You are on page 1of 275

Dan Abnett

Komisarz Gaunt
Warhammer 40, 000: Gaunt's Ghosts: The Founding: Ghostmaker

Duchy Gaunta
tom II

Monthax
Przejmujc dowdztwo nad Krucjat na wiatach Sabbat po powszechnie szanowanym
marszaku Slaydo, marszaek Macaroth przystpi do dalszej ofensywy majcej przywrci
pod panowanie Imperium grup ponad stu zamieszkanych systemw pooonych na krawdzi
Segmentum Pacificus.
Wiele legend narodzio si w trakcie tej dwudziestoletniej wojny: ostatnia bitwa Psw z
Latarii na Lamicii, zwycistwa elaznych Wy na Presariusie, Ambold XI i Fornax Aleph,
operacje tak zwanych Duchw Gaunta na Canemarii, Spurtis Elipse, Menezoidzie Epsilon i
Monthaxie. Z wymienionych powyej akcji wanie Monthax najbardziej intryguje
imperialnych historykw. Klasyfikowana jako bezporednia konfrontacja z siami Chaosu,
bitwa o Monthax pena jest niejasnoci, a zwizane z ni szczegowe informacje wci
pozostaj utajnione. Tylko plotki i spekulacje stanowi prb odkrycia prawdy"
- fragment Historii Pnych Krucjat Imperialnych.

Wbrew wszelkim pozorom byo lato.


Nieustpliwy ulewny deszcz kpa w strugach wody lini imperialnych fortyfikacji
spadajc z nieba zasnutego dywanem szarych chmur. Kolczaste karowate krzewy o szerokich
cikich liciach pokryway kady cal botnistej ziemi i dna pytkich bajor. Z nadejciem pory
deszczowej spora cz ldu znika. Rozlewiska mtnej wody wypeniy wszelkie naturalne
zagbienia ziemi stajc si wylgarni chmar miniaturowych muszek oraz cykajcych gono
insektw.
W powietrzu unosi si dziwny zapach, przywodzcy na myl odr potu. Nie on sam
zdumiewa pukownika-komisarza Ibrama Gaunta, tylko fakt, i to nie jego ludzie byli
rdem tego zapachu. Odr bi od brudnej wody, chorych rolin, bota. Monthax cuchn
zgnilizn i rozkadem.
Na planecie nie mona byo wykopa klasycznych okopw. Umocnienia wykonano z
kompozytowych pyt i citych na miejscu drzew. Way w postaci stert workw z piaskiem
wnieli wasnymi rkami Tanithijczycy. Przez trzy dni, od momentu zrzutu na pokadach
statkw desantowych, w okolicy rozbrzmiewa wycznie dwik narzdzi. Oraz
wszechobecne cykanie miliarda owadw.
Wycierajc pot w wieo zaoon bluz Gaunt opuci swj punkt dowodzenia,
trzypokojowy moduowy habitat ustawiony na metalowych filarach utrzymujcych budowl
ponad powierzchni wody. Woy na gow czapk komisarza, chocia wiedzia, e za jej
przyczyn lada moment pot zacznie mu cieka prosto w oczy. Mia na sobie wysokie buty,
bryczesy i mundurow bluz, na ktr narzuci przeciwdeszczowy paszcz. Byo zbyt gorco,
aby go zabiera i zbyt ulewnie zarazem, by bez niego wychodzi na dwr.
Kiedy zszed po metalowych schodkach na ziemi, jego buty zanurzyy si na
dwadziecia centymetrw w satynowego koloru wod. Przystan na moment. Zmarszczki na
powierzchni bajora wygadziy si po chwili pozwalajc mczynie spojrze w swe odbicie.
Drugi Gaunt widnia w pozycji horyzontalnej na powierzchni wody u stp oficera. Wysoki,
szczupy, o pocigej twarzy w ironiczny sposb komponujcej si z jego nazwiskiem.1
Podnis wzrok i przecign nim po gstwinie niskich rolin. Na horyzoncie, zasonitym
czciowo oparami bagiennych mgie, byskay ogniki artyleryjskiej kanonady, znaczcej
wymian ognia pomidzy cikimi dziaami Imperium i Chaosu.
Przebrn przez rozlewisko kierujc si w stron niewielkiego pokrytego kpami rolin
wzniesienia, na ktrym sta wa krzyujcy si nieco dalej z gwn lini fortyfikacji.
1

Gaunt - (ang.) chudy

Za dug krt lini umocnie przywodzc na myl gigantyczn liter S dugoci trzech
kilometrw czekali onierze Pierwszego i Jedynego Tanithu. Samodzielnie przygotowali
swoje pozycje, ustawicznie naprawiajc je i wzmacniajc za pomoc nowych, szybko
rdzewiejcych pyt kompozytu. Usypane rcznie pryzmy ziemi za waami peniy rol
skadzikw amunicji zapobiegajcych jej zamokniciu. Tysic piciuset mczyzn w
czarnych beretach i ciemnych kamizelkach przeciwodamkowych trwao w penej gotowoci
do akcji. Niektrzy z nich pilnowali punktw obserwacyjnych, inni siedzieli na stanowiskach
broni cikiej. Pozostali palili papierosy, artowali i spekulowali. Wszyscy tkwili w grubej na
przynajmniej pitnacie centymetrw botnistej mazi.
Kwatery, rwnie ustawione na metalowych filarach uniemoliwiajcych zalanie ich
przez bagienn wod, znajdoway si trzydzieci metrw za lini umocnie, tworzc
niewielkie sanktuaria suchoci.
Gaunt ruszy wzdu wzniesionego nad waem zadaszenia zmierzajc w stron pierwszej
grupy gwardzistw, prbujcych umocni podmywany wod wspornik daszku.
Pokrzykujce gono ptaki przeleciay nad gow komisarza, opoczc wielkimi biaymi
skrzydami, ktre kontrastoway z rowym kolorem ich ap. Insekty wci cykay.
Wielkie plamy potu wykwity na materiale bluzy w okolicy pach oficera po zrobieniu
zaledwie tuzina krokw. Muszki ksay natrtnie. Wszelkie myli o przyszoci, o majcej
nadej walce odpyny z umysu Gaunta ustpujc miejsca echom przeszoci.
Wspomnieniom.
Zme w ustach przeklestwo wycierajc czoo. W dni takie jak ten, kiedy bezsilne
wyczekiwanie cigno si godzina za godzin, odlege wspomnienia pojawiay si
najczciej. Twarze utraconych towarzyszy, zaginionych przyjaci, obrazy tryumfw i
poraek.
I pocztku...

I - Stwrca Duchw.
Ogie, dziwnie przypominajcy kwiat. Pulsujcy. Blady zielonkawy ogie poruszajcy
si niczym ywa istota. Poerajcy wiat, cay wiat...
Otwierajc oczy komisarz Ibram Gaunt spojrza w szklane odbicie swej szczupej wskiej
twarzy. Na jej tle, za oknem wahadowca, czarnozielony ocean bezkresnej puszczy przesuwa
si w dole z ogromn szybkoci.
- Zbliamy si do miejsca ldowania, sir.
Gaunt oderwa wzrok od okienka wahadowca i rozejrza si wok. Jego adiutant Sym
odwzajemni spojrzenie przeoonego. By pucoowatym mczyzn okoo pidziesitki, o
zarowionej twarzy oszpeconej starymi ladami po poparzeniach na policzku i szyi.
- Powiedziaem, e zbliamy si do miejsca ldowania - powtrzy Sym.
- Syszaem - kiwn gow Gaunt - Przypomnij mi jeszcze raz plan wizyty.
Adiutant usiad wygodniej w lotniczym fotelu i wyj z kieszeni munduru elektroniczny
notes.
- Oficjalna ceremonia powitalna. Spotkanie z elektorem Tanith i najwyszymi rang
dostojnikami. Przegld regimentw Fundacji. I caonocny bankiet.
Spojrzenie Gaunta powdrowao ponownie ku przemykajcej za okienkiem promu
puszczy. Szczerze nie znosi wszelkich pompatycznych ceremonii i Sym doskonale o tym
wiedzia.
- Jutro rozpoczniemy zaadunek. Rozmieszczenie ludzi i sprztu powinno nam zaj
reszt tygodnia - adiutant zaakcentowa ostatnie zdanie prbujc zagodzi pospny nastrj
komisarza.
Gaunt nie odwrci gowy.
- Sprbuj przypieszy zaadunek. Niech zaczynaj natychmiast. Po co traci reszt
dzisiejszego dnia i noc?
- To powinno by wykonalne - skin gow Sym.
Cichy sygna dwikowy obwieci rozpoczcie procedury ldowania. Obaj gwardzici
poczuli raptowny spadek siy przycigania. Inni mczyni siedzcy w przedziale
pasaerskim promu: wiecznie milczcy astropata oraz delegaci Adeptus Ministorum i

Departmento Munitorium zapili popiesznie pasy bezpieczestwa. Sym poszed w ich lady
patrzc przez okienko na ciemne lasy, ktre tak zaintrygoway Gaunta.
- Dziwne miejsce, to Tanith. Ludzie mwi rne rzeczy - podrapa si po podbrdku Mwi, e te lasy si ruszaj. Zmieniaj pooenie. Drzewa... chodz. Pilot mwi, e mona
si zgubi w tej puszczy po kilku minutach marszu.
Sym zniy jeszcze bardziej gos i zacz szepta.
- Powiadaj, e to skaza Chaosu. Moe pan sobie wyobrazi? Podobno Tanith zostao
skaone Chaosem, bo ley zbyt blisko Krawdzi.
Gaunt nic nie odpowiedzia.
Dachy i wiee Tanith Magna wzbijay si w niebo chwytajc may cie wahadowca.
Pooone pord dzikiej gstej puszczy miasto sprawiao z lotu ptaka wraenie kamiennej
cytadeli, ciemnoszarej twierdzy wzniesionej na niewielkiej odkrytej przestrzeni wydartej
lasom. Na szczytach iglic powieway miejskie proporce. Za wysokimi murami miasta Gaunt
dostrzeg wielki fragment wykarczowanej puszczy, na ktrym janiay rzdy kolorowych
polowych namiotw. Byy ich tysice. Pola Fundacji.
Ponad namiotowym miasteczkiem groway czarne kaduby statkw transportowych. Ich
rampy i luki zaadunkowe byy szeroko otwarte, gotowe do poknicia onierzy i pojazdw
regimentw Tanithu. Moich regimentw, powtrzy w mylach komisarz, pierwszych
regimentw Imperialnej Gwardii powoanych do suby na tym enigmatycznym, lenym
wiecie pogranicza.
Przez osiem lat Gaunt suy jako oficer polityczny w smym Hyrkanu - sawnym
regimencie, ktremu towarzyszy od dnia Fundacji na mronych paskowyach Hyrkanu po
krwawo wywalczone zwycistwo na Balhaucie. Wielu wtedy polego, w ich miejsce przyszli
nowi rekruci. Zbyt wiele nieznanych twarzy w znajomych mundurach. Nadszed czas, aby
zmieni otoczenie i Gaunt poczu szczer ulg na wie o nowym przydziale. Jego
dowiadczenie i sta bojowy czyniy z komisarza idealnego kandydata na stanowisko
dowdcy dziewiczych tanithijskich regimentw. Czstka duszy oficera czua rado i
podniecenie na myl o nieoczekiwanej promocji, ale w sercu komisarza dominowaa przede
wszystkim pustka i zniechcenie. Jak nigdy dotd czu si wypalony, niczym gliniana
skorupa.
Brak chci do ycia drczy go od dnia mierci Slaydo. Stary marszaek chcia, aby jego
protegowany obj to stanowisko, aby otoczy opiek nowych rekrutw Gwardii. Czy nie
std wzi si ten poegnalny prezent? Nieoczekiwana promocja pord dogasajcych ognisk

walk na Balhaucie, awans do stopnia komisarza-pukownika? W ten sposb Gaunt sta si


jednym z nielicznych oficerw politycznych wadnych sprawowa formaln komend nad
regimentem Gwardii. By to znak wielkiego zaufania, wielkiej wiary. A Ibram czu si taki
zmczony. Nie umia potraktowa tego awansu jako nagrody.
Wahadowiec zacz schodzi stromo w d, w kierunku platformy umieszczonej na
paskim dachu jednej z najwikszych wie cytadeli.
Na Polach Fundacji ludzie podnieli gowy odprowadzajc wzrokiem leccy w stron
miasta prom. Czarny statek niczym wielki chrabszcz zmierza prosto na grujce ponad
cytadel ldowisko.
- Kto wany - owiadczy Larkin przystawiajc do do oczu, by osoni je przed
promieniami soca. Patrzy przez chwil, po czym splun w rodek rkawicy i powrci do
polerowania metalowej sprzczki pasa.
- Kolejny palant. Kolejny nadty obcy - burkn Rawne i pooy si na plecach
wystawiajc twarz do soca.
Colm Corbec sta przed swoim namiotem nie odrywajc wzroku od oddalajcego si
wahadowca.
- Larkin ma racj. To kto wany. Na burtach promu wida wielkie insygnia Gwardii.
Chyba przylecia kto odpowiedzialny za przegld regimentw. Moe ten komisarzpukownik osobicie?
Przesta obserwowa ldujcy wahadowiec i rozejrza si wok. Wszdzie widzia rzdy
trzyosobowych namiotw i gwardzistw w nowiutkich mundurach, ogldajcych swj
ekwipunek, czyszczcych bro, jedzcych i palcych papierosy, grajcych w koci i picych.
Otaczao go sze tysicy Tanithijczykw, gwnie onierzy piechoty, chocia dostrzega te
uniformy jednostek artylerii i broni pancernej. Trzy pene regimenty Tanithu.
Corbec usiad przy niewielkim ognisku trzaskajcym opodal namiotu, zatar donie.
Nowy czarny mundur uciska go pod pachami, z trudem opinajc masywn sylwetk
mczyzny i budzc jego ustawiczn irytacj. Rzuci okiem na swoich ssiadw z namiotu:
Larkina i Rawne. Larkin by niski i krpy, o pocigej wskiej twarzy. Podobnie jak pozostali
Tanithijczycy mia czarne wosy i blad skr. Wyrniay go byszczce niebezpiecznie
niebieskie oczy, trzy srebrne kolczyki w lewym uchu i bkitny smok wytatuowany na
prawym policzku. Corbec zna Larkina od duszego czasu: przed imperialnym poborem
razem suyli w tym samym oddziale milicji miejskiej Tanith Magna. Zdy ju pozna
zalety towarzysza - oko strzelca wyborowego i odwane serce - oraz jego sabo -

niestabilny i nadpobudliwy charakter.


Rawne budzi niepokj Corbeca. Wiecznie milczcy mczyzna o diabelskich oczach i
ostrych rysach twarzy, ozdobionych tatuaem w ksztacie gwiazdy pod jednym okiem. By
podobno modszym oficerem milicji w Tanith Attica czy w jednym z innych miast poudnia,
ale bardzo niewiele mwi na ten temat. Corbec odnosi niejasne wraenie, e pod aroganck
aparycj miejskiego milicjanta skrywa si zimny, pozbawiony skrupuw umys mordercy.
Bragg - wielki, haaliwy, kochany Bragg - wychyn ze swego namiotu niosc butelk
gorcej sacry.
- Kto chce si ogrza? - zapyta retorycznie olbrzym.
Corbec umiechn si szeroko. Bragg podnis cztery trzymane w drugiej rce metalowe
kubki i poda je kolegom. Larkin wymamrota jakie podzikowanie, Rawne nie odpar nic,
wzi tylko kubek i cofn si o krok od pozostaych.
- Mylisz, e to komisarz? - zapyta Bragg przypominajc sobie ostatnie sowa Corbeca.
- Gaunt? Cakiem moliwe - Corbec pocign yk sacry i skin gow.
- Gadaem z ludmi z Munitorium. Mwi, e jest twardy niczym gwodzie. Ma medale.
Podobno to prawdziwy zabjca.
Rawne parskn pogardliwie syszc te sowa.
- Chciabym wiedzie, dlaczego regimentami nie moe dowodzi jeden z naszych.
Wszystko, czego potrzebujemy to dobry oficer milicji.
- Myl, e bybym si nadawa - umiechn si zaczepnie Corbec.
- On powiedzia: dobry, frajerze! - wykpi go natychmiast Larkin powracajc do
obsesyjnego polerowania sprzczki.
Corbec podszed do Bragga i obaj nalali sobie po jeszcze jednej kolejce alkoholu.
- Czy to nie jest dziwne, e tak chtnie si tutaj pchalimy? - zapyta cicho Bragg Moemy nigdy nie wrci do domu.
- Taka to ju praca - odpar Corbec - Suy Imperatorowi daleko std, pord odlegych
gwiazd. Postaraj si nie myle o tym w taki pesymistyczny sposb.
- Uwaajcie! - ostrzeg ich Forgal wystawiajc gow spoza pachty swojego namiotu Lezie tutaj wielki Garth i ma bardzo nieweso min.
Spojrzeli we wskazanym kierunku. Major Garth, dowdca ich jednostki, par szybkimi
krokami pomidzy rzdami namiotw, rzucajc na prawo i lewo zwize komendy. Oficer by
mczyzn o beczkowatej klatce piersiowej i masywnej sylwetce charakterystycznej dla osb
spdzajcych dziecistwo w otoczeniu o podwyszonej grawitacji.
- Pakowa manatki, chopaki. Czas wsiada na statek.

- Mylaem, e zaczynamy jutro? - Corbec zmarszczy brwi.


- Ja te tak mylaem, i pukownik Torth i Departmento Munitorium, ale wyglda na to,
e nasz komisarz-pukownik jest bardzo niecierpliwym czowiekiem i yczy sobie rozpocz
zaadunek zaraz po przegldzie regimentw.
Pokrzykujc i klnc major powdrowa dalej wzdu namiotw.
- Myl, e wanie wszystko si zaczyna - powiedzia Colm Corbec do siebie samego.
Gaunta bolaa gowa. Sam ju nie wiedzia, czy przyczyn blu bya niekoczca si
wymiana uprzejmoci z rozmaitymi urzdnikami i dygnitarzami Tanithu, ktrych nazwisk nie
potrafi zapamita, jaowa i nadta konwersacja pena kurtuazyjnych zwrotw, powolna
defilada maszerujcych pod tarasem elektorskiego paacu gwardzistw czy te po prostu
doprowadzajca przyjezdnych do szau muzyka kobz, zdajcych si zawodzi jkliwie w
kadej komnacie, na kadej ulicy i we wszystkich zaukach kamiennego miasta.
Widok maszerujcych onierzy nie poprawia mu nastroju. Bladzi, ciemnowosi, w jaki
dziwny sposb niepozorni, szli w czarnych mundurach i paszczach kamuflujcych
zarzuconych przez rami przeciwne do tego, na ktrym nieli lasery. Wola nawet nie
wspomina tych przekltych kolczykw i bransolet, barbarzyskich tatuay, le uczesanych
kdziorw, niskiego piewnego akcentu. Chwalebne Pierwszy, Drugi i Trzeci Tanithu" jego regimenty. Gromada nie budzcych zaufania lenikw o melodyjnych gosach. Nic
pozytywnego nie potrafi na ich temat powiedzie, przynajmniej nie w tej chwili.
Elektor Tanithu, imperialny gubernator noszcy na policzku may tatua przedstawiajcy
wa, obj idcych w dole gwardzistw szerokim ruchem rki.
- S rezolutni i bystrzy - powiedzia elektor, gdy wsplnie przygldali si z wysokoci
tarasu ustawionym w dole szeregom rekrutw - Tanith rodzi szczeglnych ludzi. Posiadaj
niezwykle rozwinite umiejtnoci ukrywania si i tropienia. Jak mona si spodziewa po
wiecie o poruszajcych si lasach, Tanithijczycy posiadaj zmys orientacji i wyczucie
kierunku. Nigdy si nie gubi. Zauwaaj to, co inni mogliby przeoczy.
- Mwic szczerze, potrzebuj onierzy, a nie przewodnikw - odpar nieco opryskliwie
Gaunt.
- Och, walczy te umiej - umiechn si promiennie elektor. - Cieszy nas ten ogromny
zaszczyt doczenia do imperialnej armii. Regimenty Tanithu bd ci wiernie suy,
komisarzu-pukowniku.
Gaunt pokrci tylko gow, nawet nie prbujc ukrywa grymasu politowania na ustach.

Odetchn z ulg, gdy tylko znalaz si w gocinnym apartamencie. Umieci paszcz i


czapk na drewnianym wieszaku przy drzwiach i usiad w fotelu. Sym zoy na maym
stoliku galowy uniform komisarza przeznaczony na czas majcego rozpocz si za p
godziny bankietu, po czym przepad gdzie bez ladu. Gaunt potar palcami skronie. Gdyby
tylko zdoa si pozby w jaki sposb tego potwornego blu gowy i uczucia nieznonej
suchoci w gardle.
I ta muzyka! Przeklte dudy atakujce jego uszy nawet w cianach prywatnej kwatery!
Zerwa si na nogi i podszed do okna. Ponad miastem i Polami Fundacji janiay pomienie
dysz wylotowych transportowcw wzbijajcych si w wieczorne niebo lub podchodzcych do
ldowania. Nieprzerwanie trwa zaadunek onierzy nowych regimentw na oczekujce na
orbicie frachtowce. Ta przeklta muzyka!
Gaunt podszed do okrywajcych cian pokoju draperii i odsun je na bok. Muzyka
umilka. Siedzcy w niewielkiej wnce chopiec oderwa wargi od ustnika instrumentu i
spojrza na komisarza okrgymi oczami.
- Co tutaj robisz? - zapyta ostro Gaunt.
- Gram, sir - odpar chopiec. Mia jakie siedemnacie lat, nie by jeszcze mczyzn, ale
wysoka sylwetka nabieraa ju muskularnych ksztatw. Na twarzy o dumnych wyrazistych
rysach komisarz dostrzeg niebieski tatua w postaci ryby, umieszczony tu nad lewym
okiem. Palce obu doni chopiec trzyma na klawiszach tanithijskich dud, wielkiego
skrzanego worka pulsujcego rytmicznie pod naciskiem ramion chopca.
- Czy to by twj pomys? - zapyta Gaunt.
- Nie. To tradycja. Dudy Tanith graj dla kadego gocia, gdziekolwiek by si nie
znajdowa, aby bezpiecznie wyprowadzi go spord ruchomych cieek puszczy.
- Ale my nie jestemy w lesie, wic natychmiast przesta! - Gaunt urwa na moment i
doda z wysikiem - Szanuj tradycje i zwyczaje Tanithijczykw, ale... ale potwornie boli
mnie gowa.
- Wic przestan gra - zgodzi si chopiec - Bd czeka na zewntrz. Elektor rozkaza,
bym wszdzie panu towarzyszy, wic postoj na korytarzu, a mnie pan wezwie.
Gaunt skin gow. W drodze do drzwi chopiec prawie zderzy si z pdzcym
popiesznie Symem.
- Wiem, wiem... - zacz komisarz - Jeli si nie popiesz, nie zdymy na bankiet i...
Co? Sym?! Co si stao?!
Widzc wyraz twarzy swego adiutanta poj, e usyszy straszne wieci.

Gaunt zebra czonkw delegacji w niewielkim drewnianym pomieszczeniu ssiadujcym


z sal bankietow. Wikszo goci miaa na sobie galowe uniformy, byszczce zotymi
dystynkcjami i baretkami. Modsi oficerowie Departmento Munitorium stanli przy drzwiach
grzecznie, ale zdecydowanie wypraszajc wszystkich prbujcych wej do rodka
tanithijskich dygnitarzy.
- Nie rozumiem - owiadczy najwyszy rang przedstawiciel Departmento Munitorium Najblisza strefa frontowa jest rzekomo cae osiemdziesit dni lotu std! Jak to moliwe?
Gaunt kry po pokoju czytajc raz jeszcze raport.
- Rozbilimy ich na Balhaucie, ale zdoali uciec. Meldunki wywiadu i rozpoznanie
marynarki kosmicznej sugeroway ich popieszny odwrt, cakiem jednak moliwe, e jedna z
wikszych grup ruszya w naszym kierunku zamiast cofa si na skraj wiatw Sabbat - zme
w ustach przeklestwo.
- W imi Solana! Na swoim ou mierci Slaydo precyzyjnie wypowiedzia si na ten
temat! Flotylle zwiadowcze miay kontrolowa wszystkie bramy skokowe do Osnowy w
systemach takich jak Tanith, zwaszcza w chwilach, gdy stajemy si odsonici i bezbronni,
jak tutaj! Jak Macaroth to sobie wyobraa?!
Sym unis gow znad rozoonej na stole mapy sektora.
- Wielki Lord Militant skoncentrowa wikszo si korpusu na oddalonych od siebie
frontach w gbi sektora. Najwyraniej chce optymalnie wykorzysta przewag uzyskan
przez swego poprzednika i wej jak najdalej w wiaty Sabbat.
- Balhaut okaza si olniewajcym sukcesem... - zacz mwi jeden z dostojnikw
Eklezjarchii.
- Zwycistwem okae si jedynie wtedy, gdy odpowiednio zabezpieczymy zdobyte
terytorium - przerwa mu natychmiast Gaunt - Macaroth zama stabiln lini frontu w pogoni
za nieprzyjacielem. I pozwoli mu wej bezkarnie na nasze tyy. To jest ewidentny
podrcznikowy przykad ludzkiej gupoty! Wrg zaraz to wykorzysta!
- Wystawi nas jak na doni - przytakn inny kocielny dostojnik.
- Godzin temu statki na orbicie namierzyy wielk armad wroga wchodzc w granice
systemu. Nie przesadz, jeli powiem, e Tanith ma jeszcze tylko godziny ycia przed sob owiadczy komisarz.
- Moemy walczy - zaproponowa jeden z modszych oficerw.
- Mamy tylko trzy regimenty. Nie przeszkolone, nie sprawdzone w walce. adnych
pozycji obronnych, adnych fortyfikacji. Poowa onierzy jest ju zaokrtowana na pokady
transportowcw, druga poowa wanie tam wchodzi. Wyadowanie ich i okopanie zajoby

przynajmniej dwa pene dni. A i tak byliby wtedy tylko misem armatnim.
- Co moemy zrobi? - zapyta Sym.
Pozostali mczyni ucichli wyczekujco.
- Nasi astropaci musz natychmiast wysa wiadomo do Dowdztwa, do Macarotha,
powiadomi go o zagroeniu. Niech przynajmniej zabezpieczy swoje flanki i tyy. Teraz
uwaga: statki transportowe opuszcz orbit za godzin albo w chwili ataku, jeli nastpi on
wczeniej. adujcie na pokady tylu ludzi i sprztu, ile si tylko da. Cokolwiek tutaj
pozostawimy, bdzie dla nas stracone na zawsze.
- Opuszczamy Tanith? - zdumia si oficer Departmento Munitorium.
- Tanith jest ju skazane. Moemy umrze razem z planet albo uratowa tylu ludzi, ilu
zdoamy i wywie ich std w miejsce, gdzie mog nam si jeszcze przyda. To wszystko.
Idcie w imi Imperatora!
Nikt nie poruszy si z miejsca, wszyscy stali nieruchomo jakby nie zrozumieli
otrzymanych rozkazw lub nie chcieli ich zrozumie.
- IDCIE! - wrzasn Gaunt.
Nocne niebo nad Tanith Magna pono i pluo ogniem w kierunku miasta. Orbitalne
bombardowanie zmienio gste zielone puszcze w pieko gigantycznego poaru. Pociski
wyryway wielkie dziury w grubych murach miasta, przewracay smuke wiee i wysokie
kamienice. Mroczne ksztaty przemykay penymi dymu korytarzami elektorskiego paacu.
Ksztaty, ktre syczay i warczay niczym zwierzta, a w rkach ciskay kurczowo narzdzia
mierci.
Z krzykiem zdawionym przez dranicy luzwki dym Gaunt wyama kopniakiem
ponce drzwi i strzeli z boltowego pistoletu. Sprawia imponujce wraenie w pmroku
poncego paacu - wysoka, szczupa sylwetka w dugim paszczu spywajcym z szerokich
ramion. Bystre oczy czowieka zwziy si w wskie linie, gdy ponownie strzeli w ciemno.
Czerwonooki ksztat przyczajony w dymie opodal zawy nieludzko i zacz si miota po
pododze rozchlapujc wok posok. Wizka lasera wisna nad uchem komisarza.
Mczyzna obrci si w miejscu, zacz strzela, kilkoma susami przeskoczy martwe ciaa
napastnikw i pomkn szerokimi schodami w gr budowli, ku wyjciu na platform
startow.
U szczytu schodw, przy drzwiach wiodcych na ldowisko, walczyli zaciekle jacy
ludzie. Dwaj zakrwawieni mczyni w mundurach tanithijskiej milicji szarpali si z
bronicym im dostpu Symem.

- Wpu nas, skurwysynu! - Gaunt usysza przeraliwy wrzask jednego z milicjantw Zostawiacie nas tutaj na mier! Wpu nas do promu!
Komisarz zbyt pno dostrzeg bysk metalu w rku drugiego Tanithijczyka. Strza z
pistoletu hukn w tej samej chwili, gdy oficer wpad z rozpdu na plecy milicjantw. Uderzy
bliszego mczyzn w gow kolb broni i odrzuci nieprzytomnego za siebie, na schody.
Drugiego chwyci za mundur i cisn przez barierk w zasnut dymem ciemno poniej. Sym
lea w rosncej szybko kauy krwi.
- Wysaem sygna... do frachtowcw, jak kazae... ostateczny odwrt... zostaw mnie i
wsiadaj do wahadowca, bo...
- Zamknij si - warkn Gaunt prbujc podnie przyjaciela na nogi. Donie mia liskie
od gorcej krwi adiutanta - Lecimy razem!
- Nie masz czasu... sam jeszcze zdysz, ze mn nie... dalej, wynocha! - Sym zacz
kaszle chrapliwie, z kcika jego ust pocieka struka krwi. Gdzie za drzwiami Gaunt
usysza rosncy szybko ryk rozgrzewanych silnikw wahadowca.
- Do cholery, Sym! - jkn bezradnie komisarz. Adiutant chwyci go desperacko za
koszul. Gaunt pomyla, e mczyzna chce wsta i pochwyci go w pasie. Sym jkn z
blu i przylgn raptownie do swego przeoonego obracajc go impetem ciaa w miejscu. W
tej samej chwili tors adiutanta eksplodowa, a sia detonacji zbia komisarza z ng.
Na szczycie schodw Gaunt ujrza groteskowe sylwetki szturmowcw Chaosu. Sym
zdy ich dostrzec wczeniej i w gecie ostatecznego powicenia zasoni dowdc wasnym
ciaem. Komisarz zerwa si na nogi. Pierwszy strza przebi ukryt pod rogatym hemem
twarz najbliszego napastnika. Drugi i trzeci rozdary klatk piersiow nastpnego. Czwarty,
pity i szsty zabiy jeszcze dwch i posay ich drgajce konwulsyjnie ciaa na gowy
wbiegajcych schodami kamratw.
Przy sidmym pocigniciu za spust Gaunt usysza cichy szczk iglicy.
Cisn pustym pistoletem w nadbiegajcych przeciwnikw i przeskoczy przez prg
wiodcych na ldowisko drzwi. Czu ju wyranie charakterystyczny odr mutacji biorcy
gr nad gryzcym dymem, sysza brzczenie wielkich tustych much. Zabjcy byli tu za
nim.
Karabin maszynowy zaterkota rytmicznie cinajc depczcych po pitach komisarza
napastnikw. Gaunt odwrci w biegu gow i dostrzeg chopca. Muzykanta z tatuaem w
ksztacie ryby. Dzieciak klcza za przewrconym marmurowym filarem opierajc o jego
wierzch porzucon przez jednego z wartownikw bro.
- Szybciej! - krzykn Tanithijczyk ponad terkotem karabinu - Ostatni prom czeka na

pana!
Gaunt dopad burty wahadowca czujc na twarzy ar buchajcy z dysz statku. Boczny
luk wanie si zamyka i komisarz skoczy w coraz mniejszy otwr zrzucajc z ramion
krpujcy ruchy paszcz. Wyldowa nosem na pododze przedziau pasaerskiego,
zakrwawiony i ociekajcy potem. Dygnitarze Munitorium gapili si na niego bladzi z
przeraenia.
Pociski zaczy si odbija z metalicznym jkiem od kaduba promu.
- Otworzy waz! - wrzasn - Otworzy jeszcze raz waz!
Nikt nie ruszy si z miejsca. Gaunt zerwa si z podogi i dopad drzwi przesuwajc
dwigni bezpieczestwa. Luk otworzy si ze szczkiem metalu i chopiec wskoczy do
rodka, pocignity za konierz przez komisarza. Waz zatrzasn si ponownie szarpnity
obiema rkami Gaunta.
- Teraz! - oficer krzykn w kierunku kabiny pilota - Zjedaj std, ju!
Wahadowiec poderwa si z pyty ldowiska niczym strzaa, szarpnity w gr si
odrzutu uruchomionych z pen moc dopalaczy. Wizki laserw migay wok statku, w
dole pord snopw iskier zawalia si ze zgrzytem dartego metalu konstrukcja, na ktrej
staa platforma. Prom zakrci w powietrzu ponad miastem, ktre byo teraz jednym ognistym
piekem. Zapominajc o normach bezpieczestwa, regulaminach lotu, nawet imieniu wasnej
matki, pilot wahadowca uruchomi wszystkie silniczki korekcyjne i dopalacze, a potem
przesun do koca przepustnic gwnego napdu. Statek pru czarne warstwy dymu niczym
umykajcy w gr pocisk.
Pozostawione wasnemu losowi, zielone puszcze umieray w pomieniach gigantycznego
poaru. Gaunt przecisn si do najbliszego okienka. Dantejski widok natychmiast
przypomnia mu o ostatnim nie. Ogie, rozszerzajcy si wok niczym rozkadajcy patki
kwiat. Pulsujcy, blady, zielonkawy ogie poruszajcy si niby ywa istota. Poerajcy wiat,
cay wiat.
Ibram Gaunt spojrza na swoje odbicie w szybie okienka, na wsk, kredow,
zakrwawion twarz. Drzewa, ponce niczym serce gwiazdy, przesuway si w dole z
niezwyk prdkoci.
Wysoko nad zimnym, skalistym wiatem Nameth statki Gaunta wisiay w prni niczym
pice w bezmiarze oceanu wieloryby. Trzy opase transportowce o popielatoszarych
kadubach przywodzcych na myl katedry i fregata eskortowa Navarre, dwukilometrowej
dugoci okrt o smukych ksztatach i licznych wieyczkach artyleryjskich.

W swej kabinie na pokadzie Navarre Gaunt studiowa w samotnoci najnowsze meldunki


wywiadu. Tanith zostao zniszczone stajc si jednym z szeciu systemw unicestwionych
przez armad Chaosu, ktra wykorzystaa lekkomylno Macarotha wchodzc na tyy
korpusu marszaka. Siy krucjaty przystpiy do odwrotu z wysunitych pozycji i zaczy
okra podjazd wroga. Sporadyczne komunikaty donosiy o wielkiej bitwie cikich okrtw
w pobliu Circudusa, trwajcej ponad trzydzieci sze godzin. Imperialna armia walczya
teraz na dwch frontach.
Natychmiastowy odlot z Tanith pozwoli Gauntowi uratowa trzy i p tysica onierzy,
ponad poow stanu liczebnego tanithijskich regimentw. Cyniczni, wyzbyci ludzkich uczu
oficerowie mogliby nazwa to ograniczonym sukcesem.
Gaunt wycign spod sterty raportw swj notes i przejrza jego zawarto. Na
wywietlaczu migotaa wiadomo wysana osobicie przez samego Macarotha. Marszaek
gratulowa komisarzowi trafnej decyzji i pochwala jego wybr. Ani jednego sowa alu po
straconej planecie i jej mieszkacach. Macaroth ograniczy si do wyrazw uznania i poleci
zaj pozycj na orbicie Nameth w oczekiwaniu na dalsze rozkazy. Komisarz wyczy notes
i cisn nim o st. Czu si przygnbiony.
Drzwi pokoju otwary si cicho. Do rodka wszed Kreff, oficer porzdkowy fregaty,
wysoki i ogolony do goej skry mczyzna w szmaragdowym mundurze floty Segmentum
Pacificus. Zasalutowa niepotrzebnie, jakby usilnie chcia podkreli swj status
tymczasowego adiutanta Gaunta. Od chwili zaokrtowania komisarza odwiedza pokj swego
chwilowego dowdcy przynajmniej dziesi razy na godzin.
- Co nowego?
- Astropaci mwi, e lada chwila co nadejdzie. By moe wanie paskie rozkazy. I,
uhm...
Kreff by wyranie zakopotany. Nie zna Gaunta i wiedzia dobrze, e komisarz nie zna
jego. Sym przez cztery lata musia si uczy roli adiutanta, nim sta si uytecznym
pomocnikiem.
Sym...
- Co si stao?
- Czy mgbym zwrci uwag na pewien bardzo wany obecnie problem? Morale ludzi.
- Dobrze, Kreff. Mw szczerze, co ci ley na sercu.
- Nie chodzi o mnie - pokrci gow Kreff - Jest tutaj delegacja ze statku
transportowego...
- Sucham? - Gaunt zesztywnia zauwaalnie.

- Delegacja Tanithijczykw. Chc z panem rozmawia. Przybyli na pokad trzydzieci


minut temu.
Gaunt wyj z lecej na ku kabury pistolet i sprawdzi magazynek.
- Czy w dyskretny sposb dajesz mi do zrozumienia, e mam do czynienia z buntem?
Kreff potrzsn przeczco gow i zamia si w pozbawiony wesooci sposb. Na jego
twarzy pojawi si wyraz ulgi, gdy komisarz schowa bro z powrotem do kabury.
- Ilu?
- Pitnastu. Bardzo niskie szare. Widocznie niewielu ich oficerw uszo z yciem z
Tanith.
- Przylij tu trzech. Dokadnie trzech. Niech sami midzy sob wybior reprezentantw.
Gaunt usiad ponownie przy biurku. Przez chwil zastanawia si nad zaoeniem swej
czapki i kurtki. Rozejrza si po pokoju i jego wzrok przycigno odbicie wasnej postaci w
oknie. Ponad dwa metry koci i mini, szczupa niebezpieczna twarz pasujca w ironiczny
sposb do nazwiska, krtkie jasne wosy. Mia na sobie bryczesy, podkoszulek i skrzane
buty. Kurtka i czapka byy atrybutami wadzy i autorytetu. Pozbawiony kompletnego
uniformu, zwraca w zamian uwag sw si fizyczn i zdrowiem.
Drzwi otworzyy si ponownie i do rodka weszo trzech mczyzn. Gaunt bez sowa
zlustrowa ich wzrokiem. Jeden by wysoki, starszy od komisarza i potnie zbudowany. Rce
mia grube niczym belki i pokryte niebieskimi tatuaami. Wyrniay go byszczce oczy i
kdzierzawa broda. Drugi go by szczupy i ciemnoskry, o zimnym spojrzeniu
przywodzcym na myl wa. Nad prawym okiem nosi tatua w postaci niebieskiej gwiazdy.
Towarzyszy im chopiec, grajek.
- Poznajmy si - powiedzia Gaunt.
- Jestem Corbec - odpar masywny mczyzna - To jest Rawne.
Tanithijczyk o wzroku wa skin gow.
- Chopca ju znasz - doda Corbec.
- Nie z imienia.
- Milo - przedstawi si muzykant - Milo Brin.
- Jak sdz, przynosicie mi wieci, e Tanithijczycy daj mej gowy - zapyta
sarkastycznie Gaunt.
- Dokadnie tak - odpowiedzia Rawne.
Gaunt starannie ukry zaskoczenie. aden z goci nie okazywa mu nawet cienia
nalenego respektu i szacunku nalenego wyszej szary. adnego sir, adnego komisarzu.
- Wiecie, dlaczego to uczyniem? Dlaczego zabraem regimenty z Tanith i pozwoliem

temu wiatu umrze? I czy wiecie, dlaczego zignorowaem wszystkie wasze proby nie
pozwalajc na walk w obronie rodzinnej planety?
- To byo nasze prawo... - zacz Rawne.
- Nasz wiat umar, komisarzu-pukowniku - owiadczy Corbec i Gaunt wyprostowa si
machinalnie syszc swj wojskowy tytu. - Widzielimy z okien transportowcw jak ponie.
Powiniene by nam pozwoli tam zosta i walczy. Mielimy umrze za Tanith.
- Wci jeszcze moecie to zrobi, tylko gdzie indziej - Gaunt wsta z fotela - Nie
jestecie ju obywatelami Tanithu. Zrzeklicie si tej przynalenoci wchodzc na Pola
Fundacji. Od tamtej chwili jestecie Imperialn Gwardi i nikim wicej.
Odwrci si plecami do gwardzistw i spojrza za pancerne okno.
- Opakuj strat kadego wiata, kadego ycia. Nie chciaem patrze jak Tanith umiera
ani pozostawia je same na pastw wroga. Ale musz zachowa lojalno wobec Imperatora,
a dla dobra caego Imperium musimy kontynuowa krucjat na wiatach Sabbat. Gdybycie
pozostali na Tanith, moglibycie jedynie umrze. Jeli tego wanie chcecie, mog wam
zapewni wiele stosownych okazji. Potrzebuj onierzy, nie trupw.
Przesun gow na boki jakby kontemplowa czer kosmosu za oknem.
- Wykorzystajcie swj al umiejtnie, nie pozwlcie si zama. Niech bl doda wam
mstwa. Mylcie logicznie pomimo rozpaczy! Wielu ludzi wstpujcych do Gwardii nigdy
ju nie widzi swego domu. Jestecie jednymi z nich.
- Lecz im pozostaje wiadomo, e maj gdzie dom! - rzuci oschle Corbec.
- Wielu z tych, ktrzy przeyj kampani i przejd do rezerwy, moe otrzyma przydzia
kolonizacyjny na wiat, ktry zosta przez nich podbity. Slaydo sprezentowa mi taki dar po
Balhaucie. Da mi stopie pukownika i prawo do skolonizowania pierwszego wiata, ktry
zdobd. Pomcie mi to zrobi, a ja w zamian podziel si z wami tym darem.
- Czy to przekupstwo? - spyta Rawne.
Gaunt pokrci przeczco gow.
- Tylko obietnica. Potrzebujemy si nawzajem. Ja musz mie sprawnie dziaajc armi,
wy za cel, ktry pozwoli zagodzi bl, nada sens walce, pozwoli spojrze w przyszo.
Komisarz dostrzeg co w szklanym odbiciu. Nie odwrci gowy.
- Czy to pistolet, Rawne? Przyszede tutaj chcc mnie zamordowa?
Tanithijczyk wyszczerzy pospnie zby.
- Czyby si pan czego obawia, komisarzu?
Gaunt oderwa spojrzenie od pustki kosmosu, odwrci si w stron swych rozmwcw.
- Z kim zatem mam do czynienia? Z regimentem onierzy czy buntownikw?

Corbec nie ugi si przed jego surowym wzrokiem.


- Ludzie potrzebuj rozmowy. Uczynie z nich duchy, echa zniszczonego wiata. Mamy
zabra na transportowce wyjanienie twego postpowania i wieci o ich dalszych losach.
Wtedy ochon.
- Ludzie powinni zebra si wok swoich oficerw.
Rawne zamia si bez cienia wesooci.
- adnego z nich nie ma! Caa kadra oficerska nadzorowaa zaadunek na Polach
Fundacji, kiedy zaczo si bombardowanie. Nikt nie ocala.
Gaunt skin gow ze zrozumieniem.
- Lecz to was wybrano do delegacji. Jestecie przywdcami grupy.
- Jestemy jedynie na tyle gupi, by da si innym wypchn przed pierwszy szereg parskn Corbec.
- To bez znaczenia - odpar Gaunt. - Pukownik Corbec. Major Rawne. Sami dobierzcie
sobie modszych oficerw i wyznaczcie dowdcw pododdziaw. Za sze godzin oczekuj
waszego powrotu z raportami o poziomie morale onierzy. Do tego czasu powinienem
otrzyma rozkazy dotyczce naszego liniowego przydziau.
Spojrzeli na siebie niemo, nie mogc wykrztusi sowa ze zdumienia.
- Moecie odej - owiadczy Gaunt.
Wci zmieszani, trzej gocie cofnli si ku drzwiom.
- Milo, pozosta, prosz - powiedzia komisarz.
Chopiec przystan w miejscu. Drzwi za jego plecami zamkny si ze szczkiem.
- Jestem twoim dunikiem - stwierdzi sucho Gaunt.
- Spaci pan ju ten dug. Nie naleaem ani do milicji ani do Gwardii. yj tylko
dlatego, e mnie pan wtedy zabra ze sob.
- Zabraem ci ze wzgldu na twoje przysugi.
- Elektor osobicie poleci mi, bym si o pana troszczy i dba. Wypeniaem jedynie swe
obowizki.
- Ci dwaj zabrali ci tutaj ze sob, poniewa uznali, e twoja obecno moe mnie
zmikczy, prawda?
- Nie s gupcami - stwierdzi zdawkowo Milo.
Gaunt usiad z powrotem na krzele.
- Ty rwnie nie jeste gupcem. Potrzebuj pomocnika, adiutanta. To nietrudna robota, w
gwnej mierze oparta na pracy goca, trudniejszych rzeczy nauczysz si pniej. Objcie
przez ciebie tej roli uatwioby mi znormalizowanie stosunkw z reszt Tanithijczykw.

Zanim Milo zdy odpowiedzie, drzwi otworzyy si ponownie i do rodka kabiny


wszed Kreff. ciskajc w rce elektroniczny notes zasalutowa komisarzowi.
- Przyszy nasze rozkazy, sir.
Odlegy grzmot artyleryjskiej kanonady sprawia wraenie staego elementu linii frontu
na Blackshardzie. Niekoczcy si huk cikich dzia wypenia oowiane przestworza ponad
pasem wzniesie. Grzbiet wzgrza zosta solidnie ufortyfikowany, w jego kompozytowych
bunkrach czekao na rozkaz do ataku sze batalionw Imperialnej Gwardii, onierzy
Dziesitego Krlewskiego Regimentu Sloki.
Pukownik Thoren przemierza pieszo lini umocnie. Jego ludzie wygldali niczym
nadnaturalne istoty w swych bogato zdobionych szkaratnosrebrnych pancerzach osobistych z
grzebieniastymi hemami, zaprojektowanych przez slokaskich zbrojmistrzw w celu
szerzenia popochu wrd wrogw.
Lecz ten wrg nie okazywa lku. Rozkazy generaa Hadraka byy precyzyjne, ale serce
Thorena ciskay elazne kleszcze niepokoju. Nie czu ulgi na myl o rychym szturmie,
wiedzia bowiem, jak drogo przyjdzie mu za ten atak zapaci. Szarowa na olep, bez
wsparcia, na nieznanym terenie kontrolowanym przez nieprzyjaciela, z nadziej na
znalezienie sabego punktu w liniach wroga - punktu, ktry mg wcale nie istnie. Na sam
myl o szturmie czu si chory.
Adiutant Thorena zwrci uwag swego przeoonego na grup szedziesiciu mczyzn
zmierzajcych w ich stron dnem cznikowego okopu. Obcy mieli na sobie czarne mundury
z narzuconymi na wierzch paszczami kamuflujcymi, cikimi od deszczu i przylegajcymi
ciasno do cia wacicieli.
- Cocie za jedno, w imi krwi Balora? - zacz Thoren.
Zatrzymujc sw grup jej przywdca, olbrzym z czarn gst brod i tatuaem podszed
do Thorena salutujc krtko.
- Pukownik Corbec, Pierwszy Tanithu. Pierwszy i Jedyny. Genera Hadrak wysa nas
tutaj, bymy udzielili wam wsparcia.
- Tanith? A gdzie to jest, do diaba? - zapyta Slokanin.
- Ju nigdzie - wyjani enigmatycznie olbrzym - Genera poinformowa nas, e macie
zamiar szarowa przez martw stref na pozycje wroga. Zasugerowa udzielenie wam
wsparcia w formie jednostki zwiadowczej, poniewa uwiadomi sobie, e te wasze szkaratne
pancerze wiec z daleka niczym dupy pawianw. Na twarzy Thorena pojawi si gniewny
rumieniec.

- Posuchaj mnie, ty...


Na mundury obu oficerw pad nieoczekiwanie czyj cie.
- Pukownik Thoren, jak mniemam?
Gaunt zeskoczy z krawdzi okopu na jego dno.
- Mj regiment wyldowa na Blackshardzie wczoraj w nocy, z poleceniem wsparcia si
generaa Hadraka na czas przejmowania nieprzyjacielskiej cytadeli. To wymusza pewn
kooperacj midzy naszymi jednostkami.
Thoren skoni si lekko. Wic to by w Gaunt, wieo upieczony pukownik-komisarz.
Slokanin sysza ju co nieco o tym czowieku.
- Prosz zapozna mnie z sytuacj - powiedzia Gaunt.
Thoren skin rk w stron adiutanta. onierz rozstawi na dnie okopu przenony
projektor map i wywietli na jego ekranie obraz martwej strefy.
- Nieprzyjaciel okopa si gboko w ruinach starej cytadeli. Forteca miaa solidn
zbrojowni, tak wic s dobrze wyposaeni. W przewaajcej mierze to kultyci Chaosu,
szacujemy ich liczebno na siedemnacie tysicy zdolnych do walki osb. Sdzimy te...
Gaunt unis pytajco brwi.
- Uwaamy, e naley uwzgldni rwnie obecno pomiotw Chaosu - Thoren
oddycha teraz pytko - Gwne walki tocz si dalej od nas, ta strefa jest obszarem wymiany
ognia artyleryjskiego.
Gaunt pokiwa gow.
- Wikszo moich onierzy zostaa wysana na centraln lini frontu, ale genera Hadrak
poleci wesprze ograniczonymi siami rwnie t stref.
Thoren wskaza ponownie map.
- Wrg musi planowa co wicej ni tylko przytrzymanie nas w miejscu. Wiedz
przecie, e prdzej czy pniej si przeamiemy przez ich pozycje, wic najwyraniej co
szykuj. By moe chc zyska na czasie, by co ukoczy. Zwiad wykaza podatno tej
czci miasta na uderzenie niewielkiej formacji. Pod murami znajduj si tunele i studzienki
kanalizacyjne, istny szczurzy labirynt.
- Moi chopcy specjalizuj si w szczurzych labiryntach - owiadczy Gaunt.
- Chcecie pj przodem?
- To boto i tunele. Tanithijczycy s lekk piechot, wy macie masywne pancerze i ciki
sprzt. Przepucie nas przodem, a potem wzmocnijcie przyczek, ktry zrobimy. Nie
zapomnijcie podcign ciszej broni.
- Dobrze, pukowniku-komisarzu - skin gow Thoren.

Gaunt i Corbec podeszli do reszty tanithijskich onierzy.


- To bdzie chrzest krwi dla tego regimentu, dla Pierwszego i Jedynego Tanithu owiadczy Gaunt.
- Dla Duchw Gaunta - mrukn kto w tumie. Corbec by pewien, e to Szalony Larkin.
Komisarz umiechn si.
- Duchy Gaunta, nie zawiedcie mnie.
Gwardzici nie potrzebowali dalszych rozkazw. Na znak Corbeca dobrali si w pary
owijajc ciaa szczelniej paszczami i odbezpieczajc lasery. Wierzchnia warstwa materiau
paszczy i kapturw zmienia lekko barw upodabniajc si do botnistego podoa. Kady
onierz przed przeskoczeniem parapetu okopu rozsmarowa na czole i policzkach czarn
mazist ziemi.
Thoren odczeka, a ostatni Duch zniknie z okopu, po czym chwyci za pokrta stojcego
opodal peryskopu. Rozejrza si po przedpolu, ale po szedziesitce ludzi, ktrzy wanie
opucili umocnienia lad zagin.
- Gdzie oni s, w imi Solana? - sapn Slokanin.
Gaunt by oczarowany. Widzia ju wczeniej jak jego ludzie wicz w adowniach
wojskowych liniowcw, ale dopiero teraz, na prawdziwym polu walki, ich umiejtnoci
ujawniy si w caej okazaoci. Byli prawie niewidzialni w grzskim bocie, czynic ledwie
zauwaalne znaki ruchu pomidzy stertami gruzu i wypalonymi wrakami odgradzajcymi
lini umocnie od wielkich murw cytadeli.
Owin si szczelnie otrzymanym tanithijskim paszczem. To by element ugody z
Corbecem: Gaunt nalega, by osobicie uczestniczy w akcji, Corbec za upiera si, aby
dowdca przedsiwzi wszelkie kroki mogce utrudni wywoanie alarmu.
Tkwica w uchu suchawka mikrokomunikatora trzasna krtko. Zgosi si Corbec.
- Pierwsze oddziay ju s w tunelach. Posuwaj si ciasnym szykiem w parach.
Gaunt dotkn doni przecznika na szyi.
- Opr ze strony wroga?
- Byo troch roboty noami - pada zwiza odpowied.
Chwil pniej komisarz znalaz si przy mrocznym wilgotnym wejciu do jednego z
tuneli. Piciu martwych onierzy Chaosu w pomaraczowych szatach swego heretyckiego
kultu leao w bocie. Grupa Tanithijczykw czekaa na dowdc. Corbec ciera krew z
ostrza swojego srebrnego noa.
- Idziemy - poleci Gaunt.

Elektor Tanithu, niechaj dusza jego spoczywa w pokoju, nie skama nawet odrobin,
uzna Gaunt. Duchy dowiody dobitnie swych umiejtnoci infiltracji na botnistym przedpolu
cytadeli, komisarz nie mia natomiast najmniejszego pojcia jakim cudem tak pewnie
odnajdyway drog w szaleczym mrocznym labiryncie tuneli. Nigdy si nie gubi"
stwierdzi elektor i mia racj. Nieprzyjaciel uwaa najwyraniej, e nic wikszego od
karalucha nie zdoa przemkn si przez sie na wp zawalonych zrujnowanych kanaw
stanowicych dla przecitnej grupy uderzeniowej mierteln puapk.
Ludzie Corbeca dokonali tego bez wysiku w przecigu kilkunastu minut. Wychodzc z
tuneli w obrbie miejskich murw i podcinajc srebrnymi noami garda wartownikw,
Tanithijczycy przedostali si w rejon sztabu nieprzyjaciela. I tam tanithijski Pierwszy i Jedyny
pokaza jak potrafi walczy. Elektor nie kama.
Ukryty za roztrzaskanym filarem, Gaunt wypali kilkakrotnie z boltowego pistoletu
rozrywajc mikrorakietami ciaa dwch kultystw i rozbijajc w drzazgi jakie drzwi.
Wszdzie wok powietrze ciy precyzyjne wizki laserowego wiata wystrzeliwane z
piciu tuzinw tanithijskiej broni.
Opodal Gaunta jaki starszy Duch zwany przez innych Larkinem zdejmowa z pobliskich
balkonw kryjcych si tam heretykw. Ten czowiek mia niewyobraalnie perfekcyjne oko
strzelca wyborowego. Kawaek dalej inny mczyzna, uprzejmy na co dzie olbrzym o
nazwisku Bragg, ciska w rkach ciki bolter burzc wielkimi pociskami ciany budynkw i
kolumny arkad. Bro tak wozio si zazwyczaj na koowej podstawie, ale Bragg zerwa j z
zaczepw i targa ze sob niczym zwyky karabin. Gaunt nie widzia nigdy wczeniej
czowieka zdolnego uywa cikiego boltera bez pomocy siownikw. Tanithijczycy nadali
Braggowi przezwisko Sprbuj znowu" artujc z jego wyjtkowo kiepskich umiejtnoci
strzeleckich, ale przy takiej sile ognia olbrzym nie musia si kopota dokadnym
celowaniem.
Z przodu grupy szecioosobowa druyna prowadzona przez Corbeca dotara do jakiego
kompleksu witynnego. Po wrzuceniu w wejcie granatw gwardzici wlizgnli si do
rodka, ubezpieczani wzajemnie w parach.
- Jestem pod cikim ostrzaem! - krzykn do komunikatora Corbec - To jaki rodzaj
kocioa lub kaplicy! By moe gwny obiekt!
Gaunt potwierdzi odbir i wysa w rejon wityni kilka innych druyn.
Skradajc si naw wielkiego kocioa Corbec lawirowa pomidzy stertami gruzu i
wizkami wrogich laserw. Machn rk w stron pary idcej za nim - Rawne i Sutha - i
trzeciej dwjki. Jego wasny partner, Forgal, pooy si na brzuchu na pokrytej kurzem

posadzce wityni i poluzowa pasek swego karabinu.


- Tam - sykn mruc swe czujne ostre oczy - Za otarzem jest przejcie na niszy
poziom. Ustawili tam mocn zapor ogniow, dokadnie w wejciu. To ta wielka brama pod
ukiem z witraami.
Forgal mia racj.
- Czujecie ten smrd? - w radiu odezwa si Rawne.
Corbec czu. Odr rozkadu, starego potu, zepsutej krwi. Fetor bucha z wejcia do
witynnej krypty.
Forgal zacz si czoga do przodu. Jaka wystrzelona przypadkowo wizka lasera cia
mu wierzch gowy.
- Na witego fetha! - wrzasn Corbec i zasypa wejcie do podziemi energetycznymi
adunkami, rozbijajc w drobne kawaki witrae. Szklane drobiny spady na otarz.
Rawne i Suth wykorzystali zamieszanie wrd obrocw i poczogali si nieco bardziej
do przodu. Major zdj z pasa tub z adunkiem wybuchowym i cisn j prosto w otwr
wejciowy do krypty.
Grzmot wybuchu oguszy wszystkich.
Gaunt usysza radiowe wezwanie Corbeca. Wpad do zadymionego wntrza wityni
przystajc na moment w progu, by wyda dalsze rozkazy.
- Larkin! Bragg! Orcha! Varl! Ze mn! Wy trzej, zabezpieczy wejcie! Cluggan, we
dwie druyny i sprawdcie flanki budynku!
Komisarz wszed do kaplicy, rozbite szko chrzcio pod jego butami. Od razu poczu
odr.
Corbec i Rawne czekali przy wejciu do krypty, pozostali Tanithijczycy stali opodal z
gotow do uycia broni.
- Co jest na dole - owiadczy major i wskaza doni schody wiodcych do krypty.
Gaunt woy do pistoletu nowy magazynek, schowa bro do kabury i podnis z podogi
laser Forgala.
Pod otarzem znajdowaa si piwnica. Trupy kultystw walay si po okopconej pododze
krypty niczym poamane szmaciane lalki. Porodku komnaty staa zardzewiaa metalowa
skrzynia, duga i szeroka na dwa metry. Jej wieko pokryte byo blunierczymi symbolami
Chaosu.
Gaunt dotkn skrzyni. Metal by gorcy, wydawa si ledwie zauwaalnie pulsowa.
Komisarz cofn szybko do.
- Co to takiego? - spyta Corbec.

- Wtpi, by ktokolwiek z nas chcia pozna prawd - odpar Gaunt - Jaka relikwia
nieprzyjaciela, heretycki obiekt kultu, ikona... Czymkolwiek to jest, okazao si niezwykle
cenne dla tych potworw, tak cenne, e wszyscy zgodnie powicili ycie prbujc to
ochroni.
- Slokaski pukownik by przekonany, e wrg utrzymuje tu pozycje z konkretnego
powodu - owiadczy Corbec - Moe mieli nadziej, e otrzymaj na czas posiki i zdoaj to
ocali.
- Wic pokrzyujemy im plany. Zarzdzam natychmiastowy odwrt z tego miejsca,
prosto pod miejskie mury. Kady onierz zostawi tutaj swj adunek wybuchowy. Rawne,
zbierz je wszystkie i uzbrj, wygldasz na eksperta w dziedzinie materiaw wybuchowych.
W cigu kilku minut Duchy zniky z okolic wityni. Rawne klcza na posadzce
komnaty spinajc ze sob zapalniki niewielkich min przeciwpiechotnych. Gaunt obserwowa
na przemian prac majora i drzwi wiodce na schody.
- Popiesz si, Rawne, nie mamy wiele czasu. Wrg lada moment powrci w ten rejon z
posikami.
- Prawie skoczyem - odpar major - Prosz sprawdzi drzwi, sir, Chyba co syszaem.
Ju uyty zwrot sir powinien by wzbudzi zaniepokojenie Gaunta. Kiedy komisarz
odwrci si w stron schodw, Rawne skoczy znienacka w jego kierunku i uderzy oficera
pici w gow. Oguszony mczyzna zachwia si na nogach, a wtedy Rawne pchn go
prosto na stert adunkw.
- Jakie to wietnie miejsce na mier dla takiego skurwysyna jak ty, ojcze Duchw warkn major - Midzy szczurami i w brudzie. To takie przykre, e nasz waleczny komisarz
nie zdoa uciec ze wityni, ale przecie kultyci odcili mu drog. - Rawne wyj z kabury
swj pistolet i wymierzy luf w gow Gaunta.
Komisarz kopn go nieoczekiwanie i podci przewracajc na podog. Przetaczajc si
po posadzce Gaunt przygnit majora swym ciaem i uderzy go zacinit pici w twarz,
raz, drugi. Na ustach Tanithijczyka pojawia si krew.
Major prbowa si broni, ale Gaunt by od niego masywniejszy. Po wyjtkowo silnym
uderzeniu Duch zwiotcza i komisarz pomyla, e zama mu kark.
Zerwa si na nogi i rzuci okiem na wywietlacz czasowego zapalnika. Pozostay ju
tylko dwie minuty do detonacji. Nadszed czas na natychmiastowe wyniesienie si z krypty.
Spojrza w stron drzwi. Na schodach wiodcych do krypty zaomotay buty zbiegajcych
w d onierzy Chaosu.

Eksplozja wyrzucia w niebo sup dymu i gruzu widoczny doskonale z wszystkich


imperialnych pozycji w rejonie martwej strefy. Sze minut pniej umilky znienacka cikie
baterie artyleryjskie obrocw. Krtko potem ogie z broni lekkiej wstrzymali pozostali
kultyci.
Gwardyjskie jednostki ruszyy do przodu, z pocztku ostronie i podejrzliwie. Kultystw
odnaleziono na zajmowanych przez nich pozycjach, wszystkich martwych. Popenili
zbiorowe samobjstwo, jakby biorc odpowiedzialno za jak potworn porak. W
podsumowaniu swego raportu o przebiegu kampanii na Blackshardzie genera Hadrak
zasugerowa, i to zniszczenie powierzonej obrocom relikwii Chaosu pozbawio heretykw
jakiejkolwiek chci do dalszego ycia. Hadrak nie omieszka zwrci uwagi na zasugi w tym
wzgldzie nowo sformowanego regimentu Tanithu, dziaajcego w charakterze wsparcia jego
wasnych si. Bdc gwnodowodzcym operacj na Blackshardzie Hardak skupi na sobie
gros zaszczytw i pochwa, lecz okazywa szczery podziw dla efektw misji podjtej przez
Duchy Gaunta" i publicznie zachwala ich zdolnoci w dziedzinie skrytej infiltracji.
Pukownik-komisarz Gaunt, zraniony w rami i brzuch, opuci z yciem martw stref
dwadziecia minut po wybuchu i po przyjciu stosownej opieki medycznej powrci na swoj
fregat. Bez wtpienia dotarby do pozycji imperialnych wczeniej, gdyby nie musia cign
za sob nieprzytomnego oficera, majora Rawne.
Wci odczuwajc przytpiony narkotykami bl Gaunt wszed do jednej z adowni
liniowca. Mieszkao w niej dziewiciuset Tanithijczykw. Wszyscy podnieli wzrok znad
czyszczonej broni i w rozlegej sali zapada znaczca cisza.
- Pierwsza krew dla was - owiadczy komisarz - Pierwsza krew za Tanith. Pierwsza
pomszczona rana. Smakujcie t chwil.
Stojcy u boku Gaunta Corbec zacz klaska. Ludzie podchwycili ten gest natychmiast i
po chwili caa adownia rozbrzmiewaa dwikiem oklaskw.
Gaunt przesun wzrokiem po gwardzistach. Moe jednak mia jak przyszo ten
regiment, moe zdoaby sobie wywalczy poprzez chwa obiecan cenn nagrod...
Dostrzeg w tumie posta majora Rawne. Skrzyowali na uamek chwili spojrzenia.
Rawne nie klaska.
Fakt ten nieoczekiwanie rozmieszy Gaunta. Komisarz odwrci si do Mila i wskaza
doni wiszce na ramieniu adiutanta dudy.
- Teraz moesz co zagra - powiedzia.

Monthax
Podczas porannego obchodu fortyfikacji fetor podmokej dungli zdawa si przytumia
wszystkie zmysy komisarza. Tanithijczycy, rozebrani do pasa, adowali opatami mokr
ziemi do workw, przerywajc sw prac na chwil, by zasalutowa, wymieni z dowdc
pozdrowienia lub zada jakie ostrone pytania na temat najbliszej przyszoci.
Gaunt odpowiada tak szczerze jak tylko umia. Jako komisarz, oficer polityczny, mg
bez trudu wygosi jak pompatyczn fraz. Lecz jako pukownik czu obowizek
zachowania prawdy przed swymi ludmi. A prawda bya taka, e sam niewiele wiedzia.
Owszem, wiadom by tego, e przyjdzie im stoczy cik walk, ale tego rozsdek
zabrania mu otwarcie mwi. Przemawia zatem prostymi ciepymi sowami o potrzebie
odwagi i cierpliwoci, wysawiajc si w sposb, ktrego nauczy go dawny mentor,
komisarz-genera Oktar w latach suby z Hyrkanami. Zachowaj swe krzyki do czasu walki,
Ibramie. Zanim ona nadejdzie, buduj morale ludzi za pomoc ciepych zacht. Sprawiaj
wraenie, jakby cay wiat by dla ciebie wolny od trosk.
Gaunt czerpa dum z faktu, i nie tylko zna z imienia kadego swego onierza, lecz
rwnie wiedzia o nim to i owo. Tu prywatny arcik, tam osobista porada. Technika Oktara,
niechaj dusza jego spoczywa w pokoju, sprawdzajca si wybornie przez wszystkie te lata.
Gaunt prbowa utrwali w swej pamici kad ubrudzon botem rozemian twarz ogldan
w trakcie obchodu. Wiedzia, e nigdy by sobie nie wybaczy, gdyby ktrego dnia usysza
wieci, e szeregowiec o takim, a takim nazwisku poleg, a on nie potrafiby sobie
przypomnie wwczas jego twarzy. mier zawsze bdzie ci przeladowa, mawia Oktar,
bd zatem pewien, e duchy s wobec ciebie yczliwe. Gdyby tylko wiedzia jak dosownie
prorocze miay si okaza jego rady w odlegej wwczas przyszoci.
Komisarz przystan na moment na skraju pokrgego wau i umiechn si do swych
myli. Opodal jacy onierze kopali wypeniony ziemi worek sucy im za pik w
popiesznie zaimprowizowanej grze. Pika poleciaa w jego stron, wic uderzy j czubkiem
buta posyajc z powrotem w stron gwardzistw. Niech korzystaj z okazji do rozrywki,
pomyla. Jak wielu z nich przeyje do nastpnego meczu?
Jak wielu? Straty wci rosy. Niektre z nich byy usprawiedliwione, niektre
przeraajce, inne za cakowicie niepotrzebne. Bolesne wspomnienia gnbiy umys

zdeprymowany dugimi godzinami oczekiwania na nieznane. Oby Imperator sprawi, e


ofiary pord dzielnych onierzy Tanithu nigdy ju nie oka si tak wielkie i bezsensowne
jak owego pamitnego dnia na Voltemandzie, rok temu...

II - Krwawa zapata.
Jechali od dobrych dwch godzin przez ciemn puszcz Voltemand Mirewood, gsienice
lizgay si na grzskiej nawierzchni drogi, a ryk silnikw rezonowa odbijajc si od
liciastej kopuy nad traktem. Wwczas pukownik Ortiz ujrza mier.
Nosia barwy czerwieni. Staa w cakowitym bezruchu na poboczu drogi, pomidzy
pierwszymi drzewami, obserwujc przejedajc kolumn Basiliskw. To wanie ten
nienaturalny bezruch zmrozi Ortiza. Musia spojrze na mier ponownie, za pierwszym
bowiem razem przesun po niej jedynie niewidzcym nic wzrokiem, dopiero po chwili
uwiadamiajc sobie, co waciwie zobaczy.
Bya niemal dwukrotnie wysza od dorosego mczyzny, przeraajco masywna, w
pancerzu koloru zakrzepej krwi z pokrytymi brzem wykoczeniami. Twarz istoty
przywodzia na myl wygrawerowan w metalu trupi czaszk. Demon. Wojownik Chaosu.
Poeracz wiatw!
Kiedy Ortiz obejrza si za siebie ponownie, poczu jak krew odpywa mu z twarzy.
Sign panicznym ruchem po swj komunikator.
- Alarm! Alarm! Zasadzka po prawej! - wrzasn do mikrofonu. Hamulce zazgrzytay
przeraliwie i dziesitki ton zmechanizowanej stali zaczy zatrzymywa si ospale na
botnistym podou, zbyt ociale, by natychmiast zareagowa na nieoczekiwane zagroenie.
Wtedy Kosmiczny Marine Chaosu poruszy si i zacz biec. Doczyo do niego szeciu
towarzyszy, ukrytych dotd za pniami drzew.
Dowodzony przez Ortiza konwj ogarna dzika panika. Oddzia skada si z dziesiciu
haubic samobienych Basilisk, stanowicych forpoczt zoonego z osiemdziesiciu
pojazdw Siedemnastego Pancernego Regimentu Ketzoku, osawionych mij" majcych
wesprze wysiki Pidziesitego Krlewskiego Regimentu Volpone - Bkitnokrwistych.
Ketzokanie posiadali si ognia zdoln obrci w gruzy due miasto, ale pochwyceni w
zasadzk na botnistej drodze, otoczeni cian lasu, bez miejsca na manewrowanie i w obliczu
monstrualnego wroga, stali si niemal cakowicie bezbronni. Paniczne okrzyki rozbrzmieway
wzdu kolumny. Ortiz sysza trzask pkajcych pni drzew - niektrzy kierowcy haubic
prbowali zjecha z traktu.
Poeracze wiatw zaczli zawodzi chrapliwie, z ich znieksztaconych garde dobiegay

nieludzkie krzyki przenikajce do wntrza pojazdw. piewali imi blunierczej istoty, ktrej
oddawali cze.
- Bro krtka! - wrzasn Ortiz - Uy broni na zaczepach! - krzyczc wci do
mikrofonu pochwyci rkoje wiszcego na obrotowym zaczepie karabinu maszynowego i
odwrci jego luf w stron najbliszego napastnika.
Zaczo si zabijanie. Do uszu pukownika dotar aroczny syk miotaczy ognia i dziki
skowyt ludzi gotujcych si ywcem w kadubach haubic. Prowadzcy szar Marine Chaosu
dobieg do pojazdu stojcego przed maszyn Ortiza i zacz go rba swoim acuchowym
toporem. Snopy iskier tryskay z krawdzi rozprutego metalu. Iskry, ogniki pomieni, kawaki
blachy, ludzka tkanka.
Wyjc potpieczo Ortiz wymierzy bro w Poeracza wiatw i zacz strzela.
Pierwsze pociski miny cel, ale oficer zrobi poprawk zanim bestia zdya odwrci si w
jego stron. Marine sprawia wraenie odpornego na dziaanie dziurawicych jego pancerz
kul. Ortiz wcisn spust do samego koca omiatajc czerwony ksztat strumieniem stali.
Monstrualna posta zachwiaa si w kocu i runa na ziemi.
Ortiz zme w ustach przeklestwo. Poeracz wiatw wchon potencja ognia zdolny
unieruchomi Leman Russa. Pukownik zauway, e bben amunicyjny w jego broni jest
niemal pusty. Wyj magazynek z uchwytu i krzykn na bombardiera, by ten poda mu nowy,
gdy znienacka na posta oficera pad gboki cie.
Ortiz odwrci si w miejscu.
Marine Chaosu sta na tylnej platformie Basiliska, gigant zasaniajcy swym cielskiem
promienie soca. Heretyk pochyli si do przodu i rykn tryumfalnie prosto w twarz
Ketzokanina, poraajc go fal dwikow i potwornym odorem. Ortiz zachwia si na
nogach niczym czowiek trafiony ciosem mota. Nie potrafi zmusi si do wykonania
jakiegokolwiek ruchu. Poeracz wiatw zamia si makabrycznie, charkotliwie, dwik
dobiegajcy spod hemu przywodzi na myl pomruk sejsmicznych wstrzsw. acuchowy
miecz warkn i unis si w gr...
Cios nie pad. Potwr zadygota, zachwia si raz, drugi. A potem eksplodowa.
Obryzgany krwi i pynami ustrojowymi, Ortiz wygramoli si z wazu haubicy. Dopiero
teraz usysza dobiegajcy zewszd gony dwik kanonady - szczk laserw, terkot cikiej
broni maszynowej, huk granatw. Kto naciera od strony lasu przypierajc Marines Chaosu
do linii opancerzonych pojazdw.
Pozostali Poeracze wiatw umierali na oczach Ortiza. Jeden z nich zosta kilkanacie
razy trafiony laserowymi wizkami i run twarz w boto. Innego pochwycono w strumienie

ognia wystrzeliwane z miotaczy pomieni, kiedy w maniakalny sposb rozdziera goymi


rkami kadub Basiliska. Jzyki ognia lizny skrzynki z amunicj zmagazynowane wewntrz
haubicy i jaskrawa kula pomieni pochona Poeracza wraz z jego ofiarami. Przeraliwy ryk
heretyka dugo nis si ponad trzaskiem ognia.
Wybawcy konwoju pojawili si na poboczu traktu. Imperialni gwardzici: gromada
wysokich, ciemnowosych i bladoskrych mczyzn w czarnych mundurach, ledwie
widocznych dziki narzuconym na ramiona kamuflujcym paszczom. Ortiz usysza dziwn,
budzc dreszcze lku muzyk, ktra niczym zawodzenie upiora rozdara cisz pobliskiego
zagajnika. Na jej dwik obcy krzyknli tryumfalnie, a ich gosy natychmiast zlay si z
wiwatami ketzokaskich artylerzystw.
Ortiz zeskoczy z platformy haubicy prosto w grzskie boto traktu i ruszy w stron
nadchodzcych gwardzistw.
- Pukownik Ortiz. Chopcy, jestem waszym dozgonnym dunikiem - owiadczy - Skd
jestecie?
Najbliszy mczyzna, olbrzym o niesfornej czarnej grzywie, gstej brodzie i
muskularnych nagich ramionach pokrytych niebieskimi tatuaami podnis w gr swj laser
umiechajc si w gecie powitania.
- Pukownik Corbec, Pierwszy i Jedyny Tanithu. To bya dla nas prawdziwa przyjemno,
sir.
Ortiz ukoni mu si lekko. Stwierdzi z zaskoczeniem, e wci jeszcze dry. Z trudem
potrafi zmusi si do tego, by zerkn z ukosa na lecego opodal w bocie martwego
Poeracza wiatw.
- Urzdzenie zasadzki na zasadzk wymaga nie lada dyscypliny. Pascy ludzie bez
wtpienia znaj si na skrytym dziaaniu. Dlaczego...
Nie zdy dokoczy pytania. Brodaty olbrzym, Corbec, zesztywnia znienacka, na jego
twarzy pojawi si grymas niedowierzania. W nastpnej chwili rzuci si z krzykiem na
Ortiza, przewracajc go prosto w boto.
Martwy rzekomo Poeracz wiatw podnis w gr swj rogaty hem i szarpa si
wanie z bolterem. Wyjcy przeraliwie acuchowy miecz zdekapitowa go w uamku
chwili.
Cikie okaleczone ciao runo na ziemi, odcita gowa potoczya si gdzie w bok.
Ibram Gaunt zasalutowa mieczem niczym zwyciski szermierz, po czym wyczy
mechanizm broni. Spojrza na Ortiza i Corbeca wstajcych nieporadnie z ziemi, umazanych
nieludzko botem. Oficer mij" zmierzy wzrokiem wysokiego mczyzn w dugim

ciemnym paszczu i czapce imperialnego komisarza. Czowiek ten mia blad szczup twarz,
a jego oczy byy rwnie mroczna jak kosmiczna pustka.
- Poznaj szefa - rozemia si Corbec - To pukownik-komisarz Gaunt.
Ortiz skoni si lekko ocierajc twarz z brudu.
- Wic to wy jestecie Duchami Gaunta.
Major Gilbear nala sobie brandy z krysztaowej karafy stojcej w drewnianym barku.
- Kim do diaba s ci barbarzycy? - zapyta przytykajc do ust pene alkoholu naczynie.
Siedzcy przy swoim biurku genera Noches Sturm odoy piro i opar si wygodnie o
fotel.
- Prosz, poczstuj si moj brandy, Gilbearze - powiedzia z sarkazmem, cho jego
potny adiutant nie zwrci uwagi na ton wypowiedzi oficera.
Major usiad na krzele ustawionym przy ekranie komunikatora i spojrza pytajco na
przeoonego.
- Duchy? Czy nie tak ich nazywaj?
Sturm skin gow obserwujc swego zastpc. Gilbear - Gizhaum Danver De Banzi
Haight Gilbear - by drugim synem Haight Gilbearw z Solenhofen, krlewskiego rodu
Volpone. Mia niemal dwa i p metra wzrostu oraz pen arogancji potn postur o grubo
ciosanych rysach twarzy i zapadnitych oczach, charakterystycznych dla czonka volposkiej
arystokracji. Nosi szarozoty uniform Pidziesitego Krlewskiego Regimentu Volpone,
zwanego potocznie Bkitnokrwistymi - jednostki gwardyjskiej uwaajcej si za
najczcigodniejszy regiment Imperium. Sturm rozpar si wygodniej na fotelu. - Owszem,
wielu nazywa ich Duchami. Duchami Gaunta. A s tutaj, poniewa ich cignem.
- Pan ich tu cign? - Gilbear zmarszczy pytajco czoo.
- Jestemy tu od szeciu tygodni i wci nie potrafimy wyprze nieprzyjaciela z Voltis.
Dziki temu wrg kontroluje wszystko na zachd od doliny Bokore. Marszaek Macaroth jest
niezadowolony. Dopki nieprzyjaciel posiada przyczek na Voltemandzie, ma otwart drog
do rodka wiatw Sabbat. Jak sam widzisz, potrzebowaem pewnej dwigni. Mam
przyjemno zaprezentowa ci narzdzie, dziki ktremu zamiemy dotychczasowy impas.
- Ta dzika banda? - parskn pogardliwie Gilbear - Obserwowaem ich w czasie zbirki
po ldowaniu. To jacy barbarzycy, z tatuaami i kolczykami w nosach.
Sturm podnis lecy na biurku elektroniczny notes i rzuci go w rce majora.
- Czytae raport generaa Hadrina po tym jak Slokanie zajli Blackshard? Wrcz
rozpywa si z zachwytw nad band Gaunta. Podobno ci ludzie specjalizuj si w infiltracji

i skrytych rajdach.
Genera wsta z fotela i obcign swj elegancki mundur. Apartament ton w tym
sonecznym wietle wpadajcym do rodka pomieszczenia przez wielkie okno na jednej ze
cian. Genera opar sw do na wielkim globusie Voltemandu tkwicym w jednym z rogw
mahoniowego biurka, po czym wprawi go szybkim pchniciem w ruch spogldajc w
zamyleniu na przesuwajce si przed jego oczami kontynenty bdce jeszcze niedawno pod
wadz Domu Voltimor. Jego obecna kwatera stanowia wczeniej rezydencj wypoczynkow
jednego z najwikszych arystokratycznych rodw tej planety - wielki zamek z szarego
kamienia, otoczony piknymi ogrodami, pooony trzydzieci kilometrw od metropolii
Vontis. Idealna lokalizacja dla naczelnego sztabu korpusu inwazyjnego.
Na zewntrz, w gbi wielkiego dziedzica, druyna Bkitnokrwistych w penych
paradnych uniformach wiczya musztr z uyciem acuchowych mieczy. Metalowe zbki
wyy, ostrza byszczay w promieniach soca tnc powietrze w idealnych ukadach
szermierczych. Rozcigajcy si za dziedzicem peen ozdobnych drzewek ogrd opada
agodnie w kierunku nieruchomej tafli jeziorka. wiata nawigacyjne byskay rytmicznie na
czubkach masztw komunikacyjnych wznoszcych si ponad budynkiem herbarium. Gdzie z
czci gospodarczej dobiegao gone gdakanie kur.
I kto by uwierzy, e mamy tutaj wojn, pomyla Sturm zastanawiajc si nad obecn
sytuacj poprzednich wacicieli paacyku. Czy zdoali uciec z tego wiata w chwili
pierwszego ataku? Stoczeni i godujcy w brudnych adowniach statkw transportowych,
zrwnani ironi losu z swymi najniszymi statusem wasalami? A moe byli ju tylko ludzkim
popioem w ruinach Kosdorfu czy te na stopionej upiornym arem powierzchni Drogi Metis?
Mogli te zgin z przeraliwym krzykiem na ustach w stoecznym kosmoporcie, kiedy
legiony Chaosu spady na ten wiat niszczc wszystkie stojce jeszcze na pytach ldowisk
kosmiczne statki.
Kogo to zreszt obchodzi, sarkn w mylach genera. Jedyn istotn kwesti bya wojna,
chwaa, krucjata, Imperator. Mg sobie pozwoli na komfort wspomnie o ofiarach dopiero
wtedy, gdy zakrwawiona gowa Chanthara, demagoga heretykw trzymajcych wci
cytadel Voltis, zostanie mu podana na srebrnej tacy. A nawet wwczas raczej nie poczuby
nadmiernego alu.
Gilbear wsta ze swojego miejsca uzupeniajc poziom alkoholu w kieliszku.
- Ten Gaunt, czy to aby nie znany czowiek? To chyba on suy z smym Hyrkanu?
- Przynis im zwycistwo na Balhaucie. Jeden z faworytw Slaydo. Stary zrobi z niego
komisarza-pukownika. Uznano, e ma w sobie dostatecznie duo talentu, by wprowadzi do

czynnej suby jeden czy dwa regimenty, wic polecia na Tanith, by nadzorowa tamtejszy
werbunek. Flota Chaosu uderzya na ten wiat jeszcze tej samej nocy i zdoa uj stamtd
zabierajc zaledwie kilka tysicy ludzi.
Gilbear skin potakujco gow.
- To wanie syszaem. Biedny sukinsyn. W takim razie jego kariera lega w gruzach,
skoro dosta komend nad niedobitkami bandy obszarpacw. Macaroth nie przydzieli mu
adnego transferu, prawda?
Sturm umiechn si kcikami ust.
- Nasz ukochany marszaek niezbyt chtnie patrzy na ulubiecw swego poprzednika.
Szczeglnie w przypadku Gaunta, poniewa Slaydo zapewni jego ludziom prawo kolonizacji
pierwszego wiata, ktry podbij wasnymi siami. Nasz komisarz-pukownik i jego
Tanithijczycy s rdem zatroskania w naczelnym sztabie, ale nam to tylko si przysuy.
Bd walczy jak szalecy, poniewa nic nie mog straci, a wszystko zyska.
- No dobrze - Gilbear opuci trzymajc kieliszek do - A co, jeli zwyci? Jeli
faktycznie oka si tak wietni jak pan twierdzi?
- Stan si dwigni naszego sukcesu - odpar Sturm robic sobie jeszcze jednego drinka Nie zyskaj adnych innych korzyci. Przysuymy si lordowi Macarothowi w dwjnasb,
zdobywajc dla niego ten wiat i pozbywajc si w jego imieniu Gaunta i caej tej bandy
Duchw.
- Oczekiwalicie nas? - spyta Gaunt sadowic si na platformie artyleryjskiej ruszajcego
z miejsca Basiliska.
Pukownik Ortiz pokiwa potakujco gow opierajc si plecami o podniesiony waz.
- Dostalimy w nocy rozkaz przejechania na pnocny kraniec Doliny Bokore, okopania
si i ostrzelania nieprzyjacielskich fortyfikacji w zachodniej czci Doliny. Sdz, e ma to
by prba ich zmikczenia. W drodze otrzymaem zakodowany komunikat o wytyczonym na
skrzyowaniu Pavis spotkaniu. Mielimy zabra was ze sob.
Gaunt zdj z gowy czapk i przeczesa palcami krtkie wosy.
- Kazano nam pj na przeaj do Pavis - odpar - Tam mia czeka wyznaczony do
dalszej drogi transport. Moi zwiadowcy natrafili na lady Poeraczy wiatw, wic
cofnlimy si w waszym kierunku.
Ortiz zadra wyranie.
- Cae szczcie dla nas.
Gaunt spojrza w ty nabierajcego prdkoci konwoju, przesun wzrokiem po

masywnych ksztatach Basiliskw mccych gsienicami grzskie boto. Jego gwardzici


jechali na kadubach haubic, po tuzinie na kadym pojedzie, artujc z artylerzystami,
wymieniajc drobne prezenty i papierosy, czyszczc bro czy nawet drzemic mimo
podskakujcych ustawicznie wozw.
- Wic to Sturm was tu przysa? - zapyta Ortiz.
- Mamy pj w gb koryta rzeki a pod same bramy Voltis. Genera uwaa, e zdoamy
dokona tego, czemu nie podoao pidziesit tysicy Bkitnokrwistych.
- A zdoacie?
- To si okae - odpar bez cienia umiechu Gaunt - Duchy to nowa jednostka,
praktycznie niesprawdzona w walce z wyjtkiem jednej maej akcji na Blackshardzie. Lecz
posiadaj pewne... zalety - tanithijski dowdca zamilk i zacz kontemplowa wzrokiem
zototurkusowe sploty mii wijce si wok masywnej lufy Basiliska. Otwarta paszcza gada
oplataa wylot dziaa. Na pozostaych haubicach oficer dostrzega podobne malunki.
- W d Doliny Bokore prosto w paszcz piekie - zniy gos Ortiz - Nie zazdroszcz
wam.
Gaunt umiechn si nieznacznie.
- Walcie tylko po zachodnich wzgrzach i trzymajcie ich przy ziemi. A co tam,
wykoczcie ich wszystkich, zanim zdymy wej do akcji!
- Nie ma sprawy - rozemia si Ortiz.
- I nie pomylcie si przy ustalaniu koordynatw - doda Gaunt - Pamitajcie, e macie
przyjaci w dolinie.
Dwie haubice dalej pukownik Corbec podzikowa grzecznie za wrczone mu przez
dowdc wozu cygaro.
- Doranz - przedstawi si ketzokaski oficer.
- Bardzo mi mio - skin gow Corbec. Cygaro miao posmak licorice, ale przynajmniej
dymio niczym porzdny tyto.
Siedzcy przy nogach Corbeca Milo czyci ustnik swoich tanithijskich dud. Uciskany
ramieniem instrument pojkiwa i zawodzi cicho.
- Co ci powiem - wyzna Doranz spogldajc ktem oka na Brina - Kiedy usyszaem,
jak ten may gra dzisiaj rano, tamte dwiki przeraziy mnie bardziej od wrzaskw heretykw.
Corbec rozemia si szczerze.
- Dudy maj wiele zastosowa. Gromadz nas w jednym miejscu, niepokoj wroga. W
naszym domu lasy nie stay w miejscu, tylko si poruszay. Dudy pozwalay kierowa si we

waciw stron i nigdy nie gubi w puszczy.


- Gdzie jest wasz dom? - zapyta Doranz.
- Teraz ju nigdzie - odpar Corbec i zacign si cygarem.
Na platformie innego Basiliska Bragg, najwikszy spord Duchw, oraz may snajper
Larkin grali w koci z dwoma artylerzystami. Larkin zdy ju wygra zoty sygnet z
turkusowym oczkiem w ksztacie trupiej czaszki. Bragg przegra wszystkie swoje papierosy i
dwie butelki sacry. Kady podskok haubicy na wyboistej drodze podrzuca komi lub
sprawia, e wtaczay si one pod oson silnika, co niezmiennie budzio lawin zarzutw o
oszustwa i naciganie wynikw.
Siedzcy wraz z dowdc haubicy przy grnym wazie major Rawne obserwowa zabaw
onierzy bez ladu jakiegokolwiek zainteresowania. Ketzokaski oficer czu si nieswojo w
obecnoci mrukliwego gocia. Rawne by szczupy, sprysty, w jaki trudny do okrelenia
sposb niebezpieczny. Przy jednym z jego oczu widnia tatua w postaci niebieskiej gwiazdy.
Major nie by rwnie... otwarty i przyjacielski jak pozostali Tanithijczycy.
- Zatem, majorze... jaki waciwie jest ten wasz komisarz? - sprbowa zagai rozmow
Ketzokaczyk, skrpowany przecigajcym si niezrcznym milczeniem.
- Gaunt? - odezwa si Rawne odwracajc powoli gow w stron mii - To przeklty
bkart, ktry porzuci mj wiat na mier i za to pewnego dnia wyrw mu serce goymi
rkami.
- Och - chrzkn zmieszany artylerzysta, po czym znikn w kabinie haubicy uznawszy,
e ma tam wan i niecierpic zwoki spraw do zaatwienia.
Ortiz odda Gauntowi jego manierk. Wieczr zblia si szybko, wok zapada pmrok.
Ketzokaski pukownik spojrza na rozkadan map, po czym poda j komisarzowi.
- Jestemy jakie dwa kilometry od skrzyowania Pavis. To dobry czas, dotrzemy na
miejsce przed noc. Cieszy mnie to, bo bardzo bym nie chcia jecha przez t okolic z
wczonymi reflektorami.
- Co nam wiadomo o Pavis?
- Wedug ostatnich raportw stoi tam batalion Bkitnokrwistych. Jakie pi setek
onierzy.
- Nie zaszkodzi sprawdzi - mrukn Gaunt - S co prawda gorsze rzeczy od wpakowania
si o zmroku w zasadzk, ale nie jest ich wiele. Cluggan!
Wysoki, szarowosy Duch grajcy w karty z grupk towarzyszy podnis czujnie gow,

po czym zerwa si z miejsca i podszed po chwiejnej platformie do dowdcy.


- Sierancie, wemiecie szeciu ludzi i pobiegniecie przodem konwoju jako zwiad.
Jestemy dwa kilometry od tego skrzyowania - Gaunt pokaza sierantowi map - Powinno
by bezpieczne, ale po wpadce z Poeraczami wiatw lepiej si upewni.
Cluggan zasalutowa krtko i wrci do swoich ludzi. W cigu kilku chwil zebrali bro i
ekwipunek, po czym zeskoczyli w biegu z Basiliska na pobocze traktu. Kilka sekund pniej
przepadli wrd drzew niczym duchy.
- No, to robi wraenie - owiadczy Ortiz.
Na skrzyowaniu Pavis mije przemwiy. Unoszc swe jaskrawo pomalowane lufy ku
nocnemu niebu haubice rozpoczy bombardowanie.
Brin Milo klcza za kadubem medycznej Chimery przyciskajc do uszu donie. Mia
okazj uczestniczy wczeniej w dwch akcjach: ucieczce z Tanith Magna i szturmie cytadeli
na Blackshardzie, ale dopiero teraz na wasne oczy ujrza potg gwardyjskiej samobienej
artylerii.
Ketzokaskie Basiliski zostay okopane w dugiej na mil linii na grzbiecie niewielkiego
wzniesienia. Schowane do wierzchu kaduba za ziemnymi waami, miotay cikie pociski w
kierunku pooonych dziewi kilometrw dalej fortyfikacji wroga po zachodniej stronie
doliny. Haubice prowadziy ogie cigy, a spytany o to pukownik Corbec powiedzia
Brinowi, e kanonada taka moe potrwa ca noc. Co sekund odzywao si co najmniej
jedno dziao, rozpalajc ciemnoci jaskrawym byskiem pomienia wylotowego, wprawiajc
ziemi w drenie hukiem wystrzau.
Na skrzyowaniu Pavis wznosi si kamienny obelisk znaczcy miejsce, w ktrym
stykay si Droga Metis, biegnca dnem doliny od strony Voltis, oraz szlak Mirewood,
skrcajcy od tego miejsca na wschd. Haubice wtoczyy si na skrzyowanie wraz z
zapadniciem nocy, miny obz stacjonujcych w pobliu Bkitnokrwistych i zajy pozycje
na wzgrzu kierujc lufy ku zachodowi. Kiedy na niebie zaczy byszcze pierwsze gwiazdy,
pukownik Ortiz poleci rozpoczcie naway.
Milo rozglda si cay czas wok wypatrujc postaci komisarza, tote zerwa si z
miejsca na widok Gaunta zmierzajcego w kierunku zadaszonego okopu za polow stacj
komunikacyjn. Dowdcy towarzyszya grupa innych oficerw.
- Moja luneta - poprosi komisarz. Milo wyj ze swego plecaka okut brzem
termowizyjn lornet i poda j dowdcy. Gaunt wspi si na parapet okopu i wyjrza na
zewntrz.

