Professional Documents
Culture Documents
PEJZA
SENTYMENTALNY
Moe nie powinnam zostawa w Osadzie, ale w kocu Kacper jest ju prawie dorosy
i przez miesic obejdzie si bez mojej obecnoci. Zrobi niadanie, wyprowadzi psa, wrzuci
mu do miski porcj misa. Wracajc ze szkoy, wpadnie na obiad do mojej siostry Alki. W
domu, z nosem przy drzwiach, bdzie czeka na niego stskniony Tofi. Tumaczyam sobie to
wszystko, ale stojc w oknie i patrzc na szar nitk ulicy Kocielnej, z rzadka rozjanian
przejedajcymi samochodami, nagle zatskniam. Nie tyle moe za Kacprem, ile za
skotunion sierci mojego kundla Tofiego, ktry, gdybym wrcia, na pewno leaby teraz
obok mnie, a z pokoju obok dobiegaby nas przejmujcy gos saksofonu, bo dochodzia
czwarta i o tej porze Kacper zawsze gra.
Przejaniao. Chmury pobielay, uniosy si, jeszcze chwila i wyjrzy soce, na pewno.
Spojrzaam na st, leay na nim moje notatki, sowniki, francuska ksika, ktr miaam
tumaczy. Nieprawda, wszystko to bya gra, wielkie kosmiczne udawanie. Zostaam w
Osadzie wcale nie po to, eby w spokoju pracowa, chocia tak wanie powiedziaam
wszystkim. Ja tu czekaam, po prostu czekaam.
Przejaniao, wic wyszam. Przy domu pachniao wilgotn ziemi i pierwszymi
zwidymi limi, ktre ju strci wiatr. Postawiam konierz kurtki, przy bramce
zatrzymaam si, eby silniej zawiza adidasy. Chciaam pj na szybki, dugi spacer i
zmczy si. Moe wtedy wieczorem zasn bez trudu. Nie czeka si we nie. To te
nieprawda, bo ja czekaam.
Jutro wtorek, dzie targowy. Pomylaam, e pjd na rynek z samego rana, jeszcze
przed niadaniem, kupi tam jajka i mietankowy twarg, obejrz stragany z owocami,
wybior jabka.
- Poczekaj chwil, dokd tak lecisz?
Obejrzaam si, sza za mn Gena, utykaa lekko, widzc, e zatrzymaam si,
pomachaa w moj stron kolorow, jedwabn chustk.
- Zobacz, co sobie kupiam, chustka. Podoba ci si?
- adna.
- Mog ci j da, chcesz?
- Nie, Gena, dzikuj. Jest adna obiektywnie, tylko zupenie nie w moim gucie.
Szymy teraz obok siebie, ale Gena nagle zatrzymaa si.
- adna obiektywnie, tylko nie w twoim gucie - powtrzya ironicznie. - Nie podoba
ci si?
- Ma twoje kolory, nie moje.
Chwycia rogi chustki i uniosa j przed sob.
- Wic uwaasz, e wymarzonymi kolorami dla mnie s pomidorowy, szczawiowy i
kalafiorowy?
- I ten krupnikowy.
- Gdzie ty widzisz krupnikowy?
Pokazaam jej drobny szary rzucik.
- Ta chustka jest ohydna, nie uwaasz? - przerazia si Gena.- Ty, popatrz, jakie
wistwo ja sobie kupiam! A ty mwisz, e to s moje kolory!
Nagle dostaymy ataku miechu, staymy przy krawniku i nie mogymy si
opanowa.
- Ooo! - jczaa Gena. - Ooo! Nie mog! O, Matko wita!
Wytara nos i policzki brzegiem chustki.
- Co ty robisz, gupia? Teraz ju jej nie wymienisz!
- Dam ci j w prezencie! Na urodziny!
Dyszaa ciko, przypomniaam sobie dopiero teraz, e miaa astm. Znaymy si
mao, kiedy przyjedaam do Osady z mam i Alusi, Gena zawsze pomagaa swojemu ojcu,
ktry mia smaalni ryb, bo Gena bya tutejsza. Teraz, kiedy przyjechaam z Kacprem, ju
popatrze, jak on stoi zupenie bezuyteczny, ale taki adny. Moja babcia Emilia lubia
dostawa bezuyteczne prezenty, cieszyy j bardziej ni te, ktre zaspokajay nawet
najpilniejsz potrzeb, bo uwaaa, e pochodz z serca, a nie z rozumu. Sama rwnie
obdarowywaa nas przernymi rupieciami, ktre nadaway si wycznie do kochania, wic
zostawi sobie ten wiklinowy koszyk i bd si nim cieszya, postanowiam.
Pada deszcz, zerwa si wiatr i to skonio mnie do przetumaczenia kilku stron tej
nieszczsnej ksiki, ktra mnie nudzia. Par minut przed pit pooyam serwetk na
hotelowym stoliku o wtpliwej urodzie i wyjam z szafki dwie moje wasne porcelanowe
filianki, ktre, wbrew lekcewaeniu dbr doczesnych, zawsze dla czego woziam je sob,
eby umilay ulubion por popoudniowej herbaty. Dawid mia si ze mnie.
Gena przysza punktualnie. Zastukaa do drzwi, otworzyam i Gena wesza, a za ni
smuga silnego zapachu wody kwiatowej, chyba z przewag konwalii, jak mi si wydawao w
pierwszej chwili, albo z przewag fioka, jak zaczam sdzi pniej. Bya ubrana
uroczycie, czarn szyfonow spdnic i koronkow bia bluzk. Na nogach miaa zote
sandaki, na szyi drobne pereki. Ja byam w dresie w grubych, ciepych skarpetkach, ktre
nosiam zamiast kapci, sytuacj ratoway niewtpliwie moje dwie cieniutkie filianki, ktrych
wytworno Gena chyba powinna doceni.
- Przepraszam, Gena, za ten strj, ale wiesz, ja tu nic nie mam, dzi zimno jak diabli.
- miesznie wygldasz w tych skarpetkach, to znaczy, chciaam powiedzie zabawnie,
adnie.
- Tak, ale ty jeste taka wytworna.
- Jestem wytworna, bo wracam z pogrzebu, ale nie przejmuj si, nikt bliski...
- Czy nie uwaasz, e byoby gupio, gdybym nie przejmowaa si pogrzebem ? Skoro
na nim bya, to ten kto musia dla ciebie co znaczy.
- Znaczy znaczy - powiedziaa Gena cierpko. - By moim ssiadem i zawsze stuka
w cian, jak moje dzieciaki suchay gonej muzyki. Wizank mu kupiam, co mu bd
aowaa, nie?
- Pewnie.
- No widzisz, tak to jest, on by mi te kupi wizank, gdybym si przed nim zawina.
Mog tu usi? O, jakie masz adne filianki, twoje czy tutejsze?
- Moje.
Gena obejrzaa spd talerzyka.
- Markowe. Nie boisz si, e ci trzasn w drodze?
- Boj si.
- Rozumiem - powiedziaa Gena, co wydao mi si troch dziwne.
Odsuna od siebie talerzyk z filiank.
- Ja tam wol w kubku, Mada. Nalej mi w zwykym kubku, przynajmniej nie bd si
przez cay czas trzsa, e uszko odpadnie.
- O adnym kubku nie ma mowy, spjrz, zaparzam nam porzdn herbat.
- A co za rnica, z kadej herbaty jednakowe siano.
Postawiam na stoliku talerzyk z ciastkami, ktre kupiam, wracajc z targu.
- Kupiam napoleonki i babeczki z bit mietan, lubisz?
- Kupia u "Romana"?
- Tak.
- Mona zje, ale jego bit mietan tak si kiedy struam, e mao nie padam. W
lecie u "Romana" widywaam twojego chopaka, chodzi tam z dziewczyn. Wiesz o tym?
- Wiem. Kacper nie robi z tego tajemnicy.
- adna ta dziewczyna, tylko troch fldrowata.
- Co ty, Gena! To ostatnia rzecz, ktr mona o Tinie powiedzie.
- Ale te czarne paty wiecznie nosia takie poczochrane.
miaymy si gono, i nagle zrobio si zabawnie i mio, jak gdyby nigdy nic. Dopiero kiedy
Gena wychodzia, przytulia policzek do mojego policzka i powiedziaa:
- Nie gniewaj si, Mada, gdybym wiedziaa, e lubisz dziewczyn Kacpra, nie
powiedziaabym o niej zego sowa.
Zmrozio mnie. Przyjechaam do Osady pierwsza, bo Kacper zaraz po kocu roku
szkolnego dosta prac w "Remie". Przez dwa tygodnie zastpowa swojego koleg, ktry
zarazi si od modszej siostry wink i nie mg zgosi si w dawno umwionym terminie.
Kacper chtnie zgodzi si. e go zastpi, bo w kocu chcia kupi sobie ten rower grski, na
ktry ju od wiekw mozolnie odkada pienidze. W "Remie" uzupenia towary na pkach.
Przewozi z magazynu do sklepu kartony z sokami owocowymi, puszki z napojami, cukier,
kasze, mki, wszystko. Widziaam go kiedy, specjalnie poszam do "Remy", go zobaczy.
Stanam w kolejce po wzek, chocia prawd mwic, niewiele miaam do kupienia.
Zobaczyam, e Kacper wanie ustawia soiki z daniami dla niemowlt. Nie wiem, dlaczego
nie podeszam do niego, dlaczego nagle zrobio mi si gupio, e go podgldam.
Mj syn, saksofonista z upodobania, a przyszy architekt z wyboru, radzi sobie
wspaniale ze soikami dla niemowlt. Ustawia je rwno, eby zwartym rzdem umiechay
si do kupujcych jednakowe buzie z etykietek. Pomylaam, e gdybym bya na miejscu
Kacpra, uciekaabym z krzykiem na widok kadego dziecinnego wzka, w obawie, e zamiast
niemowlcia ley w nim soik z daniem warzywnym, patrzyam na niego z daleka i nie wiem
ju po raz ktry w naszym yciu uderzyo mnie zdumiewajce podobiestwo Kacpra do
Dawida, mogoby si zdawa, e to Dawid stoi przy pkach w "Remie", nie Kacper. Taki
Dawid, jaki mnie zauroczy.
Kacper zarobi dostatecznie duo. Kupi rower grski i przyjecha do Osady w dwa
tygodnie po mnie. Przyjecha po raz pierwszy, nieskora byam do spdzania tu wakacji i
dopiero tego roku zdecydowaam, e nadszed czas, eby zwiedzi stare kty. Kacper zapali
do tego pomysu i wanie dlatego ktrego dnia wyszam na pocig eby go spotka.
Wytaszczy si z wagonu, miesznie obadowany plecakiem, saksofonem i rowerem grskim.
Przywitalimy si z oszczdn serdecznoci, bo ja wyrosam ju z koniecznoci
entuzjastycznych powita, a Kacper jeszcze do nich nie dors. Potem on zaj si swoim
bagaem. Zakomunikowa mi krtko, e Tofi doskonale czuje u Ali i e nie musimy si o
niego martwi. Wyszlimy prze budynek dworca, Kacper rozejrza si.
- Wic to jest ta twoja Osada. Mylaem, e jest mniejsza.
- Kiedy przyjechaam tu pierwszy raz, Osada bya ma dziur.
- Lubia j.
- Tak.
- A potem ci przeszo.
- Tak.
Kacper jedn rk prowadzi rower, w drugiej trzyma saksofon brezentowy plecak
wisia mu na ramieniu, rozglda si.
- Czy w tym twoim hotelu wszystkie pokoje s zajte?
- Wszystkie. Dlaczego pytasz?
- A tak pytam.
Kacprowi podobao si "Pod Koatk". Przeznaczyam dla niego tapczan stojcy we
wnce, oddzielony od reszty pokoju prostym wiklinowym parawanem.
- Pewnie mi tu eb ukrc, jak zaczn gra.
- Pewnie tak.
- Bd musia gdzie chodzi, a tak w ogle to mylaem, e dam rad tutaj zarobi.
Mgbym gra w jakiej knajpie.
- Kacper!
- No co, mamo? Wzruszyam ramionami.
mnie, narzekaa, e jej dzieciaki chciayby tylko chodzi na tace, zamiast uczy si
porzdnie i przykadnie siedzie w domu z rodzicami, tak jak ona siedziaa, kiedy bya w ich
wieku. Nie wiem dlaczego w mojej pamici zostao, e gosposia, u ktrej mama
wynajmowaa dla nas pokoje, zawsze mwia o Genie "ta latawica".
W tej wanie DYSKOTECE zatrudni si Kacper, kiedy przyjecha Osady. W sezonie
pod cianami pawilonu ustawiano ciasno, jeden przy drugim, okrge stoliki otoczone
pomalowanymi na biao metalowymi krzesami. W gbi sali byo miejsce dla zespow, ktre
zatrzymyway si tu w swoich letnich trasach, dla kabarecikw i piosenkarzy moe nie
zawsze najlepszych, ale w kocu wanie dziki nim DYSKOTEKA najczciej bya pena.
Zesp, do ktrego doczy Kacper, nie mia zbyt wielkiego powodzenia, bo muzyka, ktr
wygrywali, bardziej nadawaa si do suchania ni do taca. Bywao tak, zwaszcza pod
koniec sezonu, e kiedy zaczynali gra, przy stolikach cichy rozmowy.
Trzymajc w rku blaszany kubek wyoony liciem chrzanu, peen duych,
czerwonych poziomek, wyszam z warzywniaka i jeszcze chwil spogldaam przez okna w
gb pawilonu. Widziaam pusty podest, na ktrym jeszcze tak niedawno stawa grajcy
Kacper, - dwa stopnie, miejsce Tiny. Tiny siedzcej tam w wydrwionym przez Gen wianku z
biaych kwiatw. Pamitam dzie, w ktrym j poznaam. A by to dzie upalny, niebo a
mdlao od wysokiego bkitu zwarzonego gorcem. Wracaam do hotelu "Pod Koatk",
popijaj wod mineraln, ktr w maej butelce zawsze nosiam ze sob. Kacper wyszed
przed niadaniem, kiedy jeszcze spaam, nie syszaam ani szumu wody w azience, ani
skrzypnicia drzwi.
- Kacper! - zawoaam, wchodzc do maego korytarzyka w naszym hotelowym
mieszkanku.
Nie byo go. W azience, wyjmujc z torby jeszcze mokry po kpieli rcznik,
poczuam dziwny, obcy zapach. Przytuliam twarz do wilgom tkaniny i wcignam gboko
powietrze, jednak to nie rcznik tak pachnia. Rozejrzaam si, na pce obok naszych
kosmetykw od razu zobaczyam obc, brzow buteleczk z napisem PACZULA.
Weszam do pokoju, ale przystanam tu za progiem, bo przez szeroko otwarte drzwi
balkonowe ze zdumieniem dostrzegam rozwieszone obok moich bluzek dziewczyskie
bikini: czerwony w biae kropki stanik, jakie niedue majteczki, jedno i drugie
przymocowane do linki suszarki plastykowymi szczypczykami. W rogu balkonu oparty o
balustrad sta czyj namiot w zielonym pokrowcu, a obok niego rozsznurowany niewielki
plecak, z ktrego wysypyway si w radosnym baagan kolorowe dziewczyskie ciuszki.
aowaam, e jeszcze jaki czas nie posiedziaam nad jeziorem Moe gdybym
wrcia za godzin, za dwie, staby si cud. Niewidzialny kto zdjby z balkonu kolorowe
bikini, zabra plecak, namiot, a zostaabym niewiadoma niczego. Moe jedynie zapach
paczuli zdziwi mnie troch, co to tak pachnie, pomylaabym.
Uciec, zwyczajnie musz std uciec. Kacper jest dorosy, niech robi, co chce, tylko
niech mnie nie wciga w adne swoje amory. Tak pomylaam: w adne swoje amory. I to
bya niechtna myl, pena zoci. Wsunam do kieszeni spodni portmonetk, postanowiam
pj na kaw, na ciastko, na herbat, na col, na byle co, eby tylko nie patrze duej na
balkon, nie wciga w puca zapachu paczuli. Byam gotowa do wyjcia, kiedy otworzyy si
drzwi i do pokoju wszed Kacper. Kacper pierwszy, dopiero za sob cign t liczn
dziewczyn, prawie dziecko, szczupe stworzenie o niebieskich oczach wielkich na p twarzy
i smolicie czarnych wosach.
- Cze, mamo - powiedzia.
A ona milczaa. Patrzya na mnie, ale bez obawy, bez zakopotania, raczej z
ciekawoci.
- Cze.
Cigle milczaa. Tylko po jej buzi przesun si umiech, szed od oczu do kcikw
ust. I tam znikn. Kacper pocign j za rk, staa teraz przed nim, niewysoka, w biaych
sandaach i krtkiej spdnicy z wiotkiego, cienkiego materiau, czarnej w kolorowy, drobny
rzucik, chyba hinduskiej. Baweniana obcisa bluzka na wskich ramiczkach bia w oczy
jadowit czerwieni.
- Mamo - powiedzia Kacper. - To jest Tina.
- Ach, tak?
Wanie to ironiczne pytanie w moim gosie wyrazio ca niech, ktr wtedy do
niej czuam, za co, za co? Za to skpe bikini na moim balkonie, za radosny baagan
wysypujcy si z plecaka, za namiot, ktry zapewne mia by jej domem w Osadzie? Za co,
za co? Za opiekuczy ruch, ktrym Kacper obj teraz Tin, czy moe za jej umiech, bo on
zjawi si znowu, szed z powrotem od ust a do oczu. I tam zosta, drwicy. Niedobra bya ta
chwila, niedobra dla nas wszystkich. Oto ja mama rozgniataa poziomki widelcem. Niczego
do nich nie dodawaa, prosto z porcelanowej miseczki braa wie row i opuszkami
palcw wklepywaa j w skr twarzy i dekoltu.
Wosy przytrzymywaa szerok opask, eby nie spaday jej na czoo i policzki.
Pniej lubia uoy si wygodnie na leaku ustawiony, w cienistym kcie naszej werandy.
Nie znosia, jeeli Alka albo ja zawracaymy jej wtedy gow. Zwykle nie miaa czasu na to,
eby zadba o swj wygld, wic w Osadzie staraa si chocia troch "zatrzyma lata", tak
mwia o swoich zabiegach. Moja mama nie bya taka adna jak mama Marcina, moe
dlatego, e nie ratowaa si adn szczegln elegancj, na ktr nigdy nie byo j sta. Sta
j byo jedynie na maseczk z poziomek, mylaam z nostalgiczn czuoci i rozgniataam na
talerzyku czerwone pachnce owoce, nie tyle z rzeczywistej potrzeby zrobienia maseczki, a
bardziej dlatego; eby odby w sobie to ciche requiem dla mamy.
Drgnam, kiedy usyszaam pukanie do drzwi, ale nie, nie! To bya tylko siostrzenica
pani Rozalii, ktra u niej mieszkaa.
- W recepcji jest telefon do pani, ciocia prosi, eby pani zesza.
Telefon? Nie sdz, eby to mona byo zaatwi przez telefon.
Raczej Kacper ma do mnie jak piln spraw.
- Dzikuj, Wandziu, ju schodz.
Zbiegaam po schodach pchana przez niedorzeczne: "a moe? a moe? a moe?"
Gubic po drodze myli i zdrowy rozsdek, dopadam lecej przy aparacie suchawki. To by
Kacper.
- Co u ciebie, mamo?
- Nic. W porzdku. A u ciebie?
- Te w porzdku.
- To dlaczego dzwonisz?
Nie odpowiedzia.
- Dlaczego dzwonisz, Kacper?
- Czy koniecznie musz dzwoni po co? Dzwoni, bo dzwoni.
Dzwoni, eby si dowiedzie, jak si czujesz, co robisz, jak ci leci.
- Oczywicie, tak mi si gupio powiedziao, ciesz si, e dzwonisz. Nie leci zbyt
dobrze, jeeli masz na myli tumaczenie, nie chce mi si. Obijam si. Czuj si niele, jak
Wandzia po mnie przysza, wanie rozgniataam poziomki na maseczk.
- Na maseczk?
- Tak, na twarz. Maseczk na twarz.
- Mamo, co z tob?
