You are on page 1of 420

1

NICHOLAS SPARKS

OSTATNIA PIOSENKA
Z angielskiego przeoya MAGDALENA SYSZ
Tytu oryginau: THE LAST SONG

Theresie Park i Gregowi Irikurze,


moim przyjacioom

PODZIKOWANIA

Jak zawsze musz zacz od wyraenia podzikowa Cathy, mojej


onie i mojemu marzeniu. Mamy ju za sob dwadziecia zadziwiajcych lat
i kiedy budz si rano, myl przede wszystkim o tym, jakim jestem
szczciarzem, e spdziem ten czas z Tob.
Nasze dzieci - Miles, Ryan, Landon, Lexie i Savannah - s rdem
niekoczcej si radoci w moim yciu. Kocham was wszystkich.
Jamie Raab, moja redaktorka z Grand Central Publishers, zawsze
zasuguje na sowa wdzicznoci, nie tylko za wspania prac nad ksik,
ale take za dobro, jak mi nieodmiennie okazuje. Dzikuj Ci, Jamie.
Denise DiNovi, producentka filmw na podstawie Listu w butelce,
Jesiennej mioci, Nocy w Rodanthe i Szczciarza, jest nie tylko geniuszem,
ale i jedn z najsympatyczniejszych osb, jakie znam. Dziki za wszystko.
David Young, prezes zarzdu Hachette Book Group, zasuguje na
szacunek i wdziczno od lat, bo tak dugo z sob ju wsppracujemy.
Dzikuj, Davidzie.
Jennifer Romanello i Edna Farley, rzeczniczki prasowe, to nie tylko
moje przyjaciki, ale i cudowne osoby. I Wam dzikuj za wszystko.
Harvey - Jane Kowal i Sonie Vogel jak zwykle nale si
podzikowania choby dlatego, e zawsze spniam si z oddaniem tekstu,
co znacznie utrudnia im prac.

Howie Sanders i Keya Khayatian, moi agenci z UTA, s fantastyczni.


Jestem Wam wdziczny!
Scott Schwimer, mj prawnik, jest po prostu najlepszy w tym, co robi.
Dzikuj Ci, Scotcie!
Wyrazy wdzicznoci winien jestem te Marty'emu Bowenowi
(producentowi Wci j kocham), jak rwnie Lynn Harris i Markowi
Johnsonowi.
Dzikuj Amandzie Cardinale, Abby Koons, Emily Sweet i Sharon
Krassney. Doceniam wszystko, co robicie.
Rodzinie Cyrusw musz podzikowa nie tylko za to, e gocia mnie
w swoim domu, ale take za wszystko, co zrobia z myl o filmie.
Szczeglnie dzikuj Miley, ktra wybraa imi dla Ronnie. Gdy tylko je
usyszaem, wiedziaem, e pasuje idealnie!
I na koniec skadam podzikowania Jasonowi Reedowi, Jennifer Gipgot
i Adamowi Shankmanowi za prac nad ekranizacj Ostatniej piosenki.

PROLOG
Ronnie

Wygldajc przez okno sypialni, Ronnie zastanowia si, czy pastor


Harris jest ju w kociele. Uznaa, e musi by, i gdy obserwowaa fale, ktre
zaamyway si na play, zadaa sobie pytanie, czy by jeszcze w stanie
dostrzec gr wiata wpadajcego przez witra nad jego gow. Moe nie witra zamontowano przecie ponad miesic temu, a pastor by pewnie zbyt
zajty, aby jeszcze zwraca na niego uwag. Mimo to miaa nadziej, e kto,
kto przyjeda do miasteczka, zaglda do Kocioa i zdumiewa si tak samo
jak ona, gdy tamtego zimnego listopadowego dnia pierwszy raz zobaczya
wiato zalewajce wntrze. Liczya te na to, e go powici chwil uwagi
temu witraowi i bdzie podziwia jego pikno.
Nie spaa od godziny, ale nie bya jeszcze gotowa, eby rozpocz
dzie. wita miay inn atmosfer tego roku. Poprzedniego dnia zabraa
modszego brata, Jonah*, na spacer po play. Tu i tam na tarasach domw,
ktre mijali, stay boonarodzeniowe choinki. O tej porze roku mieli pla
prawie wycznie dla siebie, ale Jonah nie wykazywa zainteresowania ani
falami, ani mewami, ktre tak go fascynoway jeszcze kilka miesicy
wczeniej. Chcia natomiast pj do warsztatu i zaprowadzia go tam,

Jonah wymawia si Donna.

chocia przebywa w rodku zaledwie par minut, a potem wyszed bez


sowa.
Na pce obok niej lea stos wprawionych w ramki zdj, ktre wraz z
innymi przedmiotami zabraa z alkowy tamtego rana. Ogldaa je w ciszy,
dopki nie przerwao jej pukanie do drzwi. Mama wetkna gow do pokoju.
- Chcesz niadanie? Znalazam w kredensie jakie patki zboowe
- Nie jestem godna, mamo.
- Musisz je, kotku.
Ronnie wci spogldaa na fotografi, ale nic nie wiedziaa.
- Nie miaam racji, mamo. I nie wiem, co teraz zrobi.
- Chodzi ci o tat?
- O wszystko.
- Chcesz o tym porozmawia?
Poniewa Ronnie nie odpowiedziaa, mama przesza przez pokj i
usiada przy niej.
- Czasami rozmowa pomaga. Jeste taka milczca od kilku dni.
Przez chwil Ronnie przytoczyy wspomnienia: poar i potem
odbudowa kocioa, okno witraowe, piosenka, ktr wreszcie skoczya.
Pomylaa o Blaze, Scotcie i Marcusie. I o Willu. Miaa osiemnacie lat i
wspominaa lato, podczas ktrego j zdradzono i aresztowano, lato, podczas
ktrego si zakochaa. To nie byo tak dawno temu, a jednak czasami
odnosia wraenie, e jest kim zupenie innym.
Westchna.
- A co z Jonah?
- Nie ma go. Poszed z Brianem do sklepu z butami. Jest jak
szczeniaczek. Stopy rosn mu szybciej ni reszta ciaa - odpara mama.
Ronnie umiechna si lekko, ale ten umiech znikn z jej twarzy tak
szybko, jak si pojawi. W milczeniu, ktre zapado, poczua, e mama zbiera
jej dugie wosy i wie w luny kucyk na plecach. Robia to, od kiedy

Ronnie bya maa. Dziwne, ale wci dziaao to na ni kojco. Cho nigdy
by si do tego nie przyznaa.
- Co ci powiem - cigna mam. Podesza do szafy i pooya na ku
walizk. - Moe porozmawiamy, gdy bdziesz si pakowa?
- Nie wiedziaabym nawet, od czego zacz.
- Moe od pocztku? Jonah wspomnia co o wiach.
Ronnie splota ramiona przed sob; wiedziaa, e historia nie zacza si
od tego.
- Nie. Chocia nie byo mnie wtedy, myl, e lato tak naprawd
zaczo si od poaru.
- Jakiego poaru?
Ronnie signa rku ku fotografiom na pce i ostronie wyja
pognieciony artyku z gazety, wetknity midzy dwa zdjcia w ramkach.
Podaa matce kncy wycinek.
- Tego poaru - wyjania. - W kociele.
Nielegalne fajerwerki prawdopodobn
Przyczyna poaru kocioa
Ranny pastor
Wrightsville Beach, Karolina Pnocna. W sylwestra poar strawi
koci baptystw i policja podejrzewa, e przyczyn byy nielegalne
fajerwerki.
Straacy, wezwani telefonicznie przez anonimow osob, przyjechali
do kocioa przy play tuz po pnocy i zobaczyli, e z zaplecza budynku
wydobywaj si pomienie i dym - poinformowa Tim Ryan, szef stray
poarnej

Wrightsville

Beach.

Po

ugaszeniu

ognia

znaleziono

pozostaoci rakiety butelkowej, rodzaju sztucznych ogni.


Kiedy wybuch poar, w kociele przebywa pastor Charlie Harris,
ktry dozna na ramionach i doniach poparze drugiego stopnia.
Przewieziono go do New Hanover Regional Medical Center i obecnie
znajduje si na oddziale intensywnej opieki.

By to ju drugi poar kocioa New Hanover Country w ostatnich


miesicach. W listopadzie zniszczeniu uleg przybytek Kocioa Przymierza
Dobrej Nadziei w Wilmington. Policja ma pewne podejrzenia, uwaa, e
mogo to by podpalenie - mwi Ryan.
wiadkowie

twierdz,

niespena

dwadziecia

minut

przed

wybuchem poaru widzieli kogo, kto puszcza sztuczne ognie na play za


kocioem, prawdopodobnie dla uczczenia Nowego Roku. Rakiety
butelkowe s zakazane w Karolinie Pnocnej i stanowi szczeglne
zagroenie podczas panujcej ostatnio suszy - ostrzega Ryan. - Ten poar
dowodzi dlaczego. W szpitalu ley jego ofiara, a po kociele zostay
zgliszcza.

Przeczytawszy artyku, mama uniosa gow i napotkaa wzrok Ronnie.


Ta si zawahaa; potem z westchnieniem zacza opowiada histori, ktra
wci wydawaa jej si zupenie bez sensu, nawet z perspektywy czasu.

1
Ronnie

Sze miesicy wczeniej


Ronnie siedziaa zgarbiona na przednim fotelu samochodu i nie moga
zrozumie, dlaczego rodzice tak jej nienawidz.
Poniewa tylko to mogo tumaczy, czemu wyldowaa tutaj, w
odwiedzinach u ojca, w tej zapomnianej przez Boga ludzi dziurze, zamiast
spdza wakacje z przyjacimi w domu na Manhattanie.
Nie, wykreli to. To nie byy zwyke odwiedziny. Odwiedziny trwaj
weekend albo dwa, moe nawet tydzie. Wizyt jeszcze by chyba
wytrzymaa Ale siedzie tu do koca sierpnia? Przez prawie cae lato? To
byo zesanie i przez niemal dziewi godzin, jakie trwaa jazda tutaj, czua
si jak wizie, ktrego przenosz do zakadu karnego na prowincji. Nie
miecio jej si w gowie, e mama skazaa ja na to.
Bya tak pogrona w swoim nieszczciu, e dopiero po chwili
rozpoznaa 16. sonat C - dur Mozarta. By to jeden z utworw, ktre
wykonaa w Carnegie Hall przed czterema laty, i wiedziaa, e mama
nastawia go, gdy Ronnie spaa. Niepotrzebnie.
Wycigna rk i wyczya odtwarzacz.
- Dlaczego to robisz? - zapytaa mama, marszczc brwi. - Lubi
sucha, jak grasz.

- A ja nie.
- To moe tylko przycisz?
- Przesta, mamo, dobra? Nie mam nastroju.
Spojrzaa za okno; wiedziaa doskonale, e mama zacisna usta, tak e
przypominay teraz kresk. Ostatnio czsto to robia. Jakby jej wargi byy
namagnetyzowane.
- Chyba widziaam pelikana, gdy przejedalimy przez most do
Wrightsville Beach - zauwaya mama z wymuszona wesooci.
- Jezu, to wietnie. Moe powinna zadzwoni po poskramiacza
krokodyli.
- On nie yje - wczy si Jonah; jego gos dochodzi z tylnego
siedzenia, zlewa si z dwikami konsoli Game Boy. Jej dziesicioletni
mczcy brat by od tej gry wrcz uzaleniony. - Nie pamitasz? - cign. To byo naprawd smutne.
- Oczywicie, e pamitam.
- Zachowaa si tak, jakby nie pamitaa.
- Pamitaam.
- To dlaczego powiedziaa to, co powiedziaa?
Nie miaam ochoty si w to bawi. Brat zawsze musia mie ostatnie
sowo. Doprowadzao j to do szau.
- Przespaa si chocia troch? - zapytaa mama.
- Dopki nie wjechaa na ten wybj. Zreszt wielkie dziki. Prawie
rozbiam sobie gow o szyb.
Mama nie spuszczaa wzroku z drogi.
- Ciesz si, e drzemka wprawia ci w lepszy nastrj.
Ronnie strzelia z gumy do ucia. Wiedziaa, e mama tego nie znosi, i
gwnie dlatego robia to niemal bez przerwy, gdy jechay I - 95.
Midzystanowa, jest skromnym zdaniem, bya najnudniejsz drog, jak
kiedykolwiek zbudowano. Chyba e kto lubi tuste arcie w fast foodach,

ohydne kible na parkingach i miliony sosen, ktre potrafiy kadego upi


szpetn monotoni.
Dokadnie to samo powiedziaa Delaware, Maryldzie i Wirginii, ale
mama za kadym razem ignorowaa te komentarza. Chocia staraa si, eby
to bya mia podr, bo miay nie widzie si przez dugi czas, nie przepadaa
za rozmowami w samochodzie. Nie czua si dobrze za kierownic, zreszt
trudno si dziwi, bo zwykle jedziy metrem albo takswkami, gdy musiay
dokd si dosta. Ale w mieszkaniu to zupenie co innego. Tam mama
lubia sobie pogada, tak e w ostatnich paru miesicach dozorca przychodzi
dwukrotnie i prosi, eby zachowyway si ciszej. Mamie pewnie si
wydawao, e im goniej bdzie mwi o stopniach Ronnie, jej przyjacioach
czy o tym, e wraca za pno do domu, a zwaa sza o zajciu, tym bardziej
Ronnie si przejmie.
No dobra, nie bya najgorsza matk. Naprawd nie. I w chwilach
askawoci Ronnie przyznawaa nawet, e - jak na mam - jest cakiem
dobra. Utkna jednak w dziwnej ptli czasowej, w ktrej dzieci nie
dorastaj, i Ronnie poaowaa po raz setny, e nie urodzia si w maju
zamiast w sierpniu. Skoczyaby wanie osiemnacie lat i mama nie
mogaby jej do niczego zmusi. Pod wzgldem prawnym Ronnie byaby ju
na tyle dorosa, eby decydowa o sobie, a powiedzmy, e przyjazd tutaj nie
nalea do jej priorytetw.
Na razie jednak nie miaa w tej sprawie nic do gadania. Poniewa nie
skoczya jeszcze osiemnastu lat. Przez ten gupi kalendarz. Poniewa mama
pocza ja trzy miesice wczeniej, ni powinna. Co to oznaczao? e choby
bagaa, krzyczaa i wyrzekaa na wakacyjne plany, nie moga nic zrobi.
Ronnie i Jonah mieli spdzi wakacje u taty i koniec dyskusji. adnych
jeli, i, ale, jak postawia spraw mama. Ronnie z biegiem czasu
znienawidzia to jej powiedzenie.
Po zjedzie z mostu zacz si letni korek i samochody wloky si jeden

za drugim. Po jednej stronie midzy domami Ronnie dostrzega ocean.


Hurra! Jakby to mogo wywrze na niej wraenie.
- Dlaczego nam to robisz? - jkna kolejny raz.
- Ju o tym rozmawiaymy - odpowiedziaa mama. - Musisz spdzi
troch czasu z ojcem. On tskni na tob.
- Ale dlaczego od razu cae lato? Nie wystarczyoby par tygodni?
- Potrzebujecie wicej ni paru tygodni, eby poby razem. Nie
widziaa go od trzech lat.
- Nie moja wina. To on od nas odszed.
- Tak, ale nie odbierasz jego telefonw. I za kadym razem, gdy
przyjeda do Nowego Jorku, eby spotka si z tob i Jonah, ignorowaa
go i umawiaa si z przyjacimi.
Ronnie znowu strzelia z gumy. Katem oka zauwaya, e mama si
krzywi.
- Nie chc go widzie ani z ni rozmawia - oznajmia.
- Staram si wam jako pomc, nie widzisz? Twj ojciec to dobry
czowiek i ci kocha.
- To dlaczego nas porzuci?
Zamiast odpowiedzie, mama spojrzaa w lusterko wsteczne.
- Ty ju nie moesz si doczeka, kiedy przyjedziemy na miejsce,
prawda, Jonah? - zapytaa.
- artujesz? Bdzie super!
- Ciesz si, e jeste dobrze nastawiony. Moe siostrze udzieli si
troch twojego entuzjazmu.
Prychn.
- Moe.
- Po prostu nie rozumiem, dlaczego nie mog spdzi lata z
przyjacimi. Poskarya si Ronnie, wracajc do tematu. Jeszcze si nie
poddaa. Cho wiedziaa, e szanse s niemal rwne zeru, wci liczya, ze

jeszcze uda jej si nakoni mam, aby zawrcia.


- Dlaczego nie powiesz, e wolaaby spdza cae noce w klubach?
Nie jestem naiwna, Ronnie. Wiem, co si dzieje w takich miejscach.
- Nie, robi nic zego mamo.
- A co z twoimi stopniami? Ze szlabanem na wychodzenie? I
- Czy moemy porozmawia o czym innym? - przerwaa Ronnie. Dlaczego to takie wane, ebym pobya z ojcem?
Matka pomina to milczeniem. Miaa powody. Odpowiadaa na to
pytanie milion razy, chocia Ronnie nie chciaa przyj wyjanienia do
wiadomoci.
Samochody wreszcie ruszyy i ujechali p przecznicy, zanim
zatrzymali si znowu. Matka odkrcia szyb i usiowaa spojrze na sznur
samochodw przed ni.
- Ciekawe, co si stao - mrukna. - Naprawd wszystko stoi.
- To przez pla - podsun Jonah. - Przed pla zawsze si korkuje.
- Jest trzecia w niedziel. Nie powinno by takiego toku.
Ronnie podcigna nogi, mylc z niechci o swoim yciu. O
wszystkim wok.
- Mamo? - zapyta Jonah. - A tata wie, e Ronnie aresztowano?
- Uhm. Wie - odpara matka.
- I co zrobi?
Tym razem odpowiedziaa Ronnie:
- Nic nie zrobi. Zawsze obchodzia go tylko gra na fortepianie.
*
Ronnie nienawidzia fortepianu i przysiga sobie, e nigdy wicej na
nim nie zagra; nawet jej najstarsi przyjaciele uwaali to postanowienie za
dziwne, bo bya zwizana z tym instrumentem przez wiksz cz ycia.
Gra na nim uczy ja ojciec, kiedy nauczyciel w szkole Juilliarda, i przez

wiele lat pragna nie tylko wystpowa, ale take komponowa z nim
muzyk.
I dobrze jej szo. Nawet bardzo dobrze, a poniewa ojciec pracowa w
konserwatorium Juilliarda, administracja i reszta nauczycieli doskonale o tym
wiedzieli. Wie o jej talencie powoli rozesza si w maym wiatku
wielbicieli muzyki klasycznej, w ktrym toczyo si ycie ojca. Niebawem w
prasie muzycznej pojawio si o niej kilka wzmianek, potem stosunkowo
dugi tekst w New York Timesie o jej wsppracy z ojcem, i w efekcie
dostaa propozycje wystpu na koncercie z cyklu Modzi wykonawcy w
Carnegie Hall przed czterema laty. Bya, jak oceniaa, u szczytu kariery. I nie
mylia si; zdawaa sobie spraw z tego, co osigna. Wiedziaa, jak rzadka
trafia jej si okazja, ale ostatnio zacza si zastanawia, czy ofiary, jakie
poniosa, byy tego warte. W kocu nikt oprcz rodzicw pewnie nawet nie
pamita jej wystpu. Czy w ogle kogo to obchodzio? Ronnie przekonaa
si, e jeli si nie ma popularnego wideo na YouTube ani nie wystpuje
przed tysiczna widowni, talent muzyczny nic nie znaczy.
Czasami aowaa, e ojciec nie posa jej na lekcje gry na gitarze
elektrycznej. Albo chocia piewu. Co dalej miaa zrobi z umiejtnoci gry
na fortepianie? Uczy muzyki w miejscowej szkole? Czy wystpowa w
jakim holu hotelowym dal goci, ktrzy si melduj i wymeldowuj? A
moe pj ladem ojca i wie rwnie cikie Zycie jak on? Dokd
zaprowadzia go gra na fortepianie? Rzucia prac w Juilliardzie, eby jedzi
po kraju jako pianista koncertowy, a skoczy w obskurnych salkach, gdzie
wystpowa przed publicznoci, ktra ledwie zapeniaa kilka pierwszych
rzdw. Nie byo go w domu przez czterdzieci tygodni w roku,
wystarczajco dugo, eby wpyno to na maestwo. Zanim si
zorientowaa, jak do tego doszo, mama bez przerwy podnosia gos, a tata
jak zwykle zamyka si w sobie, a ktrego razu po prostu nie wrci z
przeduonej trasy koncertowej na poudnie. Z tego, co wiedziaa, wcale

wtedy nie pracowa. Bawet nie udziela prywatnych lekcji.


Na co ci to byo, tato?
Pokrcia gow. Naprawd nie chciaa tu by. Bg jej wiadkiem, e
nie zamierzaa mie z tym wszystkim nic wsplnego.
- Hej, mamo! - zawoa ona. - Co tam jest? Czy to diabelski myn?
Mama odwrcia si, zby zobaczy cos zza minivana, ktry sta na
ssiednim pasie.
- Chyba tak, kochanie - potwierdzia. - Musi tu by wesoe miasteczko.
- Moemy tam pj? Gdy ju zjemy razem obiad?
- Bdziesz musia zapyta tat.
- Uhm, a pniej moe posiedzimy przy ognisku i upieczemy prawolaz
- dodaa Ronnie. - Jak jedna wielka szczliwa rodzina.
Tym razem oboje zostawili to bez komentarza.
- Mylisz, mamo, e mona tam si jeszcze na czym przejecha? zapyta Jonah.
- Na pewno. A jeli tata nie zechce si z tob wybra, to na pewno
siostra nie odmwi.
- Fantastycznie!
Ronnie skulia si na fotelu. Przypuszczaa, e mama wyjedzie z czym
takim. To wszystko byo zbyt dobijajce, eby mogo pomieci si w
gowie.

2
Steve

Steve Miller gra na fortepianie w skupieniu, penym jednak


podniecenia, bo w kadej chwili spodziewa si przyjazdu dzieci.
Fortepian sta w maej alkowie za nieduym salonem w bungalowie
przy play, ktry teraz nazywa domem. Za nim znajdoway si przedmioty,
ktre reprezentoway jego dotychczasowe ycie. Niewiele ich byo. Nie
liczc fortepianu, Kim zdoaa spakowa te rzeczy do jednego puda, a on w
niespena godzin poustawia je w nowym miejscu. Na przykad zdjcie z
ojcem i matka z czasw, gdy by jeszcze may, oraz zdjcie jego jako
nastolatka grajcego na pianinie. Wisiay midzy dwoma dyplomami, ktre
zdoby, jeden z Chapel Hill, a drugi na Boston University; pod nimi widniay
podzikowania za pitnastoletni prac w szkole Juilliarda. Obok okna
znajdoway si trzy oprawione w ramki programy jego tras koncertowych.
Najwaniejsze jednak byy zdjcia Jonah i Ronnie - przyklejone do ciany
czy stojce w ramkach na fortepianie - i za kadym razem gdy na nie patrzy,
przypomina sobie, e mimo jego najlepszych intencji nic nie potoczyo si
tak, jak oczekiwa.
Soce pnego popoudnia przenikao przez okiennice, w pokoju byo
duszno i Steve czu, e na czoo wystpuj mu kropelki potu. Na szczcie
ble brzucha troch mu przeszy od rana, ale denerwowa si ju od kilku dni

i wiedzia, e powrc. Zawsze mia kopoty z przewodem pokarmowym: po


dwudziestce cierpia na wrzody odka i nawet wyldowa w szpitalu z
powodu zapalenia uchyka; po trzydziestce usunito mu wyrostek
robaczkowy, ktry pk, gdy Kim bya w ciy z Jonah. Jad antacydy jak
cukierki, przez lata bra nexium i chocia wiedzia, e powinien lepiej si
odywia i wicej wiczy, wtpi, eby co z tego mi pomogo. Caa jego
rodzina chorowaa na odek.
Bardzo odmienia go mier ojca przed szecioma laty i od pogrzebu
czu si tak, jakby zaczo si dal niego kocowe odliczanie. W pewnym
sensie pewnie tak byo. Pi lat temu rzuci posad w Juilliardzie, a po roku
postanowi sprbowa szczcia jako pianista koncertowy. Przed trzema laty
oboje z Kim postanowili si rozwie; niecae dwanacie miesicy pniej
propozycje wystpw stay si rzadsze, a przestay napywa zupenie. W
zeszym roku przeprowadzi si tutaj, do miasteczka, w ktrym si
wychowa, do miejsca, ktrego nie spodziewa si zobaczy. Teraz mia
spdzi lato ze swoimi dziemi i cho prbowa sobie wyobrazi, jak bdzie
jesieni, po powrocie Ronnie i Jonah do Nowego Jorku, wiedzia tylko, e
pokn i poczerwieniej licie i e rano z ust bd wydobywa si oboczki
pary. Ju dawno przesta przewidywa przyszo.
Nie przejmowa si tym. Zdawa sobie spraw, ze wszelkie
przewidywania s bezcelowe, zreszt ledwie potrafi zrozumie przeszo.
Ostatnio wiedzia na pewno jedynie to, e jest cakiem zwykym czowiekiem
w wiecie, ktry uwielbia niezwyko, i ta wiadomo budzia w nim lekkie
rozczarowanie yciem, ktre dotd prowadzi. Co jednak mg na to
poradzi? W przeciwiestwie do Kim, ktra bya otwarta i towarzyska,
zawsze mao mwi i wtapia si w to. Mimo e wykazywa pewne zdolnoci
jako muzyk i kompozytor, brakowao mu charyzmy, talentu showmana czy
tego czego, co wyrnia wykonawc spord innych. Czasami sam nawet
przyznawa, e jest raczej obserwatorem ycia ni uczestnikiem, i w chwilach

bolesnej szczeroci stwierdzi, e ponis porak we wszystkich wanych


dziedzinach. Mia czterdzieci osiem lat. Jego maestwo si rozpado,
crka go unikaa, a syn dorasta bez niego. Cofajc si myl, wiedzia, e
sam jest sobie winien, i nade wszystko pragn pozna odpowied na pytanie,
czy kto taki jak on moe jeszcze dowiadczy obecnoci Boga.
Nie wyobraa sobie, ze dziesi lat temu mgby zastanowi si nad
czym takim. Czy nawet dwa lata temu. Ale w rednim wieku, jak czasami
zauwaa, sta si dziwnie refleksyjny. Chocia kiedy sdzi, e to zasuga
muzyki, ktr komponowa, teraz by zdania, e si myli. In duej nad tym
rozmyla, tym bardziej uwiadamia sobie, e muzyka zawsze bya dla niego
raczej ucieczk od wiata ni sposobem na gbsze przeywanie go. By
moe przezywa namitnoci i katharsis poprzez muzyk Czajkowskiego albo
mia poczucie, e czego dokona, piszc wasne sonaty, ale teraz wiedzia, e
jego muzyka ma mniej wsplnego z Bogiem ni z egoistycznym pragnieniem
ucieczki.
Wydawao mi si, ze prawdziwa odpowied kryje si w mioci, ktra
darzy dzieci, i blu, jaki odczuwa, gdy budzi si w cichym domu i
uwiadamia sobie, e nie ma ich przy sobie. Ale nawet wtedy wiedzia, e
jest cos jeszcze.
I liczy, e dzieci pomog mu to odnale.
*
Kilka minut pniej zauway bysk soca odbijajcego si od
przedniej szyby zakurzonego kombi, ktre stano przed domem. Oboje z
Kim kupili ten wz przed wieloma laty z myl o weekendowych wypadach
do Costco i innych rodzinnych wycieczkach. Pomyla przelotnie, czy Kim
pamitaa o tym, eby zmieni olej przed wyjazdem albo w ogle od czasu,
gdy od niej odszed. Pewnie nie, uzna. Nigdy nie miaa gowy do takich
spraw, dlatego zwykle on si nimi zajmowa.

Jednake ta cz jego ycia si skoczya.


Wsta z taboretu i gdy wszed na ganek, Jonah ju wysiada z
samochodu i bieg ku niemu. By rozczochrany, okulary mu si przekrzywiy,
a rce i nogi mia chude jak patyczki. Steve poczu, e ciska go w gardle, i
przypomnia sobie, jak bardzo tskni za synkiem w cigu ostatnich trzech
lat.
- Tato!
- Jonah! - odkrzykn Steve, przechodzc przez kamienisto piaszczyste podwrko. Kiedy Jonah wpad mu w objcia, z trudem utrzyma
rwnowag. - Ale urose - zauway.
- A ty si skurczye! - odpar Jonah. - Jeste chudy.
Steve uciska syna i postawi go na ziemi.
- Ciesz si, e przyjechae.
- Ja te. Mama i Ronnie kciy si przez ca drog.
- To wcale nie jest mieszne.
- A tam. Nie zwracaem na nie uwagi. Nawet troch je podjudzaem.
- Aha.
Jonah podsun okulary na nos.
- Dlaczego mama nie chciaa, ebymy przylecieli samolotem?
- A pytae j o to?
- Nie.
- To moe powiniene.
- Niewane. Tak si tylko zastanawiaem.
Steve si umiechn. Ju zapomnia, jaki gadatliwy bywa syn.
- To twj dom?
- Tak.
- Fantastyczny.
Steve mia wtpliwoci, czy Jonah mwi powanie. Wszystko mona
by powiedzie o tym domu, tylko nie to, e jest fantastyczny. Nalea do

najstarszych budynkw w Wrightsville Beach, sta wcinity midzy dwie


potne wille, ktre w cigu ostatnich dziesiciu lat wyrosy po obu jego
stronach, tak e wydawa si jeszcze mniejszy. Farba, ktr by pomalowany,
odazia, w dachu brakowao coraz wicej gontw, a ganek gni; nie byoby w
tym nic dziwnego, gdyby rozpad si w czasie wikszej burzy, co
niewtpliwie ucieszyoby ssiadw. Od kiedy Steve tu zamieszka, nie mia
kontaktu z adnym z nich.
- Tak uwaasz? - zapyta synka.
- No! Stoi prawie na play. Czego jeszcze mona by chcie? - Jonah
wskaza na ocean. - Mog tam pj?
- jasne. Tylko uwaaj. I zosta za domem/ Nie oddalaj si za bardzo.
- Dobra.
Steve patrzy, jak syn odbiega, a potem odwrci si i zobaczy Kim,
ktra sza ju w stron domu. Ronnie te wysiada z samochodu, ale staa
przy nim.
- Cze, Kim - rzucia.
- Steve. - Pochylia si i ucisna o szybko. - Wszystko dobrze u
ciebie? - zapytaa. - Chyba schude.
- Nic mi nie jest.
Steve zauway nad jej ramieniem, e Ronnie powoli ruszya ku nim.
Uderzyo go, jak bardzo si zmienia od czasu, gdy widzia ja na zdjciu,
ktre Kim przesaa mu e - mailem. Znikna typowa maa Amerykanka, jak
pamita, a jej miejsce zaja moda kobieta z purpurowymi pasmami w
dugich brzowych wosach, z polakierowanymi na czarno paznokciami, w
ciemnym ubraniu. Zauway znowu, e mimo ewidentnych oznak
nastoletniego buntu jest bardzo podobna do matki. To dobrze, pomyla.
Wygldaa licznie jak zawsze.
Odchrzkn.
- Cze, kochanie. Mio ci wiedzie.

Ronnie nie odpowiedziaa, wic Kim zajaa j:


- Nie bd niegrzeczna. Ojciec do ciebie mwi. Odpowiedz co.
Ronnie zaoya ramiona na piersi.
- Dobra. Co powiecie na to> Nie zamierzam gra dla ciebie na
fortepianie.
- Ronnie! - Steve usysza w gosie Kim zniecierpliwienie.
- No co? - Zadara gow. - Pomylaam, e od razu wyjani spraw.
Zanim Kim zdya odpowiedzie, Steve pokrci gow. Nie chcia
ktni.
- W porzdku, Kim.
- Wanie, mamo. Wszystko w porzdku - potwierdzia wyzywajco
Ronnie. - Musz rozprostowa nogi. Id na spacer.
Gdy odesza, Steve zauway, e Kim walczy z chci przywoania jej.
W kocu jednak nic nie powiedziaa.
- Duga podr? - zapyta, eby odwrci jej uwag i poprawi nastrj.
- Nawet nie masz pojcia jak bardzo.
Umiechn si; atwo byo wyobrazi sobie w tej chwili, e wci s
maestwem, e graj w tej samej druynie, e wci si kochaj.
Tylko e oczywicie tak nie byo.
*
Po wyadowaniu bagay Steve poszed do kuchni, gdzie wydoby kostki
lodu ze starowieckiego pojemnika i wrzuci je do szklanek z rnych
kompletw, ktre zasta na miejscu.
Usysza, e Kim wchodzi do kuchni. Wzi dzbanek z mroon
herbat, napeni ni dwie szklanki i poda byej onie jedn z nich. Jonah na
zewntrz albo goni fale, albo przed nimi ucieka, podczas gdy w grze
kryy mewy.
- Jonah chyba dobrze si bawi - zauway.

Kim zrobi krok w stron okna.


- Od tygodni cieszy si na ten wyjazd. - Zawahaa si. - Tskni za
tob.
- Ja za nim te tskniem.
- Wiem. - Pocigna yk herbaty i rozejrzaa si po kuchni. - Wic to
twj dom, co? Ma charakter.
- Mwic o charakterze, masz pewnie na myli przeciekajcy dach i
brak klimatyzacji.
Zdemaskowana Kim posaa mu lekki umiech.
- Wiem, e jest skromny - przyzna. - Ale panuje tu cisza i mog
oglda wschd soca.
- I koci pozwala ci mieszka w nim za darmo?
Steve pokiwa gow.
- Domek nalea do Carsona Johnsona, miejscowego artysty, ktry
przekaza go kocioowi. Pastor Harris pozwoli mi tu zosta do czasu, gdy
bd gotowi go sprzeda.
- Jakie to uczucie wrci do domu? Bo kiedy mieszkali tutaj twoi
rodzice, prawda? Trzy przecznice std?
Siedem, pomyla Steve. Ale blisko.
- Normalnie. - Wzruszy ramionami.
- Jest toczniej. Zmienio si od czasu, gdy byam tu ostatnio.
- Wszystko si zmienia. - Opar si o blat, krzyujc nogi. - To kiedy
ten wielki dzie? - zapyta, eby zmieni temat. - Dla ciebie i Briana?
- Steve jeli chodzi o to
- Nic nie szkodzi. - Unis rk. - Ciesz si, e znalaza sobie kogo.
Kim popatrzya na niego; najwyraniej zastanawiaa si, czy ma mu
wierzy, czy uzna to za delikatny temat.
- W styczniu - odpowiedziaa w kocu. - I chc, aby wiedzia, e z
dziemi Brian nie udaje kogo, kim nie jest. Polubiby go.

- Na pewno. - Napi si herbaty i odstawi szklank. - A jaki dzieci maj


do niego stosunek?
- Jonah chyba go lubi, ale on lubi wszystkich.
- A Ronnie?
- Dogaduje si z nim, tak jak dogaduje si z tob.
Zamia si, ale zauway jej zmartwiona min.
- Jak ona si czuje?
- Nie wiem. - Westchna. - Myl, e sama te nie wiem. Wesza w
trudny okres, ma humory. Wraca do domu pniej, ni si umwiymy, a
kiedy prbuj z ni porozmawia, odpowiada tylko wszystko jedno, jak
chcesz i tak dalej. Przypisuj to jej wiekowi, bo pamitam, jak to byo
ale - Pokrcia gow. - Widziae, jak jest ubrana? Te jej wosy, okropny
tusz do rzs?
- Uhm.
- I co?
- Mogo by gorzej.
Kim otworzya usta, eby co powiedzie, ale nic si z nich nie
wydobyo i Steve utwierdzi si w przekonaniu, ze ma racj. Niezalenie od
tego, przez jaki okres przechodzia crka i jakie obawy ywia Kim, Ronnie
mimo wszystko bya dawna Ronnie.
- Pewnie tak - przyznaa Kim, a potem pokrcia gow. - Hm, wiem, e
masz suszno. Tylko ostatnio bya taka trudna. Czasami bywa mia jak
kiedy. Na przykad z Jonah. Chocia yj z sob jak pies z kotem, w kady
weekend Ronnie zabiera go do parku. A kiedy mia problemy z matematyk,
co wieczr pomagaa mu w nauce. Co jest o tyle dziwne, e sama ledwie
zalicza swoje przedmioty. I nie mwia ci, ale w styczniu posaam j na

SAT* . Udao jej si odpowiedzie bdnie na kade pytanie. Wiesz, jakim


trzeba by bystrym, eby le odpowiedzie na kade pytanie?
Kiedy Steve si rozemia, Kim cigna brwi.
- To nie jest mieszne.
- W pewnym sensie tak.
- To nie ty musiae mczy si z ni przez ostatnie trzy lata.
Zamilk skarcony.
- Masz racj. Przepraszam. - Znowu wzi do rki szklank. - A co
powiedzia sdzia o tej kradziey w sklepie?
- Tylko to, co ci mwiam przez telefon. - Westchna z rezygnacj. Jeli nie wpakuje si w nastpne kopoty, usun to z jej akt. Ale jeeli znowu
popeni jakie przestpstwo - Nie dokoczya.
- Martwisz si - zacz.
Kim odwrcia si.
- To nie pierwszy raz i w tym cay kopot - wyjania. - Przyznaa si,
ze w zeszym roku wkrada bransoletk, a teraz powiedziaa, ze kupowaa
duo rzeczy w drogerii i nie moga ich utrzyma w rkach, wic wsadzia
szmink do kieszeni. Za reszt zapacia i kiedy oglda si zapis z kamery,
rzeczywicie wyglda to na zwyk pomyk, ale
- Ale nie masz pewnoci.
Kim nie odpowiedziaa i Steve pokrci gow.
- Przecie nie znajdzie si wrd poszukiwanych listem goczym.
Pomylia si po prostu. Zawsze miaa dobre serce.
- To nie znaczy, e teraz nie kamie.
- Ale nie znaczy te, e skamaa.
- Wic jej wierzysz? - Jej twarz wyraaa jednoczenie nadzieje i

Scholastic Aptitude Test (ang.) - egzamin sprawdzajcy zdolnoci naukowe kandydata


na studia wysze

sceptycyzm.
Zastanowi si nad swoimi odczuciami wobec tego zdarzenia, jak ju z
dziesi razy od czasu, gdy Kim mu o ni powiedziaa.
- Uhm - potwierdzi. - Wierz jej.
- Dlaczego?
- Bo to dobry dzieciak.
- Skd wiesz? - zapytaa ostro. Po raz pierwszy sprawia wraenie
zirytowanej. - Kiedy ostatnio miae z ni do czynienia, koczya
podstawwk. - Odwrcia si od niego i splatajc ramiona, spojrzaa za
okno. Gdy odezwaa si znowu, w jej gosie brzmiaa gorycz. - Moge
wrci. Moge znowu uczy w Nowym Jorku. Nie musiae jedzi po
caym kraju, przeprowadza si tutaj byby czci ich ycia.
Jej sowa go dotkny i wiedzia, e ma racj. Ale to nie byo takie
proste z powodw, ktre oboje rozumieli, cho adne z nich nie chciao si
do tego przyzna.
W kocu chrzkn, przerywajc cisz.
- Chciaem tylko powiedzie, e Ronnie potrafi odrni dobro od za.
Gdy ju zaznaczy swoja niezaleno, stanie si t sam osob, ktr zawsze
bya, tak sdz. Pod zasadniczymi wzgldami tak naprawd si nie zmienia.
Zanim Kim zdya si zastanowi, jak i czy w ogle ma si do tego
odnie, przez frontowe drzwi wpad Jonah. Policzki mu pony.
- Tato! Znalazem naprawd wietny warsztat! Chodcie! Pokae go
wam!
Kim uniosa brew.
- Tam, za domem - wyjani Steve. - Chcesz go zobaczy?
- Jest fantastyczny, mamo!
Kim odwrcia si od nich obu, a chwil potem znowu okrcia na
picie.
- Nie, dzikuj - odpowiedziaa. - Tata si bardziej do tego nadaj. A

zreszt musze ju jecha.


- Ju? - zapyta Jonah.
Steve wiedzia, jakie to trudne dla Kim, wic odpar za ni:
- Twoj mam czeka duga jazda z powrotem. A poza tym wieczorem
chc was zabra do wesoego miasteczka. Nie wolisz tego, zamiast pj do
warsztatu.
Chopcu nieznacznie opady ramiona.
- Niech bdzie - odrzek.
*
Gdy Jonah poegna si z mama - Ronnie nie byo w pobliu i wedug
Kim raczej nie naleao jej si szybko spodziewa - Steve poszed z nim do
warsztatu, zapadajcego si, krytego blach budynku gospodarczego, ktry
sta na tej samej dziace.
Przez ostatnie trzy miesice Steve spdzi tutaj wikszo popoudni,
otoczony oowianym zomem i maymi taflami kolorowego szka, ktre
oglda teraz Jonah. Porodku warsztatu sta duy st, na ktrym lea
rozpoczty witra, ale chopca bardziej zainteresowaa dziwna kolekcja
wypchanych zwierzt, pozostao po poprzednim wacicielu. Trudno byo
nie ulec fascynacji p wiewirk, p okoniem czy bem oposa
przytwierdzonym do korpusu kurczaka.
- Co to ma by? - zapyta Joanh.
- Sztuka.
- Mylaem, ze sztuka to malarstwo i tak dalej.
- Owszem. Ale czasami sztuka to te inne rzeczy.
Jonah zmarszczy nos, patrzc na krlikowa.
- To nie wyglda na sztuk.
Kiedy Steve si umiechn, Jonah wskaza okno witraowe na stole.

- To te jego dzieo? - zapyta.


- Nie, moje. Ronie to dal kocioa, ktry stoi tu niedaleko. W zeszym
roku spon i stary witra zosta zniszczony.
- Nie wiedziaem, ze umiesz robi witrae.
- Wierz albo nie, nauczy mnie tego artysta, ktry tu poprzednio
mieszka.
- Ten facet, ktry wypcha zwierzta?
- Ten sam.
- I znae go?
Steve podszed do stou i stan obok syna.
- Jako chopiec wkradaem si tutaj, zamiast chodzi na religi. Robi
witrae dla wikszoci kociow w okolicy. Widzisz to zdjcia na cianie? Wskaza maa fotografi zmartwychwstaego Chrystusa, przypit do jednej
z pek i trudn do zauwaenia wrd innych rzeczy. - Mam nadziej, e
kiedy skocz, tak to bdzie wygldao.
- Fantastycznie - skomentowa Jonah i Steve si umiechn.
Najwyraniej byo to ulubione sowo synka; spodziewa si, e usyszy je
tego lata jeszcze mnstwo razy.
- Chcesz mi pomc? - zapyta.
- A mog?
- Liczyem na to. - Steve dgn go lekko okciem. - Potrzebuj
kompetentnego asystenta.
- To trudne?
- Kiedy si tego uczyem, byem w twoim wieku. Na pewno sobie
poradzisz.
Jonah skwapliwie wzi kawaek szka i mu si przyjrza. Z powana
min zbliy go do wiata.
- Ja te jestem pewny, e sobie poradz.
Stevea znowu to rozmieszyo.

- Chodzisz do kocioa? - zapyta.


- Uhm. Ale nie do tego, do ktrego chodzilimy kiedy. Tylko do tego,
ktry lubi Brian. I Ronnie nie zawsze jedzie z nami. Siedzi w swoim pokoju i
nie chce wyj, ale gdy tylko zamykaj si za nami drzwi, wyazi i idzie z
koleankami do Starbucksa.
- Tak bywa, gdy dzieci wyrastaj na nastolatki. Wystawiaj rodzicw
na prb.
Jonah odoy szko na st.
- Ja taki nie bd - owiadczy. - Zawsze bd dobry. Ale nie przepada
za tym nowym kocioem. Nudz si w nim. Wic mgbym tam nie
wchodzi.
- Suszne rozumowanie. - Steve zamilk na chwil. - Syszaem, ze
bdziesz gra w nog tej jesieni?
- Nie jestem w tym za dobry.
- Co z tego? To frajda, nie?
- Nie, jeli jest si pomiewiskiem.
- Kto si z ciebie mieje?
- Niewane. Mam to gdzie.
- Aha.
Jonah przestpi z nogi na nog. Co chodzio mu po gowie.
- Ronnie nie przeczytaa ani jednego listu z tych, ktry od ciebie
dostaa, tato. I nie chce ju gra na fortepianie.
- Wiem - odpar Steve.
- Mama mwi, ze to wszystko przez napicie przedmiesiczkowe.
Steve niemal zakrztusia si ze miechu, ale szybko odzyska
panowanie and sob.
- A wiesz w ogle, co to znaczy?
Jonah poprawi okulary na nosie.
- Nie jestem ju dzieckiem. To znaczy, ze ma syndrom niechci do

facetw.
Steve parskn miechem i zmierzwi synkowi wosy.
- Moe poszukamy twojej siostry? Chyba widziaam, e idzie w
kierunku wesoego miasteczka.
- Przejedziemy si na diabelskim kole?
- Jeli tylko masz ochot.
- Fantastycznie.

3
Ronnie

Na jarmarku panowa tok. Czy raczej, poprawia si Ronnie, na


Festiwalu Morza Wrightsville Beach. Pacc za lemoniad w jednym ze
stoisk, zauwaya, e oba pobocza drogi prowadzcej na molo zastawione s
samochodami, ktre stoj zderzak w zderzak, a kilku przedsibiorczych
nastolatkw za opat udostpnia miejsca na podjazdach okolicznych
domw.
Jak dotd, pomylaa, nic ciekawego tutaj nie ma. Liczya, e diabelski
myn jest tu na stae i e na molo znajduj si sklepy i stoiska jak na deptaku
w Atlantic City. Innymi sowy, miaa nadziej, e bdzie to miejsce, w
ktrych spdzi lato. Niestety. Wesoe miasteczko zajmowao parking na
kocu molo i przypominao may wiejski jarmark. Oferowano na nim
gwnie przejadki rozwalajcymi si karuzelami. Wszdzie stay tandetne
strzelnice i budki z tustym arciem. Wszystko to byo obciachowe.
Nie wygldao jednak na to, eby kto podziela jej opini. Prawie nie
dao si tu wcisn szpilki. Starzy i modzi, cae rodziny, grupki
gimnazjalistw gapice si na siebie nawzajem, mnstwo ludzi. Bez wzgldu
na to, w ktr stron posza, zawsze wpadaa na strumie cia. Spoconych
cia. Wielkich spoconych cia, z ktrych dwa sprasoway ja midzy sob, gdy
kolejka ludzi nie wiadomo dlaczego nagle si zatrzymaa. Tak mierdziay,

e musiay pochon smaonego hot doga i smaonego snickersa, ktre


widziaa na stoiskach. Zmarszczya nos. Ale obciach.
Dostrzega wyjcie, wymkna si spomidzy karuzel, strzelnic i budek
z jedzeniem, i ruszya w stron molo. Na szczcie tum si przerzedza, w
miar jak sza po molo, mijajc stoiska z rkodzieem. Nie wyobraaa sobie,
e mogaby co tu kupi - kto, u licha, chciaby krasnala z muszelek? Ale
widocznie kto kupowa to badziewie, bo inaczej te budki by nie istniay.
Roztargniona wpada na stolik, przy ktrym na skadanym krzele
siedziaa starsza pani. Ubrana bya w T - shirt z emblematem SPCA*, miaa
siwe wosy i yczliw, pogodn twarz - typ babci, ktra pewnie przed Boym
Narodzeniem caymi dniami piecze ciastka, pomylaa Ronnie. Na blacie
przed ni leay ulotki, a obok sta sj na datki i due kartonowe pudo. W
pudle siedziay cztery szare szczeniaki, z ktrych jeden podskakiwa na
tylnych apach, eby wyjrze na zewntrz.
- Hej, may - powiedziaa do niego.
Starsza pani si umiechna.
- Chcesz go potrzyma? Jest najzabawniejszy. Nazwaam go Seinfeld.
Szczeniak zaskowycza.
- Nie, dzikuj.
By liczny. Naprawd liczny, mimo e zdaniem Ronnie to imi do
niego nie pasowao. I rzeczywicie chyba miaa ochot go potrzyma.
Wiedziaa jednak, ze nie bdzie chciaa odda szczeniaczka, gdy ju wemie
go na rce. Bardzo lubia zwierzta, rozczulay j zwaszcza te bezpaskie,
porzucone. Jak te maluchy.
- Nic im si nie stanie, prawda? Nie upi ich pani?
- Ale skd - odpara kobieta. - Dlatego rozstawilimy ten stolik. eby

Society fot the Prevention of Cruelty to Animals (ang.) - Towarzystwo Zapobiegania


Okruciestwa wobec Zwierzt

ludzie je wzili. W zeszym roku znalelimy domy dla ponad trzydziestu


zwierzt, a te cztery ju rozdaam. Czekam tylko na ich nowych wacicieli,
eby je zabrali, gdy ju bd wychodzi. Ale mamy ich wicej, gdyby bya
zainteresowana.
- Jestem tu tylko z wizyt - wyjania Ronnie, gdy nagle z play dobieg
jaki ryk. Wycigna szyj, eby zobaczy. - Co si dzieje? Koncert?
Kobieta pokrcia przeczco gow.
- Siatkwka plaowa. Graj od wielu godzin to jakie zawody.
Powinna pj i popatrze. Sysz krzyki przez cay dzie, wic te
rozgrywki musz by emocjonujce.
Ronnie zastanowia si nad tym. Czemu nie? Nie bdzie gorzej ni
tutaj. Zanim ruszya ku schodom, wrzucia kilka dolarw do soja na datki.
Zachodzio soce i ocean w jego wietle poyskiwa jak pynne zoto.
Kilka pozostaych jeszcze na play rodzin leao na rcznikach w pobliu
wody, obok paru zamkw z piasku, ktre mia niebawem zagarn przypyw.
Rybitwy wznosiy si i opaday w powietrzu, polujc na kraby.
Wkrtce dosza do miejsca, w ktrym rozgrywa si turniej. Zbliya si
do skraju boiska i zauwaya, e inne dziewczyny wrd publicznoci
interesuj si dwoma zawodnikami po prawej stronie. I nic dziwnego. Obaj w jej wieku? starsi? - naleeli do rodzaju, ktry jej przyjacika Kayla
nazywaa ciachem. Chocia aden z nich nie by w typie Ronnie, nie moga
pozosta obojtna na ich szczupe, muskularne sylwetki i pynne ruchy na
piasku.
Zwaszcza ten wyszy, z ciemnymi brzowymi wosami i plecion
bransoletk na nadgarstku. Kayla na pewno by go namierzya - zawsze lubia
wysokich - tak jak blondynka z bikini po drugiej stronie boiska. Ronnie od
razu dostrzega ja i jej przyjacik. Obie szczupe i adne, miay
olniewajco biae zby i najwyraniej przyzwyczaiy si, e przycigaj
uwag i e chopcy lini si na ich widok. Trzymay si z dala od reszty

widzw i kibicoway powcigliwie, pewnie eby nie potarga sobie wosw.


Rwnie dobrze mogy by billboardami, na ktre patrzy si z daleka, nie
podchodzc zbyt blisko. Ronnie nie znaa ich, ale ju za nimi nie przepadaa.
Ponownie skupia uwag na meczu, akurat gdy ci liczni zdobyli
nastpny punkt. I nastpny. I jeszcze jeden. Nie wiedziaa, jaki jest wynik,
ale wyranie byli lepsza druyn. Mimo to, obserwujc gr, zacza
przyglda si take innym zawodnikom. Wynikao to nie tyle z tego, e
zawsze miaa sabo do przegranych - bo tak byo - ile z tego, e para
czempionw przypominaa jej zepsutych chopakw z prywatnych szk,
ktrych spotykaa w klubach, zarozumialcw z Upper East Side, ktrzy
chodzili do Dalton albo Buckley i uwaali si za lepszych od reszty tylko
dlatego, e ich tatusiowie zarzdzali papierami wartociowymi. Tak czsto
widywaa zot modzie, e potrafia rozpozna jej przedstawicieli, i daaby
gow, e ci dwaj wanie dlatego cieszyli si takim powodzeniem. Jej
przypuszczenia si potwierdziy, kiedy po zdobyciu przez druynie
nastpnego punktu kolega ciemnowosego mrugn do koleanki blond
Wenus, dziewczyny w typie lalki Barbie, przygotowujc si do serwu. W tym
miasteczku adni ludzie najwyraniej znali si nawzajem.
Dlaczego jej to nie dziwio?
Mecz sta si nagle mniej ciekawy i ju odwrcia si, aby odej, gdy
nad siatk przelecia nastpny serw. Dotaro do niej, ze kto krzyczy, gdy
druyna przeciwna odbia pik, ale zanim zrobia ze dwa kroki, poczua, e
widzowie wok niej zaczynaj si przepycha, tak e na chwile stracia
rwnowag.
Na zbyt duga chwil.
Odwrcia si i zobaczya jeszcze, ze jeden z graczy biegnie w jej
stron, skrcajc gow, eby nie spuci z oka zabkanej piki. Nie zdya
usun si z drogi, gdy wpad na ni z impetem. Chwyci j za ramiona, aby
zapa rwnowag i nie przewrci jej. Poczua szarpnicie i niemal z

fascynacj patrzya, jak ze styropianowego kubka, ktry trzymaa w rku,


spada pokrywka, a lemoniada szybuje ykiem w powietrzu, po czym oblewa
jej twarz i koszulk.
Chwile pniej byo po wszystkim, tak po prostu. Uniosa gow i
zobaczya, e ciemnowosy chopak patrzy na ni szeroko otwartymi oczami.
- Nic ni nie jest? - wydysza.
Czua, e lemoniada cieknie jej po twarzy i przesika przez koszulk.
Usyszaa, ze kto w tumie si mieje. Bo dlaczego nie? To by taki wietny
dzie.
- W porzdku - burkna.
- Na pewno? - sapn chopak. Sprawia wraenie naprawd
skruszonego. - Mocno ci walnem.
- Po prostu pu mnie - wycedzia przez zacinite zby.
Chyba uwiadamia sobie, ze wi trzyma j za ramiona, i natychmiast
zabra rce. Cofn si szybko i odruchowo dotkn bransoletki. Obraca ja z
roztargnieniem.
- Naprawd przepraszam. Biegem za pika i
- Wiem, co robie - rzucia. Przeyam, tak?
Po tych sowach odwrcia si na picie; niczego bardziej nie pragna,
tylko jak najszybciej oddali si z tego miejsca. Usyszaa, e kto z tyu
woa:
- No, Will! Wracamy do gry!
Ale gdy przepychaa si przez tum, czua na sobie jego spojrzenie,
dopki nie znikna z widoku.
*
Koszulce nic si nie stao, ale Ronnie nie poprawio to samopoczucia.
Lubia j, bya to pamitka z koncertu Fall Out Boy, na ktry wybraa si w
zeszym roku z Rockiem. Mama si wcieka, i to nie tyle dlatego, ze Rick

mia wytatuowana pajczyn na plecach i wicej kolczykw w uszach ni


Kayla; gwnie dlatego, e Ronnie nie powiedziaa jej, dokd id, i wrcia
do domu dopiero nastpnego popoudnia, bo w kocu wyldowali u brata
Rocka w Filadelfii. Zabronia jej widywa si, a nawet rozmawia z Rickiem,
ale Ronnie zamaa ten zakaz ju nastpnego dnia.
Nie eby bya zakochana w Rocku; szczerze mwic, nawet nie lubia
go za bardzo. Tylko wkurzya si na mam i chciaa jej zrobi na przekr.
Kiedy jednak pojechaa do niego, by znw napany i pijany, tak jak na
koncercie, i uwiadomia sobie, e jeli nie przestanie si z nim spotyka,
wci bdzie j namawia, eby sprbowaa tego, co sam bra, jak
poprzedniego wieczoru. Bya wic u niego tylko kilka minut, a potem posza
na Union Square, gdzie spdzia reszt popoudnia. Wiedziaa, e wszystko
midzy nimi skoczone.
Nie bya naiwna, jeli chodzi o narkotyki. Niektrzy z jej znajomych
popalali trawk, kilkoro brao kokain albo ecstasy, a jeden nawet by
uzaleniony od metamfetaminy. Wszyscy oprcz niej pili w weekendy. W
kadym klubie i na kadej imprezie mona byo dosta kad z tych uywek.
Ale miaa wraenie, e zawsze, gdy jej koleanki paliy, piy albo ykay co,
po czym podobno czuy si fantastycznie, przez reszt wieczoru bekotay,
chwiay si na nogach, rzygay albo zupenie traciy kontrol i robiy
prawdziwe gupoty. Przewanie z facetami.
Ronnie nie chciaa, eby co takiego ja spotkao. Nie po tym, co zeszej
zimy przydarzyo si Kayli. Kto - Kayla do dzi nie wie kto - wrzucia jej do
drinka piguk gwatu i cho niewiele pamitaa z tego, co dziao si potem,
miaa wraenie, e znalaza si w jakim pomieszczeniu z trzema facetami,
ktrych widziaa tej nocy pierwszy raz. Kiedy obudzia si nastpnego ranka,
jej ciuchy leay rozrzucone wok. Kayla nie mwia nic wicej - wolaa
udawa, e to nigdy si nie zdarzyo, i aowaa, ze w ogle zwierzya si
Ronnie - ale nietrudno byo skojarzy fakty.

Dotarszy na koniec molo, Ronnie odstawia do poowy oprniony


kubek i usiowaa osuszy koszulk serwetk. Co to dao, ale zwilgotniaej
serwetce zostaway malekie biae patki przypominajce upie.
Super.
Szkoda, ze facet nie wpad na kogo innego. Staa tam ile, dziesiciu
minut? Jakie byo prawdopodobiestwo, ze gdy si odwrci, nadleci pika? I
e bdzie tkwia z kubkiem w rku wrd ludzi ogldajcych mecz siatkwki,
ktrego wcale nie chciaa oglda, w miejscu, w ktrych wcale nie chciaa
by? Cos takiego nie zdarzy si ponownie w cigu miliona lat. Przy takim
farcie powinna kupi bilet na loteri.
I ten chopak, ktry to zrobi. Ciemnowosy, brzowooki przystojniak.
Z bliska uwiadomia sobie, by jeszcze atrakcyjniejszy, zwaszcza z t
skruch na twarzy. By moe nalea do elity, ale w tej nanosekundzie, gdy
ich spojrzenia si spotkay, miaa bardzo dziwne wraenie, e jest cakiem
normalny.
Pokrcia gow, eby otrzsn si z takich gupich myli.
Najwyraniej soce przygrzao jej w gow. Uznaa, ze zrobia, co moe,
przy uyciu serwetki, i wzia kubek. Zamierzaa go wyrzuci, ale gdy
odwrcia si, poczua, e utkn pomidzy ni a kim innym. Tym razem nie
stao si to w zwolnionym tempie; lemoniada natychmiast znowu zalaa
przd jej koszulki.
Ronnie zastyga z bezruchu i spojrzaa z niedowierzaniem na swj T shirt. To chyba arty.
Przed ni staa dziewczyna w jej wieku, ktra trzymaa w doni shakea
i sprawiaa wraenie rwnie zaskoczonej jak Ronnie. Bya ubrana na czarno,
a jej ciemne wosy wiy si niesfornie wok twarzy. Podobnie jak Kayla
miaa w kadym uchu po kilka kolczykw na sztyftach i jedna par
wiszcych z miniaturowymi trupimi czaszkami, a jej gotycki styl podkrelay
jeszcze ciemny ocie powiek i eyeliner. Gdy reszta lemoniady wsikay w

koszule Ronnie, Gotka wskazaa kubkiem rozprzestrzeniajc si plam.


- Chrza to - powiedziaa.
- Mylisz?
- Przynajmniej masz teraz symetryczne zacieki.
- Och, rozumiem. To miao by mieszne.
- Raczej dowcipne.
- To trzeba byo powiedzie co w tym stylu: Moe powinna trzyma
si kubkw dla niemowlt.
Gotka si zamiaa, co zabrzmiao zaskakujco dziewczco.
- Nie jeste std, co?
- Nie, z Nowego Jorku. Przyjechaam do ojca.
- Na weekend?
- Na cae lato.
- Chrza to.
Tym razem to Ronnie si rozemiaa.
- Jestem Ronnie. To skrt od Veronica.
- Mw do mnie Blaze.
- Blaze?
- Naprawd mam na imi Galadriel. To z Wadcy Piercieni. Pomys
mojej mamy.
- Przynajmniej nie nazwaa si Gollum.
- Albo Ronnie. - Odchylajc gow do tyu, powiedziaa: - Jeli chcesz
cos suchego, tam w budce sprzedaj koszulki z Nemo.
- Nemo?
- Uhm. Z tego filmu. Pomaraczowo - biaa rybka z felerna petw. Ta,
ktra wyldowaa w akwarium, a tata wyrusza jej na ratunek. Kojarzysz?
- Nie chce koszulki z Nemo, jasne?
- Nemo jest cool.
- Moe gdy si ma sze lat - odcia si Ronnie.

- Jak chcesz.
Zanim Ronnie zdya odpowiedzie, jej uwag zwrcili trzej faceci
przepychajcy si przez tum. Wyrniali si spord plaowiczw, bo mieli
postrzpione szorty i tatuae, a spod cikich skrzanych kurtek wystaway
im goe torsy. Jeden, z kolczykiem w brwi, nis duy magnetofon starego
typu; drugi, w odbarwionym T - shircie Mohawk, mia cae wytatuowane
ramiona, trzeci - jak Blaze - dugie czarne wosy kontrastujce z
mlecznobia cer. Ronnie instynktownie zwrcia si do Blaze, ale
zobaczya, e ta znikna. Na jej miejscu sta Jonah.
- Czym si oblaa? - zapyta. - Jeste caa mokra i si kleisz.
Ronnie rozejrzaa si za Blaze, ciekawa, gdzie dziewczyna si ulotnia.
I dlaczego.
- Id sobie, dobra?
- Nie mog. Tata ci szuka. Chyba chciaby, eby wrcia do domu.
- Gdzie on jest?
- Wstpi do toalety, ale zaraz powinien Ru by.
- Nie mw mu, e mnie widziae.
Jonah rozwaa te prob przez chwil.
- Piec dolcw - rzuci.
- Sucham?
- Daj mi piec dolcw, to zapomn, e tu bya.
- Mwisz powanie?
- Tracisz tylko czas - zauway. - Stawka wzrosa do dziesiciu
dolarw.
Nad gow Jonah zauwaya ojca, ktry rozglda si wrd ludzi.
Skulia si odruchowo, cho wiedziaa, e nie uda jej si przed nim umkn.
Spojrzaa na brata szantayst, ktry najwyraniej tez zdawa sobie z tego
spraw. By bystry, kochaa go i doceniaa jego umiejtnoci szantau, lecz
modszy brat to modszy brat. W idealnym wiecie staby po jej stronie. Ale

tu, w Realu? Oczywicie, e nie.


- Nienawidz ci, wiesz?
- Wzajemnie. To bdzie ci kosztowa dziesi dolarw.
- Moe pi?
- Przegapia okazj. Ale umiem dochowa sekretw.
Ojciec w dalszym cigu jej nie widzia, by jednak coraz bliej.
- Dobra - sykna, szperajc po kieszeniach.
Wycigna zgnieciony banknot i Jonah schowa go do kieszonki.
Zerknwszy przez rami, zobaczya, e ojciec idzie w jej stron, wci si
rozgldajc, i daa nura za budk. Ku swojemu zaskoczeniu zobaczya tam
Blaze, ktra opieraa si o cian i palia papierosa.
Dziewczyna umiechna si zoliwie.
- Kopoty z tatusiem?
- Jak std zwia?
- Zwyczajnie. - Blaze wzruszya ramionami. - I tak ci rozpozna po
koszulce.
*
Godzin pniej Ronnie siedziaa obok Blaze na jednej z awek przy
kocu molo, wci znudzona, ale ju nie tak bardzo jak wczeniej. Okazao
si, e Blaze umie sucha i ma specyficzne poczucie humoru - a co
najwaniejsze, tak jak Ronnie uwielbia Nowy Jork, chocia nigdy w nim nie
bya. Zadawaa jej podstawowe pytania: O Times Square, Empire State
Building i Statu Wolnoci - atrakcje turystyczne, ktrych Ronnie staraa si
za wszelk cen umkn. Rozbawia jednak Blaze, opowiadajc o
prawdziwym Nowym Jorku: o klubach w Chelsea, scenach muzycznych na
Brooklynie, ulicznych sprzedawcach w Chinatown, gdzie mona byo kupi
pirackie pyty, podrbki Prady i wszystko inne za kilka dolarw.
Gdy tak mwia o tych miejscach, zapragna znale si tam z

powrotem. Gdziekolwiek, tylko nie tu.


- Ja te bym nie chciaa tutaj przyjecha - przyznaa Blaze. - Wierz mi.
Strasznie tu nudno.
- Dugo tu mieszkasz?
- Cae ycie. Ale przynajmniej jestem ubrana jak trzeba.
Ronie w kocu kupia ten gupi T - shirt z Nemo i wiedziaa, e
wyglda w nim miesznie. By tylko jeden rozmiar na skadzie, XL, i
koszulka sigaa jej do kolan. Zdecydowaa si na ni tylko dlatego, e po jej
woeniu moga umkn niezauwaona przed ojcem. Co do tego Blaze miaa
racj.
- Kto mi powiedzia, e Nemo jest cool.
- Wciska ci kit.
- Co my tu robimy? Mj ojciec ju pewnie sobie poszed.
Blaze odwrcia si do niej.
- A co? Chcesz wraca do lunaparku? Moe wej do nawiedzonego
domu?
- Nie. Ale gdzie chyba mona pj.
- Jeszcze nie. Pniej tak. Na razie musimy poczeka.
- Na co?
Blaze nie odpowiedziaa. Wstaa i obrcia si ku ciemniejcej wodzie.
Wosy rozwia jej wiatr i zapatrzya si w ksiyc.
- Widziaam ci ju wczeniej.
- Kiedy?
- Na meczu siatkwki. - Wskazaa molo. - Staam tam.
- I co?
- Wydawaa si nie na miejscu/
- Tak jak ty.
- Dlatego staam na molo. - Wspia si na balustrad i usiada na niej,
zwrcona ku Ronnie. Wiem, e wolaaby by gdzie indziej, ale co takiego

zrobia twj ojciec, e jeste na niego taka cita?


Ronnie otara donie o spodnie.
- To duga historia.
- Mieszka ze swoj dziewczyn?
- Chyba nie ma dziewczyny. A co?
- To szczciara z ciebie.
- O czym ty mwisz?
- Mj ojciec mieszka z dziewczyna. Zreszt trzeci od rozwodu i jak na
razie najgorsz. Zdzira ma zaledwie kilka lat wicej ode mnie i ubiera si jak
striptizerka. Zreszt z tego, co wiem, jest striptizerk. Niedobrze mi si robi
za kadym razem, gdy musz do nich i. Ona chyba nie wie, jak ma si
wobec mnie zachowywa. W jeden chwili prbuje mi udziela rad, jakby
bya moja matk, a w nastpnej stara si by moj najlepsz przyjacik. Nie
znosz jej.
- Mieszkasz z mam?
- Uhm. Tylko e teraz ma faceta, ktry cay czas siedzi w domu. To te
dupek. Nosi taki mieszny tupecik, bo wyysia, gdy mia ze dwadziecia lat
czy co takiego, i wci mi mwi, e powinnam pj do collegeu. Jakby
obchodzio mnie jego zdanie. To wszystko jest popieprzone, nie sadzisz?
Zanim Ronnie odpowiedziaa, Blaze zeskoczya z barierki.
- Chodmy. Chyba si zaczyna. Musisz to zobaczy.
Ronnie ruszya za Blaze w stron gstniejcego tumu, ktry oglda
jaki wystp uliczny. Ze zdziwieniem uwiadomia sobie, e wykonawcami
byli trzej ule, ktrych widziaa wczeniej. Dwaj z nich prezentowali
breakdance do muzyki z magnetofonu, podczas gdy trzeci, ten z dugimi
wosami, sta w rodku i onglowa czym, co wygldao jak ponce pieczki
golfowe. Co jaki czas przerywa i po prostu trzyma ktr pieczk,
obracajc ja midzy palcami i toczc po wierzchu doni, nastpnie po jednym
ramieniu i po drugim. Dwa razy zaciska ponc kul w rce, tak e prawie

gasi ogie, ale zaraz potem rozwiera palce i przez szpar obok kciuka
strzela pomie.
- Znasz go? - zapytaa Ronnie.
Blaze kiwna gow.
- To Marcus.
- Ma na rkach jak warstw ochronn?
- Nie.
- Czy to boli?
- Nie, jeli si odpowiednio trzyma pik, Ale wyglda niesamowicie,
co?
Ronnie musiaa si z ni zgodzi. Marcus zgasi dwie piki, a potem
znowu zapali je od trzeciej. Na ziemi lea odwrcony kapelusz i Ronnie
widziaam, e ludzie zaczli wrzuca do niego pienidze.
- Skd on bierze te piki?
- Robi je. Pokae ci jak. To nietrudne./ Potrzebne s tylko baweniana
koszulka, iga z nitk i troch benzyny z zapalniczki.
Do wtru gonej muzyki, ktra pyna z magnetofonu, Marcus rzucia
trzy ponce pieczki facetowi z T - shircie z Mohawkiem i zapali dwie
nastpne. onglowali nimi jak cyrkowi klowni krglami, coraz szybciej i
szybciej, nie przerywajc dopki ktry rzut si nie uda.
Tylko e im si udaway. W kocu facet kolczykiem w brwi zapa
jedn pik i zacz odbija j stopami jak w futboli. Pozostali dwaj ugasili
trzy piki, doczyli do niego i potem we trzech podawali sobie dwie ostatnie.
Widzowie klaskali i do kapelusza posypay si pienidze, podczas gdy
muzyka osigna crescendo. Kiedy piosenka si skoczya, ponce piki
zostay zapane i zgaszone.
Ronnie musiaa przyzna, ze nigdy dotd nie widziaa czego takiego.
Marcus podszed do Blaze, obj ja i pocaowa namitnie, co wydawao si
nader niestosowne w miejscu publicznym. Powoli otworzy oczy i spojrza

prosto na Ronnie, a potem wypuci Blaze z ucisku.


- Kto to? - zapyta.
- To Ronnie - wyjania Blaze. - Jest z Nowego Jorku. Wanie si
poznaymy.
Mohawk i Kolczyk w Brwi doczyli do Marcusa i Blaze lustrujc
Ronnie, ktra poczua si bardzo skrpowana.
- Z Nowego Jorku, tak? - Marcus wyj z kieszeni zapalniczk i
podpali jedn z piek. Trzyma ponc kul midzy kciukiem a palcem
wskazujcym, tak e Ronnie znowu zacza si zastanawia, jak mg si nie
oparzy. - Lubisz ogie? - zapyta gono.
Nie czekajc na odpowied, rzuci pik w jej stron. Ronnie
odskoczya do tyu. Pika upada przed ni, gdy z tumu wyszed policjant i
zgasi ogie.
- Wy trzej! - wykrzykn, wskazujc rk. - Zabierajcie si std. Ju.
Mwiem wam, e nie moecie wystpowa na molo, i nastpnym razem was
zgarn.
Marcus podnis rce i cofn si o krok.
- Ju std idziemy.
Chopcy wzili kurtki i odeszli w stron wesoego miasteczka. Blaze
ruszya za nimi, zostawiajc Ronnie. Ta poczua, e policjant na ni patrzy,
ale zignorowaa go. Zawahaa si przez chwil i posza za nimi.

4
Marcus

Wiedzia, ze ona pjdzie za nimi. Wszystkie tak robiy. Zwaszcza te


nowe w miasteczku. Tak jest z dziewczynami: im gorzej je traktowa, tym
bardziej im na nim zaleao. Takie gupie. Przewidywalne, ale gupie.
Opar si o donic, ktra staa przed hotelem, a Blaze uwiesia si na
jego ramieniu. Ronnie siedziaa naprzeciwko nich na jednej z awek; Teddy i
Lance z boku rzucali gone zaczepki, prbujc zwrci uwag
przechodzcych obok nich dziewczyn. Byli ju podpici - golnli sobie
jeszcze przed widowiskiem, do cholery - i jak zwykle ignoroway ich prawie
wszystkie baby oprcz tych najbrzydszych. Sam ich przez wikszo czasu
olewa.
Blaze tymczasem lizaa go po szyi, ale ja tez olewa. Mia ju do tego
lepienia si do niego w miejscach publicznych. Jej samej mia do. Gdyby
nie bya taka dobra w ku, gdyby nie znaa sztuczek, ktre naprawd na
niego dziaay, rzuciby j ju miesic temu dla jednej z trzech, czterech czy
piciu dziewczyn, z ktrymi sypia regularnie. Ale w tej chwili one tez go nie
interesoway. Patrzy natomiast na Ronnie; podobay mu si te purpurowe
pasma w jej wosach, jdrne szczupe ciao, lnicy cie do powiek. By to
wypracowany, luzacki styl, mimo tej gupiej koszulki, ktr miaa na sobie.
Tak, podobao mu si to wszystko. I to bardzo.

Odepchn Blaze; chcia, eby sobie posza.


- Id, skocz po frytki - poleci. - Jestem troch gody.
Blaze odchylia si do tyu.
- Zostao mi tyko par dolcw.
Usysza skarg w jej gosie.
- No i co z tego? Powinno wystarczy. I nie wyeraj fryt po drodze.
Mwi powanie. Blaze robia si troch tusta tu i tam, i na twarzy. Nic
dziwnego, przecie ostatnio tankowaa prawie tylko co Teddy i Lance.
Blaze demonstracyjnie wyda wargi, ale Marcus pchn j lekko i
wreszcie ruszya do jednej z budek z arciem. W kolejce stao z sze czy
siedem osb i gdy ustawia si za nimi, Marcus podszed wolnym krokiem do
Ronnie, a potem usiad obok niej. Blisko, ale nie za blisko. Blaze bya
zazdronic i nie chcia, eby przepdzia Ronnie, zanim bdzie mia szans
na to, by lepiej j pozna.
- Co mylisz? - zapyta.
- O czym?
- O naszym wystpie. Widziaa cos takiego w Nowym Jorku?
- Nie - przyznaa. - Nie widziaam.
- Gdzie mieszkasz?
- Kawaek drogi sta, przy play. Zorientowa si, e jest skrpowana,
pewnie dlatego, ze nie byo z nimi Blaze.
- Blaze mwi, e zwiaa.
W odpowiedzi wzruszya tylko ramionami.
- Co? Nie chcesz o tym gada?
- Nie ma o czym.
Opad na oparcie.
- Moe nie masz do mnie zaufania.
- O czym ty mwisz?
- Z Blaze gadaa, a ze mn nie chcesz.

- Nawe ci nie znam.


- Blaze te nie znasz. Dopiero co j poznaa.
Ronie jakby nie doceniaa jego dowcipnych ripost.
- Po prostu nie mam ochoty o nim rozmawia, rozumiesz? I nie mam
ochoty tkwi tu przez cae lato.
Odsun pasemko wosw z jej oczu.
- To wyjed.
- Uhm. Dokd mam jecha?
- Jed ze mn na Floryd.
Zamrugaa powiekami.
- Co takiego?
- Znam gocia, ktry ma chaup pod Tamp, Jeli chcesz, zabior ci z
sob. Moemy zosta, jak dugo zechcesz. Mam tam wz.
Popatrzya na niego zszokowana.
- Nie mog pojecha z Tob na Floryd. Dopiero dopiero ci
poznaa. A co z Blaze?
- A co ma by?
- Chodzicie ze sob.
- No i? - Stara si zachowa kamienna min.
- To dziwne. - Pokrcia gowa i wstaa. - Chyba pjd zobaczy, co
robi Blaze.
Marcus wsadzi rk do kieszeni i wyj jedn z piek.
- Wiesz, e artowaem, prawda?
Wcale nie artowa. Powiedzia tak z tego samego powodu, dla ktrego
rzuci w ni pik. eby zobaczy, jak daleko moe si posun.
- Uhm, w porzdku. Nie ma sprawy. Ale pjd i pogadam z ni.
Marcus patrzya jak odchodzi. Podobao mi si jej jdrne ciako, nie
wiedzia jednak, co ma o niej sdzi. Ubieraa si jak trzeba, ale w
przeciwiestwie do Blaze nie palia ani nie wskazywaa zainteresowania

imprezami, poza tym mia wraenie, ze jest w niej cos, do czego nie chciaa
si przyzna. Zacz si zastanawia, czy jest dziana. To by pasowao, nie?
Mieszkanie w Nowym Jorku, dom na play? Rodzice musz mie fors, eby
sta ich byo na takie rzeczy. Ale.. czy wtedy nie trzymaaby si z takimi jak
ona, tymi, ktrzy maj kas, przynajmniej z tymi, ktrych zna? Wic jak to z
ni jest? I dlaczego to go interesowao?
Bo nie lubi ludzi z fors, nie podobao mi si, e si z ni obnosz i z
jej powodu uwaaj si za lepszych od reszty. Kiedy, gdy jeszcze chodzi do
szkoy, sysza, jak jeden bogaty smarkacz mwi, ze dosta na urodziny
now d; by to boston Waler dugoci dwudziestu jeden stp, z GPS - em i
sonarem; chopak chwali si, ze bdzie ni pywa przez cae lato i cumowa
pod Country Clubem.
Trzy dni pniej Marcus podpali d i zza magnolii na szesnastym
polu patrzy, jak ponie.
Oczywicie nikomu nie powiedzia o tym, co zrobi. Pinij swko
jednej osobie, a rwnie dobrze mgby powiedzie glinom. Na przykad taki
Teddy czy Lance; wsadzi ich do celi i zaczn sypa, gdy tylko zamkn si
za nimi drzwi. Dlatego nalega, eby to oni odwalali brudn robot.
Najlepszy sposb, aby powstrzyma ich przed gadaniem, to dopilnowa,
eby bardziej ubabrali sobie rce ni on. Teraz to oni kradli gorza, to oni
stukli do nieprzytomnoci ysego faceta na lotnisku, zanim zabrali mu
portfel, to oni wymalowali swastyki na synagodze. Nie ufa im za bardzo, nie
za bardzo ich lubi, ale przynajmniej go suchali. Byli uyteczni.
Za jego plecami Teddy i Lance wci robili z siebie idiotw i gdy
Ronnie odesza, Marcus nie mg sobie znale miejsca. Nie zamierza
kiblowa tu przez ca noc, siedzie bezczynnie. Gdy Blaze wrci, zje frytki i
udadz si gdzie. Co si bdzie dziao. Nigdy nie wiadomo, co si wydarzy
w takim miejscu, w taki wieczr, w takim tumie. Jedno byo pewne: po
wystpie zawsze potrzebowa czego wicej. Cokolwiek to znaczyo.

Zerknwszy na budk z arciem, zobaczy ze Blaze paci za frytki, a


Ronnie stoi tu za ni. Popatrzy na Ronnie, chcia, eby si odwrcia, i w
kocu tak si stao. Nic wielkiego, tylko szybko spojrzaa za siebie, ale to
wystarczyo, eby znowu zacz si zastanawia, jaka jest w ku.
Pewnie dzika, pomyla. Jak wikszo z nich, gdy odpowiednio si je
podkrci.

5
Will

Cokolwiek by robi, Willowi stale ciya ta tajemnica. Z pozoru byo


normalnie: w cigu ostatnich szeciu miesicy chodzi na lekcje, gra w
kosza, by na balu absolwentw, ukoczy szko, mia i do collegeu.
Oczywicie nie wszystko ukadao si idealnie. Przed szecioma tygodniami
zerwa z Ashley, cho nie miao to nic wsplnego ze zdarzeniami tamtej
nocy, nocy, o ktrej nie mg zapomnie. Przewanie udawao mi si
odsuwa od siebie to wspomnienie, ale od czasu do czasu, w
najdziwniejszych momentach, powracao do niego z ca si. Obrazy nie
zmieniay si ani nie blady, nie zacieray. Jakby patrzy na to oczami kogo
innego, widzia siebie, jak biegnie pla i chwyta Scotta, gdy wybuch ten
straszliwy poar. Pamita, ze krzykn:
- Co, do cholery, zrobie?!
- To nie moja wina! - wrzasn Scott.
I wtedy Will uwiadomi sobie, ze nie s sami. W pewnej odlegoci
zauway Macusa, Blaze, Teddyego i Lancea, ktrzy na nich patrzyli, i od
razy zorientowa si, e wszystko widzieli.
e wiedz
Gdy wyj telefon komrkowy, Scott go powstrzyma.
- Nie dzwo na policj! Powiedziaem ci, ze to by wypadek! - Mia

bagalny wyraz twarzy. - No, stary! Jeste mi to winien!


W pierwszych dniach duo pisano o tym w prasie i mwiono w
telewizji, i za kadym razem, gdy Will oglda wiadomoci albo czyta
artykuy w gazetach, ciskao go w odku. Czym innym byo ukrywanie
faktw zwizanych z przypadkowym poarem. Moe to mgby jako
przetrwa. Ale tej nocy kto zosta ranny i Willa zawsze ogarniao mdlce
poczucie winy, gdy przejeda obok tego miejsca. Niewane, e koci
odbudowano i e pastor ju dawno wyszed ze szpitala; wane byo to, ze
wiedzia, co si stao, i nic w tej sprawie nie zrobi.
Jeste mi to winien
Te sowa przeladoway go najbardziej.
Nie tylko, ze on i Scott byli najlepszymi przyjacimi od przedszkola,
ale z innego, istotniejszego powodu. Lea wic w rodku nocy bezsennie,
myla z nienawici o tych sowach i aowa, e nie moe wszystkiego
naprawi.
*
O dziwo, tego dnia to wspomnienie przywoa wypadek na meczu
siatkwki. Czy raczej dziewczyna, na ktr wpad. Nie interesoway jej jego
przeprosiny i w przeciwiestwie do wikszoci tutejszych dziewczyn nie
prbowaa ukry zoci. Nie mizdrzy si ani nie piszczaa; panowaa nad
sob, co natychmiast wydao mu si nietypowe, inne.
Gdy gniewnie odesza, dokoczyli seta i musia przyzna, e straci
kilka piek, ktre normalnie by odebra. Scott patrzy na niego i - moe zza
spraw gry wiate - wyglda dokadnie tak jak tamtej nocy podczas poaru,
gdy Will chcia zadzwoni na policj. I to wystarczyo, eby znowu mu si
wszystko przypomniao.
By w stanie odsuwa od siebie to wspomnienie, dopki nie wygrali
meczu, ale potem, gdy skoczyy si zawody, musia poby jaki czas sam.

Przeszed si wic po wesoym miasteczku i przystan przy jednej z tych


budek, w ktrych nie sposb byo co wygra. Wanie przygotowywa si do
rzutu zbyt nadmuchan pik do za wysoko umieszczonej obrczy, kiedy
usysza za sob czyj gos.
- Tu jeste - zaczepia go Ashley. - Czyby nas unika?
Tak, pomyla. Waciwie tak.
- Nie - odpar. - Po prostu nie rzucaem od czasu, gdy zakoczy si
sezon, i chciaem sprawdzi, czy nie zardzewiaem.
Ashley si umiechna. Biay top w ksztacie tuby, sanday i wiszce
kolczyki podkrelay jej niebieskie oczy i blond wosy. Przebraa si po
finaowym meczu zawodw. Typowe; bya jedyn znan mu dziewczyn,
ktra zawsze miaa z sob komplet ciuchw na zmian, nawet gdy sza na
pla. Podczas balu na zakoczenie szkoy, w maju, przebieraa si trzy razy;
raz na kolacj, drugi raz na tace i trzeci - na afterparty. Waciwie wzia z
sob walizk, ktr musia zataszczy do samochodu, gdy ju przypia do
sukienki bukiecik kwiatw i zapolowaa do zdj. Jej matka nie widziaa nic
niezwykego w tym, ze Ashley pakuje si, jakby wyjedaa na wakacje, a
nie wybieraa si na potacwk. Ale moe na tym take polega problem.
Ashley kiedy zaprowadzia go do pokoju matki i pokazaa mu jej szaf;
kobieta musi mie kilkaset par butw i tysic rnych strojw, owiadczya.
Ta szafa stanowia rwnowarto buicka.
- Nie przeszkadzaj sobie. Nie chciaabym, eby straci dolara.
Will odwrci si i wycelowawszy, posa pik ukiem. Odbia si od
obrczy i tablicy, a potem wpadaa do kosza. To jeden trafiony. Jeszcze dwa i
zdobdzie nagrod.
Odrzucajc pik, waciciel budki zerkn na Ashley. Ona jednak jakby
w ogle nie zauwaya jego obecnoci.
Gdy Will zapa pik, spojrza na faceta.
- Czy kto dzisiaj wygra?

- Oczywicie. Codziennie wygrywa mnstwo ludzi. - Odpowiadajc,


patrzy wci na Ashley. Nie byo w tym nic dziwnego. Wszyscy si na ni
gapili. Bya jak byskajcy neon dla kadego, kto mia cho odrobin
testosteronu.
Ashley zbliya si o kolejny krok, obrcia na picie i opara o budk.
Ponownie umiechna si do Willa. Nigdy nie naleaa do subtelnych. Gdy
zostaa krlow balu, chodzia w koronie do samego rana.
- Dobrze dzi grae - zauwaya. - Znacznie lepiej serwujesz.
- Dziki - rzuci.
- Myl, ze jeste rwnie dobry jak Scott.
- To niemoliwe - odpar. Scott gra w siatkwk od szstego roku
ycia, a Will zacz dopiero po pierwszej klasie szkoy redniej. - Jestem
szybki i umiem skaka, ale nie rozgrywa tak dobrze jak on.
- Mwi ci tylko, co widziaam.
Skupiajc wzrok na obrczy, Will wcign powietrze i sprbowa si
odpry. Tak zawsze przed rzutami osobistymi radzi mu trener; cho nigdy
nie poprawio to jego wynikw. Tym razem jednak pika wpada do kosza
Dwa trafienia na dwa rzuty.
- Co zrobi z tym pluszakiem, ktrego wygrasz? - zapytaa.
- Nie wiem. Chcesz go?
- Tylko jeli sam masz ochot mi go da.
Mia wiadomo, ze chciaa, aby jej to zaproponowa. Po dwch latach
chodzenia z sob niewiele byo rzeczy, ktrych by o niej nie wiedzia. Uj
pik, znowu odetchn gboko i rzucia po raz trzeci. Tym razem jednak
zrobi to troch za mocno i pika odbia si do obrczy.
- Byo blisko - skomentowa waciciel. - Powiniene sprbowa
jeszcze raz.
- Wiem, kiedy si wycofa.
- Co ci powiem. Opuszcz stawk o dolara. Dwa dolary za trzy rzuty.

- Nie trzeba.
- Dwa dolary i oboje dostajecie po trzy rzuty. - Podnis pik i poda j
Ashley. - Chciaby zobaczy, jak rzucasz.
Ashley spojrzaa na pik z tak min, jakby w ogle nie braa tego pod
uwag. I pewnie nie braa.
- Nie, raczej nie - skwitowa Will. - Ale dziki za propozycj. - Zwrci
si do Ashley: - Nie wiesz, czy jest tu gdzie Scott?
- Siedzi przy stole z Cassie. A przynajmniej byli tam, gdy posza ci
szuka. Ona chyba mi si podoba.
Will ruszy we wskazanym kierunku, a Ashley podreptaa obok niego.
- Wanie tak rozmawialimy - zacza jakby nigdy nic - i Scott z
Cassie uznali, ze byoby fajnie, gdybymy pojechali do mnie. Moi rodzice s
w Raleigh na jakiej imprezie u gubernatora, wic mielibymy cay dom dla
siebie.
Will wiedzia, na co si zanosi.
- Nie, raczej nie - odmwi.
- Dlaczego nie? Tu nic ciekawego si nie dzieje.
- Nie wydaje mi si, eby to by dobry pomys.
- Dlatego e zerwalimy z sob? Nie myl, e chc abymy do siebie
wrcili.
Dlatego wanie przysza na zawody, pomyla. I nie przebraa si
wieczorem. I odszukaa mnie. I zaproponowaa, ebymy pojechali do
ciebie, bo nie ma rodzicw.
Ale nie powiedzia tego. Nie mia nastoju do ktni, zreszt nie chcia
zaogni sprawy jeszcze bardziej. Nie mia nic przeciwko niej; po prostu nie
bya dziewczyn dla niego.
- Jutro wczenie rano musz by w pracy, a przez cay dzie graem na
socu w siatkwk - wyjani. - Chciabym i spa.
Chwycia go za rami tak, e musia si zatrzyma.

- Dlaczego nie odbierasz moich telefonw?


Milcza. Nie mia nic do powiedzenia.
- Chc wiedzie, co zrobiam nie tak - rzucia.
- Nic nie zrobia nie tak.
- No to o co chodzi?
Poniewa i tym razem nie odpowiedzia, umiechna si do niego
proszco.
- Pojedmy do mnie i porozmawiajmy o tym, dobrze?
Wiedzia, ze zasugiwaa na wyjanienie. Problem jednak w tym, ze
byo to wyjanienie, ktrego nie przyjaby do wiadomoci.
- Tak jak powiedzia, jestem zmczony.
*
- Jeste zmczony! - zawoa Scott. - Powiedziae jej, e jeste
zmczony i e chcesz pj spa?
- Co w tym rodzaju.
- Jeste nienormalny?
Scott popatrzy na niego zza stou. Cassie i Ashley poszy na molo,
eby pogada, na pewnie omwi szczegowo wszystko, co Will powiedzia
Ashley, niepotrzebnie dodajc dramatyzmu sprawie, ktra powinna pozosta
midzy nimi dwojgiem. Ale z Ashley wszystko byo dramatyczne, pomyla.
Nagle ogarno go przeczucie, ze bdzie to dugie lato.
- Jestem zmczony - powtrzy Will. - A ty nie?
- Moe nie dosyszae, co sugerowaa. Ja i Cassie, ty i Ashley? W
domu jej starych, na play?
- Wspomniaa o tym.
- I tkwimy tu wci, bo
- Ju ci mwiem.
Scott pokrci gow.

