You are on page 1of 355

1

- Do zobaczenia moe kiedy. - Piotr umiechn si smutno na


poegnanie.
Kiwnam mu gow. Patrzyam, jak jego wysoka, lekko zgarbiona
sylwetka znika za drzwiami. Chwil pniej usyszaam, e zbiega po
schodach. Trzasny drzwi od klatki schodowej.
Zostaam sama w mojej maej kawalerce na warszawskiej Pradze.
Wyjrzaam za nim przez okno. Zabra wszystkie swoje rzeczy. Ju nie
bylimy razem. Nie podjlimy tej decyzji wsplnie, to by mj
pomys. On chcia o nas walczy.
Miaam do wyboru przystojnego, lecz odrobin ciapowatego
miertelnika, z ktrym mogam przey w spokoju cae ycie, albo
seksowny pomie Boga, przy ktrym moje ycie mogo okaza si
krtkie, ale bardzo burzliwe.
W kocu dorosam do tego, by podj decyzj. Wedug Piotra gupi.
Szarpnam za firank.
- Beleth - wyszeptaam. - Gdzie jeste?
Gdy z Piotrem opucilimy Niebo, staraam si go odnale.
Chciaam mu powiedzie, e wygra. Wygra niekoczcy si wycig z
Piotrkiem. Zostawiam go, eby z nim by. A tu co? Diabe znikn.
Nie tego si spodziewaam.
Obiecaam Piotrusiowi, e zabior go do Pieka na wycieczk.
Widziaam w tym swoj szans, przystojnego diaba tam jeszcze nie
byo. Wrciam do Arkadii, chocia Archanio Gabriel prosi mnie,
bym szybko nie pojawiaa si z powrotem. Spotkaam si ze
zmarymi rodzicami, ktrzy nie byli zadowoleni, e rozstaam si ze
miertelnikiem, ale tam take nie udao mi si znale Beletha.
Zapad si pod ziemi.
Gdzie on mg by?
Wielokrotnie wzywaam go w mylach, ale nie przyszed. Pewnie
mnie sysza. O co mu chodzio? A moe teraz, gdy nie musia ju
walczy o mnie z Piotrem, nie stanowiam dla niego wyzwania?
Moe ju mnie nie chcia?
ciany kawalerki zaczy si zblia, osaczajc mnie.
To niemoliwe. Nie mgby. Przecie... przecie wyzna, e mnie
kocha.
Jestem gupia. W kocu to diabe! Podstpem zwabi mnie do

Piekie i raz nawet zabi, ebym pomoga mu i diabu Azazelowi w


strceniu Lucyfera z tronu Niszej Arkadii. Potem za robi
wszystko, eby zabi osob, ktr kochaam.
Ale powiedzia, e to z mioci do mnie.
Czy mogam mu w kocu zaufa?
Oparam si ciko o parapet i westchnam z irytacj. Diabe nie
chcia opuci moich myli. Czyja go kochaam? A jeli tak, to co
mnie za to czekao? Potpienie?
Pokrciam gow. Do tych bezsensownych rozwaa. Beleth
zawsze si pojawia. Teraz te sam si znajdzie i znowu sprbuje
mnie uwie. Przecie nie mgby si podda. To nie byo w jego
stylu. Po co traci czas na ponure rozmylania.
Miaam czyst kart. Nie zaszkodzio mi nawet stworzenie skrzyde
moim diabelskim przyjacioom, dziki czemu mogli spacerowa po
Edenii. Chyba po raz pierwszy nikt nie mia do mnie adnych
pretensji.
Byam miertelniczk obdarzon diabelskimi mocami oraz Iskr
Bo, spadkiem po moich przodkach Adamie i Ewie. Miaam te
klucz diaba, ktry zapewnia mi moliwo podrowania w
dowolne miejsce na wiecie bez biletu i dodatkowych opat w postaci
cyrografu podpisanego za dusz.
Mogam wszystko! Mogam wedle wasnego widzimisi pokierowa
swoj przyszoci. Dotkniciem palca przyswoi sobie wiedz ze
wszystkich podrcznikw wiata. Porozumie si w kadym jzyku,
bo przeklestwo wiey Babel ju mnie nie dotyczyo. Mogam
ratowa wiat przed zagad, zosta bohaterk narodow, stworzy
nowe leki albo dokonywa wynalazkw, mogam...
Rozejrzaam si po pustym pokoju.
Mogam te pj na wieczorny spacer i zastanowi si nad swoj
przyszoci spokojnie i bez patosu.
Stworzyam sobie pikny, nowy paszcz i dobrane pod kolor botki.
Pstryknam palcami. Moje wosy uoyy si na ramionach, jakbym
wanie wysza od fryzjera. Oczy byy perfekcyjnie umalowane.
Umiechnam si do odbicia w lustrze czerwonymi wargami.
Kobieta naprzeciwko mnie nie bya ju dawn, zakompleksion
Wiktori.
Kochaam mie moc.
Nucc pod nosem, wyszam z domu. Nie miaam celu. Po prostu
szam przed siebie tanecznym krokiem, zachwycona przyszoci,

ktra malowaa si przede mn w rowych barwach.


Po kilku minutach dostrzegam po drugiej stronie ulicy Piotra. Nie
spieszyo mu si do domu, skoro zdoaam go przypadkiem dogoni.
Zwolniam i ukryam si w cieniu kamienic. Nie chciaam z nim
rozmawia. Nie mielimy sobie nic wicej do powiedzenia. Wanie
odchodzi od kiosku. Zapali papierosa z kupionej paczki.
To dla mnie kiedy rzuci palenie. Teraz najwyraniej byo mu
wszystko jedno. Zwaszcza e tak jak ja mia moce diabelskie i Iskr
Bo. adna choroba mu nie zagraaa. Pstrykniciem palcw mg
pozby si raka puc.
Hm, a moe mogabym zosta onkologiem? Bd przyjmowaa tylko
beznadziejne przypadki i leczya je swoimi zdolnociami? Nie...
wtedy mier by si na mnie wkurzya. Jej lepiej nie wchodzi w
drog bez wanego powodu. Miaa swoje plany wobec wszystkich.
Idc drug stron ulicy, obserwowaam Piotra. Naprawd zaleao
mu na naszym zwizku. Mnie te, ale... miaam wtpliwoci, czy
dokonaam dobrego wyboru. A raczej nie potrafiam si zdecydowa.
A jak ju si zdecydowaam, to cholerny Beleth gdzie znikn.
Znowu si zaspiam. Co powinnam teraz zrobi?
Piotrek zacign si papierosem. Wiatr szarpa jego czarnymi, lekko
krconymi wosami. Lubiam je przeczesywa palcami. Zamiaam
si ponuro pod nosem. Nie okazywa tego, ale nasze rozstanie przyj
chyba z lekk ulg. Nie musia ju si obawia, e jaki diabe
sprbuje zamordowa go z zimn krwi.
Dochodzc do skrzyowania, sign do kieszeni, eby wycign
rkawiczk. Przy okazji zgubi portfel. Sierota...
Rozejrzaam si szybko na boki, czy nic nie jedzie i czy gdzie nie
czai si stranik miejski. Przebiegam na ukos przez skrzyowanie,
co, biorc pod uwag moje dwunastocentymetrowe obcasy, byo
pewnie do widowiskowe. Wskoczyam na chodnik po drugiej
stronie i podniosam zgub. Ju miaam zawoa Piotra, ale
zaskoczona zatrzymaam si w p kroku.
Na pycie chodnikowej by narysowany duy biay krzyyk albo iks.
Symbol, ktrym oznacza si na mapie skarb lub cel podry.
Znajdowa si dokadnie w miejscu, w ktrym upad portfel, a w
ktrym staam teraz ja.
Piotr zauway strat i przystan, grzebic w kieszeni. Odwrci si
do tyu i widzc mnie, umiechn si zaskoczony.
Co byo nie tak. Poczuam niebezpieczestwo.

Piotrek ruszy spokojnym krokiem w moj stron. Gdybym nie


podniosa portfela, pewnie szybko by po niego podbieg. W tym
momencie znalazby si w miejscu iks.
- Stj! - zawoaam. Zaskoczony zatrzyma si.
Na skrzyowanie wjechaa ciarwka z mroonkami. Pdzia prosto
na mnie.
- WIKI! ! ! - krzykn Piotrek i rzuci si w moj stron.
Nie zdy.
Znak iksa by dokadnie pode mn.
Zobaczyam, ju tylko wiata ciarwki.
***
Przystojny mczyzna wyszed z cienia po drugiej stronie ulicy.
Pomimo wczesnej wiosny i chodu mia na sobie tylko dopasowan
czarn koszul. Tak czarn, e a granatowe wosy uoone w irokeza
targa wiatr. Zabysy zote tczwki.
Na jego twarzy malowao si przeraenie. Nie mogc ruszy si z
miejsca, wpatrywa si w zdarzenia, ktre rozgryway si na jego
oczach. Ludzie zaczli biec do rannej. Jaki przechodzie wezwa
pogotowie, a spacerujca opodal kobieta zacza gono lamentowa.
Kto za jego plecami zaklaska, wyranie rozbawiony.
- To byo pikne, mj drogi - powiedzia, pojawiajc si tu obok.
Mczyzna mia wosy zaplecione w warkocz. Czarne, zowrogie
spojrzenie przewiercao rozmwc.
- Ja nie chciaem - wydusi w odpowiedzi pustym gosem. - To
znaczy chciaem, ale nie tak miao by. Azazel, naprawd.
- Zastanawia mnie, co ty, Beleth, masz do tych ciarwek podstpny diabe zdawa si go nie sysze. - Ju drugi raz uywasz
tej samej marki mroonek. Jestem bliski posdzenia ci o
konszachty z t firm. Naprawd ci nie rozumiem. Jest przecie tyle
bardziej wyrafinowanych sposobw zadania mierci.
- Nie artuj! - warkn rozdraniony Beleth.
Stali dusz chwil w milczeniu, przygldajc si wypadkowi
naprzeciwko. Przystojny diabe czu ucisk w gardle i walce mocno
serce, co przecie nigdy wczeniej mu si nie zdarzao. Otar spocone
czoo. Dziao si z nim co niedobrego. Skrzywi si z niesmakiem.
Przecie nie mia sumienia. Jak wic mg czu teraz bolenie jego
obecno?
Po drugiej stronie ulicy zatrzymaa si z piskiem opon karetka
pogotowia. Ratownicy rzucili si na pomoc, taszczc nosze i torb do

reanimacji. Czerwona plama na chodniku powikszaa si. Niedugo


miaa dosign krawnika.
Sanitariusze niepotrzebnie si spieszyli. Beleth wykona swoj prac
porzdnie. Nie podejrzewa tylko, e we wszystko znowu wmiesza si
Wiki.
Jego Wiki.
- Chciaem pozby si Piotra - mrukn.
- Domylam si, e nie chciae na zawsze utraci Wiktorii, mioci
twojego ycia, promienia soca i co tam jeszcze w takich wypadkach
plot zadurzeni miertelnicy - zakpi Azazel. - Mj drogi, ty to
naprawd potrafisz wszystko widowiskowo spieprzy.
- Bd cicho! - krzykn Beleth. - Musz szybko wymyli, co mam
teraz zrobi.
Ratownicy skierowali nosze w stron karetki. Spod skrywajcego
ciao biaego przecierada wysuna si blada bezwadna rka.
- Ja bym raczej doradzi ci zastanowienie si, gdzie si ukry.
-Demoniczny kompan cofn si w cie, by stworzy tam przejcie
do Arkadii. -Obaj znamy Wiktori. Nie spodoba jej si miejsce, w
ktre trafi.
- Stamtd nie mona wrci - odpar gucho Beleth. - Straciem j...
Na zawsze...
- Och, daj spokj. Nie doceniasz Wiktorii. - Azazel znowu zaklaska
z uciechy. - Czuj w kociach, e bdzie nieza zabawa.

2
Wok mnie wisiaa cika mleczna mga. Okrywaa podog, sufit
oraz ciany. Wszystko wydawao si nieruchome, wrcz nierealne.
Gdyby nie twardy grunt, ktry czuam pod stopami, mogabym
pomyle, e latam. Machnam rk, usiujc przepdzi mg, ale
niczego nie osignam. Staa si jedynie gstsza.
Znajdowaam si w miejscu poza czasem. Tutaj przeprowadzano
targi o dusze zmarych. Potrzebny by do tego anio, diabe oraz
oczywicie denat eskortowany przez mier.
- No bez jaj! - krzyknam. - Znowu?!
Nie wiem, kto mi to zrobi, ale si doigra. Nikt nie bdzie mnie
mordowa bez wanego powodu!
- Chyba tak - skrzekn za mn nieprzyjemny gos, przypominajcy
skrobanie widelca po talerzu.
Odwrciam si zrezygnowana do starej przyjaciki. Brzowy habit
unosi si w powietrzu obok mnie. mier nie miaa ciaa. Dziki
temu moga niepostrzeenie podkrada si do swoich ofiar, ekhm...
klientw.
- Szybko nastpio nasze ponowne spotkanie - zauwaya. mier
bya kobiet, chocia staraa si to ukry. Ostatnio znalazam jej
chopaka, maego putta pracujcego w Niebie. Mia ciep posadk w
Administracji, przyjaznej odmianie piekielnego Urzdu. Pomaga
zmarym znale si w zawiatach, organizowa miejsce
zamieszkania, prac oraz herbat.
- Co tam u Borysa? - zapytaam.
- Dobrze. Ma duo pracy, ale to mi nawet pasuje. Ja musz ogarn
wszystkie zgony na wiecie. Nie mog powica mu zbyt wiele
czasu.
Pracoholiczka.
Westchnam ciko. Nie chciaam znowu przez to wszystko
przechodzi.
Zastanawiaam si, kto mnie zabi. Mg to by Lucyfer albo
Gabriel. Obaj chcieli zwerbowa mnie do suby pomiertnej.
Zaleao im na tym a za bardzo. Podejrzewaam, e nie z powodu
moich kompetencji. Wadcy zawiatw po prostu chcieli zrobi sobie
na zo. Przede mn rysowaa si przyszo diablicy lub anielicy.
Nie sdziam tylko, e tak szybko nadejdzie.
Ten, ktry przyspieszy mj koniec, oberwie. Oj, oberwie, i to

porzdnie. W cigu krtkiego, ledwie dwudziestoletniego ycia,


zdyam ju dwukrotnie umrze. Wcale mi si to nie podobao.
- To gdzie ten targ? - zapytaam.
- Nie ma targu. - mier podpara si pod boki. Wydawao mi si, e
jest rozbawiona. Do tej pory chodziam w kko, rozgarniajc
stopami mg, lecz teraz zatrzymaam si raptownie.
- Jak to nie ma? !
Kady zmary zgodnie z protokoem przechodzi przez targ. Nie
mona go byo omin. To tutaj decydowano, czy dusza trafi do
Nieba, czy do Pieka. Diabe i anio tak dugo wymieniali dobre
uczynki i przewinienia zmarego, a ktry wygrywa i mg zabra
denata ze sob. Dusza musiaa mie eskort.
- Ano nie ma targu - wyjania mier. - Twj los jest przesdzony.
Nie trafisz ani do Pieka, ani do Nieba.
Nie rozumiaam, co do mnie mwia. Jeli nie tam, to gdzie?
- Trafisz do Tartaru - dokoczya i przezornie odsuna si nieco,
mimo e i tak nie mogam jej nic zrobi.
Skoro nie zabi mnie Lucyfer ani Gabriel, to odpowied bya prosta.
Zrobili to Beleth i Azazel. Ju sam gupi pomys z krzyykiem na
ziemi powinien mnie na to naprowadzi.
Zatuk...
- Jak to do Tartaru?! - wybuchnam. - Przecie musi by targ o
dusz. Nawet wtedy, kiedy zmary jest kierowany do Podziemi!
- Nie musi, jeli kto da w ap - wyjania. No tak, zapomniaam.
- Zaraz, ale komu trzeba da w ap? - zamyliam si. - Anioowi i
diabu?
Moe uda si dotrze do przekupionej strony i zapaci za siebie
albo kogo zastraszy? Jestem w takim nastroju, e spokojnie
podejm si zastraszania. Umieranie nie jest niczym przyjemnym.
mier pogwizdywaa wesoo.
- Ja tam nic nie wiem - stwierdzia i zacza grzeba w przepastnych
kieszeniach habitu.
Byam zdruzgotana. Czemu to mnie si zawsze przydarza? Czy
niemiertelni nie mog sobie znale innej zabawki? Mnie ta rola ju
zmczya.
Zerknam na mier nadal grzebic po kieszeniach. Dobrze
chocia, e nie miaa za sob okrwawionego topora, ktrym
rozprawiaa si z opornymi klientami.
Czy ostatni osob, ktra bezprawnie trafia do Tartaru, bo kto

przekupi wadze, nie by przypadkiem Hitler? - przypomniaam


sobie.
Moja niska towarzyszka rzucia przed nas may przedmiot.
Miniaturowa czarna dziura zacza si powiksza. Nie zobaczyam
w niej jednak gwiazd i konstelacji obecnych w prywatnych
apartamentach mierci, ale czer i pustk. Wydao mi si, e
usyszaam chlupot wody. Zaciekawiona przysunam si bliej.
Takiego przejcia jeszcze nie widziaam. Co byo po drugiej stronie?
Woda szemraa zachcajco, jednak nic nie byo wida. Podeszam
jeszcze bliej, eby zerkn do rodka.
- Tak, tak. Hitler. Strasznie si wtedy rzuca. Nie mg pogodzi si
ze mierci - mrukna znudzona i pchna mnie mocno midzy
opatki. - Pozdrw go ode mnie.
Zamachaam bezradnie rkami, pochylona niebezpiecznie nad
czarn dziur. Ciekawo jak zwykle nie wysza mi na dobre.
Zostaam zassana przez przejcie. Odprowadzi mnie zoliwy rechot
mierci.

3
Przekoziokowaam kilka razy w kompletnej pustce. Krzyknam, ale
ciemno pochona mj gos. Znikn. Czuam, e ja te znikam.
Szybuj w czerni, powoli stajc si jej czci. Czy tak wyglda
Tartar? Przez wieczno bd spada w d?! Nie chc! Boj si!
- Pomocy! ! ! - krzyknam.
Nagle zobaczyam wiato i trzasnam poladkami o ziemi. Sia, z
jak to zrobiam, zdusia mj krzyk. Cudem nie odgryzam sobie
jzyka. Moja proba zostaa wysuchana szybciej, ni si tego
spodziewaam.
- Uch - jknam z blu i uklkam, masujc poladki. Bd miaa
zamiast nich jeden wielki siniak. Pstryknam palcami, naprawiajc
zamany nie wiadomo kiedy obcas.
Gdzie ja jestem? Podniosam wzrok do gry.
Nade mn pochyla si stary, poronity mchem, brudny szkielet, na
ktrym wisia czarny habit. Na czaszce kto pooy zawadiacko
przekrzywiony, skrzany, bardzo zniszczony kapelusz z szerokim
rondem. Kociotrup lekko zalatywa zgni ryb. O...
- Witaj - szkielet szczkn uchw z gonym klekotem.
Wrzasnam przestraszona i szybko si odczogaam. Plecami
wyczuam chropowat cian.
Zdaam sobie spraw, e znajduj si w olbrzymiej jaskini, ktrej
sufit nikn w mroku gdzie wysoko nad moj gow. Wszdzie
zwieszay si grube, olizge stalaktyty. Niej narastay byszczce
stalagmity, upodabniajc dno pieczary do powierzchni obcej
planety. Szum, ktry wczeniej syszaam, wydawaa szeroka rzeka,
wolno pynca w ciemno. Niedaleko mnie koysaa si
zacumowana na pycinie dka. Jej dzib wyrzebiony by na ksztat
wygitej gowy wa morskiego.
Szkielet westchn zirytowany i wyprostowa si. Wrciam do niego
spojrzeniem rozbieganych ze strachu oczu. Zauwayam, e trzyma
w kocistych palcach dugi kij sucy do odpychania dki od dna
rzeki.
- Kim jeste? - wydusiam przez cinite gardo.
Tego ju byo za wiele. Najpierw spadaam w ciemno, a przecie
mam lk wysokoci, a teraz gada do mnie szkielet! To nie na moje
zszargane nerwy!
Znowu westchn. Grzechoczc komi, podszed do mnie.

Zafascynowana zagapiam si na jego stawy. Nie trzymay ich


minie ani cigna. Jakim cudem si nie rozsypywa?
To magia.
- Jestem Charon - przedstawi si uprzejmie. - Pomagam duszom
przepyn Styks.
- Co prosz? - Nagle z Biblii przeskoczyam do mitologii greckiej?
- Jestem przewonikiem, ktry pomaga dosta si po mierci na
drug stron. Do Tartaru - tumaczy cierpliwie.
Najwyraniej by przyzwyczajony do gradu pyta, ktrymi zarzucali
go nowi przybysze.
- Rozumiem - kiwnam gow.
Jeszcze raz rozejrzaam si po mrocznej pieczarze. Znajdowaam si
w przedsionku najgorszego z istniejcych miejsc. Zawiatw, ktre
byy zamieszkane przez tak ze i zdeprawowane dusze, e nie miay
tu wstpu anioy, a nawet diaby. A ja miaam wanie tam trafi, bo
kto postanowi mnie zlikwidowa. Usun z drogi jak przeszkod.
Tylko komu ja znowu zawadzaam?
- Jak tam jest? - zapytaam.
Charon wycign w moj stron do, eby pomc mi wsta.
Spojrzaam z obrzydzeniem na oblepione botem, glonami i mchem
koci jego paliczkw. Nie miaam wyboru. Raczej nie powinnam go
obraa.
Olizge koci mocno zacisny si na mojej rce i szarpny do gry.
- Dzikuj - powiedziaam, szybko zabierajc do. Musiaam
wytrze j o paszcz. Caa bya w szlamie.
- Nie wiem, jak tam jest. - Pomidzy jego szczerbatymi zbami
zagwizda wiatr. - Nigdy tam nie byem. Jestem tylko
przewonikiem. Jednak skoro tam trafiasz, tam jest nalene ci
miejsce.
Wtpiam, czy mi si ono spodoba. Chyba nie byam wystarczajco
za.
- Zapraszam do dki.
Posusznie ruszyam za nim, gorczkowo zastanawiajc si, jak si z
tego wykaraska. Na pewno zdoam wrci na Ziemi. Dwukrotnie
ju mi si to udao. Moe nie zaszkodzi mi Tartar, skoro
odwiedziam ju Pieko i Niebo, nie doznajc tam wikszego
uszczerbku?
Podbudowana t myl stanam przy brzegu. Charon zatrzyma si
obok. Nic nie mwi, wic signam do burty, chcc j zapa i

przytrzyma przy wsiadaniu.


- Ekhm - odchrzkn znaczco. To znaczy podejrzewam, e
odchrzkn. Usyszaam tylko grzechot zbw.
- Tak? - zapytaam.
- Opata - odpar zakopotany.
Dopiero teraz zauwayam, e obok zacumowanej przy brzegu dki
na wysokim palu zamontowany by kasownik wygldajcy zupenie
tak, jak te w warszawskich autobusach, tyle e pomalowany na
czarno. Zapewne dla wikszego efektu.
- Okej, a ile si naley? - zapytaam. - Zoty osiemdziesit
wystarczy?
Tyle kosztuje ulgowy w Warszawie, o ile znowu bilety nie podroay.
- Jeden obol - sprostowa i widzc moj nic nierozumiejc min,
doda: -Nie rozumiesz? Sprawd pod jzykiem, moe tam wpad.
Podczas pogrzebu rodzina powinna woy ci do ust jednego obola,
dla przewonika.
Zdegustowana spojrzaam na kocistego Charona. Chyba tylko on
potrafi zgubi co we wasnej jamie ustnej...
- Nie byo mojego pogrzebu - mruknam.
- Na pewno miaa - zapewni mnie. - Inaczej by tu nie trafia.
Dreszcz przebieg mi po plecach. Charon mia racj. Uderzya we
mnie ciarwka z mroonkami. Znaczyo to, e moje ciao zostao,
najdelikatniej mwic, rozplackowane" na chodniku na oczach
Piotrka. Marek, mj brat, na pewno dowiedzia si o mojej mierci i
ju szykuje pogrzeb. O nie! To musiao by dla niego straszne. Ja si
do umierania przyzwyczaiam, ale dziki temu, e cofnam si w
czasie on nigdy nie dowiedzia si, e ju raz umaram.
Wyobraziam sobie swoje ciao na chromowanym stole sucym do
przeprowadzania sekcji. Nagie i bezbronne.
Przypomniao mi si, e zostaam potrcona. No c... Przynajmniej
nikt nie gapi si na moje piersi, bo pewnie jestem w kawakach i ich
ju nie mam. Co za ulga...
Co ja mam teraz zrobi, eby oszuka mier? Czy mog cofn si w
czasie za pomoc klucza diaba? Dotknam go przez materia bluzki.
Potrzebna mi bya tylko ciana. - Poczekasz chwilk? - poprosiam
Charona.
- Nigdzie mi si nie spieszy. - Zagrzechota ramionami i opar si o
kasownik.
Podbiegam do ciany, z ktr si przed chwil zderzyam. Zdjam z

szyi klucz i zwayam go w doni. Z tego, co zapamitaam, by cofn


si w czasie, musiaam wej tyem" w przejcie. Tylko o czym
powinnam myle, kiedy bd je tworzy? Wiem, wyobra sobie
chwil przed wypadkiem!
Zanim wsunam klucz w cian, zatrzymaam si. Nie, to bez sensu.
Wtedy cofn si i strac pami. Nic nie wiedzc, znowu stan na
krzyyku i zostan zabita. Wszystko si powtrzy.
Obrciam w palcach klucz z wem owinitym dookoa trzonka. To
bya kopia klucza Beletha. Mj mia Piotr. Zostawiam mu. Przejcie
Beletha znacznie bardziej mi si podobao. Poza tym kluczyk
nalecy do diaba stanowi dla mnie pamitk. Jeszcze raz
przyjrzaam si gadowi pokrytemu misternie wyrzebion usk.
A moe chocia sprbuj przenie si do Pieka i pogada z
Lucyferem? Albo nie! Lepiej pjd do Nieba i poprosz Archanioa
Gabriela o interwencj w mojej sprawie. On na pewno mi pomoe.
Zadowolona z wasnego pomysu wycignam rk w stron
kamiennej ciany.
Kluczyk stukn gucho o kamie.
Co jest?!
Nie wchodzi jak w maso albo wieo rozrobione ciasto. Powinien
atwo si wsun i stworzy drzwi. Uderzyam nim jeszcze kilka razy,
a wyszczerbi si z jednej strony.
Zamaram.
Nad Styksem klucz nie dziaa. To ju po mnie...
- Idziesz? - zapyta Charon.
Odwrciam si do niego z pospn min i powoli mszyam.
- Co robia? - zapyta autentycznie zaciekawiony. - Modlia si?
- Nie...
- A przydaoby ci si. - Pokiwa gow, jakby sam si w tym
utwierdza. Chyba zna Tartar lepiej, ni si do tego przyznawa.
cisno mnie si ze strachu w odku. To znaczy, e tam jest a tak
le?
- Dasz mi obola? - poprosi.
Stworzyam w doni srebrn monet, ktrej daleko byo do
regularnych i zgrabnych krkw produkowanych przez ziemskie
mennice. Cae szczcie, e przynajmniej moje moce tutaj dziaay.
Charon przyj zapat i schowa obola do przepastnej kieszeni, po
czym poda mi bilet. May kartonik mia nadruk Zakad Transportu
Podziemnego Styks. Cena 1 obol".

- Musisz go skasowa - poinstruowa mnie, a sam zacz wsiada do


dki.
Podeszam do czarnego kasownika i wsunam bilet. Kasownik
zaterkota jak moja wiekowa drukarka i wyplu tekturk. Widniaa
na niej data i godzina. Najbardziej zainteresowaa mnie godzina.
Bya 8.08.
Chciaam usi obok Charona w dce, ale powstrzyma mnie
gestem.
- Bilet do kontroli. - Wycign w moj stron do. Olizge
paliczki odbijay wiato niewiadomego pochodzenia.
Niechtnie podaam mu tekturk. Wzi j pomidzy spiczaste palce
i zbliy do gowy. Nie mia oczu. Nie wiem, co mogy zobaczy
ciemne otwory w jego czaszce. Nagle rozbyso w nich czerwone
wiateko, ktre przesuno si po bilecie niczym czytnik kodw
kreskowych w sklepie.
Charon przeraa mnie bardziej ni mier. Mimo e obydwoje
najwyraniej zaopatrywali si w ubrania w tym samym butiku.
- Nie znasz przypadkiem mierci? - zagadnam.
- To moja siostra - odpar.
Wspczuj rodzicom...
- Wsiadaj. - Kiwn na mnie i zaj miejsce przy sterze. Poda mi kij
sucy do odpychania tej upiny od dna. Posaam mu zdziwione
spojrzenie.
- Ty wiosujesz, ja steruj - wyjani.
-Co?
- Taki zwyczaj.
-I za samoobsug kaesz mi paci obola? - wkurzyam si.
- Zapewniam dk i su za przewodnika. To chyba dobry ukad.
Powstrzymujc przeklestwo cisnce si na usta, wstaam i
odepchnam dk od brzegu. Rzeka nie bya wzburzona, mimo to
ajb mocno zarzucio.
- Ostronie! - zgani mnie Charon. - Trzymaj kij rwno! Nie
pochylaj si! Szybko przenie go na drug stron! Uwaaj!
To bdzie duuuga podr.

4
Ciemna pieczara otaczajca Styks nie zmieniaa si podczas naszej
podry. Krajobraz wci by taki sam. ciana. Kolejna ciana. O! O!
A to jest! A to...! Jeszcze jedna ciana...
Po duszej penej narzeka Charona chwili nauczyam si sterowa
dk w taki sposb, ebymy nie wpadli do rzeki. Nie wiem, co by
si wwczas stao. Ja nie pywaam zbyt dobrze, a mj przewonik
te nie wyglda na wodoszczelnego.
Z tego, co pamitaam z mitologii, Styks mia magiczne waciwoci.
Matka Achillesa zanurzya chopca w wodach rzeki, trzymajc go za
pit, by nabra siy bogw i jako okaz siy mordowa wrogie nacje.
Wiedziaam, e to bujda. Kleopatra kiedy wspominaa, e Achilles
by nielubnym synem przystojnego Beletha i jakiej miertelniczki.
Jako nefilim, czyli panio, odznacza si duym wzrostem, si i
wyjtkowo maym mzgiem.
Wypisz wymaluj Beleth, ktry najwyraniej wpakowa mnie w te
kopoty...
Chocia wiedziaam, e mit nagina odrobin rzeczywisto,
poaowaam, e nie mam pod rk adnego bachorka. Ja bym go
zamoczya, trzymajc za may palec u stopy. Nie mona chyba
umrze od urazu palca. Za wosy lepiej nie trzyma. Samson ju si
na tym przejecha, jak Dalila go ostrzyga.
Chcc przerwa monotoni podry, postanowiam porozmawia z
Charonem. Kiedy siowaam si z kijem, siedzia sobie wygodnie
obok steru i niedbale opiera si okciem.
- mier nigdy nie mwia mi, e ma brata - zagadnam.
- Ja te si nie chwal, e jestemy rodzestwem - odpar.
- Dlaczego?
- Dziwna jest. - Bark zagrzechota dononie, gdy przewonik zmieni
pozycj. - W ogle nie urosa.
Faktycznie, przy dwumetrowym Charonie wzrost mierci mg nieco
razi.
- Poza tym widziaa ten jej topr? - prychn z niesmakiem. Dostaa od mamusi i tatusia porzdn kos, ale nie, znudzia jej si
po kilku tysicleciach, wic obnosi si z tym barachem. Za nic ma
tradycj. Powiedziabym jej do suchu, gdybym tylko j spotka. Ja
szanuj tradycj. Czy kiedykolwiek wymieniem dk na adniejsz?
Nie. Bo prezentw si nie wyrzuca.

Z niepokojem zerknam pod stopy. Czy on mi wanie powiedzia,


e drewno, na ktrym staam, nigdy nie byo wymieniane ani
naprawiane? Od tysicy, a nawet milionw lat?
Zaczam gwatownie oddycha.
- mier to ignorantka. - Koci gono szczkny, kiedy
zdenerwowany podpar si pod boki. - Poza tym nigdy nie ostrzega
zmarych, e mnie spotkaj, jak trafi do Tartaru. Specjalnie! ebym
cigle musia wszystkim tumaczy, kim jestem.
Doszam do wniosku, e nie wspomn mu o tym, e ostatnio znalaza
sobie chopaka. Mj przewodnik by chyba do konserwatywny.
Nagle gdzie w mroku jaskini odezwa si gony ryk. ciany
zatrzsy si, a z sufitu nad naszymi gowami zaczy spada
kamyczki. Na wodzie rozniosy si wibracje.
- Co to jest? - krzyknam.
Otacza nas taki jazgot, e Charon ledwie mnie usysza.
- To Cerber! - odpowiedzia. - Nie przejmuj si! Gdy pyn odzi,
jest uwizany. Spuszczam go ze smyczy, kiedy nie mam nic do
roboty!
Nigdzie nie byo wida trjgowego pieska. Jego donone szczekanie
sugerowao jednak, e, po pierwsze, znajdowa si blisko, a po
drugie, by duy.
Duo za duy...
- Jest rozwcieczony, bo go nie karmi - wyjani mj przewodnik.
Odepchnam z wysikiem d. Wydawao mi si to coraz
trudniejsze.
Zupenie jakby co trzymao kij, nie pozwalajc mi go wyj z wody.
- Pilnuje eby z Tartaru nie uciekay dusze. Jak jest godny, robi to
lepiej. No i zawsze moe zje jak zbkan duszyczk, ktra chce
uciec.
Przeknam lin. Chyba nie bdzie mi atwo si std wydosta.
Szarpnam kij, ale utkn.
- Co jest? - warknam.
- Och, przepraszam. - Charon zerwa si z miejsca. - Zupenie
zapomniaem o topielcach.
Odsunam si od kija. Przewodnik pochyli si nad burt i pogrozi
palcem czemu znajdujcemu si pod wod. Zerknam ponad jego
ramieniem. Pod powierzchni wody byy twarze. Znieksztacone
oblicza pozbawione oczu wyglday niczym ryby gbinowe.
- Co to jest? - Odskoczyam przestraszona, gdy jedna z twarzy

umiechna si do mnie, ukazujc trjktne, ostre zby, pomidzy


ktrymi wisiay strzpy misa.
- To moi pomocnicy. Oni take pilnuj, eby nikt nie uciek. Usadowi si z powrotem na aweczce przy sterze. - Widz, e kogo
ju dzisiaj zapali.
Mia racj. Woda dookoa naszej dki zabarwiona bya krwi.
- Naiwni ci Tartaryjczycy. Sdz, e uda im si przemkn. Topielce
mylay, e te jestemy jak zabkan dusz, dlatego zaczy nam
utrudnia podr - wyjani. - Teraz ju moesz spokojnie
wiosowa. Nie bd sprawiay kopotw.
Kij rzeczywicie bez adnego oporu odpycha nas od dna.
- Czy na uciekajcych czekaj jeszcze jakie niespodzianki? zapytaam.
- Mnstwo - uchwa Charona szczkna gono. - Ale nie mog ci o
nich opowiedzie. Mog zdradzi tylko tyle, e s tak straszne, e do
tej pory nikomu nigdy nie udao si uciec.
Zawiedziona znw odepchnam dk. Czy to znaczyo, e zostan w
Tartarze na zawsze? Nie, to nie moe si tak skoczy!
Jeszcze raz przeanalizowaam opowie Charona. Przecie duszy nie
mona zniszczy bez gorejcego miecza.
- Jakim cudem topielce mog pore dusz? - zapytaam. - Przecie
jest niemiertelna.
- Prawda. Po zjedzeniu przez topielce tartaryjskie dusze odradzaj
si na brzegu Styksu, tu przy bramie do Podziemi. Wczeniej
jednak solidnie si mcz, czujc, gdy ich ciao jest oddzierane od
koci i rozszarpywane na strzpy. Szczliwcami mog nazwa si ci,
ktrzy wczeniej zemdlej z blu.
Pocieszyo mnie, e przynajmniej dostanie si w apy lub midzy
zby stranikw rzeki nie oznaczao cakowitego zniknicia.
Nagle dka przyspieszya. Uderzyam pup o aweczk.
Bezuyteczny ju kij wychyli si z wody. Pynlimy teraz z prdem.
- Zaraz bdziemy na miejscu - poinformowa mnie Charon.
Otoczenie zaczo si zmienia. Chropowate ciany jaskini
wygadziy si, stopniowo przechodzc w wapienne bloki uoone w
rwny mur otaczajcy Styks. wiato nieposiadajce swojego rda
pojaniao, wydobywajc nieliczne szczegy. Zauwayam, e dno
pod czystym nurtem pokryway drobne kamienie i wodorosty.
Upiorne twarze topielcw zostay w grze rzeki, gdzie bya wsza i
znacznie gbsza. Strop dobrze widziaam. Gadki, odrobin wygity.

Zupenie jakby nad naszymi gowami znajdowaa si olbrzymia


kopua.
Zaczlimy zwalnia. Moim oczom ukaza si piaszczysty brzeg z
ma przystani. Na wytartych deskach czeka jaki czowiek ubrany
w szary mundur. Na jego piersi byszcza rzd orderw.
- On ci powie, co dalej - poinformowa mnie Charon.
Wyj z moich zdrtwiaych doni kij i sprawnie wprowadzi nas do
maej zatoczki. Odczuam niepokj. Baam si Tartaru. Baam si jak
nigdy wczeniej.
Zacumowalimy.
onierz posa mi pene pogardy spojrzenie, gdy zauway, jak
mam min, a wtedy jak na zawoanie dostaam ataku furii.
Odtrciam podan mi przez mczyzn do i samodzielnie
wyszam na brzeg. Nie do, e kto mnie tu wadowa specjalnie, to
jeszcze jestem traktowana jak kto gorszy. Ju ja im wszystkim
poka!
A potem wydostan si z tych cholernych Podziemi!
- egnaj. - Charon odepchn dk od brzegu.
- egnaj... - odpowiedziaam.
Po chwili jego sylwetka znikna za zakrtem Styksu. Zostaam sama
z onierzem w pustej kamiennej sali, z ktrej mona si byo
wydosta tylko przez niewielkie metalowe drzwi umieszczone za
plecami mczyzny. Odchrzkn, eby zwrci na siebie moj
uwag, i z min subisty wycign jaki wistek z kieszeni. Spojrza
na tekst zapisany drobnym pismem, potem na mnie i znowu na
tekst.
- Co nie tak? - prychnam, dumnie wysuwajc brod do przodu.
- Pan... - Znowu odchrzkn i zerkn na mnie niespokojnie.
- Pan? - cignam go za jzyk.
onierzyk schowa kartk do kieszeni i stukn obcasami.
- Najwyraniej zasza jaka pomyka - wyjani szorstko. Zaprowadz teraz pani na spotkanie z komisj.
- Pann - warknam. - Jakie zasady savoir-vivre'u powinny
obowizywa nawet mundurowych.
Powtpiewajco zerknam na jego ordery. Wyglday tandetnie.
- Prawdziwe? - Wskazaam na nie palcem. - Czy ze sreberka od
czekolady?
Speszy si i zaczerwieni. Jego wodniste oczy rozbysy gniewem.
Chyba nie by przyzwyczajony do takich sytuacji. A raczej nie

przywyk do spotykania mnie. I to nieprawda, e od razu wszdzie


robi sobie wrogw. Tylko czasami mi si to zdarza. Przejmowa si
zaczn dopiero wtedy, kiedy stanie si to notoryczne.
- Prosz za mn... - wycedzi.
- Najpierw powiedz mi gdzie. - Zaoyam rce i zerknam na
rzek.
Wiedziaam ju, jak pokona topielce. Wystarczy, e stworz sobie
skrzyda. Problemem by jeszcze Cerber i inne stworzenia skryte w
mroku. Tylko co si stanie, gdy pokonam rzek? Z pieczary, do
ktrej spadam, i tak nie mogam wyj za pomoc klucza. Moe
powinnam skierowa si dalej w gr rzeki? Moe to nie by lepy
zauek? Moe tam czekaa wolno?
- Zaprowadz pana - znowu odchrzkn - pani przed komisj,
ktra dalej pokieruje pana, ekhm, pani losem.
- O co chodzi z tym panem?
Wyj zmit kartk z kieszeni i jeszcze raz przebieg wzrokiem
tekst.
- Zostaem poinformowany, e bd eskortowa niejakiego pana
Piotra Mieczkowskiego.
Nie zdziwio mnie to. To nie by zamach na mnie tylko na Piotrusia.
Po co moje diaby miay zabija mnie, skoro mogy umierci jego?
Jak dostan kiedy Beletha w swoje rce, to powiem mu, co o nim
myl...
Spojrzaam zrezygnowana na onierza, ktry zbyt powanie
traktowa swoje obowizki i stukanie obcasami.
Szkoda, e nie zdyam powiedzie Belethowi, e ju nie jestem z
Piotrkiem...

5
Przez nabijane dugimi gwodziami drzwi wyszlimy na ulic.
Zerknam na idcego za moimi plecami onierza. Czuam si
nieswojo, majc go poza zasigiem wzroku. Spostrzeg to i kaza mi
i przed sob.
- Co, chcesz pogapi si na mj tyek? - zakpiam, ale nie
zareagowa.
Podejrzanie dobrze wyszkolony. Niczym demony nalece do
Szatana.
Rozejrzaam si dookoa, chcc przyjrze si dokadnie miejscu, do
ktrego trafiam. Tartar by... szary.
Wolnym krokiem bezimienny onierz prowadzi mnie szarymi
ulicami z szarymi chodnikami. Wszdzie stay szare kilkupitrowe
kamienice pozbawione ozdobnych gzymsw czy balkonw. W
adnym oknie nie byo kwiatw ani zwiewnych firanek.
Mino nas kilku przechodniw. Kady gdzie si spieszy. Wszyscy
byli ubrani na szaro.
Przeraliwie chudy mczyzna, ktry wydawa si mie na sobie
tylko szary paszcz, min nas z obkaczym miechem.
Po plecach przebieg mi dreszcz niepokoju. Beztrosko zapomniaam,
jacy ludzie przebywali w Tartarze. Trafiali do niego najgroniejsi
oprawcy i szalecy, jacy kiedykolwiek stpali po Ziemi. Pozbawieni
sumienia, dobroci i poczucia winy. Nic, co zrobili za swego ycia, nie
napawao ich odraz. Bezimienni mordercy, sawni ludobjcy.
Wszyscy byli w Tartarze, skazani na pozbawion zmysw wieczno
w swoim towarzystwie.
Moe dranienie onierza, jednego z nich, nie byo dobrym
pomysem.
Odwrciam si przez rami i zerknam w jego wyprane z emocji
blade oczy. Z jakiego powodu tu trafi. Na pewno nie by normalny.
Co ja tu robi?
Zatrzyma mnie przed jedynym w okolicy szarym domem, ktrego
gzymsy ozdobione byy rzebami. W rwnym rzdzie stay popiersia
najsawniejszych mordercw. Znaam tylko niektre twarze. I jako
jedyny budynek w okolicy mia numer przybity do elewacji obok
drzwi. Widniaa na nim dua semka.
- Dalej - przynagli mnie onierz.
Weszam po omiu schodkach na niewielkie podwyszenie. Przed

duymi drzwiami stao dwch stranikw ubranych w szare togi i tak


samo szare napierniki z wytoczon liter N". Nie zwrcili na nas
najmniejszej uwagi. Nie oczekiwaam, e eskortujcy mnie
onierzyk otworzy przede mn drzwi. Pchnam je.
Za nimi rozciga si spory przedsionek wyoony szarymi kafelkami.
ciany byy, a jake, szare. Znajdujce si w gbi kamienne schody
prowadziy na pierwsze pitro.
Mj niemy przewodnik wreszcie zdecydowa si i przodem. Min
mnie w milczeniu i ruszy, stukajc obcasami po wskich schodkach.
Stan przy drewnianych drzwiach, ktre i tak jakim cudem byy
szare. Do nich przybito du mosin semk. Przypomniay mi si
pozostae zawiaty. Kade z nich miao swoj ulubion cyfr, ktr z
radoci umieszczao wszdzie, gdzie si tylko dao.
- Lubicie semki? - zapytaam uprzejmie.
- Teraz wejdzie pani do rodka po dalsze instrukcje - onierz
zignorowa moje pytanie i gono stukn cholewkami.
Czekaam, a zasalutuje, ale tego nie zrobi.
- Taaa - mruknam i nacisnam klamk.
Pokj w ktrym si znalazam, by niewielki. Mia rozmiary
zwykego salonu w bloku z lat osiemdziesitych. Szare ciany,
wyblaky dywan i trzy drewniane stare biurka nie zrobiy na mnie
wraenia. Pomieszcze w Tartarze nie cechowa przepych i
bogactwo, z ktrego syno Pieko i Niebo. W ogle nie byo na co
popatrze. Twarzy mczyzn siedzcych naprzeciwko pocztkowo
nie widziaam. Okna znajdujce si za ich plecami skutecznie mnie
olepiay. Zamrugaam kilka razy, ale to nic nie dao. Ktry z nich
zachichota zoliwie. Wytrcona z rwnowagi pstryknam palcami.
Za nimi pojawiy si pprzezroczyste zasony, ktre odrobin
zacieniy pomieszczenie. Nie skryy jednak ich twarzy.
Miaam przed sob niskiego gocia z chaplinowskim wsikiem
ubranego w niemiecki mundur, eleganckiego dentelmena
popijajcego herbat z maej filianki i jakiego tszego jegomocia
z krconymi wosami, ubranego w tog.
Gdybym si nie domylia po wygldzie, przed kadym z nich bya
tabliczka.
Hitler, Kuba Rozpruwacz i Neron.
Wesoa kompania Podziemi.
Adolf wpatrywa si we mnie oniemiay. Za to angielski dentelmen,
seryjny morderca londyskich prostytutek, ktrego tosamo do

dzi owiewaa tajemnica, przyglda mi si spokojnie.


- Kim jeste? - jedynie Neron, cesarz rzymski zmary mierci
samobjcz, znany z okruciestwa i z rzekomego spalenia Rzymu dla
wasnej rozrywki, zdoby si na wydobycie gosu.
Przyjrzaam im si dokadnie. Oni nie byli bezbarwni jak zwykli
mieszkacy Tartaru. Pomijajc Hitlera, ktrego mundur take by
szary, mieli na sobie kolorowe ubrania. Trzeba jednak przyzna, e
nawet Adolf zawiza sobie na szyi czerwon apaszk.
Hm, zupenie jakby kolorowe ubrania byy w tym wiecie jakim
wyrnieniem.
- Wiktoria Biankowska, bya diablica, niedosza anielica przedstawiam si grzecznie.
- Nic nie rozumiem. - Cesarz rzymski przerzuca dokumenty na
biurku.
-Mia si stawi dzisiaj jaki Piotr, Piotr..., Piotr..., o mam! Piotr
Mieczkowski.
- Zasza pewna pomyka... - zaczam, mylc, e moe uda mi si
jeszcze wywin tanim kosztem. - Sami widzicie, e to nie mj czas
nadszed. Kto tam na grze si pomyli. Bardzo wic prosz o
odesanie mnie z powrotem, a ja wszystko wyjani i bdzie po
sprawie. - Klasnam w donie. - To gdzie mam i? Tamten
onierzyk mnie odprowadzi?
aden z mczyzn nie zareagowa. Wpatrywali si we mnie w
milczeniu. Kuba Rozpruwacz popija herbat.
- Ja ci znam - lekko piskliwym gosem powiedzia Hitler. Zdziwio
mnie to. Ja go nie znaam. Przysigam. Pierwszy raz na ywo
widziaam t brzydk twarz z zaczesan na bok nabyszczon
grzywk. Gdyby by mieszkacem Pieka, to pewnie poznaabym go
na jakim przyjciu, ale nie musiaam na szczcie dowiadczy tej
nieprzyjemnoci.
- Tak? - zdziwiam si.
- To ta dziewczyna, ktra prawie doprowadzia do zniszczenia Rosji.
W ostatnim momencie anioy wszystko powstrzymay. W
przeciwnym razie doprowadziaby do apokalipsy!
Skrzywiam si. Dlaczego moja sawa zawsze musi mnie
wyprzedza? Ja naprawd zrobiam to wtedy przypadkiem. Skd
miaam wiedzie, e Azazel wpadnie na pomys wysadzenia wrogich
diabw w powietrze za pomoc bomby atomowej? Staraam si to
wszystko tylko powstrzyma.

Inna sprawa, e troch mi nie wyszo...


