Professional Documents
Culture Documents
MIASTO SZKA
Tom III trylogii Dary Anioa
Duga i trudna jest droga, ktra z pieka prowadzi ku wiatu.
John Milton, Raj utracony
CZ PIERWSZA
ISKRY STRZELAJ W GR
To, e czowiek rodzi si na niedol jest tak pewne, jak to, e iskry z poogi bd
wzlata wysoko w gr
Ksiga Hioba, rodzia 5, wers 7
1. PORTAL
Przejciowe ochodzenie z zeszego tygodnia dobiego koca. Soce wiecio jasno,
gdy Clary przemierzaa w popiechu zakurzone podwrko Luke'a, z kapturem nasunitym na
gow tak eby wosy nie latay jej wok twarzy. Zanosio si na ocieplenie ale wiatr wiejcy
znad East River potrafi by zdradliwy. Nis ze sob cik wo chemikaliw zmieszan z
zapachem asfaltu, benzyny i palonego cukru z opuszczonej fabryki w dole ulicy.
Simon czeka na ni na ganku, oparty o zaman porcz fotela. Na kolanach trzyma
konsol do gry i zawzicie ni potrzsa..
- Trafiony - powiedzia gdy wesza po schodach. - Wygrywam w Mario Kart.
Clary zsuna kaptur z gowy, odgarna wosy z oczu, i poszperaa w kieszeniach w
poszukiwaniu kluczy.
- Gdzie bye? Wydzwaniaam do ciebie przez cay ranek.
Simon wsta, wpychajc mrugajcy wiatekami prostokt do torby.
- U Erica. Mielimy prb.
Clary przestaa obraca kluczem w zamku - i tak zawsze si zacina - i spojrzaa na
niego marszczc brwi.
- Prb? To znaczy, e wy cigle...
- Gramy w zespole? Czemu mielibymy nie gra? - wycign rk. - Daj, ja sprbuj.
Przygldaa si, jak Simon z wyczuciem eksperta obrci kluczem z odpowiednim
naciskiem sprawiajc zwalniajc zamek. Jego rka musna jej do, jego skra bya chodna
w dotyku, miaa temperatur powietrza na zewntrz. Zadraa. Nie dalej jak w zeszym
tygodniu ustalili, e nie bd si angaowa w aden zwizek, a ona cigle czua si
niezrcznie za kadym razem, gdy go widziaa.
- Dziki - wzia klucze nie patrzc na niego.
W salonie byo gorco. Clary powiesia kurtk na wieszaku w holu i skierowaa do
pustej sypialni, z Simonem depczcym jej po pitach. Zmarszczya brwi. Jej walizka leaa na
ku jak otwarta skorupa, ubrania i szicowniki porozrzucane.
- Sdziem, e spdzisz w Idrisie tylko kilka dni - powiedzia Simon przygldajc si
baaganowi z lekkim niepokojem.
- Tak, ale nie mam pojcia co spakowa. Rzadko kiedy chodz w sukienkach, co
bdzie jeli okae si, e nie mona tam nosi spodni?
- Dlaczego miaaby nie nosi spodni? To tylko inny kraj, nie stulecie.
- Ale Nocni owcy s tacy staromodni. Isabelle stale chodzi w sukienkach... zamilka i westchna. - Z reszt, niewane. Wykazuj obaw typow dla mojej mamy.
Pomwmy o czym innym. Jak poszo na prbie? Cigle nie macie nazwy?
- W porzdku - Simon wskoczy na biurko, nogi zwisay mu znad krawdzi. Zastanawiamy si nad nowym mottem. Nad czym ironicznym, wiesz, w stylu Widzielimy
milion ludzi i rozkoysalimy okoo osiemdziesit procent z nich.
- Powiedziae Erickowi i reszcie, e jeste...
- Wampirem? Nie. Tego nie mona rzuci mimochodem w zwyczajnej rozmowie.
- Pewnie nie, ale w kocu to twoi przyjaciele. Powinni wiedzie. Poza tym, pewnie
doszliby do wniosku, e to czyni z ciebie gwiazd rocka zupenie jak tego wampira Lestera.
- Lestata - poprawi Simon. - Nazywa si Lestat. Zreszt, to posta fikcyjna. Poza tym
jako nie zauwayem, eby i ty palia si do tego, by powiedzie swoim przyjacioom, e
jeste Nocnym owc.
- Jakim znowu przyjacioom? Ty jeste moim przyjacielem - opada na ko. - A
przecie tobie powiedziaam, prawda?
- Nie miaa wyboru - przekrzywi gow, przypatrujc si jej; wiato odbio si w
jego oczach, zmieniajc ich kolor na srebrzysty. - Bdzie mi ciebie brakowao.
- A mnie ciebie - powiedziaa Clary, chocia dreszcz nerwowego podniecenia nie
pozwala si jej skoncentrowa.
Jad do Idrisu! Zobacz kraj Nocnych owcw, Miasto Szka. Uratuj mam. I bd z
Jasem.
Oczy Simona rozbysy jakby sysza jej myli, ale jego gos pozosta mikki.
- Wytumacz mi jeszcze raz, dlaczego wanie ty musisz tam jecha? Dlaczego
Madeleine albo Jace nie mog si tym zaj?
- Moja mama jest w piczce, bo rzuci na ni zaklcie pewien czarnoksinik Ragnor Fell. Madeleine twierdzi, e musimy go odnale jeli chcemy je cofn. On nie zna
Madeleine. Ale za to zna moj mam, a Madeleine uwaa, e on mi zaufa bo j
przypominam. Luke nie moe i tam ze mn. Mgby uda si do Idrisu ale okazuje si, e
do tego byaby potrzebna zgoda Clave, a oni jej nie wyra. Nie mw mu o tym, prosz - nie
jest zadowolony z faktu, e musi mnie tam puci sam. Gdyby nie zna Madeleine, to pewnie
nigdy nie pozwoliby mi tam i.
- Przecie Lightwoodowie te tam bd. I Jace. Pomog ci. To znaczy, Jace
powiedzia, e ci pomoe, prawda? Nie przeszkadza mu, e idziesz tam sama?
- Oczywicie, e mi pomoe - odpara Clary. - I wcale mu to nie przeszkadza.
Kamaa.
Po rozmowie z Madeleine, Clary posza prosto do Instytutu. Jace by pierwsz osob,
ktrej ujawnia sekret matki, zanim powiedziaa o wszystkim Luke'owi. Sta i patrzy na ni,
blednc coraz bardziej w miar jak opowiadaa, zupenie jakby chciaa spuci z niego ca
krew z drczc powolnoci.
- Nigdzie nie idziesz - oznajmi na koniec. - Nawet gdybym musia ci zwiza i
pilnowa, zanim wybijesz sobie z gowy podobn bzdur, nie pjdziesz do Idrisu.
Clary poczua si jakby j spoliczkowa. Mylaa, e bdzie uradowany. Przyleciaa
taki kawa ze szpitala prosto do Instytutu eby mu to powiedzie, ale on tylko gapi si na ni
z morderczym wyrazem twarzy.
- Ale wy idziecie.
- Tak. Musimy. Rada wezwaa do siebie kadego czonka Clave na narad w Idrisie.
Zdecyduj, co dalej robi z Valentinem, a skoro to my widzielimy go jako ostatni...
Clary nie zwrcia na to uwagi.
- Skoro wy idziecie, czemu nie mog pj z wami?
Prostota tego pytania sprawia, e wciek si jeszcze bardziej.
- Nie jeste tam bezpieczna.
- To tam w ogle jest bezpiecznie? W zeszym miesicu prbowano mnie zabi chyba
z tuzin razy, za kadym razem w Nowym Yorku.
- Tylko dlatego, e Valentine skupi si na dwch Darach Anioa, ktre tu byy wytumaczy Jace przez zacinite zby. - Teraz skupi si na Idris, wszyscy to wiemy...
- Akurat tego moemy si najbardziej spodziewa - powiedziaa Maryse Lightwood.
Staa ukryta w ciemnym korytarzu, niewidoczna z miejsca gdzie stali. Poruszya si i
stana w jaskrawym wietle w przejciu. Uwidocznio ono bruzdy na jej twarzy wiadczce o
wyczerpaniu. Jej m, Robert Lightwood, zosta raniony przez trujcego demona w zeszym
tygodniu i wymaga staej opieki. Clary wyobraaa sobie jak Maryse musi by zmczona.
- Poza tym, Clave chce pozna Clariss. Dobrze o tym wiesz.
- Clave moe si chrzani.
- Jace - upomniaa go Maryse autentycznym rodzicielskim tonem. - Zachowuj si.
- Clave chce mnstwa rzeczy - poprawi si Jace. - Co nie znaczy, e musi je dosta.
Maryse obrzucia go takim spojrzeniem jakby doskonale zdawaa sobie spraw o czym
mwi i nie pochwalaa tego.
- W wikszoci przypadkw Clave si nie myli, Jace. Nie ma nic zego w tym, e chc
chyba zdajesz sobie spraw z tego jak traktuj obcych. Jeli w ten sposb wtopisz si w
tum...
Simon wyda z siebie dziwny dwik a Clary spojrzaa na niego w poczuciu winy prawie zapomniaa e tu by. Wpatrywa si z uwag w swj zegarek.
- Musz ju i.
- Przecie dopiero co przyszede! - zaprotestowaa. - Mylaam, e spdzimy razem
troch czasu, obejrzymy film czy co w tym stylu...
- Musisz si spakowa - przypomnia jej z umiechem. Prawie uwierzya, e wcale si
nie martwi. - Wpadn potem eby si poegna zanim wyjedziesz.
- Daj spokj. Zosta.
- Nie mog - powiedzia w kocu. - Mam spotkanie z Mai.
- Och, to wspaniale.
Maia, upomniaa si w duchu, bya naprawd mia. Bya te bystra. I adna. I bya
wilkoakiem. I miaa sabo do Simona. Ale moe wanie tak powinno by. Moe jego nowa
przyjacika powinna by Przyziemnym. W kocu on te si do nich zalicza. Technicznie
rzecz biorc, nie powinien by nawet spdza czasu z Nocnymi owcami takimi jak Clary.
- W takim razie rzeczywicie bdzie lepiej jeli ju pjdziesz.
- Te tak myl.
Ciemnych oczu Simona nie sposb byo rozszyfrowa. To byo co nowego przedtem czytaa w nim jak w otwartej ksidze. Zastanawiaa si czy to efekt uboczny
wampiryzmu czy co cakiem innego.
- Do zobaczenia - powiedzia i pochyli si do przodu, jakby mia zamiar pocaowa j
w policzek i zmierzwi jej wosy. Zawaha si jednak i odsun z wyrazem niepewnoci na
twarzy. Zdumiona Clary uniosa brwi ale jego ju nie byo. Otar si ramieniem o stojcego w
przejciu Luke'a a potem Clary usyszaa odgos zamykanych drzwi.
- Dziwnie si ostatnio zachowuje - stwierdzia, obejmujc paszcz ramionami eby
doda sobie otuchy. - Mylisz e to z powodu tego caego zamieszania z byciem wampirem?
- Nie wydaje mi si - Luke wyglda na lekko rozbawionego. - Bycie Przyziemnym
nie zmienia sposobu w jaki postrzegamy wiat. Albo ludzi. Daj mu troch czasu. W kocu to
ty z nim zerwaa.
- Wcale nie. To on zerwa ze mn.
- Bo nie jeste w nim zakochana. To niezrczna sytuacja a on radzi sobie cakiem
niele. Wielu chopcw w jego wieku by si dsao albo czatowao pod twoim oknem z boom
boxem.
wyostrzyy si od czasu Przemiany. Wraenie byo takie, jakby sysza te gosy tu obok, ale
jak tylko pody wsk ciek biegnc dookoa Instytutu, zobaczy e ludzie stali do
daleko, w odlegej czci placu. Trawa w tym miejscu wybujaa, zarastajc w poowie
rozwidlajce si cieki prowadzce do czego, co musiao by kiedy zadbanym klombem
r. Bya tu nawet kamienna awka poronita chwastami. Zanim przejli je Nocni owcy, to
miejsce byo kiedy wityni.
Pierwszego zobaczy Magnusa, opierajcego si o omsza kamienn cian. Trudno
byo nie zauway czarownika - mia na sobie biay t - shirt, ktry wyglda jak pochlapany
farb i tczowe skrzane spodnie. W tym stroju wyglda jak kolorowy cieplarniany kwiat
otoczony spowitymi w czer owcami: bladym i zakopotanym Alekiem; Isabelle z czarnymi
wosami splecionymi w warkocze zwizanymi srebrn wstk, stojc obok maego chopca,
ktry musia by Maksem, najmodszym z Lightwoodw. W pobliu staa ich matka,
wygldajca na wysz, bardziej kocist wersj crki, z takimi samymi czarnymi wosami.
Obok niej staa kobieta, ktrej Simon nie zna. Z pocztku pomyla, e jest duo starsza z
powodu prawie biaych wosw ale w momencie, w ktrym odwrcia si eby porozmawia
z Maryse stwierdzi, e nie moga mie wicej ni czterdzieci lat.
Wreszcie na kocu sta Jace, ktry trzyma si troch na uboczu, jakby nie nalea do
rodziny. Czer okrywaa go od stp do gw. Kiedy Simon ubiera si cay na czarno,
wyglda jakby szed na czyj pogrzeb, za to Jace sprawia wraenie twardego i
niebezpiecznego. I bardziej blond ni to byo w ogle moliwe. Poczu jak napinaj mu si
minie ramion i zastanawia czy istnieje na wiecie cokolwiek - na przykad upyw czasu
albo saba pami - co osabioby jego niech do Jace'a . Chcia si pozby tego uczucia, ale
cigle tam tkwio, cic jak kamie na jego niebijcym sercu.
Spotkanie miao w sobie co dziwnego, ale zanim zdy cokolwiek zrobi, Jace
obrci si w jego stron zupenie jakby wyczu, e Simon tam stoi, a on nawet z daleka
zauway cienk bia blizn na jego szyi, tu powyej konierzyka. Cica mu niech
zmienia si w co innego. Jace skin krtko gow w jego kierunku.
- Zaraz wracam - powiedzia do Maryse takim tonem, ktrego Simon nigdy by nie
uy w rozmowie z matk. Jakby dorosy mwi co do innego dorosego.
Maryse machna rk w roztargnieniu, wyraajc zgod.
- Nie rozumiem, dlaczego to tak dugo trwa - mwia do Magnusa. - Czy to aby na
pewno normalne?
- Na pewno nie tak jak znika, ktr ci daj - Magnus zastuka obcasem w cian. Normalnie policzybym dwa razy wicej.
- O Clary?
- Tak. No wiesz, nisk, rudowos, wiecznie rozdranion.
- Jako nie widz zwizku - powiedzia, cho uwaa inaczej. Niemniej jednak nie czu
si w nastroju na prowadzenie takich rozmw z Jasem, teraz czy kiedykolwiek indziej w
przyszoci. Czy mska rozmowa nie powinna sama w sobie wyklucza gadania o uczuciach?
Widocznie nie.
- Obu nam na niej zaley - stwierdzi Jace, przygldajc mu si w uwag. - Jest dla nas
kim wanym. Prawda?
- Pytasz mnie, czy mi na niej zaley?
To nie byo zbyt trafne okrelenie. Simon zastanawia si, czy Jace nie stroi sobie z
niego artw - co byoby niezwykle okrutne, nawet jak na Jace'a . Czy cign go tu tylko po
to, eby naigrawa si z niego po tym jak midzy nim a Clary nic nie wyszo? Mimo to,
Simon cigle mia nadziej, przynajmniej jej cie, e ten stan rzeczy mg ulec zmianie. e
Jace i Clary zaczn w kocu zachowywa si w stosunku do siebie tak, jak powinno si
zachowywa rodzestwo.
Napotka spojrzenie Jace'a i jego nadzieja si rozwiaa. Wyraz jego twarzy nie
pokrywa si z wyobraeniem Simona o tym jak brat powinien mwi o swojej siostrze. Z
drugiej strony byo dla niego jasne, e Jace nie sprowadzi go tu po to, by wymiewa si z
jego uczu - cierpienie, jakie odbijao si w oczach Jace'a , byo jego wasnym.
- Nie myl sobie, e zadawanie ci tych pyta sprawia mi przyjemno - warkn Jace. Musz wiedzie, co jeste w stanie dla niej zrobi. Okamaby j?
- W jakiej sprawie? O co ci, do diaba, chodzi? - Simon zda sobie w kocu spraw
dlaczego tak go zaniepokoi widok Nocnych owcw w ogrodzie. - Chwileczk. Chcesz
jecha do Idrisu ju teraz? Clary myli, e wyjedasz dopiero jutro.
- Wiem, i dlatego chc eby powiedzia innym, e Clary przysaa ci tu z
wiadomoci, e nie jedzie. Powiedz, e si rozmylia.
W jego gosie byo co takiego, co Simon ledwo rozpoznawa, co tak niespotykanego,
e nie mg tego znie. Jace go prosi.
- Uwierz w to. Wiedz... jak bardzo jestecie sobie bliscy.
Simon pokrci gow.
- Nie do wiary. Chcesz ebym zrobi to dla Clary, ale w rzeczywistoci robisz to dla
siebie - zacz si odsuwa - Nie ma mowy.
Jace chwyci go za rami, przytrzymujc w miejscu.
- To jest dla Clary. Staram si j chroni. Mylaem, e zainteresuje ci to na tyle, e
zechcesz mi pomc.
Simon obrzuci ostrym spojrzeniem rk Jace'a zaciskajc si na jego przedramieniu.
- Jak mam j chroni skoro nawet nie wiem przed czym?
Jace nie zdj rki.
- Po prostu mi zaufaj.
- Czy ty nie rozumiesz, jak bardzo ona chce tam jecha? Jeli mam do tego nie
dopuci, to lepiej eby mia ku temu jaki cholernie wany powd.
Jace westchn przecigle i puci Simona.
- To, co Clary zrobia na statku Valentine'a uywajc Znaku Otwarcia - powiedzia
niskim gosem - no, c, sam widziae co si potem stao.
- Zniszczya statek i uratowaa nas wszystkich.
- Mw troch ciszej - upomnia go Jace, rozgldajc si wok z niepokojem.
- Chcesz przez to powiedzie, e nikt inny nie wie o tym planie? - zapyta Simon z
niedowierzaniem.
- Ja wiem. Ty rwnie. Luke i Magnus te. Nikt inny.
- I co o tym wszystkim myl? e szczliwym trafem statek rozpad si sam z siebie?
- Powiedziaem im, e Rytua Konwersji Valentine'a si nie powid.
- Okamae Clave? - Simon nie by pewien, czy odczuwa z tego powodu podziw czy
raczej niepokj.
- Zgadza si. Isabelle i Alec wiedz, e Clary posiada umiejtno kreowania nowych
runw, wic wtpi czy uda mi si utrzyma t ich wiedz z dala od Clave i nowego
Inkwizytora. Gdyby dowiedzieli si co potrafi Clary - wzmacnia zwyke runy do tego
stopnia, e zyskuj niszczycielsk moc - chcieliby, eby zostaa wojownikiem, ich broni. A
ona si do tego nie nadaje. Nie tak zostaa wychowana... - urwa gdy tylko zobaczy, e Simon
potrzsa gow. - Co znowu?
- Jeste Nefilim - powiedzia wolno Simon. - Czy nie powiniene czasem chcie dla
Clave tego co najlepsze? Jeli oznacza to uycie Clary jako...
- Chcesz, eby j dopadli? eby postawili w pierwszym rzdzie przeciwko
Valentinowi i jego armii?
- Nie - przyzna Simon. - Tego nie chc. Ale nie jestem taki jak wy. Nie musz si
zastanawia kogo posa na pierwszy ogie, Clary albo moj rodzin.
Twarz Jace'a pokrya si ciemnym rumiecem.
- To nie tak jak mylisz. Gdybym sdzi, e to pomoe Clave... ale nie pomoe. A ona
bdzie tylko cierpie.
tym, co si dziao po drugiej stronie. Isabelle znikna; dostrzeg Aleca, jego rami krwawio,
a on ci jednego z Wykltych przez pier i patrzy jak pada na ziemi. Kolejny z nich zaszed
go od tyu, ale Jace ju tam by uzbrojony w dwa noe. Skoczy do gry i penym wciekoci
ruchem zamachn si nimi jak noycami, odcinajc Wykltemu gow. Z rany trysna
czarna krew. odek Simona skrci si gwatownie od trujcego zapachu posoki.
We mgle sysza nawoujcych si Nocnych owcw. Nagle mga opada a on
zobaczy Magnusa stojcego naprzeciwko muru z dzikim wyrazem oczu. Mia uniesione rce,
midzy jego palcami poyskiwaa bkitna byskawica. W kamiennym murze otworzyo si
przejcie. Nie byo ani puste ani ciemne, ale lnio jak lustro z wirujcych pomieni
uwizionych w szkle.
- Portal! - krzycza Magnus. - Przeacie przez Portal!
W tym momencie wydarzyo si kilka rzeczy na raz. Z mgy wynurzya si Maryse
Lightwood, niosc na rkach Maksa. Zatrzymaa si na chwil, eby kogo zawoa a potem
skoczya w stron Portalu i znikna w jego wntrzu. Alec pody w jej lady, wlokc za
sob Isabelle, jej zbryzgany krwi bat cign si po ziemi. Kiedy popchn j w stron
przejcia, z mgy za ich plecami wynurzy si Wyklty, wymachujc obosiecznym mieczem.
Simon otrzsn si z otpienia. Rzuci si do przodu, woajc imi Isabelle, ale
potkn si i upad ciko, uderzajc w ziemi z tak si, ktra wycisnaby mu powietrze z
puc gdyby potrafi oddycha. Pozbiera si szybko i rozejrza dookoa, eby sprawdzi o co
si potkn.
Na ziemi leao ciao kobiety. Gardo miaa podernite a niebieskie oczy szeroko
otwarte. Krew plamia jej biae wosy. Madeleine.
- Simon, rusz si! - krzykn Jace.
Bieg w jego stron z zakrwawionymi noami w rkach. Simon spojrza w gr.
Sylwetka Wykltego, ktry ciga Isabelle, zamajaczya mu przed oczami. Jego pokryta
bliznami twarz wykrzywia si w jadowitym grymasie. Simon uchyli si przed spadajcym
mieczem, ale nawet ze swoim refleksem wampira nie by wystarczajco szybki. Przeszy go
palcy bl i wszystko spowia ciemno.
oprcz mnie.
- Fell? - powtrzy za ni jak echo Magnus. - Ragnor Fell? Mog sprbowa wysa
mu wiadomo. Dam mu zna, eby oczekiwa Jace'a .
Cz troski znikna z twarzy Luke'a.
- Clary, syszaa? Z pomoc Magnusa...
Ale ona nie chciaa sysze ani sowa o pomocy Magnusa. W ogle nie chciaa
niczego sucha. Mylaa, e uratuje matk, a tymczasem nie moga zrobi nic, tylko dalej
siedzie przy jej szpitalnym ku i trzyma jej bezwadn rk i mie nadziej, e gdzie
indziej kto inny dokona tego, czego nie dokonaa ona.
Zbiega po schodach, odpychajc wycignit rk Luke'a.
- Potrzebuj odrobiny samotnoci.
- Clary...
Syszaa jak Luke j woa, ale nie zwrcia na to uwagi i przyspieszya kroku.
Przyapaa si na tym, e zmierza w kierunku rozwidlenia na kocu kamiennej cieki, ktra
prowadzia do niewielkiego ogrodu w poudniowej czci Instytutu, tam, gdzie unosi si
zapach spalenizny i popiou - oraz cika, ostra wo czego jeszcze. Zapach diabelskiej
magii. W ogrodzie cigle unosi si biay opar mgy. Jej strzpy osiaday na krzewach r i
pod kamieniami. Ziemia w niektrych miejscach nosia lady walki. Nad jedn z kamiennych
awek widniaa ciemnoczerwona plama, na ktr nie moga zbyt dugo patrze.
Clary odwrcia si w drug stron. I zastyga w bezruchu. Na cianie widniay
charakterystyczne lady runw, poyskujce bkitem na szarym, kamiennym tle. Ukaday si
w kwadratowy zarys potwartych drzwi.
Portal.
Co w jej wntrzu skrcio si w supe. Pamitaa inne symbole, poyskujce
zowieszczo na gadkim, metalowym kadubie statku. Pamitaa drenie na chwil przed tym,
jak rozpad si na kawaki i zalay go wody East River.
To tylko runy, pomylaa. Symbole. Potrafi je narysowa. Skoro mojej mamie udao
si uwizi Kielich Anioa w kawaku papieru, to mnie uda si odtworzy Portal.
Stopy same poniosy j w stron ciany katedry, do zacisna si na spoczywajcej w
kieszeni steli. Z caej siy starajc si powstrzyma drenie rk, przytkna koniec steli do
kamienia. Zacisna powieki i zacza kreli w umyle wietliste linie. Linie przypominajce
jej o przejciu, unoszeniu si w wirujcym powietrzu, podrach i odlegych miejscach.
Kreski utworzyy Znak, peen wdziku jak ptak podczas lotu. Nie wiedziaa, czy istnia ju
wczeniej czy to ona przed chwil go wynalaza, ale wyglda tak jakby istnia od zawsze.
Portal.
Zacza rysowa, czarne jak wgiel linie spyway z koca steli. Kamie skwiercza,
wypeniajc nozdrza kwanym zapachem spalenizny. Gorce niebieskie wiato rozbyso pod
jej powiekami. Poczua na twarzy podmuch gorcego powietrza, jakby staa przy ogniu.
Opucia do, dyszc ciko, i otworzya oczy. Znak, ktry narysowaa, mia ksztat czarnego
kwiatu wyrastajcego prosto ze ciany. Gdy tak patrzya na swoje dzieo, linie zaczy si
rozpywa i zmienia, zwija i rozwija, same dopasowujc swj ksztat. W przecigu kilku
chwil ksztat Znaku uleg cakowitej zmianie. Przypomina teraz iskrzcy si zarys przejcia,
kilka stp wyszy ni Clary.
Ona sama nie moga oderwa od niego oczu. Lni takim samym czarnym wiatem
jak Portal u Madame Dorothei. Wycigna w jego stron rk... i natychmiast j cofna.
Czujc mdoci, przypomniaa sobie, e aby uy Portalu trzeba byo sobie wyobrazi
miejsce, do ktrego chciao si trafi. Problem polega na tym, e nigdy nie bya w Idrisie.
Oczywicie, znaa je z opisu. Zielone doliny, ciemne lasy, przejrzyste rzeki, jeziora, gry,
Alicante i miasto ze szklanymi wieami. Moga sprbowa wyobrazi sobie, jak wyglda, ale
w tym wypadku wyobrania to za mao. Nie, jeli chodzio o ten rodzaj magii. Gdyby tylko...
Gwatownie wcigna powietrze. Przecie widziaa Idris. Widziaa je we nie i
wiedziaa, e to by prawdziwy sen, mimo e nie potrafia powiedzie skd braa t pewno.
Co takiego Jace powiedzia jej w tym nie o Simonie? e nie moe tu zosta, bo to miejsce
dla ywych. I niedugo po tym Simon umar...
Clary wrcia pamici do snu. Taczya w sali balowej w Alicante. ciany
pomieszczenia zwieczonego przejrzystym, przypominajcym diament dachem, pomalowano
na biao i zoto. Porodku sali staa fontanna ze srebrn figur syreny w centrum. Promienie
soca przewiecay przez korony drzew a Clary miaa na sobie paszcz z zielonego aksamitu,
tak jak teraz.
- Clary! - wrzasn Luke, pdzc przez ciek z twarz wykrzywion wciekoci i
przeraeniem. Za nim bieg Magnus, jego kocie oczy byszczay jak wiata Portalu
zalewajce ogrd.
- Clary, stj! Stranicy s niebezpieczni! Zabijesz si!
Ale dla niej nie byo ju odwrotu. Zote wiato przybierao na sile. Clary pomylaa o
zocistych murach holu w swoim nie i promieniach soca zaamujcych si w szkle. Luke
si pomyli; nie rozumia na czym polega jej dar, jak dziaa - co mogli znaczy jacy
stranicy gdy potrafio si stworzy zupenie inn rzeczywisto za pomoc rysunku?
- Musz i - krzykna, robic krok do przodu z rozpostartymi palcami. - Luke, tak mi
przykro...
Postpia do przodu, a on w ostatniej chwili doskoczy do niej i zapa za nadgarstek,
w momencie, w ktrym Portal zdawa si by na granicy wybuchu. Ogromna sia zwalia ich
z ng, tak jak tornado wyszarpuje drzewo wraz z korzeniami. Przed oczami migny jej
wirujce samochody i budynki Manhattanu. Znikny gdy tylko porwa j silny prd. Czujc
rk Luke'a zaciskajc si na jej nadgarstku z si imada, runa prosto w wirujcy zoty
chaos.
Simona obudzi rytmiczny plusk wody. Usiad gwatownie, z piersi cinit
przeraeniem. Kiedy ostatnim razem obudzi go szmer fal, by winiem na statku
Valentine'a. Kojcy dwik przypomnia mu z ca ostroci horror, jakiego dowiadczy.
Poczu si jakby kto wyla na niego kube lodowatej wody.
Jednak szybkie spojrzenie dookoa upewnio go, e by w cakiem innym miejscu. Po
pierwsze, lea na ku w niewielkim pokoju ze cianami pomalowanymi na jasny bkit,
przykryty stert mikkich kocw. Ciemne zasony przesaniay okno, wpuszczajc tylko
odrobin wiata, ale to wystarczyo eby jego wampirzy wzrok zarejestrowa wszystko. Na
pododze lea jasny dywan a pod cian staa oszklona szafka.
Przy ku sta fotel. Simon usiad, koce opady, a on zda sobie spraw z dwch
rzeczy: po pierwsze, e cigle mia na sobie ten sam t - shirt i dinsy kiedy przyszed do
Instytutu na spotkanie z Jasem; a po drugie, osoba w fotelu drzemaa, z policzkiem wspartym
na doni a jej dugie, czarne wosy rozsypay si dokoa jak szal.
- Isabelle?
Jej gowa podskoczya do gry. Otworzya oczy.
- Oooch! Obudzie si! - wyprostowaa si, odrzucajc wosy na plecy. - Jace bdzie
wniebowzity. Bylimy prawie pewni, e umrzesz.
- Umr? - powtrzy za ni jak echo. Zakrcio mu si w gowie i poczu mdoci. Dlaczego? - rozejrza si po pokoju. - Jestem w Instytucie? - spyta, i gdy tylko sowa wyszy
z jego ust zda sobie spraw, e to niemoliwe. - To znaczy... gdzie my waciwie jestemy?
Cie zakopotania przemkn po jej twarzy.
- Hmm... to znaczy, e nie pamitasz co si stao w ogrodzie? - skubaa nerwowo haft
zdobicy tapicerk fotela. - Zaatakowali nas Wyklci. Byo ich mnstwo a piekielna mga
uniemoliwiaa walk. Magnus otworzy Portal i wszyscy bieglimy w tamt stron, gdy
zobaczyam jak idziesz w naszym kierunku. Potkne si o ciao Madeleine. Z tu za tob
sta Wyklty. Musiae go nie zauwaysz, ale Jace zauway. Zanim do ciebie podbieg byo
korek za niego. Ciecz w rodku bya ohydna - za rzadka i za sona jak na zwyk krew, miaa
lekko nieprzyjemny posmak oznaczajcy, e miso leao ju od kilku dni.
- Cholera - mrukn, pocigajc par ykw. - Martwa krew.
Brwi Jace'a podjechay do gry.
- A jaka miaaby by?
- Jeli zwierz, ktrego krew pij, jest martwe od duszego czasu, tym gorzej smakuje
jego krew - wytumaczy Simon. - wiea jest lepsza.
- Przecie ty nigdy nie pie wieej krwi. Prawda?
W odpowiedzi Simon rwnie unis brwi.
- No tak, oprcz mojej - odpar Jace. - Jestem pewien, e moja krew smakuje
fantastycznie.
Simon postawi pust butelk na oparciu fotela.
- Co jest z tob zdecydowanie nie tak - powiedzia. - W sensie umysowym.
W ustach cigle mia posmak zepsutej krwi, ale bl brzucha min. Poczu jak wracaj
mu siy, zupenie jakby krew bya lekiem o natychmiastowym dziaaniu; narkotykiem, ktry
musia bra eby przey. Zastanawia si, czy krew nie bya dla wampirw tym, czym
heroina dla narkomanw.
- A wic jestem w Idrisie.
- W Alicante, cile rzecz biorc. W gwnym miecie. Waciwie, to w jedynym
miecie - powiedzia Jace. Podszed do okna i rozsun zasony. - Penhallow'owie nie chcieli
nam wierzy, e soce na ciebie nie dziaa. Dlatego zaoyli te zasony. Mimo to powiniene
spojrze.
Simon podnis si w ka i stan obok Jace'a . I oniemia.
Kilka lat temu jego matka zabraa jego i siostr w podr do Toskanii - tydzie
jedzenia cikostrawnych da z makaronu i nieosolonego chleba, zwiedzania okolicy, i
szaleczej jazdy wskimi i krtymi drogami, z ledwoci unikajc zderzenia z piknymi,
starymi budynkami, ktre rzekomo przyjechali zobaczy. Pamita jak zatrzymali si na stoku
obok miasteczka zwanego San Gimignano, grupki domw z rozsianymi tu i wdzie wysokimi
dachami, ktre zdaway si siga nieba. Jeli to na co teraz patrzy przypominao mu
cokolwiek, to wanie to miasteczko. Jednoczenie widok za oknem sprawia wraenie
zupenie niepodobnego do tego, co dotychczas widzia.
Okno w ktrym sta znajdowao si do wysoko, wic cay budynek musia by
jeszcze wyszy. Spogldajc w gr, mg dostrzec kamienne parapety i niebo. Po drugiej
stronie sta drugi, troch niszy dom. Pomidzy budynkami bieg wski, ciemny kana
gstej, bkitnej ciemnoci starajc si zapa oddech, ale jedyne co nabieraa w puca to
wicej mronego chodu.
Nagle kto zapa j z ty paszcza i pocign do gry. Zacza si broni, ale bya
zbyt saba eby rozluni uchwyt. Ciemno w kolorze indygo przesza w jasny bkit, a
potem w zoto, gdy wydostaa si na powierzchni wody i wcigna w puca haust powietrza.
Albo przynajmniej prbowaa to zrobi. Zamiast tego zakrztusia si a przed oczami
zataczyy jej czarne patki. Wodorosty czepiay si jej rk i ng, podczas gdy kto holowa j
do brzegu. Odwrcia si, eby zobaczy co to takiego i dostrzega kogo, kto by w poowie
wilkiem, w poowie czowiekiem, z uszami wyduonymi jak sztylety i wystajcymi biaymi
kami. Prbowaa krzycze ale tylko naykaa si wody. W chwil pniej leaa ju na
rozmokym brzegu. Czyje rce zacisny si na jej ramionach, obracajc jej twarz w stron
ziemi. Raz po raz uderzay j w plecy, dopki nie wyplua z siebie resztki wody o gorzkawym
posmaku. Cigle si dawia gdy obrciy j na plecy. Patrzya prosto na Luke'a, ciemny cie
na tle jasnego nieba poprzecinanego chmurami. agodno, ktra zawsze gocia w jego
oczach, znika bez ladu. Nie przypomina ju wilka ale nadal by wcieky. Podcign j do
pozycji siedzcej, potrzsajc ni bez przerwy, dopki nie zapaa oddechu i nie zawoaa
sabo:
- Luke! Przesta! To boli...
Zabra rce. Zamiast tego zapa j za podbrdek, zmuszajc eby na niego spojrzaa.
- Woda - powiedzia. - Wykrztusia ca wod?
- Chyba tak - wyszeptaa. Jej gos by saby z powodu spuchnitego garda.
- Gdzie twoja stela? - zapyta. Gdy si zawahaa, jego gos nabra ostrych tonw. Clary, twoja stela. Znajd j.
Wysuna si z jego ramion i przegrzebaa mokre kieszenie, z sercem podchodzcym
do garda gdy jej palce natkny si tylko na wilgotny materia. Z ponur min odwrcia si
w stron Luke'a.
- Musiaa wpa do jeziora - pocigna nosem. - Stela mojej... mojej mamy...
- Jezu Chryste, Clary.
Luke wsta, z rkoma zaoonymi za gow. Przemk do suchej nitki. Strumyczki
wody spyway z jego dinsw i flanelowego paszcza. Okulary, ktre nosi zsunite do
poowy nosa, znikny. Spojrza na ni ponurym wzrokiem.
- Jeste caa i zdrowa - ni to stwierdzi ni zapyta. - To znaczy, teraz. Dobrze si
czujesz?
Skina gow.
po
miecie
rozsiani
stranicy,
ktrzy
uniemoliwiaj
teleportowanie si do niego. Nie jego wina, e postanowia igra z magi, ktrej dziaania
prawie nie pojmujesz. To, e masz zdolnoci, nie oznacza e wiesz jak ich uywa - rzuci jej
grone spojrzenie.
- Przepraszam - powiedziaa Clary cienkim gosem. - Gdzie my waciwie jestemy?
- Nad jeziorem Lyn - wyjani Luke. - Sdz, e Portal przenis nas tak blisko miasta
jak to byo moliwe a potem wyrzuci tutaj. Jestemy na obrzeach Alicante - rozejrza si
potrzsajc gow w mieszaninie zdumienia i zmczenia. - Udao ci si, Clary. Jestemy w
Idrisie.
- W Idrisie? - spytaa, gapic si bez sensu na jezioro. Mrugno do niej, bkitne i
niezmcone. - Chwileczk, powiedziae e jestemy na obrzeach Alicante, ale tu nie ma
adnego miasta.
- Jestemy od niego oddaleni o wiele kilometrw. Widzisz te wzgrza w oddali? wskaza na nie rk. - Musimy przez nie przej. Miasto jest po drugiej stronie. Gdybymy
mieli samochd zajoby nam to najwyej godzin, ale skoro idziemy pieszo to pewnie zajmie
nam to cae popoudnie - zmruy oczy i spojrza w niebo. - Zbierajmy si.
- Moe gdybymy znaleli wiksz drog - zaproponowaa Clary - kto mgby nas
podrzuci do miasta albo...
- Clary. W Idris nie ma samochodw.
Widzc jej zszokowan min, Luke wybuchn niezbyt wesoym miechem.
- Stranicy szkodz maszynom. Wikszo urzdze, takich jak komputery, telefony
komrkowe i tym podobne, tutaj nie dziaa. Alicante jest owietlone i napdzane gwnie
przez magiczne wiato.
- Och - powiedziaa cienkim gosem. - Wic jak daleko jeszcze do miasta?
- Do daleko - nie patrzc na ni, przeczesa domi swoje krtkie wosy. - Jest co, o
czym musz ci powiedzie.
Clary spia si w rodku. Jedyne czego chciaa, to eby Luke si do niej odezwa, ale
teraz wolaaby eby tego nie robi.
- W porzdku.
- Zauwaya - zacz - e na jeziorze nie byo adnych odzi, adnych dokw, niczego
po czym mona by pozna, e jest w jaki sposb zagospodarowane przez mieszkacw
Idrisu?
- Mylaam, e to ze wzgldu na bardzo du odlego.
- Nie tak znowu du. Zaledwie par godzin na piechot od Alicante. W
rzeczywistoci, jezioro... - urwa na chwil i westchn. - Czy kiedykolwiek przygldaa si
wzorowi na pododze w bibliotece Instytutu w Nowym Jorku?
Clary zamrugaa.
- Tak, ale nie rozumiaam co dokadnie przedstawia.
- Anioa powstajcego z jeziora trzymajcego w rku kielich i miecz. Czsto
powtarzajcy si motyw w zdobnictwie Nefilim. Wedug legendy anio Razjel powsta z
jeziora Lyn gdy po raz pierwszy objawi si Jonathanowi, pierwszemu Nefilim, i przekaza
mu Dary Anioa. Od tamtego czasu jezioro jest...
- wite? - podsuna Clary.
- Przeklte - poprawi Luke. - Pod pewnym wzgldem woda z jeziora jest dla Nocnych
owcw trujca. Nie szkodzi Przyziemnym - baniowy ludek ochrzci je nazw Lustra Snw.
Pij z niego wod bo twierdz, e dziki temu miewaj wizje. Ale dla owcy picie tej wody
jest bardzo niebezpieczne. Powoduje halucynacje, gorczk, moe nawet doprowadzi do
szalestwa.
Clary poczua zimno w caym ciele.
- To dlatego chciae ebym wyplua ca wod.
muzyk, ale Simon nie dostrzeg adnej wiey stereo. Nie byo telewizora ani stosw pyt CD
czy DVD, adnego sprztu ktry kojarzy si Simonowi z nowoczesnym wystrojem salonu.
Zamiast tego, wok ogromnego kominka, w ktrym trzaska ogie, ustawiono kilka
przeadowanych kanap.
Przy kominku sta Alec w czarnej zbroi Nocnego owcy i wkada rkawice. Gdy
Simon wszed do rodka, podnis gow i rzuci mu swoje zwyke grone spojrzenie, nie
mwic ani sowa.
Na kanapie siedziaa dwjka nastolatkw, chopak i dziewczyna, ktrych nigdy nie
widzia. Dziewczyna sprawiaa wraenie jakby bya w poowie Azjatk. Miaa delikatne oczy
w ksztacie migdaw, lnice ciemne wosy i psotny wyraz twarzy. agodnie zarysowany
podbrdek zwa si jak u kota. Moe nie bya klasyczn piknoci, ale miaa w sobie co
niezwykego.
Za to chopiec siedzcy obok niej by jeszcze bardziej intrygujcy. By wzrostu Jace'a ,
ale wydawa si wyszy nawet gdy siedzia. By smuky i uminiony, jego jasna twarz o
penych kociach policzkowych i ciemne oczy nadaway mu wyraz elegancji i niesfornoci.
Byo w nim co dziwnie znajomego, jakby ju si kiedy spotkali.
Dziewczyna odezwaa si pierwsza.
- Wic to jest ten wampir? - obejrzaa Simona od stp do gw, jakby chciaa zdj z
niego miar. - Nigdy wczeniej nie byam tak blisko adnego wampira - przynajmniej nie
tego, ktrego akurat chciaam zabi - przekrzywia gow na bok. - Cakiem milutki jak na
Przyziemnego.
- Musisz jej wybacz, ma twarz anioa ale maniery demona - powiedzia chopak z
umiechem, wstajc z miejsca i wycigajc rk na powitanie. - Jestem Sebastian. Sebastian
Verlac. A to moja kuzynka, Aline Penhallow. Aline?
- Nie podaj rki Przyziemnym - odpara, zapadajc si w mikkie poduszki. - Oni nie
maj duszy. No wiesz, wampiry.
Umiech znikn z twarzy Sebastiana.
- Aline...
- Ale to prawda. To dlatego nie widz si w lustrze i nie wychodz na wiato
soneczne.
Simon z rozmysem cofn si w kierunku plamy wiata wpadajcej przez okno. Czu
ciepo promieni sonecznych na plecach i wosach. Cie, jaki rzuca na podog, by dugi i
ciemny, sigajcy niemal stp Jace'a .
Aline wcigna gwatownie powietrze ale nie powiedziaa ani sowa. Odezwa si
- Szczerze mwic, ja i Simon mamy co do przedyskutowania. Na osobnoci wskaza gow podwjne drzwi w odlegym kocu korytarza a w jego oczach byszczao
wyzwanie. - Chod, wampirze - powiedzia tonem, ktry nie pozostawia adnych
wtpliwoci co do tego, e odmowa skoczyaby si uyciem siy. - Porozmawiajmy.
3. AMATIS
Pnym popoudniem Luke i Clary zostawili jezioro daleko w tyle i szli przez
niekoczce si szerokie bonia poronite wysok traw. Tu i wdzie agodne wzniesienia
przechodziy w wysokie wzgrza zakoczone czarnymi skaami. Clary bya wyczerpana tym
cigym wchodzeniem i schodzeniem. Jej buty lizgay si po mokrej trawie jak po pokrytym
smarem marmurze. Zanim zostawili za sob pola uprawne i dotarli do wskiej, brudnej drogi,
rce Clary krwawiy, pokryte plamami z trawy.
Luke szed z przodu, od czasu do czasu zwracajc swoim ponurym gosem jej uwag
na ciekawe elementy krajobrazu, jak najbardziej przygnbiajcy przewodnik wiata.
- Wanie przekroczylimy rwnin Brocelind - powiedzia, gdy wspili si na szczyt i
zobaczyli ciemn poa lasu, rozcigajc si na zachd.
- To puszcza. Dawniej pokrywaa wikszo nizin w kraju. Wikszo drzew wycito,
eby zrobi szlaki prowadzce do miasta. I eby wytpi watahy wilkw i gniazda, ktre
zakaday tu wampiry. Puszcza Brocelind zawsze stanowia dobr kryjwk dla
Przyziemnych.
Szli w milczeniu jeszcze kilka mil dopki nie znaleli si na zakrcie. W miar jak
pasmo wzgrz wznosio si coraz wyej, drzewa rosy coraz rzadziej a kiedy skrcili u
podna jednego z nich, Clary zamrugaa. Jeli wzrok jej nie myli, to na dole stay domy.
Cae szeregi maych, biaych domw, tworzce co na ksztat wioski.
- Jestemy na miejscu! - zawoaa i rzucia si w tamt stron, ale zatrzymaa si gdy
Luke nie pobieg za ni.
Odwrcia si i zobaczya, jak stoi porodku zakurzonej drogi i krci gow.
- Nie jestemy - powiedzia, gdy zrwnali krok. - To nie jest miasto.
- W takim razie co? Niewielkie miasteczko? Przecie mwie, e w okolicy nie ma
adnych miast...
- To cmentarz. Miasto Koci Alicante. Mylaa, e Miasto to jedyne miejsce
pochwku jakie mamy? - w jego gosie brzmia smutek. - To nekropolia, w ktrej s
pochowani wszyscy ci, ktrzy umarli w Idris. Zaraz zobaczysz. Musimy przez ni przej,
eby dosta si do Alicante.
Clary nie bya na cmentarzu od dnia, w ktrym umar Simon, i gdy sza wzdu
wskich alejek przecinajcych mauzolea jak biae wstki, na samo wspomnienie o tym
zmrozio j do szpiku koci.
Kto dba o to miejsce: marmur lni jak wieo wyczyszczony a trawa zostaa rwno
przycita. Tu i wdzie na grobach leay wizki biaych kwiatw. Na pierwszy rzut oka
wyglday jak lilie, ale wydzielay nieznany korzenny zapach, wic pomylaa, e to musz
by rodzime kwiaty Idrisu. Kady grb wyglda jak niewielki domek, niektre miay nawet
metalowe lub druciane furtki a na drzwiach wyryto nazwiska rodw Nocnych owcw.
Cartwright, Merryweather, Hightower, Blackwell, Midwinter. Clary zatrzymaa si
przy jednym z nich. Herondale. Odwrcia si, eby spojrze na Luke'a.
- Tak nazywaa si Inkwizytorka.
- To jej rodzinny grobowiec. Spjrz - wskaza rk.
Nad drzwiami widniay wyryte w szarym marmurze biae litery. Marcus Herondale i
Stephen Herondale. Obaj umarli w tym samym roku. Mimo e Clary nienawidzia
Inkwizytorki z caego serca, co w jej wntrzu cisno si w supe i nie moga nic poradzi
na to, e poczua lito. Straci ma i syna w tak krtkim czasie... Pod imieniem Stephena
wyryto trzy sowa po acinie: AVE ATQUE VALE.
- Co to znaczy?
- Witaj i egnaj, zaczerpnite z wiersza Catullusa. Od jakiego czasu to tradycyjna
formuka, ktrej uywaj Nefilim podczas pogrzebw lub gdy kto ginie podczas bitwy. A
teraz chodmy, lepiej nie rozpamitywa takich rzeczy - wzi j pod rami i delikatnie
odsun od grobowca.
Moe ma racj, pomylaa Clary. Moe lepiej nie myle teraz o mierci i umieraniu.
Odwrcia wzrok gdy wychodzili z cmentarza. Dochodzili ju prawie do elaznej bramy gdy
zauwaya mniejszy grobowiec, ktry wyglda jak biay muchomor stojcy w cieniu
rozoystego dbu. Nazwisko nad drzwiami wygldao jak wypisane wiatem.
FAIRCHILD.
- Clary - Luke prbowa j zatrzyma, ale jej ju nie byo. Wzdychajc ciko, pobieg
za ni w cie drzewa, gdzie staa jak sparaliowana i odczytywaa imiona dziadkw i
pradziadkw, o istnieniu ktrych nawet nie wiedziaa.
ALOYSIUS FAIRCHILD. ADELE FAIRCHILD, B. NIGHTSHADE. GRANVILLE
FAIRCHILD. I imi poniej: JOCELYN MORGENSTERN, B. FAIRCHILD.
Clary przeszed zimny dreszcz. Patrzenie na nazwisko matki byo jak odgrzebywanie
starych koszmarw ktre czasami miewaa, gdy nio jej si, e jest na jej pogrzebie i nikt nie
potrafi wyjani co si waciwie stao albo dlaczego umara.
- Ale ona yje - powiedziaa, patrzc na Luke'a. - Nie umara...
- Clave o tym nie wiedziao - wyjani agodnie.
Clary odetchna gboko. Nie moga go duej sucha ani patrze na niego.
Poszarpane grskie zbocze wyroso tu przed ni, a z ziemi, jak poamane koci, wyaniay si
nagrobki. Czarna pyta nagrobna zamajaczy jej przed oczami. Na jej powierzchni wyryto
nierwnym pismem napis: CLARISSA MORGENSTERN, URODZONA W 1991, ZMARA
W 2007. Pod sowami widnia niezdarny dziecicy rysunek przedstawiajcy czaszk z
ziejcymi pustk oczodoami. Clary zatoczya si do tyu z krzykiem. Luke zapa j w
ramiona.
- Co si stao? O co chodzi?
Wskazaa rk.
- Tutaj, spjrz...
Ale nagrobek znikn. Dookoa rozcigaa si rwno przycita trawa, biae mauzolea
stay w rwnych rzdach. Odwrcia si, eby na niego spojrze.
- Zobaczyam swj wasny grb - powiedziaa. - Z daty umieszczonej na nagrobku
wynika, e umr niedugo - teraz, w tym roku - zadraa.
Twarz Luke'a przybraa ponury wyraz.
- To przez wod z jeziora - powiedzia. - Zaczynasz majaczy. Musimy si popieszy.
Zostao nam niewiele czasu.
Jace poprowadzi Simona na gr przez krtki korytarz obsadzony drzwiami po obu
stronach. Zatrzyma si na wprost jednych z nich z nachmurzon min.
- Tutaj - rzuci, prawie wpychajc Simona do rodka.
Simon zorientowa si, e s w bibliotece. wiadczyy o tym rzdy pek z ksikami,
dugie kanapy i fotele.
- Powinnimy mie troch prywatnoci... - urwa, gdy z jednego z foteli podniosa si
nerwowo jaka posta. May chopiec z brzowymi oczami i w okularach na nosie. Mia
drobn, powan twarz a w rku ciska ksik. Simon zna gusta Clary na tyle dobrze jeli
chodzio o lektury, e nawet z tej odlegoci mg rozpozna tom mangi.
Jace zmarszczy brwi.
- Sorry, Max, ale potrzebujemy tego pokoju. Mamy do pogadania na osobnoci.
- Ale Izzy i Alec zdyli mnie ju wykopa z salonu, eby pogada na osobnoci poskary si Max. - Gdzie mam i?
Jace wzruszy ramionami.
- Na przykad do swojego pokoju? - wskaza kciukiem drzwi. - Czas zrobi co dla
ojczyzny, dzieciaku. Spadaj.
posiadaj tak moc. A skoro Clary to potrafi, to c, to chyba wanie jest zwiastun. Wszystko
si zmienia. Prawa si zmieniaj. Stare reguy mog nie mie ju zastosowania. Tak jak bunt
aniow doprowadzi do podzielenia nieba i stworzenia pieka, tak to moe oznacza koniec
rasy Nefilim. To nasza wojna w niebie, wampirze, i tylko jedna ze stron bdzie zwyciska.
Mj ojciec chce, eby to bya jego strona.
Mimo e powietrze cigle byo chodne, Clary pocia si w swoim przemoczonym
ubraniu jak mysz. Pot strumieniami spywa jej po twarzy i wsika w konierz paszcza,
podczas gdy Luke podtrzymywa j za rami i ponagla do drogi pod szybko ciemniejcym
niebem. Alicante byo ju w zasigu wzroku. Miasto leao w pytkiej dolinie, podzielone
srebrzyst wstg rzeki wypywajcej z jednego koca miasta i znikajcej w drugim. Grupa
budynkw z czerwonymi upkowymi dachami i pltanina krtych, ciemnych drg staa u stp
stromego wzgrza. Jego szczyt wieczy kamienny, strzelisty gmach otoczony filarami, ze
skrzcymi si wieami rozmieszczonymi w kadym kierunku; w sumie byo ich cztery.
Pomidzy budynkami rozsiane byy takie same wysokie, szklane wiee byszczce jak kwarc.
Wyglday jak szklane igy przebijajce niebo. Promienie soca odbijay si fasetkami od ich
powierzchni zupenie jak iskry strzelajce z zapaki. Widok by pikny i jednoczenie bardzo
dziwny.
Nigdy tak na prawd nie widziao si miasta, dopki nie zobaczyo si szklanych wie
Alicante.
- Co to byo? - spyta Luke, wytajc such. - Co powiedziaa?
Clary nie zdawaa sobie sprawy z tego, e powiedziaa to na gos. Zakopotana,
powtrzya sowa a Luke spojrza na ni ze zdumieniem.
- Gdzie to usyszaa?
- Od Hodge'a.
Przyjrza si jej uwanie.
- Wrciy ci kolory. Dobrze si czujesz?
Clary bolaa szyja, palio j cae ciao, a w ustach miaa pustyni.
- W porzdku - powiedziaa. - Lepiej skupmy si na tym, eby tam dotrze, dobrze?
- Dobrze.
Na kracu miasta gdzie koczyy si zabudowania, Clary zobaczya bram. Jej wrota
wyginay si ukowato w ostro zakoczony czubek. W jej cieniu sta Nocny owca w czarnej
zbroi.
- To Pnocna Brama. Przyziemni mog tdy wej legalnie do miasta, po warunkiem,
skrawek brunatnego nieba widoczny pomidzy budynkami. - Musimy omija z dala ulice.
- Mylaam, e idziemy do domu twojego przyjaciela.
- Bo idziemy. Tyle e ona nie jest moim przyjacielem.
- W takim razie kim?
- Po prostu id za mn - Luke zanurkowa w przejcie midzy domami, tak wskie, e
Clary z atwoci moga dotkn palcami obydwu cian. Szli wzdu wybrukowanej kocimi
bami krtej uliczki, usianej sklepami. Same budynki przypominay krzywk baniowego
gotyckiego krajobrazu z dziecicymi bajkami. Ich kamienne fasady ozdabiay rysunki
wszystkich moliwych mitologicznych stworze - najczciej powtarzajcym si motywem
byy gowy potworw przeplatajce si z uskrzydlonymi komi, syrenami i, oczywicie,
anioami. Na kadym rogu sterczay gargulce z powykrzywianymi twarzami.
Runy byy wszdzie: wymalowane na drzwiach, przemycone w projektach
abstrakcyjnych rzeb, powiewajce na kocach cienkich, metalowych acuchw jak
dzwoneczki na wietrze. Runy zapewniajce bezpieczestwo, szczcie, a nawet powodzenie
w interesach. Od samego patrzenia na nie Clary zakrcio si odrobin w gowie.
Szli w milczeniu, trzymajc si cienia. Wybrukowana kocimi bami uliczka bya pusta.
Sklepy pozamykano i zacignito kraty. Clary rzucaa ukradkowe spojrzenia na mijane
witryny. Ogldanie bogato udekorowanej wystawy sklepu cukierniczego zaraz obok rwnie
wystawnej witryny ze miercionon broni - noami, maczugami, nabijanymi wiekami
pakami i kolekcj serafickich noy w rnych rozmiarach - byo co najmniej dziwne.
- Brakuje pistoletw - powiedziaa.
Luke rzuci jej przelotne spojrzenie.
- Co takiego?
- Nocni owcy - wyjania - chyba nigdy nie uywaj broni palnej.
- To dlatego, e runy uniemoliwiaj zapon prochu. Nikt nie wie dlaczego. Mimo to,
Nefilim posuguj si broni od czasu do czasu w starciach z likantropami. Nie trzeba uywa
do tego runw - srebrne kule w zupenoci wystarczaj eby nas zabi - powiedzia ponurym
gosem. Nagle unis gow. W przytumionym wietle atwo byo sobie wyobrazi, e jego
uszy wyduaj si jak u wilka. - Sycha gosy. Widocznie zebranie w Gardzie si skoczyo.
Chwyci j za rami i popchn na bok, z dala od gwnej ulicy. Wpadli na may plac
ze studni porodku. Przed nimi wyrs murowany mostek spinajcy brzegi wskiego kanau.
W gasncym wietle dnia woda w kanale przybraa prawie czarny kolor. Clary moga teraz
usysze dochodzce z ssiedniej ulicy gosy. Byy podniesione i pobrzmiewa w nich gniew.
Zawroty gowy Clary przybray na sile. Czua jakby ziemia pod jej nogami zacza si
Jace napotka jego wzrok nad gow Aline, i umiechn si. Mimo e nie by
wampirem, w jaki sposb udao mu si pokaza w tym umiechu wszystkie zby. Simon
odwrci gow i rozejrza si po pokoju. Stwierdzi e muzyka, ktr wczeniej sysza, nie
pochodzia wcale ze stereo, ale ze skomplikowanego mechanicznego urzdzenia.
Przez chwil zastanawia si, czy nie zacz rozmawia z Isabelle, ale ona bya
pogrona w rozmowie z Sebastianem. Pochyli swoj pikn twarz w jej kierunku i sucha
uwanie, co mwia. Swego czasu Jace namiewa si z Simona za jego zauroczenie Isabelle,
ale Sebastian niewtpliwie wietnie sobie z ni radzi. W kocu Nocni owcy od koyski byli
wychowywani tak, eby ze wszystkim sobie radzi, prawda? Mimo wszystko, wyraz twarzy
Jace'a gdy powiedzia mu, e ma zamiar by dla Clary wycznie bratem, da mu do mylenia.
- Wino si skoczyo - oznajmia Isabelle, odstawiajc butelk na blat. - Przynios
wicej.
Mrugajc zalotnie do Sebastiana, znikna w kuchni.
- Jeste strasznie milczcy - odezwa si Sebastian z rozbrajajcym umiechem,
opierajc si o krzeso Simona. Simon pomyla, e jak na kogo o tak ciemnych wosach,
skra Sebastiana miaa bardzo jasny odcie, jakby rzadko przebywa na socu. - Wszystko w
porzdku?
Simon wzruszy ramionami.
- Nie mamy zbyt wielu tematw do rozmowy. Dyskutujecie albo o polityce albo o
ludziach, o ktrych nigdy wczeniej nie syszaem, albo o obu tych rzeczach.
Umiech znikn z twarzy Sebastiana.
- Mona nas porwna do zamknitego krgu, nas, Nefilim. To jest sposb mylenia
tych, ktrzy odcili si od reszty wiata.
- Nie uwaasz, e i ty si odcie? Gardzisz zwykymi ludmi...
- To zbyt mocne sowo - odpar Sebastian. - A czy ty uwaasz, e wiat zwykych
ludzi chciaby mie z nami cokolwiek wsplnego? Jestemy ywym dowodem na to, e
zawsze kiedy pocieszaj si, e na wiecie nie ma prawdziwych wampirw a pod ich kami
nie ma potworw ani demonw - okamuj si - odwrci si eby spojrze na Jace'a , ktry, z
czego Simon zda sobie wanie spraw, wpatrywa si w nich od duszego czasu. - Zgadzasz
si?
Jace umiechn si.
- De ce crezi c? v? ascultam conversatia?
W spojrzeniu Sebastiana pojawio si uprzejme zainteresowanie.
- M - ai urmarit de cnd ai ajuns aici - odpar. - Nu - mi dau seama dac? nu m? placi
ori dac? eti att de b?nuitor cu toata lumea - wsta. - Doceniam twoj znajomo
rumuskiego, ale jeli nie masz nic przeciwko, to zajrz do kuchni i sprawdz co robi
Isabelle.
Znikn w drzwich, zostawiajc Jace'a z wyrazem zaintrygowania na twarzy.
- Co nie tak? Nie umie zbyt dobrze mwi po rumusku, czy tak? - spyta Simon.
- Nie - Jace pokrci gow. Niewielka zmarszczka przecia jego czoo. - Nie, mwi
cakiem dobrze.
Zanim Simon zdy zapyta, co mia na myli, do pokoju wszed Alec. Marszczy
brwi dokadnie tak samo zanim wyszed. Przez chwil patrzy na Simona z zakopotaniem w
niebieskich oczach.
Jace obrzuci go spojrzeniem.
- Szybko wrcie.
- Ale nie na dugo - Alec wzi jabko za stolika. - Wrciem tylko po niego powiedzia, ruchem rki wskazujc Simona. - Oczekuj go w Gardzie.
Aline wygldaa na zaskoczon.
- Naprawd? - spytaa, ale Jace ju wsta z kanapy, wyswobadzajc rk z jej ucisku.
- Dlaczego? - jego gos by zdradziecko spokojny. - Mam nadziej, e przynajmniej
spytae o to zanim obiecae im go dostarczy.
- Oczywicie, e spytaem - odgryz si Alec. - Nie jestem taki gupi.
- Daj spokj - powiedziaa Isabelle, ukazujc si w drzwiach razem z Sebastianem,
ktry trzyma w rku butelk. - Czasami jeste troszk gupi. Troszeczk - powtrzya, a Alec
posa jej mordercze spojrzenie.
- Odsyaj Simona z powrotem do Nowego Jorku - wyjani. - Przez Portal.
- Przecie dopiero co przyjecha! - zaprotestowaa, wydymajc usta. - To nie jest
zabawne.
- I wcale nie ma takie by, Izzy. To e Simon tu trafi to by czysty przypadek, wic
Clave sdzi, e najlepiej bdzie odesa go do domu.
- wietnie - odezwa si Simon. - Moe nawet uda mi si wrci zanim moja matka
zorientuje si, e mnie nie ma. Jaka jest rnica czasu midzy tym miejscem a Manhattanem?
- Masz matk? - Aline wygldaa na zszokowan.
Simon zignorowa to.
- Mwi powanie - powiedzia, gdy Alec i Jace wymienili spojrzenia. - W porzdku.
