
Gdy do zmroku zostao ju+ tylko kilka godzin, wrcili na wozie do .wi!tego Domu.
Pada rz!sisty deszcz. Na ich widok wie$niacy przerwali prac! i ruszyli wyadowa' leki.
Kilku podeszo do Naznaczonego, chc)c i jemu pomc, ale wystarczyo jedno spojrzenie, by
umykali ze zwieszonymi gowami.
Leesha podaa wojownikowi ci!+ki dzban.
Turu0 i werbena. Zmieszaj to z pasz) trzech krw i dopilnuj, by wszystko zjady.
Naznaczony uj) naczynie i skin) gow). Dziewczyna ju+ zawrcia w kierunku .wi!tego
Domu, gdy zapa j) za r!k!.
We2 to. Poda jej jedn) ze swych wczni, wykonan) z jesionu i dug) na pi!' stp.
Na zaostrzonym przemy$lnie ostrzu wyryto kilka runw wojennych. Wzdu+ gadkiego
drzewca ci)gn!y si! rz!dy symboli obronnych, a+ po metalow) nasad! wie0cz)c) t!py
koniec broni. Nasadk! rwnie+ wzmocniono runami.
Leesha przyjrzaa si! podarunkowi z pow)tpiewaniem.
I co miaabym z tym zrobi'? Jestem Ziela...
To nie czas na recytowanie przysi!gi. Naznaczony wcisn) jej bro0 do r!ki. Bariera
chroni)ca twj prowizoryczny szpitalik jest rozpaczliwie saba. Je$li nie zatrzymamy naporu
otcha0cw, ta wcznia mo+e by' ostatni) zapor) mi!dzy demonami a twymi
podopiecznymi. Co w takich sytuacjach nakazuje przysi!ga Zielarki?
Leesha niech!tnie chwycia bro0. Spojrzaa wojownikowi w oczy w poszukiwaniu czego$
jeszcze, lecz znw otaczay je runy, ktre przesaniay jego dusz!. Zapragn!a odrzuci'
wczni! i obj)' go z caej siy, ale nie zniosaby kolejnej suchej reprymendy.
C+... przemoga si!. Powodzenia.
Powodzenia. Wojownik skin) gow) i wrci do wozu. Leesha odprowadzia go
wzrokiem. Chciaa krzycze'.

* * *

Naznaczony wreszcie rozlu2ni mi!$nie. Odwrcenie si! od dziewczyny kosztowao go
mnstwo wysiku, musia do tego celu zaprz)c ca) si! woli, ale wiedzia, +e tak trzeba
uczyni'. Tej nocy ka+de z nich musiao si! skupi' tylko i wy)cznie na wasnym zadaniu.
Odepchn)wszy uczucia, powrci my$lami do nadchodz)cej bitwy. Krasja0ska $wi!ta
ksi!ga, Evejah, zawieraa opisy podbojw Kajego, pierwszego Wybawiciela. Studiowa je
podczas nauki krasja0skiego.
Wojenna filozofia Kajego bya w Krasji otoczona nimbem $wi!to$ci i towarzyszya
wojownikom przez cae stulecia nocnych potyczek z otcha0cami. Istniay cztery boskie
prawa, ktre rz)dziy przebiegiem bitwy: walcz pod jednym dowdc) o jeden cel; wydaj
bitw! w miejscu i czasie dla siebie dogodnym; zaakceptuj to, na co nie masz wpywu, i
przygotuj ca) reszt!; atakuj tak, by zaskoczy' wroga, odszukaj i wykorzystaj jego sabe
punkty.
Krasja0skim wojownikom od urodzenia wpajano przekonanie, +e jedyna droga do
zbawienia wiedzie przez wojn! z alagai. Gdy Jardir wzywa ich, by wypadli zza
bezpiecznych barier runicznych, wykonywali rozkazy bez wahania. Walczyli i umierali
prze$wiadczeni, +e su+) Everamowi i zostan) wynagrodzeni w przyszym +yciu.
Naznaczony obawia si!, +e mieszka0cy Zak)tka zapomn) o wsplnym celu i b!d) unika'
walki, ale gdy patrzy, jak biegaj) tam i z powrotem, gotuj)c si! do starcia, pomy$la, +e by'
mo+e ich nie docenia. Nawet w Potoku Tibbeta ka+dy przybywa s)siadowi na odsiecz. Tylko
dzi!ki poczuciu wsplnoty odlege wsie jeszcze istniay i miay si! dobrze, nawet pomimo
braku murw obronnych z wielkimi runami. Gdyby utrzyma wie$niakw w kupie i zapobieg
panice, by' mo+e ruszyliby do walki jak jeden m)+.
W przeciwnym razie nikt w .wi!tym Domu nie do+yje $witu.
Krasja nieugi!cie stawiaa opr otcha0com nie tylko dzi!ki m!stwu wojownikw, ale
rwnie+ skrupulatnemu przestrzeganiu drugiego prawa zawsze walczyli bowiem na
wasnym terenie. Krasja0ski Labirynt zosta starannie zaprojektowany, by chroni'
dalSharum i zwabia' demony do miejsc, gdzie ludzie mieli nad nimi przewag!.
Po jednej stronie .wi!tego Domu ci)gn) si! las, dwa inne skupiska drzew groway nad
zrujnowanymi domostwami i ulicami penymi pogorzelisk. Otcha0ce mogy tam znale2'
wiele kryjwek, ale za wybrukowanym placykiem przed gwnym wej$ciem do $wi)tyni
znajdowa si! rynek. Wa$nie w to miejsce musieli $ci)gn)' demony, by mie' szans! na
zwyci!stwo.
Oczyszczenie kamiennych $cian $wi)tyni z tustego popiou i wymalowanie nowych
runw w deszczu stanowio trud ponad siy, tak wi!c okna i wej$cie zostay zabite deskami,
na ktrych runy pospiesznie nakre$lono kred). Obro0cy pozostawili jedynie w)skie wej$cie z
boku, przed ktrym rozo+yli kilka kamieni runicznych. Demonom o wiele atwiej byoby
przebi' si! do $rodka przez $cian!.
Sama aktywno$' ludzi pod nocnym niebem bez w)tpienia moga przyci)gn)' uwag!
otcha0cw, ale Naznaczony doo+y wszelkich stara0, by je odci)gn)' od budowli i skoni'
do ataku z przeciwnej strony placu. Pod jego kierunkiem wie$niacy ustawiali rozmaite
przeszkody wok $wi)tyni i zatykali supy runiczne, na ktre osobi$cie nanosi runy
oszoomienia. Ka+dy demon, ktry przebiegnie obok nich z zamiarem zaatakowania .wi!tego
Domu, natychmiast zapomni o celu, a wtedy niechybnie przyci)gnie go zamieszanie na rynku.
Za placem staa zagroda, w ktrej za dnia Opiekun trzyma bydo. Nie nale+aa do
najwi!kszych, ale rozstawione wok niej supy runiczne zapewniay siln) ochron!. Kilka
zwierz)t kr!cio si! przy ludziach wznosz)cych w jej wn!trzu prymitywne schronienie.
Po drugiej stronie placu wykopano rowy, ktre w okamgnieniu wypenia deszczwka.
Wedle zao+e0 Naznaczonego miay one skoni' ogniste demony do wybrania atwiejszej
drogi natarcia. Na wodzie unosia si! gruba warstwa oleju Leeshy.
Wie$niacy dobrze si! spisali podczas wprowadzania w +ycie trzeciego prawa Kajego
przygotowa0. Dzi!ki nieustaj)cej ulewie na rynku byo $lisko, a tward), ubit) ziemi!
pokrywaa cienka warstewka bota. Id)c za wskazwkami Naznaczonego, na polu bitwy
rozmieszczono przeno$ne kr!gi, ktre miay stanowi' zarwno punkty wypadowe, jak i
miejsca schronienia. Wykopano te+ g!boki d, ktry zosta zamaskowany uboconym
ptnem. W mi!dzyczasie wie$niacy pochwycili za mioty i smarowali kocie by tuszczem.
Czwarte prawo atakuj tak, by zaskoczy' miao wej$' w +ycie samo z siebie. Przecie+
wrg nie spodziewa si! oporu.
Gdy Naznaczony obchodzi pole bitwy, podbieg do niego jaki$ czowiek.
Zrobiem wszystko, o co mnie prosili$cie, panie powiedzia. Nazywam si! Benn
doda po chwili na widok zaskoczenia maluj)cego si! na twarzy wojownika. Jestem m!+em
Mairy. Wydmuchuj! szko.
Naznaczony kiwn) gow).
Dobrze. A zatem poka+.
Benn wyci)gn) niewielk) szklan) butelk!.
Z cienkiego szka, jak kazali$cie. Jest bardzo kruche.
Wojownik znw skin), tym razem z aprobat).
Ile dacie rad! zrobi'?
Trzy tuziny. Mog! wiedzie', do czego s) potrzebne?
Niebawem sam si! przekonasz. Przynie$ je, gdy b!d) gotowe. Znajd2 te+ jakie$ szmaty.
Chwil! p2niej pojawi si! Rojer.
