You are on page 1of 21

----------------------- Page 1----------------------Roman Pisarski

O psie, ktry jedzi kolej


I
Wochy to pikny i malowniczy kraj na poudniu Europy. Kady, kto spojrzy na
map, znajdzie je od razu. Maj ksztat ogromnego buta.
Na cholewie, a take na obcasie tego buta peno jest miast i wsi. czy je
ze sob sie drg i torw kolejowych.
Na mapie wygldaj one jak nitki pajczyny.
Nie bd wam opisywa krajobrazu Woch. Kiedy zapewne przeczytacie wiele
ciekawych ksiek o tym kraju. Kto wie, moe nawet niektrzy z was, gdy
dorosn, pojad do Woch, aby je zwiedzi. Przekonaj si wtedy, e aden
opis nie potrafi odda ich pikna. Bo trudno sowami odmalowa przeliczny
kolor nieba, ktre jest tam bardziej niebieskie ni turkus. Trzeba je
zobaczy. Trzeba na wasne oczy ujrze malownicze stare miasta i miasteczk
a
woskie, cytrynowe i pomaraczowe gaje, gry i doliny, aby si nimi naprawd
zachwyci.
Posuchajcie dzi historii, ktra zdarzya si we Woszech. Bdzie to
opowie o ludziach i o pewnym psie. O psie, ktry jak prawdziwy turysta,
sam podrowa kolej po caym kraju. Bdzie to zarazem opowie o wielkiej
przyjani. Nie jest to zmylona historia. Chocia dziwna, zdarzya si
naprawd...
Pewnego dnia...
Tak, pewnego dnia na wzowej stacji Marittima w rodkowych Woszech
oczekiwano na pocig, ktry szed z Turynu do Rzymu. By upalny lipcowy
dzie. Soce, jak to we Woszech, grzao tak mocno, e ludzie musieli
chowa si w cie. Na peronie stacyjnym byo pusto, bo wszyscy podrni
ukryli si w poczekalni. Tylko zawiadowca stacji wyszed przed budynek,
woy urzdow czapk i zapi bluz munduru na ostatni guzik. Sycha ju
byo gwizd zbliajcego si pocigu. Zza kpy drzew, ktre rosy obok
dworca, wysuna si byszczca elektryczna lokomotywa - za ni przemkn
sznur wagonw. Zatrzymay si.
Kiedy do pocigu wsiado kilku pasaerw, zawiadowca podnis rk, dajc
sygna odjazdu. W tej chwili zobaczy, e z ostatniego wagonu wyskoczy
jaki pies.
Pocig odjecha, a pies podbieg do zawiadowcy i zacz si asi. Potem
pokiwa ogonem i rozejrza si dookoa. Tu przy torze staa pompa stacyjna .
Pies podbieg do kamiennego zbiornika na wod, ktry sta obok pompy, i
jednym susem wskoczy na cembrowin. Kolejarz patrzy, jak psiak chepcze
wod, wreszcie obrci si na picie i wrci do biura.
Zamkn starannie drzwi, zdj czapk i pogry si w swoich papierach. Po
chwili usysza skrobanie do drzwi. Uchyli je i zobaczy znowu psa.
- Czego chcesz? - rozemia si. Pies usiad przed nim i popatrzy mu w oczy.
- Czego chcesz? - spyta znowu zawiadowca. - Jeste godny?
Spojrza uwanie na kundla. Byo to bardzo mie kudate psisko podobne
troch do szpica, a troch do owczarka.
Oczy miao wesoe i szelmowskie. Jedno ucho sterczao ostro do gry, drugie
opadao w d. Nadawao to psu pocieszny, a zarazem zawadiacki wygld.
Zawiadowca sign po swj chleb z kawakiem sera, pokruszy go i

poczstowa gocia. Pies by wida godny, jad z apetytem, ale nie


----------------------- Page 2----------------------apczywie, jak to czasem robi le wychowane kundle. Kolejarz pogaska go.
Poczu sympati do tego zwierzcia i pomyla, e warto si nim zaopiekowa.
Od dawna chcia mie psa-przyjaciela, ktry bawiby si z dziemi i pilnowa
domu. Mieszka dwadziecia kilometrw od stacji, tu przy maym kolejowym
przystanku. Okolica dookoa jego domu bya pusta. "Dzieci ucieszyyby si,
gdybym im przywiz tego psa" - pomyla kolejarz.
- Pojechaby do mnie? - spyta. Pies zaszczeka cicho i pomerda ogonem.
Wygldao na to, e zrozumia.
- Bdzie z tym troch kopotu - powiedzia zawiadowca. Wiedzia, e przepisy
kolejowe zakazuj surowo przewoenia zwierzt osobowymi pocigami. Jako
kolejarz nie mg naruszy tych przepisw. Ale bardzo chcia zabra psa ze
sob. "Co trzeba bdzie wymyli" - mrukn.
II
Pocig miejscowy z Marittimy do przystanku obok Piombino, gdzie mieszk
a
zawiadowca, odchodzi dopiero wieczorem. W cigu kilku godzin, ktre
kolejarz i pies spdzili razem, zdyli si zaprzyjani. Pies ani na krok
nie odstpowa nowego pana. Chodzi z nim po caej stacji.
Pnym popoudniem obaj wybrali si do bufetu. Zawiadowca jad podwieczorek
i czstowa psa.
- Skd pan go ma? - spyta bufetowy. - Mia psina tak sympatyczn mord...
- Przyjecha rzymskim pocigiem - wyjani zawiadowca. - Wida kto chcia
si go pozby i wysa w podr. Ludzie maj rne sposoby...
- Tak pan myli? - rozemia si bufetowy. - A bilet mia? - Podszed do psa
i poda mu plasterek kiebasy.
- Delikatny pies - pochwali. - Nie rzuca si jedzenie. Ma honor.
- Mdre psisko - przywiadczyli kolejarze, ktrzy siedzieli przy stole. Jak si wabi?
Zawiadowca wzruszy ramionami.
- Ja bym go nazwa "Lampo"[] - powiedzia jeden z kolejarzy. - ywy jak
iskra, lepie mu si wiec, a i grzbiecie ma jasn prg - widzicie?
Prawdziwa bykawica nie pies.
- Chod, Lampo - rzek zawiadowca. Spodobao mu si to imi. Wsta. Zapaci
w bufecie za podwieczorek i wyszed. Pies pobieg za nim.
- I co z tob zrobi, biedaku? - spyta czowiek - Nie mog przecie zabra
ciebie do wagonu. To nie takie proste... Miabym przykroci... Rozumiesz
?
Pies pisn i popatrzy panu w oczy. Min mia weso jakby si umiecha.
- A moe pobiegniesz za pocigiem? - rozemia si kolejarz. - To
podmiejski. Wlecze si jak w. Nie zdyby?
Pies pomerda ogonem.
- Zrobione - powiedzia zawiadowca. - Uwaaj wic. Za kilka minut ruszamy.
Spojrza na zegarek i skierowa si na peron. Kiedy pocig zajecha,
kolejarz wszed do wagonu i opuci okno. Pies zosta na peronie. Czeka na
rozkaz.
"Ciekaw jestem, czy zrozumie, o co mi chodzi" - pomyla zawiadowca.
Lokomotywa ruszya. Kolejarz wychyli si z okna i cicho zagwizda. Lampo
poderwa si i zacz biec obok pocigu.
- Mdra psina - ucieszy si czowiek. Kiwn rk i pokaza psu kierunek.
Obok toru biega wska cieka. Pies trafi na ni i pdzi rwno z
pocigiem. Od czasu do czasu zwraca eb w stron okna, szukajc oczyma
znajomej sylwetki.

----------------------- Page 3----------------------- miao, Lampo, miao! - zachca go kolejarz.


Pocig sun coraz prdzej. Lampo nie ustawa w biegu. Szczekn par razy,
jakby chcia zawiadomi swego pan a, e czuje si doskonale, i pdzi jak
chart na wycigach. Ale po kilku kilometrach gonitwy zacz si mczy. Z
pyska zwiesi mu si jzyk, nogi zaczy si plta. Dysza.
- Biedaku! - szepn kolejarz, ktry nie spuszcza oczu z psa. Kiwn rk.
- Zosta! - zawoa.
Pies posusznie stan, a potem usiad na ciece. By bardzo zmczony.
Ledwo zipa.
III
Nazajutrz kolejarz wrci do Marittimy porannym pocigiem. Nie mia zbyt
wielkiej nadziei, e zobaczy znowu psa.
"Pewnie si gdzie zabka - myla. - Albo kto go przygarn". Szkoda mrukn.
Wysiad z pocigu i skierowa si do kancelarii. Pierwsze drzwi byy
uchylone jak zawsze. Zawiadowca wyj klucz, aby otworzy drugie, wewntrzne
drzwi, i w tej chwili usysza radosny pisk. Z kta korytarza wyskoczy
Lampo.
- Jeste! - krzykn zawiadowca. Przytuli eb psa do swoich kolan.
Lampo asi si i skaka. Uspokoi si wreszcie i wszed z zawiadowc do
kancelarii.
- Godny jeste? - spyta kolejarz. Rozwin niadanie. Zjedli je obaj, a
potem pies pooy si pod stoem tu u ng czowieka. Nie przeszkadza ju
panu, ktry zabra si do swojej roboty.
Okoo godziny dziesitej przez stacj mia przejeda pospieszny.
Zawiadowca obcign na sobie mundur, wzi czapk i wyszed. Pies pobieg z
nim.
Pocig wpad na stacj i zatrzyma si ze zgrzytem.
- Manttima! - krzykn konduktor. Wychyli si przez okno i zasalutowa
zawiadowcy.
- Marittima - powiedziaa do swojej koleanki jaka panienka, ktra wyjrzaa
zza szyby restauracyjnego wagonu. Nagle rozemiaa si i pocigna
towarzyszk za rkaw.
- Spjrz na tego psa. - Pokazaa palcem.
Byo na co patrze. Zawiadowca sta w subowej postawie, wyprony jak
struna. Wanie podnis do, aby da maszynicie sygna odjazdu. Obok
niego usiad Lampo. Suy, wycigajc przednie apy. Min mia uroczyst.
- Pocieszny pies - rozemiaa si dziewczyna w oknie. - Wyglda tak
dostojnie, jakby to wanie on odprawia nasz pocig.
Lampo zaszczeka. Ogromny midzynarodowy ekspres drgn i ruszy z miejsca.
Zawiadowca poklepa psa.
- Dzikuj ci, Lampo, za pomoc - powiedzia.
IV
Tego samego dnia kolejarz zama przepisy. Wieczorem, gdy na stacj zajech
a
miejscowy pocig, ukry psa pod bluz i wsiad
pusty przedzia. Lampo zrozumia, o co chodzi.
tam jak trusia a do koca podry. W Piombino
drug stron toru. Kiedy pocig odjecha, pies
stacyjce nie domyli si, e Lampo przyjecha
- Gin - zawoa zawiadowca na widok creczki,

z nim do wagonu. Znalaz


Wlaz pod awk i siedzia
bez oporu da si wysadzi na
dogoni pana. Nikt na
kolej.
ktra otwieraa mu drzwi. -

----------------------- Page 4----------------------Popatrz, kogo przyprowadziem.