- Nic. A z tob?
- Siedz w ksikach.
- Jadasz obiady u cioci Ali?
- Jadam.
- Smakuj ci?
- Smakuj.
- A Tofi?
- W porzdku. Tofi w porzdku.
- To co nie w porzdku?
- Wszystko w porzdku.
- No bo mwisz, e Tofi w porzdku, w takim razie, co nie jest
porzdku?
- Pytaa o Tofiego. Boe, mamo, jak my rozmawiamy! Jeste czym zdenerwowana?
- Nie, nie jestem. Ciesz si, e dzwonisz, Kacper, naprawd, tylko u mnie nic si nie
dzieje.
- U mnie te nic, chciabym, eby ju wrcia. Tofi za tob tskni.
- Tofi. A ty?
- Ja te.
- Bardzo to mie z waszej strony. Wrc, nie martw si, znowu bdziesz mnie mia
wyej uszu.
- Nigdy nie mam ciebie wyej uszu, mamo.
- Czasami masz.
- Nie mw tak.
- Czasami masz.
- Nie wracaj do tego.
- Dobrze, Kacper, nie bd wracaa, przepraszam.
- To ja ciebie przepraszam. Duo o tym mylaem i przepraszam. Waciwie dlatego
dzwoni.
- Dzikuj. Ja ciebie te przepraszam.
- W porzdku, mamo.
- Tak, Kacper, w porzdku.
- Tylko nie pacz.
- Nie pacz.
- Przecie sysz. Mamo, nie pacz!
- Dobrze. Bdziemy ju koczy, tak?
- Tak, mamo, przytulam ciebie.
- Ja ciebie te przytulam.
- Poklepa Tofiego?
- Poklepa.
- To ja klepi, syszysz? Klepi go.
- Sysz.
- To cze.
- Cze, Kacper.
Odoyam suchawk, biedny Kacper, pomylaam z rozpacz, on cigle jeszcze o
niczym nie wie. Wrciam do pokoju, usiadam przy stole i przysunam do siebie talerzyk z
nie do koca rozgniecionymi poziomkami, ale tylko lekko przesuwaam widelcem po ich
nierwnej rowej powierzchni.
Ile ja si przez niego napakaam, przez Marcina. Cay pocztek naszej mioci i cay
jej koniec ton w moich zach. A do chwili, kiedy pojawi si Dawid i wreszcie przygarn
mnie do siebie, a ja nie broniam si wcale, umczona nie tylko tym, co w Marcinie byo
trudne, ale i tym, co w nim byo dobre i co chcia mi da, ale zawsze w ten swj dziwnie
pokrtny sposb, ktry czsto nie pozwala mi odrni prawdy od kamstwa i w kocu
sprawi, e ju nie mogam uwolni si od uczucia cigej niepewnoci i zagroenia. Ja te nie
byam bez winy, bo przecie staam si zazdrosna o kad dziewczyn, na ktr Marcin
przelotnie nawet spojrza, wiecznie obraona, wiecznie oczekujca potwierdzenia, e to ja
jestem dla niego esencj wiata. Nawet jeeli myl o kosmosie, powiedzia mi kiedy z
rzadkim u niego zniecierpliwieniem, ale jednak ze zniecierpliwieniem, ty natychmiast chcesz
by w nim najwaniejsz galaktyk.
A tak, wanie tego chciaam. Ju nie byam dumn, nieprzystpn dziewczyn z
Osady ani rozumiejc i czu, z najbardziej romantycznych dni naszej mioci. Czy to w
ogle mio bya midzy nami, czy magiczna mieszanka modoci i fascynacji nowym
odczuwaniem, nie wiem do dzi. Ale wanie tego domagaam si: eby Marcin cay swj
wiat wypeni mn, i tylko mn. Odchodziam od niego wolno i z rozpacz. Trzyma mnie,
ale w kocu uciekam mu.
Moe gdyby nie Dawid, los inaczej rozdaby nasze karty. Poznalimy si w sklepie
muzycznym, gdzie przegldaam nowe nagrania, a on szuka nut. Spojrzaam w jego stron
zupenie przypadkowo, ale w chwili, kiedy i Dawid patrzy na mnie. Umiechn si
przyjanie, zupenie tak, jakbymy ju od lat jednoczenie zagldali do tego sklepu.
- Halo! - powiedzia. - Czego szukasz?
- Tak tylko przegldam.
Zbliy si i spojrza na pki, przed ktrymi staam.
- Szukasz Stonesw, zgadem?
- Moe! - rozemiaam si, bo zgad.
- Ja grzebi w nutach, chciabym znale co na saksofon solo, ale co ekstra.
- Grasz na saksofonie?
- Prbuj.
Ju wtedy by popularny wrd modych saksofonistw, ale nie chodziam na
koncerty, nie znaam go, chocia, kiedy przedstawi si nazwisko nie brzmiao mi obco.
- Czy pjdziesz ze mn na kaw, dobra wrko?
- Dlaczego "dobra wrko"?
- Bo jeste dobr wrk, nie wiedziaa o tym?
- Nie wiedziaam.
- Teraz ju wiesz.
By wysoki i szczupy, ale mia szerokie ramiona. Kiedy wychodzilimy ze sklepu
muzycznego, nie wiedziaam, e na dugo znajd w nich spokj i ukojenie. Marcin chodzi
osowiay, poniewa szybko wytropi we mnie Dawida. Pocztkowo nie wiedzia, kim jest i
czy naprawd mu zagraa. W kocu zapyta mnie o to.
- Powiedz, przecie chyba lepiej, ebym wiedzia, bo w ten sposb tylko nas mczysz.
Patrzy na mnie ze smutkiem, nie mogam tego znie, ale sama jeszcze niczego nie
byam pewna.
- Wydaje ci si - skamaam, nie wiedzc, czy to rzeczywicie jest kamstwo.
- Wic o co chodzi?
- O nic nie chodzi.
Dni mijay i cigle "o nic nie chodzio", tyle tylko, e miaam coraz mniej czasu dla
Marcina. To nasz przyjaciel Olo wypatrzy mnie i Dawida. Szed do mojej siostry Alki i
widzia, jak egnaam z Dawidem przed domem. Nie zauwayam go, dogoni mnie na
schodami.
- Czekaj! - zawoa.
Zatrzymaam si na ppitrze. Olo stan na wprost mnie, patrz mi w oczy i milcza.
- Kto to by? - zapyta wreszcie.
- Znajomy.
- Z kadym znajomym caujesz si w ten sposb na do widzenia
- Z kadym - odpowiedziaam wcieka.
- Gratuluj znajomym.
Pniej ju bez sowa wchodzilimy na gr, ja pierwsza, za mn Olo, wiedziaam, e
swoim milczeniem potpia mnie, ale jego potpienie obudzio nagle mj gwatowny
sprzeciw: "a wanie, e...", mylaam, chocia dalszy cig tego "a wanie, e..." cigle by
dla mnie nieokrelony: "a wanie, e co...?"
Kiedy lubiam zimowe, wczesne zmierzchy, mrz, wiatr, nasze spacery z Marcinem,
wsplne zadbania o siebie i to uczucie wielkiej wygranej, ktre mnie ogarniao, kiedy mnie
przytula. Umiaam nie pamita o caej jego rozwichrzonej przeszoci. Darowane,
zapomniane, powtarzaam za moj babci Emili, ktra woya tyle wysiku w to, ebymy
w kocu znaleli drog do siebie. Tego roku, kiedy na tej drodze stan Dawid, zimowe
zmierzchy przestay by dla mnie tym, czym byy jeszcze tak niedawno. Moja przyjacika
Mika, ktra dla swojego chopaka gotowa bya bez wahania pj w najbardziej niewiadom
ciemno, mwia, suchajc moich zwierze: "No tak, Mada, byo, mino".
Darowane, zapomniane. Byo, mino. Moe nie musiao min, ale tak si wanie
zdarzyo. Powiedziaam o tym Marcinowi w autobusie. I tym razem to nie by zimowy
zmierzch, tylko poranek. Oszronione szyby dzieliy nas od wiata bia zason, na ktrej
rysik mrozu wykreli strzeliste licie. Siedzielimy obok siebie w prawie pustym autobusie,
objta ramieniem Marcina, wsunam donie w lune rkawy paszcza i wycignam przed
siebie wyprostowane nogi, byam sztywna, jakbym zostaa zmroona porannym chodem.
Marcin przytuli mnie mocniej, moe chcia przeama mj opr, sprzeciw, moj gwatown
ch odrzucenia jego ramienia, ktr musia wyczu.
- Jeste jak ptak - powiedzia. - Jeste jak ptak, ktry chce si wyrwa na wolno.
- Wic pozwl mi.
Nie patrzyam na niego. Nie chciaam widzie twarzy Marcina, wci bya mi bliska,
chocia chyba ju go nie kochaam. Cigle obejmowa mnie, a moe nawet jeszcze mocniej
przytula do siebie w chwili, kiedy usyszaam jego szept.
- Nie mog uwierzy.
- Uwierz - poprosiam cicho.
To do Dawida podobny jest Kacper i po nim ma such absolutny. Nie byo ju
czerwonego bikini w biae kropki ani zielonego ja szczaw namiotu, ani tego plecaka
miejcego si kolorowymi dziewczyskimi aszkami. Zostaa w azience zapomniana
buteleczka z napisem PACZULA i duszny tej paczuli zapach w powietrzu. Nie byo te koca,
ktry zwykle lea zoony na tapczanie Kacpra. Natychmiast ogarna mnie zo, bo
przecie nikt inny, tylko wanie ja bd musiaa komu tumaczy, gdzie si podzia i
dlaczego, skoro nie wolno byo z hotelu "Pod Koatk" wynosi na zewntrz adnych
tutejszych rzeczy, co czarno na biaym jest zastrzeone w informacji, ktr przecie z ca
pewnoci Kacper czyta, bo wisiaa na drzwiami w korytarzu. Usiadam na balkonie i
mylaam, a z moich myli zginy wszystkie kropki i przecinki, zostay w nich tylko
zaprawione zoci wykrzykniki.
Kacper wrci po godzinie i usiad w progu drzwi balkonowych,! a ja czytaam gazet,
a raczej udawaam, e j czytam, bo tylko przewracaam strony i ogldaam litery. Wreszcie
Kacper odezwa si:
- Mamo, gdzie ja mog zaatwi dla Tiny obiady?
- Jakie obiady? Potar rk czoo, raz, drugi, trzeci. Przeczu, e kopot wisi w powietrzu.
- Zwyczajne obiady, chyba nie masz nic przeciwko temu, eby Tina jadaa z nami?
Pytanie zamiast odpowiedzi:
- Gdzie jest koc z twojego tapczana?
- W namiocie. Tina zapomniaa wzi swojego ze sob.
- Jak chcesz to rozwiza? Bdziemy mieli przykroci.
Osadzie, i to, jak si okazuje, nawet nie zaproszona przez Kacpra. Mniejsza z tym, e moe
jedynie dlatego nie zaproszona, e nie zdy tego zrobi.
Zdrowy rozsdek mwi mi, e nie jestem upowaniona do humorzastego wydawania
ludziom wiz na pobyt w Osadzie i decydowania, kto moe tu przyjeda, a kto nie. Nie
suchaam gosu zdrowego rozsdku, suchaam wasnego gosu, ktry mwi mi, e oto
pojawia si tu agresywna, le wychowana dziewczyna, ktra moe zawrci w gowie
Kacprowi.
Kiedy to ja ostatni raz widziaam Marcinow mam? Bardzo dawno, ale pamitam.
Bya wiosna, szam do parku szalonego wie zieleni i socem, po maym stawiku pyway
uradowane dzikie kaczki, ktre wcale nie byy dzikie, tylko swojskie i przyjacielskie. Przed
sob pchaam wzek z Kacprem.
By taki miy, ciepy dzie, Kacper bawi si swoimi goymi stopami, ze zdumieniem
ogldajc rzdy maych, rowych paluszkw. Zobaczyam j z daleka. Sza wolno, w
rozpitym jasnym paszczu, zsunitym troch z ramion, gow miaa uniesion, bo
najwyraniej patrzya na gazie drzew zasnute blad zieleni. Miaam ochot agodnie, jakby
od niechcenia skrci w najblisz alejk i zej z drogi. Nagle ona spojrzaa i ju nie
mogam, bo dostrzegam zaskoczenie na jej twarzy, zobaczya mnie. Zbliaymy si wic do
siebie, nie miaam pojcia, co ona czuje, ale wiedziaam, e z pewnoci nadchodzi trudna
chwila. Zdobyam si na umiech, kiedy nagle przystana zaledwie o par krokw ode mnie.
Moe w ten sposb daa mi szans ominicia jej i moe liczya na to, e j omin.
Przystanam, skina gow w odpowiedzi na moje ciche powitanie, podesza i zajrzaa do
wzka.
Kacper znieruchomia i trzymajc w rczkach swoje stopy, wpatrywa si w ni, a
pniej w umiechu pokaza dwa biae zby.
- Chopczyk? - zapytaa.
- Tak, Kacper.
Pochylia si nad wzkiem.
- Witaj, Kacprze... - powiedziaa mio. - Wspaniale wygldasz.
Wyprostowaa si i spojrzaa na mnie.
-A ty?
Pojemne pytanie, mogam z nim zrobi, co tylko chciaam. Nie poradziam sobie.
- Dzikuj.
- Jeste szczliwa?
- Tak, bardzo.
Znowu spojrzaa na Kacpra.
- Pewnie, jak si ma takiego licznego synka.
Kacper znowu pokaza dwa zbki, rozemiaa si.
- Pogodny?
- Tak.
- A jak twoja mama? Siostra?
- Mama mieszka z Alk, ktra wysza za m. Za Ola, pani chyba znaa Ola?
- Co sobie przypominam. A ty pracujesz?
- Teraz nie, jestem po romanistyce. Od czasu do czasu robi jakie tumaczenia, ale w
domu.
- Marcin skoczy medycyn i wyjecha. Oeni si, moe i ja niedugo bd babci. A
co robi twj m?
- Jest muzykiem. Saksofonist.
Spojrzaa zdziwiona, co mnie zreszt wcale nie zaskoczyo, bo czsto, kiedy
mwiam, e Dawid jest saksofonist, ludzie patrzyli na mnie tak zdumieni, jakbym wysza za
m za szympansa.
wyglda, chodzc po lesie z parasolk, jeli tego dnia akurat pada deszcz, ale nie miaam
gdzie suszy przemoczonej kurtki. Najczciej dochodziam do polanki, na ktrej leniczy
mia swoj ma pasiek, kilkanacie kolorowych uli penych pszcz picych ju o tej porze
roku. Ogldaam puste wejcia do pszczelich domkw, wskie deseczki i mylaam, co te
dzieje si w rodku, czy one rzeczywicie tylko pi, czy moe budz si od czasu do czasu,
eby opowiedzie sobie o letnich przygodach.
aowaam, e Tofi nie moe biec obok mnie, z mokrym kawakiem gazi w zbach,
powarkujc wesoo. aowaam te wielu rzeczy, na ktre byo ju za pno, ktre
nieodwracalnie przegapiam w yciu, jednoczenie mylc z niepokojem, e by moe zbyt
uczuliam Kacpra na to, eby nie popeni moich bdw i pamita, e przegapione ucieka i
e dopa go nie sposb. Moe wic jest troch i mojej winy w tym, e Kacper tak mocno
oberwa, kiedy ta maa czarodziejka bya tutaj, prbujc na nim swoich magicznych sztuczek.
Kacper najwyraniej postanowi nie przegapi licznej Tiny i chocia drwiam z tego, kiedy
zdarzao si, e bylimy tylko we dwoje, widziaam, e coraz bardziej ulega jej urokowi, e
coraz bardziej jest w Tinie zakochany.
Naprawd nie byam o ni zazdrosna. Czsto mylaam o tym, e Kacper kiedy
pokocha dziewczyn, ktra wypeni jego ycie, i to bdzie naturalna kolej rzeczy. le byoby
wtedy, uwaaam, jeeli tak by si nie stao. Tylko e Tina nie bya dziewczyn, ktr
przewidywaam, na ktr si godziam, o ktrej mylaam: nigdy nie bd o niej mwia
"synowa", zawsze "ona Kacpra, moja crka".
E tam, crka! Widziaam, jak w parku, obok kortw tenisowych Kacper siada na
awce, a ona kada si na niej wygodnie, z gow uoon na jego kolanach, no i dobrze, ale
czy koniecznie musiaa ogarnia jego szyj smukymi ramionami i przycigajc go do siebie,
robi dziwowisko dla przechodzcych obok ludzi? Zawsze cieszya mnie intymno
uczuciowych uniesie, a tu, co? Kacper wcignity w wir jarmarcznych pokazw! Zamiast
zyskiwa, traci.
Wreszcie zrozumiaam, e to ja jestem ulubion publicznoci Tiny. Zabieraa mi go.
Na tym mia polega kolejny cyrkowy numer. I ona wcale nie czekaa na moje oklaski,
czekaa na al, na niech. Obserwowaa, czy aby na pewno widz, jak wytresowany Kacper
zaczyna skaka przez kko, jak trzyma na nosie pieczk, jak apie zbami rzucon rybk.
Uwanie podgldaa mnie z boku tak, e ledwo chwytaam te spojrzenia. Wyranie chciaa si
tylko upewni, czy zauwaam, jak zrcznie w tym cyrku mojego Kacpra mona zmieni w jej
Kacpra. Postanowiam by obojtna i to miaa by maa, gupia zemsta. Czy moe by co
gorszego dla cyrkwki ni lekcewaco milczca widownia? A moe to ja mam zy charakter?
Lepiej mie zy charakter ni aden, filozoficznie powiedziaa wiele lat temu moja babcia
Emilia, kiedy mijajc groby, wracaymy z cmentarza w Dzie Zaduszny. Doprawdy, nie
wiem, czy artowaa wtedy, czy mwia powanie. Staraam si nie mie zego charakteru i
chocia diabli mnie brali na to wszystko, trzymaam si dzielnie, przestaam nawet
dogadywa Kacprowi, schodziam z drogi. Niekiedy widywaam ich na play, z daleka od
molo, przy ktrym zazwyczaj rozkadaam leak, korzystajc z czystego w tym miejscu
piasku i pytkiego jeziora. Pocztkowo wydawao mi si, e to tylko Tina wisi na Kacprze, na
jego ramieniu, z twarz uniesion w gr tym ruchem, z ktrym zwykle dziewczyny zagldaj
w oczy kochanym przez siebie chopakom, a Kacper idzie obok prosty jak kij i patrzy przed
siebie, nie robic wraenia zachwyconego swoim sodkim ciarem. Jednak w miar upywu
dni zacz pochyla si ku niej, z daleka widziaam umiech na jego twarzy i sdz, e ich
spojrzenia zaczy si w kocu stapia ze sob. Pniej widywaam, jak objci czule chodz
nad brzegiem jeziora, po kostki zanurzeni w wodzie.
Wieczorami Kacper gra, a ona wtedy sza z nim. Wraca pno, kiedy ju spaam albo
jeszcze ogldaam na dole jaki nocny film w telewizji, ale zawsze wraca, skradajc si.
Zupenie niepotrzebnie, bo nie rozmawiaam z nim o Tinie, wic te krtkie ciche kroki byy
zbdn obaw przede mn. Tina, kiedy ju omotaa Kacpra dokadnie, zaatakowaa mnie
inaczej, po kobiecemu, ostro i bezwzgldnie.
- Wydaje mi si, e powinna pani pj do kosmetyczki - umiechna si do mnie jak
dobroduszna starsza pani pouczajca dziewczyn.
- Soce bardzo wysusza skr i powoduje powstawanie zmarszczek przy oczach.
"Powoduje powstawanie zmarszczek"!
- A c to za pogadanka radiowa, Tino! Mam zmarszczki, poniewa mam lata.
- No, nie jest pani a tak stara! - oburzya si ukadnie.
- ycz ci, eby miaa mniej zmarszczek ni ja, kiedy bdziesz w moim wieku, co
nastpi, ani si obejrzysz.
- Sdz, e si przed nimi ustrzeg, bd o to dbaa. Kacper, podaj mi sl!