Widziaem, +e Leesha dostaa wczni!. Przyszedem po moj).
Ty nie b!dziesz walczy. Zostaniesz z chorymi.
Chopak wybauszy oczy.
Ale powiedziae$ Leeshy...
Gdybym da ci wczni!, wytr)cibym ci z r)k tw) prawdziw) bro0. Zgiek starcia
zaguszy muzyk!, ktra wewn)trz $wi)tyni oka+e si! pot!+niejsza ni+ tuzin wczni. Je$li
otcha0ce przedr) si! do $rodka, powstrzymasz je do chwili mojego powrotu.
Spochmurniay Minstrel ruszy powolnym krokiem do .wi!tego Domu.
Tymczasem Naznaczonego otoczyli kolejni ludzie domagaj)cy si! jego uwagi. Sucha
meldunkw i przydziela nowe zadania, a chopi bezzwocznie przyst!powali do ich
wykonania. Poruszali si! +wawo, lecz przygarbieni, jak zaj)ce gotowe do ucieczki.
Ledwie ich wszystkich odprawi, podesza do niego Stefny, a za ni) grupa
rozzoszczonych kobiet.
Dlaczego odsyacie nas do chaty Bruny? zapytaa.
Chroni)ce j) runy nadal s) silne. Nie ma dla was miejsca w $wi)tyni ani w rodzinnym
domu Leeshy.
Nie interesuje nas to. Chcemy walczy'.
Wojownik przyjrza si! kobiecie uwa+niej. Mierzya ledwie pi!' stp i bya chuda jak
szczapa, a jej w)te ciao okrywaa cienka, szorstka skra. Prze+ya ju+ bez maa pi!'dziesi)t
wiosen. Nawet najmniejszy demon drzew przytoczyby j) swym ogromem.
Lecz blask w jej oczach zdradza, +e nie miao to wielkiego znaczenia. Naznaczony
zdawa sobie spraw!, +e ta kobieta we2mie udzia w bitwie bez wzgl!du na to, co jej teraz
powie. Krasjanie zamykali kobiety w domach, ale nie mia zamiaru powtarza' ich b!du. Nie
odprawi nikogo, kto tej nocy zechce do)czy' do walcz)cych. Zdj) z wozu wczni! i
wr!czy j) Stefny.
Znajdziemy wam jakie$ stanowisko do obrony obieca.
Stefny spodziewaa si! ktni i decyzja wojownika zupenie zbia j) z tropu. Mimo to
przyj!a bro0, kiwn!a gow) i odesza na bok. Pozostae kobiety podchodziy do wozu jedna
po drugiej, by odebra' or!+.
Widz)c, +e Naznaczony rozdaje bro0, zbli+yli si! rwnie+ m!+czy2ni. Chwytali za
topory, przygl)daj)c si! z pow)tpiewaniem $wie+o wymalowanym runom. Przecie+ nie
mo+na byo przebi' pancerza drzewnego demona ciosem topora.
Nie wezm! tego zaoponowa Gared, oddaj)c wczni!. Z patykiem biega' nie b!d!.
Wiem za to a+ nazbyt dobrze, jak macha' moj) siekier).
Ktry$ z drwali przyprowadzi dziewczynk! licz)c) najwy+ej trzyna$cie lat.
Nazywam si! Flinn, panie. Moja crka Wonda chodzi czasem ze mn) na polowania.
Nie chc!, +eby biegaa noc) po wsi, ale jak dacie jej uk i miejsce za dobrymi runami, poka+e
wam, jak si! strzela.
Wojownik spojrza na dziewczynk!. Wysoka i kr!pa, bez w)tpienia odziedziczya postur!
po ojcu. Podszed do Nocnego Tancerza i odtroczy cisowy uk oraz koczan ze strzaami.
Nie przydadz) mi si! dzi$ na wiele powiedzia. Wskaza okno w poddaszu .wi!tego
Domu. Wejd2 na gr! i zobacz, czy uda ci si! wyrwa' wystarczaj)co du+o desek, by mc
stamt)d strzela'.
Wonda uj!a uk i pobiega w stron! $wi)tyni. Jej ojciec ukoni si! i odszed, a wtedy
Naznaczony zobaczy utykaj)cego Opiekuna Jonasa.
Powiniene$ by' w $rodku rzuci. Zawsze czu si! nieswojo w towarzystwie .wi!tych
M!+w. Je$li nie jeste$ w stanie nosi' ci!+arw ani kopa', tylko tu zawadzasz.
Opiekun pokiwa gow).
Chciaem jedynie rzuci' okiem na przygotowania.
Powinny wystarczy' odpar wojownik pewnym gosem, cho' w g!bi duszy dr!czyo
go wiele w)tpliwo$ci.
I wystarcz). Stwrca nie porzuci tych, ktrzy schronili si! w Jego domu. To dlatego
przysa nam ciebie.
Nie jestem Wybawicielem, Opiekunie. Nikt mnie nie przysa, je$li za$ chodzi o
dzisiejsz) noc, to niczego nie mo+emy by' pewni.
Jonas rozci)gn) usta w poba+liwym u$miechu, jakim doro$li zwykli reagowa' na
gupot! dzieci.
A zatem fakt, +e pojawie$ si! w chwili najwi!kszej potrzeby, stanowi li tylko zbieg
okoliczno$ci? Nie mnie ustala', czy jeste$ Wybawicielem, czy nie, ale znalaze$ si! tutaj,
podobnie jak my wszyscy, poniewa+ tego chcia Stwrca, a On niczego nie czyni bez
powodu.
A mia jaki$ powd, by zesa' na wie$ chorob!?
Nie b!d! udawa, +e potrafi! przejrze' Jego zamysy odpar ze spokojem Jonas.
Wierz! jednak+e w ich suszno$'. Pewnego dnia spojrzymy w przeszo$' i nie b!dziemy
mogli si! nadziwi', jak to mo+liwe, +e ich nie rozumieli$my.

* * *

Gdy Leesha wkroczya do .wi!tego Domu, skrajnie wyczerpana Darsy kucaa przy
posaniu Viki, usiuj)c ostudzi' jej rozpalone czoo mokrym r!cznikiem. Zielarka bez chwili
wahania podesza do poo+nej i wyrwaa jej r!cznik z doni.
Id2 si! przespa' przykazaa. So0ce niebawem zajdzie, a wtedy b!dziemy
potrzebowa' wszelkiej pomocy. Id2. Odpoczywaj, pki to jeszcze mo+liwe.
Darsy pokr!cia gow).
Odpoczn!, gdy wreszcie porw) mnie demony. Do tego czasu zamierzam pracowa'.
Leesha po chwili zastanowienia skin!a gow). Si!gn!a do kieszeni fartucha i wyj!a
zwitek nawoskowanego papieru, w ktrym znajdowaa si! grudka ciemnej substancji.
Zacznij to +u'. Jutro poczujesz si!, jakby$ naprawd! wrcia z Otchani, ale przez ca)
noc nie zmru+ysz oka.
Kobieta posusznie wo+ya specyfik do ust, podczas gdy Leesha pochylia si! nad Vik).
Zdj!a z ramienia bukaczek i wyci)gn!a korek.
Podnie$ j) odrobin! poprosia.
Darsy podpara Vik!, by Zielarka moga wla' w jej usta eliksir. Chora zakaszlaa, ale gdy
Darsy pomasowaa jej gardo, przekn!a ca) dawk!.
Leesha wstaa, prbuj)c obj)' wzrokiem nieko0cz)ce si! rz!dy posa0. Poradzia sobie z
najci!+szymi przypadkami, nim odjechaa do chaty Bruny, ale wci)+ musiaa opatrzy' wiele
poparze0, nastawi' niejedn) ko$' i zaszy' mnstwo ran, nie mwi)c o wlaniu lekarstw w usta
dziesi)tek nieprzytomnych ludzi.
S)dzia, +e z czasem zdoa przegna' chorob! ze wsi. By' mo+e kilku z tych, ktrych
choroba dotkn!a najci!+ej, po kres +ycia nie odzyska peni si lub nawet umrze, ale
wi!kszo$' z jej dzieci z pewno$ci) wyzdrowieje.
O ile przetrwaj) t! noc.
Zwoaa ochotnikw, ktrzy zaproponowali jej pomoc, rozdaa lekarstwa i zacz!a
obja$nia', czego nale+y si! spodziewa' i co trzeba b!dzie robi', gdy zaczn) napywa' ranni.

* * *

Rojer patrzy, jak Leesha i pozostali przyst!puj) do pracy. Stroi skrzypki, czuj)c si! jak
tchrz. W g!bi serca wiedzia, +e Naznaczony ma racj!. Wiedzia, +e powinien mierzy' siy
na zamiary, jak zwyk mawia' Arrick, ale nie podnioso go to na duchu. Musia siedzie' za
murami, podczas gdy inni szykowali si! do bitwy.
Jeszcze nie tak dawno temu sama my$l o odo+eniu skrzypek i pochwyceniu za
jakiekolwiek narz!dzie wydawaa mu si! odpychaj)ca. Teraz mia ju+ dosy' uciekania, kiedy
bliscy mu ludzie walczyli i gin!li.