Wszystko czego pragn, to wydosta si std.
- Pjdziesz razem z nim? - spyta Jace Aleca. - Dopilnujesz, eby wszystko przebiego
zgodnie z planem?
Patrzyli na siebie w sposb, ktry wyda si Simonowi znajomy. Czasami on i Clary
patrzyli na siebie tak gdy nie chcieli, by rodzice dowiedzieli si co razem knuj.
- Co znowu? - zapyta, przenoszc spojrzenie z Jace'a na Aleca i na odwrt. - Co si
stao?
Alec spojrza w inn stron a Jace odwrci si do Simona z uprzejmym umiechem.
- Nie. Wszystko w porzdku. Moje gratulacje, wampirze, wracasz do domu.
4. DAYLIGHTER
Gdy Simon i Alec opuszczali dom Penhollow'w i skierowali si do Gardu, nad
Alicante zapada ju noc. Ulice miasta by wskie i krte, w wietle ksiyca wyglday jak
blade kamienne wstki. Mimo e powietrze byo zimne, Simon ledwo to czu.
Alec szed obok w milczeniu, jakby udawa e idzie sam. W swoim poprzednim yciu
Simon musiaby si popieszy eby za nim nady i momentalnie dostaby zadyszki. Teraz
odkry, e wystarczyo jedynie wyduy krok eby go dogoni.
- Pewnie jeste wcieky - powiedzia w kocu, eby przerwa przeduajc si cisz.
Alec patrzy ponuro przed siebie. - Przez to e musisz mnie tam eskortowa.
Alec wzruszy ramionami.
- Mam osiemnacie lat. Jestem dorosy, wic musz by te odpowiedzialny. Jako
jedyny mog wej i wyj z Gardu kiedy Clave obraduje, a poza tym Konsul mnie zna.
- Kim jest Konsul?
- Wysokim urzdnikiem pastwowym. Nadzoruje gosowania, interpretuje Prawo i
doradza Clave oraz Inkwizytorowi. Jeli prowadzisz Instytut i masz jaki problem z ktrym
nie moesz sobie poradzi, udajesz si do Konsula.
- Konsul doradza Inkwizytorowi? Mylaem, e Inkwizytor nie yje.
Alec parskn miechem.
- To jak mwienie, e prezydent nie yje. To prawda, poprzedniego Inkwizytora ju
nie ma, teraz jest nowy. Nazywa si Aldertree.
Simon potoczy wzrokiem od wzgrza ku ciemnym wodom kanaw daleko w dole.
Zostawili za sob miasto i kroczyli wsk, cienist drog pomidzy drzewami.
- W przeszoci Inkwizycja nie za bardzo przysuya si ludzkoci.
Alec wyglda na skonsternowanego.
- Nie wane. To tylko zwyky kiepski dowcip. Nie bdziesz zainteresowany.
- Nie jeste zwyky - zauway Alec. - To dlatego Aline i Sebastian byli tacy
podekscytowani mogc ci pozna, chocia on zawsze stara si sprawia wraenie jakby ju
wszystko w yciu widzia.
- Czy on i Isabelle... - odezwa si bez zastanowienia Simon - Czy co ich czy?
Jego pytanie wywoao u Aleca nagy wybuch miechu.
- Isabelle i Sebastian? Nie sdz. Sebastian to miy facet a Isabelle umawia si jedynie
z cakowicie nieodpowiednimi typami, ktrych nasi rodzice z miejsca by znienawidzili.
zapomnia! - czowieczek pacn si w czoo, jakby mia wyrzuty sumienia z tego powodu. Powinienem si przedstawi. Jestem Inkwizytorem - nowym Inkwizytorem. Nazywam si
Aldertree.
Wycign przed siebie rk a Simon uciska j, majc mtlik w gowie.
- Masz na imi Simon?
- Tak - powiedzia, zabierajc rk tak szybko jak tylko si dao. Rka Aldertriego
bya nieprzyjemnie wilgotna i lepka.
- Nie ma potrzeby dzikowa. Ja po prostu chc wrci do domu.
- Oczywicie, oczywicie! - pomimo jowialnego tonu, przez twarz Inkwizytora
przemkn jaki cie, ktrego Simon nie mg zignorowa. Po chwili znikn a Aldertree
umiechn si i przyjacielskim gestem wskaza ciek prowadzc do Gardu. - Tdy,
Simonie.
Simon ruszy we wskazanym kierunku. Alec chcia zrobi to samo ale Inkwizytor go
powstrzyma.
- Zrobie ju co do ciebie naleao, Alexandrze. Dzikujemy ci za pomoc.
- Ale Simon... - zacz Alec.
- Wszystkim si zajmiemy - zapewni go Inkwizytor. - Malachi, poka Alexandrowi
wyjcie. I daj mu magiczny kamie, eby mg wrci do domu, jeli nie wzi jednego ze
sob. Noc cieka moe by niebezpieczna.
I posa mu kolejny umiech, klepic Simona po ramieniu. Alec ze zdumieniem patrzy
jak odchodz.
wiat wok Clary rozmaza si w wielobarwn mg, gdy Luke przenis j przez
prg domu i ruszy dugim korytarzem z Amatis depczc im po pitach i przywiecajc
magicznym wiatem. Pogrona w delirium patrzya jak korytarz rozwija si przed ni,
robic si duszy i duszy, zupenie jak ten w jej koszmarach.
Po chwili wiat wrci na swoje miejsce. W nastpnej chwili leaa na czym zimnym
a czyje donie okryway j kocem. Para niebieskich oczu pochylia si nad ni.
- Wyglda na bardzo chor - powiedziaa Amatis gosem, ktry przypomina
zacinajc si star pyt. - Co jej jest?
- Wypia chyba poow Jeziora Lyn.
Gdy gos Luke'a ucich, Clary na chwil odzyskaa ostro widzenia: leaa na
zimnych pytkach w kuchni, a gdzie nad jej gow Luke szpera w szafkach. ta farba
uszczya si miejscami ze cian, a pod jedn z nich sta staromodny eliwny piecyk. Z
Clary powoli uniosa powieki. Luke i Amatis klczeli po obu stronach, a ich oczy w
prawie identycznym kolorze bkitu wypeniaa troska. Obrzucia spojrzeniem wszystkie kty
pomieszczenia i nie zobaczya niczego - adnych aniow, adnych demonw z nietoperzymi
skrzydami. Tylko te ciany i bladorowy czajnik chwiejcy si niebezpiecznie na
parapecie.
- Czy ja umieram? - wyszeptaa.
Luke umiechn si sabo.
- Nie. Minie troch czasu zanim wrcisz do formy, ale najwaniejsze, e przeya.
- Okej.
Bya zbyt wyczerpana, eby odczuwa ulg z tego powodu. Czua si tak, jakby z jej
ciaa usunito wszystkie koci i zosta tylko bezwadny worek ze skry. Patrzc sennie przez
rzsy powiedziaa bezwiednie:
- Masz takie same oczy.
Luke zamruga.
- Takie same jak kto?
- Jak ona - powiedziaa Clary, przenoszc senne spojrzenie na Amatis, ktra wygldaa
na zmieszan. - Taki sam odcie bkitu.
Cie umiechu przemkn po twarzy Luke'a.
- No, c, to chyba nikogo nie dziwi, zwaszcza e nie waciwie miaem okazji was
sobie przedstawi. Clary, to jest Amatis Herondale. Moja siostra.
Inkwizytor nie odezwa si sowem zanim Alec i Malachi nie znaleli si poza
zasigiem suchu. Simon pody za nim owietlon magicznym wiatem ciek, starajc si
nie mruy oczu. Mia wiadomo tego, e wyrasta przed nim potny masyw Gardu, tak jak
okrt wyaniajcy si z oceanu. wiato wylewao si z jego okien, podbarwiajc nocne niebo
srebrzystym blaskiem. Kilka z okien umieszczonych niej byo okratowanych i nie byo w
nich wida nic oprcz ciemnoci.
Po jakim czasie dotarli do drewnianych drzwi osadzonych w jednej ze cian budynku.
Aldertree przesun si, eby przekrci klucz w zamku a wtedy odek Simona zacisn si
w supe. Odkd zosta wampirem zauway, e ludzie wydzielali wok siebie szczeglny
zapach, ktry zmienia si zalenie od nastroju. Inkwizytor pachnia czym gorzkim i
mocnym, zupenie jak kawa, tyle e znacznie bardziej nieprzyjemnie. Simon poczu kujcy
bl w szczce, ktry oznacza, e jego ky zaraz si wysun, i szybko odsun si w jak
najdalszy kt eby si na niego nie rzuci, gdy przechodzi przez drzwi.
Korytarz za nimi by dugi i biay, wyglda prawie jak tunel wycity w biaym
kamieniu. Inkwizytor przypieszy kroku, magiczne wiato w jego doni podskakiwao na
cianach. Jak na czowieka obdarzonego do krtkimi nogami, porusza si zadziwiajco
szybko. Co chwila obraca gow na prawo i lewo marszczc przy tym nos, jakby wszy
dookoa. Simon musia przypieszy eby go dogoni. Przeszli przez ogromne, szerokie jak
rozoone skrzyda, podwjne drzwi i znaleli si w amfiteatrze wypenionym rzdami
krzese. Kade z nich zajmowa spowity w czer Nocny owca. Ich gosy odbijay si od
murw. W wielu z pobrzmiewa gniew. Simon sysza urywki ich rozmw gdy mija
poszczeglne rzdy, a sowa zacieray si przekrzykiwali sami siebie.
- Przecie nie mamy dowodw na to czego chce Valentine. On nie dzieli si z nikim
swoimi planami...
- A czy to ma jakie znaczenie czego chce? To renegat i kamca. Naprawd uwaasz,
e jakakolwiek prba uagodzenia go wyjdzie nam na dobre?
- Zdajesz sobie spraw z tego, e patrol znalaz ciao nastoletniego wilkoaka na
obrzeach Brocelind? Zosta wydrenowany z krwi. Wyglda na to, e Valentine chce
dokoczy Rytua Konwersji tutaj w Idris.
- Odkd posiada dwa z Darw Anioa, jest potniejszy od kadego Nefilim. Moemy
nie mie wyboru...
- Mj kuzyn zgin na tamtym statku w Nowym Jorku! Nie ma mowy, ebymy
pucili mu to pazem! Zemsta musi si dokona!
Simon zawaha si, ciekaw reszty rozmw, ale Inkwizytor brzcza mu nad uchem jak
natrtna, gruba osa.
- Chod, chod - powiedzia, wymachujc mu przed nosem magicznym wiatem. Nie ma czasu do stracenia. Musz zdy na narad zanim si skoczy.
Simon niechtnie pozwoli si popchn w kierunku korytarza, a sowo zemsta
wci dwiczao mu w uszach. Wspomnienie tamtej nocy na statku nie byo przyjemne. Gdy
dotarli do drzwi z wyryt na nich pojedyncz, czarn run, Inkwizytor wyczarowa klucz i
otworzy je, szerokim gestem zapraszajc Simona do rodka.
Pomieszczenie byo urzdzone icie po spartasku, udekorowane jedynie gobelinem,
ktry przedstawia anioa wynurzajcego si z jeziora, w jednej rce trzymajcego Kielich a w
drugiej Miecz. Fakt, e ju je kiedy widzia momentalnie go rozproszy. W chwil pniej
usysza szczk zamka i zda sobie spraw z tego, e Inkwizytor zaryglowa drzwi.
Rozejrza si dookoa. W pokoju nie byo adnych mebli, oprcz awki i niskiego
stolika, na ktrym spoczywa ozdobny, srebrny dzwonek.
- Zrb to jeszcze raz, wampirze, a wlej ci wod wicon do garda i bd patrzy jak
umierasz, rzygajc krwi.
- Wystarczy! - krzykn Inkwizytor cienkim, strapionym gosem. - Starczy tych
pogrek! Dosta ju nauczk - musia przysun si bliej, bo Simon poczu przez kaptur ten
dziwny, gorzki zapach. - Simonie, to bya przyjemno spotka si. Mam nadziej, e noc w
celi Gardu odniesie podany skutek i rano bdziesz bardziej skonny do wsppracy - pooy
rk na ramieniu Simona. - A teraz zabierzcie go na d.
Simon wrzeszcza na cae gardo ale jego krzyki zagusza kaptur. owcy wycignli
go z pokoju i poprowadzili przez niekoczce si korytarze przypominajce labirynt. Nagle
dotarli do schodw i Simon zosta zepchnity w d, jego stopy lizgay si po stopniach. Nie
mia pojcia gdzie mg si teraz znajdowa. Wyczuwa jedynie ciki zapach, co jakby
mokry kamie, i to, e powietrze wok robio si coraz zimniejsze w miar jak schodzili w
d.
W kocu si zatrzymali. Rozleg si zgrzyt, jakby kto skroba metalem po kamieniu.
Simon zosta wepchnity do rodka i wyldowa na twardym podou. Drzwi zostay
zatrzanite z gonym, metalicznym szczkiem, a za nimi dao si sysze odgosy krokw.
Ich echo sabo z kad chwil a w kocu zniko. Simon chwiejnie podnis si na nogi.
cign kaptur z gowy i rzuci na podog, pozbywajc si tym samym wraenia dusznoci.
Zwalczy pragnienie zapania oddechu - oddechu, ktrego wcale nie potrzebowa. Mimo to
klatka piersiowa zapieka go, jakby zosta pozbawiony powietrza.
Znajdowa si w kwadratowym, kamiennym pomieszczeniu z pojedynczym
zakratowanym oknem znajdujcym si powyej ka, ktre nie wygldao na wygodne.
Przez niskie drzwiczki Simon mg dostrzec malutk azienk z umywalk i toalet.
Zachodnia ciana rwnie zostaa okratowana - grube, wygldajce jak zrobione z elaza
kraty biegy od sufitu po podog. Zrobione z krat drzwi zostay przymocowane do ciany za
pomoc mosinych zawiasw, w poprzek ktrych wyryto czarne runy. Waciwie to
wszystkie kraty byy pokryte pajczymi wzorami, nawet te w oknie.
Mimo e wiedzia, e drzwi s zamknite, Simon nie mg si powstrzyma: przeszed
przez cel i zapa za gak. Jego rk przeszy ostry bl. Wrzasn i zabra rk, wbijajc w
ni wzrok. Cienki smuki dymu unosiy si nad jego spalon doni a na skrze zosta
wypalony zawiy wzr. Przypomina troch Gwiazd Dawida wewntrz okrgu.
Bl by taki, jakby kto przypali go rozgrzanym do biaoci elazem. Zacisn do w
pi.
- Co to jest? - wyszepta, wiedzc e i tak nikt go nie usyszy.
drzwiach Isabelle, wiato wylewao si zza jej plecw. Widzia tylko jej zarys, ale po
sposobie w jaki trzymaa rce na biodrach domyli si, e bya wcieka.
- Co wy tu robicie? - zawoaa. - Wszyscy si zastanawiaj, gdzie si podziewacie.
Alec odwrci si w stron przyjaciela.
- Jace...
Ale Jace wsta z miejsca, kompletnie ignorujc wycignit do Aleca.
- Lepiej eby si nie myli co do Clave - powiedzia tylko.
Alec patrzy jak wchodzi do domu. Do gowy przyszo mu to co powiedzia Simon.
Cigle si zastanawiam, jak sobie z tym wszystkim poradzi. Czy moemy jeszcze by
przyjacimi, czy to, co nas czyo, rozpado si ju na kawaki? I to nie przez ni, tylko
przeze mnie.
Drzwi za Jasem zamkny si. Alec zosta sam w czciowo owietlonym ogrodzie.
Zamkn na chwil oczy a pod jego powiekami pojawi si obraz czyjej twarzy. Tym razem
nie bya to twarz Jace'a . Zobaczy zielone tczwki z przedzielonymi renicami. Oczy kota.
Otworzy szybko powieki i sign do torby po owek i kartk papieru wyrwan z
notesu, ktry suy mu za dziennik. Napisa kilka sw a potem wzi swoj stel i nakreli
run ognia na dole strony. Poszo szybciej ni si spodziewa. Wypuci poncy papier z
palcw a on unis si w powietrze jak wietlik. Po chwili zosta z niego tylko popi,
rozsiany po krzakach r jak biay proszek.
5. KOPOTY Z PAMICI
Clary obudzia si w momencie, w ktrym snop jasnego sonecznego wiata pad na
jej twarz, rozpalajc rowe byski pod powiekami. Drgna niespokojnie i ostronie
otworzya oczy. Gorczka ju jej przesza ale pozostao wraenie jakby miaa poamane
wszystkie koci. Usiada i rozejrzaa si ciekawie po pokoju. Wygldao na to, e bya w
czym, co musiao by pokojem gocinnym - by niewielki, utrzymany w bieli a ko
pokrywaa kolorowa narzuta. Koronkowe zasony w okrgym oknie przepuszczay promienie
soca. Usiada powolutku, czekajc na fal zawrotw gowy. Jednak nic takiego si nie stao.
Czua si cakiem zdrowa, a nawet wypoczta. Wstaa z ka i obejrzaa swj strj. Kto
ubra j w bia, wykrochmalon piam, ktra teraz bya lekko wymita. Bya zbyt obszerna,
rkawy zwisay w d zakrywajc jej palce, co wygldao komicznie.
Podesza do jednego z okrgych okien i wyjrzaa na zewntrz. Gromada domw z
kamiennymi cianami w kolorze starego zota staa po jednej stronie wzgrza. Ich dachy
wyglday jak pokryte dachwkami z brzu. Ta strona domu wychodzia na niewielki, boczny
ogrdek, mienicy si jesiennymi barwami brzu i zota. Przy cianie staa krata, na ktrej
rosy re; ostatnia z nich gubia zbrzowiae patki.
Wtem klamka w drzwiach zaskrzypiaa. Clary wgramolia si popiesznie do ka na
chwil przed tym jak do rodka wesza Amatis z tac w rkach. Jej brwi uniosy si odrobin,
gdy zobaczya, e Clary ju nie pi.
- Gdzie jest Luke? - spytaa Clary, opatulajc si kocem.
Amatis postawia tac na stoliku obok ka. Sta na niej kubek z czym gorcym w
rodku i kromki posmarowanego masem chleba.
- Powinna co zje. Lepiej si poczujesz.
- Czuj si wietnie - odpara Clary. - Gdzie jest Luke?
Amatis usiada przy stoliku na krzele z wysokim oparciem, zoya rce na podoku i
spojrzaa na ni z niezmconym spokojem w niebieskich oczach. W dziennym wietle Clary
moga przyjrze si dokadniej jej twarzy, ktr pokryway zmarszczki - wygldaa na duo
starsz od jej matki, mimo e nie mogy si przecie tak bardzo rni wiekiem. Jej brzowe
wosy przecinay pasma siwizny a oczy miay czerwone obwdki, jakby przed chwil pakaa.
- Nie ma go tu.
- Nie ma go tu, bo wyskoczy po szeciopak dietetycznej koli i ciasteczka, czy dlatego,
e...
- Wyszed wczenie rano, jeszcze przed witem. Siedzia przy tobie przez ca noc. A
jeli chodzi o miejsce jego przebywania, to nie znam adnych konkretw - ton gosu Amatis
by oschy, a gdyby Clary nie czua tak parszywie jak teraz, to moe nawet rozbawiby j fakt,
e brzmia prawie jak gos Luke'a. - Gdy tu mieszka, jeszcze zanim opuci Idris i zanim
doszo do... Przemiany... sta na czele sfory zamieszkujcej Puszcz Brocelind. Powiedzia, e
wanie tam idzie, ale nie doda po co i na jak dugo - tylko tyle, e niedugo wrci.
- Zostawi mnie tu? I co, mam tu siedzie i czeka na niego?
- No, c, przecie nie mg ci zabra ze sob, prawda? Poza tym, nie bdzie ci atwo
wrci teraz do domu. Przychodzc tu zamaa Prawo, a moesz by pewna, e Clave tego
nie przeoczy i nie bdzie na tyle wspaniaomylne eby pozwoli ci wyjecha.
- Ale ja wcale nie chc wraca - Clary prbowaa zebra si w sobie. - Przyszam tu,
eby... si z kim spotka. Mam tu co do zrobienia.
- Luke mi o tym powiedzia - odpara Amatis. - Pozwl, e dam ci dobr rad.
Znajdziesz Ragnora Fella tylko wtedy, jeli on sam ci na to pozwoli.
- Ale...
- Clarisso - Amatis spojrzaa na ni badawczo. - W kadej chwili spodziewamy si
ataku ze strony Valentine'a. Prawie kady Nocny owca jest teraz w miecie. Pozostanie w
Alicante to najbezpieczniejsze co moesz teraz zrobi.
Clary zastyga w bezruchu. To, co mwia Amatis, miao sens, ale w aden sposb nie
byo w stanie uspokoi jej wewntrznego gosu, ktry wrcz krzycza, e nie ma czasu do
stracenia. Musiaa znale Ragnora ju teraz, uratowa matk te musiaa teraz, i wanie
teraz musiaa i. Prbowaa stumi narastajc panik i mwi tak, jakby byo jej to
obojtne.
- Luke nigdy mi nie powiedzia, e ma siostr.
- Nie - odpara. - Nie musia tego robi. Nigdy nie bylimy... blisko.
- Powiedzia te, e nazywasz si Herondale. To chyba nazwisko Inkwizytorki,
prawda?
- Tak - przytakna Amatis, a jej twarz skurczya si jakby te sowa wywoay bl. Bya moj teciow.
Co Luke powiedzia o Inkwizytorce? e miaa syna, ktry polubi kobiet z
nieodpowiednimi koneksjami.
- Bya on Stephena Herondale?
Amatis wygldaa na zaskoczon.
- Znasz jego imi?
Gdyby tylko moga wywabi wspomnienia o Stephenie w ich krwi, z pewnoci by to zrobia.
Clary pomylaa o zimnych oczach Inkwizytorki, wskich jak szparki, i twardym
bezwzgldnym spojrzeniu, i prbowaa jej wspczu.
- Myl, e to wanie przez to oszalaa - powiedziaa. - Popada w obsesj. Bya dla
mnie okropna, ale jeszcze bardziej dla Jace'a . Zachowywaa si, jakby pragna jego mierci.
- To ma sens - odpara Amatis. - Wygldasz zupenie jak twoja matka, poza tym to ona
ci wychowaa, ale twj brat... - pokrcia gow. - Czy i on przypomina Valentine'a tak samo
jak ty Jocelyn?
- Nie. Jace przypomina samego siebie - na sam myl o nim przez jej ciao przeszed
dreszcz. - Jest tutaj w Alicante - powiedziaa, mylc na gos. - Gdybym moga si z nim
zobaczy...
- Nie - przerwaa jej ostro Amatis. - Nie moesz opuci tego domu. A tym bardziej
si z kim spotka. A ju na pewno nie po to, eby zobaczy si z bratem.
- Nie mog wyj z domu?! - Clary bya zszokowana. - To znaczy, e mam tu tkwi?
Jak w wizieniu?
- Tylko przez dzie lub dwa - upomniaa j Amatis - a poza tym, nie wygldasz
najlepiej. Musisz odpoczywa. Woda z jeziora o mao co ci nie zabia.
- Ale Jace...
- Jest jednym z Lightwoodw. Nie moesz tam i. Gdy tylko ci zobacz, donios
Clave e tu jeste. A wtedy nie tylko ty bdziesz mie kopoty z Prawem. Luke rwnie.
Przecie Lightwoodowie nie zdradziliby mnie przed Clave. Nie zrobiliby tego...
Sowa zamary na jej ustach. Nie ma mowy, eby udao jej si przekona Amatis, e ci
Lightwoodowie sprzed pitnastu lat ju nie istnieli, a Robert i Maryse nie byli ju
zalepionymi lojalnymi zwolennikami Valentine'a. Ta kobieta moga sobie by siostr Luke,
ale dla niej bya kompletnie obca. Dla Luke'a te praktycznie bya obca. Nie widzia jej od
szesnastu lat - nigdy nawet sowem nie napomkn o tym, e ma siostr.
Clary opara si o poduszki, udajc zmczenie.
- Masz racj, nie czuj si najlepiej. Chyba si troch przepi.
- Dobry pomys - Amatis pochylia si, eby zabra pusty kubek. - Jeli chcesz wzi
prysznic, to azienka jest po drugiej stronie korytarza. A w nogach ka masz kufer z moimi
starymi ubraniami. Masz chyba ten sam rozmiar co ja w twoim wieku, wic bd na ciebie
pasowa. Nie tak jak ta piama - dodaa, umiechajc si sabo. Clary nie odwzajemnia
umiechu. Bya zbyt zajta powstrzymywaniem si od walnicia pici w materac w
poczuciu bezsilnej zoci.
chwil zajo mu zdanie sobie sprawy z tego, co mia na myli Aldertree. Sta w jasnej plamie
wiata wpadajcej przez okno nad ich gowami.
Aldertree niemal skrca si z podniecenia.
- Stoisz wystawiony bezporednio na dziaanie promieni sonecznych i nic ci nie jest.
Nigdy bym w to nie uwierzy - to znaczy, powiedzieli mi, oczywicie - ale nigdy w yciu nie
widziaem czego podobnego.
Simon milcza. Chyba wszystko zostao ju powiedziane.
- Pytanie brzmi - kontynuowa Aldertree - czy wiesz, dlaczego taki jeste.
- Moe po prostu jestem milszy ni inne wampiry.
Od razu poaowa swoich sw. Oczy Aldertriego zwziy si a ya na czole zacza
pulsowa jak gruby robak. Najwyraniej nie lubi sucha artw chyba e to on je opowiada.
- Bardzo zabawne - powiedzia. - Pozwl, e zapytam: zostae Daylighterem od
momentu, w ktrym wstae z grobu?
- Nie - ostronie powiedzia Simon. - Na pocztku soce mnie palio. Wystarczya
smuga wiata eby moja skra zacza si przypieka.
Aldertree kiwn energicznie gow jakby na potwierdzenie, e tak wanie powinno
by.
- A kiedy dokadnie spostrzege, e moesz wyj na wiato soneczne nie cierpic
przy tym z blu?
- Rankiem po bitwie na statku Valentine'a.
- Podczas ktrej pojma ci i wizi, mam racj? Trzyma ci na statku jako winia po
to, by wykorzysta twoj krew do dokoczenia Rytuau Piekielnej Konwersji.
- Wyglda na to, e pan ju wszystko wie - odpar Simon. - Nie jestem do niczego
potrzebny.
- Och, ale nie! - wykrzykn Aldertree, wymachujc rkoma. Simon zauway, e
mia bardzo mae donie, tak mae, e wyglday zupenie nie na miejscu w porwnaniu do
jego pulchnych ramion. - Mamy sobie jeszcze tyle do powiedzenia, mj chopcze! Cigle si
zastanawiam co te takiego wydarzyo si na tym statku, e doprowadzio do twojej
przemiany. Przypominasz sobie cokolwiek?
Napiem si krwi Jace'a , przypomnia sobie Simon. Prawie to powiedzia, tylko po to
eby si odgry, ale w nastpnej sekundzie wpad we wstrzs gdy uwiadomi sobie co to
znaczyo. Napiem si krwi Jace'a. Czy to dlatego si zmieni? Czy to byo w ogle moliwe?
Moliwe czy niemoliwe, czy mg powiedzie Inkwizytorowi co zrobi Jace? Ochranianie
Clary to jedno, ochranianie Jace'a to drugie. Jemu nic nie zawdzicza.
Co zreszt nie byo do koca prawd. Jace zaoferowa mu swoj krew i uratowa go.
Czy jakikolwiek inny Nocny owca zrobiby co takiego? I to dla wampira? I nawet jeli
zrobi to ze wzgldu na Clary, to czy miao to jakie znaczenie? Simon przypomnia sobie
swoje wasne sowa: Mogem ci zabi. I odpowied Jace'a , e by mu na to pozwoli. Wola
si nie zastanawia w jakie kopoty wpadby Jace, gdyby Clave dowiedziao si, e uratowa
mu ycie i w jaki sposb tego dokona.
- Nie pamitam nic z tego co dziao si na odzi - powiedzia w kocu. - Widocznie
Valentine musia mnie upi.
Twarz Aldertriego oklapa.
- To straszna wiadomo. Przykro mi to sysze.
- Mnie rwnie - odpar Simon, mimo e wcale tak nie czu.
- Naprawd niczego nie pamitasz? Ani jednego malutkiego szczegu?
- Tylko to, e zemdlaem gdy Valentine mnie uderzy i obudziem si potem...na
pickupie Luke'a gdy wracalimy do domu. Nie pamitam niczego wicej.
- Ojej - Aldertree okry si paszczem. - Zdaje si, e Lightwoodowie ywi do ciebie
jaki szczeglny sentyment, ale inni czonkowie Clave nie s tacy... wyrozumiali. Valentine
ci porwa, z konfrontacji z nim wyszede bogatszy o now niezwyk umiejtno, a na
dodatek trafie do Idrisu. Zdajesz sobie spraw z tego jak to wszystko wyglda?
Gdyby serce Simona nadal potrafio bi, walio by teraz jak mot.
- Uwaa pan, e jestem szpiegiem Valentine'a?
Aldertree wyglda na zszokowanego.
- Ale mj drogi! Oczywicie, e nie. Ufam ci bez adnych zastrzee! Ale Clave,
hmm, obawiam si, e moe by bardzo podejrzliwe. Pokadalimy wielkie nadzieje w tobie i
w twoj pomoc. Moe i nie powinienem ci tego mwi ale czuj, e mog ci si zwierzy,
mj chopcze, wic powiem e Clave wpado w straszne kopoty.
- Clave? - Simon by oszoomiony. - Ale co to ma wsplnego z....
- Widzisz - podj Aldertree - w Clave doszo do rozamu. Mona by powiedzie, e
wojuj sami ze sob. Czonkowie Clave i poprzedni Inkwizytor popenili kilka bdw, nad
ktrymi nie bdziemy si teraz rozwodzi. Chodzi o to, e podano w wtpliwo autorytet
mj, Konsula i samego Clave. Valentine zawsze wyprzedza nas o krok zupenie jakby zna
wszystkie nasze plany. Po tym co si stao w Nowym Jorku, Rada nie zechce ju sucha rad
moich ani Malachiego.
- Mylaem, e to przez Inkwizytork...
- Ktr na to stanowisko mianowa sam Malachi. Oczywicie nie mg sobie zdawa
Simon pooy donie na brzuchu. Krew jelenia zaspokoia zaledwie pierwszy gd, ale
to byo za mao. Jego ciao pono z pragnienia.
- Cigle mnie tak nazywasz. Daylighter.
- Syszaem jak mwili o tobie stranicy. Wampir, ktry przechadza si w socu. Nikt
nigdy czego takiego nie widzia.
- A jednak macie na to sowo. Jakie to wygodne.
- To okrelenie jakiego uywaj Przyziemni, nie Clave. W ich kulturze istniej
podania o stworzeniach takich jak ty. Dziwi si, e nic o nich nie wiesz.
- To dlatego, e jestem Przyziemnym dopiero od niedawna - odpar Simon. - Ale zdaje
si, e ty wiesz o mnie cakiem sporo.
- Stranicy lubi plotkowa - powiedzia gos. - A Lightwoodowie ukazujcy si z
Portalu z krwawicym, umierajcym wampirem to cakiem niezy ksek. Chocia przyznaj nie spodziewaem si ciebie tutaj - przynajmniej nie wtedy zanim nie zaczli przygotowywa
dla ciebie celi. Jestem zaskoczony, e Lightwoodowie na to pozwolili.
- Dlaczego mieliby nie pozwala? - spyta gorzko Simon. - Jestem nikim. Zwykym
Przyziemnym.
- Moe dla Konsula - odpar gos. - Ale Lightwoodowie...
- Co z nimi?
Zapado krtkie milczenie.
- Nocni owcy, ktrzy yj z dala od Idris - a zwaszcza ci, ktrzy prowadz Instytuty
- s zazwyczaj bardziej tolerancyjni. Miejscowe Clave natomiast jest bardziej konserwatywne
i nieufne.
- A co z tob? Ty te jeste Przyziemnym?
- Przyziemnym? - Simon nie by pewny, ale w gosie nieznajomego usysza cie
gniewu, zupenie jakby oburzyo go zadane pytanie. - Nazywam si Samuel. Samuel
Blackburn. Jestem Nefilim. Wiele lat temu naleaem do Krgu razem z Valentinem.
Mordowaem Przyziemnych podczas Powstania. Nie jestem jednym z nich.
- Och - Simon przekn lin. Pamita, e czonkowie Krgu Valentine'a zostali
schwytani i ukarani przez Clave - poza takimi jak Lightwoodowie, ktrzy zawarli z nimi
umow i zaakceptowali wygnanie w zamian za przebaczenie. - Trzymaj ci tu od tak dawna?
- Nie. Po Powstaniu wymknem si z Idris zanim mnie zapali. Przez lata trzymaem
si z dala od miasta - przez lata - jak skoczony gupiec, mylc, e zostanie mi wybaczone.
Wic wrciem. Zapali mnie od razu w chwili, w ktrej przekroczyem granic. Clave ma
swoje sposoby na tropienie wrogw. Zacignli mnie przed oblicze Inkwizytora i
przesuchiwali przez wiele dni. Kiedy ze mn skoczyli, wrzucili tutaj - Samuel westchn
ciko. - Po francusku tego typu wizienie nosi nazw oubliette, czyli miejsce zapomnienia.
To tak jakby wrzuca tu mieci o ktrych nie chcesz pamita i zostawia eby zgniy.
- wietnie. Jestem Podziemnym wic jestem mieciem. Ale nie ty. Ty jeste Nefilim.
- Nefilim, ktry spiskowa razem z Valentinem. A to nie czyni mnie lepszym od
ciebie. Powiedziabym nawet, e jeszcze gorszym. Jestem zdrajc.
- Jest cae mnstwo Nocnych owcw, ktrzy naleeli do Krgu - na przykad
Lightwoodowie czy Penhallow'owie...
- Tyle e oni si ukorzyli. Odwrcili si plecami do Valentine'a. Ja tego nie zrobiem.
- Nie? Dlaczego?
- Bo bardziej boj si jego ni Clave - odpar Samuel. - Gdyby by bardziej rozsdny,
Daylighterze, te by si ba.
- Powinna by w Nowym Jorku! - wykrzykna Isabelle. - Jace powiedzia, e
rozmylia si co do przyjazdu. Powiedzia, e chciaa zosta ze swoj matk!
- Jace kama - odpara stanowczo Clary. - To on nie chcia, ebym tu trafia, wic
okama mnie co do dnia waszego wyjazdu, a potem okama was e zmieniam zdanie.
Pamitasz jak powiedziaa mi, e on nigdy nie kamie? To jest dopiero kamstwo.
- Normalnie tego nie robi - powiedziaa Isabelle, blednc. - Suchaj, przysza tu... to
znaczy, jeste tu w zwizku z Simonem?
- Z Simonem? Nie. Dziki Bogu, Simon jest bezpieczny w Nowym Jorku. Chocia
wkurzy si, e nie mia okazji si ze mn poegna.
Puste spojrzenie Isabelle zaczo j irytowa.
- Daj spokj, wpu mnie do rodka. Musz zobaczy si z Jasem.
- Wic... trafia tu na wasn rk? Masz pozwolenie od Clave? Bagam, powiedz mi,
e masz pozwolenie od Clave.
- Nie cakiem...
- Zamaa Prawo?! - gos Isabelle podnis si o oktaw, a potem ucich. - Jace
wpadnie w sza jeli si o tym dowie. Clary, musisz natychmiast wraca do domu! wyszeptaa.
- Nie. Musz tu zosta - powiedziaa nie majc nawet pojcia skd w jej gosie wzi
si taki upr. - I musz porozmawia z Jasem.
- To nie jest dobry moment - Isabelle rozejrzaa si dookoa z niecierpliwoci, jakby
miaa nadziej, e zaraz kto wyskoczy z krzakw i pomoe jej pozby si std Clary. -
Ta sama jasna skra, te same zmierzwione wosy; oczy tak ciemne, e renice zleway si z
tczwkami. Te same wysokie koci policzkowe i gboko osadzone ciemne oczy, ocienione
dugimi rzsami. Zdawaa sobie spraw z tego, e widzi go po raz pierwszy a jednak...
Chopak wyglda na zaintrygowanego.
- Hmm... czy my ju si kiedy spotkalimy?
Oniemiaa Clary potrzsna przeczco gow.
- Sebastian! - wosy Isabelle wymkny si z upicia i rozsypay na ramionach. Bya
wcieka. - Nie prbuj by dla niej miy. Nie powinno jej tu by. Clary, wracaj do domu.
Clary z wysikiem odwrcia wzrok z Sebastiana i popatrzya na Isabelle.
- Co? Mam wraca do Nowego Jorku? Niby jak?
- A jak si tu dostaa? - spyta Sebastian. - Zakradnicie si do Alicante to nie lada
wyczyn.
- Przeszam przez Portal.
- Portal? - Isabelle bya wstrznita. - W Nowym Jorku nie ma adnego Portalu.
Valentine zniszczy obydwa...
- Nie musz ci si z niczego tumaczy - powiedziaa Clary. - Ale ty jeste mi winna
par wyjanie. Po pierwsze, gdzie jest Jace?
- Nie ma go tutaj - rzucia Isabelle dokadnie w momencie, w ktrym Sebastian
powiedzia: Jest na grze.
Isabelle odwrcia si w jego stron.
- Do cholery, zamknij si!
Sebastian wyglda na zakopotanego.
- Przecie to jego siostra. Chyba chciaby si z ni zobaczy, prawda?
Isabelle otworzya usta jakby chciaa co powiedzie i zamkna je z powrotem. Clary
widziaa, e waha si czy owieci kompletnie niezorientowanego Sebastiana w sprawie jej
skomplikowanej relacji z Jasem, czy te zwali ten przykry obowizek na samego Jace'a . W
kocu machna na wszystko rk w gecie rozpaczy.
- Wygraa - powiedziaa z niespotykanym dla niej gniewem. - Rb co chcesz i nie
przejmuj si, e kogo tym krzywdzisz. I tak cigle to robisz, prawda?
Au. Clary spojrzaa na Isabelle z wyrzutem, zanim nie zwrcia si z powrotem w
stron Sebastiana, ktry w milczeniu wycofywa si z pokoju. Przebiega koo niego i ruszya
schodami na gr, ledwie wiadoma ich dobiegajcych z dou gosw. Isabelle krzyczaa na
bogu ducha winnego Sebastiana. Ale taka wanie bya - jeli by w pobliu jaki chopak na
ktrego mona byo zwali ca win, to Isabelle z tego korzystaa.
6. ZA KREW
Clary zakrcio si w gowie zupenie jakby z pokoju wyssano cae powietrze. Chciaa
si cofn ale potkna si i uderzya ramieniem o drzwi, ktre zatrzasny si z hukiem. Jace
i nieznajoma odskoczyli od siebie.
Clary zamara. Zauwaya, e dziewczyna miaa czarne proste wosy do ramion i bya
nadzwyczaj adna. Grne guziki jej bluzki byy rozpite, ukazujc pod spodem rbek
koronkowego stanika. Clary poczua, e za chwil zwymiotuje.
Dziewczyna szybko pozapinaa guziki. Nie wygldaa na zadowolon.
- Przepraszam - powiedziaa marszczc brwi - ale kim jeste?
Clary nie odpowiedziaa. Patrzya na Jace'a , ktry gapi si w ni z niedowierzaniem.
Jego skra bya cakiem pozbawiona koloru i podkrelaa ciemne krgi wok oczu. Patrzy
na ni jak na celownik pistoletu.
- Aline - w jego gosie nie byo nawet cienia ciepa - to moja siostra, Clary.
- Och. Och - uspokoia si Aline a na jej twarzy zagoci lekko zakopotany umiech. Przepraszam! Co za spotkanie! Cze, jestem Aline.
Nie przestajc si umiecha podesza do Clary i wycigna rk. Nie sdz, bym
moga j teraz dotkn, pomylaa Clary z przeraeniem. Spojrzaa na Jace'a , ktry zdawa
si czyta jej w mylach i wcale si nie umiecha. Zapa Aline za ramiona i szepn jej co
do ucha. Zrobia zdziwion min, wzruszya ramionami i wysza z pokoju bez sowa.
Clary zostaa sam na sam z Jasem. Sam na sam z kim, kto patrzy na ni jakby bya
najgorszym koszmarem, ktry wanie si speni.
- Jace - odezwaa si i postpia krok w jego stron.
Cofn si jakby plua trucizn.
- Co ty, na imi Anioa, tutaj robisz?
Mimo wszystko, surowo w jego gosie zabolaa j.
- Mgby przynajmniej udawa, e si cieszysz na mj widok. Chocia troch.
- Nie ciesz si - odpar. Wrciy mu rumiece ale cienie pod oczami cigle odcinay
si fioletowymi plamami na jego skrze. Clary czekaa a Jace powie co jeszcze, ale
wydawao si e jemu wystarcza gapienie si na ni z nieskrywanym przeraeniem. Z
roztargnieniem zauwaya e mia na sobie czarny sweter, ktry wisia na nim jakby straci na
wadze, a jego paznokcie byy obgryzione. - Ani troch.
- Daj spokj, nie znosz kiedy si tak zachowujesz.
twarde jak szko. - Masz racj - odezwa si w kocu zdawionym gosem, jakby zmusza si
do mwienia. - Nie powinna bya tu przychodzi. Powiedziaem ci, e to dlatego, e nie
jeste tutaj bezpieczna, ale to nieprawda. Prawda jest taka, e nie chciaem by tu trafia bo
jeste narwana, bezmylna i wszystko psujesz. Taka ju jeste. Ostrono to nie jest twoja
najlepsza cecha.
- Ja... wszystko... psuj? - Clary zdobya si na saby szept.
- Och, Jace - powiedziaa smutno Isabelle, jakby to on zosta skrzywdzony. Jace nie
patrzy na ni. Przewierca wzrokiem Clary.
- Gonisz na lepo bez zastanowienia - podj. - Dobrze, o tym wiesz. Nigdy bymy nie
wyldowali w Dumort gdyby nie ty.
- A Simon by nie y! Czy to si nie liczy? Moe dziaaam w popiechu ale...
- Moe? - spyta Jace podniesionym tonem.
- Nie wszystko co robi, robi le! Po tym co si stao na odzi powiedziae, e
uratowaam wszystkim ycie!
Z twarzy Jace'a odpyna caa krew.
- Zamknij si, Clary, po prostu si ZAMKNIJ - rzuci z nag i niespodziewan
zajadoci.
- Na odzi? - oszoomiony Alec patrzy raz na jedno raz na drugie. - Co to ma znaczy,
Jace?
- Powiedziaem tak tylko dlatego, eby wreszcie przestaa jcze! - krzykn Jace
kompletnie ignorujc Aleca, ignorujc zupenie wszystko poza Clary. Moga odczu jego
gniew, ktry uderza w ni jak fala i prawie zwali z ng. - Stanowisz dla nas zagroenie!
Jeste mieszacem, zawsze nim bdziesz, i nigdy nie zostaniesz Nocnym owc. Nie masz
pojcia o naszym sposobie mylenia, nie wiesz co jest dla nas dobre - potrafisz myle tylko o
sobie! Nadciga wojna a ja nie mam czasu ani ochoty chodzi za tob krok w krok i pilnowa,
eby przypadkiem nie zabia ktrego z nas!
Clary moga tylko na niego patrze. Nie potrafia znale sw, eby co powiedzie.
Jace nigdy tak do niej nie mwi. Nigdy nawet nie wyobraaa sobie, e mgby tak si do
niej odezwa. Mimo e w przeszoci kilka razy udao jej si wyprowadzi go z rwnowagi,
to nigdy nie mwi do niej tak jakby jej nienawidzi.
- Wracaj do domu, Clary - powiedzia zmczonym gosem, zupenie jakby
powiedzenie tego wszystkiego zupenie go wyczerpao. - Wracaj do domu.
Wszystkie jej plany rozwiay si jak mga - poszukiwania Ragnora Fella, uratowania
matki, nawet odnalezienia Luke'a - ju nic si nie liczyo. Podesza do drzwi. Alec i Isabelle
odsunli si, eby zrobi jej przejcie. adne z nich na ni nie patrzyo. Odwrcili wzrok,
zawstydzeni i zszokowani. Clary wiedziaa, e powinna czu si upokorzona i za, ale zamiast
tego czua si martwa w rodku.
Odwrcia si od drzwi i spojrzaa za siebie. Jace na ni patrzy. wiato wpadajce
przez okno za jego plecami ukryo jego twarz w cieniu. Widziaa tylko drobinki wiata
taczce w jego jasnych wosach jak odamki tuczonego szka.
- Nie wierzyam ci kiedy pierwszy raz powiedziae mi, e Valentine jest twoim
ojcem. Nie dlatego, e nie chciaam eby to bya prawda, ale dlatego e wcale nie
zachowywae si jak on. Nigdy nie mylaam, e moesz by do niego podobny. Ale jeste.
O tak, jeste.
- Zagodz mnie tu - mrukn Simon.
Lea na zimnej, kamiennej pododze w swojej celi. Z tego punktu mg widzie
skrawek nieba w oknie. Od dnia kiedy zosta wampirem i myla, e ju nigdy nie zobaczy
soca, cigle przyapywa si na bezustannym myleniu o socu i niebie. O tym jak
zmieniao kolory w cigu dnia: jasny bkit o poranku, intensywny w poudnie i kobaltowy o
zmierzchu. Lea w ciemnoci a w umyle przesuwa mu si korowd wszystkich odcieni
niebieskiego.
Teraz uwiziony w podziemiach Gardu zastanawia si czy umiejtno chodzenia w
penym socu bya mu dana tylko po to, eby reszt swojego krtkiego, mao przyjemnego
ycia spdzi w ciasnej klitce z plam wiata wpadajc przez zakratowane okno w cianie.
- Syszae co powiedziaem? - podnis gos. - Inkwizytor chce mnie zagodzi na
mier. Nie dostan ju wicej krwi.
Za cian rozleg si szelest a potem syszalne westchnicie. W kocu Samuel
powiedzia:
- Syszaem. Tylko nie mam pojcia czego w zwizku z tym po mnie oczekujesz umilk na chwil. - Przykro mi, Daylighterze, jeli to ci w czym pomoe.
- Nie bardzo jest w czym - odpar Simon. - Inkwizytor chce ebym skama. ebym
powiedzia, e Lightwoodowie s w zmowie z Valentinem. Potem odele mnie do domu przekrci si na brzuch. - Zreszt, niewane. Sam nie wiem po co ci to mwi. Pewnie nawet
nie masz pojcia o czym gadam.
Samuel wyda z siebie dziwny dwik, co pomidzy chichotem a kaszlem.
- Mwic szczerze, to wiem. Znaem Lightwoodw. Naleelimy razem do Krgu.
Lightwoodowie, Waylandowie, Pangbornowie, Harondale'owie, Penhallow'owie. Wszystkie
- Szczerze mwic, nie bardzo - zabrzmiao to prawie tak jakby j przeprasza. - Nie
mam siostry ani brata.
- Szczciarz z ciebie - mrukna, zaskoczona gorycz we wasnym gosie.
- Nie mwisz tego na powanie - podszed bliej. Gdy to zrobi, lampa uliczna
zamigotaa, rzucajc na nich smug biaego czarodziejskiego wiata. Sebastian spojrza w
gr i umiechn si. - To znak.
- Czego?
- e powinienem odprowadzi ci do domu.
- Tyle e ja nie mam pojcia gdzie to jest - powiedziaa. - Wymknam si eby u
przyj. Nie pamitam drogi powrotnej.
- U kogo si zatrzymaa?
Wahaa si przez chwil zanim odpowiedziaa.
- Nikomu nie powiem. Przysigam na Anioa.
Cakiem nieza przysiga, jak na Nocnego owc.
- W porzdku - powiedziaa zanim zdya si zastanowi. - Mieszkam u Amatis
Herondale.
- wietnie. Wiem gdzie to jest - poda jej rami. - Idziemy?
Umiechna si z trudem.
- Natrt z ciebie, wiesz?
Wzruszy ramionami.
- Ratowanie dziewic z opresji to mj fetysz.
- Nie bd taki seksistowski.
- Nie jestem. Dentelmenom w opresji rwnie su pomoc - powiedzia, ponownie
oferujc rami.
Tym razem je przyja.
Alec zamkn drzwi maego pokoju na poddaszu i odwrci si w stron Jace'a .
Normalnie jego oczy miay kolor wd Jeziora Lyn - jasny, niezmcony bkit - ale ich kolor
zmienia si w zalenoci od jego nastroju. W tej chwili przybray barw East River podczas
burzy. Jego twarz bya rwnie nachmurzona co oczy.
- Siadaj - powiedzia, wskazujc niskie krzeso blisko okna. - Przynios bandae.
Jace usiad. Pokj ktry dzieli z Alekiem na poddaszu by may. W rodku pod
cianami stay dwa wskie ka. Ich ubrania wisiay na wbitych w cian wieszakach. Przez
pojedyncze okno wpadao sabe wiato; ciemniao si a niebo przybrao kolor indygo. Jace
obserwowa jak Alec uklkn i wycign spod ka worek. Grzeba w nim tak dugo a
znalaz to czego szuka i wsta z miejsca. W rkach trzyma pudeko. Jace rozpozna w nim
apteczk, ktrej uywali gdy runy nie wchodziy w gr - w rodku byy bandae, rodek
antyseptyczny, noyczki i gaza.
- Nie lepiej uy uzdrawiajcej runy? - spyta Jace, bardziej z ciekawoci ni czego
innego.
- Nie. Nie moesz cigle... - urwa Alec, rzucajc pudeko na ko i klnc bezgonie
pod nosem. Podszed do niewielkiej umywalki i szorowa rce z tak si, e a woda pryskaa
w gr. Jace przyglda mu si z lekk ciekawoci. Rka zacza go pali ywym ogniem.
Alec wzi pudeko, popchn drugie krzeso w kierunku Jace'a i opad na nie.
- Podaj mi rk.
Jace wycign rk przed siebie. Musia przyzna, e wygldaa okropnie. Wszystkie
cztery kostki byy porozcinane. Zakrzepa krew przylgna do niej jak czerwono - brzowa
rkawiczka.
Alec zrobi min.
- Idiota z ciebie.
- Dziki - odpar Jace. Cierpliwie obserwowa jak przyjaciel pochyli si na jego rk z
pset i delikatnie wycign kawaek szka wbity w skr. - Dlaczego nie?
- Dlaczego nie co?
- Dlaczego nie uye runy? Przecie nie zrani mnie demon.
- Dlatego - Alec wycign butelk rodka antyseptycznego. - Troch blu dobrze ci
zrobi. Rana bdzie si goi jak u zwykego czowieka. Powoli i paskudnie. Moe to ci
czego nauczy - wyla sporo piekcego pynu na skaleczenie. - Chocia szczerze w to wtpi.
- Chyba zdajesz sobie spraw z tego, e sam mog sobie narysowa t run?
Alec zacz owija rk Jace'a bandaem.
- Wtedy ja powiem Penhallowom co naprawd stao si z ich oknem zamiast pozwoli
im myle, e to by zwyky wypadek - zawiza ciasny supe a Jace si skrzywi. - Gdybym
wiedzia jak to si skoczy, nie powiedziabym ci o tym wszystkim.
- Powiedziaby - Jace przechyli gow na bok. - Nie miaem pojcia, e ten wypadek
z oknem tak ci zdenerwuje.
- Po prostu... - skoczywszy bandaowanie, Alec spojrza na trzyman w doniach
rk Jace'a . Biae bandae byy poplamione krwi w miejscach, gdzie dotkny ich palce
Aleca. - Dlaczego robisz sobie te wszystkie rzeczy? I nie mam tu na myli tylko incydentu z
oknem, ale i rozmow z Clary. Za co si tak karzesz? Nic nie poradzisz na to co czujesz.
- Co czuj?
- Widz, jak na ni patrzysz - powiedzia Alec, spogldajc na co za jego plecami. - I
nie moesz jej mie. Moe ty po prostu nie wiesz jak to jest pragn czego, czego nie mona
mie.
Jace przyjrza mu si uwanie.
- Co jest midzy tob a Magnusem Bane'm?
Alec odwrci gow.
- Ja nie... midzy nami nic nie ma...
- Nie jestem gupi. Po tym jak rozmawiae z Malachim, poszede prosto do niego.
Nie powiedziae ani sowa mnie, ani Isabelle ani nikomu innemu...
- Bo tylko on mg odpowiedzie na moje pytania. Midzy nami nic nie ma... powiedzia Alec, ale widzc wyraz twarzy Jace'a , doda niechtnie - ...ju nie ma. Nic nas ju
nie czy. Zadowolony?
- Mam nadziej e nie przeze mnie.
Twarz Aleca zrobia si kredowo biaa. Cofn si jakby chcia si uchyli przed
ciosem.
- Co masz na myli?
- Wiem, co mylisz e do mnie czujesz - powiedzia Jace. - W rzeczywistoci jest
zupenie inaczej. Lubisz mnie bo to bezpieczne. Zero ryzyka. Nigdy nawet nie prbowae
stworzy prawdziwego zwizku bo moesz mnie wykorzysta jako wymwk - Jace wiedzia,
e to co mwi jest okrutne, ale nie dba o to. Ranienie ludzi, ktrych kocha, byo rwnie
dobre jak ranienie samego siebie, gdy wpada w podobny nastrj.
- Rozumiem - powiedzia Alec przez zacinite zby. - Najpierw Clary, potem rka,
teraz ja. Do diaba z tob, Jace.
- Nie wierzysz mi? - spyta Jace. - wietnie. No dalej. Pocauj mnie.
Alec wpatrywa si w niego z przeraeniem.
- Tak jak mylaem. Pomimo mojego oszaamiajcego wygldu, w rzeczywistoci nie
interesujesz si mn w ten sposb. A jeli wyywasz si za to na Magnusie, to nie przeze
mnie. To dlatego, e za bardzo boisz si powiedzie komukolwiek kogo tak naprawd
kochasz. Mio czyni z nas kamcw. Krlowa Jasnego Dworu mi to powiedziaa. Wic nie
osdzaj mnie dlatego, e kami. Ty te to robisz - powiedzia Jace i wsta. - A teraz chc
eby zrobi to dla mnie jeszcze raz.
Twarz Aleca staa z blu.
- Co takiego?
Jej rado nie trwaa jednak dugo. Ledwie jej stopy dotkny podogi, pokj zalao
jaskrawe wiato. Amatis siedziaa na brzegu ka wyprostowana jak struna i trzymaa w
rku magiczny kamie. Bijce z niego wiato wrcz ranio oczy i w aden sposb nie
agodzio twardego wyrazu jej twarzy ani zmarszczek w kcikach ust. Wpatrywaa si w
Clary przez kilka nieznonie dugich minut.
- W tym stroju wygldasz zupenie jak Jocelyn - wykrztusia w kocu.
Pod Clary ugiy si kolana.
- Ja... przepraszam... Jeli chodzi o to, jak...
Amatis zacisna do na kamieniu odcinajc dopyw wiata. Clary zamrugaa w
pmroku.
- Przebierz si i zejd na d do kuchni. I nawet nie myl o tym, eby znowu si
wymyka bo gdy wrcisz tu nastpnym razem, okno moe by zaplombowane - dodaa.
Clary przytakna, z trudem przeykajc lin.
Amatis wysza nie mwic nic wicej. Clary byskawicznie zrzucia zbroj i ubraa si
w swoje wasne, suche ju, ciuchy wiszce na supku ka. Dinsy byy odrobin sztywne ale
mio byo znw mie na sobie swoj koszulk. Odrzucia spltane wosy do tyu i zesza na
d.
Kiedy ostatnim razem widziaa to pitro domu, bredzia i miaa omamy. Pamitaa
niekoczce si korytarze i olbrzymi zegar, ktrego tykanie przypominao bicie umierajcego
serca. Teraz znalaza si w niewielkim, przytulnym salonie, ozdobionym prostymi
drewnianymi meblami i szmacianym dywanikiem na pododze. Swoim rozmiarem i
kolorystyk przypomina salon w jej wasnym domu na Brooklynie. Mina go w ciszy i
wesza do kuchni, gdzie buzowa ogie i wypenia j ciepym, zotym wiatem. Przy stole
siedziaa Amatis. Ramiona owina niebieskim szalem, ktry sprawia, e jej wosy wyglday
na bardziej siwe ni w rzeczywistoci.
- Hej - Clary stana w drzwiach. Nie wiedziaa czy Amatis bya na ni wcieka cz
nie.
- Przypuszczam, e nie musz nawet pyta gdzie wczoraj bya - powiedziaa Amatis,
nie podnoszc wzroku. - Spotkaa si z Jonathanem, prawda? Mona si byo tego
spodziewa. Pewnie gdybym miaa wasne dzieci, wiedziaabym kiedy mnie okamuj. A ju
miaam nadziej, e przynajmniej tym razem nie rozczarujesz mojego brata.
- Ja miaabym rozczarowa Luke'a?
- Wiesz co si stao gdy zosta pogryziony? - Amatis spojrzaa jej prosto w oczy. Kiedy mj brat zosta pogryziony przez wilkoaka, przyszed tu i opowiedzia mi o tym co
zaszo i o tym jak bardzo si ba, e by moe zarazi si t likantropiczn chorob. A ja...
powiedziaam mu...
- Amatis, nie musisz tego mwi jeli nie chcesz...
- Kazaam mu si wynosi i nie wraca, dopki nie upewni si, e niczego nie zapa.
Odciam si od niego, nie mogam nic na to poradzi - powiedziaa trzscym si gosem. Luke wiedzia, e napawa mnie wstrtem. Obrzydzenie miaam wypisane na twarzy.
Powiedzia, e jeli okae si e rzeczywicie si zarazi i stanie si potworem, Valentine
zada by popeni samobjstwo, a ja odparam e... e moe tak bdzie najlepiej.
Clary nie moga powstrzyma westchnicia. Amatis rozejrzaa si szybko dookoa.
Obrzydzenie do samej siebie byo wypisane na jej twarzy.
- W gruncie rzeczy Luke jest dobrym czowiekiem, niezalenie od tego do czego
zmusza go Valentine. Czasami miaam wraenie, e on i Jocelyn to jedyni dobrzy ludzie
jakich znaam i po prostu nie mogam znie myli, e od teraz zmieni si w jakiego
potwora...
- On taki nie jest. Nie jest potworem.
- Nie wiedziaam o tym. Po Przemianie, po tym jak std uciek, Jocelyn staraa si
mnie przekona, e w rodku cigle by t sam osob, moim bratem. Gdyby nie ona, nie
zgodziabym si znw z nim spotka. Pozwoliam mu tu zosta a do Powstania. Ukrywaam
go w piwnicy. Ale po tym jak odwrciam si do niego plecami, ju mi nie ufa. Myl, e
nadal mi nie ufa.
- Zaufa ci na tyle, eby przyprowadzi mnie tu gdy byam chora - powiedziaa Clary.
- Zaufa ci na tyle, e zostawi mnie tutaj...
- Nie mia innego wyjcia. No i popatrz jak si tob zajam. Nie potrafiam ci
upilnowa nawet przez jeden dzie.
Clary drgna. To byo gorsze ni gdyby Amatis na ni krzyczaa.
- To nie twoja wina. Okamaam ci i wymknam si z domu. Nie moga nic na to
poradzi.
- Och, Clary. Nie rozumiesz? Zawsze mona co zrobi. Po prostu ludzie tacy jak ja
wmawiaj sobie, e jest inaczej. Wmwiam sobie, e nie mogam nic zrobi w sprawie
Luke'a, e nie mogam zapobiec temu, e Stephen mnie opuci. Odmwiam nawet
uczszczania na zebrania Clave bo wmwiam sobie, e i tak nie zmieni ich decyzji, mimo
e z caego serca si im sprzeciwiaam. A kiedy w kocu zdecydowaam si dziaa, to nawet
tego nie potrafiam zrobi dobrze - jej oczy byszczay w wietle ognia, twarde i jasne. - Id
spa, Clary - powiedziaa. - Od tej chwili moesz wychodzi i wraca kiedy tylko zechcesz.
Nie bd ci zatrzymywa. W kocu, tak jak sama przed chwil powiedziaa, nic nie mog
zrobi.
- Amatis...
- Przesta - Amatis potrzsna gow. - Po prostu id ju spa. Prosz - w jej gosie
brzmiaa ostateczno. Odwrcia si jakby Clary ju wysza z kuchni i wbia wzrok w cian.
Clary zsuna si z krzesa i wesza na gr po schodach. Gdy tylko znalaza si w
sypialni, kopniakiem zatrzasna za sob drzwi i rzucia si na ko. Chciao jej si paka
ale zy nie napyway.
Jace mnie nienawidzi, pomylaa. Amatis mnie nienawidzi. Nawet nie poegnaam si
z Simonem. Moja mama umiera. A Luke mnie opuci. Zostaam sama. Jeszcze nigdy nie
czuam si taka samotna. To wszystko moja wina.
Moe wanie dlatego nie mog si zmusi do paczu, uwiadomia sobie wpatrujc si
w sufit. Jaki sens miao pakanie skoro nie miaa nikogo kto by j pocieszy? Albo co gorsza,
kiedy nie moga pocieszy samej siebie?
gdzie. Teraz Inkwizytor szuka koza ofiarnego, na ktrego mgby zwali ca win. Jeli
nazw was zdrajcami, to wtedy nikt nie bdzie o nic obwinia Clave, a Aldertree bdzie mg
robi co mu si ywnie podoba nie zwaajc na sprzeciwy.
Jace ukry twarz w doniach, z roztargnieniem przeczesujc wosy.
- Ale ja nie mog ci tutaj zostawi. Jeli Clary si o tym dowie...
- Powinienem by si domyli, e tylko to ci bdzie obchodzi - zamia si
zgrzytliwie Simon. - W takim razie nic jej nie mw. W kocu i tak jest w Nowym Jorku,
dziki Bo... - urwa nie koczc myli. - Miae racj - powiedzia zamiast tego. - Ciesz si,
e jej tu nie ma.
Jace podnis gow do gry.
- Co takiego?
- Czonkowie Clave to szalecy. Bg jeden wie co by jej zrobili, gdyby dowiedzieli si
co takiego potrafi. Miae cakowit racj - powtrzy Simon, a gdy Jace nie odpowiedzia,
doda: Teraz ju moesz skaka z radoci, e to powiedziaem. To si pewnie ju nigdy nie
powtrzy.
Jace patrzy na niego z pustym wyrazem twarzy. Simona nagle nawiedzio przykre
wspomnienie tego jak wyglda na statku - zakrwawiony i umierajcy na metalowym
pokadzie.