- Nie wiesz, rce mi opadaj. Jestem zmczony. Mwi si


rodzicom, kiedy chc , eby umy samochd, albo gdy ka ci wstawa i i
do kocioa. Ale nie, gdy trafia si taka okazja.
Will nic nie powiedzia. Cho Scott by od niego tylko rok modszy jesieni przechodzi do ostatniej klasy w Laney High School - czsto
zachowywa si jak jego starszy, mdrzejszy brat.
Oprcz tamtej nocy przy kociele.
- Widzisz tego faceta przy budce z koszem? Jego rozumiem. Sterczy tu
przez cay dzie i namawia ludzi, zby zagrali u niego, bo chce zarobi
troch forsy i kupi sobie piwo czy papierosy po robocie. Proste.
Nieskomplikowane. Inny styl ycia ni mj, ale potrafi to zrozumie.
Natomiast ciebie nie rozumiem. No bo.. widziae, jak wyglda dzi Ashley?
Jest boska. Wyglda jak panienka z Maxima.
- No i?
- Jest napalona.
- Wiem. Chodziem z ni par lat, pamitasz?
- Nie twierdz, e masz do niej wrci. Proponuj tylko, ebymy
pojechali do jej chaupy we czwrk, zabawili si i zobaczyli, co z tego
wyniknie. - Scott odchyli si na krzele. - A tak przy okazji. Przede
wszystkim nie rozumiem, dlaczego w ogle z ni zerwae. Wci jest
wyranie w tobie zabujana i wietnie do siebie pasujecie.
Will pokrci przeczco gow.
- Wcale do siebie nie pasujemy,.
- Ju mwie, ale co to znaczy? Czy ona zamienia si w jak
psychopatk, gdy jestecie sami? Co si stao? Przyapae j na tym, z staa
za tob z noem rzenickim albo wya do ksiyca, gdy poszlicie na pla?
- Nie nic z tych rzeczy. Po prostu nam nie wyszo.
- Po prostu nie wyszo - powtrzy Scott. - Syszysz, co mwisz?
Poniewa nic nie wskazywao, e Will ustpi, Scott pochyli si nad

stoem.
- No, stary. Skoro tak, zrb to dla nie. Poyjmy troch. S wakacje.
Bdmy druyn.
- Teraz ju wpadasz w desperacj.
- Jestem zdesperowany. Jeli nie zgodzisz si pojecha z Ashley, Cassie
nie pojedzie ze mn. Laska ma ochot na amory. Jest gotowa pj na cao.
Nagi instynkt i te rzeczy.
- Przykro mi. Ale nie mog pomc.
- wietnie. Zrujnuj mi ycie. Kto by si przejmowa.
- Przeyjesz. - Zmieni temat: - Jeste godny?
- Troch - wymamrota Scott.
- No to chod. Kupimy sobie cheeseburgery.
Will wsta zza stou, ale Scott wci si dsa.
- Musisz powiczy jeszcze odbicia od dou - owiadczy, majc na
myli siatkwk. - Posyae pik we wszystkie strony. Wygralimy tylko
dziki mnie.
- Ashley twierdzi, ze byem rwnie dobry jak ty.
Scott sarkn i wsta od stou.
- Nie ma pojcia, o czym mwi.
*
Odstawszy swoje w kolejce, Will i Scott podeszli do stoiska z
przyprawami, gdzie Scott obficie obla swojego cheeseburgera keczupem.
Wycinita plastikowa butelka wrcia do dawnego ksztatu, dopiero gdy j
odstawi.
- Obrzydlistwo - zauway Will.
- No to posuchaj. By sobie taki facet Ray Kroc, zaoy firm o nazwie
McDonalds. Syszae moe o niej? W kadym bd razie go uwaa, e
jego

oryginalny

hamburger..

pod

wieloma

wzgldami

oryginalny

amerykaski hamburger powinien by podawany z keczupem. Co ci chyba


uzmysawia, jaki to wany dodatek smakowy.
- Mw dalej. To fascynujce. Id po co do picia.
= Kup mi butelk wody, dobra?
Gdy Will si oddala, przeleciao przed nim co biaego, wymierzonego
w Scotta; Scott te to zauway i instynktownie uskoczy, upuszczajc
swojego cheeseburgera.
- Co ty sobie wyobraasz? - zapyta ostro, obracajc si. Na ziemi
leao zgniecione pudeko po frytkach. Za nim stali Teddy i Lance z rkami
w kieszeniach. Midzy nich wkroczy Marcus, ktry udawa - bez
powodzenia - niewinitko.
- Nie wiem, o co ci chodzi - rzuci.
- O to! - warkn Scott, kopic w ich stron pudeko.
Syszc ten ton, wszyscy wok nich steli. Will poczu, e pod
wpywem niemal namacalnego napicia w powietrzu, zwiastujcego rozrb,
je mu si woski na karku.
Rozrb, do ktrej Marcus najwyraniej dy.
- Jakby go prowokowa.
Will zauway, e ojciec z synkiem wstaj i odchodz, podczas gdy
Ashley i Cassie, ktre wracay ze spaceru po molo, zatrzymay si w pewnej
odlegoci. Z boku nadchodzia Galadriel, ktra kazaa do siebie mwi
Blaze.
Scott spojrza na Marcusa, zaciskajc szczki.
- Mam ju do tych waszych zabaw.
- I co zrobisz? - Marcus umiechn si zoliwie. - Rzucisz we mnie
rakiet butelkow?
To wystarczyo. Gdy Scott zrobi krok do przodu, Will zacz
przepycha si gorczkowo przez tum, eby dobiec do przyjaciela.
Marcus nie ruszy si z miejsca. Niedobrze. Nie ulegao wtpliwoci, ze

on i jego kumple s zdolni do wszystkiego, a najgorsze, e wiedzieli, co


zrobi Scott
W napadzie furii Scott jakby zupenie si tym nie przejmowa. Gdy
Will rzuci si przed siebie, Teddy i Lance stanli pkolem, otaczajc Scotta
z dwch stron. Prbowa wbiec midzy nich, ale Scott zareagowa za szybko
i nagle wszystko wydarzyo si naraz. Marcus cofn si o p kroku, a Teddy
kopn krzeso Scottowi pod nogi, zmuszajc go, eby uskoczy. Ten wpad
na st i przewrci go. Odzyska rwnowag i zacisn pieci. Lance zaszed
go z boku. Will, pdzc przed siebie, usysza, e pacze jakie dziecko.
Wypad z tumu i ruszy na Lancea, gdy w sam rodek bjki wkroczya
dziewczyna.
- Przestacie! - zawoaa, podnoszc rce. - Dajcie spokj! Wszyscy!
Jej gos zabrzmia tak zaskakujco gono i autorytatywnie, e Will si
zatrzyma. Wszyscy inni te znieruchomieli i w tej niespodziewanej ciszy
rozleg si przenikliwi pacz dziecka. Dziewczyna obrcia si i popatrzya
kolejno na wszystkich uczestnikw awantury, a Will, zauwaywszy
purpurowe pasma w jej wosach, przypomnia sobie, gdzie j widzia. Tylko
e teraz miaa na sobie za du koszulk z rybk z przodu.
- Koniec z tym! Nie bdziecie si bi! Nie widzicie, ze temu dziecku
co si stao?
Jakby ich prowokujc, przesza midzy Scottem a Marcusem i
pochylia si nad paczcym dzieckiem, ktre upado w zamieszaniu.
Chopczyk mia trzy lub cztery lata i by w pomaraczowej koszulce o
odcieniu dyni. Dziewczyna odezwaa si do niego agodnym gosem i posaa
mu uspokajajcy umiech.
- Wszystko w porzdku, may? Gdzie twoja mamusia? Chod,
poszukamy jej, dobrze?
Dzieciak natychmiast skupi wzrok na jej koszulce.
- To Nemo - zauway. - Te si zgubi. Lubisz Nemo?

Przejta strachem kobieta z niemowlciem na rku przebia si z boku


przez tum, najwyraniej niewiadoma napicia.
- Jason? Gdzie jeste? Widzieli pastwo chopczyka? Z jasnymi
wosami, w pomaraczowej koszulce?
Gdy zobaczya chopca, na jej twarzy pojawia si ulga. Poprawia
dziecko na biodrze i podbiega do synka.
- Nie moesz si tak oddala, Jason! - zawoaa. - Napdzie mi
strachu. Nic ci nie jest?
- Nemo - powtrzy, wskazujc dziewczyn.
Mata odwrcia si ku niej, bo dopiero teraz j zauwaya.
- Dzikuj ci Odbieg, gdy zmieniaam maej pieluch
- W porzdku - odpara dziewczyna. - Jest cay i zdrowy.
Will patrzy, jak matka zabiera chopca, a potem zwrci si ponownie
ku dziewczynie i zauway, e umiechna si, odprowadzajc wzrokiem
maego. Jednake kiedy odeszli, nagle uwiadomia sobie, e wszyscy na ni
patrz. Skrpowana skrzyowaa ramiona przed sob, gdy ludzie zaczli si
rozstpowa, eby przepuci szybko nadchodzcego policjanta.
Marcus pospiesznie mrukn co do Scotta i znikn w tumie. Teddy i
Lance poszli za jego przykadem. Blaze obrcia si, eby zrobi to samo, ale
ku zdziwieniu Willa dziewczyna z purpurowymi pasmami we wosach
chwycia j za rami.
- Poczekaj! Dokd idziesz?! - zawoa.
Blaze wyrwaa jej si i cofna.
- Do Bowers Point.
- Gdzie to jest?
- Na kocu play. atwo trafi. - Odwrcia si i pobiega za
Marcusem.
Dziewczyna jakby nie wiedziaa, co zrobi. Napicie, jeszcze przed
chwil a gste, opado tak szybko, jak wzroso. Scott ustawi st i ruszy w

stron Willa, gdy do dziewczyny podszed mczyzna, ktry musia by jej


ojcem.
- Jeste! - zawoa z ulg i jednoczenie zniecierpliwieniem. - Szukaem
ci. Wracamy?
Spojrzaa na oddalajc si Blaze, najwyraniej niezbyt zachwycona, e
go widzi.
- Nie - odpara po prostu. Potem wmieszaa si w tum, zmierzajc w
kierunku play. Do mczyzny podszed chopiec.
- Chyba nie jest godna - powiedzia.
Facet pooy rk na jego ramieniu i patrzy, jak crka idzie po
schodach na pla, nawet si nie obejrzawszy.
- Chyba nie - potwierdzi.
- Moesz w to uwierzy? - piekli si Scott, odcigajc Willa od sceny,
ktr ten uwanie obserwowa. Wci by nabuzowany adrenalin. - Ju
miaem przyoy temu czubkowi.
- Uhm tak - Will mrukn w odpowiedzi. Pokrci gow. - Nie
jestem pewien, czy Teddy i Lance by ci na to pozwolili.
- Nic by nie zrobili. Oni si tylko popisuj.
Will nie daby za to gowy, ale nic nie powiedzia.
Scott wcign powietrze.
- Poczekaj. Idzie glina.
Policjant podszed do nich powoli, najwyraniej prbowa zorientowa
si w sytuacji.
- Co si tu dzieje? - zapyta.
- Nic, panie posterunkowy - odpar spokojnie Scott.
- Syszaem, ze bya tu bjka.
- Nie prosz pana.
Policjant ze sceptyczn min czeka na dalsze wyjanienia. Ale ani
Scott, ani Will mu ich nie udzielili. Wok stoiska z przyprawami zaczli

krci si ludzie. Gliniarz rozejrza si wok, eby sprawdzi, czy nic nie
uszo jego uwagi, i nagle jego twarz rozjania si na widok kogo, kto sta za
Willem.
- To ty, Steve?! - zawoa i podszed do ojca dziewczyny.
Tymczasem zjawiy si Ashley i Cassie. Cassie bya zarumieniona.
- Nic ci nie jest? - zapytaa Scotta sodkim gosem.
- Nie - odpar.
- Ten facet to szajbus. Co si stao? Nie widziaam pocztku.
- Rzuci czym we mnie, a ja nie zamierzaem puci mu tego pazem.
Mam ju do jego zagra. Myli, e wszyscy si go boj i e moe robi, co
chce, ale nastpnym razem, gdy sprbuje, nie bdzie mio
Will go nie sucha. Scott zawsze lubi si popisywa i zachowywa si
tak samo podczas meczw w siatkwk i Will dawno temu nauczy si
puszcza jego przechwaki mimo uszu.
Odwrci si i spojrza w stron posterunkowego, ktry gawdzi z
ojcem dziewczyny. Ciekaw by, dlaczego tak jej zaleao, eby znikn. I
dlaczego szwenda si z Marcusem. Nie bya taka jak oni i mia wtpliwoci,
czy jest wiadoma z kim si zadaje. Gdy Scott tokowa dalej, zapewniajc
Cassie, e bez trudu daby rad caej tamtej trjce, Will przyapa si na tym,
e nadstawia uszu, prbujc podsucha rozmowy policjanta z ojcem
dziewczyny.
- O! Pete - rzuci mczyzna. - Co u ciebie?
- To samo co zwykle - odpar tamten. - Staram si utrzyma porzdek.
Jak idzie robota nad witraem?
- Powoli.
- To samo mwie, gdy ostatnio pytaem.
- Tak, ale teraz mam sekretn ro. To mj syn, Jonah. Bdzie mi
pomaga tego lata.
- Tak> Szczciarz z ciebie, mody czowieku A nie miaa te

przyjecha twoje crka, Steve?


- Jest tutaj - wyjani ojciec.
- Uhm, tylko znowu sobie posza - doda chopiec. - Jest wcieka na
tat.
- Przykro sysze.
Will zobaczy, e ojciec wskazuje w stron play.
- Wiesz, dokd mogli pj?
Posterunkowy zmruy oczy, przesuwajc wzrokiem po linii wody.
- Wszdzie. Ale kilkoro z nich to nieciekawe typki. Zwaszcza Markus.
Wierz mi, lepiej, eby si z nimi nie prowadzaa.
Scott wci chwali si przed Cassie i Ashley, ktre suchay jak
urzeczone. Will, starajc si od tego odci, nagle poczu, e ma ochot
zawoa policjanta. Wiedzia, ze nie powinien si wtrca. Nie zna tej
dziewczyny, przede wszystkim nie wiedzia, dlaczego tak nagle si zmya.
Moe miaa powd. Ale gdy zauway niepokj na twarzy jej ojca,
przypomnia sobie cierpliwo i dobro, jak okazaa dziecku, i wyrwao mu
si, zanim zdarzy ugry si w jzyk:
- Posza do Bowers Point.
Scott urwa w poowie zdani, a Ashley odwrcia si ze zmarszczonym
czoem. Wszyscy troje przyjrzeli mu si niepewnie.
- Pana crka, prawda? - Kiedy mczyzna lekko skin gow,
powtrzy: - Posza do Bowers Point.
Policjant przez chwil patrzy na niego, a potem odwrci si do ojca
dziewczyny.
- Kiedy tu skocz, pjd i pogadam z ni, moe uda mi si j
przekona, eby wrcia do domu, dobra?
- Nie musisz tego robi, Pete.
Ten w milczeniu przypatrywa si grupie w oddali.
- Myl, ze w tym wypadku powinienem.

Nie wiadomo dlaczego Will poczu ulg. Musiao to by widoczne, bo


gdy zwrci si znowu do przyjaci, kade z nich spojrzao na niego
uwanie.
- O co w tym wszystkim chodzi? - zapyta Scott.
Will nie odpowiedzia. Nie mg, poniewa sam tego nie rozumia.

6
Ronnie

W normalnych okolicznociach Ronnie pewnie cieszyaby si takim


wieczorem jak ten. W Nowym Jorku z powodu blasku wiate nie mona
byo zobaczy wielu gwiazd, a tu - przeciwnie. Mimo mgieki unoszcej si
nad morzem dostrzega Drog Mleczn, a na poudniu wiecc jasno
Wenus. Fale raz po raz rozbijay si o brzeg, na horyzoncie byskay
wiateka kilku odzi do poowu krewetek.
Okolicznoci jednak nie byy normalne. Staa na ganku i patrzya
gniewnie na policjanta, a sina ze zoci.
Nie, poprawka. Nie sina ze zoci. Po prostu wcieka. To, co si stao...
byo ju wyrazem takiej nadopiekuczoci, tak przesad, e wci nie moga
doj do siebie. Jej pierwsz myl byo, eby podjecha okazj na dworzec
autobusowy i kupi sobie bilet powrotny do Nowego Jorku. Nie
powiedziaaby ani mamie, ani tacie, tylko zadzwonia do Kayli. Po
przyjedzie wymyliaby, co dalej. Gorzej ni tu by nie mogo.
Niestety, to byo niemoliwe. Przez tego posterunkowego Pete'a. Sta za
ni, aby mie pewno, e wesza do rodka.
Wci nie potrafia w to uwierzy. Jak jej tata - jej rodzony ojciec mg posun si do czego takiego? Bya ju prawie dorosa, nie robia nic
zego i nawet nie mina jeszcze pnoc. O co chodzi? Dlaczego musia

rozpta tak afer? O tak, jasne, posterunkowy Pete zachowywa si, jakby
to by zwyczajny, rutynowy nakaz opuszczenia Bower's Point - co nie
zdziwio innych - ale potem zwrci si do niej. Do niej konkretnie.
- Zabieram ci do domu - owiadczy, jakby miaa osiem lat.
- Nie, dziki - odpara.
- W takim razie bd musia zatrzyma ci za wczgostwo i
zadzwoni po twojego ojca, eby zabra ci do domu.
Wtedy zawitao jej w gowie, e to tata wysa po ni policj, i
oniemiaa ze wstydu.
Owszem, miaa problemy z matk i rzeczywicie od czasu do czasu
wracaa do domu po wyznaczonej godzinie. Ale nigdy, ani razu, mama nie
napucia na ni policji.
Posterunkowy wci si w jej myli.
- No, wejd do rodka - ponagli j, dajc wyranie do zrozumienia, e
jeli ona nie otworzy drzwi, sam to zrobi.
Usyszaa dochodzce ze rodka ciche dwiki fortepianu i rozpoznaa
sonat e - moll Griega. Gboko zaczerpna powietrza, otworzya drzwi, a
potem zatrzasna je za sob.
Ojciec przerwa gr i unis gow, gdy na niego patrzya.
- Wysae po mnie gliny?
Tata nie odpowiedzia, ale wystarczyo jej jego milczenie.
- Dlaczego to zrobie? - zapytaa. - Jak moge? W dalszym cigu si
nie odzywa.
- O co chodzi? Chciae zepsu mi zabaw? Nie masz do mnie
zaufania? Nie dotaro do ciebie, e nie chc tu by?
Ojciec splt rce na kolanach.
- Wiem, e nie chcesz tu by...
Zrobia krok do przodu, wci na niego patrzc.
- Wic jeszcze postanowie zrujnowa mi ycie?

- Kto to jest Marcus?


- A kogo to obchodzi! - wykrzykna. - To nie ma nic do rzeczy! Chyba
nie zamierzasz przewietla kadego, z kim rozmawiam, wic daruj sobie!
- Wcale nie prbuj...
- Nienawidz tego miejsca! Nie rozumiesz? Ciebie te nienawidz!
Tata nic nie odpowiedzia, jak zwykle. Nie cierpiaa tego rodzaju
saboci. W furii przesza przez pokj w stron alkowy, chwycia zdjcie
przedstawiajce j przy fortepianie - to z ojcem, ktry siedzi przy niej na
taborecie - i rzucia nim o przeciwleg cian. Ojciec skrzywi si na dwik
rozbijanego szka, ale milcza.
- Co?! Nic nie powiesz? Odchrzkn.
- Twj pokj to pierwsze drzwi po prawej.
Nie miaa ochoty nawet odpowiedzie, wic ruszya szybko przez hol,
eby nie patrze na ojca.
- Dobranoc, kochanie! - zawoa. - Kocham ci.
Przez chwil, jedn chwil, poaowaa tego, co mu powiedziaa; ale
ten al znikn rwnie szybko, jak si pojawi. To byo tak, jakby nie zdawaa
sobie sprawy, e jest godna: usyszaa, e powrci do gry na fortepianie,
dokadnie w miejscu, gdzie skoczy.
*
W swoim pokoju - ktry znalaza bez trudu, zwaszcza e w holu byo
tylko troje drzwi, w tym jedne do azienki, a drugie do sypialni taty - zapalia
wiato. Wzdychajc frustracj, zrzucia z siebie t mieszn koszulk z
Nemo - ju prawie zapomniaa, e ma j na sobie.
To by najgorszy dzie w jej yciu.
Och, wiedziaa, e robi z caej sprawy melodramat. Nie bya gupia.
Mimo to dzie nie zalicza si do najlepszych. Jedyn korzyci, jaka z niego
wynikna, byo to, e poznaa Blaze, co dawao jej nadziej, e bdzie miaa

z kim spdzi to lato.


Zakadajc, oczywicie, e Blaze zechce si z ni jeszcze zadawa. Po
numerze, ktry wyci jej ojciec, nawet to stano pod znakiem zapytania.
Blaze i reszta pewnie dugo jeszcze o tym mwili. Pewnie miali si z niej.
Co takiego Kayla pamitaaby przez lata.
Zrobio jej si niedobrze. Rzucia koszulk z Nemo w kt - jeli jeszcze
kiedykolwiek j woy, to nieprdko - i zacza ciga T - shirt z logo
zespou.
- Powinna wiedzie, e tu jestem, zanim si porzygam. Ronnie
podskoczya na dwik tego gosu i obrciwszy si, zobaczya Jonah, ktry
gapi si na ni.
- Zjedaj std! - zawoaa. - Co tu robisz? To mj pokj!
- Nie, nasz - poprawi j. Machn rk. - Widzisz? Dwa ka.
- Nie bd mieszkaa z tob w jednym pokoju! Przechyli gow na bok.
- Zamierzasz mieszka z tat?
Otworzya

usta,

eby

odpowiedzie,

jednoczenie

rozwaajc

moliwo przeniesienia si do salonu, ale poniewa wiedziaa, e tam nie


wrci, bez sowa je zamkna. Podesza do swojej walizki i otworzya j,
rozsuwajc zamek byskawiczny. Na wierzchu leaa Anna Karenina.
Odrzucia j na bok, szukajc piamy.
- Przejechaem si na diabelskim mynie - pochwali si Jonah. - Na
grze byo cool. Tata ci stamtd wypatrzy.
- Super.
- Dziwnie si czuem. Jedzia kiedy na diabelskim mynie?
- Nie.
- To powinna sprbowa. Wida byo wszystko a do samego Nowego
Jorku.
- Wtpi.
- Naprawd. Widz bardzo daleko. To znaczy w okularach. Tata

powiedzia, e mam sokoli wzrok.


- Uhm, na pewno.
Jonah zamilk. Sign po pluszowego misia, ktrego przywiz z
domu. Zawsze przytula go, gdy si zdenerwowa, i Ronnie, krzywic usta,
poaowaa tego, co powiedziaa. Czasami mwi jak dorosy, ale kiedy
przycisn do siebie misia, pomylaa, e nie powinna by taka ostra. Chocia
nad wiek rozwinity i czasami irytujco wygadany, by niski, wzrostu szecio
- czy siedmiolatka, a mia przecie dziesi lat. Jak dotd ciko mu si yo.
By wczeniakiem, urodzi si w sidmym miesicu, cierpia na astm i
zaburzenia koordynacji ruchowej, mia kopoty ze wzrokiem. A Ronnie
wiedziaa, jak okrutne bywaj dzieci w jego wieku.
- Nie chciaam tego powiedzie. W okularach rzeczywicie masz sokoli
wzrok.
- Tak, niezy - wymamrota, ale kiedy odwrci si do ciany, skrzywia
si znowu. By przemiym dzieciakiem. Czasami upierdliwym, ale wiedziaa,
e nie sta by go byo na adn podo.
Podesza do jego ka i usiada na nim.
- Hej - zacza - przepraszam. Nie chciaam sprawi ci przykroci.
Miaam kiepski wieczr.
- Wiem - odpar.
- Przejechae si na czym jeszcze?
- Tak, prawie na wszystkim. Z tat. Niemal si pochorowa, ale ja nie. I
wcale si nie baem w nawiedzonym domu. Wiedziaem, e te duchy to kit.
Poklepaa go po biodrze.
- Zawsze bye dzielny.
- Uhm - przyzna. - Jak wtedy, gdy w mieszkaniu wysiado wiato? Ty
si baa. A ja nie.
- Pamitam.
Sprawia wraenie usatysfakcjonowanego jej odpowiedzi. Ale potem

zamilk, a gdy odezwa si znowu, jego gos brzmia jak szept.


- Tsknisz za mam? Ronnie uja kodr.
- Uhm.
- Ja te troch. I nie lubi by sam.
- Tata by w ssiednim pokoju - uspokoia go.
- Wiem. Ale ciesz si, e ju wrcia.
- Ja te.
Umiechn si, a potem znowu zrobi smutn min.
- Mylisz, e u mamy wszystko dobrze?
- O tak - zapewnia. Przykrya brata kodr. - Ale na pewno te za tob
tskni.
*
Rano, widzc soce przewiecajce przez zasony, Ronnie przez
chwil nie moga si zorientowa, gdzie jest. Zamrugaa powiekami i
spojrzaa na zegar. To chyba jakie arty, pomylaa.
sma? Rano? W lecie?
Opada z powrotem na poduszk, a po chwili zdaa sobie spraw, e
gapi si w sufit, wiedzc, e ju nie zanie. Nie przy tym socu padajcym
snopami przez okna. Nie przy tym bbnieniu na fortepianie, ktre dochodzio
z salonu. Gdy nagle przypomniaa sobie wydarzenia poprzedniego wieczoru,
gniew na ojca powrci.
Super, kolejny dzie w raju.
Usyszaa za oknem odlegy warkot samochodw. Wstaa z ka i
odsonia okna, ale zaraz odskoczya w ty, przestraszona widokiem szopa
pracza, ktry siedzia na rozdartym worku mieci. Worek by ohydny, ale
szop liczny, wic postukaa w szyb, eby zwrci jego uwag.
Wtedy zauwaya krat w oknie.
Krata. W oknie.

Bya uwiziona.
Zacisna zby, obrcia si na picie i pomaszerowaa do salonu. Jonah
oglda kreskwki i jad patki niadaniowe; tata unis gow, ale gra dalej.
Opara rce na biodrach, czekajc, eby przerwa. Nie zrobi tego.
Zauwaya, e zdjcie, ktrym rzucia, stao z powrotem na fortepianie, cho
bez szka.
- Nie bdziesz trzyma mnie w zamkniciu przez cae lato owiadczya. - Nie ma mowy.
Tata spojrza na ni, ale nie przerywa gry.
- O czym ty mwisz?
- Wstawie kraty w oknie! Mam by twoim winiem? Jonah nie
odrywa wzroku od telewizora.
- Mwiem ci, e jest szurnita - skomentowa. Steve pokrci gow,
jego donie przebiegay po klawiaturze.
- To nie ja je wstawiem. Ju tu byy.
- Nie wierz ci.
- Naprawd - potwierdzi Jonah. - Miay chroni sztuk.
- Nie z tob rozmawiam, Jonah! - Odwrcia si do ojca. - Wyjanijmy
sobie co. Nie bdziesz mnie traktowa tego lata jak ma dziewczynk. Mam
osiemnacie lat!
- Dopiero dwudziestego sierpnia bdziesz miaa osiemnacie lat odezwa si zza jej plecw Jonah.
- Nie mieszaj si do tego, bardzo prosz! - Okrcia si i spojrzaa na
niego. - To sprawa midzy mn a tat.
Jonah cign brwi.
- Ale jeszcze nie masz osiemnastki.
- Nie o to chodzi.
- Mylaem, e zapomniaa.
- Nie zapomniaam! Nie jestem gupia.

- Ale powiedziaa...
- Mgby przymkn si na chwil? - warkna, nie mogc ukry
rozdranienia. Zwrcia znowu wzrok na ojca, ktry gra dalej, nie pomijajc
ani jednej nuty. - To, co zrobie wczoraj wieczorem... - Urwaa, bo nie
moga uj w sowa tego, co si dziao, co si zdarzyo. - Jestem
wystarczajco dorosa, eby decydowa o sobie. Nie dociera to do ciebie?
Gdy odszede, stracie prawo do mwienia mi, co mam robi. I bd askaw
mnie posucha!
Ojciec nagle przesta gra.
- Nie podobaj mi si te twoje gierki! - zawoaa. Wydawa si
zdezorientowany.
- Jakie gierki?
- Te! To, e bez przerwy w mojej obecnoci bbnisz na fortepianie! Nie
obchodzi mnie, e chcesz, abym graa! Nigdy ju nie zagram na fortepianie!
A zwaszcza dla ciebie.
- Dobrze.
Czekaa na dalszy cig, ale nic wicej nie pado.
- To wszystko? - zapytaa. - To wszystko, co masz mi do powiedzenia?
Ojciec jakby zastanawia si nad odpowiedzi.
- Masz ochot na niadanie? Usmayem bekon.
- Bekon? - zapytaa ostro. - Usmaye bekon?
- Au - rzuci Jonah. Ojciec zerkn na niego.
- Ona jest wegetariank, tato - wyjani.
- Naprawd? - Ojciec by wyranie zdziwiony. Jonah odpowiedzia za
ni:
- Od trzech lat. Ale poniewa czasami jej odbija, wszystko to do siebie
pasuje.
Ronnie patrzya na nich ze zdumieniem, zastanawiajc si, o czym
waciwie rozmawiaj. Przecie nie chodzio o bekon, tylko o to, co stao si

zeszego wieczoru.
- Co ci powiem - wrcia do tematu. - Jeli jeszcze raz wylesz policj,
eby sprowadzia mnie do domu, nie tylko odmwi gry na fortepianie. Po
prostu nie wrc tu. Nigdy, nigdy ju nie odezw si do ciebie. Jeli nie
wierzysz, przekonaj si. Przez trzy lata obywaam si bez rozmw z tob i
przyszo mi to bez najmniejszego trudu.
Po tych sowach wrcia do swojego pokoju. Szybko wzia prysznic,
ubraa si i dwadziecia minut pniej znikna za drzwiami.
*
Brnc przez piach, mylaa przede wszystkim o tym, e powinna bya
woy szorty.
Robio si naprawd gorco, a w powietrzu panowaa jeszcze wilgo.
Na play ludzie leeli ju na rcznikach albo pluskali si przy brzegu w
wodzie. W pobliu molo zobaczya kilku surferw, ktrzy unosili si na
deskach i czekali na odpowiedni fal.
Za nimi, na molo, nie byo ju lunaparku. Karuzele zostay rozebrane,
budki odjechay, a na placu poniewieray si tylko mieci i resztki jedzenia.
Posza dalej i zawdrowaa do maej dzielnicy handlowej w miasteczku.
Sklepy byy jeszcze zamknite, ale w wikszoci z nich i tak nie postawiaby
stopy - butiki ze sprztem do plaowania, kilka z ciuchami: spdnicami i
bluzkami odpowiednimi raczej dla jej mamy, do tego Burger King i
McDonald, dwa fast foody, do ktrych nie chodzia z zasady. A take hotel,
kilka ekskluzywnych restauracji i barw, i to byo mniej wicej wszystko. W
sumie jedyne ciekawe miejsca stanowiy sklep ze sprztem do surfingu, sklep
muzyczny i oldskulowa knajpka, gdzie mogaby posiedzie ze znajomymi...
jeli w ogle uda jej si nawiza tu jakie znajomoci.
Zawrcia w stron play i ruszya wzdu wydm, zauwaajc, e ludzi
przybyo. By pikny dzie z lekk bryz; bezchmurne niebo miao gbok

barw bkitu. Gdyby bya tu Kayla, moe rozoyyby si na socu, ale


Kayla zostaa w Nowym Jorku, a Ronnie nie zamierzaa przebra si w
kostium kpielowy i siedzie na play sama. Ale co innego mona byo tu
robi?
A gdyby rozejrzaa si za prac? To daoby jej pretekst, eby znika z
domu na wikszo dnia. Wprawdzie nie widziaa w centrum ogosze
Przyjm pracownika, ale przecie ludzie do roboty byli potrzebni.
- Dotara do domu bezpiecznie? Czy ten gliniarz przystawia si do
ciebie?
Obejrzawszy si, Ronnie zobaczya, e Blaze patrzy na ni z wydmy,
mruc oczy. Pogrona w mylach, nawet jej nie zauwaya.
- Nie, nie przystawia si do mnie.
- Wic moe ty przystawiaa si do niego? Ronnie splota rce przed
sob.
- Skoczya?
Blaze wzruszya ramionami z obuzersk min i Ronnie si
umiechna.
- Co si dziao, gdy odeszam? Co ciekawego?
- Nie. Faceci si zabrali, ale nie wiem, dokd poszli. Zostaam przy
Bower's Point i umieraam z nudw.
- Nie wrcia do domu?
- Nie. - Wstaa i otrzepaa dinsy z piasku. - Masz jak fors?
- Dlaczego pytasz? Blaze si wyprostowaa.
- Bo od wczoraj rano nic nie jadam. Troch jestem godna.

7
Will

Ubrany w kombinezon sta w kanale pod fordem explorerem i patrzy


na wyciekajcy olej; robi wszystko, byle tylko nie sucha Scotta, cho nie
byo to takie atwe, jak mogo si wydawa. Od czasu gdy przyjechali rano
do pracy, Scott prawi mu kazanie na temat tego, co wydarzyo si
poprzedniego wieczoru.
- Widzisz, le do tego podszede - cign, prbujc z innej strony.
Wzi trzy puszki oleju i postawi je na pce obok siebie. - Bo jest rnica
midzy powrotem do kogo a zejciem si na chwil.
- Nie skoczylimy z tym jeszcze?
- Skoczylibymy, gdyby mia troch rozumu. Moim zdaniem co ci
si popltao. Ashley wcale nie chce, eby do niej wrci.
- Nic mi si nie popltao - odpar stanowczo Will. Wytar rce w
rcznik. - O to wanie jej chodzio.
- Cassie mwia mi co innego.
Will odoy rcznik i sign po butelk wody. Warsztat specjalizowa
si w naprawie hamulcw, wymianie oleju, regulacjach, osiowaniu k i tak
dalej, i ojciec zawsze wymaga, eby panowaa tu nieskazitelna czysto,
eby wszystko wygldao jak na pocztku, zaraz po otwarciu biznesu.
Niestety, klimatyzacja nie bya ju dla niego taka wana, wic latem

panowaa tu temperatura jak na pustyni Mojave albo na Saharze. Will


pocign duy yk i wykoczy butelk. Nie prbowa ju przekonywa
Scotta. Scott by najwikszym uparciuchem, jakiego zna. Facet czasami
naprawd doprowadza go do szau.
- Nie znasz Ashley tak jak ja. - Westchn. - Zreszt sprawa jest
zamknita. Nie wiem, dlaczego wci o tym gadasz.
- Poza tym, e zeszego wieczoru Harry wcale nie spotka Sally? Bo
jestem twoim kumplem i mam na wzgldzie twoje dobro. Chc, eby si
zabawi tego lata. Sam chc si zabawi. Chc si zabawi z Cassie.
- No to ju.
- Gdyby to byo takie atwe! Zaproponowaem jej to wczoraj. Ale
Ashley bya zdoowana i Cassie nie chciaa jej zostawi.
- Naprawd mi przykro, e nic z tego nie wyszo. Scott mia
wtpliwoci.
- Uhm, ju to widz.
Cay olej wyciek. Will wzi puszki i ruszy po schodkach na gr,
podczas gdy Scott zosta na dole, eby zakrci korek i wla zuyty olej do
beczki recyklingowej. Will otworzy jedn z puszek i wycign lejek, a
potem zerkn na Scotta.
- Hej, a tak przy okazji, widziae t dziewczyn, ktra przerwaa
rozrb? - zapyta. - T, ktra pomoga odnale maemu matk?
Chwil trwao, zanim do Scotta dotaro to pytanie.
- Masz na myli t wampirzyc w koszulce z kreskwki?
- To nie wampirzyca.
- Uhm, ju j widziaem. Niska, ohydne purpurowe pasma we wosach,
pomalowane na czarno paznokcie? Wylae na ni lemoniad, pamitasz?
Chyba uznaa, e mierdzisz.
- Co?
- Tak tylko mwi. - Wycign rk po panewk. - Nie widziae jej

miny, kiedy na ni wpade? Bo ja widziaem. Ju szybciej nie moga zwia.


Dlatego pomylaem, e niele od ciebie zalatuje.
- Musiaa kupi now koszulk.
- No i co z tego?
Will wzi nastpn puszk.
- Nie wiem. Zaskoczya mnie. A wczeniej jej tu nie widziaem.
- Powtarzam: no i co z tego?
Chodzi o to, e Will sam nie bardzo rozumia, dlaczego myli o tej
dziewczynie. Szczeglnie e tak mao o niej wiedzia. Owszem, bya adna od razu zauway mimo tych purpurowych pasemek i czarnego tuszu do rzs
- ale na play nie brakowao adnych dziewczyn. Nieistotne byo te to, e
wmieszaa si w bjk. Zaintrygowao go jej zachowanie wobec tamtego
chopca,

ktry

upad.

Dostrzeg

zaskakujc

wraliwo

pod

powierzchownoci buntowniczki i to obudzio jego ciekawo.


Zupenie nie przypominaa Ashley. Nie eby Ashley bya zym
czowiekiem, bo nie bya. Ale wydawaa si pytka, nawet jeli Scott nie
chcia w to wierzy. W wiecie Ashley wszystko miao etykietki: modne albo
niemodne, drogie albo tanie, adne albo brzydkie. I w kocu zmczyy go te
jej powierzchowne oceny, niedostrzeganie i niedocenianie tego, co
znajdowao si pomidzy...
Natomiast ta dziewczyna z purpurowymi pasemkami we wosach...
Wiedzia intuicyjnie, e jest inna. Oczywicie nie mia absolutnej
pewnoci, ale gotw by si zaoy. Na pewno nie przyklejaa innym
etykietek, bo sama wymykaa si ocenie, co wydao mu si odwieajce i
atrakcyjne, szczeglnie w porwnaniu z dziewczynami z Laney, tymi, ktre
zna. A zwaszcza z Ashley.
Chocia w garau byo co robi, zbyt czsto wraca mylami do tej
nieznajomej.
Nie cay czas. Ale wystarczajco czsto, aby uwiadomi sobie, e ma

ochot pozna j lepiej. Ciekaw by, czy jeszcze si zobacz.

8
Ronnie

Blaze zaprowadzia j do knajpki, ktr Ronnie widziaa podczas


spaceru po dzielnicy handlowej. Trzeba przyzna, e to miejsce miao pewien
urok, zwaszcza jeli lubio si lata pidziesite. Byy tam tradycyjny bar ze
stokami, podoga w czarno - biae pytki i obite popkanym ju winylem
boksy pod cianami. Za barem widniao menu wypisane kred na tablicy i
Ronnie si zorientowaa, e w cigu ostatnich trzydziestu lat zmieniy si w
nim tylko ceny.
Blaze zamwia cheeseburgera, czekoladowego shake'a i frytki; Ronnie
nie moga si na nic zdecydowa i w kocu poprosia tylko o dietetyczn
col. Bya godna, ale nie wiedziaa, na jakim oleju sma tu frytki, i zdaje
si, e nikt tego nie wiedzia. Jako wegetarianka nie miaa atwego ycia i
czasami zastanawiaa si, czy z tym nie skoczy.
Zwaszcza gdy burczao jej w brzuchu. Tak jak teraz.
Zdecydowaa jednak, e nie bdzie nic tu je. Nie moga, ale nie
dlatego, e bya wegetariank ze wzgldw ideologicznych; po prostu
wegetariaskie jedzenie bardziej jej suyo. Nie dbaa o to, co jedz inni;
tylko za kadym razem, gdy mylaa o tym, skd bierze si miso, miaa
przed oczami krow na ce albo wink Babe i czua, e robi jej si
niedobrze.

Blaze natomiast wydawaa si zadowolona. Po zoeniu zamwienia


opada na oparcie boksu.
- Co mylisz o tym miejscu? - zapytaa.
- Przyzwoite. Inne.
- Przychodz tu od dziecka. Tata przyprowadza mnie co niedziela po
kociele na czekoladowego shake'a. Jest pyszny. Lody sprowadzaj z jakie
dziury w Georgii, ale s niesamowite. Powinna sprbowa.
- Nie jestem godna.
- Kamiesz - powiedziaa Blaze. - Sysz, e burczy ci w brzuchu.
Twoja strata. Ale dziki za to.
- Nie ma sprawy. Blaze si umiechna.
- Co to byo wczoraj wieczorem? Jeste... sawna czy co?
- Dlaczego pytasz?
- Przez tego gliniarza, od razu ci wyuska. Musia mie powd.
Ronnie si skrzywia.
- Chyba mj ojciec poprosi go, eby mnie odnalaz, bo facet wiedzia,
gdzie mieszkam.
- No to masz przerbane.
Kiedy Ronnie si zamiaa, Blaze wzia do rki solniczk. Otworzya
j i wysypaa sl na st, palcem usypujc kopczyk.
- Co sdzisz o Marcusie? - zapytaa.
- Prawie z nim nie rozmawiaam. A co? Odniosa wraenie, e Blaze
starannie dobiera sowa.
- Marcus nigdy za mn nie przepada - wyjania. - To znaczy, gdy
dorastaam. Nie mog powiedzie, ebym ja za nim szczeglnie przepadaa.
Zawsze by... pody, no wiesz.
Ale kilka lat temu to si zmienio. I gdy naprawd kogo
potrzebowaam, by przy mnie.
Ronnie patrzya, jak ronie kopczyk soli.

- I?
- Po prostu chciaam, eby wiedziaa.
- W porzdku. Jak sobie yczysz.
- Ty te.
- O czym ty mwisz?
Blaze zdrapaa kawaek czarnego lakieru z paznokci.
- Kiedy trenowaam gimnastyk i przez cztery czy pi lat byo to dla
mnie najwaniejsze w yciu. Ale rzuciam to z powodu trenera. By z niego
naprawd okropny dupek, zawsze krzycza na mnie, gdy co robiam le, a
nigdy nie chwali, gdy robiam dobrze. W kadym razie ktrego dnia
wykonywaam nowy skok z rwnowani, a on podszed i zacz z wrzaskiem
mnie instruowa, jak powinnam zeskoczy, stan w bezruchu i tak dalej, jak
miliony razy wczeniej. Byam ju zmczona suchaniem tego, rozumiesz?
Wic powiedziaam: Jak sobie yczysz, a wtedy on chwyci mnie za rami
tak mocno, e zrobiy mi si siniaki. I mwi do mnie: Wiesz, co znaczy
takie jak sobie yczysz? To tak, jakby powiedziaa sowo na p z si
na kocu. A jeste za moda, eby zwraca si tak do kogokolwiek. - Blaze
znowu odchylia si na oparcie. - Wic teraz, gdy kto tak mwi do mnie,
odpowiadam po prostu: Ty te.
W tym momencie kelnerka przyniosa to, co zamwiy, i postawia
przed nimi zamaszystym gestem. Po jej odejciu Ronnie wzia kubek z col.
- Dziki za pouczajc historyjk.
- Do usug.
Ronnie zamiaa si ponownie, bo podobao jej si poczucie humoru
Blaze.
Dziewczyna pochylia si nad stoem.
- No to powiedz, jak najgorsz rzecz zrobia w yciu?
- Sucham?
- Powanie. Zawsze zadaj ludziom to pytanie. To mnie ciekawi.

- A co ty zrobia w yciu najgorszego? - odparowaa Ronnie.


- Mog powiedzie. Kiedy byam maa, mielimy ssiadk... pani
Banderson. Nie bya najsympatyczniejsza, ale nie bya te wredna. To
znaczy, w Halloween nie zamykaa nam drzwi przed nosem ani nic takiego.
Bardzo lubia swj ogrdek. I trawnik. Gdy w drodze do szkoy
przechodzilimy przez niego, wybiegaa z domu i krzyczaa, e depczemy
traw. Niewane. Ktrej wiosny zasadzia w ogrodzie kwiaty. Cae setki
kwiatw. Wygldao to super. A po drugiej stronie ulicy mieszka chopak,
mia na imi Billy, ktry te nie przepada za pani Banderson, bo kiedy
rzuci pik do baseballa na jej podwrko i nie chciaa mu jej odda. Wic
pewnego dnia wkradlimy si do jej komrki w ogrodzie i znalelimy
pojemnik z jakim preparatem. rodek na chwasty? Hm, wic oboje
wymknlimy si w nocy z domu i spryskalimy tym rodkiem wszystkie jej
kwiaty. Nie pytaj, dlaczego to zrobilimy. Chyba wtedy wydawao nam si,
e bdzie miesznie. To nie byo nic strasznego. Po prostu kupiaby nowe, no
nie? Na pocztku nic nie byo wida, oczywicie. Musiao min kilka dni,
eby rodek zadziaa. Pani Banderson codziennie pracowaa w ogrdku,
podlewaa roliny, pielia chwasty, a wreszcie zauwaya, e kwiaty po kolei
zaczynaj widn. Pocztkowo Billy i ja mialimy si z tego, ale potem
zauwaylimy, e wychodzi rano do ogrdka i zastanawia si, co jest nie tak.
Gdy wracaam ze szkoy, wci tam siedziaa. A pod koniec tygodnia
wszystkie kwiaty pady zupenie.
- To okropne! - zawoaa Ronnie, chichoczc mimo woli.
- Wiem. I wci czyni sobie wyrzuty. To jedna z tych rzeczy, ktre
chciaabym wymaza.
- Powiedziaa jej kiedykolwiek? Albo zaproponowaa, e odkupisz
kwiaty?
- Rodzice by mnie zabili. Ale nigdy, ju nigdy nie przeszam przez jej
trawnik.

- O rany.
- Mwiam, e to bya najgorsza rzecz, jak zrobiam. Teraz kolej na
ciebie.
Ronnie zastanowia si przez moment.
- Nie rozmawiaam z tat przez trzy lata.
- To ju wiem. Nie ma w tym nic strasznego. Ja te staram si jak
najmniej rozmawia z ojcem. A mama przez wikszo czasu nie ma pojcia,
gdzie si podziewam.
Ronnie unikna wzrokiem. Nad szaf grajc wisia plakat
przedstawiajcy grup Bill Haley and His Comets.
- Kiedy kradam w sklepach - wyznaa z niechci. - Cakiem czsto.
Cokolwiek. Bardziej dla wrae.
- Kiedy?
- Ju tego nie robi. Zapali mnie. Waciwie nawet wpadam dwa razy,
za drugim razem to by przypadek. Miaam spraw w sdzie, ale na razie
jestem tylko pod nadzorem. To znaczy, e jeli nie narozrabiam, usun to z
moich akt.
Blaze opucia cheeseburgera.
- To wszystko? To ma by najgorsza rzecz, jak zrobia?
- Nie wykoczyam cudzych kwiatw, jeli o to ci chodzi. Ani niczego
nie zdewastowaam.
- Nigdy nie wetkna bratu gowy do kibla? Nie rozbia samochodu?
Nie ogolia kota ani nic takiego?
Ronnie umiechna si blado.
- Nie.
- Jeste chyba najnudniejsz nastolatk na wiecie. Ronnie parskna
miechem, a potem pocigna yk coli.
- Mog ci zada pytanie?
- Wal.

- Dlaczego nie wrcia do domu zeszej nocy?


Blaze wzia szczypt soli z kopczyka, ktry usypaa, i posolia frytki.
- Nie miaam ochoty.
- A co z twoj mam? Nie wcieka si?
- Pewnie tak - odpara Blaze.
Drzwi do baru si otworzyy. Zerknwszy przez rami, Ronnie
zobaczya Marcusa, Teddy'ego i Lance'a, ktrzy szli w ich stron. Marcus by
w T - shircie z trupi czaszk i przez szlufki dinsw mia przecignity
acuch.
Blaze odsuna si na bok, ale, o dziwo, to Teddy zaj miejsce przy
niej, podczas gdy Marcus wcisn si obok Ronnie, a Lance wzi sobie
krzeso stojce przy ssiednim stoliku i obrci je, zanim usiad. Marcus
przysun sobie talerz Blaze. Teddy i Lance automatycznie signli po frytki.
- To jedzenie Blaze! - zawoaa Ronnie, prbujc ich powstrzyma. Kupcie sobie wasne.
Marcus zwrci si do niej.
- Co ty powiesz.
- W porzdku - rzucia Blaze i pchna ku niemu talerz. - Naprawd. I
tak nie zjadabym wszystkiego.
Marcus wzi keczup gestem triumfatora.
- O czym rozmawiaycie? Zza okna wygldao, e o czym powanym.
- O niczym - odpara Blaze.
- Niech zgadn. Opowiadaa ci o seksownym facecie swojej mamusi i
ich numerach na trapezie pn noc, co?
Blaze poruszya si nerwowo.
- Nie bd chamski.
Marcus posa Ronnie szczere spojrzenie.
- Nie opowiadaa ci, jak ktrej nocy jeden z fagasw mamusi zapuci
si do jej pokoju? Masz pitnacie minut, eby si std wynie!.

- Przymknij si, co? To nie jest mieszne. Wcale o tym nie


rozmawiaymy.
- Jak sobie yczysz - odpar, umiechajc si krzywo. Blaze wzia
shake'a, podczas gdy Marcus wgryz si w jej cheeseburgera. Teddy i Lance
zajadali si frytkami i w cigu kilku minut wszyscy trzej pochonli
wikszo tego, co znajdowao si na talerzu. Ku oburzeniu Ronnie Blaze nic
nie powiedziaa na ten temat; to j zastanowio.
Cho waciwie sprawa bya jasna. Blaze nie chciaa denerwowa
Marcusa i pewnie dlatego pozwalaa mu robi, co chcia. Ronnie ju nieraz
spotykaa si z czym takim: Kayla, chocia zgrywaa tward, zachowywaa
si tak samo wobec facetw. A ci przewanie traktowali j jak miecia.
Oczywicie nie powiedziaaby tego gono. Miaa wiadomo, e tylko
pogorszyaby spraw.
Blaze wypia shake'a i odstawia kubek na st.
- To co, chopaki, zamierzacie teraz robi?
- Spadamy - mrukn Teddy. - Nasz stary chce, ebymy dzi
popracowali.
- S brami - wyjania Blaze.
Ronnie przyjrzaa im si, ale nie dostrzega podobiestwa.
- Naprawd?
Marcus skoczy cheeseburgera i odsun talerz na rodek stolika.
- Wiem. Trudno uwierzy, eby jedni rodzice mieli dwoje a tak
paskudnych dzieciakw, co? W kadym razie ich starzy prowadz taki
gwniany motel za mostem. Rury maj ze sto lat, wic Teddy przepycha
kible, kiedy si zatkaj.
Ronnie zmarszczya nos, usiujc to sobie wyobrazi.
- Naprawd? Marcus pokiwa gow.
- Ohyda, nie? Ale nie martw si o Teddy'ego. Jest w tym wietny.
Prawdziwa zota rczka. Nawet to lubi. A Lance... on pierze pociel, gdy ju

przewal si popoudniowi gocie.


- Tak? - Ronnie lekko si wzdrygna.
- No. Obrzydliwo - potwierdzia Blaze. - A powinna zobaczy, kto
zatrzymuje si tam na godziny. Mona co zapa ju od samego wejcia do
pokoju.
Ronnie nie bardzo wiedziaa, co na to odpowiedzie, wic zwrcia si
do Marcusa.
- A ty co robisz? - zapytaa.
- Co chc - rzuci.
- To znaczy? - zaryzykowaa Ronnie.
- Dlaczego ci to interesuje?
- Nie interesuje - odpara, starajc si, eby zabrzmiao to spokojnie. Tylko pytam.
Teddy wzi ostatnie frytki z talerza Blaze.
- To znaczy, e siedzi w motelu razem z nami. W swoim pokoju - rzek.
- Masz tam pokj? - zdziwia si.
- Mieszkam tam - wyjani Marcus.
Oczywiste pytanie brzmiao dlaczego? i Ronnie czekaa na dalsze
wyjanienia, ale Marcus milcza. Przypuszczaa, e chcia, aby sama
sprbowaa uzyska t informacj od niego. Moe za duo si w tym
dopatrywaa, ale nagle pomylaa, e prbowa wzbudzi jej zainteresowanie,
zrobi na niej wraenie. Tu pod okiem Blaze.
Jej podejrzenia si potwierdziy, gdy sign po papierosa. Zapali go,
wydmuchn dym w kierunku Blaze i odwrci si do Ronnie.
- Co robisz wieczorem? - zapyta.
Poruszya si niespokojnie nagle skrpowana. Wygldao na to, e
wszyscy czekaj na jej odpowied, wcznie z Blaze.
- Dlaczego pytasz?
- Mamy spotkanko przy Bower's Point. Nie tylko my. Bdzie kupa

ludzi. Chc, eby przysza. Ale tym razem bez glin.


Blaze wbia wzrok w blat i zacza grzeba w kopczyku soli. Ronnie
nie odpowiedziaa, a wtedy Marcus wsta od stou i ruszy do drzwi, nie
ogldajc si.

9
Steve

- Hej, tato! - zawoa Jonah.


Sta za fortepianem w alkowie, gdy Steve stawia na st talerze ze
spaghetti.
- Czy to ty jeste na zdjciu z babci i dziadkiem?
- Tak, ja z rodzicami.
- Nie pamitam tego zdjcia. To znaczy z mieszkania.
- Bo przez dugi czas stao w moim gabinecie w szkole.
- Aha. - Jonah nachyli si nad fotografi, eby jej si lepiej przyjrze. Jeste chyba podobny do dziadka.
Steve nie wiedzia, co ma o tym myle.
- Moe troch.
- Tsknisz za nim?
- By moim tat. A jak ci si wydaje?
- Bo ja tskni za tob.
Gdy Jonah podszed do stou, Steve uwiadomi sobie, e by to
przyjemny dzie, nawet jeli niewiele si w nim dziao. Przedpoudnie
spdzili w warsztacie, gdzie Steve uczy syna ci szko; zjedli kanapki na
ganku, a pnym popoudniem poszli zbiera muszelki. Steve obieca, e gdy
tylko si ciemni, zabierze Jonah na spacer pla, eby przy wietle latarek

poobserwowa kraby dugonogie wychodzce ze swoich kryjwek w piasku.


Jonah wysun krzeso i usiad na nim. Napi si mleka i na jego buzi
zostay wsy.
- Mylisz, e Ronnie wrci niedugo do domu? - zapyta.
- Mam nadziej.
Chopiec otar usta wierzchem doni.
- Czasami szwenda si do pna.
- Wiem.
- Ten policjant znowu j przyprowadzi?
Steve spojrza za okno; zapada zmierzch i morze stawao si ciemne.
Zacz si zastanawia, gdzie Ronnie moe by i co robi.
- Nie - odpar. - Dzi wieczorem nie.
*
Po spacerze pla Jonah wzi prysznic i pooy si do ka. Steve
zacign zasony i pocaowa go w policzek.
- Dziki za wspaniay dzie - szepn.
- Prosz bardzo.
- Dobranoc, Jonah. Kocham ci.
- Ja ciebie te, tato.
Steve wsta i ruszy do drzwi.
- Tato? Odwrci si.
- Tak?
- Czy twj tata zabiera ci nad morze, eby szuka krabw?
- Nie - odpar Steve.
- Dlaczego nie? To byo fantastyczne.
- Nie by tego rodzaju ojcem.
- A jakim?
Steve zastanawia si przez chwil.

- Skomplikowanym - powiedzia w kocu.


*
Przy fortepianie Steve przypomnia sobie popoudnie sprzed szeciu lat,
kiedy po raz pierwszy w yciu wzi swojego ojca za rk. Powiedzia mu, e
wie, i stara si go wychowa najlepiej, jak mg, e o nic nie ma do niego
pretensji i - przede wszystkim - e go kocha.
Ojciec odwrci si do niego. Oczy mia przytomne i mimo duych
dawek morfiny, ktre mu podawano, myla jasno. Popatrzy na Steve'a
dugo, a potem cofn rk.
- Mwisz jak kobieta - podsumowa.
Byli w pprywatnym pokoju na trzecim pitrze szpitala. Ojciec lea tu
od trzech dni. Do ramienia podczono mu kroplwk i nie jad staych
pokarmw od ponad miesica. Mia zapadnite policzki, skra zrobia si
przezroczysta. Zbliywszy si, Steve pomyla, e oddech ojca zalatuje
rozkadem; by to kolejny znak, e rak triumfuje.
Odwrci si do okna. Na zewntrz wida byo tylko bkitne niebo,
jasny, pogodny bbel otaczajcy pokj. adnych ptakw, chmur, drzew. Za
sob sysza miarowy sygna kardiomonitora. Brzmia wyranie i spokojnie,
powtarza si regularnie, jakby ojciec mia y jeszcze dwadziecia lat. Ale to
nie serce go zabijao.
- Jak on si ma? - zapytaa Kim tego wieczoru, gdy rozmawiali przez
telefon.
- Niedobrze - odpar. - Nie wiem, ile mu jeszcze zostao, ale...
Nie dokoczy. Wyobraa sobie Kim po drugiej stronie cza, stojc
przy kuchni, mieszajc makaron albo krojc pomidory ze suchawk
midzy uchem a ramieniem. Nie potrafia usiedzie w miejscu, gdy
rozmawiaa przez telefon.
- Czy przyszed kto jeszcze?

- Nie. - Nie powiedzia jej, e wedug pielgniarek nikt poza nim ojca
nie odwiedza.
- Moge z nim porozmawia?
- Tak, ale niedugo. Przez wikszo dnia traci wiadomo.
- Powiedziae mu, co ci radziam?
- Tak.
- I co on na to? - zapytaa. - e te ci kocha? Steve wiedzia, co chciaa
usysze. By w domu ojca, oglda zdjcia stojce na kominku: caa rodzina
po chrzcie Steve'a, jego lubna fotografia z Kim, Ronnie i Jonah jako mae
dzieci. Ramki pokry kurz, nikt ich nie dotyka od lat. To jego matka
postawia je tutaj, by tego pewny, i zastanawia si, co ojciec myla, gdy na
nie patrzy, czy w ogle je widzia, czy zdawa sobie spraw, e tam s.
- Tak - odrzek w kocu. - Powiedzia, e mnie kocha.
- Ciesz si. - W gosie Kim zabrzmiay ulga i zadowolenie, jakby jego
odpowied potwierdzia jej wizj wiata. - Wiem, jakie to byo dla was
wane.
Steve wychowa si w biaym parterowym domu w stylu rancho w
ssiedztwie innych biaych parterowych domw w stylu rancho, lecym w
pewnym oddaleniu od wybrzea wyspy. By to may budynek z dwiema
sypialniami, jedn azienk i oddzielnym garaem, w ktrym ojciec trzyma
narzdzia i w ktrym stale pachniao trocinami. Na podwrku ocienionym
skatym dbem o wiecznie zielonych liciach nie byo wiele soca, wic
matka urzdzia tam ogrd warzywny. Uprawiaa w nim pomidory i cebul,
rzep i fasol, kapust i kukurydz, tak e latem nie dao si z salonu
zobaczy drogi, ktra biega przed domem. Czasami Steve sysza ciche
gosy ssiadw, ktrzy skaryli si, e obnia to warto posesji, ale kadej
wiosny ogrd odywa i nikt nigdy nie powiedzia sowa ojcu na ten temat.
Wszyscy wiedzieli tak samo jak on, e nic by to nie dao. Zreszt lubili jego
on i mieli wiadomo, e ktrego dnia bd potrzebowali jego usug.

Ojciec by z zawodu stolarzem, ale umia zreperowa wszystko. Steve


widzia, jak naprawia radia, telewizory, samochody i silniki kosiarek,
przeciekajce rury, dziurawe rynny, a kiedy nawet pras hydrauliczn w
maym zakadzie produkujcym narzdzia w pobliu granicy stanu. Mia
tylko podstawowe wyksztacenie, ale od dziecka zna si na mechanice i
budownictwie. Kiedy w nocy dzwoni telefon, zawsze odbiera ojciec, bo
zazwyczaj by do niego. Niewiele wtedy mwi, tylko sucha opisu tej czy
innej awarii, a potem starannie notowa adres na skrawkach papieru
oderwanych ze starej gazety. Odoywszy suchawk, szed do garau,
pakowa narzdzia do skrzynki i wyjeda, zwykle nie mwic, dokd jedzie
ani kiedy wrci do domu. Rankiem pod popiersiem Roberta E. Lee, ktre
wyci z wyrzuconego na brzeg drewna, tkwi starannie zoony czek, a gdy
ojciec jad niadanie, matka masowaa mu kark i obiecywaa, e zoy
pienidze w banku. To by jedyny przejaw uczucia midzy nimi. Przewanie
si nie kcili i unikali konfliktw. Steve'owi si wydawao, e lubi z sob
przebywa, a kiedy zauway, e gdy ogldali telewizj, trzymali si za rce;
ale w cigu osiemnastu lat, ktre Steve przey w domu, nigdy nie widzia,
eby rodzice si pocaowali.
Jeli ojciec mia jak pasj w yciu, by ni poker. W te wieczory, gdy
telefon nie dzwoni, wybiera si do siedziby ktrej loy, eby zagra.
Nalea do tych l nie z powodu przekona, tylko eby mie partnerw do
gry. Zasiada tam przy stole z innymi masonami, elkami, shrinerami czy
weteranami i godzinami gra w teksaskiego klincza. Ta gra go fascynowaa;
uwielbia kalkulowa prawdopodobiestwo uzyskania strita po wymianie
jednej karty albo decydowa, czy uciec si do blefu, gdy mia tylko par
szstek. Traktowa pokera jak dziedzin nauki, jakby szczliwy ukad kart
nie mia nic wsplnego z wygran. Caa tajemnica tkwi w tym, eby umie
kama - mawia - i eby wiedzie, kiedy kto okamuje ciebie. Steve uzna
w kocu, e ojciec musi umie kama. Po pidziesitce, gdy rce mia ju

prawie niesprawne po ponad trzydziestu latach parania si stolark, skoczy


z instalowaniem listew profilowych czy ocienic w szeregowych domkach
nad oceanem, ktre zaczy wyrasta na wyspie; przesta te wieczorami
odbiera telefony. Jakim cudem opaca jednak rachunki, a pod koniec ycia
mia na koncie bankowym wicej, ni potrzebowa na koszty leczenia,
ktrych nie pokrywao ubezpieczenie.
Nigdy nie gra w pokera w soboty ani niedziele. Soboty byy
zarezerwowane na prace domowe i cho ogrd od frontu irytowa ssiadw,
wntrze domu prezentowao si wzorowo. Przez lata ojciec doda listwy
profilowe i boazeri; z dwch kawakw drewna klonowego wyrzebi
kroksztyn kominka. Wykona szafki kuchenne i pooy podog z klepek,
prost jak st bilardowy. Odremontowa azienk i po trzech latach przerobi
j znowu. W sobotnie wieczory wkada marynark i krawat i zabiera on
na kolacj. Niedziele rezerwowa dla siebie. Po kociele pracowa w
warsztacie, podczas gdy ona pieka placki albo robia weki w kuchni.
Od poniedziaku wszystko zaczynao si od nowa.
Ojciec nie uczy syna gra w pokera. Steve by na tyle bystry, e
samodzielnie podapa podstawy, i lubi myle, e potrafi wyczu, gdy kto
blefuje. Gra kilkakrotnie z kolegami w college'u i zorientowa si, e jest w
tym przecitny, ani lepszy, ani gorszy od innych. Po ukoczeniu studiw i
przeprowadzce do Nowego Jorku rzadko odwiedza rodzicw. Gdy po dwch
latach przyjecha do nich po raz pierwszy i stan w drzwiach, mama
uciskaa go mocno i ucaowaa w policzek. Ojciec poda mu rk i
powiedzia: Matka tsknia za tob. Gdy zjedli szarlotk i wypili kaw,
ojciec wsta, wzi kurtk i kluczyki od samochodu. By wtorek, a to
oznaczao, e jecha na spotkanie loy elkw. Gra koczya si o dziesitej,
tak e pitnacie minut pniej mia by z powrotem w domu.
- Nie jed... nie jed dzisiaj - poprosia mama, jak zwykle z wyranym
europejskim akcentem. - Steve dopiero co przyjecha.

Pierwszy raz sysza, eby matka prosia ojca; jeli ojciec by


zdziwiony, nie okaza tego. Przystan w drzwiach, a kiedy si odwrci, z
jego twarzy nie dao si nic wyczyta.
- Albo we go z sob - nalegaa. Zarzuci sobie kurtk na rami.
- Chcesz jecha ze mn?
- Jasne. - Steve Zabbni palcami po stole. - Czemu nie? Brzmi
ciekawie.
Po chwili kciki ust ojca uniosy si w nieznacznym, przelotnym
umiechu. Steve wtpi, czy gdyby siedzieli przy stole do pokera, ojciec
pokazaby a tyle po sobie.
- Kamiesz - rzek.
*
Mama umara nagle kilka lat po tym spotkaniu wskutek wylewu krwi
do mzgu. Steve myla w szpitalu o jej niezachwianej dobroci, gdy ojciec
obudzi si z cichym wistem w pucach. Odwrci gow i zobaczy Steve'a
w kcie. W tej pozycji, z cieniami na twarzy o wyostrzonych rysach wyglda
jak szkielet.
- Jeste tu jeszcze.
Steve odoy nuty i przysun si z krzesem bliej.
- Uhm, jeszcze jestem.
- Po co?
- Jak to po co? Poniewa leysz w szpitalu.
- Le w szpitalu, bo umieram. A umr, czy bdziesz tu, czy nie.
Powiniene wrci do domu. Masz on i dzieci. Nic nie moesz dla mnie
zrobi.
- Chc z tob by - odpar Steve. - Jeste moim ojcem. Dlaczego tak
mwisz? Wolisz, eby mnie tu nie byo?
- Moe nie chc, eby widzia, jak umieram.

- Odejd, jeli sobie yczysz.


Ojciec wyda odgos przypominajcy prychnicie.
- Widzisz, na tym polega twj problem. Chcesz, ebym podj decyzj
za ciebie. Zawsze tak byo.
- Moe chc poby z tob?
- Naprawd? Czy twoja ona tego chce?
- Ma to jakie znaczenie?
Ojciec usiowa si umiechn, ale wyszed z tego grymas.
- Nie wiem. A ma?
*
Z miejsca przy fortepianie Steve usysza, e przyjecha samochd. W
oknach bysno wiato reflektorw, ktre przesuno si po cianach, i
przez moment pomyla, e kto podwiz Ronnie do domu. Ale wiata
zaraz zgasy, a Ronnie wci nie byo.
Mina pnoc. Zacz si zastanawia, czy powinien j odszuka.
Przed kilkoma laty, zanim Ronnie przestaa z nim rozmawia, on i Kim
poszli do poradni maeskiej w odnowionym budynku przy Gramercy Park.
Steve pamita, e siedzia obok Kim na kanapie naprzeciwko chudej,
kocistej kobiety po trzydziestce, w szarych spodniach, ktra miaa zwyczaj
styka z sob czubki palcw obu doni. Kiedy to robia, zauway, e nie
miaa obrczki.
Czu si skrpowany; na pomys, eby zwrci si do psychologa,
wpada Kim, zreszt przysza tu ju wczeniej sama. To bya ich pierwsza
wsplna wizyta i na wstpie Kim powiedziaa, e Steve nie umie okazywa
uczu, ale nie z wasnej winy. adne z jego rodzicw nie naleao do
wylewnych, wyjania. Nie wyrs w rodzinie, w ktrej dyskutowaoby si o
problemach. Muzyka bya dla niego ucieczk i tylko przy fortepianie wyraa
uczucia.

- To prawda? - zapytaa pani psycholog.


- Moi rodzice byli dobrymi ludmi - odpar.
- To nie jest odpowied na pytanie.
- Nie wiem, co mam powiedzie. Psycholoka westchna.
- Dobrze, to co pan powie na to? Wszyscy wiemy, co si stao i
dlaczego s pastwo tutaj. Kim chyba pragnie, aby powiedzia jej pan, co pan
czuje.
Steve zastanowi si nad tym. Mia ochot odrzec, e caa ta gadanina o
uczuciach nie ma sensu. e uczucia si pojawiaj i znikaj, e si nad nimi
nie panuje, dlatego nie ma powodu si nimi zamartwia. e ludzi naley
ocenia po tym, co robi, bo w kocu okrela ich wanie postpowanie.
Jednake nie powiedzia tego wszystkiego. Splt natomiast palce.
- Mam wyjawi, co czuj.
- Tak. Ale nie mnie. - Wskazaa Kim. - Niech pan powie to onie.
Zwrci si do Kim, wiadom jej wyczekiwania.
- Czuem...
Znajdowa si w gabinecie z on i obc kobiet, uczestniczy w
rozmowie, ktra nie moga do niczego doprowadzi, w kadym razie nie
wyobraa sobie tego. Mina dziesita rano i wrci do Nowego Jorku tylko
na kilka dni. Objecha podczas trasy koncertowej dwadziecia par miast,
podczas gdy Kim pracowaa w firmie prawniczej na Wall Street.
- Czuem... - powtrzy.
*
Kiedy zegar wybi pierwsz, Steve wyszed na tylny ganek. Ciemnoci
nocy rozjania purpurowy blask ksiyca, tak e wida byo pla w obu
kierunkach. Nie widzia crki od szesnastu godzin i troch si niepokoi,
cho moe nie martwi. Wierzy, e jest na tyle bystra i przezorna, eby
zadba o siebie.

No dobra, moe si martwi.


I mimowolnie zacz si zastanawia, czy nazajutrz Ronnie te zniknie.
I czy tak bdzie przez cae lato, dzie w dzie.
Czas spdzany z Jonah by jak odnalezienie cennego skarbu, z ni te
chcia troch poby. Odwrci si i wszed z powrotem do pokoju.
Zasiadszy znowu przy fortepianie, poczu to samo, o czym powiedzia
psycholoce z poradni maeskiej, wtedy gdy siedzia u niej na kanapie.
Poczu pustk.

10
Ronnie

Pocztkowo przy Bower's Point zebraa si wiksza grupa, ktra


pniej rozchodzia si stopniowo, a pozostao tylko picioro staych
bywalcw. Niektrzy z tamtej reszty byli w porzdku, dwjka wydawaa si
nawet ciekawa, ale potem alkohol zrobi swoje i wszyscy, z wyjtkiem
Ronnie, uwaali, e s o wiele zabawniejsi, ni byli naprawd. Po jakim
czasie stao si nudno i tak jak zwykle.
Ronnie staa samotnie na brzegu oceanu. Za ni przy ognisku krcili si
Teddy i Lance, ktrzy palili papierosy, pili i od czasu do czasu rzucali w
siebie poncymi pikami, Blaze bekotaa i kleia si do Marcusa. Byo ju
pno. Nie wedug obyczajw nowojorskich - Ronnie nie wracaa z klubw
przed pnoc - ale biorc pod uwag, o ktrej tego dnia wstaa, miaa za
sob dugi dzie. Czua zmczenie.
Nastpnego dnia zamierzaa sobie pospa. Po powrocie do domu
zarzuci rczniki albo koc na karnisz; do diaba, przybije je do ciany, jeli
bdzie trzeba. Nie miaa ochoty przez cae lato wstawa z kurami, nawet jeli
planowaa od rana do wieczora lee z Blaze na play. To, e Blaze wysza z
t propozycj, zaskoczyo j, ale si ucieszya. Poza tym co tu mona byo
robi innego? Wczeniej, po wyjciu z baru, zrobiy rundk po sklepach cznie ze sklepem muzycznym, ten by super - a potem poszy do Blaze,

eby obejrze Klub winowajcw, bo jej mama bya w pracy. Jasne, film
pochodzi z lat osiemdziesitych, ale Ronnie miaa do niego sentyment i
ogldaa go co najmniej dziesi razy. Mimo e trci myszk, wydawa jej
si zadziwiajco prawdziwy. Bardziej prawdziwy, ni to, co dziao si
wieczorem - zwaszcza gdy Blaze si upia i ignorujc Ronnie, coraz
nachalniej wieszaa si na Marcusie.
Ronnie ani nie polubia Marcusa, ani mu nie ufaa. Miaa niez
intuicj, jeli chodzi o facetw, i czua, e co jest z nim nie tak. Kiedy z ni
rozmawia, w jego oczach jakby czego brakowao. Mwi sensownie przynajmniej nie wraca do szalonych propozycji w stylu wyjazdu na
Floryd, a swoj drog, czy to nie byo dziwaczne? - ale im duej z nim
przebywaa, tym bardziej budzi jej lk. Nie przepadaa te za Teddym ani
Lance'em, ale Marcus... miaa przeczucie, e jego normalne zachowanie to
gra, ktra pozwala mu manipulowa ludmi.
A Blaze...
Dziwnie si czua u niej w domu, bo wydawa si cakiem zwyczajny.
Sta w lepej uliczce i mia jaskrawoniebieskie okiennice, na ganku wisiaa
amerykaska flaga. ciany wewntrz pomalowane byy na wesoe kolory, na
stole w jadalni sta wazon ze wieymi kwiatami. Wszdzie panowaa
czysto, ale nie maniacka. W kuchni na stole leao troch pienidzy i licik
do Blaze. Ronnie zauwaya, e dziewczyna wsuna kilka banknotw do
kieszeni i przeczytaa kartk, a potem wyjania, e matka zawsze zostawia
jej troch forsy.
Dziki temu jej mama nie martwia si, gdy Blaze nie wracaa do domu.
Dziwne.
Tak naprawd miaa ochot porozmawia z Blaze o Marcusie, ale
wiedziaa, e nie odniosoby to efektu. Przekonaa si o tym na przykadzie
Kayli - Kayla stale si wszystkiego wypieraa. Marcus by nieciekawym
typem i Blaze zrobiaby lepiej, gdyby trzymaa si od niego z daleka. Ronnie

nie moga zrozumie, dlaczego dziewczyna tego nie widzi. Moe nazajutrz
pogadaj o tym na play, pomylaa.
- Nudzisz si z nami?
Odwrciwszy si, zobaczya, e stoi za ni Marcus. Trzyma ponc
pik, przetacza j po wierzchu doni.
- Po prostu miaam ochot zej nad wod.
- Przynie ci piwo?
Z jego tonu zorientowaa si, e zna odpowied.
- Nie pij.
- Dlaczego?
Bo po alkoholu ludzie zachowuj si idiotycznie - miaa na kocu
jzyka. Ale wiedziaa, e kade wyjanienie tylko przeduy rozmow.
- Bo nie. I ju.
- Nie wystarczy powiedzie nie, dzikuj? - rzuci szyderczo.
- Jeli tak wolisz.
W ciemnociach przywoa na twarz cie umiechu, ale jego oczy
pozostay mroczne.
- Uwaasz si za kogo lepszego od nas?
- Nie.
- No to chod. - Wskaza ognisko. - Usid z nami.
- Dobrze mi tutaj.
Obejrza si przez rami. Ronnie zauwaya, e Blaze grzebie w
przenonej lodwce, eby wyj kolejn puszk piwa, a bya to ostatnia
rzecz, jakiej potrzebowaa. I bez tego chwiaa si na nogach.
Marcus nagle zbliy si do Ronnie. Obj j w pasie i przycign do
siebie.
- Przejdmy si po play - zaproponowa.
- Nie - sykna. - Nie jestem w nastroju. I zabierz rce. Nie zrobi tego.
Widziaa, e dobrze si bawi.

- Martwisz si o to, co pomyli Blaze?


- Po prostu nie mam ochoty, rozumiesz?
- Jej to nie bdzie przeszkadza.
Cofna si, zwikszajc dystans midzy nimi.
- Ale mnie przeszkadza. I musz ju i. Wci jej si przyglda.
- Dobra, id. - A potem, po chwili, powiedzia gono, eby inni
syszeli: - Nie, zostan tutaj. Ale dziki za propozycj.
Bya tak zaskoczona, e w aden sposb si do tego nie odniosa.
Odesza pla, wiedzc, e Blaze patrzy za ni, i nagle poaowaa, e nie
moe oddali si szybciej.
*
Ojciec w domu gra na fortepianie i gdy wesza, spojrza na zegar. Po
tym, co si wanie wydarzyo, nie miaa chci z nim rozmawia, wic bez
sowa ruszya w gb holu. Musia jednak dostrzec co w jej twarzy, bo
zawoa:
- Wszystko w porzdku?! Zawahaa si.
- Tak, w porzdku - odpara.
- Na pewno?
- Nie chc o tym rozmawia.
Przyjrza jej si, zanim odpowiedzia krtko:
- Dobrze.
- Co jeszcze?
- Jest prawie druga w nocy - zauway.
- No i?
Pochyli si nad klawiatur.
- W lodwce znajdziesz troch spaghetti, jeli jeste godna.
Musiaa przyzna, e zaskoczy j tym. adnych kaza, grb,
narzucania zasad. Zupenie inaczej, ni zachowaaby si mama. Pokrcia

tylko gow i posza do sypialni, zastanawiajc si, czy wszystko jest tutaj
takie nienormalne.
*
Zapomniaa powiesi w oknach koce i soce wpado do pokoju, tak e
obudzia si po niespena szeciu godzinach snu.
Z jkiem przetoczya si po ku i nakrya gow poduszk, gdy
przypomniaa sobie, co si stao na play poprzedniego wieczoru.
Marcus zdecydowanie budzi w niej strach.
Pomylaa przede wszystkim, e powinna bya powiedzie co wczoraj,
gdy rzuci t uwag. Co w rodzaju: O czym ty, do diaba, mwisz? albo:
Jeli ci si wydaje, e pjd z tob dokd, to chyba zwariowae!. Ale nie
zrobia tego i przypuszczaa, e odejcie tak po prostu bez sowa byo
bdem.
Naprawd, naprawd musiaa pogada z Blaze.
Z westchnieniem zwloka si z ka i posza do azienki. Szybko
wzia prysznic, woya pod ubranie kostium kpielowy, a potem spakowaa
rcznik i krem do torby na zakupy. Gdy bya ju gotowa do wyjcia,
usyszaa, e ojciec gra. Znowu. Nawet w Nowym Jorku nie spdza tyle
czasu przy fortepianie. Skupiwszy si na muzyce, uwiadomia sobie, e gra
jeden z utworw, ktre zaprezentowaa w Carnegie Hall, ten sam, ktry
mama odtwarzaa z CD w samochodzie.
Jeszcze i to, jakby mao miaa problemw!
Musiaa odnale Blaze i wyjani jej, jak naprawd byo. Oczywicie
taka rozmowa bez oskarenia Marcusa o kamstwo moga stanowi problem.
Blaze na pewno wolaa wierzy Marcusowi, a kto wie co ten facet potem jej
nagada. Ale trzeba bdzie jako sobie z tym poradzi; moe pobyt na socu
wszystko zagodzi i uda jej si poruszy ten temat w sposb naturalny.
Wysza z azienki i ruszya przez hol. Utwr dobiegajcy z salonu si

skoczy, a potem rozleg si nastpny, te z tych, ktre graa w Carnegie


Hall.
Przystana, eby poprawi torb na ramieniu. Oczywicie musia to
zrobi. Na pewno usysza, e posza pod prysznic, e ju nie pi. Prbowa
j podej.
C, nie dzisiaj, tato. Sorry, ale miaa sprawy do zaatwienia. Nie bya
w nastroju.
Chciaa pospiesznie podej do drzwi, gdy z kuchni wyoni si Jonah.
- Czy nie mwiem, e masz wzi sobie co zdrowego? - usyszaa
pytanie ojca.
- I wziem. Batona.
- Mylaem raczej o patkach niadaniowych.
- W batonie te jest cukier. - Jonah przybra powan min. Potrzebuj energii, tato.
Ruszya szybko przez pokj, liczc, e dotrze do drzwi, zanim ojciec
zdy co powiedzie pod jej adresem. Jonah umiechn si szeroko.
- O, cze, Ronnie! - zawoa.
- Cze, Jonah. Na razie. - Pooya rk na klamce u drzwi.
- Kochanie? - usyszaa gos ojca. Przesta gra. - Moemy
porozmawia o wczorajszym wieczorze?
- Naprawd nie mam teraz czasu - prbowaa si wykrci, podsuwajc
wyej torb na ramieniu.
- Chc tylko wiedzie, gdzie bywasz przez cae dnie.
- Nigdzie. To nic wanego.
- Owszem, tak.
- Nie, tato - powtrzya stanowczo. - Naprawd nie. I mam sprawy do
zaatwienia, rozumiesz?
Jonah podszed do drzwi z batonem.
- Jakie sprawy? Dokd idziesz? Wanie tego chciaa unikn.

- Nie twj interes.


- Jak dugo ci nie bdzie?
- Nie wiem.
- Wrcisz na lunch albo na kolacj?
- Nie wiem - burkna. - Wychodz.
Tata znowu zacz gra na fortepianie. Jej trzeci utwr z Carnegie Hall.
Mg rwnie dobrze nastawi pyt mamy.
- Bdziemy pniej puszcza latawce. To znaczy tata i ja. Zachowaa
si tak, jakby go nie usyszaa. Odwrcia si natomiast do ojca.
- Moesz z tym skoczy? - rzucia ostro. Przesta gra.
- Z czym?
- Z t muzyk, ktr grasz! Mylisz, e nie poznaj tych kawakw?
Wiem, co knujesz, ale ju ci mwiam, e nie zamierzam wrci do
fortepianu.
- Wiem - odpar spokojnie.
- To dlaczego prbujesz mnie odwie od tego postanowienia?
Dlaczego zawsze, gdy ci widz, siedzisz tu i bbnisz w klawisze?
Wydawa si naprawd zdziwiony.
- To nie ma nic wsplnego z tob - wyjani. - Po prostu... to lubi.
- A ja nie lubi. Nie rozumiesz? Nienawidz fortepianu. Niedobrze mi
si robi na myl, e musiaam gra na nim codziennie! Niedobrze mi si robi,
gdy znowu go widz!
Zanim ojciec zdy cokolwiek powiedzie, obrcia si, wyrwaa bratu
batona i wybiega za drzwi.
Dopiero po kilku godzinach odnalaza Blaze - w tym samym sklepie
muzycznym, w ktrym byy poprzedniego dnia, kilka przecznic od molo.
Ronnie nie wiedziaa, czego si spodziewa, kiedy weszy tu po raz pierwszy
- w epoce iPodw i cigania muzy z Internetu takie miejsce wydawao si
nie z tej epoki - ale Blaze zapewnia j, e bdzie warto, i miaa racj.

Oprcz cedekw byy tu stare pyty winylowe - cae tysice, niektre


prawdopodobnie wartoci kolekcjonerskiej, w tym dziewiczy egzemplarz
Abbey Road i mnstwo wiszcych na cianach starych czterdziestekpitek z
autografami takich saw, jak Elvis Presley, Bob Marley czy Ritchie Valens.
Nie moga si nadziwi, e nie s zamknite w gablotach. Musiay by cenne.
Facet, ktry prowadzi sklep, wyglda jak ywcem przeniesiony z lat
szedziesitych i sprawia wraenie znajcego wszystkich. Mia dugie siwe
wosy spite w kucyk, ktry siga mu do pasa, i lennonki. Nosi sanday i
hawajsk koszul, i cho mgby by dziadkiem Ronnie, wiedzia o muzyce
wicej ni ktrakolwiek ze znanych jej osb, by na bieco z ostatnimi
undergroundowymi hitami, ktrych nie syszaa nawet w Nowym Jorku.
Wzdu ciany wisiay suchawki, eby klienci mogli przesuchiwa pyty,
winylowe i cedeki, albo przegrywa muzyk na iPody. Zajrzawszy do rodka
przez szyb, zobaczya Blaze, ktra jedn rk przytrzymywaa suchawk
przy uchu, a drug wystukiwaa na stoliku rytm utworu, ktrego suchaa.
Nic nie wskazywao, eby zamierzaa spdzi dzie na play.
Ronnie zaczerpna gboko powietrza i wesza do sklepu. Chocia
uwaaa, e Blaze w ogle nie powinna pi, troch liczya na to, e
dziewczyna wczoraj si upia i nie pamita, co si stao. Albo wrcz
przeciwnie: bya na tyle trzewa, aby zdawa sobie spraw, e Ronnie nie
interesuje si Marcusem.
Gdy tylko ruszya przejciem midzy pkami penymi cedekw,
odniosa wraenie, e Blaze spodziewa si jej. ciszya dwik w
suchawkach, cho nie zdja ich z uszu, i odwrcia si ku niej. Ronnie
wci syszaa dobiegajc z nich muzyk, gon i gniewn, ktrej nie
rozpoznaa. Blaze zebraa lece przed ni pyty.
- Mylaam, e jestemy przyjacikami - zacza.
- I jestemy - odpara Ronnie. - Wszdzie ci szukaam, bo nie
chciaam, eby sobie co pomylaa o tym, co stao si wczoraj.

Blaze spojrzaa na ni lodowato.


- O tym, e zaproponowaa Marcusowi spacer?
- To nie byo tak - bagalnie powiedziaa Ronnie. - Nic mu nie
proponowaam. Nie wiem, w co pogrywa...
- On pogrywa? On? - Blaze cigna z uszu suchawki. - Widziaam,
jak na niego patrzya! Syszaam, co powiedziaa!
- Ale ja nic nie powiedziaam! Nie proponowaam mu adnego
spaceru...
- Prbowaa go pocaowa!
- O czym ty mwisz? Wcale nie prbowaam go pocaowa...
Blaze zbliya si do niej o krok.
- Powiedzia mi!
- Wobec tego kama! - wykrzykna Ronnie, nie dajc za wygran. - Z
tym facetem jest co bardzo nie tak.
- Nie... nie... nawet si nie wa...
- Okama ci. Nie pocaowaabym go. Wcale mi si nie podoba.
Poszam z wami tylko dlatego, e tobie na tym zaleao.
Przez dusz chwil Blaze si nie odzywaa. Ronnie nie bya pewna,
czy zdoaa j przekona.
- Wszystko jedno - rzucia dziewczyna tonem, ktry nie pozostawia
wtpliwoci co do jej intencji.
Mina Ronnie, potrcajc j w drodze do wyjcia. Ronnie obejrzaa si
za ni. Nie moga si zorientowa, czy Blaze jest uraona, czy zagniewana.
Uznaa, e jedno i drugie. Zobaczya przez okno, jak dziewczyna wypada za
drzwi.
Tyle wyszo z jej wysikw, eby naprawi sytuacj.
Nie bardzo wiedziaa, co teraz zrobi. Nie chciaa i na pla, ale te
nie umiecha jej si powrt do domu. Nie miaa samochodu i nikogo tu nie
znaa. Czyli... co? Wygldao na to, e spdzi lato na awce, karmic gobie

jak ci szurnici z Central Parku. Moe jeszcze zacznie nadawa im imiona...


Gdy znalaza si przy drzwiach, z zamylenia wyrwa j alarm, ktry
nagle si wczy, i gdy zerkna przez rami, najpierw z ciekawoci, a potem
ze zdziwienia, uwiadomia sobie, co si dzieje. W sklepie byo tylko jedno
wyjcie.
Chwil pniej zobaczya, e mczyzna z kucykiem biegnie w jej
stron.
Nie prbowaa ucieka, bo nie zrobia nic zego; kiedy poprosi o jej
torb, nie widziaa powodu, dla ktrego nie miaaby mu jej pokaza.
Najwyraniej zasza jaka pomyka i dopiero gdy sprzedawca wyj z torby
dwa cedeki i kilka czterdziestekpitek z autografami, dotaro do niej, e
rzeczywicie Blaze czekaa tu na ni. Znalezione przy Ronnie pyty CD to
byy te, ktre Blaze wzia ze stolika; czterdziestkipitki musiaa wczeniej
zdj ze ciany. Ze zdumieniem Ronnie zdaa sobie spraw, e dziewczyna to
wszystko ukartowaa. Nagle zakrcio jej si w gowie i ledwie usyszaa, jak
facet z kucykiem mwi, e policja ju jedzie.

11
Steve

Po kupieniu potrzebnych materiaw, gwnie kantwek i arkuszy


sklejki, Steve i Jonah przez cae przedpoudnie zabudowywali alkow.
cianka nie wygldaa adnie - jego ojciec wstydziby si takiej roboty - ale
speniaa swoje zadanie. Steve wiedzia, e niebawem domek zostanie
zburzony; jeli ju, ziemia bya wicej warta bez niego. Bungalow sta w
otoczeniu dwupitrowych willi i ssiedzi uwaali, e szpeci okolic,
obniajc warto ich nieruchomoci.
Wbi gwd, powiesi na nim zdjcie Ronnie i Jonah, ktre zdj ze
ciany w alkowie, i cofn si o krok, eby oceni efekt.
- Co o tym mylisz? - zapyta syna. Jonah zmarszczy nos.
- To wyglda, jakbymy zbudowali brzydk ciank ze sklejki i
powiesili na niej obrazek. I nie bdziesz ju mg gra na fortepianie.
- Wiem.
Jonah przechyli gow na bok.
- Chyba jest krzywa. Tu i tam.
- Ja nic takiego nie widz.
- Przydayby ci si okulary. I wci nie rozumiem, dlaczego j tu
postawilimy.
- Ronnie powiedziaa, e nie chce widzie fortepianu.

- No i co z tego?
- Nie ma gdzie go schowa, wic pomylaem, e trzeba wznie
cian. Teraz nie bdzie musiaa go oglda.
- Aha. - Jonah si zastanowi. - Wiesz, nie lubi odrabia lekcji. Nie
lubi nawet patrze na biurko, na ktrym le zeszyty.
- Jest lato. Nie musisz odrabia adnych lekcji.
- Mwi tylko, e moe powinienem zbudowa cian wok biurka w
moim pokoju.
Steve stumi miech.
- Chyba musisz porozmawia o tym z mam.
- A moe ty by to zrobi.
Tym razem nie zdoa opanowa miechu.
- Jeste godny?
- Mwie, e pjdziemy puszcza latawca.
- Bo pjdziemy. Ale pytam, czy nie masz ochoty na lunch.
- Chyba wolabym lody.
- O nie.
- A ciastko? - zapyta z nadziej Jonah.
- A co powiesz na kanapk z masem orzechowym i galaretk?
- Niech bdzie. Ale potem pjdziemy puszcza latawca, dobrze?
- Dobrze.
- Na cae popoudnie?
- Jak dugo bdziesz chcia.
- Zgoda. Zjem kanapk. Ale ty te musisz. Steve umiechn si,
obejmujc syna ramieniem.
- Umowa stoi. Przeszli do kuchni.
Wiesz, salon wydaje si teraz o wiele mniejszy - zauway Jonah. Uhm.
- I ciana jest krzywa. - Wiem.

- I nie pasuje do innych.


- O co ci chodzi?
Jonah spowania.
- Chc tylko si upewni, e nie zwariowae.
*
Bya idealna pogoda na puszczanie latawca. Steve siedzia na
wydmach, dwa domy dalej od swojego bungalowu, i patrzy, jak latawiec
zygzakuje po niebie. Jonah, peen energii jak zwykle, biega po play tam i z
powrotem. Steve przyglda mu si z dum, uwiadamiajc sobie ze
zdziwieniem, e kiedy sam jako dziecko puszcza latawce, nie towarzyszyo
mu adne z rodzicw.
Nie byli li. Wiedzia to. Nigdy si nad nim nie zncali, nie kcili przy
nim, nie chodzi godny. Raz czy dwa razy w roku prowadzali go do dentysty
i do lekarza, zawsze by najedzony, mia kurtk, ktr wkada w chodne
zimowe poranki, i drobne w kieszeni, eby kupi sobie mleko w szkole.
I nawet jeli ojciec zachowywa powcigliwo, to matka wcale nie
bya chodna, i Steve przypuszcza, e dlatego ich maestwo okazao si
takie trwae. Pochodzia z Rumunii; poznali si, gdy ojciec stacjonowa w
Niemczech. Kiedy brali lub, sabo znaa angielski, a sentyment do kultury,
w ktrej si wychowaa, czua przez cae ycie. Gotowaa, sprztaa i praa;
popoudniami pracowaa w niepenym wymiarze godzin jako krawcowa. Pod
koniec ycia znaa ju znonie angielski, na tyle, eby poradzi sobie w
banku i sklepie spoywczym, ale nawet wtedy mwia z tak wyranym
akcentem, e ludzie czasami z trudem j rozumieli.
Bya te gorliw katoliczk, co stanowio wtedy rzadko w
Wilmington. Chodzia do kocioa codziennie, a wieczorami odmawiaa
raniec, i cho Steve docenia znaczenie i ceremonia niedzielnych mszy,
proboszcz zawsze wydawa mu si czowiekiem zimnym i aroganckim, a

jednoczenie bardziej przestrzegajcym zasad kocielnych ni dbajcym o


dobro swojej owczarni. Czasami - nawet czsto - Steve zastanawia si, jak
by potoczyo si jego ycie, gdyby w wieku omiu lat nie usysza muzyki
dochodzcej z kocioa Pierwszego Zboru Baptystw.
Po czterdziestu latach szczegy si zatary. Pamita mglicie, e
ktrego dnia wszed do rodka i zobaczy pastora Harrisa przy fortepianie.
Pastor musia przyj go ciepo, bo Steve wraca tam pniej i uczy si gra
pod jego kierunkiem. Z czasem zacz chodzi na zajcia powicone
lekturze Biblii, ktre prowadzono w kociele - cho potem z tym skoczy.
Pod wieloma wzgldami koci baptystw sta si jego drugim domem, a
pastor Harris - drugim ojcem.
Przypomina sobie, e nie budzio to zachwytu matki. Kiedy czym si
martwia, mamrotaa po rumusku i przez lata, gdy wychodzi do kocioa
baptystw, sysza niezrozumiae sowa i frazy, podczas gdy ona robia znak
krzya i kazaa mu wkada medalik. W jej odczuciu nauka gry na fortepianie
pod okiem pastora baptystw bya jak gra w klasy z diabem.
Ale nie zakazywaa mu tego i to wystarczyo. Nie mia jej za ze, e nie
chodzia na zebrania rodzicw do szkoy, e nie czytaa mu na gos ani e
przez ni nikt z ssiadw nie zaprasza ich na barbecue czy inne przyjcia.
Najwaniejsze byo to, e pozwolia mu odnale swoj pasj i rozwija j,
nawet jeli odnosia si do tego nieufnie. I e jako udao jej si przekona
ojca, ktrego mieszy pomys zarabiania na ycie muzyk, eby rwnie mu
tego nie zabrania. Steve zawsze mia j za to kocha.
Jonah wci biega po play, cho wcale nie musia. Steve wiedzia, e
wiatr jest na tyle silny, aby utrzyma latawca w grze bez dodatkowego
sterowania. Widzia zarys symbolu Batmana midzy dwoma ciemnymi
cumulusami, z rodzaju tych, ktre zapowiaday deszcz. Chocia letnie burze
nie trway dugo - moe z godzin, zanim niebo znowu si przejaniao wsta, aby powiedzie synkowi, e chyba pora wraca. Zrobi zaledwie par

krokw, gdy zauway ledwo widoczne linie na piasku prowadzce ku


wydmie za domem, takie jakie widzia kilkanacie razy w modoci.
Umiechn si.
- Hej, Jonah! - zawoa, idc wzdu linii. - Chod tutaj! Chyba
powiniene co zobaczy!
Synek podbieg do niego, cignc za sob latawca.
- Co takiego?
Steve doszed do miejsca, gdzie wydma przechodzia w pla. Pod
piaskiem mona byo dostrzec kilka jajek.
- Co tam jest? - zapyta Jonah, gdy znalaz si przy nim.
- To gniazdo karetty - wyjani Steve. - Ale nie podchod za blisko. I
nie dotykaj. Nie chcesz go zniszczy, prawda?
Jonah nachyli si, wci trzymajc na sznurku latawca.
- Co to jest karetta? - zapyta zdyszany, mocujc si ze sznurkiem.
Steve wzi kawaek wyrzuconej przez morze deski i narysowa ni
due kko wok gniazda.
- To w morski. Zagroony gatunek. Wychodzi na brzeg, eby zoy
jaja.
- Za naszym domem?
- To jedno z miejsc, w ktrych wie morskie skadaj jaja. Ale
najwaniejsze, eby wiedzia, e s zagroone. Wiesz, co to znaczy?
- e umieraj - odpowiedzia Jonah. - Ogldam Animal Planet.
Steve odrzuci desk. Gdy wsta, poczu nagy bl, ale zignorowa to.
- Nie cakiem. To znaczy, e jeli im nie pomoemy, nie bdziemy o
nie dba, ich gatunek moe wygin.
- Jak dinozaurw?
Ju mia odpowiedzie, gdy usysza, e w kuchni dzwoni telefon.
Zostawi tylne drzwi otwarte, eby wpuci do rodka troch wieego
powietrza, i na przemian idc i biegnc, dotar na tylny ganek. By zdyszany,

gdy podnis suchawk.


