You are on page 1of 45

ZOFIA NAKOWSKA

MEDALIONY

PROFESOR SPANNER
1
Tego rana bylimy tam po raz drugi. Dzie by pogodny, majowy, chodnawy. Wiatr
od morza szed rzeki, co sprzed lat przypomina. Za drzewami szerokiej, wyasfaltowanej
alei stal mur ogrodzenia, za nim cign si rozlegy dziedziniec. Wiedzielimy ju, co
przyjdzie nam zobaczy.
Tym razem towarzyszyo nam dwch starszych panw. Ci przyszli w charakterze
kolegw Spannera - obaj profesorowie, obaj lekarze i uczeni. Jeden wysoki, siwy, o twarzy
szczupej i szlachetnej, drugi rwnie duy, ale przy tym tgi i ciki. Jego pena twarz
wyraaa dobroduszno i jakby zatroskanie.
Ubrani byli do podobnie i nie po naszemu, raczej prowincjonalnie - w czarne, dugie
wiosenne palta z dobrej weny. Na gowach mieli mikkie, rwnie czarne kapelusze.
Skromny, nietynkowany domek z cegy sta w rogu podwrza, na uboczu, jako
niewany pawilon duego gmachu, w ktrym mieci si Instytut Anatomiczny.
Naprzd zeszlimy do rozlegej, ciemnej piwnicy. W pochyym wietle, idcym od
dalekich, wysoko umieszczonych okien, umarli leeli jak wczoraj. Ich ciaa, nagie,
biaokremowe, mode, podobne do twardych rzeb, byy w doskonaym stanie, mimo e
czekay tu ju od szeregu miesicy na chwil, w ktrej wreszcie przestan by potrzebne.
Leeli jak w sarkofagach, w cementowych, dugich basenach z uniesionymi
pokrywami - wzdu, jedni na drugich. Mieli rce opuszczone wzdu ciaa, nie zoone na
piersiach wedug pogrzebowego rytuau. A gowy odcite od torsw tak rwno, jakby byli z
kamienia.
W jednym z tych sarkofagw lea na stosie umarych znany ju marynarz" bez
gowy - modzieniec wspaniay, wielki jak gladiator. Na jego piersi szerokiej wytatuowany
by kontur statku. Poprzez zarysy dwch kominw przechodzi napis wiary daremnej: Bg z
nami.
Mijalimy jeden za drugim baseny pene trupw, a obaj cudzoziemscy panowie szli
take i take patrzyli. Byli lekarzami i lepiej od nas rozumieli, co to znaczy. Na potrzeby
Instytutu Anatomicznego przy uniwersytecie wystarczyby zapas czternastu trupw. Tu byo
ich trzysta pidziesit.
Dwie kadzie zawieray same gowy bezwose, odcite od tamtych cia. Leay jedne

na drugich - twarze czowiecze, niby zesypane do dou ziemniaki - jak popado; jedne
bokiem, jak si ley na poduszce, inne obrcone w d albo na wznak-. Byy tawe i
gadkie, te wietnie zakonserwowane, te rwniutko od karku odcite, jak z kamienia.
W rogu jednej kadzi spoczywaa na wznak ta niedua, kremowa twarz chopca, ktry
umierajc mg mie osiemnacie lat. Lekko skone, ciemne oczy nie byy zamknite, tylko
zaledwie spuszczone. Pene usta, barwy tej samej co twarz, przybray wyraz cierpliwego,
smutnego umiechu. Brwi rwne i wyrane unosiy si ku skroniom jakby z niedowierzaniem.
Oczekiwa w tej najdziwniejszej, przechodzcej jego pojcie sytuacji na ostateczne orzeczenie
wiata.
Dalej byy znowu baseny z umarymi, a pniej kadzie z ludmi przecitymi na p,
pokrajanymi na czci i odartymi ze skry. W jednym tylko basenie leay osobno i daleko
nieliczne zwoki kobiet.
Poza tym w podziemiu obejrzelimy jeszcze par basenw pustych, zaledwie
wykoczonych, bez pokryw. Oznaczay, e zapas trupw, potrzebnych yjcym, by
niedostateczny, e istnia zamiar powikszenia caej imprezy.
Pniej z obu profesorami przeszlimy do czerwonego domku i tam widzielimy na
wyzibym palenisku ogromny kocio, peen ciemnej cieczy. Kto obyty z terenem uchyli
pokrywy i pogrzebaczem wycign na wierzch ociekajcy pynem, wygotowany tors
czowieczy, odarty ze skry.
W dwch innych kotach nie byo nic. Ale w pobliu, na pkach oszklonej szafy,
leay rzdem wygotowane czaszki i piszczele.
Widzielimy te skrzyni, a w niej uoone warstwami oczyszczone z tuszczu,
spreparowane cienko paty skry ludzkiej. Na pce soje z sod kaustyczn, przy cianie
wmontowany w mur kocio z zapraw i duy piec do spalania odpadkw i koci.
Wreszcie na wysokim stole kawaki myda biaawego i chropowatego i par
metalowych, powalanych zeschym mydem foremek.
Nie wchodzilimy ju tym razem na strych po drabinie, by oglda tam zalegajce
wysoko polep zsypisko czaszek i koci. Zatrzymalimy si tylko na chwil w tej czci
dziedzica, gdzie wida lady spalonych cakowicie trzech budynkw, szcztki piecw
metalowych typu krematoryjnego i bardzo licznych rur i przewodw. Wiadomo, e i
czerwony domek podpalono ju dwukrotnie. Za kadym razem jednak powstajcy poar
zosta dostrzeony i ugaszony.
Wyszlimy razem z profesorami, ktrzy od razu odczyli si od nas i prowadzeni
przez kogo nieznajomego udali si w swoj drog.

2
Przed Komisj zeznaje czowiek mody, chudy i blady, o wyranych oczach
niebieskich, przyprowadzony na badanie z wizienia. Nie majcy pojcia, czego od niego
chcemy.
Mwi z namysem, powanie i smutnie. Mwi jednak po polsku, tylko z akcentem
obcym, cokolwiek grasejujc.
Mwi, e jest gdaszczaninem. By w szkole powszechnej, pniej skoczy jeszcze
sze klas i zrobi matur. By ochotnikiem, by harcerzem. Na wojnie dosta si do niewoli i
uciek. Pracowa na ulicy przy niegu, potem w fabryce amunicji. Te uciek. Rzecz na og
dzieje si w Gdasku.
Niemiec zamieszka u jego matki, gdy ojca zabrali do obozu koncentracyjnego. Ten
Niemiec da mu prac w tutejszym Instytucie Anatomicznym. I tak dosta si do profesora
Spannera.
Profesor Spanner pisa ksik o anatomii i wzi go na preparatora trupw. W
uniwersytecie mia wykady, taki kurs preparatorski dla studentw. Wydawa swoj ksik,
dla tej ksiki pracowa. Jego zastpca, profesor Wohlmahn, te pracowa - jednak nie moe
powiedzie, czy dla jakiej ksiki, czy tak...
Ta oficyna bya wykoczona w roku 1943 na Palarni. Spanner wtedy postara si o
maszyny do oddzielania misa i tuszczu od koci. Z koci miay by robione kociotrupy. W
roku 1944 profesor Spanner kaza, eby studenci odkadali tuszcz z trupw osobno. Co
wieczr po skoczeniu kursw, jak studenci odeszli, robotnicy zabierali talerze z tuszczem.
Byy te talerze z yami i z misem. Wic miso wyrzucali albo palili. Ale ludzie w miecie
skaryli si policji, wic wtedy profesor kaza, eby palili w nocy, bo za duy smrd by.
Studenci mieli take powiedziane, eby skr cakiem czyciutko ju odj, pniej
tuszcz czysto, pniej wedug ksiki preparatorskiej muskuy a do koci. Tuszcz
wybierany przez robotnikw z talerzy pniej zosta lee ca zim, a pniej, jak studenci
wyjedali, by przez pi - sze dni wyrobiony na mydo.
Profesor Spanner zbiera rwnie skr ludzk. Mieli j ze starszym preparatorem von
Bergen wyprawia i co z niej robi.
- Starszy preparator von Bergen - to by mj bezporedni przeoony. Zastpc
profesora Spannera by doktor Wohlmann. Profesor Spanner by cywil, ale zgosi si do SS
jako lekarz.
Gdzie jest teraz doktor Spanner, wizie nie wie.

- Spanner odjecha w styczniu 1945 roku. Jak odjeda, kaza nam tuszcz zbierany w
semestrze dalej wypracowa, kaza nam porzdnie mydo i anatomi robi i sprzta, eby
ludzko wygldao. Receptu nie kaza sprzta, moe zapomnia. Mwi, e wrci, ale ju nie
wrci. Poczt, jak wyjecha, posyali mu do Halle an der Saale, Anatomisches Institut.
Siedzi, zeznajc, na krzele pod cian, naprzeciwko okien, w wietle. Jest cakowicie
widoczny - w swych zastanowieniach i namysach, w usilnej chci, aby dokadnie powiedzie
wszystko, jak byo, by nie opuci nic. On jest jeden, a nas jest osb kilkanacie: czonkowie
Komisji, miejscowe wadze, sadownicy.
Nadmiar gorliwoci sprawia, e niekiedy bywa niejasny.
- Co to jest recept?
- Recept wisia na cianie. Asystentka, ktra bya ze wsi, przywioza stamtd recept na
mydo i wypisaa. Nazywaa si Koitek. Asystentka techniczna. Ona te wyjechaa, ale do
Berlina. Oprcz receptu bya jeszcze notatka na cianie. To napisa von Bergen. Ona
dotyczya zupenego oczyszczenia koci do wyrobu kociotrupw. Ale koci si nie uday,
zniszczyy si. Albo bya za dua temperatura, albo za silny pyn - zatroszczy si jeszcze tym
dawnym kopotem.
- Mydo z receptu zawsze si udao. Tylko raz si nie udao. To ostatnie, co leao w
Palarni na stole, ono nie jest udane.
Produkcja myda odbywaa si w Palarni. Kierowa produkcj sam doktor Spanner ze
starszym preparatorem von Bergen. Z tym, co jedzi po trupy. Czy jedziem z nim? Tak jest.
Jechaem tylko dwa razy. I do wizienia w Gdasku te raz.
Trupy przywozili naprzd z domu wariackiego, ale pniej nie starczyo tych trupw.
Wtedy Spanner rozpisa wszdzie do burmistrzw, eby trupw nie grzeba, tylko e przyle
po zwoki Instytut. Przywozili ze Stutthoffu z obozu, z Krlewca na mier skazanych, z
Elblga, z caego Pomorza. Dopiero jak w gdaskim wizieniu wystawili gilotyn, to ju byo
dosy trupw...
Przewanie to byy trupy polskie. Ale raz byli i wojskowi niemieccy, cici w
wizieniu podczas uroczystoci. A raz przywieli cztery czy pi trupw i nazwisko byo
rosyjskie.
Trupy von Bergen przywozi zawsze w nocy.
- Co to bya za uroczysto?
- Uroczysto bya w wizieniu. Powicenie gilotyny. Zaproszony by szef Spanner i
rni gocie. Szef wzi starszego preparatora von Bergen i mnie. Dlaczego mnie wzi, nie
wiem, bo nie byem zaproszony. Gocie przyjechali autami i przyszli piechot. Weszli do tej

sali. Ale my tam nie weszlimy, tylko musielimy czeka. Mymy ju ogldali gilotyn i
szubienic do wieszania. To wtedy byli ci czterej wojskowi niemieccy skazani na mier. I
podobno wici ksidz niemiecki.
Widziaem, jak wpucili jednego winia. Kajdanki mia z tyu, boso, czarne nogi,
tylko spodnie, a tak by nagi.
Bya fioletowa zasona, za ni drugi pokj i prokurator. Starszy preparator rozmawia
pniej z katem i opowiada. Wic syszeli mow prokuratora, szum, jakie rozciganie,
tupanie - jakby kto biega. I uderzyo elazo. Kat meldowa, e wyrok wykonany. A my ju
widzielimy, jak czterech trupw wynieli w trumnie otwartej.
Czy to by ksidz przy tym powiceniu, ja nie wiem. Ale mwili, e jeden wojskowy
w mundurze to by ksidz.
Na jeden raz to z tego wizienia von Bergen przywieli z Wohlmannem sto trupw.
Ale pniej Spanner chcia trupw z gowami. Nie chcia te rozstrzelanych, za duo
koo nich byo roboty, zawsze zamiardy. Jeden na przykad niemiecki wojskowy przyszed
skazany na mier. Ten mia nog zaman i przestrzelon. A by te i bez gowy. Wszystko
naraz. Z zakadu wariackiego to byy trupy z gowami.
Spanner chowa zawsze trupy na zapas. Bo jak pniej byo za mao trupw, wic
wtedy ju musia bra trupw bez gw.
Ten wielki marynarz bez gowy jest z gdaskiego wizienia. Trupy przecite wp s
dlatego, e cae nie chciay wej do kota, nie chciay si zmieci.
Czowiek jeden da tuszczu moe z pi kilogramw. Tuszcz przechowywa si w
Palarni w basenie kamiennym. Ile?
Myli dugo, chce by jak najbardziej dokadny.
- Jeden i p cetnara.
Zaraz jednak dodaje:
- Tak byo dawniej. Ale ostatnim razem byo mniej. Jak ju zaczli cofa si do
Rzeszy - to by moe jeden cetnar...
O produkcji myda mia nikt nie wiedzie. Spanner zabroni mwi nawet studentom.
Ale oni tam zagldali, potem moe jeden drugiemu powiedzia, wic chyba wiedzieli... A
nawet raz tak byo, e do Palarni zawoali czterech studentw i z nimi razem gotowali. Ale na
co dzie dostp do produkcji mia szef, starszy preparator, ja i dwch robotnikw, Niemcw.
Mydo gotowe bra doktor Spanner i on nim dysponowa.
- Mydo gotowe?... No, jak si zrobi - ono naprzd jest mikkie, no to musiao
ostygn. Wtedy musielimy pokraja... I Spanner zamkn mydo na klucz. Tam byo nie