Corbec przystan tu przy komisarzu, tkwice w kciku jego ust cygaro tlio si sabo.
Gaunt zerkn z ukosa na tanithijskiego oficera.
- Co to takiego?
Corbec wyj uywk z ust i zaprezentowa j dumnym gestem.
- Cygaro. Liquorice. Wygraem ca skrzynk od dowdcy mojej haubicy i chyba zaczy
mi smakowa. Wida co na zewntrz?
- wiata Voltis. Tylko reflektory stranicze i lampy na dachach wity. Niezbyt to
zapraszajcy widok.
Gaunt zoy lunet i zeskoczy z parapetu wrczajc instrument swemu adiutantowi.
Chopiec rozstawia ju w tym czasie polowy mapnik: pyt ze szka osadzon na metalowej
framudze o trzech ruchomych nogach. Gaunt nacisn klawisz z boku obudowy mapnika i
szklana pyta rozjarzya si sabym blaskiem. Komisarz wsun do czytnika danych nonik
zaadowany informacjami o lokalnej topografii, a potem obrci ekran mapnika tak, by
widzieli go wyranie wszyscy zgromadzeni w okopie onierze: Corbec, Rawne, Cluggan,
Orcha i pozostali wezwani na odpraw Tanithijczycy.
- Dolina Bokore - owiadczy Gaunt stukajc w szyb czubkiem swojego srebrnego
tanithijskiego noa. Jakby podkrelajc jego sowa, gdzie w pobliu hukn Basilisk. Okop
zatrzs si w posadach, mapnik zamiga na moment, w powietrzu unis si kurz.
- Szeroka na cztery kilometry, na dwanacie duga, od zachodniej strony okalana
wysokimi wzgrzami, na ktrych wietnie si okopa wrg. Na samym jej kocu znajduje si
Voltis, stara stolica Voltemandu. Trzydziestometrowej gruboci mury z bazaltu. Zbudowana
trzysta lat temu w charakterze fortecy przez ludzi, ktrzy znali si na swym fachu. Korpus
inwazyjny Chaosu zaj j pierwszego dnia wojny jako swj sztab. Pidziesity Volpone od
szeciu tygodni prbuje si tam wedrze, ale na podstawie dzisiejszej potyczki w lesie macie
ju pewne wyobraenie o wrogu, ktry siedzi w cytadeli. Idziemy tam dzi w nocy.
Komisarz rozejrza si wok nie zwracajc uwagi na haas haubic.
- Majorze Rawne.
Rawne postpi niechtnie krok do przodu, jakby nie mia ochoty stan przy komisarzu.
Nikt nie wiedzia, co takiego wydarzyo si, kiedy obaj pozostali w opuszczonej wityni na
Blackshardzie, ale niemal kady widzia Gaunta wlokcego si pomimo ran w kierunku linii
frontu z nieprzytomnym majorem na plecach. Sdzono powszechnie, e takie wydarzenie
winno scementowa wizi midzy oficerami, a nie jeszcze bardziej pogbia ich animozj.
Rawne postuka w panel sterujcy mapnika i wywietli na ekranie urzdzenia wybrany
fragment mapy.

- Podejcie jest proste. Rzeka Bokore pynie dnem depresji. Jest szeroka, o bardzo
leniwym nurcie, zwaszcza o tej porze roku. Wiksza cz koryta jest zapchana sitowiem i
inn wodn rolinnoci. Idc rzek moemy si dosta niepostrzeenie prosto pod nos
nieprzyjaciela.
- Sprawdzilicie ju przedpole? - zapyta Gaunt.
- Moja druyna wrcia p godziny temu - odpowiedzia Rawne - Bkitnokrwici
prbowali ju kilkakrotnie tej sztuczki, ale oni s ciko opancerzeni, a rzeczny mu zbyt
grzski. My jestemy lekk piechot... i jestemy dobrzy.
Gaunt pokiwa gow.
- Corbec?
Wielki Tanithijczyk possa swoje cygaro i przewrci w zamyleniu oczami budzc
rozbawienie Mila.
- Pjdziemy pod oson nocy, najlepiej za p godziny. Trzydziestu ludzi na boki w
charakterze ubezpieczenia na brzegach - pukownik stukn palcem w ekran mapnika Naszym celem gwnym jest stara brama wodna, rzecz jasna ciko broniona. Druga grupa
pod komend sieranta Cluggana sprbuje wedrze si do rodka przy zachodnich ujciach
miejskiej kanalizacji. Nie sdz, by dla ktrejkolwiek z grup mia to by piknik.
- Nasze zadanie to otwarcie miasta - owiadczy Gaunt - Dziaamy w druynach. Jeden
onierz w kadej dziesitce zabiera ze sob tyle materiaw wybuchowych, ile tylko zdoa
unie. Dowdcy druyn sami wyznacz ludzi, ktrzy posiadaj odpowiednie dowiadczenie
w robocie minerskiej. Bdziemy ich ubezpiecza w czasie podkadania adunkw, ktre
powinny zawali odpowiednio due sekcje miejskich murw. Robimy wszystko, co tylko
otworzy drog do rodka.
- Rozmawiaem z dowdc Bkitnokrwistych. Ma siedem tysicy ludzi w oddziaach
zmotoryzowanych, gotowych do ruszenia na pierwszy nasz sygna. Bd przez cay czas
nasuchiwa na kanale osiemdziesitym. Sowo kodowe wprowadzajce ich do akcji to
Grzmot.
W okopie zapada cisza, o ile mona tak okreli milczenie w pobliu strzelajcych
ustawicznie baterii haubic.
- Zbierzcie ludzi i ruszamy - poleci Gaunt.
Pukownik Ortiz sta niedaleko Basiliskw rozmawiajc z grupk swoich starszych
oficerw, by wrd nich rwnie Doranz. Wszyscy spojrzeli w kierunku wychodzcych z
okopu Tanithijczykw, wydajcych popieszne rozkazy swym podwadnym.
Ortiz pochwyci wzrokiem spojrzenie Gaunta. Nie chcc nadaremnie przekrzykiwa huku

dzia Ketzokaczyk zacisn sw pi i uderzy ni dwukrotnie w pier na wysokoci serca


yczc komisarzowi szczcia.
Gaunt podzikowa skiniciem gowy.
- Niebezpieczni z nich ludzie - odezwa si Doranz - Prawie mi szkoda nieprzyjaciela.
Ortiz spojrza z napomnieniem na swego oficera.
- Tylko artowaem - doda Doranz, ale Ortiz nie do koca mu uwierzy.
Pnoc zastaa ich brncych po pas w cuchncych czarnych wodach Rzeki Bokore,
atakowanych nieustannie przez chmary dokuczliwych muszek. Po trzech godzinach
przemykania si korytem rzeki dotarli w kocu pod pionowe mury Voltis, owietlone na
blankach blaskiem wielkich wiecznikw i przenonych lamp. Daleko z tyu Basiliski ciskay
w nocne przestworza ognist mier, ktra rozpalaa seriami pomaraczowych rozbyskw
lini horyzontu gdzie na zachodzie.
Gaunt wczy w lunecie tryb podczerwieni i zbada swe otoczenie, skpane w
szmaragdowej zieleni. Wodna brama miaa trzydzieci metrw szerokoci i czterdzieci
wysokoci, stanowia wylot miejskiej tamy bdcej zbiornikiem kocowym sieci kanaw
doprowadzajcych wody rzeki do znajdujcych si za murami mynw. Gaunt domyli si,
e w Voltis zamknito cz luz, poniewa poprzez otwr bramy sczy si jedynie saby
strumie wody. Pomimo ciemnoci komisarz dostrzega wyranie oboone workami z
piaskiem stanowiska wartownicze nad czeluci bramy.
Dotkn czubkiem palca swj mikrokomunikator.
- Corbec?
Colm Corbec usysza wezwanie swego dowdcy i potwierdzi odbir rozkazu. Przebrn
poprzez sitowie do kpy gnijcych zaroli, w ktrej przycupn Bragg.
- Jeli jeste gotowy... - zacz pukownik.
Bragg wyszczerzy w odpowiedzi zby, poyskujce wyranie w wietle gwiazd. Zdj
pokrowiec z jednej z dwch cikich broni targanych na plecach od skrzyowania Pavis.
Byszczca metalowa obudowa wyrzutni rakiet zostaa dla niepoznaki wysmarowana botem.
Tanithijski olbrzym by wyjtkowo kiepskim strzelcem, ale brama okazaa si wielka, a w
magazynku wyrzutni spoczyway cztery rakietowe pociski o termicznych gowicach.
Noc zapona olepiajcym blaskiem. Trzy rakiety trafiy prosto w gardziel bramy. Sia
eksplozji rozrzucia kamienne szcztki, kawaki metalu, strzpy ludzkich cia i kby wodnej
pary w promieniu pidziesiciu jardw. Czwarta rakieta uderzya w miejski mur wytapiajc
w nim wielki otwr i wywoujc sporych rozmiarw skaln lawin. ar detonacji okaza si

tak silny, e przez dusz chwil Gaunt widzia w swej lunecie wycznie szmaragdow un.
Kiedy pomienie przygasy, komisarz dostrzeg nadtopiony ksztat wodnej bramy, buchajc
kbami pary ran w grubym bazaltowym murze. Sysza przeraliwe wrzaski blu gdzie w
gbi bramy. Za murami miasta rozptao si pandemonium syren alarmowych i dzwonw.
Duchy rzuciy si w kierunku bramy. Orcha prowadzi pierwsz druyn pnc si
popiesznie po chybotliwych szcztkach wylotu bramy. Sierant i trzej jego ludzie nieli
miotacze ognia, omiatajc strumieniami pomieni ciemno za wejciem do tunelu. Corbec
bieg z druynami uzbrojonymi w lasery tu za ludmi Orchy, rozsypujc si w boczne
korytarzyki i zbiorniki regulacyjne kanau, dobijajc strzaami z bliska prbujcych odpezn
w mrok poparzonych heretykw.
Trzeci fal dowodzi major Rawne, w jej przedzie sadzi wielkimi susami Bragg.
Olbrzym cisn gdzie niepotrzebn ju wyrzutni i chwyci oburcz za ciki bolter, ktry
nosi ze sob od czasu akcji na Blackshardzie, dwigajc zerwan z koowej podstawy bro
niczym ciki karabin.
Gaunt bieg w tyle natarcia, z boltowym pistoletem w jednej doni i acuchowym
mieczem w drugiej. Krzykn co niezrozumiale do swych ludzi, ciemnych sylwetek
migajcych pod bram, odbijajcych si w migotliwej, owietlonej jzykami dogasajcych
poarw wodzie. Milo trzyma si u boku dowdcy prbujc nie upuci nieporcznych dud.
- To dobry moment na granie, Milo - wydysza Gaunt.
Chopiec chwyci ustnik, dmuchn w niego i z wntrza instrumentu popyny dwiki
starego tanithijskiego marsza wojennego, Mrocznej cieki Puszczy.
W grnej czci kanau Orcha i ludzie z jego druyny usyszeli dobiegajcy gdzie z dou
jkliwy dwik dud. Wok panowaa niemal cakowita ciemno.
- Trzyma szyk - szepn do mikrofonu Orcha.
- Aye - pada krtka odpowied.
- Po lewej! - wrzasn znienacka Brith.
Ciki karabin maszynowy zaterkota z oguszajcym hukiem. Orcha, Brith i dwaj inni
gwardzici zmienili si w uamku sekund w krwawe poszarpane szcztki. Szeregowcy Gades i
Caffran padli na brzuchy za parapetem jakiego zbiornika.
- Jestemy pod ostrzaem! - krzykn do komunikatora Caffran - W grnej czci luzy
zrobili pole mierci!
Corbec zme w ustach przeklestwo. Tego naleao si spodziewa.
- Zosta na pozycji! - rozkaza modemu Duchowi i szybko zebra wok siebie dwie
druyny Tanithijczykw biegajcych po kolana w czarnej wodzie wypeniajcej dno kanau.

- Co za popieprzone miejsce do walki strzeleckiej! - lamentowa Szalony Larkin


przykadajc do ramienia swj snajperski karabin.
- Zamknij si, Larks - warkn Corbec. Gdzie z gry dobiega ich ryk karabinu
maszynowego, mieszajcy si z dwikiem trbki i chrapliwym zawodzeniem ludzkich
gosw. Pukownik wiedzia, e Larkin ma racj. Ciasny, pozbawiony zakrtw kamienny
tunel by fatalnym miejscem na konfrontacj ogniow. Grozia im masakra.
- Prbuj nas tylko wystraszy, zmikczy morale - powiedzia cicho do otaczajcych go
Duchw, kiedy skradali si w gr tunelu.
- I wiesz, co? To dziaa! - sarkn w odpowiedzi Varl.
Zgiek trby i niezrozumiae mamrotanie przybray na sile, za to terkot karabinu urwa si
nieoczekiwanie.
- Przestali strzela - odezwa si niepotrzebnie przez komunikator Caffran.
Corbec spojrza w rozszerzone lkiem oczy snajpera.
- Co o tym mylisz? Puapka majca zwabi nas bliej?
Larkin pocign nosem jakby wszy.
- Czujesz ten zapach? To spalony ceramit. Id w zakad, e zacia im si bro.
Corbec nie odpowiedzia. Wyj z pokrowca bagnet, zaoy go na uchwyt pod luf swego
lasera i popdzi w gr tunelu wrzeszczc jak optany. Tanithijskie druyny zerway si z
podogi kanau mknc w lad za swym dowdc.
Caffran i Gades doczyli do szaleczej szary krzyczc chrapliwie, z broni opart
kolbami o biodra, rozchlapujc pod butami wod.
Corbec przeskoczy nad stert workw z piaskiem i zadga bagnetem dwch
prbujcych odblokowa karabin heretykw. Larkin przypad na jedno kolano, przyoy oko
do celownika optycznego snajperki i pocign czterokrotnie za spust zabijajc na miejscu
czwrk nadbiegajcych gdzie z gry obrocw.
Lawina laserowych wizek i boltowych pociskw spada z gry na Duchy powalajc
kilku z nich w brudn wod. Szarujcy gwardzici zderzyli si z kultystami w wskim
korytarzu maej luzy, pozwalajcym i obok siebie swobodnie zaledwie dwm
mczyznom. Ludzkie ciaa bryzgay krwi przestrzeliwane z przystawienia, bagnety i noe
ciy ubrania i minie. Corbec walczy w samym rodku mrocznego pieka. acuchowy
miecz pozbawi go maego palca lewej doni i rozharata rami. Przebi napastnika bagnetem,
ale straci swj karabin, kiedy przewracajcy si trup pocign bro za sob wyszarpujc
laser z rk pukownika. Duch wyszarpn z pokrowcw laserowy pistolet i srebrny tanithijski
n. Wszdzie wok ogarnici dzik gorczk ludzie zabijali i byli zabijani, toczc si w

ciasnej przestrzeni przypominajcej wypchany po brzegi wagonik miejskiej kolejki. Poziom


wody na posadzce ju unis si znaczco ku grze z powodu licznych cia zacielajcych dno
luzy.
Corbec strzeli midzy oczy biegncemu na niego kultycie i jednym pocigniciem noa
rozci czyje gardo.
- Za Tanith! Za Pierwszy, Jedyny i Ostatni! - wrzasn.
Oddalony od miejsca konfrontacji o jakie pidziesit krokw, Gaunt sysza wyranie
koszmarne odgosy morderczej walki w luzie. Spogldajc pod nogi dostrzeg w wietle
latarek, e pynca w d tunelu woda nabraa szkaratnego koloru.
Dziesi jardw dalej lea szeregowiec Gades, jeden z onierzy nalecych do druyny
Orchy. Chopak straci obie nogi po ciciu acuchowego ostrza, a leniwy strumie wody
ponis go w d tunelu.
- Medyk! Dorden! Do mnie! - krzykn Gaunt chwytajc za ubranie krztuszcego si
wod Tanithijczyka.
Gades podnis gow spogldajc szklistym wzrokiem na komisarza.
- Naprawd ostro tam, sir - powiedzia zaskakujco czystym i silnym gosem - Wszyscy
upakowani jak ryby w puszce. Duchy wyl wielu w zawiaty dzisiejszej nocy.
Zakaszla ponownie. Z jego ust popyna struka krwi. Umar.
Gaunt podnis si z kolan. Milo zawaha si w biegu, spogldajc z przeraeniem na
okaleczone ciao Gadesa.
- Graj! - krzykn Gaunt i odwrci si w stron nadbiegajcych w gr kanau
Tanithijczykw - Za mn! Za Imperatora i ku chwale Tanith!
Krzyczc i wyjc potpieczo, Duchy runy w gr tunelu, trjkami, prosto w
zadymion gardziel pieka.
Nieco wyej, w ciemnej strefie mierci, Rawne polizgn si na kauy krwi i omal nie
upad w wod. Klczcy obok Larkin posya strza za strzaem w ciemno skrywajc
wyszy poziom tunelu.
Corbec wypad znienacka spord kbw dymu, budzc przeraenie sw skpan w
ludzkiej krwi potn sylwetk.
- Ucieka! - sykn - Ucieka w d tunelu! Nadaj to do wszystkich!
- Co si dzieje? - wydysza Rawne.
- Co to za rumor? - zapyta zmieszany Larkin przykadajc ucho do kamiennej podogi Cay tunel wibruje!

- Woda - wyjani pospnie Corbec - Otworzyli miejskie luzy! Chc nas utopi!
Kultyci byli wszdzie.
Grupa sieranta Cluggana zdoaa wej do labiryntu miejskiej kanalizacji poprzez
cuchnce fekaliami zachodnie ujcia, ale nieprzyjaciel natychmiast zacz stawia zacieky
opr. Bya to cika walka, toczona krok po kroku, na odwane serca i ostre noe. Wskie
ciemne studzienki i kanay ciekowe rozwietlay wizki laserowego wiata, a karabinowe
pociski rykoszetoway z gwizdem od cian krzeszc snopy iskier.
- Co tu tak mierdzi? - jkn Forbin strzelajc z lasera w gb dusznego korytarzyka.
- A jak mylisz? Przecie to gwny odpyw kanalizacyjny - warkn Brodd, jednooki
gwardzista tu po pidziesitce - Pomyl, e innym trafia si czysta mia brama wodna.
- Stul gb! - sykn Cluggan i posa w gb tunelu seri wizek powalajc z ng trzech
napastnikw - Zapomnijcie o smrodzie. Zawsze robilimy brudn robot.
Z gbi tunelu odpowiedziaa im zdwojona kanonada. Forbin straci od postrzau rami, a
zaraz potem p czaszki.
Cluggan, Brodd i pozostali towarzyszcy im gwardzici nie przestawali strzela. Sierant
przesun wzrokiem po ciaach zabitych przez siebie heretykw. Byli to masywnie
zbudowani, ale zdeformowani mczyni w satynowych i biaych niegdy szatach, ktre teraz
przesiky zakrzep krwi ofiar. Przybyli zza tego wiata, nalec do ogromnego
kontyngentu Chaosu, ktry spad na Voltemand niczym plaga szaraczy i zniszczy tutejsz
populacj. W ich policzkach i na czoach widniay wycite runiczne insygnia Khorna. Mieli
dobry sprzt, karabiny laserowe i boltery, pancerze osobiste. Cluggan modli si w mylach
do sodkich, umarych bogw Tanithu, by komisarzowi wiodo si lepiej.
Duchy uciekay spod spienionej bramy, brnc poprzez wzburzone wody rzeki w kierunku
relatywnie bezpiecznych brzegw. Nieprzyjacielscy strzelcy usadowieni wysoko na blankach
zabijali Tanithijczykw caymi tuzinami, a martwe ciaa gwardzistw dryfoway nieruchomo
pord setek miotajcych si rozpaczliwie onierzy, niesionych silnym nurtem w d rzeki.
W komunikatorach panowa chaos krzyujcych si pyta i desperackich prb o
rozkazy. Pomimo wysokiego poziomu dyscypliny wodna lawina zamaa szyki ludzi Gaunta
zmieniajc ich w rozproszone gromady walczcych o ycie desperatw.
Przemoczony i wcieky, Gaunt kucn w niewielkiej jamie na brzegu rzeki jakie
osiemdziesit jardw od wodnej bramy. Byli z nim Caffran, Varl, kapral o nazwisku Meryn
oraz kilku innych gwardzistw.

Komisarz kl ustawicznie pod nosem. Z kultystami mg walczy... z Poeraczami


wiatw, demonami... z wszystkim. Mg stawi czoa kadej zamieszkujcej wszechwiat
bestii. Ale siedemdziesit tysicy litrw wody wytryskujcej z wylotu luzy pod ogromnym
cinieniem...
- Stracilimy co najmniej czterdziestu ludzi - owiadczy Varl cignc za konierz
munduru wci lecego czciowo w wodzie Caffrana. Mody szeregowiec krztusi si i
wymiotowa brudnym pynem.
- Zbierz potwierdzone informacje od dowdcw druyn! Nie interesuj mnie domysy! warkn Gaunt, po czym sprawdzi swj wasny komunikator. Urzdzenie wci dziaao Dowdcy druyn! Zdyscyplinowa transmisje radiowe! Zgasza status zespow! Corbec!
Rawne!
Zgiek ludzkich gosw przesta si miesza z trzaskiem radiowych szumw, z gonika
popyny bardziej skadne komunikaty.
- Corbec?
- Jestem na zachd od pana, sir. Na brzegu. Mam ze sob dziewidziesiciu chopakw.
- Jak wyglda sytuacja?
- Taktyczna? Moe pan zapomnie o bramie, sir. Kiedy si zorientowali, e nie
zatrzymaj nas w bezporedniej walce, wysadzili luzy w miecie. Tunel bdzie zatopiony
przez kilka godzin. Zanim caa woda wycieknie, zd ufortyfikowa jego wylot, moe nawet
rozstawi miny.
Gaunt zakl ponownie, przecign mokr doni po twarzy. Byli tak blisko i wszystko
stracili. Voltis wylizgno im si z rk.
- Sir? - zawoa Meryn. Kapral sucha czego w swoim komunikatorze - Kana
osiemdziesity. Podano haso.
- Co?! - Gaunt przyskoczy do niego, zmieni czstotliwo we wasnym module
cznoci.
- Podano haso dla Bkitnokrwistych. Grzmot - odpar zmieszany Meryn.
- Zlokalizuj rdo sygnau! - wrzasn rozwcieczony komisarz - Jeli kto zrobi sobie
dowcip, nie...
Nie zdy dokoczy groby.
Eksplozja bya tak gona, e niemal signa grnej skali dwiku syszalnego przez
czowieka. Fala uderzeniowa wzburzya powierzchni wody. Kilometr dalej ogromny
fragment miejskich murw wybrzuszy si, a potem odpad pozostawiajc w bazaltowej
fortyfikacji wielk wyrw.

Komunikatory oszalay zgiekiem szaleczych okrzykw radoci.


Gaunt gapi si z niedowierzaniem na wyom. Ponad wrzaskami Duchw dobieg go
szczliwy gos Corbeca.
- To Cluggan, sir! Stary obuz wlaz z chopakami do wielkiej cysterny sanitarnej w
obrbie murw i zostawi w niej wszystkie materiay wybuchowe. Wysadzi ten cholerny
mur!
- Chyba ma pan racj, pukowniku - powiedzia powoli Gaunt.
- Wiem, e mam racj - wpad mu w sowa Corbec - To Cluggan nada haso.
Przegralimy bitw o wodn bram, ale on wygra dla nas t wojn!
Komisarz usiad bezwolnie na brzegu, pograjc si po pier w cuchncej wodzie.
Wszdzie wok jego ludzie krzyczeli radonie i gwizdali.
Poczu ogarniajc cae ciao fal zmczenia i rozemia si ze szczcia.
Genera Sturm zjad niadanie o dziewitej. Adiutant poda mu tosty z ciemnego
pieczywa, jajecznic i kaw. Oficer czyta w trakcie posiku wanie otrzymane raporty, a
stojcy w kcie gabinetu radiokomunikator trzeszcza cigiem potwierdze weryfikujcych
nadsyane z orbity meldunki zwiadowcze.
- Dobre wieci - owiadczy Gilbear wchodzc do gabinetu z filiank kawy w jednej rce
i elektronicznym notesem w drugiej - Mwic szczerze, idealne. Paska strategia cakowicie
si powioda. Banda Gaunta wesza do Voltis, zrobia tam wyom. Nasze oddziay uderzyy
natychmiast po nich. Pukownik Maglin twierdzi, e miasto zostanie oczyszczone z resztek
nieprzyjaciela do zapadnicia zmierzchu.
Sturm wytar serwetk usta.
- Wysa gratulacje i podzikowania dla Maglina oraz bandy Gaunta. Gdzie oni teraz s?
Gilbear zerkn na ekran notesu biorc jednoczenie z talerza jeden z tostw.
- Wycofuj si z powrotem na skrzyowanie Pavis wzdu wschodniej ciany Doliny
Bokore.
Sturm sign po swoje srebrne wietlne piro i zacz pisa co w notesie.
- Wiksza cz naszej roboty tutaj zostaa ukoczona, w gwnej mierze dziki
Gauntowi - wyjani swemu adiutantowi genera - Teraz mu za to podzikujemy. Zakoduj te
rozkazy i wylij je do dowdcy ketzokaskich haubic na skrzyowaniu Pavis, natychmiast.
Gilbear odebra z rk generaa notes.
- Myl... - zacz.
Sturm spojrza na niego gniewnie.

- Niebezpieczni kultyci prbuj zbiec z fortecy poprzez wschodni cz Doliny Bokore,


wiesz przecie o tym. Czytae przed chwil raport zgaszajcy tak moliwo, prawda?
- Czytaem, sir - wyszczerzy zby Gilbear.
Pukownik Ortiz wyrwa suchawk z doni swego radiooperatora i zacz do niej mwi
podniesionym gosem.
- Tu Ortiz! Tak! Wiem, ale chc natychmiast potwierdzi otrzymane przed chwil
rozkazy! Rozumiem, ale... Nie dbam o to! Nie, ja... Prosz mnie wysucha! Generale! Tak...
rozumiem. Rozumiem, sir. Nie, sir. Nawet przez chwil. Oczywicie, ku chwale Imperatora.
Ortiz out.
Opar si plecami o metalow burt swego Basiliska.
- Przygotujcie baterie do otwarcia ognia - powiedzia patrzcym na niego pytajco
oficerom - Przygotujcie je, w imi Imperatora.
Haubice milczay od dziesiciu godzin. Ortiz modli si w mylach, by ju nigdy nie
musia sysze ich huku ponownie. Blade wiato poranka rozjanio lini horyzontu. Daleko
w gbi doliny oraz w obozie Bkitnokrwistych rozpoczynay si wanie kolejne zwyciskie
uroczystoci.
Doranz doskoczy do dowdcy jednostki i pocign go za rami.
- Niech pan spojrzy, sir! - wymamrota - Niech pan spojrzy!
W gr Drogi Metis pili si jacy ludzie, saniajcy si na nogach, zmczeni i brudni,
wlokcy za sob ciaa zabitych i rannych. Tworzyli budzc ao kolumn znikajc pord
oparw porannych mgie.
- Na Jego miosierdzie... - jkn Ortiz. Wszdzie wok przeraeni kanonierzy
zeskakiwali z Basiliskw biegnc w kierunku zakrwawionych przybyszy, odbierajc od nich
rannych, wspierajc lub tylko gapic si w bezbrzenym niedowierzaniu.
Ortiz ruszy wolno przed siebie. Dostrzeg czarny uniform komisarza, podarty i
poszarpany. Gaunt podtrzymywa na nogach modego Ducha, ktrego gowa nika pod
przesiknitymi krwi bandaami.
Przystan tu przed Ortizem i pozwoli sanitariuszom odebra rannego gwardzist.
- Ja... - zacz ketzokaski pukownik.
Gaunt znokautowa go jednym ciosem pici.
- Jest tutaj - owiadczy z niepewnym umieszkiem Gilbear. Sturm wsta z fotela i

poprawi swj mundur.


- Wpuci go do rodka - poleci.
Pukownik-komisarz Ibram Gaunt wszed do gabinetu i zatrzyma si w miejscu mierzc
byszczcymi niebezpiecznie oczyma Sturma i jego adiutanta.
- Gaunt! - odezwa si Sturm - Otworzye drog dla Krlewskiego Volpone! Pikna
akcja! Syszaem, e Chanthar zastrzeli si osobicie z termicznego karabinu - genera urwa
na chwil i postuka palcami w grzbiet lecego na biurku notesu - A potem ten nieszczsny
incydent z... jak on si nazywa?
- Ortega, sir - podpowiedzia Gilbear.
- Ortiz - poprawi go Gaunt.
- Z tym Ketzokaczykiem. Uderzye sojuszniczego oficera. To by akt nieuzasadnionej
agresji, dobrze o tym wiesz. Takie zachowania nie bd w tej armii tolerowane, nic z tego,
mj panie.
Gaunt odetchn gboko.
- Znajc nasze pozycje i zgoszon wczeniej tras odwrotu jednostka artylerii
ostrzeliwaa wschodni cz Doliny Bokore przez sze godzin. Fenomen ten zwany jest
czasami przyjacielskim ostrzaem, ale kiedy czowiek znajduje si w strefie ognia nie majc
adnej osony poza maymi kamieniami, termin przyjacielski brzmi wyjtkowo perfidnie.
Straciem prawie trzystu ludzi, dalszych dwustu jest rannych. Wrd zabitych znalaz si
sierant Cluggan, czowiek, ktry prowadzi drug grup szturmow i ktry otworzy dla was
miasto.
- Przykro mi z tego powodu - owiadczy Sturm - ale musisz si nauczy akceptowa
takie straty. To wojna - uderzy palcami w notes - A teraz wrmy do sprawy tego incydentu.
Dyscyplina, hierarchia i pozostae kwestie regulaminowe. Mam zwizane rce. Zostaniesz
postawiony przed sdem wojennym.
Gaunt nawet nie mrugn okiem.
- Jeli chcesz mnie rozstrzela, zrb to teraz. Uderzyem Ortiza w porywie gniewu. Po
duszym namyle pojem, e on tylko wykonywa rozkazy. Zbrodnicze rozkazy nadesane
ze sztabu - Posuchaj no tylko, ty... - Gilbear postpi krok w kierunku komisarza.
- Mam ci zademonstrowa to, co zrobiem z Ortizem? - wycedzi przez zby Gaunt.
- Zamilczcie obaj! - warkn Sturm - Komisarzu Gaunt... komisarzu-pukowniku...
Traktuj bardzo powanie swoje obowizki, a jednym z nich jest dbanie o odpowiedni
poziom dyscypliny w szeregach marszaka wojny Macarotha, poprzez niego za w caej armii
naszego ukochanego Imperatora. Imperialna Gwardia oparta jest na cile okrelonych

zasadach szacunku, autorytetu, niekwestionowanej lojalnoci i bezwzgldnego posuszestwa.


Kade odstpstwo od tych zasad, nawet w przypadku oficera o tak wysokiej randze, bdzie...
co to za haas, do diaba?!
Genera przyskoczy do okna i otworzy ze zdumienia usta. Jaki Basilisk wjeda
wanie na dziedziniec. Z jego przedniego pancerza zwisay szcztki zewntrznej bramy
rezydencji, a gdaczce ptactwo i przeraeni Bkitnokrwici pospou pierzchali na wszystkie
strony przed ryczcym pojazdem. Haubica zahamowaa przed wejciem do skrzyda posesji
zajmowanego przez volposki sztab, a jej kierowca nie odmwi sobie okazji do
zdemolowania w trakcie tego manewru stylowej fontanny.
Dobrze zbudowany mczyzna w mundurze mij z naszywkami pukownika zeskoczy z
Basiliska i pomaszerowa szybkim krokiem w stron drzwi wejciowych. Mia zacit i
ponur twarz, ozdobion wielkim siniakiem pod lewym okiem. Drzwi trzasny z wielkim
hukiem. Gdzie na dole rozlegy si podniesione gosy, popieszny tupot butw. Trzasny
kolejne drzwi.
Kilka chwil pniej volposki adiutant wpad do gabinetu ciskajc w rkach
elektroniczny notes.
- Pukownik Ortiz wanie przywiz raport z opisem incydentu. Bardzo nalega, aby
przeczyta go pan natychmiast, sir.
Gilbear wyrwa urzdzenie z rk adiutanta i przesun wzrokiem po jego zawartoci.
- Pukownik Ortiz yczy sobie, by wszyscy przyjli do wiadomoci, e zosta zraniony
uderzeniem oporopowrotnika swojego dziaa podczas prowadzenia naway artyleryjskiej Gilbear spojrza na Sturma z nerwowym grymasem - To znaczy...
- Wiem, co to znaczy! - sarkn genera i spojrza na Gaunta.
Komisarz odpowiedzia mu nienawistnym wzrokiem.
- Sdz, e powinien pan jedno wiedzie - powiedzia powoli dowdca Duchw Czasami zdarza si, e w pozbawionych dokadnej kontroli strefach frontowych dochodzi do
tajemniczych mierci nawet wysoko postawionych oficerw, a przyczyny ich zgonw bardzo
atwo zamaskowa w wojennym rozgardiaszu. Powinien pan dobrze to zapamita, generale.
Sturm straci na moment mow. Zanim zdy wyjka formu pozwalajc Gauntowi
odej, komisarza ju w pokoju nie byo.
- Och, na fetha, zagraj co milszego - burkn siedzcy na swoim ku Corbec prostujc i
zginajc palce zabandaowanej doni. Wci odnosi wraenie, e jego odcity palec znajduje

si na swym miejscu.
Lecy na pryczy poniej Milo Brin cisn worek instrumentu wydzierajc z jego
wntrza przecigy aosny jk, ktry rozszed si po rozlegej adowni staroytnego
wojskowego liniowca. Guchy pomruk podprzestrzennych silnikw wtopi si w dwiki dud.
- A co z... Marszem Euana Farlowa? - zapyta chopiec.
Corbec umiechn si syszc t propozycj i wspominajc noce, kiedy dwiki
wspomnianej piosenki towarzyszyy jego wizytom w knajpach Tanith Magna.
- Bardzo dobry pomys - owiadczy.
Skoczna muzyka popyna przez adownie, pomidzy pitrowymi kami, stertami
ekwipunku, poprzez grupki ludzi grajcych w karty, palcych papierosy, rozmawiajcych
pgosem, picych lub samotnie wpatrujcych si w fotografie kobiet i dzieci, ktre ju nie
yy, prbujcych ukry spywajce po policzkach zy.
Pogwizdujcy Corbec wyjrza z pryczy syszc zbliajce si kroki, po czym zeskoczy na
podog widzc Gaunta. Komisarz mia na sobie ten sam strj, co w trakcie pierwszego
spotkania pidziesit dni temu: podkoszulek, bryczesy i skrzane buty.
- Sir - chrzkn zmieszany wizyt Corbec.
Milo zafaszowa na chwil, ale Gaunt umiechn si i machn mu doni nakazujc
gra dalej.
- Graj, chopcze. Dobrze sysze te twoje piosenki - komisarz przysiad na skraju ka
Brina i spojrza na Corbeca.
- Voltemand zapisano na konto Bkitnokrwistych - poinformowa swego zastpc Poniewa to oni oczycili miasto. Sturm umieci pochway pod naszym adresem w raporcie
kocowym, ale to nie da nam nowego wiata.
- A niech ich feth zere - splun Corbec.
- Bd inne bitwy. Nimi trzeba si pociesza.
- Tak te robi, sir - umiechn si Corbec.
Gaunt otworzy przyniesiony ze sob plecak, wyj z niego p tuzina butelek sacry.
- W imi wszystkiego, co dobre i wite! - zachysn si Duch - Skd...
- Jestem imperialnym komisarzem - odpar Gaunt - Mam pewne dojcia. Znajd si tutaj
jakie szklanki?
Zadowolony Corbec wyj komplet szklanek ze swojego plecaka.
- Zawoaj Bragga, wiem, e to lubi - poleci Gaunt - Varla i Meryna. Szalonego Larkina.
Sutha. Modego Caffrana... do diaba, czemu nie i majora Rawne? I jedna szklanka dla
chopca. Jest do do podziau. Wystarczy dla wszystkich - komisarz pomacha zapraszajco

rk w stron trzech niespokojnych oficerw marynarki pchajcych przez adowni jaki


wzek.
- Jaki toast wzniesiemy? - spyta Corbec.
- Za sieranta Cluggana i jego chopcw. Za zwycistwo. I za zwycistwa, ktre dopiero
nadejd.
- I za zemst - doda cicho Milo odkadajc swoje dudy na ko.
- Tak, za zemst te - skin gow komisarz.
- Wiecie, mam co, co wietnie bdzie pasowa do tego szlachetnego trunku - owiadczy
Corbec przeszukujc kieszenie - Wyborne cygara...
Urwa w p sowa. Wyjte z kieszonki cygara nie przypominay ju uywki, byy
pomite, zniszczone wilgoci.
Corbec przewrci oczami i westchn melancholijnie budzc powszechn wesoo
zebranych wok mczyzn.
- C - wzruszy ramionami - Z palenia nic chyba nie bdzie.

Monthax
Stado wielkich ptakw przeleciao ponad lini fortyfikacji kierujc si na zachd, ich
biae pira majaczyy na tle zapadajcego szybko zmroku. W podmokych chaszczach
dzienne insekty milky ustpujc pola owadom aktywnym noc, mom i innym stworzeniom
latajcym wok lamp, opoczcym cichutko swymi mikkimi skrzydekami. W powietrzu
niosy si pokrzykiwania i gwizdy drapienikw przemierzajcych mokrada. Odlega
artyleria nieprzyjaciela umilka.
Gaunt powrci do swojego punktu dowodzenia w chwili, gdy zapaliy si niewielkie,
otoczone metalow siatk lampy, osonite od gry i bokw w taki sposb, by owietlay
jedynie przestrze pod sob. Nie byo takiej potrzeby, by czyni z bazy celu treningowego dla
artylerii wroga. my wielkoci dziecicych pistek uwijay si wok lamp tukc w ich
osony z cichym stukotem.
Gaunt spojrza po raz ostatni na baz, rozpoznajc jej kontury wycznie po palcych si
tu i wdzie lampach. Westchn i wszed do rodka swojego habitatu.
Punkt dowodzenia by poduny i niski, o dachu zbudowanym z grubych
galwanizowanych pyt i cianach z podwjnych paneli. Podoga bya wyoona klepkami
wyciosanymi ze wieo citych miejscowych drzew i wci pachniaa dranicym nozdrza
rodkiem impregnujcym. Osony na oknach byy do poowy podniesione, a chronice je
siateczki zapychaa gruba warstwa prbujcych dosta si do rodka insektw.
Ekwipunek Gaunta i jego baga osobisty rozstawiono na drewnianych stojakach. Przez
pierwsze dwa dni bagae ustawiono wprost na pododze i dopiero po tym czasie kto
zorientowa si, e oprcz podnoszcego si okresowo poziomu wd gruntowych bardzo
niemie dla ubra s rwnie wypezajce nie wiadomo skd mae gsienice.
Komisarz zaoy swj paszcz na druciany wieszak, ktry zaczepi nastpnie na
metalowym prcie biegncym pod sufitem. Oddychajc ciko rozoy skadane krzeseko i
usiad na nim z ulg. Na wprost siebie widzia ustawiony na drewnianej podstawce terminal,
radiokomunikator i ekran cznoci wizualnej. Tech-kapan spdzi w pokoju godzin
piewajc cierpliwie nad pobogosawionymi machinami. Wszystkie tkwiy wci w
otwartych czciowo metalowych skrzynkach chronicych je przed przypadkowym zalaniem,
a grube kable zasilajce wiy si ku grze a pod sufit, gdzie biegy przytwierdzone solidnie

wtyczkami do niewielkiego otworu w cianie, na zewntrz za w kierunku odlegego


generatora prdu. Na panelach kontrolnych urzdze migotay kolorowe diody. Komunikator
sycza cicho monitorujc pasma nieuywanych czstotliwoci.
Gaunt pochyli si nad terminalem studiujc najnowsze raporty nadesane z wiszcej na
orbicie floty i pozostaych jednostek Gwardii. Cigi zakodowanych runicznych przekazw
paliy si sabym wiatem na powierzchni ekranu.
Milo wszed bezszelestnie z przedpokoju i poda swemu przeoonemu metalowy kubek.
Gaunt przyj naczynie z autentyczn przyjemnoci, dzikujc za nie skinieniem gowy i
cieszc palce chodnym dotykiem metalu.
- Tech-kapani znw wczyli przed chwil chodziarki - owiadczy Milo - Na kilka
minut. To tylko woda, ale przynajmniej jest zimna.
Gaunt kiwn raz jeszcze gow i upi nieco pynu. Woda miaa metaliczny ostry posmak,
ale faktycznie bya zimna.
Na zewntrz rozlego si stuknicie buta o jeden ze schodkw, a zaraz potem ciche
puknicie w drzwi. Komisarz umiechn si pod nosem. Uderzenie butem byo zamierzone,
wykonane w przemylany sposb - miao uprzedzi o obecnoci czowieka, ktry nie
powodowa sw osob adnego dwiku, jeli sobie tego nie yczy.
- Wejd, Mkoll - powiedzia Gaunt.
Sierant wszed do rodka, na jego twarzy malowa si lekki grymas zdziwienia, e kto
odkry tak szybko jego tosamo.
- Raporty patroli, sir - owiadczy stojc w progu.
Gaunt poprosi go gestem rki o zajcie miejsca. Uniform i paszcz sieranta umazane
byy wilgotnym botem. Cienka warstewka brudu pokrywaa wszystko, nawet jego twarz jedynie laser by niewiarygodnie wrcz czysty i lnicy.
- Sucham.
- Ich pozycje s wci bardzo daleko - owiadczy Mkoll - za lini ofensywn Alfa R.
Wystawili kilka wysunitych czujek.
- Jakie kopoty?
Niski, ale dobrze zbudowany mczyzna skrzywi si dajc do zrozumienia, e nie warto
si na ten temat wypowiada.
- Nic, z czym bymy sobie nie poradzili.
- Zawsze doceniaem twoj skromno - owiadczy Gaunt - ale tym razem poprosz o
bardziej szczegowe informacje.
Mkoll podrapa si po nosie.

- Zdjlimy szeciu ich zwiadowcw na zachodnich bagnach. adnych strat po naszej


stronie.
Gaunt skin z aprobat gow. Lubi Mkolla, najlepszego tanithijskiego zwiadowc.
Suc w regimencie zoonym z dowiadczonych tropicieli i infiltratorw, Mkoll znaczco
si spord nich wyrnia. Pracujc na Tanith w roli lenika, posiad umiejtnoci skrytego
dziaania, ktre wielokrotnie przyniosy ju wymierne korzyci Duchom. By duchem pord
duchw, a przy tym wrcz ujmowa sw skromnoci. Nigdy si nie skary, a wiadomo byo,
e miaby wicej pretekstw do skarg i ualania si ni inni Tanithijczycy. Gaunt wycign
w stron sieranta kubek.
- Dzikuj, sir, nie skorzystam - odpar Mkoll spogldajc na swoje brudne donie.
- To zimna woda - owiadczy komisarz.
- Domylam si, sir. Mimo to, dzikuj.
Gaunt wzruszy ramionami i upi nieco pynu.
- A wic wci pozostaj na dotychczasowych pozycjach?
- Tak. Zauwaylimy... nie jestem pewien, co to takiego, najpewniej jakie stare ruiny Mkoll podszed do duej ciennej mapy i wskaza na niej jaki punkt. - Gdzie tutaj, tyle tylko
mog powiedzie. Moe to nic istotnego, ale chciabym przyjrze si tamtej okolicy w trakcie
porannego rozpoznania.
- Nieprzyjacielskie pozycje?
- Nie, sir. Co... co jest tam od bardzo dawna.
- Masz racj, zasuguje na rzut okiem. Sprawd to rano - zgodzi si Gaunt.
- Czy to wszystko, sir?
- Tak. Moesz odej, Mkoll.
- Nie potrafi si nadziwi talentowi tego czowieka - powiedzia do Mila komisarz, kiedy
sierant wyszed z habitatu - To najcichszy ze znanych mi kiedykolwiek ludzi.
- On tym wanie jest, nieprawda?
- Czym?
- Cisz.

III - Dwik i furia.


Wszdzie wok szumiay drzewa, jakby tym dwikiem cay wiat chcia przytoczy
zmysy nasuchujcego czujnie czowieka. Mkoll lea na brzuchu pord gstych zaroli,
prbujc wychwyci niepokojce odgosy w piewie lasu. Zarola i drzewa rosy bujnie w tej
czci Ramilliesa 26843, krzewic si na yznych wulkanicznych wzgrzach. Niektre z
krzakw sigay trzykrotnego wzrostu czowieka, a na ich gaziach bielao mrowie
wygldajcych jak nieg kwiatw. Ten widok przypomina Mkollowi drzewa nal w domu,
gdy dom ten jeszcze istnia, miejsce, gdzie zim polowa pord wiecznie zielonych iglakw.
Mrz cina ich gazie inkrustujc igy krysztakami lodu, dwiczcymi pod wpywem
dotkni wiatru.
Otacza go szum koysanych wiatrem drzew i unoszcy si w powietrzu drobny py,
przylegajcy szczelnie do skry i drapicy nieprzyjemnie gardo. Soneczne promienie byy
niezwykle jasne. Spaday z nieskazitelnie lazurowego nieba tworzc siateczk wietlnych
smug przecinajcych lene poszycie - szachownic wiata i cieni pord gstych zaroli.
Przekrad si jakie dwadziecia metrw do przodu, znikajc w mroku rzucanym przez
wielki pie martwego drzewa. Nogawice munduru owin wczeniej metalow siateczk
chronic tkanin przed podarciem ostrymi kolcami. Trzymany w rkach laser przyciska do
piersi chronic go przed pyem, ale w regularnych odstpach czasu, nie duszych ni dziesi
minut, kontrolowa wszystkie ruchome elementy broni i usuwa z niej warstw pyu,
kawakw cierni i innych mieci, ktre nieustannie zbieray si na obudowie karabinu.
Seria cichych trzaskw osadzia go w miejscu, zastyg w bezruchu z broni ciskan w
suchych silnych palcach. Co przemieszczao si przez krzaki po jego lewej stronie,
nastpujc od czasu do czasu na pojedyncze gazki i ciernie.
rdo owych dwikw poruszao si niezwykle cicho i wprawnie, ale dla czujnych uszu
Mkolla ostrono taka nie stanowia znaczenia, obiekt rwnie dobrze mg maszerowa bez
dbania o dyskrecj.
Mkoll wyj z pochwy swj n, dugie srebrne ostrze pokryte warstewk popiou.
Wsun si gbiej w cierniste chaszcze i przywar plecami do grubego pnia. Dwa kroki,
jeden. Skoczy do przodu, w ostatniej chwili zmieniajc tor lotu ostrza. Szeregowiec Dewr
krzykn i run na twarz, prosto pomidzy suche gazki, amic je ciarem swego ciaa.

Sekund pniej Mkoll siedzia ju na jego plecach przyciskajc n do karku zwiadowcy.


- Na witego fetha! Moge mnie zabi - zadygota Dewr.
- Mogem - odpar beznamitnym szeptem Mkoll. Puci szeregowca i odtoczy si na bok
pozwalajc mu wsta - Mg ci te zabi kady inny w okolicy, tak haasowae.
- Ja... - Dewr natychmiast zniy gos - Jestemy sami?
Mkoll nie odpowiedzia. Istniao ryzyko, e jaki niepodany wiadek usysza okrzyk
zaskoczenia Dewra - Niczego nie zauwayem - burkn Dewr wycigajc spod skry ciernie,
ktre wbiy mu si w ciao podczas szamotaniny z sierantem.
Mkoll rozglda si wok z podniesion broni.
- Czego si uczye na treningu podstawowym? - sykn z wyrzutem - Ty chcesz nalee
do zwiadowcw?
Dewr nic nie odpowiedzia. Wszyscy zwiadowcy znali doskonale wygrowane
wymagania sieranta i wiedzieli, e nikt jeszcze nie zdoa im sprosta. W gbi serca Dewr
poczu zo i rozczarowanie. Bdc myliwym z poudniowych okolic Tanith Attica zosta
wysoko oceniony podczas podstawowego treningu. To przecie dlatego przydzielono go do
oddziau zwiadowcw! A ten stary sukinsyn ustawicznie robi z niego gupka, niezdarnego
gupka!
Ignorujc mordercze spojrzenie szeregowca Mkoll machn doni nakazujc zejcie w
d poronitego kolczastymi krzewami zbocza.
Tanithijczycy przybyli na Ramilliesa dwa tygodnie temu, tu po zakoczeniu regularnych
dziaa wojskowych. Zakonnicy Adeptus Astartes oczycili i zabezpieczyli cztery twierdze
nieprzyjaciela likwidujc obecno Chaosu na powierzchni planety. Duchy rozbiy obz na
rwninach opodal jednej z poncych fortec obserwujc z oddalenia Kosmicznych Marines potne sylwetki krce pord dymw niczym mityczne olbrzymy, znoszce zwoki
heretykw na wielkie stosy pogrzebowe. Powietrze byo gste od swdu palonych cia.
Niewielkie grupki nieprzyjaciela zbiegy w gsto zalesiony obszar na pnocy.
Zagroenie z ich strony byo zbyt niskie, by dumni Kosmiczni Marines tracili czas na
eksterminacj ostatnich gniazd oporu. Komisarz otrzyma zadanie wytropienia i zniszczenia
tych heretyckich niedobitkw. Duchy ruszyy w pasma niskich, gsto poronitych wzgrz,
by odnale enklawy wroga. Pocztkowo odniesiono kilka sukcesw: kryjwki kultystw,
niektre z nich niele ufortyfikowane i zaciekle bronione, zostay pomylnie zlikwidowane.
Pniej, po tygodniu, dotarli w wysze partie gr, gdzie ciernista rolinno tworzya
prawdziw opuszcz. Mkoll planowa kadego dnia kolejne strefy patroli, wysyajc
dwudziestk zwiadowcw coraz gbiej w gsto zalesione bezdroa. Przeczesywali starannie

kady przydzielony kwadrat sygnalizujc gwnym siom Duchw ustawiczny brak kontaktu.
By moe czuli si znudzeni, popadli w rutyn. Major Rawne twierdzi, e ostatni punkt
oporu heretykw zosta zlikwidowany i dalsze poszukiwania nieprzyjaciela na pustkowiach
wyyn s ju tylko marnotrawstwem czasu. Komisarz upiera si przy dokadnym
wypenieniu powierzonych mu obowizkw, ale i on nie wierzy w dalszy sens misji,
okazujc zwtpienie rozkazami podwojenia patrolowanego jednorazowo obszaru. Jeszcze
kilka dni i koczymy robot, powiedzia Mkollowi.
Tego dnia, w wietrzny zimny poranek wypeniony szelestem iglastych gazek,
zwiadowcy weszli jeszcze gbiej w bezludne pasy wzgrz, rozpraszajc si szeroko. Od
dwch patroli nie nawizano kontaktu z adn yw istot. Mkoll domyla si, e mniej
dowiadczeni onierze jak Dewr ulegali bez wikszych oporw rutynie.
Sierant dostrzega jednak rzeczy, ktre budziy jego niepokj i determinacj. Dowody,
ktrymi podpiera si w rozmowach z Gauntem, kiedy prosi o dodatkowe dni na
poszukiwania: wydeptane szlaki w poszyciu, poamane drzewa, pozornie chaotyczne tropy.
Co wci jeszcze tutaj byo.
Gwardzici przecili dno niewielkiej doliny i zaczli wspina si jej ocienionym
zboczem, pomidzy gstymi ciernistymi krzewami. Co kilkanacie krokw Dewr ama z
trzaskiem jaki kolec albo trca butem kamyk, zoszczc si w mylach i upominajc samego
siebie.
Bardzo chcia pokaza Mkollowi, e nie jest niezdar. I nie mia najmniejszego pojcia,
jakim cudem sierant potrafi przemieszcza si poprzez gszcz nie wydajc adnych
odgosw, jakby pyn w powietrzu.
Cierniste krzaki posykiway charakterystycznie koysane wiatrem.
Mkoll przystan w miejscu, by wyj z kieszeni niewielk skadan map i zlokalizowa
sw pozycj w oparciu o kompas i pooenie soca na niebie. W cigu kwadransa trasa
patrolu miaa przeci si z tras drugiej pary zwiadowcw, Rafela i Waeda, idcej w
przeciwn do Mkola stron.
Mkoll podnis raptownie do i Dewr znieruchomia w p kroku. Dwa wycignite w
gr palce sieranta nakazyway ubezpieczenie, tote Duch natychmiast wlizgn si za
przechylony pie drzewa ciskajc w doniach laser. Na komorze broni bya warstewka pyu,
star j popiesznie, przetar te palcami oczy. Przyoy kolb broni do ramienia i zacz
omiata luf otoczenie zerkajc jednoczenie w kierunku sieranta.
Mkoll przyklkn kilka metrw dalej odnajdujc kolejny wydeptany w krzewach szlak.
Trakt by szeroki na trzech mczyzn, usany wydartymi z korzeniami kpami chaszczy.

Mkoll dotkn czubkami palcw jeden z wilgotnych krzeww. Najwiksza odyga miaa
grubo mskiego uda i bya tak twarda, e sierant z trudem by sobie z ni poradzi nawet z
siekier w rku. Tanithijczyk przyjrza si uwanie ziemi. lady byy gbokie i wielkie,
przypominay odciski stp jakiego olbrzyma. Wydeptany szlak wi si w obie strony i nikn
w lenej gstwinie. Mkoll dwign trzy palce i machn nimi krtko. Dewr podbieg do
towarzysza.
Modszy mczyzna zmierzy wzrokiem lady i otworzy usta, by zada jakie pytanie,
ale spojrzenie Mkolla natychmiast go uciszyo. Wok sycha byo tylko dwik koysanych
wiatrem gazek. Dewr przyklkn i spojrza uwaniej na trakt. Co... kto... duy,
poruszajcy si na olep. Palce zwiadowcy dotkny jakiego ksztatu zarytego niemal
cakowicie w mikk ziemi, wycigny obiekt na powierzchni. By to kawaek
sczerniaego metalu, fragment piercienia prawdopodobnie tak duego jak zacinita mska
pi. Dewr poda znalezisko Mkollowi. Sierant obejrza je z wyranym zainteresowaniem,
po czym schowa do kieszeni na udzie. Dewr dostrzeg skierowane pod swoim adresem
skinicie aprobaty i poczu w tym krtkim momencie dum, jakiej jeszcze nigdy wczeniej
nie byo mu dane zazna.
Ruszyli w lad za twrc szlaku, odgadujc kierunek jego marszruty na podstawie
uoenia wyrwanych rolin. Po szedziesiciu metrach lady skrcay raptownie w gr
wzniesienia, w gb masywu. Mkoll przystan ponownie, by wytrze zabrudzone elementy
karabinu.
Przeraliwy krzyk rozdar powietrze niczym ostrze tanithijskiego noa. Obaj mczyni
zamarli w bezruchu. Krzyk urwa si raptownie, ale wiedzieli ju, e nalea do istoty
ludzkiej. Mkoll ruszy bezgonie w kierunku rda nieoczekiwanego dwiku, Dewr
pody za dowdc prbujc dotrzyma mu kroku i nie narobi jednoczenie haasu.
Zboczyli z traktu wchodzc w gste poszycie lasu. Otaczajca ich rolinno ulega subtelnej
zmianie. Na zboczu wysokiego wzniesienia rosy liczne kaktusy najeone dugimi igami.
Byy ich setki: niektre sigay wysokoci kolan czowieka, inne znacznie wykraczay poza
wzrost zwykego miertelnika tworzc istny las naturalnych ostrzy.
Rozleg si kolejny krzyk, tym razem sabszy, przywodzcy na myl czowieka
budzcego si z sennego koszmaru i stwierdzajcego, e to tylko zy sen. Zaraz potem
zwiadowcy usyszeli co jeszcze: dziwaczny odgos gonego spluwania, do zudzenia
przypominajcy dwik wypluwanej z ust pestki.
Pord kaktusw znaleli skurczone ciao Rafela. Struga wsikajcej w ziemi krwi
znaczya miejsce, w ktrym Duch upad i skd si prbowa odczoga. Ponad tuzin igie

przeszywa jego zwoki, niektre z nich miay dobr stop dugoci. Jedna wbia si prosto w
oko onierza wnikajc w mzg. Przeraony Dewr prbowa co powiedzie, ale Mkoll
byskawicznie zasoni mu usta doni. Sierant wskaza modszemu towarzyszowi najblisz
kp kaktusw, ktrej bulwiaste odygi pozbawione byy kolcw. Zamiast igie w skrze
kaktusw widniay okrge otworki pokryte sczcym si leniwie sokiem.
- Pytam ponownie, szeregowy Rafel! Jaka jest twoja pozycja? - zatrzeszcza komunikator
zabitego. Mkoll skoczy do przodu i obali swym ciaem Dewra odtrcajc go w stron
przeciwn do trupa. Trzy najbliej rosnce kaktusy poruszyy si w tym samym momencie
spazmatycznie i sypny igami. Kolce pokryy ciao Rafela niczym strzay.
Jedna iga przebia ydk Dewra. Duch zagryz wargi powstrzymujc jk blu. Zraniona
noga natychmiast zacza drtwie. Mkoll podczoga si do towarzysza. Dewr wskaza doni
ran, ale sierant zignorowa jego obraenia sigajc do swego komunikatora. Wyczy
urzdzenie, po czym to samo zrobi z mikrofonem Dewra.
Dopiero wtedy pozwoli sobie na ogldziny rany. Posugujc si noem odci materia ze
spodni onierza na wysokoci ydki luzujc w ten sposb fragment kolczego nakolannika.
Iga przesza dokadnie przez rodek jednego z oczek siateczki. Sierant wetkn rkoje
noa w usta Dewra. Gwardzista zagryz na trzonku zby, a wtedy Mkoll pocign za kolec.
Z rany pocieka odrobina krwi. Niedobrze. Krew zmieszana bya z t wydzielin, ktra
sugerowaa dziaanie trucizny. Na szczcie dla modego Ducha naruszony zosta jedynie
misie, gdy sia trafienia moga z atwoci strzaska jego ko piszczelow.
Dewr gryz trzonek noa przez dusz chwil. Kiedy bl zela, mczyzna otworzy
usta i bro zsuna si po jego policzku na ziemi. Mkoll podnis si na nogi. Potrzebowa
zestawu medycznego Rafela, by zaoy Dewrowi opatrunek. Samemu Rafelowi nie mona
ju byo pomc. Sierant odwrci si w stron trupa i jaki cier trzasn pod butem
zwiadowcy - efekt chwili nieuwagi spowodowanej trosk o towarzysza. Najbliszy kaktus
wyczu fal dwikow i wystrzeli ig. Kolec trafi w kolb karabinu Mkolla i przebi go na
wylot, czubkiem opierajc si o brzuch mczyzny.
Zastygy w bezruchu sierant wypuci po chwili wstrzymywany oddech i wyj ig z
kolby broni. Klkajc przy ciele Rafela Duch odszuka jego niewielki pakiet medyczny,
przybity do brzucha martwego zwiadowcy jedn z morderczych igie. Stawiajc ostronie
stopy powrci do Dewra i obandaowa ran towarzysza.
Gowa Dewra zacza koysa si lekko, wiat porusza si przed jego oczami. Byo to
dziwnie relaksujce wraenie, poczucie umykajcych w gb umysu trosk i zmartwie.
Zraniona noga drtwiaa na odcinku pomidzy ydk i udem, ale nie sprawiaa ju wikszego

blu.
Mkoll dostrzeg zamglony mtny wyraz oczu Dewra i bezceremonialnie wepchn w usta
zwiadowcy kolejny kawaek bandaa. Znajdujcy si w delirium czowiek nie ma pojcia o
haasie jaki niewiadomie czyni.
Sierant wanie przymierza si do zarzucenia rannego gwardzisty na rami, kiedy do
jego uszu dobieg inny dwik. Z pocztku odlegy, kojarzy si z darciem i amaniem,
towarzyszyy mu nieustajce odgosy kaktusowej kanonady. Co si zbliao, zaalarmowane
przedmiertnym krzykiem Rafela. Co gigantycznego.
Kiedy rdo haasu wpado na przecink, wszystkie okoliczne kaktusy sypny w jego
stron igami. Kolce odbijay si od metalowych koczyn i korpusu. Mkoll przykry swym
ciaem Dewra, lec pasko tu pod migajcymi w powietrzu strzakami.
Dreadnought Chaosu zatrzyma si w miejscu na swych hydraulicznych koczynach,
siowniki

syczay cicho.

powietrzu

unosi

si

gorcy zapach

spalenizny i

elektromagnetyczne wyadowania, ktre sprawiay, e woski na karku Mkolla uniosy si


niemal natychmiast w gr. Machina miaa cztery metry wysokoci, bya szersza od trzech
stojcych rami w rami mczyzn, sczerniaa i osmalona jakby przesza przez cae pieko i
wrcia stamtd z powrotem. Warstwa farby i wszelkie insygnia zostay zdarte z kaduba,
wypalone, w wielu miejscach do ywego metalu. Aura zowieszczej grozy wrcz bia od
bojowego konstruktu. Ju lojalistyczny odpowiednik tej machiny budzi ogromny lk, ale
konfrontacja z takim blunierstwem... Mkoll poczu odruch wymiotny i zacisn kurczowo
zby. Dewr lea bezwadnie, nieprzytomny.
Dreadnought postpi krok do przodu, niemal ostronie i delikatnie, chocia stpnicie
jego opancerzonej stopy wstrzsno ziemi i sprowokowao kolejn salw kaktusw. Jego
korpus obraca si w rnych kierunkach, jakby skanowa otoczenie. Kolejny krok, ponowny
stukot igie.
Mkoll poj, e dreadnought by lepy. Rany czonka Adeptus Astartes uwizionego w
sarkofagu machiny byy gbokie i z daleka widoczne. Jego sensory optyczne zostay
oderwane, najpewniej wybuchem. Mkoll wiedzia ju, e pokrgy kawaek metalu
znaleziony przez Dewra by w rzeczywistoci elementem ukadu wzrokowego machiny.
Musiaa wczy si po tych lasach od wielu dni, polujc wycznie na podstawie suchu.
Nastpny krok, nastpny syk i zgrzyt serwomotorw. oskot pancernej stopy i stukot
igie o metal. Olbrzym by ju zaledwie trzy metry od lecych nieruchomo Tanithijczykw.
Dewr ockn si i podnis gow. Ujrza dreadnoughta, a jego zasnute mgiek trucizny
oczy przekazay do mzgu obraz jeszcze potworniejszego koszmaru od rzeczywistego

wygldu machiny. Szarpn si konwulsyjnie i wrzasn. Pomimo wcinitego gboko w usta


knebla wrzask ten okaza si ostry i wysoki, przesycony skrajn groz.
Mkoll poj w uamku sekundy, e nie moe pozosta w miejscu. Skoczy w bok.
Dreadnought namierzy rdo wrzasku w czasie zblionym do kocwek nerwowych
kaktusw. Zatrute igy pomkny w kierunku ciaa, ktre p sekundy wczeniej dosownie
wyparowao trafione kul energii wystrzelon z masywnego plazmowego dziaka.
Igy amay si z trzaskiem na metalowym ksztacie dreadnoughta.
Mkoll porusza si zgity wp, stpajc bezgonie pomidzy kaktusami, starajc si nie
spuszcza z oczu machiny. Jego serce walio niczym kowalski mot i zyma si w mylach za
haas, jaki w jego opinii czynio.
Za jedn z bulwiastych rolin przykucn na moment, by sprawdzi swj karabin. W
oson spustu dostay si liczne mieci. Pomyla o ich wycigniciu, ale zaraz zaprzesta
wszelkich prb oczyszczenia broni. Akcja taka wywoaaby niepodane odgosy, a w zamian
nie dawaa mu adnej wymiernej korzyci. Co takiego mg zdziaa laserowy karabin
przeciwko dreadnoughtowi?
Poruszy si ponownie, kopn czubkiem buta niewielki kamie. Kilka igie migno w
powietrzu. Dreadnought zacz si przemieszcza w stron miejsca upadku kamyka, cigay
go kolejne ociekajce trucizn kolce.
Mkoll rozwaa w mylach opcj ucieczki. Machina bya lepa, kaktusy te. Jeli zdoaby
porusza si dostatecznie cicho, a taki wanie mia dar, umknby z niebezpiecznej strefy i
zanis alarmujce wieci Gauntowi. Lecz czy odnaleliby ten blunierczy konstrukt
ponownie? W tej bezludnej dziczy? Poszukiwania dreadnoughta mogy si cign
tygodniami, prby jego eliminacji kosztowayby wiele ludzkich y. Gdyby tylko mg...
Nie. To szalestwo, samobjstwo.
I wtedy usysza gos, jeszcze odlegy. Waed nawoywa Rafela. Nadchodzcy Duch by
poza kaktusowym laskiem, przeszukiwa okolic prbujc rozwika zagadk milczcego
komunikatora Rafela. Lada chwila jego okrzyki miay uaktywni pierwsze, rosnce na
krawdzi lasku kaktusy.
Albo przycign do nowej ofiary dreadnoughta. Machina zawrcia ju w miejscu i
zacza oddala si w stron rda dwikw miadc pod pancernymi koczynami
kaktusowy misz.
Mkoll mia zaledwie kilka sekund do namysu. Zdecydowa, e nie pozwoli na utrat
kolejnego czowieka ze swej zwiadowczej kadry, nie w taki sposb.
Zdj z pasa granat, odbezpieczy go i cisn na lewo midzy chaszcze. Guchy grzmot

wstrzsn powietrzem, sia detonacji wyrzucia wysoko w gr kilka bulwiastych rolin.


Kiedy tylko na ziemi spady ostatnie wystrzelone w kierunku miejsca eksplozji igy, sierant
ruszy w tamt stron. Wlizgn si za jeden z kaktusw, cakowicie ju pozbawiony kolcw.
Teraz, kiedy rolina bya bezbronna, stanowia dla czowieka niewielk oson.
Dreadnought zawraca w jego stron, zaalarmowany hukiem granatu. Waed umilk. Mkoll
pogrzeba przy obudowie swojego lasera i pooy bro na ziemi.
- Tutaj, skurwysynu! - powiedzia ze zoci.
Sowa zabrzmiay niewiarygodnie wrcz gono. Ostateczna prowokacja, obelga, ktrej
cel nie mg zignorowa. Kaktusy znw sypny igami, ale Mkoll by bezpieczny, po jego
stronie adna rolina swoich zabjczych kolcw ju nie miaa.
Dreadnought wpad z powrotem na przecink. Jego lewa stopa nadepna na jaki
metalowy przedmiot, ktrzy zaszczka gono. Konstrukt pochyli si, by podnie obiekt z
ziemi.
By to laserowy karabin sieranta.
Dreadnought cisn bro w swych hydraulicznych szponach i podnis j w gr swego
nadweronego sarkofagu, jakby zamierza powcha lub posmakowa znalezisko.
Mkoll zacz ucieka.
Wedug jego szacunkw laser mia eksplodowa pi sekund po umylnym
przeadowaniu wewntrznej baterii.
Rzuci si na brzuch, kiedy akumulator broni wybuch. Setki kaktusw posay w miejsce
detonacji kolejny grad igie. Potem zapada cisza.
Mkoll powrci w kaktusowy gszcz wraz z Waedem. Nieruchom bry dreadnoughta
znaleli na osmalonej przecince. Eksplozja baterii nawet go nie zrania, ale uszkodzia
pknity w tym miejscu sarkofag i oderwaa jego spory fragment. Zatrute igy kaktusw
dokoczyy dziea dziurawic organiczne szcztki podczone do obwodw korpusu i
zabijajc pilota blunierczej machiny. Mkoll zauway, e gnana szaleczym amokiem bestia
kierujca dreadnoughtem zrobia jeszcze kilka aroganckich krokw, zanim jej organizm
podda si dziaaniu trucizny. Wtedy ogromny pojazd kroczcy przewrci si w kocu i
znieruchomia na ziemi.
Mczyni powrcili na wydeptany przez machin trakt.
- Jeste cholernym bohaterem! - owiadczy po duszej chwili Waed.
- Doprawdy?
- To by pieprzony dreadnought, Mkoll! Zabie dreadnoughta!

Sierant odwrci si i spojrza ostro na swego towarzysza.


- Powiemy reszcie ludzi, e teren jest czysty. Nie chc adnej gupiej sawy, rozumiesz?
Waed skin potakujco gow.
- Ale zabie go... - wymamrota z uporem.
- Nie, nie zabiem. Ja tylko suchaem, czekaem i byem cicho... a kiedy uczyniem
pierwszy ruch, Ramillies dokoczy dziea.

Monthax
Colm Corbec siedzia na zewntrz swojego habitatu. Bdc drugim po wzgldem rangi
oficerem w regimencie posiada prawo do prywatnej kwatery, ale komisarz wiedzia
doskonale, e jego zastpca woli spa pod goym niebem.
Podchodzc bliej Gaunt spostrzeg, e tanithijski pukownik struga swoim noem
prostoktny kawaek drewna. Zwolni krok przygldajc si pracy mczyzny. Jelibym
zgin, pomyla, czy Corbec zdoa utrzyma w ryzach Duchy? Czy zdoa poprowadzi
regiment w dalszych bojach?
Syszc takie pytanie Colm bez wtpienia natychmiast by zaprzeczy, ale Gaunt pokada
w tym czowieku ogromne zaufanie. Nawet w obliczu faktu, e swego zastpc wybra
powodowany impulsem chwili, a nie przemylan decyzj.
- Spokojna noc - mrukn Corbec, kiedy Gaunt przykucn obok jego niewielkiego
ogniska.
- Jak dotd - odpar komisarz obserwujc wielkie donie pukownika operujce zrcznie
ostrzem noa na powierzchni drewnianego klocka. Wiedzia jak bardzo Corbec nie znosi swej
rangi i ciaru odpowiedzialnoci na swoich barkach i wiedzia, e gorco nienawidzi
wysyania podkomendnych na mier.
Lecz wymienicie si w tej roli sprawdza.
I obejmowa komend zawsze wtedy, gdy byo to niezbdne. Jak pewien czas temu na
Caliguli...

IV - Otcha piekie.
Bd chory. Ju niedugo. Milo Brin by tego faktu cakowicie pewien. Jego odek
kurczy si, gdy statek desantowy spada z nieba, a kada ko i nerw dray w odpowiedzi na
wibracje szedziesiciotonowego pojazdu, trzscego si w powietrzu niczym dziecina
zabawka. Licz w pamici... myl o czym przyjemnym... odpr si - krzyczaa z desperacj
cz jego przestraszonego umysu. To by nie wygldao dobrze, gdyby maskotka regimentu,
may muzykant i cudowne dziecko zwymiotowao swoje racje ywnociowe na podog. I o
czymkolwiek by nie myla, nie wspominaj tego, jak brejowate i liskie byyby te racje,
odezwaa si inna cz umysu. Podoga? Jaka podoga, zawyo co w jego gowie. To tylko
kwestia chwili, niekontrolowanego spadania w d do momentu, gdy... Zamknij si, krzykn
bezgonie Milo walczc ze swoj wyobrani.
Uspokoi si na chwil. Oddycha powoli i gboko, tak jak go nauczy Larkin podczas
treningu strzeleckiego. Wtedy jaki zoliwy gosik szepn w jego gowie: nie bj si, e
zarzygasz sobie ubranie, za moment i tak przestaniesz istnie, niech tylko to metalowe pudo
walnie z tak prdkoci w ziemi...
Niczym pieprz sypicy si z korca, pomyla oficer porzdkowy Kreff patrzc przez
pancerne okno na pokadzie fregaty eskortowej Navarre. Za jego plecami panowa cichy,
nieustajcy gwar. Operatorzy systemw i serwitorzy przetwarzali i kontrolowali dane.
Pracujce komputery buczay basowo. Powietrze byo chodne i rzekie dziki wirujcym
bezgonie wentylatorom. Niskie beznamitne gosy starszych stopniem oficerw
potwierdzay co chwila odbir rozkazw kapitana, ukrytego w swoim prywatnym strategium
za mostkiem fregaty. Mostek fregaty by ulubionym miejscem pobytu Kreffa. Nieskazitelnie
czysty, atmosfer nabonego skupienia bardziej przypomina kaplic ni serce okrtu
mogcego pokonywa w przecigu chwili parseki i rwna z powierzchni ziemi cae miasta.
Oficer powrci do obserwacji widocznej w dole Caliguli, przywodzcej na myl wielk
pomaracz o bladozielonych plamkach. Imperialne statki wisiay w czerni kosmosu
pomidzy planet, a fregat. Niektre byy wielkie, szare, w ksztacie dugich na dwadziecia
kilometrw katedr, inne smuke i wskie niczym okrt Kreffa. Unosiy si w bezmiarze
kosmicznej przestrzeni, a od ich kadubw oddzielay si dziesitki tysicy maych czarnych

punkcikw mkncych w stron powierzchni planety.


Kreff wiedzia, e te punkty to statki desantowe, szedziesiciotonowe pojazdy
wyadowane gotowymi do ldowania gwardzistami. Z tej odlegoci wyglday jak malutkie
ziarenka pieprzu wysypujce si z korca. Jakby imperialna flota przybya tutaj, aby obsia
kontynenty Caliguli. Kreff zastanawia si, ktry z punkcikw niesie w swoim wntrzu
komisarza Gaunta. Pewne rzeczy w yciu oficera marynarki zmieniy si bezpowrotnie z
chwil przybycia na pokad komisarza. Ibrama Gaunta, osawionego i udekorowanego
bohatera wojennego oraz jego naprdce skleconego regimentu zwanego Duchami, zoonego
z niedobitkw populacji zamieszkujcej niegdy zniszczony wiat Tanith.
Kreff strzepn nieistniejce drobinki kurzu z rkaww szmaragdowego uniformu floty
Segmentum Pacificus i westchn melancholijnie. Kiedy pierwszy raz usysza, e Navarre
oddano do dyspozycji ludzi Gaunta, poczu si tym faktem zbulwersowany. Jego niech z
trudem kompensowaa wiadomo zdyscyplinowania gwardzistw i ich dowiadczenia
liniowego.
Potem przyszed czas przeamywania lodw. Jako oficer porzdkowy fregaty i oficjalny
przedstawiciel kapitana w kontaktach zewntrznych Kreff zmuszony by do znacznie
czstszego przebywania w towarzystwie Duchw od innych oficerw marynarki. Zaczyna
ich nawet rozumie: o ile ktokolwiek mg zrozumie tych czarnowosych wytatuowanych
onierzy, ostatnich yjcych mieszkacw wiata unicestwionego przez Chaos. Na pocztku
odczuwa w ich obecnoci niemal fizyczny lk, powodowany barbarzysk aparycj i
manierami Tanithijczykw. Kreff zna wojn w aspekcie bezgonej, precyzyjnie
zdefiniowanej sztuki o parametrach wyraanych w tysicach kilometrw i stopniach kursw.
Dla Duchw wojna bya rzeni: krwaw, okrutn i bezlitosn.
By kilkakrotnie zapraszany do gwardyjskiej mesy. Potem przysza pora na dug, ledwie
pamitan noc spdzon w towarzystwie Corbeca, tanithijskiego pukownika, rosego
onierza o godnej szacunku osobowoci. Takie przynajmniej Kreff odnis wraenie po kilku
butelkach wdki i wielu godzinach przyjacielskiej rozmowy. Dyskutowali z oywieniem o
sztuce wojennej, porwnujc wzajemnie metody jej prowadzenia. Kreff atakowa prawdziw
walk, zacieke brutalne, prymitywne taktyki gwardzistw, starajc si dowie wyszoci
sztuki toczenia wojen prezentowanej przez kosmiczn marynark. Corbec nie czu si
obraony. mia si tylko i powtarza, e ktrego dnia i Kreff bdzie mia okazj stoczy
prawdziw walk.
Wspomnienia te przywoay umiech na usta oficera, ale znik on bez ladu na widok roju
statkw desantowych. Kreff wtpi, by kiedykolwiek ujrza ponownie Gaunta czy Corbeca.

Daleko w dole, na tle tarczy planety, mg dostrzec rozbyski baterii antyorbitalnych


otwierajcych ogie do ziarenek pieprzu. To byo pieskie ycie, spada tak bezradnie prosto
w paszcz piekie. Nic, tylko haas, mier i zagada.
Kreff westchn ponownie i poczu nag ulg na myl o bezpiecznym mostku fregaty. To
jest jedyna suszna metoda toczenia wojen, zdecydowa przesuwajc wzrokiem po
pomieszczeniu.
Milo otworzy oczy, ale gest ten nie poprawi mu nastroju. Statek nadal trzs si
smagany prdami powietrznymi. Chopiec rozejrza si po przedziale desantowym, gdzie
dwudziestu piciu innych gwardzistw siedziao unieruchomionych w fotelach, opitych
ciasno tymi pasami bezpieczestwa. Ich ekwipunek szczka metalicznie w plecakach
upchnitych pod siedzenia. Powietrze w kabinie przesycone byo zapachem smaru i kadzida,
a cay pojazd dra tak silnie, e Milo nie potrafi odcyfrowa podniosych sloganw
umieszczonych na cianach przedziau. Chopiec sysza oguszajcy ryk wiatru citego
rozpalonymi do biaoci zewntrznymi blachami kaduba. Los oszczdzi mu w zamian huku
baterii obrony przeciwlotniczej.
Zacz szuka wzrokiem przyjaznej twarzy. Bragg siedzia z zamknitymi oczami,
ciskajc kurczowo pas. Szeregowiec Caffran, zaledwie trzy lata starszy od Mila, gapi si w
sufit mamroczc niezrozumia modlitw. Milo dostrzeg wpatrzone w siebie zimne oczy
majora Rawne. Oficer umiechn si zdawkowo i skin uspokajajco gow. Milo odetchn
gboko. Gest pocieszenia ze strony majora Rawne przywodzi na myl kopniak w tyek od
samego diaba, witajcego potpion dusz u bram piekie.
Zacisn ponownie powieki.
W tyle wskiego kokpitu przypity do antycieniowego fotela komisarz wykrci
bolenie szyj, aby pomidzy pilotami i astropat wyjrze za przedni szyb. Na powierzchni
okna migotay linie gotyckich liter i diagramw, a cay prom skaka i dygota w powietrzu,
lecz mimo tych przeszkd zdoa dostrzec zbliajcy si szybko cel: metropoli Nero,
pooon w ciemnej kalderze o rednicy dziewidziesiciu kilometrw, przypominajc z tej
odlegoci kawa byszczcego wgla usadzony w ciecie.
- Szedziesit sekund do ldowania - powiedzia chodno pierwszy pilot, jego gos zosta
elektronicznie znieksztacony przez zawieszony przy ustach mikrofon.
Gaunt wycign z kabury pistolet i odbezpieczy go. Zacz odlicza w mylach czas.
Wysoko nad Nero statki desantowe spaday pionowo w d, przebijajc si przez warstwy

chmur. Baterie przeciwlotnicze punktoway niebo czarnymi oboczkami wybuchw.


Chmury nagle zaczy si zmienia. Ciemnopurpurowe wiato wypenio przestworza
nadajc obokom kolor zakrzepej krwi. Potne byskawice przecinay niebo z dononym
trzaskiem.
Wiele mil wyej oficer porzdkowy Kreff zesztywnia i pochyli si przed oknem. Co
daleko w dole spowodowao odbarwienie warstw atmosfery.
- Co to... - otworzy usta.
- Anomalia pogodowa! - wrzasn drugi pilot przecigajc palcami po szeregu
mikroprzecznikw - Gradobicie i wyadowania elektryczne!
Gaunt chcia wykrzycze jakie pytanie, ale cay statek zakoysa si nagle
uniemoliwiajc wykrztuszenie sowa. Syszc zdawiony jk rzuci okiem na siedzcego
obok astropat. W tej samej sekundzie gowa psionika eksplodowaa. Krew i kawaki mzgu
obryzgay pilotw, Gaunta i wntrze kabiny. Pierwszy pilot wykrzycza jakie niezrozumiae
pytanie.
Gaunt uwiadomi sobie ze groz, e prom wpad w psioniczny sztorm.
Daleko w dole co wadajcego przeraajco potn moc stworzyo kopu majc
uniemoliwi lojalistom ldowanie i odrzuci ludzkich intruzw furi chaotycznego ywiou.
Prom dygota teraz tak silnie jakby mia zaraz rozlecie si na kawaki. Dziesitki
alarmowych runw rozbysy na powierzchni paneli kontrolnych, migoczc przed oczami
komisarza feeri wiateek.
Co gdzie wybucho. Wibracje i zgrzyt metalu nie ustaway, ale zdecydowanie zmieniy
swe brzmienie. Milo zrozumia nagle, e ju nie spadaj w d do ldowania. Po prostu
spadaj! Przesta czu si chory. Malutki gosik w jego umyle, autor wersji z rozbiciem
promu, powtarza bezustannie: miaem racj, miaem racj.
Najpierw byo uderzenie... tak silne, e chopiec odnis wraenie mini zrywanych si
cienia. Potem polizg... zgrzyt dartego metalu, dzikie wstrzsy, przeraenie... W kocu
przeraliwy huk. A potem zapanowaa cakowita i nieprzenikniona ciemno.
Setki imperialnych transportowcw zdoay zej poniej poziomu chmur na chwil przed
eksplozj psionicznego tajfunu i unikny jego katastrofalnych skutkw. Zwalniay teraz
opadajc na Nero niczym plaga szaraczy. Ich silniki ryczay, gdy pojazdy zatrzymyway si
na paskich dachach metropolii.. Wizki laserowego wiata i plazmy przecinay niebo w

tysicach miejsc tworzc szalecz sie bkitnych smug. Niektre statki desantowe wpaday
na nie ginc pord jaskrawych rozbyskw. Pociski przeciwlotnicze wybuchay tu nad
miastem tworzc kurtyn z oboczkw czarnego dymu. Bombowce Marauder migay w
ciasnych formacjach tu nad budynkami zrzucajc ognist mier na gowy obrocw.
Wysoko ponad metropoli purpurowe niebo kbio si z furi nienaturalnego ywiou
miotajc olepiajce byskawice. Pukownik Colm Corbec z Pierwszego Regimentu Tanithu
zbieg po rampie transportowca. Za plecami sysza tupot butw swojej druyny. Wszdzie
wok gwardzici opuszczali statki tworzc ludzk fal liczc blisko dziesi tysicy
onierzy, wlewajc si szerokim strumieniem w zewntrzne dzielnice metropolii.
Kilkoma skokami dotarli do pierwszej osony, rzdu grubych metalowych rur
kanalizacyjnych stojcych na zardzewiaych wspornikach. Przyczaili si za nimi na moment.
Corbec rozejrza si na wszystkie strony i postuka palcem w komunikator.
- Corbec do druyny. Potwierdzi odbir.
W eterze rozbrzmiay niespokojne gosy gwardzistw. Szeregowiec Larkin przykucn
obok pukownika ciskajc nerwowo swj karabin. Patrzy na niebo z nieskrywanym
strachem.
- Och, niedobrze - wymamrota - Szalestwa psionikw, bardzo niedobrze. Mylelimy,
e byo ciko pod bram wodn Voltis albo na Blackshardzie, ale to by spacerek po
ogrodzie w porwnaniu z tym...
- Larks! - sykn Corbec - Na fetha, zamknij si! Czy ty nigdy nie sysza o
podkopywaniu morale?
- W porzdku, pukowniku! Mam wyczony komunikator. Nikt mnie nie sysza.
- Ja syszaem - skrzywi si Corbec - To wystarczyo, eby mnie przestraszy.
Wszyscy przywarli do ziemi na dwik dugiej serii z broni maszynowej. Pociski
wisny nad ich gowami i kilkadziesit metrw dalej kto zacz przeraliwie krzycze.
Syszeli te przeraajce wrzaski blu mimo huku wystrzaw, guchego ryku promw i
trzasku przecinajcych nieboskon byskawic Krzyk umilk.
- Gdzie jest komisarz? - zawoa Corbec - Mwi, e bdzie szed w przedzie ataku!
- Nie przyjdzie, jeli nie wyldowa - powiedzia Larkin patrzc w niebo - Bylimy
jednymi z ostatnich, ktrzy zdyli zej z puapu tej burzy.
Klczcy obok Larkina szeregowiec Raglon oderwa wzrok od zdjtego z plecw
masywnego radionadajnika.
- Brak kontaktu ze statkiem komisarza, sir. Przeledziem komunikaty wysyane na orbit
i transmisje pomidzy okrtami marynarki. Ten cholerny sztorm zniszczy mas promw. Na

grze cigle jeszcze licz miejsca, gdzie pal si wraki. To szczliwy traf, e zdylimy
wyldowa, zanim to pieko rozptao si na dobre.
Corbec zadra. Wcale nie czu si szczliwy.
- Psionicy na orbicie prbuj opanowa ten ywio, ale... - Raglon urwa w p zdania.
- Ale co?
- Wyglda na to, e statek komisarza jest jednym z tych strconych przez burz.
Corbec zdawi w ustach przeklestwo. Poczu, e robi mu si zimno. Widzia niepokj
na twarzach przekazujcych sobie ze nowiny gwardzistw. Podnis laser i poprawi
wetknit w ucho wtyczk komunikatora. Musia poderwa swoich ludzi z miejsca, zmusi
ich do ruchu.
- Na co czekacie? - krzykn - Formacja Diament! Podwjna, strzela wedle uznania!
Naprzd! Za Tanith!
Brin Milo ockn si z blem gowy. Wisia do gry nogami, zamroczony i obolay. W
ustach czu metaliczny posmak krwi i pewien by, e po cigniciu bluzy ujrzy siniaki w
miejscach, gdzie w ciao wrzynay mu si pasy bezpieczestwa. Ale mimo to ponure
prognozy nie sprawdziy si i wci jeszcze y. Odzyskiwa powoli such. Do jego uszu
dociera syk pary, kapanie wody, czyje ciche jki.
Co hukno gono i soneczny blask olepi chopca. Czujc ostry zapach kordytu
zrozumia, e kto odstrzeli za pomoc mikroadunkw pyty zamykajce wyjcia awaryjne.
Do wntrza promu docierao teraz wiato: gste, zielonkawe, mokre. Wielka twarz Bragga
pojawia si tu przed jego oczami.
- Trzymaj si, Brinny - powiedzia mikko olbrzym - Zaraz ci wycign.
Szeregowiec wycign w gr do i pocign kilkakrotnie za dwigni pod fotelem.
Ucisk pasw znik niespodziewanie. Milo zdy tylko sapn, kiedy spada z wysokoci
dwch i p metra na sufit przedziau desantowego.
- Przepraszam - Bragg pomg mu podnie si na nogi - Potuke si, synku?
Milo pokrci przeczco gow.
- Gdzie jestemy? - zapyta.
Bragg umilk jakby myla nad czym intensywnie.
- Po uszy w gwnie - odpar po chwili namysu.
Statek desantowy, teraz ju jedynie sterta pogniecionego metalu, lea na dachu z nosem
wrytym gboko w ziemi. Milo obejrza dokadnie wrak. Dwa fakty wprawiy go w gbokie
osupienie. Pierwszy - e nadal y. Drugi wiza si z otoczeniem, ktre niezmiennie

przywodzio mu na myl tropikaln dungl. Wielkie drzewa przypominajce przeronite


warzywa tworzyy wok gst puszcz. Z ich gazi zwisay olbrzymie liany pene
storczykw, cierni i pkw lici w ksztacie koskich ogonw. Pod koronami drzew panowa
zielony pmrok, bo grna cz lenego poszycia zasaniaa promieniom sonecznym dostp
do ziemi. Jedynie z miejsca, gdzie spadajcy prom wydar wrd drzew wielk wyrw do
oczu ludzi dociera snop jasnego wiata. Powietrze byo wilgotne, duszne i przesycone
cikim zapachem kwiatw. Krople wody kapay z lici na ziemi Bragg wyszed z wraku i
doczy do chopca. Tuzin innych Duchw krci si w pobliu, potrzsajc w zamroczeniu
gowami i przypatrujc si nieznanej rolinnoci. Wszyscy gwardzici nosili na sobie lady
lekkich potucze i zadrapa - wszyscy z wyjtkiem szeregowca Obela, lecego z
zakrwawion klatk piersiow na skleconych z kawakw metalu i drewna noszach. Kapral
Meryn nadzorowa akcj ratunkow. Wraz z Caffranem prbowa odpali pozostae luki
ewakuacyjne w poszukiwaniu reszty ocalaych z katastrofy towarzyszy.
Milo spostrzeg, e major Rawne przey wypadek. Sta w milczeniu na uboczu wraz ze
szczupym bladym Duchem o nazwisku Feygor, jego adiutantem.
- Nie wiedziaem, e na tym wiecie s dungle - powiedzia Milo.
- Ja te - odpar Bragg chwytajc plecaki wyrzucane przez Meryna z wntrza wraku Prawd mwic nie wiem nawet jak ten wiat si nazywa.
Milo podszed do majora.
- Jestemy w lenym interiorze - owiadczy Rawne - Powierzchni Caliguli tworzy
czysty uel wulkaniczny, ale jest ona w wielu miejscach poznaczona gbokimi depresjami,
starymi kraterami i miejscami upadku mniejszych meteorytw. Metropolie wzniesiono na
dnach najwikszych kotlin, w pozostaych za wyksztaci si mikroklimat wystarczajco
przyjazny dla rozwoju takich lasw jak ten. Myl, e cz tych depresji wykorzystywano do
upraw rolnych... dopki nie pojawi si wrg.
- Wic gdzie jestemy? - zapyta Feygor.
Rawne podrapa si po gardle w gecie zamylenia.
- Spadlimy spory kawa drogi od celu. Myl, e to jedna z lenych kalder na pnoc od
Nero. Jestemy po niewaciwej stronie frontu.
Feygor zme w ustach przeklestwo.
- Major zapewne ma racj - powiedzia czyj gos. Gaunt wygramoli si z a wraku,
posiniaczony, w podartym mundurze. Na jego ramieniu i boku krzepa krew. Meryn ruszy w
kierunku dowdcy.
- To nie moja krew - Gaunt powstrzyma go ruchem doni - Drugi pilot yje, trzeba go

wycign z kabiny.
- Niewiarygodne, e kto ocala w kokpicie - sapn Meryn.
Komisarz podszed szybko do Mila, Rawne i pozostaych gwardzistw.
- Raport, majorze - zada.
- Jest nas dwunastu. Plus pan, chopiec i drugi pilot. Wszyscy odnieli jakie obraenia,
szeregowiec Grogan zama rk, ale moe chodzi. Obel ma przebit klatk piersiow.
Wyglda to bardzo le. Brennan jest w rodku promu. Zgnieciony, stan krytyczny, ale jeszcze
yje. Reszta zmienia si w miazg.
Rawne spojrza znaczco na wrak pojazdu.
- Zdjli nas fartownym strzaem. Myl, e rakieta...
- Psionicy! - warkn Gaunt - Rozptali diabelski tajfun. Zmietli nas z nieba!
Wszyscy onierze umilkli syszc te zowieszcze sowa, pobledli przestraszeni.
Niektrzy spojrzeli wstrznici w niebo, inni gapili si pod nogi. Gaunt podszed do sterty
ekwipunku przetrzsanej przez Bragga i Caffrana. Wygrzeba z niej kompaktowy lokalizator,
wsun do slotu urzdzenia wyjty z kieszeni munduru dysk i podnis je w gr. Lokalizator
zacz bucze, pisn kilkakrotnie i wyrzuci na niebieski ekranik cig gotyckich liter.
- Jestemy w lenej kalderze K775, jakie czterdzieci kilometrw na pnoc pnocny
wschd od Nero. Paskie podejrzenia okazay si trafne, majorze. Jestemy po niewaciwej
stronie frontu i w bardzo nieprzyjaznej krainie. Te lasy cign si dobre osiem kilometrw w
kadym kierunku, natomiast ciany kaldery sigaj tysica metrw. Lepiej zbierajmy si do
drogi.
- Do drogi? - Feygor zmarszczy czoo - Komisarzu... moemy uruchomi sygna z boi
ratunkowej i czeka...
- Nie moemy - przerwa mu Meryn wskazujc palcem zmiadony i nadtopiony
sygnalizator ratunkowy.
- Nawet, gdybymy mogli, co z tego, Feygor? - pokrci gow Gaunt - Jakie pidziesit
kilometrw na poudnie od nas Gwardia montuje wielkie natarcie. Tysice ludzi tam teraz
umieraj. Kady statek, samolot i czowiek jest kierowany do szturmu. Nikt nie bdzie traci
czasu na szukanie za liniami wroga kilku zaginionych dusz. Oni ju nas skrelili. Zreszt
pamitaj o psionicznym sztormie. Nie przedostan si tutaj nawet wtedy, gdyby tego chcieli.
Rawne splun pod nogi.
- Co robimy? - zapyta.
- Zobaczymy, jak daleko dojdziemy - Gaunt wyszczerzy zby w pozbawionym wesooci
umiechu - Lepiej ju i ni czeka tutaj bezczynnie na mier.