- Tato? - usysza po drugiej stronie linii.
- Ronnie?
- Musisz po mnie przyjecha. Jestem na posterunku policji.
Unis rk i potar nasad nosa.
- Dobrze. Zaraz tam bd.
*
Pete Johnson opowiedzia mu, co si stao, ale Steve wiedzia, e
Ronnie nie jest jeszcze gotowa o tym rozmawia. Jonah jednak zupenie si
tym nie przejmowa.
- Mama wpadnie w sza - skomentowa. Steve zauway, e Ronnie
zacisna szczki.
- Nie zrobiam tego - zacza.
- A kto?
- Nie chc o tym mwi. - Skrzyowaa rce na piersi i opara si o
drzwi samochodu.
- Mamie si to nie spodoba.
- Nie zrobiam tego! - powtrzya Ronnie, odwracajc si do brata. - I
nie ycz sobie, eby jej powiedzia, e to moja robota. - Popatrzya na
niego gronie i odwrcia si do ojca. - Nie zrobiam tego, tato - zapewnia
jeszcze raz. - Przysigam na Boga, e nie. Musisz mi uwierzy.
Usysza desperacj w jej gosie, ale mimowolnie przypomnia sobie
rozpacz Kim, gdy rozmawiali o wyskokach Ronnie. Pomyla o zachowaniu
crki od chwili przyjazdu i znajomociach, ktre tu nawizaa.
Wzdychajc, poczu, e opuszczaj go resztki energii. Soce na
horyzoncie wygldao jak rozpalona pomaraczowa kula i przygldajc si
mu, zrozumia, e jego crka potrzebuje zaufania bardziej ni czegokolwiek
innego.

- Wierz ci - odpar.
*
Gdy wrcili do domu, zaczo zmierzcha. Steve wyszed na zewntrz,
eby zajrze do gniazda wi. By to jeden z tych wspaniaych wieczorw,
jakie zdarzaj si w Karolinie Pnocnej i Poudniowej - lekka bryza,
wielobarwne niebo - i w morzu niedaleko brzegu bawio si stadko delfinw.
Przepyway obok domu dwa razy dziennie i odnotowa w myli, eby
powiedzie o tym Jonah. Wiedzia, e synek bdzie chcia podpyn do nich,
aby ich dotkn; Steve prbowa zrobi to samo, kiedy by may, ale nigdy
mu si nie udao.
Ba si zadzwoni do Kim i powiedzie jej, co si stao. Odoy to na
pniej; usiad na wydmie przy gniedzie i spojrza na pozostaoci ladw
wi. Wiatr i spacerujcy ludzie zatarli je prawie cakowicie. Gdyby nie
mae zagbienie w miejscu, gdzie wydma przechodzia w pla, gniazdo
byoby praktycznie niewidoczne, a jajka, ktre zauway, wygldayby jak
jasne, gadkie kamienie.
Wiatr przywia kawaek styropianu i gdy Steve pochyli si, eby go
podnie, zobaczy, e idzie Ronnie. Sza wolno, z rkami splecionymi na
piersi i z pochylon gow, tak e wosy opaday jej na twarz. Zatrzymaa si
w odlegoci kilku stp.
- Jeste na mnie zy? - zapytaa.
Pierwszy raz od przyjazdu odezwaa si do niego bez gniewu czy
frustracji.
- Nie. Wcale nie - odpar.
- To co tu robisz? Wskaza gniazdo.
- Zeszej nocy wica karetta zoya tu jajka. Widziaa je kiedy?
Ronnie pokrcia gow i Steve mwi dalej:
- S pikne. Maj czerwonawobrzowe skorupki i wa nawet do

omiuset funtw. Karolina Pnocna to jedno z niewielu miejsc, gdzie


zakadaj gniazda. Ale i tak s zagroone. Chyba jeden na tysic doywa
dorosego wieku i nie chciabym, eby szop dobra si do gniazda, zanim si
wylgn.
- Skd szop ma wiedzie, e jest tu gniazdo?
- Po zoeniu jaj wica oddaje mocz. Szopy potrafi go wyczu i
zjadaj wszystkie jajka. W dziecistwie znalazem gniazdo po drugiej stronie
molo. Jednego dnia wszystko byo w porzdku, a ju nastpnego po jajkach
pozostay tylko skorupki. Smutne.
- Przedwczoraj widziaam na ganku szopa.
- Wiem. Wlaz do mietnika. Po powrocie do domu zadzwoni do
oceanarium. Miejmy nadziej, e jutro przyl tu kogo ze specjaln klatk,
ktra ochroni jajka.
- A w nocy?
- Chyba trzeba bdzie zda si na los. Ronnie zaoya kosmyk wosw
za ucho.
- Tato? Mog ci o co spyta?
- O wszystko.
- Dlaczego powiedziae, e mi wierzysz?
Patrzc na jej profil, widzia zarwno mod kobiet, ktr si stawaa,
jak i dziewczynk, ktr wci mia w pamici.
- Bo mam do ciebie zaufanie.
- I dlatego zbudowae t ciank, eby ukry fortepian? - Spojrzaa na
niego, ale nie wprost. - Trudno byo nie zauway, gdy weszam do rodka.
Steve pokrci gow.
- Nie. Zrobiem to, bo ci kocham.
Ronnie umiechna si krtko, z wahaniem, a potem usiada obok
niego. Razem patrzyli, jak fale rytmicznie obmywaj brzeg. Zaczyna si
przypyw i ju p play znikno pod wod.

- Co si ze mn stanie? - zapytaa.
- Pete porozmawia z wacicielem sklepu, ale nie wiem. Kilka z tych
pyt ma du warto. S do drogie.
Ronnie poczua mdoci.
- Mwie ju mamie?
- Nie.
- Ale powiesz jej?
- Pewnie tak.
adne z nich przez chwil si nie odzywao. Brzegiem Przesza grupa
surferw, ktrzy nieli deski. W oddali powoli Podnosia si woda, fale jakby
zderzay si z sob, a potem zaraz formoway ponownie.
- Kiedy zadzwonisz do oceanarium?
- Gdy tylko wrc do domu. Jonah na pewno ju zgodnia.
Powinienem zabra si do robienia kolacji.
Ronnie zapatrzya si w gniazdo. Miaa cinity odek i nie
wyobraaa sobie, e mogaby cokolwiek zje.
- Nie chc, eby co si stao w nocy z tymi jajkami. Steve odwrci si
do niej.
- Wic co zamierzasz zrobi?
*
Po kilku godzinach, pooywszy Jonah do ka, Steve wyszed na
tylny ganek, eby zajrze do Ronnie. Wczeniej telefonicznie powiadomi
oceanarium o wim gniedzie i pojecha do sklepu, eby kupi to, czego
potrzebowaa: cienki piwr, latark biwakow, tani poduszk i rodek
przeciwko insektom.
Nie podoba mu si pomys spania na dworze, ale Ronnie si upara, e
bdzie czuwa nad gniazdem. Zreszt podziwia jej determinacj. Twierdzia,
e nic jej si nie stanie, i pewnie miaa racj. Jak wikszo ludzi

wychowanych na Manhattanie nauczya si ostronoci i ya ju


wystarczajco dugo na tym wiecie, aby zdawa sobie spraw, e nie zawsze
jest to bezpieczne miejsce. Poza tym gniazdo znajdowao si niespena
pidziesit stp od okna jego pokoju - zamierza zostawi je otwarte - i by
pewny, e usyszaby, gdyby Ronnie grozio jakie niebezpieczestwo. Ze
wzgldu na ksztat wydmy i umiejscowienie gniazda wydawao si mao
prawdopodobne, eby kto idcy pla w ogle j zauway.
Mimo to miaa zaledwie siedemnacie lat, a on by jej ojcem, wic
musiao skoczy si na tym, e bdzie zaglda do niej co par godzin. Nie
przypuszcza, eby mg si wyspa tej nocy.
Ksiyc by dopiero na nowiu, ale noc zapowiadaa si bezchmurnie i
idc w mroku, odtworzy w myli rozmow z crk. Ciekaw by, jak odebraa
to, e ukry fortepian. Czy obudzi si nazajutrz z takim samym nastawieniem
jak do tej pory? Nie mia pojcia. Gdy zbliy si na tyle, aby dostrzec zarys
lecej Ronnie, pod wpywem gry wiate wydaa mu si jednoczenie i
modsza, i starsza, ni bya w rzeczywistoci. Znowu pomyla o latach, ktre
straci i ktrych ju nigdy nie odzyska.
Zatrzyma si przy niej i zlustrowa wzrokiem pla. Z tego, co widzia,
nikogo w pobliu nie byo, wic wrci do domu. Usiad na kanapie i wczy
telewizor, przerzuci kanay, a potem go wyczy. W kocu poszed do
swojego pokoju i pooy si do ka.
Zasn prawie natychmiast, ale obudzi si po godzinie. Znowu wyszed
z domu na palcach, eby sprawdzi, co u crki, ktr kocha nad ycie.

12
Ronnie

Obudziwszy si, poczua, e wszystko j boli. Miaa zesztywniae


plecy, zdrtwiay kark, a kiedy wreszcie zmobilizowaa si i usiada, jej
rami przeszy bl.
Nie potrafia zrozumie, e kto moe lubi spanie na dworze. Kiedy
bya maa, jej koleanki uwielbiay jedzi na biwaki i nocowa pod goym
niebem, ale ona uwaaa, e s nienormalne. Spanie na ziemi byo
niewygodne.
No i oczywicie olepi j blask soca. Biorc pod uwag, e od czasu
przyjazdu budzia si bladym witem, uznaa, e musi by wczenie. Pewnie
nie mina jeszcze sidma. Soce stao nisko nad oceanem i kilka osb
uprawiao na brzegu jogging albo wyprowadzao psy. Ci na pewno spali w
kach. Nie wyobraaa sobie, e mogaby i na spacer, nie mwic ju o
gimnastyce. W tej chwili trudno jej si nawet oddychao, miaa wraenie, e
zaraz umrze.
Zebrawszy siy, wstaa powoli i wtedy przypomniaa sobie, dlaczego w
ogle spaa na dworze. Zajrzaa do gniazda, stwierdzia z ulg e jajkom nic
si nie stao, i poczua, e bl z wolna ustpuje. Zacza si zastanawia, jak
Blaze moe sypia na play, i nagle uwiadomia sobie, co ta jej zrobia.
Zostaa zatrzymana za kradzie w sklepie. Prawdziw kradzie.

Przestpstwo.
Zamkna oczy, przeywajc wszystko od nowa: to, jak patrzy na ni
facet z kucykiem, zanim przyjechaa policja, zawd w oczach Pete'a, gdy
jechali na posterunek, okropny telefon do ojca. Podczas jazdy do domu miaa
wraenie, e za chwil zwymiotuje.
Jedynym jasnym punktem caego zdarzenia byo to, e ojciec nie zrobi
z niego afery. A co jeszcze bardziej niewiarygodne, powiedzia, e wierzy w
jej niewinno. I nie zadzwoni do mamy. Gdy wreszcie to zrobi, wszystko
przepadnie. Mama zacznie krzycze i wyrzeka, a tata da za wygran i w
kocu zabroni jej wychodzi z domu, bo obieca to mamie. Po tamtym
incydencie mama uziemia j na miesic, a ta sprawa bya o wiele
powaniejsza.
Znowu poczua mdoci. Nie wyobraaa sobie, e spdzi cay miesic
zamknita w pokoju, w pokoju, ktry zreszt dzielia z bratem, w miejscu,
gdzie w ogle nie chciaa by. Nic gorszego nie mogo jej spotka.
Wycignwszy rce nad gow, a krzykna z blu, ktry przenikn jej
rami. Krzywic si, opucia je powoli.
W cigu nastpnych kilku minut zacigna piwr i reszt rzeczy na
tylny ganek. Mimo e gniazdo znajdowao si za domem, nie chciaa, aby
ssiedzi si domylili, e spaa na dworze. Sdzc po ich okazaych willach,
naleeli do ludzi, ktrzy chc mie idealny widok, pijc rano kaw na tarasie.
To, e kto nocowa pod ich domem, prawdopodobnie wydaoby im si
niepokojce, a ostatni rzecz, jakiej teraz potrzebowaa, bya kontrola
policji. Przy jej szczciu pewnie zostaaby aresztowana za wczgostwo.
Ktre byo przestpstwem.
Musiaa dwa razy chodzi po rzeczy - nie miaa energii, eby zabra
wszystkie naraz - a potem uwiadomia sobie, e zostawia na wydmie
jeszcze Ann Karenin. Zamierzaa poczyta przed snem, ale bya zbyt
zmczona i wsadzia ksik pod kawaek drewna, eby nie zawilgotniaa od

mgy. Wracajc po ni, zauwaya kogo w firmowym kombinezonie


Blakelee Brakes, kto nis rolk tej tamy i wizk palikw. Odniosa
wraenie, e szed pla w stron ich domu.
Gdy braa ksik, by ju bliej i jakby rozglda si za czym na
wydmie. Ruszya ku niemu, zastanawiajc si, czego moe szuka, a wtedy
on zwrci si w jej stron. Kiedy spojrzeli na siebie, oniemiaa, co zdarzyo
jej si tylko kilka razy w yciu.
Rozpoznaa go natychmiast mimo kombinezonu. Przypomniaa sobie,
jak wyglda bez koszuli, opalony i wysportowany, z ciemnymi wosami
mokrymi od potu, z plecion bransoletk na nadgarstku. To by chopak,
ktry wpad na ni podczas meczu siatkwki i ktrego kumpel niemal wda
si w bjk z Marcusem.
Zatrzymawszy si tu przed ni, on take nie wiedzia, co powiedzie.
Patrzy tylko na ni. Chocia zdawaa sobie spraw, e chyba jej odbio,
odniosa wraenie, e jest zadowolony z ponownego spotkania. Zdradzay to
jego mina i umiech, ktry przywoa na twarz, cho wedug niej wszystko to
nie miao sensu.
- Hej, to ty - rzuci. - Dzie dobry.
Nie bardzo wiedziaa, co o tym sdzi, dziwi j jego przyjacielski ton.
- Co tu robisz? - zapytaa.
- Dostaem telefon z oceanarium. Kto dzwoni do nich zeszego
wieczoru i powiadomi o gniedzie wi, wic przysali mnie tu, ebym
sprawdzi co i jak.
- Pracujesz w oceanarium?
Pokrci przeczco gow.
- Tylko pomagam jako ochotnik. Pracuj w warsztacie samochodowym
ojca. Nie widziaa tu gdzie przypadkiem wiego gniazda?
Troch si odprya.
- Jest tam. - Wskazaa miejsce.

- O, to wietnie. - Umiechn si. - Miaem nadziej, e bdzie w


pobliu jakiego domu.
- Dlaczego?
- Z powodu sztormw. Jaja by nie przetrway, gdyby fale obmyy
gniazdo.
- Ale przecie to wie morskie. Unis rce.
- Wiem. Ja te tego nie rozumiem, ale tak to jest w przyrodzie. W
zeszym roku stracilimy par gniazd, gdy przysza burza tropikalna.
Naprawd przykra sprawa. To zagroone zwierzta, wiesz. Tylko jedno na
tysic doywa okresu dojrzaoci.
- Uhm, wiem.
- Naprawd? - Chyba zrobio to na nim wraenie.
- Tata mi powiedzia.
- Aha. - Machn rk, wskazujc pla. - Rozumiem, e tu mieszkasz?
- Dlaczego ci to interesuje?
- Po prostu staram si podtrzyma rozmow - odpar swobodnie. - A
przy okazji, mam na imi Will.
- Cze, Will. Zamilk na chwil.
- Ciekawe.
- Co takiego?
- Przewanie gdy kto si przedstawia, druga osoba robi to samo.
- Nie jestem jak wikszo ludzi. - Ronnie zaoya rce na piersi, eby
zaznaczy dystans.
- Ju si tego domyliem. - Umiechn si do niej. - Przepraszam, e
staranowaem ci na meczu siatkwki.
- Ju mnie za to przeprosie, pamitasz?
- Tak. Ale sprawiaa wraenie wciekej.
- Lemoniada wylaa mi si na koszulk.
- Przykro mi. Powinna zwraca wiksz uwag na to, co si wok

ciebie dzieje.
- Sucham?
- To dynamiczna gra, wymagajca szybkich reakcji. Opara rce na
biodrach.
- Sugerujesz, e to bya moja wina?
- Po prostu nie chciabym, eby to si zdarzyo znowu. Jak
powiedziaem, przykro mi z powodu tego, co si stao.
Po tej odpowiedzi miaa wraenie, e chopak prbuje z ni flirtowa,
ale nie moga si zorientowa dlaczego. Dziwio j to - wiedziaa, e nie jest
w jego typie, i szczerze mwic, on te nie by w jej typie. Ale o tak
wczesnej porze nie chciao jej si nad tym zastanawia. Wskazaa wic
ekwipunek, ktry przynis z sob, sdzc, e lepiej bdzie wrci do tematu.
- Jak ta tama ma powstrzyma szopy?
- Nie ma ich powstrzyma. Moim zadaniem jest tylko oznaczy
gniazdo. Przecign tam wok palikw, eby ten, kto przyjdzie z klatk,
wiedzia, gdzie j ustawi.
- A kiedy przyjdzie kto z klatk?
- Nie wiem. - Wzruszy ramionami. - Moe za par dni. Pomylaa o
swoich cierpieniach po przebudzeniu i pokrcia gow.
- Nie, to niemoliwe. Zadzwo do nich i powiedz, e musz zrobi co
ju dzi, aby chroni gniazdo. Powiedz, e widziaam w pobliu szopa.
- A widziaa?
- Po prostu powiedz im, dobra?
- Zrobi to, gdy tylko skocz. Obiecuj.
Zmruya oczy, patrzc na niego, bo pomylaa, e zgodzi si zbyt
atwo, ale zanim zdya to skomentowa, na ganek wyszed ojciec.
- Dzie dobry, kochanie! - zawoa. - Robi niadanie, w razie gdyby
bya godna.
Will przenis wzrok z Ronnie na jej ojca i z powrotem.

- Mieszkasz tutaj?
Zamiast odpowiedzie, cofna si o krok.
- Zadzwo do oceanarium, dobrze?
Ruszya w stron domu i gdy wkroczya na ganek, usyszaa, e Will
woa za ni.
- Hej! Odwrcia si.
- Nie powiedziaa mi, jak masz na imi!
- Nie! - odkrzykna. - Chyba nie.
Wiedziaa, e nie powinna si oglda, ale idc do drzwi, zerkna
szybko przez rami.
Kiedy zobaczya, e na ten widok unis brew, zgania si w duchu
zadowolona, e przynajmniej nie ujawnia swojego imienia.
*
Ojciec sta przy kuchni nad patelni i miesza co opatk. Na blacie
obok leaa paczka tortilli i Ronnie niechtnie przyznaa, e cokolwiek
przyrzdza, pachniao wietnie. Ale przecie nie jada nic od wczorajszego
popoudnia.
- Jeste - rzuci przez rami. - Z kim rozmawiaa?
- Z jakim chopakiem z oceanarium. Przyszed oznakowa gniazdo. Co
tam smaysz?
- Wegetariaskie burrito.
- artujesz.
- Z ryem, fasol i tofu. To wszystko zawin w tortill. Mam nadziej,
e bdzie dobre. Znalazem ten przepis w Internecie, wic nie wiem, co z
niego wyjdzie.
- Na pewno co pysznego. - Splota rce, mylc, e najlepiej bdzie,
jeli zapyta wprost. - Rozmawiae ju z mam?
Pokrci przeczco gow.

- Nie, jeszcze nie. Ale za to rozmawiaem rano z Pete'em. Powiedzia,


e na razie nie mia okazji pogada z wacicielk. Wyjechaa z miasta.
- Z wacicielk?
- Wyglda na to, e facet, ktry tam pracuje, jest jej siostrzecem. Ale
Pete zna j dobrze.
- Och. - Ciekawa bya, czy to ma jakie znaczenie. Tata postuka
opatk o brzeg patelni.
- W kadym razie pomylaem, e wstrzymam si z telefonem do twojej
mamy, dopki nie bd mia wszystkich informacji. Nie chciabym
niepotrzebnie jej martwi.
- To znaczy, e moe w ogle jej nie powiesz?
- Chyba e bdziesz chciaa.
- Nie, w porzdku - odpara pospiesznie. - Masz racj. Lepiej bdzie,
jeli zaczekamy z tym telefonem.
- Dobrze - zgodzi si. Zamiesza ostatni raz farsz i wyczy gaz. Chyba gotowe. Jeste godna?
- Umieram z godu - przyznaa.
Gdy podesza, wyj talerz z szafki, rzuci na niego tortill, a potem
naoy farsz. Poda jej.
- Wystarczy? - A za duo.
- Chcesz kawy? Wanie si parzy. - Sign po kubek i wrczy go jej.
- Jonah wspomnia, e czasami chodzisz do Starbucksa, wic kupiem tam
kaw. Moe nie by taka dobra jak u nich, ale lepszej nie umiem zrobi.
Wzia kubek i spojrzaa na niego.
- Dlaczego jeste dla mnie taki miy?
- A dlaczego miabym nie by?
Bo ja nie jestem dla ciebie mia - chciaa odpowiedzie. Ale milczaa.
- Dziki - mrukna zamiast tego, mylc, e to wszystko przypomina
dziwaczny odcinek Strefy mroku, jakby jej ojciec jakim cudem zapomnia o

ostatnich trzech latach.


Nalaa sobie kawy i usiada przy stole. Steve ze swoim talerzem
doczy do niej chwil pniej i zacz zwija burrito.
- Jak mina noc? Dobrze spaa?
- Tak, kiedy spaam. Ale obudzi si nie byo ju tak atwo.
- Uwiadomiem sobie poniewczasie, e chyba powinienem by kupi
materac dmuchany.
- Nic nie szkodzi. Ale po niadaniu bym si pooya. Jestem troch
niewyspana. Ostatnie dni byy mczce.
- Moe nie powinna pi kawy.
- Nic mi nie bdzie. Uwierz mi, zasn bez problemu. Jonah wszed do
kuchni; mia na sobie piam z Transformersami i wosy sterczay mu na
wszystkie strony. Ronnie nie moga powstrzyma umiechu.
- Cze, Jonah - rzucia do brata.
- Z wiami w porzdku?
- S cae i zdrowe.
- Dobra robota - zauway. Podrapa si po plecach i podszed do
kuchenki. - Co na niadanie?
- Burrito - odpar ojciec.
Jonah nieufnie przyjrza si farszowi na patelni, a potem tortillom, ktre
leay na blacie.
- Tylko nie mw, e przeszede na stron mroku, tato! Steve prbowa
powcign umiech.
- To cakiem dobre.
- Tofu! Ohyda!
Ronnie zamiaa si i wstaa od stou.
- Moe wolisz batona?
Wygldao na to, e Jonah wietrzy podstp.
- Z mlekiem czekoladowym? Ronnie zerkna na ojca.

- W lodwce jest go peno - odpar.


Nalaa mu szklank i postawia j na stole. Jonah ani drgn.
- Dobra, co si dzieje?
- O co ci chodzi?
- To nie jest normalne - rzek. - Kto tu powinien by wcieky. Kto tu
zawsze jest rano wcieky.
- Mwisz o mnie? - zapytaa Ronnie. Wstawia dwie pop - tarty do
tostera. - Ja zawsze jestem pogodna.
- Taaa, oczywicie. - Zmruy oczy. - Na pewno z wiami wszystko w
porzdku? Bo oboje si zachowujecie, jakby co im si stao.
- Nic im nie jest. Mwi ci - zapewnia Ronnie.
- Sam sprawdz.
- To sprawd. Przyjrza si jej.
- Ale po niadaniu - doda.
Steve umiechn si i spojrza na Ronnie.
- To jakie masz na dzisiaj plany? - zapyta. - Po drzemce?
Jonah podnis szklank mleka.
- Ona nigdy nie ucina sobie drzemek.
- Owszem, tak, gdy jestem zmczona.
- Nie. - Pokrci gow. - Nieprawda. - Odstawi szklank. - Dzieje si
tu co dziwnego i nie wyjd, dopki nie dowiem si co.
*
Po niadaniu - gdy Jonah ju si uspokoi, e wszystko w porzdku Ronnie udaa si do sypialni. Steve przyszed za ni z rcznikami, ktre
zawiesi na karniszu, ale wcale ich nie potrzebowaa. Zasna prawie od razu
i spocona obudzia si wczesnym popoudniem. Wzia dugi zimny prysznic
i posza do warsztatu, eby powiedzie ojcu i bratu, co zamierza robi. Ojciec
do tej pory nie wspomnia nic o karze.

Oczywicie istniaa moliwo, e po rozmowie z posterunkowym albo


mam zabroni jej wychodzi. Albo mwi prawd - moe rzeczywicie jej
uwierzy, gdy powiedziaa, e jest niewinna.
Czy to nie byoby co?
Tak czy inaczej musiaa pogada z Blaze i szukaa jej przez nastpne
par godzin. Sprawdzia, czy nie ma jej w domu i w barze, i cho nie wesza
do rodka, zajrzaa przez szyb do sklepu muzycznego - z bijcym sercem,
upewniwszy si, e sprzedawca jest odwrcony plecami. Tam te Blaze nie
byo.
Stanwszy na molo, rozejrzaa si po play w obu kierunkach, ale bez
powodzenia. Moliwe, oczywicie, e Blaze posza do Bower's Point; byo to
ulubione miejsce spotka gangu Marcusa. Ale nie chciaa i tam sama. Nie
miaa ochoty zobaczy si z Marcusem, a ju na pewno nie zamierzaa
rozmawia przy nim z Blaze.
Ju bya gotowa si podda i wrci do domu, gdy j zauwaya dziewczyna wyonia si spomidzy wydm kawaek dalej na play. Ronnie
popdzia do schodw, starajc si nie straci jej z oczu, a potem zbiega na
brzeg. Nawet jeli Blaze j zobaczya, nie wygldao na to, eby si przeja.
Gdy Ronnie do niej podesza, usiada na wydmie i zapatrzya si w ocean.
- Musisz powiedzie policji, co zrobia - owiadczya Ronnie bez
wstpw.
- Nic nie zrobiam. To ciebie zapali. Miaa ochot ni potrzsn.
- To ty wsadzia te pyty do mojej torby!
- Nie, nie ja.
- To byy cedeki, ktrych suchaa!
- I gdy widziaam je ostatnio, leay przy suchawkach. - Blaze nie
patrzya na ni.
Ronnie poczua, e czerwieniej jej policzki.
- To powana sprawa, Blaze. Chodzi o moj przyszo. Mog mnie

skaza! A powiedziaam ci, co stao si wczeniej!


- Och, dobra. Ronnie zacisna usta, eby nie wybuchn.
- Dlaczego mi to robisz? Blaze wstaa z miejsca i otrzepaa dinsy z
piasku.
- Nic ci nie robi. - Mwia zimnym, bezbarwnym tonem. - I to samo
powiedziaam rano policji.
Ronnie z niedowierzaniem patrzya, jak Blaze odchodzi. Dziewczyna
zachowywaa si prawie tak, jakby wierzya w to, co mwi.
*
Ronnie powdrowaa z powrotem na molo. Nie miaa ochoty wraca do
domu; wiedziaa, e ojciec dowie si od Pete'a, co zeznaa Blaze. Owszem,
moe zachowa spokj wobec caej sprawy - ale co bdzie, jeli przestanie jej
wierzy?
I dlaczego Blaze to zrobia? Z powodu Marcusa? Albo sam j do tego
namwi, bo by wcieky na Ronnie, e go odrzucia tamtego wieczoru, albo
Blaze uwierzya, e Ronnie prbowaa odbi jej faceta. Bardziej
prawdopodobna wydawaa si teraz ta druga przyczyna, ale w kocu to tak
naprawd nie miao znaczenia. Bez wzgldu na motyw Blaze kamaa i
chciaa zrujnowa jej ycie.
Nic nie jada od niadania, ale mdlio j i nie czua godu. Siedziaa
wic na molo a do zachodu soca, patrzc, jak wody oceanu z niebieskich
staj si szare, a potem grafitowe. Nie bya sama; obok niej ludzie owili
ryby, cho z tego, co widziaa, niewiele brao. Przed godzin pojawia si
para modych ludzi z kanapkami i latawcem. Zauwaya, e patrz na siebie
czule. Pomylaa, e chodz do college'u - byli od niej zaledwie kilka lat
starsi - ale czuo si, e czy ich uczucie, ktrego jeszcze nie dowiadczya
w swoich zwizkach. Owszem, miaa chopakw, ale jeszcze nigdy si nie
zakochaa i czasami wtpia, e to w ogle nastpi. Po rozwodzie rodzicw

podchodzia do spraw uczuciowych z pewnym cynizmem, jak wikszo jej


koleanek. Ich rodzice te si rozwodzili, wic moe tu leaa przyczyna.
Kiedy na niebie gasy ostatnie promienie soca, posza do domu.
Chciaa tego wieczoru wrci o przyzwoitej porze. Cho tyle moga zrobi,
aby pokaza ojcu, e docenia jego wyrozumiao. I mimo e rano si
zdrzemna, wci czua zmczenie.
Dotarszy na koniec molo, postanowia wrci przez dzielnic
handlow, a nie pla. Ale gdy tylko skrcia za rg w pobliu baru,
zorientowaa si, e to by bd. Zobaczya bowiem ciemn posta, ktra staa
oparta o mask samochodu, trzymajc ponc pik.
Marcus.
Tylko e tym razem by sam. Zatrzymaa si, czujc, e brakuje jej
powietrza.
Odepchn si od wozu i ruszy ku niej; wiata latarni wydobyy z
mroku tylko p jego twarzy. Patrzc na Ronnie, toczy pik po zewntrznej
stronie doni, potem przetoczy na wewntrzn, zacisn j i zgasi ogie, po
czym podszed do Ronnie.
- Cze. - Z umiechem na twarzy wydawa si jeszcze bardziej
przeraajcy.
Nie cofna si; chciaa, aby widzia, e si go nie boi. Mimo e czua
lk.
- Czego chcesz? - zapytaa, z niezadowoleniem syszc, e lekko
zadra jej gos.
- Widziaem, e idziesz, wic pomylaem, e si przywitam.
- Ju to zrobie - zauwaya. - Pa. Zamierzaa go wymin, ale zastpi
jej drog.
- Syszaem, e masz kopoty z Blaze - szepn. Odchylia si; po
plecach przebiegy jej ciarki.
- Skd to wiesz?

- Znam j na tyle, eby jej nie ufa.


- Nie mam nastroju na takie rozmowy. Odsuna si, eby go wymin,
i tym razem pozwoli jej przej, ale potem zawoa:
- Nie odchod! Szukaem ci, bo chciaem ci powiedzie, e mgbym
pogada z Blaze, przekona j, eby ci daa spokj.
Mimowolnie Ronnie si zawahaa. Marcus patrzy na ni w pwietle.
- Powinienem by ci ostrzec, e bywa zazdrosna.
- Dlatego jeszcze pogorszye spraw, co?
- Tamtego wieczoru artowaem. Mylaem, e to bdzie mieszne.
Chyba nie sdzisz, e wiedziaem, co ci zrobi?
Jasne, e tak, pomylaa Ronnie. I o to wanie ci chodzio.
- Wic napraw to - ucia. - Porozmawiaj z Blaze, zrb, co masz zrobi.
Pokrci gow.
- Nie zrozumiaa mnie. Powiedziaem, e mgbym przemwi jej do
rozumu. Jeli...
- Jeli co?
Zbliy si do niej. Na ulicy byo pusto, zauwaya to. Nikogo w
pobliu, adnych samochodw na skrzyowaniu.
- Mylaem, e moglibymy si... zaprzyjani. Poczua, e znowu si
rumieni, i zanim zdya nad sob zapanowa, warkna:
- Co?!
- Syszaa. A wtedy zaatwibym spraw. Uwiadomia sobie, e sta
blisko i mg jej dotkn, wic gwatownie si cofna.
- Trzymaj si ode mnie z daleka!
Odwrcia si i odbiega, przekonana, e on pjdzie za ni i e lepiej od
niej zna okolic. Przerazia si, e j zapie. Czua, e serce wali jej w piersi,
syszaa swj przyspieszony oddech.
Do domu miaa ju niedaleko, ale nie bya w dobrej formie. Mimo
strachu i przypywu adrenaliny czua, e nogi odmawiaj jej posuszestwa.

Wiedziaa, e nie da rady biec, wic gdy skrcia za rg, zaryzykowaa i


obejrzaa si przez rami.
Zobaczya, e jest sama na ulicy, nikt za ni nie szed.
*
Znalazszy si pod domem, nie od razu wesza do rodka. W salonie
palio si wiato, ale chciaa doj do siebie, zanim stanie przed ojcem. Nie
wiadomo dlaczego wolaa, eby nie widzia, jaka jest przestraszona, wic
przysiada na schodkach tylnego ganku.
Gwiazdy na niebie wieciy jasno i na horyzoncie wschodzi ksiyc.
Znad oceanu napywa zapach sonej wody, tajemnicza pierwotna wo. W
innych okolicznociach podziaaoby to na ni uspokajajco; obecnie
wydawao si obce jak wszystko inne.
Najpierw Blaze. Potem Marcus. Zastanowio j, czy wszyscy tutaj
oszaleli.
Marcus na pewno. C, moe nie dosownie - by inteligentny i
przebiegy, ale, jak si ju przekonaa, zupenie pozbawiony empatii, z tych,
ktrzy myl tylko o sobie i robi co chc. Zeszej jesieni w ramach
angielskiego musiaa przeczyta jak powie wspczesnego autora i
wybraa Milczenie owiec. Dowiedziaa si z ksiki, e jej bohater, Hannibal
Lecter, to nie psychopata, lecz socjopata; pierwszy raz uwiadomia sobie, e
jest midzy nimi rnica. Chocia Marcus nie by morderc kanibalem, miaa
poczucie, e wicej go z Hannibalem czy, ni dzieli, przynajmniej jeli
chodzi o spojrzenie na wiat i wasn w nim rol.
Ale Blaze... bya taka...
Ronnie nie wiedziaa, jak to okreli. Na pewno bardzo emocjonalna.
Pena gniewu i zazdrosna. Ale tego dnia, ktry spdziy razem, Ronnie nie
moga pozby si wraenia, e co jest nie tak z t dziewczyn niezalenie od
jej emocjonalnego rozchwiania, burzy hormonw i niedojrzaoci, ktre

powodoway, e siaa wok siebie zniszczenie.


Westchna i przesuna palcami po wosach. Nie miaa ochoty wej
do domu. Wyobrazia sobie rozmow z ojcem:
Cze, kochanie, jak byo?. Nie za dobrze. Blaze jest pod wpywem
socjopatycznego manipulatora i rano okamaa gliny, wic pjd do
wizienia. A poza tym? Ten socjopata nie tylko chce mnie zacign do
ka, ale jeszcze szed za mn i przestraszy mnie na mier. A jak tobie
min dzie?.
Pewnie nie tak pogawdk chciaby sobie uci ojciec po kolacji,
nawet jeli tak wanie wyglday sprawy.
Co oznaczao, e bdzie musiaa udawa. Wzdychajc, wstaa i ruszya
po schodach do drzwi.
Tata siedzia na kanapie, na kolanach mia otwart Bibli z olimi
uszami. Zamkn j, gdy Ronnie wesza.
- Cze, kochanie, jak byo? Wiedziaa.
Zmusia si do umiechu.
- Nie udao mi si z ni porozmawia - skamaa, starajc si, eby
zabrzmiao to niedbale.
*
Trudno jej byo zachowywa si normalnie, ale jako daa rad. Tata
namwi j, eby posza z nim do kuchni, gdzie przyrzdzi kolejn past penne z pomidorami, bakaanem, kabaczkiem i cukini. Zjedli przy stole
kuchennym, podczas gdy Jonah budowa bastion z Gwiezdnych wojen z
klockw lego; przynis mu je pastor Harris, gdy w cigu dnia wpad do nich.
Pniej przenieli si do salonu i tata, poniewa czu, e Ronnie nie ma
ochoty na rozmow, wrci od lektury Biblii, a ona sama czytaa Ann
Karenin, ktra wedug zapewnie mamy nie moga jej si nie spodoba.
Cho ksika bya w porzdku, Ronnie nie potrafia si na niej skupi. Nie

tylko z powodu Blaze i Marcusa, ale take dlatego, e ojciec czyta Bibli.
Cofajc si pamici, uwiadomia sobie, e nigdy wczeniej nie widziaa,
aby to robi. Ale pomylaa, e moe po prostu wczeniej nie zauwaya.
Jonah skoczy budow i oznajmi, e idzie spa. Daa mu kilka minut,
liczc, e brat zanie, zanim sama pjdzie do pokoju, a potem odoya
ksik i wstaa z kanapy.
- Dobranoc, kochanie - odezwa si ojciec. - Wiem, e nie jest ci atwo,
ale ciesz si, e jeste tutaj.
Przystana, zanim przesza przez pokj w jego stron. Pochylia si i
pierwszy raz od trzech lat pocaowaa go w policzek.
- Dobranoc, tato.
*
W ciemnym pokoju Ronnie usiada na ku z poczuciem, e jest
wyczerpana. Cho nie chciao jej si paka - nie znosia siebie paczcej nie moga opanowa emocji. Chrapliwie wcigna powietrze.
- No, wyrycz si - usyszaa szept brata. wietnie, pomylaa. Jeszcze
tego jej byo trzeba.
- Wcale nie pacz - wyjania.
- Wydaa taki odgos, jakby pakaa.
- Nie.
- Dobra. Nie moja sprawa.
Pocigna nosem, usiujc odzyska panowanie nad sob, i signa
pod poduszk, eby wyj piam, ktr tam pooya. Przycisna j do
piersi i wstaa, aby pj do azienki i si przebra. Po drodze zerkna przez
okno. Ksiyc wdrowa po niebie, srebrzc swoim blaskiem piasek, i kiedy
odwrcia si w stron wiego gniazda, zauwaya nagy ruch w mroku.
Powszywszy, szop ruszy w kierunku gniazda chronionego jedynie
t tam.

- O cholera!
Rzucia piam i wybiega z pokoju. Przemykajc przez salon i
kuchni, usyszaa, e ojciec woa:
- Co si stao?!
Wypada za drzwi, zanim zdya odpowiedzie. Wspinajc si na
wydm, zacza krzycze i macha rkami.
- Nie! Stj! Odejd std!
Szop unis ebek i szybko uciek. Znikn za wydm, w trawie
morskiej.
- Co si stao?! O co chodzi?! Odwrciwszy si, zobaczya na ganku
tat i Jonah.
- Nie postawili klatki!

13
Will

Drzwi Blakelee Brakes byy otwarte od zaledwie dziesiciu minut, gdy


Will zobaczy Ronnie, jak wkracza przez nie i kieruje si od razu do
warsztatu.
Wycierajc rce w rcznik, ruszy ku niej.
- Hej - przywita j z umiechem. - Nie spodziewaem si, e ci tu
zobacz.
- Dziki, e dotrzymae obietnicy! - warkna.
- O czym ty mwisz?
- Prosiam ci o jedn drobn przysug! eby zadzwoni i cign
czowieka z klatk! Ale nawet tego ci si nie chciao!
- Czekaj... co si stao? - Zamruga powiekami.
- Mwiam ci, e widziaam szopa! I e krci si w pobliu gniazda!
- Co si stao z jajkami?
- Jakby ci to obchodzio. Co? Miae mecz siatkarski i zapomniae?
- Chc tylko wiedzie, czy z gniazdem wszystko w porzdku.
Patrzya wci na niego.
- Uhm. W porzdku. Ale to nie twoja zasuga. - Obrcia si na picie i
ruszya do wyjcia.
- Poczekaj! - zawoa za ni. - Chwileczk! Zignorowaa go; zdumiony

sta jak wryty, gdy Ronnie przemaszerowaa przez hol i wysza za drzwi.
- O co tu, u licha, chodzi?
Obejrzawszy si przez rami, zobaczy, e Scott patrzy na niego zza
podnonika.
- Zrb co dla mnie! - zawoa do niego.
- Co takiego?
Will wyj kluczyki z kieszeni i skierowa si do pick - upu
zaparkowanego na tyach warsztatu.
- Kryj mnie. Musz co zaatwi. Scott zrobi szybki krok w jego
stron.
- Zaczekaj! O czym ty mwisz?
- Wrc najszybciej, jak si da. Jeli przyjdzie ojciec, powiedz mu, e
zaraz bd. I moesz zabra si do roboty.
- Ale dokd jedziesz?! - zawoa za nim Scott.
Tym razem Will nie odpowiedzia. Scott podszed do niego.
- Daj spokj, stary! Nie mam zamiaru robi tego sam! Kupa
samochodw czeka w kolejce.
Will nie przej si tym i wybiegszy z warsztatu, popdzi do
samochodu; wiedzia, dokd jecha.
*
Godzin pniej znalaz j na wydmie; staa przy gniedzie, wci tak
samo zagniewana jak wtedy, gdy zjawia si w warsztacie.
Widzc go, opara rce na biodrach.
- Czego chcesz?
- Nie daa mi wyjani. Zadzwoniem tam.
- Jasne.
Przyjrza si gniazdu.
- Nic si mu nie stao. O co ten cay szum?

- Rzeczywicie, nic si nie stao. Ale nie dziki tobie. Will poczu
przypyw irytacji.
- Masz jaki problem?
- Taki, e musiaam zeszej nocy spa na dworze, eby szop nie wrci.
Ten sam, o ktrym ci mwiam!
- Spaa na dworze?
- Czy ty w ogle suchasz, co mwi? Tak, musiaam spa na dworze.
Dwie noce z rzdu, bo nie zrobie, co do ciebie naleao! Gdybym nie
wyjrzaa przez okno w odpowiednim momencie, szop dobraby si do jajek!
By ju par stp od gniazda, gdy go przeposzyam. A potem musiaam ju
tu zosta, bo wiedziaam, e wrci. Dlatego wanie prosiam ci, eby
zadzwoni do oceanarium. Bo sdziam, e nawet taki plaowy gogu jak ty
zapamita co takiego!
Popatrzya na niego, znowu biorc si pod boki, jakby chciaa go zabi
wzrokiem. Nie mg si powstrzyma.
- Powtrzmy, ebym dobrze zrozumia. Zobaczya szopa, potem
chciaa, ebym zadzwoni po klatk, a pniej znowu zauwaya szopa. I
skoczyo si na tym, e spaa na dworze. Tak?
Otworzya usta i natychmiast je zamkna. Odwrciwszy si, ruszya do
domu.
- Przyjad jutro z samego rana! - zawoa. - I eby wiedziaa:
dzwoniem do oceanarium. Nawet dwukrotnie. Gdy tylko rozcignem
tam, a potem jeszcze po pracy. Ile razy mam to powtarza, zanim wreszcie
usyszysz?
Chocia si zatrzymaa, nie miaa ochoty na niego spojrze. A wic
mwi dalej:
- I dzi rano, po twoim wyjciu, pojechaem prosto do kierownika
oceanarium, rozmawiaem z nim osobicie. Powiedzia, e jutro z rana zajm
si gniazdem. e przyjechaliby dzisiaj, ale maj do zabezpieczenia jeszcze

osiem gniazd na Holden Beach.


Powoli odwrcia si i spojrzaa wreszcie na niego, prbujc oceni,
czy moe mu wierzy, czy nie.
- Czyli nikt nie pomoe dzi moim wiom?
- Twoim wiom?
- Tak. - Mwia dobitnym tonem. - Mj dom. Moje wie.
Po tych sowach zrobia w ty zwrot i wesza do domu, nie przejmujc
si, e go zostawia.
*
Podobaa mu si. Po prostu.
W drodze powrotnej do pracy wci nie bardzo wiedzia, dlaczego mu
si podoba, ale dla Ashley nigdy nie opuci warsztatu. Za kadym razem gdy
widzia si z Ronnie, udawao jej si go zaskoczy. Podobao mu si w niej
to, e mwi, co myli, i e nie ulega jego urokowi. Jak na ironi, nie zrobi na
niej dobrego wraenia. Najpierw wyla na ni lemoniad, pniej na jej
oczach niemal wda si w bjk, a tego rana wyszed na nieruchawego albo
kretyna.
Oczywicie to aden problem. Nie bya jego koleank, waciwie
nawet jej nie zna... ale z jakiego powodu przejmowa si tym, co o nim
mylaa. Mao tego, nie tylko si tym przejmowa, ale te - cho gupio to
brzmiao - chcia, eby miaa o nim dobre zdanie. Bo pragn si jej podoba.
Byo to dla niego dziwne dowiadczenie, nowe, i przez reszt dnia w
warsztacie - pracowa take w porze lunchu, eby nadrobi czas, ktry straci
- apa si na tym, e wci wraca do niej mylami. Czu, e w jej sowach i
zachowaniu jest co autentycznego, e pod fasad szorstkoci kryje si
wraliwo i dobro. Co, dziki czemu wiedzia, e nawet jeli do tej pory j
zawodzi, wci ma u niej szans.
*

Wieczorem zasta j dokadnie tam, gdzie si spodziewa; siedziaa na


krzele ogrodowym z ksik na kolanach i czytaa przy wietle maej latarni.
Uniosa gow, gdy si zbliy, a potem znowu j opucia, ani
zdziwiona, ani zadowolona.
- Domyliem si, e tu bdziesz - oznajmi. - Twj dom, twoje wie i
tak dalej.
Nie odpowiedziaa i jego wzrok powdrowa w stron domu, w ktrym
mieszkaa. Nie byo jeszcze pno i za zasonami poruszay si ciemne
sylwetki.
- Pojawi si szop?
Zamiast odpowiedzie, przewrcia kartk ksiki.
- Dobra. Niech zgadn. Prbujesz mnie zniechci, co? Westchna.
- Nie powiniene by z przyjacimi, przeglda si razem z nimi w
lustrze?
Zamia si.
- Zabawne. Musz to zapamita.
- Nie staram si by zabawna. Mwi powanie.
- Och, bo jestemy tacy atrakcyjni, mam racj?
W odpowiedzi wrcia do lektury, ale Will wiedzia, e wcale nie czyta.
Usiad obok niej.
- Wszystkie szczliwe rodziny s do siebie podobne, kada
nieszczliwa rodzina jest nieszczliwa na swj sposb* - zacytowa,
wskazujc ksik. - To pierwsze zdanie twojej powieci. Zawsze uwaaem,
e duo w tym prawdy. A moe tak mwi nam nauczyciel angielskiego. Nie
pamitam. Czytaem j w zeszym semestrze.
- Rodzice musz by dumni, e umiesz czyta.
- A tak. Kupili mi kucyka i inne zabawki, gdy dostaem pitk z Kota
*

Lew Tostoj, Anna Karenina, prze. Kazimiera Iakowiczwna, PIW, Warszawa 1986.

Prota.
- To byo przed tym, jak pochwalie si, e czytae Tostoja, czy po
tym?
- Och, wic jednak suchasz. Chciaem si tylko upewni. - Wskaza
horyzont. - Pikny wieczr, prawda? Zawsze takie lubiem. Jest co
uspokajajcego w szumie fal dochodzcym z ciemnoci, nie sdzisz? Zamilk.
Zamkna ksik.
- Nie brakuje ci publicznoci z boiska?
- Wol ludzi, ktrzy lubi wie.
- Wic trzymaj si ze znajomymi z oceanarium. Och, poczekaj, to
niemoliwe. Bo ratuj inne wie, a reszta w tym czasie maluje paznokcie i
krci wosy, co?
- Pewnie tak. Ale pomylaem, e moe potrzebujesz towarzystwa.
- Nic mi nie jest - warkna. - Id ju sobie.
- To plaa publiczna. Podoba mi si tu.
- Wic zostajesz?
- Chyba tak.
- To nie bdzie ci przeszkadzao, e wrc do domu? Wyprostowa si i
chwyci si za brod.
- Nie wiem, czy to taki dobry pomys. Jak moesz zaufa, e zostan tu
przez ca noc? A ten wredny szop...
- Czego ode mnie chcesz? - zapytaa ostro.
- Na pocztek, moe zdradzisz mi, jak masz na imi? Wzia rcznik i
pooya go sobie na nogach.
- Ronnie. - Poddaa si. - To skrt od Veronica. Odchyli si do tyu,
wsparty na rkach.
- Dobrze, Ronnie. Powiesz mi co o sobie?
- Dlaczego to ci interesuje?

- Daj mi odetchn - poprosi, zwracajc ku niej twarz. - Staram si, nie


widzisz?
Nie bardzo wiedzia, jak to przyja. Gdy zbieraa wosy w luny
kucyk, sprawiaa wraenie pogodzonej z myl, e atwo si go nie
pozbdzie.
- Dobra. Mieszkam w Nowym Jorku z mam i modszym bratem, ale
mama wysaa nas tutaj, ebymy spdzili lato z ojcem. I teraz tkwi tu,
opiekujc si wimi jajami, podczas gdy siatkarz, amane przez mechanik
w warsztacie, amane przez ochotnik w oceanarium, prbuje si do mnie
dowala.
- Wcale si do ciebie nie dowalam - zaprotestowa.
- Nie?
- Wierz mi, wiedziaaby, gdybym si dowala. Nie byaby w stanie
oprze si mojemu urokowi.
Po raz pierwszy usysza jej miech. Uzna to za dobry znak i
kontynuowa:
- Waciwie przyjechaem tu, bo robiem sobie wyrzuty z powodu tej
klatki i nie chciaem, eby siedziaa sama. Jak ju mwiem, to plaa
publiczna i nigdy nie wiadomo, kto si napatoczy.
- Jak ty?
- To nie mnie powinna si ba. Wszdzie s li ludzie. Nawet tutaj.
- Pozwl, e zgadn. Chronisz mnie, tak?
- Gdyby byo trzeba, nie zawahabym si.
Nie odpowiedziaa, ale mia wraenie, e j zaskoczy. Nadchodzi
przypyw i razem patrzyli na mienice si srebrem fale, ktre przetaczay si i
podpyway do brzegu. Za oknami domku poruszyy si zasony, jakby kto
znowu na nich patrzy.
- Dobra - powiedziaa w kocu, przerywajc cisz. - Teraz twoja kolej.
Opowiesz mi o sobie?

- Jestem siatkarzem, mechanikiem w warsztacie i ochotnikiem w


oceanarium.
Znowu usysza jej miech i spodobao mu si, e jest taki
nieskrpowany. A przez to zaraliwy.
- Nie bdzie ci przeszkadzao, jeli zostan z tob jeszcze przez chwil?
- To plaa publiczna. Wskaza domek.
- Chcesz powiedzie ojcu, e tu jestem?
- On na pewno ju o tym wie - odpara. - Zeszej nocy zaglda do mnie
co par minut.
- Wic chyba dobry z niego ojciec.
Zastanawiaa si nad czym przed chwil, a potem pokrcia gow.
- Uwielbiasz siatkwk, co?
- Pozwala mi zachowa form.
- To nie jest odpowied na moje pytanie.
- Lubi j. Chocia nie wiem, czy uwielbiam.
- Ale lubisz wpada na ludzi, no nie?
- To zaley na kogo. Ale powiedziabym, e kilka dni temu obrcio si
to na dobre.
- Uwaasz, e dobre byo oblanie mnie lemoniad?
- Gdybym ci nie obla, moe teraz nie siedziabym tutaj.
- A ja cieszyabym si cichym spokojnym wieczorem.
- Sam nie wiem. - Umiechn si. - Ciche spokojne wieczory s
przereklamowane.
- Chyba dzi si o tym nie przekonam, co? Rozemia si.
- Gdzie si uczysz?
- Skoczyam szko par tygodni temu. A ty?
- Ja te... Laney High School. Chodzi do niej Michael Jordan.
- Zao si, e wszyscy w twojej szkole to mwi.
- Nie - zaprzeczy. - Nie wszyscy. Tylko ci, ktrzy j skoczyli.

Przewrcia oczami.
- Niech ci bdzie. I co dalej? Bdziesz pracowa u ojca?
- Tylko przez lato. - Wzi gar piasku i przesypa go przez palce.
- A pniej?
- Obawiam si, e nie mog ci powiedzie.
- Nie?
- Nie znam ci na tyle dobrze, aby zdradzi ci tak informacj.
- To moe chocia co podpowiesz? - zachcia go.
- A ty? Co zamierzasz dalej? Mylaa przez chwil.
- Powanie zastanawiam si nad karier straniczki wich gniazd.
Chyba mam do tego dryg. Powiniene zobaczy, jak zwiewa przede mn ten
szop. Jakbym bya Terminatorem.
- Mwisz jak Scott - zauway. Widzc, e nie zrozumiaa, wyjani: To mj kumpel, partner od siatkwki, uwielbia cytaty filmowe. Cigle je
wplata. Oczywicie gwnie nadajc im podtekst erotyczny.
- To rzeczywicie jaki szczeglny talent.
- Och, bo tak jest. Mgbym go namwi, eby ci go osobicie
zademonstrowa.
- Nie, dziki. Nie potrzebuj podtekstw erotycznych.
- Mogoby ci si spodoba.
- Nie sdz.
Patrzy jej w oczy, gdy si przekomarzali, i zauway, e jest adniejsza,
ni zapamita. Zabawna i bystra, co byo jeszcze ciekawsze.
Trawa wok gniazda ugia si pod wpywem wiejcej od oceanu
bryzy. Otacza ich miarowy szum fal i Will poczu si tak, jakby byli w
kokonie. W domach wzdu play paliy si wiata.
- Mog ci zada pytanie?
- Chyba ci nie powstrzymam. Poruszy stopami w piasku.
- Co ci czy z Blaze?

Zesztywniaa lekko w milczeniu, ktre zapado.


- Co masz na myli?
- Zastanawiaem si tylko, dlaczego bya z ni tamtego wieczoru.
- Och. - Cho nie wiedzia dlaczego, jakby poczua ulg. - Poznaymy
si tego dnia, gdy wylae na mnie lemoniad. Zaraz po tym, jak skoczyam
si suszy.
- artujesz.
- Wcale nie. Zorientowaam si ju, e w tej czci wiata wylanie na
kogo picia jest rwnowane z konwencjonalnym Cze, mio ci pozna.
Szczerze mwic, uwaam, e standardowe przywitanie jest lepsze, ale co ja
mog wiedzie? - Zaczerpna gboko powietrza. - W kadym razie wydaa
mi si w porzdku, a e nie znaam tu nikogo innego, wic... przez chwil
trzymaymy si razem.
- Bya z tob zeszej nocy?
Pokrcia gow.
- Nie.
- Co takiego? Nie chciaa ocali wi? A przynajmniej dotrzyma ci
towarzystwa?
- Nie wspomniaam jej o tym.
Najwyraniej nie miaa ochoty powiedzie wicej, wic porzuci ten
temat. Wskaza natomiast pla.
- Wybraaby si na spacer?
- Romantyczny spacer czy po prostu spacer?
- Powiedziabym... po prostu spacer.
- Dobry wybr. - Klasna w rce. - Ale wolaabym nie oddala si za
bardzo, bo ochotnicy z oceanarium nie przejmuj si szopami i tym, e
wie jaja s naraone na niebezpieczestwo.
- Przejmuj si, i to bardzo. Wiem z pewnego rda, e jeden ochotnik
wanie w tej chwili pomaga strzec gniazdo.

- Owszem - odpara. - Pytanie tylko, o co mu tak naprawd chodzi?


*
Szli pla w kierunku molo, mijajc dziesitki domw letniskowych z
wielkimi tarasami i schodami, ktre prowadziy nad ocean. W jednym z nich
odbywao si mae przyjcie; na drugim pitrze paliy si wiata, trzy, moe
cztery pary opieray si o balustrad i patrzyy na zalane blaskiem ksiyca
fale.
Ronnie i Will niewiele rozmawiali, ale z jakiego powodu milczenie ich
nie krpowao. Ronnie trzymaa si od niego dostatecznie daleko, eby
przypadkiem nie ocierali si o siebie; czasami patrzya pod nogi, a czasami
przed siebie. W pewnych momentach wydawao mu si, e widzi przelotny
umiech na jej twarzy, jakby przypominaa sobie zabawne historie, ktrych
jeszcze mu nie opowiedziaa. Od czasu do czasu zatrzymywaa si i
pochylaa, eby podnie na wp zagrzeban w piasku muszelk, a potem ze
skupieniem ogldaa j w ksiycowym wietle. Wikszo z nich odrzucaa,
pozostae chowaa do kieszeni.
Tak mao o niej wiedzia - pod wieloma wzgldami przywodzia mu na
myl szyfr. Stanowia zupene przeciwiestwo Ashley. Ashley bya
przewidywalna, niegrona. Bdc z ni, dobrze wiedzia, czego si moe
spodziewa, nawet jeli w gruncie rzeczy tego nie pragn. Ale z Ronnie
sprawa wygldaa inaczej, nie mia co do tego wtpliwoci, i kiedy rzucia
mu mimowolny, niespodziewany umiech, odnis wraenie, e czyta w jego
mylach. To sprawio mu przyjemno. A kiedy zawrcili i skierowali si z
powrotem do wiego gniazda, w pewnej chwili wyobrazi sobie, e bdzie
szed z ni pla codziennie, a po dalek przyszo.
*
Gdy dotarli do domu, Ronnie wesza do rodka, eby porozmawia z

ojcem, a Will wypakowa rzeczy z samochodu. Rozoy piwr i prowiant


obok gniazda, pragnc, eby dziewczyna zostaa tu z nim. Ale powiedziaa
mu, e tata na pewno si na to nie zgodzi. Cieszy si wic, e tej nocy
przynajmniej bdzie spaa we wasnym ku.
Uoy si w miar wygodnie i pomyla, e ten dzie to przynajmniej
pocztek czego innego. e od tej pory wszystko moe si zdarzy. A kiedy
Ronnie odwrcia si z umiechem i pomachaa mu z ganku na dobranoc,
bysna mu iskra nadziei, e moe i dla niej co si zaczyna.
*
- Co to za sztywniak?
- Nikt. Po prostu kolega. Id ju.
Gdy te sowa dotary do jego zamglonego umysu, Will z trudem
przypomnia sobie, gdzie jest. Mruc oczy przed socem, uwiadomi
sobie, e stoi przed nim jaki chopiec.
- O, cze - wymamrota. Chopiec potar nos.
- Co tu robisz?
- Budz si.
- To widz. Ale co tu robie w nocy?
Will si umiechn. May zachowywa si jak dochodzeniowy, co
robio komiczne wraenie przy jego wieku i postaci.
- Spaem.
- Uhm.
Will podnis si i usiad. Zauway z boku Ronnie. Ubrana bya w
czarn bawenian koszulk i podarte dinsy i miaa tak sam min jak
zeszego wieczoru.
- Mam na imi Will - przedstawi si chopcu. - A ty kim jeste?
Dzieciak ruchem gowy wskaza Ronnie.
- Mieszkam z ni w jednym pokoju - wyjani. - Dugo si znamy.

Will podrapa si po gowie.


- Rozumiem.
Ronnie zbliya si o krok; wosy miaa jeszcze mokre po porannym
prysznicu.
- To mj wcibski brat Jonah.
- Tak? - spyta Will.
- Uhm. Poza tym, e nie wcibski - odci si chopiec.
- Dobrze wiedzie.
Jonah wci mu si przyglda.
- Chyba ci znam.
- Nie sdz. Mam wraenie, e bym pamita.
- Nie, naprawd - upiera si may ju z lekkim umiechem na twarzy. To ty powiedziae temu policjantowi, e Ronnie posza do Bower's Point.
Powrcio do niego wspomnienie tamtego wieczoru i spojrza na
Ronnie. Z przeraeniem zobaczy, e na jej twarzy pojawia si ciekawo,
potem zdziwienie i wreszcie zrozumienie.
O nie.
Jonah tymczasem cign:
- No, posterunkowy Pete przyprowadzi j do domu i rano strasznie
pokcia si z tat...
Zauway, e Ronnie zacisna usta. Mamroczc co, odwrcia si i
pobiega do domu.
Jonah umilk w poowie zdania, nie bardzo rozumiejc, co takiego
powiedzia.
- Wielkie dziki - burkn Will. Zerwa si na nogi i pobieg za
dziewczyn. - Ronnie! Poczekaj! Daj spokj. Przepraszam! Nie chciaem
narobi ci kopotw.
Dogoni j i chwyci za rami. Kiedy jego palce drapny jej koszulk,
okrcia si i spojrzaa mu w twarz.

- Id sobie!
- Tylko posuchaj mnie przez chwil...
- Nie mamy z sob nic wsplnego! - warkna. - Rozumiesz?
- A co to byo wczoraj wieczorem? Poczerwieniay jej policzki.
- Zostaw. Mnie. W spokoju.
- Przesta wreszcie - rzuci. Nie wiadomo dlaczego te sowa sprawiy,
e umilka, i cign: - Przerwaa bjk, chocia wszyscy paali dz krwi.
Jako jedyna zauwaya dzieciaka, ktry zacz paka, i widziaem, jak si
umiechna, gdy odchodzi ze swoj mam. W wolnym czasie czytasz
Tostoja. I lubisz wie morskie.
Chocia stanowczo uniosa brod, poczu, e do niej trafi.
- I co z tego?
- To, e chciabym ci dzisiaj co pokaza. - Urwa i poczu ulg, bo nie
odmwia od razu. Ale te nie wyrazia zgody i zanim podja decyzj, zrobi
nastpny may krok naprzd. - Spodoba ci si. Obiecuj.
*
Zajecha na pusty parking pod oceanarium i skrci w podjazd dla
obsugi, ktry prowadzi na tyy budynku. Ronnie siedziaa obok niego w
pick - upie, ale niewiele mwia podczas jazdy. Gdy szli do wejcia dla
pracownikw, mia wraenie, e cho zgodzia si z nim pojecha, jeszcze si
nie zdecydowaa, czy ma si na niego gniewa, czy nie.
Otworzy przed ni drzwi i poczu chodny powiew, ktry zmiesza si
z gorcym wilgotnym powietrzem na zewntrz. Poszed z ni dugim
korytarzem, a potem pchn kolejne drzwi, ktre prowadziy do samego
oceanarium.
W biurach pracowao ju kilka osb, cho otwierano dopiero za
godzin.

Will

lubi

tu

przychodzi

wczeniej,

przed

otwarciem;

przyciemnione wiata akwariw i cisza sprawiay, e czu si jak w jakiej

tajemnej kryjwce. Czasami wpatrywa si w miertelnie niebezpieczne ze


wzgldu na kolce ognice, ktre pyway w zbiornikach sonej wody, ocierajc
si o szko. Zastanawia si, czy zdaj sobie spraw, e ich siedlisko
skurczyo si, jeli chodzi o rozmiary, i czy wiedz o jego obecnoci.
Ronnie sza tu przy nim i rozgldaa si wok. Nie odezwaa si, gdy
mijali wielkie akwarium oceaniczne, w ktrym znajdowaa si replika
zatopionego niemieckiego okrtu podwodnego z czasw drugiej wojny
wiatowej. Kiedy doszli do zbiornika z meduzami, ktre poyskiway
fluorescencyjnie w ciemnym

wietle,

dziewczyna

przystana i

zaciekawieniem dotkna szyby.


- Aurelia aurita - wyjani Will. - Znane jako meduzy ksiycowe.
Skina gow i zafascynowana ich powolnymi ruchami znowu
zwrcia spojrzenie na akwarium.
- S takie delikatne - zauwaya. - Trudno uwierzy, e potrafi parzy.
Wosy jej wyschy i wiy si bardziej ni poprzedniego dnia, tak e
przypominaa troch niesforn chopczyc.
- Opowiedz mi o nich. Chyba parzyy mnie raz do roku, gdy byam
maa.
- Lepiej ich unikaj.
- Staram si. Ale i tak mnie odnajduj. Pewnie je przycigam. Umiechna si lekko, a potem odwrcia si i spojrzaa mu w twarz. - Co tu
robimy?
- Powiedziaem, e chc ci co pokaza.
- Ryby ju widziaam. I byam ju w oceanarium.
- Wiem. Ale to co szczeglnego.
- Bo nie ma tu innych zwiedzajcych?
- Nie. Bo zobaczysz co, czego publiczno nie oglda.
- Co? Ciebie i mnie przy akwarium? Umiechn si.
- Lepiej. Chod.

W sytuacji takiej jak ta nie wahaby si wzi dziewczyny za rk, ale z


ni wola tego nie prbowa. Wskaza kciukiem korytarz w rogu, tak ukryty,
e praktycznie niezauwaalny. Przystan na jego kocu przed drzwiami.
- Tylko mi nie mw, e masz tu swj gabinet - zakpia.
- Nie. - Popchn drzwi. - Nie pracuj tutaj, mwiem ci, pamitasz?
Jestem tylko ochotnikiem.
Wkroczyli do duego pomieszczenia o elazobetonowej konstrukcji, w
ktrym biegy przecinajce si kanay wentylacyjne i dziesitki rur. W grze
brzczay wietlwki, ale dwik ten zagusza szum olbrzymich filtrw
wodnych pod przeciwleg cian. Ogromne akwarium wypenione niemal
po brzegi wod z oceanu przesycao powietrze woni soli.
Will skierowa si do stalowej platformy, ktra otaczaa akwarium, i
ruszy na gr po industrialnych schodach. Po drugiej stronie zbiornika
znajdowaa si rednich rozmiarw szyba z pleksiglasu. Reflektory na grze
dostarczay wystarczajco duo wiata, eby dostrzec zarys poruszajcego
si wolno zwierzcia.
Obserwowa Ronnie, ktra w kocu zorientowaa si, na co patrzy.
- Czy to w morski? - zapytaa.
- Karetta. Nazywa si Mabel.
Gdy wica przepyna obok szyby, mona byo zobaczy blizny na
jej skorupie, a take brak petwy.
- Co si jej stao?
- Wpada pod rub odzi. Uratowano j miesic temu, ledwie usza z
yciem. Specjalista z Karoliny Pnocnej musia amputowa jej cz
przedniej petwy.
Mabel, nie mogc pyn cakiem prosto, lekko zboczya z kursu i
wpada na dalsz cian akwarium, a potem znowu zacza zatacza w
wodzie koo.
- Nic jej nie bdzie?

- To cud, e yje tak dugo, i mam nadziej, e wyjdzie z tego. Jest ju


silniejsza. Ale nie wiadomo, czy przetrwaaby w oceanie.
Ronnie przygldaa si, jak Mabel znowu wpada na cian akwarium, a
potem koryguje kurs. Zwrcia si ku Willowi.
- Dlaczego chciae mi to pokaza?
- Bo pomylaem, e to ci zainteresuje tak jak mnie - odpar. - Te
blizny i tak dalej.
Ronnie jakby zdziwia jego odpowied, ale nic nie powiedziaa.
Odwrcia si natomiast do akwarium i w milczeniu przez chwil
obserwowaa Mabel. Gdy wica znikna w mroku w gbi zbiornika,
usysza, e dziewczyna wzdycha.
- Nie powiniene by w pracy? - zapytaa.
- Mam dzi wolne.
- Praca u ojca ma swoje plusy, co?
- Mona tak powiedzie.
Postukaa palcami w szyb, prbujc zwrci uwag Mabel. Po chwili
odwrcia si do niego ponownie.
- Wic co zwykle robisz, gdy masz wolne?
*
- Porzdny chopak z poudnia, co? Chodzi na ryby, gapi si w chmury.
Powiniene jeszcze nosi czapk z logo NAS - CAR - u* i rzu tyto.
Spdzili w oceanarium jeszcze p godziny - Ronnie urzeky wydry - i
skoczyli do sklepu wdkarskiego, eby kupi mroone krewetki na przynt.
Potem zawiz j na niezagospodarowany parking pod drugiej stronie wyspy
i wyj sprzt wdkarski, ktry trzyma w baganiku. Razem poszli na skraj
maej przystani i usiedli, machajc nogami nad wod.
*

National Association for Stock Car Auto Racing - Narodowa Organizacja Wycigw
Samochodw Seryjnych.

- Nie bd tak snobk - przekomarza si z ni. - Wierz mi albo nie, na


poudniu jest wspaniale. Mamy w domach instalacj wodno - kanalizacyjn.
A w weekendy wybieramy si na rajdy po bocie.
- Rajdy po bocie?
- Jedzimy samochodami przez boto. Ronnie zrobia rozmarzon min.
- To musi by... wyrafinowana rozrywka. artobliwie dgn j
okciem.
- Tak, nabijaj si ze mnie do woli. Ale to naprawd wietna zabawa.
Boto rozpryskuje si po szybie, mona utkn, a wtedy koa buksuj
zalewajc botem gocia jadcego za tob.
- Naprawd a mi si krci w gowie z wraenia, gdy o tym pomyl odpara Ronnie ze mierteln powag.
- Rozumiem, e nie tak spdzasz weekendy w miecie. Pokrcia gow.
- No... nie. Niezupenie.
- Zao si, e w ogle nie wyjedasz z Nowego Jorku, mam racj?
- Oczywicie, e wyjedam. Jestem tutaj, no nie?
- Wiesz, co mam na myli. W weekendy.
- Dlaczego miaabym wyjeda z miasta?
- Moe eby poby sama od czasu do czasu?
- Mog poby sama w swoim pokoju.
- Dokd by posza, gdyby chciaa posiedzie pod drzewem i
poczyta?
- Do Central Parku - odcia si bez trudu. - Jest tam takie wielkie
wzgrze za Tavern on the Green. I mona kupi latte za rogiem.
Pokrci gow z udawanym ubolewaniem.
- Miastowa dziewczyna. Umiesz chocia owi ryby?
- To nie takie trudne. Nadziewa si przynt, na haczyk, zarzuca wdk
i czeka. Jak mi idzie?
- Dobrze, jeli tylko o to by chodzio. Trzeba jednak wiedzie, gdzie

zarzuci przynt i by na tyle sprawnym, eby znalaza si tam, gdzie


chcesz. Orientowa si, jakiej przynty uy, a to zaley zarwno od ryby,
jak i pogody oraz przejrzystoci wody. A potem oczywicie musisz poderwa
wdk. Jeli zrobisz to za wczenie albo za pno, stracisz ryb. Ronnie
zastanawiaa si nad tym, co powiedzia.
- To dlaczego wybrae na przynt krewetki?
- Bo byy przecenione - odpowiedzia. Parskna miechem, a potem
otara si o niego lekko.
- Urocze - zauwaya. - Ale chyba sama si prosiam. Czu wci ciepo
jej dotyku na ramieniu.
- Zasuya na co gorszego - rzek. - Wierz mi, wdkarstwo to rodzaj
religii dla niektrych z tutejszych.
- Wcznie z tob?
- Nie. Dla mnie... to zajcie medytacyjne. Daje czas, eby pomyle. A
poza tym lubi patrze w chmury... w czapce NASCAR - u, ujc tyto.
Zmarszczya nos.
- Tak naprawd nie ujesz tytoniu, prawda?
- Nie. Wol nie ryzykowa raka ust.
- To dobrze. - Pomachaa nogami. - Bo nie umawiam si na randk z
kim, kto uje tyto.
- Chcesz powiedzie, e jestemy na randce?
- Nie. To zdecydowanie nie jest randka. To owienie ryb.
- Tyle jeszcze musisz si nauczy. Chodzi mi o to, e... na tym wanie
polega ycie.
Wyowia kawaek drewna.
- Mwisz jak w reklamie piwa.
Przelecia nad nimi rybow, gdy spawik drgn raz i drugi. Kiedy
yka si naprya, Will szarpn wdk. Zerwa si na nogi i zacz krci
koowrotkiem. Wdka si wygia. Dziao si to tak szybko, e Ronnie

ledwie zdya si poapa, o co chodzi.


- Zowie co? - zapytaa, wstajc szybko.
- Zbli si - poleci, wci krcc koowrotkiem. Chcia wcisn jej
wdk w rce. - Masz! - zawoa. - Cignij!
- Nie umiem! - Cofna si z piskiem.
- To nietrudne! We tylko i kr, kr!
- Nie wiem, co robi!
- Wanie ci powiedziaem! - wykrzykn. Ronnie zbliya si, a on
wetkn jej wdk w donie. - A teraz kr!
Gdy zacza obraca koowrotkiem, wdka zgia si jeszcze bardziej.
- Kr dalej! Tak eby linka bya naprona!
- Staram si! - zawoaa.
- wietnie ci idzie!
Ryba szarpna si tu pod powierzchni wody - maa czerwona, z
kulbinowatych, jak zauway - i Ronnie wrzasna. Gdy wybuchn
miechem, te zacza si mia, podskakujc na jednej nodze. Ryba plusna
znowu i Ronnie krzykna po raz drugi. Podskoczya jeszcze wyej, ale teraz
z wyrazem determinacji na twarzy.
Pomyla, e to jedna z najmieszniejszych scen, jakie widzia w
ostatnim czasie.
- Rb to, co robisz - poleci. - Przycignij j do brzegu, a ja zajm si
reszt.
Trzymajc podbierak, pooy si na brzuchu i wycign rk nad
wod, podczas gdy Ronnie wci zwijaa link. Szybkim ruchem zapa ryb
w siatk, a potem wsta. Odwrci podbierak i ryba z gonym planiciem
upada na ziemi. Ronnie trzymaa wdk, krcc si wok ryby, gdy Will
uj yk.
- Co robisz? - wrzasna. - Musisz j wrzuci z powrotem do wody!
- Nic jej nie bdzie...

- Ona zdycha!
Przykucn, wzi ryb w do i przycisn do ziemi.
- Wcale nie!
- Musisz uwolni j z haczyka! - zawoaa znowu. Chwyci haczyk i
zacz go odczepia.
- Wanie to robi! Daj mi chwil!
- Ona krwawi! Zranie j! - Biegaa wok niego zniecierpliwiona.
Nie zwracajc na ni uwagi, wyjmowa haczyk. Czu, e ryba macha
ogonem, uderzajc go nim o wierzch doni. Bya maa - waya moe trzy cztery funty - ale zadziwiajco silna.
- Za dugo to robisz! - martwia si Ronnie. Delikatnie usun haczyk,
ale wci przyciska ryb do ziemi.
- Jeste pewna, e nie chcesz zabra jej do domu na kolacj? Daoby si
z niej wykroi kilka filetw.
Otworzya usta i zamkna je z niedowierzaniem, ale zanim zdya
cokolwiek powiedzie, wrzuci ryb z powrotem do wody. Wpada do niej z
pluskiem i znikna. Wzi rcznik i wytar rce z krwi.
Ronnie wci patrzya na niego oskarycielsko, a policzki pony jej z
podniecenia.
- Nie zjadabym jej, a ty? Gdyby mnie tu nie byo?
- Spokojnie, te bym j uwolni.
- Dlaczego jako nie chce mi si wierzy?
- Bo pewnie masz racj. - Umiechn si, a potem wzi wdk do rki.
- Nadziejesz na haczyk nastpn przynt czy ja mam to zrobi?
*
- Wic mama dostaje szau, prbujc zaplanowa lub i wesele siostry,
tak eby wszystko byo idealnie - dokoczy Will. - Zrobio si u nas... troch
nerwowo.

- Kiedy ten lub?


- Dziewitego sierpnia. Sprawy nie uatwia to, e siostra chce, aby si
odby w domu. Co oczywicie jest dla mamy dodatkowym powodem do
stresu.
Ronnie si umiechna.
- Jaka jest twoja siostra?
- Inteligentna. Mieszka w Nowym Jorku. Taki troch wolny duch.
Przypomina inn starsz siostr, ktr znam.
To wyranie sprawio jej przyjemno. Szli pla, zachodzio soce i
Will wiedzia, e Ronnie ju si troch odprya. Skoczyli owi ryby,
wrzuciwszy do wody jeszcze trzy, i Will odwiz j do Wilmington, gdzie
zjedli razem lunch na tarasie nad Cape Fear River. Zwrci jej uwag na
przeciwlegy brzeg i pokaza USS North Carolina, stary okrt wojenny z
drugiej wojny wiatowej. Obserwujc Ronnie, gdy przygldaa si wrakowi,
uwiadomi sobie nagle, jak szybko mija mu z ni czas. W przeciwiestwie
do innych dziewczyn, ktre zna, mwia to, co mylaa, i nie prowadzia
adnych gupich gierek. Miaa specyficzne poczucie humoru, ktre przypado
mu do gustu, nawet jeli czasami sam stawa si jego ofiar. Waciwie
podobao mu si w niej wszystko.
Kiedy podeszli pod jej dom, Ronnie pobiega naprzd, eby zajrze do
wiego gniazda u podna wydmy. Zatrzymaa si przy klatce - z gstej
siatki ogrodzeniowej, ktr przytrzymyway dugie paliki - i gdy stan przy
niej, zwrcia si ku niemu z powtpiewaniem na twarzy.
- To powstrzyma szopy?
- Tak mwi. Przyjrzaa si klatce.
- A jak wie std wyjd? Nie przecisn si przez oczka, prawda?
Will pokrci gow.
- Ochotnicy z oceanarium usun klatk, zanim wie si wylgn.
- A skd bd wiedzieli, kiedy to si ma sta?

- Wylicz. Mae wie wykluwaj si po mniej wicej szedziesiciu


dniach, ale to zaley te troch od pogody. Im wysza temperatura w lecie,
tym szybszy wylg. I pamitaj, e to nie jedyne gniazdo na play i nie
pierwsze. Te wie wylgn si mniej wicej tydzie po tamtych.
- Widziae to kiedy? Skin gow.
- Cztery razy.
- Jak to wyglda?
- Waciwie troch dziwnie. Gdy przychodzi pora, usuwamy klatki i
kopiemy pytki rw od gniazda do brzegu oceanu, wygadzajc go, jak si
tylko da. Jest na tyle gboki, eby wie mogy powdrowa wycznie w
jedn stron. I to cudaczne, bo pocztkowo wida ruch tylko w paru jajkach,
ale one jakby powoduj wykluwanie si reszty wi i zanim si poapiesz,
gniazdo przypomina ul na sterydach. wie wa na siebie, eby wydosta
si na zewntrz, i ruszaj ku wodzie. To jak parada krabw, niesamowite.
Kiedy mwi, odnis wraenie, e Ronnie prbuje wyobrazi sobie t
scen. Potem jednak zobaczya, e jej ojciec wyszed na ganek, i pomachaa
do niego.
Wskaza dom.
- Rozumiem, e to twj tata.
- Uhm.
- Nie chcesz mnie przedstawi?
- Nie.
- Obiecuj, e bd zachowywa si przyzwoicie.
- Dobra.
- Wic dlaczego nie idziemy?
- Bo ty nie przedstawie mnie swoim rodzicom.
- Dlaczego chcesz pozna moich rodzicw?
- No wanie - odpara.
- Nie jestem pewien, czy podam za twoim tokiem mylenia.

- To jak przebrne przez Tostoja?


Jeli wczeniej by zdezorientowany, to teraz pogubi si kompletnie.
Ruszya powoli w stron play, wic zrobi kilka szybkich krokw, eby j
dogoni.
- Trudno ci rozgry.
- No i?
- No i nic. Tak tylko mwi.
Umiechna si do siebie, spogldajc w stron horyzontu. W oddali
trawler do poowu krewetek pyn do portu.
- Chc by przy tym, kiedy to si stanie - poprosia.
- Kiedy co si stanie?
- Kiedy wylgn si wie. A ty o czym mylae? Pokrci gow.
- Ach, ty wci o tym. Dobra, kiedy wracasz do Nowego Jorku?
- Pod koniec sierpnia.
- To mao czasu. Miejmy nadziej, e lato bdzie gorce.
- Na razie wszystko na to wskazuje. Ociekam potem.
- To dlatego, e ubierasz si na czarno. I chodzisz w dinsach.
- Nie wiedziaam, e spdzimy cay dzie na dworze.
- Bo inaczej woyaby bikini, tak?
- Chyba nie.
- Nie nosisz bikini?
- Oczywicie, e nosz. - Tylko nie przy mnie? Pokrcia gow.
- Nie dzisiaj.
- A jeli obiecam, e znowu zabior ci na ryby?
- Nie pomagasz sobie.
- A co z polowaniem na kaczki?
Zatrzymaa si. Gdy wreszcie odzyskaa gos, odezwaa si z
dezaprobat:
- Powiedz, e nie polujesz na kaczki. Kiedy nie odpowiedzia, dodaa:

- liczne, milutkie opierzone ptaki lecce nad staw, ktre nikomu nie
wadz? I ty do nich strzelasz?
Will zastanowi si nad tym pytaniem.
- Tylko w zimie.
- Kiedy byam maa, moj ulubion zabawk bya pluszowa kaczuszka.
Miaam tapet z kaczkami. I chomika, ktry nazywa si Dafry. Uwielbiam
kaczki.
- Ja te - odpar.
Nie krya sceptycyzmu. Will odpowiedzia, wyliczajc na palcach:
- Smaone, pieczone, gotowane, w sosie sodko - kwanym...
Walna go tak, e na chwil straci rwnowag.
- To straszne!
- Raczej mieszne!
- Jeste podym czowiekiem.
- Czasami. - Wskaza dom. - Wic skoro nie chcesz jeszcze wraca,
moe masz ochot przej si ze mn?
- Po co? Zamierzasz mi pokaza jeszcze jeden sposb zabijania maych
zwierztek albo opowiedzie o nim?
- Mam dzi mecz siatkwki i chciabym, eby przysza. Bdzie fajnie.
- Znowu wylejesz co na mnie?
- Tylko jeli wemiesz z sob jaki napj. Zastanawiaa si przez
chwil, a potem ruszya z nim w stron molo. Szturchn j okciem i
odwzajemnia si tym samym.
- Myl, e masz problemy - zauwaya.
- Jakie problemy?
- Hm, przede wszystkim jeste zwyrodniaym zabjc kaczek.
Zamia si i spojrza jej w oczy. Opucia wzrok na piasek, potem
popatrzya na pla i znowu na niego. Pokrcia gow, nie mogc
powstrzyma umiechu, jakby zdziwiona tym, co si midzy nimi dzieje, i

cieszc si kad chwil.

14
Ronnie

Gdyby nie by tak cholernie miy, toby si nie zdarzyo.


Patrzc na Willa i Scotta miotajcych si po boisku, powrcia pamici
do wydarze, ktre sprowadziy j tutaj. Naprawd bya tego dnia na rybach?
I ogldaa rano poranionego wia w akwarium?
Pokrcia gow; prbowaa nie patrze na smuke ciao Willa i
widoczne pod skr minie, gdy rzuci si za pik na piasku. Trudno byo
ich nie widzie, poniewa nie mia na sobie koszulki.
Moe reszta lata nie bdzie jednak taka straszna.
Oczywicie to samo pomylaa, gdy poznaa Blaze, a co z tego
wyszo...
Waciwie nie by w jej typie, ale gdy tak patrzya na niego, zacza si
zastanawia dlaczego nie. W przeszoci nie miaa wielkiego szczcia do
facetw, najlepszym przykadem by Rick. Will przewysza inteligencj
kadego chopaka, z ktrym do tej pory chodzia, a co wicej, wszystko
wskazywao na to, e robi co sensownego ze swoim yciem; nawet
dogadywa si z rodzin. I chocia lubi odgrywa prostolinijnego, nie by
atwym przeciwnikiem. Kiedy wyzywaa go na pojedynek, przyjmowa
wyzwanie - i to nieraz - co, musiaa przyzna, nawet jej si podobao.
Tylko jedna rzecz w nim budzia jej rezerw: nie wiedziaa dlaczego

zwrci na ni uwag. Zupenie nie przypominaa dziewczyn, z ktrymi


widziaa go tamtego wieczoru w wesoym miasteczku - i szczerze mwic,
nie miaa pojcia, dlaczego chcia si z ni jeszcze zobaczy. Obserwowaa
go, gdy podbieg na koniec boiska, a potem zerkn w jej stron,
najwyraniej zadowolony, e przysza z nim na mecz. Porusza si po piasku
bez trudu, a kiedy by gotw do serwu, da jaki znak Scottowi, ktry gra z
takim zaangaowaniem, jakby od tego zaleao jego ycie. Gdy tylko Scott
skierowa wzrok ku siatce, Will przewrci oczami, dajc do zrozumienia, e
uwaa przejcie kumpla za lekk przesad. To tylko gra - jakby mwi i to
podnioso j na duchu. Potem, podrzuciwszy pik i uderzywszy j mocno,
pobieg do przodu, eby wczy si do gry. Kiedy z powiceniem rzuci si
przed siebie, eby odbi podanie od dou, wzbijajc jednoczenie piasek,
zastanowia si, czy to, co przed chwil widziaa, nie byo zudzeniem - ale
gdy posa pik na aut i wcieky Scott podnis rce z frustracj, Will go
zignorowa. Mrugn do Ronnie i przygotowa si do nastpnej akcji.
- Ty i Will, co?
Skupiona na grze, Ronnie nie zauwaya, e kto usiad obok niej.
Odwrcia si i rozpoznaa blondynk, ktra krcia si przy Willu i Scotcie
tamtego wieczoru w lunaparku.
- Sucham?
Dziewczyna przeczesaa palcami wosy i odsonia w umiechu idealne
zby.
- Ty i Will. Widziaam, e przyszlicie razem.
- Ach. - Intuicja podpowiadaa Ronnie, e lepiej nie mwi zbyt wiele.
Jeli tamta zauwaya jej powcigliwo, nie okazaa tego.
Odrzuciwszy gow do tyu wywiczonym ruchem, znowu bysna zbami.
Zdecydowanie powinna zajmowa si bieleniem zbw, uznaa Ronnie.
- Jestem Ashley. A ty...
- Ronnie.

Ashley nie przestawaa jej si przyglda.


- I jeste tu na wakacjach? - Kiedy Ronnie spojrzaa na ni uwanie,
umiechna si ponownie. - Znaabym ci, gdyby bya std. Przyjanimy
si z Willem od dziecistwa.
- Aha - odpara Ronnie, starajc si, eby zabrzmiao to zniechcajco.
- Chyba poznalicie si wtedy, gdy wpad na ciebie na meczu? Jak go
znam, pewnie zrobi to celowo.
Ronnie zamrugaa powiekami.
- Sucham?
- Zdarzyo mu si to nie po raz pierwszy. Niech zgadn. Zabra ci na
ryby, co? Na t ma przysta po drugiej stronie wyspy?
Tym razem Ronnie nie zdoaa ukry zdziwienia.
- To jego stay numer, gdy poznaje now dziewczyn. Albo to, albo
wycieczka do oceanarium.
Gdy Ashley mwia dalej, Ronnie patrzya na ni z niedowierzaniem,
czujc, e wiat wok niej nagle zrobi si ciasny.
- O czym ty mwisz? - wychrypiaa, bo gos odmwi jej
posuszestwa.
Ashley obja rkami kolana.
- Nowa dziewczyna, nowy podbj. Nie gniewaj si na niego - rzucia. Taki ju jest. Nic nie moe na to poradzi.
Ronnie poczua, e krew odpywa jej z twarzy. Nakazaa sobie nie
sucha tego, nie wierzy w to. Will do takich nie naley, usiowaa
przekona sam siebie. Ale syszaa w gowie sowa Ashley...
Niech zgadn. Zabra ci na ryby, co? Albo to, albo wycieczka do
oceanarium.
Czyby osdzia go zbyt pochopnie? Wygldao na to, e mylia si co
do wszystkich, ktrych tutaj poznaa. Nie byoby w tym nic dziwnego, biorc
pod uwag fakt, e w ogle nie chciaa tu przyjecha. Wcigajc gboko

powietrze, zauwaya, e Ashley patrzy na ni badawczo.