- Tak, to ja. - Umiechnam si szeroko. - To co z tym powrotem na
Ziemi, do Nieba czy do Pieka? Jest mi waciwie wszystko jedno,
bo dam rad sama si przetransportowa w odpowiednie miejsce.
Wy tylko musicie mnie std wypuci.
Zgromadzeni mczyni wydawali si w ogle nie sysze tego, co
mwi podekscytowani tym, e jakim czarodziejskim trafem
zostaam skierowana do Tartaru. W pewnej chwili dosyszaam
nawet wyszeptan uwag, e spadam im z nieba.
Kuba Rozpruwacz odwrci si do mnie.
- O tej Rosji to lepiej nie wspominaj Woodi, jak go spotkasz. Moe
by nieco zawiedziony twoj postaw.
- Woodia? - zdziwiam si.
- Wodzimierz Iljicz Uljanow.
Wci miaam na twarzy to samo pytajce spojrzenie.
- Lenin... - Kuba wyglda, jakbym go srodze zawioda.
Odwrcili si ode mnie i zaczli szepta midzy sob. Neron i Hitler
co chwil zerkali na mnie, szeroko si umiechajc. Jedynie Kuba
Rozpruwacz przyglda mi si z dystansem. Wydawao mi si, e
usiowa ostudzi zapdy kompanw.
Znudzio mi si czekanie.
- Halo! Ja tu stoj - odezwaam si. - Moglibycie askawie mwi
na gos w mojej obecnoci albo chocia udawa, e mnie zauwaacie?
Angielski dentelmen umiechn si lekko i upi yk herbaty z
filianki.
- To wszystko dlatego, e jeste tu niecodziennym gociem, moja
droga -wyjani. - Zwykle widujemy tu szalecw.
- Albo mordercw - podpowiedziaam grzecznie. Wszystko si we
mnie gotowao. Miaam ochot rozszarpa ich na strzpy, a potem
wydosta si, chobym musiaa przebija si goymi rkami przez
ciany.
I gdzie si podziaa ta mia, grzeczna dziewczynka?
A prawda, umara. Znowu...
- Albo mordercw - przytakn Kuba Rozpruwacz i zmruy oczy,
przewiercajc mnie spojrzeniem. - Mam wraenie, e nie cakiem
zdajesz sobie spraw, gdzie trafia.
- To Tartar, miejsce tak straszne, e nie maj tu wstpu nawet
anioy i diaby - odparowaam. - Za to wszelkiej maci mordercy,
gwaciciele i szalecy s tu mile widziani. Kady, kto nie auje, kto

nie ma sumienia, musi tu trafi. adne zawiaty nie chc takich


wyrzutkw jak wy.
Hitler zamia si krtko.
- Takich jak my - poprawi mnie. - Ty te nie trafia tu bez powodu.
- Mylicie si. Ja trafiam tu przez pomyk i nie zamierzam zosta z
wami dugo, chobycie nie wiem jak byli uroczy - warknam. Powiedzcie mi, jak mam si std wydosta.
Mczyni siedzieli w milczeniu.
- Dlaczego si nie odzywacie?! - krzyknam rozzoszczona.
- Dlatego e nie mamy ci co odpowiedzie - owieci mnie Neron. - Z
Tartaru nie mona si wydosta. Jeli ju tu trafia, to zostaniesz na
zawsze.
- To niemoliwe - zaprzeczyam. - Z Niszej Arkadii zdoaam si
wydosta.
- Daleko nam do Pieka - gorzko owiadczy Hitler.
- Rzeczywicie, u was jest troch brzydziej - powiedziaam i od razu
poaowaam tych sw.
Neron zaczerwieni si i trzasn pici o biurko.
- Do! - krzykn, plujc przed siebie kropelkami liny. - Mam
do twojej niesubordynacji. Czy ci si to podoba, czy nie, trafia do
Tartaru. A to oznacza, e jeste nasz obywatelk i poddan. Czyli
musisz robi to, co ci kaemy! Koniec dyskusji! Zrozumiaa, pyskata
dziewucho?!
Wystarczyo, e mrugnam powiekami. Biurko Nerona rozsypao si
w drzazgi. Kawaki drewna obsypay wszystkich poza mn. Ominy
mnie zupenie, jakbym bya chroniona niewidzialn tarcz.
Miaam ju dosy bycia pionkiem, ktrym wszyscy pomiataj. Teraz
przysza moja kolej na bycie niegrzeczn.
- Szczerze? - zapytaam. - To nie zrozumiaam...

6
Kuba Rozpruwacz odstawi na blat filiank. W jego herbacie
pyway drzazgi. Nie nadawaa si ju do picia.
Oniemiay Neron otrzepa rude wosy z pozostaoci swojego biurka.
Raz po raz mruga szeroko wytrzeszczonymi oczami. Hitler kiwa
gow z uznaniem.
- Czy teraz powiecie mi, jak mog si std wydosta, eby wyjani
sprawy z kim kompetentnym i wrci na Ziemi, do swojego ycia?
-zapytaam, silc si na grzeczno.
- Wydaje mi si, e nie moesz wrci do ycia, nie yjesz
zauway Adolf.
- Ju raz nie yam - wyjaniam mu. - Poradz sobie.
- Aha... - odpar tylko.
Wadca Rzymu nie odzywa si, wrcz udawa, e go tu nie ma.
Jedynie Kuba Rozpruwacz stara si by na tyle opanowany, by
udzieli mi pomocy. Skierowaam swoje spojrzenie wanie na niego.
- To jak? - naciskaam.
- Wierz mi, bardzo chciabym ci pomc - owiadczy spokojnie. Daa nam tutaj imponujcy pokaz mocy. Dawno nie widzielimy
czego takiego. Nie chc zosta twoim wrogiem.
Pokiwaam gow. Mdrze wnioskowa.
Pomylaam o Belecie. Nie wiem, gdzie by i co robi, ale miaam
nadziej, e stara si mnie std wycign. Jeli prbuj z tej strony,
a on z tamtej, moe uda mi si uciec.
- Jak sama powiedziaa, ani anioy, ani diaby nie maj wstpu do
Tartaru - kontynuowa Kuba.
- To miejsce jest szczeglne, rzdzi si innymi prawami ni te, ktre
znasz. Kiedy my tu trafilimy, nikt nam nie powiedzia, jak to
wszystko dziaa, co powinnimy robi, jak rzdzi. My ustalilimy
zasady, ktre tutaj panuj.
Do rozmowy wczy si Hitler:
- Tu nie ma istot boskich o nadprzyrodzonych mocach. Sami
musielimy wszystko zbudowa goymi rkami. Stworzy ten wiat
od podstaw.
Zastanowiam si. yli bez przywilejw, ktre przysugiway
kademu obywatelowi Pieka lub Nieba. I tylko to, pomijajc
wzajemne towarzystwo, miao by ich wieczn kar? Ja
potraktowaabym ich gorzej...

Skarciam si w mylach. Takie mylenie oddalao mnie od bycia


kiedykolwiek anielic.
- Czyli nie potraficie mi pomc? - upewniam si.
- Nie wiemy, w jaki sposb mogaby si std wydosta odpowiedzia mi Kuba Rozpruwacz. - Wielu mieszkacw Tartaru
usiowao pokona Styks, ale nikomu jeszcze si nie udao. Wczeniej
czy pniej puapki Charona wszystkich odstraszaj. Podobno u
ujcia rzeki jest przejcie, ktrym mona std uciec. Ale to tylko
plotka. Nie potrafi powiedzie, czy tkwi w niej choby ziarnko
prawdy.
- To jedyna droga?
- Tak - kiwn gow.
Poczuam strach. Nawet mj klucz diaba tu nie dziaa... Moe
rzeczywicie si std nie wydostan? Co wtedy ze mn bdzie?
Miaabym spdzi wieczno z Tartaryjczykami?
- Musisz spokojnie spojrze prawdzie w oczy. W chwili gdy trafia
do odzi Charona, staa si jedn z nas. Musisz si z tym pogodzi.
Nie zamierzaam si poddawa. Musiaam szybko znale sposb na
pokonanie Styksu. Z moimi mocami nie powinno to by specjalnie
trudne. Na lito bosk, miaam przecie Iskr Bo i siy piekielne!
Sam Szatan nie byby w stanie mnie powstrzyma.
- To co teraz? - zapytaam gucho. Adolf Hitler oywi si.
- Staa si obywatelk Tartaru i nasz poddan. Kady
przybywajcy dostaje od nas mieszkanie oraz nakaz pracy.
- Nakaz?
- A w Niebie i Piekle nie ma przymusowej pracy? - zdziwi si
szczerze. -Wydawao mi si, e ludzie te co tam robi.
- Robi, ale nie z przymusu. Kady moe sam zdecydowa, kim chce
by i co chce robi. Nie ma pracy zarobkowej. Jest tylko praca dla
przyjemnoci -wyjaniam.
- A to ciekawe - dugo nie zastanawia si nad t informacj. - W
gowach im si poprzewracao. U nas wszyscy pracuj. Zaraz
zastanowimy si, do czego przydzieli ciebie. Ze wzgldu na twoje
zdolnoci, bdziesz naprawd przydatnym pracownikiem.
- Nie wydaje mi si, ebym miaa ochot pracowa gdziekolwiek
-warknam.
- Kady pracuje! - oburzy si.
- Ty te?
- Ja te. Rzdzenie to bardzo cika praca i nie mw do mnie ty".

Zwracaj si do mnie sir". Jestem teraz twoim wadc.


- Sir? A co z fhrerem? - zakpiam.
Hitler zmruy nienawistnie swoje mae oczka. Kuba zamia si pod
nosem, a Neron nadal przezornie si nie odzywa.
- Moe ja z ni porozmawiam - Rozpruwacz zwrci si do Adolfa.
Hitler zagryz zby i nie odezwa si wicej.
Byam coraz lepsza w pozyskiwaniu sobie wrogw w tartaryjskiej
radzie. Na trzech jej czonkw dwch ju mnie nienawidzio.
- Jeste wygadana, moda damo - nastpne swoje sowa morderca
skierowa do mnie.
- To zasuga diabw i aniow. Kiedy byam normaln dziewczyn
-wzruszyam ramionami.
- Biorc pod uwag twoje moce, chyba nigdy ni nie bya.
Zbyam jego wypowied milczeniem. Niech sobie nie myli, e dam
si zwie sodkim swkom.
- Nie chcemy by twoimi wrogami. Przedstawilimy ci nasze
zasady. Jeli chcesz y z nami w zgodzie, to zastosuj si do nich,
prosz. Oczywicie nie musisz pracowa. Nie zmusimy ci do
niczego, czego nie chcesz robi.
Umiechnam si do Rozpruwacza. Wanie dostawaam to, co
chciaam. Kto by to pomyla... Wystarczyo jedno tupnicie
obcasem i od razu jedli mi z rki. Teraz ju wiedziaam, jak
Kleopatra zaatwia wszystkie sprawy i czemu zawsze wszystko jej si
udaje. Wystarczy tylko odrobina perswazji.
- Co? - wydusi Hitler. - Miaaby nie pracowa?
- Nie powinnimy zmusza panny Wiktorii do niczego - wyjani mu
Kuba. - Kiedy oswoi si z sytuacj, zapewne sama si do nas zgosi,
chcc nam pomc. Uyczajc nam swojej mocy, znacznie
zmniejszyaby nasze kopoty na budowach lub przy wyburzaniu.
Skrzywiam si. Koordynacja ruchowa skaniaa do przypuszczenia,
e znacznie lepiej szoby mi wyburzanie.
- Na razie powinnimy da jej troch czasu. Rozumiesz?
Hitler wolno pokiwa gow w odpowiedzi, a ja umiechnam si
zoliwie na widok jego miny.
- Jeli chodzi o dalsz cz zasad - kontynuowa Rozpruwacz
-wszystkich obowizuje godzina policyjna. Po dwudziestej drugiej
nikomu nie wolno przebywa na ulicy. Jeeli kto zostanie zapany,
czeka go tydzie w ciemnicy bez jedzenia i wody.
- Po co wprowadzilicie godzin policyjn? - zdziwiam si.

- Nie mieszkaj tutaj dobrzy ludzie, moja droga. Dla zachowania


porzdku i po to, by to pseudopastwo mogo w miar normalnie
funkcjonowa, musielimy zaprowadzi pewien reim. Tylko dziki
niemu mamy tutaj wzgldny ad i spokj.
- Wszechobecna szaro take ma zapewni spokj? - zapytaam.
Kuba Rozpruwacz zamia si cicho.
- Nawet nam wydaje si, e miejsce takie jak Tartar nie powinno by
pikne - odpar. - A stroje jednakowego koloru zapewniaj rwno
naszych obywateli. Kady z nich uwaa si kiedy za kogo
wyjtkowego. Moe rzeczywicie nim by. Tartar to jednak miejsce,
gdzie trafiaj ludzie tego samego gatunku. Bez sumienia. Szary
chyba dobrze do nas pasuje, czy nie?
Spojrzaam na swoje ubranie. Nie byo w nim szaroci. Kleopatra
susznie obawiaa si tego miejsca. Zwaywszy na jej zamiowanie do
kolorw, byaby tu bardzo nieszczliwa.
- Ja nie bd si tak ubiera - zaznaczyam.
- Rozumiem.
Co tu byo nie tak. Mona by miym, ale bez przesady.
- O co ci chodzi? - zapytaam. - Nie musz pracowa, mog ubiera
si tak, jak chc. Dlaczego usiujesz mi si przypodoba?
- Nie widz powodu, dla ktrego miabym robi sobie z ciebie
wroga. Dobitnie pokazaa nam, e to ty trzymasz wszystkie asy w
rkawie. Moesz dla kaprysu nas zniszczy. Wiemy, e osoba z Iskr
Bo jest do tego zdolna. Czemu mielibymy utraci wszystko, co
mamy, tylko dlatego, e zmusimy ci do pracy? Cena takiego
posunicia byaby zbyt dua.
Teraz rozumiaam, dlaczego by taki przymilny. Na szczcie nie
byam zalena od Tartaru. Mogam sama stworzy sobie jedzenie,
ubrania i wszystkie inne potrzebne rzeczy. Nie musiaam na to
pracowa ani nikogo o nic prosi.
- Skd wiecie tyle o Iskrze Boej? - zapytaam. - aden anio ani
diabe nie mg wam tego powiedzie. Nawet tam jest to pilnie
strzeona tajemnica.
Adolf Hitler zamia si.
- Mamy swoje sposoby.
- Do Tartaru trafiaj czasem ludzie, ktrzy wczeniej byli w ktrym
z dobrych zawiatw, ale za kar za ze uczynki w Niebie lub Piekle
zostali przeniesieni tutaj. To oni przekazuj nam informacje. Angielski dentelmen posa Austriakowi ostrzegawcze spojrzenie.

Nie uwierzyam mu, ale si tym nie przejam. Wczeniej czy pniej
zapewne dowiem si, o co w tym wszystkim chodzi.
- Proponuj, ebymy zakoczyli na dzisiaj nasze spotkanie powiedzia mj rozmwca. - Z ca pewnoci jeste zmczona i
chciaaby przemyle wszystkie zdarzenia minionego dnia. Gdyby
miaa jakie pytania, wystarczy przyj do budynku rady. Zawsze
ktry z nas tu urzduje.
Kiwnam gow.
- Dzikuj - zdoaam wydusi.
Sign do szuflady i wyj may woreczek. Co w nim zabrzczao.
Poda mi go. Rozsunam tasiemki i zajrzaam do rodka. Wypeniy
go krzywe srebrne dyski wykute rcznie.
- Co to? - zapytaam.
- etony - wyjani. - Bdziesz moga zamieni je w sklepie
najedzenie. Kady otrzymuje tutaj wynagrodzenie za swoj prac.
Wyjam jeden eton. Mia kolawy rcznie zrobiony napis:
kartofle, sztuk 2". Na innym napisano: papier toaletowy, sztuk 1".
Inne zawiaty nie posiaday pienidzy, jako e szczcia one nie
daway.
Podziemie poszo o krok dalej. Miao swj odpowiednik PRLowskich kartek. Oddaam Hitlerowi sakiewk.
- Umiem sobie stworzy jedzenie i inne produkty - powiedziaam. Nie s mi potrzebne.
- Jak uwaasz - mrukn.
- Teraz nasz podwadny zaprowadzi ci do nowego domu. To bardzo
przyjemne mieszkanie w jednej z ostatnio wzniesionych kamienic.
Naley do naszych najlepszych. Wiem, e jeste przyzwyczajona do
wyszych standardw, ale nie mamy teraz niczego, co
odpowiadaoby twoim oczekiwaniom - zapewni Kuba Rozpruwacz.
Poegnali mnie. Nawet Neron nagle odzyska gos.
Za drzwiami czeka ten sam onierz, ktry przyprowadzi mnie
tutaj. Wysucha instrukcji, stukn obcasami i zasalutowa
przeoonym.
Po raz ostatni kiwnam gow Anglikowi i ruszyam za milczcym
przewodnikiem.
Na ulicy nieliczni przechodnie przygldali si zaciekawieni. Teraz
ju wiedziaam, e to nie z powodu eskorty. Wzbudzaam
zainteresowanie kolorowym strojem.
Wszystkie szare kilkupitrowe kamienice wyglday tak samo. Stay

samotnie, nie dotykajc si cianami. Zupenie jakby kto


porozrzuca je bezadnie po caym Tartarze.
Miasto nie byo due. Budynek rady znajdowa si dokadnie
porodku. Kiedy spojrzaam w d jednej z ulic, dostrzegam
cignce si za budynkami szare pola uprawne.
- Ilu jest tu mieszkacw? - zapytaam idcego obok mnie
onierza.
Posa mi ponure spojrzenie.
- Troch powyej omiu tysicy - odpar.
- Tak mao? - zdziwiam si.
Pieko i Niebo zamieszkiway miliardy dusz. To pocieszajce, e na
tak mas istnie ledwo osiem tysicy jest pozbawionych sumienia.
Mogo by gorzej.
- Podziemia ju takie s - mrukn niechtnie. Spojrzaam do gry.
Nieuprzejmy onierz trafnie nazwa to miejsce. Kilkadziesit, jeli
nie kilkaset metrw nad naszymi gowami znajdowao si sklepienie
jaskini. wiato, ktre pocztkowo uznaam za soneczne,
wydobywao si z trjktnych tawych krysztaw.
Stanlimy pod jednym z budynkw. Obok nas, tu przy wejciu kto
ustawi poobijane, wypenione do granic moliwoci kontenery na
mieci. Gdzie w rodku aonie zamiaucza kot. Odskoczyam na
bok, kiedy u moich stp rozbia si butelka zepchnita ze stosu
maego zwierzaka. Przed oczami mign mi czekoladowy ksztat.
Zamrugaam. Wydawao si, e kot mia beowo-rude ucho.
Zupenie jak Behemot. Niemoliwe. Mj podopieczny swobodnie
porusza si po zawiatach, mimo to nie podejrzewaam, e mgby
si tutaj dosta.
- Widziae? - zapytaam. - Tam by kot.
- W Tartarze nie ma zwierzt - odburkn onierzyk.
- Musiae go sysze.
- Nic nie syszaem. Co si pani przywidziao.
Wyj z kieszeni klucz i poda mi.
- Mieszka pani na pierwszym pitrze w mieszkaniu numer osiem
-powiedzia.
- Lubicie semki? - zagadnam ponownie. - Czy one co znacz?
Umieszczanie ich na mojej drodze musiao mie jaki cel.
- Udzielanie takich informacji przekracza moje kompetencje - uci
krtko. - egnam.
Stukn obcasami i odszed, zostawiajc mnie sam.

- Nie ma sprawy, dowiem si tego od kogo kompetentniej szego od


ciebie! - krzyknam za nim. - O ile w ogle bdzie mi si chciao
dowiadywa!
Weszam do kamienicy. Wska klatka schodowa przywitaa mnie
zapachem moczu i pleni. Marszczc z obrzydzenia nos, ruszyam w
gr po krzywych schodach. Staraam si niczego nie dotyka.
Wszystko wydawao si pokryte warstw lepkiego brudu. Stanam
pod drzwiami mieszkania. Napuchnite od wilgoci drewno
wydzielao jeszcze inny, swj wasny, niepowtarzalny rodzaj smrodu.
I gdzie si podziay pikne rezydencje obu Arkadii?
Przybita byle jak semka przekrzywia si na bok. Przypominaa
teraz matematyczny symbol nieskoczonoci. Miaam szczer
nadziej, e nie byo to znaczenie wszechobecnej w Tartarze cyfry,
ktra mnie przeladowaa.
Otworzyam drzwi. Prowadziy do malutkiego pokoju. Stao w nim
ko, kuchenka, umywalka i ubikacja. Nie byo adnych innych
pomieszcze. Mia mi wystarczy ten jeden pokoik o smutnych
szarych cianach. Kilkanacie metrw kwadratowych brudnej
podogi przypominajcej beton, po ktrym hasay karaluchy
wielkoci mojego kciuka. Zwierzt nie maj, ale robakw na pewno
im nie brakuje. I pomyle, e narzekaam na kawalerk w
Warszawie. Gdzie w budynku rozleg si optaczy miech.
Trzasno szko, zupenie jakby kto rzuci butelk w cian, ktra
oddzielaa go ode mnie. Zamknam szybko drzwi na klucz. Gono
tupic, jaki czowiek przebieg po korytarzu.
Usiadam na szorstkim kocu przykrywajcym twarde, wskie ko i
zapakaam za czym, co najprawdopodobniej utraciam na zawsze.

7
Tymczasem na Ziemi...
Przygaszone wiata pulsoway w rytm monotonnej, hipnotyzujcej
muzyki. Ludzkie ciaa wiroway w bezadnym tacu, ktrego
gwnym celem byo dokadne i bezwstydne obmacanie partnera. W
sali unosi si zapach potu, perfum oraz podania.
Klub Kuszenie Ewy jak zwykle przycign klientw spragnionych
nietypowej muzyki oraz niepowtarzalnej atmosfery.
Beleth patrzy na parkiet przez lustro weneckie. Tak naprawd
nazywao si lustrem fenickim. miertelnicy od dawna popeniali ten
bd jzykowy. Diabe spojrza na nalepk na szybie: Lustro
weneckie najwyszej klasy". Ludzie byli tacy gupi.
Pocign spory yk z wysokiej szklanki wypenionej lodem i
alkoholem.
Znajdowa si w biurze waciciela klubu na pierwszym pitrze tego
przybytku rozpusty. Oprcz gabinetu zamykanego na klucz, kdk,
zasuw i zamek szyfrowy przy korytarzu miecio si siedem maych
pokoi do uytku bawicych si goci. Kady mia inn nazw: Pycha,
Chciwo, Nieczysto, Zazdro, Nieumiarkowanie, Gniew i
Lenistwo. W pokojach wyposaonych w wygodne kanapy mona
byo usi na chwil i zamkn za sob drzwi na ma srebrn
zasuwk z wygrawerowanym wem. Co bywalcy klubu robili
potem? To byo ich spraw.
Beleth doskonale wiedzia, co czynili ludzie zamknici w maych
pomieszczeniach z wygodnymi kanapami. Rozpusta, zastraszanie,
narkotyki. Sam chtnie by zaszala, gdyby nie konsekwencje, ktre
mogyby go spotka, jeli Szatan by si dowiedzia. Takie rzeczy
mona byo robi tylko w Piekle.
Diabe pokiwa gow. Interes Azazela wietnie si krci.
Oczywicie dochody nie byy dla niego wane. Liczya si tylko ilo
skuszonych dusz. A rejestr wyglda cakiem pokane. Powoli
kuszenie stawao si nudne. Nie stanowio wyzwania.
Anioy uznayby za niestosowno ingerowanie w ycie czowieka.
Diaby nie widziay w tym nic zego. miertelnicy zawsze mieli
wybr. Nie musieli wchodzi do klubu, pi alkoholu i zamyka si w
maych pokojach.
Fakt, e klub Kuszenie Ewy dziki odpowiednim mocom piekielnym
sta si najmodniejszym lokalem w Bangkoku, ktry goci w swoich

podwojach wikszo chtnych i w dodatku oferowa alkohol w


podejrzanie niskiej cenie tylko utrudnia t decyzj.
Beleth potrzsn wysok szklank, ktr trzyma w doni. Kostki
lodu zagrzechotay o cianki pustego naczynia. Zamkn na chwil
oczy. Kiedy je otworzy, byo znowu pene. Wdka z lodem bez
adnych dodatkw. Mia ochot si dzisiaj upi. A raczej utrzyma
stan przyjemnego upojenia, ktry towarzyszy mu od mierci
Wiktorii. Drzwi za jego plecami otworzyy si.
Niczym kot do gabinetu wszed waciciel knajpy, jak zwykle
zadowolony z siebie Azazel. Najlepszy przyjaciel przystojnego diaba.
- Topisz smutki w alkoholu? - zakpi. - Co z ciebie za anio?
Zapiewaj lepiej par hymnw na cze Pana.
- Jeli bdziesz moim chrkiem, to nie ma sprawy - odparowa
Beleth.
Azazel zachichota i stan obok kompana przy szybie. Na parkiecie
znajdujcym si na parterze kipiao podanie. Wydawao si, e
odurzeni muzyk i alkoholem ludzie zaraz zaczn zdziera z siebie
ubrania i rzuc si na siebie godni swoich cia.
- Ach - westchn Azazel, poprawiajc warkocz opadajcy mu na
kark. -Pikny widok, prawda? C za odwieajcy, subtelny obraz
dekadencji.
Jaka kobieta zerwaa z siebie bluzk i stanik. Jej pokany i
przeraliwie sflaczay biust opad a do ppka. Ona jednak nie
zwracaa na to uwagi, podobnie jak jej partner, ktry od razu
zainteresowa si jedn z piersi.
Azazel odwrci si od szyby.
- No c... ten pikny obrazek odrobin razi mj wysublimowany
gust artystyczny - skwitowa.
- Zawsze moesz si udzi, e ona jest dziewic - zakpi Beleth.
Diabe wrci spojrzeniem do szyby.
- Kilkadziesit lat temu pewnie bya...
- A co si stao z twoj poprzedni knajp? Jak ona si nazywaa? Beleth zmieni niespodziewanie temat, sczc kolejnego drinka.
- Niebiaskie dze. Spona, kiedy Kleopatra dowiedziaa si, e
zaczepiaem jedn z kelnerek.
- Tak sama z siebie si spalia? - zadrwi ponurym gosem Beleth.
- Do dzisiaj stra poarna i policja w Berlinie nie wiedz, jakim
cudem w sze minut spon cay budynek i nikomu nic si nie stao
- Azazel zdawa si nie widzie w tym niczego podejrzanego.

- Ciekawe, czy Kleo miaaby kopoty, gdyby porania miertelnikw.


- Ja tam nic nie wiem... - Azazel na wszelki wypadek zerkn przez
rami, czyjego kochanka nie skrada si gdzie w pobliu. Czasami
zdarzao jej si pojawia w najmniej oczekiwanym momencie. Zreszt uwaam tamto przedsiwzicie za niewypa. Kuszenie Ewy
znacznie lepiej mi si udao.
Kolejny yk wdki spyn do garda przystojnego diaba.
- A co dodajesz do alkoholu?
- Lubczyk diabelski. - Azazel umiechn si przebiegle i poprawi
czarn koszul.
Jak zwykle ubrany by na czarno. Jedyny kolorowy akcent w jego
ubiorze stanowio niebieskie pirko zawieszone na cienkim rzemyku
na szyi. Byo to piro ze skrzyde, ktre przed wiekami odciy mu
anioy. Na szczcie teraz dziki Wiktorii mia cakiem now par
skrzyde.
Poprawiajc wisiorek, pomyla, e dobrze si stao, e zdy j
namwi do stworzenia skrzyde. Teraz byoby to skomplikowane,
biorc pod uwag miejsce jej staego pobytu.
- Dae sobie spokj z sektami? - zapyta Beleth. - Prowadzenie
knajpy jest zabawniejsze?
- Tak, zwaszcza w Bangkoku. Nigdzie nie ma tylu miertelnikw,
ktrzy pragn si w wakacje zabawi. Nie wiem, czy syszae, ale
otwieram niedugo filie w Las Vegas, Rio de Janeiro i Amsterdamie.
- Interes si krci... - mrukn przystojny diabe i przekn spory
yk alkoholu, ktry zapiek go w gardle i osiad ciko w odku.
Azazel spojrza na niego spod oka. Nie spodobao mu si to, co
zobaczy. Jego najlepszy kompan by... zmity. Ciemnozielona
koszula, zwykle perfekcyjnie dopasowana, bya zapita krzywo nie
na te guziki, co trzeba, a wosy, przewanie starannie uoone w
czarnego irokeza, opaday na zote oczy.
Co byo nie tak.
- Stary, ty si dobrze czujesz? - Dotkn jego ramienia. Takie gesty
nie zdarzay mu si czsto, wic odrobin si zmiesza. Niemniej
Beleth by jego przyjacielem, a w kadym razie kim, kto zachowuje
si podobnie, wic podstpny diabe mia wobec niego pewne
zobowizania.
- Tak... nie... nie wiem - westchn. - Nie wiem, co si ze mn dzieje.
Ostatnio jestem jaki... rozbity. Cigle myl o Wiktorii, o tym, e j
zabiem i nigdy wicej jej nie zobacz. Kiedy tylko nachodz mnie te

myli, czuj ucisk w gardle i brzuchu. Nie rozumiem tego...


Azazel zaniepokoi si nie na arty.
- Beleth... - wydusi. - Czy ty przypadkiem nie masz... wyrzutw
sumienia? !
Zote oczy wpatryway si w niego pustym wzrokiem.
- Chyba nie... - powiedzia cicho. - Przecie to niemoliwe. Jestem
diabem. Nie powinienem mie sumienia. Zostaem tak stworzony.
- Wanie, bracie, nie masz sumienia. - Azazel pokiwa gorliwie
gow. -Moe si przezibie?
- Jestem diabem, idioto. Przezibi te si nie mog...
Podstpny diabe lekko zblad. Byo to prawie niemoliwe,
zwaywszy na jego porcelanow cer, ale tak wyglda. Czarne oczy
w przezroczystej twarzy wydaway si ogromne.
-I co teraz? - czu si cakowicie zagubiony.
- Na razie zamierzam si upi, moe przejdzie mi bl brzucha odpar Beleth. - Potem si zobaczy.
Zanim speni swj zamiar, na cianie naprzeciwko pojawiy si
drewniane sosnowe drzwi. Przejcie, do ktrego klucz miaa kiedy
Wiktoria. Diaby patrzyy oniemiae.
- Wiki... - wychrypia Beleth, upuszczajc szklank prosto na
zabytkowy perski dywan na pododze.
- Mj dywan... - westchn Azazel.
W nastpnej chwili drzwi si otworzyy. Nie byo jednak za nimi
brunetki o rozemianych oczach i kuszcych ustach. W wietle
dobiegajcym z drugiej strony przejcia zobaczyli msk sylwetk.
Mczyzna mia szerokie ramiona i rozczochrane wosy.
Rozwcieczony wpad do pokoju, chwyci Beletha za gardo i
przycisn go do ciany. Przy okazji zrzuci z biurka kilka butelek.
- Gadaj, gdzie jest Wiki, skurwielu! - warkn miertelnik,
przyduszajc diaba i miadc mu krta.
- Ychrrrryyy - wychrypia Beleth.
- Sdz, e za wiele nie powie, kiedy uciskasz jego struny gosowe
-zauway rzeczowym tonem Azazel, podnoszc butelk dobrej
whisky, ktrej upadek na szczcie zamortyzowao dugie wosie
dywanu.
Piotrek odwrci si do niego z szalestwem w oczach. Czarny zarost
kontrastowa z trupio blad twarz.
- Te chcesz oberwa, popapracu?! - rykn.
- Mw, gdzie jest Wiki, albo...

- Albo co? - zakpi podstpny diabe, opierajc si o biurko. - Obaj


wiemy, e nie moesz w ten sposb zabi Beletha. Moesz mu
jedynie sprawi troch blu.
- Z radoci - sykn chopak i mocniej zacisn rce.
Beleth tylko zacharcza w odpowiedzi.
- Gdzie. Jest. Wiki?! - wycedzi Piotrek.
- Dobrze, dobrze. - Azazel wycign przed siebie obie donie w
obronnym gecie. - Powiem ci, ale najpierw pu Beletha. Nie mog
patrze, jak sinieje.
Piotr niechtnie speni danie diaba. Jego ofiara osuna si na
ziemi, charczc i kaszlc.
- Gadaj ! - zada.
- Nasza droga, nieoceniona Wiktoria przebywa obecnie w Tartarze
-owiadczy Azazel.
Beleth podnis si z dywanu i przetar zazawione oczy.
- Masz niezy chwyt - wychrypia.
- Niech przyjdzie tu w tej chwili - powiedzia miertelnik. - Chc j
zobaczy i przekona si, e nic jej nie jest.
Azazel zamia si i rozsiad w fotelu za biurkiem. Opar stopy o blat.
- A nie sdzisz, e nieatwo bdzie zobaczy, e nic jej nie jest? zapyta.
- Przecie przejechaa j ciarwka. Po czym takim trudno by w
dobrym zdrowiu. Wiesz, moe by nieco... rozbita i mie...
spaszczone poczucie wasnej wartoci.
- Nic nie rozumiem. Chc j zobaczy.
Diabe Beleth podszed do jednej z kanap i usiad, wci pocierajc
obolae gardo. Wskaza doni miejsce obok siebie. Chopak
niechtnie spocz.
Nie zamierza sta jako jedyny. Chcia, eby traktowali go jako
rwnego, jako godnego przeciwnika.
Dobrze wiedzia, jakie byy diaby. Wiedzia, e nie naley im ufa, a
Wiki popenia bd, cigle si z nimi zadajc. Nie potrafi zrozumie,
dlaczego go zostawia. Dlaczego wolaa by z Belethem? W czym on
by lepszy?
- Nie moesz jej zobaczy - wyjani przystojny diabe. - Z mojej
winy przez przypadek trafia do Tartaru. Nie mona ot tak sobie do
niego wchodzi i z niego wychodzi. Jeeli raz si tam trafi, jest si
straconym na zawsze... -zamilk, ponownie uwiadamiajc sobie, co
uczyni i na co skaza swoj Wiki.

Zniesmaczony tym przypywem ciepych uczu i, nie daj Boe,


wyrzutami sumienia, Azazel przej paeczk:
- Gdyby nie fakt, e cigle stoisz Belethowi na drodze, to nic by si
nie stao. Tak naprawd to ciebie zamierza zamordowa i pozby si
na wieczno. Niestety Wiki w odruchu swojego dobrego serca jak
zwykle musiaa ci uratowa, przez co sama trafia do Tartaru.
- Ale... czy nie moe stamtd wyj? - zapyta chopak. - Przecie ma
klucz diaba. Ma moce Iskry Boej.
- Gdyby moga stamtd wyj, to nie byoby tego caego dramatu
-warkn Azazel. - A przez to, e nie dae si zabi, ona tam trafia.
Czy poczucie winy puka ju do twojej gowy?
Diabe by ciekawy, czy miertelnik moe aowa, e to nie on
zgin. Azazelowi nigdy nie zdarzay si chwile saboci i nie
pojmowa, jak to moliwe, e kto ma takie rozterki ducha. A e nie
mia sumienia, powoli zaczynao mu brakowa inwencji w
rozmowach z Belethem.
wiat schodzi na psy.
- Ale dlaczego chcielicie mnie zabi? - zapyta zbity z tropu
Piotrek. -Przecie ja wam nic nie zrobiem.
- Sdz, e Belethowi przeszkadza sam fakt, e oddychasz - wyjawi
Azazel zniesmaczony.
- Jeste z Wiktori - mrukn diabe. - Chciaem j mie tylko dla
siebie. Chciaem usun ci z drogi, eby moga zainteresowa si
tylko mn.
Piotrek siedzia z otwartymi ustami. Nie mg uwierzy, e oni
najwyraniej o niczym nie wiedzieli. Wiki nic im nie powiedziaa. W
takim razie dlaczego mu owiadczya, e z nim zrywa, by mc by z
Belethem?
Czy chodzio jej jeszcze o co innego?
- Ale my ze sob nie jestemy - wydusi z trudem.
- Sucham? - Beleth najwyraniej uzna, e si przesysza.
- Wiki mnie zostawia. Wybraa ciebie - odpowiedzia mu gorzko
chopak.
- Jak to mnie? Kiedy? Kiedy z ni rozmawiae?
Azazel wybauszy oczy. Nie wiedzia, czy ju wypada zacz si
mia, czy powinien si powstrzyma dla zachowania cienia
przyzwoitoci.
- Wtedy, kiedy walczylimy z Moronim. Pamitasz t noc, gdy
zatrzymalimy si u Kleopatry? Mielimy spa w jednej sypialni. To

wanie wtedy Wiki powiedziaa mi, e nie moe ju ze mn by, e


nie jest t dawn dziewczyn, ktr poznaem. Powiedziaa te, e si
zmienia, e staje si diablic. Ju mnie nie chciaa. Wybraa ciebie.
Beleth szaleczo stara si powstrzyma krzyk wciekoci cisncy
mu si na usta. Jaki by gupi! Dlaczego upar si, e nie bdzie z ni
rozmawia po rozprawie?! Dlaczego nie odpowiada na jej
telepatyczne szepty i zablokowa swoje myli, eby jej nie sysze?!
Na pewno miaa zamiar mu o tym powiedzie.
A on przez wasn pych skaza j na mier.
Azazel zarechota dononie, walc piciami w biurko. Po policzkach
potoczyy mu si zy jak grochy. Zbesztany penym niedowierzania
spojrzeniem Beletha wyjani:
- Przepraszam, ale nie wytrzymaem. Nie mog si doczeka, kiedy
powiem o tym Kleo !
Piotr szarpn przystojnego diaba za rkaw koszuli.
- Masz j wydosta z Tartaru, syszysz? Bo jak nie, to przysigam, e
ci, kurwa, zabij.
- Twoje groby nie robi na mnie wraenia, zreszt teraz...
- Beleth - wtrci si zaniepokojony Azazel - a sprbuj mi tylko
dokoczy, e bez niej i tak nie masz po co y, to przestan si do
ciebie odzywa. To niegodne diaba. Bd chopem, znaczy diabem,
z jajami.
Jego piekielny kompan posusznie nie dokoczy myli.
- Nie mog jej uwolni - powiedzia. - Nie znam sposobu.
- To niemoliwe - Piotrek nie chcia w to uwierzy. - Przecie jeste
diabem. Musi ci si uda.
Gorzki miech smutnego Beletha nie spodoba si miertelnikowi.
Nie potrafi poj powagi sytuacji. To wszystko wydawao mu si
artem, ktrego pad ofiar.
Przecie Wiktoria nie moga tak po prostu umrze.
- Jak wygldaj sprawy na Ziemi? - zapyta Beleth. - By ju
pogrzeb?
- Jutro - mrukn Piotrek.
- Dobra. Mam was do - oznajmi Azazel. - Wiki umara. Z winy
Beletha. Nic na to nie poradzimy. Wypadki chodz po ludziach. Ty
tutaj nic nie zdziaasz. Jeli sprbujesz nam zagrozi, spotka ci
kara. Rb, co do ciebie naley. Pogrzeb ma by adny, kwiatki wiee,
pogoda pochmurna i tak dalej. My zajmiemy si rzeczami w Piekle.
To nie jest twoje miejsce. Jasne?

- Uwolnicie j? - chopak poczu przypyw nadziei. - Sprawicie, e


oyje?
- Przecie jestemy diabami. - Azazel dumnie wypi pier. - Czym
innym mielibymy si zajmowa? Niemniej ciebie do pomocy nie
potrzebujemy. Ty musisz ogarn to, co ziemskie. Rozumiemy si?
- Mam czeka na jaki znak?
Beleth unikal jego wzroku.
- Tak, dzieciaku, odezwiemy si do ciebie jako po pogrzebie zapewni go podstpny diabe. - Teraz jednak musisz nas zostawi,
ebymy mogli w spokoju zacz dziaa.
- Ale przecie mwilicie, e nie da si uratowa Wiki... - chopak
zacz co podejrzewa.
- Bo mylelimy, e szybko pozbdziemy si ciebie w ten sposb
-oznajmi mu prosto z mostu. - Okazao si, e jeste na to za
sprytny, wic musimy odsoni przed tob karty. A teraz zmykaj.
Mamy dusz do uratowania.
Piotr niepewnie wsta z kanapy i podszed do ciany. Wycign
klucz z kieszeni, ale zanim stworzy przejcie, zapyta jeszcze:
- Nie okamujecie mnie? Uratujecie j i oywicie?
- Oczywicie, e j uratujemy. - Azazel posa mu uspokajajcy
umiech. -Wracaj do domu. Miej podry.
Piotr czu, e co jest nie tak, ale nie mg nic na to poradzi. Diaby
miay racj. Nie potrafi im zagrozi. A nawet jeliby sprbowa i
powiedzia, e zamieni ich w robaki i zadepcze, tak jak zrobia to
kiedy Wiki z innymi diabami, to on by jeden, a Pieko byo pene
takich jak oni.
Musia czeka.
- To... do zobaczenia - mrukn na poegnanie.
- Do zobaczenia, do zobaczenia. - Azazel gorliwie pokiwa gow.
Kiedy przejcie znikno, a w pokoju znowu zapad pmrok, Beleth
zapyta:
- Naprawd sprbujemy uwolni Wiki?
- Ale skd. Chciaem tylko si go pozby. Strasznie upierdliwy,
nie?
Beleth nie odpowiedzia. Azazel jednak nie mg podarowa sobie
tak wspaniaego momentu. Musia mu dokuczy.
- Nie sdzisz, e jest w tym jaka ironia? Chciae zabi Piotra za to,
e jest z Wiktori, wtedy, kiedy ju z ni nie by. Gdyby nie to, e nie
wierz w takie rzeczy, to powiedziabym, e najwyraniej ci

pokarao.
- Zamknij si.
Podstpny diabe nie posucha rady i zacz chichota.
- To... co teraz zrobisz? rzucisz si ze skay z rozpaczy?
- Najpierw oprni twj barek. Skay poszukam pniej...

8
Tej nocy nie zmruyam oka. Cay czas wydawao mi si, e kto
siedzi pod moimi drzwiami i nasuchuje. Specjalnie szeleciam
kocem i od czasu do czasu stawaam na nierwnej klepce, ktra
piszczaa pod moim ciarem. Jeeli kto czatowa za cian,
czekajc, a usn, to si nie doczeka.
Rano, niewyspana i za, wybiegam na ulic. Miaam na sobie
zwiewn, krwistoczerwon sukienk na ramiczkach. Nie
zamierzaam upodabnia si do szarych mieszkacw Tartaru. Nie
byam jedn z nich.
Z nienawici spojrzaam na kamienic, w ktrej spdziam noc.
Najchtniej zburzyabym j pstrykniciem palcw, nie patrzc, czy
mieszkacy zdyli umkn z budynku. Zamiast tego zmieniam
kolor fasad i dachu. Mieszkaam teraz w tczowym budynku, ktry
a ku w oczy jaskrawymi barwami. Miaam nadziej, e wyposz
one jego szalonych mieszkacw.
Ruszyam w d ulicy, kierujc si w stron Styksu. Zamierzaam
podj prb przekroczenia rzeki. Moe u jej rde rzeczywicie
bya magiczna brama prowadzca na Ziemi lub do jakichkolwiek
zawiatw? Nieliczni przechodnie przygldali mi si zazdronie.
Ktem oka zauwayam przygarbion staruszk, ktra sza za mn w
bezpiecznej odlegoci. Odwrciam si. Zasyczaa niczym wcieky
kot i skrya si w mroku pomidzy budynkami. Zdyam zauway,
e nie miaa jednego oka, a jej prawie ys gow krya granatowa
chustka.
Kobieta bya w Tartarze jedyn osob, poza rzdzcymi, ktra miaa
na sobie jaki kolor. Mimo to nie zaprztaam sobie ni myli. Teraz
liczya si tylko moja ucieczka. Miaam nadziej, e nie zgin mamie,
jak przestrzegaa tablica przed nabijanymi wiekami drzwiami do
pieczary, w ktrej pyn Styks.
Weszam do rodka. Wszystko wygldao tak jak wczoraj. Maa
przysta, cichy szum niewielkich fal. Przy brzegu koysaa si
zacumowana deczka. Zupenie jakby miaa zachca miakw do
wypynicia na wody Styksu. Rozejrzaam si, czy nigdzie w pobliu
nie wida Charona.
Ominam dk. Nie miaam zamiaru da si pore topielcom,
wic nie chciaam z niej korzysta.
Zamknam oczy i intensywnie pomylaam o skrzydach. Ju kiedy

je sobie stworzyam. Teraz wydawao mi si, e to byo wieki temu.


Tak dawno musiaam stawi czoo zemu anioowi Moroniemu i
odebra mu manuskrypt henochiaski, ktry mia mu da moc
Boga. Popsuam mu szyki, kiedy sprawiam, e boskie siy spyny
na mnie.
Biae lotki wysuway si powoli z moich plecw w miejscu, ktrego
nie zasaniaa sukienka. Po chwili mogam swobodnie rozkada i
skada olbrzymie skrzyda zdolne unie mnie w powietrzu.
Uderzyam nimi ciko. Wiatr zmarszczy powierzchni wody, gdy
przemknam nad ni, nawet nie moczc stp. Sukienka zaopotaa.
Wycignam rce i poleciaam w gr rzeki.
W dole widziaam spokojne wody Styksu. Co chwil jaki zamazany
ksztat przesuwa si pod powierzchni. Ja jednak byam poza
zasigiem zbw topielcw. Zgrabnie zdoaam pokona przeszkod
numer jeden. Wiatr podwia mi sukienk do gry. Jedyne, co mogy
robi wodne potwory, to gapi si z dou na moje majtki.
Zadowolona z siebie przyspieszyam.
Nagle zatrzymaam si w powietrzu. Co to ma by?!
Przede mn rzeka dzielia si na trzy odnogi. Kiedy pynam w d z
prdem odzi Charona, nie zauwayam adnego odgazienia. Za to
teraz miaam przed sob trzy moliwoci.
Przed kad z odng staa tablica. Podleciaam bliej do jednej z
nich i przeczytaam: Europa, Hiszpania". Skierowaam si do
drugiej. Azja, Chiny". Ostatnia miaa napis: Afryka, Etiopia".
Zbita z tropu skierowaam si w jedn z rzeczek i odwrciam. Z tej
perspektywy nie byo wida dopyww. Skalne, monotonne ciany
daway perfekcyjne zudzenie optyczne, e pynie si cay czas
jednym korytem.
Zaklam szpetnie pod nosem. Nie miaam pojcia, ktrym tunelem
wczeniej pynam. Nie miaam moliwoci zobaczenia tablicy z
nazw. Poza tym nie sdziam, e Styks to labirynt.
Wrciam do rozwidlenia. Gdzie mam si kierowa? Nazwy tuneli
niewiele mi pomagay.
Postanowiam powierzy ten lot utowi szczcia. Wleciaam w
pierwszy z prawej. Jednak nie napodrowaam si nim zbyt dugo.
Po chwili znowu dotaram do miejsca, w ktrym Styks dzieli si na
trzy czci.
- No cholera - jknam.
Afryka, Kenia", Afryka, Uganda", Afryka, Sudan".

Wiedziaam, e trzeba byo wybra Azj...


Ponownie wleciaam do pierwszego tunelu z prawej. Kierunek
Sudan. Postanowiam cay czas wybiera tylko prawy korytarz. Nagle
rzeka si zwzia. Poszarpany brzeg znaczyy gbokie odciski
monstrualnie wielkich ap pupilka Charona. Gdzie w pobliu
znajdowa si Cerber, straszny trjgowy pies. Podleciaam bliej do
ladw. Odcisk mia okoo metra rednicy. Nie twierdziam, jakim
cudem tak wielki pies mg zmieci si w jaskini.
Na wszelki wypadek wzbiam si w powietrzu tu pod sufit.
Jakich przeszkd poza labiryntem i mitologicznym psem mogam si
spodziewa? Gorczkowo usiowaam przypomnie sobie wszystko,
co pamitam z historii i jzyka polskiego. Czytaam Mitologi
Parandowskiego. Tylko co w niej byo?
Zamylona wleciaam do kolejnego tunelu.
I stanam oko w oko z... no c... okiem. tym, jeli mam by
dokadna. renica zwzia si, a powieki okolone krtkimi czarnymi
rzsami zmruyy si. Pies odsun ode mnie wilcz gow, eby
lepiej mnie widzie.
Z garda Cerbera wydoby si guchy warkot. Z niepokojem
zauwayam, e idealnie pasowaam do rozmiarw pyska. Byam w
sam raz na ma przegryzk.
- Dooobry piesek - gos zatrzs mi si niebezpiecznie, a warkot si
pogbi.
Wtem zza gowy, ktr miaam naprzeciwko, wychyna kolejna.
Tym razem przypominajca pudla. Brakowao tylko rowych
wsteczek i spinek...
Zbaraniaam. To nie wszystko. Od dou niemiao wysun si
ostatni eb. A raczej epek. linic si niemiosiernie, poera mnie
wzrokiem ratlerek o wyupiastych oczach...
Ja rozumiem, e Charon nie potrafi si zdecydowa, ktr ras lubi
najbardziej. Niemniej przesadzi. Bardzo przesadzi. Skrzywdzi to
biedne zwierz niemiosiernie.
- Jestecie godne? - gos znowu mi si zaama. Wilcza morda nie
przestawaa warcze. Zdecydowanie byam za maa na przeksk dla
olbrzymiego burka. Klasnam w donie. Pomidzy mn a psem
zmaterializowa si ogromny kawa micha, znacznie przewyszajcy
mnie wielkoci. Idealny dla Cerbera. Zachcajco plasn o ziemi
tu przed jego apami.
Pies niechtnie obwcha miso, po czym natychmiast wrci do

mnie spojrzeniem trzech wygodniaych par oczu.