Oniemiay Kacper poda jej sl i wreszcie powiedzia, nie patrzc w moj stron:
- Jeeli o mnie chodzi, lubi kady lad ycia na ludzkiej twarzy.
Nie wydaje mi si, eby moja mama miaa duo zmarszczek, a te kilka nie odbiera jej
urody.
Kochany Kacper.
- Tu jest kosmetyczka, widziaam! - powiedziaa na to Tina.
Musiaa by wcieka, bo solia zup bez opamitania. Oboje patrzylimy na to bez
sowa. Nagle Kacper spojrza na mnie.
- Przykro mi, mamo.
Tina odstawia solniczk zbyt moe gwatownym ruchem, chyba poja, e tym razem
to ona przegraa.
- Co zamierzacie robi po poudniu? - zapytaam, eby uciec w inne strony.
- Ja zaszyj si w namiocie i popi chwil - odpara Tina. - A ty, Kacper, pjdziesz ze
mn?
- Nie wiem jeszcze.
Pamitam, e poszed. Bystra i niegupia, powiedzia Olo. Bystra i niegupia? Zamiast
cieszy si zapachem mokrego lasu, id i przypominam sobie to, co w kocu ju mino. A do
tego tak bardzo mczy mnie oczekiwanie. Zbliyam si do polanki i zawrciam, o
zmierzchu boj, si lasu, a midzy drzewami ciemnia si wczeniej, zwaszcza kiedy dzie
jest pochmurny i ddysty. Bystra i niegupia?
Pamitam dzie, w ktrym Kacper od samego rana mia prb w DYSKOTECE, a ja
nie wybraam si nad jezioro, bo zapowiadao si gorce przedpoudnie, wolaam usi z
ksik na ogrodowej hutawce rozstawionej przy hotelowej werandzie. Nalewaam do
szklanki wod mineraln, kiedy zobaczyam, e otwiera si furtka do ogrodu i wchodzi przez
ni Tina.
- Kacper jeszcze nie wrci?
Zanim zapytaa, wymamrotaa pod moim adresem jakie powitanie, na ktre i ja
odpowiedziaam, mamroczc.
- Nie wrci, jest na prbie.
- Wiem, ale nie mam ochoty sucha w kko ich nowego perkusisty, wali w talerze
bez pojcia.
- Kacper mwi, e jest niezy.
Tina stana przede mn. Miarowo poruszaam stopami, wic i hutawka koysaa si
miarowo, co mnie uspokajao. Spojrzaa na okadk ksiki, ktr pooyam obok siebie.
- Lubi pani literatur angielsk?
By jaki odruch w tym pytaniu, tak jakby Tina zadaa mi je bez zastanowienia, nie
potrafi okreli, na czym to polegao, ale pamitam, e wanie wtedy znowu przypomniaa
mi si opinia Ola, ten zwrot: "bystra i niegupia".
- Lubi.
- Pewnie si odchudza.
- Nie. Najczciej jada w szkole, czasami w domu na chybcika, w soboty i w niedziele
czsto na miecie.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
- Suchaj... widziaa jeszcze kiedy Marcina?
- Nie, ale mwiam ci przecie, e Olo z nim rozmawia i nawet mu powiedzia, e
jeste w Osadzie. Moe przyjedzie do ciebie!- rozemiaa si. - Lec do mojej kaczki, bo
sponie.
- Le.
Pani Rozalia mocno trzymaa swojego kota. W kocu jednak zacz si wyrywa,
wyranie lubi czyszczenie uszu, jednak nie znosi obcinania pazurw.
- A id, ty cholerny kocie! - zdenerwowaa si wreszcie pani Rozalia i pucia go.
Nerwowo machajc ogonem, podszed do mnie i miaukn. Podrapaam go za uchem,
cigle mylaam o rozmowie z Al. Dlaczego nawet w soboty i w niedziele na miecie?
Najpierw Tina powiedziaa mi, e lubi tylko te kobiety, ktre nie pacz, wiedz, czego chc, i
e sama do takich naley. Potem, e nie ma adnych planw ani marze. Jak moe nie mie
planw kobieta, ktra dobrze wie, czego chce?
Alka zapaa j na szczawiow z jajkiem i pierogi ruskie, w ten prosty sposb
zasugujc sobie na gest serdecznoci z jej strony. Jaka ta Tina jest wobec tego? A to ju
kopot Kacpra, zdecydowaam niechtnie. I nieszczerze, bo to by rwnie mj kopot.
Signam po ksik, otworzyam j na przypadkowej stronie, bo musiaam odnale
miejsce, w ktrym przerwaam czytanie. Spojrzaam. ...W pierwszej chwili pomyla, e to z
powodu jakiej dolegliwoci, potem, e od ez nieustannie pyncych z jej oczu...
Rzeczywicie, kobiety Iris Murdoch bardzo s paczliwe. Uwiadomiam sobie, e teraz,
czytajc jej ksiki, rwnie zaczn polowa na zy. Gorzej, zawsze pacz tych kobiet bdzie
mi przypomina Tin, o ktrej przecie rada bym bya jak najprdzej zapomnie.
Kacper wrci bardzo pno, w podartych spodniach, poranione kolana mia
przewizane kawakami hinduskiej apaszki Tiny.
- Co ci si stao?
By wcieky.
- Nie mi si nie stao, po prostu wywaliem si na rowerze.
- Potrci ci samochd?
- Oj, mamo, nie panikuj, zaraz samochd...
- A co?
- Wywaliem si w lesie.
- Noc jedzie po lesie?
- Jedziem. I tak dobrze, e Tinie nic si nie stao, bo miaem
j na ramie.
- Zgupielicie chyba.
- Moe.
Wyjam z szafki wod utlenion i plastry z opatrunkiem.
- Najpierw wezm prysznic.
Zdj spodnie, sta przede mn w kolorowych slipach, w powyciganej bawenianej
koszuli z rozdartym rkawem. Na kolanach wisiay mu smtne strzpki szyfonowej chustki.
Kacper, metr osiemdziesit dwa, a dla mnie may Kacper z poranionymi kolanami, ktremu
nie umiem pomc. Co robi? Milcze, oczywicie. Gupia dziewczyna, dokd ona go wloka
noc po lesie? Dlaczego mu pozwolia? Nie wytrzymaam.
- Musiae?
- Nic nie musiaem. Chciaem. Nie masz pojcia, jak piknie jest noc nad jeziorem,
jechalimy z pola namiotowego skrtami przez las.
Komu on to mwi, mylaam, kiedy ju bra prysznic, komu? Mam pojcie, jak
piknie jest noc nad jeziorem, bo przecie kiedy pynlimy po nim z Marcinem i otoczona
cisz spokojnej wody niemal syszaam, jak bij nasze serca, wic naprawd wiem. Nagle
uwiadomiam sobie, e za czasw Marcina pakaam rwnie czsto jak kobiety Iris Murdoch.
Jesienny dzie, kolejny mojej samotnoci w Osadzie, a tu nagle niespodzianka. Od
rana niebo bkitne i chocia ziemia pena ju martwych lici, ciepo i mio. Czyby babie
lato? Och, daleki zrobiam spacer tego ranka! Zamiast zabra si do tumaczenia, poleciaam
obejrze stare kty. Zajrzaam do rosarium, ale stamtd uciekam, bo nawet soce nie
uratowao smtnego wygldu kwiatw. Za to wesoo byo na kortach, gdzie piszczc bawiy
si teraz dzieci z pobliskiego przedszkola. I cudownie na molo, bo soce rozwietlao wod i
wdzierao si midzy szuwary, zawsze poszarzae o tej porze roku. Gena zatrzymaa mnie,
kiedy ju wracaam "Pod Koatk".
- Jeszcze nie wyjechaa?
- Jak widzisz. Co masz w tej torbie, na pewno kupia sobie jaki nowy ciuch, poka!
- To nie dla mnie. Kupiam dla dzieciakw ciepe skarpetki na zim.
Zawsze mwia o swoich synach i crce "dzieciaki", chocia caa trjka wyrosa jej
ponad gow, ale to akurat rozumiaam. Odchylia torb, rzeczywicie wyadowan
skarpetkami.
- Maryla wyrzuci mnie na zbity pysk z tymi czerwonymi. Ty wiesz? Zawsze bya dla
nas Marysi, a teraz kae nam mwi Maryla. Po tej Rodowicz. Jak j woam Marysia, to ona
w ogle nie odpowiada, nie ma adnej Marysi w domu, masz pojcie? Przyjecha do ciebie
ten facet?
- Jaki facet? Nikt tu do mnie nie przyjeda, zostaam w Osadzie, eby spokojnie
pracowa.
- No to widz, e znowu co mi si chrzani w tej gowie, mwiam ci ju, e mam
kiepsk. Zrozumiaam, e to do ciebie ten go.
Musiao co by w moim spojrzeniu, bo Gena zauwaya.
- Albo nic nie wiesz.
- Nic nie wiem.
- Spotkaam pani Rozali w sklepie, kupowaa puszki dla kota. Koty to si teraz
maj, no nie?
- Psy si te maj, ja swojemu bardzo czsto kupuj puszki.
- Bo go rozbestwia, mj jada jak pies, gruba beczka z niego, nigdy nie syszaam,
eby na swoj misk narzeka! - zachichotaa.
- No wic powiem ci teraz dalej, pani Rozalia mwia, e jaka dziwna jesie w tym
roku, bo zwykle ywego ducha o tej porze nie uwiadczysz, a tu i ty, i jeszcze jaki twj
znajomy dzwoni dzi rano i zamwi pokj, ale koniecznie z widokiem na jezioro,
powiedzia. Ty masz z widokiem na jezioro, bo nie zauwayam?
- Nie, ja chciaam soneczny, wic mam nie na jezioro.
- A ten chcia na jezioro. Pani Rozalia miaa si do mnie, e calutki hotel ma pusty,
wic on moe sobie w pokojach przebiera jak w ulgakach.
Gena przygldaa mi si uwanie.
- A ty co masz tak min?
- Nie mam adnej miny, w kadym razie nie czuj, ebym miaa.
- Moe nie czujesz, ale masz, ja chyba lepiej widz twoj min ni ty, nie?
Z pewnoci Gena moga lepiej widzie moj min ni ja, wic poegnaam si z ni
szybko i wrciam do hotelu.
- Bdziemy mie jeszcze jednego gocia, pani Madziu! - powiedziaa pani Rozalia z
tajemniczym umiechem, kiedy zobaczya mnie w drzwiach.
- Dzwoni dzi rano i zamwi pokj.
Usiadam na wiklinowym fotelu i signam po gazety, ktre zawsze leay na stoliku
w holu. Udawaam, e je przegldam i e niewiele obchodzi mnie ta informacja.
- Tak? Bywa ju tutaj?
- Nie. Mylaam, e moe to do pani kto przyjeda z wizyt.
- Nie spodziewam si niczyich wizyt.
Odoyam gazety, wstaam i signam po kartk, ktr pani Rozalia wycigna w
moj stron.
- Obcy jaki - powiedziaa. - Przeliterowa mi to, niech pani spojrzy.
Spojrzaam. Na hotelowym bloczku pani Rozalia starannie wykaligrafowaa imi i
nazwisko: ACHMED YACOBI
- Nie zna pani?
Zawahaam si.
- Nie, nie znam - powiedziaam zgodnie z prawd.
Achmed Yacobi! A ten kogo tu szuka? Mnie czy Tiny?
Graam z Wand, ktr poznaam pewnego dnia, kiedy siedzc na awce,
obserwowaymy kolejnego seta. Wszystko wskazywao na to, e Puchar Osady w
amatorskich zawodach tenisowych, zorganizowanych przez miejscowy klub sportowy,
zdobdzie w kocu wysmuka blondynka, nazywana przez wszystkich Platyn, bo miaa
bardzo jasne wosy z lekkim odcieniem srebrnego. Byam wielk fank Platyny, podobaa mi
si jej gra, nie oszczdzaa siebie na korcie i podobaa mi si take sama Platyna. Mylaam
nawet, e gdyby nie przyjazd tej nieszczsnej Tiny, moe Kacper zaczby w kocu chodzi z
Platyn, bo ona wydawaa si samotna.
Wanda te jej kibicowaa i tak, siedzc sobie na awce, zawarymy niezobowizujc
znajomo, oprcz spotka na korcie i kilku rozegranych wsplnie setw, nie umawiaymy
si nigdy. Graam z ni, kiedy nieoczekiwanie przyjecha na korty Kacper. Nawet nie zsiad z
roweru, tylko przytrzymujc si siatki ogrodzenia jedn rk, drug gwatownie wymachiwa
w moj stron. Przeprosiam Wand i podeszam do niego.
- Co si stao?
- Nie bdziemy na obiedzie, wic nie martw si zaraz, e twoje biedne dzieci potopiy
si w jeziorze.
Rozzoci mnie. Nie byo ladu artu w jego gosie, tylko zwyczajne rozdranienie.
Wzruszyam ramionami, bo tylko poowa "moich dzieci" bya moim dzieckiem i Kacper
dobrze to wyczuwa, wic chcia mi jedynie dokuczy, nic wicej.
- Moja mamusia uczya mnie, e nie wzrusza si ramionami.
- Masz zatem rozsdn mamusi i dobrze wychowan, ja ci si trafiam gorsza.
- Mamy szalone poczucie humoru, nie uwaasz, mamo?
- Uwaam, synku. Dokd to si wybieracie?
- Ufff! Tina miaa racj, kiedy mi dogadywaa, e zaraz bd musia spowiada si ze
wszystkiego - powiedzia, patrzc ze znudzeniem ponad moj gow.
Nieopisana zo na Tin, ale i na Kacpra rwnie, zawadna mn gwatownie.
- Nie obchodzi mnie to, Kacper. Moecie wcale nie jada ze mn obiadw, jeeli jest
wam to nie na rk, odwoaj je tylko u pani Franciszki, bo nie mam zamiaru wieci za was
oczyma.
- Dobrze - powiedzia Kacper. - Odwoam. Rwnie dobrze moemy jada w
fastfudzie. Nawet wol tam, bo mam dosy tych wiecznych kluchw pani Franciszki. A Tina
uwielbia hamburgery.
- Zdrowe jedzonko, gratuluj.
Kacper nie odzywa si. Patrzy na Tin tpo, pniej potrzsn gow i roztar rk
czoo.
- Nie rozumiem - powiedzia w kocu.
Stanam na balkonie, wic widziaam, jak id ulic, ciasno objci i zapatrzeni w
siebie, widocznie rozumienie nie byo bezwzgldn koniecznoci dla Kacpra. Naprzeciwko
nich sza Platyna. Minli si, ale pniej ona przystana i dugo spogldaa za nimi, a kiedy
zniknli za rogiem, znowu ruszya przed siebie. Idc. nisko pochylia gow, miaam ochot
zawoa j, ale nawet nie wiedziaam, jak naprawd ma na imi i dlaczego wyglda tak
bardzo smutno.
Kacper wrci, eby przebra si przed wieczorem w DYSKOTECE. W
przeciwiestwie do innych zespow zesp jazzowy, w ktrym gra, skada si z samych
porzdnie ubranych chopakw i Kacper bardzo dba o to, eby zawsze przed wystpem
odpowiednio si przygotowa. Wanie wyjmowa czyst koszul z szafy, kiedy zapytaam go
o ojca Tiny.
- Ty, Kacper, wiedziae, e on jest Marokaczykiem?
- Nie wiedziaem, dlaczego miaem wiedzie? A co to za rnica?
- Zapytae, dlaczego nigdy nie powiedziaa ci o tym?
- Mamo!
- No co? - Niby dlaczego miaem pyta, to jest chyba normalna rzecz. Tina te nic nie
wie o moim ojcu.
- Twj ojciec zgin w Tybecie, nie mamy nawet jego grobu.
- Tybet to najwspanialszy grb, jaki moe mie himalaista, wytumaczya mi to i
przypominam ci, e sama w tym znalaza pocieszenie. A zreszt, nie rozumiem, jaki to ma
zwizek z ojcem Tiny.
- W ogle nie ma zwizku - przyznaam. - Myl tylko, e ja na twoim miejscu
opowiedziaabym o tym Tinie, a na miejscu Tiny powiedziaabym tobie, e mj ojciec jest
Marokaczykiem. Mwi si takie rzeczy komu, kogo si kocha.
Milcza, ogldajc konierz koszuli, potem rzuci j na tapczan.
- Moe. Moe si mwi. Nie wiem, mamo, dlaczego ty jej tak nie lubisz, ona jest
sodka, naprawd.
Nawet Olo uwaa, e to sodka dziewuszka, przypomniaam sobie sowa Ali, oni
chyba wszyscy poszaleli.
- Sodka! - rozemiaam si.
- Przy tobie rzeczywicie zachowuje si inaczej ni wtedy, kiedy ciebie nie ma w
pobliu, zauwayem to. Moe wyczuwa, e jej nie lubisz...
- Nie pozwala mi si lubi - przerwaam mu.
- Moe wyczuwa, e jej nie lubisz - powtrzy. - I chce, eby to miao jakie
uzasadnienie, tak myl.
- Filozof. Ta koszula jest zmitoszona.
Kacper wyj z szafki mae, podrne elazko i zatrzyma si z nim przed stoem
zaoonym moimi sownikami i kartkami.
- Moesz to odsun? - poprosi.
- Mog.
Zoyam wszystko na jedn stert i pooyam na stole kawaek flaneli, ktr mi
kiedy daa pani Rozalia.
- Wcz elazko, uprasuj ci t koszul.
- Dzikuj - powiedzia Kacper. - Zrobi to sam.
- Obraony?
achn si.
- Obraony! - powtrzyam. - To piknie.
- Ale zawsze.
- Jeszcze mi si nic nie przypso.
Lubiam sownictwo pani Franciszki. Pooya serwetk na stole, wygadzia j
starannie i zapytaa ciekawie:
- To si u pani go jaki szykuje?
- Nic o tym nie wiem.
- Rozalka mwia! Pewnie trzeba bdzie dodatkowy obiadek dla pana upichci,
wolaabym wiedzie, co te on lubi poje? Achmed Yacobi! Co on lubi poje? Zaczynao
mnie to mieszy.
- Ale, pani Franciszko, ja tego pana, ktry zamawia pokj "Pod Koatk", na oczy
nie widziaam.
- Co te pani mwi takie rzeczy! Rozalka si zaklina, e to pewnie jaki pani
narzeczony, a ona zawsze wie w por.
Postawia przede mn talerz z zup pomidorow. Patrzyam, jak prosto z deseczki
wrzuca do niej drobno posiekany koperek, i pomylaam, e taka liczna zupa moe spodoba
si Achmedowi Yacobi.
- Ju wytumaczyam pani Rozalii, e on z ca pewnoci nie jest kim, na kogo
czekam.
- No to i szkoda... - powiedziaa wyranie rozczarowana.
- Jeeli w ogle na kogo czekam - dorzuciam zniecierpliwiona.
Speszya si.
- Niech pani je, kochana, bo wystygnie i potem bdzie pani miaa zim na odku.
Gobeczki zaraz podam.
awica chmur nadcigna od pnocy tak nieoczekiwanie, e gsta ulewa zapaa
mnie w poowie drogi midzy domem pani Franciszki a hotelikiem "Pod Koatk".
Schowaam si w oszklonej wiacie przystanku autobusw dalekobienych. Z jednej strony
przez wybit szyb zacina deszcz, wic cienilimy si wszyscy w bardziej osonitym
kcie, dwie mode kobiety, ja i chopczyk, moe trzyletni. Patrzyam, jak uwanie ledzi
krople gsto sunce po szkle na zewntrz i jak prbuje zatrzyma je palcami. Nagle zapyta:
- Tata pojecha, mamo?
- Pojecha, przecie zrobie mu "pa, pa", zapomniae?
- Tak, zrobiem "pa, pa".
Tuliam Kacpra w ramionach, kiedy samolot unosi si w powietrze i ukonym lotem
oddala od nas. Ubrany w niebieski kombinezonik, z kapturem mocno cignitym wok
buzi, Kacper patrzy w gr. Ostry mrz zaczerwieni mu policzki i nos. Oczy byszczay z
przejcia.
Samolot!
- Tata polecia?
- Polecia, przecie robie mu "pa, pa".