- Chcesz przez to powiedzie, e wolisz tu zosta? - odezwa si w kocu Jace. - W
wizieniu? Do kiedy?
- Dopki nie wymylimy lepszego sposobu - odpar Simon. - Ale jest pewna sprawa...
Jace unis brew.
- Co znowu?
- Krew. Godzc mnie Inkwizytor chce mnie zmusi do mwienia. Jestem ju saby.
Do jutra bd... hmm... no c, nie wiem jaki bd. Ale nie chc mu niczego zdradzi. I nie
wypij ju wicej twojej krwi ani niczyjej innej - doda szybko, zanim Jace sam mu to
zaoferowa. - Zwierzca krew powinna wystarczy.
- Ta krew, ktr ci daem... - zawaha si. - Powiedziae Inkwizytorowi, e daem ci
si napi swojej krwi? e ci uratowaem?
Simon potrzsn przeczco gow. Oczy Jace'a rozbysy odbitym wiatem.
- Dlaczego?
- Nie chciaem eby mia jeszcze wicej kopotw na gowie.
- Posuchaj, wampirze - zacz Jace. - Ochraniaj w ten sposb Lightwoodw. Ale nie
mnie.
Ragnor Fell, pomylaa Clary gdy przedzierali si przez zatoczone ulice. Zobacz si
z Ragnorem Fellem. Jej dziki entuzjazm osabi nagy strach. Madaleine opisaa go jako
czowieka budzcego groz. Co jeli nie bdzie mia dla niej czasu? Co jeli nie przekona go,
e jest tym za kogo si podaje? Co jeli on nawet nie pamita jej matki?
Nie pomagao jej te, e za kadym razem gdy mijaa jakiego blondyna lub
dziewczyn o dugich, ciemnych wosach, jej wntrznoci skrcay si jak gdyby rozpoznaa
w nich Jace'a albo Isabelle. Tyle e Isabelle pewnie by j zignorowaa, pomylaa ponuro, a
Jace niewtpliwie wrciby do Pehnalloww eby obciskiwa si ze swoj now
dziewczyn.
- Boisz si, e kto nas moe ledzi? - spyta Sebastian, zauwaajc e Clary
rozgldaa si na wszystkie strony w miar jak oddalali si od centrum miasta.
- Po prostu mam wraenie, e widz tu ludzi ktrych znam - przyznaa. - Jace'a albo
Lightwoodw.
- Nie sdz eby Jace opuci dom Penhalloww. Przez wikszo czasu ukrywa si w
swoim pokoju. Na dodatek wczoraj rozci sobie paskudnie rk...
- Zrani si w rk? Jak? - zapominajc patrze pod nogi, Clary potkna si o
wystajcy kamie. Powierzchnia drogi ktr szli bez adnego ostrzeenia zmienia si z
kocich bw w wir.
- Aa.
- Jestemy na miejscu - oznajmi Sebastian, zatrzymujc si przy wysokim
drewnianym pocie. Wok nie byo adnych domw. Dzielnica willowa nagle si skoczya a
oni stali tu majc z jednej strony pot a z drugiej kamieniste zbocze cignce si do granicy
lasu. W pocie bya zamknita na kdk furtka. Sebastian wyj z kieszeni ciki, metalowy
klucz i otworzy j.
- Zaraz wracam z nasz podwzk - powiedzia i zamkn za sob furtk. Clary
przyoya oko do drewnianych sztachet. W przerwach pomidzy listwami dostrzega co co
wygldao na niski domek z czerwonych desek, mimo e nie mia ani drzwi ani okien z
prawdziwego zdarzenia. Wrota budynku otwary si i pojawi si w nich umiechnity od
ucha do ucha Sebastian. W jednej rce trzyma lejce. Za nim kroczy stpa ogromny,
szarobiay ko z gwiazdk na czole.
- Ko? Masz konia? - Clary gapia si na niego ze zdumieniem. - Kto w dzisiejszych
czasach ma konia?
Sebastian pogaska z czuoci bok zwierzcia.
- Mnstwo Nocnych owcw trzyma konie w stajniach w Alicante. Jak zdya
chyba zauway, w Idris nie ma samochodw. Nie dziaaj zbyt dobrze w pobliu
straniczych wie - poklepa jasn skr koskiego sioda ozdobion herbem, ktry
przedstawia wodnego wa powstajcego z jeziora. Poniej, wypisane delikatnym
charakterem pisma, widniao nazwisko Verlac.
- Wsiadaj.
Clary cofna si o krok.
- Nigdy wczeniej nie jedziam konno.
- Ja bd prowadzi Wdrowca - zapewni j Sebastian. - Ty usidziesz przede mn.
Ko zara agodnie. Clary z przeraeniem zauwaya, e mia wielkie zby.
Wyobrazia sobie, jak te zby wgryzaj si w jej nog, i pomylaa o tych wszystkich
dziewczynach ze szkoy, ktre chciay mie wasne kucyki. Zastanawiaa si czy przypadkiem
nie byy szalone.
Bd dzielna, powiedziaa sobie w duchu. Twoja matka na pewno by tak zrobia.
Zrobia gboki wdech.
- W porzdku. Jedmy.
Jej postanowienie bycia dzieln trwao dokadnie tak dugo ile Sebastianowi zajo
wskoczenie na konia i wsadzenie stp w strzemiona, zanim nie pomg jej przedtem wspi
si na siodo. W chwil pniej Wdrowiec ruszy z kopyta, podskakujc na wirowanej
drodze z tak si, e a caa si trzsa. Clary uczepia si kurczowo skraju sioda. Jej
paznokcie wbiy si w skr zostawiajc na niej lady.
Droga ktr jechali zwaa si w miar jak wyjedali z miasta. Teraz po obu jej
stronach rosy drzewa o grubych pniach zasaniajc widok. Sebastian cign wodze na co
ko zareagowa spowolnieniem swojego szalonego galopu. Gwatowny trzepot serca Clary
uspokaja si wraz z nim. Gdy wreszcie opuci j strach, niejasno zdaa sobie spraw z
bliskoci Sebastiana. Trzyma wodze po jej bokach a jego ramiona tworzyy co na ksztat
klatki chronicej jej przed upadkiem. Nagle z ca ostroci poczua t blisko. Nie tylko si
ramion ktre j obejmoway, ale rwnie fakt, e opieraa si plecami o jego klatk piersiow
i z jakiego powodu wyczuwaa zapach czarnego pieprzu. Ale nie w zym tego sowa
znaczeniu - by ostry i przyjemny, cakiem rny od woni myda i soca ktrymi pachnia
Jace. Nie eby soce miao zapach, ale gdyby go miao...
Zgrzytna zbami. Bya tu z Sebastianem, jechaa wanie na spotkanie z potnym
czarownikiem, a potrafia myle tylko o tym jak pachnia Jace. Zmusia si eby si
rozejrze. Zielona ciana drzew przerzedzia si na tyle, e moga dostrzec zarys okolicy.
Bya pikna w swojej surowoci: przed nimi cieli si dywan zieleni poprzecinany tu i
wdzie bliznami kamiennych szarych drg lub graniami czarnych ska wyrastajcymi z trawy.
Skupiska delikatnych, biaych kwiatw, tych samych ktre widziaa na cmentarzu z Lukiem,
porastay wzgrza jak rozrzucone przypadkowo zaspy niegu.
- Jakim cudem dowiedziae si gdzie jest Ragnor? - zapytaa, gdy Sebastian
umiejtnie wymin gbok kolein.
- Dziki ciotce Elodie. Posiada cakiem spor sie informatorw. Wie o wszystkim co
dzieje si w Idris, mimo e sama nigdy tu nie przyjeda. Nie cierpi opuszcza Instytutu.
- A co z tob? Czsto tu przyjedasz?
- Niespecjalnie. Gdy byem tu ostatnim razem miaem pi lat. Od tamtego momentu
nie widziaem te ciotki i wujka, wic ciesz si e jestem tu teraz. Dziki temu mog
nadrobi stracony czas. Poza tym tskni za Idris gdy jestem gdzie indziej. Nie ma drugiego
takiego miejsca na ziemi. Te to poczujesz i bdziesz tskni gdy ci tu nie bdzie.
- Jace te tskni - powiedziaa. - Ale mylaam, e to dlatego, e mieszka tu przez
tyle lat. To tu si wychowa.
- W rezydencji Waylandw - odpar Sebastian. - To wcale nie tak daleko od miejsca,
w ktre jedziemy.
- Mam wraenie jakby wiedzia dosownie wszystko.
- Ale nie wiem wszystkiego - powiedzia ze miechem, ktrego wibracje poczua na
swoich plecach. - Idris potrafi oczarowa kadego, nawet kogo takiego jak Jace, kto ma
swoje powody by nienawidzi tego miejsca.
- Czemu tak mwisz?
- No c, w kocu wychowywa go Valentine, prawda? To musiao by okropne.
- Nie mam pojcia - powiedziaa z wahaniem w gosie. - Prawda jest taka, e ma w
zwizku z tym mieszane uczucia. Myl, e Valentine by w pewnym sensie okropny jako
ojciec, ale z drugiej strony te rzadkie momenty dobroci i mioci ktre mu okazywa, byy
jedynymi przejawami dobroci i mioci jakie Jace kiedykolwiek zna - gdy to powiedziaa
ogarn j smutek. - Myl, e Jace przez do dugi czas darzy go uczuciem.
- Nie wierz eby Valentine okazywa Jace'owi mio i dobro. To potwr.
- Tak, ale Jace jest jego synem. A wtedy by zaledwie maym chopcem. Wydaje mi
si, e Valentine kocha go na swj sposb...
- Nie - gos Sebastiana by nieprzyjemnie ostry. - Obawiam si, e to niemoliwe.
Clary zamrugaa ze zdziwienia i prawie odwrcia si eby na niego spojrze, ale
potem przemylaa jego sowa. Wszyscy Nocni owcy mieli wira na punkcie Valentine'a -
Clary owina si cianiej paszczem. Mimo e wiatr nie by wcale zimny, poczua si
tak jakby jej koci wypenia ld.
- Wyglda jak domek z bajki.
- Zimno ci? - spyta Sebastian i obj j ramieniem. Dym unoszcy si z komina
natychmiast przybra ksztat powykrzywianych serduszek. Clary odskoczya od niego, czujc
si zarwno zakopotana jak i winna, zupenie jakby zrobia co zego. Popieszya w stron
wejcia a Sebastian ruszy za ni. Byli w poowie drogi gdy drzwi otworzyy si szeroko.
Pomimo e bya owadnita myl odnalezienia Ragnora Fella odkd tylko Madeleine
wypowiedziaa jego imi, Clary nigdy nie powicia nawet chwili eby wyobrazi sobie jak
on moe wyglda. Gdyby kiedykolwiek to zrobia, to automatycznie pomylaaby o nim jako
o wysokim, brodatym mczynie z szerokimi barkami, ktry wyglda jak wiking.
Tymczasem czowiek ktry ukaza si w drzwiach by wysoki i szczupy i mia
najeone krtkie ciemne wosy. Mia na sobie zoty siatkowy podkoszulek i jedwabne spodnie
od piamy. Spojrza na Clary ze rednim zainteresowaniem wydmuchujc keczka dymu ze
swojej fantastycznej fajki. Rozpoznaa go natychmiast, mimo e ani troch nie przypomina
wikinga.
Magnus Bane.
- Ale przecie... - zszokowana Clary spojrzaa na Sebastiana, ktry wyglda na
rwnie zdumionego co ona. Gapi si na niego z otwartymi ustami i zaskoczonym wyrazem
twarzy. W kocu wyjka:
- Ty jeste... Ragnorem Fellem? Tym czarownikiem?
Magnus odj fajk od ust.
- No c, z ca pewnoci nie jestem egzotycznym tancerzem Ragnorem Fellem.
- Ja... - Sebastianowi odjo mow. Clary nie bya pewna czego si spodziewa ale
Magnus zdecydowanie przers jego oczekiwania. - Mielimy nadziej, e nam pomoesz.
Jestem Sebastian Verlac a to jest Clarissa Morgenstern, jej matk jest Jocelyn Fairchild...
- Nie obchodzi mnie kto jest jej matk - przerwa mu Magnus. - Nie moecie si ze
mn spotka bez wczeniejszego umwienia si na wizyt. Przyjdcie kiedy indziej. Na
przykad za rok w marcu.
- W marcu? - Sebastian wyglda na zszokowanego.
- Masz racj - zgodzi si Magnus. - Za duo deszczu. Co powiecie na czerwiec?
Sebastian zrobi krok do przodu.
- Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego jakie to wane...
- Przesta, to nic nie da - odezwaa si zdegustowana Clary. - Tylko niepotrzebnie
Ksigi.
- W porzdku, w porzdku. Mog mie do ciebie ma prob? Nie mw mu nic z tego
co ci powiedziaem, niewane czy to przyjaciel Lightwoodw czy nie - strzeli pogodnie
palcami.
Twarz Sebastiana oya jak tama przewinita w danym momencie akcji.
- ...nam pomc - powiedzia. - To nie jest jaki drobny problem. To sprawa ycia i
mierci.
- Wy Nefilim mylicie e wszystkie problemy to sprawa ycia i mierci - odpar
Magnus. - A teraz idcie. Zaczynacie mnie nudzi.
- Ale...
- Jazda std - powiedzia Magnus gronym tonem. Niebieskie iskry strzelay z jego
dugich palcw a w powietrzu rozszed si nagle zapach spalenizny. Kocie oczy Magnusa
pony. Mimo e wiedziaa e to tylko poza, Clary bezwiednie cofna si do tyu.
- Powinnimy ju i.
Oczy Sebastiana zwziy si.
- Ale Clary...
- Idziemy - powtrzya z naciskiem i zapaa go za rami, na wp cignc w stron
Wdrowca. Mamroczc co pod nosem, poszed za ni niechtnie. Clary westchna z ulg
zerkajc przez rami. Magnus sta w drzwiach z rkami skrzyowanymi na piersi.
Umiechn si, pochwytujc jej spojrzenie, i puci oczko.
- Przepraszam.
Sebastian jedn rk pooy na ramieniu Clary a drug w jej talii i pomaga jej wsi
na grzbiet Wdrowca. Zwalczya cichy gosik ktry mwi jej e nie powinna wsiada na tego
konia - w ogle na adnego konia - i pozwolia si podcign. Przerzucia nog przez siodo
wmawiajc sobie, e balansuje na wielkiej sofie a nie na ywym stworzeniu, ktre w kadej
chwili mogo si odwrci i ugry j w nog.
- Za co? - spytaa, gdy wskoczy na miejsce za ni. atwo, z jak to zrobi, bya
niemal denerwujca - wygldao to prawie tak jakby taczy - ale w jaki sposb przynosia
jej ulg. Doskonale wiedzia co robi pomylaa, gdy sign po wodze. Dobrze e
przynajmniej jedno z nich to wiedziao.
- Za Ragnora Fella. Nie spodziewaem si, e nie bdzie chcia nam pomc. Chocia z
drugiej strony czarownicy s bardzo kapryni. Spotkaa ju kiedy jednego, prawda?
- Spotkaam Magnusa Bane'a - byskawicznie obejrzaa si za siebie eby zobaczy
oddalajcy si domek. Dym z komina przybra ksztat maych taczcych figurek. Taczce
Magnusitka? Nie bya pewna. - To Wysoki Czarownik Brooklynu.
- Jest podobny do Fella?
- O tak, szokujco podobny. Ale nic si nie stao. Zdawaam sobie z tego spraw, e
moe nam odmwi.
- Tyle e ja obiecaem ci pomc - Sebastian wyglda na szczerze zmartwionego. - No
c, przynajmniej mog pokaza ci co innego, przez co ten dzie nie bdzie kompletn strat
czasu.
- Co takiego? - odwrcia si eby na niego spojrze. Soce wisiao wysoko na niebie
za jego plecami zapalajc zote byski w jego ciemnych wosach.
Umiechn si.
- Zobaczysz.
W miar jak oddalali si od Alicante, ciany zielonego listowia przerzedziy si
ukazujc niesamowicie pikne widoki: zamarznite bkitne jeziora, zielone doliny, szare
grskie pasma, srebrne wstgi rzek i staww okolone kwiatami. Clary zastanawiaa si jakby
to byo mieszka tu. Nic nie moga poradzi na to, e bez wysokich, otaczajcych j ze
wszystkich stron wieowcw, czua si zdenerwowana i bezbronna.
Nie eby nie byo tu adnych budynkw. Co jaki czas pomidzy drzewami miga
dach wielkiego kamiennego domu. Sebastian wyjani jej, e to rezydencje bogatych rodzin
Nocnych owcw. Przypominay Clary stare wille nad brzegiem rzeki Hudson w pnocnej
czci Manhattanu, gdzie lata temu bogaci Nowojorzycy spdzali wakacje.
Droga zmienia si ze wiru w piasek. Clary zostaa wyrwana ze swoich marze gdy
wspili si na wzgrze a Sebastian cign wodze i zatrzyma konia.
- To tutaj.
Clary nie moga przesta si gapi. To byo bezadn stert zwglonych, pokrytych
sadz kamieni, wygldajce na co co musiao by kiedy domem. W niebo wbija si wysoki
komin a na rodku sta fragment ciany z oknami pozbawionymi szyb. Fundamenty porastay
chwasty, odcinajc si zieleni na tle czarnego kamienia.
- Nie rozumiem - powiedziaa. - Dlaczego tu przyjechalimy?
- Nie wiesz? - spyta Sebastian. - To miejsce, w ktrym mieszkali twoi rodzice. Gdzie
urodzi si twj brat. To rezydencja Fairchildw.
Clary usyszaa w gosie gos Hodge'a, nie pierwszy raz zreszt. Valentine podoy
ogie i spon razem ze swoj rodzin; ze swoj on, i ich synem. Spali wszystko na popi.
Od tamtego czasu nikt tu nic nie zmienia. Mwi si, e to miejsce jest przeklte.
Bez sowa zeskoczya z koskiego grzbietu. Ledwie syszaa woajcego j Sebastiana
bo ju pdzia i lizgaa si po niskim zboczu. Grunt wyrwna si w miejscu, w ktrym
kiedy sta dom. Poczerniae kamienie bdce kiedy wejciem leay pogruchotane u jej stp.
Z chwastw wyrastay schody koczce si nagle kilka stp nad ziemi.
- Clary... - Sebastian pobieg za ni ale ledwie zdawaa sobie spraw z jego obecnoci.
Obrcia si powoli chonc oczami cay widok. Spalone, na wp martwe drzewa. Co, co
kiedy musiao by ocienionym trawnikiem rozcigajcym si w stron pochyego zbocza.
Tu powyej linii drzew moga zobaczy dach kolejnej rezydencji. Soce iskrzyo w
odamkach szka w oknie w jedynej ocalaej z poaru cianie. Wesza do rodka po czarnej od
sadzy kamiennej pce. Moga dostrzec zarysy pokojw i wej. Zobaczya nawet ledwo
nadpalon gablot, z ktrej wysypyway si kawaki potuczonej porcelany mieszajce si z
czarn ziemi.
Kiedy to by prawdziwy dom zamieszkiwany przez ywych ludzi. Mieszkaa tu jej
matka, tutaj wysza za m, tutaj urodzia dziecko. A wtedy przyszed Valentine i zamieni to
wszystko w kupk popiou pozwalajc Jocelyn myle, e jej syn nie yje, przez co ona
ukrya prawd o tym wiecie przed swoj crk...
Clary nawiedzio uczucie przeszywajcego smutku. Niejedno ycie zostao zniszczone
w tym miejscu. Przyoya donie do twarzy i nawet si nie zdziwia, gdy okazaa si mokra
od ez. Pakaa nawet o tym nie wiedzc.
- Clary, przepraszam. Mylaem, e bdziesz chciaa to zobaczy.
To by Sebastian, przedzierajcy si przez sterty gruzu. Jego buty wzbijay w gr
kby popiou. Wyglda na zmartwionego. Odwrcia si w jego stron.
- Och, chc. Chciaam, naprawd. Dzikuj.
Wiatr przybra na sile. Rozwia kosmyki ciemnych wosw Sebastiana tak, e opady
mu na twarz. Umiechn si aonie.
- Musi by ci trudno myle o wszystkim co si tutaj stao. O Valentinie, twojej
matce... Wykazaa si niezwyk odwag.
- Wiem - powiedziaa Clary. - Ona bya bardzo odwana. Nadal jest odwana.
Dotkn lekko jej twarzy.
- Tak jak ty.
- Sebastian, nic o mnie nie wiesz.
- Nieprawda - unis drug do i teraz obejmowa jej twarz. Jego dotyk by delikatny,
prawie niemiay. - Wiem o tobie wszystko, Clary. O tym jak walczya z ojcem o Kielich
Pokiwa sztywno gow, zszokowany swoim wybuchem tak samo jak ona. Odwrci
si i podszed do Wdrowca, ktry szczypa traw w cieniu drzewa. Clary wahaa si przez
moment a potem ruszya za nim - chyba ju nic nie moga zrobi. Zerkna ukradkiem na
swoje nadgarstki - na skrze odznaczyy si czerwone lady w miejscach gdzie chwyci j
Sebastian, i co dziwniejsze - jej palce byy pokryte smugami czerni jak gdyby poplamia je
tuszem.
Sebastian w milczeniu pomg jej wsi na grzbiet Wdrowca.
- Przepraszam za to, e wspomniaem o Jasie - powiedzia w kocu, gdy siedziaa ju
w siodle. - On nigdy by ci nie skrzywdzi. Wiem e to z twojego powodu poszed do Gardu,
eby zobaczy si z tym uwizionym wampirem, ale...
wiat nagle stan w miejscu. Clary syszaa w uszach swj wasny wiszczcy
oddech, widziaa swoje donie zastygnite w bezruchu na krawdzi sioda.
- Wampirzy wizie? - wyszeptaa.
Sebastian spojrza na ni z zaskoczeniem.
- Tak - powiedzia. - Simon, ten wampir ktrego przyprowadzili ze sob z Nowego
Jorku. Mylaem... To znaczy, byem pewien, e o tym wiesz. Jace ci nie powiedzia?
8. JEDEN Z YJCYCH
Simona obudzio wiato odbijajce si od jakiego przedmiotu, ktry kto wsun
pomidzy kraty w jego oknie. Zerwa si na rwne nogi z ciaem obolaym z godu i zobaczy
metalow butelk wielkoci termosu. Do szyjki przywizano zwinity wistek papieru. Simon
zerwa go i rozwin.
Simon: to jest wiea woowa krew, prosto od rzenika. Mam nadziej, e si nada.
Jace powiedzia mi o wszystkim i uwaam, e jeste bardzo odwany. Trzymaj si a my ju co
wymylimy eby ci std wycign.
XOXOXOXOXOXOX
Isabelle
Simon umiechn si widzc nagryzmolone iksy i kka, ktre biegy przez ca
dugo strony. Mio byo wiedzie, e jej sympatia wobec niego nie ucierpiaa na niczym w
obecnych okolicznociach. Odkrci korek butelki i przekn kilka ykw krwi zanim ostry
kujcy bl midzy opatkami nie zmusi go do odwrcenia si.
Raphael sta spokojnie na rodku celi z rkami zoonymi za plecami. Mia na sobie
sztywno wyprasowan bia koszul i ciemn kurtk. Na jego szyi poyskiwa zoty acuch.
Simon prawie zadawi si krwi. Przekn j szybko, cigle si na niego gapic.
- Nie moesz... Ciebie tu nie ma...
Raphael umiechn si w taki sposb, e jego ky wystaway mimo e wcale tak nie
byo.
- Nie panikuj, Daylighterze.
- Ja wcale nie panikuj - to nie bya do koca prawda. Simon czu si jakby pokn
co ostrego. Nie widzia Raphaela od tamtej nocy, kiedy zakrwawiony i posiniaczony
wygrzeba si ze swojego popiesznie wykopanego grobu w Queens. Cigle pamita jak
rzuca mu paczki wypenione zwierzc krwi i sposb w jaki otwiera je swoimi zbami, jak
gdyby sam by zwierzciem. - Soce jeszcze nie zaszo. Jakim cudem si tu dostae?
- Nie dostaem si - gos Raphaela by mikki jak jedwab. - To Projekcja. Spjrz machn rk, wkadajc j w kamienn cian. - Jestem jak dym. Nie skrzywdz ci.
Oczywicie ty te nie moesz tego zrobi.
- Nie miaem takiego zamiaru - Simon odoy butelk na swoj prycz. - Chc tylko
nie maj pojcia e jeste wampirem. Wic nie mw mi, e mam wszystkich zostawi. I tak
tego nie zrobi.
Oczy Raphaela lniy.
- Nie liczy si to w co wierzy moja rodzina. Liczy si to w co wierz ja. I to co wiem.
Prawdziwy wampir wie e jest martwy. Akceptuje swoj mier. Ale tobie cigle si zdaje, e
jeste jednym z yjcych. Wanie to sprawia, e jeste tak niebezpieczny. Nie jeste w stanie
poj, e nie naleysz ju duej do wiata ywych.
Zmierzchao ju gdy Clary wrcia do domu Amatis i zamkna za sob drzwi,
zasuwajc rygiel. Staa przez dug chwil w ciemnym korytarzu i opieraa si o nie z
przymknitymi oczami. Czua si cakiem wyczerpana i strasznie bolay j nogi.
- Clary? - stanowczy gos Amatis rozdar cisz. - To ty?
Clary nie ruszya si z miejsca, unoszc si w kojcej ciemnoci. Tak bardzo chciaa
by ju w domu, e niemal czua metaliczny posmak powietrza na ulicach Brooklynu.
Widziaa swoj matk siedzc przy oknie, przez ktre sczyy si blade promienie soca,
rozwietlajc obraz ktry malowaa. Tsknota za domem skrcia jej wntrznoci blem.
- Clary - gos dochodzi teraz z do bliska. Clary szybko otworzya oczy. Przed ni
staa Amatis z zaczesanymi gadko wosami i z rkami na biodrach. - Twj brat przyszed
eby si z tob zobaczy. Czeka na ciebie w kuchni.
- Jace jest tutaj? - jakim cudem zwalczya gniew i zaskoczenie i udao jej si
zachowa kamienn twarz. Nie byo potrzeby pokazywa jak bardzo jest z tego powodu
wcieka przy siostrze Luke'a.
Amatis przygldaa si jej z ciekawoci.
- Miaam go nie wpuszcza? Pomylaam, e ucieszysz si na jego widok.
- Wszystko w porzdku - powiedziaa Clary, z trudem zachowujc rwny gos. - Po
prostu jestem zmczona.
- Hmm - Amatis wygldaa jakby nie uwierzya w ani jedno jej sowo. - No c, w
takim razie bd na grze gdyby mnie potrzebowaa. Musz si zdrzemn.
Clary nie potrafia wymyli powodu, dla ktrego potrzebowaaby jej pomocy, ale
skina potakujco gow i powloka si korytarzem w stron jasno owietlonej kuchni. Na
stole staa miska z owocami, bochenek chleba, maso, ser i talerz z czym, co wygldao jak...
ciasteczka? Czyby Amatis upieka ciasteczka?
Za stoem siedzia Jace i opiera si okciami o blat. Jego zociste wosy byy
potargane a koszula pod szyj rozpita. Clary moga dostrzec grube linie jego Znakw
- Nie jestem pewien czy zdaj sobie spraw z czegokolwiek. Masz prawo si na mnie
wcieka. Nie powinienem by ufa Clave. Tak bardzo chciaem uwierzy, e Inkwizytorka
bya totalnym nieporozumieniem, e dziaaa bez ich zgody, e mogem zda si na swj
instynkt Nocnego owcy...
- Jace - wyszeptaa.
Otworzy oczy i spojrza na ni. Stali tak blisko siebie, e zdaa sobie spraw, e
stykali si ze sob na caej dugoci ciaa a ona czua bicie jego serca. Odsu si od niego,
nakazaa sobie, ale nogi jej nie posuchay.
- Co takiego? - spyta bardzo mikkim gosem.
- Musz si spotka z Simonem - wykrztusia. - Moesz mnie do niego zaprowadzi?
Puci j rwnie szybko jak zapa.
- Nie. Nie powinno ci nawet by w Idris. Nie moesz tak po prostu pj sobie do
Gardu skaczc po drodze ze szczcia.
- Ale Simon pomyli e wszyscy go opucili. Pomyli...
- Spotkaem si z nim - przerwa jej Jace. - Chciaem go stamtd wycign. Miaem
zamiar wyrwa te kraty z okna goymi rkami. Ale on mi na to nie pozwoli.
- Nie pozwoli? Chcia zosta w wizieniu?
- Powiedzia, e Inkwizytor wszy wok mojej rodziny, wok mnie. Aldertree chce
na nas zwali win za to co stao si w Nowym Jorku. Chce porwa ktrego z nas i
torturowa tak dugo, dopki nie wycignie z nas prawdy. A Clave przymknie na to oko. Na
razie stara si nakoni Simona do przyznania si, e spiskujemy z Valentinem. Simon
powiedzia, e jeli pomgbym mu w ucieczce, to Aldertree od razu wiedziaby e ja to
zrobiem, a wtedy Lightwoodowie znaleliby si w jeszcze gorszym pooeniu.
- To bardzo szlachetne z jego strony i w ogle, ale w takim razie jaki ma plan? Chce
tam tkwi w nieskoczono?
Jace wzruszy ramionami.
- Jeszcze si nad tym nie zastanawialimy.
Clary westchna z rozdranieniem.
- Faceci - mrukna. - W porzdku, posuchaj. Potrzebujesz alibi. Upewnimy si, e ty
i Lightwoodowie jestecie w jednym miejscu tak eby wszyscy was widzieli, a wtedy Magnus
uwolni Simona z wizienia i odele go do Nowego Jorku.
- Przykro mi to mwi, Clary, ale nie ma szans eby Magnus to zrobi. Nie obchodzi
mnie jak bardzo podoba mu si Alec. Magnus nie wejdzie w otwarty konflikt z Clave tylko po
to eby wywiadczy nam przysug.
wierz. Znajdzie sposb eby sforsowa strae, wejdzie do miasta ze swoj armi demonw i
zabije nas wszystkich.
Pewno w jego gosie zmrozia Simona.
- Rezygnacja w twoim gosie mnie dobija. Nie powiniene w takim razie czego
zrobi? Na przykad ostrzec Clave?
- Ostrzegaem ich gdy mnie przesuchiwali. W kko powtarzaem, e Valentine chce
zniszczy strae miasta, ale zlekcewayli to. Uwaaj, e wiee s niezniszczalne skoro stoj
ju od tysicy lat. Tak samo myleli Rzymianie zanim nie zaatakowaa ich garstka
barbarzycw. Wszystko si kiedy koczy - zamia si zgrzytliwie. - Uznaj to za wycig
eby zobaczy kto zabije ci pierwszy, Daylighterze - Valentine, reszta Podziemnych albo
Clave.
Gdzie pomidzy tu i tam donie Clary i Jace'a rozdzieliy si. Kiedy huragan wyplu
j na zewntrz i upada na podog, okazao si e jest sama. Usiada powoli i rozejrzaa si
dookoa. Siedziaa na rodku perskiego dywanika lecego na posadzce w przestronnym
pokoju o kamiennych cianach. Tu i wdzie stay meble spowite w biae przecierada przez
co wyglday jak niezgrabne duchy. W oknie wisiay pokryte warstw kurzu aksamitne
kotary. Jego drobinki taczyy w wietle ksiyca.
- Clary? - Jace wynurzy si zza czego co mogo uchodzi za wielki fortepian. - Jeste
caa?
- Tak - podniosa si, krzywic si lekko. Bola j okie. - Ale nie bd gdy Amatis
zabije mnie za to co zrobiam z jej talerzami i za to e otworzyam Portal w jej kuchni.
Poda jej rk i pomg wsta.
- Mimo wszystko jestem pod wraeniem.
- Dziki - rozejrzaa si wok. - Wic to tutaj si wychowae? Wyglda jak domek z
bajki.
- Mylaem raczej o horrorze - poprawi j Jace. - Dobry Boe, miny lata odkd
byem tu po raz ostatni. Wtedy to miejsce nie wygldao na takie...
- Zimne? - Clary zadraa odrobin. Zapia paszcz, ale chd bijcy z wntrza
rezydencji kry w sobie co wicej - jak gdyby nigdy nie rozbrzmiewa tu miech, nie byo
ciepa ani wiata.
- Nie. Ten dom zawsze by zimny. Miaem na myli, e nigdy nie by taki zakurzony wyj z kieszeni magiczny kamie. wiato buchno spomidzy jego palcw. Jego blask
owietli od dou jego twarz, podkrelajc krzywizny jego policzkw i skroni. - To sala
wpadajce przez kolorowe okno rzucao zielone i niebieskie prostokty na jego jasne wosy i
drobn twarz, zbyt powan jak na dziesicioletniego chopca.
- Nie pamitam - powtrzy, wpatrujc si w ciemno.
Dotkna jego ramienia.
- To nie ma znaczenia, Jace.
- Chyba nie - wzdrygn si jakby budzi si ze snu, i ruszy przez pokj przywiecajc
sobie magicznym wiatem. Przyklkn eby przeszuka jeden z rzdw ksiek i
wyprostowa si trzymajc w rku pojedynczy egzemplarz Prostych przepisw dla
gospody domowych.
Clary przebiega przez pokj i wyrwaa mu j z rk. Ksika miaa prost, niebiesk
opraw i bya zakurzona tak jak wszystko inne. Gdy j otworzya, kurz unis si w powietrze
jak rj ciem. Na jej rodku wycito wielki kwadratowy otwr. Jak klejnot w oprawie, w
rodku osadzono mniejsz ksik rozmiaru notatnika oprawion w bia skr. aciski tytu
wydrukowano zotymi literami. Clary rozpoznaa sowa biay i ksiga, ale kiedy wyja j
i otworzya, ku swojemu zaskoczeniu odkrya, e strony zapisane cienkim, pajczym pismem
byy w jzyku, ktrego nie rozumiaa.
- Greka - stwierdzi Jace, patrzc jej przez rami. - Staroytny dialekt.
- Potrafiby to przeczyta?
- Z trudem - przyzna. - Miny lata odkd to robiem. Ale sdz e Magnus bdzie
umia.
Zamkn ksig i wsun j do kieszeni jej zielonego paszcza. Potem odwrci si w
stron pek i pogadzi palcami rzdy ksiek.
- Chciaby zabra jak ze sob? - spytaa agodnie. - Jeli tak...
Jace wybuchn miechem i opuci rk.
- Mogem czyta tylko to co nakaza mi ojciec - powiedzia. - Na niektrych pkach
stay ksiki, ktrych nie mogem nawet dotkn - wskaza na oprawione w brzow skr
ksiki powyej. Przeczytaem kiedy jedn z nich gdy miaem jakie sze lat tylko po to,
eby przekona si o co tyle zamieszania. Okazao si e to by dziennik mojego ojca. Pisa w
nim o mnie. Notatki o moim synu, Jonathanie Christopherze. Wychosta mnie pasem gdy
si o tym dowiedzia. Waciwie to wtedy po raz pierwszy dowiedziaem si, e mam drugie
imi.
Fala niespodziewanej nienawici przetoczya si przez ciao Clary.
- No c, Valentine'a tu nie ma.
- Clary... - zacz Jace ostrzegawczym gosem, ale ona ju signa do gry,
9. PRZEKLTA KREW
- Nie przypominam sobie eby tu w ogle bya piwnica - powiedzia Jace, wpatrujc
si w dziur w cianie. Unis kamie a jego wiato zataczyo na cianach prowadzcego na
d tunelu. Byy zrobione z czarnego i gadkiego kamienia, ktrego Clary nie znaa. Schody
poyskiway jakby kto pola je wod. Z przejcia napyn dziwny zapach: wilgotny i
zatchy, z metalicznym posmakiem, ktry podrani jej zmysy.
- Jak mylisz, co moe by tam na dole?
- Nie mam pojcia - Jace ruszy w stron schodw. Postawi stop na pierwszym
schodku testujc go, a potem wzruszy ramionami jak gdyby podj jak decyzj. Zacz
ostronie schodzi na d. W poowie drogi odwrci si i spojrza na Clary. - Nie idziesz?
Moesz tu na mnie zaczeka jeli chcesz.
Spojrzaa na pust bibliotek, zadraa i popieszya za nim.
Spiralne schody skrcay w d, z kadym zakrtem robic si coraz wsze i wsze,
jak gdyby weszli do ogromnej muszli. Dziwna wo nasilia si gdy doszli do koca a schody
rozszerzyy si na wielki, kwadratowy pokj ze cianami poznaczonymi wilgotnymi
naciekami - i innymi, ciemniejszymi. Podog pokryway popiesznie nagryzmolone znaki:
pltanina pentagramw i run z porozrzucanymi tu i wdzie biaymi kamieniami.
Jace zrobi krok do przodu a pod jego stop co pko z trzaskiem. Obydwoje spojrzeli
w tym samym kierunku.
- Koci - wyszeptaa Clary.
Nie biae kamienie, tylko koci wszelkich rozmiarw i ksztatw rozrzucone na
posadzce.
- Co on tutaj w ogle robi?
Kamie w doni Jace'a rozbys wiatem, zalewajc niesamowitym blaskiem caym
pokj.
- Eksperymenty - powiedzia suchym, spitym gosem. - Krlowa Jasnego Dworu
powiedziaa...
- Czyje to koci? - spytaa Clary podniesionym gosem. - Zwierzce?
- Nie - odpar Jace, kopic butem stert koci. - Przynajmniej nie wszystkie.
Clary poczua ciskanie w piersi.
- Myl, e powinnimy zawrci.
Jednak zamiast tego Jace unis kamie w gr. Buchno z niego jaskrawe wiato,
barwice powietrze rac biel. Odlege kty pokoju byy teraz widoczne z ca ostroci.
Trzy z nich byy puste. Czwarty zasaniaa pachta materiau, za ktr byo wida jaki
zgarbiony ksztat.
- Jace - szepna. - Co to jest?
Nie odpowiedzia. W jego doni pojawi si nagle seraficki n; Clary nie wiedziaa
kiedy go wycign, ale lni w magicznym wietle jak sopel lodu.
- Jace, nie - powiedziaa, ale byo ju za pno. Podszed do zasony i szarpn j
kocem noa, potem chwyci i odrzuci na bok. Opada na posadzk w kbach kurzu.
Jace zatoczy si do tyu a kamie wypad z jego rki. W pojedynczym bysku wiata
Clary dostrzega jego twarz - przypominaa bia mask cignit przeraeniem. Clary
pochwycia kamie zanim spad na podog i zgas, i uniosa go wysoko do gry, z desperacj
pragnc zobaczy co te tak strasznie zszokowao Jace'a . Z pocztku jedyne co zobaczya to
ludzki ksztat - czowieka owinitego w biae, brudne achmany, skulonego na pododze. Jego
kostki i nadgarstki byy skute kajdanami przymocowanymi do kamiennej podogi za pomoc
grubych obrczy. Czy on jeszcze yje?, pomylaa z przeraeniem, czujc rosnc w gardle
gul. Kamie w jej doni zadra rzucajc chybotliwe plamy wiata na winia. Zobaczya
straszliwie wychudzone rce i nogi, pokryte bliznami po niezliczonych torturach. Naga
czaszka obrcia si w jej stron. Tam gdzie powinny by oczy, ziay czarne puste dziury.
Rozleg si suchy szelest. To, co na pocztku wzia za pacht materiau, okazao si by
skrzydami, biaymi skrzydami wyrastajcymi z plecw jak dwa nienobiae uki. To bya
jedyna czysta rzecz w tym brudnym pomieszczeniu.
Wcigna ze wistem powietrze.
- Jace. Czy widzisz...
- Widz - odezwa si amicym si jak szko gosem stojcy za ni Jace.
- Powiedziae, e anioy nie istniej... e nikt nigdy adnego nie widzia...
Jace mamrota pod nosem co co brzmiao jak litania przepenionych strachem
przeklestw. Zrobi krok w stron stworzenia na pododze i cofn si, jakby odbi si od
niewidzialnego muru. Patrzc w d, Clary zauwaya e anio lea wewntrz pentagramu
zrobionego z poczonych run wyrytych gboko w kamieniu, ktre poyskiway sabym
fosforyzujcym wiatem.
- Runy... - wyszeptaa. - Nie przejdziemy dalej...
- Musi by jaki sposb... - powiedzia Jace amicym si gosem. - Musimy co
zrobi.
Anio unis gow. Ogarnita straszliw aoci Clary zobaczya, e mia krcone,
zote wosy tak jak Jace, ktre poyskiway sabo w magicznym wietle. Ich kosmyki
przywary do wgbie w jego czaszce. Twarz anioa przecinay blizny - wygldaa jak pikny
obraz brutalnie zniszczony przez wandali. Gdy tak na niego patrzya, anio otworzy usta a z
jego garda wyrwa si przenikliwy dwik - pojedynczy wysoki zapiew bez sw - zocisty i
tak sodki, e suchanie go niemal sprawiao bl...
Przed oczami Clary rozbysa powd obrazw. Cigle trzymaa w doni kamie ale
jego wiato zgaso. Ona sama bya w cakiem innym miejscu, gdzie obrazy z przeszoci
przepyway przed ni jak we nie na jawie - oderwane fragmenty, kolory, dwiki. Staa w
pustej piwnicy na wino. Na kamiennej pododze narysowano pojedyncz wielk run. Obok
niej sta mczyzna; w jednej rce trzyma otwart ksig a w drugiej ponc pochodni. Gdy
podnis gow zobaczya e to Valentine - by duo modszy, jego przystojna twarz bya bez
zmarszczek, a spojrzenie ciemnych oczu przenikliwe i czyste. Skandowa zaklcia a z runy
buchn ogie. Gdy pomienie przygasy, w popioach ukazaa si skulona posta: anio z
rozwinitymi zakrwawionymi skrzydami, wygldajcy jak ptak zestrzelony z nieba.
Scena ulega zmianie. Valentine sta przy oknie majc u swojego boku mod kobiet
o lnicych rudych wosach. Gdy wyciga rce eby j obj, na jego palcu bysn znajomy
srebrny piercie. Z ukuciem blu Clary rozpoznaa w kobiecie swoj matk - tyle e tutaj
wygldaa na modsz a rysy jej twarzy byy agodne i kruche. Miaa na sobie bia nocn
koszul i bya w zaawansowanej ciy.
- Porozumienia - powiedzia gniewnie Valentine - byy nie tylko najgorszym z
dotychczasowych pomysw Clave, ale w ogle najgorsz rzecz jaka moga przytrafi si
Nefilim. To, e musimy by zobowizani wobec nich, przykuci do tych kreatur...
- Valentine - powiedziaa Jocelyn umiechajc si do niego - do ju tej polityki,
prosz.
Uniosa ramiona i splota donie na jego szyi. Jej twarz bya pena mioci tak samo jak
jego, ale Clary dostrzega w niej jeszcze co, co przyprawio j o dreszcz...
W nastpnej wizji Valentine klcza na rodku polany otoczonej drzewami. Nad ni
unosi si jasny ksiyc owietlajcy popiesznie narysowany w ziemi pentagram. Gazie
drzew tworzyy nad polan gst sie. W miejscach gdzie sigay krawdzi pentagramu, ich
licie kurczyy i czerniay. Na rodku picioramiennej gwiazdy siedziaa kobieta z dugimi,
lnicymi wosami. Miaa mie dla oka ksztaty, twarz skryt w cieniu i odsonite ramiona.
Lew rk trzymaa wycignit przed siebie a gdy rozpostara do, Clary zobaczya e
przecina j poduna, gboka rana z ktrej powoli sczya si krew. Jej krople spyway do
srebrnego kielicha stojcego na krawdzi pentagramu. W wietle ksiyca wygldaa na
jakby jego niewidome oczy potrafiy go zobaczy. Wycign donie. acuchy oplatajce
jego nadgarstki zadwiczay upiornie.
Jace obrci si w stron Clary.
- Clary - powiedzia. - Runy.
Runy. Gapia si na niego przez chwil zdezorientowana, a wreszcie dojrzaa
ponaglenie w jego oczach. Podaa mu magiczny kamie, wyja jego stel ze swojej kieszeni i
uklka obok wyrysowanych na pododze run. Wyglday na wyobione czym ostrym.
Zerkna na Jace'a . Wyraz jego twarzy zszokowa j - jego oczy pony, byy pene wiary w
ni i w jej zdolnoci. Kocem steli narysowaa na pododze kilka linii, zmieniajc wic
run na wyzwalajc, wizienie na wolno. Zapony ogniem zupenie jakby przecigna
zapak po siarce. Gdy skoczya, wstaa z podogi. Przed ni poyskiway runy. Nagle Jace
stan tu obok niej. Magiczny kamie zgas. Jedynym rdem wiata by seraficki n z
imieniem anioa w jego doni. Wycign go przed siebie i tym razem nie napotka na adn
przeszkod, tak jakby nigdy jej tam nie byo.
Anio unis do i wzi od niego n. Zamkn niewidome oczy a Clary przez chwil
wydawao si, e si umiecha. Obrci ostrze w doniach tak, e jego kocwka bya teraz
skierowana prosto w jego pier. Clary wcigna powietrze i zrobia krok do przodu, ale Jace
przytrzyma j za rami w elaznym ucisku i popchn do tyu w chwili, gdy anio wbi sobie
n w pier.
Gowa anioa opada na bok a bezwadne donie puciy rkoje, ktra wystawaa z
jego klatki piersiowej w miejscu w ktrym powinno by serce. Jeli anioy je w ogle miay,
czego Clary nie wiedziaa. Z rany buchny pomienie. Ciao anioa rozbyso biaym ogniem.
acuchy na jego nadgarstkach rozjarzyy si szkaratem, jak elazo zbyt dugo pozostawione
w ogniu. Clary przyszy na myl redniowieczne obrazy witych poncych w boskiej
ekstazie. Biae skrzyda anioa rozwiny si szeroko zanim i ich nie pochon ogie.
Clary nie moga duej na to patrze. Odwrcia si i ukrya twarz na ramieniu Jace'a .
Obj j i zamkn w mocnym ucisku.
- Ju dobrze - wyszepta w jej wosy. - Ju dobrze...
Powietrze wypeni gryzcy dym a podoga pod jej stopami zdawaa si koysa. Gdy
Jace si potkn, Clary zdaa sobie spraw z tego e to nie by szok: ziemia naprawd si
ruszaa. Odsuna si od Jace'a i zachwiaa. Kamienie pod ich stopami zaczy si rozpada a
z sufitu zacz odpada tynk. Anio zmieni si w sup dymu, runy wok niego olepiay
jaskrawym wiatem. Clary spojrzaa na nie chcc dokadnie zapamita ich znaczenie, i
wbia przeraony wzrok w Jace'a .
Zastpi go gony wiergot przeraonych ptakw. Clary dostrzega je ponad ramieniem Jace'a
, jak kryy po ciemnym niebie.
- Jace - powiedziaa mikko. - Chyba zgubiam gdzie twoj stel.
Podpar si na okciach i spojrza na ni z gry. Nawet w ciemnoci moga zobaczy
swoje odbicie w jego oczach. Twarz przecinay mu smugi brudu i sadzy a konierzyk koszuli
rozdar si.
- Nic nie szkodzi, pod warunkiem, e jeste caa.
- Nic mi nie jest - bez zastanowienia wycigna rk i przeczesaa palcami jego
wosy. Poczua jak jego ciao napio si a oczy pociemniay. - Miae traw we wosach powiedziaa. Zascho jej w ustach. W yach buzowaa adrenalina. Wszystko to co si stao mier anioa, zniszczona rezydencja - wydawao si mniej prawdziwe ni to co zobaczya w
jego oczach.
- Nie powinna mnie dotyka.
Jej rka zamara na jego policzku.
- Dlaczego nie?
- Dobrze wiesz - powiedzia i odsun si od niej. Przekrci si na plecy. - Widziaa
to samo co ja. Przeszo, anioa. Naszych rodzicw.
Po raz pierwszy tak ich nazwa. Nasi rodzice. Odwrcia si do niego chcc go
dotkn ale nie bya pewna czy powinna to robi. Jace wpatrywa si w niebo.
- Ja to widziaem. Wiesz, czym jestem - wypowiedzia te sowa udrczonym szeptem.
- Jestem w poowie demonem, Clary. W poowie demonem. Rozumiesz? - zwrci w jej
stron widrujcy wzrok. - Widziaa co chcia zrobi Valentine. Wyprbowywa krew
demonw - wyprbowywa j na mnie zanim si jeszcze urodziem. Jestem w poowie
potworem. To t poow tak bardzo chciaem w sobie zdusi, zniszczy...
Clary odepchna od siebie gos Valentine'a mwicy: Zostawia mnie bo zmieniem
jej pierwsze dziecko w potwora.
- Przecie czarownicy te s w poowie demonami. Tak jak Magnus. To nie czyni ich
zymi...
- Ale nie Wielkie Demony. Syszaa co powiedziaa tamta kobieta.
Ta krew zabije w nim czowieczestwo, tak jak trucizna zabija ycie.
- To nieprawda. To nie moe by prawda. To nie ma sensu...
- Ale ma - w jego gosie pobrzmiewaa wcieka desperacja. Na jego szyi dostrzega
bysk srebrnego acuszka. - To wyjania wszystko.
- Masz na myli to dlaczego jeste takim wspaniaym Nocnym owc? Dlaczego
odgoniy poprzedni senno, ale nie powiedzia ani sowa tylko cofn rk.
- Jace - powtrzya. - Dlaczego? Dlaczego teraz?
Rozchyli usta w zdziwieniu. Na jego dolnej wardze zobaczya ciemny lad po tym jak
przygryz warg; a moe to ona j przygryza.
- Dlaczego co teraz?
- Mwie, e midzy nami niczego nie ma. e jeli.. jeli pozwolimy poczu do siebie
to co chcemy poczu, to zranimy wszystkich na ktrych nam zaley.
- Mwiem ci ju. Kamaem - jego spojrzenie zmiko. - Mylisz, e nie chc...?
- Nie - odpara. - Nie jestem gupia, wiem, e chcesz. Ale kiedy powiedziae, e
wreszcie rozumiesz dlaczego czujesz do mnie to co czujesz, to co miae na myli?
Nie ebym nie wiedziaa, pomylaa, ale musiaa o to spyta, chciaa to od niego
usysze.
Jace zapa j za nadgarstki i przycign jej donie do swojej twarzy, splatajc swe
palce razem z jej.
- Pamitasz co ci powiedziaem u Penhalloww? - zapyta. - e nigdy nie mylisz o
tym co robisz i e niszczysz wszystko czego si dotkniesz?
- Nie, ale dziki za przypomnienie.
Ledwie zauway sarkazm w jej gosie.
- Nie mwiem wtedy o tobie, Clary, tylko o sobie. Taki ju jestem - obrci lekko
twarz, a jej palce zelizgny si po jego policzku. - Teraz przynajmniej wiem dlaczego.
Wiem, co jest ze mn nie tak. I moe... moe wanie dlatego tak bardzo ci potrzebuj. Skoro
Valentine zrobi ze mnie potwora, to myl, e ciebie uczyni w pewien sposb anioem. W
kocu Lucyfer kocha Boga, prawda? Milton tak pisa.
Clary gwatownie wcigna powietrze.
- Nie jestem adnym anioem. Nie wiesz nawet do czego tak naprawd Valentine
wykorzysta krew Ithuriela... moe pragn jej dla siebie...
- Powiedzia, e krew jest dla mnie i dla moich - powiedzia cicho Jace. - To
wyjania dlaczego potrafisz robi to co robisz, Clary. Krlowa Jasnego Dworu powiedziaa,
e oboje bylimy eksperymentami. Nie tylko ja.
- Ale ja nie jestem anioem, Jace - powtrzya. - Nie oddaj ksiek do biblioteki.
Nielegalnie cigam muzyk z internetu. Okamuj swoj mam. Jestem zwyk
miertelniczk.
- Ale nie dla mnie - spojrza na ni a w tym spojrzeniu nie byo ani ladu tak typowej
dla niego arogancji. Pierwszy raz widziaa go takim bezbronnym i obnaonym, ale nawet ta
szybko, e kamienie pryskay spod jego butw poyskujc brunatnie w dziwnym wietle.
Clary ruszya za nim, ignorujc protesty swoich pokrytych pcherzami stp. Okryli kolejny
zakrt i nagle Jace si zatrzyma a ona wpada prosto na niego. W innych okolicznociach to
byoby nawet do komiczne. Teraz takie nie byo.
Czerwona una przybraa na sile podwietlajc nocne niebo szkaratem i owietlajc
wzgrze na ktrym stali tak, jakby by dzie. Nad dolin unosiy si czarne piropusze dymu.
Przez czarn mg wida byo wiee demonw Alicante, ich krysztaowe skorupy przebijay
niebo jak ponce strzay. W gstym dymie Clary zobaczya pomienie ognia rozsiane po
caym miecie jak gar klejnotw rozrzucona na tle ciemnego sukna.
To wydawao si zupenie niemoliwe a jednak to bya prawda. Stali na zboczu ponad
Alicante a miasto pod nimi pono.
CZ DRUGA
GWIAZDY WIEC ZOWROGO
ANTONIO: Naprawd musisz jecha? A moe jednak wybior si z tob?
SEBASTIAN: Nie gniewaj si, ale nie. Moim yciem rzdz ciemne gwiazdy; zoliwo
mojego losu mogaby si udzieli twojemu; pozwl wic, e sam bd znosi swoje
nieszczcie. Gdybym ktre z nich zwali na ciebie, le bym ci si odwdziczy za przyja.
- William Shakespeare, Wieczr Trzech Krli
do okna obok Isabelle i energicznie zacigna zasony. - Ju prawie pnoc. Kto wie czy oni
w ogle dzisiaj wrc z zebrania. Nie ma sensu...
Amulet na szyi Isabelle zadrga ponownie - a wtedy okno przy ktrym staa Aline,
roztrzaskao si od rodka. Aline wrzasna gdy w dziurze ukazay si rce - waciwie nie
cakiem rce, jak skonstatowaa z ca ostroci zszokowana Isabelle - tylko ogromne,
pokryte uskami pazury zbroczone krwi i jak czarn ciecz. Pochwyciy Aline i wywloky
j przez strzaskane okno zanim zdya krzykn po raz drugi. Bat Isabelle lea na stoliku
przy kominku. Rzucia si po niego mijajc po drodze Sebastiana, ktry przybieg z kuchni.
- Szykuj bro! - krzykna, gdy rozglda si zaskoczony po pokoju. - Ruszaj si! wrzasna i podbiega do okna.
Przy kominku Alec trzyma wyrywajcego si i drcego w niebogosy Maxa, ktry
prbowa wykrci si z jego ucisku. Alec zawlk go za sob w stron drzwi. wietnie,
pomylaa Isabelle, wyprowad std Maxa.
Przez strzaskane okno wpad powiew zimnego powietrza. Isabelle podniosa spdnic
i kopniakiem wybia reszt odamkw, w duchu dzikujc za grube podeszwy swoich butw.
Gdy pozbya si resztki szka, wytkna gow na zewntrz a potem zeskoczya na d, z
szarpniciem ldujc w uliczce poniej. Na pierwszy rzut oka wygldaa na pust. Latarnie
wzdu kanau byy pogaszone. Jedyne owietlenie daway wiata z ssiedniego domu.
Isabelle ruszya ostronie do przodu z batem z elektrum zwinitym przy jej boku. Miaa go
ju od tak dawna - dostaa go w prezencie od ojca na dwunaste urodziny - i teraz czua jakby
by czci jej ciaa, pynnym przedueniem prawego ramienia.
Ciemno gstniaa w miar jak odchodzia coraz dalej od domu ku mostowi
Oldcastle, ktry spina brzegi kanau Princewater pod dziwacznym ktem do uliczki. U jego
podstawy skupiy si wygldajce jak rj czarnych much cienie. Nagle co poruszyo si
masie cieni, co biaego i poszarpanego.
Isabelle przeskoczya rzd niskich krzakw na kocu czyjego ogrodu i pobiega w
stron wskiej ceglanej grobli poniej mostu. Jej bat rozjarzy si jaskrawym srebrzystym
wiatem. W jego blasku dostrzega Aline, lec bezwadnie nad brzegiem kanau. Olbrzymi
pokryty usk demon przygniata j do ziemi swoim jaszczurzym cielskiem, z pyskiem
zatopionym w jej szyi...
Ale przecie to nie mg by demon. W Alicante nigdy nie byo demonw. Nigdy.
Gdy tak staa zszokowana, stwr unis eb i zacz wszy jakby j wyczu. By lepy a czoo
w miejscu gdzie powinny by oczy przecina mu rzd ostrych jak igy zbw. W dolnej czci
twarzy mia drug par ust z wystajcymi z nich kami. Boki jego wskiego ogona
zrobiliby co innego?
- Isabelle! Isabelle!
Alec pooy jej donie na ramionach i zacz potrzsa. Powoli podniosa gow.
Biaa twarz jej brata odcinaa si ostro od otaczajcej go ciemnoci. Kawaek rzebionego
drewna wystawa mu zza prawego ramienia: mia na plecach swj uk, ten sam, ktrego uy
Simon eby zabi Abbadona. Nie pamitaa eby Alec do niej podszed, nie pamitaa nawet
eby widziaa go na tej ulicy. Zupenie jakby zmaterializowa si nagle przed ni jak duch.
- Alec - powiedziaa powoli drcym gosem. - Alec, przesta. Nic mi nie jest.
Odsun si od niej.
- Wcale nie wygldaa jakby nic ci si nie stao - rozejrza si i zakl pod nosem. Musimy zej z ulicy. Gdzie jest Aline?
Isabelle zamrugaa. W zasigu wzroku nie byo adnych demonw. Kto siedzia na
schodach przed jednym z domw naprzeciwko i paka gono. Ciao starszego czowieka
cigle leao na ulicy a smrd demonw unosi si wszdzie.
- Aline... jeden z demonw prbowa... prbowa... - odetchna gboko. W kocu
bya Isabelle Lightwood. Nigdy nie wpadaa w histeri, choby nie wiadomo z jakiego
powodu. - Zabiymy go ale potem Aline ucieka. Prbowaam j dogoni ale bya zbyt
szybka - spojrzaa na swojego brata. - W miecie s demony. Jak to w ogle moliwe?
- Nie mam pojcia - Alec potrzsn gow. - Strae musiay pa. Gdy wracaem do
domu, natknem si na cztery albo pi demonw Oni. Znalazem jednego przyczajonego w
krzakach. Reszta ucieka ale w kadej chwili mog wrci. Wstawaj. Lepiej wracajmy do
domu.
Kto na schodach nie przestawa ka. Ten dwik ciga ich dopki nie znaleli si w
domu Penhalloww. Na ulicy nie byo demonw ale cigle syszeli odgosy eksplozji, cige
krzyki i tupot stp odbijajcy si echem od innej pogronej w ciemnoci ulicy. Gdy wspinali
si po frontowych schodach, Isabelle obejrzaa si przez rami akurat eby zobaczy, jak
duga, wijca si macka wystrzelia z mroku zalegajcego pomidzy dwoma domami i
pochwycia paczc kobiet ze schodw. Jej szloch przeszed we wrzask. Isabelle prbowaa
si odwrci lecz Alec w por zdy j zapa i wepchn do rodka, zatrzaskujc za nimi
drzwi. Dom by pogrony w ciemnoci.
- Pogasiem wiata. Nie chciaem eby nalazo si ich wicej - wytumaczy,
popychajc Isabelle w kierunku salonu.
Max siedzia na pododze przy schodach, obejmujc kolana ramionami. Sebastian sta
swojego pokoju, przekopaa swoje rzeczy w poszukiwaniu steli i kilku dodatkowych sztuk
broni. Gdy wsuwaa serafickie noe w cholewy butw, mylami bya przy Alecu i spojrzeniu
jakie wymienili zanim wyszed. Nie pierwszy raz widziaa swojego brata opuszczajcego dom
wiedzc, e moe ju nigdy nie wrci. To byo co z czym si godzia, co zawsze
akceptowaa jako cz swojego ycia. Bya tak do czasu kiedy poznaa Clary i Simona i
zdaa sobie spraw z tego, e ycie wikszoci ludzi wygldao cakiem inaczej. mier nie
bya staym towarzyszem ich ycia. Nie czuli na swoich karkach jej zimnego oddechu nawet
w zwyke dni. Zawsze pogardzaa Przyziemnymi tak jak to robi kady Nocny owca uwaaa ich za tpych, tchrzliwych, zadowolonych z siebie miczakw. Teraz zastanawiaa
si, czy ta caa zawi nie braa si z tego, e bya po prostu zazdrosna. Musiao by cakiem
mio nie martwi si za kadym razem gdy ktry z czonkw twojej rodziny wychodzi z
domu i nie zastanawia si czy jeszcze wrci.
Trzymaa w doni stel i bya ju w poowie drogi na d gdy wyczua, e co byo nie
tak. Salon by pusty. Maxa i Sebastiana nie byo nigdzie w pobliu. Na jednym z przybitych
do okna polan widnia niedokoczony chronicy Znak. Motek, ktrego uywa Sebastian,
znikn.
Jej odek zacisn si w supe.
- Max! - krzykna, obracajc si dookoa. - Sebastian! Gdzie jestecie?
- Isabelle, tutaj... - gos Sebastiana dobiega z kuchni.
Przepenia j ulga.
- Sebastian, to wcale nie jest mieszne - powiedziaa, wchodzc do rodka. Mylaam, e...
Zamkna za sob drzwi. W kuchni byo ciemno, ciemniej ni w salonie. Wytya
wzrok eby dojrze Sebastiana i Maxa, ale nie zobaczya nic oprcz cieni.
- Sebastian? - w jej gos zakrada si niepewno. - Co ty tu robisz? Gdzie jest Max?
- Isabelle.
Przez chwile wydawao jej si, e dostrzega jaki ruch; ciemniejszy cie na tle
janiejszego. Jego gos by mikki i kojcy. Nie zdawaa sobie dotd sprawy z tego jak pikne
mia brzmienie.
- Isabelle, wybacz mi.
- Zachowujesz si dziwacznie. Przesta.
- Tak mi przykro, e musiao pa akurat na ciebie - powiedzia. - Bo widzisz, to
wanie ciebie polubiem najbardziej z nich wszystkich.
- Sebastian...
odek Clary wywrci si na drug stron. Znaa wilkoaki. Walczya u ich boku.
Ale to nie byy wilki Luke'a, nie takie, ktre wiedziay, e maj si ni opiekowa i jej nie
krzywdzi. Pomylaa o zabjczych zdolnociach watahy Luke'a, ktre ujawniay si gdy
tylko spuszczao si ich ze smyczy, i nagle zdaa sobie spraw z tego, e si boi.
