Professional Documents
Culture Documents
Nowa ziemia
wiat po wybuchu
Tom 1
PROLOG
Mniej wicej tydzie po Wybuchu - trudno byo okreli dokadny czas w grze rozleg si guchy warkot. Niebo uginao si pod zwaami czarnych
chmur, a powietrze byo gste od popiow i pyu, tote nie moglimy si
zorientowa, czy to nadlecia samolot lub inny statek powietrzny. Wydaje mi
si, e przez moment widziaem matowy bysk metalowego kaduba jakiego
zniajcego si pojazdu, jednak zaraz znikn. Nie moglimy te jeszcze
dostrzec Kopuy. W oddali na wzgrzu majaczya jedynie przydymiona
pkuista powiata. Przypominaa owietlony pomponik i zdawaa si
swobodnie unosi nad ziemi.
Warkot oznacza jak powietrzn misj. Zastanawialimy si, czy spadn
kolejne bomby. Ale jaki to by miao sens? Wszystko ju zostao zniszczone starte z powierzchni ziemi lub strawione przez ogie - i pozostay tylko ciemne
kaue po czarnych deszczach. Niektrzy pili t wod i potem umierali.
Bolenie dokuczay nam blizny, otwarte rany i zamania. Ci, ktrzy
przeyli, wlekli si, kulejc i utykajc, niczym procesja mierci, w nadziei, e
znajd jakie miejsce, ktre nie ucierpiao od bomb. Bylimy zrezygnowani i
nie dbalimy o to, by skry si przed ewentualnym nalotem. By moe niektrzy
z nas udzili si, e oto nadchodzi pomoc humanitarna. Moliwe, e ja te tak
mylaem.
Kto jeszcze zdoa, wstawa chwiejnie z rumowiska. Ja nie mogem straciem praw nog poniej kolana, a do miaem ca w pcherzach od
ciskania kawaka rury, na ktrej wspieraem si jak na lasce. Ty, Pressio,
miaa zaledwie siedem lat i bya drobna jak na swj wiek. Wci jeszcze
bola ci obtarty nadgarstek, a twarz palia od oparze, ale poruszaas si
zwinnie. Wspia si na stert gruzu, eby znale si bliej rda tego
przemywa
rany
alkoholem
ukada
instrumenty,
czasem
tak jak Przedtem - tort, prezenty opakowane w kolorowy papier oraz wiszce
sztuczne zwierztka wypchane cukierkami, ktre uderza si kijkiem.
- Czy mog skoczy na targ? - zapytaa. - Ju prawie skoczyy si nam
korzonki.
Umiaa dobrze gotowa pewne rodzaje korzonkw, ktre stanowiy ich
gwne poywienie. A poza tym chciaa si przewietrzy.
Dziadek popatrzy na ni z niepokojem.
- Mojego imienia nie ma nawet jeszcze na wywieszonej licie przypomniaa mu.
Oficjaln list tych, ktrzy musz si zgosi do OPR, rozlepia si w
caym miecie - imiona i daty urodzin w dwch rwnych kolumnach, zgodne z
danymi zebranymi przez OPR. Ta grupa powstaa zaraz po Wybuchu - wwczas
skrt oznacza Operacj Poszukiwawczo-Ratownicz - i zajmowaa si
odbudowywaniem zniszczonych przychodni lekarskich, sporzdzaniem spisw
ocalaych i zabitych, a pniej formowaniem niewielkich oddziaw milicji w
celu utrzymania porzdku. Lecz pierwszych przywdcw obalono i OPR staa
si Organizacj Przenajwitszej Rewolucji, a jej liderzy rzdzili za pomoc
zastraszania i zamierzali pewnego dnia zdoby Kopu.
Obecnie
OPR
ustanowia
obowizek
rejestrowania
wszystkich
noworodkw pod grob kary dla ich rodzicw. Urzdzaa te naloty na losowo
wybrane domy. Ludzie przemieszczali si tak czsto, e OPR nie bya nigdy w
stanie ustali miejsc ich pobytu. Nie istniao ju nic takiego jak adresy znikny, zostay zniszczone wraz z nazwami ulic. Poniewa Pressii nie byo na
owej licie, zagroenie wci nie wydawao si jej realne. Miaa nadziej, e jej
nazwisko nigdy si tam nie pojawi. Moe znajdowao si w jakiej stercie akt,
ktra zagina. Moe zapomniano ojej istnieniu.
- Poza tym - dodaa - musimy zrobi zapasy.
Zamierzaa zgromadzi tyle jedzenia, ile zdoa, zanim dziadek zastpi j
w wyprawach na targ. Zawsze bya lepsza od niego w handlu wymiennym i
dua? Ta lalka miaa tuw z brzowej tkaniny oraz gumowe rce, nogi i gow.
Eksplozjom na lotnisku towarzyszy ostry bysk, ktry na moment olepi
Pressi, zanim wiat wybuchn i czciowo si stopi. Ludzkie ycia zlay si ze
sob, a gowa lalki staa si doni Pressii. I teraz oczywicie dziewczyna dobrze
znaa t gow, bdc czci jej ciaa - oczy mrugajce przy kadym
poruszeniu, czarne plastikowe rzsy, otwr w plastikowych ustach, do ktrego
powinna pasowa plastikowa buteleczka. Gumowa gowa zamiast pici Pressii.
Przesuna drug, zdrow rk po gowie lalki. Przez gumow powok
wyczuwaa wewntrz gruzowate koci palcw, krawdzie i guzy kykci - swoj
utracon do, ktra stopia si z gum czaszki lalki. W tej okaleczonej doni
dowiadczaa tpego, niewyranego wraenia dotyku zdrowej rki. Wanie w
taki sposb pamitaa czasy Przedtem - jak niewtpliwe, ale lekkie i ledwo
wyczuwalne pobudzenie nerww. Lalka zamkna oczy; otwr wydatnych ust
by pobrudzony pyem i popioem, jakby te oddychaa tym zanieczyszczonym
powietrzem. Pressia wyja z kieszeni wenian skarpetk i nacigna na gow
lalki. Zawsze zakrywaa jej gow, kiedy wychodzia na zewntrz.
Gdyby zwlekaa z wyjciem, dziadek zaczby opowiada, co dziao si z
tymi, ktrzy przeyli Wybuch - o krwawych bitwach we wntrznociach
olbrzymich supermarketw, o poparzonych i zdeformowanych ludziach
walczcych o kuchenki turystyczne i noe myliwskie.
- Musz i, zanim zamkn stragany - owiadczya.
I zanim na ulice wyjd nocne patrole OPR. Podesza do dziadka
siedzcego na krzele i pocaowaa go w szorstki policzek.
- Ale tylko na targ. adnego grzebania w mieciach - napomnia j, a
potem pochyli gow i zakaszla w rkaw koszuli.
Pressia jednak zamierzaa pomyszkowa w mieciach. Uwielbiaa
wyszukiwa odpadki, z ktrych robia swoje zwierztka.
- Dobrze - powiedziaa ugodowo.
Dziadek wci ciska w rku ceg. Dziewczyn uderzyo nagle, jak
tych
haaliwych
chopcw,
emanujcych
energi
niczym
Firth, bliniacy Elmsford. Ktry z nich rzuci jaki art - Partridge wychwyci
swoje imi, ale nic wicej - i wszyscy parsknli miechem. Ci chopcy trzymali
si razem i tworzyli tak zwan Pak. Po zakoczeniu szkolenia trafi do nowej
elitarnej jednostki wojskowej o nazwie Oddzia Specjalny. S wybracami.
Nigdzie tego nie napisano, ale rozumiao si samo przez si.
Glassings kaza klasie si uciszy.
Arvin Weed kiwn gow Partridgeowi, jakby yczc mu powodzenia.
Partridge podszed do drzwi.
- Mog pniej zabra notatki? - zapyta.
- Oczywicie - odrzek Glassings i klepn go w plecy. - Wszystko w
porzdku.
Z pozoru, na uytek klasy, mwi o notatkach, lecz patrzy na chopca
znaczco, jakby mia na myli co wicej, i Partridge poj, e nauczyciel stara
si go uspokoi. Cokolwiek si wydarzy - wszystko bdzie dobrze.
Na korytarzu na Partridgea czekao dwch stranikw.
- Dokd idziemy? - spyta.
Obydwaj byli wysocy i muskularni. Ten odrobin szerszy w ramionach
odpowiedzia:
- Twj ojciec chce si z tob zobaczy.
Partridgea nagle przenikn chd. Donie mu zwilgotniay, wic je
roztar. Nie ma ochoty spotka si z ojcem; nigdy nie mia.
- Mj stary? - rzuci, starajc si, by zabrzmiao to beztrosko. - Maa
pogawdka ojca z synem?
Stranicy poprowadzili go lnicymi korytarzami, obok olejnych
portretw dwch dyrektorw szkoy - jednego wylanego, drugiego nowego; obaj
mieli ziemist cer i srogi, martwy wygld - a potem na d, do piwnic
akademii, gdzie przebiega linia kolejki wahadowej. Czekali w milczeniu w
przestronnych podziemiach. Wanie t kolejk wozi si chopcw do centrum
medycznego, gdzie trzy dni w tygodniu pracuje ojciec Partridgea. Kilka piter
- Jak si ma paski synek? Czy szyja ju cakiem mu si zagoia? spytaa w nadziei, e mczyzna uzna, i jest im jeszcze co winien.
Kepperness wsta, przecign si, a twarz wykrzywi mu grymas. W
jednym z jego oczu lnia zocistopomaraczowa bona - katarakta po wypaleniu
promieniowaniem, co nie byo niczym niezwykym.
- Jeste dzieciakiem tego krawca cia, tak? Wnuczk? W tym wieku ju
nie powinna si tu krci.
- Wcale nie - odpara obronnym tonem. - Mam dopiero pitnacie lat.
Udaa, e kuli si przed wiatrem, cho w rzeczywistoci usiowaa wyda
si mniejsza i modsza.
- Czyby? - rzuci. Urwa i wpatrzy si w ni. Skupia spojrzenie na jego
zdrowym oku, jedynym, ktrym mg widzie. - Ryzykowaem ycie dla tych
bulw. Wykopaem je tu obok lasu nalecego do OPR. Zostao mi tylko kilka.
- No c, mam tu co jedynego w swoim rodzaju. Co, na co sta tylko
prawdziwego bogacza. Wie pan, to nie dla byle kogo.
- Co to takiego?
- Motyl - odpowiedziaa.
- Motyl? - parskn. - Niewiele ich zostao.
To prawda, motyle spotykao si niezwykle rzadko. Jednak w cigu
ostatniego roku Pressia widziaa kilka nowych - drobne oznaki odrodzenia.
- To zabawka - wyjania.
- Zabawka? - powtrzy. Dzieci nie mieway ju prawdziwych zabawek.
Bawiy si wiskimi pcherzami i podartymi wczkowymi lalkami. - Niech no
spojrz.
Potrzsna gow.
- Nie ma sensu si przyglda, skoro pana na ni nie sta.
- Pozwl mi tylko zerkn.
Westchna, udajc wahanie, a potem wyja motyla i podniosa w gr.
- Bliej - poleci mczyzna.
Poja teraz jasno, e popenia bd. Zapragna std wyj, lecz poczua si
schwytana w puapk.
- Pressia - wymamrota pod nosem, jakby wyprbowywa to imi. - No,
dobrze - zwrci si do grupy. - Zaczynajmy.
Jaki chopiec w tumie podnis rk. Twarz mia w stanie czciowego
rozkadu od zakae w miejscach, gdzie kawaek metalu w policzku, niegdy
bdcy lnicym chromem, lecz teraz poctkowany plamami rdzy, styka si z
pomarszczon cignit skr. Fady skry byy zaognione. Jeli chopak nie
zdobdzie maci z antybiotykiem, moe od tego umrze. Na targu na niektrych
straganach sprzedaje si czasem lekarstwa, ale nie zawsze i s drogie.
- Kiedy pozwolisz nam zajrze do szafki? - zapyta.
- Jak zawsze, gdy skocz, Halpern. Dobrze o tym wiesz.
Halpern rozejrza si zmieszany i rozdrapa sobie strup na policzku.
Pressia dopiero teraz zauwaya nocn szafk przysunit do ciany.
Ciekawe, czy wanie tam trzymaj jedzenie?
Dostrzega w grupie dziewczyny. Jedna miaa druty w szyi. Rka innej
stopia si na stae z uchwytem kierownicy roweru; metal od-piowano i stercza
z jej nadgarstka jak wystajca ko. Pressia bya zaskoczona, e dziewczyny nie
ukrywaj tych deformacji. Pierwsza mogaby nosi szal, a druga skarpetk na
doni jak Pressia. Lecz twarze obydwu miay wyraz twardy, stanowczy, niemal
dumny.
- Do wiadomoci tych z was, ktrzy po raz pierwszy uczestnicz w
zebraniu - rzek chopak w ptakami w plecach, spogldajc na Pressi. - Jestem
jednym z martwych. - To oznaczao, e zosta zaliczony do grona osb, ktre
zginy w wyniku Wybuchu. To oznaczao rwnie, e OPR go nie poszukuje.
W sumie to korzystne. - Moi rodzice byli obydwoje profesorami i zmarli jeszcze
przed Wybuchem. Wyznawali niebezpieczne idee. Mam strzpy ksiki, nad
ktr wsplnie pracowali. Wanie z niej pochodzi olbrzymia wikszo moich
informacji. Po mierci rodzicw wysano mnie do ciotki i wuja. Mieszkaem u
nich, gdy zaczy si eksplozje. Oni nie przeyli. Daem sobie rad sam,
poniewa miaem ju prawie dziewi lat. Nazywam si Bradwell, a to jest
Historia Cieni.
Bradwell. Przypomniaa sobie teraz, e syszaa plotki o nim. To
zwolennik teorii spiskowych, gardujcy w okolicach Gruzowisk. Pono
kwestionowa wiele idei dotyczcych Wybuchu i Kopuy - zwaszcza tych
wyznawanych przez czcicieli Kopuy, ktrzy mylnie przypisuj jej atrybut
boskoci i uwaaj j za yczliwe, cho odlege bstwo. Mimo i Pressia nie
bya czcicielk Kopuy, z miejsca znienawidzia tego osobnika, opierajc si na
swoich wyobraeniach o nim. Komu s potrzebne teorie spiskowe? Wszystko
skoczone. Kropka. yjemy tutaj. Po co porywa si z motyk na soce?
Gdy teraz zobaczya na wasne oczy, jak zacz przemawia,
przechadzajc si z rkami w kieszeniach, poczua do niego jeszcze wiksz
nienawi. To zadufany paranoik. Wygasza swoje teorie na temat
funkcjonariuszy Kopuy, twierdzc, i ma dowd na to, e spowodowali totalne
zniszczenie, aby zmie z powierzchni ziemi wszystkich oprcz drobnej czstki
wiatowej populacji, podczas gdy sami byli bezpieczni w Kopule, i e
zaprojektowano j wanie do tego celu, a nie jako prototyp miejsca chronicego
przed wybuchem epidemii wirusa, katastrof ekologiczn czy atakiem
atomowym ze strony innych pastw. Jej konstruktorzy chcieli, aby w Kopule
przeya jedynie elita, i zamierzali czeka, a Ziemia sama si odrodzi, a
wwczas powrc na ni i zaczn od nowa.
- Czy zastanawialicie si kiedykolwiek, dlaczego po Wybuchu nie
nastpia pena nuklearna zima? Ot dlatego, e zaplanowano to tak, by jej
unikn. Uyto koktajlu bomb oraz nisko i wysoko orbitujcych satelitw
bojowych,
dysponujcych
systemem
spotgowanego
promieniowania
neutronowego i emiterami wzmocnionych impulsw elektromagnetycznych. Nastpnie Bradwell omwi rnic midzy bombami
atomowymi i
jasno
wynikao
kilka
rzeczy.
Nienawidzi
Organizacji
zrobili. Nie byo adnego zewntrznego agresora. Chcieli tej apokalipsy. Chcieli
koca wiata. I doprowadzili do niego. Wszystko byo zaplanowane - kto
dostanie si do Kopuy, a kto nie. Istniaa lista wybracw. Nas na niej nie byo.
Zostawili nas tutaj na mier. Chc nas unicestwi, wymaza przeszo - ale nie
pozwolimy im na to!
Na tym zakoczy. Nie byo adnych oklaskw. Bradwell tylko odwrci
si i otworzy zamek szafki.
W milczeniu ustawili si w rzdzie i kolejno podchodzili z szacunkiem i
zagldali do rodka. Niektrzy sigali i wyjmowali kartki - kolorowe i czarnobiae. Pressia nie moga si zorientowa, co to za papiery. Pragna zobaczy, co
jest w szafce, ale ze strachu serce walio jej w piersi. Musi std wyj.
Spostrzega, e Gorse rozmawia w kcie z kilkoma osobami. Wspaniale, e on
yje, ale nie chciaa wiedzie, co si stao z Fandr. Musi si std wydosta.
Przesza na ty sali i rozstawia chwiejn drabink. Zacza po niej wchodzi,
lecz na dole pojawi si Bradwell.
- Nie przysza na zebranie, prawda?
- Oczywicie, e tak.
- Nie miaa pojcia, o co w nim chodzi.
- Musz i - rzeka. - Jest pniej, ni mylaam. Obiecaam wrci i...
- Jeli wiedziaa o zebraniu, to co jest w szafce?
- Papiery, sam wiesz.
Uj w palce wystrzpiony mankiet jej spodni i pocign lekko.
- Chod zobaczy.
Spojrzaa w gr na klap.
- Zamek zamyka si automatycznie, gdy zatrzanie si klap, z jednej i z
drugiej strony - wyjani. - Tak czy owak, musisz zaczeka, a Halpern j
otworzy. On ma jedyny klucz.
Wycign rk, oferujc pomoc, ale Pressia zignorowaa ten gest i sama
zesza na d.
krawieckimi;
psw
okularach
przeciwsonecznych
lnicego
od
tuszczu
indyka,
umiechnitego
psa
z ich delikatnymi
organami
rozrodczymi
chyba e
nie
kawaki
zaaprobowanej
listy.
Obecnie
rozbrzmiewaa
melancholijna, lecz poniekd odraajca piosenka o kim, kto ledzi kady krok
i oddech innej osoby. Sprawia, e yda poczua si troch paranoicznie,
nadmiernie kontrolowana, a take zaenowana gbokoci dekoltu swojej
sukienki.
Wsplokator Partridgea sta oparty o przeciwleg cian i gawdzi z
jak dziewczyn. Podnis wzrok i spostrzeg Partridgea, ktry skin mu
gow. Hastings umiechn si gupkowato i odwrci si do swojej partnerki.
- On si nazywa Hastings, prawda? - upewnia si yda.
Prbowaa nawiza rozmow na jego temat, by moe po to, aby da do
zrozumienia, e ona i Partridge mogliby usi bliej siebie i szepta.
- To may cud - rzek Partridge. - On nie ma wrodzonego podejcia do
dam.
yda pomylaa, e Partridge by moe ma wrodzone podejcie do dam,
lecz z jakiego powodu nie uywa swego czaru wobec niej.
Poniewa bya to szczeglna okazja, ich piguki odywcze - pociski, jak
nazywali je chopcy z akademii - zastpiono okrgymi ciasteczkami uoonymi
na maych niebieskich talerzach na wszystkich stolikach. yda przygldaa si,
jak Partridge, posugujc si widelcem, wpycha sobie do ust mnstwo tych
- Pomyl o tym.
Glassings klepn go lekko w rami i odszed. Partridge sta jeszcze przez
chwil. Czu si wytrcony z rwnowagi, cho waciwie nie mia powodu. To
by faszywy alarm. Powiedzia sobie, e musi si skupi. Uda, e co zgubi.
Pomaca kieszenie marynarki - gdzie ukry klucze - i spodni, a potem potrzsn
gow. Czy ktokolwiek w ogle zwrci na niego uwag? Skrci w pierwszy
pogrony w pmroku korytarz prowadzcy do akademika. Lecz gdy znalaz
si za rogiem, skrci ponownie do drzwi Sali Zaoycieli. Wycign pk
kluczy ydy, wybra najwikszy i woy go w zamek.
Sala Zaoycieli bya gwnym pomieszczeniem wystawienniczym.
Aktualnie miecia ekspozycj artykuw gospodarstwa domowego. Partridge
wyj piro z arweczk, zawieci j i omit promieniem lece w pudeku
metalowe yki do odmierzania objtoci, niewielki biay minutnik i talerze z
misternie zdobionymi brzegami. T wystaw zarzdzaa yda. Wanie dlatego
j wybra. Byo to z jego strony przemylane posunicie majce na celu
zdobycie kluczy - co brzmiao gorzej, ni w rzeczywistoci si przedstawiao.
Przypomnia sobie, e nikt nie jest doskonay. Nawet yda. Dlaczego si
zgodzia? Prawdopodobnie dlatego, e on jest synem Elleryego Willuksa.
Mcio to wszystkie jego relacje interpersonalne. Dorastajc w Kopule,
Partridge nigdy nie mg by pewien, czy ludzie lubi go dla niego samego, czy
przez wzgld na jego ojca.
wiato arweczki wydobyo z mroku rzd ostrych byskw. Gablota z
noami. Podszed tam szybko. Dotkn zamka i unis w gr pk kluczy ydy.
Zabrzczay w ciemnociach. Wskutek kodowania sysza ten dwik zbyt
wyranie,
niczym
wysokie
przenikliwe
dwiczenie
dzwoneczkw.
obco. Jest tutaj tylko chwilowo. Nie zabawi dugo. Opuszcza to miejsce. Jego
ycie cakowicie si zmieni.
Oboje weszli na rodek parkietu tanecznego - pod przytwierdzone do
sufitu sztuczne zote gwiazdy - gdzie koysay si inne pary. Dziewczyna
zarzucia mu rce na szyj, a on obj j w talii, dotykajc mikkiego jedwabiu
sukienki. By wyszy od ydy, wic pochyli ku niej gow. Wosy dziewczyny
pachniay miodem, a skr miaa ciep, moe zarumienion. Kiedy piosenka si
skoczya, chcia zej z parkietu, ale znieruchomia, gdy znaleli si twarz w
twarz. yda wspia si na palce i pocaowaa go. Miaa mikkie soczyste wargi.
Partridge poczu wo kwiatowych perfum. Odwzajemni pocaunek i
nieznacznie przesun donie w gr jej talii.
A potem, jakby dopiero teraz zdaa sobie spraw, e s w sali penej ludzi,
dziewczyna odsuna si od niego i rozejrzaa si szybko.
Glassings opycha si ciastkami z talerzyka. Panna Pearl krya przy
wejciu.
- Ju pno - rzeka yda.
- Jeszcze jeden taniec?
Skina gow.
Tym razem uj jej rk i przycign do swojego ramienia. Przechyli
gow na bok, eby dotykaa jej gowy. Zamkn oczy, gdy nie chcia
zapamita tego, co widzi, lecz to, co czuje.
PRESSIA PREZENTY
RANKIEM W DZIE SWYCH szesnastych urodzin Pressia obudzia si
po nocy przespanej niespokojnie w szafce. W gowie rozbrzmiewa jej gos
Bradwella, ktry pyta j, czy ma ju szesnacie lat. Teraz rzeczywicie miaa.
Wci pamitaa ksztat wypukych liter jej nazwiska na urzdowej licie,
ktrych dotkna czubkiem palca.
Mogaby zosta przez cay dzie w tym ciemnym wntrzu szafki.
wyniosym wspczuciem.
Teraz poczapa obok Paki i usiad midzy Hastingsem, ktry zazwyczaj
przez ca drog spa, a Arvinem Weedem, poniewa ten zawsze studiowa w
swoim kieszonkowym komputerze wielkie pliki prac naukowych z dziedzin,
ktrych nauczyciel przedmiotw cisych nie przerobi z nimi i prawdopodobnie
nigdy nie przerobi: nanotechnologii, biomedycyny, neurobiologii. Jeli
wcigno si go w rozmow, mamrota o samogenerujcych si komrkach,
plastycznoci synaps i blaszkach starczych w mzgu. Poniewa Arvin spdza
wikszo czasu w szkolnym laboratorium fizycznym - pracuje nad czym i
czyni wielkie postpy, jak uj to Glassings, fajny go, czeka go prawdziwa
kariera - by prawie niewidzialny, nawet kiedy miao si go tu przed oczami.
Podczas gdy Arvin klika w pliki, Hastings zwin marynark, robic z niej
prowizoryczn poduszk.
Jednak obecno Partridgea nie usza uwagi kolegw. Vic Wel-lingsly,
jeden z Paki, krzykn przez ca dugo wagonu:
- Hej, Partridge, podobno dadz ci dzi narkoz! Dostaniesz tykacza czy
co?
Partridge spojrza na Hastingsa. Hastings wybauszy oczy, odwrci
wzrok i rzuci Wellingslyowi wcieke spojrzenie.
- Co? - rzek Wellingsly. - Miaem nic nie mwi? Przecie wszyscy o
tym wiedz.
- Przepraszam - mrukn Hastings do Partridgea, nerwowo odgarniajc
wosy z oczu.
Pragn zosta czonkiem Paki, wic nic dziwnego, e przehand-lowa t
informacj w zamian za odrobin uznania. Niemniej jednak jego postpek
wkurzy Partridgea.
- A wic? - odezwa si znw Wellingsly. - Tyk, tyk, tyk?
Partridge potrzsn gow.
- Tylko zwyka sesja. Nic wielkiego.
tam, prawda? To ryzyko, ktre musi wiadomie podj. Nie mg pozosta tutaj,
wiedzc, e matka by moe yje gdzie tam na zewntrz, a jego odmieni tak
gruntownie, i nigdy nawet sobie tego nie uwiadomi.
W
W wagonie zrobio si ciemno cho oko wykol i dopiero po chwili
automatycznie zapony lampy. Zawieziono ich prosto do centrum kodowania.
Zgrzytny hamulce i chopcami troch rzucio, lecz zaraz odzyskali rwnowag
i wstali z awek.
W milczeniu przeszli korytarzami. Niektrzy poegnali si zgaszonym
tonem.
Zanim Hastings si oddali, Partridge chwyci go za rami i rzek z
wyrzutem:
- Suchaj, nie moesz tak postpowa.
- Przepraszam - odpar Hastings. - Nie powinienem by mu o tym mwi.
To plotkarz.
- Nie chodzi o mnie, tylko o ciebie. Pewnego dnia bdziesz musia stawi
im czoo.
- Moe - mrukn Hastings.
- Na pewno. I wiem, e sobie poradzisz - powiedzia Partridge.
Mia wyrzuty sumienia, e zostawia Hastingsa. Wiedzia, e przyjaciel
bez niego bdzie si czu nieco zagubiony. Nie chcia, eby Hastings
przypadkiem doczy do Paki, gdy bd tam nim pomiata i wymiewa si z
niego.
- By moe nie przyjd dzi wieczorem na kolacj. Bd si uczy oznajmi. - Id z Arvinem Weedem i usid przy jego stoliku.
- Dyktujesz mi, z kim mam si kumplowa?
- Po prostu to zrb, dobrze? I pamitaj, e ci to powiedziaem.
- Dziwacznie si zachowujesz.
- Wcale nie.
tylko
kilka
minut,
zanim
zjawi
si
technik.
Kanaami
byo wyrywa z ziemi, i drzewa z chropowat kor - a nawet pies. Jego starszy
brat i wysoka dziewczyna wytyczyli tras ze sznurkami, przez ktre trzeba byo
przeskakiwa, i z pik, ktr na kocu wrzucao si do kosza. W skrzynkach
stay napoje z cienkimi somkami wygitymi z jednej strony, by atwiej si przez
nie pio.