- Robiem "pa, pa"...
Znowu podnis zmarznit apk, bo zdj rkawiczk, ktra wisiaa teraz na
chronicej j przed zgubieniem tasiemce, i jeszcze raz lekko poruszy maymi paluszkami.
"Pa, pa! Pa, pa!", mwi cichutko. To wtedy szarpno mn ze przeczucie. Chciao mi si
krzycze ze strachu, ze zgrozy, z rozpaczy i z niepojtej pewnoci. W kocu samolot zgin
nam z oczu, zostalimy sami, bo Dawid ju nigdy nie wrci, na zawsze uwiziony w wskiej
szczelinie tybetaskich gr.
Kacper gra. Stojc porodku maego podium w DYSKOTECE, przesuwa palcami po
srebrzystej fajce saksofonu, uderzajco podobny do Dawida. Zawieszone nad nim wiato
obejmowao go jasnym koem. Siedziaam przy stoliku w ciemnym kcie sali, blisko drzwi,
bo chciaam wyj zaraz po wystpie Kacpra. Tina siedziaa bliej podium, w towarzystwie
dwch dziewczyn i chopaka, widywaam ich czasami, ale nikogo z nich nie znaam.
Przypomniaam sobie, e kiedy przyjedaymy z Alk do Osady, kada miaa wasne
towarzystwo i te nie byymy skore do prezentowania naszej mamie swoich kolejnych
znajomoci. Och, Marcin, tak, ale kto wie, jak uoyoby si wszystko, gdyby jego mama
znalaza dla siebie wolny stolik w BISTRO i nie zapytaa, czy moe przysi si do naszego,
bo musi chwil zaczeka tu na syna.
Spojrzaam na Tin, ona te wpatrywaa si w Kacpra, widziaam dokadnie jej twarz,
lekko uchylone usta i oczarowanie, czuy zachwyt w jej skupieniu i bezruchu. Dlaczego jest
dla niego taka ostra, taka wobec niego kapryna, mylaam z alem, bo w oczarowaniu
Kacprem wydawaa mi si agodna. Skrzypny cicho drzwi i na sal wesza spniona
Platyna. Rozejrzaa si i widzc puste miejsca przy moim stoliku, zbliya si. Sza na
palcach, chocia na nogach miaa mikkie pcienne sandaki.
- Mog?
- Oczywicie.
Szczuplutka dziewczyna stojca za barem spojrzaa na ni i zakrelia w powietrzu
wyrany znak zapytania. Platyna skina gow i ju po chwili miaa przed sob wysok
szklank coli z lodem. Szeptay ze sob przez chwil, ale dziewczyna zza baru szybko wrcia
na swoje miejsce i przysiada tam na wysokim stoku. Ona te patrzya teraz na podium i
suchaa grajcego Kacpra. Platyna signa po szklank, przysuna j do ust, ale tylko doln
warg dotykaa jej brzegu, dopiero kiedy Kacper zrobi przerw midzy dwoma czciami
utworu, wypia troch.
- To pani syn, prawda? - zapytaa cicho.
- Tak.
- Jest wspaniay.
- Dzikuj, ja te tak uwaam!
Powiedziaam to artobliwym tonem, chocia naprawd tak uwaaam.
- Jest wspaniay - powtrzya Platyna.
Zamieszaa somk swoj col.
- I chodzi z tak pikn dziewczyn - dorzucia, jakby Tina bya uzupenieniem
Kacpra wspaniaoci.
Nie wiem czemu, odpowiedziaam:
- Jest troch niebezpieczna.
- Dlaczego? - zdziwia si Platyna szczerze.
- Moe dlatego, e wikszo zbyt piknych dziewczyn to dziewczyny niebezpieczne umiechnam si do niej.
- Ale to nie jest regua, prosz pani.
Podobao mi si, e stana w obronie Tiny, chocia zapewne chciaaby zajmowa jej
miejsce pod ramieniem Kacpra, moe mylaa o tym, widujc ich chodzcych obok siebie
uliczkami Osady, lecych na play, kryjcych si w maym namiocie Tiny.
- Znacie si?
- Nie, ale spotykam ich czsto. Ona jest taka...
- Och, tylko nie sodka! - przerwaam jej.
- Sodka? Nie wiem, czy sodka. Widziaam, jak kiedy ratowaa rannego ptaka, i tym
mnie uja. Moja przyjacika, ta Kaka z baru mwi, e ona jest dla pani syna bardzo...
Platyna urwaa zdanie w poowie i rozemiaa si.
- Sodka?
- Co w tym rodzaju. Tylko moe troch zbyt zaborcza, tak mwi Kaka. Nie
powinnam tego powtarza. Nie powiedziaam tego, dobrze?
- Dobrze.
Podzielaam opini Kaki, wic spokojnie mogam uzna, e Platyna nie powiedziaa
mi tego.
- Ona ma tak oryginaln urod.
- Jej ojciec jest Marokaczykiem.
- Ach, tak...
Kacper zacz gra, wic przestaymy szepta, jednakowo zapatrzone w niego,
chocia dla kadej z nas by przecie innym Kacprem. Zatrzymaam si przy tej myli,
chciaam jeszcze spojrze na Tin, bo uprzytomniam sobie, e nie mam pojcia, jaki jest jej
Kacper. Tiny jednak nie byo na dawnym miejscu. Rozejrzaam si i wtedy zobaczyam, e
siedzi przy barze, a Kaka nalewa wod mineraln do stojcej przed ni szklanki. Potem
usyszaam cichy klekot kostek lodu. Kaka wkroia do wody dwa cienkie plasterki cytryny.
Tina wstaa i ostronie trzymajc przed sob szklank, sza wolno w stron podium. Postawia
j na najwyszym stopniu tak, eby Kacper mg bez trudu sign po ni, kiedy znowu
przerwie gr. Nie wrcia ju na poprzednie miejsce, bo dostrzega jak znajom dziewczyn
siedzc blisko mojego stolika i podesza do niej. Nie zauwaya mnie. Nie spodziewaa si
zreszt, e mog tu by, bo przecie odmwiam Kacprowi, kiedy mnie zaprosi. Czerwonawe
wiato bocznego kinkietu wyranie owietlio Tin, gdy lekko pochylona do przodu, z
przejciem szeptaa co siedzcej obok dziewczynie. Przez chwil patrzyam z
niedowierzaniem, ale w kocu nabraam pewnoci.
Na jej smukej szyi, na niadym, opalonym dekolcie rozpoznaam swj ozdobny
acuch, ktry kiedy dostaam od matki Marcina i ktry pniej mu oddaam. W kocu
jednak wrci do mnie i mimo wszystko na zawsze zosta pord mojej nielicznej biuterii.
Widziaam teraz dokadnie jego misterny splot, z medalionem w ksztacie litery "M"
wysadzanej nefrytami, jednego od dawna brakowao, bo zagin mi nie wiadomo kiedy.
Wpatrywaam si w to puste miejsce, cigle z nadziej, e jednak zobacz tam nefryt wielki
jak groch, ale jego naprawd nie byo. I nagle przestaam myle. Siedziaam przy stoliku
obok zasuchanej Platyny i nie mylaam. Nic. Pustka. Czuam tylko, e robi mi si
przeraliwie gorco.
Wreszcie Kacper przerwa. Starannie wytar chusteczk ustnik saksofonu, pniej
wolno zbliy si do brzegu podium i sign po szklank. Widziaam, jak umiecha si,
patrzc w stron Tiny, ale kiedy znowu zaj si ustnikiem, szybko wstaam, odruchowo
pogadziam na do widzenia drobn rk zaskoczonej Platyny i wyszam z sali. W holu
zobaczyam drzwi do toalety, zajrzaam tam. W gbi bya tylko jedna kabina, ale z
umywalk, wic mogam chocia zwily rozpalon twarz, weszam. Nagle dotary do mnie
czyje gosy, kto jeszcze chcia si tu dosta i nacisn klamk.
- Zajte... - usyszaam. - Wic co ona ci na to powiedziaa?
- Powiedziaa: "zobaczysz, jak ju bd pewna, e on wariuje na moim punkcie, wtedy
go najzwyczajniej w wiecie rzuc".
- I co ty na to?
- A ja na to: "nie bd gupia, nie zrobisz tego, Tina". To byo w zeszym tygodniu,
chyba pamitasz? Poszam razem z ni na spacer brzegiem jeziora, bo on mia prb z
zespoem. Czego ty tam siedzisz tak dugo, u diaba?
Szarpny klamk. Wyszam, bo przecie nie mogam tu tkwi bez koca. Dwie
dziewczyny, ktre czekay przed drzwiami, spojrzay zaskoczone, bo doroli rzadko bywali w
DYSKOTECE.
- Przepraszam pani - powiedziaa jedna z nich.
- Dzikuj - odpowiedziaam bez sensu, a moe z sensem.
Tego wieczoru niebo nad Osad byo ciemne i rozgwiedone, wia ciepy letni wiatr
pachncy jeziorem. Powoli zaczynaam myle, a byy to tylko koszmarne przypuszczenia.
Moe Tina wyja acuch z pudeka, bdc u nas w tym czasie, kiedy ja ju wyjechaam?
Moe zrobi to Kacper? Co bdzie, jeeli on ju zwariowa na punkcie Tiny i ona teraz go
zostawi? Co bdzie? A co byo z Marcinem, kiedy ja odeszam od niego?
Usiadam na awce w opustoszaym o tej porze parku, nie wiedziaam, co mam robi.
Z kim rozmawia? Z Kacprem? Z Tin? O co pyta? Od lat nie czuam si tak bardzo samotna
jak teraz. Nawet nie usiowaam odsuwa od siebie aosnej myli: nie upilnowaam naszego
chopca, Dawidzie. zy pyny mi po twarzy, wytaram je brzegiem spdnicy. Wstaam i
wolno poszam pust ulic, obawa, e w recepcji zastan pani Rozali skor do pogawdki,
bya nieznona. Jednak w recepcji, ogldajc telewizj, siedziaa Wandzia, spojrzaa na mnie,
tylko na chwil odrywajc wzrok od ekranu, wic nawet nie zauwaya, jak wygldam. W
pokoju zapa mnie bl gowy, wziam proszek i pooyam si na tapczanie. Tylko bez
histerii, powtarzaam sobie, tylko bez histerii. Wrcili pno, syszc kroki na schodach i gos
Tiny, byam wcieka, e Kacper jeszcze j tu cignie. Weszli do pokoju cicho.
- Mamo, pisz?
- Nie pi, boli mnie gowa.
- Da ci proszek?
- Braam.
Spojrzaam na Tin. Chciaam zobaczy, czy zdja acuch, czy te niefrasobliwie ma
go na szyi, ale ona ju zdya si przebra i bya teraz w dinsach i pomaraczowym
swetrze. Na szyi miaa czarn aksamitk, ktrej ca ozdob by nieduy srebrny guzik.
Trzymaa w rku torebk sonych orzeszkw, od czasu do czasu wycigaa j w stron
Kacpra.
- Moe chcesz herbaty, mamo?
- Dzikuj.
- A ty, Tina?
- Ja prosz.
Odoya torebk z orzeszkami i nie zapraszana usiada na tapczanie obok mnie,
przymknam oczy, bo nie chciaam na ni patrze.
- Tak pani boli? - zapytaa cicho.
Nie odpowiedziaam. Poczuam delikatny dotyk jej rki na czole. Przypomniaam
sobie sowa Platyny: "widziaam, jak kiedy ratowaa rannego ptaka, i tym mnie uja". Nie
byam rannym ptakiem, usunam gow.
- Mj ojciec uwaa, e na silny bl gowy najlepsza jest mocna kawa z cytryn...
Doprawdy mao mnie obchodzio, jak radzi sobie Achmed Yacobi z bolc gow.
- Moe chciaaby pani sprbowa?
- Nie, Tino.
- Szkoda, mj ojciec mwi...
- Prosz ci, przesta.
Cigle miaam zamknite oczy, wic nie wiedziaam, czy wymieniaj midzy sob
jakie porozumiewawcze spojrzenia, czy wpatruj si we mnie niepewni, co maj robi.
Usyszaam cichy, gos Kacpra tu przy mojej gowie, musia pochyli si nade mn.
- Czy moemy ci jako pomc?
Ta liczba mnoga! Czy Kacper ju nigdy nie bdzie pojedynczy?
- Nie, Kacper, dzikuj ci.
- W takim razie ja tylko odprowadz Tin i zaraz wrc,
Nie odpowiedziaam. Usyszaam ich ciche kroki i skrzypnicie drzwi. Moe wanie
to skrzypnicie drzwi uprzytomnio mi, e przecie Alka ma zapasowe klucze od mojego
mieszkania. Spojrzaam na zegarek, byo ju za pno na telefon do niej.
Nastpnego dnia rano Kacper jeszcze spa, kiedy ubraam si i zostawiajc mu kartk
z wiadomoci, e id na targ, zeszam na d. Pani Rozalia siedziaa przy stole w holu i
ukadaa pasjansa, mowy nie byo, ebym moga std zadzwoni do Ali tak, eby ona nie
syszaa tego, co mwi.
- Dzie dobry, pani Madziu. Na targ?
- Dzie dobry, na targ.
- Po serek?
- Po serek.
- Po pomidorki?
- Po pomidorki.
- A ja rozkadam, widzi pani, przecierado Napoleona. Tak si ten pasjans nazywa.
- Czsto wychodzi?
- Jak mu pomc, to szczerze pani powiem, zawsze. Dzie bdzie adny.
Spojrzaa za okno i zmienia swoj prognoz.
- E tam, adny! Ju chmurzysko jakie wlecze si tutaj. Niech pani wemie moj
parasolk na wszelki wypadek, jest na wieszaku.
Wziam parasolk pani Rozalii i wyszam. Na poczt miaam niedaleko, ale
musiaam jeszcze kupi kart do automatu, w kocu zaczam si ba, e nie zastan Ali w
domu. I nie zastaam, telefon przyj Olo.
- Olu, dzwoni, bo mam wielk prob.
- Tak, kotku?
- Suchaj, u was s zapasowe klucze do mojego mieszkania.
- S.
- Czy ty albo Ala moglibycie tam pj i zajrze do biurka? W najwikszej szufladzie
jest pudeko z moj biuteri.
Utknam, mylaam, e Olo zapyta mnie, co z tym pudekiem maj zrobi, albo czy
co mi z niego przysa, ale on milcza.
- Olu!
- Tak, sucham.
- W tym pudeku jest acuch z liter "M".
- Jest.
- Wanie nie wiem, moe go nie ma.
- Jest.
- Skd wiesz?
- Byem tam wczoraj i sprawdzaem, Kacper dzwoni i prosi mnie o to. Poszedem,
sprawdziem, jest. Kacper zadzwoni drugi raz i powiedziaem mu. Nie powtrzy ci tego?
- Nie wiedziaam, e dzwoni. Kacper te nie wie, e ja dzwoni, wic mu nie mw.
- Bawicie si w guchy telefon?
- Nie, w zodziei i policjantw.
- Podesa ci kajdanki, czy wzia ze sob?
- Wyglda na to, e nie bd mi potrzebne. Olu...
- No co, kotku?
- Spad mi ciar z serca, wiesz? Baam si, e ten acuch mi gdzie zgin.
- Magdusiu, nie oszukuj starego Ola, stary Olo jest mdrzejszy, ni mylisz...
- Kacper co mwi?
- Prawie nic, ale za to ja chciabym powiedzie co tobie.
- Co?
- Dobrze byoby, eby miaa do Kacpra wiksze zaufanie.
- Olu, ta dziewczyna jest beznadziejna.
- Nie wiem, przecie prawie jej nie znam.
- Ala mwia, e wedug ciebie jest sodka, a przecie bywa, e kiedy czowiek co
sodkiego rozgryzie, okazuje si gorzkie w rodku.
- Tak czy inaczej acuch ci nie zgin, prawda? Ucaowa od ciebie twojego psa?
- Tak, Olu, czule.
Z uczuciem ogromnej ulgi poszam na targ. Rzeczywicie kupiam dla nas ser i
pomidory, tak jak to przewidziaa pani Rozalia, oprcz tego ca torb jabek, gruszek, moreli.
W piekarni dostaam wiee buki i rogale z makiem. Wracajc "Pod Koatk", usyszaam, e
pogwizduj sobie cicho, byo lepiej. Przechodzc przez park, wiadomie nie spojrzaam w
stron awki, na ktrej, paczc, siedziaam poprzedniego wieczora, nie chciaam na ni
patrze ani o niej pamita.
Smutne s opustoszae bocianie gniazda. Z okna mojego pokoju wida jedno,
pozostawione przez ptaki, ktre spdziy tu lato, jak ludzie przyjedajcy do Osady tylko w
sezonie. Patrzc na niezamieszkany ptasi dom, zastanawiam si, czy bociany, ktre
podgldaam tak dugo, dotary szczliwie w miejsce przemylnie wybrane, i czy bdc tam,
tskni czasami za przytulnym ktem obok wysokiego komina starej cegielni. Patrz na
gniazdo z nadziej, e z nastaniem wiosny ptaki pojawi si znowu, eby tu wychowa swoje
kolejne pokolenie. Od okna wiao jesiennym chodem. Pomylaam z alem, e musz je w
kocu zamkn, bo siedzc nad swoim tumaczeniem, czuam, jak z wolna ogarnia mnie
zimno. I wtedy usyszaam podjedajcy "Pod Koatk" samochd, a potem go zobaczyam.
By to wysuony opel, adne cudo. Zamknam szybko okno i wrciam do swojego biurka,
bo nie chciaam, eby ten cay Achmed Yacobi, bo czego byam pewna, e to on wanie
przyjecha, wic, aby Achmed Yacobi pomyla, e go tu wypatruj.
Dopiero kiedy wybieraam si na obiad, w holu zatrzymaa mnie pani Rozalia, eby
mi cokolwiek o nim opowiedzie.
- Wic tak, pani Madziu... - mwia dyskretnym szeptem, jednoczenie przysaniajc
sobie twarz od strony schodw ciereczk do kurzu, jakby jej ciche mruczenie mg usysze
pan Yacobi zamknity w swoim pokoju. - On chyba bdzie jaki dziki! Po pierwsze, zapyta,
czy w moim hotelu jest centralne ogrzewanie, mwi, e jest, ale dziaa tylko na parterze, a
gr mam zupenie odczon, bo, mwi, tu zim nikt do hotelu nie przyjeda. A on na to,
e nic nie szkodzi,
najwaniejsze, e ogrzewanie jest. Niech mi pani teraz powie, pani Madziu, na co mu
ogrzewanie, jeeli ono nie dziaa?
- A po drugie? - zapytaam, kiedy pani Rozalia uporaa si wreszcie z "po pierwsze".
- A po drugie, to on ma ze sob tylko teczk i tak ma walizuni, e mu si chyba do
niej nawet piama nie pomiecia.
Pani Rozalia za pomoc rk i ciereczki do wycierania kurzu narysowaa mi w
powietrzu walizuni pana Yacobi, bya wielkoci pudeka zapaek.
- Tycia! - dorzucia cierpko.
- Moe przyjecha na jeden dzie.
- Na dziesi! - powiedziaa tryumfalnie. - Na dziesi dni bez piamy! Pyta o
centralne, a sypia bez piamy?
- Jeeli powiedzia, e go urzdza sam fakt, e centralne jest, moe lubi popatrze
sobie na zimne grzejniki i to mu wystarcza?
- Oj, pani Madziu, nieche pani bdzie powana! Id, kocie!
Z obrzydzeniem popatrzya na swojego piknego kota, ktry wanie moci sobie
miejsce na dzisiejszych gazetach.
- Mwi do ciebie! - fukna, co zlekceway, dalej wydrapujc w papierze wygodne
posanie. - Co za cholerny kot, powiadam pani!
- Jest jeszcze po trzecie...
Pani Rozalia przestaa zajmowa si kotem, nachylia si w moj stron i szepna mi
do ucha:
- On pyta o pani...
- Jak to?
- Pyta, czy pani tu mieszka.
- Z imienia i nazwiska?
- Nie, co to, to nie! Pyta, czy oprcz niego kto tu jest.
- Wic nie o mnie pyta, tylko o jakiego ktosia.