Stojcy obok niej Jace zakl siarczycie. Nie byo czasu na wycignicie kolejnej
broni. Przycign j do siebie i otoczy wolnym ramieniem. Drug rk podnis wysoko
Jahoela. Jego wiato olepiao. Clary zacisna zby...
Otoczya ich sfora. Przypominao to uderzajc fal - nagy wybuch oguszajcej
wrzawy i podmuch powietrza, gdy kilka pierwszych wilkw wysuno si do przodu i
skoczyo. Ich oczy pony a szczki byy rozwarte. Jace wczepi palce w bok Clary... Wilki
otaczay ich z kadej strony, trzymajc si na odlego dobrych dwch stp. Clary rozejrzaa
si dookoa z niedowierzaniem gdy dwjka wilkw - jeden smuky i ctkowany a drugi
ogromny i stalowoszary - opady mikko na ziemi, zatrzymay si na chwil, a potem na
nowo podjy bieg, nie patrzc nawet wstecz. Dookoa wszdzie byy wilki a mimo wszystko
aden z nich si do nich nie zbliy. Okray ich jak powd cieni, ich futra lniy w wietle
ksiyca jak srebro, przez co wyglday jak jedna, wielka, ywa rzeka ksztatw - ktra nagle
rozdzielia si tak, jak woda opywa kamie. Wilki powiciy dwjce Nocnych owcw
zaledwie tyle uwagi co parze nieruchomych rzeb, a potem przebiegy obok nich z
rozwartymi pyskami i oczami utkwionymi w drodze. Po chwili ju ich nie byo. Jace odwrci
si, eby zobaczy jak ostatni z wilkw przelecia obok nich i popieszy za reszt swoich
towarzyszy. Zapada cisza. Sycha byo jedynie bardzo sabe odgosy miasta w oddali. Jace
uwolni Clary z ucisku i opuci n.
- Wszystko w porzdku?
- Co to byo? - wyszeptaa. - Te wilkoaki... po prostu nas ominy...
- Zmierzaj w kierunku miasta. Do Alicante - wyj zza pasa drugi n i wycign w
jej stron. - Bdziesz tego potrzebowaa.
- Wiec nie zostawisz mnie tutaj?
- Nie ma mowy. Ju nigdzie nie jest bezpiecznie. Ale... - zawaha si. - Bdziesz
ostrona?
- Bd - zapewnia go. - Co teraz robimy?
Jace spojrza na ponce w dole Alicante.
- Teraz pobiegniemy.
Nigdy nie byo atwo nady za Jasem, a teraz, gdy pdzi na zamanie karku, to byo
porzucone na bruku. Clary staraa si nie przyglda im za bardzo. Zastanawiaa si, jak to
byo moliwe, e nawet patrzc z dystansu czowiek wiedzia, e kto jest martwy. Martwe
ciaa w niczym nie przypominay tych pozbawionych przytomnoci. Mona byo wyczu, e
co z nich uleciao, jaka niezbdna do ycia iskra.
Jace poprowadzi ich szybko przez dziedziniec - Clary domylia si, e to dlatego e
pewnie nie lubi pozostawa dugo na otwartej przestrzeni - i ruszyli w d ulicy odchodzcej
od placu. Tutaj byo jeszcze wicej szcztkw. Sklepowe witryny zostay porozbijane a caa
zawarto spldrowanych wntrz walaa si po ulicach. W powietrzu unosi si zapach zjeczay, cuchncy odr odpadkw. Clary dobrze go znaa. Oznacza obecno demonw.
- Tdy - sykn Jace. Przemknli do kolejnej wskiej uliczki. Poar szala na pitrze
jednego z domw przylegajcych do drogi, mimo e reszta budynkw pozostaa nietknita.
Clary nasuno si dziwaczne skojarzenie z bombardowaniem Londynu podczas wojny, kiedy
to zniszczenia dotkny przypadkowe czci miasta. Zadzierajc gow do gry zobaczya, e
twierdz ponad miastem spowija kb czarnego dymu.
- Gard.
- Mwiem ci, e ich ewakuuj... - Jace urwa, gdy znaleli si na szerszej ulicy. Na
ziemi leao kilka cia. Niektre byy niewielkie. Naleay do dzieci. Jace rzuci si do
przodu. Clary podya za nim z wahaniem. Gdy podbiegli bliej, zauwaya z ulg
zmieszan z poczuciem winy, e caa trjka nie bya wcale w wieku Maxa. Obok nich leay
zwoki starszego mczyzny, ktry cigle zdawa si ochrania trjk dzieci swoim ciaem.
Twarz Jace stwardniaa.
- Clary... odwr si. Powoli.
Zrobia co jej kaza. Tu za sob zobaczya zniszczon sklepow witryn. Kiedy na
wystawie musiay tu sta ciasta - cay ich stos udekorowany jasnym lukrem. Teraz leay
porozrzucane na pododze razem z potuczonym szkem. Chodnik przed sklepem plamia
zmieszana z lukrem krew, tworzca dugie rowawe smugi. Jednak to nie z tego powodu w
gosie Jace'a zabrzmiaa ostrzegawcza nuta. Z rozbitego okna co wypezao - co
bezksztatnego, ogromnego i olizgego. Co uzbrojonego w podwjny rzd zbw biegncy
przez ca dugo ciaa, usmarowanych lukrem i odamkami szka wygldajcymi jak
warstwa poyskujcego cukru. Demon wypad z okna na bruk i zacz pezn w ich stron.
Co w jego pynnym, jakby pozbawionym koci ruchu spowodowao, e Clary poczua jak
podchodzi jej go garda. Cofna si do tyu, prawie wpadajc na Jace'a .
- To demon Behemota - powiedzia, wpatrujc si w pezncego potwora przed nimi. Poeraj wszystko na swojej drodze.
serafickim noem. Dgna stwora tu poniej rzdu zbw, zatapiajc je w jego cielsku z
obrzydliwym, mokrym mlaniciem.
Szarpna si do tyu, dyszc ciko, a demona przeszy kolejny skurcz. Wygldao na
to, e zmiana ksztatu kosztowaa go pewn ilo energii za kadym razem gdy by raniony.
Wic gdyby tylko zdyli dgn go odpowiedni ilo razy... Ktem oka dostrzega jaki
ruch. Mignicie szaroci i brzu, poruszajce si z du prdkoci. Nie byli sami na ulicy.
Jace odwrci si a jego oczy otwary si szeroko.
- Clary! - wrzasn. - Za tob!
Clary obrcia si dookoa z Cassielem poncym w jej doni dokadnie w chwili, gdy
wilk rzuci si w jej stron, odsaniajc zby we wciekym warkocie. Jace co do niej
krzycza, ale ona nie rozumiaa z tego ani sowa. Dostrzega dziko w jego oczach, pomimo
tego e zesza wilkowi z drogi. Zwierz zaatakowao, z ciaem wygitym w uk i
wycignitymi pazurami, i signo swojego celu - Behemota - powalio go na ziemi zanim
nataro na niego z obnaonymi zbami. Demon zawy, a przynajmniej wyda z siebie dwik
podobny do wycia - wysoki, piskliwy dwik, jak powietrze spuszczane z balonu. Wilk
siedzia na nim, przyszpilajc go do ziemi, z pyskiem zatopionym w olizgej skrze demona.
Behemot zadra i ostatkiem si sprbowa dokona przemiany i wyleczy obraenia, ale wilk
nie da mu na to szansy. Jego pazury wbiy si gboko w skr stwora i zacz wyrywa
zbami kaway galaretowatego ciaa, ignorujc tryskajc z rany zielon ciecz. Behemot
zacz wi si w ostatniej, desperackiej serii drgawek, kapic szczkami gdy si rozpada - i
po chwili ju go nie byo - zostaa po nim tylko lepka kaua zielonej cieczy, rozlewajca si
po bruku.
Wilk wyda z siebie odgos, co w rodzaju pomruku satysfakcji, i odwrci si eby
popatrze na Clary i Jace'a poyskujcymi w wietle ksiyca srebrzycie oczami. Jace
wycign kolejny n zza pasa, znaczc w powietrzu ognisty uk dzielcy ich od wilkoaka.
Wilk warkn i nastroszy futro. Clary zapaa Jace'a za rami.
- Nie.. Nie rb tego.
- To wilkoak, Clary...
- Zabi dla nas demona! Jest po naszej stronie! - wyrwaa si Jace'owi zanim zdy j
zawrci, i podesza do zwierzcia powoli, wycigajc pasko rce.
- Przepraszam. Przepraszamy. Wiemy, e nie chcesz nas skrzywdzi - odezwaa si
niskim, spokojnym gosem. Zatrzymaa si, rozkadajc rce, a wilk patrzy na ni obojtnie. Kim... kim jeste? - zapytaa. Spojrzaa przez rami na Jace'a i zmarszczya brwi. - Mgby
to odoy?
Jace wyglda, jakby mia jej zaraz nie przebierajc w sowach powiedzie, e nie
odkadao si tak po prostu serafickiego noa, ktry pon w obecnoci niebezpieczestwa.
Ale zanim zdy si odezwa, wilk zawarcza nisko i zacz si zmienia. Jego nogi si
wyduyy, krgosup wyprostowa a szczki zmniejszyy. Po kilku sekundach stana przed
nimi dziewczyna. Miaa na sobie poplamion bia sukienk a jej krcone wosy byy
zaplecione w mnstwo warkoczykw. Blizna przecinaa jej gardo.
- Kim jeste? - jej twarz wykrzywia si z udawanym niesmakiem. - Nie wierz, e
mnie nie poznaa. W kocu nie wszystkie wilki wygldaj tak samo. Ech, ludzie.
Clary odetchna z ulg.
- Maia!
- Tak, to ja. Ratuj wasze tyki, jak zwykle - umiechna si. Bya zbryzgana krwi
od stp do gw. Nie byo tego tak wida gdy bya w swojej wilczej postaci, ale teraz czarne i
czerwone smugi odcinay si przeraliwie od jej brzowej skry. Pooya do na brzuchu. Ohyda, nie wierz, e wanie przeuam tego demona. Mam nadziej, e nie jestem
uczulona.
- Co ty tutaj w ogle robisz? - ponaglia j Clary. - To znaczy, nie e si nie cieszymy
z tego powodu, ale...
- To ty nic nie wiesz? - Maia patrzya ze zakopotaniem raz na Clary, raz na Jace'a . Luke nas tu sprowadzi.
- Luke? - Clary zacza si na ni gapi. - Luke... jest tutaj?
Maia skina gow.
- Skontaktowa si ze swoj sfor i z kilkoma innymi i powiedzia, e musimy uda si
do Idris. My dotarlimy do granicy i bieglimy od tamtej strony. Niektrzy teleportowali si
do lasu i doczyli do nas. Luke powiedzia, e Nefilim bd potrzebowa naszej pomocy... urwaa. - Naprawd o tym nie wiedziaa?
- Nie - odezwa si Jace - i wtpi eby Clave te o tym wiedziao. Nie pal si do
przyjmowania pomocy od Podziemnych.
Maia wyprostowaa si, w jej oczach poyskiwa gniew.
- Gdyby nie my, ju dawno by was wszystkich wyrnli. Nikt nie ochrania miasta,
gdy si tam zjawilimy...
- Nawet o tym nie myl - powiedziaa Clary, rzucajc Jace'owi wcieke spojrzenie. Jestem naprawd bardzo, bardzo wdziczna e nas uratowaa, Maiu. Jace rwnie, mimo e
jest taki uparty, e prdzej wsadziby sobie n w oko ni si do tego przyzna. I nie rb sobie
nadziei, e to zrobi - dodaa popiesznie, widzc wyraz twarzy dziewczyny - bo to i tak w
niczym to nie pomoe. Teraz musimy znale dom Lightwoodw, a potem ja musz odnale
Luke'a...
- Lightwoodowie? Chyba s w Sali Porozumie. To tam wszyscy si gromadz.
Przynajmniej tam widziaam Aleca - powiedziaa Maia - i tego czarownika ze sterczcymi
wosami. Magnusa.
- Skoro jest tam Alec, to reszta te musi by - ulga na twarzy Jace'a sprawia, e
poczua ch pooenia mu doni na ramieniu. Nie zrobia tego jednak. - Mdre posunicie bo
Sala jest chroniona - wsun poncy seraficki n za pas. - W porzdku, chodmy.
Clary rozpoznaa wntrze Sali Porozumie w momencie, w ktrym przekroczya jej
prg. To byo to miejsce o ktrym nia, gdzie taczya najpierw z Simonem a potem Jasem.
To tutaj prbowaam si przenie gdy weszam do Portalu, pomylaa, przygldajc
si jasnobiaym cianom i wysokiemu sklepieniu z ogromn szklan kopu, przez ktr
wida byo nocne niebo. Pomieszczenie, mimo e byo bardzo rozlege, wygldao na
mniejsze i obskurniejsze ni to z jej snu. Fontanna z syren cigle staa w na jego rodku ale
stracia cay swj poysk a prowadzce do niej schody byy zapenione ludmi, z ktrych
wiksza cz miaa na sobie bandae. Pomieszczenie byo pene Nocnych owcw. Ludzie
kryli w tumie, zatrzymujc si czasami by przyjrze si twarzy innych przechodniw w
nadziei, e znajd swoich przyjaci lub krewnych. Podoga bya brudna i poznaczona
rozmazanymi smugami bota i krwi.
Tym, co uderzyo j najbardziej, bya panujca tu cisza. Gdyby co takiego nastpio
w wiecie Przyziemnych, to ludzie krzyczeliby, wrzeszczeli, nawoywali jedni drugich. A
tutaj panowaa niemal idealna cisza. Ludzie siedzieli w ciszy, niektrzy z twarzami
schowanymi w doniach, niektrzy wpatrujcy si w przestrze. Dzieci tuliy si do swoich
rodzicw ale adne z nich nie pakao. Zauwaya jeszcze co gdy wesza do rodka, z Jasem i
Mai po bokach. Grup niedbale wygldajcych ludzi stojcych przy fontannie w nierwnym
krgu. Trzymali si troch na uboczu, a gdy tylko Maia ich dostrzega i na jej twarzy pojawi
si umiech, Clary zdaa sobie spraw z tego kim byli.
- Moja sfora! - zawoaa Maia i popdzia w ich stron, zatrzymujc si tylko na
sekund eby zerkn przez rami na Clary. - Jestem pewna, e Luke gdzie tu jest powiedziaa i znikna pord swoich ludzi. Przez moment Clary zastanawiaa si co by si
stao, gdyby i ona doczya do tego krgu. Czy powitaliby j jak przyjacik Luke'a czy
okazali podejrzliwo bo bya tylko kolejnym Nocnym owc?
- Nie rb tego - odezwa si Jace, jakby czytajc jej w mylach. - To nie jest dobry...
Ale Clary ju nigdy si nie dowiedziaa co mia na myli, bo nagle rozleg si gony
okrzyk Jace! i pojawi si Alec, cakiem bez tchu po tym jak udao mu si przepchn
przez tum. Ciemne wosy mia kompletnie potargane a ubranie plamia mu krew. W jego
oczach poyskiwaa mieszanina wciekoci i ulgi. Zapa Jace'a za przd kurtki.
- Co si z tob stao?!
Jace wyglda na obraonego.
- Co si stao ze mn?
Alec potrzsn nim do mocno.
- Powiedziae, e idziesz si przej! Jaki cholerny spacer zajmuje a sze godzin?!
- Eee, do dugi? - podsun Jace.
- Mgbym ci teraz zabi - warkn Alec, puszczajc jego ubranie. - Powanie si nad
tym zastanawiam.
- To by si chyba mijao z celem, nie sdzisz? - odpar Jace. Rozejrza si dookoa. Gdzie s wszyscy. Isabelle i...
- Isabelle i Max zostali u Penhalloww, razem z Sebastianem - wyjani Alec. Rodzice ju do nich jad. Aline jest tutaj razem ze swoimi, ale nie mwi zbyt wiele. Miaa
do paskudn przygod z Rezkorem przy kanale. Na szczcie Izzy j uratowaa.
- A Simon? - spytaa Clary z niepokojem. - Widziae gdzie Simona? Powinien tu
przyj razem z reszt ludzi z Gardu.
Alec potrzsn gow.
- Nie, nie widziaem go... Tak samo jak nie widziaem Inkwizytora ani Konsula.
Pewnie jest teraz z ktrym z nich. Moe gdzie si zatrzymali, albo... - urwa, gdy przez
pokj przebieg szmer. Clary zobaczya grup lykantropw patrzc w jakim kierunku,
zaalarmowan czym jak sfora psw ktra wyczua zwierzyn. Odwrcia si...
I zobaczya Luke'a, zmczonego i poplamionego krwi, jak przekracza prg
podwjnych drzwi Sali.
Ruszya biegiem w jego stron. Zapomniaa o tym, jak bardzo bya za gdy j zostawi,
o tym jak wciek si gdy ich tu sprowadzia, zapomniaa o wszystkim, poza radoci jak
odczua na jego widok. Przez chwil wyglda na zaskoczonego gdy biega ku niemu, a potem
umiechn si, wycign ramiona i podnis j do gry, gdy go przytulia, zupenie jak
wtedy gdy bya maa. Pachnia krwi, flanel i dymem. Clary przymkna na chwil oczy i
pomylaa o tym, jak Alec zapa Jace'a w momencie, w ktrym zobaczy go w Sali. Tak si
wanie robio, gdy martwio si o swoj rodzin, apao si ich i trzymao w ucisku, i
wrzeszczao jak bardzo ci wkurzyli. Ale to byo w porzdku, bo choby nie wiem jak kto
by wcieky, to oni cigle byli czci ciebie. I dlatego to, co powiedziaa Valentine'owi, byo
prawd. Luke by jej rodzin.
Postawi j z powrotem na ziemi, krzywic si lekko.
- Ostronie - powiedzia. - Croucher trafi mnie w rami przy Merryweather Brigde pooy donie na jej ramionach, przygldajc si uwanie jej twarzy. - Ale tobie nic nie jest,
prawda?
- C za wzruszajca scena - odezwa si chodny gos.
Clary odwrcia si, do Luke'a spoczywaa cigle na jej ramieniu. Za ni sta wysoki
mczyzna w niebieskim paszczu, ktry zawirowa u jego stp gdy do nich podszed. Twarz
pod kapturem wygldaa jak rzeba - z wysokimi komi policzkowymi, jastrzbimi rysami
twarzy i cikimi powiekami.
- Lucian - powiedzia, nie patrzc na Clary. - Mogem si spodziewa, e to ty stoisz
za t... inwazj.
- Inwazj? - powtrzy jak echo Luke, a w sekund pniej otaczaa go ju sfora
likantropw. Stany za nim tak szybko i cicho, e wygldao to tak, jakby zmaterializoway
si z powietrza. - To nie my najechalimy wasze miasto, Konsulu. To Valentine. My tylko
chcemy wam pomc.
- Clave nie potrzebuje niczyjej pomocy - warkn Konsul. - Nie od takich stworze jak
wy. Zamae Prawo wkraczajc do Szklanego Miasta, bez wzgldu na to czy s strae czy ich
nie ma. Musisz zdawa sobie z tego spraw.
- Myl, e dostatecznie jasne jest, e Clave potrzebuje naszej pomocy. Gdybymy nie
przybyli na czas, wielu z was byoby teraz martwych - rozejrza si po Sali. Kilka grup
Nocnych owcw przysuno si bliej chcc wiedzie co si dzieje. Jedni patrzyli Lukowi
prosto w oczy, inni spuszczali wzrok jak gdyby zawstydzeni. Ale aden z nich, pomylaa z
zaskoczeniem Clary, nie wyglda na zego z tego powodu. - Zrobiem to, eby co
udowodni, Malachi.
Gos Konsula pozosta zimny.
- I c to takiego?
- Potrzebujecie nas - odpar Luke. - eby pokona Valentine'a potrzebujecie naszej
pomocy. Nie tylko pomocy likantropw, ale wszystkich Podziemnych.
- A c takiego Podziemni mog zdziaa przeciwko Valentine'owi? - spyta kpico
Malachi. - Lucianie, powiniene to wiedzie najlepiej z nas wszystkich. Przecie bye kiedy
jednym z nas. Zawsze samotnie przeciwstawialimy si wszelkim zagroeniom i chronilimy
wiat od za. Odeprzemy siy Valentine'a naszymi wasnymi. Podziemni zrobi najlepiej jak
potem podeszli do nich Alec i Jace. aden z nich nie by zadowolony z widoku Sebastiana.
- Kazaem ci zosta z Maxem i Isabelle! - naskoczy na niego Alec. - Zostawie ich
samych?
Wzrok Sebastiana powoli przesun si z Magnusa na Aleca.
- Twoi rodzice wrcili do domu, tak jak mwie - jego gos by zimny. - Wysali mnie
ebym powiedzia ci, e wszystko z nimi w porzdku, tak samo jak z Izzy i z Maxem. Ju tu
jad.
- C - odezwa si Jace cikim od sarkazmu gosem - dziki za przekazanie tych
informacji dosownie w sekund po tym jak tu wszede.
- Nie widziaem ci tu wtedy - odpar Sebastian. - Zobaczyem Clary.
- Bo akurat jej szukae.
- Bo musiaem z ni porozmawia. Na osobnoci - spojrza na ni z tak
intensywnoci w oczach, e stana w miejscu. Chciaa mu powiedzie eby nie patrzy na
ni w taki sposb gdy Jace stoi tu obok, ale wtedy zabrzmiaoby to niedorzecznie i gupio, a
poza tym moe rzeczywicie mia jej co wanego do powiedzenia. - Clary?
Skina gow.
- W porzdku. Tylko na chwil - zgodzia si i dostrzega, ze wyraz twarzy Jace'a
uleg zmianie. Nie patrzy ju krzywo na Sebastiana ale jego twarz zastyga w bezruchu. Zaraz wracam - dodaa, ale Jace ju na ni nie patrzy. Patrzy prosto na Sebastiana.
Sebastian zapa j za nadgarstek i odcign od reszty, pchajc j w kierunku
najgstszego tumu. Clary zerkna ponad swoi ramieniem. Wszyscy si na nich gapili, nawet
Magnus. Zobaczya jak ledwie zauwaalnie pokrci gow. Zarya obcasami w ziemi.
- Sebastian. Zatrzymaj si. O co chodzi? Co chcesz mi powiedzie?
Odwrci si go niej, cigle trzymajc j za nadgarstek.
- Mylaem, e wyjdziemy na zewntrz - powiedzia. - e porozmawiamy na
osobnoci...
- Nie, chc zosta tutaj - powiedziaa, a w swoim wasnym gosie usyszaa drenie,
jakby nie bya pewna tego co mwi. A przecie bya. Wyrwaa rk z jego ucisku. - O co ci
chodzi?
- Ta ksiga - odpar. - Ta, ktr trzyma Fell - Biaa Ksiga - wiesz skd j ma?
- To o tym chciae ze mn porozmawia?!
- To niezwykle potna ksiga zakl - wyjani Sebastian. - Jedna z tych... no c,
jedna z tych, ktrych od dawna wszyscy poszukuj.
Clary westchna rozdraniona.
12. DE PROFUNDIS
Donie Simona byy czarne od krwi. Prbowa wyszarpn kraty z okienka w
drzwiach swojej celi, ale kade dotknicie pozostawiao piekce, krwawe rany na jego
doniach. W kocu opad bezwadnie na podog, dyszc ciko, i wpatrywa si tpo w swoje
rce gdy obraenia goiy si szybko, rany zasklepiay a paty sczerniaej skry odpaday jak
byskawicznie przewijany film na tamie video.
Po drugiej stronie muru Samuel si modli. Jeli spadnie na nas zo, tak jak miecz,
sd, zaraza czy gd, staniemy przed tym domem, w twojej obecnoci, i paka bdziemy w
naszym nieszczciu, a wtedy ty nas usyszysz i pomoesz...
Simon wiedzia, e nie mg si pomodli. Prbowa tego wczeniej ale imi Boga
pono w jego ustach i dawio gardo. Zastanawia si nad tym czemu mg pomyle to
sowo ale powiedzie ju nie. I dlaczego mg sta w socu w poudnie i nie umrze ale nie
mg zmwi swojej ostatniej modlitwy.
Dym zacz si unosi w korytarzu jak duch. Simon mg wyczu wo spalenizny i
usysze trzask szalejcego ognia, ale czu si jak oderwany od rzeczywistoci, daleko od
wszystkiego. Bycie wampirem byo dziwne, to cae zderzenie si z czym co mogo by
opisane jedynie jako wieczne ycie, a potem i tak umrze w wieku szesnastu lat.
- Simon! - rozleg si saby gos, ale jego wraliwy such wyowi go spord trzasku
pomieni. Dym z korytarza by zapowiedzi gorca, ktrego fala wanie wdara si do
rodka, toczc si wok niego jak mur. - Simon!
Gos nalea do Clary. Poznaby go wszdzie. Zastanawia si czy jego umys nie
pata mu teraz figli. To byo tak jakby podwiadomo podsuwaa mu obrazy ukochanej
osoby, eby przeprowadzi go bezbolenie przez mier.
- Simon, ty cholerny idioto! Jestem tutaj! Przy oknie!
Simon skoczy na rwne nogi. Wtpi by jego umys spata mu a takiego figla.
Pord gstniejcego dymu dostrzeg co biaego poruszajcego si przy zakratowanym
oknie. Gdy podszed bliej, biae przedmioty okazay si domi zacinitymi wok
elaznych prtw. Wskoczy na prycz, przekrzykujc trzask ognia.
- Clary?
- Dziki Bogu! - jedna z rk zacisna si na jego ramieniu. - Zaraz ci std
wycigniemy.
- Jak? - zapyta, wykazujc troch rozsdku. Rozleg si odgos szurania a rce Clary
znikny, zastpione przez inn par. Te byy wiksze i bez wtpienia mskie, z kostkami
poznaczonymi bliznami i smukymi palcami pianisty.
- Trzymaj si - gos Jace'a by spokojny i wywaony, jak gdyby wanie ucili sobie
pogaduszk na imprezie a nie rozmawiali w byskawicznie zajmujcych si ogniem lochach. Mgby si cofn.
Zaskoczony Simon posusznie odsun si na bok. Donie Jace'a zacisny si na
kracie, jego kykcie pobielay gwatownie. Metal jkn a krata wyskoczya z kamiennej
ciany i upada obok ka z gonym brzkiem. Chmura duszcego biaego pyu uniosa si
w powietrze. W powstaej dziurze pojawia si gowa Jace'a .
- Simon. CHOD - powiedzia i wycign rk.
Simon chwyci jego do. Podcign si i chwyci krawdzi okna, przeciskajc si
przez niewielki kwadrat jak wijcy si w tunelu w. Sekund pniej wypad na mokr
traw, przygldajc si krgowi zmartwionych twarzy nad sob. Jace, Clary i Alec. Wszyscy
przygldali mu si z zaniepokojeniem.
- Wygldasz strasznie, wampirze - powiedzia Jace. - Co ci si stao w rce?
Simon wsta. Rany na jego doniach ju si zagoiy, ale czarne lady na skrze w
miejscach gdzie dotkn krat pozostay. Zanim zdy odpowiedzie, Clary rzucia si w jego
stron i przytulia mocno.
- Simon - wydyszaa. - Nie mog w to uwierzy. Nie miaam pojcia, e tu jeste. Do
wczoraj mylaam, e wrcie do Nowego Jorku...
- No c - odpar Simon. - Ja te nie wiedziaem, e tu jeste - spojrza ponad jej
ramieniem na Jace'a . - W rzeczywistoci myl, e celowo nikt mi o tym nie powiedzia.
- Tego nie mwiem - zauway Jace. - Po prostu nie wyprowadziem ci z bdu. Tak
czy inaczej, uratowaem ci przed sponiciem ywcem, wic chyba nie powiniene si na
mnie wcieka.
Spon ywcem. Simon odsun si od Clary i rozejrza. Stali w ogrodzie otoczonym
z dwch stron przez mury twierdzy i cian lasu z pozostaych. Drzewa przerzedzay si w
miar jak wirowana cieka prowadzia w stron miasta - bya owietlona pochodniami z
magicznego wiata, ale tylko kilka z nich pono. Ich wiato byo chybotliwe i
przytumione. Simon spojrza w stron Gardu.
Patrzc pod tym ktem ledwo mona byo zobaczy czarny dym przetykany
pomieniami, ktry zasnuwa niebo. Nieliczne wiata w oknach wydaway si nienaturalnie
jasne. Kamienne mury dobrze strzegy swoich tajemnic.
- Samuel - powiedzia. - Musimy zabra Samuela.
drug, i razem wycignli Samuela z celi jak bezwadny worek ziemniakw i pooyli na
ziemi. W chwil pniej Clary i Simon wycigali ju Jace'a , mimo e by zdecydowanie
mniej bezwadny i zakl, kiedy niechccy uderzyli jego gow o parapet. Odtrci ich i sam
wydosta si na zewntrz. Upad plecami na traw.
- Aa - mrukn, gapic si w niebo. - Chyba co sobie zamaem - usiad prosto i
spojrza na Samuela. - Wszystko z nim w porzdku?
Samuel siedzia skulony na ziemi z twarz chowan w doniach. Koysa si w t i z
powrotem nie wydajc z siebie adnego dwiku.
- Chyba co jest z nim nie tak - zauway Alec. Pochyli si by dotkn jego ramienia.
Samuel szarpn si do tyu, o mao si nie przewracajc.
- Zostaw mnie - zaskrzecza. - Prosz. Zostaw mnie w spokoju, Alec.
Alec zastyg w bezruchu.
- Co powiedziae?
- eby zostawi go w spokoju - przypomnia mu Simon, lecz Alec wcale na niego nie
patrzy. Chyba nawet nie zauway, e Simon si odezwa. Wpatrywa si w Jace'a , ktry
zblad nagle i zacz podnosi si z ziemi.
- Samuelu - powiedzia Alec dziwnie szorstkim gosem. - Zabierz rce z twarzy.
- Nie - Samuel schowa podbrdek, ramiona mu si trzsy. - Nie, bagam. Nie.
- Alec! - zaprotestowa Simon. - Nie widzisz, e on nie czuje si najlepiej?
Clary zapaa Simon za rkaw.
- Co jest nie tak.
Patrzya na Jace'a - a dlaczego miaaby nie patrze? - gdy wsta by przyjrze si
skulonej sylwetce Samuela. Opuszki jego palcw krwawiy w miejscach, gdzie zadrapa je o
okienny parapet, a gdy odsun doni wosy z oczu, zostawiy krwawe lady na jego
policzku. On sam nawet tego nie zauway. Oczy mia szeroko otwarte a usta zacinite w
wsk, pen gniewu kresk.
- Nocny owco - odezwa si. Jego gos by miertelnie powany. - Poka nam swoj
twarz.
Samuel zawaha si a potem opuci rce. Simon nigdy wczeniej nie widzia jego
twarzy i dopiero teraz zda sobie spraw z tego, jak wychudzony by jej waciciel i ile mia
lat. Jego twarz pokrywaa gsta, siwa broda, mia zapadnite oczy a policzki przecinay mu
gbokie bruzdy. Ale mimo wszystko, w jaki dziwny sposb, Samuel wyda mu si znajomy.
Wargi Aleca poruszyy si bezgonie. To Jace si odezwa.
- Hodge.
Hodge wyglda jak czowiek schwytany w zacieniajca si puapk, donie mu dray jakby
w blu, a oczy mia rozbiegane. Clary przywoaa wspomnienie schludnie ubranego
mczyzny w bibliotece, ktry czstowa j herbat i udziela rad. Miaa wraenie jakby to
wszystko rozegrao si tysic lat temu.
- Nie wierz ci - powiedzia Jace. - Wiedziae, e Valentine yje. Musia ci
powiedzie...
- Nic mi nie powiedzia - wydysza Hodge. - Gdy Lightwoodowie poinformowali
mnie, e bior do siebie syna Michaela Wylanda, nie miaem adnej wieci od Valentine'a od
czasu Powstania. Mylaem, e o mnie zapomnia. Nawet modliem si, eby pogoski o jego
mierci okazay si prawdziwe, ale nie wiedziaem. A wtedy, w noc przed twoim przyjazdem,
Hugo przylecia do mnie z wiadomoci od Valentine'a. Chopak jest moim synem. Tylko
tyle w niej byo - wzi urywany oddech. - Nie wiedziaem czy mam w to uwierzy.
Pomylaam, e bd wiedzia... bd wiedzia jak tylko na ciebie spojrz, ale nie zobaczyem
niczego. Niczego co by mnie przekonao. I wtedy zdaem sobie spraw z tego, e to podstp z
jego strony. Ale na czym mia on polega? Co on chcia przez to osign? Dla mnie byo
jasne, e ty nie miae o niczym pojcia, ale co do powodu, dla ktrego Valentine to zrobi...
- Powiniene by powiedzie mi czym byem - przerwa mu Jace na wydechu, jakby
kto wycisn z niego te sowa. - Moe wtedy mgbym co zrobi. Mgbym si zabi.
Hodge unis gow i spojrza na Jace'a przez kurtyn spltanych, brudnych wosw.
- Nie miaem pewnoci - powtrzy, jakby do siebie - i przez cay ten czas, gdy si nad
tym zastanawiaem pomylaem, e... e moe sposb w jaki ci wychowano bdzie
waniejszy ni wizy krwi... e moesz nauczy si...
- Nauczy czego? Jak nie by potworem? - gos mu zadra ale n w jego doni
spoczywa pewnie. - Powiniene lepiej zdawa sobie z tego spraw. Zrobi z ciebie
paszczcego si do ng tchrza. Tyle e ty nie bye wtedy maym, bezradnym dzieckiem.
Moge z nim walczy.
Hodge spuci wzrok.
- Staraem si zrobi to co byo dla ciebie najlepsze - powiedzia, ale nawet dla Clary
zabrzmiao to mao wiarygodnie.
- Zanim Valentine nie powrci - odparowa Jace. - Potem robie ju wszystko o co
ci poprosi - oddae mu mnie tak jakbym by psem, ktry kiedy do niego nalea, a ktrym
kaza ci si opiekowa przez kilka lat...
- A potem ucieke - powiedzia Alec. - Zostawie nas wszystkich. Naprawd
mylae, e zdoasz si tu ukry? Tu, w Alicante?
kltw. Przysig e to zrobi i dotrzyma sowa. Mylaem e przywrci mnie do Krgu, albo
do tego co z niego zostao. Ale nie zrobi tego. Nawet on mnie nie chcia. Wiedziaem, e w
tym nowym wiecie nie bdzie dla mnie miejsca. I wiedziaem, e sprzedabym wszystko co
mam za jedno kamstwo - spojrza w d na swoje zacinite, pokryte brudem rce. Pozostao mi tylko jedno - ostatnia szansa, eby dokona czego innego oprcz zmarnowania
sobie ycia. Po tym jak dowiedziaem si, e Valentine zabi Cichych Braci - e zdoby Miecz
- wiedziaem, e zacznie szuka Lustra. Potrzebowa trzech Darw Anioa. A ja wiedziaem,
e Lustro jest w Idris.
- Chwila - Alec podnis rk. - Lustro? To znaczy e wiedziae gdzie ono jest? I kto
je ma?
- Nikt nie moe go mie - odpar Hodge. - Nikt nie moe posi na wasno Lustra.
aden Nefilim ani Podziemny.
- Ty chyba naprawd zwariowae od tego pobytu w wizieniu - mrukn Jace,
wskazujc podbrdkiem w stron wypalonego okna lochu. - Prawda?
- Jace - Clary patrzya z niepokojem w stron Gardu. Dach budynku zdobia ciernista
korona z czerwono - zotych pomieni. - Ogie si rozprzestrzenia. Powinnimy jak
najszybciej std ucieka. Porozmawiamy jak tylko znajdziemy si w miecie...
- Byem zamknity w Instytucie przez pitnacie lat - kontynuowa Hodge, tak jakby
Clary w ogle si nie odezwaa. - Mogem jedynie wystawi rk albo nog na zewntrz, ale
nic wicej. Cay czas siedziaem w bibliotece i badaem sposoby na usunicie kltwy, jak
naoyo na mnie Clave. Odkryem e tylko Dary Anioa mog to uczyni. Czytaem ksig
za ksig opowiadajc o mitologii Anioa, o tym jak powsta z jeziora przynoszc Dary, i jak
da je Jonathanowi Shadowhunterowi, pierwszemu z Nefilim, i o tym, e byo ich trzy:
Kielich, Miecz i Lustro...
- Wiemy to - przerwa mu rozdraniony Jace. - Ty nas tego nauczye.
- Mylicie e co o tym wiecie, ale to nieprawda. W miar jak przekopywaem si
przez najrniejsze wersje poda, cigle natrafiaem na ten sam rysunek. Wszyscy go
widzielimy. Anio powstajcy z jeziora z Kielichem w jednej rce i Mieczem w drugiej.
Nigdy nie mogem zrozumie dlaczego na rysunku nie ma Lustra. A potem uwiadomiem
sobie dlaczego. Lustrem jest jezioro. To jezioro jest Lustrem. To jedno i to samo.
Jace opuci powoli n.
- Jezioro Lyn?
Clary przypomniaa sobie jezioro, wygldajce jak wychodzce jej na spotkanie lustro,
wod rozbryzgujc si pod naporem jej ciaa.
ogle mwisz.
- Albo - cign dalej Sebastian - jeste wcieky bo pocaowaem twoj siostr. Bo
mnie chciaa.
- Wcale nie - wtrcia Clary, ale aden z nich na ni nie patrzy. - Miaam na myli to,
e ci nie chciaam.
- Ona ma ten swj may nawyk, wiesz... Ten sposb w jaki wzdycha gdy j caujesz,
jak gdyby bya tym zaskoczona.
Sebastian zatrzyma si tu przed Jace'm, umiechajc si jak anio.
- To raczej ujmujce, musiae to zauway.
Jace wyglda jakby mia zaraz zwymiotowa.
- Moja siostra...
- Twoja siostra - powtrzy Sebastian. - Czy aby na pewno? Bo wy dwoje nie
zachowujecie si jak rodzestwo. Mylicie, e inni nie widz jak na siebie patrzycie?
Mylicie, e uda wam si ukry co do siebie czujecie? e inni nie myl e to co chorego i
nienaturalnego? Bo to wanie takie jest.
- Do tego - powiedzia Jace z morderczym wyrazem twarzy.
- Dlaczego to robisz? - spytaa Clary. - Dlaczego mwisz te wszystkie rzeczy?
- Bo wreszcie mog - odpar Sebastian. - Nie macie pojcia jak to byo przebywa
wrd was przez tych kilka dni i udawa e potrafi was znie. e wasz widok nie sprawia
e robi mi si niedobrze. Ty - powiedzia do Jace'a - gdy tylko nie uganiasz si za swoj
siostr, jczysz bez przerwy jak to twj tatu ci nie kocha. C, a kto go moe za to wini?
A ty, gupia suko - odwrci si w stron Clary - oddaa bezcenn ksig temu mieszacowi.
Czy to w ogle masz jakie komrki mzgowe w tej swojej malutkiej gwce? A ty... kolejn obelg skierowa w stron Aleca - ... chyba wszyscy wiemy co jest z tob nie tak.
Takich jak ty w ogle nie powinno by w Clave. Jeste odraajcy.
Alec zblad, ale mimo wszystko wyglda bardziej na zdumionego. Clary nie moga go
za to wini. Trudno byo patrze na Sebastiana, na ten jego anielski umiech, i wyobrazi
sobie, e mg powiedzie co takiego.
- Udawa e moesz nas znie? - powtrzya za nim jak echo. - Ale dlaczego miaby
udawa co takiego? Chyba e... chyba e nas szpiegujesz - dokoczya, uwiadamiajc sobie
prawd. - Chyba e szpiegujesz dla Valentine'a.
Przystojna twarz Sebastiana skrzywia si, jego pene usta rozcigny si a oczy
zwziy w szparki.
- No w kocu to pojlicie - powiedzia. - Sowo daj, w niektrych wymiarach
ziemi. Jego ucisk by bezlitosny i zajady, umiecha si patrzc jak Alec dusi si i prbuje
walczy.
- Lightwood - wydysza. - Zdyem ju zaj si jednym z was. Nie przypuszczaem,
e bd mia tyle szczcia eby zrobi to po raz drugi.
Szarpn si do tyu, jak marionetka ktrej sznurek zosta zerwany. Uwolniony Alec
upad ciko na ziemi i przyoy rce do garda. Clary syszaa jego urywany, desperacki
oddech - ale oczy miaa utkwione w Sebastianie. Czarny cie przywar do jego plecw jak
pijawka. Sebastian sign do swojego garda, duszc si i dawic. Obrci si w miejscu,
wczepiajc palce w co co trzymao go z gardo. Gdy si obrci, ksiyc owietli sylwetk
cienia i Clary zobaczya co to byo.
A to by Simon. Jego ramiona zacisny si wok szyi Sebastiana a biae siekacze
poyskiway jak kociane igy. Po raz pierwszy Clary widziaa go gdy by w peni wampirem
od czasu tej nocy kiedy powsta ze swojego grobu. Gapia si na niego ze zdumieniem i
przeraeniem, niezdolna odwrci wzroku. Wargi mia podwinite a ostre jak sztylety ky
wysunite na caej dugoci. Zatopi je w przedramieniu Sebastiana, pozostawiajc na skrze
poszarpane, czerwone rozdarcie. Sebastian wrzasn gono i rzuci si do tyu, ldujc ciko
na ziemi. Potoczy si po trawie, majc na karku Simona. Zwarli si ze sob, drapic i
warczc jak wcieke psy. Sebastian krwawi z kilku miejsc, gdy w kocu udao mu si wsta
na nogi i kopn mocno Simona dwa razy w ebra. Simon zgi si wp, apic si na
podbrzusze.
- Ty mierdzcy may kleszczu - warkn Sebastian, szykujc si do wymierzenia
kolejnego kopniaka.
- Nie robibym tego - rozleg si czyj cichy gos.
Clary poderwaa gow do gry, wywoujc kolejn fal blu. Jace sta kilka stp od
Sebastiana. Jego twarz pokrywaa krew a jedno oko spucho tak e prawie si zamkno. W
rku trzyma seraficki n a jego do by pewna.
- Jeszcze nigdy nie zabiem tym czowieka - powiedzia. - Ale nie mam nic przeciwko
eby sprbowa.
Twarz Sebastiana wykrzywi grymas. Spojrza na Simona a potem unis gow i
splun. Wypowiedzia sowa w jzyku, ktrego Clary nie potrafia rozpozna - a potem
obrci si z t sam przeraajc szybkoci jak wtedy gdy zaatakowa Jace'a , i rozpyn w
ciemnociach.
- Nie! - krzykna Clary. Prbowaa podnie si na nogi, ale bl by jak strzaa
przeszywajca na wskro jej gow. Skulia si na mokrej trawie. W chwil pniej Jace ju
si nad ni pochyla, jego twarz bya blada i niespokojna. Spojrzaa na niego ale wszystko
zamazywao jej si przed oczami. Musiao si zamazywa bo inaczej skd by si wzia ta
jasno wok niego, to wiato...
Usyszaa gos Simona a potem Aleca. W doni Jace'a pojawia si stela. Jej rami
zapono a w sekund pniej bl zacz si zmniejsza a jej umys zacz si przejania.
Zamrugaa widzc nad sob trzy twarze.
- Moja gowa...
- Masz wstrzs mzgu - powiedzia Jace. - Iratze powinien pomc ale musimy ci
zabra do lekarza Clave. Urazy gowy mog by niebezpieczne - odda stel Alecowi. Moesz wsta?
Skina gow. To by bd. Bl przeszy j ponownie gdy czyje donie pomogy jej
wsta. To by Simon. Opara si o niego z wdzicznoci, czekajc a odzyska rwnowag.
Cigle czua si tak, jakby za chwil miaa upa.
Jace patrzy na ni gronie.
- Nie powinna atakowa Sebastiana w ten sposb. Nie miaa nawet adnej broni. Co
ty sobie mylaa?
- To co wszyscy sobie pomyleli - odezwa si niespodziewanie Alec, stajc w jej
obronie. - e rzuci tob w powietrze jak pik. Jace, nigdy wczeniej nie spotkaem kogo kto
tak atwo by ci pokona.
- Ja... zaskoczy mnie - odpar odrobin niechtnie Jace. - Musia przej jaki
specjalny trening. Nie spodziewaem si tego.
- Hmm, no tak - Simon dotkn swoich eber, krzywic si lekko. - Chyba poama mi
kilka eber. Nic mi nie jest - doda, widzc zmartwienie malujce si na twarzy Clary. - Ju
si goj. Ale Sebastian jest silny. Bardzo silny - spojrza na Jace'a . - Jak mylisz, jak dugo
sta w ciemnociach i przysuchiwa si naszej rozmowie?
Jace zrobi ponur min. Spojrza midzy drzewa gdzie znikn Sebastian.
- C, Clave i tak go zapie... I prawdopodobnie wyklnie. Chciabym widzie jak
rzucaj na niego t sam kltw co na Hodge'a. To by dopiero bya poetycka sprawiedliwo.
Simon odwrci si i splun midzy krzaki. Wytar usta grzbietem doni. Twarz
wykrzywi mu grymas.
- Jego krew jest obrzydliwa... smakuje jak trucizna.
- Chyba moemy to doda do listy jego czarujcych zalet - skwitowa Jace. - Ciekawe
czym jeszcze by nas dzisiaj zaskoczy.
- Musimy wraca do Sali - powiedzia Alec z napit twarz a Clary przypomniaa
odamki szka zacielay bruk. W oddali byo sycha gosy a blask pochodni jania
gdzieniegdzie pomidzy budynkami. Jednak...
- Jest strasznie cicho - odezwa si Alec, rozgldajc si dookoa ze zdumieniem. - I...
- Nie cuchnie tu demonami - Jace zmarszczy brwi. - Dziwne. Dobra, chodmy do
Sali.
Mimo e Clary bya przygotowana ma kolejny atak, na ulicy nie spotkali ju adnego
demona. Przynajmniej nie ywego - gdy mijali wsk uliczk, dostrzega grup trzech lub
czterech Nocnych owcw otaczajcych krgiem co, co podrygiwao i pulsowao na ziemi.
Brali dugie zamachy i dgali to co dugimi, zaostrzonymi lancami. Wzdrygajc si,
odwrcia wzrok.
Sala Porozumie janiaa wiatem jak ognisko, magiczne wiato wylewao si z niej
drzwiami i oknami. Popieszyli w kierunku schodw. Clary usiowaa zachowa rwnowag
gdy po tym jak si potkna. Zawroty gowy robiy si coraz gorsze. Wszystko dookoa niej
zdawao si koysa jak gdyby znalaza si we wntrzu wielkiego, wirujcego globusa.
Gwiazdy ponad ni przypominay rozmazane biae smugi przecinajce niebo.
- Powinna si pooy - powiedzia Simon, a gdy nie odpowiedziaa, doda: - Clary?
Z ogromnym wysikiem zmusia si do umiechu.
- Nic mi nie jest.
Stojcy w wejciu do Sali Jace odwrci si i spojrza na ni w milczeniu. W
jaskrawym magicznym wietle rozmazana, czarna krew na jego twarzy i spuchnite oko
wyglday paskudnie. We wntrzu Sali rozbrzmiewa przytumiony szept tysicy gosw.
Clary skojarzy si z biciem gigantycznego serca. Wszdzie porozstawiano pochodnie
wzmocnione magicznym wiatem. Ich blask przeszy jej oczy i utrudni widzenie. Moga
widzie tylko niewyrane zarysy sylwetek i rozmazane kolory. Biel, zoto i nocne niebo nad
gow, przechodzce z granatu w janiejszy bkit. Ktra moga by godzina?
- Nie widz ich - powiedzia Alec, rozgldajc si niespokojnie dookoa w
poszukiwaniu swojej rodziny. Clary wydawao si, ze jego gos dochodzi z bardzo daleka
albo wydobywa si gboko spod wody. - Powinni ju tu by...
Jego gos cich w miar jak zawroty gowy Clary si pogarszay. Pooya do na
najbliszym filarze eby si oprze. Czyja do musna jej plecy - to by Simon. Mwi co
do Jace'a penym obawy gosem, ktry stapia si z reszt gosw w pomieszczeniu, opadajc
si i wznoszc wok niej jak zaamujce si fale.
- Nigdy czego takiego nie widziaem. Ten demon po prostu obrci si z znikn.
- To pewnie przez wschd soca. Boj si wschodu soca, a do niego ju niedaleko.
- Nie, to co wicej.
- Po prostu nie chcesz przyj do wiadomoci, e mog powrci tej nocy albo
nastpnej.
- Nie mw tak; nie ma powodu eby mwi co takiego. Jestem pewny, e niedugo
przywrc strae.
- A Valentine znw je zamie.
- Moe nie zasugujemy na nic wicej. Moe Valentine mia racj - moe
sprzymierzenie si z Podziemnymi oznacza utrat aski Anioa.
- Cicho. Miej troch szacunku. Wanie licz polegych na Placu Anioa.
- Tutaj s - powiedzia Alec. - Tu, obok podium. Wyglda na to, e... - jego gos ucich
a w chwil potem ju go nie byo, okciami torowa sobie drog do przodu. Clary zmruya
oczy, starajc si wyostrzy wzrok. Jedyne co widziaa to mga...
Usyszaa jak Jace wcign ze wistem powietrze a potem, bez adnego sowa, ruszy
za Alekiem. Clary odsuna si od filaru, chcc za nimi pj, ale potkna si. Simon j
podtrzyma.
- Clary, musisz si pooy - powiedzia.
- Nie - wyszeptaa. - Chc wiedzie co si stao...
Urwaa. Simon patrzy na Jace'a , ktry wyglda jakby porazi go piorun. Trzymajc
si filaru, Clary stana na palcach starajc si dojrze co przez tum...
Stali tam, Lightwoodowie: Maryse obejmujca szlochajc Isabelle i Robert siedzcy
na ziemi i trzymajcy co w ramionach - nie, nie co, kogo, a Clary pomylaa o tym, jak
pierwszy raz zobaczya Maxa w Instytucie, lecego bezwadnie na kanapie z
przekrzywionymi okularami i rk na pododze. On moe spa wszdzie, powiedzia wtedy
Jace, a Max wyglda teraz prawie tak jakby spa na kolanach swojego ojca, ale Clary dobrze
wiedziaa e tak nie byo.
Alec pad na kolana i zapa do Maxa, ale Jace nie ruszy si ze swojego miejsca.
Sta bez ruchu i wyglda na zagubionego bardziej ni kiedykolwiek, tak jakby nie mia
pojcia gdzie by i co tu robi. Jedyne czego chciaa Clary to podbiec do niego i obj go, ale
wyraz twarzy Simona powiedzia jej eby tego nie robia, i to samo podpowiedziao jej
wspomnienie rezydencji i obejmujce j wtedy ramiona Jace'a . Bya ostatni osob na ziemi
u ktrej mg szuka pocieszenia.
- Clary - powiedzia Simon, ale ona ju si od niego odsuna, nie zwaajc na
zawroty i bl gowy. Podbiega do drzwi Sali i pchna je. Wypada na schody i zatrzymaa
si, apic hausty zimnego powietrza. Horyzont w oddali plamiy smugi czerwonego ognia.
Gwiazdy przygasy, blaknc na tle przejaniajcego si nieba. Noc dobiega koca. Nasta
wit.
Kupiabym mu ksiki, pomylaa. Wszystkie jakie tylko by chcia. Teraz nic z tego ju si nie
liczyo.
Nie myl o tym. Clary skopaa przecierada i wstaa. Po szybkim prysznicu przebraa
si w dinsy i sweter, ktry miaa na sobie w dniu w ktrym przybya tu z Nowego Jorku.
Zanim zaoya sweter, przycisna twarz do materiau majc nadziej, e poczuje zapach
Brooklynu albo chocia detergentu z pralni - czego co by jej przypomniao o domu - ale
sweter zosta uprany i pachnia cytrynowym mydem. Wzdychajc ponownie, zesza na d.
Dom by pusty, nie liczc Simona siedzcego na kanapie w salonie. Przez otwarte
okna za jego plecami wlewao si wiato. Zachowywa si zupenie jak kot, pomylaa Clary,
wiecznie wyszukujcy plam wiata w ktrych mgby si zwin. Obojtnie jak du dawk
soca przyj, jego skra cigle miaa ten sam odcie koci soniowej.
Wzia jabko z miski na stole i usiada obok niego, podkurczajc nogi pod siebie.
- Udao ci si zasn?
- Na krtko - spojrza na ni. - Ciebie powinienem o to zapyta. W kocu to ty masz
sice pod oczami. Cigle masz koszmary?
Wzruszya ramionami.
- Zawsze to samo. mier, zniszczenie, ze anioy.
- Cakiem jak w prawdziwym yciu.
- Uhm, tyle e przynajmniej jak si budz, wszystko si koczy - ugryza kawaek
jabka. - Niech zgadn. Luke i Amatis s w Sali Porozumie na kolejnym spotkaniu.
- Tak. Chyba ustalaj kiedy maj si odby nastpne - Simon bawi si bezmylnie
frdzlem zdobicym obramowanie poduszki. - Masz jakie wieci od Magnusa?
- Nie - odpara, starajc si nie martwi faktem, e mijay ju trzy dni odkd po raz
ostatni widziaa Magnusa a on nie odezwa si do niej nawet sowem. Albo tym, e nic nie
mogo go powstrzyma od wzicia ze sob Biaej Ksigi i rozpynicia si w powietrzu.
Zastanawiaa si jak moga w ogle pomyle czy ufanie komu kto uywa tyle eyelinera
byo dobrym pomysem.
Dotkna lekko nadgarstka Simona.
- A ty? Co z tob? Dobrze si czujesz? - wolaaby eby Simon wrci do domu zaraz
po bitwie. Do domu, czyli tam gdzie byo bezpiecznie. Ale dziwnie si opiera. Z jakiego
powodu wola tu zosta. Miaa tylko nadziej, e to si nie wizao z ni i z tym, e myla e
musi si ni opiekowa. Bya bliska powiedzenia mu tego, e nie potrzebuje jego ochrony ale
koniec kocw nie zrobia tego, bo jaka jej cz nie potrafiaby znie widoku
odchodzcego Simona. Tak wic zosta a Clary odczuwaa z tego powodu skryt, pen
lub sprawi, e staby si lepszym czowiekiem. Gdybym to ja prowadzi takie ycie, nie wiem
jak sprawy by si potoczyy. Ale ja mam inne. Mam swoj rodzin. I mam ciebie.
Clary umiechna si do niego ale jego sowa dwiczay bolenie w jej uszach.
Ludzie nie rodz si dobrzy albo li. Zawsze mylaa e to prawda, ale w obrazach ktre
pokaza jej anio zobaczya swoj matk, ktra nazywaa swoje wasne dziecko potworem.
Chciaa powiedzie o tym Simonowi, powiedzie o wszystkim co pokaza jej anio, ale nie
moga. To by oznaczao, e musiaaby opowiedzie co odkryli o przeszoci Jace'a a tego
zrobi nie moga. To by jego sekret ktrym mg si z kim podzieli, nie jej. Simon spyta j
kiedy co Jace mia na myli gdy powiedzia Hodge'owi e jest potworem, a ona odpara tylko
e Jace'a i tak trudno zrozumie przez wikszo czasu. Nie miaa pewnoci czy Simon jej
uwierzy ale ju wicej o nic nie pyta.
Przed udzieleniem odpowiedzi uratowao j gone pukanie do drzwi. Marszczc brwi,
odoya ogryzek na st.
- Otworz.
Przez otwarte drzwi wpad powiew zimnego, rzekiego powietrza. Na schodach staa
Aline Penhallow. Miaa na sobie ciemnorow, jedwabn kurtk, ktra prawie idealnie
pasowaa kolorem do sicw pod jej oczami.
- Musz z tob pogada - powiedziaa, nie silc si na aden wstp.
Zaskoczona Clary moga tylko skin gow i przytrzyma jej drzwi.
- W porzdku, wejd.
- Dziki - Aline przepchna si obok niej i ruszya do salonu. Zamara gdy zobaczya
siedzcego na kanapie Simona i otworzya usta ze zdziwienia.
- Czy to nie ten...
- Wampir? - umiechn si Simon. Nieludzko ostre zby byy widoczne nad jego
doln warg gdy umiecha si w ten sposb. Clary wolaaby eby tego nie robi.
Aline odwrcia si w stron Clary.
- Moemy porozmawia na osobnoci?
- Nie - odpara Clary i usiada na kanapie obok Simona. - Cokolwiek masz do
powiedzenia moesz to powiedzie nam obydwojgu.
Aline przygryza warg.
- Jak chcesz. Suchaj, musz powiedzie o czym Alecowi, Jace'owi i Isabelle ale nie
mam pojcia gdzie oni mog teraz by.
Clary westchna.
- Uruchomili swoje kontakty i dziki temu wprowadzili si do pustego domu. Rodzina
owcw. Napotkaa spojrzenie Clary a na jej twarzy ukazao si zaskoczenie, gdy wstawaa z
miejsca.
Luke dostrzeg Clary, zmarszczy brwi i powiedzia co do obandaowanego
mczyzny niskim, przepraszajcym gosem. Przeszed przez pomieszczenie do miejsca gdzie
pod jednym w filarw stali Simon i Clary, a jego nachmurzony wyraz twarzy pogbia si z
kadym kolejnym krokiem.
- Co wy tu robicie? Zdajecie sobie spraw z tego, e Clave nie zezwala dzieciom
uczestniczy w swoich spotkaniach, a co do ciebie... - spiorunowa wzrokiem Simona. - To
raczej nie jest dobry pomys eby pokazywa si teraz na oczy Inkwizytorowi, nawet jeli nie
moe teraz nic z tym zrobi - umieszek wykrzywi kcik jego ust. - Przynajmniej nie bez
naraania przyszego sojuszu jakie Clave mogoby zawrze z Podziemnymi.
- Racja - Simon pomacha Inkwizytorowi ale ten go zignorowa.
- Simon, przesta. Przyszlimy tu z konkretnego powodu - Clary przekazaa zdjcia
Sebastiana Lukowi. - To jest Sebastian Verlac. Prawdziwy Sebastian Verlac.
Twarz Luke'a pociemniaa. Bez sowa przejrza zdjcia podczas gdy Clary streszczaa
mu swoj rozmow z Aline. Tymczasem Simon sta niespokojnie obok i wbija spojrzenie w
Aldertriego, ktry umylnie go ignorowa.
- Czy prawdziwy Sebastian wyglda tak jak ten oszust? - spyta w kocu Luke.
- Niezupenie - odpara Clary. - Faszywy Sebastian by wyszy. I chyba by
blondynem bo z ca pewnoci farbowa wosy. Nikt nie ma a tak czarnych wosw. A
farba zostaa na moich palcach gdy ich dotknam, pomylaa, ale zatrzymaa to dla siebie. Tak czy inaczej, Aline chciaa ebymy pokazali to tobie i Lightwoodom. Pomylaa, e jeli
dowiedz e nie bya tak naprawd spokrewniona z Penhallowami, to...
- Powiedziaa o tym swoim rodzicom? - Luke wskaza na zdjcia.
- Jeszcze nie - powiedziaa Clary. - Wydaje mi si, e najpierw przysza z tym do
mnie. Chciaa ebym ci o tym opowiedziaa. Mwia, e ludzie ci suchaj.
- Niektrzy z nich tak - obejrza si za siebie w stron obandaowanego mczyzny. Wanie rozmawiaem z Partickiem Penhallowem. W przeszoci Valentine by jego dobrym
przyjacielem i mg mie z nim jakie niedokoczone sprawy. Mwia e Hodge powiedzia
ci, e mia tu szpiegw - odda jej zdjcia. - Tak si skada, e Lightwoodowie nie bd dzi
uczestniczy w obradach Clave. Dzi rano odby si pogrzeb Maxa. Pewnie s teraz na
cmentarzu - widzc wyraz twarzy Clary, doda - To bya bardzo maa uroczysto. Wzia w
niej udzia tylko rodzina.
Przecie ja te nale do rodziny Jace'a , odezwa si cienki, protestujcy gosik w jej
gowie. Ale by tam te inny, goniejszy, zaskakujcy j swoj gorycz. A on powiedzia ci,
e przebywanie z tob jest jak powolne wykrwawianie si na mier. Naprawd mylisz, e
potrzebuje tego teraz, kiedy jeszcze doszed do tego pogrzeb Maxa?
- W takim razie moesz im o tym powiedzie wieczorem - powiedziaa Clary. - To
znaczy... Myl, e to chyba dobra wiadomo. Kimkolwiek tak naprawd jest Sebastian, nie
jest spokrewniony z ich przyjacimi.
- Byoby jeszcze lepiej gdybymy wiedzieli gdzie on teraz jest - mrukn Luke. - Albo
jacy inni szpiedzy Valentine'a jeszcze tu s. Co najmniej kilku z nich musi by zamieszanych
w obalenie zakl ochronnych. Mona tego dokona tylko od wewntrz.
- Hodge mwi, ze Valentine rozpracowa sposb w jaki mona to zrobi - odezwa si
Simon. - Mwi e trzeba do tego krwi demonw ale nie istnia sposb na przyniesienie jej do
miasta. Oczywicie jeli Valentine nie wymyli sposobu eby to obej.
- Kto namalowa run za pomoc krwi demonw na szczycie jednej z wie powiedzia Luke, wzdychajc. - Wic Hodge mia racj. Na nasze nieszczcie Clave zawsze
za bardzo ufao w strae. Ale nawet najsprytniejsza amigwka ma swoje rozwizanie.
- Wyglda mi to na e ta wasza amigwka niele skopaa wam tyki - powiedzia
Simon. - W chwili gdy bronicie twierdzy uywajc Zaklcia Nieprzenikalnoci, kto
przychodzi i znajduje sposb jak rozwali to miejsce w drzazgi.
- Simon - upomniaa go Clary. - Zamknij si.
- Wcale nie jest tak daleki od prawdy - odpar Luke. - Po prostu nie wiemy jak wnieli
do miasta krew demonw bez uprzedniego zniszczenia stray - wzruszy ramionami. - W tej
chwili to najmniej wany z naszych problemw. Strae przywrcono ale wiemy ju e nie s
niezawodne. Valentine moe wrci w kadej chwili i to z o wiele wikszymi siami i wtpi
czy uda nam si go pokona. Brakuje nam Nefilim a ci ktrzy tu s, s kompletnie
zdeprawowani.
- A co z Podziemnymi? - spytaa Clary. - Powiedziae Konsulowi e Clave musi
walczy razem z Podziemnymi.
- Mog to powtarza Malachiemu i Aldertree przez cay czas dopki twarz mi nie
zsinieje ale to wcale nie oznacza, e bd mnie sucha - wyjani Luke znuonym gosem. Pozwolili mi tu zosta tylko dlatego bo Clave gosowao za tym by zatrzyma mnie tu w
charakterze doradcy. I to tylko dlatego e moja sfora uratowaa kilku z nich. Nie oznacza to
e chc wicej Podziemnych w Idris...