Nagle chopakowi zakrcio si w gowie. Zachwia si i przytrzyma
opaty wirnika. Jej ostra krawd rozcia mu do i krew skapna na podog.
Tylko kilka razy w yciu krwawi - na przykad u dentysty, gdy maszyn do
borowania ustawiono na zbyt szybkie obroty i wyplu row pienist lin.
Teraz w oczach mu si zamio i przez moment widzia tylko biay wietlny
punkt, ale po chwili odzyska wzrok.
Zerkn na zegarek. Pozostay mu trzydzieci dwie sekundy, a mia do
pokonania jeszcze jedenacie wirnikw. Przeszya go myl, e moe mu si nie
uda. Moe zgin posiekany na plasterki, a poniewa poprzecina filtry, silny
strumie powietrza wdmuch-nie do rodka krew i kawaki ciaa wraz z maymi
wkienkami siatki. Jego krew obryzga na czerwono ludzi w Kopule.
Operatorzy bd musieli wyczy system wentylacyjny, a kilka osb trzeba
bdzie przenie do tymczasowych pomieszcze mieszkalnych. Zaczn kry
rozmaite plotki. Prawda zostanie jednak starannie zatajona. Nie wspomni si ani
sowem o kopotach z filtracj powietrza, aby zapobiec domysom, i to
nieszcznicy si zbuntowali i przypucili atak bakteriologiczny. Mieszkacy
Kopuy mogliby nawet doj do wniosku, e OPR, ten nieudolny reim
wojskowy, rozpta wojn. Wybuchaby olbrzymia panika. Funkcjonariusze
Kopuy przedstawi zatem inne wyjanienie, a jeli chodzi o zniknicie
Partridgea, zmyl jak historyjk, oby tak, ktra nie przyniesie mu ujmy.
Ellery Willux, jego ojciec, otrzyma listy kondolencyjne. Nie bdzie
prawdziwego pogrzebu, podobnie jak wczeniej w przypadku jego brata. Nikt
nie chce oglda martwego ciaa, nie ma tu miejsca na adne pikne
barbarzystwo. Biedny stary Willux zostanie cakiem sam, bez ony i obydwu
Sza
mierci!
rzeka
wzburzona
do
dziadka
Pressii.
alkoholem i zabandaowa j.
- Skoczone - oznajmi.
Kobieta spucia rkaw sukienki. Jako zapat daa mu ma puszk
misa, a potem wyja z torebki jaskrawoczerwony owoc z grub skrk, prawie
jak w pomaraczy.
- Pikny, prawda? - rzeka i wrczya go dziadkowi.
- Mio si z pani robi interesy - owiadczy.
Milczaa przez chwil, po czym odezwaa si:
- Moe mi pan wierzy albo nie. Ale prosz posucha: jeli to Czysty,
ktry wyszed z Kopuy, to wie pan co?
- Nie wiem - odrzek. - Co? Niech mi pani powie.
- Jeli jest wyjcie, to znaczy, e musi by te wejcie - powiedziaa.
Pressi przebieg nagle zimny dreszcz. Potem kobieta uniosa palec do ucha. Syszy pan? - spytaa.
I teraz Pressia te to usyszaa - odlegy piew Szau mierci. A jeli ta
kobieta nie jest szalona? Pressia zapragna, aby pogoska o Czystym okazaa
si prawd. Wiedziaa, e takie plotki bywaj uyteczne, gdy czasami
zawieraj rzeteln informacj. Jednak przewanie byy to tylko bajdy i
kamstwa. To najgorszy rodzaj plotek - takie, ktre kusz ci i daj ci zudn
nadziej.
- Jeli jest wyjcie - powtrzya kobieta, tym razem bardzo powoli i
spokojnie - to znaczy, e musi by te wejcie.
- Nigdy si tam nie dostaniemy - burkn dziadek.
- Czysty - rzeka. - Czysty jest tutaj, pord nas!
I wtedy usyszeli hurgot ciarwki na ulicy. Umilkli i zamarli bez ruchu.
Na zewntrz pies zaszczeka gronie. Rozleg si strza i zapanowaa
cisza. Pressia rozpoznaa po szczekaniu psa, ktrego kiedy tak skatowano, e
potrafi tylko kuli si ze strachu albo rzuca si na ludzi. Zawsze mu
wspczua i czasami karmia go maymi kawakami misa - jednak nie z rki,
Ciarwka ruszya powoli. Sal omioto wiato reflektorw- szperaczy. Pressia si nie poruszya.
Blask reflektora owietli trjktny odamek lustra i przez chwil widziaa
wpatrujce si w ni wasne oczy o migdaowym ksztacie, jak u jej japoskiej
matki - takiej modej i piknej - i piegi po ojcu na nosie. A potem t pkolist
oparzelin przy oku.
Jeli odejdzie, co si stanie z Freedleem? Pewnego dnia Freedle si
popsuje.
Promie reflektora przesun si dalej i z hurgotem przejechaa
ciarwka z wymalowanym z boku czarnym szponem i napisem OPR.
Pressia ani drgna, dopki warkot silnika i dwiki piosenki z radia nie
rozpyny si w nocnej ciszy. Pierwsza ciarwka wci staa w alejce.
Dziewczyn dobiegy krzyki, ale nie usyszaa gosu dziadka.
Wyjrzaa przez wielkie otwory po wybitych szybach. Byo ciemno i
zimno. Na ulicy nie widziaa ywej duszy. Znw przemkna w cieniu ciany do
frontowych drzwi zrujnowanego zakadu fryzjerskiego. Lea tam pknity i
powgniatany dziwny zardzewiay walec pomalowany w bladoczerwone i
niebieskie spiralne paski. Dziadek mwi, e takie przedmioty przytwierdzano
na frontonie kadego zakadu fryzjerskiego i e stanowiy symbol czego.
Pressia wysza za drzwi, trzymajc si blisko popkanej ciany.
Jaki miaa plan? Ukry si. W odlegoci trzech przecznic biega
olbrzymia stara rura irygacyjna, ktr dziadek jej kiedy pokaza. Pressia
pomylaa, e bdzie tam bezpieczna. Ale czy obecnie gdziekolwiek mona czu
si bezpiecznie?
Bradwell, pomylaa. Podziemna siatka. Miaa mapk z zaznaczon tras
do niego, ktr wsun jej zoon do kieszeni. By moe by w domu i
przygotowywa nastpny wykad o Historii Cieni. A gdyby tak zjawia si u
niego i podzikowaa za prezent, udajc, e potraktowaa go jako przejaw
uprzejmoci, a nie zoliwego okruciestwa? Czy Bradwell przyjmie j pod swj
dach? By dunikiem jej dziadka, ktry zszy mu twarz, ale Pressia za nic nie
chciaa prosi go o rewan za tamt przysug. Nigdy. Niemniej jednak
postanowia, e sprbuje do niego dotrze.
Na pododze przy drzwiach lea may osmalony dzwoneczek. Zdziwio j
to. Podniosa go, ale brakowao w nim serca, wic nie wyda adnego dwiku.
Mimo to uznaa, e kiedy moe jej si przyda.
Trzymaa dzwonek tak kurczowo, e jego brzeg odcisn si we wntrzu
jej doni.
Cieni. A gdyby tak zjawia si u niego i podzikowaa za prezent, udajc,
e potraktowaa go jako przejaw uprzejmoci, a nie zoliwego okruciestwa?
Czy Bradwell przyjmie j pod swj dach? By dunikiem jej dziadka, ktry
zszy mu twarz, ale Pressia za nic nie chciaa prosi go o rewan za tamt
przysug. Nigdy. Niemniej jednak postanowia, e sprbuje do niego dotrze.
Na pododze przy drzwiach lea may osmalony dzwoneczek. Zdziwio j
to. Podniosa go, ale brakowao w nim serca, wic nie wyda adnego dwiku.
Mimo to uznaa, e kiedy moe jej si przyda.
Trzymaa dzwonek tak kurczowo, e jego brzeg odcisn si we wntrzu
jej doni.
PARTRIDGE KOPYTO
PARTRIDGE USYSZA OWCE, jeszcze zanim je zobaczy - buszujce
gdzie przed nim w krzakach lenych jeyn i beczce aonie. Ich pobekiwanie
nasuno mu wspomnienie Vica Wellingslya miejcego si z niego w wagonie
wahadowej kolejki. Ale tamto wydarzyo si w innym wiecie. Zaszo soce i
zrobio si zimno. Partridge znajdowa si teraz na peryferiach miasta, pord
zwglonych zgliszcz. Czu zapach dymu ognisk, sysza odlege gosy i od czasu
do czasu czyj krzyk. Niekiedy w grze rozlega si opot skrzyde.
Dotar tutaj, przemierzywszy piaszczyste poacie. Wypi tam cay zapas
wody i dwukrotnie wydawao mu si, e widzi mrugajce w ziemi pojedyncze
wyoniy
si
spord
drzew,
kutykajc
na
malekich
gdy dziki nim dowiedzia si, e woda z kauy nadaje si do picia. Co jaki
czas dostawa gwatownych atakw kaszlu - moe od wdychania ostrych
wkien albo drobnego piasku? Postanowi, e zaczeka, a owce odejd, a wtedy
ponownie napeni wod swoje butelki.
Okazao si jednak, e te owce nie s zdziczae i nie wcz si samopas.
Z lasu wytoczy si na pakowatych nogach pasterz z kikutem rki. W drugiej
dziery ostro zakoczony kij i szorstko przywoywa owce. Twarz szpeciy mu
oparzeliny, a jedno oko mia zapadnite. Nosi cikie zabocone buty. Zagoni
owce, brutalnie okadajc je i szturchajc kijem; wydawa przy tym gardowe
dwiki. W pewnym momencie niechccy upuci kij i schyli si, eby go
podnie. Odwrci przy tym gow - twarz mia pomarszczon od oparze i
obrzkw - spostrzeg Partridgea i skrzywi si.
- Ty - burkn. - Kradniesz? Miso czy wen?
Partridge zakry twarz szalikiem, nacign kaptur i potrzsn gow.
- Potrzebuj tylko wody - wyjani i wskaza kau.
- Wypij j, a zgnije ci odek - powiedzia mczyzna. Jego zby zalniy
jak czarne pery. - Chod. Mam wod.
Zawrci owce do lasu; wida byo teraz ich szare poladki. Partridge
poszed za nim. Drzewa w lesie wci byy osmalone, lecz tu i wdzie wyrastay
ju kpy zieleni. Po niedugim czasie dotarli do zagrody otoczonej potem z
metalowej siatki na supkach. Pasterz zagoni owce do rodka. Niektre
wierzgay; wtedy smaga je po pyskach, a one pobekiway aonie. Zagroda
bya tak maa, e owce toczyy si w niej, tworzc jakby gsty weniany dywan.
- Co to za zapach? - spyta chopiec.
- Gnj, siki, zgnilizna, zbutwiaa wena. I troch odoru mierci - wyjani
pasterz. - Mam mocn wdk. Ale to ci bdzie kosztowa.
- Chc tylko wody - owiadczy Partridge.
Od jego oddechu szalik zwilgotnia. Wyj z plecaka butelk i poda
mczynie.
pomylaa o ptakach? W Kopule byo ich tak niewiele. Od czasu do czasu ktry
ucieka z ptaszarni, lecz zdarzao si to rzadko. Czy skojarzenie z ptakami
pochodzio z jej wyobrani? Z gbokich zakamarkw pamici?
Jak dotd najwikszego zmartwienia, nie liczc drczcych atakw
paniki, przysporzyy jej wosy. W orodku ostrzyono j krtko. Obliczya, e
min co najmniej trzy lata, zanim wosy odrosn do poprzedniej dugoci. Znaa
kilka dziewczyn, ktre wrciy
* * z rehabilitacji, i wszystkie pocztkowo nosiy peruki. Miay twarze
stae ze strachu, e ich stan ponownie si pogorszy, a lnienie ich sztucznych
wosw sprawiao, i wydaway si przybyszami z kosmosu, i stanowio jeszcze
jeden powd, by si ich lka. yda nosia teraz na gowie bia chust - w tym
samym kolorze co jednoczciowy kombinezon z grubej baweny, zbyt obszerny
i wiszcy na niej z przodu; by tylko jeden rozmiar, ktry przydzielano
wszystkim pensjonariuszom orodka. Wizaa t chust na karku i w tym
miejscu j swdzia. Wsuna palce pod wze i podrapaa si.
Pomylaa o Partridgeu, o dotyku jego doni, gdy trzymali si za rce,
wracajc korytarzem na tace. Czasami przypominaa sobie o nim nagle i
zamierao jej serce. Znalaza si tu z jego powodu. Wszystkie pytania, jakie jej
zadawano, dotyczyy tamtej ich nocy. Naprawd prawie go nie znaa. Moga
powtarza to bez koca, a i tak nikt jej nie wierzy. Powiedziaa to teraz w ciszy
swojej celi: Prawie go nie znam. Nawet sama sobie nie uwierzya. Czy on
yje? Sdzia, e jej ciao w jaki niewytumaczalny sposb przeczuoby jego
mier.
O trzeciej rozlego si pukanie i zanim zdya zareagowa, drzwi si
otworzyy. Wszed zesp - dwie lekarki i jej matka. yda zerkna na ni,
oczekujc porozumiewawczego gestu. Ale twarz matki bya nieruchoma jak
powierzchnia sztucznej sadzawki w akademii. Pani Mertz nie spojrzaa na crk
- utkwia wzrok w cianie za ni, a potem popatrzya na podog, zlew i znw na
cian.
jakby
mieszane
przez
niewidzialny
wentylator.
Pomyla
Umiechn si. Zby mia rwne i niezwykle biae, jakby przez cae
ycie pi wiee mleko. Z bliska jego twarz wydawaa si jeszcze bardziej
olniewajco doskonaa. Pressia nie potrafia okreli wieku chopca. Sprawia
wraenie starszego od niej, lecz zarazem w pewnym sensie wyglda bardzo
modo. Nie chciaa, by zauway, e si na niego gapi, wic spucia gow i
wbia wzrok w ziemi.
- Oni rozszarpaliby mnie na kawaki - rzek. - Mam nadzieje, e jestem
wart twojego zgubionego buta.
- Mam nadziej, e nie zgin - powiedziaa, odwracajc si nieco od
niego, eby nie zobaczy oparzonej strony jej twarzy.
Podcign pasek torby na ramieniu.
- Pomog ci znale twj but, jeli ty pomoesz mi znale Lombard
Street.
- Nieatwo tutaj odszuka ulic. Nie uywamy ich nazw.
- Gdzie rzucia but? W ktr stron? - zapyta, zawracajc w kierunku
ulicy.
- Mniejsza z tym - powiedziaa, chocia zaleao jej na tym bucie, moe
ju ostatnim prezencie od dziadka.
Usyszaa ciarwk na wschodzie, a potem drug po przeciwnej stronie.
I jeszcze jedn, cakiem niedaleko - a moe to byo echo? Tak czy owak, nie
powinien sta tak na widoku.
- Daj sobie spokj - rzeka.
On jednak by ju znowu na rodku ulicy.
- W ktr stron? - powtrzy i rozoy szeroko rce, wskazujc
przeciwne kierunki, jakby chcia si sta ywym celem.
- W beczk po ropie - odpowiedziaa, usiujc go ponagli.
Odwrci si, spostrzeg beczk i podbieg do niej. Obszed j z jednej
strony i schyli si, a gdy znw si wyprostowa, trzyma w rku jej but. Unis
go nad gow, jak zdobyt nagrod.
Potar kark.
- Nie - odpar. - Nie wszczepiono mi adnego w dziecistwie. Jestem
czysty jak w dniu narodzin. Moesz spojrze, jeli chcesz.
Po wszczepieniu implantu zawsze pozostaje niewielki guzek.
Przeczco potrzsna gow.
- A ty? - zapyta.
- Jest ju zepsuty. To martwy czip - odrzeka. Zawsze nosia wosy na tyle
dugie, by zakryway niewielk blizn. - Zreszt teraz one i tak nie dziaaj.
Kiedy wszyscy dobrzy rodzice wszczepiali je swoim dzieciom.
- Chcesz powiedzie, e moi nie byli dobrymi rodzicami? - zapyta na
poy artobliwie.
- Co ty na to? Pomogem ci znale but, wic pom mi odszuka ulic
Lombard Street czy te to, co z niej zostao.
Teraz si przestraszya. To z ca pewnoci Czysty, dlatego przebywanie
z nim jest niebezpieczne. Wie o nim szybko si rozejdzie; nie da si tego
zatai. Kiedy ludzie si dowiedz, e zjawi si Czysty, on niewtpliwie stanie
si celem - bez wzgldu na to, czy bdzie rozpociera ramiona, czy nie.
Niektrzy ludzie wpadn we wcieko i postanowi zoy go w krwawej
ofierze. Symbolizuje wszystkich bogatych szczciarzy z Kopuy, ktrzy
zostawili ich na cierpienie i mier. Inni zechc go schwyta i dosta za niego
okup. A OPR bdzie chciaa pojma tego chopca, aby wydoby od niego tajne
informacje lub uy go jako przynty.
Pressia rwnie miaa swoje powody. Jeli jest wyjcie, to musi by te
wejcie. Tak powiedziaa tamta stara kobieta i moe to prawda. Pressia
wiedziaa, e chopiec mgby si okaza uyteczny. By moe zaoferuje jej
wywarcie nacisku na OPR? Mogaby wtedy odstpi od obowizku doniesienia
na niego do centrali tej organizacji. A skoro ju o tym mowa, mogaby take
wynegocjowa pomoc medyczn dla dziadka.
Obcigna rkawy swetra. Kopua z pewnoci wyle ludzi na jego
- A tak si wyrniam?
- Oczywicie.
Milcza przez chwil. Oboje stali nieruchomo.
- Co mnie zaatakowao? - zapyta.
- Grupon. Wielki. Kady tutaj jest w jaki sposb zdeformowany,
stopiony z czym, wic nie jestemy tacy jak przedtem.
- A ty?
Odwrcia wzrok i odpowiedziaa na inne pytanie:
- Ludzie czsto maj skr naszpikowan rozmaitymi odpryskami. Szko
czasem kuje, zalenie od tego, jak utkwio. Plastik moe stwardnie i utrudnia
poruszanie si. Metal rdzewieje.
- Jak u Blaszanego Bohatera - powiedzia Czysty.
- U kogo?
- To posta z ksiki i starego filmu - wyjani.
- Nie mamy tu takich rzeczy Niewiele ocalao.
- Racja - przytakn. - A co to za piewy?
Usiowaa je ignorowa, ale susznie zwrci na nie uwag. Wiatr nis z
oddali piew Szau mierci. Wzruszya ramionami i odrzeka:
- Moe gocie piewaj na jakim weselu.
Nie bya pewna, dlaczego tak odpowiedziaa. Czy ludzie dawniej piewali
na weselach? Na przykad podczas kocielnego lubu jej rodzicw i weselnego
przyjcia w biaym namiocie? Czy w Kopule nadal piewaj?
- Bdziesz te musia uwaa na ciarwki OPR.
Umiechn si.
- Co ci tak bawi?
- Po prostu to, e oni naprawd istniej. W Kopule mwiono o OPR.
Wiemy, e zaczynali jako Operacja Poszukiwawczo-Ra-townicza, obywatelska
milicja, a potem stali si czym w rodzaju faszystowskiej dyktatury.
Organizacj... jak ona si teraz nazywa?
mnie Partridge.
- Ja jestem Pressia - powiedziaa i trzepna go w rk. - Przesta tak we
mnie celowa.
Wydawa si zmieszany i wsadzi rk w jedn z kieszeni kurtki z
kapturem.
- Jeli w tej torbie masz co cennego, lepiej trzymaj j przez cay czas
ukryt pod kurtk - poradzia mu i ruszya szybkim krokiem w kierunku
Gruzowisk, a on pody tu za ni. Poinstruowaa go: - Trzymaj si z dala od
wznoszcych si supw dymw. Stpaj lekko. Niektrzy mwi, e Pyy
potrafi wyczuwa drenie gruntu. Jeli ci chwyc, nie krzycz. Nawet nie
pinij. Bd stale oglda si do tyu na ciebie.
Pokonywanie Gruzowisk byo prawdziw sztuk. Trzeba i lekko,
przenosi szybko ciar ciaa z jednej nogi na drug, jednak nie przechylajc si
nadmiernie na boki. Pressia opanowaa te umiejtnoci przez lata szperania w
gruzach i wiedziaa, jak rozluni kolana i stawia stopy elastycznie, tak aby
zachowa rwnowag.
Posza przez skay, syszc tu za sob jego kroki. Wci wypatrywaa
oczu kryjcych si pord kamieni. Nie moga zbytnio si na tym koncentrowa,
bo musiaa nieustannie wybiera drog pord dymicego ognia i zerka przez
rami na Partridgea. Nasuchiwaa te warkotu ciarwek OPR. Nie chciaa po
dotarciu na drug stron Gruzowisk znale si w wietle ich reflektorw.
Uwiadomia sobie, e wanie dlatego jest dla niego cenna. Oto jej
warto. Bya jego przewodniczk i nie chciaa wyjawi mu zbyt wiele,
poniewa pragna, aby by zdany na ni, potrzebowa jej, a moe nawet sta si
jej dunikiem. Chciaa, by poczu, e jest jej co winien.
Robia wic to wszystko - posuwaa si naprzd, wypatrywaa Pyw,
unikaa dymu i ogldaa si do tyu na chopca - a jednoczenie rozmylaa o
Bradwellu. Co on sobie o niej pomyli, gdy przyprowadzi mu do domu
Czystego? Czy to mu zaimponuje? Wtpliwe. Nie wyglda na kogo, komu
na
powierzchni
wydawa
si
nieco
zdezorientowany
- O co chodzi? - spytaa.
- Moja rka jest brudna.
PRESSIA WIATR
PO DRUGIEJ STRONIE GRUZOWISK Pressia wyja zoon mapk,
ktr Bradwell na zebraniu wsun jej do kieszeni, i studiowaa j przez
moment. Znajdowali si zaledwie pi przecznic od jego domu. Trzymali si
bocznych uliczek i alejek. Wszdzie panowaa cisza. Pressia nie syszaa
adnych ciarwek; ucich nawet piew Szau mierci. W pewnej chwili
zapakao jakie niemowl, lecz po chwili si uspokoio.
Partridge uwanie przyglda si wszystkiemu. Pressia nie pojmowaa, co
go tak interesuje. Byy tu tylko wypalone szkielety domw, roztrzaskane szko,
stopiony plastik, osmalony metal i wystajce z popiou ostre krawdzie
rozmaitych odpadkw.
Chopiec wycign rk w gr, jakby prbowa zapa patki niegu.
- Co to jest ta rzecz w powietrzu? - spyta.
- Jaka rzecz?
- Ta szara.
- Ach, to - powiedziaa Pressia. Ona ju nawet tego nie zauwaaa.
Przywyka, e stale wiruje w powietrzu, osiadajc cienk warstewk na
wszystkim, co wystarczajco dugo pozostawao nieruchome. - Popi wyjania. - Ma wiele nazw: czarny nieg, jedwabna podszewka ziemi - jak
torebka wywrcona na drug stron. Niektrzy nazywaj go czarn mierci.
Kiedy kbi si, a potem osiada, mwi o nim czasem: bogosawiestwo
popiow.
- Bogosawiestwo? - powtrzy Partridge. - W Kopule bardzo czsto
uywamy tego sowa.
- Przypuszczam, e macie ku temu mnstwo powodw - wyrwao si
Pressii i natychmiast zdaa sobie spraw z tego, e to nie bya mia uwaga.
- Kilka - przyzna.
- No c, s w nim sadza, kurz i resztki pozostae po eksplozjach - rzeka.
- Niedobrze jest to wdycha.
- Masz racj - przytakn i podcign szalik, zasaniajc usta i nos. Oddychasz nim, a ono potem zanieczyszcza ci puca. Czytaem o tym.
- Istniej ksiki o nas? - spytaa.
Rozsierdzia j myl, e ten wiat jest dla mieszkacw Kopuy
przedmiotem studiw i opowieci, a nie rzeczywistym miejscem penym ludzi
usiujcych przetrwa.
Skin gow.
- Troch cyfrowej dokumentacji.
- Ale skd moecie wiedzie, jak tutaj naprawd jest, jeli wszyscy
siedzicie w Kopule? Czy stanowimy przedmiot waszych bada naukowych?
- Nie dla mnie - rzek tonem usprawiedliwienia. - Ja nie prowadz takich
bada. Zajmuj si tym ludzie z kierownictwa. Maj nowoczesne kamery
rejestrujce materia filmowy dla celw bezpieczestwa. Unoszcy si w
powietrzu popi sprawia, e obraz jest do niewyrany. Z niektrych filmw
wybiera si fotosy. S te relacje o tym, jak okropnie przedstawia si sytuacja
tutaj i jakimi jestemy szczciarzami.
- Szczcie jest czym wzgldnym - powiedziaa Pressia.
Na razie przygldamy si Wam yczliwie z oddali.
Tak gosio Przesanie. A wic to mieli na myli.
- Teraz widz, e waciwie nie udaje si im naprawd uchwyci tego
wiata. Na przykad to zapylone powietrze. - Zatoczy rk wokoo. - I to, jak
osiada ci na skrze. Samo powietrze jest zimne. I wiatr. W gruncie rzeczy nikt w
Kopule nie potrafi wyjani powstawania wiatru. Tego, e czasem pojawia si
tak nagle i kuje ci lekko w twarz. I sprawia, e py wiruje w powietrzu. Oni nie
umiej wytumaczy ani zrozumie wszystkich tych zjawisk.
- U was nie ma wiatru?
Chopiec si rozemia.
- Nigdy by nam nie pozwolono gra w co takiego. Przeszo przemina
i byoby nietaktem j przywoywa. Tak robi tylko mae dzieci - powiedzia i
doda szybko: - Nie chciaem ci urazi. Po prostu tak to u nas wyglda.
Jednak Pressia naprawd poczua si uraona.
- Przeszo to wszystko, co tutaj mamy - rzeka, nieco przypieszajc
kroku.
Pomylaa o przemowie Bradwella. Chc nas unicestwi, wymaza
przeszo, ale nie pozwolimy im na to. Wanie tak dziaa zapominanie.
Wyma przeszo, nigdy o niej nie mw.
Partridge rwnie przypieszy, dogoni Pressi i chwyci za okie rki z
gow lalki. Gwatownie przycisna j do ciaa.
- Co ty wyprawiasz? - rzucia. - Nigdy nie ap ludzi w ten sposb.
- Chc zagra w t gr - owiadczy. - Wanie po to tu przybyem: eby
pozna przeszo.
Popatrzy jej prosto w oczy, a potem przemkn spojrzeniem do boku jej
twarzy, gdzie widniaa pokrga oparzelina.
Pochylia gow, eby wosy zasoniy jej twarz.
- U nas wanie to jest nietaktowne - powiedziaa.
- Co?
- Gapienie si na ludzi. Nikt z nas nie chce, eby mu si przygldano.
- Ja nie zamierzaem... - Odwrci wzrok. - Przepraszam.
*
Pressia nie odpowiedziaa. Pocieszyo j to, i Partridge wyczu, e
sprawi jej przykro i e powinien to jako zaagodzi. Dobrze te, e
potrzebowa jej wskazwek w zakresie regu obowizujcych w tutejszym
spoeczestwie. Staraa si moliwie jak najbardziej go od siebie uzaleni.