- Dobrze si czujesz? - zapytaa, a jej idealnie zarysowane brwi
cigny si w wyrazie niepokoju. - Powiedziaam co, co ci dotkno?
- Nic mi nie jest.
- Bo wygldaa, jakby zrobio ci si niedobrze.
- Powiedziaam, e nic mi nie jest - odburkna Ronnie. Ashley
otworzya usta i zamkna je, a potem jakby zagodniaa.
- O nie. Tylko mi nie mw, e daa si na to nabra? Nowa
dziewczyna, nowy podbj. Taki ju jest.
Te zdania wci dwiczay jej w uszach - nie bya w stanie
odpowiedzie. Ashley wic mwia dalej penym wspczucia gosem:
- Och, nie wyrzucaj sobie tego, bo to naprawd najbardziej czarujcy
facet na wiecie, jeli chce. Wierz mi, wiem, co mwi, bo sama si na to
nabraam. - Ruchem gowy wskazaa zebrany tum. - Tak jak poowa
dziewczyn, ktre tu widzisz.
Ronnie instynktownie spojrzaa na publiczno i zauwaya kilka
adnych panienek w bikini wpatrzonych w Willa. Nie moga wydoby z
siebie gosu. Tymczasem Ashley kontynuowaa:
- Mylaam, e ty go przejrzysz... Sprawiasz wraenie mdrzejszej od
tych dziewczyn tutaj. Wydawao mi si, e...
- Musz ju i - owiadczya Ronnie; ton jej gosu by spokojniejszy
ni nerwy. Gdy si podniosa, poczua, e lekko dr jej nogi. Will po drugiej
stronie boiska musia zauway, e wstaa, bo umiechn si do niej, jakby...
To naprawd najbardziej czarujcy facet na wiecie....
Odwrcia si, za na niego, a jeszcze bardziej na siebie - za to, e
okazaa si taka gupia. Miaa ochot jak najszybciej znikn z tego
cholernego miejsca.
*

Po powrocie do domu rzucia walizk na ko i zacza wkada do


niej swoje rzeczy, gdy drzwi za ni si otworzyy. Zobaczya przez rami, e
w progu pokoju stan ojciec. Zawahaa si przez moment, a potem podesza
do komody i wyja nastpne ubrania.
- Ciki dzie? - zapyta. Mwi agodnym gosem, ale nie czeka na
odpowied. - Byem z Jonah w warsztacie, gdy zauwayem, e przysza z
play. Wygldaa na wkurzon.
- Nie chc o tym rozmawia. Tata nie ruszy si z miejsca.
- Dokd si wybierasz?
Z wciekoci zaczerpna powietrza, nie przerywajc pakowania.
- Zabieram si std, okay? Zadzwoni do mamy i wracam do domu.
- Jest a tak le? Odwrcia si do niego.
- Prosz, nie zatrzymuj mnie. Nie podoba mi si tutaj. Nie mog si z
nikim dogada. Nie pasuj tu. To nie moje miejsce. Chc wrci do domu.
Ojciec nic nie powiedzia, ale zobaczya rozczarowanie na jego twarzy.
- Przepraszam - dodaa. - Nie chodzi o ciebie, rozumiesz? Jeli
zadzwonisz, podejd do telefonu i porozmawiam z tob. Moesz te
przyjecha do Nowego Jorku, wtedy spdzimy z sob troch czasu, dobrze?
Ojciec w dalszym cigu patrzy na ni w milczeniu, przez co poczua
si jeszcze gorzej. Zlustrowaa zawarto walizki i dorzucia reszt ciuchw.
- Nie jestem pewien, czy mog ci puci. Wiedziaa, na co si zanosi, i
staa.
- Tato... Unis rce.
- Nie z tego powodu, o ktrym mylisz. Pucibym ci, gdybym mg.
Od razu zadzwonibym do twojej mamy. Ale biorc pod uwag to, co stao
si wczoraj w sklepie muzycznym...
- Z Blaze - usyszaa wasny gos. No tak, i to aresztowanie...
Opady jej ramiona. W zoci zapomniaa o kradziey.
Oczywicie, e o tym zapomniaa. Przede wszystkim niczego nie

ukrada! Nagle stracia ca energi; obrcia si i usiada na ku. To


niesprawiedliwe. Wszystko byo niesprawiedliwe.
Ojciec nie wychodzi z pokoju.
- Sprbuj skontaktowa si z Pete'em... posterunkowym Johnsonem... i
zapytam, czy moesz wyjecha. Ale pewnie nie uda mi si go dzi zapa, a
nie chciabym pogarsza twojej sytuacji. Jeeli jednak powie, e nie ma
problemu, a ty nie zmienisz zamiaru, nie bd ci zatrzymywa.
- Obiecujesz?
- Uhm. Cho wolabym, eby zostaa, naprawd.
Kiwna gow i zacisna usta.
- Przyjedziesz do Nowego Jorku, eby si ze mn spotka?
- Jeli tylko bd mg - odpar.
- Co to znaczy?
Zanim zdy odpowiedzie, rozlego si pukanie do drzwi frontowych,
gone i natarczywe. Ojciec obejrza si przez rami.
- To pewnie ten chopak, z ktrym widziaa si dzisiaj. Zaintrygowao j, skd to wiedzia, a on, jakby czyta jej w mylach,
wyjani: - Widziaem, jak szed tutaj, gdy wchodziem do domu, eby do
ciebie zajrze. Mam to zaatwi?
Nie gniewaj si na niego. Taki ju jest. Nic nie moe na to poradzi.
- Nie - odrzeka. - Sama si tym zajm.
Ojciec si umiechn i przez chwil pomylaa, e wyglda starzej ni
dzie wczeniej. Jakby si postarza wskutek jej dania.
Ale niezalenie od tego - to nie byo jej miejsce. Moe jego, ale nie jej.
Pukanie do drzwi si powtrzyo.
- Tato?
- Tak?
- Dziki. Wiem, e chciaby mnie zatrzyma, ale nie mog zosta.
- W porzdku, kochanie. - Chocia si umiechn, w jego gosie

zabrzmia al. - Rozumiem.


Przecigna domi po bocznych szwach dinsw i wstaa z ka.
Gdy ruszya do wyjcia, ojciec pooy jej do na plecach i przystana.
Potem, zbierajc siy, podesza do drzwi i otworzya je. Rka Willa zawisa w
powietrzu. Wydawa si zdziwiony, e widzi j w progu.
Popatrzya na niego, zastanawiajc si, jak moga by taka gupia, eby
mu uwierzy. Powinna bya sucha intuicji.
- O, cze... - Opuci do. - Jeste tutaj. Przez chwil... Zatrzasna mu
drzwi przed nosem. Po sekundzie usyszaa ponowne pukanie i bagalny gos
Willa:
- Ronnie! Poczekaj! Chc wiedzie, co si stao! Moesz wyj?
- Odejd! - odkrzykna.
- Co takiego zrobiem?
Z rozmachem otworzya drzwi.
- Nie dam si nabra na twoje gierki!
- Jakie gierki? O czym ty mwisz?
- Nie jestem gupia. I nie mam ci nic wicej do powiedzenia.
Ponownie zatrzasna drzwi. Will zacz w nie wali.
- Nie odejd, dopki ze mn nie porozmawiasz. Tata zapyta:
- Kopoty w raju?
- To aden raj.
- Na to wyglda - zauway. - Mam ci wyrczy? - zaproponowa
jeszcze raz.
Znowu da si sysze omot do drzwi.
- On nie zostanie dugo. Lepiej go zignorowa - odpowiedziaa.
Po chwili ojciec jakby zgodzi si z tym i wskaza kuchni.
- Jeste godna?
- Nie - odpara odruchowo. A potem, przyoywszy rce do brzucha,
zmienia zdanie. - No, moe troch.

- Znalazem kolejny niezy przepis na necie. Cebula, grzyby i pomidory


podsmaane na oliwie, do tego makaron i tarty parmezan. Brzmi dobrze,
prawda?
- Jonah chyba nie bdzie zachwycony.
- Chcia hot doga.
- A to niespodzianka.
Umiechn si w chwili, gdy po drugiej stronie drzwi znowu rozlego
si walenie. Nie ustawao. Ojciec musia co dostrzec w jej twarzy, bo
rozoy ramiona.
Niewiele mylc, Ronnie podesza do niego, a on przytuli j mocno. W
jego ucisku bya... jaka czuo i wyrozumiao, co, czego brakowao jej
od lat. Tylko to moga zrobi, eby si nie rozpaka. Cofna si i zapytaa:
- Pomc ci przy kolacji?
*
Usiowaa jeszcze raz przyswoi sobie tre strony, ktr wanie
przeczytaa. Soce zaszo przed godzin. Niespokojnie przerzuciwszy
kanay w telewizorze taty, wyczya go i wzia ksik. Ale cho
prbowaa czyta, nie moga przebrn przez ani jeden rozdzia, poniewa
Jonah sta przy oknie od ponad godziny... i przez to zmusza j do mylenia o
tym, co dziao si za oknem, czy raczej o osobie, ktra si za nim
znajdowaa.
Will. Miny ju cztery godziny i jeszcze nie odszed. Przesta puka do
drzwi dawno temu i po prostu tkwi za wydm, zwrcony plecami do domu.
Siedzia na play publicznej, wic oboje z ojcem mogli go tylko ignorowa.
Co te i ona, i tata - ktry, o dziwo, znowu czyta Bibli - wanie prbowali
robi.
Jonah natomiast po prostu nie by w stanie. Wydawao si, e nie moe
oderwa wzroku od czekajcego Willa, jakby to byo UFO, ktre

wyldowao przy molo, albo Wielka Stopa przedzierajcy si przez piach.


Cho mia na sobie piam i ju godzin temu powinien pj spa, ubaga
ojca, eby pozwoli mu jeszcze zosta w salonie, bo, jak mwi: Gdybym
pooy si za wczenie, mgbym si zsika do ka.
Susznie.
Nie sika do ka od wczesnego dziecistwa i Ronnie wiedziaa, e
ojciec nie uwierzy w ani jedno jego sowo. Ustpi prawdopodobnie tylko
dlatego, e by to pierwszy wieczr od przyjazdu, ktry spdzali razem, i zalenie od tego, co powie nazajutrz posterunkowy Johnson - by moe take
ostatni. Ronnie miaa wraenie, e po prostu chcia by z nimi jak najduej.
Byo to oczywicie zrozumiae i poczua wyrzuty sumienia, e chce
wyjecha. Wsplne przyrzdzanie kolacji okazao si zabawniejsze, ni si
spodziewaa, poniewa pytania ojca nie niosy z sob adnych insynuacji jak
ostatnio pytania mamy. Mimo to Ronnie nie zamierzaa zosta tu duej, ni
musiaa, choby dla ojca miao to by przykre. Jedyne, co moga zrobi, to
postara si, eby ten wieczr upyn im jak najprzyjemniej.
Co byo oczywicie niemoliwe.
- Jak dugo waszym zdaniem on bdzie tak siedzia? - wymamrota
Jonah. Pyta o to ju chyba z pi razy, cho ani ona, ani ojciec nie
odpowiadali. Tym razem jednak tata odoy Bibli.
- Moe pjdziesz i go zapytasz - zaproponowa.
- Jeszcze czego - burkn Jonah. - To nie mj chopak.
- Mj te nie - wczya si Ronnie.
- Zachowuje si, jakby nim by.
- Nie jest moim chopakiem, rozumiesz? - Przewrcia kartk w
ksice.
- To dlaczego tak siedzi? - Przekrzywi gow, starajc si rozwika t
zagadk. - Dziwne, nie wydaje ci si? Tkwi tam od kilku godzin i czeka,
eby z nim porozmawiaa. Ty, moja siostra. Moja siostra.

- Sysz, nie ogucham - odpowiedziaa Ronnie. Miaa wraenie, e od


dwudziestu minut czyta ten sam akapit.
. - Mwi tylko, e to dziwne - perorowa Jonah jak zaintrygowany
naukowiec. - Dlaczego miaby czeka na moj siostr?
Wrcia do ksiki i zacza z determinacj przedziera si jeszcze raz
przez ten sam akapit. Przez kilka nastpnych minut w pokoju panowaa cisza.
Jeli nie liczy wiercenia si i pomrukw Jonah przy oknie.
Usiowaa nie zwraca na niego uwagi. Zsuna si na sofie, opara
stopy o brzeg stolika i prbowaa skupi si na kolejnych zdaniach ksiki.
Na jak minut udao jej si odci od wszystkiego dookoa i ju miaa
zagbi si w tre powieci, gdy znowu usyszaa piskliwy gos brata.
- Jak dugo waszym zdaniem on bdzie tam siedzia? - mrukn kolejny
raz.
Zatrzasna ksik.
- Dobra! - zawoaa, mylc, e Jonah doskonale wie, jaki guzik
nacisn, eby wyprowadzi j z rwnowagi. - Niech ci bdzie! Wyjd do
niego!
*
Wia silny wiatr, ktry nis z sob zapach sonej wody i sosen, gdy
Ronnie wysza na ganek i skierowaa si w stron Willa. Jeli usysza, e
drzwi si otwieraj, nie da tego po sobie pozna. Rzuca maymi muszelkami
w kraby, ktre pospiesznie umykay do swoich kryjwek.
Gwiazdy przysaniaa lekka mga od oceanu, tak e wieczr wydawa
si chodniejszy i mroczniejszy ni poprzednie. Ronnie roztarta sobie
ramiona, eby si rozgrza. Will, jak zauwaya, mia na sobie te same szorty
i koszulk, w ktrych chodzi przez cay dzie. Zaniepokoia si, czy nie
zzib, ale odsuna t myl. To nieistotne, upomniaa sam siebie, gdy
zwrci si ku niej. W ciemnoci nie widziaa wyrazu jego twarzy, ale gdy na

niego spojrzaa, dotaro do niej, e bya nie tyle za, ile zniecierpliwiona jego
uporem.
- Wykoczye nerwowo mojego brata - owiadczya, starajc si, eby
zabrzmiao to stanowczo. - Powiniene ju i.
- Ktra godzina?
- Po dziesitej.
- Dugo czekaa z wyjciem.
- Nie powinnam w ogle wychodzi. Powiedziaam ci wczeniej, eby
sobie poszed. - Spojrzaa na niego.
Zaci usta.
- Chc wiedzie, co si stao - wyjani.
- Nic si nie stao.
- Powiedz mi, co Ashley ci nagadaa.
- Nic mi nie nagadaa.
- Widziaem, e rozmawiaycie z sob!
Dlatego wanie nie chciaa do niego wyj; pragna tego unikn.
- Will...
- Dlaczego ucieka po rozmowie z ni? I dlaczego dopiero po czterech
godzinach wysza, eby ze mn pogada?
Pokrcia gow, bo nie chciaa przyzna, jak bardzo czua si
dotknita.
- To niewane.
- Czyli jednak co ci powiedziaa, prawda? Co takiego? e wci z sob
chodzimy? Ot nie chodzimy. Zerwalimy.
Dopiero po chwili si zorientowaa, co mia na myli.
- Bya twoj dziewczyn?
- Uhm - odpar. - Przez dwa lata.
Nic nie odpowiedziaa, wic wsta i zbliy si do niej o krok.
- Co takiego ci powiedziaa?

Jednake ledwie go syszaa. Wrcia myl do tego pierwszego dnia,


gdy zobaczya Ashley i Willa. Ashley w bikini, ze swoj idealn figur,
patrzca na niego...
Usyszaa niewyranie dalsze jego sowa:
. - Co? Nie chcesz ze mn rozmawia? Zmuszasz mnie do siedzenia tu
godzinami i nawet nie raczysz odpowiedzie mi na proste pytanie?
Prawie go nie syszaa. Przypomniaa sobie natomiast, jak Ashley
wygldaa wtedy poza boiskiem. Przybieraa efektowne pozy, klaskaa...
eby Will zwrci na ni uwag?
Dlaczego? Czyby chciaa go odzyska? I baa si, e Ronnie wejdzie
jej w drog?
Nagle wszystko zaczo do siebie pasowa. Ale zanim si namylia, co
powiedzie, Will pokrci gow.
- Mylaem, e jeste inna. Wydawao mi si, e... - Popatrzy na ni a
na jego twarzy pojawiy si zo i rozczarowanie. Potem gwatownie si
odwrci i ruszy w stron play. - Do diaba, sam nie wiem, co mi si
wydawao - rzuci przez rami.
Zrobia krok do przodu i ju miaa go zawoa, gdy zauwaya bysk
wiata na play, tu przy brzegu. wiato wznosio si i opadao, jakby kto
podrzuca...
Ponc pieczk, uwiadomia sobie.
Poczua, e zapiera jej dech w piersi, bo domylia si, e to Marcus
tam stoi. Cofna si odruchowo. Nagle wyobrazia go sobie podkradajcego
si w stron wiego gniazda, gdy spaa na dworze. Ciekawa bya, jak blisko
mgby podej. Dlaczego nie zostawi jej w spokoju? Czyby chodzi za ni?
Znaa takie historie z telewizji i syszaa o nich. Cho lubia myle, e
wiedziaaby, co zrobi w takim przypadku, e poradziaby sobie w prawie
kadej sytuacji, to byo co innego. Bo Marcus by inny.
Bo Marcus budzi w niej lk.

Will min ju kilka domw na play i jego posta nikna w


ciemnociach. Mylaa o tym, eby go zawoa i wszystko mu opowiedzie,
ale nie chciaa zosta na dworze duej, ni to byo konieczne. I wolaa, eby
Marcus nie kojarzy jej z Willem. Zreszt nie byo jej i Willa. Ju nie. Bya
tylko ona.
I Marcus.
W panice zrobia kolejny krok do tyu, a potem zmusia si, eby
przystan. Nie powinien wiedzie, e si go baa, to by tylko pogorszyo
sytuacj. Wesza wic w krg wiata na ganku i specjalnie odwrcia si,
eby spojrze w kierunku Marcusa.
Nie widziaa go - dostrzega tylko podskakujce wiato. Wiedziaa, e
Marcus chce j nastraszy, a to w niej co wyzwolio. Nie przestajc na niego
patrze, opara rce na biodrach i wojowniczo uniosa brod. Serce walio jej
w piersi, ale trwaa w tej postawie, nawet gdy ponca pika znalaza si w
jego rce. Chwil pniej pomie zgas i wiedziaa, e Marcus zdusi go
doni, dajc jej znak, e nadchodzi.
Mimo to nie ruszya si z miejsca. Nie wiedziaa, co by zrobia, gdyby
Marcus nagle pojawi si kilka jardw przed ni, ale gdy sekundy zamieniy
si w minut, a potem nastpn, zrozumiaa, e postanowi trzyma si z
daleka. Zmczona czekaniem i zadowolona, e przekazaa wiadomo,
odwrcia si i wesza do domu.
Dopiero gdy zamkna drzwi i opara si o nie, uwiadomia sobie, e
trzs jej si rce.

15
Marcus

- Chc co zje, zanim zamkn bar - jkna Blaze.


- No to id - odpar Marcus. - Ja nie jestem godny. Byli przy Bower's
Point razem z Teddym i Lance'em, ktrzy poderwali dwie najbrzydsze
dziewczyny, jakie kiedykolwiek widzia, i wanie je upijali. Nie do, e je
tu zasta, to jeszcze Blaze od godziny zamczaa go pytaniami, gdzie by
przez cay dzie.
Chyba domylaa si, e miao to co wsplnego z Ronnie, bo gupia
nie bya. Od pocztku wiedziaa, e Marcus interesuje si tamt, i dlatego
podrzucia jej cedeki do torby. By to doskonay sposb, eby pozby si
Ronnie... co oznaczao, e Marcus te nie bdzie mia okazji si z ni
spotyka.
To go wkurzyo. A teraz jeszcze zjawia si tu i zacza marudzi, e
jest godna, lepi si do niego i zasypywa Pytaniami...
- Nie chc i sama - pisna znowu.
- Nie syszysz, co mwi? - odburkn. - Czy ty w ogle mnie suchasz?
Powiedziaem, e nie chce mi si je.
- Nie mwi, e musisz co je... - wymamrotaa potulnie.
- Zamkniesz si wreszcie?
To sprawio, e zamilka. Przynajmniej na kilka minut. Zorientowa si

po jej minie, e chciaa, aby j przeprosi. Uhm, nie ma mowy.


Odwrci si ku wodzie i zapali swoj pik niezadowolony z tego, e
sobie jeszcze nie posza. Niezadowolony, e byli tu Teddy i Lance, akurat
gdy potrzebowa troch spokoju i ciszy. Niezadowolony, e Blaze
odstraszya Ronnie. A ju najbardziej zy, e to wszystko go tak wkurza. To
byo do niego niepodobne i wcale mu si nie podobao. Mia ochot kogo
waln, a kiedy zerkn na Blaze i zobaczy, jak wyda wargi, znalaza si
na pierwszym miejscu listy kandydatw. Obrci si, aujc, e nie moe
napi si piwa, podkrci muzy i przez chwil pomyle na osobnoci. Bez
tych wszystkich ludzi, ktrzy si wok niego krc.
Poza tym tak naprawd nie mia pretensji do Blaze. Do diaska, kiedy
si dowiedzia, co nawyrabiaa, by nawet zadowolony, bo pomyla, e to
moe uatwi mu spraw z Ronnie. Ty podrapiesz mnie po plecach, ja
ciebie... te rzeczy. Ale gdy zaproponowa to Ronnie, zareagowaa, jakby by
czym zaraony, jakby wolaa umrze, ni zbliy si do niego. Nie nalea
jednak do tych, co atwo rezygnuj: maa w kocu zrozumie, e bez niego z
tego bagna si nie wydobdzie. Wic poszed do niej z krtk wizyt, liczc,
e uda mu si z ni pogada. Postanowi, e wemie na wstrzymanie i
wysucha ze wspczuciem jej skarg na Blaze, na to, jak okropnie si
zachowaa. Poszliby na spacer, moe skoczyliby pod molo, a pniej co by
byo, to by byo. No nie?
Ale kiedy dochodzi do jej domu, zobaczy Willa. Ze wszystkich ludzi
wanie on - siedzia na wydmie i czeka na ni. I ona w kocu wysza, eby z
nim porozmawia. Waciwie wygldao na to, e si kc, ale z tego, jak si
zachowywali, wynikao, e co jest midzy nimi, a to wkurzyo go jeszcze
bardziej. Bo oznaczao, e dobrze si znaj. e s par.
I e od pocztku le j oceni.
A potem? O, potem stao si co dziwnego. Gdy Will wzi dup w
troki, Ronnie zorientowaa si, e ma dwch goci, nie jednego.

Przypuszcza, e kiedy dziewczyna zauway, i jest przez niego


obserwowana, zrobi jedn z dwch rzeczy. Albo zejdzie i pogada z nim, eby
przez niego nakoni Blaze do powiedzenia prawdy, albo przestraszy si jak
wczeniej i zwieje do rodka. Podobaa mu si myl, e mgby j
przestraszy. Nigdy nie wiadomo, kiedy co takiego si przyda.
Ona jednak postpia inaczej. Spojrzaa w jego stron, jakby chciaa
powiedzie: No, dalej. Staa na ganku, ca sob wyraajc gniewny opr,
a w kocu wesza do domu.
Jeszcze nikt si wobec niego tak nie zachowa. A ju zwaszcza baba.
Wydaje jej si, e kim jest, do cholery? Jdrne ciako czy nie, nie podobao
mu si to. Wcale mu si nie podobao.
Blaze wyrwaa go z zamylenia.
- Na pewno nie chcesz ze mn i?
Marcus zwrci si do niej, czujc nag ch oderwania si od tego
wszystkiego, ochonicia. Wiedzia, czego mu potrzeba i kto mu to da.
- Chod tutaj. - Zmusi si do umiechu. - Usid koo mnie. Nie chc,
eby sobie posza.

16
Steve

Unis gow, gdy Ronnie wrcia do domu. Cho umiechna si do


niego, eby go uspokoi, nie mg nie zauway jej miny, gdy wzia ksik
i skierowaa si do sypialni.
Dziao si co niedobrego.
Tylko nie bardzo wiedzia co. Nie umia si zorientowa, czy Ronnie
jest smutna, za, czy przestraszona, i zastanowiwszy si, czy z ni nie
porozmawia, doszed do wniosku, e cokolwiek si wydarzyo, bdzie
chciaa sama sobie z tym poradzi. Przypuszcza, e to cakiem normalne.
Moe ostatnio nie spdza z ni duo czasu, ale przez wiele lat uczy
modzie i wiedzia, e gdy dzieciaki chc z tob o czym porozmawia kiedy maj do powiedzenia co wanego - ze zmartwienia powinien rozbole
ci brzuch.
- Hej, tato - odezwa si Jonah.
Gdy Ronnie wysza, zabroni synkowi wyglda przez okno. Wydawao
mu si to suszne i Jonah wyczu, e lepiej si z nim nie kci. Znalaz na
jednym z kanaw SpongeBoba i przez pitnacie minut oglda go z
zadowoleniem.
- Tak?
Jonah wsta z powan min.

- Zgadnij, co ma jedno oko, mwi po francusku i uwielbia je ciastka


przed snem?
Steve zastanowi si nad tym.
- Nie mam pojcia.
Jonah podnis rk i zasoni jedno oko.
- Moi.
Steve si zamia. Wsta z kanapy i odoy Bibli. Ten dzieciak wci
go rozmiesza.
- Chod. Mam troch ciastek w kuchni. - Poszli tam obaj.
- Ronnie i Will chyba si pokcili - zauway Jonah, podcigajc
piam.
- On tak ma na imi?
- Nie martw si. Sprawdziem go.
- Aha. Dlaczego mylisz, e si pokcili? - spyta.
- Syszaem ich. Will si wciek. Steve, patrzc na niego, zmarszczy
czoo.
- Mylaem, e ogldasz kreskwki.
- Bo ogldaem. Ale jednoczenie syszaem, jak rozmawiaj - wyjani
Jonah rzeczowo.
- Nie powiniene podsuchiwa - zaja go Steve.
- Dlaczego? Czasami mona dowiedzie si czego ciekawego.
- Ale to niewaciwe.
- Mama prbuje podsuchiwa, kiedy Ronnie rozmawia przez telefon. A
gdy Ronnie jest pod prysznicem, bierze jej komrk i czyta esemesy.
- Naprawd? - Steve stara si, eby nie zabrzmiao w tym zbyt wielkie
zaskoczenie.
- Uhm. Jak inaczej by j pilnowaa?
- No nie wiem... moe po prostu powinny z sob rozmawia - podsun.
- Na pewno - prychn Jonah. - Nawet Will nie moe dogada si z

Ronnie. Ona wszystkich doprowadza do szau.


*
W wieku dwunastu lat Steve mia niewielu przyjaci. Po szkole i
lekcjach gry na fortepianie zostawao mu mao czasu, wic najczciej
rozmawia z pastorem Harrisem.
W tym okresie ycia fortepian sta si jego obsesj i Steve siedzia przy
nim od czterech do szeciu godzin dziennie, pogrony we wasnym wiecie
muzyki i komponowania. Mia ju na koncie liczne zwycistwa w lokalnych i
stanowych konkursach muzycznych. Matka przysza tylko na pierwszy z
nich, a ojciec nie by na adnym. Skoczyo si wic na tym, e do Raleigh,
Charlotte, Atlanty czy Waszyngtonu jedzi z pastorem Harrisem. Siedzia
obok niego na przednim fotelu samochodu i rozmawiali caymi godzinami. I
cho pastor jako duchowny czsto nawizywa do Chrystusa, wypowiada si
cakiem zwyczajnie, jak kto z Chicago komentujcy na przykad daremne
wysiki zuchw w walce o zdobycie proporca.
Pastor Harris by dobrym czowiekiem i mia cikie ycie. Traktowa
swoje powoanie powanie i wieczory zazwyczaj powica wiernym, bywa
albo w szpitalu, albo w zakadzie pogrzebowym, albo odwiedza w domach
tych czonkw wsplnoty, ktrych uwaa za swoich przyjaci. W weekendy
udziela lubw i chrztw, we wtorkowe wieczory przewodniczy zebraniom
kocielnym, w rody i czwartki prowadzi zajcia z chrem. Jednak
codziennie godzin przez zmrokiem, niezalenie od pogody, rezerwowa dla
siebie i chodzi na spacer po play. Ta godzina samotnoci musiaa mu
dobrze robi, bo gdy wraca, w wyrazie jego twarzy byy spokj i pewno.
Steve'owi wydawao si, e w ten sposb pastor odpoczywa od ludzi - dopki
go o to nie zagadn.
- Nie - wyjani tamten. - Nie chodz na pla, eby poby w
samotnoci, to niemoliwe. Spaceruj i rozmawiam z Bogiem.

- To znaczy modli si pastor do Niego?


- Nie - zaprzeczy znowu. - Rozmawiam z Nim. Nigdy nie zapominaj,
e Bg jest twoim przyjacielem. I jak wszyscy przyjaciele pragnie posucha,
co dzieje si w twoim yciu. Czy ci dobrze, czy le, czy jeste smutny, czy
zy, nawet gdy podwaasz sens wszystkich okropnoci, ktre si dziej. Wic
rozmawiaj z Bogiem.
- I co Mu pastor mwi?
- A co mwisz przyjacioom?
- Nie mam przyjaci. - Steve posa mu gorzki umiech. - Przynajmniej
takich, z ktrymi mgbym porozmawia.
Pastor Harris uspokajajco pooy mu do na ramieniu.
- Masz mnie. - Steve nie odpowiedzia, wic pastor ucisn mu rami. Rozmawiam z Bogiem tak jak z tob.
- A On odpowiada? - Steve by peen niedowierzania.
- Zawsze.
- Syszy Go pastor?
- Tak, cho nie uszami. - Przyoy rk do piersi. - Tu sysz Jego
odpowiedzi. Tu czuj Jego obecno.
*
Pocaowawszy Jonah w policzek i uoywszy go do snu, Steve
przystan przed drzwiami, eby popatrze na crk. O dziwo, kiedy weszli
do pokoju, Ronnie ju spaa i zapomniaa o tym, co j drczyo, gdy wrcia
do domu. Twarz miaa spokojn, wosy rozsypane na poduszce, a rce
trzymaa splecione na piersi. Zastanawia si, czy cmokn j na dobranoc,
ale uzna, e tego nie zrobi, e pozwoli jej dryfowa we nie do miejsc, do
ktrych zmierzaa, jak dryfuj topniejce niegi na wodach strumienia.
Mimo to nie potrafi wyj z pokoju. Byo co kojcego w widoku
obojga picych dzieci i gdy Jonah przekrci si na bok, odwracajc si od

wiata padajcego z holu, Steve zacz liczy, ile mino czasu, od kiedy
ostatnio caowa crk przed snem. Rok przed tym, jak odszed od Kim,
Ronnie bya w wieku, kiedy takie gesty staj si krpujce. Wyranie
pamita wieczr, gdy powiedzia, e przyszed pooy j do ka, i
usysza w odpowiedzi: Nie musisz ju tego robi. Nic mi nie bdzie. Kim
spojrzaa na niego wtedy z wymownym smutkiem, wiedziaa, e Ronnie
dorasta, chocia koniec dziecistwa crki by dla niej bolesny.
W przeciwiestwie do Kim Steve nie mia Ronnie za ze, e dorasta.
Pomyla o swoim yciu i przypomniao mu si, e w jej wieku sam ju
decydowa o sobie. Pamita, jak ksztatowao si jego spojrzenie na wiat, a
praca nauczyciela jedynie utwierdzia go w przekonaniu, e zmiany nie tylko
s nieuniknione, ale te przynosz korzyci. Czasami zostawa w klasie z
uczniem, ktry opowiada mu o swoich konfliktach z rodzicami, o tym, jak
matka prbuje si z nim zaprzyjani albo ojciec usiuje go kontrolowa. Inni
nauczyciele w szkole uwaali, e dobrze porozumiewa si z modzie, i
czsto, gdy uczniowie odchodzili, sam z zaskoczeniem dowiadywa si, e i
oni tak myl. Nie wiedzia, skd to si bierze. Przewanie sucha w
milczeniu albo po prostu przeformuowywa pytanie, przez co zmusza ich,
eby sami znajdywali odpowiedzi, i wierzy, e w wikszoci s one suszne.
Nawet gdy czu, e powinien co powiedzie, zazwyczaj wygasza oglne
uwagi w stylu kawiarnianego psychologa. To oczywiste, e twoja mama
chce si z tob zaprzyjani - odpowiada - zaczyna widzie w tobie
dorosego, ktrego pragnie pozna. Albo mwi: Twj tata wie, e popeni
w yciu bdy, i chce ci przed nimi uchroni. Zwyke refleksje zwykego
czowieka, ale ku jego zdziwieniu ucze czasami zwraca si w milczeniu ku
oknu, jakby przyswaja sobie jak gbok myl. Od czasu do czasu odbiera
pniej telefon od rodzicw chopaka czy dziewczyny, ktrzy dzikowali
mu, e porozmawia z ich dzieckiem, bo od tego czasu jest ono lepiej
nastawione. Odkadajc suchawk, usiowa sobie przypomnie, co takiego

powiedzia, w nadziei, e wykaza si wiksz wnikliwoci, ni


przypuszcza, ale przewanie niewiele pamita. Usysza w ciszy, e Jonah
oddycha wolniej. Wiedzia, e synek wanie zasn; soce i wiee
powietrze wyczerpyway go tak, jak nigdy nie wyczerpywa Manhattan. Co
do Ronnie, z ulg zauway, e sen zagodzi napicie, w ktrym ostatnio
ya. Twarz miaa pogodn, prawie anielsk, i nie wiadomo dlaczego
przywioda mu na myl pastora Harrisa, gdy wraca ze swojego spaceru po
play. Patrzy na ni w ciszy i znowu zapragn dostrzec znak obecnoci
Boga. Nazajutrz Ronnie pewnie wyjedzie i na t myl z wahaniem zrobi
krok w jej stron. Przez okno wpadao wiato ksiyca i Steve usysza
miarowy szum fal oceanu. Dalekie gwiazdy zamrugay delikatnie z bosk
afirmacj, jakby Bg objawia si gdzie indziej. Nagle Steve poczu si
zmczony. Jest sam, pomyla; zawsze bdzie sam. Pochyli si i musn
ustami policzek crki, znowu przepeniony mioci do niej, radoci
intensywn jak bl.
*
Obudzi si tu przed witem i pomyla - cho byo to raczej wraenie
- e brakuje mu gry na fortepianie. Gdy skrzywi si, przewidujc, e zaraz
dopadnie go bl odka, poczu nage pragnienie, eby pobiec do salonu i
zatraci si w muzyce.
Zastanawia si, kiedy znowu bdzie mia okazj zagra. aowa teraz,
e nie nawiza adnych znajomoci w miasteczku; od kiedy odgrodzi
fortepian, nachodziy go takie chwile, w ktrych wyobraa sobie, e idzie do
przyjaciela i pyta, czy nie mgby zagra w jego salonie na rzadko
uywanym pianinie, ktre stanowi tylko dekoracj. Widzia siebie, jak
zajmuje miejsce na zakurzonym taborecie, a przyjaciel patrzy na niego z
kuchni czy holu - tego nie by pewny. Potem zaczyna gra i wzrusza tamtego
do ez, czego nigdy nie udao mu si osign w trakcie wielomiesicznych

tras koncertowych.
Zdawa sobie spraw, e to mieszne fantazje, ale czu, e bez muzyki
traci poczucie sensu i e bdzi bez celu. Wstajc z ka, odpdzi od siebie
te myli. Pastor Harris mwi, e do kocioa zamwiono nowy fortepian, by
to dar od jednego z wiernych, i e Steve bdzie mg na nim gra. Ale mia
przyby dopiero pod koniec lipca i Steve nie wiedzia, czy wytrzyma do tego
czasu.
Usiad wic przy stole kuchennym i pooy rce na blacie. Jeli si
skoncentruje, moe usyszy muzyk w gowie. Beethoven skomponowa
Eroic, kiedy by prawie zupenie guchy, czy nie? Moe tak jak on zdoa
usysze w wyobrani cay utwr. Wybra koncert, ktry Ronnie zagraa
podczas wystpu w Carnegie Hall, i zamknwszy oczy, prbowa si skupi.
Pocztkowo, gdy zacz porusza palcami, dwiki byy sabe. Stopniowo
jednak nuty i akordy staway si coraz czystsze i wyraniejsze, i cho nie
dawao to takiej satysfakcji jak prawdziwa gra na fortepianie, wiedzia, e
bdzie musiao mu wystarczy.
Po ostatnich frazach koncertu, ktre dwiczay mu w uszach, powoli
otworzy oczy i uzmysowi sobie, e siedzi w ciemnawej kuchni. Soce
miao pokaza si na horyzoncie za kilka minut i nagle, nie wiadomo skd,
usysza pojedyncz nut, b, przecig i nisk, ktra bya jakby znakiem dla
niego. Wiedzia, e tylko to sobie wyobraa, ale dwik trwa i Steve zacz
szuka owka oraz papieru.
Pospiesznie zapisa kilka prostych nut i taktw, a potem znowu pooy
palec na blacie stou. Usysza dwik ponownie, ale tym razem po nim
nastpiy kolejne nuty, ktre te zanotowa.
Pisa muzyk przez cae ycie, ale traktowa swoje melodie jak
figurynki w porwnaniu z posgowymi utworami, ktre zazwyczaj wola
gra. Ta prba te moga niewiele przynie, lecz czu, e zapala si do tego
wyzwania. A jeli zdoaby skomponowa co... natchnionego? Co, co

byoby pamitane dugo po jego mierci?


*
Ta fantazja nie ya dugo. Prbowa ju czego takiego w przeszoci i
ponosi poraki, nie mia wic zudze, e tym razem mu si uda. Mimo to
odczuwa zadowolenie. W tworzeniu byo co porywajcego. Cho nie
skomponowa wiele - po do dugiej pracy wrci do pierwszych nut, ktre
napisa, bo uzna, e musi zacz od nowa - poczu dziwn satysfakcj.
Gdy soce wspio si nad wydmy, Steve przypomnia sobie swoje
myli z poprzedniego wieczoru i postanowi wybra si na spacer po play.
Najbardziej ze wszystkiego pragn wrci do domu z tym samym spokojem,
ktry widywa na twarzy pastora Harrisa, ale gdy brn przez piasek, poczu
si jak amator, kto, kto szuka boskich prawd jak dziecko muszelek.
Byoby wietnie, gdyby potrafi dostrzec jaki oczywisty znak
obecnoci Boga - moe poncy krzew - ale prbowa si skupi na
otaczajcym go wiecie: socu wyaniajcym si z morza, porannym piewie
ptakw, mgach unoszcych si nad wod. Usiowa chon pikno bez
udziau myli, czu piasek pod stopami i powiew wiatru muskajcy policzek.
Mimo tych wysikw nie wiedzia jednak, czy jest bliszy odpowiedzi.
Co sprawia, zastanowi si po raz setny, e pastor Harris syszy gos
Boga w swoim sercu? Co mia na myli, mwic, e czuje Jego obecno?
Steve przypuszcza, e mgby zapyta pastora wprost, ale wtpi, czy to by
co dao. Jak co takiego wytumaczy? To jak opisywanie kolorw komu
niewidomemu od urodzenia: sowa da si jeszcze zrozumie, ale ich
znaczenie pozostaje tajemnic, spraw osobist.
Byy to dziwne myli jak na niego. Dawniej nie nachodziy go takie
pytania; sdzi, e codzienne obowizki absorboway go na tyle, e nie mia
czasu na mylenie, przynajmniej dopki nie zamieszka znowu w
Wrightsville Beach. Tu czas, wraz z tempem ycia, zwolni bieg. Idc dalej

pla, Steve wrci myl do swojej brzemiennej w skutki decyzji - eby


sprbowa szczcia jako pianista koncertowy. To prawda, e zawsze by
ciekawy, czy odnisby sukces, no i owszem, czu, e czas ucieka. Ale
dlaczego te refleksje stay si wtedy tak naglce? Dlaczego tak skwapliwie na
cae miesice opuszcza rodzin? Jak mg by takim egoist? Z perspektywy
czasu wydawao si, e bya to suszna decyzja dla kadego z nich. Kiedy
sdzi, e wymusia j mio do muzyki, ale teraz podejrzewa, e tak
naprawd szuka sposobu, eby wypeni pustk, ktr czasami czu w sobie.
I gdy tak szed, zacz si zastanawia, czy w kocu w ogle zdoa
znale odpowied.

17
Ronnie

Obudziwszy si, Ronnie spojrzaa na zegar i z ulg stwierdzia, e po


raz pierwszy od czasu, gdy tu przyjechaa, udao jej si wyspa. Nie byo
pno, ale wstajc z ka, czua si wypoczta. Syszaa dwiki telewizora
dobiegajce z salonu i gdy wysza z pokoju, od razu zobaczya Jonah. Lea
na plecach na kanapie, z gow w d, i patrzy uwanie w ekran. Jego szyja
odsonita jak u skazanego na gilotyn pokryta bya okruchami pop - tarty.
Ronnie patrzya, jak brat bierze nastpny ks, kruszc jeszcze bardziej na
siebie i na dywan.
Nie chciaa zadawa tego pytania. Wiedziaa, e odpowied bdzie bez
sensu, ale nie moga si powstrzyma.
- Co robisz?
- Ogldam telewizj do gry nogami - wyjani.
W telewizji nadawano jedn z tych irytujcych japoskich kreskwek z
wielkookimi bohaterami, ktrych nigdy nie rozumiaa.
- Dlaczego?
- Bo lubi.
- A dlaczego akurat tak lubisz?
- Nie mam pojcia.
Wiedziaa, e niepotrzebnie pytaa. Zerkna wic w stron kuchni.

- Gdzie tata?
- Nie wiem.
- Nie wiesz, gdzie jest tata?
- Nie jestem jego opiekunk. - Sprawia wraenie rozdranionego.
- Kiedy wyszed?
- Nie wiem.
- By tu, gdy si obudzie?
- Uhm. - Nie odrywa wzroku od ekranu telewizora. - Rozmawialimy
przez okno.
- A potem...
- Nie wiem.
- Chcesz powiedzie, e rozpyn si w powietrzu?
- Nie. Mwi tylko, e pniej wpad pastor Harris i wyszli, eby
porozmawia. - Brzmiao to tak, jakby odpowied bya oczywista.
- To dlaczego od razu nie powiedziae? - Ronnie ze zniecierpliwieniem
wyrzucia rce w gr.
- Bo prbuj oglda film do gry nogami. Wcale nie tak atwo
rozmawia z tob, gdy krew spywa mi do mzgu.
Przygotowa si na jak jej zgryliw odpowied - na przykad moe
wobec tego powiniene czciej oglda co do gry nogami - ale nie ulega
tej pokusie. Poniewa miaa wreszcie lepszy humor. Poniewa si wyspaa. A
gwnie dlatego, e jaki cichy gos szepta jej: Dzi moe wrcisz do
domu. Koniec z Blaze, koniec z Marcusem i Ashley, koniec z wczesnym
wstawaniem.
I koniec z Willem.
Skupia si na tej myli. W sumie nie by taki zy. Waciwie nawet
dobrze si z nim bawia, prawie do koca. Powinna bya mu powiedzie, co
usyszaa od Ashley; powinna bya si wytumaczy. Ale zjawi si Marcus
i...

Naprawd, naprawd chciaa uciec z tego miejsca jak najdalej.


Rozsuwajc zasony, wyjrzaa za okno. Ojciec i pastor Harris stali na
podecie i uwiadomia sobie, e nie widziaa duchownego od czasu, gdy
bya ma dziewczynk. Niewiele si zmieni; mimo e chodzi o lasce, mia
jak dawniej charakterystyczne gste siwe wosy i brwi. Umiechna si,
przypominajc sobie, jaki by miy po pogrzebie dziadka. Wiedziaa,
dlaczego tata tak go lubi; bya w nim jaka nieskoczona dobro; pamitaa,
jak po naboestwie poczstowa j szklank wieej lemoniady, sodszej ni
wszystkie napoje gazowane. Wygldao na to, e ojciec i pastor rozmawiaj z
kim jeszcze, kogo nie widziaa. Podesza do drzwi i otworzya je, eby mie
lepszy widok. Zobaczya wz policyjny. Za otwartymi przednimi drzwiami
samochodu sta posterunkowy Pete Johnson, ktry najwyraniej ju
odjeda.
Usyszaa warkot silnika i zesza po schodach, podczas gdy ojciec
pomacha do policjanta. Pete zatrzasn drzwiczki i Ronnie poczua, e robi
jej si sabo.
Kiedy podesza do taty i pastora Harrisa, posterunkowy Pete wycofywa
wz z podjazdu, co tylko potwierdzio jej obawy, e usyszy ze wieci.
- Wstaa ju - zacz ojciec. - Niedawno zagldaem do ciebie, ale
spaa jak suse. - Wskaza kciukiem. - Pamitasz pastora Harrisa?
Ronnie wycigna rk.
- Pamitam. Dzie dobry. Mio pastora znowu widzie.
Kiedy duchowny ciska jej do, zauwaya mae poyskujce blizny
na jego rkach.
- Nie mog uwierzy, e to ta sama moda dama, ktr miaem
szczcie pozna dawno temu. Jeste ju cakiem dorosa. - Umiechn si. Bardzo przypominasz matk.
Ostatnio czsto to syszaa, ale wci nie wiedziaa, co ma o tym sdzi.
Czy to znaczy, e wyglda staro? Czy e mama wyglda modo? Trudno

powiedzie, ale uznaa, e w ustach pastora mia to by komplement.


- Dzikuj. Jak si ma pani Harris? Wspar si na lasce.
- Utrzymuje mnie w formie jak zawsze. I na pewno ucieszyaby si na
twj widok. Jeli znajdziesz czas, eby do nas wpa, postaram si, eby
zrobia dla ciebie dzbanek domowej lemoniady.
Wygldao na to, e pamita.
- Trzymam pastora za sowo.
- Mam nadziej. - Zwrci si do Steve'a. - Dziki jeszcze raz za witra
dla kocioa. Bdzie pikny.
Ojciec machn rk niedbale.
- Nie musi mi pastor dzikowa...
- Ale oczywicie, e tak. No c. Naprawd pora ju na mnie. Siostry
Towson prowadz dzi rano zajcia z Biblii, a znasz je i rozumiesz, e nie
mog zostawi ich samym sobie. S z pieka rodem. Uwielbiaj Daniela i
Apokalips, jakby zupenie zapomniay, e jest jeszcze w Biblii co takiego
jak Drugi List do Koryntian. - Obrci si ku Ronnie. - Wspaniale byo ci
znowu zobaczy, moda damo. Mam nadziej, e ojciec nie utrudnia ci
zanadto ycia. Wiesz, jacy s rodzice.
Umiechna si.
- Jest w porzdku.
- To dobrze. Jeli bdzie sprawia kopoty, przyjd do mnie,
porozmawiamy i postaram si przemwi mu do rozumu. Jako dziecko
czasami bywa niesforny, wic wyobraam sobie, jaka musisz by
sfrustrowana.
- Wcale nie byem niesforny - zaprotestowa tata. - Cay czas graem na
fortepianie.
- Przypomnij mi, to ci kiedy opowiem, jak nala do chrzcielnicy
czerwonego barwnika.
Ojciec sprawia wraenie zaenowanego.

- Nigdy tego nie zrobiem!


Pastor Harris najwyraniej dobrze si bawi.
- Moe nie, ale to niczego nie dowodzi. Twj tata nie jest ideaem,
niezalenie od tego, jak usiuje si prezentowa.
Po tych sowach odwrci si i odszed podjazdem. Ronnie patrzya za
nim z rozbawieniem. Miaa ochot pozna bliej kadego, kto potrafi
zawstydzi ojca - w nieszkodliwy sposb oczywicie. I zna o nim rne
historie. mieszne. Ciekawe.
Ojciec mia jednak nieprzenikniony wyraz twarzy, gdy odprowadza
wzrokiem pastora. Ale odwrciwszy si do niej, sta si znowu tat, ktrego
znaa. Przypomniaa sobie, e przed chwil by tu posterunkowy Pete.
- O co chodzio? - zapytaa. - Z posterunkowym Pete'em?
- Moe najpierw zjemy niadanie? Na pewno umierasz ju z godu.
Prawie nie tkna kolacji.
Wzia go za rce.
- Powiedz mi, tato.
Zawaha si, prbujc znale waciwe sowa, ale nie mia jak osodzi
jej prawdy. Westchn.
- Nie bdziesz moga wrci do Nowego Jorku, przynajmniej nie przed
rozpraw, ktra odbdzie si w przyszym tygodniu. Wacicielka sklepu
postanowia wnie oskarenie do sdu.
*
Ronnie siedziaa na wydmie, nie tyle wcieka, ile przestraszona myl
o tym, co dziao si w domu. Tkwia tu od godziny, od czasu gdy tata
powiedzia jej, co usysza od posterunkowego Pete'a. Wiedziaa, e
rozmawia teraz z mam przez telefon, i potrafia sobie wyobrazi jej reakcj.
Z tego jednego powodu cieszya si, e jest tutaj.
No i z powodu Willa...

Pokrcia gow; nie moga zrozumie, dlaczego w ogle o nim myli.


Przecie wszystko si midzy nimi skoczyo, zakadajc, e w ogle co
byo. Dlaczego si ni interesowa? Chodzi przez dugi czas z Ashely, co
oznaczao, e podoba mu si ten rodzaj dziewczyn. A jeli czego si ju
nauczya, to tego, e ludzie tak atwo nie zmieniaj upodoba. Lubi, co
lubili, nawet jeli nie rozumiej dlaczego. A ona bya zupenie inna ni
Ashley.
Nie ma o czym mwi, nad czym debatowa. Bo jeli jest taka jak
Ashley, powinna od razu rzuci si do oceanu i pyn w stron horyzontu,
a nie bdzie nadziei na ratunek. Od razu powinna z sob skoczy.
Ale nie to niepokoio j najbardziej. Niepokoia j mama. Pewnie ju
dowiedziaa si o jej zatrzymaniu, bo tata wanie z ni rozmawia. Ronnie
skulia si na sam myl. Na pewno si zdenerwowaa, nawet krzyczaa. Gdy
tylko odoy suchawk po rozmowie z tat, zadzwoni do siostry albo swojej
matki i opowie o ostatnim strasznym wybryku Ronnie. Zazwyczaj
rozpowiadaa o prywatnych sprawach wszelkiego rodzaju, przewanie tak je
wyolbrzymiajc, e Ronnie miaa gigantyczne poczucie winy. Jednake
mama nigdy nie przejmowaa si drobiazgami. W tym wypadku
najwaniejszym z nich byo to, e Ronnie tego nie zrobia!
Ale czy to w ogle si liczyo? Jasne, e nie. Wrcz czua gniew mamy
i zebrao jej si na wymioty. Moe i dobrze, e nie wrci tego dnia do domu,
do Nowego Jorku.
Usyszaa za sob kroki ojca. Kiedy spojrzaa przez rami, zawaha si.
Najwyraniej prbowa si zorientowa, czy Ronnie chce by sama, ale
pniej niepewnie usiad obok niej. Przez chwil nic nie mwi. Wydawao
si, e patrzy na trawler do poowu krewetek stojcy w oddali na kotwicy.
- Wcieka si? - zapytaa.
Znaa odpowied, ale nie moga si powstrzyma przed zadaniem tego
pytania.

- Troch - przyzna.
- Tylko troch?
- Zdaje si, e rozniosa kuchni w trakcie rozmowy. Ronnie zamkna
oczy, wyobraajc sobie t scen.
- Powiedziae jej, jak byo naprawd?
- Oczywicie, e tak. I zapewniem j, e wierz w twoj wersj. - Obj
j ramieniem i ucisn. - Przejdzie jej. Zawsze przechodzi.
Pokiwaa gow. Czua, e ojciec jej si przyglda.
- Przykro mi, e nie moesz wrci dzi do domu - powiedzia
delikatnie, przepraszajco. - Wiem, jak le si tu czujesz.
- Nie czuj si tu le - odpara automatycznie. Zaskoczona uwiadomia
sobie, e cho prbowaa wmwi sobie co wrcz przeciwnego, powiedziaa
prawd. - Tylko to nie moje miejsce.
Posa jej melancholijny umiech.
- Jeli to ci pocieszy, kiedy dorastaem, te czuem, e to nie jest moje
miejsce. Marzyem o wyjedzie do Nowego Jorku. Ale to dziwne, bo kiedy
wreszcie std uciekem, zaczem tskni bardziej, ni si spodziewaem. W
oceanie jest co, co mnie przyzywa.
Spojrzaa na niego.
- Co ze mn bdzie? Czy posterunkowy Pete powiedzia co wicej?
- Nie. Tylko e wacicielka postanowia wnie spraw do sdu, bo to
wartociowe rzeczy, a ostatnio miaa problemy z kradzieami w sklepie.
- Ale ja tego nie zrobiam! - wykrzykna Ronnie.
- Wiem i co wymylimy. Znajdziemy dobrego adwokata i wniesiemy o
przeniesienie rozprawy.
- Czy adwokaci nie s drodzy?
- Dobrzy... tak - odpar.
- Sta ci na takiego?
- Nie martw si. Co wykombinuj. - Urwa na chwil. - Mog ci o co

zapyta? Co zrobia, e tak rozwcieczya Blaze? Nie powiedziaa mi


dotd.
Gdyby zapytaa j o to mama, pewnie by nie odpowiedziaa. Przed
kilkoma dniami nie odpowiedziaaby te tacie. Teraz jednak nie widziaa
powodu, dla ktrego nie miaaby tego zrobi.
- Blaze chodzi z tym dziwnym, przeraajcym chopakiem i myli, e
prbowaam go jej odbi. Czy co w tym stylu.
- Co masz na myli, mwic dziwny i przeraajcy? Zamilka. Nad
oceanem pojawiy si pierwsze rodziny obadowane rcznikami i zabawkami
dla dzieci. Wskazaa pla.
- Sta tam, gdy rozmawiaam z Willem. Ojciec nie prbowa ukry
niepokoju.
- Ale nie podszed bliej?
Pokrcia gow.
- Nie. Tylko jest w nim co... nienormalnego. Marcus...
- Moe powinna trzyma si z daleka od nich obojga. To znaczy od
Blaze i Marcusa.
- Nie martw si. Nie zamierzam rozmawia z adnym z nich.
- Chcesz, ebym zadzwoni do Pete'a? Wiem, e nie miaa z nim
dobrych dowiadcze, ale...
Ronnie pokrcia gow.
- Na razie nie trzeba. Moesz mi wierzy albo nie, ale nie mam adnych
pretensji do Pete'a. Robi, co do niego naley, i nawet wykaza duo
zrozumienia. Myl, e byo mu mnie szkoda.
- Powiedzia, e ci wierzy. Dlatego rozmawia z wacicielk sklepu.
Umiechna si, mylc, jak dobrze jest tak pogada z tat. Przez
chwil prbowaa sobie wyobrazi, jak wygldaoby jej ycie, gdyby nie
odszed. Zawahaa si, biorc gar piasku i przesiewajc go przez palce.
- Dlaczego nas opucie, tato? - zapytaa. - Jestem ju dostatecznie

dorosa, eby pozna prawd, wiesz?


Ojciec wycign nogi, najwyraniej eby zyska na czasie. Wygldao
na to, e zmaga si z czym, zastanawia, ile jej powiedzie i od czego zacz,
a potem zacz od rzeczy oczywistej.
- Gdy przestaem uczy w konserwatorium Juilliarda, wystpowaem,
gdzie si dao. To byo moje marzenie, wiesz? eby zosta pianist
koncertowym. W kadym razie... chyba powinienem lepiej rozway
sytuacj przed podjciem decyzji. Ale nie zrobiem tego. Nie zdawaem sobie
sprawy, jak trudne to bdzie dla twojej mamy. - Spojrza na ni powanie. W kocu... oddalilimy si od siebie.
Patrzya na ojca, gdy odpowiada na jej pytanie, i staraa si czyta
midzy wierszami.
- By kto jeszcze, prawda? - zapytaa bez intonacji. Ojciec milcza.
Opuci wzrok. Ronnie poczua, e co w niej zamiera.
Kiedy w kocu odpowiedzia, w jego gosie sycha byo zmczenie.
- Wiem, e powinienem woy wicej wysiku w ratowanie naszego
maestwa, i przykro mi, e tego nie zrobiem. Bardziej ni przypuszczasz.
Ale chc, eby co wiedziaa, dobrze? Nigdy nie straciem wiary w wasz
mam, nie straciem wiary w nasz mio. Nawet jeli w kocu nie wyszo
nam tak, jak chciaem czy jak ty by chciaa, to gdy widz ciebie i Jonah,
myl, e jestem szczciarzem, majc takie dzieci. W tym yciu penym
bdw nic lepszego od was mi si nie przydarzyo.
Kiedy skoczy, ponownie wzia gar piasku i przesypaa go przez
palce. Znowu poczua si zmczona.
- To co mam zrobi?
- Z dzisiejszym dniem?
- Ze wszystkim.
Delikatnie pooy jej do na ramieniu.
- Myl, e najpierw powinna z nim porozmawia.

- Z kim?
- Z Willem. Pamitasz, jak wczoraj przeszlicie razem obok domu?
Gdy staem na ganku? Patrzyem na ciebie i mylaem, jak naturalnie
wygldacie z sob.
- Nawet go nie znam - odpara Ronnie ze zdziwieniem i podziwem
jednoczenie.
- Moe nie. - Umiechn si i na jego twarzy pojawia si czuo. Ale ja znam ciebie. I bya wczoraj szczliwa.
- A jeli on nie zechce ze mn rozmawia? - jkna.
- Zechce.
- Skd wiesz?
- Bo widziaem, e i on by szczliwy.
*
Stojc przed wejciem do Blakelee Brakes, mylaa tylko: Nie mam
ochoty tam i. Nie chciaa si z nim spotka, a jednoczenie chciaa, i
wiedziaa, e nie ma wyboru. Zdawaa sobie spraw, e bya wobec niego
niesprawiedliwa i e zasugiwa choby na to, aby si dowiedzie, co
wygadywaa o nim Ashley. I czeka na ni pod domem kilka godzin, no nie?
Poza tym musiaa przyzna, e ojciec mia racj. Przyjemnie spdzaa
czas z Willem, jeli to w ogle byo moliwe w takim miejscu jak to. I mia
w sobie co, co odrniao go od chopakw, ktrych do tej pory znaa. Nie
chodzio o to, e gra w siatkwk i mia wysportowane ciao ani e by
inteligentniejszy, ni mona by sdzi. Nie obawia si jej. Zbyt wielu
chopakw uwaao w tych czasach, e najwaniejsze jest by miym. To
byo wane, ale nie wtedy, gdy dla kogo bycie miym oznaczao bycie
popychadem. Podobao jej si, e zabra j na ryby, mimo e wdkarstwo nie
budzio w niej entuzjazmu. W ten sposb mwi jej: Taki jestem, to sprawia
mi przyjemno i chciaabym robi to z tob, wanie z tob. Zbyt czsto

zdarzao si, e gdy jaki facet zaprasza j na randk, to przyjeda po ni,


nie wiedzc, dokd j zabra i dokd zaprosi, a w kocu sama musiaa
przej inicjatyw. Byo w tym co nijakiego, niezdecydowanie i brak
inwencji. Willa z ca pewnoci nie mona by okreli jako nijakiego i
lubia go za to.
Co oznaczao oczywicie e musiaa naprawi sytuacj. Zebrawszy si
na odwag, w razie gdyby wci by na ni zy, wkroczya do holu. Will i
Scott pracowali w warsztacie w kanale pod samochodem. Scott powiedzia
co do Willa, ten odwrci si i zobaczy j, ale si nie umiechn. Wytar
jednak rce w szmat i podszed do niej.
Zatrzyma si w odlegoci kilku stp. Wci mia nieprzeniknion
min.
- Czego sobie yczysz?
Nie na takie przywitanie liczya, ale bya na nie przygotowana.
- Miae racj - zacza. - Wczoraj wyszam z meczu, bo Ashley
powiedziaa mi, e mam by dla ciebie now zdobycz. Dawaa take do
zrozumienia, e nie jestem pierwsza, e nasz wsplny dzie... to, co
robilimy razem, miejsca, do ktrych mnie zabrae... to sztuczki, ktre
stosujesz wobec wszystkich nowych dziewczyn.
Will patrzy na ni.
- Kamaa - odpar.
- Wiem.
- To dlaczego kazaa mi tyle godzin siedzie pod twoim domem? I
dlaczego od razu nic nie powiedziaa?
Zatkna kosmyk wosw za uchem; czua, e przepenia j wstyd, ale
staraa si tego nie pokazywa po sobie.
- Byo mi le i przykro. I zamierzaam ci powiedzie, ale odszede,
zanim zdyam to zrobi.
- Mwisz, e to moja wina?

- Nie, wcale nie. Ostatnio dzieje si duo rzeczy, ktre nie maj nic
wsplnego z tob. Przez ostatnie kilka dni... byo mi ciko. - Nerwowo
przeczesaa palcami wosy. W garau panowa upa.
Will przez chwil zastanawia si nad tym, co powiedziaa.
- Dlaczego w ogle jej uwierzya? Przecie jej nie znasz. Zamkna
oczy. Dlaczego? - zastanowia si. Bo jestem idiotk. Bo powinnam bya
zawierzy intuicji. Ale nie powiedziaa tego. Pokrcia tylko gow.
- Nie wiem.
Wygldao na to, e nie zamierza doda nic wicej, wic Will wsadzi
kciuki do kieszeni.
- To wszystko, co chciaa mi powiedzie? Bo musz wraca do pracy.
- Chc ci te przeprosi - dorzucia zgaszonym gosem. - Przykro mi.
Przesadziam.
- Owszem - odci si Will. - Zachowaa si irracjonalnie. Co jeszcze?
- I chc te powiedzie, e naprawd spdziam wczoraj bardzo
przyjemny dzie. Z wyjtkiem samego koca.
- W porzdku.
Nie bardzo wiedziaa, co to ma znaczy, ale kiedy rzuci jej lekki
umiech, zacza si uspokaja.
- W porzdku? I to wszystko? Nic wicej mi nie powiesz po tym, jak
przyszam tutaj, eby ci przeprosi? Tylko w porzdku?
Zamiast odpowiedzie, Will zbliy si do niej i wszystko stao si tak
szybko, e nie zdya si zorientowa, o co mu chodzi. W jednej chwili sta
trzy stopy od niej, a ju w nastpnej pooy jej do na biodrze, przycign
j do siebie, pochyli si i pocaowa. Mia mikkie usta i by zaskakujco
delikatny. Moe bya zaskoczona, ale nawet jeli tak, odwzajemnia jego
pocaunek. Nie trwa on

dugo i nie przypomina poraajcych,

obezwadniajcych pocaunkw, ktre pokazywano w filmach; mimo to


sprawi jej przyjemno i uwiadomia sobie, e wanie czego takiego

oczekiwaa od Willa.
Kiedy si odsun, poczua, e krew napywa jej do twarzy. Mia
powan min i nie byo w niej nic nijakiego.
- Nastpnym razem, gdy si na mnie wciekniesz, wyjanij mi, o co
chodzi - poprosi. - Nie odgradzaj si ode mnie. Nie lubi gierek. A przy
okazji, te spdziem bardzo miy dzie.
*
Podczas drogi powrotnej do domu wci czua si troch wytrcona z
rwnowagi. Mimo e odtwarzaa pocaunek w pamici setny raz, nie bardzo
wiedziaa, jak do niego doszo.
Ale podobao jej si to. Bardzo jej si podobao. Wszystko to nasuwao
pytanie, dlaczego pniej po prostu wysza. Mona by odnie wraenie, e
powinni umwi si na spotkanie, ale poniewa Scott sta z tyu i gapi si na
nich z otwartymi ustami, pocaowaa Willa jeszcze raz i pozwolia mu wrci
do pracy. Bya dziwnie pewna, e zobacz si jeszcze, i to prdzej ni
pniej.
Lubi j. Nie miaa pojcia dlaczego, ale lubi j. Ta myl bya
zdumiewajca i Ronnie aowaa, e nie ma tu Kayli, z ktr by moga
porozmawia. Mylaa o tym, eby do niej zadzwoni, ale to nie byoby to
samo, a poza tym nie wiedziaa, co miaaby jej powiedzie. Chyba
potrzebowaa tylko kogo, kto by jej wysucha.
Gdy zbliya si do domu, drzwi warsztatu si otworzyy. Jonah
wyszed na soce i ruszy w stron domu.
- Hej, Jonah! - zawoaa.
- O, Ronnie! - Brat odwrci si i podbieg do niej. Przyjrza jej si, gdy
by ju blisko. - Mog ci o co zapyta?
- Jasne.
- Chcesz ciastko?

- Sucham?
- Ciastko. Oreo na przykad. Chcesz czy nie?
Nie miaa pojcia, o co mu chodzi, z tego prostego powodu, e myli
brata biegy zupenie innym torem ni jej. Odpowiedziaa ostronie:
- Nie.
- Jak to, nie chcesz ciastka?
- Nie, i ju.
- Dobra, niech ci bdzie. - Machn rk. - Ale powiedzmy, e chcesz.
Powiedzmy, e marzysz o ciastku, a w kredensie jest ich mnstwo. Co by
zrobia?
- Zjadabym ciastko? - zapytaa niepewnie. Jonah pstrykn palcami.
- No wanie. To mwi.
- Czyli co?
- e jeli kto ma ochot na ciastko, powinien je sobie wzi. Tak si
robi.
Aha, pomylaa. Teraz to miao sens.
- Niech zgadn. Tata nie pozwoli ci zje ciastka?
- Wanie. Mimo e praktycznie umieram z godu, nawet nie chce o tym
sysze. Mwi, e najpierw mam zje kanapk.
- A ty uwaasz, e to nie fair.
- Dopiero co powiedziaa, e wziaby ciastko, gdyby miaa na nie
ochot. To dlaczego ja nie mog? Nie jestem maym dzieckiem. Sam chc
decydowa o sobie. - Popatrzy na ni z przejciem.
Przytkna palec do brody.
- Hm. Rozumiem, dlaczego to ci tak nurtuje.
- To niesprawiedliwe. Jeli on ma ochot na ciastko, bierze je sobie.
Jeli ty masz ochot na ciastko, bierzesz je sobie. Ale jeli ja mam ochot na
ciastko, zasady si nie licz. Jak powiedziaa, to nie fair.
- Wic co zamierzasz?

- Zje kanapk. Bo musz. Bo dziesiciolatki nie maj co liczy na


sprawiedliwo w tym wiecie.
Powlk si do domu, nie czekajc na odpowied. Musiaa si
umiechn, gdy patrzya, jak brat odchodzi. Moe pniej, pomylaa,
zabierze go na lody. Przez chwil zastanawiaa si, czy nie pj za nim do
domu, ale zamiast tego skierowaa si do warsztatu. Pomylaa, e moe ju
czas obejrze okno witraowe, o ktrym tyle syszaa.
W drzwiach zobaczya, e tata lutuje dwa oowiane elementy.
- Cze, kochanie. Wejd.
Wkroczya do rodka; tak naprawd widziaa warsztat po raz pierwszy.
Zmarszczya nos na widok dziwacznych zwierzt na pkach i podesza do
stou, na ktrym ujrzaa witra. Z tego, co widziaa, tata i Jonah mieli jeszcze
duo roboty, nawet jedna czwarta nie bya skoczona, i sdzc po wzorze,
naleao jeszcze wstawi setki elementw.
Skoczywszy lutowanie, tata wyprostowa si i machn ramionami.
- Ten st jest dla mnie za niski. Bol mnie plecy.
- Chcesz aspiryn?
- Nie, po prostu si starzej. Aspiryna tego nie zaatwi. Umiechna
si, odchodzc od stou. Obok przybitego do ciany wycinka z gazety o
poarze wisiao zdjcie okna. Pochylia si, eby lepiej mu si przyjrze, a
potem zwrcia do ojca.
- Rozmawiaam z nim - wyznaa. - Poszam do garau, w ktrym
pracuje.
- I?
- Chyba mnie lubi. Tata wzruszy ramionami.
- Powinien. Masz w sobie co.
Umiechna si, czujc przypyw wdzicznoci. Usiowaa sobie
przypomnie - ale pami j zawioda - czy ojciec zawsze by taki miy.
- Dlaczego robisz witra dla kocioa? Bo pastor Harris pozwala ci

mieszka w tym domu?


- Nie. I tak bym go zrobi... - Nie dokoczy. Ronnie spojrzaa na niego
wyczekujco. - To duga historia. Jeste pewna, e to ci interesuje?
Skina gow.
- Miaem sze, moe siedem lat, gdy po raz pierwszy zawdrowaem
do kocioa pastora Harrisa. Schroniem si tam przed deszczem... bo lao i
przemokem. Kiedy usyszaem, jak gra na fortepianie, pomylaem...
pamitam to... e zaraz kae mi wyj. Ale nie zrobi tego. Przynis mi
natomiast koc i kubek zupy, a potem zadzwoni do mojej matki, eby po
mnie przyjechaa. Jednake zanim tu dotara, pozwoli mi zagra. Byem
jeszcze may, waliem w klawisze, ale... no, w kadym razie skoczyo si
tak, e wrciem tam nastpnego dnia, a on zosta moim pierwszym
nauczycielem gry na fortepianie. Kocha muzyk. Mawia, e pikna muzyka
jest jak piew anielski, i zapaem bakcyla. Chodziem do kocioa codziennie
i godzinami graem pod starym witraem, w tym boskim wietle, ktre na
mnie spywao. Zawsze widz ten obraz, gdy przypominam sobie czas, ktry
tam spdziem. Ten pikny potok wiata. A kilka miesicy temu, kiedy
koci spon... - Wskaza wycinek z gazety na cianie. - Tamtej nocy
pastor Harris niemal straci ycie. By w rodku, wprowadza ostatnie
poprawki do kazania i ledwie si wydosta. Koci... zaj si w minut i
spali prawie doszcztnie. Pastor przez miesic lea w szpitalu. Gdy z niego
wyszed, zacz odprawia naboestwa w starym magazynie, ktry kto mu
udostpni. Jest tam brudno i ciemno. Mylaem, e to tymczasowe
rozwizanie, dopki mi nie powiedzia, e ubezpieczenie pokrywa tylko
poow szkd i nie sta ich na nowy witra. Koci nie byby ju tym
samym miejscem, ktre zapamitaem, a to niedobrze. Wic zamierzam to
skoczy. - Odchrzkn. - Musz skoczy.
Kiedy opowiada, Ronnie prbowaa go sobie wyobrazi jako dziecko
przy kocielnym fortepianie, a jej spojrzenie wdrowao od fotografii na

cianie do niedokoczonego witrau na stole.


- Robisz suszn rzecz.
- Uhm... Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ale Jonah chyba lubi to
zajcie.
- Och, jeli ju mowa o Jonah. Jest rozgoryczony tym, e nie pozwolie
mu na ciastko.
- Najpierw ma zje lunch. Umiechna si.
- Nie dyskutuj z tob. Tylko wydao mi si to zabawne.
- Mwi ci, e zjad ju dzi dwa ciastka?
- Obawiam si, e o tym nie wspomnia.
- Tak mylaem. - Pooy rkawice na stole. - Chcesz zje z nami
lunch?
Pokiwaa gow.
- Uhm. Chyba tak. Ruszyli do drzwi.
- A przy okazji - rzuci, starajc si, eby zabrzmiao to od niechcenia czy bd mia przyjemno pozna tego modego czowieka, ktry lubi moj
crk?
Wymina go i wysza na wiato soneczne.
- By moe.
- Zapromy go na kolacj. A pniej moglibymy... no wiesz, co
zwykle robilimy - doda ojciec niepewnie.
Ronnie zastanowia si nad tym.
- Nie wiem, tato. To moe by ryzykowne.
- Powiem ci co. Ty zdecydujesz, dobra?

18
Will

- No, stary. Musisz si skupi na grze. Bo inaczej nie pokonamy


Landry'ego i Tysona w turnieju.
Will przerzuci pik z jednej rki do drugiej. Obaj ze Scottem stali na
piasku, ociekajc potem po finaowym meczu. Byo pne popoudnie. O
trzeciej skoczyli robot w warsztacie i pojechali na pla, eby zagra z
dwoma zespoami z Georgii, ktre spdzay wakacje w okolicy. Wszyscy
przygotowywali si do poudniowo - wschodniego turnieju siatkarskiego,
ktry mia si odby pod koniec sierpnia w Wrightsville Beach.
- W tym roku ani razu jeszcze nie przegrali. A zwyciyli w
mistrzostwach kraju dla juniorw - zwrci mu uwag Will.
- No i co z tego? My w nich nie stratowalimy. Po prostu byli najlepsi z
bandy sabeuszy.
Wedug Willa w mistrzostwach juniorw nie wystpowali sabeusze.
Ale w wiecie Scotta kady, kto przegrywa, by sabeuszem.
- Dokopali nam w zeszym roku.
- Tak, ale wtedy bye w gorszej formie ni teraz. Musiaem tyra za
nas dwch.
- Dziki.
- Tylko mwi. Jeste nierwny. Co byo wczoraj? Gdy ta panienka ze

Straconych chopcw sobie posza? Przez reszt meczu grae, jakby by


lepy.
- To nie adna panienka ze Straconych chopcw. Ma na imi Ronnie.
- Niewane. Wiesz, na czym polega problem?
Tak, Scott, kontynuowa, na czym polega mj problem, pomyla Will.
Umieram z ciekawoci, eby pozna twoj opini. Scott cign dalej,
niewiadom myli Willa:
- Twj problem polega na tym, e si nie skupiasz. Co si dzieje, a ty
odpywasz do Nibylandii. Och, oblaem Elvir, wic mog sobie darowa
pi nastpnych poda. Och, Wampirzyca wcieka si na Ashley, wic spal
nastpne dwa serwy...
- Przestaniesz wreszcie? - przerwa mu Will. Scott sprawia wraenie
zdezorientowanego.
- Co przestan?
- Przezywa j.
- No tak! O tym wanie mwi! Nie chodzi mi o ni. Chodzi mi o
ciebie i twj brak koncentracji. O to, e nie jeste w stanie skupi si na grze.
- Wygralimy dwa sety, a oni zdobyli tylko siedem punktw!
Zmiadylimy ich - zaprotestowa Will.
- A nie powinni zdoby nawet piciu! Moglimy ich wyeliminowa.
- Mwisz powanie?
- Tak. S kiepscy.
- Ale wygralimy! Czy to nie wystarczy?
- Nie, jeli mona wygra efektowniej. Moglimy zama ich ducha i
kiedy spotkaliby si z nami podczas turnieju, poddaliby si jeszcze przed
pocztkiem meczu. To si nazywa psychologia.
- Raczej cwaniactwo.
- Dobra, wszystko dlatego, e nie mylisz trzewo. Bo inaczej nie
lizaby si z t Cruell de Mon.

Elvira, Wampirzyca, a teraz znowu Cruella. Przynajmniej si nie


powtarza, pomyla Will.
- Sdz, e jeste zazdrosny - powiedzia.
- Wcale nie. Ale uwaam, e powiniene wrci do Ashley, bo wtedy
miabym szanse u Cassie.
- Wci o tym mylisz?
- A o czym miabym myle? Szkoda, e wczoraj nie widziae jej w
bikini.
- Wic umw si z ni.
- Nie bdzie chciaa. - Scott zmarszczy brwi z konsternacj. - To jak
sprzeda wizana czy co w tym stylu. Nie rozumiem tego.
- Moe jej si nie podobasz.
Scott popatrzy na niego, a potem zamia si nieszczerze.
- Cha, cha! Bardzo mieszne. Powiniene wystpowa w telewizji w
jakim programie satyrycznym. - Wbi wzrok w Willa.
- Tylko mwi.
- Wic przesta, dobra? I co si dzieje midzy tob a t...
- Ronnie?
- Uhm. O co tu chodzi? Wczoraj spdzie z ni cay dzie, a dzi, gdy
si zjawia, caujesz j? Ty z ni... na powanie czy co?
Will nie odpowiedzia.
Scott pokrci gow i unis palec, eby podkreli swj punkt
widzenia.
- Zrozum jedno. Nie moesz teraz zwiza si na powanie z bab.
Musisz skupi si na priorytetach. Masz robot na cay etat, zgosie si na
ochotnika, eby ratowa delfiny, wieloryby czy wie, a wiesz, ile musimy
trenowa w ramach przygotowa do turnieju. Nie masz czasu na inne
sprawy!
Will wci milcza i widzia, e Scott wpada w coraz wiksz panik.

- Och, stary! Nie rb mi tego. Co, do licha, w niej widzisz?


Will trwa w milczeniu.
- Nie, nie, nie - Scott powtarza jak mantr. - Wiedziaem, e co
takiego si zdarzy. Dlatego ci namawiaam, eby wrci do Ashley! Wtedy
nie straciby gowy. Wiem, co bdzie dalej. Zamienisz si w pustelnika.
Zostawisz kumpli, eby spotyka si z pann. Uwierz, nie tego potrzebujesz,
to nie czas, eby chodzi na powanie z...
- Z Ronnie - podsun Will.
- Wszystko jedno - warkn Scott. - Chyba nie dociera do ciebie, co
mwi.
Will si umiechn.
- Czy zdajesz sobie spraw, e bardziej interesujesz si moim yciem
ni swoim?
- Dlatego e nie robi z niego pasztetu jak ty.
Will skrzywi si mimowolnie, powracajc myl do poaru kocioa;
ciekaw by, czy Scott naprawd nic nie rozumie.
- Nie mam ochoty o tym rozmawia - owiadczy, ale uwiadomi
sobie, e Scott nie sucha. Utkwi spojrzenie nad ramieniem Willa w jakim
punkcie na play.
- Chyba artujesz - wymamrota tylko.
Will odwrci si i zobaczy, e zblia si do nich Ronnie - oczywicie
w dinsach i ciemnej koszulce. Wydawaa si tu rwnie nie na miejscu jak
krokodyle na Antarktyce. Na twarzy miaa szeroki umiech.
Podszed do niej, chonc j wzrokiem, ciekaw, o czym ona myli.
Podobao mu si, e nie moe jej rozgry.
- Hej - zacz, wycigajc do niej rk. Zatrzymaa si w pewnej
odlegoci od niego. Przybraa powan min.
- Nie cauj mnie. Tylko posuchaj, dobrze?

*
Siedzc przy nim w pick - upie, zachowywaa si rwnie tajemniczo jak
zwykle. Wygldaa przez okno i umiechaa si lekko; najwyraniej
chwilowo wystarczao jej ogldanie krajobrazu.
Splota donie na kolanach.
- Dla mojego taty to niewane, e jeste w szortach i podkoszulku.
- Zajmie mi to tylko kilka minut.
- Ale to ma by zwyka kolacja.
- Jestem zgrzany i spocony. Nie pojad na kolacj z twoim tat ubrany
jak dupek.
- Mwi ci, e dla niego to nie ma znaczenia.
- Ale dla mnie ma. W przeciwiestwie do niektrych zaley mi na
wraeniu, jakie robi.
Ronnie si najeya.
- Masz na myli mnie?
- Oczywicie,

e nie.

Wszyscy,

ktrych

znam,

s urzeczeni

purpurowymi pasmami we wosach.


Cho wiedziaa, e Will si z ni droczy, oczy jej si rozszerzyy, a
potem nagle zwziy.
- Chyba to nie jest dla ciebie problem.
- Nie, ale tylko dlatego, e jestem wyjtkowy.
Splota rce przed sob i popatrzya na niego.
- Zamierzasz zachowywa si tak przez cay wieczr?
- Jak?
- Jak kto, z kim nie mam ochoty si caowa? Zamia si i zwrci ku
niej.
- Przepraszam. Nie miaem na myli nic zego. I naprawd podobaj mi
si te purpurowe pasma. Taka... wanie jeste.

- Niech ci bdzie, ale nastpnym razem uwaaj, co mwisz. Otworzya schowek na rkawiczki i zacza w nim grzeba.
- Co robisz?
- Tylko zagldam. Dlaczego pytasz? Ukrywasz co?
- Moesz sobie wszystko obejrze. A przy okazji zrb tam porzdek.
Wyja ze rodka pocisk i uja go w dwa palce.
- Tym chyba zabijasz kaczki, prawda?
- Nie, to na jelenie. Za duy kaliber na kaczki. Rozerwaoby je na
strzpy, gdyby czym takim dostay.
- Masz powany problem.
- Ju to syszaem.
Zachichotaa, a potem umilka. Byli po drugiej stronie wyspy, tej
przylegajcej do ldu, i midzy wznoszonymi na brzegu domami lni ocean.
Ronnie zamkna schowek na rkawiczki i opucia oson przeciwsoneczn.
Zobaczywszy wetknite za ni zdjcie licznej blondynki, wyja je i mu si
przyjrzaa.
- adna - zauwaya.
- Uhm.
- Stawiam dziesi dolcw, e wstawie je na swoj stron na
Facebooku.
- Pudo. To moja siostra.
Spostrzeg, e przeniosa wzrok z fotografii na jego nadgarstek i
przyjrzaa si bransoletce z plecionki.
- Bliniacze bransoletki? - zapytaa.
- Robimy je z siostr.
- Na pewno po to, eby wesprze suszn spraw.
- Nie - zaprzeczy. Nic wicej nie powiedzia i wyczua intuicyjnie, e
nie mia ochoty o tym rozmawia. Starannie woya zdjcie na miejsce i
uniosa oson.

- Jak daleko mieszkasz? - zapytaa.


- Ju prawie jestemy na miejscu - zapewni j.
- Gdybym wiedziaa, e to tak daleko, wrciabym do domu. Bo
oddalamy si od niego coraz bardziej.
- Ale straciaby szans na byskotliw rozmow.
- Tak to nazywasz?
- Zamierzasz mnie dalej obraa? - Zerkn na ni. - Pytam, bo nie
wiem, czy wczy muzyk, eby tego nie sucha.
- Wiesz, chyba popenie bd, e mnie pocaowae. To zreszt nie
byo zbyt romantyczne - odcia si Ronnie.
- Mylaem, e bardzo romantyczne.
- Bylimy w warsztacie, miae usmarowane rce i gapi si na nas twj
kumpel.
- Wspaniaa sceneria - rzuci.
Zwolni i opuci oson przeciwsoneczn po swojej stronie. Potem
skrci, zatrzyma si na chwil i nacisn guzik pilota. Brama z kutego
elaza otworzya si powoli i pick - up wjecha przez ni. Podniecony
perspektyw kolacji u Ronnie, Will nie zauway, e dziewczyna zamilka.

19
Ronnie

Dobra, pomylaa, to byo mieszne. Nie sama posiado: zadbane


ogrody rane, ywopoty i posgi z marmuru, potny dom w stylu
georgiaskim z eleganckimi kolumnami ani nawet ekskluzywne samochody,
ktre woskowano rcznie na obszarze do tego przeznaczonym - ale wszystko
razem.
To byo nie tylko mieszne. Przekraczao granice miesznoci.
Jasne, wiedziaa, e w Nowym Jorku mieszkaj ludzie, ktrzy maj
dwudziestotrzypokojowe apartamenty przy Park Avenue albo domy w
Hamptons, ale nie znaa ich, nie przyjania si z nimi i nie bywaa u nich.
Takie miejsca widywaa jedynie w czasopismach, i to na zdjciach
zrobionych z ukrycia przez paparazzich.
A teraz znalaza si tutaj - w T - shircie i podartych dinsach. wietnie.
Mg j chocia uprzedzi.
Przygldaa si domowi, gdy pick - up mkn alej dojazdow,
skrcajc na maym rondzie. Will zatrzyma si dokadnie przed wejciem.
Odwrcia si ku niemu i ju miaa go zapyta, czy tu mieszka, ale
uwiadomia sobie, e to gupie pytanie. Oczywicie, e tu mieszka. A
zreszt on ju wysiad.
Idc za jego przykadem, otworzya drzwi i wyskoczya z samochodu.

Dwaj mczyni, ktrzy myli wozy, spojrzeli na ni i zaraz wrcili do pracy.


- Tylko wezm prysznic. To nie potrwa dugo.
- Dobrze. - Nie wiedziaa, co innego moga powiedzie. By to
najwikszy dom, jaki widziaa w yciu.
Wesza za Willem po schodach prowadzcych na taras i przystana na
moment przy drzwiach. Jednake zdoaa dostrzec obok wejcia ma
mosin tabliczk z napisem Pastwo Blakelee.
Jak w nazwie warsztatu, Blakelee Brakes. I w oglnokrajowej sieci
napraw. Ojciec Willa pewnie nie by jednym z ajentw, lecz wacicielem
firmy.
Wci trawia to odkrycie, gdy Will pchn drzwi i wprowadzi j do
wielkiego holu, ktrego centralne miejsce zajmoway szerokie schody. Po
prawej stronie znajdowaa si wyoona ciemn boazeri biblioteka, a po
lewej co w rodzaju salonu muzycznego. Na wprost otwiera si ogromny
zalany socem pokj, a za nim zobaczya lnice wody Intracoastal
Waterway.
- Nie mwie mi, e masz na nazwisko Blakelee - mrukna.
- Nie pytaa. - Wzruszy obojtnie ramionami. - Chod dalej.
Poprowadzi j w stron wielkiego pokoju. Na tyach domu rozcigaa
si obszerna zadaszona weranda; nad wod mona byo zobaczy rednich
rozmiarw jacht zacumowany na maej przystani.
Dobra, przyznaa. Czua si tu obco i to, e pewnie wszyscy, ktrzy
znaleli si tu po raz pierwszy, dowiadczali podobnego uczucia, stanowio
niewielk pociech. Rwnie dobrze mogaby wyldowa na Marsie.
- Napijesz si czego, gdy bd si przygotowywa?
- E nie, nie chce mi si pi. Dziki - odpara, usiujc nie gapi si
dookoa.
- Oprowadzi ci najpierw?
- Nie, nie.

Gdzie z naprzeciwka, troch z boku, dobieg jaki gos.


- Will?! Jeste w domu czy such mnie myli? Obrcia si w tamt
stron i zobaczya atrakcyjn kobiet po pidziesitce, ktra miaa na sobie
drogi lniany kostium ze spodniami i trzymaa w doni czasopismo o lubach.
- Cze, mamo. - Will wrzuci kluczyki samochodowe do misy stojcej
na stoliku, tu obok wazonu ze wieo citymi liliami. - Kogo
przywiozem. To Ronnie. A to moja mama, Susan.
- O. Witaj, Ronnie - chodno rzucia Susan.
Cho kobieta prbowaa to ukry, Ronnie zorientowaa si, e nie jest
zachwycona wizyt niespodziewanego gocia. Jej niezadowolenie budzio nie
tylko to, e wizyta bya niezapowiedziana, ale take sam go.
Jeli Ronnie wyczua napicie, to Will najwyraniej by go
niewiadomy. Moe, pomylaa, co takiego potrafi wyczu tylko kobiety,
bo Will swobodnie gawdzi dalej z matk.
- Jest tata? - zapyta.
- Chyba w swoim gabinecie.
- Zanim wyjd, musz z nim porozmawia. Susan przeoya
czasopismo z jednej rki do drugiej.
- Dokd si wybierasz?
- Wieczorem jem kolacj u Ronnie, z jej tat i bratem.
- Och. To wspaniale.
- Powinna by zadowolona. Ronnie jest wegetariank.
- O - rzucia ponownie Susan. Zwrcia si do niej i spojrzaa na ni
uwanie. - Naprawd?
Ronnie a si skulia.
- Tak.
- Interesujce - zauwaya Susan.
Ronnie widziaa, e wcale jej to nie interesuje, ale Will najwyraniej
nie.

- Dobra, to ja biegn na gr na kilka minut. Zaraz wrc. Ronnie miaa


ochot mu powiedzie, eby si pospieszy, ale zamiast tego rzucia tylko:
- Okay.
Kilkoma duymi susami wbieg na schody, zostawiajc Ronnie i Susan
same. W ciszy, ktra zapada, Ronnie uwiadomia sobie, e cho niewiele je
czy, obu im ciy to, e skazane s na swoje towarzystwo.
Miaa ochot udusi Willa. Szkoda, e jej nie uprzedzi.
- Wic - zacza Susan, umiechajc si z przymusem. Wydawaa si
niemal plastikowa. - To ty masz to gniazdo wi za domem?
- Tak, to ja.
Susan kiwna gow. Najwyraniej skoczyy jej si tematy do
rozmowy, wic z kolei Ronnie usiowaa wypeni cisz. Wskazaa w stron
holu.
- Maj pastwo pikny dom.
- Dzikuj.
Ronnie stracia inwencj i przez chwil obie patrzyy na siebie ze
skrpowaniem. Nie miaa pojcia, co by byo, gdyby duej zostay same. Ale
na szczcie doczy do nich mczyzna przed szedziesitk albo tu po
niej, ubrany w sportowe spodnie i koszulk polo.
- Wydawao mi si, e kto przyjecha - powiedzia, idc w ich stron.
Mwi sympatycznym tonem, niemal artobliwym. - Jestem Tom, czyli
ojciec Willa, a ty jeste Ronnie, prawda?
- Mio mi pozna pana - odpowiedziaa.
- Ciesz si, e wreszcie mog pozna dziewczyn, o ktrej Will tyle
mwi.
Susan odchrzkna.
- Will zosta zaproszony do Ronnie na kolacj. Tom zaartowa:
- Mam nadziej, e nie przygotowalicie nic wymylnego. Chopak je
tylko pizz pepperoni i hamburgery.

- Ronnie jest wegetariank - wyjania Susan. Dziewczyna pomylaa,


e zabrzmiao to tak, jakby zamiast wegetariank bya terrorystk. A moe
nie. Nie bya pewna. Will naprawd powinien by jej powiedzie, czego si
ma spodziewa, wtedy mogaby si przygotowa. Ale Tom, tak samo jak
Will, jakby nie zwraca na nic uwagi.
- artujesz? To wietnie. Przynajmniej Will zacznie si zdrowo
odywia. - Urwa na chwil. - Wiem, e czekasz na niego, ale masz kilka
minut? Chc ci co pokaza.
- Na pewno nie zainteresuje jej twj samolot, Tom - zauwaya Susan.
- Skd wiesz? A moe tak - odpar. Odwracajc si do Ronnie, zapyta:
- Lubisz samoloty?
Oczywicie, pomylaa, pewnie maj jeszcze wasny samolot. To pasuje
do rwnania. Caa ta afera bya win Willa. Zamierzaa go zabi, gdy tylko
si std wydostanie. Ale co teraz moga zrobi?
- Uhm. Oczywicie, e lubi samoloty.
*
Miaa przed oczami obraz learjeta albo gulfstreama stojcego w maym
hangarze po drugiej stronie posiadoci, ale by niewyrany, bo prywatne
samoloty widywaa jedynie na zdjciach. Tego jednak si nie spodziewaa:
widoku kogo starszego ni jej ojciec, kto kieruje zdalnie sterowanym
zabawkowym samolotem, wpatrujc si w kontrolki.
Samolot zawy, lecc nad drzewami i pikujc w stron Intracoastal
Waterway.
- Zawsze chciaem mie co takiego. Wreszcie si zamaem i kupiem
sobie. Waciwie to ju drugi. Pierwszy przez przypadek skoczy w wodzie.
- To fatalnie - zauwaya ze wspczuciem Ronnie.
- Uhm, ale nauczyem si przez to czyta instrukcj obsugi.
- Rozbi go pan?

- Nie, skoczyo mu si paliwo. - Spojrza na ni. - Chcesz sprbowa?


- Lepiej nie. - Zawahaa si. - Nie jestem w tym dobra.
- To nie takie trudne - zapewni j. - To jeden z samolotw dla
pocztkujcych. Odporny na idiotw. Co prawda, pierwszy te by taki. O
czym to wiadczy?
- e powinien pan czyta instrukcj obsugi?
- Susznie. - W tonie jego gosu byo co, co przypominao jej Willa. Rozmawiaycie z Susan o lubie? - zapyta.
Ronnie zaprzeczya ruchem gowy.
- Nie. Ale Will wspomina mi o nim.
- Spdziem dzi dwie godziny u florystki, ogldajc kompozycje
kwiatowe. Ogldaa kiedy przez dwie godziny kompozycje kwiatowe?
- Nie.
- To moesz uwaa si za szczciar.
Ronnie parskna miechem, pena ulgi, e jest tu z nim. Zaraz potem
nadszed Will, odwieony, ubrany starannie w koszulk polo i szorty - jedno
i drugie markowe, ale chyba powinna si bya tego spodziewa.
- Musisz wybaczy tacie. Czasami zapomina, e jest dorosy zaartowa.
- Jestem przynajmniej szczery. I jako nie widziaem, eby pdzi do
domu nam pomc.
- Miaem mecz siatkwki.
- Uhm, na pewno dlatego. Ale musz ci powiedzie, e Ronnie jest o
wiele adniejsza, ni mwie.
Cho umiechna si z zadowoleniem, Will najwyraniej by speszony.
- Tato...
- To prawda - doda szybko Tom. - Nie wstyd si. - Upewni si, e
samolot leci prosto, i spojrza na Ronnie. - On czsto si wstydzi. By
najbardziej niemiaym dzieckiem na wiecie. Nie mg usi przy

dziewczynie, eby si nie zarumieni.


Will tymczasem krci gow ze zdumieniem.
- Nie wierz, e to mwisz, tato. I to przy niej.
- W czym problem? - Tom zerkn na Ronnie. - Czy to ci przeszkadza?
- Wcale nie.
- No widzisz? - Zadowolony poklepa syna po piersi. - Jej to nie
przeszkadza.
- Wielkie dziki. - Will si skrzywi.
- Od czego s ojcowie? Hej, chcesz si tym pobawi? - zaproponowa
synowi.
- Naprawd nie mog. Musz odwie Ronnie do domu, ebymy
mogli zasi do kolacji.
- Posuchaj mnie. Jeli nawet bdzie bakaan z brukwi i torii, masz
zje, co ci podadz pochwali i podzikowa - upomnia go Tom.
- Prawdopodobnie bdzie pasta - zdradzia Ronnie z umiechem.
- Naprawd? - Tom wydawa si rozczarowany. - Makaron to on zje.
- Co? Wolaby, ebym nie zjad?
- Zawsze lubi eksperymentowa. Jak byo dzi w warsztacie?
- O tym wanie chciaem z tob pogada. Jay powiedzia, e jest
problem z komputerem czy z oprogramowaniem... wszystko drukuje si
podwjnie.
- Tylko w salonie firmowym czy gdzie indziej te?
- Nie wiem. Tom westchn.
- Chyba bd musia to sprawdzi. Oczywicie jeli uda mi si cign
to cholerstwo na ziemi. A wy dwoje bawcie si dobrze, okay?
Kilka minut pniej, gdy wsiedli do pick - upu, Will przed wczeniem
silnika zadzwoni kluczykami.
- Przepraszam za to wszystko. Tata czasami mwi dziwne rzeczy.
- Nie przepraszaj. Polubiam go.