Hm... niesmaczne?
Przypomniaam sobie, w jakich przysmakach gustowa pies ssiadki.
Pstryknam palcami. Miso natychmiast si zepsuo. Znikd
zleciay si roje much.
Cerber zapiszcza ucieszony i rzuci si na padlin. Puszysty ogon,
tym razem poyczony niewtpliwie od husky, merda jak szalony.
- Smacznego, cierwiaku - pokrciam gow.
Smrd misa dolecia do mojego nosa. Powstrzymujc wymioty,
zawrciam. Nie miaam pewnoci, czy trj gowy pies nie uzna, e
po jedzeniu warto pobawi si z latajcym ptaszkiem...
Wleciaam w rodkowy tunel. Byo w nim ciemniej ni w
poprzednim. By take znacznie wyszy.
Zwolniam. Miaam ze przeczucie, e co czai si w mroku tu pod
sklepieniem.
- Halo? - zawoaam, ale odpowiedziao mi tylko echo.
Przeleciaam jeszcze kilka metrw. Na moj gow posypay si
drobne kamyczki. Szybko spojrzaam na skryty w ciemnociach sufit.
- Jest tam kto? - zapytaam znacznie ciszej, majc nadziej, e nikt i
nic mi nie odpowie.
Gdzie w tunelu co skrobno o cian. Do rzeki wpady mae
kamienie. Postanowiam nie sprawdza, co czai si obok mnie.
Zamachaam gwatownie skrzydami i zaczam ucieka tam, skd
przyleciaam.
Za mn co zaskrzeczao przeraliwie.
- Kooobieta - zawy wysoki gos.
- Koooobieta - zawtroway mu kolejne. Zaryzykowaam i
zerknam przez rami. Prosto na mnie, zatrwaajco szybko leciay
dziwne monstra. P kobiety, pptaki. Mitologiczne harpie. Chocia
mogy by te syrenami. Nigdy nie rozumiaam, dlaczego wedug
Grekw syreny nie miay rybich ogonw.
Z gw zamiast wosw sterczay im irokezy z kolorowych pir. Do
pasa wyglday ludzko, niej za przypominay drapiene ptaki o
bardzo ostrych pazurach. Ich mae piersi nie byy niczym osonite.
Pikoway na mnie z ciemnoci, wycigajc rce i nogi.
Zamachaam gwatowniej skrzydami. Musiaam im uciec. Nie
wyglday na przyjanie nastawione. W penym pdzie wyskoczyam
z ciemnego tunelu, kierujc si w d rzeki.
Jedna z harpii dogonia mnie. Zapaa doni o bardzo dugich

paznokciach za nog. Szarpnam, eby si jej wyrwa, i poczuam


bl. Przeorana pazurami skra zapieka ogniem. Jak nic dostan
tca czy innej cholery.
Kolejna szarpna za moje prawe skrzydo. Pomimo e byo
wyczarowane, zabolao jak diabli.
Krzyknam i opadam par metrw w d. Wyhamowaam tu nad
lustrem wody. Na olep strzeliam za plecy pomieniami. Kilka
przeraonych lub zranionych harpii zaskrzeczao.
Leciaam tak szybko, jak nigdy wczeniej. Szybciej ni wtedy, kiedy
goni mnie anio Moroni.
Dopiero po duszej chwili zorientowaam si, e nie widz harpii.
Za mn by tylko pusty tunel. Tak si zagapiam, e nie
spostrzegam, e znacznie obniyam lot. Niespodziewanie walnam
o ziemi w tumanie piasku, kiecka zakrya mi gow.
Doleciaam do przystani i drzwi prowadzcych do Tartaru.
Dotknam twarzy. Bya mokra od ez. Nie zauwayam, e zaczam
paka. Podarta sukienka ubrudzia si od wilgotnego piasku, pira
nasiky krwi. Odsoniam ydk. Byy na niej cztery dugie,
podbiegnite krwi zadrapania.
Nie udao mi si! A tak dobrze mi szo! Przeklte harpie!
- Czyby poraka? - zapyta za mn cichy gos. Wrzasnam na cae
gardo, przestraszona, i odwrciam si szybko.
Obok mnie sta Hitler w swoim szarym mundurze.
- Niech mnie pan nie straszy - wydusiam.
Jestem prna. Wiem. Usunam skrzyda, lady piachu z sukienki i
zadrapania. Znowu byam pikna. Mczyzna wybauszy na mnie
oczy.
Zaraz... Po jak choler ja si chc przypodoba byemu kanclerzowi
Rzeszy? Przez to bycie diablic, niedosz anielic ju kompletnie
wariuj. Niedugo zaczn si zachowywa tak jak Beleth. Bd si
staraa oczarowa wszystkich dookoa.
- Przepraszam. - Hitler wcale nie wyglda na skruszonego. - I
gratuluj pomysu.
Spojrzaam na niego zaskoczona.
- Skrzyda - podpowiedzia. - Inni miakowie uywali dki i ginli
tu za zakrtem, zapani przez topielcw.
- Oni nie mieli mocy - odparam gorzko.
- Fakt. - Chocia sta wyprostowany jak struna, i tak byam wysza
od niego.

Pogadzi wsik.
-Widz, e panience bardzo zaley na powrocie do innych zawiatw.
- Niesamowite. Jakim cudem si pan domyli? - zakpiam. W
odpowiedzi tylko si zamia.
- Panno Wiktorio, prosz si tak nie unosi. Ja tylko chc pomc.
Wiem, w jaki sposb moe pani wrci do swojego wiata...

9
Tymczasem na Ziemi...
- Czy ty do reszty zgupia?! - warkn Azazel, rzucajc butelk w
cian.
Biae szko razem z drogim koniakiem rozpryso si po liwkowej
tapecie wycieajcej gabinet podstpnego diaba w Kuszeniu Ewy.
Brzydkie zacieki wyglday na niemoliwe do usunicia.
Dramatyczny gest Azazela nie ruszy z miejsca Beletha, ktry lea w
swobodnej pozie na jednej z kanap. Przeciga si lekcewaco.
- A masz jaki inny pomys? - zapyta kpico. - Poza tym sam to
wczoraj zaproponowae Piotrowi.
- Na pewno nie zaproponowaem mu pjcia do Gabriela z prob o
pomoc - wycedzi.
- Powtrz pytanie. Masz inny pomys?
Azazelowi zabrako jzyka w gbie. Mia ju do dyskusji z
Belethem. Do niczego nie prowadziy.
- Musi by inne wyjcie. Sam co wymyl! Jeste inteligentny czy
nie?! -warkn rozwcieczony.
te oczy zwziy si. Przystojny diabe zerwa si na rwne nogi.
- Nic nie wymyliem, ale jeeli wiesz, jak mgbym j stamtd
wydosta, to mi zdrad. Ja nie znalazem.
- Nie mam zielonego pojcia, jak mgby wydosta Wiktori z
Tartaru -Azazel si naburmuszy.
Uwaa, e jego przyjaciel robi niewyobraalne gupstwo. Ryzykowa
swoj posad i dopiero co odzyskane skrzyda. Co prawda mg
dziki nim podrowa po Arkadii jedynie przez kolejne
siedemdziesit siedem lat, wycignicie Wiktorii z kopotw nie byo
jednak warte utraty tego przywileju.
W kadym razie nie byo tego warte w mniemaniu Azazela.
- Id do Gabriela - owiadczy Beleth. - Powiem mu, co zrobiem. Na
pewno wymyli, jak wycign Wiki.
- Nie! - Azazel trzasn pici w biurko. - Nikt nie wie o tym, co
zrobie. Nikt nie zauway, e Wiktoria Biankowska znikna z
diabelskich i anielskich ewidencji. To jeden z najznakomitszych
przekrtw i jedno z najlepszych oszustw tego milenium! Nie
pozwol ci tego zniszczy. Nie pozwol, eby zniszczy samego
siebie!
- Nie masz nic do gadania...

- Owszem mam. Przesta wini si za to, e zmara Wiktoria, a nie


Piotr! To by zwyky wypadek przy pracy. Kademu si zdarza.
Kolejne butelki zatrzsy si niebezpiecznie, kiedy rbn pici o
blat biurka. Beleth posa mu powoli znudzone spojrzenie.
- Przysigam na nasz przyja, e nie wyznam nawet przed sdem,
e mi pomagae. Wezm ca win na siebie. Zadowolony?
- Aaa... - Azazel uspokoi si, a butelki przestay dre. - To w takim
razie moesz i. Nie ma sprawy. To naprawd poruszajce, e dla
mioci chcesz powici siebie samego.
Beleth zamia si pod nosem.
- O ty kamliwy sukin...
- Szszsz... - upomnia go Azazel. - Mio mi, e tak ciepo o mnie
mwisz, ale odkd mamy skrzyda, to lepiej nikomu nie podpada.
Zwaszcza Jemu...
Przystojny diabe poprawi guziki koszuli i pstrykniciem palcw
uoy wosy. Wesoy bysk w oku pasowa do lekko kpicego
umiechu. Dawny Beleth wrci.
- Mimo wszystko radzibym pj do Szatana - owiadczy Azazel,
ruchem doni likwidujc zacieki na cianie.
- Do Lucka? - Do z kluczem oplecionym srebrnym wem
zatrzymaa si w powietrzu. - Dlaczego?
- Krtko mwic, Lucek ma oglnie wszystko w dupie, a zwaszcza
nas. Sdz, e syszc o twoim wybryku, moe si nawet ucieszy, e
pozby si kopotu, czyli Wiki.
- Tym bardziej nie bdzie chcia mi pomc.
- Jeli nie bdzie chcia pomc, to go postraszysz, e powiesz
Gabrielowi. Lucek si wkurzy, e znowu bdzie si musia tumaczy
przed Archanioem z poczyna swoich poddanych, i pomoe ci.
Beleth umiechn si szeroko.
- Masz racj! Dziki!
Przekrci wprowadzony w cian klucz sze razy. Z rozmachem
otworzy drzwi i pewnym krokiem wszed do sekretariatu Szatana.
- A w kadym razie mam nadziej, e ci pomoe, bo inaczej napytasz
sobie biedy, mj drogi - dokoczy Azazel, kiedy przejcie znikno i
przystojny diabe nie mg go ju usysze. Zerkn na rozbity koniak
i szereg pustych butelek w pobliu kanapy Beletha. Powesela. - Za to
ja sporo wtedy oszczdz na drogim alkoholu.
Otworzy szuflad biurka i wyj z niej pk zi. Powcha je. Jego
wzrok zaszkli si.

- Achhhh... lubczyk... - westchn z uwielbieniem.


***
Belfegor, sekretarz Szatana oraz jedyny diabe transwestyta,
zawzicie piowa paznokcie, zerkajc spod czarnych, umalowanych
grubo tuszem rzs na czekajcego przed wind Beletha.
Opar gow na doni i powiedzia wysokim gosem:
- Jestem pewien, e szef zaraz ci przyjmie. Na pewno nie bdziesz
dugo czeka.
Diabe w odpowiedzi kiwn nieprzytomnie gow i przeczesa doni
wosy. Pomimo caej buczucznoci i energii obawia si reakcji
Szatana. Nigdy nie mona by do koca pewnym, jak zachowa si
wadca Piekie.
Belfegor zaoy nog na nog i westchn bezgonie, przygryzajc
uszminkowan warg. Ale ten Beleth by liczny. Mgby go
schrupa na miejscu. Z butami.
Demonicznej sekretarce podoba si kiedy Azazel, jednak nie okaza
si godny uczu delikatnego Belfegora.
Poprawiajcy nerwowo wosy diabe mia jeszcze jedn zalet. By
wolny.
Drzwi windy otworzyy si z cichym wistem. Lucyfer piastujcy
stanowisko Szatana by gotowy, by przyj diaba na audiencj.
- Powodzenia, przystojniaku. - Belfegor pomacha Belethowi na
poegnanie.
Wadca Piekie siedzia rozparty w czarnym skrzanym fotelu
obrotowym, bezmylnie klikajc myszk komputera. Beleth
westchn z alu i tsknoty. Chciaby by na jego miejscu. Kiedy
wamywa si tutaj wieki temu z Wiktori, usiad na chwil w fotelu
Szatana. By naprawd wygodny.
Lucyfer podnis wzrok. Do jego gabinetu wszed diabe Beleth. Nie
przepada za nim. Razem z Azazelem wielokrotnie doprowadzali go
do paczu, chocia nigdy nikomu si do tego nie przyzna. Chwile
saboci lepiej zostawia w tajemnicy. Zwaszcza kiedy jest si
najpotniejszym diabem w caym Piekle, gwnym adwersarzem
dobra. Inni mieszkacy Niszej Arkadii zrobiliby z niego
pomiewisko na cae Podziemie, gdyby dowiedzieli si, e pisze
ckliwe wiersze i kocha kwiaty. Zwaszcza konwalie.
- Czego chcesz? - wycedzi.
Nie zaproponowa gociowi, by usiad. Beleth nie by zaproszony.
Wymusi na Belfegorze wepchnicie go w zapeniony do maksimum

kalendarz Szatana. Lucek nigdy nie potrafi odmwi sekretarce.


Zgodzi si na t niezaplanowan audiencj tylko ze wzgldu na
sympati do podwadnego.
Wadca Piekie nie wyobraa sobie, co by si stao, gdyby Belfegor
postanowi zrezygnowa z pracy. Nikt nie potrafi robi takiej
herbaty jak on.
- Mam pewien problem - stwierdzi Beleth. - A raczej my wszyscy
mamy pewien problem.
Blondwosy Lucyfer lekko poblad. Jego pier ukryta pod bia
koszul z szerokim abotem zacza porusza si w rytm nerwowego
oddechu.
- Co znowu zrobi Azazel ? - zapyta gucho.
- Nie, Azazel nic nie zrobi. - Beleth szybko pokrci gow.
- Nic? - upewni si Lucek.
- Zupenie nic - potwierdzi. - To raczej ja narobiem troch
kopotw.
Szatan odpry si. Jeeli Azazel rzeczywicie nie macza w tym
swoich podstpnych, mierdzcych kamstwem palcw, to na pewno
nie mogo to by nic strasznego.
- Co zrobie? Nie martw si, pomog ci - zaproponowa
dobrodusznie.
- Zabiem Wiktori podczas prby morderstwa Piotra i wysaem j
niechccy do Tartaru.
Spokojny umiech na twarzy Lucyfera sta. Mrugn kilka razy,
zanim odezwa si drewnianym gosem:
- Przepraszam, ale chyba nie dosyszaem. Co ty wanie zrobie?
- Zabiem Wiktori. Na mier.
Lucyfer poczu pod powiekami zy. Na ekranie komputera, na
ktrym przed chwil ukada pasjansa, pojawi si wygaszacz.
Fotomonta przedstawiajcy Lucyfera przytulajcego Angelin Jolie.
Nawet ulubiony obrazek nie potrafi poprawi mu teraz nastroju.
- Co prosz...? - wyduka.
- Zabiem...
- Syszaem, imbecylu! ! ! - Lucyfer wrzasn piskliwie.
Sze piter niej Belfegor podskoczy metr do gry przestraszony
nagym i bardzo gonym atakiem szau swojego szefa. Pokiwa
gow. eby poprawi mu nastrj, na podwieczorek bdzie musia
poda ciasto czekoladowe z polew adwokatow. Z t myl wrci
do swoich zaj.

Szatan odchrzkn zakopotany. Czasami, kiedy bardzo si


zdenerwowa, gos podnosi mu si niespodziewanie o kilka
dwikw w gr.
Albo o kilkanacie...
Beleth zapobiegawczo pochyli gow w penej skruchy pozie. Liczy,
e wzbudzi tym lito Lucyfera.
- Obiecae, e mi pomoesz - mrukn cicho.
- Na cae moje szczcie jestem cholernym Szatanem i mog zmieni
moje cholerne zdanie!
Przypominajc sobie dobr rad Azazela, Beleth odetchn i
powiedzia:
- Zastanawiaem si, czy nie zgosi si z moim... problemem do
Gabriela, ale postanowiem zwrci si do ciebie. Prosz o pomoc,
Szatanie.
- Ty cholerny, zadufany w sobie niewdziczniku - wycedzi wadca.
-Mylisz, e masz mnie w kieszeni?! Mylisz, e przestrasz si tej
ukrytej groby?! Ju ty mnie, dupku, popamitasz!
Niewysoki Lucyfer zerwa si ze swojego krzesa i podszed do
ciany. Odchyli wiszcy na niej obraz, Ostatni Wieczerz Leonarda
da Vinci. Za nim, ukryty pod przezroczyst klapk, znajdowa si
spory czerwony przycisk. Tu nad nim wisiaa tabliczka z napisem:
Uywa tylko w nagej potrzebie, o ktrej nie mwi artyku 7".
Artyku sidmy, siedemdziesiciosiedmiostronicowy dokument
lecy gboko w dolnej szufladzie, by wykazem najrniejszych
zdarze, takich jak pojawienie si czarnej dziury w miejscu
publicznym", ujawnienie tosamoci diaba w towarzystwie
miertelnika" czy zamieszki w Piekle". Z ca pewnoci nie byo
tam pozycji zabicie na mier". Lucyfer odsun szybk i z
satysfakcj wcisn guzik. W tym samym momencie wydarzyy si
dwie rzeczy.
Pierwsz by stukot za plecami Beletha. Przestraszony diabe
odwrci si przekonany, e guzik umoliwia Lucyferowi szybk
eliminacj nieposusznego podwadnego. Pomyli si jednak. Wysoki
drewniany krzy noszcy na sobie lady gwodzi i krwi, jeden z
licznych historycznych eksponatw w prywatnym muzeum Szatana,
drgn. Nagromadzony przez wieki kurz opad na podog, kiedy
krzy razem ze cian przesun si, odsaniajc ukryte za nim drzwi
windy.
Wywietlacz nad srebrnymi skrzydami oy. Najpierw zrobi si cay

niebieski, a nastpnie wywietli napis: Niebo".


- To winda ekspresowa - wyjani gorzko Lucyfer i z powrotem
zasiad na swoim fotelu.
W tej samej chwili, maa czerwona lampka zapalia si na biurku
pewnego putta, ktry w tym tygodniu peni dyur w Pokoju
Alarmowym. Pulchny czowieczek podskoczy zadziwiony. Sodkie
blond loczki opady mu na oczy, a najnowszy numer Playboya"
zsun si na podog. Obok lampki staa dopiero co napoczta
butelka whisky i pusta szklanka. Putto poczeka chwil, ale lampka
bya nieubagana. Nie chciaa zgasn. Poprawi zsuwajce si
majteczki i pogna na swoich krtkich nkach w poszukiwaniu
Archanioa Gabriela. Sprawa bya powana i niecierpica zwoki.
Ostatni raz lampka zawiecia si podczas wielkiego wymierania
dinozaurw.
Lucyfer i Beleth nie czekali dugo. Po kilkudziesiciu sekundach
ciany zaczy dre, a dobiegajce zza drzwi windy metaliczne
wibracje wci narastay. Nagle rozleg si gony huk, drzwi
otworzyy si ze zgrzytem, a ze rodka buchn tuman kurzu. Gono
kaszlc, z wntrza wiekowego urzdzenia wytoczy si Gabriel. Mia
na sobie poplamion szat oraz tylko jeden sanda. Na drug stop
woy dziuraw skarpetk.
- Co si...? - nie zdoa dokoczy, bo zanis si spazmatycznym
kaszlem.
- Gabry, jeste ucielenieniem anielskiego wadcy - zakpi Szatan.
Archanio otrzepa szat i spojrza na niego ponuro zazawionymi
oczami.
- Wybiegem tak jak staem - wytumaczy si. - Moesz mi
wyjani, co si dzieje? Jaki Armagedon tym razem szykuj twoi
podwadni?
Lucyfer si zaczerwieni.
- Beleth zabi Wiktori - wymamrota.
Gabriel pstrykniciem palcw stworzy sobie biae proste krzeso
obok obrotowego fotela Szatana. Nie sdzi, e wadca Piekie bdzie
tak miy i zaproponuje mu miejsce do siedzenia.
- Jak to zabi Wiktori? - zdziwi si, a kiedy zda sobie spraw z
tego, co przed chwil usysza, jego spojrzenie stao. Odwrci si
do Lucka. Jego orzechowe oczy zalniy ledwo skrywan zoci. Chcesz mi zakomunikowa, e Wiktoria trafia do Pieka i zostanie
diablic? - wycedzi.

- Nie, mj drogi - w gosie Lucyfera pobrzmiewaa furia. - Wiktoria


nie trafia do Pieka.
Gabriel posa pytajce spojrzenie Belethowi.
- Jak to? Przecie nie trafia do Nieba. Pamitabym o tym. Moje
putta musiayby mnie o tym poinformowa. Nie przegapibym
czego takiego.
-I tu pies pogrzebany - warkn Lucek. - Nasz kochany Beleth
wpakowa Wiktori do Tartaru.
Archanio zamruga. Przez chwil milcza, wpatrujc si pustym
wzrokiem w skruszonego diaba, ktry pod ciarem tego spojrzenia
momentalnie zmala.
- Jak to, do jasnej cholery, do Tartaru?!
- Gabriel grzmotn pici o biurko.
Lucek i Beleth wytrzeszczyli oczy. Jeszcze nie widzieli Archanioa
rozwcieczonego. Ba, nie syszeli, eby publicznie przeklina.
- To twj pomys, Lucyferze? - furia Gabriela skierowaa si na
wadc Piekie. - Kolejny sposb na to, eby pozbawi mnie
pracownicy, na ktrej mi zaley? Musisz psu wszystko, co sobie
postanowi?!
- W adnym wypadku. - Lucyfer wycign donie przed siebie w
obronnym gecie. - Nie miaem o tym pojcia, przysigam. To bya
samowolka Beletha. Podejrzewam, e Azazel te macza w tym palce.
- Nie - zaprotestowa szybko diabe. - Azazel mi nie pomaga. To by
mj pomys. Chciaem usun Piotra z ycia Wiktorii, ale ona si w
to wmieszaa i przypadkiem zgina. Azazel nawet nie podsun mi
tego pomysu. Wiki na pewno jest w niebezpieczestwie i si boi.
Musimy j ratowa.
Cisza, ktra zapada w gabinecie, bya tak cika, e spokojnie
daoby si j kroi noem.
- Ratowa? - wycedzi Szatan. - Czy ty zwariowa? Ona trafia do
Tartaru. Stamtd nie mona nikogo wyswobodzi. Tam si wysya
ludzi, jak si chce, eby nikt ich nie mg uratowa. Prawda,
Gabrielu?
- W rzeczy samej. - Archanio pokiwa gow.
Beleth zagryz mocno zby. Nie podejrzewa, e sprawy przyjm taki
obrt. Najwyraniej zamiast pomc Wiktorii, sam wpakowa si w
kopoty. On jeszcze to przeyje, ale kto teraz pomoe Wiki? Na
Azazela nie mg liczy. Moe Piotr gdzie zainterweniuje, kiedy si
dowie, e diaby go oszukay. Czy jednak zwyky miertelnik ma w

ogle prawo gosu? Chyba nawet Iskra Boa mu tego nie zapewniaa.
A w kadym razie nie zapewniaa mu niezbdnych sprzymierzecw.
- Nic nie zrobicie? - zapyta. - Nie moemy jej tam zostawi.
Szatan opar si mocno na oparciu i zapar rkami o biurko,
zupenie jakby chcia znale si jak najdalej od caej tej sprawy.
- Ja si do niczego nie bd miesza - oznajmi. - Diabom i anioom
nie wolno nawet zbliy si do Tartaru. Zamierzam zastosowa si
do tej zasady.
- Ale musi przecie by jaki sposb. Na pewno go znacie. Musicie
go zna. To wy wadacie zawiatami - zaoponowa Beleth.
Archanio i Lucyfer spojrzeli po sobie zakopotani.
- Nasza moc nie siga Tartaru. - Gabriel pokrci gow. - Nie
wiemy, jak on wyglda. Nie wiemy, kto sprawuje w nim wadz, o ile
ktokolwiek j tam sprawuje. Nie potrafimy ci nawet powiedzie, co
dzieje si z Wiktori. Musisz zrozumie, e to nie od nas zaley. Tak
jest skonstruowany wiat.
- Wanie. Tartar to nie nasze terytorium i nie nasza sprawa mrukn Szatan.
- Czyli nic nie zamierzacie zrobi? - Beleth si zdenerwowa. Zostawicie j na pastw losu? Przecie obu wam tak na niej podobno
zaley. Kady z was chcia j zatrudni jako najlepsz pracownic
pod socem. Nic nie zrobicie?
Nie mg w to uwierzy. Obaj umywali rce. Nie chcieli mie z tym
nic wsplnego. Niewyobraalne!
- Ale zrobimy. - Twarde spojrzenie Szatana wbio si w diaba.
Gabriel pokiwa gow i westchn zasmucony.
- Musimy ukara ci za niesubordynacj... - dokoczy.

10
Przede mn sta Hitler. Jego oczka mruyy si chytrze, a na twarzy
panoszy si nieszczery umiech.
Na pewno chcia czego w zamian. Nie wyzna mi przecie za darmo,
jak mog si std wydosta. W Tartarze nikt nikomu nie wywiadcza
bezinteresownych przysug.
- Sucham - powiedziaam ostronie.
- Och, nie moemy rozmawia w takim miejscu. - Rozejrza si
niespokojnie dookoa, chocia ywej czy nieywej duszy nie byo w
pobliu. -Zapraszam do mojego skromnego domu.
Teraz ja zmiadyam go spojrzeniem. Unis do gry obie rce w
obronnym gecie.
- Spokojnie. Wiem, e jeli tylko sprbuj ci skrzywdzi,
pstrykniciem palcw zamienisz mnie w obok pary.
- Albo w co gorszego - mruknam ponurym gosem. Nie straci
werwy. Wskaza mi drzwi.
- To jak? Idziemy?
Wyszlimy na ulic. Wygldaa identycznie jak rano. Mimo e
upyny godziny, owietlenie si nie zmienio. Wci panowa szary
dzie. Krysztay na sklepieniu jaskini nawet nie usioway imitowa
promieni soca.
Nieliczni przechodnie umykali z gwnej ulicy, ktr
przemierzalimy spacerowym krokiem.
- Chyba si boj fhrera - zauwayam.
- Mnie?
A moe rzeczywicie to na mnie zerkali z niepokojem?
Przemalowanie budynku chyba nie przynioso mi dobrej sawy w
szalonym spoeczestwie Tartaru.
Dom Hitlera okaza si kolejn ponur kamienic, tyle e Adolf by
jej jedynym mieszkacem.
Zaprosi mnie do surowo umeblowanego salonu, znajdujcego si na
pitrze. Poza nim w budynku byo raptem jeszcze tylko pi
pomieszcze. Skromny metra nie odbiera jednak byemu
kanclerzowi Niemiec animuszu.
Usiadam na zniszczonym fotelu. Plusz by wytarty, a gbka
wypeniacza ubita. Mebel sta tu od bardzo, bardzo dawna.
- Moe miaaby ochot na herbat albo kaw? - zaproponowa,
usiujc gra rol dobrego gospodarza. - Mam te alkohol, jeeli

takie bdzie twoje yczenie.


- Herbat - odparam.
Hitler otworzy drzwi na korytarz, wysun gow i rykn na cae
gardo:
- HERBATA! ! ! DWA RAZY! ! !
Posaam mu zaskoczone spojrzenie, gdy usiad obok mnie. Lekko
zmieszany wyjani:
- Moja gospodyni jest odrobin przygucha. Niemniej znakomicie
si sprawdza. Do Tartaru trafia za mordowanie dzieci po lasach.
Chyba trua je czym. Nie pamitam dokadnie.
Z mieszanymi uczuciami spojrzaam na obtuczony dzbanek do
herbaty, ktry po chwili przyniosa. Filianki nie byy w lepszym
stanie.
Starsza kobiecina z powykrcanymi artretyzmem domi spojrzaa
na mnie ponuro. Gbokie zmarszczki znaczyy jej zapadnite
policzki. Kiedy posaa mi co na ksztat umiechu, zauwayam, e
brakowao jej sporej czci zbw, a te, ktre jakim cudem si
ostay, byy spiowane na ksztat wilczych kw.
Mieszkacy Tartaru nie mogli si odmadza lub postarza. Musieli
spdzi wieczno w postaci, w jakiej spotka ich koniec. Zamknicie
w zniszczonym, niedonym ciele do koca wiata to straszna kara,
ktrej nie musiano cierpie w Niebie czy nawet w tak le
postrzeganym przez yjcych Piekle.
- Pozwl, e nalej - pospieszy Adolf, gdy tylko za staruch
zamkny si drzwi.
Przysun do mnie pen filiank. Zerknam do rodka. Herbata
bya przezroczysta. Czystego pynu nie mci nawet malutki cie
esencji.
- Jest pan pewien, e to herbata? - zapytaam. - Chyba jeszcze nie
nacigna. Odchrzkn.
- Nie mamy herbaty. W Tartarze nie ronie - wyjani. - Ale jeeli
wystarczajco dugo bdziesz wyobraa sobie, e to herbata, to
zarczam, e zacznie ci tak smakowa. Sia perswazji zawsze dziaa.
Powcha swoj filiank i siorbn gono.
- Ach, zielona. Moja ulubiona - westchn z zachwytem. Zbita z
tropu odstawiam nietknity napj. Czas ucieka z tego domu
wariatw. Klasnam w donie.
- Chyba bd ju sza - owiadczyam, wstajc.
- Zaczekaj! - krzykn, powaniejc. - Jeszcze nie porozmawialimy.

- Mylaam, e bawi si pan w herbatk u Kapelusznika mruknam, niechtnie wracajc na miejsce.


Nie zrozumia dowcipu. Wpatrywa si we mnie z wciekoci
swoimi maymi czarnymi oczkami. Wosy te mia czarne. Nigdy nie
potrafiam poj, dlaczego wedug niego to blondyni o niebieskich
tczwkach mieli by wybran ras i idealnymi Niemcami. Jemu
samemu daleko byo do tego ideau.
- Mielimy porozmawia o tym, w jaki sposb bdziesz moga
wrci na Ziemi lub do innych zawiatw - przypomnia mi.
Zaoyam nog na nog i wziam do rki filiank.
- Sucham uwanie.
Zbliajc filiank do ust, zdaam sobie spraw, e mam wypi
zwyky wrztek. Odstawiam j na st.
- Panno Wiktorio, zanim jednak o tym porozmawiamy, chciabym,
eby pani zrozumiaa, dlaczego chc podzieli si z ni t wiedz.
Wiedziaam, e bdzie jaki haczyk. Pewnie mam mu pomc zdoby
wadz nad wiatem, przywrci go do ycia, wskrzesi Trzeci
Rzesz albo zadziaa w sprawie postpujcej ysinki.
- Zamieniam si w such.
- Moe nim zaczn, wolaaby pani napi si czego innego?
-zaproponowa. - Nawet nie tkna pani herbaty...
- A czy kawa wyglda tutaj tak jak herbata?
- Niestety kawa take nie ronie w Tartarze. Mog jednak
zaproponowa pani wdk, a raczej bimber wasnorcznie pdzony
w piwnicy. Musz bowiem wyjani, e w naszych Podziemiach
rosn wycznie ziemniaki. Moemy zatem produkowa alkohol.
Przynajmniej maj frytki.
- To poprosz - odparam.
Podszed do malutkiego barku za swoimi plecami. Otworzy
drzwiczki i sign do krzywej butelki. Nala mi solidnie do kieliszka.
Menisk wypuky. Zupenie jak na studenckich imprezach. Poczuam
ukucie alu. Chc na tak imprez. Zwyczajn, nudn, z muzyk,
ktrej nie lubi, i co najwaniejsze... z ywymi ludmi. Choby nawet
gupimi.
Przyjam toporne naczynko i podniosam do ust. Zapach mnie
odrzuci, ale mimo wszystko wolaam nie wkurza mojego
gospodarza. Upiam yk. Ogie zapiek mnie w przeyku. Hitler mia
racj. Wdka bya jedynym napojem, ktry udawao si w Tartarze
zrobi porzdnie. Zamyliam si. Jeli nie uda mi si std uciec,

zawsze mog otworzy sklep, w ktrym oferowaabym wytworzone


przez siebie produkty. Mieszkacy Podziemi zabijaliby si o moj
kaw czy herbat.
- Jeeli chodzi o powd, ktry mn kieruje, to jest to oczywicie
ch przecignicia pani na swoj stron. Wiem, e take Kuba
zamierza zaprosi pani na herbat. Jestem rad, e udao mi si
pierwszemu to uczyni.
- Co pan rozumie przez przecignicie mnie na swoj stron"?
- Och, nic takiego. Byoby mi po prostu mio, gdyby pani uwaaa
mnie za swojego przyjaciela i w razie ewentualnego konfliktu stana
za mn, a nie po stronie mojego oponenta. - Siorbn dononie
nieistniejc herbat. - Moe mi si kiedy przyda maa
nadprzyrodzona przysuga.
- Rozumiem - wymamrotaam i zapytaam rzeczowo: - Chce pan
zdoby wadz w Tartarze?
- Od razu wadz - achn si. - Uwaam po prostu, e przydaoby
si tutaj par drobnych zmian, ktre blokuj niestety pewne osoby z
mojego otoczenia. Nie wie pani jeszcze, ale poza nasz trjk wadz
usiuje zdoby kilka osb.
- Tak? - Wychyliam kolejny kieliszek. - A kto?
- Na przykad Kaligula, Dyngis-chan, Stalin, Lenin oraz,
zapewniam pani, wielu, wielu innych.
- Czyli jeli dobrze zrozumiaam, to kiedy kto bdzie chcia pana
zepchn ze stoka, to ja mam mu nie pozwoli?
- Nie jest powiedziane, e akurat o tak pomoc poprosz. Jeli tak,
to bybym wdziczny, gdyby bya pani tak mia...
- I wszystko to za wyjawienie mi sekretu powrotu na Ziemi lub do
dobrych zawiatw?
- Oczywicie. Powiem wszystko, co pani zechce. Bardzo
szczegowo.
Postanowiam przez chwil si z nim potargowa. Co tu
mierdziao i na pewno nie by to bimber.
- A nie oczekuje pan ode mnie zbyt wiele? Mam by pana
ochroniarzem i opowiada si za panem, kiedy tylko pan zechce, za
wyjawienie mi maego sekretu? Jednego sekretu? Jestem pewna, e
Kuba Rozpruwacz take bdzie chcia si nim ze mn podzieli.
Moliwe, e za mniejsz cen.
Hitler poczerwienia.
- Panno Wiktorio, prosz si zastanowi. Przecie bardzo pani

pragnie wrci...
- Zgodz si, jeli w zamian za wyjawienie sekretu pomog panu raz.
Tylko jeden raz, i to tylko wtedy, gdy mnie pan o to poprosi. Nie
rzuc si panu na ratunek, jeli sam pan tego nie zada i nie powie
mi, e czego chce. Rozumie pan, Adolfie? Bdzie musia pan
dokadnie sprecyzowa, e chciaby, eby co si stao.
Hitler zagryz wargi, jednak po chwili umiechn si do mnie
nieszczerze.
- Zgadzam si - owiadczy. - Jednorazowa pomoc w zupenoci mi
wystarczy.
Wspaniale. Z ochroniarza byego fhrera awansowaam na zot
rybk... Nagle do gowy wpada mi pewna myl. Jeli Hitler powie
mi, w jaki sposb mog si std wydosta, to niby jakim cudem
miaabym tu potem zosta i mu pomaga?
Co tu nie pasowao.
- Sekret wyjawi mi pan teraz czy dopiero po udzieleniu pomocy? usilnie szukaam jakiego ukrytego haczyka.
- Oczywicie, e wyjawi go teraz - umiechn si nieszczerze. Jako przyjaciele powinnimy sobie ufa, czy nie?
Zamaram w oczekiwaniu.
- Moe pani podrowa po caym wszechwiecie za pomoc swojej
projekcji astralnej - wyjani krtko i zadowolony z siebie rozsiad
si wygodnie w fotelu.
-H?
- Jako duch. Wymyli to jeden z tybetaskich mnichw, ktry do
nas jakim cudem trafi. To tak zwane wychodzenie z ciaa.
Ciaa? Ciaa?! Czyjego co...?!
- Ale my nie mamy cia... - wycedziam.
- Mimo wszystko wychodzenie dziaa, nie powinnimy narzeka.
-Wzruszy ramionami i siorbn herbaty-wody.
Nie satysfakcjonowao mnie takie rozwizanie. Ja chciaam
wydosta si std na dobre, a nie tylko na chwil. Powiedziaam o
tym Hitlerowi.
- Niestety jest jeszcze jedna saba strona - odpowiedzia. - Jako
projekcje astralne nie posiadamy wczeniej wspomnianego ciaa. Nie
moemy wic porusza przedmiotami ani nie jestemy widzialni dla
nikogo. Nikt nas te nie syszy. Jestemy jednak mobilni, a to bardzo
wygodne.
- Czyli moemy tylko podglda? - prychnam.

Nagle stao si jasne, skd Hitler, Kuba Rozpruwacz i Neron tyle


wiedzieli o Iskrze Boej i o moich kolejnych wpadkach. Po prostu
nikt nie wie, e oni potrafi wkra si wszdzie niezauwaeni.
Zaczerwieniam si. To znaczy, e mogli podglda zawsze. Take w
nocy, za zamknitymi drzwiami sypialni.
- Podgldanie jest brzydkim okreleniem - skrzywi si. - Raczej go
nie uywamy.
- A jakiej nazwy uywacie? Ciche zerknicie? - zakpiam.
- Odwiedziny.
Adolf Hitler podwign si ze swojego miejsca. Min mia
podnios, nie posa mi nawet jednego umiechu. Chyba mia
ochot wysun rk w swoim synnym gecie.
- To jak panno Wiktorio? Idziemy w odwiedziny?
- Dokd? - Take wstaam, zrezygnowana.
Nie opacao si zgadza na jego warunki. Nie powinnam bya tego
robi. W niczym mi nie pomg.
- Niech pani wybierz miejsce. Mnie jest wszystko jedno. Pragn
tylko pokaza pani, jak moemy si przenosi.
By zbyt miy.
- Gabinet Szatana - zasugerowaam.
Szczerze wtpiam, eby udao si nam tam dosta. Taka kwatera
powinna by specjalnie chroniona, wzmocniona jakimi
superzaporami anty szpiegowskimi. Kto jak kto, ale Lucek ma mani
na punkcie ochrony swojego gabinetu i pewnego maego drzewka.
- Nic prostszego. - Umiechn si do mnie nieszczerze. Zapraszam serdecznie za mn.
Podeszlimy do drzwi prowadzcych na korytarz. Byy fhrer posa
mi pene wyszoci spojrzenie.
- Kwatera Szatana! - krzykn.
- Nie tak gono, stoj przecie obok - mruknam, masujc ucho.
- Inaczej drzwi mogyby nie usysze - odpar bardzo skruszony.
- Drzwi?
Nie odpowiedzia. Zamia si tylko zoliwie i pocign za klamk.
Po drugiej stronie powinien znajdowa si szary korytarz Hitlera.
Powinien... ale si nie znajdowa.
Przed moimi oczami by gabinet Szatana.
Z Szatanem w rodku.
Jednak nie tylko z nim. Do zestawu dodano jeszcze Archanioa
Gabriela i... diaba Beletha.

11
Przekroczyam prg. To byo niesamowite. Weszam do gabinetu
Szatana. I to na dodatek drzwiami, ktrych nikt poza nim nie mg
uywa. Udao mi si co, czego jeszcze nikt nie dokona. Byo tylko
jedno ale".
Mojego wielkiego wejcia nikt nie zauway...
- Nie widz mnie - jknam.
- Oczywicie, przecie ci to tumaczyem - owiadczy dumnym
gosem byego przywdcy i tyrana Hitler. - Jeste tylko i wycznie
projekcj astraln. Widzie mog ci inne projekcje, ale nie
mieszkacy pozostaych zawiatw czy Ziemi.
Na pocztku nie zauwayam w moim towarzyszu adnej rnicy.
Dopiero po chwili uwiadomiam sobie, e by szary. Owszem,
mundur w tym kolorze cay czas znajdowa si na jego ciele. Teraz
jednak take jego twarz i niegdy czerwona chustka na szyi przybray
t barw.
Kolejn niepokojc rzecz byo to, e widziaam przez niego
meble...
Spojrzaam na swoje rce. Byy poszarzae i pprzezroczyste.
Adolf zdawa si nie by zdziwiony otoczeniem. Nie rozglda si
ciekawie, nie podziwia prywatnego muzeum Szatana, ktry mia w
swojej sporej kolekcji krzy Jezusa i proc Dawida.
Hitler omin wszystkie gabloty i zbliy si do ogromnego biurka, by
bezczelnie podsucha prowadzon tam rozmow.
- Ju tu pan by? - zapytaam go i podeszam do Beletha.
- eby to raz. - Wzruszy ramionami i natychmiast przesta zwraca
na mnie uwag, skupiony na dyskusji.
Bezczelny dra.
Spojrzaam na mojego diaba i mimowolnie si umiechnam.
Tskniam. Byo to upiorne uczucie, biorc pod uwag, e wysa
mnie do Tartaru. Nie mogam jednak si powstrzyma. Tyle si go
ostatnio naszukaam, eby mu powiedzie, e dla niego zerwaam z
Piotrem. Pytanie - czy by tego wart?
Wyglda na zmczonego. Bardzo zmczonego. Nie wiedziaam, e
idealne diaby mog mie podkrone oczy i potargane wosy.
Przecie one byy na to zbyt perfekcyjne. Istoty piekielne nie mogy
zepsu swojego imageu wiecznych przystojniakw o tajemniczym,
zmysowym, niebezpiecznym umiechu czajcym si w kciku ust.

- Beleth ! - zawoaam. - Beleth ! Syszysz mnie? To ja, Wiktoria!


Utknam w Tartarze! Beleth!
- Nie wiem - powiedzia.
- Czego nie wiesz? - byam zbita z tropu.
- Przecie wszystko ci mwi!
- Nie wiem - powtrzy - Lucyferze, Gabrielu. Naprawd nie wiem,
co sobie mylaem. Przepraszam.
Odsunam si. Staam na linii jego wzroku, ale poza mn by te
Szatan. Mia min zblazowanego wadcy. Wydawao si, e nie
pierwszy raz sysza takie wyjanienie.
- To nie nas powiniene przeprosi. - Archanio pochyli gow w
zadumie.
- A co mi po przeprosinach?! - wybuchn w tym samym momencie
Lucek. - Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy, co narobie! Nie do,
e przez swoj samowolk pozbawie mnie doskonale
wykwalifikowanej pracownicy...
- Albo mnie, jeli aska - wtrci Gabriel. - Nie zapominaj o tym.
- ...to na dodatek wysae do Tartaru osob posiadajc Iskr Bo
i moce piekielne. - Szatan zdawa si nie sysze uwagi Archanioa. Czy ty zdajesz sobie spraw, do czego Wiktoria jest zdolna?! Wszyscy
wiemy, do jakich kataklizmw potrafi doprowadzi przypadkiem".
- Hej! - zawoaam uraona, mimo e i tak nie mogam zosta przez
nikogo usyszana.
Mg sobie darowa t ironi i znak cudzysowu, kiedy wypowiada
sowo przypadkiem". Przecie ja naprawd niczego nie planowaam.
Wszystko wychodzio mi samo...
- A co si stanie, jeli rozzoszczona postanowi spowodowa jak
katastrof?! - kontynuowa przemow. - To moe by koniec wiata,
jaki znamy! Ona moe doprowadzi do upadku Porzdku! Nie
jakiego tam porzdku, ale Tego Porzdku!
- Mam tego wiadomo - cicho odpowiedzia przystojny diabe.
- Najwyraniej nie! - jak przystao na wadc Piekie, Lucyfer piekli
si dalej.
Archanio potar skronie. Kasztanowe wosy mia w nieadzie. On
take wyglda niespotykanie. Zaraz... czyby zapomnia sandaa? I
mia dziur w skarpetce? Co si tutaj dzieje?
- Mj drogi bracie, nic nie zdziaamy krzykiem - rzek spokojnym
gosem.
- Jedynie moe nas od tego rozbole gowa. Mnie ju boli.

Szatan gono oddycha przez nos i bbni wciekle palcami o blat


swojego biurka. Gabriel siedzcy obok niego na do licho
wygldajcym krzeseku umiechn si smutno do Beletha.
- Rozumiemy, e targay tob ogromne emocje - powiedzia.
- Gwno rozumiemy... - wymamrota Szatan.
- Ale... - Archanio spiorunowa wzrokiem wadc Niszej Arkadii.
-Musisz zrozumie, e postpie nieroztropnie. Ju za sam fakt
przekupienia mierci powinna ci spotka surowa kara.
mier?! A to cholera! Ja j uwaaam za przyjacik, nawet
znalazam jej chopaka, a ona wykrca mi taki numer?! No, eby ju
nikomu nie mona byo ufa?!
Nawet mierci? !
Mydlia mi oczy, e jasne, kto pewnie da komu apwk. Szkoda
tylko, e zapomniaa doda, e to j przekabaci na swoj stron
Beleth, eby nie poinformowaa wadz o jednym maym zgonie. Kto
to sysza?! Zagra o ycie to nie, bo mi si nie chce, ale da w
niewidzialn ap to jak najbardziej! Kamliwa poczwara!
Gotowaam si ze zoci, a oni nadal dyskutowali o tym, co teraz
powinno sta si z Belethem. Szatan gorco sugerowa, eby
zamkn diaba na zawsze w piekielnym wizieniu i jeszcze
potraktowa gorejcym mieczem.
- Nie, Lucyferze - zaprotestowa Gabriel.
- Nie?! Dlaczego nie?
- Nie godzi si... Czyn diaba jest godny potpienia. To bya zemsta
na miertelniku, ktra, nawiasem mwic, i tak nie umoliwiaby
zwizku z Wiktori, bo ona take jest miertelniczk.
- Spojrza ostro na Beletha.
- Teraz ju nawet nie jest miertelniczk - prychn wadca Piekie.
- Staa si potpion dusz, skazan na wieczn udrk.
Mj przystojny diabe wyglda, jakby skurczy si w sobie. Nie uszo
to uwadze Gabriela. Archanio umiechn si znaczco.
- Czybym widzia ywe emocje targajce twym sercem? - zapyta
cichym gosem. - Zdajesz sobie spraw, e jest to zabronione. Mio
do czowieka jest zakazana. Moesz przez to stan oko w oko z
zagad.
- Nie ja jeden popeniem taki bd - mrukn Beleth, patrzc mu
prosto w oczy.
Misie na policzku Gabriela zadra.
- S rne rodzaje mioci... - odpar wymijajco.

- Moja jest czysto fizyczna. Zapewniam. - Diabu byo ju wszystko


jedno. Nie zamierzali mu pomc. Wszystko byo stracone.
Zbliyam si jeszcze bardziej. Miaam teraz Beletha na wycignicie
rki. Dotknam go. Moja do przesza przez jego rami. Nie
poczuam adnego oporu. Naprawd byam tylko duchem.
Diabe wzdrygn si lekko i poderwa do gry gow. Cofnam
szybko do.
- Nie. Nie dotykamy ywych! - pouczy mnie Hitler i odcign do
tyu
-Oni bardzo tego nie lubi. Zwaszcza jeli s wyczuleni na energi
astraln, ktr promieniujemy. A zapewniam, e diaby i anioy takie
wanie s.
Beleth rozejrza si dookoa i potar rk w miejscu, w ktrym
przenikno moje ciao. Mia tam gsi skrk.
- Poczulicie? - zapyta zduszonym gosem. Wadcy zawiatw byli
zaskoczeni.
- Co niby mielimy poczu? - wycedzi Szatan. - Bo jeli masz na
myli niebo walce ci si na gow, to masz racj...
- Zaraz, zaraz. - Archanio by wyranie zaniepokojony. - Co
poczue?
- Zimno.
- Scheie, scheie, scheie!!! - zawy Hitler. - Mog si domyli, e
tu jestemy!
- Przecie oni o nas nie wiedz - zauwayam.
- Wiedz czy nie wiedz, nie podoba mi si, e mogliby si
domyli. To nie s gupcy. Musi pani by ostrona. Jeeli znajd
sposb na uniemoliwienie nam podrowania w rzeczywisto,
wtedy mieszkacy Tartaru bd na pani bardzo li, moja panno! Ja
take nie bd szczliwy ! Scheie !
Przestaam zwraca uwag na przeklinajcego Niemca.
Przygldaam si Belethowi, ktry nadal masowa rk Przygryzam
warg. Czy mj dotyk naprawd by dla niego tak niemiy?
- Nie podoba mi si to. - Gabriel poruszy si niespokojnie na
krzele.
- O czym ty pieprzysz?! - warkn Szatan. - Przecig na niego
powia. Nie doszukuj si tu jakich agodzcych sygnaw. Musimy
go uziemi. Dla przykadu. Nie pozwol eby inne moje diaby miay
ochot na samowolne zachowanie. - Zerwa si ze swojego
obrotowego fotela i opierajc o biurko, wrzasn Belethowi prosto w

twarz: - Macie wykonywa MOJE rozkazy i by MI posuszni! adnej


prywaty! ! !
Diabe pochyli gow.
- Wiem, e popeniem bd.
Lucek by gotowy ukamienowa go publicznie, byle tylko aden inny
diabe (zwaszcza Azazel) nie pozwoli sobie na niesubordynacj.
Jeszcze tego brakowao, eby jaki miaek (zwaszcza Azazel)
postanowi zacz postpowa wedug wasnych zasad. Chocia
niektrzy (zwaszcza Azazel) i tak ju postpowali wedug odrobin
innych norm.
- Gwno wiesz - warkn Szatan i usiad. Spojrza na
znieruchomiaego Archanioa. - A ty co? Mow w gbie ci odebrao?!
- Bez zbdnych wulgaryzmw, bracie. Mam wraenie e co tu jest
nie tak. W tym pomieszczeniu nie ma przecigw, bo jak miem
zauway, w twoim tajnym bunkrze nie ma okien.
Wadcy Piekie opady rce.
- Czy ty zwariowa? Moemy wrci do konkretw? Trzeba tu
kogo szybko osdzi, bracie". Przesta mi tu pieprzyc o
przecigach. W dupie mam twoje przecigi! Jak tak ci na nich zaley,
to zaatwi Belethowi cel, w ktrej przecigi bd cay czas, przez
wieczno! Wieczno przecigw bracie"!
- Spokj ducha nigdy nie by twoj mocn stron... - westchn
Archanio.
Czerwony na twarzy Szatan skaka po caym pomieszczeniu,
zupenie jakby zaraz mia eksplodowa.
- O nie, mj drogi. Ja jestem bardzo spokojny. Ty jeszcze nie
widziae mnie wciekego. Masz na to jednak szans, jeli szybko
nie przejdziemy do meritum sprawy.
Doszam do wniosku, e teraz wanie pojawi si moment, w ktrym
powinnam w odpowiedni sposb zadziaa. Mogam zapobiec
zamkniciu Beletha na tysice lat, o ile nie duej, w jakiej wilgotnej
celi. Na dodatek z przecigami.
Odepchnam Hitlera i szybko doskoczyam do Archanioa. Miaam
go niczego niepodejrzewajcego tu przed sob.
- Wybacz, Gabrielu - wyszeptaam, a nastpnie przeszam przez
krzeso, na ktrym siedzia.
Anio zatrzs si, jakby mia febr, i zacz si rozglda jak
szalony.
- Poczuem! Poczuem! - zawoa.

- Scheie! Pani zwariowaa? ! - wrzasn histerycznie Hitler, apic


si za gow. Pieczoowicie zaczesane wosy stany dba, odsaniajc
ma byszczc ysink.
- To jest moja jedyna szansa na wydostanie si z Tartaru powiedziaam.
- Nie zamierzam jej straci.
- Poauje pani tego - warkn.
By ode mnie silniejszy. Chwyci mnie za rami i szarpn
gwatownie w stron drzwi. Nie podejrzewaam, e czowiek o jego
posturze zdoa mnie unie. Adolf bez wysiku zapa mnie i zarzuci
sobie na ramiona.
- Nie! - krzyknam. - Niech pan mnie zostawi!
- Moja rezydencja! - rykn i szarpn za widmow klamk, ktra
otworzya przed nami widmowe drzwi.
W nastpnej chwili rzuci mnie niczym worek kartofli na podog w
salonie w swojej kamienicy.
W gabinecie Szatana nikt nie zauway, e wyszlimy, adne drzwi
si nie poruszyy. Trwaa tam teraz zacita dyskusja na temat tego,
co rzekomo poczu Archanio, a co wedug Lucyfera byo tylko
zwyczajnym przecigiem.
Miaam nadziej, e mj may pokaz siy zapewni Belethowi troch
czasu na wolnoci albo e skoni wadcw zawiatw do podjcia
prby wydostania mnie z Tartaru. Przecie na pewno znaj jaki
sposb na uratowanie mnie.
A moe zrobiam gupstwo? Moe niepotrzebnie pomogam
Belethowi? W kocu po raz kolejny przystojny diabe mnie
zamordowa. Nie mona byo mu ufa.
Tyle e tym razem zrobi to niechccy.
Ja to mam problemy, prawda?