samo mydo, maszyna tam staa. Chodzilimy w piciu. A inni musieli prosi o klucz, gdy
chcieli wej.
- Dlaczego to by sekret?
Nad tym zastanawia si duej. Pragnie odpowiedzie wedle najlepszej swej wiedzy.
- Moe si Spanner ba albo co... - rozwaa w skupieniu. - Moja myl jest taka, e
gdyby si kto dowiedzia cywilny w miecie, to moe by by z tego jaki baagan...
Mogo si zdawa, e i tu rozwieszona jest midzy nami a nim jaka fioletowa
zasona. Nie byo na niego sposobu. I kto zapyta wreszcie:
- Czy nikt wam nie powiedzia, e robienie myda z tuszczu ludzkiego jest
przestpstwem?
Odpar z zupen szczeroci:
- Tego mi nikt nie powiedzia.
To jednak daje mu do mylenia. Nie od razu odpowiada na dalsze pytania. Wreszcie
robi to bez niechci.
- Owszem, przyjedali rni do Instytutu i do Spannera. Profesor Klotz, Schmidt,
Rossmann do niego przyjedali. By raz minister zdrowia w Instytucie Higieny i minister
owiaty, te by gauleiter Forste. Jako rektor caej Akademii Medycznej przyjmowa ich
profesor Grossmann. Niektrzy byli, jak ten dom jeszcze nie sta, wic oni zwiedzali tylko
Anatomi, badajc, jaka jest Anatomia, czy czego moe brak. A chocia ju bya Palarnia no, to mydo zostao zawsze po czterech, piciu dniach sprztane. Nie mog mwi, czy
widzieli to mydo. Mogli widzie. I w czasie inspekcji recept zawsze wisia. Wic jak czytali,
to chyba wiedzieli, co tam gotuj.
- Tak, szef kaza mnie robi to mydo z robotnikami. Dlaczego mnie? Nie wiem. O
Spannerze, jak tak zamyka mydo, to sam mylaem, e on robi jakie szaberstwo. Gdyby
mia pisa w swojej ksice o mydle, toby nam tak nie zabroni o tym mwi. Moe on sam
przyszed na t ide, eby robi mydo z resztek?... Chyba nie dosta na to polecenia, bo
wtedy by si nie musia sam stara o recept...
Z tych rozwaa nie wynika adna pewno.
- Co studenci?... Tak jak my. Kady si ba tym mydem my na pocztku...
Obrzydzenie byo do tego myda. Zapach miao niedobry. Profesor Spanner bardzo si stara,
eby ten zapach usta. On pisa do chemicznych zakadw, eby przysyali olejki. Ale zawsze
czu byo, e to nie takie mydo.
- Owszem, mwiem w domu... Z pocztku nawet jeden kolega widzia: miaem
dreszcz, e mona si tym my. W domu mama te si obrzydzaa. Ale si dobrze mydlio,

wic go uywaa do prania. Ja si przyzwyczaiem, bo byo dobre...


Na jego chudej, wybladej twarzy pojawia si wyrozumiay umiech.
- W Niemczech, mona powiedzie, ludzie umiej co zrobi - z niczego...
3
Po poudniu wezwalimy obu starych profesorw-lekarzy, kolegw Spannera, na
przesuchanie. Rozmowy odbyy si w obrbie terenu ich pracy, w pustej salce jednego z
gmachw szpitalnych.
Obaj - badani z osobna - owiadczyli, e o istnieniu budynku mieszczcego ukryt
fabryk myda nie byo im nic wiadomo. Ogldali j tego rana po raz pierwszy i widok ten
wywar na nich wstrzsajce wraenie.
Obaj - badani z osobna - owiadczyli, e Spanner, czowiek najwyej czterdziestoletni,
by w zakresie anatomii patologicznej powag naukow. O jego stronie moralnej nie mogli
nic powiedzie, znajc go od niedawna i rzadko widujc. Wiedzieli tylko, e nalea do partii.
Kady zeznajc siedzia z dala od nas na odosobnionym krzele, z wyranym
przygnbieniem na twarzy. Kady siedzia nie zdjwszy swego czarnego palta, czarny
kapelusz przytrzymujc rk na kolanach.
Obaj mwili roztropnie i z ostronoci. Obaj, mwic, wszystko brali pod uwag.
Gdask o tej majowej porze by jeszcze peen Niemcw, ulicami przecigay zastpy jecw
niemieckich, obsypywanych kwiatami przez ich kobiety. Ale wadze byy polskie, a w
garnizonie stay wojska sowieckie.
Na zapytanie, czy znajc Spannera z jego dziaalnoci naukowej mogli byli
przypuci, i jest to czowiek zdolny do wyrabiania myda z cia umarych skazacw i
jecw, kady jednak odpowiedzia inaczej.
Ten wysoki i szczupy, o siwej gowie i rysach szlachetnych, po duszym namyle
owiadczy:
- Tak, mogem by to przypuci, gdybym wiedzia, e taki otrzyma rozkaz. Byo
bowiem wiadomo, e by karnym czonkiem partii.
Drugi - ten tusty, ciki i dobroduszny, o cerze rowej i wiszcych policzkach take namyla si dugo. I po namyle - wszystko niejako zwaywszy w swym sumieniu odpowiedzia:
- Owszem, mogem to przypuci. Z tego mianowicie powodu, e Niemcy przeyway
wwczas wielki brak tuszczw. Wic wzgld na stan ekonomiczny kraju, na dobro pastwa

mg go do tego skoni.

DNO
To co pani naprzd opowiedzie? - zastanawia si przez chwil. - Sama nie wiem.
Jest siwa, raczej adna, zaokrglona i mikka. Jest bardzo zmczona. Przesza takie
rzeczy, w ktre nikt by nie uwierzy. I ona sama nie uwierzyaby take, gdyby nie to, e to
jest prawda.
O nic jej nie chodzi, tylko o yczliwo. O to, eby ludzie byli dla niej yczliwi, bo
duo przesza i jest matk, ktra stracia dwoje dzieci. Nie wie na pewno, czy umary. Ale od
dawna nic nie wiadomo, co z nimi jest.
Syn dotd nie wrci z niewoli. A ci koledzy, ktrzy wracaj; mwi, e go nie
widzieli. A crka...
To jest daleko cisza sprawa, od ktrej zawlekaj si zami jej agodne, szare, due
oczy. atwo jej o te zy, ktre wystpuj, a pniej nikn nie spywajc wcale na policzki.
O mu te nic nie wie. Ostatni raz ludzie widzieli go w obozie w Pruszkowie. Ale to
by ju starszy czowiek. Starszy, chocia od niej modszy o trzy lata.
Jest zupenie sama i ludzie powinni by mie dla niej jak yczliwo. Starsi, co j tu
pamitaj, owszem. Ale modzi o tym tylko myl, by im nie wesza w drog.
- To co pani naprzd opowiedzie? - powtarza przymykajc oczy ze zmczenia. - W
Ravensbrck nas, owszem, mczyli. Zncali si zastrzykami, wyrabiali na kobietach praktyki,
otwierali rany... I to ich doktorzy robili, inteligencja. Ale tam byymy niedugo, tylko trzy
tygodnie. Stamtd zabrali nas do innego lagru, do fabryki amunicji.
- Crka te. Owszem. Wanie wszdzie byam z crk. Razem nas od pierwszej
chwili zaaresztowali. A dopiero wracajc zgubiymy si w drodze. Zatrzymali j i jeszcze
par dziewczt zatrzymali. Moe byo z dziesi tych dziewczt...
Mwi gosem przyciszonym mnstwo sw szybkich, drobnych, sypicych si atwo i
smutno. Wspomnie o crce jest duo. Bya dobra, bya adna, bya zdolna. Uczya dzieci,
naleaa do organizacji. Syn take. Bay si zawsze, gdy wraca pno do domu, dugo po
godzinie policyjnej. Rzuca piaskiem o szyb, spuszczay mu sznur i tak wchodzi przez okno,
eby si dozorca nie dowiedzia. Draa ze strachu, e kto wreszcie musi to zobaczy, e to
si wyda.
Jego te wzili, ale nie razem z nimi. Jego wzili z powstania. Ostatni kart napisa w
styczniu do rodziny. O matce i siostrze wiedzia, e ju dawno s w Niemczech.
- Przed obozem byymy dwa miesice na Pawiaku. Co tam wyprawiali, jakie robili

zbrodnie na ludziach! Zastrzyki, ciganie krwi dla onierzy - i dopiero wieszali albo brali na
rozstrza. Nigdy nie wzili zdrowego czowieka na rozstrza, tylko z nim przedtem wszystko
zrobili.
Jest widoczne, e wiele przemilcza.
- Wiem, bo u nas w kuchni gotowali mczyni, to nam opowiadali. Mwili te o tych
szczurach... Winiowie sami musieli rano wynosi trupy z pakamery. Miay rce i nogi
zwizane, wyjedzone wntrznoci. Niektrym jeszcze bio serce.
Znw pomylaa o czym, czego nie moga powiedzie. Nieznaczna zmarszczka
rysowaa si na jej gadkim czole od tego wewntrznego widzenia.
- Mnie tak nie mczyli, tyle tylko, e mnie bardzo bili - rzeka wreszcie.
I znw posypay si jej przyciszone, szybkie, drobne sowa.
- Strasznie mnie bili, ebym powiedziaa, kto przychodzi, co tam u mnie robili, kiedy
niby to bya lekcja taca i moja crka graa na fortepianie. Bili mnie gumow pak... Jak
zasoniam twarz rkami, to mi t pak wybili palce - o tu, jeszcze wida. Jak co robi, to mi
tu jeszcze boli.
Pokazywaa rce z guzami, pulchne, niedue rce, zniszczone tward prac.
- Strasznie si baam, e co powiem, jak mnie za bardzo bolao, jak mi si robio
mdo. Ale jako sobie postanowiam, jako tak si zawziam i nie powiedziaam nic.
Westchna z ulg i dodaa poufnie:
- A oni u nas si uczyli i mieli kije zamiast karabinw. Mj syn ich uczy.
Otrzsna si. Tymi pulchnymi, znieksztaconymi rkami przesuna po oczach i
powiedziaa tak:
- A teraz pani opowiem, jak byymy w tej fabryce amunicji. Tam miaymy co dzie
dwanacie godzin pracy przy maszynach.
Spaymy w lagrze. Ten nowy lagier nazywa si jakby Bunzig. Stamtd byo przeszo
dwie wiorsty do fabryki. Budzili nas o trzeciej w nocy, nie byo wiata, po ciemku saymy
ka, piymy czarn kaw bez cukru i jadymy prdko ten chleb. Od czwartej do wp do
szstej by apel na dworze. Zimno, deszcz albo nieg, wszystko jedno. Potem byo p
godziny drogi do fabryki, tak eby zdy na szst. Obiad dawali nam w fabryce. To bya
zupa z lici czy czego, nie umiem wytumaczy - brukiew suszona czy co takiego. Rano i
wieczr czarna kawa bez cukru i do tego dziesi deka chleba na cay dzie. Naprzd dawali
pitnacie deka, a pniej ju tylko dziesi - no, to by taki kawaek. Wic byymy wci
godne. Straszny by gd.
Przewanie robiymy kule do dzia, do samolotw i przeciwlotnicze. To bya cika

praca, cigle w dymie i gorcu. Jak ktra nie wyrobia swojej iloci, to byymy katowane.
- Jak? Prosz pani, w tym lagrze byy bunkry - tak osobno, z daleka. Bardzo zimne,
troch w ziemi, jak piwnica. Jeeli ktra le posaa ko albo kubek po kawie le umya, bo
nie byo wody i byo przecie ciemno - wtedy musiaa i do bunkru. Albo musiaa sta
dwanacie godzin na mrozie czy na deszczu. Gestapwki chodziy, pilnoway i miay si z
nas, e marzniemy. Jakemy si do siebie przyciskay dla ciepa - to biy albo wyznaczay za
kar bunkier. Wic trzeba byo sta na tym zimnie daleko jedna od drugiej. Sukienki
miaymy letnie - nie nasze, nie. Nasze nam odebrali. Byy i pasiaki, byy i takie zwyczajne,
rkawy do okci, goe nogi. Na plecach miaymy naszyte krzye na ukos.
Przez ten czas dwa razy golili mi gow do skry i tak musiaam i na mrz. Nic nie
wolno byo woy na gow, zaraz bili. Chodaki nam dali drewniane. Tylko na palcach byo
przybite troch ptna papierowego, eby si trzymay. Takie miaymy sine nogi, Boe
kochany, jakby kto farbk pomalowa.
To zimno to strasznie byo wytrzyma. I po drodze, i w fabryce przy maszynach
sabsze wszystkie umieray. Trupy skadali tam do bunkrw. I do tych samych bunkrw
wanie zamykali za kade najmniejsze przewinienie, je nie dali, nie pozwolili si niczym
okry, ca noc na goej ziemi. Dopiero rano woali na apel, a po apelu znw do bunkru, bez
adnego jedzenia. Je im nie wolno byo poda, stay na apelu osobno, eby si ktra z nimi
chlebem nie podzielia. Esmanki bardzo tego pilnoway... Zawahaa si, zamylia. Znw tu
co trudne byo do powiedzenia.
- Jednak co jady - powiedziaa ciszej. - Raz jedna ruszaa ustami. I jedna miaa
zakrwawione paznokcie. Prosz pani, to byo strasznie karane! Ale one tam w nocy jady
miso z tych trupw!
Teraz zamilka na dusz chwil. Namylia si, jakby co jeszcze chciaa doda. Ale
nie moga. Otrzsna si.
- Esmanki byy zadowolone, jak mymy umieray - cigna pewniejszym gosem,
jakby przezwyciya pokus. - Kiedy kobiety umieray stojc na apelu i przewracay si na
ziemi, esmanki nie wierzyy, miay si, kopay je, e udaj. Kopay je, gdy one nieraz od
kwadransa ju nie yy. Trzeba byo tak sta obok, nie wolno byo si rusza, nie wolno byo
da adnej pomocy, nic.
Jak ktra zachorowaa, to te mwiy, e udaje. Te wrzucay do bunkru, eby tam
przy trupach umieraa. A mczyni mieli jeszcze gorsze bunkry, cae pod ziemi. Musieli
tam sta na ten zib po kolana w wodzie.
Siedziaa bez ruchu, namylaa si, co by jeszcze powiedzie. I nagle si oywia.