Je$li tylko ujrzy $wiato brzasku, uo+y opowie$' o tytule Bitwa o Zak)tek Drwali.
Opowie$', ktra prze+yje jego wnuki. Ale gdzie znajdzie w niej miejsce dla siebie? Granie na
skrzypkach w bezpiecznym miejscu nie byo czynem, ktry zasugiwaby na ballad!, ani
nawet na marny wers.
31
Bitwa o Zak)tek Drwali
332 RP
Na samym przedzie stali drwale. .cinaj)c drzewa i nosz)c kody, dorobili si! pot!+nych
muskuw i szerokich barw, ale niektrzy, jak Yon Szary, najlepsze lata mieli ju+ za sob), a
inni, jak Linder, syn Rena, nie zd)+yli jeszcze nabra' penej krzepy. Stali w jednym z
przeno$nych kr!gw, zaciskaj)c donie na mokrych od potu drzewcach toporw. Nad nimi
ciemniao niebo.
Za drwalami, na samym $rodku rynku, le+ay trzy najtustsze krowy Zak)tka. Objadszy
si! pasz) nas)czon) wywarem Leeshy, spay teraz w najlepsze.
Zaraz za zwierz!tami ustawiono najszerszy kr)g. Zgromadzeni w nim ludzie nie
dorwnywali drwalom si), ale za to byo ich wi!cej. Prawie poow! stanowiy kobiety i
dziewczyny, niektre z nich ledwie pi!tnastoletnie. Stay z ponurymi, zaci!tymi minami obok
m!+w, ojcw, braci i synw. Merrem, barczysta ma+onka rze2nika Duga, dzier+ya
wzmocniony runami tasak i sprawiaa wra+enie gotowej u+y' go w ka+dej chwili.
Dalej ci)gn!a si! zamaskowana ptnem jama, a za ni), dokadnie przed wrotami
.wi!tego Domu, le+a trzeci przeno$ny kr)g. Bronia go uzbrojona we wczni! Stefny, a
wraz z ni) wszyscy zbyt starzy lub sabi, by biega' po zaboconym rynku.
Ka+dy z tych ludzi otrzyma bro0 opatrzon) znakami, a niektrzy, ci o najmniejszym
zasi!gu ramion, dzier+yli rwnie+ puklerze wykonane ze spodw beczek, na ktrych
wymalowano runy zakazu. Naznaczony zrobi tylko jedn) tarcz! tego typu, ale wie$niacy
skrupulatnie przerysowali run na pozostae.
Na skraju zagrody, za supami runicznymi, krya si! artyleria Zak)tka grupka
wyrostkw zbrojna w uki i proce. Kilku towarzysz)cych im dorosych otrzymao po jednym
z cennych piorunowych patykw lub po flaszeczce Benna, ktre zaczopowano namoczonymi
szmatkami. Najmodsi trzymali osoni!te przed deszczem latarnie, by o$wietla' cele. Ci,
ktrzy nie chcieli walczy', przebywali ze zwierz!tami w rozstawionym wewn)trz zagrody
szaasie, gdzie schowano rwnie+ $wi)teczne fajerwerki Bruny, by je zabezpieczy' przed
zamokni!ciem.
Takich jak Ande, ktrzy od pocz)tku nie chcieli walczy', zebraa si! spora grupka.
Odprowadzeni pogardliwymi spojrzeniami reszty mieszka0cw, skryli si! w zagrodzie, ale
gdy Naznaczony dosiad Nocnego Tancerza i obje+d+a rynek, dostrzeg, +e wielu innych
spogl)da ku azylowi z t!sknot) i strachem w oczach.
Otcha0ce powstaway przy akompaniamencie go$nych wrzaskw. Wielu wie$niakw
cofn!o si! o krok, natychmiast trac)c zapa do walki. Wojownik zrozumia, +e przera+enie
mo+e pokona' niewielk) armi! Zak)tka jeszcze przed rozpocz!ciem bitwy. Gar$'
wskazwek, ktr) zdoa im przekaza', wydawaa si! teraz niczym w porwnaniu z
piel!gnowanym przez cae +ycie strachem.
Zauwa+y, +e spodnie Benna byy mokre bynajmniej nie od deszczu, a nogawki
przylgn!y do dr+)cych ud. Zeskoczy z konia i stan) przed szklarzem.
Dlaczego tu przyszede$, Benn? zapyta na tyle go$no, by pozostali go usyszeli.
M-m-moje crki wyj)ka m!+czyzna, zezuj)c w kierunku $wi)tyni. Jego donie trz!sy
si! tak bardzo, jakby trzymana w nich wcznia miaa zaraz wypa$' na ziemi!.
Naznaczony pokiwa gow). Wi!kszo$' mieszka0cw Zak)tka wysza na rynek, by broni'
bliskich, ktrzy le+eli bez si w .wi!tym Domu. Gdyby nie oni, wszyscy pognaliby do
zagrody. Gestem wskaza unosz)ce si! nad placem smugi mgy, ktre formoway ciaa
potworw.
Boisz si! ich? zapyta jeszcze go$niej.
T-t-tak! wyj)ka Benn. 6zy mieszay si! na jego policzkach z kroplami deszczu.
Wojownik zerkn) szklarzowi przez rami! i dostrzeg, +e inni potakuj).
Wtedy $ci)gn) szaty. Na widok runw pokrywaj)cych ka+dy cal jego ciaa podnis si!
szmer zdumienia.
No to patrz powiedzia do Benna, cho' kierowa sowa do wszystkich.
Wyszed z kr!gu i ruszy w kierunku mierz)cego siedem stp drzewnego demona, ktry
wa$nie ko0czy przyjmowa' materialn) posta'. Obejrza si!, usiuj)c ogarn)' wzrokiem
mo+liwie najwi!ksz) liczb! wie$niakw, a gdy zdoby pewno$', +e przygl)daj) mu si! w
napi!ciu, wykrzykn):
Patrzcie, co was przera+a!
Odwrci si! gwatownie i uderzy otcha0ca wn!trzem doni w szcz!k!, odrzucaj)c go w
rozbysku magii. Demon zawy z blu, ale natychmiast poderwa si! na nogi i unis ogon,
gotowy do natarcia. Wie$niacy zadr+eli, przekonani, +e ich dowdca zaraz postrada +ycie.
Drzewny demon skoczy do ataku, ale wtedy wojownik strz)sn) sanda i wymierzy
kopniaka z pobrotu. Znaczona runami pi!ta uderzya w pancerz chroni)cy klatk! piersiow)
przeciwnika z hukiem przypominaj)cym grzmot pioruna. Otchaniec odtoczy si! w k!bach
buchaj)cego z piersi dymu.
Raptem do)czy do niego mniejszy pobratymiec, czaj)cy si! od kilku chwil na zdobycz,
ale Naznaczony pochwyci go za apy, wykr!ci je, by znale2' si! za plecami napastnika, i
wbi kciuki w jego $lepia. Zaskwierczao, a potwr odskoczy, drapi)c pysk.
Nie zwa+aj)c na o$lepionego demona, wojownik przenis uwag! na pierwszego
przeciwnika. Sta nieruchomo, gdy ten sadzi ku niemu dugimi susami, w ostatniej chwili
uskoczy i wykorzystuj)c p!d otcha0ca przeciwko niemu, byskawicznie zarzuci mu r!ce za
szyj!. Zacisn) rami!, ignoruj)c daremne prby wyrwania si! z potrzasku. Czeka, a+ magia
przybierze na sile, a+ w ko0cu eksplozja rozsadzia bestii czaszk!. Bezgowe trucho upado w
boto.
Pozostae demony zachowyway bezpieczn) odlego$'. Syczay w$ciekle, bacznie
obserwuj)c czowieka w poszukiwaniu oznak sabo$ci. Wojownik zarycza, a stoj)ce najbli+ej
otcha0ce natychmiast uskoczyy.
To nie ty powiniene$ si! ich ba', Bennie szklarzu! hukn). Wiatr nis daleko jego
dono$ny gos. To one powinny ba' si! ciebie!
Nikt z zebranych nie odezwa si! sowem, za to wielu pado na kolana, kre$l)c w
powietrzu runy. Naznaczony podszed za$ do Benna, ktry wreszcie przesta dr+e'.
Pami!taj o tym powiedzia, $cieraj)c boto z ciaa po) jego szaty. Pami!taj, gdy
nast!pnym razem pochwyci ci! strach.
Wybawiciel szepn) Benn, a inni powtrzyli.
Wojownik potrz)sn) energicznie gow), a+ krople deszczu prysy naokoo.
Nie, to ty jeste$ Wybawicielem! Szturchn) szklarza w pier$.
Zapa za odzienie kl!cz)cego obok czowieka i podnis go jednym szarpni!ciem.
I ty te+! Wszyscy jeste$cie Wybawicielami! krzycza, obejmuj)c gestem
zgromadzonych na placu m!+czyzn. Je$li otcha0ce boj) si! Wybawiciela, rzu'my
przeciwko nim ca) ich setk!!
Unis zaci$ni!t) pi!$', a chopi rykn!li z entuzjazmem.