12
Hitler patrzy na mnie z nienawici. Oddycha ciko przez nos.
Najwyraniej hamowa si z trudem, eby mnie nie uderzy.
Wstaam z godnoci z podogi i otrzepaam sukienk z kurzu
zalegajcego parkiet grub warstw.
Trucicielka dzieci nie bya zbyt dobr gospodyni.
Adolf powstrzyma si przed uyciem wobec mnie siy. Dobrze
wiedzia, e gdyby tylko zadraa mu rka, pozbawiabym go tej
czci ciaa. Bez adnych wyrzutw sumienia.
Najwyraniej ju z nich wyrosam.
- Co ty sobie wyobraasz, durna dziewczyno? - zapyta przez zby.
Chyba dosta szczkocisku ze zoci.
- A co pan sobie wyobraa? Myli pan, e moe mn rzuca o
podog? Nastpnym razem nie bd dla pana mia.
- Ty zuchwaa dziewucho. Powinna mie w sobie troch pokory!
- Pan take - odpowiedziaam bezczelnie. - Wci zapomina pan, e
nie jestem zwyk dziewczyn. Znajd sposb, eby si std
wydosta. Pan mi w tym nie przeszkodzi.
Hitler wbi wzrok w cian. Wydawao mi si, e liczy w mylach do
dziesiciu.
Udawaam hard bab, ale w rodku caa draam. Moje dawne ja
upominao si o odrobin pokory, ktrej domaga si Hitler.
Nie przywykam do bycia wredn i opryskliw. To bya dla mnie
nowo.
- Droga panno Wiktorio - tak stara si zachowa spokj, e z
wysiku a zatrzs mu si gos. - Bardzo pani przepraszam za moje
grubiaskie zachowanie, ale prosz zrozumie, ile dla nas,
Tartaryjczykw, znaczy moliwo powrotu na Ziemi lub podre
do innych zawiatw. To bdzie olbrzymia strata, gdy nam to
uniemoliwisz przez swoj gupot. - Rozoy szeroko ramiona. Prosz wyjrze przez okno. Wszdzie tylko szaro, ponury nastrj,
strach i szalestwo. Nie odbieraj nam jedynej rzeczy, ktra pozwala
nam zachowa normalno.
Poczuam si gupio. Mia racj. Byam samolubna i zapatrzona w
siebie. Nie czuam z Tartaryjczykami adnej wsplnoty, nie
obchodzi mnie ich los. Nic nie mogam na to poradzi. Nie chciaam
mie z nimi nic wsplnego.
Bdzie gorzej, jeli nigdy nie uda mi si std wydosta i bd

musiaa z nimi y, a raczej istnie przez wieki.


To byo tak straszne, e staraam si nawet nie dopuszcza do siebie
tej myli.
- Postaram si, ebycie nie stracili przeze mnie swoich praw
-spokorniaam.
Hitler odetchn z ulg. Wyglda, jakby nie cakiem uwierzy moim
zapewnieniom, na razie jednak postanowi nie dry tego tematu.
- Dzikuj pani.
- Spoko...
- Hm... spoko?
- To znaczy, e nie ma sprawy - wyjaniam.
Wci zapominaam, e wikszo osb, ktre spotykam, nie zna
wielu uywanych przeze mnie sw.
- Wracajc do mojej propozycji... prosz pamita o niej.
- Jakiej propozycji? - co mi chyba umkno.
- Propozycji przyjani, rzecz jasna. - Nieszczery umiech pojawi si
na jego twarzy.
- Taaa... Niech si pan do mnie zgosi, kiedy bdzie pan
potrzebowa mojej pomocy - zbyam go, majc nadziej, e wicej go
nie spotkam.
Miaam ochot wybiec std natychmiast. Ju wiedziaam, jak dosta
si do innego wiata. Znajd sposb, eby udowodni Belethowi, e
jeszcze istniej caa i zdrowa na umyle, cho ciaa dziki niemu ju
nie posiadam.
On mnie uratuje albo sama postaram si wydosta i bdziemy y
dugo i szczliwie. Jak w bajce. Tylko bez biaych rumakw, bo s
due, mierdz i trzeba je karmi i szczotkowa.
Zaraz... zupenie zapomniaam. Przecie ja umaram. Nie bdzie
domu, ma, dzieci. Mog najwyej mie konia. Dusze nie mog
mie dzieci. Zreszt mj wybranek jest diabem. On te nie moe
mie dzieci.
Z drugiej strony nie bdzie staroci, niedonoci i chorb...
Ale, kurde... ja naprawd lubi dzieci.
Odrobin si zaamaam. W momencie mierci straciam to
wszystko. Znowu. Nie, to nie moe si tak skoczy. Beleth musi
cofn mnie w czasie. Po prostu musi to zrobi. A wtedy wszystko
bdzie tak jak dawniej.
- Chyba ju pjd - powiedziaam. - Dziki za pokazanie mi
moliwoci... hm... powrotu.

Poegnaam si z Hitlerem i opuciam kamienic. Przy wyjciu


minam staruszk, ktra u niego suya. Posaa mi ponure
spojrzenie, jakby miaa do mnie al za to przedstawienie z herbat,
ktrej nie ma. Chyba nie lubia jej podawa. Ja te zreszt nie
widziaam sensu w jej piciu.
Azazel poczuby si tu jak u siebie. Mona mie sucych, w miar
swoich potrzeb psychicznych unieszczliwia ich do woli, a jakby
tego byo mao, to na dodatek wszyscy i tak s ju nieszczliwi z
zaoenia. Naprawd by tu pasowa.
Mylaam, e po wyjciu z szarego domu odetchn z ulg, ale si
myliam. Szaro zaatakowaa mnie ze zdwojon si. Miaam do
ponurego, deszczowego nieba nad swoj gow. Posaam w tamt
stron silny promie mocy. Sklepienie jaskini zmienio kolor na
pogodny bkit, ale po chwili wrcio do szaroci.
Nawet moja moc nie potrafia zmieni Tartaru w mie miejsce.
Brakowao mi chyba samozaparcia.
Zeszam po trzech stopniach na ulic. Nie byo adnych
przechodniw. Pewnie wszyscy pracowali w kochozach Hitlera. Lecz
nie, kochozy to przecie nie jego pomys.
Szam wskim chodnikiem w stron mieszkania. Zamierzaam uy
drzwi i przenie si czym prdzej do Pieka.
Nagle pomidzy budynkami przemkn jaki cie. Cie w
granatowej chustce na gowie. Ju widziaam t przygarbion
staruszk. Przyspieszyam kroku zaniepokojona tym, e znowu mnie
ledzia. Gupota. Przecie gdybym tylko chciaa, mogabym
zamieni j w py, taki ze mnie kozak. Mimo to baam si.
Zwyczajnie baam si, e kto zrobi mi krzywd, zanim si spostrzeg
i zanim bd moga si obroni.
Z uliczki, w ktr wanie miaam skrci, wyszed wysoki
mczyzna. Zatrzymaam si gwatownie, eby na niego nie wpa.
- Panna Wiktoria - przywita mnie. - Jak mio pani widzie.
- O, pan... Kuba Rozpruwacz.
To irracjonalne, ale poczuam ulg. On by przynajmniej kim, kogo
chocia troch znaam. Tak, wiem, e mordowa londyskie
prostytutki, lecz ja si do nich nie zaliczaam, wic chyba byam teraz
w miar bezpieczna. Chocia... Miaam na sobie czerwon sukienk
na ramiczkach. Kuba pochodzi z dziewitnastowiecznego
Londynu. W 1888 roku porzdne kobiety chyba nie ubieray si tak...
swobodnie.

- Panno Wiktorio, skoro ju spotkalimy si w tak sprzyjajcych


okolicznociach, chciabym zaprosi pani do siebie. Ju niedugo
five oclock. Zwyczajem z mojego deszczowego kraju zapraszam
serdecznie na herbat. Przy okazji dokonabym prezentacji pewnej
bardzo wanej dla naszej maej spoecznoci persony.
Skrzywiam si. Nie zdyam zapanowa nad mimik. Rozpruwacz
wydawa si nieco uraony.
- Bardzo przepraszam - powiedziaam - ale dopiero co wyszam z
proszonej herbaty u Adolfa Hitlera. Jak pan widzi, nie mam dzisiaj
chwili dla siebie.
- Rozumiem. - Przytakn. - Czyli nie zdoam przekona panienki do
spdzenia ze mn kilku minut? Szalenie mi na tym zaley.
- Naprawd mam mas spraw. - Pokrciam gow. - Wolaabym
spotka si innego dnia. Na przykad jutro - zaproponowaam pena
dobrych chci, pewna, e jutro mnie ju tu nie bdzie.
Przez twarz londyskiego mordercy, ktrego prawdziwa tosamo
do dzisiaj pozostaje zagadk, przebieg cie.
- Niestety obawiam si, e jutro moe by ju za pno. Niemniej
jeli tak panienka stawia spraw, to nie mam wyboru. Bardzo zaley
mi na czasie. Przepraszam bardzo za wszystko, co si teraz wydarzy.
- Jak to? - zdziwiam si. - Nie rozu...
W tym samym momencie kto przycisn mi do twarzy mierdzc
obrzydliwie cier, bo chustk nie mona byo tego nazwa.
Zauwayam, e bya granatowa. Kuba Rozpruwacz przytrzyma
mnie za ramiona, ebym nie zdoaa wyrwa si zasuszonej
staruszce. Patrzyam na niego bagalnie. Staraam si nie oddycha,
ale w kocu musiaam nabra tchu. mier wiele nie zmienia w
moich nawykach.
Kto by pomyla, e nie majc ciaa i teoretycznie nie oddychajc,
mona zosta upionym za pomoc eteru?

13
Ostry bl gowy przewiercajcy mi skronie powoli przywraca
wiadomo. W ustach mi zascho, wic nie zdoaam wydusi sowa
ani jkn. Odetchnam tylko gboko.
Przyznaj, e nieistniejce ciao w Tartarze jest czym bardzo
rzeczywistym. Poeranie ywcem przez topielce musiao nie nalee
do najprzyjemniejszych rzeczy, jakie mog spotka tutaj czowieka.
Zatuk tego cholernego Kub Rozpruwacza!
Otworzyam oczy. Leaam na czym w rodzaju wersalki albo sofy z
wykonan bardzo topornie, szorstk, niemniej czerwon tapicerk.
Usiadam w jednej chwili.
Czerwon! ! !
Rozejrzaam si szybko dookoa.
Poczuam pod powiekami zy zawodu. Nie byam na Ziemi lub w
zawiatach z Belethem. To by jaki zupenie nieznany mi pokj. Po
prostu kto w Tartarze posiada kolory. Nadal byam w punkcie
wyjcia.
Szlag by to trafi.
Sofa staa w kwadratowym pomieszczeniu obitym fioletowym
materiaem. Oparam si o zielon poduszk. Dobr kolorw
olepia. Pokj pomimo braku szaroci i tak by ponury. Przypomina
przykurzone mauzoleum. Zupenie jakby swoje najlepsze lata mia
ju dawno za sob.
- Widzimy, e ju si obudzia - gdzie zza moich plecw dobieg
stanowczy kobiecy gos.
Odwrciam si. Na podobnej kanapie siedziaa jaka szczupa
trzydziestolatka i Kuba Rozpruwacz.
W kcie pomieszczenia czaia si zgarbiona staruszka w granatowej
chustce. Obdarzyam j penym nienawici spojrzeniem. A rka mi
si wycigaa, eby posa w jej stron strumie mocy i trzepn ni
porzdnie o cian.
Stara czarownica!
- Niech zostawi nasz suc - powiedziaa kobieta, unoszc do
gry brod.
Pomasowaam gow. Bl powoli znika, jednak nie tak szybko,
jakbym sobie tego yczya. Spiam si. Byam gotowa do odparcia
ewentualnego ataku. Ju nikt mnie nie zaskoczy. A w kadym razie
nie dzisiaj i nie za pomoc eteru.

- Ciekawie wyglda ta paska herbatka, sir - warknam. - adna mi


angielska gocina.
Kuba Rozpruwacz zmiesza si odrobin.
- Skrzywdzenie ci, panienko, nie byo moim zamiarem. Jednake
moja pani nie moga czeka, a zdecydujesz si nas odwiedzi.
- Oczywicie, e nie mogymy czeka - miaa dziwny, twardy
akcent.
Przygadziam fady sukienki na kolanach.
- Przedstawisz nas sobie? - zapytaam. - Czy zasady savoir-vivre'u
cakiem ci nie obchodz, Rozpruwaczu?
- Pani, oto panna Wiktoria Biankowska obdarzona ogromn moc.
Panno Wiktorio, to ksina Elbieta Batory, pani na zamku w
Cachticach.
- Zaraz. Batory? Jeste spokrewniona ze Stefanem Batorym?
Krlem Polski? - zapytaam.
- Ona zwraca si do nas bezporednio. - Policzki kobiety zarowiy
si nieco.
- Nie da si ukry... - mruknam zbita z tropu. Kuba Rozpruwacz
pospieszy z wyjanieniem:
- Panno Wiktorio, musi pani zrozumie, e ma pani do czynienia z
arystokracj. Nie wolno ci zwraca si bezporednio do ksinej.
Moesz pani rozmawia przeze mnie. Jedynie przeze mnie. Po to tu
jestem.
- Porbao was? - zapytaam.
- Obawiam si, e nie znam tego zwrotu. - Zmarszczy brwi.
- Jestecie szaleni? - przetumaczyam grzecznie. Atmosfera w
pokoju gstniaa, a ja miaam wraenie, e przypadkiem wpadam do
jednego ze starych filmw Monty Pythona. Brakowao tylko wesoej
muzyki w tle.
Staruszka zacza co szepta do siebie. Zauwayam, e miaa zeza
rozbienego. Jednym okiem patrzya na mnie, a drugim na Elbiet
Batory, zupenie jakby nie chciaa nas obu straci z oczu.
Zachichotaa do samej siebie zowieszczo, a po jej brodzie pocieka
struka liny.
- Moe nakrel pani szybko sytuacj - zaproponowa Kuba
Rozpruwacz.
- Ksina bardzo nalegaa na szybkie spotkanie. Jej Wysokoci
zaleao na poznaniu diablicy obdarzonej Iskr Bo. Jest pani
jedyn tak osob w caym Tartarze.

Domylaam si, e nikt z Iskr nigdy tu nie trafi. Tacy ludzie s


mili i normalni. Nie to, co zdeprawowani mieszkacy Podziemi...
- Poza tob obdarzona Iskr jest jeszcze Anna Darvulia, ktr ma
pani przed sob. - Wskaza na linic si i wci mwic do siebie
staruszk.
No c... zbio mnie to troch z tropu.
- Niemniej nie ma ona mocy piekielnych - dokoczy. - To zaufana
suka ksinej, uwaana przez mieszkacw Tartaru za czarownic.
Jakby dla wzmocnienia napicia starucha zamiaa si chrapliwie.
Brakowao jej tylko brodawki na nosie. Chocia miaa jedn na
policzku.
- Te jestem czarownic, skoro posiadam moc? - zakpiam.
Jeeli ju, to byam przynajmniej adna.
I nie miaam adnych brodawek.
- Panno Wiktorio, prosz si nie unosi - poprosi angielski
dentelmen. -Nie chciaem panienki urazi. Ju przechodz do
sedna. Sawa ksinej Elbiety Batory nie jest pani zapewne obca,
prawda?
- Pierwsze sysz. - Wzruszyam lekcewaco ramionami. Co nieco
o niej wiedziaam, ale nie chciaam tego zdradza. Lepiej mie asa w
rkawie.
Wadczyni posaa mi miadce spojrzenie. Miaa w sobie co z
Kleopatry. Chyba wszystkie koronowane gowy nie lubiy, kiedy si o
nich nie syszao.
- To ksina wgierska pochodzca z Siedmiogrodu. Panowaa od
1575 do okoo 1611 roku na zamku w Cachticach. Na kartach historii
zapisaa si dziki temu, e zdoaa pokona staro.
Wgierka. Std ten dziwny akcent.
Zamyliam si nad sowami Rozpruwacza. Ksina wygldaa, jakby
zbliaa si do czterdziestki. Czyja wiem, czy rzeczywicie tak dobrze
pokonaa upyw czasu? Miaa ju pierwsze bruzdki na twarzy, a take
lekko zmit szyj. Doni niestety nie widziaam.
- A co? Wymylia jaki krem na zmarszczki? - zakpiam. - Nie
wyglda, eby pomg.
- Panno Wiktorio, prosz nie obraa ksinej. Ksina ma obecnie
pidziesit cztery lata, czy wyglda na ten wiek?
Szczka mi opada.
- Nie... - mruknam. - Cholera, dobry ten krem musi by.
Elbieta Batory nie wytrzymaa w milczeniu. Wyranie

rozzoszczona sykna na mnie:


- Gupia dziewucho, my nie uywamy tanich sztuczek na popraw
urody. To magia naszej sucej Anny. Magia krwi!
Starucha stojca w kcie wbijaa we mnie puste spojrzenie. Zupenie
jakbym nie bya czowiekiem, ale przedmiotem. Tym razem obojga
oczu.
Najwyraniej zeza robia na yczenie tylko wtedy, kiedy tego
potrzebowaa.
- Magia? - zapytaam gupio. - Krwi?
Czarownica uywaa magii, eby zlikwidowa zmarszczki starej
ksinej? Och, Kleopatrze by si to spodobao. Za ycia uwielbiaa
kpa si w mleku. Podobno skra robia si od tego gadsza. Gdyby
miaa wtedy pod rk czarownic, na pewno skorzystaaby z jej
usug.
Tak szczerze mwic, to po moczeniu w mleku troch si mierdzi.
- Ju spiesz z wyjanieniami. - Gdy Rozpruwacz by
zdenerwowany, jego angielski akcent stawa si bardziej gardowy. Niestety nie wie pani o tym, ale ksina Batory odkrya intrygujcy
sposb na oszukanie zegara czasu. Zachowaa swoj urod dziki
krwi. Krwi dziewic.
Czekaam na dokoczenie tej niezwykej przemowy, ale nie
otrzymaam adnego logicznego wytumaczenia.
- Dziewic? - zapytaam gupio. - Moe jeszcze si w tej krwi kpaa?
Co to ma by? Horror jaki?
- A wic wie pani? - zdziwi si Rozpruwacz. - Tak, kpaa si w ich
krwi, a dziki magii czarownicy oraz sile pradawnej mocy posoki
zachowaa modo i witalno.
A ja zawsze sdziam, e to Kleopatra ma nierwno pod sufitem,
wypeniajc wann po brzegi kozim mlekiem.
Sia pradawnej mocy posoki", no ludzie...
Ju wiedziaam, e mam do czynienia z kolejnymi wariatami.
Najwyraniej przebywanie w Tartarze nikomu nie wychodzio na
dobre. Musiaam tylko uwaa na t star, nienormaln bab.
Posiadajc Iskr Bo, moga mi powanie zaszkodzi. Na szczcie
dziki diabelskiemu jabku byam od niej potniejsza. Mniej
szalona, ale potniejsza.
- Wspaniale. - Klasnam w donie. - Skoro ju tyle si
dowiedziaam, to moe jeszcze dowiem si, dlaczego tu jestem?
Pewnie nie chcielicie mnie zaprosi tylko po to, eby pogada o

posoce i zamkach, prawda? Bo nawet herbat mnie nie


poczstowalicie...
Wysoko uniesiony podbrdek ksinej nieco opad. Swoje sowa
skierowaa do Kuby Rozpruwacza.
- Ona nam si podoba. Jest odwana. Zapytaj j, czy moe by
uyteczna. Jeeli nie, to wiesz, co czyni naley.
Anglik odwrci si w moj stron.
- Ksina pyta, czy...
- Tak, czy mog by uyteczna. Ale w czym? - przerwaam mu
zniecierpliwiona.
- Czy moe pani sprawi, by ksina Batory posiada moc? Tak,
jak ty masz, panno Wiktorio? - odpar.
Nie zrozumiaam, o co mu chodzio. Chyba musia dostrzec to w
wyrazie mojej twarzy, bo pospiesznie wyjani:
- Suca Anna nie moe przela na ksin swojej mocy. Usiowaa
tego dokona wieki temu, tu po tym, jak znalazy si w Tartarze, ale
jedynie czciowo utracia zmysy, a take siy. Udao jej si obdarzy
ksin ledwie uamkiem swych mocy, a to dla ksinej za mao.
Pragnie wicej.
Zerknam na staruch. Czciowo utracia zmysy? To chyba zbyt
delikatne okrelenie. Jej psychika bya w stanie cakowitego
rozkadu.
- Anna jest teraz zbyt saba. Moe pomaga ksinej, ale nie potrafi
jej std uwolni i przywrci do wiata ywych.
Wreszcie zrozumiaam, do czego byam im potrzebna.
- A zatem chcecie, ebym wydostaa std ksin, tak? Skoro sama
usiuj uciec z Tartaru, to mam j przy okazji zabra ze sob?
Kuba Rozpruwacz pokrci przeczco gow.
- Nie cakiem to byo celem ksinej. Ksina obiecuje, e jeli pani
odda jej, Wiktorio, swoje diabelskie moce, nie bdzie pani wiecznie
cierpie tortur. Ksina wierzy, e gdy ju posidzie pani moc, to
sama zdoa si std wydosta.
Ju sam fakt, e ksina kpie si we krwi dziewic, mg wiadczy o
tym, e Batory jest niespena rozumu, ale teraz otrzymaam na to
niezbity dowd.
- A poza wydostaniem ksinej potrzebna jest moja moc zapewne do
zdobycia wadzy nad wiatem? - zapytaam.
- W rzeczy samej - przytakn.
- Dlaczego w kadych zawiatach przeladuje mnie jaka durna,

zapatrzona w siebie istota, ktra chce mnie wykorzysta do wasnych


celw? ! -wybucham z gorycz. - No ludzie, to zaczyna przypomina
jaki schemat!
- Obawiam si, e nie rozumiem - Kuba by najwyraniej
zafrasowany.
Zaczam gboko oddycha, eby si uspokoi. To niemoliwe, eby
po raz trzeci powtarza si ten sam scenariusz. Co to ma by?! Cz
trzecia moich przygd?! Protestuj!
Chwileczk. Cigle nie odpowiedziaam im na pytanie, czy dam si
torturowa. Naleao jak najszybciej rozstrzygn t kwesti.
- Chyba sobie ze mnie artujecie? - zamiaam si. - To nie ma
sensu. adna z tych moliwoci mnie nie satysfakcjonuje. Nie oddam
wam moich mocy ani z wasnej woli, ani pod przymusem.
- Panno Wiktorio, nalegam, by dla wasnego dobra pani
zastanowia si nad tym - poprosi Kuba Rozpruwacz. - Zapewniam,
e wsppraca jest w tym przypadku wskazana.
- Czowieku, nie mog odda nikomu swojej mocy. Jest moja i tylko
moja.
- Niech wytumaczy - zadaa ksina.
Nie czekaam, a jej piesek na zawoanie powtrzy mi jej sowa, i
sama odpowiedziaam:
- To zupenie tak, jakbym odcia sobie palec i daa go Elbiecie. Za
nic nie da rady przyklei sobie dodatkowego palca do doni i
sprawi, by by w peni funkcjonalny. Z moc Iskry trzeba si
urodzi, a siy piekielne mona posi tylko po zjedzeniu jabka z
Drzewa Poznania Dobra i Za. Sorry, ale moje jabuszko ju dawno
strawiam. Rozumiecie wic, e nie ma mowy. Przykro mi, ale to
fizycznie niemoliwe.
Ksina zaczerwienia si. Jej Wysokoci (i wyniosoci...)
najwyraniej nie spodobao si, e nazwaam j po imieniu,
pomijajc wszystkie wane tytuy, ktrych pewnie miaa cakiem
sporo.
- Panno Wiktorio, prosz uwaa na sowa - pouczy mnie Kuba
Rozpruwacz. - Musi pani zda sobie spraw, e ma do czynienia z
wadczyni, ktrej lepiej nie denerwowa swoim zachowaniem.
- Tak, wiem. Mimo to nie oddam swojej mocy. Nie ma mowy. Nie
dam si zastraszy. Wiem, e w tym pokoju to ja jestem najsilniejsza
i nie boj si tanich pogrek. Wydostan si z Tartaru i z radoci
zostawi was w tym miejscu, ebycie zwariowali do reszty.

Kuba Rozpruwacz opar si ciko na wezgowiu sofy. Chyba


zmczya go rola rozjemcy. Spojrza na ksin i smutnym gosem
powiedzia:
- Niestety panna Wiktoria odmawia wsppracy. Nie ma ochoty
odda Waszej Wysokoci nalenej jej magii.
Oczy Elbiety Batory zwziy si w szparki.
Przyjrzaam jej si dokadnie. Bya pikna, nawet bardzo.
Nieskazitelna blada skra, czarne wosy zebrane w misterny koczek,
czerwone usta oraz czarno-biaa suknia podkrelajca wsk tali.
Bya niczym za krlowa z bani braci Grimm. Jej czarne oczy
przewiercay mnie na wylot.
Jako jedna z nielicznych osb w Tartarze zamiast ponurych szaroci
moga nosi kolorowe i pstrokate suknie, wybraa jednak czer.
Miaa absolutn racj. Czer doskonale pasowaa do jej karnacji.
- Rozumiemy - odezwaa si ponuro. - Wiesz, co czyni.
Kuba Rozpruwacz pokiwa gow. Umiechn si do mnie
przepraszajco. Mgby to by miy umiech, gdyby nie by
nieszczery.
- Jak panna Wiktoria ju zdya si dowiedzie, ksina, by
zachowa modo, kpaa si we krwi dziewic - zacz. Wykorzystaa w ten sposb okoo szeciuset pidziesiciu modych
kobiet.
- I wszystkie day si tak odsczy? - prychnam. - Ile im pacono
za otworzenie yy?
- Podejrzewam, e nic - odpar. - Podejrzewam te, e nawet jeli
co pacono, to nie im, a rodzinie. Otworzenie jednej maej yki na
nic by si nie zdao. W ludzkim ciele znajduje si okoo piciu litrw
krwi. Wanna do kpieli, zwaszcza wanna uywana przez osob z
wyszych sfer, ma znacznie wiksz pojemno...
Zrozumiaam, co chcia mi przekaza. Musiaam si zastanowi.
Jedna dziewica to pi litrw. Wanna - minimum czterdzieci litrw.
A zatem ile dziewic jest nam potrzebnych?
Oe...
- Skd wytrzasnlicie szeset pidziesit dziewic? - zdumiaam
si.
Odpowiedziao mi milczenie. Batory wpatrywaa si we mnie
akomym wzrokiem.
- Panno Wiktorio. - Kuba Rozpruwacz wsta. - Niech pani zrozumie,
e jest pani nam bardzo potrzebna. Pani krew nie jest zwyczajna. To

krew istoty obdarzonej Iskr oraz mocami piekielnymi. Prosz


wyobra sobie, jaki pani bdzie miaa wpyw na ksin! Moe dziki
niej zdobdzie ona cz pani mocy.
Ja take wstaam. To by chyba najlepszy moment, by std
czmychn.
- Ej, ale ja jestem duchem, dusz czy jako tak. Moja krew nie jest
prawdziwa - powiedziaam.
- Krew w tym wiecie jest rwnie prawdziwa, co na Ziemi. Tak samo
brudzi szaty, gdy dgn kogo noem - owiadczy. - Zapewniam
pani, e ju przetestowalimy przelewanie jej z potpionej duszy do
wanny.
- A co si potem dziao z tak potpion dusz?
- To zabawne, ale znikaa. Robia si coraz bledsza i bledsza, a
cakiem rozpyna si w powietrzu. A potem ju si nie odradzaa.
Przeknam gono lin. Najwyraniej Tartaryjczycy odkryli
kolejny sposb na to, by kto znikn bezpowrotnie. Do tej pory
mylaam, e mona to zrobi tylko za pomoc gorejcego miecza
lub rozczonkowujc przeciwnika na tyle fragmentw, e nie daoby
rady zoy go w cao.
Kiedy krwawienie okrelano jako wyciekanie duszy". Nie
sdziam, e w metaforze moe by a tyle prawdy.
- A skd pewno, e moja krew pozwoli na przelanie mocy na
ksin? -mj gos wznis si o kilka oktaw. - Jestecie
stuprocentowo pewni, e to si uda?!
- Jestemy gotowi sprbowa. - Ja nie byam gotowa na takie
prby!
- Zaraz, a czy przypadkiem nie wspominalicie mi tu jaki miliard
razy, e to musi by krew dziewicy? - zapytaam, chcc zyska na
czasie.
Staraam si okreli odlego dzielc mnie od drzwi i okien. Nie
mogam si zdecydowa, ktra droga ucieczki jest lepsza.
- Tak, to musi by krew istoty czystej - skrzeczcym gosem
odezwaa si starucha. Zapomniaam, e stoi pod jedn ze cian. Tylko krew istoty czystej zmazuje winy i pozwala oszuka czas.
- To chyba macie problem. - Zamiaam si szyderczo.
Przez chwil przygldali mi si zbici z tropu, trawic wiadomo,
ktr im przekazaam. Starucha zacza obgryza nerwowo
paznokcie.
W kocu odezwaa si ksina: -I co teraz, Anno?

- Krew potna, potna krew - wysyczaa czarownica. - Dziewica


czysta, ale to pomiot szatana. Krew pomiotu szatana nie moe by
czysta.
- Nadaje si dla nas czy nie? - gos Elbiety stwardnia. Staruszka,
wyczuwajc zmian nastroju swojej pani, natychmiast przestaa si
lini i bekota do siebie pod nosem.
- Tak, nada si.
Ksina z zimnym umiechem odwrcia si do Kuby Rozpruwacza.
- Moc krwi jest potna. Pragniemy jej. Niewane, e nie naley do
dziewicy.
Byskawicznie ruszyli w moj stron.

14
Par chwil pniej leciaam nad Tartarem, wolno mcc anielskimi
skrzydami. Tu pod sklepieniem musiay by jakie przyjazne pywy
ciepego powietrza, bo unosiam si prawie bez trudu.
Naruszony zbem czasu zamek ksinej Elbiety Batory sta na
kompletnym zadupiu, pomimo e Podziemia nie grzeszyy
rozlegoci. Znajdowa si na samym skraju jaskini, tu obok szarej
kamiennej ciany. Z dala byo ju wida jego mury i wie. Stworzya
go zapewne suca Anna, uywajc swoich mocy. W przeciwnym
razie budowa bez potrzebnych do niej dwigw, koparek i wielu
innych maszyn, ktrymi nie dysponowali mieszkacy Podziemi,
musiaaby zaj wiele dziesitkw lat.
Okazay budynek mgby spokojnie pomieci tum dworzan, by
jednak pusty. Mieszkaa w nim samotnie tylko ksina ze swoj
suc, czarownic.
Nic dziwnego, e w wolnych chwilach mordowaa ludzi...
Gdy caa trjka ruszya w moj stron, zrobiam to, co umiem robi
najlepiej. Na chybi trafi trzasnam moc przed siebie, rozwalajc
p ciany, a potem w oglnym zamieszaniu, gdy strop wali si na
gowy i wszdzie wzbija si py, ktry olepi take mnie, daam nura
przez okno. Nie byam pewna, czy zd stworzy sobie skrzyda,
zanim bolenie spotkam si z podoem. Nie wiedziaam nawet, na
ktrym pitrze byam przetrzymywana.
Na moje szczcie znajdowaam si niczym bajkowa ksiniczka na
szczycie najbardziej krzywej wiey, a sam zamek zosta postawiony
na niezbyt stromej skarpie, ktra cigna si kilkanacie metrw w
d. Niej pyn brudny potoczek, do ktrego zapewne
odprowadzane byy cieki z pozbawionego kanalizacji domostwa
ksinej i ktry pewnie te troch zamortyzowaby mj upadek.
Poza tym i tak ju byam martwa. Bardziej nie potrafiabym si
zabi. Tego dokona moga jedynie ksina i jej wanna.
Na szczcie nie musiaam si zmoczy w bagnistym cieku
imitujcym fos. Byam coraz lepsza w tworzeniu skrzyde. Jeli
jeszcze troch powicz, to moe bd umiaa to robi tak szybko,
jak anioy ukazuj swoje prawdziwe?
Zdoaam ju pokona lk wysokoci. Stao si to, gdy walczyam w
chmurach z anioem Moronim. Teraz podniebne przejadki nie
powodoway
ju
nerwowego
przyspieszonego
oddychania

zamykaam te oczu.
Beleth byby dumny.
Wanie. Beleth. Musiaam jak najszybciej znale jakie drzwi i
przeskoczy do Pieka. Tam powinnam by w miar bezpieczna i
schroni si przed krwawymi zakusami ksinej.
Miaam nadziej, e Szatan i Archanio Gabriel nie skazali mojego
przystojnego diaba na wizienie. Musia pomc mi si std
wydosta! Nie mogam tu tkwi ani chwili duej.
Leciaam w stron kamienicy, w ktrej miaam malutkie
mieszkanko. Po nieprzespanej nocy, ktr w nim spdziam, czuam
si wyczerpana.
Ju z daleka dostrzegam wysokie jzyki ognia, ktre lizay ciany
tczowego budynku. Pomienie nie byy pomaraczowo-te, tylko
niebiesko-szare. Nawet ogie nie mia w Tartarze normalnego
koloru.
Zawisam w powietrzu naprzeciwko szalejcego ywiou. Dach
zawali si, odsaniajc wntrze kamienicy. Nieliczni luzie usiowali
gasi resztki konstrukcja uywajc przeciekajcych wiader i brudnej
wody. Najblisze budynki stay w pewnej odlegoci, wic szanse na
przeniesienie pomieni byy znikome.
Najwyraniej pomalowanie cian nie spodobao si mieszkacom
Tartaru. Pewnie obraziam czyje uczucia albo poczucie estetyki.
Wzdrygnam si ze wstrtem, gdy przypomniaam sobie pen
obaw noc, ktr przeyam w swoim nowym mieszkaniu. Nie
miaam wyrzutw sumienia, e niewiadomie doprowadziam do
jego zniszczenia. Nie bd po nim paka.
Nie potrafiam wzbudzi w sobie nawet cienia alu za ludmi ktrzy
mogli by w rodku. Na pewno przeyli. Ogie nie niszczy duszy.
Mogli tylko troch pocierpie.
Tartar mia na mnie zy wpyw. Traciam sumienie. Jeszcze troch, a
stan si jego penoprawnym mieszkacem, kim, kto niczego nie
auje.
Azazel by si ucieszy.
Musiaam znale inne drzwi. Miaam nadziej, e sztuczka, ktr
pokaza mi Hitler, dziaaa wszdzie, a nie tylko u niego w domu.
Odleciaam kawaek od zamieszania. Skoro Tartaryjczycy spalili
kamienic, mogli take mie ochot spali mnie. W kocu byam
czarownic, a to si z nimi gwnie robi. Zwaszcza gdy po zayciu
sporzdzanego przez nie miosnego napoju delikwentowi wyskocz

na nosie brodawki.
Opadam na ziemi w cichej, pustej uliczce z dala od zamtu. Do
szarych budynkw prowadzi cig szarych drzwi. Szarpnam za
pierwsze z brzegu. Byy otwarte, prowadziy na mierdzc moczem
klatk schodow.
- Przepraszam...
Pisnam przeraona i gwatownie odwrciam si do tyu. Przed
sob miaam Nerona. Jego rude, skrcone w loczki wosy byy
spocone. Dysza ciko. Chyba za mn bieg.
- Przepraszam, ale chciabym porozmawia. - Bya sam. Nigdzie nie
czaiy si strae ani poplecznicy,
Co to ma by? Wszyscy wadcy po kolei maj do mnie jak spraw?
Czy im si wydaje, e mog zaatwia prywat na boku?
- O czym? - warknam.
Wypi dumnie pier i podszed bliej.
- Jak wiesz, niewiasto, jestem wadc Tartaru.
- Jednym z trzech, o ile mi wiadomo - mruknam.
Zmiesza si troch.
- Tak, jednym z trzech. Niemniej, chciabym zosta tym jedynym,
niewiasto. Proponuj ci ukad.
- Nie.
- Sucham?
- Nie, nie bd ci pomaga. Mam do waszych politycznych gierek.
Zostaw mnie! Id std.
Cofn si przestraszony.
- Ale... dlaczego?
- Bo nie. Jestem bab, mog by nielogiczna.
- Ale... ja i moi pretorianie...
- Id std! ! ! - ryknam
Podskoczy zlkniony i pogna uliczk na zamanie karku.
Nie pojmuj, jakim cudem zosta wadc Tartaru. Hitler i Kuba
Rozpruwacz potrzebowali chyba tylko ciemnego pionka, ktrym
mogliby bez trudu manipulowa. Dziwne, e inni sawni dyktatorzy
nie zdobyli jeszcze wadzy. Obali Nerona nie byoby takie trudne.
Hitler i Rozpruwacz. O ile ten pierwszy pasowa na bezwzgldnego
wadc Podziemi, o tyle wybr Kuby take wydawa mi si
kontrowersyjny. Tak wana funkcja wymagaa wikszych zasug i
sawy. Chocia moe do przydzielenia mu tego stanowiska
przyczynia si Elbieta i jej czarownica? Ale kto wsadzi na statek

Nerona? Czyby, tak jak mnie przed chwil straszy, staa za nim
liczna gwardia pretoriaska? Przypomnieli mi si stranicy ubrani w
napierniki z wytoczonym N". Prywatna armia wiernych sug,
gotowych do kadego okruciestwa dla cesarza, moga by mocnym
atutem przy wyborze wadcw Tartaru.
Przymknam oczy i skupiam si. Przed sob miaam mierdzce
moczem drzwi.
- Rezydencja diaba Beletha w Piekle - powiedziaam gono i
wyranie, a nastpnie pocignam za klamk.
Widmowe drzwi otworzyy si przede mn. Po drugiej stronie
zobaczyam salon, urzdzony ze smakiem, w stylu paacu tureckiego
sutana. Nigdy nie byam w tym pokoju. Raz nawiedziam Beletha w
jego sypialni, ktra obiecywaa rozkosze haremu. adnego innego
pomieszczenia w rezydencji nie widziaam.
Paac diaba znajdujcy si w Niebie by zupenie inaczej urzdzony.
Tam kamienne ciany i haftowane kobierce przywodziy na myl
redniowieczne warownie. Piekielna rezydencja bya natomiast
ywcem wyjta z opowieci Szeherezady. W takim otoczeniu Beleth
czu si zreszt najlepiej. Mg w nich wspomina swoje ulubione
ziemskie czasy.
Zamiaam si pod nosem. Oczywicie mj przystojny diabeek i tak
nie mg hasa po nich swobodnie. Zosta zdegradowany za romans
ze miertelniczk i skierowany do pracy w Przydziaach w
piekielnym Urzdzie. Dlatego mg wraca na Ziemi tylko jako
demon wzywany przez magw Goecji.
Mwic dokadniej, by trzynastym demonem Goecji. Jego
najwikszym dokonaniem byo doradzanie krlowi Salomonowi.
Szczyci si tym przy kadej nadarzajcej si okazji. A raczej w
kadym momencie, kiedy widziaam go w szarawarach przepasanych
szerokim pasem materiau.
Zamknam za sob drzwi, za ktrymi zostawiam Tartar, i
odetchnam z ulg. Tutaj byam bezpieczna. Nikt nie wiedzia, gdzie
jestem. Wariatka optana mani krwi nie moga mnie tu dosta.
- Beleth ! - zawoaam, zanim zdaam sobie spraw, e to
bezsensowne, bo i tak mnie nie usyszy.
Szybkim krokiem przemierzyam salony i przedsionki. Zatrzymaam
si duej w niewielkiej sali balowej. W kcie sta fortepian. Nie
sdziam, e mj diabe gra na instrumencie, e by a taki...
wraliwy?

Wbiegam po szerokich, zakrconych schodach na pierwsze pitro.


Znajdoway si tam dziesitki sypialni. Gdyby nie brak numerw na
drzwiach, mogabym pomyle, e znajduj si w ekskluzywnym
hotelu.
Usyszaam muzyk. Delikatny dwik bbna i fletu. Przeniknam
przez drzwi prowadzce do pokoju, z ktrego dochodzia melodia.
Znalazam si w sypialni, ktr ju kiedy widziaam. Mj diabe
lea na ku, z wzrokiem wbitym w fioletowy baldachim. Sucha
dobiegajcej nie wiadomo skd muzyki. Odczuam ulg. Archanio i
Szatan nic mu nie zrobili.
Zakua mnie tsknota. Za jego miechem, ukradkowymi
spojrzeniami penymi namitnoci i dotykiem, ktry prbowa mi
skra przy kadej nadarzajcej si okazji. Uwiadomiam sobie, e
Beleth od pocztku naszej znajomoci pociga mnie fizycznie.
Dopiero po jakim czasie zdaam sobie spraw, e moe czuj do
niego co wicej.
Niestety zanim zdyam komukolwiek o tym powiedzie, ten kretyn
mnie zamordowa...
Przyjrzaam mu si dokadnie. Ubrany by w ciemnozielone
szarawary przewizane na biodrach czarnym pasem materiau.
Gadka skra na jego piersi pozbawiona skaz oraz blizn miaa
oliwkowy odcie. Pier unosia si w rytm powolnego oddechu.
Zamkn oczy. Dugie czarne rzsy rzuciy gbokie cienie na policzki
z wyranie zaznaczonymi ukami jarzmowymi. Prosty nos, pene
usta, tak czarne, e a granatowe wosy uoone w niedbaego
irokeza. Chonam kady szczeg, spragniona jego widoku.
Przystojny do blu, po prostu idea.
Mia tylko jedn ma, malutek wad. Nie by mczyzn, lecz
diabem.
Zamylona podeszam bliej. Chciaam oprze si o filar oa, ale
moja rka przesza przez drewno na wylot. Nim si spostrzegam,
upadam na twarz w poprzek ka.
Machajc rkami jak szalona, usiowaam si jednoczenie skupi i
zatrzyma przenikanie. Udao mi si to, gdy wbiam gow midzy
spryny. Zdaje si, e jedna czy dwie przechodziy na wylot przez
moj czaszk, bo czuam pomidzy uszami dziwne mrowienie.
O cholera, nie wiedziaam, e bycie duchem jest takie trudne! ywy
nie musi si cay czas zastanawia, czy chce przez co przenikn, czy
nie.

Tak przy okazji, ten materac mia strasznie dugie spryny. Musia
by diabelnie wygodny.
Powoli odpychaam si od materii, a zdoaam si z niej wydoby.
Przypominao to wygrzebywanie si z obsypujcego si piasku.
Niele si zmachaam.
Na wszelki wypadek stanam obok ka i staraam si go nie
dotyka.
Spojrzaam na Beletha. Siedzia na pocieli po turecku i masowa
sobie brzuch z idealnie uksztatowanymi miniami, ktre a si
prosiy, eby przesun po nich palcami. Zauwayam na jego
brzuchu gsi skrk. Zaniepokojony rozglda si dookoa.
- To nie moe by prawda - wyszepta. - Ciebie ju nie ma. Wydaje
mi si to, prawda? Zabiem ci...
- Beleth. - Si powstrzymaam si, eby go nie dotkn i
niepotrzebnie go przestraszy.
- Zabiem ci - powtrzy. - Jedyne, co potrafi, to niszczy ci
ycie... A teraz ci je odebraem. - Obj gow i zacisn mocno
powieki. - Wiki... - cay czas mwi do siebie. - Przepraszam ci,
przepraszam. Zrobibym wszystko, eby ci oywi.
Nadal byam na niego za. Nadal chciaam, eby w jaki sposb
odpokutowa za zamordowanie mnie. Ale...
Cierpia. Naprawd cierpia. Nigdy nie widziaam, eby czego
aowa. To byo tak niespodziewane i szczere. Owszem, umia
uywa piknych sw, umia kama w ywe oczy. Teraz jednak nie
zdawa sobie sprawy z mojej obecnoci. A zatem musia by szczery.
Istniaa te druga, odrobin smutniejsza moliwo - by tak
zakaman istot, e sam siebie usiowa przekona o dojmujcym
poczuciu winy.
Zmarszczyam brwi. Wiedziaam, e Beleth mia wiele ludzkich cech.
Potrafi by zazdrosny, nienawidzi, czasem zachowywa si
spontanicznie (co istotom jego pokroju wbrew pozorom rzadko si
zdarzao), moliwe take, e kocha. Szczery al jednak naprawd
zaskakiwa. Gdy udao mu si cofn mnie w czasie i wiedzia e
cakiem go zapomn, byo mu przykro. Wci jednak wydawao mi
si wtedy, e mia w zanadrzu jaki sprytny plan, ktry niestety nieco
umniejsza jego szlachetno. Czyby diabe dziki mnie sta si
bardziej ludzki? Z drugiej strony ostatnio bez skrupuw
rozrabiaam w Tartarze. Czy to znaczyo, e staj si coraz bardziej
diabelska?

Na wszelki wypadek przestaam si nad tym zastanawia. Zaczam


dochodzi do niepokojcych wnioskw...
Nagle na cianie naprzeciwko oa Beletha pojawiy si wysokie
drewniane drzwi, a waciwie wrota. Czarne skrzyda miay
rzebione misterne ornamenty. Byo to przejcie idealnie oddajce
charakter penego pychy waciciela. Poznaam je bez trudu.
W ciszy pokoju rozlego si sze stukni.
- Wejd - powiedzia Beleth schrypnitym z emocji gosem.
Pchnite drzwi otworzyy si na ca szeroko, ukazujc ubranego
na czarno Azazela. Podstpny diabe nic si nie zmieni po
otrzymaniu dziki mnie skrzyde i niebiaskiego obywatelstwa na
siedemdziesit siedem lat. By tak samo pewny siebie. Na jego
twarzy goci arogancki umieszek.
Czarne jak wgiel oczy przewiercay Beletha. Promieniowao od
niego zo. By diabem w kadym calu. Jego mroczna dusza zapewne
cierpiaa mki, gdy przed rewolucj Szatana musia by posusznym
anioem.
A jednak by postaci zaskakujc. Czsto si nad nim
zastanawiaam, usiujc poj, kim jest ten wrogi czarny charakter z
umysem penym przebiegych, zbrodniczych planw, a zarazem
nieszcznik poniewierany przez jedn z najbardziej intrygujcych
kobiet, jakie kiedykolwiek stpay po Ziemi. Wydawao si, e tylko
Kleopatra ma nad nim wadz.
Absolutn.
-I jak si czuje nasz peen wyrzutw sumienia skrytobjca, ktry po
wsze czasy bdzie cierpia po zabiciu mioci swego ycia? - zakpi
Azazel na wstpie i zamia si zoliwie. - Nadal bdziesz mi
wmawia, e czujesz jej obecno"?
Nagle jego rozbawione spojrzenie przesuno si z zasmuconego
diaba na mnie.
Zaraz.
Na mnie?
Azazel by tak samo zaskoczony jak ja. Wybauszy oczy ze strachu i
otworzy usta.
- O BOE PRZENAJWITSZY! - rykn na cae gardo,
zapominajc o piekielnej etykiecie, i odwrci si na picie.
Jego przejcie niestety zdyo si ju zamkn. Diabe rbn
czoem o cian i zemdla.

15
Razem z Belethem pochylilimy si nad Azazelem, ktry sam si
znokautowa. Czerwony, napuchnity lad na rodku czoa zblad, a
nastpnie znikn. Diabe dochodzi do siebie si nawet pozbawiony
przytomnoci.
Powoli, wci lec na pododze, rozchyli delikatnie powieki.
Olepiony zamruga par razy.
- Miaem przywidzenie - wymamrota i otworzy oczy.
Najpierw skupi spojrzenie na diable, potem przenis je na mnie.
Jkn.
- Ojcze nasz, ktry jest w Niebie, wi si imi Twoje... - zacz
szepta gorczkowo.
- Azazel, co ty, do diaba, robisz? - przerwa mu z niesmakiem
Beleth.
- Modl si - odpar zdecydowanie i prawie zapaka. - Nie
pamitam, ktr rk trzeba si wczeniej przeegna!
Przystojny diabe wyprostowa si.
- Dobra, przyznaj si, co pie i ile...
Azazel zerwa si na rwne nogi i schowa za jego plecami. Ponad
ramieniem przyjaciela spojrza mi prosto w oczy. - Widz j! Widz
j! Miae racj! Wrcia! - zawoa.
- Przesta! - Beleth odsun si od niego. - Co ty pieprzysz?!
- No przecie tam stoi. - Azazel straci nieco animusz i wskaza mnie
palcem. - Wiktoria.
Mj diabe spojrza we wskazanym kierunku. Ale mnie nie widzia.
Spojrzenie przesuno si gdzie obok.
- Tu nikt nie stoi...
- Nikt...? - Azazel powoli si uspokaja. Przetar spocone czoo i
odetchn kilka razy gboko, wmawiajc sobie, e halucynacje s
objawem przemczenia zwizanego z otwarciem nowej knajpy.
Nie wytrzymaam. Musiaam si zapyta.
- Azazel, jakim cudem ty mnie widzisz?
Diabe wrzasn przeraliwie i znowu skry si za plecami Beletha.
Cay si trzs. Jego ramiona dray w rytm pocigania nosem.
- Przemwia! Moe mwi! O Boe miociwy, co ja takiego
uczyniem? Czemu tak mnie karzesz? Ojcze nasz, ktry jest w
Niebie...
Przystojny diabe odepchn go od siebie. By zy.