Przez jaki czas szli bez sowa. Karaa go milczeniem, ale potem
zdecydowaa, e powinna okaza mu te wielkoduszno, aby mc zapyta go o
co, co j nurtowao.
- No dobrze - rzeka, postanawiajc zmyla. - Kiedy kupilimy nowy
samochd z olbrzymi czerwon kokard na dachu. I przypominam sobie
Myszk Miki w biaych rkawiczkach.
- Co takiego? - zapyta. - Ach, racja!
- A pamitasz psy w okularach przeciwsonecznych? Byy zabawne,
prawda?
-
Nie
przypominam
sobie
adnych
psw
noszcych
okulary
przeciwsoneczne - odpar.
- Och - westchna. - Teraz twoja kolej.
- No c, matka czsto opowiadaa mi histori o abdziej onie i zym
krlu, ktry skrad jej skrzyda. Mylaem, e mj ojciec jest tym zym krlem.
- A by zym krlem?
- To tylko bajka, nic wicej. Moim rodzicom nie ukadao si ze sob, a ja
widziaem to i posuyem si dziecic logik. To nie miao adnego sensu. Ale
bardzo lubiem t opowie. I przypuszczam, e kochaem matk. Kochabym j
niezalenie od tego, co by mi mwia. Dzieci kochaj swoich rodzicw - nawet
tych, ktrzy na to nie zasuguj. Tak to ju jest.
Jego wspomnienie byo szczere i prawdziwe. Pressia poczua si
zakopotana, e nie zagraa uczciwie. Sprbowaa jeszcze raz:
- Kiedy byam maa, rodzice wynajli kucyka na moje przyjcie
urodzinowe.
- Zeby dzieci mogy na nim jedzi?
- Chyba tak.
- To mie. Kucyk... Lubia kucyki?
- Nie wiem.
Zastanawiaa si, czy ta gra co jej daa. Czy on ufa jej bardziej teraz, gdy
wymienili si wspomnieniami? Postanowia to sprawdzi.
- Ten Pyl, ktrego zabie... Kiedy wywloke go z jamy i rzucie si na
by
nienaruszony,
nagimi
szynami
prowadzcymi
do
Przytakna.
- Wiedziaem, e jeste inna ni wszyscy, ale...
- Sdziam, e nale do okrelonego rodzaju ludzi - przerwaa mu.
- Pocztkowo tak mylaem, ale zbesztaa mnie za to.
- Wcale ci nie zbesztaam - zaprzeczya.
- Owszem.
- Nie, nieprawda. Powiedziaam ci tylko, e nie zgadzam si ze sposobem,
w jaki mnie zaklasyfikowae. Czy za kadym razem, gdy kto wyraa opini
odmienn od twojej, uwaasz, e ci beszta?
- Nie. Chodzi jedynie o to, e...
- A potem przysyasz mu zoliwy prezent urodzinowy, aby da do
zrozumienia, co o nim mylisz?
- Mylaem, e spodobao ci si to zdjcie. Chciaem by miy.
Milczaa przez chwil.
- Och, no c, wobec tego dzikuj.
- Ju przedtem mi podzikowaa, ale jak rozumiem, byo to ironiczne.
- Moe troch nieszczere.
- Hm, przepraszam - odezwa si Partridge.
- Racja - rzek Bradwell, lecz potem znw odwrci si do Pressii. Przyprowadzia do mnie Czystego. Czy to te ma by rodzaj zoliwego
prezentu?
- Nie wiedziaam, dokd moglibymy pj.
- Czysty? - powtrzy Bradwell z niedowierzaniem. - Czy on w ogle wie
cokolwiek o tym, co si wydarzyo? O Wybuchu?
- Moe sam ci odpowiedzie - rzeka.
Bradwell wbi wzrok w chopca. Moe si go obawia. A moe nim
pogardza.
- A wic? - rzuci.
- Wiem to, co mi mwiono - powiedzia Partridge. - Ale znam te nieco
prawdy.
- Jakiej prawdy? - spyta Bradwell.
- Wiem, e nie naley wierzy we wszystko, co si usyszy. - Rozpi
kurtk
wycign
skrzan
torb.
Powiedziano
mi,
przed
Nie wiedziaa, co znaczy to sowo, ale nie spodoba jej si jego zadufany
ton.
- Co w tym rodzaju - odrzeka. - Niech mwi.
- Na razie jestem spokojny i opanowany, ale na pewno nie pedantyczny powiedzia Bradwell. - Co jeszcze? - zapyta Pres-si. - Moe chciaaby
dokona wiwisekcji mojej osobowoci? A co powiesz na operacj na otwartym
sercu? Mam kilka instrumentw.
Pressia rozemiaa si i rozsiada si wygodniej. Z jakiego nie cakiem
dla niej jasnego powodu uznaa to za zabawne. Bradwell by taki apodyktyczny i
pewny siebie, a jednak udao jej si zale mu za skr.
- Co ci tak mieszy? - spyta, rozkadajc rce.
- Nie wiem - odpara. - Chyba to, e jeste niemal legendarnym
bohaterem, ktry zdoa tyle przetrwa, ale to jest tylko... Wydaje si, e tak
atwo... wytrci ci z rwnowagi.
- Wcale nie jestem wytrcony z rwnowagi! - zaprzeczy Bradwell i
spojrza na Partridgea.
- Wygldasz na nieco wytrconego z rwnowagi - potwierdzi chopiec.
Bradwell znw usiad na nocnej szafce, kilka razy odetchn gboko,
zamkn oczy, a potem je otworzy.
- Widzicie? Jestem cakowicie opanowany.
- Co jeszcze, Partridge? Mw dalej - zachcia Pressia.
Chopiec potar smugi brudu na doniach. Nadal trzyma na kolanach
skrzan torb. Otworzy zamek i wyj niewielk ksieczk oprawn w skr.
- Kilka tygodni temu natrafiem na rzeczy mojej matki - oznajmi. Poczuem si, jakbym odkry wiat cakiem odmienny od tego, o ktrym mnie
uczono. Jej rzeczy... one wci istniay. Trudno to wytumaczy... A teraz, kiedy
znalazem si tutaj, pojmuj, e to brzydota czyni pikne rzeczy piknymi.
Pressia wiedziaa, co mia na myli: jedno nie moe istnie bez drugiego.
Polubia Partridgea. By szczery i otwarty, cho nie musia, i dlatego mu
zaufaa.
-
Dlaczego
tu
przybye?
zapyta
Bradwell,
wracajc
do
najistotniejszego wtku,
- Po tym jak znalazem jej rzeczy, wci dalej szperaem. Mj ojciec...
Partridge urwa na moment i spochmurnia. Pressia nie potrafia odczyta
wyrazu jego twarzy. Moe on kocha ojca, a moe go nienawidzi. Trudno orzec.
By moe jego ojciec jest takim rodzicem, ktrego si kocha, mimo i na to nie
zasuguje.
- By jednym z liderw programu exodusu do Kopuy - podj opowie
Partridge opanowanym beznamitnym tonem. - Wci jest tam znaczc
postaci. Naukowcem i inynierem.
Bradwell nachyli si ku niemu.
- Jak si nazywa twj ojciec?
- Ellery Willux.
Bradwell rozemia si i potrzsn gow.
- Willuksowie - rzek z przeksem.
- Znasz jego rodzicw? - zapytaa Pressia.
- Moe gdzie syszaem to nazwisko - odrzek z sarkazmem.
- Co masz na myli? - spyta Partridge.
- Najwspanialsi i Najbystrzejsi - powiedzia Bradwell. - Spjrz tylko na
siebie. Pochodzisz z dobrej rodziny.
- Skd znasz moj rodzin?
- Pewnie to tylko zwyky zbieg okolicznoci, e kiedy uderzyy eksplozje,
Kopua ju istniaa i jedni dostali si do niej, a inni nie. Nie sdzisz, e za tym
wszystkim kry si jaki plan i...
- Przesta - powiedziaa cicho Pressia. To spotkanie musi przebiec
spokojnie. Nie moga ryzykowa, e Bradwell straci panowanie nad sob.
Odwrcia si do Partridgea. - Jak si stamtd wydostae?
- Kto oprawi w ramki kilka fotokopii oryginalnych planw Kopuy i da
je mojemu ojcu w prezencie na dwudziestolecie suby Przestudiowaem je system oczyszczania powietrza i system wentylacyjny. W rodku mona
usysze prac systemu wentylacyjnego - gbokie basowe dudnienie
wprawiajce w wibracje ca Kopu. Zaczem prowadzi dziennik. - Unis w
gr notes w skrzanej oprawie. - Zapisywaem w nim, kiedy system si wcza
i wycza. Potem wpadem na pomys, jak mog wlizn si do gwnego
kanau, i pojem, e pewnego dnia o okrelonej porze prawdopodobnie zdoam
przedosta si przez wirniki systemu cyrkulacji powietrza, kiedy bd
wyczone na trzy minuty i czterdzieci dwie sekundy I e na kocu natrafi na
barier z przepuszczajcych powietrze wkien, ktre bd mg przeci, i
wydostan si na zewntrz. Tak zrobiem. Pod koniec musiaem walczy z
potnym prdem powietrza, ktry wciga mnie z powrotem, ale ostatecznie
nie zostaem posiekany przez opaty wentylatorw.
.>
Bradwell wpatrzy si w niego przenikliwie.
- Tak po prostu wyszede. I nikogo w Kopule to nie obeszo? Nikt nie
szuka ci tu, na zewntrz?
Partridge wzruszy ramionami.
- Do tej pory pewnie ju nastawili kamery, eby mnie namierzyy, ale one
nigdy nie dziaay zbyt dobrze. Zreszt, kto wie, czy w ogle przyjd tu po mnie.
Nikomu nie wolno opuszcza Kopuy - pod adnym pozorem. Nawet wyprawy
zwiadowcze s zabronione.
- Ale twj ojciec... - odezwaa si Pressia. - Chodzi mi o to, e jeli jest
tak wan figur... Czy nie wyl ludzi na poszukiwanie ciebie?
- Z ojcem nie czy mnie silna wi. Poza tym wczeniej nigdy tego nie
robiono. Dotychczas nikt nie wydosta si na zewntrz. Nikt nawet tego nie
chcia - w kadym razie nie tak mocno jak ja.
Bradwell potrzsn gow.
- Co jeszcze jest w tej kopercie?
EL CAPITAN
KARABINY i TKANINA MARKIZY WYTARA SI i pozostay
jedynie aluminiowe prty przytwierdzone rubami do ciany szpitala. El Capitan
popatrzy w gr przez osmalony metalowy szkielet markizy na szare niebo.
Pressia Belze - to trudne nazwisko. Dlaczego Ingership dosta nagle obsesji na
punkcie ocalaej dziewczyny Pressii Belze? El Capitanowi nie podobao si to
nazwisko - sposb, w jaki przecigle brzczao mu w ustach. Zrezygnowa z
szukania jej. Uzna, e wczenie si po ulicach nie naley do jego obowizkw,
wic przed godzin wrci do kwatery gwnej i ponownie wysa swoich ludzi.
Teraz zastanawia si, czy nie zapaci sono za t decyzj. Czy ci idioci potrafi
bez niego odnale t dziewczyn? Szczerze w to wtpi.
Krzykn do radiotelefonu:
- Macie j? Odbir.
Aparat milcza.
- Syszycie mnie? Odbir.
Nadal cisza.
- Znowu guchy - mrukn El Capitan.
A jego brat Helmud wymamrota:
- Znowu guchy.
Helmud mia tylko siedemnacie lat, dwa lata mniej od El Capitana, i
zawsze by od niego drobniejszy. Kiedy zaczy si eksplozje, El Capitan i
Helmud byli w wieku odpowiednio dziesiciu i omiu lat. I wanie wtedy
Helmud wtopi si w plecy El Capitana. Wyglda to tak, jakby El Capitan stale
nosi go na barana. Helmud ma wasny tuw, ale reszta wnikna w ciao brata guzowate koci i minie ud tworz gruby pas obejmujcy dolny odcinek
plecw El Capitana. Jechali razem motocyklem terenowym - Helmud na tylnym
siodeku, trzymajc si starszego brata - gdy eksplodowaa najbielsza biel i
uderzy w nich podmuch aru. El Capitan wczeniej sam wyremontowa silnik
jeli w ogle kto j kiedy znajdzie, zdobd ulotn pomiertn saw. Helmud
grubym czarnym markerem napisa na niej H.E.C., skrt od Helmud Elmore
Croll. Jeli za chodzi oEl Capitana, byo to przezwisko, ktre nadaa mu matka
przed pjciem do szpitala. Powiedziaa: Do mojego powrotu ty bdziesz
dowodzi, El Capitan. Ale nigdy nie wrcia. Tak wic napisa swoje inicjay
E.C.C. - El Capitan Croll - godzc si, by jego prawdziwe imi umaro na
zawsze.
Zander poyczy im przyrzd do wkopywania pali, ktrym pogbili jam
po korzeniach zwalonego dbu. Zakopali rur pionowo, aby trudniej j byo
znale za pomoc wykrywacza metali. El Capitan wyrysowa mapk,
odliczajc kroki, poniewa tak poradzi Stary Zander, na wypadek gdyby
wybuch zmit z powierzchni ziemi wszystkie punkty orientacyjne. El Capitan
uwaa, e Zander jest szalony, ale postpi zgodnie z jego sugesti. Pniej
nigdy ju go nie spotka ani nawet nie szuka.
Po Wybuchu El Capitan sdzi, e Helmud umrze na jego plecach, sam
te czu si kiepsko. By poparzony, cay w pcherzach izakrwawiony. Wrci
jednak do lasu w pobliu ich domu, znalaz metalow cz opaty i odliczy z
pamici kroki. Plan ju dawno zagin. Zacz kopa, trzymajc ostrze opaty w
rkach i majc na plecach umierajcego brata.
Kiedy odnalaz karabiny, pomyla, eby strzeli w gow Hel-mudowi, a
potem sobie i skoczy z tym wszystkim. Czu jednak przez swoje ebra bicie
serca brata i to nie pozwolio mu pocign za spust.
Przetrwali wanie dziki tym karabinom. Nie tyle uywajc ich - chocia
w pierwszych miesicach El Capitan musia zabija ludzi, eby przey - ile
przede wszystkim wykorzystujc je jako argument, by zdoby znaczc pozycj
w OPR. Wtedy ju Operacja Poszukiwawczo-Ratownicza przeksztacia si w
Organizacj Przenajwitszej Rewolucji i poszukiwaa modych zapalonych
rekrutw, niemajcych nic do stracenia. Poza tym przyczenie si do OPR
oznaczao, e on i Helmud nie bd godowa.
jeszcze dowiedziaa si, kim on jest i co moe dla niej zrobi. Ufa tej
dziewczynie, a to najwaniejsze.
Wiedzia te, e Bradwell go nienawidzi i ma mu za ze przywilej
mieszkania w Kopule. Partridge wcale si temu nie dziwi. ywi jedynie
nadziej, e Bradwell nie darzy go a tak nienawici, by pozwoli, aby jak to
uj, Grupony rozwaliy mu eb. Byoby to nawet zabawne, gdyby nie realno
owego zagroenia.
Bradwell przystan i spojrza w gb alei, aby si upewni, e jest pusta.
Powia zimniejszy wiatr. Partridge szczelniej opatuli si swoj kurtk.
- Wic tak tu jest w zimie, co? - zagadn do Pressii.
- Nie - odpara. - W zimie jest zimno.
- Ale przecie teraz wanie jest zimno - zaoponowa.
- To jeszcze nie jest prawdziwy zimowy mrz.
- Chciabym zobaczy ca t okolic przykryt niegiem - owiadczy.
- nieg jest czarny. Zanim spadnie na ziemi, ju jest zanieczyszczony.
Bradwell zawrci.
- Oni s zbyt blisko - zawyrokowa. Partridge nie mia pojcia,
0kim mwi. - Musimy zej pod ziemi. Tdy.
- Pod ziemi? - powtrzy zaskoczony chopiec.
Nie lubi podziemi. Nawet w piwnicy biblioteki akademii atwo si gubi,
pozbawiony punktw orientacyjnych, soca, ksiyca, gwiazd. Jednak tutaj
jednym ze staych punktw odniesienia bya sama Kopua, janiejsza od
wszystkiego innego na niebie. Jej lnicy krzy zdawa si wskazywa wprost
na niebiosa - chocia Partridge podobnie jak Pressia mia mglisty i nieokrelony
stosunek do religii.
- Skoro on kae zej pod ziemi, widocznie to najlepsza droga powiedziaa Pressia.
Bradwell wskaza kwadratowy otwr kanau ciekowego w rynsztoku.
Jego metalowa kratka dawno znikna, prawdopodobnie skradziona. Wsun tam
przystan,
odwrci
si
popatrzy
na
niego
spod
przymruonych powiek.
- W przyjciu weselnym?
Chopiec spojrza na Pressi.
- Mwia, e...
- Chyba rzeczywicie mu powiedziaam, e te piewy dobiegaj z
jakiego wesela - rzeka do Bradwella.
- Dlaczego go okamaa? - zapyta.
- Nie wiem. Moe chciaam, eby to bya prawda. Moe nale do takiego
rodzaju ludzi - wyjania, a potem zwrcia si do Partridgea: - To nie wesele,
tylko rodzaj gry. Sport w wersji OPR.
- Ach, czyli nic gronego - rzek. - My w Kopule take uprawiamy
rozmaite sporty. Byem pomocnikiem w odmianie gry zespoowej, ktr
dawniej nazywano futbolem.
- To jest krwawy sport, noszcy nazw Sza mierci, wykorzystywany
przez OPR do usuwania ze spoeczestwa sabszych jednostek. W gruncie
rzeczy to jedyna tutejsza dyscyplina sportowa, o ile w ogle mona j nazwa
sportem - wyjani Bradwell, znw ruszajc szybko naprzd. - Zdobywa si w
niej punkty za zabijanie ludzi.
- Lepiej zej im z drogi - powiedziaa Pressia, a potem, sama nie wiedzc
dlaczego (moe aby wywrze wraenie na Partridgeu), dodaa: - Ty byby wart
dziesi punktw.
- Tylko dziesi? - spyta chopiec.
- Waciwie dziesi to komplement - rzuci Bradwell przez rami.
- No c, w takim razie wielkie dziki - powiedzia Partridge.
- Gdyby odkryli, e jeste Czystym, kto wie, co by z tob zrobili - rzeka
Pressia.
Przez jaki czas szli w milczeniu. Partridge rozmyla o tym, co niedawno
powiedzia do niego Bradwell w przechowalni misa. Tak po prostu wyszede.
I nikogo w Kopule to nie obeszo? Nikt nie szuka ci tu, na zewntrz?. Z
pewnoci go szukaj. I przesuchuj chopcw z akademii, ktrzy jako ostatni
go widzieli, a moe take jego nauczycieli; kadego, komu mgby si zwierzy.
Przede wszystkim yd. Zastanawia si, co jej zrobili.
A tutaj w podziemiach s cuchnce kaue, wilgo i nieruchome zatche
powietrze. Nie skary si, ale to wszystko wytrcao go z rwnowagi. Tote
poczu ulg, gdy Bradwell oznajmi:
- Lombard Street. Powinna by dokadnie nad nami. Gotowy?
- Oczywicie - odpowiedzia Partridge.
- Zaczekaj - rzeka do niego Pressia. - Nie spodziewaj si zbyt wiele.
Czy wyglda na a tak naiwnego?
- Poradz sobie.
- Nie rb sobie wielkich nadziei - powiedziaa.
Obrzucia go spojrzeniem, ktrego nie potrafi rozszyfrowa. Czy mu
wspczuje? Czy jest troch zagniewana? A moe martwi si o niego?
- Nie robi sobie wielkich nadziei - odrzek.
Wiedzia, e kamie. Pragn co znale - jeli nie matk, to przynajmniej
jaki lad, ktry mgby go do niej zaprowadzi. Jeeli nie znajdzie niczego, nie
bdzie mia ju dokd pj. Ucieknie na olep, bez adnej drogi powrotu.
Bradwell poradzi mu, eby wrci do domu w Kopule i do taty. Lecz to
niemoliwe, prawda? Czy mgby powrci na lekcje Glassingsa z historii
Ale miaa. On zama jej serce, a tamta kobieta o tym wie. Wie, e mj ojciec j
porzuci, a mnie i mojego brata zabra ze sob do Kopuy. Wanie to miaa na
myli, mwic, e zama serce mojej matce. Moe ona bya wit, jednak nie
umara jako wita - rzek z przekonaniem Partridge.
Wsun zdjcie do plastikowej torebki i woy j do koperty, ktr
nastpnie schowa w wewntrznej kieszeni plecaka.
- Nawet jeli przeya podmuch eksplozji, nadal pozostaje wiele
wtpliwoci - odezwa si Bradwell. - Moga nie przetrwa tego, co nastpio
pniej. Niewiele osb przetrwao.
- Moesz uwaa to za gupie, ale ja myl, e ona yje - owiadczy
Partridge.
- Twj ojciec uratowa ciebie i twojego brata, ale jej nie? - spyta
Bradwell.
Partridge skin gow.
- Zama serce nie tylko jej, lecz rwnie mnie - rzek. Pozwoli temu
wyznaniu wybrzmie tylko przez chwil, po czym doda szybko: - Chc wrci
do tamtej starej kobiety. Ona wie wicej, ni mi powiedziaa.
- Na zewntrz ju si rozwidnio - powiedziaa Pressia. - Musimy
zachowa ostrono. Pozwl, e najpierw ja rzuc okiem.
- Ja pjd - zaproponowa Partridge.
- Nie - zdecydowa Bradwell. - Ja wyjd i zobacz, jakie spustoszenia
poczyni Sza mierci.
- Powiedziaam, e najpierw ja si rozejrz - rzeka z uporem Pressia.
Wstaa i strzepna py z wosw i ubrania. Pragna nadal by uyteczna
i przekona Partridgea, e jest mu potrzebna. Nie zrezygnowaa ze swych
planw wobec niego.
- To zbyt niebezpieczne! - zaprotestowa.
Chwyci dziewczyn za nadgarstek, aby j powstrzyma. Podcign przy
tym rkaw jej swetra, odsaniajc ty gowy lalki. To go zaskoczyo, ale nie
- Na powierzchni ju zaczyna krzepn. T krew rozlano wczeniej zawyrokowa Bradwell, rozgldajc si gorczkowo.
- Ona znikna - rzek zrozpaczony Partridge. - Pressia naprawd
znikna!
Bradwell rozejrza si na wszystkie strony.
*
- Przesta tak mwi! - rzuci. - Zajrzyj do domu tej starej kobiety. Ja
wejd wyej, skd bd mia lepszy widok.
Powietrze zasnuy szare kby popiou i Partridge przez chwil poczu si
zdezorientowany. Potem dostrzeg frontowe drzwi domu starej kobiety. To
wanie od niej dowiedzia si niedawno, e jego matka przeya Wybuch. A
teraz znikna Pressia. To jego wina. Podbieg do budynku. Wejcia nie
zasaniaa ju pyta ze sklejki. Przecisn si przez wski otwr drzwiowy.
- Pressia! - krzykn.
Stara kobieta nie miaa adnych mebli. Pod dziur w dachu znajdowao
si palenisko, w ciemnym kcie walao si kilka korzonkw, a porodku na
pododze lea kb szmat uformowany w ksztat niemowlcia; jego
ciemnobrzowe usta przypominay zaschnit krew.
Usysza, e Bradwell woa na zewntrz:
- Pressia!
adnej odpowiedzi.
Partridge wybieg z domu na ulic.
- Nie majej? - Nie tyle pyta, ile domaga si odpowiedzi. Bradwell
wydawa si orientowa we wszystkim, wic powinien wiedzie, co si stao z
Pressi. - Czyj porwano?
Bradwell odwrci si i rbn go pici w odek, a chopcu odebrao
oddech. Partridge upad na kolano. Jedn do przyciska do brzucha, a kostkami
drugiej opiera si o gaz.
- Co, u diaba? - wychrypia bez tchu.
- Mylia si.
- Ale czego oni od niej chc?
- Musz przejrze wszystkie twoje rzeczy i usysze o wszystkim, co
wiesz - oznajmi Bradwell. - Chc pozna ca zawarto twojej gowy. Tylko
tyle jeste dla mnie wart, rozumiesz?
Partridge przytakn.
- Dobrze. Zrobi, co w mojej mocy, eby ci pomc.
YDA PASKI
ZE SWOJEGO POKOJU YDA moga dostrzec twarze innych dziewczt
wygldajce przez mae prostoktne okienka, umieszczone w lewych grnych
rogach ich drzwi. Ona przebywaa tu najduej. Inne twarze w tym skrzydle
budynku pojawiay si, byy widoczne przez jeden dzie, a potem znikay.
Gdzie? yda tego nie wiedziaa. Straniczki nazyway to przeniesieniem. Kiedy
przynosiy jedzenie na tacach podzielonych na przegrdki, napomykay o jej
przeniesieniu. Dziwiy si, e pobyt ydy tutaj tak bardzo si przeciga. Niemal
artobliwie pytay: Dlaczego wci tu jeste?. Bya to dla nich zagadka, ale
nie pozwalano im na zadawanie zbyt wielu pyta. Niektre wiedziay o jej
powizaniu z Partridgeem. Kilka znionym gosem zagadno o niego. Jedna
spytaa: Do czego zamierza uy tego noa?. Jakiego noa? odpowiedziaa pytaniem yda.
Te twarze dziewczt, na pozr bezcielesne, unoszce si w prostoktnych
okienkach innych cel, stanowiy dla ydy jedyn dostpn miar upywu czasu.
Pojawi si nowa dziewczyna; potem jej miejsce zajmie nastpna. Niekiedy
zabierano je na terapi i niektre wracay stamtd, a niektre nie. Ich ogolone
gowy lniy; oczy i nosy miay czerwone i zapuchnite od paczu. Dziewczyny
patrzyy na ni i widziay kogo odmiennego od siebie - kogo, kto nie jest
zagubiony, tylko zosta tu uziemiony Wpatryway si w ni bagalnie. Niektre
prboway zadawa jej pytania za pomoc gestw doni, lecz nawizanie
pod kocem. Pressia zdawaa sobie spraw, e ona te nie jest zbyt adna - z
twarz w bliznach i pici stopion z gow lalki. Wci miaa usta zalepione
tam, a rce zwizane z tyu, i bya w codziennym ubraniu, tote dzieciaki
poznay, e jest tutaj nowa. Gdyby moga, sprbowaaby je zapyta, na co
czekaj, ale czy naprawd chciaa to wiedzie?
Staraa si pozostawa bez ruchu jak one. Usiowaa si domyli, co si
wydarzyo po tym, jak Bradwell i Partridge ju si zorientowali, e znikna.
Pragna wierzy, e pocz swoje siy, odnajd j i sprbuj uwolni.
Wiedziaa jednak, e to niemoliwe. W gruncie rzeczy aden z nich nawet jej
nie zna. Partridge wpad
> na ni przypadkiem; jest pochonity wasn spraw. Pressia powrcia
myl w przeszo i zacza si zastanawia, czy Bradwell w ogle j lubi, czy
te widzi w niej tylko przedstawicielk pewnego okrelonego typu ludzi. Zreszt
to bez znaczenia. Powiedzia przecie, e przetrwa, poniewa nie angaowa si
w problemy innych. Czy w odwrotnej sytuacji staraaby si go uratowa? Nie
musiaa zbyt dugo zastanawia si nad odpowiedzi. Ten straszny wiat wydaje
si lepszy, gdy yje na nim Bradwell. On wrcz tryska energi, rozwietla go
wewntrzny pomie i jest gotowy walczy - nawet jeli nie o ni, to przecie
ma w sobie si, ktrej wszyscy tutaj na zewntrz tak bardzo potrzebuj.