Obserwuj)ce ten spektakl otcha0ce wolay trzyma' si! chwilowo z daleka. Biegay w
ciemno$ciach, gucho zawodz)c, lecz wkrtce zacz!y zwalnia', a+ znieruchomiay. Jeden po
drugim kucay z napi!tymi mi!$niami. Naznaczony spojrza na lew) flank!, $widruj)c mrok
okolonymi runami oczyma. Ogniste demony unikay napenionych wod) roww, ale
nadchodziy tamt!dy demony drzew, dla ktrych woda nie stanowia przeszkody.
Podpala'! zawoa, wskazuj)c rw.
Benn potar ognistym patyczkiem o kciuk, osoni pomyk przed wiatrem i deszczem, a
nast!pnie zbli+y go do fajerwerku. Gdy tylko lont zaskwiercza i strzeli iskrami, szklarz
rzuci fajerwerkiem w kierunku rowu.
Lont spon) w momencie, gdy pocisk znalaz si! w najwy+szym punkcie lotu. Z jego
ko0ca wystrzeli sup ognia. Papierowa tubka obracaa si! szybko, siej)c naokoo iskrami, a+
w ko0cu dotara do rowu z deszczwk) i wylan) na0 warstw) oleju.
Drzewne demony wrzasn!y, gdy si!gaj)ca im kolan woda buchn!a ogniem. Rzuciy si!
do ucieczki, prbuj)c ugasi' pomienie, ale w ten sposb jedynie rozbryzgiway olej i
podsycay po+ary.
Tymczasem ogniste demony zawyy z uciechy. Jeden po drugim wskakiway w
pomienie, zapominaj)c, +e pod nimi znajduje si! deszczwka. Naznaczony rozci)gn) usta w
u$miechu, gdy usysza ich wrzaski. Wierzgay odn+ami, rozchlapuj)c wrz)c) wod!.
Pomienie zalay rynek migotliwym $wiatem, a wtedy zgromadzeni na przedzie drwale
j!kn!li ze zgrozy na widok nacieraj)cego wroga. Wysoko nad nimi powietrze przecinay
wichrowe demony, zwinne nawet pomimo deszczu i wiatru. Do przodu wyrway kolejne
demony ognia o $lepiach i paszczach mieni)cych si! czerwieni), wida' te+ byo kontury
skalnych demonw, ktre nadchodziy z flank.
W$rd nich kroczyy za$ demony drzew. Tak wiele demonw drzew...
Co$ mi mwi, +e drzewa szukaj) zemsty na topornikach wymamrota oszoomiony
Yon Szary, a inni m!+czy2ni przytakiwali.
Nie widziaem jeszcze drzewa, ktrego nie dabym rady zr)ba'! warkn) Gared,
zaciskaj)c palce na drzewcu topora. Przechwaka nie przesza bez echa, drwale wyprostowali
si! i unie$li bro0.
Nie przyszo im dugo czeka' na atak. Otcha0ce jeden pod drugim, z wyszczerzonymi
kami i wyci)gni!tymi szponami, skakay w kierunku zbiorowiska ludzi. Runy kr!gu
odrzucay je w ty, a drwale unie$li siekiery, gotuj)c si! do kontrataku.
Sta'! wykrzykn) Naznaczony. Pami!tajcie o planie!
M!+czy2ni opami!tali si! i pozwolili demonom na kolejne natarcia. Przypuszczay atak za
atakiem, ale runy trzymay mocno. Zniech!cone, miotay si! wok kr!gu, szukaj)c sabego
ogniwa. Co chwila do)czay do nich kolejne bestie i wkrtce tum potworw o korowatej
skrze przesoni drwalom widok.
Krowy jako pierwszy dostrzeg ognisty demon nie wi!kszy od maego kota. Z dzikim
wrzaskiem wskoczy na grzbiet jednego ze zwierz)t i zatopi w nim pazury. Krowa
przebudzia si! i zaryczaa z blu, a may otchaniec wydar z jej ciaa kawaek skry.
Ryki zwierz!cia sprawiy, +e pozostae demony natychmiast zapomniay o ludziach.
Dopaday do byda ze wszystkich stron, a+ krew i strz!py mi!sa bryzgn!y na boki.
Strumienie posoki zmieszanej z deszczem spyn!y po placu. Nawet jaki$ wichrowy demon
obni+y lot, by oderwa' kawa mi!sa, nim wzbi si! na nowo w gr!.
Zwierz!ta zostay po+arte w kilka sekund, ale +aden z otcha0cw nie wydawa si!
nasycony. Ponownie natary na kr)g, a w powietrze strzeliy snopy iskier.
Czekajcie! zawoa raz jeszcze Naznaczony, gdy ludzie dookoa niego napi!li mi!$nie.
Cofn) wczni!, przygl)daj)c si! demonom w napi!ciu. Czeka.
Ktry$ z demonw potkn) si! i straci rwnowag!.
Teraz! rykn) wojownik. Wyskoczy z kr!gu, przebijaj)c otcha0cowi czaszk!.
Mieszka0cy Zak)tka Drwali wydali z siebie dziki, pierwotny wrzask i rzucili si! na
upojone narkotykiem demony, tn)c i kuj)c ze wszystkich si. Potwory zawyy, ale dzi!ki
eliksirowi Leeshy reagoway opieszale. Zgodnie z wcze$niejszymi instrukcjami chopi
dziaali w niewielkich grupkach podczas gdy jedna osoba zwracaa na siebie uwag!
potwora, inna d2gaa go w plecy. Runy na broni zacz!y si! jarzy' i tym razem w powietrze
wystrzelia czarna posoka otcha0cw.
Merrem czysto odci!a drzewnemu demonowi r!k!, a jej m)+ Dug wbi rze2nicki n+ pod
jego pach!. Wichrowy demon, ktry oderwa strz!p zatrutego mi!sa, run) na plac, a wtedy
przypad do niego Benn. Szklarz nadzia go na wczni! i przekr!ci j) brutalnie, gdy
rozgrzane runiczne ostrze przebio tward) skr!.
Szpony potworw nie potrafiy pokona' symboli wymalowanych na drewnianych
tarczach i gdy wie$niacy uzmysowili sobie ten fakt, nabrali jeszcze wi!kszej pewno$ci siebie.
Zaatakowali oszoomione demony ze zdwojon) si).
Lecz nie wszystkie bestie skosztoway zatrutego mi!sa. Te oddalone najbardziej napieray
teraz, by jak najszybciej dosta' si! w pobli+e walcz)cych. Naznaczony odczeka, a+ przewaga
osi)gni!ta dzi!ki zaskoczeniu zacz!a male', a wtedy zawoa:
Artyleria!
Dzieciaki w zagrodzie odpowiedziay zgodnym chrem. W okamgnieniu flaszki znalazy
si! w ich procach i pomkn!y w sam $rodek zajadej hordy stoczonej przed kr!giem drwali.
Cienkie szko roztrzaskiwao si! w zetkni!ciu z korowat) skr) drzewnych demonw,
zalewaj)c ich ciaa g!stym pynem, ktry nie $cieka nawet pomimo deszczu. Otchla0ce
ryczay dziko, ale nie mogy przebi' bariery ze supw runicznych.
Miotay si! bezsilnie, podczas gdy dzieci z latarenkami biegay mi!dzy strzelcami.
Przytykay pomienie do owini!tych w szmaty grotw strza, ktre zawczasu zamoczono w
smole, i do lontw fajerwerkw ze $wi)tecznego zapasu Bruny. Strzelcy nie oddali salwy
jednocze$nie, jak im przykaza Naznaczony, ale nie miao to wi!kszego znaczenia. Ju+
pierwsza strzaa wywoaa eksplozj! na plecach drzewnego demona, ktry wrzasn)
przera2liwie i wpad na pobratymca, przenosz)c na niego ogie0. Do deszczu strza do)czyy
fajerwerki. Niektre bestie rzuciy si! do ucieczki, przera+one rozbyskami i haasem, inne
stan!y w pomieniach. Raptem na polu bitwy rozja$niao jak w dzie0.
Jeden z fajerwerkw wpad do pytkiego rowu biegn)cego przez ca) szeroko$' rynku.
Iskry natychmiast podpaliy wypeniaj)cy go pynny ogie0, ktry obj) kilka drzewnych
demonw, a pozostae odci) od ich pobratymcw.
Tymczasem mi!dzy kr!gami, z dala od $ciany ognia, nadal trwaa zaci!ta bitwa. Zatrute
demony szybko paday pod ciosami wie$niakw, lecz pozostae bynajmniej nie czuy l!ku
przed uzbrojonymi lud2mi. Utworzone przez Naznaczonego zespoy zacz!y si! rozpada'.
Niektrzy chopi cofali si!, znw zdj!ci przera+eniem, tworz)c luki, dzi!ki ktrym otcha0ce
przeamyway szyk armii przeciwnika.
Drwale! rykn) wojownik, nabiwszy ognistego demona na wczni!.
Nie musz)c si! du+ej martwi' o zaplecze, Gared i jego towarzysze rykn!li go$no,
wyskakuj)c z kr!gu, by spa$' na otcha0ce atakuj)ce oddzia Naznaczonego. Skra
drzewnego demona bya gruba i s!kata niczym kora starego drzewa, lecz przecie+ drwale
przywykli do $cinania nawet tych najgrubszych, a znaki wymalowane na toporach wysysay
magi!, ktra wzmacniaa pancerze przeciwnikw.