W cigu kwadransa rozdzielono ekwipunek i opatrzono rannych. Milo i drugi pilot dostali
laserowe pistolety i kilka zapasowych baterii. Obel i Brennan leeli nieprzytomni na
prowizorycznie skleconych noszach. Rawne wskaza ich ruchem gowy, spogldajc pospnie
na komisarza.
- Powinnimy... okaza im lito.
- Zabieramy ich ze sob - Gaunt zmruy oczy.
- Z caym szacunkiem, sir, obaj zapewne umr w cigu godziny. Zabierajc ich musimy
powici czterech zdatnych do walki ludzi, eby ich nieli.
- Zabieramy ich ze sob - powtrzy komisarz.
- Jeli pooycie ich na jednej ramie, dam rad sam pocign nosze - owiadczy z
namysem Bragg - Lepiej, jeli zrobi to ja ni czterech innych chopakw.
Meryn i Feygor wsunli pod nosze metalowe prty tworzc z nich konstrukcj w ksztacie
litery A. Bragg podnis j bez wikszego wysiku i zaoy sobie prowizoryczny uchwyt na
rami. Caffran wyjtym z pochwy noem przyci kilka kabli i przewiza tobogan w
miejscach, gdzie prty krzywiy si niebezpiecznie.
- Nie bd szybki, pamitajcie o tym - zastrzeg si niepotrzebnie Bragg.
Gaunt wiedzia, e na odpowiednio oczyszczonym szlaku olbrzym dotrzyma kroku
reszcie plutonu. Komisarz spojrza ponownie na lokalizator.
- Interesujce - mrukn - Jakie cztery kilometry na wschd jest kilka zabudowa.
Wyglda to na stary kompleks rolniczy. Moe nam zapewni oson. Zobaczymy - Gaunt
podnis laser jednego z zabitych w kraksie gwardzistw i wrczy swj acuchowy miecz
majorowi.
- Prosz przodem, panie Rawne - powiedzia.
Tanithijski oficer bez sowa zabra bro i ruszy w gb lasu, wycinajc miarowymi
wymachami rk wiodc poprzez gste tropikalne zarola ciek.
Duchy wdary si do metropolii poprzez wiodc do Nero szeciopasmow autostrad.
Rozbite pojazdy zacielay wszystkie jezdnie, a rozlane paliwo pono tworzc ogniste
ciany. Corbec przeprowadzi swoich ludzi pod cigle jeszcze dziaajcymi sygnalizatorami
drogowymi, wywietlajcymi na ciekokrystalicznych ekranach zalecan prdkoci i
drogowskazy. Strzelajc w biegu Tanithijczycy uderzyli na pobliski robotniczy kompleks
mieszkalny.
W zrujnowanych korytarzach, gdzie na podogach leay pogite tabliczki wzywajce
podniole do zwikszania norm wydajnoci i czczenia Imperatora, rozgorzaa bezlitosna

walka wrcz. Po raz pierwszy gwardzici stanli twarz w twarz ze swym wrogiem.
Rebelianci okazali si ludmi skorumpowanymi Chaosem, ich fizjonomia ulega degeneracji i
wypaczeniu. Wielu nosio czarne, nadtopione kombinezony hutnicze pokryte blunierczymi
insygniami. Gowy chronili grubymi szarymi kapturami i wielkimi goglami. I byli dobrze
uzbrojeni.
Trupy zacieliy korytarze i pokoje kompleksu lec pord rozbitego szka i stopionego
plastiku. Niektre pomieszczenia trzeba byo oczyszcza adunkami wybuchowymi i w
powietrzu unosi si dym przemieszany z patkami sadzy.
Muchy. Wszdzie byo peno czarnych tustych much.
Corbec przerzuca luf lasera z prawej na lew i z powrotem oddajc pojedyncze strzay
w kolejne drzwi korytarza, prosto w ciaa skaczcych mu naprzeciw kultystw. Tu za
dowdc biegli ludzie z jego ubezpieczenia: Larkin, Suth, Varl, Mallor, Durcan i Ballad.
Larkin strzela okazyjnie, za kadym razem prezentujc niewiarygodn precyzj, Corbec
wiedzia jednak doskonale jak le wpywa na delikatn rwnowag psychiczn snajpera
szalejcy w grze tajfun. Suth nis karabin termiczny, wypalajc wizkami mikrofalowej
energii punkty obrony buntownikw.
Grad pociskw z bolterw i laserowych wizek wypeni znienacka korytarz. Ballad
jkn krtko przyjmujc na siebie ca salw. Polecia z rozkrzyowanymi rkami na cian i
osun si po niej rozmazujc na okadzinie smugi krwi. Corbec posa seri prosto w rodek
zadymionego przejcia.
Muchy brzczay natrtnie.
Zgiek komunikatw wypeniajcy suchawki by niemal tak samo oguszajcy jak huk
wystrzaw. Jednostki Gwardii rozchodziy si na boki poszerzajc lini natarcia. Poczone
siy 50 regimentu Volpone oraz 13 i 16 regimentw Raymianu uderzyy stalow pici w
samo serce metropolii staczajc bitw ze zmotoryzowanymi jednostkami wroga na terenie
gigantycznych suchych dokw. Powtarzano te plotki, jakoby batalion Psw z Lakkarii i
grupa Kosmicznych Marines z zakonu Kruczej Gwardii wdarli si na wysze poziomy Nero,
do samej wiey Administratum. Zwycistwo wydawao si mimo wszystko niezwykle
odlege, zwaszcza w obliczu psionicznego sztormu odcinajcego desant Gwardii od
jakichkolwiek posikw.
- Co z wsparciem lotniczym? - Corbec przekrzycza szczk laserw.
- Maraudery wypady z akcji, sir - szeregowiec Raglon pokrci przeczco gow Dowdztwo Floty odwoao je ze wzgldu na burz. Pojawiay si przekamania pokadowych
instrumentw.

Corbec rzuci okiem na purpurowe turbulencje kotujce si w przestworzach. Do diaba z


bombowcami, ten psioniczny koszmar mia dziwny wpyw na niego samego. Bdc tak blisko
manifestacji czystego Chaosu pukownik czu otpienie zmysw. Traci rwnowag, krcio
mu si w gowie, w piersiach pojawio si uczucie tpego blu. Lk pokry mu ciao gsi
skrk. Z caych si stara si nie myle o tym, co mogo czyha na niego za najbliszym
rogiem korytarza.
Wiedzia, e jego ludzie czuj si podobnie. Kilku krwawio z uszu i nosw, inni
pochylali si wymiotujc na podog. Mimo to szli cigle do przodu, poprzez habitaty i wiee
mieszkalne, walczc za pomoc pistoletw i noy o kady pokj i klatk schodow. A
dotarli do starych brudnych budynkw stanowicych niegdy siedlisko najniszych rang
robotnikw metropolii.
Komisarz byby z nas dumny, pomyla Corbec. Duchy dobrze wykonyway swoj
robot. Wyplu much, ktra wleciaa mu do ust i zacz uwaniej ledzi radiowe
komunikaty. Dowdztwo Floty powtarzao bezustannie te same przesanie: pki wrodzy
psionicy nie zostan zneutralizowani, w Nero nie wylduj adne posiki - ani jeden z piciu
milionw gwardzistw czekajcych w statkach desantowych na orbicie. Nie bdzie te
wsparcia bombowcw. Los inwazji mia si rozstrzygn na ziemi.
Corbec wyplu nastpn much. Powietrze byo wrcz gste od owadw, kurzu i dymu. I
przesycone dziwnym odorem. Colm Corbec odetchn gboko, ciko. Potrafi odczytywa
te znaki: byli blisko czego nienaturalnego, czego zego. Czego naznaczonego pitnem
Chaosu.
- Bdcie ostroni - ostrzeg przez komunikator podwadnych - Wchodzimy do legowiska
diaba!
Idc przez chmary kbicych si wciekle much gwardzici przeskoczyli zasypany
gruzem i podartym papierem korytarz. Gdzie opodal koczya si dzika walka wrcz, do
uszu onierzy dobiegay krzyki agonii i sporadyczne wystrzay z pistoletw. Co wybucho
jaki kilometr od budowli, ziemia zatrzsa si w posadach, zakoysaa. Corbec podszed do
wyjcia korytarza, spojrza w otwarte drzwi i zamacha rkami nakazujc ludziom cofn si
w ty. W sam por. W tej samej chwili, gdy skakali na boki kryjc si pod cianami, ciki
karabin maszynowy zaterkota w ciemnoci hallu pooonego za korytarzem. Pociski wbiy
si w metalow futryn drzwi i sufit korytarza, rozwalajc schodki wiodce w d hallu.
Corbec rzuci okiem na Larkina, siedzcego pod cian i mamroczcego niewzruszenie
modlitw pomimo stada napastujcych go zaciekle much. Bya to chyba przysiga lojalnoci
wobec Imperatora, ktrej wszyscy uczyli si kiedy w szkoach na Tanith. W domu...

To te by kiedy czyj dom, pomyla Corbec powracajc do rzeczywistoci. Stary


odrapany hall w starym odrapanym habitacie, gdzie ciko pracujcy ludzie zbierali si po
powrocie z fabryki, aby ugotowa kolacj dla swoich rwnie zapracowanych dzieci.
- Larks! - wskaza palcem wejcie - Poprosz troch szalonej magii z tym karabinem!
Larkin wytar usta i pokrci gow niczym lekkoatleta w trakcie rozgrzewki. Wczy
zaoony na bro celownik termiczny, ktrego uywa niegdy do polowa na larisele.
Pooy si na brzuchu, podczoga do progu i zajrza przez lunet do hallu. W ciemnoci
dostrzeg jasny punkt.
Wielu mniej dowiadczonych gwardzistw strzelioby w ten punkt biorc go za sygnatur
ciepln operatora broni. Larkin wiedzia lepiej. wieci si rozgrzany wylot lufy karabinu. To
znaczyo, e strzelec znajduje si jakie szedziesit centymetrw w tyle za luf i po jej
lewej stronie.
- Stawiam butelk sacry, e to bdzie strza w gow - szepn Corbec widzc, jak Larkin
przyciska kolb do policzka.
- Zakad - skin gow Varl.
Larkin pocign delikatnie za spust. Ruszyli ostronie po nadweronych schodkach
wiodcych do hallu, ale nikt nie otworzy do nich ognia. Ubezpieczajc si wzajemnie
przeszli przez sal, obok metalowego podwyszenia, na ktrym martwy onierz kultu
przygniata ciaem karabin maszynowy. Brakowao mu poowy czaszki. Corbec umiechn
si na ten widok, Varl westchn z rezygnacj.
Za hallem bya nastpna wielka aula. Wypenia j sodkawy smrd spalonego misa, a
much byo wicej ni gdziekolwiek indziej. Larkin szed wzdu jednej ze cian, miadc
pod podeszwami szko i mieci. Na kompozytowej okadzinie, pod wymalowanymi ciemnym
sprayem symbolami Chaosu, kto przybi do ciany gwodziami lalki i inne dziecice
zabawki. Co pko w sercu Larkina, gdy patrzy na ukrzyowane lalki, poraony nagym
wspomnieniem utraconej rodziny, przyjaci, dzieci. Utraconych na zawsze.
A potem uwiadomi sobie, e nie wszystkie lalki byy tak naprawd lalkami. Upad na
kolana i zacz wymiotowa.
Po drugiej stronie pomieszczenia Corbec, Durcan i Suth przeszli do podunej komnaty
bdcej niegdy miejscem formalnych spotka robotnikw mieszkajcych w habitacie. W
rodku byo ciemno. Kilka tysicy oczu zamrugao i spojrzao na nich. Wszystkie naleay...
do tej samej istoty.
Co niewiarygodnie wielkiego zaczo porusza si w ciemnoci zmierzajc w ich
kierunku. Z mroku wyonio si olizge, biao niebieskie cielsko, rca lina kapaa z

otwartego szeroko pyska. Jakie wypustki zwisay z chorobliwie plamistej skry, a muchy
zdaway si tworzy wok stwora ruchomy czarny paszcz.
Z nozdrzy Corbeca trysna struka krwi. Cofn si zdjty groz. Suth upuci pod nogi
termiczny karabin i zacz si wymiotowa opierajc si o cian, niezdolny usta prosto na
nogach. Durcan zamar w miejscu jakby jego koczyny zmieniy si w ska. Zacz
krzycze, przecigle i nieustannie, podnoszc jednoczenie swj laser. Lepkie grube macki
wystrzeliy z pmroku komnaty i oploty go ciasno, a potem zacisny si tak szybko i
mocno, e Tanithijczyk eksplodowa niczym zgnieciony pomidor.
Mallor i Varl stanli w progu sali. Ich oczy rozszerzyy si z przeraenia na widok
potwornej istoty, skamieniaego Corbeca, bezbronnego Sutha i krwawej miazgi, ktra przed
momentem bya jeszcze szeregowcem Durcanem.
- Demon! Demon! - zawy do komunikatora Varl - DEMON!
Gaunt podnis rk obwieszczajc dziesiciominutowy postj. Gwardzici zdjli plecaki
i usiedli na przewrconych pniach drzew. Meryn przewiesi przez rami pakiet medyczny i
pomg Braggowi opuci nosze na ziemi.
- O, feth! - Milo pochwyci ciche przeklestwo kaprala. Stan przy Merynie w tej samej
chwili co Gaunt. Kapral spojrza na nich i wskaza palcem rany wci nieprzytomnych
onierzy.
- To ta okolica - wyjani - Upa, wilgo... zarodniki w powietrzu... insekty. Rany ulegaj
wtrnej infekcji w tym samym tempie, w jakim je oczyszczam. Stan Obela pogarsza si. S tu
jakie pleniawki zatruwajce krwioobieg. Robaki zreszt te - pokrci gow i zacz
zmienia opatrunki.
Milo cofn si od noszy. Zapach roztaczany przez rannych nie nalea do szczeglnie
przyjemnych.
Opodal sta drugi pilot promu. Zdj swj lotniczy hem i obraca go nerwowo w rce,
drug doni ciska rkoje pistoletu. Niespokojnych oczu nie odrywa nawet na moment od
zielonego gszczu. Milo zauway, e pilot jest chopcem niewiele starszym od niego samego.
Nawet skra na skroniach lotnika bya jeszcze zaczerwieniona w miejscach, gdzie
wszczepiono mu gniazda interfejsw neuralnych. Musi si czu tak samo jak ja, pomyla
Milo. Zagubiony i przytoczony sytuacj.
Postanowi podej do pilota i zagadn go, ale w tej samej chwili gdzie pomidzy
drzewami rozleg si odlegy huk wystrzaw. Gwardzici runli pasko na ziemi, trzasny
przesuwane bezpieczniki, akumulatory laserw pisny krtko. Komisarz lea obok Mila, do

ust przycisn mikrofon.


- Rawne? Zgo si - szepn do komunikatora. Major wraz z szeregowcami Feygorem,
Caffranem i Kalenem wysun si na czoo grupy sprawdzajc drog wiodc do tajemniczej
osady.
- Jestemy pod ostrzaem! - Rawne odezwa si na gwnym kanale - Jestemy
przygwodeni do ziemi. Cholera! Na Zoty Tron! To... - poczenie zostao zerwane.
- Psiakrew! - Gaunt zerwa si na nogi - Meryn, Bragg, pilnujecie rannych! Ty, chopcze
z marynarki, zosta z nimi! Reszta za mn, rozproszona formacja!
Duchy skoczyy w tropikalny gszcz. Milo bieg pomidzy onierzami ciskajc
kurczowo swj pistolet. Pomimo dawicego gardo strachu czu dziwn dum. Komisarz
potrzebowa kadego czowieka. Zabra Brina, bo ufa, e chopiec mu si przyda.
Corbec by ju pewien, e jego ycie dobiego koca i wtedy Larkin zacz strzela.
Widok dziecicych cia ukrzyowanych na cianie komnaty doprowadzi go do szalestwa.
Zdrowy rozsdek snajpera zosta wyczony przez organizm w gecie ochrony przed
potwornoci ujrzanego widoku, przeistaczajc drobnego gwardzist w rozszala biologiczn
maszyn. Wpad do sali, nacisn spust i nie zdejmowa z niego palca.
- Larkin! Larkin! - wrzasn Corbec.
Nieludzki krzyk maego Tanithijczyka przeszed w niemale zwierzce zawodzenie. Jego
laser umilk wyadowany do koca i tylko iglica szczkaa metalicznie w rytm naciskajcego
spust palca. Macki bestii cofay si w mrok, dymic i skrcajc si w paroksyzmach blu.
Mieli chwil na odskok w bezpieczne miejsce.
Corbec pdzi swych ludzi korytarzami habitatu w stron wyjcia prowadzcego na
autostrad. Bieg na kocu grupy, wlokc za sob Larkina.
- Och, feth! Och, feth! Och, feth! - powtarza wci snajper.
- Zamknij si, Larks! - wrzasn pukownik - Raglon, cz z Dowdztwem Floty! Powiedz
im, comy tu znaleli!
Lec pod oson paprotnikw szeregowiec Caffran przyoy laser do ramienia i puci
seri wizek prosto w lene poszycie. W odpowiedzi tu nad jego gow gwizdny pociski z
bolterw, amice gazie i zmieniajce pnie drzew w mokr miazg. Na wszystkie strony
poleciay drzazgi i licie.
- Majorze Rawne! - zawoa Caffran - Komunikatory siady!
- Wiem! - odkrzykn Rawne padajc nosem w cik tu za najbliszym drzewem,

metalowy odamek wisn mu nad uchem. Odrzuci miecz Gaunta i zacz strzela z
wasnego lasera.
Feygor i Kaleb leeli obok siebie, prowadzc ogie na olep. Cztery lasery pluy
wizkami wiata w tropikaln gstwin, rozwietlajc pmrok dungli seriami jaskrawych
rozbyskw.
Rawne wyczu za swymi plecami jaki ruch. Poderwa si na kolana i odwrci gotw do
strzau, ale natychmiast opuci luf. Zdusi w ustach przeklestwo widzc wyaniajcego si
z zaroli Gaunta. Reszta Tanithijczykw skradaa si za komisarzem w lunej tyralierze.
- Raport! - wydysza Gaunt.
- Weszlimy prosto pod ogie cikich bolterw. Pozycje wroga z przodu, ale ich nie
wida. Wyglda to na zasadzk, nie mam jednak pojcia, skd wiedzieli, e nadchodzimy.
- Komunikator?
- Martwy... wysiady wszystkie, nie wiadomo czemu.
- Byoby dobrze widzie, do kogo strzelamy - owiadczy komisarz i pokiwa palcem w
stron szeregowca Brostina, nioscego wycignity z wraku promu miotacz pomieni.
- Na pozycje - rozkaza podwadnym Gaunt wskazujc miejsca, skd mogli efektywnie
prowadzi ogie po oczyszczeniu przedpola - Brostin?
Szeregowiec uruchomi miotacz i strumie pynnego ognia zacz poera dungl.
Trzymajc nacinity spust Brostin przesun luf broni na boki niczym horyzontaln
fontann pomieni. Drzewa, paprotniki i cierniowce znikay pord ognia, czerniejc i
rozsypujc si w popi. W przecigu dwudziestu sekund ciana dungli znika ukazujc
gwardzistom wykarczowan i zniwelowan przecink wiodc do odlegych o jakie
szedziesit metrw zabudowa.
Umilky ostrzeliwujce ich boltery i zapada gucha cisza.
- Lorneta - zada Gaunt i przyoy podany mu przez Mila instrument do oczu.
- Co my tu mamy... - wymrucza, kiedy lorneta automatycznie dostroia kontrast podgldu
- Imperialna instalacja. Trzy opancerzone, moduowe habitaty, dwa wiksze wzmocnione
bunkry... wszystkie insygnia i znaki zamalowane farb. Wida obrotow anten
radionadajnika, by moe to wanie on zagusza nasze komunikatory... s stanowiska
obrony... serwitorzy sprzeni z obrotowymi wieyczkami, automatycznie adowane cikie
boltery. Musia pan wpa na jaki czujnik zblieniowy, majorze. Chyba s tylko dwie
wieyczki.
- Co to za miejsce? - zapyta Caffran.
- Bilet do domu... szansa, na ktr nie liczyem. Jeli wydostaniemy si std ywi - Gaunt

umilk na chwil.
- Co taki posterunek robi w rodku tej dungli? - wtrci Milo.
Gaunt spojrza na niego z ukosa.
- Sam chciabym to wiedzie.
Wieci nie byy pomylne. Jednostki Gwardii utkny w miejscu, bronic zajtych pozycji
przed kontratakiem nieprzyjaciela. Nie byo nikogo, kto mgby przyj Duchom z pomoc.
- Jak moemy walczy z czym takim? - jkn Suth.
Corbec pokrci gow. Wycofa ca swoj grup na autostrad, obserwujc zza
pogitych barierek kompleks mieszkalny w dole. Kompleks skrywajcy najbardziej
odraajc istot, jak pukownik kiedykolwiek widzia.
- Ale to musi umrze - wysycza Larkin - Nie zauwaylicie? To wywoao burz. Dopki
nie umrze, bdziemy tu uwizieni!
- Skd moesz to wiedzie, Larks? - zaoponowa Varl.
Pukownik nie by pewien. Instynkt Larkina wielokrotnie ju uratowa ycie innym.
- Imperatorze, miej nas w opiece - mrukn z desperacj - Myla intensywnie. Musia by
jaki sposb na wyjcie z puapki... co zrobiby Gaunt? Bez wtpienia co zaskakujcego.
Myl trzewo, zam zasady, wyrzu wojskowe podrczniki za okno i uyj tych zasobw, ktre
posiadasz.
- Raglon! Do mnie! - zawoa do radiooperatora - Pocz mnie z Navarre.
Oficer porzdkowy Kreff chrzkn, odetchn gboko i wszed do strategium,
opancerzonego sanktuarium dowdcy fregaty tu za mostkiem. Kapitan Wysmark siedzia w
pmroku, ze skupieniem studiujc diagramy i runiczne komunikaty wywietlane na cianach
i suficie jego kabiny. Przesun si lekko na obrotowym fotelu widzc wchodzcego
podwadnego.
- Kreff?
- Mam, hmm, to nietypowe, sir, ale...
- Wykrztu pan to z siebie.
- Rozmawiaem wanie z pukownikiem Colmem Corbecem, aktualnym dowdc
Tanithijczykw. Jego jednostka szturmuje zachodnie dzielnice Nero. Pukownik prosi,
abymy... aktywowali gwne baterie i ostrzelali cel, ktry nam wskae.
Wysmark parskn i pochyli si w fotelu. Blask padajcy z ekranw monitorw rzuca na
jego twarz migotliw powiat.

- Czy ten idiota orientuje si w podstawowych taktykach marynarki? - sapn - Z broni


orbitalnych wolno korzysta wycznie przed zrzutem desantu. Kiedy Gwardia jest na dole, za
wsparcie odpowiada lotnictwo stratosferyczne.
Kreff skin potakujco gow.
- Bombowce zostay odwoane ze wzgldu na psioniczny sztorm, sir. Pukownik zna
nasze procedury i wie, e bombardowanie z orbity dalekie jest od finezji. Niemniej twierdzi,
e to przypadek krytyczny i e moe nam przesa precyzyjne koordynaty celu.
Wysmark zamyla si na chwil.
- Paska opinia, Kreff? Spdzi pan wicej czasu z tymi ludmi ni my pozostali wszyscy
razem wzici. Czy ten pukownik jest szalony? Czy powinienem wysucha jego proby?
- Tak... i tak, sir - Kreff umiechn si nieznacznie.
Wysmark pohuta si w fotelu, podrapa po brodzie.
- Prosz pokaza mi te koordynaty - zdecydowa w kocu.
Oficer poda mu elektroniczny notes. Kapitan wczy swj komunikator.
- Sekcja radiowa, otworzy poczenie z Dowdztwem Floty. Chc, aby monitorowali
nastpne rozkazy. Sekcja bojowa, uruchomi gwne baterie... Przesyam lokalizacj celu
ataku. Do wszystkich stacji, mwi kapitan. Przygotowa si do salwy z gwnych baterii.
Jakie to wszystko proste, eleganckie i cywilizowane, pomyla Kreff. Tak wanie
powinno prowadzi si wojny.
Z nieba spad snop wiata i fala uderzeniowa cisna ludmi o powierzchni autostrady.
Po niebie przetoczy si oguszajcy huk detonacji. Corbec wsta krztuszc si dymem,
pomg podnie si Raglonowi.
- Prosto w rodek tarczy - umiechn si do oszoomionych podwadnych.
Gwardzici podeszli do balustrady i spojrzeli w d. W miejscu, gdzie przed chwil
wznosi si robotniczy habitat, teraz zia czerni gigantyczny krater.
- Na wity Tron Ziemi - wyszepta Varl.
- Przyjaciele w wysokich sferach - pouczy go Corbec pokazujc palcem niebo. Popatrzy
przez barierk na setki gwardzistw kryjcych si w pmroku zakamarkw metropolii. Ju
czuli zachodzce w powietrzu zmiany. Nadal wszdzie unosi si gsty dym i zapach kordytu,
ale charakterystyczny odr Chaosu znik. Purpurowe chmury ponownie przybray swe
pierwotne barwy.
- Ruszamy! - powiedzia do mikrofonu pukownik.
Oficer komunikacyjny zasalutowa podchodzc do Kreffa.

- Sygna z powierzchni planety, sir.


Kreff skin oczekujco gow.
- Standardowy komunikator Gwardii, bieca data i czas. Tre przekazu brzmi
nastpujco: Upiorne pozdrowienia dla Navarre. Kreff, ty sukinsynu, wiemy, e to twoja
robota. Koniec przekazu. Przepraszam za wulgaryzmy, sir.
Oficer komunikacyjny podnis wzrok znad raportu.
- Prosz mi odda ten komunikat - powiedzia Kreff z trudem powstrzymujc szeroki
umiech.
Gaunt przemyka si ostronie w kierunku zabudowa, z odbezpieczonym pistoletem w
rku. Feygor i Caffran stpali cicho tu za nim. Rozleg si ledwie syszalny pomruk
siownikw i jeden z serwitorw obrci luf w stron napastnikw, wykrywajc ich obecno
dziki niewidocznym czujnikom. Gaunt umierci zlobotomizowanego operatora broni trzema
szybkimi strzaami. Skoczy do przodu, otworzy uderzeniem barku drzwi wiodce do
najbliszego bunkra. Wpad prosto w zimne niebieskie wiato pawice w swym blasku
wntrze budowli, przeczesa wzrokiem otoczenie szukajc nieprzyjaciela.
W rodku panowa bezruch. I cisza. Gaunt ruszy w kierunku niewielkiej salki, wabicej
go fluorescencyjn powiat. Min biurko, na ktrego blacie leay zasuszone licie i
zapisane drobnym drukiem kartki papieru. Rzuci tylko okiem na jeden z lici i ju wiedzia,
e powinien wszystkie natychmiast spali.
Rawne i Feygor szli tu za komisarzem.
- Co to za miejsce? - zapyta major.
- Zobaczmy... - odpar Gaunt.
Weszli do maej szklarni. Powietrze wewntrz pomieszczenia skraplao si pod sufitem z
nadmiaru wilgoci. W przeroczystych hydroponicznych zbiornikach komisarz ujrza
dziwaczne roliny, na widok ktrych poczu si chory. Napczniae, poruszajce si ociale
roliny, pulsujce odraajcym yciem.
- Co to za miejsce? - powtrzy przestraszony Feygor.
- Miejsce, w ktrym prawdopodobnie rozpocz si upadek Caliguli - wyjani Gaunt Jeden z tutejszych industrialistw rozpocz hodowl czego, czego natury nie pojmowa.
Denie do zwikszenia plonw byo priorytetem w polityce planetarnej tego wiata. Biedny
gupiec nie mia zapewne pojcia, co takiego ronie w tych zbiornikach.
A przynajmniej mam nadziej, e tego nie wiedzia, pomyla komisarz. Bo jeli zrobi to
z premedytacj, w zaplanowany sposb... Gaunt wyrzuci koszmarn hipotez z myli.

- Spalcie to. Spalcie to wszystko - poleci.


- Nie wszystko - powiedzia szeregowiec Kalen stajc w progu - Przeszukaem okolic.
Ktokolwiek by wacicielem tego miejsca, schowa sobie przezornie may prom w hangarze
za bunkrem.
Gaunt umiechn si kcikami ust. Imperator jednak nad nimi czuwa.
- Wic nie zgin? - zapyta Corbec siedzc na swojej koi w adowni transportowca.
Bragg pokrci gow przeczco pocigajc jednoczenie yk sacry.
- Nie wiem, czy co jest w stanie wykoczy starego Gaunta. Powiedzia, e wszystkich
nas stamtd wycignie i zrobi to. Uratowa nawet Obela i Brennana.
- Nie - odpar Corbec - Miaem na myli Rawne'a.
Obaj spojrzeli poprzez adowni w kierunku majora, ktry prowadzi przyciszon
konwersacj z Feygorem.
- Ach, on. Nie, tu szczcia nam zabrako - mrukn Bragg i odda butelk pukownikowi
- No, ale syszaem, e wy te mielicie niez zabaw?

Monthax
Wysunity posterunek, wtopiony w gszcz podmokych tropikalnych zaroli. Muszki i
komary uwijay si wok niczym miniaturowe chmurki. Wielkie pazy rechotay zagrzebane
w bocie.
Saperzy wykopali okopy cznikowe wiodce do kadego z szeciu wysunitych punktw
obserwacyjnych, umoliwiajcych tanithijskim snajperom dobry wgld w przedpole
fortyfikacji. Okopy byy dugie, zygzakowate, wzmocnione kompozytowymi pytami i
workami z piaskiem.
Gaunt szed dnem okopu, pochylajc nisko gow. Wymieni pozdrowienia z obsad
cikiego boltera, ustawionego w poowie drogi do stanowiska strzeleckiego. Gruba warstwa
zalegajcego na dnie okopu bota cuchna obrzydliwie. Wzdu jednej ze cian bieg kabel
telefoniczny, przymocowany do niej na dugich metalowych zaczepach. Gaunt wiedzia, e
kabel czy si w punkcie obserwacyjnym z przenonym radionadajnikiem. W przypadku
nieoczekiwanego ataku komisarz mg liczy na wieci od swych najczujniejszych
obserwatorw, a stary dobry kabel telefoniczny najlepiej si w takich sytuacjach sprawdza.
Larkin trwa na posterunku. Siedzia w jamie punktu obserwacyjnego na stercie workw,
polerujc pieczoowicie swj karabin. Komisarz wszed do zagbienia dostrzegajc
sposzone spojrzenie Ducha.
- Czasami sprawiasz wraenie, jakby si mnie ba - powiedzia cicho Gaunt.
- Ale nie, sir. Nie pana.
- Mnie te nie podoba si taka myl. Licz na ludzi podobnych do ciebie, Larkin. Ludzi
wybitnie uzdolnionych.
- Jest pan bardzo uprzejmy, komisarzu.
Bro maego snajpera lnia czystoci, ale jej waciciel nie przerywa pracy.
- Trzymaj si - doda Gaunt.
Ale jak dugo jeszcze wytrzymasz, doda z trosk w mylach.

V - Anio z Bucephalonu.
Larkin myla o mierci. Uwaa, e w zasadzie ju dawno by o ni baga los, gdyby
tylko nie budzia w nim tak ogromnego lku. Nigdy nie rozmawia na ten temat, ale spdzi
wiele bezsennych nocy na rozmylaniach, czego tak naprawd bardziej si boi: momentu
samej mierci czy te faktu, i stanowi ona przejcie w inny stan istnienia bez prawa powrotu.
I nieraz omal nie zosta przez los wysuchany. Tak wiele byo ju chwil, kiedy tkwi w
zimnym ucisku mierci, w uchwycie jej lodowatych szponw. Wiele razy omal nie uzyska
odpowiedzi na swoje powtarzane wci w mylach pytanie.
By moe przyszed czas, by spojrze prawdzie w oczy. Tu i teraz. Jeli nawet anio zna
odpowied na pytanie Larkina, nic nie odrzek. Jego dumna twarz pochylona bya ku
posadzce, oczy zamknite niczym we nie, donie splecione w gecie modlitwy na piersi.
Na zewntrz, w dole, szalaa trawica Bucephalon wojna. Resztki kolorowych szybek w
rozbitym witrau dwiczay cichutko wprawiane w drenie eksplozjami, w ich szkle odbijay
si wietlne refleksy pociskw smugowych i przecinajcych przestworza rakiet.
Larkin usiad na pododze opierajc si plecami o zimny marmurowy filar, potar brudn
doni zacinit szczk. Jego oddech uspokaja si powoli, ttno spadao, ostry atak torsji
skrcajcy ciao Ducha jeszcze pi minut temu prawie znikn, sprawiajc wraenie
przelotnego cyklonu.
Chocia wci istniao ryzyko, e znajduje si w oku tego cyklonu. Ziemia wyranie
zadygotaa, wyczu ruch marmurowej kolumny, o ktr si opiera. Puls Tanithijczyka
podskoczy na moment. Zmusi si do powolnego gbokiego oddychania przez usta, w
sposb stosowany przed oddaniem strzau.
- Miae mi powiedzie jak tutaj trafie.
Larkin zerkn z ukosa na anioa. Z gow wci pochylon ku posadzce, anio
odpowiedzia mu spojrzeniem, umiechajc si pospnie. Larkin obliza spierzchnite wargi i
machn w nieokrelony sposb jedn z brudnych doni.
- Wojna. Walka. Przeznaczenie.
- Mam na myli dokadniejsz odpowied - naciska anio.
- Rozkazy. Wola Imperatora.
Anio wzruszy nieznacznie ramionami.

- Jeste bardzo pasywny w dyspucie. Ukrywasz siebie i prawd za pustymi sowami.


Larkin zamruga. Przez uamek chwili przed jego oczami pojawiy si jaskrawe rozbyski
wiata mieszajce si z czerwonaw czerni. Krtki moment dezorientacji. Zna doskonale te
objawy, pamita je od najmodszych lat dziecistwa. Zaburzenia wzroku, zawroty gowy,
metaliczny posmak w ustach. Potem utrata wzroku, zakcenia percepcji. Jeli mia szczcie,
atak koczy si gwatown erupcj silnej migreny, ktra na kilka godzin zwalaa go z ng. W
przypadku pecha traci przytomno targany konwulsyjnymi spazmami, by obudzi si kilka
godzin pniej z mnstwem siniakw i zaschnit krwi na zadrapaniach skry. Czu si
wtedy wyniszczony od rodka, wyczerpany, pusty.
- Co si z tob dzieje? - zapyta anio.
Larkin postuka wskazujcym palcem w czoo.
- Jestem... nienormalny. Nigdy nie byem. Moja matka te na to chorowaa, ale nawet w
poowie nie tak silnie jak ja. Ataki pojawiaj si od czasu do czasu.
- W chwilach takich jak ta? W wyniku napicia, w sytuacjach zagroenia?
- Takie chwile jak ta faktycznie nie pomagaj. Ale istnieje wiele innych katalizatorw.
Wiesz, co to jest ploin?
- Nie.
- Owoc. Mikki, sodki, o zielonej skrce. Peno czarnych nasionek w rowym miszu.
Drzewka rosy w ogrodzie mojego wuja na Tanith. Smakoyki, ale ju ich sam zapach
wywoywa u mnie atak.
- Nie ma na to lekarstwa?
- Miaem tabletki, ale zapomniaem je wzi - wyj z kieszonki mae drewniane
pudeeczko, otworzy je i pokaza puste wntrze - A raczej zapomniaem uzupeni zapas,
kiedy si skoczyy.
- Jak ci nazywaj inni?
- Szalony Larkin.
- To okrutne.
- Ale prawdziwe. Nie jestem zdrowy na umyle. Jestem szalecem.
- Dlaczego uwaasz, e jeste obkany?
- Chociaby dlatego, e mwi wanie do kamiennej rzeby. Prawda?
Anio rozemia si i wygadzi palcami doni fady swych biaych szat opadajcych na
zgite w klczkach nogi. Emanowaa od niego saba czysta powiata. Larkin zamruga i
jaskrawe rozbyski ponownie zapony przed jego oczami.
Na zewntrz kaplicy kanonada wstrzsaa wieczornym powietrzem, kule eksplozji

rozwietlay pmrok. Larkin podnis si z podogi i podszed do najbliszego z okien.


Wyjrza za kolorowe szybki spogldajc na widoczne w dole miasto. Gsto zabudowana,
otoczona wysokim na osiemdziesit metrw murem miejskim stoeczna metropolia
Bucephalonu przytulaa si do pobliskiego grskiego masywu. Kby gstego dymu zasnuy
przestworza, wizki laserowego wiata tworzyy na niebie migotliw szachownic. Dwa
kilometry dalej may snajper dostrzeg par gigantycznych ramp szturmowych, wzniesionych
przez saperw Imperialnej Gwardii tu pod waami stolicy. Wielkie pryzmy ubitej ziemi i
kompozytowych pyt piy si w kierunku blankw tworzc kilometrowej dugoci podesty, a
byy dostatecznie szerokie, by mogy po nich wjecha na szczyt muru pojazdy pancerne. Na
obu rampach pojawiay si rozbyski eksplozji znaczce miejsca zaciekej walki.
Nieco bliej wiey malutkie sylwetki ludzi sprawiay wraenie wielkiego mrowiska.
Tysice stoczonych w okopach postaci wyskakiway spod osony prc poprzez zryt
kraterami stref niczyj w stron miejskich fortyfikacji.
Punkt zajmowany przez Larkina gwarantowa doskona widoczno. Zrujnowana
wieyca bya czci kompleksu straniczego strzegcego dojcia do murw stolicy
miejskiego akweduktu. Gigantyczna struktura wci staa niewzruszenie, chocia obrocy od
samego pocztku okupacji prbowali zniszczy j za pomoc adunkw wybuchowych.
Chocia sam akwedukt by silnie strzeony, komisarz Gaunt uwaa, e wanie tdy do
rodka miasta zdoa si dosta bez trudu dowiadczony zesp infiltracyjny. Nie po raz
pierwszy w yciu Gaunt popeni bd w ocenie.
Komisarz wspomina, e przed rewolt stolic rzdziy trzydzieci dwa arystokratyczne
rody, potomkowie kupieckich rodzin bdcych zaoycielami kolonii. Ich wspaniae
sztandary, bogato zdobione heraldycznymi insygniami trzydziestu dwch krlewskich
domw, wci powieway na grubych drewnianych drzewcach wzniesionych ponad blankami.
Udekorowane szcztkami ukrzyowanych przedstawicieli rzdzcych rodzin.
Egzekucja bya pierwszym poleceniem wydanym przez Nokada. Nokad wiaty, Nokad
miejcy Si, charyzmatyczny przywdca kultu, ktry od rodka przear Bucephalon zdoby
na wasno jeden z najwietniejszych wiatw Sabbat. W pomiennym przemwieniu
wygoszonym na samym pocztku krucjaty marszaek wojny Slaydo osobicie podkreli
warto Bucephalonu i konieczno jego jak najszybszego odzyskania.
Pociski gwizdny tu przy oknie i Larkin odskoczy natychmiast za cian. Drobiny
szka rozprysy si po posadzce. Iskry w jego oczach przybray na sile, w ustach czu coraz
wyraniejszy posmak ci. Pojawio si te dziwne dzwonienie w uchu, ktre martwio go
najbardziej. Taki objaw mia okazj zaobserwowa dopiero raz czy dwa, a wieci on jedn z

najgorszych odmian ataku. Widzia coraz gorzej, wszystkie przedmioty w kaplicy nabieray
podunych ksztatw, niczym lustrzane odbicia widywane podczas karnawau w Attice.
Chwilami obraz rozmywa mu si cakowicie w oczach.
Zadygota spazmatycznie.
Anio podpala knoty w wielkim elaznym wieczniku, jego ruchy byy powolne i pene
gracji.
- Dlaczego nie wierzysz w anioy? - zapyta.
- Ale wierz - westchn Larkin - A raczej wierzyem w nie wczeniej. Mj przyjaciel,
sierant Cluggan, by domorosym historykiem militarnym. Mwi, e w czasie Bitwy o
Sarolo anioy pojawiy si nad lini frontu tu przed nadejciem witu i powiody imperialne
wojska do zwycistwa.
- Mylisz, e byy omamami? Masow halucynacj rzesz zmczonych i lkajcych si o
swe ycie onierzy?
- Kim ja jestem, eby si na takie tematy wypowiada - odpar Larkin, kiedy anio zapali
ostatni wiec - Jestem wariatem. Wizje i omamy przeladuj mnie kadego dnia, wikszo
z nich jest tworzona przez uszkodzony mzg. Nie mnie decydowa, co w tym wiecie jest
realne, a co nie.
- Twoja opinia jest nie mniej znaczca od gosw innych. Czy tamci ludzie widzieli
anioy?
- Ja...
- Powiedz, co mylisz.
- Myl, e widzieli.
- I czym te anioy byy w twej opinii?
- Fizyczn manifestacj woli Imperatora, zesan dla podniesienia ducha jego sug.
- Czy w to wanie wierzysz?
- W to chciabym wierzy.
- A jak masz alternatyw?
- Ha! Zbiorowe szalestwo! Sztuczki psionikw! Kamstwa wymylone przez onierzy
ju po bitwie. Czy choby grupowe halucynacje.
- A jeli ktra z tych alternatyw okazaaby si prawd, czy tamto zwycistwo utracioby
co ze swej wagi? Cokolwiek tam ujrzeli lub sdzili, e widz, poprowadzio ich do tryumfu.
Jeli anio nie jest tak naprawd anioem, ale podnosi si ducha czowieka, czy powinien by
traktowany jako co poledniejszego?
Larkin potrzsn gow i umiechn si sabo.

- Po co ja ci w ogle sucham? Halucynacja opowiada mi o innych halucynacjach.


Anio uj w swe donie rce snajpera. Larkin wzdrygn si pod wpywem tego dotyku,
ale natychmiast znieruchomia, bowiem w delikatnym ucisku palcw anioa kry si
niezwyky spokj. Ciepo rozlewao si po jego doniach, ramionach, sercu. Westchn
ponownie, tym razem gbiej, zajrza w okryt cieniem twarz anioa.
- Czy jestem prawdziwy, Hlaine Larkinie?
- Gotw jestem przyzna, e tak... ale to by znaczyo, e faktycznie oszalaem.
Rozemiali si wsplnie, ze splecionymi domi. Brudne palce mczyzny niky w
nienobiaych doniach anioa. Jego zdyszany chrapliwy miech zmiesza si z melodyjnym
dwikiem ust istoty.
- Dlaczego porzucie swoich towarzyszy? - spyta anio.
Zadra i wyrwa swe donie z ciepego ucisku, prbujc odsun si jak najdalej od
rozmwcy.
- Nie mw tak!
- Larkinie... dlaczego to zrobie?
- Nie pytaj mnie o to! Nie pytaj!
- Zatem nie zaprzeczasz?
Opar si plecami o jeden z potrzaskanych filarw i spojrza na anioa rozszerzonymi
dziko

oczami.

Jego

wzrok

pata

figle,

jakie

rozmazane

obrazy

taczyy

rozgorczkowanym umyle. Anio wydawa si w pierwszej chwili odlegy, lecz zaraz potem
urs i zacz nad Duchem growa. Larkin poczu jak kurczy mu si odek.
- Zaprzeczy? Ja... ja ich nie porzuciem... ja...
Anio wyprostowa si i odwrci plecami do Tanithijczyka. Larkin dostrzega teraz
wyranie srebrnozote wosy opadajce kaskadami pomidzy nienobiae skrzyda
przybysza. Anio sta przez dusz chwil z pochylon gow, zanim odezwa si ponownie.
- Komisarz Gaunt wysa swj oddzia specjalny na akwedukt, z misj specjaln
polegajc na skrytym wejciu do miasta. Gwnym celem by sam Nokad. Dlaczego?
- Zniszcz gow, a ciao umrze! Gaunt mwi, e i cay rok nam nie wystarczy, by zdoby
to miejsce, jeli charyzma Nokada staaby dalej po stronie obrocw! Caa cholerna stolica
staa si jego Doktrynopolis, siedliskiem kultu sczcego si powoli do innych miast tego
wiata i poza nim!
- Co zrobilicie?
- Weszlimy do kanaw akweduktu. Rawne i jego kompania mieli cign na siebie
ogie i zama pozycje wroga. Kompania Corbeca zamierzaa przelizgn si bokiem i wej

do miasta mniejszymi kanaami.


- Nie utone?
- Kanay s wyschnite od szeciu miesicy. Wrg zaminowa je i obstawi czujnikami,
ale my mamy dobrych szperaczy.
- Bye z kompani Corbeca?
- Tak. Nie chciaem tam i... feth! Niedobrze mi byo na sam myl o takim
samobjczym rajdzie jak ten, ale jestem snajperem Corbeca... i jego przyjacielem. Nalega na
to.
- Dlaczego?
- Bo jestem snajperem i jego przyjacielem.
- Dlaczego?
- Nie wiem!
- Moe dlatego, e jeste najlepszym strzelcem w caym regimencie? Jeli ktokolwiek
mgby tego dokona, moe byby to ty? A moe twj przyjaciel Corbec tak naprawd nie
chcia ci zabiera na t misj? Moe ba si, e pkniesz w krytycznym momencie i nie
wytrzymasz napicia?
- Nie wiem!
- Pomyl o tym! A moe pomimo swych obiekcji postanowi ci jednak zabra, poniewa
prcz kruchego umysu posiadasz najwikszy talent snajperski w regimencie? Moe na to
wanie liczy? I moe naciska na ciebie, chocia wiedzia o twoich sabociach?
- Zamknij si!
- Czy zawiode jego zaufanie?
Larkin wrzasn rozpaczliwie i przycisn twarz do kamiennej posadzki. Jego niewielkie
ciao zaczo dygota targane drgawkami prowokowanymi przez rozregulowany ukad
nerwowy. W jego oczach wykwitay rnobarwne tcze.
- Co takiego zrobie? Ta walka w kanaach, na bliskim dystansie. Lopra zabity, bez
gowy, Castin rozczonkowany, Hech, Grosd, inni, krzyki, odr spalonej krwi. Corbec
wzywajcy posiki, snopy wiata krzyujce si w ciemnociach. I co wtedy zrobie?
- Nic!
- Doprawdy? Ucieke. Ucieke stamtd. Czogae si, a potem biege i biege przed
siebie, dopki nie trafie do tego miejsca, pozbawiony tchu i skpany w pocie, brudny od
wasnych wymiotw.
- Nie - wycharcza Larkin przyciskajc czoo do podogi. Nic ju nie widzia, odnosi
wraenie zawieszenia w bezgranicznej pustce. Dociera do niego tylko gos anioa.

- Porzucie ich. Zostae dezerterem.


Larkin podnis gow. Anio sta przy relikwiarzu, podnoszc drewniane wieczko. Wyj
co ze rodka i woy na sw gow, przykrywajc zotosrebrne wosy. Bya to czapka.
Czapka komisarza. Czapka Gaunta.
Anio sign ponownie do skrzynki i wyj z niej co innego, przedmiot owinity w jasny
materia. Pikne donie odkryy zawarto zawinitka. Boltowy pistolet. Ruchami wrcz nie
przystojcymi ujmujcej fizjonomii anio woy do broni zakrzywiony magazynek,
wprowadzi pierwszy pocisk do lufy i odcign bezpiecznik. Potem odwrci si w stron
Ducha.
Jego twarz, widniejca pod daszkiem czapki, bya szczupa i poduna. Larkin nie zwrci
wczeniej uwagi na rysy zjawy, sprawiajce wraenie wycitych z kamienia, ostre i zacite,
do zudzenia przypominajce Ibrama Gaunta. Anio podnis trzymajc pistolet do i
wymierzy jego luf w Larkina. Wielkie biae skrzyda rozpostary si z opotem tworzc dwa
uki stworzone ze nienych pir.
- Wiesz, co robimy z dezerterami, Larkinie? - zapyta pospnie anio.
- Tak.
- Stworzono nas, bymy podnosili morale i krzepili ducha, rozpalali dum i poczucie
misji w sercach onierzy. Lecz gdy wiara upada, przychodzi nam wymierza kar.
- Mmwisz jjak Gaunt...
- Ibram Gaunt i ja mamy ze sob wiele wsplnego. Podobny cel, podobne metody.
Inspiracja i wymierzanie kary.
Duch odnis wraenie, e cay wiat na zewntrz zatrzyma si nagle, e wojna dobiega
nieoczekiwanie koca.
- Czy jeste dezerterem?
Spojrza na anioa, na luf broni, na nienobiae skrzyda. Z wolna podnis si na
klczki, potem na nogi.
- Nie.
- Udowodnij to.
Kady misie w jego ciele pon kojcym ciepem, kady nerw pracowa bez zarzutu.
Myli pyny rzutkim czystym potokiem. Podszed pewnym krokiem do lecego na
posadzce plecaka.
- Udowodnij to, Larkinie! Imperator potrzebuje ci w tej wanie chwili! We si w gar!
Spojrza przez rami na anioa. Lufa broni wci mierzya w jego kierunku.
- Skd wiesz, jak si nazywam?

- Powiedziae mi.
- Moje imi. Hlaine. Nigdy go nie uywam. Skd wiedziae?
- Ja wiem wszystko.
Duch rozemia si szorstko, chrapliwie, otworzy plecak.
- Feth z tob! Nie jestem dezerterem!
- Udowodnij mi to.
- Widzisz? - Larkin zdj z pokrowca na wierzchu plecaka swj snajperski karabin.
Podnis bro do gry i zaszczka jego mechanizmem spustowym.
- To bro.
- Laser. Ko pocigowy Gwardii. Solidny, wytrzymay, niezawodny. Moesz nim rzuca,
ciska o ziemi, tuc niczym pak, trzyma pod wod, a on wci bdzie dziaa.
Anio postpi krok do przodu spogldajc na karabin w rkach Larkina.
- To nie jest zwyky laser. Nie standardowy model MGalaxy. Gdzie jest zintegrowany
celownik optyczny, gdzie regulator potencjau kinetycznego wizki? Ta lufa: jest zbyt duga,
zbyt cienka. I tumik pomieni wylotowych?
Larkin wyszczerzy pospnie zby i sign do wntrza swojego plecaka.
- To wersja snajperska. Ta sama konstrukcja, ale nieco zuboona. Cz modernizacji
sam wykonaem. Zintegrowany celownik wymontowaem, bo uywam tego - pokaza
anioowi jaki pkaty walec, po czym zaoy go na uchwyt w grnej czci obudowy
karabinu. Kiedy ochronne pokrywki po obu stronach walca zostay zdjte, z widocznych w
podstawach walca soczewek zaczo sczy si czerwone wiato.
- Celownik na podczerwie. Mj prywatny. Uywaem go w domu do polowa na
larisele.
- Larisele?
- Mae gryzonie z puszystymi futerkami. Niele na nich zarabiaem przed zacigiem.
Duch przesun domi po obudowie karabinu i poklepa jego luf.
- Wzmocniona lufa typu XC 52/3. Dusza od standardowej, o mniejszym przekroju.
Wystarcza na jakie dwadziecia strzaw - kopn lekko plecak, ktry zaszczka w
odpowiedzi metalicznie - Zawsze nosz ze sob dwie albo trzy zapasowe. Mona je wymieni
w szedziesit sekund, jeli si tylko wie jak to zrobi.
- Dlaczego uywasz wzmocnionej lufy?
- Ze wzgldu na zwikszony zasig broni, lepsz celno oraz to... - wyj z plecaka
podrasowany akumulator i wsun do slotu zasilajcego - Przeadowane baterie, wypchane
energi ponad limit. Wystarczaj na kilka strzaw, ale maj ogromn si raenia.

Wymarzona amunicja dla snajpera. To dlatego nie mam regulatora potencjau wizki. Jeden
strza z takiej baterii wystarcza.
- Kolba jest wykonana z drewna.
- Tak, tanithijskiego drewna. Lubi to, co znam.
- A ten duy tumik pomieni wylotowych?
- Jestem snajperem, aniele. Nie chc, by mnie zauwaano.
- Jeste snajperem, Hlaine Larkinie? Mylaem, e jeste dezerterem.
Duch odwrci si plecami do rozmwcy, w kadej chwili oczekujc strzau w potylic.
Jego umys pracowa na zwikszonych obrotach, a myli byy klarowniejsze ni
kiedykolwiek.
- Myl sobie, co chcesz. Powiem ci, co ja wiem.
Podszed do ukowatego wejcia kaplicy i przyklkn za przewrconym filarem,
opierajc o kamienny blok swoj bro. Mia z tego miejsca doskonae pole widzenia na
zrujnowan bry akweduktu.
Pokrci gow rozluniajc minie, wykona kilka wymachw ramionami, potem rzuci
okiem przez celownik.
- Gwnym zadaniem mojej kompanii bya eliminacja Nokada. Posiada ogromn
charyzm. Dowodzi osobicie, a to znaczy, e niemal zawsze stoi w pierwszej linii. Ten
akwedukt jest postrzegany przez obie strony za najsabszy punkt w fortyfikacjach
Bucephalonu. Zaatakowalimy w tym miejscu. Silnie. Nokad rwnie silnie bdzie go broni.
Bdzie te chcia podnie morale swych poplecznikw, tak wic zjawi si tutaj we wasnej
osobie.
- A jeli nie przyjdzie? - spyta anio.
- Wtedy zostanie po mnie drewniana tabliczka na wojskowym cmentarzu. - Larkin nie
patrzy ju duej na rozmwc, nie troska si jego przeraajc aur dostojestwa. Anio
mg przystawi mu pistolet do potylicy, nie dba o to wcale.
- Wierzysz swojej lunecie? - wyszeptaa istota.
- Wasnorcznie j skalibrowaem. I tak, ufam jej. To mieszne, ale cokolwiek dzieje si
wok, jakie by nie ogarno mnie szalestwo... - Larkin zerkn przez rami na anioa - przez
lunet zawsze dostrzegam prawd. Ona pokazuje mi prawdziwy wiat, czysty od tych
przekltych omamw zsyanych przez chory umys.
Zapada duga chwila ciszy.
- Moe i na ciebie powinienem spojrze przez lunet? - zastanowi si gono
Tanithijczyk.

- Nie masz przypadkiem misji do wykonania, Hlaine? - odpar anio.


- Tak, moja misja - snajper spojrza w celownik i zacisn powieki.
- Twoje oczy s zamknite. Co robisz?
- Cicho. Jeli chcesz odda strza, musisz kontrolowa swj oddech. Co wicej, twoja
bro musi stanowi naturalne przeduenie ciaa - otworzy ponownie oczy i zacz porusza
opartym o grzbiet kamiennego bloku karabinem.
- Co si stao?
- Musz na czym oprze luf, nie moe si lizga po kamieniu. Potrzebuj jakiej
szmaty - zacz ciga jedn rk swj paszcz prbujc odedrze z niego fragment
materiau. Z tyu rozleg si odgos darcia. Pikna do wychyna nad ramieniem mczyzny
podajc mu dugi pas biaej szaty, lekki i mile ciepy w dotyku.
- Uyj tego, Hlaine.
Larkin umiechn si nieznacznie. Owin mikki materia wok lufy lasera, po czym
opar go ponownie o przewrcony filar. Bro spoczywaa teraz w idealny sposb na twardym
podou.
- Dzikuj - powiedzia.
- Co teraz bdziesz robi?
Larkin przecign si lekko.
- Potrzebuj stabilnej pozycji strzeleckiej. Jeli bro przesunie si chocia o milimetr,
strza moe potwornie spudowa. Musz mie solidny chwyt na broni, ale nie przesadny.
Celowanie musi si odby w naturalny sposb. Jeli bd cay czas koncentrowa uwag na
celowaniu, chybi. Widzisz, na czym polega sztuczka?
Zamkn oczy.
- Celujesz i zamykasz oczy. Otwierasz je ponownie. Istnieje ryzyko, e w midzyczasie
lufa si przesunie. Poprawiasz pozycj i zamykasz oczy.
- Ile razy musisz to powtarza?
- Ile potrzeba - Larkin zamkn oczy, otworzy, zmieni lekko uoenie ciaa, zamkn
oczy ponownie.
- Kiedy w kocu otworzysz oczy po raz ostatni, karabin bdzie wycelowany perfekcyjnie.
- Bardzo wolno oddychasz - wyszepta mu do ucha anio - Dlaczego?
Larkin umiechn si kcikami ust, nie chcc zaprzepaci idealnie dopracowanej
pozycji.
- Kiedy ju jeste ustawiony, oddychasz w powolnym regularnym rytmie. Jeste
rozluniony i zrelaksowany. Gdy przychodzi czas na strza, bierzesz par gbokich

oddechw, wstrzymujesz powietrze i pocigasz za spust. Potem ponownie gboki oddech.


- Jak dugo to potrwa?
- Dopki nie pojawi si cel.
Nokad Rozemiany piewa do swych braci, gdy razem zmierzali w stron dolnej czci
akweduktu. Gromada zausznikw podaa za swym przywdc, odziana w postrzpione
szaty zdarte z wczeniejszych ofiar. Wszyscy potrzsali broni w rytm pieni, przestpujc
nad zakrwawionymi ciaami gupcw, ktrzy powayli si zaatakowa jedyny saby punkt
Bucephalonu.
Nokad Rozemiany mierzy ponad dwa metry, jego ciao byo muskularne i harmonijnie
zbudowane. Piercienie zwisay z jego klatki piersiowej i ramion, kolczyki, acuszki i
cienkie kolce pokryway opalon skr lnic rwnie jasno jak jego perfekcyjnie biae zby.
- Zrbcie z nich trofea - wyszczerzy zby Nokad mijajc trupy imperialnych
gwardzistw, sabych aosnych istot w ciemnych mundurach i anonimowych paszczach.
Gdzie z przodu wci toczya si walka, powietrzem wstrzsa trzask laserw.
Corbec tkwi w labiryncie kanaw odpywowych wraz z trjk pozostaych przy yciu
onierzy. Rawne krzycza co na gwnym kanale cznoci.
- Niedobrze! Zablokowali przejcie! Musimy si wycofa!
- Feth z tob, Rawne! To jedyna droga! Musimy uderzy, dawaj swoich ludzi do przodu!
- To samobjstwo, Corbec, ty stary ole! Wszyscy zaraz bdziemy trupami!
- Odmawia pan wykonania rozkazu, majorze? Czy to prba dezercji? Za co takiego
drogo si paci.
- Pieprz si, wariacie! Cakiem ci odbio!
Nokad bieg do przodu. Jego ludzie go kochali, piewali razem chwalc mstwo tych,
ktrzy odparli najedcw.
Przy wejciu do kanaw Nokad przystan na moment, wznis wysoko rce i
wykrzycza sowa zachty dla swych towarzyszy, wzbijajce si ponad skowyt wczonego
acuchowego miecza.
Rozleg si trzask, bysa wizka jaskrawego wiata. Gowa Nokada znika zastpiona
gst ciemnoczerwon mgiek.
Larkin upad w progu kaplicy i zacz wi si konwulsyjnie, targany epileptycznym

atakiem.
- Larks? Larks? - powtarza mikko Corbec.
May snajper lea zwinity w kbek w kauy wasnych wymiocin, na progu
zdewastowanej kaplicy. Kiedy odzyskiwa wiadomo, mia dziwne wraenie lekkoci w
gowie, czystoci umysu wypalonego nadnaturalnym wiatem. - Colm...
- Ty sukinsynu! - krzykn radonie Corbec pomagajc przyjacielowi stan na
chwiejnych wci nogach. Karabin Larkina lea na posadzce, jego lufa bya zgita,
poczerniaa, przepalona.
- Dorwae go! Dorwae, stary zbju! Wysmaye go!
- Ja?
- Posuchaj tylko! - Corbec pocign Larkina w stron wyjcia. Z zewntrz dobiegay
coraz goniejsze wiwaty - Poddaj si! Zdobylimy Bucephalon! Nokad zosta usmaony!
- Cholera... - osabiony Larkin osun si ponownie na kolana.
- A byem pewien, e ucieke! Naprawd! Mylaem, e zdezerterowae!
- Ja? - Duch podnis z trudem gow.
- Nigdy nie powinienem by w ciebie zwtpi - owiadczy Corbec wspierajc
niewielkiego mczyzn na swym ramieniu.
- A gdzie jest anio? - spyta cicho Larkin.
- Anio? Nie ma tu adnych aniow oprcz tamtego - pukownik wskaza palcem
uszkodzon kamienn statu przedstawiajc piknego skrzydlatego anioa klczcego w
modlitwie. Jego perfekcyjne donie byy splecione na piersi, gowa pochylona ku ziemi.
Inskrypcja na cokole statuy mwia, e posg ten jest symbolem Bogalmperatora,
personifikacj Zotego Tronu, ktra przybya do zaoycieli ludzkiej kolonii na Bucephalonie
w pierwszych dniach jej istnienia, by czuwa nad osadnikami.
Stara legenda. Brya kamienia.
- Ale... - zacz Larkin, kiedy Corbec wlk do w stron wyjcia.
- adnych ale! - rozemia si pukownik.
Snajper rwnie wybuchn miechem, histerycznym i konwulsyjnym, wstrzsajcym na
wskro caym jego ciaem.
Corbec wyprowadzi maego Tanithijczyka z kaplicy. Ostatni rzecz jak Larkin ujrza
w tamtym pamitnym miejscu by jego porzucony karabin, z osmalonym biaym pasem
delikatnego materiau wci owinitym wok lufy.

Monthax
Naga kanonada cikiej artylerii, odlega, niecierpliwa, wstrzsna nocnymi
przestworzami nad Monthaxem, podwietlia je od dou rozbyskami jaskrawego wiata.
Stumione echo wybuchw przetoczyo si nad bagnami niczym powarkiwanie odlegych
psw. Gdzie daleko toczya si brutalna nocna konfrontacja.
Obudzony dwikami wystrzaw Gaunt zwlek si z ka i wyszed z habitatu na nocny
obchd. Kanonada dobiegaa ze wschodu, tote wysa w tamtym kierunku najbliszego
sieranta, by ten sprawdzi zewntrzn lini wartownicz. Huk cikich dzia do zudzenia
przypomina opot szmaty targanej gorcym wilgotnym wiatrem.
Przeszed nad pytkim potokiem idc po prowizorycznym drewnianym mostku, po czym
zagbi si w lini drzew. W tym samym momencie z nieba zacz pada zimny,
orzewiajcy deszcz. Komisarz poczu ogromn ulg, ale burza szybko stawaa si uciliwa:
gste krople wody zaleway mu twarz i oczy.
Dotar do pasa ubitej ziemi prowadzcego w stron jednej z gwnych wie
obserwacyjnych, podszed do budowli i zacz wspina si po jej drabinie. Wiee te,
rozstawione w stumetrowych odstpach wzdu linii umocnie, liczyy dziesi metrw
wysokoci. Wzniesiono je z obrobionych pni poczonych ze sob poprzecznymi belkami, a
na szczycie kadej znajdowao si oboone workami z piaskiem i metalowymi pytami
stanowisko broni cikiej. Szeregowiec Bragg siedzia przy dwch sprzonych ze sob
cikich bolterach, tamy amunicyjne leay na pododze wok jego wielkich stp. Grujcy
nad platform daszek chroni go od deszczu.
- Sir! - zasalutowa mczyzna, jego wielka twarz pojaniaa od szerokiego umiechu.
Grza na niewielkim przenonym kocherze kaw, metalowe naczynia wydaway si dziwnie
malutkie na tle jego niedwiedzich rk. Prbowa te ukry butelk sacry stojc obok
kochera, ale ostry zapach likieru przesyca wntrze stanowiska strzeleckiego.
Gaunt podzikowa skiniciem gowy za salut.
- Jeden kubek dla mnie - powiedzia - Czego mocniejszego.
Bragg odpry si wyranie. Wla spor porcj alkoholu do drugiego metalowego kubka
i przytrzyma go na chwil nad wrzcym garnkiem. Gaunt jak zwykle poczu niem
fascynacj obserwujc poczenie brutalnej siy fizycznej i delikatnoci olbrzyma. Donie

Bragga byy ogromne, wystarczajce do zmiadenia ludzkiej czaszki, ale gwardzista


porusza nimi z niezwyk ostronoci, jakby obawia si swojej wasnej siy - lub opinii,
jak na jego temat mogliby sobie wyrobi inni.
Odbierajc z rk Ducha podgrzany likier komisarz usiad na skrzynce z amunicj i
wycign do w kierunku wschodniej czci dungli. Z platformy obserwacyjnej
rozpociera si znacznie lepszy widok ni z powierzchni ziemi. Flary i pociski smugowe
rozpalay nocne niebo, a kiedy rdzawe opary zelay nieco, mczyni dostrzegli un
poarw trawicych tropikalny las.
- Kto ma tam niez zabaw - mrukn Gaunt.
Bragg pokiwa gow upijajc nieco sacry z kubka.
- Cztery, moe pi nieprzyjacielskich pozycji. Oddziay wsparcia piechoty. Musieli si
okopa, bo ostrza jest statyczny. Najwyraniej znaleli jaki cel.
- Jeli zbli si w t stron, bdziemy musieli co z tym zrobi.
- Niech tylko przyjd - Bragg poklepa kolby bolterw.
Gaunt wyszczerzy zby. Bragg by dobrym technikiem uzbrojenia, ale jego umiejtnoci
strzeleckie pozostawiay wiele do yczenia. Niemniej jednak, z broni o takim kalibrze i
szybkostrzelnoci powinien by co ustrzeli.
- Aha, pki pamitam - podnis gow komisarz - zachodnie way znw si osypuj.
Powiedziaem majorowi Rawne, e pomoesz jutro przy przebudowie. Bd potrzebowali
silnej rki.
Bragg skin gow bez sowa. Jego sia fizyczna bya powszechnie znana wrd
Duchw, podobnie jak prostolinijno i bezinteresowna ch pomocy innym. Czasami
przypomina Gauntowi prymitywn bro, chociaby maczug: mordercz w przypadku
naleytego uycia, ale trudn w operowaniu.
Bragg odpdzi doni prbujc usi mu na twarzy m.
- Wyjtkowo sympatyczne miejsce na obz - zauway ironicznie.
- Monthax nie ma zbyt wielu... atrakcji - przyzna Gaunt studiujc wci wzrokiem posta
wielkiego mczyzny. Bragg by dziwnym czowiekiem, komisarz ju dawno to zauway.
Nigdy wczeniej nie mia okazji spotka si z istot tak siln, a zarazem tak skrpowan
swym fizycznym potencjaem. Niektrzy postrzegali to zachowanie za przejaw gupoty i
sdzili, e Bragg jest ograniczony umysowo. Lecz on wcale nie by gupi. Na swj wasny,
cichy sposb by za to jednym z najniebezpieczniejszych Duchw. Dezorientowani jego
fizyczn postur, ludzie czsto lekcewayli ukryty za miniami umys.
A umys, Gaunt doskonale to wiedzia, by najwaniejszym elementem.

VI - Ukryta sia.
Caligula, krtko po ldowaniu imperialnego korpusu.
Noce jaskrawe niczym rodek dnia, rozjaniane unami poncych metropolii. Mroczne
dnie, pozbawione sonecznego wiata ze wzgldu na wszechobecne kby petrochemicznego
dymu. Sadza sypaa si z nieba niczym czarne tuste patki niegu, pokrywajc wszdzie
brudn such ziemi. Nawet tutaj, na bezludnych pustkowiach.
Gbokie rozpadliny wyrzebione wiatrami w jasnych skaach. Chmury drobnego
fosforyzujcego pyu miotane podmuchami piaskowych burz. Rozlege, wyschnite baseny
twardej nieurodzajnej ziemi. Rozlege poacie stopionego do konsystencji szka piasku. I
wszechobecna aura mierci, rwnie namacalna jak wypraone socem ludzkie koci
poniewierajce si caymi latami na bezdroach.
Osiemnacie wielkich cignikw siodowych, trzydziestokoowych mechanicznych
potworw, wyrzucao z tumikw bkitne kby spalin toczc si wolno po czerwonej skale.
Jednostki napdowe podpite do kadej naczepy towarowej byy przeszklonymi kabinami
zamontowanymi na potnych sekcjach koowych, najeonymi mnstwem reflektorw, anten,
oson przeciwsonecznych i owiewek. Wok masywnych pojazdw migay mniejsze
maszyny eskorty: cikie motocykle i opancerzone wozy terenowe.
Palapr Tuvant, kierowca cignika, urodzony Caligula, przesun lekko w bok pokrg
kierownic prowadzcego konwj pojazdu i zerkn na swego zmiennika. Tlewn Milloom
wyglda z kabiny kierowcw spozierajc jednoczenie na trzymany w rce chronometr.
Obaj mczyni ociekali potem, mczc si niemiosiernie w arze buchajcym z
umieszczonej pod ich siedzeniami sekcji napdowej cignika. Milloom opuci pancerne
szyby kabiny i odsun na bok owiewki udzc si nadziej, i do rodka pojazdy wpadnie
chocia odrobina wieego powietrza. Temperatura na pustkowiach przekraczaa czterdzieci
stopni i upa wdziera si do wozu nie dajc chwili wytchnienia. Czasami spod kratownicy
silnika pryskay cikie krople gorcego oleju rozbryzgujc si na przedniej szybie kabiny.
Milloom rozsiad si wygodniej na swoim skrzanym fotelu i zerkn w stron wazu na
dachu kabiny.
- Wci tam siedzi?
Tuvant skin wykonujc kolejny zwrot. Obaj kierowcy ju dawno przyzwyczaili si do

wstrzsw toczcego si pojazdu.


- Pewnie wystawia gow z wieyczki niczym pies, cieszc si pdem powietrza na
twarzy.
- Kec, ale to gupek, co? - zamia si cicho Milloom - Nie wyglda na posiadacza nawet
malutkiego mzgu.
- Typowa Gwardia, mnstwo mini, zero mzgu - przyzna Tuvant - Ciekawe, gdzie oni
byli, kiedy metropolie paday? Ha? Moesz mi to wytumaczy?
- W tranzycie na liniowcu marynarki - odpowiedzia gono szeregowiec Bragg schodzc
po drabince z wazu wiodcego do wieyczki. Stan w tyle kabiny trzymajc si metalowych
uchwytw pod sufitem, bo cignik ustawicznie podskakiwa na kamienistej powierzchni.
- Pukownik-komisarz Gaunt powiedzia, e przylecielimy tutaj tak szybko, jak to tylko
byo moliwe - owiadczy posyajc kierowcom umiech wielkiego dziecka.
- Jestem pewien, e tak powiedzia - burkn Tuvant.
Bragg podszed do foteli kierowcw trzymajc si wiszcych pod sufitem kabiny
uchwytw.
- Mamy dobry czas, prawda? - zapyta.
- Wymienity czas - stwierdzi Milloom odsuwajc si nieco od potnego Ducha Calphernia si ucieszy z naszego przyjazdu.
- Pewnie - umiechn si Bragg wycigajc swe masywne ciao na siedzeniu za
kierowcami - To dobrze. Kiedy pukownik-komisarz mwi mi o szczegach tej wyprawy,
obiecaem mu, e dojad na czas. Tak bdzie, sir, powiedziaem mu. I bdziemy, prawda?
- Tak, bdziemy dokadnie na czas - skrzywi si Tuvant.
- Dobrze. Bardzo dobrze. Pukownik-komisarz bdzie bardzo zadowolony.
Milloom

wymrucza

pod

nosem

kilka

niecenzuralnych

sw

pod

adresem

wszechwadnego i wszystkowiedzcego pukownika-komisarza.


- Co takiego powiedziae? - zapyta ostrym tonem Bragg.
Milloom chrzkn i spojrza ktem oka na Tuvanta. Obaj kierowcy przebywali w
towarzystwie wielkiego gwardzisty od trzech godzin i do tej pory postrzegali go za wielkiego,
ospaego pgwka. Jego fizyczne rozmiary robiy na nich wraenie, ale wcale nie
przeszkadzay w ustawicznym namiewaniu si za jego plecami. Teraz jednak Milloom
zesztywnia czujc e by moe przebra miark. Poczu dreszcz strachu na myl o tym, e
olbrzym moe wpa w gniew i uy bezmylnej siy w celu rozadowania swej frustracji.
- Nic... nie powiedziaem nic takiego.
- Powiedziae. Powiedziae co na temat pukownika-komisarza. Co bardzo

brzydkiego.
Milloom spojrza z wystudiowanym spokojem na wielkiego Ducha.
- Nie miaem na myli nic zego. To by tylko art.
- Bardzo nieadny. Obelga.
- By moe, ale to tylko art - Milloom spi si jeszcze bardziej oczekujc najgorszego,
lew do opuci niepostrzeenie na ciki klucz francuski spoczywajcy pod siedzeniem.
- W porzdku - westchn Bragg i wyjrza za okno - Kady ma prawo do wyraenia
wasnej opinii. Tak nam mwi pukownik-komisarz.
Milloom rozluni si i wymieni porozumiewawcze spojrzenie z drugim kierowc. Co za
dure, zgodzili si obaj bez sw.
- Zatem - odezwa si Tuvant obserwujc Bragga w tylnym lusterku. - Robicie zawsze
wszystko, co wam rozkae pukownik-komisarz?
- Oczywicie - odpar z oywieniem olbrzym. - Jest pukownikiem. I komisarzem. A my
jego ludmi. Imperialna Gwardia. Tanithijski Pierwszy i Jedyny. Jestemy lojalni wobec
Imperatora i robimy zawsze to, co nam rozkae.
- A jeli kae wam skoczy do przepaci? - zamia si Milloom apic w lot intencje
Tuvanta.
- Wtedy skoczymy. Czy to byo podchwytliwe pytanie?
Konwj przemierza ociale pustkowia. Opuci o wicie utwardzon drog wiodc do
czciowo spalonej metropolii Aurelian, zdobytej przez drugi front Gwardii zaoony po
zdobyciu Nero. Lojalici odnieli wielkie zwycistwo, ale mae zgrupowania wrogich
onierzy wci jeszcze toczyy walki podjazdowe nkajc linie zaopatrzeniowe Gwardii.
Podczas gdy imperialna armia tropia i eliminowaa niedobitki heretykw, na Caliguli
rozpocz si popieszny proces odbudowy wojennych zniszcze. Surowce odzyskane z
licznych

magazynw

Aurelianu

zostay

rozdzielone

pomidzy

wymagajce

natychmiastowego wsparcia miasta. Jako pierwsz ekspedycj humanitarn wysano konwj


majcy dowie pomoc do Calpherni, co oznaczao konieczno pokonania dwustu
kilometrw odludnych pustkowi zwanych stref mierci".
Sze konwojw wyjechao z Aurelianu tego poranka. Cztery zmierzay do Nero, jeden
do Tiberiusu, jeden za do Calpherni. Duchy Gaunta otrzymay rozkaz ubezpieczania
transportw. Wszyscy wiedzieli, e wanie wyprawa do Calpherni jest najbardziej
niebezpieczna, gdy jej trasa przejazdu biega przez terytorium znajdujce si pod kontrol
byych robotnikw miejskich zbiegych na pustkowia w trakcie wojny. aden pojazd nie

zdoa si tamtdy przemkn od szeciu tygodni, a pogoski mwiy o tysicach ciko


uzbrojonych bandytw. Niektrzy twierdzili nawet, e grasanci mieli powizania z Czterema
Potgami.
Kady, w tym rwnie sam Bragg, by szczerze zdumiony syszc wybr Gaunta
decydujcy o komendzie nad konwojem. Komisarz zignorowa wszystkie gosy protestu i
zabra oszoomionego Bragga do swojej kwatery na szczegow odpraw.
Caober, Rawne, Larkin i pozostali Tanithijczycy uznali, i zaskakujca decyzja Gaunta
bya w rzeczywistoci aktem pogodzenia si z nieuchronn katastrof. Konwj nie mia szans
na dotarcie do Calpherni. Jego los by przesdzony, a Gaunt nie chcia traci w bezsensowny
sposb ktrego z cennych oficerw.
- I tak nasz troszczcy si o wszystkich pukownik pokaza swoje prawdziwe oblicze wysycza major Rawne bawic si rkojeci swego srebrnego sztyletu. Inni spogldali po
sobie nerwowo, nieszczliwi z usyszanych wieci, ale nie wacy si kwestionowa decyzji
przeoonego.
Bragg zdawa si nie dostrzega rozpaczy swych towarzyszy, cakowicie pogrony w
penym dumy transie. Nawet nie wiedzia, e inne Duchy maj go ju za martwego. Rawne
demonstracyjnie naplu pod nogi na jego widok.
Kiedy tylko gwardzici odeszli, Corbec natychmiast przypar Gaunta do muru dajc
uzasadnienia dla decyzji powicajcej ycie Bragga.
- Sir, ze mn albo Haskerem albo Lerodem konwj wci ma szanse na przedarcie si.
Nie spisuj go na straty, nie rzucaj Bragga na pewn mier tylko dlatego...
- Wiem, co robi - odpowiedzia krtko Gaunt, po czym wezwa do sali odpraw
niebywale dumnego z siebie olbrzyma i siedemnastu innych Tanithijczykw, gboko
przekonanych o przydziale do misji, z ktrej aden z nich nie mia ju nigdy wrci ywy.
Konwj przetoczy si po skalistym wzniesieniu i zacz mle pod koami czerwon
popkan ziemi. Lejcy si z nieba ar powodowa zaamania powietrza tworzc wraenie
drgajcego horyzontu. Jednostka eskorty numer jeden suna z rykiem silnika na czele
ekspedycji. By to motocykl o gsienicowym napdzie prowadzony przez kaprala Meryna.
Szeregowiec Caffran siedzia z tyu trzymajc kolb podwjnie sprzonych karabinw
maszynowych tkwicych na obrotowym zaczepie. Obaj mczyni owinli koce swych
paszczy kamuflujcych wok ust i policzkw, a na oczy zaoyli wielkie gogle.
Meryn zatrzyma motocykl na niewielkim grzbiecie skalnym kilometr przed konwojem i
odsun paszcz, by wyplu z ust pen piasku flegm.
- Te to czujesz? - zawoa do Caffrana. - Te oczy obserwujce nas z wszystkich stron?

- To twoja wybujaa wyobrania - odpar Caffran sprawdzajc jednoczenie mechanizm


spustowy karabinw. Czu dziwne pulsowanie w gowie, ktrego nie tumaczy w aden
sposb upiorny soneczny ar. Widzia wyraz twarzy pukownika Corbeca, kiedy Gaunt
mianowa Bragga dowdc konwoju. Wszyscy byli ju martwi, ich los zosta przesdzony.
Setka spalonych i ukrzyowanych cia znalezionych na poboczu traktu dobr godzin temu
nie miaa nic wsplnego z wybuja wyobrani. Caffran poczu na krgosupie lodowaty
dreszcz.
Inne jednostki eskorty toczyy si przez wyschnite pustkowie cignc za sob dugie
tumany kurzu. Szeregowiec Kelve jecha na jednym motorze z Merrtem, jednym ze strzelcw
wyborowych Larkina. Merrt zawin swj snajperski karabin w zatuszczone szmaty i wsun
go pod tylne siedzenie na wypadek, gdyby w bbnach karabinu maszynowego miao
zabrakn pociskw. Kelve wjecha na niewielk piaszczyst wydm i zatrzyma na chwil
motocykl.
Po ich lewej kryli Ochrin i jego strzelec Hellat. Po prawej, piset metrw dalej,
Mkendrick i strzelec Beris. Seria sygnaw wydanych rkami i wszystkie trzy motory
pomkny przed siebie w d

piaszczystego basenu, podajc wzdu ladw

pozostawionych przez Meryna i Caffrana.


Wielkie cigniki siodowe z guchym rykiem pary w lad za przedni stra. Na flankach
konwoju kryy trzy dalsze cikie motocykle: Fulke z Logrisem, Mktea z Laymonem i
Tanhak z Grummedem. Za cignikami jechay dwa pgsienicowe transportery Gwardii.
Jeden prowadzi Wheln, z Abatem i Brostinem przy broni pokadowej, drugi kierowany by
przez Mkteega, Rahan i Nehn siedzieli na stanowisku obrotowej wyrzutni rakiet.
Bragg wspi si do umieszczonej na dachu kabiny cignika wieyczki, jednym uchem
ledzc poszeptywania caligulaskich kierowcw. Gorco i kurz natychmiast zaatakoway
jego wielk twarz, w nozdrzach pojawio si mnstwo pyu. Splun siarczycie prbujc
oczyci gardo. Owin sobie konierz paszcza wok ust i nosa, naoy gogle i
rozsmarowa po twarzy past ochronn. Krem ten, wycinity z maego metalowego
pojemniczka, mierdzia okropnie, ale pukownik-komisarz kategorycznie nakaza jego
stosowanie. Bragg sprawdzi wtyczk komunikatora i wczy mikrofon.
- Bragg do wszystkich Duchw, pamitajcie o uywaniu pasty przeciwsonecznej. Tak
kaza pukownik-komisarz. Potwierdzi.
W suchawce rozlegy si gone protesty.
- Bez dyskusji - owiadczy Bragg - Uyjcie jej, ludzie. Tutaj atwo o poparzenia,
powiedzia pukownik-komisarz, a nasza delikatna skra dugo tego nie wytrzyma.

Ochrin zatrzyma motocykl, wyj z kieszeni pojemnik i rozprowadzi mazist substancj


po czole i policzkach. Potem poda tub siedzcemu w tyle Hellatowi.
Gdzie daleko rozleg si mikki, pusty trzask.
Hellat odebra z rki towarzysza czciowo wycinit tubk i dopiero wtedy zorientowa
si, e Ochrin nie ma ju twarzy. Ciao kierowcy spado z fotela maszyny.
Hellat wrzasn, chwyci za kolb broni i przecign dug seri po odlegych wydmach.
- Ochrin nie yje! Jestemy pod ogniem! - wykrzycza do mikrofonu.
Sekund pniej rakietowy pocisk wyrzuci motocykl wysoko w gr i rozerwa ciaa obu
Tanithijczykw na okrwawione strzpy niewiele wiksze od zacinitej ludzkiej pici.
W komunikatorach wybucha paniczna wrzawa. Mamroczc pod nosem sowa modlitwy
bagalnej zapamitanej w szkce Eklezjarchii na Tanith, Mkteeg zatrzyma swoj
pgsienicwk za jedn z niewysokich wydm, a obsuga wyrzutni zacza posya rakiet za
rakiet w grujce ponad basenem skalne klify.
Meryn zawrci natychmiast pdzc w stron reszty eskorty, za jego motorem cigna si
wielka wstga kurzu. Caffran sa seri za seri w miejsce ostrzelane przez Hellata. Ponce
szcztki motocykla dymiy na piasku.
Reszta konwoju zwolnia na dwik pierwszych wystrzaw. Ogie nieprzyjaciela sypa
si z klifw biegncych wzdu prawej strony basenu, pocztkowo chaotyczny i
nieskoordynowany, nasilajcy si jednak z kad sekund.
Mkendrick rzuci swj motocykl w ciasny skrt i wykrzycza do mikrofonu tanithijskie
zawoanie bitewne. Pokadowy cekaem milcza. Kierowca spojrza przez rami w stron
strzelca. Beris plea na siedzeniu, w jego torsie widniaa wielka wypalona na wylot dziura.
Mkendrick zatrzyma maszyn, cign ciao martwego towarzysza z fotela i zacz strzela z
pozycji stacjonarnej krzyczc co zapamitale.
Gdy ciki motor zatacza szeroki uk zmierzajc do miejsca zasadzki, Merrt wiedzia ju,
e znajduje si w wietnej pozycji do prowadzenia ognia. Strzela krtkimi seriami stbnujc
wydmy pociskami cikiego kalibru. Krzykn do kierowcy, by ten przypieszy. Kelve
otworzy usta, by odpowiedzie, ale w tej samej chwili seria z cikiej broni maszynowej
trafia motocykl niszczc metalow ram i przewracajc jadc szybko maszyn.
Merrt podnis si z piasku i potoczy wok wzrokiem. Kelve lea pod wrakiem
motocykla wyjc przeraliwie z blu. Kolumna ukadu kierowniczego przebia mu brzuch i
przygwodzia do ziemi pod trzema tonami dymicego elastwa.
Merrt skoczy w kierunku towarzysza prbujc podnie wrak pojazdu, odsun go w
bok. Kelve baga snajpera ledwie zrozumiaym gosem, po jego policzkach cieky zy blu.

Kiedy zdesperowany Duch zrozumia, jak ciki jest przewrcony motocykl i jak powane
obraenia odnis Kelve, wysucha proby rannego. Wyj z kabury pistolet i strzeli
konajcemu gwardzicie w rodek czoa. Ciao Kelve szarpno si spazmatycznie i zastygo
w bezruchu.
Merrt pad pasko na brzuch syszc gwidce nad gow pociski. Znalaz swj
wyrzucony na piasek karabin snajperski, ale nie traci czasu na dokadn kontrol broni.
Rozwin chronice j szmaty i zaoy nowiutk bateri. W okularze lunety dostrzeg
napastnikw - malutkie odlege sylwetki ludzi krztajce si wok pomalowanej na kolor
khaki przenonej wyrzutni rakiet.
Pocign za spust, ale chybi. Skorygowa ustawienia lornety zgodnie z zaleceniami
Larkina, odetchn gboko i strzeli ponownie. Bandyta zgin na miejscu. Jego towarzysze
wpadli w panik szukajc wzrokiem ukrytego zabjc. Szybko naciskajc spust zastrzeli
dalszych trzech.
Trzy perfekcyjne, czyste strzay. Mistrz Larkin byby zadowolony.
Siedzcy w wieyczce na dachu kabiny cignika Bragg wykrzycza do komunikatora
rozkaz przyjcia przez konwj szyku obronnego w postaci koa. W suchawce natychmiast
rozlegy si gosy kwestionujcych decyzj dowdcy kierowcw. Bragg uciszy ich i zacz
strzela z cekaemu w stron widniejcych po prawej burcie wzniesie.
Ciarwki zaczy opornie realizowa polecenie Bragga tworzc ruchomy krg, po
zewntrzu ktrego migay wozy eskorty. Cigniki dwa i cztery dymiy z przestrzelin, szstka
eksplodowaa po bezporednim trafieniu rakiet w sekcj trakcyjn. Monstrualny pojazd
wylecia w powietrze siejc na wszystkie strony metalowymi szcztkami. Kawaki blach
prysy z wntrza ognistej kuli spadajc niczym deszcz na okoliczne wydmy.
Przekazujc bro w rce szeregowca Cavo Bragg zeskoczy do wntrza kabiny
kierowcw. Tuvant i Milloom kryli si pod zamknitymi oknami, przeraeni mimo
chronicych pomieszczenie oson z pancernego szka.
- To szalestwo, ty gupku! - zawy Tuvant - Otocz nas i wymorduj!
- Nie sdz, eby byli dostatecznie silni... - zacz Bragg.
- Ty durniu! - naskoczy na niego Tuvant - Na Imperatora, tutaj s tysice bandytw,
wystarczajca liczba, eby nas wszystkich zabi po kilka razy! Musimy si rusza! Pozostanie
w miejscu to pewna mier!
Bragg ruszy szybko w kierunku kierowcw, a bysk w jego oczach wcale nie przypad
Tuvantowi do gustu. Jednym ruchem potnej pici Duch wycign kierowc z kryjwki

trzymajc go za gardo.
- Ja tutaj dowodz - warkn gniewnie - Tak powiedzia pukownik-komisarz. Jeli
uznam, e bdziemy walczy o drog do Calpherni mikron po mikronie, zrobimy to. I
wszyscy bdziemy walczy. Czy to jasne?
- Tttak... - wycharcza duszcy si Tuvant.
- To mgby si okaza uyteczny.
- Niby jak? - zapyta jadowitym tonem Milloom.
Bragg puci Tuvanta i nie zwracajc uwagi na wymiotujcego ci kierowc odwrci
si w stron drugiego Caliguli. Milloom dziery w rkach swj francuski klucz.
- Nie prbuj mnie przestraszy, Duchu!
- Jeste naprawd bardzo gupi - mrukn Bragg i odwrci gow patrzc za okno.
Milloom run do przodu biorc zamach majcy zmiady czaszk Tanithijczyka ciarem
piciu kilogramw zimnego metalu. Bragg uchyli si z niezwyk zwinnoci i pochwyci
narzdzie w praw do.
Milloom sapn zaskoczony czujc jak Duch wyrywa mu bro z rki. Bragg cisn klucz
pod tyln cian kabiny.
- Nie powiniene by mnie atakowa. Wy pieprzeni symulanci zaczynacie mnie naprawd
denerwowa. Gdzie na fetha bylibycie teraz, gdybymy nie przylecieli wycign wasze
dupy z kopotw?
- Bezpieczni w Aurelianie, na pewno! - wrzasn Milloom - Na pewno nie na tych
cholernych pustkowiach, otoczeni przez terrorystw!
Bragg wzruszy ramionami.
- By moe. Bezpieczni razem z reszt tchrzy. Czy jeste tchrzem, kierowco Milloom?
- Pierdol si!
- Tylko pytaem. Pukownik-komisarz kaza mi uwaa na tchrzy. Powiedzia, ebym
ich rozstrzeliwa na miejscu, bo s zdradzieckimi psami, ktre nie zasuguj na ask Zotego
Tronu. Ale ja bym ich nie zastrzeli, nie ja.
Zapada chwila napitej ciszy. Bragg umiechn si szeroko.
- Ja bym ich po prostu waln. Ten sam efekt. Czy chcesz, ebym ci waln, kierowco
Milloom?
- Nnie.
- Wic nie zaczepiaj mnie wicej. Wci moesz nam pomc, nawet jeli nie odrniasz
koca lufy od wasnego tyka. Zasuwaj do radia i recytuj kocieln Przysig Posuszestwa.
Znasz j?

- Oczywicie, e znam! Co potem?!