Pomylaa o jego podwjnej blinie i gniewnym trzepocie ptakw na
plecach. Przeszya j naga, ostra tsknota za Bradwellem. Nie moga
zaprzeczy swemu pragnieniu, aby on rwnie za ni zatskni i podj walk,
by j odnale. Nienawidzia tego narastajcego w niej uczucia, chciaaby je
odegna, lecz nie byo jej posuszne. Poja okropn prawd, e ju zawsze
bdzie nosia w sobie t bolesn tsknot. Wiedziaa, e Bradwell nie zacznie jej
szuka. Zreszt on i Partridge zanadto si nienawidz, by mc nadal znosi
nawzajem swoje towarzystwo. Kiedy jej zabrako, prawdopodobnie poegnali
si szybko i kady poszed swoj drog. Bya teraz zdana tylko na siebie.
Przydzielone jej twarde ko polowe byo starannie zasane, co nasuno
twarz ojca, jego wskie wargi, oczy zawsze odwrcone od obiektywu aparatu.
- To kamca. Wie wicej, ni jest skonny wyjawi.
- Zao si, e wie wszystko - rzek Bradwell.
- Co to znaczy wszystko?
- Zna ca histori wstecz a do drugiej wojny wiatowej.
- Drugiej wojny wiatowej? - powtrzy zdziwiony Partridge.
- Moi rodzice j badali - oznajmi Bradwell. - Otten Bradwell i Silva
Bernt. Zostali wybrani w modym wieku, tak jak twj tata - modzi kandydaci
do grona Najwspanialszych i Najbystrzejszych. W przypadkowo dobrane
popoudnia w ostatnim roku nauki wycignito oboje z ich licew - ktre
dzielia odlego paru stanw - i zaproszono na lunch do Red Lobster.
- Red Lobster?
- To sie restauracji. Prawdopodobnie stanowia element procedury. Kto
przeprowadzi stosowne badania i uzna, e te restauracje doskonale nadaj si
do zwabienia modych kandydatw pochodzcych ze skromnie uposaonych
rodzin. Twojego tat zapewne te zabrano do Red Lobster, kiedy by w liceum.
Partridge nie potrafi sobie wyobrazi swego ojca jako licealisty.
Wykluczone. On zawsze by stary. Ju si taki urodzi.
- W przeciwiestwie do twojego ojca moi rodzice odrzucili t propozycj.
Czsto artowali potem, e restauracja Red Lobster nie zrobia wraenia na
adnym z nich. Okazali si na ni odporni.
Partridgeowi nie podobao si, e Bradwell przedstawia jego ojca jako
czowieka sabego. Nie podoba mu si te sposb, wjaki wymawia nazwisko
Ellery Willux.
- Skd si o tym wszystkim dowiedziae? - spyta z powtpiewaniem.
- Moi rodzice wiedzieli, co si wici. Mieli sekretny skarbiec z
podwjnie wzmocnionymi cianami wyoonymi stalowymi pytami. Po mierci
ciotki i wuja wrciem do rodzinnego domu i okazao si, e zosta doszcztnie
spalony. Bez trudu odgadem czte-rocyfrow kombinacj szyfru - osiem-jeden-
swoj on. Jeli tak, to te przedmioty s cenne. Czy podoy je, poniewa
podejrzewa, i s wane, tylko nie wiedzia dlaczego? Czy chcia, aby je
znalaz, i mia nadziej, e wzbudz w tobie jakie skojarzenia? - Bradwell
nakrci pozytywk i j otworzy. - A ta melodia?
- O co ci chodzi?
- Czy z czym ci si kojarzy?
- Jak ju ci mwiem, to dziecica piosenka. Myl, e matka sama j
uoya.
Bradwell podnis naszyjnik za zoty acuszek i przyglda si, jak
abd obraca si z szeroko rozpostartymi skrzydami.
Partridge wyczuwa kipic w Bradwellu energi.
- Masz jaki pomys? - zapyta go. - Jaki plan?
Nad ich gowami zerwa si wiatr i z haasem rozrzuca mieci na ulicy.
Bradwell popatrzy w gr, a potem na naszyjnik, ktry trzyma owinity wok
palcw.
- Wiesz, co by nam pomogo? - odezwa si. - Informacje o twojej matce.
- Wtpi, czy potrafi cokolwiek o niej powiedzie. Prawie jej nie znaem.
- Co o niej wiesz?
- Bya bystra i adna. Poznaa mojego ojca, bdc bardzo moda - rzek
Partridge.
Podnis kartk urodzinow i przesun palcami po wypukym obrazku
przedstawiajcym barwne baloniki.
- Czy twoi rodzice byli szczliwym maestwem?
- To do osobista sprawa, nie uwaasz?
- Kady szczeg jest istotny.
- Myl, e pocztkowo byli szczliwi, ale nie pamitam, aby
kiedykolwiek miali si razem albo caowali ze sob. W naszym domu... nie
wiem, jak to powiedzie... panowaa zawsze sztywna atmosfera. Rodzice
odnosili si do siebie bardzo oficjalnie. Zachowywali dziwacznie poprawne
szyi Bradwella.
- Co ty zrobie?! - wrzasn. - To by wisiorek mojej matki! Wiesz, ile on
dla mnie znaczy?
Bradwell napi minie szyi i zdoa wydusi:
- Mam gdzie to, ile on dla ciebie znaczy.
Partridge pchn go, a potem puci. Bradwell usiad i roztar szyj.
Partridge podnis obie czci abdzia. Szyja, oko z drogiego kamienia i otwr
do nawlekania wisiorka na acuszek pozostay nienaruszone. Tylko brzuch pk
i ukazao si puste wntrze. Partridge przyjrza si uwaniej.
- To nie jest zwyky wisiorek, prawda? - odezwa si Bradwell. Siedzia
na pododze, opierajc si plecami o metalow cian. - Zosta wydrony w
rodku. Mam racj?
- Dlaczego, u diaba, to zrobie?
- Musiaem. Czy wewntrz co jest?
Partridge podnis wisiorek i ujrza nieznane znaki, ktrych nie potrafi
odcyfrowa.
- Nie wiem - odpowiedzia. - Jaki napis w obcym jzyku. Nie umiem go
odczyta.
Bradwell wycign rk.
- Mog zobaczy?
Partridge niechtnie pooy mu na doni obydwie czci wisiorka.
Bradwell oglda je uwanie, podnoszc je do goej arwki wiszcej porodku
pokoju.
- Wiesz, co tu jest napisane? - spyta niecierpliwie Partridge.
- Przez wiele lat uczyem si japoskiego. Mj ojciec biegle wada tym
jzykiem, a prowadzone przez niego badania wymagay licznych przekadw. Ja
nie umiem mwi po japosku, ale troch potrafi czyta - owiadczy
Bradwell. Partridge przysun si do niego pod wiato arwki. - Te tutaj powiedzia Bradwell, wskazujc dwa pierwsze znaki - oznaczaj: mj. -
jego matki.
Potem podnis cz wisiorka z nienaruszon zawieszk przytwierdzon
do acuszka - cz z niebieskim drogim kamieniem.
- A jeli Pressia tu wrci? - rzek. - Chc, aby wiedziaa, e jej szukamy,
e nie zostawilimy jej na pastw losu. Moglibymy zostawi jej powk tego
wisiorka. Wemiemy t z napisem, a zostawimy t z niebieskim kamieniem.
Bradwell podszed do miejsca, w ktrym trzyma schowan bro.
Uklkn, usun cegy i wyj noe, tasaki rzenicze, haki i paralizator.
- Nie wiem, czy to dobry pomys - powiedzia.
- Nie potrafi tego spali - owiadczy Partridge. - Po prostu nie potrafi.
Bradwell sortowa bro.
- Dobrze. Zatrzymaj jedn poow, a drug zostaw. Teraz najwaniejsze,
ebymy si popieszyli. Im wicej czasu stracimy, tym mniejsz mamy szans
na odnalezienie Pressii.
Woy n rzenicki w ptl w kurtce, a hak wetkn w szlufk paska.
- Dokd idziemy? - spyta Partridge.
- Znam tylko jedn osob, ktra na pewno nie jest kontrolowana przez
Kopu - powiedzia Bradwell. - Ta kobieta mieszka na bezkresnych Stopionych
Ziemiach. Ona ma wadz i tylko jej moemy zaufa.
- Jeli te Stopione Ziemie s takie rozlege, to jak j znajdziemy? - zapyta
Partridge.
- To si odbywa inaczej - odrzek Bradwell i wrczy mu hak rzenicki
oraz n. - To nie myj odnajdziemy, tylko ona nas.
PRESSIA GRA
TERAZ TO PRESSIA SIEDZIAA na skraju ka polowego i czekaa.
Na co? Nie wiedziaa. Miaa ju wasny zielony mundur, ktry wietnie na niej
lea. Kiedy sza, mankiety zaprasowanych w kant nogawek stosownie ocieray
si z cichym szelestem o cikie, sztywne buty. Poruszya palcami stp w
symbolu
OPR
taki
sam,
jaki
widnia
na ciarwkach,
Potrafia wyobrazi sobie widmowy obraz tego lasu takiego, jaki by niegdy wysze drzewa, migajce w powietrzu ptaki, szumice licie.
- Musiao tu by piknie Przedtem - powiedziaa.
- Co takiego? - rzucia straniczka.
Pressi ogarno zakopotanie. Poaowaa, e wypowiedziaa t uwag na
gos.
- Nic - odrzeka.
- Tam, w dole - oznajmia straniczka. - Widzisz go?
Pressia spostrzega El Capitana stojcego w cieniu drzew. Ze swoim
bratem Helmudem na plecach wyglda z tej odlegoci jak garbus. W pmroku
jarzy si koniuszek jego cygara. Mia przewieszony przez pier karabin, ktrego
rzemie opasywa take Helmuda.
Odwrcia si do straniczki.
- To tam odbywa si Gra?
Czy spodziewaa si jakiej gry karcianej? Dziadek opisa jej gr w bilard
- rnokolorowe kule, odbicia od bandy, uzy w rogach stou, kije bilardowe.
- Tak, tam.
Pressia nie lubia lasw i lenego poszycia.
~ i- Jak si nazywa ta gra? - spytaa.
- Po prostu Gra - odrzeka straniczka.
Dziewczynie nie spodoba si jej ton, ale stumia niepokj.
- Bardzo pomysowe. To jak nazwanie ulubionej suni Suni - zakpia.
Kobieta przez chwil mierzya j obojtnym wzrokiem, a potem podaa
jej kurtk, ktr trzymaa przewieszon przez rami.
- To dla mnie? - upewnia si Pressia.
- W j.
- Dzikuj.
Straniczka nie odpowiedziaa. Wesza z powrotem do budynku i
szpadel. Nigdy wczeniej nie widziaa broni palnej z tak bliska, nie mwic ju
o trzymaniu jej w rkach.
- Nigdy nie miaam tej przyjemnoci - odrzeka.
- Tak si to robi - powiedzia, bezceremonialnie odbierajc jej karabin.
Pokaza dziewczynie, jak go trzyma i mierzy przez przyrzdy
celownicze, a potem zwrci jej bro.
Chwycia zdrow doni za spust, a potem zbalansowaa dusz cz
karabinu, opierajc go na pici z gow lalki.
Na ten widok El Capitan na chwil umilk. Przywyk jednak do
najrozmaitszych
deformacji.
Poza
tym
niewtpliwie
sam
te
musia
wysuchiwa licznych komentarzy, bdc kim, kto nosi na plecach swego brata.
Spyta wic tylko:
- Potrafisz przynajmniej zgi t rk w nadgarstku, aby uzyska stabilny
chwyt?
Oczywicie, Pressia potrafia to zrobi. Nauczya si tego przez lata
kalectwa.
Wwczas El Capitan szturchn j lekko w okie, korygujc jej postaw.
Przez moment miaa wraenie, e odnosi si do niej niemal jak starszy brat.
Mimo woli przypomniaa sobie, jak kiedy dziadek uczy j zamachu
wyimaginowanym kijem golfowym, obejmujc j ramionami i splatajc palce z
jej palcami. Opowiada jej, e zielone trawiaste pola golfowe cigny si bez
koca, a do czubkw kijw przytwierdzano czasem mae kapelusiki ozdobione
puchatymi pieczkami. agodne zachowanie El Capitana nie trwao dugo.
Spojrza na ni i rzek ostro:
- Nie rozumiem tego.
Cisn niedopaek cygara i rozgnit go obcasem buta.
- Czego? - spytaa.
- Dlaczego akurat ty?
Wzruszya ramionami, a on popatrzy na ni podejrzliwie, zakasa i
splun na ziemi.
- Teraz nie bdziesz strzela. Nie chcemy ujawni naszej pozycji. Tylko
wicz - poleci. - Zanim pocigniesz za cyngiel, we gboki wdech, a potem
wypu jedynie poow powietrza i wtedy wystrzel.
- Wystrzel - szepn jego brat, co przestraszyo Pressi, bo prawie ju o
nim zapomniaa.
Wymierzya i przypomniaa sobie o oddechu. Wcigna powietrze,
zatrzymaa je, wyobrazia sobie huk wystrzau i wypucia je z puc.
- Nie zapomnij o tym - rzek El Capitan i pchn luf jej karabinu w d. I nie celuj we mnie, gdy bdziemy szli.
Pressia pomylaa o Helmudzie. Czy El Capitan nie powinien mwi o
sobie w liczbie mnogiej? Tylko nie celuj w nas - prawda?
Klepn j w plecy.
- Id za mn.
Jego brat powtrzy szeptem:
- Id za mn.
- Ale co to za Gra? - zapytaa Pressia.
- Nie ma sztywnych regu. To rodzaj zabawy w berka. cigasz swojego
przeciwnika, a potem zamiast wyeliminowa klepniciem, zastrzelisz go.
- Co bdziemy tropi?
- Kogo bdziemy tropi - poprawi j.
Pressia usiowaa myle wycznie o kurtce - o tym, e czuje si w niej
jak w ciepym bochnie chleba.
- A wic kogo?
- Nowicjusza. Kogo takiego jak ty. Tylko e on nie mia tyle szczcia co
Pressia Belze.
Pressii nie podobao si, e El Capitan wci powtarza, jakie to ona ma
szczcie. Jakby z niej drwi. Zerkna na Helmuda.
- Czy ten nowicjusz jest uzbrojony? - spytaa.
metalicznie
pazur
zwierzcia.
Przeywaj
okazy
najlepiej
przystosowane.
- Najlepiej przystosowane - powtrzy Helmud.
- Takie jak my, racja? - El Capitan spojrza na ni.
Oczekiwa, e przytaknie, wic ochoczo potwierdzia.
- To wanie z czasem stanie si z naszym DNA - rzek El Capitan. Niektrzy z nas wydadz na wiat hybrydowe potomstwo obdarzone cechami,
ktre uczyni nasz gatunek silniejszym, a reszta wymrze. Ten tutaj jeszcze
nadaje si do jedzenia.
- Zastrzelisz go? - spytaa.
- Jak to?
- Co dobiera si do moich puapek i poera wszystko, co si w nie zapie,
zanim zd wyj zdobycz.
- Jak mylisz, co to takiego?
El Capitan stop w bucie ponownie nastawi potrzask. Potem rzuci przez
rami do brata:
- Moemy jej zaufa? Moemy zaufa tej Pressii Belze?
- Belze, Belze - powtrzy z podnieceniem Helmud, lecz dla Pressii
zabrzmiao to jak bolce, bolce.
- Posuchaj - rzek El Capitan. - Jestem skonny podzieli si z tob
misem. Moemy mie wasn wyerk, ty i ja. Nie musimy by zdani na ten
szajs, ktry codziennie nam podaj. - Wbi wzrok w Pressi. - Ten kurczak,
ktrego jadem par dni temu, wyglda cakiem niele, prawda?
Kiwna gow.
- Ale moje jedzenie nie jest ze. Lepsze ni innych - powiedziaa.
- Inni gwno wiedz - rzuci. - I nigdy niczego si nie dowiedz. Ale ty...
- urwa i powid spojrzeniem po lesie.
- Co ja?
- Trzymaj si blisko mnie - poleci. - Sysz ich. Czasami poruszaj si
byskawicznie jak kolibry. Syszysz?
Dziewczyna wytya such, starajc si usysze cokolwiek. Nie
wychod. Nie wychod, gdziekolwiek jeste.
- Czego mam sucha?
- Powietrze staje si naelektryzowane, gdy s w pobliu.
El Capitan pochyli si i powoli, bezszelestnie ruszy naprzd. Pressia
podya za nim. Bya teraz zadowolona z ciaru trzymanego w rce karabinu i
z tego, e to nie jest tylko kij golfowy. Szkoda, e dziadek nie nauczy jej raczej
posugiwania si broni zamiast rozmaitymi rodzajami wyimaginowanych kijw
do golfa.
- Dlaczego mi to pokazae?
Wsta i wbi wzrok w swoje buty.
- Ingership wyda nadzwyczajne rozkazy dotyczce ciebie.
- Kim waciwie jest ten Ingership?
El Capitan zamia si chrapliwie.
- To czowiek, ktry ma plan dziaania. - Popatrzy na Pressi spod
przymruonych powiek. - Nigdy dotd nie otrzymaem takich rozkazw - eby
wzi jakie chuchro i zrobi z niego oficera, tak po prostu. W dodatku to
dziewczyna. Ingership chce si osobicie z tob spotka. A potem zjawiy si te
stwory. To ma jaki zwizek z tob - powiedzia oskarycielskim tonem.
- Ale ja nie mam pojcia, jaki to mogoby mie zwizek ze mn. Jestem
nikim. Nieszcznikiem, jak wszyscy.
- Co wiesz albo co masz. Oni z jakiego powodu ci potrzebuj.
Wszystko to si ze sob wie - rzek, gestykulujc gwatownie. - Nie wiem
tylko, w jaki sposb. Nie jest to przypadek, prawda?
- Nie wiem - Pressia wzruszya ramionami. - Myl, e to
prawdopodobnie wanie jedynie cig przypadkw.
- Mimo wszystko lepiej, jeli bd teraz dla ciebie miy - owiadczy El
Capitan. - Dla wasnego dobra.
- Dla wasnego dobra - powtrzy Helmud.
El Capitan zerkn przez rami na brata, ktry siedzia mu na plecach z
gow przechylon na bok.
W tym momencie gdzie w pobliu rozleg si gony szczk, a potem
krzyk i odgos szamotania si.
- Co si nam zapao - oznajmi El Capitan.
Pressia na chwil zamkna oczy, a potem posza za nim z powrotem do
potrzasku.
Na ziemi lea kaleki chopiec z jej pokoju - jedyny, ktry spojrza na ni,
gdy po raz pierwszy si tam zjawia. Widocznie si czoga, gdy w potrzask
dostaa si grna poowa jego ciaa. Metalowe zby wbiy mu si w ebra. Przez
cienk kurtk sczya si krew. Odwrci si, spojrza na Pressi i zakasa
krwi.
- No c, to nie jest prawdziwe wyzwanie - oznajmi El Capitan. - Ale
mogaby go zastrzeli dla wprawy.
Chopiec patrzy na Pressi. Twarz wykrzywia mu grymas blu. cigna
szyi mia napite i sine.
Pressia si nie odezwaa. Drcymi rkami uniosa karabin.
- Cofnij si o kilka krokw - poradzi El Capitan. - eby moga chocia
troch pocelowa.
Cofna si, on rwnie. Znw uniosa karabin i spojrzaa przez przyrzdy
celownicze. Odetchna gboko, a potem wypucia z puc tylko poow
powietrza i wstrzymaa oddech. Zanim pocigna za spust, uwiadomia sobie,
e mogaby przesun luf broni w gr i w prawo i zabi El Capitana oraz jego
brata. Jeli ma tylko ten jeden strza, wanie tak powinna go wykorzysta. Bya
tego pewna, tak jak zawsze bya pewna najwaniejszych spraw w swoim yciu.
Mogaby wystrzeli i uciec.
Zmruya lewe oko i wycelowaa. Miaa na muszce gow chopca.
Spokojnie, tak jak nauczy j El Capitan, nabraa w puca powietrze i wypucia
poow, ale nie strzelia.
Powiedziaa:
- Nie mog go zabi.
- Dlaczego? Przecie masz go tu przed sob.
- Nie jestem morderczyni - owiadczya. - Moglibymy zanie go z
powrotem, eby kto go opatrzy. Macie tu lekarzy, prawda?
- Ale to nie naley do Gry - zaoponowa El Capitan.
- Jeli musisz zabi kogo w ramach Gry, moesz zastrzeli mnie. Ja nie
potrafi go zabi. On nigdy nie zrobi mi niczego zego.
El Capitan przesun do przodu swj karabin wiszcy na rzemieniu.
Wetkn kolb pod rami. Przez moment Pressia mylaa, e przyj jej
propozycj. Zabije j. Serce jej zaomotao, zaguszajc wszystkie inne dwiki.
Zacisna powieki.
Wwczas kulawy chopiec lecy na ziemi wymamrota ustami penymi
krwi:
- Zrb to!
Pressia otworzya oczy. El Capitan mierzy do chopca. Pomylaa, eby
pchn tego mczyzn, rzuci si na niego, lecz wiedziaa, e nie da rady.
Zreszt ten chopiec chcia umrze. Wpatrywa si bagalnie w El Capitana i
poprosi go, eby to zrobi. Pressia patrzya wic, jak klatka piersiowa
mczyzny uniosa si i opada, a w poowie wydechu pocign za spust.
Gowa chopca uderzya o ziemi. Nie mia ju twarzy, a jego ciao
zwiotczao.
A Pressia znw zacza oddycha.
PARTRIDGE KLATKA
ABY DOTRZE DO STOPIONYCH ZIEM, Partridge i Bradwell musieli
przedosta si przez zrujnowane miasto, a gdyby zboczyli do domu Pressii, nie
nadoyliby zbytnio drogi.
- Chc sprawdzi, co z jej dziadkiem - oznajmi Bradwell. - Wiem, gdzie
ona mieszka.
Partridge by tak opatulony, e nie wida byo ani skrawka jego skry.
Bradwell poleci mu te, eby si zgarbi i powczy nog. W zwykych
okolicznociach wybieraliby boczne uliczki i podziemne kanay, lecz teraz nie
byo na to czasu.
Przepychali si przez zatoczone targowisko. Bradwell wyjani, e im
wikszy cisk i rozgardiasz, tym atwiej si ukry. Wszdzie napotykali ludzi,
ktry wydawali si czciowo zrobotyzowa-ni. Partridge widzia odsonite koa
zbate i druty, kawaki skry z wtopionym szkem i plastikiem. Widzia grzbiet
strzeonym osiedlu, lecz nie zastalimy pani Fareling. Drzwi otworzya nam
inna kobieta. Oznajmia, e jest pracownic pastwow i tymczasowo opiekuje
si Tyndalem, podczas gdy pan Fareling poszukuje kogo, kto zastpi w domu
jego on.
- I co zrobia twoja matka? - zapyta Bradwell.
- Spytaa, co si stao, a kobieta odpowiedziaa, e pani Fareling przestaa
chodzi na zebrania KF, a potem take do kocioa.
- Kobiece Feministki - rzek Bradwell.
- Czy twoja matka do nich naleaa?
- Oczywicie, e nie. Nie wyznawaa konserwatywnych idei. Uwaaa je
za brednie podobnie jak hasa w rodzaju: Czy nie jestemy wspaniae takie,
jakie jestemy? Urocze, kobiece, agodne.
- Moja matka te gardzia tym ruchem. Kcia si o to z moim tat owiadczy Partridge. Matki wszystkich jego kolegw m naleay do KF.
Zawsze maloway usta, co wygldao adnie, chocia czasem szminka plamia
im zby.
- Co si stao z pani Fareling? - zapyta Bradwell.
- Nie wiem - odrzek Partridge.
Tamta kobieta oznajmia, e niektrzy wracaj z orodkw rehabilitacji
po odbyciu terapii. Zaoferowaa doradztwo psychologiczne. Czasami moemy
pomc osobie dotknitej nag utrat kogo bliskiego. Jednak matka
Partridgea odmwia. Pamita, e prowadzc go do samochodu, mocno
ciskaa jego rami, jakby to on zrobi co zego.
- W drodze powrotnej do domu powiedziaa mi, e gmachy wizie,
orodkw rehabilitacji i sanatoriw wybudowano takie wysokie po to, aby
wszyscy wiedzieli, i jedyna rnica polega na tym, e jedni mieszkaj
wewntrz nich, a reszta w ich cieniu.
Zapad zmierzch i cienie poczerniay. Wszdzie w pobliu mogy czai
si Bestie. Okryli kilka stopionych plastikowych dziecicych drabinek i
Stanach
Zjednoczonych
wiedziano
tych
straszliwych
tego nie zrobi. To wci nie daje mi spokoju. I jest jeszcze ten artyku w
gazecie, w ktrym kto zapyta Wil-luksa o odporno Kopuy na
promieniowanie, a on odpowiedzia: Odporno na promieniowanie stworzya
nieograniczone moliwoci dla nas wszystkich.
- Ale tak nie byo. Nie dla wszystkich.
- Twj ojciec pragn niemal cakowitego zniszczenia wiata, aby mc
zacz wszystko od nowa. Czy ciga si z tymi, ktrzy wyprzedzali go w tym,
nad czym pracowa? A moe z tymi, ktrzy byli bliscy odkrycia metody
zapewnienia odpornoci na promieniowanie wszystkim ludziom? Czy by jak
ten wynalazca zbroi, ktry gdy ju wszyscy nosili pancerze, musia wynale
kusz? Czy wda si w niekoczcy si acuch eskalacji - bro, obrona, lepsza
bro, lepsza obrona, i tak dalej?
- Nie wiem. Teraz wydaje mi si kim obcym - odrzek Partridge.
Przez chwil aowa, e jego ojciec nie umar. Pomyla, e ojciec nie
jest tylko zdolny do za. On dziaa w imi za. Dlaczego? - zastanowi si.
- Przykro mi z powodu twoich rodzicw - powiedzia.
Wszdzie wokoo widzia bezmiar zniszcze. Zszokowany, uwiadomi
sobie ogrom tej katastrofy. A potem potkn si o co i zachwia si.
Odzyskawszy rwnowag, schyli si i podnis metalowy przedmiot z
trzema szprychami rozchodzcymi si promienicie od ostrego czubka, pokryty
botem i popioem. Bradwell zawrci i przyjrza si uwanie.
- Czy to strzaka? - zapyta Partridge. - Pamitam, e podobnymi rzucano
do celu, ale adna nie bya tak wielka.
- To strzaki ogrodowe - wyjani Bradwell.
Partridge usysza ten dwik, jeszcze zanim cokolwiek zobaczy - furkot
przypominajcy brzczenie. Odepchn Bradwella na bok. Obydwaj upadli
ciko, od impetu niemal tracc oddech, gdy kolejna strzaa rbna z guchym
odgosem w ziemi za nimi. Bradwell wsta chwiejnie.
- Tdy! - krzykn.
rzeczywicie
oni,
musz
ich
zobaczy.
Potrzebuj
lepszego
punktu
PRESSIA ARABOWIE
POOW KOCISTEJ TWARZY Ingershipa pokrywaa metalowa
pytka, a w miejscu stawu uchwy tkwi ruchomy zawias - wstawiony przez
prawdziwego fachowca, ktry zna si na rzeczy, a nie przez jakiego krawca
cia, jak jej dziadek. Nie, to byo dzieo kogo majcego rzetelne umiejtnoci i
odpowiednie
instrumenty.