Gared jako pierwszy odczu szok, gdy runy obrciy magi! demonw przeciwko nim
samym. Wstrz)s przemkn) od drzewca topora do ramion, ktre a+ zawibroway. Na uamek
sekundy ciao drwala przepenia ekstaza. Gared zamachn) si! raz jeszcze, $cinaj)c
potworowi eb, a potem zawy i doskoczy do nast!pnego.
Atakowane z dwch stron demony gin!y jeden po drugim. Cae stulecia dominacji
nauczyy je, +e ludzi, nawet je$li podejmowali walk!, nie nale+y si! obawia', wi!c byy
zupenie nieprzygotowane na tak zacieky opr. Usadowiona na poddaszu .wi!tego Domu
Wonda saa strza! za strza) z oszaamiaj)c) precyzj). Ka+dy runiczny pocisk wbija si! w
ciao kolejnego demona niczym grom z jasnego nieba.
Ale w powietrzu nadal wisia ostry zapach krwi, a wrzaski blu niosy si! na wiele mil. Z
oddali dobiegao pos!pne wycie. Posiki otcha0cw nadchodziy, podczas gdy ludzie nie
mieli ju+ +adnych.
Nie czekali zreszt) dugo, nim potwory otrz)sn!y si! z szoku. Mao kto mia szans!
wyj$' cao z potyczki twarz) w twarz z drzewnym demonem, nawet pozbawionym twardego
pancerza. Ludzie pokroju Gareda ledwo dorwnywali si) najmniejszym z przeciwnikw.
Merrem natara na ognistego demona rozmiarw du+ego psa. Ostrze jej tasaka
poczerniao od zakrzepej posoki. W obronnym ge$cie uniosa puklerz, trzymaj)c bro0 w
pogotowiu.
Otchaniec plun). Wymalowane na tarczy runy nie chroniy przed ogniem i Merrem
wrzasn!a, gdy pomienie obj!y jej rami!. Pada w boto, a demon natychmiast zaszar+owa.
Drog! zast)pi mu Dug. Zwalisty rze2nik wypatroszy besti! niczym kurczaka, ale krew, ktra
trysn!a na jego skrzany fartuch, podpalia go w jednej chwili.
Evin zamachn) si! toporem na ktrego$ z drzewnych demonw, potwr zd)+y jednak
przykucn)' i przemkn) na czworakach za plecy przeciwnika. Byskawicznie poderwa si! i
przewrci go na ziemi!. M!+czyzna krzykn) na widok rozwartej paszczy potwora, lecz w tej
samej chwili rozlego si! go$ne szczekanie. Demon pad na ziemi!, zbity z ng przez
ogromne ogary Evina. Drwal skoczy na rwne nogi i zdzieli go siekier). Sp2ni si! o
uamek sekundy wypatroszony pies odtoczy si! w boto. Evin zarycza z w$cieko$ci i raz
jeszcze spu$ci topr na gow! otcha0ca, a potem odwrci si! w poszukiwaniu kolejnego.
Jego oczy pon!y w$cieko$ci).
Chwil! p2niej wypali si! demoniczny ogie0 w rowie i uwi!zione dot)d drzewne
demony ruszyy do natarcia.
Piorunowe patyczki! wrzasn) Naznaczony. Kopyta Nocnego Tancerza przygnioty
obalonego demona ska.
Najstarsi ze strzelcw wydobyli cz!$' cennych pociskw. By ich niecay tuzin, gdy+
Bruna wytwarzaa je niech!tnie, boj)c si!, +e zostan) wykorzystane w niewa$ciwym celu.
Lonty zapon!y i patyki poszyboway w kierunku nadchodz)cych otcha0cw. Wszystkie
oprcz jednego nieuwa+ny wie$niak upu$ci mokry od deszczu patyk w boto. Pochyli si!,
by go podnie$', ale nie zd)+y. Wybuch rozerwa na kawaki zarwno jego, jak i dziecko z
latarni), si!gn) te+ kilku stoj)cych najbli+ej miotaczy i cisn) nimi w boto.
Ktry$ z patykw eksplodowa mi!dzy dwoma drzewnymi demonami, posyaj)c je na
ziemi!. Jeden, ogarni!ty pomieniami, ju+ si! nie podnis, ale drugi, ugasiwszy ogie0, wspar
si! na apie, by powsta'. Przepeniaj)ca go magia szybko leczya rany.
Inny pocisk lecia prosto na mierz)cego dziewi!' stp demona ska. Potwr zapa go w
locie i przyjrza mu si! w zaciekawieniu. W tym samym momencie patyk eksplodowa.
Gdy wiatr rozwia k!by dymu, okazao si!, +e otchaniec nie odnis +adnych obra+e0 i
nadal zmierza w kierunku wie$niakw. Wonda wbia w niego trzy strzay, lecz potwr jedynie
zawy z blu. Par dalej, dodatkowo rozjuszony.
Na spotkanie ruszy mu Gared. Przypad do demona jako pierwszy z obro0cw,
odpowiadaj)c rykiem na jego przenikliwe zawodzenie. Zwalisty drwal unikn) ciosu,
przemkn) pod ramieniem przeciwnika i wbi mu topr w mostek, rozkoszuj)c si!
mrowieniem magii w ramionach. Otchaniec pad na ziemi!, a Gared musia stan)' na trupie,
by wyrwa' bro0.
Z lotu nurkowego zaatakowa demon wichru. Jego zakrzywione pazury rozdary ciao
Flinna niemal+e na p. Wonda krzykn!a z rozpaczy i zabia otcha0ca jedn) strza), ale
czasu cofn)' w ten sposb nie zdoaa. Jej ojciec osun) si! w boto.
Zamaszysty cios drzewnego demona oderwa Renowi gow! i posa j) daleko w
ciemno$'. Siekiera m!+czyzny wpada w kau+!. W tej samej chwili jego syn Linder odr)ba
napastnikowi r!k!, ktra odebraa mu ojca.
Walcz)cy na prawej flance zagrody Yon Szary zosta mu$ni!ty przez ktrego$ z
otcha0cw, ale to wystarczyo, by staruszek upad. Demon skoczy na niego, lecz wtedy
Ande wyda z siebie zdawiony krzyk, wyskoczy z chronionej zagrody i porwa topr Rena.
Celnym machni!ciem zatopi go w plecach bestii.
Inni wybiegli w $lad za nim. Nie pami!tali ju+ o strachu, bez wahania porzucali zagrod!,
by unie$' bro0 i do)czy' do walki lub odci)gn)' rannych w bezpieczne miejsce. Keet
wcisn) szmat! do ostatniej buteleczki z demonicznym ogniem, podpali j) i rzuci pociskiem
w pysk drzewnego demona, osaniaj)c siostry ci)gn)ce rannego. Skra otcha0ca zapon!a.
Keet wznis okrzyk triumfu, ale wtedy pojawi si! ognisty demon. Zata0czy na pon)cych
zwokach, popiskuj)c z uciechy. Chopak zbyt p2no rzuci si! do ucieczki napastnik
wskoczy mu na plecy i powali na ziemi!.
Naznaczony stara si! by' wsz!dzie jednocze$nie. Szala po polu bitwy, zabijaj)c demony
wczni), a niekiedy goymi r!kami i nogami. Nocny Tancerz trzyma si! blisko niego, siej)c
spustoszenie kopytami i rogami. Wpadali we dwjk! w najwi!ksze zgrupowania
przeciwnikw, gromili ich, a niedobitki zostawiali dla pozostaych walcz)cych. Wojownik nie
by w stanie zliczy', ile razy powstrzyma demona przed zadaniem $miertelnego ciosu i
pomg tym samym niedoszej ofierze zerwa' si! na nogi i powrci' do walki.
W zamieszaniu bitewnym zgraja otcha0cw min!a drugi kr)g i wpada w przygotowan)
zawczasu puapk!. Ptno maskuj)ce d zapado si! pod ich ci!+arem i potwory zleciay
prosto na zaostrzone paliki z wyrytymi runami. Wi!kszo$' zadygotaa w konwulsjach,
pora+ona $mierteln) magi), ale jeden zdoa wypezn)' na zewn)trz. Topr odci) mu eb,
ledwie go wystawi poza kraw!d2 dou.
Kolejna fala otcha0cw omin!a puapk!. Zaraz potem podniosy si! krzyki. Naznaczony
spojrza w kierunku, z ktrego dochodziy demony wyw!szyy obecno$' chorych i sabych
w .wi!tym Domu, a zapach ten obudzi w nich szale0stwo. Napieray zaciekle, by si! dosta'
do $rodka i rozpocz)' rze2. Tymczasem runy wyrysowane kred) na $cianach zostay zmyte
przez nieustaj)c) ulew!.
G!sty tuszcz, ktrym wysmarowano kocie by, spowalnia ich natarcie. Kilka otcha0cw
przewrcio si! na ogony, inne wpady na runy trzeciego kr!gu, ale wi!kszo$' wci)+ para
naprzd, wbijaj)c g!biej pazury, by utrzyma' rwnowag!.