- To twj kolejny sposb na zabawienie si moim kosztem? - zapyta


Azazela oschym tonem. - Wymylie sobie, e teraz tak mi
dokuczysz? Nie wystarcza ci ju przypominanie mi o morderstwie?
Teraz bdziesz udawa, e widzisz jej ducha? e jeste jedyn osob
we wszechwiecie, ktrej si ukazaa, tak? Bo woli najwyraniej
ciebie ode mnie? Bo jeste niby taki sympatyczny? Azazel
wyprostowa si zamylony.
- Chyba masz racj - odpar. - Musz by wyjtkowy.
Beleth zawy z bezsilnej zoci i usiad na ku. Potarga irokeza.
Jego pene nienawici spojrzenie wydawao si zdolne do przebicia
podstpnego diaba na wylot.
- Mylaem, e jeste moim przyjacielem - powiedzia gorzko.
-Powiniene mnie wspiera w trudnych chwilach, a nie usiowa
pogry.
- Ale wspieram. Nic nie poradz, e j widz. Ca przezroczyst.
Wolabym jej nie widzie, zapewniam ci. Nie sprawia mi to
przyjemnoci. Przeciwnie... Wstyd si przyzna, ale troch si boj...
Znacznie chtniej zobaczybym przed oczami obraz Kleopatry w
negliu. Mimo e ostatnio troch za bardzo mnie pilnuje.
W odpowiedzi zosta tylko spiorunowany wzrokiem.
- Azazel - podeszam do niego, nie mogc znie bezczynnoci. - Ty
mnie naprawd widzisz? Dlaczego? Czemu nikt poza tob nie zwraca
na mnie uwagi? Odpowiedz mi.
- Znowu mwi - jkn. - Ojcze nasz, ktry jest w Niebie, wi si
imi Twoje... eee... Ojcze nasz, ktry jest w Niebie, wi si imi
Twoje... Ojcze nasz... Cholera, nie pamitam, co dalej. - Spojrza
bagalnie na Beletha. - Ale moe tyle wystarczy, co? On pewnie
rozumie, e w stresie mogem zapomnie.
Wydawao mi si, e przystojnego diaba dzieliy tylko sekundy od
wybuchu. Jeszcze chwila, a wyrzuciby Azazela za drzwi. Nie mogam
do tego dopuci. Tylko on mnie widzia i co najwaniejsze sysza.
By moj przepustk do wolnoci! Dziki niemu mogam wszystkim
udowodni, e nadal istniej i na razie mam si dobrze, bo jeszcze
nikt mnie nie odsczy. No i oczywicie, e bardzo chc wrci.
Wrci do ycia i... no c... chyba do tego gupka Beletha.
- Azazel! - warknam. - Uspokj si i suchaj. Tak, to ja, Wiktoria.
Nie wiem, czemu mnie widzisz, bo wierz mi, nie tskni za twoim
widokiem, ale najwyraniej zaszczyt ci kopn. Masz powiedzie
Belethowi, e si na niego nie gniewam za bardzo i e jestem w

Tartarze. Chc si std wydosta. Pomcie mi.


Azazel pokiwa gow i odwrci si w stron ka.
- Naprawd nie wiem, dlaczego On mnie tak pokara. Rozumiem,
gdyby tobie si ukazywaa i straszya ci po nocach, ale czemu mnie?
Przecie ona nawet mnie nie lubi, a w kadym razie tak twierdzi.
- To przestaje by mieszne - gos przystojnego diaba dra ze
zoci.
- Spokojnie! - Azazel wycign przed siebie rce. - Przysigam, e
nie usiuj teraz gra na twoich emocjach. Naprawd j widz. Mwi,
e jest w Tartarze, ma si wietnie i ci pozdrawia.
- Nieprawda! - zawoaam. - Tu jest do bani! Chc si wydosta!
- A, i chce wrci - powtrzy grzecznie, a potem doda: - Pewnie
zamierza skopa ci tyek czy co w tym stylu. W kocu bardzo mocno
jej ostatnio podpade. Co to byo? A tak... zabie j, he he he.
Zobaczyam w oczach Beletha bysk nadziei. Nadal nie ufa swojemu
kompanowi. Zna go zbyt dobrze. Nie mg si jednak powstrzyma i
dopuci do siebie nadziej, e moe rzeczywicie istniej i jakim
cudem Azazel mnie widzi.
Ja na jego miejscu nie uwierzyabym podstpnemu diabu.
- Nie chc mu skopa tyka, ajzo. - Caa trzsam si ze zoci. Skopi go tobie, jak nie bdziesz mwi tego, co ci ka.
- Okej, okej. - Wydawa si skruszony. - Ju bd mu mwi.
- Co mwi? - dopytywa si Beleth.
- Powiedz Belethowi, e gupio postpi, zabijajc mnie, ale nie
jestem na niego za.
- Mwi, e jeste idiot, ale nadal ci lubi.
- Jestem w Tartarze, nie potrafi si std wydosta. Tu jest
strasznie!
- Mwi, e jest w Tartarze i dobrze si tam bawi.
- Ksina Elbieta Batory usiuje mnie zamordowa, eby przej
moje moce. Chce wykpa si w mojej krwi. Dosownie. Pomaga jej
w tym Kuba Rozpruwacz, ten gwaciciel, i jaka czarownica.
- Poznaa tam gwaciciela i wampirzyc, ktrej zdarza si mie
lepsze pomysy ode mnie.
- Do Tartaru prowadzi rzeka Styks, na ktrej jest caa masa
puapek. Podejrzewam, e u jej rda jest wyjcie z Podziemi, ale
sama nie dam rady tam dotrze. Potrzebuj jakich wskazwek albo
bezporedniej pomocy.
- Mwi, e pynie tam jaka rzeka i mona si ni wydosta, ale ona

nie umie pywa.


- Pomcie mi, bagam. Beleth, kocham ci.
- Mwi, eby jej pomc, bo jak nie, to poaujesz.
Moja cierpliwo si wyczerpaa. To chyba by najwyszy czas, eby
sprawdzi, czy mog korzysta z mocy jako projekcja astralna.
Skupiam si na butach Azazela. Czarne lakierki z idealnie
zawizanymi sznurwkami. Najpierw zapaliy si ich kocwki. Gdy
tylko diabe si zorientowa, zacz podskakiwa w parodii taca.
- Podpalia mnie! Podpalia mnie! - krzykn i zala stopy
strumieniem wody wyczarowanym z czubka swojego palca.
Poczuam ulg. Dobrze, e moje moce dziaay. Moe wcale nie
musiaam uywa Azazela jako tumacza? Mogabym pisa
Belethowi kartki! Albo szmink po lustrze, to bardziej kobiece.
Przystojny diabe patrzy na przemoczonego kompana ze
zdziwieniem.
- Czemu polae si wod? - zapyta.
- Podpalia mnie, bo le przetumaczyem par sw. - Posa mi
mciwe spojrzenie. - Pieprzony poltergeist...
- Nie byo adnych pomieni - zaprzeczy Beleth.
Jak to nie? Sigay Azazeowi prawie do kolan! Musia je zauway!
Zwaszcza e Azazel krzycza wniebogosy. Przyjrzaam si
dokadniej sznurwkom diaba. Byy nietknite. To niemoliwe...
- Azazel, sprawdzam co, nie przestrasz si - mruknam
- Jak to sprawdzasz? - zapyta zaniepokojony.
W jednej chwili cae jego ubranie stano w ogniu. Przestraszony
diabe rykn na cae gardo i bezadnie zacz wali domi po
ubraniu. W kocu wyczarowa wielki sup wody z sufitu i ugasi
ogie.
Odgarn z twarzy mokre czarne wosy i wbi we mnie pene
wciekoci spojrzenie. Zaskoczona zauwayam, e na policzkach
mia czarne strugi. Nieeee, niemoliwe. Azazel uywaby czarnej
kredki do oczu albo tuszu do rzs?
Skubany, to dlatego mia takie adne oczy!
- Co ty sobie wyobraasz? - wrzasn. - Nie pozwalam ci podpala
mnie dla rozrywki, syszysz, ty wstrtna, maa...
- Cicho! - weszam mu w sowo i zbliyam si do niego.
Gwatownie ode mnie odskoczy.
- Nie podchod do mnie, przeklta! - warkn.
Poczuam, jak wiat rozpada mi si na kawaki. Na jego czarnej

koszuli ktra na moich oczach skwierczaa od ognia przylepiajc si


do skry diaba, nie byo adnego ladu dokonanych przeze mnie
zniszcze.
- Azazel, twoja koszula jest nietknita - powiedziaam zrozpaczona.
- O, rzeczywicie. Nic si jej nie stao - diabe by zaskoczony - Nie
podejrzewaem, e to taki dobry materia. Nic dziwnego, w kocu to
M&S.
- M&S? Mefisto i Szatan?
- Nie, gupia. To Micha i Sealtiel, jedni z najlepszych anielskich
projektantw mody w Arkadii. Niestety nie produkuj czarnych
ubra i sam musiaem przefarbowa.
- Azazel, a co mnie obchodzi twoja koszula i dlaczego miaaby jej
zaszkodzi woda? - zapyta Beleth. - Czy ty si na pewno dobrze
czujesz? Znowu uywae lubczyku diabelskiego? Przyznaj si.
- Nie, to nie tak. Ona mnie znowu podpalia - Azazel dopiero teraz
przypomnia sobie o istnieniu kompana.
Byam zdruzgotana. Koszuli nic si nie stao. Nie byo adnego ladu
po ogniu, ktry zapaliam. Oznaczao to, e moje moce widzia tylko
podstpny diabe. Nie mogam si uwolni od jego pomocy.
Szlag by to trafi...
- Mam tego do - powiedzia przystojny diabe. - Wyno si std,
nie chc sucha twoich kamstw. Wiem, e jej ju nie ma.
- Ale jestem! - krzyknam. - Azazel powiedz mu co, co tylko ja i
on moemy wiedzie. Udowodni, e tu jestem!
- To powiedz mi co, co mog mu powtrzy - odpar zniechcony, a
potem wyjani Belethowi: - eby ci udowodni, e nie zmylam i
naprawd widz Wiki, ona powie mi jaki szczeg z waszego ycia,
ktry znacie tylko wy.
Ju wiedziaam, co wybra.
- Zapytaj go, czy pamita nasz rozmow w Stambule.
- Co o Stambule.
- Zapytaam wtedy Beletha, jak to jest lata. A on odpowiedzia mi,
e nie potrafiby znale odpowiedniego sowa, gdyby nie spotka
mnie. Ale teraz ju wie, e lot to jak zakochanie, jak pierwsza mio.
Azazel zarechota. Spojrza na Beletha i poklepa si po kolanach z
uciechy.
- O nie wierz, e moge pieprzy takie gupoty!
- Powtrz! - warknam.
- Mwi, e w Stambule powiedziae, e latanie jest jak pierwsza

mio. No doprawdy... Beleth... Nie spodziewaem si po tobie


czego takiego. Wstyd... Wiersze te ukadasz?
Przystojny diabe siedzia w cakowitym milczeniu.
- Wiki? - zapyta. - Jeste tu?
Podeszam do niego i sprbowaam go dotkn. Moje ciao, tak
samo jak moja moc, w tym wiecie nie byo niestety materialne.
Moje palce zamiast chwyci jego do, przeszy na wylot. Wzdrygn
si, ale nie odskoczy. Spojrza w przestrze gdzie ponad moim
prawym ramieniem.
- Wiki, naprawd tu jeste? - nie mg w to uwierzy. - Powiedz mu,
e jestem tu i si nie gniewam - rozkazaam Azazelowi.
Pogdera chwil pod nosem, ale grzecznie powtrzy.
- Wybacz mi, Wiki - wyszepta Beleth. - Postaram si wydosta ci z
Tartaru.
Nagle podstpny diabe trzasn si doni w czoo.

16
- Ju wiem, dlaczego widz Wiktori! A wiecie, co jest
najzabawniejsze? To, e tylko ja mog j widzie i nikt inny!
Gdy zda sobie spraw ze znaczenia swoich sw, odrobin si
zmartwi.
- Ju wiem - powtrzy Azazel, ze znacznie mniejszym
entuzjazmem. Spojrzelimy na niego wyczekujco.
- Przecie to oczywiste - stwierdzi podstpny diabe. - Wiki jest
teraz mieszkank Tartaru i nie moe by widziana przez nikogo,
skoro jest przeklta.
- To ju wiemy - mrukn Beleth. - Wyjanij, dlaczego uwaasz, e
ciebie jako jedyn osob we wszechwiecie spotka ten zaszczyt.
- Kiedy chwaliem si przed ni moj sekt! Kazaem jej wtedy
wypowiedzie zaklcie, ebym zawsze mg j widzie, kiedy jest
niewidzialna!
- Zmarszczy brwi. - Cholera, nie wiedziaem, e to bdzie
obejmowao te mwienie... A tym bardziej nie sdziem, e bdzie
dziaa na tartaryjskiego ducha.
Przypomniaam sobie tamte chwile. To byo tak dawno. Wydaway
mi si ledwie snem, mar, ktra nigdy nie istniaa.
Poczuam si stara, kiedy pojam, ile rzeczy ju przeyam i ile razy
umaram.
- Bd musia dopracowa to zaklcie - gdera Azazel. - Nie
sdziem, e mog mie pniej przez nie kopoty...
- Jeszcze nie masz kopotw - mruknam. - To ja je mam.
- Fakt - przyzna z nieukrywan ulg.
Jeszcze raz nakreliam diabom sytuacj, w ktrej si znalazam.
Tym razem moja historia zostaa dokadnie zrelacjonowana.
Beleth spochmumia.
- Jak to si stao, e nie ukarali ci za zamordowanie mnie? zapytaam.
Przyznam szczerze, e z jednej strony bardzo mnie to cieszyo,
jednak z drugiej... Brak konsekwencji oznacza, e nikt si mn za
bardzo nie przejmowa. Troch to mnie ubodo.
Azazel powtrzy moje pytanie.
- W trakcie przesuchania Gabriel nabra wtpliwoci. Poczu, e nie
jestemy sami w gabinecie Szatana. Postanowili na razie wstrzyma
moj kar. Jest w zawieszeniu. Zastanawiaj si, co powinni ze mn

zrobi. Mam nadziej, e myl take nad wycigniciem ciebie z


Tartaru.
- Dosta w zawieszeniu doywocie w piekielnym wizieniu - ucili
Azazel. - Nawet ja nigdy nie dostaem takiej kary. Rozumiesz? Ja!
Lucek bardzo si wkurzy na Beletha.
Podstpny diabe skierowa spojrzenie na przyjaciela.
- A tak przy okazji to wtpi, eby zastanawiali si, jak j uwolni.
Gdyby byli mili i peni empatii, to nie zostaliby wadcami zawiatw.
Obstawiam, e gwnym tematem ich rozmw jest wymylenie
odpowiedniej i strasznej kary dla ciebie. Gabriel niele zagra z tymi
wtpliwociami, dziki temu wyglda, jakby naprawd si
przejmowa. Zapewni tym sobie dobry PR.
- Ty naprawd nie wierzysz, e wszyscy mog si od ciebie rni i
dla odmiany mogliby mie... sama nie wiem... jakie pozytywne
cechy? -westchnam.
- Chyba kpisz - odpar Azazel. - Nie ma czego takiego jak empatia.
To wyjtkowo tania zagrywka, niestety z niewiadomych mi przyczyn
naduywana w Niebie.
Nie skomentowaam. Niech yje w wiecie swoich wyobrae.
- Naprawd tam bya? - chcia wiedzie mj diabe. - Bya w
gabinecie Szatana? Czuem co.
- Tak, byam tam. Hitler te. To on mi pokaza, jak mona dosta
si do rzeczywistoci.
- Bya tam? - Azazel nie kry zdumienia. - I Lucek nic nie
zauway? Wesza do jego gabinetu bez adnych konsekwencji?
Na jego twarzy zagoci zoliwy umiech, a z garda wydoby si
zowieszczy chichot. Kolejny niecny plan wanie rysowa si w jego
gowie.
- Nie, Azazel, nie bd dla ciebie szpiegowa.
- No wiesz? - skrzywi si. - Nie dziwi si, e bya z ciebie taka
saba diablica. Ale jeli nie zdoasz uwolni si z Tartaru, to
rozwaysz wspprac? Obiecuj, e gdybym by znowu Szatanem, to
sprbowabym ci uwolni.
- Nie wierz ci. Powiedz Belethowi, eby raczej nie liczy na
Gabriela. Te wtpi, e moe mi pomc.
Azazela wyranie irytowao, e musi by tumaczem, zwaszcza gdy
odmwiam mu pomocy w zdobyciu jakich obciajcych Lucyfera
informacji.
Rola zwykego tumacza zapewne wedug niego bya nudna. Wolaby

co wysadzi, zniszczy, kogo obali. A dziwne, e nie trafiam do


Tartaru, bo jemu zachciao si zosta bogiem i potrzebna bya mu
wtyczka w Podziemiach.
Zerknam na niego podejrzliwie. Nieee... zbyt si mnie
przestraszy, eby to naprawd by jego plan.
Chyba, e...
- Kogo jeszcze, poza Hitlerem, Rozpruwaczem i t ksin poznaa
w Tartarze? - zapyta zaciekawiony Azazel. - Jest tam kto
interesujcy?
Wymieniam kilka nazwisk najwikszych mordercw i zoczycw,
ktrzy tam trafili. Midzynarodowa elita...
Beleth zacz niespokojnie kry po pokoju. Przeczesa doni
wosy uoone w irokeza. Zawsze tak robi kiedy si denerwowa.
Minie gray pod jego skr. Wyglda jak dziki kot, ktrego
zamknito w klatce.
Niebezpieczny i niezwykle pocigajcy.
Azazel posa mi zoliwe spojrzenie.
- Co tak wzdychasz? - zapyta.
Speszyam si i przypomniaam sobie co, o czym dawno chciaam
powiedzie Belethowi. Nie podejrzewaam jednak, e bd musiaa
to zrobi w obecnoci Azazela
- Powiedz Belethowi, e zerwaam z Piotrem. Dla niego. To si
stao, zanim mnie zamordowa. Jeszcze w Niebie, jeszcze przed
rozpraw Moroniego.
- Wiemy, e ju ze sob nie jestecie. Nie musz tego mwi
twojemu diabekowi. Twj byy miertelnik wtargn do mojej
knajpy, ktr, nawiasem mwic, zdemolowa, i zada wyjanie,
dlaczego nie yjesz.
- Naprawd? - zdziwiam si. - Nie spodziewaam si po Piotrku
takiego zachowania. On miaby co zdemolowa? O tym, e jest
zdolny do podjcia inicjatywy i walki o mnie, ju si przekonaam.
Jednak tak otwarta agresja, i to w stosunku do diabw? Naprawd
odwane.
-I co mu odpowiedzielicie? - chciaam wiedzie.
- Uspokoilimy go po tym, jak przyla Belethowi, a potem
obiecalimy, e sprbujemy ci wycign. Gwoli cisoci, ja nic nie
obiecywaem. To Beleth da si w to wrobi. Naprawd zerwaa z
Piotrem? - dry podstpny diabe. -Przecie to mio twojego
ycia. Ryzykowaa dla niego wszystko, nawet dusz. Wprost nie

mog w to uwierzy. W gowie mi si to nie mieci.


- A cokolwiek ci si w niej mieci? - warknam. - Owszem,
zerwalimy...
Wci mu na mnie zaleao. Mimo e go porzuciam dla innego.
Zatskniam za jego spokojnymi oczami i poczuciem
bezpieczestwa, ktre mi dawa.
- Niesamowite - zdziwi si teatralnie. - Syszae, Beleth?
Naprawd zerwaa z Piotrem, eby by z tob, bo jeste sensem jej
istnienia, pociech w trudnociach, wiatem w tunelu... Co za bana,
nie wytrzymam. - Podrapa si po gowie i mrukn do siebie: - wiat
schodzi na psy...
Beleth zatrzyma si i spojrza na mnie. To znaczy chcia spojrze.
Naprawd si stara. Trafi jakie p metra na lewo od mojej gowy.
- Trzeba powiedzie Gabrielowi, e wrcia jako duch - owiadczy.
- To jedyne rozwizanie.
- Moe jeszcze Luckowi si pochwal, e Wiki zdoaa wyj z Tartaru
jako projekcja astralna - mrukn Azazel. - Na pewno si ucieszy...
- Gabriel nam pomoe - upiera si Beleth. - I tak podejrzewa, e
co si dzieje. Lucyfer moe sobie myle, co chce. Nie dbam o to.
- A powiniene, bo masz wyrok w zawieszeniu.
- Musz naprawi swoje bdy - owiadczy Beleth. Azazel patrzy
na niego nic nierozumiejcym wzrokiem.
- Kto ci podmieni - uzna.
Klasnam w donie, eby zwrci ich uwag na siebie. Dopiero po
chwili przypomniaam sobie, e Beleth mnie nie sysza, a uwaga
Azazela bya rednio przydatna.
- Jak dugo moesz pozostawa poza Tartarem? - zapyta Beleth.
- Nie wiem - Azazel wiernie powtarza moje sowa. - Nikt mi nie
powiedzia, e s jakie ograniczenia, ale mogli to przede mn zatai.
Chc wykorzysta moje moce do jakich swoich wewntrznych
porachunkw, a Elbieta chce mojej krwi. Byliby niezadowoleni,
gdybym ucieka.
Beleth znowu zacz kry po pomieszczeniu. Zagapiam si na
niego. Azazel przyglda mi si rozbawiony, nie komentowa jednak
mojego cielcego spojrzenia.
- A jak wyglda Tartar? - zapyta.
- Szaro i przeraajco - odparam. - Nie ma tam adnych kolorw.
Nikt nie robi niczego za darmo. Ludzie musz pracowa na swoje
jedzenie, a je nie bardzo jest co. Na dodatek rosn tam tylko

kartofle...
- A wszyscy myl, e tak jest u nas - zakpi Azazel. - Wszystko
przez niebiask propagand i stereotypy.
Beleth sign po koszul lec na szezlongu koo olbrzymiego
lustra. Zaoy j na siebie, zakrywajc przede mn swj boski
brzuch.
- Wiki, w Tartarze przebywa Achilles, mj potomek z nieprawego
oa -powiedzia przystojny diabe. - Jeeli bdziesz czegokolwiek
potrzebowaa, popro go o pomoc. To nefilim, panio, wic jest
odrobin szalony, ale to mj syn. Powiedz, e ja ci przysaem i e
ma ci chroni.
Nie byam pewna, czy posucha. Jako panio nie by odrobin
szalony -Beleth zbyt eufemistycznie si wyrazi. Nefilimy, jak kiedy
objania mi Kleopatra, kieroway si jedynie dz mordu. Nie
miaam pewnoci, czy to najlepszy pomys uda si do niego i
znienacka powiedzie mu o ojcu.
- A teraz pjdziemy porozmawia z Gabrielem - owiadczy mj
diabe. -Musi nam pomc wydosta ci stamtd. Na pewno istniej
jakie protokoy na ten temat. Musi istnie sposb, eby do nas
wrcia. Do mnie...
- O ile mi obiecasz, e nigdy wicej mnie nie zabijesz. - Zamiaam
si i poczuam ulg. Pomog mi i wszystko bdzie tak jak wczeniej.
Moja przygoda z Tartarem dobiegaa koca.
- Mwi, e nie ma sprawy, chyba e znowu j zamordujesz. - Azazel
ziewn znudzony i nagle przyjrza mi si dokadniej. - Wiki, troch
zblada -powiedzia. - Dobrze si czujesz?
Spojrzaam na swoje donie. Wyday mi si tak samo przezroczyste
jak wczeniej. Chocia... moe troch wyraniej widziaam przez
siebie mozaik na pododze?
- wietnie - odparam. - A czemu pytasz?
- Bo bledniesz, ale skoro mwisz, e wszystko jest dobrze...
- Blednie?! Jak to blednie?! - zawoa Beleth. - Co si z ni dzieje?!
- Romeo, wstrzymaj si - mrukn Azazel. - Troch zblada. Moe to
z wraenia na widok twoich niesamowitych muskuw. Rozbierz si,
to ci powiem, czy poczerwieniaa...
Podstpny diabe mia jednak racj. Moje donie robiy si coraz
bardziej przezroczyste. Niedobrze. Nie wiedziaam, co si dzieje.
Poczuam chd.
Wczeniej, bdc projekcj astraln, nie czuam ani ciepa, ani

zimna. Teraz owiao mnie mrone powietrze. Moje wosy poruszyy


si niewidzialnego wiatru.
Odwrciam si. Za swoimi plecami miaam drzwi do sypialni
Beletha, przez ktre dostaam si do Pieka. Co zaczo wciekle w
nie omota. Zupenie jakby usiowao przedosta si do rodka.
- Syszycie? - zapytaam.
- Co mamy sysze? - odpar Azazel.
- Za drzwiami... - szepnam. - Kto... co... jest za drzwiami.
- Skarbie, ty rzeczywicie bledniesz - poinformowa mnie diabe.
Beleth w napiciu usiowa mnie wypatrzy, chocia wiedzia, e to
niemoliwe.
- Wiki, pamitaj, musisz odszuka Achillesa. On ci pomoe. Musi ci
pomc. Ja sprbuj wydosta si z tej strony zawiatw - powiedzia.
- Skoro bledniesz, moe nie masz duo czasu. Moe musisz wrci
do Tartaru.
Tego akurat domyliam si sama. Mj czas pobytu w Piekle
gwatownie si kurczy.
Drzwi omotay wciekle, zupenie jakby kto nimi mocno szarpa.
Nagle otworzyy si na ocie. Do pomieszczenia wtargn mocny
wiatr, ale szarpa tylko moim ubraniem. Zacz cign mnie do
progu. Tartar upomina si o mnie.
- Wrc! - zdyam zawoa i w nastpnej chwili zostaam zassana
przez drzwi, ktre zatrzasny si za mn.
Potny podmuch wyrzuci mnie na szar wsk ulic Podziemi.
Uderzyam ciko o kocie by, ktrymi bya wybrukowana, tu obok
penego ekskrementw rynsztoka.
Widmowe przejcie zatrzasno si przed moim nosem. Przed sob
miaam tylko szare obdrapane drzwi prowadzce na mierdzc
moczem klatk schodow. Nie byo ju wiatru, ktry cignby mnie
za sukienk.
Byam zirytowana. Nie wiedziaam, e przebywanie poza Tartarem
ma jakie ograniczenia w czasie. O tym Hitler przypadkiem
zapomnia mi wspomnie. Nie napatrzyam si na Beletha! Niemniej
miaam plan. A plan to podstawa sukcesu. Niebawem wszystko si
wyjani. Musz jedynie znale Achillesa i ukry si przed Elbiet.
Reszt zaatwi za mnie diaby.
Podniosam si z ziemi i korzystajc z mocy, oczyciam sukienk z
brudu. Odwrciam si pena dobrych chci i nadziei.
Stanwszy na ulicy przed zmursza kamienic, napotkaam wzrok

Kuby Rozpruwacza i kilkunastu mczyzn, ktrzy zacierali rce,


wbijajc we mnie ze spojrzenia. Angielski dentelmen pokiwa
karcco palcem przed swoj twarz.
- Nieadnie tak ucieka, panno Wiktorio - powiedzia.
Przyznam szczerze, e mnie kompletnie zaskoczyli.
- Bo sobie oko wydubiesz - zakpiam, nie tracc animuszu.
Umiechn si pgbkiem.
- Moja droga, zapewniam ci, e lepiej si ze mnie nie namiewa.
Jak widzisz, nie jestem tutaj sam.
Towarzyszcy mu mczyni zarechotali.
- To ty mnie cigne do Tartaru? - warknam. - To twoja
sprawka?
- Ale skd. To Anna Darvulia. Zostaa w zamku przy swoim
magicznym kotle i tajemniczych eliksirach.
- Magiczne koty to bzdura. Albo si ma moc, albo tandetne
gadety.
- Jak sama przekonaa si na wasnej skrze, mona mie i jedno, i
drugie. To w rkach Anny czai si potna sia, ktra cigna ci z
powrotem do Tartaru. Kto wie, co Anna jeszcze potrafi? Radz ci
wic, zachowuj si spokojnie. Nie ma jej tu z nami, ale pomoe mi
ci uspokoi, gdyby nie chciaa wsppracowa.
Mczyni zaczli si do mnie zblia. Angielski dentelmen
umiechn si przymilnie i powiedzia:
- A teraz chyba mamy co do zaatwienia, nieprawda? Musimy
wywiadczy przysug mojej pani...

17
Cofnam si o kilka krokw, bacznie obserwujc twarze
zbliajcych si mczyzn. Nie zawahaliby si przed niczym. Teraz
chcieli mnie zaatakowa..
Dlaczego zawsze przeladuj mnie kopoty? Czy ja naprawd nie
mog wie spokojnego, ustabilizowanego ycia, najchtniej
pozbawionego wiary w rzeczy nadprzyrodzone?
Chocia pewnie by byo nudne...
- Nie zdobdziesz mojej mocy! - rzuciam do Kuby Rozpruwacza,
robic zacit min, niczym bohaterka filmw akcji.
- Zawsze warto sprbowa.
Czuam si zagroona. Ju tylko kilka metrw dzielio mnie od
pierwszego oprycha. Zamiaam si. Ciekawe, czy boj si
czarownic?
- Boicie si Anny Darvulii? - zapytaam. - Wzbudza w was groz?
Mczyni milczeli, ale ich miny mwiy same za siebie. Miaam
dowd na to, e czarownice w Tartarze s w miar bezpieczne.
Zrozumiaam, dlaczego Anna uywaa kota i innych niezbdnych w
tym fachu rekwizytw. Dziki nim bya znacznie bardziej
wiarygodna.
Dla lepszego efektu uniosam rce nad gow.
- W takim razie powitajcie now czarownic. - Klasnam.
Pomidzy mn a zbirami potoczya si cienka linia, tnc brukow
kostk uoon z krzywych kamieni. Linia zamienia si w wysokie
na p metra pomienie, ktre skutecznie mnie od nich oddzieliy.
Zauwayam na ich twarzach strach przed czarami. Ucieszyam si
jak dziecko.
Kuba Rozpruwacz by wcieky. Nie zamierza podda si tak atwo.
- Gupcy! - zawoa. - Macie j zapa. Tego da ksina i wiedma
Anna. Dobrze wiecie, co was czeka, jeli tego nie uczynicie.
Chwilowe zmieszanie i strach, ktry wywoaam t tani sztuczk,
znikny. Zdaje si, e Elbieta bya znacznie lepsza w zastraszaniu
ludzi ode mnie. Trudno si dziwi. Ona szlifowaa t umiejtno
przez wieki. Ja wiczyam si w niej dopiero od dwch dni.
Opryszki, zasaniajc twarze, skoczyli w ogie. Szare, sterane
ubrania zaczy si na nich pali. Wikszo daa sobie z tym rad i
ugasia pomyki, bijc rkawami materia. Jednemu si to nie udao.
Ogie zacz pochania jego wosy i twarz. Mczyzna przeraliwie

krzycza. aden z kompanw nawet si nie odwrci, eby spojrze.


Ich oczywista bezwzgldno zmusia mnie do zmiany taktyki.
Odwrciam si i wziam nogi za pas. W biegu zmieniam czerwon
sukienk na spodnie i bluzk. Na stopach stworzyam wygodne
adidasy. To w adnym razie nie by odpowiedni moment na zgrabne
szpilki i ucieczk z gracj.
Tu za plecami syszaam dyszenie pogoni. Pragncy mnie schwyta
mczyni nie nawykli do dugich biegw. Szybko zaczli si mczy.
Gorzej, e ja te unikaam przez cae ycie wysiku fizycznego, jak
tylko mogam. Przysigam, e jeli wyjd z tego cao, to zapisz si
na siowni i przestan je czekolad!
No dobra. Nie przesadzajmy. Nie da si przesta je czekolady.
Na chybi trafi skierowaam za swoje rami palec i strzeliam kilka
razy poncymi kulami. Sdzc po zduszonych okrzykach, czasami
udawao mi si trafi, lecz banda deptaa mi po pitach.
Musiaam stworzy sobie skrzyda. Jedynie w ten sposb mogam
uciec. W powietrzu nikt by mnie nie zapa. Tylko czy biaymi
skrzydami ich przestrasz? O nie! Chcecie mie demona o potnej i
zej mocy? To macie!
W jednej chwili z moich plecw, rozrywajc materia bluzki,
wykwity zgniozielone wypustki. Skupiam na stworzeniu skrzyde
wszystkie siy, w zwizku z czym bardzo zwolniam swj bieg. Rwa
mi si oddech. Syszaam, jak krew gono pulsuje w szyi.
Zielone wypustki rosy. Powoli wyduay si z mlaszczcym,
niesmacznym odgosem. Mczyzna biegncy za mn usiowa mnie
za jedn z nich zapa. Zadbaam o szczegy, wic odskoczy z
obrzydzeniem, wycierajc o spodnie do ubrudzon lepkim
tawym luzem.
opoczc na wietrze cieniutk zielon bon rozpostart na
patykowatych skrzydach, skrciam w kolejn boczn uliczk.
Straciam rachub w labiryncie miasta. Gdyby nie urywany oddech,
zaczabym kl jak szewc. Od diabw nauczyam si kilku adnych
wizanek od diabw.
Na prb poruszyam skrzydami. Byy znacznie sabsze od
anielskich. Moje dowiadczenie chyba si nie powiodo. Jak zwykle
przerost formy nad treci...
Zamachaam nimi mocno, wzbijajc si kilka metrw do gry. Za
sob syszaam przeraone krzyki:
- To potwr!

- Czarownica!
Niestety nie wszystkie tak brzmiay. Najwyraniej w pogoni
uczestniczy take Kuba Rozpruwacz, bo dotaro do mnie
wywrzeszczane z piknym angielskim akcentem:
- apa wiedm!
Rozpaczliwie zaopotaam skrzydami. Wzniosy mnie na wysoko
pierwszego pitra. Kompletny brak wiatru nie pomaga. Zaczam
opada.
P biegnc, p lecc, uciekaam dalej przed siebie. Rzucaam moc
na prawo i lewo, przewracajc poobijane blaszane kontenery na
mieci oraz sterty drewnianych skrzy porzuconych bezadnie na
ulicach. Prbowaam wszystkiego, by zwolni pogo. Biegam ju
opotkami miasta. Budynki staway si coraz nisze i brzydsze.
Mieszkali tu najmniej powaani obywatele Tartaru, ktrych los
nikogo nie interesowa. Nikt im nie sprzyja, a wic i nie zapewnia
luksusw, o ktre byo trudno w Podziemiach. Miejsce kamienic
zajy chaty z uoonych byle jak kamieni lub lepianki. Mimo
wszystko pokryte strzech domki wyday mi si znacznie
sympatyczniejsze od domw w centrum. Nawet jeli nie miay szyb
w oknach.
Jeden ze zbirw schwyci mnie za skrzydo i szarpn. Zatoczyam
si z krzykiem do tyu.
Wyobraziam sobie, e skrzaste wyrola odpadaj. Ju nie
chciaam mie ich na plecach. Nie speniy swojego zadania. Nie
odstraszyy gonicych mnie mczyzn. Anna Darvulia musiaa
pokazywa im znacznie gorsze rzeczy.
- Obrzydlistwo! - dobieg mnie gos ktrego z nich, w ktrego rce
trafiy ociekajce luzem nietoperze skrzyda.
Opadaam z si. Duej ju nie mogam biec. Musiaam si gdzie
ukry.
Nagle zobaczyam cie kota skrcajcego w wskie uliczki. To on! To
znowu on!
Poszam za nim, znikajc mojej pogoni z oczu. Cie kota
poprowadzi mnie w zauek, ktry koczy si maym podwrkiem i
wolno stojc chat. Wydawao mi si, e szmata powieszona w
oknie poruszaa si, zupenie jakby wskoczy tam zwierzak.
Szarpnam drzwi i wskoczyam do rodka. Zatrzasnam je za sob.
- Kici, kici - zawoaam, rozgldajc si gorczkowo w poszukiwaniu
tajemniczego zwierzcia.

Bya tylko jedna, skryta w cieniu. Wiedziaam dobrze, znajc nawyki


mojego Behemota, e jeli kot nie chce, to nie zostanie znaleziony po
ciemku. Daam sobie spokj i po omacku weszam za st i
schowaam si za krzesem.
Dwa pozbawione szyb okna zasonite byy grubym postrzpionym
materiaem. Nie mogam nawet wyjrze, eby sprawdzi, czy gonicy
mnie mczyni si zbliaj.
Nagle drzwi si otworzyy.
Zamaram.
Posta w drzwiach zasonia sob cae wiato. Uminione ramiona
mczyzny wypeniy nadgnie framugi. Ju mia wej do rodka,
gdy kto za jego plecami zawoa:
- Hej ! Ty! Dupku odny! Czemu nie jeste na budowie?!
Mczyzna odwrci si powoli i odpowiedzia:
- Bo nie...
Usyszaam, e przed chat powstao mae zamieszanie. Trwaa tam
gorczkowa dyskusja pena krtkich okrzykw.
- To nefilim!
- O cholera jasna!
- O nefilimie nikt nam nie wspomina.
- Rozpruwacz milcza.
- Jak zwykle.
- Co teraz?
- Ale na pewno tam biega?
- To ne fi lim, idioto!
Sylwetka potnego czowieka wci zasaniaa mi widok.
Zauwayam, e w opuszczonej doni ciska potny mot, ktrego
mczyzna normalnej postury raczej by nie podnis.
Nefilim. P anio, p czowiek. Chyba niechccy wpakowaam mu
si do chaupy.
- Czego ? - warkn zwile.
- Nie widziae kobiety? - zapyta jaki odwaniejszy opryszek,
przysuwajc si bliej. - Mniej wicej mojego wzrostu, ubrana w
spodnie i bia bluzk.
- Nie... - odburkn olbrzym.
- Ale zastanw si. Moe jednak j widziae.
- Nie...
- Bardzo nam zaley. Jeli przypadkiem j zapae, bylibymy
naprawd wdziczni.

- ACHRRRAAAA! ! !
Nefilim unis do gry mot i wybieg na podwrze, cay czas
wciekle wrzeszczc. Przez drzwi zobaczyam, jak trzepn ktrego z
opryszkw w czerep. Kawaki mzgu odleciay cakiem daleko.
Chyba go porzdnie zabolao.
Pozostali uciekli, zapewniajc, e poszukaj mnie gdzie indziej i
bardzo przepraszaj za najcie.
Olbrzym warkn co w odpowiedzi. Podszed do krwawicego ciaa,
ktre powoli zaczo si regenerowa, i wytar mot o koszul
biedaka. Sta chwil, patrzc na powracajcego do zdrowia opryszka.
Poczeka, a tamten, zataczajc si, ucieknie, i zadowolony z siebie
skierowa si z powrotem w stron chaty.
Uwiadomiam sobie, e nie pytajc o pozwolenie, wlazam nie tyle
do domu nefilima, do szaleca.
Hm...
Mczyzna wszed do rodka i zamkn za sob drzwi. Podszed do
maej lampy naftowej, ktra staa na stole.
W ciemnociach jeszcze mnie nie zauway. Odoy mot na st i
potar mocno dwoma kamieniami, wzniecajc iskierk, ktra szybko
przeskoczya na knot. Po chwili zapono nike pomaraczowo-szare
wiateko, wydobywajc moj twarz z mroku.
Umiechnam si niemiao, patrzc na zdumione oblicze
olbrzyma. Mia czarne proste wosy opadajce na prostoktn twarz
z wyranie zaznaczon szczk. Zote oczy si zwziy.
- Cze - powiedziaam. - Nazywam si Wiki, a ty?
- Achilles - odpowiedzia machinalnie i naraz potrzsn gow,
jakby wanie zda sobie spraw, e co mu tu nie pasuje. Jego wzrok
momentalnie stwardnia, a renice zwziy si jak u kota.
Achilles zapa mot i wrzasn: -ACHRRRAAAAH!

18
Tymczasem w Niebie...
Zote soce Arkadii stao wysoko na nieboskonie, rzucajc krtkie
cienie na marmurowy chodnik. Beleth stuka niecierpliwie stop o
krawnik.
Przypali kolejnego papierosa. Srebrna papieronica, ktr nosi w
kieszeni, bya ju pusta. Dla diaba to nie problem. W kadej chwili
mg stworzy sobie nowe papierosy. On jednak lubi nosi przy
sobie may ich zapas. Uwaa, e uywanie srebrnego cacka jest
eleganckie i szykowne.
Beleth lubi si podoba jak kady diabe.
Mieszkacy Nieba rzucali mu zaskoczone spojrzenia. Na terenie
Arkadii nie wolno byo pali. By to czyn niemoralny i jak kady taki
surowo zakazany.
Wreszcie zobaczy Azazela. To na niego czeka od duszej chwili
pod anielsk Administracj. Rzuci niedopaek na ziemi, ignorujc
zgorszenie na twarzach kilku przechodniw.
Mia anielskie skrzyda. Mg panoszy si po Arkadii jak kady
pieprzony anioek. Poza tym podejrzewa, e w duchu mu
zazdroszcz.
- Gdzie by tyle czasu, do cholery?! - warkn do kompana, ktry
wcale nie mia przepraszajcej miny.
- egnaem si z Kleopatr. Jest odrobin nerwowa, odkd znowu
ze sob jestemy. Wiesz, e cay czas mnie kontroluje. Musiaem jej
niele nakama, gdzie i po co id - odpar.
Azazel jak zwykle cay ubrany by na czarno, przez co zupenie nie
pasowa do pastelowych mieszkacw Nieba. W przeciwiestwie do
Beletha w ogle nie chowa skrzyde. Chcia, eby podziwiano ich
pikn bkitn barw. Azazel szczyci si tym, e wrci do Arkadii.
- Przecie nie robisz niczego zakazanego. Nie prociej powiedzie
jej prawd? - zapyta zdumiony zotooki diabe.
- A po co? - jego kompan szczerze si zdziwi.
Beleth tylko pokrci gow. Cay Azazel, on nigdy si nie zmieni.
- Idziemy wreszcie? Miejmy to za sob - westchn. - Nie wiem, czy
dobrze robi, zgadzajc si z tob.
Azazel zdoa go przekona, e lepiej nie i do Szatana lub Gabriela
i nie mwi im o nowych zdolnociach Wiktorii. Wiadomo o Wiki
powracajcej jako projekcja astralna moga spowodowa u Lucka

atak apopleksji. Przez chwil Azazel waha si, czy nie zaskoczy go
t informacj. Jednak szanse na to, e Szatan wyzionie ducha po
usyszeniu takich wieci, byy znikome, wic zmieni zdanie.
- Dobrze wiesz, co by si stao, gdybymy im powiedzieli stwierdzi Azazel. - Wyrok w zawieszeniu mgby przesta wisie.
Zreszt nawet gdyby zdecydowali si ci pomc, w co wtpi, to na
pewno nie zdradziliby
szczegw. A w ten sposb bdziesz mg trzyma rk na pulsie.
Poza tym jak si nie uda, to zawsze moesz si do nich wybra w
odwiedziny.
- Ju dobrze, dobrze - przerwa mu Beleth. - Chodmy wreszcie, bo
mnie zagadasz na mier.
Szybkim krokiem skierowali si w stron schodw prowadzcych do
wejcia Administracji i weszli do przestronnego holu. Beleth min
mikkie kanapy i zaczepi pierwszego napotkanego putta:
- Gdzie Borys?
May czowieczek zamruga zaskoczony i odgarn zoty lok, ktry
opada mu na oko. Jedyne oko. Drugie zakrywaa czarna przepaska.
- Nasz pracownik Borys? - zdziwi si uprzejmie. - Zaraz sprawdz.
Gdyby jednak by niedostpny, zachcam do skorzystania z mojej
pomocy. Z radoci udziel panom wszelkich potrzebnych
informacji.
- Nie pieprz, chcemy Borysa - warkn diabe.
- Rozumiem. Ju po niego id. Czy zechcieliby panowie zasi na
kanapach i czego si napi? Zapewniam, e naszymi pracownikami
s najlepsi barici, jacy kiedykolwiek chodzili po Ziemi.
- Nie chcemy, konusie!
- Rozumiem. Prosz chwileczk poczeka.
- Beleth, ale ty si zrobie agresywny. - Azazel z niewinn min
udawa, e oglda swoje obsydianowe spinki do mankietw. - Nie
poznaj ci.
- Przesta mnie drani!
- Zastanw si nad t herbat. Dobrze by ci zrobia...
Diaby nie zdyy nawet porzdnie si pokci, gdy przed nimi,
tupic goymi pitami po posadzce, pojawi si Borys. Czarny zarost
rysowa si wyranie na jego podbrdku. Zza biaych majtek jak
zwykle wystawaa paczka papierosw. Zmieni si jednak tatua na
ramieniu. Przebite strza serce pozostao. Natomiast pod nim
pojawi si napis: mier". Azazel chwyci go za tuste rami.

- A teraz pjdziemy si przej - oznajmi. - Prowad w jakie


ustronne miejsce.
W ciszy wyszli przed budynek Administracji. Przestraszony putto
prowadzi ich do swojego ulubionego miejsca, gdzie zawsze kierowa
si, kiedy mia ochot na maego dymka. Sam bez trudu przeszed
przez niewielk bramk prowadzc poza teren Arkadii. Diaby
musiay si przez ni przeczoga.
- To w czym mog panom pomc? - zapyta spokojnie, ale palce
sigajce po papierosa ze zgniecionego pudeka zadray.
- mier sprowadzia Wiki do Tartaru - powiedzia Beleth.
- Wiem. - Borys spuci wzrok i zacign si gboko. - Taka mia
dziewczyna. Co za strata, co za strata...
- mier nie dopenia umowy! - krzykn diabe. - A ja nie mog si
z ni w aden sposb skontaktowa. Unika mnie.
Azazel niespokojnie zerka na zote golemy strzegce bram Niebios.
W ich obecnoci dostawa dreszczy. Poza tym nie by do koca
pewien, czy nie podsuchiway. Co prawda, nie miay uszu, ale nigdy
nic nie wiadomo...
- Nieprawda - zaperzy si may putto. - Chciae jedn dusz w
Tartarze na czarno. Masz jedn dusz na czarno w Tartarze. Nie
powiniene mie teraz pretensji.
- Ale tam mia trafi Piotr! Chopak Wiki!
- Tego nie powiedziae mierci. Upierae si, e bez nazwisk, bez
nazwisk. Po prostu wylij tam dusz, ktra trafi do ciebie o tej a o tej
godzinie tego a tego dnia. Nie wykrcaj si teraz. Sam chciae.
mier bya zaskoczona, e tak traktujesz Wiki, bo j lubi, ale
zawara z Tob umow, wic jej dopenia
- Borys broni swojej zowieszczej dziewczyny, z ktr od niedawna
si spotyka i dla ktrej zdy ju cakiem straci gow.
Beleth zacisn zby. Putto mia racj. Sam narobi sobie kopotw.
Chcia anonimowoci, chcia zatrze wszelkie lady. To jego wina.
- Czy mier moe j stamtd zabra? - zapyta. - cign z
powrotem tutaj. Na pewno ma wstp do Tartaru.
- Z tego, co wiem, nigdy tam nie bya - Borys wzruszy ramionami i
zdepta peta pit. - Ma jakie problemy ze swoim bratem
Charonem. Si jej nie zacigniesz w jego strony.
- Ale mier moe wej do Tartaru? - chcia koniecznie wiedzie
Beleth.
- Nie jestem pewien. Charon musiaby j wpuci, a to si raczej nie

wydarzy. Nie gadaj ze sob od kilku milionw lat. On dla niej nie
istnieje. Azazel na wszelki wypadek cofn si w poblie maej
bramki, przez ktr przeszli. Wydawao mu si, e jeden z golemw
jako podejrzanie zalni w socu. Zupenie jakby patrzy w jego
stron.
- Jak ja mam wydosta stamtd Wiki? - zapyta zaamany Beleth. Znikd pomocy...
- Nie wiem, przyjacielu. - Borys poklepa go po ramieniu. - Nie
wiesz, jak tam jest. Moe jej ju nie ma...
- Wiki wraca jako projekcja astralna, duch. Ona yje i usiuje si
wydosta. Wiem, e grozi jej tam niebezpieczestwo. Moe mier
mogaby otworzy dla niej przejcie, a ona by stamtd ucieka? zasugerowa nagle olniony.
Borys pokrci przeczco gow.
- To tak nie dziaa. mier te musi przej przez czarn dziur.
Mona tylko porusza si w t stron, co ona. Nikt sam nie moe
wyj.
Beleth nie mg w to uwierzy.
- Zupenie tego nie rozumiem. Czy ona naprawd nie moe si
powici i pj po Wiktori? Przecie nie musi pokazywa si
Charonowi. Od tego zaley wieczno Wiki!
- Ju ci mwiem, e Charon musiaby j tam wpuci, a tego nie
zrobi. Tym bardziej gdy si dowie, e mier zamierza uwolni jedn
z dusz, ktre przewiz przez Styks. Jest do czuy na tym punkcie.
- Moe skama.
- mier nigdy nie kamie. Ona nie umie kama. Jest szczera. To
dlatego niektrym udaje si j oszuka...
Przystojny diabe usiad zrozpaczony na schodach. Schowa twarz w
doniach. Nie zapaka. Wysannicy Piekie tak si nie zachowuj.
- Co ja mam zrobi?
Azazel wykorzysta ich nieuwag i przecisn si na czworakach z
powrotem na terytorium Nieba. Moliwe, e dokuczaa mu
rozwijajca si z kadym dniem paranoja, mimo to nie zamierza da
si posieka jednym z ognistych mieczy, ktrych golemy miay pod
dostatkiem.
Wola si ulotni.
- Jako diabe nie masz wstpu do Tartaru - westchn Borys. - Ja
te nie mog tam wej.
Beleth zamilk. Nie mia wyboru. Musia uda si do Gabriela z

nadziej, e ten co poradzi.


- Ale wiem, kogo moesz poprosi o rad. - Borys umiechn si. Jest w Niebie kto, kto na pewno wie, jak si tam dosta. Czasem
mam wraenie, e wie wicej od samego Archanioa Gabriela.
-Kto?
- Moroni...

19
- Czekaj! - wrzasnam przeraona, odskakujc a pod cian, byle
tylko znale si dalej od nefilima. - Nie rb mi krzywdy! Prosz!
Achilles zatrzyma si w poowie ruchu. Mot zawis kilka
centymetrw od mojej gowy. Pd powietrza owia mi policzki.
- Czemu? - zapyta.
- Bo ci o to prosz - sprbowaam.
- Hm... - chyba nie wiedzia, jak zareagowa na moj odpowied.
Zabra mot. Wbi we mnie spojrzenie przenikliwych zotych oczu.
- Kim jeste, e tak odwanie do mnie mwisz? - zapyta.
Wyprostowaam si dumnie. Poczuam si dziwnie, stajc
naprzeciwko syna mojego ukochanego.
- Wiktoria Biankowska. - Skoniam lekko gow. - Jestem by
diablic. Prawie udao mi si zosta anielic. Przysya mnie twj
ojciec, Beleth.
Achilles podrapa sie po czarnej czuprynie.
- Kamiesz? - zapyta.
- Nie.
Podnis ostrzegawczo mot i zapyta jeszcze raz.
- Kamiesz?
- Nie.
- ACHRRRAAAA?! - uda, e zaraz spadnie na mnie cios.
- Nie.
By przystojny, ale brakowao mu chopicego uroku Brada Pitta,
ktry gra rol Achillesa w kinowej ekranizacji Iliady. By natomiast
znacznie wyszy i bardziej uminiony od aktora. Prawdziwy siacz.
Nawet stary Conan grany przez Arnolda Schwarzeneggera si przy
nim chowa.
Pooy mot na stole.
- Nie kamiesz - stwierdzi.
Pstryknam palcami, zapala pomienie na opuszasz. Patrzy
zafascynowany na ogie.
- Nie kami - przytaknam. - Potrzebuj twojej pomocy.
Zgasiam pomyki, zamykajc do w pi.
- Ojciec ci przysa? - upewni si. - Nie widziaem go od... zastanawia si przez dusz chwil, a w kocu si podda - ... od
dawna - dokoczy, kiedy nie udao mu si odszuka w pamici
adnych konkretnych wydarze lub dat.