- Potem j powtrzysz, gono i wyranie. Bdziesz powtarza w kko, a jak si
zmczysz, dla odmiany zapiewasz jeden z codziennych psalmw na cze Imperatora. Moe
Imperialn Litani Wyzwolenia na dobry pocztek. Wypenij ten cholerny komunikator
wzniosymi sowami. Dasz sobie rad?
Milloom pokiwa tylko energicznie gow i rzuci si w stron radia.
- Dobry czowieczek - owiadczy Bragg.
Milloom zacz piewa do mikrofonu wersy, ktrych nauczy si w dziecistwie.
Na zewntrz wizki laserw i karabinowe kule gwizday gsto w powietrzu. onierze
eskorty byli w coraz wikszych kopotach. Meryn miga motocyklem w ciasnych wiraach
prbujc ustawi Caffranowi czyst lini strzau do zbliajcych si powoli bandytw.
Fulke, Mktea i Tanhak powtarzali manewry Meryna. Logris zastrzeli czterech
buntownikw, Laymon zdoa zdj jednego, zanim zabkana wizka lasera nie cia mu
poowy czaszki trafiajc prosto w rozchylone usta. Tanhak i Grummed zdobyli sze, moe
siedem czystych strzaw do chwili, w ktrej trafia ich rakieta krtkiego zasigu koczc
ycie i tryumfalny nastrj obu Duchw. Metalowe szcztki i kawaki ludzkich cia poleciay
na wszystkie strony pord jzorw poncego paliwa.
- Bragg, Bragg! Musimy si wycofa! - krzykn do mikrofonu Wheln.
Martwy Abat zwisa ze swojego siedzenia, Brostin sia na wszystkie strony strugami
ognia z cikiego miotacza pomieni.
Niewzruszony Bragg rozwija pokrowiec chronicy jego osobist bro suchajc
jednoczenie jednym uchem recytacji Millooma. Olbrzym przerwa na chwil zajcie i
poprawi palcem wtyczk komunikatora.
- Nie, Wheln. Nie bdzie odwrotu! adnego odwrotu!
Przeykajc lin Tuvant podnis si z podogi, zdecydowany raz jeszcze porozmawia z
upartym szalecem, umilk jednak widzc wyjt z pokrowca bro. Byy to dwa cikie
karabiny maszynowe, ustawiane zazwyczaj na trjnogu lub innej podprce. Bragg
przymocowa je do siebie za pomoc szerokiej tamy izolacyjnej tak, aby mc strzela z obu
jednoczenie. Dugie pasy amunicji wisiay z zamkw broni biegnc do duej skrzynki
ustawionej na pododze kabiny.
Bragg wypchn jedno z maych bocznych okienek i wystawi lufy karabinw na
zewntrz. Spojrza ktem oka na Tuvanta.
- Chciae co?
- Nie - odpar szybko kierowca i pad na brzuch syszc jak kilka pociskw przebija

futryn okna tu pod sufitem kabiny.


- Sam sobie z nimi poradz, ale byoby mio, gdyby kto podawa mi tamy z amunicj.
Tuvant zamruga nerwowo, podczoga si do skrzynki z pociskami i rozplta tamy
podtrzymujc je w taki sposb, aby nie zahaczay o siebie w drodze do zamka karabinw.
- Dziki - umiechn si Bragg i nacisn wielkim placem oba spusty.
Karabiny zaczy terkota oguszajco. Milloom przerwa recytacj i zasoni uszy z
grymasem blu na twarzy. Tuvant trzs si cay, ale nie przestawa pilnowa przesuwajcych
si szybko w gr tam amunicyjnych. Metalowe uski sypay si na wszystkie strony z
dwicznym stukotem.
Pierwsza seria Bragga posza wysoko ponad wierzchokami czerwonych klifw.
Umiechn si bez ladu wesooci i poprawi ustawienie luf.
- Powtrz - wymamrota pod nosem olbrzym.
- Co takiego? - jkn Tuvant. - Nic.
Bragg zacz strzela ponownie, huk podwjnie sprzonych cekaemw wprawia w
drgania kabin cignika. Teraz cikie pociski zaczy szatkowa odlege wydmy. Strugi
wietlnych pociskw dosigy czego, bo w powietrze wystrzeli znienacka sup ognia i kby
czarnego dymu. Bragg pakowa w ten rejon seri za seri przez dobr minut.
Wysoko na wydmach, w znacznym oddaleniu od krcego w kko konwoju, Merrt
czoga si popiesznie po rozpalonym piasku. W suchawce sysza drcy, ale zawzity
mski gos recytujcy imperialny psalm, a sowa modlitwy przynosiy snajperowi dziwnie
kojcy nerwy spokj. Zamruga oczami zawicymi od malutkich drobinek pyu. W chwili
upadku z motocykla zgubi gdzie swoje gogle, ale nawet ich nie szuka. Mistrz Larkin
zawsze powtarza, e nic nie moe si znajdowa pomidzy okularem lunety i nagim okiem
strzelca. Prawdziwy wiat ujrzysz tylko wtedy, gdy goym okiem spojrzysz w lornet,
powtarza na treningu niski mistrz strzelcw wyborowych. Merrt umiechn si kcikami ust
wspominajc futera przy pasie Larkina, w ktrym may Duch nosi swoj lunet i przez ktr
popatrywa czsto na otaczajcych go ludzi. Wiem wtedy, czy nie kami, mawia.
Luneta Merrta nie kamaa. Widzia wyranie ponad trzydziestu bandytw skradajcych
si w d wydm pod oson tumanw kurzu i kbw dymu. Biegli ostronie, z pochylonymi
gowami, wykorzystujc kad oson terenu. Merrt wzi na muszk najbliszego. Wypuci
z ust powietrze i nacisn delikatnie spust. Laserowa wizka trafia w okrgy hem zgitego
wp bandyty, przeszya czaszk, kark i tors idealnie wzdu krgosupa. Trup zastyg w
bezruchu na piasku.
Snajper przesun luf broni i strzeli prosto w twarz innego grasanta, rozgldajcego si

wok w poszukiwaniu celu. Lekki skrt ciaa w lewo i w celowniku pojawi si kolejny
napastnik, czogajcy si w poszukiwaniu kryjwki. Gboki oddech. Nacisk na spust. Lekki
odrzut broni. Bandyta przewrci si na bok i znieruchomia.
Merrt skorygowa ustawienia lunety i zacz przymierza si do likwidacji maej grupy
buntownikw, kiedy ich pozycja znika nagle wrd kuli pomieni. Wybuch rakiety, domyli
si snajper.
Rahan i Nehn posyali rakiety tu nad ziemi, czsto wrcz muskajc nimi piaszczyste
grzbiety wydm. Mkteeg zatrzyma transporter za jednym z agodniejszych wzniesie.
Wiedzc, e strzelcom zaczynaj si koczy rakiety kierowca ustawi bieg w pozycji jaowej
pracy i rzuci si do schowka pod wieyczk, gdzie lea zapasowy karabin maszynowy.
Wyj bro ze skrzynki i opar o pancern burt pojazdu w tej samej chwili, gdy Rahan
posa wysoko w powietrze pi rakiet, jedn po drugiej. Pomkny w gr niczym ogniste
strzay, zaamay tor lotu i spady ku ziemi tu za pasem wydm.
Mktea strzela z obrotowego cekaemu Laymona dopki rozpalona bro nie zacia si z
suchym trzaskiem. Jej lufa bya rozarzona do czerwonoci. Klnc Duch sign po swj
karabin i skoczy na piasek, by odczoga si od pojazdu. Kilka sekund pniej pociski
napastnikw dosigy baku motocykla wysadzajc go w powietrze. Lecy pasko na brzuchu
Mktea poczu ostry bl w nodze. Przekrci gow i spojrza na swe ciao. Spodnie dymiy si,
a w jednej z ydek tkwi solidny kawaek oderwanej czci motocykla. Zdusi uderzeniami
doni pegajce na ubraniu pomyki i sign po sterczcy z rany fragment odamka. By to
metalowy uchwyt karabinu maszynowego. Mktea pocign go gwatownie i natychmiast
puci. Bl wydawa si nie do zniesienia. onierz zrozumia, e nie zdoa wyj z ciaa
szrapnela bez pomocy lekarza. Pokn ca gar tabletek przeciwblowych, odczeka chwil,
a zaczn dziaa, po czym przeczoga si w bardziej osonite miejsce i otworzy ogie ze
swojego lasera.
Wheln strzela szaleczo z wieyczki transportera ponaglajc ustawicznie siedzcego na
drugim stanowisku Brostina, ktry cisn pod nogi swj miotacz pomieni i sign po
laserowy karabin. Bandyci nadbiegali w ich kierunku po agodnie opadajcym wzniesieniu.
Mkendrick zrozumia, e koczy si amunicja dopiero w chwili, gdy jego cekaem
zaszczka bezradnie. Bandyci byli tu przy nim, pdzc prosto na motocykl. Duch
wyszarpn z kabury laserowy pistolet, przestrzeli gow najbliszemu buntownikowi,
drugiego postrzeli w brzuch, trzeciemu rozwali wizk wiata prawe kolano. Jaka kula
trafia go w lewe rami i rzucia gwardzist o piasek.
Powietrzem wstrzsn ryk silnika.

Motor Meryna wystrzeli w gr zza pobliskiej wydmy, spad na piasek ze stumionym


hukiem i jkiem metalu. Meryn zasoni pojazdem rannego Mkendrika, Caffran rozstrzela z
podwjnie sprzonych cekaemw tych bandytw, ktrzy nie zdyli pierzchn.
- Wskakuj! - wrzasn kierowca prbujc przekrzycze warkot silnika.
Mkendrick rzuci si na wolne siedzenie obok fotela Caffrana. Meryn doda gazu i
ryczcy przeraliwie motocykl popdzi w kierunku nastpnej grupy napastnikw.
Strzelajcy z tylnego fotela motocykla Logris, jeden z czonkw elitarnej jednostki
zwiadowczej sieranta Mkolla, dostrzeg dziwny manewr swego kierowcy. Fulke krzycza co
bekotliwie napierajc na kierownic, motocykl zacz skrca w bok oddalajc si od miejsca
zasadzki.
- Zawracaj! Mamy robot do skoczenia! - krzykn Logris. Fulke odpowiedzia
przeklestwem i doda gazu umykajc prosto pod oson krcego w kko konwoju. Logris
przechyli si ponad skrzynkami z amunicj zalegajcymi u podstawy jego stanowiska
strzeleckiego, zawis nad Fulke i trzasn gow kierowcy w opancerzony panel kontrolny
motocykla. Oszoomiony Duch osun si bezwadnie na fotel, motocykl stan w miejscu.
Logris naplu na plecy Fulke.
- Tchrz! - wysycza i odwrci si w fotelu. Jacy bandyci biegli w stron motocykla
pdzc susami po paskiej rwninie. Odbezpieczy laser i wymierzy w ich kierunku.
- No, chodcie - powiedzia, chocia nie mogli go usysze.
Bragg cofn si od okna zdejmujc palec ze spustw.
- Co si dzieje? - wysapa Tuvant.
- Wyjdcie std - powiedzia Bragg - Ty i Milloom, wyjdcie z kabiny i wacie na pak.
- Dlaczego?
- Schemat strzelecki...
- Co?
Bragg odwrci si w stron kierowcy z gonym przeklestwem.
- Schemat strzelecki! Schemat strzelecki! Koncentruj swj ogie na cignikach, adunek
jest im potrzebny. Jeli chcecie by bezpieczni, przejdcie do sekcji, ktr boj si uszkodzi!
Tuvant i Milloom rzucili si do tylnych drzwi kabiny, wiodcych do komory
zaadunkowej naczepy. Bragg wytar wierzchem doni czoo. Rk mia mokr od potu i
pobrudzon patkami sadzy. Wczy gwny kana radiowy i kaza zaogom pozostaym
cignikw zrobi to samo. Bandyci chcieli adunku, zatem w przyczepach ludzie mogli
znale troch wicej bezpieczestwa.

Pocign za sob karabiny maszynowe i skrzynki z amunicj wdrapujc si z wysikiem


na dach przyczepy.
- Zginiemy tutaj - jkn Tuvant patrzc na setki bandytw schodzce z klifw i
maszerujce ostronie w stron coraz rzadziej odpowiadajcego ogniem konwoju.
- Nie, nie zginiemy - odpar Bragg.
- Jeste szalony - naplu na dach Tuvant - Otoczyli nas! S ich tysice! Wykocz nas
jednego po drugim, bez problemu!
Bragg westchn i przymkn oczy.
Bombowce wystrzeliy spoza pasma wzgrz, mknc tu nad wierzchokami ska. Spod
ich skrzyde odpaday kasetowe zasobniki.
- Bya tu masa bandytw... ukrywajcych si na pustkowiach, praktycznie nieosigalnych
dla regularnej armii - umiechn si Bragg powtarzajc usyszane od komisarza sowa Nieosigalnych do chwili, w ktrej pojawi si czynnik zdolny zjednoczy ich siy i wywabi
z kryjwek. Co takiego jak... ten konwj.
Tuvant wytrzeszczy oczy patrzc z niedowierzaniem na Ducha.
- Bylimy przynt?
- Tak!
- A niech ci kurwa szlag trafi!
- Przykro mi. To by pomys komisarza-pukownika.
Tuvant usiad bez sowa na dachu adowni.
Bragg przykucn obok kierowcy. Wszdzie wok skaliste wzgrza pony skpane w
morzu napalmu. Maraudery wzniosy si wyej, wczyy dopalacze wykonujc zwrot
wysoko ponad pustkowiem, po czym runy ponownie w d wykonujc drugie podejcie do
bombardowania.
- Tuvant?
Kierowca spojrza na olbrzyma.
- Bylimy przynt, ale wci mamy zadanie do wykonania. Trzeba rusza w dalsz
drog. Calphernia na nas czeka, przecie mwiem. Tak wanie pukownik-komisarz...
Tuvant poczerwienia gwatownie.
- Jeszcze raz usysz ten przeklty tytu i mnie krew zaleje!
- Nazywa si Gaunt. To dobry czowiek. Genera Thoth kaza mu zabezpieczy konwoje z
pomoc humanitarn. Gaunt wiedzia, e nie zdoa tego zrobi, dopki klany bandytw
ganiay po caej okolicy. Wic zastawi na nie puapk. Wielki tusty konwj wiozcy
zaopatrzenie dla Calpherni.

- Po prostu piknie.
- cignlimy ich w jedno miejsce, eby chopcy z lotnictwa marynarki mogli
wykoczy to towarzystwo jednym uderzeniem. Ciesz si, czowieku. Odnielimy tutaj
wielkie zwycistwo.
Tuvant spojrza z ukosa na gwardzist, jego twarz przybraa dla odmiany kolor
chorobliwej bladoci.
- Twj pukownik-komisarz zrobi ze mnie przynt. Wiedziae o tym.
Bragg usiad wygodnie na dachu i wcign w nozdrza powietrze gste od ostrego
zapachu napalmu.
- Tak, wiedziaem. Bandyci nie dziaali na olep. Robotnicy z Aurelianu od chwili
zaadunku konwoju informowali ich na bieco o sytuacji. Jak ci si wydaje, dlaczego to
wanie mnie pukownik-komisarz mianowa dowdc ekspedycji?
Tuvant zamruga nie wiedzc, co odrzec.
Bragg stukn wielkimi domi w potn pier.
- Jestem duy... musz by zatem gupi. Zanik mzgu. Taki, jak wy to mwicie... kec,
ktry poprowadzi konwj prosto w zasadzk, a potem zamiast ucieka przyjmie najgupsz
pozycj defensywn. Idealny kandydat na idiot majcego sprezentowa adunek bandytom.
- Ty te bye czci przynty?
- T sodk czci, ktrej nie mogli si oprze. Robotnicy miejscy wprost musieli to
przekaza swym towarzyszom z pustkowi. Konwj jedzie, chopcy, a dowodzi nim
skoczony gupek. Prawda, Milloom?
Milloom spojrza gniewnie ze swojego miejsca na dachu.
- Odwal si!
Bragg pokrci wielk gow i wyj z kieszeni elektroniczny notes.
- Mj przyjaciel szeregowiec Raglon, monitorowa twoje transmisje radiowe. Mam je
tutaj wszystkie. Skad konwoju, sia eskorty, czas przejazdu. Pukownik-komisarz wszystko
mi wytumaczy.
- Milloom? - wykrztusi pytanie Tuvant.
W rce zrywajcego si na nogi Millooma bysn may automatyczny pistolet.
- Pieprz ci, gwardyjski mieciu!
Bragg te skoczy na rwne nogi zasaniajc swym ciaem Tuvanta. Zamachn si
pici na uzbrojonego kierowc.
Pistolet hukn, pocisk wisn w powietrzu, polecia gdzie w dal. Ze zmiadon
koszmarnie twarz Tlewn Milloom run poprzez barierk na krawdzi dachu adowni. Nie

y ju w chwili, gdy jego ciao uderzyo w gorcy piasek dwadziecia metrw niej.
Bragg odwrci si do Tuvanta i pomg mu wsta. Na masywnych palcach olbrzyma
krzepa ludzka krew. Niebieskie niebo ponad gowami mczyzn pokryo si gst kurtyn
czarnego dymu.
- By zdrajc. I tchrzem - wyjani Duch.
- Pukownik-komisarz ci to powiedzia, co?
- Nie, sam to sobie wydedukowaem. Zbierz si, czas nagli. Musimy jecha do Calpherni.

Monthax
Rdzawy wit rozwietli lini horyzontu. Widok ten przypomnia komisarzowi wielkie
okna Schola Progenium na Ignatiusie Cardinal, gdzie wychowywa si przez dugie lata po
mierci ojca. Przydymione przestworza mieniy si barwami czerwieni i ochry przechodzc w
lekki fiolet i purpur w wyszych partiach niebios, gdzie wci jeszcze migotay wiata
odlegych gwiazd. Brakowao tylko witrau ukazujcego posta jakiego bohatera Imperium,
jakiego witego zastygego w zwyciskiej pozie na spitrzonych zwokach pokonanych
nieprzyjaci.
Przez uamek chwili komisarz odnosi wraenie, e do jego uszu dociera melodyjny piew
szkolnego chru rozpoczynajcego poranne naboestwo. Potrzsn gow zwiedziony wci
silnymi wspomnieniami. Pord cieni zalegajcych w botnistych okopach unosi si twardy,
bardziej brutalny od psalmw gwardyjski hymn. Duchy rozpalay ogie przygotowujc
poranny posiek. Milo krci si wok nich akompaniujc onierzom na swych dudach.
Bya to zwyczajowa celebracja nowego dnia, podzikowanie dla Imperatora za
bezpiecznie spdzon noc. Rozcigajca si za lini umocnie gsta dungla zaczynaa
parowa w promieniach coraz wyej pooonego soca. Mleczne opary spowiy pnie
odlegych drzew. Jakie pord tego pmroku, gstej rolinnoci, bota i chmar komarw
czyhay niebezpieczestwa?
Znajdujcy si opodal mczyzna nie piewa. Major Rawne siedzia na zrolowanym
kocu przy ognisku trzaskajcym przed jego namiotem. Goli si wykorzystujc misk gorcej
wody, kawaek rozbitego lustra i ostrze tanithijskiego noa. Gaunt sysza odgos drapania
towarzyszcy czynnoci usuwania gstego zarostu na policzkach i brodzie majora.
Komisarz przystan zahipnotyzowany metodycznymi ruchami Rawne, sposobem, w jaki
major naciga palcami wolnej doni sw skr, kiedy spoglda w lusterko, przeciga
ostrzem po zarocie, spukiwa je w misce gorcej wody.
N przeciwko noowi, pomyla Gaunt. Zawsze kojarzy szczup twarz majora z
cienkim ostrzem, podunym i przyjemnym dla oka, ale niebezpiecznym. N... lub w.
Obydwa okrelenia nie mijay si z prawd. Gaunt podziwia militarny talent majora,
nawet jego bezwzgldno, nie byo jednak w tych emocjach miejsca na przyja. Komisarz
zastanawia si czasami jak wiele ludzkich garde przeci n lizgajcy si teraz delikatnie

po jego podbrdku. Widok golcego si w milczeniu mczyzny mwi wiele o jego


charakterze, ucieleni cakowit kontrol jak ten czowiek sprawowa nad swoim ciaem.
Precyzja, perfekcja, nieznaczna rnica pomidzy niewinnym ruchem golida, a ciciem
poprzez tchawic.
Trzymany przez majora n przyciga wzrok Gaunta. Ten szczeglny n...
Rawne przekrci gow i pochwyci spojrzenie komisarza. Nie okazujc adnego
zainteresowania kontynuowa golenie, lecz Gaunt zdawa sobie doskonale spraw z trawicej
serce majora dzy wbicia noa prosto w serce komisarza.
Albo przemienienia si w wa i ukszenia go.
Komisarz odwrci si i odszed w gb obozu. Musia pamita, by nigdy nie odwraca
si do majora plecami. Nigdy, przenigdy. Sprawa bya jasna i przejrzysta. Ibram Gaunt mg
mie miliard nieprzyjaci w otaczajcej go galaktyce, ale jego najbardziej nieprzejednany
wrg znajdowa si przy jego boku, cierpliwie wyczekujc chwili, w ktrej mgby rozprawi
si ze znienawidzonym towarzyszem broni.

VII - Wieczny ld.


Jest taka dolina na Typhonie VIII, gdzie zamarznite krzyki rozbrzmiewaj ustawicznie w
dzie i w nocy, przez ca wieczno. Dolina ta jest w rzeczywistoci pkniciem w skorupie
lodowca o gbokoci sigajcej dziewiciu kilometrw. Kiedy soneczne promienie sigaj
lodu na wierzchokach olniewajco biaych klifw, nie sposb skupi na nich wzroku.
Poniej ld przybiera barwy intensywnie niebieskie, pniej karmazynowe. Zamroone
biliony lat temu algi zabarwiy bloki lodu swymi pynami organicznymi. W dolinie tej
krzyczy wiatr, rozdzierany poszarpanymi krawdziami stromych urwisk otaczajcych nieck.
Typhoon VIII to lodowy ksiyc, skuty warstw zmroonej wody grub na dobre sto
kilometrw. Pod powok t kotuj si w rytm rdzenia globu wielkie oceany hydrokarbonu.
Oguszony przeraliwym skowytem wiatru Rawne potkn si i zjecha na brzuchu po
fragmencie szkaratnego lodu pokrywajcego dno doliny. Podmuchy lodowatego powietrza
szarpay mczyzn prbujc zedrze z niego paszcz maskujcy. Pomimo zimowego okrycia,
grubych rkawic i kilku warstw bielizny major czu si potwornie wyzibiony i ospay.
Uczucie to - a raczej brak zdolnoci odczuwania zimna - pojawio si godzin temu i nie
budzio ju zadowolenia oficera. Nie podnosi si przez chwil z ziemi prbujc doprowadzi
do porzdku swj karabin. Krysztaki lodu sterczay na metalowej obudowie lasera, major z
trudem utrzymywa go w rkach.
Pady kolejne strzay. Rawne przyzwyczai si ju do charakterystycznego dwiku
wydawanego przez trafiajce w warstw grubego lodu pociski: mikkie puknicie i syk pary.
W pobliu lecego majora widniao w lodowych blokach wiele czarnych, idealnie okrgych
otworw. Mczyzna wlizgn si do gbszej rozpadliny i przywar ciasno do jej dna.
Nastpne pociski gwizdny zowieszczo, jeden z nich przebi si przez ld tu nad gow
gwardzisty.
Zapada cisza, a raczej jej mierny odpowiednik w wypenionej potpieczym wyciem
wichru dolinie. Major przewrci si na plecy i podnis gow spogldajc w stron, z ktrej
przyszed. W tej czci doliny nie byo wida nikogo i niczego prcz skurczonego czarnego
ksztatu jakie sto metrw dalej - ksztatu, ktry jeszcze niedawno by szeregowcem Nylatem.
Martwi. Wszyscy pozostali gwardzici byli ju martwi, pozosta tylko on sam.
Unis si wyej, by zyska szersze pole widzenia. Okular celownika optycznego pokry

si cienk warstewk lodu w chwili, gdy onierz przyoy go do oka. Ld powsta ze


zamarznitej wydzieliny chronicej gak oczn majora. Rawne zdusi przeklestwo i opuci
bro. Dzie wczeniej szeregowiec Malhoon przymrozi sobie oko do celownika podczas
zasadzki ogniowej na lodowych pustkowiach. Major wci sysza dzikie wrzaski onierza,
kiedy jego towarzysze uwalniali nieszcznika od wasnej broni.
Posa za siebie trzy krtkie serie wystrzelone na lepo, gboko w czer doliny.
Kilkanacie karabinw odpowiedziao natychmiast ogniem i kryjwk majora pokrya
miniaturowa nawanica drobinek lodu roztrzaskanych pociskami przeladowcw.
Jaskinie: nisko sklepione otwory w bocznej cianie doliny powstae wskutek powolnych,
ale ustawicznych ruchw tektonicznych ksiyca. Dyszcy resztk si i krwawicy ze
zranionej szrapnelem nogi Rawne wpad do pierwszej z nich i run na twarz lec na
posadzce lodowca przez dusz chwil. Pniej podnis si na nogi. W jaskini wydawa si
panowa niewiarygodny wrcz upa. Rawne domyli si, e przyczyn tego wraenia byo
nage wyrwanie si z obj mrocego krew wichru. Chocia w jaskini byo zaledwie kilka
stopni powyej zera, sprawiaa wraenie tropikw. Gwardzista zdj paszcz i rkawice, po
chwili namysu rozpi te kurtk. Zadra, wyzibiony i poccy si zarazem obficie. Krople
potu cieky mu po skrze, a gorca wilgo wsikaa w grube warstwy ubra.
Obejrza swoj nog. Na wysokoci uda w kombinezonie widniaa poszarpana dziura,
ktra przywodzia na myl trafienie z karabinu termicznego. Dopiero po chwili major poj,
e krew nie zakrzepa na ranie, tylko zamarza. Oderwa od skry kawa czarnej skorupy i
syczc z blu przyjrza si wilgotnej dziurze w ciele.
Nie pierwszy raz w dziejach swej wojskowej kariery i na pewno nie ostatni major
przekl z pasj imi Ibrama Gaunta.
Poszuka swego pakietu medycznego i otworzy go wyjmujc klamry skrne, ktre
prbowa zaoy na ran zgodnie z instrukcjami medyka Dordena. Zawarto pudeka
rozsypaa si po dnie jaskini. Klamry niemal skamieniay pod wpywem niskiej temperatury,
a zzibnite palce oficera nie potrafiy sobie z nimi poradzi.
Wyjcie igy ze sterylnego pokrowca wydawao si trwa cae wieki. Upuci pod nogi
cztery albo pi sztuk, zanim w kocu pochwyci jedn dostatecznie mocno. Wsadzi j
midzy zby i zacz szuka koca nici chirurgicznej.
Kiedy ni znalaza si midzy sztywnymi palcami mczyzny, zacz walczy z
przewleczeniem jej przez oczko igy. Major mia nieodparte wraenie, e prdzej trafiby do
odlegej o tysic metrw tarczy strzelajc ze le skalibrowanego karabinu. Po dwudziestej

nieudanej prbie wsadzi ig z powrotem do ust i zacz wiza supeek na nici.


Co trafio go w plecy rzucajc twarz prosto w skruszony ld.
Lea na brzuchu, obolay i oszoomiony, powoli zdajc sobie spraw z dobiegajcego
zza plecw pochrzkiwania i wszenia. Potwornie bola go jzyk, a usta pene byy krwi
sczcej si z kcikw wskimi strukami. Jaki wielki ksztat porusza si w pmroku za
majorem.
Odwrci ostronie gow i rzuci okiem za siebie.
Ork mia prawie trzy metry wysokoci i niemal tyle samo w obwodzie klatki piersiowej.
Niewiarygodnie wielkie wzy mini poruszay si pod grub futrzan narzut. Dwukrotnie
wiksza od ludzkiej gowa bya poduna, zeszpecona wysunit do przodu doln szczk,
poczerniae zby sterczay zza szerokich warg. Major nie widzia oczu stwora, czu jedynie
jego niewiey oddech i smrd kapicej z paszczy liny.
Udajc martwego obserwowa zmruonymi oczami jak ork przetrzsa jego pakiet
medyczny grzebic w rodku torby apskami zdolnymi skrci ludzki kark niczym zapak.
Obcy wyj z pakietu rolk banday, ugryz j, przeu i wyplu pod nogi.
Jest godny, pomyla Rawne i natychmiast poczu ciarki biegnce w d krgosupa.
Ork odwrci si raptownie, doskoczy do nieruchomego czowieka i podnis go w
powietrze chwytajc jedn ap za konierz. Major dynda nad ziemi niczym szmaciana
lalka. Stwr przesuwa drug ap po jego ciele szukajc racji ywnociowych i amunicji.
Krew cieka z ust onierza, kapaa na jego pier. Wci udawa trupa, jednake jego rka
peza powoli w stron ukrytego w pochwie noa. Wielki ork szarpa nim i potrzsa
mamroczc co tu nad uchem czowieka, parzc go gorcym oddechem.
Rawne wymaca n i wycign go z pochwy. Musia przy tym zesztywnie nieznacznie,
bo ork przesta si rusza i warkn co w swoim prymitywnym jzyku. Major poderwa do
prbujc wyprowadzi pchnicie, ale obcy natychmiast pochwyci jego rk w elazny ucisk
i uderzy ni w cian jaskini. Po dwch takich ciosach minie majora podday si i n
upad pod jego nogi.
Ork zarycza przeraliwie oguszajc tym dwikiem gwardzist. Trzymajc od tyu
czowieka obcy chwyci go za ramiona i zacz rozdziera tors ofiary wp. Rawne krzycza z
blu czujc jak jego koci wysuwaj si powoli ze staww. Ork dysponowa zbyt du si.
Major by martwy, od strasznej mierci dzieliy go zaledwie sekundy.
Sign do ust, wyszarpn tkwic w jzyku zadr. Bya to chirurgiczna ni. Z rany
bryzna struga krwi. Krztuszc si i parskajc major dgn ig za siebie, tu obok gowy.
Ork zawy ponownie i upuci czowieka. Rawne upad na zgite nogi, wci spluwajc

krwi. Obcy miota si z furi po jaskini zaciskajc palce na jednym z oczu. Spod ap cieka
krew i luz. Dwik zwierzcej wciekoci niemal powali onierza na ziemi.
Rawne rzuci si w stron broni, ale ork machn ap i zdzieli gwardzist na odlew
posyajc go wprost na cian jaskini. Czowiek uderzy w blok lodu ramionami, gono
trzasn pkajcy obojczyk.
Ork ruszy na lec ofiar, z przebitego ig i zmruonego lepia kapaa wci krew.
Rawne odtoczy si w bok. Jego laser lea po drugiej stronie jaskini, ale n wci znajdowa
si w zasigu rki.
N. Ile walk wygra dziki tej broni? Jak wiele garde ni podern, serc przebi, rozpru
brzuchw?
Chwyci za rkoje i stan lekko pochylony, na ugitych nogach, przyjmujc bojow
postaw noownika.
Ork sta opodal, plecami do wejcia, w zakrwawionej apie ciska olbrzymi pistolet
boltowy. Powiedzia co powoli, gardowym, wciekym tonem. Rawne nie zrozumia jego
sw, ale poj doskonale ich znaczenie.
Olepi go rozbysk pomienia wylotowego i oguszy huk wystrzau zwielokrotniony w
ciasnym wntrzu jaskini. Zawsze ciekawio go, co czuje czowiek w chwili mierci, kiedy
umiera... nic nie poczu, kompletnie nic.
W uamku sekundy pochwyci wzrokiem wybuchajc klatk piersiow orka. Obcy run
z omotem na dno jaskini, niemale rozerwany wp. Wyciekajce z potwornej rany pyny
organiczne gstniay szybko i zaczynay zamarza.
W wejciu do jaskini staa wysoka posta zasaniajca wiato soneczne.
- Majorze Rawne?
Pukownik-komisarz Ibram Gaunt schowa pistolet do kabury i wszed do pieczary.
Komisarz najwyraniej nie czu si wiele lepiej od majora. Banda orkw podja prb
wykorzystania chaosu panujcego na rozcignitej nadmiernie linii frontu Krucjaty i
najechaa Typhoon planujc ustanowienie w tym miejscu bazy wypadowej pozwalajcej upi
planety pooone w gbi wiatw Sabbat. Skierowane do rozprawy z tym zagroeniem
Duchy rozproszyy si po dolinach i lodowych paskowyach ksiyca prowadzc uciliw
wojn podjazdow. Kiedy pluton majora zosta zapany w puapk na wschodnim kracu
wyjcej doliny, Gaunt wpad w podobn zasadzk na zachodzie. cigajcy wycofujcych si
gwardzistw obcy okazali si niezwykle wymagajcymi adwersarzami.
Komisarz i major kucali wsplnie na rodku lodowej jaskini. Rawne nie okaza w adnej
sposb wdzicznoci za ocalenie ycia, bo wolaby raczej zgin z rk orka ni zacign

dug u znienawidzonego obcowiatowca.


- Co z twoim jzykiem? - zapyta Gaunt rozpalajc ognisko za pomoc atwopalnych
bloczkw plastiku.
- A co?
- Niewiele mwisz.
Rawne splun na ziemi.
- Jest w porzdku. Czysta rana zadana ostrym instrumentem - w rzeczywistoci
opuchnity jzyk przysparza mczynie ogromnego blu, ale zawzity major nie zamierza
cieszy komisarza oznakami cierpienia. Bystrym oczom dowdcy nie usza jednak rana w
udzie oficera.
- Poka mi to - powiedzia Gaunt.
Rawne pokrci przeczco gow.
- To rozkaz - westchn komisarz.
Przysun si bliej otwierajc swj wasny pakiet medyczny. Jego klamry skrne te
zamarzy, ale ogrza je przesuwajc tu nad ogniskiem, dziki czemu zdoa cign
krawdzie rozcitej skry majora. Spryska ran rodkiem antyseptycznym z buteleczki
jednorazowego uytku. Rawne poczu jak bolca dotd noga drtwieje litociwie.
Gaunt przewlk przez oczko igy ni chirurgiczn i poda majorowi jego n.
- Wsad rkoje w zby.
Rawne nawet nie jkn, kiedy dowdca zszywa rozdart tkank miniow. Gdy
skoczy, odgryz resztk nici, zawiza supe i obandaowa udo. Major wyplu n z ust.
Gaunt spakowa torb z przyborami medycznymi i ustawi nad ogniskiem niewielki kocioek
wypeniony sproszkowanym lodem.
- Widz, e Typhoon zrwna nas ze sob, majorze - powiedzia po duszej chwili
milczenia.
- Niby jak?
- Wysoko urodzony komisarz, starannie wyksztacony i obyty ze wiatem oraz tanithijski
gangster wyposaony w swj arsena sztuczek i podstpw. Ten ksiyc uczyni nas sobie
rwnymi. Obaj walczymy z tym samym zagroeniem i mamy identyczne szanse na wyjcie z
opresji z yciem.
Rawne nic nie odrzek, bo jego jzyk by zbyt nabrzmiay. Sprbowa tylko naplu
nieudolnie na ziemi. Gaunt umiechn si obserwujc wrzc w kocioku wod.
- A moe i nie. Jeli wci masz ochot mnie opluwa, nie jestemy sobie rwni. Ja
mogem zniy si do twego poziomu, by ci pomc... feth, eby uratowa ci ycie! Ale w

dniu, kiedy obaj stalibymy si tacy sami, zabibym si osobicie.


- Czy to obietnica?
Komisarz rozemia si. Wrzuci do kocioka kostki ywnociowe i zamiesza wod
przybierajc szybko form gstej zupy. Wci jeszcze si mia, gdy przelewa zawarto
kocioka do dwch metalowych kubkw.
Wicher przybra na sile po zapadniciu zmierzchu. Wy na zewntrz jaskini niczym
potpiona dusza. Mczyni siedzieli razem przy ognisku wpatrujc si w pomienie.
Pozostay ju tylko cztery bloczki plastiku, dlatego Gaunt pozwoli ognisku nieco przygasn.
- Chcesz wiedzie, jakie jeszcze s midzy nami rnice, majorze?
Rawne prbowa wykrztusi zaprzeczenie, ale nie da rady. Zamiast tego znw naplu pod
buty komisarza. Gaunt umiechn si wskazujc zamarzajc flegm.
- Ten wiat moe i jest wielk kul skrystalizowanej wilgoci, ale mnie nie ujrzysz
marnujcego j w tak bezmylny sposb. Wiatr pozbawi ci jej w kilka godzin. Oszczdzaj
pyny organiczne. Nie pluj na mnie, a moe wyjdziesz std z yciem.
Komisarz odpi od pasa manierk i poda j majorowi. Rawne po chwili namysu napi
si do syta.
- Jeszcze jedno. Jest tu ciepo. Cieplej ni na zewntrz, ale wci zaledwie kilka stopni
powyej zera. Zdye si ju do poowy rozebra, a mimo to masz dreszcze.
Gaunt wci mia na sobie peny uniform i ciasno cignity paszcz. Rawne poj w mig
sw gupot i zacz zapina kurtk szukajc jednoczenie wasnego paszcza.
- Dlaczego? - zapyta zduszonym, chrapliwym gosem.
- Dlaczego? Bo wiem... walczylimy ju w takich strefach klimatycznych wczeniej.
- Nie o to mi chodzi... dlaczego starasz si utrzyma mnie przy yciu?
Gaunt milcza przez dusz chwil.
- Dobre pytanie... - odpar w kocu - Wiem dobrze, jak bardzo chciaby zobaczy mnie
martwego. Ale ja jestem komisarzem Imperialnej Gwardii, przedstawicielem Imperatora i
opiekunem jego ludzkich legionw. Nie pozwol ci umrze. To mj obowizek. Dlatego
uratowaem ci tu i teraz, dlatego te uratowaem reszt Duchw przed zagad na Tanith.
Zapada chwila ciszy przerywanej jedynie trzaskiem pomieni.
- Wiesz dobrze, e nigdy tego nie zaakceptuj - odpowiedzia zimnym gosem Rawne Zostawie Tanith na mier. Nie pozwolie nam zosta i walczy za nie. Nigdy ci tego nie
wybacz.
- Wiem - skin gow komisarz - Nie chciaem, by to si tak skoczyo.

Rawne opatuli si szczelniej paszczem i uoy do snu. Czu w swym sercu tylko jedn
rzecz. Nienawi.
wit nadszed niezauwaony i wte wiato poranka sczyo si do jaskini przez otwr
wejciowy.
Gaunt spa przykryty paszczem, z jego ust buchay oboczki pary. Rawne podnis si
powoli i przecign walczc z drtwot mini i bolesnym uczuciem przenikliwego zimna.
Ogie ju dawno zgas.
Obszed wkoo jaskini, popatrzy na Gaunta. Czu igieki blu drce tkank w
zranionej nodze, potuczonych ramionach, w ustach. Bl szybko przywrci mu trzewo
umysu. Podnis swj tanithijski n, oczyci kling z warstewki lodu i przyoy j do
garda picego komisarza.
Nikt si nie dowie. Nikt nie znajdzie ciaa, a jeli nawet... Gaunt poruszy si przez sen.
Wykrztusi dwa razy nazw Tanith, a jego gaki oczne poruszyy si pod powiekami. Potem
zacz mamrota zdawione sowa.
- Nie damy im zgin! Nie wszystkim! Na Imperatora, Sym! - gos mczyzny przeszed
w niezrozumiay pomruk. Rawne zacisn palce na rkojeci noa. Waha si.
Gaunt znw co zamrucza, niskim, monotonnym tonem.
- Nie, nie, nie, nie... ponie... ponie... nie chciaem... nie chciaem...
- Czego nie chciae? - sykn Rawne i podnis rk mierzc czubkiem noa w gardo
ofiary.
- Tanith... na Imperatora...
Major zerwa si z klczek, zmieni chwyt palcw na rkojeci noa. Zamiast przecign
nim po tchawicy komisarza cisn ostrzem w stron otworu wejciowego jaskini, prosto w
gardo skradajcego si powoli orka.
Gdy obcy run z charkotem na posadzk groty, Rawne usysza chrapliwe krzyki na
zewntrz. Kopn dowdc w ebra, chwyci swj laser i zacz strzela szaleczo.
- Maj nas, Gaunt! - wrzasn - Maj nas!
Przez osiem szalonych minut ich karabiny nie milky. Wyrwany z gbokiego snu
komisarz natychmiast otrzewia. Sze orkw wcisno si do jaskini, ale pozbawione osony
mogy jedynie umiera z rykiem blu. Dwjka imperialnych onierzy miaa przewag
wysokoci i strzelaa z pozycji lecej. Wielkie cielska paday na liskie dno jaskini i zsuway
si po pochyoci w stron wejcia, dymic na karmazynowym lodzie.

Rawne zastrzeli ostatniego obcego. Gaunt wysun si na zewntrz kryjwki i zacz


przepatrywa okolic przez optyczny celownik broni.
- Nie moemy tutaj zosta - owiadczy - Kanonada na pewno zwrcia ich uwag.
- Mamy tu oson - zaprotestowa major.
Gaunt kopn bry lodu lec w wejciu do jaskini.
- Mamy tu grobowiec. Cz z nich zmusi nas do wycofania si w gb pieczary, a reszta
zawali wejcie i pogrzebie nas ywcem. Musimy std rusza. I to szybko.
Porzucili posania i cz ciszego ekwipunku. Gaunt pakowa w pierwszej kolejnoci
amunicj i jedzenie, Rawne pakiety wybuchowe. Minut pniej biegli ju po lodowej
skorupie tworzcej dno doliny, a zimny wiatr szarpa ich paszczami.
Dwanacie kilometrw dalej promienie wschodzcego soca rozpalay blaskiem cian
doliny, ale w miejscu, gdzie biegli obaj onierze wci panowa gboki pmrok. Lodowe
bryy w kolorze szkaratu sprawiay wraenie blokw wykutych z marmuru... albo
zamarznitego misa w chodni rzenika. Gdzie w oddali rozlegy si wystrzay. Gwardzici
biegli wytrwale, pochyleni do przodu i zgici wp, skaczcy od osony do osony.
Jakie tysic metrw od jaskini zatrzymali si na chwil, by zapa oddech i wytrze
zalewajcy oczy pot. Przysiedli za stert bry lodu, ktre spady w to miejsce z grnych czci
klifu.
Rawne wyczyci ostrze noa z orczej krwi i odci kawaek materiau ze swego paszcza.
Zgubi gdzie jedn rkawic i smagana wiatrem do zesztywniaa mu ju niemal cakowicie.
Owin j ciasno materiaem tworzc prowizoryczne okrycie.
Gaunt dotkn ramienia majora i pokaza palcem w gb doliny, w stron, z ktrej
uciekali. wiata, due silne lampy, poruszay si w oddali rzucajc snopy blasku na dno
lodowej depresji. Pojazdy. Wiatr wy zbyt gono, by mona byo usysze warkot
pracujcych silnikw.
- Chodmy - powiedzia komisarz.
Z doka wycitego popiesznie w lodzie obserwowali uwanie przejedajce piset
metrw dalej pojazdy. Byy to cztery due orcze wozy, pomalowane na czarno i buchajce
kbami spalin. Z przodu miay bardzo grube opony z dowieszonymi acuchami, z tyu pozy
lub gsienice. Na kadym wozie oprcz kierowcy jechao przynajmniej dwch innych
obcych, pilnujcych cikich karabinw maszynowych na obrotowych zaczepach.
Pciarwki przemkny obok kryjwki ludzi haasujc gono, dostatecznie blisko, by
gwardzici dostrzegli nabazgrane na ich burtach znaki plemienne i poczuli ostry zapach

paliwa.
Kiedy wozy zniky w mroku, Gaunt sprbowa si podnie z lodu, ale Rawne pocign
go z powrotem w d.
- Wiedz jak szybko moe si porusza pieszy - powiedzia major i chwil pniej w
przeraliwe skowyczenie wiatru wdar si ponownie dwik orczych silnikw. Pojazdy
wracay, tym razem wolniej, ich zaogi szukay uparcie przeoczonych ofiar. Jeden skrci na
zachd, dwa pojechay w gb doliny. Czwarty zawrci szerokim ukiem i zacz sun
prosto na ludzi, przepatrujc mroczne zakamarki wzdu podna lodowego klifu.
Mczyni zostali zapani w puapk. Prba ucieczki rwnaa si z wystawieniem plecw
na kule obcych natychmiast po opuszczeniu kryjwki. Przywarli jeszcze mocniej do lodu.
Wz zwolni i jeden z orkw zeskoczy z paki. Idc obok pojazdu strzela w mijane
otwory wejciowe do kompleksu poczonych ze sob jaski i rozpadlin. Jego towarzysz sta
za zamontowan na uchwycie cik broni omiatajc okolic jej luf. Pojazd by coraz
bliej... Gaunt odwrci si w stron majora i wskaza jego laserowy karabin.
- Lepszy zasig, lepszy celownik. Zdejmij strzelca na pace.
- Nie kierowc?
- Jeli strzelec zginie, kierowca moe tylko jecha. Jeli on umrze, strzelec wci moe
uy broni. Rozwal strzelca... a kiedy go zaatwisz, zajmiesz si piechurem.
Rawne przytakn i chuchn kilka razy na swj celownik, by rozmrozi warstewk lodu
pokrywajc okular. Ostronie i cichutko wymieni bateri na pen, ale pomimo zawodzenia
wiatru szczk wkadanego akumulatora jawi mu si hukiem wystrzau. Ktem oka widzia
jak Gaunt robi to samo ze swoim boltowym pistoletem.
Pciarwka skrcia prosto na kryjwk ludzi, snopy wiata rzucane przez przednie
reflektory rozwietliy powierzchni szkaratnego lodu, przez co jeszcze bardziej
przypominaa ona zamarznite miso. Rawne przyoy oko do celownika. Nie by tak
wybornym strzelcem jak Larkin czy Elgith, ale te nie nalea do najgorszych. Odczeka
jeszcze chwil, by zyska pewno, i nie spuduje. Skupi si wycznie na celu - mrocznej
sylwetce na pace wozu, grujcej ponad wiatami. Coraz bliszej... Rawne nacisn spust.
Laserowa wizka trafia w ciemny ksztat za kabin kierowcy. Pmrok rozwietliy dwa
jaskrawe byski, rozlega si seria dononych wybuchw. Pojazd skrci gwatownie w bok,
zakoysa si na gsienicach, stan. Rawne zrozumia, e syszy wystrzay z broni kulowej.
Postrzeli operatora broni cikiej, ale jego wizka zdoaa jeszcze przepali zamek
obrotowego karabinu detonujc zawarto pasa amunicyjnego. Dymice ciao strzelca runo
na podog wozu, a w powietrzu zaczy miga odpalane samoczynnie pociski cikiego

kalibru przywodzc tym widokiem na myl witeczne fajerwerki. Kierowca pojazdu te nie
y, metalowy szrapnel strzaska mu potylic.
Obaj mczyni zaczli biec w kierunku pojazdu. Idcy pieszo ork ruszy w ich stron
strzelajc z biodra. Boltowe pociski gwizdny obok gwardzistw i zaryy si w ld. Rawne
krzykn co niezrozumiale i puci seri z lasera. Dwie wizki signy orka i powaliy go w
nieg, obcy zacz rzuca si konwulsyjnie i dygota.
Gaunt dopad burty pciarwki i zmarszczy machinalnie nos czujc odr spalonego
misa. Karabin maszynowy i trup strzelca wci si paliy, ale pomienie nie przeskoczyy na
reszt wozu. Komisarz kucn, gdy kolejny pocisk wyrwa si z tamy amunicyjnej i gwizdn
w powietrzu. Potem zapada cisza.
Wskoczy na pak pojazdu i strzeli z przyoenia w plecy kierowcy, chocia pewien by,
e ork nie yje. Zbyt wiele sysza ju opowieci o niezwykej zdolnoci tych obcych do
regenerowania miertelnych obrae, by teraz ryzykowa. Wyrzuci osmalone zwoki strzelca
na zewntrz i zacz mocowa si z sam broni. Na zaczepie wisiaa dwignia pozwalajca
zdj karabin i bbny amunicyjne ze stojaka. Gaunt przywar do wajchy, ale nie potrafi jej
pocign, donie lizgay si po ubrudzonym od oleju metalu. Tej dwigni nie
zaprojektowano z myl o czowieku. Napar caym ciarem ciaa na prt, klnc i sapic z
wysiku, przekonany o tym, e lada moment kolejny pocisk wybuchnie mu prosto w twarz.
Zamek puci. Z szarpniciem, ktre niemal naderwao mu minie ramion, komisarz
zerwa karabin z uchwytu i wywali go za burt. Kiedy sterta dymicego elastwa uderzya w
ld, w bbnie wybuchy trzy kolejne pociski, sypic na wszystkie strony odamkami metalu i
kawakami szkaratnego lodu.
Rkawice Gaunta zapaliy si od rozpalonej do czerwonoci lufy broni, tote zdar je
popiesznie z rk i cisn za burt. Przeskoczy do kabiny kierowcy i zacz szarpa trupa
siedzcego za kierownic prbujc wywlec go z fotela. Blisko osiemset kilogramw
martwego cielska stawiao zacieky opr.
Komisarz wyjrza z kabiny szukajc wzrokiem majora. Rawne dobija wanie noem
konajcego opodal orka. Gaunt przekrzycza zawodzenie wiatru wzywajc towarzysza do
siebie.
Wsplnymi siami wyrzucili na zewntrz pojazdu zabitego kierowc. Zamarzajcy ju
trup grzmotn o ld niczym wielki wr kamieni. Gaunt zaj miejsce w dziwnie
przestronnym dla zwykego czowieka kokpicie, cuchncym wie krwi i zastygym potem.
Obejrza kierownic, znalaz umieszczone przy pododze peday. Pierwsza prba
uruchomienia silnika szarpna wozem, ktry skoczy do przodu przewracajc stojcego na

pace majora. Gaunt szybko poj zasady sterowania wozem, stanowicym bardziej
prymitywn wersj samochodu terenowego, ktrym komisarz jedzi wraz z ojcem wiele lat
temu. W kabinie znajdowa si peda gazu oraz rczny hamulec, chocia mechanizm jego
dziaania ogranicza si do opuszczenia spod podogi masywnego metalowego prta majcego
za zadanie wry si w ld i zatrzyma pdzcy wz. Uywa mona go byo wycznie po
zdjciu nogi z gazu, bo jednoczesne dociskanie pedau do podogi i zacignicie hamulca
grozio rozerwaniem caego podwozia pojazdu i wybebeszeniem silnika. Po lewej stronie
kierownicy widniay trzy przekadnie biegw. Na desce rozdzielczej znajdoway si zegary
opisane orczymi hieroglifami, ktrych komisarz nie rozumia, ale w mig domyli si ich
znaczenia obserwujc ruchy strzaek.
- Trzymaj si, majorze! - zawoa i ruszy w kierunku odlegego kraca doliny. Rawne
stara si zapa odpowiedni uchwyt na pace, pd lodowatego powietrza smaga jego twarz i
kark.
Gaunt wkada ca sw si w prowadzenie wozu. Potna maszyna podskakiwaa na
kadej nierwnoci terenu, ale oficer szybko nauczy si ocenia rodzaj terenu przed sob i
wiedzia ju, ktre zway lodu lepiej omin, a ktre staranowa bez ryzyka wpadnicia w
polizg. Kierownica nie miaa adnego wspomagania, dlatego musia z ni walczy szaleczo,
bo wci wyrywaa mu si z rk. Zrozumia, e nie ma najmniejszych szans rozwin takiej
prdkoci jak znacznie od niego mocniejsze orki, bo pojazd wymaga do prowadzenia nakadu
si dalece przewyszajcego moliwoci ludzkiego miertelnika.
Pciarwka skakaa, trzsa si i lizgaa, spod k i gsienic tryskay grudy rozbitego
lodu. Po ostatnim wyjtkowo brutalnym upadku z niewielkiego wzniesienia silnik pojazdu
zgas raptownie. Pod kierownic znajdowa si wcznik, ale jego desperackie naciskanie nic
nie dawao.
Rozgldajc si po kabinie Gaunt dostrzeg rezerwowy starter nony tu obok dwigni
hamulca. Zacz kopa go wciekle.
- Gaunt!
Spojrza za siebie. Rawne sta wyprostowany na pace wskazujc co w oddali za
pojazdem. Kilometr dalej trzy ciemne ksztaty suny po lodzie wyrzucajc z rur
wydechowych kby spalin. Jadce nimi orki, silniejsze od ludzi i bardziej dowiadczone w
prowadzeniu nienych pojazdw, szybko skracay dystans dzielcy je od uciekinierw.
Komisarz zacz kopa starter ze zdwojon zaciekoci i w kocu silnik zaskoczy
ponownie przy wtrze jku naciskanej bezlitonie dwigni gazu.
Wz zabuksowa koami w miejscu, potem odzyska przyczepno i skoczy do przodu.

Komisarz pdzi z najwiksz prdkoci, na jak mg sobie pozwoli. Jedna zbyt pno
dostrzeona szczelina, jedno gotowe spowolni ich wzniesienie i orki dopn swego. Albo te
obaj zgin przygniecieni ciarem koziokujcego pojazdu.
Wydostali si z pogronej w wiecznym pmroku doliny i wjechali na bezkresn
rwnin skpan w sonecznych promieniach. Obaj mczyni olepli na moment i po
omacku zsunli na oczy gogle przeciwsoneczne.
Przed pciarwk rozcigao si lodowe morze. Biay, szkaratny, purpurowy i zielony
ld tworzy barwn mozaik na lekko pomarszczonej, zastygej w ucisku zimna powierzchni
akwenu. Tysice kilometrw odkrytej przestrzeni biegy a do horyzontu, gdzie gadka tafla
lodu zdawaa styka si z czerni kosmosu. Soneczny blask skrzy si miriadami rozbyskw.
Morze zamarzo najwidoczniej w trakcie przypywu, bo ld pofadowany by na ksztat
niewielkich fal i wz porusza si nieustannie w gr i w d. Silnik rycza dononie po
kadym skoku w powietrze, miadony gsienicami ld pryska na wszystkie strony. Gaunt
ledwie panowa nad rozpdzon maszyn. Rawne zamierza ostrzela cigajcych pojazd
orkw, ale z powodu szaleczej jazdy po muldach nawet nie mg o tym marzy, sam
bowiem musia si z caej siy trzyma uchwytw na pace, by nie wypa z wozu. Lec
pasko na pododze platformy po raz pierwszy dostrzeg dziury w metalowej pycie. Byy to
otwory po szrapnelach rozrzuconych eksplozj pokadowego karabinu maszynowego. Z dziur
bucha zapach paliwa. Major doczoga si powoli do tylnej burty pciarwki i wyjrza na
zewntrz. W lad za pojazdem po lodzie cigna si brzowa smuga.
- Tracimy paliwo! - krzykn - Bak jest przebity!
Gaunt zakl. Teraz ju wiedzia, dlaczego strzaka jednego z zegarw tak szybko opada
ku zeru.
Orczy pocig zblia si coraz bardziej, wok pojazdu zaczy wista pociski z cikich
bolterw. Szrapnele dziurawiy powierzchni lodu znaczc j maymi fontannami
krysztakw.
Gaunt uwiadomi sobie, e jego nagie donie zaczynaj przymarza do metalowej
kierownicy. Bl wycisn mu z oczu zy zmieniajce si w bryki lodu natychmiast po
wyciekniciu poza ochronne gogle.
Dwa pociski cikiego kalibru wystrzelone z orczej pciarwki przeleciay nad wozem
Gaunta i spady daleko po lewej. W miejscu ich upadku w powietrze trysny strumienie
wrzcej cieczy. Komisarz spostrzeg, e rozcigajca si wok lodowa skorupa przybraa
niebieskawy odcie, a jej spkana powierzchnia przywodzia na myl wieo zamarznite

rozbite szko.
Wz podskoczy na kolejnej nierwnoci terenu i silnik umilk z jkliwym charkotem.
Pciarwka wpada w polizg, spod jej kaduba sypny si bryy lodu wyrwane
desperacko szarpanym hamulcem rcznym. Gaunt kopn ponownie w nony starter. Silnik
zaskoczy na chwil, ale zaraz zgas. Strzaka paliwomierza zatrzymaa si na zerze.
Pojazdy orkw byy sto metrw za uciekinierami. Obcy krzyczeli co tryumfalnie. Po raz
pierwszy Rawne zauway, e nie syszy ju dzikiego wycia wichru szalejcego w lodowej
dolinie.
Gaunt wygramoli si z kabiny kierowcy.
- adunki wybuchowe!
- Co?
Gaunt wskaza doni miejsca, gdzie inne chybione strzay orkw przebiy warstw lodu
uwalniajc kby gorcej pary.
- Ld jest tutaj cienki, jechalimy po wtej skorupie. Pod nogami mamy ywy ocean.
Kolejny boltowy pocisk wpad prosto do opuszczonej przez Gaunta kabiny i eksplodowa
z gonym hukiem.
- Teraz!
Rawne poj desperacki plan komisarza i ukryte za nim szalestwo, ale orki byy ju
zaledwie pidziesit krokw od ludzi. Desperacja ogarna rwnie majora.
Duch mia dwanacie pakietw wybuchowych w swym plecaku. Wyj je wszystkie,
rozdzieli po rwno midzy siebie i komisarza. Uderzeniem buta strzaska pokryw jednego z
reflektorw pciarwki i przytkn lont pakietu do gorcej arwki, by go podpali.
Dzierc po trzy miny w kadej rce mczyni cisnli nimi przed siebie z caej siy,
rozrzucajc szeroko gotowe do uycia adunki.
Dwanacie dononych eksplozji, kada z nich wystarczajca do zniszczenia czogu.
Lodowa skorupa przestaa istnie uwalniajc skryte pod jej powierzchni morze parujcego
hydrokarbonu.
Jeden orczy wz przewrci si i zacz koziokowa po pkajcym lodzie miadc sw
zaog pod ciarem wraku. Drugi omin ukiem jedn z eksplozji, ale wskutek tego
manewru pomkn prosto na krawd pyty lodu wystrzeliwujc z rozpdu w kotujcy si
poniej ukrop. Trzecia pciarwka zahamowaa tu przed jedn z wyrw pord dzikich
wrzaskw przeraonych pasaerw. Kilka sekund pniej ld zarwa si pod ciarem wozu i
maszyna runa w d wprost w aroczne pomienie.
Ld kruszy si i pka, wielkie bryy spaday prosto w pomienie parujc z sykiem po

tysicach lat trwania w skrystalizowanej postaci. Gaunt i Rawne skakali na pace swojego
wozu krzyczc radonie dopki nie ujrzeli szczelin w lodowej skorupie biegncych ku nim z
zastraszajcym pdem.
Ognisty ocean kotowa si topic ld pod pojazdem. Gaunt przeskoczy na poblisk
lodow gr, koyszc si na wrzcej powierzchni cieczy. Wycign do i Rawne
pochwyci j przeskakujc w chwili, gdy wz zapad si pod jego nogami.
- Nie moemy tu zosta - powiedzia komisarz. Gra topia si niczym kostka lodu
wrzucona do kubka gorcej wody. Zaczli skaka z jednej bryy na drug z nadziej, e
zdoaj w ten sposb przedosta si na bardziej stabiln cz skorupy pokrywajcej rwnin.
W powietrzu kbiy si wyziewy gazu i gorcego powietrza.
Na czwartej grze Rawne polizgn si i Gaunt przytrzyma go zaledwie centymetry od
wrzcego pieka. Zmienili szyk i major ruszy przodem. Usysza za sob zdawiony krzyk,
spojrza przez rami. Gaunt zsuwa si na brzuchu w d lodowego zbocza, desperacko
uderzajc rozwartymi palcami w powierzchni gry.
Mg pozwoli mu umrze. Nikt by si nie dowiedzia. Nikt nie odnalazby ciaa. A jeli
nawet... zreszt komisarz by ju zbyt daleko, by major mg mu pomc.
Wyszarpn z pochwy n i cisn nim. Ostrze wbio si po rkoje w ld tu nad gow
dowdcy tworzc idealny uchwyt dla jego rki. Gaunt podcign si na nou, potem za
opar na nim but chwytajc za podan mu do majora. Razem przeskoczyli na ssiedni
lodow gr, znacznie wiksz i solidniejsz od poprzedniej. Wyldowali na jej wierzchu
dyszc ze zmczenia. Brya lodu za ich plecami rozpada si po ognistych falach oceanu
zabierajc ze sob srebrny n majora.
Siedzieli razem na wierzchoku lodowej gry przez nastpne sze godzin. Wszdzie
wok ocean zamarza ponownie, a jego gniewny syk cich coraz bardziej. Nowa lodowa
skorupa miaa zaledwie kilkanacie centymetrw gruboci - pokrywaa mordercz ciecz, ale
wci nie wytrzymaaby ciaru ludzkiego ciaa. Ustawiony za plecami Gaunta lokalizator
popiskiwa rytmicznie wysyajc w eter sygna naprowadzajcy.
- Jestem twoim dunikiem - odezwa si w kocu komisarz.
- Nie chc tego dugu - pokrci gow Rawne.
- Wycigne mnie. Uratowae. Jestem twoim dunikiem. I mwic szczerze, jestem
zaskoczony. Wiem jak chtnie obejrzaby moj mier, a tutaj los da ci okazj do pozbycia
si mnie bez brudzenia sobie krwi rk.
Rawne odwrci gow, by spojrze na Gaunta, jego twarz bya ledwie widoczna w

ksiycowym wietle. Policzki i podbrdek jeszcze bardziej ni kiedykolwiek skojarzyy si


komisarzowi z ksztatem noa.
- Pewnego dnia ci zabij, Gaunt - odpar major - Jestem to winien Tanith. I sobie te.
Ale nie jestem morderc i wiem, co to honor. Uratowae mnie przed tym zielonoskrym w
jaskini, a ja spaciem ten dug.
- Zrobibym to dla kadego innego czowieka pod moimi rozkazami.
- Wiem. Moesz mnie uwaa za malkontenta, ale wci jestem lojalny wobec Imperatora
i Gwardii. Na zawsze. Byem twoim dunikiem i chocia strasznie mnie to mierzio,
spaciem zobowizanie. Teraz jestemy kwita.
- Kwita - wymrucza Gaunt.
- Przyjdzie ten dzie, Ibramie Gauncie - umiechn si Rawne - Ale na uczciwych
warunkach. Zabij ci i bd si tym syci. Lecz to jeszcze nie dzi.
- Dziki za szczero, Rawne - komisarz wycign z pochwy tanithijski n, wrczony
mu przez Corbeca krtko po objciu komendy nad regimentem.
Major zesztywnia widzc ostrze w doni oficera, lecz komisarz wycign do niego do
podajc n rkojeci w stron rozmwcy.
- Zgubie wasny. Wiem, e Tanithijczycy czuj si nadzy nie majc przy pasie takiego
ostrza.
Rawne przyj n, obraca go przez kilka sekund zdrtwiaymi palcami, a potem wsun
do pustej pochwy przy pasie.
- Wykorzystaj go dobrze - powiedzia Gaunt i odwrci si plecami do majora.
- Wykorzystam... pewnego dnia - obieca major Elim Rawne.

Monthax
Lazaret by pooony spory odcinek drogi od gwnych fortyfikacji Duchw. Podobnie
jak mieszkalny habitat Gaunta, budynek szpitala wznosi si na metalowych podporach.
Wysokie ciany zostay pomalowane ciemnozielon farb, a dach majaczy czerni smoy.
Szare pancerne pyty chroniy drzwi wejciowe i okna, a pki kabli i rur wychodziy z
otworw przy pododze biegnc w gb obozu do odlegych generatorw prdu. Emblematy
Imperium i korpusu medycznego zostay naniesione na boczne ciany budowli, by onierze
nieprzyjaciela zdoali je dostrzec dopiero w chwili szary po ssiednim trakcie. Gaunt wspi
si po metalowej drabinie przytwierdzonej do podpr budynku tu przy windzie dla
noszowych i wszed do rodka lazaretu odsuwajc doni grube zasony wiszce w progu.
Wewntrz budowli spotkaa go mia niespodzianka. Byo to chodne orzewiajce
miejsce, prawdopodobnie najchodniejsze na caym Monthaxie. Zapach myda unosi si znad
wieo wymytej podogi i mat antypolizgowych, miesza si z woni medykamentw,
alkoholu uywanego do odkaania ran i kadzida palcego si w miseczce ustawionej przed
malutk kapliczk na zachodnim kracu lazaretu. Czterdzieci pustych ek zostao
przygotowanych na przyjcie pacjentw. Sabe elektryczne wiato sczyo si z
przytwierdzonych do sufitu arwek.
Gaunt przeszed przez sal i przekroczy prg pooonych po drugiej stronie
pomieszczenia drzwi. Korytarz prowadzi do magazynu, latryn, sali operacyjnej i prywatnego
gabinetu gwnego oficera medycznego. Dordena nie byo w biurze, ale Gaunt dostrzeg lady
jego niedawnej obecnoci: precyzyjnie uoone sterty dokumentw i biurowe akcesoria na
stoliku, skrzyneczki z lekarstwami na pkach.
Medyk znajdowa si w sali operacyjnej, czyci tam chirurgiczne narzdzia z
nierdzewnej stali i blat metalowego stou zabiegowego. Cz instrumentw lnia ju
czystoci odstawiona do rogu sali.
- Komisarz Gaunt! - Dorden podnis gow, na jego twarzy pojawi si wyraz
zaskoczenia - Jak mog pomc?
- Dziki, to rutynowy obchd. Co do zgoszenia, jakie problemy?
Dorden wyprostowa si, wytar mokre donie w kawaek materiau i wrzuci wilgotn
szmatk do miski z wod.

- Nie mam adnych uwag, sir. Przyszed pan obejrze lazaret?


- To z pewnoci do prowizoryczna imitacja szpitali, w ktrych miae okazj pracowa
wczeniej.
Dorden umiechn si nieznacznie. By niskim, starszym mczyzn o szarej krtko
przycitej brodzie oraz uczciwych oczach, ktre widziay zbyt wiele blu i cierpienia.
- Jest jeszcze pusty.
- Przyznam, e zaskoczy mnie ten widok w pierwszej chwili. Przyzwyczaiem si ju do
zapchanego rannymi pomieszczenia, strze nas przed tym, Imperatorze.
- Ju niedugo - odpar pospnie Dorden - Te mnie irytuje ten widok, przyznam szczerze.
Te wszystkie puste ka. Dzikuj Zotemu Tronowi, e drczy mnie nuda, ale nie potrafi
sobie z ni poradzi. Wymyem wszystkie podogi i instrumenty lekarskie ju chyba z tuzin
razy.
- Jeli okae si, e to najcisza robota, jak ci przyszo wykona na Monthaxie,
wszyscy bdziemy szczliwi.
- Oby tak si stao. Moe filiank kawy? Wanie miaem nastawia wod.
- Moe pniej, kiedy bd wraca z powrotem. Chciaem zajrze do magazynw.
- Zatem do zobaczenia, sir.
Gaunt ukoni si lekko i wyszed. Wtpi szczerze, by mia pniej czas spotka si z
Dordenem, nie wierzy te, by ten niewielki chodny raj dugo jeszcze pozostawa w stanie
ciszy i spokoju.
Dorden obserwowa wychodzcego komisarza, potem przesun wzrokiem po
wyszorowanym pomieszczeniu i stojcych pod cianami kach. Podobnie jak Gaunt nie
mia adnych zudze. Wiedzia, e ju niebawem to miejsce przemieni si w prawdziwe
pieko.
Przymkn oczy i przez chwil jego wyobrania podsuna mu obraz podogi pokrytej
zakrzepa krwi, brudnych od bota przecierade, zawodzcych i krzyczcych przeraliwie
ludzkich twarzy. I nieruchomych, bezwadnych cia.
Wydawao mu si, e przez uamek chwili czuje odr krwi i spalonego misa, ale to by
tylko zapach kadzida. Tylko zapach kadzida.

VIII - Przysiga Krwi.


Martwi ludzie lecy nieruchomo na drodze i botnistych nacedoskich polach zdawali
si nosi czarne kolczugi, ktre wbrew pozorom pancerzami nie byy. Misoerne muchy
roiy si na trupach okrywajc je szczelnie migotliw drgajc powok, poruszajc si
niczym ywy twr pord metalicznego bzyczenia.
- Medyk!
Tolin Dorden oderwa wzrok od much obsiadajcych zwoki. Mgliste wieczorne niebo
rozcigao si ospale ponad podmokymi polami. Nieliczne zabudowania gospodarcze nosiy
na sobie lady wojennych zniszcze, otaczay je ziemne nasypy i zwoje drutu kolczastego.
Gdzieniegdzie zryta mokra ziemia wiadczya o przejedzie wozu pancernego. Snujca si
nad powierzchni pl mga miaa charakterystyczny zapach kordytu.
- Medyk! - ponowne wezwanie. Stanowcze i twarde, dobiego z gbi drogi. Ostronie
stpajc po liskim bocie Dorden zszed z pola i zacz wspina si po poboczu na szos,
usiujc nie patrze za siebie, na stumetrowy odcinek drogi usiany ciaami zabitych.
Mczyzna popieszy w stron budynkw. Feth, jake mia dosy tej nieustannej wojny.
Czu si bezgranicznie zmczony i wypalony. Majc szedziesit lat o dobre dwie dekady
przewysza wiekiem najstarsze Duchy w regimencie. Poczucie psychicznego wyczerpania
roso w lekarzu od dawna, potgowane cig konfrontacj ze mierci, walk, koniecznoci
ustawicznego skadania w cao pokiereszowanych modych cia. Oraz wiadomoci, e tak
wielu Tanithijczykw postrzega go za rodzonego ojca po utracie wasnych rodzin.
Wszed pomidzy niskie czerwone domy ziejce wybitymi oknami i dziurami w cianach.
Przed inwazj bya tutaj osada rolnicza, wzniesiona na bazie budowli mieszkalnej otoczonej
barakami, magazynami i zboowymi silosami. Porzucone narzdzia i maszyny rdzewiay w
kauach mtnej wody. Szeroki nasyp umocniony pancernymi pytami i drutem kolczastym
obiega ca osad pozostawiajc otwart przestrze na jej pnocnym kracu, w miejscu
przeciwnym do linii frontu. Duchy czekay na dziedzicu z broni przewieszon przez
ramiona. Szeregowiec Brostin pokiwa doni w kierunku lekarza.
Dorden min oboone workami z piaskiem stanowisko broni maszynowej, na ktrym
nie byo ladu po karabinie i wszed do budynku mieszkalnego przez drzwi wyrwane z
zawiasw laserow seri. Najpierw dostrzeg chmary much krcych w pokojach, potem

poczu znajomy odr mierci, przemieszany z innymi zapachami: rodkw dezynfekujcych,


krwi i moczu.
Stawia ostronie kroki na pokrytej rozbitym szkem pododze, omijajc wilgotne plamy
po rozlanym paliwie, migoczcym tczowo w ostatnich promieniach zachodzcego soca.
Corbec wychyn cicho z jakiego kta, kiwajc zmczonym ruchem gow.
- Doktorze - chrzkn oficer.
- Pukowniku.
- Szpital polowy... - owiadczy Corbec wskazujc doni pomieszczenie.
Dorden potwierdzi jego sowa skinieniem.
- Ktokolwiek przey?
- Po to wanie zostae wezwany.
Pukownik poprowadzi starego Ducha zrujnowanym korytarzykiem do piwnicy.
Szpitalny odr zdawa si przesyca podziemia budowli. Okoo szedziesiciu ludzi leao
na drewnianych paletach sucych za prowizoryczne ka polowe, ledwie widocznych w
rachitycznym wietle zmierzchu wpadajcym przez malutkie okienka tu przy suficie. Dorden
przeszed wzdu pomieszczenia i powrci do schodw.
- Dlaczego ich tu pozostawiono? - zapyta.
Corbec wzruszy bezradnie ramionami.
- A jak sdzisz? Wszystkie jednostki s w penym odwrocie. Ci tutaj stanowili zbyt due
obcienie. Moesz ich podzieli na miertelnie rannych i majcych szans przeycia?
Dorden zme w ustach przeklestwo.
- Co to za ludzie?
- Bkitnokrwici. Pidziesity Volpone. Pamitasz tych skurwieli z Voltemandu?
Garnizon wycofa si std dzisiaj o wicie, zgodnie z wytycznymi sztabu.
- Porzucili swoich rannych?
- Na to wyglda, doktorze.
- Jaki rodzaj istot porzuca bez skrupuw chorych i sabych skazujc ich na powoln
mier?
Dorden splun na podog i pochyli si nad najbliszym rannym, aby zmieni mu
zabrudzony i niewiey opatrunek.
- Rodzaj ludzki? - zasugerowa pukownik.
- To nie jest zabawne, Corbec. To nawet nie jest ironiczne. Wikszo tych ludzi powrci
bez komplikacji do zdrowia, jeli zapewni im si odpowiedni opiek medyczn. Nie
zostawimy ich w taki sposb.

Corbec westchn ciko, przeczesa palcami doni gste czarne wosy.


- Nie moemy tutaj zosta, doktorze. Rozkazy komisarza...
Stary lekarz odwrci si i spojrza na swego przyjaciela zym, zacitym wzrokiem.
- Nie zostawi ich - powtrzy.
Pukownik otworzy usta, ale po chwili namysu postanowi nie rozpoczyna sownej
utarczki. Wzruszy ponownie ramionami.
- Zobacz, co jeste w stanie dla nich zrobi - poleci i wyszed z piwnicy.
Dorden koczy zakada nowy opatrunek na ran postrzelonego w nog onierza, gdy
do jego uszu dobieg stumiony dwik silnika i chrzst gsienic. Nie przerywa pracy
zdecydowany dokoczy wpierw....
- Dzikuj, sir - wyszepta mody gwardzista. Chopak by tak osabiony, e nie potrafi
podnie si ze swego ka.
- Jak si nazywasz? - zapyta Dorden.
- Culcis, sir. Szeregowiec, Bkitnokrwisty - lekarz by pewien, e onierz podkreliby
dumnie swj przydzia, gdyby tylko mia troch wicej siy.
- Jestem Dorden. Lekarz. Tanithijczyk. Jeli bdziesz mnie potrzebowa, Culcis, po prostu
zawoaj.
Chopiec skin gow. Dorden wsta i wyszed na dziedziniec osady, zmierzajc w stron
stojcej pod murem Chimery. Corbec rozmawia wanie z wysok postaci kucajc na
dachu transportera.
Widzc lekarza posta zeskoczya na botnist ziemi i ruszya w jego kierunku - Gaunt,
w swojej czarnej czapce z daszkiem i dugim oficerskim paszczu, o rysach twarzy gincych
w wieczornym pmroku.
- Sir! - powiedzia Dorden.
- Dorden! Corbec twierdzi, e nie chcesz opuci farmy.
- Szedziesiciu omiu rannych, sir. Nie mog ich opuci, nie chc.
Gaunt uj Dordena pod rami, poprowadzi w kierunku niskiego muru otaczajcego
wiski chlew.
- Musisz, Dorden. Wrg jest p dnia drogi za nami. Genera Muller wyda rozkaz
generalnego odwrotu. Nie moemy ich ze sob zabra, przykro mi.
Lekarz wyszarpn rami z ucisku oficera politycznego.
- Mnie rwnie jest przykro - sykn.
Gaunt postpi krok w jego stron i przez moment Dorden zlk si, i dowdca uyje

pici, aby przywrci swj autorytet. Komisarz jedynie westchn. Dorden poczu wstyd
wiedzc, e Gaunt brzydzi si przemocy fizycznej wobec podwadnych, budzc tym
zachowaniem zdziwienie innych czonkw kadry oficerskiej Gwardii.
Komisarz spojrza ze smutkiem na starego lekarza.
- Corbec by pewien, e co takiego powiesz. Posuchaj, kontruderzenie na gwnej linii
frontu Nacedonu rozpocznie si jutro w nocy. Wtedy, i tylko wtedy, odbijemy ten rejon
przejmujc nad nim kontrol.
- Niewielu z nich przetrwa dzie i noc bez opieki! A aden, jeli wpadn w rce
nieprzyjaciela!
Gaunt zdj czapk i przeczesa palcami krtko cite jasne wosy. Ostatnie promienie
zachodzcego soca obramoway profil jego szczupej twarzy, ale nie rozproszyy mrocznej
miny.
- Cieszysz si moim szacunkiem, medyku. Od zawsze, od samego pocztku na Polach
Fundacji. Jedyny Duch, ktry odmwi noszenia broni, jedyny Duch trzymajcy nas
wszystkich przy yciu. Regiment wiele ci zawdzicza, wielu ludziom uratowae ycie. Sam
jestem ci za to wdziczny. Budzi moj odraz konieczno wydania ci rozkazu.
- Wic nie rb tego, komisarzu. Wiesz, e odmwi. Wpierw jestem lekarzem, potem
Duchem. W ramach praktyki medycznej na Tanith suyem przez trzydzieci lat pomoc
chorym, niemowltom i starcom w slumsach Dystryktu Beldane i County Pryze. Robiem to,
poniewa zoyem przysig lekarsk w akademii medycznej w Tanith Magna. Ty najlepiej
rozumiesz wag przysig, komisarzu. Uszanuj moj.
- Doskonale zdaj sobie spraw z wagi lekarskiego przyrzeczenia.
- Do tej pory zawsze je honorowae. Nigdy nie prosie o zamanie tajemnicy lekarskiej
ani nie domagae si informacji o prywatnych problemach Duchw: alkoholu, narkotykach,
depresji... Pozwl mi raz jeszcze zrobi to, do czego si zobowizaem.
Komisarz zaoy czapk z powrotem na gow.
- Nie mog pozostawi ci tutaj na mier.
- Ale tamtych ludzi tak?
- Oni nie s Duchami, lekarzu! - warkn Gaunt i umilk.
- Lekarz niesie pomoc kademu potrzebujcemu. lubowaem na Polach Fundacji
wierno Imperium, tobie i Gwardii, ale ju wczeniej zoyem Imperatorowi przysig
ratowania kadego ludzkiego ycia. Nie chc jej ama wbrew sobie samemu.
Gaunt przystpi do amania oporu medyka za pomoc logicznych argumentw.
- Nasza armia wycofuje si w kierunku delty Lohenichu. Uciekamy przed silnym

zgrupowaniem nieprzyjaciela depczcym nam po pitach. Wrg jest zaledwie p dnia drogi
za nami. Nie jeste onierzem. Jak chcesz go powstrzyma przed zajciem tego miejsca?
- Sowami, jeli bdzie trzeba. Z pomoc ochotnikw, jeeli si tacy znajd i uzyskaj
twoj zgod. Przecie wystarczy tu wytrzyma do jutrzejszego wieczora, prawda? Do naszego
kontruderzenia. A moe to kamstwo, militarna propaganda?
Gaunt nic nie mwi przez dusz chwil wygadzajc domi swj wybrudzony paszcz.
Potem odwrci si w kierunku medyka.
- adnych kamstw. Odbijemy to miejsce i pjdziemy dalej. Popdzimy wroga tam, skd
nadszed. Ale pozostawi ci tutaj nawet na jedn noc...
- Nie myl o mnie, tylko o tych rannych Volpoczykach.
Kamienna twarz komisarza nie zdradzaa adnego ladu wspczucia.
- Oni bez namysu zostawiliby nas na rze...
- Nie wa si powiedzie ani sowa wicej! - wybuchn Dorden. - Twoja nienawi nie
ma tutaj znaczenia. To s lojalni imperialni gwardzici, cenni onierze. Mog walczy w
kolejnej kampanii i by moe wpyn na jej wynik. Pozwl mi si o nich zatroszczy i
zostaw tu tylu ludzi, ile moesz. Potem po nas wr.
Gaunt wycedzi przez zby przeklestwo.
- Dam ci jedn druyn, ani czowieka wicej. Dziesiciu ludzi, samych ochotnikw. Jeli
nie zgosi si dziesiciu, trudno. Muller i tak bdzie chcia urwa mi gow za t decyzj.
- Bd wdziczny za kad pomoc - odpar Dorden. - Dzikuj.
Komisarz odwrci si i odszed kilka krokw, ale zaraz zawrci. Chwyci raptownie
do oficera medycznego i cisn j mocno.
- Jeste dzielnym czowiekiem. Nie pozwl im, by wzili ci ywcem... i nie ka mi
aowa mojej saboci.
Gaunt i towarzyszce mu Duchy przeszy przez osad znikajc po chwili bez ladu.
Dorden pracowa w piwnicy nie zwracajc uwagi na pyncy szybko czas i dopiero nocne
ciemnoci zmusiy go do porzucenia na chwil rannych. Rozstawi na skrzynkach pomidzy
kami pacjentw zapalone lampy i wyszed na dwr. Na czarnym niebie byszczay
nieznane mu ukady gwiazd.
Wpierw dostrzeg trzech Duchw: Lespa, Chaykera i Foskina - jego pomocnikw,
polowych sanitariuszy i zdolnych uczniw. Sortowali na dziedzicu pozostawione przez
Gaunta rodki opatrunkowe. Dorden ywi cich nadziej, e wanie oni zgosz si jako
ochotnicy do tej niebezpiecznej misji, ale widok wiernych wsppracownikw zdawi mu

gardo wzruszeniem. Podszed do nich zamierzajc zapyta o stan wyposaenia, nie zdoa
jednak wykrztusi adnego sowa poza podzikowaniami. Kady umiecha si nieznacznie,
odwzajemnia ucisk doni i bka co nieporadnie o lekarskiej powinnoci. Dorden by z nich
dumny.
Zacz wydawa polecenia i omawia problemy najciej rannych pacjentw, kiedy na
dziedziniec weszli pozostali ochotnicy. Mkoll, dowdca zwiadowcw i najbliszy przyjaciel
Dordena w regimencie, oraz szeregowcy Brostin, Claig, Caffran i Gutes. Skoczyli wanie
obchd caej osady i szykowali si do przygotowania stanowisk dla nocnej warty.
Dorden przywita Mkolla.
- Nie musiae tego robi.
- I zostawi ci samego? - zamia si sierant. - A potem bym czyta w raportach Oficer
medyczny Dorden zgin i gdzie by wtedy jego przyjaciel Mkoll?". Komisarz prosi o
ochotnikw, wic jestemy.
- Do koca ycia wam tego nie zapomn.
- Jestemy w stanie zabezpieczy krytyczne punkty osady - zwiadowca pokaza doni
podwjne ogrodzenie z drutu kolczastego - Pena dziesitka sobie z tym poradzi.
- Dziesitka?
- Tylu pukownik-komisarz pozwoli zosta. Nas piciu, trzech twoich sanitariuszy i
jeszcze dwch Duchw. Wszyscy chcieli tu zosta, moesz to sobie wyobrazi? Kady si
zgosi na ochotnika!
- Wszyscy? Zao si, e major Rawne nie.
- No, dobrze, nie kady - skrzywi si Mkoll - Ale i tak omal nie doszo do bjki o
miejsca. Gaunt zdecydowa w kocu, e ten, kto zgosi si pierwszy, zostaje. Lesp, Chayker,
Foskin, ja, Brostin, Claig, Caffran i Gutes. Jest te Tremard, stoi na stray przy bramie. I...
- I?
Dorden odwrci si raptownie wyczuwajc za plecami czyj obecno. Spojrza prosto
w rozemian brodat twarz Colma Corbeca.
- I ja. Ty tutaj dowodzisz, doktorze. Jak to rozegramy?
Zapada gboka noc, powietrze nabrao wieoci. Gdzie w oddali poszczekiway
padlinoerne zdziczae psy. Trzy ksiyce wspiy si na nieboskon krc wok siebie.
Ciemno bya czysta, chodna i pena aury mierci. Daleko na poudniowym horyzoncie
atramentowe chmury byskay zdradzajc nadchodzc burz. Potna armia sza pod jej
oson. Wrg fizyczny i nieprzyjazna natura w parze. Trupioblade byskawice ciy niebo,

powietrze powoli znw zaczynao si robi cikie i duszne.


Wewntrz pomieszcze farmy jeden z Bkitnokrwistych zacz rzuca si w spazmach i
skona. Dorden do koca walczy o jego ycie, fartuch lekarza ocieka krwi pacjenta. Ani on
ani Lesp nie mogli nic wicej uczyni dla tego czowieka.
Dorden cofn si od stygncego ciaa i poda skrwawione instrumenty sanitariuszowi.
- Zanotuj czas i przyczyn zgonu oraz nazwisko, stopie i numer z identyfikatora powiedzia gniewnie. - Z pomoc Imperatora zdoamy te dane przekaza do sztabu
Volpoczykw, eby odnotowali mier onierza.
- Bkitnokrwici ju dawno wcignli ich wszystkich na list trupw - sarkn Lesp.
Sanitariusz by wysokim szczupym mczyzn z Tanith Longshore o zimnych
niebieskich oczach i wydatnym jabku Adama. W Utraconym Domu pracowa jako rybak,
czonek wielopokoleniowej rodziny trudnicej si rybowstwem morskim za zewntrzn
lini archipelagu. Syn z wprawy w posugiwaniu si ig i nici do reperowania agli oraz
noem do patroszenia ryb. Dorden postanowi wykorzysta te zdolnoci Lespa biorc go na
swego pomocnika w regimencie. Rybak z ochot przyj posad sanitariusza i
wsppracownika oficera medycznego.
Dorden desperacko przyjmowa kad kompetentn pomoc. Wikszo wyksztaconych
lekarzy wojskowych regimentu nie zdoaa uj z yciem z Pl Fundacji, zgina w
pomieniach Tanith. Tylko Dorden, Gherran i Mtane posiadali lekarskie dyplomy, wspieraa
ich dwudziestka przeszkolonych w dziedzinie pierwszej pomocy onierzy. Bez oddanych,
nieustannie podnoszcych swe kwalifikacje amatorw takich jak Lesp, Foskin i Chayker
obecny poziom zdrowia regimentu ju dawno przestaby istnie.
Mtane i Gherran odeszli wraz z Gauntem, chocia obaj chcieli zosta. Komisarz nigdy nie
pozwoliby na utrat trzech wyszkolonych lekarzy w jednej samobjczej misji.
Dorden wyszed na zabocony dziedziniec i niemal w tej samej chwili niebiosa otworzyy
swe luzy. Ulewny deszcz zrosi ziemi, cikie krople ciekay po ubraniu lekarza spukujc
zakrzep krew. Sta nieruchomo z zamknitymi oczami czekajc, a ulewa nieco zeleje.
- Nie powiniene tak mokn - z bliska dobieg czyj gos.
Corbec pali cygaro pod niewielkim zadaszeniem gwnego budynku. Lekarz widzia
tylko ciemny zarys sylwetki mczyzny i czerwony ognik tytoniowego aru. Podszed do
oficera. Corbec podsun mu pudeko cygar.
- Nieze. Sprbowaem ich na Voltemandzie i tak mi zasmakoway, e dokupiem zapas
na czarnym rynku. We jedno na teraz i jedno na potem.
Dorden wyj z pudeka dwa cygara, jedno zatkn za ucho, drugie odpali od Corbeca.

Zacigali si z luboci dymem popatrujc w nocn ciemno.


- Moe by ciko - powiedzia cicho Corbec. Pukownik patrzy w kierunku tncych
przestworza byskawic, ale Dorden zrozumia jego sowa.
- Mimo to zostae.
Oficer wypuci z ust chmurk biaego dymu.
- Jestem mionikiem dobrych uczynkw.
- Albo skazanych na niepowodzenie spraw.
- O tym zdecyduje Imperator. Zreszt, czy my wszyscy nie jestemy jednym wielkim
niepowodzeniem? Pierwszy i Jedyny i Utracony?
Dorden umiechn si lekko. Cygaro byo diabelnie mocne, ale cieszy si jego smakiem.
Nie pali od dwudziestu lat. Jego ona nigdy nie pochwalaa tego naogu, uwaaa, e daje
nim zy przykad pacjentom. Potem przyszy na wiat dzieci, Mikal i Clara, rzuci wic
palenie...
Lekarz przesta rozmyla o przeszoci. Wraz z Tanith odesza jego ona, Clara i jej m,
ich dziecko. Pozosta mu ju tylko Mikal, szeregowiec Mikal Dorden, radiooperator w
plutonie sieranta Haskera.
- Mylae o domu - mrukn Corbec.
- Skd wiesz? - zapyta zdziwiony Dorden.
- Znam to spojrzenie.
- Jest ciemno, pukowniku.
- Zatem ten... rodzaj milczenia. Sposb, w jaki czowiek ukada ramiona. Kady z nas to
przeywa od czasu do czasu.
- Czyby komisarz kaza ci tpi te wspomnienia wszdzie tam, gdzie je dojrzysz? Nie s
chyba zbyt zbawienne dla samopoczucia ludzi.
- Nie dla mnie. Tanith cigle yje, jeli wszyscy nosimy je tutaj - dotkn wycignitymi
palcami czoa - Nigdy nie bdziemy wiedzieli, gdzie waciwie idziemy, jeli nie bdziemy
pamitali, skd pochodzimy.
- A dokd twoim zdaniem zmierzamy?
Corbec wyplu niedopaek i patrzy, jak z sykiem ganie on w bocie.
- Jeeli bdziemy mieli pecha, do pieka. Jeli nam si poszczci, dostaniemy ten
obiecany przez Gaunta wiat na wasno. Prezent Slaydo: pierwszy wiat, ktry wasnymi
siami podbijemy, bdziemy mogli zamieszka i urzdzi na swj sposb.
Dorden patrzy na szalejc wci ulew.
- Nowe Tanith, co? Ten wymarzony wiat, o ktrym ludzie mwi, gdy s pijani albo

umieraj? Naprawd w to wierzysz? e sami zdoamy zdoby jaki glob, wasnymi siami i w
pojedynk? S nas teraz niecae dwa tysice. W kadej kampanii towarzyszymy innym
regimentom Gwardii i to one zgarniaj wszystkie zaszczyty. Nie jestem pesymist,
pukowniku, ale nie wierz, e kiedykolwiek kto z nas zobaczy jeszcze Nowe Tanith... moe
w kieliszku albo w chwili mierci.
Corbec umiechn si szczerzc w pmroku biae zby.
- Zatem i tak bdziemy szczliwcami. Zobaczymy je w kocu, na ten lub inny sposb.
Gdzie po lewej otworzyy si drzwi. Opatulony paszczem Chayker wyszed ze szpitala i
pomaszerowa w kierunku studni dwigajc oburcz metalowe wiadro. Po kilku chwilach
brzkania i zgrzytu acuchw Duch wrci z powrotem do budynku niosc pene naczynie.
Dorden i Corbec czuli ju wyranie zapach zupy gotowanej przez Foskina i Chaykera dla
przymusowych mieszkacw osady.
- Co tu bardzo adnie pachnie - owiadczy pukownik.
- Foskin znalaz troch mki w silosie, a ja warzywa, przyprawy i solone miso.
Najlepsze jedzenie, jakie w tej chwili jestemy zdolni przyrzdzi. Ale pierwsze porcje s
zarezerwowane dla tych pacjentw, ktrzy zdoaj cokolwiek przekn.
- Oczywicie. Potrzebuj tego bardziej od nas. Zabraem ze sob butelk sacry i pudeko
cygar, to mi w zupenoci wystarczy.
- Przyjd jak poczujesz prawdziwy gd - powiedzia Dorden. - Dziki za cygaro.
Stary lekarz wszed z powrotem do budynku.
Obchd rannych zaj ptorej godziny. Lesp i jego koledzy pracowali bardzo dobrze i
wikszo pacjentw zjada kolacj lub przynajmniej przyja nieco pynw. Tylko dwunastu
wci nie odzyskao wiadomoci i Dorden pieczoowicie rozdzieli midzy nich resztki
rodkw farmakologicznych. Culcis wraz z kilkoma towarzyszami doszed ju do siebie na
tyle, by mc usi na ku. Modzieniec nie skrywa swej wdzicznoci. Pochodzcy z
arystokratycznych rodw Volpoczycy zawsze ywili gbok niech i pogard dla niej
urodzonych Tanithijczykw, ale porzuceni przez wasny regiment i uratowani przez
barbarzyskich sojusznikw zdawali si zmienia nieco swe uprzedzenia wobec Duchw.
Dorden ucieszy si skrycie z tej przemiany.
Przemoknity szeregowiec Caffran wrci wanie z nocnego obchodu osady, wzi misk
z zup i usiad na krawdzi ka Culcisa. Byli w tym samym wieku, uzna Dorden. W tym
samym wieku co Mikal. Lekarz usysza jak artuj midzy sob.
Lesp zapa Dordena za rami. Jeden z przypadkw krytycznych zacz zdradza objawy

zapaci. Z pomoc Chaykera przenieli rannego do kuchni penicej rol pomieszczenia


zabiegowego. Volpoczyk zosta uoony na dugim metalowym stole.
Kapral Bkitnokrwistych Regara straci nog poniej kolana, w klatce piersiowej utkwi
mu szrapnel. Jego krew nie miaa nawet ladowej iloci bkitu. Blat stou szybko zacz ni
ocieka, skapywaa na podog. Chayker polizgn si na krzepncej cieczy i niemal upad,
dlatego Dorden kaza mu znale jak miot i wytrze zakrwawion posadzk.
- Tutaj nie ma adnych miote - wzruszy ramionami sanitariusz.
- To znajd co podobnego do mioty.
Dorden musia odci rczn pi znaczn cz zrujnowanej nogi kaprala, zanim zaoy
klamry zaciskowe na kocwk zerwanej aorty. Lesp zacz zaszywa kikut koczyny
trzymajc ig w swych dugich zrcznych palcach. Chayker wrci chwil potem. Dorden
zauway, e sanitariusz wyciera krew z podogi pasami podartego paszcza kamuflujcego
nawinitymi na koniec drewnianego koka. Duch podar swj bezcenny paszcz, eby
posprzta sal operacyjn... uznanie Dordena dla jego pomocnikw niebotycznie wzroso.
Wsplnie odnieli jczcego cicho Regar na ko. Przy odrobinie szczcia i zastrzyku
przeciwgorczkowej mascetaminy kapral mia spore szanse wyzdrowie. Stary lekarz
pozostawi pacjenta, by obejrze przypadek, z ktrym nie potrafi sobie poradzi Foskin,
potem za zaj si rannym gwardzist wyrwanym z dugotrwaej piczki po to tylko, by
zacz wymiotowa krwi i ci.
Pomieszczenie pogryo si w chorobliwym pnie okoo pnocy. Dorden my wanie
swe narzdzia chirurgiczne pod strumieniem ciepej wody, gdy do sali wszed ociekajcy
deszczem Mkoll. Burza wci szalaa na zewntrz i szum spadajcych na dach budynku
kropel nie ustawa. Co jaki czas wypadaa z framugi kolejna popkana szyba albo jakie
poluzowane dachwki zrywa z grzechotem silniejszy podmuch wiatru. Zmczony lekarz
dopiero teraz zwrci uwag na trwajc od zmierzchu nawanic.
Patrzy jak Mkoll siada i czyci swj karabin. To bya zawsze pierwsza czynno
sieranta po powrocie z terenu, przedkadana ponad posiek lub zmian ubrania. Dorden poda
Duchowi misk zupy.
- Co si dzieje?
Mkoll pokrci przeczco gow.
- Jeli bdziemy mieli szczcie, burza spowolni ich marsz.
- A jeli nie?
- Przyjd tu po niej.
Mkoll przesun spojrzeniem po wysokim dachu pomieszczenia.