Kobiety strzeg)ce wrt powitay napastnikw ciosami wczni. D2gay zajadle, skryte za
barier) runiczn), i przez dug) chwil! utrzymyway pozycj!. W pewnym momencie Stefny
pchn!a jednak zbyt mocno. Ostrze utkwio w s!katym pancerzu demona, a gdy prbowaa je
wyrwa', demon wyszarpn) j) na zewn)trz. Wylatuj)c z kr!gu, zahaczya stop) o lin! i
naruszya poo+enie pytek. W jednej chwili bariera przestaa dziaa'.
Naznaczony gna ile si w nogach i jednym susem przesadzi szerok) na dwana$cie stp
jam!, ale nawet on nie mg zd)+y' na czas. Gdy wpad w tum atakuj)cych otcha0cw, ciaa
masakrowanych kobiet wylatyway ju+ w powietrze, ci)gn)c za sob) strugi krwi.
Chwil! p2niej dobi ostatniego demona. Ci!+ko dysza, a obok stao kilka ocalaych
kobiet oraz, co zaskoczyo go najbardziej, Stefny. Przywdczyni bya ochlapana demoni)
posok), ale wydawao si!, +e nie odniosa wi!kszych obra+e0. W jej oczach l$nia zacieko$'.
Znienacka zaszar+owa na nich demon drzew. Byskawicznie utworzyli szyk, by
zatrzyma' atak, ale bestia w odpowiednim momencie wybia si! w powietrze i wyl)dowaa na
$cianie $wi)tyni. Pazurzaste apy bez trudu znalazy oparcie mi!dzy kamieniami i demon
pomkn) w gr!, nim Naznaczony zd)+y zapa' go za ogon.
Uwa+aj! krzykn) do Wondy, ale dziewczyna, zanadto pochoni!ta celowaniem, nie
zareagowaa w por!. Otchaniec pochwyci j) w szpony i cisn) za siebie, jakby bya tylko
irytuj)c) przeszkod). Wojownik wypad z kr!gu. Po$lizgn) si!, przejecha na kolanach po
natuszczonych kocich bach, ale zdoa pochwyci' jej zakrwawione ciao, nim uderzyo w
ziemi!. W mi!dzyczasie demon wcisn) si! przez otwarte okno do .wi!tego Domu.
Naznaczony pop!dzi w kierunku bocznego wej$cia. Ledwie jednak skr!ci za rg, drog!
zast)pi mu tuzin znieruchomiaych otcha0cw, ktre pady ofiar) runw oszoomienia.
Rykn) ochrype i wskoczy w sam $rodek watahy, zdaj)c sobie jednocze$nie spraw!, +e nie
zd)+y do $rodka na czas.

* * *

Kamienne $ciany .wi!tego Domu odbijay echo wrzaskw blu, a wycie demonw
szalej)cych tu+ przed wrotami podsycao atmosfer! skrajnego niepokoju. Wielu chorych
szlochao na gos lub koysao si! w przd i w ty, inni rzucali si! po posaniach.
Leesha robia, co moga, by utrzyma' spokj. Co rozs)dniejszym szeptaa koj)ce sowa, a
pprzytomnym podawaa usypiaj)ce wywary, by nie pozrywali szww lub nie wyrz)dzili
sobie krzywdy w malignie.
Przecie+ nadaj! si! do walki! naciska Smitt. Ogromny karczmarz nie zwa+a na
protesty Rojera i wlk go w kierunku wrt.
Jeste$ chory! wrzasn!a Leesha. Zabij) ci!, ledwie st)d wyjdziesz!
Otworzya buteleczk! i wylaa jej zawarto$' na szmatk!. Wiedziaa, +e gdy przyci$nie j)
m!+czy2nie do twarzy, opary szybko zwalcz) jego zapalczywo$'.
Moja Stefny jest na zewn)trz! wykrzykn) Smitt. Mj syn i moje crki!
Leesha wyci)gn!a do0 ze szmatk), ale Smitt brutalnie j) odepchn). Dziewczyna stracia
rwnowag! i wpada na Rojera. Karczmarz tymczasem przypad do zao+onej w poprzek wrt
zasuwy.
Smitt, stj! krzykn!a Zielarka. Wpu$cisz je tylko do $rodka! Wszyscy zginiemy!
Rozgor)czkowany m!+czyzna nie zwa+a jednak na ostrze+enia i zapa za kod!.
W tej samej chwili Darsy chwycia go za rami!. Smitt obrci si! na pi!cie. Zd)+y
jeszcze zobaczy' nadlatuj)c) pi!$', po czym pad bez przytomno$ci na podog!.
Czasem bezpo$rednie podej$cie do problemu dziaa lepiej ni+ zioa i igy mrukn!a
Darsy, rozmasowuj)c do0.
Teraz ju+ wiem, po co Bruna nosia lask! odpara Leesha.
Nachyliy si!, podniosy Smitta za r!ce i nogi i zaniosy na posanie. Na zewn)trz wci)+
trwaa bitwa.
Wygl)da na to, +e wszystkie demony z Otchani prbuj) si! tu dosta' mrukn!a
Darsy.
Nagle usyszeli krzyk Wondy, a chwil! p2niej balustrada chru posza w drzazgi.
Spadaj)ce belki zabiy jednego z chorych i poraniy innego. Na $rodek sali opad jaki$ ciemny
ksztat. Zawy go$no i rozdar gardo jednej z kobiet, nim ta zrozumiaa, co si! dzieje.
Drzewny demon wyprostowa si!, ogromny i przera+aj)cy. Leesha poczua, +e jej serce
przestaje bi'. Obie z Darsy zamary, nadal trzymaj)c Smitta. Wcznia Naznaczonego staa
przy $cianie, zbyt daleko, by po ni) si!gn)'. Zielarka nie s)dzia zreszt), by zdoaa ni)
zatrzyma' ogromnego otcha0ca. Kiedy potwr wrzasn), prawie ugi!y si! pod ni) kolana.
Lecz wtedy drog! zast)pi mu Rojer. Otchaniec zasycza, a chopak przekn) z trudem
$lin!. Instynkt podpowiada mu, by ucieka', ale miast tego wsun) skrzypki pod brod!,
przytkn) smyczek do strun i napeni .wi!ty Dom ckliw), +aosn) melodi).
Bestia znw wrzasn!a, obna+aj)c ky, ale Minstrel nie przestawa gra'. Wtedy
przekrzywia gow! i spojrzaa na niego z zaciekawieniem.
Po chwili Rojer zacz) si! koysa'. Bestia uczynia to samo.
Wykona krok w lewo, a ona ruszya jego $ladem.
Zrobi krok w prawo i znw powtrzya jego ruch.
Chopak gra, powoli obchodz)c demona szerokim ukiem. Oczarowany potwr obraca
si! razem z nim, a+ zwrci si! plecami do przera+onych chorych.
W mi!dzyczasie Leesha poo+ya Smitta i si!gn!a po bro0. Wcznia Naznaczonego
wydawaa si! cierniem przy demonie, ktrego zasi!g ramion przekracza dugo$' drzewca, ale
mimo to ruszya do przodu, wiedz)c, +e nie b!dzie lepszej okazji. Zacisn!a z!by i rzucia si!
do desperackiego ataku, z caej siy wbijaj)c ostrze w kark bestii.
Rozbysa magia, ramiona Leeshy przeszyo mrowienie, ale potem poleciaa w ty,
odrzucona ciosem potwora. Patrzya, jak si! miota, usiuj)c wyrwa' z ciaa rozjarzon) bro0.
Rojer w ostatniej chwili uskoczy w bok. Otchaniec bez +ycia pad na drewniane wrota i
wyama je swym ci!+arem.
Zgromadzone na zewn)trz demony zawyy z rado$ci) i rzuciy si! do $rodka, gdzie
przywitaa je muzyka Minstrela. Miast koj)cej, hipnotyzuj)cej melodii wygrywa teraz ostre,
zgrzytliwe d2wi!ki. Otcha0ce cofn!y si!, zakrywaj)c uszy.
Leesha!
Bocznymi drzwiami do $wi)tyni wpad Naznaczony, zbryzgany wasn) krwi) i posok)
demonw. Rozgl)da si! z szale0stwem w oczach i dopiero na widok trupa drzewnego
demona spojrza Zielarce w oczy. Jego ulga bya wr!cz namacalna.
Leesha chciaa mu si! rzuci' w ramiona, ale zignorowa j) i pop!dzi ku wyamanym
wrotom. Rojer broni wej$cia w pojedynk!, a jego muzyka powstrzymywaa demony rwnie
skutecznie jak bariera runiczna. Naznaczony odepchn) trucho demona na bok, wyrwa z
niego wczni!, rzuci j) Leeshy i wybieg w mrok.
Zielarka wyjrzaa na zewn)trz i jej serce a+ $cisn!o si! z blu. Ciaa dziesi)tek jej dzieci
le+ay w bocie.
Darsy! krzykn!a. Obie wypady na zewn)trz, by wci)gn)' rannych do $rodka.