Dziewczynka poczerwieniaa z radoci i zawoaa brata. May Roberto a

klasn w rce.
- Jak on si nazywa? - spyta.
- Lampo. To dobry pies.
Weszli wszyscy troje do jadalni, gdzie matka ustawiaa wanie na stole
talerze do kolacji. Lampo wszed z powag, pomerda uprzejmie ogonem w
stron gospodyni i usiad grzecznie pod piecem.
- Myl, e nie bdziemy z nim mieli kopotu - odezwa si kolejarz. Bardzo mdre psisko.
Opowiedzia histori kundla. Wszyscy wysuchali jej, krcc gowami. Nawet
maa Adele wychylia si ze swojego eczka i suchaa ciekawie.
- Pies - krzyczaa, klaszczc w rczki.
Rodzina siada do kolacji. Lampo jad, biorc delikatnie podawane kski. Nie
spieszy si ani nie naprzykrza. Po kolacji pomacha grzecznie ogonem,
jakby chcia podzikowa za poczstunek. Potem wysun si za drzwi.
- Chcesz si przej? - spyta zawiadowca. - Dobra myl.
Wyj papierosa, zapali i wyszed za psem. Ze zdziwieniem zauway, e
Lampo pobieg w kierunku stacji.
Na przystanek zajeda wanie ostatni pocig do Marittimy. Stan. Pies
dobieg do peronu, pokrci si chwil przy ostatnim wagonie i da nagle
susa na stopie. Pocig ruszy.
- Lampo! - zawoa zdziwiony zawiadowca. Zobaczy, e pies znalaz ju
wygodne miejsce na platformie wagonu.
- Lampo! - powtrzy czowiek.
Ale pies nie zeskoczy. Czerwone wiato latarni wiszcej nad buforem
oddalao si coraz bardziej. Pocig znikn w ciemnoci.
V
Nastpnego ranka, jadc na sub, kolejarz rozmyla o ucieczce swego
przyjaciela. Zawid si na nim. Byo to przykre. "Dziwny pies" - mrukn.
Przypomnia sobie, jak Lampo po raz pierwszy zjawi si na stacji. Skd
przyjecha? "Wczykij" - mrukn znowu. Zaduma si.
Tak, to nie by taki zwyky pies, z tych, ktre widzi si co dzie. Psy nie
podruj same kolej... A ten...
Najdziwniejsze byo to, e Lampo zdy na ostatni nocny pocig. Skd
wiedzia, o ktrej godzinie trzeba wyj z domu?
"Czyby zna rozkad jazdy? - umiechn si kolejarz.
- Ale po co ucieka ode mnie? Dokd pojecha?" - zacz si zastanawia.
Pokrci gow. Tak, to bya dziwna historia. Gdyby j komu opowiedzia,
spotkaby si z niedowierzaniem. Ludzie pomyleliby, e to bajeczka.
Pocig dojecha do Marittimy. Zawiadowca wyj z kieszeni subowe klucze.
Jeszcze nie doszed do budynku, gdy drzwi biura uchyliy si. Wypad z nich
Lampo. Pdzi jak prawdziwa byskawica. Doskoczy do kolan pana, a potem
usiad i zacz suy. Min mia tak filutern, e zawiadowca wybuchn
miechem.
- A wic nie ucieke? Pilnowae biura, co? Pies pokiwa ogonem.
- W takim razie wybaczam wszystko - cign artobliwym gosem kolejarz. Suba to suba! Poklepa psa. Lampo nie przestawa si asi.
- Dobrze ju, dobrze - powiedzia zawiadowca - Nie gniewam si ani troch.
- Sprytne psisko! - zawoa dyurny ruchu, ktry wyszed wanie ze swojego
----------------------- Page 5----------------------pokoiku. - Czy pan wie, e ten kundelek ca noc warowa w korytarzu pod
drzwiami paskiego biura? Nie da si nikomu odpdzi.
Zawiadowca ju otworzy usta, aby opowiedzie koledze o tym, jak pies sam
wsiad do pocigu, aby wrci do Marittimy. Ale powstrzyma si w por.
"Nikt w to nie uwierzy" - pomyla.
VI

Weszo w zwyczaj, e Lampo co dzie wieczorem jedzi ze swoim panem na


kolacj do Piombino. Podr spdza zwykle pod awk wagonu, siedzc w tym
ukryciu jak mysz pod miot. Na stacji zeskakiwa chykiem na drug stron
pocigu. Kolejarz nie mia z nim nigdy kopotu.
Dzieci czekay ju na gocia. Piszczay z uciechy, gdy Lampo wpada do domu.
Pies na widok maych przyjaci okazywa tyle radoci, e trudno go byo nie
lubi. May Roberto po prostu go kocha. Pieci i gaska, uczy rnych
sztuczek. W czasie kolacji pies zawsze siada obok jego krzesa. Dziecia
k
oddawa mu najlepsze kski.
- Czemu on nie chce u nas mieszka? - pyta ojca. - Tutaj mu przecie
najlepiej... - To kolejowy pies - mia si zawiadowca. - Musi pilnowa
mojego biura.
- Ale chocia w niedziel moe u nas zosta - upieray si dzieci.
- Poprocie, moe zrozumie i zostanie - artowa ojciec. - Sprbujcie mu to
wytumaczy.
Lampo nie dawa si jednak uprosi. Co dzie po kolacji o tej samej porze
zrywa si z miejsca i egna z domownikami. Nie pomogo zamykanie drzwi.
Skaka wtedy i rzuca si na klamk. Dzieci pogodziy si z losem. Nauczyy
si same wypuszcza psa z domu.
Lampo ani razu nie spni si na pocig. By moe sysza go wczeniej ni
wszyscy. W kadym razie wybiega z domu tak punktualnie, jakby w brzuchu
mia budzik. Zawiadowca razem z dziemi odprowadza go na stacj, lecz po
pewnym czasie zaniecha tego zwyczaju. Wiedzia doskonale, e pies sam i t
ak
trafi do pocigu.
Codziennie rano Lampo oczekiwa na pana przed biurem. Wita si z nim z
prawdziw psi serdecznoci, wchodzi do kancelarii i zjada tam
przywiezione przez zawiadowc niadanie. Przez chwil siedzia jeszcze i
patrzy, jak pan zabiera si do pracy. Potem wyrusza na obchd stacji.
- Oho, Lampo zaczyna dyur - miali si kolejarze. Znali go ju wszyscy.
Sta si ich ulubiecem. Byli z niego dumni.
Tak, to by wyjtkowy pies. Przywiza si do ludzi i zapewne uwaa si za
pracownika kolei. Lubi swoj stacj. Staa si jego domem. Nie byo w niej
zaktka, ktrego by nie zna. Co dzie po wyjciu z biura zawiadowcy
przechodzi wolnym krokiem przez dugi, pokryty oszklonym dachem peron.
Krcio si po nim zwykle sporo podrnych, ale Lampo nie zwraca na nich
uwagi. To nie byli ludzie w mundurach.
- Lampo! - woali robotnicy stacyjni, ktrzy wychodzili z narzdziami na
tory. - Pjdziesz z nami? Merda ogonem i przycza si do brygady. Na
miejscu pracy siedzia przygldajc si, jak robotnicy dokrcaj ruby.
Nieraz wysugiwali si nim.
- Zanie klucz - mwili. - Na tamten tor.
Podawali mu narzdzie dla kolegi, ktry czeka z wycig nit rk. Lampo
bra do pyska klucz lub motek i odnosi gdzie trzeba. Pocztkowo nie mogli
nadziwi si, e taki spryciarz. Potem przywykli do jego pomocy. Tylko
----------------------- Page 6----------------------ludzie z przejedajcych pocigw, widzc psa przy robocie, otwierali ze
zdziwienia usta.
W poudnie pies wybiera si do bufetu na obiad. Czekaa ju na niego gotowa
porcja, ktr zjada nie marudzc. Wiedzia, e nie ma czasu na zbyt dugi
odpoczynek. O trzynastej mijay si dwa pospieszne pocigi.