- A przy okazji, wcale nie byem niemiay. Nigdy si nie


czerwieniem.
- Oczywicie, e nie.
- Mwi serio. Zawsze byem pewny siebie.
- Jasne. - Wycigna rk i poklepaa go po kolanie. - Ale posuchaj.
Jeli chodzi o dzisiejszy wieczr. W mojej rodzinie panuje taka dziwna
tradycja.
*
- Kamiesz! - wrzasn Will. - Kamiesz przez cay wieczr i mam ju
tego do, niedobrze mi si robi.
- Nawet si nie wa! - krzykna Ronnie. - To ty kamiesz!
Ju dawno posprztali po kolacji - tata poda spaghetti w sosie marinara
i Will zmit wszystko z talerza - a teraz siedzieli przy stole kuchennym z
kartami przy twarzach, grajc w pokera kamcw. Will mia semk kier,
Steve - trjk kier, a Jonah - dziewitk pik. Przed kadym z nich stay supki
monet, a z miski ustawionej porodku wysypay si ju drobniaki.
- Oboje kamiecie - wczy si Jonah. - adne z was nie mwi prawdy.
Will spojrza na niego z pokerow min i sign do swojego supka z
monetami.
- Ta dwudziestocentwka wiadczy, e nie wiesz, o czym mwisz.
Ojciec pokrci gow.
- Ze

zagranie,

mody

czowieku.

To

koniec.

Podnosz

do

pidziesiciu centw.
- Zobaczymy! - zawoaa Ronnie.
I Jonah, i Will dorzucili t sam sum.
Znieruchomieli, patrzc na siebie nawzajem, a potem wyoyli karty na
st. Ronnie, ktra miaa semk, zauwaya, e wygra Jonah. Znowu.
- Wszyscy jestecie kamcami! - owiadczy. Ronnie dostrzega, e

wygra dwa razy wicej ni reszta, i patrzc, jak brat zgarnia stos drobnych,
pomylaa, e przynajmniej jak dotd wieczr by bardzo przyjemny. Nie
wiedziaa, czego si spodziewa, gdy zapraszaa tu Willa, zwaszcza e
pierwszy raz przedstawiaa swojego chopaka ojcu. Czy tata umknie do
kuchni i zostawi ich samych? Czy bdzie prbowa zaprzyjani si z
Willem? Powie albo zrobi co, co wprawi j w zakopotanie? Podczas jazdy
do domu ju zacza kombinowa, jak urwa si po kolacji.
Jednake gdy tylko weszli do rodka, uspokoia si troch. Po pierwsze,
dom by wysprztany, a Jonah najwyraniej dosta polecenie, eby nie
naprzykrza si im ani nie wypytywa Willa jak prokurator. Tata przywita
si z Willem zwyczajnym uciskiem doni i swobodnym Mio ci pozna.
Will oczywicie stan na wysokoci zadania i odpowiada: Tak, prosz
pana albo Nie, prosz pana, co wydao jej si ujmujce i bardzo w
poudniowym stylu. Rozmowa przy kolacji toczya si gadko; tata pyta
Willa o prac w warsztacie samochodowym i oceanarium, a Jonah nawet
pooy sobie serwetk na kolanach. Ale najwaniejsze, e ojciec nie paln
nic enujcego i chocia wspomnia o tym, e uczy w szkole u Juilliarda, nie
powiedzia, e by take jej nauczycielem, e kiedy wystpia w Carnegie
Hall ani e napisali razem kilka utworw, nie zdradzi te, e jeszcze kilka
dni temu prawie z sob nie rozmawiali. Kiedy po kolacji Jonah poprosi o
ciastka, Ronnie z tat wybuchnli miechem, wic Will zapyta, co ich tak
mieszy. We czwrk posprztali ze stou i gdy Jonah zaproponowa, eby
zagrali w pokera kamcw, Will zgodzi si z ochot.
Co do Willa, by typem chopaka, ktry spodobaby si jej matce:
dobrze wychowany, miy, inteligentny i co najwaniejsze, bez tatuay...
Dobrze by byo, gdyby mama siedziaa tu z nimi. Przekonaaby si, e
Ronnie nie jest jeszcze kompletnie stracona dla wiata. Lecz pewnie byaby
tak podniecona, e albo od razu prbowaaby zaadoptowa Willa, albo po
jego wyjciu tysic razy zapewniaaby Ronnie, jaki to uroczy mody

czowiek, wskutek czego ona tylko miaaby ochot natychmiast z nim


zerwa, zanim mam cakiem poniesie. Tata tak si nie zachowywa - jakby
ufa ocenie Ronnie i pozwala jej podejmowa decyzje, nie wypowiadajc
wasnych opinii.
Wydawao si to naprawd dziwne, zwaywszy na to, e dopiero j
poznawa, i jednoczenie troch smutne, poniewa zacza zdawa sobie
spraw, e popenia bd, unikajc go przez ostatnie trzy lata. Dobrze by
byo z nim porozmawia, gdy mama doprowadzaa j do szau.
W sumie wic si cieszya, e zaprosia Willa do domu. Z pewnoci
atwiej mu byo pozna jej tat, ni jej pozna Susan. Jego matka przerazia
j na mier. C, moe to przesada, ale Ronnie niewtpliwie czua si przy
niej oniemielona. Susan nie ukrywaa niechci: albo nie podobaa jej si
sama Ronnie, albo to, e syn si z ni spotyka.
W normalnych okolicznociach Ronnie nie przejmowaaby si tym, co
myli o niej czyj rodzic, ani nie zastanawiaa si nad swoim strojem. Jest,
kim jest, ostatecznie... Pierwszy raz w yciu poczua, e nie spenia czyich
oczekiwa, i to gnbio j bardziej, ni mogaby si spodziewa.
Gdy zapad zmrok i gra w pokera kamcw dobiegaa koca, Ronnie
zauwaya, e Will na ni patrzy. Odpowiedziaa na jego spojrzenie
umiechem.
- Jestem prawie zrujnowany - oznajmi, wskazujc swj stosik monet.
- Wiem. Ja te. Zerkn w stron okna.
- Mylisz, e moemy pj na spacer?
Wiedziaa, e zapyta, bo chcia poby z ni sam - poniewa mu na niej
zaleao, nawet jeli nie by pewny, czy ona to odwzajemnia.
Spojrzaa mu w oczy.
- Bardzo chtnie si przejd.

20
Will

Plaa cigna si milami, od Wilmington oddziela j most nad


Intracoastal Waterway. Oczywicie zmienia si od czasu, gdy Will by may
- latem panowa na niej wikszy tok, okazae wille na brzegu stopniowo
zastpoway mae domki, jak ten, w ktrym mieszkaa Ronnie - ale mimo to
wci kocha ocean noc. W dziecistwie jedzi po play rowerem, w
nadziei, e zobaczy co ciekawego, i prawie nigdy nie spotykao go
rozczarowanie. Widzia wielkie rekiny wyrzucone na brzeg, tak kunsztowne
zamki z piasku, e wygrayby kady oglnokrajowy konkurs, a kiedy nawet,
niecae pidziesit jardw od brzegu, dostrzeg wieloryba, ktry wynurzy
si na chwil zza wielkiej fali.
Tego wieczoru na play byo pusto i gdy oboje z Ronnie szli boso po
wodzie, uwiadomi sobie, e z t dziewczyn chciaby stawi czoo
przyszoci.
Wiedzia, e jest za mody na takie refleksje i w ogle nie ma co myle
o maestwie, a jednak czu, e gdyby spotka Ronnie za dziesi lat, byaby
t jedyn. Zdawa sobie spraw, e Scott tego nie zrozumie - Scott nie umia
wyobrazi sobie przyszoci, ktra wykraczaa poza nadchodzcy tydzie ale przecie nie rni si pod tym wzgldem od wikszoci jego
rwienikw. Mona by odnie wraenie, e ich myli biegn dwoma

rnymi torami; jego nie interesoway przygody na jedn noc, nie korcio go,
eby sprawdzi, jak daleko uda mu si posun z dziewczyn, nie mia
ochoty czarowa panienek, eby dosta to, czego chce, a potem przerzuci
si na jak now, atrakcyjniejsz. Nie by taki. I wiedzia, e nigdy nie
bdzie. Kiedy poznawa jak dziewczyn, zadawa sobie pytanie, czy chce
si z ni spotyka; czy wyobraa sobie, e bdzie z ni chodzi przez duszy
czas.
Przypuszcza,

e czciowo to zasuga

jego

rodzicw.

Byli

maestwem od trzydziestu lat, na pocztku ciko im si yo, jak wielu


innym parom, a potem przez lata rozwijali firm i dorobili si dzieci. Przez
cay ten czas si kochali, cieszyli ze swoich sukcesw i wspierali nawzajem
podczas tragedii. adne z nich nie byo ideaem, ale dojrzewali w
przekonaniu, e stanowi zesp, i w kocu take on tym przesikn.
Mona by pomyle, e chodzi dwa lata z Ashley, bo bya bogata i
liczna, i cho kamaby, gdyby powiedzia, e uroda nie graa adnej roli, to
miaa ona mniejsze znaczenie ni inne rzeczy, ktre widzia w tej
dziewczynie. Suchaa go tak, jak on sucha jej, sdzi, e mog sobie
powiedzie wszystko. Ale z czasem zawodzia go coraz bardziej, zwaszcza
gdy ze strachem przyznaa, e obciskiwaa si na imprezie z facetem z
miejscowego college'u. Wcale si nie ba, e Ashley zrobi to kolejny raz kady moe popeni bd, a to by tylko pocaunek - ale dziki temu
zdarzeniu uzmysowi sobie, czego oczekuje od bliskich mu ludzi. Zacz
zwraca uwag na to, jak Ashley odnosi si do innych, i nie bardzo mu si
podobao to, co widzia. Jej cige plotkowanie - ktre kiedy uwaa za
nieszkodliwe - zaczo go drani, tak jak dugie przygotowania do
wieczornych wyj, kiedy kazaa mu na siebie czeka. Gnbiy go wyrzuty
sumienia, kiedy w kocu z ni zerwa, ale pociesza si myl, e mia
zaledwie pitnacie lat, gdy zaczli si z sob spotyka, i bya to jego
pierwsza dziewczyna. W kocu zrozumia, e nie mia innego wyjcia.

Wiedzia, kim jest i co si dla niego liczy, a Ashley tego nie odzwierciedlaa.
Uzna, e lepiej zakoczy ten zwizek, zanim sprawy zajd za daleko.
Jego siostra Megan bya do niego podobna pod tym wzgldem. Pikna i
inteligentna oniemielaa wikszo chopakw, z ktrymi umawiaa si na
randki. Przez dugi czas odchodzia od jednego do drugiego, ale nie dlatego,
e bya prna czy niestaa. Kiedy zapyta j, dlaczego nie moe si
ustatkowa, odpowiedziaa wprost: S faceci, ktrzy dorastaj z myl, e
kiedy w przyszoci zao rodzin, i tacy, ktrzy s gotowi do maestwa,
gdy tylko poznaj waciw dziewczyn. Ci pierwsi mnie nudz gwnie
dlatego, e s aoni; na drugich, szczerze mwic, trudno trafi. To ci
drudzy, ci powani, mnie interesuj i trzeba czasu, eby znale tego, ktry
zainteresuje si mn. Chc powiedzie, e jeli zwizek nie przetrwa dugo,
to po co, u licha, w ogle traci na niego czas i energi".
Megan. Umiechn si, mylc o niej. ya wedug wasnych zasad. W
cigu ostatnich szeciu lat swoim podejciem oczywicie doprowadzaa
mam do furii, bo szybko wyeliminowaa prawie wszystkich chopakw z
miasteczka, ktrzy pochodzili z dobrych" rodzin. Ale wedug niego Megan
miaa racj i na szczcie poznaa w Nowym Jorku faceta, ktry spenia
wszystkie jej kryteria.
Dziwnym trafem Ronnie przypominaa mu Megan. Te bya
indywidualistk o wolnomylicielskich przekonaniach, uparcie niezalen
osob. Pozornie nie naleaa do tych dziewczyn, ktre mu si podobay, ale...
miaa wietnego ojca, przemiesznego brata, bya mdra i wraliwa. Kto by
spdzi ca noc na dworze, eby chroni gniazdo wi? Kto przerwaby
bjk, eby pomc dzieciakowi? Kto czytaby Tostoja w wolnym czasie?
I kto, przynajmniej w tym miasteczku, zakochaby si w nim, zanim
dowiedziaby si o jego pochodzeniu?
To, nie ukrywa, te byo dla niego wane, cho aowa, e tak jest.
Kocha ojca i swoje nazwisko, by dumny z rodzinnej firmy. Docenia to, co

dosta od ycia, ale... chcia by sob. Chcia, eby ludzie widzieli w nim
Willa, nie Willa Blakelee, i poza siostr nie mia z kim o tym porozmawia.
Nie mieszka w Los Angeles, gdzie w kadej szkole mona by znale dzieci
celebrytw, czy w Andover, gdzie niemal kady mia znajomego ze sawnej
rodziny. Nieatwo byo y w takim miejscu jak to, gdzie wszyscy si znali, i
gdy troch dors, zacz podchodzi z rezerw do nowych przyjani.
Chtnie rozmawia z prawie kadym, ale nauczy si odgradza
niewidzialnym murem, przynajmniej dopki nie zyska pewnoci, e kto nie
chce si z nim zaprzyjani ze wzgldu na jego nazwisko i nie dla nazwiska
interesuje si nim jaka dziewczyna. I jeli nie by pewny, czy Ronnie wie
co o jego rodzinie, przekona si, gdy po poudniu zajecha pod swj dom.
- O czym mylisz? - zapytaa go teraz. Lekki powiew wiatru rozwiewa
jej wosy i daremnie prbowaa uj je w luny kucyk. - Jeste jaki
milczcy.
- Myl o tym, jak si ciesz, e byem u was.
- U nas, w naszym domku? Jest troch inny od tego, do czego si
przyzwyczaie.
- Masz wspaniay dom - nie ustpowa. - Tak samo jak ojca i brata.
Mimo e may ogra mnie w pokera.
- On zawsze wygrywa, od czasu gdy by malutki, ale nie pytaj, jak to
si dzieje. Myl, e oszukuje, ale nie wpadam na to jak.
- Moe po prostu powinna lepiej kama.
- Och, tak jak ty, mwic mi, e pracujesz u ojca?
- Pracuj u ojca - zaperzy si.
- No, wiesz, o co mi chodzi.
- Ju mwiem, nie sdziem, e to ma znaczenie. - Przystan i
odwrci si do niej. - A ma?
Wygldaa tak, jakby zastanawiaa si nad doborem sw.
- To ciekawe i wyjania par rzeczy w zwizku z tob ale gdybym ci

powiedziaa, e moja mama pracuje jako prawniczka w firmie przy Wall


Street, zmienioby to twj stosunek do mnie?
Na to mg odpowiedzie z cakowit szczeroci.
- Nie. Ale to co innego.
- Dlaczego? - spytaa. - Bo twoi rodzice s bogaci? Takie rozumowanie
ma sens tylko dla kogo, kto uwaa, e pienidze s najwaniejsze.
- Tak nie powiedziaem.
- To co miae na myli? - zapytaa wyzywajco, a pniej pokrcia
gow. - Suchaj, wyjanijmy sobie co. Nie obchodzi mnie, czy twj ojciec
jest sutanem Brunei, czy nie. Akurat urodzie si w uprzywilejowanej
rodzinie. Co z tym zrobisz, zaley tylko od ciebie. Jestem tutaj z tob bo
chc. Gdybym nie chciaa, nie zmieniyby tego adne pienidze.
Widzia, e mwic to, bya coraz bardziej poruszona.
- Dlaczego mam wraenie, e nie pierwszy raz wygaszasz ten tekst?
- Bo tak jest. - Zatrzymaa si i zwrcia ku niemu twarz. - Przyjed do
Nowego Jorku, to zrozumiesz, dlaczego umiem to na pami. W niektrych
klubach spotyka si samych snobw, mwicych tylko o tym, z jakiej
rodziny pochodz albo ile zarabiaj ich rodzice... to mnie nudzi. Stoj tam i
mam ochot powiedzie: To super, e inni w twojej rodzinie do czego
doszli, ale co ty osigne?". Milcz jednak, bo oni by tego nie zrozumieli.
Sdz, e nale do wybracw. Nie ma sensu nawet piekli si z tego
powodu, bo caa sprawa jest mieszna. Ale jeli wydaje ci si, e zaprosiam
ci ze wzgldu na nazwisko...
- Wcale nie - przerwa jej. - Nawet nie przyszo mi to do gowy.
Wiedzia, e nie bya pewna, czy jest szczery, czy tylko mwi to, co
chciaa usysze. Majc nadziej, e zakoczy rozmow na ten temat, obrci
si i wskaza za siebie na szop za domkiem.
- Co tam jest? - zapyta. Nie odpowiedziaa od razu; czu, e wci
usiuje si zorientowa, czy ma mu wierzy, czy nie.

- To warsztat - wyjania w kocu. - Tata i Jonah pracuj tego lata nad


witraem.
- Twj tata robi witra?
- Tak.
- Zawsze si tym zajmowa?
- Nie. Jak ci mwi przy kolacji, kiedy uczy gry na fortepianie. Przerwaa, eby strzepn co ze stp, a potem zmienia temat. - A ty co
bdziesz robi? Zamierzasz dalej pracowa u ojca?
Przekn lin, opierajc si pokusie, eby znowu j pocaowa.
- Tak, ale tylko do koca sierpnia. Jesieni zaczynam nauk w college'u
przy Uniwersytecie Vanderbilta.
Z ktrego domu na play dobiegy ciche dwiki muzyki; Will
zmruy oczy i zobaczy grup ludzi na tarasie. Piosenka pochodzia z lat
osiemdziesitych, cho nie potrafi jej zidentyfikowa.
- Powinno by fajnie - zauwaya.
- Chyba tak.
- Nie wydajesz si szczeglnie podekscytowany. Will wzi j za rk i
znowu ruszyli przed siebie.
- To wietna szkoa i kampus jest pikny - wyrecytowa sztucznie.
Przyjrzaa mu si uwanie.
- Nie chcesz tam pj?
Jakby wyczuwaa wszystkie jego reakcje i myli, co byo jednoczenie
niepokojce i przynosio ulg. Przynajmniej mg jej powiedzie prawd.
- Chciaem pj gdzie indziej i zostaem nawet przyjty na uczelni,
ktra ma niewiarygodny program studiw ochrony rodowiska, ale mamie
zaleao, ebym studiowa na Vanderbilcie. - Gdy szed, czu, jak piasek
przesypuje mu si przez palce u ng.
- Zawsze robisz to, co chce twoja mama?
- Nie rozumiesz. - Pokrci gow. - To tradycja rodzinna. Chodzili tam

moi dziadkowie, chodzili rodzice, tak samo jak moja siostra. Mama zasiada
w zarzdzie... ona...
Stara si znale waciwe sowa. Czu, e Ronnie mu si przyglda,
ale nie mg spojrze jej w oczy.
- Wiem, e bywa troch... powcigliwa przy pierwszym kontakcie. Ale
jest bardzo serdeczna, gdy si j lepiej pozna. Zrobiaby dla mnie wszystko...
naprawd wszystko. W ostatnich latach nie byo jej atwo.
Pochyli si i podnis muszelk. Obejrza j i odrzuci ukiem do
wody.
- Pamitasz, jak zapytaa mnie o bransoletk? Ronnie skina gow,
czekajc na dalszy cig.
- Siostra i ja nosimy te bransoletki na pamitk naszego braciszka
Mike'a. By wietnym dzieciakiem., z tych, ktre uwielbiaj towarzystwo.
Mia zaraliwy miech, trudno byo nie mia si z nim, gdy stao si co
zabawnego. - Urwa, patrzc na ocean. - Kiedy Scott i ja mielimy rozegra
mecz siatkarski, umwilimy si, e mama nas zawiezie, wic jak zwykle
Mike pojecha z nami. Przez cay dzie pada deszcz i drogi byy liskie.
Powinienem by bardziej uwaa, ale obaj ze Scottem zaczlimy siowa si
na tylnym siedzeniu. No wiesz, na rce, sprawdzajc, ktry z nas przegnie
nadgarstek drugiego. - Zawaha si, zbierajc siy, eby powiedzie, co mia
do powiedzenia. - Mocowalimy si z sob... rzucalimy si z tyu i
kopalimy... i mama mwia nam, ebymy przestali, ale nie zwracalimy na
ni uwagi. W kocu pokonaem Scotta, woyem w to ca si, tak e
wrzasn. Mama odwrcia si, eby zobaczy, co si dzieje, i to wystarczyo.
Stracia panowanie nad kierownic. No i... - Przekn lin, bo sowa wizy
mu w gardle. - Mike z tego nie wyszed. Do diaba, gdyby nie Scott, mama i
ja te pewnie bymy nie przeyli. Samochd przelecia przez barierk i wpad
do wody. Scott wietnie pywa, wychowa si na play i tak dalej... i udao
mu si wycign nas troje, cho mia wtedy dopiero dwanacie lat. Ale

Mikey... - Ucisn palcami nasad nosa. - Mikey zgin na skutek uderzenia.


Skoczy dopiero pierwszy rok przedszkola.
Ronnie uja go za rk.
- Przykro mi.
- Mnie te. - Zamruga powiekami, eby powstrzyma zy, ktre wci
napyway mu do oczu na wspomnienie tamtego dnia.
- Zdajesz sobie spraw, e to by wypadek?
- Tak, tak. Mama te. Ale wini si za to, e do niego doprowadzia, i
wiem, e gdzie w gbi duszy obwinia i mnie. - Pokrci gow. - Od tej
pory czuje potrzeb kontrolowania wszystkiego. Mnie rwnie. Mam
wiadomo, e stara si zapewni mi bezpieczestwo, uchroni przed zem.
Z powodu tego, co si stao. Kompletnie zaamaa si na pogrzebie i miaem
straszne wyrzuty sumienia. Czuem si odpowiedzialny. I obiecaem sobie, e
sprbuj jej to jako zrekompensowa. Chocia wiedziaem, e mi si to nie
uda.
Mwic to, zacz bawi si bransoletk.
- Co znacz te litery? NZWMM?
- Na zawsze w moich mylach". To by pomys siostry, eby
upamitni Mike'a. Powiedziaa mi o tym zaraz po pogrzebie, ale ledwie j
suchaem. To byo takie straszne... tamtego dnia w kociele. Mama
zawodzia, Mike lea w trumnie, tata z siostr pakali... przysigem sobie,
e ju nigdy nie pjd na aden pogrzeb.
Odnis wraenie, e pierwszy raz Ronnie zabrako sw. Wyprostowa
si; wiedzia, e trudno to wszystko ogarn, i zastanawia si, dlaczego jej o
tym mwi.
- Przepraszam. Nie powinienem by ci tym obarcza.
- W porzdku - odpara szybko, ciskajc mu rk. - Ciesz si, e to
zrobie.
- To nie jest idealne ycie, ktre sobie wyobraaa, co?

- Nigdy nie uwaaam, e twoje ycie jest idealne. Nie odpowiedzia,


wic Ronnie pod wpywem impulsu pochylia si i pocaowaa go w
policzek.
- Przykro mi, e musiae przez to wszystko przej. Odetchn gboko
i znowu ruszy pla.
- No i mamie zaley, ebym studiowa na Vanderbilcie. Wic tam id.
- Na pewno bdzie fajnie. Syszaam, e to wietna uczelnia.
Splt palce z jej palcami, mylc, jakie s mikkie w porwnaniu z
jego stwardnia skr.
- Teraz twoja kolej. Czego o tobie nie wiem?
- W moim yciu nie wydarzyo si nic, co by dorwnywao twoim
przeyciom - powiedziaa, krcc gow. - Nie ma porwnania.
- Nie musi by wane. Ma tylko mwi co o tobie. Spojrzaa przez
rami na dom.
- Hm... nie odzywaam si do taty przez trzy lata. Zaczam z nim
rozmawia dopiero kilka dni temu. Gdy on i mama si rozeszli, byam... na
niego wcieka. Naprawd nie chciaam go wicej widzie, a ju na pewno
nie zamierzaam spdzi u niego wakacji.
- A teraz? - Zauway, e blask ksiyca odbija si w jej oczach. Cieszysz si, e tu przyjechaa?
- Moe - odpara.
Zamia si i artobliwie szturchn j w bok.
- Jaka bya w dziecistwie?
- Nudna - wyjania. - Stale graam na fortepianie.
- Chciabym usysze, jak grasz.
- Ju nie gram - wyjania szybko, z nut uporu w gosie.
- Nigdy nie zagrasz?
Pokrcia gow i chocia wiedzia, e to nie wszystko, najwyraniej
nie chciaa o tym rozmawia. Wysucha wic jej opowieci o przyjacioach z

Nowego Jorku, o tym, jak zwykle spdza weekendy, i umiecha si, gdy
mwia o Jonah. Czu si z ni tak swobodnie, naturalnie. Mwi jej o
rzeczach, o ktrych nigdy nawet nie wspomnia Ashley. Chyba chcia, eby
poznaa go takiego, jaki by, bo jej ufa.
Nie przypominaa nikogo z ludzi, ktrych zna. Nie mia ochoty puci
jej rki; ich palce pasoway do siebie idealnie - splecione bez wysiku jak
dwie komplementarne czci.
Gdyby nie przyjcie w jednym z domw, byliby zupenie sami.
Dochodziy do nich ciche, odlege dwiki muzyki i unisszy gow,
zauway bysk spadajcej gwiazdy. Spojrza na Ronnie i zorientowa si po
wyrazie jej twarzy, e te j widziaa.
- Jakie masz yczenie? - zapytaa, zniajc gos do szeptu.
Ale nie mg odpowiedzie. Podnis jej rk i obj j w pasie. Patrzy
na ni, wiadom, e si w niej zakochuje. Przycign j do siebie i
pocaowa pod gwiazdami, mylc, jakim jest szczciarzem, e j znalaz.

21
Ronnie

Dobra, mogaby przyzwyczai si do takiego ycia: leenia na


trampolinie nad basenem za domem, z mroon herbat obok na stoliku i
mis owocw w przebieralni, ktre przynis szef kuchni, i to na srebrnej
zastawie i z wymylnym garnirunkiem z mity.
Mimo to nie umiaa sobie wyobrazi, jak Will si czu, dorastajc w
takim wiecie. Ale poniewa nie zna innego ycia, pewnie byo to dla niego
normalne. Opalajc si na trampolinie, spojrzaa na niego: sta na dachu
przebieralni i przygotowywa si do skoku. Wspi si na ni jak gimnastyk i
nawet z tej odlegoci widziaa, jak napinaj mu si minie na ramionach i
brzuchu.
- Hej! - zawoa. - Zrobi kozioka! Patrz!
- Kozioka?! Co to ma by? Wazisz tak wysoko i zrobisz tylko jednego
kozioka?
- A co w tym zego? - zapyta.
- Mwi tylko, e co takiego kady by potrafi - przekomarzaa si z
nim. - Nawet ja zrobiabym kozioka.
- Chtnie to zobacz. - W jego gosie zabrzmiao niedowierzanie.
- Nie chc si zamoczy.
- Ale przecie zaprosiem ci tu, ebymy popywali!

- To wanie oznacza pywanie dla takich dziewczyn jak ja. Znane


rwnie jako opalanie.
Zamia si.
- Waciwie to moe nawet dobrze, e zapiesz troch soca. W
Nowym Jorku go chyba nie ma, co?
- Chcesz powiedzie, e jestem blada? - cigna brwi.
- Nie - zaprzeczy. - Tego sowa bym nie uy. Ziemista" wydaje si
odpowiedniejsze.
- O rany, ale z ciebie czaru. Zaczynam si zastanawia, co ja w tobie
widziaam.
- Widziaa?
- Tak, i musz powiedzie, e jeli bdziesz uywa na okrelenie mnie
takich sw, jak ziemista", to nie widz dla nas przyszoci.
Spojrza na ni badawczo.
- A jeeli zrobi dwa kozioki? Przebaczysz mi?
- Tylko jeli zakoczysz je idealnym wlizgiem do wody. A jeeli nie,
bd udawa zachwyt, pod warunkiem e mnie nie zamoczysz.
Unis brew, cofn si o kilka krokw, a potem skoczy z rozbiegu.
Zoy si wp, obrci dwa razy w powietrzu i wyprostowany jak struna
wpad do wody, tnc j ramionami, tak e nawet nie spowodowa zmarszczek
na powierzchni.
Imponujce, pomylaa, jeli nawet nie bya zaskoczona, majc w
pamici gracj, z jak porusza si na boisku do siatkwki. Wiedziaa, e by
zadowolony z siebie, gdy wypyn z basenu przy trampolinie.
- Niele ci poszo - rzeka.
- Niele?
- Daabym ci not cztery i sze dziesitych.
- Na pi punktw?
- Na dziesi - sprostowaa.

- Zasuyem przynajmniej na osiem!


- Tak ci si wydaje. Ale ja tu jestem jurorem.
- Jak mam do ciebie przemwi? - zapyta, chwytajc si trampoliny.
- Nie masz szans. To oficjalny werdykt.
- A jeli mnie nie zadowala?
- To moe na przyszo dwa razy si zastanowisz, zanim wypowiesz
sowo ziemista".
Znowu parskn miechem i zacz si podciga. Ronnie kurczowo
przytrzymaa si deski.
- Hej... przesta... nie rb tego... - ostrzega go.
- Czego? - zapyta, wyginajc trampolin jeszcze bardziej.
- Powiedziaam ci, e nie chc si zamoczy! - wykrzykna.
- A ja chc, eby ze mn popywaa!
Bez ostrzeenia chwyci j za rami i pocign. Wpada z piskiem do
wody. Gdy wypyna na powierzchni, eby zaczerpn powietrza,
prbowa j pocaowa, ale umkna mu.
- Nie! - zawoaa ze miechem, rozkoszujc si chodn wod i
jedwabistym dotykiem jego skry. - Nie wybacz ci!
Gdy wyrywaa mu si artobliwie, zauwaya, e Susan przyglda im
si z werandy. Sdzc po jej minie, nie bya zadowolona.
*
Po poudniu wrcili na pla, eby sprawdzi, co z wim gniazdem, a
potem wybrali si na lody. Ronnie sza przy boku Willa i lizaa szybko
topniejcego loda w roku, mylc, jakie to dziwne, e pierwszy raz
pocaowali si zaledwie poprzedniego dnia. Ostatni wieczr by wrcz
idealny, a dzie, ktry po nim nastpi, jeszcze cudowniejszy. Zachwycao j
to, jak atwo przechodz od spraw powanych do artw i e tak fajnie jest
si z nim drani.

Oczywicie wcign j do basenu i musiaa si zemci. Nie byo to


trudne, bo Will nie spodziewa si tego i gdy unis do ust lody, daa mu
kuksaca, tak e usmarowa si nimi po twarzy. Chichoczc, umkna za rg
i... wpada prosto w ramiona Marcusa.
Byli z nim Blaze, Teddy i Lance.
- Czy to nie mia niespodzianka? - powiedzia przecigle Marcus,
ciskajc j mocniej.
- Pu mnie! - zawoaa niezadowolona, e w jej gosie da si sysze
strach.
- Pu j - powtrzy Will zza jej plecw. Mwi stanowczo. Powanie.
- I to ju.
Marcus sprawia wraenie rozbawionego.
- Powinna patrze, dokd idziesz, Ronnie.
- Ju! - rzuci Will ostro, gniewnie, i podszed bliej.
- Spokojnie, nadziany chopczyku. Wpada na mnie... Gdyby nie ja,
toby si przewrcia. A przy okazji, co u Scotta? Bawi si ostatnio rakietami
butelkowymi?
Ku zaskoczeniu Ronnie Will znieruchomia. Umiechnity szyderczo
Marcus spojrza znowu na ni. Ucisn j jeszcze mocniej, a potem puci.
Gdy si cofna, Blaze z nonszalanck min zapalia pieczk.
- Ciesz si, e mogem ci pomc - owiadczy Marcus. - Nie byoby
dobrze, gdyby wystpia we wtorek przed sdem caa posiniaczona, prawda?
Sdzia mgby pomyle, e nie tylko kradniesz, ale jeszcze lubisz przemoc,
a tego by przecie nie chciaa.
Ronnie, ktrej odebrao mow, tylko spojrzaa na niego. Potem Marcus
si odwrci i zobaczya, e gdy odchodzili, Blaze rzucia mu pik, a on
zapa j bez trudu i odrzuci do niej.
*

Siedzieli na play za domem, Will milcza, gdy relacjonowaa mu


wszystko, co zdarzyo si od czasu, gdy tu przyjechaa, wcznie z
wydarzeniami w sklepie muzycznym. Skoczywszy opowie, splota rce na
kolanach.
- I to tyle. Jeli chodzi o kradziee w Nowym Jorku, nawet nie wiem,
po co braam te rzeczy. Wcale nie byy mi potrzebne. Ale tak robili moi
znajomi i mnie te podkusio. Przed sdem przyznaam si do wszystkiego,
bo wiedziaam, e postpowaam le i e wicej tego nie zrobi. I ju potem
nie kradam, ani tam, ani tutaj. Ale jeli oskarenie nie zostanie wycofane
albo Blaze nie powie prawdy, bd miaa kopoty i tu, i w domu. Wiem, e to
brzmi niedorzecznie i pewnie mi nie wierzysz, ale przysigam, e nie kami.
Pooy rk na jej splecionych doniach.
- Wierz ci. Poza tym, jeli chodzi o Marcusa, nic mnie nie zdziwi. Jest
szurnity od dziecistwa. Moja siostra chodzia z nim do jednej klasy i
powiedziaa mi, e kiedy nauczyciel znalaz w szufladzie zdechego szczura.
Wszyscy wiedzieli, czyja to sprawka, nawet dyrektor, ale nie mogli niczego
dowie, wiesz? I Marcus wci wycina te swoje numery, tylko teraz
wysuguje si jeszcze Teddym i Lance'em. Syszaem o nim rne historie,
okropne... Ale Galadriel... kiedy bya z niej przemia dziewczyna. Znam j
od maego i nie wiem, co si z ni ostatnio dzieje. Jej rodzice si rozwiedli i
syszaem, e bardzo to przeywaa. Nie mam pojcia, co widzi w Marcusie
ani dlaczego tak rujnuje sobie ycie. Wspczuem jej, ale zrobia ci
wistwo. Nagle Ronnie poczua si zmczona.
- W przyszym tygodniu mam rozpraw.
- Pj z tob?
- Nie. Nie chc, eby widzia mnie przed sdem.
- To nie ma znaczenia.
- Bdzie miao, jeli twoja mama si dowie. Mam wraenie, e nie
przepada za mn.

- Dlaczego tak mwisz?


Bo widziaam, jak na mnie patrzy - chciaa odpowiedzie.
- Po prostu czuj.
- Wszystkim si tak wydaje przy pierwszym spotkaniu - zapewni. - Jak
mwiem, gdy lepiej j poznasz, zobaczysz, e jest fajna.
Nie bya tego taka pewna. Soce z tyu zaczo zachodzi i niebo
przybrao barw jaskrawego pomaraczu.
- Co to za sprawa midzy Marcusem a Scottem? Will zesztywnia.
- Co masz na myli?
- Pamitasz tamten wieczr po jarmarku? Po wystpie Marcus by jak
na haju, wic trzymaam si od niego z daleka. Wydawao mi si, e rozglda
si w tumie, a gdy zobaczy Scotta, zrobi... tak min, jakby wanie jego
szuka. Chwil pniej rzuci w niego pudekiem po frytkach.
- Ja te tam byem, zauwaya?
- A pamitasz, co wtedy powiedzia? To dziwne. Zapyta, czy Scott
walnie w niego rakiet butelkow. Kiedy przed chwil znowu o tym
wspomnia, cay stae.
Will umkn wzrokiem w bok.
- To nic wanego - odpar wymijajco i ucisn jej rk. - I nie
pozwolibym, eby co ci si stao. - Odchyli si do tyu i opad na okcie. Mog zada ci pytanie? Na zupenie inny temat?
Uniosa brew; bya nieusatysfakcjonowana jego odpowiedzi, ale daa
za wygran.
- Dlaczego fortepian w twoim domu stoi za ciank ze sklejki? - Kiedy
si zdziwia, e to zauway, wzruszy ramionami. - Wida go przez okno, a
ta cianka nie pasuje do reszty wntrza.
Tym razem to ona odwrcia wzrok. Cofna rce i zagrzebaa je w
piasku.
- Powiedziaam tacie, e nie chc wicej widzie fortepianu, wic

postawi t ciank.
Will zamruga powiekami.
- Tak bardzo nie cierpisz tego instrumentu?
- Tak - odpara.
- Bo tata by twoim nauczycielem? - Uniosa gow i spojrzaa ze
zdumieniem, a Will mwi dalej: - Uczy w Juilliardzie, prawda? Wic to on
musia ci nauczy gra. I zaoybym si, e wietnie ci szo, choby
dlatego, e trzeba co kocha, eby to znienawidzi.
Jak na mechanika i siatkarza by bardzo bystry. Jeszcze bardziej
zagbia palce w piasek, w jego chodniejsze, twardsze warstwy.
- Uczy mnie gra, odkd zaczam chodzi. Graam godzinami, siedem
dni w tygodniu, przez lata. Nawet razem komponowalimy. To bya nasza
wsplna pasja, rozumiesz? Tylko nasza. A kiedy si od nas wyprowadzi...
Miaam wraenie, e zdradzi nie tylko rodzin. Czuam si tak, jakby
zdradzi mnie osobicie, i byam tak za, e przysigam sobie: nigdy wicej
nie zagram ani niczego nie skomponuj. Gdy tu przyjechaam, zobaczyam
fortepian i usyszaam, e ojciec gra na nim zawsze wtedy, kiedy jestem w
pobliu, pomylaam, e usiuje tamto zatrze, zbagatelizowa. Jakby sdzi,
e moemy zacz od nowa. Ale nie moemy. Nie da si wrci do
przeszoci.
- Zeszego wieczoru wydawao mi si, e jeste z nim w dobrych
stosunkach - zauway Will.
Ronnie powoli wycigna palce z piasku.
- Uhm, w ostatnich dniach lepiej si dogadujemy. Co nie znaczy, e
wrc do grania.
- To nie moja sprawa, ale jeli rzeczywicie bya w tym dobra, tylko
wyrzdzasz sobie krzywd. To dar, no nie? A kto wie? Moe poszaby do
szkoy Juilliarda?
- Wiem, e mogabym. Wci do mnie pisz. Obiecali, e mnie

przyjm, jeli zmieni zdanie. - Poczua, e ogarnia j rozdranienie.


- To dlaczego tam nie pjdziesz?
- Tak ci to obchodzi? - Spojrzaa na niego. - Bo jestem inna, ni
mylae? Bo mam jaki szczeglny talent? I nagle staam si bardziej godna
ciebie?
- Wcale nie - zaprzeczy. - Jeste taka, jak mylaem. Od pierwszej
chwili gdy si poznalimy. I nie moesz ju bardziej do mnie pasowa.
Gdy tylko to powiedzia, poczua straszny wstyd. Usyszaa szczery ton
w jego gosie i zrozumiaa, e mwi prawd.
Przypomniaa sobie, e znaj si zaledwie kilka dni, a jednak... by
dobry, inteligentny i wiedziaa, e si w niej zakocha. Jakby czytajc jej w
mylach, wyprostowa si i przysun do niej. Pochyliwszy si, pocaowa j
delikatnie w usta i nagle nabraa pewnoci, e niczego bardziej nie pragnie
jak tylko tkwi w jego objciach godzinami, tak jak w tej chwili.

22
Marcus

Marcus obserwowa ich z daleka. Wic na to si zanosi, co? - pomyla.


Pieprzy to. Pieprzy j. Pora si zabawi.
Teddy i Lance przynieli flaszk i ludzie ju zaczli si schodzi.
Wczeniej widzia, jak pod jednym z domw niedaleko bungalowu Ronnie
rodzina urlopowiczw pakuje si do zdezelowanego minivana ze swoim
brzydkim psem i jeszcze brzydszymi dzieciakami. Wiedzia, e nastpni
gocie przyjad dopiero jutro, gdy dom zostanie wysprztany, co oznaczao,
e wystarczy tylko dosta si do rodka i chata bdzie ich do rana.
Betka, biorc pod uwag to, e mia klucz i zna kod. Urlopowicze
nigdy nie zamykali domw, gdy szli na pla. Po co mieliby to robi?
Przewanie nie przywozili z sob nic poza arciem i moe kilkoma grami
wideo, ktre zabierali na pla, zwaszcza e wikszo z nich przyjedaa
tylko na tydzie. A waciciele domw - z takich miejsc jak Charlotte,
zmczeni telefonami od agencji ochroniarskich, kiedy ci durni lokatorzy
uruchamiali alarm w rodku nocy - byli tak mili, e zostawiali kod nad
panelem systemu w kuchni.
Sprytne. Naprawd sprytne. Przy odrobinie cierpliwoci zawsze mona
byo znale dom albo dwa, eby urzdzi imprez, ale caa tajemnica
polegaa na tym, eby nie przesadzi. Teddy i Lance uwielbiali imprezowa

w takich miejscach, ale Marcus wiedzia, e jeli bd to robi za czsto,


zarzdcy nabior podejrze. Wyl ludzi, eby sprawdzili, co jest grane,
poprosz policj, eby patrolowaa domy, ostrzeg urlopowiczw i
wacicieli. I co wtedy? Bd skazani wycznie na Bower's Point.
Raz w roku. Raz w cigu lata. Tak mia zasad, tyle wystarczy, chyba
e potem pali chaup. Umiechn si. W ten sposb problem by
rozwizany. Nikt nigdy nie bdzie podejrzewa, e w ogle bya tu jaka
impreza. Nie ma to jak wielki ogie, bo ogie jest ywy. Poary, zwaszcza
due, przenosz si, tacz, niszcz i poeraj. Pamita, jak podpali stodo,
gdy mia dwanacie lat; przez wiele godzin patrzy, jak pona, i myla o
tym, e nie widzia w yciu nic bardziej niesamowitego. Wic podpali
znowu, tym razem opuszczony magazyn. Przez lata duo si tego nazbierao.
Uwaa, e nie ma nic lepszego; nic go tak nie podniecao jak poczucie
wadzy, gdy trzyma w rku zapalniczk.
Ale nie zrobi tego. Nie tego wieczoru, bo nie chcia, eby Teddy i
Lance dowiedzieli ci czego o jego przeszoci. Zreszt impreza
zapowiadaa si niele. Alkohol, prochy, muza. No i dziewczyny. Zalane
dziewczyny. Najpierw przeleciaby Blaze, potem moe kilka innych, jeli
udaoby mu si upi j na tyle, eby przestaa jarzy. Zreszt mgby dobra
si do jakiej napalonej gwniary, nawet gdyby Blaze bya trzewa i
zorientowaa si, co jest grane. Och, najwyej urzdzi scen, przecie moe
j ola albo kaza Teddy'emu czy Lance'owi si jej pozby. I tak wrci.
Zawsze wracaa, bagajc i paczc.
Bya taka przewidywalna. I skomlaa cay czas.
Nie jak panna Jdrne Ciako tam na play.
Stara si nie myle o Ronnie. Nie przypad jej do gustu, wolaa
obciskiwa

si

bogatym

choptasiem,

ksiciem

warsztatu

samochodowego. Pewnie nawet nie bya do wyrwania. Po prostu zimna z niej


flirciara. Mimo to ciekaw by, gdzie popeni bd i jak to si stao, e go

przejrzaa.
Byo mu lepiej bez niej. Nie potrzebowa jej. Nie potrzebowa nikogo,
dlatego sam si dziwi, dlaczego cigle j obserwuje i w ogle przejmuje si
tym, e smarkata zadaje si z Willem.
Oczywicie przez to caa sprawa staa si jeszcze ciekawsza choby
dlatego, e zna saby punkt Willa.
Mg si nawet zabawi. Tak jak zamierza zabawi si dzi
wieczorem.

23
Will

Lato mijao Willowi zbyt szybko. Dni upyway mu na pracy w


warsztacie samochodowym i spotkaniach z Ronnie, z ktr spdza
wikszo wolnego czasu. Z pocztkiem sierpnia coraz bardziej niepokoia
go myl, e dziewczyna za kilka tygodni wrci do Nowego Jorku, a on sam
wyjedzie kontynuowa nauk na Vanderbilcie.
Ronnie staa si czci jego ycia - pod wieloma wzgldami t
najlepsz. Mimo e nie zawsze j rozumia, to, czym si rnili, jakby
jeszcze umacniao ich zwizek. Pokcili si o to, czy Will ma pj z ni do
sdu, na co stanowczo si nie zgadzaa, ale pamita jej zaskoczenie, kiedy
wysza z budynku i zobaczya go z bukietem kwiatw. Wiedzia, e jest
przybita, bo sprawy nie umorzono - druga rozprawa miaa si odby
dwudziestego smego sierpnia, trzy dni po jego wyjedzie do college'u - ale
kiedy przyja kwiaty i pocaowaa go niemiao, zrozumia, e dobrze zrobi,
przychodzc po ni.
Zrobia mu niespodziank, bo zgosia si do pracy w oceanarium. Nie
uprzedzia go o tym ani nie zapytaa, czy mgby si za ni wstawi.
Szczerze mwic, nawet nie zdawa sobie sprawy, e miaa ochot tam
pracowa. Kiedy pniej zapyta j o to, wyjania:
- Ty pracujesz przez cay dzie, a tata i Jonah robi witra. Musiaam

znale sobie jakie zajcie, a poza tym chc sama zapaci za adwokata.
Tata nie ma za duo pienidzy.
Kiedy przyjecha po ni na koniec pierwszego dnia pracy w
oceanarium, zauway, e ma zielonkaw cer.
- Kazali mi nakarmi wydry - wyznaa. - Wsadzie kiedy rk do
wiadra z martwymi, liskimi rybami? Obrzydliwo!
Rozmawiali z sob bez koca. Mona by odnie wraenie, e
zabraknie im czasu, aby opowiedzie sobie nawzajem o tym, o czym chcieli.
Czasami gawdzili, eby wypeni cisz - wtedy na przykad, gdy omawiali
swoje ulubione filmy albo gdy Ronnie mu powiedziaa, e cho jest
wegetariank, wci nie moe si zdecydowa, czy je jajka i pi mleko. Ale
od czasu do czasu rozmowa schodzia na powane tematy. Ronnie
opowiadaa mu o swoich relacjach z ojcem, jak graa z nim na fortepianie;
musia przyzna, e czasami przeszkadzao mu to, i usiuje sta si taki, jak
pragna jego mama. Gadali o swoim rodzestwie, o Jonah i Megan; snuli
marzenia i spekulowali, dokd zajd w yciu. Jego przyszo wydawaa si
starannie zaplanowana: cztery lata w college'u, po skoczeniu studiw
praktyka w jakiej innej firmie, a potem powrt pod skrzyda ojca. Gdy
jednak przedstawia ten plan, sysza w gowie peen aprobaty gos matki i
zaczyna si zastanawia, czy sam naprawd tego chce. Jeli chodzi o
Ronnie, przyznawaa, e nie bardzo wie, co przyniesie jej nastpny rok, co
bdzie za dwa lata. Ta niepewno jednak jej nie niepokoia, przez co
podziwia j jeszcze bardziej. Pniej, kiedy wraca pamici do planw
yciowych jej i swoich, uwiadamia sobie z ca moc, e z nich dwojga to
ona bardziej wiadomie kierowaa swoim losem.
Mimo klatek, ktre rozstawiono na caej play, eby chroni wie
jaja, szopy przekopay si pod siatkami i dobray do szeciu gniazd. Ronnie,
dowiedziawszy si o tym, nalegaa, aby na zmian czuwali przy gniedzie za
jej domem. Nie byo powodu, eby razem tkwili przy nim ca noc, ale

skoczyo si tak, e leeli tam obok siebie, tulili si, caowali i gadali
jeszcze po pnocy.
Scott oczywicie zupenie tego nie rozumia. Will nieraz spnia si na
treningi i po przyjedzie widzia, jak Scott krci si nerwowo, zachodzc w
gow, co wstpio w jego przyjaciela. W pracy, przy rzadkich okazjach, gdy
pyta, co z Ronnie, Will mwi niewiele - mia wiadomo, e Scott nie pyta
z ciekawoci. Robi, co mg, eby skupi uwag Willa na nadchodzcym
turnieju siatkwki plaowej i zazwyczaj zachowywa si tak, jakby sdzi, e
ten niebawem odzyska rozum, albo jakby Ronnie w ogle nie istniaa.
Ronnie nie mylia si co do jego matki. Cho mama nic nie mwia na
temat jego nowego zwizku, czu jej dezaprobat; umiechaa si z
przymusem, gdy padao imi Ronnie, i zachowywaa bardzo oficjalnie, kiedy
przyprowadza j do domu. Nigdy o ni nie pytaa, a kiedy sam co mwi - o
tym, jak wietnie si bawili, jaka jest inteligentna albo jak dobrze go
rozumie, lepiej ni inni - odpowiadaa w stylu: Niedugo wyjedziesz do
college'u, a zwizek na odlego to trudna sprawa" albo gono wyraaa
wtpliwo, czy jego zdaniem naprawd spdzili ju z sob do czasu",
eby mogo im si uda. Nie cierpia, gdy tak mwia. Stara si odpowiada
grzecznie, cho wiedzia, e jest niesprawiedliwa. W przeciwiestwie do
prawie wszystkich jego znajomych Ronnie nie pia, nie przeklinaa ani nie
plotkowaa, i nie posunli si dalej ni pocaunki, ale intuicja podpowiadaa
mu, e to dla matki nie ma znaczenia. Nie moga pozby si uprzedze i
wszelkie wysiki zmierzajce do tego, eby zmienia zdanie o Ronnie, byy
bezcelowe. Sfrustrowany zacz wynajdywa wymwki, eby znika z domu.
Nie tylko z powodu stosunku mamy do Ronnie, ale te z powodu wasnych
odczu wobec matki.
I wobec samego siebie za to, e nie potrafi si jej przeciwstawi.
Poza niepokojem o wynik nastpnej rozprawy sdowej Ronnie to
niemal idylliczne lato zakcaa im staa obecno Marcusa. Cho przewanie

udawao im si go unika, czasami byo to niemoliwe. Gdy ju si na niego


natknli, zawsze znalaz sposb, eby sprowokowa Willa, zazwyczaj
wspominajc o Scotcie. Will czu si wtedy jak sparaliowany. Gdyby da si
ponie emocjom, Marcus mgby pj na policj; nie robi wic nic i byo
mu wstyd. Chodzi z dziewczyn, ktra stana przed sdem i przyznaa si
do winy, i to, e sam nie potrafi zdoby si na odwag, aby postpi
podobnie, stao si dla niego udrk. Prbowa namwi Scotta, eby
zaatwi spraw i zgosi si na policj, ale on nie chcia si na to zgodzi. W
swj niebezporedni sposb nie pozwala Willowi zapomnie, co zrobi dla
niego i jego rodziny tamtego dnia, gdy zgin Mikey. Will przyznawa, e
Scott wykaza si bohaterstwem, ale z biegiem lata zacz si zastanawia,
czy komu, kto dokona szlachetnego czynu, mona wybaczy przestpstwo a w gorszych chwilach rozmyla, czy zdoa ponie rzeczywisty koszt
przyjani ze Scottem.
*
Pewnego wieczoru na pocztku sierpnia Will zgodzi si zabra Ronnie
na pla, eby apa kraby.
- Mwiam ci, e ich nie lubi! - pisna ju na miejscu, apic go za
rami.
Zamia si.
- To tylko kraby dugonogie. Nic ci nie zrobi. Zmarszczya nos.
- S jak ohydne pezajce robaki z kosmosu.
- Zapominasz, e to by twj pomys.
- Nie mj, tylko Jonah. Mwi, e to fajna zabawa. Dostaam nauczk
za to, e sucham kogo, kto uczy si ycia, ogldajc kreskwki.
- A wydawaoby si, e kilka nieszkodliwych krabw na play nie zrobi
wraenia na osobie, ktra karmi liskimi rybami wydry. - Omit wiatem
latarki ziemi, wydobywajc z mroku te szybko poruszajce si stworzenia.

Ronnie przyjrzaa si piaskowi przestraszona, e wstrtny skorupiak


zbliy si do niej.
- Po pierwsze, to nie kilka nieszkodliwych krabw. S ich tu setki. Po
drugie, gdybym wiedziaa, co si dzieje w nocy na play, to nie ja spaabym
co noc przy wim gniedzie, ale ty. Wic jestem na ciebie troch za, e
ukrywae przede mn ten fakt. A po trzecie, mimo e pracuj w oceanarium,
nie lubi, gdy kraby biegaj mi po nogach.
Stara si zachowa kamienn twarz, ale okazao si to za trudne.
Zauwaya jego min, gdy uniosa gow i spojrzaa na niego.
- Przesta si mia. To wcale nie jest zabawne.
- Owszem, jest... To samo co my robi wanie ze dwadziecioro maych
dzieci z rodzicami.
- To nie moja wina, e ich rodzicom brakuje rozumu.
- Chcesz wraca?
- Nie, nie musimy - przyznaa. - Skoro ju zwabie mnie w rodek tego
rojowiska. Jako to znios.
- Wiesz, e ostatnio duo chodzimy po play?
- No, wiem. Wic dziki, e wzie z sob latark i zrujnowae
wspomnienia.
- Dobra - owiadczy i wyczy wiato. Wbia mu paznokcie w rami.
- Co robisz? Wcz j!
- Wanie powiedziaa, e przeszkadza ci wiato latarki.
- Ale kiedy je wyczysz, nie bd widziaa krabw!
- No tak.
- Co oznacza, e zaraz mnie oblez. Wcz j - poprosia.
Zrobi to i rozemia si, kiedy ruszyli dalej w drog.
- Ktrego dnia ci rozgryz.
- Nie sdz. Skoro do tej pory ci si nie udao, chyba przekracza to
twoje moliwoci.

- Niewykluczone - przyzna. Otoczy j ramieniem. - Nie powiedziaa


mi, czy przyjdziesz na wesele mojej siostry.
- Bo jeszcze si nie zdecydowaam.
- Chciabym, eby poznaa Megan. Jest wietna.
- To nie ona mnie niepokoi. Mam wraenie, e twoja mama nie chce,
ebym przysza.
- No i co z tego? To nie jej lub. Moja siostra ci zaprasza.
- Rozmawiae z ni o mnie?
- Oczywicie.
- Co jej powiedziae?
- Prawd.
- e mam ziemist cer? Zmruy oczy, patrzc na ni.
- Wci o tym pamitasz?
- Nie. Zapomniaam zupenie. Parskn miechem.
- Dobra, jeli chcesz wiedzie, nie powiedziaem jej, e masz ziemist
cer. Tylko e kiedy miaa. Dgna go w ebra, a on zacz udawa, e
baga o lito.
- artuj, artuj... Nigdy bym tego nie powiedzia.
- To co jej powiedziae? Zatrzyma si i obrci j ku sobie.
- Prawd. e jeste inteligentna, zabawna, naturalna i pikna.
- No to w porzdku.
- Nie odpowiesz, e te mnie kochasz?
- Nie jestem pewna, czy potrafi kocha takiego ubogiego faceta zacza si z nim droczy. Zarzucia mu rce na szyj. - Moesz to
potraktowa jako rewan za kraby, ktre a mi po nogach. Oczywicie, e
ci kocham.
Pocaowali si, a potem poszli dalej. Dotarli prawie do molo i ju mieli
zawrci, gdy zobaczyli Scotta, Ashley i Cassie idcych z przeciwnej strony.
Will wyczu, e Ronnie napia minie, kiedy Scott pomacha do nich.

- Jeste, stary! - zawoa, zbliajc si. Zatrzyma si przed nimi. - Cay


wieczr wysyam ci esemesy.
Will mocniej obj Ronnie.
- Przepraszam. Zostawiem telefon u Ronnie. Co tam? Mwic to, czu,
e Ashley z daleka przyglda si Ronnie.
- Odebraem telefony od piciu druyn, ktre wezm udzia w turnieju.
Chc si zmierzy jeszcze przed zawodami. Wszystkie s dobre i proponuj
zorganizowanie wsplnego miniobozu szkoleniowego, eby przygotowa si
do spotkania z Landrym i Tysonem. Treningi, wiczenia, mecze prbne.
Mylimy nawet o tym, eby powymienia si czonkami zespow i
popracowa nad czasem reakcji, bo wszyscy gramy w innym stylu.
- Kiedy przyjedaj?
- Gdy bd gotowi, ale chyba jeszcze w tym tygodniu.
- A jak dugo zostan?
- Nie wiem. Trzy, cztery dni? Pewnie a do turnieju. Wiem, e masz
wesele siostry i prby, ale jako to wszystko zgramy.
Znowu przyszo mu do gowy, e czas spdzany z Ronnie wkrtce si
skoczy.
- Trzy, cztery dni? Scott zmarszczy czoo.
- No, stary. Tego nam wanie potrzeba, eby si przygotowa.
- Nie sdzisz, e ju jestemy przygotowani?
- Co w ciebie wstpio? Przecie wiesz, ilu trenerw z Zachodniego
Wybrzea przyjeda, eby obejrze nasz turniej. - Wymierzy palec w Willa.
- Moe ty nie potrzebujesz stypendium sportowego, eby pj do college'u,
ale ja tak. A to jedyna okazja, eby zobaczyli, jak gram.
Will si zawaha.
- Daj mi si zastanowi, dobra?
- Bdziesz si nad tym zastanawia?
- Musz najpierw porozmawia z ojcem. Nie mog obieca, e urw si

z pracy na cztery dni, i to bez uprzedzenia, nie uzgadniajc tego z nim.


Zreszt myl, e ty te nie powiniene.
Scott zerkn na Ronnie.
- Na pewno chodzi tylko o prac?
Will zorientowa si, e to zaczepka, ale nie chcia w tej chwili spiera
si ze Scottem. On te si zreflektowa i zrobi krok do tyu.
- Dobrze, w porzdku. Pogadaj z ojcem. Czy co tam - odpuci. - Moe
uda ci si znale czas w swoim grafiku.
Odwrci si i odszed, nie ogldajc si za siebie. Will, ktry nie
bardzo wiedzia, co innego mgby zrobi, postanowi odprowadzi Ronnie
do domu. Gdy znaleli si poza zasigiem suchu Scotta, Ronnie obja go w
pasie i zapytaa:
- Czy on mwi o tym turnieju, o ktrym mi opowiadae?
Will kiwn gow.
- Ma si odby w nastpnym tygodniu. Dzie po lubie mojej siostry wyjani.
- W niedziel? Przytakn.
- To turniej dwudniowy, ale w sobot graj kobiety. Ronnie
zastanawiaa si przez chwil.
- I Scott potrzebuje stypendium sportowego, eby pj do college'u?
- To na pewno by mu pomogo. Pocigna go za rami, tak e si
zatrzymali.
- To wygospodaruj czas na ten obz szkoleniowy. Na treningi i
wiczenia. Zrb, co trzeba, eby si dobrze przygotowa. To twj przyjaciel,
prawda? Znajdziemy czas, eby si spotyka. Nawet gdybymy oboje musieli
siedzie przy wim gniedzie. Najwyej bd chodzi do pracy
niewyspana.
Gdy to mwia, Will myla tylko o tym, jaka jest liczna i jak bardzo
bdzie za ni tskni.

- Co si z nami stanie, Ronnie? Gdy skoczy si lato? - Spojrza jej w


twarz.
- Ty wyjedziesz do college'u - odpara, nie patrzc mu w oczy. - A ja
wrc do Nowego Jorku.
Unis jej gow.
- Wiesz, co mam na myli.
- Tak, wiem doskonale. Ale co mam powiedzie? Co oboje mamy
powiedzie?
- Moe: Nie chc, eby to si skoczyo"?
W jej zielonkawych oczach koloru morza pojawia si czuo.
- Nie chc, eby to si skoczyo - powtrzya za nim. Cho to wanie
chcia usysze i najwyraniej mwia szczerze, zda sobie spraw, e ju
wiedziaa: sowa, nawet prawdziwe, nie mogy zmieni tego, co
nieuniknione, nie miay te mocy uspokojenia go.
- Przyjad do ciebie do Nowego Jorku - obieca.
- Mam nadziej.
- I chciabym, eby ty przyjechaa do Tennessee.
- Myl, e mogabym znowu wybra si na poudnie, gdybym miaa
dla kogo.
Umiechn si, gdy zaczli i dalej pla.
- Powiem ci co. Zrobi wszystko, co Scott chce, przygotuj si do
turnieju, jeli pjdziesz ze mn na lub mojej siostry.
- Innymi sowy, zrobisz to, co i tak powiniene, a w zamian dostaniesz
to, czego chcesz.
Nie tak by to wyrazi. Ale miaa racj.
- Uhm - przyzna. - Chyba tak.
- Co jeszcze? Skoro tak ostro si targujesz?
- Jeli ju o tym mowa, to owszem. Chciabym, eby sprbowaa
jeszcze raz przemwi Blaze do rozsdku.

- Ju z ni rozmawiaam.
- Wiem, ale kiedy to byo? Sze tygodni temu? Widuje nas razem,
wic wie, e Marcus ci nie interesuje. A miaa czas, eby to wszystko
przetrawi.
- Nie powie prawdy - zaprotestowaa Ronnie. - Sama narobiaby sobie
kopotw.
- Jakich? O co mog j oskary? Nie chc, eby poniosa kar za co,
czego nie zrobia. Wacicielka sklepu ci nie sucha, prokurator nie sucha i
nie twierdz, e Blaze posucha, ale nie widz innej moliwoci, jeli
zamierzasz si z tego wyplta.
- To nic nie da - nie ustpowaa Ronnie.
- Moe nie. Ale myl, e warto sprbowa. Znam j od dawna i kiedy
taka nie bya. Moe gdzie w gbi duszy zdaje sobie spraw, e postpia
le, i tylko trzeba j przekona, eby to naprawia.
Cho Ronnie nie zgadzaa si z nim, nie uwaaa te, e nie mia racji, i
w milczeniu wrcili pod dom. Gdy byli ju blisko, zobaczy wiato w
warsztacie.
- Twj tata pracuje jeszcze nad witraem?
- Na to wyglda.
- Mog tam zajrze?
- Czemu nie?
Razem ruszyli w stron szopy. Gdy stanli w drzwiach, Will zauway,
e pod sufitem wisi goa arwka rzucajca wiato na duy st do pracy
porodku pomieszczenia.
- Chyba taty nie ma - powiedziaa Ronnie, rozgldajc si.
- To ten witra? - zapyta Will i podszed do stou. - Wielki.
Stana obok niego.
- Niesamowity, prawda? To do kocioa, tego, ktry odbudowuj.
- Nie mwia mi. - W jego gosie zabrzmiao napicie, sam je sysza.

- Nie sdziam, e to ma znaczenie - odpara automatycznie. - A


dlaczego? To wane?
Will odsun od siebie przeladujcy go obraz Scotta na tle poaru.
- Nie, waciwie nie - rzuci szybko, udajc, e oglda witra. - Nie
przypuszczaem, e twj tata umie zrobi co tak skomplikowanego.
- Ja te nie. Ani on sam, dopki si do tego nie zabra. Ale powiedzia
mi, e to dla niego wane, wic moe z tego powodu tak dobrze mu idzie.
- A dlaczego to dla niego takie wane?
Gdy opowiedziaa mu histori, ktr znaa od ojca, Will zapatrzy si w
witra, przypominajc sobie, co zrobi Scott. I oczywicie, jak sam wobec
tego postpi. Ronnie musiaa co dostrzec w jego twarzy, bo kiedy
skoczya, przyjrzaa mu si uwanie.
- O czym mylisz?
Przesun doni po szkle, a potem zapyta w odpowiedzi:
- Zastanawiaa si kiedykolwiek, co znaczy by przyjacielem?
- Nie bardzo wiem, o co ci chodzi. Spojrza na ni.
- Jak daleko by si posuna, eby chroni przyjaciela? Zawahaa si.
- To chyba zaleaoby od tego, co ten przyjaciel zrobi. I jak powana
jest to sprawa. - Pooya mu do na plecach. - Czego mi nie mwisz?
Nie odpowiedzia, wic przysuna si do niego.
- Zawsze powinno si postpowa waciwie, nawet jeli to trudne.
Wiem, e niewiele ci to pomoe i e nie zawsze mona oceni, co jest
suszne, a co nie. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ale nawet gdy
usprawiedliwiaam sam siebie, e kradzie to nic takiego, w gruncie rzeczy
wiedziaam, e robi le. Czuam si... nie w porzdku. - Zbliya twarz do
niego, tak e poczu zapach piasku i morza na jej skrze. - Nie walczyam
przed sdem, bo w gbi duszy zdawaam sobie spraw, e postpowaam le.
Niektrzy ludzie umiej z tym y, dopki nie zostan zdemaskowani. Widz
odcienie szaroci tam, gdzie ja widz czer i biel. Ale ja nie jestem kim

takim... i myl, e ty te nie.


Opuci wzrok. Chcia jej powiedzie, pragn jej powiedzie wszystko,
bo wiedzia, e Ronnie ma racj, ale jako nie potrafi znale sw.
Rozumiaa go tak, jak nikt dotd go nie rozumia. Mgby si od niej uczy,
pomyla. Z ni przy boku byby lepszym czowiekiem. Potrzebowa jej pod
wieloma wzgldami. Kiedy z przymusem kiwn gow, opara czoo na jego
ramieniu.
Gdy wreszcie wyszli z warsztatu, wycign rk i zatrzyma Ronnie,
zanim posza do domu. Przytuli j do siebie i zacz caowa. Najpierw w
usta, potem policzki, a potem szyj. Skr miaa jak ogie, jakby godzinami
leaa na socu, i kiedy znowu pocaowa j w usta, przywara do niego
caym ciaem. Wsun jej palce we wosy, wci j caujc, i delikatnie opar
o cian warsztatu. Kocha j, pragn jej i gdy si caowali, poczu, e
Ronnie przesuwa domi po jego plecach i ramionach. Jej dotyk by wrcz
elektryzujcy, a oddech peen aru, i Will odnis wraenie, e osuwa si w
krain, w ktrej rzdz zmysy.
Wodzi domi po jej plecach i brzuchu, a w kocu Ronnie pooya
rce na jego piersi i odepchna go.
- Prosz - wydyszaa - przestamy.
- Dlaczego?
- Bo nie chc, eby mj tata nas przyapa. Moe patrze w tej chwili z
okna.
- Tylko si caujemy.
- Uhm. I okazujemy, jak bardzo si lubimy. - Parskna miechem.
Na jego twarzy pojawi si leniwy umiech.
- Co? Nie caujemy si tylko?
- Miaam wraenie, e to, co robilimy... prowadzi do czego wicej powiedziaa, obcigajc bluzk.
- I co w tym zego?

Widzc wyraz jej twarzy, zorientowa si, e pora skoczy z


wygupami; miaa racj, cho niechtnie to przyznawa.
- Susznie. - Westchn, opuszczajc rce i lekko obejmujc j w pasie.
- Sprbuj si opanowa.
Pocaowaa go w policzek.
- Mam do ciebie cakowite zaufanie.
- Jezu, dziki - mrukn. Mrugna okiem.
- Zajrz do taty, dobrze?
- Dobrze. I tak jutro rano id wczenie do pracy. Umiechna si.
- Fatalnie. Ja musz by w oceanarium dopiero o dziesitej.
- Wci ka ci karmi wydry?
- Umaryby z godu, gdyby nie ja. Jestem teraz niezastpiona.
Rozbawio go to.
- Mwiem ci ju, e wedug mnie jeste typem opiekunki?
- Chyba tego jeszcze od nikogo nie syszaam. Ale gdyby chcia
wiedzie... te dobrze ci mie przy sobie.

24
Ronnie

Patrzya, jak Will odchodzi, a potem ruszya do domu, mylc o tym, co


powiedzia, i zastanawiajc si, czy mia racj co do Blaze. Zbliajca si
rozprawa sdowa rzucaa cie na cae to lato: Ronnie czasami nachodzia
refleksja, czy czekanie na ewentualn kar nie jest gorsze od samej kary. W
minionych tygodniach budzia si w rodku nocy i nie moga ponownie
zasn. Nie baa si, e pjdzie do wizienia - wtpia, eby j zamknli - ale
obawiaa si, e bdy, ktre popenia, bd j przeladowa do koca ycia.
Czy bdzie musiaa ujawni swoj przeszo w college'u, do ktrego
pjdzie? Opowiedzie o niej swoim przyszym pracodawcom? Czy bdzie
moga potem uczy? Nie wiedziaa, czy chce chodzi do college'u albo zosta
nauczycielk, ale niepokj pozosta. Czy mia j nka ju zawsze?
Adwokatka nie sdzia, eby tak byo, ale niczego nie obiecywaa.
I ten lub. Willowi atwo byo prosi, eby przysza, nie widzia w tym
nic wielkiego. Ale Ronnie miaa wiadomo, e Susan niechtnie bdzie j
tam widziaa, a nie chciaa powodowa adnego zamtu. To mia by
przecie dzie Megan.
Dotarszy na ganek, ju miaa wej do domu, gdy usyszaa
skrzypnicie bujanego fotela. Podskoczya ze strachu, ale zobaczya, e to
tylko Jonah, ktry patrzy na ni.

- To. Byo. O - brzyd - li - we.


- Co tu robisz? - zapytaa ostro; serce wci walio jej w piersi.
- Obserwowaem ciebie i Willa. Powtarzam, to byo naprawd
obrzydliwe. - Wzdrygn si demonstracyjnie.
- Podgldae nas?
- Trudno byo tego unikn. Midlilicie si z Willem pod warsztatem.
Wygldao, e zadusi ci na mier.
- Ale skd.
- Mwi tylko, jak to wygldao. Umiechna si.
- Zrozumiesz, gdy bdziesz starszy. Jonah pokrci gow.
- Wiem dobrze, co robilicie. Ogldam filmy. I myl, e to obrzydliwe.
- Ju to powiedziae - zauwaya. To sprawio, e na chwil umilk.
- Dokd on poszed?
- Do domu. Jutro musi i do pracy.
- Bdziesz dzi w nocy pilnowaa wiego gniazda? Bo nie musisz.
Tata powiedzia, e my moemy go popilnowa.
- Namwie tat, ebycie nocowali na dworze?
- Sam chcia. Uwaa, e bdzie zabawnie. Wtpi, pomylaa.
- Nie mam nic przeciwko temu.
- Ju zaniosem tam swoje rzeczy. piwr, latark, soki, kanapk,
pudeko krakersw, cukierki lazowe, czipsy, ciastka i rakiet tenisow.
- Zamierzasz gra w tenisa?
- To na wypadek gdyby zjawi si szop. No, wiesz. Gdyby nas
zaatakowa.
- Nie zaatakuje.
- Naprawd? - Jonah wydawa si wrcz rozczarowany.
- Hm, moe to i dobry pomys - przyznaa Ronnie. - Strzeonego Pan
Bg strzee. Przecie nigdy nie wiadomo.
Podrapa si po gowie.

- Tak wanie pomylaem. Wskazaa w stron warsztatu.


- A przy okazji, witra wyglda piknie.
- Dziki - odpar Jonah. - Tata chce, eby kady fragment by idealny.
Kae mi robi niektre kawaki po dwa, trzy razy. Idzie mi coraz lepiej.
- Na to wyglda.
- Ale robi si gorco. Zwaszcza gdy tata wcza piec. To jak piekarnik.
Bo to jest piekarnik, pomylaa. Nie poprawia go.
- To niedobrze. A jak wojna o ciastka?
- W porzdku. Dobieram si do nich, gdy tata ucina sobie drzemk.
- Tata nie ucina sobie drzemek.
- Teraz tak. Robi to codziennie po poudniu, pi po kilka godzin.
Czasami musz mocno nim potrzsn, eby si obudzi.
Popatrzya na brata, a potem zajrzaa przez okno do domu. - A w ogle,
gdzie jest tata?
- W kociele. Wczeniej by tu pastor Harris. Ostatnio czsto
przychodzi. On i tata lubi z sob rozmawia.
- S przyjacimi.
- Wiem. Ale myl, e to by tylko pretekst. Tata chyba poszed pogra
na fortepianie.
- Na jakim fortepianie? - zapytaa zdziwiona Ronnie.
- Przyjecha do kocioa w zeszym tygodniu. Tata chodzi tam, eby na
nim gra.
- Naprawd?
- Poczekaj - zreflektowa si. - Nie jestem pewien, czy powinienem ci
to mwi. Zapomnij, e powiedziaem.
- Dlaczego miaby nie mwi?
- Bo znowu zaczaby na tat krzycze.
- Nie krzycz na niego - zaprotestowaa Ronnie. - Kiedy ostatnio na
niego krzyczaam?

- Kiedy gra na fortepianie. Pamitasz?


Ach tak, pomylaa. Ten dzieciak mia zdumiewajc pami.
- Och, ju nie bd.
- To dobrze. Nie chc, eby na niego krzyczaa. Jutro mamy jecha do
Fort Fisher i zaley mi, eby by w dobrym humorze.
- Jak dugo tata zostaje w kociele?
- Nie wiem. Spdza tam cae godziny. Dlatego tu siedziaem. Czekaem
na niego. A potem przyszlicie z Willem i zaczlicie si obciskiwa.
- Tylko si caowalimy!
- Nie, nie wydaje mi si. Zdecydowanie si obciskiwalicie - odpar
Jonah z przekonaniem.
- Jade ju kolacj? - zapytaa, eby zmieni temat.
- Czekaem na tat.
- Zrobi ci hot dogi?
- Ale z keczupem? - upewni si. Westchna.
- Jasne.
- Mylaem, e si do nich nawet nie dotykasz.
- Wiesz, to mieszne, ale ostatnio miaam w rkach duo martwych ryb,
wic hot dogi ju mnie nie brzydz.
Umiechn si.
- Zabierzesz mnie kiedy do oceanarium, ebym mg popatrze, jak
karmisz wydry?
- Jeli zechcesz, moe nawet pozwol ci to zrobi za mnie.
- Napraw? - W gosie Jonah zabrzmiao podniecenie.
- Chyba tak. Bd musiaa zapyta oczywicie, ale pozwalaj na to
niektrym grupom uczniw, wic nie sdz, eby byy jakie problemy.
Buzia mu pojaniaa.
- O rany. Dziki. - A potem, wstajc z bujanego fotela, doda: - Och, a
przy okazji, wisisz mi dziesi dolcw.

- Za co?
- Sucham? Za to, e nie powiem tacie, co robilicie z Willem.
- Mwisz powanie? Mimo e zamierzam zrobi ci kolacj?
- Och, daj spokj. Ty pracujesz, a ja jestem biedny.
- Najwyraniej wydaje ci si, e zarabiam wicej ni w rzeczywistoci.
Nie mam dziesiciu dolarw. Wszystko, co zaoszczdziam, poszo na
opacenie adwokatki.
Zastanowi si przez chwil.
- A pi?
- Wemiesz ode mnie pi dolarw, chocia ci powiedziaam, e nie
mam nawet dziesiciu na wasne wydatki? - Ronnie udaa, e jest oburzona.
Znowu pomyla.
- A dwa?
- Jeden. Umiechn si.
- Zgoda.
*
Po przyrzdzeniu kolacji - Jonah zayczy sobie, eby upieka hot dogi,
a nie podgrzaa je w mikrofalwce - Ronnie posza pla w kierunku
kocioa. Znajdowa si niedaleko, ale po przeciwnej stronie, ni zazwyczaj
chodzia, i cho mijaa go ju kilka razy, ledwie zwrcia na niego uwag.
Gdy podesza bliej, zobaczya zarys iglicy na wieczornym niebie. Poza
tym koci wtapia si w to, gwnie dlatego, e by znacznie mniejszy ni
otaczajce go domy i pozbawiony jakichkolwiek zdobie. ciany mia
szalowane i mimo e zosta niedawno odbudowany, ju wydawa si
zniszczony.
Musiaa wspi si na wydm, eby doj do parkingu przy ulicy, i tam
dostrzega wicej oznak ycia: wypeniony po brzegi kube na mieci, wiey
stos sklejki i duego vana, ktry sta przy wejciu. Drzwi frontowe byy

otwarte, pada przez nie snop ciepego wiata, cho reszta budynku
pogrona bya w mroku.
Podesza do drzwi i wkroczya do rodka. Rozejrzaa si i dosza do
wniosku, e koci wymaga jeszcze duo pracy. Na pododze by goy
beton, ciany wyglday na niewykoczone, brakowao krzese albo awek,
no i wszystko pokrywa py. Ale z przodu, gdzie w niedziele musia
wygasza kazania pastor Harris, siedzia przy nowym fortepianie jej ojciec.
Instrument wydawa si tu zupenie nie na miejscu. Jedynym rdem wiata
bya stara lampa podczona do przeduacza.
Nie usysza, jak wesza, i gra, cho Ronnie nie rozpoznaa utworu.
Brzmia niemal wspczenie, inaczej ni to, co ojciec zwykle grywa, a
nawet wyda jej si... jakby niedokoczony.
Ojciec chyba doszed do tego samego wniosku, bo przerwa na chwil,
zastanowi si i zacz gra od pocztku.
Usyszaa, e wprowadzi drobne zmiany, i to na korzy, ale z melodi
wci byo co nie tak. Poczua przypyw dumy, e w dalszym cigu potrafi
nie tylko interpretowa muzyk, ale te wyobraa sobie moliwe jej
wariacje. Kiedy bya modsza, to wanie ta umiejtno tak zdumiewaa
ojca.
Zacz od nowa, wprowadzajc nastpne poprawki, i gdy tak na niego
patrzya, zrozumiaa, e jest szczliwy. Cho muzyka nie odgrywaa ju
takiej roli w jej yciu jak dawniej, dla niego wci bya bardzo wana;
Ronnie nagle poczua wyrzuty sumienia, e go jej pozbawia. Cofajc si
myl, przypomniaa sobie, jaka bya za, sdzc, e ojciec prbuje nakoni
j do gry. Ale czy naprawd o to mu chodzio? Czy moe gra dlatego, e
muzyka bya czci jego duszy?
Nie potrafia tego rozstrzygn, patrzc jednak na niego, poczua si
wzruszona widokiem. Powaga, z jak zastanawia si nad kad nut, i
atwo wprowadzania zmian uwiadomiy jej, czego si wyrzek, speniajc

jej dziecinne danie.


Podczas gry zakaszla raz, potem drugi i musia przerwa. Znowu
zacz kaszle, brzydko, charkliwie, a poniewa nie mg przesta, podbiega
do niego.
- Tato?! - zawoaa. - Wszystko w porzdku? Unis gow i jako
kaszel mu przeszed. Kiedy pochylia si nad nim, ju tylko rzzi lekko.
- Nic mi nie jest - odpar sabym gosem. - Tak duo tu pyu... co jaki
czas daje mi si we znaki. Tak jest za kadym razem, gdy tu przychodz.
Przyjrzaa mu si i pomylaa, e jest blady.
- Jeste pewien, e to nic innego?
- Uhm. - Poklepa j po rce. - Co tu robisz?
- Jonah mi powiedzia, e tutaj jeste.
- Chyba mnie przyapaa, co? Machna rk.
- Daj spokj, tato. To talent, prawda?
Poniewa nie odpowiedzia, wskazaa klawiatur, przypominajc sobie
piosenki, ktre napisali razem.
- Co takiego grae? Piszesz now melodi?
- Ach, tamto. Raczej prbuj pisa. Tak, pracuj nad czym. To nic
wielkiego.
- Byo dobre...
- Nie, wcale nie. Nie wiem, co jest nie tak. Moe ty by wiedziaa...
zawsze bya lepsza ode mnie w komponowaniu... bo ja nie potrafi. Jakbym
robi wszystko nie po kolei.
- To byo dobre - nie rezygnowaa. - Bardziej wspczesne ni to, co
zwykle grywasz.
Umiechn si.
- Zauwaya, co? Ale tak nie byo na pocztku. Szczerze mwic, nie
wiem, co si ze mn dzieje.
- Moe suchae mojego iPoda? Znowu si umiechn.

- Nie, zapewniam ci, e nie. Rozejrzaa si.


- To kiedy koci zostanie skoczony?
- Nie wiem. Chyba mwiem ci, e ubezpieczenie nie pokrywa
wszystkich zniszcze... sprawa si przeciga.
- A co z witraem?
- Zamierzam go skoczy. - Wskaza zasonity sklejk otwr w cianie
za sob. - Znajdzie si tam, nawet gdybym sam mia go wstawi.
- Umiesz to zrobi? - zapytaa z niedowierzaniem.
- Jeszcze nie. Umiechna si.
- Skd wzi si tu fortepian? Skoro koci nie jest jeszcze skoczony?
Nie boicie si, e kto go ukradnie?
- Mia by dostarczony dopiero, gdy koci bdzie gotowy, i
teoretycznie nie powinien tu by. Pastor Harris ma nadziej, e znajdzie
kogo, kto wemie instrument na przechowanie, ale poniewa nie znamy daty
ukoczenia budowy, nie jest to takie atwe. - Odwrci si ku wyjciu i
wydawa si zaskoczony, e zapada noc. - Ktra godzina?
- Troch po dziewitej.
- O Jezu. - Wsta. - Straciem poczucie czasu. Miaem dzi nocowa z
Jonah na dworze. I chyba powinienem zrobi mu co do jedzenia.
- Ju si tym zajam.
Umiechn si, ale gdy zebra nuty i wycza wiato, nagle wyda jej
si bardzo zmczony i kruchy.

25
Steve

Ronnie ma racj, pomyla. Utwr jest zdecydowanie nowoczesny.


Nie kama, kiedy powiedzia jej, e na pocztku tak nie byo. W
pierwszym tygodniu stara si zbliy do stylu Schumanna; po kilku dniach
zacz bardziej inspirowa go Grieg. Pniej dwicza mu w gowie Saint Saens. Ale nic nie brzmiao dobrze; nic z tego, co skomponowa, nie
oddawao uczucia, ktre nawiedzio go, gdy zapisywa pierwsze proste nuty
na skrawku papieru.
W przeszoci stara si tworzy muzyk, ktra - w jego fantazjach przetrwaaby pokolenia. Tym razem nie. Zamiast tego eksperymentowa.
Chcia, eby melodia sama mu si objawia, krok po kroku, i nagle
zrozumia, e przesta naladowa wielkich kompozytorw i wreszcie zacz
ufa sobie. Nie eby w peni mu si to udao. Jeszcze nie. Nie by
zadowolony z tego, co napisa, i istniaa moliwo, e nigdy nie bdzie, ale
jako mu to nie przeszkadzao.
Zastanawia si, czy nie na tym od pocztku polega jego problem - e
przez cae ycie usiowa naladowa innych.
Odtwarza muzyk twrcw sprzed setek lat; poszukiwa Boga podczas
wdrwek po play, bo tak robi pastor Harris. A teraz, siedzc z synem na
wydmie za domem i patrzc przez lornetk, mimo wiadomoci, e

prawdopodobnie niewiele zobaczy, zacz mie wtpliwoci, czy postpowa


tak dlatego, e inni znali odpowiedzi, czy po prostu ba si zaufa wasnej
intuicji. By moe tak dugo opiera si na nauczycielach, e nie mia ju
odwagi by sob.
- Tato?
- Tak, Jonah?
- Przyjedziesz do nas do Nowego Jorku?
- Bardzo bym chcia.
- Bo Ronnie bdzie ju z tob rozmawia.
- Mam tak nadziej.
- Bardzo si zmienia, nie uwaasz? Steve odoy lornetk.
- Myl, e wszyscy tego lata bardzo si zmienilimy.
- Uhm - przytakn Jonah. - Ja chyba przede wszystkim urosem.
- Na pewno. I nauczye si robi witrae. Chopiec zastanowi si
przez chwil.
- Tato?
- Tak?
- Chciabym si nauczy sta na gowie. Steve zawaha si, mylc,
skd may wzi ten pomys.
- Mog zapyta po co?
- Bo lubi patrze na wiat do gry nogami. Nie wiem dlaczego. Ale
chyba musiaby potrzyma mnie za nogi. Przynajmniej na pocztku.
- Nie ma sprawy. Milczeli przez dusz chwil. By pogodny,
gwiadzisty wieczr i uwiadamiajc sobie otaczajce go pikno, Steve
poczu nage zadowolenie. Z tego, e spdza lato ze swoimi dziemi, e
siedzi na wydmie z synem i rozmawia o bahostkach. Przyzwyczai si ju do
nowej sytuacji i nie chcia myle, e niebawem si to skoczy.
- Tato?
- Tak, Jonah?

- Troch tu nudno.
- Mnie si wydaje, e spokojnie - zasugerowa Steve.
- Ale prawie nic nie wida.
- Wida gwiazdy. I sycha szum fal.
- Sysz go bez przerwy. Codziennie tak samo.
- Kiedy zaczniesz wiczy stanie na gowie?
- Moe jutro.
Steve otoczy syna ramieniem.
- Co si stao? Chyba jeste smutny.
- Nic takiego. - Gos chopca by ledwie syszalny.
- Na pewno?
- Mgbym chodzi tutaj do szkoy? - zapyta. - I mieszka z tob?
Steve mia wiadomo, e musi zachowa ostrono.
- A co z mam?
- Kocham j. I tskni za ni. Ale podoba mi si tu. Lubi przebywa z
tob. No wiesz, pracowa nad witraem, puszcza latawce. Po prostu lubi,
gdy jestemy razem. Tak fajnie si bawi. Nie chc, eby to si skoczyo.
Steve przytuli go do siebie.
- Ja te bardzo lubi mie ci przy sobie. To najpikniejsze lato w
moim yciu. Ale podczas roku szkolnego i tak nie moglibymy spdza z
sob tyle czasu, ile teraz.
- A gdyby uczy mnie w domu?
Jonah mwi cichym, niemal wystraszonym gosem, typowym dla
chopcw w jego wieku. Na t myl Steve'a cisno w gardle. Robi sobie
wyrzuty z powodu tego, co musia powiedzie, ale nie mia wyboru.
- Myl, e mama tskniaby za tob, gdyby tu zosta.
- Moe powiniene wrci do nas. Ty i mama znowu wzilibycie lub.
Steve zaczerpn gboko powietrza.
- Wiem, e to trudne i wydaje si niesprawiedliwe. Chciabym znale

jaki sposb, eby to zmieni, ale nie mog. Musisz by z mam. Ona tak
bardzo ci kocha, e bez ciebie by sobie nie poradzia. Chocia ja te ci
kocham. I chc, eby zawsze o tym pamita.
Jonah pokiwa gow, jakby spodziewa si takiej odpowiedzi.
- Ale pojedziemy jutro do Fort Fisher?
- Jeli masz ochot. A pniej moglibymy wybra si na zjedalni.
- S tu zjedalnie?
- Tu nie. Ale niedaleko std, owszem. Musimy tylko pamita, eby
zabra kpielwki.
- Dobra. - Jonah wyranie si oywi.
- Moe pjdziemy te do Chuck E. Cheese* .
- Naprawd?
- Jeli chcesz. Wszystko zaley od nas.
- Dobra. Chc.
Jonah znowu zamilk, a potem sign do przenonej lodwki. Wyj
paczk ciastek, ale Steve wiedzia, e w tych okolicznociach lepiej nic nie
mwi.
- Tato?
- Tak?
- Mylisz, e wie wylgn si dzi w nocy?
- Chyba jeszcze nie, ale ju niedugo.
Jonah zacisn usta. Nic nie mwi i Steve wiedzia, e synek znowu
myli o wyjedzie. Przytuli go, ale poczu, e co w nim samym pka, co,
co nigdy si nie zagoi.
*
Nastpnego dnia rano Steve wybra si na spacer pla; tym razem

Chuck E. Cheese - sie rodzinnych centrw rozrywki, m.in. z pizzeriami itp.

tylko po to, eby cieszy si porankiem.


Uzmysowi sobie bowiem, e Boga tam nie ma. Przynajmniej on Go
nie znajdzie. Ale teraz, gdy o tym myla, wydawao mu si, e to ma sens.
Gdyby tak atwo byo dostrzec obecno Boga, na plaach rankiem roioby
si od ludzi. Ludzi, ktrzy wybrali si na poszukiwanie, a nie uprawiajcych
jogging, wyprowadzajcych psy na spacer czy owicych ryby.
Poszukiwanie obecnoci Boga byo rwnie tajemnicze jak On sam, bo
czym by Bg, jeli nie tajemnic? Teraz ju to rozumia.
Zabawne, pomyla, tyle czasu do tego dochodzi.
*
Spdzi cay dzie z synkiem, tak jak zaplanowali poprzedniego
wieczoru. Zwiedzanie fortu chyba bardziej interesowao jego ni Jonah, bo
zna troch histori wojny secesyjnej i wiedzia, e Wilmington by ostatnim
wikszym portem Konfederacji Poudnia. Zjedalnie wodne stanowiy
natomiast wiksz atrakcj dla Jonah. Kady musia zanie swoj mat na
gr, ale chopcu wystarczyo si tylko na kilka razy, a pniej Steve musia
robi to za niego.
Naprawd czu si, jakby zaraz mia umrze.
W Chuck E. Cheese, pizzerii z dziesitkami gier wideo, Jonah znalaz
rozrywk na nastpne par godzin. Zagrali trzy razy w hokeja powietrznego,
uzbierali kilkaset etonw i wymieniwszy je na pienidze, wyszli z dwoma
pistoletami na wod, trzema pikami z kauczuku, zestawem kolorowych
kredek i dwiema gumkami do wycierania. Steve nie chcia nawet myle o
tym, ile go to kosztowao.
Dzie by udany, wesoy, ale mczcy. Posiedziawszy jaki czas z
Ronnie, Steve pooy si do ka. Wykoczony zasn po kilku minutach.

26
Ronnie

Gdy tata z Jonah wyjechali na cay dzie, Ronnie wybraa si na


poszukiwania Blaze; liczya, e uda jej si zapa j przed pjciem do
oceanarium. Najbardziej obawiaa si, e Blaze nie zechce z ni w ogle
rozmawia albo odprawi j z kwitkiem po pierwszych sowach; wtedy bdzie
w tym samym punkcie co do tej pory. Nie spodziewaa si, e dziewczyna
nagle zmieni zdanie, i nie chciaa robi sobie nadziei, ale to nie byo takie
atwe. Will mia racj; Blaze nie bya jak Marcus, ktry w ogle nie
wykazywa skrupuw, wic moe miaa lekkie poczucie winy?
Odnalaza j cakiem szybko. Blaze siedziaa na wydmie w pobliu
molo i patrzya na fale. Nie odezwaa si, gdy Ronnie do niej podesza.
Ronnie nie wiedziaa, jak zacz, wic rzucia najzwyczajniej :
- Cze, Blaze.
Dziewczyna nie odpowiedziaa, a zatem Ronnie zebraa si na odwag i
mwia dalej:
- Pewnie nie chcesz ze mn rozmawia.
- Wygldasz jak wielkanocna pisanka.
Ronnie obrzucia spojrzeniem strj, ktry dostaa w oceanarium:
turkusow koszulk z logo parku, biae szorty i biae teniswki.
- Prbowaam ich przekona, eby pozwolili mi ubiera si na czarno,

ale si nie udao.