Usiadam naprzeciwko niego i rozejrzaam si. Izba bya zaniedbana.


Sprzty pokrywaa gruba warstwa kurzu. Posanie, a raczej stera
szmat rzucona w jedno miejsce, nie pachniao wieoci, a kominek
i sufit byy czarne od dymy, kiedy zapewne pobielone wapnem
ciany zszarzay. Chyba e efekt szaroci wywoyway wszechobecne
pajczyny.
- Przytulnie tu - powiedziaam uprzejmie.
- Napitek przygotuje - zaoferowa si i podszed do paleniska.
Zajrza do garnka zawieszonego na ruszcie. By wypeniony do
poowy wod. Najwyraniej zadowolony z tego faktu sprawnie
zapali ogie na szczapach drewna pooonych niej. Podpaka z
wysuszonych lici ziemniakw szybko si zaja.
- Dzikuj - ucieszyam si. Po tej ucieczce bardzo chciao mi si
pi. - To moe ja wyjani ci, o co chodzi - zaproponowaam.
W odpowiedzi tylko kiwn gow i usiad obok mnie kadc rce na
stole. Zauwayam, e mia spracowane donie. Twarde odciski
znaczyy wszystkie opuszki. Nabrzmiae od wysiku yy wypychay
skr na grzbietach.
Donie robotnika.
- Chyba ciko pracujesz - zauwayam i delikatnie dotknam jego
rki. Cofn j zaskoczony.
- Buduj domostwa - mrukn i zaczerwieni si po koniuszki
wosw.
Umiechnam si do niego. By cakiem sympatyczny jak na
nefflima, ktry podobno jest szalony. Wiedziaam, e opowie ktre
usyszaam w Piekle, musiay by przesadzone. W kocu opowiadaa
je gwnie Kleopatra.
- Trafiam do Tartaru przez pomyk - zaczam swoj opowie. Jak widzisz jestem diablic. Nie powinno mnie tu by. Zdoaam
skontaktowa si z twoim ojcem, diabem Belethem. Pomoe mi si
std wydosta. Najpierw jednak ja musz znowu mc podrowa
jako projekcja astralna.
- Ja tego nigdy nie prbowaem - wyzna Achilles.
- Twj ojciec doradzi mi, ebym poprosia ci o pomoc - cignam.
-musz pokona czarownic Ann Darvuli, ktra zablokowaa moje
moce, przez co nie mog wraca do Pieka. Nie wiem, w jaki sposb
to robi. Podobno ma jaki kocio i magiczne eliksiry, ale ja wiem, e
to bujda. Po prostu trzeba mie moc.
Zdaam sobie spraw, e Achilles przyglda mi si jakby

nieprzytomnie.
- Zrozumiae? - chciaam si upewni.
- Nie - przyzna szczerze.
- Musisz mi pomc pokona pewn z kobiet, ebym odzyskaa
moce.
- Teraz rozumiem - umiechn si.
Zote oczy zabysy. Woda w metalowym kocioku zacza wciekle
buzowa. Wsta i go rk zdj go z ognia. Odciski jednak do czego
si przydaway. Postawi garnek na stole przede mn. Nastpnie
zdj z pki dwa wyszczerbione gliniane kubki i dzbanek. Nala do
niego wody.
- Herbata - mrukn.
Cierpliwie czekaam, a naleje nieistniejcego w Tartarze napoju do
kubkw. Achilles najwyraniej uzna, e herbata ju nacigna, bo
przechyli dzbanek i nala nam przezroczystego wrztku.
- Dzikuj - umiechnam si.
Kiwn gow. Przechyli kubek i wla sobie gorcy napj do garda.
Natychmiast go wyplu. Prosto na mnie. Otar twarz z obrzydzeniem.
Zerwa si na rwne nogi, zapa dzbanek i rzuci nim o cian z
wciekym rykiem.
Na wszelki wypadek milczaam i nie ruszaam si z miejsca,
czekajc, a wyjani powd swojej nagej zoci. Nie chciaam, eby
mj ruch wzi za przejaw agresji.
Po chwili si uspokoi.
- To nie napar zioowy, lecz woda - odpar, widzc moje pytajce
spojrzenie.
- Ale w Tartarze nie ma herbaty. Tu pije si wod i udaje, e to
herbata.
Gboko si zamyli. Spojrza na potuczony dzbanek lecy pod
cian.
- Rzeczywicie...
Dobra. Opowieci, ktrych si nasuchaam, miay jednak w sobie
ziarnko prawdy. Achilles cierpia na pewne zaburzenia nastroju
przejawiajce si nagymi napadami agresji. Niemniej przez
wikszo czasu by agodny jak baranek.
- To pomoesz mi z Ann Darvuli? - zapytaam, chcc zmieni
temat.
- Tak - odpar i ochoczo chwyci mot. - Gdzie ona?
- W zamku ksinej Elbiety Batory. Po drugiej stronie miasta. To

taki duy budynek...


- Wiem - przerwa mi. - Budowaem go.
Jego zby zalniy w wietle lampy, kiedy umiechn si do mnie
szeroko.
- Wiem, jak wej tak, aby nikt nie wiedzia. Jak pokona drzwi
oraz puapki. Ja zakadaem puapki.
Mogam si zaoy, e byy pene szpikulcw i motw leccych z
duej wysokoci na biedaka, ktry poway si dosta do rodka.
- Doskonale. - Zerwaam si z chybotliwego krzesa, ktre miao
kad nog inn. - Chodmy w takim razie.
Olbrzym pokiwa przeczco gow.
- Pod oson nocy. Teraz idziemy spa. Siy naley zbiera. Wskaza na posanie i znowu wyszczerzy do mnie zby.
Dobrze wiedziaam, co wanie sobie pomyla.
- Nale do twojego ojca - powiedziaam.
Od razu zrzeda mu mina. Westchn zrezygnowany.
- Ty tu - wskaza na ko. - A ja tu - wskaza na podog. Byam
zniecierpliwiona. Chciaam ju biec do zamku, stuc Darvuli na
kwane jabko, a nie czeka do wieczora, a zapadnie ciemno. Do
bani...
Mimo to poddaam si. Dyskutowanie z Achillesem nie miaoby
sensu - i tak postawiby na swoim.
Klasnam w donie, przywracajc ad w chacie. Przynajmniej tyle
mogam zrobi w podzice za pomoc, ktrej zgodzi mi si udzieli.
Szmaty pokrywajce legowisko nefilima zamieniy si w wygodne
ko, ktre pomiecioby nawet takiego olbrzyma jak on. W miejscu
na pododze, ktre wskaza jako swoje posanie, stworzyam drugie,
podobnych rozmiarw. Naprawiam kiwajce si krzesa i st.
Gliniane naczynia zamieniam na posrebrzane metalowe dzbany i
kubki ktrych nie powstydziby si krl Sparty Menelaos. W okna
wprawiam szyby, usunam podarte szmaty chronice przed
zimnem. Teraz ju nie byy potrzebne. Zamiast nich zawiesiam
zasony z grubego granatowego materiau.
Nie mogam si te powstrzyma, od przebrania Achillesa Wyglda
strasznie biednie, ubrany tylko w podarte na kolanach (i
poladkach!) skrzane spodnie. Pewnie w tym ubraniu trafi tutaj po
mierci, tak jak wszyscy zmarli. Jednak zbyt dugo je uytkowa.
Dziki mnie mia teraz na sobie nowe spodnie i kubrak. W izbie nie
spostrzegam nigdzie jego zbroi, hemu oraz synnej tarczy, ktr

uku mu Hefajstos bg ognia.


Przypomniaam sobie barwne opisy z Iliady Homera. Po chwili obok
zdumionego Achillesa pojawio si uzbrojenie.
- Nie wiem, czy ci si spodoba - zaznaczyam.
Uradowany podnis miecz i tarcz. Zamia si.
- S wspaniae. Miaem kiedy podobne. Skd wiedziaa?
- Zgadywaam.
- Zaprawd jeste bogini. - Skoni przede mn gow - Bd ci
suy zgodnie z yczeniem ojca.
Byam z siebie zadowolona. Udao mi si zdoby szacunek i zaufanie
nefilima, na dodatek Achillesa. Ale si bd moga...
A nie... nie bd si moga pochwali. Przecie nie yj. Wiedziaam,
e nie zasn. Pstrykniciem palcw wprowadziam si w trans
imitujcy sen, ktry mia zwrci mi siy.

20
Tymczasem w Niebie...
Soce stao znacznie niej na nieboskonie. Cienie wyduyy si. W
Arkadii powoli zapada ciepy rowy zmierzch. Jej mieszkacy
spokojnie wracali do domw na kolacj. Nigdzie si nie spieszc i
niczym si nie martwic.
Nikt jednak nie mgby dostrzec dwch czarnych sylwetek skrytych
w maym brzozowym lasku nieopodal anielskiego wizienia.
Znajdowao si ono na uboczu wspaniaej Arkadii, z dala od czsto
uczszczanych ulic i budynkw uytecznoci publicznej.
Licie brzzki zatrzsy si, gdy kto delikatnieje odgarn.
- Nie wiem, jakim cudem poronioni Moroni miaby to wiedzie
-wycedzi z zawici diabe Azazel. - Ja nie wiem o takich rzeczach.
- To chyba o czym wiadczy, nie? - dopiek mu Beleth.
Odpowiedziay mu stumione przeklestwa i szelest gazi.
- Strae zaraz bd miay krtk przerw - powiedzia przystojny
diabe. -Pobiegniemy wtedy na gr, otworzymy drzwi, znajdziemy
cel anioa, przepytamy go i uciekniemy t sam drog.
Azazel posa mu znuone spojrzenie.
-I naprawd zamierzasz zrobi to w siedem minut?
- My zamierzamy to zrobi. My - poprawi go spokojnie diabe.
Jego kompan nie by zadowolony z usyszanej odpowiedzi.
- Zgagi mona przez ciebie dosta... Poza tym wtpi, czy Moroni
co nam powie. Ja bym na jego miejscu nie powiedzia. W kocu to
przez nas bdzie siedzia przez nastpne siedem tysicy lat w celi o
powierzchni siedemnastu metrw kwadratowych. W takiej sytuacji
ciko o pozytywne nastawienie.
- Zobaczymy. - Beleth nawet go nie sucha.
Azazela dziwia przemiana, jakiej uleg jego przyjaciel. Przez
ostatnie dni robi wszystko, byle tylko stoczy si na dno z rozpaczy,
a teraz? Na jego twarzy znowu goci kpicy umieszek, a oczy lniy
zowieszczo. Gdzie znikn bohater tragiczny, ktrym zreszt Azazel
pogardza, ale jego miejsce zaj kto zbyt odwany i zbyt pewny
siebie.
- Nie zamierzasz ju paka w kcie? - zapyta prowokacyjnie. Niele ci to wychodzio, Zastanw si nad tym powanie.
- No c, Azazelu. Dziki twojej nieocenionej pomocy zdaem sobie
spraw z tego, e jestem diabem. A diaby nie maj uczu. W

kadym razie nie posiadaj tych pozytywnych, do ktrych


niewtpliwie naley poczucie winy. Postanowiem skupi si na
swojej odwiecznej chci posiadania. A pragn posi Wiktori.
- Pewnie by mnie to pocieszyo, gdybym ci uwierzy - westchn
podstpny diabe, ale powiedzia tak jedynie po to, eby dokuczy.
Czu, e Beleth jest rzeczywicie gboko przekonany o tym, o czym
mwi.
- Chod - ponagli go przystojny diabe i pobieg na wzgrze.
Na szczycie niewielkiego pagrka znajdowa si nieduy budynek z
agodn pagod ozdobion gowami wy i smokw. Na drzwiach
wejciowych umieszczona bya olbrzymia zota morda lwa zastygego
w bezgonym ryku. Po jej obu stronach znajdoway si mniejsze
gwki trzymajce w zbach ozdobne koatki.
Beleth zastuka jedn z nich siedem razy. Zote oczy wielkiego lwa z
metalicznym zgrzytem skieroway si w jego stron. Brwi uniosy si
do gry.
- Jam jest drzwiami do niebiaskiego wizienia - oznajmi lew. - A
wy po co znowu przyszlicie? Nie jestecie ju moimi mieszkacami.
Wynocie si.
- Wpu nas - poprosi Beleth. - Musimy porozmawia z pewnym
winiem, a potem std pjdziemy. Obiecuj.
- Jam jest drzwiami. Nie mog sam podj takiej decyzji. Poprocie
aniow.
Azazel rozoy ramiona.
- Ale aniow tu nie ma, a nam bardzo zaley na czasie. Wpu nas.
Co ci zaley?
- Nie - w pomruku lwa zabrzmiaa otwarta satysfakcja.
- Powinni ci zezomowa, parszywa gbo! A potem przetopi na
mae zote keczka, z ktrych mona by zrobi kolczyki dla golemw
- zezoci si Beleth.
Dobrze wiedzia, e istoty stworzone za pomoc magii, takie jak
koatki czy golemy, nie przepaday za sob nawzajem. Kada
mylaa, e jest lepsza i mdrzejsza od tej drugiej.
- Albo lepiej. Przetopi ci ju teraz i bez problemu wejd do
rodka. -Do Beletha spocza na nosie lwa.
Zwierzak zrobi rozpaczliwego zeza, patrzc na do, ktra leaa na
coraz bardziej nagrzewajcym si metalu.
- Dobrze, dobrze, wchodcie - zawoa przestraszony, gdy jego nos
rozgrza si do czerwonoci.

- A obiecujesz, e nikomu nie powiesz, e tu bylimy? - zapyta


nieugity Beleth. - Oraz e wypucisz nas potem bez problemu?
- Tak, tak! Obiecuj! Zabierz do! Jam jest tylko drzwiami, co ci
takiego zrobiem?
Diabe odsun si. Lew zacz nieudolnie dmucha na swj nos. Co
byo do trudne, zwaywszy na to, e nie mia puc, do ktrych
mgby nabra powietrza.
- Ju nie jest czerwony? - chcia wiedzie.
- Wyglda normalnie - pocieszy go Azazel.
Po cichu wiwatowa na cze Beletha. Ju dawno nie widzia go
takiego zego i bezwzgldnego. Czu w kociach, e bdzie nieza
zabawa. Rozwcieczony diabe by gotw na wszystko. To si
podobao Azazelowi. Musia tylko pamita o tym, by przypadkiem
nie skierowa tej zoci na siebie.
Weszli do rodka. Wszystko wygldao tak jak podczas ich krtkiego
pobytu. Niebiaskie wizienie w niczym nie przypominao
piekielnego. Zdobiy je zote kraty, dywany oraz ka z ciep
pociel. W wilgotnych celach na metalowych pryczach winiowie
Szatana mogli tylko marzy o takich luksusach.
Szybko pokonali korytarz, zagldajc do kolejnych pomieszcze. W
kocu na pitrze znaleli nowe lokum zdradzieckiego anioa
Moroniego, ktry zosta skazany za spiskowanie przeciwko Bogu i
prb zajcia Jego miejsca.
Osadzony siedzia na ku i czyta ksik. Pomimo swoich
potnych mocy nie potrafi wydosta si z klatki. Wizienie byo
otoczone bardzo potnymi i mocnymi czarami naoonymi przez
archanioy. Nikt nie by w stanie ich sforsowa, o ile jego twrcy
sobie tego nie yczyli.
- No prosz, prosz - zakpi Azazel, opierajc si o kraty. Postanowie nadrobi zalegoci z lektury? A moe si doksztacasz?
Moroni odwrci si do nich zaskoczony, podrywajc do gry swoj
blond gow. Tak jasnoniebieskie, e prawie biae tczwki zalniy w
socu wpadajcym przez zakratowane okno.
- To niemoliwe - wycedzi. - Co wy tu robicie?!
Furia w jego gosie wyranie wiadczya o tym, e widok go
podminowa.
- Jak to? - Azazel zdziwi si teatralnie. - Wpadlimy w odwiedziny.
Wycign do i stworzy na niej talerz z przypalonym na amen
ciastem.

- Zobacz, co dla ciebie upiekem w prezencie - umiechn si do


Moroniego, ktrego nienawidzi caym swoim czarnym sercem. Cieszysz si?
Anio w jednej chwili znalaz si przy kracie.
- Ty ndzniku! Kamliwy, zdradziecki otrze! Jak tylko dostan ci
w swoje rce!... - wrzasn, usiujc dosign diaba wycignit
doni z palcami zagitymi na ksztat szponw. - Strae! Strae!
Obcy na terenie wizienia!
- Maj przerw, dzibku - zachichota Azazel. - To co mi zrobisz, jak
mnie zapiesz?
- Do! - przerwa im Beleth i spojrza powanie w oczy Moroniego.
-Musimy z tob porozmawia.
Anio wyprostowa si z godnoci. Jego gadkie, pozbawione skaz i
zmarszczek oblicze pozostao niewzruszone.
- A na jaki temat? - zapyta, wyczuwajc okazj.
- Podobno masz informacje, na ktrych nam zaley - zagadn,
odsuwajc Azazela. - Interesuje nas, a zwaszcza mnie, Tartar.
- Tartar? - zdziwi si anio.
- A po co ci te informacje? Podstawowe znajdziesz na pewno w
niebiaskiej Bibliotece. Jest tam kilka zwojw, ktre powinny ci si
przyda.
- Moroni, dobrze obaj wiemy, e zwoje udostpniane publicznie nie
zawieraj informacji, o jakie mi chodzi. Chc wiedzie, jak mog
wej do Tartaru, a nastpnie wyj stamtd z jedn dusz.
Azazel zamruga.
- Zaraz, zaraz, czy ja si nie przesyszaem? - zapyta. - Ty chcesz
tam wej?! A po jak choler?! Niech sama stamtd wychodzi!
- Milcz - doradzi mu kompan. - Bo podzikuj za pomoc.
- Phi, zupenie jakby wczeniej o ni poprosi - gdera pod nosem
zy Azazel. - Przecie sam kazae mi tu przyj, ja si wcale nie
pchaem do wizienia. Znowu...
Moroni z rozbawieniem oglda ma sprzeczk. Przez ostatni
miesic zdy si ju niele wynudzi w zamkniciu. Obserwacja
diabw bya jak darmowa telewizja. Poza tym anio wyczu w tym
swoj szans. Wiedzia to, co chcia od niego usysze Beleth. Pytanie
brzmiao: ile zapaci za informacje?
- Dlaczego chcesz si dosta do Tartaru? - zapyta.
- To nie jest twoja sprawa.
- A Gabriel nie chce ci pomc?

- Twierdzi, e nie wie, w jaki sposb mona wydosta dusz z


Tartaru. Suchaj, Moroni, zaley mi na czasie. Prosz ci o pomoc.
Powiedz, jak mog si tam dosta i j wycign.
- Mwisz ,j" o jakiej duszy czy na przykad konkretnie o Wiktorii?
-strzeli, majc nadziej, e przypadkiem trafi. Nie wiedzia, na czym
jeszcze tak bardzo mogoby zalee Belethowi. W gr wchodzia tylko
Wiktoria.
Diabe si zaczerwieni.
- Ach, wic nasza droga Wiktoria trafia do Tartaru? - zamia si
Moroni.
- Kto by si spodziewa, e znowu wpadnie w tarapaty? Taka...
grzeczna... dziewczynka.
- Kto ci powiedzia?! - Beleth schwyci go za poy i trzasn jego
twarz o zot krat.
Z nosa anioa pocieko kilka kropli krwi. Biaej krwi. W odrnieniu
od aniow diaby krwawiy tak jak ludzie czyli na czerwono.
- Ekhm, Beleth to chyba niezbyt mdre, skoro chcesz go prosi o
pomoc. -Azazel odsun przyjaciela, jednak Moroni tylko si zamia.
- Wiem wszystko, co chcesz wiedzie - powiedzia, ocierajc krew z
nosa. -I podziel si z tob t wiedz. Ale nie za darmo.
- Domylaem si, e postawisz warunki.
Azazel czujnie zerka w stron schodw. By prawie pewien, e
siedem minut przerwy stranika ju dawno mino. Po plecach
przebieg mu dreszcz. Jeszcze chwila i ich zapi. Mia tylko nadziej,
e za takie przewinienie jak wamanie do wizienia dostan jedynie
nagan, a nie cel obok Moroniego.
- Zaczn od wyjanienia, e Tartar nie jest taki jak Pieko czy Niebo
-zacz Moroni. - Obowizuj tam zupenie inne zasady. To ludzie je
ustalaj. Zapewne jest tam kilka osb lub jednana tak zwanym
tronie. Reszta to posplstwo, ktre musi robi to, co si kae. Nie ma
tam nic. Musz zrobi wszystko sami, zbudowa wszystko od zera.
Mog cierpie gd, zimno, pragnienie. Nie ma diabw ani aniow,
ktre stworz rzeczy potrzebne dla tych pasoytw. Tam nikt nas nie
wykorzystuje w subie dla tych marnych istot.
Azazel zamyli si. W gruncie rzeczy mieli z Moronim cakiem
podobne pogldy i odczucia wzgldem ludzi. Anio go przypomina.
To pewnie dlatego kiedy przez chwil si przyjanili. Przestali, gdy
on trafi do Pieka, a Moroni zgosi si na ochotnika do obcicia mu
skrzyde.

Co takiego moe popsu nawet najpikniejsz przyja opart na


wzajemnych kamstwach i kradzieach pomysw.
- Twoja Wiktoria jako osoba posiadajca moc z ca pewnoci
stanie si obiektem podania w Podziemiach. Pomyl, do czego jest
zdolna, w czym mogaby im pomc. Przecie kiwniciem maego
palca mogaby obali jednego dyktatora i zastpi go drugim.
Diaby suchay w skupieniu.
- Poza ludmi, jak sam dobrze wiesz, do Tartaru trafiaj nefilimy.
Czy przypadkiem nie spodzie kiedy takiego syna? - Umiechn
si zoliwie. -Ale wracajc do tematu. Wiktoria moe przenosi si
do innych zawiatw lub na Ziemi jako projekcja astralna. Nie
bdzie jednak dla nikogo widoczna. Nikt jej nie zobaczy.
- To akurat nieprawda... - mrukn ponuro Azazel.
- Jak to? - zdziwi si anio.
- To duga historia - machn rk podstpny diabe. - Dokocz, co
zacze.
- No dobrze... ale potem licz na szczegy. Do Tartaru prowadzi
rzeka Styks. Potpiona dusza moe si stamtd wydosta tylko t
drog, poniewa u rda tej mitycznej rzeki znajduje si wyjcie.
Jednak pokonanie wszystkich puapek czyhajcych na miakw
graniczy z cudem. Pewnie dlatego jeszcze nikt stamtd nie wyszed...
- A wiadomo, jakie to s puapki? - dopyta Beleth. - Na razie nie
powiedziae nam niczego, czego ju nie wiemy.
- Owszem, wiadomo. - Moroni umiechn si zoliwie. - Jestem w
posiadaniu pewnego manuskryptu napisanego bardzo dawno temu.
Opisano w nim dokadnie, jakich puapek naley si spodziewa. Nie
ma w nim co prawda rad, jak pokona przeszkody, ale podejrzewam,
e wiedza o samym niebezpieczestwie wystarczy.
- Gdzie jest ten rkopis? - chcia wiedzie Beleth.
- W bezpiecznym miejscu. - Moroni znw umiechn si zoliwie.
- I zapewniam ci, e tam pozostanie, dopki nie dojdziemy do
porozumienia.
Azazel mia ju tego wszystkiego do.
- A skd pewno, e nie wyjdziemy std i nie wamiemy si do
twojej rezydencji? - zakpi. - Mog si zaoy, e trzymasz go w
piwnicy w sejfie, ty paranoiczny idioto.
Anio pomin t uwag milczeniem. Gdyby zaprzeczy, daby dowd
diabu na to, e w istocie wszystkie wane rkopisy i manuskrypty s
ukryte w jego domu, w piwnicy.

- Czego chcesz w zamian? - rzeczowo zapyta Beleth. Moroni


ucieszy si. Rybka pokna haczyk. Mia szans wydosta si z
wizienia szybciej ni podejrzewano.
- Spokojnie. Zaraz dojdziemy do tego, czego ja chc. Najpierw
musisz jeszcze o czym usysze...
- Beleth, wydaje mi si, e nasz czas si koczy - wtrci Azazel.
-Jestemy tu ju zbyt dugo.
- Cicho! - skarci go diabe. - Moroni, mw.
Anio nie mg uwierzy we wasne szczcie. Beleth szed jak po
sznurku.
- Musisz wiedzie co jeszcze. Jako e diaby i anioy nie maj
wstpu do Tartaru, nie moesz sam tam trafi, by pomc Wiktorii. A
jeeli ty tam nie trafisz, nie trafi tam rwnie manuskrypt niezbdny
do pokonania puapek.
- Czyli sam rkopis jest bezuyteczny?
- Och, nie... Po prostu musisz trafi tam z nim w kieszeni.
Azazel irytowa si coraz bardziej. Na dole trzasny drzwi. Stranik
wrci ze swojej krtkiej przerwy. Nie mieli teraz jak wyj. Lew
strzegcy wejcia nie wyda ich, jednak wykrycie intruzw byo tylko
kwesti czasu. Na pewno spotka ich jaka nieprzyjemna kara!
- Przecie sam przed chwil powiedziae, e nie mona tam wej
-warkn zniecierpliwiony.
Moroni umiechn si tajemniczo.
- Jako diabe Beleth rzeczywicie nie zdoa pokona bram Tartaru,
ale uda mu si to, gdy stanie si inn istot nadprzyrodzon.
- O czym ty mwisz? - wydusi Azazel.
- Musi sta si ifritem...

21
Zapada cisza. Wydawao si, e wszelkie ycie, kady ruch zamary.
Czas jakby si zatrzyma.
Diaby w bezruchu wpatryway si w Moroniego. Nie potrafiy
uwierzy w to, co przed chwil usyszay. Przecie anio nie mg
namawia diaba do czego takiego.
Do utracenia... diabelstwa.
- Co? - warkn Azazel, zapominajc cakowicie o strachu przed
stra. -Mzg ci si zlasowa w tym wizieniu?! Ogupiae do reszty?
Suchasz sam siebie?!
- Az, Az. - Beleth schwyci go za rami. - Uspokj si. Najpierw go
wysuchajmy.
- Wysuchajmy?! On chce, eby sta si jakim pieprzonym
dinem! On to robi tylko po to, eby ci zaszkodzi.
Ifrit. To jedno sowo drao w uszach przystojnego diaba. Miaby
sta si ifritem? Czy by gotw na takie powicenie dla Wiktorii?
Dla kobiety, ktr omieli si pokocha? Nie by tego do koca
pewien.
- Nie ma innego sposobu? - zapyta anioa.
- A jak, bdc diabem, masz zamiar si tam dosta? To
niewykonalne. Diabom oraz anioom nie wolno przestpi granicy
pomidzy naszymi zawiatami a Tartarem. Czeka ci za to kara
gorsza od zostania ifritem.
- Nie wiem... A nie mgbym na chwil pozby si mocy, a potem
znowu by diabem? - Beleth za wszelk cen stara si znale
rozwizanie.
Moroni posa mu miadce spojrzenie.
- Mj diable, gdyby to byo moliwe, to wszyscy doskonale by
wiedzieli, jak jest w Tartarze. Brak dowodw na takie wycieczki
wiadczy o tym, e inaczej wej si tam nie da.
Towarzysz Beletha pomyla, e zaraz pknie ze zoci. Sprbowa
zapa anioa przez krat, ale tamten mu uciek. Chcia go udusi,
pobi, zniszczy, jak najdotkliwiej ukara za podsuwanie takich
gupich pomysw jego... no c, powiedzmy to gono...
najlepszemu przyjacielowi! A co najwaniejsze - jego jedynemu
przyjacielowi. W Piekle ciko byo znale kogo, komu mona by
zaufa.
Azazel by pewien, e z dnia na dzie coraz bardziej witoszkowaty

Beleth moe by tak gupi, eby przysta na pomys Moroniego.


Musia natychmiast temu zapobiec. Ustrzec go przed katastrof.
Gdyby nie byo Beletha, to z kim by knu i chodzi na popijawy?
Zostaby sam. Nie mg do tego dopuci!
- Ty pieprzony sukin...
- Az - upomnia go przystojny diabe.
- Ty wypierdku anielski, ty plugawa potwarzo, ty dwulicowa winio,
ty..., ty... - Azazelowi brakowao pomysw na bardziej kwieciste
wizanki.
Moroni zamia si ponuro i na wszelki wypadek odsun si jeszcze
dalej od kraty.
- To jak, diable, jeste gotowy na takie powicenie?
Beleth uparcie milcza, rozwaajc swj kolejny ruch i nastpne
sowo. By przekonany o tym, e intencjom anioa daleko byo do
niebiaskiej bieli. Musia mie w tym jaki interes. Tylko jaki?
Co mg zyska, pozbawiajc diaba diabelskoci?
- Ifrit - wyszepta.
Wiedzia, czym jest ifrit. A raczej wiedzia, czym nie jest. Z ca
pewnoci nie by diabem. Ifrit, nalecy do grupy dinw, by
istot stworzon z ognia bez dymu. Z pomienia niezostawiajcego
po sobie ladu. W zasadzie by diabem. Tylko odrobin
niecielesnym.
Byo to do trudne do zrozumienia nawet dla samego Beletha.
Pozbawiajc si stanowiska diaba, staby si nikim. Jednak natura i
wszechwiat stworzony przez dobrego Boga nie uznaje nicoci. Nie
ma jej. Zawsze jest co. Czym takim by ifrit.
Ifrit, czyli potpiony diabe.
Niej upa istota nadprzyrodzona nie moga. Din to posta bez
stanowiska, a wic bez wadcy. Wolny duch swobodnie poruszajcy
si po caym wiecie oraz zawiatach. Nikt nie by jego panem, wic
nie musia wykonywa niczyich rozkazw. Wolny niczym ptak. By w
pewien sposb podobny do ludzkiej duszy. Tylko odrobin
mobilniejszy. Do swoich podry nie potrzebowa nawet klucza
diaba. Wystarczaa sama ch. Jednak mimo profitw, ktre dawao
odrzucenie nadanego stanowiska, nikt si na to nie decydowa. To
byo niewdziczne. Przecie Bg chcia, eby anio by anioem, wic
nie powinien z tego rezygnowa.
Beleth nie by co prawda pewien, czy w zamiarach Boga byo
stworzenie Pieka, czy powstao ono moe tylko dlatego, e Lucek

wszcz rebeli. Niemniej nie porzuci swoich dawnych aniow.


Stworzy dla nich nowe stanowiska. Stanowiska diabw.
Stanowiska dla ifirita nie byo. Podobnie jak samych ifritw.
- Ich nie ma - wypowiedzia gono swoj myl.
- Zatem byby pierwszym w historii - owiadczy Moroni. - Tylko
tak moesz ocali Wiktori.
To nieprawda. Nie byby pierwszym dinem w historii. Ju kiedy
pewien anio odwrci si od Boga. Chcia by wolny. Tylko std
wiadomo byo, e w ogle mona zosta ifritem.
Co si dziao z tym anioem teraz, nikt tego nie wie. Jako istota
nadprzyrodzona moe przyj kad posta, na jak ma ochot.
Moe od milionw lat istnieje jako gra albo rzeka. Nikt nie wie, co
si z nim stao.
Wszyscy wiedzieli natomiast, e by szalony.
To wanie tej utraty zmysw ba si Beleth. Porzucajc
diabelsko, skazaby si na wieczne wygnanie. Tak, ale nie byby
sam. Miaby Wiktori. Ona te staa si potpiona. Tylko czy
potrafiby by z jedn miertelniczk ca wieczno?
- A jaka jest cena za manuskrypt opisujcy puapki w drodze do
wyjcia? - zapyta.
Anio podszed do kraty i zapa j kurczowo obiema rkami.
- Skazano mnie na siedem tysicy lat odsiadki. Nie wytrzymam tyle.
Ani nawet nie mam zamiaru prbowa tyle przetrwa w tej
mierdzcej celi. Zostaem skazany jako anio. Jeli stan si
diabem, kara nie bdzie mnie obowizywa.
Azazel zamruga zaskoczony.
- Co chcesz przez to powiedzie?
- Gdy Beleth zrezygnuje ze stanowiska, bdzie wakat. Wyrzekn si
Boga i odmwi mu posuszestwa - wyjani.
- Za takie blunierstwo jest tylko jedna kara - zaprotestowa
podstpny diabe.
- Owszem. - Moroni pokiwa gow. - mier poprzez przebicie serca
gorejcym mieczem. Jednak nie w wypadku, kiedy w Piekle jest
wolne miejsce. Popr Lucyfera i tam trafi. To bdzie bajecznie
proste. Azazelu, sdz, e to i dla ciebie bdzie pewien rodzaj
nagrody. Ja zwolni miejsce w Niebie. Moe uda ci si przej moje
stanowisko.
- Stanowisko najwikszego niebiaskiego krtacza i kamcy? - zakpi
diabe i gono si rozemia, lecz zaraz zamilk, uwiadamiajc

sobie, e wiele by da za jego posiadanie.


- A zatem cen manuskryptu jest moja rezygnacja ze stanowiska
diaba? -upewni si Beleth.
-Tak.
Diabe myla gorczkowo. Nie wiedzia, co powinien zrobi. Zgodzi
si? Ukad, ktry proponowa anio, by jedynym ratunkiem dla
Wiktorii. Azazel chwyci go za rami i zajrza mu gboko w oczy.
- Beleth. Zastanw si. Nie moesz podj takiej decyzji pochopnie.
Od tego nie bdzie odwrotu. Przyjacielu.
Moroni postanowi si nie odzywa, chocia mia przemon ochot
na wymianie czuej przemowy diaba. Nie spodziewa si po tym
starym krtaczu a tylu pozytywnych emocji. Sam by ich
pozbawiony, wic zaskoczyo go, e diabe najwyraniej jakie ma.
- Ifrit - westchn Beleth i potar twarz. - Ifrit. Czyja si nie zabij?
- Zabijesz si - podsun Azazel. - Nie rb tego. To Wiktoria. Na
pewno sama sobie poradzi. Wywoa jak wojn, doprowadzi do
obalenia rzdw, zniszczy wiat, ale spokojnie sama da sobie rad.
Ty nie jeste jej do niczego potrzebny.
- Pomyl, jak by to o mnie wiadczyo? - zapyta gorzko Beleth.
Podstpny diabe wyprostowa si.
- Oznaczaoby to i wycznie to, e jeste diabem. My kamiemy i
nacigamy ludzi na obietnice bez pokrycia. Tacy ju jestemy. My si
nie powicamy. My powicamy innych dla naszych celw.
- A ifrit by si powici? - Beleth sam zada sobie pytanie.
- Cholera, Beleth. - Azazel potrzsn jego ramieniem. - Co ty
pieprzysz? Nie moesz pozbawi si diabelstwa. To szalestwo! A co,
jeeli uwolnisz Wiktori, a ona pomacha ci na do widzenia i pjdzie
gzi si z tym swoim Piotrem? Ju raz go wybraa. To co wtedy
zrobisz, hm? Bdziesz paka na rozstaju drg i zamienisz si w
drzewo, ktre gupi miertelnicy wytn z byle powodu?
- Obiecaem, e jej pomog - odpar twardo. - Trudno, Azazel.
Najwyej spotkamy si kiedy na rozstaju drg.
Diabe nie mg w to uwierzy. Czyby wanie straci najlepszego
przyjaciela? I po jak choler tak si stara, eby byli kumplami,
skoro Beleth przy pierwszej nadarzajcej si okazji wystawia go dla
jakiej miertelnej dziewczyny? No po prostu skandal!
- Moroni. Umowa stoi.
Diabe i anio ucisnli sobie rce poprzez dzielc ich zot krat.
Azazel nie wytrzyma:

- A ja obiecuj, e osobicie obetn ci skrzydeka. Zgosz si na


ochotnika. Wierz mi, w ogle nie bdzie bolao. Moroni nieco
poblad.
- Powiem Gabrielowi i Szatanowi o swojej decyzji i popr twoj
kandydatur na moje stanowisko - obieca Beleth i odwrci si w
stron wyjcia.
Azazel nie mg sobie jednak pozwoli na tak zwyczajne
zakoczenie. Zbliy si do kraty i cisn j mocno. Mia wraenie,
e wcieko, ktr teraz czu, spokojnie pozwoliaby mu na rozbicie
jej w drobny mak, byleby tylko dorwa si Moroniemu do garda.
Poza tym uzna, e musi co doda:
- Aha, poronioni Moroni... skoro twierdzisz, e ta cela jest
mierdzca, to poczekaj, a zobaczysz wizienie Lucyfera. Na pewno
bardzo ci si spodoba.

22
Achilles woy lekk zbroj, a do paska przytroczy pochw z
mieczem. Tarcza byszczaa w jego doni, w wietle przygaszonej
lampy. Mielimy ju i.
Wyjrzaam przez okno. Chciaam spojrze na nocne niebo, a raczej
jego imitacj. W Tartarze nie byo ksiyca. Jego blask imitoway
ciemne krysztay odrobin rozpraszajce mrok. Wszystko byo tutaj
tylko zudzeniem.
- Idziemy - szepn mczyzna i zdmuchn lamp.
Wyszam za nim na ciemn ulic. Panowaa niczym niezmcona
cisza, w ktrej sycha byo trzeszczenie skrzanych spodni mojego
osobistego herosa. Kiedy mu je tworzyam, nie wiedziaam, e nowa
skra wydaje dwiki. Nie pozwoli mi jednak na ich wyciszenie.
Chcia, eby wszyscy wiedzieli, e ma nowe ubranie.
- Daleko std do zamku? - szepnam.
- Blisko - odpar jak zwykle lakonicznie.
Nudzio mi si. Szlimy ju kilkanacie minut, a zamek majaczcy
na horyzoncie wci by niewielkim punktem. Tartar nie by jednak
a tak may, jak uwaaam.
- Opowiedz mi co o sobie - poprosiam. - Jeste bardzo sawny.
Prawie kady wie, e walczye pod Troj. W moich czasach ucz o
tym w szkoach. Czy wydarzenia opisane w Iliadzie Homera s
prawdziwe?
Pokrania z zadowolenia. Pochlebio mu, e wszyscy znaj jego
imi.
- Prawie. Moja matka to Tetyda. Pikna kobieta. Twierdzili, e bya
morsk bogini. Alici to tylko kobieta o niezwykej urodzie. Moim
ojcem by Beleth, ukrywajcy swe imi i wadajcy Ftyzj jako krl
Peleus. Wielki wadca.
Byam zaskoczona dugoci jego wypowiedzi. Wczeniej wydawa
si mogo, e nie sta go na co wicej ni kilkuwyrazowe toporne
zdanie.
- Zanurzono ci w Styksie? - zapytaam z ciekawoci.
- Nie - zamia si. - Si dostaem po ojcu. Wielkim bogu w ludzkiej
skrze. Potem najwikszy z bogw, wielki Zeus Gromowadny,
zakaza spkowania poddanych Olimpu ze miertelniczkami.
Dlatego od tak dawna nie widziaem ojca. Zosta ukarany za ycie
wrd miertelnych.

- A potem trafie tutaj, a bogowie nie maj wstpu do Tartaru


-dokoczyam.
- Zbyt wiele y odebraem, by cieszy si ambrozjami na Polach
Elizejskich - westchn rozalony. - Cho matka obiecaa, e si tam
spotkamy.
Poczuam, e nie mog go tu zostawi. By cakiem milutki.
Postaram si, eby si std wydosta razem ze mn. Do si ju
namczy i napracowa. Chyba nikt nie bdzie mia mi tego za ze.
Przecie wcale nie by zy ani szalony. Po prostu nie umia
kontrolowa negatywnych emocji. Kademu si zdarza.
- Ucieknij std ze mn - zaproponowaam. - Pjdziemy razem na
Pola Elizejskie.
A przystan zaskoczony.
- Tak si nie godzi - zaprotestowa. - Nie moemy przeciwstawia si
przeznaczeniu. To bogowie mnie tu zesali, bogom bd posuszny.
Ich prawy osd mnie tu poprowadzi.
No, albo nie zabior go ze sob...
- Wdy ty bogini. Twa bytno w Tartarze to pomyka kontynuowa. -Pomog ci uciec z Podziemi, ale nie pod za tob.
Dalsz drog przebylimy w milczeniu. Nie chciaam mu w niczym
wicej podpa. Jeszcze dostaby kolejnego maego napadu szau,
gdybym znowu zaproponowaa ucieczk. Jego miecz wyglda na
cakiem ostry. Wolaam nie ryzykowa.
Kontury zamku powoli wyaniay si z szaroci. Jego masywna
sylwetka wygldaa jak ciao olbrzymiego spa, ktry rozsiad si na
stromym wzgrzu, wypatrujc dogorywajcej ofiary. Solidne mury z
krzywych kamieni chroniy niewielki dziedziniec przed spojrzeniami
intruzw. Mury zwieczone byy blankami i strzelnicami. Nie wiem
w jakim celu. W Tartarze nie byo wrogich wojsk, ktre mogyby
szturmowa dom ksinej.
Za murami, ozdobionymi jakimi dziwnie byszczcymi kamieniami,
wznosiy si dwie wskie wiee oraz gwna cz zamku,
zamieszkaa przez ksin. Cao nie bya bardzo dua, jednak w
porwnaniu do lichych kamienic stojcych w centrum Podziemi
sprawiaa do przytaczajce wraenie.
- Czy to mieszkacy Podziemi zbudowali ten zamek? - zapytaam
Achillesa, kiedy ukucnlimy, kryjc si w cieniu niewielkiego
rumowiska tu pod murami.
- Nie - odpar. - My tylko pomagalimy. Czarownica, wielka

czarownica, stawiaa bez trudu cae ciany.


- Ale mwie, e doskonale znasz wszystkie puapki - zauwayam.
- Zwiedzaem ten zamek do woli, gdy powstawa. - Wyszczerzy do
mnie zby i woy na gow hem z czym na ksztat kocwki
szczotki na samym czubku. - Nefilimowi si nie odmawia.
Zamiaam si i ruszyam za nim. W kucki, a nastpnie czogajc si
w kurzu i brudnej ziemi, poronitej rachityczn traw, dotarlimy
pod sam mur. Achilles nalega, ebymy byli ostroni, pomimo e
nigdzie nie stay adne strae.
Oparam si plecami o kostropate kamienie i zaczam otrzepywa
spodnie. Kiedy zauwayam, e moje rce s brudniejsze od
materiau, daam sobie spokj.
- Nikogo nie ma - stwierdziam.
- S. - Wskaza palcem na blanki.
Pocztkowo niczego nie zauwayam. Dopiero po uwaniejszym
przyjrzeniu si dostrzegam oczy. Na cegach u szczytu muru byy
ludzkie oczy. Same gaki, powoli sondujce otoczenie. Patrzc z
duej odlegoci, mylaam, e to jaka ozdoba, dziwne pszlachetne
kamienie. Nie domyliabym si, e to system alarmowy.
Obrzydlistwo!
- Co to? - wydusiam.
- Oczy czarownicy. Ona zawsze patrzy.
Szczerze w to wtpiam. Jej stan psychiczny wyranie przeczy
stwierdzeniu, e mogaby by zawsze czujna.
-I co teraz? Nie ukryjemy si przed nimi. S wszdzie nad nami.
- Nie musimy. To dobre miejsce.
Zamachn si i uderzy pici w cegy. Posypay si na drug
stron, jakby byy z tektury i styropianu. Zwinnie przeskoczy przez
dziur, ktr wybi.
Zapewne wanie co takiego mia na myli, kiedy opowiada mi o
tajnych przejciach, ktre zna. Ta ciana musiaa by wykonana ze
sabszych materiaw.
Na prb z caej siy uderzyam w ni pici i zgiam si wp z
blu. O cholera jasna! ! ! Chyba co zamaam!
- Co si dzieje? - Szczotka zatknita na czubku hemu wysuna si z
dziury.
- Chciaam poszerzy przejcie - wydusiam przez zy i szybko
przelaam moc w praw do, by zregenerowa koci.
Spojrza na mnie jak na idiotk.

- Ty? To niemdre.
Nie skomentowaam jego sw. Posusznie ruszyam za nim i wicej
nie usiowaam rozwala cegie, ktre w jaki tajemniczy sposb pod
wpywem jego lekkiego dotknicia rozpaday si w py.
- Nie jestem pewien, gdzie przebywa czarownica - wyzna po
rozwaleniu kolejnej ciany.
Spojrzaam za siebie. Nasz drog znaczyo osiem rozbitych cian.
Ta cyfra musiaa co znaczy w Tartarze. Inaczej by mnie tak
gorczkowo nie przeladowaa.
- Czy cyfra osiem co znaczy? - zapytaam Achillesa.
-H?
Odpuciam.
Naprzeciwko nas znajdoway si schody prowadzce na jedn z wie.
Mogam si zaoy, e wanie takie miejsce, jak w bajkach z
wiedmami, wybraa Darvulia na kryjwk.
- Idziemy na gr! - zakomenderowaam.
Achilles wysun si przede mnie i powoli zacz wchodzi po
schodach. W razie niebezpieczestwa mia zamiar mnie ochroni i
pierwszy stawi mu czoo.
Szkoda, e dzisiaj nie ma ju takich bohaterw. Chocia to moe
dlatego, e w naszych czasach nie ma niebezpieczestw, z ktrymi
kiedy ludzie stykali si od dziecka.
Do pomieszczenia na szczycie prowadziy uchylone, byle jak zbite
drewniane drzwi. Spod nich wydobywa si czerwony i niebieski
dym, ciko osiadajcy na schodach i naszych stopach. Chyba
przypadkiem wybralimy dobr wie.
- Czarownica - szepn Achilles i napi muskuy wielkoci
dojrzaych melonw.
A si prosiy, eby je pomaca, co te z perwersyjn radoci
uczyniam. Pooyam do na jego imponujcym ramieniu i
zmusiam do opuszczenia broni. Boe, ale twarde minie! Cudo!
- Poczekaj - szepnam i zerknam przez szpar w drzwiach
pokoju. Musiaam si upewni, czy jest tam czarownica i, co
najwaniejsze, czy jest sama.
Powstrzymujc kichnicie od pachncego fasol dymu, zajrzaam do
pokoju. Nad solidnym saganem zawieszonym nad mao
praktycznym ogniskiem, rozpalonym na ziemniaczanych tach
rzuconych porodku kamiennej podogi, pochylaa si Anna
Darvulia. Niebieska chustka zsuna si jej z ysawego czoa.

Szeptaa co do siebie i zawzicie mieszaa dug ych.


Ciekawe, czy rzeczywicie powstrzymaa mnie przed opuszczeniem
Tartaru za pomoc tej fasoli w garze, czy to tylko pic na wod dla
lepszego efektu?
- Wchodzimy - powiedziaam do Achillesa. - Ja bior Daryuli, a
ty...
Nie zdyam jednak dokoczy, bo mj kompan, ryczc jak
zarzynane zwierz, wywali kopniakiem drzwi i wskoczy do rodka,
wymachujc mieczem.
- A ty rozwalasz sagan... - westchnam.
Wbiegam za nim. Nie wiadomo, gdzie si szlaja Elbieta i
Rozpruwacz. Jeli s w pobliu, to mog ruszy na pomoc ukochanej
sucej. Musielimy si spra.
Starucha odskoczya pod cian i zasyczaa na nas. Achilles z
rozmachem kopn w gar, ktry spad na ziemi, rozlewajc swoj
zawarto. Tak jak si spodziewaam, pod moje stopy pry sna
breja, w ktrej pywaa czerwona fasolka. Ciekawe, jak ta wiedma to
zrobia, e unosi si z niej niebieski i czerwony dym? Niezy bajer na
imprez.
- Dobra Darvulia - powiedziaam. - A teraz cofnij swoje zaklcie,
ktre nie pozwala mi na powrt do zawiatw.
W odpowiedzi prychna, a jej zezowate oczy rozbiegy si na boki.
Achilles unis dumnie miecz i rzek:
- Mw, co kae matka, albo twe ycie bdzie krtkie, acz bolesne.
Oniemiaam. Matka? Czyby bdc niedosz dziewczyn Beletha,
awansowaam na mamusi tego osika? Zerknam na niego. No
c... przynajmniej urosa mi dorodna dziecina. Nie da sobie w kasz
dmucha na podwrku podczas zabaw przy trzepaku.
- Ekhm... taaa... - mruknam.
- Nigdy! - Zamiaa si szaleczo. - Umrzesz tutaj, oddajc moc mej
pani. Nigdy nie cofn zaklcia. Bdziesz potpiona na zawsze.
HAHAHAHAHAHAHAHA!
- Cofnij zaklcie - wycedziam.
- Nigdy - powtrzya. - Tylko moja mier moe je cofn. Z wasnej
woli tego nie uczyni.
Achilles odwrci si do mnie. Na jego twarzy pojawi si szeroki,
chopicy umiech. Zapewne tak umiecha si, gdy jako dziecko
wyrywa muchom skrzydeka.
- Mog? - zapyta.

- A prosz - machnam rk.