- Jeszcze pani co powiem, to bdzie ciekawe. Jak nas, prosz pani, wzili wtedy z
Pawiaka (to bardzo ciekawe bdzie) - to nam dali po bochenku chleba i pojechaymy do
Ravensbrck w wagonach bydlcych. Po sto nas zaadowali do wagonu, jedna ciasno staa
koo drugiej.
Ani wody, ani monoci wyjcia, wszystko tak na stojcy, po nogach. I tak spaymy
na stojcy, nie mogymy usi z samej ciasnoty. I tak jechaymy siedem dni.
Po drodze nas postawili na bocznym torze. Pocig sta trzy godziny. Wtedy
zaczymy wszystkie wy do wody nieludzkimi gosami. Bo wieli nas w tym
zaplombowanym wagonie w upa, mokre od potu, czarne na twarzy od kurzu, ubranie na nas
mierdziao, nogi miaymy ubabrane w gnoju. Wic zaczymy wy jak zwierzta.
Wtedy przyszed niemiecki oficer od drugiego pocigu, ktry wiz rannych onierzy,
i kaza wagon otworzy. Ale nas konwojowali Ukraicy. I powiedzieli, e nie wolno, e to
jad bandyci. Wtedy on zawoa drugich oficerw, bo by ciekawy, co tam jest.
Odplombowali wagon i wtedy nas zobaczy.
Prosz pani! Jak nas zobaczy, jego oczy zrobiy si okrge, rce o tak rozcapierzy ze
strachu. Tak si nas przelk! Wyglda jak dzik!
Dopiero za jaki czas zapyta si, czy ktra mwi po niemiecku czy po francusku.
Wiele mwio. No wic wtedy kaza nam przynie wody i wypuci nas na tor, ebymy si
oporzdziy. Natychmiast te kaza otworzy mskie wagony. Ale tam byo gorzej. Bo nas
byo tylko tysic piset kobiet, a mwili, e mczyzn byo ze cztery tysice. Wic w
kadym wagonie byo ich po trzydziestu, po czterdziestu uduszonych na mier!
Uspokoia si, ju to najciekawsze powiedziawszy. Gosem znuonym, cicho koczya
swoje opowiadanie.
- Wtedy nas znw zaplombowali i do samego Ravensbrck ju nas nikt nie otworzy.
adna si nie udusia, ale kilka zwariowao. Czy wyzdrowiay pniej? Nie. Nie
wyzdrowiay. Zaraz pierwszego dnia je w Ravensbrck rozstrzelali.
Jak zwarioway, to rzucay si na nas, gryzy nas i szarpay. Jedna midzy nimi, ktra
nic nie powiedziaa na Pawiaku przy najgorszym badaniu, teraz krzyczaa na gos nazwiska
ludzi, wymieniaa miejsca, gdzie jest zakopana bro w skrzyniach, w jakim lesie, na
skrzyowaniu drg, w jakiej wsi. Mwia, co tylko moga sobie przypomnie. Takemy si
bay, e wszystkich zgubi. Ale oni ju tego nie suchali, tylko je jedn po drugiej zastrzelili.
Posmutniaa.
- Strach mi, e nie zapamitaam, jak si nazyway. Bo tam byy wartociowe,
zasuone kobiety. Moe ich teraz szuka rodzina, jak ja szukam moich dzieci. A ja nie mog

sobie przypomnie, kto to by.


Widzi pani, widzi pani! Nawet Niemiec, i to si przelk, jak nas zobaczy. C to
dziwnego, e one nie mogy wytrzyma.

KOBIETA CMENTARNA
Droga do cmentarza prowadzi przez miasto pod tamtym murem. Wszystkie okna i
balkony - dawniej pene uwizionych, stoczonych ludzi, wygldajcych na wiat zza muru s bezludne. W przejedzie ju od dawna wida na jakim drugim pitrze to samo okno
zawsze otwarte, a za nim obwisy gzyms z poczernia firank, suchy kwiat w doniczce i te
zawsze otwarte drzwiczki od taniego kredensu, stojcego pod cian pokoju.
Mijaj miesice i nikt nie podnosi gzymsu ani drzwiczek od kredensu nie zamyka.
Droga na cmentarz powoli z miejsca ywych zamienia si na miejsce umarych. Ale,
objte pust architektoniczn ram, to miejsce jeszcze nie cakiem wyjte jest z obrbu ycia.
Bo oto sycha i oto wida.
Ponad najwiesz, modziutk zieleni cmentarnych drzew - czarnymi chmurami
wystpuj ku grze kby dymu. Czasami przeszywa je dugi pomie, jak wska, czerwona,
szybko migocca szarfa na wietrze. Ponad wszystkim idzie przez niebo dalekie mruczenie
aeroplanw.
Mijaj miesice i to nie zmienia si, to trwa.
Zewszd nadchodz wiadomoci o zgonach. Umar P. w obozie, umara K. na jakiej
maej stacji kolejowej, schwytana na ulicy i wywieziona. Ludzie gin na wszelkie sposoby,
wedle wszelkich kluczw, pod kadym pretekstem. Wydaje si, e nie yj ju wszyscy, e
nie ma si przy czym upiera, nie ma przy czym obstawa. Tyle jest wszdzie tej mierci. W
podziemiach kaplic cmentarnych trumny stoj rzdami i oczekuj niejako w ogonku na czas
swego pogrzebu. mier zwyczajna, osobista, wobec ogromu mierci zbiorowej wydaje si
czym niewaciwym. Ale rzecz bardziej wstydliw jest y.
Nic z dawnego wiata nie jest prawdziwe, nic nie zostao. Ludziom dane jest
przeywa rzeczy niejako ponad stan. Przeraenie staje pomidzy nimi i odgradza ich od
siebie. Jeden dla drugiego o kadej chwili staje si sposobnoci do mierci.
Rzeczywisto jest do wytrzymania, gdy niecaa dana jest w dowiadczeniu. Albo
dana niejednoczenie. Dociera do nas w uamkach zdarze, w strzpach relacji, w echach
wystrzaw, w dalekich dymach rozpywajcych si po niebie, w poarach, o ktrych historia
mwi, e obracaj w perzyn, chocia nikt nie rozumie tych sw. Ta rzeczywisto, daleka
i zarazem rozgrywajca si o cian, nie jest prawdziwa. Dopiero myl o niej usiuje
pozbiera j, unieruchomi i zrozumie.
Idziemy jeszcze raz cmentarn alej. Odbywa si teraz uroczysty raut wiosenny

umarych. Umarych dawno ju i mierci zwyczajn.


Mwi tylko swoje imi i nazwisko, mwi dat, rzadziej przypominaj zawd swj i
godnoci. Niekiedy w przejciu prosz pgosem o westchnienie do Boga. Jest to niewiele.
S tam zawsze na tych samych miejscach i mwi wci to samo, odzywaj si
powcigliwie, skrpowani swoim konwenansem. Chc tak zupenie mao, nie narzucaj si,
nie zobowizuj nas do niczego. Zaledwie przypominaj si pamici, wystarcza im odrobina
uwagi.
Zachty dodaje niekiedy kto z najbliszej rodziny - niejako wprowadza i zarazem
omiela. Jaka bezimienna ona z dziemi, kadca mowi t pamitk, mwi kamiennym
szeptem, e by najlepszy. Jaka crka, ze swej strony od dawna ju nieyjca, lubuje
zielonymi od mchu literami przywizanie najukochaszej matce. Ten jeden grb jest bez krzya. Na cokole brzowego pomnika wypisano
niezrozumiae dzi sowa:
...PATRZC Z WYSOKIEGO STANOWISKA EWOLUCJI
W NIESKOCZON OTCHA PRZYSZOCI,
DOSTRZEGAMY TAM
NIE ROZPACZLIWE MROKI WIECZNEJ MIERCI,
LECZ YWICE BLASKI WIECZNEGO I WCI POTNEGO YCIA.
Szpalerem umarych nadciga w t stron kobieta pielgnujca kwiaty na grobach. Ma
w rkach emblematy swej godnoci: miot i polewaczk. Polewaczk ustawia na paskim
kamieniu przy studni elaznej i pompuje do niej wod.
Na tym miejscu, ju bliskim ogrodzenia, cmentarz jest cay zatopiony zieleni, groby
le jak krtkie zagonki granatowych albo tych bratkw. Kwitn i pachn konwalie, ju za
chwil kwitn bd bzy. W powietrzu zielonym woa wilga, jak woaa kadej wiosny tam,
przy domu dziecistwa. Myszka polna chodzi drobniutko midzy bratkami, wspina si na ich
odygi, co zjada.
Na cisz rozwartego szeroko nieba ponad cmentarzem co kwadrans wypywa od
strony lotniska powolny aeroplan i zakrelajc agodny pokrg odchodzi poza mury getta.
Nie wida rzucanych w ciszy bomb. Ale ladami jego przelotu po duszej chwili podnosz
si dugie, wskie zwoje dymu. Pniej daj si te widzie pomienie.
Kobieta cmentarna napenia polewaczk i odchodzi z ni w stron kwiatw. Jest to ta
sama, z ktr rozmawia si tu niekiedy o rzeczach mierci.
W czasach grozy przychodzi si na cmentarz, jako na jedyne miejsce spokoju i
bezpieczestwa, jak do ogrdka przy domu rodzinnym. Jak pod najpewniejszy o tamtym

czasie adres.
Zachwiaa i t moj pewnoci.
- Tutaj groby s lepsze - mwia wtedy. - Tutaj groby s lepsze, bo tu jest sucho. Ciao
ley i nie psuje si, tylko si wysusza. Tam na doku, gdzie jest mokro, miejsca s tasze.
Tam tylko dwie trumny jedna na drugiej mog lee.
Miaa usposobienie agodne i czue. Przy tym bya kompetentna, moga zawsze suy
rad, a nawet pociech. Bya pena i biaa, niczym nie przejmowaa si zanadto, na wszystko
majc wyrozumienie.
- A tu jest wyej - mwia. - Tutaj jedn umar jak wykopali, to nic wcale nie bya
zmieniona. M j kaza wykopa. Bya moda kobieta i pochowana bya w biaej sukni. To i
t sukni miaa na sobie cakiem bia. Jakby j wczoraj pochowali.
Nie byo zrozumiae, czemu j kaza wykopa. Wytumaczya to tak:
- Wykopali j na spraw, bo zaskary doktorw w szpitalu, e jej nie dopilnowali.
Ona po urodzeniu pierwszego dziecka wyskoczya przez okno i zabia si na miejscu l nie
byo nad ni, jak si naley, opieki. Wic j wykopali i zawieli do szpitala na sekcj. A
pniej przywieli j z powrotem i pochowali. Ale ju nie miaa na sobie biaej sukni, tylko
niebiesk.
Pochowali j, ale te nie na dugo. Nie mino trzech miesicy, jak znowu wyjmowali
trumn.
- Dlaczego?
- Dlatego, e ten m jej si powiesi l trzeba go byo pochowa. Pogbili i
wymurowali grb. I teraz tutaj le razem pochowani.
Jak waciwie skoczya si sprawa przeciw doktorom, te jasne nie jest. Widocznie
jednak nie zaspokoia pretensji modego maonka, skoro ucieczki przed swym cierpieniem
szuka w mierci.
Pniej przyszed czas, gdy na cmentarz spaday pociski. Posgi i medaliony
potuczone leay wzdu alei. Groby z otwartymi wntrzami ukazay w pknitych trumnach
swych umarych.
Ale kobieta cmentarna wobec tej sprawy rwnie zachowaa wrodzony spokj. - Nic
im nie bdzie - powiedziaa. - Nie umr przecie drugi raz.
Teraz jednak, gdy oto wrcia znowu po wod, wida, jak jest zmieniona.
- Co pani jest? Czy pani chorowaa?
Jej okrga biaa twarz poczerniaa i schuda, czoo ma pomarszczone, jakby od
cigego wysiku, oczy byszcz jak w gorczce.

- Nie, nic mi nie jest takiego - mwi pochmurnie. - Tylko e ludzie wcale tutaj nie
mog y.
Nawet jej gos jest niepewny, drcy i przyciszony.
- Mieszkania mamy wszyscy zaraz koo muru, to u nas wszystko sycha, co si u
tamtych dzieje. Ju teraz kady wie, co to jest. Do ludzi strzelaj po ulicach. Pal ich w
mieszkaniach. Po nocach krzyki takie i pacz. Nikt nie moe ani spa, ani je, nikt nie moe
wytrzyma. Czy to jest przyjemnie tego sucha?
Rozejrzaa si, jakby mogy j sysze groby pustego cmentarza.
- To take przecie ludzie, wic ich czowiek auje - wyjania. - Ale oni nas
nienawidz gorzej ni Niemcw.
Zdawaa si uraona mymi sowami naiwnej perswazji.
- Jak to, kto mwi? Nikt nie potrzebowa mwi. Sama wiem. I kady pani powie to
samo, kto ich zna. e niechby tylko Niemcy wojn przegray, to ydzi wezm i nas
wszystkich wymorduj... Pani nie wierzy? Nawet same Niemcy to mwi. I radio te
mwio...
Wiedziaa lepiej, do czego jej bya potrzebna ta wiara.
Poprawia polewaczk na kamieniu przy studni i na nowo pompowa zacza wod.
Gdy skoczya, podniosa gow jeszcze nadsana. Zmarszczya czoo i niespokojnie
zamrugaa oczami.
- Nie mona wytrzyma, nie mona wytrzyma - powtrzya. Trzscymi rkami
zacza wyciera sobie twarz z atwych ez.
- Najgorsze jest to, e dla nich nie ma adnego ratunku - mwia cicho, jakby wci
bojc si, e kto usyszy. - Tych, ktrzy si broni, oni zabijaj na miejscu. A tych, co si nie
broni, wywo samochodami tak samo na mier. Wia co oni maj robi? Podpalaj ich w
domach i nie daj im wyj. To matki zawijaj dzieci w co tam maj mikkiego, zby ich
mniej bolao, i wyrzucaj z okna na bruk! A pniej wyskakuj same... Niektre skacz z
najmniejszym dzieckiem na rkach...
Podesza bliej.
- Z jednego miejsca od nas byo wida, jak ojciec wyskakiwa z takim mniejszym
chopcem. Namawia go, ale ten chopiec si ba. Sta ju na oknie i jeszcze si apa za ram
przed tym ojcem. I czy go ojciec zepchn, czy jak - tego nie byo wida. Ale oba razem,
jeden za drugim spadli.
Znowu zapakaa i drcymi rkoma wycieraa twarz.
- I nawet jak tego nie wida, to my syszymy. To sycha tak, jakby co mikkiego

klapno. Pask, pask... Wci tak wyskakuj, wol wyskoczy, ni si za ycia spali w
ogniu...
Nasuchiwaa. W mikkim nawoywaniu si ptakw cmentarnych rozeznawaa dalekie
gosy cia upadajcych na kamienie. Dwigna polewaczk i odesza z ni w stron tych i
granatowych bratkw na grobach. Niebem nadpywa nowy samolot od strony lotniska i
wielkim zakolem zda ponad mury getta.
Rzeczywisto jest do zniesienia, gdy jest niecaa wiadoma. Dociera do nas w
uamkach zdarze, w strzpach relacji. Wiemy o spokojnych pochodach ludzi idcych bez
sprzeciwu na mier. O skokach w pomienie, o skokach w przepa. Ale jestemy po tej
stronie muru.
Kobieta cmentarna widziaa to samo i syszaa. I dla niej jednak rzecz tak przeplota
si z komentarzem, e zatracia sw rzeczywisto.