Kto wrzasn.
Amatis zerwaa si na rwne nogi, zakrywajc usta doni i wpatrujc w stron
wejcia do Sali. W drzwiach sta mczyzna. Kontury jego sylwetki rozwietlao wiato
soneczne wpadajce do rodka. By tylko niewyranym zarysem dopki nie zrobi kroku do
wntrza Sali. Wtedy Clary zobaczya jego twarz.
Valentine.
Z jakiego powodu pierwsz rzecz jak zauwaya byo to, e by gadko ogolony,
przez co wyglda na modszego. Przypomina rozzoszczonego chopaka ze wspomnie ktre
pokaza jej Ithuriel. Zamiast bitewnej zbroi mia na sobie elegancki prkowany garnitur i
krawat. By nieuzbrojony. Sprawia wraenie, jakby mg by jakimkolwiek mczyzn
chodzcym po ulicach Manhattanu. Jakby mg by czyim ojcem.
Nie patrzy w stron Clary, w ogle nie zarejestrowa jej obecnoci. Gdy szed wskim
przejciem pomidzy awkami wzrok mia utkwiony w Luku.
Jak on mg tu przyj nie majc ze sob adnej broni?, zastanawiaa si Clary, a
odpowied na swoje pytanie uzyskaa chwil pniej. Inkwizytor Aldertree wyda z siebie
dwik podobny do ryku ranionego niedwiedzia, odskoczy od Malachiego, ktry prbowa
go powstrzyma, zbieg po schodach i rzuci si na Valentine'a.
Przelecia przez niego tak jak n przechodzi przez papier. Valentine odwrci si,
eby popatrze na Aldertriego z uprzejmym zainteresowaniem jak Inkwizytor zatacza si,
zderza z filarem i wykada jak dugi na ziemi. Biegncy za nim Konsul, dopad do niego i
pochyli si by pomc mu wsta na nogi. Gdy to robi, na jego twarzy zagoci wyraz ledwo
skrywanej odrazy a Clary zastanawiaa si, czy ta odraza bya skierowana do Valentine'a czy
do Aldertriego za to e zachowa si jak gupiec.
Przez pomieszczenie przebieg kolejny saby szmer. Inkwizytor piszcza i wi si jak
szczur schwytany w puapk. Malachi trzyma go mocno za ramiona gdy Valentine ruszy
przez Sal nie zaszczycajc adnego z nich jednym spojrzeniem. Nocni owcy, ktrzy
siedzieli stoczeni na awkach, gwatownie cofnli si o tyu, jak Morze Czerwone
rozstpujce si przed Mojeszem, robic mu przejcie na rodek pomieszczenia. Clary
zadraa, gdy przeszed blisko miejsca w ktrym staa razem z Simonem i Lukiem. To tylko
Projekcja, powiedziaa sobie w duchu. Jego tu nie ma. Nie moe ci skrzywdzi.
Stojcy obok niej Simon wzdrygn si. Clary wzia go za rk w momencie, w
ktrym Valentine przystan przy schodach podium, obrci si i spojrza prosto na ni. Jego
obojtne, taksujce spojrzenie przesuno si po niej tylko raz, tak, jakby zdejmowa z niej
miar, omino cakowicie Simona i zatrzymao si na Luku.
- Lucian.
Nic nie mwic Luke odwzajemni spojrzenie, rwnie spokojne i wywaone. Po raz
pierwszy od czasu Renwick byli razem w jednym pomieszczeniu, uwiadomia sobie Clary.
Wtedy Luke by pywy z powodu walki i schlapany krwi. Teraz atwiej byo ustali
rnice i podobiestwa pomidzy dwoma mczyznami - Luke w swojej poszarpanej
flanelowej koszuli i dinsach i Valentine w swoim piknym i wygldajcym na drogi
garniturze. Luke z dziennym zarostem i pasmami siwizny we wosach i Valentine
wygldajcy prawie tak samo jak wtedy gdy mia dwadziecia pi lat - tyle e sprawia
wraenie zimnego, twardszego, jakby przez te wszystkie lata powoli zmienia si w kamie.
- Syszaem e Clave przygotowao ci miejsce w Radzie - powiedzia Valentine. Jakie to podobne do tych zdeprawowanych przez korupcj i asych na pochlebstwa ludzi by
da si infiltrowa przez zdegenerowanych mieszacw - jego gos by spokojny, niemal
radosny - tak bardzo, e a trudno byo wyczu jad sczcy si z jego sw lub uwierzy e w
ogle mia to na myli. Wrci spojrzeniem do Clary. - Co ja widz, Clarissa tutaj, razem ze
swoim wampirem. Jak tylko wszystko si troch ustabilizuje, musimy powanie porozmawia
nad twoim doborem zwierztek domowych.
Z garda Simona wydoby si niski warkot. Clary cisna go mocno za rk - na tyle
mocno e kiedy z blu ju dawno wyrwaby swoj z jej ucisku. Teraz zdawa si go wcale
nie odczuwa.
- Nie rb tego - szepna. - Po prostu tego nie rb.
Valentine nie zwraca ju na nich uwagi. Wspi si po schodkach na podium i
odwrci by popatrze z gry na tum.
- Ile znajomych twarzy - zauway. - Patrick, Malachi, Amatis.
Amatis staa sztywno z oczami janiejcymi nienawici. Inkwizytor cigle szarpa si
w ucisku Malachiego. Na wp rozbawione spojrzenie Valentine'a przelizgno si po nim.
- Nawet ty, Aldertree. Syszaem e jeste porednio odpowiedzialny za mier
mojego starego przyjaciela, Hodge'a Starkweathera. Jaka szkoda.
Luke odzyska gos.
- Wic przyznajesz si do tego - powiedzia. - To ty obalie strae. I to ty nasae
demony.
- Wysaem je - zgodzi si Valentine. - Mog wysa ich o wiele wicej. To
oczywiste, e Clave - ci skoczeni idioci - musieli si tego spodziewa. Bo ty si
spodziewae, prawda, Lucianie?
Oczy Luke'a byy miertelnie powane.
- Tak. Ale znam ci, Valentine. Przyszede si targowa czy napawa swoim
zwycistwem?
- Ani jedno ani drugie - Valentine obj wzrokiem milczcy tum. - Nie widz
potrzeby eby cokolwiek negocjowa - powiedzia, i mimo e mwi spokojnym tonem, jego
gos sta si mocniejszy. - I nie pragn si napawa. Nie bawi mnie zabijanie Nocnych
owcw. I tak jest nas ju wybitnie mao na wiecie, ktry desperacko nas potrzebuje. Ale tak
wanie lubi myle Clave, nieprawda? To kolejna z ich nonsensownych zasad, ktrych
uywaj po to by zrwna zwykych owcw z ziemi. Zrobiem to co zrobiem bo
musiaem. Zrobiem to bo to by jedyny sposb eby zmusi Clave do suchania. Nocni
owcy nie zginli przez mnie. Zginli dlatego, e Clave mnie zignorowao - napotka
spojrzenie Aldertriego. Twarz Inkwizytora bya biaa i skurczona. - Tak wielu z was naleao
kiedy do mojego Krgu - powiedzia powoli Valentine. - Mwi teraz do was i do tych,
ktrzy wiedzieli o jego istnieniu ale do niego nie naleeli. Pamitacie co przewidziaem
pitnacie lat temu? e jeli nie sprzeciwimy si Porozumieniom, to Alicante, nasza
drogocenna stolica, zostanie zalana przez linice si hordy mieszacw, zdegenerowane
gatunki depczce wszystko co nam drogie. I tak jak przewidziaem, sytuacja dosza do punktu
krytycznego. Po Gardzie zostay zgliszcza, Portal zniszczono a nasze ulice s pene
potworw. Bdca tylko w poowie czowiekiem szumowina omiela si nami rzdzi. Wic,
moi przyjaciele, moi wrogowie, moi bracia zjednoczeni w Aniele, pytam was - wierzycie mi
teraz? Jego gos urs do krzyku. - WIERZYCIE MI TERAZ?
Jego spojrzenie omioto pomieszczenie w oczekiwaniu na odpowied. Nie nadesza.
Pozostao tylko morze wpatrzonych w niego twarzy.
- Valentine - agodny gos Luke'a przeama cisz. - Nie widzisz co zrobie?
Porozumienia ktrych tak bardzo si obawiae nie postawiy Podziemnych na rwni z
Nefilim. Nie zapewniaj pludziom stanowisk w Clave. Wszystkie stare zatargi s cigle
aktualne. Powiniene im zaufa ale tego nie zrobie - nie moge - a teraz dae nam jedyn
rzecz, ktra na powrt moga nas wszystkich zjednoczy - wpi w niego wzrok. - Wsplnego
wroga.
Na bladej twarzy Valentine'a wykwit rumieniec.
- Nie jestem wrogiem. Nie wrogiem Nefilim. To ty nim jeste. To ty prbujesz ich
zwodzi eby stanli do bezsensownej walki. Mylisz, e demony ktre widziae, s
wszystkim co mam? To zaledwie uamek tego co mog do siebie wezwa.
- Nas rwnie jest wicej - odpar Luke. - Wicej Nefilim i wicej Podziemnych.
- Podziemni - zakpi Valentine. - Uciekn w popochu jak tylko zwietrz kopoty.
Nefilim urodzili si po to by by wojownikami, by chroni ten wiat, a wiat nienawidzi
waszego gatunku. Nie bez powodu srebro was pali a soce przypieka Dzieci Nocy.
- Ale nie mnie - odezwa si twardym, czystym gosem Simon, pomimo elaznego
ucisku Clary. - Jestem tu. I stoj w socu...
Lecz Valentine tylko si rozemia.
- Patrzyem jak imi Boga nie mogo ci przej przez usta, wampirze - powiedzia. - A
co do tego, czemu wiato soneczne na ciebie nie dziaa... - urwa i umiechn si. - By
moe to dlatego, e jeste anomali. Dziwolgiem. Ale i tak jeste potworem.
Potworem. Clary przypomniaa sobie co Valentine powiedzia na statku. Twoja matka
powiedziaa, e zmieniem jej pierwsze dziecko w potwora. Ucieka zanim miaem moliwo
zrobienia tego samego z drugim.
Jace. Samo wypowiadanie w mylach jego imienia sprawiao jej bl. Po tym
wszystkim co zrobi, Valentine stoi tu sobie i mwi o potworach...
- Jedyny potwr jaki tu jest - powiedziaa, wbrew sobie i wbrew postanowieniu eby
zachowa milczenie - to ty. Widziaam Ithuriela - cigna, gdy odwrci si by popatrze na
ni zaskoczony. - Wiem o wszystkim...
- Wtpi - odpar. - Gdyby tak byo, trzymaaby jzyk za zbami. Jeli nie ze wzgldu
na siebie, to przynajmniej swojego brata.
Nie wa si rozmawia ze mn o Jasie!, chciaa wrzasn Clary, ale przeszkodzi jej w
tym chodny, pozbawiony lku i zgorzkniay kobiecy gos.
- A co z moim bratem? - Amatis stana przed podium, spogldajc w gr na
Valentine'a. Zaskoczony Luke drgn i pokrci przeczco gow w jej kierunku ale Amatis go
zignorowaa.
Valentine zmarszczy brew.
- A co ma by?
Clary wyczua, e pytanie Amatis zbio go z tropu, a moe po prostu sprawia to jej
obecno, to e pytaa, e stawiaa mu czoa. Przez lata w pamici musia mu si utrwali jej
obraz jako kogo sabego, niezdolnego do rzucenia mu wyzwania. Valentine nigdy nie lubi
gdy ludzie czym go zaskakiwali.
- Powiedziae, e nie jest ju moim bratem - cigna Amatis. - Zabrae mi Stephena.
Zniszczye moj rodzin. Twierdzisz, e nie jeste wrogiem Nefilim, ale nastawie nas
przeciwko sobie, rodzin przeciwko rodzinie. Zniszczye ich ycie bez adnych skrupuw.
Twierdzisz, ze nienawidzisz Clave, ale to dziki tobie s tacy upierdliwie drobiazgowi i
spanikowani. Kiedy wszyscy sobie ufalimy. My, Nefilim. Ty to zmienie. Nigdy ci tego nie
wybacz - gos jej zadra. - Albo tego e kazae mi grozi Lucianowi jakby nie by ju
moim bratem. Tego rwnie ci nie wybacz. Ani sobie za to e ci kiedy suchaam.
- Amatis... - Luke zrobi krok do przodu ale jego siostra powstrzymaa go unoszc
do. Jej oczy byszczay od ez, ale plecy miaa wyprostowane a jej gos by twardy i
niezomny.
- By taki czas kiedy wszyscy ci suchalimy, Valentine - powiedziaa. - I wszyscy
mamy tego wiadomo. Ale do tego. Do. Tamten czas dobieg koca. Czy jest tu kto
kto si ze mn nie zgadza?
Clary poderwaa gow do gry i potoczya wzrokiem po zgromadzonych owcach. W
jej oczach wygldali jak surowy zarys tumu, z zamazanymi biaymi plamami w miejscach,
gdzie powinny by twarze. Dostrzega Patricka Penhallowa z zacinit szczk i
Inkwizytora, ktry trzs si jak wte drzewo na porywistym wietrze. I Malachiego, ktrego
ciemna, gadka twarz bya niepokojco trudna do odczytania.
Nie pado adne sowo.
Jeli Clary miaa nadziej, ze Valentine okae gniew z powodu braku reakcji ze strony
Nefilim, ktrym chcia przewodzi, to srogo si zawioda. Poza pojedynczym drgniciem
mini w szczce, jego twarz bya kompletnie bez wyrazu. Tak jakby spodziewa si takiej
odpowiedzi. Jak gdyby si na ni przygotowa.
- Bardzo dobrze - powiedzia. - Skoro nie chcecie sucha powodw, to bdziecie
musieli posucha siy. Ju wam pokazaem, e potrafi obali strae otaczajce miasto.
Widz, e przywrcilicie je na nowo, ale to nie ma adnego znaczenia. Z atwoci mog
zniszczy je jeszcze raz. Albo zastosujecie si do moich warunkw albo staniecie do walki ze
wszystkimi demonami jakie moe przywoa Kielich. Rozka im nie oszczdza adnego z
was. Ani mczyzn, ani kobiet, ani dzieci. Wasza wola.
W pomieszczeniu rozlegy si szepty. Luke nie przestawa wpatrywa si w
Valentine'a.
- Celowo zniszczyby swoj wasn ras?
- Czasami chore roliny naley wyrwa by zachowa cay ogrd - wyjani Valentine.
- A jeli wszystkie s chore... - odwrci si w stron przeraonego tumu. - To wasz wybr.
Mam Kielich. Jeli bd musia, dam pocztek nowego wiata dla Nocnych owcw,
stworzonego po mojej myli. Ale mog wam da t ostatni szans. Jeli Clave przekae mi
ca wadz jak ma Rada i zaakceptuje moj niepodwaaln suwerenno i rzdy, nie zrobi
tego. Wszyscy Nocni owcy zo przysig posuszestwa i zgodz si przyj trwa run
lojalnoci, ktra ich ze mn zwie. Takie s moje warunki.
Odpowiedziaa mu cisza. Amatis zasonia rk usta. Reszta tumu rozmya si przed
oczami Clary w wirujc plam. Nie mog do niego przysta, mylaa. Nie mog. Ale jaki
inny mieli wybr? Jaki inny wybr mia kady z nich? To, e Valentine schwyta ich w
puapk, mylaa dalej tpo, jest tak samo pewne jak to, e ja i Jace zostalimy uwizieni
przez to czym nas stworzy. Jestemy do niego przykuci nasz wasn krwi.
Mina zaledwie chwila, ktra Clary wydaa si duga jak godzina, gdy cisz rozdar
cienki, piskliwy gos - wysoki gos Inkwizytora.
- Suwerenno i rzdy? - zaskrzecza. - Twoje rzdy?!
- Aldertree... - Konsul rzuci si eby go powstrzyma, ale Inkwizytor by zbyt szybki.
Wkrci si i ruszy w stron podestu. Krzycza co, w kko te same sowa, jakby zupenie
odjo mu rozum, a jego czy praktycznie wywrciy si na drug stron. Przepchn si obok
Amatis i potykajc si wszed na podest, eby stan twarz w twarz z Valentinem.
- Jestem Inkwizytorem, rozumiesz? Inkwizytorem! - wrzeszcza. - Jestem czci
Clave! Czci Rady! To ja ustanawiam prawa, nie ty! Ja rzdz, nie ty! Nie pozwol ci na to,
ty olizgy, kochajcy demony...
Z wyrazem twarzy przypominajcym znudzenie, Valentine wycign rk, tak jakby
chcia dotkn ramienia Inkwizytora. Ale przecie nie mg niczego dotkn - w kocu by
tylko Projekcj - ale w chwil pniej Clary wcigna ze wistem powietrze, gdy do
Valentine'a przesza przez skr, koci i minie Inkwizytora, docierajc gboko pod ebra.
Mina sekunda - sekunda - podczas ktrej caa Sala zamara, z otwartymi ustami wpatrujc
si w lew rk Valentine'a, ktra jakim cudem wesza a po nadgarstek w pier Aldertriego.
Valentine szarpn ostro rk i nagle wykrci j w lewo taki ruchem, jakby obraca
zardzewia klamk.
Inkwizytor wyda z siebie pojedynczy wrzask i upad na ziemi jak kamie.
Valentine cofn do. Bya liska od krwi, szkaratna rkawiczka sigajca do poowy
jego okcia, ktra plamia drog wen z ktrej zosta uszyty jego garnitur. Opuszczajc
zakrwawion rk, spojrza na przeraony tum a jego wzrok zatrzyma si na Luku.
- Do jutra do poudnia macie czas na rozwaenie moich warunkw - powiedzia
powoli. - W tym czasie przyprowadz swoj armi na Rwnin Brocelind. Jeli nie otrzymam
decyzji Clave o poddaniu si, wejd z ni do Alicante i tym razem nie zostawimy przy yciu
nikogo. Tyle czasu daj wam na podjcie decyzji. Wykorzystajcie go mdrze - powiedzia i
rozpyn si w powietrzu.
czy krew ulegy zmianie. Zmiana jaka w nim zasza bya o wiele gbsza. Sta wyprostowany,
z wysoko podniesion gow, i ze stoickim spokojem przyjmowa wszystko co mwili Alec i
Jace. Simon, ktry kiedy baby si ich, znikn.
Clary poczua w sercu nagy bl i ze zdumieniem zdaa sobie spraw z tego co go
spowodowao. Tsknia za nim - tsknia za Simonem. Za takim jakim kiedy by.
- Postaram si nakoni Isabelle do rozmowy - powiedzia. - Nie zaszkodzi sprbowa.
- Ale jest ju prawie ciemno - zauwaya Clary. - Powiedzielimy Lukowi i Amatis, e
wrcimy zanim soce zajdzie.
- Odprowadz ci - zaoferowa si Jace. - A co do Simona, to chyba sam potrafi trafi
do domu w ciemnociach... prawda, Simon?
- Oczywicie, e potrafi - odezwa si oburzony Alec, skwapliwie starajc si
zagodzi swj poprzedni afront. - W kocu jest wampirem... i... - doda. - Wanie zdaem
sobie spraw z tego e pewnie sobie artowae. Nie zwracaj na mnie uwagi.
Simon umiechn si. Clary otworzya usta eby zaprotestowa... i zaraz je zamkna.
Czciowo dlatego, e wiedziaa, e zachowuje si niedorzecznie, a czciowo przez wyraz
twarzy Jace'a , gdy patrzy na Simona, wyraz ktry tak j zaskoczy, e zamilka.
Rozbawienie poczone z wdzicznoci i co najbardziej zaskakujce - z odrobin szacunku.
Spacer od domu Lightwoodw do domu Amatis okaza si krtki. Clary chciaa eby
trwa troch duej. Nie moga pozby si wraenia, e kada chwila spdzona z Jace'm bya
na swj sposb bezcenna i ograniczona, e w jaki sposb zbliali si do jakiej na wp
widocznej ostatecznej granicy, ktra rozdzieli ich na zawsze.
Spojrzaa na niego z ukosa. Patrzy prosto przed siebie tak jakby jej tu nie byo. W
magicznym wietle, ktre zalewao ulic, jego profil nabra ostroci. Kosmyki wosw
opadajce na policzki nie do koca zakryway bia blizn po Znaku na skroni. Dostrzega
bysk metalu na jego szyi, gdzie wisia na acuszku piercie Morgensternw. Jego lewa
do bya nieosonita a kostki pokryway wiee rany. Wic jednak goi si jak Przyziemny,
tak jak prosi go o to Alec.
Zadraa. Spojrza na ni.
- Zimno ci?
- Po prostu sobie mylaam - powiedziaa. - Jestem zaskoczona e Valentine
zaatakowa Inkwizytora a nie Luke'a. W kocu Aldertree jest Nocnym owc a Luke... Luke
jest Podziemnym. Na dodatek Valentine go nienawidzi.
- Ale szanuje go na swj sposb, nawet jeli jest Podziemnym - odpar Jace a Clary
przypomniaa sobie spojrzenie jakim obrzuci wczeniej Simona i sprbowaa o tym nie
myle. Nienawidzia myle, e Jace i Valentine mog mie ze sob co wsplnego, nawet
co tak bahego jak sposb patrzenia. - Luke chce nakoni Clave do zmian, do mylenia w
nowy sposb. Dokadnie to samo zrobi Valentine, nawet jeli jego cele nie byy... hmm, takie
same. Luke jest obrazoburczy w tym co robi. Chce zmian. Dla Valentine'a Inkwizytor
reprezentuje stare, zabobonne Clave, ktrego tak bardzo nienawidzi.
- A przecie kiedy byli przyjacimi - dodaa Clary. - Luke i Valentine.
- lady tego, co kiedy byo - powiedzia Jace, a jego na wp kpicego tonu
poznaa, e co cytowa. - Niestety tak si akurat skada, e najbardziej nienawidzisz tych, na
ktrych ci kiedy najmocniej zaleao. Wyobraam sobie, e Valentine zaplanowa co
specjalnie dla Luke'a po tym jak zajmie miasto.
- Nie zrobi tego - owiadczya, a gdy Jace nie odpowiedzia, dodaa podniesionym
gosem: - Nie wygra... nie moe. On nie chce tak naprawd wywoywa wojny, nie przeciwko
Nocnym owcom i Podziemnym...
- Dlaczego mylisz, e owcy bd walczy u boku Podziemnych? - spyta, nadal na
ni nie patrzc. Szli sami przez uliczk przy kanale a on wpatrywa si w wod z zacinitymi
szczkami. - Dlatego e Luke tak powiedzia? Luke to marzyciel.
- A czy to le e taki jest?
- Nie. Po prostu ja si do nich nie zaliczam - oznajmi a ona poczua uderzenie zimna
w sercu w odpowiedzi na pustk w jego gosie. Rozpacz, gniew, nienawi. To s cechy
demona. On zachowuje si w sposb w jaki myli e powinien si zachowywa.
Doszli w kocu do domu Amatis. Clary zatrzymaa si u podna schodw i
odwrcia w jego stron.
- Moliwe - przyznaa. - Ale nie jeste te taki jak on.
Jace zdziwi si troch syszc to, ale moe po prostu sprawia to stanowczo w jej
gosie. Odwrci gow eby na ni spojrze po raz pierwszy odkd opucili dom
Lightwoodw.
- Clary... - zacz i urwa, wcigajc ze wistem powietrze. - Masz krew na rkawie.
Jeste ranna?
Podszed do niej i uj jej nadgarstek w swoj do. Clary spojrzaa w d i ze
zdumieniem skonstatowaa, e mia racj - na prawym rkawie jej paszcza widniaa
nieregularna plama krwi. Najdziwniejsze byo to, e zachowaa swj czerwony kolor. Czy
zaschnita krew nie powinna czasami by ciemniejsza? Zmarszczya brwi.
- To nie jest moja krew.
nie mwi zbyt wiele na ten temat. Gdy by may, zabiera go wszdzie ze sob, nosi go w
kieszeni. A potem ktrego dnia zobaczyam jak Max si nim bawi. Jace musia ju wtedy
mie jakie trzynacie lat. Chyba odda go Maxowi bo doszed do wniosku, e wyrs ju z
tego. Tak czy inaczej, Max mia to w rku gdy go znaleli. Tak jakby zapa go, gdy
Sebastian... kiedy on... - urwaa. Wysiek, jaki wkadaa w to eby si nie rozpaka, by a
nadto widoczny. Jej usta wykrzywi grymas. - To ja powinnam tam by i go ochroni. Ja
powinnam bya go osania a nie jaki gupi drewniany onierzyk - cisna go na ko a jej
oczy lniy.
- Bya nieprzytomna - sprzeciwi si Simon. - Izzy, sama prawie umara. Nie moga
nic zrobi.
Isabelle pokrcia gow a spltane wosy zataczyy na jej ramionach. Spojrzaa na
niego z dzikoci w oczach.
- A co ty o tym wiesz? - spytaa z naciskiem. - Wiedziae, e Max przyszed do nas
tamtej nocy kiedy zgin i powiedzia, e zobaczy jak kto wspina si po wiey demonw, a
ja powiedziaam e na pewno mu si to przynio i odesaam go z powrotem? A on mia
racj. Zao si, e to by ten dra Sebastian. Wspi si na wie, eby obali zaklcia
ochronne. I zabi go eby nie mg nikomu powiedzie tego co widzia. Gdybym tylko go
wtedy posuchaa... powicia chocia sekund na to eby go posucha.. to wszystko nigdy
by si nie wydarzyo.
- Nie moga o tym wiedzie - powiedzia. - A co do Sebastiana... on nie jest wcale
kuzynem Penhalloww. Oszuka nas wszystkich.
Nie wygldaa na zaskoczon.
- Wiem. Syszaam jak rozmawiasz o tym z Alekiem i Jasem. Przysuchiwaam si
wam ze szczytu schodw.
- Podsuchiwaa?
Wzruszya ramionami.
- Tylko do momentu, w ktrym powiedziae e idziesz na gr ze mn porozmawia.
Wtedy wrciam do pokoju. Nie byam w nastroju na adne wizyty - spojrzaa na niego z
ukosa. - Jedno musz ci przyzna: jeste uparty.
- Posuchaj, Isabelle - Simon zrobi krok do przodu. Nagle zda sobie spraw z tego, e
Isabelle bya tylko czciowo ubrana, wic powstrzyma si od pooenia jej doni na
ramieniu czy robienia jakiegokolwiek innego otwartego gestu wspczucia. - Kiedy mj
ojciec umar wiedziaem, e to nie bya moja wina, ale nadal myl o tych wszystkich
rzeczach, ktre powinienem by zrobi i powiedzie zanim odszed.
- Tak, no c, ale to jest moja wina - powiedziaa Isabelle. - I powinnam bya wtedy
posucha Maxa. Ale przynajmniej wci mog namierzy drania ktry mu to zrobi i zabi
go.
- Nie jestem pewien czy to co da...
- Skd moesz wiedzie? - spytaa z naciskiem. - Znalaze osob odpowiedzialn za
mier twojego ojca i zabie j?
- Mj ojciec umar na atak serca - wyjani Simon. - Wic nie.
- W takim razie sam nie wiesz o czym mwisz, prawda? - Isabelle uniosa podbrdek i
spojrzaa mu prosto w oczy. - Chod tu.
- Co takiego?
Pokiwaa rozkazujco palcem wskazujcym.
- Podejd tu, Simonie.
Uczyni to niechtnie. By zaledwie stop od niej, gdy chwycia go za przd jego
koszulki, przycigajc do siebie. Ich twarze dzieliy centymetry. Simon zobaczy e skra pod
jej oczami byszczaa od ladw ez.
- Wiesz czego mi teraz naprawd trzeba? - spytaa, podkrelajc kade sowo z
osobna.
- Uhm - mrukn Simon. - Nie.
- Odwrcenia uwagi - powiedziaa i popchna go na ko obok siebie. Wyldowa na
plecach pord pomitej sterty ubra.
- Isabelle - zaprotestowa sabo. - Naprawd mylisz, e poczujesz si po tym lepiej?
- Zaufaj mi - odpara, kad donie na jego piersi, tu powyej jego niebijcego serca. Ja ju si czuj lepiej.
Clary leaa w ku, ledzc pojedyncz plam ksiycowego wiata wdrujc po
suficie. Nerwy miaa cigle zbyt napite od wydarze z tego dnia eby zasn, i nie pomagao
jej w tym to, e Simon nie wrci do domu przed obiadem... ani po nim. Daa upust swoim
obawom przed Lukiem, ktry narzuci na siebie paszcz i uda si do Lightwoodw. Gdy
wrci, wyglda na rozbawionego.
- Z Simonem wszystko w porzdku, Clary - powiedzia. - Wracaj do ka.
A potem poszed wraz z Amatis na kolejne z niekoczcych si spotka w Sali
Porozumie. Zastanawiaa si, czy kto zdy ju zetrze lady krwi Inkwizytora.
Nie majc nic innego do roboty, posza do ka ale sen zdawa si uporczywie nie
nadchodzi. W gowie cigle miaa obraz Valentine'a wycigajcego do w stron
- Jace...
- Nie to miaem na myli - powiedzia. - Nie dotkn ci jeli nie bdziesz tego chciaa.
Wiem, e to ze... na Boga, to jest ze... ale chc jedynie lee obok ciebie i obudzi si wraz z
tob chocia jeden jedyny raz w swoim yciu - w jego gosie pobrzmiewaa desperacja. Tylko ta jedna noc. Pomijajc wszystko inne, co moe znaczy jedna noc?
Pomyl, jak bdziemy si czu nazajutrz. Pomyl o ile trudniejsze po wsplnie
spdzonej nocy bdzie udawanie, e nic o siebie nie czujemy przy innych ludziach, nawet jeli
jedyne co zrobimy to zaniemy obok siebie. To jak wzicie maej dawki narkotyku... sprawia
jedynie, e chce si wicej.
Zdaa sobie spraw, e to wanie dlatego jej to wszystko powiedzia. Bo to nie bya
prawda, nie dla niego. Ju nic nie mogo pogorszy sytuacji tak samo jak nie istniao nic co
mogoby j poprawi. To, po powiedzia, byo rwnie ostateczne jak wyrok mierci, i czy
naprawd moga powiedzie e dla niej nie byo takie samo? Nawet jeli miaa na to jak
nadziej, nawet jeli wierzya, e pewnego dnia wraz z upywem czasu czy stopniowego
postanowienia uda jej si zapomnie to co czua, to teraz si to nie liczyo. Niczego w swoim
yciu nie pragna bardziej ni tej nocy spdzonej z Jasem.
- Zasu zasony zanim przyjdziesz do ka - powiedziaa. - Nie mog spa gdy w
pokoju jest tak jasno.
Przez jego twarz przemkn wyraz cakowitego niedowierzania. Nigdy nie spodziewa
si, e powiem tak, zdaa sobie spraw z zaskoczeniem, a w chwil pniej Jace chwyci j i
przytuli do siebie, chowajc twarz w jej potarganych od snu wosach.
- Clary...
- Chod do ka - powiedziaa mikko. - Ju pno.
Odsuna si od niego i odwrcia w stron ka. Wlizgna si do rodka i
przykrya kodr. Patrzc na niego, prawie moga sobie wyobrazi, e wszystko byo inaczej,
e od tamtej chwili upyno wiele lat a oni byli ze sob ju od tak dawna, e wydawao jej si
jakby robili to ju tysice razy, jakby kada noc naleaa tylko do nich, nie tylko ta jedna.
Wspara brod na doniach i obserwowaa go jak zaciga zasony a potem rozpi kurtk i
powiesi j na oparciu krzesa. Pod spodem mia na sobie szar koszulk, a Znaki ktre
oplatay jego nagie ramiona poyskiway ciemno gdy odpina pas i odkada go na podog.
Rozwiza sznurwki butw i zdj je, gdy podszed do ka i wycign si bardzo ostronie
obok Clary. Lec na plecach, odwrci gow i spojrza na ni. Do pokoju wpado nike
wiato przesczajce si przez zasony, tylko tyle, eby moga zobaczy zarys jego twarzy i
jasny bysk w oczach.
- Plan, ktry nie uwzgldnia ani masowego poddastwa ani... - zacza Jia, ona
Patricka, a potem urwaa, przygryzajc warg. Bya pikn, smuk kobiet, bardzo
przypominajc swoj crk, Aline. Luke pamita jak Patrick uda si do Instytutu w Pekinie
i polubi j. To byo co na ksztat skandalu, bo mia oeni si z dziewczyn, ktr ju
wybrali dla niego rodzice w Idris. Ale Patrick nigdy nie robi tego co mu kazano, i teraz Luke
by za to wdziczny.
- Ani sprzymierzenia si z Podziemnymi? - podsun Luke. - Obawiam si, e nie ma
innego wyjcia.
- To nie jest problem i dobrze o tym wiesz - odpara Maryse. - Tu chodzi o t ca
spraw ze stanowiskami w Radzie. Clave nigdy si na to nie zgodzi. Dobrze o tym wiesz.
Cztery stanowiska...
- Nie cztery - sprostowa Luke. - Po jednym dla baniowego ludku, Dzieci Ksiyca i
Lilith.
- Dla czarownikw, wrek i likantropw - powiedzia mikkim gosem senior
Monteverde, unoszc brwi. - A co z wampirami?
- Nie obiecyway mi niczego - przyzna Luke. - Ja te niczego im nie przyrzekem.
Mog nie okaza chci do zasiadania w Radzie; nie s dobrze usposobieni do mojego gatunku
i nieskorzy do spotka ani ustanawiania zasad. Ale drzwi bd przed nimi otwarte w razie
gdyby zmienili zdanie.
- Malachi i jego stronnictwo nigdy si na to nie zgodzi a bez nich moemy nie mie
wystarczajcej liczby gosw - wymamrota Patrick. - Poza tym, bez wampirw, jak mamy
szans?
- Bardzo dobr - powiedziaa krtko Amatis, ktra zdawaa si wierzy w plan Luke'a
bardziej ni on sam. - Jest bardzo duo Podziemnych, ktrzy bd z nami walczy, i s bardzo
potni. Z pomoc czarownikw...
Krcc gow, seniora Monteverde odwrcia si w stron ma.
- Ten plan to szalestwo. Nie ma mowy, eby zadziaa. Podziemnym nie mona ufa.
- Zadziaa podczas Powstania - przypomnia jej Luke.
Usta Portugalki zacisny si.
- Tylko dlatego, e Valentine walczy u boku z band idiotw zamiast armii - odcia
si. - Nie z demonami. A skd moemy mie pewno, e starzy czonkowie Krgu nie
wespr go w chwili gdy ich do siebie wezwie?
- Niech pani zwaa na sowa, seniora - zagrzmia Robert Lightwood. Odezwa si po
raz pierwszy od przeszo godziny; wiksz cz wieczoru spdzi siedzc nieruchomo,
pogrony w smutku. Luke mg przysic, e na jego twarzy pojawiy si bruzdy, ktrych nie
byo tam jeszcze trzy dni temu. Cierpienie byo widoczne w jego napitych ramionach i
zacinitych w pici doniach; Luke ledwo mg go za to wini. Nigdy za bardzo nie lubi
Roberta, ale w widoku tego potnego mczyzny pogronego w bezsilnoci przez smutek
byo co tak bolesnego, e nie mg na to patrze. - Jeli myli pani, e docz do Valentine'a
po mierci Maxa... on zamordowa mojego syna...
- Robercie... - szepna Maryse, kadc mu rk na ramieniu.
- Jeli si do niego nie przyczymy - powiedzia senior Monteverde - to wszystkie
nasze dzieci mog zgin.
- Skoro tak mylisz, to po co tu przyszede? - Amatis wstaa z miejsca. - Mylaam,
e uzgodnilimy...
Ja rwnie. Luke'a rozbolaa gowa. Zawsze tak z nimi byo, uwiadomi sobie, dwa
kroki do przodu i jeden do tyu. Byli tak samo li jak walczcy ze sob Podziemni; gdyby
tylko potrafili to dostrzec. Moe i lepiej by si stao, gdyby rozwizali swoje problemy za
pomoc walki, tak jak to robia jego sfora.
Jego wzrok przycign ruch przy drzwiach. By tak szybki, e gdyby nie zbliajca
si penia ksiyca, to nawet nie zauwayby i nie rozpozna postaci, ktra przesza przez
drzwi. Przez chwil zastanawia si, czy sobie tego nie wymyli. Czasami, gdy by ju bardzo
zmczony, myla, e widzi Jocelyn... w drcym cieniu lub grze wiata na cianie.
Ale to nie bya ona. Luke wsta z miejsca.
- Id odetchn wieym powietrzem, zaraz wracam - czu na sobie ich spojrzenia,
gdy szed w stron wyjcia. Wszyscy na niego patrzyli, nawet Amatis. Senior Monteverde
szepn co do swojej ony po portugalsku. Luke wyapa wyraz lobo oznaczajcy wilka, w
potoku jego sow. Pewnie myl, e id pobiega sobie w kko i powy do ksiyca.
Powietrze na zewntrz byo rzekie i chodne a niebo przybrao stalowoszar barw.
wit zabarwi na czerwono niebo na poudniu i rzuci bladorowy poblask na biae
marmurowe schody prowadzce w d z Sali. W poowie schodw czeka na niego Jace.
Biay, aobny strj jaki mia na sobie, by dla Luke'a jak policzek, przypomnienie mierci
jak dopiero co zdyli przetrwa i zapowied tej, ktr dopiero mieli. Zatrzyma si kilka
stopni nad Jasem.
- Co tu robisz, Jonathanie?
Nie odpowiedzia, a Luke przekl si w duchu za swoje zapominalstwo - Jace nie
lubi gdy nazywano go Jonathanem i zazwyczaj reagowa na to imi ostrym sprzeciwem.
Jednak tym razem wydawa si wcale o to nie dba. Jego twarz, gdy unis j by na niego
spojrze, bya rwnie powana jak twarze reszty dorosych w Sali. Mimo e Jace'owi
brakowao roku do osignicia penoletnioci w wietle prawa Clave, to widzia w swoim
krtkim yciu tyle okropnoci, jakich reszta dorosych nie bya w stanie sobie nawet
wyobrazi.
- Szukae swoich rodzicw?
- Masz na myli Lightwoodw? - potrzsn gow. - Nie. Nie chc z nimi rozmawia.
Szukaem ciebie.
- Chodzi o Clary? - Luke zszed kilka stopni w d, zanim stan tu nad Jasem. Wszystko z ni w porzdku?
- Tak.
Wspomnienie Clary sprawio, e Jace spi si cay, co z kolei spowodowao e i on
si zdenerwowa... tyle e Jace nigdy nie powiedziaby, e Clary ma si dobrze, gdyby tak nie
byo.
- Wic o co chodzi?
Jace spojrza w bok, w kierunku drzwi Sali.
- Jak idzie? Robicie jakie postpy?
- Nie bardzo - przyzna Luke. - Mimo e nie chc si podda przed Valentinem, to
pomys umieszczenia Podziemnych w Radzie podoba im si jeszcze mniej. A bez tego moi
ludzie nie bd walczy.
Oczy Jace'a rozbysy.
- Clave znienawidzi t decyzj.
- Nie musi jej kocha. Musz jedynie polubi j bardziej od samobjstwa.
- Bd przeciga jej podjcie. Na twoim miejscu wyznaczybym ostateczny termin doradzi mu Jace. - Clave pracuje szybciej gdy ma terminy.
Luke nie mg si nie umiechn.
- Wszyscy Podziemni, ktrych mog wezwa, zjawi si o zmierzchu przy Pnocnej
Bramie. Jeli Clave zgodzi si walczy u ich boku, to wejd do miasta. Jeli nie, zawrc. Nie
mogem tego inaczej rozegra - ledwie starczy nam czasu na dotarcie do Brocelind przed
pnoc.
Jace zagwizda.
- Jakie poetyckie. Masz nadziej, e widok tych wszystkich Podziemnych zainspiruje
ich czy przerazi?
- Pewnie jedno i drugie. Wielu czonkw Clave jest zwizanych z Instytutami, tak jak
ty, wic przywykli do ich widoku. To o rdzennych mieszkacw Idris boj si najbardziej.
wschodzio szybko, a gdy Jace unis gow, mruc oczy od intensywnego wiata, co w
jego twarzy uderzyo Luke'a - poczenie bezbronnoci i gupiej dumy. - Przypominasz mi
kogo - powiedzia bez zastanowienia. - Kogo, kogo znaem lata temu.
- Wiem - powiedzia Jace, krzywic usta w grymasie. - Przypominam ci Valentine'a.
- Nie - odpar Luke z zastanowieniem w gosie, ale Jace ju si odwrci a
podobiestwo znikno, rozwiewajc wspomnienia. - Nie... wcale nie jego miaem na myli.
W chwili gdy si obudzia, Clary wiedziaa e Jace'a ju nie byo, nawet zanim jeszcze
otworzya oczy. Jej do, nadal rozcignita na ku, bya pusta; nie czua ju ucisku palcw
na swoich wasnych. Usiada powoli, czujc napicie w klatce piersiowej.
Jace musia rozsun zasony zanim wyszed, bo okna byy otwarte a jasne smugi
sonecznego wiata znaczyy ko. Clary zastanawiaa si czemu wiato jej nie obudzio.
Sdzc po pozycji soca, musiao by ju poudnie. Gowa jej ciya a oczy zaszy mg.
Moe to dlatego, e nie miaa wczoraj koszmarw, po raz pierwszy od bardzo dawna, a jej
ciao wypoczo podczas snu.
Ledwo wstaa z ka gdy zauwaya zwinity kawaek papieru na nocnym stoliku.
Wzia go do rki z umiechem bkajcym si wok ust - Jace zostawi jej wiadomo - a
kiedy co cikiego wysuno si z papieru i zagrzechotao na pododze u jej stp, bya tak
zaskoczona, e odskoczya do tyu, mylc e to co ywego.
Przy jej stopach lea jasny krek z metalu. Wiedziaa co to byo jeszcze zanim
pochylia si, by go podnie. acuszek i srebrny piercie ktry Jace nosi na szyi.
Rodzinny piercie. Rzadko kiedy widziaa go bez niego. Ogarno j nage poczucie strachu.
Otworzya licik i przeleciaa wzrokiem kilka pierwszych linijek.
Pomimo wszystko, nie mog znie myli, e ten piercie mgby zagin, tak samo
jak nie mog znie myli e opuszczam ci ju na zawsze. I chocia nie mam adnego wpywu
na to pierwszego, to przynajmniej mog wybra to drugie.
Reszta listu zdawaa si rozmywa w niezrozumia plam liter. Musiaa go czyta raz
po raz eby zrozumie jego sens. Kiedy w kocu poja jego znaczenie, zapatrzya si w d
na skrawek papieru w swojej drcej rce. Teraz zrozumiaa dlaczego Jace powiedzia jej to
wszystko i dlaczego stwierdzi, e jedna noc nie ma znaczenia. Moge powiedzie wszystko
komu, kogo mylae, e ju nigdy nie zobaczysz.
Pniej nie pamitaa nawet co miaa zrobi ani w co si ubra, ale jakim cudem
zbiegaa ju ze schodw majc na sobie zbroj Nocnego owcy, list w jednym rku i
acuszek zapity popiesznie wok szyi. Salon by pusty, ogie na kominku wygas
zmieniajc si w kupk popiou, ale z kuchni dobiega jaki haas i wida byo palce si
wiato: usyszaa gwar rozmw i poczua zapach przyrzdzanego jedzenia. Naleniki?,
pomylaa zaskoczona. Nigdy nie przyszo jej na myl, e Amatis umiaaby je zrobi.
I miaa racj. Wchodzc do rodka, Clary poczua jak jej oczy si rozszerzaj - przy
kuchence, z lnicymi wosami zebranymi w kok na karku, owinita fartuchem i z metalow
yk w rku, staa Isabelle. Simon siedzia za ni, trzymajc nogi na krzele, a Amatis,
daleka od skarcenia go eby zostawi mebel w spokoju, opieraa si o lad i wygldaa na
wielce rozbawion.
Isabelle machna yk w stron Clary.
- Dzie dobry - powiedziaa. - Masz ochot na niadanie? Chocia przypuszczam, e
to ju bardziej pora lunchu.
Oniemiaa Clary popatrzya na Amatis, ktra wzruszya ramionami.
- Dopiero co wpadli tu i chcieli zrobi niadanie - powiedziaa - a ja musz przyzna,
e nie jestem zbyt dobr kuchark.
Clary przypomniaa sobie o okropnej zupie, jak Isabelle ugotowaa w Instytucie, i
wzdrygna si.
- Gdzie jest Luke?
- W Lesie Brocelind, razem ze swoj sfor - odpara Amatis. - Wszystko w porzdku,
Clary? Wygldasz na odrobin...
- Rozkojarzon - dokoczy za ni Simon. - Czy wszystko jest w porzdku?
Przez chwil nie moga znale adnej odpowiedzi. Dopiero co wpadli, powiedziaa
Amatis. A to znaczyo, e Simon spdzi ca noc u Isabelle. Spojrzaa na niego. Nie wyglda
jako inaczej.
- Tak, wszystko dobrze - odpara. Nie miaa teraz czasu roztrzsa ycia miosnego
Simona. - Isabelle, musz z tob porozmawia.
- Wic mw - powiedziaa Isabelle, szturchajc bezksztatny przedmiot na dnie
patelni, ktry musia by, pomylaa ze strachem Clary, nalenikiem. - Sucham.
- W cztery oczy.
Isabelle zmarszczya brwi.
- To nie moe zaczeka? Ju prawie skoczyam...
- Nie - powiedziaa Clary, a w jej tonie gosu byo co, co kazao Simonowi usi
prosto. - Nie moe.
Simon zelizgn si z krzesa.
- W porzdku. Damy wam troch prywatnoci - powiedzia, zwracajc si do Amatis. -
- Moemy prbowa go namierzy. Jednak Jace jest sprytny. Znajdzie jaki sposb na
to eby nas zablokowa, tak jak to zrobi Sebastian.
Lodowata wcieko wezbraa w piersi Clary.
- Czy ty w ogle chcesz go odszuka? Czy w ogle rusza ci to, e poszed na
praktycznie samobjcz misj? Nie moe sam stawi czoa Valentinowi.
- Pewnie nie - opara Isabelle. - Ale ufam, e mia po temu jaki powd...
- Jaki powd? eby da si zabi?
- Clary - oczy Isabelle rozjarzyy si od gniewu. - Mylisz, e reszta z nas jest
bezpieczna? Wszyscy czekamy na mier albo na zniewolenie. Naprawd mylisz, e Jace
bdzie po prostu siedzia i czeka, a stanie si co okropnego? Naprawd widzisz go...
- Jedyne co widz to, e Jace jest twoim bratem tak samo jak Max nim by powiedziaa Clary - i e obchodzio ci co si z nim stao.
Poaowaa swoich sw ju w chwili, gdy je powiedziaa. Twarz Isabelle zrobia si
cakiem biaa, jak gdyby sowa Clary spray kolor z jej skry.
- Max - zacza Isabelle, hamujc furi - by maym chopcem, nie wojownikiem. Mia
zaledwie dziewi lat. Jace jest Nocnym owc, onierzem. Czy ty mylisz, e Alec nie
bdzie walczy jeli dojdzie do bitwy z Valentinem? Mylisz, e nie bylimy od zawsze
przygotowywani do tego by, jeli zajdzie taka potrzeba, umrze za suszn spraw? Valentine
jest ojcem Jace'a . Jace ma z nas prawdopodobnie najwiksz szans na to, by podej do
niego i zrobi to, co chce zrobi...
- Valentine zabije go jeli bdzie musia - odpara Clary. - Nie oszczdzi go.
- Wiem o tym.
- Wic jedyne co si liczy to, e dostpi chway, tak? Nie bdziesz za nim nawet
tskni?
- Bd za nim tskni kadego dnia - powiedziaa Isabelle - do koca mojego ycia,
co, postawmy spraw jasno, jeli Jace'owi si nie uda, pewnie potrwa niecay tydzie potrzsna gow. - Nic nie rozumiesz, Clary. Nie wiesz, jak to jest y cigle w obliczu
wojny, dorasta wrd bitew i powice. Ale to przecie nie twoja wina. Po prostu tak
zostaa wychowana...
Clary uniosa do gry rce.
- Rozumiem to. Wiem, e mnie nie lubisz, Isabelle. To dlatego, e dla ciebie jestem
Przyziemn.
- To ty tak mylisz... - urwaa; jej oczy pojaniay ale nie tylko od gniewu, stwierdzia
zaskoczona Clary, lecz od ez. - Och, Boe, ty naprawd nic nie rozumiesz? Jak dugo znasz
Jace'a ? Od miesica? Ja znam go od siedmiu lat. I przez cay ten czas ani razu nie widziaam,
eby si w kim zakocha, nigdy nawet nikogo nie polubi. Oczywicie, umawia si z
dziewczynami. One zawsze si w nim durzyy, ale jemu nigdy nie zaleao. Teraz myl, e to
dlatego Alec... - urwaa na chwil, siedzc w bezruchu.
Ona prbuje si nie rozpaka, uwiadomia sobie Clary ze zdumieniem... Isabelle,
ktra zdawaa si nigdy nie paka.
- To zawsze mnie martwio, mnie i moj mam... No bo w kocu jaki nastoletni
chopak nigdy si w nikim nie durzy? To byo tak, jakby zawsze by na wp upiony,
podczas gdy inni ludzie byli w peni wiadomi. Mylaam, e moe to, co si stao z jego
ojcem, wyrzdzio mu jak trwa szkod, przez co nie potrafi nikogo pokocha. Gdybym
tylko wiedziaa co tak naprawd stao si z jego ojcem... ale wtedy pewnie pomylaabym
sobie to samo, prawda? To znaczy, kto nie byby uszkodzony po czym takim? A potem
spotkalimy ciebie, i to byo tak jakby si obudzi. Nie moga tego widzie, bo nie znaa go
wczeniej od tej strony. Ale ja to zauwayam. Hodge to zauway. Alec to zauway... Jak
mylisz, dlaczego tak bardzo ci nienawidzi? To zaczo si od momentu, w ktrym ci
spotkalimy. Mylaa, e to byo niesamowite e moga nas widzie, i rzeczywicie takie
byo, ale to co dla mnie byo niesamowite to, e Jace te ci zobaczy. Bez przerwy o tobie
mwi w drodze powrotnej do Instytutu. Zmusi Hodge'a eby wysa go po ciebie, a kiedy ju
ci tu sprowadzi, nie chcia si z tob rozstawa. Za kadym razem gdy bya w pokoju,
patrzy na ciebie... By zazdrosny nawet o Simona. Nie jestem pewna, czy sam sobie zdawa z
tego spraw, ale ja tak. O, tak. Zazdrosny o Przyziemnego. A po tym co stao si z Simonem
na przyjciu, z wasnej woli chcia i z tob do Dumort i zama Prawo, tylko po to eby
uratowa Przyziemnego, ktrego nawet nie lubi. I zrobi to dla ciebie. Bo jeli cokolwiek by
si stao Simonowi, to ty te by cierpiaa. Bya pierwsz osob spoza rodziny, ktrej
szczcie wzi po uwag. I to dlatego, e ci kocha.
Z garda Clary wydoby si jaki dwik.
- Ale to byo zanim...
- Zanim odkry, e jeste jego siostr. Wiem. I wcale ci za to nie wini. Nie moga o
tym wiedzie. I pewnie nie moga nic poradzi na to, e zachowaa si tak jak naley i
zacza umawia z Simonem, tak jakby nic ci to nie obchodzio. Mylaam, e skoro Jace
wie e jeste jego siostr, to da sobie z tym spokj i przejdzie mu, ale nie zrobi tego, nie
potrafi. Nie wiem, co Valentine mu zrobi gdy by dzieckiem. Nie wiem, czy to wanie
dlatego jest taki jaki jest, czy po prostu taki si urodzi, ale nie zapomni ci, Clary. Nie
potrafi. Zaczam ci nienawidzi z tego powodu. Nienawidziam Jace'a za to, e cigle si z
tob spotyka. To jak rana spowodowana trucizn demona - musisz j zostawi w spokoju i
pozwoli jej si zagoi. Za kadym razem, gdy zrywasz bandae, rana znw si otwiera.
Kade takie spotkanie z tob to jak zrywanie tych banday.
- Wiem - wyszeptaa Clary. - Mylisz e jak ja si czuj?
- Nie wiem. Nie umiem powiedzie co czujesz. Nie jeste moj siostr. To nie jest tak,
e ci nienawidz, Clary. Nawet ci polubiam. Gdyby to byo moliwe, to chciaabym eby
Jace nie by z nikim innym tylko z tob. Ale licz na to, e zrozumiesz gdy powiem, e jeli
jakim cudem wyjdziemy z tego cao, to mam nadziej, e moja rodzina wyniesie si std tak
daleko, e ju nigdy si nie spotkamy.
Clary poczua ukucie ez pod powiekami. To byo dziwne. Ona i Isabelle siedziay
przy stole, paczc nad Jace'm z powodw, ktre byy tak rne i jednoczenie takie same.
- Dlaczego mwisz mi to wszystko?
- Bo oskarasz mnie o to, e nie chc chroni Jace'a . A ja chc go chroni. Jak
mylisz, dlaczego byam taka za, gdy znienacka pojawia si u Penhalloww? Zachowujesz
si tak, jakby nie bya czci tego wszystkiego, czci naszego wiata, jakby staa na
uboczu. Ale ty jeste jego czci. Jeste jego kluczowym elementem. Nie moesz cigle by
tylko w poowie zaangaowana, Clary, nie kiedy jeste crk Valentine'a. Nie wtedy, gdy
Jace robi to co robi, czciowo take z twojego powodu.
- Z mojego powodu?
- Jak ci si wydaje, dlaczego on jest skonny a tak ryzykowa? Dlaczego nie dba o to
czy umrze?
Sowa Isabelle raniy jej uszy jak ostre igy. Wiem dlaczego, pomylaa. To dlatego, e
myli e jest demonem, e tak naprawd nie jest czowiekiem, to dlatego... Ale nie mog ci
tego powiedzie, nie mog ci powiedzie tej jedynej rzeczy dziki ktrej wszystko by
zrozumiaa.
- Zawsze myla, e co jest z nim nie tak, a teraz, z twojego powodu, sdzi e jest
przeklty na wieczno. Syszaam jak mwi o tym Alecowi. Wic dlaczego ma nie
ryzykowa swojego ycia, skoro i tak nie chce ju y? Dlaczego ma tego nie robi, skoro ju
nigdy nie bdzie szczliwy, obojtnie czego by nie zrobi?
- Isabelle, wystarczy - drzwi otworzyy si niemal bezszelestnie i stan w nich Simon.
Clary prawie zapomniaa o ile lepszy by teraz jego such. - To nie jej wina.
Na twarz Isabelle wrciy kolory.
- Trzymaj si od tego z daleka, Simon. Nie masz pojcia o czym mwimy.
Simon wszed do kuchni, zamykajc za sob drzwi.
CZ TRZECIA
DROGA DO NIEBA
Och tak, wiem, e droga do nieba bya atwa.
Odnalelimy mae krlestwo naszych namitnoci
Ktre dziel wszyscy zakochani.
Ukrylimy si w dzikiej i sekretnej radoci
A bogowie i demony krzyczeli w naszych zmysach.
- Siegfried Sassoon, The Imperfect Lover
wspomnienia?
- Chciaam ci chroni...
- W takim razie gratuluj mistrzowsko wykonanego zadania! - gos Clary podnis si
jeszcze wyej. - Co wedug ciebie miao si ze mn sta po twoim znikniciu? Gdyby nie Jace
i reszta, ju dawno bym nie ya. Nigdy mi nie pokazaa jak mam si broni. Nigdy nie
powiedziaa jak naprawd si sprawy maj i jakie to moe by niebezpieczne. Co ty sobie
mylaa? e jeli nie zobacz ich na wasne oczy, to co, to znaczy e one nie mog zobaczy
mnie? - jej oczy pony. - Wiedziaa, e Valentine yje. Powiedziaa Lukowi, e masz
powody by przypuszcza, e cigle yje.
- I dlatego musiaam ci ukry - odpara Jocelyn. - Nie mogam ryzykowa, e
Valentine dowie si gdzie jeste. Nie mogam pozwoli eby ci tkn...
- Dlatego, e twoje pierwsze dziecko zmieni w potwora - odparowaa Clary - i nie
chciaa, eby to samo zrobi ze mn.
Oniemiaa z szoku Jocelyn moga tylko patrze.
- Tak - powiedziaa w kocu. - Tak, ale nie tylko o to chodzio...
- Ukrada mi wspomnienia - cigna Clary. - Odebraa mi je. Odebraa mi to kim
byam.
- Nie jeste taka! - krzykna paczliwie Jocelyn. - Nigdy nie chciaam, eby si taka
staa...
- To czego chciaa nie ma teraz adnego znaczenia! - wrzasna Clary. - Taka wanie
jestem. Odebraa mi co, co wcale do ciebie nie naleao!
Jocelyn poszarzaa na twarzy. zy wezbray w oczach Clary - nie moga znie
widoku swojej matki, oglda jej tak zranionej, a jednak to ona bya t ktra j rania - i
wiedziaa, e gdyby znw otworzya usta, wylaoby si z nich wicej zaprawionych
nienawici, gniewnych sw. Przycisna wic do nich do i rzucia si w stron wyjcia,
przepychajc si obok matki i wycignitej doni Simona. Jedyne czego chciaa to uciec.
Pchna na olep frontowe drzwi i prawie wypada na ulic. Za jej plecami kto woa jej imi,
ale nie odwrcia si ani razu. Biega.
Jace by nieco zaskoczony odkryciem, e Sebastian zostawi konia Varlacw w stajni
zamiast wzi go ze sob tej nocy kiedy uciek. Pewnie ba si, e Wdrowiec moe zosta w
jaki sposb namierzony. Pewn satysfakcj sprawio mu osiodanie konia i wyjechanie na
nim z miasta. Gdyby Sebastian potrzebowa Wdrowca, to by go tu nie zostawi... A poza
tym, ko wcale nie nalea do niego. Jednak faktem byo, e Jace lubi konie. Ostatnim razem
jecha na jakim gdy mia dziesi lat, ale wspomnienia, co zauway z zadowoleniem,
wracay szybko.
Sze godzin zaja jemu i Clary droga powrotna z rezydencji Waylandw do
Alicante. Teraz jadc niemal cwaem, zajo mu to prawie dwie godziny. Zanim dotarli do
mostu, mijajc po drodze domy i ogrody, on i ko byli pokryci cienk warstewk potu.
Zaklcia mylce, ktre ukryway rezydencj, zostay zniszczone razem z jej fundamentami.
Jedyne co pozostao po tym eleganckim budynku bya bezadna sterta zetlaych kamieni.
Ogrody, osmalone na kracach, cigle przywoyway wspomnienia czasu gdy mieszka tu
jako dziecko. Rosy tu krzewy r, ogoocone z pkw i porose chwastami; kamienne awki
stay przy pustych sadzawkach, wida byo zagbienie w ziemi gdzie lea z Clary w nocy,
kiedy rezydencja si zawalia. Midzy pniami drzew mg dostrzec skrzc si niebiesko tafl
pobliskiego jeziora.
Zalaa go fala goryczy. Wsadzi rk do kieszeni i wycign najpierw stel - ktr
poyczy z pokoju Aleca zanim wyszed, jako zastpstwo tej ktr zgubia Clary. Alec
zawsze mg dosta now. Potem wyj ni, ktr wyrwa z rkawa paszcza Clary. Leaa na
jego doni, poplamiona na czerwonobrzowo na jednym kocu. Zacisn wok niej rk, tak
mocno e a koci wystaway mu spod skry, i uywajc steli, nakreli run na jej grzbiecie.
Sabe ukucie byo bardziej znajome ni bolesne. Obserwowa jak znak wtapia si w jego
skr, tak jak kamie toncy w wodzie, i zamkn oczy.
Zamiast wntrza swoich powiek zobaczy dolin. Sta na skarpie, patrzc w d, i tak
jakby patrzy na map z oznaczonymi pinezkami punktami, tak zobaczy dokadne miejsce
pobytu Sebastiana. Przypomnia sobie skd Inkwizytor wiedzia e d Valentine'a bya na
rodku East River i zda sobie spraw, z tego e wanie tak go namierzy. Kady szczeg by
wyrany - kade dbo trawy, brzowawe licie rozrzucone wok jego stp... ale nie byo
sycha adnego dwiku. Krajobraz ton w niesamowitej ciszy.
Dolina miaa ksztat podkowy, z jednym kocem wszym od drugiego. Jasny,
srebrzysty brzeg - jeziora lub strumienia - przecina jej rodek i znika pomidzy skaami w
wszym kocu. Przy strumieniu stay domy wzniesione z szarego kamienia. Biae kby
dymu unosiy si z ich kominw. Ta dziwnie sielankowa scena sprawiaa wraenie cichej i
spokojnej pod bkitem nieba. W miar jak patrzy, w zasigu jego wzroku pojawia si
smuka posta. Sebastian. Odkd nie musia si przejmowa udawaniem, jego arogancja bya
dobrze widoczna w sposobie w jaki chodzi, w uoeniu jego ramion i umieszku na jego
twarzy. Uklk nad brzegiem i zanurzy w nim donie, spryskujc wod twarz i wosy.
Jace otworzy oczy. Pod nim Wdrowiec z zadowoleniem skuba traw. Jace schowa
- Moe.
- Wrci - powtrzy Simon. - Po ciebie.
- Nie wiem - Clary pokrcia gow. Robio si coraz zimniej a soce zachodzio ju
za horyzont. Zmruya oczy, pochylajc si do przodu i wysilajc wzrok. - Simon, spjrz.
Pody za jej wzrokiem. Za magiczn barier, tu przy Pnocnej Bramie wiodcej do
miasta, gromadziy si setki ciemnych sylwetek, jedni stali w grupach a drudzy osobno:
Podziemni, ktrych Luke wezwa by pomc miastu, czekajcy cierpliwie na werdykt Clave
ktry pozwoli im wej do rodka. Dreszcz przeszed Clary po krzyu. Nie tylko staa na
szczycie wzgrza, spogldajc na widoczne w dole miast, ale take na krawdzi kryzysu,
wydarzeniu, ktre zmieni funkcjonowanie caego wiata Nocnych owcw.
- S tutaj - powiedzia Simon, jakby do siebie. - Ciekawe czy to oznacza, e Clave
podjo ju jak decyzj?