- A pani to nie jest kto?
- Jestem kto, ale...
Rozoyam rce, bo nie umiaam wytumaczy pani Rozalii, e Achmed Yacobi wcale
o mnie nie pyta, chocia o mnie pyta. Nie rozstrzygnity problem zawis midzy nami,
poniewa za moimi plecami co skrzypno. Pani Rozalia uniosa gow i wpatrzya si w
podest ppitra, kot znieruchomia, a ja zaczam wolno odwraca si w stron schodw. I
tak zobaczyam Achmeda Yacobi.
Ubrany by w czarne spodnie i marynark w biao-brzow pepitk, pod ni wida
byo aksamitn kamizelk haftowan zotymi nimi w ogromne re. Na grubej szyi pan
Yacobi zawizan mia muszk, nie do wiary, ale brzow w biae grochy. Pbuciki czarne,
do poowy przysonite beowymi getrami. Wzrostu metr pidziesit, w talii by moe nieco
mniej. Zapewne pani Rozalia nie zdya powiedzie mi "po czwarte", wic jego wygld
zupenie zwali mnie z ng, szczliwie prosto na wiklinowy fotel, tu obok kota pani Rozalii,
ktry ponownie zaj si darciem gazety na strzpy. Pan Yacobi stan przede mn, skoni si
nisko, bysna jego ysina.
- Mio mi... - powiedzia. - Nazywam si Yacobi. Achmed.
Siedzc w fotelu, rwnie skoniam gow i wymamrotaam swoje nazwisko.
- Mio mi... - powiedzia znowu pan Yacobi. - Mam zaszczyt zaprosi pani na
popoudniow herbat.
- Z najwiksz przyjemnoci - powiedziaam, poniewa bardzo szybko udzielia mi
si jego wyszukana uprzejmo.
- Na pit? - zaproponowa.
Godzina bya wspaniaa!
- Znakomicie.
- A zatem pozwoli pani oczekiwa siebie w tym holu, dziesi minut przed pit?
- Tak, bd punktualnie.
Jeszcze raz ukoni mi si, obdarzy pani Rozali grzecznym umiechem i wyszed.
Po chwili usyszaymy, e jego samochd odjeda sprzed hotelu, a do mnie nagle dotaro, e
umwiam si na popoudniow herbat nie z kim innym, tylko z ojcem Tiny. I po co mi to
byo?
Widziaam kiedy Kacpra i Tin taczcych na play. Widziaam ich z daleka, wic
nie syszaam melodii, ktr sobie wtedy piewali, ale z pewnoci piewali j oboje. Taczyli
na wilgotnym piasku, tu nad brzegiem jeziora, przy zielonej cianie tataraku. Kacper raz po
raz unosi Tin i trzymajc j w ramionach, krci si w kko, a potem, kiedy stawaa ju na
ziemi, obejmowa j i przegina do tyu zupenie jak w argentyskim tangu.
Myl, e Tina bya pierwsz dziewczyn, ktr Kacper pokocha, ale niestety
wiedziaam, e bya te pierwsz, ktra wiadomie miaa zamiar go zrani. Nie wiedzc o
niczym, tuli j do siebie, drobn, zwinn, z wosami jak czarny wachlarz rozwichrzonymi w
tacu. Pewnie i mnie urzekaby Tina, gdybym bya Kacprem, ale nie byam. Czy uwierzyby
mi, gdybym go przestrzega? Nie. Nie wierzy si matkom, ktre przestrzegaj. A moe?
Przyszli potem na moj pla,
na ktrej siedziaam oboona kupionymi rano tygodnikami, Tina podaa mi na rku
kilka drobnych, nie do koca jeszcze dojrzaych poziomek.
- To dla pani - powiedziaa. - Dzi rano zerwaam w lesie, dwa kroki od naszego
namiotu.
Od naszego namiotu, a wic gdzie w kocu mieszka ten Kacper? Czy Tina tak mwi
po to, eby da mi do zrozumienia, jaki jest waciwy adres mojego syna, czy tylko tak jej to
wyszo? Moga sama je zje albo da Kacprowi, pomylaam, biorc poziomki z jej rki.
- Mj ojciec mwi, e w poziomkach jest duo elaza, jak byam maa, miaam
niedobr i pamitam, e wtedy tata adowa we mnie poziomki...
Byy kwaskowate.
- ...i natk pietruszki. Nie chcia mi dawa elaza w kroplach, bo ba si, e mi
ciemniej zby.
Krelia patykiem jakie kwadraty na piasku. Kacper przyglda jej si uwanie.
- Czy w Maroku rosn poziomki? - zapyta.
Tina zastanowia si. Ze cignitymi brwiami mylaa przez chwil, potem odrzucia
patyk.
- Nie wiem - powiedziaa. - Chyba nie, nigdy nie pytaam.
Signa po jeden z moich tygodnikw.
- Czy moemy rozwiza krzywk?
- Moecie.
Wyjam dugopis z plaowej torby i podaam Tinie. Obejrzaa go.
- Taki sam dostaam od Kacpra.
Ja swj te dostaam od Kacpra, dobrze, e chocia nie mwi ju o nim Kiku.
Signam po ksik i zaczam j czyta, a oni wycignli si przy moim leaku, otworzyli
jaki kolorowy tygodnik na krzywce i z gow przy gowie rozwizywali kolejne hasa.
adna rodzinna scenka, doprawdy. I jaka spokojna.
Zaczo si po obiedzie, ktry ja zjadam u pani Franciszki, a oni w fastfudzie. W Tin
wstpi demon, myl, e to by Asmodeusz, diabe kulawy, o ktrym wiadomo, e
wypuszczony z butelki zaczaj otwiera dachy domw, aby ukaza to, co si w nich dzieje.
Tina krzyczaa. Krzyczaa na Kacpra. Woaa, e ma ju dosy cigego suchania saksofonu,
e nie po to czekaa na wakacje, eby spdza je, gapic si na szuwary albo tkwic w dusznej
DYSKOTECE, gdzie nawet potaczy porzdnie nie mog, bo Kacper albo gra na tej swojej
okropnej fujarze, tak wanie powiedziaa, na tej okropnej fujarze, albo wpatruje si w
Platyn, ktrej ona wprost nie moe znie, bo Platyna ma cielcy wzrok i taka jest Kacprem
zachwycona, jakby by jakim cudem. W siatkwk nie ma zamiaru gra, bo od siatkwki
bol j nadgarstki. Nie, w tenisa te nie, bo ganianie po korcie jej nie odpowiada, nie jest do
tego stworzona.
- A do czego jeste stworzona? - zapyta Kacper spokojnie.
- Do interesujcego ycia, rozumiesz? Chc, eby dokoa mnie co si dziao! Nie
wiem, po co ja tu w ogle przyjechaam, co mi przyszo do gowy! Mogam przecie
wyjecha z ojcem na Teneryf, a ja nie, przytaszczyam si tutaj, gupia idiotka!
- Sama chciaa - przypomnia jej Kacper, cigle spokojnie, ale ju wyprowadzony z
rwnowagi, bo siedzieli na awce w ogrodzie przed hotelem pani Rozalii i ze swojego z
balkonu widziaam, e on ze zoci amie jak such gazk na mae kawaki. - Sama
chciaa, nie mwia wtedy o adnej Teneryfie, przeciwnie, narzekaa, e bdziesz spdzaa
lato w miecie, jak biedna dziewczynka, o ktrej nawet rodzony ojciec nie myli.
- Powiedz jeszcze, e ulitowae si nade mn!
- Do pewnego stopnia, ale zrobiem to chtnie - obroni si Kacper.
- Mog std wyjecha! Bdziesz mg do reszty zawrci w gowie tej caej Platynie,
nie wiem, co wy w sobie widzicie!
- A co my w sobie widzimy? - zapyta wtedy Kacper i Tina zaniemwia.
Ze swojego miejsca dostrzegam, e wstaa z awki i bez sowa skierowaa si w
stron furtki. Idc, spojrzaa w gr, jakby chciaa sprawdzi, czy jestem na balkonie, potem
otworzya zasuwk i wysza, bramka jeszcze przez chwil chwiaa si na obluzowanych
zawiasach. Kacper siedzia na awce, patrzy, a wreszcie kolorowa sukienka Tiny musiaa
zgin mu z oczu. Wtedy wsta, wolno podszed do skrzypicej furtki, unis j lekko,
poprawi co w uszkodzonym zawiasie i wychodzc, starannie j przymkn. Pniej ruszy
za Tin, biegiem.
A poniewa zbliaa si pita, weszam do pokoju i wczyam elektryczny czajnik.
Stanam przed pk, na ktrej trzymaam rne gatunki herbaty. Wybraam sobie na to
popoudnie Lapsang Souchong Krokodyl.
Byo mi przeraliwie smutno.
Natomiast moje spotkanie z panem Achmedem Yacobi zakoczyo si czarn herbat
Highland Toffee, zanim jednak znalelimy si w jego pokoju z widokiem na jezioro, bo tu
postanowilimy j wypi, przeylimy niezapomniane dziesi minut w recepcji naszego
hotelu "Pod Koatk". Zeszam dokadnie o umwionej godzinie i ju tam zastaam pana
Yacobi, ktry z wielkim zainteresowaniem czyta instrukcj postpowania w razie wybuchu
poaru. Na mj widok oderwa od niej wzrok, ale unis do gry palec i poruszajc nim tu
ponad swoj ysin, poprosi:
- Chwileczk, droga pani, chwileczk, zapoznam si tylko do koca z tym
interesujcym dokumentem, czy zechce mi pani towarzyszy?
Stanam wic obok pana Yacobi i razem z nim studiowaam oprawion w czarn
ramk instrukcj.
- To niezwyke! Niezwyke! Nie ulega panice! Jakie to suszne spostrzeenie! zachwyca si. - Nie korzysta z windy! A co zrobi, jeeli windy nie ma, tak jak w tym
naszym hotelu? Czy mona z niej wtedy nie korzysta? Sdz, e to nie jest precyzyjne
sformuowanie, przyzna mi racj szanowna pani?
Przyznaam racj panu Yacobi, ktry porzucajc lektur instrukcji, ywo zainteresowa
si teraz kotem pani Rozalii.
- Ale to wybitnej urody stworzenie! - zachwyci si. - Jake on ma na imi?
Pani Rozalia, ktra czujnie staa midzy tablic z kluczami a pokrg lad
recepcyjn, spojrzaa na mnie, wzrokiem wzywajc pomocy. Niestety, w aden sposb nie
mogam jej wesprze, wiedzc, e najczciej mwi do swojego kota "ty cholerny kocie", co
wydawao mi si imieniem zbyt dugim i moe troch niestosownym, jak na wytworne
maniery pana Yacobi. Innego imienia jej kot po prostu nie mia. Pani Rozalia stwierdziwszy,
e znikd ratunku, powiedziaa odwanie, chocia moe troch zbyt cicho:
- Filut.
- Fiut! - ucieszy si pan Yacobi. - Nadzwyczajne, nadzwyczajne!
- Filut, powiedziaam! - krzykna zgorszona pani Rozalia.
- Najmocniej przepraszam - powiedzia pan Yacobi, kaniajc si kotu. - Ja rwnie
nie lubi, kiedy przekrca si moje nazwisko.
A potem zwrci si do mnie z umiechem, ktry ujawni w jego zbach zot grn
trjk.
- Gdzie udamy si na nasz popoudniow herbat? Pani szanowna zapewne zna
lokale w tym miecie?
Za adne skarby nie rusz si z hotelu, zdecydowaam przekonana, e to Gena bdzie
pierwsz osob, ktr spotkam, idc z panem Yacobi do jedynej otwartej tu poza sezonem
cukierni.
- Rada bd, jeeli zgodzi si pan wypi herbat w moim pokoju, mam naprawd duy
wybr wymienitych gatunkw - zaprosiam go wytwornie.
- Raczy pani artowa! - oburzy si. - Przecie, to ja chciaem by fundatorem!
- Zapewniam, e nigdzie tutaj nie dostaniemy tak znakomitej herbaty, jak ta, ktr
pragn panu zaproponowa.
ju za panem Yacobi. Patrzyam, jak starannie zamyka za sob furtk. Usyszaam pukanie do
drzwi, to pani Rozalia, tak jak kadego ranka, przyniosa do mojego pokoju gorce mleko.
- Czy pani widziaa, pani Madziu, jak to si on wystroi? A ja mylaam, e ma ze sob
tylko t ma walizuni!- Tymczasem wczoraj po nocy wyadowa z baganika dwie walizy i
torb, zupenie jakby mia zamiar u mnie zimowa.
- Moe jest "w podry".
Ten adres Holy Golightly wymylony przez Trumana Capote'a zawsze mnie urzeka, a
do Achmeda Yacobi dziwnie pasowa, chocia w przeciwiestwie do Holy nie by on mod
dziewczyn.
- W podry! - fukna pani Rozalia. - On tu do nas przyjecha w interesach.
- Tak pani powiedzia?
- Nie musia mi mwi, podsuchaam.
Ustawia dzbanek obok mojej miseczki z patkami kukurydzianymi i spojrzaa
wyczekujco.
- Pani Madzia nie jest ciekawa?
Byam straszliwie, nieprawdopodobnie ciekawa.
- Troch jestem - przyznaam.
- Wic niech pani Madzia sucha, przyszed rano na recepcj, jeszcze za
przeproszeniem w szlafroku i w kapciach, i mwi do mnie: "chyba miaem sen, nio mi si,
droga pani, e by do mnie telefon", i czeka. To ja mwi: "nie byo do szanownego pana
adnego telefonu", a on na to, e w takim razie zaraz bdzie, bo najwyraniej on jest tego
pewien. I co, pani Madziu?
- No i w tym momencie rozlega si telefon.
- Zgada pani, rozlega si. Mao nie padam ze strachu, bo nerwowa jestem i chocia w
duchy nie wierz, to jednak bardzo si ich boj, a tu chyba jaka sia nieczysta natchna pana
Yacobi, sama pani musi przyzna.
Przyznaam i niecierpliwie czekaam na dalszy cig opowieci, ale w tej samej chwili
przez uchylone drzwi wszed do pokoju cholerny kot pani Rozalii i wskoczy na moje ko.
- Id, ty cholerny kocie! - krzykna pani Rozalia. - Niech pani popatrzy, jak to si
rozbestwi!
- On tu do mnie czsto przychodzi, wic dobrze wie, e mu wolno. No i co?
- No i nawet nie zdyam podnie suchawki, bo on j cap i zapa. Najpierw
powiedzia swoje nazwisko, potem sucha i sucha, a pniej krzykn: "tu jest biznes do
zrobienia"! Pniej znowu tylko sucha, ale wreszcie odezwa si znowu: "zaraz wybior si
tam na rekonsen... na reknosens..."
- Moe na rekonesans, pani Rozalio?
- Moe.
- I co?
- A potem dugo co mwi o inwestycjach, e chtnie zainwestuje w hotel, chyba mj
mia na myli, bo przecie innego hotelu tu nie ma, dlatego pewnie tak on mnie wypytywa o
to centralne ogrzewanie. Po tej rozmowie poszed na gr, ale ju po pgodzince widz,
schodzi. Wyelegantowany, pachncy, kapelusik na gowie, laseczka. I mwi do mnie tak:
"pani szanowna orientuje si zapewne, gdzie tu w pobliu jest rdeko?" To ja go pytam, o
jakie rdeko szanownemu
panu chodzi, a on, e o takie z wod mineraln. Mwi, e mineraln to u nas w
butelkach sprzedaj i e najlepiej karku... karkru... luje si w dwulitrowych.
- I co on na to powiedzia?
- Aha.
- Nic wicej?
- Nic. Jeszcze tylko potkn si o tego cholernego kota, bo mu wlaz pod nogi,
przeprosi go i wyszed. Pani Madziu, czy on powinien przeprasza kota?
- Mio z jego strony. Dzikuj za mleko, pani Rozalio.
- Na zdrowie.
Spotkaam pana Yacobi, kiedy wracaam z biblioteki, gdzie sobie wymieniam
przeczytane ksiki na nowe.
- Jake mio spotka ciebie, Magdaleno! - zawoa ucieszony.
Zauwayam, e ma zabocone buciki i lask oblepion grudkami ziemi. Widocznie
szuka rdeka.
- Dokd to chodzie, Achmedzie?
- Odbyem may rekonesans, okolica tutaj jest nadzwyczajnie malownicza, a pejza
taki sentymentalny!
- To prawda, ja te tak uwaam.
- Widz, e niesiesz sobie lektur, czy by moe romanse?
- Nie.
- Szkoda, przepadam za romansami.
- Chtnie ci poycz, mam u siebie dwa, ktre gorco polecia mi do czytania
siostrzenica pani Rozalii.
- Bd dozgonnie wdziczny - zapewni mnie Achmed Yacobi.
I dlatego znalelimy si w moim pokoju, przy pce, na ktrej zawsze stawiaam
ksiki i kadam potrzebne papiery. Achmed zauway kilka zdj, ktre tam leay. Kacper
zapomnia o nich, kiedy po wakacjach wraca do domu. Pan Yacobi stan na palcach, eby
obejrze to, ktre leao na wierzchu.
- Twj syn, Magdaleno?
- Tak.
Pomylaam, e wol mie za sob ca t histori, wic signam po zdjcia i
podaam je Achmedowi.
- Jaki to pikny chopiec...
Odoy jedno, drugie, trzecie zdjcie. Na czwartym szczliwy Kacper trzyma przed
sob rozemian Tin. Pan Yacobi zachwyci si.
- Jaka to wspaniaa para! Wspaniaa! Twj syn, moja droga, jest niezwykle
przystojnym modziecem! A przy nim ta urocza moda dama!
Niepojte! Achmed Yacobi obojtnie zoy zdjcia, poda mi je i sign po swoje
romanse.
- Dzikuj za lektur, Magdaleno, znakomicie wypeni mi czas. Szanowne kotki
zamieszkay u ciebie na stae?
Dopiero teraz zauwayam, e obok cholernego kota pani Rozalii le na moim
tapczanie trzy grubiutkie kocita, ktre on wylizuje czule.
- Okoci si! - zawoaam zdumiona, na chwil zapominajc o zaskakujcym
zachowaniu pana Yacobi.
Tymczasem Achmed spokojnie i z powag oglda okadk jednego z romansw, na
ktrej para w kolorze czarno-czerwonym spleciona bya w miosnym ucisku. Pniej unis
gow i zapatrzy si w drzewa za oknem. Wreszcie skierowa wzrok na zdjcia, ktre
pooyam na stole, sign po nie, ale wybra spord nich tylko jedno, to z umiechnitym
Kacprem i rozbawion Tin. Dugo wpatrywa si w ich twarze.
- To Martyna - powiedzia w kocu.
- Twoja crka?
- Poniekd.
Poniekd! Cigle jeszcze wpatrywa si w zdjcie, a wreszcie powtrzy zdumiony.
- Tak, to Martyna. Jej ojciec jest moim przyjacielem, a t ma trzymaem do chrztu.
Tymczasem posiek cigle jeszcze wolno nasika oliw, a moje ndzne kabanosy
okazay si wirowate i bez smaku.
- Dzwonia twoja bya ona.
Achmed uoy kurczaka w szklanej brytfannie i wsun go do piekarnika. Nawet nie
zachcony przeze mnie i tak wyjani:
- Pytaa, dokd to Tina pojechaa na wakacje.
- I co powiedziae?
- e na obz wdrowny.
- Tina chyba nie pojechaa na obz wdrowny, Achmedzie. Zupenie niechccy moge
okama Mariol.
- Nie mona kogo okamywa niechccy. Jeeli niechccy wprowadzio si kogo w
bd, to nie jest adne okamywanie, tylko niefortunna pomyka. Udzieliem Marioli mylnej
informacji, co nie byo moim zamierzeniem. A skd mi si wzio, e Tina pojechaa na obz
wdrowny?
Achmed patrzy na mnie ze zdumieniem. Wyranie zadziwi sam siebie.
- Zapewne Tina udzielia ci mylnej informacji.
- Ach, Boe... - westchn.