Bya to uroczysta chwila. Zawiadowca wkada czapk, otrzepywa mundur i


wychodzi na peron. Lampo nigdy nie przegapia okazji, aby towarzyszy swe
mu
panu. Warto byo widzie, z jak powag zachowywa si przy odprawie
pocigu. Kiedy, gdy zawiadowca o mao nie spni si na peron, pies
narobi w biurze tyle haasu, e zbiego si p stacji. Na tym psie mona
byo polega!
- Kupi ci czapk, Lampo - mia si zawiadowca. - Dobry z ciebie kolejarz.
Kupi mu pikn obro. Stolarz stacyjny zrobi psu skrzynk na legowisko.
Ustawiono j w korytarzu obok drzwi biura, gdzie Lampo nocowa.
Na stacji yo kilka bezpaskich kotw, ktre nocoway w jednej z szop, na
stryszku gniedziy si dzikie gobie. Nie przeszkadzano im tu mieszka,
czasem nawet rzucano okruchy. Ale ani koty, ani ptaki nie naleay do
brygady stacyjnej. Lampo nalea.
VII
- Sprzedaj pan tego psa - powiedzia pewnego razu gruby waciciel winnicy
.
Przyszed znowu na stacj, prowadzc za uzd maego osioka. Odbiera
wanie kilka pustych beczek, ktre przysano mu kolej.
- Niech mi pan go sprzeda - powtrzy. - Dobrze zapac.
Zawiadowca pokrci gow.
- Przydaby mi si ten pies - cign winiarz. - Potrzebuj dobrego stra.
Potoczy beczk. Osioek strzyg uszami. Wiedzia, e za chwil obarcz go
ciarem.
Rolnik przyturla nastpn beczk. Zwiza obie i woy je na grzbiet osa.
- Jeszcze dwie - mrukn i rozemia si, widzc jak osioek strzye uszami.
Lampo podszed do kapoucha i obwcha jego zwieszony eb. Zaszczeka.
Bardzo lubi osioka. Znali si doskonale, bo winiarz czsto przychodzi na
dworzec. Osioek wyszczerzy zby, jakby si mia.
- Patrz pan - powiedzia rolnik - Lampo przyjani si z moim Grigio. Polub
i
i mnie. Nie bdzie mu le w winnicy.
Kolejarz wzruszy ramionami. Ju nie raz nagabywano go, aby sprzeda psa.
Nudziy go te proby. Wiedzia, e Lampo wrciby na stacj.
Osioek, obarczony cikim adunkiem, stkn. Beczki zasoniy go zupenie.
Wida byo spod nich tylko jego nogi i uszy. Winiarz chwyci go za uzd i
pocign za sob. Lampo odprowadzi osa a za obrb budynkw stacyjnych,
potem wrci. Zawiadowca sta na peronie i patrzy na psa.
"Sprzeda Lampo? - myla. - Nie, za adne skarby!" Wiedzia doskonale, e
gdyby tak zrobi, naraziby si kolegom, ktrzy uwielbiali psa. Sam zreszt
nie przebolaby jego straty. Ale Lampo mg uciec. Przyjecha nie wiadomo
skd. Co by si stao, gdyby pewnego dnia ogarna go tsknota za dawnym
domem?
"Gupstwo - pomyla zawiadowca. - Lampo nie opuci nas nigdy. Przyzwyczai
si".
Wszed do kancelarii. Lampo siedzia na progu.
- Nie uciekniesz od nas? - spyta kolejarz.
Pies pokrci ogonem. Poliza pana po rce.
----------------------- Page 7----------------------- Nie zdradzisz nas?
Lampo spojrza na pana z takim oddaniem, e zawiadowca si rozczuli.
- Dobry, poczciwy - szepn, gadzc psa po gowie.
Chwyci go delikatnie za ucho.
- Uwaaj, Lampo - powiedzia. - S ludzie, ktrzy chtnie zabraliby ci od
nas. Nie daj si skusi. I pilnuj si. aby ci kto nie ukrad.
Lampo zaszczeka.
VIII

Lato koczyo si ju. Pinie rosnce przy stacji nie traci koloru, ale
kwiaty na kolejowych rabatach zwidy. Winiarz coraz czciej zjawia si na
peronie - potrzebowa cigle nowych beczek. W winnicy rozpoczto zbiory.
Lampo urzdowa pracowicie, jak zawsze. Zauwaone tylko, e od pewnego czasu
coraz rzadziej zjawia si w bufecie. Czyby jedzenie mu nie smakowao?
- Moe karmi go pasaerowie - domyla si bufetowy. Byo mu przykro, e
Lampo gardzi jego kuchni.
- Jeszcze kto struje psa - powiedzia raz do zawiadowcy. - Powinien pan
uwaa.
- Co te ci przychodzi do gowy? - achn si kolejarz. Zaniepokoi si
jednak. Postanowi nie lekceway ostrzeeni a.
Zacz zwraca baczniejsz uwag na swego pupila. Nie Lampo nie przyjmowa
adnych poczstunkw ani od obcych dzieci, ani od dorosych. Wic gdzie jad?
Pewnego popoudnia zagadka wyjania si. Lampo wybiega zawsze do
popoudniowego pocigu. Zawiadowca siedzia zwykle o tej porze w biurze pr
zy
telefonie. Od lat w pocig odprawia jego zastpca.
Lampo nie bra udziau w tej odprawie. Nie chciao mu si suy z
wycignitymi apami. Sztuczk t popisywa si wtedy, gdy wychodzi do
pocigu z zawiadowc. Po co wic spieszy si do popoudniowego ekspresu?
Zastpca zawiadowcy zauway, e pies oczekujc na ten pocig siedzia
zawsze po drugiej stronie toru. Za trzymujce si wagony zasaniay go na
kilka minut. Co
wtedy robi?
Tego dnia zawiadowca, aby nie poszy psa, ukry si w maej budce po
drugiej stronie toru. Ekspres zajecha. Lampo pobieg truchcikiem w stro
n
wagonu restauracyjnego. Usiad, wycign apy i krtko zaszczeka. Okno
wagonu opado. Pojawia si w nim gowa kucharza w biaym czepku.
- Jeste? - umiechn si kucharz. Rzuci psu przygotowan porcj
smakoykw. Lampo zabra si do jedzenia.
Zawiadowca schowa si gbiej w cie budki. "Nie mona psu zabroni je
tego, na co ma ochot" - pomyla. Pokrci gow. - "Ten Lampo to spryciarz
co si zowie" - umiechn si. - "Ale poczciwy" - usprawiedliwi zaraz
pupila.
Postanowi nie mwi o tym, co zobaczy. Bufetowy mgby pogniewa si na
psa.
- A jednak powiem - mrukn po chwili. - Niech staraj si o lepsze
jedzenie. Nasz dworcowy bufet ju od dawna nie dba o goci jak naley.
IX
To, co stao si w tydzie pniej, poruszyo ca stacj. Lampo przepad.
Zawiadowca szuka go wszdzie. Kiedy przekona si, e psa nie ma na stacji,
poszed do znajomego winiarza. Jednak ten przysiga, e o niczym nie wie.
Drnicy kolejowi, ktrzy tego dnia wybrali si na obchd dalekiego odcinka,
----------------------- Page 8----------------------przetrzsnli po drodze wszystkie zarola obok torw. Nie dao to adnego
rezultatu.
- Moe Lampo wybra si do Piombino?- pociesza zawiadowc jego modszy
kolega.
- O tej porze? - wzruszy ramionami zawiadowca. - Przecie jedzi tam ze m
n
co dzie wieczorem.
- Mg zatskni za dziemi. Moe chcia spdzi z nimi cay dzie.
To byo moliwe. Kolejarz uspokoi si. Wieczorem, peen nadziei, pojecha

do domu. Ale okazao si, e psa w Piombino nikt nie widzia.


- Co mogo mu si sta? - pytay dzieci. Byy smutne i rozczarowane, e
Lampo nie przyjecha z ojcem jak zwykle.
- Nie wiem, co mogo si sta - powiedzia cicho zawiadowca. Kolacja nie
smakowaa mu tego wieczoru. May Roberto pochlipywa w kcie. Gin skubaa
fartuszek. Nawet matka stracia humor.
Rano dzieci odprowadziy ojca na stacj. Ucaowa je serdeczniej ni zwykle.
- Uszy do gry - powiedzia. - Przywioz go dzisiaj.
Nie by pewny, czy uda mu si dotrzyma obietnicy. Serce bio mu mocno, gdy
pocig zatrzyma si w Marittimie. Wyskoczy z wagonu i skierowa si do
biura. Jego zastpca, ktry sta na progu, rozoy rce.
- Nie ma go - powiedzia.
Zawiadowca wszed do kancelarii. Dopiero teraz poczu, jak wzbiera w nim
al. Wyszed znowu na peron.
Kolejarze krcili si po dworcu jak zwykle. Ale opucia ich ochota do
codziennych arcikw.
- Daj mi szklank wina, Pitro - mrukn zawiadowca wchodzc do bufetu.
Usiad przy kontuarze i zwiesi gow.
- Mogli go otru - powiedzia bufetowy. Napeni szklank. - Mwiem, e
trzeba uwaa...
- Nie mw gupstw - poderwa si zawiadowca. - Nie wierz w to.
Wypi wino. Nie pomogo mu, jak si tego spodziewa. W sercu czu rosncy
niepokj.
W poudnie wpad z hukiem na stacj pospieszny z Turynu. Zawiadowca sta w
swoim zwykym miejscu. Wanie podnosi rk do daszka czapki, aby
odpowiedzie na ukon znajomego konduktora, gdy na peronie rozlego si
szczekanie. Z otwartych drzwi ostatniego wagonu wyskoczy Lampo.
Pocig odjecha ju, ale kolejarz nie mg si jeszcze uspokoi. Najpierw
zrobi surow min, potem porwa psa na rce i przytuli do szyi. Postawi
go znowu na ziemi i znowu si zmarszczy. 1 - Gdzie si wczy? - spyta
ostro.
- Jedzi do Turynu - wyjani jaki gos. - No i wrci, jak pan widzi.
- Zabrae go ze sob, Edwardo? - zdziwi si zawiadowca.
Edwardo, elektrotechnik, ktrego wysa wczoraj do Turynu, umiechn si.
- Nie, prosz pana. Kiedy wsiadaem do pocigu, widziaem tylko, e Lampo
wskakuje do ostatniego wagonu. Zdziwiem si nawet... - Moge zadzwoni do
nas z Turynu, e go widzia - obruszy si zawiadowca. - Od czego telefon?
Chodzilimy tu jak struci.
- Skd mogem wiedzie? - rozoy rce Edwardo.
- Miaem zreszt na niego oko. Nie zgubibym go. Ale on sam wiedzia, kiedy
wraca - rozemia si. - Albo mu to pierwszyzna? Wlaz do powrotnego
pocigu bez mojej pomocy. Bez biletu, oczywicie. Taki to cwaniak!
----------------------- Page 9----------------------- Dobrze, e wrci - powiedzia zawiadowca.
X
Niezwyka podr Lampo do Turynu i jego szczliwy powrt stay si gone
nie tylko na stacji. Kolejarze, dumni ze swego przyjaciela, pochwali
li si
jego wyczynem przed ludmi z miasteczka. Na dworzec zaczo zagld a coraz
wicej ciekawskich.
- Kundel, zwyczajny kundel - dziwiy si niektre paniusie. Wyobraay
sobie, e pies tak mdry musi mie niezwykle rasowy wygld.