- To musiao by dobre miejsce do pracy na roli. Dobra tu jest ziemia, yzna. Warto dla
niej pracowa. Mieli tu sporo uprawnych pl.
- Rodzinny dom - westchn Dorden. Zakuo go wspomnienie innego domu i innej
rodziny utraconej w wojennej zawierusze. Poczu si nagle bardzo stary, bardzo zmczony.
Sierant zjad bez sowa zup.
- Jest stara kaplica na tyach domu. Zniszczona rzecz jasna, ale wci mona w niej
obejrze malowida powicone Imperatorowi. Korzystali z niej Volpoczycy. Ktokolwiek tu
mieszka, nie ociga si w religijnych powinnociach - powiedzia zwiadowca oddajc misk.
- Do teraz.
Dorden umilk. Chaos zaj ten wiat, Nacedon, dwa miesice temu w ramach
kontrofensywy wymierzonej w krucjat Macarotha. Nacedon nie by oblegany, nie pad ofiar
wewntrznego spisku. Rolnicza planeta zamieszkana przez trzy miliony imperialnych
osadnikw zostaa zajta i spustoszona w cigu trzech dni desantu planetarnego.
C to za rodzaj wszechwiata, rozmyla Dorden, w ktrym ludzie zginali karki trudzc
si i mozolnie budujc przez lata swe domy, zakadali rodziny i oddawali cze boskiemu
Imperatorowi po to tylko, by wszystko utraci w przecigu godzin? Mj wszechwiat,
odpowiedzia w mylach, ten sam, ktry zabra mi Tanith.
Pny ksiyc wieci na wypogodzonym znienacka niebie niczym samotny stranik.
Deszcz przesta pada i srebrzyste oboki przesuway si leniwie w mrocznych przestworzach
rozwietlonych sabym ksiycowym blaskiem.
Niczym towarzysz niemego ksiyca, samotny wartownik czuwa przy bramie osady.
Szeregowiec Tremard odsiadywa drug kolejk warty ukryty w piercieniu spitrzonych
workw z piaskiem. Obserwowa odleg lini drzew: czarny postrzpiony ksztat lasu, ktry
zlewa si daleko z przodu z rwnie czarn powierzchni botnistych pl. onierz by
zmczony i picy, a wikszo czasu powica miotaniu przeklestw na Volpoczykw,
ktrzy odchodzc z osady nie zostawili na bramie karabinu maszynowego.
Mga unosia si nad polami rozsnuwajc przy ziemi pajcze nici oparw. Co poruszao
si w mroku.
Tremard zesztywnia i chwyci sw lornet. Instrument zahucza cicho dostrajajc ostro,
pisn czujnik sygnalizujcy wczenie noktowizjera. Mga - i inne rzeczy. Znw dostrzeg
ruch. Blask ksiycowego wiata odbija si w patrzcych podliwie na osad godnych
oczach.
Tanithijczyk przyoy do do wiszcego przy ustach mikrofonu.

- Brama do Duchw! Pukowniku, czy mnie pan syszy? Do broni! Do broni! Ruch na
poudniu!
Corbec podnis si znienacka ze swej pryczy, niczym umary wstajcy z grobu. Dorden
podskoczy przestraszony tym nagym ruchem. Pukownik drzema dotd spokojnie na
wolnym ku tu obok medyka dzielcego na rwne dziaki resztki rodkw
znieczulajcych.
- Co si dzieje?
Corbec by ju na nogach.
- Moesz zgadywa do trzech razy, doktorze.
Dorden te zerwa si ze swego miejsca. Przecign wzrokiem po kruchych
zabudowaniach, po rannych, pprzytomnych gwardzistach. Corbec sprawdzi swj karabin,
wywoa przez radio podwadnych. Lekarz poj nagle bezmiar swej naiwnoci i gupoty.
Wiedzia doskonale, jak wyglda szturm sug Chaosu i czym si skoczy. Zostan zmiadeni
niczym skorupka jajka. Jaki okaza si zalepiony dajc pozostania w osadzie.
Teraz wszyscy zgin. - Bkitnokrwici, Duchy... wartociowi, bezcenni wrcz gwardzici
tacy jak Corbec czy Mkoll. Skaza ich na pewn mier powodowany dum wasn i lep
wiar w star przysig. Przysig skadan w bezpieczniejszych czasach, w miym zaciszu
podmiejskiego szpitala, gdzie najgroniejszym przypadkiem byo obcicie koczyny przez
tartaczn pi.
Bd przeklty, stary gupcze! Dumny, uparty ole!
- Bdziemy ich trzyma tak dugo jak zdoamy. Chopcy znaj troch sztuczek - pocieszy
lekarza Corbec - Bd potrzebowa Chaykera i Foskina, Lesp moe zosta z tob. Jeli nie
zamiemy pierwszego ich ataku, bdziesz musia przenie jak najwicej rannych do tylnych
pomieszcze. Wiem, e cay ten kompleks to ruina, ale bdziesz mia wtedy kilka
dodatkowych cian pomidzy tamtymi i sob.
Dorden przekn lin zastanawiajc si, w jaki sposb we dwjk z Lespem przenios
na zaplecze budynku szedziesiciu siedmiu pacjentw. Usysza stumiony trzask
laserowych wystrzaw i poj, e jego zadanie nawet w poowie nie bdzie tak trudne jak
misja Corbeca. Przytakn milczco gow i przywoa do siebie Lespa.
- Niech Imperator ci towarzyszy i ci strzee, Colmie Corbecu - powiedzia lekarz. - I
ciebie, doktorze.
Tremard trzyma bram. Mroczne ksztaty poruszay si na polach i w rowach

irygacyjnych zmierzajc w stron osady, rozwietlajc nocne ciemnoci zielonymi krechami


laserw i punktujc je biaymi ognikami boltowych pociskw. Zdradziecki blask ksiyca
ukazywa ich ruchy, gdzieniegdzie blade promienie zalniy na chwil na metalowej zbroi.
Gwardzista wybiera starannie cele posyajc w gb pl wizki pomaraczowej energii.
Zgita w p posta dobiega do stanowiska strzeleckiego i pada z haasem za worki.
Pukownik

Corbec wyszczerzy

zby do

Tremarda, wykrzycza

kilka szokujco

obscenicznych uwag pod adresem nieprzyjaciela i posa seri z lasera w najbliszy kana
irygacyjny.
Rozstawieni wzdu umocnie Tanithijczycy otworzyli ogie. Osiem laserw przeciwko
nadcigajcej ciemnoci, osiem laserw wybierajcych uwanie ofiary, stawiajcych czoa
setkom pomieni wylotowych byskajcych na podmokych polach.
- Gdzie jest Brostin?! - krzykn do komunikatora Corbeca starajc si pokona gosem
haas kanonady. Nie zdejmowa palca ze spustu.
Sekund pniej przywar do ziemi, gdy na bram posypay si liczne pociski. Blisko stu
onierzy Chaosu runo w stron wejcia do osady strzelajc w biegu z bioder. Corbec i
Tremard widzieli tylko morze pomieni wylotowych ich broni.
Pukownik rozpaszczy si na ziemi. Nawet nie zakl. Ju po wojence. To koniec Colma
Corbeca. Tremard prbowa rzuci si w lady dowdcy, ale nie zdy. Sia trafienia
odrzucia go na stert workw, krew bryzgaa z kikuta lewego okcia. Gwardzista upad na
plecy krzyczc z blu i wijc si na ziemi. Jego laser wci tkwi na parapecie z lew doni
zacinit kurczowo na broni.
Corbec przemieci si na czworaka w kierunku rannego i przycisn go do ziemi,
prbujc uspokoi i zaoy opask uciskow na ran. Nie wykrwawi si, o ile pukownik
poyje dostatecznie dugo, by wykona opatrunek.
Tremard krzycza jakby go odzierano ze skry, walczy nieprzytomnie z pukownikiem
opryskujc go gorc krwi. Corbec podnis gow i napotka wzrok czarnych postaci w
metalowych pancerzach osobistych i maskach przeciwgazowych, zagldajcych do wntrza
stanowiska strzeleckiego ponad workami z piaskiem. Czu wyranie zwierzcy odr
napastnikw, a wyrzebione w ich napiernikach emblematy Czterech Potg parzyy oczy
pukownika i wywracay mu odek.
Rozleg si podwjny metaliczny trzask, a zaraz potem aroczny syk pomieni. Mrok
rozpali si czerwon powiat. Corbec schyli jeszcze niej gow. Szeregowiec Brostin sta
nad nim trzymajc oburcz swj miotacz ognia. Skpa w pomieniach szczyt umocnie i
przesun strug chemikaliw w gb pl. Napastnicy stawali w ogniu niczym wyschnite

odygi trawy.
- Wanie si zastanawiaem, gdzie jeste - owiadczy Corbec i przycisn do ust
mikrofon - Medyk! Medyk!
Dorden i Lesp zdyli przenie do tylnych pomieszcze poow rannych, kiedy nadeszo
wezwanie o pomoc. Niektre pociski nieprzyjaciela przelatyway nad dziedzicem, strcajc
na ziemi dachwki lub roztrzaskujc je w drobny py, dziurawic ciany budynku.
Dorden szamota si z komunikatorem prbujc jednoczenie utrzyma w rwnowadze
dwigane nosze, na ktrych lea pacjent.
- Tu Dorden! Co jest?
- Z Tremardem bardzo kiepsko! Zabierzcie go std! - reszta sw Corbeca utona w huku
wystrzaw.
- Prosz pooy koniec noszy na pododze. Pocign je - zada Lesp. Wizka lasera
wybia dziur w cianie tu przy gowie sanitariusza.
Dorden wykona polecenie. Lesp powlk nosze za sob po pododze, ich koce zgrzytay
po posadzce z gonym piskiem.
- Jak w magazynie ryb za starych czasw - wrzasn sanitariusz przez rami znikajc w
drugim pomieszczeniu.
Lekarz zapa swj pakiet medyczny.
- Corbec! Wychodz na zewntrz, ale musisz mi tu kogo przysa, eby pomg Lespowi
przenie rannych!
- Zapomnij o tym, doktorze! Wszyscy s na linii ognia, nie mog odesa ani jednego!
- Nie rb mi tego - lekarz przypad do podogi syszc jak wali si cz nadweronego
budynku - Ci ludzie potrzebuj pomocy! Lesp potrzebuje pomocy!
Kto chwyci oficera medycznego za rami. Dorden obejrza si do tyu. Bkitnokrwisty
Culcis. Towarzyszyo mu kilku lej rannych Volpoczykw.
- Nie mog dwiga noszy z t nog, doktorze, ale cigle potrafi strzela. Wezm wolny
laser, jeli kto na zewntrz zgodzi si zmieni na stanowisku.
Dorden umiechn si widzc brawur Volpoczyka. Szczupa twarz Bkitnokrwistego
bya wykrzywiona w grymasie blu i szara niczym papier. Lekarz przywoa pacjentw do
drzwi budynku i wyjrza na dwr.
- Caffran! - krzykn do komunikatora - Wysyam do ciebie Volpoczyka. Daj mu swoj
bro i biegnij do mnie!
Rozczy si nie czekajc na odpowied.

Wykorzystujc miot Chaykera w charakterze kuli Culcis przekutyka przez dziedziniec


i dotar w wyrwy w murze, gdzie strzela Caffran. Duch skin gow, wrczy Culcisowi
karabin i popdzi w kierunku lazaretu, gdzie czeka niecierpliwie Dorden. Volpoczyk usiad
przy wyrwie i podj ostrza przedpola.
- Pom Lespowi! Ju! Ju!
W cigu trzech minut lekarz podmieni w ten sposb trzech dalszych volposkich
onierzy, cierpicych z powodu ran postrzaowych nie przeszkadzajcych im bynajmniej w
uywaniu broni. W zamian cign do szpitala Claiga, Gutesa i Foskina.
Foskin przej komend nad lazaretem i zacz wydawa popieszne polecenia pitce
mozolcych si z ciej rannymi Duchw nadzorujc przenosiny do tylnej czci budynku.
Wstrznity skal wymiany ognia Dorden przebieg przez dziedziniec i dotar do bramy.
Brostin i Corbec ostrzeliwali si tam zaciekle. Brostin korzysta z lasera Tremarda, trzymajc
swj miotacz ognia w rezerwie na wypadek kolejnego silnego szturmu heretykw. Lekarz
przypad do Tremarda i zacz poprawia prowizoryczny opatrunek.
- Potrzebuj noszowego! - krzykn do Corbeca.
- Pom mu! - parskn pukownik do Brostina. Kiedy dwjka Duchw pocigna
Tremarda w kierunku lazaretu, Corbec w pojedynk broni bramy. Lekarz spojrza przez
rami na moment i ujrza potnego Tanithijczyka z wosami rozwianymi na wietrze,
dziercego w jednej rce miotacz pomieni, a w drugiej oparty o biodro laserowy karabin.
Nieprzyjaciel zacz naciska na umocnienia po zachodniej stronie stajni, grad pociskw
sypa si na kompozytowe pyty odrywajc ich kawaki. Mkoll bardziej wyczu ni zauway
ten manewr przeciwnika i opuci sw pozycj na wschodnim kracu osady, by wesprze
Chaykera i Volpoczyka o nazwisku Vengo, zastpujcego Gutesa. onierze Chaosu
przeciskali si pomidzy rozcignitymi na przedpolu zasiekami i trjka gwardzistw
pojedynczymi strzaami umiercia kilkudziesiciu z nich. Wkrtce trupy spitrzyy si w
wyrwach midzy zasiekami zapychajc je cakowicie.
Dobrze, e przyszli tu uzbrojeni w lasery i boltery, pomyla Mkoll, damy sobie z nimi
rad. Ale co zrobimy jak cign tu miotacze pomieni, karabiny termiczne, granaty lub... co
gorszego?
Kakofonia towarzyszca natarciu zdawaa si rozsadza bbenki ludzi, a jej echo
przetaczao si po pobliskich polach niczym grzmot burzy. A moe to wracaa burza? Mkoll
nie by pewien, wiedzia tylko, e ziemia dry lekko pod jego stopami od tego haasu.
Vengo, opasany bandaami w miejscu, gdzie postrzelono go w brzuch, traci coraz
szybciej siy, a obraz w jego oczach rozmywa si i falowa ustawicznie. Majestat i furia tego

dzikiego szturmu, desperacja i upr tumiy dotd tpy bl emanujcy z rany, ale okaleczone
ciao dawao zna o sobie. Klczcy w bocie onierz prbowa zmieni pozycj na
wygodniejsz, sigajc jednoczenie po zapasow bateri do lasera. Nowy akumulator
wylizgn si z mokrych, zgrabiaych z zimna rk gwardzisty i upad pod jego nogi. Schyli
si po zgub.
onierz Chaosu, lecy dotd w rowie biegncym tu pod lini umocnie i uwaany za
miertelnie postrzelonego, poczoga si do przodu i przechyli ponad parapetem stanowiska
strzeleckiego tu na patrzcym pod nogi Volpoczykiem. W klatce piersiowej heretyka ziaa
potworna rana, kropelki krwi kapay z poamanych eber. Zerwana maska przeciwgazowa
odkrya zeszpecone ostrymi kami usta i chorobliwie szar twarz. Napastnik zamachn si
trzyman w jednej rce zardzewia wojskow saperk. Chayker dostrzeg ten ruch w uamku
sekundy przed opadniciem opatki, chocia olepiaa go upiorna powiata byskawicy
przecinajcej wanie nieboskon. Wyrwa laser ze szczeliny, przez ktr prowadzi ogie i
zastrzeli heretyka spychajc jego trupa w d rowu. Podnoszc si wraz z odszukan w bocie
bateri, oguszony kanonad i nieludzko zmczony Vengo nigdy nie dowiedzia si, jak blisko
by wtedy mierci.
Boltowe pociski wbiy si w cian stajni opodal Mkolla, a wyrwane ich detonacjami
drzazgi pokaleczyy policzek i kark sieranta. Zwiadowca krzykn krtko i przypad na
moment do ziemi wycigajc drzazgi spod skry. Kolejne mroczne ksztaty zamajaczyy na
dnie penego bota rowu. Vengo wykrzycza ostrzeenie. Nawet miertelne strzay nie byy w
stanie powstrzyma niektrych z tych heretykw. Ciko ranni, ale wci dyszcy dz
mordu pezli teraz w gr zbocza prosto na parapety strzeleckie.
- Gowy w d! - wrzasn Mkoll do mikrofonu ostrzegajc Chaykera i Vengo. Zdj z
pasa trzy adunki wybuchowe, uzbroi je i cisn ponad parapetem na dno rowu pomidzy
uparcie czepiajcych si ycia wrogw.
Potrjna eksplozja ochlapaa parapety pynnym botem i dymicymi ludzkimi szcztkami.
- Pilnujcie rowu! - rozkaza Mkoll - Oni nie umieraj tak atwo!
Vengo wyjrza do martwej strefy ognia i pochyli luf lasera widzc dwa rzekome trupy
peznce powoli w jego stron. Zastrzeli obu heretykw, ale nastpni kbili si ju przy
zasiekach prbujc przepchn si po trupach wiszcych na drutach towarzyszy, nie baczc
na morderczy ostrza gwardzistw.
Ilu ich tam jeszcze jest? Chayker nie potrafi ukry zdumienia. Sia natarcia zdawaa si
wzrasta z kad chwil.
Na wschodnim kracu stajni Culcis pilnowa umocnie wraz z dwjk innych

Bkitnokrwistych, Drado i Speersem. Brostin zdy ju wrci z lazaretu i zaj pozycj


przy Culcisie, prbujc odblokowa znaleziony w jednym z pomieszcze budynku zacity
volposki karabin maszynowy. W bbnie broni pozostao jeszcze jakie szedziesit
pociskw i Duch mia zamiar je zuy przed signiciem po swj pistolet. Zarekwirowanego
przez Corbeca miotacza ognia nie zdy odebra. Z tego, co dziao si pod bram widzia
jedynie byski pomieni i ciskane w eter barwne wyzwiska pukownika.
Brostin obejrza raz jeszcze naprawion bro. Nie bya zbyt szybkostrzelna i najwyraniej
regularnie si zacinaa, ale czu si usatysfakcjonowany jej kalibrem. Pierwsz seri skosi p
tuzina sylwetek majaczcych za zwojami drutu kolczastego. Na wschodnim kracu osady
linia lasu znajdowaa si znacznie bliej umocnie i wrg praktycznie bez ostrzeenia zdoa
przedosta si przez zaoone na przedpolu zasieki wpadajc do rowu.
Brostin odczuwa coraz wikszy podziw dla umiejtnoci Bkitnokrwistego Culcisa.
Rozmylnie amic polecenie Corbeca mody gwardzista ustawi potencjometr lasera na
maksymaln moc wystrzeliwujc jaskrawe wizki energii. Kada z nich okazywaa si
miertelna. Ma prawie takie oko jak Szalony Larkin, pomyla przysadzisty krpy Duch i by
to prawdziwy komplement.
Drado i Speers robili wszystko, by zatrzyma napastnikw, ale Drado mia z celnym
strzelaniem kopoty. Zosta wczeniej zraniony w gow i medycy zabandaowali mu prawe
oko. Brak moliwoci korzystania z celownika optycznego krytycznie ogranicza efektywno
onierza. Brostin schyli si i poczoga w stron Volpoczyka.
- Strzelaj na lewo! - wrzasn ponad hukiem wystrzaw i grzmotem powracajcej burzy Masz zbyt duy rozrzut!
Drado odwrci w kierunku Ducha sw dumn postawn twarz skryt do poowy pod
bandaami.
- aden plebejski parweniusz nie bdzie mwi Bkitnokrwistemu, jak ma walczy!
Brostin uderzy go pici w gow i wcisn twarz aroganckiego gwardzisty w boto.
- Nie podskakuj! - pogrozi uboconemu Volpoczykowi nadal zacinit pici - Std
nie ma dla nas odwrotu. Zostalimy w tej osadzie tylko ze wzgldu na was! Walcz jak Duch
albo wyno si i pozwl komu innemu wykona t robot!
Drago przetar rkawem oczy i naplu na Brostina.
- Zapacisz za to...
Otwierajc ogie z karabinu maszynowego tanithijski szeregowiec zamia si szaleczo.
- Zapaci? Oczywicie, e zapac! Ale nie tobie! Jeli std wyjdziemy ywi, moesz si
na mnie postawi i jeszcze cign sobie do pomocy kilku szlachetnie urodzonych

kamratw! Mam to w dupie! Po takiej nocy jak ta, spdzonej na ratowaniu arystokratycznej
skry twoich pobratymcw, nic ju nie jest w stanie mnie przestraszy!
Drado nic nie odrzek. Przycisn kolb karabinu do ramienia i zacz strzela ponownie,
tym razem odkadajc poprawk na lewo. Zacz trafia pierwsze ofiary.
- Teraz znacznie lepiej, dupku - wymrucza Brostin.
W lazarecie Dorden popiesznie kontrolowa stan pacjentw. Z pomoc Lespa, Gutesa,
Foskina, Caffrana i Claiga zdoa przenie rannych w bezpieczniejsze miejsce i zoy ich na
pryczach ustawionych wzdu dugiego wskiego korytarza. ciany niskiego pomieszczenia
wykonano z cikich kamiennych blokw dajc najlepsz oson w caym budynku. Tutaj
ranni mogli przey atak - lub umrze pogrzebani ywcem.
Pracujc w parze z Foskinem Dorden opatrzy ponownie Tremarda i ustabilizowa go,
potem odesa wszystkie Duchy z wyjtkiem Lespa na stanowiska obronne. Kolejny
pogrony dotd w piczce Volpoczyk odzyska przytomno z powodu ustawicznych
przenosin i wpad w niekontrolowane konwulsje.
Caffran, Foskin, Gutes i Claig wybiegli z pomieszczenia szpitalnego zabierajc
popiesznie ustawione na stojaku w jednym z ktw volposkie karabiny.
Rzucajcy si w drgawkach Volpoczyk skona. Chocia nie mia na ciele adnych
obrae prcz kilku siniakw, Dorden wiedzia, e fala uderzeniowa artyleryjskiego wybuchu
uszkodzia miertelnie organy wewntrzne onierza. Lesp pomg lekarzowi zdj zwoki z
pryczy i przenie je do pokoiku sucego za tymczasow kostnic.
Szybko wrcili z powrotem. Korytarz by zatoczony i duszny, jego mrok z trudem
rozjaniay chemiczne lampy rozstawione przez gwardzistw w kilku punktach podogi.
Ranni jczeli i wzdychali, niektrzy spali snem tak kamiennym, e sprawiali wraenie
martwych. Podoga dygotaa lekko, a z przeciekajcego dachu co chwila lay si strugi
brudnej wody.
- Wszyscy tutaj zginiemy, nieprawda? - zapyta spokojnie Lesp.
Dorden milcza przez chwil zaskoczony pytaniem. Nie mia pojcia, co w takiej sytuacji
powiedziaby Gaunt. Co takiego zrobiby w tej chwili oficer polityczny, by podnie morale
ludzi stojcych twarz w twarz ze mierci? Nie wiedzia. Dotd nie miao to znaczenia. Nie
potrafi zoy podniosej frazy mwicej o wyszym dobru Gwardii" lub powinnoci
wobec Imperatora". Zamiast tego odwoa si naprdce do prywatnego motywu.
- Ja nie zamierzam tu gin - odpowiedzia. - Kiedy umr, moja ona, crka i wnuczka
umr rwnie, razem z moimi wspomnieniami. Dla nich wanie nie zamierzam tutaj umiera,

Lesp.
Sanitariusz przytakn gow, jego wydatne jabko Adama poruszyo si gwatownie.
Pomyla o swoich wspomnieniach: matce, ojcu, braciach, zaodze swojego rybackiego
trawlera.
- Zatem ja te - odrzek po chwili.
Dorden ruszy w stron schodkw na kocu korytarzyka.
- Dokd pan idzie?
- Poradzisz tu sobie sam. Zobacz, czy na grze nie potrzebuj mojej pomocy.
Lesp wyj z kabury pistolet, poda go lekarzowi. Dorden pokrci gow.
- Nie mgbym tego zrobi, nawet teraz - powiedzia.
Na grze panowaa cisza i wydawao si, e zarwno burza jak i natarcie ucichy na
moment. Dorden przemierzy szybkim krokiem sal jadaln budynku poprawiajc wtyczk
komunikatora, ale urzdzenie milczao uparcie. Pod sufitem koysay si leniwie lampy, w
powietrzu wibrowa py. Pozbawione lecych na nich dotd rannych koce wyglday teraz
niczym aosne legowiska ndzarzy. Dorden omija starannie kaue krwi i kawaki
rozcitych ubra.
Wszed do kuchni przesuwajc wzrokiem po stole, na ktrym amputowa nog kaprala
Regary. Po raz pierwszy dostrzeg metalowy kominek, taki sam, przed jakim siadywa w
dawnych czasach na Tanith. On i jego ona, w czasie dugiej zimowej nocy, z ksik i
kieliszkiem czego mocniejszego na rozgrzanie.
Na zawieszonej na cianie peczce stay w rzdzie mae przedmioty, ktre w pierwszej
chwili lekarz wzi za fiolki talku. Podszed bliej, wzi jeden z przedmiotw do rki. Zb.
May, okrgy wiski zb. Mieszkacy tej osady hodowali winie troszczc si o nie tak
dalece, e dbali nawet o trofea wiadczce o wysokim poziomie hodowli. Na wiskich
zbach widniay wygrawerowane delikatn rk imiona... Imperator, Sir, Jego Dostojno... i
daty.
Ten dowd ludzkiej pieczoowitoci i dumy wzruszy nagle starego lekarza. To wcale nie
dziecinna reakcja, wymrucza prbujc usprawiedliwi si przed samym sob. Czemu winie?
Kto osiad tutaj, by trudzi si w znoju i dba o rodzin?
Jaki dwik w sali jadalnej wyrwa mczyzn z zamylenia. Przeszed do drugiego
pomieszczenia i natrafi na grup wchodzcych do rodka gwardzistw. Duchy i
Volpoczycy, wszyscy z wyjtkiem Corbeca. Chwiali si na nogach ze zmczenia, byli
oguszeni wybuchami i nieludzko brudni.

Dorden odnalaz idcego na kocu grupy Mkolla.


- Wycofali si - owiadczy sierant. - ywej duszy na przedpolu. To moe oznacza
tylko jedno...
- Jestem lekarzem, nie onierzem. Co to oznacza?
Mkoll sykn z blu, gdy Dorden wyciga mu spod skry kilka drzazg.
- e szturm zawid. Wycofali si, by cign na pozycje cik artyleri. Dorden
pokiwa gow.
- Zejdcie do piwnic, wszyscy. Foskin, Lesp pomoe ci znale co do ugotowania.
Przygotujcie jedzenie. Artyleria czy nie, chc, by wszyscy co zjedli.
Mczyni zeszli powoli do podziemi. Lekarz pozosta sam w sali jadalnej. Corbec
wszed do rodka po chwili, pokryty zakrzep krwi, botem i sadz. Rzuci pusty miotacz
ognia Brostina na jedno z posa, obok cisn rozadowany laser Tremarda.
- Zegar ju tyka, doktorze - powiedzia - Utrzymalimy ich... na fetha, alemy ich
przytrzymali! Ale teraz nas roznios. Widziaem przez lornetk ruch na polach. Wielkie
dziaa ju s wtaczane na pozycje. Jeszcze jaka godzina i zrwnaj osad z ziemi.
- Colm... dzikuj ci za wszystko, co razem z chopakami zrobie tej nocy. Mam
nadziej, e byo warto.
- Zawsze jest warto, doktorze.
- Co zrobimy teraz? Zejdziemy do naszego grobowca w piwnicy?
Corbec wzruszy ramionami.
- Piwnica nas nie uratuje. Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam zrobi jedyn rzecz, jaka mi
na myl przychodzi w tej sytuacji.
- Co?
- Pomodli si. Mkoll mwi, e za budynkiem jest stara kaplica. Teraz pozostay nam ju
tylko modlitwy.
Razem przecisnli si pomidzy stertami gruzu i poamanymi deskami, wchodzc do
niewielkiego pomieszczenia na zapleczu budynku mieszkalnego. Dach pokoju zapad si i
gwiazdy migotay niemo ponad gowami mczyzn.
Corbec przynis ze sob lamp. Przesuwa j tu przy tylnej cianie kaplicy szukajc
malowide, o ktrych wspomina Mkoll. Obraz przedstawia boskiego Imperatora karzcego
heretykw. Wadcy ludzkoci towarzyszyy mniejsze sylwetki mczyzny, kobiety i trjki
dzieci, kaniajcych si pokornie swemu boskiemu panu.
- Tutaj jest jaka inskrypcja - powiedzia Dorden i zacz ciera brud ze ciany za

pomoc znalezionej w kcie szmaty.


- winia! Co to ma znaczy?
Corbec podnis wyej lamp i odczyta napis.
- C za ironia losu, doktorze. Jestemy na wiecie zasiedlonym przez gwardzistw.
Takie Nowe Tanith. Waciciel tej osady, Farens Cloker, by onierzem regimentu wiskich
Czaszek. Jego jednostka uczestniczya w pierwszym etapie inwazji na Sabbat, jakie sto
dziewidziesit lat temu. wiskie Czaszki zdobyy ten wiat i w nagrod otrzymay prawo
do osiedlenia si na nim. Cloker by kapralem Gwardii. Przyj demobilizacj z ochot, osiad
w tym miejscu, zaoy rodzin i hodowa winie na pamitk maskotki regimentu. Jego
potomkowie podtrzymywali ten zwyczaj...
Gos Corbeca zadra lekko, w jego tonie pojawi si dziwny al.
- Feth! Dosta si tutaj, wygra wiat, rozpocz nowe ycie... ale i tak przeszo ci
dopada w chwili, gdy si tego nie spodziewasz.
- Nie zawsze. Jak wiele mamy zdobytych wiatw, gdzie onierze Gwardii doywaj
swych lat w spokoju i radoci?
- Nie wiem. To jest zbyt przeraajce. Trudzisz si przez cae ycie, krwi opacasz ten
wiat, ktry ci daj w nagrod i wtedy spotyka ci co takiego.
Corbec i Dorden przysiedli na stercie drewnianych belek.
- Pytae mnie, czemu z tob zostaem, doktorze. Powiem ci teraz, poniewa jestemy
skazani na mier i nic nas ju nie uratuje - pukownik splt palce doni.
- Zatem?
- Bye przez dwadziecia lat doktorem w Pryze County.
- Dwadziecia siedem. I w Beldane.
Corbec skin potakujco gow.
- Pochodz z Pryze. Moja rodzina naleaa do robotnikw tartacznych. Byem nielubnym
dzieckiem, dlatego przyjem nazwisko ojca, gdy je poznaem. Moja matka... to by trudny
pord.
Dorden zesztywnia domylajc si czego podwiadomie.
- Umaraby w poogu, gdyby pewien mody lekarz nie przyby w rodku nocy z pomoc.
Landa Meroc. Pamitasz j?
- Zmaraby wtedy, gdyby...
- Dzikuj ci za to, doktorze Dorden.
Lekarz spojrza zdumiony na Corbeca.
- Odbieraem twj pord?! Na fetha! Czybym naprawd by ju taki stary?!

Obaj mczyni wybuchli szaleczym serdecznym miechem, dopki z oczu nie


popyny im zy. I wtedy cisz nocy bezpowrotnie rozdar huk cikiej artylerii.
Imperialna Gwardia zmiota bombardowaniem artyleryjskim wysunite pozycje
nieprzyjaciela. Gaunt wjecha do osady w pierwszym transporterze, mkncym z metalicznym
oskotem poprzez mgy bladego przedwitu. Lojalici dopadli zaskoczonych onierzy Chaosu
w chwili, gdy ci koczyli ustawia na pozycjach swoje cikie dziaa.
Przybye do osady Duchy nie potrafiy rozpozna opuszczonej zaledwie dzie wczeniej
farmy. Boto, poamane i spalone fragmenty umocnie oraz zmasakrowane trupy walay si
wszdzie wok. Komisarz wykrzycza krtki rozkaz i transporter zahamowa na dziedzicu
osady.
Wart przy bramie trzyma szeregowiec Lesp. Odda przechodzcemu dowdcy
regimentu salut. Corbec i Dorden czekali w drzwiach gwnego budynku.
- Konwj medyczny jest w drodze - owiadczy Gaunt. - Zabierzemy std rannych
Volpoczykw.
- Naszych rannych te? - zapyta Dorden mylc o Tremardzie i okaleczonej twarzy
Mkolla.
- Wszystkich. Jak widz, mielicie tutaj swoje pi minut chway.
- Nic, o czym warto by wspomina, sir - machn rk Corbec.
Gaunt skin lekko gow i wszed do zrujnowanego budynku.
Corbec odwrci si do Dordena i pokaza mu ciskany dotd w doni wiski zb.
- Nie zapomn - owiadczy - Moe temu gwardzicie na Nacedonie si nie udao, ale na
ten zb przysigam, e nam si powiedzie. Zdobdziemy wasny wiat, wikszy i pikniejszy,
ni moesz sobie wyobrazi, doktorze.
W doni Dordena spoczywa inny zb, z wygrawerowanym imieniem Imperator.
- Wierz, e tego dokonasz, Colm. Zrb to. To polecenie lekarza.

Monthax
Obrt, celowanie, pchnicie, powrt... Obrt, celowanie, pchnicie, powrt.
W cieniu tropikalnych drzew porastajcych skraj tanithijskich umocnie szeregowiec
Caffran wiczy technik walki na bagnety. Rozebrany do pasa i ociekajcy potem,
manipulowa swym laserem w rytm mamrotanej cicho mantry, opuszczajc bro
horyzontalnie, przesuwajc si do przodu i dgajc pie pobliskiego drzewa. Po kadym
pchniciu wyszarpywa z trudem tkwicy gboko w drewnie bagnet i powtarza wiczenie.
Drzewo nosio na sobie lady ostrza, z rozci w korze sczyy si gste soki.
- Dobra robota - owiadczy zza jego plecw Gaunt. Caffran odwrci si w miejscu
wiadom nagle faktu, e od duszego czasu by obserwowany. Otar pot z czoa i podnis
do do salutu.
- Spocznij - powiedzia Gaunt - Robi zwyky obchd linii. Wszystko u ciebie w
porzdku? A co z reszt plutonu?
Caffran poczu sucho w gardle, pojawiajc si zawsze wtedy, kiedy Gaunt zwraca si
bezporednio do niego. Pomimo spdzonych wsplnie miesicy wci mia mieszane uczucia
wobec czowieka, ktry uratowa im ycie, ale i skaza na zagad Tanith.
- Wszyscy czekamy na rozkazy - odpar po chwili. - Mona dosta szau. To czekanie...
- Najgorsza cz naszej roboty, wiem o tym. - Gaunt usiad na pobliskim przewrconym
pniaku. - Dopki nie zacznie si zabijanie, bo wtedy czowiek nagle pojmuje, e
wyczekiwanie wcale nie byo takie ze.
Caffran dostrzeg iskierki wesooci w oczach komisarza i sam nie zdoa powstrzyma
si przed umiechem.
Gaunt ukry starannie zadowolenie z rozbawienia modego onierza. Doskonale zdawa
sobie spraw z napicia, jakie jego obecno budzia w Caffranie. Jeden z najmodszych
Duchw rokowa nadzieje na dobrego gwardzist, ale jednoczenie przebywa niebezpiecznie
blisko grona malkontentw majora Rawne.
- wicz dalej - zasugerowa komisarz.
Prbujc skoncentrowa myli na zadaniu zdenerwowany Caffran odwrci si w stron
drzewa i powtrzy procedur pchnicia. Obrt, celowanie, pchnicie, powrt... straci kilka
sekund na wyszarpnicie bagnetu z wilgotnej drzewnej miazgi.

- Przekr ostrze - poradzi Gaunt - Wysunie si atwiej, jeli wczeniej odrobin je


przekrcisz w bok.
Caffran poruszy bagnetem w zalecony sposb. Komisarz mia racj. Gaunt podnis si
na nogi ruszajc w dalszy obchd.
- Ju niedugo, Caffran - powiedzia przez rami odchodzc w gb bazy.
Caffran westchn ciko. Ju niedugo. A potem zacznie si szalestwo i pieko. Obrt,
celowanie, pchnicie, powrt... Obrt, celowanie, pchnicie, powrt...

IX - Prosty plan.
Pord ryku silnikw imperialne statki desantowe spaday na oceaniczny wiat Sapencia.
Niczym wielkie stada czarnych tustych ukw unoszcych si nad brzegami wodnego
zbiornika, transportowce zmierzay w kierunku powierzchni Zatoki Belano. Uderzajc w
wod wzbiy ogromne fontanny tworzc chmur pary szerok na trzy kilometry i na dwiecie
metrw wysok. Wielka fala pomkna w stron przybrzenych ska prosto na wysunite
posterunki obrocw.
Masa wody ukryta pod kurtyn zwiewnej mgieki uderzya w zachodni brzeg wyspy
Oskray dwadziecia sekund po tym jak pole widzenia obrocw zostao zredukowane do zera
przez kby morskiej pary. Skay, metal i ludzka tkanka zostay zmiecione w uamku chwili,
wyrzucone wysoko w powietrze, a nastpnie porwane przez cofajce si wody zatoki. ciana
piany osonia na chwil przygotowujce si do ldowania statki Gwardii.
Stanowiska cikiej broni na szczytach klifw Oskray zaczy sa ogniste strumienie
metalu w awic morskiej pary wci zasnuwajc zatok oraz wysoko w niebo, gdzie drugi
rzut transportowcw wanie rozpoczyna sekwencj desantu morskiego. Wizki baterii
przeciwlotniczych, bkitne i migotliwe, przemykay pomidzy czarnymi metalowymi
ukami. Niektre statki zmieniay si w kule ognia po zetkniciu z wizkami, inne spaday w
d cignc za sob gste warkocze dymu.
Dwadziecia kilometrw kwadratowych wyspy Oskray tylko czciowo skadao si ze
ska. W rzeczywistoci by to archipelag maych wysepek poczonych ze sob
kompozytowymi platformami wzniesionymi na szczytach podmorskich wzniesie. Za
wysokimi na sto metrw kamiennymi waami strzegcymi wysp przed oceanem pracoway
nieustannie wielkie pompy i wiee wiertnicze, a w niebo strzelay buchajce pomieniami
kominy. By to gwny cel inwazji - kompleks rafineryjny Oskray Jeden.
Czerwone lampy zaczy pulsowa wciekle, a wntrze przedziau desantowego wypeni
ryk klaksonw sygnalizujcych otwieranie rampy wyadunkowej statku Lambda. Przez
rosnc szybko szczelin w przedniej cianie adowni wpadao blade wiato dzienne. Spity i
zdenerwowany Caffran wiedzia, e czeka go desant morski, a kierunek uderzenia wiedzie w
gb play. Taki by plan. Przez chwil ba si, e statek jest zanurzony zbyt mocno i przez
otwarty waz runie do rodka ciana morskiej wody. Zakrztusi si lin i przekn j

popiesznie, ale nie dostrzeg ladu kipieli.


Krzyki ludzi i tupot butw na metalowej pododze wydawa si oguszajcy. ciskajcy w
rku laser, potrcany w tumie pidziesiciu innych gwardzistw, Caffran rzuci si prosto w
otwr rampy desantowej. Na sekund panujcy wewntrz statku haas ucich przytumiony
hukiem silnikw innych ldujcych wok jednostek. Caffran nie widzia nic prcz plecw
biegncego przed nim Ducha oraz kbw wodnej pary i dymu. Czu zapach morskiej bryzy,
ozonu, gorcego oleju i spalenizny.
Zaraz potem wpad w nico. Znalaz si pod wod, w zimnym mroku oceanu, otoczony
ciemnymi ksztatami szarpicych si desperacko ludzkich cia otoczonych przypominajcymi
klejnoty bakami powietrza.
Statek transportowy otworzy ramp zbyt wczenie i wszyscy pdzce po niej na olep
onierze wpadali do morza jakie trzydzieci metrw od linii brzegowej wyspy.
Caffran nie potrafi pywa. Urodzi si i wychowa w puszczy tysic kilometrw od
najbliszego duego zbiornika wody. Nigdy wczeniej nie widzia morza, chocia sysza na
jego temat opowieci innych, zwaszcza sanitariusza Lespa, byego rybaka. A teraz znalaz si
w obliczu najmniej spodziewanej odmiany mierci: utonicia.
Mczyzna przypomnia sobie, e wci jeszcze nie wypuci z puc gbokiego haustu
powietrza wcignitego na myl o zalaniu wntrza statku wod i omal si nie rozemia z
histeryczn ulg. Zacisn mocniej usta i zacz macha rkami wznoszc si w gr, czujc
jak zgromadzone w pucach powietrze zaczyna pali go ywym ogniem. Instynktowny odruch
mia mu uratowa ycie, poniewa inni gwardzici skaczcy z rampy w wikszoci
przypadkw nie nabrali w tym momencie powietrza w puca.
Tonce czarne ksztaty miotay si wszdzie wok, dostrzega kombinezony Duchw,
ich blade, wykrzywione w grymasach przeraenia twarze. Jakie ciao opadao w d tu obok
niego, palce martwego onierza przypominay rozcapierzone szpony, z otwartych ust
uciekay ostatnie baki powietrza. Caffran machn rozpaczliwie nogami prc w gr.
Co uderzyo go silnie w kark i z zaskoczenia wypuci powietrze pograjc gow w
supie srebrnych bbelkw. Tanithijczycy wci wyskakiwali z rampy statku transportowego
spadajc do wody na gowy prbujcych si ratowa towarzyszy, jeden z nich kopn
Caffrana przypadkiem swym cikim butem. Ogarnity zwierzc panik gwardzista macha
desperacko rkami mcc wod tu za Caffranem. Mody Duch odbi si od niego pracujc
jeszcze mocniej koczynami i walczc z potrzeb zaczerpnicia oddechu. W grze dostrzega
sylwetki ludzi wpadajce do wody pord rozbryzgw morskiej piany. Ich widok
podpowiedzia mu, e powierzchnia jest odlega o zaledwie kilka metrw.

Gwardzista, ktry kopn go w kark w trakcie swego upadku zderzy si z innym toncym
Duchem, splta si z nim paskiem swego karabinu. Jeden z mczyzn nacisn konwulsyjnie
spust lasera, woda wok ludzkich cia zagotowaa si od smug pomaraczowego wiata.
Caffran sysza niewyrany syk laserowych wystrzaw, znieksztacony przez zalane wod
bbenki uszu. Jedna z wizek przeszya dryfujce opodal martwe ciao, inna przebia nog
jakiego walczcego o dotarcie do powierzchni pywaka. W wodzie pojawia si chmura krwi.
Caffran pochwyci w uszy odlege gosy swych przodkw, niezrozumiae z powodu wody i
cinienia.
Wystrzeli ponad powierzchni morza dyszc rozpaczliwie, plujc son wod. Z jego
nosa cieka struka krwi. Toczc wok wzrokiem dostrzeg inne Duchy, pynce w kierunku
niedalekiego brzegu lub miotajce si panicznie w miejscu w nadziei na ratunek. Niektrzy
Tanithijczycy unosili si nieruchomo na falach, bezwadni, martwi. Dwiki zaatakoway
znienacka zmysy onierza, ryk trwajcego cay czas desantu nie by ju miosiernie
filtrowany przez warstw wody. Nad powierzchni morza niosy si ludzkie krzyki, szczk
laserw, huk silnikw promw. Caffran czu zapach wieej krwi, morskiej wody i gryzcego
dymu, ale cieszy si z nich niczym dziecko, bo wiedzia ju, e nadal oddycha. Gdzie za
jego plecami z wody wystrzeliy gejzery i oboczki pary znaczce miejsca, gdzie pod
powierzchni morza jacy spanikowani nieszcznicy pocigali niewiadomie za spusty
swoich karabinw.
Zacz macha ramionami pync w stron brzegu, wypluwajc z ust resztki sonej
cieczy, walczc z falami. Zasona z dymu i mgy ograniczaa widoczno do zaledwie
dziesiciu metrw. Na uamek sekundy usysza ponownie gosy przodkw, ale chwil potem
zorientowa si, e to nie jest adna wizja. Dwiki dobiegay z tkwicej w uchu wtyczki
mikrokomunikatora. Staccato radiowych transmisji pod wod przypominao odlege szepty,
teraz jednak rozbrzmiewao poraajcym bbenki haasem.
Poczu pod nogami piasek i zacz biec przez coraz pytsz wod, przewracajc si przy
tym dwukrotnie i krztuszc. Boltowe pociski i laserowe wizki ciy powietrze wszdzie
wok, jedna z nich dosiga Ducha brodzcego obok Caffrana. Gwardzista upad twarz w
wod, jego ciao taczyo na falach poruszajc si w rytm przyboju.
Caffran przypad na jedno kolano, kiedy inna wizka laserowego wiata musna jego
lewe rami. Przecign kolanami po kamienistym podou rozdzierajc spodnie do poowy
nogawki. Poczu, e jego karabin staje si coraz ciszy i wysuwa mu si z rk. Laserowy
promie przepali przewieszony przez lewy bark pasek broni.
Czyje rce pocigny go do przodu w tej samej chwili, gdy zaciska uchwyt na

karabinie.
- Caffran!
Trzyma go Domor, druynowy szperacz. Mczyzna by objuczony cikim plecakiem i
przytroczonymi do niego detektorami. Domor straci swe oczy - a przy okazji niemal i ycie sze miesicy temu, w trakcie finaowej akcji na Menazoidzie Epsilon. Byli tam razem rami
w rami, podobnie jak teraz. Metalowe implanty optyczne Domora zawarczay obracajc
przeson obiektyww. Cybernetyczne wszczepy szperacza przypominay przycit lornet
wbudowan prowizorycznie w ludzk tkank wok oczodow.
- Damy rad dotrze do play! - krzykn Domor pomagajc modemu towarzyszowi
utrzyma si na nogach. Pobiegli razem do przodu rozbryzgujc wod, doczyli do nich inni
- nieregularna tyraliera Duchw brnca przed siebie, chowajca si za tkwicymi w falach
zaporami ze spawanych ktownikw, walczca ze zwojami zardzewiaego drutu kolczastego.
Lawina ognia i stali spadaa z zadymionego nieba wprost na gowy ludzi, wielu z nich
upadao w wod, w milczeniu lub z przeraliwym krzykiem.
Wybiegli w kocu na pla, drobiny piasku i kamykw tryskay w gr wzbijane
podeszwami ich butw. Dwadziecia metrw dalej runli na brzuchy za starym, poronitym
mchem murkiem. Wizki laserw uderzay z charakterystycznym trzaskiem w oson.
- Jaki jest plan? Co robimy? - wrzasn Caffran.
- Nic. Fatalna widoczno. Ciki ostrza nieprzyjaciela stamtd. - Domor wskaza
palcem gdzie w gr, prosto w kurtyn mgie, gdzie tylko jego cybernetyczne implanty
potrafiy co dojrze.
Dwaj onierze przypadli do ziemi tu obok Duchw, zaraz potem doczy do nich trzeci.
Szeregowiec Mkendrik z miotaczem pomieni, szeregowiec Chilam syczcy niczym
rozdraniony kot i ciskajcy palcami jednej doni resztki swego odstrzelonego ucha. I
sierant Varl.
Varl by popularnym oficerem wrd Duchw: modym, awansowanym w trybie
promocji polowej, bystrym i upartym gwardzist nie posiadajcym ani ladu dystyngowanej
aury otaczajcej wikszo oficerw. Straci na Fortis Binary swoje rami, a jego bluza
opinaa ciasno grub cybernetyczn protez zastpujc dawn koczyn. Caffran dostrzega
grymas blu na twarzy sieranta. Varl zakl i zacz szarpa palcami drugiej doni za
obudow protezy.
Morska woda dostaa si do wntrza wszczepu uszkadzajc elektroniczne obwody
protezy. Metalowa rka wisiaa bezwadnie zablokowana, ale jej przekaniki neuralne wci
dziaay wysyajc do mzgu sieranta sygnay alarmowe w postaci bolesnych wstrzsw.

Domor mia wicej szczcia, jego implanty optyczne wydaway si dostatecznie gboko
wszczepione w czaszk, by ulec podobnym uszkodzeniom... a przynajmniej tak mia
nadziej. Caffran zastanawia si, ile czasu potrzebuje przesycona sol woda, by
spowodowana przez ni korozja delikatnych mechanizmw olepia szperacza.
Z pomoc Mkendrika Caffran zdj bluz sieranta i odkrci rubki zabezpieczajce
pokryw panelu kontrolnego protezy. Manipulujc czubkiem swojego noa Mkendrik
podway umieszczone w rodku paskie baterie i przeci biegnce pod nimi kabelki. Varl
westchn z ulg. Caffran przywiza martw metalow rk za pomoc paska do torsu
sieranta. By to desperacki zabieg. Bez staego zasilania nie tylko przekaniki neuralne, ale i
naturalne funkcje byy cakowicie odcinane od organicznych pozostaoci przebudowanej
rki. Sierant potrzebowa medycznej opieki albo w przecigu godziny, gra dwch jego
koczyna miaa zacz obumiera.
W tej jednak chwili Varl czu wycznie ulg. Przesun si bliej murku za pomoc
zdrowej rki, po czym rozejrza si po linii brzegowej. Wzdu play, w krzyowym ogniu
obrocw, nadcigali kolejni Tanithijczycy. Wikszo z nich gina, tylko nieliczni
szczliwcy padali pasko za osonami terenu.
- Gdzie do cholery s pancerniacy?! - zawy sierant. - To oni mieli poprowadzi ten
szturm i zdoby przyczek!
Krcc wok gow Caffran dostrzeg wielkie bryy Basiliskw tkwice w wodzie sto
metrw dalej. Przypominay wyrzucone na brzeg wieloryby, z ich rur wydechowych strzelay
kby dymu i pary powstaej wskutek zalania wod silnikw.
- Promy zrzuciy nas zbyt daleko od brzegu - wyjani Varlowi.
Sierant spojrza w kierunku wskazanym przez Ducha.
- Zatopili ca przedni lini cholernego desantu!
- Nic nie widzieli, ta mga... - zacz Caffran.
- Do diaba z nimi, zawalili swoj robot! - splun na piasek Varl.
Jaki zbkany boltowy pocisk zrykoszetowa o murek i trafi prosto w rodek twarzy
Chilama. Gowa gwardzisty eksplodowaa, jego ciao runo na ziemi z rozkrzyowanymi
rkami.
- Musimy si std ruszy! Musimy i do przodu! - krzykn Varl. Chaotyczny gwar w
komunikatorach nie sab nawet na chwil.
- Nie ma gdzie pj - odpar cicho Domor.
Wiatr rozpdzi w kocu wielkie oboki pary i gwardzici ujrzeli to, co wczeniej
zobaczy szperacz. Gigantyczny biay mur obronny obiegajcy Oskray growa ponad ich

gowami, sigajc niemale tysica metrw wysokoci. Poza kilkoma nieznacznymi szramami
wydawa si nietknity. Wedug pierwotnego planu Basiliski miay po wjechaniu na pla
rozbi spory fragment fortyfikacji i umoliwi piechocie wdarcie si przez wyom na teren
wyspy.
Mur wci sta niewzruszenie, nienobiay, lodowaty, zwiastun powanych kopotw.
Varl zakl plugawo.
Caffran pierwszy usysza odlegy przenikliwy skowyt silnikw. Spojrza przez rami w
stron morza, a potem chwyci za ubrania Domora i Varla i powali ich na piasek. Mkendrik
natychmiast poszed w lady towarzyszy.
Statek desantowy, ogarnity pomieniami od kokpitu po stateczniki ogonowe, nurkowa
pod ostrym ktem rozsypujc w powietrzu ponce paliwo i szcztki sekcji napdowej.
Szeset ton umierajcego metalu spadao na pla przysaniajc soneczne promienie. Luki
desantowe pojazdu byy zamknite.
Ludzie piek si tam ywcem, pomyla Caffran, co to za regiment? Prom znalaz si tu
nad jego gow i chaotyczne myli Ducha zgasy niczym zdmuchnity pomie wiecy.
Mkendrik potrzsa nim uparcie. Caffran zamruga oczami i rozejrza si wok.
- Jak dugo byem nieprzytomny?
- Nieca minut - odpowiedzia Mkendrik.
Caffran podnis si z trudem z piasku. Mia wraenie, e od utraty wiadomoci miny
cae godziny, e to nawarstwiajce si zmczenie i bl wziy w kocu gr nad
wyczerpanym organizmem i zmusiy go do snu.
- Co si stao? - sykn. - Byem pewien, e zginiemy, nie Mkendrik wskaza na co
palcem. W pierwszej chwili Caffran dojrza niewiele. Kby biaej pary zmieszay si z
czarnym gstym dymem, a piaszczysty brzeg pokryway mae metalowe odamki wci
jeszcze arzce si ciemnoczerwonym blaskiem. Dopiero po chwili szeregowiec zrozumia,
co si stao. Spadajcy statek desantowy przemkn nad ich gowami i run na grn cz
play, po czym uderzy z rozpdu w umocnienia wyspy. Mur pk pod wpywem tego
zderzenia, na dugoci szeciuset metrw jego biaa powierzchnia sczerniaa i nadtopia si od
aru detonacji. Osmalona pionowa szczelina znaczya miejsce wiodce do wntrza
kompleksu. Ludzie konajcy na pokadzie promu otworzyli swym towarzyszom drog pacc
za to wasnym yciem.
Caffran pozbiera szybko rzeczy, ktre wysypay si z jego otwartego plecaka, podnis
upuszczony laser. Mkendrik wymienia baterie w swoim karabinie. Varl i Domor sprawdzali

ekwipunek, podobnie jak niewielkie grupki Duchw ukryte na brzegu rafinerii. Wszyscy
przygotowywali si do uderzenia na pknicie w waach.
Nieprzyjaciel wci ostrzeliwa pla, ale po uszkodzeniu tak znaczcej czci muru
ogie zaporowy wyranie zela. Zaogi nadpywajcych statkw desantowych natychmiast to
wykorzystay kierujc si w lepy punkt wrogich baterii. Caffran usysza za plecami oskot
gsienic i spojrza przez rami w stron linii wody. Cztery samobiene haubice, tym razem
dowiezione na waciwy dystans, wtaczay si na pla. Ich masywne sekcje napdowe z
trudem przesuway si po stertach mokrych kamieni, wtaczay cikie pojazdy na murek
falochronu. Caffran rozpozna insygnia na kadubach Basiliskw. Ketzokanie, Siedemnasty
Regiment Pancerny zwany mijami - jednostka, ktra zmasakrowaa Duchy na
Voltemandzie.
W towarzystwie Domora, Varla, Mkendrika i kilku innych Duchw Caffran pobieg
ostronie ku wyomowi w murze, przeskakujc kamienne bryy i nadtopione fragmenty
rozbitego promu. Gdzie z gry sypay si laserowe wizki, po lewej zastuka karabin
maszynowy, jego pociski odbijay si od kamienistego podoa.
Wchodzc w szczelin Caffran pogry si w pmroku. Sto metrw z przodu, na samym
kocu zwajcego si stopniowo pknicia, dostrzega wiato dzienne. Poczu znienacka
dum na myl o tym, e to Duchy miay by pierwszymi gwardzistami stawiajcymi stopy na
terytorium nieprzyjaciela.
By ju blisko przejcia na drug stron muru, przemykajc si wraz z pozostaymi
Tanithijczykami w mroku wyomu, starajc si omija metalowe szcztki kaduba statku
desantowego. W otworze wylotowym pknicia dostrzega las stali i elaza. Rafineria.
Gaunt okaza si niezwykle precyzyjny w trakcie odprawy. Marynarka kosmiczna moga
rzecz jasna unicestwi ca Wysp Oskray bombardowaniem z orbity, ale jej instalacje byy
zbyt cenne, a to pocigao za sob konieczno przeprowadzenia standardowego desantu.
Obrocy kompleksu okrelali samych siebie mianem Kith, tworzc jak metropolitaln
odmian kultu Khorna... Caffran nie sucha zbyt uwanie dotyczcej ich czci odprawy, po
czci dlatego, e wyjanienia komisarza niewiele mu mwiy, po czci za z powodu
niesmaku, jaki budziy w nim raporty na temat Kithw. Nie chcia sucha detali obrazujcych
bluniercz natur przeciwnika. Kithowie - wystarczaa mu sama ich nazwa - ludzcy renegaci,
ktrych naleao jak najszybciej eksterminowa. Przywdc heretykw by potwr o imieniu
Sholen Skara. Cz armady Chaosu zatrzymanej na Balhaucie wycofaa si wanie na
Sapienci, a jej przywdcy nawizali kontakt z kultami Czterech Potg ukrytymi w miastach
planety doprowadzajc do obalenia imperialnych wadz i przejcia kontroli nad bogatymi w

petrolium instalacjami przetwrczymi.


Pukownik-komisarz Gaunt przemawia dugo i z pasj na temat Kithw. Caffran
wiedzia, e jego dowdca mia udzia w wielkim zwycistwie na Balhaucie, jeszcze jako
zwyky oficer polityczny sucy z smym Regimentem Hyrkanu. Gaunt nienawidzi z
caego serca Chaosu, szczeglnie za tych jego czcicieli, ktrzy zdoali unikn zagady na
Balhaucie z powodu bdnych kalkulacji taktycznych marszaka Macarotha. Gaunt mwi te
o Sholenie Skarze, renegacie z obozw mierci na Balhaucie, jakby wrcz zna go osobicie.
To z jego wanie powodu pukownik-komisarz zgosi na ochotnika swj regiment do
ldowania na Oskray. Przed rozpoczciem desantu zakomunikowa to otwarcie wszystkim
Duchom.
To dlatego, pomyla Caffran, przyszo nam tutaj ton i umiera na drucie kolczastym.
Caffran czsto rozmyla na temat Gaunta. Ibram Gaunt. Wymienia to nazwisko w
mylach wielokrotnie, nigdy nie wac si wypowiedzie go na gos. Pukownik. Komisarz.
Dziwny czowiek i dziwne te byy ywione wzgldem niego uczucia Caffrana. Mody Duch
uwaa go za najlepszego, najbardziej opiekuczego i charyzmatycznego przywdc, jakiego
potrafi sobie wyobrazi. Wiele razy na wasne oczy widzia jak bardzo Gaunt troszczy si o
swoich ludzi, pozna te dostatecznie wielu oficerw liniowych i politycznych w innych
regimentach, by zda sobie spraw z faktu chociaby jak bardzo rzadki jest styl dowodzenia
Gaunta. Wiele Duchw, wrd nich chociaby kochany przez wszystkich pukownik Colm
Corbec, uwaao Gaunta za wybawiciela, przyjaciela i brata, i sam Caffran nie potrafi
zaprzeczy, e poszedby za komisarzem na koniec wiata, gdyby otrzyma taki rozkaz.
Lecz zna zarazem dobrze Feygora, Rawne i innych malkontentw z tanithijskiego
regimentu i w rzadkich chwilach rozalenia podziela ich niech do dowdcy. Pomimo caej
przelanej na Duchy mioci Gaunt wci pozostawa czowiekiem, ktry porzuci Tanith na
mier. Od czasu do czasu Caffran prbowa przekona samego siebie, e w postpowaniu
komisarza nie byo za, ale gboki uraz skrywany w gbi serca powstrzymywa go od
uznania cakowitej lojalnoci wobec Gaunta. Pukownik-komisarz by bezwzgldny, mia
trzewo kalkulujcy umys. Nigdy nie zawahaby si przed posaniem swych ludzi na mier,
gdy w pierwszej kolejnoci suy Imperatorowi i wadzom Terry, a dopiero potem
Tanithijczykom.
Caffran postrzega Brina Milo, adiutanta dowdcy, za symbol utraconego domu. Milo by
od niego tylko rok czy dwa modszy, ale dzielia ich ogromna przepa. Caffran nigdy nie
odzywa si do chopca. Gaunt w swym niezwykym miosierdziu uratowa Brina z pomieni
Tanith Magna. Uratowa go - lecz nikogo wicej.

Caffran wspomina w takich gorzkich chwilach Lari i sw ogromn do niej mio.


Teraz wiedzia jedynie, e Laria nie yje. Nie mia pojcia jak umara i szczerze by losowi za
t niewiedz wdziczny. Lecz Laria wci go nawiedzaa w mylach, stanowic ucielenienie
wszystkiego, co utraci na Tanith. Domu, rodziny, przyjaci. To dziki Larii Caffran mia
pozosta jednym z niezdecydowanych do koca Duchw, gotowych pj za Gauntem do
pieka, ale nie zamierzajcych mu nigdy wybaczy tego, co im uczyni.
Tutaj, w pkniciu muru obronnego Oskray, atwo byo Gaunta nienawidzi. Odr
mierci i spalenizny unosi si w powietrzu. Caffran skuli si za kamiennym blokiem
lecym tu przy przejciu na drug stron muru. Varl, Mkendrik i szeregowiec Vulliam
przykucnli tu obok niego.
Z tyu, z przeciwnego wylotu szczeliny, dobiegay ludzkie krzyki i szczk gsienic.
Caffran spojrza pytajco na sieranta.
- Cholerne haubice - odpar Varl - Ketzokanie chcieliby pcha si przodem, ale nie
potrafi przecisn tustych zadkw przez pknicie.
- Wic wci jestemy na prowadzeniu - umiechn si Caffran - Pieprzy
pancerniakw!
- Pieprzy ich wszystkich - rozemia si Varl. - Nie ulyli nam na Voltemandzie, to teraz
niech nam nie robi aski.
Sierant wyda rozkaz przejcia przez otwr wylotowy i pidziesiciu dziewiciu
Tanithijczykw ruszyo truchtem przed siebie. Vulliam, biegncy dwa metry przed
Caffranem, by jednym z pierwszych onierzy przeskakujcych na drug stron muru. Seria z
broni maszynowej rozerwaa go na kilka czci.
Szeciu dalszych Duchw zgino prbujc wydosta si ze szczeliny. Kithowie
ubezpieczyli wyom stanowiskami strzeleckimi tworzc z wylotu stref mierci. Caffran i
jego towarzysze wycofali si w gb pknicia. Otwr wylotowy zosta skpany strumieniami
laserowego ognia i pociskami karabinowymi.
Gwardzici zalegli na kamiennym rumowisku w gbi szczeliny, dyszc ciko i
obserwujc grad pociskw uderzajcy w przejcie.
- Jestemy tak samo zablokowani jak wczeniej - burkn Domor pocierajc palcami
przesony swych implantw.
- Wszystko z tob w porzdku? - zapyta Mkendrik.
- Obraz troch mi si rozmazuje. Woda dostaa si do rodka. Mam nadziej... - szperacz
nie dokoczy zdania, ale Caffran zna przyczyn jego zatroskania. Morska woda zniszczya
obwody cybernetycznej rki Varla, a teraz zaczynaa powoli korodowa optyczne wszczepy

Domora.
- Rwnie dobrze moemy si wycofa z powrotem na pla - owiadczy szeregowiec
Callun.
Varl pokrci w zamyleniu gow pocierajc machinalnie przywizan do boku protez.
W palcach zdrowej doni ciska laserowy pistolet.
- A co z rakietami? adunkami wybuchowymi? - zastanawia si na gos Mkendrik Moemy ich wysadzi...
- A jak chcesz wycelowa? - przerwa mu pospnie Varl. - Widzisz std kogokolwiek?
Mkendrik usiad opierajc si plecami o kamienny blok, nic nie odrzek. Przejcie na
drug stron muru byo wskie, wida byo za nim jedynie stalowe konstrukcje rafinerii.
Nieprzyjacielscy strzelcy mogli czai si wszdzie.
Zapada cika cisza. Muchy latay chmarami obsiadajc ciaa zabitych, padlinoerne
morskie ptaki prboway zbliy si do nieoczekiwanej zdobyczy, by wbi w ni swe
zakrzywione rowe dzioby. opot ich skrzyde wypenia ciasn przestrze wyrwy.
Rozzoszczony przenikliwymi krzykami szeregowiec Tokar przepdzi stado strzaami z
lasera.
W gbi szczeliny rozlegy si ludzkie gosy, zachrzciy deptane kawaki gruzu. Caffran
obejrza si za siebie i dostrzeg kilku ketzokaskich artylerzystw krccych si wewntrz
pknicia. Przystawali przy kadej grupce Duchw, by zamieni z nimi kilka sw.
Jeden podbieg do grupy Varla, zgity wp. Zasalutowa sierantowi i kucn
popiesznie.
- Kapral Fuega, Siedemnasty Ketzoku, mije.
- Varl, sierant, Duch. Czego chcesz?
Fuega podrapa si niepewnie po uchu, zakopotany obcesowym pytaniem Varla.
- Nasze haubice nie potrafi przejecha przez tak wski wyom, dlatego chcemy go
poszerzy ostrzaem. Mj przeoony prosi was o opuszczenie strefy raenia.
- Szkoda, e nie poprosi nas o to na Voltemandzie - wycedzi przez zby Domor.
Fuega cofn si o krok.
- Ten czarny dzie przynosi nam hab, Duchu. Zrobilibymy wszystko, z oddaniem
ycia wcznie, gdyby tylko mona to byo odwrci.
- Oj, pewnie - sarkn cynicznie Varl i podnis si z ziemi spogldajc na kaprala. - Jaki
jest dalszy plan dziaania?
- Rozkaz generaa Kline - chrzkn Fuega. - Wycofujecie si, my ostrzeliwujemy wyom,
a potem nacieramy wraz z cik piechot.

- Cik piechot?
- Volpoczycy wanie wyldowali na play. Maj cikie uzbrojenie i opancerzenie.
Mamy im oczyci drog. - Fuega odwrci si do Duchw plecami ruszajc w powrotn
drog. - Pitnacie minut do otwarcia ognia.
Tanithijczycy spogldali na siebie penym rozalenia i zoci wzrokiem. - I wszystkie te
straty na nic? - achn si Domor.
Varl by wcieky.
- Pieprzeni Volpoczycy i ci z Ketzoku te! Zdychalimy na drucie kolczastym, eby
zdoby ten cholerny przyczek, a oni teraz chc przej po nas i pomaszerowa sobie za
haubicami!
- Nie wiem, jak tam twoje zdanie, sierancie, ale ja nie chciabym tutaj siedzie w chwili,
gdy padn pierwsze pociski.
Varl splun na ziemi, westchn ciko.
- Ja te. No, dobra. Sygnalizujcie odwrt plutonami.
Duchy podniosy si na nogi zbierajc swj ekwipunek. Domor, spogldajcy ku
sklepieniu szczeliny, zapa Caffrana za rami.
- Co?
- Tam w grze, widzisz?
Caffran spojrza w kierunku wskazanym palcem szperacza. ciany pknicia wznosiy si
nad ich gowami, najeone pogitymi prtami zbrojenia i osypujcymi si kawakami
kamieni. Pidziesit metrw wyej, tu pod zaman obudow rury wodocigowej, Caffran
dostrzeg w pmroku otwr wejciowy.
- Feth, ale ty masz ostry wzrok.
- W murze biegn tunele komunikacyjne, na caej jego dugoci. Pknicie przecio
jeden z nich odsaniajc przejcie.
Caffran zawoa Varla. Grupa Duchw zebraa si wok sieranta ogldajc dziur.
- Moglibymy wprowadzi tam druyn rozpoznawcz i puci j tym tunelem tam,
dokd prowadzi.
- Do pieka? - zasugerowa szeregowiec Flaven.
- Troch do niej wysoko... - mrukn Varl.
- Ale ciana jest popkana i pena uchwytw. Pierwszy czowiek w szyku mgby
pocign ze sob lin. Sierancie, plan jest taki...
Varl przekrci gow i spojrza na podekscytowanego Caffrana.
- Nigdy si tam nie dostan, nie z wyczon protez. Kto poprowadzi?

- Ja - owiadczy sierant Gorley z pitego plutonu. By to krpy mczyzna o pkatej


klatce piersiowej i nosie boksera. - cignijcie rannych z powrotem na pla. Wezm jedn
druyn i zobacz, co da si zrobi.
Varl skin potakujco gow i zacz zbiera rannych gwardzistw, zwoujc do pomocy
kilku sprawnych fizycznie onierzy. Gorley wyznaczy w tym czasie czonkw swego
komanda: Caffrana, Domora, Mkendrika, Flavena, Tokara, Bude, Adare, Mkalluna i Cailla.
Mkendrik, wychowany w tanithijskich grach, ruszy po cianie jako prowadzcy,
ostronie szukajc opar na donie i stopy. Zostawi sierantowi swj miotacz ognia i
zbiorniki z paliwem, by pniej mc wcign je do gry na linie.
Kiedy Mkendrik stan w wylocie tunelu zabezpieczajc zrzucone towarzyszom liny, czas
dany Duchom na odwrt niemal dobieg koca. Tylko dziesitka gwardzistw pozostawaa
jeszcze w pkniciu, pozostali onierze dawno ju znikli. Lada moment stojce na play
Basiliski miay wystrzeli pierwsze pociski.
Ludzie pili si szybko w gr, kurczowo ciskajc liny. Gorley zosta jeszcze na dole,
przywiza do jednego ze sznurw miotacz ognia i plecaki z reszt cikiego ekwipunku.
Klczcy w zrujnowanym otworze wejciowym tunelu onierze wcignli je szybko do gry.
Gorley by w poowie drogi, kiedy haubice wystrzeliy pierwsz salw. Dziewitka
Duchw przywara do podogi tunelu ciskajc domi uszy.
Jeden z artyleryjskich pociskw trafi w cian i sierant po prostu znikn unicestwiony
eksplozj.
Pojmujc, e Gorley ju nigdy nie dotrze do szczytu wspinaczki Caffran poleci swym
towarzyszom zebra ekwipunek i pobiec w gb tunelu. Ju niedugo cay ten fragment wau
mia lec w gruzach.
Duchy skraday si ostronie nieowietlonym korytarzem. Chocia generalnie tunel by
nienaruszony, uderzenie zestrzelonego promu poczynio w nim pewne szkody. Podoga bya
popkana w wielu miejscach odsaniajc znajdujc si pod betonem ska. Kable i rury
zwisay z sufitu, gdzieniegdzie sypa si z gry py. Niektre gbsze pknicia spowodoway
opadnicie tunelu w poziomie tworzc zamiast prostego korytarza nieporczne schodki
wiodce to w gr, to w d. Tanithijczycy parli przed siebie badajc ciemno snopami
zielonego wiata swych latarek.
Za ich plecami kamienna struktura morskiego wau draa coraz silniej. Ketzokascy
artylerzyci zdwoili swe wysiki. Caffran szed w przedzie druyny, obejmujc komend po
Gorley'u. Nikt nie kwestionowa jego przewodnictwa - podejrzewa, e wotum zaufania

zwizane byo z faktem, i to wanie on zaproponowa t akcj. Duchy zaczy biec szybciej
zagbiajc si coraz bardziej w sie tuneli.
Po duszej chwili dotarli do pionowego szybu, ktrego rodkiem biega spiralna klatka
schodowa z elaza. Powietrze byo duszne, przesycone zapachem wilgoci i soli.
Niszczycielskie efekty zderzenia promu z murem byy widoczne rwnie tutaj: metalowe
prty utrzymujce schody w powietrzu byy pogite, w wielu miejscach cakowicie wypady z
otworw w cianie szybu. Caa waca kilkaset ton konstrukcja trzeszczaa zowieszczo pod
wpywem wstrzsw odlegych detonacji.
Pierwsze Duchy weszy na przecinajcy klatk pomost, wiodcy poprzez szyb na jego
drug stron. elazna kadka trzaskaa i zgrzytaa przy kadym kroku, koyszc si chwilami
niebezpiecznie.
Caill i Flaven przebiegli po niej ostatni. Metalowa sztaba wielkoci mskiego ramienia
runa gdzie z gry mijajc o wos gow Cailla.
- Szybciej! - wrzasn Caffran.
Z penym protestu zgrzytem klatka schodowa zapada si znienacka, trc wzajemnie o
swe elementy i kamienne ciany gbokiego mrocznego szybu. Fragmenty schodw, porczy,
poziomych wspornikw spaday jeden po drugim w przepa krzeszc jaskrawe snopy iskier.
Opustoszay nagle szyb sprawia wraenie nieprzekraczalnej otchani.
Domor spojrza na tunel po drugiej stronie przepaci, odcity teraz cakowicie od
uwizionych po tej stronie szybu onierzy.
- I nie ma ju powrotu... - mrukn pod nosem.
- Dobrze, e si nie wybieramy w tamtym kierunku - skomentowa Caffran i omit
ciemno tunelu snopem wiata podwieszonej pod bro latarki.
Szerokie cysterny pojawiay si co jaki czas po obu stronach korytarza. Betonowe
posadzki pomalowano matow zielon farb, ciany pokrywaa niena biel. Poniewa ciany
biegy w gr pod lekkim ukosem, korytarz przypomina przekrojem trapez, skrca te
nieznacznie w lewo. Zakratowane lampy sufitowe sczyy blade wiato jarzeniwek,
przywodzc na myl zastyg w miejscu seri pociskw smugowych.
Duchy Caffrana poday korytarzem skpane w wietle lamp. Co szedziesit metrw
od gwnego tunelu odbijay w stron wntrza wyspy mniejsze kanay - gbokie tunele z
cegie i kompozytu biegnce ukonie w d. Mkendrik uzna, e to kanay odpywowe, ale
jeli mia racj, ich rozmiary bardzo Caffrana zaniepokoiy. Korytarzyki byy dostatecznie
due, by wyprostowany czowiek mg nimi swobodnie maszerowa. Jeli faktycznie od

czasu do czasu taki nadmiar wody zalewa wntrze waw...


Domor uwaa, e boczne tunele peniy rol drg ewakuacyjnych lub zaopatrzeniowych
sucych do transportw wzkw amunicyjnych dla baterii znajdujcych si na szczycie
fortyfikacji. Nigdzie jednak nie wida byo ladu wind wiodcych na grny poziom muru, a
Caffran wtpi szczerze, by ktokolwiek taszczy cikie artyleryjskie pociski na sam szczyt
bez jakiegokolwiek mechanicznego wsparcia.
Nigdzie te nie natrafili na aden ludzki lad, na adnego kithaskiego onierza, nawet
na pojedyncze martwe ciao.
- Wszyscy siedz pewnie na grze, na stanowiskach ogniowych - zasugerowa Caill.
Caffran uzna t hipotez za najbardziej prawdopodobn.
- Chcielimy wej do rodka, ale myl, e zrobimy duo wicej. - Duchy znalazy si
przy ostatnim z tajemniczych ukonych korytarzykw. Caffran wskaza jego wylot
kiwniciem gowy. - Prowadzi do rodka wyspy. Sprbujmy tdy.
- A co potem? - spyta Bude.
- Potem?
- Jaki masz plan, Caff?
Caffran umilk na moment. Wszystkim, czego chcia, byo dostanie si do rodka. A
teraz...
- Jestemy w rodku - zacz. - Nikt inny nie dotar tak daleko.
Pozostali Tanithijczycy poparli go skiniciami.
- Ale co zrobimy potem? - odezwa si Flaven.
Caffran ponownie straci wtek.
- Zobaczymy... jak daleko zdoamy wej. W gb.
Nikt nie zaoponowa. W pochyym tunelu znajdoway si wbudowane w ciany lampy,
podog pokrywaa warstwa metalowej siatki uatwiajcej poruszanie si.
Biegli w ciasnym szyku. Po pokonaniu piciuset metrw Domor poda ten dystans
pozostaym odczytujc wynik ze swojego yrokompasu. Dystans szybko zwikszy si do
kilometra. Powietrze zrobio si chodniejsze. Tunel przesta opada, bieg teraz idealnie
poziomo. Ustawiczny grzmot artyleryjskiego ostrzau dobiegajcy zza muru stopniowo
zanika.
Usyszeli niski pomruk zanim jeszcze dotarli do koca korytarzyka. Basowy cigy
dwik, ktry wprawia powietrze w lekkie drenie. Caffranowi przyszy natychmiast na myl
wielkie pszczoy krcce si przy drzewach nal w tanithijskich puszczach, szukajce gsienic,
w ciaach ktrych mogyby zoy jaja.

Adare, maszerujcy przodem grupy wraz z Mkallunem, przywoa popiesznie reszt


towarzyszy. Pidziesit metrw dalej tunel przedzielony by wielk metalow pyt. Gruby
elazny waz wielkoci czowieka otaczay liczne dwignie i hydrauliczne siowniki. Drzwi
pomalowano ciemnozielon farb i lakierem antykorozyjnym, kontrastowaa z nimi stalowa
barwa hydraulicznych podnonikw pokrytych cienk warstw smaru. Dwik dobiega zza
wazu.
Adare sprawdzi dokadnie wszystkie zamki, ale aden nie dawa si przesun.
Najwyraniej waz zosta zaryglowany od drugiej strony. Caffran przepchn si przez grup
Duchw podchodzc do metalowej bariery. Pooy do na powierzchni drzwi. Metal by
wilgotny i ciepy, wibrowa lekko w rytm drga powietrza.
- Jak przez to przejdziemy? - mrukn pod nosem.
- A na pewno chcemy przechodzi? - spyta Bude.
Domor przyklkn na pododze korytarza i zacz odpina paski swego plecaka. Caffran
zauway, e szperacz coraz czciej przeciera ukradkiem swoje optyczne implanty, jakby
odczuwa irracjonalne swdzenie. Domor wypakowa z plecaka skaner soniczny, rozwin
otulajc go warstw mikkiego materiau i przenis urzdzenie wraz z zasilaczem i
suchawkami pod zaryglowany waz. Wsun wtyczk suchawek w obudow skanera,
podpi zasilanie i zacz drobiazgowo bada powierzchni drzwi. Kiedy przesuwa skanerem
po metalu wazu, urzdzenie popiskiwao cicho w rwnym rytmie. Trzy czy cztery razy
zatrzyma si na moment, cofn skaner w ty, po czym oznakowa ciemnozielony lakier
grafitowym owkiem wyjtym z kieszonki na rkawie.
Opuszczajc suchawki na szyj Domor spojrza w stron Caffrana.
- Gwne mechanizmy zamkw znajduj si w obudowie wazu. Krzyyki na drzwiach
wskazuj ich pooenie.
Caffran skin gow na Tokara. Gwardzista przystawi luf lasera do drzwi i po kolei
przestrzeli wszystkie krzyyki nakrelone przez Domora, pozostawiajc we wazie niewielkie
okrge dziurki.
Dwignie pozwoliy si bez trudu przesun, kiedy wstrzymujce je blokady ulegy
stopieniu. Adare i Flaven otworzyli ostronie waz i caa grupa wkrada si czujnie w
niebieskaw krain kbw dymu.
Caffran poj od razu, e udao im si przej na przeciwn stron morskich waw,
gboko w kompleks rafineryjny Oskray. Znaleli si na metalowym pomocie
przystawionym do ciany wau i biegncym na wysokoci, ktrej Caffran nie potrafi
oszacowa, bo nie dostrzega ziemi. Wszdzie wok, w grze i w dole, unosia si zasona

dymu. Pomost mia pi metrw szerokoci, po obu jego stronach biegy niskie barierki.
Cign si jakie czterdzieci metrw do przodu, gdzie pord dymu majaczy szkielet
wielkiej wiey.
Powietrze gste byo od zapachu kordytu i soli. Nagle zrobio si te zimno.
Caffran rozejrza si uwanie wok. Za swoimi plecami dostrzega jedynie wyjcie z
tunelu i fragment grujcego ponad gowami Duchw morskiego wau, rozmyty kbami
dymu i wodnej pary. Pulsujcy pomruk by teraz znacznie silniejszy. Caffran domyli si, e
jego rdem s rafineryjne pompy i inne urzdzenia destylujce promethium.
Domor sta tu przy Caffranie, skanujc kby dymu swymi optycznymi implantami.
Obiektywy i przesony wszczepw buczay cichutko zmieniajc swe ustawienia, wielkie
lnice zy ciekay po policzkach szperacza. Sona woda czynia w jego cybernetyce coraz
powaniejsze szkody.
- Ten dym pochodzi z nieprzyjacielskich dzia na blankach - owiadczy Domor. - Wiatry
znad oceanu spychaj go w gb wyspy i zagszczaj w obrbie wewntrznego basenu
rafinerii.
Tym lepiej dla skradajcych si Duchw, pomyla Caffran, tylko... gdzie? Jak dotd
wioda ich przed siebie adrenalina. Jaki by dalszy plan?
Znajdowali

si

blisko

wiey,

metalowej

odkrytej

konstrukcji

pomalowanej

jaskrawoczerwon farb. Na jej rogach pobyskiway lampy ostrzegawcze. Inne pomosty


rozchodziy si na wszystkie strony wiey, znikajc w dymnej zasonie. Caffran zaczyna
powoli zyskiwa orientacj w terenie, dostrzegajc ledwie widoczne zarysy caej pltaniny
pomostw biegncych nad, pod i po bokach mostku, na ktrym stali gwardzici.
Nieoczekiwanie posypay si na nich laserowe wizki, przebijajc lub nadtapiajc
metalowe pytki tworzce pomost. Bude zadygota konwulsyjnie, kiedy cienki snop wiata
trafi go od gry w wierzch lewego ramienia i wyszed z korpusu na wysokoci prawego
biodra. Caffran wiedzia, e jego towarzysz zgin na miejscu, ale desperacko prbowa go
pochwyci. Bude przechyli si na moment przez barierk, po czym przelecia przez ni wci
wyprostowany i run bezgonie w pmrok przepaci.
Na biegncym czterdzieci metrw wyej i po lewej pomocie poruszay si ciemne
ludzkie sylwetki, kolejne wizki laserowej energii stukay w nadweron konstrukcj. Duchy
odpowiedziay ogniem tworzc w powietrzu wietln szachownic. Jakie ciao spado z gry,
przeleciao obok Tanithijczykw. Mkendrik podnis do gry swj ciki miotacz ognia i
posa w stron pozycji nieprzyjaciela strugi pynnego ognia. Wiszcy w grze pomost zarwa
si, w powietrzu przemkny cztery ogarnite pomieniami ludzkie komety, wrzeszczce

przeraliwie i wymachujce rkami.


Caffran dobieg do wiey, otworzy drzwiczki z metalowej siatki wprawione w
konstrukcj budowli tu obok otwartej klatki windy. Caill i Mkallun podczyli do niego
zaraz potem, reszta Duchw deptaa im po pitach. Strome krte schodki biegy w d i gr
wiey, tu obok szybu windy.
Kolejne laserowe wizki i karabinowe pociski zaczy odbija si ze szczkiem od ram
wiey.
- Gdzie teraz? - wrzasn Caill.
- Do gry! - zdecydowa Caffran.
- To bez sensu! Bdziemy uwizieni jak szczury, bez drogi ucieczki!
- Nie - zaprzeczy Caffran mylc desperacko nad dalszym planem akcji.
Prbowa przypomnie sobie wicej szczegw z odprawy. Komisarz pokazywa im
wtedy slajdy ze zwiadu powietrznego, koncentrujc si na zdjciach morskiego muru. Caffran
usiowa przywoa z pamici inne fotografie, szybko przewijane w rzutniku. Wiee, cae
tuziny wie identycznych jak ta, na ktrej wanie stali, czcych si z innymi na rnych
poziomach i pod rnym ktem, jedne wyej, inne niej, czasami nawet ponad poziomem
samego morskiego wau. Jeli pami go nie zawodzia, mogli przeskoczy na inn wie
korzystajc z pomostw w jej grnych partiach.
- Zaufajcie mi - poprosi i zacz wspina si popiesznie schodkami, strzelajc
jednoczenie z przewieszonego przez rami lasera w stron odlegych, majaczcych w
chmurach dymu pomieni wylotowych.
Pili si szybko w gr.
Caffran walczy z narastajc panik. Pomys wlizgnicia si do miasta sprawia
wraenie dobrego, ale teraz omiu ludzi znalazo si znienacka w samym sercu terytorium
nieprzyjaciela, a on nie mia najmniejszego pojcia, co naleao dalej robi. Nie istnia aden
plan, nawet ten najbardziej szcztkowy. Ba si chwili, w ktrej jeden z towarzyszy zapyta go,
po co waciwie wspinaj si do gry.
Trzy czy cztery pitra niej druyny Kithw piy si ladami Duchw strzelajc do nich
cay czas w biegu. Wizki laserw migay w powietrzu, punktoway elazne ramy schodw.
Mkallun straci przedni cz swej stopy i zachwia si krzyczc z blu, omal nie tracc
rwnowagi. Adare, znajdujcy si zaledwie kilka krokw dalej za Mkallunem, pochwyci go
kurczowo i przycign cierpicego potwornie mczyzn do siebie. Pozostali gwardzici
otworzyli ogie rozpoczynajc widowiskow strzelanin w pionie. Mkendrik, ostatni w
szeregu Duch, odwrci si i skpa nisze pitra poncymi chemikaliami wystrzelonymi z

miotacza ognia, podpalajc najbliszego z napastnikw.


Sze piter wyej Tanithijczycy wpadli znienacka na pomost biegncy w lewo, ponad
zadymion otchani, w stron innej wiey. Poniewa na drugiej budowli nie wida byo
ladw ludzkiej obecnoci, Caffran wskaza j popiesznie swym towarzyszom,
przepuszczajc ich przodem i przystajc, by pomc Adare wlokcemu Mkalluna. Adare
pochwyci Caffrana za rami i pokaza mu palcem jadc szybko w gr opuszczanej wanie
wiey klatk windy. Bya wypchana po brzegi heretyckimi onierzami, pokonujcymi
dzielcy ich od intruzw dystans znacznie szybciej od Kithw biegncych schodami. Caffran
ponagli obu onierzy zmuszajc ich do szybszego przejcia na drug stron pomostu, po
czym zdj z pasa par pakietw wybuchowych. Ustawi zapalniki na kilkunastosekundowe
opnienie i cisn obydwa pakiety na podstaw szybu wiey.
Wybuch wstrzsn konstrukcj zrywajc jej wsporniki i gwne podpory. Wiea
przechylia si z przeraliwym zgrzytem dartego metalu i pka, setki ton elaza runy z gry
pod wpywem wasnego ciaru miadc doln cz instalacji, opadajc wrcz komicznie
wolno. Upchana ludmi po brzegi winda spadaa dla odmiany niczym kamie. Zerwane kable
zasilajce sypay na wszystkie strony iskrami. Gdzie w dole rozlegy si dalsze wybuchy.
Osuwajca si wiea zerwaa pomost, po ktrym przed momentem przebiegli gwardzici,
pocigna za sob metalowe wsporniki wbudowane w drug wie. Caa konstrukcja
zadygotaa pod wpywem szarpnicia, kolejne wstrzsy zlay si w jeden huk, kiedy inne
zerwane pomosty na wyszych poziomach instalacji opady uderzajc o boki wiey.
W miejscu, gdzie wysadzona w powietrze budowla runa na ziemi, wykwity kule
pomieni. Zgniecione ciarem wiey zbiorniki paliwa i destylarnie eksplodoway jedna po
drugiej. Po powierzchni ziemi rozlao si ogniste pieko.
- Co ty zrobi?! - wrzasn Flaven.
Caffran nie by pewien. Ogarnity desperacj, nie mia czasu na przemylenie
konsekwencji swego dziaania. Na myl przychodzio mu tylko jedno wyjanienie.
- Kupiem nam troch czasu - wydysza.
Zbiegali schodkami w d wiey, po czci dlatego, e wszystkim opcja taka wydawaa
si najrozsdniejsza, po czci za z powodu nagego braku zaufania do stabilnoci mocno
nadszarpnitej konstrukcji, tak brutalnie oderwanej od siostrzanej instalacji. Znaleli si w
strefie przesyconej ciemnymi gryzcymi kbami dymu. W powietrzu wiroway patki sadzy i
popiou, w nozdrza wdziera si natrtnie swd poncego paliwa. Nawet z tej wysokoci
zdawali sobie spraw z rozlegych zniszcze, jakie poczyni katastrofalny upadek wiey.

W d, pomyla Caffran. Wci jeszcze nie mia sensownego planu, ale przemieszczanie
si ku powierzchni ziemi pozostawao w zgodzie z jego instynktem. Co takiego mogli tam
zrobi? Chociaby wyeliminowa sztab nieprzyjaciela.
Rozemia si do siebie samego analizujc w mylach ten pomys. Twarde, godne
podziwu sowa. Wpierw trzeba byo tylko odnale Sholena Skar i jego zastpcw ukrytych
gdzie w tym rozlegym kompleksie. Ale mimo wszystko warto byo sprbowa.
Kilkaset metrw nad powierzchni ziemi poleci swym ludziom przyj technik
infiltratorw. Poczernili skr na twarzach sadz zgarnit z porczy schodkw i owinli si
szczelnie paszczami wtapiajc w pmrok panujcy na dolnych pitrach wiey.
W dole, u podstawy wiey, w promieniu piciuset metrw poniewieray si metalowe
szcztki konstrukcji. Pomienie taczyy na powierzchni rozlanych kau paliwa i oleju.
Fragmenty upadajcej budowli zgnioty swoim ciarem mniejsze budynki przetwrcze,
magazyny, pojazdy. Osmalone trupy walay si pord gruzu i metalowych wspornikw,
poamane niczym szmaciane lalki. Duchy przelizgny si pod wci wiszcym w powietrzu
zerwanym pomostem, koyszcym si zgrzytliwie na wietrze. Klaksony alarmowe dudniy w
kbach dymu niczym szczekajce psy.
Zbiegli ze schodkw wiey zapuszczajc si pomidzy gruzowisko, zachowujc cay czas
bojowy szyk. Caffran i Tokar prowadzili grup, Domor szed na kocu wspierajc na
ramieniu Mkalluna, ktrego Caffran nie zamierza zostawia samego.
Rozlewiska smaru, zardzewiae acuchy, zwoje drutu kolczastego i kaway elaznych
sztab pitrzyy si na rozlegym placu midzy wieami. Caffran omin ostronie par
kithaskich onierzy, ktrzy pochwycili si wzajemnie spadajc z wiey i zmienili w jedn
bezksztatn mas po uderzeniu w ziemi.
Przywoujc na swoje miejsce Mkendrika Caffran przystan w miejscu czekajc na
Domora i Mkalluna. Potna dawka rodka znieczulajcego przeniosa Mkalluna w wiat
narkotycznych majakw czynic go cakowicie bezwolnym i oderwanym od rzeczywistoci.
Domor olep cakowicie. Uszkodzone obiektywy jego optycznych implantw zamkny si
ostatecznie, spod wszczepu cieky gste od smaru krople ludzkich ez. Widok cierpicego
przyjaciela przenika na wskro serce Caffrana. Przez moment wydawao mu si, e s znowu
razem na Menazoidzie Epsilon, kiedy Domor straci swoje oczy, a mimo to walczy dalej
budzc podziw samego Gaunta.
- Zostaw nas - zaproponowa szperacz.
Caffran potrzsn przeczco gow, star z czoa krople potu skapujce na jego niebieski
tatua. Otworzy pakiet medyczny Mkalluna i wyj z niego strzykawk wypenion pynn

dawk adrenaliny. Wbi ig w nagie przedrami szeregowca i wdusi kciukiem dwigni.