PRZY TORZE KOLEJOWYM


Naley do tych umarych jeszcze jedna, ta moda kobieta przy torze kolejowym, ktrej
ucieczka si nie udaa.
Daje si pozna ju dzi tylko w opowiadaniu czowieka, ktry to widzia i ktry nie
moe tego zrozumie. I yje te ju tylko w jego pamici.
Wiezieni dugimi pocigami w zaplombowanych wagonach do obozw zniszczenia
uciekali niekiedy w drodze. Ale niewielu si na tak ucieczk wayo. Wymagao to odwagi
wikszej, ni tak bez nadziei, bez sprzeciwu i buntu jecha na pewn mier.
Ucieczka udawaa si niekiedy. W oguszajcym oskocie pdzcego towarowego
wagonu nikt z zewntrz nie mg usysze, co w rodku si dzieje.
Jedynym sposobem byo wyamanie desek z podogi wozu.
W ciasnocie stoczonych ludzi, zgodniaych, cuchncych i brudnych, rzecz zdawaa
si prawie niewykonalna. Trudno byo si nawet poruszy. Zbita masa ludzka, miotana
rwcym rytmem pocigu, zataczaa si i koysaa w dawicym zaduchu i ciemnoci. Jednak
nawet ci - zbyt sabi i lkliwi - ktrzy nie mogli marzy o ucieczce, rozumieli, e innym
trzeba to uatwi. Odchylali si, przywierali do siebie, unosili powalane nawozem stopy, by
otworzy drog do wolnoci innym.
Podwaenie deski z jednej strony ju byo pocztkiem nadziei. Trzeba j byo oderwa
zbiorowym wysikiem. To trwao godziny. A wtedy zostawaa do oderwania druga i trzecia
deska.
Najblisi pochylali si nad wskim otworem i cofali z lkiem. Trzeba byo zebra si
na odwag, by - prbujc rkami na przemian i nogami - wypezn przez wsk szczelin
ponad omotem i zgrzytem elastwa, w wichrze dmcego spodem powietrza, ponad
przemykajcymi podkadami - dopa osi i w tym uczepi przepezn rkami do miejsca, w
ktrym skok dawaby prawdopodobiestwo ratunku. Wypa pomidzy szyny lub poprzez
koa na brzeg toru - rne byy sposoby. A pniej oprzytomnie, stoczy si niewidzialnie z
nasypu i ucieka w obcy, nccy ciemnoci las.
Ludzie wpadali pod koa i czsto ginli na miejscu. Ginli, uderzeni wystajc belk,
kantem zasuwy, rzuceni pdem o sup sygnau czy przydrony kamie. Albo amali rce i
nogi, wydani w tym stanie na wszelkie okruciestwo wroga.
Tym, ktrzy wayli si zestpi w huczc, rozpdzon, omoczc czelu, byo
wiadomo, na co id. I wiadomo byo tym, co zostali - chocia z zasunitych drzwi ani z

wysokiego okienka nie byo sposobu si wychyli.


Kobieta leca przy torze naleaa do odwanych. Bya trzeci z tych, ktrzy zestpili
w otwr podogi. Za ni stoczyo si jeszcze kilku. W tej samej chwili nad gowami
podrnych rozlega si seria strzaw - jakby co wybuchao na dachu wagonu. I zaraz
strzay umilky. Ale jadcy mogli teraz patrze na ciemne miejsce po wyrwanych deskach, jak
na otwr grobu. I jecha spokojnie dalej w stron wasnej mierci, ktra czekaa ich u kresu
drogi.
Pocig od dawna znikn w ciemnociach ze swym dymem i oskotem, naokoo by
wiat.
Czowiek, ktry nie moe zrozumie i nie moe zapomnie, opowiada to jeszcze raz.
Gdy si rozwidnio, kobieta, ranna w kolano, siedziaa na zboczu rowu kolejowego, na
wilgotnej trawie. Kto zdoa uciec, kto dalej od toru, pod lasem lea bez ruchu. Ucieko
kilku, zabitych byo dwch. Ona jedna zostaa tak - ani ywa, ani umara.
Gdy znalaz j, bya sama. Ale powoli zjawiali si ludzie w tym pustkowiu.
Nadchodzili od strony cegielni i ode wsi. Stawali lkliwie, patrzyli z oddalenia - robotnicy,
kobiety, jaki chopiec.
Co chwila tworzy si niewielki wianuszek ludzi, ktrzy stojc ogldali si
niespokojnie i prdko odchodzili. Przychodzili inni, ale te nie zatrzymywali si duej.
Rozmawiali z cicha midzy sob, wzdychali, jako si naradzali odchodzc.
Rzecz nie nasuwaa wtpliwoci. Jej krte krucze wosy byy rozczochrane w sposb
zbyt wyrany, jej oczy przeleway si zbyt czarno i nieprzytomnie pod opuszczonymi
powiekami. Do niej nie odezwa si nikt. To ona zapytywaa, czy ci, co le pod lasem, nie
yj. Dowiedziaa si, e nie yj.
By biay dzie, miejsce otwarte, z dala zewszd widoczne. Ludzie zwiedzieli si ju o
wypadku. Czas by wzmoonego terroru. Za danie pomocy lub schronienia grozia pewna
mier.
Jednego modego czowieka, ktry sta duej, pniej odszed par krokw i znowu
wrci, poprosia, by przynis jej z apteki weronalu. Daa pienidze. Odmwi.
Chwil leaa zamknwszy oczy. Znw usiada, poruszya nog, uja j w obie rce,
usuna z kolana spdnic. Rce miaa zakrwawione. Ten wyrok miertelny na ni, uwizy w
jej kolanie, tkwi tam jak gwd, ktrym przybita bya do ziemi. Leaa dugo i spokojnie,
oczy zbyt czarne mocno zakrya powiekami,
Gdy je wreszcie odsonia, zobaczya wok siebie nowe twarze. Ale w mody
czowiek jeszcze sta. Wtedy poprosia, by kupi jej wdki i papierosw. Wywiadczy jej t

przysug.
Gromadka na zboczu nasypu cigaa uwag. Wci kto nowy si przycza. Leaa
pord ludzi, ale nie liczya na pomoc. Leaa jak zwierz ranne na polowaniu, ktrego
zapomniano dobi. Bya pijana, drzemaa. Nieprzeparta bya ta sia, ktra odgradzaa j od
nich wszystkich piercieniem przeraenia.
Mija czas. Stara wieniaczka, ktra bya odesza, zdya wrci. Bya zdyszana.
Podesza blisko, wyja spod chustki ukryty blaszany kubek mleka i chleb. Nachylia si,
pospiesznie woya to w rce zranionej i zaraz odesza, by tylko z daleka popatrze, czy
wypije. Dopiero kiedy zobaczya idcych od miasteczka dwch policjantw, znikna
zasaniajc twarz chustk.
Inni rozeszli si te. Tylko ten jeden maomiasteczkowy frant, ktry przynis wdki i
papierosw, dotrzymywa jej wci jeszcze towarzystwa. Ale ona nie chciaa ju od niego nic
wicej.
Policjanci podeszli powanie zobaczy, co to jest. Zrozumieli sytuacj, naradzali si,
co maj zrobi. Zadaa, by j zastrzelili. Umawiaa si o to z nimi pgosem, byle nie
dawali nigdzie zna. Nie byli zdecydowani.
Odeszli i oni, rozmawiajc, przystajc i znw idc dalej. Nie byo wiadomo, co
postanowi. Ostatecznie nie zechcieli jednak speni jej dania. Zauwaya, e poszed z
nimi ten uprzejmy mody, ktry podawa jej ogie do papierosw zapalniczk nie chcc si
zapali. I ktremu powiedziaa, e jeden z tych dwch zabitych pod lasem to jej m.
Wydawao si, e ta wiadomo bya mu nieprzyjemna.
Sprbowaa napi si mleka, ale po chwili w zamyleniu odstawia kubek na traw.
Przetacza si ciki, wietrzny dzie przedwiosenny. Byo chodno. Za pustym polem stao
par domkw, z drugiej strony kilka nieduych, chudych sosen zamiatao gaziami niebo.
Las, do ktrego mieli uciec, zaczyna si dalej od toru, poza jej gow. To pustkowie byo
caym wiatem, ktry ogldaa.
Mody czowiek wrci. Znowu popia wdki z butelki, a on poda jej ognia do
papierosa. Lekki, ruchomy zmierzch nasuwa si na niebo od wschodu. Na zachodzie kbki i
smugi chmur wstpoway bystro ku grze.
Nowi ludzie przystawali, wracajcy z roboty. Dawniejsi objaniali tych nowych, co si
stao. Mwili tak, jakby nie syszaa ich wcale, jakby jej ju nie byo.
- To jej m tam ley zabity - mwi kobiecy gos.
- Uciekli z pocigu w ten lasek, ale strzelali za nimi z karabinu. Zabili jej ma, a ona
tu sama zostaa. W kolano j trafio, nie moga dalej ucieka...

- eby to z lasu, toby j byo atwiej gdzie wzi. Ale tak, na ludzkich oczach - nie ma
sposobu.
To mwia stara kobieta, ktra przysza po swoj blaszan kwart. W milczeniu
popatrzya na mleko rozlane w trawie.
Tak wic nikt nie zapragn zabra jej std przed noc ani wezwa doktora, ani
dowie do stacji, skd mogaby pojecha do szpitala. Nic takiego nie byo przewidziane.
Szo ju tylko o to, aby tak lub inaczej umara.
Gdy otworzya oczy o zmierzchu, nie byo przy niej nikogo, prcz dwch policjantw,
ktrzy wrcili, i tego jednego, ktry ju teraz nie odchodzi wcale. Znowu powiedziaa, by j
zastrzelili, ale bez wiary, e to zrobi. Obie rce pooya na oczach, eby ju nic nie widzie.
Policjanci jeszcze wahali si, co maj robi. Jeden namawia drugiego. Tamten
odrzek:
- To ty sam.
Ale usyszaa gos tego modego:
- No to dawaj pan mnie...
Droyli si jeszcze i spierali. Spod uchylonej powieki zobaczya, jak policjant wyj
rewolwer z futerau i poda nieznajomemu.
Ludzie, ma grupk stojcy dalej, widzieli, e nachyli si nad ni. Usyszeli strza i
odwrcili si ze zgorszeniem.
- Ju mogli lepiej wezwa kogo, a nie tak. Jak tego psa.
Gdy si zrobio ciemno, wyszo z lasu dwch ludzi, eby j zabra. Z trudem odnaleli
to miejsce. Myleli, e pi. Ale gdy jeden wzi j pod plecy, zrozumia od razu, e ma do
czynienia z trupem.
Leaa tam jeszcze ca noc i poranek. A przed poudniem przyszed sotys z ludmi i
kaza j zabra i zagrzeba razem z tamtymi dwoma, zabitymi przy torze kolejowym.
- Ale dlaczego on do niej strzeli, to nie jest jasne - mwi opowiadajcy. - Tego nie
mog zrozumie. Wanie o nim mona byo myle, e mu jej al...

DWOJRA ZIELONA
Niedua kobiet z czarn przepask na oku stana przy ladzie. Jej rwnie drobny i
cokolwiek dziwny towarzysz z czarnymi wsikami zada dla niej okularw.
- Przez par lat ta pani nie nosia okularw - powiedzia znaczco i yczliwie.
- Dlaczego?
- Dlatego, e bya w obozie.
Co do oka, to okazao si, e jest nieodpowiednie. Jest za due i nie chce wej. A po
okulary trzeba jeszcze przyj nazajutrz.
- Czy nie zechciaaby pani ze mn porozmawia? Mogybymy wstpi tu obok do
cukierni.
Zdziwia si. Nie moga i do cukierni. Bya zajta. Musiaa wraca do mieszkania,
bo jest zamknite, a klucz ma ona ze sob. Do mieszkania, gdzie wanie od dwch dni
znalaza zajcie.
Idziemy tedy razem przez szerok ulic Pragi i ciemn bram przenikamy w podwrze
wielkiej rudery o brudnych, poczerniaych cianach z poodbijanym tynkiem. Gboko w rogu,
za oblazymi z brunatnej farby drzwiami, zaczyna si mroczna sie.
- To jest na trzecim pitrze.
Drewniane schody id pod gr nieprzerwanym cigiem w ciemnoci. Trzeba si
trzyma porczy, uwanie maca podeszwami wyrwy w deskach, by nie upa. Dopiero na
pierwszym pitrze zaamuje si ich cigy bieg. Rwny pomost podogi wiedzie z powrotem
do miejsca, w ktrym zaczynaj si ponad tamtymi nowe schody i znowu jednym dugim
tchem sigaj pitra drugiego.
U wejcia na trzeci kondygnacj stoimy chwil przy oknie. Patrzymy w wielkie,
odrapane, ciemne i brudne podwrze.
- Jakie pani ma zajcie?
- Sprztam i pilnuj mieszkania. Bo w tym mieszkaniu bdzie ydowskie
ambulatorium.
- Wic znalaza pani swoich ludzi? Ma pani opiek i przyjaci?
- Jestem sama - odpowiada spiesznie. - Jestem sama - powtarza jeszcze raz.
- Jednak ten pan, ktry odszed, kupowa dla pani okulary. I oko.
Na to z trudem przystaa.
- Owszem, kupi mi oko. I nawet chc wprawi zby. - Zawahaa si i ciko

wyznaa: - Ale to nie jest rodzina.