Nefilim ci mieczem, w jednej chwili pozbawiajc staruch gowy.
Krew ttnicza strzelia pod sam sufit. Ciao jeszcze przez moment
stao, drc spazmatycznie, a potem osuno si na ziemi.
- Tylko nie wiem, czy to zaatwia spraw - mruknam. - W kocu to
dusza.
Achilles bez dyskusji zacz siec ostrzem, a ja si zamyliam.
Wanie unicestwiam dusz. Nie osobicie, ale stao si to z mojej
winy. Co si ze mn dzieje?
Kim ja jestem?
Nagle z ciaa staruszki wypyn niebieski promie i wystrzeli przez
okno. Mj wojownik zamar z ociekajcym krwi mieczem.
- Co to? Ucieka? - zapyta zawiedziony.
Szarpnam okiennic i wyjrzaam na zewntrz. Zdyam jeszcze
zauway, e bkitna wstga wpyna przez okno w czci gwnej
zamku do komnat ksinej Elbiety. Po chwili rozleg si krzyk peen
rozkoszy.
- O kurde... - warknam.
- Co si stao?
- To bya energia Darvulii. Ona sama umara, lecz w ostatnim akcie
szalestwa przekazaa Elbiecie moc Iskry Boej, ktr posiadaa. W
kocu jej si to udao, ale musiaa w tym celu umrze.
Nefilim si ucieszy:
- Idziemy teraz do niej?
Pokrciam przeczco gow.
- O nie, teraz wiejemy std jak najdalej...

23
Tymczasem w Piekle...
Beleth sta pod rezydencj Szatana i bawi si pomieniami
skaczcymi po jego smukych palcach. W drugiej doni trzyma
niezapalonego papierosa.
Renegat. Coraz bardziej podobao mu si to sowo.
- Kurwa, Beleth, ja zawsze wiedziaem, e w ktrym momencie co
ci pieprznie na gow, ale teraz to ju, cholera jasna, przegie pa.
- Azazel chodzi w kko.
- Mj drogi przyjacielu, a po co tak przeklinasz? Chyba nie takim
jzykiem zauroczye Kleopatr?
Podstpny diabe zatrzs si ze zoci. Jego czarne oczy zapony
dziko.
- Z niej te nieze ziko - warkn. - Poza tym jestem diabem.
Mog si wyraa, jak mam ochot.
- Przez najblisze siedemdziesit siedem lat jeste te anioem. Nie
zapominaj o tym.
- Dupa! Dupa! Dupa!
- Jak wolisz.
Beleth zapali papierosa i zacign si gboko dymem. Lubi jego
drapanie w gardle i smak nikotyny. Przypominao mu to o jego
niemiertelnoci, ktrej tak brakowao gupim miertelnikom.
Sprawiao, e czu si lepiej.
- Nie wiem, dlaczego tak si unosisz.
- Bo, do diaba, nawet nie przemylae tej decyzji! - Azazel zapa
si za wosy.
Zawsze by peen ekspresji. Aktor doskonay.
- Zapewniam ci, e przemylaem. - Beleth wypuci z ust kko
dymu, potem kwadrat, a nastpnie trjkt. Wydmuchiwanie
pentagramw uwaa za zbyteczne szpanerstwo, ktrym popisyway
si niektre diaby. - Bd renegatem.
- Raczej odmiecem - warkn jego kompan.
- Mniejsza o to. Wane, e coraz bardziej mi si to podoba. Bd
sam sobie panem, nikt nie bdzie mg mnie za nic sdzi, o nic
oskara ani kara. Bd wolny.
- Tak, Stwrca na pewno si ucieszy...
- Nagle przejmujesz si Jego zdaniem?
Azazel speszy si odrobin.

- Nie... - skama. - Tak mi si tylko powiedziao.


Beleth rzuci niedopaek na szeroki podjazd prowadzcy do
rezydencji Lucyfera i sign do dzwonu wiszcego przy kutej z
prawdziwego zota bramie. Cisz przerwa szeciokrotny czysty
dwik. Odwierny przewanie siedzcy w maej budce przy wejciu
gdzie znikn. Diabe musia sam si obsuy.
- Czas na mnie - oznajmi przyjacielowi. - Do zobaczenia po
wszystkim. Jako niezniszczalny ifrit bd czsto wpada w
odwiedziny.
Azazel wsun rce do kieszeni spodni i popatrzy na niego wilkiem.
- Ju ci nie lubi...
- Ja ju dawno ci to powiedziaem.
- No to jestemy kwita.
- Dokadnie.
W jednej chwili padli sobie w ramiona i zaczli klepa si po plecach
z rozrzewnieniem.
- Jeste idiot - oznajmi mu Azazel.
- Ty te - Beleth by rwnie wzruszony.
Odskoczyli od siebie zaskoczeni tym przypywem ciepych uczu,
ktre przecie diabom si nie zdarzaj.
- Co to byo? - zapyta przystojny diabe, wzdrygajc si z
obrzydzeniem na myl o obciskiwaniu kolegi.
- Uznajmy, e nic nie byo - zasugerowa Azazel.
- Okej. To do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Odwrcili si od siebie w jednej chwili, wyrzucajc z myli dziwne
zdarzenie. Nie zamierzali tego nigdy wicej wspomina.
Beleth napotka zdegustowane spojrzenie demona ubranego w
liberi, stojcego po drugiej stronie ogrodzenia. Sucy Lucyfera by
wiadkiem caego zdarzenia, jak przystao jednak na sub
doskona, nie skomentowa wypadkw z ostatnich kilku minut.
- Tak? - zapyta powoli, plujc lin przed siebie na odlego
metra.
Najwyraniej odwiernym nie przysugiwaa opieka dentystyczna.
- Ja do Szatana - owiadczy diabe. - Prywatnie, dlatego nie przez
sekretariat.
- Obawiam si, e wadca Piekie jest zajty i nie bdzie mia czasu
dla podrzdnego diabeka - spawi go.
- Powiedz mu, e przyszed Beleth i e doprowadzi dzisiaj do

Armagedonu, ale potrzebuje wczeniej drobnej rady.


Krzaczasta bordowa brew demona powdrowaa do gry. Ju mia
zaoponowa, jednak diabe posa mu pene groby spojrzenie.
By gotowy na Armagedon, jeeli jego plan si nie powiedzie. Innych
pomysw na uwolnienie Wiktorii nie mia.
Demon odwrci si na picie i gderajc pod nosem, wszed do
rezydencji. Nie chcia i do Szatana. Szef na pewno na niego
nakrzyczy, e przeszkadza mu w pracy, przekazujc idiotyczne
wiadomoci od jakiego oszooma.
Doprowadzi do Armagedonu! Dobre sobie!
Jakie byo jego zaskoczenie, kiedy Lucyfer poblad, syszc
powtrzone wiernie sowa Beletha, a nastpnie poprosi o
przyniesienie ekierki z grub warstw czekolady.
Po kilku minutach, podczas ktrych Szatan apczywie uzupenia
braki cukru w organizmie, w drzwiach jego gabinetu stan
niezapowiedziany go. Wadca Piekie po cichu mu zazdroci.
Zawsze chcia by tak nieodpowiedzialny, nieokrzesany, moe
odrobin szalony.
Szatanowi jednak nie wypada.
Wyprostowa si z godnoci, sprawdzajc jzykiem, czy w kciku
ust nie osiada czekolada bd bita mietana.
- Usidziesz? - zaproponowa Belethowi, wskazujc na krzeso przed
sob.
Diabe by zaskoczony. Wolno mu byo usi? Co si stao? Gocie
Lucyfera przewanie musieli sta naprzeciwko niego, nieraz przez
wiele godzin.
Lucek westchn. Czekolada to lekarstwo na wszystko. Sprawiaa, e
stawa si askawszy.
- Jaki Armagedon? - zapyta spokojnie.
- Tylko tak powiedziaem, eby mnie wpucili...
Szatan odetchn z ulg i rozluni si. Ekierka zaciya mu w
odku. Niepotrzebnie si tak zestresowa.
- A naprawd chciabym zrezygnowa z posady diaba i sta si
ifritem. -Beleth umiechn si szeroko.
Ekierka w brzuchu Szatana wykonaa salto, serce zaczo mu wali, a
czoo zrosi pot. Nie nadaj si do tej pracy - przebiego mu przez
myl. -Gdybym by czowiekiem, dostabym zawau ju kilkadziesit
razy".
- Co prosz? - pisn.

- Chc zosta ifritem. Skadam rezygnacj. - Wesoy diabe rozpar


si w fotelu.
Szatan nie odezwa si. Z kurczowo zacinit szczk wsta,
podszed do ciany z Ostatni Wieczerz i zdj j z gwodzia.
Drewniana zabytkowa rama rozpada mu si w palcach, kiedy za
mocno j cisn. Nastpnie trzasn pici w czerwony przycisk,
rozbijajc plastik w drobny mak.
Mia mord w oczach.
Beleth na wszelki wypadek przesta by wesoy, a nawet z uwagi na
narastajc furi swojego wadcy przybra zakopotany wyraz twarzy.
Tymczasem w Niebie, w Pokoju Alarmowym, zawiecia si maa
czerwona lampka. Putto odoy na st Playboya", otwartego na
sidmej stronie, i odstawi szklank whisky, z ktrej zdy ju
pocign spory yk.
Jego dyur zacz si ledwie pi minut wczeniej.
- No, kurwa, bez jaj... - westchn. - Znowu?
Ciki krzy za plecami Beletha odsun si od ciany, ukazujc
drzwi windy. Nadgryziony zbem czasu mechanizm znowu oy.
Szatan opad na fotel. Beleth poczu si nieswojo pod ciarem jego
spojrzenia.
- Czemu znowu wzywamy Gabriela? - zapyta zaskoczony.
- Bo si za nim stskniem - warkn wadca Piekie.
Diabe nie podejrzewa, e do zrezygnowania ze stanowiska w Piekle
potrzebny by podpis urzdnika anielskiego. Plotki o tym, e Niebo
ma wszystkich w garci, okazay si prawdziwe !
Lucyfer straci w jego oczach.
Wiekowa winda zazgrzytaa, kiedy kabina stana na wysokoci
gabinetu Lucka. Gabriel wytoczy si ze rodka, trzymajc si za
odek.
- Nigdy wicej po obiedzie - jkn, opierajc si ciko o cian, i
cakiem dononie bekn.
- Gabry, moe musisz skorzysta z toalety? - grzecznie
zaproponowa Szatan, jednak w jego gosie pobrzmiewaa kpina.
- Nie, dzikuj. - Archanio w jednej chwili wzi si w gar.
Nie mg sobie pozwoli na okazanie saboci w towarzystwie, jakby
na to nie patrze, gwnego przeciwnika, kierownika wrogiej firmy.
- Zatem siadaj. - Szatan wskaza na powietrze obok siebie. Z
niczego powstao tam zocone krzeso obite czerwonym pluszem.
Gabriel usiad, wci masujc odek.

- Nastpnym razem spotykamy si u mnie - owiadczy.


Anioowi zrzeda mina. Wiedzia, e nie postawi na swoim. Jeeli
konsultacja z Niebem bdzie wymagaa wyprawy do Arkadii, to
Pieko w osobie Lucyfera nigdy wicej si na ni nie zdecyduje, a co
za tym idzie, Gabriel nie bdzie na bieco z wystpkami
mieszkacw Niszej Arkadii. Na co takiego nie mg sobie
pozwoli.
- Co si stao? Kogo tym razem zabi i wpakowa do Tartaru? zapyta zrezygnowany.
Beleth poruszy si niespokojnie. Nie spodziewa si a takiej
wrogoci wobec samego siebie. A w kadym razie nie spodziewa si,
e Archanio bdzie tak le do niego nastawiony.
- Nikogo nie zabiem - zaprzeczy. - Przyszedem w innej sprawie.
Czysto administracyjnej. - Sign do kieszeni wskich spodni,
idealnie opinajcych jego zgrabne poladki. Zmita kartka
wyprostowaa si, gdy na ni chuchn. -Prosz. - Pooy j na
biurku Szatana. - To moja rezygnacja.
Gabriel wci masowa brzuch. Lucyfer poblad, sigajc po druk
wypeniony starannym pismem diaba. Przebieg wzrokiem tekst.
- Rezygnacja z czego ? - docieka Archanio.
- Beleth wanie zoy wymwienie ze stanowiska diaba - wyjani
somianym gosem wadca Piekie. - Ju nie chce by moim
poddanym. Rezygnuje take z przywilejw nadanych mu przez
Niebo. Zamierza sta si wolnym bytem.
- Niedobrze mi - jkn Gabriel.
- Mnie te. - Szatan pokiwa gow, starajc si zapomnie o
ekierce.
Siedzcy naprzeciwko nich diabe zacz si intensywnie
zastanawia, o co w tym wszystkim chodzi. Przecie jego decyzja nie
moga a tak ich przerazi.
- To jak? - zapyta. - Zgadzacie si?
- Ale dlaczego ifrit? - jkn Gabriel. - Prosz, nie! Obiecuj, e
staniesz si penoprawnym anioem na zawsze, tylko daj sobie z tym
spokj !
Diabe i Szatan spojrzeli na niego zaskoczeni. Propozycja, ktr
usyszeli, bya do niespotykana i... bardzo ciekawa.
Beleth pomyla o tym, e Azazel powinien sprbowa podobnego
manewru.
Lucek pomyla o tym, e sam chtnie skorzystaby z takiej

moliwoci.
- Naprawd? - chcia wiedzie Szatan.
Jednak Gabriel zignorowa jego pytanie, starajc si przemwi do
rozsdku krnbrnemu diabu:
- Belecie, popeniasz ogromny bd. Jeli raz zrezygnujesz z
przywilejw, ktre nada ci Bg, ju nigdy ich nie odzyskasz.
Bdziesz potpiony. Bdziesz sam! Na zawsze. Wieczno jest duga.
Wiesz przecie o tym.
- Naprawd byby anioem? - wtrci Lucek.
- Nie bd sam - odpar diabe. - Jako ifrit nale do wiata, a nie
do jednych zawiatw. Zdoam dosta si do Tartaru, ktrego
wejcia tak skrztnie przede mn strzeecie.
- Robisz to dla niej... - zrozumia Archanio. - Wracajc do kwestii
przywracania anielskoci... - Szatan znowu sprbowa.
- Belecie, popeniasz bd - Gabriel nie zmienia zdania. - Wiktoria
to kobieta. Owszem, posiada Iskr Bo, a take ma moce diabelskie,
jednak to tylko kobieta. Podanie tych istot jest zabronione.
- W takim razie ju jestem potpiony. Stao si - skwitowa diabe.
-Bardziej nie zdoam ju sobie zaszkodzi.
- Naprawd staby si anioem? - Szatan stukn Gabriela w rami.
- Lucek, nie teraz! - skarci go Archanio.
Lucyfer odsun si naburmuszony i opar ciko plecy o swj fotel
wadcy. Znowu nikt nie chcia mu nic powiedzie.
- Podjem decyzj. Chc zosta ifritem - owiadczy Beleth.
- Popeniasz wielki bd - powtrzy Gabriel.
- Nie moecie mi tego zakaza.
- Wiem...
Gabriel spojrza na Lucyfera. Szatan kiwn gow. W tej samej
chwili signli po podanie i pooyli na nim donie.
- Na pewno to przemylae? - Gabriel po raz kolejny chcia si
upewni.
- Tak. Przestacie wreszcie mnie przekonywa. Nie przyszedbym
tutaj, gdybym nie by pewien tego, co robi. Chc by ifritem. Teraz.
Nie jutro, nie kiedy, tylko wanie teraz. Chyba e moe zmienilicie
zdanie i zamierzacie mi pomc w wydostaniu Wiktorii z Tartaru.
- Wiesz, e tego uczyni nie moemy, wic jeszcze raz prosz ci o
chwil zastanowienia. Ten krok jest nieodwracalny.
Archanio posa Szatanowi karcce spojrzenie.
- Tak przy okazji, to ty powiniene przekonywa go do zmiany

zdania.
- Po co? wietnie sobie radzisz. Wprawiaj si, moe niedugo jacy
twoi pracownicy zaczn skada wymwienia.
Kartka pod ich domi zapona najpierw na czerwono, a nastpnie
na niebiesko. Nie mina chwila, gdy zostaa po niej tylko maa
kupka popiou.
Beleth poczu dojmujcy bl w klatce piersiowej, jakby wyrywali mu
serce. Osun si na podog, zwijajc z blu, jednak nie krzykn.
Wygi ciao w uk. Zdawao si, e zaraz pknie mu krgosup.
Mimo ogromu cierpienia nie wyda z siebie ani jednego dwiku,
kiedy jego ciao opuszczaa aska Boska. Nie byo jej wida. Po
prostu w jednej chwili bya, a w drugiej ju nie. Teraz na zawsze by
jej pozbawiony.
Diabe podnis si na okciu i zagapi na wasn do, ktr opiera
na perskim dywanie Szatana. Promieniaa wewntrznym wiatem,
tak jak caa jego skra.
- Co si ze mn dzieje? - zapyta.
- Stae si ifritem. Istot pozbawion boskiej myli. - Gabriel
podnis si z krzesa, eby lepiej mu si przyjrze. - Jeste ogniem
bez dymu.
Beleth usiad. Cay si zmieni. Skra promieniaa, a oczy byszczay
niczym drogocenne klejnoty. Przed nim istnia tylko jeden ifrit. Czy
wyglda tak jak on teraz?
- Piknie. - Szatan stukn pici o biurko. - Mam teraz wakat na
stanowisku, bo jeden z moich podwadnych postanowi zosta
dinem. Beleth rzeczywicie przypomina teraz bajkow posta
spowit tajemnic. By pikny niczym oywiony pomnik z kamieni
szlachetnych i zota. Wydawao si, e jego tczwki s pynne.
Wsta.
- Czy nadal posiadam wszystkie swoje moce? - zapyta.
- Tak. - Gabriel przyglda mu si zafascynowany. Nie widzia nigdy
ifrita. Poprzedni powsta tak dawno, e jego wygld zosta
zapomniany.
Tak samo jak jego imi.
- Rozumiem te, e skoro nie jestem obywatelem adnych
zawiatw, to mog przebywa wszdzie, gdzie tylko mam ochot? mody ifrit chcia si jeszcze upewni.
- Tak - mrukn gorzko Szatan. - Teraz jeste niczyj...
Beleth poprawi koszul usatysfakcjonowany odpowiedzi.

Podobao mu si jego nowe wcielenie. Czu si inaczej. Niebyo to


ze uczucie. Mia tylko wraenie, e sta si kim innym. e by czym
wicej? Mniej? Sam nie potrafi tego stwierdzi.
- A wanie. Miaem wam te przekaza pewn informacj. Po moim
odejciu powsta wakat. Wiem, Szatanie, e cierpisz na braki
kadrowe, wic pewnie ucieszy ci wiadomo, e znalazem kogo na
swoje miejsce.
Lucek oniemia.
- Anio Moroni niespodziewanie przypomnia sobie, e take bra
udzia w twojej rewolucji. Sdz, e jak najszybciej naley pozbawi
go skrzyde i usun z Niebios. Obawiam si niestety, e wyrok, jaki
tam otrzyma, ju nie bdzie go tutaj obowizywa. Przestanie by
anioem, ktrego skazano.
Wadcy zawiatw wpatrywali si w byego diaba w niemym
osupieniu.
- Ty chyba artujesz - Lucyfer otrzsn si jako pierwszy.
- Ani troch - odpar Beleth. - Gdybym artowa, nie
powiedziabym, e jeli Moroni nie stanie si diabem, to pewien
niepokorny ifrit doprowadzi do... maego Armagedonu.
Szatan doda jeden do jednego i otrzyma odpowied.
- Co on ci za to obieca? - warkn.
- Teraz to nie jest wasza sprawa - unis si Beleth. - Moglicie, ale
nie chcielicie mi pomc. Sam znalazem sposb na wydostanie
Wiktorii z Tartaru.
Odwrci si od nich i podszed do ciany, eby skorzysta ze
swojego klucza. Wyj go z kieszeni i obrci w doni. Teraz nie by
mu do niczego potrzebny. Potrafi przenie si w dowolne miejsce
za pomoc swoich mocy. Nie blokowaa ich ju posada diaba.
- Zwracam subowy rodek transportu. - Rzuci Szatanowi kluczyk i
pomyla o tym, gdzie chciaby si znale.
Jego ciao pochony zielone jzyki ognia. Znikn w pomieniach.
Pomieniach bez dymu.
Wadcy zawiatw spojrzeli na siebie zakopotani. Szatan obraca w
doni niepotrzebny klucz diaba.
- Chyba mamy kopoty - stwierdzi Gabriel. - Cofnlimy czas, co
zawsze niesie za sob niemie konsekwencje, dalimy osobie
obdarzonej Iskr Bo moce piekielne, a nastpnie zamknlimy j
w Tartarze, a teraz stworzylimy ifrita.
- Szef si wkurzy... - mrukn Lucek.

- A tak niewiele brakowao... - westchn gorzko Archanio.


- Do czego ?
- Do koca naszej suby. Przecie niedugo nastpi apokalipsa.
Staraem si o nagrod dla najlepszego pracownika!
Szatan nie skomentowa jego wynurze. Nie wiedzia, e mona
dosta tak nagrod. Gabriel zapomnia mu o tym wspomnie.
Gdyby wiedzia, to te by si o ni stara. Chocia moe nie wszystko
jest jeszcze stracone? Sprawioby mu olbrzymi satysfakcj, gdyby
zdoa pokona anioa.
Poza tym dyplom lub inne wyrnienie piknie prezentowaoby si
na cianie nad biurkiem. Gdyby otrzyma statuetk najlepszego
pracownika, chtnie zawiesiby tam nawet ma pk.
Archanio pokrci smutno gow i skierowa si w stron windy do
Nieba.
- Aha, Gabry, poczekaj - niemiy ton gosu Szatana gdzie znikn,
zastpiony przesodzonym tenorem. - To co mwie o przyznawaniu
anielskoci od rki...?

24
Razem z Achillesem szybko opucilimy zamek ksinej Elbiety.
Mj nefilim by bardzo zawiedziony, e nie idziemy jej zabi.
Najwyraniej narobiam mu niechccy smaku. Przez chwil miaam
na to ochot, jednak si nie odwayam. Jej suca bya szalona, a i
tak potrafia by niebezpieczna. To co dopiero moe mi zrobi
kompletnie zwariowana arystokratka? Poza tym w kocu ruszyo
mnie sumienie. Tak jednak jeszcze je miaam, chocia ostatnio
czsto robio sobie wakacje. Przecie nie mog chodzi po ulicy i
zabija ludzi, a raczej niszczy ich dusze. To... jest straszne.
Wiem, e zawsze gadam jak nawiedzona o szacunku do ludzkiego
ycia i kadego istnienia, ale... zbyt czsto mnie sam chcia kto
unicestwia, bym moga do tego lekko podchodzi. Nie wolno mi dla
wasnego szczcia robi zych rzeczy. Chocia przyznaj, e ycie
byoby prostsze, gdybym zabia Moroniego, zamiast lata za nim i
prbowa odebra manuskrypt henochiaski. No tak, ale gdybym
wtedy go zabia, to pewnie teraz ogldaabym kraty w anielskim
wizieniu, albo za zamordowanie anioa trafiabym do Tartaru.
Wyrwaam si z rozmyla i rozejrzaam dookoa. Szam jak w
amoku, pochonita wewntrznym dialogiem, ktry do niczego mnie
nie doprowadzi.
Jak zawsze.
- Musz znale jakie bezpieczne drzwi, za ktrych pomoc
przenios si do Pieka - powiedziaam, kiedy przemykalimy
opustoszaymi uliczkami Tartaru.
Dookoa nas byo mnstwo drzwi. Tylko czy bylimy ju
wystarczajco daleko od zamku?
- U mnie w chacie s drzwi - roztropnie zauway Achilles.
- Fakt. - Zamiaam si krtko. Byam tak roztrzsiona, e zupenie
na to nie wpadam.
Kiedy weszlimy do izby, odczuam wielk ulg. Ju byo po
wszystkim. Nefilim rozsiad si przy stole z butelk wstrtnej
tataryjskiej wdki. Podzikowaam mu za pomoc.
- Nie ma za co. Bya to dla mnie mia odmiana. Poczu zew bitwy.
Dyskutowaabym o tej bitwie, ale co ja tam wiem. To on jest
mitycznym wojownikiem, a nie ja.
- To id. - Stanam niepewnie naprzeciwko drzwi, majc nadziej,
e uda mi si std wydosta.

- Wiktorio - zatrzyma mnie gos olbrzyma. - Kiedy ju spotkasz


mego ojca... rzeknij mu o mnie sowo. Tak dawno go nie widziaem.
- Dobrze. Obiecuj. - Umiechnam si. - Do zobaczenia.
- Bd pozdrowiona.
- Miejsce pobytu Azazela - powiedziaam gono i wyranie, wiedzc
e na nic nie przyda mi si odnalezienie Beletha, jeli nie bd miaa
pod rk tumacza, a nastpnie signam do klamki. Szara
widmowa klamka ugia si pod moim dotykiem, otwierajc astralne
drzwi.
Przekroczyam prg salonu diaba w Piekle. Poznaam cikie
zasony i ozdobne meble. Ju kiedy w nim byam.
W fotelu przy oknie siedzia Azazel. Przeglda jakie papiery.
Wyglda, jakby na kogo czeka. Drgn, gdy mnie zobaczy.
- Cze, diabeku - przywitaam si i w tej samej chwili prawdziwe
drzwi znajdujce si za moimi plecami otworzyy si, przechodzc
przeze mnie na wylot.
Osoba, ktra chciaa wej do pokoju, nie omina mnie jednak ani
nie przenikna przez moje nieistniejce ciao. Mczyzna pchn
mnie silnie na ziemi. Chwyciam go za rami, usiujc zapa
rwnowag, i pocignam za sob na podog. Niestety. Moja pupa
ju odrobin si zapada.
Kurde...
Oparam si na okciu i spojrzaam prosto w zote oczy wpatrzone w
przestrze gdzie za mn. Poczuam, jak moje serce zabio szybciej.
- Co si dzieje? - zapyta spanikowany Beleth. - Kto tu jest? Uka
si!
- To ja! Wiki! - zapaam go za rk.
Wyrwa si i w jednej chwili stan na rwne nogi, odskakujc ode
mnie.
- Kto tu jest? - powtrzy. - To jaki twj gupi art, Az? Testujesz
na mnie system antywamaniowy?
- Nie syszy mnie? - Spojrzaam na Azazela, ktry w osupieniu si
nam przyglda.
- Gratuluj, Belecie. Wanie staranowae Wiktori - powiedzia,
wracajc do lektury. - A co do twojego pytania, Wiktorio. Tak,
zakadam, e ci nie syszy, skoro nie odpowiada na twoje pytania.
Ale to do trudne do wydedukowania, wic mog si myli...
Dopiero teraz dokadnie przyjrzaam si mojemu diabu. Zmieni
si. Co byo z nim nie tak. Sta si... wyraniejszy? Nie potrafiam

tego opisa ani poj. By Belethem, ale jednoczenie nim nie by.
Sta si kim jeszcze.
Jego skra odrobin promieniaa, zupenie jak moja, gdy nabraam
boskich mocy po przeczytaniu manuskryptu henochiaskiego.
Jednak jego blask by inny. Nie tak promienny i czysty. Byy w nim...
zakcenia. Jak na starym filmie ogldanym z kasety wideo, na
ktrym pojawiay si paski szarpanej tamy.
Wyczuwaam te co dziwnego. Nie wiedziaam, co si dzieje.
Potrafiam wykry aur. Wiedziaam, kto jest czowiekiem, a kto
diabem lub anioem. Beleth nie pasowa teraz do adnej z tych
charakterystyk.
Wstaam, podnoszc pup z podogi.
- Co ci si stao? - zapytaam. - Co mu si stao? Azazel, on jest jaki
inny. Czemu moe mnie dotkn?
- Wiki! Gdzie jeste! Dlaczego mog ci dotkn? Czemu ci nie
widz? -odezwa si w tej samej chwili, wycigajc przed siebie rk
niczym lepiec.
Dotknlimy si. Kiedy nasze palce si zetkny, zobaczyam, jak na
jego twarzy pojawia si delikatny umiech. Zote oczy, ktre zawsze
potrafiy mnie zahipnotyzowa, byszczay niczym pynny kruszec.
Byy nierzeczywiste.
Azazel wrci do nas spojrzeniem, odkadajc na kolana dokument,
ktry tak go interesowa.
- Podejrzewam, e na wasze pytania jest jedna odpowied. Beleth
jest ifritem, pewnie dlatego moe ci dotyka. Wtpi, eby projekcja
astralna moga co ze sob zrobi, wic przykro mi, Wiktorio, ale
choby nie wiem jak si staraa, to nie twoja zasuga. A dlaczego,
Belecie, tylko j dotykasz, lecz nie widzisz, nie mam zielonego
pojcia. Co ja jestem, do cholery, wyrocznia delficka?!
Wodziam domi po jego torsie, ramionach. Opuszkami palcw
musnam jego policzek. Przymkn oczy, zachwycony moim
dotykiem. Jego rce take nie prnoway. Bdziy po mojej talii,
plecach, karku pod wosami.
To byo takie przyjemne.
- Ifrit? Co to znaczy? - zapytaam, czujc na twarzy jego ciepy
oddech.
Azazel zamia si zowieszczo.
- Och, pozwl, e wyjani ci, co to takiego ifrit. Beleth, eby ci
ratowa, zrezygnowa ze stanowiska diaba, tym samym stajc si

potpiecem, ifritem znanym te jako din. Jest pomieniem bez


dymu, wyrzutkiem, ktrego wszyscy si boj i ktrego nikt ju nie
kocha. Nawet Bg...
Sowa diaba zawisy w powietrzu. Odsunam si od Beletha na
dugo ramienia.
- Co ty uczyni? - wydusiam.
- Wanie powiedziaa, e zidiociae - usunie przetumaczy
Azazel.
Przystojny diabe... nie... ju nie diabe, a ifrit zakopota si. Nie
wypuszcza mnie z rk, jakby si obawia, e znikn, gdy tylko to
zrobi. Pamitajc moje ostatnie wyjcie, mogo si tak sta.
- Wiki, zrobiem to dla ciebie. Jedynie w ten sposb mog dosta si
do Tartaru, eby pomc ci si uwolni.
Nie mogam uwierzy w jego sowa. On zrobiby co
bezinteresownie? Dla mnie? Podejrzana sprawa. Ostatnim razem,
kiedy zrobi co dla mnie i da mi jabko, by zwrci mi pami,
narobi niezego baaganu w moim yciu.
-A co bdziesz z tego mia? - zapytaam gorzko.
- Nic. - Zmarszczy brwi, kiedy Azazel powtrzy mu moje pytanie. To znaczy, mam szczer nadziej, e zdobd w ten sposb twoj
mio.
Podstpny diabe ostentacyjnie odwrci si do nas plecami.
- Nie zamierzam bra udziau w waszych ckliwych rozmowach. W
tym celu idcie sobie do Tartaru - owiadczy. - Mam waniejsze
sprawy.
Papiery lece przed chwil na jego kolanach rozsypay si.
Zobaczyam wrd nich ostatni numer anielskiej gazety. Podstpny
diabe zaznaczy w nim duym kkiem na czerwono jedno mae
ogoszenie.
- Moroni w zamian za drobn przysug da mi pewien interesujcy
manuskrypt - Beleth zignorowa sowa Azazela. - Jest w nim opisana
droga ucieczki z Podziemi. Dziki temu wydostaniemy ci stamtd.
Pomog ci.
Jego pynne oczy migotay czarodziejsko, zupenie jakby co si za
nimi ukrywao. Co dziwnego, obcego. Beleth nigdy nie by
czowiekiem, jednak jako diabe wietnie to kamuflowa. Teraz jego
oczy wydaway mi si dziwnie nieludzkie.
Nie mogam oprze si temu wraeniu.
- Naprawd pjdziesz za mn do Tartaru? - nie potrafiam

uwierzy. To byo zbyt pikne. Zbyt wspaniae.


Chrzknam na Azazela, eby przesta si boczy.
- Naprawd pjdziesz do Tartaru? - odezwa si naburmuszony.
- Tak, Wiki. Pjd za tob wszdzie - mia gos peen ciepa.
Jeszcze raz pogadziam go po policzku. Przymkn dziwne oczy, a
dugie rzsy rzuciy cienie na policzki o wysokich kociach
jarzmowych. Teraz przypomina dawnego Beletha.
- Co ty sobie zrobie? - jknam.
- Czemu tylko ci czuj, ale nie widz ani nie sysz? - zmartwi si
ifrit.
- Ja tam nie wiem - Azazel postanowi si nie miesza. Przypominam, e poza tob w historii stworzenia by tylko jeden
ifrit, po ktrym such zagin i nikt za bardzo ju go nie pamita.
Widocznie tak po prostu jest i ju. Ciekawe, czy w Tartarze bdziesz
mia wszystkie moce, czy te czeka ci tam jaka niemia
niespodzianka...
- A ty znowu widzisz na czarno - achn si Beleth.
- Cecha gatunkowa... - mrukn jego kompan, podnoszc pisma.
Beleth, nie wypuszczajc mojej rki, poprowadzi mnie do fotela
Azazela i wyrwa mu manuskrypt.
- Zobacz, to jest to pismo.
Nie mogam wzi niczego w rce, wic tylko pochyliam si nad
dokumentem. W punktach opisano w nim tras prowadzc wzdu
Styksu. U rda rzeki rzeczywicie znajdowao si wyjcie. Co
waniejsze, byy te opisane wszystkie puapki, ktre mog czyha w
ciemnociach.
- Z Cerberem i topielcami umiem sobie poradzi. Pokonay mnie
harpie, a wicej nie miaam okazji sprbowa - powiedziaam i
poczekaam, a Azazel powtrzy moje sowa.
- Razem na pewno nam si uda - pocieszy mnie ifrit.
- Och, prosz... - Azazel by zdegustowany. - Co to jest?
Melodramat? Jeli tak, to ktre z was bdzie musiao umrze.
Anie... ty ju umara.
- A co potem? Wrcimy i znowu otrzymasz stanowisko diaba?
-zignorowaam sowa Azazela. Po pewnym czasie przebywania w
jego towarzystwie czowiek uczy si traktowa te zoliwoci jak
ledwo syszalny szum gdzie za uszami. Podstpny diabe posa
Belethowi znaczce spojrzenie.
- Nie - zmiesza si Beleth. - Na zawsze pozostan ifrytem. Nie

mog znowu sta si diabem. Wyrzekem si tego przed Lucyferem i


Gabrielem.
Cofnam si i jeszcze raz mu si przyjrzaam. Jego wietlista posta
wygldaa dziwnie. -I co teraz z tob bdzie?
- Bdzie wyrzutkiem, ktrego nikt nie chce zna - usunie wyjani
mi Azazel.
Posa przepraszajce spojrzenie ifiritowi.
- To znaczy, ja ci bd zna - doda. -I Kleopatra. Chocia co do
niej nie jestem pewien, bo ona kocha tylko elity. Ale poza tym Beleth
bdzie kim wolnym, kogo nie obowizuj adne zasady. Heretykiem
w zawiatach. W sumie jeli zdoa ci uwolni, to ty bdziesz dusz
bez staego pobytu. Znajdziecie si w dosy podobnej sytuacji. Czy to
nie cudowne?
- Tak - potwierdzi ifrit.
- To bya ironia, idioto...
Beleth zoy pieczoowicie manuskrypt, a nastpnie schowa go do
kieszeni spodni.
- Do tych czczych rozmw - powiedzia. - Chodmy do Tartaru.
Chc ci wreszcie zobaczy i usysze.
Pokiwaam gow. Take chciaam wreszcie z nim porozmawia bez
towarzystwa upierdliwego Azazela.
- Jak si tam dostaniesz? Przez moje drzwi?
- Nie wiem. Pjd. Sprawdzaem, jak dziaaj moje moce. Nie
potrzebuj ju klucza. Po prostu znikam i przenosz si w miejsce,
ktre mnie interesuje. Id drzwiami. Dogoni ci.
- Obiecujesz?
- Naprawd musz tumaczy takie durne pytania? No przecie dla
ciebie zamieni si w cholernego ifrita... Ech... Obiecujesz?
- Obiecuj, Wiki. - Umiechn si lekko. Chcia pogadzi mnie po
policzku, ale trafi w ucho. - Nie mog si doczeka, kiedy ci
zobacz. -Zamia si. - Id ju. Ja przenosz si zaraz za tob.
Nadepnam na gazet lec na puchatym burgundowym dywanie.
Zaznaczone ogoszenie znajdowao si w dziale Praca".
-A ty co, Azazel? Szukasz pracy? Przestali dobrze paci diabom, czy
ci zwolnili za bd w sztuce?
- Nie twj zasmarkany interes, kochanie. - Azazel w jednej chwili
wkopa gazet pod fotel, ebym nie zdoaa przeczyta, czego
dotyczyo zakrelone ogoszenie.
Podeszam do cikich drewnianych drzwi, przez ktre si tu

dostaam. Przymknam oczy i pomylaam o chacie Achillesa. O


izbie, w ktrej pewnie na mnie czeka.
- Chata Achillesa.
Azazel patrzy zafascynowany, jak otwierani widmowe drzwi i
przechodz przez nie, znikajc mu z oczu.
- Ju posza - powiedzia do Beletha.
Ten zamia si i w jednej chwili pochony go zielone pomienie.
Bdc ifritem, przypomina diaba bardziej ni kiedykolwiek.
Po chwili ju go nie byo. Rozpyn si w ogniu bez dymu.

25
Przeskoczyam przez widmowe drzwi do skromnej chatki Achillesa.
Nefilim siedzia przy stole i popija z obdrapanego kubka wod,
ktra zapewne bya, tak ubian w Podziemiach, herbat.
- Gdzie Beleth? - zapytaam, rozgldajc si dookoa.
W izbie nie byo wielu miejsc, w ktrych mgby ukry si przed
moim wzrokiem, ale mimo to zajrzaam nawet pod ko.
Achilles posa mi zdziwione spojrzenie.
- Wszak posza do niego.
- Ale wrci tu ze mn - warknam rozdraniona. - Gdzie on jest?
Zirytowana ponownie zajrzaam pod ko. Przecie sam by si nie
schowa. Gdzie, do diaba, si podzia?
- Tu nie ma mego ojca. Nie byo.
Zaklam w mylach. Z tego caego zadziwienia przemian zupenie
zapomniaam przekaza Belethowi wieci o synu. Obiecaam
Achillesowi, e wspomn o nim. Musz to zrobi czym prdzej, eby
si nie wydao. Nie chciaam, eby nefilim mia do mnie o to al.
A tak po gbszym namyle stwierdziam, e lepiej by byo, eby
Achilles nigdy nie mia do mnie o nic alu.
- Mia i tu za mn - przygryzam warg.
Co poszo nie tak?
Nie wpucili go? Kto go zaatakowa?
Struchlaam, zdajc sobie spraw, e powd jego nieobecnoci mg
by zupenie inny. Prostszy i lecy w jego naturze.
A moe Beleth mnie... okama?
- Moe jest w jaskini? - zasugerowa Achilles ze strapion min.
-Wszyscy tam trafiaj tu po przybyciu do Tartaru. Ty pbogini, a
take musiaa tam najpierw pj.
- Masz racj - przytaknam. - Biegn tam.
Nie byam pewna, czy nefilim rzeczywicie ma racj. Beletha nie
obejmoway ju adne zasady i reguy. Wydawa si przewiadczony
o tym, e przeniesie si w to samo miejsce co ja bez zbytniego
wysiku ze swojej strony.
- Uwaaj na ludzi Rozpruwacza! - zawoa za mn siacz, gdy
wybiegam z chaty.
Nie obchodzio mnie, czy si gdzie czaj. Musiaam zobaczy
Beletha. Chciaam go dotkn. Chciaam mie dowd, e mnie tu nie
zostawi. e naprawd co do mnie czuje.

Boja przecie czuj co do niego, prawda?


Spod moich butw pryska wir, ktrym wysypane byy drki.
Biegam jak szalona.
Nie zatrzymujc si ani na chwil, dla kaprysu zmieniam ubranie i
zmyam skr. Sprawiam, e wosy nabray lekkoci. Tali i piersi
otoczy gorset czerwonej sukienki, ktrej rbek uniosam, eby nie
plta si pomidzy nogami. Najdelikatniejszy jedwab, jaki istnieje,
pieci moje donie.
Chciaam podoba si Belethowi, kiedy mnie zobaczy. Chciaam,
eby czu do mnie to samo co ja, kiedy na niego patrz. Moe jeli
jego dziwne, nowe oczy bd pene dawnego podania, to przestan
wydawa mi si obce?
Nieliczni mieszkacy Tartaru odwracali za mn gowy przestraszeni.
Byam barwn plam w ich szarym wiecie.
W miejsce wiru pojawi si niewygodny bruk. Obcasy zsuway si w
szczeliny. Poczuam bl w lewej kostce, ale si nie zatrzymaam. Cay
czas biegam, chocia gorset tak mnie ciska, e ledwo mogam
nabra powietrza. Nie poluniam tasiemek. Prno wygraa z
praktycznoci.
Nigdzie nie widziaam zbirw Elbiety, przed ktrymi ostrzega
mnie Achilles. Nikt nie poda moim ladem. Najwyraniej po
mierci Anny Darvulii zaprzestali poszukiwa.
Zobaczyam kamienn cian jaskini z metalowymi drzwiami. Za
nimi bya mroczna pieczara i Styks. Zatrzymaam si. Ciki,
urywany oddech unosi moj pier. Czuam, e policzki mam
zarowione od wiatru. A jeli i tam nie bdzie Beletha? Co ja wtedy
zrobi?
Nie miaam czasu si nad tym zastanawia. Nie teraz. Szarpnam
cikie drzwi i w plamie wiata weszam do pogronej w mroku
pieczary. Sukienka zaopotaa u moich kostek.
Tu przy brzegu, na pomocie sta on.
Ifrit.
Jego zote oczy odbijay wiato tak jak oczy kota. Zielone lustra.
- Beleth? - wydusiam. Spltane wosy opady mi na twarz.
Odrzuciam je do tyu, jednym ruchem rki poprawiajc za pomoc
magii fryzur.
Drzwi zamkny si za mn. wietlne refleksy w jego oczach
znikny. Wyglda normalnie.
- Wiki? - ciepo w jego gosie podziaao na mnie mocniej ni

jakikolwiek dotyk.
Podbiegam do niego i rzuciam mu si w ramiona. Obj mnie
mocno, wtulajc twarz w moje wosy. Nabraam gboko powietrza,
chcc poczu jego zapach. Orientalne kadzida, dym. Westchnam.
Tskniam za tym. Tak bardzo za tym tskniam. Zacisnam palce
na jego koszuli. Ju nie zamierzaam go puci. Nie chciaam zosta
sama. Czuam si bezpiecznie. Wiedziaam, e teraz nic mi nie
bdzie grozi. Mj byy diabe mnie ochroni.
Odsun mnie delikatnie, eby przyjrze si mojej twarzy. W
pmroku jaskini nie byo wida nieludzkich, pynnych oczu. By
moim dawnym Belethem.
- Wygldasz piknie - szepn. - Pikniej ni kiedykolwiek
wczeniej.
- Klimat mi chyba suy. Wiesz, duo wilgoci dobrze robi na wosy
-zakpiam.
Pogaska mnie po policzku.
- Wiki, nic si nie zmienia. Tskniem za tob - powiedzia z
uczuciem.
- Kocham ci.
Jego wyznanie wydawao mi si szczere, jednak zauwayam
podejrzany umiech czajcy si w jego uniesionych kcikach ust.
- Chyba zaczynam ci powoli wierzy - odparam, nie dajc mu si
tak atwo podej.
Zamia si radonie.
- Wiedziaem, e tanim kosztem nie wycign od ciebie podobnego
wyznania. Wcale nie mia mi tego za ze. Podobao mu si, e znowu
moemy gra w nasz ma gr podchodw i niedopowiedze,
chocia sam ju dawno przesta stosowa niedopowiedzenia. Byby
zawiedziony, gdybym od razu zdradzia si ze swoimi uczuciami. Tak
po prostu nie wypadao. Byoby wbrew zasadom i uniemoliwioby
mu polowanie.
Nachyli si i pocaowa mnie. Jego ciepe, mikkie wargi napary na
moje. Poczuam jego palce na moim podbrdku. Delikatnie rozchyli
moje usta. Pocaunek sta si gbszy, peen namitnoci.
- Boe, ale ty seksowna. - Szarpn za ramiczko sukienki, a
oderwao si od gorsetu.
- Nie blunij! - fuknam i odsunam jego rce. Zaskoczony
pozwoli mi si odepchn.
- O co chodzi?

- Nie moemy. To jest zakazane. - Pokrciam gow, starajc si


pozby zamroczenia.
Przytomno umysu powrcia. Przypomniaam sobie, przed czym
ostrzegano mnie w Piekle, a potem w Niebie. Pomidzy nami nie
mogo do niczego doj. To byo zabronione.
A ja ju zaczam go rozbiera! I to w miejscu publicznym!
Szelmowski umiech pojawi si na twarzy. Zabysy oczy.
- Moja droga, nic ju nie stoi na przeszkodzie. Ty, o ile si nie myl,
zostaa potpiona. Nic gorszego spotka ci nie moe. A ja... nie
jestem ju diabem. adne diabelskie zasady mnie nie obowizuj.
Mog robi, co chc. -Zacz caowa moj szyj, schodzc ustami w
d, do obojczyka. - I z kim chc. I kiedy chc...
Jego palce obszukiway niecierpliwie gorset, nie mogc znale
haftek. Zakrcio mi si gowie. Mia racj. Moglimy by ze sob.
Nareszcie spenio si jego, a teraz i moje marzenie.
Nie, nie, zaraz. To nie moe by prawda. Miaabym wreszcie by
szczliwa bez adnych konsekwencji? Bez gromw z Nieba? Zych
aniow? Bez Azazela?
- Jeste pewien?
Beleth przesta mnie caowa i jkn przecigle. Spojrza mi prosto
w oczy.
- Tak, jestem pewien. Bycie ifritem ma wiele zalet. Jedn z nich jest
niebycie diabem. A tylko diaby i anioy nie mog wspy z
kobietami.
- Putto te nie mg - zauwayam.
Spragnione ciaa palce przestay szarpa haftki gorsetu.
- Nie chcesz mnie? - zapyta.
Wydawao mi si, e w jego oczach zobaczyam zielony bysk.
- Chc. Bardzo chc - zapewniam go. - Tylko boj si kary...
Przytuli mnie.
- Obiecuj, e nic ci si nie stanie. Naprawd moemy robi teraz
to, na co mamy ochot. Nikt nie jest naszym panem. Jestemy wolni.
- Nie mog w to uwierzy - szepnam.
- To sprbuj, bo teraz tak atwo si ode mnie nie uwolnisz. W kocu
jestem zym duchem.
Stanam na palcach, by dosign jego ust. Gdy nasze wargi ju
miay si spotka, szepnam:
- A skd podejrzenie, e tym razem bd ucieka?
Jego oczy rozszerzyy si z podania. Jeszcze nigdy takiego go nie

widziaam. Sama take czuam, e dugo ju nie wytrzymam.


Chciaam go dotyka, caowa.
- Co tu si dzieje?! - przerwa nam zgrzytliwy gos. Odskoczylimy
od siebie niczym nastolatki przyapane przez rodzicw.
Za plecami Beletha do brzegu przybia wiekowa dka Charona. On
sam, grzechoczc komi ukrytymi pod habitem, zeskoczy na
pomost. Przechyli si niebezpiecznie na jedn stron, tracc na
chwil rwnowag. By si nie przewrci, zapar si dugim kijem o
ziemi.
- Choroba ldowa - wyjani.
Wiatr zawista midzy jego do luno rozstawionymi zbami.
Przewonik podpar si pod boki.
- Co tu si dzieje? - powtrzy. - Przebywanie w porcie poza
okresem przeprowadzki do Tartaru jest surowo zabronione - Zrobi
powoli chwiejny krok, dokadnie nam si przygldajc. - Ciebie
pamitam, ale on? Skd si tu wzie, mczyzno? Nie
przypominam sobie, ebym przewozi ci przez rzek.
Beleth zbliy si do Charona i przyjrza mu si zaintrygowany.
- Interesujce - powiedzia. - To ty przewozisz dusze przez Styks?
- Przecie powiedziaem! - Trzasn kijem sucym do odpychania
dki od dna. - A ciebie w ogle nie pamitam! Kim jeste?! Mwe!
Ifrit podszed do niego jeszcze bliej. Jego zote oczy zabyszczay na
zielono. Ciao zalnio.
- Jestem Beleth - oznajmi. - Naprawd mio mi ci pozna. Nigdy
nie sdziem, e dane mi bdzie spotka krewniaka mierci.
- Beleth? - zdziwi si Charon. - To imi demona. Demony nie maj
wstpu do Tartaru. Jedynie ludzie mog przekracza t rzek. Czym
jeste?
- Ifrit. - Skoni lekko gow. - Ifrit do usug.
Gdyby przewonik mia twarz, to najprawdopodobniej wanie teraz
by zblada. Grzechoczc, cofn si w stron pomostu i swojej upiny,
ktr dosta w prezencie od rodzicw.
- Nie moesz tu by, ifrycie, demonie przebrzydy! To miejsce, w
ktrym dusze maj cierpie. Nie powiniene si tu znale.
Przyniesiesz tylko zamt i mier!
- mier chyba ju ich wszystkich spotkaa - zakpi Beleth.
- Dobrze wiesz, o czym mwi. Jeste przeklty! Odejd std! krzykn.
Ku mojemu szczeremu zdziwieniu wycign z przepastnej kieszeni

habitu dugie kadzideko, zamane w poowie. Krtszy koniec zwisa


smtnie. On jednak jakby tego nie zauwaa. Potar o siebie koci
palcw, wzniecajc iskr, ktra spada na kocwk kadzida.
Nastpnie zacz wciekle wymachiwa zamanym kadzidekiem i
krzycze w dziwnym jzyku. Poniewa nie obowizywaa mnie ju
kltwa wiey Babel, doskonale rozumiaam, co mwi. Do dziwny
grecki dialekt, dodatkowo znieksztacony klekotem zbw i mocno
ruchomej uchwy, da si przetumaczy na:
- Gi, wstrtny duchu, o wstrtny duchu, wstrtny duchu. Bd
zesany do najciemniejszych czeluci ziemi, z dala od tego miejsca,
wstrtny duchu, wstrtny duchu, o wstrtny duchu. Nie pojawiaj si
tu nigdy wicej, o wstrtny duchu, wstrtny duchu, wstrtny duchu.
Zgi, zgnij, zganij.
- Bo ci si habit podpali - zakpi Beleth.
Charon przesta macha jak szalony. Gryzcy dym mierdzia
podejrzanie.
- Co to za kadzideko? - Zatkaam nos.
- Z popiou potpionych dusz. - Dla podkrelenia wagi tej
informacji w pustych oczodoach zawiecio si na chwil
zowieszcze czerwone wiateko.
Spojrzelimy po sobie z Belethem.
- Dobra, kochany, jeste rwnie uroczy, jak twoja siostra, ale my ju
pjdziemy - stwierdzi ifrit i wzi mnie za rk.
- Pu j - warkn Charon. - Ona jest teraz mieszkank Tartaru.
- Odejd, ale z tym, co mi si naley. Nie powstrzymasz mnie,
Charonie.
Przewonik nie mia oczu. Czarne dziury w czaszce skieroway si w
moj stron. Znowu zabyso w nich czerwone wiateko, zupenie
jakby mnie skanowa tak jak bilet, ktry kiedy daam mu do
kontroli.
- Nie moesz zabra duszy - zazgrzyta pokymi zbami.
- Jestem ifritem. Robi to, co chc - zirytowa si mj przyjaciel.
Poczuam, jak jego silna do mocno cisna moje drobne palce.
Minie na przedramionach Beletha napiy si. Nie podejrzewaam
Charona o atak, ale mj byy diabe przygotowywa si na najgorsze.
- Zgadza si - przyzna gorzko przewonik. - Moesz te opuci
Tartar bez przeszkd, ale jej si to nie uda. Moe wyj std tylko
jedn drog, tej jednak nie znajdziecie.
Beleth zamia mu si w twarz.