Zawias
umoliwia
Ingershipowi
mwienie,
lnice krople wody osiaday na jego karoserii. Pressi ciekawio, skd pochodzi
ten samochd, taki elegancki i nieskazitelnie utrzymany. Czy przetrwa w
jakim specjalnie wzmocnionym garau?
Szofer - muskularny mczyzna, ciskajcy kierownic tustymi domi obserwowa ich we wstecznym lusterku. Mia ciemn cer, z wyjtkiem
gbokich jaskraworowych oparzelin. Wjechali na resztki zniszczonej
autostrady. Jezdni w zasadzie oczyszczono z gruzu, niemniej jednak musieli
zwolni. Okolica bya opustoszaa. Ju dawno zostawili za sob spalone
wizienia, orodki rehabilitacji i sanatoria. Droga zrobia si wyboista i
zaronita chwastami. Z pooenia soca Pressia zorientowaa si, e zmierzaj
na pnocny wschd. Od czasu do czasu mijali pozbawione tablic supy
billboardw, stopione ruiny barw, stacji benzynowych i moteli oraz
wypatroszone tiry i wypalone wraki mniejszych ciarwek, porzucone na
poboczu
przypominajce
osmalone
cielska
martwych
wielorybw.
omin go.
Ingership siedzia sztywno i nieruchomo. Dawa do zrozumienia, e nie
zamierza rozmawia o niczym istotnym - przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Nigdy nie bya poza miastem, co? - zagadn Pressi, ktrej wydao si
to wstpem do chaotycznej jaowej pogawdki.
- Nie.
- Lepiej, e nie ma z nami El Capitana. On nie jest jeszcze gotowy. Nie
mw mu, co tutaj zobaczya. Tylko by si nadsa. Ale tobie si tu spodoba,
Belze. Myl, e docenisz to, co zrobilimy z tym terenem. Jadasz ostrygi?
- Ostrygi? - powtrzya Pressia. - Takie z morza?
- Mam nadziej, e je lubisz. S w menu.
- Skd je zdobywasz?
- Mam swoje kontakty - odrzek Ingership. - Ostrygi na powce muszli.
To danie, w ktrym trzeba si rozsmakowa.
Rozsmakowa si? Pressia nie bya pewna, co mia na myli, ale
spodobao jej si to. Bardzo chciaaby jada co na tyle regularnie i dugo, by
mc si w tym rozsmakowa. Z rozkosz rozsmakowaaby si w jednej
potrawie, a potem w drugiej i jeszcze nastpnej, dopki nie poznaaby penego
zestawu smakw. Ale nie. Przypomniaa sobie, e nie moe ani na jot zaufa
tym ludziom. Ostatni bastion - czy to tam biciem zamierzaj wydoby z niej
potrzebne informacje?
Ponad godzin przejechali w milczeniu. Pyy przelizgiway si przed
mask samochodu jak we. Kierowca rozjeda je z chrzstem opon. Pressia
nie miaa pojcia, ile jeszcze potrwa ta jazda.
Ca noc? Kilka dni? Jak daleko rozcigaj si Martwe Ziemie? Czy w
ogle maj kres? W ktrkolwiek stron si skierujesz, zawsze w kocu si na
nie natkniesz. Nikomu nigdy nie udao si przeby ich i powrci - a
przynajmniej Pressia nic o tym nie wiedziaa. Syszaa, e tutejsze Pyy s
groniejsze ni te z Gruzowisk - szybsze i bardziej wygodniae. Niewiele jedz
dawny sposb ycia. Ziemia jednak bya spalona i jaowa, nasiona zmutoway,
a wiato soca wci jeszcze zasnuway py i sadze. Ludzie radzili sobie lepiej
z maymi przydomowymi ogrdkami, dogldajc ze swoich okien rozwoju
rolin od nasion do wydania owocw - takich, ktre ich nie umierciy. Nawet w
nocy pilnowali, eby nikt ich nie ukrad. I woleli polowa na zmutowane
mieszace, ni je hodowa. Konieczno karmienia i dogldania zwierzt
stanowia zbyt wielkie obcienie dla ludzi, ktrzy sami z trudem usiowali
przey. Kada kolejna generacja zwierzt ujawniaa wasne odmienne wady
genetyczne. Po zjedzeniu jakiego stworzenia moge si rozchorowa, a po
zjedzeniu jego brata ju nie. Zanim spoyo si jakie zwierz, lepiej byo
zobaczy je ywym i na wasne oczy przekona si, e naprawd jest zdrowe.
- Jest tu mnstwo ywnoci - powiedziaa Pressia. - Jak zapewniacie
wystarczajc ilo wiata sonecznego?
- Pomajstrowalimy troch przy kodzie genetycznym. Badalimy, ile
soca potrzebuje dana rolina i czy moemy zmniejszy to zapotrzebowanie. W
szklarniach stosujemy lustrzane paszczyzny oraz urzdzenia, ktre magazynuj
wiato soneczne i kieruj je precyzyjnie na licie rolin.
- A co ze wie wod?
- Wykorzystalimy podobny pomys.
- Co to waciwie za uprawy?
- Hybrydy.
- Wiecie, ilu ludzi moglibycie nakarmi ca t ywnoci?
Mia to by z jej strony wyraz podziwu, lecz Ingership uzna te sowa za
uzasadnione pytanie.
- Gdyby wszystko byo jadalne, moglibymy rozszerzy uprawy i
wyywi jedn sm populacji.
- Nie mona je tych rolin?
- Odnielimy kilka sukcesw, jakkolwiek do mizernych. Pojawiy si
pewne korzystne mutacje - cho zazwyczaj nie w wyniku naszych
zaplanowanych dziaa.
- Jedna sma populacji zjadaby to wszystko bez wzgldu na to, czy jest
jadalne, czy nie - rzeka Pressia.
- Och, nie! Nie miaem na myli jednej smej populacji nieszcznikw.
Chodzi o jedn sm mieszkacw Kopuy - o zaspokojenie ich potrzeb
ywnociowych, a w przyszoci wyywienie ich, kiedy ju do nas powrc.
Kopua? Ale przecie Ingership naley do OPR. Jest zwierzchnikiem El
Capitana. A OPR planuje zdobycie Kopuy i formuje w tym celu armi.
- A co z OPR? - zapytaa.
Ingership spojrza na ni i umiechn si poow twarzy.
- Wkrtce wszystko si wyjani.
- Czy El Capitan wie o tym?
- Wie, cho nie zdaje sobie z tego sprawy. Moe powiedz mu, e
mieszkam tutaj w namiocie jak dawni Arabowie na pustyni.
Nie potrafia si zorientowa - artowa czy mwi powanie?
- Arabowie - powtrzya jak echo, jakby przeja rol Hel-muda.
Pomylaa o przyjciu weselnym rodzicw, o opisanych przez dziadka
biaych namiotach, biaych obrusach i biaym torcie.
- W namiocie, rozumiesz? To rozkaz. - Gos Ingershipa przybra nagle
stalowe brzmienie, jakby nie tylko jego twarz, lecz take krta bya czciowo z
metalu.
- Rozumiem - odrzeka szybko Pressia.
Na kilka chwil zapada cisza, a potem Ingership powiedzia:
- W wolnym czasie majstruj przy rzeczach z przeszoci. Prbuj
odtworzy rodzaje ywnoci, ktre utracilimy. Wci jeszcze nie s cakiem
doskonae, ale ju bardzo tego bliskie. - Westchn gboko i doda: - Odrobina
starowieckiego komfortu tutaj, w tej dziczy.
Starowieckiego komfortu? Pressia nawet nie prbowaa zrozumie, co to
mogoby znaczy.
materia.
- To moja urocza oneczka! - powiedzia.
Kobieta wydawaa si nieco wstrznita widokiem Pressii, jakby nie
przywyka do ogldania osb, ktre przetrway Wybuch. Wygia jedn z kostek
ng w spiczastych pantofelkach.
Pressia ukrya za plecami pi z gow lalki.
- Mio mi pani pozna - rzeka uprzejmym tonem.
- Tak - odpowiedziaa ona Ingershipa.
- Ostrygi na powce muszli? - zapyta j.
- Schodzone i gotowe do zjedzenia - odpowiedziaa z umiechem;
tkanina na jej twarzy pozostaa gadka i napita.
PRESSIA OSTRYGI
GDY TYLKO WESZLI DO DOMU, ona Ingershipa zatrzasna drzwi.
Nastpnie wcisna guzik w cianie i wzdu krawdzi drzwi automatycznie
wysuny si gumowe uszczelki. Zeby nie wpuszcza do rodka pyu? zastanowia si Pressia. Jeli tak, to doskonale speniay swoj funkcj.
Pomalowane na kremowo ciany lniy nieskaziteln czystoci podobnie jak
idealnie
wypolerowany
drewniany
parkiet.
Na
cianie
wisia
obraz
- Lepki! - zawiergotaa.
Pressia nigdy nie widziaa tak eleganckiego wntrza. Dywan z
wyhaftowanymi jaskrawoniebieskimi kwiatami, ozdobnie rzebiona gwka
porczy u stp schodw, zocisty sufit. Skrcili do jadalni, w ktrej sta st
przykryty czerwonym obrusem, a na nim zastawa i lnice sztuce. Na cianach
rwnie widniay kwiatowe wzory. Pod sufitem wisiaa olbrzymia lampa z
byszczcego szka - nie z odamkw, lecz o misternie wycitym ksztacie.
Pressia nie potrafia sobie przypomnie nazwy takiego owietlenia. Syszaa, jak
dziadek uy jej, kiedy bawia si z Freedleem, a on postanowi umieci w
jego klatce wiec, ktra adnie owietlia z gry ich pokj.
Mimo woli pomylaa o Bradwellu. Co powiedziaby na t ostentacyjn
demonstracj zamonoci? Niewtpliwie nazwaby j obrzydliw. Wiecie, Bg
kocha was, poniewa jestecie bogaci!. Wyobrazia go sobie wykpiwajcego to
wntrze. Wiedziaa, e sama te powinna czu niesmak. Kto z czystym
sumieniem mgby tutaj mieszka, wiedzc, w jakich warunkach yj wszyscy
inni ludzie? Lecz to by dom... pikny dom. Pressia zapragna w nim
zamieszka. Podziwiaa lnice, zaokrglone drewniane oparcia krzese,
aksamitne kotary, ozdobne srebrne sztuce. Gdzie na pitrze z pewnoci s
wanna i wysokie mikkie oe. Czuaby si tu bezpiecznie, przytulnie,
spokojnie. Czy snucie marze o tego rodzaju yciu naprawd jest takie ze?
Oczami wyobrani ujrzaa surow min Bradwella mwicego: Tak, w rzeczy
samej, jest ze. Potem przypomniaa sobie, e to ju bez znaczenia, co Bradwell
o niej pomyli. Prawdopodobnie nigdy wicej go nie spotka. Na t myl znw
poczua w piersi bl. aowaa, e tak reaguje. Wolaaby si tym nie
przejmowa.
Na stole leaa wielka szara koperta z wyranie wypisanym czarnym
atramentem nazwiskiem: PRESSIA BELZE. Z jakiego powodu ta koperta
wydaa si jej zowieszcza. Zamiast si tym martwi, skupia uwag na jedzeniu.
Pmisek ziaren kukurydzy lnicych od oliwy i co, co zapewne byo ostrygami
skubna go i powiedziaa:
- Tak, masz racj. Bardzo przepraszam.
Rzucia mu niepewny umiech, potrzsna gow i ruszya szybko w
kierunku pomieszczenia, ktre przypuszczalnie byo kuchni.
- Zaczekaj - powstrzyma j m. - Przecie Pressia jest dziewczyn i by
moe chciaaby zobaczy prawdziw kuchni w caej jej odzyskanej krasie. Co
ty na to, Pressio?
Pressia si zawahaa. Prawd mwic, nie miaa ochoty opuszcza
Ingershipa. Sta si dla niej wzorem waciwego zachowania. Nie moga jednak
odrzuci tej propozycji. Byoby to nieuprzejme. Dziewczta i kuchnie. Poczua
si zdegustowana, ale odpowiedziaa:
- Tak, oczywicie! Kuchnia!
Zona Ingershipa sprawiaa wraenie zdenerwowanej. Trudno byo
cokolwiek wyczyta z jej zakrytej twarzy, ale nadal nerwowo skubaa jedn
doni tkanin na czubkach palcw drugiej.
- Tak, tak - odrzeka. - To bdzie dla mnie przyjemno.
Pressia wstaa, pooya serwetk na krzele, a potem przysuna je do
stou i wysza za on Ingershipa przez wahadowe drzwi.
Kuchnia okazaa si nadzwyczaj przestronna. Nad dugim wskim
centralnym stoem wisiaa wielka lampa. Blaty kuchenne byy proste, starannie
utrzymane i wieo wytarte.
- Zlew. A to zmywarka - powiedziaa kobieta i wskazaa wielk lnic
czarn skrzyni pod lad. - Lodwka - rzeka, pokazujc wielkie pudo z
dwiema przegrdkami - du doln i ma grn.
Pressia podchodzia do kadego sprztu i mwia:
- Bardzo adne.
Zona Ingershipa podesza do zlewu, a gdy Pressia stana obok niej,
przesuna metalow rczk z kulk na kocu i z kranu trysn strumie wody.
Wtedy szepna:
sobie, idc szybko pord stert gruzu i mieci. Ujrza resztk markizy kina z
literami W, , G oraz O, i przypomnia sobie wgorze elektryczne. Czy to byy
ryby, czy we? Innych sklepw nie dao si rozpozna, gdy ogoocono je ze
wszystkiego, co miao jakkolwiek warto. Zabrano nawet odamki szka i
metalu. Pozostao jedynie kilka pytek ceramicznych na suficie, a potem
promie latarki sign gboko w cie i owietli ocala cudem rur
jarzeniwki.
Echo ich krokw ucicho. Widocznie zmierzali w kierunku wielkiego
budynku o grubych cianach. Bradwell domyli si, e to jeden z tych
zrujnowanych olbrzymich gmachw przemysowych, w ktrych dawniej
trzymano winiw, ludzi takich jak pani Fareling, wywiezionych z ich domw,
albo chorych umierajcych od infekcji wirusowych. Weszli ca grup do tej
rudery.
Jedna z kobiet oznajmia:
- To przez trzy lata by mj dom. Oddzia kobiet, sala numer 1284.
Jedzenie stawiano pod drzwiami, a po wieczornych modlitwach gaszono
wiata.
Partridge przekrci gow pod kapturem, aby zobaczy, kto to
powiedzia. Bya to jedna z kobiet bez dzieci.
- Ja miaam tylko jedn modlitw - szepna inna. - Ocal nas, ocal nas,
ocal nas.
Przez dugi czas nikt si nie odzywa. Maszerowali dalej, a ktra
kobieta oznajmia:
- Schodzimy w d.
W tym samym momencie Partridge straci grunt pod nogami. Po chwili
natrafi na twardy stopie, a potem zszed po schodach.
- Bradwell, wci tu jeste? - zapyta.
- Jestem.
- Zamknijcie si! - odezwa si dziecicy gos.
- To nic niezwykego, mierci. OPR zgarnia ludzi w wieku szesnastu lat rzeka kobieta i westchna ze znueniem.
- Ale to nie jest zwyka sytuacja, poniewa on jest niezwyky - powiedzia
Bradwell i spojrza na Partridgea, ktry odwrci wzrok. - Poka im swoj
twarz.
Partridge popatrzy na niego osupiay. Czy ma tutaj zosta zoony w
ofierze jako Czysty? Czy taki by plan Bradwella?
Potrzsn gow.
- Nie - odrzek. - Co ty wyprawiasz?
- Poka im swoj twarz! - powtrzy Bradwell.
Partridge nie mia wyjcia. Kobiety czekay. Podnis gow. Kobiety i
ich dzieci podeszy bliej i wpatryway si w niego z rozdziawionymi ustami.
- Zdejmij koszul - polecia jedna z nich.
- Tam moja skra wyglda tak samo - powiedzia.
- Zrb to.
Chopiec rozpi kilka grnych guzikw i cign koszul przez gow.
- On jest Czysty - rzeka.
- Wanie - przytakn Bradwell.
Odezwaa si kobieta z jasnowosym dzieckiem:
- Nasza Dobra Matka bdzie zadowolona. Syszaa pogoski o Czystym.
Bdzie chciaa go zatrzyma. Co chcesz w zamian za niego?
- Mn nie mona handlowa - zaprotestowa Partridge.
- Czy on naley do ciebie i moesz go sprzeda? - spytaa Bradwella
kobieta.
- Niezupenie, ale jestem pewien, e znajdziemy rozwizanie.
- Moe ona zadowoli si kawakiem niego - rzeka kobieta do Bradwella.
- Jakim kawakiem? - zawoa Partridge. - Chryste!
- Przypuszczamy, e matka tego Czystego wci yje. On chce j
odnale.-
wzrokiem
zobaczya
niewyranie
kilka
strzpw
ziemi i pore? Pressi przeszy strach przed uduszeniem. Nie chciaa zosta
pogrzebana ywcem.
wiat w jej oczach drga, trzs si i falowa. Wci walczya, ale
odczuwaa skutki niedawnego zatrucia i narkozy i bya obolaa od licznych
ciosw. Czua si osabiona, godna i spragniona. Jej wzrok ju wczeniej by
zamglony, a teraz pociemniao jej w oczach.
Resztk si zawoaa El Capitana. Odkrzykn do niej i poprzez kby
popiou, wzbite przez jej szamotanin, ujrzaa go z Helmu-dem na plecach
walczcego z Pyami. Nadal trzyma si na nogach, lecz nacierao na niego
coraz wicej Pyw. Sta w pobliu samochodu; widziaa czarne lnienie
karoserii. Potem Pyy cisny go w bok auta i upad na ziemi. Pomylaa, e
oboje tutaj zgin.
Machna rkami i kopna butami w ciao Pya. Mocno zacisna
powieki i pomylaa o niebieskim oku abdzia. Nagle cay wiat sta si
niebieski i teraz bl w uszach i pulsowanie krwi w jej szyi byy niebieskie, i El
Capitan by niebieski, i samochd, i Pyy. Odwrcia si ku szarym wzgrzom obecnie te niebieskim - szukajc wzrokiem twarzy matki i ojca. Wiedziaa, e
to szalestwo. Oni ju nie yj. Jednak jej umys przed mierci akn
pociechy. Domu. Gdzie jest dom?
Ziemia wcigaa Pressi w siebie. Dziewczyna czua w caym ciele
wibrowanie niskich pomrukw Pyw. Otworzya oczy i zobaczya Martwe
Ziemie, ktre wyday si jej teraz jeszcze bardziej martwe - tylko popi, mier
i brudny piasek.
Cigle walczya, uderzaa pici, w ktrej ciskaa wisiorek, lecz ju nie
wyrzdzaa Pyom adnej szkody. Bya zanadto wyczerpana. Zgubia kopert z
rozkazami i urzdzenie namierzajce. Zdjcie jej dziadka - ujrzaa je teraz
oczami duszy. Ono te zgino, jakby w ogle nigdy nie istniao. Gdzie on teraz
jest? Co si stao z Freedleem? Czy kiedykolwiek jeszcze ich zobaczy? Czy El
Capitan i Helmud ju nie yj? Czy to moliwe, e udao im si dotrze do
samochodu?
Odwrcia si w kierunku dudnicego dwiku przekonana, e to, co
zobaczy, bdzie ostatnim widokiem w jej yciu. Gony omot krokw. Mtna
chmura popiou, a potem lnica twarz dziecka w objciach matki. Pressia miaa
wraenie, e oglda utracon wizj swojej matki i samej siebie jako maej
dziewczynki - jakby jej matka nie zostaa rozerwana na kawaki przez
rozprynit szklan tafl okna.
- Pressio - powiedziaa matka. - Uchwy si mnie!
Pojawia si rka.
A potem Pressia widziaa ju tylko jakby przez malek dziurk, ktr po
chwili wypenia czer.
PRESSIA OFIARA
PRESSIA OBUDZIA SI z policzkiem wspartym na czym twardym.
W gowie pulsowa jej tpy bl. Ujrzaa opon z wytartym bienikiem. Nie bya
to opona smukego czarnego samochodu. Pressia znajdowaa si w pokoju, a
opona naleaa do jednego z maych kek przy silniku z ostrzami. Kosiarka do
trawy? Zastanawiaa si, czy ni, czy moe to jaki rodzaj ycia pozagrobowego.
Piwnica, w ktrej przechowuje si sprzt ogrodowy? I to ma by ycie
pozagrobowe?
Sprbowaa usi.
Wszdzie wok niej rozlegy si szepty. Jeden zabrzmia gdzie blisko.
- Zaczekaj. - Gos by kobiecy. - Nie spiesz si.
Pressia opada z powrotem i pooya si na boku. Przypomniaa sobie
Pyy. El Capitana strzelajcego z karabinu. Matk i dziecko. Zamkna oczy.
- El Capitan i Helmud - powiedziaa.
- Ci dwaj mczyni w samochodzie? To twoi przyjaciele?
- Czy oni nie yj?
- Przyszymy tam po ciebie, nie po nich. Ich ycie lub mier niewiele
nas obchodz.
- Gdzie ja jestem? - spytaa Pressia.
Rozejrzaa si i zobaczya twarze kobiet i dzieci - wirujce wok niej,
jakby krcia si w jednej z tych wielkich filianek, o ktrych opowiada jej
dziadek. Dzieci byy wronite w ciaa matek. Przyjrzaa si jednemu, potem
drugiemu.
- Jeste tutaj. U Naszej Dobrej Matki.
Matka? Ona nie ma matki. W pokoju byo zimno i wilgotno. Zadraa.
Wok niej przesuway si ciaa, a za nimi dostrzega sterty pude, stopione
plastikowe zabawki, rzd powgniatanych metalowych skrzynek na listy i na
wp stopiony rowerek na trzech kkach.
Podniosa si z wysikiem. Jaka kobieta uja j za okie i pomoga jej
uklkn. Trzymaa w ramionach jasnowose dziecko w wieku dwch, moe
trzech lat. Jedn rk miaa wtopion w gwk dziecka, co sprawiao wraenie
zastygego opiekuczego gestu.
- To Nasza Dobra Matka - powiedziaa, wskazujc prosto przed siebie. Poko si jej.
Pressia podniosa wzrok i ujrzaa kobiet siedzc na zwykym
drewnianym krzele wzmocnionym plastikow link. Kobieta miaa pospolit
twarz, drobn i delikatn, pokryt mozaik odamkw szka, ktre poyskiwao
w blasku jedynej lampy. Jej blada skra niemal cakowicie zarosa na szyi sznur
pere, przez co wyglday one jak szereg idealnie okrgych guzw
nowotworowych. Nosia dug spdnic i cienk zwiewn bluzk, przez ktr
przewitywa kontur olbrzymiego metalowego krzya. Ten krzy tkwi w jej
brzuchu i klatce piersiowej, siga a do szyi i rozpycha jej barki, zmuszajc j,
by siedziaa sztywno wyprostowana. Bya uzbrojona w zwyky pogrzebacz z
kutego elaza, lecy w poprzek jej kolan.
Pressia pochylia gow w ukonie i pozostaa tak, czekajc, a Nasza
Dobra Matka powie, e ju wystarczy. U stp kobiety spostrzega starannie
domach
lub
zostao
uwizionych
samochodach.
Niektre
krgosupa. Nie chciaa, eby ktokolwiek rozcina jej szyj. Nasza Dobra Matka
powiedziaa rzeczowym tonem:
- Bdziesz potrzebowa noa, alkoholu i czystych szmatek. Polec, by ci
to wszystko dostarczono. Zrobisz to sam, mierci.
- Nie - rzeka Pressia do Bradwella. - Powiedz jej, e odmawiasz.
Bradwell popatrzy na swoje donie i potrzsn gow.
- Ten czip jest w jej szyi. To niebezpieczny zabieg.
- Jeste dobrym rzenikiem - powiedziaa Nasza Dobra Matka.
- Waciwie wcale nie jestem rzenikiem.
- Dasz sobie rad.
- Dlaczego jeste tego taka pewna?
- Poniewa jeli popenisz bd, zabij ci. I zrobi to z przyjemnoci.
To nie pocieszyo Pressii. Bradwell wyglda teraz na jeszcze bardziej
roztrzsionego. Potar podwjn blizn na policzku.
- No dalej, bierz si do roboty - przynaglia go Nasza Dobra Matka.
Kobieta ze szczotk-dzid zaprowadzia ich do drzwi. Pod Part-ridgeem
troch uginay si nogi, a Pressia te nie sza zbyt pewnie. Kobieta otworzya
drzwi. Pressia, zanim wysza, obejrzaa si na Nasz Dobr Matk, ktra tulia
jedn swoj rk w drugiej i z przechylon na bok gow wpatrywaa si w swj
lewy biceps. Dziewczyna podya za jej spojrzeniem i spostrzega, e cienki
materia rkawa jej bluzki miarowo zapada si i wzdyma. Tylko tyle zostao z
jej dziecka - sine wargi i ciemny otwr ust niemowlcia, wtopione w jej rami,
nadal ywe i oddychajce.
PRESSIA BAJKA
ZAPROWADZONO ICH DO MAEGO pokoiku z dwoma siennikami
na pododze. Straniczka zamkna za nimi drzwi na klucz. Partridge osun si
po cianie na posanie. Okaleczon do przyciska do piersi.
Pressia nie moga usi. W gowie jej dzwonio. Ma pozwoli wyj
- Uprowadzono mnie, a potem zmuszono do noszenia tego munduru wyjania. - Mylisz, e mi si to podoba?
Nie zabrzmiao to przekonujco, poniewa Pressii w istocie podoba si
ten mundur i Bradwell przypuszczalnie o tym wiedzia.
- Przestacie - odezwa si Partridge. - Bradwell ma racj, Pressio. Oni
zapdzili nas tutaj, ebymy siebie odnaleli. Kto wie, od jak dawna wiedz,
gdzie jestemy? Pytanie tylko, dlaczego wybrali akurat ciebie.
Pressia usiada obok niego.
- Nie mam pojcia - powiedziaa. - To bez sensu. Nie rozumiem tego.
- W tym, co mwia Nasza Dobra Matka, zaciekawia mnie jedna rzecz rzek Bradwell. Ukucn i przyjrza si Partridgeowi. - Ty co ukrywasz. Nie
jeste szczery.
- Co ukrywam? - rzuci! Partridge. - Powiedziaem wam wszystko. A
przed chwil zgodziem si, eby odcito mi palec. Moe by tak si ode mnie
odczepi?
Pressia przypomniaa sobie o naszyjniku z wisiorkiem. Sprawdzia
kieszenie i w jednej z nich namacaa twardy kontur abdzia, krawdzie jego
skrzyde. Czy zanim zemdlaa, zdya go tam schowa? A moe kto znalaz go
w jej zacinitej pici i woy jej do kieszeni? Poczua ulg, e wci ma ten
wisiorek. Wyja go i pooya na otwartej doni.
- Czy wy dwaj zostawilicie to dla mnie? Jako znak?
Partridge przytakn skinieniem gowy.
- Znalaza go.
Przypomniaa sobie, jak graa z Partridgeem w Pamitam, wymieniajc
si z nim wspomnieniami. Opowiedziaa mu o urodzinowym kucyku, a on
opowiedzia jej o bajce na dobranoc o zym krlu i abdziej onie. abdzia
ona - jak ten wisiorek z abdziem z niebieskim okiem. Pressia popatrzya na
Bradwella.
- Moe nie chodzi o to, e on co zataja. Tylko po prostu nie wie, co jest
wane.