Idziemy

ju ostatni kondygnacj

i znw /wracamy rwnym pomostem,

obwiedzionym drewnian porcz. W miejscu gdzie na niszych pitrach s okna, na trzecim


otwieraj si wypeze, chwiejne drzwi oszklone. Wychodz na napowietrzny ganek
drewniany z porcz, uczepiony muru, trzeszczcy nad prni.
Zatrzymujemy si przy trzecich z kolei drzwiach, zamknitych jak gdyby na
okiennice.
- To tutaj - powiada.
Wyjmuje klucz i otwiera wetknit w skoble olbrzymi kdk Drzwi otwieraj si na
rozlege, puste mieszkanie. Jeden pusty, ponury pokj, z umyt podog, drugi te
wysprztany, z niskim pod cian legowiskiem. W trzecim st pod cian, jedno i drugie
krzeso.
- O, tutaj moemy rozmawia. Niech pani sidzie. Siadamy naprzeciwko siebie przy
rogu tego stou.
- Oni s dobrzy. Ale to nie jest rodzina - powtarza. - Nie ma nikogo. Mj m jest
zabity w roku 43 na stacji Maaszewicze, osiem kilometrw pod Brzeciem Litewskim. W
lagrze. Zabitych byo tysice, bo zabijali tak co dziesitego, zabijali co par dni. Nie, sama
tego nie widziaam, ale o tym syszaam. Bo tam nie byam, byam w Midzyrzecu. I jedno
wiem, e w 42 roku mj m by jeszcze ywy. Bo wtedy lotnik niemiecki wzi list do ma
i bya na ten list odpowied, e mj m si kania. A pniej dowiedziaam si, e jest zabity.
Wstaa i wpucia ludzi, ktrzy przyszli naprawi w kuchni zlew.
- Mam trzydzieci pi lat, tylko e tak wygldam. Nie mam zbw, nie mam oka...
Wysza za m majc dwadziecia trzy lata. Mieszkali w Warszawie przy ulicy
Stawki. Ona pracowaa w fabryce, robia na maszynie weniane rkawiczki, on by szewcem.
Naprzd te pracowa w fabryce, pniej robi buty w domu. Owszem, byo im dosy ciko.
- Dzieci nie mieli.
- M si nazywa Rajszer, ale ja si nazywam Zielona. Bo nie miaam papierw i
zapisali mi nazwisko ojca.
Po chwili zastanowienia dodaa jeszcze:
- A na imi mam Dwojra.
W roku 39 bomby rozwaliy dom na Stawkach. Stracili wszystko - rzeczy, ubranie. I
przenieli si do Janowa Podlaskiego. Westchna.
- Tam ju nosilimy ty trjkt, sze takich szpicy, palestyski znak. A dopiero
pniej nosilimy opaski. Oboje.

W padzierniku 42 roku ju ma nie byo, bo pracowa w tym lagrze Maaszewicze.


Wtedy cae miasto Janw Podlaski wysiedlili do Midzyrzeca. To by taki Judenstadt, tam
byli wszyscy ydzi z lubelskiego wojewdztwa. Co dwa tygodnie wywozili ludzi do
Treblinki kolej. Ta reszta, co zostaa, bya zamknita w getcie. Inni ginli, ona nie.
- Jak bya akcja, to ja si zawsze schowaam. Siedziaam na strychu.
Rozpostartymi palcami obu rk przesonia sw twarz. I patrzya chwil jednym okiem
przez szpary midzy palcami.
- Czy to znaczy, e pani zakrywaa sobie twarz rkami?
Umiechna si. - Gdzie tam. Ja tylko pokazuj pani, e si tak zawsze chowaam.
Siedziaa na strychu i mylaa: Teraz yj, a za godzin nie wiem, co bdzie. Ale
inni ginli, a ona nie.
- Raz si tak chowaam, jak bya akcja, przez cae cztery tygodnie. Bez jedzenia.
To take, jak te rozcapierzone palce na twarzy, naleao rozumie w pewnym sensie
metaforycznie.
- No, wziam par cebulki i miaam tam mann kasze, wic to jadam. Nie, nie
gotowane. Skd! nie byo przecie wody. Miaam te troch kawy mielonej, zboowej, to
take jadam surow t kaw. Nic mnie nie bolao. Mylaam: umr. Byam taka osaba.
Byam sama jedna na wiecie.
Raz usyszaam, e by ruch na ulicy. Byo to w grudniu 42 roku. Usyszaam ruch, to
wiedziaam, e ju placwki nie pilnuj. Wic zeszam. Po akcji mona byo znowu chodzi
w rodku midzy drutami. Owszem, bya jeszcze gmina ydowska. Oni dawali troch chleba.
Ale nie byo wane to cae ycie nasze...
Miaam kilka koszuli, to sprzedawaam i kupiam sobie chleb na jutro, na pojutrze.
Oko straciam pierwszego stycznia 43 roku. Bya taka zabawa u Niemcw. Oni si
bawili w Sylwestra. Zastrzelili szedziesit pi ludzi. Z mojego domu to ja jedna zostaam,
e jeszcze yj. Strzelali na ulicy, na niegu, o szstej rano. Wchodzili do mieszka. To ja
chciaam ucieka, wyskoczyam przez okno. Mylaam, e si zabiam. I dostaam strza w
oko.
Jak do mnie strzelali, to tak czuam: a moe jeszcze yj...
Zniya gos, mwia poufnie:
- Pani powiem: ja chciaam y. Nie wiem, bo nie miaam ma ani rodziny, ani
nikogo, i chciaam y. Oka nie miaam, byam godna i chodna - i chciaam y. Dlaczego?
To pani powiem: po to, eby powiedzie wszystko tak, jak pani teraz mwi. Niech wiat o
tym wie, co oni robili.

Mylaam, e bd ya ja tylko jedna. Mylaam, e nie bdzie na wiecie ani jednego


yda.
Zabrali mnie do szpitala. W oku nic nie czuam, tylko mnie wicej bolao tutaj: krzy i
nogi. Od stuczenia. To mwiam: Dajcie mnie noa. Bo chciaam zrobi z sob koniec. Ju
nie mogam y. Oka nie miaam, nic nie miaam. Oko wypyno cae. Na uchu te miaam
ran. Mieli mnie przewietli. Ale samo si zagoio.
Jak ju reszt nas zabrali, to ju si nie chowaam. I sama poszam za naszymi do tego
Majdanka.
Grosza nie mam, jedzenia nie mam, oka nie mam. ydw nie ma - to co miaam robi
sama na tym strychu? Kawaek chleba ju te nie miaam. Jak mam umrze, to wolaam
umrze razem z nimi, nie sama.
No to poszam do Majdanka. Tam dawali Chleba bardzo mao. I troch zupy o
dwunastej.
Czymy sobie wzajemnie pomagali? Bo ja wiem. Trochmy pomagali. Ale nieduo.
Ach, pani wie, kady ma swj kopot: co moe zrobi? Co dwa tygodnie bya selekcja, taka
przebierka. Co mona zrobi?
Czy mnie bili? Owszem: raz w Majdanku esmanka Brygida - to ona mnie zbia.
Czym? Kija miaa. Dostaam od niej po gowie. A za co?
mieje si z politowaniem.
- Bo ona tak chciaa, nic wicej.
Wszystkie wtedy dostay. Bo jedna kapowa, taka fhrabtarina, powiedziaa o jednej z
nas, e ona robi geszeft. e co kupuje. I za t jedn wszystkie dostay. Ale czy ona robia
geszeft? Ja nie wiem.
Uciec nie mona byo. Jedna panienka ucieka. To j zapali i powiesili. Taki tam sta
sup i hak... Byo nas z dziesi tysicy na placu i musielimy wszystkie na to patrze.
Bya spokojna, bardzo spokojna - esman spyta si co ona chce przed mierci. A ona
powiedziaa: Nic, nic, prdzej zrb, co chcesz. Dwadziecia lat miaa, bya delikatna.
Byli te dwaj bracia. Oni si pniej sami powiesili.
Wstaa, eby wypuci robotnikw, ktrzy ju skoczyli swoj prac. Ale wrcia
zaraz i usiada na swym miejscu.
- Raz przyszed esesman ze Skaryska-Kamienna, szef Imfling. Powiedzia: Kto chce
pracowa, to pojedzie do pracy. Umiaam pracowa, to pojechaam. To bya fabryka
amunicji.
Tam nie dostaam bicia ani razu. Ale tam te coraz bya selekcja, jak ju kto raz by w

szpitalu, to go zabili. Kto mia zwolnienie od pracy, choby par dni przesta robi - ju go
zabili.
Ja miaam tylko jedno oko i zrobi mi si na tym oku taki jczmie jak wrzd. No to
byam lepa. Ale pracowaam, adnego dnia nie opuciam, po dwanacie godzin. Tydzie
przez dzie, tydzie przez noc. I widzi pani, nie uwolniam si, nie poszam do doktora.
Baam si. Bo to bya mier. Mylaam, e moe przeyj i tak, a moe...
Umiechna si niemiao i wstydliwie.
- Wida znowu chciaam y.
Jeszcze co sobie przypomniaa.
- Teraz pani powiem, jak byo z zbami.
Kiedy przyszam do Skaryska-Kamienna, tam dawali tylko troch zupy. To byam
strasznie godna.
Mona byo jedzenie kupi od robotnikw, ktrzy przychodzili pracowa z miasta.
Czasami sami co dawali, ale prdzej trzeba byo kupi. A ja nie miaam pienidzy. To sama
wyrwaam sobie zote zby.
Czy wyrwaam sznurkiem? Nie. Tylko przez kilka dni ruszaam. Jak si dobrze rusza,
to ju atwo da si wyrwa. Sam wyszed. Za jeden zb dostaam osiemdziesit albo
osiemdziesit pi zotych. I kupiam sobie dosy chleba.
Trzynacie miesicy tak robiam w Skarysku. Jak si Ruski przybliy do Skaryska,
to Niemcy ca fabryk z nami przenieli do Czstochowy. I tam bya znowu taka sama
robota.
Siedemnastego

stycznia

przyszli

Sowieci.

Esmani

uciekli

szesnastego.

Czstochowie byo pitnacie tysicy ydw. Zostao pi tysicy, reszt powieli do


Niemiec, kolejami. Nic na to nie mona byo zrobi. Byy takie zapisy. Majster zapisywa i
ludzi wedug zapisu brali.
Majstrzy nas pilnowali. eby jeszcze par godzin Sowieci nie przyszli, byoby po nas.
Bylimy ju ustawieni na ulicy. Ale Sowieci przyszli i majstrzy uciekli.
Czymy si ucieszyli, jak przyszli? Tak, cieszylimy si bardzo. Bomy ju nie byli za
drutami, bomy byli wolni. Witalimy ich, alemy ani nie krzyczeli, ani nic.
Westchna.
- Nie mielimy siy...

WIZA
Nie mam niechci do ydw. Tak samo jak nie mam niechci do mrwki ani do
myszki.
Czeka przez chwil, co na to powiem.
Siedzi ciko. Jest dua i dosy tga. Nie rozstaa si dotd ze swym obozowym
chaatem w szare i granatowe pasy. A dotd te ma wosy obcite krtko przy gowie, jak
mczyni. I na niej tak sam w szare i granatowe pasy czapeczk.
Przysza z wizyt. Siedzi na mikkim krzele w pokoju hotelowym. O nic nie prosi,
niczego nie potrzebuje. Nie potrzebuje zwaszcza pienidzy. A te, ktre otrzymaa w Opiece,
pragnie co prdzej odda komukolwiek, komu s bardziej potrzebne. W ostatecznoci chce je
odda choby na przechowanie. Takim j bowiem przejmuj obrzydzeniem.
Rk trzyma oparte o porcz krzesa dwie due drewniane kule.
- Dlaczego ja mwi o tej myszce - odpowiada, chocia nie zapytaam jej o to. I
umiecha si.
Umiecha si adnie. Pokazuje przy tym duo biaych, modych zbw. Jej oczy
brunatne wiec si silnie, policzki s ciemne i rumiane.
Jest moda, ale bardzo zeszpecona tymi za krtkimi wosami, zjeonymi jak szczotka,
t czapk kuchcika i duymi okularami na nosie.
- Bo raz z jedn mariawitk obieraymy w kuchni kartofle. I w tych kartoflach
znalazymy gniazdko myszy. Gniazdko byo w ziemniaku. Cay rodek by wyjedzony, a one
siedziay w upce. To byy trzy myszki mode, zupenie jakby goe. Takie brudnorowe. Ta
mariawitka chciaa je da kotowi. Ale ja nie pozwoliam...
Waha si przez krtk chwil.
- Bo powstaa we mnie taka myl: a jak on bdzie, ten kot, jad te myszy?
I dodaje z niechci:
- Bya we mnie taka ciekawo jak w gestapowcu - jak to, bdzie wygldao?...
Zastanowia si duej nad tym szczeglnym zjawiskiem. Popatrzya jak gdyby
wewntrz siebie i westchna.
- Wic schowaam je na powrt do tej upki i zasunam gboko w som. Moe
matka je znajdzie i jako si uratuj.
Tak wic naprawd nie ma niechci do ydw, mimo e sama jest chrzecijank.
Przesza na katolicyzm jeszcze w pocztkach wojny, gdy bardzo si mczya ogldajc tyle