Mkallun rykn niczym wyrwane ze snu zwierz, gdy zaaplikowane w jego krwioobieg
hormony przerway dziaanie rodka znieczulajcego bl. Caffran spoliczkowa go bez
zastanowienia.
- Domor bdzie twoimi nogami, ty jego oczami.
Mkallun zawarcza, splun siarczycie na ziemi i pokiwa gow na znak potwierdzenia.
Adrenalina uwolnia go od blu i wzmocnia na pewien czas cay organizm.
- Dam rad, dam rad... - mrukn ciskajc mocno rami Domora.
Ruszyli w dalsz drog. Za rumowiskiem cigny si budowle kompleksu rafineryjnego:
cysterny, silosy, stacje zaadunkowe, wiee krakingowe pomalowane czerwon farb i
oznaczone tablicami z emblematem Imperialnego Ora, nikncym pod blunierczymi runami
heretykw.
Na jednym z placw gwardzici znaleli blisko pidziesit stojcych w rzdach
samochodw ciarowych, wypalonych, pogitych, rozbitych. Przy pobliskiej rampie
magazynowej pitrzyy si rozsypane kawaki rur, tworzce miniaturowe metalowe grki.
Caffran natrafi na uszkodzony silos, w ktrego wntrzu pitrzyy si sterty ludzkich zwok:
masowy grb tych robotnikw Oskray, ktrzy odmwili uznania sprawy Sholena Skary.
Tak przynajmniej zasugerowa Flaven.
- Raczej nie - pokrci gow Caffran i zajrza do silosa zakrywajc nos fragmentem
paszcza - Wida kithaskie insygnia i pancerze osobiste. Ci ludzie zginli niedawno.
- Kiedy mieliby czas na zebranie z waw zabitych i wrzucenie ich tutaj? - zdziwi si
Flaven - Przecie cay czas trwa szturm!
Caffran zgadza si z wtpliwociami Flavena, ale naoczne dowody mia tu przed swoim
nosem. Jaki cel... jaki ukryty motyw czyha za t pryzm trupw?
Usyszeli strzay, laserow salw dobiegajc zza pobliskich budynkw, pobiegli
ostronie w tamt stron chowajc si w cieniu. Szczkna kolejna salwa. Chyba... z setka
laserw, pomyla Caffran. Poleci towarzyszom pa na ziemi i podczoga si do przodu
wraz z Adare.
Widok ujrzany za nastpnym bunkrem paliwowym wprawi ich w bezbrzeny szok.
By to rozlegy plac, liczcy blisko kilometr kwadratowy i pooony praktycznie w sercu
kompleksu. Z naniesionych na betonowe pyty oznakowa gwardzici wywnioskowali, e
dziedziniec peni rol ldowiska dla cikich statkw transportowych. Porodku dziedzica
tysic Kithw stao w rwnych szeregach, po stu onierzy w kadym rzdzie. Spogldali
beznamitnie w kierunku sterty zakrwawionych cia adowanych przez gsienicowe koparki

na paki podstawionych obok ciarwek.


Caffran i Adare gapili si przed siebie z szeroko otwartymi ustami. Pierwszy szereg
Kithw pomaszerowa dwadziecia krokw do przodu, po czym zwrci si twarzami ku
reszcie oddziau. Na komend stojcego opodal oficera nowy pierwszy szereg jednostki
podnis do ramion karabiny i ci jednoczesn salw swoich towarzyszy. Setka ludzkich cia
runa na beton. Kiedy koparki wrzucay trupy na ciarwki, nastpny szereg pomaszerowa
dwadziecia krokw przed siebie. Kolejna komenda, kolejna salwa.
Caffran nie wiedzia, co przeraao go bardziej: rozmiary tego groteskowego plutonu
egzekucyjnego czy niema akceptacja heretykw systematycznie odbierajcych sobie
wzajemnie ycie.
- Co oni kurwa robi? - wydysza zszokowany Adare.
Caffran nie odzywa si przez dusz chwil, powracajc mylami do odprawy Gaunta i
tych jej fragmentw, ktrych dotd wola nie wspomina. Fragmentw zwizanych z
Sholenem Skar.
Teraz przypomnia sobie znienacka wszystko, strzpy informacji wypyny na wierzch z
mrocznych zaktkw umysu. Ponownie usysza gos Gaunta, ujrza komisarza oczami
wyobrani. Sala odpraw liniowca wojskowego Persistence, Gaunt w swoim dugim paszczu
wspinajcy si na mwnic ozdobion wielkim emblematem dwugowego ora na
welwetowym tle. Gaunt zdejmujcy wierzchnie okrycie i rzucajcy je na oparcie skrzanego
fotela, cigajcy z gowy czapk i przeczesujcy krtko przycite jasne wosy.
Gaunt opowiadajcy o potwornych wynaturzeniach, ktrych Caffran wolaby nie zna.
- Sholen Skara to bestia. Czciciel mierci. Wierzy, e szerzenie mierci jest ostatecznym
wyrazem potgi Chaosu. Na Balhaucie sprawowa nadzr nad obozami eksterminacyjnymi.
W rytualny sposb zamordowano tam blisko miliard Balhautaczykw. Jego metody byy
bardzo efektywne i...
Nawet teraz Caffran nie potrafi si zmusi do odtworzenia w pamici realistycznych
opisw Gaunta, wyjaniajcego istot Czterech Potg czczonych przez Skar i symbolik
popenionych przez niego zbrodni. Teraz te zrozumia w kocu, dlaczego Ibram Gaunt,
wierny i lojalny onierz boskiego Imperatora, tak gorco nienawidzi ludzkich potworw
pokroju Sholena Skary.
- Zabija ku chwale Chaosu. Kada mier przysuy si jego sprawie. Moemy by
pewni, e tutaj wymordowa wszystkich wci lojalnych wobec Imperium mieszkacw.
Jestemy take pewni tego, e w przypadku widocznej przegranej rozpocznie systematyczn
eksterminacj wszystkich ywych istot na wyspie, rwnie wasnych wojsk. Masowe

samobjstwo majce odda hod Chaosowi. Tak okae sw wierno wynaturzeniu, ktre nosi
miano Khorne.
Gaunt zakrztusi si wymawiajc zakazane imi, wrd zgromadzonych w sali Duchw
przebieg niespokojny szmer.
- W ten sposb moemy zdoby nad nim przewag. Moemy pokona go w
konwencjonalny sposb albo te sprawi, e sam uzna si za pokonanego, a to oszczdzi nam
koniecznoci wasnorcznego ich zabijania. Jeeli uzna, e przegra, zacznie rze
poplecznikw w akcie ostatecznego oddania swemu bstwu.
Caffran powrci do rzeczywistoci wyrwany z wspomnie gosem Adare.
- ...i jeszcze wicej! Patrz, Caff!
Kithascy onierze caymi setkami wchodzili na dziedziniec zajmujc pozycje w
kolejnych szeregach opodal wymordowanych towarzyszy.
A waciwie nie zamordowanych, tylko skoszonych. Caa ta egzekucja przypominaa
Caffranowi poletka kukurydzy na Tanith padajce pod kosami mechanicznych niwiarek.
Pomimo chorobliwego skurczu odka, ktry tylko si pogbia przy kadej kolejnej
salwie, Caffran zdoa umiechn si kcikami ust.
- Co? - spyta Adare.
- Nic - odpar mody Duch.
- No to co robimy? Jaki jest plan?
Caffran wyszczerzy zby. Poj, e jego plan waciwie zosta ju zrealizowany.
Wysadzajc w powietrze wie przekona niewiadomie Sholena Skar, e znaczce siy
lojalistw s ju na terenie rafinerii. Przywdca heretykw uzna, e jego sprawa zostaa
przegrana.
W efekcie tej akcji Skara poleci swym onierzom, by odebrali sobie ycie, po stu za
jednym razem. Stu zabitych co trzydzieci sekund.
Caffran opar si plecami o cian budynku, odetchn gboko rozluniajc zmczone
minie. Dopiero teraz dostrzeg oparzelin w miejscu, gdzie skr jego uda przecia jaka
niezauwaona wczeniej wizka lasera.
- Ty si miejesz - sykn zdezorientowany Adare.
Caffran musia przyzna mu racj.
- Oto nasz plan - odpar po chwili - Siedzimy tu i czekamy.
Popoudniowy szkwa dmuchajcy od strony oceanu oczyci powietrze z gryzcego
dymu, ale nawet wiatr i deszcz nie zdoay spuka do koca przenikajcego cay kompleks

odoru mierci. Eskadry imperialnych statkw desantowych przecinay mroczne niebo lnic
od strug padajcej z niebios wody.
Gaunt znalaz Caffrana picego wraz z setk innych Duchw pod jedn z wie
rafineryjnych. Duch wypry si na baczno, kiedy zobaczy, kto taki go budzi.
- Chc, eby poszed ze mn - powiedzia Gaunt.
Przeszli ulicami rozlegego miasta-rafinerii, mijajc druyny gwardzistw z Tanithu,
Volpone i Abberloy przeszukujcych kompleks dom po domu. Okrzyki i gwizdki mieszay
si z szmerem radiowych transmisji punktujc kolejne etapy przejmowania przez lojalistw
kontroli nad wysp. Gromady jecw spoglday na ten rozgardiasz martwymi, wypranymi z
wszelkich uczu oczami.
- Nigdy ci nie podejrzewaem o talent taktyczny - odezwa si Gaunt.
Caffran wzruszy ramionami.
- Jako to wszystko samo wyszo, sir.
Komisarz umiechn si do szeregowca.
- Nie powiem tego Corbecowi, niech dalej zachodzi w gow, jak wpade na ten pomys.
Caffran rozemia si krtko. Wszed w lad za Gauntem do budynku z grubych
kamiennych blokw. Na ulicy przed wejciem pitrzyy si wyniesione ze rodka pompy
wodne, wyrzucone na zewntrz w celu zrobienia miejsca. Pod sufitem magazynu pony
zimnym blaskiem sodowe lampy.
Krg imperialnych gwardzistw otacza rodek rozlegej hali. Wikszo z nich stanowili
Volpoczycy, ale byo te kilku tanithijskich oficerw, wrd nich major Rawne.
Porodku krgu klcza jaki skuty czowiek. By wysokim mczyzn o gadko ogolonej
czaszce i ciasno skrojonym czarnym ubraniu. Zrobiby wraenie sw postur, gdyby
pozwolono mu wsta z klczek, pomyla Caffran. W jego zapadnitych ciemnych oczach
pojawi si bysk podekscytowania, kiedy Gaunt i towarzyszcy mu gwardzista zaczli
przepycha si przez piercie stranikw.
- Malutki imperialny robaku... - zacz mikkim, odraajco sodkim tonem jeniec.
Gaunt powali go na podog ciosem pici przerywajc powitanie.
- Sholen Skara - przedstawi winia Caffranowi wskazujc palcem wijc si na
posadzce posta o zakrwawionych rozbitych ustach.
Oczy Caffrana rozszerzyy si zauwaalnie.
Gaunt wyj z kabury swj boltowy pistolet, odbezpieczy go, wprowadzi do lufy pocisk
i poda bro Duchowi.
- Uwaam, e przysuguje ci to prawo. Nie bdzie tutaj adnego sdu, nie ma takiej

potrzeby. Myl, e to wanie ty powiniene wykona ten obowizek.


Caffran odebra z rk komisarza pistolet i spojrza w d na Skar. Zbrodniarz zdoa
podnie si z powrotem na kolana i szczerzy poplamione krwi zby do swojego kata.
- Sir... - zacz szeregowiec.
- Umrze tu i teraz. Taka jest wola Imperatora - owiadczy twardo Gaunt. - To obowizek,
ktry ja sam wykonabym z ogromn przyjemnoci. Lecz to tobie naley si ta misja, ty
doprowadzie do zwycistwa.
- To... zaszczyt dla mnie, sir.
- Zrb to... zrb to, chopczyku... na co czekasz? - zapyta niecierpliwym tonem
Skara. Caffran prbowa nie spoglda w jego rozgorczkowane oczy.
Wymierzy pistolet w gow jeca.
- On chce mierci, sir.
- Oczywicie, e jej chce! To najagodniejsza kara, jak moemy mu wymierzy! sarkn Gaunt.
Caffran opuci bro i spojrza na Gaunta, wiadom doskonale faktu, e wszyscy
zgromadzeni w hali ludzie wlepili w niego peen niezrozumienia wzrok.
- Nie, sir, on pragnie mierci. Tak jak nam pan mwi w trakcie odprawy. mier byaby
dla niego ostatecznym zwycistwem. Poda jej. Wygralimy bitw o Sapienci. Nie
zaprzepaszcz tego zwycistwa dajc wrogowi upragniony przez niego dar. - Caffran odda
komisarzowi bro podajc j kolb do przodu.
- Caffran?
- Chce pan go naprawd ukara, komisarzu? Wystarczy pozwoli mu y.
Gaunt zamyli si na moment, na jego twarzy pojawi si powoli umiech.
- Zabierzcie go std - poleci wartownikom, ci za natychmiast pochwycili skutego
heretyka.
- Musz ci ktrego dnia awansowa - owiadczy komisarz prowadzc Ducha w stron
wyjcia z magazynu.
Za ich plecami Sholen Skara krzycza przeraliwie, paka i baga o mier. I dane mu
byo y, by czyni ten aosny lament dalej.

Monthax
Brin Milo, modziutki adiutant Gaunta, przynis komisarzowi kubek wieo zaparzonej
kawy i stert raportw, o ktre tanithijski dowdca nie zdy jeszcze poprosi, chocia nosi
si z takim zamiarem. Gaunt siedzia wanie na przenonym krzele ustawionym na skraju
podwyszenia za swym habitatem, lustrujc wzrokiem zarysy gwardyjskich fortyfikacji i to
szmaragdowych rozlewisk Montaxu. Milo wrczy przeoonemu raporty, po czym zmiesza
si nieoczekiwanie, wiadomy nagle tego, co uczyni.
Gaunt przejrza zawarto elektronicznych notesw przesuwajc kursorami topograficzne
mapy.
- Dane zwiadowcze Mkolla o zachodnich mokradach... i orbitalne zdjcia Monthaxu.
Dzikuj.
Chopiec prbowa ukry swj bd.
- Pomylaem, e bdzie pan chcia je przejrze - zacz wyjania. - Kiedy pan dzisiaj
zaatakuje...
- A kto powiedzia, e wydam dzisiaj rozkaz ataku?
Milo umilk na chwil, potem wzruszy ramionami.
- Tak sdziem. Po wczorajszej nocnej akcji, tak blisko naszych linii...
Gaunt wsta z krzesa i spojrza z gry prosto w oczy chopca.
- Koniec z twoimi osdami. Wiesz dobrze, jakie na nas mog cign kopoty. Na ciebie.
Na mnie. Na Duchy.
Milo westchn i stan przy metalowej barierce obiegajcej podwyszenie. Poranny blask
soca iskrzy si na mokrej powierzchni bagien, nik pord gstej zieleni dungli czynic z
niej nieprzekraczaln dla wzroku barier. Kilka kilometrw dalej toczya si po bezdrou
kolumna pojazdw opancerzonych, wiatr nis dwik ich silnikw. Z oddali dobiega ledwie
syszalny omot artyleryjskiej kanonady.
- Czy naprawd jaka zbrodnia - odezwa si po duszej chwili Milo - kryje si w
umiejtnoci przewidywania? Sir, czy prawdziwy adiutant nie powinien tak wanie peni
swych obowizkw? Odczytywa bez sowa potrzeby przeoonego i natychmiast je
realizowa? By jego praw rk?
- Nie ma w tym adnej zbrodni, Brin - odpar Gaunt siadajc z powrotem na krzele. -

Takie s cechy dobrego adiutanta, a ty sam wietnie si w tej roli sprawdzasz. Lecz... czasami
jeste wrcz zbyt doskonay w swej dalekowzrocznoci. Bywa tak, e budzi to mj lk, a
przecie ja doskonale ciebie znam. Inni mog to inaczej interpretowa. Wiesz dobrze jak.
- Nie...
- Wiesz, co stao si tydzie temu na orbicie. Omal nie doszo do tragedii.
- To bya zmowa. Zostaem wrobiony.
Gaunt otar z czoa warstewk potu.
- Wrobiono ci, to prawda, ale widziae na wasne oczy, jak byo to atwe do zrobienia.
Jeste akomym kskiem dla dowiadczonego manipulatora. A jeli caa ta sprawa wyjdzie na
jaw ponownie, nie wiem, czy zdoam ci znw ochroni.
- Mam prob, sir. Strzee mnie pan... od czasu Tanith.
- Jestem ci to winien. Gdyby nie twa pomoc, umarbym z twoim wiatem.
- A wic wie pan, e potrafi sobie radzi w sytuacjach polowych. Prosz o wydanie
subowej broni. Chc walczy razem z innymi Duchami w czasie nastpnej akcji. Nie dbam
o to, do ktrej druyny mnie pan przydzieli.
- Widziae sporo w swym yciu, Brin - odpar Gaunt krcc gow - ale to nie czyni z
ciebie onierza. Jeste zbyt mody.
- Od trzech dni mam osiemnacie lat - powiedzia twardo chopiec.
Gaunt zesztywnia. Nie mia pojcia o urodzinach swego adiutanta. Odpdzi
machniciem rki natrtn much.
- Faktycznie, z takim argumentem ciko mi polemizowa - przyzna.
Zmieni pozycj na krzele.
- A moe dobijemy targu?
- Jakiego targu? - Milo spojrza na komisarza roziskrzonymi oczami, na jego twarzy
pojawi si niepewny umiech.
- Dostaniesz stopie szeregowca, bro i przydzia do druyny Corbeca. W zamian
przestaniesz przewidywa przyszo. Cakowicie.
- Cakowicie?
- Nie mwi, e masz przesta robi swoje. Po prostu nie pokazuj tego przed innymi, by
ci le nie ocenili. I co mylisz o tej propozycji?
- Podoba mi si. Dzikuj.
Gaunt umiechn si zdawkowo.
- Dobrze, a teraz poszukaj Corbeca i Mkolla. Chciabym z nimi porozmawia na temat
pewnych szczegw...

Milo zesztywnia. Komisarz spojrza za plecy i dostrzeg dwch stojcych przy


podwyszeniu mczyzn: pukownika i sieranta zwiadowcw.
- Milo wspomina, e moglibymy tu zajrze w wolnej chwili. Bdzie teraz dobra ku temu
sposobno? - spyta Corbec.
Gaunt odwrci si w stron Brina, ale chopiec zdy ju pierzchn.

X - Polowanie na czarownice.
Varl zdj swj paszcz z ustawionego na pododze kadzida gestem wytrawnego
sztukmistrza. W adowni zapada pena wyczekiwania i ekscytacji cisza.
Gra bya prosta i niezmiernie wcigajca, a Varl i chopiec tworzyli w niej wietny
zesp. Przynieli ze sob pudeko pene tustych wokw zboowych zapanych w
okrtowych magazynach oraz stare zardzewiae kadzido ukradzione z kaplicy Eklezjarchii kul skorodowanego metalu o psferach naznaczonych maymi otworkami, przez ktre
ulatnia si swego czasu korzenny dym.
- Gra jest prosta - rozpocz Varl pokazujc wszystkim zebranym pudeko o szklanych
ciankach, w ktrym miotay si schwytane owady. Metalowe serwomechanizmy sztucznej
rki sieranta pracoway z cichutkim pomrukiem.
- Jest to gra losowa, oparta na zgadywaniu. adnych sztuczek, adnych nieuczciwych
chwytw.
Varl posiada osobowo showmana budzc tym samym ogromn sympati Brina. W
opinii chopca sierant nalea do wewntrznego krgu Duchw, grupy przyjaci Larkina i
Corbeca znajcych si jeszcze z czasw wsplnej suby w oddziaach milicji w Magna
Tanith. Ostry jzyk Varla oraz jego tendencja do otwartego wyraania swych myli nie
rokowaa mu wikszych szans na awans, ale straci w heroicznej akcji rami na Fortis Binary,
a potem wyrni si podczas legendarnej misji na Menazoidzie Epsilon, gdzie otrzyma w
nagrod stopie sieranta. Wielu uwaao, e by to najwyszy czas na promocj Varla. Nie
stosujcy bezwzgldnych, opartych na cakowitym posuszestwie metod dowodzenia majora
Rawne czy Feygora i nie sigajcy zmysem taktycznym poziomu Mkolla czy samego
komisarza, Varl podobnie jak powszechnie uwielbiany pukownik Corbec wnosi ywe
uczucia w struktur dowdcz regimentu. Ludzie go lubili: artowa rwnie czsto jak
Corbec, a przy tym dowcipy te byy bardziej dosadne, jego sztuczna rka naocznie
udowodnia wszystkim, e sierantowi nieobca jest wojna w najgorszej swej odmianie,
potrafi te w razie potrzeby inspirowa swych podwadnych przemowami, ktre nie miay w
sobie ladu patosu ani kultury osobistej, ale wywieray na gwardzistach podane wraenie.
Teraz, w jednej z wielu adowni pasaerskich liniowca, otoczony gromad majcych czas
wolny gwardzistw, sierant uy swego charyzmatycznego jzyka w znacznie waniejszym

celu. Zarzuca przynt.


- To wietna zabawa, moi przyjaciele, moi drodzy towarzysze broni, niech pochwalony
bdzie Zoty Tron. Naprawd wietna zabawa.
Sierant mwi gono i powoli, chcc, by mimo piewnego tanithijskiego akcentu
zrozumieli go wszyscy obecni w pomieszczeniu onierze. Trzy inne regimenty dzieliy
pokady frachtowca razem z Duchami: wielcy jasnowosi troglodyci z 50 Krlewskiego
Regimentu Volpone zwcy si Bkitnokrwistymi, ciemnoskrzy krpi gwardzici z 5
Regimentu Slammabaddenu oraz wysocy, szczupli i dugowosi Roaczycy sucy w 2
Regimencie Deepersw. Rne wiaty i rne akcenty w jednym powszechnie stosowanym
jzyku, tote Varl dokada stara, aby wysawia si elegancko i zrozumiale.
Poda kadzido Brinowi, a chopiec otworzy je popiesznie.
- Jak widzicie, jest to metalowa kula z otworami. Woek zboowy wdruje do rodka wrzuci do naczynia wyjtego z pudeka owada - a mj mody przyjaciel go tam zamyka. Jak
pewnie zauwaylicie, przy kadym otworku zosta umieszczony numer. Trzydzieci trzy
dziury, kada ze swoim numerem. adnych sztuczek, adnych chwytw... moecie teraz
obejrze kul.
Sierant zabra zardzewiae kadzido z rk Mila i postawi je na pododze tak, by wszyscy
mogli mu si przyjrze. Maa podstawka przylutowana do kuli chronia j przed toczeniem
si.
- Stoi sobie w miejscu, prawda? Woek bdzie szuka drogi do wiata. Prdzej czy
pniej wyskoczy przez jedn z dziur. Na tym wanie polega gra. Obstawiamy numery
otworw.
- I tracimy nasz od - mrukn jeden ze stojcych w pobliu Deepersw mwic z
gardowym roaskim akcentem.
- Wszyscy stawiamy zakady, przyjacielu - odpowiedzia Varl. - Ty, ja, kady inny
chtny. Jeli wybierzesz poprawny numer albo bdziesz najbliej, zgarniasz pul. adnych
sztuczek, adnych chwytw.
Jakby w odpowiedzi na sowa sieranta woek wypad z jednej z dziur i rzuci si na
podog, gdzie zmiady go butem jaki Bkitnokrwisty.
- Nic nie szkodzi - zawoa Varl. - Duo wicej siedzi ich tam, skd pochodzi... jeli
bylicie kiedy w okrtowej spiarni, wiecie dobrze, o czym mwi.
Wok rozlegy si ciche miechy i pomruki poparcia. Milo umiechn si rwnie.
Uwielbia sposb, w jaki Varl zyskiwa sympati tumu.
- A co, jeli ci nie ufamy, Duchu? - zapyta potny Volpoczyk, ktry umierci butem

woka. Mia na sobie szarozote spodnie i czarne oficerki, ale na tors wcign tylko
podkoszulek. Zdawa si skada z pasm mini, a wzrostem przerasta Varla o dwie gowy.
Aura arogancji i dumy zdawaa si rozsadza ciao Bkitnokrwistego.
Milo zesztywnia. Wiedzia, e ukryta niech dzielia Duchy i Volpoczykw od czasu
Voltemandu. Chocia nigdy nie wystosowano w tej sprawie oficjalnego owiadczenia,
pogoski mwiy, e to wanie sztab Bkitnokrwistych odpowiada za omykowe ostrzelanie
z cikiej artylerii brzegw rzeki Voltis i mier setek Tanithijczykw. Wysoko urodzeni
Bkitnokrwici pogardzali otwarcie pozbawionymi arystokratycznych korzeni Duchami, sw
niech okazywali jednake w rwnym stopniu i innym regimentom Gwardii. Szlachetnie
urodzony olbrzym o zapadnitych oczach i byczym karku mia w tumie przynajmniej szeciu
towarzyszy, a kady z nich dorwnywa mu rozmiarami. Czym oni ich karmi na tym
Volpone, pomyla sposzony Milo.
Nie zdradzajc nawet ladu obawy Varl podszed do Volpoczyka i poda mu swoj
mechaniczn do.
- Ceglan Varl, sierant, tanithijski Pierwszy i Jedyny. Podziwiam ludzi, ktrzy w otwarty
sposb potrafi wyraa swe wtpliwoci... sierancie?
- Major Gizhaum Danver De Banzi Haight Gilbear, Pidziesity Krlewski Volpone olbrzym zignorowa wycignit do siebie do.
- Drogi majorze, nie masz zapewne powodw, by ufa tak nisko urodzonemu
towarzyszowi broni, ale przecie to tylko gra. adnych sztuczek, adnych chwytw. Wszyscy
stawiamy, wszyscy si bawimy, szybciej minie nam ta podr.
Major Gilbear nie wyglda na przekonanego.
- Co tu krcisz. Nie jestem zainteresowany gr, jeli ty bdziesz stawia zakady Volpoczyk spojrza na Milo. - Niech twj chopta to zrobi.
- Nie, to niemoliwe - podnis nieco gos Varl. - To jeszcze dzieciak... nie zna si wcale
na szlachetnej sztuce hazardu. Z pewnoci nie chciaby zagra z takim amatorem jak on,
majorze.
- Milcz - uci sowa sieranta Gilbear. W tumie rozlegy si pomruki aprobaty dla da
Volpoczyka i nie tylko Bkitnokrwici wyraali w ten sposb swe poparcie. Inna cz
gwardzistw najwyraniej si znudzia i zamierzaa odej.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze - owiadczy rozdzierajcym serce gosem Varl. Chopiec zagra za mnie.
- Nie chc, sir! - pisn Milo. Mia cich nadziej, e jego przestrach nie wyglda zbyt
teatralnie.

- Zagrasz, chopcze - Varl ojcowskim gestem pooy sztuczn do na ramieniu


modzieca. - Bd dobry i spraw, aby ten miy gentleman mg czerpa prawdziw
przyjemno z naszej prostej gry - przysuwajc twarz do chopca sierant mrugn
porozumiewawczo. Milo z trudem powstrzyma si od miechu.
- Ddobrze - odpar lekko drcym gosem.
- Chopiec zagra za mnie! - owiadczy Varl odwracajc si do tumu i podnoszc
teatralnie obie rce. Odpowiedzia mu gony aplauz widzw.
Tum zgstnia. W rkach onierzy pojawiy si papierowe kartki i zwitki banknotw.
Gilbear zdecydowa si w kocu zagra, podobnie jak dwaj roascy Deepersi i trzej
Slammabaddeni. Pord tumu zaczto szybko urzdza kolejne zakady, obstawiajc
rychego zwycizc. Varl otworzy kadzido i chwyci pudeko z owadami.
Gilbear wyj pudeko z doni sieranta i wysypa woki na podog adowni miadc je
wszystkie pod podeszw buta. Rzuci puste pudeko jednemu z Bkitnokrwistych.
- Raballe! Id do silosa po wiee robaki!
- Tak jest, sir!
- Co to ma znaczy? - jkn Varl padajc na kolana i ogldajc zdeptane ciaa swych
podopiecznych. Milo mgby przysic, e w oczach sieranta zalniy prawdziwe zy. Czyby nie wierzy pan nawet moim owadom, majorze?
- Nie wierz niczemu, co mog zmiady butem - odpar Gilbear i zrobi ruch, jakby
chcia nadepn samego sieranta. Widzowie szybko zmienili cz zakadw - niektrzy
powodowani sympati do Ducha i jego brutalnie zamordowanych pupilw, inni pewni
zdemaskowania jakiego podstpu i umocnienia pozycji majora.
- Moge je nafaszerowa narkotykami albo przekarmi. Wyglday jako dziwnie.
Moge stawia pienidze na dolne otwory i czeka, a te cikie bydlaki bd wyazi
spodem dziki sile grawitacji - Gilbear umiechn si zadowolony z wasnej przemylnoci,
cz widzw popara go okrzykami.
Milo poj, e przyjazny nastrj tumu moe si w kadej chwili zmieni na gorszy.
- Co panu powiem - owiadczy Varl podnoszc si z podogi. Wysany do magazynu
Bkitnokrwisty zdy ju wrci niosc pudeko pene oywionych wokw zboowych i
wielki kawa solonego misa zwdzonego z okrtowych zapasw.
- Uyjemy paskich owadw i moe pan sobie w dowolny sposb ustawi kadzido sierant poda Volpoczykowi metalow kul. - Szczliwy?
Gilbear skin gow.
Gracze zapisali swe numery na kartce papieru. Varl poruszy zdrow rk w gecie, ktry

sugerowa nagy atak blu starej wojennej rany. Kolejny sygna, kolejny wabik.
- Ja te chc w to zagra - Caffran przepchn si chwiejnie przez tum. Czu od niego
byo silny odr alkoholu. Wielu onierzy na jego widok wymienio porozumiewawcze
spojrzenia.
- Caffy, nie... nie moesz gra... - wymamrota Varl.
Caffran wyciga ju z kieszeni mnstwo monet, banknoty, papierosy.
- Dawaj mi papierek, chc te obstawi - owiadczy bekotliwie.
- Niech sobie ten Duch te zagra - powiedzia ze zoliwym umiechem major Gilbear
widzc protesty sieranta.
Wszystko wskazywao na to, e tanithijski showman straci kontrol nad swoj prost gr
i jeli krya si w niej rzeczywicie oszukacza sztuczka, teraz nie mia ju szansy j
wykorzysta.
Pierwszy woek trafi do kadzida. Gilbear zamkn pojemnik i postawi na maej
skrzynce. Gracze odsonili swe kartki z wytypowanymi numerami. Wygra Slammabadden,
pomyli si jedynie o trzy numery. Milo spudowa haniebnie i wyglda, jakby si zaraz mia
rozpaka. Caffran kl wciekle widzc stracone pienidze. Wycign z kieszeni jeszcze
wicej gotwki.
Drug kolejk wygra Deeper, tym razem bliski trafienia o pi numerw. Milo baga
Varla, by ten pozwoli mu zakoczy udzia w grze, sierant krci jednak tylko gow widzc
zowieszcze spojrzenie Gilbeara.
Volposki major zgarn kolejn pul mylc si zaledwie o dwa numery. Przycign ku
sobie z zadowoleniem stert monet. Jeden z Roaczykw zrezygnowa z dalszej gry
wyraajc gono swe niezadowolenie. Poziom zakadw w grze i poza ni wzrs raptownie i
teraz stawk byy naprawd due pienidze. Bkitnokrwici umiechali si szeroko, inni
opakiwali haaliwie sw przegran. Dwaj dalsi Slammabaddeni i jeden Deeper doczyli do
gry, zasileni szybk zbirk pienidzy u towarzyszy broni. aden Volpoczyk nie odway
si stan w szranki z majorem. Zachwycony wygran oficer woy do puli ca wygran i
jeszcze j podwoi. Cz ogldajcych gr gwardzistw, zwaszcza Roaczykw i
Tanithijczykw, nigdy jeszcze nie widziaa tak wielkiej gotwki w jednym miejscu. Caffran
pocign z butelki yk wdki i zacz baga o poyczk Brostina, nakaniajc go w kocu do
wyoenia niezbdnej sumy.
Kolejna runda. Gilbear i Deeper, obaj typujcy numery oddalone o trzy otwory od dziury
wybranej przez owada, podzielili si rwno wygran.
Kolejna runda. Pienidze do puli wrzucili Gilbear, trzech Slammabaddenw, dwch

Deepersw, Caffran zasilony gotwk przez zatroskanego Raglona (wcieky Brostin wyszed
w midzyczasie z adowni) oraz Milo. Na pododze pitrzya si wielka sterta gotwki.
Caffran pomyli si o dwa numery, Slammabadden o jeden. Gilbear by po drugiej stronie
kadzida. Milo trafi w dziesitk. Krzyki, gwizdy, gratulacje, tumult.
- Mia szczcie - powiedzia Varl zgarniajc wygran. - Koczymy?
- To ci may farciarz - warkn Gilbear i ponagli rk swych towarzyszy, aby oprnili
kieszenie. Volpoczyk postawi kolejn ma fortun. Roaczycy zrezygnowali, podobnie jak
zawiedziony Caffran, ktry wyszed z pomieszczenia wraz z Raglonem. Slammabaddeni
poczyli swe zasoby finansowe obstawiajc wsplnie jeden numer.
Milo zamkn kadzido i postawi je na skrzynce. Cisza.
Woek miota si we wntrzu metalowej kuli. Wypad przez jeden z otworw. Milo znw
trafi w dziesitk. Pandemonium. Wydawao si, e lada moment zamieszki ogarn ca
adowni. Varl chwyci wygran, kadzido i chopca zmuszajc go do szybkiej ewakuacji z
pomieszczenia. Ludzie toczyli si wok, krzyczeli. Gdzie wybucha bijatyka spowodowana
odmow wypacenia przegranego zakadu.
Do idcych korytarzem wiodcym do adowni zamieszkanej przez Tanithijczykw Varla i
Mila doczyli Caffran, Raglon i Brostin. Wszyscy miali si radonie, a Caffran sprawia
wraenie cakowicie trzewego. Musia tylko wypra sw zmoczon alkoholem mundurow
koszul.
Varl wyszczerzy zby i potrzsn pokanym mieszkiem.
- Forsa do podziau, moi przyjaciele - owiadczy klepic chopca po plecach sw
sztuczn rk. Nie zdoa si wci przyzwyczai do siy protezy i Milo omal nie upad na
podog pod wpywem tego przyjacielskiego szturchnicia.
Caffran krzykn ostrzegawczo. W korytarzu za plecami Duchw pojawiy si mroczne
sylwetki. Gilbear i czterej inni Bkitnokrwici.
- Teraz zapacisz za szachrajstwo, skurwysynu - powiedzia do sieranta Gilbear.
- To bya uczciwa gra - zaprotestowa Varl, ale natychmiast poj, e tym razem jego
sodki jzyk nie pomoe ocali skry z opresji.
Stosunek si wynosi jeden na jednego, ale wszyscy Volpoczycy zdecydowanie growali
nad Brostinem, najwikszym ze stojcych w korytarzu Duchw. W walce wrcz w ciasnym
pomieszczeniu Tanithijczycy mogli nabi przeciwnikom troch siniakw i moe nawet
zaliczy remis, ale musieliby go okupi krwi i guzami.
- Jaki problem? - zapyta nadchodzcy wanie szsty czonek zespou hazardzistw.
Bragg przepchn swe potne bary midzy kolegami i spojrza z gry na Bkitnokrwistych.

Sylwetka olbrzyma zdawaa si wypenia korytarz, poruszaa si ze zowieszczym spokojem


i wystudiowanym pod czujnym okiem Varla niemym ostrzeeniem.
- Idcie sobie, Bkitnokrwici. Nie zmuszajcie mnie, ebym was skrzywdzi - wycedzi
przez zby Bragg wygaszajc kwesti, ktrej nauczy si wczeniej od Varla. W ustach
dobrodusznego kolosa zabrzmiaa ona faszywie i dziecinnie, ale Volpoczycy zbyt byli
zalknieni, aby zwrci na to uwag.
Odwrcili si i odeszli popiesznie. Gilbear parskn z wciekoci i doczy do swoich
towarzyszy.
Duchy zaczy si mia szaleczo, a im po policzkach pocieky zy.
W dole znajdowa si Monthax, zielony, pokryty kobiercem dungli.
Gaunt patrzy w milczeniu przez jedno z pancernych okien widokowych orbitalnej
katedry Sanctity, studiujc wzrokiem odleg powierzchni planety, na ktrej w cigu
najbliszego tygodnia miay ldowa jego oddziay. Od czasu do czasu komisarz siga po
trzymany w rkach elektroniczny notes sprawdzajc zapisane w nim dane geograficzne.
Niezwykle gsta dungla stanowia najwikszy problem, skutecznie skrywaa bowiem siy
nieprzyjaciela nie pozwalajc nawet na ich przyblione oszacowanie.
Raporty wywiadu sugeroway, e due zgrupowanie si Chaosu oderwao si od armii
Krucjaty po bitwie na Piolitusie i okopao si wanie na Monthaxie. Marszaek Macaroth nie
zamierza ryzykowa. Wok cielska orbitalnej katedry, gigantycznej platformy najeonej
licznymi wieycami, zbieray si imperialne jednostki wyznaczone do udziau w inwazji.
Tuzin wojskowych liniowcw dokowa ju przy burtach katedry niczym tuste prosita
toczce si przy sutkach maciory, holowniki cigny kolejny statek na wyznaczone miejsce.
Nieco dalej, na wysokiej orbicie planety, unosiy si w kosmicznej pustce imperialne
krowniki i okrty eskorty, wrd nich rwnie fregata Navarre, na ktrej pokadzie Duchy
spdziy wiele czasu. Od sylwetek wojennych okrtw odryway si eskadry myliwcw
zmierzajcych w stron Monthaxu w ramach lotw patrolowych.
Gaunt odwrci si od okna i zszed po metalowych schodach do jednej z gwnych sal
operacyjnych katedry, Orrery. Wielki walcowaty terminal holograficzny sta porodku
pomieszczenia. Mierzy dobre trzydzieci metrw rednicy, a jego wykonane z brzu i zota
elementy poruszay si niczym koa zbate i przekadnie gigantycznego zegara. Terminal
zgrzyta i warcza, a emitowany przez niego wielki trjwymiarowy obraz planety wirowa
wolno wok swej osi uzupeniany o szereg wykresw i raportw wywietlanych poniej
projekcji gwnej.

Oficerowie Gwardii i marynarki kosmicznej Segmentum Pacificus, noszcy powczyste


szaty czonkowie Eklezjarchii i Munitorium oraz zakapturzeni diakoni nalecy do zaogi
katedry studiowali przetwarzane przez terminal dane lub konferowali w niewielkich
grupkach. Serwitorzy podczeni do gniazd transmisyjnych kablami wszczepionymi w ich
usta, oczy, donie i krgosupy mruczeli co do siebie cicho. Po wszystkich stronach terminalu
stay stoy taktyczne, wywietlajce na swych blatach rne sekcje mapy topograficznej
Monthaxu. Oficerowie sztabowi krcili si przy kadym ze stow, prowadzc dyskusje i
analizujc szczegowe dane operacji. W powietrzu unosi si gwar rozmw i szum transmisji
radiowych. Koa zbate terminalu zazgrzytay, obrciy si kilkakrotnie. Na powierzchni
hologramu pojawiy si nowe informacje.
Gaunt obszed niepiesznie cae pomieszczenie kiwajc gow niszym stopniem
oficerom i salutujc swym przeoonym. Caa sala wydawaa si wrcz dysze niecierpliwie,
niczym drapienik gotowy do pierwszego skoku na ofiar.
Komisarz postanowi zajrze na pokad statku transportowego przewocego Duchy. Jego
ludzie pozostawali bezczynni, oczekiwali rozkazw. Gaunt zdawa sobie spraw z kopotw,
jakie prowokowao takie nudne bezsilne wyczekiwanie.
I budzio frustracj. To by najgorszy efekt uboczny. W kadym gwardyjskim regimencie
liczba spraw dyscyplinarnych rosa znaczco w takim specyficznym okresie, a sprawujcy
nad jednostkami kontrol komisarze nie narzekali na brak zaj. Czsto dochodzio do bjek,
kradziey, pijastwa, a nawet morderstw w bardziej barbarzyskich regimentach i co gorsza
chaos taki szybko si rozprzestrzenia.
Rozgldajc si po komnacie Gaunt dostrzeg generaa Sturma, dowdc Pidziesitego
Regimentu IG Volpone oraz grup jego wyszych oficerw. Sturm najwyraniej nie zwraca
na tanithijskiego dowdc uwagi, nie skin mu te na powitanie gow, sam Gaunt natomiast
nie zamierza Volpoczykowi salutowa. Pomimo upywu czasu zbrodnia popeniona przez
Sturma na Voltemandzie wci bolaa komisarza. Kiedy po raz pierwszy dowiedzia si, e
Bkitnokrwici i Duchy bd walczy obok siebie na Monthaxie, by bardzo negatywnie do
tego planu nastawiony. Akcja na Menazoidzie Epsilon dobitnie ukazaa mu skal kopotw,
jakie nis za sob zbyt dugo trwajcy zatarg pomidzy gwardyjskimi regimentami. Zmiana
planw inwazyjnych nie wchodzia jednak w gr i komisarz mg jedynie pociesza si w
mylach, e waciwie tylko Sturm i jego adiutanci ywili niech do Tanithijczykw.
Szeregowe Duchy i Bkitnokrwici nie mieli adnych powodw, by si nienawidzi. Wci
musia zachowywa czujno, ale ostatecznie doszed do wniosku, e onierze obu jednostek
mog bezpiecznie przebywa w tych samych kwaterach do czasu ldowania, tam za ich

drogi najpewniej miay si rozej.


Co wicej, w przeciwiestwie do Voltemandu tutaj komendy nad operacj nie sprawowa
Sturm, tylko lord genera Bulledin.
Gaunt spostrzeg komisarza Volovoi, sucego z roaskimi Deepersami, przystan przy
nim na chwil, by wymieni pozdrowienia. Konwersacja ograniczaa si w zasadzie do
lunych plotek, chocia Volovoi sysza jakoby Bulledin zwraca si do Astropathicusu z
prob o konsultacje. Wrd lojalistw szerzyy si pogoski o wiedmiej magii ukrytej w
dunglach planety. Podobno sztab zaaprobowa wykorzystanie Tarota w celu potwierdzenia
lub obalenia tych pogosek.
- To ostatni czynnik, jakiego potrzebujemy - mrukn Volovoi - Roaczycy to istne diaby
w kwestiach dyscypliny. Fakt, s wietnymi onierzami, jeli odpowiednio si ich przycinie,
ale potrafi by cholernie krnbrni. Kilka tygodni w adowniach transportowcw i musz
kadego z osobna wygania kopniakami do kapsu zrzutowych. Okropne z nich lenie, a co
gorsza, s bardzo przesdni. Kilka sw o wrogich psionikach i tak bd przeraeni, e w
dwjnasb utrudni mi to prac.
- Znam to z wasnego dowiadczenia - odpar Gaunt. Jego poprzedni regiment, Hyrkanie,
skada si z onierzy twardych niczym kompozytowe pyty, ale nieraz widzia jak na wie o
psionikach kulili si lkliwie.
- A co u ciebie sycha, Gaunt? - spyta Volovoi - Syszaem, e dostae opiek nad
jakimi zacofanymi barbarzycami. Nie tsknisz za hyrkask dyscyplin?
Gaunt pokrci przeczco gow.
- Tanithijczycy s na swj sposb bardzo zdyscyplinowani.
- To prawda, e sprawujesz te nad nimi bezporedni komend? To rzadko spotykany
przypadek jak na komisarza.
- Prezent Slaydo, niech Imperator ma w opiece jego dusz. Na pocztku byem mu
przeciwny, ale z biegiem czasu si przyzwyczaiem.
- Dobrze sobie z nimi radzisz, przynajmniej tyle syszaem. Czytaem raport z operacji na
Menazoidzie Epsilon w ubiegym roku, kto opowiada te, e to wanie twoi ludzie
otworzyli Gwardii drog do Bucephalonu.
- Mielimy swoje wielkie chwile.
Gaunt spostrzeg, e Volovoi patrzy na co ponad jego ramieniem.
- Nie odwracaj si - powiedzia roaski komisarz nie zmieniajc lunego tonu rozmowy Nie swdz ci przypadkiem uszy? Kto wanie debatuje na twj temat.
- Kto taki?

- Genera Bkitnokrwistych. Sturm. Arogancki pyszaek. Przyszed wanie jeden z jego


oficerw i co szepcze mu do ucha. Patrz w twoim kierunku.
Gaunt nie zmienia pozycji.
- Niech zgadn: ten, ktry przyszed to wielki bydlak z zapadnitymi oczami?
- Czy tak nie wygldaj wszyscy Volpoczycy?
- Ten jest wyjtkowy jak na volposkie standardy. Major.
- Takie wanie dystynkcje nosi na mundurze. Znasz go?
- Odrobin, a to i tak zbyt wiele jak na mj gust. Nazywa si Gilbear. Razem ze Sturmem
i nim wanie miaem pewn ostr wymian pogldw na Voltemandzie osiemnacie miesicy
temu.
- Ostr wymian?
- Kosztowaa ycie kilkuset moich ludzi.
Volovoi sapn cicho.
- Mwic szczerze, to raczej ty masz powody, by szepta innym w ucho na ich temat.
Gaunt umiechn si pospnie, bez cienia wesooci.
- Czy wanie tego nie robimy, Volovoi?
Poegna si z roaskim komisarzem i ruszy w dalsz drog. Przechodzc przez pokad
Orrery spojrza z ukosa na grup Volpoczykw. Gilbear sta samotnie przy stole taktycznym,
mierzc komisarza gorejcym nienawistnie wzrokiem. Sturm i jego zausznicy wchodzili
wanie po schodach wiodcych do pooonych nad sal operacyjn prywatnych
apartamentw lorda generaa Bulledina.
Krc po korytarzach statku transportowego pukownik Corbec zdawa Gauntowi
standardowe sprawozdanie.
- Wyjtkowo spokojnie. Wybucha maa bjka przy podziale racji ywnociowych, ale
nie byo to nic powanego i zaraz j spacyfikowaem. Costin i dwaj jego kumple nawchali
si za duo rozpuszczalnikw znalezionych w zbrojowni. Costin przewrci si i zama sobie
gole.
- Ostrzegaem zbrojmistrzw, eby zamykali takie rzeczy na klucz!
- Zrobili to, ale Costin zbyt dobrze radzi sobie z wytrychem, sir.
- Wymierzysz im wszystkim kar dyscyplinarn.
- Sdz, e Costin zapaci ju za swoj...
- Nie bd tego tolerowa. Dostaj ju przydziay grogu i sacry. Nie s mi potrzebni
ludzie o mzgach wyniszczonych oparami paliwa.

Corbec podrapa si po policzku.


- Racja, sir. Tyle, e ludzie s coraz bardziej rozdranieni. A wielu z nich wypio sacr
zaraz pierwszego dnia.
Gaunt odwrci si gwatownie w stron swojego zastpcy, w jego oczach pojawiy si
iskierki gniewu.
- Uwiadom im jedn rzecz, Colm: Imperator obdarowuje ich pozaregulaminowymi
przydziaami alkoholu i papierosw. Jeli tego zaszczytu nie doceniaj naleycie, zabior im
go. Wszystkim bez wyjtku. Zrozumiano?
Corbec skin gow. Weszli do jednej z adowni i spojrzeli ponad balustrad pomostu na
jej dno. Powietrze przesycone byo tytoniowym dymem i zapachem ludzkiego potu. W dole,
na setkach ustawionych w rzdach ek gwardzici spali, rozmawiali, grali, modlili si lub
patrzyli niemo przed siebie. Klerycy kryli pomidzy nimi udzielajc posug i wysuchujc
spowiedzi wszdzie tam, gdzie kto potrzebowa pomocy kapana.
- Martwi si pan czym, sir? - spyta Corbec.
- Nadcigaj jakie kopoty - odpar Gaunt - Nie mam pojcia jakie, ale bardzo mi si to
nie podoba.
Kto porusza si w drugim pokoju. Gaunt oderwa gow od poduszki. Na pokadzie
obowizywaa pora nocna i wszystkie lampy zgasy automatycznie kilka godzin temu.
Komisarz pad nieco wczeniej w ubraniu na ko i zasn wci ciskajc w doniach
zestawienie raportw.
Obudziy go ciche kroki w pokoju przylegajcym do sypialnej kwatery.
Podnis si bezszelestnie z ka i odoy na blat stolika stert papierw. Jego
acuchowy miecz i boltowy pistolet leay w pokrowcach w drugim pokoju, ale mia jeszcze
schowany pod poduszk niewielki laserowy pistolet, ktry wsun natychmiast za pas. Zasn
w spodniach, butach i podkoszulku, tote nie musia si ubiera. W mylach rozway
moliwo zaoenia subowej kurtki albo czapki, lecz natychmiast z tego pomysu
zrezygnowa.
Drzwi dzielce oba pokoje byy lekko uchylone. Z wskiej szczeliny sczyo si skaczce
po pomieszczeniu wiato silnej latarki. Kto grzeba w jego bagau.
Run do rodka kopic z rozpdu w drzwi, pochwyci intruza wykrcajc mu rce, po
czym uderzy twarz czowieka w krawd pancernego okna kabiny. Szamoczcy si
rozpaczliwie mczyzna w kapturze protestowa przeciwko takiemu traktowaniu do chwili
zderzenia z oknem. Jego nos chrupn zamany, a sam intruz natychmiast straci przytomno.

Lampy wczyy si nieoczekiwanie i wtedy Gaunt dostrzeg za sob sylwetki dwch


innych osb. Usysza basowy pomruk uruchamianych baterii laserw.
Obrci si w miejscu i cisn oguszonym czowiekiem w bliszego napastnika, ktry
upad pod nieoczekiwanym ciarem. Drugi prbowa uderzy komisarza luf swej broni, ale
Gaunt uskoczy obok niej i wymierzy przeciwnikowi cios pici, ktry zama mu doln
szczk. Dopiero wtedy, kilka sekund po rozpoczciu bjki, uwiadomi sobie, e wanie
znokautowa onierza sub bezpieczestwa katedry w charakterystycznym brzowym
pancerzu osobistym. Jego towarzysz, uwolniony w kocu od balastu w postaci
nieprzytomnego czowieka w kapturze, skoczy w stron dowdcy Duchw. Gaunt chwyci
go za wycignit rk, zama j z trzaskiem w okciu, po czym powali mczyzn jednym
uderzeniem w nasad nosa.
Sign po zatknity za pas pistolet i zlustrowa wzrokiem pomieszczenie. Dwaj onierze
sub bezpieczestwa i czowiek w kapturze leeli u jego stp jczc i mamroczc z blu.
Zewntrzne drzwi otworzyy si szeroko.
- Wielu spojrzaoby z odraz na taki popis bezwzgldnej brutalnoci, komisarzu owiadczya melodyjnym tonem wchodzca do pokoju posta.
Gaunt wymierzy luf w gardo intruza.
- Wielu w taki sam sposb potpioby wamanie i bezzasadne przeszukiwanie cudzej
wasnoci. Twoja tosamo?
Posta wesza w wiato lamp. Bya to kobieta, wysoka, ubrana w prosty czarny strj. Jej
popielate wosy byy spite w warkocz. Miaa chodn, szczup, pikn twarz.
- Jestem Lilith. Inkwizytor Lilith.
Gaunt opuci bro, odoy j na pobliski stolik.
- Nie dasz okazania mojej rozety. Wierzysz w me sowa?
- Znam ci. Wybacz, ale niewiele jest kobiet, ktre osigny podobny status, co ty.
Lilith podesza do jednego z jczcych onierzy i trcia go lekko czubkiem buta.
- Zabieraj si std. I zabierz pozostaych.
Zakrwawiony mczyzna podnis si chwiejnie z podogi i pomg pobitym
towarzyszom opuci kwater.
- Prosz o wybaczenie, komisarzu - powiedziaa Lilith. - Poinformowano mnie, e
wanie bierzesz udzia w naradzie. Nie przysaabym tutaj swoich ludzi, gdybym wiedziaa,
e odpoczywasz.
- Gdybym mnie tutaj nie byo, przeszukaaby moje rzeczy?
Spojrzaa na niego i rozemiaa si wdzicznie. Bya atrakcyjna, pewna siebie i twarda

zarazem.
- Oczywicie. Jestem inkwizytorem, komisarzu. To jeden z elementw mej pracy.
- A czego tutaj waciwie szukasz, jeli mona wiedzie?
- Chopca - wzia sobie jedno ze stojcych pod cian krzese i usiada na nim
przyjmujc pozornie rozlunion poz. - Chc dowiedzie si czego o chopcu. Twoim
chopcu, komisarzu.
Stojcy cay czas w miejscu Gaunt zmruy gniewnie oczy.
- Nie podoba mi si twj ton i metody - wycedzi przez zby. - Jeli nadal nie bd mi si
podoba, puszcz w niepami fakt, i jeste kobiet...
- Czy ty naprawd mi grozisz, komisarzu?
Gaunt odetchn gboko.
- Sdz, e tak. Widziaa, co zrobiem z twoimi poplecznikami. Daj mi jaki dobry
powd, bym si powstrzyma przed dalszymi takimi czynami.
Lilith westchna i uniosa swe dugie smuke palce. A potem wycelowaa kompaktowy
laserowy pistolet prosto w gow Gaunta.
Komisarz patrzy na ni oniemiay. Nawet nie drgna, a mimo to w jej rce znalaza si
nieoczekiwanie bro pooona chwil wczeniej na odlegym od kobiety stoliku.
- Jak dobrego powodu potrzebuj? - zapytaa umiechajc si nieznacznie.
Gaunt cofn si o krok.
- Ta maa demonstracja wyglda na dostatecznie widowiskow - Lilith umiechna si
ponownie i wsuna pistolet za swj pas.
Splota donie palcami i podniosa wyej gow.
- Dobrze, zacznijmy zatem. W wietle udzielonych mi penomocnictw najwitszego
Imperatora, ucielenionego w mej postaci po kraniec wszelkich czasw, jako przedstawiciel
Inkwizycji zobowizuj ci do udzielenia odpowiedzi na wszelkie zadane pytania, szczerze i
wyczerpujco. Sankcje za wiadome wprowadzenie mnie w bd lub zatajenie informacji s
liczne i bardzo restrykcyjne. Czy mnie zrozumiae?
- Mw dalej.
Znw si umiechna.
- Polubiam ci, komisarzu. Prawdziwy diabe, tak o tobie mwili. Mieli racj.
- Kto taki?
Lilith nie odpowiedziaa. Wstaa z krzesa i kadc lew do na kolbie wsunitego za pas
pistoletu zacza okra niepiesznie mczyzn. Gaunt czu si coraz bardziej zirytowany
jej zachowaniem i rzucanymi z ukosa spojrzeniami.

- Pomijajc zgodnie z twoj sugesti dalsze formalnoci proponuj, aby opowiedzia mi


o chopcu.
- Jakim chopcu?
- O adiutancie. Nazywa si Brin Milo. Tanithijczyk, czonek twojej jednostki, ale cywil.
- Co takiego chcesz wiedzie, inkwizytorze?
- Wszystko, komisarzu, wszystko.
Gaunt chrzkn oczyszczajc z flegmy gardo.
- Milo... znalaz si tutaj przez przypadek. To maskotka regimentu, nasz pupil. Jest moim
asystentem.
- Dlaczego?
- Bo jest bystry, szybki i chtny do pomocy. Ludzie go lubi. Potrafi wykonywa swe
obowizki bardzo efektywnie.
Lilith uniosa palec wskazujcy.
- Zacznij od pocztku. Dlaczego chopiec znalaz si tutaj?
- Kiedy Chaos uderzy na Tanith, podjem decyzj o wycofaniu stamtd wszystkich
zdolnych do noszenia broni ludzi. Moja droga ucieczki zostaa odcita, a chopiec j oczyci.
W gecie wdzicznoci zabraem go ze sob. Jest zbyt mody, aby suy w oddziale
liniowym, dlatego zrobiem z niego swego adiutanta.
- Z powodu jego talentw?
- Tak. I dlatego, e nie istniaa adna inna stosowna dla niego funkcja.
Lilith podesza bliej i spojrzaa Gauntowi prosto w oczy.
- A jakie s waciwie te jego talenty?
- Efektywno, bystry umys, zdolno...
- Do rzeczy, komisarzu. Moesz si do tego przyzna. Niejeden chciaby mie przy sobie
takiego zgrabnego czyciutkiego chopczyka na kade skinicie...
Ostry dwik wymierzonego policzka zabrzmia dziwnie gono w ciasnym
pomieszczeniu. Lilith nawet nie prbowaa si uchyli. Rozemiaa si krtko i wznowia
swj marsz wok dowdcy Duchw.
- Bardzo dobrze. Bardzo bezporednia reakcja. Myl, e moemy sobie darowa dalsze
podchody i przej do rzeczy. Uwaam, e chopiec jest wiedmiarzem. Co ty na to?
- Nie jest - przekn lin Gaunt - Jad Osnowy dosownie wywraca mi wntrznoci.
Sdzisz, e tolerowabym spokojnie obecno takiej istoty u swego boku? - urwa na moment,
po czym doda. - Dla ciebie rzecz jasna czyni wyjtek.
Lilith nadal okraa go niepiesznie.

- Bez wtpienia jest uyteczny. Dokonaam wczeniej wywiadu terenowego, Gaunt. On


przewiduje rzeczy, zanim te si wydarz... ataki, incydenty, raporty niezbdne dla jego
przeoonego. Skad niadania, na ktre danego dnia bdzie mia ochot komisarz...
- To nie s wiedmie sztuczki. Chopak jest bystry i logicznie myli.
- Jest taka gra hazardowa na niszych pokadach. Chopiec stanowi jej kluczowy element.
Wie jak z premedytacj wygrywa. Jest perfekcyjny w odgadywaniu jej przebiegu. Jak chcesz
polemizowa z takimi faktami?
- Spytam krtko: kto ci na nas napuci?
- Czy to ma jakie znaczenie?
- To by Sturm, prawda? I jego acuchowy ogar Gilbear? Maj ze mn powany zatarg,
jak moga zaufa ich sowom?
Lilith przystana i spojrzaa w twarz mczyzny.
- Oczywicie wiem o tym zatargu, nie zdoali zatai przede mn prawdy. Sturm i Gilbear
nienawidz ci i twoich Duchw. Prbowali was unicestwi na Voltemandzie, ale im si nie
udao, wic chwytaj si kadej innej okazji, by dopi swego.
Gaunt omal nie straci mowy z wzburzenia.
- Wiesz o tym, a mimo to tutaj przysza?
- Jestem inkwizytorem, Ibramie - odpara z lekkim umiechem - Sturm i jego ludzie to
bezmylne tpaki. Nie mam adnego interesu we wspieraniu ich nienawici wzgldem ciebie,
ale lord genera Bulledin sprowadzi mnie tutaj, abym nadzorowaa czysto mentaln
uczestnikw inwazji na Monthax. Mam zlokalizowa wiedmie rda zagroenia po stronie
nieprzyjaciela... a take te, ktre kryj si w naszych wasnych szeregach. Zwrcono m
uwag na chopca, tote obowizek nakazuje go sprawdzi. Ludzie powiadaj, e jest dzikim
psionikiem. Nie dbam o to, dlaczego tak mwi i co chc przez to zyska, lecz jeli maj
racj... po to tutaj jestem. Czy Milo posiada dar? Czy jest mentatem? Nie prbuj go chroni,
Gaunt. Co takiego bardzo le by si dla ciebie skoczyo.
- Nie jest. Caa ta sprawa to stek bredni. Bkitnokrwici uwaaj, e odkryli mj saby
punkt i chc go wykorzysta.
- Zobaczymy. Chc porozmawia z tym Milo. Natychmiast.
Wezwanie do pokojw komisarza w trakcie cyklu nocnego nie byo dla Mila adn
nowoci - w porze spoczynku czsto odbyway si narady i spotkania wyszych rang
oficerw. Zaraz po wejciu do kwatery chopiec uwiadomi sobie jednak, e co jest nie w
porzdku. Gaunt ubrany by w kompletny uniform subowy, na jego twarzy goci pospny

grymas. Towarzyszya mu wysoka kobieta w czerni roztaczajca wok subteln aur lku.
- Ta przedstawicielka Imperatora ma do ciebie kilka pyta - wyjani Gaunt rozmylnie
unikajc terminu inkwizytor. - Udzielisz jej szczerych i wyczerpujcych odpowiedzi.
Lilith powioda ich bez sowa dugim korytarzem prowadzcym do stacji orbitalu, tam za
caa trjka przesza do samej katedry. Milo z trudem kry sw ekscytacj. Nigdy wczeniej nie
mia okazji postawi stopy na pokadzie gigantycznej kosmicznej stacji. Przesycajce
konstrukcj powietrze pachniao woni kadzide, byo te znacznie chodniejsze od gstej
dusznej atmosfery panujcej w adowniach gwardyjskich liniowcw. Rozmiary mijanych po
drodze pomieszcze wprawiay go w niemy podziw. Mijali diakonw w dugich
powczystych szatach, noszcych brzowe pancerze osobiste onierzy ochrony oraz grupki
wyszych stopniem oficerw. Dla Mila by to zupenie odmienny wiat.
Lilith obraa tras wymagajc blisko dwudziestominutowego spaceru, wiodc przez
kilka robicych wraenie swymi wymiarami i wystrojem kaplic oraz sal holograficznych, w
tym rwnie Orrery. Gaunt poj w mig jej podstp. Obrana przez kobiet trasa oznaczaa
nadoenie drogi i zmczenie chopca, co w poczeniu z atmosfer panujc na pokadach
katedry miao zmikczy jego psychik. Przebiego Lilith graniczya z okruciestwem.
Dotarli do rozsuwanego wazu na kocu penego pancernych szyb korytarza. Lilith
wykonaa nieznaczny gest doni i waz otworzy si z cichym warkotem. Machniciem rki
polecia chopcu wej do rodka i odwrcia si w progu, by porozmawia z komisarzem.
- Moesz uczestniczy w przesuchaniu, ale nie wolno ci zabiera gosu. Jeste
wartociowym oficerem i jeli ten chopiec faktycznie okae si skaony, mog sprawi, e
nie poniesiesz adnych konsekwencji powaniejszych od reprymendy za brak stosownej
czujnoci.
- Bardzo uprzejma propozycja. Czego dasz w zamian?
Lilith umiechna si lodowato.
- Jestemy instrumentami adu i porzdku, ja i ty, komisarzu. Moim obowizkiem jest
odkrycie rda korupcji, twoim jej eliminacja. Jeli Milo jest skaony, oczycisz swe dobre
imi dokonujc na nim osobicie egzekucji. Ten akt upewni wszystkich o twym susznym
gniewie i pragnieniu oczyszczenia wasnych szeregw.
Gaunt nie odezwa si sowem. Jego umys wydawa si rozpada na drobne kawaki.
- Nie ma innego sposobu na uratowanie twojej reputacji i kariery. Co gorsza, pooysz na
szali wasne ycie, jeli kto uzna, e konspirowae w celu ukrycia istnienia pionka
Ciemnoci. Czy ty mnie suchasz, Gaunt?
- Sucham pogrek pod adresem mojego ycia i przyszoci. Z pogrkami zwykem

radzi sobie w profesjonalny sposb.


- Bd zatem cakowicie szczera. Sturm zainicjowa ten proces, poniewa uzna, e jest to
doskonay sposb na eliminacj zarwno ciebie jak i Duchw. Jeli Milo okae si skaony, a
ty nie podejmiesz odpowiednio rygorystycznych krokw, by si od niego odci, podpiszesz
na siebie wyrok mierci. Sturm dopilnuje rozwizania regimentu. Ju zasia w umyle
Bulledina podejrzenie, e skoro jeden Duch jest potencjalnym psionikiem, pozostali te mog
nimi by. Pierwszy Tanithu zostanie uwiziony, do ostatniego czowieka, w kazamatach
Inkwizycji, gdzie jego czonkw podda si ekstremalnym technikom ledczym. Wielu z tych
ludzi ich nie przeyje, a pozostali zostan potem odrzuceni jako niezdatni do dalszej suby w
Imperialnej Gwardii. Obowizki zmuszaj mnie do zbadania zarzutw Sturma. Nie mam
zamiaru sta si narzdziem jego prywatnej vendetty, ale zmieni si w nie, jeli nie bdziesz
postpowa w tej sprawie uczciwie, honorowo i lojalnie wobec Imperatora.
- Rozumiem. Dzikuj za twoj szczero.
- Chaos jest najwikszym zagroeniem, jakiemu musi stawia czoa ludzko. Nie wolno
pozwoli na istnienie mocy mentalnych w umysach, ktre nie przeszy odpowiedniego
szkolenia. Jeli chopiec posiada dar, musi zosta zniszczony.
- A dlaczego nie zabrany przez Czarne Statki... jak w twoim przypadku?
Lilith zesztywniaa na moment.
- Nie tym razem. Naciski polityczne s zbyt silne. Jeli Milo jest dzikim psionikiem, musi
ponie mier. Tylko takie rozwizanie usatysfakcjonuje wszystkie strony.
- Rozumiem.
Skina gow i wesza do pokoju. Gaunt przystan na chwil w miejscu spogldajc na
swj tkwicy w kaburze boltowy pistolet. Czy zdoam to zrobi, pomyla. ycie kadego
Ducha stao si nagle uzalenione od ewentualnej mierci Mila i wszystkie wysiki podjte w
celu uratowania tych ludzi, stworzenia z nich sprawnej jednostki i umotywowania zostay
okupione zbyt wieloma wyrzeczeniami, aby teraz komisarz mg je bez namysu odrzuci.
Mia wobec Tanith dozgonny dug, ktry mg spaci tylko przez opiek nad jej ostatnimi
dziemi. Ale egzekucja Brina... chopca, ktry tak bezinteresownie uratowa mu ycie, ktry
lojalnie suy pomoc... myl ta tak dalece kcia si z prywatnym kodeksem honorowym
Gaunta, e lodowata obrcz rozpaczy ciskaa mu serce.
Lecz jeli chopiec naprawd by dotknity mocami Osnowy, jeli w jego umyle krya
si zowroga potga...
Wszed po pomieszczenia z zacit ponur twarz, a waz zasun si za jego plecami z
guchym oskotem.

Pokj by przestronny i wysoki. Nie mia okien w cianach, ale rodek sufitu wieczya
wielka okrga tafla pancernego szka. wiato migotliwych gwiazd wpadao przez ni do
rodka stanowic niemal jedyne rdo owietlenia w komnacie - nie liczc kilku maych
przygaszonych lampek ustawionych w ktach pomieszczenia. Na pododze znajdowa si
gruby puszysty dywan ozdobiony emblematem Imperialnego Ora. Porodku dywanu kto
ustawi dwa meble, zwrcone ku sobie wzajemnie - wielki drewniany tron z masywnymi
oparciami oraz niskie krzeseko. Lilith usiada na krzeseku i wskazaa chopcu tron. Jego
masywna brya zdawaa si poyka posta Mila. Gaunt stan w kcie, zdenerwowany i
targany niepewnoci.
- Jak si nazywasz?
- Brin Milo.
- Jestem Lilith. Inkwizytor - mroczne sowo zostao w kocu wypowiedziane, przesycajc
atmosfer panujc w pokoju nut strachu i poczucia zagroenia.
Milo rozszerzy szeroko oczy, w ich gbi bysn lk.
Lilith zacza wypytywa go o Tanith, przeszo, tamtejsze ycie codzienne. Z pocztku
odpowiada urywanymi zdaniami, ale z biegiem czasu jego wypowiedzi na niewinne pytania
staway si coraz bardziej pynne i pewne siebie.
Pytaa go o okolicznoci towarzyszce pierwszemu spotkaniu z Gauntem, o upadek
Tanith i podjt wwczas decyzj, by walczy przy boku komisarza.
- Dlaczego? Nie bye wwczas onierzem, zreszt nadal nim nie jeste. Dlaczego
postanowie broni ycia obcowiatowca, ktrego ledwie zdye pozna?
Milo zerkn z ukosa na Gaunta.
- Elektor Tanith, w ktrego wicie suyem jako muzykant i chopiec na posyki, poleci
mi strzec komisarza i dba o zaspokajanie jego potrzeb. Dotyczyo to rwnie kwestii
bezpieczestwa. Zosta zaatakowany i nie posiada duych szans na przeycie. Zrobiem to,
co mi nakazano.
Lilith wyprostowaa si nieco, zagraa palcami na swych kolanach.
- Jestem ciekawa, dlaczego jeszcze nie zapytae, jaki waciwie jest powd tego
przesuchania? Wikszo sprowadzanych przed moje oblicze ludzi gono protestuje i
dowodzi swej niewinnoci zastanawiajc si jednoczenie panicznie, dlaczego co takiego ich
spotkao. Lecz ty si tak nie zachowujesz. Dowiadczenie mwi mi, e winni zawsze wiedz,
dlaczego trafiaj przed sdziego i rzadko szukaj potwierdzenia swych podejrze. Czy ty
wiesz, dlaczego tutaj jeste?
- Mog tylko zgadywa.

Gaunt zastyg w bezruchu. Za odpowied, Brin, za odpowied...


- Zgaduj na gos - zaproponowaa Lilith. - Syszaam, e jeste bardzo dobry w
zgadywaniu.
Milo by wyranie zakopotany.
- Jestem postrzegany przez wielu za odszczepieca. Niektrzy Tanithijczycy nie lubi,
kiedy jestem w pobliu. Nie jestem taki jak oni.
Feth, Milo! Prosiem o szczere odpowiedzi, ale istniej rne stopnie szczeroci, jkn w
mylach Gaunt. Jego ttno przypieszyo.
- Co masz na myli? W jakim sposb nie jeste taki jak oni?
- Jestem... jestem inny. To budzi ich niech.
- Co to znaczy, e jeste inny? - w gosie Lilith pojawia si nuta tryumfu i ekscytacji.
- Nie jestem onierzem.
- Nie jeste... czym?
- Oni wszyscy s onierzami. To dlatego tutaj trafili, dlatego przeyli zagad Tanith.
Wszyscy byli wtedy gwardzistami, ktrzy i tak mieli opuci nasz wiat, a komisarz uratowa
ich wycznie z powodu wartoci militarnej, jak przedstawiali. W moim przypadku jest
inaczej. Jestem cywilem. Nie powinno mnie tutaj by. Tanithijczycy patrz na mnie i myl
Dlaczego ten chopiec przey? Dlaczego jest tutaj? A jeli on, dlaczego nie mj brat, crka,
ona, ojciec? Reprezentuj sob bogosawiestwo ratunku, ktrego ich bliskich pozbawiono.
Lilith milczaa przez dusz chwil.
Gaunt czyni wszystko, by powstrzyma umiech. Odpowied Mila bya perfekcyjna,
podobnie jak sowne manewry utrwalajce kobiet w przekonaniu, i wciga go w puapk.
Cay ten zabieg jeszcze uwiarygodnia szczero wypowiedzi chopca.
Lilith wstaa z krzesa i podesza do Gaunta. W jej oczach dostrzeg zawzity bysk
gniewu.
- Rozmawiae ju wczeniej na ten temat z chopcem? - szepna. - Uczye go
stosownych odpowiedzi na wypadek takiego przesuchania?
Gaunt pokrci przeczco gow.
- Nic takiego nie uczyniem. Zreszt przez samo takie podejrzenie sugerujesz mi, e
wiedziaem co o rzekomej skazie Mila.
Zdusia w ustach przeklestwo i zamylia si na chwil.
- Po co ta caa szarada pyta? - odezwa si Gaunt. - Dlaczego nie uyjesz sondy
mentalnej? Masz przecie dar, prawda?
Spojrzaa na niego i kiwna gow.

- Mam, dobrze o tym wiesz. Ale dobry psionik, niebezpieczny psionik, potrafi ukry sw
moc. Taktyka pyta i odpowiedzi pozwala zmikczy jego umys i poczyni pewne luki w
mentalnych barierach. A jeli jego umys faktycznie sta si tym, przed czym czuj lk, nie
mam najmniejszej ochoty styka si z nim myl w myl.
Odwrcia si i stana za tronem.
- Opowiedz mi o grze.
- Grze?
- Tej, ktr ty i twoi tanithijscy przyjaciele zabawiacie si na pokadzie liniowca.
Obesza tron i wycigna w stron chopca sw praw do, odwrcon grzbietem ku
pododze i zacinit w pi. Otworzya j. Na doni siedzia ywy woek zboowy.
- Tej grze.
- A, tej - mrukn Milo - To zgadywanka. Trzeba odgadn, z ktrej dziury w pojemniku
wyjdzie woek.
Pooya owada na kolanie chopca. Woek siedzia w bezruchu nie czynic adnych prb
ucieczki. Milo patrzy na niego zafascynowany. Lilith przesza przez pomieszczenie i zdja
co z ukrytej w pmroku ciennej pki. Przedmiot zawinity by w pacht welwetowego
materiau. Kiedy j rozwina, w ruchu tym byo co z aury sztukmistrza, ale nie
dorwnywaa ona nawet w poowie talentowi Varla.
Podaa zardzewiae kadzido chopcu.
- Otwrz je. W owada do rodka.
Milo wykona otrzymane polecenia.
- A teraz do rzeczy, Milo. To nie jest gra, prawda? To oszustwo. Sztuczka, ktr
Tanithijczycy uywaj w celu wyudzenia pienidzy od onierzy innych regimentw. A jeli
to puapka na naiwnych, potrzebuje przynty. I musi mie precyzyjny mechanizm, skoro za
kadym razem wygrywaj Duchy. Ty jeste przynt, prawda? Skoro umiesz poprawnie
odgadywa... a to wanie potrafisz. Twj umys dokonuje sztuczki i sprawia, e staje si ona
rzeczywistoci.
- To tylko gra - pokrci przeczco gow Milo.
- Jestem absolutnie przekonana, e jednak nie. Gdyby to faktycznie jest niewinna gra,
dlaczego bawicie si ni wycznie przeciwko ludziom z innych jednostek? Z moich
informacji wynika, e w ostatnich dniach zdobylicie ma fortun w tych zawodach.
Znacznie wicej ni dyktowaby rozsdek i prawdopodobiestwo, jeli miaaby to by
wycznie gra losowa.
- Szczcie, jak sdz.

- Nie moesz za kadym razem mie szczcia przy tak duej iloci otworw w kadzidle.
W jaki sposb sprawiasz, e owad wychodzi odpowiedni dziur?
Milo podnis naczynie, w jego wntrzu zaklekota woek.
- W porzdku. Skoro to takie wane, poka. Prosz wybra otwr.
- Szesnacie - odpara Lilith siadajc ponownie na stoku. Na jej twarzy pojawi si wyraz
napicia.
- Ja wybieram dziewi - pooy kadzido na pododze. Owad wyskoczy z otworu o
numerze dwadziecia.
- Wygraa pani. Bya pani bliej.
Lilith wzruszya ramionami.
Milo otworzy kadzido i woy woka z powrotem do rodka.
- To bya pierwsza runda. Jest pani teraz bardziej pewna siebie. Gramy dalej. Prosz
wybra numer.
- Siedem.
- Dwadziecia pi - odpar Milo.
Zaczekali chwil i owad wypad z otworu oznaczonego numerem szstym prbujc ukry
si w dywanie.
- Znowu pani wygraa. Czuje si pani teraz wymienicie, nieprawda? Dwa zwycistwa
pod rzd. Na liniowcu miaaby pani teraz przed sob ca stert monet i moga znacznie
podwyszy stawk. Prosz woy owada do rodka.
Umiecia woka w naczyniu i podaa je chopcu.
- Jaki numer? - zapyta.
- Dziewitnacie. Wszystkie moje pienidze oraz moich towarzyszy stawiam na
dziewitnacie.
Milo umiechn si nieznacznie.
- Jedynka - owiadczy.
Owad pojawi si w otworze o numerze pierwszym.
- I tak zgarniam ca wygran zostawiajc pani z szeroko otwartymi ustami i yczc
grzecznie dobrej nocy. - Milo opar si wygodniej o krzeso.
- Przepikna demonstracja... i dowd, ktry ci cakowicie pogra. W jaki inny sposb
moge w odpowiednim momencie wytypowa odpowiedni numer, jeli nie dziki darowi jaki
posiada twj umys?
Milo postuka delikatnie palcem w swoj gow.
- Pani jest naprawd przekonana, e winien temu jest mj umys, prawda? e dziaa w

wypaczony sposb... e jestem psionikiem?


Jej twarz sprawiaa wraenie wyciosanej z bryy lodu.
- Zaproponuj mi alternatywne wyjanienie.
Postuka tym samym palcem w kiesze swej kurtki.
- Przyczyna tkwi tutaj, nie w gowie.
- Wyjanij.
- Na pocztku kadej gry sigamy do kieszeni po kolejne pienidze na zakady.
Pozwalam innym woy do kadzida woka, ale to ja zawsze ostatni je ustawiam na
pododze. Te owady uwielbiaj sproszkowany cukier. Mam go troch na dnie kieszeni.
Wycigajc pienidze nabieram cukru na palec, a potem cieram go o krawd otworu, ktry
zamierzam obstawi. Proszek jest niewidoczny na zardzewiaej powierzchni kadzida. Na tym
polega sztuczka, zawsze znam miejsce wyjcia owada. Bawi si przeciwnikiem przez cay
czas, pozwalajc mu wygra kilka pierwszych rund i przekona o dobrej passie, a kiedy
postawi wszystko, zabra mu pul w jednym zagraniu.
Lilith wstaa ze stoka i zmiadya woka podeszw jednego ze swoich eleganckich
butw. Umiercony owad pozostawi po sobie brzow plamk na dziobie zdobicego dywan
emblematu Ora. Odwrcia si do oficera.
- Zabierz go std. Zo odpowiedni raport Bullediniowi i Sturmowi. Ta sprawa zostaa
zamknita.
Gaunt skin gow i poprowadzi chopca w stron wyjcia.
- Komisarzu! - zawoaa, kiedy przechodzili przez prg. - Moe on i nie jest dzikim
psionikiem, ale na twoim miejscu trzymaabym t ma podstpn mij z dala ode mnie.
- Wezm sobie t rad do serca, inkwizytor Lilith - odpar Gaunt i wyszed z pokoju.
Szli razem przez dugie korytarze orbitalnej katedry. Nocny cykl dobiega koca i w
mijanych kaplicach rozbrzmieway poranne psalmy. Wszdzie rozchodzi si zapach kadzide.
- Dobra robota. Przykro mi, e musiae przez co takiego przechodzi.
- Myla pan, e ona mnie dopadnie, prawda? - spyta Milo.
- Nigdy nie wtpiem w tw uczciwo i lojalno, Brin, ale te zawsze czuem pewien
lk przed twoj zdolnoci przewidywania przyszoci. I lkaem si, e kto wykorzysta to,
by wpdzi nas w kopoty.
- Zastrzeliby mnie pan, prawda?
Gaunt przystan na moment.
- Zastrzelibym?

- Gdybym zawid i wpdzi Duchy w kopoty. Gdybym okaza si... tym, kogo ona
oczekiwaa.
- Hmm - pukownik-komisarz ruszy w dalsz drog. - Tak, zrobibym to. Musiabym to
zrobi.
Milo wzruszy ramionami.
- Takiej odpowiedzi si spodziewaem - mrukn cicho.

XI - Pewna mroczna tajemnica.


Gaunt obudzi si raptownie i uwiadomi sobie ze zdziwieniem, i nio mu si Tanith.
Sam temat przewodni snu nie by niczym nowym, poniewa koszmary odtwarzajce zagad
Tanith nkay komisarza stosunkowo czsto, lecz tym razem, po raz pierwszy w yciu,
utracony wiat pojawi si w jego majakach w swej pierwotnej krasie: ywy i barwny.
Sen wprawi go w sentymentalny nastrj, tote podj prb odtworzenia go w pamici i
w tym samym momencie sta si znienacka wiadom panujcego wok rozgardiaszu. Na
zewntrz habitatu, w blasku przedwitu, powietrze przenikay ludzkie okrzyki i alarmowe
gwizdki, ponad nimi za growa odlegy dwik bitewnej wrzawy. Kto tuk pici w
drzwi wejciowe budowli. Gaunt usysza podniesiony gos Mila.
Woy popiesznie buty i wyszed na zewntrz, w chd poranka mile przenikajcy przez
jego spocony podkoszulek. Odpdzajc si doni przed natrtnym insektem sucha
zdyszanego raportu adiutanta, nie przerywajc jednoczenie lektury zawartoci podanego mu
elektronicznego notesu. Jego oczy podyy ku zachodniemu horyzontowi. Rowe i
bursztynowe rozbyski podwietlay nisk warstw biaych chmur, punktowanych co chwila
jaskraw plam flary sygnalizacyjnej lub silniejszym byskiem jakie potnej broni wsparcia.
Gaunt nie potrzebowa informacji Mila ani lektury raportu, by poj, e gwna ofensywa
wanie si zacza. Nieprzyjaciel by w ruchu, i to w znaczcej sile.
Poleci dowdcom plutonw przygotowa swych ludzi, chocia wikszo zdya ju to
zrobi bez rozkazu, po czym wezwa starszych stopniem oficerw na odpraw w centrum
dowodzenia. Mila posa z powrotem do swego habitatu z poleceniem odszukania subowej
kurtki, czapki i broni.
W cigu dziesiciu minut w pomieszczeniu znaleli si Corbec, Rawne, Lerod, Mkoll,
Varl i kilku innych Tanithijczykw. Gaunt sta ju przy stole czytajc jakie wydruki. Obyo
si bez zbdnych formalnoci.
- Orbitalne rozpoznanie oraz raporty wysunitych grup zwiadowczych pozwalaj przyj
za pewnik fakt, i pojedyncza silna kolumna wojsk Chaosu przemieszcza si poprzez dungl
w kierunku zachodu.
- Jej cel? - zapyta Corbec.
Gaunt wzruszy ramionami bezradnie i wszyscy poczuli si dziwnie nieswojo widzc taki

gest w wykonaniu czowieka zazwyczaj doskonale panujcego nad sytuacj.


- Brak danych, pukowniku. Oczekiwalimy uderzenia wroga od wielu dni, ale obecna
ofensywa wydaje si w ogle nie zagraa naszym pozycjom. Wedug niedawno otrzymanych
raportw nieprzyjaciel przebi si przez... a raczej wyci w pie oddzia kayleskich
lansjerw w sile batalionu, ale odnosz wraenie, i stao si to tylko dlatego, e lansjerzy
stali heretykom na drodze. Wyglda na to, e wrg ma zupenie inny cel, o ktrym my nie
mamy najmniejszego pojcia.
Mkoll przyjrza si uwanie mapie. Osobicie przeczesa w trakcie zeszotygodniowych
patroli wikszo tego obszaru. Jego bystry umys nie znajdowa adnych przyczyn, dla
ktrych wojska Chaosu mogyby atakowa zachodni cz pasa dungli. Nie omieszka
stwierdzi tego na gos.
- A moe ich zwiadowcy zebrali niewaciwe informacje? - zaproponowa Varl. - Moe
pr do przodu, bo myl, e wanie tam znajduj si nasze gwne pozycje?
- Szczerze wtpi - odpar Mkoll. - Do tej pory wydawali si doskonale poinformowani.
Istnieje jednak taka moliwo. Jeli jest prawdziwa, rzuciliby do bdnie zaplanowanego
ataku naprawd spore siy.
- Jeli faktycznie popenili bd w planach, moemy go wykorzysta. Jeli za skrywaj w
swych dziaaniach jak mroczn tajemnic, nie zamierzam czeka biernie do chwili jej
ujawnienia - owiadczy Gaunt drapic si w zamyleniu po policzku.
- Poza tym - doda po chwili - mamy jasne i precyzyjne rozkazy. Genera Thoth wysya
nas do kontruderzenia, kiedy tylko bdziemy na to gotowi, w myl polece samego lorda
generaa Bulledina. Tanithijczycy maj stanowi jedno z ramion noyc. Przeciwko siom
wroga wyruszy blisko szedziesit tysicy onierzy z kilku gwardyjskich regimentw. Za
wzgldu na t zadziwiajc marszrut nieprzyjaciel ustawi si do nas bokiem, odsaniajc
sw flank. Duchy otrzymay odcinek frontu o szerokoci dziewiciu kilometrw - Gaunt
zaznaczy na mapie now stref frontow stawiajc wietlnym pirem mae runiczne znaczki
na szklanym blacie. - Nie chc, by zabrzmiao to dufnie, ale dziki nietypowemu ustawieniu
nieprzyjaciela moemy poczyni w jego szeregach znaczce straty. Thoth domaga si
frontalnego uderzenia. Mamy by maszynk do mielenia misa, wbi si w bok kolumny
wroga i przynajmniej zama jej szyki eliminujc odizolowane grupy przeciwnika.
- Przepraszam, komisarzu - lodowaty cichy gos majora Rawne przeci duszne gorce
powietrze wewntrz pomieszczenia niczym n. - Tanithijczycy nie s cik piechot. Mamy
uderzy frontalnie na gwne zgrupowanie si nieprzyjaciela. Feth, to dla nas pewna zagada.
- Ma pan racj, majorze - odpar Gaunt mierzc rozmwc twardym spojrzeniem - Thoth

da dowdcom regimentw pewn swobod w dziaaniu. Nie powinnimy zapomina o


gruboci poszycia lenego w dungli i mnogoci oson terenowych. Duchy wci mog
wykorzysta swe umiejtnoci infiltracji, by zbliy si na odpowiedni dystans do
nieprzyjaciela, moe nawet wej pomidzy jego szyki. Nie zamierzam wysya was en
masse. Ruszycie odrbnymi trasami w sile plutonw, poprzez mokrada. Sdz, e dziki
takiej taktyce poradzicie sobie z zadaniem rwnie dobrze jak cika piechota.
Odprawa dobiega koca, oficerowie wyszli z pomieszczenia zmierzajc do swoich
plutonw.
Gaunt zatrzyma zmierzajcego w stron drzwi Mkolla.
- Ta uwaga o rzekomym bdzie w rozpoznaniu wroga... nie wierzysz w tak opcj,
prawda?
- Mam swoje powody, sir - odpar Mkoll. - To prawda, e dungla jest tutaj gsta i mona
si w niej zagubi, co moemy wykorzysta na nasz korzy. Lecz nie wierz, by wrg si
pomyli. Nie, sir. Oni maj jaki powd, by przedziera si w tamtym kierunku.
- Jaki?
- Nie chciabym bawi si w zgadywanki - odpowiedzia sierant, ale pochyli si nad
map i co na niej wskaza. Niemal w samym rodku obszaru zdefiniowanego jako nowa
strefa frontowa widnia may znaczek symbolizujcy tajemnicze ruiny dostrzeone przez
Mkolla podczas patrolu kilka dni wczeniej.
- Nie zdoaem im si bliej przyjrze. Nie... znalazem ich ponownie.
- Co? Powtrz to jeszcze raz.
Mkoll wzruszy ramionami.
- Ujrzaem je z pewnej odlegoci w czasie patrolu, w tym samym dniu, kiedy to panu
zgosiem. Ale potem nie umiaem ich ju odnale ponownie. Ludzie sdz, e miaem
omamy.
- Ale ty uwaasz... - Gaunt nie dokoczy zdania, a wyraz twarzy Mkolla wystarczy mu
w zupenoci za odpowied.
Komisarz zacz dopina kabur pistoletu.
- Kiedy ruszymy do ataku, twoim priorytetem bdzie odnalezienie tych ruin. Zlokalizuj je
ponownie. Caa sprawa pozostaje midzy nami. Zgo si do mnie, gdy tylko wykonasz
zadanie.
- Rozumiem, pukowniku-komisarzu. Mwic szczerze, dla mnie to teraz kwestia honoru.
Wiem dobrze, e je widziaem.
- Wierz ci - odpar Gaunt - Feth, wierz twoim zmysom bardziej ni moim wasnym.

Ruszajmy i zrbmy to, co nam zlecono.


Kamienne mury byy gadkie niczym szko, ciemne, perfekcyjnie wykonane. Otaczay
Wewntrzne Sanktuarium na podobiestwo cian zastygej wody, tworzc azyl wycity
pozornie w odmtach oceanu. Odnosi wraenie, e jaka nadnaturalna moc zmusia morskie
wody do rozstpienia si tworzc suche ciemne przejcie dla jego stp.
By niezmiernie wiekowy, nie a tak bardzo jednak, by nie czu czaru staroytnych
mitw. wiadomo ta zdawaa si ogrzewa jego stare koci, nie budzc dreszczu
podekscytowania, tylko ciepy spokj duszy.
Sanktuarium byo ciche, gdzie z oddali dobiega jedynie ledwie syszalny dwik
modlitewnego dzwonu. I jeszcze dalszy rozgardiasz, kryjcy si na granicy zmysw,
przypominajcy pomruk picego od wiekw boga lub zew prastarej gwiazdy.
Dugimi smukymi palcami, uwolnionymi od okrycia powieszonej przy pasie rkawicy,
wieszcz przesuwa po powierzchni zotych runicznych znakw wyrzebionych w fakturze
zielonkawych kamiennych blokw. Zamkn swe oczy, pomarszczone cienkie powieki
przesoniy ciasno renice, a sprzone z jego organizmem wizjery hemu zasuny si
synchronicznie.
Przypomniaa mu si kolejna staroytna legenda. W odlegej przeszoci, zanim jeszcze
gwiazdy znalazy si na waciwych miejscach, a jego przodkowie znali tylko jeden wiat,
blask innych soc dostpny by dla nich wycznie poprzez astronomiczne przyrzdy.
Pniej, w trakcie bezmiaru mijajcych lat, umiejtnoci jego przodkw rozwijay si coraz
bardziej, poznawali coraz wicej tajemnic zwizanych z odlegymi planetami. Wtedy wanie
pojli, e nie s sami, lecz stanowi zaledwie drobn czstk ogromnej caoci galaktyki.
Dostrzegane w przestworzach gwiazdy przyzyway ich coraz bardziej i kiedy w kocu stao
si to moliwe, polecieli im na spotkanie.
Obecna chwila stanowia dziwne echo tamtych zamierzchych czasw. Mdrzec tkwi
przez chwil w bezruchu, samotny i wiadom wycznie obecnoci kilku innych ywych dusz
- swych pobratymcw znajdujcych si w Zewntrznym Paacu. Pniej w ciemnoci
otaczajcej wieszcza zaczy pojawia si inne wiata, migoczce w jego umyle. Wpierw
kilka, potem tuziny, setki, tysice. Legion.
Umys wieszcza by budzcym nabony lk aparatem. Kiedy setki tysicy wiateek
przedstawiajcych rozumne stworzenia zaczy ukada si w jego jani, przywodziy na myl
formujce si na nowo konstelacje gwiazd. A tak wiele spord nich pono mrocznym zym
wiatem.