- To nie ma nic do rzeczy - powiedzia roztropnie pan aptekarz. - Kund


le s
wanie najmdrzejsze. Sam miaem takiego psa...
Aptekarz zacz opowiada o swoim psie, lecz przerwa mu waciciel cukierni.
- Prowadziem kiedy bufet w cyrku - powiedzia - Widziaem wiele psw.
Tresowanych, ma si rozumie...
- Myli pan, e to cyrkowy pies? - zaciekawi si burmistrz miasteczka.
- Nie inaczej. Gow dabym, e zna rne sztuczki. Uciek z cyrkowej budy,
to jasne jak soce...
- Zapomina pan, e cyrkowcy jed zwykle samochodami, a rzadziej kolej pokrci gow aptekarz. - Zreszt w cyrku nie uczyliby psa rozkadu jazdy rozemia si. - W jaki sposb? I waciwie po co?
Cukiernik wzruszy ramionami.
- Tak czy owak - powiedzia - to uczony pies.
- Mdry - zgodzi si aptekarz.
Ludzie przychodzili jeszcze przez kilka dni. Bufetowy na dworcu zara
bia
teraz znacznie wicej. Ciekawscy, ktrzy odwiedzali jego lokal, pili spo
ro
wina i jedli duo ciastek. Ale zawiadowca mia do tych goci. Tote
odetchn z zadowoleniem, gdy ich wizyty wreszcie skoczyy si.
Lampo znowu si ustatkowa. Jak dawniej "peni sub" - pomaga robotnikom
i pilnowa kancelarii pana. Wieczorem jedzi jak dawniej z zawiadowc na
kolacj do Piombino. Znano go ju i na tamtej stacji.
Nikt nie spodziewa si, e psu przyjdzie kiedy do gowy pomys, aby znowu
wyruszy w nieznane. Byo mu przecie tak dobrze. Kolejarze rozpieszczali
go, jedzenia mia pod dostatkiem... I taki by przywizany do swojego pana
!
Ale pewnego dnia znikn znowu.
Tym razem zawiadowca nie martwi si ju. Wiedzia, co robi. Usiad przy
telefonie i zacz dzwoni. W Turynie nikt nie widzia psa. Nie wiedziano
te o nim ani w Salazzo, ani w Savona, ani w Genui. Dyurni ruchu, do
ktrych dzwoni nieznany kolega z maej stacji, byli zdziwieni. "Co za
pies?" - pytali. Niektrzy nie mogli powstrzyma si od arcikw i kpin.
Inni odkadali suchawk.
Kolejarz nie dawa za wygran. Kiedy przekona si, e na pnocnych
stacjach nie ma co szuka, zacz dzwoni na Poudnie. W Orbetello jaki
gos ofukn go.
- Pajaca pan ze mnie robi? Od kiedy to psy jed same kolej?
Zawiadowca zmczy si ju, ale jeszcze nie ustawa. Po raz ostatni podnis
suchawk i wywoa Rzym. Znuonym gosem powtrzy swoje pytanie. I wtedy
dyurny w Rzymie zapyta:
- Jak wyglda ten Lampo?
- Ma jasn prg na grzbiecie - wyjani z bijcym sercem zawiadowca. Opisa
dokadnie psa.
- To ten - rozemia si gos w suchawce. - Jest. Siedzi u nas w dyurce.
----------------------- Page 10----------------------Sam tu trafi. Nakarmilimy go, oczywicie...
- Dzikuj - ucieszy si zawiadowca. Gdyby mg, uciskaby swego rozmwc.
- To mwi pan, e pies sam przyjecha? - zaciekawi si gos. - Niebywae!
- Tak - odpowiedzia zawiadowca. - Niech go pan wsadzi do pospiesznego
,
ktry idzie do Turynu.
- Zrobione! - obieca kolega na drugim kocu drutu. - Moe pan by zupenie
spokojny. Odzyska pan swojego przyjaciela. Tylko czy pies bdzie wiedz
ia,
gdzie ma wysi?

- Tak. Chyba tak - powiedzia zawiadowca.


- A wic dobrze. Wyl psa, cho sam zatrzymabym go chtnie u siebie powiedzia gos. Wyczy si. Zawiadowca pooy suchawk i otar czoo.
XI
Wie o niezwykym psie zacza roznosi si po caych Woszech. Bo Lampo po
kilku tygodniach odpoczynku znowu zacz podrowa. Trudno mu byo tego
zabroni. Zawsze zreszt potrafi wybra chwil, kiedy nie zwracano na niego
uwagi. Wlizgiwa si wtedy do pocigu i odjeda. Kolejarze na wielu
odlegych dworcach znali go ju i wiedzieli, e to podrnik z Marittimy.
Stacyjka, o ktrej istnieniu wiedziao dotychczas niewielu, staa si teraz
znana w caym kraju.
- Przyjecha! - dzwonili do zawiadowcy koledzy z rnych miejscowoci. Moecie by o niego spokojni. Nakarmimy i odelemy.
Nie zawsze wsadzali psa do pocigu. Nie wszyscy mieli ochot si go pozby.
Pewien kolejarz z Rapallo chcia go po prostu przywaszczy. Ale Lampo
uciek i wrci do Marittimy. adna sia nie mogaby go zatrzyma w obcym
miejscu. Tylko Marittima bya jego domem, a tutejsi ludzie - jego rodz
in.
Kocha ich, bo sam by kochany. Moe domyla si, e sprawia im czasem
kopot, ale wiedzia, e nie potrafiliby si na niego pogniewa.
Rozpieszczali go.
Dzieci zawiadowcy przejeday nieraz do ojca. Kolejarz umiecha si, bo
wiedzia, dlaczego to robi. Gin spacerowaa wtedy z psem po peronie, a
szczliwy Roberto mia si jak nigdy w domu.
- Kochasz nas, Lampo? - pytay dzieci, gadzc puszyst sier psa. Patrzy
na nie z takim przywizaniem i mioci, e rozumiay go bez sw.
Pewnego dnia do Marittimy zadzwoni redaktor jakiej gazety.
- Czy to u pana jest ten cudowny pies? - spyta.
- Lampo? - rozemia si zawiadowca. - Tak.
- Pozwoli pan, e przyjad - powiedzia redaktor.
Zjawi si nastpnego dnia z aparatem fotograficznym i sporym notesem.
Zrobi kilka zdj, a potem dugo rozmawia z zawiadowc o przygodach psa.
Zapisywa co w notesie. W dwa dni pniej w gazecie ukaza si bardzo
ciekawy artyku, w ktrym byy i fotografie Lampo, i opis jego wdrwek.
"Lampo to urodzony podrnik" - napisano czarno na biaym. "Jest chlub
caej stacji". - Gazeta chwalia take kolejarzy. "Tylko ludzie, ktrzy maj
zote serca, mog przywiza do siebie takiego psa" - pisa redaktor. "Lampo
wraca zawsze tam, gdzie czuje si najlepiej".
- Widzisz, Lampo, co narobi? - miali si kolejarze, ktrzy przeczytali
gazet. - Teraz nawet w Turynie wszyscy o nas wiedz.
Lampo wysun jzyk. Dysza, bo byo mu gorco. Min mia tak, jakby si
mia. "A widzicie - zdaway si mwi jego filuterne oczy - co ja potrafi?"
XII
----------------------- Page 11----------------------- Czy to ty jeste tym synnym Lampo? - spyta kelner wagonu
restauracyjnego. - Poznaj ci z fotografii - powiedzia.
Pospieszny pocig mija wanie stacj w Sapri. Byo to daleko za Neapolem.
- Bardzo si ciesz, e przyszede do mnie - odezwa si kelner.
Lampo da si pogaska. Usiad grzecznie na pododze w korytarzyku. Kelner
przynis mu kawaek misa na podstawce.
"Takiego psa nie widziaem jeszcze nigdy w yciu" - pokrci gow. "Jestemy oddaleni prawie tysic kilometrw od tej jego Marittimy pomyla. - W jaki sposb to psisko przesiado si na nasz pocig? Musia

przecie przesi si w Rzymie..."