niesprawiedliwoci i okruciestwa. Myl o mkach Pana Jezusa pomoga jej atwiej to znie.
Miaa polskie nazwisko i polskie papiery, w obozie bya jako Polka, nie jako
ydwka. Nie wie dobrze, kto byli jej rodzice, nie widziaa ich nigdy. Zna tylko swoj babk,
ktra j wychowaa. Ale to nie jest wane. Babka te zreszt ju nie yje.
Ta okoliczno wymaga take chwili zastanowienia.
- Nikim w ogle nie pogardzam. Ale to nie jest wane. Wana jest natomiast rzecz
nastpujca:
- Pani wie, co to jest: i na wiz?
- Nie wiem.
- W obozie od samego rana esmanki woay: - Idcie na wiz! Idcie na wiz!... - A
Jugosowianki mwiy: - Iti na luku...
To byo w padzierniku. Dnie bardzo zimne, mokro. Wszystkie kobiety z jednego
bloku szy na wiz. I zostaway tam do wieczora. Bo blok musia by czysty.
A wiza to jest ka pod samym lasem, pod drzewami. Stay tam na zimnie przez cay
dzie bez jedzenia i bez adnej roboty. Blok musia by czysty, sprztanie i czyszczenie
trwao kilka dni. A one tam stay. Nie wiem, ile ich mogo by. Wielka gromada. Niemcy
pewno dlatego ich tak nienawidzili, e ich byo tak duo... Francuzki, Holenderki, Belgijki,
duo Greczynek. Te Greczynki byy w najgorszym stanie. Polki i Rosjanki byy silniejsze.
Stay wszystkie ciasno, jedna obok drugiej, chocia miejsca byo dosy. Brudne,
owrzodzone, ostrupiae. Byy midzy nimi chore i nawet umierajce. Ich ju wcale nie
leczyli...
Mwi wci o nich, nie o sobie. Wic nie jest jasne, czy bya tam z nimi, czy te
patrzya z zewntrz.
- Bo one byy w obozie ju siedem miesicy, a my ledwie przyjechaymy ze wieym
transportem. Ale ju zaraz na drugi dzie byymy te na wizie. Wyglday strasznie i wanie
najgorzej, e ich byo tak duo. Wiedziaam, e z nami bdzie to samo.
Nie mwi o tym, co cierpiaa sama. Mwi wci tylko o innych.
- Nie baam si. Wiedziaam, e umr, wic si nie baam. O sobie moe powiedzie
to, e si zawsze modlia, gdy j bili.
Modlia si, eby nie czu nienawici. Nic wicej.
Niewiele te ma do powiedzenia o swym kalectwie. Noga le si zrosa, wic trzeba
jeszcze raz zrobi operacj, ko zama i na nowo j zestawi. Owszem, naturalnie, pjdzie
do szpitala, ale nie zaraz. Przedtem musi niektre swoje sprawy zaatwi. Na przykad
chciaaby jeszcze pojecha do Gdaska i zobaczy morze. A take odwiedzi jedn koleank

z obozu, ktra jest teraz w Poznaniu. Wanie dostaa od niej list i wie, e bdzie si moga jej
w czym przysuy.
W jakich okolicznociach zamaa nog i czy wtedy take nie czua nienawici, nie
wiadomo. W kadym razie do szpitala pjdzie dopiero pniej.
- Na wiz wyganiali przez cay tydzie kadego dnia. Stay tam wci bardzo
cinite, eby si ogrza. Wszystkie staray si by w rodku dla ciepa, adna nie chciaa
zosta na skraju. Schylay gow i wciskay si midzy inne, jak mogy. Wci si to
wszystko razem ruszao...
Niektre byy cae w ranach, a przecie si jedna do drugiej przyciskay. I coraz
wicej ich umierao. Cay dzie tak je wyganiali. A do selekcji.
- Jeden dzie by te zimny, ale w poudnie pokazao si soce. Wtedy one wszystkie
przesuny si w t stron, gdzie soca nie zasaniay drzewa. Przesuny si nie jak ludzie,
tylko jakby jakie zwierztka. Albo jakby jaka masa...
Tego dnia wanie Greczynki pieway hymn narodowy. Nie po grecku. One pieway
po hebrajsku ydowski hymn... pieway w tym socu bardzo piknie, gono i mocno, jakby
byy zdrowe.
- To nie bya fizyczna sia, prosz pani, bo przecie one wanie byy najsabsze. To
bya sia tsknoty i pragnienia.
Na drugi dzie bya selekcja. Przyszam na wiz i wiza bya pusta.

CZOWIEK JEST MOCNY


Paac, ktrego ju nie ma, sta na samym skraju wzgrza, ponad rozlegym widokiem
na wiosenny kraj, gadki po horyzont, podzielony rwno zielonymi polami.
Paac roztrzasn si, jak mwi Micha P. Zosta wysadzony w powietrze o tym
samym czasie, gdy w pobliskim synnym lesie uchowskim spony cztery krematoria.
By uyty jako dekoracja, jako wspaniaa brania architektoniczna, wiodca z ycia do
mierci. Gra rol metafory w tym obrzdzie, ktry odbywa si tu przez dugi czas z
nieodmiennym codziennym ceremoniaem. Ludzie zmczeni drog, jeszcze ywi, jeszcze
bdcy sob, we wasnych ubraniach podrnych, mijali jedn i drug bram i wjedali na
wewntrzny dziedziniec rezydencji. Z ciarowego samochodu odpaday tylne drzwi,
podrni, pomagajc sobie nawzajem, wstpowali tumnie po stopniach schodw, mogc
jeszcze mniema, e - wedug napisu nad wejciem - wchodz do Zakadu Kpielowego. Po
pewnym czasie, przebywszy w poprzek wntrze gmachu, ukazywali si na ganku po jego
stronie przeciwnej ju tylko w bielinie - niektrzy jeszcze z kawakiem myda i rcznikiem
w doni. Przynagleni do popiechu, uchylajc si od uderze kolbami, wbiegali bezadnie po
kadce w czelu ustawionego tyem do paacu, wielkiego jak wagon meblowy, auta
gazowego.
Drzwi hermetyczne zatrzaskiway si z oskotem. Teraz dopiero ludzie o innym
przeznaczeniu, siedzcy w piwnicach paacowych, mogli usysze wielki krzyk przeraenia.
Zamknici w puapce woali o pomoc, bili piciami o ciany wozu. Po kilku minutach, gdy
krzyki ucichy maszyna odjedaa. O czasie waciwym na jej miejsce przychodzia nowa.
Paacu ju nie ma. I nie ma tych ludzi. Na krawdzi wzniesienia pozosta paski
czworobok odmiennej rolinnoci, wypezajcej odygami i liciem spomidzy drobnego
gruzu, ograniczony przyziemnymi szcztkami murw. I zosta pod urwiskiem w dole wielki
obszar widzianego wiata - dalekie zielone pola, majowe drzewa nad kami, zachodzce na
siebie bkitne smugi lasw na widnokrgu.
W socu zebraa si na miejscu dawnych ogrodw grupka udzi. Kady moe
powiedzie, co si tu dziao. Naokoo paacu wystawili parkan drewniany, wysoki na trzy
metry. Zobaczy mona byo niewiele. Ale mona byo sysze, jak co wywlekali, jak
szczkay acuchy. W straszny mrz ydw wyganiali w koszulach. Przed paacem wci
huczay wielkie maszyny i wykrcay do uchowskiego lasu. Krzyki ludzkie te byo sycha.
- Ja mieszkaem w Ugaju, pracowaem u Niemcw.

Tak mwi Micha P., mody, wielki yd atletycznej budowy, o maej gowie. Mwi
niegono, spokojnie, ale jednak uroczycie, jakby recytowa tekst wity.
- Zaprowadziem do samochodu mojego ojca i moj matk. Pniej zaprowadziem
siostr i jej picioro dzieci, i mojego brata z on i z trojgiem dzieci. Chciaem pojecha
ochotniczo z rodzicami, ale mi nie pozwolili.
Mieli do tego powody.
- Pracowaem wtedy, przy rozoeniu starej stodoy z polecenia Komitetu
ydowskiego w Ugaju, wic nie byem w spisie, kiedy wywozili ydw z Koa.
Niektrzy si bali. Wtedy Siuda, andarm wojskowy z polskich folksdojczw,
powiedzia im: Nie bjcie si, zawioz was na stacj Barogi, a stamtd pojedziecie dalej na
roboty. Wic si nie bali. Niektrzy nawet sami chcieli jecha.
ydw z Koa wywozili przez1 pi dni. Na kocu wywieli ydw chorych, ale
szoferom kazali jecha z nimi wolno i ostronie.
Na pocztku stycznia 1942 roku zabrali mnie w Ugaju razem z czterdziestoma innymi
ydami na posterunek andarmerii. Na drugi dzie zajecha samochd ciarowy z Izbicy i w
tym samochodzie byo pitnastu ydw z Izbicy. Zaadowali nas razem z nimi i zawieli do
Chemna. Wszyscy w tym samochodzie to byli ludzie silni, zdolni do najciszej pracy.
Wspaniaym gestem rki ukaza miejsce, gdzie przez licie wida byo gruzy.
- Tam paac jeszcze sta. Byem ciekawy, jak to wyglda. Ale nam patrzy nie dali.
Kiedy samochd wjecha w drugi dziedziniec, odsunem pacht i zobaczyem, e na ziemi
le uywane ludzkie achmany. To ju wiedziaem, co si dzieje.
Z samochodu przepdzili nas do piwnicy. Poganiali kolbami. Na cianie byo napisane
po ydowsku: Kto tu przychodzi, kady ma mier.
Na drugi dzie zawoali mnie na gr, eby wynosi z drugimi ubranie. W duym
pokoju byy rzucone na pododze rne achy mczyzn i kobiet, palta i buty. To trzeba byo
przenosi do drugiego pokoju. A tam ju leao tego... Buty ukadalimy w osobn stert. W
tym pierwszym pokoju, gdzie rozbierali si ydzi, stay dwa piece dobrze napalone. Byo
ciepo, eby si chcieli atwo rozbiera.
W piwnicy okna mielimy zabite deskami. Ale jak jeden drugiego podsadzi, mona
byo przez szpar co widzie.
Niemcy wyganiali ludzi przez ganek tylko w bielinie. To oni nie chcieli wychodzi
na mrz bez ubrania. Zobaczyli ju, co jest, zaczli si cofa. Wtedy Niemcy ich bili i
wpdzali do auta.
Ci, co przychodzili do piwnicy z pracy na noc, powiedzieli, e w lesie zakopuj ludzi

uduszonych. Wtedy si podaem do pracy w lesie. Mylaem, e z lasu mona uciec.


Zabrali nas trzydziestu do samochodu, zawieli do lasu uchowskiego, dali opaty i
kilofy. O smej rano przyjecha pierwszy samochd z Chemna. Kto pracowa w rowie, nie
wolno byo obrci si do samochodw, nie dali patrzy. Ale widziaem. Niemcy - jak
otworzyli drzwi - odskoczyli od auta. Ze rodka szed ciemny dym. W miejscu, gdziemy
stali, nie czu byo adnego zapachu.
Potem weszo do auta trzech ydw i oni wyrzucali trupy na ziemi. W aucie leay
jedne na drugich prawie do poowy wysokoci. Niektre trzymay si w objciu. Takim, co
jeszcze yy, Niemcy strzelali w ty gowy. Po wyrzuceniu trupw auto odjedao do
Chemna.
Potem dwch ydw podawao trupy dwom Ukraicom. Oni byli w ubraniu
cywilnym. Wyrywali obcgami zote zby trupom, z szyi im cigali woreczki z pienidzmi, z
rk zegarki, obrczki z palcw.
Obszukiwali trupy bardzo, a do obrzydliwoci.
Do tego czasu robili to we trzech. Ale akurat tego dnia jednego Ukraica przy
adowaniu wepchnli razem z ydami do gazowego auta. Krzycza, ale inni take krzyczeli,
tak e si Niemcy nie poapali. I tak udusi si z tymi ydami, co ich mia rewidowa.
Jak auto przyszo do lasu, to tego Ukraica rozpoznali i bardzo go chcieli odratowa.
Robili mu sztuczne oddychanie, ale ju nie pomogo.
- Niemcy sami nie rewidowali trupw, ale zawsze dobrze patrzyli Ukraicom na rce
przy tej robocie. A co tamci znaleli, Niemcy wkadali do osobnej walizki.
Bielizny z trupw ju nie kazali zdj.
Po obszukaniu trupw kadlimy je do rowu, na przemian, jednego gow przy nogach
drugiego, bardzo ciasno, eby si duo zmiecio. Wszystkie obrcone twarz do dou. Im
wyej, tym rw by szerszy, pod wierzch miecio si tak okoo siebie ze trzydzieci trupw.
W trzech, czterech metrach rowu miecio si tysic.
Do lasu przyjeda dziennie transport uduszonych trzynacie razy, w jednym
samochodzie szo na raz do dziewidziesiciu. ydzi oczyszczali podog samochodu, jak co
zotego znaleli, te oddawali do walizki. Myda i rczniki odchodziy z powrotem do
Chemna.
Od pocztku namawiaem si z drugimi, eby uciec. Ale ludzie byli za bardzo
przygnbieni. Praca nasza trwaa cay dzie, pki si nie ciemnio. Przy pracy bili nas, eby
to szo prdzej. Jak ktry za powoli pracowa, to kazali si pooy twarz na trupach i z
rewolweru strzelali mu w ty gowy.

andarmi, ktrzy nas pilnowali w czasie suby, byli trzewi. Byli zawsze ci sami. Z
nami nie rozmawiali. Czasem nam ktry rzuci do rowu paczk papierosw.
Raz przyjechao do lasu uchowskiego trzech obcych Niemcw. Rozmawiali z
oficerami SS, ogldali razem zwoki, miali si i odjechali.
Dziesi dni przepracowaem. Las nie by wtedy jeszcze ogrodzony, piecw do
palenia trupw te jeszcze nie byo. Przy mnie duszono ydw z Ugaju, ydw z Izbicy, w
pitek przywieli Cyganw z odzi, w sobot ydw z dzkiego getta. Jak ydzi z odzi
przyjechali, to midzy nami zrobili Niemcy selekcj, dwudziestu sabszych oddali do gazu, a
wzili na to miejsce nowych, mocnych ydw z odzi.
Pierwszego dnia ci dzcy ydzi byli zamknici w drugiej piwnicy i pytali si przez
cian, czy dobry obz, czy daj duo chleba. Jak si dowiedzieli, co tu jest, to si przelkli i
mwili: A mymy si sami zapisali do pracy...
Zamilk na chwil, co w sobie way. Jego wielkie, kociste ciao ugio si od
wewntrznego zmczenia. Po namyle powiedzia tak:
- Jednego dnia - to by wtorek - z trzeciego samochodu, ktry przyjecha tego dnia z
Chemna, wyrzucili na ziemi zwoki mojej ony i moich dzieci, chopiec mia siedem lat,
dziewczynka cztery. Wtedy pooyem si na zwokach mojej ony i powiedziaem, eby
mnie zastrzelili.
Nie chcieli mnie zastrzeli. Niemiec powiedzia: Czowiek jest, mocny, moe jeszcze
dobrze popracowa. I bi mnie drgiem, dopki nie wstaem.
Tego wieczora powiesio si w piwnicy dwch ydw. Chciaem si te powiesi, ale
odmwi mi czowiek pobony.
Wtedy ugodziem si z jednym, eby razem uciec w drodze. Ale wanie na ten raz on
pojecha drugim samochodem. Wic ju powiedziaem sobie, e uciekn sam.
Gdy wjechalimy w las, poprosiem konwojenta o papieros. Da. Cofnem si, a inni
go obiegli te o papierosy. Rozciem noem pacht przy szoferce i wyskoczyem z
samochodu. Strzelali za mn, ale nie trafili. W lesie strzela do mnie Ukrainiec na rowerze, te
nie trafi. Uciekem.
We wsi schowaem si do stodoy i zakopaem gboko w sianie. Rano usyszaem, jak
pod cian mwili chopi, e Niemcy s we wsi i szukaj yda, ktry uciek. Po dwch
dniach, nic nie jedzc, wykradem si ze stodoy. W drodze zaszedem do chopa - nazwiska
jego nie znam. Nakarmi on mnie, da mi maciejwk, ogoli, ebym wyglda po ludzku. Od
niego poszedem do Grabowa i tam spotkaem tego yda, z ktrym si umawiaem. On uciek
tego samego dnia z drugiego samochodu.