- Kiepska sprawa. Czarny to twj kolor. - Blaze umiechna si przez
chwil. - Czego chcesz?
Ronnie przekna lin.
- Tamtego wieczoru nie prbowaam poderwa Marcusa. Sam do mnie
podszed i nie wiem, dlaczego powiedzia to, co powiedzia; chyba chcia
wzbudzi twoj zazdro. Pewnie mi nie uwierzysz, ale zaley mi na tym,
aby wiedziaa, e nigdy bym ci czego takiego nie zrobia. Nie jestem taka. Wyrzucia z siebie pospiesznie wszystko, co miaa do powiedzenia.
Blaze przez chwil milczaa.
- Wiem - powiedziaa.
Nie takiej odpowiedzi spodziewaa si Ronnie.
- To dlaczego wrzucia mi do torby te rzeczy? - wypalia.
Blaze zmruya oczy.
- Byam na ciebie wcieka. Widziaam, e mu si spodobaa.
Ronnie

powstrzymaa

si

od

odpowiedzi,

ktra

niewtpliwie

zakoczyaby rozmow; pozwolia Blaze mwi dalej. Ta znowu zapatrzya


si w ocean.
- Widz, e duo czasu spdzasz z Willem.
- Mwi, e kiedy si przyjanilicie.
- Uhm - potwierdzia. - Dawno temu. Jest miy. Szczciara z ciebie. Otara rce o spodnie. - Moja mama wychodzi za tego swojego faceta. Gdy
mi o tym powiedziaa, strasznie si poarymy i wywalia mnie z domu.
Zmienia zamki w drzwiach i tak dalej.
- Przykro mi to sysze - odpara Ronnie zgodnie z prawd.
- Jako przeyj.
Syszc t uwag, Ronnie pomylaa, e co je jednak czy - rozwd
rodzicw, gniew i bunt, ponowne maestwo matki - ale miaa wiadomo,
e s zupenie rne. Blaze zmienia si od pocztku lata. Stracia rado

ycia, ktr Ronnie zauwaya u niej, gdy si poznay, i wydawaa si


dorolej sza, jakby postarzaa si o cae lata, a nie tygodnie. Tyle e nie w
pozytywnym znaczeniu tego sowa. Miaa podkrone oczy, cer
niezdrowego koloru. Stracia te na wadze. I to duo. Ronnie miaa wraenie,
e patrzya na osob, ktr Blaze miaa si sta w przyszoci, i poczua
niepokj.
- To, co mi zrobia, byo pode - zauwaya. - Ale wci moesz to
naprawi.
Blaze wolno pokrcia gow.
- Marcus mi nie pozwoli. Powiedzia, e wicej nie odezwie si do
mnie.
Mwia jak automat i Ronnie miaa ochot ni potrzsn. Blaze jakby
to wyczua.
- Poza nim nie mam do kogo pj. - Westchna. - Mama obdzwonia
wszystkich krewnych i powiedziaa, eby nie przyjmowali mnie do siebie.
Mwia, e jest jej ciko, ale e potrzebuj teraz twardej mioci. Nie
mam forsy i jeli nie chc spa do koca ycia na awce, musz robi, co
kae mi Marcus. Kiedy jest na mnie zy, nawet nie pozwala mi wzi u siebie
prysznica. I nie daje mi nic z pienidzy, ktre zarabiamy podczas wystpw,
wic nie mam co je. Czasami traktuje mnie jak psa i czuj si okropnie. Ale
do kogo mam i?
- Prbowaa porozmawia z mam?
- Po co? Uwaa, e jestem stracona, i nienawidzi mnie.
- Na pewno nie.
- Nie znasz jej tak jak ja.
Ronnie przypomniaa sobie, e gdy bya kiedy u Blaze, widziaa
zostawion dla niej kopert z pienidzmi. Inaczej wyobraaa sobie jej matk,
ale nie chciaa tego powiedzie. Blaze tymczasem wstaa. Ubranie miaa
brudne i pomite, jakby chodzia w nim przez cay tydzie. I pewnie tak byo.

- Wiem, o co chcesz mnie prosi - zacza. - Ale nie mog. I nie


dlatego, e ci nie lubi. Bo lubi. Uwaam, e jeste fajna, i nie powinnam
bya zrobi tego, co zrobiam. Nie mam jednak wyjcia, tak samo jak ty. I
chyba Marcus jeszcze z tob nie skoczy.
Ronnie zesztywniaa.
- Co masz na myli? Blaze zebraa si do odejcia.
- Ostatnio znowu o tobie mwi. Nie za dobrze. Na twoim miejscu
trzymaabym si ode mnie z dala.
I odesza, zanim Ronnie zdya odpowiedzie.
- Hej, Blaze! - zawoaa za ni. Dziewczyna powoli si odwrcia.
- Gdyby kiedy potrzebowaa czego do jedzenia i miejsca do spania,
wiesz, gdzie mieszkam!
Miaa przez chwil wraenie, e widzi nie tylko bysk wdzicznoci w
oczach Blaze, ale take co, co przypomniao jej tamt bystr, weso
dziewczyn, ktr poznaa w czerwcu.
- I jeszcze jedno - dodaa. - Te sztuczki z ogniem, ktre wyczyniacie z
Marcusem, to szajba.
Blaze umiechna si do niej smutno.
- Chyba nie sdzisz, e wiksza ni wszystko inne w moim obecnym
yciu?
*
Nastpnego popoudnia Ronnie stana przed szaf, mylc o tym, e
nie ma w co si ubra. Jeli miaa pj na lub - cho jeszcze nie podja
decyzji - nie widziaa wrd swoich ciuchw nic stosownego, chyba e
wybieraaby si na lub w rodzinie Ozzy'ego Osbourne'a.
A to byo oficjalne, eleganckie przyjcie weselne: goci obowizyway
stroje wieczorowe, smokingi i suknie. Pakujc si na wyjazd w Nowym
Jorku, nie przypuszczaa, e bdzie obecna na takiej imprezie. Nie wzia z

sob nawet czarnych czenek, ktre mama kupia jej ostatnio pod choink i
ktre wci leay w pudeku.
Naprawd nie rozumiaa, dlaczego Willowi tak zaley na jej obecnoci.
Nawet gdyby w kocu udao si jej ubra przyzwoicie, nie miaaby z kim tam
rozmawia. Will nalea do rodziny panny modej, tote stale musiaby
pozowa do zdj, a jej miejsce byo wrd goci; mia siedzie przy
gwnym stole, wic nawet podczas kolacji nie byliby razem. Skoczy si na
tym, e usadz j przy jakim gubernatorze, senatorze czy innym przyjacielu
rodziny, ktry przylecia prywatnym odrzutowcem, i bdzie musiaa
rozmawia o... niczym. Jeli doda do tego fakt, e Susan jej nie lubi, caa
sprawa wydawaa si zym pomysem. Naprawd zym. Okropnym pod
kadym wzgldem.
A jednak...
Kiedy

znowu

zostanie

zaproszona

na

takie

wesele?

Dom

prawdopodobnie w ostatnich tygodniach przeszed metamorfoz: nad


basenem wybudowano podest, wzniesiono namioty, zasadzono mnstwo
kwiatw i nie tylko wypoyczono wiata z jednego ze studiw filmowych w
Wilmington, ale jeszcze wynajto ekip, ktra je wszystkie poustawiaa i
zaaranowaa. Cateringiem - poczwszy od kawioru, a na szampanie
skoczywszy - zajmoway si trzy rne restauracje z Wilmington, wszystko
za nadzorowa szef kuchni z Bostonu, znajomy Susan, ktry podobno
znajdowa si wrd kandydatw na stanowisko szefa kuchni w Biaym
Domu. Przekraczao to wszelkie wyobraenie, Ronnie by nie chciaa takiego
wesela - bardziej by jej odpowiadaa uroczysto nad morzem w Meksyku, w
gronie rodziny i kilku przyjaci - ale chyba dlatego tak j kusio, eby na nie
pj. Ju nigdy w yciu nie bdzie miaa takiej okazji.
Zakadajc, oczywicie, e wymyli, w co si ubra. Prawd mwic,
nie wiedziaa, po co w ogle zaglda do szafy. Nie miaa magicznej rdki i
nie moga zamieni pary dinsw w sukienk ani udawa, e jeli zrobi sobie

nowy przedziaek we wosach, nikt nie zwrci uwagi, e jest w T - shircie z


nadrukiem. Jedynym przyzwoitym strojem, ktrym dysponowaa, jedynym,
ktry Susan nie uznaaby za odraajcy, gdyby wpada na ni na przykad w
drodze do kina, by mundurek subowy z oceanarium, ten, w ktrym
wygldaa jak wielkanocna pisanka.
- Co robisz?
W drzwiach stan Jonah. Spojrza na ni uwanie.
- Szukam czego, w co mogabym si ubra - wyjania enigmatycznie.
- Wybierasz si dokd?
- Nie. Mam na myli strj na wesele. Przekrzywi gow.
- Wychodzisz za m?
- Oczywicie, e nie. Siostra Willa wychodzi.
- Jak ma na imi?
- Megan.
- Jest mia?
Ronnie pokrcia gow.
- Nie wiem. Nie znam jej.
- To po co idziesz na jej wesele?
- Bo Will mnie zaprosi. Taki jest zwyczaj - powiedziaa. - Moesz
zabra z sob kogo, gdy idziesz na lub i wesele. Ja mam by tym kim.
- Och. - Dotaro do niego. - I w co si ubierzesz?
- W nic. Nie mam nic odpowiedniego. Wskaza na ni.
- To, co masz na sobie, jest cakiem adne. Strj a la pisanka
wielkanocna. Jasne. Uja w palce koszulk.
- Nie mog si w to ubra. To ma by bardzo wytworne przyjcie.
Powinnam woy sukni.
- Masz jak sukni?
- Nie.
- To po co tu sterczysz?

Susznie, pomylaa, zamykajc szaf. Klapna na ko.


- Masz racj - przyznaa. - Nie mog tam pj. To proste.
- A chcesz? - zapyta z ciekawoci Jonah.
W jednej chwili przebiegy jej przez myli odpowiedzi: Absolutnie nie.
Moe. Tak, chc. Podcigna nogi i usiada na nich.
- Willowi zaley, ebym posza. To dla niego wane. I bdzie na co
popatrze.
- To dlaczego nie kupisz sobie sukni?
- Bo nie mam forsy - odpara.
- Och, to aden problem. - Podszed do zbioru swoich zabawek w kcie
pokoju. Z brzegu sta model samolotu pasaerskiego; wzi go i przynis,
odkrcajc nos maszyny. Zacz wysypywa na ko zawarto i Ronnie ze
zdumienia otworzya usta na widok pienidzy, ktre uzbiera. Musiao by
tego co najmniej kilkaset dolarw.
- To mj bank - wyjani. - Oszczdzam od jakiego czasu.
- Skd to wszystko masz?
Jonah wskaza banknot dziesiciodolarowy.
- Ten dostaem, bo nie wspomniaem tacie, e widziaem ci tamtego
wieczoru w lunaparku. - Potem pokaza jednodolarwk. - A t, bo nie
powiedziaem tacie, e obciskiwaa si z Willem. - Wyjania dalej: - To za
faceta z niebieskimi wosami, a to z pokera kamcw. To z czasu, gdy
wymkna si z domu wieczorem...
- Rozumiem - jkna. Ale mimo to... Zamrugaa powiekami. Oszczdzie to wszystko?
- A co innego miaem zrobi? - odpowiedzia. - Mama i tata kupuj mi
wszystko, czego potrzebuj. Musz tylko, pomczy ich wystarczajco
dugo. Cakiem atwo uzyska to, czego si chce. Trzeba tylko wiedzie, jak
to dziaa. Przy mamie musz si rozpaka, a tacie wyjani, dlaczego na to
zasuyem.

Umiechna si. Jej brat szantaysta i domorosy psycholog.


Zdumiewajce.
- Wic tak naprawd nie potrzebuj tych pienidzy. I lubi Willa. Z nim
jeste szczliwa.
Uhm, pomylaa, rzeczywicie.
- Dobry z ciebie braciszek, wiesz?
- Uhm, wiem. Moesz wzi wszystko, ale pod jednym warunkiem.
Jasne, pomylaa.
- Tak?
- Nie pjd z tob na zakupy. To nudne. Nie musiaa si dugo
zastanawia.
- Zgoda.
*
Patrzya na siebie, ledwie rozpoznajc osob, ktr widziaa w lustrze.
By dzie wesela; w cigu ostatnich czterech dni przymierzya chyba
wszystkie odpowiednie sukienki w miasteczku, chodzia tam i z powrotem w
rozmaitych butach, sprawdzajc, czy s wygodne, i spdzia mnstwo czasu
w salonie fryzjerskim.
Prawie godzin zajo jej zakrcenie i uoenie wosw, tak jak
nauczya j fryzjerka. Ronnie poprosia take o rad w sprawie makijau i
dostaa od niej kilka wskazwek, ktre teraz wykorzystaa. Sukienka z
gbokim dekoltem w ksztacie litery V i czarnymi cekinami - nie byo
wielkiego wyboru mimo dugiej wdrwki po sklepach - daleko odbiegaa od
jej wyobrae, ale c. Poprzedniego wieczoru Ronnie zrobia sobie
manikiur i pomalowaa paznokcie, nie spieszc si, zadowolona, e nie
drasna lakieru.
Nie poznaj ci - powiedziaa do swojego odbicia, obracajc si w
rne strony. - Nigdy wczeniej ci nie widziaam. Obcigna sukienk,

eby lepiej leaa. Wygldaa w niej naprawd niele, musiaa przyzna.


Umiechna si. I na pewno odpowiednio do okazji.
W drodze do drzwi wsuna stopy w buty i posza do salonu. Tata
znowu czyta Bibli, a Jonah oglda kreskwki, jak zwykle. Kiedy obaj
unieli gowy i spojrzeli na ni, najwyraniej odebrao im mow.
- Cholera jasna - mrukn Jonah. Tata popatrzy na niego.
- Nie powiniene uywa tego sowa.
- Ktrego?
- Wiesz dobrze.
- Przepraszam, tato - powiedzia ze skruch. - Choroba jasna sprbowa znowu.
Ronnie i ojciec si zamiali i Jonah popatrzy na nich kolejno.
- No co?
- Nic - odpar tata.
Jonah podszed bliej, eby jej si przyjrze.
- Co si stao z purpurowymi pasemkami w twoich wosach? - zapyta. Znikny?
Ronnie poprawia loki.
- Na jaki czas - wyjania. - Dobrze wygldam? Zanim ojciec zdy
odpowiedzie, Jonah zauway:
- Wygldasz znowu normalnie. Ale nie jak moja siostra.
- Wygldasz piknie - szybko odezwa si tata. Sama tym zdziwiona
odetchna z ulg.
- Podoba ci si sukienka?
- Jest idealna - odpar.
- A buty? Nie jestem pewna, czy do niej pasuj.
- Pasuj.
- Umalowaam si i polakierowaam paznokcie... Zanim dokoczya,
ojciec pokrci gow.

- Wygldasz przelicznie - owiadczy. - Nie wiem, czy na caym


wiecie jest kto pikniejszy od ciebie.
Mwi to kiedy setki razy.
- Tato...
- Wcale nie przesadza - wczy si Jonah. - Wygldasz niesamowicie.
Nie kami. Ledwie ci poznaem.
Zmarszczya czoo, udajc oburzenie.
- Wic chcesz powiedzie, e na co dzie tak adnie nie wygldam?
Wzruszy ramionami.
- A komu poza jakim czubkiem podobayby si purpurowe wosy?
Parskna miechem i zobaczya, e tata umiecha si do niej.
- No, no. - Tylko to by w stanie powiedzie.
*
P godziny pniej przejechaa przez bramy posiadoci pastwa
Blakelee z bijcym sercem. Przebyli ju kontrol policyjn na drodze, gdzie
sprawdzono ich dokumenty, a teraz zostali zatrzymani przez mczyzn w
uniformach, ktrzy chcieli odprowadzi ich samochd. Tata spokojnie im
tumaczy, e tylko j podwozi, ale trzej kamerdynerzy jakby nie rozumieli nie miecio im si w gowach, e go weselny moe nie mie wasnego
samochodu.
A dom i ogrd...
Musiaa przyzna, e wszystko wygldao jak na planie filmowym.
Wszdzie byy kwiaty, ywopot zosta idealnie przystrzyony, a ceglany
mur ze sztukateri otaczajcy posiado - odmalowany.
Kiedy wreszcie pozwolono im zajecha przed wejcie, tata obj
spojrzeniem dom, ktry z bliska wydawa si jeszcze wikszy. W kocu
odwrci si do niej. Rzadko co go dziwio, ale tym razem usyszaa w jego
gosie zaskoczenie.

- To dom Willa?
- Tak. - Wiedziaa, co pomyla: e dom jest wielki, e nie zdawa sobie
sprawy, jak bogaci s rodzice chopaka, i czy na pewno jego crka czuje si
dobrze w takim otoczeniu. Ale umiechn si do niej bez ladu zakopotania.
- Co za wspaniae miejsce na lub i wesele - zauway tylko.
Jecha ostronie i na szczcie nikt ju nie zwraca uwagi na stary
samochd, w ktrym siedzieli. By to wz pastora Harrisa, stara toyota sedan
o pudekowatym ksztacie, ktry przesta by modny, gdy tylko zesza z linii
produkcyjnej w latach dziewidziesitych; ale jedzi i to wystarczao.
Ronnie bolay ju stopy. Nie potrafia zrozumie, jak niektre kobiety na co
dzie mog chodzi w czenkach. Jeszcze nie zajechaa na miejsce, a ju
czua si jak w hiszpaskich bucikach. Powinna bya oklei sobie palce
plastrami. A jej sukienka najwyraniej nie zostaa zaprojektowana z myl o
pozycji siedzcej; wpijaa jej si w ebra, tak e trudno byo w niej oddycha.
Ale moe Ronnie po prostu si denerwowaa i brakowao jej tchu.
Tata zatoczy uk na podjedzie, wpatrujc si w dom tak jak ona, gdy
zobaczya go pierwszy raz. Cho powinna si ju do tego widoku
przyzwyczai, wci j oniemiela. A gocie - nigdy w yciu nie widziaa
tylu smokingw i sukien wieczorowych. Nie moga nic poradzi na to, e
poczua si nie na miejscu. Naprawd to nie by jej wiat.
Przed nimi wyrs mczyzna w ciemnym garniturze, ktry kierowa
ruchem, i zanim zdya si zorientowa, musiaa wysi. Gdy otworzy jej
drzwi i pomocnie poda rk, ojciec poklepa j w kolano.
- Dasz rad. - Umiechn si. - I baw si dobrze.
- Dziki, tato.
Ostatni raz zerkna w lusterko. Wysiadszy, obcigna sukienk i
zauwaya, e na stojco atwiej jej oddycha. Balustrada na tarasie
ozdobiona bya liliami i tulipanami i gdy Ronnie ruszya po schodach do
drzwi, te nagle otworzyy si przed ni.

Will w smokingu zupenie nie przypomina siatkarza bez koszulki ani


bezporedniego chopaka z Poudnia, ktry zabra j na ryby; sta przed ni
wyrafinowany, odnoszcy sukcesy mczyzna, ktrym mia si sta za kilka
lat. Nie spodziewaa si, e bdzie tak... wytworny i ju miaa rzuci
artobliwie co w stylu, e si wyszykowa, gdy dotaro do niej, e nawet
si z ni nie przywita.
Przez chwil tylko si jej przyglda. W przeduajcej si ciszy
poczua, e robi jej si coraz ciej na sercu, i wpada jej do gowy myl, e
zrobia co nie tak. Moe przyjechaa za wczenie albo przesadzia z
sukienk czy makijaem. Nie wiedziaa, co o tym myle, i ju wyobrazia
sobie najgorsze, gdy Will wreszcie si umiechn.
- Wygldasz... niewiarygodnie - powiedzia i poczua, e si rozlunia.
W kadym razie troch. Ale nie spotkaa jeszcze Susan i do tego momentu
nie bya w stanie cakiem si odpry. Uradowao j to, e podoba si
Willowi.
- Wszystko dobrze? - zapytaa. Podszed do niej i pooy jej rce na
biodrach.
- Zdecydowanie.
- Nie za bardzo si odstawiam?
- Ani troch - szepn.
Wycigna rce, poprawia mu muszk, a potem obja go za szyj.
- Musz przyzna, e ty te prezentujesz si cakiem, cakiem.
*
Nie byo tak le, jak przypuszczaa. Okazao si, e wikszo zdj
lubnych zrobiono przed przyjazdem goci, wic moga spdzi z Willem
troch czasu, zanim rozpocza si ceremonia. Gwnie chodzili po terenie
posiadoci i Ronnie ogldaa aranacje. Will nie artowa: tyy domu
cakowicie przestylizowano, a basen zosta przykryty tymczasowym

podestem, ktry w ogle nie sprawia wraenia tymczasowego. Na nim


pkolem stay szeregi biaych krzese zwrconych ku biaemu treliaowi,
pod ktrym Megan i jej narzeczony mieli zoy przysig maesk. Na
dziedzicu pooono nowe chodniki prowadzce do kilkudziesiciu stow
pod sklepieniem wielkiego biaego namiotu, gdzie zamierzano posadzi
goci. Rozmieszczono tam pi czy sze kunsztownych rzeb z lodu, na tyle
duych, eby zachoway ksztat przez wiele godzin, ale uwag przede
wszystkim przycigay kwiaty: teren posiadoci przypomina morze
mieczykw i lilii.
Zestaw goci by mniej wicej taki, jak si spodziewaa. Oprcz Willa
znaa tylko Scotta, Ashley i Cassie i adne z nich nie ucieszyo si
szczeglnie na jej widok. Nie eby to miao dla niej jakie znaczenie. Po
zajciu miejsc wszyscy, z wyjtkiem Willa, zaczli wypatrywa Megan. Will
ze swojego krzesa w pobliu treliaa nie odrywa wzroku od Ronnie.
Poniewa chciaa jak najmniej zwraca na siebie uwag, wybraa
miejsce w trzecim rzdzie od tyu, z dala od przejcia. Jak dotd nie widziaa
Susan, ktra prawdopodobnie towarzyszya Megan; Ronnie miaa nadziej,
e matka Willa zauway j dopiero po uroczystoci. Pewnie Susan te wolaa
jej unika, co jednak wydawao si trudne, bo Ronnie bya przecie z
Willem.
- Przepraszam - usyszaa czyj gos. Spojrzaa w gr i zobaczya
starszego pana z on, ktrzy chcieli zaj dwa puste krzesa obok niej.
- Moe ja si przesun - zaproponowaa.
- Jest pani pewna?
- To aden kopot. - Wstaa i usiada dwa krzesa dalej, ustpujc parze
miejsca. Mczyzna wydawa jej si znajomy, ale nie moga sobie
przypomnie, gdzie go widziaa; przychodzio jej na myl tylko oceanarium,
a to byo raczej wtpliwe.
Przestaa si nad tym zastanawia, gdy kwartet smyczkowy zagra

pierwsze takty Marsza weselnego. Obejrzaa si w stron domu, jak reszta


goci. Usyszaa, e wszyscy z wraenia wstrzymali oddech, gdy u szczytu
schodw na werandzie pojawia si Megan i ruszya ku ojcu, ktry czeka na
ni na dole. Patrzc na ni, Ronnie uznaa, e to najpikniejsza panna moda,
jak kiedykolwiek widziaa.
Oczarowana urod siostry Willa ledwie zauwaya, e starszy pan
siedzcy przy niej zdecydowanie bardziej przyglda si jej ni Megan.
*
Ceremonia bya elegancka, a jednak zaskakujco kameralna. Pastor
odczyta Drugi List do Koryntian, a potem Megan i Daniel wypowiedzieli
przysig, ktr sami napisali. Przyrzekli sobie cierpliwo w chwilach, gdy
atwo o utrat cierpliwoci, szczero, gdy atwo o kamstwo, i wyrazili
wiadomo faktu, e tylko upyw czasu moe dowie prawdziwego
oddania.
Patrzc, jak wymieniaj si obrczkami, Ronnie zrozumiaa, dlaczego
zdecydowali si wzi lub na dworze. Bya to mniej tradycyjna uroczysto
ni luby kocielne, na ktrych bywaa, ale mimo to oficjalna, sceneria za
wydawaa si wrcz doskonaa.
Ronnie zorientowaa si te, e Will mia racj: wiedziaa, e polubi
Megan. Podczas innych lubw zawsze miaa wraenie, e panny mode chc
jak najszybciej odbbni uroczysto i denerwuj si, gdy co odbiega od
scenariusza. Megan w przeciwiestwie do nich naprawd dobrze si bawia.
Gdy ojciec prowadzi j przejciem midzy krzesami, mrugaa do przyjaci
i zatrzymaa si, eby ucisn babci. Kiedy chopiec nioscy obrczki naprawd maluch, liczny w swoim minismokingu - przystan porodku i
wspi si na kolana mamy, zamiaa si z rozbawieniem, co rozadowao
chwilowe napicie.
Pniej Megan wyranie mniej interesowaa si pozowaniem do zdj

lubnych, godnych eleganckich czasopism, ni rozmowami z gomi.


Zdaniem Ronnie bya albo niewiarygodnie pewna siebie, albo nie miaa
pojcia, jak matka przejmowaa si w ostatnich tygodniach przygotowaniami
do tego lubu i wesela. Nawet z daleka Ronnie widziaa, e niemal wszystko
odbiega od wyobrae Susan.
- Jeste mi winna taniec - usyszaa szept Willa. Obrcia si i znowu
uderzyo j, jaki jest przystojny.
- To chyba nie naleao do umowy - odpara. - Miaam tylko przyj na
lub.
- Co takiego? Nie chcesz ze mn zataczy?
- Nie sysz muzyki.
- Bo bdzie pniej.
- Och, jeli tak, mam czas, aby si zastanowi. Ale czy nie powiniene
pozowa do zdj?
- Robi to od wielu godzin. Naley mi si przerwa.
- Bol ci policzki od umiechw?
- Co w tym rodzaju. Och, miaem ci powiedzie, e bdziesz siedziaa
przy szesnastoosobowym stole ze Scottem, Ashley i Cassie.
Jak pech, to pech.
- wietnie - rzucia. Rozbawio go to.
- Nie bdzie tak le, jak mylisz. Musz zachowywa si jak naley, bo
inaczej mama pourywaaby im gowy.
Teraz z kolei Ronnie si zamiaa.
- Powiedz mamie, e wietnie jej si udao zorganizowa to wszystko.
Piknie tu.
- Powiem - obieca. Patrzy na ni, a oboje usyszeli, e kto go woa.
Kiedy si odwrcili, Ronnie pomylaa, e Megan wyglda na rozbawion
tym, i jej brat si oddali. - Musz wraca - owiadczy. - Ale znajd ci
podczas kolacji. I nie zapomnij, e mamy zataczy.

Znowu pomylaa, e jest zabjczo atrakcyjny.


- Musz ci ostrzec, e ju mam otarte stopy. Przyoy do do serca.
- Obiecuj, e nie bd si mia, gdy zaczniesz kule.
- Jezu, dziki. Pochyli si i pocaowa j.
- Mwiem ci, e licznie dzi wieczorem wygldasz? Umiechna si;
wci czua smak jego ust.
- Od dwudziestu minut nie. Id ju. Potrzebuj ci tam, a ja nie chc si
naraa.
Pocaowa j, a potem doczy do reszty rodziny. Zadowolona
odwrcia si i zobaczya, e starszy pan, ktremu ustpia miejsca podczas
ceremonii, znowu na ni patrzy.
*
Podczas kolacji Scott, Cassie i Ashley nie wysilali si zbytnio, eby
wcign j do rozmowy, ale nie dbaa o to. Nie bya w nastroju, eby z nimi
gawdzi, nie czua te godu. Po zjedzeniu kilku ksw przeprosia
towarzystwo i posza na taras. Rozciga si stamtd panoramiczny widok na
przyjcie, ktre w mroku wydawao si jeszcze bardziej wytworne. W
srebrnym blasku ksiyca namioty wrcz janiay. Ronnie syszaa strzpy
rozmw dobiegajcych wraz z dwikami muzyki orkiestrowej i prbowaa
sobie uzmysowi, co by robia w tej chwili w Nowym Jorku, gdyby nie bya
tutaj. Z upywem lata coraz rzadziej rozmawiaa przez telefon z Kayl.
Chocia wci uwaaa j za przyjacik, uwiadomia sobie, e nie tskni
za wiatem, ktry zostawia za sob. Od tygodni nie mylaa o pjciu do
klubu i kiedy Kayla opowiadaa o swoim najnowszym fantastycznym facecie,
ktrego wanie poznaa, Ronnie stawa przed oczami Will. Wiedziaa, e
kimkolwiek jest najnowszy obiekt fiksacji Kayli, na pewno nie dorasta mu do
pit.
Niewiele mwia jej o Willu. Powiedziaa, e si z nim spotyka, ale gdy

relacjonowaa, co robili - owili ryby, jedzili po bocie czy spacerowali pla


- miaa wraenie, e nie nadaje ju na tej samej fali co jej przyjacika. Kayla
nie bya w stanie zrozumie, e Ronnie czuje si szczliwa z Willem, a
Ronnie mimowolnie zaczynaa si zastanawia, co to oznacza dla ich
przyjani i co bdzie, gdy wrci do Nowego Jorku. Wiedziaa, e zmienia
si podczas pobytu tutaj, tymczasem Kayla bya najwyraniej taka sama jak
dawniej. Ronnie uwiadomia sobie, e nie ma ochoty chodzi ju do klubw.
Przede wszystkim, cofajc si mylami, nie moga poj, co j do nich
cigno - muzyka bya tam bardzo gona, a wszyscy nastawieni na podryw.
A skoro si tak wietnie bawili, to po co pili albo brali prochy? To nie miao
sensu. Syszc szum oceanu w oddali, pomylaa nagle, e nigdy tego nie
rozumiaa.
Zapragna naprawi swoje stosunki z mam. Tata przekona j, e
rodzice mog by cakiem w porzdku. Cho nie miaa zudze, e mama ufa
jej tak jak on, wiedziaa, e za napicie we wzajemnych stosunkach
odpowiedzialne s obie. Moe gdyby porozmawiaa z ni tak, jak rozmawiaa
z ojcem, sytuacja zmieniaby si na lepsze.
Dziwne, co konieczno zwolnienia tempa moe zrobi z czowiekiem.
- To si skoczy, wiesz? - powiedzia kto za jej plecami. Pogrona w
mylach, nie usyszaa, e podesza do niej Ashley.
- Sucham? - Odwrcia si do niej niechtnie.
- Ciesz si, e Will zaprosi ci na to wesele. Powinna si zabawi, bo
to si skoczy. On za dwa tygodnie wyjeda. Zastanawiaa si ju nad tym?
Ronnie obrzucia j badawczym spojrzeniem.
- To chyba nie jest twoja sprawa.
- Nawet jeli zamierzacie si widywa, to czy naprawd sdzisz, e
mama Willa ci zaakceptuje? - cigna Ashley. - Megan bya wczeniej
zarczona dwa razy i matka obu jej chopakw przepdzia. I z tob zrobi to
samo, czy ci si to podoba, czy nie. A nawet jeli nie, wyjedasz i on

wyjeda, wic to nie przetrwa.


Ronnie znieruchomiaa; Ashley wyrazia jej wasne obawy. Ale miaa
ju do tej dziewczyny i nie wytrzymaa.
- Wiesz, Ashley - zacza, podchodzc do niej. - Co ci powiem,
dobrze? I chciaabym, eby suchaa uwanie, bo zamierzam postawi
spraw jasno. - Zrobia jeszcze jeden krok do przodu, a stany z sob
twarz w twarz. - Mczy mnie i mdli suchanie tych twoich gadek, wic jeli
znowu zechcesz mi co powiedzie, wybij ci te twoje biae zby.
Rozumiesz?
Co w jej wyrazie twarzy musiao przekona Ashley, e Ronnie nie
artuje, bo odwrcia si szybko bez sowa, i umkna pod namiot.
*
Stojc potem na podecie, Ronnie bya zadowolona, e w kocu
zamkna Ashley usta, ale drczyy j sowa mciwej blondynki. Will za dwa
tygodnie mia wyjecha do Nashville, a ona wracaa do Nowego Jorku
prawdopodobnie tydzie pniej. Nie wiedziaa, co si z nimi stanie; jedno
byo pewne: e wszystko si zmieni.
Bo jakeby nie? Ich zwizek opiera si na codziennych spotkaniach i
nie potrafia sobie wyobrazi, jak bd si porozumiewa przez telefon czy
za porednictwem esemesw. Wiedziaa, e s jeszcze inne moliwoci - na
przykad rozmowa przez skype'a - ale nie udzia si, e mog zastpi ich
obecny kontakt.
A to oznaczao, e... co?
Przyjcie byo w penym toku. Z podestu usunito krzesa, eby zrobi
miejsce do taca, i widziaa z werandy, e Will zataczy co najmniej dwa
razy z szecioletni dziewczynk, ktra niosa kwiaty podczas lubu, i raz z
siostr, co wywoao umiech u Ronnie. Kilka minut po jej starciu z Ashley
Megan i Daniel przystpili do krojenia tortu. Muzyka rozlega si znowu i

wtedy Tom zataczy z Megan, a kiedy ta rzucia swj bukiet, krzyk


dziewczyny, ktra go zapaa, musieli sysze nawet najdalsi ssiedzi, tak
przynajmniej pomylaa Ronnie.
- Tu jeste - powiedzia Will, przerywajc jej rozmylania. Zblia si
do niej chodnikiem. - Szukaem ci wszdzie. Czas na nasz taniec.
Patrzya, jak do niej podchodzi, i prbowaa sobie wyobrazi, co
pomylayby dziewczyny, ktre niebawem zobacz go w college'u, gdyby
byy na jej miejscu. Pewnie to samo co ona: O rany.
Przeskoczy ostatnie stopnie, ktre dzieliy go od niej, a ona si
odwrcia. atwiej byo patrze na ruch wody ni na niego.
Zna j ju dobrze i wyczu, e co jest nie tak.
- Co si stao?
Nie odpowiedziaa od razu, wic delikatnie odsun na bok kosmyk jej
wosw.
- Powiedz mi - szepn.
Na chwil przymkna oczy, a potem spojrzaa na niego.
- Co z tym wszystkim bdzie? Z tob i ze mn? Will zmarszczy brwi z
trosk.
- Nie wiem, co masz na myli. Umiechna si melancholijnie.
- Wiesz. - Gdy opuci rk, zorientowaa si, e zrozumia. - Nie
bdzie ju tak samo.
- To nie znaczy, e musi si skoczy...
- Tak si mwi.
- Nietrudno dosta si z Nashville do Nowego Jorku. To... ile?... dwie
godziny lotu? Nie trzeba i na piechot.
- I przyjedziesz do mnie? - Ronnie usyszaa, e dry jej gos.
- Taki mam zamiar. I liczyem, e ty z kolei przyjedziesz do Nashville.

Moglibymy pj na Grand Ole Opry*.


Zamiaa si mimo blu, jaki czua w sercu. Obj j ramieniem.
- Nie wiem, dlaczego teraz ci to naszo, ale si mylisz. Zdaj sobie
spraw, e nie bdzie tak samo, co nie znaczy, e nie moe by nawet lepiej.
Moja siostra mieszka w Nowym Jorku, mwiem ci, pamitasz? A zajcia nie
trwaj okrgy rok. S przerwy jesieni i wiosn, na Boe Narodzenie i w
lecie. I jak powiedziaem, jeli bdziemy chcieli spdzi z sob weekend, to
nie taka daleka wyprawa.
Ronnie nie bya pewna, co na to jego rodzice, ale nic nie powiedziaa.
- Co si dzieje? - zapyta. - Nie chcesz nawet sprbowa?
- Oczywicie, e chc.
- To znajdziemy jaki sposb, eby si udao, prawda? - Urwa na
chwil. - Chc by z tob, naprawd, Ronnie. Jeste inteligentna, zabawna i
uczciwa. Ufam ci. Wierz w nas. Owszem, wyjedam, a ty wracasz do
domu. Ale to nie zmienia moich uczu do ciebie. Nie zmieni ich take to, e
bd na Uniwersytecie Vanderbilta. Kocham ci bardziej ni kogokolwiek
dotychczas.
Wiedziaa, e mwi szczerze, ale jaki gos wewntrzny pyta j, ile
wakacyjnych mioci przetrwao prb czasu. Niewiele i nie miao to nic
wsplnego z uczuciami. Ludzie si zmieniaj. Zmieniaj si ich cele i
denia. Aby zda sobie z tego spraw, wystarczyo, eby spojrzaa w lustro.
A jednak myl, e mogaby go straci, bya dla niej nie do zniesienia.
Tylko jego kochaa i miaa kocha, i gdy pochyli si, eby j pocaowa,
poddaa mu si cakowicie. Przycign j do siebie, a ona przesuna domi
po jego ramionach i plecach, czujc, jaki jest silny. Wiedziaa, e chcia od
niej wicej, ni moga mu teraz da, ale w tej chwili zrozumiaa, e nie ma
si co zastanawia. Nadszed ich moment i naleao z niego skorzysta.
*

Amerykaska audycja radiowa country nadawana w kad sobot z Nashville.

Kiedy si odezwa, w jego gosie brzmiay jednoczenie niepewno i


naleganie.
- Chcesz pj ze mn na d mojego taty? Zadraa niepewna, czy jest
gotowa na to, co bdzie dalej.
Rwnoczenie jednak poczua, e pragnie zrobi krok naprzd.
- Tak - odpowiedziaa szeptem.
Will ucisn jej rk i miaa wraenie, e jest rwnie zdenerwowany
jak ona, gdy prowadzi j w stron odzi. Wiedziaa, e moe jeszcze zmieni
zdanie, ale nie chciaa. Pragna, eby jej pierwszy raz co znaczy, pragna
przey go z kim, kogo darzy uczuciem. Gdy zbliyli si do odzi, przestaa
zwraca uwag na otoczenie; powietrze byo chodne i kcikiem oka widziaa
goci suncych po parkiecie. Zauwaya, e Susan na boku rozmawia ze
starszym panem, ktry przyglda jej si wczeniej, i znowu odniosa
wraenie, e skd go zna.
- To bya taka pikna mowa, szkoda, e jej nie nagraem - usyszaa
czyj przecigy gos.
Will si wzdrygn. Gos dochodzi z dalszego koca maej Przystani.
Cho jego waciciel kry si w ciemnociach, Ronnie natychmiast go
rozpoznaa. Blaze ostrzegaa j, e co takiego moe si zdarzy. Marcus
wyszed zza supa i zapali pik.
- Mwi serio, choptasiu. Tak j oczarowae, e prawie wyskoczya z
majtek. - Skrzywi si. - Mao brakowao.
Will zrobi krok do przodu.
- Zjedaj std.
Marcus przetoczy pik midzy palcami.
- Bo co? Wezwiesz gliny? Nie sdz.
Will sta. Marcus znowu poruszy delikatn strun.
- To teren prywatny - powiedzia Will, ale nie zabrzmiao to tak
pewnie, jak powinno.

- Uwielbiam t cz miasteczka, a ty? Wszyscy tu s tacy mili dla


siebie jak w Country Clubie, zbudowali ten adny chodnik prowadzcy nad
wod od domu do domu. Bardzo lubi tu przychodzi, wiesz? eby
podziwia widoki oczywicie.
- To przyjcie weselne mojej siostry - sykn Will.
- Zawsze uwaaem, e twoja siostra to licznotka - zauway Marcus. Kiedy nawet zaprosiem j na randk. Dziwka odmwia. Moesz w to
uwierzy? - Nie da Willowi odpowiedzie, tylko wskaza tum goci na
weselu. - Widziaem Scotta, zachowywa si, jakby nie mia ani jednej troski
na gowie. Co z jego sumieniem? Ale twoje te nie jest takie krysztaowe,
co?

Na

pewno nie

powiedziae

mamusi,

twoja

puszczalska

przyjacieczka prawdopodobnie pjdzie siedzie?


Poczua, e ciao Willa napina si jak ciciwa.
- Zao si, e sdzia ju obrabia jej tyek, co? Sdzia...
Nagle do Ronnie dotaro, dlaczego starszy pan wyda jej si znajomy...
a teraz rozmawia z Susan... Sdzia.
Poczua, e nie moe oddycha.
O Boe...
Uwiadomia to sobie w chwili, w ktrej Will puci jej rk. Gdy
ruszy na Marcusa, ten rzuci w niego pik i zeskoczy z pomostu na
chodnik. Pobieg w stron domu, w poblie namiotu, ale nie mia szans przy
Willu, ktry szybko go dogoni. Gdy jednak Marcus obejrza si przez rami,
Ronnie dostrzega co w jego twarzy, co powiedziao jej, e wanie o to mu
chodzio.
Miaa tylko uamek sekundy, eby si nad tym zastanowi, bo
zobaczya, e Marcus nurkuje w stron lin podtrzymujcych namiot. Rzucia
si przed siebie.
- Nie, Will! Stj! - zawoaa, ale byo ju za pno.
Will wpad na Marcusa, tak e zapltali si w liny, wyrywajc paliki z

ziemi. Ronnie patrzya z przeraaniem, jak rg namiotu zaczyna opada.


Podniosy si krzyki; usyszaa przeraajcy trzask, gdy runa jedna z
lodowych rzeb. Ludzie rozbiegli si wrd wrzaskw. Will i Marcus turlali
si po ziemi, ale ten ostatni szybko si podnis, wypad z tumu i odbieg
chodnikiem, znikajc z pola widzenia za domem ssiadw.
Ronnie miaa wtpliwoci, czy w pandemonium, ktre si rozptao,
ktokolwiek w ogle bdzie pamita, e widzia tu Marcusa.
*
Z pewnoci zapamitali j. Siedzc w gabinecie, czua si jak
dwunastolatka. Chciaa jedynie znale si jak najdalej od tego domu i
wlizgn do swojego ka.
Syszaa krzyki Susan, ktre dobiegay z ssiedniego pokoju, i stan jej
przed oczami obraz upadajcego namiotu.
- Zepsua wesele twojej siostry!
- Nie, wcale nie zepsua! - zawoa Will. - Powiedziaem ci, co si stao!
- Mam uwierzy, e jaki nieznajomy wtargn tu, a ty prbowae go
zatrzyma?
- Tak byo!
Ronnie nie miaa pojcia, dlaczego Will nie powiedzia, e chodzi o
Marcusa, ale na pewno nie zamierzaa si wtrca. W kadej chwili
spodziewaa si usysze brzk rozbijanej szyby, przez ktr wylatuje
krzeso. Albo zobaczy ich dwoje, jak wpadaj do gabinetu, bo Susan chce
jej nagada.
- Will, prosz... nawet jeli to, co mwisz, jest prawd, to po co si tu
zjawi? Wszyscy wiedz, jak chroniony jest dom! Na weselu s miejscowi
sdziowie. Szeryf obstawi drog dojazdow, na mio bosk! To musiao
mie co wsplnego z t dziewczyn! Nie prbuj mi wmawia, e nie...
widz po twojej minie, e mam racj... A przy okazji, co robie z ni przy

odzi ojca?
Powiedziaa ta dziewczyna takim tonem, jakby Ronnie bya czym
obrzydliwym, w co Susan wdepna i czego nie moga zdrapa z buta.
- Mamo...
- Przesta! Nie tumacz si wicej! To byo wesele Megan, Will, nie
rozumiesz? Wesele twojej siostry! Wiesz, ile dla nas znaczyo. Wiesz, jak
bardzo staralimy si z twoim tat, eby je przygotowa!
- Nie chciaem, eby do tego doszo...
- To nie ma znaczenia, Will. - Ronnie usyszaa, e Susan wzdycha
ciko. - Moge przewidzie, co si stanie, jeli j tu zaprosisz. Zdajesz
sobie spraw, e nie jest taka jak my...
- Nawet nie daa jej szansy...
- Sdzia Chambers j rozpozna! Powiedzia mi, e w tym miesicu ma
stan przed sdem za kradzie w sklepie! Wic albo o tym nie wiedziae,
bo bye przez ni okamywany, albo wiedziae i okamywae mnie!
Zapada cika cisza i mimowolnie Ronnie wytya such, eby
usysze odpowied Willa. Kiedy si odezwa, mwi zgaszonym gosem.
- Nie powiedziaem ci, bo wiedziaem, e nie zrozumiesz.
- Will, kochanie... nie widzisz, e ona na ciebie nie zasuguje? Masz
przed sob cae ycie i nie potrzebujesz takiej dziewczyny. Czekaam, a sam
to zrozumiesz, ale najwyraniej zbyt si zaangaowae, eby przejrze na
oczy. Ona na ciebie nie zasuguje. Jest z niszej klasy. Niszej klasy!
Gdy podnieli gosy, Ronnie dosownie zrobio si niedobrze; z trudem
powstrzymaa si od wymiotw. Susan mylia si w wielu kwestiach, ale w
jednej nie: to Ronnie bya powodem zjawienia si Marcusa. Gdyby zdaa si
na intuicj i zostaa w domu! To nie by jej wiat.
- Dobrze si czujesz? - zapyta Tom. Sta w progu, z kluczykami do
samochodu w rkach.
- Naprawd bardzo mi przykro, panie Blakelee - wypalia. - Nie

chciaam sprawi kopotw.


- Wiem - odpar krtko.
Widziaa, e cho wykazywa zrozumienie, take by zmartwiony. Jak
mgby nie by! Chocia nikomu nic powanego si nie stao, dwjk goci,
ktrzy przewrcili si podczas zamieszania, zabrano do szpitala. Panowa
nad emocjami i bya mu za to wdziczna. Gdyby i on podnis gos,
wybuchaby paczem.
- Odwie ci do domu? Na zewntrz panuje zamieszanie. Twj tata
miaby problem z dostaniem si tutaj.
Ronnie potakujco skina gow.
- Tak, prosz.
Wstajc, poprawia sukienk; miaa nadziej, e po drodze nie
zwymiotuje.
- Mgby pan poegna ode mnie Willa? I powiedzie mu, e ju si
nie zobaczymy?
Tom skin gow.
- Uhm. Oczywicie.
(
Nie zwymiotowaa ani nie rozpakaa si, ale te nie wypowiedziaa
sowa podczas tej najduszej, jak si jej wydawao, jazdy w yciu. Tom
rwnie milcza, cho to akurat jej nie dziwio.
W domu panowaa cisza; wiata byy zgaszone, Jonah i tata spali jak
susy. Syszaa w holu, e ojciec oddycha gboko, ciko, jakby mia za sob
dugi, mczcy dzie. Ale gdy wlizgna si do ka i zacza paka,
pomylaa, e aden dzie nie mg by duszy ani trudniejszy ni ten, ktry
wanie przeya.
*
Oczy miaa zapuchnite i czerwone, gdy poczua, e kto j budzi.

Mruc powieki, zobaczya Jonah, ktry siedzia obok na ku.


- Musisz wsta.
Powrcio do niej wspomnienie tego, co zdarzyo si wieczorem i co
powiedziaa Susan, i znowu poczua mdoci.
- Nie chc.
- Nie masz wyboru. Kto do ciebie przyjecha.
- Will?
- Nie. Kto inny.
- Popro tat, eby si tym zaj. - Nacigna kodr na gow.
- On jeszcze pi. A poza tym ta pani chciaa rozmawia z tob.
- Jaka pani?
- Nie wiem, ale czeka na zewntrz. I jest cakiem nieza.
*
Woywszy pospiesznie dinsy i koszulk, Ronnie nieufnie wyjrzaa na
ganek. Nie miaa pojcia, kto chce si z ni zobaczy, ale na pewno nie
spodziewaa si osoby, ktr ujrzaa.
- Wygldasz okropnie - powiedziaa Megan bez wstpw.
Miaa na sobie szorty i koszulk bez rkaww, ale Jonah si nie myli:
wygldaa wietnie, jeszcze adniej ni poprzedniego dnia na weselu. Bia od
niej pewno sobie, pod wpywem ktrej Ronnie natychmiast poczua si o
wiele lat modsza.
- Naprawd bardzo mi przykro, e zepsuam ci wesele... - zacza.
Megan uniosa rk.
- Nie zepsua mi wesela - sprostowaa z ironicznym umiechem. Dziki tobie stao si... pamitne...
Na t uwag Ronnie napyny zy do oczu.
- Nie pacz - poprosia agodnie Megan. - Nie mam do ciebie pretensji.
Jeli to bya czyja wina, to Marcusa.

Ronnie zamrugaa powiekami.


- Tak, wiem, co si stao. Rozmawiaam z Willem, gdy mama wreszcie
daa mu spokj. Myl, e wszystko rozumiem. I nie mam do ciebie pretensji.
Marcus jest nienormalny. Zawsze taki by.
Ronnie przekna lin. Cho Megan okazaa si zaskakujco
wyrozumiaa - a moe wanie przez to - byo jej wstyd.
- Jeli nie przyjechaa... eby na mnie nawrzeszcze, to dlaczego tu
jeste? - zapytaa.
- Czciowo dlatego, e odbyam rozmow z Willem. Ale gwnie po
to, eby si czego dowiedzie. I chciaabym, eby powiedziaa mi prawd.
Ronnie poczua, e wywraca jej si odek.
- Co chcesz wiedzie?
- Czy kochasz mojego brata.
Ronnie nie bya pewna, czy dobrze usyszaa, ale Megan patrzya na ni
powanie. Co miaa do stracenia? Midzy ni a Willem wszystko byo
skoczone. Jeli Susan si o to nie postara, to odlego zrobi swoje.
Megan prosia o prawd, a poniewa okazaa jej tyle dobroci, Ronnie
wiedziaa, e nie ma wyjcia.
- Tak, kocham go.
- To nie wakacyjna mio?
Ronnie z przekonaniem pokrcia gow.
- Will i ja... - Nie dokoczya; nie miaa powiedzie wicej, bo
wiedziaa, e sowa tego nie wyra.
Megan popatrzya na ni badawczo i powoli si umiechna.
- W porzdku - oznajmia. - Wierz ci.
Ronnie zmarszczya brwi z konsternacj, tak e Megan si rozemiaa.
- Byam tu i tam. Widziaam ju to spojrzenie. Choby dzi rano, kiedy
przegldaam si w lustrze, bo czuj to samo do Daniela. Musz przyzna, e
troch dziwnie jest je widzie u ciebie. Kiedy ja miaam siedemnacie lat,

chyba w ogle nie wiedziaam, co to mio. Ale gdy si pojawia, to jest i


czowiek po prostu wie.
Ronnie suchaa jej i nie moga oprze si wraeniu, e Will nie odda
sprawiedliwoci siostrze, gdy j charakteryzowa. Bya nie tylko wietna, ale
jeszcze... Kim takim Ronnie pragna sta si za kilka lat, praktycznie pod
kadym wzgldem. W cigu kilku minut Megan staa si jej idolk.
- Dzikuj ci - wymamrotaa, bo nie wiedziaa, co innego mogaby
powiedzie.
- Nie masz mi za co dzikowa. Nie chodzi o ciebie. Chodzi o mojego
brata, a on za tob szaleje - wyjania z porozumiewawczym umiechem
Megan. - Chc powiedzie, e jeli go kochasz, nie powinna przejmowa si
tym, co zdarzyo si na przyjciu. Dostarczya mamie tylko tematu do
opowieci, ktr bdzie powtarzaa do koca ycia. Uwierz mi, na tym si
skoczy. Z czasem jej przejdzie. Zawsze przechodzi.
- No, nie wiem...
- Bo jej nie znasz. Och, jest wymagajca, nie zrozum mnie le. I
nadopiekucza. Ale nie ma lepszej od niej osoby na wiecie. Zrobi wszystko
dla kogo, kogo kocha.
Ronnie przypomniay si sowa Willa o matce, ale jak na razie takiej
Susan nie znaa.
- Powinna porozmawia z Willem - podsumowaa Megan i opucia
okulary przeciwsoneczne na nos, jakby zabieraa si do odejcia. - Nie
martw si. Nie sugeruj, eby posza do niego do domu. Zreszt nie ma go
tam.
- A gdzie jest? Machna rk w stron molo.
- Na turnieju. Za czterdzieci minut zaczyna si pierwszy mecz.
Turniej. Zapomniaa o nim w tym caym stresie.
- Byam tam, ale gdy odchodziam, w ogle nie mia gowy do gry. By
bardzo przybity, nie sdz, eby w nocy zmruy oko. Zwaszcza po tym, co

przekazaa mu przez naszego ojca. Musisz to wszystko wyjani. - Megan


mwia stanowczym gosem. Ju miaa opuci ganek, ale jeszcze odwrcia
si do Ronnie. - I wiesz co? Daniel i ja odoylimy miesic miodowy o
jeden dzie, eby zobaczy, jak gra mj braciszek. Dobrze by byo, eby si
skupi. By moe si do tego nie przyznaje, ale ten turniej jest dla niego
wany.
*
Ronnie szybko wzia prysznic, ubraa si i pobiega na pla. Wok
molo zebrao si duo ludzi, jak pierwszego wieczoru jej pobytu w
miasteczku.
Za molo, po przeciwlegych stronach dwch boisk, wzniesiono trybuny,
na ktrych siedziao co najmniej tysic widzw. Jeszcze wicej stao na
molo, z ktrego te rozciga si widok na boiska. Na samej play zebra si
taki tum, e Ronnie z trudem zdoaa si przedrze. Baa si, e nie uda jej
si odnale Willa.
Nic dziwnego, e wygranie turnieju byo takie wane.
Przesuna wzrokiem po tumie widzw i dostrzega zawodnikw
innych druyn, co jeszcze wzmogo jej desperacj. Zdoaa si ju
zorientowa, e nie byo specjalnego obszaru zarezerwowanego dla graczy, i
stracia nadziej, e wypatrzy Willa w tym toku.
Do rozpoczcia meczu zostao tylko dziesi minut i ju miaa
zrezygnowa, gdy nagle go zauwaya: przechodzi ze Scottem obok
sanitariuszy, ktrzy stali oparci o karetk. Will zdj koszulk i znikn za
karetk.
Przecisna si przez tum, przepraszajc pospiesznie ludzi, ktrych
potrcia. Po minucie dotara do miejsca, w ktrym ostatni raz widziaa
Willa, ale nie dostrzega go nigdzie w pobliu. Ruszya przed siebie i tym
razem wydao jej si, e widzi Scotta - ale nie miaa pewnoci w tym morzu

jasnych wosw. Jednake w chwili gdy ju westchna z frustracj,


zauwaya Willa, ktry sta w cieniu trybuny i pociga duy yk gatorade z
butelki.
Megan si nie mylia. Mia opuszczone ramiona, co wyranie
wiadczyo o zmczeniu, i nie dostrzega adnych oznak podniesionego przed
meczem poziomu adrenaliny.
Omina kilku widzw i gdy znalaza si bliej, ruszya biegiem. Przez
chwil zdawao si jej, e widzi zaskoczenie na jego twarzy, ale szybko
odwrci wzrok; ojciec przecie powtrzy mu wiadomo od niej.
Wyczua bl i zmieszanie w jego reakcji. Chciaa mu wszystko
wyjani, ale za kilka minut zaczyna si mecz i nie miaa czasu. Podesza
wic do Willa, zarzucia mu rce na szyj i pocaowaa go tak gorco, jak
potrafia. Jeli by tym zaskoczony, szybko odzyska rwnowag i
odpowiedzia pocaunkiem.
Kiedy wreszcie si rozczyli, zacz:
- Jeli chodzi o to, co zdarzyo si wczoraj... Ronnie pokrcia gow i
pooya mu palec na ustach.
- O tym porozmawiamy pniej, chc tylko, aby wiedzia, e to
nieprawda, co powiedziaam twojemu tacie. Kocham ci. I musisz co dla
mnie zrobi.
Kiedy spojrza na ni pytajco, poprosia:
- Zagraj dzi tak jak nigdy.

27
Marcus

Kopic nog piach przy Bower's Point, Marcus wiedzia, e powinien


cieszy si z chaosu, jaki wywoa poprzedniego wieczoru. Wszystko
przebiego dokadnie tak, jak to zaplanowa. Dom by udekorowany zgodnie
z opisem w niezliczonych artykuach prasowych i gdy gocie jedli kolacj,
mg bez trudu wycign supki - nie do koca, tylko tyle, eby si
wysuny, gdy wpadnie na liny. By zachwycony, kiedy zobaczy Ronnie
idc pomostem, a za ni Willa; nie sprawili mu zawodu. Poczciwy Will
idealnie odegra swoj rol; Marcus byby zdziwiony, gdyby na wiecie
znalaz si bardziej przewidywalny facet. Wystarczyo nacisn jeden guzik i
Will robi to, drugi - i Will robi tamto. Gdyby nie byo to takie mieszne,
mogoby wydawa si nawet nudne.
Marcus nie by podobny do innych; wiedzia to ju od duszego czasu.
Nigdy nie odczuwa adnych skrupuw i to mu si w sobie podobao. Robi,
co chcia i kiedy chcia, dawao mu to poczucie wadzy, cho przyjemno z
tego bya przewanie krtkotrwaa.
Zeszego wieczoru bawi si lepiej ni w cigu ostatnich kilku
miesicy; chaos okaza si wrcz niewiarygodny. Zwykle po realizacji
ktrego ze swoich projektw, jak lubi je nazywa, czu satysfakcj przez
wiele tygodni. Co byo korzystne, bo jego potrzeby, gdyby ich nie hamowa,

mogy w kocu doprowadzi do tego, e zostaby przyapany. Ale nie by


gupi. Wiedzia, jak to dziaa, dlatego zawsze zachowywa ostrono, wielk
ostrono.
Teraz jednak gnbio go wraenie, e popeni bd. By moe przegi,
biorc na cel rodzin Blakelee. W kocu byli w Wilmington nie do ruszenia mieli wadz, koneksje i fors. Jeli odkryj e macza w tym palce, nie cofn
si przed niczym, eby go zaatwi na cacy. Dlatego drczya go wtpliwo:
Will wprawdzie dotd kry Scotta, ale czy bdzie chcia to cign kosztem
wasnej rodziny, wasnej siostry?
Nie podoba mu si u siebie ten stan ducha. Przypomina nawet...
strach. Marcus nie zamierza i do paki, nawet gdyby to miaa by krtka
odsiadka. Nie mg pj do paki. To nie byo miejsce dla niego. Nie
zasugiwa na to. By za bystry, aby miao go to spotka, i nie wyobraa
sobie, e siedziaby w zamkniciu zdany na ask bandy stranikw
wiziennych i zboczonych neonazistw o wadze trzystu funtw. e musiaby
je obsrane przez karaluchy arcie albo robi inne okropne rzeczy, ktre
atwo sobie wyobrazi.
Budynki, ktre spali, ludzie, ktrych skrzywdzi, absolutnie nic dla
niego nie znaczyli, ale na myl o wizieniu robio mu si... niedobrze. I nigdy
nie ba si tego bardziej ni teraz, po wydarzeniach minionej nocy.
Ale na razie nie ma powodu do niepokoju, uzmysowi sobie.
Widocznie Will go nie wyda, bo gdyby to zrobi, przy Bower's Point roioby
si ju od glin. Mimo to musia przyczai si na jaki czas. Naprawd
przyczai. adnych imprez w domkach na play, adnych poarw w
magazynach, bo inaczej nie bdzie mg zbliy si wicej ani do Willa, ani
do Ronnie. Nie ulegao kwestii, e nie moe pisn sowa Teddy'emu i
Lance'owi ani nawet Blaze. Lepiej, eby ten incydent zatar si w pamici
ludzi.
Chyba e Will zmieni zdanie.

Ta groba bya dla niego jak cios w odek. Dotd mia nad nim
cakowit przewag, a teraz nagle role si odwrciy... pozycje co najmniej
wyrwnay.
Moe, pomyla, lepiej by byo wyjecha na jaki czas z miasteczka.
Przenie si do Myrtle Beach, Fort Lauderdale czy Miami, dopki nie
ucichnie ta afera z weselem.
Uzna, e to dobry pomys, ale eby go zrealizowa, potrzebowa forsy.
Sporo forsy. I to szybko. Co oznaczao, e powinien odwali kilka wystpw
przed spor publicznoci. Na szczcie tego dnia zaczyna si turniej
siatkarski. Na pewno Will bdzie bra w nim udzia, ale Marcus nie musia
przecie szwenda si w okolicach boiska. Mg wystpi na molo... urzdzi
duy pokaz.
Blaze siedziaa za nim w socu; miaa na sobie tylko dinsy i stanik;
jej koszulka leaa zmita obok ogniska.
- Blaze! - zawoa. - Bdziemy potrzebowa dzi dziewiciu piek.
Zbierze si kupa ludzi i zarobimy duo forsy.
Nie odpowiedziaa, ale syszc jej westchnienie, zacisn zby. Mia jej
ju po dziurki w nosie. Od kiedy mamusia wykopaa j z chaty, smcia od
rana do wieczora. Patrzy, jak dziewczyna wstaje z miejsca i bierze butelk z
pynem do zapalniczek. Dobrze. Przynajmniej przyda si na co.
Dziewi piek. Oczywicie nie wszystkie naraz; zwykle w trakcie
widowiska uywali szeciu. Ale dodanie jednej tu, drugiej tam, w ramach
niespodzianki, mogoby wpyn na wysoko datkw. A gdyby uzbiera
potrzebn sum, za par dni znalazby si na Florydzie. Sam. Teddy, Lance i
Blaze musieliby radzi sobie bez niego przez jaki czas. Mia ju ich
wszystkich do.
Zajty planowaniem podry nie zauway, e Blaze nasczya kilka
szmacianych piek pynem do zapalniczek tu nad swoj koszulk, ktr
miaa woy na przedstawienie.

28
Will

Wygranie meczu pierwszej rundy okazao si nadzwyczaj atwe; Will i


Scott prawie si nie spocili. W trakcie drugiej rundy grao im si jeszcze
atwiej, a ich przeciwnicy zdobyli zaledwie punkt. W trzeciej rundzie obaj ze
Scottem musieli si ju postara. Cho wygrali, Will zszed z boiska z
przekonaniem, e zesp, ktry wanie pokonali, jest znacznie lepszy, niby
wskazywa wynik.
O drugiej po poudniu rozpoczli wierfinay; fina mia si odby o
szstej. Wsparszy rce na kolanach w oczekiwaniu na serw przeciwnikw,
Will pomyla, e to jego mecz. Mieli przewag tylko pi do dwch, ale si
nie martwi. Czu, e jest w dobrej formie, e jest szybki, za kadym razem
posya pik dokadnie tam, gdzie chcia. Gdy przeciwnik zagrywa, Will
czu si niepokonany.
Nad siatk przeleciaa nierwno podkrcona pika; przewidujc, gdzie
upadnie, Will rzuci si przed siebie i idealnie j odbi. Scott podbieg z
bezbdnym wyczuciem czasu, podskoczy, a nastpnie wykona cicie i
wrci na pozycj zagrywajcego. Zdobyli sze punktw z rzdu, zanim
pik przeja druyna przeciwn i gdy Will zaj swoj pozycj, szybko
przesun wzrokiem po trybunach. Ronnie siedziaa na widowni naprzeciwko
jego rodzicw i Megan - co pewnie byo dobrym pomysem.

Will pragn powiedzie matce prawd o Marcusie, ale co mg zrobi?


Gdyby si dowiedziaa, czyja to sprawka, zapragnaby krwi... co mogo
tylko wywoa odwet. Nie mia wtpliwoci, e gdyby Marcus zosta
aresztowany, natychmiast zwrciby si o skrcenie kary w zamian za
udzielenie uytecznych informacji w zwizku z innym, powaniejszym
przestpstwem - Scotta. Scott miaby problemy w krytycznym dla siebie
okresie zabiegania o stypendium, ju nie mwic o tym, e byby to cios dla
jego rodzicw - ktrzy przypadkiem przyjanili si z rodzicami Willa. A
wic Will skama i, niestety, mama obarczya ca odpowiedzialnoci
Ronnie.
Jednake Ronnie zjawia si tego rana i powiedziaa mu, e kocha go
niezalenie od wszystkiego. Obiecaa, e pniej porozmawiaj. I poprosia,
eby zagra w turnieju jak najlepiej, co wanie robi.
Gdy przeciwnicy znowu zaserwowali, przebieg przez boisko, eby
odbi pik; Scott przyj j i wystawi Willowi, ktry ci przy siatce,
przebijajc j na drug stron boiska. Przed kocem seta druyna przeciwna
zdobya ju tylko jeden punkt; w nastpnym zaledwie dwa.
Will i Scott przeszli do pfinau i Will widzia, e Ronnie na trybunach
cieszy si razem z nim.
*
Pfina okaza si najtrudniejszy; atwo wygrali pierwszego seta, ale
drugi przegrali po dugiej i zacitej walce. Will sta na linii serwu, czekajc
na oficjalny sygna do rozpoczcia trzeciego seta, i gdy przesun wzrok z
trybun na molo, zauway, e zebrany tam tum jest trzy razy wikszy ni
przed rokiem. Gdzieniegdzie widzia grupki ludzi, ktrych zna ze szkoy
redniej, a nawet z czasw wczeniejszych. Na trybunach nie byo ani
jednego wolnego miejsca.
Na sygna sdziego Will wyrzuci pik wysoko w powietrze i szybko

podbieg do niej. Wybi si w gr i zaserwowa mocno, celujc w punkt


znajdujcy si w trzech czwartych dugoci boiska po stronie przeciwnej.
Wyldowa, gotw zaj pozycj, ale ju wiedzia, e to nie bdzie
konieczne. Dwaj przeciwnicy zareagowali chwil za pno; silna pika
wzbia fontann piasku, a potem potoczya si poza boisko.
Jeden do zera.
Will serwowa siedem razy z rzdu, dziki czemu obaj ze Scottem
wysunli si daleko na prowadzenie, i dalej na zmian zdobywali punkty, co
doprowadzio do stosunkowo atwego zwycistwa.
Schodzc z boiska, Scott klepn Willa w plecy.
- To koniec - rzuci. - Jestemy dzi na fali, wic niech tylko Tyson i
Landry sprbuj!
*
Tyson i Landry, dwaj osiemnastolatkowie z Hermosa Beach w
Kalifornii, naleeli do wiatowej czowki druyn juniorw. Przed rokiem
zdobyli jedenaste miejsce na wiecie, co wystarczyoby, eby reprezentowa
prawie kady inny kraj w zawodach olimpijskich. Grali razem od
dwunastego roku ycia i nie przegrali ani jednego meczu w cigu ostatnich
dwch lat. Scott i Will spotkali si z nimi tylko raz, na zeszorocznym
pfinaowym meczu w tym samym turnieju, i zeszli z boiska z podkulonymi
ogonami. Trudno to byo w ogle nazwa meczem.
Teraz sprawa wygldaa zupenie inaczej. Pierwszego seta wygrali
trzema punktami; Tyson i Landry zwyciyli w nastpnym dokadnie z tym
samym marginesem; w finaowym starciu nie mogli przekroczy siedmiu
punktw.
Will przebywa na socu od dziewiciu godzin. Mimo litrw wody i
gatorade, ktre wypi, upa i blask powinny go cho troch zmczy i moe
zmczyy. Ale nie czu tego. Nie w tej chwili. Nie, gdy uwiadomi sobie, e

maj szans na wygranie turnieju.


Byli przy serwie - co zawsze stanowi niekorzystn sytuacj w
siatkwce plaowej, bo punkty s naliczane od kadego przebicia i druyna
odbierajca pik ma okazj na atak i cicie przy siatce - ale Scott
zaserwowa lekko samymi knykciami, tu nad siatk, co zmusio Tysona do
opuszczenia stanowiska. Dobieg do piki w por, ale odbi j w z stron.
Landry rzuci si ku niej i jako udao mu si j odebra, lecz to tylko
pogorszyo spraw; pika poszybowaa w tum i Will wiedzia, e minie co
najmniej minuta, zanim wrci do gry. Dziki temu zyskaj ze Scottem
prowadzenie o punkt.
Jak zwykle najpierw zwrci si w stron Ronnie, ktra pomachaa do
niego; potem spojrza ku przeciwlegej trybunie, umiechn si i skin
gow rodzinie. Za nimi, na molo, zobaczy gsty tum, skupiajcy si w
pobliu boisk, ale dalej byo ju pusto. Zastanowio go to, dopki nie
zobaczy poncej piki, ktra zatoczya w powietrzu uk.
*
Kiedy to si stao, druyny miay na koncie po dwanacie punktw.
Pika znowu poszybowaa w stron widzw, tym razem z winy Scotta, i
gdy Will wrci na swoje miejsce na boisku, mimowolnie zerkn w kierunku
molo, bo wiedzia, e jest tam Marcus.
Obecno Marcusa sprawia, e znowu sta si napity; ogarn go
gniew, ktry czu poprzedniego wieczoru.
Wiedzia, e powinien da sobie z tym spokj, tak jak radzia mu
Megan. Nie chcia jej wczoraj obarcza ca t histori; w kocu to byo jej
wesele i rodzice zarezerwowali dla niej i Daniela apartament w
Wilmingtonian Hotel. Ale nalegaa i w kocu wyzna jej prawd. Cho nie
krytykowaa decyzji, jak podj, mia wiadomo, e jest rozczarowana
jego milczeniem w sprawie postpku Scotta. Rano jednak okazaa mu

wsparcie. Czekajc na gwizdek arbitra, wiedzia, e gra w takim samym


stopniu dla siostry jak i dla siebie.
Ponownie zauway ponce piki, ktre taczyy w powietrzu; tum
przerzedzi si przy balustradzie i Will si domyli, e Teddy i Lance jak
zwykle wykonuj breakdance. Zaskoczy go jednak widok Blaze, ktra
onglowaa pikami z Marcusem. apaa kad z nich, a potem mu j
odrzucaa. Will odnis wraenie, e piki kr w powietrzu szybciej ni
zazwyczaj. Blaze wycofywaa si powoli, pewnie po to, eby zwolni tempo,
a w kocu uderzya plecami o balustrad.
Na skutek wstrzsu chyba si zdekoncentrowaa, bo le ocenia tor lotu
jednej z rzucanych jej piek i zapaa j tu przy piersi. Poniewa ju
nadlatywaa nastpna, tamt poprzedni przycisna do siebie, eby mie
woln rk. I w cigu kilku sekund przd jej koszulki zapon ogniem
podsycanym jeszcze przez pyn do zapalniczek, ktrym nasczone byy piki.
W panice prbowaa zdusi domi pomienie, ale widocznie
zapomniaa, e wci trzyma ponc pik...
Chwil pniej rce dziewczyny te zajy si ogniem i jej krzyki
zaguszyy odgosy na boisku. Ludzie ogldajcy wystp musieli by w
szoku, bo nikt nie zrobi kroku w jej stron. Will nawet z daleka widzia, e
pomienie ogarniaj j byskawicznie.
Pod wpywem odruchu zbieg z boiska i popdzi przez pla w stron
molo. Czujc, e si lizga, zacz wyej podnosi kolana, eby biec prdzej.
W powietrzu rozbrzmieway rozdzierajce krzyki Blaze.
Przebi si przez tum, omijajc ludzi zygzakiem, i szybko dotar do
schodw; przeskakiwa po trzy stopnie, chwytajc si barierki, eby nie
zwolni, a gdy wbieg na molo, obrci si na picie.
Zacz przeciska si przez krg ludzi, ale nie widzia Blaze, dopki z
niego nie wyszed. Dziewczyna wia si na ziemi, a obok niej klcza jaki
mczyzna; w pobliu nie byo ladu ani Marcusa, ani Teddy'ego, ani

Lance'a.
Stan jak wryty na widok jej koszulki wtopionej w czerwon, pokryt
pcherzami skr. Blaze szlochaa i krzyczaa co niezrozumiale, ale nikt
wok niej nie mia pojcia, co zrobi.
Wiedzia, e musi dziaa. Przejazd przez most i pla musia zaj
karetce co najmniej pitnacie minut, i to nie biorc pod uwag tumu. Blaze
zawya z blu kolejny raz, wic pochyli si i delikatnie wzi j na rce. Mia
niedaleko samochd - przyjecha rano jako jeden z pierwszych - i ruszy z ni
w jego stron. Nikt z ludzi, zdumionych tym, co widzieli, nie prbowa go
zatrzyma.
Blaze tracia i odzyskiwaa przytomno, wic szed tak szybko, jak
tylko mg, starajc si nie wstrzsa ni niepotrzebnie. Tu za nim po
schodach wbiega Ronnie; nie mia pojcia, jak zdoaa wydosta si z
trybuny i znale si przy nim tak szybko, ale poczu ulg na jej widok.
- Kluczyki s przy tylnym kole! - zawoa. - Musimy pooy j z tyu...
a gdy ju bdziemy w drodze, zadzwo do szpitala i powiedz, e zaraz
przyjedziemy, niech si przygotuj!
Ronnie wyprzedzia go i otworzya drzwi wozu, zanim nadszed. Nie
byo atwo uoy Blaze na tylnych fotelach, ale w kocu im si udao. Will
wskoczy za kierownic. Wcisn gaz i ruszy do szpitala, pewien, e bdzie
musia zama kilka przepisw drogowych.
*
Na oddziale urazowym byo mnstwo ludzi. Will siedzia przy
drzwiach, patrzc w okno, za ktrym zapada zmrok. Ronnie zajmowaa
miejsce obok niego. Jego rodzice, razem z Megan i Danielem, pojawili si na
krtko przed kilkoma godzinami, ale potem odjechali.
W cigu ostatnich czterech godzin Will opowiada t histori dziesitki
razy niezliczonym osobom, w tym matce Blaze, ktra teraz bya przy niej.

Kiedy wpada do poczekalni, Will zobaczy straszliwy lk na jej twarzy,


zanim zaja si ni jedna z pielgniarek.
Poza tym, e Blaze zabrano na operacj, Will nie wiedzia nic.
Zapowiadaa si duga noc, ale nie wyobraa sobie, e mgby pojecha do
domu. Wci wraca do niego obraz dziewczyny, gdy w trzeciej klasie
siedzieli w jednej awce, a potem widok jej okaleczonego ciaa, kiedy nis j
na rkach do samochodu. Teraz nie utrzymywa z ni kontaktw, ale w
dziecistwie si przyjanili i to wystarczyo.
Zastanawia si, czy wrc jeszcze policjanci. Przyjechali z jego
rodzicami i powiedzia im, co wie, ale bardziej ich interesowao, dlaczego
przywiz Blaze do szpitala, zamiast wezwa suby medyczne. Mwi
prawd - nie pamita, e byy na miejscu, a dziewczyn trzeba byo
natychmiast ratowa - i na szczcie to do nich dotaro. Odnis nawet
wraenie, e posterunkowy Johnson skin mu lekko gow; Will pomyla,
e na jego miejscu policjant postpiby tak samo.
Za kadym razem, gdy za stanowiskiem pielgniarek otwieray si
drzwi, wypatrywa tej z nich, ktra przyja Blaze. Ronnie udao si w
samochodzie dodzwoni do szpitala i zesp ratunkowy ju czeka; Blaze w
cigu minuty znalaza si na noszach i zostaa przewieziona na sal
operacyjn. Mino z dziesi minut, zanim on i Ronnie odezwali si do
siebie. Siedzieli bez ruchu i trzymali si za rce, drc na wspomnienie
krzykw Blaze w samochodzie.
Drzwi z bloku operacyjnego otworzyy si kolejny raz i Will zobaczy
mam Blaze, ktra podesza do nich.
Oboje z Ronnie wstali. Gdy kobieta si zbliya, Will zauway bruzdy
wok jej ust.
- Jedna z pielgniarek powiedziaa mi, e wci tu jestecie. Chciaam
wam podzikowa za to, co zrobilicie.
Gos jej si zaama i Will przekn lin; uzmysowi sobie, e zascho

mu w gardle.
- Wyjdzie z tego? - wydusi z siebie.
- Jeszcze nie wiadomo. Operacja trwa. - Mama Blaze spojrzaa na
Ronnie. - Nazywam si Margaret Conway. Nie wiem, czy Galadriel mwia
ci o mnie.
- Napraw bardzo mi przykro, pani Conway. - Ronnie delikatnie
pooya do na jej ramieniu.
Kobieta pocigna nosem, bezskutecznie starajc si zachowa
panowanie nad sob.
- Mnie te - zacza. Mwia dalej urywanych gosem. - Sto razy jej
powtarzaam, eby trzymaa si z dala od Marcusa, ale nie chciaa sucha, i
teraz moja maa creczka...
Urwaa; nie moga opanowa szlochu. Will patrzy cakowicie
bezradny, gdy Ronnie obja j i zaczy razem paka.
*
Kiedy jecha ulicami Wrightsville Beach, wszystko wydawao mu si
dziwnie byszczce i ostre. Prowadzi szybko, ale wiedzia, e mgby
jeszcze szybciej. Jednym krtkim spojrzeniem by w stanie obj szczegy,
ktre przewanie uchodziy jego uwagi; mikkie, mgliste aureole wok
latarni ulicznych, przewrcony kube na mieci w alejce przy Burger Kingu,
mae wgniecenie obok tablicy rejestracyjnej kremowego nissana sentry.
Ronnie, ktra siedziaa obok, patrzya na niego z niepokojem, ale nic
nie mwia. Nie zapytaa, dokd jad, nie musiaa. Gdy mama Blaze opucia
poczekalni, Will wsta bez sowa i z furi ruszy do samochodu. Ronnie
posza za nim.
wiato przed nimi z zielonego zamienio si w te, ale zamiast
zwolni, doda gazu. Silnik przyspieszy obroty i samochd wyrwa do
przodu w kierunku Bower's Point.

Will zna najkrtsz drog i swobodnie pokonywa zakrty; po


wyjedzie z miasteczka z rykiem przemkn obok cichych domw nad
oceanem. Min molo, a nastpnie dom Ronnie; nie zwolni. Wrcz
przeciwnie - zwikszy prdko a do granicy bezpieczestwa.
Ronnie przytrzymaa si uchwytu nad drzwiami, gdy w kocu skrci
na wysypany wirowy parking, prawie zasonity drzewami. Pick - up z
polizgiem zatrzyma si na wirze i Ronnie wreszcie odwaya si odezwa.
- Prosz ci, nie rb tego.
Usysza, co powiedziaa, i wiedzia, o co jej chodzi, ale wyskoczy z
samochodu. Do Bower's Point byo ju niedaleko.
pochodzio si do niego pla; lea za rogiem, kilkaset metrw za
stanowiskiem ratownika.
Will ruszy biegiem. Wiedzia, e Marcus tam bdzie; czu to. Podczas
biegu przed oczami przewijay mu si obrazy: poar w kociele, wieczr w
lunaparku, to, jak Marcus zapa Ronnie za rami... i Blaze caa w
pomieniach.
Marcus nie przyszed jej z pomoc. Uciek, kiedy go potrzebowaa,
kiedy moga zgin.
Will nie myla o tym, co si z nim stanie. Ani co stanie si ze Scottem.
Przekroczy ju t granic. Marcus posun si za daleko. Gdy skrci za rg,
zauway ich z daleka - siedzieli na pniu przy maym ognisku.
Ogie. Ponce piki. Blaze...
Przyspieszy, przygotowujc si na to, co nastpi. Gdy si zbliy,
dostrzeg puste butelki po piwie, ktre walay si wok ogniska. Wiedzia,
e z powodu ciemnoci nikt z nich go jeszcze nie widzi.
Marcus podnosi do ust butelk piwa, gdy Will z rozmachem uderzy go
od tyu tu poniej karku. Poczu, e tamten ugina si pod wpywem ciosu, i
gdy pada na piach, Will usysza tylko krtki bolesny jk.
Mia wiadomo, e musi dziaa szybko, aby dopa Teddy'ego,

zanim on sam albo jego brat zd zareagowa. Jednake widok Marcusa


nagle powalonego na ziemi jakby ich sparaliowa i Will, przycisnwszy
ofiar kolanem, rzuci si na Teddy'ego. Jego nogi poruszay si jak toki, tak
e bez trudu przeskoczy pie i wyldowa na Teddym, ale zamiast uy
pici, odchyli si do tyu i czoem waln go w nos.
Przy uderzeniu poczu trzask amanej chrzstki. Wsta pospiesznie, nie
patrzc na Teddy'ego, ktry zwija si z blu na ziemi. Przyciska rce do
twarzy, a spomidzy palcw cieka mu krew. Dawi si i jego krzyki byy
czciowo stumione.
Lance zerwa si z miejsca i podbieg do Willa, gdy ten zrobi duy
krok do tyu, eby zachowa odpowiedni odlego. Lance skoczy na niego
i byby go obali, gdyby Will nagle nie unis kolana, ktrym trafi Lance'a w
twarz. Chopak szarpn gow i straci przytomno, jeszcze zanim upad.
Dwaj zaatwieni, pozosta jeszcze trzeci.
Marcus w tym czasie podnis si chwiejnie. Chwyci kawaek deski i
cofn si o krok, gdy Will do niego podszed. Will nie chcia jednak, eby
przeciwnik zapar si nogami, zanim wemie zamach, wic zaatakowa
pierwszy. Marcus machn desk, ale uderzenie byo sabe i Will odbi je, a
potem waln przeciwnika w pier. Obj go ramionami, unieruchomi w ten
sposb i unis. By to idealny blok i Marcus run na plecy.
Will zwali si na niego i tak jak Teddy'go z caej siy waln go
czoem.
Znowu usysza trzask pkajcej chrzstki, ale tym razem nie poprzesta
na tym. Uderzy Marcusa pici. Bi go raz po raz, dajc wyraz gniewowi i
wciekoci, ktr czu z powodu swojej bezsilnoci od czasu poaru. Tuk
Marcusa w ucho, nie przestawa. Krzyki chopaka rozwcieczyy go jeszcze
bardziej. Zamachn si ponownie, tym razem celujc w nos, ktry ju by
zamany - gdy nagle poczu, e kto chwyta go za rami.
Odwrci si, przygotowany na to, e zobaczy Teddy'ego, ale to bya

Ronnie, z przeraeniem na twarzy.


- Przesta! On nie jest wart tego, eby skoczy w wizieniu! zawoaa. - Nie rujnuj sobie ycia przez niego!
Ledwie j sysza, ale czu, e go szarpie, prbujc oderwa od
Marcusa.
- Prosz ci, Will. - Gos jej dra. - Nie jeste taki jak on. Masz przed
sob przyszo. Nie ryzykuj jej.
Gdy powoli rozlunia ucisk, poczu, e opuszcza go energia. Z trudem
wsta, na skutek spadku poziomu adrenaliny trzs si i chwia na nogach.
Ronnie podtrzymaa go ramieniem w pasie i powoli ruszyli do samochodu.
*
Nastpnego dnia przyszed do pracy z blem gowy. Scott czeka na
niego w maej szatni. Wkadajc kombinezon, popatrzy na Willa, a potem
nacign ubranie na ramiona.
- Nie musiae zbiec z boiska - owiadczy, zasuwajc zamek
byskawiczny. - Sanitariusze cay czas byli na miejscu.
- Wiem - odpar. - Nie pomylaem. Widziaem ich wczeniej, ale
zapomniaem o tym. Przykro mi, e przeze mnie mecz zosta uniewaniony.
- C, mnie te - burkn Scott. Wzi szmat i zatkn j za pasek od
spodni. - Moglimy wygra, ale tobie zachciao si odgrywa bohatera.
- Czowieku, ona potrzebowaa pomocy...
- Tak? Ale dlaczego akurat twojej? Dlaczego nie moge poczeka, a
kto si ni zajmie? Dlaczego nie zadzwonie pod dziewiset jedenacie?
Dlaczego musiae sam j odwie?
- Powiedziaem

ci...

zapomniaem,

byli

tam

sanitariusze.

Pomylaem, e minie za duo czasu, zanim przyjedzie karetka...


Scott uderzy pici w szafk.
- Nawet jej nie lubisz! - krzykn. - Ju nawet si nie znacie! Taaa,

gdyby to bya Ashley, Cassie czy choby Ronnie, jeszcze bym zrozumia. Do
diaba, gdyby to by kto cakiem obcy, te bym zrozumia. Ale Blaze?
Blaze?! Ta sama, ktra pole twoj dziewczyn do puda! Ktra prowadza si
z Marcusem! - Scott zrobi ku niemu krok. - Zastanowie si przez chwil,
czy ona zrobiaby to samo dla ciebie? Gdyby co ci si stao i
potrzebowaby pomocy? Na pewno nie!
- To by tylko mecz - sprzeciwi si Will; poczu, e wzbiera w nim
gniew.
- Dla ciebie! - wrzasn Scott. - Dla ciebie to by tylko mecz! Jak
wszystko inne! Nie rozumiesz? Dla ciebie nic nie jest wane! Nie musisz o
nic walczy, bo jeli nawet przegrasz, i tak wszystko dostaniesz na srebrnej
tacy! Ale mnie to zwycistwo byo potrzebne! Tu chodzi o moj przyszo,
stary!
- Hm, tu chodzio o ycie dziewczyny - odci si Will. - Gdyby cho
raz przesta myle tylko o sobie, moe zrozumiaby, e uratowanie komu
ycia jest waniejsze ni to twoje cenne stypendium sportowe!
Scott pokrci gow z niesmakiem.
- Przyjanimy si od dugiego czasu... ale zawsze to ty dyktowae
warunki. Zawsze wszystko byo tak, jak ty chciae. Ty chciae zerwa z
Ashley, ty chciae chodzi z Ronnie, ty chciae zarzuci treningi na cae
tygodnie, ty chciae zgrywa bohatera. Wiesz co? le postpie.
Rozmawiaem z sanitariuszami. Powiedzieli mi, e le postpie. e
zabierajc j do samochodu, moge jej zaszkodzi. I co dostae w zamian?
Podzikowaa ci? Nie, oczywicie, e nie. I nie zrobi tego. Ale gotw jeste
wystawi przyjaciela, bo najwaniejsze jest to, czego ty chcesz.
Sowa Scotta byy dla Willa jak cios w odek, ale podsyciy gniew.
- Uspokj si, Scott - powiedzia. - Tym razem nie chodzio o ciebie.
- Jeste mi co winien! - wykrzykn tamten, znowu walc w szafk. Prosiem ci o to jedno! Wiedziae, ile to dla mnie znaczy!

- Nie jestem ci nic winien - odpar Will z cich furi. - Kryj ci od


omiu miesicy. Mam ju do gierek Marcusa. Musisz zrobi co trzeba.
Musisz powiedzie prawd. Sytuacja si zmienia.
Odwrci si i podszed do drzwi. Otwierajc je, usysza, e Scott
biegnie za nim.
- Co zrobie?
Will odwrci si w uchylonych drzwiach i twardym wzrokiem spojrza
Scottowi w oczy.
- Jak mwiem, masz powiedzie prawd. Odczeka, a do Scotta dotr
jego sowa, a potem wyszed.
Drzwi zatrzasny si za nim. Gdy przechodzi obok samochodw na
podnonikach, Scott zawoa:
- Chcesz zrujnowa mi ycie?! Chcesz, eby wsadzili mnie do
wizienia z powodu wypadku! Nie dopuszcz do tego?!
Nawet gdy by ju w holu, wci sysza, e Scott wali pici w szafki.

29
Ronnie

Nastpny tydzie by trudny dla nich obojga. Ronnie nie potrafia


wybaczy Willowi brutalnoci, jak zademonstrowa, a jednoczenie nie bya
w stanie zaakceptowa wasnych odczu. Nie znosia bjek, nie moga
patrze, jak kto kogo bije, i wiedziaa, e przemoc rzadko poprawia
sytuacj. Jednake nie umiaa wzbudzi w sobie gniewu na Willa za to, co
zrobi. Cho nie pochwalaa tego, co si stao, to patrzc, jak Will rozprawia
si z ca tamt trjk, poczua si przy nim bezpieczna.
A Will y w napiciu. By pewien, e Marcus doniesie na niego na
policj i ta lada chwila zapuka do jego drzwi, ale Ronnie miaa wraenie, e
niepokoi go co jeszcze, co, czego jej nie powiedzia. Z jakiego powodu on
i Scott przestali z sob rozmawia i zastanawiaa si, czy ma to zwizek ze
stanem Willa.
No i oczywicie bya jego rodzina. Zwaszcza matka. Od czasu wesela
Ronnie widziaa j dwukrotnie: gdy czekaa w samochodzie na Willa, ktry
pobieg do domu po czyst koszul, i drugi raz w restauracji w centrum
miasteczka, do ktrej zabra j Will. Gdy zajli miejsca, wesza Susan z
grup koleanek. Ronnie miaa doskonay widok na wejcie, ale Will by
zwrcony w przeciwn stron. Przy obu okazjach Susan demonstracyjnie
odwrcia si do niej plecami.

Ronnie nie powiedziaa Willowi o adnym z tych zdarze. Podczas gdy


on y we wasnym wiecie, peen poczucia winy i niepokoju, ona czua, e
Susan j obcia odpowiedzialnoci za tragedi, ktra przydarzya si Blaze.
Stojc w swoim pokoju, widziaa w oddali sylwetk picego Willa.
Lea skulony przy wim gniedzie; poniewa w kilku innych gniazdach
zacz si wylg, tego popoudnia usunito klatk i jajka nie byy niczym
chronione. adne z nich nie chciao zostawi ich bez opieki, wic skoro Will
i tak coraz mniej czasu spdza w domu, podj si ich pilnowania.
Nie chciaa myle o nowych problemach, ale mimowolnie zacza
odtwarza w mylach wydarzenia tego lata. Prawie nie pamitaa ju tej
dziewczyny, ktr bya, gdy pierwszy raz wysza na pla. A lato si jeszcze
nie skoczyo; za par dni wypaday jej osiemnaste urodziny i ostatni
weekend, ktry miaa spdzi z Willem przed jego wyjazdem do college'u.
Kilka dni pniej przypada termin jej drugiej rozprawy w sdzie; po niej
musiaa wrci do Nowego Jorku. Tyle si ju zdarzyo i tyle jeszcze miao
si zdarzy.
Pokrcia gow. Kim bya? I czyje ycie wioda? A najwaniejsze,
dokd to ycie j prowadzio?
Te dni wydaway si jednoczenie nierealne i bardzo realne; jeszcze
bardziej ni wszystko, co do tej pory przeya: mio do Willa, rosnce
przywizanie do ojca, coraz wolniejsze tempo jej ycia, ktre stao si proste
i zwyczajne. Miaa Wraenie, e to wszystko przydarza si komu innemu,
komu, kogo dopiero poznawaa. Nigdy by nie przypuszczaa, e senne
miasteczko nad oceanem gdzie na poudniu okae si tak... pene ycia i
dramatyzmu, bardziej ni Manhattan.
Umiechajc si, musiaa przyzna, e poza kilkoma wyjtkami nie
byo tak le. Sypiaa w cichym pokoju obok brata, oddzielona tylko szyb i
piaskiem od modego mczyzny, ktrego kochaa i ktry j kocha. Nie
sdzia, eby w yciu mogo by co wspanialszego. Niezalenie od tego co

si stao - a moe wanie przez to - wiedziaa, e nigdy nie zapomni lata,


ktre spdzili razem, bez wzgldu na to, co miaa przynie przyszo.
Leaa w ku i powoli ogarnia j sen. Przed zaniciem pomylaa,
e to jeszcze nie koniec. Cho zwykle nie wryo to dobrze, wiedziaa, e
tym razem nic zego si nie stanie, nie po tym, co ju przeszli.
*
Rano jednak obudzia si z uczuciem niepokoju. Jak zwykle miaa
dojmujc wiadomo, e min kolejny dzie, a to oznaczao o jeden dzie
mniej z Willem.
Ale gdy tak leaa i prbowaa okreli rdo swojego lku,
uzmysowia sobie, e chodzi o co jeszcze. Will w nastpnym tygodniu
wyjeda na studia. Nawet Kayla sza na studia. A ona wci nie miaa
pojcia, co z sob zrobi. Tak, koczya osiemnacie lat, i owszem, musiaa
podda si decyzji sdu, ale co potem? Miaa ju na zawsze mieszka z
mam? Zoy podanie o prac w Starbucksie? Przez chwil zobaczya siebie
chodzc z szufl za soniami w zoo.
Pierwszy raz musiaa zmierzy si z przyszoci tak bezporednio.
Zawsze miaa mgliste przekonanie, e wszystko si uoy niezalenie od jej
decyzji. I wiedziaa, e tak si stanie... na pewien czas. Ale czy naprawd
pragna mieszka z mam w wieku dziewitnastu lat? Albo dwudziestu
jeden? Czy, Boe uchowaj, dwudziestu piciu?
I jak, u licha, miaa zarobi na siebie - na ycie nie byle gdzie, bo na
Manhattanie - bez ukoczonych studiw?
Nie miaa pojcia. Wiedziaa jedynie, e nie jest przygotowana na
koniec lata. e nie jest przygotowana na powrt do domu. Nie potrafia
myle spokojnie o Willu wdrujcym wrd zielonych trawnikw uczelni
Vanderbilta obok koleanek w strojach cheerleaderek. Nie chciaa o tym
wszystkim myle.