- A co jest wane? - spyta Bradwell. - Ogromnie chciabym si tego
dowiedzie.
- O co chodzi z t abdzi on? - rzeka do Partridgea. - Opowiedz mi
t histori.
Partridge nie opowiada nikomu historii o abdziej onie, od kiedy po
Wybuchu sprbowa raz opowiedzie j swemu bratu Sedgeowi. Wtedy wci
pamita miech matki, lecz z czasem atmosfera w Kopule staa si tak jaowa i
monotonna, e mia wraenie, jakby zapachy, smaki, a nawet wspomnienia
pochona pustka w jego gowie. Wszystkie lady po matce, Aribelli Cording
Willux, powoli znikay. Wiedzia to. Ju zaledwie tydzie po Wybuchu
Partridge zacz zapomina dwik jej gosu. Teraz by pewien, e gdyby tylko
mg go usysze - choby jedn nut - wszystko natychmiast by do niego
powrcio.
- Opowiem wam t histori - rzek i zacz snu opowie, ktr przez lata
powtarza tylko sobie: - abdzia ona bya wczeniej abdzic, ktra
uratowaa modego mczyzn od utonicia, a on skrad jej skrzyda. By
modym ksiciem. Zym ksiciem.
Zmusi j, eby go polubia. A potem zosta zym krlem. Sdzi, e jest
dobry, ale si myli. By te dobry krl. Zy w innej krainie. abdzia ona nie
wiedziaa jeszcze o jego istnieniu. Daa zemu krlowi dwch synw. Jeden by
taki jak ojciec: silny i ambitny. Drugi by podobny do niej.
Partridge poczu niepokj i chocia by jeszcze osabiony, wsta i zacz
kry po pomieszczeniu, ledwie wiadomy tego, co robi. Dotyka zdrow rk
rnych rzeczy - uchwytu taczek, rowka i pkni w cementowej cianie. Potem
przystan i poprosi Pressi o naszyjnik. Trzyma go w doni, tak jak prosia go
o to matka, gdy opowiadaa mu t histori. Wyczuwa palcami ostre krawdzie
abdzich skrzyde. Mwi dalej:
- Zy krl woy skrzyda abdziej ony do wiadra i spuci je do
krlu i miaa z nim dziecko. Kto by tym dobrym krlem? Tego nie wiem. Ale
by potny i mia tajne informacje.
Pressia zerkna na Partridgea. Chopiec by sztywny i spity - ze strachu
czy z gniewu? Bradwell za wydawa si podekscytowany - a moe nawet
zaniepokojony - tym, co przed chwil usysza. Spojrza na Pressi, potem na
Partridgea, a potem znw na ni. Powinna wiedzie, o czym on myli. Ale nie
wiedziaa. Dlaczego jest taki rozgorczkowany?
- No dalej, Pressio - rzek Bradwell niemal bagalnie. - Nie jeste ju tylko
ma dziewczynk, wstydzc si gowy lalki. Ty ju rozumiesz. Ju wiesz.
- Ma dziewczynk? Mylaam, e nale do okrelonego rodzaju ludzi
czy moe raczej jestem dugiem, ktry musiae spaci. - Dotkna lalki. - Nie
potrzebuj, eby mi mwi, kim jestem.
Wypowiadajc te sowa, pomylaa, e moe jednak pod pewnymi
wzgldami cigle jest ma dziewczynk. Zaledwie kilka dni temu zamierzaa
spdzi cae ycie w szafce na zapleczu zakadu fryzjerskiego. Chciaa si
ukry, y w wiecie wycinkw z ilustrowanych czasopism i marzy o czasach
Przedtem i Kopule.
- Nigdy nie naleaa do okrelonego rodzaju ludzi ani nie bya dugiem.
Wysuchaj mnie.
- Lepiej trzymaj si tej historii - rzeka.
- Tak, powiedz nam, co naprawd o tym sdzisz - popar j Partridge.
- Dobrze - zgodzi si Bradwell. - Oto moja hipoteza. Mczyzna, z
ktrym twoja matka miaa dziecko, by wtajemniczony we wszystko, czym
zajmowali si Japoczycy, we wszystkie zagadnienia, ktre usiowali rozwiza.
Odporno na promieniowanie. Twoja matka dostarczaa mu informacji. W
peni akceptuj jej decyzj. Przypuszczam, i niektrzy z tych Japoczykw byli
naprawd uczciwymi ludmi. Moi rodzice rwnie stali po tej samej stronie
barykady. - Zamilk na moment. - Ledwie pamitam twarze rodzicw - wyzna.
Spojrza na Partridgea. - Dlaczego nie przeszede dalszego kodowania?
si swym jedynym synem, by si upewni, e jego ona nie yje? A moe to, i
przetrwaa, oznacza, e ona co wie, ma jak informacj, na ktrej mu zaley.
- Ty go nie znasz - zaoponowa Partridge, ale tak cicho, e zabrzmiao to
jak kapitulacja.
Bradwell wbi wzrok w podog i potrzsn gow.
- Spjrz, co nam tutaj zrobi. To my moemy go nienawidzi tak, jak ty
nie potrafisz.
Pressia popatrzya na pi z gow lalki - przypomnienie o dziecistwie,
ktrego nigdy naprawd nie miaa.
- Co to ma wsplnego ze mn? - spytaa.
Nie potrafia jasno myle. W gowie jej dudnio. Zdawaa sobie spraw,
e jej ycie lada moment si zmieni, ale nie wiedziaa jak. Gapia si na
plastikowe frdzle rzs lalki, na may otwr jej ust. Oblaa si rumiecem.
Kada z otaczajcych j osb co wie, tylko nie chce tego powiedzie. Czy ona
sama ju si tego nie dowiedziaa? Wszystko byo tutaj, w tej opowiastce na
dobranoc, ale nie potrafia tego dostrzec.
- Dlaczego OPR i Kopua chciay, ebym to ja odnalaza Partridgea?
Skd w ogle wiedzieli o moim istnieniu?
Partridge take wpatrzy si w podog. Czy on take ju si w tym
poapa? By moe jest bystrzejszy, ni sdzi Bradwell.
- Ty jeste t ma dziewczynk z bajki - powiedzia do niej Bradwell. Ty jeste dzieckiem dobrego krla.
Pressia spojrzaa przenikliwie na Partridgea.
- Ty i Partridge... - szepn Bradwell.
- Jeste moim przyrodnim bratem? - spytaa Partridgea. - Moja matka i
twoja matka...
- To ta sama osoba - dokoczy.
Pressia syszaa teraz tylko bicie swego serca. Jej matka to abdzia ona.
I by moe yje.
PRESSIA CZIP
PRESSIA POTRAFIA TERAZ MYLE wycznie o tym, co by
moe nigdy nie byo prawdziwe - o caym swoim dziecistwie zmylonym przez
jej dziadka. Czy on w ogle by jej dziadkiem? Olbrzymia mysz w biaych
rkawiczkach w Disneylandzie, kucyk na jej przyjciu urodzinowym, jazda w
wielkiej filiance, zota rybka na woskim wicie, kocielny lub rodzicw i
przyjcie weselne pod biaym namiotem. Czy cokolwiek z tego byo prawd?
Jednak pamitaa t rybk. To nie bya jedna z historyjek, ktre dziadek
wtoczy w jej pami. Nie. Zota rybka w plastikowej torebce, wygrana na
woskim wicie, naprawd istniaa. Istniay te akwarium, frdzel w notesiku i
perkoczca rura kaloryfera pod stoem. Ojciec naprawd otuli j paszczem,
naprawd siedziaa mu na ramionach i nurkowaa pod gaziami drzewa
obsypanymi kwitncym kwieciem. Wiedziaa, e to by jej ojciec. Ale czy ta
pachnca sodko kobieta, ktrej wosy czesaa szczotk, to jej matka? A moe
jej matk bya ta, ktra piewaa w przenonym magnetofonie piosenk o
dziewczynie na werandzie i chopcu, ktry chcia, eby z nim ucieka? Czy to
jest jej matka? Czy wanie dlatego to nagraa, e nie moga by przy crce?
Dlatego e musiaa wrci do swojej oficjalnej rodziny i prawowitego syna?
Kto musia sumiennie odtwarza Pressii t piosenk, nawet gdy ju si ni
znudzia. Jaka bezpodna kobieta, jak nazwa j Partridge w bajce o abdziej
onie.
Te rzeczy nie byy zmylone. To dziao si naprawd. W jej gowie wci
rozbrzmiewa piosenka o Ziemi Obiecanej, zawodzcej gitarze i o tym, e
chopiec chce potajemnie wywie dziewczyn swym samochodem.
Rozleg si zgrzyt klucza w zamku, drzwi si otworzyy i wesza ta sama
kobieta ze szczotk-dzid. Przyniosa alkohol w wielkiej butelce, stert starannie
zoonych gagankw, banda, inn skrzan opask, podobn do tej uytej do
zatamowania krwotoku z kikuta maego palca Partridgea, i jeszcze jaki
jej gow.
- Mocniej - rzuci Bradwell. - Musisz j unieruchomi.
Donie Partridgea objy gow dziewczyny jak imado. Bradwell
przycisn kolanem jej plecy. Potem znw poczua jego donie. Tym razem
mocno wcisn kciuk i pozostae palce w jej kark, a nastpnie noem ostrym jak
skalpel przeci w tym miejscu ciao.
Pressia wrzasna gosem, jakiego nigdy dotd u siebie nie syszaa. Miaa
wraenie, e bl jest zwierzciem, ktre ksaj od wewntrz. N sign
gbiej. Teraz nie moga ju krzycze, gdy stracia oddech. Odruchowo
usiowaa zrzuci Bradwella ze swoich plecw. Chocia czua, e zwierz blu
zaczyna bra nad ni gr i sprawia, i pod jego wpywem sama zaczyna
zmienia si w zwierz, wiedziaa, e nie wolno jej poruszy gow.
- Przesta - rzek Partridge.
Nie bya pewna, czy mwi do niej, czy do Bradwella. Czyby co poszo
le? Gdyby Bradwell popeni bd, mgby spowodowa parali caego jej
ciaa. Wszyscy troje zdawali sobie z tego spraw. Poczua, e z obu stron jej
szyi ciekaj strumyczki krwi. Oddychaa teraz szybko i urywanie. Widziaa, jak
krew spywa na podog i zaczyna tworzy ma ciemnoczerwon kau.
Przygotowaa si na kolejne ukszenie blu. Na wskro przenikno j gorco.
Wspomniaa
ar
Wybuchu,
napywajcy
niekoczcymi
si
falami.
z nim zgadza, czy nie - wie, e Bradwell zawsze jest szczery i e moe zaufa
jego sowom.
Dlatego zaskoczyo j to, co teraz powiedzia.
- Raz ci okamaem.
- Tak?
- Wtedy w krypcie - wyjani. - Znalazem j, kiedy byem maym
chopcem, jeszcze zanim natrafiem na sklep rzeniczy. Sypiaem tam w
czasach, gdy wszdzie naokoo ludzie umierali. Modliem si do witej Wi i
przeyem. Dlatego wci tam wracam.
- Jeste jednym z tych, ktrzy modl si o nadziej? - spytaa.
- Tak-przyzna.
- To nie byo wielkie kamstwo - orzeka Pressia.
- Nie, nie byo.
- Czy te modlitwy podziaay? Zyskae nadziej?
Mocno potar szczk.
- Od kiedy ci spotkaem, wydaje mi si, e mam w sobie wicej nadziei.
Poczua wzbierajc w piersi fal gorca, ale nie bya pewna, co mia na
myli. Czy chcia powiedzie, e jego nadzieja ma jaki zwizek z ni? Czy
teraz, kiedy ju przyzna si, e j okama, wyznawa, e j lubi? A moe
chodzio mu o co innego? O to, e pod jej wpywem ujrza sprawy w innym
wietle?
- Ale nie o to mnie poprosia - rzek. - Chciaa usysze moje
wspomnienie.
- Nie szkodzi.
- Czy teraz ju uniesz?
- Nie.
- A wic zgoda, jakie wspomnienie. Czy musi by szczliwe?
- Nie - odpara. - Wol prawd od szczcia.
- Dobrze. - Zastanawia si przez chwil. - Kiedy ciotka kazaa mi wyj z
zbyt wielu wspomnie, ktre mogyby sta si dla mnie pociech. Czuam si
samotna.
- Ale nie zrobia tego.
- Chciaam y. Uwiadomiam to sobie, gdy tylko zobaczyam krew.
Bradwell usiad i czubkiem palca dotkn blizny. Wpatrywa si w Pressi
tak, jakby chcia ogarn spojrzeniem ca jej twarz - oczy, policzki, usta. W
zwykych okolicznociach odwrciaby wzrok, lecz teraz nie potrafia.
- Ta blizna jest pikna - powiedzia.
Serce dziewczyny zatrzepotao. Przycisna do piersi gow lalki.
- Pikna? Przecie to blizna.
- Jest symbolem przetrwania.
Bradwell by jedynym znanym jej czowiekiem, ktry mg co takiego
powiedzie. Poczua, e zaparo jej dech. Zdoaa tylko wyszepta:
- Czy ty w ogle kiedykolwiek si boisz?
Nie miaa na myli wszystkich tych rzeczy, ktrych powinna si obawia
- jutrzejszego wyruszenia z powrotem do Martwych Ziem czy Pyw
wyaniajcych si z gruntu. Chodzio jej w tej chwili o nieustraszono
Bradwella nazywajcego blizn pikn. Gdyby zdobya si na odwag,
wyznaaby mu, i jest szczliwa, e przeya, gdy dziki temu moe by teraz
przy nim.
- Ja? - rzek Bradwell. - Boj si tak bardzo, e czuj si jak mj wuj
lecy pod samochodem z tokami wtopionymi w pier. Zbyt wiele odczuwam.
To jak bycie zatukiwanym na mier od rodka. Wiesz, o czym mwi?
Skina gow. Oboje na chwil zamilkli. Usyszeli, jak Partridge
mamrocze co przez sen.
- A wic... - rzeka Pressia.
- Wic co?
- Dlaczego mnie szukae, jeli nie z powodu mojego dziadka?
- Wiesz dlaczego.
jednej,
nie
dowiadczajc
jednoczenie
wszystkich
wczeniejszych. Ale mam wraenie, e ten motyl stanowi dla nich przeciwwag.
Nie potrafi tego wyjani. To jakby odzyskanie utraconego terenu.
- Wysiek, jaki woyam w ich tworzenie, teraz wydaje mi si strat
czasu. Nawet nie potrafi fruwa. Kiedy si je nakrci, tylko machaj
skrzydami i nic wicej.
- Moe po prostu dotychczas nie miay dokd polecie.
YDA MAE, NIEBIESKIE PUDEKO
ABY ZABI CZYM CZAS, yda wci od nowa splataa swoj mat,
lecz rezultat wci jej nie zadowala. Przy pracy nucia melodi Migocz,
migocz, maa gwiazdko.
Nikt jej nie odwiedza - ani matka, ani lekarze. Zjawiay si tylko
straniczki, przynosiy jej jedzenie na tacy i piguki.
Kiedy yda obudzia si nastpnego ranka po tym, jak rudowosa
wystukaa wiadomo na maej prostoktnej szybce w drzwiach swojej celi,
dziewczyny ju tam nie byo. Moe jednak naprawd bya obkana. Komu
innemu mogoby przyj do gowy, e jest wielu ludzi, ktrzy wierz, i uda im
si pokona Kopu?
Powiedz mu. Komu, Partridgeowi? Czy rudowosa sdzia, e yda
moe si z nim kontaktowa? A nawet gdyby moga, dlaczego miaaby mu to
powiedzie?
Tak, ta dziewczyna musi by szalona. Niektrzy tutaj s wariatami.
Ostatecznie przecie wanie dla takich osb stworzono ten orodek. yda jest
wyjtkiem potwierdzajcym regu.
Tamtego ranka w miejsce rudowosej pojawia si inna dziewczyna nowa i sparaliowana strachem. yda poczua ulg. Co miaaby odpowiedzie
rudowosej na jej wiadomo? Jeli zamierza w ogle kiedykolwiek std wyj,
nie moe nawizywa znajomoci z wariatkami, a zwaszcza ze zbuntowanymi
wariatkami. W Kopule nie dochodzi do adnych buntw. To jedna z zalet ycia
tutaj. W przeciwiestwie do czasw przed Wybuchem nie trzeba si ju obawia
tego rodzaju konfliktw.
ydy nie zaprowadzono ju wicej na terapi zajciow. Odebrano jej ten
przywilej wkrtce po tym, jak go przyznano. Pytaa straniczki, kiedy znw
otrzyma pozwolenie, lecz one nie wiedziay. Mogaby sprbowa wydoby od
nich wicej informacji, jednak to wydawao si ryzykowne. Byoby
przyznaniem si do niewiedzy, a yda chciaa sprawia wraenie dobrze
poinformowanej.
Dzi jednak przed por lunchu zjawiy si dwie straniczki i oznajmiy, e
odwiedzia to miejsce - gdy wycito jej migdaki oraz kiedy przechodzia lekk
gryp. Dziewczt z akademii nie poddawano kodowaniu z obawy przed
uszkodzeniem ich organw rozrodczych. Ten aspekt by waniejszy ni
udoskonalenie ich umysw lub cia. yda miaa obecnie minimalne szanse
uzyskania
zgody
na
urodzenie
dzieci.
Dziewczyny
nieco
starsze
- Dokd?
- Poza Kopu. Na drug stron.
- Poza Kopu? - powtrzya osupiaa.
To byo rwnoznaczne z wyrokiem mierci. Nie bdzie w stanie tam
oddycha. I natychmiast dopadn j nieszcznicy. Zgwac j, a potem zabij.
Na zewntrz Kopuy drzewa maj oczy i zby. Ziemia pochania dziewczta,
ktre zachoway choby resztki ludzkiego ksztatu. S przywizywane do pali i
pieczone ywcem, a potem poerane. I wanie tam miaa si uda. Na zewntrz.
- Oddzia Specjalny zaprowadzi ci w pewne okrelone miejsce na
zewntrz Kopuy i zwabisz mojego syna z powrotem do nas.
- Jest pan pewien, e on yje?
- Tak, a przynajmniej y jeszcze kilka godzin temu i nic nie wskazuje na
to, by od tego czasu co si zmienio.
yda poczua ulg. Moe rzeczywicie uda si jej sprowadzi Partridgea
z powrotem. Moe Willux nawet zgodzi si na ich lub. Oczywicie, to byy
tylko mrzonki. Co si z ni stanie, kiedy odkryj, e Partridge wcale jej nie
kocha? Ze by dla niej jedynie uprzejmy, po tym jak pomoga mu ukra n?
Willux klasn w donie i zawoa do jakiego niewidocznego asystenta:
- Wcz fragment sto dwudziesty sidmy: Partridge. - Odwrci si do
ydy. - Sama zobaczysz.
Monitor komputera oy z trzaskiem i na ekranie ukaza si Partridge. By
brudny, zmczony i posiniaczony, ale ywy. yda zobaczya jego jasnoszare
oczy i mocne, biae, odrobin nierwne zby. Ogldaa go oczami jakiej innej
osoby... dziewczyny. Przez moment widziaa jej ciao, gdy tamta zerkna w d,
a potem znw spojrzaa na Partridgea.
Partridge szepn do tej dziewczyny: Nie wiedziaem o tym.
Dowiedziaem si dopiero teraz, tak jak ty. Nie ukrywabym przed tob czego
takiego.
Czego? - zastanowia si yda. Byo oczywiste, e on dobrze zna t
si zwyczajnie, jak wszyscy, eby nie wzbudzi niczyich podejrze. Sam tak
powiedzia. To znaczy, e tylko udawali zwykych ludzi. W rzeczywistoci byli
wyrnieni, odmienni od wszystkich innych. To byo niczym wyznanie, ich
wsplny sekret.
- Dlaczego si umiechasz? - spyta Willux.
- To dobra wiadomo. Paski syn yje.
Obrzuci j taksujcym spojrzeniem, a potem wzi z biurka niebieskie
pudeko i poda jej.
- Dostarczysz to pewnej dziewczynie, jest oficerem OPR - powiedzia.
Rka znw mu draa. - Mielimy nadziej, e bdzie z nami wsppracowaa,
ale ju przyczynia si do mierci jednego z naszych tajnych agentw. - Willux
wzi gboki wdech i westchn. - Obserwuj j od wielu lat. Liczyem, e
stanie si dla kogo kuszc przynt i pewnego dnia sprowadzi go do nas. Lecz
okazaa si bezuyteczna.
Kuszc przynt, aby Willux mg zwabi w puapk kogo spoza
Kopuy? Kogo? - zastanowia si yda, lecz zadaa prostsze i mniej ryzykowne
pytanie:
- Czy mog si dowiedzie, co jest w tym pudeku?
- Oczywicie - odrzek i teraz zauwaya rwnie lekkie drenie jego
gowy. - Zajrzyj do rodka. Nie sdz, by wiele ci to powiedziao, ale ta oficer,
Pressia Belze, zrozumie wiadomo, ktr jej wysyamy. To moe pomc
przekona j, by ponownie rozwaya, komu winna jest lojalno. Moesz jej
powtrzy, e tylko to zostao.
Zostao z czego? - pomylaa yda, ale nie zapytaa o to.
W gruncie rzeczy nie miaa ochoty otwiera tego pudeka, lecz musiaa
si dowiedzie, co w nim jest. Podniosa pokrywk; w rodku zaszelecia
bladoniebieska bibuka. Rozchylia j i zobaczya may wiatraczek z zepsutym
silniczkiem i nieruchomymi plastikowymi opatkami.
PARTRIDGE SZNURKI
WYRUSZYLI PRZED WITEM. Obecnie wci jeszcze by wczesny
ranek, a przeszli ju kawa drogi. Eskortowao ich sze potnie zbudowanych
kobiet. Wikszo ich dzieci spaa i Partridge przypuszcza, e s przez to
jeszcze cisze. Jedna z kobiet z dzieckiem wronitym w biodro
podtrzymywaa jego gwk, przyciskajc j do piersi jedn rk, podczas gdy
w drugiej trzymaa n rzenicki.
Szli w milczeniu, mijajc rzdy zburzonych domw; niektre byy
wypalone a do fundamentw, a z kilku pozostay jedynie zwglone szkielety.
Gdzieniegdzie zachoway si resztki ceglanych cian. Bywao, e w miejscu
domu, ktry przesta istnie, znajdowa si - niczym sceneria jakiej
niepokojcej gry - salon z zastyg kruch i poczernia pian ganicy,
poamanym szkieletem krzesa lub pok czaszk zlewu zbyt zniszczonego,
by mia jakkolwiek warto.
Partridge nie potrafi zebra myli. Przetrzsa zakamarki pamici,
usiujc odnale wspomnienia ktni rodzicw, gwatownych spi, wzajemnej
wrogoci, wybuchw gniewu. Nie byli szczliwym maestwem - ale przecie
ojciec wiedzia, e matka ma dziecko z innym mczyzn. Musia o tym
wiedzie. Zna miejsce pobytu Pressii i chcia, aby poznaa jego syna. Dlaczego?
Czy by to z jego strony przejaw ironii? Czy chcia zadrwi ze swojej
ony, wykorzystujc do tego obydwoje jej dzieci, ktre zdoay przey
eksplozje? Czy istnieje choby nike prawdopodobiestwo, e ojciec chcia si z
ni spotka, poniewa j kocha, pragnie jej powrotu i zamierza oznajmi, e jej
przebaczy? Partridge wiedzia, e to tylko jego dziecinne marzenie o dwojgu
kochajcych si rodzicach, tworzcych szczliwy dom. Lecz nic nie mg na to
poradzi. Ojciec niewtpliwie kiedy naprawd kocha matk i jej wspomnienie
nadal go drczy. Partridge dostrzeg to wjego twarzy.
Mijali kolejne centra handlowe, spustoszone i ogoocone, oraz wizienia.
od
jaskrawoczerwonych
oparze-lin.
Przyglda
si
uwanie
Partridgeowi.
- To Tyndal - powiedziaa. - On nie mwi.
Partridge wpatrzy si w chopca, a potem przenis spojrzenie z
powrotem na kobiet.
- Pani Fareling?
- Mylaam, e go rozpoznasz, poniewa on... no... nie dors.
Partridge poczu si niepewnie. Tyndal wci by maym chopcem niemym i na zawsze wronitym w matk.
- Przykro mi - powiedzia.
- Nie musi ci by przykro - rzeka pani Fareling. - Twoja matka wydostaa
mnie z orodka rehabilitacji. Nie wiem, jak tego dokonaa. Przypuszczam, e
pocigna za odpowiednie sznurki i daa komu apwk. W kadym razie
zwolniono mnie i gdy zaczy si eksplozje, byam ju w domu z Tyndalem.
- Wic to jest Tyndal - wyszepta Partridge, wpatrujc si w twarz
chopca, jakby wci jeszcze usiowa go rozpozna.
Chopczyk zaprezentowa seri krtkich i dugich kiwni gow; by
moe by to rodzaj kodu.
- yczy ci powodzenia - przetumaczya pani Fareling.
- Dzikuj - odrzek Partridge.
podbrdku.
Stranik pojecha wraz z yd ciemnymi tunelami.
Dziewczyna siedziaa w fotelu, trzymajc na kolanach mae, niebieskie
pudeko, i przygldaa si, jak za oknami przemykaj czarne ciany. Stranik
sta pewnie, na szeroko rozstawionych nogach, przenoszc ciar swego
zwalistego ciaa z jednej na drug, gdy pocig mija rozjazdy torw.
Niewtpliwie wiedzia, e yda ma zosta wyprowadzona na zewntrz
Kopuy, ale nie bya pewna, czy zna powd.
- Czy dostan kombinezon chronicy przed skaeniami? - spytaa.
- Nie-odpar.
- A mask?
- Zeby zakrya tak adn buzi?
- Czy wczeniej eskortowae ju kogo poza Kopu?
- Dziewczyn? Nigdy.
Zatem wyprowadza na zewntrz chopcw? Nie wiedziaa, czy moe mu
wierzy. Nigdy nie syszaa, by ktokolwiek przed Part-ridgeem opuci Kopu.
Dlaczego miano by wysya na zewntrz chopcw? Nikt nigdy nie wspomina o
czym takim.
- A ktrych chopcw? - spytaa. - Kogo?
- Tych, po ktrych potem wszelki such zagin - odpowiedzia.
- A syna Elleryego Willuksa?
- Ktrego syna?
- Oczywicie Partridgea - wyjania z lekkim zniecierpliwieniem. - On
nie wyszed tdy, prawda?
Stranik si rozemia.
- Nie by przygotowany do wyjcia na zewntrz. Wtpi, czy zdoa
przey. - Powiedzia to takim tonem, jakby mia nadziej, e Partridge zgin.
Jakby jego mier miaa czego dowie.
Pocig zwolni i si zatrzyma. Drzwi si rozsuny, ukazujc dugi
pudeko na pododze, cigna z gowy bia chust, zakrya ni sobie nos i usta
i zawizaa koce z tyu gowy.
Podniosa pudeko i chwycia je mocno w obie donie.
- Otwiera - rzucia.
I ujrzaa przed sob ziemi omiatan podmuchami wiatru - i niebo, po
ktrym przelatywa prawdziwy ptak.
PARTRIDGE MAE KLATKI PIERSIOWE
PARTRIDGEA NIEPOKOIA panujca wokoo cisza. Nie podobao
mu si, e wiatr zamar, ani to, e Pressia wci powtarzaa: Co jest nie w
porzdku, ani to, e jej sowa denerwoway Bradwella.