Pies koczy posiek. Zliza resztki jedzenia i odsun delikatnie talerz.
Pokiwa przyjacielsko ogonem i zaczai si asi. Kelner pogadzi go po
gowie. - Che posse far per lei? Co mog jeszcze uczyni dla pana? rozemia si - Capisce cio che dico? Czy pan mnie rozumie? Nie przepi si
pan po obiedzie?
Zaprowadzi psa do przedziau subowego i przygotowa mu posanie. Potem
zamkn starannie drzwi.
"Chciabym mie tego kundelka - myla. - Tylko gdzie bym go hodowa? Cae
ycie spdzam w pocigu..."
Wyszed na korytarzyk i stan przy oknie.
"Waciwie po co on jedzi?" - zaczai si zastanawia
"Lubi zwiedza obce miasta" - odpowiedzia sam sobie. Czu, e nie jest to
waciwa odpowied.
"A moe szuka dawnego waciciela? - mrukn - Moe nie potrafi o nim
zapomnie? To cakiem prawdopodobne...".
Zamyli si. Jak inni, usiowa wyjani sobie powd niezwykych wdrwek
psa. Skd jednak mona byo wiedzie, ktry domys jest trafny?
"Moe lubi ruch - pomyla znowu. - Lubi pd pocigu i turkot k, ktre
dudni pod podog. S przecie psy, ktre podruj nawet rakietami".
Pokrci gow. Wiedzia dobrze, e synne pieski nie wsiaday przecie same
do rakiet. Wysyali je ludzie... Jak baga...
- Tego nikt nie wysya - szepn. - I w tym caa zagadka... Naprawd,
trudno j rozwiza...
- Carlo! - zawoa z gbi wagonu kucharz. - Gocie czekaj na ciebie.
Kelner poszed midzy stoliki, przy ktrych siedzieli zgodniali podrni, i
zaczai odbiera zamwienia. Ale by roztargniony jak nigdy... Cigle myla
o maym wczdze.
W Reggio, daleko na poudniu, tam gdzie jest sam szpic woskiego buta,
pocig zatrzyma si. Kelner, ktry zdy ju obsuy wszystkich goci,
odsapn. Postanowi zajrze do psa. Drzwi przedziau subowego byy
uchylone...
"Nie zamknem dokadnie" - pomyla kelner. Wszed do przedziau. Nagle
zaniepokoi si.
Psa nie byo.
Lampo wysiad z pocigu jeszcze w miejscowoci Paola. Jaki mia plan, nie
wiadomo. Moe uzna ju, e czas wraca?
Dusz chwil krci si po stacji. Nie zwracano na niego uwagi. By moe w
Paoli nikt jeszcze o nim nic nie sysza. I o najsynniejszych ludziach ni
e
wszyscy i nie wszdzie wiedz, c dopiero o psie.
Lampo czeka spokojnie na pocig. Instynkt nie omyli go - udao mu si
----------------------- Page 12----------------------trafi na peron, z ktrego odchodzi ekspres w kierunku pnocnym. Sporo
pasaerw czekao na ten pocig. Gdy nadszed, zaczli si toczy przy
wejciach do wagonw. Lampo usiowa wlizn si midzy wsiadajcych, ale
odpychano go. Wreszcie, kiedy pocig rusza, udao mu si wskoczy na
stopie. W tej chwili uczu przeszywajcy bl. Automatyczne drzwi wagonu
zatrzasny si i cisny go jak kleszcze.
By tak oszoomiony, e nie wyda z siebie gosu.
- Pies! - krzykna jaka pani. - Patrzcie, co dzieje si z tym psem! Zadusi
si!
Lampo zwiesi gow. Z oczu cieky mu zy.
- Ratunku! - krzyczaa pani. - Zatrzymajcie pocig!
Jaki pasaer w gbi wagonu, nie wiedzc, o co chodzi, pocign za rczk

hamulca. Pocig stan.


Zrobio si zamieszanie. Konduktorzy zbiegli si, aby zbada, co si stao.
Pasaer, ktry zatrzyma pocig, ociera pot z czoa i tumaczy si.
- Przecie kto woa o ratunek! Dziaaem w dobrej wierze.
- To chodzio o psa - wyjania pani.
- Jakiego psa?
Wszyscy rozejrzeli si dookoa.
- Nie ma go!
- Zapacicie kar - powiedzia konduktor. Odezway si wzburzone gosy.
Take i we Woszech ludzie potrafi si kci.
O psie zapomniano.
XIII
Lampo mia zamane dwa ebra i nog. W chwili, gdy pocig zatrzyma si, a
drzwi uchyliy, upad na tor i zsun ze stromego nasypu. Ostatkiem si
poczoga si do kpy krzakw rosncych w rowie. Wpez pod licie. Dlatego
nie mogli go zobaczy pasaerowie z pocigu.
W dwie godziny pniej znalaza go jaka wieniaczka, ktra pdzia osa.
Usiada akurat pod krzakiem, aby odpocz.
- A kto ci tak oporzdzi, chudziaku? - spytaa. Ostronie wycigna rk
i dotkna psa. Patrzy jej w oczy, jakby prosi o ratunek. Zbadaa jego
rany.
Poczua tak lito, e o mao si nie rozpakaa. Delikatnie podniosa
Lampo i wsadzia go do wielkiego kosza, umocowanego na grzbiecie osioka
.
- Ju si mj Pitro tob zajmie - mrukna. M jej by owczarzem i umia
nastawia zamane koci. Zaopiekowa si Lampo. Nie wry mu jednak
dugiego ycia.
- Okrutnie pobity - powiedzia. - Moe si wylie, ale nie widzi mi si, aby
tak byo. - Pokrci gow. Zabandaowa psa jak kuk.
Lampo chorowa bardzo dugo. Dopiero po miesicu zacz chodzi po podwrku.
Utyka cigle na nog.
- To mu ju chyba zostanie - mrucza owczarz. - Noga rozprostuje si
jeszcze, ale i tak bdzie krtsza.
Masowa psu ap. Lampo liza go po rce. Przywiza si do tego czowieka.
Ale w sercu czu dziwny niepokj. Kiedy zasypia, nawiedzay go jakie sny,
bo skomla jak mae szczeni.
Starzy karmili go, czym mogli. Chocia byli biedni, nie aowali mu mleka
i
kaszy. Razu pewnego, gdy zabili kur, dali mu spory kawaek misa. Jednak
taka uczta nie trafiaa si co dzie.
----------------------- Page 13----------------------Przysza ju zima. Tego roku bya ostrzejsza ni zwykle. Nawet tu na
Poudniu spad raz nieg. A deszcze lay bardzo czsto. Lampo wola siedzie
w chaupie. Mia wygodne legowisko obok kuchennego pieca.
- No i jak tam, piesku? - pytaa gospodyni. Bardzo polubia tego znajd.
- Nie mamy dzieci ani wnukw - mwia. - Ale mamy ciebie, chudzino.
Patrzy jej w oczy. Kocha tych ludzi i czu, e nie moe ich opuci. Nie
odzyskiwa jednak spokoju. Robi si coraz smutniejszy i bardziej apatyczn
y.
- Przyjdzie wiosna, piesku - pocieszaa go kobieta.
- Cni ci si za zielon traw, wiem. Przyjdzie wiosna, to ozdrowiejesz. A
moe ju dzi pobiegaby po polu? - Otworzya drzwi.
Nie rusza si z posania.
- Saby jeszcze jak mucha - pokiwaa gow staruszka.
XIV

Pocztkowo zawiadowca nie martwi si, gdy Lampo znowu si zawieruszy.


Zdarzao si to przecie nie pierwszy raz. Wiedzia, e pies, choby
zawdrowa daleko, wrci po kilku dniach. Lecz po tygodniu zaczai si
powanie niepokoi.
Dzwoni ju kilkakrotnie do wielu kolegw, ale na adnej stacji nie widziano
psa.
- Mogli go ukra i wywie nie wiadomo gdzie - mrucza bufetowy. Ten
czowiek wszystko zawsze widzia w ciemnych kolorach.
- Mogli go i ukra - wzdychali kolejarze. Chodzili smutni i przygldali s
i
uwanie przejedajcym pocigom.
- Mam pomys - powiedzia ktrego dnia zastpca.
- Moe zwrcilibymy si o pomoc do znajomego redaktora? Nie moemy dzwoni
bez koca na wszystkie dworce.
A jeli ogosimy komunikat o psie w gazecie, to przeczytaj nie tylko
kolejarze.
Zawiadowca skorzysta z rady kolegi i zadzwoni do redakcji. W kilka dni
pniej w gazecie ukaza si komunikat o zaginionym psie wraz z jego
fotografi. Artyku przeczytao bardzo wiele osb. Kilku czytelnikw
napisao do redakcji gazety, e widziao psa.
"Mam pieska, ktry si bka - zwierzaa si pewna staruszka z Mediolanu. Ale ten pies nie ma prgi na grzbiecie". - "Zaopiekowaem si osieroconym
szczeniakiem - donosi jaki pan. - Jest to mody buldog. Czy Lampo jest
buldogiem?" - pyta pan, chocia powinien by wiedzie z opisu umieszczonego
w gazecie, jak wyglda zaginiony pies.
Prawie wszystkie listy pochodziy od ludzi albo roztargnionych, albo
nieuwanych. A niektrzy korespondenci pisali, bo chcieli wyrazi kolejarz
om
swoje szczere wspczucie.
Szczeglnie miy by zbiorowy list uczniw pewnej szkoy w Turynie. Napisali
oni wprost na stacj. "Bardzo nam przykro, e Lampo zgin - tak zaczyna
si list. - My dobrze rozumiemy pana zmartwienie. W naszej szkole w ze
szym
roku take by pies, ktry mieszka u dozorcy. Bardzo go lubilimy, ale ten
pies wpad pod samochd...".
List by bardzo serdeczny, lecz kolejarzy nie pocieszy. Przeciwnie,
posmutnieli jeszcze bardziej.
Redaktor gazety po kilku tygodniach umieci jeszcze jedno ogoszenie. I t
ym
razem nie pomogo. Ani ten, ani poprzedni numer gazety nie trafi do maej
wioski na poudniu Woch. Zreszt starzy ludzie, ktrzy przygarnli Lampo,
----------------------- Page 14----------------------nie czytali dziennikw...
Przysza wiosna. Wybucha od razu, jak to bywa w Kalabrii. Pewnego dnia
zazieleniy si drzewa, a migdaowce i magnolie pokryy si rowymi
kwiatami.
Lampo przyszed ju zupenie do si. Caymi dniami wylegiwa si w socu
lub azi po podwrku. Cigle by smutny.
- Dziwny stwr z ciebie - mrucza jego opiekun. - Powiniene skaka jak

pies, a azisz jak limak. Przecie kulas ci ju nie boli?