*
- Wszystko w porzdku? Jeste jaka milczca - zauway Will.
- Przepraszam. Ale mam tyle na gowie - odpara. Siedzieli na molo,
jedli bajgle i pili jedn kaw, ktr kupili po drodze. Zazwyczaj molo byo
pene wdkarzy, ale tego rana mieli je cae dla siebie. Mia niespodzianka,
biorc pod uwag, e Will wzi wolne.
- Zastanawiaa si ju nad tym, co chcesz robi?
- Cokolwiek, byle nie miao nic wsplnego ze soniami i opat.
Pooy bajgla na kubku ze styropianu.
- Moe mi wyjanisz, o czym mwisz?
- Lepiej nie. - Skrzywia si.
- Dobra. - Skin gow. - Ale miaem na myli, co chcesz robi jutro, w
twoje urodziny.
Ronnie wzruszya ramionami.
- To nie musi by nic specjalnego.
- Ale koczysz osiemnacie lat. Spjrz prawdzie w oczy... to jest co.
Prawnie bdziesz ju dorosa.
wietnie,

pomylaa.

Jeszcze

jedno

przypomnienie,

pora

zdecydowa, co zrobi ze swoim yciem. Will musia zrozumie, co oznacza


jej mina, bo wycign rk i pooy j na jej kolanie.
- Powiedziaem co nie tak?
- Nie. Sama nie wiem. Po prostu dziwnie si dzi czuj. W oddali z
oceanu wynurzyo si stado morwinw. Gdy pierwszy raz jej zobaczya,
bya urzeczona. Pniej te. Teraz stanowiy ju element scenerii, ale
wiedziaa, e bdzie tskni za nimi po powrocie do Nowego Jorku, robic
to, co miaa robi. Pewnie skoczy jako maniaczka kreskwek i bdzie
upiera si, eby oglda je do gry nogami.
- A moe zaprosz ci na kolacj?

Nie, wykreli. Pewnie skoczy jako uzaleniona od Game Boya.


- Okay.
- Albo pjdziemy potaczy.
A moe raczej od Guitar Hero. Jonah mg gra w to godzinami.
Przypomniaa sobie, e Rick take. Chyba kady, kto nie mia wasnego
ycia, by uzaleniony od tej gry.
- Brzmi wietnie.
- A moe to? Pomalujemy sobie twarze i sprbujemy przywoa
staroytn bogini Inkw?
Nie mogc y bez tych parszywych gier, pewnie wci bdzie
mieszkaa z mam, gdy Jonah za osiem lat pjdzie do college'u.
- Co tylko chcesz.
miech Willa wyrwa j z zamylenia.
- Mwie co?
- O twoich urodzinach. Prbowaem zorientowa si, co by chciaa
jutro robi, ale najwyraniej bya gdzie indziej. W poniedziaek wyjedam
i chciabym zrobi dla ciebie co szczeglnego.
Zastanowia si, a potem spojrzaa w stron domu, zauwaajc kolejny
raz, jak nie pasuje on do tego odcinka play. - Wiesz, co chciaabym
najbardziej?
*
Stao si to nie w jej urodziny, ale dwa dni pniej, w pitek
dwudziestego drugiego sierpnia. Zesp oceanarium rzeczywicie ca
operacj opracowa naukowo; tego popoudnia jego pracownicy wraz z
ochotnikami zaczli przygotowywa teren tak, eby wie bezpiecznie
dotary do wody.
Ronnie i Will pomogli wygadzi piasek w pytkim kanale, ktry
prowadzi do oceanu; inni rozcignli tam, eby zabezpieczy go przed

zadeptaniem. Ronnie pozwolono przyprowadzi ojca i brata; stali teraz z


boku, eby nie przeszkadza.
Ronnie nie bardzo wiedziaa, co ma robi, z wyjtkiem pilnowania,
eby nikt zanadto nie zbliy si do gniazda. Nie bya adn specjalistk, ale
ludzie, widzc j w kolorowym mundurku oceanarium, uwaali, e zna si na
wszystkim. W cigu ostatniej godziny odpowiedziaa na setki pyta. Cieszya
si, e pamita to, co Will powiedzia jej o wiach, i jednoczenie z ulg
stwierdzaa, e w kilka minut potrafi streci informacje zamieszczone na
ulotce,

ktr

wydrukowano w oceanarium

specjalnie z

myl

przechodniach. Prawie wszystko, co ludzie chcieli wiedzie, widniao na niej


czarno na biaym, ale Ronnie przypuszczaa, e atwiej byo im zapyta, ni
spojrze na kartk, ktr trzymali w rkach.
Pomagao to take zabi czas. Tkwili tu ju kilka godzin i cho
zapewniano ich, e wylg moe si zacz lada chwila, Ronnie miaa
wtpliwoci. wi nie obchodzio, e mae dzieci mog si zmczy
czekaniem albo e kto musi wsta wczenie nastpnego dnia, eby pj do
pracy.
Nie wiadomo dlaczego wyobraaa sobie, e zbierze si tu co najwyej
kilka osb, a nie cae setki, ktre oblegay tam. Nie bya pewna, czy to jej
si podoba; caa sprawa zaczynaa przypomina cyrk.
Gdy usiada na wydmie, podszed do niej Will.
- I co o tym sdzisz? - zapyta, wskazujc poblisk scen.
- Jeszcze nie wiem. Jak dotd nic si nie dzieje.
- To ju dugo nie potrwa.
- Sysz to od jakiego czasu. Will usadowi si obok niej.
- Musisz nauczy si cierpliwoci, nie umiesz czeka.
- Jestem cierpliwa. Tylko chciaabym, eby wie ju si wylgy.
Rozmieszya go tym.
- Wobec tego przepraszam - rzuci.

- Nie powiniene mie jakiego zajcia?


- Jestem tylko ochotnikiem. To ty pracujesz w oceanarium.
- Tak, ale nie pac mi za nadgodziny, wic skoro jeste ochotnikiem, to
chyba ty powiniene sta przy tamie wok gniazda.
- Niech zgadn... poowa ludzi pyta, co si dzieje, a druga poowa chce
wiedzie, co znajduje si na kartce, ktr im wrczasz.
- Mniej wicej.
- I masz ju troch do?
- Powiedzmy, e gorzej si bawi ni podczas przedwczorajszej kolacji.
W dniu urodzin Will zabra j do przytulnej woskiej knajpki; dostaa
od niego srebrny acuszek z wisiorkiem w ksztacie wia, ktry ogromnie
jej si podoba i ktry teraz stale nosia.
- Skd wiadomo, e zaraz si zacznie?
Wskaza szefa oceanarium i jednego z pracujcych tam biologw.
- Elliot i Todd zaczynaj si ekscytowa.
- Brzmi bardzo naukowo.
- Naprawd. Sama zobaczysz.
*
- Mog si przysi?
Kiedy Will poszed do samochodu po kilka dodatkowych latarek, zjawi
si ojciec Ronnie.
- Nie musisz pyta, tato. Oczywicie, e moesz.
- Nie chciaem ci przeszkadza. Wygldaa na bardzo czym
zaabsorbowan.
- Po prostu czekam jak wszyscy inni - wyjania. Przesuna si, eby
zrobi dla niego miejsce obok siebie.
W cigu ostatniej pgodziny tum gapiw jeszcze si powikszy i bya
zadowolona, e ojcu pozwolono wej na teren odgrodzony tam. Ostatnio

wydawa si zmczony.
- Wierz mi albo nie, ale w dziecistwie nigdy nie widziaem, jak
wykluwaj si wie.
- Dlaczego?
- To nie byo takie wydarzenie jak teraz. To znaczy, czasami trafiaem
na gniazdo, ale nigdy nie powicaem mu specjalnej uwagi. Kiedy
natknem si na nie dzie po wylgu, i tyle. Zobaczyem skorupki jajek, ale
by to element toczcego si wok ycia. W kadym razie nie czego takiego
si spodziewaa, co? Tego caego zbiegowiska?
- Co masz na myli?
- Z Willem czy bez niego, obserwowaa to gniazdo co noc, czuwaa
nad nim. A teraz, gdy nadchodzi najbardziej ekscytujcy moment, musisz
dzieli si tym przeyciem z innymi.
- To nic. Nie przeszkadza mi to.
- Ani troch?
Umiechna si. Bya zdumiona, jak dobrze j zna.
- Jak praca nad piosenk?
- Dobrze. Napisaem ju chyba setki rnych wersji, ale wci nie
jestem zadowolony. Wiem, e to co w rodzaju bezsensownego wiczenia...
jeli dotd nic nie wymyliem, to ju nie wymyl... ale przynajmniej mam
zajcie.
- Dzi rano widziaam witra. Jest prawie skoczony. Pokiwa gow.
- Prawie.
- Czy ju wiadomo, kiedy go wprawi?
- Nie. Wci czekaj na pienidze, eby wykoczy reszt kocioa.
Dopki to nie nastpi, nie chc wstawi witrau. Pastor Harris martwi si, e
wandale mogliby go rozbi. Po poarze sta si bardzo ostrony.
- Ja te pewnie bym bya ostrona.
Steve wyprostowa nogi na piasku, a potem krzywic si, podcign je

z powrotem.
- Dobrze si czujesz? - zapytaa.
- Po prostu za duo staem w ostatnich dniach. Jonah chce, ebymy
dokoczyli witra przed waszym wyjazdem.
- Dobrze si bawi tego lata.
- Tak?
- Wczoraj wieczorem powiedzia mi, e nie chce wraca do Nowego
Jorku. e chciaby zosta z tob.
- To uroczy dzieciak - rzek Steve. Niepewnie zwrci si ku niej. Chyba powinienem zapyta, czy ty te dobrze bawia si tego lata.
- Tak, dobrze.
- Dziki Willowi?
- Nie tylko. Ciesz si, e spdzilimy lato razem.
- Ja te.
- To kiedy przyjedziesz do Nowego Jorku?
- Och, nie wiem. Pomylimy. Umiechna si do niego.
- Jeste ostatnio zajty?
- Nie za bardzo. Ale chcesz co wiedzie?
- Co takiego?
- Uwaam, e wyrosa na niezwyk mod dam. Pamitaj zawsze, e
jestem z ciebie dumny.
- Dlaczego mi to mwisz?
- Nie byem pewny, czy wiesz o tym. Opara czoo o jego rami.
- Ty te jeste w porzdku, tato.
- Hej. - Wskaza gniazdo. - Chyba si zaczyna. Odwrcia si w tamt
stron, a potem poderwaa na nogi.
Jak zapowiedzia Will, Elliot i Todd krcili si wok z wielkim
podnieceniem, a wrd zebranych zapada cisza.

*
Przebiegao to tak, jak opisywa Will, tylko e sowa tego nie
oddaway. Poniewa moga podej blisko, widziaa wszystko: jajko zaczo
pka, potem drugie i trzecie, kade z nich jakby niezalenie, a wyklu si
pierwszy w, ktry, gramolc si po innych, usiowa wyle z gniazda.
Ale najbardziej zadziwiajce byo to, co nastpio pniej: najpierw
nieznaczny ruch, potem wikszy i w kocu tak duy, e nie dao si
uchwyci wszystkiego, gdy pi, dziesi, dwadziecia i wicej wi, tyle e
trudno zliczy, zaczo roi si w gniedzie.
Jak szalony ul na sterydach...
Nastpnie malekie wiki, przypominajce jakie prehistoryczne
stworzenia, podjy prb wydostania si z gniazda; wspinay si i zsuway z
powrotem, wac jedne na drugie... a udao si jednemu, drugiemu i
trzeciemu, i wszystkie ruszyy piaszczystym kanaem w kierunku wiata,
ktre trzyma stojcy w wodzie przy brzegu Todd.
Ronnie patrzya, jak wiki pezn kolejno ku oceanowi; byy tak
niewiarygodnie mae, e ich szanse na przeycie wydaway si znikome.
Mona by pomyle, e ocean je pochonie, e w nim przepadn; i tak si
wanie stao, gdy dotary do brzegu i uniosy je fale. Jeszcze na moment
wyoniy si z wody, a potem znikny zupenie.
Ronnie staa przy boku Willa, ciskajc go za rk, ogromnie
szczliwa, e spdzia te wszystkie noce przy gniedzie i e odegraa jak
rol w cudzie narodzin nowego ycia. Trudno byo uwierzy, e po tylu
tygodniach, w ktrych nic si nie dziao, to, na co tak czekaa, rozegrao si
w cigu kilku minut.
Stojc obok chopaka, ktrego kochaa, miaa wiadomo, e nigdy nie
przeyje ju z nikim rwnie magicznej chwili.
*

Godzin pniej, z podnieceniem odtworzywszy jeszcze raz cay


wylg, Ronnie i Will poegnali si z pozostaymi pracownikami oceanarium,
ktrzy rozeszli si do swoich samochodw. Z wyjtkiem kanau w piasku,
wszelkie lady tego, co si zdarzyo, znikny. Nie byo nawet skorupek po
jajkach; Todd zebra je, bo chcia zbada ich grubo i podda testom na
obecno chemikaliw.
Will wzi j pod rami, gdy szli do domu.
- Mam nadziej, e nie jeste zawiedziona.
- Byo nawet ciekawiej, ni si spodziewaam - wyznaa. - Ale wci
myl o tych wikach.
- Nic im nie bdzie.
- Nie wszystkie przeyj.
- Nie - przyzna. - Nie wszystkie. Kiedy s mode, maj mae szanse.
Przeszli kilka krokw w milczeniu.
- To mnie smuci - odezwaa si Ronnie.
- Takie jest ycie, no nie?
- Nie chc w tej chwili sysze mdroci z Krla Lwa - burkna. Wol kamstwa.
- Och - odpar swobodnie. - W takim razie... wszystkie przeyj. Caa
pidziesitkaszstka. Urosn, pocz si w pary, spodz potomstwo i w
kocu umr, przeywszy znacznie duej ni wikszo wi.
- Naprawd tak mylisz?
- Oczywicie - odrzek bez wahania. - To nasze dzieci. S wyjtkowe.
miejc si, zobaczya, e tata z Jonah wychodz na tylny ganek.
- Dobra, po tych caych miesznych przygotowaniach - zacz Jonah po obejrzeniu caego spektaklu od pocztku do koca mam tylko jedno do
powiedzenia.
- Co takiego? - ponagli go Will. Jonah wyszczerzy zby w umiechu.
- To. Byo. Cool.

Ronnie parskna miechem, bo co sobie przypomniaa. Widzc


zdziwienie na twarzy Willa, tylko wzruszya ramionami.
- Taki art midzy nami - wyjania i w tej samej chwili ojciec
zakaszla.
By to gony, mokry kaszel, ktry brzmia... niepokojco... i jak
poprzednio w kociele nie skoczy si szybko. Ojciec kaszla i kaszla
straszliwie.
Uchwyci si balustrady, eby zachowa rwnowag; Ronnie
zauwaya, e Jonah marszczy brwi ze zmartwienia i strachu i e nawet Will
znieruchomia.
Ojciec prbowa si wyprostowa, wygi plecy, walczc z kaszlem.
Podnis obie rce do ust i zakaszla znowu, a kiedy w kocu zapa dech,
wyda taki dwik, jakby oddycha w wodzie.
Jeszcze raz wcign powietrze i opuci donie. Ronnie zastyga w
miejscu na kilka najduszych sekund w yciu, bardziej przestraszona ni
kiedykolwiek. Twarz ojca bya caa we krwi.

30
Steve

Wyrok mierci usysza w lutym, w gabinecie lekarskim, zaledwie


godzin po udzieleniu ostatniej lekcji gry na fortepianie.
Bo gdy wrci do Wrightsville Beach, odnisszy porak jako pianista
koncertowy, zacz znowu uczy. Pastor Harris, bez porozumienia z nim, ju
po kilku dniach przyprowadzi mu obiecujc uczennic i zapyta, czy Steve
nie wywiadczyby mu przysugi. Pastor, jak to on, od razu zrozumia, e
powracajc do domu, Steve rozgasza wszem wobec, i czuje si zagubiony i
samotny, i e mona mu pomc tylko przez nadanie znowu sensu jego yciu.
T uczennic bya Chan Lee. Oboje jej rodzice uczyli muzyki w UNC
Wilmington i dziewczyna w wieku siedemnastu lat pod wzgldem
technicznym graa doskonale, tylko jako nie umiaa da granym przez siebie
utworom czego z siebie. Bya powana i sympatyczna i Steve si ni zaj;
suchaa go z zainteresowaniem i ciko pracowaa, stosujc si do jego
wskazwek. Zacz wyczekiwa jej wizyt i na Gwiazdk podarowa jej
ksik powicon budowie klasycznych fortepianw, bo wydawao mu si,
e jej si spodoba. Ale mimo przyjemnoci, jak sprawiao mu znowu
uczenie czu si coraz bardziej zmczony. Lekcje go wrcz wyczerpyway,
zamiast dodawa mu energii. Po raz pierwszy w yciu zacz drzema w
cigu dnia.

Z czasem spa coraz duej, a do dwch godzin, a kiedy si budzi,


bola go brzuch. Ktrego wieczoru, przyrzdzajc chili na kolacj, poczu
tak ostry, przeszywajcy bl, e zgi si wp, strcajc patelni z kuchenki,
tak e pomidory, fasola i mielona woowina wyldoway na pododze.
Prbujc zapa oddech, zrozumia, e dzieje si z nim co niedobrego.
Umwi si na wizyt lekarsk, a potem poszed do szpitala na dalsze
badania, przewietlenia. Patrzc, jak probwki napeniaj si krwi potrzebn
do zleconych analiz, myla o ojcu i raku, ktry w kocu go zabi. I nagle
domyli si, co lekarz mu powie.
Podczas trzeciej wizyty Steve przekona si, e mia racj.
- Ma pan raka odka - poinformowa lekarz. Wzi gboki oddech. - I
z bada wynika, e da ju przerzuty do trzustki i puc. - Mwi obojtnym
tonem, ale nie niemiym. - Na pewno ma pan mnstwo pyta, ale od razu
powiem, e nie jest dobrze.
Onkolog by peen wspczucia, jednake nic ju nie mg dla niego
zrobi. Steve wiedzia to, tak samo jak wiedzia, e lekarz czeka na jego
pytania, gdy one mog mu jako uatwi zadanie.
Kiedy jego ojciec chorowa, Steve zebra troch informacji. Wiedzia,
co znacz przerzuty i co znaczy mie raka nie tylko odka, ale i trzustki.
Mia wiadomo, e szanse przeycia s prawie adne, i zamiast zadawa
pytania, odwrci si do okna. Na parapecie, tu przy szybie, siedzia gob,
zupenie niewiadom tego, co dzieje si w rodku. Wanie powiedziano mi,
e umr, pomyla, patrzc na ptaka, i lekarz chce, ebymy o tym
porozmawiali. Ale przecie nie ma ju nic do powiedzenia, prawda?
Czeka, e ptak przyzna mu racj, ale oczywicie nie uzyska od niego
adnej odpowiedzi.
Umieram, pomyla znowu.
Pamita, e zoy wtedy rce zdziwiony, e w ogle mu nie dr. Jeli
miay kiedykolwiek dre, uzmysowi sobie, to chyba wanie w takiej

chwili. Ale byy tak pewne, stabilne jak zlew kuchenny.


- Ile czasu mi zostao?
Lekarz jakby poczu ulg, e wreszcie cisza zostaa przerwana.
- Zanim do tego dojdziemy, chciabym przedstawi panu kilka opcji.
- Nie ma adnych opcji - zauway Steve. - Obaj to wiemy.
Jeli lekarz by zaskoczony jego odpowiedzi, nie pokaza tego po
sobie.
- Zawsze s jakie - wyjani.
- Ale nie prowadz do wyleczenia. Chodzi panu o jako ycia.
Lekarz odoy notatnik na podkadce.
- Tak - potwierdzi.
- Jak moemy rozmawia o jakoci ycia, jeli nie wiem, ile czasu mi
jeszcze zostao? Jeli tylko kilka dni, to znaczy, e powinienem zadzwoni
do kilku osb.
- Ma pan wicej ni kilka dni.
- Tygodni?
- Tak, oczywicie...
- Miesicy?
Tu onkolog si zawaha. Musia dostrzec co w twarzy Steve'a, co
wiadczyo, e pacjent nie ustpi, pki nie dowie si prawdy. Odchrzkn
wic i powiedzia:
- Zajmuj si tym od dugiego czasu i przekonaem si, e rokowania
niewiele daj. Najwicej zaley od pana, paskiej struktury genetycznej,
paskiego podejcia. Nie, nic nie moemy zrobi, eby zapobiec temu, co
nieuniknione, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, e powinien pan wykorzysta
ten czas, ktry panu jeszcze pozosta.
Steve przyjrza mu si, wci wiadom, e nie uzyska odpowiedzi na
swoje pytanie.
- Czy mam rok?

Tym razem lekarz nie odpowiedzia, ale jego milczenie mwio


wszystko. Wychodzc z gabinetu, Steve wcign gboko powietrze,
uzbrojony w wiadomo, e ma przed sob niecay rok ycia.
*
W peni dotaro to do niego pniej, gdy sta na play.
Mia raka w zaawansowanym stadium, nieuleczalnego. Wiedzia, e nie
przeyje roku.
Przed wyjciem z gabinetu dosta od lekarza materiay z informacjami.
Broszury i list adresw internetowych, wszystko psu na bud. Wyrzuci je
do mieci w drodze do samochodu. Stojc w zimowym socu na pustej
play, wsadzi rce do kieszeni paszcza i zapatrzy si na molo. Cho nie
mia ju tak dobrego wzroku jak dawniej, widzia ludzi spacerujcych albo
owicych ryby przy barierkach i nie mg si nadziwi, e zachowuj si tak
normalnie. Jakby nic nadzwyczajnego si nie zdarzyo.
Mia umrze, i to niebawem. Uwiadomi sobie nagle, e wikszo
spraw, o ktre tyle czasu si martwi, stracia znaczenie. Emerytura? Nie
bdzie mu potrzebna. Praca, eby zarobi na ycie po pidziesitce? Po co?
Pozna kogo i si zakocha? To nie byoby uczciwe wobec tej osoby,
zreszt w obliczu diagnozy tracio sens.
To koniec, powtarza sobie. Umrze za niecay rok. Owszem, wiedzia,
e co z nim jest nie tak, i by moe spodziewa si, e usyszy ze wieci od
lekarza. Jednake wspomnienie sw onkologa zaczo do niego powraca
jak starowieckie nagranie z gramofonu. Zadra wtedy na play. Ba si i by
sam. Opuci gow, ukry twarz w doniach i zacz si zastanawia,
dlaczego to go spotkao.
*
Nastpnego dnia zadzwoni do Chan i wyjani, e ju nie moe

udziela jej lekcji. Potem spotka si z pastorem Harrisem i powiedzia mu o


wszystkim. Pastor dochodzi wtedy do zdrowia po obraeniach, ktre odnis
w poarze, i Steve wiedzia, e obarczanie go wasnymi problemami podczas
rekonwalescencji to egoizm, ale nie mia nikogo innego, z kim mgby
porozmawia. Zaprosi go do siebie i gdy usiedli na tylnym ganku,
opowiedzia mu o swojej chorobie. Prbowa mwi obojtnie, bez emocji w
gosie, ale mu si nie udao i obaj si popakali.
Pniej poszed na pla, zastanawiajc si, co zrobi z czasem, ktry
mu pozosta. Co jest dla niego najwaniejsze? - prbowa ustali.
Przechodzc obok kocioa - ktrego odbudowy jeszcze nie rozpoczto, na
razie tylko zburzono poczerniae ciany i wywieziono gruz - spojrza na
dziur po dawnym witrau; pomyla o pastorze Harrisie i tych niezliczonych
porankach, ktre spdzi w blasku wiata sonecznego, wpadajcego przez
okno. Wtedy zdecydowa, e wykona nowy witra.
Dzie pniej zadzwoni do Kim. Powiedzia jej, co go czeka; zaamaa
si przy telefonie, pakaa do suchawki. Poczu, e ciska go w gardle, ale
nie rozpaka si wraz z ni i wiedzia jakim sposobem, e to mu ju nie
grozi.
Potem zatelefonowa do niej ponownie i zapyta, czy dzieci mogyby
spdzi u niego lato. Zgodzia si, cho ten pomys j przestraszy. Zgodzia
si te nie mwi im o jego stanie. Miao to by lato pene kamstw, ale co
innego mg zrobi, jeli chcia znowu nawiza z nimi kontakt?
Wiosn, gdy kwity azalie, zacz coraz czciej myle o Bogu.
Przypuszcza, e to nieuniknione w takim czasie. Bg albo istnia, albo nie;
wic albo czekaa go wieczno w niebie, albo po mierci wszystko miao si
skoczy.

Rozmylania nad

tym

przynosiy mu

pewn

pociech;

przemawiay do jakich gbokich jego tsknot. W kocu doszed do


wniosku, e Bg istnieje, ale chcia dostrzec jego obecno na tym wiecie, w
realiach miertelnikw.

By to ostatni rok jego ycia. Niemal codziennie pada deszcz, ta


wiosna naleaa do najwilgotniejszych w historii. Maj jednak by ju zupenie
suchy, jakby gdzie kto zakrci kran. Steve kupi szko, ktrego
potrzebowa, i zacz prac nad witraem; w czerwcu przyjechay dzieci.
Chodzi na pla, poszukiwa Boga i jako udao mu si, jak sobie
uwiadomi, naprawi rozlunione wizi z dziemi. A teraz, tej ciemnej
sierpniowej nocy, gdy mae wie pyny po powierzchni oceanu, on
kaszla krwi. Przyszed czas, eby skoczy z kamstwami; przyszed czas,
eby powiedzie prawd.
Dzieci si przestraszyy i wiedzia, e chc, aby powiedzia co, co je
uspokoi. Ale odek przeszywao mu tysice igie. Otar twarz z krwi
wierzchem doni i prbowa zachowa spokj.
- Chyba musz pj do szpitala - szepn.

31
Ronnie

Ojciec lea na szpitalnym ku pod kroplwk, gdy jej powiedzia.


Natychmiast pokrcia gow. To nieprawda. To nie moga by prawda.
- Nie, to niemoliwe. Lekarze czasami si myl.
- Nie tym razem. - Wzi j za rk. - I przykro mi, e dowiedziaa si
w taki sposb.
Will i Jonah siedzieli na dole w stowce. Tata pragn porozmawia z
dziemi oddzielnie, ale Ronnie nagle poczua, e musz ju z tym skoczy.
Nie chciaa, eby co jeszcze jej mwi, nie chciaa sysze ani sowa wicej.
Przed oczami stan jej szereg obrazw: nagle zrozumiaa, dlaczego
tacie zaleao, eby oboje z Jonah przyjechali do Karoliny Pnocnej. I
domylia si, e mama od pocztku znaa prawd. Poniewa zostao im tak
mao czasu razem, nie chcia kci si z crk. Nagle te dostrzega sens
pracy nad witraem. Przypomniaa sobie, jak dosta napadu kaszlu w kociele
i jak wielokrotnie krzywi si z blu. Z perspektywy czasu wszystko to
zaczo do siebie pasowa. A jednoczenie rozpada si na kawaki.
Dotaro do niej, e tata nie bdzie obecny na jej lubie, e nigdy nie
wemie na rce wnuka. wiadomo, e bdzie musiaa przey reszt ycia
bez niego, przekraczaa jej wytrzymao. To byo niesprawiedliwe.
Gos jej si zaama, gdy odezwaa si znowu.

- Kiedy zamierzae mi powiedzie?


- Nie wiem.
- Przed moim wyjazdem? Czy po? Gdy ju wrciabym do Nowego
Jorku?
Nie odpowiedzia i czua, e krew napywa jej do twarzy. Wiedziaa, e
nie powinna by za, ale nic nie moga na to poradzi.
- Co takiego? Chciae powiedzie mi przez telefon? Jak zamierzae to
zrobi? Och, przepraszam, e zapomniaem wspomnie o tym, gdy bya u
mnie w lecie, ale jestem miertelnie chory na raka. A co u ciebie?.
- Ronnie...
- Jeeli nie zamierzae mi powiedzie, to po co mnie tu cigne?
ebym patrzya, jak umierasz?
- Nie, kochanie. Wrcz przeciwnie. - Przekrci gow, eby na ni
spojrze. - ebym mg patrze, jak wy yjecie.
Poczua, e co si w niej zaamuje, jakby obruszyy si pierwsze
kamyki tworzce lawin. Syszaa, jak dwie pielgniarki przechodz
korytarzem i rozmawiaj przyciszonymi gosami. W grze szumiay lampy
fluorescencyjne, ktre rzucay niebieskawe wiato na ciany. Z kroplwki
powoli sczy si pyn - normalne sceny w szpitalu, ale dla niej nie byo w
tym nic normalnego. Dawio j w gardle i odwrcia si, eby opanowa
napywajce do oczu zy.
- Przykro mi, kochanie - cign. - Wiem, e powinienem by ci
powiedzie, ale chciaem, ebymy mieli normalne lato... i ja, i wy. Chciaem
znowu pozna swoj crk. Wybaczysz mi?
Ta jego proba zabolaa j dotkliwie i wyrwa jej si szloch. Ojciec
umiera i prosi j o wybaczenie. Byo w tym co tak aosnego, e nie
wiedziaa, co odpowiedzie. Czekajc, wycign rk i uj jej do.
- Oczywicie, e ci przebaczam - wydusia z siebie i rozpakaa si na
dobre. Pochylia si ku niemu i pooya mu gow na piersi; zdaa sobie

spraw, jak schud, a ona nawet tego nie zauwaya.


Czua wyrany zarys jego eber i nagle uwiadomia sobie, e mizernia
od miesicy. Serce zaczo jej krwawi, gdy zrozumiaa, e w ogle tego nie
dostrzega; bya tak zaabsorbowana wasnymi sprawami, e na nic innego nie
zwracaa uwagi.
Kiedy obj j ramieniem, zacza paka jeszcze bardziej, mylc, e
niedugo ten zwyczajny serdeczny gest bdzie niewykonalny. Przypomniaa
sobie dzie, kiedy przyjechaa do ojca: bya na niego wcieka, wybiega z
domu; myl, e mgby jej dotkn, bya dla niej tak abstrakcyjna jak podr
w kosmos. Wtedy go nienawidzia, teraz kochaa.
Bya zadowolona, e wreszcie poznaa jego tajemnic, nawet jeli
jednoczenie aowaa tego. Poczua, e ojciec przeczesa palcami jej wosy.
Przyjdzie czas, e nie bdzie mg tego zrobi, e go zabraknie. Zacisna
powieki, prbujc wymaza przyszo. Pragna spdzi z nim wicej czasu.
Pragna, eby by przy niej, gdy bdzie pakaa; eby przebacza, kiedy
zdarzy jej si popeni bdy. Pragna, eby j kocha tak jak tego lata.
Potrzebowaa tego wszystkiego na zawsze i wiedziaa, e nie bdzie jej dane.
Pozwolia, eby tata j przytuli, i pakaa jak dziecko, ktrym ju nie
bya.
*
Pniej wszystko jej wytumaczy. Opowiedzia jej o swoim ojcu i
historii raka w rodzinie, o blach, ktre zacz odczuwa po Nowym Roku. O
tym, e radioterapia nie wchodzi w rachub, bo choroba zaatakowaa ju zbyt
wiele organw wewntrznych. Gdy to mwi, wyobrazia sobie zoliwe
komrki opanowujce kolejne obszary jego ciaa, upiecz z armi, ktra
sieje zniszczenie. Zapytaa o chemioterapi i usyszaa to samo. Rak nalea
do zoliwych i chocia chemioterapia moga opni postpy choroby, nie
bya w stanie jej zatrzyma, a on czuby si gorzej, ni gdyby nic nie robi.

Wyjani jej, co znaczy jako ycia, i kiedy mwi, znowu poczua do niego
al, e nie powiedzia jej wczeniej. Miaa jednak wiadomo, e podj
waciw decyzj. Gdyby wiedziaa, lato byoby inne. Ich stosunki uoyyby
si inaczej i wolaa si nie zastanawia jak.
By blady; pod wpywem morfiny stawa si senny.
- Wci ci boli? - zapytaa.
- Nie tak jak wczeniej. Jest ju lepiej - zapewni j. Pokiwaa gow.
Usiowaa nie myle o zoliwych komrkach atakujcych jego narzdy.
- Kiedy powiedziae mamie?
- W lutym, zaraz gdy si dowiedziaem. Ale prosiem, eby wam nie
mwia.
Prbowaa sobie przypomnie, jak wtedy zachowywaa si mama.
Musiaa by przybita, lecz Ronnie albo tego nie pamitaa, albo nie zwrcia
na to uwagi. Jak zwykle mylaa wycznie o sobie. Chciaa wierzy, e w
ostatnich miesicach si zmienia, jednake zdawaa sobie spraw, e to nie
do koca prawda. Pomidzy prac a spotkaniami z Willem spdzaa
stosunkowo niewiele czasu z tat i tego nie moga odrobi.
- Gdyby mi powiedzia, duej byabym przy tobie. Mielibymy wicej
czasu dla siebie, pomagaabym ci i nie byby taki zmczony.
- Wystarczya mi wiadomo, e jeste tutaj.
- Ale moe nie wyldowaby w szpitalu. Wzi j za rk.
- A moe przed szpitalem uchroni mnie wanie widok korzystajcej z
lata i zakochanej crki.
*
Cho tego jej nie powiedzia, zrozumiaa, e ojciec niedugo umrze, i
prbowaa sobie wyobrazi ycie bez niego.
Gdyby tu do niego nie przyjechaa, gdyby nie daa mu szansy, atwiej
by zniosa jego odejcie. Ale stao si inaczej i nic nie miao by atwe.

Syszaa w dziwnej ciszy jego ciki oddech i znowu zauwaya, jak bardzo
schud. Zastanawiaa si, czy doyje do Boego Narodzenia, a nawet do jej
nastpnej wizyty.
Bya sama, a jej ojciec umiera i w aden, absolutnie aden sposb nie
moga temu zapobiec.
*
- Co bdzie dalej? - zapytaa. Drzema niedugo, moe z dziesi minut,
gdy odwrci si do niej.
- Nie bardzo wiem, co masz na myli.
- Bdziesz musia zosta w szpitalu?
Byo to jedno z pyta, ktre baa si zada. Gdy przysn, trzymaa go
za rk i mylaa z przeraeniem, e on ju nigdy std nie wyjdzie. e spdzi
reszt ycia w tym pokoju, ktry zalatywa rodkami do dezynfekcji, w
otoczeniu pielgniarek yczliwych, ale obcych.
- Nie. Pewnie wrc do domu za kilka dni. - Umiechn si. Przynajmniej mam tak nadziej.
Ucisna go za rk.
- A potem co? Gdy wyjedziemy? Zastanowi si.
- Pewnie bd chcia dokoczy witra. Piosenk, ktr zaczem
komponowa. Wci wydaje mi si, e jest w niej... co.
Przysuna si do niego z krzesem.
- Chodzi mi o to, kto bdzie si tob opiekowa?
Nie odpowiedzia od razu; prbowa podnie si na ku.
- Poradz sobie. Jeli bd czego potrzebowa, zadzwoni do pastora
Harrisa. Mieszka tylko kilka ulic dalej.
Prbowaa sobie wyobrazi pastora Harrisa, z jego poparzonymi rkami
i lask, jak stara si pomc ojcu przy wsiadaniu do samochodu. On jakby
czyta jej w mylach.

- Poradz sobie, naprawd - wymamrota. - Wiedziaem, jak to bdzie, a


jeli przyjdzie najgorsze, obok szpitala jest hospicjum.
Tego te wolaa sobie nie wyobraa.
- Hospicjum?
- Nie jest takie ze, jak ci si wydaje. Byem tam.
- Kiedy?
- Przed kilkoma tygodniami. I par dni temu. Przyjm mnie, gdy
przyjdzie czas.
Jeszcze jedna rzecz, o ktrej nie wiedziaa, kolejny sekret. Jeszcze
jedna rzecz zapowiadajca to, co nieuniknione. odek podszed jej do
garda i poczua mdoci.
- Ale wolaby zosta w domu, prawda?
- Bd w domu - odpar.
- Dopki si da?
Smutek na jego twarzy by nie do zniesienia.
- Dopki si da.
*
Wysza z pokoju szpitalnego ojca i skierowaa si do stowki. Tata
chcia teraz porozmawia z Jonah.
Sza korytarzami jak zamroczona. Dochodzia pnoc, ale na oddziale
intensywnej opieki jak zwykle panowa ruch. Mijaa rne sale, przewanie
otwarte, widziaa paczce dzieci, ktrym towarzyszyli zdenerwowani
rodzice, i wymiotujc kobiet. Wok recepcji krciy si pielgniarki,
wyjmujc karty pacjentw albo je wkadajc. Zdziwia si, e tak wielu ludzi
choruje o tak pnej porze, ale wiedziaa, e wikszo z nich wyjdzie std
nastpnego rana. Jej ojciec z kolei mia zosta przeniesiony do pokoju wyej;
zwlekano z tym tylko ze wzgldu na formalnoci.
Przesza przez zatoczon poczekalni do drzwi, ktre prowadziy do

gwnej czci szpitala i stowki. Gdy zanikny si za ni, haas troch


przycich. Syszaa odgos wasnych krokw, syszaa niemal wasne myli i
gdy tak sza, poczua, e ogarnia j kolejna fala zmczenia i mdoci. To byo
miejsce, do ktrego przybywali chorzy ludzie, ci, ktrzy mieli umrze, i
wiedziaa, e jej ojciec tu wrci.
Cakiem zascho jej w gardle, gdy dotara do stowki. Przetara
opuchnite, piekce oczy ze wiadomoci, e musi wytrzyma. Grill by o
tej porze zamknity, ale na przeciwlegej cianie zauwaya automaty z
napojami i sodyczami. W kcie siedziay dwie pielgniarki, ktre popijay
kaw. Jonah i Will zajmowali stolik przy drzwiach i Will unis gow, gdy
si zbliya. Na stoliku stay na wp oprniona butelka wody, mleko i
paczka ciastek dla Jonah. Brat odwrci gow i spojrza na ni.
- Dugo ci nie byo - powiedzia. - Co si dzieje? Z tat wszystko w
porzdku?
- Ju lepiej - odpara. - Ale chce z tob porozmawia.
- O czym? - Odoy ciastko. - Co narozrabiaem, tak?
- Nie, nic z tych rzeczy. Chce ci powiedzie, co si dzieje.
- Dlaczego ty nie moesz mi tego powiedzie? - By zaniepokojony i
Ronnie cisno si serce.
- Bo chce porozmawia z tob sam. Tak jak ze mn. Zaprowadz ci do
niego i poczekam za drzwiami, dobrze?
Wsta z krzesa i ruszy, nie ogldajc si na ni.
- Dobra - rzuci, mijajc j, i Ronnie nagle poczua, e ma ochot std
uciec. Ale musiaa zosta z bratem.
Will bez ruchu siedzia na krzele i patrzy na ni.
- Daj mi chwil, dobrze?! - zawoaa do Jonah. Wsta zza stolika;
wydawa si przestraszony. On wie, pomylaa nagle. Jakim cudem ju wie.
- Moesz na nas poczeka? - poprosia. - Wiem, e pewnie...
- Oczywicie,

poczekam.

Zostan,

dopki

bdziesz

mnie

potrzebowaa.
Poczua ulg i posaa mu pene wdzicznoci spojrzenie, a potem si
odwrcia i posza za Jonah. Pchnli drzwi i ruszyli pustym korytarzem w
stron OIOM - u z jej gorczkow krztanin.
*
Nie przeya dotd mierci nikogo bliskiego. Wprawdzie bya na
pogrzebach rodzicw ojca, ale nie znaa dobrze adnego z nich. Nie byli
typem dziadkw, ktrzy przyjedaj z wizyt. Wydawali jej si obcy i nie
pamitaa, eby za nimi tsknia, kiedy odeszli.
Ze mierci zetkna si najbliej, gdy latem, po zakoczeniu roku
szkolnego, w wypadku samochodowym zgina Amy Childress, jej
nauczycielka historii w sidmej klasie. Ronnie dowiedziaa si o tym od
Kayli i czua si nie tyle przygnbiona, ile wstrznita, choby dlatego, e
Amy bya taka moda, jeszcze przed trzydziestk, i uczya zaledwie od kilku
lat. Ronnie wydawao si to surrealistyczne. Pani Childress bya zawsze taka
sympatyczna; naleaa do nielicznych nauczycieli, na ktrych lekcjach
Ronnie si miaa. Po powrocie do szkoy jesieni nie wiedziaa, czego si
spodziewa. Jak ludzie przyjm co takiego? Sza tego dnia korytarzami,
szukajc oznak wskazujcych, e co si zmienio, ale z wyjtkiem maej
tabliczki, ktr zamontowano na cianie obok gabinetu dyrektora, nie
zauwaya nic szczeglnego. Nauczyciele normalnie prowadzili lekcje i
rozmawiali z sob w pokoju nauczycielskim; zobaczya, e pani Taylor i pan
Burns - z ktrymi pani Childress czsto jadaa lunch - miali si, idc do klas.
Pamitaa, e to j poruszyo. Jasne, wypadek zdarzy si latem i
wszyscy ju odbyli aob, ale kiedy wesza do klasy pani Childress i
zobaczya, e teraz to sala do nauki historii, uwiadomia sobie, e czuje
gniew, nie tylko dlatego, e pani Childress nie ya, ale take dlatego, e
zapomniano o niej w tak krtkim czasie.

Nie chciaa, eby tak byo z jej tat. Nie chciaa, eby zosta
zapomniany w cigu kilku tygodni - by dobrym czowiekiem, dobrym ojcem
i zasugiwa na co wicej.
Mylc o tym, uwiadomia sobie co jeszcze: e tak naprawd nie
znaa go, gdy by zdrowy. Ostatnio, przed przyjazdem tutaj, miaa z nim
kontakt, gdy chodzia do pierwszej klasy w szkole redniej. Teraz
teoretycznie bya osob doros, moga gosowa albo wstpi do wojska. A
on przez cae lato ukrywa swoj tajemnic. Kim by by, gdyby nie wiedzia,
co si z nim dzieje? Kim by naprawd?
Niewiele moga o nim powiedzie, pamitaa go gwnie jako
nauczyciela gry na fortepianie. Nie miaa pojcia, jakie ksiki czyta, jakie
jest jego ulubione zwierz, jaki kolor najbardziej lubi. Nie byy to wane
rzeczy i zdawaa sobie z tego spraw, ale gnbia j myl, e nie pozna
odpowiedzi na te pytania.
Usyszaa, e Jonah pacze za drzwiami, i zorientowaa si, e ju wie.
Docieray do niej jego gwatowne protesty i ciche odpowiedzi ojca. Opara
si o cian, bolejc i nad ojcem, i nad Jonah.
Chciaa zrobi co, eby ten koszmar znikn. Chciaa cofn czas do
chwili, gdy wylgy si wie, kiedy wiat by w porzdku. Chciaa stan
obok chopaka, ktrego kochaa, z rodzin przy boku. Nagle przypomniaa
sobie promienn twarz Megan, gdy taczya z ojcem na swoim weselu, i
poczua dojmujcy bl, kiedy sobie uwiadomia, e sama takiej chwili nie
przeyje.
Zamkna oczy i przyoya rce do uszu, eby nie sysze okrzykw
Jonah. By taki bezbronny, taki modziutki, taki... przeraony. Nie mg
zrozumie, co si dzieje, wiedziaa, e nigdy nie dojdzie po tym do siebie. e
nigdy nie zapomni tego strasznego dnia.
- Moe chcesz szklank wody?
Ledwie usyszaa te sowa, ale wiedziaa, e s skierowane do niej.

Spojrzaa w gr przez zy i zobaczya, e stoi przed ni pastor Harris.


Nie bya w stanie odpowiedzie, ale pokrcia odmownie gow. Mia
agodny wyraz twarzy, dostrzega jednak bl w jego opuszczonych
ramionach, w tym, jak trzyma lask.
- Bardzo mi przykro. - W jego gosie brzmiao zmczenie. - Nie mog
sobie nawet wyobrazi, jak ci jest ciko. Twj ojciec to wyjtkowy
czowiek.
Pokiwaa gow.
- Skd pastor wie, e on jest tutaj? Zadzwoni do pastora?
- Nie. Zadzwonia do mnie jedna z pielgniarek. Bywam tu dwa, trzy
razy w tygodniu i kiedy go przywielicie, pomylay, e trzeba mnie
zawiadomi. Wiedz, e jest dla mnie jak syn.
- Zamierza pastor z nim porozmawia? Pastor Harris spojrza na
zamknite drzwi.
- Tylko jeli bdzie chcia si ze mn zobaczy. - Usysza pacz Jonah i
na jego twarzy pojawia si ao. - Pewnie tak, gdy ju porozmawia z wami
dwojgiem. Nie masz pojcia, jak ba si tej chwili.
- Mwi pastorowi o tym?
- Wiele razy. Kocha was bardzo i nie chcia wam sprawia blu.
Wiedzia, e ten moment nadejdzie, ale wola, ebycie dowiedzieli si w
inny sposb.
- To niewane. Niczego nie zmienia.
- Bo wszystko ju si zmienio - zauway pastor Harris.
- Dlatego, e ju wiem?
- Nie. Dlatego, e pobylicie z sob. By taki zdenerwowany, zanim
przejechalicie. Nie z powodu swojej choroby, ale dlatego, e bardzo mu
zaleao, eby was zobaczy i eby wszystko si jako uoyo. Chyba nie
zdawaa sobie sprawy, jak za wami tskni ani jak was kocha, ciebie i Jonah.
Dosownie liczy dni do waszego przyjazdu. Kiedy si z nim widziaem,

mwi: Jeszcze dziewitnacie dni. Albo: Jeszcze dwanacie dni. A dzie


przed? Godzinami sprzta dom, zmieni pociel w kach. Wiem, e to
may domek, ale gdyby widziaa go wczeniej, toby zrozumiaa. Chcia,
ebycie przeyli wyjtkowe lato i eby on sam by jego czci. Jak
wszyscy rodzice pragnie, ebycie byli szczliwi. Pragnie wiedzie, e
bdzie wam dobrze. e podejmiecie waciwe decyzje. Tego potrzebowa
tego lata i to mu dalicie. Spojrzaa na niego spod zmruonych powiek.
- Ale ja nie zawsze podejmowaam waciwe decyzje. Pastor Harris si
umiechn.
- To wiadczy, e jeste tylko czowiekiem. Nigdy nie oczekiwa, e
bdziesz idealna. Ale wiem, jaki jest dumny z modej kobiety, ktr si
staa. Powiedzia mi to zaledwie kilka dni temu; szkoda, e go nie widziaa,
gdy mwi o tobie. By taki, taki... dumny, taki szczliwy, e tamtego
wieczoru, kiedy si modliem, podzikowaem za to Bogu. Bo twj tata
naprawd miota si, gdy tu wrci. Nie wiedzia, czy bdzie jeszcze
szczliwy. I wiem, e mimo wszystko jest szczliwy.
Poczua, e dawi j w gardle.
- Co mam zrobi?
- Nie wiem, czy moesz zrobi cokolwiek.
- Ale ja si boj. A tata...
- Wiem - odpar. - I chocia oboje go uszczliwilicie, on na pewno te
si boi.
*
Tego wieczoru Ronnie wysza na tylny ganek. Morze byo spokojne,
fale jak zwykle uderzay rytmicznie o brzeg, a gwiazdy wieciy jasno,
tworzc punkciki na niebie, lecz cay wiat wydawa si inny. Will
rozmawia z Jonah w sypialni, wic w domu byy jak zazwyczaj trzy osoby,
ale zrobio si w nim dziwnie pusto.

Pastor Harris by wci u ojca. Zamierza zosta u niego na noc i


powiedzia, eby zabraa Jonah do domu, ale miaa poczucie winy, e nie jest
teraz w szpitalu. Nastpnego dnia tat czekay badania i kolejne spotkanie z
lekarzem. Wiedziaa, e to go zmczy i e bdzie potrzebowa odpoczynku.
Chciaa jednak tam by, siedzie przy nim, nawet jeliby spa, bo zdawaa
sobie spraw, e kiedy nie bdzie miaa takiej moliwoci.
Drzwi za ni skrzypny; Will delikatnie zamkn je za sob. Gdy do
niej podszed, wci patrzya w dal za piaszczyst pla.
- Jonah w kocu zasn - poinformowa. - Ale chyba tak naprawd nie
rozumie, co si dzieje. Powiedzia mi, e tata na pewno poczuje si lepiej pod
opiek lekarzy, i wci pyta, kiedy wrci do domu.
Ronnie przypomniaa sobie, jak brat paka w szpitalu, i pokiwaa tylko
gow. Will przytuli j.
- Jak sobie radzisz? - zapyta.
- A jak mylisz? Wanie si dowiedziaam, e mj ojciec umiera i e
prawdopodobnie nie doyje do Boego Narodzenia.
- Wiem - powiedzia delikatnie. - I bardzo mi przykro. Wiem, jak ci jest
ciko. - Czua jego donie w talii. - Zostan tu na noc, eby kto by z Jonah,
gdyby co si stao i wezwano ci do szpitala. Miaem wyjecha za dwa dni,
ale mog zadzwoni do dziekanatu i wyjani, co si dzieje. Zajcia
zaczynaj si dopiero w przyszym tygodniu.
- Nic nie zrobisz. - Syszaa ostr nut w swoim gosie, ale nic nie
moga na to poradzi. - Nie rozumiesz tego?
- Nie prbuj nic robi...
- Owszem, tak! Ale to na nic! - Poczua, e zaraz co rozsadzi jej serce.
- I nie rozumiesz, przez co przechodz!
- Ja te straciem blisk osob - przypomnia jej.
- To nie to samo! - Ucisna nasad nosa, prbujc powstrzyma zy. Byam dla niego taka poda. Rzuciam gr na fortepianie! Obwiniaam go za

wszystko i przez trzy lata prawie nie odzywaam si do niego! Przez trzy
lata! I nie cofn tego czasu. Moe gdybym nie bya taka wcieka na niego,
toby nie zachorowa. Moe naraziam go na dodatkowy... stres, ktry to
wywoa. Moe to wszystko przeze mnie! - Odsuna si od Willa.
- To nie twoja wina.
Chcia znowu j obj, ale nie yczya sobie tego i prbowaa go
odepchn. Nie puci jej, wic zacza okada go piciami po piersi.
- Daj mi spokj! Poradz sobie sama!
Jednake trzyma j w ramionach i gdy zorientowaa si, e nie
zamierza jej puci, w kocu wspara si na nim. I na dug chwil, paczc,
przytulia si do niego.
*
Leaa w ciemnej sypialni i wsuchiwaa si w oddech brata. Will spa
na kanapie w salonie. Wiedziaa, e powinna odpocz, ale czekaa na
dzwonek telefonu. Wyobraaa sobie najgorsze: e ojciec znowu dosta ataku
kaszlu, e straci jeszcze wicej krwi, e nie mona mu byo pomc...
Obok niej na stoliku nocnym leaa Biblia taty. Przejrzaa j wczeniej,
nie bardzo wiedzc, czego szuka. Czy ojciec podkreli jakie fragmenty,
zaznaczy strony? Przerzucajc j, znalaza niewiele ladw po ojcu, z
wyjtkiem wywiechtanych kartek, ktre wiadczyy, e wszystkie rozdziay
byy mu rwnie bliskie. aowaa, e nie zostawi gdzie swojego pitna,
pamitki po sobie; nic nie wskazywao, e jaki fragment zainteresowa go
bardziej ni inne.
Nigdy nie czytaa Biblii, ale wiedziaa, e teraz j przeczyta w
poszukiwaniu sensu, ktry jej ojciec odnalaz na tych stronach. Ciekawa
bya, czy t Bibli podarowa mu pastor Harris i jak dugo znajdowaa si w
jego posiadaniu. Tyle o nim nie wiedziaa i zacza si teraz zastanawia,
dlaczego nie zadaa sobie trudu, eby go zapyta.

Ale zrobi to, postanowia. Poniewa niedugo miay jej zosta tylko
wspomnienia, chciaa zgromadzi ich jak najwicej. Zacza si modli
pierwszy raz od wielu lat, proszc Boga, eby da jej na to czas.

32
Will

Nie spa dobrze. Sysza w nocy, e Ronnie przewraca si z boku na


bok, wierci w ku, kry po pokoju. Wiedzia, e bya w szoku; zna to,
pamita wasne otpienie i poczucie winy, niedowierzanie i gniew, gdy
zgin Mikey. Nastpne lata przytpiy bl, ale przypomina sobie, jak
potrzebowa towarzystwa i jednoczenie pragn by sam.
Bardzo wspczu Ronnie, a take Jonah, ktry by za may, eby to
wszystko ogarn. Sam te czu smutek i al. Steve okaza mu tego lata wiele
dobroci, poniewa wicej czasu spdzali u Ronnie ni u niego w domu.
Lubi, jak Steve spokojnie krzta si po kuchni, podobaa mu si zayo
czca go z Jonah. Czsto widywa ich obu na play, jak puszczali latawce
albo rzucali sobie pik na brzegu, czy te w ciszy i skupieniu pracowali
razem nad witraem. Cho wikszo dzieciatych mczyzn lubia odgrywa
dobrych ojcw, Steve'owi przychodzio to cakiem naturalnie. W tym
krtkim czasie, w jakim go zna, Will ani razu nie widzia, eby Steve si
zdenerwowa, podnis gos. Owszem, mogo to wynika z faktu, e mia
wiadomo zbliajcej si mierci, ale wedug Willa to nie wyjaniao
wszystkiego. Tata Ronnie by... po prostu dobrym czowiekiem, pogodzonym
z sob i innymi; kocha swoje dzieci i wierzy, e s na tyle mdre, eby
podejmowa suszne decyzje.

Gdy tak lea na kanapie, uwiadomi sobie, e ktrego dnia chciaby


by wanie takim ojcem. Kocha swojego tat, ale nie zawsze by tym
wyrozumiaym facetem, jakim znaa go Ronnie. Byway w yciu Willa
dugie okresy, kiedy rzadko widywa ojca, bo ten pracowa nad rozbudow
firmy. Doszy do tego zmienne nastroje matki i mier Mikeya, ktra
pogrya wszystkich w aobie na kilka lat, tak e czasami Will aowa, i
nie przyszed na wiat w innej rodzinie. Wiedzia, e ma szczcie, poza tym
niewtpliwie ostatnio sytuacja si poprawia. Ale jego dziecistwo i
dorastanie wcale nie byo pasmem radoci i przypomina sobie, e czasami
tskni za innym yciem.
Steve by zupenie innym typem rodzica.
Ronnie powiedziaa mu, e ojciec siedzia przy niej godzinami, gdy
uczya si gra na fortepianie, ale Will podczas pobytu w ich domu ani razu
nie sysza, eby Steve o tym mwi. Nie wspomnia nawet mimochodem i
cho Willowi pocztkowo wydawao si to dziwne, zacz dostrzega w tym
dowd jego mioci do crki. Ona nie chciaa do tego wraca, wic i on nie
wraca, mimo e bya to istotna cz ich wsplnego ycia. Zabudowa nawet
fortepian, bo jego widok dziaa Ronnie na nerwy.
Kto by si na to zgodzi?
Tylko Steve, czowiek, ktrego Will zacz podziwia, od ktrego mg
si uczy, do ktrego chcia by podobny, gdy bdzie starszy.
*
Obudzio go wiato poranka, ktre wpadao przez okna salonu.
Przecign si i wsta. Zerknwszy do holu, zobaczy, e drzwi do pokoju
Ronnie s otwarte, zorientowa si wic, e ju nie spaa. Znalaz j na
ganku, tam gdzie poprzedniego wieczoru. Patrzya w dal.
- Dzie dobry - przywita si. Opady jej ramiona, gdy si odwrcia.
- Dzie dobry. - Umiechna si blado. Wycigna do niego rce, a on

obj j, wdziczny za ten gest.


- Przepraszam za zeszy wieczr - powiedziaa.
- Nie ma za co. - Zmierzwi jej wosy. - Nic nie zrobia.
- Uhm. I dzikuj.
- Nie syszaem, jak wstaa.
- Nie pi ju od jakiego czasu. - Westchna. - Zadzwoniam do
szpitala i rozmawiaam z tat. Nie mwi wiele, ale wiem, e bardzo cierpi.
Sdzi, e po badaniach zatrzymaj go jeszcze na kilka dni.
W innej sytuacji by j zapewni, e wszystko bdzie dobrze, e si
uoy. Ale w tych okolicznociach oboje wiedzieli, e te sowa nic nie
znacz. Pochyli si wic i przytkn czoo do jej czoa.
- Przespaa si cho troch? Syszaem, e chodzia w nocy po domu.
- Nie, wcale nie. W kocu pooyam si obok Jonah, ale mj umys nie
chcia si wyczy. Jednake nie z powodu tego, co dzieje si z tat. Urwaa. - Z twojego powodu. Za dwa dni wyjedasz.
- Ju ci mwiem, e mog przeoy wyjazd. Jeli chcesz, ebym
zosta...
Pokrcia gow.
- Nie chc. Zaczynasz nowy rozdzia w yciu i nie mog ci tego
pozbawi.
- Ale nie musz jecha ju teraz. Zajcia nie zaczn si od razu...
- Nie chc - powtrzya. Mwia spokojnie, lecz stanowczo. Wyjedasz do college'u. To nie twj problem. Wiem, e moe to brzmi
szorstko, ale tak nie jest. To mj tata ma raka, nie twj, i nic tego nie zmieni.
Nie chc si zastanawia, co mgby przeze mnie straci, za duo mam na
gowie. Rozumiesz?
W tym, co mwia, byo wiele racji, nawet gdyby wola, eby si
mylia. Po chwili odwiza bransoletk z plecionki i da jej.
- Masz, zachowaj j - szepn i domyli si po jej minie, e zrozumiaa,

jak mu zaley, eby przyja ten dar.


Umiechna si lekko i zacisna w doni bransoletk. Mia wraenie,
e chciaa co powiedzie, gdy oboje usyszeli, e drzwi warsztatu
gwatownie si otwieraj. Przez moment Will myla, e kto si tam wama.
Potem zobaczy Jonah, ktry niezgrabnie wynosi na zewntrz poamane
krzeso. Z ogromnym wysikiem podnis je i rzuci na wydm w pobliu
warsztatu. Nawet z tej odlegoci Will widzia furi na buzi chopca.
Ronnie ju zbiegaa z ganku.
- Jonah! - zawoaa i popdzia przed siebie.
Will pogna jej ladem i niemal wpad na ni w drzwiach warsztatu.
Patrzc jej przez rami, zobaczy, e Jonah pcha po pododze cik skrzyni.
Zmaga si z ni, niewiadomy ich obecnoci.
- Co robisz?! - krzykna Ronnie. - Od kiedy tu jeste? Jonah popycha
skrzyni, postkujc z wysiku.
- Jonah! - ponownie zawoaa Ronnie.
Jej gos wreszcie dotar do jego wiadomoci i chopiec odwrci si do
Willa i siostry zaskoczony ich widokiem.
- Nie mog dosign! - wrzasn zy i bliski ez. - Nie jestem do
wysoki!
- Czego dosign? - zapytaa i zrobia szybki krok do przodu. Krwawisz! - jkna z rosnc panik w gosie.
Gdy podbiegaa do brata, Will zauway, e chopiec ma rozdarte
dinsy i e z nogi cieknie mu krew. Jonah, we wadaniu wasnych demonw,
z maniackim uporem pcha skrzyni i jej rg zawadzi o jedn z pek. W
chwili gdy Ronnie znalaza si przy nim, spada na niego p wiewirka, p
ryba.
May mia zacit, czerwon twarz.
- Odejd! Sam to zrobi! Nie potrzebuj twojej pomocy! - wykrzykn.
Sprbowa znowu ruszy skrzyni z miejsca, ale si zaklinowaa.

Ronnie usiowaa mu pomc, ale Jonah j odepchn. Will zobaczy zy na


jego policzkach.
- Powiedziaem ci, eby sobie posza! - zawoa chopiec. - Tata chce,
ebym dokoczy witra! Ja! Nie ty! Pracowalimy nad nim razem przez cae
lato! - Dyszc, wyrzuca z siebie te sowa zy i wystraszony. - eby
wiedziaa! A ciebie interesoway tylko wie! To ja byem z nim przez cae
dnie! - Gdy tak krzycza przez zy, gos mu si zaamywa. - A teraz nie
mog dosign rodkowej czci witrau! Jestem za may! Ale musz go
skoczy, bo moe, jeli mi si uda, tacie si polepszy. Musi mu si
polepszy. Ale szko pko i upadem na nie. Wciekem si i pomylaem, e
przycign skrzyni i wejd na ni, ale jest za cika...
Ledwie mwi; nagle zachwia si i upad na ziemi. Objwszy rkami
kolana i opuciwszy gow, zacz tak szlocha, e trzsy mu si ramiona.
Ronnie usiada obok niego. Obja paczcego brata i przygarna do
siebie. Patrzc na to, Will poczu ciskanie w gardle; wiedzia, e nie
powinien przy tym by.
Mimo to zosta jeszcze chwil, podczas gdy Ronnie tulia brata. Nie
prbowaa go uspokaja ani zapewnia, e wszystko bdzie dobrze. Po prostu
przytulaa go bez sowa, a powoli przesta szlocha. W kocu unis gow;
oczy za okularami mia zaczerwienione, a buzi mokr od ez.
Ronnie odezwaa si agodnym gosem, jakiego Will jeszcze u niej nie
sysza.
- Moemy pj do domu na kilka minut? Chc tylko obejrze
skaleczenie na twojej nodze.
Chopcu wci dra gos.
- A co z witraem? Musz go skoczy.
Ronnie spojrzaa na Willa, a potem ponownie na Jonah.
- Moemy ci pomc?
Jonah zaprzeczy ruchem gowy.

- Nie wiecie jak.


- To nam pokaesz.
Ronnie przemya skaleczenie na nodze chopca i przykleia na nie
plaster, a potem Jonah zaprowadzi ich z powrotem do warsztatu.
Witra by prawie skoczony - wszystkie skomplikowane elementy
twarzy i wzmocnienia znajdoway si na miejscach. Pozostao tylko wstawi
setki drobnych kawakw tworzcych bosk powiat na niebie.
Jonah pokaza Willowi, jak si tnie oowiane paski, i nauczy Ronnie je
lutowa; sam przycina szko, jak przez cae lato, i wkada w oowiane
ramki, a potem oddawa siostrze, eby umocowaa je na miejscu.
W warsztacie byo gorco i brakowao miejsca, ale w kocu we troje
wpadli w pewien rytm. W porze lunchu Will poszed po hamburgery i saatk
dla Ronnie; zrobili sobie krtk przerw, eby je zje, a potem szybko
wrcili do pracy. Po poudniu Ronnie trzy razy dzwonia do szpitala, lecz
mwiono jej, e tata albo jest na badaniach, albo pi. Podobno jednak czu si
dobrze. Gdy zaczo zmierzcha, byli w poowie tego, co zostao jeszcze do
zrobienia; Jonah mdlay ju rce, wic przerwali robot i zjedli kolacj, a
potem przynieli z salonu dodatkowe lampy, eby mie w warsztacie wicej
wiata.
Zapad mrok i o dziesitej Jonah ziewa potnie; kiedy poszli do
domu, eby odpocz przez kilka minut, prawie natychmiast zasn. Will
zanis go do sypialni i pooy do ka. Gdy wrci do salonu, Ronnie
pracowaa ju w warsztacie.
Teraz Will zaj si ciciem szka; przez cay dzie widzia, jak robi to
Jonah, i cho pocztkowo szo mu kiepsko, wkrtce zorientowa si, o co
chodzi.
Pracowali przez ca noc i gdy zaczo wita, oboje padali z ng. Na
stole przed nimi spoczywa ukoczony witra. Will nie by pewny, jak Jonah
przyjmie to, e nie uczestniczy w ostatnim etapie prac, ale pomyla, e

Ronnie bdzie wiedziaa, jak sobie z tym poradzi.


- Oboje wygldacie, jakbycie przez ca noc nie zmruyli oka - rozleg
si gos za nimi. Will odwrci si i zobaczy, e w drzwiach stoi pastor
Harris.
Wspiera si na lasce. Mia na sobie garnitur - pewnie na naboestwo
niedzielne - ale Will zauway okropne blizny na jego rkach i domyli si,
e obejmuj take ramiona. Powrci myl do poaru w kociele, a take
sekretu, ktry nosi w sobie przez te wszystkie miesice, i nie mg spojrze
pastorowi w oczy.
- Koczylimy witra - wyjania ochrypym gosem Ronnie.
Pastor wskaza lece na stole dzieo.
- Mog zobaczy? Ronnie pokiwaa gow.
- Oczywicie.
Pastor Harris wkroczy do rodka, porusza si wolno. Gdy szed, jego
laska stukaa o drewnian podog. Spojrza na st i zaciekawienie na jego
twarzy ustpio miejsca zdumieniu. Opierajc si na lasce, przesun
okaleczon skat doni po szkle.
- Niewiarygodne - sapn. - Jest pikniejszy, nibym przypuszcza.
- To tata i Jonah wykonali zasadnicz cz - wyjania Ronnie. - My
tylko pomoglimy dokoczy.
Pastor si umiechn.
- Twj ojciec si ucieszy.
- A jak postpuj prace w kociele? Tata na pewno chciaby zobaczy
witra na miejscu.
- Moe Bg ci wysucha. - Wzruszy ramionami. - Koci nie jest tak
uczszczanym miejscem jak kiedy, nie ma ju tylu wiernych. Ale wierz, e
doprowadzimy odbudow do koca.
Will zauway niepokj na twarzy Ronnie; najwyraniej miaa obawy,
czy witra zostanie wstawiony na czas, ale baa si o to spyta.

- A przy okazji, tata ma si dobrze - doda pastor Harris. - Niedugo


powinien wyj ze szpitala. Moecie go odwiedzi dzi przed poudniem.
Wczoraj wiele nie stracilicie. Wikszo dnia spdzi w swoim pokoju sam,
poddawany badaniom.
- Dziki, e by pastor przy nim.
- Nie, kochanie. - Ponownie spojrza na witra. - To ja ci dzikuj.
W warsztacie zapada cisza, gdy skierowa si do wyjcia. Will patrzy
za nim; nie mg zapomnie jego poparzonych doni.
W milczeniu przyjrza si witraowi; uderzy go ogrom pracy, jak
trzeba byo woy, eby go wykona. I zastpi tamten, ktry nie powinien
zosta zniszczony. Pomyla o sowach pastora i o tym, e by moe ojciec
Ronnie nie doyje chwili, gdy witra znajdzie si na swoim miejscu.
Ronnie bya pogrona we wasnych mylach, gdy si do niej zwrci.
Poczu, e co si w nim rozsypuje jak domek z kart.
- Musz ci co powiedzie.
*
Usiedli na wydmie i Will opowiedzia jej wszystko od pocztku. Kiedy
skoczy, Ronnie bya zdezorientowana.
- Chcesz powiedzie, e Scott spowodowa poar? I e go chronisz? W jej gosie brzmiao niedowierzanie. - Kamiesz, eby go osania?
Pokrci gow.
- To nie tak. Mwiem ci, to by wypadek.
- Niewane. - Ronnie spojrzaa mu w oczy. - Wypadek czy nie, Scott
musi ponie odpowiedzialno za to, co zrobi.
- Wiem. Powiedziaem mu, eby poszed na policj.
- A jeli nie pjdzie? Wiecznie bdziesz go kry? Pozwolisz, eby
Marcus mia wadz nad twoim yciem? To byoby ze.
- Ale Scott to mj przyjaciel... Ronnie zerwaa si na nogi.

- Pastor Harris niemal zgin w tym poarze! Wiele tygodni lea w


szpitalu. Wiesz, jak bolesne s poparzenia? Zapytaj Blaze, jak to jest. A
koci... pastor nawet nie jest w stanie go odbudowa... a tata nie zobaczy
witrau tam, gdzie jego miejsce!
Will pokrci gow, prbujc zachowa spokj. Widzia, e to
wszystko przytacza Ronnie - sprawa z ojcem, ich rozka, rozprawa w
sdzie.
- Wiem, e postpiem le - wyjani cicho. - I miaem z tego powodu
wyrzuty sumienia. Nie umiem ci powiedzie, ile razy ju chciaem pj na
policj.
- I co z tego? - zapytaa. - To nic nie znaczy. Nie suchae mnie, gdy
mwiam ci, dlaczego w sdzie przyznaam si do winy? Bo wiedziaam, e
robiam le! Prawda tylko wtedy co znaczy, gdy trudno si do niej przyzna!
Nie rozumiesz tego? Koci by caym yciem pastora Harrisa! By caym
yciem mojego ojca! A teraz jest spalony, ubezpieczenie nie pokrywa
wszystkich szkd i musz odprawia naboestwa w magazynie...
- Scott to mj przyjaciel - zaprotestowa. - Nie mog tak po prostu...
rzuci go na poarcie wilkom.
Zamrugaa powiekami, zastanawiajc si, czy on w ogle syszy, co
mwi.
- Jak moesz by takim egoist?
- Nie jestem egoist...
- Wanie, e jeste, i jeli tego nie rozumiesz, nie chc z tob
rozmawia! - owiadczya. Odwrcia si i ruszya w stron domu. - Odejd!
Id sobie!
- Ronnie! - zawoa. Wsta, eby za ni pobiec. Wyczua to i odwrcia
si na picie.
- To koniec, rozumiesz?
- Nie koniec. Posuchaj, bd rozsdna...

- Rozsdna? - Machna rkami. - Chcesz, ebym bya rozsdna? Nie


tylko osaniae Scotta, ale te okamywae mnie! Wiedziae, e mj tata
pracuje nad witraem! Stae obok i nie wspomniae o tym, co si stao! - Te
sowa jakby utwierdziy j w czym i cofna si znowu. - Mylaam, e
jeste inny! Mylaam, e nie zrobiby czego takiego!
Wzdrygn si, bo nie mg znale odpowiedzi; kiedy jednak zrobi
krok do przodu, ona ponownie si cofna.
- Id std! I tak wyjedasz i ju si wicej nie zobaczymy. Kade lato
kiedy si koczy. Moemy mwi, co tylko chcemy, moemy si udzi, ale
nie zmienimy tego, wic poegnajmy si tu i teraz. Nie potrafi w tej chwili z
tym si upora i nie umiem by z kim, komu nie ufam. - W jej oczach
zabysy zy. - A tobie nie ufam, Will. Musisz i.
Nie mg ruszy si z miejsca, nie mg wydoby gosu.
- Id ju! - wykrzykna i pobiega do domu.
*
Tego wieczoru, swojego ostatniego wieczoru w Wrightsville Beach,
Will siedzia w salonie i wci prbowa zrozumie to wszystko, co si
zdarzyo.
- Co si stao? - zapyta go ojciec. - Bye troch milczcy przy kolacji.
- Nie, nic takiego - odpar.
Tom podszed do kanapy i usiad naprzeciwko niego.
- Denerwujesz si swoim jutrzejszym wyjazdem? Will pokrci
przeczco gow.
- Nie.
- Spakowae si ju?
Kiwn gow i poczu, e ojciec mu si przyglda.
- Co si dzieje? Wiesz, e moesz ze mn porozmawia. - Pochyli si
do przodu.

Will zastanowi si, zanim odpowiedzia, nagle wytrcony z


rwnowagi. W kocu spojrza ojcu w oczy.
- Gdybym poprosi ci o co wanego dla mnie, zrobiby to? Bez
zadawania pyta?
Tom opad na oparcie, wci patrzc na niego w milczeniu. Will
wiedzia, jaka bdzie odpowied.

33
Ronnie

- Naprawd skoczye witra?


Patrzya na tat, gdy rozmawia z Jonah w pokoju szpitalnym.
Wyglda lepiej. Wci wydawa si zmczony, ale nie by ju taki blady i
porusza si z mniejszym wysikiem.
- Jest fantastyczny - oznajmi Jonah. - Nie mog si doczeka, kiedy go
zobaczysz.
- Ale przecie zostao jeszcze tyle elementw do wstawienia.
- Ronnie i Will troch mi pomogli - przyzna Jonah.
- Tak?
- Musiaem im pokaza, jak to si robi. Nie mieli bladego pojcia. Ale
nie martw si, nie traciem cierpliwoci, gdy robili co nie tak.
Tata si umiechn.
- Dobrze to sysze.
- Uhm, jestem cakiem dobrym nauczycielem.
- Nie mam co do tego wtpliwoci. Jonah zmarszczy nos.
- miesznie tu pachnie, no nie?
- Troch.
Chopiec pokiwa gow.
- Tak mi si wydawao. - Wskaza telewizor. - Ogldasz filmy?

Tata zaprzeczy.
- Nie za wiele.
- A to do czego? - Jonah wskaza kroplwk.
- Zawiera lekarstwo.
- Pomaga ci?
- Tak, ju lepiej si czuj.
- Wic wrcisz do domu?
- Niedugo.
- Dzi?
- Moe jutro. Ale wiesz, co dobrze by mi zrobio?
- Co takiego?
- Co do picia. Pamitasz, gdzie jest stowka? Trzeba pj
korytarzem i skrci.
- Wiem. Nie jestem maym dzieckiem. Co ma by?
- Sprite albo seven - up.
- Tylko nie mam pienidzy.
Gdy tata spojrza na Ronnie, zorientowaa si, e ma sign do
kieszeni.
- Zaraz ci dam - odezwaa si.
Wyja tyle, ile wedug niej potrzebowa, i wrczya mu, a on ruszy do
drzwi. Gdy wyszed, poczua, e ojciec na ni patrzy.
- Dzi rano dzwonia adwokatka. Przeoyli rozpraw na koniec
padziernika.
Ronnie spojrzaa w okno.
- Nie chc teraz o tym myle.
- Przykro mi. - Milcza przez chwil i czua jego wzrok na sobie. - Jak
naprawd miewa si Jonah? - zapyta.
Ronnie lekko wzruszya ramionami.
- Jest zagubiony. Zdezorientowany. Przestraszony. Ledwie si trzyma.

Jak ja, miaa ochot doda.


Ruchem rki da znak, eby podesza do niego. Zaja miejsce na
krzele, na ktrym siedzia Jonah. Ojciec wzi j za rk i ucisn.
- Przepraszam. Zabrako mi si i musieli wzi mnie do szpitala. Nie
chciaem, ebycie ogldali mnie w takim stanie.
Gdy mwi, zacza krci gow.
- Nigdy nie przepraszaj za co takiego.
- Ale...
- adnych ale, dobra? Musiaam si kiedy dowiedzie. I ciesz si,
e ju wiem.
Przyj to do wiadomoci. A potem j zaskoczy.
- Chcesz porozmawia o tym, co zaszo z Willem?
- Skd to pytanie? - zdziwia si.
- Bo ci znam. Bo wiem, kiedy co ci gnbi. I wiem te, jak wiele Will
dla ciebie znaczy.
Ronnie wyprostowaa si na krzele. Nie chciaa go okamywa.
- Will wrci do domu, eby si spakowa - wyjania. Przyjrza si jej.
- Mwiem ci, e mj ojciec gra w pokera?
- Uhm, mwie. Dlaczego teraz ci si to przypomniao? Chcesz
zagra?
- Nie. Tylko wiem, e midzy tob a Willem co si wydarzyo, ale jeli
nie chcesz o tym rozmawia, to trudno.
Ronnie si zawahaa. Wiedziaa, e by zrozumia, ale nie bya jeszcze
gotowa do rozmowy o tym.
- Jak powiedziaam, Will wyjeda - zakoczya.
Ojciec kiwn gow i nie dry dalej tego tematu.
- Wygldasz na zmczon - zauway. - Powinna wrci do domu i
przespa si troch.
- Tak zrobi. Ale chc jeszcze posiedzie przy tobie. Pogadzi j po

rce.
- Dobrze.
Spojrzaa na kroplwk, o ktr pyta Jonah. Ale w przeciwiestwie do
brata wiedziaa, e to nie lekarstwo, ktre pomoe ojcu.
- Boli ci? - zapytaa. Przez chwil nie odpowiada.
- Nie. Nie za bardzo.
- Ale bolao? Pokrci gow.
- Kochanie...
- Chc wiedzie. Czy ci bolao, zanim tu przyjechae? Powiedz mi
prawd, dobrze?
Podrapa si po piersi, zanim odpowiedzia.
- Tak.
- Jak dugo?
- Nie wiem, o co ci chodzi...
- Chc wiedzie, kiedy zaczo bole. - Ronnie opara si o barierk
przy ku. Prbowaa spojrze mu w oczy.
Znowu pokrci gow.
- To niewane. Czuj si lepiej. A lekarze wiedz co robi, eby mi
pomc.
- Prosz. Kiedy zaczo ci bole?
Opuci wzrok na ich rce, ktre leay splecione na ku.
- Nie pamitam. Moe w marcu albo w kwietniu. Ale nie bolao
codziennie...
- A wczeniej? - cigna, zdeterminowana, eby dowiedzie si
prawdy. - Co wtedy robie?
- Wczeniej nie byo tak le - odpowiedzia wymijajco.
- Ale bolao, tak?
- Tak.
- I co robie?

- Nie wiem - zaprotestowa. - Staraem si o tym nie myle. Skupiaem


si na czym innym.
Czua, e ma napite minie ramion i karku. Nie chciaa zna
odpowiedzi, ale musiaa dowiedzie si prawdy.
- Na czym si skupiae?
Woln rk wygadzi fad na kodrze.
- Dlaczego to ma dla ciebie takie znaczenie?
- Bo chc wiedzie, czy skupiae si na czym innym dziki muzyce,
ktr grae.
Gdy tylko to powiedziaa, domylia si, e miaa racj.
- Widziaam, jak grae tamtego wieczoru w kociele, wtedy gdy dopad
ci kaszel. Jonah te mwi, e wymykae si tam, od kiedy przywieziono
fortepian.
- Kochanie...
- Pamitasz, jak powiedziae, e gdy grasz, czujesz si lepiej?
Pokiwa gow. Wiedzia, do czego zmierza Ronnie, i nie chcia
odpowiedzie. Ale ona si upara.
- Chodzio ci o to, e gdy grasz, nie czujesz a takiego blu? Prosz,
powiedz mi prawd. Zorientuj si, jeli skamiesz. - Ronnie nie zamierzaa
da si zby, nie tym razem.
Przymkn oczy na moment, a potem spojrza na ni.
- Tak.
- Ale mimo to zbudowae t ciank, eby ukry fortepian?
- Tak - potwierdzi znowu.
Wtedy poczua, e zupenie traci panowanie nad sob. Zaczy dre jej
usta i opucia gow na pier taty.
On j pogaska.
- Nie pacz. Prosz, nie pacz...
Nie moga si powstrzyma. Wspomnienie tego, jak si zachowywaa, i

wiadomo, przez co musia przechodzi, pozbawiy j resztek si.


- Och, tatusiu...
- Nie, maleka... prosz, nie pacz. Nie byo tak le. Mylaem, e sobie
poradz, i chyba sobie radziem. Do zeszego tygodnia czy co takiego... Przesun palcem po jej brodzie, a kiedy spojrzaa mu w oczy, to, co
zobaczya, niemal zamao jej serce. Musiaa opuci wzrok. - Radziem
sobie - powtrzy i z tonu jego gosu zrozumiaa, e mwi prawd. - Nie
kami. Bolao mnie, ale nie mylaem o tym, bo miaem inne sprawy.
Pracowaem z Jonah nad witraem, cieszyem si takim latem, o jakim
marzyem, gdy prosiem wasz mam, ebycie do mnie przyjechali.
Jego sowa sprawiy jej bl, nie moga znie zwaszcza tej
wyrozumiaoci.
- Przepraszam, tato...
- Spjrz na mnie - poprosi, ale nie moga. Mylaa tylko o tym, jak
bardzo brakowao mu fortepianu i e to przez ni nie mg na nim gra. Bo
bya skupiona wycznie na sobie. Bo chciaa mu dokuczy. Bo nic jej nie
obchodzio. - Spjrz na mnie - ponowi prob. Mwi agodnym, ale
stanowczym gosem. Niechtnie uniosa gow. - Przeyem najwspanialsze
lato w yciu - wyszepta. - Patrzyem, jak ratujesz wie, byem wiadkiem,
jak si zakochujesz, nawet jeli to nie mogo trwa wiecznie. A przede
wszystkim poznaem ci jako mod kobiet, ju nie dziewczynk. I nie
potrafi wyrazi, ile mi to sprawio radoci. Dziki temu przetrwaem to lato.
Wiedziaa, e mwi szczerze, i poczua si jeszcze gorzej. Ju miaa
odpowiedzie, gdy wpad Jonah.
- Zobacz, kogo znalazem! - zawoa, machajc puszk sprite'a.
Uniosa gow i zobaczya, e za Jonah stoi mama, ktra rzucia do
ojca:
- Cze, kochanie.
Ronnie odwrcia si i spojrzaa na niego. Wzruszy ramionami.

- Musiaem do niej zadzwoni - wyjani.


- Dobrze si czujesz? - zapytaa mama.
- Dobrze - odpar.
Potraktowaa to jak zaproszenie i wesza do pokoju.
- Myl, e wszyscy musimy porozmawia - owiadczya.
*
Nastpnego rana Ronnie podja decyzj i czekaa w swoim pokoju,
gdy wesza mama.
- Spakowaa si ju? - usyszaa jej pytanie. Popatrzya na ni
spokojnie, ale z determinacj.
- Nie wracam z wami do Nowego Jorku. Mama opara rce na biodrach.
- Mylaa, e ju o tym rozmawiaymy.
- Nie. Ty rozmawiaa - sprostowaa. - Ale nie jad z wami.
Mama zignorowaa t uwag.
- Nie bd mieszna. Oczywicie, e jedziesz z nami do domu.
- Nie wracam do Nowego Jorku. - Ronnie zoya rce na piersiach,
lecz nie podniosa gosu.
- Ronnie...
Pokrcia gow, wiadoma, e nigdy w yciu nie mwia powaniej.
- Zostaj i nie bd o tym dyskutowa. Mam ju osiemnacie lat i nie
zmusisz mnie, ebym wrcia z wami. Jestem dorosa i mog robi, co chc.
Pragnc zrozumie jej sowa, mama niepewnie przestpia z nogi na
nog.
- To... - powiedziaa w kocu, wskazujc salon i prbujc przemwi
jej do rozsdku. - To nie jest twoja sprawa.
Ronnie zrobia krok w jej stron.
- Nie? To czyja? A kto si nim zajmie?
- Twj tata i ja zastanawialimy si nad tym...

- Och, masz na myli pastora Harrisa? - zapytaa Ronnie. - Uhm, jakby


mg co zrobi, gdy tata upadnie albo znowu zacznie plu krwi. Pastor
fizycznie si do tego nie nadaje.
- Ronnie... - matka zacza znowu.
Dziewczyna wyrzucia w gr rce z frustracj i zdeterminowaniem.
- To, e ty wci jeste na niego wcieka, nie znaczy, e i ja mam by,
rozumiesz? Wiem, co zrobi, i przykro mi, e ci zrani, ale to mj tata. Jest
chory i potrzebuje mojej pomocy. Wic zamierzam zosta tu z nim. Nie
obchodzi mnie, e mia romans, e nas porzuci. Obchodzi mnie on sam.
Po raz pierwszy jej mama wydawaa si naprawd zbita z tropu.
Zapytaa agodniejszym tonem:
- Co dokadnie powiedzia ci tata?
Ronnie ju miaa zaprotestowa, e to bez znaczenia, ale co j
powstrzymao. Mama miaa dziwny wyraz twarzy, jakby... peen winy.
Jakby... jakby...
Przyjrzaa si jej i nagle zrozumiaa.
- To nie tata mia romans, prawda? - zapytaa powoli. - Tylko ty.
Mama nie drgna, ale wygldaa na poruszon.
To spostrzeenie uderzyo Ronnie z niemal fizyczn si. To mama
miaa romans, nie tata. I... W pokoju jakby zabrako powietrza, gdy nagle
wszystko stao si jasne.
- To dlatego odszed, prawda? Bo si dowiedzia. Ale ty nie
wyprowadzaa mnie z przekonania, e to wycznie jego wina, e odszed
bez powodu. Mwi, e to przez niego, cho to wszystko byo przez ciebie.
Jak moga? - Ronnie ledwie bya w stanie zapa dech.
Mamie jakby odebrao mow i Ronnie zacza si zastanawia, czy w
ogle j zna.
- Czy to by Brian? - zapytaa nagle. - Zdradzia tat z Brianem?
Mama wci milczaa i Ronnie znowu dosza do wniosku, e jej

domysy s suszne.
Matka pozwolia jej wierzy, e ojciec opuci ich bez powodu. I
dlatego nie odzywaam si do niego przez trzy lata...
- Wiesz co? - warkna. - Nie interesuje mnie to. Nie interesuje mnie,
co zdarzyo si midzy wami dwojgiem, co zdarzyo si w przeszoci. Nie
opuszcz taty i moesz mnie...
- Kto kogo nie opuci? - wczy si Jonah. Wanie wszed do pokoju
ze szklank mleka i przenis spojrzenie z matki na Ronnie. Usyszaa strach
w jego gosie. - Zostajesz tutaj? - zapyta.
Ronnie prbowaa opanowa gniew na matk i odpowiedziaa dopiero
po chwili:
- Uhm. - Miaa nadziej, e brzmiao to spokojniej, ni si czua. Zostaj.
Brat postawi szklank mleka na komodzie.
- To ja te - oznajmi.
Mama nagle wydaa si bezradna i cho Ronnie wci czua do niej
zo, nie moga pozwoli, eby Jonah by wiadkiem mierci ojca. Przesza
przez pokj i ukucna przy bracie.
- Wiem, e chciaby zosta, ale nie moesz - powiedziaa agodnie.
- Dlaczego nie? Ty zostajesz.
- Ja nie musz chodzi do szkoy.
- I co z tego? Mgbym chodzi do szkoy tutaj. Tata i ja
rozmawialimy o tym.
Mama podesza do nich.
- Jonah...
Chopiec nagle cofn si i Ronnie syszaa, e w jego gosie wzbiera
histeria, gdy uwiadomi sobie, e nie znajdzie wsparcia.
- Mam gdzie szko! To niesprawiedliwe! Chc tu zosta!

34
Steve

Chcia jej zrobi niespodziank. W kadym razie tak zamierza.


Wystpowa w Albany; nastpny koncert mia w Richmond za dwa dni.
Zwykle nie przyjeda do domu podczas trasy; atwiej mu byo zachowa
rytm, gdy bezporednio jedzi od miasta do miasta. Poniewa jednak mia
troch czasu i nie widzia si z rodzin od dwch tygodni, wsiad do pocigu
i przyjecha do Nowego Jorku w porze lunchu, gdy z biur w wieowcach
wypyn tum w poszukiwaniu czego do jedzenia.
To by czysty zbieg okolicznoci, e w ogle j zobaczy. Nawet teraz
prawdopodobiestwo wydawao si tak mae, e prawie nieistniejce. Nowy
Jork to milionowe miasto, Steve by w pobliu Penn Station i przechodzi
obok prawie ju penej restauracji.
Gdy j zobaczy, najpierw pomyla, e to kobieta bardzo podobna do
jego ony. Siedziaa przy maym stoliku pod cian, naprzeciwko
siwowosego mczyzny, kilka lat starszego od niej. Miaa na sobie czarn
spdnic i czerwon jedwabn bluzk, przesuwaa palcem po brzegu
kieliszka. Dostrzeg to wszystko i spojrza jeszcze raz, eby si upewni.
Zda sobie spraw, e to bya Kim: jada lunch z mczyzn, ktrego widzia
po raz pierwszy. Patrzy przez okno, jak si miaa, i uwiadomi sobie, e
zna ten miech. Pamita go z dawnych czasw, gdy lepiej si midzy nimi

ukadao. Wstaa od stolika, mczyzna te si podnis i pooy do na jej


plecach. By to czuy gest, niemal familiarny, jakby wykonywa go ju setki
razy. Pewnie lubia jego dotyk, pomyla Steve, patrzc, jak mczyzna
cauj jego on w usta.
Nie bardzo wiedzia, jak si zachowa, ale teraz, gdy widzia to z
perspektywy czasu, nie pamita, eby czu co szczeglnego. Zdawa sobie
spraw, e oboje z Kim oddalili si od siebie, e kc si zbyt czsto.
Przypuszcza, e wikszo mczyzn na jego miejscu wkroczyaby do
rodka i doprowadzia do konfrontacji. Moe nawet urzdziaby scen. Ale
on nie by jak inni. Przeoy wic do drugiej rki ma torb, ktr spakowa
poprzedniego wieczoru, odwrci si i ruszy z powrotem w stron Penn
Station.
Dwie godziny pniej zapa pocig i pnym wieczorem przyjecha do
Richmond. Jak zwykle z telefonu komrkowego zadzwoni do ony, ktra
odebraa po drugim sygnale. Gdy powiedziaa halo, usysza w tle dwik z
telewizora.
- W kocu, co? - zapytaa. - Wanie si zastanawiaam, kiedy
zadzwonisz.
Siedzc na ku, wyobrazi sobie do nieznajomego na jej plecach.
- Dopiero przyjechaem - wyjani.
- Zdarzyo si co ciekawego?
Znajdowa si w tanim hotelu i kapa strzpia si troch na brzegach.
Pod oknem sta klimatyzator, ktry szumia, wprawiajc w ruch zasony.
Steve widzia warstewk kurzu na telewizorze.
- Nie - odpar. - Zupenie nic.
*
Przypomnia sobie te obrazy w pokoju szpitalnym z zaskakujc
wyrazistoci. Pewnie dlatego, e niebawem miaa przyjecha Kim - razem z

Ronnie i Jonah.
Ronnie zadzwonia do niego wczeniej i powiedziaa, e nie wraca do
Nowego Jorku. Wiedzia, e nie bdzie atwo. Pamita skurczon,
wychudzon posta swojego ojca i nie chcia, eby jego crka widziaa go w
takim stanie. Ale podja decyzj i zdawa sobie spraw, e nie uda mu si
nakoni jej do zmiany zdania. Cho si ba.
Wszystko to napawao go lkiem.
*
W ostatnich paru tygodniach modli si regularnie. A przynajmniej tak
to kiedy okreli pastor Harris. Nie skada rk przed sob ani nie pochyla
gowy; nie prosi o wyzdrowienie. Natomiast dzieli si z Bogiem troskami
dotyczcymi dzieci.
Przypuszcza, e tak samo martwi si o dzieci wikszo rodzicw.
Byy jeszcze mode, miay przed sob cae ycie i zastanawia si, jak
potocz si ich losy. Pyta Boga, czy bd szczliwe, czy pozostan w
Nowym Jorku, czy zwi si z kim i bd miay dzieci. Podstawowe
sprawy, nic wicej, ale wanie wtedy, w tej chwili, w kocu zrozumia, co
pastor Harris mia na myli, mwic, e spaceruje i rozmawia z Bogiem.
Jednake, w przeciwiestwie do pastora, jeszcze nie usysza
odpowiedzi Boga ani nie dostrzeg Jego obecnoci w swoim yciu, a
wiedzia, e nie pozostao mu wiele czasu.
*
Spojrza na zegar. Samolot Kim odlatywa za niecae trzy godziny.
Miaa pojecha ze szpitala prosto na lotnisko razem z synkiem; i myl o
rozstaniu go przeraaa.
Wiedzia, e za chwil przytuli syna po raz ostatni; tego dnia poegna
si z nim na zawsze.