- Mam nadziej - dbo trawy, ktre obracaa w palcach, zmienio si z bezksztatn
zielon mas; wyrzucia je i wyrwaa nastpne. - Nie mam pojcia co zrobi, jeli zdecyduj
si podda. Moe uda mi si stworzy Portal ktry przeniesie nas wszystkich gdzie, gdzie
Valentine nigdy nas nie znajdzie. Na bezludn wysp czy co takiego.
- Okej, teraz to ja mam do ciebie gupie pytanie - powiedzia Simon. - Potrafisz
stworzy nowe runy, prawda? Dlaczego po prostu nie stworzysz takiej, ktra zniszczy
wszystkie demony na wiecie? Albo zabije Valentine'a?
- To nie dziaa w ten sposb - zacza tumaczy Clary. - Mog narysowa tylko te
runy, ktre uprzednio zwizualizuj. Gotowy obraz musi pojawi si w mojej gowie, tak jak
zdjcie. Kiedy staram si wyobrazi sobie zabij Valentine'a albo rzd wiatem czy co
podobnego, to nie widz adnych obrazkw. Tylko mga.
- Jak mylisz, skd bior si te obrazy run?
- Nie wiem - odpara. - Wszystkie runy jakie znaj Nocni owcy pochodz z Szarej
Ksigi. Dlatego mog ich uywa tylko Nefilim; to po to zostay stworzone. Ale s te inne,
starsze. Magnus mi powiedzia. Tak jak to Pitno Kaina. To Znak ochronny, ale nie pochodzi
z Szarej Ksigi. Wic kiedy myl o tych runach, tak jak w przypadku Nieustraszonego, to nie
wiem, czy to co, co sama to wymylam, czy pamitam... runy starsze ni Nocni owcy.
Runy tak stare jak same anioy.
Pomylaa o znaku jaki pokaza jej Ithuriel, prostej jak pojedynczy supe. Czy
pochodzia z jej umysu czy z umysu anioa? A moe po prostu istniay od zawsze, tak jak
morze lub niebo? Ta myl sprawia, e zadraa.
- Zimno ci? - spyta Simon.
c, nikt nie moe by a tak irytujcy bez posiadania jakich nadprzyrodzonych mocy.
- Naprawd a tak bardzo go nie znosisz?
- To nie jest tak e go nie znosz - zaprotestowa Simon. - To znaczy, nienawidziem
go na pocztku. Sprawia wraenie takiego aroganckiego i pewnego siebie, a ty bya w niego
wpatrzona jak w obrazek.
- Nieprawda.
- Daj mi skoczy, Clary - w gosie Simona sycha byo lekkie zdyszane, jeli mona
tak byo powiedzie o kim kto wcale nie oddycha. Brzmia jakby bieg w kierunku czego. Mog powiedzie jak bardzo go lubia a ja mylaem, e on ci wykorzystuje, e bya tylko
gupi Przyziemn, ktrej mogy zaimponowa jego sztuczki Nocnego owcy. Za pierwszym
razem wmwiem sobie, e nigdy nie daaby si na to zapa, a potem, e nawet gdyby si
tak stao, e znudziby si tob i w kocu wrciaby do mnie. Nie jestem z tego dumny, ale
kiedy jeste zdesperowany, uwierzysz we wszystko. A kiedy okazao si, e jest twoim
bratem, to byo jak odroczenie wyroku w ostatniej chwili... i cieszyem si z tego. Cieszyem
si nawet z tego, gdy widziaem jak bardzo musia cierpie, a do tamtej nocy na Jasnym
Dworze kiedy go pocaowaa. Widziaem...
- Co takiego? - spytaa Clary, nie mogc znie tego e przerwa.
- Sposb w jaki na ciebie patrzy. Wtedy to zrozumiaem. On nigdy ci nie
wykorzystywa. Kocha ci i to go zabijao.
- To dlatego poszede do Dumort? - szepna Clary. To byo co co od zawsze chciaa
wiedzie, tylko nigdy nie miaa do odwagi eby go spyta.
- Przez ciebie i Jace'a ? To nie by aden rzeczywisty powd. Chciaem tam wrci od
czasu tamtej nocy w hotelu. niem o tym. Wstawaem z ka, ubieraem si i byem ju na
ulicy, i wiedziaem, e chc tam wrci. Noc zawsze si pogarszao. Pogarszao si za
kadym razem gdy byem w jego pobliu. Nawet do gowy mi nie przyszo, e to miao
zwizek z czym nadnaturalnym... Mylaem, e to jaki stres pourazowy czy co takiego.
Tamtego wieczoru byem ju tak zmczony i wcieky, a my bylimy tak blisko hotelu i bya
noc... Ledwo pamitam co si wtedy waciwie stao. Pamitam tylko spacer przez park a
potem... Pustka.
- Gdyby si wtedy na mnie nie wciek... Gdybymy ci nie zdenerwowali...
- To nie jest tak e miaa jaki wybr - powiedzia Simon. - I to nie jest tak e o tym
nie wiedziaem. Mona tylko unika prawdy tak dugo a sama da o sobie zna. Zrobiem
bd nie mwic ci o tym co si ze mn dziao ani o moich snach. Ale nie auj e si
spotykalimy. Cieszy mnie to e sprbowalimy. Kocham ci za to e prbowaa, nawet jeli
ma dziewczynk...
- To crka Jocelyn Fairchild - odezwa si Patrick Penhallow. Przepchn si przez
tum i unis do. - Pozwl jej mwi, Malachi.
Tum zafalowa.
- Ty - powiedziaa Clary do Konsula. - Ty i Inkwizytor wtrcilicie mojego przyjaciela
do wizienia.
- Twojego wampira? - zakpi Malachi.
- Powiedzia mi, e wypytywalicie go o to co si stao na odzi Valentine'a tamtego
wieczoru na East River. Mylelicie e Valentine musia co zrobi, posuy si czarn
magi. No c, nie zrobi tego. Jeli chcecie wiedzie kto zniszczy statek, to odpowied jest
inna. Ja to zrobiam.
Peen niedowierzania miech Malachiego wsparo kilka innych dobiegajcych z tumu.
Luke patrzy na ni, krcc gow, ale Clary cigna dalej.
- Zrobiam to za pomoc runy - wyjania. - Runy tak silnej, e statek rozpad si na
kawaki. Potrafi tworzy nowe runy. Nie tylko te ktre s w Szarej Ksidze. Runy, ktrych
nikt przedtem nie widzia. Potne...
- Do - rykn Malachi. - To mieszne. Nikt nie potrafi tworzy nowych run. To
zupenie niemoliwe - odwrci si w stron tumu. - Ta dziewczyna kamie tak samo jak jej
ojciec.
- Ona nie kamie - odezwa si kto z tyu czystym, silnym i absolutnie pewnym
gosem. Tum obrci si w tamt stron a Clary zobaczya kto to. To by Alec. Isabelle staa
po jednej jego stronie a po drugiej sta Magnus. Razem z nimi byli te Simon i Maryse
Lightwood. Tworzyli niewielk, cis, zdeterminowan grup stojc w drzwiach
frontowych. - Widziaem, jak stworzya run. Nawet uya jej na mnie. Podziaaa.
- Kamiesz - powiedzia Konsul, ale niepewno zakrada si do jego gosu. - Chronisz
swoj przyjacik...
- Doprawdy, Malachi - rzucia sucho Maryse. - Po co mj syn miaby kama, skoro
moemy si o tym przekona na wasne oczy. Daj dziewczynie stel i pozwl jej stworzy
now run.
Wyraajcy zgod pomruk rozszed si po Sali. Patrick Penhallow podszed bliej i
poda Clary stel. Przyja j z wdzicznoci i odwrcia si do tumu. Zascho jej w ustach.
Adrenalina cigle krya w jej ciele, ale byo jej zbyt mao by zaguszy trem. Co waciwie
miaa teraz zrobi? Jak run miaa stworzy by przekona tych ludzi e mwi prawd? Co by
pokazao im prawd?
nie dzieli si z innymi - wzia gboki wdech. - A co gdybymy mogli si tym podzieli? Co
jeli potrafi stworzy tak run, ktra mogaby nas wszystkich poczy - kadego Nocnego
owc do Podziemnego walczcego u waszego boku - i moglibycie wtedy dzieli wasz
moc? Wasze rany goiyby si rwnie szybko jak te wampirze, bylibycie tak silni jak
wilkoaki czy szybcy jak rycerze faerie. A w zamian podzielilibycie si z nimi waszymi
umiejtnociami w walce. Bylibycie nie do pokonania... Tylko musicie pozwoli mi zrobi
sobie Znak i musicie zgodzi si walczy u boku Podziemnych. Bo jeli nie, to runy nie
zadziaaj - zrobia pauz. - Bagam - powiedziaa, ale sowa jakie wyszy z jej wyschnitego
garda byy ledwie syszalne. - Bagam, pozwlcie zrobi sobie Znak.
Sowa wtopiy si w dwiczc cisz. wiat rozpyn si w mg a ona zdaa sobie
nagle spraw z tego, e ostatni poow swojej przemowy wypowiedziaa wpatrujc si w
sufit Sali, a biae eksplozje wiata ktre widziaa byy zapalajcymi si na niebie jedna po
drugiej gwiazdami. Cisza cigna si w nieskoczono, gdy donie przy jej bokach powoli
zacisny si w pici. A potem wolno, bardzo wolno opucia wzrok i napotkaa spojrzenie
wpatrujcego si w ni tumu.
W odpowiedzi Simon przeskoczy lekko schodki i stan pod podstaw filaru. Oglda
go uwanie przez chwil zanim pooy na nim donie i zacz si wspina. Clary patrzya na
niego z otwartymi ustami, gdy jego palce znajdyway niewidoczne uchwyty w rzebionym
kamieniu.
- Ty jeste Spidermanem! - zawoaa.
Simon spojrza na ni, bdc w poowie kolumny.
- To znaczy, e ty jeste Mary Jane. Ona te miaa rude wosy - rozejrza si dookoa,
marszczc czoo. - Miaem nadziej, e zobacz std Pnocn Bram ale widocznie jestem
jeszcze zbyt nisko.
Clary wiedziaa dlaczego chcia zobaczy Bram. Rozesano posacw by namwili
Podziemnych eby zaczekali jeszcze, podczas gdy Clave obradowao, a Clary moga mie
tylko nadziej, e bd do tego skonni. I gdyby tak si stao, to jak musiao tam by? Clary
wyobrazia sobie czekajcy, krcy niespokojnie, zastanawiajcy si tum...
Podwjne drzwi Sali otwary si z trzaskiem. Ze szczeliny wysuna si smuka
sylwetka, zamkna za sob drzwi i odwrcia si twarz do Clary. Staa w cieniu, i dopiero
gdy zrobia krok do przodu, przysuwajc si do plamy magicznego wiata zalewajcej
schody, Clary dojrzaa jasny bysk rudych wosw i rozpoznaa swoj matk.
Jocelyn spojrzaa w gr i na jej twarzy odmalowao si oszoomienie.
- Och... cze, Simon. Mio widzie, e si... dostosowujesz.
Simon puci kolumn i opad lekko na ziemi przy jej podstawie. Wyglda na lekko
speszonego.
- Dobry wieczr, pani Fray.
- Nie widz powodu eby mnie tak nazywa - odpara matka Clary. - Powiniene mi
mwi po imieniu - zawahaa si. - Wiesz, moe to i dziwne - ta caa sytuacja - ale dobrze
wiedzie, e jeste tu razem z Clary. Nie pamitam, ebycie si kiedykolwiek rozstawali.
Simon sprawia wraenie mocno zakopotanego.
- Pani te dobrze widzie.
- Dzikuj, Simon - Jocelyn spojrzaa na Clary. - Czy teraz moemy porozmawia? Na
osobnoci?
Clary siedziaa bez ruchu przez dug chwil, wpatrujc si w ni. Trudno byo nie
zauway, e patrzya na ni jak na kogo obcego. Co cisno jej gardo, tak mocno, e
prawie nie moga wydoby z siebie gosu. Zerkna na Simona, ktry wyranie czeka na jaki
sygna czy ma sobie i czy zosta. Westchna.
- W porzdku.
Simon unis kciuk w dodajcym odwagi gecie zanim znikn we wntrzu Sali. Clary
odwrcia si i wbia spojrzenie w plac, gdzie stranicy robili obchd, a Jocelyn zesza niej i
usiada obok niej. Jaka cz Clary pragna pochyli si i oprze o pooy gow na jej
ramieniu. Mogaby nawet zamkn oczy i udawa, e wszystko jest w porzdku. Druga jej
cz wiedziaa, e to i tak niczego by nie zmienio. Nie moga wiecznie zamyka na
wszystko oczu.
- Clary - odezwaa si mikkim gosem Jocelyn. - Tak mi przykro.
Clary spojrzaa w d na swoje donie. Zdaa sobie spraw z tego, e cigle trzymaa w
nich stel Patricka Penhallowa. Miaa nadziej, e nie pomyla sobie, e chciaa j ukra.
- Nigdy nie mylaam, e znw zobacz to miejsce - dodaa. Clary zerkna na ni z
ukosa i zauwaya, e jej matka wpatrywaa si w miasto, w wiee demonw rzucajce blade,
biaawe wiato na linii horyzontu. - niam o nim czasami. Nawet chciaam je namalowa,
uwieczni swoje wspomnienia, ale nie mogam tego zrobi. Wydawao mi si, e gdyby
kiedy zobaczya te obrazy, to zastanawiaaby si jakim cudem takie rzeczy przyszy mi do
gowy. Tak bardzo baam si tego, e moga odkry to skd tak naprawd byam. Kim
byam.
- No i teraz ju wiem.
- I teraz ju wiesz - powtrzya smutno Jocelyn. - I masz wszelkie powody by mnie
nienawidzi.
- Nie nienawidz ci, mamo - odpara Clary. - Ja po prostu...
- Nie ufasz mi - dokoczya Jocelyn. - Nie mog ci za to wini. Powinnam bya
powiedzie ci prawd - dotkna lekko ramienia Clary i gdy ta si nie odsuna, wydaa si
bardziej omielona. - Mog ci powtarza, e robiam to by ci chroni, ale wiem jak to musi
brzmie. Byam tu przed chwil, w Sali, widziaam ci...
- Bya tu? - Clary okazaa zdumienie. - Nie widziaam ci.
- Bo byam na samym kocu. Luke odradzi mi przychodzenie na narad. Powiedzia,
e moja obecno wytrci wszystkich z rwnowagi i zaszkodzi sprawie. I pewnie mia racj
ale ja naprawd strasznie chciaam tu przyj. Wlizgnam si zaraz po rozpoczciu
spotkania i ukryam w cieniu. Ale byam tam. I chciaam ci powiedzie, e...
- e zrobiam z siebie idiotk? - podsuna Clary kwano. - Ju to wiem.
- Nie. Chciaam ci powiedzie, e jestem z ciebie dumna.
Clary obrcia si eby spojrze na matk.
- Naprawd?
Jocelyn skina gow.
byy straszne. - Wiem, e byam na ciebie wcieka za to, e mnie okamaa. Ale nie jestem
pewna, czy chc sucha kolejnych okropiestw.
- Rozmawiaam z Lukiem. Uwaa, e powinna o tym wiedzie. Powinna zna ca
histori. Wszystko. Rwnie te rzeczy, o ktrych nigdy nikomu nie mwiam, nawet jemu.
Nie mog obieca, e to bdzie przyjemne. Ale taka jest wanie prawda.
Twarde Prawo, lecz Prawo. Bya to winna Jace'owi tak samo jak sobie. Zacisna
donie na steli tak mocno, e a kykcie jej zbielay.
- Chc wiedzie wszystko.
- Wszystko... - Jocelyn wzia gboki wdech. - Nawet nie wiem od czego zacz.
- Moe od tego jak w ogle moga polubi Valentine'a? Jak moga polubi takiego
czowieka, uczyni go moim ojcem... To potwr.
- Nie. To czowiek. To zy czowiek. Ale jeli chcesz wiedzie dlaczego go
polubiam, to zrobiam to dlatego e go kochaam.
- Nie moga go kocha - odpara Clary. - Nikt by nie mg.
- Byam w twoim wieku gdy si w nim zakochaam - powiedziaa Jocelyn. - Wydawa
si taki idealny - wspaniay, byskotliwy, godny podziwu, zabawny, czarujcy. Wiem,
patrzysz na mnie tak jakbym stracia rozum. Ty znasz Valentine'a tylko od zej strony. Nie
potrafisz wyobrazi sobie jaki by wtedy. Gdy bylimy razem w szkole, wszyscy go kochali.
Zdawa si promieniowa wewntrznym blaskiem, tak jakby istniaa jaka niezwyka i
rzsicie owietlona cz wszechwiata, do ktrej tylko on mia dostp, a gdy mielimy
troch szczcia, to moglimy to z nim dzieli, choby tylko przez chwil. Wszystkie
dziewczyny si w nim durzyy a ja mylaam, e nie mam u niego adnych szans. We mnie
nie byo nic niezwykego. Nie byam nawet popularna. Luke by jednym z moich najbliszych
przyjaci i spdzalimy razem wikszo czasu. Ale mimo to, jakim cudownym
zrzdzeniem losu Valentine wybra mnie.
O rany, chciaa powiedzie Clary. Ale powstrzymaa si od tego. Moe sprawi to
smutek poczony z alem, jaki usyszaa w gosie swojej matki. A moe dlatego, e
powiedziaa, e Valentine emanowa wewntrznym wiatem. Clary to samo mylaa o Jasie i
poczua si gupio. Ale moe kady zakochany tak myla.
- Dobra - powiedziaa. - Rozumiem. Ale miaa wtedy zaledwie szesnacie lat. Nie
musiaa za niego od razu wychodzi.
- Miaam osiemnacie gdy wzilimy lub. On mia dziewitnacie - powiedziaa
Jocelyn rzeczowym tonem.
- O mj Boe - zawoaa Clary z przeraeniem. - Zabiaby mnie gdybym chciaa
dumni. Jego wizja bya kuszca: wiat peen Nocnych owcw, gdzie demony pierzchay
przed nami w przeraeniu a Przyziemni, zamiast wierzy w to e nie istniejemy, dzikowaliby
nam za to co dla nich zrobilimy. Bylimy modzi. Mylelimy e dzikowanie jest wane.
Nie zdawalimy sobie sprawy - Jocelyn zrobia gboki wdech, jakby miaa zaraz zanurkowa
pod wod. - A potem zaszam w ci.
Clary poczua jak zimny dreszcz przebieg jej po karku i nagle - sama nie wiedziaa
dlaczego - nie bya ju pewna, czy chce wysucha caej prawdy, nie bya pewna, czy chce
znw sucha o tym jak Valentine zmieni Jace'a w potwora.
- Mamo...
Jocelyn pokrcia gow.
- Pytaa mnie dlaczego nigdy ci nie powiedziaam, e masz brata. To wanie dlatego
- wzia urywany oddech. - Byam taka szczliwa gdy si dowiedziaam. A Valentine...
Mwi, e zawsze chcia by ojcem. Chcia wychowa syna na wojownika tak jak ojciec
wychowa jego. Albo crk, mwiam, a on si umiecha i mwi, e crka te moe by
wojownikiem, tak samo jak syn, i e bdzie si cieszy z jednego i drugiego. Mylaam, e
wszystko byo idealne. A potem Luke zosta pogryziony przez wilkoaka. Istnieje szansa jak
jeden do dwch, e ukszenie spowoduje likantropi. Moim zdaniem to raczej jak trzy do
czterech. Rzadko kiedy obserwowalimy przypadki, kiedy komu udao si wyj z tego cao,
a Luke nie stanowi wyjtku. Zmieni si podczas nastpnej peni ksiyca. Nastpnego ranka
pojawi si u nas na schodach, cay pokryty krwi i w podartych ubraniach. Chciaam go
pocieszy, ale Valentine odsun mnie na bok. Jocelyn, dziecko, powiedzia, tak jakby Luke
mia si na mnie rzuci i wydrze mi je prosto z brzucha. To by Luke, ale Valentine
odepchn mnie i zacign go do lasu. Kiedy wrci po jakim czasie, by sam. Podbiegam
do niego a on mi powiedzia, e Luke zabi si w przypywie rozpaczy z powodu swojej
likantropii. Powiedzia mi e... nie yje.
Smutek w gosie Jocelyn by wiey, pomylaa Clary, nawet gdy wiedziaa ju, e
Luke nie umar. Ale pamitaa swoj wasn rozpacz, kiedy trzymaa w ramionach ciao
Simona, gdy lea martwy na schodach Instytutu. Takiego uczucia si nie zapominao.
- Ale to on da Luke'owi n - powiedziaa Clary cienkim gosem. - To on kaza mu
si zabi. To on zmusi ma Amatis eby si z ni rozwid tylko dlatego, e jej brat by
wilkoakiem.
- Nie wiedziaam o tym - odpara Jocelyn. - Po mierci Luke'a miaam wraenie,
jakbym wpada do czarnej otchani. Spdzaam cae miesice w swojej sypialni, pic bez
przerwy i jedzc tylko z powodu dziecka. Przyziemni nazwaliby ten stan depresj, ale w
wiecie Nocnych owcw nie ma takiego okrelenia. Valentine twierdzi, e to trudna cia.
Powiedzia wszystkim, e jestem chora. I byam chora... Nie mogam spa. Cigle zdawao mi
si, e nocami sysz dziwne krzyki. Valentine da mi proszki nasenne ale one tylko
wywoyway koszmary. Straszliwe sny, w ktrych mnie trzyma i przykada mi n do
garda, albo e dusia mnie jaka trucizna. Rano byam wyczerpana i spaam przez cay dzie.
Nie miaam pojcia co dziao si na zewntrz. Nie wiedziaam, e Stephen rozwid si z
Amatis i polubi Celine. Byam w szoku. A potem... - Jocelyn splota trzsce si donie na
kolanach. - A potem urodziam dziecko.
Zamilka na tak dugo, e Clary zastanawiaa si czy si jeszcze odezwie. Patrzya
niewidzcym wzrokiem w kierunku wie demonw, nerwowo stukajc palcami.
- Moja matka towarzyszya mi podczas porodu - powiedziaa w kocu. - Nie znaa
jej. Swojej babci. Bya wspania kobiet. Polubiaby j. Podaa mi syna i w pierwszej chwili
wiedziaam tylko, e idealnie pasowa do moich ramion, e spowijajcy go kocyk by
miciutki, i e by taki malutki i delikatny, z kpk woskw na czubku gwki. A potem
otworzy oczy - gos Jocelyn sta si niemal bezbarwny, a Clary zacza dre i ba si tego,
co moga powiedzie dalej. Nie, chciaa powiedzie, nie mw mi tego. Ale Jocelyn cigna
dalej, sowa wyleway si z jej ust jak trucizna.
- Wpadam w przeraenie. To byo jak kpiel w kwasie - moja skra zdawaa si
przepala do koci i jedyne o czym mylaam to eby nie upuci dziecka i nie zacz
krzycze. Mwi, e kada matka instynktownie rozpozna swoje dziecko. Przypuszczam, e
to dziaa tak samo w drug stron. Kady nerw w moim ciele krzycza, e to nie byo moje
dziecko, e byo czym okropnym i nieludzkim, jak pasoyt. Jak moja matka moga tego nie
zauway? Umiechaa si jakby nic si nie stao Ma na imi Jonathan, odezwa si jaki
gos od drzwi. Spojrzaam w gr i zobaczyam Valentine'a, przygldajcego si tej scenie z
wyrazem zadowolenia na twarzy. Dziecko znw otworzyo oczy, jak gdyby rozpoznajc
dwik swojego imienia. Jego oczy byy czarne, czarne jak noc, jak bezdenne tunele
wydrone w jego czaszce. Nie byo w nich ludzkiego.
Nastpia duga cisza. Clary zamara w bezruchu i wpatrywaa si w swoj matk z
ustami otwartymi z przeraenia. Ona mwi o Jasie, uwiadomia sobie. O Jasie, kiedy by
maym dzieckiem. Jak moga czu co takiego do wasnego dziecka?
- Mamo - wyszeptaa. - Moe... moe bya w szoku czy co takiego. Albo bya
chora...
- Valentine powiedzia mi to samo - odpara Jocelyn bez cienia emocji w gosie. - e
byam chora. Valentine uwielbia Jonathana. Nie mg poj co jest ze mn nie tak. A ja
wiedziaam, e mia racj. Byam potworem, matk, ktra nie moga znie wasnego dziecka.
Chciaam si zabi. Mogam to zrobi... ale wtedy dostaam list od Ragnora Fella. By
czarownikiem od zawsze blisko zwizanym z moj rodzin. To do niego si udawalimy gdy
potrzebne nam byo uzdrawiajce zaklcie czy co podobnego. Dowiedzia si, e Luke zosta
przywdc sfory wilkoakw w Puszczy Brocelind, tu przy wschodniej granicy. Spaliam
wiadomo od razu po przeczytaniu. Wiedziaam, e Valentine nie mg si o niej
dowiedzie. Dopiero gdy sama poszam do obozu wilkoakw i zobaczyam Luke'a na wasne
oczy, to wtedy miaam pewno e Valentine mnie okama, e okama mnie co do jego
samobjstwa. Od tamtego momentu zaczam go szczerze nienawidzi.
- Ale Luke powiedzia, e wiedziaa e z Valentinem jest co nie w porzdku... e
widziaa e robi co okropnego. Powiedzia, e wiedziaa o tym nawet przed jego
Przemian.
Przez chwil Jocelyn nie odpowiadaa.
- Luke nigdy nie powinien zosta ugryziony. To si nigdy nie powinno sta. To by
rutynowy patrol w lesie, a on by tam z Valentinem... to si nigdy nie powinno sta.
- Mamo...
- Luke twierdzi, e baam si Valentine'a zanim doszo do jego Przemiany. e
mwiam mu, e sysz krzyki dobiegajce przez ciany rezydencji, e podejrzewaam co, e
czego si baam. Luke - ufny Luke - zapyta o to Valentine'a nastpnego dnia. Tej samej
nocy Valentine zabra go na polowanie i Luke zosta pogryziony. Myl... myl, e Valentine
chcia mnie zmusi do tego, ebym zapomniaa o tym co widziaam, zapomnie o tym czego
si baam. Wmawia mi, e to wszystko ze sny. I jestem prawie pewna, e zaplanowa to, e
Luke zostanie pogryziony tamtej nocy. Chcia go usun z mojego ycia po to, eby nie
przypomina mi o tym, e baam si wasnego ma. Ale z tego zdaam sobie spraw dopiero
pniej. Tamtego pierwszego dnia widzielimy si z Lukiem tylko przez krtk chwil a ja
tak bardzo pragnam mu powiedzie o Jonathanie. Ale nie mogam. Nie mogam. Jonathan
by moim synem. Mimo wszystko, spotkanie si z nim, sam jego widok, doda mi si.
Wrciam do domu z postanowieniem, e postaram si nauczy kocha Jonathana. e zmusz
si by go pokocha. Tamtej nocy obudzi mnie pacz dziecka. Usiadam gwatownie na ku,
sama w sypialni. Valentine poszed na narad Krgu wic nie miaam z kim podzieli si
swoim zdumieniem. Bo widzisz, Jonathan nigdy nie paka... nigdy nie haasowa. Ta jego
cisza bya jedn z rzeczy, ktre najbardziej mnie w nim przeraay. Zbiegam na d do jego
pokoju ale spa spokojnie. Mimo to, cigle syszaam ten pacz. Byam tego pewna. Zbiegam
po schodach w kierunku, z ktrego dobiega. Wygldao na to, e dochodzi z pustej piwnicy
na wino, ale jej drzwi byy zamknite a ona nigdy nie bya uywana. Ale w kocu przecie
wychowaam si w rezydencji. Wiedziaam, gdzie mj ojciec trzyma klucze...
Jocelyn nie patrzya na Clary gdy mwia, zdawaa si by zatopiona w opowieci, w
swoich wspomnieniach.
- Czy gdy bya ma dziewczynk, opowiadaam ci kiedykolwiek histori o onie
Sinobrodego? M zakaza swojej onie zaglda do zamknitego pokoju, a kiedy to zrobia,
znalaza szcztki wszystkich jego poprzednich on, ktre zamordowa, uoonych jak motyle
w szklanej gablocie. Nie miaam pojcia co znajd w rodku gdy ju otworz te drzwi.
Gdybym miaa to zrobi po raz drugi, to czy byabym zdolna do tego by zmusi si do ich
otwarcia, do zejcia na d i owietlenia sobie drogi magicznym wiatem? Nie wiem, Clary.
Po prostu nie wiem. Ten zapach... ten zapach tam na dole... jak krew, mier i zgnilizna.
Valentine w starej winnicy wydry pod ziemi pomieszczenie. Okazao si, e to nie pacz
dziecka wtedy syszaam. Byy tu cele, w ktrych co wiono. Demony zwizane acuchami
z elektrum, skulone, poskrcane i wiszce w swoich celach. Byo tego wicej, o wiele
wicej... Zwoki Podziemnych w rnych stadiach mierci. Wilkoaki z na wp
rozpuszczonymi od srebrnego proszku ciaami. Wampiry zanurzone po szyj w wiconej
wodzie tak dugo, a ich minie zaczy odchodzi od koci. Faerie z skr nabijan
elazem. Nawet teraz nie jestem w stanie myle o nim jak o oprawcy. Zdawa si goni za
jakim naukowym dowodem. Przy drzwiach kadej z cel byo mnstwo notatek. Drobiazgowe
zapiski jego eksperymentw. O tym, jak dugo umierao dane stworzenie. By tam jeden
wampir, ktrego skr cigle wypala by zobaczy, czy istniaa jaka granica w ktrej to
biedne stworzenie ju nie mogo si zregenerowa. Trudno byo czyta to co tam pisa nie
mdlejc przy tym lub nie wymiotujc. Jakim cudem udao mi si nie zrobi ani jednego ani
drugiego. Jedna strona bya powicona eksperymentom jakie przeprowadza na sobie.
Przeczyta gdzie, e krew demonw moe dziaa jako czynnik wzmacniajcy moce z jakimi
Nocni owcy przychodz na wiat. Prbowa wstrzykiwa sobie krew ale nie odnioso to
adnego skutku. Nic si nie zmienio poza tym, e si rozchorowa. W kocu doszed do
wniosku, e by za stary eby krew miaa na niego jaki wpyw. e eby uzyska podany
efekt, musi j poda dziecku... najlepiej nienarodzonemu. Na tej stronie penej konkretnych
spostrzee napisa seri notatek z nagwkiem, ktry rozpoznaam. Moje imi. Jocelyn
Morgenstern. Pamitam, jak dray mi palce gdy przewracaam kartki a sowa wypalay si w
moim mzgu.
Jocelyn kolejny raz wypia mikstur. Nie zauwayem u niej adnych widocznych
zmian, ale to w kocu dziecko interesuje mnie najbardziej... Dziki regularnym dawkom z
demonicznej krwi ktre jej daj, dziecko moe by zdolne do wszystkiego... Wczorajszej
nocy suchaem bicia jego serca, silniejszego od ludzkiego. Dwikiem przypominao potny
dzwon wybijajcy pocztek nowego pokolenia Nocnych owcw. Krew aniow i demonw
poczona w jedno by osign moc, ktra wczeniej bya nie do wyobraenia... Ju nigdy
moce Podziemnych nie bd wiksze od naszych...
Byo tego wicej, o wiele wicej. Chwyciam za te kartki trzscymi si palcami, a
moje myli pdziy jak szalone, gdy przypominaam sobie jak Valentine poi mnie co wieczr
t mikstur, te koszmary o byciu zadgan, duszon, trut. Ale to nie ja byam otruwana tylko
Jonathan. Jonathan, ktrego Valentine zmieni w jakie na wp demoniczne co. I dopiero
wtedy... Wtedy zdaam sobie spraw z tego, jaki naprawd by Valentine.
Clary wypucia powietrze z puc. Nawet nie wiedziaa, e wstrzymywaa je od
duszego czasu. To byo straszne... tak straszne... a jednak pasowao do obrazw jakie
pokaza jej Ithuriel. Nie wiedziaa komu bardziej wspczuje, swojej matce czy Jonathanowi.
Jonathanowi - nie moga myle o nim jak o Jasie, nie kiedy bya tu jej matka, nie z t dopiero
co usyszan histori - ktry zosta skazany na bycie czym nie do koca ludzkim przez
swojego wasnego ojca, ktremu bardziej zaleao na mordowaniu Podziemnych ni na
wasnej rodzinie.
- Ale... Nie odesza wtedy, prawda? - spytaa Clary ktry nawet w jej uszach
wydawa si piskliwy. - Zostaa...
- Z dwch powodw - odpara Jocelyn. - Pierwszym byo Powstanie. To, co odkryam
tamtej nocy w piwnicy, byo jak policzek prosto w twarz, ktry wyrwa mnie z przygnbienia
i sprawi, e zaczam dostrzega to co si dziao wok mnie. Kiedy zdaam sobie spraw z
tego, co planuje Valentine - masow rze Podziemnych - wiedziaam, e nie mog do tego
dopuci. Zaczam spotyka si potajemnie z Lukiem. Nie mogam mu powiedzie, co
Valentine zrobi mnie i naszemu dziecku. Wiedziaam, e wpadnie we wcieko i nie uda
mu si powstrzyma od dopadnicia go i zabicia, i e moe zgin prbujc to zrobi. Nie
mogam te zdradzi nikomu innemu co zrobi Jonathanowi. Mimo wszystko cigle by moim
dzieckiem. Ale powiedziaam Lukowi o okropiestwach jakie miay miejsce w piwnicy, o
swoim przekonaniu, e Valentine traci rozum i stopniowo popada w obd. Razem
planowalimy udaremni Powstanie. Czuam e musz to zrobi. To by rodzaj pokuty,
jedyny sposb ebym poczua si tak, jakbym zapacia za to, e w ogle doczyam do
Krgu, e ufaam Valentinowi. Za to, e go kochaam.
- A on niczego si nie domyla? To znaczy, Valentine. Nie wiedzia co chcesz zrobi?
Jocelyn potrzsna gow.
- Kiedy ludzie ci kochaj, ufaj ci. Poza tym, w domu staraam si udawa, e
wszystko jest w porzdku. Zachowywaam si tak, jakby moja pocztkowa odraza na widok
Jonathana znikna. Przynosiam go do domu Maryse Lightwood, eby mg si pobawi z jej
synkiem, Alekiem. Czasami doczaa do nas Celine Herondale... ona te bya wtedy w ciy.
Twj m jest taki dobry, mwia mi. Tak bardzo przejmuje si mn i Stephenem. Da mi
leki i mikstury dla zdrowia mojego dziecka, s wspaniae.
- Och... - wykrztusia z siebie Clary. - O mj Boe.
- Pomylaam wtedy to samo co ty - powiedziaa ponuro Jocelyn. - Chciaam j
ostrzec eby nie ufaa Valentinowi i nie przyjmowaa od niego niczego co jej dawa, ale nie
mogam. Jej m by jego najbliszym przyjacielem a ona wydaaby mnie przed nim bez
zastanowienia. Wic milczaam. A wtedy...
- Popenia samobjstwo - dopowiedziaa Clary, przypominajc sobie t histori. Ale... czy zrobia to przez to co zrobi jej Valentine?
Jocelyn pokrcia gow.
- Nie wydaje mi si. Stephen zgin podczas ataku a ona podcia sobie nadgarstki,
gdy si o tym dowiedziaa. Bya w smym miesicu ciy. Wykrwawia si na mier... urwaa na chwil. - To Hodge znalaz jej ciao. A Valentine zdawa si szczerze przybity po
ich mierci.
Znikn na prawie cay dzie i wrci potem do domu, saniajc si na nogach i z
mtnym spojrzeniem. W jaki sposb byam mu wdziczna za jego roztargnienie.
Przynajmniej nie zwraca uwagi na to, czym ja si zajmowaam. Kadego dnia coraz bardziej
si baam, e Valentine odkryje spisek i bdzie prbowa wydusi ze mnie prawd torturami o
tym, kto nalea do naszego tajnego sojuszu i jak wiele z jego planw zdradziam.
Zastanawiaam si, czy potrafiabym znie tortury, czy mogabym mu si przeciwstawi.
Potwornie si baam, e nie umiaabym tego cierpie. W kocu podjam pewne kroki by
upewni si, e nigdy by do tego nie doszo. Poszam do Fella ze swoimi obawami a on
sporzdzi dla mnie eliksir...
- Ten z Biaej Ksigi - uwiadomia sobie Clary. - To dlatego jej chciaa. I
antidotum... jak ona trafia do biblioteki Waylandw?
- Schowaam j tam pewnej nocy podczas przyjcia - powiedziaa Jocelyn ze ladem
umiechu na twarzy. - Nie chciaam mwi o tym Lukowi... Wiedziaam, e znienawidziby
cay ten pomys z eliksirem, ale wszyscy ktrych znaam naleeli do Krgu. Wysaam
Ragnorowi wiadomo, ale on opuszcza Idris i nie powiedzia kiedy wraca. Powiedzia, e
zawsze mog wysa mu wiadomo... ale kto by j wysa? W kocu zdaam sobie spraw z
tego, e istniaa jedna osoba, ktrej mogam si zwierzy. Jedynej osobie, ktra nienawidzia
Valentine'a tak bardzo, e nigdy by mnie nie zdradzia. Wysaam list do Madeleine, w
ktrym tumaczyam jej co zamierzam zrobi i e jedynym sposobem na to, bym odzyskaa
przytomno byo odnalezienie Ragnora Fella. Nigdy mi nie odpisaa ale musiaam wierzy,
e przeczytaa list i zrozumiaa. To byo wszystko na co mogam liczy.
- Dwa powody - powiedziaa Clary. - Mwia, e zostaa z dwch powodw.
Jednym byo Powstanie. A drugim?
Zielone oczy Jocelyn byy zmczone, ale lnice i szeroko otwarte.
- Clary, nie domylasz si? Drugim powodem byo to, e ponownie zaszam w ci.
Z tob.
- Och - odezwaa si Clary cienkim gosem. Przypomniaa sobie co powiedzia Luke:
Nosia kolejne dziecko i wiedziaa o tym od tygodni. - Ale czy to nie sprawio, e jeszcze
bardziej chciaa uciec?
- Tak - przyznaa Jocelyn. - Ale wiedziaam, e nie mog tego zrobi. Gdybym ucieka
od Valentine'a, to poruszyby niebo i ziemi eby mnie znale. cigaby mnie a po kres
wiata, bo do niego naleaam i nigdy nie pozwoliby mi odej. I moe zaryzykowaabym,
pozwolia by mnie odnalaz. Ale nigdy w yciu nie daabym mu szansy na to, by
kiedykolwiek odnalaz ciebie - odgarna ze zmczonej twarzy kosmyki wosw. - Istnia
tylko jeden sposb by upewni si, e nigdy by mu si to nie udao. Musia umrze.
Clary spojrzaa na swoj matk z zaskoczeniem. Jocelyn cigle wygldaa na
zmczon, ale jej twarz emanowaa wiatem.
- Mylaam, e zginie podczas Powstania - odpara. - Nie mogam go zabi. Nie
mogam si do tego zmusi. Ale nigdy nie przypuszczaam, e przeyje bitw. Pniej, gdy
dom zosta spalony, chciaam uwierzy e nie yje. Wmawiaam sobie, e on i Jonathan
sponli ywcem w poarze. Ale wiedziaam... - jej gos ucich. - To dlatego zrobiam to, co
zrobiam. Mylaam, e to by jedyny sposb eby ci ochroni... odebranie ci wspomnie,
zrobienie z ciebie Przyziemnej tak bardzo jak tylko si dao. To byo gupie, teraz to wiem.
Gupie i ze. Przepraszam ci za to. Mam tylko nadziej, e mi wybaczysz... jeli nie teraz, to
w przyszoci.
- Mamo - odchrzkna Clary. Od jakich dziesiciu minut czua si tak, jakby miaa
si zaraz rozpaka. - W porzdku. Po prostu... jest jedna rzecz, ktrej nie rozumiem wczepia palce w materia paszcza. - Wiem ju mniej wicej co Valentine zrobi Jace'owi... to
znaczy, Jonathanowi. Ale w sposobie w jaki go opisaa wydaje si by potworem. Mamo,
Jace wcale taki nie jest. Wcale nie jest potworem. Gdyby tylko go znaa... gdyby moga go
spotka...
- Clary - Jocelyn uja jej do w swoje rce. - Mam ci do powiedzenia o wiele wicej
ni ci si wydaje. Nie ma niczego, co bym przed tob ukrya albo o czym bym kamaa. Ale
istniej rzeczy, o ktrych nigdy nie wiedziaam. Odkryam je dopiero niedawno. I moe by ci
bardzo ciko o nich sucha.
Gorsze od tego co mi przed chwil powiedziaa?, pomylaa. Przygryza warg i
skina gow.
- Mw dalej. Wolaabym wiedzie.
- Kiedy Dorothea powiedziaa mi, ze Valentine'a widziano w miecie, wiedziaam e
zjawi si tu po mnie... po Kielich. Chciaam uciec, ale nie mogam si zmusi do tego, by
powiedzie ci gdzie. Nie obwiniam ci za to, e ucieka ode mnie tamtego okropnego
wieczoru. Cieszyam si, e nie bdzie ci w domu, gdy twj ojciec... gdy Valentine i jego
demony wamali si do naszego mieszkania. Czasu starczyo mi tylko na to, eby wypi
eliksir... syszaam, jak wywaali drzwi... - urwaa ze cinitym gardem. - Miaam nadziej,
e Valentine zostawi mnie na pewn mier, ale nie zrobi tego. Zabra mnie ze sob do
Renwick. Prbowa wszystkiego eby mnie obudzi, ale nic nie dziaao. Byam jak
zawieszona w stanie snu. Miaam niejasn wiadomo tego, e tam by, ale nie mogam nic
powiedzie ani si ruszy. Wtpi, czy wiedzia, e go sysz i rozumiem. A jednak siedzia
przy moim ku kiedy spaam, i rozmawia ze mn.
- Rozmawia z tob? O czym?
- O naszej przeszoci. O maestwie. O tym, jak bardzo mnie kocha i e go
zdradziam. O tym, e od tamtego czasu nie pokocha ju nikogo innego. Myl, e mwi
prawd, tak samo jak mwi prawd o tych wszystkich rzeczach. To ja byam jedyn osob, z
ktr rozmawia o swoich wtpliwociach, o poczuciu winy jakie odczuwa, i wydaje mi si,
e po tym jak go opuciam, nie znalaz nikogo innego. Myl, e nie mg si powstrzyma
od tego, by ze mn rozmawia, nawet jeli wiedzia, e nie powinien. Po prostu chcia z kim
porozmawia. Pomylisz, e chcia rozmawia jedynie o tym, co byo w jego gowie, o
rzeczach ktre zrobi tym biednym ludziom zmieniajc ich w Wykltych i o swoich planach
wobec Clave. Ale to nieprawda. Chcia rozmawia o Jonathanie.
- A dokadnie?
Usta Jocelyn zacisny si w wsk kresk.
- Przeprasza mnie za to co mu zrobi zanim si jeszcze urodzi, bo wiedzia, e to
mnie prawie zniszczyo. Wiedzia, e byam bliska samobjstwa z powodu Jonathana... ale
nie wiedzia, e rozpaczaam te nad tym, e odkryam czym naprawd by. Jakim cudem
zdoby krew anioa. Dla Nocnych owcw to substancja niemal legendarna. Jej picie ma
podobno dawa niesamowit si. Valentine wyprbowa j na sobie i odkry, e nie tylko
zapewnia mu niespotykan si, ale take poczucie euforii i szczcia za kadym razem gdy j
sobie wstrzykiwa. Wic wzi odrobin, sproszkowa j i doda do mojego jedzenia, majc
nadziej, e pomoe mi wyrwa si z rozpaczy.
Wiem skd wzi t krew, pomylaa Clary, mylc z ogromnym smutkiem o Ithurielu.
- Mylisz, e to co dao?
- Zastanawiam si, czy to wanie dlatego nagle odzyskaam ostro mylenia i si
potrzebn do tego, by pomc Lukowi udaremni Powstanie. Jeli rzeczywicie tak byo, to
zakrawao niemal na ironi, biorc pod uwag fakt dlaczego Valentine tak zrobi. Ale nie
wiedzia, e w czasie kiedy to robiam, byam w ciy z tob. Wic skoro krew na mnie miaa
taki wpyw, to na ciebie moga mie duo wikszy. Wydaje mi si, e to std ta twoja
zdolno do tworzenia nowych run.
- I moe dlatego - dopowiedziaa Clary - potrafia uwizi obraz Kielicha w karcie do
tarota. I dlaczego Valentine potrafi oboy Hodge'a kltw...
- Valentine mia za sob lata eksperymentowania - odpara Jocelyn. - Bliej mu teraz
do bycia czarownikiem ni Nocnym owc. Ale obojtnie czego by na sobie nie zrobi, to
nigdy nie bdzie to miao tak potnego dziaania, jakie wywaro na tobie czy na Jonathanie, a
to dlatego e bylicie tacy modzi. Jestem pewna, e nikt przed Valentinem nigdy czego
takiego nie dokona.
- Wic Jace... Jonathan... i ja naprawd bylimy eksperymentami.
- Ty bya niezamierzonym. Jeli chodzi o Jonathana, Valentine chcia stworzy
superwojownika; szybszego, silniejszego i lepszego od innych Nocnych owcw. Gdy
bylimy w Renwick, Valentine powiedzia mi, e Jonathan naprawd taki by. Ale e sta si
take okrutny i dziwnie pusty w rodku. By wystarczajco lojalny wobec Valentine'a, ale
wydaje mi si, e gdzie po drodze Valentine zda sobie spraw z tego, e stwarzajc dziecko
przewyszajce innych we wszystkim, tak naprawd stworzy syna, ktry nigdy go nie
kocha.
Clary pomylaa o Jasie, o tym, jak wyglda wtedy w Renwick, o sposobie w jaki
ciska odamek Portalu tak mocno, e krew zacza mu cieka po palcach.
- Nie - powiedziaa. - Nie, nie. Jace taki nie jest. Kocha Valentine'a. Nie powinien, ale
go kocha. I nie jest pusty. Jest cakowit odwrotnoci tego, co mwisz.
Donie Jocelyn zacisny si na jej kolanach. Byy pokryte cienkimi, biaymi bliznami
- bliznami, ktre nosili wszyscy Nocni owcy, jako pamitk po Znakach. Clary nigdy tak
naprawd ich nie widziaa. Czary Magnusa zawsze sprawiay, e o nich zapominaa. Po
wewntrznej stronie nadgarstka miaa blizn, ktra ksztatem przypominaa gwiazd...
A wtedy jej matka odezwaa si i wszystkie inne myli Clary pierzchy z jej gowy.
- Ja wcale - powiedziaa Jocelyn - nie mwi o Jasie.
- Ale... - zacza Clary. Wszystko zdawao si dzia w zwolnionym tempie, tak jakby
nia. Moe ni, pomylaa. Moe moja matka nigdy si nie obudzia a to wszystko jest snem.
- Jace jest synem Valentine'a. To znaczy, kim innym miaby by?
Jocelyn spojrzaa jej prosto w oczy.
- Tej nocy kiedy umara Celine Herondale, bya w smym miesicu ciy. Valentine
dawa jej mikstury, proszki... wyprbowywa na niej to samo, co wczeniej robi na sobie z
krwi Ithuriela, majc nadziej, e dziecko Stephena bdzie tak samo silne i potne jak
Jonathan, tyle e bez jego najgorszych wad. Nie mg znie myli, e ten eksperyment mg
pj na marne, wic z pomoc Hodge'a wyci dziecko z jej brzucha. Bya wtedy martwa
dopiero od niedawna...
Clary wydaa z siebie zduszony odgos.
- To niemoliwe...
Jocelyn kontynuowaa, tak jakby Clary wcale si nie odezwaa.
- Valentine zabra dziecko, wzi ze sob Hodge'a i uda si do swojego rodzinnego
domu lecego w dolinie niedaleko Jeziora Lyn. To dlatego znikn wtedy na ca noc. Hodge
opiekowa si dzieckiem a do Powstania. Potem, dlatego e Valentine podawa si za
Michaela Waylanda, musia przenie dziecko do ich rezydencji i wychowa go jako jego
syna.
- Wic Jace... Jace nie jest moim bratem? - wyszeptaa Clary.
Poczua, jak matka ciska jej do... w pocieszajcym gecie.
- Nie, Clary. Nie jest.
Clary pociemniao przed oczami. Czua wyranie kade, pojedyncze uderzenie
swojego serca. Moja mama mi wspczuje, pomylaa jak przez mg. Myli, e to za
wiadomo. Donie zaczy jej si trz.
- To czyje koci odnaleziono po poarze? Luke powiedzia, e byy tam koci
dziecka...
Jocelyn potrzsna gow.
- To byy koci Michaela Waylanda i jego syna. Valentine zabi ich obu i spali ich
ciaa. Chcia, by Clave uwierzyo, e on i jego syn zginli.
- Wic Jonathan...
podczas ich pierwszego spotkania. Jak gdyby rozpoznaa kogo, kogo znaa przez cae swoje
ycie, kogo tak jej bliskiego i znajomego jak ona sama. Nigdy nie poczua niczego takiego w
stosunku do Jace'a .
- Sebastian jest moim bratem?
Pikna twarz Jocelyn bya cignita, a donie splecione. Jej palce zrobiy si biae, jak
gdyby za mocno je ciskaa.
- Rozmawiaam dzisiaj z Lukiem o wszystkim co zaszo w Alicante od dnia twojego
przybycia. Opowiedzia mi o wieach demonw i swoich podejrzeniach, e to Sebastian
zniszczy zaklcia ochronne, chocia nie mia pojcia jak tego dokona. Wtedy zdaam sobie
spraw z tego kim naprawd by.
- Masz na myli to, e podawa si za Sebastiana Verlaca? I e by szpiegiem
Valentine'a?
- To take - zgodzia si Jocelyn - ale stao si to dopiero wtedy, gdy Luke powiedzia
mi, e mwia mu, e Sebastian farbowa wosy. Mogam si myli... Ale chopak odrobin
tylko starszy od ciebie, jasnowosy i ciemnooki, bez rodzicw, cakowicie oddany
Valentinowi... Nie mogam oprze si wraeniu, e to by Jonathan. Ale tu chodzio o co
wicej. Valentine od zawsze stara si znale sposb na obalenie zakl, zawsze by
przekonany, e taki sposb musi istnie. Eksperymentowanie na Jonathanie z krwi
demonw... Mwi, e to po to, eby uczyni go silniejszym, lepszym wojownikiem, ale tu
chodzio o co znaczniej wicej...
Clary wbia w ni wzrok.
- Znacznie wicej? Co masz na myli?
- To by jego sposb na zniszczenie zakl - powiedziaa Jocelyn. - Nie mona
wprowadzi do Alicane demonw, ale potrzeba ich krwi eby zniszczy zaklcia. Jonathan
ma t krew; ona pynie w jego yach. A to, e jest Nocnym owc, automatycznie daje mu
wstp do miasta o kadej porze dnia i nocy, niezalenie od wszystkiego. Uy swojej wasnej
krwi by zniszczy strae. Jestem tego pewna.
Clary pomylaa o Sebastianie stojcym obok niej przy ruinach rezydencji
Fairchildw. O tym, jak jego ciemne wosy opaday mu na twarz. Jak trzyma j za
nadgarstki, wpijajc si paznokciami w jej skr. O tym, jak powiedzia, e Valentine nie
mg kocha Jace'a . Wtedy mylaa, e powiedzia tak z nienawici do niego. Ale teraz zdaa
sobie spraw, e tak nie byo. Po prostu by... zazdrosny.
Pomylaa o mrocznym ksiciu ze swoich rysunkw, tym, ktry wyglda tak jak
Sebastian. Od razu odrzucia pomys, e podobiestwo byo spraw czystego przypadku,
sztuczk jej wyobrani, ale teraz zastanawiaa si czy stao si tak dlatego, e z powodu
wizw krwi nadaa swojemu nieszczliwemu bohaterowi twarz swojego brata. Prbowaa
wyobrazi sobie ksicia ale obraz zdawa si rozpada przed jej oczami, jak popi rzucony na
wiatr. Widziaa jedynie Sebastiana i czerwony un poncego miasta odbijajc si w jego
oczach.
- Jace - odezwaa si. - Kto musi mu powiedzie. Kto musi mu powiedzie prawd.
W myli Clary wdar si chaos. Gdyby Jace wiedzia, wiedzia, e nie nosi w sobie
krwi demonw, to nie poszedby szuka Valentine'a. Gdyby wiedzia, e nie jest jej bratem...
- Mylaam - powiedziaa Jocelyn z mieszanin wspczucia i zdumienia - e wszyscy
wiedz, gdzie on jest...
Zanim Clary zdoaa odpowiedzie, podwjne drzwi Sali otwary si na ocie a
dobiegajce z nich wiato zalao ozdobione filarami arkady i schody poniej. Stumiony gwar
gosw podnis si, gdy Luke przeszed przez drzwi. Wyglda na wyczerpanego ale bya w
nim pewna lekko, ktrej nie byo wczeniej. Sprawia wraenie niemal spokojnego.
Jocelyn wstaa.
- Co si stao, Luke?
Zrobi kilka krokw w jej stron, zatrzymujc si midzy drzwiami i schodami.
- Jocelyn - powiedzia. - Przepraszam, jeli wam przerwaem.
- Wszystko w porzdku, Luke.
Dlaczego cigle zwracaj si do siebie po imieniu?, pomylaa Clary pomimo swojego
oszoomienia. Bya midzy nimi pewna niezrczno, ktrej nie zauwaya wczeniej.
- Stao si co zego?
Pokrci gow.
- Nie. Tym razem dla odmiany stao si co dobrego - umiechn si do Clary, a w
tym umiechu nie byo nic niezrcznego: wyglda na zadowolonego z jej widoku, a nawet na
dumnego. - Udao ci si, Clary - powiedzia. - Clave zgodzio si, eby ich naznaczya. Nie
bdzie adnej kapitulacji.
d, zjecha po osypisku, co byo o wiele szybsze ale i niebezpieczne. Zanim dotar do dna
doliny, jego donie krwawiy od niejednego upadku na wir. Obmy je w czystym, bystro
pyncym strumieniu; jego woda bya odrtwiajco zimna.
Kiedy si wyprostowa i rozejrza dookoa, zda sobie spraw z tego, e teraz cakiem
inaczej postrzega dolin ni wczeniej w swojej wizji. Skate drzewa z zagajniku tworzyy
spltany gszcz, zbocza doliny wznosiy si ze wszystkich stron, i wida byo niewielki dom.
Okna byy ciemne a z komina nie unosi si dym. Jace poczu ukucie ulgi poczonej z
rozczarowaniem. Bdzie atwiej przeszuka dom jeli nikogo w nim nie byo. Jednak z
drugiej strony by pusty. Kiedy podszed bliej, zastanawia si co w wygldzie domu z wizji
byo takiego dziwnego. Z bliska wyglda na zwyky wiejski dom w Idris, wzniesiony z
blokw biaego i szarego kamienia. Okiennice musiay by kiedy pomalowane na jasny
bkit, ale wygldao na to, e miny lata od kiedy kto je przemalowywa. Byy wyblake i
farba si z nich uszczya.
Chwytajc si okna, Jace podcign si na parapet i zajrza do rodka przez brudn
szyb. Zobaczy duy, lekko przykurzony pokj ze stoami stojcymi pod jedn cian.
Narzdzia, jakie na nich leay, nie miay nic wsplnego z majsterkowaniem. To byy
przyrzdy czarownika: stosy poplamionych pergaminw, czarne woskowe wiece, miedziane
misy z ciemnym pynem zaschnitym na ich brzegach, kolekcja noy. Niektre z nich byy
cienkie jak szydo, a inne miay solidne szerokie ostrza. Na pododze narysowano pentagram.
Linie zdyy si zatrze. Na kadym kocu ramienia wyrysowana bya inna runa. odek
Jace zacisn si w supe... Te runy wyglday tak samo, jak tamte wyryte u stp Ithuriela.
Czy to Valentine mg je zrobi... Czy te rzeczy mogy nalee do niego? Czy to bya jego
kryjwka... Kryjwka w ktrej istnieniu Jace nie mia pojcia?
Zelizgn si z parapetu, ldujc na zeschnitej trawie... dokadnie w momencie, w
ktrym jaki cie przeci tarcz ksiyca. Tyle e tutaj nie byo adnych ptakw, pomyla, i
unis gow akurat w chwili, by zobaczy kruka koujcego w grze. Zamar a potem
byskawicznie schowa si w cieniu drzewa i wyjrza spomidzy jego gazi. W miar jak
kruk obnia lot, Jace wiedzia e instynkt go nie zawid. To nie by zwyky kruk... To by
Hugo, kruk, ktry nalea kiedy do Hodge'a. Hodge uywa go do wysyania wiadomoci
poza Instytutem. Od tamtej pory Jace dowiedzia si, e pocztkowo nalea do jego ojca.
Przysun si bliej pnia drzewa. Jego serce na powrt zaczo szybciej bi, ale tym razem z
podniecenia. Jeli Hugo tu by, to mogo to oznacza, e nis dla kogo wiadomo, i e tym
razem widomo nie bya do Hodge'a. Bya do Valentine'a. Musiaa by. Gdyby tylko udao
mu si za nim pj...
Przysiadajc na parapecie, Hugo zajrza przed jedno okno do rodka. Zdajc sobie
widocznie spraw z tego, e by pusty, zerwa si do lotu z irytujcym krakaniem i polecia w
stron strumienia. Jace wyszed z cienia i rzuci si za nim w pogo.
- Wic, technicznie rzecz biorc - powiedzia Simon - mimo tego, e Jace nie jest z
tob spokrewniony, to naprawd pocaowaa swojego brata.
- Simon! - Clary bya zniesmaczona. - Zamknij SI.
Obrcia si szybko w miejscu, eby sprawdzi czy nikt tego nie usysza, ale na
szczcie wygldao na to e nie. Razem z Simonem siedziaa na podium w Sali Porozumie.
Jej matka staa przy jego krawdzi, pochylajc si, eby porozmawia z Amatis. Dookoa nich
utworzy si chaos w miar jak Podziemni napywali tu od strony Pnocnej Bramy, toczc
si pod cianami. Clary rozpoznaa kilku czonkw sfory Luke, w tym Mai, ktra posaa jej
umiech z drugiego koca Sali. Byy tu faerie, jasne zimne i pikne jak sople lodu,
czarownicy z nietoperzymi skrzydami, kopytami a nawet z rogami, z niebieskimi iskrami
strzelajcymi im z koniuszkw palcw gdy przemierzali pomieszczenie. Midzy nimi kryli
podenerwowani Nocni owcy.
ciskajc stel w obu doniach, Clary rozejrzaa si dookoa z niepokojem. Gdzie by
Luke? Znikn gdzie w tumie. Znalaza go po chwili, gdy rozmawia z Malachim, ktry
gwatownie potrzsa gow. Obok staa Amatis, wbijajc w niego spojrzenia ostre jak
sztylety.
- Nie ka mi przeprasza za wszystko co ci powiedziaam, Simon - powiedziaa Clary,
piorunujc go wzrokiem. Zrobia wszystko co w jej mocy, by opowiedzie mu okrojon
wersj historii Jocelyn, w wikszo wyszeptan pod nosem, gdy sza w stron podium eby
zaj swoje miejsce. To byo dziwne, siedzie tu na grze i spoglda w d na to tak jakby
bya krlow wszystkich poddanych. Tyle e krlowa nie byaby a tak bliska paniki. - Poza
tym okropnie caowa.
- A moe to po prostu dlatego e by, o rany no, wiesz, e by twoim bratem - Simon
wyglda na bardziej rozbawionego ca t sytuacj ni Clary przypuszczaa.
- Nie mw tego wtedy, gdy moe ci usysze moja matka, albo ci zabij powiedziaa, rzucajc mu kolejne miadce spojrzenie. - I tak ju si czuj jakbym miaa
zaraz zwymiotowa albo zemdle. Nie pogarszaj tego.
Jocelyn zesza z krawdzi podium akurat w momencie, eby usysze ostatnie sowa
Clary a nie, na cae szczcie, to o czym wanie rozmawiali. Poklepaa j uspokajajco po
ramieniu.
- Nie denerwuj si, kochanie. Bya dzisiaj taka dzielna. Potrzebujesz czego? Koca,
ciepej wody...
- Nie jest mi zimno - odpara cierpliwie Clary. - I nie potrzebuj te kpieli. Czuj si
dobrze. Chc tylko eby Luke tu podszed i powiedzia mi co si dzieje.
Jocelyn pomachaa rk w stron Luke'a eby zwrci jego uwag, mwic mu
bezgonie co, czego Clary nie moga rozszyfrowa.
- Mamo - rzucia szybko - nie rb tego.
Ale byo ju za pno. Luke spojrza w gr... i to samo zrobio cakiem sporo innych
Nocnych owcw. Wikszo z nich byskawicznie odwrcia spojrzenia ale Clary wyczua
w nich fascynacj. Dziwnie byo myle, e jej matka bya tu postaci niemal legendarn.
Kady w tym pomieszczeniu sysza jej imi i mia na jej temat wyrobion opini, dobr lub
z. Clary zastanawia si, jak jej matce udawao si nie przejmowa tym wszystkim. Nie
wygldaa na zmartwion... wygldaa na spokojn, opanowan i gron.
W nastpnej chwili doczy do nich Luke, z Amatis u boku. Cigle wyglda na
zmczonego, ale rwnie na czujnego i nawet odrobin podekscytowanego.
- Poczekajcie jeszcze chwil - powiedzia. - Wszyscy si tu schodz.
- Malachi - odezwaa si Jocelyn, nie patrzc bezporednio na Luke'a gdy mwia. Sprawia wam jakie kopoty?
Luke machn lekcewaco rk.
- Uwaa, e powinnimy wysa wiadomo do Valentine'a, e odmawiamy przyjcia
jego warunkw. Ja uwaam, e nie powinnimy przechyla szali zwycistwa na jego korzy.
Niech pojawi si na Rwninie Brocelind razem ze swoj armi, oczekujc naszego poddania.
Malachi sdzi, e to by nie byo omieszajce, a kiedy powiedziaem mu, e wojna to nie
szkolna gra w krykieta, odpar e jeli cho jeden z Podziemnych straci nad sob kontrol, to
on wkroczy do akcji i zakoczy to wszystko. Nie mam pojcia co on sobie wyobraa...
przecie Podziemni nie potrafi przesta walczy chocia na pi minut.
- I wanie o tym sobie myla - wtrcia Amatis. - To cay Malachi. Pewnie martwi
si, e zaczniecie si zagryza nawzajem.