Lampo kad eb na kolanach staruszka i patrzy mu w oczy.
- Co ci gnbi? - pyta owczarz. - Nie martw si, nie zginiesz. ebym
wiedzia, co ci jest, tobym ci pomg. Ale nie wiem...
Podejrzewa jednak, e pies musi tskni za dawnym opiekunem. Tote nie
zdziwi si, gdy ktrego dnia Lampo znikn i nie pokaza si wicej.
- Ano c - powiedzia stary. - Tak ju wida musiao by. Prawd mwic,
spodziewaem si tego...
- Nie frasuj si - pociesza on, ktra ocieraa nos w fartuch. Bardzo
zmarkotniaa po stracie psa.
- Nie frasuj si - mrucza. - Jakby mu le byo u dawnego pana, to by do
niego nie wraca. A jeli chcia wrci to znaczy, e mu tam byo dobrze...
Udao mu si po jakim czasie uspokoi staruszk. Ale psa wspominali oboje
jeszcze bardzo dugo...
XV
Zawiadowca siedzia w kancelarii, gdy Lampo wszed i zbliy si cicho do
stou. Trci pana w rk wilgotnym nosem i usiad u jego ng. Dra na
caym ciele.
- Lampo - wyszepta czowiek. Podobnie jak pies, nie mg wydoby z siebie
gosu. Obu omotay serca.
W kilka minut pniej o powrocie psa wiedziaa ju caa stacja. Kolejarze
stoczyli si w maym pokoju i podawali sobie ulubieca z rk do rk.
- Jaki zmizerowany! - uala si bufetowy.
Niektrzy ocierali ukradkiem zy. Lampo ockn si wreszcie z odrtwienia i
zacz skaka. Biega od przyjaciela do przyjaciela, szczeka i piszcza.
- Opowiadasz o swoich przygodach? - miali si ludzie. - O, bracie, gdyb
y
umia mwi...
Zawiadowca zawiz wieczorem psa do Piombino. Aby przygotowa dzieci na
dobr nowin, posa do domu
znajomego drnika. Sam poczeka z psem na stacyjce.
Drnik sprawi si jak naley. Najpierw zmruy oko, a potem wypali od
razu:
- Co bycie zrobili, gdyby tak Lampo wrci?
- Widzia go pan? - spyta podejrzliwie Rober to.
- Nie widziaem - powiedzia sprytnie drnik - ale gadaj ludzie, e on ju
jest.
- Nie wierz - pokrci gow chopiec.
- Nie wierzysz? To chod! - zamia si drnik.
Dzieci pobiegy pdem na stacj. Lampo wyrwa si panu i popdzi im
naprzeciw. Wpadli na siebie i odtaczyli przed domem taniec radoci. Mal
utka
Adele, ktra zaczynaa ju chodzi, wysza na prg. Obja psa za szyj.
- Zostaniesz dzisiaj z nami - mwiy dzieci. - Bo jak nie, to pogniewamy
si
na zawsze. Gdzie by tak dugo?
----------------------- Page 15----------------------Roberto, bawic si z przyjacielem, zauway zgrubienie na jednej z jego
ap. Pokaza je ojcu.
- To lad zamania - stwierdzi zawiadowca, przyjrzawszy si dokadniej
nodze. Pokiwa gow.
- Teraz rozumiem, dlaczego nie byo go tak dugo - mrukn.
Nastpnego dnia na stacj w Marittimie przyjecha jaki nieznany kolejarz.
Jak si okazao, wanie on przywiz Lampo wczorajszym pocigiem.
- Wiedziaem, e to wasz pies - powiedzia do zawiadowcy. - Wysadziem go
tutaj, ale chciabym go jeszcze zobaczy. Mam dzisiaj wolny dzie, wic
wstpiem...

Opowiada, e psa przekaza mu kolega, ktry przyjecha daleko z Poudnia.


Kolega ten sysza kiedy o wypadku psa i pamita go z pocigu. Potem o nim
zupenie zapomnia, ale pozna go, kiedy przed tygodniem Lampo zaczai
odwiedza dworce w Reggio, Palmi, Paola i Sapri. Pies bka si od jednej
stacji do drugiej, jakby szuka czyjego ladu. Wreszcie trafi na pocig
idcy do Rzymu. Wtedy przypomnia go sobie kelner z wagonu restauracyjne
go.
On wanie poradzi konduktorowi, aby w Rzymie przesadzi psa na pocig
turyski.
- Gdzie Lampo mia ten wypadek? - spyta zawiadowca.
- W Palmi albo w Reggio. Nie wiem tego dokadnie - powiedzia kolejarz.
- W
kadym razie daleko std... Go pobawi si z Lampo, posiedzia jeszcze
godzin i pojecha. Tego samego dnia zadzwoni znajomy redaktor, ktry
dowiedzia si ju o powrocie maego podrnika. To, co teraz usysza,
bardzo go zaciekawio. Zapowiedzia, e zjawi si nazajutrz.
- W dwa dni potem w gazecie ukaza si artyku ozdobiony zdjciami psa. Byy
tam take podobizny kolejarzy, a nawet zdjcie domku zawiadowcy i fotogr
afie
jego dzieci.
"Lampo, ktry zawsze wraca" - brzmia tytu artykuu. Redaktor przypomnia
raz jeszcze o niezwykych zamiowaniach psa i pochwali jego prawie ludzki
rozum. Powrt Lampo z dalekiego Poudnia zosta opisany tak piknie i
ciekawie, e czytelnicy wyrywali sobie gazet z rk. Potem posypay si
listy do redakcji. Dzieci i doroli zaczli coraz natarczywiej domaga si,
aby napisa im wicej o cudownym psie. Take zawiad9wca dosta sporo listw
z rozmaitymi zapytaniami i probami o fotografie Lampo. Oczywicie, nie
mg
wszystkim odpisywa...
Wkrtce na stacji zjawili si wysannicy rzymskiej telewizji. Nakrcili ca
rolk filmu. Radio zaczo nadawa kolejne audycje o psie-podrniku. Jeden
z muzykw skomponowa pikn piosenk i da j nagra na pyt. Po miesicu
wszyscy Wosi znali jej melodi. Bya bardzo wesoa, a w jej refrenie
powtarzao si szczekanie psa.
Pewnego wieczoru przed domkiem zawiadowcy w Piombino zatrzymaa si
elegancka czarna limuzyna. Wysiad z niej jaki pan.
- Jestem amerykaskim filmowcem - powiedzia. - Chc kupi tego psa.
- On nie jest na sprzeda - powiedzia zawiadowca. - Dam pidziesit
dolarw - umiechn si pan.
- Nie rozstan si z Lampo - wzruszy ramionami kolejarz.
- Sto dolarw.
- Nie.
- Piset - powiedzia filmowiec. Wyj portfel. Ale zawiadowca pokiwa
przeczco gow.
----------------------- Page 16----------------------- le pan robi - mrukn Amerykanin. - Krzywdzi pan psa, ktremu u mnie
powodzioby si lepiej. Okrada pan siebie i swoj rodzin...
- Nie mog si z nim rozsta - powiedzia zdecydowanie kolejarz.
Amerykanin bez sowa wsiad do limuzyny i zatrzasn drzwiczki.
XVI
Naczelnik z dyrekcji kolejowej, ktry wezwa do siebie zawiadowc, by w
bardzo zym humorze. Chodzi po swoim gabinecie i marszczy brwi. Kiedy
zawiadowca wszed, powitao go grone milczenie. Kolejarz stan przy biurku.
- Domyla si pan, o co chodzi? - spyta wreszcie przeoony. Zawiadowca

poblad.
- Tak - powiedzia.
- Trzeba z tym skoczy! - wybuchn naczelnik. - Kolej, drogi panie, nie
jest ani cyrkiem, ani ogrodem zoologicznym. Dworce nie s i nie mog by
przytukami dla zwierzt!
Kolejarz milcza.
- Nawet lubi psy - powiedzia agodniejszym tonem naczelnik. - Ale nie mo
g
pozwoli, aby na paskiej stacji dziay si takie rzeczy jak ostatnio... Nie
moemy dostarcza rozrywek publicznoci. A tymczasem Marittima staa si ju
wesoym miasteczkiem. Moe pan zacznie sprzedawa bilety wstpu?
Naczelnik zaczyna wyranie kpi. Zawiadowca wiedzia, e nie jest to
waciwie zy czowiek. Mia jednak opini subisty i lubi za takiego
uchodzi. I, co tu gada, racja bya teraz po jego stronie... Sprawa Lampo
staa si zbyt gona...
- Widziaem niedawno fotografi tego psa - mrukn naczelnik. - Jaki
dowcipni sportretowa go z kolejow czapk na bie i fajk w pysku. Czy pan
nie uwaa, e to godzi w powag naszego munduru?
- Tak - powiedzia zawiadowca. - Ale nie ja kazaem zrobi to zdjcie...
- "Lampo przy semaforze", "Lampo w czasie suby", "Lampo w wagonie
restauracyjnym" - zacz wylicza naczelnik. - Sdz, e nie robi pan
adnego z tych zdj... Ale odpowiada pan za wszystko, co si dzieje na
dworcu... Tak czy nie?
- Tak, panie naczelniku - pochyli gow kolejarz.
- Mgbym pocign pana do odpowiedzialnoci - sapa naczelnik. - Nie
zrobi tego... Ale, krtko mwic, musi pan usun psa ze stacji... To
wszystko. egnam.
Kolejarz skoni si i skierowa do wyjcia. Na progu dobiego go
kaszlnicie.
- Prosz poczeka - powiedzia cichym gosem naczelnik. - Przecie nie
zmuszam, aby wyrzuca pan psa na bruk. Moe go pan zatrzyma u siebie w
domu... Oczywicie pod warunkiem, e wemie go pan na acuch... Mona go
zreszt odda w dobre rce... Sdz, e znalazoby si wielu ludzi, ktrzy
wziliby chtnie takiego psa...
- Postaram si zrobi tak, aby nie byo ju powodw do skarg - powiedzia
cicho zawiadowca.
- Dzikuj - mrukn przeoony. Poda kolejarzowi rk.
Po wyjciu z gabinetu zawiadowca otar chustk czoo. Idc na stacj by tak
zamylony, e potrca przechodniw.
Nie patrzc na ludzi wsiad do pocigu. Mia teraz czas na rozmylania a do
samej Marittimy...
"Zatrzyma psa w domu?" - zastanawia si. Nie, wiedzia, e to niemoliwe.
----------------------- Page 17----------------------Lampo czuby si bardzo nieszczliwy na acuchu. Nie przeyby takiej
niewoli...
"Sprzeda? - Opuci gow. - Nie sprzedaje si przyjaci" - mrukn.
Mona byo jedynie wysa psa bardzo daleko i zapewni mu w nowym miejscu
troskliw opiek... Zawiadowca zacz zastanawia si, czy zna kogo, komu
mgby powierzy Lampo. Myla dugo. Ale gdy pocig dojeda do stacji,
wiedzia ju, co zrobi. Przypomnia sobie, e na Sycylii ma starego wuja.
Poczciwiec mieszka w Palermo...
"Tak, to jedyne wyjcie z sytuacji" - pomyla kolejarz. Wuj by od wielu
lat wdowcem, kocha zwierzta oraz posiada pikny ogrd. A Sycylia, jak
wiadomo, jest wysp...
"Lampo bdzie musia tam zosta - mrukn. - Nie wrci...".