Zakrwawiona Wonda le+aa na ziemi, z trudem api)c oddech. Gdy wraz z Darsy
nachyliy si!, by j) unie$', dostrzeg je jaki$ drzewny demon. Ruszy ju+ do ataku, ale Leesha
wyci)gn!a fiolk! z kieszeni fartucha i cisn!a ni) celnie. Cienkie szko roztrzaskao si! o
pysk demona. Napastnik zawy go$no, kiedy rozpuszczalnik zala mu $lepia, a kobiety
pospieszyy z rann) do $wi)tyni.
Uo+ywszy j) na pododze, Leesha wykrzykn!a kilka polece0 do jednej z pomocnic, po
czym znowu wybiega na zewn)trz. Rojer sta w wej$ciu, zgrzytliw) muzyk) chroni)c
uwijaj)cych si! obok ludzi.

* * *

Punkt kulminacyjny starcia dawno ju+ min) i bitwa z wolna tracia na intensywno$ci,
dzi!ki czemu ci wie$niacy, ktrzy ledwie trzymali si! na nogach, mogli dobrn)' do kr!gw
lub .wi!tego Domu, by zapa' oddech albo napi' si! wody. Przez godzin! nie pojawi si!
+aden demon. Potem nadesza ich caa zgraja, a po jej rozgromieniu znw przez godzin! nic
si! nie dziao.
W pewnym momencie przesta pada' deszcz. Mao kto zdoa to zauwa+y' wszyscy byli
zanadto pochoni!ci walk) lub znoszeniem rannych. Drwale uformowali szereg przy wrotach
$wi)tyni, a Rojer chodzi po rynku i odp!dza demony muzyk), podczas gdy inni zbierali
cierpi)cych towarzyszy.
Nim nad horyzontem zaja$niaa una brzasku, boto na rynku zamienio si! w mieszanin!
ludzkiej krwi i posoki demonw. Wsz!dzie zalegay stosy cia i odr)banych ko0czyn. Wielu
ludzi podskoczyo z przera+enia, gdy o$wietlone promieniami so0ca $cierwa zacz!y
niespodziewanie pon)'. I tak $wit zako0czy bitw!, dobijaj)c nieliczne z otcha0cw, ktre
wci)+ dygotay w konwulsjach.
Naznaczony przygl)da si! twarzom ocalaych. Bitw! prze+ya co najwy+ej poowa
wie$niakw, ale mimo to ze zdumieniem wyczyta w ich obliczach si! i zdecydowanie. Nie
mg uwierzy', +e byli to ci sami ludzie, ktrzy ledwie wczoraj okazywali jedynie strach i
przygn!bienie. Wielu polego, lecz ci, ktrzy prze+yli, stali si! silniejsi ni+ kiedykolwiek
wcze$niej.
Chwalmy Stwrc!! zawoa Opiekun Jonas, wychodz)c ze $wi)tyni. Kre$li runy w
powietrzu, przygl)daj)c si! pon)cym truchom demonw. Podszed do Naznaczonego. To
wszystko dzi!ki tobie.
Wojownik pokr!ci gow).
Nie. To wy tego dokonali$cie. Wy wszyscy.
To prawda przytakn) Jonas. Ale tylko dlatego, +e przybye$ i pokazae$ nam, jak
walczy'. Nie zgodzisz si! z tym?
Naznaczony spochmurnia.
Przypisuj)c sobie zasug! za zwyci!stwo, umniejszybym po$wi!cenie wszystkich tych,
ktrzy polegli. Zatrzymaj swe przepowiednie dla siebie, Opiekunie. Ci ludzie ich nie
potrzebuj).
Jonas ukoni si! g!boko.
Jak sobie +yczysz rzek, ale Naznaczony wyczu, +e to jeszcze nie koniec.
32
Nowa nazwa
332 333 RP
Leesha pomachaa do Rojera i Naznaczonego. Gdy zeskakiwali z koni, odstawia p!dzel
do miski z farb) i ruszya im na spotkanie.
Szybko si! uczysz rzek m!+czyzna, ogl)daj)c runy wymalowane na balustradzie
ganku. Ta sie' powstrzyma napr caego zast!pu otcha0cw.
Szybko? odezwa si! Rojer, Na noc, czemu tak jej sk)pisz pochwa? Przecie+
jeszcze miesi)c temu nie potrafia odr+ni' runu wichrowego od ognistego!
Co racja, to racja. Widziaem Patronw z przeszo dwudziestoletnim do$wiadczeniem,
ktrych dziea nie byy ani w poowie tak dokadne.
Nauka zawsze przychodzia mi bez trudu, a ponadto mam dobrych nauczycieli
odpara rozpromieniona Leesha. Szkoda tylko, +e nie chciao mi si! wcze$niej do tego
zabra'.
Naznaczony wzruszy ramionami.
Gdy ju+ znamy przyszo$', ka+dy z nas ch!tnie cofn)by si! w czasie, by zmieni' to i
owo.
My$l!, +e prze+ybym wwczas swe +ycie zupenie inaczej stwierdzi Rojer.
Zielarka roze$miaa si! i gestem zaprosia ich do $rodka.
Kolacja jest prawie gotowa powiedziaa, id)c w kierunku paleniska. Jak przebiego
spotkanie rady wioski?
To idioci burkn) wojownik.
Poszo a+ tak dobrze?
Rada zatwierdzia zmian! nazwy wsi na Zak)tek Wybawiciela rzek Rojer.
Przecie+ to tylko nazwa stwierdzia Leesha, nalewaj)c herbaty.
Nie o nazw! mi chodzi, ale o my$lenie, ktre si! za ni) kryje wytumaczy
Naznaczony. Powiedziaem wie$niakom wprost, by przestali mnie nazywa' Wybawicielem,
ale wci)+ sysz!, jak szepcz) to imi! za moimi plecami.
Lepiej si! z tym pogd2 zasugerowa Minstrel. Nie powstrzymasz p!du tej historii.
Opowiada j) ka+dy Minstrel na pnoc od Krasji.
Naznaczony parskn).
Nie mam zamiaru kama' i udawa', +e jestem kim$ innym, tylko po to, by +yo mi si!
wygodniej. Gdybym marzy o prostym, nieskomplikowanym +yciu...
Przerwa nagle i utkwi wzrok w przestrzeni.
A jak przebiega odbudowa? zapytaa Leesha, by na powrt przyci)gn)' jego uwag!.
Wielu mieszka0cw Zak)tka stan!o ju+ na nogi dzi!ki twym lekarstwom odpar
Rojer z u$miechem. Mam wra+enie, jakby nowy dom wyrasta niemal ka+dego dnia.
Niebawem b!dziesz moga zamieszka' w samej wsi.
Dziewczyna pokr!cia gow).
Ten dom to wszystko, co mi zostao po Brunie. To teraz mj dom.
To miejsce znajduje si! daleko od najsilniejszych runw ostrzeg j) Naznaczony.
Rozumiem przyczyny, dla ktrych wytyczyli$cie nowe ulice i osonili$cie je
kamieniami runicznymi, ale tak czy inaczej warto tu mieszka'.
Czy+by? M!+czyzna unis okolon) runami brew.
Warto mieszka' w chacie tu+ obok siedliska demonw? zawtrowa mu Rojer.
Leesha upia yk herbaty.
Moja mama rwnie+ nie chce si! przeprowadzi'. Twierdzi, +e teraz, gdy dae$ nam
nowe runy, a drwale uganiaj) si! dookoa z toporami i zabijaj) ka+dego demona w zasi!gu
wzroku, szkoda w ogle fatygi.
Wojownik zmarszczy brwi.
Mo+e i wygrali$my t! bitw!, ale historia Wojen z Demonami uczy, +e otcha0ce nigdy
nam tego nie daruj). Wrc) ze zdwojon) si) i chc!, by Zak)tek Drwali by wtedy gotw.
Zak)tek Wybawiciela poprawi go Rojer i u$miechn) si! na widok jego miny.
Je$li zostaniesz, Zak)tek b!dzie zawsze gotw stwierdzia Leesha, upijaj)c kolejny
yk. Przygl)daa si! Naznaczonemu uwa+nie znad brzegw naczynia, czekaj)c na odpowied2,
ktra nie nadesza. A zatem wyje+d+asz. Odstawia kubek na st. Kiedy?
Gdy Zak)tek b!dzie gotw powtrzy wojownik, nie maj)c zamiaru du+ej ukrywa'
prawdy. Zmarnowaem cae lata, zazdro$nie ukrywaj)c runy, ktre mogyby nada' nazwie
Wolne Miasta prawdziwy sens. Jestem co$ winien ka+demu miastu i ka+dej wiosce w
Thesie. Musz! dopilnowa', by wszyscy ci ludzie mogli bez l!ku oczekiwa' nocy.
Leesha pokiwaa gow).
Chcemy ci pomc powiedziaa.
Ju+ pomagacie. Zostawiam Zak)tek w dobrych r!kach.
B!dziesz potrzebowa czego$ wi!cej. B!dziesz potrzebowa kogo$, kto nauczy inne
Zielarki, jak leczy' rany zadane przez otcha0ce, jak wyrabia' trucizny i ogniste pociski...