- Sdzisz, e nasza podr wypada akurat w czasie jakiej odbywajcej
si gdzie indziej szalonej uczty? - zapyta go.
- Jasne, Partridge, moe Pyy s teraz zajte poeraniem caego autobusu
uczniakw - szydzi Bradwell. - Czy to nie byoby wspaniale?
- Wiesz, e nie to miaem na myli - zaprotestowa Partridge.
Grunt pod ich stopami zrobi si bardziej mikki. Nagle Partridge
zobaczy jakie mae popielate zwierztko, troch mniejsze od myszy. Lecz to
nie bya mysz - nie miaa futra. Stworzenie pokrywa zwglony piasek; miao
odsonite ebra, jakby byo pozbawione skry. Przez chwil przemykao po
ziemi, a potem znikno pod ni.
- Co to byo? - rzuci Partridge.
- Co takiego? - spytaa Pressia.
- Przed chwil przebiego tu stworzenie podobne do myszy albo kreta. Partridge popatrzy w dal ku niewyranej linii, gdzie naga ziemia przechodzia
w podszycie cignce si a do podna odlegych wzgrz. Ujrza tam jaki
ruch. Lecz nie byy to kret ani mysz, tylko rojce si kbowisko,
przypominajce narastajc fal. - Myl, e jest ich wicej.
I wtedy nad ziemi wyrs niewielki kb, wysokoci mniej wicej
Usta miaa zakryte szarf, a wiatr rozwiewa jej wosy. W zdrowej rce
trzymaa n, a pici z gow lalki gotowa bya zadawa ciosy. Partridge
uwiadomi sobie, e to jego modsza siostra. Ta myl uderzya go z tak si, e
na moment poczu si oszoomiony. Jego modsza siostra!
- Zosta tutaj! - rozkaza.
Lecz nic nie mogo jej powstrzyma. Gdy tylko Partridge puci si
biegiem, popdzia za nim. Doskoczyli do Bradwella i zaczli noami i hakami
rba przygniatajce go stwory. Partridge by silny i szybki. Najwidoczniej
kodowanie coraz bardziej oddziaywao na jego organizm. Mia jednak
przeciwko sobie zbyt wiele Pyw, by mc im sprosta. Bradwell zatoczy si do
przodu, a potem straci rwnowag. Warstwa ziemi zasypaa mu nogi i
unieruchomia go. Wykrca tuw, rzucajc si jak ryba na haczyku, lecz nie
zdoa si oswobodzi.
Teraz Pyy rzuciy si z pazurami i ostrymi zbami take na Partridgea i
Pressi. Na koszulach obojga niemal natychmiast pojawiy si plamy krwi.
Chopiec widzia, jak stwory wskoczyy Bradwello-wi na plecy i zaatakoway
ptaki pod koszul.
Bradwell zawoa do Partridgea i Pressii:
- Nie! Wracajcie!
Lecz oni wci walczyli. Kopali, mcili piciami i chlastali noami
Pyy, spychajc je z Bradwella.
Po chwili zalaa ich kolejna fala tych stworze, sigajca im do piersi. A
za ni wznosiy si nastpne zway napastnikw o rogatych bach i kolczastych
grzbietach. Partridge by pewien, e to koniec. Ju nigdy nie odnajdzie matki.
Ale Pressia zawoaa, przekrzykujc przenikliwy pisk Pyw:
- On nadjeda! Sysz go!
- Kto? - zapyta Bradwell.
Samochd - cudowny czarny samochd - pru naprzd, prze-orujc si
przez zway Pyw. Pryskay miadone ebra, ky, byszczce oczy Wz
kurczowo
uchwyci
si
fotela.
Kopule
przywyk
do
spyta El Capitan.
Partridge uchwyci si oparcia siedzenia przed sob i pochyli si naprzd.
- Co wiesz o mojej matce?
I wtedy, nie wiadomo skd, na plecach kierowcy pojawia si nagle czyja
gowa z drobn blad twarz poznaczon bliznami. Ten kto rozwar ma,
ciemn jam ust i powiedzia:
- Matce.
- O rany! - wrzasn Partridge i rzuci si wstecz, uderzajc plecami w
oparcie swego fotela.
Szofer wybuchn miechem i tak gwatownie skrci kierownic, e
Partridge waln gow w boczn szyb.
- A to jest Helmud - rzeka Pressia. - Jego brat.
Pyy nie tylko poksay i podrapay Bradwella, lecz take rozerway jeden
z dwch szww z tyu jego koszuli. Przez rozdarcie Partridge dostrzeg jednego
z ptakw wtopionych w plecy Bradwella - trzepoczce szare skrzyda, nieco
poplamione krwi. Wygldao na to, e s tam tylko trzy ptaki. Partridge
spodziewa si ich wicej, sdzc po ich kotowaniu si pod koszul. Dwa bez
przerwy roiy si nerwowo. Najspokojniejszy - ten, ktrego Partridge wyranie
widzia - mia czerwony dzib wbity w minie Bradwella i w jego skr
pokryt dawnymi oparzelinami. Pierze przy dziobie mia skotunione. Jego
byszczce, czarne oczy byy ledwie widoczne na tle czarnych pir. Przez
chwil Partridge mia wraenie, e ptak przyglda mu si zaskoczony tymi
nieruchomymi bystrymi oczami, jakby chcia o co zapyta. Wyglda na
sabego i chorego.
- Jeden z ptakw jest ranny - powiedzia Partridge z ustami penymi
popiou.
- Twoja matka bdzie miaa lekarstwa - rzek z przekonaniem El Capitan.
- Ludzie z Kopuy chcieli, ebymy je zabezpieczyli, jeli j odnajdziemy.
Zao si, e ona ma co, co wyleczy twoje rany - zwrci si do Bradwella.
eskortowa!
Omal si nie rozpakaa, ale zdoaa si opanowa. Pozwolia, by jej pi
zelizgna si w d drzwi.
Odwrcia si i zauwaya koleiny wyobione przez koa. lady uryway
si przed Kopu i teraz dostrzega wielki prostoktny zarys czego, co mogo
by wrotami do rampy, o ktrej wspomnia stranik. Moe nie powinien by jej
o tym mwi. Teraz ju wiedziaa, e Kopua nie jest cakowicie odcita i
utrzymuje czno ze wiatem zewntrznym. To kcio si ze wszystkim,
czego j uczono. Nie powinni byli pozwoli, eby dowiedziaa si o rampie.
Lecz by moe stranik zdawa sobie spraw, e nie ma znaczenia, czego ona
si dowie, poniewa ju nigdy nie wrci do Ko-puy.
Cofna si o kilka krokw i polizgna si na piasku. Przywyka do
wyoonych kafelkami korytarzy akademii dla dziewczt, do kamiennych
chodnikw wytyczonych przez dar, ktre nie poruszay si pod jej stopami, do
szorstkich gumowych wykadzin podogowych w orodku rehabilitacji.
Schodzia teraz w d zbocza, wic si rzeczy przyspieszya kroku.
Uwiadomia sobie, e naprawd jest tutaj sama pod tym prawdziwym socem,
pod zwaami chmur, ktre jak okiem sign zasnuway niebo, pod bezkresem
wszechwiata - i pucia si biegiem. W akademii dziewczta nie miay adnych
zespow sportowych, chocia kadego ranka w sali gimnastycznej odbyway
godzinne zajcia z rytmiki, ubrane w obcise jednoczciowe trykoty z kus
pasiast gr, zapinan z przodu na zamek byskawiczny. yda nie cierpiaa
tych trykotw i lekcji rytmiki. Kiedy ostatni raz pdzia tak jak teraz? Bya
dobr biegaczk; mocne nogi niosy j szybko.
Biega przez jaki czas w kierunku lasu. Nagle usyszaa elektryczne
brzczenie i niskie dudnienie. Dobiegao od skarowacia-ych drzew, ale nie
potrafia si zorientowa, z jakiego kierunku. Przystana, lecz miaa wraenie,
jakby nadal si poruszaa. Tupot jej stp zastpio omotanie serca. Zlustrowaa
wzrokiem las i po chwili dostrzega wielk, byszczc posta, poruszajc si
powiedzie: zakadniczk?
- Oczywicie - potwierdzi, a potem odwrci si do niej tyem i
przykucn. - Zanios ci. Tak bdzie szybciej.
Zawahaa si.
- Poniesiesz mnie na barana? - spytaa. Zaskoczyo j, e pamitaa to
okrelenie. Nie uywaa go od wiekw.
Nie odpowiedzia, tylko czeka bez ruchu. Rozejrzaa si. Nie miaa
wyboru.
- Dano mi to pudeko - oznajmia. - Mam je komu dostarczy.
Wycign rk i wzi je od niej.
- Zaopiekuj si nim.
Wahaa si jeszcze przez chwil, a potem wdrapaa mu si na plecy.
Obja go za szyj i splota donie.
- Jestem gotowa.
Pogna midzy drzewami, oddalajc si od miasta. Bieg rwnym
szybkim krokiem, niemal bezszelestnie. Nawet gdy przeskakiwa przez wysokie
zarola, ldowa cicho, bez haasu. Czasami zatrzymywa si nagle i kry si za
kp drzew. yda usyszaa przenikliwe ujadanie zabkanego bezdomnego psa i
czyj piew. piew! Zaskoczyo j, e tutaj, na zewntrz Kopuy, ludzie nadal
piewaj.
Stwr rwa naprzd. yda oddychaa z trudem zimnym powietrzem, gdy
szarfa zakrywaa jej nos i usta. W uszach wista wiatr. Czy tak wygldaa
dawniej jazda konna - wiatr, umykajce w ty drzewa i szalony pd? Siedziaa
na plecach onierza jak mae dziecko, obejmujc go rkami za szyj i oplatajc
nogami jego tuw. Ale w istocie on nie by onierzem - i w ogle nie do koca
czowiekiem. A ona nie bya dzieckiem, tylko czym w rodzaju ofiary.
Znw ze wszystkich stron usyszaa elektryczne brzczenie. Stwr
przystan, unis rk do ust i wyda jaki zew, ktrego yda jednak nie
usyszaa; by moe ten dwik mieci si w rejestrze nieuchwytnym dla
PRESSIA WIATO
PRESSIA CZUA SI ZAGUBIONA. Wok samochodu wiroway
tumany pyu, a przed nimi na wschodzie rozciga si nagi jaowy obszar
dawnego parku narodowego. To bya ich ostatnia szansa, ale by moe ten trop
zaprowadzi ich donikd.
- Moglibymy dawa sygnay dymne - zaproponowaa.
Bradwell obrzuci j przenikliwym spojrzeniem.
- Racja - przytakn, jakby sam te myla o czym podobnym. Wprawdzie zauwaono by je rwnie z Kopuy, ale mogyby okaza si
skuteczne.
- Powtrz jeszcze raz cay tekst z kartki urodzinowej - zwrcia si do
Partridgea. - El Capitan jeszcze go nie sysza.
- To bezcelowe - rzek chopiec. - Tutaj niczego nie ma. Dalej na wschd
jest tylko wzgrze, a za nim znw cignie si martwy pusty bezkres. Po co tu
przyjechalimy? Tylko naraamy ycie.
- Powtrz ten tekst - rzuci Bradwell.
Partridge westchn.
- Zawsze zmierzaj ku wiatu. Podaj za swoj dusz. Ona moe mie
skrzyda. Jeste moj gwiazd przewodnijak ta, ktra wzesza na wschodzie i
prowadzia trzech krlw. Szczliwych dziewitych urodzin, Partdgeu!
Kocham Ci, Mama. Bla, bla, bla!
J
- Zawsze zmierzaj ku wiatu - powtrzy z namysem El Capitan.
- wiatu - szepn Helmud.
- Nic z tego nie rozumiem - owiadczy El Capitan.
- Nie rozumiem - powiedzia Helmud.
Pressia rozpia naszyjnik i ostry bl przeszy jej kark. Pooya wisiorek
na doni i przyjrzaa si niebieskiemu drogiemu kamieniowi. Podniosa klejnot
ona?
Jeli to dzieo jej matki, w takim razie to pierwsza rzecz, jakiej Pressia
naprawd si o niej dowiedziaa - osobicie, a nie z opowieci, zdj czy
mglistych wspomnie. Jej matka jest biaym wiatekiem migoczcym pord
drzew.
- Aribella Cording Willux - powiedzia znowu Bradwell, podobnie jak
poprzednio z lekkim zdziwieniem i podziwem.
- Mog spojrze? - poprosi Partridge.
Podaa mu wisiorek. Chopiec przesun si na rodek tylnego siedzenia,
pochyli gow, zmruy oko i popatrzy przez klejnot.
- Widz tylko mtn niebiesk mgiek - owiadczy.
- Popatrz uwaniej - powiedziaa Pressia.
Nie oszalaa. Widziaa to wiato. Byo tam i migotao.
A potem on te je zobaczy. Wiedziaa, e tak bdzie.
- Czekajcie - rzek. - Ono jest prosto przed nami.
- Wobec tego kiedy podjedziemy bliej, stracimy je z oczu - powiedzia
Bradwell. - Bdziemy musieli znale jaki punkt orientacyjny, by nie zgubi
tropu.
- Dotarlimy ju tak daleko - rzeki Partridge.
- Moe dopisze nam szczcie - dorzuci El Capitan.
Helmud mia tpo otwarte usta, ale wci nerwowo gmera palcami przy
karku swego brata. Co w jego wzroku kazao si Pressii zastanowi, czy nie
jest bystrzejszy, ni na to wyglda.
- Szczcie - powiedzia.
PRESSIA RJ
EL CAPITAN ZAPARKOWA samochd pord pnczy u stp
wzgrza, a nastpnie zamaskowa go najlepiej, jak potrafi, wyrwanymi z ziemi
kpami rolin, korzeniami i zielskiem. Pouczy pozostaych, jakich rolin maj
nie dotyka:
- Te z kolcami na kocach trjpalczastych lici s rce. Pokrywa je
cienka warstwa kwasu powodujcego powstawanie pcherzy na skrze. Wskaza skupisko biaych rozkwitajcych grzybw. - Tamte roznosz infekcje.
Jeli si na nie nadepnie, pkaj i rozsiewaj zarodniki. - Powiedzia te, e
jedna z grup rolin ma czciowo cechy zwierzce. - To krgowce - wyjani. Ich jagody zwabiaj rozmaite niewielkie stworzenia, a wtedy te roliny dusz je
i poeraj.
El Capitan prowadzi ich, omijajc najbardziej trujce roliny. Partridge
szed jako drugi, a za nim podaa Pressia.
Bradwell upar si, by zamyka pochd, eby trzyma tyln stra, jak
powiedzia. Jednak Pressia przypuszczaa, e niepokoi si o ni. Przypomniaa
sobie dotyk jego doni na szyi, zanim wyci jej czip, i to, jak delikatnie musn
palcem blizn na jej nadgarstku. A take jego oczy ze zocistymi plamkami.
Skd si wziy te plamki? Wygldao na to, e pojawiy si nagle. Mona
znale
pikno, jeli wystarczajco mocno si go szuka. Co jaki czas
nachodzio j wspomnienie tego, jak na ni patrzy, ogarniajc spojrzeniem ca
jej twarz. Myl o tym budzia w niej niepokj podobny do tego, gdy ukrywamy
jaki sekret, majc nadziej, e nikt go nigdy nie odkryje.
Wdrapywali si z trudem na zbocze wzgrza. Przedzierali si przez
kolczaste jeyny i cierniste pncza, starajc si trzyma kierunku, w ktrym
znajdowao si biae wiato. Pressia sza chwiejnie i niepewnie; czua si, jakby
miaa nogi nowo narodzonego rebaka. Gdzieniegdzie nieoczekiwanie natrafiali
na warstwy lunego wiru grocego osuniciem. Gdy po nim przechodzili,
syszaa pod stopami cichy chrzst ocierajcych si o siebie kamykw. El
Capitan sapa, a Helmud na jego plecach niekiedy cicho mlaska i mamrota.
Kade z nich czworga od czasu do czasu potykao si i tracio rwnowag. Wia
zimny porywisty wiatr, co otrzewiao Pressi i pomagao jej zachowa
Capitana, ktry zwali si ciko na plecy, wskutek czego gwny impet upadku
przyj na siebie Helmud. Stwr wyrwa El Capi-tanowi karabin z rki.
Pojawi si nastpny; jego sylwetk czciowo skrywaa wydta biaa
tkanina. Jednak po chwili Partridge zorientowa si, e to materia
jednoczciowego kombinezonu i e ta drobna posta z ogolon gow i twarz
zasonit bia szarf to kobieta. onierz - jeli tak go mona nazwa - trzyma
j, obejmujc mocno w pasie. cign jej z twarzy szarf.
To bya yda; Partridge ujrza jej delikatne koci policzkowe, gadk
twarz, teraz ubrudzon popioem, cudownie bkitne oczy, may nosek.
- Skd si tu wzia? - zapyta oszoomiony, lecz zna odpowied,
przynajmniej czciowo.
Dziewczyna bya zakadniczk, a sprowadzono j tutaj, aby zmusi go do
podjcia decyzji. Ale jakiej decyzji?
- Partridge - wyszeptaa.
Spostrzeg, e ciska w doniach mae niebieskie pudeko. Przemkno mu
przez gow, e przebya ca t drog, aby da mu co,
0czym zapomniaa wczeniej przed wieczorkiem tanecznym - moe
kwiatek do butonierki? Wiedzia, e to absurdalna myl, jednak nie potrafi si
jej pozby.
yda uniosa pudeeczko.
- To dla dziewczyny, ktra nazywa si Pressia Belze - wyjania
ipopatrzya na stojc przed ni grupk.
Pressia wystpia naprzd i podesza do ydy, lecz najwyraniej nie
chciaa wzi od niej pudeka.
yda take si zawahaa. Spytaa:
- Czy to ty jeste abdzic?
- Co powiedziaa? - rzuci szybko Partridge.
- Kto tutaj jest abdziem? - zapytaa yda.
- Czy kto wspomnia ci co o abdziu? - naciska chopiec.
onierzy tam na grze. Zmienili go w... Nie wiem, czy to w ogle jeszcze
naprawd on. Nie wiem, co zrobili z jego dusz. Nie moemy...
- Tdy - powtrzy gdzie przed nimi mski gos, niski i stanowczy. Jestemy tutaj.
Partridge chcia wzi Pressi za rk, lecz natrafi na pi z gow lalki.
Spodziewaa si, e si cofnie, ale tego nie zrobi. Uj gow lalki, jakby to bya
do Pressii, i obejrza si na dziewczyn.
- Jeste gotowa?
PARTRIDGE POD ZIEMI
KLEPISKO PODOGI ZASTPIY w tunelu brunatne kafle z czarn
fug. Wilgotne powietrze pachniao stchlizn. Na kocu korytarza wiecio
kilka lamp, a wok nich jak my fruway mechaniczne cykady, klekoczc
metalowymi skrzydami. Partridge trzyma swoj siostr za pi z gow lalki.
Ta lalka bya czci niej. Wyczuwa pod spodem ludzkie ciepo prawdziwej
ywej doni. Ogarna go fala opiekuczych uczu. Odtd sprawy mog
potoczy si le. Wiedzia, e nie powinien si tak troszczy o Pressi; bya
twardsza od niego. Nie potrafi sobie nawet wyobrazi, przez co w yciu
przesza. Gdzie tutaj jest ich matka. Ale czy okae si taka, jak pamita?
Niemal wszystko, co o niej sdzi - nawet jej mier - okazao si nieprawdziwe.
Jednake pozostawia wszystkie te lady, aby doprowadziy ich do niej, co
wydawao si przejawem szczerych macierzyskich uczu.
Mczyzna na kocu korytarza mia zgarbione ramiona i kanciast twarz.
- Jeste Czystym? - zapyta go odruchowo Partridge.
- Nie jestem Czystym, ale nie jestem te nieszcznikiem - odpar. Przetrwaem tutaj. Nazwabym siebie Amerykaninem, ale to okrelenie ju nic
nie znaczy. Moecie mi mwi Caruso - zaproponowa, po czym spyta ich, czy
chc spotka si ze swoj matk.
- Wanie po to przebyem ca t drog - owiadczy Partridge.
- Musz ci uprzedzi, e Aribella nie jest taka jak dawniej. Ale przeya
dla ciebie. Pamitaj o tym.
Partridge nie by pewien, jak ma to rozumie. Popatrzy na Pressi.
- Dobrze si czujesz? - spyta.
Skina gow.
- A ty?
By przeraony. Mia wraenie, e stoi na skraju przepaci. Nie czu si
jak kto, kto znowu stanie si synem i odzyska cz swego dawnego ycia. Nie.
To wygldao na pocztek czego nieznanego i gronego.
- Ja te. Nic mi nie jest - odrzek, majc nadziej, e to prawda.
Caruso nacisn guzik i drzwi zoyy si na jedn stron.
PRESSIA CHMURY
POD PEWNYMI WZGLDAMI ten pokj przywodzi Pressii na myl
domowe obrazki z ilustrowanych magazynw Bradwella. By tu fotel z
wyszywanym wzorem w ptaszki, puszysty weniany dywan, niewielka lampa
stojca i kotary. Lecz te kotary nie zasaniay okna; znajdowali si przecie pod
ziemi. Za nimi musiaa by po prostu ciana.
Zarazem jednak ten widok wcale nie przypomina sielskiej domowej
scenki, poniewa sta tu te dugi metalowy st peen urzdze sucych do
nawizywania cznoci - radioodbiornikw, komputerw, starych serwerw,
monitorw. Wszystkie byy wyczone.
Miejsce przy przeciwlegej cianie zajmowa najbardziej niezwyky sprzt
w tym pokoju - smuka metalowa kapsua ze szklanym kopakiem, mglicie
kojarzca si z wod. Pressia przypomniaa sobie, e dziadek opowiada jej o
odziach ze szklanym dnem - puapkach na turystw, jak je nazywa.
Urzdzano nimi rejsy po moczarach Florydy i mona z nich byo obserwowa
krokodyle wylegujce si licznie na brzegach. Dziwnie byo myle teraz o
Florydzie. Rzekomo wanie stamtd wracaa do domu, kiedy dziadek spotka
A Ellery, ojciec Partridgea, chcia, abym pojechaa tam przekona si, czy
Imanaka
poczyni
jakie
postpy
zakresie
odwracania
skutkw
Miae zaledwie osiem lat i znisby tylko jedn ograniczon seri podawania
preparatu.
- I wybraa odporno na kodowanie.
- Pragnam, aby pozosta sob. Aby zachowa prawo do powiedzenia
nie, do stanicia w obronie tego, co suszne. Chciaam, by twj charakter
pozosta nietknity.
- Aja? - zapytaa Pressia.
Aribella wzia dugi, drcy wdech.
- Ty bya o ptora roku modsza i drobna na swj wiek. Podanie ci tego
preparatu byoby zbyt ryzykowne. Przebywaa w Japonii pod opiek twojego
ojca i jego siostry. Nie mogam tak po prostu wrci do domu z niemowlciem.
Wysano by mnie do orodka rehabilitacji i tam bym zgina. Odkryam, e mj
m planuje totaln zagad wiata, i kiedy pojam, i ta katastrofa jest ju
bliska, posaam po ciebie. Musiaam powiedzie o tobie mowi. Nie miaam
wyboru. Wpad we wcieko. Ale byo w tym te co wicej. Nie mog teraz
wyjania tego wszystkiego - spraw dotyczcych przeszoci. Mrocznych spraw,
o ktrych si dowiedziaam, mimo i chcia je przede mn ukry. Nie mogabym
mieszka w Kopule. Miaam plan odebrania mu obydwu synw. Zorientowaam
si, e Willux dziaa szybko; jego umys by taki rozgorczkowany!
Wiedziaam, e posiad olbrzymi wadz i niezwocznie podj decyzje,
niczego nie przeoczy. Musiaam sprowadzi Pressi do siebie i umieci j
bezpiecznie tutaj w bunkrze. Wystpiy, niestety, opnienia, problemy z
paszportami. Twoja ciotka, Pres-sio, miaa przywie ci samolotem. Do
terminu Wybuchu wci pozostawao jeszcze kilka tygodni.
Nagle tamtego dnia twj ojciec, Partridgeu, zadzwoni do mnie.
Powiedzia, e to ju dzi, wczeniej, ni planowano. Chcia, ebym wesza do
Kopuy, baga mnie. Wiedziaam, e mwi prawd. Ju od jakiego czasu
mona byo zaobserwowa zwikszony ruch na drogach. Ci, ktrzy dostali cynk,
przybywali do Kopuy. Samolot z Pressi mia w kocu przylecie. Odmwiam
pomyla o Sedgeu.
Czy kiedykolwiek uda si odwrci zmiany, jakie w nim zaszy? Czy
matka zdoa go ocali?
- Posuchaj - powiedziaa - s sprawy, o ktrych powiniene si
dowiedzie. Twj ojciec podda si zabiegom spotgowania dziaania mzgu,
zanim zostay one w peni przetestowane, kiedy wszyscy bylimy jeszcze
modzi. - Wpatrzya si w podog. - W okresie bezporednio poprzedzajcym
Wybuch jego mzg by ju cakowicie zakodowany. Willux twierdzi, e musia
wzmocni swj mzg, aby mc doprowadzi do powstania nowego wiata. Do
pojawienia si istot ludzkich godnych zamieszkania w tym raju - Nowym
Edenie. Nieczsto go wwczas widywaam. Powiedzia mi, e w ogle przesta
sypia. Nieustannie rozmyla. Jego umys pon. Synapsy wypalay mu mzg,
wzniecajc co chwila mikroskopijne poary. Mimo to uwaa, e... - Urwaa.
- Ze co? - spyta Partridge.
- Ze projekt Kopuy jest dla niego czym wicej ni tylko prac. Kopuy
przez cae ycie byy jego obsesj. Powiniene by go sysze, jak w wieku
dziewitnastu lat wygasza wykady na temat staroytnych kultur. Postrzega
siebie jako zasiadajcego na szczycie piramidy ludzkiej cywilizacji. A
jednoczenie zdawa sobie spraw, e dosign go negatywne skutki procesu
spotgowania funkcji mzgu, ktremu si podda. Sdzi jednak, i znajdzie
sposb ich zneutralizowania, a kiedy mu si to uda, bdzie y wiecznie.
Partridge potrzsn gow.
- Wspomniaa, e zajmowaa si leczeniem urazw za pomoc
biomedycznej nanotechnologii. Wiem, co to oznacza. - Pomyla o Arvinie
Weedzie rozwodzcym si na temat samogeneruj-cych si komrek. Dlaczego nie zaaplikowaa tych lekw sobie? Czy nie potrafia wspomc
komrek kostnych w procesie odbudowy koci? Zainicjowa regeneracji tkanki
miniowej i skry? Czy nie masz tutaj tych specyfikw?
- Oczywicie, e mam. Wiele rodzajw. Niektre z nich powiniene
dotd zetkn.
- Potrafisz tego dokona, synu. Moesz przej wadz i odbudowa wiat
dla wszystkich ludzi. Nazywaj ci Czystym. Ale co to naprawd oznacza?
aowa, e nie wie, co odpowiedzie. Pragn, aby sowa wytrysny z
niego. W gowie jednak mia pustk.
- Nasz kontakt z tymi w Kopule jest bardzo niky, a od czasu twojej
ucieczki cakowicie si urwa. Gdybymy wiedzieli, e ci ludzie wewntrz nadal
nas popieraj, ogromnie by to nam pomogo.
- Popieraj was - rzek Partridge. - Wysali wiadomo przez yd. Jest
bardzo prosta: Powiedz abdzicy, e czekamy.
- Cygnus - szepna Aribella.