XVII
Odpowied na list wysany w sprawie psa do Palermo nadesza po kilku dniac
h.
Stary ogrodnik zgodzi si
chtnie na projekt swojego siostrzeca.
"Myl, e zaprzyjani si z twoim Lampo - pisa.
- Potrzeba mi mdrego psa. Jeli nie moesz przywie go osobicie, postaraj
si go wsadzi w Neapolu na statek La Bandiera. Pywa na nim mj dobry
znajomy, ktry obieca zaopiekowa si Lampo a do samego Palermo. Bd
spokojny, wszystko uoy si pomylnie...".
List by obszerny i koczy si pozdrowieniami dla caej rodziny. Kolejarz
po przeczytaniu go uspokoi si. Wiedzia, e musi dziaa natychmiast. Aby
nie martwi kolegw i dzieci postanowi nie zdradza im swojego planu.
"Bd sdzi, e Lampo wybra si znowu na wczg - myla. - Potem
zapomn".
Do tajemnicy zosta dopuszczony tylko jeden z telegrafistw. Mody ten
czowiek wyjeda wanie na urlop do rodziny, ktra mieszkaa w Neapolu.
Zawiadowca wrczy mu karteczk z nazw statku i nazwiskiem marynarza, ktry
obieca zaopiekowa si psem w czasie podry do Palermo.
- Zaatwione. Niech pan bdzie spokojny - powiedzia mody czowiek. Tego
samego wieczoru wsiad z psem do pocigu. Ju nazajutrz rano zatelefonowa
na stacj.
- Czy pan wie, e Lampo da drapaka? Zwia z pocigu zaraz za Rzymem.
- Gdzie to byo?
- W Yelletri - powiedzia chopiec. - Bardzo mi przykro...
Kolejarz pooy suchawk. Nie wiedzia, czy ma si mia, czy paka...
Lampo zjawi si na stacji w dwa dni pniej. Wysiad z ekspresu z min tak
zadowolon, e zawiadowca nie mia siy si gniewa. Ostatecznie zalet psa
byo to wanie, e zawsze wraca do domu... Jeszcze tego samego dnia
kolejarz uprosi znajomego konduktora z rzymskiego ekspresu, aby zabra
ze
sob psa i wysa go po przyjedzie do stolicy w dalsz podr. Telefon,
ktry odezwa si w kilka godzin pniej, by tym razem pomylny.
- Dojechalimy szczliwie do Rzymu - dzwoni konduktor. - Wanie przed
chwil przekazaem psa kierownikowi pocigu, ktry wyjeda do Neapolu. To
bystry go. Niech si pan nie obawia, rcz, e dostarczy naszego pasaera
na statek.
Chocia wiadomo bya pomylna, zawiadowca uczu nagle ukucie w sercu. W
tej chwili zrozumia, czym jest dla niego to rozstanie. Koledzy nie
domylali si jeszcze losu psa... Ale trzeba bdzie im w kocu o wszystkim
----------------------- Page 18----------------------powiedzie... "Jak przyjm to dzieci?" - zamyli si kolejarz. Zacz si
obawia, e bd miay do niego al...
Lampo wrci w tydzie pniej. By zmizerowany, ale wesoy. Powitano go z
radoci, jak zawsze. Zawiadowca wzi psa do kancelarii, przytuli do
piersi i rozpaka si.
W dwa dni pniej zawiz go osobicie a do Neapolu. Mia szczcie. Statek
pyncy na Sycyli sta wanie w porcie. Kolejarz odszuka marynarza.
- Ju mylaem, e nikt si nie zjawi - powiedzia bosman. - Obrcilimy ju
kilka razy... To ten pasaer? - spyta.
Poszli we trjk do maej herbaciarni na nabrzeu. Kolejarz usiad ciko
przy stoliku i gaska psa, ktry pooy si u jego ng. Lampo dra na
caym ciele. Spoglda panu w oczy, ale ten odwraca gow.
Odezwa si gos syreny wzywajcej na statek. Mczyni wstali i podeszli do
trapu. Marynarz wzi psa pod pach i wszed po pomocie na pokad.

- Lampo! - szepn zawiadowca. Zagryz usta.


Pies sta na pokadzie i patrzy w wod, jakby mia zamiar w ni skoczy.
Przestrze midzy stateczkiem i nadbrzeem powikszya si. Marynarz
wychyli si przez balustrad i skin rk. Zawiadowca nie odda mu nawet
pozdrowienia. Obrci si i szybko wyszed z portu.
XVIII
Min miesic. aden z pracownikw stacji nie wiedzia jeszcze o tajemnicy
przeoonego. Mody telegrafista wrci ju z urlopu, ale dotrzyma sowa i
nikomu nie zdradzi sekretu. Ludzie udzili si wic, e pies zjawi si lada
dzie. Wszyscy ju za nim tsknili.
- Wrci, wrci - pocieszali si. - Tylko patrze, jak wyskoczy z wagonu.
Uwanym wzrokiem przygldali si kademu pocigowi, ktry przejeda przez
stacj. Zawiadowca pewnego dnia sam przyapa si na tym, e z
przyzwyczajenia wlepia oczy w drzwi wagonw. Nie mg si ju od tego
powstrzyma...
Dzieci w Piombino byy bardzo smutne. Czy domylay si czego? Mao mwiy
z ojcem o Lampo, ale z oczu ich wyzierao nieme pytanie. Kolejarz nie
mg
znie tych spojrze. Pewnego dnia zdoby si na odwag i zdradzi rodzinie
smutn tajemnic.
- Nie martwcie si - powiedzia, tulc do siebie dzieci. - Lampo jest na
pewno szczliwy. Dosta si w dobre rce.
Akurat tego wieczoru nadszed dugo oczekiwany list z Sycylii. Stary
ogrodnik donosi w nim, e pies dojecha szczliwie do Palermo.
"Mdra bestia - pisa staruszek. - Wielk mam z niego pociech. Ale tskni
za wami. Najpierw nie chcia nic je. Teraz rozmyli si ju i re. Dobry
z niego str i przyjaciel. Tylko czasem ma te swoje napady. Ucieka wted
y z
domu i podruje. Dwa razy by ju w Patti, a niedawno zawdrowa a do
Messyny. Wszy widocznie, jakby si dosta do was. Ale przez morze nie
przeskoczy... Bdcie spokojni, nie jest mu u mnie le".
Zawiadowca odczyta list dzieciom. Nie uspokoiy si, lecz zmarkotniay
jeszcze bardziej.
- A widzisz? - powiedzia may Roberto. - On chce do nas wrci.
Caymi dniami siedziay teraz na play i spoglday na morze, ktre dzielio
je od przyjaciela. Jak daleko byo z Piombino do tej Sycylii schowanej
gdzie za horyzontem! W pogodne dnie z play mona byo dostrzec tylko
wierzchoki grzystej Elby. Lniy w socu barw zaniedziaej miedzi, a
----------------------- Page 19----------------------czasem byy rowe. Na wyspie tej wiziono kiedy wielkiego czowieka. Ale
mia on przyjaci, ktrzy pomogli mu wydosta si z niewoli. A sam taki
potny i mdry... I bliej mu byo do brzegu...
- Jak dorosn - powiedzia Roberto do siostry - to wsid na statek i
przywioz Lampo. Zobaczycie!
Ktrego dnia na stacj zadzwoni redaktor gazety. Mia zamiar znowu napisa
o Lampo wielki reporta, bo czytelnicy domagali si nowinek o swoim
ulubiecu.
Zawiadowca odpowiedzia prawie niegrzecznie, e nic nie wie o psie. Mia
uraz do tych natrtnych ludzi, ktrzy zburzyli mu spokj. Wiedzia, e
gdyby nie haaliwa reklama, ktr zrobili jego stacji, Lampo nie musiaby
opuszcza Marittimy.
- Miejmy nadziej, e pies wkrtce wrci - powiedzia nie zraony redaktor.
- Prosz nas o tym zawiadomi.
Kolejarz z trzaskiem rzuci suchawk na wideki. Ostatnio coraz czciej
musia odpowiada na pytania wielu ludzi, ktrych ciekawi los psa.