Przed odjazdem bylimy w lesie uchowskim, gdzie przy kopaniu ogromnych grobw
zbiorowych pracowa kiedy Micha P. i gdzie rozpozna zwoki uduszonej swojej ony i
dzieci.
Na rozlegej polanie, w ramie niskich, ciemnych, gsto rosncych sosen leay smugi
sabiej zarosej niskiej trawki. Nie byo na nich zielonych gazek wrzosu, ochi ani paproci.
W jednym miejscu d by rozkopany i w sypkim brudnym piasku wida byo kawaek
ludzkiej stopy. W gbi, gdzie las by wyszy, pokazywano miejsce po spalonych
krematoriach.
Dwie kobiety z tych okolic chodziy za nami po lesie. Zapoznawszy si z nami pytay,
czy Komisja nie mogaby przyspieszy ekshumacji. Byy to matka i ona czowieka, ktry w
samych pocztkach istnienia obozu by tu rozstrzelany. Znay miejsce, gdzie by ten grb.
Kto pokaza znaleziony strzpek pudeka od zapaek z greckim nadrukiem, inny
wymyte przez deszcze papierki z cudzoziemskimi firmami aptek. Kto na miejscu dawnego
krematorium znalaz dwie malutkie kosteczki ludzkie.

DOROLI I DZIECI W OWICIMIU


Jeeli obj myl ogrom przypieszonej mierci, jakiej miejscem - niezalenie od
dziaa wojennych - stay si tereny Polski, to obok zgrozy najsilniejszym uczuciem, jakiego
dowiadczamy, jest zdziwienie.
Uduszono i spalono te nieprzebrane masy ludzkie w trybie najstaranniej przemylanej,
zracjonalizowanej, sprawnej i udoskonalonej organizacji. Nie wyrzekano si przy tym
sposobw bardziej dowolnych, amatorskich, odpowiadajcych upodobaniom indywidualnym.
Nie dziesitki tysicy i nie setki tysicy, ale miliony istnie czowieczych ulegy
przerbce na surowiec i towar w polskich obozach mierci. Oprcz szeroko znanych
miejscowoci, jak Majdanek, Owicim, Brzezinka, Treblinka, raz po raz odkrywamy nowe,
mniej gone.
Ukryte pord lasw i zielonych wzgrz, nieraz z dala od torw kolejowych,
pozwalay na rozwinicie systemw jeszcze bardziej uproszczonych i oszczdnych.
Tak znaleziono cae zoa umarych, zagrzebane w Tuszynku i Wiczynie pod odzi.
Tak wystarczy jeden stary paac w Chemnie, pooony na wzgrzu, z przepiknym
widokiem na rozkoysany trawami i zboami krajobraz, jeden na p zrujnowany spichrz,
jedna w pobliu rozlega, cile oparkaniona parcela modego sosnowego lasu, by osign
cyfr ofiar sigajc miliona.
Wystarczy may czerwony budynek z cegy obok Instytutu Anatomicznego we
Wrzeszczu pod Gdaskiem, by z ludzi zamordowanych wytapia tuszcz na mydo, a skr
ich garbowa na pergamin.
ydom aresztowanym we Woszech, w Holandii, w Norwegii i w Czechosowacji
Niemcy obiecywali doskonae warunki pracy w obozach Polski, uczonym zapewniano
stanowiska w instytutach bada naukowych. Pewnej grupie ydw darowano na wasno
bogate polskie miasto przemysowe d. Przy tym zalecano im, by zabierali ze sob tylko
rzeczy najcenniejsze.
Gdy transport winiw przybywa na miejsce przeznaczenia, ludzie wysiadali z
wagonw na jedn stron toru, walizki za zrzucano w wielkie stosy po stronie przeciwnej.
Ponadto w blokach mieszkalnych kazano im si wszystkim rozbiera przed wejciem
do azienki i ubrania starannie zoy. Gdy stamtd wyszli, nikt z nich ubrania swego nie
odnalaz. Jednych wpdzano prawie nagich do komory gazowej lub do hermetycznych
samochodw, w ktrych podczas jazdy do krematorium dusili si gazem spalinowym. Inni

otrzymywali w zamian achmany, w ktrych prowadzeni byli do pracy.


Jak w innych obozach, i w Owicimiu gromadziy si cae skady ubra wenianych,
obuwia, kosztownoci, przedmiotw osobistego uytku. Naadowane towarem pocigi
odchodziy do Rzeszy. Brylanty zdemontowanych piercieni wywoono w zakorkowanych
butelkach. Wagonami szy cae skrzynie okularw, zegarki, puderniczki, szczoteczki do
zbw - wszystko miao swoj warto.
Utylizowanie spalonych koci na nawz, tuszczu na mydo, skry na wyroby
skrzane, wosw na materace - to by ju, tylko produkt uboczny tego olbrzymiego
przedsibiorstwa pastwowego, przynoszcego w cigu lat nieobliczone dochody.
Ta staa dywidenda pyna z ludzkiej mczarni i ludzkiego przeraenia, a take z
ludzkiego upodlenia i zbrodni, i stanowia - istotn ekonomiczn racj caej imprezy obozw.
Ideologiczny postulat wytracenia ras i narodw suy temu celowi, stanowi je-| go
usprawiedliwienie.
Od winiw, powracajcych teraz do Polski z obozw niemieckich, z Dachau i
Oranienburga, dowiadujemy si nowych szczegw, ktre uzupeniaj nasz wiedz o
faktycznym stanie rzeczy. Okazuje si, e w Rzeszy cae zastpy specjalistw zajmoway si
rozpruwaniem ubra i obuwia zwoonego z obozw polskich do centrali. W szwach odzienia,
w podeszwach i pod obcasami trzewikw znajdowali oni mnstwo zaszytych zotych monet.
Nie darmo po mierci Himmlera odkryto schowane w jego siedzibie pod Berchtesgaden setki
tysicy funtw szterlingw w dewizach dwudziestu szeciu pastw.
Przy zapoznaniu si z niezwykym zjawiskiem Owicimia - zarwno na zasadzie
materiau, ktry przyniosy zeznania wiadkw, jak przy naocznych ogldzinach miejsca
dramatu - uderza fakt bardzo celowego przystosowania systemu i urzdze tego obozu do
zadania majcego charakter dwojaki: polityczny i ekonomiczny, mona by rzec - idealny i
praktyczny.
Zadaniem politycznym byo uwolnienie pewnych terenw od ich mieszkacw, by
terenami tymi wraz z ich naturalnym i kulturalnym bogactwem niepodzielnie zawadn.
Zadaniem ekonomicznym byo, aby samo przeprowadzenie tego zamierzenia nie tylko nie
przynioso uszczerbku, nie powodowao adnych kosztw, ale na odwrt: aby stao si
zarazem rdem, z ktrego mona cign zyski - po pierwsze w postaci wykonanej przez
winiw pracy dla fabryk przemysu wojennego, po drugie w naturze, to jest majtku
zagarnitym po zmarych.
Tak zamylona i zrealizowana impreza bya dzieem ludzi. Oni byli jej wykonawcami
i jej przedmiotem. Ludzie ludziom zgotowali ten los.

Jacy byli ci ludzie?


Przed Komisj Badania Zbrodni Niemieckich przesun si szereg byych winiw
obozu, ocalaych od mierci wbrew wszelkiej nadziei. Byli midzy nimi ludzie nauki,
politycy, lekarze, profesorowie, stanowicy chlub swoich narodw.
Kady ocala jeden spord swoich najbliszych, kady dowiedzia si o mierci
swoich rodzicw, swej ony albo dzieci. Ocaleli, wcale na to nie liczc.
Doktor Mansfeld, profesor uniwersytetu w Budapeszcie, powiedzia: Tylko dlatego
mogem to przey, e ani przez chwil nie wierzyem w ocalenie. Gdybym oddawa si
zudzeniom, nie miabym tego moralnego spokoju, ktry zachowa mnie przy yciu.
Zadaniem tych ludzi w obozie byo niesienie pomocy innym wwczas, gdy sami co
dnia ocierali si o mier, gdy na rwni z innymi podlegali wszelkim odmianom udrczenia.
Jako lekarze byli Niemcom potrzebni w obozie, to dawao im pewne moliwoci ratowania
ich ofiar.
Tak doktor Grabczyski, z Krakowa, objwszy blok Nr 22, miejsce mordu i postrach
kierowanych tam na wykoczenie chorych, przeobrazi go w szpital prawdziwy. Nie tylko
otoczy ich opiek jako lekarz, nie tylko wyjedna dla nich lekarstwa i rodki opatrunkowe,
ale podstpem broni ciko chorych od zagazowania, ratowa ich ycie, zapewniajc, e w
cigu piciu dni bd zdrowi.
Ale i ci, ktrzy wasnymi rkami wykonywali ten precyzyjny plan mordu i grabiey,
byli take ludmi. I ludmi byli ci, ktrzy rozszerzali ramy rozkazw, ktrzy mordowali
ponad przepisan norm z amatorstwa.
Ze wietnych pod wzgldem plastyki zezna posa Mayera, ktry dwanacie lat swego
ycia spdzi w obozach niemieckich, mamy pojcie, jak wygldali oprawcy z Owicimia.
Najwikszym zbrodniarzem w obozie by August Glass, krpy i muskularny,
przechadzajcy si co dnia po blokach kolebicym si krokiem atlety. Ten upatrzone ofiary
bi w nerki w ten sposb, eby nie zostawi ladw, a mier nastpowaa po trzech dniach.
Inny stawia stop na gardle czowieka i miady mu krta swym ciarem.
Inny zanurza gow winia w kadzi, tak dugo j trzymajc, pki nieszczsny si nie
udusi.
Jeden z najbardziej krwioerczych blokowych, zawodowy zoczyca, by bardzo
wymagajcy przy apelu i za niedokadne wyczyszczenie ubrania lub butw uderza gum,
zakoczon oowiem, po gowie tak celnie, e na miejscu zabija. Zaleao mu na tym, by
mie na dzie pitnastu zabitych.
Jeszcze inny, wysoki na dwa metry, o dugim nosie, dugiej twarzy i wskich oczach,

z poruszajc si na szyi grdyk, z bardzo dugimi rkami - codziennie tymi rkami dusi
przed niadaniem kilku winiw, wybierajc ich sobie na oko w rnych blokach podczas
porannej przechadzki.
Niewtpliwie byli to ludzie, ktrzy mogli to robi, ale robi tego nie musieli.
Zawczasu jednak uczyniono wszystko, by wydoby z nich i uruchomi te siy, ktre drzemi
w podwiadomoci czowieka i ktre - nie zbudzone - mogyby nigdy nie doj do gosu.
Nadzwyczaj staranna selekcja i dobrze obmylane systemy wychowawcze dostarczyy
tego jedynego w dziejach zespou ludzkiego, ktry odegra do koca wyznaczon sobie rol.
Z zezna posa Mayera wiemy, e w stadium pocztkowym partia Hitlera powikszaa
swj stan czynny, werbujc sobie wyznawcw spord szumowin spoecznych. Byli tam
przestpcy, mordercy i zodzieje, byli sutenerzy. Wychowanie nazistowskie otaczao ich
wrodzone instynkty szczegln piecz. wiadczy o tym wydana w Niemczech ustawa
specjalna, wzbraniajca komukolwiek zarzucania czonkom partii ich osobistej przeszoci.
Wielu ludzi za przekroczenie tego zakazu siedziao w wizieniach.
Wedug zezna profesora psychiatrii w Pradze, doktora Fischera, na specjalnych
kursach, czsto dwuletnich, gdzie szkolono modzie hitlerowsk, odbyway si praktyczne
wiczenia sadystycznego okruciestwa.
Tene profesor Fischer, wieloletni rzeczoznawca sdowy, twierdzi, e sadyzm w
najmniejszym stopniu nie zmniejsza odpowiedzialnoci przestpcw. S to wszystko ludzie
wiadomi swych czynw i ponoszcy za nie cakowit odpowiedzialno.
Dzieci w Owicimiu wiedziay, e maj umrze. Do uduszenia w gazie wybierano
mniejsze, nie nadajce si jeszcze do pracy. Selekcji dokonywano w ten sposb, e dzieci
przechodziy kolejno pod prtem zawieszonym na wysokoci jednego metra i dwudziestu
centymetrw. wiadome powagi chwili, te mniejsze, zbliajc si do prta, prostoway si,
stpay wyprone na palcach, by zaczepi gow o prt i uzyska ycie.
Okoo 600 dzieci, przeznaczonych na uduszenie, trzymano w zamkniciu, nie majc
jeszcze kompletu potrzebnego do wypenienia komory. Te wiedziay, o co chodzi.
Rozbiegay si po obozie i choway, jednak SS-mani zapdzali je z powrotem do bloku.
Sycha byo z daleka, jak pakay i woay o ratunek.
- My nie chcemy do gazu! My chcemy y!
Do jednego z doktorw zastukano noc w okno jego lekarskiego pokoiku. Gdy
otworzy, weszo dwch chopcw zupenie nagich, skostniaych na mrozie. Jeden mia
dwanacie, drugi czternacie lat. Udao im si zbiec z samochodu w chwili, gdy podjeda do
komory gazowej. Lekarz ukry chopcw u siebie, ywi ich, zdoby dla nich ubranie. Na

zaufanym czowieku przy krematorium wymg, e ten pokwitowa odbir dwu trupw
wicej ni otrzyma. Naraajc si kadej chwili na zgub, przechowa u siebie chopcw do
czasu, gdy mogli znw ukaza si w obozie nie wzbudzajc podejrzenia.
Doktor Epstein, profesor z Pragi, przechodzc ulic midzy blokami owicimskiego
obozu w pogodny poranek letni, zobaczy dwoje maych dzieci jeszcze ywych. Siedziay w
piasku drogi i przesuway po nim jakie patyczki. Zatrzyma si przy nich i zapyta:
- Co tu robicie, dzieci?
I otrzyma odpowied:
- My si bawimy w palenie ydw.
Wiosna - lato 1945 r.