Przykucn obok piekarnika, zapali w nim wiato i przez chwil wpatrywa si w
bladego jeszcze kurczaka, potem podnis si, zdj z pki pojemnik z kaszk kuskus i
postawi go na stole obok miski z ziarnami pinidy. Wreszcie spojrza na mnie niespokojnie.
- A czy ty chocia wiesz, dokd naprawd Martyna pojechaa?
- Nie wiem, przypuszczam tylko.
- A wic i tobie udzielia mylnej informacji?
- Obawiam si, Achmedzie, e tak to mona nazwa.
Pamitam wiosenny wieczr, kiedy Tina zobaczya tego chopaka po raz pierwszy, bo
to by dzie topienia Marzanny i w klubie, do ktrego Tina lataa na warsztaty teatralne,
zorganizowano po zajciach specjalny koncert zespow jazzowych. I on tam gra. Na
saksofonie. Koncert koczy si pno, wic obiecaem Tinie, e przyjad po ni, bo od
jedenastej autobusy na nasze osiedle jedziy rzadko i nieregularnie. Drzwi do sali, w ktrej
odbywaa si impreza, byy uchylone, a kiedy zajrzaem do rodka, ostatni z zespow cigle
jeszcze by na estradzie i bisowa, wic stanem przy wejciu. Sam si zdziwiem, e pord
co najmniej setki gw udao mi si jako wypatrzy czarn gow mojej crki. Siedziaa na
niskiej awce pod cian, z brod podpart na zacinitych doniach. Uporczywie wpatrywaa
si w jednego z chopcw z grajcego zespou. Z daleka widziaem jej nieruchome spojrzenie,
nie wiem, czy pochon j ten chopak, czy jego muzyka. Widziaem tylko, e co j tu
urzeko.
Wrciem do samochodu i czekaem na ni. Po chwili zobaczyem, e wybiega z
klubu, otulona sztruksow brzow pelerynk, ktr przytrzymywaa pod szyj w obronie
przed silnymi porywami wiatru. Z daleka zobaczya nasz samochd, pomachaa mi rk, ale
nagle przystana, wrcia do drzwi i zacza sprawdza co na afiszu z informacjami o
wieczornym koncercie. Pomylaem, e z pewnoci szuka nazwiska, pod ktrym jest napis:
saksofon. Przysza wreszcie i usiada obok mnie. Szarpaa si z pasami, w kocu trafia w
zatrzask. Poczuem mocny zapach paczuli, ktrego kiedy rwnie uywaa Mariola, i to
nagle uwiadomio mi, e chyba zgubiem chwil, w ktrej Tina przestaa pachnie
rumiankowym mydem.
- Jak byo?
- O! Byo cudownie.
- Wydawao mi si, e nie przepadasz za jazzem.
- A jednak co w tym jest.
Wyja ze schowka paczk chusteczek ligninowych i szelecia opakowaniem.
Nie dokoczya, bo Linda opara si apami o swoj now przyjacik i zacza czule
wylizywa jej policzki. Zapaem obydwa psy za obroe, wyprowadziem z pokoju i
zamknem w gabinecie. Teraz sycha byo tylko rzewne popiskiwanie i guchy omot ap
walcych w drzwi.
- Bawiy si wietnie - oznajmia mi nasza przysza ssiadka. - Mam u siebie psa,
ktrym bd zajmowa si przez cae lato. Tera zostanie tutaj z moim mem. M chce
dopilnowa pewnych przerbek w naszym domu, zanim si do niego przeniesiemy. To jeszcze
potrwa... - westchna.
Rozejrzaa si po moim pokoju dziennym, ktry poczyem z kuchni, i obejrzaa
schody. Jej dom, jak wszystkie domy na osiedlu, musia mie bardzo podobny rozkad, bo
powiedziaa z zadum:
- Ach, wic pan tak rozwiza problem zejcia na d. No, niegupio!
- Bdzie niezwykle mio, jeeli zechce pani wypi z nami kieliszek wina, To wyborny
psodki Rosenthaler Kadarka - odezwa si nagle Achmed. - Widziaem, owszem, pani
drogiego wychowanka, jest niezwykle obficie umaszczony, o ile si nie myl, woaa pani na
niego Gofri?
- Tofi. Chtnie napij si wina, ale prosz tylko p kieliszka.
Achmed ochoczo podsun naszej ssiadce fotel, a ja usiadem naprzeciwko i
przygldaem si jej twarzy. Zocista opalenizna uwidaczniaa cienk, ale wyran blizn,
ktra jasn kresk cigna si wzdu policzka, od ust a do skroni.
- Tofi jest psem mojej siostry, a te kudy, prosz pana, on ma takie dlatego, e wytarza
si w ostach i teraz mu tak gupio stercz razem z sierci. Moja siostra zabije mnie, jeeli
przed jej powrotem nie zdymy ich wyskuba z Tofiego.
Mwic, patrzya na mnie uwanie.
- Pana twarz wydaje mi si znajoma - powiedziaa wreszcie.
By moe bya kiedy moj pacjentk, ale jeeli tak, to policzek zrobiem jej fatalnie.
Gryza drobne koktajlowe krakersy, ktre przynis Achmed, i cigle nie spuszczaa ze mnie
wzroku.
- No, mniejsza z tym! - zdecydowaa nagle. - Moe kiedy otworzy mi si klapka.
Wrmy do schodw, prowadz do piwnicy?
- Do garau.
- Do garau! A gdzie wejcie do piwnicy?
- W garau. Czy chce pani zobaczy?
- Bardzo.
Pokazaem jej piwnic i gara mojego domu.
- Na grze ma pan trzy sypialnie?
- Trzy. I pokj gocinny na poddaszu.
- Wyobraam sobie, e pana rodzina jest teraz na wakacjach? - speszya si nagle. Pytam, bo chciaabym wiedzie co o swoich najbliszych ssiadach, ale tak w ogle nie
jestem wcibska.
- Mieszkam tylko z crk, ma na imi Martyna, w przyszym roku bdzie zdawaa
matur. Mj przyjaciel, ktrego pani poznaa, czsto do nas przyjeda, ale nie mieszka tu na
stae. No i c... dwa psy... kot.
- Gdzie ten kot?
- Pewnie w pokoju mojej crki, tskni za ni jeszcze bardziej ni psy.
- I ni pan?
Sympatyczna buzia z t kresk na policzku, Tina j polubi.
- Moe tak jak ja.
Oparta o drabin stojc w piwnicy, znowu przygldaa mi si uwanie.
- Wiem, skd pana znam! - odkrya nagle.
- Skd?
- Nie powiem.
Szybko zacza wbiega na gr, tylko migay w powietrzu jej bose stopy. Bya ju
na samym szczycie schodw, kiedy obejrzaa si, przystana i korzystajc z tego, e
znalazem si w tej chwili o trzy stopnie niej, pooya mi rk na gowie. Wsuna palce
midzy moje wosy i potrzsna nimi. Zdumiewajca poufao.
- Nie powiem - powtrzya.
Umiechaa si, ale jednoczenie miaa troch sposzone, niepewne spojrzenie. Kim
bya, u diaba? Poegnaa si z Achmedem, poklepaa psy, a mnie tylko z daleka skina rk.
Widziaem przez okno, jak biegnie na skos przez osiedlow ulic, ktra wskim pasem
dzielia nasze domy. Przy furtce czeka na ni duy, kosmaty kundel. Merda wielkim,
strzpiastym jak bukiet ogonem. Tofi. Achmed stan przede mn z du, bia reklamwk
"Remy" w rku.
- Dochodzi pita, przyjacielu - powiedzia. - Wspaniaa pora na popoudniow herbat,
nie sdzisz? Zakupie znakomite wprost kruche ciasteczka, jake przydaaby si na dokadk
jaka urocza gospodyni, ktra zwyczajowo pod koniec lata smayaby nam konfitury! Z
pewnoci miaaby jeszcze w spiarni kilka soiczkw z ubiegego roku, nie mam co do tego
najmniejszych wtpliwoci. Proponuj, ebymy zaparzyli dzisiaj cejlosk herbat Dimbula
Op, co na to powiesz?
- W porzdku, Achmedzie, chtnie wypij filiank Dimbula Op.
W tej reklamwce z "Remy" Achmed trzyma swoje ulubione kruche ciasteczka, ale
nie o nich mylaem, wpatrujc si w niebieskie litery z nazw firmy. Ostatni raz byem w
"Remie" kilka tygodni temu, jeszcze Tina chodzia do szkoy, jeszcze wycigaa si z dwi,
ktra grozia jej na koniec roku z matematyki, fatalnie psujc nie najgorsze wiadectwo.
Wanie tego dnia zabieraem j z korepetycji, ale wracajc do domu, zaszlimy do "Remy",
eby zaopatrzy opustosza lodwk. Zmczony caym dniem, do bezadnie wkadaem do
wzka niezbdne zakupy. Tina gdzie mi zgina, rozgldaem si po hali, ale nigdzie jej nie
byo. Wiedziaem jednak, e w kocu si znajdzie. I rzeczywicie, pchaem ju wzek w
stron kasy, kiedy podesza do mnie.
- Widziae go? - zapytaa.
- Kogo miaem widzie?
- Spjrz tam...
Wskazaa mi gow kierunek, spojrzaem.
- Widzisz?
- Nie.
- Och, tato... - zniecierpliwia si. - Tam przy nabiale...
Przy nabiale stao kilka osb i chopak, ktry ubrany w firmowy strj "Remy" ukada
na pkach kostki masa.
- Widzisz teraz? Przypatrz si tylko, to on...
Domyliem si, e chodzi o chopaka z "Remy", bo Tina wyranie patrzya na niego.
Przesunem troch wzek, eby lepiej zobaczy. By wysoki, do przystojny, chyba go nie
znaem.
- Kto to jest?
- Nie poznajesz?
- Nie.
- To mj saksofonista.
Jej saksofonista!
- Nie zawracaj mi gowy, chodmy std - powiedziaem ostro.
- Co ty, tato, zrb co, ebym moga go pozna.
- Rad sobie sama.
Szybko pchaem wzek, przy kadej z kas bya kolejka, ale i tak gdziekolwiek bym
stan, jak na doni wida byo chodni z nabiaem. Tina, uczepiona wzka, sza obok mnie,
odwracajc gow do tyu. Byem zmczony, przez cay dzie operowaem, po powrocie do
domu zawracaa mi gow jaka pacjentka, ktra najpierw zadzwonia, e nie moe przyj
we wtorek i umwia si ze mn na rod, potem zadzwonia, e si pomylia, bo wanie w
rod rwnie nie moe i e w takim razie przyjdzie we czwartek, z kolei we czwartek ja nie
mogem jej przyj. Ostatecznie uzgodnilimy z powrotem termin wtorkowy, ale mj ros
by ju wtedy zupenie zimny, musiaem wyjeda po Tin, bo umwilimy si na ulicy, a
wanie lun deszcz. Rozzoszczony wlaem ros do psich misek. Teraz musiaem pcha
wzek z zakupami i cign Tin, ktra dosownie sza tyem. Byem wcieky, jednak
prawda jest taka, e prawdziwy powd mojej furii sta przy stoisku z nabiaem i niewiadomy
niczego spokojnie ustawia kostki masa jak kostki domina.
- Tato, zrb co, bagam! Zapytaj, czy przypadkiem nie ma wolnej soboty i czy nie
mgby nam przystrzyc ywopotu!
Tina pucia wzek i szarpaa mnie za rkaw.
- My nie mamy ywopotu.
- Ja tu zostaj, tato, zostaj! Wrc autobusem!
- Zgupiaa chyba!
Jaka starsza pani spojrzaa na mnie z niechci. Pody ojciec, jak to si odzywa do tej
adnej, grzecznej panienki.
- Tak! Wrc autobusem!
- Zamknije si wreszcie, Tino! Zamknij si, rozumiesz?
Nie chciaem tego powiedzie, to znaczy chciaem, eby zamilka, ale dabym wiele za
moliwo cofnicia tych sw.
- Nie gniewaj si - powiedziaem. - Wyjdmy std, wyjani ci co i wtedy
zrozumiesz.
Odstawiem na bok wyadowany zakupami wzek i wyszlimy z "Remy" z pustymi
rkoma. Samochd sta obok, na parkingu. Wsiedlimy do niego, ale nie ruszyem z miejsca.
Tina milczaa wyczekujco, dotknita, uraona.
- Ty znasz jego nazwisko, prawda? - zapytaem w kocu.
- Znam - powiedziaa, nie patrzc na mnie.
Pooyem rce na kierownicy i mocno zacisnem na kku, jakby to mogo nas
uratowa przed... przed czym? Przed wypadkiem. Przed kolizj. Przed uderzeniem.
- To nazwisko Dawida.
cigna brwi i potrzsna gow.
- Nie rozumiem - powiedziaa.
To nie bya prawda, zrozumiaa od razu, moe wolaaby nie rozumie i zaprzeczya,
eby chocia na troch oddali co od siebie. Dugo wpatrywaa si w samochody stojce
przed nami na parkingu, a wreszcie zapytaa spokojnie:
- Czy moemy nie wraca po te zakupy?
- Moemy.
- To jed ju, tato, chc do domu.
Pniej posza do swojego pokoju, zabierajc kotk, ostatni karton soku, ktry jeszcze
znalaza w lodwce, i tom Szekspira. Zobaczylimy si dopiero rano.
Przez kilka dni chodzia milczca, bardzo obca, ale ktrego popoudnia zastaem j
nagle rozchmurzon, zagodnia. Bya w kuchni i robia na obiad leniwe pierogi.
- Czy jest cynamon, tato? Nie mog go znale, moe dlatego, e dzi trzynasty i
pitek.
No c, moemy trzynastego i w pitek zacz nowe ycie od cynamonu i opuci
kurtyn na wszystko, co byo. Mylaem tak, bo sdziem wtedy, e to Tina dosza do takiego
wanie wniosku, dzielc nasze ukady na dwa okresy: przed cynamonem i po cynamonie. W
okresie po cynamonie bya wspaniaa. Przestalimy robi zakupy w "Remie", zarzdzia teraz
jazdy do "Panoramy".
- Bo "Panorama" jest lepiej zaopatrzona - zdecydowaa. - I mamy bliej.
Posza z psami do weterynarza, odpchlia kota, zrobia porzdek w gocinnym pokoju.
- Bo jak wujek Achmed przyjedzie, bdzie mia wszystko przygotowane. I czy mog
zamwi pani do mycia okien? S szare.
Zrobia jeszcze kilka rzeczy zaczynajcych si od "bo". Siedziaa nad ksikami do
pnocy, ale rano wstawaa bez gadania. Dwa razy w tygodniu odwoziem j na zajcia
teatralne, zawsze prosia przymilnie, ebym wieczorem po ni przyjecha. W nasze
zwyczajowo szybkie obiady wkadaa naprawd wicej wysiku, ni byo to potrzebne.
W dwa tygodnie po cynamonie nadszed do Tiny list od Marioli oraz dwa katalogi z
ofertami letnich obozw modzieowych. Poniewa bya jeszcze w szkole, kiedy wrciem do
domu, zaniosem ca t korespondencj do jej pokoju. Oprcz rozrzuconych przy tapczanie
ksiek i kilku ciuszkw zostawionych na krzele zastaem tam kotk, ktra wygldaa przez
okno, z epkiem wsunitym midzy czerwone kwiaty pelargonii. Zbliyem si, eby
podrapa j midzy uszami, bo wiedziaem, e bardzo to lubi, zawsze przymykaa oczy i
unosia gwk, jednoczenie wczajc swj tajemniczy instrument do mruczenia. I tak,
drapic Fruzalk, zauwayem, e na pododze obok tapczana Tiny ley kilka rwniutko
zoonych, nie uywanych jeszcze firmowych torebek " Remy" i jedna wypeniona zakupami.
Zajrzaem, byy tam trzy puszki kociego pokarmu i dwa pudeka rybnych sucharkw
Whiskas. Midzy nimi lea kwit z kasy, spojrzaem na dat. Trzynasty. Pamitaem, pitek.
Swoje zakupy Tina zrobia w "Remie" dokadnie w tym dniu, w ktrym nieoczekiwanie
zakoczy si nasz okres przed cynamonem, a jej zmieni si humor. Zupenie niepotrzebne
zreszt zakupy, bo od miesica mielimy przecie ca pk w lodwce wypenion
konserwami dla zwierzt.
Pewnego wieczoru Achmed rozoy na stole map Polski, przez chwil przyglda si
jej z upodobaniem.
- Spjrz tylko, mj przyjacielu, jaki pikny jest twj kraj! Te zociste gry na
poudniu, te oczka bkitnych jezior w grze, zielone pasma puszcz, brakuje wam tylko
terenw pustynnych, nie sdzisz?
Nie odczuwaem specjalnego braku terenw pustynnych, ale z sympatii dla Achmeda
przytaknem gorliwie.
- Wspaniale, e tak mylisz, Marcinie! Ten, kto nie zna pustyni, nie wie, jak bardzo
jest to kuszcy krajobraz.
- Kuszcy?
- A tak, wanie! Jest w piasku pustynnym co, co czowieka pcha do przodu.
- Moe dlatego, e chciaby z niego jak najszybciej czmychn.
- artujesz, prawda? Ale, jak powiadaj Francuzi, wracajmy do naszych baranw.
Spjrz, jak wytyczyem tras mojego rekonesansu, wyznacza j ta czerwona linia, a miejsca,
w ktrych bd si chcia specjalnie zorientowa w sytuacji, otoczyem zielonymi kkami.
Dlaczego tak stoisz sztywno? Nachyl si, prosz, spjrz i przyznaj, e znakomitego
dokonaem wyboru.
- Stoj sztywno, Achmedzie, bo widz przez okno, e idzie do nas jaki nieznajomy z
psem. Ten pies to chyba ten kundel naszych ssiadw, nie pamitam jak mu tam...
- Jak moge zapomnie! Czy nie wiesz, jak nazwano cejlosk mieszank herbat z
naturalnym smakiem mietanki i szkockiego karmelu?
- Wybacz, ale rzeczywicie nie pamitam.
- Jest to czarna herbata Highland Toffee! Piesek, ktry, jak twierdzisz, zmierza w
nasz stron, na imi ma Tofi, podobno jego pani nazwaa go tak z okazji tej wanie herbaty,
ktra jest jedn z jej ulubionych. Istotnie, to co tu nas dobiega, to jest jego szczek, poznaj.
- Skd ty wiesz o tym wszystkim, Achmedzie? Twoja wiedza na temat naszych
ssiadw zawsze mnie zdumiewa.
- Wiem o tym od pana Aleksandra.
Achmed wyprostowa si i spojrza w kierunku okna.
- Ot i pan Aleksander! Ty nie znasz pana Aleksandra, Marcinie?
To wanie on trafi w totka skumulowan wygran i dziki temu sta si twoim
najbliszym ssiadem.
Szczliwy gracz w totka dzwoni ju do mojej furtki, psy porway si z miejsc i
pognay wita czarn herbat Highland Toffee, ktry merdajc wawo ogonem, wbieg do
mojego ogrodu, tratujc po drodze cay rzdek bratkw. Nie dziwia mnie wcale wylewno, z
ktr witay si nasze zwierzta, natomiast zdumiaa serdeczno tego Aleksandra. By
czowiekiem w moim wieku, ale do otyym, co przy jego wzrocie potgowao si
dodatkowo, niewtpliwie sprawiajc wraenie. Ogarn mnie masywnymi ramionami i
serdecznie ucaowa w oba policzki.
- Witaj, Marcinie, witaj! - zawoa. - Popatrz, gra z gr si nie zejdzie, ale czowiek
z czowiekiem... - tu ucaowa mnie raz jeszcze.
- Ale czowiek z czowiekiem moe.
- Witaj... - powiedziaem niepewnie, bo nie miaem pojcia, kim on jest. - Witaj, witaj,
prosz, wejd!
- Wspaniale, e pan do nas zajrza, panie Aleksandrze! Z najwiksz chci
przedstawi panu tras mojego rekonesansu, o ktrym miaem przyjemno opowiedzie
panu, kiedy spotkalimy si w lesie. Ot prosz przeledzi t czerwon lini i te zielone
kka, ktrymi oznaczyem szczeglnie wane dla nas miejsca. Mwi dla nas, bo nie wtpi,
e po krtkiej chwili zastanowienia, o ktr by pan tak uprzejmy mnie prosi, zainwestuje
pan swj may kapitalik, pozostay po kupnie domu, w ten mj doprawdy rewelacyjny interes.