I wtedy nad ich gowami rozlego si dudnienie. Cykada poruszya si i
zacza nerwowo fruwa wok pokoju.
Byy to odgosy strzaw z karabinu maszynowego.
EL CAPITAN NA POWIERZCHNI
EL CAPITAN TRZYMA RCE na gowie, podobnie jak Bradwell,
ktry sta nieco niej na zboczu wzgrza. onierze polecili Hel-mudowi, aby
take pooy rce na gowie, ale El Capitan powiedzia im, e to niepotrzebne,
gdy on jest kretynem.
- W tej pomylonej gowie nie ma ani jednej wasnej myli.
- Wasnej myli - powiedzia Helmud.
El Capitan sdzi, e onierze powinni o tym wiedzie. Obserwowali
przecie jego i Helmuda w lesie; wygldali wtedy na takich eleganckich, silnych
i dziwnie spokojnych. Przyjrza si temu z nich, ktry prawdopodobnie
podrzuci mu oskuban kur i jajka. Temu, ktry zjawi si jako pierwszy,
trzymajc t ubran na biao dziewczyn; przebywaa poza Kopu od tak
niedawna, e jej strj by bielszy ni jakiekolwiek ubranie, jakie widzia od
Wybuchu. Ten onierz od czasu do czasu spoglda na niego w do ludzki
Pocaowaa go w czoo, tak jak co noc caowaa ich obydwu przed snem, kiedy
byli jeszcze dziemi.
A potem gdzie daleko kto pstrykn wcznik i gowa Sedgea
eksplodowaa, a jednoczenie Partridge zobaczy, e twarz jego matki si
rozpada.
Powietrze wypenia drobna mgieka rozprynitej krwi.
Partridgea oguszy wybuch. Widzia jedynie t krwaw mg. Wycign
rce do matki i brata, ale straci rwnowag i upad. Znowu wsta i powoli
obszed ich wokoo. Obydwoje byli martwi.
Pressia krzyczaa. Widzia jej otwarte usta, oczy szeroko otwarte ze
zgrozy i to, jak przyciskaa do piersi pi z gow lalki. Bradwell j
podtrzymywa.
Partridge nadal nic nie sysza. yda stana przy nim i obja go
ramieniem. Jej wargi si poruszyy.
El Capitan wycign do niego rk, chcc go obj. Partridge zacisn
pi i zamachn si na niego. El Capitan uchyli si, wskutek czego chopiec
straci rwnowag i upad na skaliste podoe. yda wymawiaa jego imi odczyta to z ruchu warg: Partridge, Partridge. Wsta i krzykn: yda!, lecz
nie usysza wasnego gosu.
El Capitan te co gono do niego woa. Partridge widzia, jak
nabrzmiay yy na jego szyi. Helmud zamkn oczy, a jego wargi si poruszay,
gdy mamrota, powtarzajc jak echo po swoim bracie.
A potem Partridge znw zobaczy Pressi. Pochwyci jej wzrok. Pressia
miaa wszczepion pluskw - oczy i uszy. Kopua obserwowaa ich; jest tam
jego ojciec. Partridge podszed do dziewczyny, ktra wci krzyczaa. Chwyci
j za ramiona.
Zacisna powieki.
- Otwrz oczy! - wrzasn i dwik wasnego gosu wdar mu si do uszu.
- Otwrz swoje cholerne oczy!
Pocigna za spust i poczua, jak przez jej ciao przebieg wstrzs wystrzau.
Zastyga bez ruchu i patrzya. Twarz jej matki znikna. Trzy pulsujce
kwadraciki zamigotay i znieruchomiay.
- Znalaza wieczny spokj - rzek El Capitan.
Dziewczyna oddaa mu karabin i zacza schodzi w d zbocza.
Nie obejrzaa si za siebie. Wiedziaa, co chce zapamita.
- Ruszajmy! - krzykn Bradwell. - Gdzie tam zosta jeszcze jeden z
nich!
Licie. Pncza. Luna ziemia usuwaa si spod ng.
Jestem tutaj, pomylaa Pressia. Przeywam nastpn chwil, a potem
kolejn. Ale kim bya? Pressi Belze? Emi Imanak? Czy jest czyj wnuczk
lub crk? Sierot, nielubnym dzieckiem, dziewczyn z gow lalki zamiast
doni, onierzem?
Biega w d stoku, a wok niej toczyli si pozostali. Znw miaa przed
oczami rozpadajc si twarz matki, rozupan ko, zakrwawione gowy ich
obojga - matki i Sedgea. Potem wszystko pokrya krew - pokrzywy, kiekujc
traw, kolczaste zielska.
Ale teraz ju wszyscy zbiegali ze wzgrza. Gnali szaleczo.
Chciaa pogrzeba ciaa. Ale nie. Jeden onierz nadal pozostawa na
wolnoci i ruszy za nimi.
Jej dziadek by przedsibiorc pogrzebowym. Umiaby adnie upozowa
zwoki jej matki i brata. Potrafi uoy gow zmarego tak, by ukry pknicie
czaszki. Potrafi odtworzy nos z kawaka koci. Potrafi uformowa powieki i
zaszy je. Dawniej byy trumny z jedwabn wykadzin. Lecz dziadek te ju
nie yje.
Zatrzymaa si u stp wzgrza. Nie bdzie adnego pogrzebu. Ich ciaa
por zdziczae zwierzta. Zostay pochowane pod caunem wasnej krwi.
Dotarli do samochodu, na wp przykrytego gaziami i pnczami. El
Capitan zacz ciga je i zrzuca na ziemi.
zamaskowa.
- Jedmy - powiedzia.
- Jedmy - rzek Helmud.
Wszyscy wsiedli - Partridge i yda na tylne siedzenie, Pressia i Bradwell
z przodu, a El Capitan usiad za kierownic. Helmud pustym wzrokiem
wpatrywa si w przestrze. Dra na caym ciele.
El Capitan wyjecha na wstecznym biegu.
- Dokd teraz? - zapyta.
- Pressia musi si pozby tej pluskwy - powiedzia Bradwell. Ktokolwiek jej to zrobi, musi j usun.
Wjechali ju z powrotem na Martwe Ziemie i kierowali si na poudnie
wok wzgrz.
- Do tamtego wiejskiego domu - odpowiedziaa Pressia. - Musimy dosta
si na drug stron tego wzgrza.
- Jak to moliwe, e a tak daleko mg stan wiejski dom? - spyta
Partridge znuonym gosem.
Pressia przypomniaa sobie sowa ony Ingershipa, e nie narazi jej na
niebezpieczestwo.
- Mieli tam ostrygi, jajka, lemoniad, hermetyczne drzwi z gumowymi
uszczelkami chronicymi przed pyem, pikny yrandol w jadalni i uprawy zb
spryskiwane przez robotnikw rolnych - usiowaa wyjani, lecz jednoczenie
zastanawiaa si, czy przypadkiem nie oszalaa.
Znw zobaczya twarz matki i to, jak cauje swego starszego syna. A
potem ona pocigna za cyngiel i matka umara. Ta scena wci od nowa
rozgrywaa si powoli w umyle Pressii. Dziewczyna skulia si i pochylia do
przodu. Zamkna oczy, otworzya i znowu zamkna. Za kadym razem, gdy je
otwieraa, widziaa wpatrujc si w ni gow lalki. Wanie dziki niej matka
j rozpoznaa. Mrugajce oczy, plastikowe rzsy, malekie nozdrza i otwr
porodku warg.
niebezpieczne.
Walna w drzwi gow lalki.
- Wypu mnie!
Partridge sign nad oparciem przedniego fotela, zapa j za ramiona i
pocign do tyu.
yda powiedziaa do niej:
- Uyj karabinu. Wyceluj.
Pressia chwycia karabin i wychylia gow i tuw za okno.
El Capitan skrci i zawrci, by uatwi jej strza.
- Odczekaj, a si rozdziel. Moesz nie mie drugiej szansy.
onierz usiowa chwiejnie wsta, ale tamten pocisk wyszarpa mu z nogi
misie. Poza tym skrca si z blu, gdy wjego plecach wci tkwi hak.
Chwyci Bradwella za gardo, ale Bradwell kopn go w ran, rbn okciem w
brzuch i zerwa si na nogi.
Zwabiony zapachem krwi onierza pojawi si Pyl i zacz kry wok
walczcych jak sp - tyle e nie w grze, ale pod ziemi. Wzbi przy tym kby
popiou, tak e trudno byo cokolwiek dostrzec. Bradwell kopn onierza w
podbrzusze, lecz ten chwyci go i cisn na ziemi. Bradwell upad ciko tu
przed Pyem i powoli popezn wstecz. Tymczasem onierz przystan i
obejrza ran na nodze.
Bradwell uchwyci hak rzenicki i wyszarpn go z plecw przeciwnika,
lecz wskutek impetu polecia do tyu i znw upad.
Pressia wzia gboki wdech, wypucia z puc poow powietrza i
wystrzelia. onierz zachwia si i bezwadnie run na ziemi.
Bradwell wsta i jednym szybkim ruchem - ptaki na jego plecach
wydaway si rozmazan smug opoczcych skrzyde - przeci Pya
rzenickim hakiem. Pressia patrzya na jego poranione ramiona - wyglday,
jakby zosta zbyt gwatownie pasowany na rycerza - na mocn szczk i
byszczce oczy i pomylaa, e jest pikny.
mier nie miecia si w gowie. Zasza po prostu jaka pomyka, ktr pniej
wyjani. W akademii take niekiedy zdarzay si pomyki wskutek bdw
popenianych przez ludzi. To wina jego ojca. Jego ojciec jest czowiekiem. To
by ludzki bd.
Albo moe to rodzaj testu. Ojciec celowo powiesi te fotokopie i da mu
ich zdjcie, majc nadziej lub nawet pewno, e syn wykorzysta zawarte w
nich informacje. Moe od chwili zrobienia tego zdjcia z jaskrawym fleszem
wszystko, co si pniej wydarzyo, stanowio elementy wikszego planu,
ktrego celem bya ocena umysowej i fizycznej kondycji Partridgea. Na koniec
wszyscy wyoni si ze swoich kryjwek, ukrytych przed jego wzrokiem niczym w starannie obmylonym psikusie czy niespodziance przygotowanej na
przyjcie urodzinowe. To wyjanienie pozwalao zachowa przy yciu jego
matk i Sedgea. Lecz gdy Partridge tak kurczowo czepia si tej karkoomnej,
urgajcej logice hipotezy, wiedzia zarazem, i to nieprawda. Inna cz jego
umysu powtarzaa mu wci, e oni zginli, odeszli na zawsze.
Opatrunek na lewej doni Partridgea skrywa brak poowy maego palca,
lecz chopiec poczu w nim pulsujcy fantomowy bl, kiedy Pressia zacza
opowiada o wiejskim domu. Nie uwierzy jej. Jak mgby uwierzy w co
takiego? Wiejski dom a tutaj, tak daleko? Automatyczny system uszczelniania
okien i drzwi zapobiegajcy przenikaniu do rodka popiou? yrandol w
jadalni? A wok domu pola, na ktrych robotnicy rolni rozpylaj pestycydy?
Jakiekolwiek ostrygi - zatrute czy nie - byyby cudem nauki. Jednake
przecie w Kopule istniej laboratoria zajmujce si kwesti przywrcenia
naturalnej produkcji ywnoci. Ten wiejski dom musi by wic wytworem
Kopuy. Widocznie owe dwa wiaty s poczone w sposoby, jakich nigdy
nawet sobie nie wyobraa. Dowodem tego jest choby samochd, w ktrym
teraz siedzia. Ten pojazd niewtpliwie pochodzi z Kopuy. Bo skd?
Kiedy Pressia usiowaa opisa ten dom, yda rzeka:
- Widziaam przy Kopule lady opon. Jest tam rampa zaadunkowa. Z
ptaki
przypominajce
kurczta
przeczapay
przez
drog
wyraniej ujrze ten obraz. Wiedzia jednak, e ojciec nie wcinie adnego
wcznika, dopki nie zobaczy flakonika z pigukami w rku syna, w
wystarczajcej odlegoci od Pressii.
- To dla jej bezpieczestwa - wyjani.
- On ma racj - popara go dziewczyna.
Wyobrazi sobie swego ojca, ktry ich obserwuje, zna kade ich sowo i
gest. Ojciec zapewne pozostawa w kontakcie z przebywajcym wewntrz domu
Ingershipem, gdy w tym momencie na werand wyszo dwch onierzy w
mundurach OPR. Byli to nieszcznicy, ale dobrze uzbrojeni. Podeszli na skraj
werandy i stanli tam w pozie wartownikw.
El Capitan zmruy oczy, wygldajc przez przedni szyb.
- Wiecie, co mnie wkurza? To s moi rekruci. Nie potrafi nawet
obchodzi si z broni. Przypuszczam, e to zapewnia nam przewag.
- Wkurza - powtrzy Helmud chrapliwym szeptem.
- A wic jestecie gotowi? - spyta Bradwell.
Partridge pragn jeszcze co powiedzie. Chcia, aby zawarli pakt, tutaj
w samochodzie, zanim wyrusz. Nie wiedzia jednak, na co miaby im kaza
przysiga.
- Suchajcie, zapomniaem o tym - odezwa si El Capitan. Wycign z
kieszeni kurtki jaki przedmiot i unis w gr. - Czy to naley do ktrego z
was?
Bya to rcznie wykonana pozytywka matki Partridgea, poczerniaa od
dymu.
- We j - rzeka Pressia do brata.
- Nie - odpar Partridge. - Ty powinna j mie.
- Ona wygrywa melodi, ktr znalicie tylko wy dwoje - zaoponowaa
dziewczyna. - Teraz jest twoja.
Partridge wzi pozytywk i potar j kciukiem, brudzc go sobie ziarnist
sadz.
- Dzikuj - powiedzia.
Poczu, e trzyma w rku co wanego - czstk matki, ktr bdzie mg
zachowa na zawsze.
- Gotowi? - spytaa Pressia.
Wszyscy skinli gowami.
El Capitan wcisn peda gazu i samochd ruszy gwatownie w kierunku
domu. Rekruci nie otworzyli ognia, tylko rzucili si do ucieczki i zaczli w
panice wali w drzwi. El Capitan troch za pno zahamowa i staranowa
schodki wiodce na werand, miadc je i roztrzaskujc kratownic chodnicy.
Wszyscy wysiedli z wozu. El Capitan mia karabin. Partridge i yda byli
uzbrojeni w noe i haki rzenickie. Bradwell trzyma w rku n. Pressia
zacisna w doni flakonik z pigukami i uniosa j do gowy, przyciskajc kostki
palcw do skroni.
- Gdzie jest Ingership? - krzykn El Capitan.
Rekruci zerknli na siebie nerwowo, lecz nic nie odpowiedzieli. Byli
chudzi i nawet na ich spalonej skrze wida byo lady wiadczce o tym, e
niedawno ich pobito. Na twarzach i odsonitych rkach mieli wiee sice i
obrzki.
W tym momencie otworzyo si jedno z okien na pitrze, po przeciwnej
stronie budynku ni poplamiony na czerwono rcznik. Wychyli si z niego
Ingership, sztywno wyprostowany i z dumnie zadart gow. Metalowe pytki na
jego twarzy lniy.
- A wic jestecie! - zawoa. Gos mia wesoy, ale wyglda, jakby przed
chwil stoczy walk. Na jego lewym policzku widnia szereg zadrapa. Znalelicie bez trudu to miejsce?
El Capitan odbezpieczy karabin i strzeli. Partridge wzdrygn si na huk
wystrzau. Oczami duszy znw ujrza tamt eksplozj - matk i brata oraz
unoszc si w powietrzu mgiek ich rozpry-nitej krwi.
- Chryste! - wrzasn Ingership, chowajc si w oknie. - Co za brak
kultury!
Jeden z rekrutw w spnionej reakcji wpakowa kul w bok samochodu.
El Capitan wystrzeli ponownie, tym razem roztrzaskujc okno na
parterze.
- Przesta! - krzykn Partridge.
- Nie zamierzaem go trafi - odpar El Capitan.
- Go trafi - powtrzy Helmud.
- Ju dobrze - rzek Partridge. - Nie bdziemy strzela.
- Twj ojciec mg kaza otoczy to miejsce! - zawoa do niego
Ingership. - Mgby kaza ci zastrzeli. Wiesz o tym, chopcze? Ale on
postpuje z tob fair!
Partridge wtpi, czy to prawda. Oddzia Specjalny by niewielk, wieo
sformowan elitarn jednostk. W jego skad wchodzio szeciu onierzy i
wszyscy ju nie yj. Zna tych, ktrzy czekali nastpni w kolejce - chopcw z
akademii nalecych do Paki. Lecz oni nie mogli by przygotowani do walki tak
jak tamci. Zabrako czasu, by podda ich tego rodzaju transformacji i szkoleniu.
- On potrzebuje czego, co mamy - odpowiedzia. - To cakiem proste.
Ingership milcza przez chwil, po czym zapyta:
- Macie lekarstwo z bunkra?
- A czy wy macie zdalny wcznik, by wysadzi w powietrze gow
Pressii? - zripostowa Bradwell.
- Zawrzyjmy ukad - zaproponowa Partridge.
Ingership znikn w oknie na pitrze, a po chwili rozleg si tam haas.
Dwaj rekruci na werandzie wci mierzyli z karabinw.
Nagle od strony domu dobiego niskie brzczenie - odgos odblokowania
automatycznych gumowych uszczelek, chronicych przed przenikniciem do
rodka popiou.
Klikny zamki i frontowe drzwi otworzyy si szeroko.
W oknie na pitrze, tym z zakrwawionym rcznikiem, Partridge zobaczy
Ingership wskaza may, obity skr taboret w odlegym kcie. Jego ona
przesza szybko przez sal i usiada na nim. Kiedy ju siedziaa, Pressii przyszo
na myl, e ta kobieta wyglda jak manekin owinity poczochami i przypomina
kuky przedstawiajce Czystych. Dzieciaki czasami robiy takie kuky, a potem
je podpalay. Lecz oczy kobiety byy bardzo ywe: zerkay i mrugay.
Popatrzya kolejno w twarze wszystkich i jej spojrzenie zatrzymao si na
Bradwellu, jakby go rozpoznaa i chciaa, aby on te j rozpozna. Lecz
Bradwell zdawa si jej nie zna. Potem kobieta spojrzaa przelotnie na Pressi i
znw spucia oczy. Pressia skina jej gow. Nie potrafia niczego wyczyta z
jej kamiennej miny.
Zona Ingershipa odpowiedziaa skinieniem gowy. Nastpnie znw
szybko spucia wzrok i popatrzya na swoje odsonite palce. Czy Pressia maj
uratowa?
- Czy dawniej by tu pokj dziecicy? - zapytaa pgosem yda, by
moe po to, aby przerwa pen napicia cisz.
- Nie wolno nam mie potomstwa - rzek Ingership. - Takie s oficjalne
rozkazy. Prawda, kochanie? - zwrci si do ony.
Pressia poczua si zdezorientowana. Oficjalne rozkazy? Potem
zobaczya, e Partridge i yda wymienili spojrzenia. Widocznie oni dobrze
znaj reguy. Pressia przypuszczaa, e niektrym osobom zezwala si na
posiadanie dzieci, a innym nie.
- Przynie pudeko - zwrci si Ingership do ony.
Kobieta wstaa i podniosa jaki przedmiot lecy obok instrumentw
chirurgicznych - niewielki owalny metalowy pojemnik z przecznikiem na
zawiasach. Z pojemnika wychodzi dugi przewd wetknity w gniazdko w
cianie. Zona Ingershipa znowu usiada na skrzanym stoku, trzymajc
pojemnik na kolanach.
Bradwell gwatownie pochyli si do przodu.
- To wanie to, prawda?
Prawda?
onierze wci stali nieruchomo.
- Sam was zabij, jedno po drugim - owiadczy Ingership. Wycelowa w
twarz Bradwella. - Mylisz, e on nie wie, kim jeste?
- O czym ty mwisz? - rzuci Bradwell.
- Willux wie wszystko o tobie i twoich bliskich.
Oczy Bradwella si zwziy.
- O moich rodzicach? Co o nich wie?
- Mylisz, e pozwoli, by ich syn mu si przeciwstawi?
- Co o nich wie? - powtrzy Bradwell. Zrobi krok w kierunku
Ingershipa, ktry wymierzy luf rewolweru wjego pier. - Ga-daj!
- Chtnie dodaby ci do swojej kolekcji reliktw. Ja natomiast wolabym,
aby zgin.
- Jakiej kolekcji? - zapyta Partridge.
Zona Ingershipa zbyt mocno uwiesia si na cienkiej zasonie, ktra
zerwaa si z hakw. Kobieta zatoczya si do tyu i omal nie upada. Odwrcia
si za plecami ma. Bya opltana bia firank i z pozoru uwiziona w niej jak
w kokonie, lecz w jej rce bysn jaki przedmiot.
Skalpel.
Zasona opada na podog jak zrzucona suknia. Kobieta zrobia krok do
przodu i wbia skalpel w plecy ma.
Ingership wrzasn i upuci rewolwer, ktry przelizn si po kafelkach
posadzki. Mczyzna zgi si wp i upad. yda podniosa bro i trzymaa j
pewn rk, mierzc do Ingershipa, ktry wi si ze skalpelem wbitym w plecy,
rozmazujc na pododze wasn krew.
Bradwell uklkn przy nim.
- Co wiesz o moich rodzicach? Co Willux ci o nich powiedzia?
- Zono! - wydar si Ingership, ale nie byo jasne, czy rozpaczliwie wzywa
jej pomocy, czy wciekle na ni wrzeszczy.
jej do gowy koysanka, ktr niegdy piewaa jej matka. Co w widoku tego
pokoju dziecicego bez dziecka sprawio, e pomylaa o swojej matce, o jej
obrazie na ekranie monitora, o nagranym gosie. Pressia otworzya usta i zacza
cicho piewa.
Dwik gosu piewajcej Pressii nie zdziwi Partridgea. Chopiec mia
wraenie, jakby od wielu lat czeka, by go usysze. W piewie dziewczyny
brzmia smutek i Partridge dopiero po duszej chwili rozpozna melodi. To
bya piosenka, ktr matka piewaa im wieczorami do snu. Koysanka, ktra
wcale nie bya koysank, tylko opowieci o mioci. W gosie Pressii usysza
gos matki. Dziewczyna piewaa o trzaskajcych drzwiach na werandzie, o
zwiewnej sukience. Wspomnia wieczr zabawy tanecznej, dotyk piersi ydy
pod obcis sukienk, wznoszcych si i opadajcych w rytm jej oddechu.
Widocznie yd teraz te poruszya ta piosenka, gdy uja jego do - t
owinit bandaem, z brakujc poow palca. Wiedzia, e walka jeszcze si
nie skoczya, ale przez chwil mg udawa, e tak wanie jest. Pochyli si ku
ydzie i spyta:
- Ten twj ptak z drutu - czy kiedykolwiek trafi na wystaw w Sali
Zaoycieli?
yda ju miaa go zapyta, co teraz si z nimi stanie. Dokd pjd? Jaki
maj plan? Lecz wszystkie te sowa uwizy jej w gardle. Mylaa teraz jedynie
o tym ptaku z drutu - o samotnym ptaku, ktry huta si uroczo w drucianej
klatce.
- Nie wiem - odpowiedziaa. - Jestem teraz tutaj. Nie byo ju powrotu.
Zonie Ingershipa nadano imi lilia. Rozmylaa o swoim imieniu,
0tym, by znw sta si lili. Nie bya ju on Ingershipa, gdy on umar.
Pomylaa o Mary, dziewczynie z piosenki stojcej na werandzie. Nie
wyjedaj - oto, co pragna jej powiedzie. Buty miaa zbryzgane krwi ma.
Dotkna dek na tapecie w pokoju dziecicym i przypomniaa sobie d ojca i
to, e jako maa dziewczynka wybieraa z niej kubekami wod. Poczua si
samochodzie
podnoszonym
dachem.
Bradwell
pamita
- Wiedziaam to od chwili, gdy pierwszy raz ci zobaczyam owiadczya kobieta. - Czasami spotykasz kogo i wiesz, e od tej chwili twoje
ycie zupenie si zmieni.
- To prawda - przyznaa Pressia.
Dla niej czym takim stao si poznanie Bradwella i Partridgea. Ju
nigdy nie bdzie taka jak dawniej.
Zona Ingershipa skina gow, a potem popatrzya na Bradwella.
- Przypominasz mi chopca, ktrego kiedy znaam, ale to byo wieki
temu.
I*
Jej spojrzenie mino go, odlege i nieobecne. Dotkna mikkiego
materiau firanki, a potem wysza z pokoju i znikna w gbi korytarza.
Bradwell i Pressia zostali sami w sali operacyjnej.
Dziewczyna odwrcia si do niego. Pocaowa j czule w usta; poczua
ar jego skry, dotyk mikkich ciepych warg na swoich wargach.
Szepn:
- Teraz twoja kolej przyrzec, e nie umrzesz.
- Postaram si - powiedziaa.
Jego pocaunek ju teraz wydawa si jej snem. Czy naprawd si
zdarzy? Czy by rzeczywisty?
A potem przypomniaa sobie o guchym dzwonku. Signa do kieszeni i
wyja go. Trzymajc dzwonek w stulonej doni, podaa go Bradwellowi.
- To prezent - rzeka. - Mylimy, e bdziemy mieli czas, a potem okazuje
si, e go nie ma. To niewiele, ale chc ci to da.
Potrzsn dzwonkiem, ktry nie wyda adnego dwiku. Podnis go do
ucha.
- Sysz ocean - oznajmi.
- Chciaabym kiedy zobaczy ocean - wyznaa.
- Posuchaj.
pod
linkiem:
http://
www.backwoodshome.com/articles2/wood
115.html.
Chc podzikowa mojemu mowi Daveowi Scottowi, ktry cierpliwie
znosi moje napady irytacji, godzi si, abym czytaa mu te strony na gos, dzie
po dniu, i pomg mi przy opisywaniu scen walk. Jestem wdziczna tym
wszystkim, ktrzy czytali pierwsze szkice powieci: Alix Reid, Frankowi
Giampietro, Kate Peterson, Kirsten Carleton i Heather Whitaker - osobom o
byskotliwych umysach. Szczeglne podzikowania l moim agentom Natowi
Sobelowi, Judith Weber i Justinowi Manaskowi, ktrzy wierzyli we mnie,
ponaglali mnie i pomagali mi nawigowa w realnym wiecie. Jestem wdziczna
Karen Rosenfelt i Emmy Castlen - ogromnie je podziwiam i czuj si
zaszczycona, e yczliwie oceniy t powie. Przesyam wyrazy wdzicznoci
wszystkim moim zagranicznym wydawcom oraz krajowemu wydawcy Jaime
Levineowi - dzikuj Wam, dzikuj, dzikuj.
Zbierajc materiay do tej powieci, dotaram do opisw skutkw
zrzucenia bomb atomowych na Hiroszim i Nagasaki. Ju w trakcie procesu
wydawniczego natrafiam na napisan przez Charlesa Pellegrino ksik z
dziedziny literatury faktu Last Train from Hiroshima (Ostatni pocig z
Hiroszimy), ktra obecnie nie jest oferowana przez jej wydawc. Staa si ona
dla mnie kluczow lektur z powodu przedstawienia ofiar oraz tych, ktrzy
przeyli. Mam nadziej, e jej nowe poprawione wydanie znw trafi na pki
ksigarskie. ywi te nadziej, i trylogia wiat po Wybuchu zwrci uwag
ludzi
na
dokumentalne
relacje
bombardowaniach
atomowych