Konduktorzy z wagonw sypialnych i restauracyjnych, inspektorzy z dyre


kcji i
znajo-mkowie z miasteczka nie dawali mu spokoju.
- Powinien pan czciej dzwoni do Rzymu i Neapolu - radzili. - A take do
Padwy, Ferrary, a nawet Tarentu. Gdzie na pewno musieli go widzie...
Szkoda zostawia psin na ask losu...
Koledzy ze stacji nie udzielali adnych rad. Moe dlatego, e zaczli si
ju wszystkiego domyla... Chodzili z opuszczonymi gowami... aden z nich
nie robi jednak zawiadowcy wymwek...
XIX
Kolejarz, ktry przyjecha wanie z dalekiego Reggio, nie dawa si zbi z
tropu. Uparcie powtarza to samo.
- Wiec widzia go pan na tej stacji? - pyta zawiadowca.
- Tak jak pana widz. Nie poznabym? Zaraz zawoaem do niego z okna. Pozna
mnie, bo pobieg za pocigiem. Nie mogem wyskoczy...
- I wrci pan do Reggio?
- Nastpnym pocigiem. Ale mino par godzin i psa na stacji nie zastaem.
Kolejarze mwili, e podobno wsiad do pospiesznego...
- Kto wie, gdzie zawdrowa - mrukn zawiadowca. - W kadym razie udao mu
si wreszcie wydosta z Sycylii. Tylko jak to zrobi? To ci dopiero
spryciarz!
Rozemia si. Po raz pierwszy od kilku miesicy odczu ulg. By dumny z
Lampo. Wiedzia, e czekaj go nowe kopoty, ale w tej chwili nie potrafi
martwi si na zapas. Nazajutrz, aby sprawdzi wiadomo, wysa na Sycyli
list z zapytaniem o Lampo. Stary ogrodnik odpisa, e pies istotnie znik
n
przed tygodniem i nie pokaza si wicej. "Miaem z nim ju kopot zwierza si stary. - Biedak marnia, a al byo patrze. Jednak nie
wierz, aby udao mu si uciec z wyspy. Jestem pewny, e wkrtce wrci do
mnie znowu...".
- Zobaczymy - powiedzia kolejarz chowajc list. Podzieli si nowin z
kolegami. Pokiwali gowami. " - Nie ma w tym nic dziwnego - odezwa si
jeden. - Czy nasz Lampo nie potrafi sobie poradzi?
Zaczli przypomina sobie wszystkie dalekie podre ulubieca.
Czas upywa. Zaoga stacji ya teraz w napiciu. Lada dzie mg przynie
niespodziank... Wszyscy byli dobrej myli, tylko bufetowy swoim zwyczaj
em
----------------------- Page 20----------------------wtpi w szczliwy powrt psa.
- Uwizali go gdzie na acuchu. Albo zdech z godu, biedaczek - mrucza
sprzedajc serdelki i piwo. - Zoba czycie, e to wszystko le si skoczy.
- Nie gadaby - zocili si kolejarze. - Kraczesz jak kruk.
Usiowali lekceway wrby bufetowego. Ale zaczli si ju niepokoi.
Troch za dugo trwao to oczekiwanie...
Mino jeszcze kilka tygodni. Bufetowy na kad wzmiank o psie nie mwi
nic, tylko kiwa gow. Powoli przestawano mwi o Lampo. Nikt ju nie
przyglda si pocigom. Wszyscy byli ju zmczeni czekaniem...
Bya pna jesie, gdy do kancelarii stacyjnej zapuka jeden z kolejarzy.
Stan przed drzwiami, jakby si namyla, czy wej do rodka. Wreszcie
nacisn klamk.
Zawiadowca spojrza na zawinitko trzymane przez kolejarza i poblad.
Zrozumia wszystko.
- yje? - spyta.
- yje. Tylko ledwie dyszy - mrukn konduktor. Ostronie pooy toboek.

- Podali go wanie z pospiesznego - powiedzia opuszczajc wzrok. - Ledwie


si trzyma na nogach, ale zlaz. Twardy pies. Honorowy.
Zawiadowca rozwin szmat, ktr by okryty pies i spojrza na przyjaciela.
Jak przez mg oglda jego rany. Lampo podnis gow. Usiowa wsta.
- Nie martw si, wszystko bdzie dobrze - rozpaka si nagle zawiadowca. Nie martw si... Chopcy! - krzykn wybiegajc na peron. - Lampo wrci!
XX
Caa brygada dworcowa zaja si chorym. Jeszcze tego samego dnia z
miasteczka sprowadzono weterynarza, ktry opatrzy rany nieszczliwego psa.
Lekarz wzi si do rzeczy uczciwie i z zapaem. Nie chcia nawet pienidzy.
- Wyyje - powiedzia. - Moja w tym gowa.
Doktor codziennie odwiedza stacj. By to gruby i czerwony na twarzy
czowieczek o bardzo poczciwym spojrzeniu. Mia, jak to mwi, szczliw
rk. Sprawdzio si to i teraz. Lampo z wolna zaczai wraca do si. Przez
dugi czas lea w koszyku ustawionym w kcie kancelarii i wodzi tylko
oczami za panem. Pocztkowo prawie nic nie jad, chocia kolejarze znosili
mu najlepsze smakoyki. Dopiero po kilku dniach wypi po raz pierwszy ca
misk mleka. Prbowa wstawa.
- Le - upomina go zawiadowca. Korzysta z kadej wolnej chwili, aby
doglda maego przyjaciela. Gadzi go po gowie i bawi si jego uszami.
- Jak nabierzesz troch si - mwi - zabior ci, biedaku, do Piombino. Do
dzieci. Dobrze? Bo tutaj nie mog ciebie trzyma...
Pewnego dnia zadzwoni telefon z dyrekcji kolei. Zawiadowca podnis
suchawk.
- Dowiedziaem si - odezwa si znajomy gos srogiego naczelnika - o
powrocie psa. Gratuluj panu.
- Dzikuj - bkn kolejarz. Nie wiedzia, co odpowiedzie.
- Ciesz si - powiedzia zwierzchnik. - Naprawd si ciesz. A teraz prosz
wysucha polecenia wadz i wypeni je co do joty... Ot musi pan...
- Tak jest - wyjka zawiadowca. Poczu ld w sercu.
- Musi pan dooy wszelkich stara, aby ten wczykij wyzdrowia.
Zrozumiane? Takie jest nasze yczenie.
- Rozkaz, panie naczelniku! - krzykn kolejarz. Mia teraz ochot zataczy.
- Zasuylicie obaj na wyjtkowe wzgldy - rzek srogi naczelnik. - Moe
----------------------- Page 21----------------------ju pan zatrzyma psa na zawsze. Trudno walczy z wielk mioci rozemia si. Powiesi suchawk.
Po paru tygodniach Lampo zacz ju chodzi po caej stacji. Czu si coraz
lepiej. Spowania tylko i nie okazywa jak dawniej ochoty do figlw.
Zawiadowca chcia, aby pies zamieszka na stae w Piombino. Zawiz go tam
ktrego dnia i odda pod opiek dzieci. Jednak Lampo, chocia ucieszy si
na widok maych przyjaci, nastpnego dnia wymkn si z domu i wrci
pocigiem do Marittimy. Widocznie uwaa, e tam jest jego miejsce.
- Nie chcesz jeszcze i na emerytur? - mia si kolejarz. - Dobrze,
piesku, pjdziemy kiedy razem.
Dzieciaki byy tak stsknione za przyjacielem, e prawie co dzie po
lekcjach odwiedzay go w ojcowskiej kancelarii. Pewnego dnia przyjechaa
tam
nawet matka z ma Adele. Dziewczynka biegaa ju jak moda kzka. Od razu
zmusia do zabawy powanego Lampo.
Tego dnia na stacji zjawi si take wysannik najwikszego rzymskiego
dziennika. Kiedy wszed do kancelarii i powiedzia, o co mu chodzi,
zawiadowca nastroszy si.
- Nie udzielamy ju adnych wywiadw. Pan wybaczy...

Dziennikarz nalega jeszcze chwil, aby opowiedzie mu o ostatniej wielkie


j
podry Lampo, ale kolejarz by nieubagany. Zawiedziony redaktor poszed
wic do bufetu. Prawdopodobnie liczy na to, e przy szklance wina uda mu
si dowiedzie czego od innych kolejarzy. Po drodze spotka dzieci
zawiadowcy, ktre bawiy si na peronie.
- Czy mona zaprosi na ciastka moich maych przyjaci? - spyta z
umiechem.
Zbliaa, si pora przyjazdu popoudniowego ekspresu. Sycha ju byo gwizd
nadbiegajcej lokomotywy. Zawiadowca nie wychodzi zwykle do tego pocigu.
Teraz syszc go, poderwa si nagle z miejsca. Jakie przeczucie kazao mu
wyj na peron.
Stacja bya pusta jak wymit. Ze swojego biura wychodzi wanie zastpca.
Mczyni spojrzeli przed siebie i krzyknli.
Na szynach trzeciego toru, w odlegoci kilkudziesiciu metrw od pdzcej
lokomotywy, bawia si najspokojniej maa Adele. Obaj mczyni rzucili si
w jej kierunku skaczc przez tory. Byli jeszcze spory kawaek od dziecka
,
gdy wyprzedzi ich Lampo. Odbi si jak gumowa pika i da potnego susa
tu przed sam lokomotyw. Zdy pchn dziewczynk.
Pocig przelecia z oskotem jeszcze kilkadziesit metrw i stan.
- Adele! - krzykn zawiadowca. Obaj z zastpc przebiegli na drug stron
pocigu. Adele otrzepywaa wanie sukienk z piasku.
- Adele!
Spojrzaa na ojca i umiechna si. Zapewne nie zdawaa sobie dobrze sprawy
z tego, co si stao.
Nadbieg maszynista. Z okna wyjrzao kilku zaciekawionych pasaerw.
Zawiadowca wzi creczk na rce i wrci na stacj. Wiedzia, e za chwil
bdzie musia pj po Lampo, ktry zosta tam, pod koami. Usiad i ukry
gow w doniach.
- Co ci jest, tatusiu? - spytaa zdziwionym gosem dziewczynka.
*
*
*
Taka jest historia niezwykego psa, ktry naprawd y kilka lat temu we
----------------------- Page 22----------------------Woszech. Zna j kade woskie dziecko. Jego grb znajduje si blisko
budynku stacji, na ktrej zgin - do dzi przetrwaa tam pami o wiernym
Lampo.
Myl, e may bohater zasuy na to, aby nie zapomnieli o nim i nasi
czytelnicy.
KONIEC KSIKI CHOMIK BRAND-REX !!!

You might also like