Mogaby$ to wszystko spisa'.
I wyda' m!+czyznom sekrety ognia? Za +adne skarby.
Poza tym nie da si! spisa' nauki gry na skrzypkach doda Rojer.
Naznaczony zawaha si!.
Nie zdecydowa w ko0cu. Tylko mnie spowolnicie. B!d! w!drowa caymi
tygodniami przez bezdro+a. Nie nadajecie si! do tego.
Nie nadajemy? Rojer, zawrzyj okiennice.
Obaj m!+czy2ni spojrzeli na dziewczyn! z zaciekawieniem.
Zrb, co mwi! powtrzya i chopak powsta, by wypeni' polecenie. W izbie
zapady ciemno$ci. Leesha potrz)sn!a fiolk) z tajemniczym $rodkiem, ktry zacz)
emanowa' blaskiem.
Unie$cie klap! w pododze przykazaa.
Naznaczony otworzy zej$cie do piwnicy, gdzie Zielarka trzymaa ogie0 demoniczny. Ze
$rodka buchn) ostry zapach specyfikw.
Leesha poprowadzia ich w d, unosz)c wysoko fosforyzuj)c) fiolk!. Podesza do
niewielkich peczek na $cianie i sprawia, +e stoj)ce tam szklane soje rwnie+ za$wieciy.
Nim to si! jednak stao, oczy Naznaczonego, ktry doskonale widzia nawet w cakowitych
ciemno$ciach, byy ju+ szeroko rozwarte.
.rodek piwnicy zajmoway ogromne stoy. Le+ao na nich p tuzina otcha0cw w
r+nych stadiach sekcji.
Na Stwrc!... wybekota Minstrel, zakry usta i umkn) na gr!.
C+, mo+e Rojer w istocie si! nie nadaje. Leesha pozwolia sobie na drwi)cy
u$mieszek. Wiedziae$, +e drzewne demony maj) dwa +o)dki? zapytaa, odwracaj)c si!
do wojownika. Jeden nad drugim, uo+one na podobie0stwo klepsydry.
Uj!a instrument chirurgiczny i odchylaa kolejne warstwy ciaa martwego otcha0ca.
Ich serca znajduj) si! nieco bardziej w d i na prawo w stosunku do serca ludzi
dodaa. Mi!dzy trzecim i czwartym +ebrem istnieje luka. To co$, co powinien wiedzie'
ka+dy czowiek, ktry chce uderzy' tak, by zabi'.
Naznaczony przygl)da si! trupowi, nie kryj)c zaskoczenia. Gdy ponownie spojrza na
Leesh!, odnis wra+enie, +e widzi j) po raz pierwszy w +yciu.
Sk)d je masz?
Szepn!am swko drwalom, ktrych wysae$ na obchd po tej stronie Zak)tka. Z
wielk) ochot) dostarczyli mi kilka okazw. Och, jest jeszcze co$. Te demony nie maj)
organw pciowych. Wszystkie s) bezpciowe.
Czy to mo+liwe?
Bezpciowo$' nie jest niczym dziwnym w$rd owadw. Niektre gatunki dziel) si! na
bezpciowe kasty, ktrych zadaniem jest praca i obrona, oraz kasty pciowe, ktre sprawuj)
wadz! nad rojem.
Nad rojem? Masz na my$li Otcha0?
Leesha wzruszya ramionami, a Naznaczony nagle zmarszczy brwi.
Na $cianach grobowcw w So0cu Anocha widziaem malowida przedstawiaj)ce
Pierwsz) Wojn! z Demonami. Znajdoway si! na nich gatunki otcha0cw, ktrych nigdy nie
widziaem.
Nic w tym dziwnego. Tak niewiele o nich wiemy.
Zielarka uj!a donie m!+czyzny.
Przez cae +ycie towarzyszy mi przekonanie, +e powinnam robi' co$ wa+niejszego od
warzenia lekw na przezi!bienie czy odbierania porodw. Oto moja szansa, by uczyni' co$
dla ludzko$ci. Uwa+asz, +e nadci)ga kolejna wojna? Rojer i ja pomo+emy ci j) wygra'.
Naznaczony przytakn).
Masz racj!. Zak)tek przetrwa t! noc w tym samym stopniu dzi!ki mnie, co dzi!ki tobie
i Rojerowi. Bybym gupcem, gdybym odrzuci teraz tw) pomoc.
Leesha wsun!a r!k! w g)b kaptura wojownika. Jej do0 wydaa mu si! chodna i na
chwil! przechyli gow!, by peniej odczu' jej dotyk.
Ta chatka wystarczy dla nas dwojga szepn!a.
Otworzy szerzej oczy i zesztywnia.
Dlaczego przera+a ci! to bardziej od walki z demonami? Czy+bym bya a+ tak
odpychaj)ca?
Oczywi$cie, +e nie!
A zatem o co chodzi? Przecie+ nie powstrzymam ci! od walki.
Naznaczony milcza przez chwil!.
Wkrtce byoby nas troje powiedzia w ko0cu, odsuwaj)c gow!.
Czy to a+ takie straszne?
Odetchn) g!boko i odszed do innego stou, unikaj)c jej wzroku.
Tego poranka, gdy walczyem wr!cz z demonem... nagle urwa.
Pami!tam ponaglia go Leesha, gdy nie odzywa si! przez du+sz) chwil!.
...ten demon usiowa uciec do Otchani.
To te+ pami!tam. Chcia ci! zabra' ze sob). Zobaczyam, +e oboje stajecie si!
przejrzy$ci i znikacie pod ziemi). Byam przera+ona.
Na pewno nie bardziej ode mnie. Ujrzaem, jak otwiera si! przede mn) droga do
Otchani. Usyszaem jej zew.
A co to ma wsplnego z nami?
To nie demon nas wci)ga, to ja si! zapadaem. W ko0cu przej)em kontrol! i
wywlokem demona na powierzchni!, ale nawet teraz czuj! zew Otchani. Gdybym na to
pozwoli, pogr)+ybym si! w piekielnych czelu$ciach wraz z innymi otcha0cami.
Runy... zacz!a Leesha.
To nie runy, tu chodzi o mnie. Przez wszystkie te lata wchon)em zbyt wiele ich magii.
Ju+ nie jestem czowiekiem. Kt+ mo+e wiedzie' co za potwr wyro$nie z mojego nasienia?
Dziewczyna podesza do niego i obj!a do0mi jego twarz, zupenie jak tego poranka, gdy
si! kochali.
Jeste$ dobrym czowiekiem powiedziaa, powstrzymuj)c zy. Bez wzgl!du na to, co
zrobia ci ta magia, nie zabia w tobie dobra. Nic innego si! nie liczy.
Ju+ chciaa go pocaowa', ale on si! cofn).
Dla mnie to si! liczy. Dopki nie zrozumiem, kim jestem, nie mog! by' ani z tob), ani z
kimkolwiek innym.
A zatem odkryj!, kim jeste$. Przysi!gam.
Nie, Leesha. Nie mo+esz...
Nie mw mi, co mog!, a czego nie! Wystarczaj)co cz!sto syszaam podobne uwagi z
ust innych osb.
Unis przepraszaj)co do0.
Wybacz.
Dziewczyna parskn!a i chwycia go za r!ce.
Nie chc!, +eby$ mnie przeprasza. To tylko dolegliwo$', ktr) musz! zdiagnozowa' i
wyleczy'. Dolegliwo$' taka sama jak wszystkie inne.
Nie jestem chory.
Wiem o tym. Spojrzaa na niego ze smutkiem. To chyba ty tego nie wiesz.

* * *

Daleko na krasja0skiej pustyni co$ zamajaczyo na horyzoncie, a potem zza wydm
wyoni si! dugi szereg ludzi. Byy ich tysi)ce, wszyscy odziani w lu2ne czarne szaty, z
twarzami przesoni!tymi ptnem dla ochrony przed kuj)cym piaskiem. Stra+ przednia
skadaa si! z dwch grup je2d2cw, jednej dosiadaj)cej lekkich koni, a drugiej pot!+nych,
garbatych zwierz)t, doskonale przystosowanych do w!drwek przez pustkowia. Za nimi
zmierzay kolumny piechurw, a jeszcze dalej ci)gn!y si! na pozr niemaj)ce ko0ca tabory.
Ka+dy z wojownikw dzier+y wczni!, na ktrej wyryto skomplikowany wzr runiczny.
Przewodzi im odziany w biel m!+czyzna, dosiadaj)cy smukego rumaka tej samej barwy.
Unis do0 i maszeruj)ca za nim armia stan!a. Wojownicy w milczeniu przygl)dali si!
ruinom So0ca Anocha.
W przeciwie0stwie do swych podkomendnych, ktrych bro0 wykonano z drewna i +elaza,
odziany w biel przywdca dzier+y wczni! z jasnego, nieznanego metalu. Zwa si! Ahmann
asu Hoshkamin amJardir, lecz jego ludzie od lat nie u+ywali ju+ tego imienia.
Zwali go SharDama Ka. Wybawicielem.
KONIEC KSI7GI DRUGIEJ

You might also like