- Amatis - upomnia j Luke. - Kto moe ci usysze.
Odwrci si, gdy po stopniach podium wspia si dwjka mczyzn. Jednym by
wysoki i szczupy rycerz faerie z dugimi, czarnymi wosami opadajcymi po obu stronach
jego wskiej twarz. Mia na sobie jasny pancerz z zachodzcych na siebie krgw z twardego
metalu, ktry wyglda jak rybia uska. Jego oczy byy zielone jak licie. Drugim by Magnus
Bane. Nie umiechn si do Clary, gdy zaj swoje miejsce obok Luke'a. Mia na sobie dugi,
zapity pod sam szyj ciemny paszcz, a czarne wosy mia gadko zebrane do tyu.
- Wygldasz tak zwyczajnie - powiedziaa Clary, wpatrujc si w niego.
Na twarzy Magnusa pojawi si niky umiech.
- Syszaem, e masz nam do pokazania jak run - powiedzia tylko.
Clary spojrzaa na Luke'a, ktry skin gow.
- A, tak... - odpara. - Potrzebuj tylko czego do pisania... kawaka papieru.
- Przecie pytaam ci czy czego nie potrzebujesz - powiedziaa Jocelyn pod nosem,
brzmic bardziej jak matka, ktr pamitaa Clary.
- Ja mam papier - odezwa si Simon, grzebic w kieszeniach dinsw. Wrczy jej
co. Pogniecion ulotk o wystpie swojej kapeli w Knitting Factory z lipca. Wzruszya
ramionami i wygadzia j, biorc do rki poyczon stel. Zalnia jasno gdy dotkna
kocem papieru i przez chwil Clary baa si, e ulotka moe spon, ale saby pomyczek
zgas. Przystpia do rysowania, robic co w jej mocy by odci si od wszystkiego innego:
od gwaru jaki robi tum, od uczucia e wszyscy si na ni gapi. Runa pojawia si w jej
gowie tak jak poprzednio - wzr z zachodzcych na siebie linii, rozcigajcy si po stronie
jak gdyby szuka swojego dopenienia, ktrego tam nie byo. Strzepna kurz z kartki i
podniosa j, odnoszc absurdalne wraenie jakby bya w szkole i miaa wygosi prezentacj
przed swoj klas.
- To jest runa - powiedziaa. - Wymaga drugiej jako dopenienia eby zadziaa.
Partnera.
- Jeden Podziemny, jeden owca. Kada powka musi zosta naznaczona - Luke
nabazgra popiesznie kopi runy na spodzie strony, oderwa skrawek papieru i wrczy jeden
obrazek Amatis. - Zacznij kry po Sali i pokazywa run. Zademonstruj Nefilim jak dziaa.
Amatis kiwna twierdzco, zesza ze schodkw i znikna w tumie. Patrzc w lad za
ni, rycerz faerie potrzsn gow.
- Zawsze mi mwiono, e tylko Nefilim mog nosi Znak Anioa - powiedzia z
pewn doz nieufnoci. - e inni mog od tego straci zmysy lub umrze.
- To nie jest jeden ze Znakw Anioa - wyjania Clary. - Nie pochodzi z Szarej
Ksigi. Jest bezpieczny, przysigam.
Faerie nie wyglda na przekonanego.
Wzdychajc gono, Magnus podwin rkaw i wycign rk w stron Clary.
- Zrb to.
- Nie mog - odpara. - Nocny owca, ktry ci naznaczy bdzie twoim partnerem, a
ja nie bior udziau w walce.
- Wiem o tym - odpar. - Dzieci Nocy to mdre i ostrone istoty. Jakikolwiek spisek,
ktry moe cign ich gniew wzbudza moje podejrzenia.
- Nie mwiem nic o adnym gniewie - zacz Luke z zamierzonym spokojem i lekkim
rozdranieniem... Clary wtpia, czy kto, kto nie zna go zbyt dobrze wiedzia, e by
zirytowany. Moga wyczu zmian w jego zachowaniu. Patrzy teraz z gry na tum. Idc za
jego spojrzeniem, po drugiej stronie Sali Clary dojrzaa znajom posta. Isabelle, z falujcymi
czarnymi wosami i batem owinitym wok nadgarstka jak rzd zotych bransolet. Chwycia
Simona za rk.
- Lightwoodowie. Wanie zobaczyam Isabelle.
Spojrza w kierunku tumu, marszczc brwi.
- Nie wiedziaem, e ich szukasz.
- Prosz, id tam i porozmawiaj z ni w moim imieniu - wyszeptaa, rozgldajc si na
boki, eby sprawdzi, czy kto nie zwraca na nich uwagi. Nikt tego nie robi. Luke macha do
kogo w tumie podczas gdy Jocelyn rozmawiaa o czym z Meliornem, ktry przyglda si
jej z niejakim niepokojem. - Musz tu zosta ale... bagam, musisz powiedzie jej i Alecowi o
tym, co przekazaa mi mama. O tym, kim naprawd jest Jace i o Sebastianie. Musz wiedzie.
Powiedz, eby przyszli do mnie jak tylko bd mogli. Bagam ci, Simon.
- W porzdku - poruszony intensywnoci jej tonu, Simon uwolni nadgarstek z jej
ucisku i dotkn uspokajajco jej policzka. - Zaraz wracam.
Zszed ze schodw i znikn w tumie. Kiedy si odwrcia, zobaczya e Magnus jej
si przyglda, z ustami wykrzywionymi umieszkiem.
- Jasne - odpar na jakie pytanie, ktre zada mu Luke. - Znam Rwnin Brocelind.
Otworz Portal na placu. Tak duy nie bdzie dziaa dugo, wic lepiej eby zdy szybko
wszystkich przeprowadzi, kiedy ju zostan naznaczeni.
Kiedy Luke skin gow i odwrci si, eby porozmawia z Jocelyn, Clary pochylia
si i powiedziaa cicho:
- Chciaam ci podzikowa. Za wszystko co zrobie dla mojej mamy.
Nierwny umiech Magnusa poszerzy si.
- Nie sdzia, e to zrobi, prawda?
- Miaam wtpliwoci - przyznaa Clary. - Zwaszcza biorc pod uwag to, e gdy
widzielimy si w tym wiejskim domu, to nawet nie pofatygowae si, eby powiedzie mi
e Jace przeprowadzi Simona przez Portal. Nie dae mi wtedy szansy na siebie
nawrzeszcze, ale co ty sobie waciwie mylae? e mnie to nie zainteresuje?
- e zainteresuje ci a za bardzo - odpar Magnus. - e rzucisz wszystko i polecisz
nie wieciy tak, jak w Idris... A teraz nie wieciy wcale. Magiczne wiato wydobyo z
ciemnoci tuziny migoczcych z miki w otaczajcych go skaach. Kamienne ciany oyy
za spraw poyskujcych punkcikw wiata. Dziki nim zorientowa si, e sta w wskim
przejciu wycitym w litej skale. Za sob mia wejcie do jaskini a przed nim rozcigay si
dwa ciemne tunele. Jace przypomnia sobie o opowieciach snutych przez jego ojca o
bohaterach zagubionych w labiryntach, ktrzy za pomoc kawaka sznurka lub liny
odnajdywali drog powrotn. On nie mia ani jednego ani drugiego. Podszed bliej do tuneli i
sta w milczeniu przez dug chwil, nasuchujc. Usysza saby odgos spadajcych kropel
wody dobiegajcy z bardzo daleka, szum strumienia, szelest skrzyde... i gosy.
Szarpn si do tyu. Gosy dochodziy z tunelu po lewej stronie, by tego pewny.
Zacisn palce na kamieniu tak by stumi jego wiato. Kiedy zmatowia na tyle by da tylko
tyle wiata ile byo potrzebne do owietlenia drogi, Jace ruszy do przodu i znikn w
ciemnociach.
- Simon, mwisz powanie? To prawda? Fantastycznie! Wspaniale! - Isabelle zapaa
brata za rk. - Alec, syszae co powiedzia Simon? Jace nie jest synem Valentine'a. Nigdy
nim nie by.
- Wic czyim synem jest? - zapyta Alec, a Simon odnis wraenie, e mylami by
gdzie indziej. Wydawa si przeczesywa wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu kogo.
Jego rodzice stali niedaleko i przygldali im si. Simon obawia si, e rwnie im bdzie
musia wszystko wytumaczy, ale na szczcie pozwolili mu porozmawia przez chwil z
Alekiem i Isabelle na osobnoci.
- A kogo to obchodzi! - Isabelle machna rk ale potem zmarszczya brwi. - Hmm,
waciwie to trafna uwaga. Kto by w kocu jego ojcem? Michael Wayland?
Simon pokrci gow.
- Stephen Herondale.
- Wic by wnukiem Inkwizytorki - powiedzia Alec. - To dlatego musiaa... - urwa,
wpatrujc si w przestrze.
- Dlaczego musiaa co? - spytaa z naciskiem Isabelle. - Alec, skup si. Albo
przynajmniej powiedz nam czego waciwie szukasz.
- Nie czego - odpar Alec - tylko kogo. Magnusa. Chciaem go spyta, czy bdzie
moim partnerem w bitwie. Ale nie mam pojcia gdzie on moe by. Moe ty go widziae? skierowa pytanie do Simona.
Simon pokrci gow.
- By na podium razem z Clary, ale... - wykrci szyj by spojrze - ...teraz go tam nie
ma. Pewnie jest gdzie w tumie.
- Serio? Chcesz go poprosi, eby by twoim partnerem? - spytaa Isabelle. - To cae
zamieszanie z partnerami jest jak kotylion. Z wyjtkiem zabijania.
- Dokadnie, jak kotylion - zgodzi si Simon.
- Wic moe poprosz ci, eby ty zosta moim partnerem - odpara Isabelle, unoszc
delikatnie brew.
Alec zmarszczy czoo. By w penym rynsztunku, tak jak reszta Nocnych owcw w
pomieszczeniu - cay w czerni i z pasem, za ktry zatknita bya najrniejsza bro. Do
plecw mia przytroczony uk. Simon ucieszy si, ze znalaz sobie kolejny po tym, jak
poprzedni zniszczy Sebastian.
- Isabelle, ty nie potrzebujesz partnera, bo nie bdziesz walczy. Jeste za moda. A
jak tylko sprbujesz o tym pomyle, to sam ci zabij - podnis gow. - Chwila... czy to
Magnus?
Isabelle podya za jego spojrzeniem i parskna miechem.
- Alec, to wilkoak. Dziewczyna. Ma na imi May.
- Maia - poprawi Simon.
Staa niedaleko. Miaa na sobie brzowe, skrzane spodnie i czarn, obcis koszulk z
napisem CO MNIE NIE ZABIJE... NIECH LEPIEJ ZACZNIE UCIEKA. Jej splecione w
warkoczyki wosy przytrzymywaa opaska. Odwrcia si, jakby wyczua na sobie jego
wzrok, i umiechna si. Simon odwzajemni umiech. Isabelle rzucia mu gronie
spojrzenie. Natychmiast przesta si umiecha... Od kiedy dokadnie jego ycie a tak si
skomplikowao?
Twarz Aleca rozjania si.
- Magnus - powiedzia i ruszy z miejsca, nawet nie ogldajc si za siebie. Torowa
sobie drog przez tum do miejsca, w ktrym sta wysoki czarownik. Zaskoczenie na twarzy
Magnusa, gdy Alec do niego podszed, byo widoczne nawet std.
- Jakie to sodkie - odezwaa si Isabelle, patrzc na nich. - No wiesz, w taki gupawy
sposb.
- Dlaczego gupawy?
- Bo Alec chce, eby Magnus traktowa go na powanie, ale sam nigdy nie powiedzia
o nim naszym rodzicom, ani nawet o tym, e lubi...
- Czarownikw? - podsun Simon.
- Bardzo zabawne - Isabelle spiorunowaa go wzrokiem. - Wiesz, co mam na myli.
Tunel by dugi, krty i zmienia si co chwila, tak jakby Jace pezn przez trzewia
jakiego ogromnego potwora. W powietrzu unosi si zapach mokrego kamienia i popiou i
czego jeszcze, czego spleniaego i dziwnego, co przypominao mu troch zapach unoszcy
si w Miecie Koci. Po jakim czasie tunel rozszerzy si w okrg grot. Olbrzymie
stalaktyty o powierzchniach lnicych jak klejnoty zwisay z poszarpanego, kamiennego
sufitu. Podoga bya gadka jakby zostaa wypolerowana, tu i wdzie pokryway j tajemnicze
wzory z poyskujcego kamienia. Grot otacza rzd ostrych stalagmitw. Ze rodka
pomieszczenia wyrasta pojedynczy, ogromny stalagmit z kwarcu, wystajcy z ziemi jak
gigantyczny kie, pokryty gdzieniegdzie czerwonawymi wzorami. Przygldajc mu si z
bliska, Jace zobaczy e jego boki byy przezroczyste, a czerwony wzr by rezultatem czego
wirujcego i poruszajcego si wewntrz niego. Wyglda jak szklana probwka pena
barwnego dymu.
Wysoko w grze, przez naturalny wietlik w skale, sczyo si wiato. Ta grota nie
bya dzieem przypadku, lecz zostaa zaprojektowana celowo... Skomplikowane wzory na
pododze tylko go w tym upewniy... Ale kto miaby wykuwa a tak wielk podziemn grot
i po co? Ostre, nieprzyjemne krakanie odbio si echem w pomieszczeniu, przyprawiajc
Jace'a o wstrzs. Schowa si za stalagmitem i stumi magiczne wiato dokadnie w chwili,
gdy z cieni zalegajcych odlegy koniec groty wyszy dwie pogrone w rozmowie postacie i
ruszyy w jego stron. Rozpozna je jak tylko doszy do rodka pomieszczenia i pado na nie
wiato.
Sebastian. I Valentine.
Majc nadziej unikn tumu, Simon zatoczy szeroki uk i zmierza w kierunku
podium, znikajc za rzdami filarw stojcych po obu stronach Sali. Szed z pochylon
gow, zatopiony w mylach. Wydawao mu si dziwne, e Alec, zaledwie o rok czy dwa
starszy od Isabelle, mia wzi udzia w wojnie, a reszta nich miaa zosta z tyu. Na dodatek
Isabelle wcale nie wydawaa si tym martwi. adnych lamentw, zero histerii. Tak, jakby
tego oczekiwaa. Moliwe e tak byo. Moliwe e wszyscy tego oczekiwali.
By ju blisko schodw gdy spojrza w gr i, ku swojemu zaskoczeniu, zobaczy
Raphaela stojcego na wprost Luke'a, z waciwym sobie niemal wypranym z emocji
wyrazem twarzy. Natomiast Luke wyglda na wstrznitego. Potrzsa gow, donie mia
uniesione w gecie protestu, a stojca obok niego Jocelyn wygldaa na oburzon. Simon nie
mg dojrze twarzy Clary - staa do niego plecami - ale zna j na tyle dobrze, eby po
stalaktytw.
- Nie tak wartociowe jak bym chcia - odpar Valentine. Gos ojca, chodny i
niewzruszony, przeszy Jace'a jak strzaa. Jego donie zacisny si bezwiednie i przycisn je
mocno do bokw, wdziczny za to, e osaniaa go skaa. - Jedno jest pewne. Clave
sprzymierza si z siami Luciana.
Sebastian zmarszczy brwi.
- Przecie Malachi mwi...
- Malachi zawid - Valentine zacisn szczki.
Ku zaskoczeniu Jace'a , Sebastian podszed do niego i pooy mu do na ramieniu. W
tym dotyku byo co... co intymnego i poufaego... co sprawio, e Jace poczu si jakby mia
w brzuchu gniazdo robakw. Nikt nie dotyka Valentine'a w ten sposb. Nawet on nie
dotknby tak swojego ojca.
- Martwisz si tym? - zapyta Sebastian, i ten sam ton by w jego gosie. Ta sama
dziwaczna i groteskowa blisko.
- Clave poszo dalej ni sdziem. Wiedziaem e Lightwoodowie s zepsuci ponad
miar i e taki rodzaj zepsucia jest zaraliwy. To dlatego chciaem ich powstrzyma od
wejcia do Idris. A co do reszty, ktra daa sobie wypeni umysy trucizn, jak sczy w ich
uszy Lucian, nie bdcy nawet jednym z Nefilim... - odraza Valentine'a bya widoczna, ale
nie odsun si od Sebastiana, co Jace zauway z rosncym niedowierzaniem. Nie strzsn
jego doni ze swojego ramienia. - Jestem rozczarowany. Sdziem, e dostrzeg powd.
Wolabym nie koczy tego wszystkiego w ten sposb.
Sebastian wyglda na rozbawionego.
- Nie zgadzam si - powiedzia. - Pomyl o nich. S gotowi do walki, do zdobycia
chway, a przekonaj si, e nic z tego si nie liczy. e ich dziaanie jest bezcelowe. Pomyl o
wyrazach jakie si wtedy odmaluj na ich twarzach - jego usta rozcigny si w umiechu.
- Jonathanie - westchn Valentine. - To niewdziczna konieczno, z ktrej nie naley
si cieszy.
Jonathan? Jace przylgn do skay, jego donie zrobiy si nagle liskie od potu.
Dlaczego Valentine miaby nazywa Sebastiana jego imieniem? Czy to bya pomyka? Tyle
e Sebastian nie wyglda na zaskoczonego.
- Czy to nie dobrze, e to co robi sprawia mi rado? - spyta Sebastian. - Doskonale
bawiem si w Alicante. Lightwoodowie okazali si lepszym towarzystwem ni mwie,
zwaszcza Isabelle. Zdecydowanie nadawalimy na tych samych falach. A co do Clary...
Samo suchanie jak Sebastian wymawia jej imi przyprawio serce Jace'a o bolesny
skurcz.
- W ogle nie okazaa si taka, jak mylaem e bdzie - cign dalej pogodnie
Sebastian. - Wcale nie jest do mnie podobna.
- Nie ma na wiecie nikogo takiego jak ty, Jonathanie. A jeli chodzi o Clary, to
zawsze bya dokadnie taka sama jak jej matka.
- Nie przyzna si do tego, czego tak naprawd chce - stwierdzi Sebastian. - Jeszcze
nie teraz. Ale opamita si.
Valentine unis brew.
- Opamita?
Sebastian umiechn si, a Jace'a zalaa niemal niemoliwa do opanowania furia.
Przygryz mocno usta, czujc krew na jzyku.
- Och, no wiesz - wytumaczy Sebastian. - Przejdzie na nasz stron. Ju nie mog si
doczeka. Oszukiwanie jej byo najwiksz frajd jak miaem od wiekw.
- Nie miae si tam bawi. Miae si dowiedzie czego szukaa. A kiedy ju to
znalaza - bez twojego udziau, mona by doda - pozwolie by oddaa to czarownikowi. A
potem nie udao ci si sprowadzi jej tu ze sob, mimo zagroe jakie moe dla nas stanowi.
To chyba mao olniewajcy sukces, Jonathanie.
- Staraem si j sprowadzi. Nie spuszczali z niej wzroku, a przecie nie mogem jej
porwa na oczach caej Sali - odpar ponuro Sebastian. - Poza tym, ju ci mwiem, e ona nie
ma pojcia jak uywa tej swojej zdolnoci do tworzenia run. Jest zbyt naiwna by stanowi
jakiekolwiek zagroenie...
- Cokolwiek planuje Clave, ona stanowi tego centrum - przerwa mu Valentine. Hugin tak mwi. Widzia j na podium w Sali Porozumie. Jeli potrafi zademonstrowa
Clave swoje zdolnoci...
Jace'a ogarn nagy lk o Clary, poczony z dziwnym poczuciem dumy. Oczywicie,
e bya w samym rodku wydarze. To bya jego Clary.
- Wic bd walczy - skonstatowa Sebastian. - I to jest to na czym nam zaley,
prawda? Clary si nie liczy. To bitwa si liczy.
- Wydaje mi si, e jej nie doceniasz - powiedzia cicho Valentine.
- Obserwowaem j - odpar Sebastian. - Gdyby jej zdolnoci byy tak nieograniczone
jak mylisz, to moga z nich skorzysta eby wydosta z wizienia swojego maego
wampirzego przyjaciela... albo ocali tego gupca Hodge'a, kiedy umiera...
- Czyja moc nie musi by nieograniczona by by miertelna - powiedzia Valentine. A jeli chodzi o Hodge, to moe byby skonny okaza troch wicej szacunku przez wzgld
spojrzysz Anioowi w twarz. Po tym wszystkim, kiedy mnie ju nie bdzie, odziedziczysz
Dary Anioa. By moe ktrego dnia ty take wezwiesz Razjela.
- Chciabym - powiedzia Sebastian, stojc nieruchomo kiedy Valelentine ostatni raz
skin gow i znikn w ciemnociach. Jego gos przeszed niemal w szept. - Bardzo bym
chcia - warkn. - Naplubym draniowi w twarz - obrci si, jego twarz przypominaa bia
mask w przytumionym wietle. - Moesz ju wyj, Jace. Wiem, e tu jeste.
Jace zamar... ale tylko na sekund. Jego ciao zerwao si z miejsca zanim jego umys
mia czas eby za nim nady. Bieg w stron wyjcia tunelu, mylc tylko o tym eby wyj
na zewntrz, o dostarczeniu wiadomoci Lukowi.
Ale wyjcie zostao zablokowane. Sta w nim Sebastian z penym triumfu i chodu
wyrazem twarzy. Ramiona mia rozoone a palcami prawie dotyka cian tunelu.
- Chyba nie sdzie e jeste ode mnie szybszy, co?
Jace zatrzyma si gwatownie. Serce tuko mu si w piersi, bijc nierwno jak
zepsuty metronom, ale gos mia opanowany.
- Skoro jestem od ciebie lepszy na wszystkie inne moliwe sposoby, to musi by po
temu jaki powd.
Sebastian tylko si umiechn.
- Syszaem jak bije twoje serce - powiedzia mikko. - Gdy patrzye na mnie i na
Valentine'a. Przeszkadzao ci to?
- To, e umawiasz si na randki z moim ojcem? - Jace wzruszy ramionami. - Szczerze
mwic, jeste dla niego za mody.
- Co takiego? - po raz pierwszy odkd go spotka, Sebastian wydawa si by
zszokowany. Ale mg si tym cieszy zaledwie przez krtk chwil, zanim Sebastian nie
odzyska panowania nad sob. W jego oczach zalni ciemny bysk wskazujcy na to, e nie
wybaczy Jace'owi tego, e przez niego straci spokj. - Mylaem o tobie czasami - cign
tym samym mikkim gosem. - Byo w tobie co takiego, co co kryo si za tymi twoimi
tymi oczami. Przebysk inteligencji, w odrnieniu od reszty twojej przybranej,
gupkowatej rodziny. Ale przypuszczam, e to bya tylko poza. Jeste tak samo gupi jak
reszta, pomimo dziesiciu lat dobrego wychowania.
- Co ty moesz wiedzie o moim wychowaniu?
- Wicej ni ci si wydaje - Sebastian opuci rce. - Czowiek, ktry ci wychowa,
wychowa rwnie mnie. Tylko e mn si po tych pierwszych dziesiciu latach nie zmczy.
- Co masz na myli? - gos Jace'a przeszed w szept, a potem, kiedy patrzy na
nieruchom, pozbawion umiechu twarz Sebastiana, odnis wraenie jakby zobaczy go po
raz pierwszy w yciu... Jasne wosy, czarne antracytowe oczy, twarde linie jego twarzy jakby
wyciosane w kamieniu... i w swoich mylach zobaczy twarz ojca, ktr pokaza mu anio;
mod, wyrazist, czujn i rzdn, i ju wiedzia. - Valentine jest twoim ojcem. Jeste moim
bratem - powiedzia, tyle e Sebastian nie sta ju przed nim, tylko za nim, a jego rce
otoczyy ramiona Jace'a tak, jakby chcia go obj. Tyle e donie mia zacinite w pici.
- Witaj i egnaj, mj bracie - warkn, a jego rce zacisny si na Jasie, wyciskajc
mu oddech z puc.
Clary bya wyczerpana. Tpy, micy bl gowy, skutek rysowania runy Sojuszu,
zagniedzi si w jej skroni. Wraenie byo takie, jakby kto kopa drzwi od zej strony.
- Wszystko w porzdku? - Jocelyn pooya jej do na ramieniu. - Nie wygldasz za
dobrze.
Clary spojrzaa w d... i zobaczya wijc si, czarn run przecinajc grzbiet doni
swojej matki, dopenienie tej, ktr na swojej mia Luke. Jej odek zacisn si w supe.
Udao jej si pogodzi z faktem, e za par godzin jej matka moga naprawd walczy
przeciwko armii demonw... ale celowo odsuwaa od siebie t myl za kadym razem gdy
powracaa.
- Po prostu zastanawiam si gdzie jest Simon - wstaa na nogi. - Id go poszuka.
- Tam? - Jocelyn spojrzaa zaniepokojona w kierunku tumu. Zmiesza si z kad
minut, zauwaya Clary, w miar jak ci ktrzy zostali naznaczeni, wychodzili przez frontowe
drzwi na plac. Sta przy nich Malachi z niewzruszon twarz, kierujc Podziemnych i
owcw w odpowiedni stron.
- Nic mi nie bdzie - Clary przecisna si obok swojej matki i Luke'a ku schodom
podium. Czua na sobie wzrok ludzi, powag ich spojrze. Przeczesaa tum w poszukiwaniu
Lightwoodw lub Simona, ale nie dostrzega nikogo znajomego... poza tym trudno jej byo
zobaczy cokolwiek ponad tumem biorc pod uwag to, e bya niska. Wzdychajc, Clary
przesza na zachodni stron Sali, gdzie tum by mniejszy. W momencie, w ktrym dosza do
rzdu wysokich, marmurowych kolumn, spomidzy nich wystrzelia czyja rka i odcigna
j na bok. Clary miaa czas zaledwie na to, by wcign powietrze ze zdumienia, a potem
staa ju w ciemnoci za jednym z najwikszych filarw, opierajc si plecami o zimn,
marmurow cian. Donie Simona zacisny si na jej ramionach.
- Tylko nie krzycz, okej? To ja - powiedzia.
- Oczywicie, e nie mam zamiaru krzycze. Nie bd mieszny - rozejrzaa si na
boki, zastanawiajc si o co moe chodzi... widziaa tylko fragment Sali pomidzy filarami. -
Patrzya na niego niedowierzajco gdy jej tumaczy. Krcia przeczco gow jeszcze
zanim zdy doj do koca, a jej wosy smagay j po twarzy, prawie zasaniajc oczy.
- Nie - odpara. - To gupota, Simon. To nie jest podarunek tylko kara...
- Moe nie dla mnie - powiedzia. Zerkn w kierunku tumu a Clary dostrzega Mai,
przygldajc im si z niekaman ciekawoci. Byo jasne, e na niego czekaa. Za szybko,
pomylaa Clary. To wszystko dzieje si za szybko.
- To lepsze od drugiego wyjcia, Clary.
- Nie...
- Moliwe, e nic mi si nie stanie. To znaczy, ju i tak zostaem ukarany. Nie mog
wej do kocioa, do synagogi, nie mog wymwi... nie mog wymwi witych imion,
nigdy si ju nie zestarzej, jestem odcity od normalnego ycia. Moliwe, e to i tak niczego
nie zmieni.
- Ale moe.
Puci jej ramiona, przesun domi po jej bokach i wycign stel Patricka
Penhallowa z jej pasa. Poda j jej.
- Clary - powiedzia. - Zrb to dla mnie. Prosz.
Uja j zdrtwiaymi palcami i uniosa do gry, przytykajc koniec do skry Simona,
tu powyej jego oczu. Pierwszy Znak, powiedzia kiedy Magnus. Ten pierwszy. Pomylaa
o nim a stela zacza si porusza tak jak tancerz porusza si, gdy zaczynaa gra muzyka.
Czarne linie same pojawiy si na jego czole tak jak rozwijajcy patki kwiat pokazany na
przypieszonym filmie. Kiedy skoczya, prawa rka bolaa j i pieka, ale gdy tylko cofna
si i spojrzaa na swoje dzieo, wiedziaa, e stworzya co doskonaego, dziwnego i
staroytnego, co pochodzcego z pocztkw historii. Znak pon jak gwiazda nad oczami
Simona. Potar go palcami a na jego twarzy odmalowao si zdumienie.
- Czuj go - powiedzia. - Jak oparzenie.
- Nie mam pojcia ci si stanie - szepna. - Nie wiem, jakie dugofalowe efekty
uboczne mog wystpi.
Wykrzywiajc usta w pumiechu, unis do i dotkn jej policzka.
- Miejmy nadziej, e niedugo si o tym przekonamy.
19. PANIEL
Maia nie odzywaa si przez wikszo drogi do lasu, sza ze spuszczon gow, raz na
jaki czas rozgldajc si na boki i ze zmarszczonym w koncentracji nosem. Simon
zastanawia si, czy wyczuwaa drog i doszed do wniosku, e nawet jeli byo to dziwne, to
przynajmniej si przydawao. Zauway te, e nie musi przyspiesza, eby dotrzyma jej
kroku, niewane jak szybko sza. Nawet gdy dotarli do ubitej cieki w lesie i Maia zacza
biec - szybko, cicho i trzymajc si nisko przy ziemi - nie mia najmniejszego problemu z
dotrzymywaniem tempa. To by jedyny aspekt bycia wampirem, o ktrym mg szczerze
powiedzie, e sprawia mu przyjemno.
cieka skoczya si zbyt szybko; drzewa stay coraz gciej obok siebie i musieli
biec midzy nimi, po zdartej, pokrytej korzeniami i limi ziemi. Gazie nad ich gowami
tworzyy wzory wygldajce jak koronka na rozgwiedonym niebie. Dobiegli do polany, na
ktrej porozrzucane byy gazy byszczce jak idealnie biae zby. Gdzieniegdzie znajdoway
si stosy lici, jakby kto przyszed tu z ogromnymi grabiami.
- Raphael - Maia przyoya donie do ust i woaa wystarczajco gono, eby
sposzy ptaki siedzce wysoko w koronach drzew - Raphael, poka si!
Cisza. Nagle w cieniu co si poruszyo i sycha byo delikatny dwik, jak deszcz
bbnicy w blaszany dach. Odgarnite licie poleciay do gry, tworzc malekie cyklony.
Simon usysza jak Maia kaszle, , jakby strzepujc licie z twarzy i oczu.
Wiatr znikn tak samo nagle jak si pojawi. Raphael sta na polanie, kilka stp od
Simona. Otaczaa go grupa wampirw, bladych i nieruchomych jak drzewa w wietle
ksiyca. Ich miny byy zimne, wyraay tylko wrogo. Rozpozna niektrych z Hotelu
Dumort: drobn Lily i blond Jacoba z oczami zwonymi jak noe. Ale wielu z nich pierwszy
raz widzia na oczy.
Raphael zrobi krok do przodu. Jego skra bya ziemista i mia cienie pod oczami, ale
umiechn si na widok Simona.
- Przyszede - powiedzia.
- Przyszedem - odpar Simon - Jestem tu, wic... zaatwione.
- Nic nie jest zaatwione - Raphael spojrza na Mai - Lykantropko - kontynuowa Wr do lidera swojego stada i podzikuj mu za zmian decyzji. Powiedz, e Dzieci Nocy
bd walczy z nimi w Brocelind Plain.
Maia miaa zacity wyraz twarzy.
- Luke nie...
Simon szybko jej przerwa.
- W porzdku Maia. Id.
Jej oczy wieciy smutno.
- Simon pomyl - powiedziaa - Nie musisz tego robi.
- Musz - jego ton by chodny - Maia bardzo ci dzikuje za przyprowadzenie mnie tu.
A teraz id.
- Simon...
Jego gos osab.
- Jeli nie odejdziesz, zabij nas oboje i to wszystko pjdzie na marne. Id. Prosz.
Skina gow i odwrcia si, w tym samym momencie przemieniajc si. W jednym
momencie bya szczup dziewczyn z warkoczykami ruszajcymi si na wietrze, a w
nastpnym spada na ziemi i zacza biec na czterech nogach; bya szybkim i cichym
wilkiem. Wybiega z polany i znika w cieniu.
Simon odwrci si z powrotem do wampirw i prawie krzykn - Raphael sta blisko,
moe kilka cali od niego. Wida byo, e jest godny. Simon pomyla o nocy w Hotelu
Dumort - o twarzach nagle wychodzcych z cienia, o przelotnym miechu, zapachu krwi - i
zadra.
Raphael wycign do niego rce i zapa go za ramiona, ucisk jego zwodniczo
delikatnych doni by elazny.
- Podnie gow - powiedzia - I spjrz na gwiazdy. Tak bdzie atwiej.
- A wic masz zamiar mnie zabi - odpar Simon. Ze zdziwieniem zorientowa si, e
nie ba si ani nawet nie denerwowa; wszystko wydawao si zwolni i byo jasne. Czu
kady listek na gaziach nad nim, kady kamyk lecy na ziemi, kad par wpatrzonych w
niego oczu.
- A co mylae? - spyta Raphael - lekko smutnym gosem, pomyla Simon Zapewniam ci, e to nic osobistego. Jak powiedziaem wczeniej - jeste zbyt niebezpieczny,
eby mc dalej tak y. Gdybym wiedzia kim si staniesz...
- To nigdy nie pozwoliby mi wyczoga si z tego grobu. Wiem - stwierdzi Simon.
Raphael spojrza mu w oczy.
- Kady robi to co musi, eby przetrwa. To czyni nas odrobin podobnymi do ludzi jego zby jak igy wysuny si z osony jak brzytwy.
- Nie ruszaj si - powiedzia - Zaatwimy to szybko - zbliy si do Simona.
- Poczekaj - odpowiedzia Simon, a gdy Raphael odsun si, patrzc na niego gronie,
- Tak mylaem - rzek Raphael. Jego spojrzenie widrowao Simona - Jak za krlowa
z bajki, Lucian Graymark wysa mi zatrute jabko. Przypuszczam, e liczy na to, e ci
zabij i w konsekwencji zostan ukarany.
- Nie - powiedzia Simon szybko - Nie - Luke o niczym nie wiedzia. Jego gest by
wykonany w dobrej wierze. Musisz to przyzna.
- A wic sam si na to zdecydowae? - pierwszy raz w spojrzeniu Raphaela pojawio
si co innego ni pogarda - To nie jest proste zaklcie ochronne. Wiesz na czym polegaa
kara Kaina? - mwi cicho, jakby dzieli si z Simonem jakim sekretem - Gdy bdziesz
sprawowa ziemi, nie wyda wicej mocy swej tobie; tuaczem, i biegunem bdziesz na ziemi.
- Wic - odrzek Simon - bd si tua, jeli o to chodzi. Zrobi, co bdzie trzeba.
- A to wszystko... - stwierdzi Raphael - Wszystko dla Nefilim.
- Nie tylko dla Nefilim - odpowiedzia Simon - Robi to te dla was. Nawet jeli tego
nie chcecie - podnis gos tak, eby reszta wampirw moga go usysze - Martwilicie si,
e jeli inne wampiry dowiedz si co si ze mn stao, pomyl, e krew Nocnych owcw
pozwoli im na chodzenie w wietle dziennym. Ale to nie przez to mam t moc. To przez co
co zrobi Valentine. Jaki eksperyment. On to spowodowa, nie Jace. I nie da si tego
powtrzy. Nigdy wicej co takiego si nie zdarzy.
- On moe mwi prawd - odezwa si Jacob, zaskakujc Simona - Znaem jedno
albo dwoje Dzieci Nocy, ktre sprboway krwi Nocnego owcy. aden z nich nie mia
odpornoci na wiato.
- To by jedyny powd, eby odmwi Nefilim pomocy w bitwie - powiedzia Simon,
odwracajc si do Raphaela - Ale teraz gdy mnie do ciebie przysali... - pozwoli reszcie
zdania wisie w powietrzu.
- Nie prbuj mnie szantaowa - odpar Raphael - Jeli Dzieci Nocy zgadzaj si na
umow to dotrzymuj jej, niewane jak bardzo im si to nie podoba - umiechn si lekko,
jego ostre zby byszczay w ciemnoci - Jest tylko jedna rzecz. Jedna czynno, ktrej
wymagam od ciebie jako dowd, e masz dobre zamiary - zaakcentowa mocno ostatnie
sowo.
- Co mam zrobi?
- Nie bdziemy jedynymi wampirami walczcymi w bitwie Luciana Graymarka. Ty
te bdziesz walczy.
Jace otworzy oczy i zobaczy srebrny wir. Jego usta byy wypenione gorzkim
pynem. Zakaszla, przez moment zastanawiajc si czy si topi - ale jeli tak to topi si na
suchym ldzie. Siedzia pionowo, plecami oparty o stalagmit, a jego rce byy zwizane za
nim. Jeszcze raz kaszln i jego usta wypenia sl. Zrozumia, e nie ton tylko plu krwi.
- Obudzie si braciszku? - Sebastian kuca obok niego z kawakiem liny w rku i
umiecha si; jego umiech by jak obnaony n - To dobrze. Baem si, e zabiem ci
odrobin za wczenie.
Jace odwrci gow i wyplu krew na ziemi. Czu si jakby jego gowa
nadmuchanym balonem, naciskajcym na zewntrzn stron jego czaszki. Srebrny wir nad
jego gow zwolni i zatrzyma si ukazujc niebo pene gwiazd widocznych przez dziur w
dachu jaskini.
- Czekasz na specjaln okazj, eby mnie zabi? Niedugo Boe Narodzenie.
Sebastian, zamylony spojrza na Jace'a .
- Jeste dobry w gbie. Nie nauczye si tego od Valentine'a. Czego w ogle si od
niego nauczye? Wyglda na to, e nie pokaza ci jak si walczy - przysun si do Jace'a Wiesz co dostaem od niego na dziewite urodziny? Lekcj. Nauczy mnie, e jest takie
miejsce na plecach mczyzny, w ktre wbijajc n, przebijesz serce i rozerwiesz krgosup
jednoczenie. A ty co dostae na dziewite urodziny, chopczyku? Ciasteczko?
Dziewite urodziny? Jace przekn lin.
- To powiedz mi, w jakiej dziurze ci trzyma kiedy ja dorastaem? Nie pamitam
ebym widzia ci w okolicach dworu.
- Wychowywaem si w tej dolinie - Sebastian wskaza brod na wyjcie z jaskini - Ja
te nie pamitam, eby ty si tu krci. Mimo i wiedziaem o tobie. A ty o mnie nie.
Jace potrzsn gow.
- Valentine jako nigdy si tob nie chwali. Ciekawe czemu?
Oczy Sebastiana zabysy. Teraz widoczne byo podobiestwo do Valentine'a - ta sama
niecodzienna kombinacja srebrno - biaych wosw i czarnych oczu, te same koci
policzkowe, ktre wygldayby nawet delikatnie na mniej wymodelowanej twarzy.
- Wiedziaem o tobie wszystko - powiedzia - Ale ty nic nie wiesz, prawda? Sebastian wsta - Chciaem, eby przey po to, eby to zobaczy braciszku - kontynuowa Wic patrz uwanie.
Ruchem tak szybkim, e prawie niewidzialnym, wyj miecz z pochwy przypitej do
pasa. Mia srebrn rkoje i podobnie jak Miecz Anioa wieci cikim, czarnym wiatem.
Na powierzchni ostrza wyryte byy gwiazdy, ktre apay prawdziwe wiato gwiazd i pony
jak ogie.
Jace wstrzyma oddech. Zastanawia si czy Sebastian ma zamiar po prostu go zabi,
ale nie, gdyby tak byo zrobiby to wczeniej, kiedy by nieprzytomny. Patrzy jak Sebastian
szed w kierunku rodka groty, lekko trzymajc miecz w doni, chocia wyglda na ciki.
By skoowany. Jak Valentine mg mie jeszcze jednego syna? Kim bya jego matka? Kto
inny z Krgu? Czy by starszy od Jace'a ?
Sebastian doszed do ogromnego, czerwonego stalagmitu w centrum pomieszczenia,
ktre zdawao si pulsowa w miar jak si zblia, a dym w rodku wirowa coraz szybciej.
Sebastian przymkn oczy i podnis miecz. Powiedzia co - sowo w chrapliwie brzmicym,
demonicznym jzyku - i opuci miecz na stalagmit.
Odci jego grn cz. W rodku skaa bya pusta jak probwka wypeniona
czarnym i czerwonym dymem, unosi si w gr jak powietrze uciekajce z pknitego
balonu. Rozleg si huk - chocia by to nie tyle dwik, ale jakby eksplodujce cinienie.
Jace'owi zatkay si uszy. Nagle oddychanie stao si trudne. Chcia rozluni sobie
konierzyk koszulki, ale nie mg poruszy rkami. Byy zbyt ciasno zwizane z tyu.
Sebastian by czciowo zasonity czerwono - czarn cian dymu, ktry skrca si i
wzlatywa w gr.
- Patrz! - krzykn, jego twarz byszczaa. Jego oczy pony, biae wosy powieway
na tworzcym si wietrze i Jace zastanawia si czy tak wyglda za modu jego ojciec:
strasznie, a jednoczenie fascynujco - Patrz i podziwiaj armi Valentine'a.
Jego gos zosta zaguszony przez narastajcy dwik. Brzmia jak fala uderzajca o
brzeg; uderzenie ogromnej masy wody, niosca ze sob szcztki miast; nawanica potnej i
diabelnej mocy. Ogromna kolumna wirujcej, krccej si i trzepoczcej ciemnoci
wytrysna ze stalagmitu, wzbijajc si w powietrze, wypywajc przez dziur w sklepieniu
jaskini. Demony. Wylatyway wrzeszczc, wyjc i warczc; wrzca masa pazurw i szponw,
zbw i poncych oczu. Jace przypomnia sobie jak lea na pokadzie statku Valentine'a,
gdy niebo, ziemia i morze zamieniay si w koszmar, ale to co teraz widzia byo duo gorsze.
To wygldao jakby ziemia si otwara i ze szczeliny wypyno pieko. Demony mierdziay
jak tysic gnijcych cia. Jace krci rkami tak dugo, a lina wbia mu si w nadgarstki i
zacz krwawi. W ustach mia cierpki posmak i musia splun krwi i ci, podczas gdy
ostatnie demony znikay nad jego gow; czarna fala horroru przesaniajca niebo.
Jace myla, e by moe straci przytomno na minut czy dwie. Na pewno zaliczy
chwil ciemnoci, podczas ktrej wrzeszczce i wyjce demony zniky, a on jakby wisia w
przestrzeni zawieszony midzy niebem a ziemi, czujc pewnego rodzaju oderwanie od
rzeczywistoci, ktre byo w jaki sposb... spokojne.
Skoczyo si zbyt szybko. Nagle wrci do swojego ciaa, jego nadgarstki okropnie
bolay, ramiona mia cignite do tyu. Smrd demonw by tak mocny, e odwrci gow i
zwymiotowa na ziemi. Usysza oschy chichot i spojrza w gr, przeykajc kwas,
zalegajcy mu w gardle. Sebastian kucn obok ng Jace'a , jego oczy byszczay.
- Ju w porzdku braciszku - powiedzia - Poszli sobie.
Oczy Jace'a zawiy, a gardo palio. Jego gos brzmia jak rechot.
- Powiedzia pnoc. Valentine kaza otworzy bram o pnocy. Niemoliwe, eby
ju bya pnoc.
- Sdz, e w takich sytuacjach lepiej prosi o wybaczenie ni o pozwolenie Sebastian spojrza na puste ju niebo - Powinny dotrze do Brocelind Plain w pi minut, to
odrobin mniej ni zajmie ojcu droga do jeziora. Chc zobaczy rozlan krew Nefilim. Chc,
eby wili si i umierali na ziemi. Zasuguj na zhabienie, zanim pjd w zapomnienie.
- Naprawd mylisz, e Nefilim maj takie mae szanse w walce z demonami?
Przecie nie s nieprzygotowani...
Sebastian zby go machniciem rki.
- Mylaem, e suchae naszej rozmowy. Nie zrozumiae planu? Nie wiesz co
zamierza zrobi mj ojciec?
Jace nie odezwa si.
- To byo mie z twojej strony - kontynuowa Sebastian - Kiedy przyprowadzie mnie
do Hodge'a tamtej nocy. Gdyby nie powiedzia, e Lustrem, ktrego szukamy jest Jezioro
Lyn, to nie jestem pewien czy to w ogle byoby moliwe. Poniewa kady, kto ma dwa
spord Darw Anioa i stoi przed Lustrem, moe wywoa z niego Anioa Razjela, tak jak
zrobi to Jonathan Nocny owca tysic lat temu. A kiedy przywoasz Anioa, moesz od
niego zada jednej rzeczy. Moesz da mu jedno zadanie do wykonania. Poprosi o jedn...
przysug.
- Przysug? - Jace'owi zrobio si zimno - Valentine ma zamiar poprosi o
zwycistwo w bitwie w Brocelind Plain?
Sebastian wsta.
- To by byo marnotrawstwo - powiedzia - Nie. Zada, eby wszyscy Nocni owcy,
ktrzy nie napili si z Kielicha Anioa - wszyscy, ktrzy za nim nie podaj, zostali
pozbawieni mocy. Ju nie bd Nefilim. A skoro tak, noszenie run... - umiechn si - zmieni
ich w Wykltych. Bd atwym celem dla demonw i Podziemni, ktrzy nie zd uciec
zostan zlikwidowani.
Jace'owi dzwonio w uszach. Poczu zawroty gowy.
- Nawet Valentine - zacz - Nawet on nie byby w stanie zrobi czego takiego...
przeraa?
Nawet odrobina emocji, nie pojawia si na bladej twarzy Sebastiana.
- Ty - powiedzia - nie jeste dla mnie zagroeniem. Jeste szkodnikiem. Kopotem.
- Wic dlaczego mnie nie rozwiesz?
Sebastian cakowicie nieruchomo, patrzy si na niego. Wyglda jak posg - pomyla
Jace, jak posg jakiego zmarego ksicia, ktry zmar mody i zepsuty. I to bya rnica
midzy Sebastianem i Valentinem - mimo i mieli ten sam lodowaty i marmurowy wygld, w
Sebastianie co zniko, zostao usunite od rodka.
- Nie jestem gupcem - powiedzia Sebastian - Nie pokonasz mnie. Pozostawiem ci
przy yciu tylko po to, eby mg zobaczy demony. Kiedy zginiesz i wrcisz do swoich
anielskich przodkw, moesz im przekaza, e nie ma ju dla nich miejsca na tym wiecie.
Odnieli porak z Clave i Clave ju ich nie potrzebuje. Teraz mamy Valentine'a.
- Zabijasz mnie, bo chcesz ebym przekaza od ciebie wiadomo Bogu? - Jace
pokrci gow, ostrze miecza przesuno si po jego gardle - Jeste bardziej szalony ni
mylaem.
Sebastian tylko si umiechn i wbi ostrze odrobin gbiej; kiedy Jace przeyka,
czu jego czubek, przebijajcy mu tchawic.
- Jeli znasz jakie prawdziwe modlitwy braciszku, powiedz je teraz.
- Nie znam adnych modlitw - odpar Jace - Ale mam wiadomo. Dla naszego ojca.
Przekaesz mu j?
- Oczywicie - powiedzia Sebastian gadko, ale byo co w sposobie w jaki to
wypowiedzia, co potwierdzio to co myla Jace.
- Kamiesz - stwierdzi - Nie przekaesz mu wiadomoci, bo nie masz zamiaru
powiedzie mu co zrobie. Nigdy nie prosi ci eby mnie zabi i nie bdzie szczliwy gdy
si dowie.
- Nonsens. Nic dla niego nie znaczysz.
- Mylisz, e nigdy si nie dowie co si stao, jeli teraz mnie zabijesz. Mgby mu
powiedzie, e zginem w bitwie, albo po prostu sam dojdzie do wniosku, e to si stao. Ale
mylisz si, jeli uwaasz, e si nie dowie. Valentine zawsze wie.
- Nie wiesz o czym mwisz - odpowiedzia Sebastian, ale jego twarz si naprya.
Jace nadal mwi.
- Nie moesz ukry tego co robisz. Jest wiadek.
- wiadek? - Sebastian wyglda prawie na zaskoczonego, co Jace uzna za pewnego
rodzaju mae zwycistwo - O czym ty mwisz?
Przejrzyste wiato nad jej gow falowao i zginao si gdy przelatywaa zgraja
demonw, jakby byo podgrzane do wysokiej temperatury. W kocu pojawi si dwik
podobny do odgosu strzau i w szkle pojawio si ogromne pknicie, rozszczepiajce si na
mniejsze szczeliny. Clary zacza biec zasaniajc gow rkami, kiedy szko zaczo spada
wok niej jak deszcz.
Byli prawie na polu bitwy, kiedy rozleg si dwik rozdzierajc cisz. W jednej
chwili lasy byy tak samo ciche jak ciemne. W nastpnej niebo byo owietlone piekielnym,
pomaraczowym wiatem. Simon zachwia si i prawie przewrci; zapa si pnia drzewa,
eby nie upa i spojrza do gry ledwo wierzc w to co widzi. Naokoo niego inne wampiry
wpatryway si w niebo, ich biae twarze wyglday jak otwierajce si w nocy kwiaty,
apice wiato ksiyca, podczas gdy po niebie przelatywa koszmar za koszmarem.
- Cay czas mdlejesz - powiedzia Sebastian - To strasznie nudne.
Jace otworzy oczy. Bolaa go gowa. Podnis rk, eby dotkn policzka i
uwiadomi sobie, e jego rce nie s ju zwizane. Kawaek liny zwisa z jego nadgarstka.
Gdy spojrza na swoj rk bya czarna od krwi.
Rozejrza si. Ju nie byli w jaskini: lea na mikkiej trawie na dnie doliny, niedaleko
kamiennego domu. Sysza pync niedaleko wod. Spltane korony drzew nad nim
blokoway troch wiato ksiyca, ale nadal byo jasno.
- Wstawaj - odezwa si Sebastian - Masz pi sekund zanim ci zabij.
Jace wsta tak wolno jak mg sobie na to pozwoli. Nadal krcio mu si w gowie.
Walczc o utrzymanie rwnowagi wbi pity butw w ziemi, prbujc zyska jaki stabilny
grunt.
- Czemu mnie tu przyniose?
- Z dwch powodw - odpowiedzia Sebastian - Po pierwsze mio byo ci oguszy.
Po drugie zabrudzenie krwi podogi w grocie byoby niekorzystne dla nas obu. Zaufaj mi. Bo
mam zamiar przela sporo twojej krwi.
Jace dotkn swojego pasa i serce podeszo mu do garda. Albo zgubi wikszo broni
kiedy Sebastian przeciga go przez tunel, albo - co bardziej prawdopodobne - Sebastian je
wyrzuci. Wszystko co mu zostao to sztylet. Mia krtkie ostrze - zbyt krtkie; adna obrona
przed mieczem.
- Nie nazwabym tego broni - Sebastian umiechn si szeroko, biay w
rozwietlonej wiatem ksiyca ciemnoci.
- Nie mog tym walczy - stwierdzi Jace, starajc si brzmie jak najbardziej
nerwowo i drco.
jakby pyn. Twarz Sebastiana dryfowaa nad nim, biaa na tle ciemnoci; w rku trzyma
sztylet. Co zotego zabysno na nadgarstku Sebastiana, jakby nosi bransoletk. Ale to nie
bya bransoletka, poniewa si ruszaa. Sebastian spojrza na swoj rk i zaskoczony patrzy
jak n wypada mu z doni i spada z gonym pluskiem w boto.
A potem rka oddzielia si od jego nadgarstka i spada na ziemi.
Jace patrzy ze zdziwieniem jak oddzielona rka Sebastiana odbia si i spocza na
parze wysokich czarnych butw. Buty byy przyczepione do delikatnych ng, ktre
przechodziy w szczupy tors i znajom twarz otoczon mnstwem czarnych wosw. Jace
podnis wzrok i zobaczy Isabelle, jej bat by mokry od krwi, oczy wpatryway si w
Sebastiana, ktry z otwartymi ustami patrzy si na krwawy kikut.
Isabelle umiechna si ponuro.
- To za Maxa, dupku.
- Suka - Sebastian wysycza i skoczy na nogi, gdy bat Isabelle zacz zblia si do
niego z zawrotn prdkoci. Uskoczy w bok i znikn. Sycha byo szelest - musia pobiec
do lasu - pomyla Jace, ale przekrcenie gowy, eby sprawdzi bolao zbyt bardzo.
- Jace - Isabelle uklka koo niego, stela byszczaa w jej lewej rce. Jej oczy byy
mokre od ez; musiao by z nim bardzo le, myla Jace, skoro Izzy tak na niego patrzya.
- Isabelle - prbowa powiedzie. Chcia kaza jej odej, ucieka, niewane jak
spektakularna, odwana i utalentowana bya - a wszystkie te przymiotniki pasoway do niej
idealnie - nie moga powstrzyma Sebastiana. I Sebastian nigdy nie pozwoliby, eby tak maa
rzecz jak odcicie mu rki, go zatrzymaa. Ale z ust Jace'a wydosta si tylko bulgoczcy
dwik.
- Nie odzywaj si - poczu jak czubek jej steli dotyka skry na jego piersi - Bdzie
dobrze - Isabelle umiechna si drco - Pewnie zastanawiasz si co tutaj robi kontynuowaa - Nie wiem ile wiesz - ile powiedzia ci Sebastian - ale nie jeste synem
Valentine'a - Iratze prawie skoczyo dziaa: Jace ju czu jak bl znika. Delikatnie kiwn
gow, starajc si powiedzie, e wie - Waciwie nie miaam zamiaru szuka ci, kiedy
ucieke, bo napisae w notce, eby tego nie robi i zrozumiaam to. Ale nie mogam
pozwoli eby umar, mylc, e w twoich yach pynie krew demona, bez powiedzenia ci,
e z tob wszystko w porzdku, chocia szczerze, to nie wiem jak moge pomyle co tak
gupiego... - rka Isabelle zatrzsa si i dziewczyna zamara nie chcc uszkodzi runy Musiae wiedzie, e Clary nie jest twoj siostr - powiedziaa bardziej delikatnie - Bo... Po
prostu musiae. Wic poprosiam Magnusa, eby pomg mi ci wyledzi. Uyam tego
maego onierzyka, ktrego dae Maxowi. Myl, e normalnie Magnus by tego nie zrobi,
ogldajc.
Zobaczy demony - byy wszdzie. Nigdy nie wyobraa sobie, e mog wydawa
takie dwiki: krzyki, huki, trbienie, chrzkanie i gorsze: odgosy rozrywania i rozdrabniania
i godnej satysfakcji. Simon marzy, eby mc wyczy swj wampirzy such, ale nie mg
tego zrobi, a dwiki byy jak noe wbijajce mu si w uszy.
Potkn si o ciao lece do poowy w bocie, odwrci si, eby zobaczy czy
potrzebna jest pomoc i zobaczy, e Nocny owca lecy u jego stp nie ma gowy. Biaa
ko byszczaa na tle czarnej ziemi i mimo tego, e jest wampirem, Simonowi zrobio si
niedobrze. Musz by jedynym wampirem na wiecie, ktrego mdli na widok krwi - pomyla,
a potem co uderzyo go z tyu i zsun si z pochyoci w d.
Ciao Simona nie byo jedynym, ktre tam leao. Przeturla si na plecy w momencie
gdy demon pojawi si nad nim. Wyglda jak posta mierci ze redniowiecznych
drzeworytw - oywiony szkielet, z biaym, zakrwawionym toporem w rku. Simon skoczy
w bok, kiedy ostrze uderzyo w ziemi, cale od jego twarzy. Szkielet zasycza z
rozczarowaniem i jeszcze raz podnis topr...
I dosta maczug wykonan z powizanego ze sob drewna. Szkielet rozpad si jak
piata wypeniona komi. Rozleciay si z dwikiem podobnym do kastanietw, a potem
zniky w ciemnoci.
Nocny owca sta nad Simonem. Nigdy wczeniej go nie widzia. Wysoki mczyzna
z brod, poplamiony krwi, brudn rk pociera sobie czoo, na ktrym zostawi ciemn
smug, patrzy w d na Simona.
- W porzdku?
Oszoomiony Simon kiwn gow i podnis si.
- Dzikuje.
Nieznajomy zszed niej i wycign rk, eby pomc Simonowi. Simon przyj jego
rk i wylecia do gry. Wyldowa na krawdzi, jego stopy lizgay si na mokrym bocie.
Nocny owca umiechn si, zakopotany.
- Przepraszam.
Sia
Podziemnych
moim
partnerem
jest
wilkoak.
Nie
wkrtce przywoa Anioa, a Nefilim zamieni si w Wykltych. To uratuje kilku pod ochron
Valentine'a...
- To morderstwo! On morduje Nocnych owcw!
- Nie morderstwo - odpar Konsul. Jego gos by peen fanatycznej pasji Oczyszczenie. Valentine stworzy nowy wiat Nocnych owcw, wiat pozbawiony saboci i
korupcji.
- Sabo i korupcja nie s czci wiata - powiedziaa Clary - To cz ludzi. I
zawsze tak bdzie. wiat po prostu potrzebuje dobrych ludzi, dla balansu. A ty zamierzasz ich
wszystkich zabi.
Przez moment spojrza na ni ze szczerym zdumieniem, jakby zawstydzio go
przekonanie w jej gosie.
- Pikne sowa od dziewczyny, ktra zdradzia wasnego ojca - Malachi przycign j
do siebie, brutalnie szarpic j za krwawicy nadgarstek - By moe powinnimy zobaczy,
czy Valentine miaby co przeciwko, ebym nauczy ci...
Ale Clary nigdy nie dowiedziaa si czego chcia j nauczy. Ciemny ksztat
wyldowa midzy nimi - z rozoonymi skrzydami i wysunitymi pazurami.
Kruk zapa Malachiego czubkiem szpona, obic krwaw szram na jego policzku.
Konsul puci Clary z krzykiem i podnis rce, ale Hugo zatoczy koo i ci go zajadle
dziobem i pazurami. Malachi zatoczy si do tyu machajc rkami dopki nie uderzy mocno
w krawd awki. Ta spada z hukiem; nie mogc utrzyma rwnowagi Malachi spad tu za
ni z krzykiem, ktry szybko ucich.
Clary podesza do miejsca, gdzie lea wygity na marmurowej pododze, w tworzcej
si wok niego kauy krwi. Wyldowa na stosie szka z popkanego sufitu i jeden z
postrzpionych kawakw przebi jego gardo. Hugo nadal kry w powietrzu nad jego
ciaem. Zakraka triumfalnie, gdy Clary si na niego spojrzaa - najwyraniej nie przejmowa
si kopniciami i ciosami Konsula. Malachi powinien wiedzie, e atakowanie stworzenia
nalecego do Valentine'a jest gupot, pomylaa Clary kwano. Ptak nie wybacza, tak samo
jak jego mistrz.
Ale teraz nie byo czasu na mylenie o Malachim. Alec powiedzia, e wok jezioro
jest otoczone magi: gdyby kto si tam przenis za pomoc Portalu, wczyby alarm.
Valentine pewnie ju by przy lustrze - nie byo czasu do stracenia. Wolno odwracajc si od
kruku, Clary popdzia w stron frontowych drzwi Rady i blasku Portalu przed ni.
20. W RWNOWADZE.
Woda uderzaa j w twarz jak podmuch wiatru. Clary dawic si, poleciaa w d, w
ciemno. Jej pierwsza myl bya taka, e Portal znikn podczas naprawy i utkna w
ciemnoci pomidzy miejscami. Druga myl bya taka, e umara.. Prawdopodobnie bya po
prostu nieprzytomna przez kilka sekund, chocia czua si jakby to by koniec. Kiedy si
obudzia bya w szoku tak jakby przebia si przez pokryw lodu. W jednej chwili bya
nieprzytomna, a potem nagle ju nie. Leaa na plecach na zimnej, wilgotnej ziemi, patrzc w
niebo, na ktrym widniao mnstwo gwiazd, jakby po jego ciemnej powierzchni przepyna
rka pena gwiazd. Jej usta byy pene sonego pynu; odwrcia gow i zacza kaszle, plu
i sapa a znowu moga oddycha.
Kiedy jej odek przesta zwija si w spazmach, przewrcia si na bok. Jej
nadgarstki byy zwizane nik opask ze wiata, a nogi byy cikie i dziwne, mrowiy jakby
wbijano w nie szpilki i igy. Zastanawiaa si czy jako dziwnie na nie upada, a moe to by
efekt prawie utonicia. Jej kark bola, jakby uksia j osa. Z sapniciem podniosa si do
pozycji siedzcej z nogami wycignitymi niezgrabnie przed siebie i rozejrzaa si.
Bya na brzegu Jeziora Lyn, gdzie woda ustpowaa piaskowi. Za ni staa czarna,
kamienna ciana, to by klif, ktry pamitaa z czasu, gdy bya tu z Lukiem. Piasek by
ciemny i poyskiwa srebrnymi drobinkami. Tu i wdzie w piasek wetknite byy pochodnie z
czarodziejskiego wiata, wypeniajc powietrze srebrzystym blaskiem, zostawiajc na
powierzchni wody byszczce linie.
Na brzegu, kilka stp od miejsca, w ktrym siedziaa, sta niski stolik zrobiony z
paskich kamieni pooonych jeden na drugim. Wida byo, e zrobiono go w popiechu,
mimo i luki midzy kamieniami wypenione byy mokrym piaskiem, to niektre kamienie na
krawdziach zsuway si. Na stole umieszczone byo co co sprawio, e Clary musiaa zapa
oddech - Kielich Anioa, a w poprzek lea Miecz, w czarodziejskim wietle wygldajcy jak
jzyk pomienia. Naokoo otarzyka narysowane byy czarne linie run. Patrzya na nie, ale
byy pogmatwane, nic nie znaczce. Na piasku pojawi si poruszajcy si szybko cie dugi, czarny cie mczyzny, chwiejcy si i niewyrany w wietle pochodni. Zanim Clary
podniosa wzrok, on ju sta nad ni.
Valentine.
Szok, wywoany zobaczeniem go by tak ogromny, e prawie nie by szokiem. Nie
czua nic, patrzc na swojego ojca, ktrego twarz wisiaa nad ni jak ksiyc: biaa, surowa z
czarnymi oczodoami jak kratery po uderzeniu meteoru. Przez tors mia przewieszone
skrzane pasy, na ktrych wisiao kilkanacie lub wicej broni. Wyglday na nim jak kolce
jeozwierza. Growa nad ni jak przeraajca statua wojownika zaprogramowanego do
destrukcji.