- Nie zmienie si ani troch, Marcinie - powiedzia Aleksander.
Poklepa mnie po ramieniu, a potem skoni si nisko Achmedowi.
- Moe innym razem zechce pan wprowadzi mnie w te szczegy, panie Achmedzie,
dzi niestety jestem niesychanie zajty.
Od dawna zauwayem, e kady, kto rozmawia z Achmedem, staje si z miejsca
niebywale uprzejmy i dbay o swj sposb wysawiania, Aleksander by tego niezbitym
dowodem. W stosunku do mnie mniej by oficjalny.
- Mam do ciebie prob, chciabym skorzysta z telefonu, bo nasz cigle jeszcze jest
nie podczony, a komrk zostawiem w domu, chodziem nawet do automatu, ale tylko
poar mi kart.
- Ale prosz ci bardzo, nie ma sprawy.
- Musz zadzwoni do Alki, bo rano przywieli glazur do azienki, a co mi si
wydaje, e ona zamawiaa troch inny odcie.
Weszlimy do mojego gabinetu, podsunem mu krzeso i ju chciaem zostawi go
samego, eby mg swobodnie rozmawia, kiedy nagle uprzytomniem sobie, e ten
Aleksander to chyba jest Olo. Zatrzymaem si i spojrzaem na niego. Oczywicie! Teraz
odkryem prawie zapomniane przeze mnie, ale przecie jeszcze czytelne rysy wtopione w
oty twarz, zmienion przez wielk, siwiejc brod. To on wsadzi kiedy swoje trzy grosze
midzy Mad i mnie, ale pamitam, e mimo wszystko zawsze go lubiem. Teraz sta przede
mn ju nie wysoki drgal, tylko dobroduszny, niedwiedziowaty pan z brzuszkiem. I Ala!
Ala z blizn po wypadku.
- Olu - przyznaem si. - Ty wiesz, e ja ciebie w pierwszej chwili nie poznaem!
- A co w tym dziwnego, tyle lat! Alka poznaa ciebie z miejsca, mwia, e tylko przez
moment nie moga si poapa, czy rzeczywicie ciebie zna, czy tylko kogo jej
przypominasz. Jeszcze tego samego dnia wieczorem zadzwonia do Mady i wyklepaa jej, e
bdziesz naszym ssiadem. Mada siedzi w Osadzie, wiesz? Pojechaa na cae lato, tumaczy
tam jak ksik, bo ona w ogle tumaczy z francuskiego, z tego si utrzymuje.
- A jej syn?
- On te tam pojecha ze swoj dziewczyn. Mada jest na to wszystko wcieka, bo
dziewczyna Kacpra strasznie j wkurza. Nie wiem czemu bo to mie stworzenie, by z ni
kiedy u nas na obiedzie, bardzo nam si podobaa. A twoja crka? Alka mwia, e masz
crk.
- Mam crk Martyn. Ona z kolei wybraa sobie wdrowne wakacje. Najpierw
przepada, w ogle si nie odzywaa, ale ostatnio zacza do mnie telefonowa, nigdy nie
wiem skd, bo dzwoni z automatu.
- Nasi s na obozie sportowym. Mamy dwch synw, poznasz ich, oczywicie. Graj
w kosza, fajne chopaki.
- To Mada ju wie, e bdziecie mieszka ze mn drzwi w drzwi?
- Wie.
Patrzy na mnie przez chwil, wreszcie dorzuci z zadum:
- No tak, bdzie wam dziwnie spotka si znowu po tylu latach. Szmat czasu, duo si
wydarzyo, inne ycie.
- Prawda, z pewnoci bdzie dziwnie. No c, dzwo, Olu, nie bd ci duej
przeszkadza.
Chciaem by sam, eby zebra myli. Mada w Osadzie. Kacper z jak dziewczyn.
Biedna moja Tina. Sprzedam ten dom, kupi mniejszy, gdzie indziej. Skorzystam z tego, e
jest teraz u mnie Achmed, ktry moe zosta ze zwierztami, wezm par dni urlopu i
wyjad. Do Grecji, do Woch. Do Osady? Tak, pojad do Osady.
Stanem w otwartych drzwiach tarasu i patrzyem przez chwil na cigncy si w
gbi ogrd, jego gsta ziele zawsze dziaaa na mnie kojco. Nie sprzedam tego domu, lubi
go. Nie pojad do Osady, po co? Moe ktrego dnia spotkam Mad na ulicy, midzy domem
Ola a naszym, ale co z tego? Nic. Tiny tylko mi al, bo bdzie jej smutno, jeli zobaczy
kiedy przez okno tego saksofonist, ktry bdzie szed ze swoj dziewczyn na obiad do
Alki. Psy warioway na trawniku, Linda trzymaa w pysku gruby kij, a Lenzo i Tofi wyrywali
go na zmian. Wszystko wskazywao na to, e jeszcze nie wszystkie osty zostay usunite z
sierci Tofiego, zawoaem go, ale nie chcia przyj.
- Faktury si zgadzaj - powiedzia Olo wchodzc na taras.
- Chyba jednak przywieli nam t glazur, ktr Ala wybraa, widocznie tylko mnie
si zdawao, e powinna by ciut ciemniejsza, wiesz, czowiek na gorce dmucha, cz kafli
mam ju na cianie, gupio by si stao, gdyby raptem zaczli ka co w innym odcieniu.
Trzymaem te pytki jedn obok drugiej, patrzyem, ogldaem przy takim wietle, przy
innym, ale cigle co mi byo nie tak.
wiat glazury i terakoty. Waciwie zazdrociem Olowi, dla mnie to ju bya
przeszo. Szkoda, urzdzanie mieszkania jest odmadzajce, bardziej ni chirurgiczne
cicia. Moe powinienem jednak sprzeda ten dom i kupi inny. Zaj si glazur, terakot,
wann, prysznicem, ocieplaniem cian, panelami podogowymi, centralnym ogrzewaniem.
Tylko po co? Czasami wicej miejsca na mio mona znale w pustych trzydziestu metrach
kwadratowych. Dla Tiny? eby znowu podsun jej pod nos co gotowego, skoczonego, co
odbiera satysfakcj zdobywania? Olo cigle sta obok i przyglda si psom.
- Dobrze si mieszka na tym osiedlu?
- Dobrze.
- Wiesz, e kupiem t chaup za wygran w totka?
- Zaprzyjania si z nim?
- Skd! Jest nasze mrowisko, popatrz.
Pochylilimy si nad kopczykiem i dugo ogldalimy pracujce mrwki, widocznie
skojarzyy si Tinie z ogoszeniem, bo nagle powiedziaa:
- Dowiem si, czy ta opieka nad dzieckiem jest aktualna, bo moe ju kogo znaleli.
Chciaabym zacz pracowa, wanie tak dorywczo, raz tu, raz tam.
- Masz w tym roku matur i egzamin na studia - powiedziaem, ale to ju nie by opr.
- Dlatego mwi: dorywczo.
Wracalimy do domu o zachodzie, soce czerwieniao midzy drzewami.
- To na wiatr. Czerwony zachd to na wiatr. Mama tak zawsze mwia. Tato, czy ja
jestem do niej podobna?
- Bardzo.
- Nie myl o urodzie.
- A o czym?
- O wszystkim innym.
- Nie.
- To dobrze, bo nie chciaabym si z tob rozwie.
Wysiedlimy z Mad z autobusu i stanlimy na przystanku. Zrobio si jeszcze
zimniej, bo zacz wia mrony wiatr. Bylimy sami pod wiat, przed chwil odjechay dwa
popieszne, do ktrych wsiedli zmarznici ludzie.
- Pjdziemy do kina czy rezygnujesz? - zapytaem.
- Rezygnuj.
Zapaem koce futrzanego konierza jej kurtki i przytrzymaem pod brod, unoszc w
ten sposb do gry zaczerwienion od mrozu twarz Mady.
- Co ci zrobiem zego?
- Nic, Marcin. Wszystko byo dobrze, tylko nagle okazao si, e tamto jest silniejsze.
- To dlaczego paczesz? Powinna si cieszy, e ju mi wszystko powiedziaa i masz
za sob paskudn do zaatwienia spraw.
Chciaa oderwa moje rce od swojego konierza, ale nie puciem.
- Co w nim jest, czego nie ma we mnie?
- Nie wiem, widocznie co musi by - powiedziaa bezradnie. - Nigdy nie
przypuszczaam, e tak si skoczy... mylaam, e my ju zawsze... e nigdy...
aonie pocigaa nosem, zy pyny po czerwonych policzkach. Puciem jej
konierz, Mada signa po chustk.
- Nie rozumiem... - powiedziaa. - Nie mam pojcia, jak to si stao... mylaam, e
nikogo nie potrafi kocha bardziej ni ciebie, a tu masz...
To bezradne "a tu masz" zabrzmiao aonie, ale syszc je, zrozumiaem, e ona od
tamtego uczucia nie odejdzie.
- Przesta mnie kocha, bdzie nam lej - pakaa. - Przesta mnie kocha, zobacz,
jaka jestem poda.
Zatrzymaem takswk, odwiozem Mad do domu, wysiedlimy razem.
- Nie wejdziesz na gr? - spytaa.
- Nie wejd.
- Bo to nie jest tak, e moemy rozsta si po przyjacielsku. Nie
potrafimy - mwia, czubkiem buta rozgniatajc grudk burego niegu.
- Myl, e nie potrafimy.
- To jak waciwie bdzie, czy w ogle o mnie zapomnisz? Chcesz mnie nie pamita?
Chcesz mnie nie pamita? Miaa sposzone spojrzenie, jakby taka moliwo
przerazia j, pomimo wszystko. Chciaem jej nie pamita, ale to mi si nigdy nie udao.
Szukaem jej w kadej dziewczynie, a kiedy wreszcie odnajdywaem jaki lad, byo jeszcze
gorzej, bo podobiestwo stawao si nieznone i w kocu odpychao mnie. Mariola bya inna,
zupenie inna ni ona.
Staem po drugiej stronie ulicy, ukryty w bramie, kiedy Mada i Dawid wychodzili z
kocioa. Bardzo duo ludzi skadao im yczenia, sypay si na nich drobne pienidze i ry,
kto gra na saksofonie. Mada bya w krtkiej biaej sukience, na gowie miaa upity cienki
tiul sigajcy ramion, w rku paski bukiet z krtko przycitych czerwonych r. Dawid
obejmowa j, widziaem jego przyjazn, pogodn twarz, mia si, ona te bya umiechnita,
kiedy kto robi im zdjcia przed kocioem. Odjechali rozklekotanym samochodem Dawida,
on przy kierownicy, ona obok. Wysuna przez okno do, w ktrej trzymaa bukiet, i machaa
nim na poegnanie.
- Chod... - powiedzia kto obok mnie.
Poczuem czyj rk pod swoim ramieniem.
- Chod, chod...
To bya Mika, przy niej sta Piotr w ciemnych okularach, z bia lask w rku.
- Pjdziemy teraz do nas na herbat - pocigna mnie. - Przecie mieszkamy dwa
kroki std.
Wiedziaem, gdzie mieszkaj, bo bywaem tam z Mad. Przesiedziaem u nich dwie
godziny, pniej poszedem do Ogrodu Saskiego, a tam dugo patrzyem na kolebice si przy
stawie dzikie kaczki. O czym mylaem? O niczym. Najprociej byo przekornie sign po
atw Mariol, wic to, co si pniej stao, to waciwie tylko moja wina, bo powinienem
przewidzie, e dla niej trzydzieci metrw kwadratowych i kilka sprztw, wyniesionych z
mojego domu, bdzie zbyt ubogim miejscem na mio. Potrzebowaa wicej i wicej, i
jeszcze wicej i wicej. Moje sukcesy zawodowe przeliczaa na pienidze. Pienidz by dla
niej miar wszystkiego, a kiedy rozstawalimy si, konto bankowe stao si kart przetargow
midzy nami. Tin kupiem od Marioli za pokan sum. Nie, to nie gorycz i nie ironia, to
prawda. Pustka, ktra zostaa po jej odejciu, bya mniejsza ni ta, w ktrej ylimy, kiedy
Mariola bya z nami. Mwia sobie, e jest kobiet wyzwolon, ale jako nigdy nie moglimy
znale wsplnej interpretacji tego sowa, co innego znaczyo ono dla mnie, co innego dla
Marioli. Tina tsknia za ni. Budzia si w nocy, taka jeszcze maa, i woaa "mamo!" w gb
naszego rozlegego domu. I wtedy przychodziem ja, zawsze tylko ja. Moi rodzice s
lekarzem, powiedziaa kiedy w przedszkolu.
Mariola pisywaa do Tiny krtkie listy, gwnie ze wskazwkami, czego to ona ma
prawo ode mnie oczekiwa i czego si domaga. Tina na szczcie nie traktowaa powanie
tych zalece. Jedno tylko budzio jej niepokj, ostry sprzeciw Marioli wobec jej planw na
ycie. adnego teatru, krzyczaa w swoich listach, wybij to sobie z gowy, jak byam w twoim
wieku, miaam takie same pomysy i, dziki Bogu, nie zrealizowaam ich! Id na histori
sztuki i wyjd tam za m! Ciekawe za kogo, denerwowaa si Tina, za Sisleya czy za
Moneta!
Widyway si rzadko i, jak mwia mi Tina, Mariola zawsze dopytywaa si o kobiety
w moim yciu. Kobiet w moim yciu Tina nie widywaa, wic z czystym sumieniem
opowiadaa jej, e wiod ycie samotnika.
- To jest wycznie twoja sprawa, tato, i nic nikomu do tego. Oczywicie, bya to
wycznie moja sprawa, ale i Tina odgrywaa tu pewn rol, bo nie miaem zamiaru
komplikowa jej ycia.
Tina nucia. Sza obok mnie i nucia. Czerwone soce schodzio coraz niej, wia
ciepy przedwieczorny wiatr, uniosa w gr ramiona i machaa nad gow rkoma.
- To nie znaczy, tato, e ja jej nie kocham. Kocham j, nawet bardzo. Jest taka
dziecinna! Wyobraa sobie, e ma na mnie jaki wpyw, e moe mn rzdzi, zupenie jak
dziewczynka, ktra co jaki czas przypomina sobie, e ma jeszcze w szufladzie swoj star
- Jednak mimo caej sympatii dla waszego piknego kraju, ktry sta si przecie dla
mnie drug ojczyzn, ycz sobie, aby pochowano mnie tam, skd wywodz si korzenie
mojego rodu, bdziesz mia zatem troch kopotu z moimi szcztkami, Marcinie, za co z gry
przepraszam, mam nadziej, e mi wybaczysz w stosownym momencie.
- Wujku! - krzykna Tina. - Uspokj si natychmiast!
- A czy nie jestem spokojny?
Moja droga Martyno, zamiast w nieadny sposb podnosi na mnie gos, bd tak mia
i zaparz nam dobrej herbaty, chocia pora na herbat nie jest moe zbyt odpowiednia. Mam
jednak nieprzepart ch na niewielk filiank Nuwara Eliya Fop. A nawizujc do
poprzedniej sprawy: kady wyjedajcy w dug podr musi pomyle o tym, co zostawia.
- Nie podoba mi si twj wisielczy humor, wujku!
- Za to spodoba ci si mj testament, koteczko! Herbata, o ktrej wspomniaem, stoi
na najwyszej pce w drewnianym pojemniczku. Spjrzcie, moje buty lni jak kasztany
wieo wypade z upin.
Przy caej mojej saboci, ktr od wiekw ywiem do Achmeda, pomylaem, e
moe jego wyjazd nie jest najgorszym pomysem. Noski butw Achmeda byszczay.
Pochwaliem je, ale nie mogem powstrzyma uwagi.
- Czy nie mgby zaoy mniej twardych butw? W tych nie
bdzie ci si dobrze prowadzio.
- Mnie si zawsze dobrze prowadzi - zby mnie krtko.
- Pisz do nas, wujku! - zawoaa Tina z kuchni. - Zawsze przepadasz i nie wiadomo, co
si z tob dzieje.
- Dobrze, moja Martyno, ale rwnie i ty we sobie gboko do serca t cenn uwag.
Delikatny karmelowy zapach herbaty Nuwara Eliya Fop oywi powietrze, Tina
postawia przed nami filianki i dzbanek z pikowanym w kratk przykryciem, starannie
naoonym na jego pkaty brzuszek.
- A ty? Nie napijesz si z nami?
- Nie, wujku, dzikuj, nalaam sobie coli.
- Ach, Boe, to straszne! Mie przed sob dzbanek Nuwara Eliya Fop i decydowa si
na col! Czy nie uwaasz, Marcinie, e dzisiejsza modzie zatraca w ogle smak i elegancj?
Bolej nad tym.
- Gdyby to bya jedyna pretensja, ktr mona do nich mie, nie byoby najgorzej,
Achmedzie.
- Och, doprawdy, mwicie jak dwaj starcy! - wtrcia si Tina.
- Zupenie jakby w modoci aden z was niczego nie mia na sumieniu.
Tina usiada na walizce Achmeda, trzymajc w rku wysok szklank wypenion col
z lodem.
- Nie zatraciam smaku ani elegancji, chocia lubi col - mwia z uraon min.
Achmed wypi wreszcie swoj herbat i w kocu zaczlimy pakowa jego rzeczy do
baganika. Jecha wysuonym oplem, ktrego za nic nie chcia zmieni na nowy samochd,
poniewa czu si niezmiernie przywizany do tego rozlatujcego si z wolna wozu. Stojc
przed domem, machalimy solennie chustkami higienicznymi, zanim nie znikn nam z oczu.
- Tato, czy ty widziae, co on mia w kcie baganika pod tym swoim ukochanym
kocem w pasy?
-Nie.
- On tam mia... - Tina nie moga mwi, bo zacza si mia.
- On tam mia ca skrzynk coli! - zawoaa wreszcie.
Przegldaem tygodniow pras, kiedy wesza do pokoju ubrana w jak jednobarwn
spdniczk i w bawenian bluzk z rkawami.
- To ja id, tato.
- Dokd?
- Dzwoniam w sprawie tej pracy z ogoszenia. Pani, z ktr rozmawiaam,
powiedziaa, e dla nich to jest pilne i e mog przyj nawet zaraz, ebymy si poznay, no i
wiesz, ewentualnie omwiy warunki. Czy wygldam porzdnie?
Chyba pierwszy raz w yciu zapytaa mnie o to.
- Tak.
- Zaufaby mi?
- Tak.
- Tato, czy jeeli ona tego bdzie chciaa, moe do ciebie zadzwoni, eby jej udzieli
o mnie referencji?
- Co ty opowiadasz, Tino! Referencje ojca nie s traktowane jako szczeglnie
miarodajne.
- Moe bdzie chciaa co o mnie wiedzie, powiesz jej?
- A co ja o tobie wiem?
- artujesz, prawie wszystko.
- Prawie. I tak mam powiedzie tej pani?
- Chodzi o to, eby jej powiedzia, e jestem porzdn dziewczyn, bo ja jestem
porzdn dziewczyn, jak tak patrz po ludziach.
- Usiujesz mnie przekona?
Rozemiaa si.
- Tak.
- Wic niech ta pani zadzwoni do mnie. Udziel o tobie referencji. Powiem, e jeste
prawie porzdn dziewczyn.
Wysza, a mnie nagle przypomniaa si babcia Mady. Babcia Emilia, ktra
powiedziaa mi: "nie jeste zy, Marcinie!", wtedy, kiedy bardzo potrzebowaem takich sw.
Nie jest za ta moja dziewczynka, pomylaem, sigajc po kolejny tygodnik, ebym tylko
wiedzia, co ona przede mn ukrywa. Kotka Tiny, ktra spokojnie spaa na "Polityce",
obudzia si nagle i lec na brzuszku, przecigna si, sztywno wysuwajc przed siebie
cztery apy z rozcapierzonymi w wachlarze pazurami. Ja i moja kotka, miaa si zawsze Tina,
mamy jednakowo paskudne charaktery, kiziu-miziu, a potem pazurki!