Toczy przegrywan z kad chwil walk z czasem. Nie cierpia pochopnych dziaa,
poniewa to wanie popiech by jedynym nieznanym mu wczeniej elementem niezwykle
dugiego ycia. Lecz teraz pozostao bardzo niewiele czasu, niemale uamek chwili w jego
rachubie. Musia wykorzysta kad jego sekund, jeli chcia dopi swego.
Jego umys ju wprawi w ruch pewne rzeczy. Marzenia, pragnienia i wola mdrca
zaczynay przescza si w jego otoczenie. Proste zabiegi zdolne bez trudu zwie i omami
zmysy sabiej rozwinitych istot zaczynay powoli oddziaywa.
Lecz to nie wystarczao.
Wieszcz westchn wiadom tego, co musi uczyni. Nadchodzi czas ofiary, chwila
majca zakoczy jego dugie ycie. Chwila bdca by moe jedynym celem i sensem jego
egzystencji.
By gotw. Nadszed czas, by stworzy now legend.
Pord gstych krzeww, lian i pnczy trzeci pluton brn powoli przez mokrada i
rozlewiska, zbliajc si coraz bardziej do nadbiegajcych z zachodu odgosw wojny.
Poranne promienie soca przebijay si przez korony drzew tworzc w powietrzu siateczk
snopw wiata.
Trzeci pluton, oddzia majora Rawne. Corbec przydzieli im w charakterze snajpera
Larkina po tym jak wasny strzelec wyborowy majora trafi do lazaretu z objawami ostrej
gorczki. Niewielkie insekty ustawicznie nkajce stacjonujcych na bagnach onierzy
zaczynay szerzy zatrucia i infekcje. Dorden oczekiwa na pierwszy transport rannych, a
tymczasem na jego ka trafili ostatniej nocy chorzy.
Milo ruszy na akcj wraz z trzecim plutonem. Chopiec nie wiedzia do koca, kto
bardziej znienawidzi ten nieoczekiwany przydzia - Rawne czy sam Milo. Tu przed
opuszczeniem umocnie Gaunt poprosi Brina na ubocze i poleci mu doczy do jednostki
majora.
- Jeli kto bdzie potrzebowa wsparcia twoich dud, to bdzie to wanie trzeci pluton owiadczy komisarz. - Jeli ktra z naszych sekcji pjdzie w rozsypk, najpewniej bdzie to
trzeci pluton. Chc, eby mia ich na oku, a w krytycznym przypadku powiadomi mnie o
tym przez radio.
Milo zaprotestowaby przeciwko temu przydziaowi, gdyby nie wyraz twarzy Gaunta.
Komisarz

powierzy

mu

autentycznie

delikatne

zadanie,

obarczy

powan

odpowiedzialnoci. Zaufa w zdolno kontrolowania oddziau od wewntrz przez swego


adiutanta. Poza tym chopiec mia przy sobie nowiutki laser i swj instrument, a snajper nie

by jedynym onierzem majora, ktry ostatnio zachorowa.


- Nie haasuj! - sykn na niego Feygor, kiedy przekradali si przez chaszcze.
Milo skin gow duszc jednoczenie w ustach przeklestwo. Wiedzia, e porusza si
znacznie ciszej i zwinniej od wielu ludzi z trzeciego plutonu. Zdawa te sobie spraw z faktu,
e jego ekwipunek jest starannie spakowany, a pasta kamuflujca precyzyjnie rozsmarowana
po twarzy i rkach. Colm Corbec powici swj wolny czas, by nauczy go tego i owego.
I wiedzia jeszcze jedno: nie by ju odszczepiecem, maskotk, czowiekiem z zewntrz.
Sta si Duchem, a to zobowizywao go do skrupulatnego wypeniania rozkazw starszych
rang towarzyszy, nawet jeli byli niebezpiecznymi i zdradzieckimi ludmi.
Idc za przeczesujcym przd zwiadowc Logrisem dziesitka Duchw brna przez
mokrada i zbit rolinno Monthaxu. Milo znalaz si w szyku tu za Caffranem, jedynym
czowiekiem w plutonie, ktrego lubi. Ktremu mgby zaufa.
Rawne wstrzyma sw grup w pytkim basenie botnistej wody, gsto zacielonej liliami
wodnymi. Logris i Feygor poszli do przodu myszkujc w zarolach. Chmary uciliwych
muszek kbiy si wok tkwicych w bezruchu mczyzn.
Wysmarowany past kamuflujc Caffran odwrci si w stron Mila i delikatnie
poprawi pasek broni chopca, niczym starszy brat opiekujcy si modszym rodzestwem.
- Widziae ju wczeniej akcj, prawda? - szepn pocieszajcym tonem. - To nie bdzie
nic nowego.
Milo wzruszy ramionami.
- Tak, ale wczeniej nie byem onierzem.
Caffran umiechn si ciepo.
- Wszystko bdzie w porzdku.
Larkin obserwowa obu modych onierzy ze swego miejsca w pltaninie
mangrowcowych korzeni. Wiedzia, e Caffran i may muzykant nie byli nigdy wczeniej
przyjacimi, sysza rozmowy Caffrana na ten temat. Chocia dzieliy ich zaledwie dwa lata,
Caffran czu si nieswojo w obecnoci chopca, poniewa ten zbyt bolenie kojarzy mu si z
utraconym domem. Teraz ta antypatia najwyraniej znika, co bardzo Larkina cieszyo.
Snajper odnosi wraenie, e przydzia Mila do jego plutonu wywoa u Caffrana poczucie
odpowiedzialnoci za chopca. Oto zjawi si nieoczekiwanie nowicjusz, may braciszek,
Duch jeszcze modszy od szeregowca, ktrym Caffran mg si zaopiekowa.
Caffran rwnie poczu zmian. Jego niech wobec Brina Milo znika. Szeregowiec
Milo by teraz jednym z nich... Caffran czu jakby znienacka powrci do domu. Nie potrafi
sobie wyjani, dlaczego przez tak dugi czas unika modziutkiego adiutanta. Obaj byli

Tanithijczykami. A jeli Gaunt przez cay ten czas dokada tylu stara, by uchroni chopca
przed krzywd, Caffran nie wybaczyby sobie nigdy, gdyby Brinowi stao si co zego w
trakcie przydziau do trzeciego plutonu.
Rawne tkwi w wodzie przy brzegu rozlewiska, czekajc na powrt Logrisa i Feygora.
Jego oczy byszczay gorczkowo w czerni umazanej kamuflujc past twarzy. Czu
przepywajce przez umys znajome emocje. Zblia si czas zabijania.
Stadko ptakw zaopotao w grze skrzydami. Mkoll odwrci si w stron Domora
wieszajc na ramieniu swj karabin.
- Sir? - zapyta ciszonym gosem szperacz.
- Poprowad ich do przodu - poleci Mkoll. - Ja?
- Dasz przecie rad?
Domor wzruszy potakujco ramionami, optyczne implanty zawarczay operujc
przesonami w daremnej prbie odtworzenia gestu przewracanych z wyrzutem oczu.
- Musz pj przodem, na zwiad. Tylko sam. Przejmiesz dowodzenie nad dziewitk do
mojego powrotu.
- Ale...
- Gaunt nie bdzie mia pretensji. Ju z nim rozmawiaem - Mkoll pstrykn dwukrotnie
mikroprzecznikiem komunikatora i przekaza reszcie dziewitego plutonu informacj, e od
tej chwili oddziaem dowodzi Domor. - Wykonujcie jego rozkazy tak, jakbycie wykonywali
moje - doda z naciskiem.
- To bardzo wane zadanie - pochyli si w stron szperacza. - By moe kwestia ycia i
mierci dla nas wszystkich. Wszystko w porzdku?
- Dla Tanith - skin gow Domor.
- Dla Tanith, wiecznie ywej.
Kilka sekund pniej Mkoll wtopi si w pmrok tropikalnej gstwiny niczym obok
mgy znikajc z oczu towarzyszy.
- Przywrci szyk i za mn - szepn do komunikatora Domor. Dziewity pluton ruszy
jego ladem.
Przelizgujc si w cieniu gigantycznych drzew drugi pluton pokonywa kolejne
mokrada i grzskie zapadliska. Corbec tskni za Larkinem, ale mia ju w druynie
strzelajcego wybornie Merrta i w aden sposb nie zdoaby wiarygodnie usprawiedliwi
obecnoci dwch snajperw w swym plutonie. Feth, pomyla pukownik, przez cae ycie

denerwoway mnie narzekania Szalonego Larkina, a teraz znienacka tak mi go brakuje.


Gdzie z przodu rozlewisko przechodzio w pytk lagun. Stojca w miejscu woda
upstrzona bya opadymi limi, spod jej powierzchni wystaway poskrcane czarne korzenie
drzew i gnijce konary. Corbec przywoa ruchem doni swych podkomendnych i zanurzy si
po pas w lagunie. Brudna ciecz wlaa mu si do butw, przemoczya bielizn. Podnis wyej
bro chcc j uchroni przed zalaniem.
- Tam! - szepn przez mikrofon Merrt.
Na odlegym kracu laguny Corbec dostrzeg niewyrane ksztaty poruszajcych si
ludzkich sylwetek.
- Nasi? - zapyta Merrt.
- Tylko Varl mgby wprowadzi swoich ludzi do strefy sojuszniczego ostrzau, a jego
pluton znalaz si na samym kocu zachodniego skrzyda. Nie. Bierzmy si do roboty.
Corbec podnis bro do ramienia, syszc wszdzie wok szczknicia przesuwanych
bezpiecznikw.
- Za Tanith! Za Imperatora! Za nas wszystkich! - wrzasn.
Promienie laserowego wiata przeciy pmrok panujcy nad lagun, ludzkie sylwetki
na odlegym brzegu zaczy miota si zaskoczone. Niektre paday twarzami w czarn to,
inne choway si za korzeniami podtopionych drzew odpowiadajc na atak ostrzaem z
wasnej broni. Laserowe wizki utworzyy w powietrzu jaskraw siateczk. cite adunkami
energii gazie wpaday do laguny, kby pary buchay w powietrze w miejscach, gdzie
promienie laserw dotykay wody.
Przeszywani wizkami ludzie przewracali si znikajc pod wod albo zastygajc w
karykaturalnych pozach na wystajcych z rozlewiska korzeniach. Merrt odda trzy
perfekcyjne strzay midzy oczy zanim czyja kontra nie trafia go prosto w usta. Run w
wod mcc konwulsyjnie rkami i charczc w agonii.
Corbec wykrzycza do komunikatora informacj o nawizaniu kontaktu ogniowego z
wrogiem, po czym przestawi karabin w tryb ognia automatycznego i zacz biec poprzez
lagun z palcem zacinitym na spucie.
Jeden heretyk za Merrta. Dwch. Trzech. Czterech. Wci za mao. Wci cholernie za
mao!
- Drugi pluton wszed do walki! - zameldowa popiesznie radiooperator Raglon
spogldajc w stron Gaunta.
- Do przodu! - wyda zdyszany rozkaz komisarz.

Ludzie z pierwszego plutonu pucili si biegiem przez sigajc do poowy ydek wod
rozlewiska. Gaunt trzyma w rku swj acuchowy miecz, jego ostrze wibrowao lekko
pracujc na jaowym biegu. Gdzie z przodu do uszu oficera dobiegaa silna kanonada,
znacznie goniejsza od odlegego grzmotu artyleryjskich wystrzaw na zachodzie - walczy
tam pluton Corbeca. Gaunt nie potrafi do koca zlokalizowa kierunku, z ktrego dobiegay
odgosy strzelaniny. Przekl w mylach tropikaln gstwin i zdradzieckie echa niesione
daleko ponad powierzchni rozlewisk. Jak odnale poprawny kierunek w tym przekltym
lesie?
W stron plutonu posypay si znienacka laserowe wizki. Lowen upad z dymicym
mundurem, pocity krechami wiata. Raglon przypad do ziemi, jaka wizka wypalia mu w
policzku gbok bruzd. Gaunt chwyci radiooperatora za ubranie i pocign w stron
zapewniajcych oson korzeni mangrowcw.
- Wszystko z tob w porzdku?
- Bd y - odpar radiooperator spryskujc przecinajc p twarzy ran rodkiem
dezynfekujcym.
Ostrza nieprzyjaciela okaza si zbyt silny, by mona byo wyprowadzi na jego pozycje
szar. Wykorzystujc osony terenowe Duchy zaczy odpowiada ostrzaem, pocigajc za
spusty z profesjonaln dokadnoci. Przeciwnik strzela chaotycznie, bez przemylanego
planu ogniowego. Gaunt lokalizowa pozycje nieprzyjacielskich onierzy po rozbyskach ich
laserw. Heretycy rozproszyli swe siy zdradzajc wyrany brak dowiadczenia wojskowego.
Komisarz nakaza swym ludziom ruszy powoli do przodu, cay czas korzystajc z osony
drzew. Prbowa skleci naprdce jak podnios myl, ale zdoa zoy tylko jedno
zrozumiae zdanie.
- Pierwszy pluton! Walczcie jakbycie byli pierwsi i jedyni! Zabijcie ich wszystkich!
To powinno wystarczy. To musiao wystarczy.
onierze trzeciego plutonu zastygli w miejscu wstrzymani nagym gestem majora Rawne
i nieoczekiwanym hukiem kanonady dobiegajcym gdzie z gstwiny tropikalnej puszczy.
Gwardzici przykucnli na ziemi pord krzeww i paproci, w pmroku szmaragdowego
oceanu rolin, ledzc szeroko otwartymi oczami swe otoczenie. Feygor star z policzka
struk potu. Larkin przesuwa luf snajperskiego karabinu przepatrujc uwanie pobliskie
zagajniki. Wheln zagryz do krwi doln warg strzelajc na wszystkie strony oczami. Caffran
zamar w idealnym bezruchu, niczym ywa statua.
- Z lewej - sykn Rawne pokazujc w tamt stron palcem. - Walka ogniowa. Nie dalej

jak dwiecie metrw.


Klczcy tu za plecami majora Milo podnis wyej gow i przekrzywi j w bok
nasuchujc pilnie.
- I po prawej, sir. Troch dalej - wyszepta.
Feygor zacisn pi, by uciszy modziutkiego onierza, ale major powstrzyma swego
adiutanta ruchem doni i pokiwa twierdzco gow.
- Chopak ma ostry such. Racja. Echo potrafi wprowadzi w pomyk, ale faktycznie tam
te sycha strzelanin.
- Zatem s ju po obu stronach... a co z nami? - mrukn Feygor.
Rawne podziela niecierpliwo swego podwadnego. Przeklte, szargajce nerwy
oczekiwanie bywao znacznie gorsze od samej walki.
- Poszukajmy sobie przeciwnika - owiadczy major i zaczepi pod luf swego lasera
srebrny n - cholerny n otrzymany w prezencie od samego Gaunta! Byszczce ostrze
broni zostao poczernione popioem z obozowego paleniska. Pozostali gwardzici poszli w
lady dowdcy zakadajc na karabiny wasne noe.
- Musimy maksymalnie wykorzysta czynnik zaskoczenia - poleci Rawne i machn
doni nakazujc podjcie marszu.
Powietrze wypenia szmer wodnej kaskady. Pomruk niewielkiego wodospadu zagusza
niedalekie strzay, ale nie potrafi cakowicie wyprze odlegego grzmotu artyleryjskiej
kanonady.
Mkoll przekrada si po liskich wilgotnych kamieniach wystajcych z wody przy brzegu
gbokiej sadzawki. Niewielka rzeczka spadaa ze skalistego wzniesienia liczcego
trzydzieci metrw wysokoci, spadajc z miym dla ucha szmerem w to jeziorka. Wok
panowa pmrok, wysokie korony drzew zatrzymyway blask sonecznych promieni.
Mkoll usysza jakie dwiki u szczytu kaskady, zgrzyt trcanych butami kamykw.
Znalaz si na odkrytej przestrzeni, tote bez chwili namysu wsun si po kark do wody i
trzymajc tu nad gow karabin zacz przesuwa si w stron wodospadu. Zastyg w
jeziorku ukryty w cieniu wznoszcego si ponad nim skalnego bloku.
Na krawdzi wzniesienia pojawiy si jakie ksztaty. Pitnacie, moe dwadziecia
postaci. Sierant pochwyci w nozdrza ich zapach: ostry silny odr istot z trudem
zachowujcych pokrewiestwo z ludmi. Sysza krtkie, urywane komunikaty radiowe
rozbrzmiewajce wewntrz ich hemw, wypowiadane w jzyku, ktrego znajomoci los
litociwie mu oszczdzi. Mkoll poczu zimne kleszcze targajce jego wntrznociami. Nie

ba si samego nieprzyjaciela czy mierci, tylko trawicych go wynaturze i diabolicznej


natury.
Woda w jeziorku wydawaa si lodowata, koczyny sieranta drtwiay coraz bardziej, a
mimo to po jego czole ciekay bezszelestnie struki gorcego potu. Wtedy przechodzcy nad
kaskad onierze w kocu znikli.
Mkoll odczeka pene dwie minuty, by zyska pewno, e wroga nie ma ju w pobliu.
Potem wylizgn si z wody i nie czynic adnego haasu ruszy w kierunku, z ktrego
heretycy nadeszli.
Sidmy pluton wypad z gstych chaszczy prosto w olepiajcy blask soca i grad
nieprzyjacielskich pociskw. Trzej ludzie sieranta Leroda zginli zanim ich dowdca zdy
wykrzycze rozkaz odwrotu. Ogie wroga karczowa dungl, rozbija w drzazgi pnie drzew i
szatkowa krzewy. Heretycy dysponowali przynajmniej dwoma cikimi karabinami
maszynowymi i tuzinem laserw ustawionych po drugiej stronie kamienistej przecinki
tworzcej brzegi pytkiego potoku.
Lerod krzycza do komunikatora cofajc si krok za krokiem i strzelajc z opartego o
biodro karabinu. Dwaj jego onierze zdoali zaj osonite pozycje i odpowiadali ogniem,
pozostali cofali si z odkrytej przestrzeni w lad za sierantem. Radiooperator Targin zosta
dwukrotnie trafiony w klatk piersiow, jego wyprone ciao zapltao si w zwisajce z
gazi pncza i koysao si lekko w powietrzu niczym marionetka na sznurkach.
Laserowa wizka opalia udo Leroda. Przyklkn bezwiednie, a potem pad na brzuch
strzelajc z dzik desperacj prosto przed siebie. Jego chaotyczny ostrza musia w co trafi prawdopodobnie bateri energetyczn - poniewa pomidzy drzewami wykwita kula ognia.
Pomienie lizny kamienie na brzegu strumienia osmalajc pnie drzew i wrzucajc do wody
dwa poczerniae dymice ciaa. Uznajc Leroda za rdo miertelnie niebezpiecznego
ostrzau operatorzy niewidocznych w gstwinie karabinw maszynowych przesunli lufy
swych broni i posali dugie serie w stron wycignitego na ziemi sieranta. Pociski
wyryway w wilgotnym podou mae fontanny gruntu przesuwajc si z zawrotn szybkoci
wprost na Leroda.
Duch poj groz sytuacji w uamku sekundy, widzia dokadnie dwie linie oboczkw
stebnowanej pociskami ziemi biegnce w jego kierunku. Nie mg nic ju zrobi... nie mia
nawet uamka sekundy czasu. Zamkn tylko oczy.
Otworzy je ponownie. Jakim niewiarygodnym zbiegiem okolicznoci obie serie nawet
go nie drasny, przecinajc grunt po bokach lecego w bezruchu sieranta.

Zacz mia si histerycznie, wci nie mogc uwierzy w ut szczcia. Potoczy si


kilka metrw w lewo, pod oson drzew, zebra swych wyczerpanych ludzi i z niezwykym
dla siebie wigorem poprowadzi ich do taktycznego odwrotu. Czu si wspaniale, niczym
wiey rekrut na Polach Fundacji, przed Zagad. Nie sdzi, e jeszcze kiedykolwiek bdzie
zdolny czu tak ogromne podekscytowanie.
Pomimo zoci i niechci Corbec zmuszony zosta do podjcia decyzji o odskoku w ty i
opuszczenia rejonu laguny. Jego ludzie byli aonie nieliczni w obliczu nieprzyjaciela, ktry
powoli zaczyna zachodzi ich z flanek. Tanithijczycy ruszyli w gb dungli pozostawiajc
za sob adunki wybuchowe i puapki.
Po krtkiej wymianie komunikatw radiowych drugi pluton wycofa si prosto na pozycje
zajmowane przez jedynk. Ludzie Gaunta przyczaili si na brzegu niewielkiej rzeczki.
- Gsto tam! - krzykn do komisarza Corbec, kiedy jego gwardzici padali na brzuchy
pomidzy swymi towarzyszami z pierwszego plutonu. - Spore zgrupowanie nieprzyjaciela,
bardzo zdeterminowane!
Gaunt pokiwa gow i poleci swym ludziom przemieszcza si do przodu metr po
metrze, starannie przeczesujc teren w poszukiwaniu ladw nieprzyjaciela. Pord drzew,
zza ktrych wychyna grupa Corbeca dobiegy gone eksplozje. Pierwsi heretycy cigajcy
pluton pukownika wpadli na rozrzucone w zarolach bomby-puapki. Gaunt zakl pod
nosem. Ten teren mia uatwi Duchom ich dywersyjne zadanie, ale wrg wydawa si
znajdowa wszdzie, jakby nieco zdezorientowany i zmieszany. I chocia gwne zaoenia
planu lojalistw najwyraniej zostay zrealizowane, znacznie silniejsze od ich si zgrupowanie
nieprzyjaciela ulego rozbiciu na mniejsze formacje krce po dungli we wszystkich
kierunkach, w nieprzewidywalny i skrajnie niebezpieczny sposb.
Raglon zacz strzela zza pnia przewrconego drzewa. Gaunt przykucn za plecami
radiooperatora, przywoujc gestami doni Corbeca. Pukownik rzuci si biegiem przez
odkryt przestrze, jego mundur i twarz oblepione byy wilgotn mas powsta z
poszatkowanych lici i kory. Wyglda niczym Starzec z Puszczy, wystpujcy w
tradycyjnym wicie Lici jeszcze na Tanith, kiedy...
Gaunt znieruchomia nagle, dziwnie zmieszany i rozkojarzony. Jeszcze na Tanith? C za
sztuczki pata mu wasny umys? Nigdy wczeniej nie sysza o adnym wicie Lici, a
mimo to wspomnienie tego festiwalu wychyno nieoczekiwanie z jego jani. Przez uamek
sekundy czu nawet niky zapach kandyzowanych owocw gotowanych w niewielkich
witecznych rondelkach.

- Co si dzieje, sir? - sapn Corbec prbujc wcisn sw potn sylwetk za


skrywajcy komisarza pie. Nad gowami mczyzn wistay pociski i laserowe wizki.
Gaunt potrzsn niepewnie gow.
- Nic - odpar i wyj z kieszeni skrzanego paszcza swj elektroniczny notes. Wiszc
przy obudowie urzdzenia krtk wtyczk wepchn w otwr widniejcy u podstawy
radiokomunikatora Raglona. Po wprowadzeniu za pomoc maej runicznej klawiatury kodu
dostpu na ekranie notesu zaczy pojawia si informacje transmitowane bezporednio z
pokadu Leviathana stanowicego baz operacyjn generaa Thotha. Gaunt wczy oglny
podgld taktyczny, by razem z Corbecem przeanalizowa biec sytuacj lojalistw.
Tanithijczycy widnieli na wywietlaczu w postaci wskiej statycznej linii biegncej
wzdu lokalnych ciekw wodnych. Na obu ich flankach wiksze jednostki pancerne i
zmotoryzowane wysuny si bardziej do przodu, ale one rwnie przemieszczay si w
sposb niezwykle powolny. Volpoczycy nacierali ze wschodu, wspierani siln nawanic
artyleryjsk, natomiast Szsty i Szesnasty Regimenty Trynai zostay przygwodone przez
kontratakujcego nieprzyjaciela, ktry sukcesywnie je eksterminowa.
- Feth, ale kiepsko - wymamrota Corbec. - Cae natarcie zaczyna stawa w miejscu...
- Zobaczymy, czy nie da si czego zaimprowizowa - odpar skupiony komisarz.
Przeczy ustawienia notesu dajc wywietlenia informacji o postpach poszczeglnych
tanithijskich plutonw. Wszystkie jednostki Duchw zwolniy tempo marszu, zdecydowana
wikszo uwikaa si w cikie walki. Pluton Leroda wykrwawia si w przeraajcym
tempie. Rawne nie zdy jak dotd nawiza kontaktu z nieprzyjacielem.
- Ma szczcie? - zasugerowa Corbec.
- Albo rozmylnie unika walki - mrukn Gaunt.
Trzeci pluton dotar do niewielkiego jeziorka zasilanego kaskad wody spadajc ze
szczytu skalistego wzniesienia. Rawne rozdzieli swych ludzi na dwie grupy i kaza
zabezpieczy pagrek.
Feygor zatrzyma si, by podnie co z ziemi, pokaza znalezisko majorowi. Bya to
bateria do lasera, ale nie standardowa imperialna.
- Byli tutaj.
- A mymy ich przeoczyli! - warkn Rawne. - Niech diabli wezm t cholern dungl!
Wlelimy im prawie na by, a nikogo nie zauwaylimy!
Na dalekim kracu jeziorka Milo przystan na moment i spojrza na idcego obok
Caffrana.

- Czujesz ten zapach? - wyszepta.


Caffran zmarszczy pytajco czoo.
- Boto? Stojca woda? Zgnilizna?
- Ta dungla pachnie zupenie inaczej ni wczeniej. Przysigbym, e... czuj sosnow
ywic - Milo potar swj nos gestem niedowierzania.
Caffran chcia si rozemia, ale nie zdoa tego zrobi. Poj, e jego wch rwnie pata
figle. Zapach by niesamowity, wrcz nostalgiczny, powietrze wydawao si przesycone
woni iglastych tanithijskich drzew. Przesuwajc wok zmieszanym wzrokiem szeregowiec
zauway, e otaczajce go drzewa i zarola s znacznie ciemniejsze od zwykej tropikalnej
rolinnoci, e bardziej przypominaj jego ojczyst puszcz ni wilgotne duszne gstwiny
Monthaxu.
- To szalestwo - wyszepta dotykajc czubkami palcw pie najbliszego z drzew.
Milo pokiwa gow. To byo szalestwo, na domiar zego przeraajce.
Lec w gstych krzakach i ignorujc uciliwe insekty Mkoll obserwowa zmruonymi
oczami len polan. Nie dalej jak dwie godziny temu miaa tam miejsce krtka, ale zacieka
konfrontacja. cika bya zryta i naznaczona bruzdami, drzewa poamane i osmalone. Na
ziemi poniewieray si ludzkie ciaa.
Sierant poczoga si do przodu chcc lepiej obejrze miejsce potyczki. Trupy naleay
do onierzy Chaosu, ciko uzbrojonych, ubranych w czerwone kombinezony z naoonymi
na wierzch elementami stalowych pancerzy. Na ich hemach widniay tak potworne insygnia i
grawerunki, e sam ich widok wywoywa u Mkolla torsje.
Na polance zginli te inni uczestnicy walki, ale ich ciaa usunito z pola bitwy. Sierant
by pewien, e adna imperialna jednostka nie zdoaa dotrze tak daleko w gb strefy
frontowej. Na Monthaxie dziaaa jeszcze jedna ukryta sia militarna. Mkoll przyjrza si
uwanie obraeniom zabitych. Hemy i metalowe napierniki nosiy lady przebi, lady te
nie pochodziy jednak od wizek energetycznych ani klasycznych pociskw, tylko amunicji
zdolnej bez trudu przeci kompozytowy stop. W kikucie poamanego pnia za jednym z
trupw Mkoll znalaz pocisk: pask metalow gwiazdk o niewiarygodnie ostrych
wierzchokach.
Wzdychajc gboko wieszcz usiad na kamiennym tronie ustawionym w samym sercu
Wewntrznego Sanktuarium.
Niczym pajk tkwicy porodku skomplikowanej pajczyny, mdrzec zacz mentalnie

bada zasig swej powoki zudze i omamw, rozcigajcej si na cae mile we wszystkich
kierunkach. Jak na razie wszystko toczyo si po jego myli. Studiowa wnikliwie umysy
istot przebywajcych w obrbie sieci. Przewaajca wikszo tych intelektw poraaa swym
prymitywnym barbarzystwem i jadem Osnowy. Inne pony iskierkami jani ludzi czystej
krwi. Wieszcz poj, e imperialici rwnie zaangaowali si w walk, prbujc swych si w
konfrontacji z armi Chaosu. Mistyk widzia krwawe starcia, prymitywn brawur i mstwo.
Ludzie zawsze go zadziwiali w tej kwestii. yli tak miesznie krtko, a mimo to wrcz ponli
furi istnienia. Ich dzielno bya niemal godna podziwu, gdyby tylko nie marnotrawili jej
nadaremno.
Lecz mimo wszystko mg sprbowa ich wykorzysta. Zawarcie sojuszu nie wchodzio
rzecz jasna w gr, ale potrzebowa kadej dostpnej minuty czasu, a ci ludzie - przepenieni
dz walki i zwycistwa - mogli mu wydatnie pomc.
Nadszed czas, by zagra ostatni z kart. Pokieruje ludmi na tyle, na ile zdoa,
wprowadzajc ich do skomplikowanej gry. Wpierw jednak musia skontrolowa pewne
rzeczy.
Muon Nol, Zowieszczy Mciciel, dowdca przybocznej stray mistyka, wszed do
Wewntrznego Sanktuarium przywoany mentalnym rozkazem wieszcza. Trzyma swj biay,
ozdobiony przepysznym czerwonym grzebieniem hem w zagiciu rki, a opalizujcy
niebieski pancerz osobisty pobyskiwa iskierkami zota niczym serce stygncej gwiazdy.
Klamry dugiego paszcza przecinay pier wojownika biegnc ku jego pasowi i zasaniajc
przewieszone przez plecy pokrowce z broni. Dumne roztropne oczy studioway wnikliwie
posta wieszcza. Na twarzy Mciciela zastyg wyraz ogromnego zmczenia.
- Muon Nol. Jak postpuj prace?
- Droga jest otwarta, mj panie.
- Musi zosta zamknita. Jak dugo to jeszcze potrwa?
Muon Nol spojrza ku wypolerowanej kamiennej posadzce, w ktrej odbijaa si jego
opancerzona sylwetka.
- Wszyscy oprcz stray przybocznej ju odeszli, mj panie. Rozpocza si procedura
Zamknicia Bramy. Potrzeba jeszcze troch czasu na jej zakoczenie.
- Troch czasu podug naszej rachuby, Muon Nol. Lecz dla nieprzyjaciela to bardzo duo.
Lkam si, e wystarczajco duo. Nie zdoamy prawidowo zamkn przejcia. Musimy je
przerwa.
- Panie!
Wieszcz unis w powietrze sw nag do. Widok jego smukych, niemal

przeroczystych palcw uciszy protesty Mciciela.


- Nie jest to sposb budzcy m satysfakcj, Muon Nol, ale to wszystko, co moemy w tej
chwili zrobi. Trzeba ratowa Dolthe. Zrobi to, o czym ci ju wczeniej mwiem i
wprowadz w ycie ostatnie dziaania opniajce wroga.
Muon Nol upad na kolana i pochyli gow przed siedzc na tronie postaci.
- Lecz to doprowadzi do koca, wieszczu Eon Kull!
Eon Kull, wiekowy mistyk, umiechn si kcikami ust.
- Jam jest Drog, Muon Nol. To bya moja wita misja i obowizek przez wszystkie te
lata. Brama i ja tworzymy jedno. Jeli pojawi si konieczno jej zamknicia na zawsze, a
ta wanie si pojawia, przeznaczenie da ode mnie zapisania ostatniego rozdziau ycia. To
suszne i niezbdne zarazem. Nie postrzegam tego obowizku za tragedi i ty rwnie nie
powiniene. Eon Kull zamknie ponownie Drog, tym razem na zawsze. Eon Kull odejdzie w
przeszo wraz z Bram.
Muon Nol podnis sw twarz. Czy to naprawd zy zalniy przez moment w jego
ciemnych oczach, zastanowi si wieszcz i uzna, e by moe zy najwierniejszego
towarzysza broni wcale nie byy powodem do wstydu.
- Pozostaw mnie teraz samego. Powiadom swych braci, aby przygotowali si na mentalny
wstrzs. Wezw ci ponownie, gdy ju dokonam dziea, abymy mogli si poegna.
Dowdca stray przybocznej powsta z klczek i ruszy ku wyjciu z Sanktuarium.
- Muon Nol!
- Mj panie?
Eon Kull podnis z kamiennego oparcia tronu sw bro. Nike wiato komnaty odbijao
si w gadkiej lnicej lufie buanny, taczyo na obudowie i naramiennym uchwycie.
Uliowye, Pocaunek Zimnych Gwiazd. Bro herosw, czczona niczym relikwia. W rkach
Eona Kulla przyniosa Dolthe wiele zwycistw.
- We j. Sta do boju, gdy nadejdzie ku temu czas i dobrze jej uyj.
- Uliowye... nie mog, mj panie! Ona zawsze bya twoja!
- Wic do mnie naley prawo jej darowania, Muon Nol. Uliowye nie bdzie szczliwa,
jeli zmusimy j do snu w czasie tego wielkiego przejcia. Musi chocia ostatni raz posa
swj pocaunek wrogowi.
Muon Nol uj z czci staroytny miotacz.
- Nie bdzie milcze, mj panie. Uczynie mi ogromny zaszczyt.
Eon Kull skin gow i nie mwic nic wicej odesa swego towarzysza poza granice
Wewntrznego Sanktuarium. Mdrzec siedzia przez dusz chwil w bezruchu, nie mylc o

niczym szczeglnym i odprajc swj umys. Potem otworzy ponownie sw ja


obserwujc mrowie miertelnych umysw otaczajcych go za granicami kamiennych murw,
walczcych i umierajcych w dusznych dunglach Monthaxu.
Eon Kull wsta i zstpi z kamiennego tronu. Przyklkajc na posadzce rozwiza
przytroczony do pasa woreczek, jego zawarto zaszczkaa cicho. Wieszcz wysypa
przedmioty na podog. Byy to odamki koci pieczoowicie ozdobione runami mocy.
Chocia w pomieszczeniu panowa gboki pmrok, koci lniy silnym blaskiem
przywodzcym na myl promienie soca skrzce si w krysztakach lodu. Wieszcz
obserwowa przez chwil utworzony na posadzce wzr, zacz przesuwa nagimi palcami
midzy runami grupujc koci w pary, pitrzc je na wikszych kupkach lub oddalajc od
siebie w innych miejscach. Pracowa w milczeniu tworzc skomplikowany wzr.
Czu czyst moc Osnowy. Wyryte w mentalnych pprzewodnikach runy umoliwiay mu
dostp do niewyczerpalnego rezerwuaru energii psionicznej dziaajc niczym klucze
otwierajce zamki krpujce potny umys.
Zacz przyciga t energi zmuszajc j do przepywu przez runiczne kostki. Rozbysy
natychmiast silniejsz powiat, wibroway ledwie syszalnie. Umys wieszcza zaczyna
wirowa, jego posiadacz nigdy wczeniej nie prbowa manipulowa z materializacj tak
ogromnego poziomu mentalnej energii.
Nie, nie bya to do koca prawda. W latach swej modoci, pnc si po ciece
wiedmiarzy, dokonywa bardziej spektakularnych wyczynw majc do dyspozycji znacznie
mniej runicznych kostek. Teraz posiada wiedz i dowiadczenie bdce efektem setek lat
studiw, lecz ju od dawna nie by mody. Ujarzmienie takiego potencjau energii wymagao
od niego bardzo duego wysiku. Kamienie dusz wprawione w jego runiczny pancerz
zamigotay w wyrazie sympatii i uznania, odpowiedzia im blask tuzinw krysztaw
zdobicych kamienny tron. Budzc si z wieczystego letargu pod wpywem przenikajcych
komnat wibracji dusze staroytnych mistykw doczay do umysu wieszcza wspomagajc
go i chronic.
Kilku starszych i bardziej sceptycznych przodkw przestrzegao go przed podjciem tak
wielkiego wyzwania. Inni poparli starania wieszcza i obdarzyli go mylami penymi otuchy.
Cel przedsiwzicia by jasny i przejrzysty w swej prostocie: przetrwanie Dolthe. Dolthe nie
mogo zgin, a Eon Kull musia uczyni wszystko, co byo w jego mocy, by nie dopuci do
takiej tragedii.
Jaki dobiegajcy zza plecw dwik omal go nie zdekoncentrowa, lecz by to tylko
Fuehain Falchior, runiczny miecz wyczuwajcy rychy rozlew krwi, wibrujcy niecierpliwie

w swej ozdobionej kamieniami dusz pochwie.


- Zamilcz, wiedmie ostrze - wymrucza Eon Kull i powrci do procedury transferu
energii przez runy.
Kostki pony jaskrawym blaskiem. Niektre podskakiway i przesuway si po posadzce
pod wpywem drga powietrza. Kamienie dusz pulsoway miarowym wiatem. Eon Kull
spojrza w otcha Osnowy, a Immaterium wlao si w jego dusz. Kondensowa moc w
swym organizmie.
Naga do wykrzywia si na ksztat szponw, nabrzmiae yy pulsoway na nadgarstku.
Targany paroksyzmami blu, czu ciekajce z nosa kropelki rzadkiej krwi.
Pomimo cierpienia rozemia si gono. Nie wane jak bardzo dziwne i bolesne miao to
by zwycistwo, liczyo si tylko ono. Dla dobra Dolthe i jego pobratymcw, tak wanie
musiao si sta.
Przestworza nad frontow stref Monthaxu zakotoway si i eksplodoway. Olepiajce
zygzaki byskawic w setce miejsc jednoczenie przeciy niebo, ktrego jeszcze chwil
wczeniej nie znaczya nawet jedna burzowa chmura. Drzewa rozlatyway si w drzazgi pod
wpywem upiornych wyadowa elektrycznych. Szereg imperialnych pojazdw znajdujcych
si w forpoczcie lojalistw uleg zniszczeniu. Volposki Hellhound wylecia w powietrze
trafiony piorunem prosto w zbiorniki paliwa. W innym miejscu, na stromym brzegu rzeki,
czternacie przygotowanych do otwarcia ognia Basiliskw przemienio si wskutek swych
wysoko podniesionych luf w piorunochrony. Obsugujcy je ludzie miotali si spazmatycznie
smaeni ywcem przez dziesi sekund, po czym kilometr kwadratowy dungli obrci si w
dymice pogorzelisko w efekcie poczonej detonacji zapasw amunicji w poszczeglnych
haubicach.
Masywny, wysoki na sto metrw Leviathan sztabu inwazyjnego stojcy szesnacie
kilometrw za lini frontu zadygota pod wpywem uderzenia mas powietrza, oficerowie i
operatorzy runli na podogi zbici z ng. Genera Thoth zerwa si z fotela na widok
gasncych jeden po drugim ekranw i zacz wykrzykiwa w ciemno desperackie rozkazy.
Z niebios run deszcz: lodowate kaskady nietypowej o tej porze roku ulewy drcej
ciarem kropli lene poszycie i kor drzew. Przemoczeni na wskro, imperialni gwardzici
wycofywali si popiesznie na pozycje wyjciowe brnc przez grzsk botnist ziemi pen
rdzawych, coraz gbszych kau. Nikt nie myla o kontynuowaniu walki.
Pluton Varla schroni si w skalnym rumowisku, ludzie szeptali trwoliwie modlitwy i
trzli si w strugach zimnej wody. Wszystkie komunikatory wysiady, a widoczno zostaa

ograniczona do zaledwie jednego metra.


Przemony lk trawi umysy lojalistw. Na caej dugoci frontu utracono kontakt z
nieprzyjacielem. Artyleria Chaosu nadal strzelaa ze swoich baterii, ale rezultaty tej kanonady
wyglday wrcz aonie w obliczu rozszalaego ywiou. Gwardzici szeptali o
przywoanym przez psionikw mentalnym sztormie.
Niedobitki plutonu Leroda umykay poprzez deszczow zason, olepione strugami
wody i wdziczne losowi za moliwo oderwania si od napierajcego nieprzyjaciela.
Poowa plutonu Domora zostaa zmyta wodami wystpujcego z brzegw potoku, dwch
gwardzistw utono.
Wtedy pord deszczowych kropli posypa si grad. Wielkie niczym mskie pici bryy
lodu spady na zachodzie, amic koci i zabijajc na miejscu dziewitnastu onierzy z
volposkiej forpoczty. Gradowe kule byy tak twarde, e wgniatay czogowe pancerze.
Brnc po kolana w pynnym bocie, Tanithijczycy z pierwszego i drugiego plutonu
wycofywali si z bdcej miejscem potyczki laguny. Prowadzi Gaunt, trzymajcy si
kurczowo lian i pnczy, by nie run w boto. Corbec pogania sanitariuszy wlokcych
szeregowca Melka, ktremu brya lodu strzaskaa kolano.
- Co to na fetha jest?! - wykrzycza w deszcz komisarz.
Nikt nie odpowiedzia mu na gos, ale wszyscy pomyleli jednoczenie o wiedmich
mocach.
Wzdu granic burzy szalay potworne tajfuny. Imperialne lotnictwo zostao wycofane z
rejonu kataklizmu, ale dwa Maraudery nie zdyy opuci niebezpiecznej strefy. Jeden z
nich, spadajcy z oderwanymi stabilizatorami, zdoa obrci sw katastrof w pyrrusowe
zwycistwo uderzajc w szeregi czogw Chaosu unieruchomionych na lenej przecince
zamienionej znienacka w jeziorko. Cig gonych eksplozji uton pord nieustajcego ryku
burzy.
Podmyty pojawiajc si bez ostrzeenia wod, olepiony deszczem i uderzeniami wiatru,
Mkoll chwyci kurczowo korze pobliskiego drzewa chcc uchroni si przed upadkiem.
Przecierajc zalane wod oczy ujrza swj laser unoszony przez powd na pryzmie lici.
Poczu na ten widok nage ukucie alu. Dba w podziwu godny sposb o t zwyk
przydziaow bro, nie byo w caym regimencie lepiej utrzymanego i czystego karabinu od
egzemplarza sieranta. Fala wody porwaa jego wypieszczony laser niosc go w mrok
nienaturalnej nocy. Pociesza si, e przynajmniej wci yje - przynajmniej tak dugo jak
naporowi wody opieray si korzenie stanowicego jego schronienie drzewa.
Rawne skierowa swj pluton w gb strefy frontowej. Wosy i mundury Duchw

przylegay ciasno do ich skry, cikie i ociekajce wod. Jaka budowla majaczya przed
zdyszanymi ludmi, kamienna struktura wzniesiona z rwno ociosanych blokw. Major
dostrzega w niej co dziwnie znajomego. Potworny wicher zagusza wykrzykiwane przez
oficera komendy.
Oderwana uderzeniem wiatru ga wisna w powietrzu i uderzya szeregowca Logrisa
w gardo. Milo skoczy w jego stron, by podtrzyma towarzysza, ale na pomoc byo ju za
pno. Kark mczyzny zosta zamany, jego gowa zwisaa wykrzywiona pod nienaturalnym
ktem. Pozostawione na ziemi ciao zaczo zapada si w rozmik botnist gleb.
Caffran chwyci Mila za ubranie i pocign poprzez deszcz i grad w stron dajcych
pewn oson kamiennych blokw. Rawne przyklkn tu przy nich przywoujc reszt
swych ludzi: Feygora, Cowna, Whelna, Mkendrika, Larkina i Cheffersa. Lecz Cheffers ju nie
y. Na jego ciele nie wida byo adnych wyranych obrae i dopiero szeregowiec Cown
dostrzeg struk krwi sczc si z niewielkiego rozcicia na szyi Ducha. Co sterczao z
rany. By to li. Niesiony fal powietrza, fragment roliny niczym n wbi si w ciao
Tanithijczyka przebijajc mu krta. Przeraeni, skuleni pod kamienn cian onierze
dopiero teraz zauwayli swe podarte innymi limi mundury.
- Co to za burza?! - wrzasn ponad rykiem wiatru Caffran.
- I skd si tak cholernie szybko wzia?! - doda Feygor.
Rawne nie zna odpowiedzi na te pytania. Wszystko szo zgodnie z planem a do tej
przeraajcej chwili. Rejestracja na Polach Fundacji. Przygotowania do zaadunku na statki
transportowe. A teraz huragan, jakiego nigdy wczeniej nie mia okazji dowiadczy spad
nieoczekiwanie na Tanith Magna.
- Id w zakad, e to robota nieprzyjaciela! - odkrzykn - Nage uderzenie na Tanith!
Przygotowa bro!
Wszyscy skinli gowami przesuwajc bezpieczniki karabinw.
Wszyscy z wyjtkiem Mila.
- Majorze... co pan powiedzia?
Rawne spojrza w d na chopca.
- Wiem, e to twj chrzest bojowy, szczeniaku, ale postaraj si myle i dziaa jak
onierz! Jeste ze wieego zacigu i mleko masz jeszcze pod nosem, ale teraz musisz
walczy!
Milo zamruga oczami. Ryk burzy go dekoncentrowa, niemal odbiera zdolno
trzewego mylenia. Rawne i pozostali gwardzici najwyraniej postradali rozum. To nie jest
Tanith! Oni zachowuj si jakby znw byli w domu i...

Urwa swj niemy monolog. cian za jego plecami tworzyy bloki solidnego bazaltu
wycite z kamienioomw w Pryze. Na ich powierzchni pyszniy si wyrzebione emblematy
z koron elektora. Milo zna to miejsce... by to boczny fragment zachodnich fortyfikacji
stolicy.
Ale...
Przez chwil chopiec czu wycznie bezbrzen konsternacj. Jakie wspomnienia
majaczyy w jego podwiadomoci. Konajcy wiat, mae braterstwo ocalaych z zagady...
duchy... gra na dudach...
To tylko sen, pomyla, zy sen. Chaos uderzy na Tanith w chwili zacigu. Nie dano im
wyboru. Walka z broni w rku albo mier. A jeli mieliby umrze, wraz z nimi zgin miao
Tanith.
Burza, czarny krg wyadowa elektrycznych o rednicy szedziesiciu kilometrw,
pustoszya dungl w caej strefie frontowej. Sia ywiou bya tak ogromna, e nawet potne
instrumenty pomiarowe na orbitalnej katedrze Sanctity nie potrafiy oszacowa jego
wektorw ani przebi si przez tarcz zakce elektromagnetycznych. Wszystkie imperialne
jednostki posiadajce przynajmniej szcztkow mobilno wycofyway si co si w nogach na
swe pozycje wyjciowe. Wiele oddziaw, w wikszoci pancernych, ugrzzo na mokradach
bez moliwoci odwrotu.
Nawet najbardziej dowiadczeni analitycy generaa Thotha nie potrafili okreli statusu i
biecych pozycji nieprzyjaciela. Czy wrg rwnie zosta zamany? Czy te bka si
pord cyklonu czy te potga ywiou zdoaa go unicestwi? A moe burza bya efektem
jego dziaa?
Wielu weteranw Gwardii i wyszych stopniem oficerw miao ju okazj widywa
wczeniej psioniczne sztormy, ulubione narzdzie terroru wojsk Chaosu. Lecz ta burza bya
inna. Nie wyczuwao si w niej charakterystycznej aury zepsucia, adnego specyficznego,
cikiego powietrza wywoujcego silne dreszcze, torsje i niszczycielskie zaburzenia pracy
mzgu.
Tytaniczna furia. Czysta, nieskrpowana niczym potga natury. Lecz gdyby zwykli
miertelnicy posiadali bardziej wyostrzone zmysy, zdoaliby dostrzec w jej gbi moc
Osnowy. Mentalna energia przesycaa ywioowy kataklizm.
Inkwizytor Lilith nie miaa adnych wtpliwoci w tym wzgldzie. Jej psioniczny talent
natychmiast odkry obecno mentalnej mocy w aurze roztaczanej przez cyklon. Zdoaa
jedynie zamkn swj umys na przetaczajcy si pod czaszk ryk energii uciszajc

rozbrzmiewajce w umyle wycie. Plotki o nawiedzajcych ten wiat wiedmich mocach


okazay si prawd, ale ta moc miaa w sobie czysto i klarowno, jakiej Lilith nigdy
wczeniej w yciu nie dowiadczya.
Sza poprzez mawk w mokrym skrzanym paszczu z nacignitym na gow
kapturem, nie odrywajc wzroku od czarnego nieba kotujcego si dobre dwie mile przed
ni. Honorowa eskorta maszerowaa w milczeniu za przedstawicielk Inkwizycji. Lilith
wyczuwaa bez problemw zdenerwowanie i niech onierzy do wejcia w stref, z ktrej
wanie uciekali wszyscy rozsdni ludzie. Lecz lord genera Bulledin kaza im strzec Lilith w
czasie tej misji, a gwardzici bali si lorda generaa i Inkwizycji znacznie bardziej od
najgorszego nawet cyklonu.
Eskort tworzyo trzydziestu onierzy z Pidziesitego Krlewskiego Regimentu
Volpone, Bkitnokrwistych. Wszyscy mieli na sobie szarozote pancerze osobiste i
charakterystyczne pytkie volposkie hemy, na ramiona narzucili przeciwdeszczowe
paszcze. Torsy i barki mczyzny skryway si pod masywnymi segmentami karapaksw, w
rkach trzymali matowoczarne cikie lasery niedawno wyjte z pokadowej zbrojowni
Leipaldo. Kady gwardzista nosi na konierzu jasnofioletowy emblemat Imperialnego Ora
wiadczcy o przynalenoci do Dziesitej Brygady, elitarnej volposkiej jednostki
gwardyjskiej. Do dyspozycji inkwizytor oddano najlepszych z najlepszych. onierzom
towarzyszy te zakapturzony astropata nalecy do przybocznej wity Lilith. Psionik dygota
i trzs si przy kadym zawirowaniu burzowych mas powietrza, a gwardzici starali si
omija go szerokim ukiem.
Dowdca eskorty, major Gilbear, zrwna krok z inkwizytor. Na jego twarzy malowa si
pospny grymas, ale kobieta doskonale wyczuwaa roztaczan przez Volpoczyka aur
pompatycznej dumy z otrzymanego zadania. Z trudem ignorowaa spywajce do jej umysu
emocje majora.
- Czy mog prosi o wyjanienie celu naszej misji oraz przebiegu marszruty, moja pani? zapyta Gilbear posugujc si arystokratycznym dialektem wyszych sfer. Uy go po czci
w celu wywarcia wraenia na Lilith, po czci za dla podkrelenia swej rzekomej wyszoci.
Potny Volpoczyk najwyraniej przekonany by o przewadze swego statusu spoecznego
nad

zwykymi

onierzami.

Jakby

chcia

zasugerowa...

jest

wrcz

rwny

przedstawicielowi Inkwizycji.
- Powiem, kiedy uznam to za konieczne, majorze - odpowiedziaa gardowym
prymitywnym slangiem uywanym przez szeregowych gwardzistw. Bya to obelga dla
majora, ale uczynia j z rozmyln satysfakcj chcc pozby si towarzystwa aroganckiego

natrta. Nie miaa do wolnego czasu, by pozwoli mu na zawracanie sobie gowy.


Skin krtko gow, a ona umiechna si pod nosem wyczuwajc fal targajcego
mczyzn gniewu.
Grupa przekroczya szerokie koryto rzeczki, pytkiej, ale gnanej silnym nurtem. Tuzin
roaskich Chimer utopi si po osie w bocie zalegajcym na grzskim brzegu potoku.
Zdenerwowani onierze biegali wok pojazdw krzyczc na siebie wzajemnie, klnc i
szarpic si z cikimi kodami drewna podkadanymi pod gsienice transporterw. Mawka
padajca na obrzeach burzowej strefy przemaczaa ubrania, krople wody tworzyy miliony
zmarszczek na powierzchni mokrade.
Dostawszy si na drugi brzeg zesp ledczy pomaszerowa wzdu koryta rzeki
zmierzajc w stron cyklonu. W spienionym nurcie mona byo dostrzec coraz wicej
obiektw: szcztkw ekwipunku, hemw, poamanych gazi, martwych cia, niesionych
wzbierajcymi falami rzeczki w d jej koryta.
Lilith nakazaa grupie postj w miejscu, gdzie powtarzajce si uderzenia piorunw
cakowicie zwgliy grup wysokich drzew redukujc je do postaci poczerniaych kolumn. Na
powierzchni pobliskiego mokrada unosia si gruba warstwa drzewnej miazgi i lici. Lilith
wczya swj elektroniczny notes i spojrzaa na jego ekran. Urzdzenie wywietlao pozycje
wszystkich imperialnych jednostek, kadego pojedynczego oddziau, zarejestrowane tu
przed rozptaniem si kataklizmu. Skomplikowana mozaika zoona z tysicy elementw
wymagaaby ogromnego skupienia ze strony nawet dowiadczonego sztabowca, jednake ona
ju wczeniej zlokalizowaa ten element ukadanki, ktry j interesowa: trzeci pluton
Pierwszego Regimentu Tanith.
Mkoll zdoa przedosta si na pooony wyej grunt, walczc ustawicznie z
przenikliwym wiatrem i deszczem. Niebo byo czarne, a wszdzie wok panoway icie
nocne ciemnoci, ale sierant nie mg skorzysta ze swego noktowizora, poniewa
instrument olepiay tnce bez przerwy przestworza byskawice. Nieustajcy grzmot burzy
prawie cakowicie go oguszy. W wielu miejscach obsuwajca si wskutek nadmiaru wilgoci
skarpa omal nie pocigna go za sob w kotujc si poniej botnist kipiel. Pochwyci co
wzrokiem w chwili, gdy byskawica rozpalia ciemno, tote przystan na chwil czekajc
na nastpne uderzenie elektrycznych wyadowa, by w jego wietle uzyska potwierdzenie
dla swych podejrze.
Ruiny. Pozostaoci budowli, ktre dostrzeg w trakcie wczeniejszego patrolu i ktrych
nie zdoa ju pniej mimo wielu prb odnale. Tym razem nie zamierza da si zwie.

Sta w miejscu przez nastpne trzy rozbyski byskawic zapamitujc fragmenty swego
otoczenia owietlane krtkotrwaymi, ale upiornie jaskrawymi emisjami wiata.
W ostatnim rozbysku dostrzeg rwnie jaki ruch.
Nieprzyjacielscy onierze, znajdujcy si znacznie wyej na skarpie, wpadli na niego
przez czysty przypadek. Kiedy wiat pogry si znw w ciemnociach, zaczli strzela w
stron sieranta, znaczc mrok krechami czerwonego wiata. Mkoll rzuci si na kolana w
grzskie boto prbujc wykorzysta jak najlepiej oson tworzon przez ukos skarpy.
Kolejna byskawica. Wrogowie byli bliej. Przynajmniej szeciu, w wikszoci
ciskajcych bro w jednej rce, drug apicych za bryy ska i krzewy w celu zachowania
rwnowagi na stromym zboczu wzgrza. Ciemno rozpaliy kolejne czerwone wizki.
Mkoll wyj z kabury swj pistolet. Nie dostrzega adnych ksztatw w smolistej czerni,
ale rozbyski luf przeciwnikw wystarczay mu w zupenoci. Odczeka jeszcze moment, a
pniej strzeli w stron rda wiata.
Zaraz potem rzuci si w lewo, by przeciwnicy nie zastosowali tej samej sztuczki w
stosunku do niego. Obawy okazay si jak najbardziej suszne. Gliniaste wybrzuszenie skarpy,
ktre zapewniao mu wczeniej prowizoryczn oson zostao trafione niemal jednoczenie
czterema wizkami energii. Dymice boto rozpryso si na wszystkie strony parujc w
powietrzu, ale ulewny deszcz niemal natychmiast poradzi sobie z kbami pary.
Nastpna byskawica. W uamku sekundy Mkoll dostrzeg wielk sylwet onierza
Chaosu stojcego na zboczu tu nad nim. Przeciwnik najwyraniej zamierza obej z flanki
poprzedni pozycj sieranta albo te polizgn si i zjecha wbrew wasnej woli w d
zbocza omal nie zderzajc si z Duchem.
Mkoll poderwa pistolet i strzeli wrogowi z przyoenia w pier, zanim tamten zdy
zareagowa na obecno sieranta. Przeciwnik, cuchncy odraajco trup obciony zwojami
acuchw i zardzewiaymi owalnymi pytami pancerza run na Mkolla i przewrci go
swym ciarem na ziemi. Uwiziony pod zwokami Duch zacz zsuwa si w d zbocza.
Walczy zaciekle z martwym ciarem prbujc zepchn z siebie trupa. Oba ciaa, ywe i
martwe, przypieszyy lizg osuwajc si gowami w d stromego zbocza.
Mkoll przewrci si na brzuch i dwukrotnie upad twarz w boto zanim zapa
wystarczajco solidn podpor. By umazany botem, chocia krople deszczu miosiernie
wypukay grzsk ziemi z jego oczu. Czu te, e boto wypenia szczelnie jego uszy, bo
cakowicie straci ju such. Czy te moe to grzmot piorunw rozerwa mu w kocu bbenki?
W ciemnociach rozptaa si kanonada, skoncentrowana na miejscu ostatniej wymiany
ognia. Sierant dostrzega czerwone krechy laserowej energii, ale niczego nie sysza. W jego

uszach rozbrzmiewa jedynie niski, niekoczcy si pomruk.


Przypad do skarpy tu obok trupa. Nigdzie nie dostrzega jego karabinu, ale przy pasie
zabitego wisia zabytkowy laserowy pistolet. Sierant zdj go popiesznie z zaczepu. Bro
miaa dusz luf i bya znacznie cisza od standardowej wersji gwardyjskiej, zdobiy j
liczne ornamenty. Profilowan kolb otulaa wyprawka ze skry otoczona delikatnymi
acuszkami, za pod luf biegy groteskowe inskrypcje wykonane z masy perowej i srebra.
Palca si tym wiatem kontrolka sygnalizowaa pen bateri.
Niebieska powiata, jaskrawa, elektryczna, skpaa sieranta w swym blasku. Fosforowe
flary, wpierw dwie, pniej jeszcze trzecia, rozpaliy mokre od deszczu przestworza ponad
wzgrzem. Oczy Mkolla szybko przystosoway si do migotliwego zwodniczego wiata.
Dostrzega czarn cian lasu, kurtyn deszczu otaczajc go z wszystkich stron. Dostrzeg
przeciwnikw, przynajmniej dziesiciu, zbiegajcych po skarpie w kierunku Ducha.
Najbliszy z nich by oddalony o zaledwie dwadziecia metrw.
Oni te go dostrzegli.
Zaczli strzela. Mkoll wci nie sysza niczego prcz pomruku przywodzcego na myl
powolne zgrzytanie zbami, ale widzia gejzery bota wytryskajce wok swych ng i wizki
przecinajce pie wznoszcego si tu obok drzewa. Mierzcy dobre pidziesit metrw
kolos run podcity krechami wiata. Mkoll wlizgn si pod pie w miejscu, gdzie
dostrzeg niewielkie zagbienie terenu, omal nie znikajc przy tym pod powierzchni
wypeniajcej dziur wody. Wypezajc po drugiej stronie pnia penicego teraz rol
barykady sierant odkry, e jego such czciowo powrci. Woda spukaa boto
pokrywajce grub warstw uszy Tanithijczyka. Fala nowych dwikw zalaa zmysy
Ducha: huk piorunw, trzask wystrzaw, chrapliwe okrzyki przypominajce szczeknicia
sfory ogarw.
Sadowic si wygodniej na kolanach sierant wyjrza ponad pniem i zacz strzela z obu
rk. Laserowe wizki jego regulaminowej broni byy jaskrawobiae, te wystrzeliwane ze
zdobycznego pistoletu pony brudn czerwieni. Wypali w dwch najbliszych
przeciwnikw zwalajc ich jednoczenie z ng. Jeden upad pomidzy poamane gazie,
drugi run nosem w boto i zjecha z rozrzuconymi szeroko rkami w d skarpy znikajc w
spienionej brudnej kipieli.
Mkoll zgi si wp i przesun wzdu pnia. Salwa heretykw skremowaa fragment
drzewa, za ktrym przed momentem ukrywa si Tanithijczyk. Wychylajc si ponad
drzewem wystrzeli ponownie, zabijajc onierza Chaosu trafieniem w bok gowy.
Dwaj nastpni byli ju blisko, ale ich ruchy ograniczay sterty poamanych gazi.

Laserowe wizki przeciy powietrze nad gow sieranta. Wypali z obu pistoletw
jednoczenie spopielajc rami jednego z przeciwnikw. Krecha energii uderzya w
odpowiedzi w pie tu poniej twarzy Ducha. Mczyzna schowa si popiesznie syczc z
blu, skr jego palcw i przedramion poszatkoway kolejne drzazgi.
Mkoll stumi kliwy bl. Zacz si ponownie czoga wzdu pnia drzewa, lecz tym
razem skierowa si w kierunku swej poprzedniej pozycji. W chwili, kiedy znowu podnosi
si na nogi, trzej nieprzyjacielscy onierze dotarli wanie do jego poprzedniej pozycji i
przechylali si ponad pniem zamierzajc ostrzela puste ju stanowisko ogniowe lojalisty.
Mkoll posa wizki laserw wzdu pnia zabijajc na miejscu wszystkich trzech
przeciwnikw, zanim ci uwiadomili sobie, e strzelaj do zdeptanego bota. Jeden z nich
upad na plecy i zelizgn si pod drzewo, drugi przelecia przez pie i zagbi si do
poowy ciaa w grzsk ma. Trzeci znieruchomia pord gazi.
Flary gasy, stroboskopowe wiato byskawic znw obejmowao niebiosa w swe
niepodzielne wadanie.
Mkoll ujrza dziesitki kolejnych onierzy nieprzyjaciela wyaniajcych si spoza
grzbietu skarpy, a czterech czy piciu wci znajdowao si w jego bezporednim polu
ostrzau.
Sierantowi koczyy si moliwoci dziaania. Zacz biec, wpierw wzdu pnia drzewa,
pniej zboczem wzgrza w stron zaomu, za ktrym dostrzeg wczeniej ruiny. cigay go
krechy laserowego wiata. Raz potkn si i upad - i to uratowao mu ycie, kiedy laserowe
wizki przeciy powietrze w miejscu, gdzie jeszcze uamek sekundy wczeniej znajdowaa
si gowa Ducha. Potoczy si w d skarpy, bynajmniej nie z wasnej woli, pozbiera na nogi
i dalej ucieka. Kolejne flary rozpaliy ciemno, srebrne wiato zalao dungl, grzskie
zbocze i strumienie deszczu. Drzewa przeistoczyy si w jego blasku w rozcapierzone czarne
palce o licznych cieniach.
Dwaj onierze wroga rzucili si na niego z pochylonymi do przodu gowami. Jeden
pocign za spust, ale chybi. Mkoll wci ciska w doniach swoje pistolety. Strzeli
kademu z przeciwnikw w gow mijajc ich w biegu. Za dwjk zabitych znajdowali si
nastpni trzej heretycy. Jeden z nich zareagowa dostatecznie szybko, by nacisn spust swej
broni i Mkoll poczu gwatowne szarpnicie karku uderzonego czym bolenie twardym i
gorcym. Po twarzy sieranta pocieka krew. Zastanowi si przelotnie, czy faktycznie zosta
postrzelony w gow, czy jego myli i odczucia byy zaledwie ostatni reakcj ukadu
nerwowego pchajcego ciao do dziaania z obejciem wypalonego wizk wiata mzgu.
Pomimo obrae nie zwolni nawet na krok. Zastrzeli salw z obu pistoletw czowieka,

ktry go trafi, po czym przesadzi trupa rozkadajc rce na boki i prbujc pochwyci na
muszki towarzyszy zabitego. By to brawurowy, ale i lekkomylny ruch. Zdradliwe boto
ulego naciskowi buta ldujcego na ziemi sieranta, mczyzna straci rwnowag i chybi
celu. Przesuwajc lufami za sylwetk mijajcego ich lojalisty onierze Chaosu pocignli
jednoczenie za spusty i zastrzelili si wzajemnie. Mkoll odzyska chwiejnie rwnowag i
rozemia

si

histerycznie

bdc

wiadkiem

tego

niezamierzonego

aktu

boskiej

sprawiedliwoci. Przystan na moment, schowa do kabury jeden z pistoletw i przecign


palcami doni po swej gowie. Wbrew swym obawom nie natrafi na ostr krawd
strzaskanej czaszki, tylko gbok krwawic szram otoczon pasem zwglonych wosw.
Jego beret znik bez ladu. Postrza okaza si powierzchownym draniciem. Pomyla z
ironi, e major Rawne nie omieszka przy najbliszej sposobnoci wyrazi komentarza na
temat twardej czaszki sieranta.
Popdzi w d skarpy, krechy czerwonego wiata cigay go nieustannie. Znajdujc si
w obliczu przewaajcego liczebnie wroga, aonie kiepsko uzbrojony, poj znienacka, e
nadszed czas na najbardziej drastyczne rozwizanie.
Pochwyci rkami wystajcy z ziemi solidny korze drzewa i przypi si do niego
popiesznie swym pasem. Wyjmujc z kieszeni na udzie trzy adunki wybuchowe oklei je
ciasno tam i cisn z caej si za swe plecy, w gr stromego zbocza.
Byskawica rozpalia przestworza w tym samym momencie, kiedy adunki eksplodoway
z toncym pord grzmotu wyadowa hukiem. Cae zbocze zatrzso si silnie i zaczo
obsuwa z rosnc szybkoci. Tony pynnej ziemi, ska i rolin runy w d skarpy
porywajc nieprzyjacielskich onierzy i grzebic ich w grzskim bajorze.
Boto omal nie zalao sieranta, kawaki drewna i kamieni uderzay bolenie w jego
unieruchomione ciao. Zakrztusi si i zacz wymiotowa mierdzc mazi.
Botna lawina znienacka ustaa. W mokrym powietrzu rozszed si silny zapach wieej
ziemi. Mkoll odkry, e wisi w powietrzu na swym pasie, wci przytroczony do korzeni
drzewa. Lawina porwaa spod jego ng kilka metrw ziemi, ale wronite gboko korzenie
wytrzymay napr mas bota i wody. Drzewo okazao si jednym z kilku ocalaych elementw
okaleczonego, przypominajcego teraz swym ksztatem pksiyc wzgrza.
Mkoll rozpi pas i spad na ugite nogi. Wystajca opodal z bota do pogrzebanego
pytko onierza Chaosu zacza porusza si i zaciska szponiaste palce. Sierant zacz
strzela w pryzm ziemi, dopki drgajca konwulsyjnie do nie znieruchomiaa.
Duch powlk si w stron krawdzi wzgrza i spojrza z niej na gbok dolin tkwic
w gbi dungli. Na rozlegym wzniesieniu porodku depresji majaczyy ruiny, mroczne i

tajemnicze. Druga seria flar te dogasaa, ale sierant wiedzia, co takiego dostrzegy w ich
sabym blasku jego oczy.
Ruiny byy oblone przez onierzy Chaosu. Dziesitki tysicy nieprzyjacielskich
wojownikw poruszay si niczym gigantyczne stado insektw, napierajc z wszystkich stron
na prastare fortyfikacje.
Atakowali bez wytchnienia, bez chwili spoczynku, jakby szalejcy wok kataklizm
wcale nie robi na nich wraenie. Jakby liczy si tylko i wycznie krg masywnych
kamiennych blokw wzniesiony na szczycie wzgrza.
- Co to za miejsce? - wydysza gono Mkoll. - Czego tutaj chcecie?
Jego pytanie utono pord grzmotu piorunw i ryku wiatru.
Przestworza nad gowami lojalistow dygotay spazmatycznie, wstrzsane konwulsjami
elektrycznych wyadowa. Pierwszy pluton, wmocniony niedobitkami oddziau Corbeca i
grup onierzy Leroda, napotkan przypadkowo w tropikalnym gszczu, wycofywa si co
si w nogach z burzowej strefy.
Gaunt dobieg do Corbeca, przedzierajcego si przez smagan deszczem gstwin na
czele jednostki. Szeregowiec Melk trafi chwil wczeniej na nosze cignite popiesznie w
tyle grupy.
- Co jest? - wykrzycza komisarz. Strugi deszczu ciekay po jego szczupej twarzy.
- Rzeka! - wrzasn zaskoczony pukownik. Przed ich oczyma przelewaa si rozszalaa
woda, spieniona, gboka i bez wtpienia miertelnie niebezpieczna. Gaunt by pewien, e
adnej rzeki nie byo w tym miejscu, kiedy Duchy przechodziy tdy w przeciwnym kierunku.
Wyprostowa si smagany deszczem i zacz studiowa wzrokiem elementy otoczenia
prbujc odnale swe pooenie. Przywoa szeregowca Mkte i zabra mu jeden z pakietw
wybuchowych. Corbec gapi si z niedowierzaniem na komisarza wieszajcego adunek u
podstawy masywnego drzewa gingko i uzbrajajcego zegar detonatora.
- Cofn si! - krzykn Gaunt.
Detonacja cia potne drzewo tu ponad korzeniami i pchna jego mierzcy
szedziesit metrw pie w kierunku drugiego brzegu rzeki tworzc prowizoryczny most
koyszcy si ponad kipiel.
Jeden po drugim gwardzici zaczli pezn po pniu. Corbec szed przodem chcc
pokaza swym podwadnym, e przejcie jest moliwe i klnc blunierczo za kadym razem,
gdy wilgotne donie traciy oparcie na szorstkiej korze drzewa. Szeregowiec Vowl straci
uchwyt i run w d rzeki. Spienione fale poniosy go w ciemno niczym korek. Krzyczcy
przeraliwie ludzki korek.

Zeskakujc na drugi brzeg Corbec zaj si zabezpieczeniem przyczka, rozsyajc


depczcych mu po pitach onierzy na boki w celu stworzenia szerszego wachlarza czujek.
Sam zagbi si popiesznie w gstwin paproci i hiacyntw, smagany po twarzy ich
mokrymi limi. Z przodu dostrzeg znienacka jaki ruch. Zgosi kontakt poprzez swj
mikrokomunikator, ale nie otrzyma adnej odpowiedzi. Burza czynia moduy cznoci
praktycznie bezuytecznymi. Zaciskajc zesztywniae z zimna palce na karabinie pukownik
podkrad si do przodu.
Ciki laser wypali gdzie po prawej, powietrzem wstrzsn charakterystyczny szczk
wystrzau. Pukownik skoczy przed siebie i zderzy si z trzema masywnymi postaciami,
ktre wychyny nieoczekiwanie z mroku. Upuci swj karabin. Czyja pi trafia go w
kark i powalia na kolana. Zerwa si z ziemi i odda cios, jeden z przeciwnikw run w
boto. Inny prbowa kopn pukownika, ale oficer odpowiedzia rwnie szybkim
kopniakiem. Trzasna jaka pkajca ko.
Zwar si z najwikszym przeciwnikiem, olepiony kroplami deszczu i rozbryzgami
bota. Mrugajc rozpaczliwie dostrzeg w wietle byskawic zotoszary karapaks i emblemat
dwugowego ora. Przygnieciony do ziemi ciarem adwersarza uderzy dwa razy pici w
miejsce, gdzie spodziewa si twarzy przeciwnika, po czym odepchn oszoomionego
napastnika i przetoczy si na niego.
Kolejny bysk stroboskopowego wiata. Corbec ujrza pod sob volposkiego
Bkitnokrwistego, potnego mczyzn o posiniaczonej zakrwawionej twarzy. Majora.
Duch zaciska rce na jego gardle.
- Co na fetha? - sapn zaskoczony i w tej samej chwili jego gowy dotkny przystawione
do niej lufy cikich laserw.
- Ty skurwielu! - warkn bekotliwie major prbujc zrzuci z siebie przeciwnika.
Corbec podnis rce w gecie kapitulacji zdajc sobie spraw z mierzcych midzy jego
oczy karabinw. Uwolniony od ciaru Tanithijczyka major wsta i wycign z kabury ciki
laserowy pistolet mierzc z niego prosto w twarz pukownika.
- Nie rb tego - powiedzia czyj gos, cichy, a mimo to posiadajcy dostatecznie wiele
autorytetu, by przebi si ponad grzmotem burzy.
Gaunt wysun si spord paprotnikw, jego boltowy pistolet mierzy w gow Gilbeara.
Lasery Bkitnokrwistych odwrciy si w kierunku komisarza, ten jednak nawet nie drgn
na ich widok.
- Od bro - zada Gaunt. Lufa jego pistoletu wci nie zmienia celu.
Corbec lea na plecach patrzc na rozgrywajc si przed jego oczami konfrontacj, cay

czas wiadom faktu, e pistolet majora mierzy w jego czaszk.


- Zastrzel go, a moesz by pewien, Gilbear, e zginiesz zanim ktrykolwiek z twych
ludzi pocignie za spust - gos Gaunta by niski i zowieszczy. Corbec zdy ju pozna ten
ton.
- Gaunt... - wymamrota Gilbear nie opuszczajc broni.
Kilku Tanithijczykw wylizgno si spord gstwiny zajmujc pozycje po bokach
komisarza i osaniajc go gotow do uycia broni.
- Chyba mamy tutaj pat - mrukn Corbec.
Gilbear uciszy go zrcznym kopniakiem wci celujc w gow pukownika i nie
odrywajc przy tym wzroku od Gaunta.
- Prosz opuci bro, majorze Gilbear - inkwizytor Lilith wesza na polank. Miaa
nacignity na czoo kaptur, a powtarzajcy si rytmicznie grzmot piorunw zdawa si
punktowa jej stanowcze sowa.
Gilbear schowa pistolet do kabury.
- Prosz pomc wsta pukownikowi Corbecowi - dodaa w perfekcyjnym dialekcie
wyszych sfer Lilith.
Gaunt wci ciska bro w rce.
- Pana to te dotyczy, komisarzu. Prosz schowa pistolet.
Oficer opuci powoli bro.
- Inkwizytor Lilith.
- Spotykamy si ponownie - powiedziaa odwracajc si plecami do komisarza. Gboka
ciemno czynia z niej zowieszcz, okryt czarnym paszczem posta.
Gilbear poda do Corbecowi i pomg mu wsta z ziemi. Spojrzenia obu oficerw
skrzyoway si na dusz chwil. Gilbear mia nad Corbecem kilka centymetrw wzrostu
przewagi, a jego tkwice w masywnej bryle karapaksu szerokie ramiona sprawiay
imponujce wraenie, niemniej jednak tanithijski pukownik nadrabia te braki czyst mas
mini.
- Bez urazy - wysycza Volpoczyk prosto w twarz Colma.
- adnej urazy, Bkitnokrwisty... do nastpnego razu.
Gaunt min Gilbeara podchodzc do Lilith, wymieni krtkie spojrzenie z majorem.
aden z nich nie zapomnia Voltemandu.
- Inkwizytor Lilith - zacz komisarz prbujc przekrzycze kakofoni burzy. - Czy
mamy do czynienia z przypadkowym spotkaniem czy te wytropia mnie swymi
psionicznymi sztuczkami?

Odwrcia si i spojrzaa na niego czystym bystrym wzrokiem.


- A jak mylisz, Ibramie?
- A kim ja jestem, eby rozmyla nad takimi sprawami, pani inkwizytor?
Umiechna si kcikami ust, po jej bladej twarzy cieky wielkie krople wody.
- Psioniczna burza szaleje nad ca stref frontow, skutecznie uniemoliwiajc nasz atak
na pozycje nieprzyjaciela.
- Nie usyszaem niczego, czego bym wczeniej sam nie zauway.
- Gdzie jest teraz twj trzeci pluton?
Gaunt wzruszy ramionami.
- Ty mi powiedz. Stracilimy w tym piekle czno radiow.
Kobieta pokazaa mu podwietlony ekran swego notesu.
- Wedug ostatniego meldunku tkwi w samym rodku tego kataklizmu. Powiedz sam, nie
sdzisz, e to zadziwiajce?
- Niby czemu?
- Milo... Wiem, e odpowiedzia na moje pytania i wymkn si z puapki, ale wci
jeszcze budzi to m zadum.
- Co takiego ci zadziwia, pani?
- Chopiec podejrzewany o posiadanie talentu mentalnego, znajdujcy si pod twoj
pieczoowit opiek, odnajduje si znienacka w samym rodku tego zjawiska.
- To nie jest sprawka Brina Milo.
- Doprawdy? Skd moesz posiada tak niezbit pewno?
Gaunt nic nie odpar.
- Co ty waciwie wiesz o psionikach, komisarzu? Co wiesz? Rozmawiae kiedy z nimi?
Znasz drog, ktr musz poda? Chopiec, dziewczynka, jeszcze dziecko, nigdy wczeniej
nie przejawiajce nawet iskierki talentu, potrafi znienacka przerodzi si w co, czego
wszyscy lkamy si z caego serca.
Gaunt wci milcza, czujc coraz wikszy niepokj z toru obieranej przez rozmwczyni
konwersacji.
- Ja miaam ju okazj co takiego widzie, Ibramie. Uycie niewyszkolonego daru, nag
erupcj mentalnej aktywnoci. Nie moesz mie pewnoci, e Milo nie macza w tym palcw.
- To nie on. Wiem, e to nie on.
- Czas pokae. W kocu po to wanie tu jestemy. eby odkry prawd.
Rawne wyjrza na zewntrz wskiego okienka wycitego w masywnych kamiennych

blokach, mokry nocny wiatr zrosi mu twarz kroplami deszczu. Dostrzega w oddali
pomienie, ale nie byy to bynajmniej ciepe ogniska rozpalane co noc na Polach Fundacji.
Przestworza pochona ciemno. Zguba spada nieoczekiwanie na Tanith. Jeli w sercach
niektrych tlia si jeszcze nadzieja, Rawne nie mia zudze: nie dalej jak trzy minuty
wczeniej dostrzeg ostrzegawcze flary wznoszce si ponad koronami drzew.
Przycisn swj nowiutki laser do piersi. Przynajmniej raz bdzie mu dane go uy przed
mierci.
- Co si dzieje, sir? - zapyta szeregowiec Caffran.
Rawne stumi w sobie ch skrzyczenia go. Chopak by nowicjuszem, stojcym w
obliczu swego bojowego chrztu. A Rawne sta si jedynym oficerem w okolicy.
- Planetarny desant. Nieprzyjaciel uderzy na nas w trakcie orbitalnego zaadunku.
Pozostali czonkowie druyny jknli z rozpacz.
- Jestemy skoczeni - wyrzuci z siebie aosne sowa Larkin. Feygor zdyscyplinowa go
ciosem pici.
- Do takich tekstw! - warkn Rawne - Nie zdobd Tanith bez walki! I nie wierz,
bymy byli jedynym oddziaem w elektorskim paacu! Naszym zadaniem jest ochrona ycia
elektora.
onierze odpowiedzieli pomrukami i skiniciami gw. W sowach majora krya si
determinacja, ale i poczucie susznego obowizku. Wszyscy czuli to samo.
Feygor ponownie sprawdzi gwny kana radiowy.
- Nic. Wszystkie czstotliwoci s martwe. Musz nas zakca.
- Prbuj dalej. Musimy zlokalizowa elektora i zorganizowa jego ubezpieczenie.
wiat w gowie Brina Milo wirowa szaleczo. Wszystko wydawao si tak dziwnie
nierealne, ale chopiec wmawia sobie ustawicznie, e to tylko efektu wstrzsu wywoanego
nagym rozwojem wydarze. Ju same przygotowania do opuszczenia Tanith byy
dostatecznie stresujce. Wszyscy ludzie od kilku dni mieli nerwy napite jak postronki. A
teraz... ten koszmar.
Tak wanie to wygldao. Senny koszmar. Zapa realnoci, gdzie pewne rzeczy
wydaway si rozmyte i nieczytelne, inne za pony nadludzk ostroci.
Zabrako mu czasu na uspokojenie nerww, wzicie si w karby dyscypliny. Huk
wystrzaw i jzyki pomieni eksplodoway nieoczekiwanie w gbi kamiennego korytarza.
Nieprzyjaciel zdoa si wedrze do wntrza paacu.
Druyna Rawne skoczya za filary i we wnki przejcia, strzelajc w stron wyomu.
- Za Tanith! - krzykn Rawne. - Pki jeszcze yje!

Eon Kull ockn si z mroku niewiadomoci i krzykn bolenie. Odkry, e ley


bezwadnie na wypolerowanej posadzce Wewntrznego Paacu. Przez krtk chwil nie
potrafi sobie nawet przypomnie, kim jest i co w tym miejscu robi.
Wspomnienia zaczy do niego powraca niczym ziarenka piasku przesypujce si przez
klepsydr, niczym proch czasu. Straci przytomno i pozostawa samotnie w sanktuarium
pogrony we wasnym delirium.
Ledwie zdoa podnie si z podogi. Jego rce dygotay konwulsyjnie, nogi mia sabe
niczym fildassai. W ustach i nosie czu posmak zakrzepej krwi. Serce i puca tuky si w
obrczy klatki piersiowej jak sposzone ptaki w klatce.
Podj wyzwanie, lecz czy zdoa mu sprosta?
Kamienie dusz straciy swj blask. Fuehain Falchior tkwia w milczeniu w pochwie.
Runiczne kostki poniewieray si po pododze jakby kto kopniakiem buta rozrzuci ich
mistern ukadank po caym pomieszczeniu. Niektre rozpalone byy do czerwonoci,
trzeszczay cicho niczym kawaki elaza w kuni. Po innych pozostay tylko kupki jasnego
popiou.
Eon Kull westchn gboko na ten widok. Sign po kostki gromadzc ich szcztki,
parzc sobie palce. W imi Vaula Kowala, c takiego mdrzec uczyni tego dnia? Co takiego
zrobi? Wyzwanie okazao si zbyt potne, tego by ju pewien. Wiek i sabo ciaa
wieszcza zdradziy go, odary z przytomnoci i pozbawiy kontroli nad rezerwuarem mocy,
lecz przerwa ta nie moga przecie trwa duej ni sekunda, moe dwie. C takiego
wyzwoli sw niewiadomoci? wity Asuryanie, do czego doprowadzi?
Wyczerpany umys mdrca odkry obecno powracajcego do sanktuarium Muon Nola.
Wojownik nie powinien by ujrze swego mistrza w tak upokarzajcym stanie. Znajdujc w
sobie nieoczekiwanie do zrodzonej z desperacji siy Eon Kull usiad na tronie, przywizujc
jednoczenie peen popiou i krysztaowych szcztkw woreczek do pasa swej szaty. Jego
obolae koci trzaskay gono, w gowie pojawiy si ponownie zawroty. Posmak krwi w
ustach jeszcze si nasili.
- Mj panie? Czy... czujesz si dobrze?
- Jestem zmczony, nic wicej. Jak postpuj nasze sprawy?
- Twoja... burza... to dzieo niezwykego kunsztu. Jest potniejsza ni mgbym sobie
wyobrazi.
Eoll Kull zmarszczy czoo. Co takiego mia na myli Muon Nol? Wieszcz nie mg
okaza swej niewiedzy w obliczu wojownika, musia sign swym umysem na zewntrz
sanktuarium i samodzielnie uzyska informacje. Lecz jego zmysy byy tak udrczone i

wyczerpane.
- Droga musi zosta zamknita natychmiast. Burza nie bdzie trwa wiecznie.
Muon Nol uklkn i nakreli domi gest formalnej proby.
- Mj panie, prosz ci ponownie, ostatni ju raz, nie pozwl zamkn Drogi. Wyl na
Dolthe wezwanie o pomoc. Z wsparciem exarchw, wsparciem samego avatara, moemy si
utrzyma i...
Eon Kull nakaza podwadnemu podnie si z klczek, krcc w gecie zaprzeczenia sw
ukryt pod hemem gow. Cieszy si skrycie, e Muon Nol nie moe ujrze struek krwi
ciekncych z jego nozdrzy i plamicych suche wargi.
- A ja mwi ci ponownie, ostatni ju raz, e nie moemy tego uczyni. Dolthe nie zdoa
powici nawet jednego z naszych pobratymcw wicej. Wyczerpalimy rezerwy. Czy
zdajesz sobie spraw ze skali zagroenia, jakie sprawia tu na Monthaxie nasz nieprzyjaciel?
Eon Kull pochyli si do przodu i dotkn nag doni czoa Muon Nola przesyajc do
umysu wojownika silny mentalny przekaz stanowicy wizualizacj niezliczonych hord wroga
dostrzeonych wczeniej zmysami wieszcza. Muon Nol zesztywnia, po czym zadra lekko.
Odwrci w bok gow.
- Chaos nie moe nas ogarn. Nie moe uzyska dostpu do Drogi. Tutejsza brama musi
zosta zamknita, zgodnie z mymi zaleceniami.
- Rozumiem - skoni si wojownik.
- Id teraz i obejmij piecz nad ostatnimi przygotowaniami. Kiedy dobiegn koca,
przybdziesz po mnie i odprowadzisz do Wielkiego Miejsca. Tam wanie stan twarz w
twarz ze swym przeznaczeniem.
Pozostawiony sam sobie, Eon Kull skoncentrowa umys prbujc sign nim poza mury
Wewntrznego Paacu i ogarn zmysami swe otoczenie. Nie znalaz w sobie do siy.
Czyby a tak bardzo nadwery witalno ciaa i umysu? Co takiego mia na myli Muon
Nol, kiedy wspomina o wywoanej burzy?
Chwiejnym krokiem, powczc nogami, wieszcz przemierzy posadzk sanktuarium i
uchyli wieko wykonanej z kwarcu skrzyni stojcej pod jedn ze cian. Pena bya prochu i
pustych jedwabnych woreczkw. Pord tych szcztkw leao kilka ostatnich bezcennych
przedmiotw mdrca. Sign po jeden z nich. Wyrzebiona z duszokoci laska wlizgna si
w do starca. Bya ciepa, pulsowaa nieznacznie. Bya ostatni lask, jaka mu pozostaa.
Powrci na tron, usiad na nim z cikim westchnieniem i przycisn artefakt do piersi.
Modli si w duchu, by laska posiadaa w sobie wystarczajcy rezerwuar energii dla
zogniskowania jego rozproszonej mocy. Pynce z umysu wieszcza mentalne wyadowania

wnikny w przedmiot, a lece wok tronu bd wprawione w zbroj starca kamienie dusz
zamigotay powracajc do ycia. A raczej wikszo z nich. Niektre pozostay ciemne i
martwe, inne arzyy si ledwie zauwaalnie.
Umys wieszcza zacz gromadzi rozmazane obrazy, umacnia je i koncentrowa. Ujrza
wiat zewntrzny.
Ujrza burz, dziki kataklizm, i przekl samego siebie. Powinien by wczeniej poj, e
jest ju zbyt saby, by kontrolowa tak moc. Zaplanowa co prawda burz, ale miaa by ona
zaledwie przykrywk maskujc jego bardziej subtelne, bardziej zoone iluzje. Nadmierny
wysiek pozbawi go wiadomoci i kontroli nad wyzwalan energi.
Zrodzi mentalny cyklon, katastrofalny w skutkach ywio, ktry szala teraz pozostajc
cakowicie poza kontrol swego stworzyciela. Zamiast osoni ludzi i pozwoli im si zbliy
niepostrzeenie do skomplikowanej puapki majcej przeistoczy te istoty w narzdzia
wieszcza burza przyniosa cakowicie odmienny rezultat - odrzucia ludzi daleko w ty.
Gowa wieszcza opada w d. Dzieo jego ycia okazao si porak. Wyczerpa ca sw
moc, spopieli runiczne kostki, unicestwi niektrych z duchowych przewodnikw i wszystko
po co? Kaela Mensha Khaine! Stworzy destruktywn si ywiow, ktra runa na cay
region. Niebiosa kotoway si ponad jego gow niczym pies myliwski, ktrego waciciel
powici dugie miesice tresury tylko po to, by ujrze jak jego ulubieniec ponownie popada
w sida zwierzcego instynktu.
Dostrzega kilka nikych iskierek wiata, lady garstki ludzi znajdujcych si
dostatecznie blisko, by wpa w moc iluzji mdrca. Byo ich zbyt niewielu.
Eon Kull, prastary wieszcz i mistyk, zapaka. Podj t prb. I nie podoa jej.
Mkoll przedziera si przez strugi deszczu dobre pitnacie minut, zanim przystan
znienacka w miejscu, potrzsn z niedowierzaniem gow i skoczy popiesznie w pltanin
korzeni pobliskiego drzewa.
To byo niemoliwe. To... byo jakie szalestwo.
Zerkn na burzowe przestworza, drc i kulc si w cieniu. Od samego pocztku
podejrzewa, e ywio nie mia naturalnego pochodzenia, teraz za zyska ju cakowit
pewno, i jego moc igra z jego umysem.
To jest Monthax, Monthax, powtarza sobie w duchu w kko. Nie Tanith.
Lecz jeli si nie myli, dlaczego spdzi ostatnie dwadziecia minut na popiesznej
wdrwce ku farmie w lasach nad Hebanem, gdzie mieszka wraz z on i synami?
Krew ttnia mu w skroniach. Czu si jakby ponownie traci Eiloni, chocia wiedzia, e

jego ona nie yje od pitnastu lat wpdzona do grobu krwiotoczn gorczk. Czu, e traci
ponownie Tanith. Swoich synw.
By cakowicie przekonany, e biegnie poprzez letni burz z wysokogrskich pastwisk,
gdzie czuwa nad stadem cuchlainw. Wydawao mu si, i wci posiada on, rodzin i
farm, do ktrej pragn powrci. Lecz w rzeczywistoci maszerowa z powrotem w stron
ukrytych w dungli ruin i oblegajcych je onierzy nieprzyjaciela.
W jaki sposb jego umys mg zosta tak otumaniony? C za mentalne sztuczki uyto
przeciwko jego zdrowemu rozsdkowi?
Zerwa si na rwne nogi i pobieg w przeciwnym kierunku, modlc si, by obra
waciw drog ku liniom sojuszniczych wojsk.
Postpujc w myl rozkazw Lilith silna grupa onierzy zawrcia w gb targanej burz
dungli. Eskorta przedstawicielki Inkwizycji utworzya wok niej ciasny krg podajc w
lad za rwnie licznym oddziaem Duchw pod komend Gaunta. W jego skad wchodzili
ludzie z pierwszego, drugiego i sidmego plutonu. Rannych odesano na tyy.
Gilbear protestowa, zarwno przeciwko dalszemu marszowi w gb strefy kataklizmu jak
i wsppracy z Tanithijczykami, jednake Lilith nawet nie prbowaa ukrywa swojej
niechci do majora odrzucajc jego sprzeciw. Jeli jej podejrzenia miay uzasadnienie, caa ta
sprawa miaa rwnie ogromne znacznie dla Gaunta. Ponadto Duchy byy ju wczeniej w
burzowej strefie i wiedziay, czego naley si tam spodziewa. Pomimo budzcego respekt
wyszkolenia volposkiej Dziesitej Brygady inkwizytor spodziewaa si uwikania w
powane walki i potrzebowaa liczniejszej jednostki, by zrekompensowa w ten sposb
nieuniknione straty. Teraz miaa pod sw komend okoo szedziesiciu ludzi, w poowie
onierzy cikiej piechoty gotowych powici dla jej bezpieczestwa ycie, w poowie
najlepszych zwiadowcw i infiltratorw Gwardii, dziaajcych na rozkaz wasnego
charyzmatycznego dowdcy.
Wystarczajca grupa szybkiego reagowania, uznaa w mylach Lilith, ale polecia swemu
astropacie wysa danie wsparcia. Thoth opiera si jej wnioskowi, dopki nie powoaa si
na autorytet swego urzdu i wstpnie przedstawia skal potencjalnego zagroenia. Piciuset
Bkitnokrwistych pod rozkazami majora Russa oraz trzystu roaskich Deepersw majora
Alefa i komisarza Jaharna przedzierao si teraz przez dungl w lad za forpoczt, pozostajc
dobr godzin marszu za grup Lilith. Astropata nie przey wymiany psionicznych
komunikatw, zabi go potworny wysiek niezbdny do ich emisji. onierze porzucili ciao
mentata w miejscu, gdzie mczyzn dopada mier.