- Clarissa - powiedzia - Podja spore ryzyko uywajc Portalu, eby si tu
przetransportowa. Masz szczcie, e zobaczyem jak pojawiasz si w wodzie. Bya
nieprzytomna; gdyby nie ja, utonaby - minie jego twarzy poruszyy si lekko - I na
twoim miejscu nie zastanawiabym si nad tym, czy alarm, ktry Clave zainstalowao naokoo
jeziora zadziaa. Kiedy przybyem, wyczyem go. Nikt nie wie, e tu jeste.
Nie wierz ci! - Clary otworzya usta, by rzuci w niego tymi sowami, ale nie byo
adnego dwiku. Czua si jak w koszmarze, w ktrym prbuje krzycze i nic si nie dzieje.
Z jej ust wydobywao si tylko powietrze, sapnicie kogo kto chce krzykn, majc
podernite gardo.
Valentine potrzsn gow.
- Nie kopocz si prbami mwienia. Narysowaem Run Milczenia - jedn z tych,
ktrych uywali Cisi Bracia - na twoim karku. Na nadgarstkach i na nogach masz runy
wice. Na twoim miejscu nie prbowabym wsta - twoje nogi ci nie utrzymaj i to tylko
wywoa bl.
Clary patrzya na niego, prbujc wwierci si w niego spojrzeniem, zrani go swoj
nienawici. Ale on jakby nie zauwaa.
- Wiesz, mogo by gorzej. Kiedy przenosiem ci na ld, trucizna z jeziora ju
zaczynaa dziaa. Tak przy okazji wyleczyem ci z niej. Nie ebym spodziewa si
podzikowania - umiechn si sabo - Ty i ja, nigdy ze sob nie rozmawialimy, prawda?
Nigdy nie mielimy takiej prawdziwiej rozmowy. Pewnie zastanawiasz si dlaczego nigdy nie
okazywaem adnego ojcowskiego zainteresowania tob. Przepraszam jeli to ci dotkno.
Teraz jej spojrzenie zmienio si z penego nienawici, na pene niedowierzania. Jak
mieli rozmawia, jeli ona nie moga mwi? Chciaa si wydusi z siebie sowa, ale z jej
garda wydobyo si tylko kolejne sapnicie.
Valentine odwrci si do swojego otarza i pooy rk na Mieczu. Ten zacz
wieci czarnym wiatem, jakby wchania powiat z powietrza naokoo siebie.
- Nie wiedziaem, e twoja matka bya w ciy, gdy mnie zostawia - powiedzia.
Mwi do niej - mylaa Clary - w sposb w jaki nigdy tego nie robi. Jego ton by spokojny,
rozmowny, ale to nie o to chodzio - Wiedziaem, e co jest nie tak. Mylaa, e ukrywa to,
e jest nieszczliwa. Wziem troch krwi Ithuriela, osuszyem na proszek i dosypaem do jej
jedzenia, mylc, e moe to wyleczy jej smutek. Gdybym wiedzia, e jest w ciy, nie
zrobibym tego. Postanowiem, e ju nie bd eksperymentowa na dziecku, w ktrego
yach pynie moja wasna krew.
Kamiesz - Clary chciaa wykrzycze. Ale nie bya pewna czy rzeczywicie kama.
Nadal brzmia dziwnie. Inaczej. Moe dlatego, e mwi prawd.
- Po tym jak ucieka z Idrisu, szukaem jej przez lata - kontynuowa - Ale nie tylko ze
wzgldu na Kielich Anioa. Dlatego, e j kochaem. Mylaem, e jeli tylko z ni
porozmawiam, to ona zrozumie. Tamtej nocy w Alicante, zrobiem to co zrobiem w napadzie
wciekoci. Chciaem j zniszczy, zniszczy wszystko co dotyczyo naszego wsplnego
ycia. Ale potem... - potrzsn gow, odwracajc si, eby spojrze na jezioro - Kiedy
wreszcie j wyledziem, syszaem plotki, e ma drugie dziecko, crk. Podejrzewaem, e
bya crk Luciana. On zawsze j kocha, zawsze chcia mi j odebra. Mylaem, e w
kocu si poddaa. Pogodzia si z posiadaniem dziecka z paskudnym Podziemnym - jego
gos sta si napity - Gdy znalazem j w waszym apartamencie w Nowym Jorku, nadal bya
ledwie wiadoma. Krzyczaa na mnie, e zrobiem potwora z naszego pierwszego dziecka i
zostawia mnie zanim zrobiem to samo z drugim. Potem zemdlaa w moich ramionach. Przez
te wszystkie lata jej szukaem i to byo wszystko co otrzymaem w zamian. Tych kilka
sekund, przez ktre patrzya na mnie z tumion przez cae ycie nienawici. Wtedy co
sobie uwiadomiem.
Podnis Maellartacha. Clary pamitaa jak ciko byo utrzyma Miecz i gdy ostrze
podnosio si do gry widziaa jak minie na ramionach Valentine'a napinay si, a yki
wiy si pod jego skr.
- Zrozumiaem - cign - e zostawia mnie, by ci chroni. Nienawidzia Jonathana,
ale ty... zrobiaby wszystko, eby ci chroni. eby ochroni ci przede mn. Nawet ya
pord przyziemnych, co musiao wiele j kosztowa. To musiao bole nie mc wychowa
ci zgodnie z naszymi tradycjami. Jeste tylko w poowie tym, kim moga by. Masz swj
talent do run, ale on zosta stumiony przez twoje przyziemne wychowanie.
Obniy Miecz. Jego czubek wisia tu obok jej twarzy; moga zobaczy go ktem
oka, unoszcy si na skraju jej widzenia jak srebrzysta ma.
- Wtedy ju wiedziaem, e Jocelyn nigdy do mnie nie wrci, przez ciebie. Jeste
jedyn osob na wiecie, ktr kochaa bardziej ni mnie. I to przez ciebie mnie nienawidzi. I
dlatego ja, nienawidz ciebie.
Clary odwrcia gow. Jeli mia zamiar j zabi, nie chciaa widzie nadchodzcej
mierci.
niej...
I nagle pofrun. Wytrcony Valentine'owi z rki polecia w ciemno. Oczy
Valentine'a rozszerzyy si, jego spojrzenie powdrowao w d zatrzymujc si najpierw na
swojej pokrytej krwi rce, a potem podnis wzrok, i w tym samym momencie co Clary
zauway co wytrcio Miecz z jego ucisku.
Jace, trzymajcy w lewej rce znajomo wygldajcy miecz sta na piasku, jak stop
od Valentine'a. Z wyrazu twarzy mczyzny widziaa, e tak samo jak ona nie usysza
zbliajcego si Jace'a .
Serce Clary mocniej zabio na jego widok. Cz jego twarzy pokrywaa zaschnita
krew, a na gardle mia siniejc ju czerwon kresk. Jego oczy lniy jak lustra i w
czarodziejskim wietle byy czarne - czarne jak oczy Sebastiana.
- Clary - powiedzia - Clary nic ci nie jest?
Jace! - walczya, by mc wykrzykn jego imi, ale nic z tego. Czua si jakby si
dusia.
- Nie moe ci odpowiedzie - odar Valentine - Nie moe mwi.
Oczy Jace'a zabysny gniewnie.
- Co jej zrobie? - machn mieczem w kierunku Valentine'a, ktry cofn si o krok.
Wyraz jego twarzy by ostrony, ale nie przestraszony. Bya w nim chodna kalkulacja, co nie
podobao si Clary. Wiedziaa, e powinna czu si triumfujco, ale nie moga - czua si
wrcz bardziej spanikowana ni chwil wczeniej. Uwiadomia sobie, e Valentine mia
zamiar j zabi, zaakceptowaa to, a teraz by tu Jace i jej strach obj te jego. A on wyglda
na tak bardzo... wyniszczonego. Jego strj by przecity na ramieniu, a skra pokryta biaymi
bliznami. Koszulka bya z przodu podarta, a na jego piersi widniao wyblake iratze, ktre nie
do koca usuno czerwon blizn, znajdujc si pod nim. Jego ubrania byy brudne, jakby
turla si po ziemi. Ale to jego mina najbardziej j przeraaa. Bya taka... lodowata.
- To Runa Milczenia. Nie skrzywdzi jej - Valentine wpatrywa si w Jace'a ...
zachannie - pomylaa Clary - jakby napawa si jego widokiem - Nie sdz - zapyta
Valentine - eby przyszed tu, aby si do mnie przyczy? Aby by bogosawionym przez
Anioa u mego boku?
Wyraz twarzy Jace'a nie zmieni si. Jego oczy utkwione byy w jego przybranym ojcu
i nic w nich nie byo - ani odrobiny uczucia, mioci albo wspomnienia. Nawet nienawici.
Tylko...pogarda. Zimna pogarda.
- Wiem co masz zamiar zrobi - powiedzia Jace - Wiem dlaczego przywoujesz
Anioa. I nie pozwol na to. Ju wysaem Isabelle, eby ostrzega armi...
Valentine zapa to w locie - dugi jzyk srebrnego ognia, ktry zabys w jego rce, gdy go
trzyma.
To by Miecz. W powietrzu zostay linie czarnego wiata, gdy Valentine wbi go
Jace'owi w serce.
Oczy Jace'a rozszerzyy si. Przez jego twarz przemkno niedowierzanie, spojrza w
d; z jego piersi groteskowo wystawa Maellartach - to wygldao bardziej dziwnie ni
przeraajco, jak scena z koszmaru, ktra nie ma adnego logicznego sensu. Valentine cofn
rk wyjmujc Miecz z ciaa Jace'a , tak jak wyjmuje si sztylet z pochwy. Jace opad na
kolana, tak jakby miecz by jedynym co go podtrzymywao. Jego miecz wypad mu z rki i
spad na wilgotn ziemi. Spojrza na niego ze zdziwieniem, jakby nie mia pojcia po co go
w ogle trzyma albo czemu go puci. Otworzy usta, jakby chcc o co zapyta, ale z jego
ust popyna krew, plamic reszt podartej koszulki.
Wszystko co potem nastpio, dla Clary wydawao si dzia w zwolnionym tempie.
Widziaa Valentine'a klkajcego na ziemi i kadcego Jace'a na kolanach jakby nadal by
maym dzieckiem i mona go bez problemu utrzyma. Pochyli si nad nim i zacz go
koysa, a potem schowa twarz na jego ramieniu. Clary przez moment mylaa, e moe
nawet paka, ale gdy podnis gow, jego oczy byy suche.
- Mj synu - wyszepta - Mj chopcze.
Zwolnienie czasu dziaao na ni jak zaciskajca jej si na szyi lina, gdy Valentine
trzyma Jace'a i odgarnia mu wosy z czoa. Trzyma go, gdy ten umiera, gdy wiato
uciekao z jego oczu, a potem delikatnie pooy ciao swojego adoptowanego syna na ziemi,
krzyujc mu rce na piersi, jakby zakrywajc krwawic ran.
- Ave... - zacz jakby chcia odmwi modlitw nad jego ciaem, poegnanie
Nocnych owcw, ale jego gos zaama si i gwatownie odwrci si i podszed do otarza.
Clary nie moga si ruszy. Ledwo moga oddycha. Syszaa bicie swojego serca i
szuranie powietrza w jej suchym gardle. Ktem oka widziaa Valentine'a stojcego przy
krawdzi jeziora. Z ostrza Maellartacha spywaa krew i wpadaa do Kielicha Anioa.
Valentine wypowiada sowa, ktrych nie rozumiaa. Nie obchodzio jej to. Niedugo to
wszystko si skoczy i prawie si z tego cieszya. Zastanawiaa si czy ma wystarczajco
duo energii, eby doczoga si do miejsca, w ktrym lea Jace, czy mogaby pooy si
obok niego i czeka na koniec. Wpatrywaa si w niego, lecego bez ruchu na
zakrwawionym piasku. Mia zamknite oczy i spokojn twarz, gdyby nie rana na jego piersi,
pomylaaby, e pi.
Ale on nie spa. By Nocnym owc: umar w bitwie, zasugiwa na ostatnie
bogosawiestwo. Ave atque vale. Jej usta wypowiedziay te sowa, chocia zamiast dwiku
wydobyo si z nich tylko powietrze. Przerwaa w poowie i nabraa tchu. Co powinna
powiedzie? Witaj i egnaj Jacie Waylandzie? To nie byo tak naprawd jego imi. Nigdy nie
zosta nazwany, pomylaa z udrk, po prostu mwiono na niego tak jak na zmare dziecko
Valentine'a. A w imieniu jest tyle mocy...
Gwatownie odwrcia gow i spojrzaa na otarzyk. Otaczajce go runy zaczy sabo
byszcze. To byy runy przyzwania, runy nazewnictwa i runy wice. Byy inne ni runy
wice Ithuriela w piwnicy domu Waylandw. Teraz, prawie przeciwko jej woli, Clary
pomylaa o tym jak Jace wtedy na ni spojrza, z wiar; zawsze w ni wierzy. Zawsze
myla, e jest silna. Okazywa to we wszystkim co robi, w kadym spojrzeniu, w kadym
dotyku. Simon te w ni wierzy, ale on traktowa j jak co kruchego, zrobionego z
delikatnego szka. A ucisk Jace'a zawsze by silny, on nigdy nie zastanawia si czy ona to
zniesie, bo wiedzia, e jest tak samo silna jak on.
Valentine raz po raz zanurza zakrwawiony Miecz w wodzie jeziora, piewajc
szybkim i niskim gosem. Woda falowaa, jakby ogromna rka delikatnie przesuwaa palcami
po jej powierzchni.
Clary zamkna oczy. Wspominaa Jace'a patrzcego na ni tej nocy, podczas ktrej
uwolnia Ithuriela i nie moga oprze si wyobraaniu sobie jakby spojrza na ni teraz, gdyby
zobaczy j kadc si na piasku i czekajc, by umrze u jego boku. Nie byby wzruszony,
nie pomylaby, e to pikny gest. Byby na ni zy za to, e si poddaa. Byby bardzo...
rozczarowany.
Clary pooya si na ziemi w linii prostej, tak eby przed sob mie swoje bezwadne
nogi. Powoli zacza czoga si po piasku, odpychajc si kolanami i zwizanymi rkami.
wiecca obrcz naokoo jej doni pieka j jak udlenie. Koszulka rozerwaa si kiedy
cigna si po ziemi i piasek drapa j w go skr na brzuchu. Ale ledwie to czua.
Czoganie si po piasku byo trudne, pot spywa jej po plecach pomidzy opatkami. Kiedy w
kocu dotara do okrgu z run, dyszaa tak ciko, e baa si, e Valentine j usyszy.
Ale on nawet si nie odwrci. W jednej rce trzyma Kielich Anioa, a w drugiej
Miecz. Patrzya na niego, a on odsun Miecz od Kielicha, wypowiedzia kilka sw, ktre
brzmiay jak Greka, a potem wyrzuci Kielich w gr. wieci jak spadajca gwiazda, gdy
wpada do jeziora i z lekkim pluskiem znikn pod powierzchni.
Krg z run wydziela sabe ciepo jak czciowo rozpalony ogie. Clary musiaa
wygi si, eby dosign steli przymocowanej do jej paska. Bl w jej nadgarstkach
powikszy si, gdy zacisna na niej palce. Wycigna j zza pasa z tumionym
westchnieniem ulgi.
Nie moga rozdzieli nadgarstkw, wic niezdarnie chwycia stel obiema rkami.
Podniosa si na okciach, patrzc na runy. Na twarzy czua ich ciepo, zaczy poyskiwa jak
czarodziejskie wiato. Valentine trzyma Miecz, gotowy, by wyrzuci go w powietrze;
wypiewywa ostatnie sowa formuy przywoania. W ostatnim przypywie siy, Clary wbia
czubek steli w piasek, ale zamiast rozmaza runy narysowane przez Valentine'a, zacza
rysowa na nich swj wasny wzr, now run na tej, ktra oznaczaa jego imi. To bya maa
runa - pomylaa - i maa zmiana, nie tak jak jej niezmiernie potna Runa Przymierza albo
Znak Kaina.
Ale to wszystko co moga zrobi. Wyczerpana, Clary przekrcia si na bok, akurat w
momencie, gdy Valentine wyrzuci w gr Miecz.
Maellartach pdzi, zmieniajc si w czarno - srebrn plam, ktra bezgonie
poczya si z czerni i srebrem jeziora. Z wody utworzy si gejzer, ktry by coraz wyszy i
wyszy: ciana pynnego srebra jak deszcz padajcy do gry. Powsta ogromny haas, odgos
kruszonego lodu, amicego si lodowca, a potem jezioro jakby rozpado si na kawaki,
srebrna woda eksplodowaa jak grad leccy w odwrotn stron.
A razem z nim pojawi si Anio. Clary nie bya pewna czego si spodziewaa - kogo
podobnego do Ithuriela, ale Ithuriel by wyniszczony latami niewoli i mki. To by anio w
peni chway. Kiedy wynurzy si z wody, oczy zaczy j piec, jakby wpatrywaa si w
soce.
Rce Valentine'a opady. Patrzy w gr z oczarowanym wyrazem twarzy, mczyzna
widzcy jak jego marzenie si spenia.
- Razjel - wyszepta.
Anio nadal wynurza si, sprawiajc wraenie jakby jezioro si zapadao, odsaniajc
wspania marmurow kolumn na jego rodku. Najpierw z wody wynurzya si jego gowa,
wosy jak srebrno - zote acuchy. Potem biae jak kamie ramiona, a potem nagi tors i Clary
zobaczya, e Anio by pokryty runami tak jak Nefilim, ale jego runy byy zote i ywe,
przemieszczay si po jego ciele jak iskry. W jaki sposb, Anio by jednoczenie ogromny i
nie wikszy ni zwyky czowiek: oczy Clary bolay od starania si obj go wzrokiem, a
jednoczenie by wszystkim co widziaa. Gdy si wynurzy, jego skrzyda rozpostary si nad
powierzchni jeziora; one te byy zote i pokryte pirami, a kade piro wygldao jak zote,
bystre oko.
By pikny i przeraajcy. Clary chciaa odwrci wzrok, ale tego nie zrobia.
Przygldaa si zdarzeniom. Robia to dla Jace'a , bo on nie mg.
Anioa przybra oschy ton. Masz zamiar kwestionowa niebo jak Gwiazda Poranna, ktrej
imi nosisz Nocny owco?
- Nie kwestionowa, nie Lordzie Razjelu. Chc sprzymierzy si z niebem...
W wojnie, ktr zaczynasz? Jestemy niebem, Nocny owco. Nie walczymy w waszych
ludzkich bitwach.
Kiedy Valentine znowu przemwi, brzmia na wrcz zranionego.
- Lordzie Razjelu. Na pewno nie stworzyby czego takiego jak rytua, ktry ci
przyzywa, gdyby nie chcia by przyzywany. My, Nefilim, jestemy twoimi dziemi.
Potrzebujemy twojego przewodnictwa.
Przewodnictwa? Teraz Anio by wyranie rozbawiony. To nie wyglda mi na powd,
dla ktrego mnie przyzwae. Szukasz raczej wasnej sawy.
- Sawy? - Valentine powtrzy chrapliwie - Oddaem wszystko tej sprawie. on.
Dzieci. Nie powstrzymaem syna. Oddaem temu wszystko. Wszystko!
Anio wznis si patrzc na Valentine'a swoimi dziwnymi, nieludzkimi oczami. Jego
skrzyda zaczy delikatnie si porusza jak chmury pynce po niebie. W kocu powiedzia:
Bg poprosi Abrahama, eby zoy go w ofierze na otarzu podobnym do tego, eby
zobaczy kogo kocha bardziej: Isaaca czy Boga. Ale nikt nie prosi ci o oddanie twojego
syna, Valentine.
Valentine spojrza w d na otarzyk splamiony krwi Jace'a , a potem znw na Anioa.
- Jeli bdzie taka potrzeba zmusz ci do tego - powiedzia - Ale wolabym, eby by
to efekt wsppracy.
Kiedy Nocny owca Jonathan mnie przywoa - odpar Anio - ofiarowaem mu swoje
wsparcie, bo widziaem, e naprawd marzy o wiecie uwolnionym od demonw. Wyobraa
sobie raj na ziemi. Ale ty marzysz tylko o wasnej chwale i nie kochasz nieba. Mj brat
Ithuriel moe to potwierdzi.
Valentine poblad.
- Ale...
Mylae, e si nie dowiem? - Anio umiechn si przeraajco - To prawda, e pan
tego krgu moe zmusi mnie do wykonania jednej rzeczy. Ale tym panem nie jeste ty.
Valentine wpatrywa si w niego.
- Lordzie Razjelu... Nie ma nikogo innego...
Ale jest - odpar Anio - Jest twoja crka.
Valentine obrci si. Clary lec pprzytomnie na piasku, z piekielnie bolcymi
nadgarstkami i patrzya wyzywajco. Przez moment ich oczy si spotkay - i spojrza na ni,
naprawd na ni spojrza, a wtedy uwiadomia sobie, e to by pierwszy raz, gdy jej ojciec na
ni spojrza i naprawd j zobaczy. Pierwszy i jedyny raz.
- Clarissa - powiedzia - Co ty narobia?
Clary wycigna rk i zacza pisa na piasku u jego stp. Nie rysowaa run.
Rysowaa sowa: sowa, ktre powiedzia do niej, gdy po raz pierwszy zobaczy do czego jest
zdolna, kiedy narysowaa run, ktra zniszczya statek.
MENE MENE TEKEL UPHARSIN.
Jego oczy rozszerzyy si, tak samo jak oczy Jace'a zanim umar. Valentine by blady
jak ciana. Odwrci si, by spojrze na Anioa, podnoszc rce w bagalnym gecie.
- Mj lordzie Razjelu...
Anio otworzy usta i splun. Przynajmniej tak to wygldao dla Clary: Anio splun,
a to co wydobyo si z jego ust byo iskr biaego ognia jak ponca strzaa. Strzaa przeleciaa
prosto nad wod i spona na piersi Valentine'a. A moe 'spona' nie jest dobrym sowem;
wypalia w nim dziur, jak kamie przerzucony przez cienki papier, zostawiajc dymic
dziur wielkoci pici.
Przez chwil Clary moga zobaczy jezioro i blask Anioa przez pier swojego ojca.
Chwila mina. Jak cite drzewo, Valentine run na ziemi i lea nieruchomo z
ustami otwartymi w niemym krzyku, jego niewidzce oczy na zawsze niedowierzajce
zdradzie.
To bya sprawiedliwo niebios. Mam nadziej, e nie jeste przeraona.
Clary spojrzaa w gr. Anio growa nad ni, jak ciana biaych pomieni,
zasaniajca niebo. Jego rce byy puste, Kielich i Miecz leay na brzegu jeziora.
Moesz zada ode mnie jednego czynu, Clarisso Morgenstern. Czego pragniesz?
Clary otworzya usta. Nie wydoby si z nich aden dwik.
Ach, tak - powiedzia Anio. Jego gos brzmia teraz o wiele delikatniej. Runa. Oczy na
jego skrzydach mrugny. Poczua jakby co j musno. Byo mikkie, bardziej mikkie ni
jedwab albo jakikolwiek inny materia, bardziej mikkie ni dotknicie pirkiem. Tak
wyobraaa sobie dotyk chmury. Z dotykiem pojawi si rwnie zapach - miy zapach: sodki
i upojny.
Z jej nadgarstkw znikn bl. Ju nie zwizane, rce opady jej na boki. Pieczenie w
karku i bezwad w nogach take znikny. Uklka. Tak bardzo chciaa przeczoga si po
zakrwawionym piasku do miejsca, w ktrym lea Jace; przyczoga si tam i pooy obok
niego i go obj, mimo i odszed. Ale gos Anioa obezwadni j, zostaa w tym samym
miejscu patrzc si na jego idealne, zote wiato.
Bitwa w Brocelind Plain koczy si. Wadza Morgensterna nad demonami znika w
momencie jego mierci. Ju teraz wiele z nich ucieka, reszta wkrtce zostanie zniszczona. W
tym momencie do tego brzegu jeziora zbliaj si Nefilim. Jeli masz jak prob Nocna
owczyni, powiedz j teraz - Anio przerwa. I pamitaj, e nie jestem dinem. Mdrze
wybierz pragnienie.
Clary zawahaa si tylko przez chwil, ale ta chwila wydawaa si by najdusz w jej
yciu. Moga poprosi o wszystko - pomylaa z zawrotami gowy - koniec godu albo chorb
lub pokj na wiecie. Ale by moe takie rzeczy nie zaleay od mocy aniow, bo pewnie
kto ju by o to poprosi. Ludzie powinni sami o to zadba.
Ale tak czy siak to nie miao znaczenia. Bya tylko jedna rzecz, o ktr moga
poprosi, jedyny prawdziwy wybr.
Podniosa oczy na Anioa.
- Jace - powiedziaa.
Mina Anioa nie zmienia si. Nie miaa pojcia, czy Razjel uwaa jej prob za z
lub dobr albo czy - pomylaa z panik - w ogle ma zamiar j speni.
Zamknij oczy, Clarisso Morgenstern - powiedzia Anio.
Clary zamkna oczy. Nie mona przecie odmwi anioowi, nie wane o co poprosi.
Z walcym sercem, usiada pod powiekami majc tylko ciemno i zdecydowanie starajc si
nie myle o Jacie. Ale jego twarz i tak pojawiaa si na jej powiekach - nie by umiechnity,
ale patrzy w dal. Widziaa blizn na jego skroni, nierwny umieszek w kciku ust i srebrn
lini na szyi w miejscu, gdzie ugryz go Simon - wszystkie znaki i rysy, wszystkie
niedoskonaoci tworzce osob, ktr kochaa najbardziej na wiecie. Jace'a . Jasne wiato
zmienio jej wizj w czerwon i upada na piasek, zastanawiajc si czy zaraz zemdleje - a
moe umieraa - ale nie chciaa umrze, nie teraz gdy moga tak dokadnie zobaczy jego
twarz. Wrcz syszaa jego gos, powtarzajcy jej imi tak samo jak robi to w Renwick.
Clary. Clary. Clary.
- Clary - powiedzia Jace - Otwrz oczy.
Otworzya.
Leaa na piasku w podartych, mokrych i zakrwawionych ubraniach - to si nie
zmienio. Ale Anio znikn, a razem z nim olepiajce wiato, ktre zamienio ciemno w
dzie. Patrzya na nocne niebo, na ktrym byszczay biae gwiazdy jak lustra, a nad ni z
oczami byszczcymi bardziej ni wszystkie gwiazdy sta Jace.
Napawaa si jego widokiem, kadej jego czci, od zmierzwionych wosw przez
poplamion krwi, brudn twarz po oczy byszczce przez warstw kurzu; od siniakw
widocznych przez podarte rkawy po otwarte, mokre od krwi rozdarcie na jego koszulce,
przez ktre wida byo nag skr - nie byo adnego ladu ani blizny w miejscu, w ktrym
tkwi Miecz. Widziaa yk pulsujc na jego szyi i na ten widok miaa ochot rzuci mu si
na szyj, bo to znaczyo, e jego serce bije, czyli...
- yjesz - wyszeptaa - Naprawd yjesz.
Z lekkim zdziwieniem dotkn jej twarzy.
- Byem w ciemnoci - powiedzia mikko - Nie byo tam nic oprcz cieni, ja byem
cieniem i wiedziaem, e jestem martwy i e to koniec, naprawd koniec. A potem usyszaem
twj gos. Usyszaem jak wypowiadasz moje imi i to sprawio, e wrciem.
- To nie moja zasuga - Clary cisno si gardo - Anio przywrci ci do ycia.
- Bo go o to poprosia - w milczeniu ledzi palcami obwd jej twarzy, jakby
upewniajc si, e jest prawdziwa - Moga mie wszystko inne na wiecie, a poprosia o
mnie.
Umiechna si do niego. Brudny, pokryty krwi i kurzem nadal by najpikniejsz
rzecz jak kiedykolwiek widziaa.
- Ale ja nie chc niczego innego.
Na te sowa wiato w jego oczach ju i tak jasne przemienio si w taki blask, e
ledwo moga znie patrzenie na niego. Pomylaa o Aniele, wieccym jak tysic pochodni, i
e Jace mia w sobie odrobin tej samej rozarzonej krwi i teraz ten ogie przewieca przez
niego i jego oczy, jak wiato wydostaje si przez szczeliny w drzwiach.
Kocham ci - chciaa powiedzie Clary. I zrobiabym to jeszcze raz. Zawsze
poprosiabym o ciebie.
Ale to nie byy sowa, ktre powiedziaa.
- Nie jeste moim bratem - stwierdzia, tracc oddech, jakby uwiadomiwszy sobie, e
jeszcze tego nie powiedziaa, nie moga zrobi tego wystarczajco szybko - Wiesz o tym
prawda?
Przez brud i krew, Jace umiechn si najpierw delikatnie, a potem coraz szerzej.
- Tak - odpowiedzia - Wiem.
EPILOG
PRZEZ NIEBO PENE GWIAZD
Dym leniwie formowa spirale, rysujc delikatne linie czerni w czystym powietrzu.
Jace, sam na wzgrzu grujcym nad cmentarzem, siedzia z okciami opartymi na kolanach i
obserwowa dym dryfujcy ku niebu. Ironia losu nadal go przeladowaa: w kocu to byy
pozostaoci jego ojca. Ze swojego miejsca widzia nosze pogrzebowe, przymione dymem i
pomieniami oraz ma grupk, ktra je otaczaa. Stamtd rozpozna jasne wosy Jocelyn i
Luke'a stojcego obok niej z rk na jej plecach. Jocelyn odwrcia gow od poncego stosu.
Jace mg by jednym ze stojcych w tej grupie, nawet chcia. Ostatnie kilka dni
spdzi w izbie chorych i wypuszczono go dopiero rankiem, po czci po to, by mg
uczestniczy w pogrzebie Valentine'a. Ale gdy przeszed poow drogi do stosu, uoonej
sterty drewna, biaego jak koci zda sobie spraw z tego, e nie moe i dalej. Zamiast tego
wdrapa si na wzgrze, z dala od aobnej procesji. Luke woa go, ale Jace nie zareagowa.
Usiad i patrzy jak zbieraj si wok noszy pogrzebowych, patrzy jak Patrick
Penhallow w swoim biaym stroju przystawia pomie do drewna. Ju drugi raz w tym
tygodniu oglda ponce ciao, ale te nalece do Maxa byo bolenie mae, a Valentine by
sporym mczyzn - nawet lec pasko na plecach z rkami skrzyowanymi na piersi i
serafickim ostrzem w zacinitej pici. Jego oczy byy przewizane biaym jedwabiem,
zgodnie z tradycj. Mimo wszystko dobrze go potraktowali - pomyla Jace.
Ale nie pogrzebali Sebastiana. Grupka Nocnych owcw wrcia do doliny, ale nie
znaleli jego ciaa - zostao zabrane z nurtem rzeki - tak powiedziano Jace'owi, chocia ten
mia wtpliwoci.
W tumie dookoa stosu szuka Clary, ale nie byo jej tam. Ostatnio widzia j dwa dni
temu, przy jeziorze, i tskni za ni, niemal fizycznie odczuwajc brak czego. To nie jej
wina, e si nie widzieli. Martwia si, e nie jest wystarczajco silny, eby przej portalem
do Alicante znad jeziora i okazao si, e miaa racj. Kiedy pierwsi Nocni owcy do nich
dotarli, unosi si w stanie pprzytomnoci. Obudzi si nastpnego dnia w miejskim szpitalu,
a Magnus Bane sta nad nim z dziwnym wyrazem twarzy - to mogo by gbokie zamylenie,
albo czysta ciekawo, trudno powiedzie jak to jest z Magnusem. Magnus powiedzia, e
mimo i Anio wyleczy Jace'a fizycznie, to jego umys i dusza byy wycieczone tak, e
tylko odpoczynek mg im pomc. Tak czy siak, teraz czu si lepiej. Akurat, eby zdy na
pogrzeb.
Clary staa i wygldaa przez okno w pokoju Isabelle, obserwujc dym plamicy niebo
nad Alicante jak lad zostawiony brudn rk na oknie. Wiedziaa, e dzi spalili ciao
Valentine'a, ciao jej ojca na cmentarzu zaraz za bramami miasta.
- Wiesz o dzisiejszych uroczystociach prawda? - Clary odwrcia si do Isabelle,
ktra przykadaa do siebie 2 sukienki: jedn niebiesk, a drug stalowoszar - Jak sdzisz co
powinnam zaoy?
'Ubrania zawsze bd terapi dla Isabelle' pomylaa Clary.
- Niebiesk.
Isabelle pooya obie sukienki na ku.
- A ty co zaoysz? Bo idziesz, prawda?
Clary pomylaa o srebrnej sukience na dnie skrzyni Amatis i jej piknym poysku.
Ale Amatis pewnie nigdy nie pozwoli jej zaoy.
- Nie wiem. Pewnie jeansy i mj zielony paszcz.
- Nuda - powiedziaa Isabelle. Spojrzaa na Aline, ktra siedziaa na krzele koo ka
i czytaa ksik - Nie sdzisz, e to nudne?
- Myl, e powinna pozwoli Clary zaoy to co chce - Aline nie podniosa wzroku
znad ksiki - Przecie nie przebiera si dla kogo.
- Przebiera si dla Jace'a - powiedziaa Isabelle, jakby to byo oczywiste - Tak jak
powinna.
Aline podniosa wzrok, mrugajc z dezorientacj, a potem umiechna si.
- No tak. Cay czas zapominam. To musi by dziwne, wiedzie, e nie jest twoim
bratem?
- Nie - Clary odpowiedziaa chodno - Mylenie, e jest moim bratem byo dziwne.
Teraz jest... dobrze - spojrzaa przez okno - Ale nawet go nie widziaam odkd si
dowiedzielimy. Odkd wrcilimy do Alicante.
- To dziwne - powiedziaa Aline.
- To nie jest dziwne - odpara Isabelle, posyajc Aline znaczce spojrzenie - By w
szpitalu. Dzi go wypucili.
- I nie przyszed od razu si z tob zobaczy? - Aline zapytaa Clary.
- Nie mg - ta odpowiedziaa - Musia i na pogrzeb Valentine'a. Nie mg tego
przegapi.
- Moe - rzeka Aline radonie - A moe nie jest ju tob zainteresowany. Teraz, kiedy
to ju nie jest zakazane. Niektrzy ludzie pragn tylko tego, czego nie mog mie.
- Nie Jace - szybko wtrcia Isabelle - Jace nie jest taki.
Amatis potrzsna gow. Zakopotanie znikno z jej twarzy i teraz patrzya na niego
wystarczajco pilnie, eby go zdenerwowa.
- Nie ma jej. Myl, e jest u Lightwood'w.
- Oh - by zaskoczony tym jak wielkie poczu rozczarowanie - Przepraszam, e
przeszkodziem.
- Nie ma problemu. Waciwie to ciesz si, e tu jeste - powiedziaa ranie - Jest co
o czym chciaabym z tob porozmawia. Wejd do rodka, zaraz wrc.
Jace wszed do domu, kiedy Amatis znikaa w korytarzu. Zastanawia si o czym
moga chcie z nim rozmawia. Moe Clary stwierdzia, e nie chce ju mie z nim nic
wsplnego i wybraa Amatis na dorczycielk tej wiadomoci.
Po chwili Amatis wrcia. Nie trzymaa w rku niczego co wygldaoby na list - na
jego szczcie - ale ciskaa w rkach mae metalowe pudeeczko. Byo delikatne, ozdobione
wizerunkami ptakw.
- Jace - powiedziaa Amatis - Luke powiedzia mi, e jeste... e Stephen Herondale
jest twoim ojcem. Opowiedzia mi o wszystkim co si stao.
Jace kiwn gow, bo czu, e to wystarczy. Wiadomoci rozchodziy si powoli, co
byo mu na rk - moe uda mu si dotrze do Nowego Jorku zanim cay Idris si dowie i
zacznie nieustannie si mu przyglda.
- Wiesz, e byam on Stephena przed twoj matk - Amatis kontynuowaa, jej gos
by napity, jakby to co mwia sprawiao jej bl. Jace gapi si na ni - czy chodzi jej o jego
matk? Czy obrazia si na niego za przywoanie zych wspomnie o kobiecie, ktra zgina
zanim jeszcze si urodzi? - Ze wszystkich yjcych dzi ludzi, chyba ja znaam najlepiej
twojego ojca.
- Tak - odpar Jace, marzc o tym, by znale si gdzie indziej - Jestem pewny, e to
prawda.
- Wiem, e zapewne masz co do niego mieszane uczucia - powiedziaa zaskakujc go
gwnie dlatego, e bya to prawda - Nigdy go nie znae. To nie on ci wychowa. Nawet nie
jeste do niego specjalnie podobny, z wyjtkiem jasnych wosw - ale twoje oczy... Nie wiem
skd je wzie. Wic moe jestem szalona, bo zanudzam ci tym. Moe nie chcesz nic
wiedzie o Stephenie. Ale on by twoim ojcem i gdyby ci zna... - mwic wcisna mu
pudeko, sprawiajc, e prawie odskoczy - To kilka rzeczy, ktre przechowaam przez te lata.
Listy, ktre napisa, zdjcia, drzewo genealogiczne. Jego czarodziejskie wiato. Moe teraz
nie masz pyta, ale kiedy moesz mie, a kiedy to nadejdzie, bdziesz mia to - staa
nieruchomo, podajc mu pudeko jakby oferowaa mu drogocenny skarb. Jace wycign rce
i wzi je od niej bez sowa. Byo cikie, a metal chodzi jego skr.
- Dzikuje - powiedzia. To najlepsze co mg zrobi. Zawaha si, a potem
powiedzia - Jest jeszcze jedna rzecz. Co nad czym mylaem.
- Tak?
- Jeli Stephen by moim ojcem to Inkwizytor - Imogen - bya moj babci.
- Bya... - Amatis przerwaa - Bardzo trudn kobiet. Ale tak, bya twoj babci.
- Ocalia mi ycie - odpar Jace - To znaczy, przez dugi czas zachowywaa si jakby
mnie nienawidzia. Ale potem zobaczya to - wywrci konierzyk koszulki na drug stron i
pokaza jej blizn w ksztacie gwiazdy, ktr mia na ramieniu - I uratowaa mi ycie. Ale co
moga dla niej znaczy moja blizna?
Oczy Amatis rozszerzyy si.
- Nie pamitasz jak j zrobie, prawda?
Jace potrzsn gow.
- Valentine powiedzia mi, e to rana, ktr zrobiem, gdy byem jeszcze zbyt may,
eby pamita. Ale teraz... Nie sdz, eby to bya prawda.
- To nie blizna. To znami, ktre masz od urodzenia. Istnieje stara rodzinna legenda na
jej temat. Mwi ona, e jeden z pierwszych Herondale'w, ktrzy zostali Nocnymi owcami,
zosta w nocy odwiedzony przez anioa. Anio dotkn jego ramienia, a gdy on si obudzi,
mia taki znak. I wszyscy jego potomkowie rwnie go mieli - wzruszya ramionami - Nie
wiem czy historia jest prawdziwa, ale wszyscy Herondale'owie maja to znami. Twj ojciec
te takie mia, tutaj - dotkna swojego ramienia - Mwi, e to znaczy, e miae kontakt z
anioem. e jeste w pewnym sensie bogosawiony. Imogen musiaa zobaczy pitno i
domylia si kim naprawd jeste.
Jace patrzy si na Amaris, ale nie widzia jej, widzia t noc na statku, mokry, czarny
pokad i Inkwizytor umierajc obok niego.
- Powiedziaa co do mnie - rzek - Kiedy umieraa, powiedziaa 'Twj ojciec byby z
ciebie dumny'. Mylaem, e chciaa by okrutna. Mylaem, e chodzio jej o Valentine'a.
Amatis potrzsna gow.
- Mylaa o Stephenie - powiedziaa mikko - I miaa racj. Byby z ciebie dumny.
Clary otworzya drzwi domu Amatis i wesza do rodka, dziwic si jak szybko
przyzwyczaia si do niego. Ju nie musiaa si wysila, by zapamita drog do drzwi, albo
to, e klamka delikatnie stawia opr, gdy otwiera drzwi. Bysk wiata sonecznego w kanale
te wyglda znajomo, tak samo jak widok z okien na Alicante. Moga sobie prawie
wyobrazi mieszkanie tutaj, jakby to byo gdyby Idris by jej domem. Zastanawiaa si za
czym najpierw zaczaby tskni. Za chiskim jedzeniem na wynos? Filmami? Miejskimi
komikami?
Ju miaa wej na schody, gdy usyszaa z salonu gos swojej matki - ostry i lekko
zaniepokojony. Ale co mogo wywoa zaniepokojenie matki? Teraz wszystko ju jest dobrze,
prawda? Bez namysu, Clary podesza z powrotem do ciany salonu i nasuchiwaa.
- Jak to zostajesz? - mwia Jocelyn - Ju nie wrcisz do Nowego Jorku?
- Poproszono mnie, ebym zosta w Alicante i reprezentowa wilkoaki w Radzie odpar Luke - Powiedziaem, e odpowiem dzi wieczorem.
- Nie moe tego zrobi kto inny? Jeden z liderw stad w Idrisie?
- Jestem jedynym liderem, ktry kiedy by Nocnym owc. Dlatego chc, ebym to
by ja - westchn - Ja to wszystko zaczem Jocelyn. Teraz powinienem zosta i zobaczy co
z tego wyniknie.
Zapado krtkie milczenie.
- Jeli tak czujesz to powiniene zosta - w kocu odezwaa si Jocelyn, ale jej gos
zdradza niepewno.
- Bd musia sprzeda ksigarni. Uporzdkowa swoje sprawy - powiedzia Luke
opryskliwie - Nie mog si tak od razu przeprowadzi.
- Mog si tym zaj. Po tym wszystkim co zrobie...
Jocelyn wydawaa si nie mie energii, by powstrzymywa swj ywy ton. Jej gos
cichn, a w kocu zamieni si w cisz, ktra przecigaa si tak dugo, e Clary chciaa
wej do salonu i da im zna, e jest tutaj. Chwil pniej cieszya si, e tego nie zrobia.
- Posuchaj - zacz Luke - Chciaem ci to powiedzie ju od duszego czasu, ale tego
nie zrobiem. Wiedziaem, e to nigdy nie bdzie miao znaczenia nawet jeli to powiem,
dlatego, e jestem czym jestem. Nigdy nie chciaa, eby to wszystko stao si czci ycia
Clary. Ale ona ju wie, wic to i tak nie zrobi adnej rnicy. I rwnie dobrze mog ci
powiedzie. Kocham ci Jocelyn. Od dwudziestu lat - przerwa.
Clary wysilia si, eby usysze co odpowie jej matka, ale ta nie powiedziaa nic. W
kocu Luke odezwa si zbolaym gosem:
- Musz wraca do Rady i powiedzie im, e zostaj. Nie musimy ju o tym
rozmawia. Po prostu czuj si lepiej, gdy ju ci powiedziaem po tych wszystkich latach.
Clary przycisna si do ciany, gdy Luke z opuszczon gow wyszed z pokoju.
Otar si o ni, jakby tego nie zauwaajc i szarpniciem otworzy drzwi. Sta tam przez
chwil, patrzc lepo na wiato odbijajce si od kanau. A potem odszed, drzwi zatrzasny
si za nim.
Clary staa w tym samym miejscu, plecami opieraa si o cian. Bya okropnie
smutna ze wzgldu na Luke'a, ale te ze wzgldu na matk. To wygldao tak, jakby Jocelyn
nie kochaa Luke'a i moe nigdy nie moga. Dokadnie tak samo jak to byo z ni i Simonem,
tylko tu nie widziaa sposobu jak Luke i jej matka mogliby wszystko naprawi. Nie, jeli on
zostanie w Idrisie. zy napyny jej do oczu. Chciaa si odwrci i wej do salonu, gdy
usyszaa otwieranie si drzwi kuchennych i gos, ktry by zmczony i troch zrezygnowany.
Amatis.
- Przepraszam, e podsuchaam, ale ciesz si, e Luke zostaje - powiedziaa - Nie
tylko dlatego, e bdzie blisko mnie, ale dlatego, e to da mu szans zapomnie o tobie.
Jocelyn chciaa si broni.
- Amatis...
- To trwa ju dugo Jocelyn. Jeli go nie kochasz, pozwl mu odej.
Jocelyn milczaa. Clary chciaa zobaczy wyraz jej twarzy, czy bya smutna?
Zdenerwowana? Zrezygnowana?
Amatis westchna.
- Chyba, e... go kochasz?
- Amatis, ja nie mog...
- Kochasz go! Kochasz! - Clary usyszaa dwik, jakby Amatis klasna w donie Wiedziaam! Zawsze wiedziaam!
- To nie ma znaczenia - Jocelyn brzmiaa jakby bya zmczona - To nie byoby fair w
stosunku do Luke'a.
- Nie chc tego sucha - co zaszelecio, a Jocelyn wydaa jk protestu. Clary
zastanawiaa si czy Amatis nie przytulia jej matki - Jeli go kochasz to teraz pjdziesz i mu
to powiesz. Teraz, zanim pjdzie do Rady.
- Ale oni chc eby by jej czonkiem! A on chce...
- Wszystko czego chce Lucian - powiedziaa Amatis chodno - to ty. Ty i Clary. To
wszystko, co jest mu potrzebne do szczcia. A teraz id.
Zanim Clary miaa szans si ruszy, Jocelyn wyskoczya na korytarz. Posza w stron
drzwi... i zobaczya Clary, przyciskajc si do ciany. Zatrzymujc si, otworzya usta ze
zdumienia.
- Clary! - brzmiaa jakby chciaa nada swojemu gosowi wesoy i radosny ton, ale jej
si to nie udao - Nie wiedziaam, e tu jeste.
Clary odesza od ciany, pocigna za klamk i otworzya drzwi. Jasne wiato
soneczne wpado do domu. Jocelyn staa, mrugajc w ostrym wietle, patrzc si na crk.
- Jeli nie pjdziesz za Lukiem - powiedziaa Clary gono i wyranie - to osobicie
ci zabij.
Przez chwil Jocelyn wygldaa na zdumion.
- Dobrze - odpara - jeli tak stawiasz spraw.
Chwil pniej bya ju na dworze, spieszc ciek w stron siedziby Rady. Clary
zatrzasna za ni drzwi i opara si o nie.
Amatis wysza z pokoju, opara si na parapecie i zerkaa nerwowo przez szyb.
- Mylisz, e go dogoni zanim dojdzie do siedziby?
- Mama spdzia cae ycie gonic za mn - poinformowaa j Clary - Porusza si
szybko.
Amatis spojrzaa na ni i umiechna si.
- Och, przypomniaa mi - powiedziaa - Jace by tutaj, eby si z tob zobaczy.
Myl, e ma nadziej zobaczy ci na dzisiejszej celebracji.
- Czyby? - Clary odpara w zamyleniu. Rwnie dobrze moga zapyta. Jeli nie
zaryzykuje, to nic nie zyska - Amatis... - zacza, a siostra Luke'a odwrcia si od okna i
spojrzaa na ni ciekawie.
- Twoja srebrna sukienka ze skrzyni. Mog j poyczy?
Ulice ju zapeniay si ludmi, gdy Clary sza przez miasto do domu Lightwoodw.
By zmierzch, wiata zaczynay si zapala, wypeniajc alejki blad powiat. Bukiety
znajomo wygldajcych biaych kwiatw, wisiay w koszach na cianach, napeniajc
powietrze swoimi ostrymi zapachami. Ciemnozote, ogniste runy widniay na dachach
domw, ktre mijaa; ogaszay zwycistwo i rado.
Na ulicach gromadzili si Nocni owcy. adni nie nosili swego stroju do walki nosili rnorodne stroje, od nowoczesnych do graniczcych z kostiumami historycznymi. To
bya niezwykle ciepa noc, wic kilka osb nosio paszcze, ale sporo kobiet miao na sobie
co co dla Clary wygldao jak suknie balowe, ich spdnice zamiatay ziemi. Szczupa,
ciemna posta przecia jej drog, gdy skrcia w uliczk, na ktrej sta dom Lightwoodw i
zauwaya, e by to Raphael, idcy rka w rk z wysok, ciemnowos kobiet w czerwonej
sukni koktajlowej. Spojrza jej przez rami i umiechn si do Clary. Jego umiech wywoa
w niej lekkie dreszcze i pomylaa, e w Podziemnych naprawd jest czasem co
odmiennego; odmiennego i przeraajcego. By moe nie wszystko co przeraajce, musi by
ze.
Aline, spogldajc nerwowo na ulic, gdzie dziewczyna faerie, ktrej dugie wosy byy
ozdobione kwiatami - nie, pomylaa Clary, one byy kwiatami, poczonymi ze sob
odygami - wycigaa niektre z biaych kwiatw wiszcych w koszach, patrzc na nie w
zamyleniu i je zjadajc.
- Spodoba ci si - odpara Isabelle - Oni potrafi si bawi - pomachaa na poegnanie
do rodzicw i poszy w stron placu. Clary nadal walczya z chci zaoenia rk, aby zakry
grn cz swojego ciaa. Sukienka wirowaa wok jej stp jak dym wijcy si na wietrze.
Pomylaa o dymie, ktry unosi si nad Alicante, wczenie tego dnia i zadraa.
- Hey! - powiedziaa Isabelle. Clary podniosa wzrok i zobaczya Simona i Mai
idcych ulic w ich stron. Nie widziaa Simona przez wikszo dnia; poszed do siedziby
Rady obserwowa jej wstpne zebranie, bo by ciekawy kogo wybior na reprezentanta
wampirw. Clary nie moga sobie wyobrazi Mai noszcej czego tak dziewczyskiego jak
sukienka i rzeczywicie miaa na sobie lune w kroku spodnie i T - shirt z napisem Wybierz
swoj bro i narysowanymi pod nim kostkami do gry. To bya koszulka gracza, pomylaa
Clary, zastanawiajc si czy Maia interesowaa si grami czy po prostu chciaa zaimponowa
Simonowi. Jeli tak, to dobrze wybraa.
- Idziecie na Plac Anioa?
Maia i Simon powiedzieli, e id i razem w grupie zbliyli si do siedziby Rady.
Simon zwolni, eby i krok za Clary i szli tak w milczeniu. Dobrze byo znw znale si
blisko Simona - by pierwsz osob, z ktr chciaa si zobaczy po przybyciu do Alicante.
Uciskaa go i dotkna Znaku na jego czole.
- To ci uratowao? - zapytaa, desperacko pragnc usysze, e zrobia to co zrobia z
okrelonego powodu.
- Uratowao mnie - tylko tyle powiedzia.
- Chciaabym mc to z ciebie zdj - odpara - Chciaabym wiedzie, co moe ci si
przez to sta.
Zapa j za nadgarstek i delikatnie zdj jej rk ze swojego czoa.
- Poyjemy, zobaczymy.
Przygldaa mu si, ale musiaa przyzna, e Znami zdawao si go nie zmienia w
aden widoczny sposb. Wydawa si taki jak zawsze. Jak to Simon. Tylko troch inaczej
zaczesywa wosy, tak eby zakry Znak: jeli by si o nim nie wiedziao, to by si nie
zauwayo.
- Jak tam spotkanie? - Clary spytaa, pobienie sprawdzajc czy przebra si na
witowanie. Nie zrobi tego, ale nie obwiniaa go - jeansy i T - shirt, ktre mia na sobie byo
Plac Anioa wyglda nie do poznania. Siedziba Rady wiecia si na biao na jego
kocu, czciowo zakryta przez wyszukany las z ogromnymi drzewami, ktre wyrosy na
rodku placu. Wida byo, e zrobiono to za pomoc magii, ale - mylaa Clary,
przypominajc sobie zdolno Magnusa do przenoszenia mebli i kubkw z kaw przez
Manhattan w mgnieniu oka - moe byy prawdziwe i przesadzone. Byy prawie tak wysokie
jak demoniczne wiee, ich srebrzyste pnie ustrojone byy wstkami, a kolorowe wiateka
wisiay w ich koronach. Skwer pachnia biaymi kwiatami, dymem i limi. Na jego
krawdziach ustawione byy stoy i dugie awki, na ktrych siedziay grupki miejcych si,
pijcych i rozmawiajcych Nocnych owcw i Podziemnych. Ale mimo tego miechu, w
powietrzu czu byo zarwno smutek jak i rado.
Sklepy otaczajce plac miay pootwierane drzwi, wiato wypywao na chodnik.
Uczestnicy imprezy przechodzili obok niosc talerze z jedzeniem, kieliszki na dugich
nkach wypenione winem i kolorowymi pynami. Simon patrzy na przechodzcego
topielca, trzymajcego szklank z niebieskim pynem i podnis brew.
- To nie bdzie podobne do imprezy Magnusa - uspokoia go Isabelle - Wszystko tutaj
powinno by nieszkodliwe.
- Powinno? - Aline wygldaa na zmartwion.
Alec spojrza w stron lasku, kolorowe wiata odbijay si w jego niebieskich
tczwkach. Magnus sta w cieniu pod drzewem, rozmawiajc z dziewczyn w biaej
sukience z gstymi, jasnobrzowymi wosami. Odwrcia si gdy Magnus spojrza na nich i
jej wzrok przez chwil skrzyowa si z wzrokiem Clary. Byo w niej co znajomego, ale
Clary nie moga powiedzie co to byo.
Magnus ruszy ku nim, a dziewczyna z ktr rozmawia wesza w cie drzew i
znikna. By ubrany jak wiktoriaski gentleman, w dugim czarnym surducie na jedwabnej,
fioletowej
kamizelce.
Do
kieszeni
woy
specjaln,
kwadratow
chusteczk
ona miaa racj. Miaa racj co do tego kim naprawd jeste. I masz imi. Masz na imi Jace.
To nie Valentine ci je da tylko Maryse. Jedyn rzecz, ktra czyni imi wanym i twoim, jest
to, e daa ci j osoba, ktra ci kocha.
- Jace jaki? - odpowiedzia - Jace Herondale?
- Przesta. Jeste Jace Lightwood. Wiesz o tym.
Podnis wzrok. Jego rzsy ocieniay jego oczy, przyciemniajc ich zoty kolor.
Pomylaa, e wyglda troch mniej odlegle, ale pewnie tylko sobie to wyobrazia.
- Moe jeste inn osob ni mylae - kontynuowaa, z nadziej, e zrozumie co ma
na myli - Ale nikt nie staje si zupenie inny przez jedn noc. To, e dowiedziae si, e
Stephen by twoim biologicznym ojcem nie znaczy, e automatycznie bdziesz go kocha. I
nie musisz. Valentine nie by twoim prawdziwym ojcem, ale nie dlatego, e w twoich yach
nie pynie jego krew. Nie by twoim ojcem, bo nie zachowywa si jak ojciec. Nie
zaopiekowa si tob. To zawsze Lightwoodowie si tob opiekowali. Oni s twoj rodzin.
Tak jak mama i Luke moj - wycigna rk, eby dotkn jego ramienia, ale po chwili j
zabraa - Przepraszam - powiedziaa - Stoj tu i ci pouczam, a ty pewnie chcesz by sam.
- Masz racj - odpar.
Clary poczua jak ucieka z niej powietrze.
- Dobrze, w takim razie pjd - wstaa, zapominajc podnie d sukienki i prawie j
podeptaa.
- Clary! - Jace odoy pudeko i wsta - Nie to miaem na myli. Nie chodzio mi o to,
e chc by sam. Miaa racj co do Valentine'a... i Lightwoodw.
Odwrcia si i spojrzaa na niego. Sta w poowie w cieniu; jasne, kolorowe wiata
zabawy na dole tworzyy dziwne wzory na jego skrze. Przypomniao jej si, jak zobaczya
go po raz pierwszy. Pomylaa wtedy, e wyglda jak lew. Piknie i zabjczo. Teraz wyglda
inaczej. Ta twarda, obronna osona, ktr nosi jak zbroj znikna i zamiast tego nosi swoje
rany, widzialnie i z dum. Nawet nie uy steli, eby usun siniaki z twarzy, wzdu linii
szczki, na gardle, gdzie wida byo skr znad konierza koszuli. Ale dla niej, nadal
wyglda piknie, nawet bardziej ni wczeniej, bo wydawa si taki ludzki - ludzki i
prawdziwy.
- Wiesz - powiedziaa - Aline powiedziaa, e moe nie bdziesz ju zainteresowany.
Teraz kiedy to nie jest zakazane. Kiedy mgby by ze mn gdyby chcia - zadraa lekko w
cienkiej sukience, krzyujc rce - Czy to prawda? Nie jeste... zainteresowany?
- Zainteresowany?? Tak jakby bya... ksik, albo jak informacj? Nie, nie jestem
zainteresowany. Jestem... - przerwa szukajc sowa w sposb w jaki kto mgby szuka po
- Wiesz - stwierdzi, schylajc si by musn jej usta swoimi - jeli boisz si o dawk
zakazanego owocu, to nadal moesz zabrania mi pewnych rzeczy.
- Jakich rzeczy?
Poczua jak si umiecha.
- Takich.
Po pewnym czasie zeszli ze schodw na plac, gdzie tum zacz zbiera si
wyczekujc fajerwerkw. Isabelle i reszta znaleli stolik blisko rogu skwerku i toczyli si
wok niego na awkach i krzesach. Kiedy zbliali si do nich, Clary przygotowaa si, eby
puci rk Jace'a , ale powstrzymaa si. Mogli si trzyma za rce jeli chcieli. Nie byo w
tym nic zego. Ta myl prawie odebraa jej oddech.
- Jeste tu! - Isabelle podesza do nich tanecznym krokiem, zadowolona trzymajc w
rku szklank fuksjowego pynu, ktry podaa do Clary - Sprbuj!
Clary ypna na szklank.
- Czy to zmieni mnie w gryzonia?
- A gdzie zaufanie? Myl, e to sok truskawkowy - odpara Isabelle - Tak czy siak
jest pyszny. Jace? - zaoferowaa mu szklank.
- Jestem mczyzn - powiedzia jej - A mczyni nie pij rowych napojw. Id i
przynie mi co brzowego kobieto.
- Brzowego? - Isabelle zrobia min.
- Brzowy to mski kolor - powiedzia Jace i szarpn zabkany lok Isabelle - Zobacz,
Alec ubra si na brzowo.
Alec spojrza aonie na swj sweter.
- By czarny, ale wyblak.
- Moge zaoy do tego cekinow opask - zasugerowa Magnus, oferujc swojemu
chopakowi co niebieskiego i iskrzcego - To tylko taki pomys.
- Zwalcz t ch Alec - Simon siedzia na krawdzi niskiej ciany obok Mai, ktra
wydawaa si zajta rozmow z Aline - Wygldaby jak Olivia Newton - John w Xanadu.
- S gorsze rzeczy - zauway Magnus.
Simon zszed z murku i podszed do Clary i Jace'a . Z rkami w tylnych kieszeniach
jeansw, przez dug chwil przyglda im si w zamyleniu. W kocu przemwi:
- Wygldasz na szczliw - powiedzia do Clary. Obrci si do Jace'a - Tym lepiej
dla ciebie.
Jace podnis brew.
przewag Jasnego Ludu, ktrego przedstawiciele stali obok, otaczajc Krlow Jasnego
Dworu. Nawet gdyby chciaa przyj sama, to nie mogaby pojawi si bez swoich
podwadnych.
Krlowa wycigna wadczo do.
- Tutaj - powiedziaa - i ani kroku bliej.
Clary zatrzymaa si kilka krokw od Jasnej Damy.
- Moja pani - powiedziaa, przypominajc sobie jak zwraca si do niej Jace w Jasnym
Dworze - Czemu przywoaa mnie do swojego boku?
- Chciaabym od ciebie przysug - powiedziaa bez wstpw Krlowa - Oczywicie w
zamian otrzymaaby przysug ode mnie.
- Przysuga ode mnie? - powiedziaa ze zdziwieniem Clary - Ale przecie nawet mnie
nie lubisz.
Krlowa w zamyleniu dotkna swoich ust, jednym dugim, biaym palcem.
- Jasny Lud, inaczej ni ludzie, nie zawraca sobie gowy lubieniem. Mio, by moe,
nienawi te. To s przydatne emocje. Ale lubienie - elegancko wzruszya ramionami - Rada
nie wybraa jeszcze, kto z ludu bdzie jej czci - powiedziaa - Wiem, e Lucian Graymark
jest dla ciebie kim w rodzaju ojca. Posucha tego, o co go poprosisz. Chciaabym aby
zasugerowaa mu wybr mojego rycerza Meliorna na naszego reprezentanta.
Clary pomylaa o siedzibie Rady i o Meliornie mwicym, e nie bdzie walczy w
bitwie jeli nie zrobi tego rwnie Dzieci Nocy.
- Nie sdz, eby Luke zanim przepada.
- I znowu - powiedziaa Krlowa - mwisz o sympatii.
- Gdy widziaam ci wtedy w Jasnym Dworze - odpara Clary - nazwaa mnie i Jace'a
bratem i siostr. Ale wiedziaa, e tak naprawd nie jestemy rodzestwem. Prawda?
Krlowa umiechna si.
- Ta sama krew pynie w waszych yach - powiedziaa - Krew Anioa. Wszyscy, w
ktrych pynie ta krew s w gbi brami i siostrami.
Clary zadraa.
- Mimo to moga powiedzie nam prawd. Ale nie zrobia tego.
- Powiedziaam wam prawd tak jak j widziaam. Wszyscy mwimy prawd tak jak
j widzimy, czy nie? Czy kiedykolwiek przestaa zastanawia si jakie kamstwa mogy
kry si w opowieci twojej matki, ktra bya dostosowana do jej zamiarw? Czy naprawd
mylisz, e znasz prawd o kadym sekrecie twojej przeszoci?
Clary zawahaa si. Nie wiedzc dlaczego nagle usyszaa w gowie gos Madame
naprawd chciaa, eby przypomina jej Valentine'a? Ale z drugiej strony czy to byo w
porzdku, eby zapomnie?
Nie mona usun wszystkiego co spowodowao bl. Nie chciaa zapomnie Maxa
czy Madelaine, albo Hodge'a, Inkwizytorkim czy nawet Sebastiana. Kade wspomnienie byo
cenne, nawet te ze. Valentine chcia zapomnie, zapomnie, e wiat musi si zmienia, a
Nocni owcy razem z nim, chcia zapomnie, e Podziemni maj dusz, a kada dusza ma
znaczenie w strukturze wiata. On chcia myle tylko o tym co czynio Nocnych owcw
innych od Podziemnych. Ale to czego nie robi byo tym w czym oni wszyscy byli do siebie
podobni.
- Clary - powiedzia Jace wyrywajc j z zamylenia. Obj j mocniej, a ona
podniosa wzrok; tum cieszy si z pierwszej wystrzelonej petardy - Spjrz.
Patrzya jak fajerwerki eksplodoway w tysicu iskierek, ktre tworzyy zote linie na
tle chmur, jak anioy spadajce z nieba.
Tumaczenie: Kelly