POSOWIE
Oto dwa zapisy sprzed lat z gr trzydziestu. Pierwszy poczyniono 7 maja 1944 roku,
w czasie wdrwki po warszawskim cmentarzu, pod chmur nalotw: Wracaam alej
grobw, szpalerem nagromadzonych trupw. Znajome nazwiska, sylwetki, medalio ny. I
refleksja druga z lipcowego dnia owego roku 1944, czasu powstania warszawskiego, kiedy
nadchodz ju dni ostatecznej walki, zblia si ofensywa, lecz fina nie wiadomy: Ludzie
lud zio m got u j t en lo s. Ludzie s wszystkim na wiecie i niezalenie od swej wartoci,
niezalenie od swych do tego tytuw - tylko ludzie stanowi o rzeczywistoci.
Dobyem tych kilka zda z Dziennikw czasu wojny Zofii Nakowskiej (wyd. I
Warszawa 1970). Uczyniem tak, gdy pierwsze jej spostrzeenie zapowiada tytu tomu
prozy, ktry wydaa w roku 1946, wczeniej, ju kilka miesicy po wyzwoleniu powierzajc
kolejne nowele prasie literackiej. Druga refleksja pisarki zapowiada zdanie, jakie znajdziemy
w przesaniu Medalionw, w formule cytowanej setki i tysice razy: - ludzie ludziom
zgotowali ten los.
Medaliony. Zaledwie kilkanacie stroniczek prozy jedynej w swojej ostatecznej
ascezie. Prozy o dniu zwykym szalonego koszmaru. O mechanizmach mordowania
czowieka i o zabijaniu jego nadziei. O technice ludobjstwa. O przekraczaniu granicy tego,
co ludzkie. Kilka medalionw nagrobnych, ktre ocaleni zwierzaj yjcemu wiatu. Mwi
w imieniu wasnym. Mwi nieporadnie, nie dobywajc sw waciwych - bo czy s takie dla penego opisu rzeczywistoci ranionej faszyzmem. Mwi w imieniu milionw
zgadzonych w obozach koncentracyjnych, dajc wiadectwo, nim jeszcze na obszarach
ludzkiego popiou stany muzea, mauzolea, pomniki. Nim zabrali gos sdziowie, naukowcy
i pamitnikarze, historycy, ludzie filmu i sztuki.
W roku 1947, w tygodniku Odrodzenie, pisa Kazimierz Wyka: Skromny w
rozmiarach tom Zofii Nakowskiej jest tak uderzajcym zjawiskiem pisarskim, e zmusza
krytyka, by najpierw wyzwoli si od sdu: c to za wspaniaa ksika! Tych kilkadziesit
stron oszczdnej prozy, tak ciliwej i zwartej, jakby wydobytej spod prasy wszelkich cinie
obozowej grozy, to na pewno najbardziej wartociowy artystycznie i przejmujcy moralnie
dokument przeciwstawiony tej grozie przez nowe pimiennictwo powojenne.
Dzisiaj

czytamy

Medaliony

pamitamy

obozow

nowelistyk

Tadeusza

Borowskiego, Apel Jerzego Andrzejewskiego, film Ostatni etap Wandy Jakubowskiej, znamy
literatur martyrologii, buntu i cierpienia, ktrej ostatnie ogniwa to dziea pisarzy nowszych

ju generacji - wiersz Wisawy Szymborskiej Obz godowy pod Jasem czy powie
Tadeusza Nowaka Takie wiksze wesele. Mamy na podordziu dziesitki pamitnikw i
dokumentw, a czas Medalionw sta si czasem historycznym. Jak zatem dzisiaj w
perspektywie naszej bogatszej ni wwczas wiedzy i jak z oddalenia czasu widnieje rysunek
prawdy i artyzm Medalionw?
Tego, kto zna twrczo wczeniejsz Nakowskiej, choby jej Granic, zastanowi
cakowita odmiana stylu. Nie ma ju echa modopolskiej liryki. Jest zdanie protokou zwize,
najkrtsze. Czytelnik zostaje powoany na wiadka i komentatora. Ten, kto pozna
wspomniane Dzienniki czasu wojny, porwna obraz osobistych przey pisarki, jej widzenia
wojny i okupacji z krtkimi komunikatami, jakie zapisaa Nakowska - czonkini Komisji do
Badania Zbrodni Hitlerowskich. Tutaj jedno tylko porwnanie i jedno rdo tekstu. W
Dziennikach mamy opis wizyty na cmentarzu i refleksj: Czym jest naprawd to, w czym
yjemy, dowiemy si pniej. Wojna, jak rewolucja, rozpada si na poszczeglne zdarzenia
zachodzce w rnych odlegociach, w niejednakowym stanie skupienia, niejednakowo i
niejednoczenie widziane. Szeroko ulicy albo grubo murw, albo inna dzielnica odgradza
nas na razie od rzeczywistoci, oszczdza nam jeszcze jej grozy. Spieszymy si, eby zdoby
pienidze na zakup albo eby zdy do tramwaju. A tam ju oni stoj - z zawizanymi
oczami, ze skrpowanymi z tyu rkami, z ustami zakneblowanymi gipsem i czekaj, a
hukn strzay, ktre bdziemy sysze a tu - w Medalionach znw miejsce zmarych - w
Kobiecie cmentarnej wniosek: Rzeczywisto jest do zniesienia, gdy jest niecaa wiadoma.
Dociera do nas w uamkach zdarze, w strzpach relacji.
Nakowska pisaa Medaliony, kiedy wiedziaa ju dobrze, czym byo naprawd to, co
stworzy hitleryzm i faszyzm. Tej pisarskiej wiedzy nie posiadaj bohaterowie. Pisarka nie
korektuje ich zwierze, gdy widzi ca prawd sytuacji, w ktrych jednostce nie dostawao
wyobrani dla zrozumienia roli, w jakiej si znalaza. W losach postaci Medalionw nie ma
nic nadzwyczajnego. To zdanie brzmi niczym ostateczne oskarenie. Takie byy losy tysicy i
milionw w sytuacjach, ktre drastycznie niszczyy wszelkie pojcia o czowieku - istocie
rozumnej. Kiedy czowiek jest mocny znaczyo: jest zdolny jeszcze do pracy przy trupach i
dlatego zostanie chwilowo uaskawiony. Kiedy, jak w obrazie z Dna, sam oprawca stawa
nagle przeraony swoim dzieem. Kiedy wybitny patolog, profesor Spanner, z narzdzia nauki
stwarza narzdzie naukowo kontrolowanej i odkrywczej zbrodni. Kiedy, jak w Kobiecie
cmentarnej ycie, strach i obawa przed innymi czyniy morderstwo aktem miosierdzia.
Kiedy, jak w Dwojrze Zielonej, ofiara wybieraa obz ponad rzeczywisto poza drutami:
Jak mam umrze - mwi Dwojra - to wolaam umrze razem z nimi, nie sama. No to

poszam do Majdanka. Tam dawali chleba bardzo mao. I troch zupy o dwunastej.
Jest bardzo znany obraz Rembrandta Lekcja anatomii doktora Tulpa. Ot ogldajc
w Profesorze Spannerze sale ze zwokami pomordowanych wyobraamy sobie lekcj
anatomii profesora Spannera. To porwnanie czyni jawnym odlego, ktra dzieli
tryumfujcy humanizm i poszukiwanie prawdy o czowieku od walczcego przeciw prawdzie
o nim mordercy z cenzusem.
Wilhelm Mach, rwnie wybitny co Kazimierz Wyka znawca i admirator pisarstwa
autorki Medalionw pisa w roku 1954: Medaliony, prawdziwe dzieo sztuki, dzieo
wielkiego pisarstwa, obezwadnia piszc do krytyka... Fakty, tylko fakty. Od nich i tylko
od nich wiedzie w tej ksice droga do ostatecznych konkluzji, zebranych w ostatnim
rozdziale. Ten ostatni rozdzia dodaa pisarka jakby w przekonaniu, i faktom nie da wiary
czytelnik, jeli sam nie przey. Wyjawia sytuacje i osoby, ktre portretowaa, ktrym
oddawaa gos. Dodaa rozdzia Doroli i dzieci w Owicimiu, jakby w niepewnoci, czy nie
zostanie posdzona o spotgowanie sytuacji nieludzkich, o ich tendencyjny wybr. I takie
sytuacje si artyzmu stworzya potniejszymi. Osigna rwnie milczc i dziwic si
osobom i sytuacjom co niezwykle trudnego do osignicia - mdr tendencyjno. Pisa
Wilhelm Mach: Oceny etyczne Medalionw wyprowadzone z dowodu nieodpartego,
zawara pisarka w wymowie najtrudniej przez sztuk osigalnej - w milczeniu. Ale milczeniu
takim, ktre czytelnik musi zapeni potrzebnym sowem.
Powiadaa krytyka: Bohaterowie Nakowskiej s ludmi nie majcymi wyobrani
ogarniajcej mechanizm, jaki stworzy koloni karn dla milionw. I o pisarce samej: to
zastanawiajca ksika czowieka przedwojennego. Trzeba doda: i dla pisarki wojna
stanowia wielk lekcj wyobrani. Signijmy ponownie do Dziennikw czasu wojny, gdy
tam s rda, ktre skoniy Nakowsk ju w pierwszych dniach wolnoci do dziaania i do
pisania. Pisarka rozpoczyna notatki majc w pamici poogi pierwszej wojny wiatowej. Lecz
tamte wspomnienia szybko oka si jaowe. Nakowsk pozna ycie powszednie i ludzi,
ktrych opisywaa w Granicy. Sama podejmie prac w maym sklepiku. Dozna mierci
najbliszych i bliskich - matki i przyjaci. Zrozumie ca zud pocieszania, jak daje
literatura - zstpi musi na ziemi faktw: Leelimy w bruzdach kartofliska tu niemal przy
ostrzeliwanym torze. Pierwszy raz byam tak blisko nagiej ziemi, caa ubabrana w kurzu i
czuam, czego dotd tylko czytaam opisy, jak serce bije mi o ziemi. Poznaje czas, kiedy
ludzie znikali nagle na dugie dni i tygodnie, ani ywi, ani umarli. Nieobecni. Gdy inny
czowiek mg da ocalenie albo zagad. W Przy torze kolejowym: Gdy si rozwidnio,
kobieta ranna w kolano siedziaa na zboczu rowu kolejowego, na wilgotnej trawie. Kto

zdoa uciec, kto dalej od toru, pod lasem, lea bez ruchu. Ucieko kilku, zabitych byo
dwch. Ona jedna zostaa tak - ani ywa, ani umara.
Niewiele istnieje w nowelistyce wiatowej rwnie lakonicznych protokow sytuacji
zwykych i zarazem ostatecznych zapisw poraenia umysu ludzkiego (to Profesor Spanner),
(to Dwojra Zielona) i ocalania wartoci. Z rozmw przeprowadzonych przez pisark,
wczesnego pracownika Komisji do Badania Zbrodni Hitlerowskich, z tomw protokow i
dokumentw, spisywanych rkami funkcjonariuszy zbrodni, stworzony zosta rodzaj
testamentowego przesania dla ywych. Kady medalion odsania tragedi jednostki i dramat
powszechny. Ma autentyczne powiadczenie i symboliczn godno.
Medaliony s od chwili pierwszego wydania, zatem przez lat ponad trzydzieci,
lektur klasyczn, dedykowan wszystkim. Proza o nieprzedawnionej mocy artystycznej. Jak
nieprzedawnione s wyroki ycia przeciw jego oprawcom.
Zofia Nakowska oddaje gos rzeczywistoci apokaliptycznej, w zwyczajnym,
praktykowanym dzie po dniu i miesic po miesicu, rok po roku - okruciestwie. Niewane
imiona wiadkw, ich rodowody i okolicznoci marszu midzy druty. Wane jedynie wanie
gosy. Wielki monolog prawdy. Zdania, gdzie szept jest wewntrznym krzykiem. Gdzie
dowody ludzkiego poraenia i zdziwienia moliwociami wyroku skazujcego ludzko,
dowiadczenia czowieka, unicestwiania jednostki.
Cmentarz Medalionw otwiera inskrypcja: Ludzie ludziom zgotowali ten los. Brzmi
w niej przeraenie, niepomierne zdumienie, ktre przecie nie wiedzie w rozpacz, w zatrat
wiary ludzkim moliwociom i moralnej naturze wiata. Skania do wystawienia wiadectwa
prawdzie. Prawdzie o zbrodni i mechanizmie faszyzmu, o twarzy czowieka-skazaca i o
twarzy czowieka-kata. Prawdzie o potrzebie solidarnoci w alejach medalionw. Solidarnoci
midzy ywymi, ktrzy sysz jeszcze gosy zmarych i wyznania ocalonych. Solidarnoci
midzy wiadkami tamtego czasu i tamtej nocy a nowymi pokoleniami.
Pod ostatni dat Dziennikw czasu wojny Nakowska zapisaa: To co nadciga,
bdzie naturalnie bardzo burzliwe, bardzo w tutejszych warunkach oporne i trudne. Ale to, co
byo, mino naprawd, ten koszmar jednak si skoczy. - Borejsza proponuje, bym bya
prezesem Komisji do badania zbrodni w Owicimiu.
Medaliony spacaj ten nieustanny dug sztuki wobec ycia, dowodzc prawdy
zobowizujcej pisarskiego zwierzenia tylko ludzie stanowi o rzeczywistoci. Stanowi
powiadczenie moralnych powinnoci literatury, ocalaj gos czowieczy z apokalipsy
zamordowanej ciszy.
Micha Sprusiski

You might also like