Dla czowieka z zewntrz na szalestwo zakrawa pomys powrotu do strefy, ktr


wszystkie imperialne jednostki opuszczay co si w nogach, podobnie jak danie wysania do
niej posikw. Lecz Lilith wiedziaa swoje: burza czy nie burza, horda Chaosu czy nie horda,
klucz do zwycistwa na Monthaxie lea w samym sercu kataklizmu. Klucz oraz jej prywatny,
osobisty cel poszukiwa.
Lerod prowadzi szpic. Zgosi si na ochotnika, emanujc tak penym oywienia
entuzjazmem, e Gaunt z miejsca poczu si nim zaalarmowany. Yael, jeden ze sucych w
sidmym plutonie ludzi Leroda, opowiedzia dowdcy o zakrawajcym na cud uratowaniu
sieranta przed mierci w ogniu nieprzyjacielskich strzelcw nad potokiem i wyjani, e
Lerod najwyraniej uzna si za obiekt boskiej protekcji.
Gaunt rozmyla nad t spraw przez dusz chwil. Miewa ju okazj widzie
wczeniej u onierzy taki wybuch przekonania o swej niemiertelnoci. Konsekwencje mogy
by powane, ale komisarz uzna, e przekonany o swym nadnaturalnym szczciu Lerod
lepiej sprawdzi si w pierwszej linii ni w gbi formacji.
Poza tym sierant nalea do wietnych onierzy. By jednym z najlepszych Duchw,
bystrych i posiadajcych taktyczny zmys.
I byo co jeszcze... wszyscy Tanithijczycy, rwnie i sam Corbec, zdradzali dziwn ch
jak najszybszego powrotu w objcia morderczej nawanicy. Mona byo wrcz odnie
wraenie, e co ich tam przyciga. Gaunt rzadko widywa tak ogromn motywacj u swych
podwadnych.
I wtedy, po chwili namysu, komisarz przyzna sam przed sob, e osobicie te by a
nader chtny do powrotu w targane wichrem i smagane strugami deszczu gstwiny. Nie
potrafi wytumaczy w logiczny sposb tej ochoty, momentami wrcz go lkaa.
Grupa Lilith przedzieraa si przez podmoky gszcz, ociekajc deszczem, chwiejc si na
silnym wietrze, brnc przez grzskie trzsawiska. Poronite gsto wzgrza sprawiay teraz
wraenie wysp grujcych ponad bagnami.
Lilith wysaa przodem pary onierzy z linami. Corbec wraz z kilkoma towarzyszcymi
mu Duchami i Bkitnokrwistymi wspi si na liskie botniste zbocze jednego ze wzgrz
idc ladem szperaczy Leroda. Sprawdza liny przytwierdzane przez szpic do pni i korzeni
drzew. Byskawice trzaskay w grze rozszczepiajc korony lenych olbrzymw.
Docierajc do grzbietu wzniesienia pukownik przymocowa kocwk swej liny do
wyjtkowo masywnego korzenia i przystan w miejscu ubezpieczajc wspinaczk gwnej
czci ekspedycji. Jeden z Bkitnokrwistych spoglda na niego z umiechem na twarzy.
- Culcis?

- Pukownik Corbec!
Colm uderzy doni w naramiennik modego onierza. Pozostali Volpoczycy
spogldali na ten gest powitania z wyran podejrzliwoci i zmieszaniem.
- Gdzie to byo... Nacedon?
- Na farmie. Zawdziczam panu ycie, pukowniku.
Corbec parskn krtko.
- Pamitam, e walczye tamtej nocy rwnie twardo jak my, Culcis!
Mody gwardzista wyszczerzy w umiechu zby. Krople deszczu kapay z krawdzi jego
hemu prosto na twarz.
- Wic trafie do Dziesitki, co? - zapyta Corbec przyklkajc tu obok
Bkitnokrwistego i mierzc z karabinu w nieprzenikniony mrok nocy.
- Paski lekarz dobrze si o mnie wypowiada, a paski dowdca, Gaunt, wymieni moje
nazwisko w raporcie. Potem dopisao mi szczcie na Vandamaarze i dostaem medal.
- I jeste teraz weteranem? Jednym z elity Bkitnokrwistych? Najlepszy z najlepszych i
tak dalej?
- Wszyscy jestemy tylko onierzami, sir - rozemia si Culcis.
Dwa rzdy gwardzistw wspinay si mozolnie w gr zbocza ciskajc kurczowo
wilgotne liny, manewrujc pomidzy pniami drzew i rozoystymi korzeniami. Ziemia
przypominaa sw konsystencj rozwodniony mid, grzski i pynny, sigajcy ludziom do
ydki. Tylko insekty przestay drczy lojalistw, ukrywajc si w zakamarkach dungli na
czas zawieruchy.
Gwardzici parli przed siebie w szyku ogniowym, wychodzc z gbokiej doliny i
trafiajc na pooone wyej tereny dungli, prosto w serce cyklonu. Lilith wstrzymaa marsz
grupy i signa po notes, by skorygowa swoj biec lokalizacj. Podnosia go wanie do
oczu, kiedy olepiajcy rozbysk zapon w mrocznych przestworzach, a uszami ludzi
wstrzsn oguszajcy huk.
Piorun uderzy w drzewo dwadziecia krokw za przedstawicielk Inkwizycji rozsiewajc
na wszystkie strony deszcz szcztkw. Dwaj Bkitnokrwici zginli na miejscu poraeni
elektrycznymi wyadowaniami, dwaj inni wraz z towarzyszcym im Tanithijczykiem zostali
odarci ywcem z mini przez chmur drzazg.
Major Gilbear wpad na Lilith prbujc odzyska utracon na liskiej powierzchni
rwnowag.
- Musimy si wycofa, pani! To szalestwo!

- To konieczno, majorze - poprawia go kobieta i powrcia do analizy zawartoci


swego notesu. Gaunt sta u jej boku. Zaczli porwnywa dane nie zwaajc na deszcz
ciekajcy po ekranach ich urzdze.
- Tutaj jest twj trzeci pluton - owiadczya Lilith.
- Raczej by tam przed rozptaniem si burzy - owiadczy Gaunt. - Znajdowali si
faktycznie w rodku tego kataklizmu, ale czy jeste w stanie okreli ich biec pozycj?
Albo nawet nasz?
Lilith zakla bezgonie. Gaunt mia racj. Burza odcia ekspedycj od wsparcia
orbitalnych skanerw, a elektryczne wyadowania skutecznie ekranoway dziaanie
przenonych systemw cznoci. Gwardzistom pozostaway w takiej sytuacji jedynie mapy i
prby wzrokowej identyfikacji swego pooenia, ale w obliczu potwornej burzy ludzkie
zmysy straciy ju dawno sw wiarygodno.
Gaunt odcign Lilith na bok, poza zasig suchu Gilbeara.
- Moi ludzie s najlepszymi zwiadowcami w Gwardii, ale czuj si cakowicie olepieni.
Jeli ta burza faktycznie ma mentalne rdo, oszukuje nasz zmys orientacji. Nie sdz,
bymy zdoali odnale drog do ostatniej potwierdzonej lokalizacji trzeciego plutonu.
- Co zatem sugerujesz?
- Nie wiem - odpar oficer spogldajc prosto w pospne oczy Lilith. - Lecz jeli
pjdziemy dalej przed siebie, zapewne nie zdoamy nawet odtworzy drogi powrotnej...
- Sir! Komisarzu!
Krzycza Raglon, radiooperator. Zbiegajc popiesznie po botnistej skarpie niewielkiego
wzniesienia wycign przed siebie rk i poda Gauntowi suchawki.
- Trzeci, sir! Zapaem ich! Sygna jest rozmyty i rwie si cay czas, ale to na pewno
major Rawne i pozostali! Przechwyciem transmisje na kanale operacyjnym, pomidzy
onierzami. Wyglda na to, e s zaangaowani w walk.
Gaunt zaoy suchawki i zacz nasuchiwa.
- Moesz wzmocni sygna?
Raglon pokrci przeczco gow.
- Burza zakca wszystkie urzdzenia, sir. Nie mog wykorzysta tych transmisji do
uruchomienia lokalizatora. Wydaje si, e oni... s wszdzie i nigdzie jednoczenie.
- Brednie! - warkn Gilbear, zabra Gauntowi suchawki i zacz manipulowa
pokrtami zawieszonego na plecach Raglona komunikatora. Po kilkunastu sekundach z
gonym przeklestwem zaprzesta dalszych bezowocnych wysikw.
- Wywouj ich dalej - poleci radiowcowi Gaunt. - Nadawaj na wszystkich kanaach.

- Jaki komunikat?
- Gaunt do trzeciego plutonu. Poda status i lokalizacj.
Raglon zacz nadawa transmisj.
- Brak odpowiedzi, sir... Powtarzam... Chwila! Jest odpowied! Pozycja: paac elektorski,
Tanith Magna. Tylna stra.
- Co takiego? - Gaunt wyrwa podwadnemu suchawki z doni - Rawne! Rawne!
Odpowiedz!
Trzeci pluton utkn w wskim korytarzu, laserowe wizki migay w powietrzu tam i z
powrotem tworzc szalecz pltanin dzikiej kanonady. Gdzie z gbi swych suchawek do
Rawne dociera ledwie zrozumiay gos Gaunta.
- Wywoaj ich ponownie - ponagli Whelna, walczcego rozpaczliwie z pokrtami swego
komunikatora.
Rawne zdy ju znienawidzi tego Gaunta, nowego przeoonego obcowiatowca.
Gdzie znajdowa si teraz? Czy w ogle troszczy si o los Tanith?
Wheln wyrwa majora z pospnej zadumy.
- Sygna od Gaunta, sir! Kae nam wykona odwrt! Mamy do niego doczy na
podanych koordynatach!
Rawne rzuci okiem na podany mu miniaturowy wydruk, zmi go i cisn pod nogi.
Otrzymane koordynaty nic mu nie mwiy. Wiedzia tylko jedno: Gaunt nakazywa im
opuci paac i Tanith Magna.
- Dawaj mi te suchawki! - wrzasn na Whelna.
- Sir? - Raglon poda swj zestaw cznoci komisarzowi. - Nic z tego nie rozumiem...
Gaunt odebra od radiowca suchawki i zacz odbiera przekaz.
- ...nie wycofamy si teraz... nie pozwolimy zniszczy Tanith! Bd przeklty, Gaunt,
jeli mylisz, e damy temu wiatu umrze!
Komisarz opuci suchawki, opar je o udo.
- Oszala - wymamrota cicho. - On cakowicie oszala.
Mkoll osania mokr od deszczu twarz uniesionymi nad gow rkami. Koncentrowa
ustawicznie swj umys starajc si pozosta w realnym wiecie, walczy z nkajcymi jego
ja omamami. Dom, linie sojusznicze... da rad tam dotrze...
Krechy laserowego wiata pomkny jego ladem, poszatkoway lene poszycie. Sierant

rzuci okiem przez rami i popdzi przed siebie.


Nieprzyjacielski onierz wyrs tu przed Duchem. Mkoll poderwa luf pistoletu,
pocign za spust. Energetyczny adunek oderwa przeciwnikowi wiksz cz czaszki.
Wszdzie wok, pord strug deszczu, nadcigali onierze Chaosu.
Tanithijczyk przykucn za niewielk pryzm lici, wizki laserw rozrzucay wok jego
skulonej sylwetki strzpy rolin. Dwa strzay na lewo, dwa strzay na prawo. Celne trafienie i
drgajce ciao runo na botnist ziemi. Sierant zerwa si na nogi i rzuci do ucieczki.
Laserowa wizka otara si o gow Ducha, run jak dugi twarz w boto. Chocia
prbowa si podnie, osabione ciao nie chciao usucha polece umysu. Ma zdawaa si
wsysa mczyzn w sw gbi.
Czyja silna rka chwycia gwardzist za rami, szarpna w gr. Boto mlasno niczym
w poegnalnym pocaunku.
Mkoll spojrza w twarz mierci, zdeformowane rysy nieprzyjacielskiego onierza.
Strzeli jej prosto midzy oczy i wsta chwiejnie cinajc nastpnego heretyka podwjn
salw wymierzon w kolana. Obracajc si w miejscu zacz ciga ogniem mroczne cienie,
majaczce pomidzy czarnymi drzewami, rozmazane strugami lejcej si z nieba wody,
strzelajce w jego kierunku.
Kolejna wizka lasera osmalia mu bok pozostawiajc szram, ktra nigdy ju nie miaa
bezpowrotnie znikn. Mkoll upad na jego kolano nie przerywajc ostrzau z obu pistoletw.
Zabija napastnikw po swej lewej i prawej stronie. Maksymalna sia raenia. Nagle
uwiadomi sobie, e jego zdobyczny pistolet bucha kbami gazu. Cisn pod nogi
rozadowan bro. Kiedy prbowa przeadowa popiesznie swj regulaminowy pistolet,
jaka masywna posta uderzya w niego z rozpdu i przewrcia na ziemi. onierz Chaosu
wznis w gr dzierony w rce bagnet prbujc wypru z sieranta ycie.
Siowali si w bocie przez kilka sekund, zanim lepiej wyszkolony Duch odrzuci
przeciwnika w bok.
Rozcignity na ziemi renegat cisn swym bagnetem. Ostrze broni ze zgrzytem
przelizgno si po rzepce kolanowej Tanithijczyka przebijajc jego koczyn, rozcinajc
minie. Mkoll run bezwadnie w boto.
Nieprzyjaciel ponownie przygwodzi go do ziemi, sigajc do garda rozczapierzonymi
palcami i mamroczc co pod nosem. Zaczli tarza si w bocie, kopic i uderzajc
piciami. Mkoll nie potrafi sign po swj przytroczony do pasa sztylet, ale zdoa zacisn
palce na rkojeci wbitego w kolano noa. Wyrwa go z ciaa.
Przeklinajc swe ycie i opakujc w mylach Eiloni sierant wbi n raz, drugi, trzeci w

bok szyi heretyka szarpic ostrzem do chwili, w ktrej przeraajcy antagonista


znieruchomia cakowicie.
Mkoll wyzwoli si spod ciaru martwego ciaa. Krew tryskaa wartkim strumieniem z
jego rany na nodze, wyciekaa zbyt szybko, by rozcicie zdoao zakrzepn.
Chwia si cay czas prbujc utrzyma rwnowag. Uzbrojony by ju tylko w
zdobyczny n. Sab z kad chwil, jego ranna noga na przemian pulsowaa potwornym
arem i przenikliwym zimnem. Kolano nie reagowao na polecenia wysyane miniom przez
mzg. Strzelanina przybraa na sile, laserowe adunki ciy powietrze wok wyczerpanego
sieranta.
Jaka przelatujca tu obok ciaa wizka powalia Ducha z powrotem na ziemi, twarz w
gbok kau. Oguszony, zdezorientowany, szarpa si konwulsyjnie czujc jak ma wlewa
mu si do otwartych w prbie zaczerpnicia oddechu ust i nosa.
Co podnioso go znw na nogi. Co dziwnego, niezrozumiaego. Przemony impuls.
Eiloni. Staa nad nim, bladoskra i wci tak pikna jak w wieku dwudziestu lat.
- Co ty robisz na ziemi? Kto nakarmi naszych synw? Odpowiedz, mu?
Znika rwnie szybko jak si pojawia, ale Mkoll by ju na nogach, kiedy pierwszy z
onierzy Chaosu do niego dobiega. Sta na rwnych nogach przepeniony dzik pasj.
Pomimo potwornych oparze na plecach przewrci rebelianta na ziemi amic mu
goymi rkami kark i ebra, roztrzaskujc o kamienie czaszk. Chwytajc upuszczony karabin
ofiary przestawi go w tryb ognia automatycznego i nacisn spust odwracajc luf w
kierunku nadcigajcej tyraliery nieprzyjacielskich onierzy.
Wci jeszcze strzela, niczym olepiony szaleniec, z wyczerpanym niemal cakowicie
akumulatorem i trzydziestk martwych heretykw wok swego ciaa, kiedy odnalaz go
Corbec.
Gaunt wyznaczy popiesznie warty majce strzec tymczasowego obozowiska.
Sanitariusze opatrywali w tym czasie rany sieranta zwiadowcw. Burza nie ustawaa na sile,
szarpic z upiorn moc drzewami i zacinajc niemal poziomo strugami deszczu.
Lilith, Gilbear i Gaunt stali obok szeregowca Lespa, nakadajcego bandae na liczne
oparzenia i rozcicia Mkolla. Gowa zwiadowcy nika pod opatrunkami, podobnie jak jego
usztywnione temblakiem kolano.
- To naprawd twardy dra - wymamrota Corbec stajc u boku komisarza.
- Nigdy nie przestanie mnie zadziwia - odpar szeptem Gaunt.
Lilith spojrzaa na obu mczyzn z wyrazem zapytania na twarzy. Gaunt doskonale

pojmowa jego sens: jak ten czowiek zdoa przey?


- Tracimy czas - warkn niecierpliwie Gilbear - Co robimy?
Gaunt odwrci si z grymasem gniewu w stron majora, ale Lilith stana pomidzy
dowdc Duchw i Volpoczykiem.
- Majorze Gilbear. Czy jest pan nadal przeoonym mojej stray przybocznej?
- Tak, moja pani.
- Nie spady na paskie barki adne nowe obowizki od czasu otrzymania tego zadania?
- Nie, moja pani.
- W takim razie prosz si zamkn i pozostawi kwestie dziaania mnie i komisarzowi,
bo pana najwyraniej one przerastaj.
Gilbear odwrci si w miejscu i poszed skontrolowa stanowiska wartownikw. Corbec
odwrci gow w stron plecw majora, wystawi jzyk i wyda z siebie wulgarny odgos.
Gaunt otworzy usta, by udzieli swemu podwadnemu reprymendy, ale nic nie powiedzia
dostrzegajc nieoczekiwany umiech na twarzy Lilith.
- Strasznie pompatyczny z niego dupek - owiadczya przedstawicielka Inkwizycji.
- A prawda - pokiwa gow komisarz.
- Nie miaem zamiaru okazywa braku respektu, moja pani - zastrzeg si popiesznie
zmieszany Corbec.
- Owszem, zamierzae - umiechna si ponownie Lilith.
- No tak, ale nie do koca powanie - pogubi si w zeznaniach Corbec.
- Pukowniku, jeli bybym pan tak askaw, prosz sprawdzi status wartownikw odezwa si przyciszonym gosem Gaunt.
- Ale major wanie poszed...
- I uwaasz, e zrobi to w kompetentny sposb? - zapyta komisarz.
- Nie, w obecnej formie na pewno nie - Corbec wyszczerzy zby, zasalutowa
komisarzowi, ukoni si gboko kobiecie i odszed szybkim krokiem.
- Musisz wybaczy memu zastpcy, pani. Jego styl dowodzenia posiada spor doz
specyfiki.
- Ale si sprawdza?
- Tak, ale... tak. Corbec to najlepszy oficer, z jakim zdarzyo mi si wsppracowa.
Ludzie go kochaj.
- I widz dlaczego. Ma w sobie charyzm, odwag. Odpowiednio wysoki poziom braku
szacunku dla pompatycznoci i pychy. Colm to bardzo atrakcyjny mczyzna.
Gaunt umilk i spojrza w ciemno, pord ktrej przepad bez ladu jego zastpca.

- Doprawdy?
- Och, tak. Moesz mi zaufa w tej kwestii - Lilith spojrzaa ponownie na Mkolla. - A
zatem mamy tutaj twojego najlepszego zwiadowc, pobitego i postrzelanego niczym rzeszoto,
wpadajcego wprost na nas ze rodka tego kataklizmu?
- Tak - chrzkn Gaunt oczyszczajc gardo z flegmy - Mkoll to mj najlepszy
zwiadowca. Feth, wyglda jakby przeszed przez pieko i wrci z powrotem.
- Feth... adne sowo. Wydaje si odpowiednie. Bd z niego korzystaa, jeli nie masz nic
przeciwko.
Gaunt zmarszczy czoo.
- Miabym mie co przeciwko?
- Co ono oznacza?
Komisarz ujrza znienacka przed oczami prawdziwe znaczenie tanithijskiego terminu,
czysto i przejrzycie. Wspierany mentalnym talentem Lilith ujrza ten obraz bez skazy.
- Nie... nie jestem pewien.
- Ale owszem, wiesz to doskonale.
Piorun uderzy w pobliskie drzewo zmuszajc Bkitnokrwistych do popiesznej ucieczki
przed sypicymi si z nieba gaziami. Jego huk okaza si dla Gaunta niemale fizycznym
policzkiem. Jego umys powrci do peni wadz.
- Nie uywaj na mnie swych mentalnych sztuczek, pani - warkn.
- Nie rozumiem, co masz na myli.
- Tak, wiesz. Prbujesz rozbudzi we mnie zazdro o Corbeca wzgldem twej osoby. I
emitujesz te psioniczne wizerunki. Feth to jeden z tanithijskich bogw drzew, nie
barbarzyski eufemizm. Bd pracowa z tob, ale nie dla ciebie.
Lilith umiechna si bez wesooci i uniosa w obronnym gecie donie.
- Szczera odpowied. Przepraszam, Gaunt. Staram si samodzielnie tworzy sojusznikw
tam, gdzie nie mog ich odnale, wykorzystujc swj talent do manipulowania woln wol
towarzyszy. To bardzo rzadki dla mnie przypadek mie u boku czowieka chccego
wsppracowa z wasnej i nieprzymuszonej woli.
- Takie ju s losy inkwizytorw. A ja sdziem, e to ycie oficerw politycznych jest
naznaczone samotnoci.
Lilith spojrzaa mu w oczy i jej blada twarz rozjania si w jeszcze jednym umiechu.
Gaunt pomyla w pierwszej chwili, e to kolejna z kobiecych sztuczek, ale emocje Lilith
wyday mu si tym razem pozbawione faszu.
- Oboje musimy odnale i opanowa rdo tego pieka - owiadczy komisarz

wskazujc doni rozszalae przestworza. - Oboje potrzebujemy tego zwycistwa. Zyskasz we


mnie znacznie lepszego sojusznika, jeli bd w peni swych si umysowych ni bezwolnym
pionkiem.
Przedstawicielka Inkwizycji pokiwaa gow.
- Oboje potrzebujemy tego zwycistwa - powtrzya sowa Gaunta - Lecz to nie
wszystko, czego pragn... - dodaa tajemniczym tonem.
Gaunt otworzy usta chcc zapyta j o sens tego owiadczenia, ale w tej samej chwili
Lilith zadraa, zdja z gowy kaptur i przesuna wsk doni po piknych mokrych
wosach. Komisarz-pukownik po raz pierwszy uwiadomi sobie jak napite byy rysy jej
twarzy.
- Ta burza... jest dla ciebie naprawd cika, czy nie?
- Tacz na krawdzi, Ibramie. Moc Osnowy mnie przepenia, spala umys. Przepraszam
za swoje wczeniejsze zachowanie. Zrodzia je desperacja.
Gaunt podszed do niej i uj pod rami kierujc w stron Mkolla.
- Powiedziaa, e starasz si tworzy sojusznikw tam, gdzie si ich nie spodziewasz.
Dlaczego zatem tak uporczywie pastwisz si nad Gilbearem?
Lilith bysna zbami.
- On to kocha. Nie wiedziae? Potna i wpywowa kobieta sprawuje nad nim
niepodzieln wadz. Pragnie mnie tak mocno, e gotw jest dla mnie umrze.
Teraz to Gaunt wyszczerzy w umiechu zby.
- Niezwyka z ciebie osoba, inkwizytor Lilith.
- Przyjmuj to owiadczenie za komplement.
- Wystarczy obietnica, e nie bdziesz prbowaa stosowa tych sztuczek na mnie.
- Obiecuj - odpara - Nie sdz, bym musiaa.
Gaunt zapa si nagle na tym, e od duszej chwili tonie w oczach Lilith. Oderwa od
niej z wysikiem spojrzenie.
- Pora pogada z Mkollem.
- Zrobi to.
- Nie - poprawi kobiet. - Razem to zrobimy.
Gilbear obchodzi krg posterunkw wlokc si pord strug deszczu. Jakie niewidoczne
w ciemnoci pazy rechotay gono pomimo burzy. Obchodzc kp drzew major wpad na
dwjk Tanithijczykw zajtych zapalaniem wyjtych z maego pudeeczka papierosw.
Dopad ich w mgnieniu oka, kopic jednego w brzuch, drugiego za uderzajc zacinit

pici w kark.
- Co to jest? - wydysza - Pilnujecie flanki? Nie! Za bardzo jestecie zajci papierosami i
artami!
Jeden z gwardzistw zaprotestowa i Gilbear kopn go ponownie przewracajc na
ziemi. W twarz, w ebra, w brzuch. Nie przestawa wymierza ciosw swym cikim
wojskowym butem.
- Wok mamy cae uniwersum nienawici, a wy nawet nie potraficie zatroszczy si o
dopilnowanie warty!
Drugi Duch prbowa broni swego skulonego w embrionalnej postaci towarzysza
cigajc na siebie gniew majora. Gilbear znokautowa go ciosem pici, poprawi
kopniciem.
Czyja wielka do pochwycia go za naramiennik osadzajc w miejscu.
- Przy tobie te czai si cae uniwersum nienawici - owiadczy Corbec.
Uderzy swym czoem w twarz majora rozcinajc mu skr, wyprowadzi dwa
byskawiczne uderzenia piciami wymierzone w usta i pier Volpoczyka. Drugie uderzenie
zostao nieco zamortyzowane przez twardy karapaks.
Gilbear run na ziemi pocigajc za sob tanithijskiego pukownika, szarpic go w
ataku w dzikiej furii.
- Chcesz mnie, Duchu?! No to mnie masz! - wycharcza.
- Najwyszy czas - odwarkn Corbec i uderzy Gilbeara pici w szczk. - To za
Cluggana, niech jego dusza spoczywa w pokoju.
Gilbear ugi nogi, po czym wyprostowa je wbijajc buty w brzuch pukownika i
przerzucajc go ponad swoj gow. Colm grzmotn ciko o pochylony pie drzewa,
ldujc na nim gow w d. Ostre kocwki poamanych gazi skaleczyy mu plecy.
Volpoczyk szybciej zerwa si na nogi, wymachujc piciami. Corbec rzuci mu si na
spotkanie ciskajc w biegu paszcz. Oczy pony mu gorczk wciekoci. Obaj mczyni
zwarli si na botnistej przecince, deszczowa woda spywaa po ich skrze zmywajc gorc
krew. Cios pici, kontra, dziki warkot i szara. Dwaj pobici Tanithijczycy pozbierali si ju z
ziemi i zagrzewali do walki swego dowdc. Inni, zarwno Duchy jak i Bkitnokrwici,
zaczli tworzy krg wok dwch zmagajcych si ze sob w wietle byskawic oficerw.
Gilbear by bokserem, czempionem wagi cikiej jeszcze na Volpone, z potwornym
prawym sierpowym i przeraajc odpornoci na ciosy przeciwnika. Corbec uprawia dla
odmiany zapasy, uzyskujc w trzech nastpujcych po sobie latach mistrzostwo w zawodach
w dystrykcie Pryze. Gilbear porusza si na szeroko rozstawionych nogach wyprowadzajc

silne uderzenia, Corbec parowa je w zgitej postawie, po czym wystrzeli do przodu mierzc
domi w gardo majora.
Krzyczc gucho Duch zanurkowa pod gradem ciosw Gilbeara i staranowa go pchajc
przed siebie poprzez gste zarola. Przewracajc si na nieoczekiwanej pochyoci mczyni
pokoziokowali w stron biegncego u podstawy skarpy potoku. Tanithijska i volposka
publiczno zgromadzia si u szczytu wzniesienia gwidc i pokrzykujc z uciechy.
Gilbear zerwa si pierwszy na nogi, ociekajc czarn brudn wod, zamachn si
pici. Uderzenie nie dotaro do celu. Corbec wystrzeli spod powierzchni wody, oblepiony
botem i niemal cakowicie czarny, zgi majora wp ciosem w odek i zaraz posa z
powrotem pod wod silnym sierpowym. W powietrze trysna spieniona fontanna.
Bkitnokrwisty nie zamierza si poddawa. Wychyn z potoku niczym wynurzajcy si
wieloryb, rwnie gony i rozwcieczony jak pustoszcy dungl kataklizm, zacz okada
Corbeca szybkimi ciosami. Wargi pukownika zmieniy si w miazg, cieknca ze zamanego
nosa krew krzepa mu na brodzie.
Duch przykucn nisko i pochwyci majora w pasie wytrcajc go z rwnowagi.
Dwigajc w gr swego przeciwnika przerzuci go ponad ramieniem w zapaniczym
chwycie, ciskajc na plecy w wody potoku. Kiedy Bkitnokrwisty znika pod wod, Corbec
posa mu jeszcze silnego kopniaka.
Szeregowiec Alhac, Bkitnokrwisty, przerwa dzikie klaskanie w donie uwiadamiajc
sobie, e jego faworyt przegrywa. Wanie zamierza wyadowa sw frustracj na
pokrzykujcym radonie tu z tyu Duchem, kiedy w kracu swego pola widzenia gdzie po
lewej dostrzeg nieznaczne poruszenie.
Alhac zesztywnia, podobnie jak Duch, ktrego zamierza uderzy.
Co czarnego i odraajcego wyskoczyo spord zwodniczych cieni zapeniajcych
dungl.
Alhac umar pocity na strzpy tkanki miniowej i organw wewntrznych. Stojcego za
nim Ducha ten sam los spotka sekund pniej. Zaraz potem nastpny Bkitnokrwisty zosta
w uamku chwili obdarty ze skry. Pozostali obserwujcy pojedynek gwardzici rozpierzchli
si na wszystkie strony w bezrozumnej panice.
- Och, feth! - wysapa Corbec spogldajc w gr zbocza.
- Co jest? - warkn dwigajcy si na nogi Gilbear.
- To!
Stworzenie przypominao psa, tyle e psy nie przybieraj rozmiarw konia, a konie nie
skacz z szybkoci nurkujcego ptaka. Czerwony, czworonony drapienik o dugich apach

wyposaonych w trzy stawy kolanowe pokryty by zmierzwionym wyliniaym futrem. Wielki


eb o krtkim pysku budzi lk swym groteskowym wygldem: dolna szczka wystawaa
przed grn prezentujc rzdy trjktnych ostrych kw. Bestia nie miaa oczu. By to stwr
Osnowy, przywoany do ycia mentaln energi burzy, polujcy dla swych czczcych Chaos
panw.
- Och, feth! - wyplu z ust wod Corbec.
- Na wielkiego Vulpo! - zakl Gilbear.
Psopodobny drapienik wskoczy do potoku i zacz pdzi w stron oficerw. Corbec i
Gilbear odwrcili si bez sowa uciekajc popiesznie w drug stron, potykajc si o
niesione nurtem potoku gazie. Bestia bya ju tu za nimi, ujadajc gono.
Gilbear run powalony ciarem skaczcego mu na plecy stwora, zazgrzyta rozdzierany
szczkami karapaks. Odgryzane z naramiennikw kawaki ceramitu zaczy lata w
powietrzu. Major krzykn przecigle, bezradny i pozbawiony moliwoci obrony.
Corbec doskoczy do potwora, pochwyci go od tyu za gardziel i wbi pod doln szczk
swj sztylet. Z rany zacza tryska cuchnca purpurowa posoka. Bestia otworzya zacinity
pysk wydajc z siebie przecigy skowyt.
- Teraz, Bkitnokrwisty! Teraz! - wrzasn Corbec prbujc utrzyma si na grzbiecie
drapienika, cignc z caej siy jego eb do siebie.
Gilbear zerwa z pasa odamkowy granat i cisn go prosto w pysk stwora, w gb
wskiego czerwonego garda.
Major run pasko na brzuch, Duch zeskoczy z drapienika uciekajc w stron brzegu.
Przypominajcy psa zwierz eksplodowa od rodka obryzgujc kawakami mierdzcego
misa zarwno gwardzistw jak i brzegi potoku.
Corbec podwign si z botnistego dna, spojrza na Gilbeara. Major siedzia w wodzie
oparty plecami o brzeg, jego oczy przypominay dwie poziome kreski.
- Wszystko z tob w porzdku? - wychrypia Corbec.
Gilbear pokiwa gow.
- Na jaki czas zawieszenie broni, co?
Gilbear kiwn ponownie. Obaj wydostali si jako z potoku, brudni, obolali, pokryci
botem i strzpami tkanki drapienika.
- Rozejm. Tak. Rozejm... - Gilbear wci nie potrafi zebra myli. - Na jaki czas.
- Ruiny, sir. Te, ktre widziaem wczeniej. Znalazem je ponownie - gos Mkolla by
cichy i chrapliwy, oddech wci ciki. Sierant siedzia na pniu przewrconego drzewa,

pocigajc na przemian z manierki wody i butelki sacry przyniesionej przez Bragga. Jego
rany opatrzono, ale wci pozostawa niemiosiernie brudny. Gaunt kuca obok swego
zwiadowcy suchajc go uwanie. Mkoll sprawia wraenie nieco zalknionego postaci
Lilith, ale po wstpnej prezentacji kobieta cofna si dyskretnie pozwalajc na prowadzenie
rozmowy komisarzowi.
- Co to takiego? - spyta Gaunt.
Mkoll wzruszy ramionami.
- Nie mam pojcia. S wielkie, stare, ufortyfikowane. Stoj na szczycie wzniesienia, ktre
nie przypomina mi naturalnej formacji skalnej. Ma zbyt regularne ksztaty. Wiem tylko, e
nieprzyjaciel oblaz je gciej ni sokomuchy glukozow puapk.
Gaunt poczu alarmujce ostrzeenie umysu. Nie tylko poj doskonale znaczenie sw
sieranta, na krtki uamek chwili dostrzeg te przed oczami obraz owadw o podunych
ciaach, toczcych si przy pojemniczku poyskliwego pynu zawieszonym na cianie
drewnianego domku lenika. Owadw stanowicych endemiczny gatunek wystpujcy tylko
na Tanith. Owadw, ktrych komisarz nigdy w yciu nie mia okazji ujrze na oczy.
- Liczebno wroga? - podj przesuchanie.
- Nie liczyem zbyt dokadnie - odpar szorstko Mkoll. - Byem nieco zajty innymi
sprawami. Postawibym na dziesitki tysicy. Moe i wicej, poza moim polem widzenia.
Teren jest pofadowany, gsto poronity dungl. Mog ich tam by setki tysicy.
- Czego tam szukaj? - zapyta na gos Gaunt.
- Tego wanie musimy si dowiedzie - odpowiedziaa cicho Lilith.
Komisarz podnis si z kuckw i spojrza uwanie na twarz kobiety, ukryt w cieniu
nacignitego ponownie na gow kaptura.
- Zanim w ogle zaczniemy roztrzsa zasadno rzucania szedziesiciu ludzi
przeciwko przypuszczalnej setce tysicy, pragnbym przypomnie, e nie potrafimy nawet
odnale tego miejsca. Nasze lokalizatory i skanery nie dziaaj, zwiadowcy przestali
odrnia pnoc od poudnia. Feth, Mkoll to mj najlepszy czowiek, a przyzna si, e
natrafi na nie przez czysty przypadek.
Lilith przytakna mu ruchem gowy.
- Istnieje due ryzyko zabdzenia w tej burzy, przyznaj. Sama te nie znam odpowiedzi.
- Mog was tam zaprowadzi - odezwa si pospnie siedzcy za ich plecami Mkoll.
Gaunt spojrza przez rami na sieranta.
- Potrafiby? Mwie, e wczeniej to by przypadek.
Mkoll podnis si z trudem na nogi.

- To byo wczeniej. Sam nie wiem... po prostu czuj, e znajd drog. Co w kociach mi
to mwi. To takie uczucie jak... jak szukanie drogi powrotnej do domu.
Gaunt spojrza pytajco na Lilith.
- Sprbujmy - odpowiedziaa - Mkoll wyglda na pewnego swych sw, a ja ufam mu
podobnie jak ty. Jeli zrobi si zbyt gorco, zawsze moemy odskoczy na bezpieczniejsze
pozycje.
Komisarz skin gow. Zamierza wanie wezwa Raglona i wyda czonkom caej
grupy szczegowe rozkazy, kiedy do jego uszu dotar przytumiony huk granatu, ledwie
syszalny ponad zawodzeniem wiatru. Kilka sekund pniej gdzie w pobliu rozptaa si
kanonada ze standardowych i cikich laserw, sporadyczny trzask zwykych karabinw
nakada si na wyszego tonu szczknicia szturmowych egzemplarzy broni. Gaunt rzuci si
w kierunku rda strzelaniny, wycigajc z pokrowca swj acuchowy miecz i wykrzykujc
w komunikator pytania.
Sierant Lerod dowodzi ludmi trzymajcymi wart na wschodniej flance.
- Lerod?!
- Sir! Jakie stwory wylazy z tej burzy! Wielkie! To istne potwory!
Gaunt wpad midzy gste poszycie i dostrzeg mroczne zwinne cielska rodzce si na
kracach uderzajcych w ziemi byskawic. W powietrzu rozszed si charakterystyczny odr
Chaosu. Karabiny Tanithijczykw i Bkitnokrwistych powalay skaczce w stron ludzi
drapieniki, kiedy te tylko pojawiay si w ich polu widzenia.
- Stwory Osnowy - wysyczaa Lilith pojawiajc si u boku Gaunta. - Fizyczna
manifestacja energii bdcej rdem tej burzy. S bezmylne, ale miertelnie niebezpieczne.
Corbec wychyn spord zaroli. Wyglda fatalnie. Krzycza do wiszcego przy ustach
mikrofonu nakazujc onierzom z zachodniej sekcji wart na odskoczenie w stron rodka
grupy.
- Co ci si stao? - zapyta ostrym tonem Gaunt dostrzegajc opodal podobnie
sponiewieranego majora Gilbeara, biegncego na czele druyny Bkitnokrwistych.
- Maa konfrontacja - odpar wymijajco Corbec. - Jakie cholerne zwierzaki wyskoczyy
na nas prosto z ciemnoci.
Gaunt nie zamierza wnika w dalsze szczegy, nie mia teraz czasu na wygaszanie
reprymend. Musia utrzyma jednolity poziom dyscypliny w caej grupie. Sprawdzi i wczy
swj wasny mikrofon.
- Gaunt do brygady. Idziemy do przodu, podwojone standardowe tempo. Formacja grotu.
Pierwszy pluton i poowa Volpoczykw przodem. Koordynacj szyku opiera na

wskazaniach sieranta Mkolla. Wszyscy obserwuj flanki i tyy. Inkwizytor Lilith ostrzega, e
w kadej chwili mog si wok lub pord nas pojawi stwory Osnowy. Strzela bez
wahania. Sierant Lerod wyznaczy szeciu ludzi i zajmie si tyln stra. Wszyscy dowdcy
maj potwierdzi odbir rozkazw i gotowo do ich wykonania.
W suchawce rozlegy si radiowe potwierdzenia. Raglon, monitorujcy ich napyw
poprzez swj przenony komunikator, kiwn gow w kierunku Gaunta. Wszystkie sekcje
przesay stosowne sygnay.
Lecz komisarz jeszcze nie skoczy. Oddanie i lojalno Tanithijczykw znaczco
uatwiay penienie obowizkw oficera politycznego przez ostatnie kilka lat, ale teraz mia
pod sob przestraszonych, zdezorientowanych podwadnych wymieszanych z gwardzistami,
ktrych nie zna i ktrym nie ufa. Morale i dyscyplina - kluczowe hasa komisariatu.
Powrci mylami do czasw swej nauki w Schola Progenium, do liniowej praktyki kadeta
pod rozkazami Oktara. Przyoy do ust mikrofon podczony do komunikatora Raglona.
- Nie bd wam wmawia, e czeka nas atwe zadanie. Lecz jest ono dla nas krytycznie
wane. Krytyczne dla imperialnego zwycistwa na tym wiecie, krytyczne by moe nawet
dla postpw caej krucjaty. Nieprzyjaciel i jego plany mog by powstrzymane, dopki jarzy
si w nas choby iskierka ycia, kry w yach cho kropla krwi. Walczymy dzi dla
Imperatora, wic zrbmy to tak jakbymy kroczyli u jego boku. Strzecie towarzyszy po
bokach jakby byli oni Imperatorem w swej wasnej osobie. Nie wahajcie si i nie lkajcie.
Oczekuje nas zwycistwo, a jeli nawet nie jest nam ono dzi pisane, nagrod bdzie mier w
subie Zotego Tronu. Imperator ustrzee wierne serca. Jego rka nas wiedzie, Jego oczy
czuwaj nad nami, a w chwili mierci wycignie do nas donie, bymy mogli w chwale
zasi po jego prawicy za Bram Wiecznoci. Za utracone Tanith, za wielkie Volpone, za
imperialn Terr... naprzd!
Niczym pojedynczy skomplikowany twr brygada ruszya w gr wzniesienia,
przedzierajc si poprzez gszcz w kierunku pasma wzgrz, nie baczc na koszmarn pogod.
Bkitnokrwici i Duchy poruszali si w perfekcyjnym zgraniu, rami w rami, nie pamitajc
o adnych wczeniejszych animozjach. Gaunt umiechn si widzc zwart zdyscyplinowan
formacj swych ludzi i wiedzia, e elita Volpoczykw w niczym od nich nie odbiega.
Gdzie z przodu rozlegay si ustawicznie strzay z broni laserowej, wieszczce eliminacj
kolejnych krcych w pobliu drapienikw Chaosu.
Lilith biega u boku komisarza. Wyja spod paszcza plazmowy pistolet i wczya go
szybkimi ruchami ukrytych w czarnych rkawiczkach palcw.
- Dobra przemowa - bysna w umiechu zbami. - Daa im sporo motywacji. Oktar

dobrze ci wyszkoli.
- Sprawdzaa moje akta. Moj przeszo.
- Jestem inkwizytorem, Gaunt. Czego ode mnie oczekujesz? Prowadziam dochodzenie.
- I czego tak naprawd dotyczy twoje dochodzenie tu na Monthaxie? - zapyta ostro
Gaunt.
- Co waciwie masz na myli?
- Nie jestem psionikiem, ale potrafi dobrze czyta w ludziach. Tutaj chodzi o co wicej
ni tylko lokalne zwycistwo, co wicej ni tylko eliminacj utalentowanych mentalnie
dewiantw nieprzyjaciela. Masz jeszcze inny motyw.
Znw si umiechna.
- To adna tajemnica, Ibram. Powiedziaam ci to na Sanctity. Genera Bulledin zgosi si
do Inkwizycji, poniewa zachodziy podejrzenia, jakoby istnia tutaj silny komponent
mentalny. Uznaam, e chodzi o nieprzyjaciela, o zwyk wojn psioniczn. Lecz teraz
pojawiy si te ruiny. Wrg ruszy do masowej ofensywy, ignorujc nas cakowicie i
angaujc wszystkie swe siy w zdobycie tego miejsca. Sam si zastanawiasz, dlaczego. Nie
musz ci chyba sugerowa, e musi si tam znajdowa co niezwykle cennego.
- Co, co wywoao t burz?
Wzruszya ramionami.
- Lub co, co j wywoao, by osoni postpy si nieprzyjaciela. Ale sdz, e twoja
wersja jest znacznie bardziej prawdopodobna.
- I to jest wanie cel twego dochodzenia? Tego pragniesz?
- To mj obowizek, Ibramie. Nie sdz, bym musiaa wyjania istot tego terminu
jednemu z najlepszych komisarzy Imperium.
- Nie prbuj zby mnie pochlebstwami. Lepiej rzu nieco wicej wiata na okrelenie co
cennego.
- Przypomnij sobie Menazoid Epsilon. Ju mwiam, e przejrzaam twoje akta. Jako
inkwizytor mam wgld nawet do cile utajnionej dokumentacji. Wiesz dobrze, o jak stawk
toczya si wwczas gra.
Gaunt zrobi si znienacka wyjtkowo ostrony.
- Mwisz o technologii? O artefaktach?
- By moe - skina gow.
- Dziea staroytnych ludzi? Czy obcych?
Lilith wyja co ze swej kieszeni.
- Mkoll to znalaz. Wycign to z pnia drzewa w miejscu niedawnej bitwy, tu przed

rozptaniem nawanicy. Sam mi powiedz, co o tym mylisz.


Podniosa do demonstrujc metalow gwiazdk o ostrych krawdziach. Gaunt patrzy
na ni przez chwil z grymasem zowieszczego zrozumienia na twarzy.
- Teraz wiesz tyle, co i ja.
Brygada zacza zbiega w d stromego zbocza na dno ocienionego drzewami wwozu,
ktry przynajmniej czciowo chroni ludzi przed upiornymi efektami mentalnej burzy. Gaunt
zaczyna ju drtwie pod wpywem smagajcych go kropli lodowatej wody i wiedzia, e
jego podwadni czuj si rwnie fatalnie. Droga poprzez gbok depresj, poronit
wielkimi, przypominajcymi katedralne nawy drzewami okazaa si chwil wytchnienia.
Gste listowie powstrzymywao deszcz, spadajcy w d pojedynczymi kaskadami wody.
Burza huczaa wysoko nad nimi, jej ryk wydawa si teraz cichszy, bardziej stumiony.
Gaunt zbliy si do prowadzcego szpic Mkolla.
- Wci na waciwej drodze?
Sierant skin gow.
- Jak ju powiedziaem, sir. Teraz nie mgbym straci tropu nawet wtedy, gdybym tego
chcia.
- Jakby wraca do domu - przypomnia mu Gaunt.
Mkoll przymkn oczy i natychmiast dostrzeg posta Eiloni, przywoujcej go z
powrotem na farm. Szeptaa do niego mwic o gotowym gorcym posiku i
zniecierpliwionych chopcach czekajcych przy kominku na kolejn z wieczornych opowieci
ojca.
- Nie ma pan pojcia jak bardzo, komisarzu.
Szturm onierzy Chaosu usta w chwili, gdy pryzmy ich trupw cakowicie zablokoway
korytarz.
Rawne poleci onierzom odskoczy w ty. Przebiegli przez cikie podwjne drzwi i
zaczli obraca ich skrzyda. Milo pomg Whelnowi zatrzasn jego poow, palce chopca
przesuny si po heraldycznych insygniach elektora wyrzebionych w cikim drewnie.
Zamruga oczami i na uamek sekundy ujrza wysze, znacznie smuklejsze wrota ze
szlifowanego kamienia, pokryte niezrozumiaymi runami.
- Co z tob? - zapyta Wheln sapic ciko.
Milo zamruga ponownie. Na drewnianych drzwiach pyszni si znowu emblemat
elektora.
Feygor i Mkendrik wsunli w klamry na drzwiach dug metalow sztab barykadujc je

od wewntrz. Zza grubej bariery dobiegay ich przytumione eksplozje i aroczny syk
miotacz ognia - nieprzyjaciel desperacko usiowa odblokowa zapchany trupami korytarz.
Omiu Tanithijczykw dyszao ze zmczenia. Jeszcze dzie temu, na Polach Fundacji,
aden z nich - z wyjtkiem by moe Rawne i Feygora - nie mia za sob okazji strzelenia w
gniewie, nie mwic ju o zabijaniu. Dzi przeszli prawdziwy chrzest ognia. Nikt nie
zdoaby zliczy zwok zacielajcych korytarz.
Cown przyklkn opierajc si o cian, walczy z wysikiem o kady oddech.
- Czy ju po nas? - zapyta - Czy ju po Tanith?
Rawne odwrci si w stron onierza z dzikim byskiem w oczach.
- Czy yjemy? Czy Tanith yje? Wstawaj! Wstawaj i ruszaj si! Tylko ten obcowiatowy
bkart Gaunt prbuje porzuci Tanith! Odwrt? Ucieczka? Co to za dowdca? On z nas chce
zrobi bezdomne duchy!
- Duchy... - wymamrota Larkin, przytulony policzkiem i ramieniem do chodnej
kamiennej ciany korytarza - Duchy Gaunta...
- Co powiedziae? - odezwa si do niego Milo czujc pulsujc w skroniach krew.
Wydawao mu si, e budzi si nieporadnie z jakiego sennego majaku.
- Pieprz go! - krzykn Feygor. - Ten czubek ma nie po kolei w gowie. Gdyby nie jego
oko, ju dawno sam bym go zastrzeli za podkopywanie morale.
- Nie - zacz Milo. - To nie w porzdku... to...
- Oczywicie, e to nie w porzdku - wysycza prosto w twarz chopca Feygor. Milo
wzdrygn si czujc na policzku kropelki liny onierza - Imperium przybyo na Tanith, bo
potrzebowao ludzi, ale gdzie jest teraz, gdy to wanie Tanith go potrzebuje? Zostawio nas
na mier!
Caffran ostrym szarpniciem odcign Feygora od Brina.
- No to umrzyjmy dobrze, Feygor! Umrzyjmy w walce! - twarz modego szeregowca
pona gorczkow pasj, w jego mylach wci pojawiaa si Laria. Dziewczyna bya gdzie
tutaj, w pobliu, i Caffran zamierza zabija bez cienia wahania, by ocali to miejsce i j
odnale.
- Caff ma racj, Feygor - wtrci si Mkendrik. Cown i Wheln skinli potakujco
gowami syszc jego sowa - Umrzyjmy jak mczyni, a Tanith ocaleje.
- I pieprzy kadego komisarza, ktry powie co innego! - splun na posadzk Cown.
Przekonany Feygor kiwn gow i wycign akumulator ze swojego lasera wymieniajc
go na nowy.
Rawne, nieobecny od duszej chwili, powrci z gbi korytarza wchodzc pomidzy

swych podwadnych.
- Syszaem strzelanin gdzie w dole przejcia, jakie trzysta krokw od nas. Wyglda na
inny punkt oporu naszych chopakw. Proponowabym i im z wsparciem.
- Wzmocnimy nasze siy - przytakn Mkendrik - Moe tamci bd wiedzieli, gdzie jest
elektor.
- Jeli zdoamy go przeprowadzi na ldowisko, by moe zdoa std odlecie
wahadowcem - doda Cown.
Rawne skin gow.
- Feygor, przygotuj w progu ma niespodziank.
onierz wyszczerzy zby i wyj ze swojego plecaka par pakietw wybuchowych.
Wprawnymi szybkimi ruchami przymocowa adunki do sztaby blokujcej drzwi. Ktokolwiek
zdoaby je wyama, zdetonowaby pakiety powodujc zawalenie caej sekcji korytarza.
- Ruszamy! - rozkaza Rawne.
Milo pobieg w lad za przemierzajcymi dugi paacowy korytarz towarzyszami, ich buty
uderzay z trzaskiem w kamienn posadzk. Chopiec pragn z caego serca odkry rdo
swego niepokoju, przeladujce go przekonanie, e wok co jest nie w porzdku. Brakowao
mu sw na wyraenie swych obaw. Cay wiat wydawa si jakim nieprawdziwym
majakiem, skrcajcym mu wntrznoci. To musiaa by robota demonw Chaosu, pomyla.
Moe major Rawne bdzie wie...
Przystan na moment zmieszany. Major Rawne? W namiotach na Polach Fundacji
Rawne obozowa wraz ze zwykymi onierzami. By szeregowcem. adnych epoletw,
adnej wadzy. Kiedy go awansowano?
Czy o czym zapomniaem, pomyla Milo. Czy czego...
Kolejny przebysk obcych wspomnie. Obraz... sterylnej kabiny na pokadzie
kosmicznego statku. Rawne, Corbec, Milo. Delegacja. Wysoki, dobrze zbudowany
mczyzna o szczupej twarzy, ktry mg by tylko komisarzem-pukownikiem Ibramem
Gauntem ruszy im na spotkanie. Skd wiedzia jak ten Gaunt waciwie wyglda? Nigdy
wczeniej go nie widzia. W umyle modziutkiego gwardzisty rozbrzmieway wyrane sowa
oficera: pukownik Corbec, major Rawne.
Kolejny sen?
Nie starczyo mu czasu na snucie domysw. Grupka onierzy niemal dotara do miejsca
strzelaniny, kanonada wypeniaa ciany paacu, tumia gniewne niezrozumiae krzyki.
To nie s strzay z laserw, pomyla Milo zwalniajc krok i sprawdzajc sw bro. W
cigu ostatnich trzydziestu minut usysza dostatecznie duo wystrzaw z broni laserowej, by

rozpozna bez wahania jej charakterystyczny trzask. Ten dwik by inny: wrcz melodyjny,
sykliwy, przywodzcy na myl nagranie brzczenia osy, wzmocnione akustycznie i pocite na
krtkie serie.
Co to na fetha jest?
- Syszysz to? - zapyta stojcego z tyu Larkina. Snajper zakada na sw bro
noktowizyjny celownik, cieniutka wizka bkitnego wiata wystrzeliwaa z teleskopu
mierzc prosto w sufit korytarza.
- Co? Lasery na penym auto? Tak... kto tam ma ciki dzie.
To nie lasery, pomyla Milo, to nie...
Trzeci pluton omin rg korytarza. Poruszajc si w ciasnej zwartej formacji onierze
wpadli do rozlegej sali audiencyjnej wzniesionej z blokw ciemnej wulkanicznej skay.
Rozbite okna o barwionych szybach, przedstawiajce anrotha i reszt tanithijskich duchw
puszczy, biegy wzdu jednej ciany sali. Wykonane z drewna awy, w wikszoci nadpalone
i poamane, pitrzyy si porodku pomieszczenia. Proporzec elektora, podarty i dymicy w
kilku miejscach, powiewa w roztrzaskanym oknie w gbi komnaty. Trzej tanithijscy
onierze, odwrceni plecami do gwardzistw, klczeli za pryzm awek strzelajc w
kierunku widniejcych pod proporcem ukowatych drzwi. Wojownicy Chaosu pchali si
poprzez nie do rodka sali, prbujc sforsowa zway trupw swych towarzyszy.
Przynajmniej piciu martwych Tanithijczykw leao nieruchomo pord szcztkw aw.
Nie oczekujc rozkazw ani nie okazujc wahania trzeci pluton wpad pomidzy swych
towarzyszy broni strzelajc w biegu prosto w otwr drzwi. Trzej bronicy sali Tanithijczycy
spojrzeli ze zdumieniem na przybyszw. Milo nie rozpoznawa adnego z nich, chocia
mczyzna w randze pukownika by czowiekiem, ktrego raz ujrzawszy nie sposb byoby
zapomnie: prawdziwy olbrzym o nienobiaych wosach ozdobionych pasem czerwonej
farby, dumnych rysach twarzy i bkitnym tatuau w ksztacie kosy na policzku.
- Za Tanith! Za elektora! Za Terr! - krzykn Rawne pocigajc za spust.
Rosy pukownik zastanawia si nad czym przez chwil, po czym sam podj ostrza.
- Jak to mwisz - odezwa si melodyjnym gosem o bardzo dziwnym akcencie. - Za
Tanith!
Muon Nol, Zowieszczy Mciciel, broni onyksowej komnaty wraz z druyn swych
wojownikw cinajc krtkimi seriami kolejnych czcicieli Chaosu wdzierajcych si do sali
poprzez wycite na ksztat diamentu drzwi a widniejce pod podartym jedwabnym
sztandarem Dolthe.

Jedyn oson zapewniay im wykonane z psychoczuych plastikw awy wypeniajce


niegdy t czcigodn komnat - awy poamane, nadpalone, zniszczone ogniem broni
nieprzyjaciela. Po jednej stronie obrocw rzd smukych okien pyszni si witraami z
przeroczystej

duszokoci,

przedstawiajcymi

obrazy

Krla-Feniksa

Asuryana,

Krwaworkiego Boga, okaleczonego kowala Vaula, Przdk Losu Moraiheg i dziewicz


Lileath, bogini szczcia. Od zewntrz wizerunki iluminowaa feria elektrycznych
wyadowa burzy rozptanej przez Eona Kulla. To wanie Lileath najbardziej spord
wszystkich bogw czci Muon Nol - przepikn pani przyszoci i fortuny; to jej runiczny
symbol nosi na szyi, pod swym jadeitowoniebieskim pancerzem.
Biay hem Muon Nola poznaczony by czarnymi szramami postrzaw, zdobicy go
czerwony grzebie zmierzwi si chaotycznie. Uliowye, wita buanna mistrza Eona Kulla,
plua strugami miniaturowych dyskw w stron nieprzyjaciela, tnc go na strzpy, wyrzucajc
z siebie tysice pociskw po kadym naciniciu spustu. yrostabilizatory masywnej broni
warczay cicho w ukrytych pod rkawicami doniach wojownika, sfera pola siowego
tworzcego akcelerator migotaa u wylotu lufy. Uliowye, Pocaunek Zimnych Gwiazd.
Wojownikowi pozostao ju tylko sze bbnw z amunicj. Liczy kady zuyty magazynek.
Dla Lileath, dla Dolthe, liczy kady.
Nieoczekiwanie omiu ludzi w obszarpanych brudnych mundurach znalazo si tu obok
obrocw, strzelajc bez wahania z laserw do napierajcego wroga. Byli zawzici,
pozbawieni ladu strachu ani te zaskoczenia na widok miejsca, w ktrym przyszo im
walczy i nowych towarzyszy broni.
Posugujc si cznoci mentaln Muon Nol poleci swym wojownikom zaakceptowa
niespodziewan pomoc i podj walk. To by bez wtpienia efekt dziaa mistrza Eona Kulla
- i naleao to przyj do wiadomoci.
I, na Khaine'a, ci monkeigh potrafili walczy! Jakby bronili swego wasnego domu, jakby
strzegli wszystkiego tego, co byo dla nich najcenniejsze w yciu!
W przecigu piciu minut ludzcy onierze wyparli heretykw poza mury komnaty.
Dobiegajc do drzwi wejciowych zastrzelili ostatniego z intruzw i zatrzasnli wielkie
kamienne wrota blokujc przejcie.
Dowdca stray przybocznej wieszcza odwrci si w stron szczupego ciemnowosego
mczyzny sprawiajcego wraenie prowodyra grupy. Sign w gb swego umysu
poszukujc zwrotw w niskim gothicu, wyuczonych podczas sympozjw lingwistycznych na
Dolthe.
- Jestem Muon Nol z Dolthe, Stranik Bramy. Wasza interwencja i pomoc przyjta

zostaa z aprobat. Mistrz Eon Kull okae wam stosown wdziczno.


- Pukownik Munnol, z Tanith Dale. Dobrze was widzie, chopaki. Elektor potrzebuje
teraz wszystkich ludzi, jakich tutaj mamy.
Tanithijski oficer z grzyw biaych wosw podszed do onierzy trzeciego plutonu zaraz
po tym jak zatrzasnli drzwi prowadzce do sali. Trupy czcicieli Chaosu pitrzyy si wok
ich ng.
Rawne pokiwa gow.
- Dobrze, e moglimy pomc. Jestem Rawne, major, dowdca... tego, co pozostao z
trzeciego plutonu. Prosz nas rozmieci zgodnie ze swoimi potrzebami, pukowniku.
Munnol skin z aprobat, ale co w jego postaci budzio zaniepokojenie Mila. Mwic
szczerze, chopiec jeszcze nigdy nie widzia Tanithijczyka, ktry miaby wosy innego koloru
ni czarny. A tutaj nie tylko sam pukownik mia biae wosy, rwnie obaj jego
podkomendni, rwnie spici i niespokojni jak on sam.
Munnol wskaza drzwi po swej lewej stronie robic przy tym dziwaczny, nienaturalny
gest. I co za bro trzyma waciwie w rce? Laser... ale dugi i masywny, znacznie wikszy
od snajperskiego egzemplarza Larkina. Milo czu jakie myli dobijajce si uporczywie do
jego umysu.
- Jeli jeste gotw, Rawne czowieku, zachodnie fortyfikacje desperacko potrzebuj
wsparcia - owiadczy pukownik Munnol.
- Prowad! - wyrzuci z siebie Rawne i pynnym ruchem wyrzuci na podog pusty
magazynek wkadajc w jego miejsce peny. Munnol skin gow i nakaza gestem doni, by
onierze podyli w lad za nim.
Rawne czowieku? Czy to przesyszenie? Milo bieg w lad za oficerami, zmieszany i
niespokojny. Czowieku? Senny koszmar uparcie nie chcia si skoczy. Chopiec czu coraz
wiksze zawroty gowy.
Pokonujc szybkimi krokami czarn granitow posadzk Munnol prowadzi onierzy
trzeciego plutonu na odsonite blanki, gdzie dwa tuziny tanithijskich obrocw strzelao
ponad parapetami z laserw uwijajc si pod czarnym, pocitym byskawicami niebem.
Dwik laserowych karabinw by jaki dziwny, nie przypomina znajomego trzasku
gwardyjskiej broni, tylko nietypowe syczenie.
Rawne bieg tu za pukownikiem, Feygor depta mu po pitach.
- Potrafisz uwierzy w taki ut szczcia?! - major wybuchn szaleczym miechem Chaos atakujcy nas w dniu Fundacji?!

- Nie... nie potrafi - odpar nieco zmieszany Munnol.


- Bd z tob szczery, Munnol... omal nie zrezygnowaem ze zoenia podpisu na karcie
zacigu - cign Rawne. - Co to waciwie za ycie, taka ciga walka pord gwiazd dla
jakiego pieprzonego Imperatora, ktry ma ciebie gdzie, bez nadziei na powrt do domu?
- To niezbyt ekscytujca wizja, Rawne czowieku - zgodzi si Munnol.
- Feth, cakiem niele si urzdziem w Tanith Attica. May niezy interesik, jeli mnie
rozumiesz. Nic specjalnie nielegalnego, ale rozumiesz, po niewaciwej stronie...
- Rozumiem...
- Feygor by ze mn. Prawda, Feygor? - Rawne kiwn gow w stron swego kompana.
- Aye, Rawne, aye.
- Dobra robota, nie chciaem z niej rezygnowa... ale niech mnie feth w chulana zmieni,
ciesz si, e to zrobiem! Pieprzy Zoty Tron! Anrothowi dziki, e mam w rku bro i
mog walczy o Tanith w tej koszmarnej godzinie!
- Wszyscy winnimy okaza wdziczno Anrothowi, Rawne czowieku - zgodzi si
Munnol.
Gwardzici dotarli na blanki, ostrza nieprzyjaciela ci powietrze ponad ich gowami.
Pukownik Munnol zawoa do swych podkomendnych. Tanithijscy onierze spojrzeli w
stron nowych towarzyszy ze stanowisk strzeleckich usytuowanych wzdu fortyfikacji. Biae
wosy, pomyla z dreszczem grozy Milo, z domieszk czerwieni. Wszyscy mieli nienobiae
wosy.
Chopiec uzna, e popada w obd.
- Synowie Dolthe! - krzykn Munnol.
Dolthe? Dolthe? Co to za miasto? Milo nie potrafi sobie odpowiedzie na to pytanie.
- Nasi sojusznicy przybyli walczy wraz z nami. Major Rawne i inni ludzie. Traktujcie
ich dobrze, albowiem s dzielni i pozostan z nami do samego koca!
Sowom pukownika odpowiedziay liczne gwizdy aplauzu.
Rawne rozmieci onierzy trzeciego plutonu pomidzy strzelajcymi z muru
Tanithijczykami, doskoczy do parapetu i zacz naciska spust swej broni posyajc wizki
laserowej energii w d umocnie, ponad krawdzi osmalonego wau.
Milo zamierza wanie stan przy najbliszym wolnym otworze strzelniczym, gdy
ktem oka dostrzeg sylwetk Larkina. Snajper kuli si w tyle za plecami obrocw,
przytulony kurczowo do kamiennej ciany. Swj karabin przyciska do wstrzsanej
niekontrolowanymi drgawkami piersi.
Milo podbieg do niego popiesznie.

- Larkin, co si stao?
- Popopatrzyem przez lunet... Bbrin... to nie s ludzie!
- Co? - chopiec poczu zimny ucisk w odku, ale zignorowa go z niemaym trudem.
- Wiem, co widziaem! Przez moj... lunet. Nigdy mnie nie okamaa! Ten wielki
sukinsyn Munnol i reszta! Oni nie s... nie s Tanithijczykami!
Milo wyszarpn snajperski karabin z drcych doni Larkina, przyoy kolb do
ramienia i spojrza poprzez celownik optyczny na posta pukownika Munnola. Wizka
bkitnego wiata dotkna paszcza kamuflujcego oficera arzc si na jego materiale
niczym jaskrawy punkt. Ze wzgldu na wczony tryb noktowizyjny Brin pocztkowo
dostrzeg jedynie ros sylwetk czowieka skpan w odcieniach bkitu i czerni.
Munnol odwrci si w stron chopca jakby wyczu podwiadomie przesuwajcy si po
jego ciele promie laserowego celownika. Milo ujrza przesuwajc si w bok twarz
pukownika, powane oczy osadzone w bladoskrej arystokratycznej twarzy. W nastpnym
uamku sekundy oczy te zmieniy si w podune krysztaowe wizjery biaego hemu
ozdobionego przepysznym grzebieniem czerwonych pir. Ciemnoszary mundur Munnola
okaza si znienacka opywowym niebieskim pancerzem okrywajcym majestatycznie ciao
postaci. Trzymany w rkach mczyzny laser sta si masywn broni o dugiej lufie,
zdobion zotem, srebrem i perow macic.
Tanithijski pukownik przerodzi si nieoczekiwanie w najbardziej zatrwaajc istot,
jak Milo dotd spotka.
- Och, mj Imperatorze... - wydysza chopiec. - To Eldarowie!
Brygada Lilith wydostaa si z wwozu na paski obszar, gdzie dungla znika zatopiona
pod zwaami bota osuwajcego si ze zboczy wikszych wzgrz. Tempo marszu spado
zauwaalnie, w wielu miejscach onierze zmuszeni byli brn po pas w grzskiej mazi. Idce
przodem czujki ju wychwytyway ponad rykiem burzy zgiek bitewnej wrzawy dobiegajcy
z pobliskiej doliny. Jaskrawe rozbyski iluminoway grzbiet wzniesienia i nie byy to
bynajmniej byskawice.
Gaunt

rozesa

ostatnie

komunikaty

operacyjne.

Volpoczycy

Gilbeara

mieli

przemieszcza si poow zbocza, natomiast Duchy ruszyy w dwch formacjach


dowodzonych przez Corbeca i Leroda, biegnc w dole skarpy, okrajc podstaw
wzniesienia. Gaunt i Lilith doczyli do forpoczty grupy Corbeca.
Mkoll doprowadzi ich wprost do celu. Spogldajc ponad krawdzi stoku dostrzegli po
raz pierwszy wzniesienie, na ktrym groway ruiny - i ogromn rzesz otaczajcych je

onierzy nieprzyjaciela. Pomimo ostrzee Mkolla Gaunt okaza si nieprzygotowany na ten


widok. Tysice heretykw, wielu z nich wyposaonych w bro cik, uwijay si na
zboczach wzgrza bombardujc bez ustanku wieczce je fortyfikacje, rac mury z si,
ktrej kamie nie mia prawa si oprze. Ca dolin wypeniay rozbyski wystrzaw i
eksplozji. Wilgotne powietrze przesycone byo dymem i zapachem krwi.
Gwardzici weszli do walki nawet nie zdajc sobie z tego sprawy. Bkitnokrwici
Gilbeara wpadli na tyy nieprzyjacielskich stanowisk broni cikiej, budzc cakowite
zaskoczenie wrd ich obsugi. Artylerzyci signli po bro krtk prbujc powstrzyma
ogniem nieoczekiwanych intruzw. Chwil pniej obie grupy Duchw runy z rozpdu
prosto na oddziay onierzy Chaosu wycofujce si ze szturmu na fortec z zadaniem
wsparcia operatorw broni cikiej. Laserowe wizki i boltowe pociski wykrelay nad
botnistym zboczem niesamowit pltanin jaskrawych smug.
Pocigajc za spust pistoletu Gaunt rozwaa gorczkowo dwie moliwoci dziaania:
natychmiastowy odskok w ty lub nieuniknione wejcie w cik walk na bliskim dystansie.
Komisarz-pukownik dostrzeg onierzy Gilbeara pdzcych w d zbocza i wpadajcych
na stanowiska artylerii z mordercz gracj, mordujcych obsug dzia w przecigu minuty,
gra dwch. Cikie lasery wsparte dwoma rcznymi granatnikami i plazmowym karabinem
dokonay istnej rzezi pord lekko uzbrojonych kanonierw.
Gilbear wykrzykiwa do komunikatora potwierdzenie zajcia stanowisk podczas gdy jego
podwadni zmieniali koordynaty ognia rakietowych wyrzutni i dzia polowych rozpoczynajc
ostrza tyw gwnej formacji wroga. Elita volposkiej Dziesitki bya cholernie dobra,
Gaunt musia im to przyzna. Szkolenie we wszystkich dyscyplinach militarnych sprawiao,
e Bkitnokrwici bez trudu mogli szturmem zaj bateri artylerii, a potem obsugiwa j
rwnie wprawnie jak wytrenowani kanonierzy.
Gaunt poj, e czas na podjcie decyzji upyn. Rozkaz odwrotu wydany w tej chwili
pozostawiby Volpoczykw samych w obliczu wroga. Los dokona wyboru za komisarza.
Lojalistw czekaa teraz cika konfrontacja bez nadziei na jakikolwiek lad litoci czy
miosierdzia.
Dwa kliny Duchw wbiy si w tylne szeregi heretykw oblegajcych ruiny. Gilbear,
trzewo mylcy taktyk i operatywny oficer, przestawia koordynaty ognia zaporowego
swych dzia osaniajc postpy sojusznikw, tworzc krwawe wyrwy w siach wrogw.
Precyzyjnie wystrzeliwane pociski rozryway si zaledwie dwadziecia metrw przed
pierwszymi Duchami, ciskajc w powietrze fontanny bota, strzpy rolinnoci i szcztki
onierzy Chaosu.

Dzika kanonada jeszcze przybraa na sile, lecz ku swemu niepomiernemu zdumieniu


Gaunt odkry, e poza kilkoma oparzeniami i rozciciami jego ludzie nie odnieli adnych
powanych obrae.
W przecigu piciu minut od pierwszego strzau imperialni onierze wbili si w formacj
nieprzyjaciela na dobre piset metrw zabijajc ponad dwustu przeciwnikw i nie tracc ani
jednego wasnego czowieka.
Gilbear nie prnowa na swych stanowiskach artylerii, ale nadszed w kocu ten
moment, gdy zgodzi si z wywoujcym go przez radio Gauntem, i dystans dzielcy
Volpoczykw od Duchw przybra niebezpieczne rozmiary.
Syszc zakodowany komunikat Bkitnokrwici podoyli na stanowiskach artylerii
adunki wybuchowe i pobiegli w d wzniesienia starajc si jak najszybciej dogoni
tanithijskich sprzymierzecw. Dokadnie wyliczone detonacje rozerway opustoszae baterie
i zapasy amunicji przemieniajc stosunkowo paski w tym miejscu fragment zbocza w
niewielk kotlink.
Przemierzajc dno doliny i pierwsze partie fortecznego wzniesienia imperialna brygada
przybraa formacj grotu - Duchy na jego prawej krawdzi, Volpoczycy na lewej, Gaunt z
Corbecem u szczytu.
Gaunt od dawna wiedzia, e Tanithijczycy s dobrymi onierzami, ale nigdy wczeniej
nie widzia u nich takiej brawury, takiej zaciekoci. Nie potrafi uwierzy, by to jego mowa
pobudzia ludzi w tak ogromnym stopniu do dziaania. Gwardzici walczyli za co innego, co
skrytego gboko w ich sercach.
- Dla Tanith! Dla Tanith, niech bogosawiona bdzie jej pami! - komisarz usysza
krzyk biegncego opodal Corbeca.
Krzyk ten, podchwycony przez wszystkich pdzcych wok ludzi, trci w sercu Gaunta
jak ukryt nut. Zszokowaa go ta reakcja. Jego podwadni walczyli dla Tanith... ale nie dla
wspomnie czy dzy zemsty. Czynili to w imi mioci do macierzystego wiata, jego
otulonych mg miast, mrocznych puszcz, majestatycznych mrz.
Wiedzia o tym, poniewa sam czu to samo. Spdzi na Tanith zaledwie jedn dob, a
wikszo tego czasu mina mu w ciemnych pomieszczeniach elektorskiego paacu. Lecz
teraz odnosi wraenie, e ten wiat by jego domem, miejscem narodzin i dziecistwa,
miejscem, ktre pokocha, a ktre wci znajdowao si tu na wycignicie rk...
W towarzystwie Corbeca i dwch innych Duchw jako pierwszy dotar do pytkiego
okopu obiegajcego nisz cz wzniesienia. Rzesza onierzy Chaosu zawracaa w stron
napastnikw przerywajc szturm na fortec. Dzierc w doni acuchowy miecz komisarz

pdzi co si przed siebie. Sprawia wraenie cakowicie odpornego na ostrza wroga, wizki
laserowego wiata mijay go o cale. Czu niezwyk irracjonaln ch, by ze szczcia
piewa na gos.
Zeskoczy do okopu rozcinajc pierwszego napotkanego heretyka wp jednym
pocigniciem miecza, potem zamachn si ostrzem w lewo pozbawiajc nastpnego gowy.
Trzymany w drugiej doni boltowy pistolet hukn gucho cinajc z ng par rebeliantw
szarujcych na oficera z bagnetami w rkach. Zamek broni szczkn metalicznie wieszczc
wyczerpanie amunicji. Corbec depta dowdcy po pitach, wrzeszczc co dziko, strzelajc z
lasera w kbice si wok sylwetki. Tu obok szeregowcy Yael i Mktea walczyli rami w
rami za pomoc swych srebrnych noy, z pasj i furi. Ponad ich gowami Bragg strzela
ogniem cigym ze swojego karabinu maszynowego, zasypujc gradem stali i ognia wysze
partie wzgrza.
Gaunt odrzuci na bok pistolet i miecz, pochwyci w donie uchwyt podwjnie
sprzonego boltera na trjnogu ustawionego w wykopie. Cik bro zamocowano na
metalowej pycie, trjng przynitowano do niej, by unikn szarpania wywoywanego
odrzutem. Gaunt nacisn spust i zacz przesuwa luf z lewej strony na praw i z powrotem,
masakrujc szeregi miotajcych si w grze wzniesienia nieprzyjaci.
Poczu na swoim ramieniu czyj do. Poblada Lilith staa tu za nim, jej oczy tony
we zach.
- Czego?! - warkn nie zdejmujc palca ze spustu.
- Nie czujesz tego? Te ci optaa ta magia?
Puci uchwyt broni, bolter przechyli si luf w d.
- Jaka magia?
- Mwi o sieci zudze... omamia wszystkich twoich ludzi, Bkitnokrwistych te!
Rozdziera mj umys! Gaunt...
Podtrzyma j bezwiednie, kiedy tracia rwnowag. Odepchna go po krtkiej chwili.
- Ju w porzdku, w porzdku!
- Lilith!
- Cokolwiek... ktokolwiek... znajduje si w tych ruinach, wykorzystuje nasze emocje.
- Co masz na myli?
- Ja... ja myl, e oni potrzebuj wszelkiej pomocy jak mog znale. Pod oson burzy
rozsnuli potny mentalny urok, ktry uczyni nas... uczyni nas podatnymi na swe najgbsze
przeycia i pragnienia! Dla twoich Duchw to jest Tanith... Tanith, ktre wci jeszcze mona
uratowa! Dla Bkitnokrwistych to Ignix Majeure, gdzie przegrali po desperackiej walce!

Lecz Ibramie... mnie to zabija! Jest zbyt silne, zbyt potne!


Gaunt walczy o kady oddech.
- Ale co ze mn? Dlaczego Tanith?
- Co? - zapytaa wycierajc zazawione oczy.
- Nie jestem Tanithijczykiem, a mimo to serce odpowiada mi w ten sam sposb. Dlaczego
nie walcz za jak wan spraw swego wasnego ycia? Czemu wci w mylach stpam po
tamtej ziemi?
Umiechna si pomimo grymasu cierpienia na twarzy, jej oblicze iluminoway jaskrawe
rozbyski wiata.
- Naprawd tego nie wiesz, Ibramie? Tanith jest najwiksz spraw twego ycia i nie ma
tu znaczenia fakt, czy si tam urodzie czy te nie. Powicie siebie samego tym ludziom,
pamici ich wiata. Zagada Tanith poera twoje sumienie, podobnie jak i ich, i chocia nie
jeste prawdziwym synem puszczy, ta magia igra z twymi najskrytszymi emocjami! Jeste
Duchem, Ibramie, chcesz tego czy nie! Nie tylko ich panem, lecz jednym z nich!
Gaunt zerwa z gowy sw czapk i wtar perlcy si na czole pot z powrotem w
posklejane jasne wosy. Dysza ciko, jego yy rozpalaa adrenalina.
- Wic to wszystko nieprawda?
- Stalimy si pionkami. Ofiarami manipulacji. Zmuszono nas do walki poprzez gr na
najgbszych uczuciach.
- Zatem... w imi Imperatora, jeli to pomoe nam zabi ten heretycki pomiot, nie
odrzucajmy tego! Wykorzystajmy to! - komisarz pochwyci swj mikrofon i otworzy gwny
kana komunikacyjny - Szedziesiciu ludzi przeciwko dziesiciu tysicom! Tak si rodz
legendy! Do przodu! Do przodu, dla Tanith i Ignix Majeure! Zaj to wzgrze i przebi si do
ruin!
Biegncy na czele Bkitnokrwistych Gilbear usysza sowa Gaunta i wrzasn
tryumfalnie oprniajc do koca kolejn bateri cikiego lasera. Volpoczycy jeszcze
przypieszyli szar, cinajc strzaami przeciwnikw, spychajc ich na siebie.
Lerod, teraz cakowicie ju przekonany o wasnej niemiertelnoci, pdzi w gr
wzgrza prosto na ruiny, tratujc przewracajcych si w panice heretykw.
Corbec, z Braggiem stanowicym rdo niszczycielskiej siy ognia u boku, prowadzi
swych ludzi pomidzy pozostaymi dwoma klinami lojalistw. Po obu stronach imperialnej
brygady tysice onierzy Chaosu kbio si z dezorientacj reformujc siy do
kontruderzenia, lecz szedziesitka lojalistw przesza poprzez ich szeregi niczym n.

Wiele lat pniej, pieczoowicie rekonstruujc detale tej bitwy na podstawie nielicznych
raportw i sprawozda, imperialni analitycy wojskowi na Foridonie stanli w obliczu
cakowitej niemonoci potwierdzenia sukcesu Gaunta. Nawet po uwzgldnieniu czynnika
zaskoczenia tak istotnego przy szary na tyy nieprzyjaciela, dane wci okazyway si
niewiarygodne. Zwyke obliczenia wykazyway, e ekspedycja lojalistw powinna bya
wygin do ostatniego czowieka najdalej piset metrw od ruin. Analitycy uzupenili
badany model o czynniki takie jak charyzma przywdcy, talent taktyczny, ut szczcia... i
wci nie uzyskiwali podanego wyniku. Ludzie Gaunta nie mieli prawa y przed
dotarciem do ruin.
Lecz raporty mwiy o czym innym. Gaunt przeprowadzi swe siy pod fortec bez
utraty choby jednego czowieka w trzydzieci minut. Lojalici przebili si przez formacj
nieprzyjaciela liczc dobre dziesi tysicy onierzy i zajli obszar, ktry wrg
bezskutecznie prbowa zaj od wielu godzin. Zabili przy tym okoo dwch tysicy czterystu
heretykw.
W rezultacie kocowym, po dugich i mudnych debatach, analitycy znaleli tylko jedno
wyjanienie zagadkowej sprawy: na polu bitwy nie byo si nieprzyjaciela. Lojalici padli
ofiar iluzji. Gaunt zmontowa natarcie poprzez pusty, niebroniony obszar. Tylko w takim
przypadku wszelkie wyliczenia, statystyki i modele generoway podany wynik.
Nikt nigdy nie przyzna si do wtpliwoci w kwestii wyniku bada. I w taki oto sposb
najwikszy by moe i najbardziej spektakularny sukces wojsk Macarotha zosta
wykasowany z annaw imperialnej historii wojskowej jako konfrontacja z fantomami. Oto
los prawdziwego herozimu.
W murze znajdoway si drzwi: wysoka arkada zamknita kamienn cian. Gaunt
zgrupowa swych ludzi w obrbie wejcia do fortyfikacji, nie zwaajc na nasilajcy si z
kad sekund ostrza prowadzony przez zacieniajce w dole piercie legiony Chaosu.
Gilbear zaproponowa podminowanie wejcia i wysadzenie go w powietrze, ale Corbec
trzewo zauway, e nieprzyjaciel ju prbowa tego samego: powierzchni drzwi znaczyy
liczne szramy i sadza wiadczce o bliskich detonacjach.
Wanie zaczynali si pogra w desperackiej ktni, kiedy drzwi otworzyy si
znienacka. W progu stan Brin Milo, towarzyszyli mu Caffran i pospny eldarski wojownik z
trzymanym w rce biaym hemem o czerwonym grzebieniu. Burza wci szalaa w
przestworzach, dzika i nieugita.
- Dotarlicie tak daleko - powiedzia Milo. - Czas skoczy to wszystko.

Zamknici w murach fortecy, lojalici syszeli wyranie niskie piewy eldarskich


aobnikw, przygotowujcych ostatni faz zamykania Bramy.
Muon Nol spoglda dusz chwil na Gaunta. Komisarz przeama w kocu milczenie
salutujc obcemu i wycigajc sw do.
- Ibram Gaunt.
Nic wicej do dodania, pomyla.
Muon Nol popatrzy na wycignit do, po czym zawiesi Uliowye na ramieniu i
ucisn rk czowieka. Powiedzia co w dwicznym melodyjnym jzyku, ktrego
komisarz zupenie nie rozumia.
- Wanie zostae formalnie powitany jako rwny mu rang przedstawiciel kasty
wojskowej - owiadczya Lilith stajc u boku komisarza.
Muon Nol przenis spojrzenie na jej posta.
- Jestem Lilith, imperialna Inkwizycja - powiedziaa.
Muon Nol, wyszy o gow nawet od Gilbeara, skin jej na powitanie. Gaunt rzuci
okiem na przedstawicielk Inkwizycji.
- Daleko w ten sposb nie zajdziemy - sykn - Czy kto tutaj mwi po eldarsku?
- Ja - owiadczya Lilith, ale w tym samym momencie odezwa si rwnie Muon Nol.
- Nie ma takiej potrzeby - powiedzia w mikko akcentowanym niskim gothicu Rozumiem wasze sowa. Musisz ze mn natychmiast pj, mistrz czeka na ciebie.
- Dobrze... - zacz Gaunt.
Muon Nol cofn si o krok.
- Nie, nie ty. Kobieta.
Wieszcz Eon Kull wyczuwa parzc umys obecno szturmujcych ze wszystkich stron
sanktuarium nieprzyjaci. Fuehain Falchior znw zacz pomrukiwa w pochwie.
Drzwi Wewntrznego Sanktuarium otworzyy si szeroko i do rodka wszed Muon Nol,
prowadzcy zakapturzon kobiet, potnie zbudowanego szturmowca w szarozotym
pancerzu oraz mczyzn w dugim paszczu i czapce z daszkiem.
Muon Nol ukoni si mistrzowi. Podobnie uczynia Lilith. Gaunt i Gilbear pozostali
wyprostowani.
Eon Kull przemwi w perfekcyjnym niskim gothicu, na ktry zmarnotrawi w swym
mniemaniu cay rok nauki.
- Jestem wieszcz Eon Kull. Moje wpywy przywiody was do tego miejsca. Nie
zamierzam wyraa sw przeprosin. Droga musi by zamknita, nim Ciemno na ni

wkroczy i gotw jestem uy wszelkich moich mocy, by tego dokona.


Muon Nol postpi krok do przodu wskazujc doni Lilith.
- Mj panie... ta kobieta zwie si w ludzkim jzyku Lilith. Czy to nie znak?
- Czego?
- Przeznaczenia?
Eon Kull umilk jakby i on dostrzeg symboliczn zbieno w imieniu kobiety. Lecz
zaraz potem opad raptownie na porcz swego tronu, a spod jego hemu wycieka wska
struka krwi.
- Mj panie!
Gaunt pierwszy dobieg do wieszcza, zdejmujc jego hem i ujmujc w donie bladoskr
twarz wiekowego konajcego mistyka.
- Mog posa po medykw... uzdrowicieli - zacz.
- Nie... nie mamy czasu. To bezcelowe. Ja chc umrze, Gaunt czowieku. Brama musi
zosta zamknita, nim Chaos j skoroduje.
Nadal podtrzymujc Eon Kulla komisarz podnis gow w gr i spojrza bezradnie na
Lilith. Podesza bliej, zaja jego miejsce obejmujc rkami gow i ciao kruchego starca.
- Z tego wanie powodu siy nieprzyjaciela znalazy si na Monthaxie, prawda mistrzu?
- Masz racj. Ta Brama staa otwarta od dwudziestu siedmiu wiekw. Teraz wrg
odnalaz j i zarazem odkry drog prowadzc prosto na Dolthe. Dla bezpieczestwa Dolthe,
dla ocalenia eldarskich dusz, ta Brama musi zosta zamknita. To dla wypenienia tej misji
sprowadziem was tutaj. To dla tej misji moi wierni wojownicy dali tu z siebie wszystko.
- Wszystko to... sztuczki jakiego cuchncego obcego... - wycharcza z niedowierzaniem
Gilbear.
Gaunt rzuci si do przodu przewracajc na posadzk Muon Nola, zanim rozwcieczony
Eldar zdy poszatkowa Gilbeara seri ze swej buanny.
Zrywajc si znad powalonego eldarskiego wojownika komisarz doskoczy do majora.
- Co? Co takiego zego powiedziaem? - zapyta Gilbear na uamek chwili przed tym jak
pi Gaunta pozbawia go przytomnoci.
- Ibram! - oficer odwrci si w miejscu syszc krzyk Lilith. Kobieta tulia ciao wieszcza
w swych ramionach. Gaunt pobieg w jej stron czujc do Muon Nola zacinit na swym
okciu, ale ju wiedzia, co spowodowao nagy bezwad mistyka.
Wieszcz Eon Kull, wiekowy mistyk i mdrzec, nie y.
Zoyli jego kruche zwoki na posadzce sali.
- Zatem jestemy zgubieni - odezwa si Muon Nol. - Bez wieszcza nie zdoamy utrzyma

wizw Osnowy i zamkn Bram. Dolthe umrze tak jak sam Eon Kull.
- Lilith moe to zrobi - powiedzia znienacka Gaunt.
Kobieta i eldarski wojownik spojrzeli na niego rwnoczenie.
- Wiem, e to potrafisz i wiem, e tego chcesz. Dlatego wanie tutaj jeste, Lilith.
- O czym tym mwisz, Ibramie? - odpara.
- Nie jeste jedyn osob potrafic cign za sznurki, mogc przeglda zastrzeone
dokumenty. Przyjrzaem ci si w podobny sposb jak ty mnie. Lilith Abfequarn... psioniczka,
przedstawicielka Inkwizycji, rekrut z czarnego naboru.
- Boe Terry - rozemiaa si nagle - Dobry jeste, Ibramie.
- Nie masz pojcia jak dobry. Zabrano ci na pokad Czarnego Statku zaraz po
identyfikacji talentu. Crka imperialnej gubernator, ktrej planeta leaa na kracach
terytorium nawiedzanego przez Eldarw. Twa matka zgina podczas jednego z ich rajdw.
Zoya przysig... wpierw lubowaa ich zniszczy, pniej za zapragna pozna bliej
te zagadkowe istoty, ktre tak obraboway ci ycie. To dlatego tak desperacko podaa tej
misji. To bya szansa na kontakt z twoim przeznaczeniem. Chciaa tego, Lilith.
Zachwiaa si i usiada nieporadnie na posadzce obok ciaa Eona Kulla.
Muon Nol pomg jej podnie si z powrotem na nogi.
- Jeste Lileath. Moesz uczyni to, co mia zrobi wieszcz. Zamknij Bram, Lileath.
Zabierz nas na zawsze z powrotem na Dolthe.
Spojrzaa na Gaunta i komisarz jeszcze raz z blem uzmysowi sobie jak pikn bya
kobiet.
- Zrb to... po to tutaj przybya.
Obja go i przytulia na moment, a pniej odstpia o krok spogldajc mczynie w
oczy.
- To moe by interesujce, komisarzu.
- Myl, e to bdzie fascynujce, pani inkwizytor. A teraz wykonaj sw misj.
Wszyscy uczynili stosowne poegnania. Mkoll poegna si z Eiloni, Caffran z Lari.
Duchy poegnay si z Tanith, Bkitnokrwici z Ignix Majeure.
Zimne wiato, jaskrawe i ostre niczym diament, rozpalio przestworza ponad ruinami,
wsysajc i kumulujc w sobie burz w przecigu zaledwie minuty. Trzy czwarte astropatw
znajdujcych si na orbicie planety doznao katastrofalnych obrae umysu i zmaro na
miejscu, reszta stracia przytomno. Mentalny huk psionicznego wyadowania mocy dao si
odczu w promieniu lat wietlnych od systemu.

Zaklcie przestao dziaa w momencie zamknicia Bramy. Eldarowie opucili na zawsze


Monthax, odeszli na Dolthe zabierajc ze sob Lilith. Kobieta zamkna portal czynic rzecz,
dla ktrej by moe dane jej byo si narodzi. Kiedy Brama zostaa zamknita, zmasowane
bombardowanie orbitalne jednostek marynarki unicestwio zgromadzone wok fortecy siy
nieprzyjaciela.
Tropikalne lasy Monthaxu stany w ogniu.
Kiedy orbitalny ostrza usta, Gaunt zabra Duchy i Volpoczykw ku liniom
sojuszniczych wojsk. Burza znika bez ladu, w przestworzach taczyo blade soneczne
wiato. wiat wok lojalistw przypomina teraz pustyni spieczonego bota i zwglonych
rolin.
Jedynym czowiekiem, jakiego Gaunt straci w czasie ostatniej walki by sierant Lerod,
ugodzony wskutek nieprawdopodobnego wrcz pecha przez rykoszet odbity od dachu
eldarskiej wityni.
Ibram Gaunt zaszy si w swym habitacie i przespa blisko ptora dnia. Zmczenie omal
nie powalio go z ng. Wsta dopiero wtedy, gdy Raglon przynis mu bezporedni komunikat
od samego lorda generaa Bulledina, nakazujcy imperialnym wojskom opuszczenie
Monthaxu.
Ubra swj peny regulaminowy uniform, po czym wyszed na zasnute dymami dzienne
wiato, by przyjrze si pakujcym swe rzeczy Tanithijczykom. Cikie statki transportowe
rzucay cienie na powierzchni ziemi podchodzc do ldowania w wyznaczonych strefach
zaadunku.
Gaunt wyczuwa wyranie uczucia swych podwadnych: zmczenie, otpienie. Duma ze
zwycistwa szybko przygasa, rozwiaa si.
Znalaz Brina, siedzcego na schodkach opuszczonego lazaretu, czyszczcego swj
laserowy karabin. Przysiad obok chopca.
- Dziwne s koleje losu, prawda? - zapyta w zadumie Milo.
Gaunt pokiwa gow.
- Ale sdz, e to byo dla nas dobre.
- Co?
- Ta eldarska sztuczka. Bya dobra dla nas. Dla Duchw.
- Co masz na myli?
- Wiem, co czuj w sercu. Syszaem te, co mwili inni ludzie. Znw bylimy na Tanith,

pan zreszt chyba te. W gbi swych dusz kady z nas nienawidzi tego, e nie byo nam
dane walczy w obronie domu. Wielu zacio si w sercach, nie wybaczyli... ludzie tacy jak
major Rawne. Inni zrozumieli paskie motywy, przyczyny, dla ktrych musielimy stamtd
odlecie. Ale nigdy nie wyrazili swej aprobaty.
Chopiec odwrci gow, spojrza komisarzowi w oczy.
- By moe by to tylko mentalny trik, ale przez kilka godzin prawie czterdziestu z nas
znw mogo walczy w obronie Tanith, swojego domu. Odzyskalimy to, co ukrado nam
wczeniej przeznaczenie. To dobre uczucie. Nawet teraz, kiedy wiem ju, e to byo
kamstwo, wci czuj si dobrze. To... wyegzorcyzmowao kilka duchw.
Gaunt umiechn si kcikami ust. Przemowa chopca bya szczera, lecz prawdziwa.
Duchy Tanithu pozostawiy na tym wiecie drczce je demony. Teraz mieli sta si silniejsi.
Podobnie jak on sam, pomyla. W kocu byli jego Duchami. Duchami Gaunta.
KONIEC

You might also like