Kiziu-miziu, a potem pazurki?
Nastpnego dnia rano zastaem Tin w kuchni, wybieraa si do pracy. Siedziaa przy
stole, trzymaa w rku kubek z kaw i czekaa na swoje grzanki, ktre byy jeszcze w
opiekaczu. Wosy miaa cignite w tyle gowy i dodatkowo przytrzymane opask.
- Wybraam czerwon opask, bo myl, e czerwona bdzie si
tej maej podobaa.
Zauwaya, e jej si przygldam, i najwyraniej sdzia, e oceniam jej wygld. Ja
tymczasem zaniepokoiem si tylko sposzonym, niepewnym spojrzeniem.
- Masz trem przed premier?
- Tak, okropn. Nie wiem, co bdzie, jeeli ona zacznie rycze, a ja jej nie bd
potrafia uspokoi. Ta pani mwi, e ona na og nie ryczy, ale jeeli...? Tato, wtedy ja do
ciebie zadzwoni, eby przyjecha.
- Ani mi si wa! - zawoaem, zanim spostrzegem, e Tina artuje.
Jej grzanki byy ju gotowe, wic wsunem swoje do opiekacza. Tina westchna,
posmarowaa grzank masem orzechowym, ktre uwaaem zawsze za szczeglne
obrzydlistwo, ale ona za nim przepadaa.
- Przecie nie bdzie wya przez bite dwa tygodnie, najwyej powyje pi godzin
dziennie - rozmylaa gono. - Czy ja wyam, jak miaam trzy lata?
- Wya.
- Doprawdy, tato, mgby mi skama na pocieszenie.
- Jeste zy?
- rednio.
- O, to znaczy, e jeste.
Potem wesza. W rku trzymaa dug buk z parwk polan ketchupem. Czerwona,
szeroka smuga sosu pyna jej wzdu doni, cienka struka po brodzie. Kadr z thrillera. Tina
w roli gwnej.
- Wygldasz do makabrycznie z t rk i brod we krwi.
Spojrzaa i rozemiaa si.
- Do tej pory nie poapae si, e jestem wampirzyc?
- Do tej pory.
- Widok krwi nie powinien by ci obcy, doktorze.
Przysiada na brzegu stou. Przez chwil milczaa, spogldajc, jak wbijam gwodzie
w listwy karmnika.
- No to mw, tato, dlaczego jeste rednio zy? - zapytaa wreszcie.
Wyjem z kieszeni dresu list Achmeda i podaem Tinie. Pooya go na stole.
- Przeczytam, jak zjem. Ten drugi karmnik jest ju gotowy?
- Prawie.
- Jednak jeste wicej ni rednio zy, prawda?
- Prawda.
Woya do ust ostatni ks buki i posza opuka rce w maej umywalce, ktr tu
miaem, pniej wrcia na swoje poprzednie miejsce i sadowic si na stole, wyja z
koperty list Achmeda i zdjcie. Przez chwil wpatrywaa si w nie, potem bez sowa wsuna
do koperty. List Achmeda czytaa wolno, ale w pewnej chwili na jej twarzy pojawio si
niedowierzanie. Spojrzaa na mnie spojrzeniem krtkim, przelotnym, sposzonym i czytaa
dalej. Potem zoya wszystkie kartki listu i razem z kopert rzucia obok listewek, ktre
jeszcze miaem przybi do karmnika. Teraz patrzya na mnie zimnym, obcym wzrokiem.
Nieprzyjemnym.
- No wic, tak, byam tam! - powiedziaa ostro.
Arogancja, pomylaem. Prawdziwa, czy chowa si za ni?
- Po co?
- Bo sobie wymyliam tak sztuk, jeeli chcesz wiedzie! - powiedziaa
podniesionym gosem. - Zagraam w niej gwn rol i Bg mi wiadkiem, e byam w tym
dobra!
- I z widowni wcigna na scen innych ludzi, ktrym kazaa gra, nie liczc si z
nimi?
- Tak, zrobiam to.
- A o tym, e dla nich to nie gra, tylko ycie, nie pomylaa?
- Pomylaam.
Zsuna si ze stou, podbiega do drzwi i nacisna klamk. Drzwi nie otworzyy si,
bo zamknem je na klucz, kiedy Tina mya rce. Znowu szarpna klamk.
- Wypu mnie! Wypu mnie std, niczego nie rozumiesz, tato!
- To mi wytumacz.
Szybko wbijaem gwodzie w listwy, przez chwil patrzya na to, a wreszcie
podesza do mnie i powiedziaa potulnie:
- Prosz ci, otwrz mi drzwi, nie ka mi sobie niczego tumaczy.
- Mam dosy twoich krtactw.
- Nie nazywaj krtactwami tego, co mnie boli.
- Boli?
- Tak, boli.
Mwia z niepokojcym dreniem gosu. Udawaa czy nie?
- Dlaczego to zrobia?
Usiada na pododze w kcie warsztatu, skrzyowaa rce na zgitych kolanach i
opara na nich gow.
- Dlaczego to zrobia? - zapytaem ponownie.
Odpowiedziaa mi, nie podnoszc gowy.
- Nienawidz tej baby, nikt nie skrzywdzi ciebie bardziej ni ona, chciaam, eby
zobaczya, jak to jest, kiedy dziewczyna rzuca chopaka, ktry j kocha. No i zobaczya.
- To okrutne.
- Wszystkie klasyczne dramaty s okrutne, tato.
Odrzuciem motek i kilka gwodzi, ktre trzymaem w rku, pchnity przeze mnie
karmnik spad na podog.
- A gdzie tu jest klasyczny dramat? Klasyczne dramaty stoj na pce w twoim pokoju
i moe kiedy bdziesz w nich graa, chocia coraz mniej podoba mi si ten pomys. W yciu
nie mona sob gra, wymyla siebie zalenie od okolicznoci! Czy ty doprawdy jeste a
tak gupia, e tego nie rozumiesz? Czy moe siedzc tutaj, spokojnie snujesz dalszy cig
kolejnej sztuczki?
Podniosem karmnik z podogi i rzuciem go na st, odpady le przybite listwy. Tina
uniosa gow, jeszcze tylko brod opieraa na kolanach. Wzdu twarzy zwisay jej cienkie
pasma wosw z ciasno wplecionymi sznurkami czerwonych koralikw. Pozbawionym
wyrazu spojrzeniem patrzya w gr na md arwk. Nagle zobaczyem, e po jej
policzkach pyn zy, pakaa bez skrzywienia ust, bez szlochu, bezgranicznie smutna jedynie.
Byem pewien, e co przede mn ukrywa, ale podaem jej klucz.
Dopiero noc tak naprawd sycha, jak gada dom. Potrzebna jest gboka cisza, eby
doszed do gosu wiatr w kominie, trzask wysychajcej na strychu belki, eby odezwa si
stopie schodw. Dopiero noc sycha pochrapywanie psw, ten bulgoczcy gos, ktrego w
pierwszej chwili nie mona rozpozna, i ciche pomiaukiwanie kotki lunatyczki idcej po
schodach na swoje nocne spacery. Stary zegar w pokoju na dole bije godziny. Nie zauwaam
tego za dnia, ale noc, jeeli nie pi, zawsze sysz jego uderzenia i licz je. Prawd mwic,
nie lubi tego, bicie zegara ma w sobie co z poganiania, takie: uwaaj, bo za chwil bdzie
ju za pno.
Mariola wyczaa to cogodzinne wtrcanie si w jej ycie, nie moga tego znie,
mwia, e rozsadza jej gow, dostawaa migreny. Myl, e tak naprawd uciekaa w ten
sposb od przeraajcych godzin, ktre gono dodaway jej lat. Tina, dla ktrej czas mia
tylko wymiar przeszy i teraniejszy, nie syszaa w biciu zegara czasu przyszego, bo on
istnia dla niej tylko w niejasnym, roztaczonym zwrocie: "nadejdzie taka chwila". Jeden krok
w prawo, jeden w lewo i obrt.
Achmed, kiedy pomieszkuje u nas, mwi zawsze, e bicie zegara cudownie go
uskrzydla, e za kadym uderzeniem czuje, jak jego dusza wznosi si ku niebiosom. O
dwunastej, kiedy zegar zaczyna swoj najdusz kwesti, Achmed skada donie jak do
modlitwy, pochyla si i w zbonym milczeniu opiera na nich czoo. Tina, kiedy bya jeszcze
maa, obserwowaa go zawsze bardzo uwanie z nadziej, e uda jej si zobaczy dusz
Achmeda szybujc do nieba. Tej nocy jednak, pomidzy jednym a drugim natrctwem
zegara, oprcz znajomej gadaniny domu usyszaem na schodach kroki Tiny. Byo ju po
trzeciej, pomylaem, e moe ona idzie do kuchni, eby wzi sobie co do picia albo do
zjedzenia, bo kiedy wysza z mojego warsztatu, zamkna si u siebie i ju nie pojawia si na
dole. W jej pokoju byo ciemno, nie odezwaa si, kiedy pytaem, czy zje kolacj. Odwoaem
swoj wizyt u przyjaci, z ktrymi byem umwiony na wieczr, nie bardzo chciao mi si
siedzie wrd ludzi i rozmawia z nimi, podczas gdy gow miaem nabit wasnymi
sprawami, z ktrymi nie potrafiem si upora.
Czas mija, Tina nie wracaa do siebie, zegar uderzy cztery razy, przywoujc mnie do
porzdku. Bya ju najwysza pora, ebym sprawdzi, co si dzieje na dole. wiato nie palio
si ani w pokoju, ani w kuchni, z przeraeniem pomylaem, e moe Tina wysza z domu, ale
nie. Zobaczyem j siedzc na parapecie okna kuchennego. Uniosa aluzje i patrzya przed
siebie, na widoczn std osiedlow ulic. W rku trzymaa szklank z resztk soku
pomaraczowego i nadgryziony patek chrupkiego chleba. Przymruya oczy, kiedy zapaliem
w kuchni wiato. Ubrana bya w cienk bawenian piam, ale ramiona otulia wenian
chust, ktr dostaa od Marioli na imieniny, na nogach miaa ciepe biae skarpetki.
- Nie pisz... - powiedziaa. - To smutne, e nie moemy spa, oboje z tego samego
powodu, a zupenie inaczej.
Zabrzmiao to ugodowo do tego stopnia, e zbliyem si do niej. Wycigna w moj
stron szklank z sokiem.
- Napijesz si? Jest tu jeszcze yk.
- Mam ochot na herbat. Zrobi ci?
- Moe. Malinow.
Staralimy si oboje. Mam ochot na herbat. Zrobi ci? Moe. Malinow. Zupenie
tak, jakby to bya penia dnia, a nie czwarta nad ranem, kolejna godzina nie przespanej nocy.
Chtnie poprawibym Tinie chust, ktra zsuna si z jednego ramienia. Chtnie zapytabym,
czy naprawd sdzi, e byoby lepiej, gdyby Mada zostaa ze mn, chocia kochaa Dawida.
Nie poprawiem chusty ani nie zadaem pytania.
Elektryczny czajnik pstrykn, zagotowaa si woda. Jeden Lipton, jedna malinowa,
dwie szklanki, parujcy wrztek.
- Powinnam ci co powiedzie, tato...
- Nie musisz.
- Chc ci co powiedzie.
Nie odwrcia gowy w moj stron. Byo tak, jakby mwia w gb ulicy, jakbym to
ja sta za oknem, nie latarnia.
- Od pocztku on mi si do podoba, wiesz o tym?
- Wiem.
- Potem wybiam go sobie z gowy. Pomylaam, e przecie nie on jeden jest na
wiecie i niekoniecznie musz ci... - zawahaa si.
Czekaem. Chwycia te swoje dwa sztywne warkoczyki, cigna je pod brod i
skrcaa je ze sob przez chwil.
- Pniej wpadam na ten pomys, e zrobi wszystko, eby jej dokuczy, kiedy na
warsztatach kazali mi zagra agresywn, zaborcz dziewczyn i to mi wyszo. Wiedziaam, e
potrafi, umiaam by taka. Chciaam jej zabra Kacpra, a potem go rzuci, tak jak ona rzucia
ciebie. Wiedziaam, e mu si podobam, to poszo atwo, a ju potem, w Osadzie, z dnia na
dzie coraz bardziej wcigaa mnie ta gra. Jednego tylko nie przewidziaam. Tego, e ja
naprawd pokocham Kacpra. Sama nie wiem, kiedy to si stao, bo przecie nie byo takiego
wtku w moim scenariuszu. I kocham go nadal, niestety.
Milczelimy przez chwil, a potem ona powiedziaa:
- To byo dla mnie okropne lato.
Zesza z parapetu i usiada przy stole. Zapach malinowej herbaty rozszed si po
kuchni, silniejszy od zapachu mojego Liptona. Tina ogarna domi szklank, trzymaa j tak
przez chwil, a potem uniosa i wypia yk.
- Jest bardzo gorca.
Postawia szklank na spodku i odsuna od siebie. Spojrzaa na mnie, milczaem, ale
ona wiedziaa, e czekam.
- Wprosiam si - powiedziaa. - Kacper pocztkowo nie by tym zachwycony, ale
pniej tak. Przyjechaam pocigiem, upa by tego dnia zupenie straszliwy, wic prosto ze
stacji poszlimy nad jezioro, bo chciaam si wykpa, popywa troch. Pamitasz to jezioro,
tato?
- Pamitam.
- Oni mieszkali w hotelu "Pod Koatk"* Poszlimy tam, eby zostawi moje rzeczy, a
potem rozejrze si i zdecydowa, na ktrym polu namiotowym bdzie mi najlepiej. Na
balkonie obok jej bluzek powiesiam na sznurku swj kostium kpielowy, czerwony w biae
kropki, pomylaam, e to bdzie mj pierwszy znak i ona na pewno zauway, e panosz si
bez pytania. W azience zostawiam na jej pce z kosmetykami swoj buteleczk z paczul.
Zadomowiam si, rozumiesz? Ja, dziewczyna Kacpra, zadomowiam si na nie swoich
mieciach.
- A kiedy wrcilicie?
- Ju bya. Kacper powiedzia tylko: mamo, to jest Tina. I obj mnie, bo patrzya na
mnie tak, jak chciaaam, eby patrzya, niechtnie. Pomylaam, e przydaby si teraz
ironiczny umieszek, bo ju byam gr. I tak to si zaczo.
Piem gorzk. Gorc, mocn, gorzk herbat. Achmed nie lubi tego gatunku, to jest
banalne siano, mj przyjacielu, mwi. Czerwony w biae kropki kostium Tiny pomidzy jej
bluzkami, duszny zapach paczuli w azience, czy rzeczywicie to co dla Mady znaczyo, czy
Tina tylko wyobraa sobie, e mogo znaczy?
- Jaka ona jest?
- Cigle adna, chocia tobie po tylu latach wyda si pewnie inna, ale ty dla niej te
bdziesz inny.
Tina patrzya na mnie uwanie, wiedziaem, e szuka teraz w mojej twarzy rysw
chopaka, ktrego nigdy nie widziaa.
- Myl, e ona jest mia. To znaczy, myl, e mogaby by dla mnie mia.
- Wic nie bya?
- Nie. Nie lubi si takich dziewczyn, jak tam graam.
Tina przysuna swoj szklank, ale nie pia, tylko przesuwaa palcem po jej brzegu.
Okrutna Martyna, to ukrywa przede mn Achmed w swoim licie midzy stylistycznymi
zawijasami.
- Co zrobimy teraz z tym wszystkim? - zapytaem.
- A jak mylisz?
- Nie wiem.
- Ja te nie wiem - powiedziaa Tina. Nagle schwycia swoj pust ju szklank i
cisna ni w kt kuchni.
- Moe tak wanie powinna koczy si ta sztuka!
Opanowaem si z trudem.
- A kto posprzta szko? - zapytaem.
- Ja.
Tina podja decyzj. Ona posprzta szko. Posuchaa Achmeda i w sobotni ranek
wyruszylimy do Osady. Tina bya ubrana w ciepy szary dres i adidasy. Wosy miaa
przytrzymane czerwon szerok opask, na ktrej z przodu a po brwi leaa prosta grzywka.
Psy, zostawione w domu pod opiek pani, ktra sprztaa u nas raz w tygodniu, szczekay
niespokojnie.
- Czuj pismo nosem - powiedziaa Tina. - Poczekaj, tato!
Odpia pas i wysiada z samochodu. Podesza do furtki i nacisna guzik domofonu.
- Czy pani pamita, e moja kotka pi u mnie w pokoju? Na pewno ley na parapecie
pomidzy doniczkami.
Przez chwil nasuchiwaa odpowiedzi.
- Dobrze, dzikuj! Tylko mleka nie, mleka nie!
krtkim, ostrym dwikiem, ktrego nie znosiem. I wtedy zobaczyem Tin. Najwyraniej
przez cay czas siedziaa na krawniku i zasonita samochodem czekaa na mnie.
- Gdzie ty si podziewae, tato?
- Szukaem ciebie.
- Jestem tu ju dawno.
- Wysza z pawilonu bocznymi drzwiami.
- Tak, byam ciekawa, jak tam jest. Brzydko, tylko botnista cieka do lasu.
- Zajo ci to p godziny.
- P godziny to chyba ja tu na ciebie czekam, tato.
Ruszyem, Tina przygldaa mi si uwanie, czuem jej spojrzenie, bo nieomal
dotykaa mnie wzrokiem.
- Sdzie, e ci zwiaam?
- Tak.
- Nie ufasz mi?
Musz ufa, pomylaem. Wraca do niej mj wasny problem sprzed lat, dobrze
wiedziaem, jak to jest.
- Ufam.
- A jednak sdzie, e ci zwiaam.
- Obawiaem si, raczej.
- Nie obawiaj si, posprztam szko. Jest tylko jedna rzecz, czy nie mgby jako
zadzwoni do wujka Achmeda i uprzedzi go, e jedziemy? Moe wtedy on mgby co
powiedzie o mnie... rozumiesz, co, e ja w kocu nie jestem przecie taka... taka...
Rozoya bezradnie rce.
- Boj si, tato! Zupenie nie wiem, jak mam si zachowa, co powiedzie, i dlatego
pomylaam, e moe jednak wujek Achmed...
Signem do kasetki, w ktrej miaem list Achmeda, wyjem go i podaem Tinie.
- Przeczytaj to sobie jeszcze raz, tylko uwanie.
Wyja z koperty te kilka kartek i pochylia si nad nimi. Rzeczywicie czytaa
uwanie i dugo. Od czasu do czasu spogldaem w jej stron, wic widziaem, e wraca do
niektrych fragmentw. Przez chwil patrzya na zdjcie, ktre wypado z koperty.
- Przeczytaa?
- Tak.
- I co?
- Nie wiem, nie jestem pewna...
- A ja jestem pewien. On ju zaatwi dla ciebie wszystko, co tylko mg zaatwi. Nie
cignby nas do Osady z powodu gupiej herbaty.
- Przecie tak niewiele wiedzia.
- Achmed zawsze wie wicej, ni nam si zdaje. Myl, e rozmawiali o wielu
naszych sprawach w czasie tych przemiych herbacianych popoudni, ktre spdzili ze sob, i
on ze swoj przenikliwoci na pewno skleci w jak cao to wszystko.
Milczaa przez chwil, z powrotem woya list Achmeda do kasetki i przechylona do
przodu, nie patrzc na mnie, zapytaa cicho:
- A tobie trudno jest tam jecha?
Byo mi bardzo trudno.
- Tak.
Pniej nie rozmawialimy ju o tym. Droga przed nami zjaniaa, bo wreszcie
przetaro si niebo i wrd pierzastych biaych chmur idcych wysoko, ukazay si wielkie
poacie bkitu i soce, a kiedy dojedalimy do Osady, byo ju ciepe, jesienne
popoudnie. Wyjedajc spoza zakrtu, zobaczyem nagle dwie smuke, cynobrowe wiee
kocioa i dzwonnic, jeszcze dalekie, bo dzielia nas od nich smuga zagajnika i jezioro.
Pejza doprawdy sentymentalny.
- Spjrz, znowu tu jestemy, tato - powiedziaa Tina.
Warszawa, 1999 rok