*
Jonah rozpaka si, gdy tylko wpad do pokoju. Podbieg prosto do
ka. Steve rozoy ramiona i chopiec rzuci si w nie. Jego mae ramionka
dray i Steve czu, e pka mu serce. Skupi si na doznaniu, jakim bya
fizyczna blisko synka, starajc si je zapamita.
Bardzo kocha swoje dzieci, a poza tym zdawa sobie spraw, e Jonah
go potrzebuje, i kolejny raz uderzya go myl, e zawodzi jako ojciec.
Jonah wci paka niepocieszenie. Steve mocno przytuli synka, nie
chcia wypuci go z ramion. Ronnie i Kim stay w drzwiach, trzymay si z
daleka.
- Chc mnie odesa do domu, tato - ka Jonah. - Mwiem im, e
mgbym zosta z tob ale nie suchaj. Bybym grzeczny, tato. Obiecuj.
Kadbym si spa, kiedy by mi kaza, sprztabym pokj i nie jadbym
ciastek w niedozwolonych porach. Powiedz im, e mog zosta. Obiecuj, e
bd grzeczny.
- Wiem, e byby - mrukn Steve. - Zawsze bye.
- No to powiedz im, tato! Powiedz mamie, e chcesz, abym zosta!
Prosz! Powiedz im!
- Chciabym, eby zosta - zapewni go, cierpic podwjnie, za siebie i
za syna. - Chciabym tego bardziej ni czegokolwiek, ale mama te ci
potrzebuje. Stsknia si za tob.
Jeli Jonah mia jeszcze jak nadziej, to teraz j straci i znowu si
rozpaka.
- Ale ju nigdy ci nie zobacz... to niesprawiedliwe! To po prostu
niesprawiedliwe!
Steve prbowa przemwi do niego mimo cinitego garda.
- Hej - zacz. - Posuchaj mnie, dobrze? Moesz to dla mnie zrobi?
Jonah zmusi si, eby unie wzrok. Steve zdawa sobie spraw, e

mimo wielkiego wysiku z trudem dobywa sowa. Za nic jednak nie chcia
zaama si przy synku.
- Chc, eby co wiedzia: jeste najlepszym synem, jakiego ojciec
moe sobie yczy. Zawsze byem z ciebie bardzo dumny, wiem, e
doroniesz i dokonasz wspaniaych rzeczy. Bardzo ci kocham.
- Ja te ci kocham, tatusiu. I strasznie bdzie mi ci brakowao.
Ktem oka Steve widzia Ronnie i Kim; po policzkach pyny im zy.
- Mnie te bdzie ci brakowao. Ale zawsze bd nad tob czuwa.
Obiecuj. Pamitasz witra, ktry razem zrobilimy?
Jonah kiwn gow ale draa mu brdka.
- Nazwaem go Boym wiatem, bo przypomina mi niebo. Za kadym
razem, gdy przez to okno albo kade inne wpadnie wiato, bdziesz
wiedzia, e jestem przy tobie, dobrze? To bd ja. Bd wiatem, ktre
wpada przez okno.
Chopiec pokiwa gow; nie prbowa ju nawet ociera ez. Steve
trzyma go w objciach, aujc z caego serca, e nie udao mu si urzdzi
tego lepiej.

35
Ronnie

Ronnie wysza ze szpitala z mam i bratem, eby ich odprowadzi.


Chciaa te porozmawia z mam na osobnoci i poprosi, eby zrobia co
dla niej po przylocie do Nowego Jorku. Potem wrcia do ojca i siedziaa
przy nim, czekajc, a zanie. Przez dugi czas milcza i tylko patrzy przez
okno. Trzymaa go za rk i siedzieli razem w ciszy, przygldajc si
chmurom, ktre przepyway wolno za szyb.
Miaa ochot rozprostowa nogi i odetchn wieym powietrzem;
poegnanie taty z Jonah osabio j i wytrcio z rwnowagi. Nie chciaa
wyobraa sobie brata w samolocie lub wchodzcego do mieszkania; nie
chciaa si zastanawia, czy wci pacze.
Sza chodnikiem przed szpitalem pogrona w mylach. Nagle
usyszaa chrzknicie. Na awce siedzia mczyzna; mimo upau mia na
sobie t sam koszul z dugimi rkawami co zwykle.
- Cze, Ronnie - powiedzia pastor Harris.
- O, dzie dobry.
- Przyszedem odwiedzi twojego ojca.
- pi teraz - wyjania. - Ale moe pastor i na gr. Postuka lask,
eby zyska troch czasu.
- Wspczuj ci w nieszczciu, ktre ci spotkao, Ronnie.

Skina gow; trudno jej byo si skoncentrowa. Nawet taka zwyka


rozmowa przekraczaa jej siy.
Ale nie wiadomo dlaczego nagle odniosa wraenie, e on czuje
podobnie.
- Pomodlisz si ze mn? - W jego niebieskich oczach bya proba. Chciabym si pomodli, zanim pjd do twojego taty. To mi... pomaga.
Zaskoczenie ustpio miejsca niespodziewanej uldze.
- Bardzo chtnie - odpowiedziaa.
*
Potem modlia si ju regularnie i odkrya, e pastor Harris mia racj.
Nie eby wierzya w wyzdrowienie taty. Rozmawiaa z lekarzem, ktry
pokaza jej zdjcia; po tej rozmowie posza na pla i pakaa przez godzin,
a wiatr suszy jej zy.
Nie wierzya w cuda. Wiedziaa, e niektrzy w nie wierz, ale nie
potrafia wmwi sobie, e tacie jako uda si z tego wyj. Nie po tym, co
zobaczya, nie po wyjanieniach lekarza. Jak si dowiedziaa, doszo do
przerzutw z odka na trzustk i puca i wszelkie zudzenia byy... wrcz
niebezpieczne. Nie wyobraaa sobie, e miaaby po raz drugi zmierzy si z
tym, co dziao si z ojcem. Ju byo jej dostatecznie ciko, zwaszcza
wieczorami i w nocy, gdy w domu panowaa cisza i Ronnie zostawaa sama
ze swoimi mylami.
Modlia si natomiast o si, ktrej potrzebowaa do opieki nad ojcem;
modlia si o pogod ducha w jego obecnoci, o to, eby nie paka na jego
widok. Wiedziaa, e ojciec chce j widzie rozemian, tak, jaka bya
jeszcze niedawno.
Po odebraniu go ze szpitala najpierw pokazaa mu witra. Patrzya, jak
powoli podszed do stou, z min pen zdziwienia i niedowierzania obj
wzrokiem cao. Wiedziaa, e byy takie chwile, gdy zastanawia si, czy

poyje dostatecznie dugo, aby go zobaczy. Bardziej ni czegokolwiek


pragna, eby Jonah by tu z nimi, i miaa wiadomo, e tata myli o tym
samym. To byo ich wsplne dzieo, powicili mu cae lato. Tata bardzo,
bardzo tskni za Jonah i chocia odwrci si od niej, eby ukry twarz,
wiedziaa, e mia zy w oczach, gdy ruszy do domu.
Zadzwoni do synka, gdy tylko wrci do salonu. Syszaa, jak
zapewnia, e czuje si lepiej, i chocia Jonah pewnie zrozumia to inaczej,
jej zdaniem postpi susznie. Chcia, eby Jonah zapamita wesoe chwile
tego lata, a nie zastanawia si, co bdzie dalej.
Tego wieczoru, usiadszy na kanapie, otworzy Bibli i zacz czyta.
Ronnie rozumiaa teraz powody. Usiada obok niego i zadaa mu pytanie,
ktre chodzio jej po gowie, odkd sama j przejrzaa.
- Masz jaki ulubiony fragment?
- Wiele - odpar. - Zawsze lubiem psalmy. I zawsze duo daway mi
listy witego Pawa.
- Ale niczego nie zaznaczye - powiedziaa. Kiedy unis brew,
wzruszya ramionami. - Przerzucaam j, gdy ci nie byo, i nic nie
zauwayam.
Zastanowi si nad odpowiedzi.
- Gdybym chcia podkrela wane rzeczy, pewnie skoczyoby si na
tym, e podkrelibym wszystko. Czytaem Bibli tyle razy i zawsze
odnajdywaem co nowego.
Przyjrzaa mu si uwanie.
- Nie przypominam sobie, eby wczeniej j czyta...
- Dlatego, e bya maa. Trzymaem Bibli przy ku i raz czy dwa
razy w tygodniu czytywaem fragmenty. Zapytaj mam. Powie ci.
- Przeczytae ostatnio co, o czym chciaby opowiedzie?
- A ty chciaaby, ebym opowiedzia? Przytakna ruchem gowy i po
minucie odnalaz fragment, ktrego szuka.

- To List do Galatw, rozdzia pity, wiersz dwudziesty drugi wyjani, rozkadajc Bibli na kolanach. - Odchrzkn i zacz czyta: Owocem za Ducha jest: mio, rado, pokj, cierpliwo, uprzejmo,
dobro, wierno, agodno, opanowanie...*.
Patrzya na niego, gdy czyta; przypomniaa sobie, jak si zachowywaa
po przyjedzie i jak reagowa na jej gniew. Przypomniaa sobie te momenty,
kiedy nie chcia kci si z jej matk nawet gdy prbowaa go prowokowa.
Ronnie widziaa w tym sabo ojca i czsto aowaa, e nie jest inny. Ale
teraz w jednej chwili poja, e mylia si we wszystkim.
Uwiadomia sobie, e ojciec nigdy nie by sam. Od pocztku jego
yciem kierowa Duch wity.
*
Nastpnego dnia przysza paczka z Nowego Jorku i Ronnie wiedziaa,
e mama spenia jej prob. Zaniosa du kopert do kuchni, rozdara j u
gry, a potem wysypaa jej zawarto na st.
Dziewitnacie listw, wszystkie od taty, nieotwarte i zignorowane.
Zauwaya z tyu rne adresy zwrotne: Bloomington, Tulsa, Little Rock...
Nie moga uwierzy, e adnego z tych listw nie przeczytaa. Czy
naprawd bya taka wcieka? Rozgoryczona? Taka... poda? Patrzc wstecz,
znaa odpowied, ale nie potrafia dopatrze si w niej sensu.
Przerzucajc listy, odnalaza pierwszy, ktry wysa. Jak wikszo
pozostaych napisany by czarnym atramentem, znaczek lekko ju wyblak.
Ojciec sta za oknem, zwrcony twarz do oceanu: jak pastor Harris mimo
letnich upaw nosi teraz koszule z dugimi rkawami.
Zaczerpnwszy gboko powietrza, otworzya list i w wietle
wpadajcym do kuchni zacza go czyta.
*

Pismo wite Starego i Nowego Testamentu, Biblia Tysiclecia, Wydawnictwo


Pallottinum, Pozna - Warszawa 2002.

Droga Ronnie!
Nie wiem nawet, jak zacz taki list, poza tym, e chciabym
Ci przeprosi.
Dlatego prosiem, eby spotkaa si ze mn w kawiarni, i to
wanie zamierzaem Ci powiedzie, gdy zadzwoniem tamtego
dnia wieczorem. Rozumiem, dlaczego nie przysza i nie
odebraa telefonu. Jeste za, zawioda si na mnie i masz do
mnie al, e odszedem. e porzuciem Ciebie i reszt rodziny.
Nie przecz, e wszystko bdzie inaczej, ale chciabym, aby
wiedziaa, e na Twoim miejscu pewnie czubym to samo. Masz
wszelkie prawo gniewa si na mnie. Masz wszelkie prawo by
mn rozczarowana. Chyba zasuyem na to i nie zamierzam si
tumaczy, zrzuca winy na nikogo ani przekonywa Ci, e kiedy
mnie zrozumiesz.
Bo moe nie zrozumiesz i to byoby dla mnie boleniejsze, ni
potrafisz sobie wyobrazi. Ty i Jonah zawsze tak wiele dla mnie
znaczylicie i pragn, abycie uwierzyli, e adne z Was za nic nie
ponosi winy. Czasami, z jakich niejasnych powodw, maestwa
si rozpadaj. Ale pamitaj jedno: zawsze bd kocha Ciebie i
Jonah. Zawsze te bd kocha i szanowa Wasz matk. Dostaem
od niej dwa najcudniejsze prezenty w yciu i myl, e jest
wspania mam. Mimo smutku, jakim napawa mnie to, e nie
bdziemy ju razem, wci uwaam, e pod wieloma wzgldami
maestwo z ni byo dla mnie bogosawiestwem.
Zdaj sobie spraw, e to niewiele i z pewnoci nie
wystarczy, eby zrozumiaa, ale musisz wiedzie, e wci wierz
w dar, jakim jest mio. Pragn, aby i Ty w ni wierzya.

Zasugujesz na ni, bo nie mona znale w yciu wikszego


spenienia.
Mam nadziej, e wybaczysz mi odejcie. Nie musi to by
teraz ani nawet w najbliszym czasie. Ale chc, eby wiedziaa:
gdy do tego dojrzejesz, bd czeka z otwartymi ramionami i
bdzie to najpikniejszy dzie mojego ycia.
Kocham Ci, Tata
*
- Mam poczucie, e powinnam zrobi dla niego co wicej - wyznaa
Ronnie.
Siedziaa na tylnym ganku naprzeciwko pastora Harrisa. Tata spa w
rodku, a pastor wpad z pmiskiem wegetariaskiej lasagne, ktr
przyrzdzia jego ona. Bya poowa wrzenia i w cigu dnia wci panowa
upa, cho niedawno zdarzy si wieczr, ktry zapowiada jesienne chody.
Ale na tym si skoczyo; rano soce znowu przygrzao i idc pla, Ronnie
zacza si zastanawia, czy poprzedni wieczr nie by przywidzeniem.
- Robisz, co si da - zapewni j. - Nie wiem, co jeszcze by moga.
- Nie mwi o opiece nad nim. Na razie to nie jest mu specjalnie
potrzebne. Upiera si, e bdzie gotowa, chodzimy na spacery po play.
Wczoraj nawet puszczalimy latawca. Gdyby nie leki przeciwblowe, ktre
go osabiaj, byby mniej wicej w takiej samej formie jak przed pobytem w
szpitalu. Tylko e...
W oczach pastora malowao si zrozumienie.
- Chciaaby zrobi co szczeglnego. Co, co by duo dla niego
znaczyo.
Pokiwaa gow zadowolona z jego obecnoci. W ostatnich tygodniach
pastor Harris sta si nie tylko jej przyjacielem, ale take jedyn osob, z
ktr moga szczerze porozmawia.

- Wierz, e Bg ci podpowie. Ale musisz zdawa sobie spraw, e


niekiedy trzeba czasu, aby zrozumie, czego od nas oczekuje. Tak czsto
bywa. Zwykle gos Boga to zaledwie szept i musisz bardzo uwanie sucha,
aby go pochwyci. Innym razem jednak podpowiedz jest oczywista i rozlega
si gono jak dzwon kocielny.
Umiechna si, mylc, e polubia te ich rozmowy.
- Wydaje mi si, e mwi pastor na podstawie wasnego dowiadczenia.
- Ja te kocham twojego ojca. I jak ty chciabym zrobi dla niego co
specjalnego.
- I Bg pastorowi odpowiedzia?
- Bg zawsze odpowiada.
- A tym razem odpowiedzia szeptem czy gono jak dzwon kocielny?
Po raz pierwszy od jakiego czasu dostrzega w jego oczach lad
rozbawienia.
- Oczywicie, e gono jak dzwon kocielny. Bg wie, e ostatnio
niedosysz.
- I co pastor zamierza? Wyprostowa si na krzele.
- Zamierzam zainstalowa witra w kociele - oznajmi. - W zeszym
tygodniu nie wiadomo skd zjawi si ofiarodawca, ktry nie tylko wyrazi
ch sfinansowania reszty budowy, ale te dostarczy ca ekip
wykonawcw. Zaczynaj prace od jutra rana.
*
W nastpnych dniach Ronnie nasuchiwaa dzwonw kocielnych, lecz
dochodzi do niej jedynie krzyk mew. Kiedy prbowaa pochwyci szept, nie
syszaa nic. To jej szczeglnie nie zaskoczyo; pastor Harris te nie od razu
dosta odpowied - ale miaa nadziej, e uzyskaj, zanim bdzie za pno.
Zajmowaa si tym co zwykle. Pomagaa ojcu, gdy potrzebowa
pomocy, nie pomagaa, gdy nie potrzebowa, i staraa si spdza z nim jak

najwicej czasu. W ostatni weekend, poniewa poczu si lepiej, pojechali do


Orton Plantation Gardens pod Southport, niedaleko Wilmington. Ronnie
nigdy tam nie bya, ale gdy zajechali wirow drog pod dom zbudowany w
tysic siedemset trzydziestym pitym roku, ju wiedziaa, e to bdzie
pamitny dzie. Znaleli si w miejscu, ktre sprawiao wraenie
zagubionego w czasie. Kwiaty ju przekwity, lecz gdy szli midzy wielkimi
dbami o niskich gaziach poronitych hiszpaskim mchem, Ronnie
pomylaa, e nie zna pikniejszej scenerii.
Spacerujc pod drzewami, ujci pod rami, rozmawiali o lecie. Po raz
pierwszy Ronnie opowiedziaa ojcu o zwizku z Willem; o tym, jak zabiera
j na ryby i na rajdy po bocie, jak skoczy do basenu z dachu przebieralni,
jak katastrof zakoczyo si wesele jego siostry. Nie powiedziaa jednak,
co stao si dzie przed wyjazdem Willa na Uniwersytet Vanderbilta ani jak
si z nim poegnaa. Nie bya na to jeszcze gotowa; rana wydawaa si zbyt
wiea. I jak zwykle, gdy mwia, ojciec sucha uwanie, rzadko si
odzywajc, nawet gdy milka. Lubia to w nim. Nie, poprawka, pomylaa.
Uwielbiaa i przychodzio jej do gowy pytanie, kim by bya, gdyby nie
przyjechaa tu na lato.
Pniej pojechali do Southport i zjedli obiad w jednej z maych
restauracyjek nad zatok. Wiedziaa, e tata jest ju zmczony, ale jedzenie
byo pyszne i na koniec wzili wsplnie brownie z gorcym nadzieniem
kajmakowym.
By to przyjemny dzie, dzie, ktry miaa zapamita. Ale siedzc
samotnie w salonie, gdy tata pooy si do ka, znowu pomylaa o tym, e
mogaby zrobi dla niego co wicej.
*
W nastpnym tygodniu, trzecim tygodniu wrzenia, zauwaya, e tacie
si pogarsza. Spa teraz do pna i jeszcze drzema po poudniu. Cho ucina

sobie takie drzemki od dawna, stay si one dusze, a wieczorami wczeniej


kad si do ka. Gdy z braku innego zajcia sprztaa w kuchni,
uwiadomia sobie, e przesypia ponad poow dnia.
Potem byo jeszcze gorzej. Z kadym mijajcym dniem spa coraz
duej. I prawie nic nie jad. Grzeba widelcem w jedzeniu, udawa, e je.
Wyrzucajc resztki do mieci, zauwaaa, e ledwie co skubn. Stopniowo
traci na wadze i za kadym razem, gdy na niego patrzya, miaa wraenie, e
jest coraz drobniejszy. Czasami si baa, e pewnego dnia nic z niego nie
zostanie.
*
Wrzesie si skoczy. Wiatry wiejce od gr we wschodniej czci
stanu unosiy z sob sonawy zapach oceanu. Wci byo gorco, nadesza
pora huraganw, ale jak dotd oszczdzay one wybrzee Karoliny
Pnocnej.
Poprzedniego dnia ojciec spa czternacie godzin. Ronnie wiedziaa, e
nic nie mg na to poradzi, e jego ciao nie pozostawiao mu wyboru, ale
bolaa j myl, e tata przesypia wikszo czasu, ktry mu jeszcze pozosta.
Kiedy si budzi, by wyciszony, czyta Bibli albo w milczeniu szed z
Ronnie na spacer.
Zauwaya ze zdziwieniem, e coraz czciej myli o Willu. Wci
nosia bransoletk z plecionki, ktr jej da, i przesuwajc palcem po
skomplikowanym splocie, zastanawiaa si, jakie wybra zajcia, z kim
przechodzi po trawnikach z jednego budynku do drugiego. Bya ciekawa,
obok kogo siedzi w stowce i czy myli o niej, gdy przygotowuje si do
wyjcia w pitkowe albo sobotnie wieczory. Moe, przychodzio jej do
gowy w najgorszych chwilach, ma ju now dziewczyn.
- Chcesz o tym porozmawia? - zapyta ojciec ktrego dnia, gdy
spacerowali pla. Szli w stron kocioa. Od rozpoczcia budowy prace

postpoway szybko. Ekipa bya liczna: elektrycy, stolarze, murarze. Na


placu znajdowao si co najmniej czterdzieci samochodw, przez budynek
stale przewijali si jacy ludzie.
- O czym? - zapytaa ostronie.
- O Willu - odpowiedzia. - O waszym zerwaniu. Spojrzaa na niego
badawczo.
- Skd wiesz, e z sob zerwalimy? Wzruszy ramionami.
- Bo w ostatnich tygodniach prawie o nim nie wspominaa i nie
rozmawiacie przez telefon. Nietrudno si domyli, e co si stao.
- To skomplikowana sprawa - odpara niechtnie. Przeszli kilka krokw
w milczeniu, zanim ojciec odezwa si znowu:
- Jeli to ma dla ciebie znaczenie, uwaam, e to wyjtkowy mody
czowiek.
Wzia ojca pod rami.
- Owszem, ma znaczenie. Ja te tak uwaaam. Doszli do kocioa.
Krcili si w nim robotnicy noszcy drewno i wiadra z farb. Jej spojrzenie
jak zwykle powdrowao do pustego miejsca pod wie. Witraa jeszcze nie
wprawiono - najpierw trzeba byo ukoczy roboty budowlane, eby nie
popkay kruche kawaki szka - ale tata lubi tu przychodzi. Cieszy si z
postpujcych prac remontowych, i to nie tylko ze wzgldu na okno. Wci
mwi o tym, jak wana jest ta witynia dla pastora Harrisa, jak brakuje mu
kaza w miejscu, ktre uwaa za swj drugi dom.
Pastor Harris zawsze by na placu budowy i zwykle schodzi na pla,
eby spotka si z nimi, gdy przychodzili. Rozgldajc si, dostrzega go
teraz - sta na wysypanym wirem parkingu. Rozmawia z kim, wskazujc z
oywieniem budynek. Nawet z daleka widziaa, e si umiecha.
Ju miaa pomacha, eby zwrci na siebie jego uwag, gdy
rozpoznaa stojcego przy nim mczyzn. Ten widok j przestraszy. Gdy
widziaa go ostatnio, bya zrozpaczona; nie powiedzia jej nawet do

widzenia. Moe Tom Blakelee po prostu przejeda obok i zatrzyma si,


eby pogawdzi z pastorem o odbudowie kocioa. Moe by po prostu
ciekawy.
Przez reszt tygodnia wypatrywaa Toma, gdy przychodzia na teren
budowy, ale nigdy wicej go nie widziaa. W gbi duszy odetchna z ulg,
e ich cieki ju si nie przetn.
*
Po spacerze do kocioa i popoudniowej drzemce taty zwykle czytali
razem. Ronnie koczya Ann Karenin, ktr zacza przed czterema
miesicami. Z biblioteki publicznej wypoyczya Doktora ywago. Rosyjscy
pisarze przemawiali do niej, moe z powodu epickiego charakteru ich
powieci, pospnych tragedii i skazanych na niepowodzenie mioci, tak
dalekich od jej wasnego, zwyczajnego ycia.
Tata wci studiowa Bibli i czasami czyta na gos jaki fragment czy
wers. Niektre z nich byy krtkie, inne dugie, ale przewanie dotyczyy
znaczenia wiary. Nie bya pewna dlaczego, ale niekiedy miaa wraenie, e
gone czytanie wydobywa niuanse znaczeniowe i sens, ktry wczeniej jej
umyka.
Kolacje stay si prostsze. Na pocztku padziernika sama zacza
gotowa i tata zaakceptowa t zmian tak jak wszystko inne, co dziao si
tego lata. Przewanie siedzia w kuchni i rozmawia z ni, gdy przyrzdzaa
makaron albo ry. Pierwszy raz od wielu lat gotowaa posiki i czua si
dziwnie, gdy nakaniaa tat do jedzenia, postawiwszy przed nim talerz.
Rzadko bywa godny, a potrawy pozbawione byy smaku, bo wszelkie
przyprawy podraniay mu odek. Wiedziaa, e ojciec musi je. Nie mieli
w domu wagi, ale widziaa, e nikn w oczach.
Ktrego wieczoru po kolacji w kocu wyznaa mu, co zaszo midzy
ni a Willem. Opowiedziaa mu wszystko: o poarze i prbach krycia Scotta,

o historii z Marcusem. Ojciec sucha z uwag, a kiedy wreszcie odsun od


siebie talerz, zauwaya, e zjad tylko kilka ksw.
- Mog ci o co zapyta?
- Oczywicie - odpara. - O wszystko.
- Kiedy mi powiedziaa, e jeste zakochana w Willu, mwia
prawd?
Przypomniaa sobie, e Megan zadaa jej to samo pytanie.
- Tak.
- Wobec tego by moe bya dla niego zbyt surowa.
- On ukrywa przestpstwo...
- Wiem. Ale jeli si nad tym zastanowisz, teraz jeste w takiej samej
sytuacji jak on. Znasz prawd tak jak on. I te nikomu nic nie powiedziaa.
- To nie ja zrobiam...
- Mwia, e on te nie.
- Co sugerujesz? e powinnam powiedzie o tym pastorowi Harrisowi?
Zaprzeczy ruchem gowy.
- Nie - odpar ku jej zaskoczeniu. - Nie, wcale tak nie uwaam.
- Dlaczego?
- Ronnie - wyjani agodnie - nie znamy wszystkich faktw.
- Ale...
- Nie twierdz, e mam racj. Jako ostatni mgbym powiedzie, e
jestem nieomylny. Ale jeli byo tak, jak mwisz, powinna co wiedzie:
pastor Harris nie chce zna prawdy. Bo gdyby zna, musiaby co z ni
zrobi. A wierz mi, nie chciaby wyrzdzi krzywdy Scottowi ani jego
rodzinie, zwaszcza jeli to by wypadek. Nie naley do tego rodzaju ludzi. I
jeszcze jedno. Najwaniejsze ze wszystkiego.
- Co?
- Musisz nauczy si wybacza. Splota ramiona przed sob.
- Ju wybaczyam Willowi. Zostawiam mu kilka wiadomoci.

Zanim skoczya, tata pokrci gow.


- Nie mwi o Willu. Musisz przede wszystkim nauczy si wybacza
sobie.
*
Tego wieczoru, na samym spodzie pliku listw, ktre ojciec napisa do
niej, Ronnie znalaza jeszcze taki, ktrego dotd nie otworzya. Tata musia
doczy go niedawno, bo na kopercie nie byo znaczka ani stempla.
Nie wiedziaa, czy yczy sobie, eby przeczytaa go teraz, czy po jego
mierci. Pewnie moga o to zapyta, ale wolaa tego nie robi. Prawd
mwic, nie bya pewna, czy chce przeczyta ten list. Czua strach, trzymajc
kopert w doni, bo wiedziaa, e ojciec wicej ju do niej nie napisze.
Choroba si rozwijaa. Chocia funkcjonowali jak dawnej - jedli
posiki, czytali i spacerowali po play - ojciec bra coraz wicej rodkw
przeciwblowych. Czasami mia szkliste, przymglone oczy, ale czua, e
dawki nie s jeszcze odpowiednio silne. Od czasu do czasu widziaa, jak
krzywi si, gdy siedzia na kanapie i czyta. Przymyka wtedy oczy i
odchyla si do tyu, a jego twarz bya mask blu. W takich momentach
chwyta j za rk; z biegiem dni zauwaaa jednak, e jego ucisk sabnie.
Traci siy; nik. I wiedziaa, e niebawem nic z niego nie zostanie.
Czua, e pastor Harris te widzi zmiany zachodzce w jej ojcu. W
ostatnich tygodniach przychodzi prawie codziennie, zazwyczaj tu przed
kolacj. Przewanie prowadzi rozmow w lekkim tonie; relacjonowa
postpy na budowie albo raczy ich zabawnymi opowieciami z dawnych
czasw, tak e na twarzy taty pojawia si niky umiech. Ale byy rwnie
takie chwile, gdy brakowao im tematw do rozmowy. Unikanie nawiza do
choroby mczyo wszystkich i w takich momentach w salonie jakby osiada
smutek.
Gdy czua, e tata i pastor chc zosta sami, wychodzia na tylny ganek

i prbowaa sobie wyobrazi, o czym rozmawiaj. Moga si oczywicie


domyla: rozmawiali o wierze, o rodzinie i moe o jakich swoich alach,
ale wiedziaa, e te modl si razem. Kiedy usyszaa ich, gdy wesza do
domu po szklank wody, i pomylaa, e modlitwa pastora brzmiaa bardziej
jak proba. Baga o si, jakby od tego zaleao jego wasne ycie, i
suchajc, zamkna oczy, eby przyczy si do niego we wasnej cichej
modlitwie.
Poowa padziernika przyniosa trzy dni stosunkowo chodnej pogody,
tak e rano trzeba byo wkada ciepe bluzy. Po miesicach nieustajcych
upaw Ronnie odpowiadao to rzekie powietrze, ale tacie nie suyo. Cho
wci spacerowali pla, chodzi coraz wolniej, zatrzymywali si wic pod
kocioem tylko na chwil, a potem wracali do domu. Gdy dochodzi do
drzwi, sania si na nogach. Przygotowywaa mu wtedy ciep kpiel; miaa
nadziej, e to mu pomoe, a jednoczenie czua strach, widzc nastpne
symptomy rozprzestrzeniania si choroby.
W pitek, tydzie przez Halloween, ojciec poczu si troch lepiej, wic
pojechali na ryby do maej przystani, do ktrej kiedy zabiera j Will.
Posterunkowy Pete poyczy im wdki i reszt sprztu. O dziwo, ojciec nigdy
wczeniej nie owi ryb i Ronnie musiaa nadzia na haczyk przynt. Dwie
pierwsze ryby jednak si urway i udao im si wycign dopiero trzeci maego czerwonego okonia. Takiego samego Ronnie zowia z Willem i gdy
zdejmowaa miotajc si ryb z haczyka, nagle zatsknia za Willem, i to
wrcz bolenie.
Kiedy po spokojnym popoudniu na przystani wrcili do domu, na
ganku czekay na nich dwie osoby. Ronnie rozpoznaa Blaze i jej matk,
dopiero gdy wysiada z samochodu.
Dziewczyna wygldaa zupenie inaczej ni kiedy. Ubrana bya w
biae szorty i bluz z dugimi rkawami w kolorze akwamaryny, a wosy
spia w kucyk. Nie miaa adnych ozdb ani makijau.

Na jej widok Ronnie przypomniaa sobie o czym, o czym udawao jej


si nie myle podczas opieki nad ojcem: e pod koniec miesica bdzie
musiaa stan przed sdem. Ciekawio j, po co Blaze si tu zjawia.
Bez popiechu pomoga tacie wysi z samochodu i podaa mu rami,
eby mg si na nim wesprze.
- Kim one s? - zapyta cicho tata.
Ronnie wyjania mu i pokiwa gow. Gdy si zbliyli, Blaze zesza po
schodach.
- Cze, Ronnie - powiedziaa, chrzknwszy. Lekko przymruya
oczy, bo soce stao ju nisko. - Chciaabym z tob porozmawia.
*
Ronnie usiada naprzeciwko Blaze w salonie. Dziewczyna patrzya w
podog. Ich rodzice wycofali si do kuchni i zostawili je same.
- Naprawd przykro mi z powodu twojego taty - zacza Blaze. - Jak on
si czuje?
- Dobrze. - Ronnie wzruszya ramionami. - A co u ciebie?
Blaze dotkna przodu bluzy.
- Zawsze ju bd miaa tu blizny - wyjania, a potem wskazaa
ramiona i brzuch. - Tu te. - Umiechna si smutno. - Ale i tak mam
szczcie, e yj. - Wiercia si przez chwil na miejscu, po czym spojrzaa
Ronnie w oczy. - Chciaam ci podzikowa, e zawielicie mnie wtedy do
szpitala.
Ronnie kiwna gow; wci nie bardzo wiedziaa, dokd zmierza ta
rozmowa.
Blaze w milczeniu rozejrzaa si po pokoju, niepewna, co dalej
powiedzie. Ronnie, idc za przykadem ojca, po prostu czekaa.
- Powinnam bya przyjecha wczeniej, ale wiedziaam, e jeste zajta.
- Nie ma sprawy. Ciesz si, e wszystko u ciebie dobrze. Blaze uniosa

gow.
- Naprawd?
- Uhm - potwierdzia Ronnie. Umiechna si. - Mimo e wygldasz
jak pisanka wielkanocna.
Blaze obcigna bluz.
- Tak, wiem. Gupie, co? Mama kupia mi troch ciuchw.
- Dobrze ci w nich. Chyba lepiej si ju dogadujecie. Blaze rzucia jej
smtne spojrzenie.
- Staram si. Mieszkam znowu w domu, ale jest ciko. Zrobiam
mnstwo gupot. I wistw. Jej, innym. Tobie.
Ronnie siedziaa bez ruchu, z twarz bez wyrazu.
- Co ci tu tak naprawd sprowadza, Blaze? - zapytaa. Ta wykrcia
donie w nadgarstkach, zdradzajc zdenerwowanie.
- Przyjechaam, eby ci przeprosi. Zachowaam si wobec ciebie
okropnie. Wiem, e nie da si cofn czasu i e naraziam ci na stres, ale
chc, eby co wiedziaa: rozmawiaam dzi rano z pani prokurator.
Powiedziaam jej, e to ja woyam ci do torby te pyty, bo byam na ciebie
wcieka, i podpisaam owiadczenie, e nie miaa pojcia, co si dzieje.
Dzi albo jutro powinni do ciebie zadzwoni. W kadym razie pani
prokurator obiecaa mi, e wycofa oskarenie.
Te wszystkie sowa pady tak szybko, e Ronnie nie bya pewna, czy
dobrze zrozumiaa. Ale bagalne spojrzenie Blaze powiedziao jej to, co
chciaa wiedzie. Po tylu miesicach, po tak wielu dniach i nocach strachu,
nagle byo po wszystkim. Ronnie nie moga ochon w wraenia.
- Naprawd przepraszam - cigna cicho Blaze. - Nie powinnam bya
podrzuca ci do torby tych rzeczy.
Ronnie wci trawia wiadomo, e drczcy j koszmar dobieg
koca. Przyjrzaa si Blaze, ktra skubaa nitki przy obrbku bluzy.
- A co bdzie z tob? Teraz ty staniesz przed sdem?

- Nie - wyjania dziewczyna. Zacisna szczki i uniosa gow. - Mam


informacje na temat innego przestpstwa, ktrym si zajmuj. Duo
powaniejszego przestpstwa.
- Chodzi ci o to, co zdarzyo si na molo?
- Nie. - Ronnie odniosa wraenie, e oczy dziewczyny przybray
twardy, wyzywajcy wyraz. - Powiedziaam im o poarze, skd si wzi. Blaze upewnia si, e Ronnie sucha uwanie, a potem mwia dalej: - To
nie Scott spowodowa poar. Rakieta butelkowa nie miaa z tym nic
wsplnego. Owszem, wyldowaa w pobliu kocioa. Ale ju zdya
zgasn.
Ronnie przyswajaa t informacj z rosncym zdumieniem. Przez
chwil patrzyy na siebie. Napicie w powietrzu byo wrcz namacalne.
- To skd wzi si ogie?
Blaze pochylia si, opara okcie na kolanach i rozoya rce w gecie
penym skruchy.
- Urzdzilimy sobie imprez na play... Marcus, Teddy, Lance i ja.
Chwil pniej pojawi si Scott, w pewnej odlegoci od nas. Udawalimy,
e si nie znamy, ale widzielimy, e Scott zapala rakiet. Will te tam by.
Scott wycelowa j w nasz stron, ale zawia wiatr i poleciaa w kierunku
kocioa. Will si zdenerwowa i zacz biec. Marcus uzna, e to zabawne, i
gdy rakieta znikna za kocioem, popdzi na cmentarz. Pocztkowo nie
miaam pojcia, co si dzieje, mimo e poszam za nim i widziaam, e
przytyka wizk poncej trawy do ciany kocioa. Chwil pniej
zobaczyam, e budynek staje w ogniu.
- Chcesz powiedzie, e to robota Marcusa? - Ronnie ledwie
wykrztusia to pytanie.
Blaze kiwna gow.
- Spowodowa te inne poary. Jestem prawie pewna... zawsze
uwielbia ogie. Od pocztku uwaaam, e to wariat, ale... - Nie dokoczya,

uwiadamiajc sobie wasne bdy. Wyprostowaa si. - W kadym razie


zgodziam si zeznawa przeciwko niemu.
Ronnie odchylia si na oparcie fotela z poczuciem, e uszo z niej cae
powietrze. Przypomniaa sobie to wszystko, co powiedziaa Willowi. Nagle
dotaro do niej, e jeli zgodnie z jej daniem poszed na policj, Scott
bdzie mia zrujnowane ycie - cakiem niesusznie.
Poczua, e robi jej si sabo, podczas gdy Blaze mwia dalej:
- Bardzo ci przepraszam za wszystko. Moe to gupio brzmi, ale
naprawd uwaaam ci za przyjacik, zanim straciam rozum i wszystko
zepsuam. - Po raz pierwszy zaama jej si gos. - Ale ty jeste wietna,
Ronnie. Jeste uczciwa i bya dla mnie dobra, chocia wcale na to nie
zasuyam. - Z jednego jej oka stoczya si za i Blaze otara j szybko. Nigdy nie zapomn tego dnia, gdy zaproponowaa, ebym w razie czego
zamieszkaa u ciebie, i to po tym, co ci zrobiam. Byo mi tak strasznie...
wstyd. A jednak czuam wdziczno, wiesz? e kto si mn przejmuje.
Przerwaa; wyranie prbowaa si pozbiera. Kiedy w kocu
opanowaa zy, wcigna powietrze w puca i spojrzaa na Ronnie z
determinacj.
- Gdyby kiedykolwiek czego potrzebowaa... czegokolwiek... daj mi
zna. Rzuc wszystko, dobra? Wiem, e nie mog odkrci tego, co ci
zrobiam, ale mam poczucie, e mnie uratowaa. To, co przydarzyo si
twojemu tacie, jest takie niesprawiedliwe i bardzo chciaabym ci pomc.
Ronnie pokiwaa gow.
- I ostatnia rzecz - dodaa Blaze. - Nie musimy by przyjacikami, ale
jeli jeszcze si spotkamy, mw do mnie Galadriel, dobrze? Nie znosz
imienia Blaze.
Ronnie si umiechna.
- Nie ma sprawy, Galadriel.

*
Jak zapowiedziaa Blaze, po poudniu zadzwonia adwokatka, z
informacj, e spraw kradziey w sklepie umorzono.
Wieczorem, kiedy tata pooy si spa w swoim pokoju, Ronnie
wczya telewizor, eby obejrze lokalne wiadomoci. Nie wiedziaa, czy
bdzie o tym wzmianka, ale bya: trzydziestosekundowa migawka tu przed
prognoz pogody z aresztowania nowego podejrzanego w sprawie
zeszorocznego poaru kocioa, ktr bada policja. Kiedy pokazali zdjcie
Marcusa, informujc o jego poprzednich wykroczeniach, wyczya
telewizor. Te zimne, pozbawione uczu oczy wci potrafiy wytrci j z
rwnowagi.
Pomylaa o Willu i o tym, co zrobi, eby chroni Scotta, kry go za
przestpstwo, ktrego ten, jak si okazao, nie popeni. Czy to naprawd
takie straszne, e poczucie lojalnoci wobec przyjaciela zachwiao jego
ocen? Zwaszcza w wietle spraw, ktre wyszy na jaw? Ronnie nie bya ju
pewna niczego. Tyle razy si pomylia: co do ojca, Blaze, matki, nawet
Willa. ycie byo znacznie bardziej skomplikowane, ni wyobraaa to sobie
jako krnbrna nastolatka w Nowym Jorku.
Krcia gow, wdrujc po domu i kolejno wyczajc wiata. Tamto
ycie - cig imprez, szkolne plotki i spicia z mam - naleao jakby do
innego wiata, egzystencji, ktra tylko jej si nia. Teraz istniay jedynie
spacery z ojcem po play, nieustajcy szum oceanu, zapach nadchodzcej
zimy.
I owoc Ducha witego: mio, rado, pokj, cierpliwo,
uprzejmo, dobro, wierno, agodno, opanowanie.
*
Halloween nadeszo i mino, a ojciec sab z kadym dniem.
Zrezygnowali ze spacerw po play, poniewa stay si dla niego zbyt

mczce. Rano, cielc jego ko, widziaa mnstwo wosw na poduszce.


wiadoma, e choroba nabiera tempa, przeniosa swj materac do pokoju
taty, w razie gdyby potrzebowa pomocy, a take po to, eby by blisko
niego, jak najduej si da.
Przyjmowa ju najwysze dawki lekw umierzajcych bl, ale
wydawao si, e to wci za mao. W nocy, gdy spaa przy nim na pododze,
wydawa jki, ktre rozdzieray jej serce. Stawiaa lekarstwa tu przy jego
ku i kiedy si budzi, od razu po nie siga. Siedziaa przy nim rano, tulia
go, gdy si trzs, dopki rodki nie zaczy dziaa.
Daway o sobie zna take efekty uboczne. Tata nie mg usta na
nogach i Ronnie musiaa go podtrzymywa, gdy dokd szed, choby na
drug stron pokoju. Mimo utraty wagi trudno go byo uchroni przed
upadkiem, gdy si potyka. Cho nigdy nie zdradza frustracji, w jego oczach
wida byo poczucie winy, jakby uwaa, e w jaki sposb j zawodzi.
Sypia teraz po siedemnacie godzin dziennie i Ronnie spdzaa cae
dnie sama w domu; czytaa pierwszy albo kolejny raz listy, ktre kiedy do
niej napisa. Wci nie przeczytaa tego ostatniego - baa si - ale czasami z
upodobaniem trzymaa go w palcach, jakby zbieraa si na odwag, eby go
otworzy.
Czsto dzwonia do domu, wybierajc takie pory, eby brat wrci ze
szkoy albo byli ju z mam po kolacji. Jonah wci wydawa si zgaszony i
kiedy pyta o tat, miaa wyrzuty sumienia, e nie mwi mu prawdy. Ale nie
moga go ni obcia, poza tym zauwaya, e ojciec, rozmawiajc z nim,
zawsze stara si mwi oywionym gosem. Pniej czsto siedzia w fotelu
przy telefonie, wyczerpany tym wysikiem, zbyt saby nawet, aby wsta.
Patrzya na niego w milczeniu, zirytowana wiadomoci, e na pewno
mogaby jeszcze co dla niego zrobi, gdyby tylko wiedziaa co.
*

- Jaki jest twj ulubiony kolor? - zapytaa. Siedzieli przy stole


kuchennym i Ronnie miaa przed sob blok kartek.
Steve rzuci jej pytajce spojrzenie.
- O to chciaa mnie zapyta?
- To dopiero pierwsze pytanie. Mam ich jeszcze duo. Sign po kubek
z ensure, ktry przed nim postawia.
Prawie nie jada ju staych pokarmw i patrzya, jak pociga yk.
Wiedziaa, e robi to dla niej, a nie dlatego, e by godny.
- Zielony - odpar.
Zanotowaa odpowied i przeczytaa nastpne pytanie.
- Ile miae lat, gdy pierwszy raz pocaowae dziewczyn?
- Pytasz serio? - Skrzywi si.
- Prosz, tato. To wane.
Odpowiedzia i znowu to zapisaa. Przebrnli przez jedn czwart
pyta, ktre sobie przygotowaa, i w cigu nastpnego tygodnia sukcesywnie
odnis si do reszty. Ronnie starannie zapisywaa odpowiedzi, niekoniecznie
sowo w sowo, ale na tyle szczegowo, eby w przyszoci mc je
odtworzy. Byo to czasochonne i niekiedy zaskakujce, lecz w kocu
dosza do wniosku, e tata jest mniej wicej takim czowiekiem, jakiego
poznaa w cigu tego lata.
Co byo i dobre, i ze oczywicie. Dobre, poniewa wanie tego si
spodziewaa, a ze, poniewa nie przybliyo jej to do odpowiedzi, ktrej cay
czas szukaa.
*
W drugim tygodniu listopada przyszy pierwsze jesienne deszcze, ale
remont kocioa trwa bez przerwy. Moe nawet nabra tempa. Tata ju jej
nie towarzyszy, Ronnie jednak codziennie chodzia pla pod koci, eby
sprawdzi, jak postpuj prace. By to stay element jej dnia, kiedy ojciec

spa. Cho pastor Harris zawsze wita j machaniem rki, nie schodzi ju do
niej na pla, eby pogada.
Za tydzie zamierzali wprawi witra i pastor mia wiadomo, e
zrobi co dla jej ojca, czego nikt inny nie mg zrobi, i to co ogromnie
wanego. Cieszya si w jego imieniu, mimo e sama wci modlia si o
wskazanie czego dla siebie.
*
Pewnego szarego listopadowego dnia tata nagle poprosi, eby wybrali
si na molo. Ronnie niepokoio zimno i odlego, ktr mieli do przebycia,
ale on nie ustpowa. Jak mwi, chcia zobaczy ocean z molo. Ostatni raz tego nie musia dodawa.
Woyli paszcze i Ronnie nawet owina ojcu wok szyi weniany
szalik. Wiatr nis z sob pierwszy wyrany zapach zimy i byo chodniej, ni
wskazywa termometr. Ronnie nalegaa, eby podjechali na miejsce, i
zatrzymaa samochd pastora Harrisa na pustym parkingu przy promenadzie.
Dojcie na koniec molo zajo im sporo czasu. Byli sami pod
zachmurzonym

niebem,

stalowoszare

fale

przewalay

si

midzy

betonowymi supami. Szli powoli przed siebie, ojciec wspiera si na jej


ramieniu i przywiera do niej, gdy powiewy wiatru szarpay poami ich
paszczy.
Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, wycign rk, eby przytrzyma
si barierki, i prawie straci rwnowag. W srebrnym wietle jego zapadnite
policzki wydy si z wyran ulg, a oczy sprawiay wraenie troch
szklistych, ale Ronnie wiedziaa, e jest zadowolony.
Miarowy ruch fal na oceanie, ktry rozciga si przed nim a po
horyzont, wyranie przynis mu ukojenie. Nie byo nic innego, na co mona
by patrze - adnych odzi, morwinw, surferw - ale na twarzy ojca po raz
pierwszy od wielu tygodni pojawi si spokj, znikn grymas blu. Chmury

nad lini wody wydaway si niemal ywe, kbiy si i przesuway, gdy


zimowe soce usiowao przebi si przez nie. Ronnie zacza przyglda si
im z takim samym zadziwieniem jak ojciec, ciekawa, o czym on myli.
Wiatr si nasili i zauwaya, e tata dry. Wiedziaa, e chcia jeszcze
zosta, wci wpatrywa si w horyzont. Pocigna go lekko za rk, ale on
tylko zacisn do na barierce.
Ustpia i staa przy nim, a zacz trz si z zimna, wreszcie gotw
do odejcia. Puci porcz i odwrci si, ruszajc w dug drog powrotn do
samochodu. Kcikiem oka zauwaya, e si umiechn.
- Piknie byo, prawda? - zagadna.
Tata zrobi kilka krokw, zanim odpowiedzia:
- Tak. Ale najbardziej podobao mi si, e mogem to przey z tob.
*
Dwa dni pniej postanowia w kocu przeczyta ostatni list. Chciaa to
zrobi, zanim ojciec odejdzie. Nie tego wieczoru, ale wkrtce, obiecaa sobie.
Miaa za sob najciszy jak dotd dzie. Lekarstwa ju zupenie tacie nie
pomagay. Z oczy pyny mu zy, gdy ciaem wstrzsay spazmy blu;
bagaa go, eby pozwoli si zawie do szpitala, ale odmawia.
- Nie - wydysza. - Jeszcze nie.
- To kiedy? - zapytaa z rozpacz, sama bliska ez. Nie odpowiedzia,
tylko wstrzyma oddech, czekajc, a przejdzie fala blu. Potem wydawa si
jeszcze sabszy, jakby bl znowu uszczkn mu odrobin ycia.
- Chciabym, eby co dla mnie zrobia - poprosi urywanym szeptem.
Ucaowaa wierzch jego doni.
- Co tylko sobie yczysz - obiecaa.
- Kiedy poznaem diagnoz, podpisaem DNR* . Wiesz, co to jest? -

Do not resuscitate (ang.).

Spojrza jej w twarz. - To znaczy, e nie chc, aby podejmowano szczeglne


rodki utrzymujce mnie przy yciu. Jeli pjd do szpitala.
Ze strachu skrci jej si odek.
- Co zamierzasz mi powiedzie?
- Kiedy przyjdzie czas, pozwolisz mi odej.
- Nie. - Zacza krci gow. - Nie mw tak. Patrzy na ni agodnie,
ale z uporem.
- Prosz - szepn. - Tego chc. Kiedy pojedziemy do szpitala, we z
sob dokumenty. S w grnej szufladzie biurka, w beowej kopercie.
- Nie... tato, prosz! - zawoaa. - Nie ka mi. Nie mog tego zrobi...
Wci patrzy jej w oczy.
- Nawet dla mnie?
Tej nocy, jczc, oddycha z trudem, gwatownie, co j przerazio. Cho
obiecaa, e speni jego prob, nie bya pewna, czy da rad.
Jak moga powiedzie lekarzom, eby go nie ratowali? Jak moga
pozwoli mu umrze?
*
W poniedziaek przyjecha pastor Harris i zawiz ich do kocioa, eby
wsplnie obejrze wstawianie witrau. Poniewa ojciec by ju za saby, eby
sta, wzili z sob krzeso ogrodowe. Pastor pomg jej prowadzi tat, gdy
powoli szli ku play. Przed kocioem zebra si ju tum ludzi i przez kilka
godzin wszyscy przygldali si, jak robotnicy ostronie wprawiaj okno.
Byo to tak spektakularne, jak Ronnie si spodziewaa, i gdy zamocowano
ostatni obejm, rozlegy si wiwaty. Ronnie obrcia si, eby zobaczy
reakcj ojca, i zauwaya, e zasn, owinity w koce, ktrymi go opatulia.
Z pomoc pastora Harrisa zawioza go do domu i pooya do ka. W
drodze do wyjcia pastor zwrci si do niej.
- By szczliwy. - Chcia przekona i j, i siebie.

- Wiem - zapewnia go i pooya mu rk na ramieniu. - Tego wanie


pragn.
Tata spa przez reszt dnia i gdy za oknem pociemniao, zrozumiaa, e
przysza pora przeczyta list. Wiedziaa, e jeli nie zrobi tego teraz, by
moe ju nigdy nie znajdzie w sobie do odwagi.
wiato w kuchni byo przymione. Rozerwaa kopert i powoli wyja
z niej zoon kartk. Charakter pisma by inny ni w poprzednich listach;
nie tak pynny, czytelny. Przypomina ju bazgroy. Nie chciaa sobie
wyobraa, ile wysiku kosztowao ojca napisanie tych zda ani ile czasu mu
to zajo. Westchna gboko i zacza czyta.
Cze, kochanie!
Jestem z Ciebie dumny.
Nie mwiem Ci tego tak czsto, jak powinienem. Mwi to
teraz nie dlatego, e postanowia zosta ze mn w tym strasznie
trudnym czasie, ale poniewa chc, aby wiedziaa, e jeste taka
niezwyka, jak sobie zawsze wyobraaem.
Dzikuj Ci, e zostaa. Wiem, e to dla Ciebie trudne, na
pewno trudniejsze, ni przypuszczaa, i przepraszam za te
godziny, ktre musisz w sposb nieunikniony spdza sama.
Jednake szczeglnie mi przykro, e nie zawsze byem takim
ojcem, jakiego potrzebowaa. Wiem, e popeniaem bdy.
Chciabym zmieni wiele w swoim yciu. Przypuszczam, e to
normalne, biorc pod uwag, co si ze mn dzieje, ale pragn,
eby wiedziaa co innego.
Chocia ycie bywa trudne i auj wielu rzeczy, byy takie
chwile, w ktrych czuem si naprawd uprzywilejowany: gdy si
urodzia, gdy bya maa i zabraem Ci do zoo, i patrzyem, z
jakim zachwytem ogldasz yrafy. Zwykle to krtkie momenty;

przychodz i odchodz jak morska bryza. Ale czasami zamieniaj


si w wieczno.
Takie byo dla mnie to lato i nie tylko dlatego, e mi
wybaczya. To lato stao si dla mnie prawdziwym darem, bo
poznaem mod kobiet, na ktr wyrosa. Jak powiedziaem
Twojemu bratu, to byo najszczliwsze lato w moim yciu i czsto
zastanawiaem si podczas tych sielankowych dni, jak to si stao,
e komu takiemu jak ja trafia si taka wspaniaa crka.
Dzikuj Ci, Ronnie. Dzikuj Ci, e przyjechaa. I za to, co
mi dawaa kadego dnia, ktry moglimy spdzi razem.
Ty

Jonah

zawsze

bylicie

dla

mnie

najwikszym

bogosawiestwem. Kocham Ci, Ronnie, i zawsze kochaem. I


nigdy, nigdy nie zapominaj, e jestem i zawsze byem z Ciebie
dumny. Nie ma ode mnie szczliwszego ojca.
Tata
Mino wito Dzikczynienia. W domach wzdu play pojawiy si
pierwsze boonarodzeniowe dekoracje.
Ojciec way ju dwie trzecie tego co dawniej i prawie cay czas lea w
ku.
Sprztajc ktrego rana dom, Ronnie natkna si na plik kartek.
Tkwiy niedbale w szufladzie stolika do kawy i kiedy je wyja, natychmiast
rozpoznaa pismo ojca wrd nut na papierze.
Bya to piosenka, ktr pisa, ta, ktr gra pamitnego wieczoru w
kociele. Pooya kartki na st, eby przyjrze im si uwaniej. Przebiega
wzrokiem po mocno pokrelonych nutach i znowu pomylaa, e ojciec by
ju bliski stworzenia czego niezwykego. Czytajc to, co skomponowa,
syszaa w gowie intrygujce pierwsze takty. Ale gdy dosza do drugiej i
trzeciej strony, poczua, e co jest nie tak. Na pocztku szo mu dobrze,

miaa jednak wraenie, e dostrzega punkt, w ktrym kompozycja tracia


charakter. Wyja z szufladki owek i zacza poprawia melodi, piszc
pospiesznie akordy i frazy tam, gdzie ojca opuszczaa wena.
Zanim si zorientowaa, miny trzy godziny i usyszaa, e tata si
budzi. Wsadziwszy kartki z powrotem do szuflady, ruszya do jego pokoju,
gotowa stawi czoo temu, co przyniesie dzie.
Wieczorem, gdy ojciec znowu zasn z osabienia, wyja kartki i
pracowaa do pnej nocy. Rano obudzia si pena energii, chcc pokaza
mu, czego dokonaa. Ale kiedy wesza do jego sypialni, nawet nie drgn i
wpada w przeraenie, kiedy uwiadomia sobie, e prawie nie oddycha.
Ze cinitym odkiem zadzwonia po karetk i na uginajcych si
nogach wrcia do ojca. Nie bya gotowa, mwia sobie, nie zdya pokaza
mu melodii. Potrzebowaa jeszcze jednego dnia. Jeszcze troch czasu. Ale
drcymi domi otworzya grn szuflad jego biurka i wyja beow
kopert.
*
Na szpitalnym ku ojciec wydawa si drobniejszy ni kiedykolwiek.
Twarz mu si zapada i skra przybraa nienaturalny, szarawy odcie.
Oddycha pytko i szybko jak niemowl. Zacisna powieki, mylc, e nie
chce tu by. Wszdzie, tylko nie tutaj.
- Jeszcze nie, tato - szepna. - Daj mi jeszcze troch czasu, dobrze?
Niebo za oknem szpitalnym byo szare i zachmurzone. Z drzew opada
ju wikszo lici i yse gazie skojarzyy jej si z komi. W chodnym
powietrzu panowa spokj, ktry zapowiada deszcz.
Koperta staa na szafce nocnej i chocia Ronnie obiecaa ojcu, e
przekae j lekarzowi, jeszcze tego nie zrobia.
Chciaa mie pewno, e tata ju nie odzyska przytomnoci, e nie
bdzie miaa okazji si z nim poegna. e nic wicej nie zdoa dla niego

zrobi.
arliwie modlia si o cud, may cud. I zdarzy si, jakby Bg jej
wysucha.
Siedziaa przy ojcu wikszo przedpoudnia. Przyzwyczaia si do jego
oddechu i miarowego dwiku kardiomonitora, ktrego zmiana rytmu
brzmiaa jak alarm. Unisszy gow, zobaczya, e rka taty drgna i jego
powieki si uniosy. Zamruga w blasku wietlwek i Ronnie impulsywnie
uja go za rk.
- Tato? - Wbrew rozsdkowi poczua przypyw nadziei; wyobrazia
sobie, e ojciec powoli usidzie.
Ale tak si nie stao. Wydawao si, e nawet jej nie syszy. Kiedy z
trudem przekrci gow, eby na ni spojrze, zobaczya w jego oczach
mrok, ktrego nigdy wczeniej nie widziaa. Potem jednak znowu mrugn
powiekami i usyszaa, e wyrwao mu si westchnienie.
- Cze, kochanie - szepn ochryple.
Za spraw pynu w pucach wydawa takie dwiki, jakby ton.
Zmusia si do umiechu.
- Jak si masz?
- Nie za dobrze. - Przerwa, jakby zbiera siy. - Gdzie jestem?
- W szpitalu. Przywieziono ci tu dzi rano. Wiem, e podpisae DNR,
ale...
Kiedy znowu przymkn oczy, pomylaa, e ju ich nie otworzy. Ale w
kocu otworzy.
- W porzdku - wyszepta. Wyrozumiao w jego gosie zrania j do
blu. - Rozumiem.
- Prosz, nie gniewaj si na mnie.
- Nie gniewam si.
Pocaowaa go w policzek i prbowaa obj jego drobn posta.
Pogadzi j rk po plecach.

- A u ciebie... wszystko dobrze? - zapyta.


- Nie - przyznaa, czujc, e zy napywaj jej do oczu. - Wcale nie.
- Przepraszam - wydysza.
- Nie, nie mw tak. - Baa si, e nie wytrzyma i si zaamie. - To ja
przepraszam. Nie powinnam bya wtedy odsun si od ciebie. Tak bym
chciaa to wszystko odwrci.
Posa jej cie umiechu.
- Mwiem ci ju, e jeste liczna?
- Uhm. - Pocigna nosem. - Mwie.
- Hm, tym razem nie artuj. Zamiaa si bezradnie przez zy.
- Dziki. - Pochylia si i pocaowaa go w rk.
- Pamitasz, jak bya maa? - zapyta, nagle powaniejc. - Godzinami
patrzya na mnie, gdy graem na fortepianie. Ktrego razu zobaczyem, e
siedzisz przy klawiaturze i grasz melodi, ktr syszaa w moim wykonaniu
dzie wczeniej. Miaa zaledwie cztery lata. Zawsze bya bardzo zdolna.
- Pamitam.
- Chc, eby co wiedziaa. - Ojciec chwyci j za rce z zadziwiajc
si. - Niezalenie od tego, jakim blaskiem zajanieje twoja gwiazda, nigdy
nie kochaem muzyki nawet w poowie tak mocno jak ciebie, moj crk...
Musisz to wiedzie.
Pokiwaa gow.
- Wiem. Ja te ci kocham, tato.
Zaczerpn gboko powietrza, nie spuszczajc wzroku z jej twarzy.
- Wic zabierzesz mnie do domu?
Te sowa, nieuniknione i wypowiedziane wprost, uderzyy j z ca si.
Zerkna na kopert, wiedzc, o co j prosi i co chcia usysze. I w tej
jednej chwili przypomniaa sobie wszystko, co wydarzyo si w ostatnich
piciu miesicach. Przed jej oczami przemkny kolejno obrazy, a na koniec
zobaczya go w kociele, przy fortepianie, pod pustym miejscem, gdzie w

kocu wstawiono witra.


I wtedy zrozumiaa, co od pocztku podpowiadao jej serce.
- Tak - powiedziaa. - Zabior ci do domu. Ale te chc, eby co dla
mnie zrobi.
Tata przekn lin. Z najwyszym trudem odrzek:
- Nie wiem, czy dam jeszcze rad. Umiechna si i signa po
kopert.
- Nawet dla mnie?
*
Pastor Harris poyczy jej samochd i jechaa tak szybko, jak si dao.
Zmieniajc pas, zadzwonia z telefonu komrkowego. Wyjania szybko, o
co jej chodzi i czego potrzebuje; Galadriel zgodzia si natychmiast. Ronnie
pdzia, jakby od tego zaleao ycie jej ojca, dodajc gazu przed kadym
tym wiatem.
Gdy przyjechaa, Galadriel czekaa ju na ni pod domem. Obok niej na
ganku leay dwa omy, ktre podniosa na widok Ronnie.
- Gotowa? - zapytaa.
Ronnie tylko kiwna gow i razem weszy do rodka.
Z pomoc dziewczyny w nieca godzin rozwalia cian, ktr
wznis ojciec. Nie przejmowaa si baaganem, ktry powsta w salonie;
mylaa tylko o tym, e tacie zostao mao czasu, a tyle jest jeszcze do
zrobienia. Kiedy pad ostatni kawaek sklejki, Galadriel odwrcia si do niej,
caa spocona i zdyszana.
- Jed po ojca. Ja posprztam. I pomog ci go wnie, gdy wrcisz.
W drodze powrotnej Ronnie jechaa jeszcze szybciej. Przed
opuszczeniem szpitala spotkaa si z lekarzem ojca i powiedziaa mu, co
zamierza. Z pomoc pielgniarki szybko wypenia wymagane formularze;
kiedy z samochodu dzwonia do szpitala, poczya si z t sam pielgniark

i poprosia j, eby zwioza ojca na wzku inwalidzkim.


Z piskiem opon skrcia na parking przed szpitalem. Podjechaa pod
wejcie pogotowia. Pielgniarka wywizaa si z zadania.
Razem zaprowadziy tat do samochodu i Ronnie po kilku minutach
znowu znalaza si na drodze. Tata sprawia wraenie bardziej przytomnego
ni w pokoju szpitalnym, ale wiedziaa, e to moe si zmieni w kadej
chwili. Musiaa zawie go do domu, zanim bdzie za pno. Gdy nikna
ulicami miasteczka, ktre w kocu zacza uwaa za swj dom, poczua
jednoczenie lk i nadziej. To wszystko wydawao si teraz takie proste,
takie oczywiste. Kiedy zajechaa pod dom, Galadriel ju bya gotowa.
Wczeniej ustawia kanap na miejscu i razem pooyy na niej ojca.
Mimo kiepskiego stanu zacz rozumie, co zamierza Ronnie.
Zdumienie na jego twarzy powoli zastpio grymas blu. Gdy spojrza na
niezasonity ju cian fortepian w alkowie, wiedziaa, e postpia susznie.
Pochylia si i ucaowaa ojca w policzek.
- Dokoczyam twoj piosenk - wyjaniaa. - Nasz ostatni piosenk.
I chc ci j zagra.

36
Steve

ycie, uwiadomi sobie, bardzo przypomina piosenk.


Na pocztku jest tajemnica, na kocu - potwierdzenie, ale to w rodku
kryj si wszystkie emocje, dla ktrych caa sprawa staje si warta zachodu.
Po raz pierwszy od wielu miesicy w ogle nie czu blu; i po raz
pierwszy od lat wiedzia, e znalaz odpowiedzi na swoje pytania. Gdy
sucha piosenki, ktr dokoczya Ronnie i ktr poprawia, zamkn oczy
ze wiadomoci, e poszukiwanie obecnoci Boga dobiego kresu.
W kocu zrozumia, e Bg jest wszdzie, zawsze, e dostrzegaj Go
wszyscy, i to w tym samym czasie. Bg by z nim w warsztacie, gdy
pracowa z Jonah nad witraem; towarzyszy mu w tych tygodniach, ktre
spdzi z Ronnie. By obecny tu i teraz, gdy crka graa mu ich ostatni
piosenk, ostatni piosenk, ktrej mieli wysucha razem. Z perspektywy
czasu zachodzi w gow, jak mg przeoczy co tak niewiarygodnie
oczywistego.
Bg, zrozumia nagle, jest mioci w najczystszej formie i w tych
ostatnich miesicach spdzonych z dziemi czu Jego dotyk, tak jak sysza
muzyk, ktra wydobywaa si spod palcw Ronnie.

37
Ronnie

Ojciec zmar niespena tydzie pniej, we nie, gdy leaa przy nim na
pododze. Nie moga zdoby si na to, eby opowiedzie mamie o
szczegach. Wiedziaa, e matka czeka na zakoczenie; przez trzy godziny
opowiadaa jej, a ona milczaa tak jak dawniej tata. Jednake te chwile, gdy
Ronnie patrzya, jak ojciec bierze ostatni oddech, byy bardzo osobiste i
wiedziaa, e nigdy z nikim nie bdzie o nich rozmawia. Moliwo bycia
przy ojcu, gdy opuszcza ten wiat, bya dla niej jak dar wycznie jej
ofiarowany, i miaa wiadomo, e nie zapomni powagi tamtej chwili i
poczucia bliskoci z tat.
Zapatrzya si wic w marzncy grudniowy deszcz i opowiedziaa o
swoim ostatnim recitalu, najwaniejszym jak dotd w yciu.
- Graam dla niego, jak dugo mogam, mamo. I staraam si, eby
brzmiao piknie, bo wiedziaam, ile to dla niego znaczy. Ale by ju taki
saby - szepna. - Nie wiem nawet, czy pod koniec w ogle mnie sysza. Potara nos midzy brwiami, zastanawiajc si, czy nie wypakaa ju
wszystkich ez.
Mama wycigna do niej rce. W jej oczach te bysny zy.
- Na pewno ci sysza, kochanie. I wiem, e to byo pikne.
Ronnie pada matce w objcia i opara gow na jej piersi jak kiedy,

gdy bya dzieckiem.


- Nie zapominaj, ile radoci sprawilicie mu z Jonah - szepna matka,
gadzc j po wosach.
- On te da mi wiele szczcia - odpara. - Tyle si od niego
nauczyam. Szkoda tylko, e mu tego nie powiedziaam. Tego i miliona
innych rzeczy. - Zamkna oczy. - Ale jest ju za pno.
- On wiedzia - uspokoia j mama. - Zawsze wiedzia.
*
To bya skromna uroczysto, odbya si w kociele, ktry wanie
otworzono. Ojciec yczy sobie, eby jego ciao skremowano, i tak si stao.
Pastor

Harris

wygosi

mow.

Bya

krtka,

ale

przepojona

autentycznym cierpieniem i mioci, bo kocha jej tat jak syna. Mimo woli
Ronnie rozpakaa si razem z Jonah. Otoczya go ramieniem, gdy
rozszlocha si bezradnie jak dziecko. Staraa si nie myle o tym, jak brat
zapamita strat ojca, strat tak wczesn.
Na pogrzeb przysza tylko garstka ludzi. Wchodzc, Ronnie zauwaya
Galadriel i posterunkowego Pete'a, a pniej, gdy zaja miejsce, syszaa, e
drzwi otworzyy si jeszcze dwa razy, ale poza tym koci by pusty. Bolao
j, e tak niewielu ludzi wie, jak niezwykym czowiekiem by jej ojciec i jak
wiele dla niej znaczy.
*
Po naboestwie siedziaa jeszcze w awce z Jonah, podczas gdy mama
i Brian wyszli na zewntrz, eby porozmawia z pastorem Harrisem. We
czwrk za kilka godzin lecieli do Nowego Jorku i Ronnie wiedziaa, e nie
ma duo czasu.
Mimo to nie chciaa wyj. Deszcz, ktry la przez cae przedpoudnie,
usta wreszcie i niebo zaczo si przejania. Modlia si o to i zauwaya,

e patrzy na witra taty, pragnc, aby chmury si rozstpiy.


I kiedy to si stao, byo tak, jak mwi tata. Soce wpado do rodka,
tworzc snopy wiata w kolorach klejnotw. Fortepian zalaa kaskada barw i
przez chwil Ronnie zobaczya ojca siedzcego przy klawiaturze, z twarz
zwrcon ku wiatu. Nie trwao to dugo, ale w milczeniu, z przejciem
ucisna Jonah za rk. Umiechna si mimo blu i wiedziaa, e Jonah
pomyla to samo.
- Cze, tato - szepna. - Wiedziaam, e przyjdziesz.
*
Kiedy soce zaszo za chmury, poegnaa si milczco i wstaa. Ale
gdy si odwrcia, zobaczya, e nie s z Jonah sami w kociele. W pobliu
drzwi w ostatniej awce ujrzaa Toma i Susan Blakelee.
Pooya rk na ramieniu brata.
- Wyjd na zewntrz i powiedz mamie i Brianowi, e zaraz przyjd,
dobrze? Musz jeszcze z kim porozmawia.
- Dobrze. - Jonah potar pistkami podpuchnite oczy i wyszed z
kocioa. Po jego wyjciu Ronnie zbliya si do rodzicw Willa, a oni
wstali, eby si przywita.
Ku jej zaskoczeniu pierwsza odezwaa si Susan:
- Wyrazy wspczucia. Pastor Harris mwi nam, e twj ojciec by
wspaniaym czowiekiem.
- Dzikuj. - Spojrzaa na nich kolejno i umiechna si. - To mio, e
przyszlicie. I chciaabym podzikowa wam obojgu za to, co zrobilicie dla
kocioa. To byo naprawd wane dla mojego taty.
Zobaczya, e na te sowa Tom Blakelee umkn wzrokiem w bok, i
zorientowaa si, e miaa racj.
- To miao by anonimowe - mrukn.
- Wiem. I pastor Harris nic nie powiedzia ani mnie, ani tacie. Ale

domyliam si prawdy, gdy zobaczyam pana na budowie. To pikny gest.


Skin gow wrcz niemiao i zauwaya, e jego wzrok powdrowa
ku witraowi. On take widzia wiato wpadajce do kocioa.
Po chwili milczenia Susan wskazaa drzwi.
- Jest jeszcze kto, kto chce si z tob zobaczy.
*
- Jeste gotowa? - zapytaa mama, gdy Ronnie wysza z kocioa. - Robi
si pno.
Prawie jej nie syszaa. Patrzya na Willa. By w czarnym garniturze.
Mia dusze wosy i w pierwszej chwili pomylaa, e wydaje si
dorolejszy. Rozmawia z Galadriel, ale gdy tylko zobaczy Ronnie, unis
palec, jakby przeprasza na chwil.
- Jeszcze kilka minut, dobrze? - powiedziaa, nie spuszczajc wzroku z
Willa.
Nie spodziewaa si, e przyjdzie na pogrzeb, nie spodziewaa si, e
jeszcze go zobaczy. Nie miaa pojcia, co znaczy jego obecno, i nie bardzo
wiedziaa, czy si cieszy, martwi, czy jedno i drugie. Zrobia krok w jego
stron i zatrzymaa si.
Nie potrafia przenikn wyrazu jego twarzy. Gdy szed ku niej,
przypomniaa sobie, jak pynnie sun po piasku, gdy zobaczya go po raz
pierwszy; przypomniaa sobie, jak si caowali na przystani w dzie wesela
jego siostry. I wrciy do niej sowa, ktre powiedziaa mu, gdy si egnali.
Targay ni wtedy sprzeczne emocje - tsknota, al, pragnienie, strach, bl,
mio. Tyle mieli sobie do powiedzenia, ale jak zacz w tym dziwnym
otoczeniu po tak dugim czasie?
- Cze. - Gdybym tylko umiaa porozumiewa si telepatycznie, a ty
czyta mi w mylach.
- Cze. - Odniosa wraenie, e szuka w jej twarzy czego, ale czego...

nie wiedziaa.
Nie zbliy si do niej, ale nie wycigna do niego rki.
- Przyszede - powiedziaa, nie umiejc opanowa zdziwienia.
- Nie mogem nie przyj. I bardzo mi przykro z powodu twojego taty.
By... wspaniay. - Przez jego twarz przemkn cie. - Bdzie mi go
brakowao - doda.
Przypomniay jej si wieczory, ktre spdzili razem w domu na play,
zapach kolacji i wybuchy miechu Jonah, gdy grali w pokera kamcw.
Nagle zakrcio jej si w gowie. To byo takie surrealistyczne - widzie
Willa tu, w tym strasznym dniu. Chciaa pa mu w ramiona i przeprosi za
to, jak go odprawia. Ale jednoczenie niema i sparaliowana po stracie ojca
zastanawiaa si, czy jest jeszcze t sam osob, ktr Will kiedy kocha.
Tyle si wydarzyo od lata.
Niezrcznie przestpia z nogi na nog.
- Jak tam w college'u? - zapytaa w kocu.
- Tak jak si spodziewaem.
- Tak le czy tak dobrze?
Zamiast odpowiedzie, wskaza wynajty samochd.
- Jak rozumiem, wracasz do domu?
- Niedugo mamy samolot. - Zatkna pasmo wosw za ucho, za na
siebie, e czuje skrpowanie. Jakby byli nieznajomymi. - Skoczye ju ten
semestr?
- Nie, w przyszym tygodniu mam egzaminy, wic dzi wieczorem
wracam. Zajcia s trudniejsze, ni przypuszczaem. Chyba bd musia
zakuwa nocami.
- Niedugo przyjedziesz do domu na ferie. Kilka spacerw po play i
bdziesz jak nowo narodzony. - Ronnie przywoaa na twarz uspokajajcy
umiech.
- W czasie ferii rodzice zabieraj mnie do Europy. Boe Narodzenie

spdzimy we Francji. Uwaaj, e powinienem zobaczy troch wiata.


- Brzmi niele. Wzruszy ramionami.
- A ty?
Opucia wzrok, wracajc mylami do ostatnich dni z tat.
- Chyba pjd na przesuchanie do szkoy Juilliarda - odpara wolno. Zobaczymy, czy jeszcze mnie zechc.
Umiechn si po raz pierwszy i zauwaya bysk w jego oczach, ktry
tak czsto widywaa w letnich miesicach. Jak jej brakowao tej radoci, tego
ciepa podczas dugiej jesieni.
- Tak? To wietnie. Na pewno doskonale ci pjdzie. Fatalnie si czua,
gdy tak rozmawiali o wszystkim i niczym.
Wydawao jej si to... okropne po tym, co przeyli razem tego lata.
Odetchna gboko, prbujc zapanowa nad emocjami. Ale byo to takie
trudne i padaa z ng. Odezwaa si niemal automatycznie:
- Chc ci przeprosi za to, co ci powiedziaam przed twoim wyjazdem.
Nie mylaam tak. Po prostu za duo si dziao. Nie powinnam bya zwala
tego wszystkiego na ciebie...
Podszed do niej i wzi j za rk.
- W porzdku. Rozumiem - odpar.
Pod wpywem jego dotyku tumione przez cay dzie uczucia day o
sobie zna. Zacza traci opanowanie i zamkna oczy, eby powstrzyma
zy.
- Gdyby zrobi to, czego od ciebie oczekiwaam, Scott miaby...
Pokrci gow.
- Scottowi nic nie jest. Moesz mi wierzy albo nie, ale dosta to swoje
stypendium. A Marcus jest w wizieniu...
- Ale nie powinnam bya ci mwi tych strasznych rzeczy! - przerwaa
mu. - Lato mogo zakoczy si inaczej. My moglimy poegna si inaczej,
a to wszystko przeze mnie. Nie masz pojcia, jak mi przykro, e ci tak

odprawiam...
- Nie odprawia mnie - wyjani agodnie. - I tak wyjedaem.
Wiedziaa o tym.
- Przestalimy z sob rozmawia, nie pisalimy do siebie, a tak trudno
byo patrze na to, co dziao si z tat... Bardzo chciaam pogada z tob, ale
wiedziaam, e jeste na mnie wcieky...
Gdy zacza paka, przycign j do siebie i obj. W jego ramionach
poczua si lepiej i gorzej jednoczenie.
- Ciii - szepn - wszystko w porzdku. Wcale nie byem na ciebie
wcieky.
Przywara do niego mocniej, jakby chciaa przytrzyma si tego, co ich
czyo.
- Ale zadzwonie tylko dwa razy.
- Bo wiedziaem, e tata ci potrzebuje - wyjani - i chciaem, eby
mylaa o nim, nie o mnie. Pamitam, jak to byo, gdy zgin Mikey, jak
aowaem, e nie spdziem z nim wicej czasu. Nie mogem ci tego zrobi.
Przytulia twarz do jego ramienia, gdy j ucisn. Mylaa tylko o tym,
e go potrzebuje. Pragna czu wok siebie jego ramiona, pragna, eby j
przygarn i powiedzia, e znajd sposb, aby by razem.
Poczua, e si pochyli, i usyszaa, e szepcze jej imi. Kiedy cofna
gow, zobaczya na jego twarzy umiech.
- Nosisz bransoletk - zauway cicho, dotykajc jej nadgarstka.
- Na zawsze w moich mylach. - Umiechna si do niego niepewnie.
Unis jej podbrdek i spojrza z bliska w oczy.
- Zadzwoni do ciebie, dobrze? Po powrocie z Europy. Skina gow.
Wiedziaa, e nic innego im nie pozostao, a jednoczenie miaa wiadomo,
e to nie wystarczy. Ale ich ycie toczyo si innymi torami. Lato dawno si
skoczyo i kade z nich poszo w swoj stron. Zamkna oczy, przeklinajc
prawd.

- Dobrze - odpowiedziaa szeptem.

EPILOG
Ronnie

W tygodniach po pogrzebie ojca Ronnie przeywaa emocjonalny


zamt, ale przypuszczaa, e naleao si tego spodziewa. Byy dni, kiedy
budzia si z lkiem i przez cae godziny przeywaa na nowo te kilka
miesicy, ktre spdzia z ojcem, zbyt przejta blem i alem, eby paka.
Po intensywnych wsplnych przeyciach nie moga pogodzi si z tym, e
tata tak szybko odszed i choby bardzo go potrzebowaa, ju nigdy nie
bdzie z ni. Bya przepeniona gorycz.
Jednake takie poranki nie zdarzay si ju tak czsto jak w pierwszych
tygodniach, jeszcze w domu taty, i zauwaya, e z czasem staj si coraz
rzadsze. Pobyt z ojcem i opieka nad nim odmieniy j i wiedziaa, e da sobie
rad. Tego pragnby tata i niemal syszaa go, jak jej przypomina, e jest
silniejsza, ni jej si zdaje. Na pewno nie chciaby, eby opakiwaa go
miesicami; wolaby, eby ya tak, jak sam y w ostatnich miesicach przed
mierci. Bardziej ni czegokolwiek yczyby sobie, eby korzystaa z ycia i
kwita.
To samo dotyczyo Jonah. Wiedziaa, e tata chciaby, aby pomoga
bratu ruszy z miejsca, wic gdy bya w domu, staraa si spdza z nim jak
najwicej czasu. Niecay tydzie po powrocie z pogrzebu Jonah zacz ferie
witeczne i Ronnie wymylaa dla niego specjalne rozrywki: zabraa go na

ywy do Rockefeller Center i na ostatnie pitro Empire State Building; byli


na wystawie powiconej dinozaurom w Museum of Natural History i
spdzili prawie cae popoudnie w FAO Schwarz*. Zawsze uwaaa takie
miejsca za nieznonie opatrzone atrakcje turystyczne, ale Jonah lubi te ich
wsplne wyprawy i, o dziwo, sama take dobrze si podczas nich bawia.
Duo te przebywali z sob nic szczeglnego nie robic. Ronnie
siedziaa przy Jonah, gdy oglda filmy animowane, rysowaa z nim przy
kuchennym stole, a kiedy, gdy o to poprosi, nawet przeniosa si do niego
do pokoju i spaa na pododze przy jego ku. W takich chwilach na
osobnoci wspominali czasami minione lato i ojca, co obojgu im przynosio
pociech.
Mimo to Ronnie wiedziaa, e Jonah cierpi na swj dziecicy sposb.
Miaa wraenie, e co go gnbi, i ktrego wietrznego wieczoru, gdy po
kolacji wybrali si na spacer, w kocu dowiedziaa si co takiego. Wia
lodowaty wiatr i wsuna rce gboko do kieszeni, kiedy Jonah odwrci si
do niej i spojrza na ni spod nasunitego na twarz kaptura kurtki.
- Czy mama jest chora? - zapyta. - Tak jak tata? To pytanie tak j
zaskoczyo, e odpowiedziaa dopiero po chwili. Zatrzymaa si i
przykucna, eby spojrze bratu w oczy.
- Oczywicie, e nie. Skd ci to przyszo do gowy?
- Bo wy dwie ju nie drzecie z sob kotw. Tak byo z tat, gdy
przestaa si na niego boczy.
Dostrzega lk w jego oczach i zrozumiaa dziecic logik. Ale
rzeczywicie, taka bya prawda - Ronnie i jej matka przestay si z sob
kci od pogrzebu ojca.
- Mamie nic nie jest. Po prostu zmczya nas ciga walka i daymy
sobie spokj.
*

Wielki sklep zabawkowy przy Pitej Alei w Nowym Jorku.

Spojrza jej badawczo w twarz.


- Sowo?
Przycigna go do siebie i przytulia mocno.
- Sowo.
Pobyt z ojcem wpyn nawet na jej stosunek do rodzinnego miasta.
Troch czasu trwao, zanim znowu si do niego przyzwyczaia. Ju odwyka
od nieustajcego zgieku i cigej obecnoci obcych ludzi; zapomniaa, e
wysokie budynki wok niej stale zacieniaj chodniki i e wszdzie panuje
tok, nawet w wskich alejkach w sklepie spoywczym. Nie cigno jej te
do ycia towarzyskiego; kiedy Kayla zadzwonia z pytaniem, czy chciaaby
gdzie z ni wyskoczy, odmwia i dawna przyjacika ju wicej si nie
odezwaa. Ronnie zdawaa sobie spraw, e cho czyy je wspomnienia, nie
byaby to ju ta sama przyja co kiedy. Ale nie martwio jej to; midzy
wiczeniami na fortepianie a chwilami spdzanymi z bratem miaa niewiele
wolnego czasu.
Poniewa fortepian taty jeszcze nie wrci do mieszkania, jedzia
metrem do konserwatorium Juilliarda i tam graa. Ju pierwszego dnia w
Nowym Jorku zadzwonia do szkoy i rozmawiaa z dyrektorem. Przyjani
si dawniej z jej ojcem i przeprosi, e nie przyjecha na pogrzeb. Wydawa
si zaskoczony jej telefonem - ale i ucieszony, pomylaa. Kiedy powiedziaa
mu, e myli o studiach w szkole Juilliarda, zaatwi jej przyspieszony
program przesucha, a nawet pomg w zoeniu podania.
Zaledwie trzy tygodnie po przyjedzie do Nowego Jorku rozpocza
swoje przesuchanie od piosenki, ktr skomponowaa razem z tat. Troch
stracia wpraw w technice klasycznej - trzy tygodnie to niewiele, eby
przygotowa si do przesuchania wyszego stopnia - jednak gdy wychodzia
z sali, pomylaa, e ojciec byby z niej dumny. Ale przecie zawsze by,
uwiadomia sobie z umiechem, wsadzajc pod rami jego ukochane nuty.
Od czasu przesuchania grywaa po trzy, cztery godziny dziennie.

Dyrektor umoliwi jej korzystanie ze szkolnych sal wicze i zacza


pracowa nad pierwszymi samodzielnymi kompozycjami. Gdy tak siedziaa
w pomieszczeniach, w ktrych niegdy siadywa jej ojciec, czsto o nim
mylaa. Czasami pnym popoudniem spomidzy budynkw wyaniao si
soce i rzucao promienie wiata na podog. Wracaa wwczas mylami do
witraa w kociele i wiata, ktre widziaa w dniu pogrzebu.
Oczywicie stale te mylaa o Willu.
Przewanie wspominaa wsplne lato, rzadziej krtkie spotkanie przed
kocioem. Nie miaa od niego adnych wiadomoci i po Boym Narodzeniu
zacza traci nadziej, e w ogle do niej zadzwoni. Przypomniaa sobie, e
mwi co o witach za granic, ale w miar jak mijay kolejne dni bez
znaku ycia od niego, coraz bardziej tracia wiar, e Will wci j kocha, i
wtpia w przyszo tego zwizku. Moe lepiej, eby w ogle nie zadzwoni,
pomylaa, bo co mieli sobie jeszcze do powiedzenia?
Umiechaa si smutno i odsuwaa od siebie refleksje. Miaa co robi i
skupiwszy uwag na swoim ostatnim pomyle, piosence z motywami country
i popu, przypomniaa sobie, e czas patrze przed siebie, a nie za siebie. Nie
bya pewna, czy przyjm j do szkoy Juilliarda, mimo e, jak powiedzia
dyrektor uczelni, jej noty wyglday obiecujco. Bez wzgldu jednak na to,
co miao si zdarzy, wiedziaa, e jej przyszoci jest muzyka, w takim czy
innym sensie, i e bdzie rozwija swoj pasj.
Lecy na fortepianie telefon komrkowy nagle zacz drga. Signa
po niego i nie spojrzawszy na wywietlacz, pomylaa, e dzwoni mama. Gdy
jednak na niego zerkna, zastyga w bezruchu. Wzia gboki oddech,
otworzya klapk i przytkna aparat do ucha.
- Halo?
- Cze - rozleg si znajomy gos. - Tu Will. Usiowaa dociec, skd
dzwoni. Wydawao jej si, e syszy jaki pogos charakterystyczny dla
lotniska.

- Wysiade z samolotu? - zapytaa.


- Nie. Wrciem kilka dni temu. A dlaczego pytasz?
- Sysz dziwny dwik - wyjania, ale serce jej zamaro. By w domu
od kilku dni i dopiero teraz zadzwoni. - Jak pobyt w Europie?
- Bardzo przyjemny. Lepiej dogadywalimy si z mam ni
przypuszczaem. A jak si ma Jonah?
- W porzdku. Ju dochodzi do siebie, ale... wci jest mu ciko.
- Przykro mi. - Znowu usyszaa jakie echo. Moe by na tylnej
werandzie domu. - I co poza tym?
- Byam na przesuchaniu w konserwatorium Juilliarda i chyba poszo
mi cakiem dobrze...
- Wiem - odpar.
- Skd wiesz?
- Bo inaczej co by tam robia?
Usiowaa dopatrzy si sensu w jego odpowiedzi.
- Hm... pozwolili mi wiczy, dopki nie przyjedzie fortepian... ze
wzgldu na tat, to, e tu uczy, i tak dalej. Dyrektor by jego przyjacielem.
- Mam nadziej, e mimo wicze uda ci si wyrwa.
- O czym ty mwisz?
- Liczyem, e wyskoczymy gdzie razem w ten weekend. To znaczy,
jeli nie masz ju innych planw.
Serce zabio jej mocniej.
- Przyjedasz do Nowego Jorku?
- Zatrzymam si u Megan. No wiesz, eby sprawdzi, co u
nowoecw.
- Kiedy bdziesz?
- Niech si zastanowi... - Niemal widziaa go, jak patrzy na zegarek,
mruc oczy. - Wyldowaem ponad godzin temu.
- Jeste ju? Gdzie?

Odpowiedzia dopiero po chwili i kiedy syszaa jego gos, zorientowaa


si, e nie dochodzi z telefonu, ale gdzie zza jej plecw. Odwrcia si i
zobaczya w drzwiach Willa, z telefonem w rku.
- Przepraszam. Nie mogem sobie darowa.
Mimo e sta przed ni, jeszcze nie docierao to do niej. Zacisna
powieki i otworzya je ponownie. Hm, wci tam by. Zadziwiajce.
- Dlaczego nie zadzwonie, nie uprzedzie mnie, e przyjedasz?
- Bo chciaem ci zrobi niespodziank. Niewtpliwie ci si udao - tylko
to przychodzio jej do gowy. W dinsach i ciemnoniebieskim swetrze z
wyciciem w ksztacie litery V by tak przystojny, jak zapamitaa.
- Poza tym musz powiedzie ci co wanego - oznajmi.
- Co takiego? - zapytaa.
- Zanim to zrobi, chc wiedzie, czy jestemy umwieni.
- Sucham?
- Na weekend, pamitasz? Tak czy nie?
Umiechna si.
- Tak, jestemy umwieni. Kiwn gow.
- A na nastpny weekend? Tym razem si zawahaa.
- Jak dugo zostajesz? Podszed do niej powoli.
- Hm... o tym wanie zamierzam z tob porozmawia. Pamitasz, jak
mwiem, e Vanderbilt to nie by mj pierwszy typ? e tak naprawd
chciaem pj na uczelni ze wietnym programem studiw o ochronie
rodowiska?
- Pamitam.
- C, na t uczelni normalnie nie przyjmuje si studentw w poowie
roku, ale mama naley do zarzdu Vanderbilta, przypadkiem zna kogo z
tamtej uczelni i pocigna za sznurki. W Europie dowiedziaem si, e
zostaem przyjty, wic si przenosz. Zaczynam od przyszego semestru i
pomylaem, e moe ci to zainteresuje.

- Hm... ciesz si - zacza niepewnie. - Gdzie bdziesz studiowa?


- Na Uniwersytecie Columbii.
Przez chwil nie bya pewna, czy dobrze zrozumiaa.
- Na Uniwersytecie Columbii, to znaczy w Nowym Jorku? Umiechn
si szeroko, jakby wanie wycign krlika z kapelusza.
- Tak.
- Naprawd? - Gos jej si zaama. Pokiwa gow.
- Zaczynam za dwa tygodnie. Wyobraasz to sobie? Taki porzdny
chopak z Poudnia w wielkim miecie? Chyba bd potrzebowa kogo, kto
pomoe mi si tu odnale, i miaem nadziej, e to bdziesz ty. Jeli nie
masz nic przeciwko temu.
Znalaz si ju tak blisko niej, e mgby j zapa za szlufki dinsw.
Gdy przycign j do siebie, odniosa wraenie, e wszystko wok nich
znika. Will zamierza tu studiowa. W Nowym Jorku. Razem z ni.
Zarzucia mu ramiona na szyj i poczua, e przywar do niej caym
ciaem. Wiedziaa, e nie moe by lepiej.
- Chyba nie mam nic przeciwko temu. Ale nie bdzie ci atwo. Nie ma
tu gdzie owi ryb ani urzdza rajdw po bocie.
Obj j w pasie.
- Tak si domylaem.
- I nie masz co liczy na siatkwk plaow. Zwaszcza w styczniu.
- Chyba bd musia ponie pewne ofiary.
- Moe, jeli bdziesz mia szczcie, znajdziemy ci jakie inne zajcia.
Pochyli si i pocaowa j delikatnie, najpierw w policzek, a potem w
usta. Spojrzeli sobie w oczy i ujrzaa modego mczyzn, w ktrym
zakochaa si tego lata i ktrego wci kochaa.
- Nie przestaem ci kocha, Ronnie. Nie przestaem o tobie myle.
Mimo e lato si skoczyo.
Umiechna si; wiedziaa, e mwi prawd.

- Ja te ci kocham, Willu Blakelee - szepna i uniosa gow, eby


znowu si z nim pocaowa.

Z okadki

Siedemnastoletnia Ronnie reaguje z niechci na informacj, e cae


lato spdzi z ojcem, z ktrym od dawna nie utrzymuje kontaktw. Trzy lata
wczeniej jej rodzice rozwiedli si, a zmczony robieniem kariery ojciec
Ronnie, utalentowany pianista wykadajcy w konserwatorium Juilliarda,
porzuci Nowy Jork i przenis si do miasteczka w Pnocnej Karolinie. Dla
zbuntowanej dziewczyny to cika prba: przyzwyczajona do zgieku
wielkiego miasta, zakochana w jego nocnym yciu i modnych klubach, musi
zmierzy si z senn atmosfer maej mieciny oraz stawi czoo ojcu, do
ktrego cigle czuje al. Czy bdzie to najgorsze lato w jej yciu? Wszystko
na to wskazuje. Pewnych rzeczy nie da si jednak przewidzie - na przykad
tego, e pozna Willa, przystojnego siatkarza, obiekt westchnie miejscowych
dziewczt, ani tego, e zakocha si z wzajemnoci...

NICHOLAS SPARKS (ur. 1965). Wspczesny pisarz amerykaski


wydawany w milionowych nakadach i ponad 30 jzykach. Serca
czytelnikw podbi swoj pierwsz powieci Pamitnik (1997). Kolejne m.in.

Noce

Rodanthe.

Anio

Str,

kontynuacja

Pamitnika

zatytuowana lub, Prawdziwy cud, I wci j kocham, Wybr oraz


Szczciarz - plasoway si przez wiele miesicy w czowce wiatowych
rankingw sprzeday. Najnowszy bestseller pisarza nosi tytu Ostatnia
piosenka (2009). Po twrczo Sparksa chtnie sigaj twrcy filmowi. Na
ekranach kin zagociy adaptacje Listu w butelce (z Kevinem Costnerem i
Robin Penn Wright), Jesiennej mioci (z Mandy Moore), Nocy w
Rodanthe (z Richardem Gere i Diane Lane), Pamitnika (z Rachel
McAdams), I wci j kocham (z Amand Seyfried) oraz Ostatniej
piosenki (z Miley Cyrus).

You might also like