- Nie doceniasz mnie.


Charon cofn si. Kiedy by ju przy samej odzi, wskoczy do niej i
odepchn si kijem od brzegu.
- Bd przeklty - zasycza.
- Ju jestem!
dka przewonika szybko si od nas oddalaa. Po chwili znikna
za zakrtem kamiennej ciany.
- Chyba ci nie polubi - zauwayam.
- Przyzwyczaiem si. - Wzruszy ramionami. - Ifritw nikt nie
lubi... Jego gos nie by radosny, kiedy mi to oznajmia.
- Ja ci lubi - powiedziaam.
Odwrci si do mnie.
- Nie wierz, wyznaa mi co? - zdziwi si teatralnie. - Chyba kto
mi ci podmieni. Wiki, to na pewno ty?
- Tak - Zamiaam si. - To ja.
- Chodmy std - zaproponowa. - W jakie ustronne miejsce, ebym
mg w spokoju dowiedzie si, jak ciga si ten cholerny gorset.
Zmartwiam si. Nie mielimy gdzie pj. Tartar nie by
przyjaznym miejscem. Nie chciaam przebywa tutaj duej ni to
konieczne.
- Kamienica, w ktrej mieszkaam, spona. Nie mam gdzie si
podzia.
- Spona?
- Tak, doszcztnie. Zostaa z niej tylko kupka kamieni. Chyba inni
lokatorzy j podpalili, eby si mnie pozby.
- A bya wtedy w mieszkaniu?
- Nie.
- To przyznam szczerze, e wybrali intrygujcy sposb, eby
wykurzy niechcianego lokatora - mwic to, Beleth szarpn za
metalowe drzwi prowadzce do Podziemi.
Zatrzyma si zaskoczony. Nie by przygotowany na to, co zobaczy.
Szaro i martwota Tartaru przytoczyy nawet jego - etatowego
diaba z dyplomem topienia w smole oraz prac magistersk z
przypalania ludzi ogniem.
- Co to ma by? - Stan osupiay na szarym chodniku w otoczeniu
szarych domw.
Zamknam za nami wrota do Styksu i spojrzaam na sklepienie
jaskini. Krysztay jak co dzie emitoway przygaszone, rwnie w
pewien sposb szare, wiato.

- Nie dziwi si, e aden z nas nie ma tu wstpu - owiadczy. - To


miejsce jest upiorne. Nawet diabe staraby si wprowadzi tu troch
lepsze owietlenie i co zmieni. Pomc... im.
Mina nas grupka przestraszonych szarych osb. Szalestwo w ich
oczach i jawna nienawi do naszych kolorowych ubra sprawiy, e
ifrit cofn si o krok.
- Przeraajce - mrukn. Zote oczy skieroway si na mnie. - Nie
wiedziaem, e to miejsce tak wyglda. Przepraszam, e chciaem
skaza Piotra na wieczno w tym... koszmarze.
Nie spodziewaam si takiego wyznania, a tym bardziej szczeroci,
ktr zobaczyam na jego twarzy.
- Nie zdawaem sobie sprawy... - Pokrci gow i dotkn
chropowatej ciany kamienicy. le pooona zaprawa posypaa si na
chodnik, brudzc nam buty szarym pyem.
- Najgorsze, e maj tutaj do jedzenia tylko ziemniaki. Za to
wychodzi im nawet niezy bimber - chciaam jako poprawi mu
nastrj.
Nie udao mi si to. Wci by przygnbiony Tartarem. Ja nie
zareagowaam tak na to miejsce. Mnie po prostu przerazio. No ale
moe mam za mae pokady empatii.
- Hej - Potrzsnam jego ramieniem. - Co to ma by? Smutny
diabe? Kto to sysza? Umiechnij si. Przecie zaraz std
wyjdziemy.
Przesun doni po swoich kruczoczarnych wosach sterczcych do
gry w niedbaym irokezie.
- Tak, wyjdziemy. Trzeba co zrobi z tym miejscem, to nie moe tak
wyglda.
- Moe - mj gos stwardnia. - To Tartar. Tutaj trafiaj najwiksi
zwyrodnialcy i szalecy. To jest ich kara za ze ycie. Nie powinni
mie luksusw i przyjemnoci.
- Dokd idziemy? - zapyta Beleth, kiedy poprowadziam go w gr
ulicy.
- Zapomniaam ci o kim opowiedzie. Spotkaam Achillesa,
twojego syna. Sdz, e moemy zatrzyma si u niego. Pomg mi
si ukry przed zbirami Elbiety, a potem... odblokowa zaklcie
Darvulii. Jest bardzo sympatyczny. Musisz si z nim spotka, zanim
opucimy Podziemia.
Na razie wolaam nie wspomina o tym, e zabilimy Ann Darvuli.
Beleth by teraz w do moralizatorskim nastroju. Nie chciaam,

eby mnie za to potpi.


- Achilles? No tak. Przecie ja mam syna - zaspi si. - Widziaem
go tylko przez chwil jako noworodka. Potem uniemoliwiono mi
opuszczanie Piekie. Jaki on jest?
- No c... troch urs.
Beleth potkn si o wystajc pyt chodnikow. Zakl.
- Daleko bdziemy i? - zapyta zirytowany.
- Ju narzekasz? - zakpiam. - Czyby zapomnia, jak si chodzi,
odkd odzyskae skrzyda?
W odpowiedzi zamia si:
- O nie, moja droga. Po prostu komu takiemu jak ja nie wypada i
pieszo. To dobre dla plebsu.
Skrcilimy w boczn uliczk. Stanam jak wryta.
Naprzeciwko, zaparkowane w poprzek ulicy, stao dobrze mi znane
lamborghini diablo. Na tle szarych kamienic krwista czerwie
karoserii prezentowaa si wyjtkowo drapienie.
Ifrit otworzy przede mn drzwi i szarmanckim gestem zaprosi do
rodka.
- Nie potrafisz powstrzyma si przed szpanowaniem, co? zapytaam, wsiadajc.
Rozpar si na skrzanym siedzeniu i szarpn drek zmiany
biegw.
- A dlaczego miabym nie pragn podziwu i uznania? Naley mi si.
Przyzwyczaiem si do nich.
Samochd z rykiem silnika wystrzeli do przodu.
Byy diabe sprawnie zmienia biegi. Gdy osignlimy ju
satysfakcjonujc go prdko, jego do zsuna si na moje kolano.
Nie zabraam nogi. Pierwszy raz.
Automatyczna skrzynia biegw to wynalazek, ktry zdecydowanie
nie przypadby mu do gustu.
Szybko mijane budynki migay nam przed oczami.
- Jak za dawnych lat, prawda? - zapyta.
- Tylko widokw Pieka brakuje...

26
Niedugo pniej dojechalimy na skraj Tartaru, gdzie mieszka
Achilles. Poczekaam, a Beleth otworzy mi drzwi. Gdy tylko je
zatrzasn za moimi plecami, diaboliczne auto rozpyno si na
wietrze.
Ruszylimy w stron rozwalajcej si ze staroci chatki. Szam
pierwsza. Celowo stawiaam krtkie kroki i kokietowaam ifrita
biodrami. Ostronie ustawiaam wysokie obcasy pomidzy
koleinami bota. Wyprostowaam plecy i uniosam wysoko gow.
Bd jak Angelina Jolie w Turycie - pikna i elegancka.
Dopiero po chwili zauwayam, e Beleth si zatrzyma. Odwrciam
si zaskoczona. Nie do, e za mn nie szed, to jeszcze nie patrzy
na moj pup.
A tak si staraam nie i niezgrabnie. Wszystko na marne!
- Co si stao? - zapytaam, nie mogc powstrzyma irytacji.
Ifrit wbija spojrzenie w przekrzywione drzwi chaty.
- Co ja mu powiem? Nie czuj si ojcem. Nigdy si nim nie czuem.
Nie jestem nim. Nie mam prawa do tego tytuu. Achilles... Przecie
nawet go nie znam. Nigdy nie widziaem. Co mam mu powiedzie?
Nie wiem, czy to jest dobry pomys...
Nie wiedziaam, co mu doradzi. Nie miaam dzieci, i zapewne,
bdc martw, mie ich nigdy nie bd. cisnam pokrzepiajco
jego do.
- O tym, czy jeste jego ojcem, zdecyduje on. Ty nie moesz roci
sobie do tego prawa. Przywitasz si z nim, potem pochwalisz, e
wspaniale przey swoje ycie. Powiesz, e jeste z niego dumny.
Stwierdzisz, e przypomina ci ciebie samego, kiedy bye modszy.
Przygryzam warg. Szczerze mwic, to w obecnym stanie Achilles
wyglda na starszego od niego.
- Dumny? - zapyta. - Wiesz, e to morderca.
Puciam jego do z niesmakiem. Moje sowa ju nie pocieszay,
przesiky gorycz:
- Wiem, ale wiem take, e to honorowy czowiek, wiadomy swoich
win. Rozejrzyj si, Beleth. To Tartar, ale staroytnych Grekw nie
ma tu zbyt wielu. Trafi tutaj, bo jest twoim synem. Nie dlatego, e
jest zy.
- Masz racj... to przeze mnie. Byem gupim diabem. Nie
powinienem by spkowa z kobiet.

Pomylaam o tym, jak usiowa mnie uwie, gdy byam w Niebie.


Na mj gust, wcale nie wyrs z gupoty. Energicznie zapukaam do
drzwi chaty.
- Wej - odpowiedzia mi gboki gos.
Wsunam gow do rodka. Cieszyam si, e na mnie czeka i nie
poszed na budow rzuca kamieniami. Siedzia w tej samej pozycji,
w jakiej go zostawiam. Przeciera szmatk miecz. Herbata chyba ju
mu si skoczya.
- Achillesie, przyprowadziam kogo ze sob - powiedziaam i
pocignam skrpowanego Beletha.
Olbrzym zerwa si na rwne nogi. Nie wypuci miecza z doni.
Ostrze zabyso gronie. Wycign je w nasz stron.
- Czy ty jest...? - niski gos przypomina warknicie.
- Jestem Beleth - wydusi ifrit. Jego oczy odbijay wiato lampy. Jestem twoim ojcem... jeli oczywicie mnie za niego uwaasz.
Zapada cisza. Bro nefilima ani drgna. Sekundy si cigny. W
kocu Achilles rzuci miecz na st i podszed do Beletha, ktry by
od niego znacznie niszy. Uciska go serdecznie. Odetchnam z
ulg. A ju mylaam, e bdzie chcia go zaszlachtowa mieczem za
niepacenie alimentw...
- Mj ojciec, bg olimpijski. - Nefilim poklepa go mocno po
plecach. -Bogowie nie maj wstpu do Tartaru. Zeus ci tu wysa?
Ifrit odsun si od niego, eby zregenerowa pogruchotane ebra.
Mimo to umiech nie znikn z jego twarzy na chwil.
- Zamaem boskie prawa, by przyby po Wiktori - wyjani.
- To twoja ona?
Diabe zmiesza si.
- Bogowie nie bior lubw - pospieszyam z odpowiedzi.
- Jak nie bior, jak bior! - zaprzeczy nefilim. Bylimy w kropce.
- Ja nie do koca jestem bogini - oznajmiam.
- Jestem pbogini.
- Raczej wiartk - sprecyzowa Beleth.
Posaam mu miadce spojrzenie. Musia by dokadny i mi to
przypomnie. Po prostu musia...
- Taa... wiartk... - warknam.
Achilles kiwa gow z poczciw min. Dopiero teraz miaam okazj
dokadnie si im przyjrze. Mieli niemal ten sam kolor oczu i
wosw. Linia uchwy bya identyczna. Nefilim wda si w tatusia.
Byli bardzo podobni.

- Przypominasz ojca - umiechnam si do niego.


- Matka take tak powtarzaa.
- Tetyda. - Beleth umiechn si na samo wspomnienie. Poczuam
si zazdrosna. Wiem, e to gupie. Tetyda ju od dawna nie ya, a na
dodatek spotykali si kilka tysicy lat temu. Poczuam jednak
ukucie zazdroci gdzie w okolicy brzucha. Hm, a moe to z godu?
Nefilim popchn nas delikatnie w stron stou i krzese. Postawi na
rodku
blatu butelk z mtnym pynem zalatujcym
sfermentowanymi ziemniakami. Wszyscy pili tutaj to samo. A gdzie
greckie wino?
- Czy matka odpoczywa na Polach Elizejskich? - zapyta
autentycznie zatroskany Achilles, nalewajc bimber do obdrapanych
kubkw.
- Tak. - Beleth pokiwa gow. - Cieszy si tam bardzo dobrym
zdrowiem. Ja nie mogem z ni by, wiesz, boskie sprawy zaprztay
moje myli. Wiem, e ma ma. Jest szczliwa.
- Dobrze. - Achilles by wyranie zadowolony.
Beleth przekn niesmaczny alkohol i odezwa si:
- To teraz... synu... opowiedz mi, jak yo ci si w Tartarze?
Kilka nastpnych godzin spdzilimy, raczc si tutejszym nektarem
oraz rozmawiajc o yciu po yciu. Nefilim by wesoy, gadatliwy i
coraz bardziej swobodny. Bardzo szybko przeszed do porzdku
dziennego nad spotkaniem ojca - rzekomego boga greckiego.
Mn by to raczej wstrzsno, ale najwyraniej greccy herosi nie z
takimi rzeczami musieli sobie radzi.
Beleth take si stara. Nie byo to dla niego atwe. Wiedziaam, jaki
by spity i jak bardzo usiowa dobrze wypa. Nie chcia niczym
urazi syna, a jednoczenie stara si dowiedzie o nim wszystkiego.
Poza tym chyba zrozumia, e Achilles nie jest tpym osikiem, ktry
lubi mordowa. Jeeli rzeczywicie inni potomkowie aniow tacy
byli, to nasz nefilim musia odziedziczy po Belecie zadziwiajco
dobr mieszank genw.
- Chod razem z nami - zaproponowa kolejny raz synowi.
- Nie, ojcze. - Achilles pokiwa przeczco gow. - Zostaem
potpiony i taki pozostan.
- Jestem bogiem - achn si ifrit. - Mog zmieni wyrok innych
bogw.
- I dlatego podstpem uwalniasz bogini, zamiast w blasku chway
na swoim zotym rydwanie najecha Tartar?

Beleth nie wiedzia, co odpowiedzie. Nefilim wolno artykuowa


sowa, lecz mimo to zdoa go przegada.
- auj, e tu jeste - stwierdzi.
- Taki wybraem ywot. ywot krtki, acz peen chway i pieni na
moj cze. Bogini rzecze, e kady zna moje imi. Tak zyskaem
przyszo. -Umiechn si zadowolony. - Staem si niemiertelny!
Tego pragnem!
Wychyli kolejn szklank bimbru. W odrnieniu od nas nie pi
maymi ykami. Za jednym zamachem potrafi oprni cae
naczynie rcego napitku.
Krcio mi si w gowie i robiam si coraz bardziej senna. Marzyam
o tym, eby si pooy i zasn. Wreszcie odpocz bez obaw, e
kto mnie w nocy zaszlachtuje albo podpali.
Zauwayam, e Beleth pstrykn palcami. Z jego wpatrzonych we
mnie oczu w jednej chwili znikna alkoholowa mgieka upojenia.
Pojawio si podanie. Bdzi spojrzeniem po moich ustach,
wosach, szyi. Czuam si, jakby mnie dotyka, delikatnie pieci
skr. Niewidzialne palce przesuway si, budzc dreszcze. Nie
wiem, czy naprawd to robi, czy tylko dziaaa moja wyobrania.
Krew zacza szybciej pyn w moich yach. Nieistniejcy oddech
kochanka poruszy wosami przy moim uchu. Przymknam oczy.
Teraz jeszcze silniej odczuwaam jego obecno.
Mojego Beletha.
- Wracamy dzisiaj, Wiktorio? - zapyta, wyrywajc mnie ze swoich
wymylonych obj.
Nie potrafiam si pozbiera. Nie wiedziaam, co mi zrobi. W gardle
mi zascho, wzrok si rozmazywa.
- Nie, zostacie do jutra. Rankiem wyruszycie. - Achilles si
zmartwi i wybawi mnie od odpowiedzi. - Rano przygotuj potrawk
z ziemniakw.
Alkohol wyparowa z gowy Beletha, ale nie z mojej. Nie miaam
ochoty si std rusza. Zreszt czuam si dziwnie. Ifrit przyjrza si
krytycznie chacie nefilima.
- Synu, twj dom nie jest zbytnio dostatni. Achilles zmiesza si.
- Zarabiam prac rk. Sam zbudowaem chat w wolnym czasie.
- Trzeba co z tym zrobi. - Beleth wsta i przeszed si po izbie.
Klasn w donie. Na cianie za moimi plecami pojawiy si drzwi.
Podszed do nich i otworzy je szeroko. Zajrzelimy z Achillesem.
Pochyli si nade mn. Podniosam gow. Miaam oczy na

wysokoci jego piersi. Zmarszczyam nos. Olbrzym wypi tyle


bimbru, e mierdzia niczym gorzelnia.
Wrciam spojrzeniem do dziea Beletha. Za drzwiami cign si
dugi korytarz o pobielonych cianach, na ktrych zawieszone byy
ozdobne tarcze byszczce zotem. Po obu stronach znajdoway si
dwa szeregi drzwi.
- Wiki, bardzo adne ko stworzya i zasony w oknach, ale czemu
nie mielibymy zaszale? - Zamia si. - Proponuj kilka
dodatkowych pokoi. Gwna izba take ulega przemeblowaniu.
Znikno ko, ktre dla siebie wyczarowaam. Pokj, oprcz
zason, wyglda tak jak wczeniej.
- A jak to si przedstawia z zewntrz? - zmartwi si nefilim. - Sam
kadem dach. Pokryje te izby? Moe przecieka. Poza tym komu
moe si nie spodoba wielko mego gospodarstwa. atwo o
zazdro w tej krainie.
- Wadcy Tartaru nie pozwol mu mieszka w budynku
wspanialszym od ich kamienic - wyjaniam szybko.
- Spokojnie. Z zewntrz to nadal jednoizbowa chata. Proste
zudzenie optyczne. W rodku jest odrobin wiksza. - Beleth
machn rk. - Mj syn nie bdzie mieszka jak plebs.
Achilles z radoci zacz oglda urzdzone ze smakiem pokoje. W
jego nowej rezydencji znajdowaa si zbrojownia, kilka sypialni,
ania oraz pokanych rozmiarw piwniczka pena butelek dobrego
wina. Zapasy w zaoeniu ifrita miay starczy nefilimowi na co
najmniej kilka lat.
Mnie jednak wydawao si, e olbrzym ze swoj mocn gow
poradzi sobie z nimi o wiele, wiele szybciej.
- W takim razie przenocujemy tutaj. - Beleth wzi mnie za rk.
Achilles zerka tsknie w stron piwniczki.
- Synu, korzystaj do woli. Jutro uzupeni zapasy.
Nie trzeba byo dwa razy powtarza tego olbrzymowi. Jego cikie
stopy zabbniy na drewnianych schodach prowadzcych do
piwnicy. Okrzyk zachwytu i dwik odkorkowywanej butelki
zapewni nas, e Achilles bdzie si tam dobrze bawi a do rana.
Na pewno tskni za greckim winem.
Beleth odwrci si do mnie i odgarn mi wosy z twarzy.
- Chod ze mn - szepn.
Poszam.
Co miaam zrobi?

27
Przystojny ifrit poprowadzi mnie do drzwi sypialni znajdujcej si
najdalej od piwnicy. Otworzy je i odsun si.
Stanam w progu. W rodku znajdowao si szerokie oe z
granatow pociel, maa toaletka i dobrze zaopatrzony barek.
Zamrugaam gwatownie, pozbywajc si upojenia alkoholowego, a
nastpnie przestpiam prg. Nie ze mn te numery. Drugi raz nie
dam mu si omota. Zamrugaam ponownie.
Rozbawiony Beleth zamkn za nami drzwi.
- Jak to jest, e w moim towarzystwie od razu trzewiejesz? zapyta, prowadzc mnie w stron ka.
Usiadam na pocieli, doceniajc gadki i mikki splot materiau.
Byy diabe wiedzia, co dobre. Nigdy nie zadowala si byle czym.
Hm... i pomyle, e jakim cudem ja mu wystarczaam.
Mg mie kad.
- Najwyraniej masz jakie niesamowite zdolnoci - odparam i
spiam si w sobie. - Poza tym nie chciaam by od ciebie gorsza. Ty
ju dawno pozbye si ziemniakw ze swojej krwi.
Nie zaprzeczy. Zaj miejsce tu obok mnie. Splt rce na kolanach
i stukn mnie ramieniem.
By przystojny a do blu. Miaam ochot caowa te namitne usta,
wsun donie w czarne wosy. Pozna tajemnice, ktre skrywaj
zote oczy majce czasem tak powany i smutny wyraz.
Czuam, e moje serce wyrywa si w jego stron, zupenie jakby ju
do mnie nie naleao. Miaam wraenie, e nale do ifrita, e jestem
jego czci. Fragmentem ukadanki, ktry wanie si odnalaz.
Dawna Wiktoria znikna. Zastpia j rozzuchwalona buzujc w
yach moc diablica.
Beleth przysun si jeszcze bliej i wzi mnie za rk. Poczuam
si jego palcw, delikatne mrowienie mocy. Byam przy nim
bezpieczna i spokojna. Chyba pierwszy raz, odkd si poznalimy.
Ciko byo mi uwierzy w to, e mona czu si tak zalenym od
kogo. Nie potrafiam sobie wyobrazi siebie bez niego. Pocztkowo
by moim przeciwiestwem, ale teraz upodobniam si do niego.
Powoli stawalimy si diabelsk jednoci.
Jednoczenie przeraao mnie to, co do niego czuam. Byam
potpiona. Potpiona za mio do pomienia Boga.
Umiechnam si pod nosem. Cae szczcie, e nie sysza moich

myli. Puszyby si jak paw.


- Dlaczego ja? - zapytaam.
- Co dlaczego ty?" - nie zrozumia.
- Czemu akurat mnie wybrae? Moge mie kad kobiet. Moge
usiowa zdoby Kleopatr. Podobasz jej si. Czuje do ciebie
sympati, sysz to w jej gosie.
Jego lekko zachrypy miech by przyjemny dla ucha.
- To prawda. Mogem przebiera w kandydatkach.
Chyba w ofiarach...
- Wiem, e mnie wybra Azazel, bo miaam Iskr.
- A wiesz, e wybra ciebie, bo poza tym bya pikna?
Prychnam
niedowierzajco.
Nie
bdzie
mi
wstawia
romantycznego kitu. Nie byam pierwszym lepszym zakochanym
cielciem, ktre zapie si na takie sowa.
Wstaam i podeszam do barku. Zaciekawiona uchyliam szklane
drzwiczki. Cmoknam. Delikatne szko w domu Achillesa nie byo
dobrym pomysem. Wyjam cik karafk. Korek z citego
krysztau wyskoczy z cichym stukniciem. Powchaam zawarto.
Nie mogam si nie umiechn. Kiedy mimochodem wspomniaam
Belethowi, e dawno temu piam chiskie wino liwkowe.
Niemoliwie sodkie,o upojnym zapachu i piknej tej barwie.
Wina nie przechowuje si w karafkach, ale ifrit lubi elegancj.
Signam po kieliszek na wysokiej nce i nalaam troch alkoholu.
Umoczyam wargi. Smakowa tak, jak pamitaam.
Sodki i zarazem mocny. Poczuam na ramionach donie diaba.
Obj mnie od tyu i przytuli.
- A wiesz o tym, e wsplnie szukalimy osb z Iskr Bo? To ja
poszukiwaem ci w Polsce. Moim zadaniem byo odnalezienie
pewnej modziutkiej iskierki. Gdy ci zobaczyem, nie mogem
odej. ledziem ci miesicami. To bya obsesja.
- Naprawd?
- Tak. Widziaem, jak si umiechasz, i chciaem, by to na mnie
patrzyy twoje pene radoci oczy. Syszaem twj miech i chciaem
go wywoywa. Widziaem, jak patrzysz na Piotra, i chciaem, eby
to mnie tak chciaa.
Nie odzywaam si. Wiedziaam, co czu. Przeywaam to samo, gdy
Piotrek nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi. Bardzo chciaam
sta si czci jego ycia.
Niemniej nie zamordowaam go w tym celu...

- No... powiedzmy, e ci wierz - skwitowaam. - To chyba rozmowy


o obsesjach mamy za sob. Nastpnym razem przepytam ci z
twoich byych.
Poczuam, jak bezgonie si mieje.
- Moich byych? Duga lista to nie bdzie. Jedynie z Tetyd co
mnie czyo. W ogle skd pomys, e Kleo mogaby mi si
podoba? Jestemy przyjacimi. Niczym wicej. Wydaje mi si, e
tylko Azazel jest wystarczajco szalony, eby j okiezna.
Moliwe, e mia racj. Pasowali do siebie jak ula. Kleopatra
ogarnita samozachwytem, a diabe mani wielkoci. Hm, a moe na
odwrt?
-I co teraz? - Upiam yk sodkiego wina.
- Jeli skoczylimy rozmow, to zedr z ciebie ubranie,
doprowadz na sam szczyt rozkoszy, a potem pozwol krzycze tak
dugo i gono, a Achilles si obudzi.
Nie mogam powstrzyma miechu.
- A moe sprbujesz romantyczniej? Wiem, e potrafisz... Wysil si
troch. Zaley mi na tym.
- Dobrze, moja droga. Bd caowa twoje usta, policzki i powieki.
Przytul ci i sprawi, e bdziesz moga zasn bezpiecznie w moich
ramionach. Ca noc spdz przy tobie, by miaa spokojny sen peen
kolorowych marze.
- A o czym bd nia? - melancholia na dnie kieliszka daa o sobie
zna.
- O mnie, oczywicie. - Wypi dumnie pier.
- Jeste jak kameleon. Zmieniasz role zalenie od humoru. Chyba
nigdy si nie dowiem, czy do koca ci poznaam.
- Do usug, jak przystao na dina. Moe masz jakie trzy yczenia?
Pokrciam gow.
- Na razie poza tob nic nie jest mi potrzebne.
Cay pojania z zadowolenia. Rozsiad si na poduszkach i
pocign mnie w swoj stron. Opadam na pociel.
Pomimo mikkiego materaca byo mi niewygodnie. Gorset mocno
ciska moj tali, nie pozwalajc na gbszy oddech lub ziewnicie.
- Ciesz si, e jeste tutaj. Ze mn - powiedziaam. - Nie sdziam,
e kiedykolwiek to powiem...
Przytuliam si do niego. Do jego szerokiej piersi. Beleth opar
gow na poduszkach i westchn zadowolony.
- A ja ciesz si, e mi ufasz i pozwalasz si dotkn. Take nie

sdziem, e kiedy do tego dojdzie.


- Nie? - zdziwiam si. - Wydawae si o tym przekonany. Zawsze.
Przecie cay czas mnie kusi, prowokowa. Stara si doprowadzi
do tego, e rzuc si na niego jak szalona kotka w czasie rui. Usiowa
mnie uwie i przywiza do siebie na wszelkie moliwe sposoby. A
teraz wyznaje mi, e nie wierzy w sukces swojego przedsiwzicia?
Chyba tylko kamienny posg by mu nie uleg...
- Nie, przecie zawsze bya tak lepo zapatrzona w tego idiot
Piotruuuuuusia". W ogle, co to za pomys nazywa go cigle
Piotru? Bardzo mnie to irytowao.
Poczuam si dotknita. Nie on jeden mi to wypomina. Moja
najlepsza przyjacika Zuza te cigle si tego czepiaa. Mnie si to
naprawd wydawao urocze...
- Spadaj...
- Ju le, nie mam gdzie spa. - Szeroki umiech poszerzy si
jeszcze bardziej, kiedy pstrykniciem palcw przygasi wiato.
- Lubiam go tak nazywa... - zaperzyam si.
- Dobrze, ju nie kocz tej myli. Jeszcze si dowiem, e wydawao
ci si to sodkie, a tego chyba nie znios.
Posusznie zamilkam.
- Na samym wstpie zaznaczam take, e nie ycz sobie nazywania
mnie Belecik albo Belu, rozumiemy si, moja pikna?
- Spadaj... - Wtuliam twarz w jego szyj.
Beleth gaska mnie po karku. Byo mi ciepo, przyjemnie. Nawet
gorset przesta si tak dotkliwie wpija w moje ciao. Ziewnam
rozdzierajco. Byo ju tak pno, a ja byam taka wyczerpana.
- Te nie sdziam, e do tego dojdzie.
- Do twojej chorej i cakowicie niezrozumiaej dla postronnych
obsesji zwizanej z osob Piotrusia?
- Nie, gupku. - Trzepnam go doni w pier. - Do tego, e bd
kiedy tak obok ciebie lee i e... i e bd tego chciaa.
- Niespodzianka, czy nie? - Przytuli mnie. - Pamitasz bal u
Szatana?
Zdziwia mnie naga zmiana tematu.
- Bal? No jasne, e pamitam. A czemu akurat ci si to
przypomniao?
- Musimy si na niego wybra, kiedy Lucek znowu go zorganizuje.
Tango z tob to bya prawdziwa przyjemno.
Jego lewa do, do tej pory oparta na pocieli, przesuna si na

moje biodro.
- Wtedy te miaa na sobie pikn sukni. Co prawda, nie
karminow, jednak rwnie zachwycajc.
Palce namacay haftki i tasiemki krpujce moje plecy. Musny
miejsce pomidzy opatkami. Westchnam. Troch obawiaam si,
co si stanie, gdy rozepnie sukienk.
- Dzikuj, e po mnie przyszede - wyszeptaam.
- Nie masz za co mi dzikowa. Skrzywdziem ci, a teraz to
naprawiam. Pomimo bycia diabem, a teraz ifritem, mam jakie
resztki honoru.
- Dzikuj - powtrzyam.
- Ostatni etatowy naprawiacz bdw do usug. Poza tym
zapewniam take caodobowo swoje towarzystwo.
- A to bardzo mie.
- A dzikuj.
Jego rce sprawnie odpinay grne haftki, jednoczenie pieszczc
moje plecy. Usta Beletha znajdoway si tu przy moim czole.
Pocaowa mnie delikatnie, wrcz opiekuczo.
Czerwony gorset zrobi si luniejszy. Mogam swobodnie nabra
powietrza. Zacz oddycha gbiej.
- Jeste taka pikna - szepn. - I nie chodzi mi tylko o twj uroczy,
odrobin zaspany wygld.
- Tak? - westchnam.
***
Wiktoria zacza oddycha coraz gbiej. Jej usta rozchyliy si, a
powieki opady. Ifrit zorientowa si nagle, e nie odpowiadaa na
jego pytania i nie zareagowaa na ostatni sugesti, by wsplnie
sprawdzili, czy przecierado pasuje do kodry, i wsunli si w tym
celu pod przykrycie.
Odsun si lekko, eby przyjrze si jej spokojnej i ufnej twarzy.
Wierzya mu cakowicie. Ufaa mu.
Czy kto mu kiedykolwiek ufa? Nie pamita. Dawno nikogo
takiego nie byo w jego wiecznoci.
- Kochana Wiktorio - wyszepta i grzbietami palcw musn jej
policzki i rozchylone usta o smaku wina.
Jego rozemiane spojrzenie spowaniao. Byszczce, lekko falujce
od buzujcej w nim mocy zoto nabrao ciepa.
- Nikt mi nie ufa. Nikt. Nawet wtedy, gdy udawaem greckiego
boga spacerujcego pord miertelnych. Wszyscy podchodzili do

mnie z lkiem. Diabe nie pokazuje prawdziwej twarzy. Tobie j


pokazaem. Dlaczego?
Przyjrza je si dokadnie. Dugiej, odsonitej abdziej szyi,
zgrabnemu ramieniu, jasnej skrze. Zobaczy may pieprzyk na
ramieniu. Dotkn go. Maa skaza, a moe raczej mia
niespodzianka? Z t ma plamk, ktrej nie mia aden perfekcyjny
diabe, wydaa mu si jeszcze bardziej seksowna.
Materia zaszeleci, gdy przez sen zarzucia na niego nog i wtulia
si jeszcze mocniej w pier.
Ciasne, dobrze dopasowane ubranie musiao by niewygodne.
Biedna Wiktoria, nie moe przecie tak spa. Beleth postanowi
zadba, by ta noc przyniosa jej ukojenie, ktrego tak potrzebowaa.
Zastpi sukni z gorsetem wygodn koszulk nocn. Seksown, ale
nie wyzywajc. Tak, jak chciaby zobaczy zsuwajc si kiedy z
jej ciaa. Gdy czerwona suknia znikaa, zamkn oczy. Chcia
zobaczy j nag dopiero wtedy, kiedy ona bdzie pragna mu si
pokaza. Nie wczeniej.
Nastpnie zamieni swoj koszul i spodnie na wygodne szarawary,
przykry ich kodr i zgasi wiato.
Po chwili w ciemnociach sycha byo dwa rwne oddechy osb
nicych ten sam kolorowy sen.

28
Byo mi ciepo i przyjemnie. Przez niedokadnie zasonite okna do
pokoju przedostaway si delikatne promyki soca. Prawdziwego
soca, a nie ponurych krysztaw Tartaru.
Iluzja stworzona przez Beletha bya idealna.
Przecignam si z rozkosz. Lecy obok mnie mczyzna grza
niczym piecyk elektryczny. Mogabym przytula si do niego cay
ranek.
Otworzyam szeroko oczy, napotykajc rozbawione spojrzenie
Beletha. P lea, a p siedzia obok mnie, oparty o poduchy
przykrywajce wezgowie ka. Kodra zsuna mu si do bioder. W
doni trzyma kieliszek czerwonego wina.
- Dzie dobry - przywita mnie.
- Co si stao? - zapytaam zbita z tropu, mglicie przypominajc
sobie wieczr i nasz rozmow.
- Usna.
- Usnam?
- Usna...
- Ale jak mogam usn? - nie potrafiam w to uwierzy. Miaam go
wreszcie dla siebie. Byam tylko ja, on i te cholerne haftki przy
gorsecie. No i oczywicie, co musiaam zrobi?
- Zamkna oczy, zacza wolniej oddycha, a nastpnie zasna
-odpowiedzia.
Ze zoci zrzuciam z siebie kodr. Dopiero teraz zauwayam
jasnobkitn koszulk nocn z mnstwem koronek i haftw, ktra
upodabniaa mnie do jakiej wiktoriaskiej panny w negliu.
Co jest?
- Rozebrae mnie?
- Nie da si ukry.
- Widziae mnie nago?!
- A chciaaby? - Pogadzi mnie po ramieniu.
Zanim odpowiedziaam, zamyliam si przez chwil. - Tylko wtedy,
kiedy ja mogabym widzie jednoczenie ciebie.
Tak, to wydawao mi si dobrym rozwizaniem. Dostaabym to, co
sama oferowaam. Nikt nie byby oszukany.
- Ale ty mnie ju widziae - jknam. - Czemu mnie nie obudzie?
Sama bym si przebraa! Nie jestem dzieckiem.
Wydawao mi si to czym strasznym. A raczej odrobin oblenym.

Zboczeniec. Podglda mnie w nocy.


- Nie widziaem ci. Zapewniam ci, pikna Wiktorio, e wci tylko
o tym marz. W nocy nic nie widziaem. Przebraem ci w
wygodniejsze ubranie dziki moim mocom. A nie chciaem ci
budzi, bo naprawd bya zmczona. Duo ostatnio przesza.
Chciaem jako ci to wynagrodzi.
Szarpnam brzeg koszulki nocnej. Bya adna. Naprawd. No ale
kurcz... Satyna, czy co to jest, do diaba, koronki i wsteczki?
- Tylko czemu krc ci akurat takie stroje?
- Uwaam, e maj znacznie wicej klasy i uroku ni rozcignite
mskie bokserki i poplamiona koszulka za dua o kilka rozmiarw z
wielkim kotem z kreskwki na piersiach.
Jeli chodzi o bokserki, mogam si nawet zgodzi, ale nie wmwi
mi, e ten T-shirt jest brzydki.
Poza tym skd wiedzia, w czym normalnie pi? Ju mnie musia
podglda. Zboczeniec jak nic.
- nie mi si.
Oparam brod na jego piersi. Palcami bdziam po nagiej
oliwkowej skrze. Moja do bya na jej tle taka blada.
- A ty mnie. - Jego pier wibrowaa, gdy to mwi. Zamiaam si
lekko i powiedziaam:
- Mam pierwsze yczenie. Pamitasz? Obiecae mi wczoraj
wieczorem trzy.
Zote, pynne oczy przyzyway mnie. Wcigay w gbie.
- Chc, eby mnie pocaowa.
Nie zawaha si nawet przez chwil.
Jednym zwinnym ruchem obrci mnie na plecy. Napar na mnie
caym ciaem tak, e opadam midzy poduszki, a on pochyli si
nade mn. Poczuam jego biodra napierajce na moje. Musn
nosem mj policzek, a nastpnie brod. Dugie rzsy askotay moj
skr. Bawi si ze mn.
- Powiedz to jeszcze raz - poprosi.
- Pocauj mnie.
Jego mikkie wargi dotkny delikatnie moich, potem napieray
coraz mocniej. Poczuam jego jzyk. Objam go mocno i
przycignam do siebie. On take przytuli si do mnie mocno.
Westchnam.
Moc przeskakiwaa pomidzy nami, syczc iskrami. Beleth mia
gorc skr. Uchyliam powieki. Promienia zotym wiatem. Gdy

spojrza na mnie, zamiast zota zobaczyam zielone pomienie.


- Pragn ci - powiedzia zduszonym gosem.
Zabrako mi tchu, by mu odpowiedzie. Przejechaam paznokciami
po jego plecach, docierajc do paska szarawarw.
Beleth wsun rk pod kodr. Odnalaz moje kolano i obj je.
Delikatnie masujc skr opuszkami palcw, przesuwa do coraz
wyej. Prosto na mj poladek.
Przycignam go do siebie. Chciaam go dotyka ca powierzchni
ciaa. Chciaam czu iskry na skrze, gdy si stykalimy. Zakrcio mi
si w gowie na myl o uczuciu, gdy...
Kto gono zaomota w drzwi sypialni. Zamarlimy ze stykajcymi
si nosami. Wstrzymaam oddech. Byam pewna, e przed chwil
pojkiwaam. Czy Achilles to sysza? Oby nie! Zapadabym si ze
wstydu pod ziemi! To znaczy gbiej pod ziemi, skoro ju pod ni
przypadkiem jestem.
- Ojcze, bogini! - dobieg nas gos nefilima. - Robi potrawk z
ziemniakw! Zapraszam was. Zaraz bdzie gotowa.
- Achillesie, chyba jest jeszcze wczenie - zawoa zirytowany
Beleth.
Zaczam chichota.
- Poudnie, ojcze. Pna pora. Wczenie wstawa trzeba. To raduje
bogw.
Teraz ju nie mogam powstrzyma gonego miechu.
- Do diaba - szepn Beleth. - Przecie to ja jestem podobno
bogiem. Samozwaczym, ale bogiem. Zdecydowanie musz zmieni
ten krzywdzcy pogld o wczesnym wstawaniu.
Wci chichotaam.
- yczenie pierwsze, czyli pocaunek, speniem, bogini. - Poda mi
do, pomagajc wsta. - Czekam na kolejne rozkazy.
- Doczekasz si niebawem. Moe po niadaniu?
Po potrawce z ziemniakw, ktra okazaa si pieczonymi
ziemniakami zanurzonymi w puree ziemniaczanym oraz polanymi
ziemniaczanym, lekko przypalonym sosem, wyszlimy przed chatk
Achillesa.
By ju najwyszy czas, by wreszcie si std wydosta.
Nikt nie krci si w pobliu. Wszyscy mieszkacy biednych
przedmie najprawdopodobniej znajdowali si w pracy na budowie.
Nefilim wzi sobie wolne z okazji poznania ojca. Na szczcie dziki
sile sam sobie by panem, wic nie musia si tumaczy adnemu

szefowi.
Ifrit nie rozglda si czujnie dookoa. Nawet nie przyszo mu do
gowy, e kto mgby chcie zrobi nam krzywd. Przecie ju std
wychodzimy. Jeszcze tylko kilkanacie minut piechot, kilkanacie
bardzo niebezpiecznych puapek oraz potworowi bd moga
wycign si na leaku w Los Diablos.
Niczego wicej do szczcia mi nie potrzeba. No chyba e spenienia
yczenia numer dwa.
- Odprowadz was, ojcze - zaoferowa si Achilles.
- Nie, synu, damy sobie rad. - Beleth machn lekcewaco doni.
-Bylimy ju w gorszych opaach.
Ja nie byabym tego taka pewna. Baam si, e zbiry Elbiety mog
znowu si pojawi. Nigdy nic nie wiadomo. Ksina z czarownic
umiay ich zmobilizowa do pomocy.
Ale przecie Elbieta w sumie powinna by mi wdziczna. Gdybym
nie pozbya si Anny, nigdy nie otrzymaaby mocy.
Wycignam si wysoko na palcach, eby ucaowa Achillesa na do
widzenia. Zapaam go za kurt i przycignam. Zaskoczony podda
si mojemu dotykowi.
- Do zobaczenia. - Umiechnam si do niego i pocaowaam go
trzy razy w policzki.
Olbrzym zarumieni si po koniuszki wosw.
- egnaj, bogini. Jeste najpikniejsz, jak ujrzaem.
Pokraniaam z zadowolenia.
- Szkoda, e nie chce z nami wrci - narzeka Beleth, kiedy szlimy
w stron centrum Tartaru.
Idc, oglda manuskrypt zdobyty od Moroniego. Zerkaam na tekst
jednym okiem. Trasa ucieczki bya opisana bardzo szczegowo.
Przypadkiem udao mi si wybra waciwe zakrty, kiedy sama
usiowaam si wydosta.
Po chwili znudzio mnie patrzenie Belethowi przez rami. Niech on
skupi si na trasie. Wymare miasto zdawao mi si znacznie
straszniejsze teraz ni wtedy, kiedy na kadym kroku widziaam
czajce si cienie.
- Syszae? Jestem najpikniejsz bogini, jak widzia usiowaam zagai rozmow.
- Poza tob nie widzia przecie adnej bogini - odpar zamylony.
Posaam mu miadce spojrzenie, ktrego oczywicie nie zauway
wpatrzony w instrukcje. W kocu zorientowa si, e umilkam.

- Co? - zapyta. - Nie miaem niczego zego na myli. Przecie


powiedziaem prawd. Powinna by ze mnie dumna, kiedy nie
zdarzao mi si to czsto. Teraz jestem prawdomwny odruchowo.
To chyba dobrze.
- Nie odwracaj kota ogonem - nadal byam za.
- Kochanie - szelmowski umiech pojawi si na jego twarzy, biae
zby bysny w socu - przecie doskonale wiesz, e dla mnie jeste
najpikniejsz istot w caym wszechwiecie. Przeyem wiele,
widziaem mnstwo kobiet, ale takiej jak ty... takiej jak ty nie
znalazem nigdzie. A szukaem dugo. W kadych zawiatach.
Sign do mojej doni i podnis j do ust w penym galanterii
pocaunku. Wiedzia, jak to robi, nie oblini mojej rki, tylko
delikatnie musn moj skr oddechem. Przebieg mnie dreszcz.
- Wyjdmy ju std - jknam.
- Te tego pragn. - Jego oczy na chwil zapony mocn zieleni.
Stanlimy przed metalowymi drzwiami do mniejszej pieczary.
Bylimyju tak blisko.
Styks szumia cicho. Gdy zatrzymalimy si na brzegu, Beleth
jeszcze raz przyjrza si manuskryptowi.
- Najpierw musimy poradzi sobie z topielcami, ktre zo
pocaunek mierci na ustach kadego miaka, ktry odway si
wypyn na wody Styksu. Hm...
- Czyli mwic mniej piknie, zer dusz ze smakiem westchnam i zaopotaam biaymi skrzydami.
Ifrit zaskoczony odwrci si w moj stron.
- Sprytnie - pochwali mnie.
W jednej chwili z jego opatek wysuny si zote skrzyda.
Zauwayam, e ich koce tl si delikatnym zielonym pomieniem
pozbawionym dymu. Kolejna drobna zmiana w jego wygldzie.
Wzlecielimy w tunele. Przy pierwszym rozwidleniu Beleth wskaza
prawy kana z tablic Afryka, Etiopia". Umiechnam si pod
nosem. Kto wie? Moe gdyby nie harpie, sama daabym rad si
wydosta?
- Czy na naszej drodze bd tylko potwory z mitologii greckiej?
-zapytaam.
- Niestety nie. - Ifrit zafascynowany obserwowa topielce, ktre
niczym delfiny pyny w gr rzeki, starajc si nas dogoni. Co
jaki czas z odmtw wysuwaa si ku nam zagita w szpony do. W niektrych miejscach bd lokalne, e tak powiem, atrakcje.

Przed nami pojawio si kolejne rozwidlenie. Poleciaam za moim


ifritem w stron tablicy Afryka, Sudan".
- Zaraz bdzie kolejna przeszkoda - powiedzia. - Gdzie tutaj
powinien czai si Cerber.
- Spokojnie, lubi go. To cakiem miy piesek, jak si go dobrze
nakarmi.
Ifrit wywin mynka nad moj gow. Zielone pomyki musny
moje
spodnie, nie zostawiajc na nich adnego ladu. Zimne ognie.
- Mylaem, e dobrze ci znam i ju nic mnie w twoim zachowaniu
nie zdziwi - stwierdzi. - Nie sdziem jednak, e zdoasz przekona
do siebie trj gow go burka stworzonego tylko i wycznie po to,
eby mordowa.
- Caa ja.
Gdzie przed nami rozlego si donone wycie. Wilcza gowa chyba
nas usyszaa. Jednoczenie za naszymi plecami rozleg si zduszony
okrzyk.
- Syszae? - Zawisam w powietrzu i odwrciam si za siebie.
- Nie - zaprzeczy, wpatrzony w manuskrypt. - Tu jest napisane, e
Cerbera mona przechytrzy, rzucajc kamieniami w rne strony.
Zwierz bdzie zdezorientowane, a kada gowa wykrci si w innym
kierunku. Moment dezorientacji mona wykorzysta na ucieczk.
Zwykle jest przywizany, wic nie pody naszym ladem.
Nie suchaam go. Staraam si wyapa cichy szmer, ktry
dochodzi z korytarza Sudanu. Byam pewna, e co tam jest.
- Lecimy? - Beleth wysun si na przd.
- Tam co jest.
- To pewnie tylko echo naszych skrzyde i wycia psa - zlekceway
moje obawy.
Wolno odwrciam si w kierunku lotu. Jaskini wypenia czajcy
si w ktach mrok. Nic nie mogam tutaj wypatrze.
- Masz racj - zgodziam si.
Dolecielimy do kolejnego rozwidlenia. Mielimy do wyboru tunele:
Afryka, Czad", Afryka, Libia" i Afryka, Egipt".
- Egipt - zdecydowa Beleth.
Byam ciekawa, w ktrym kraju skoczy si nasza podr oraz w jaki
dokadnie sposb si std wydostaniemy. Na kocu bd drzwi?
rdeko? Winda? Po tym, co zobaczyam w zawiatach, nic mnie ju
nie zdziwi.

Co chlupno pode mn. Zatrzymaam si i spojrzaam pod nogi. Na


wodzie szybko rozchodziy si krgi. Zmarszczki byy bardzo
wyrane. To nie mg by topielec, bo ju dawno je za sob
zostawilimy.
W tej chwili sufit zacz dre. Do Styksu z gonym chlupotem
wpaday kamienie.
- Co si dzieje?! - zawoaam, usiujc przekrzycze haas. Dugi
stalaktyt min mnie o kilka centymetrw i wbi si w dno rzeki.
Przechyli si i opad pod wod.
- Uciekamy! - Beleth zapa mnie za rk i pocign w stron kanau
Afryka, Egipt". - Za moment wszystko si zawali!
Sklepienie jaskini wibrowao, jakby kto wciekle nim potrzsa.
Wydawao mi si, e w oguszajcym rumorze sysz czyj chichot.
Kilkumetrowej dugoci blok skalny tu przed nami oderwa si od
sufitu i wpad do wody. W ostatnim momencie zdoalimy si
zatrzyma. Drobne kamienie bolenie uderzay o nasze ciaa.
Wszdzie by py. Prawie nic nie widziaam. Zaczam kaszle, kiedy
gboko odetchnam.
- Szybciej! - Beleth szarpn mnie za rk.
Jak szaleni wymijalimy lecce pociski. Oberwaam w skrzydo, ale
nie zwaaam na bl. Musielimy si wydosta. Za rozwidleniem byo
ju spokojnie. Nic si nie walio, nic nie zagraao. Musielimy tylko
tam dolecie.
Nagle ostry stalaktyt oderwa si i niczym szabla ugodzi Beletha w
rami. Ifrit spad razem z nim prosto do wody, zostawiajc za sob
kropelki krwi zawieszone w powietrzu, w pyle. Widziaam to
wszystko jak na zwolnionym filmie. Zamiast blu na jego twarzy
zobaczyam zdziwienie.
- NIE! - krzyknam i rzuciam si za nim, lecz kolejny kamie
ugodzi mnie w gow.
wiat zawirowa mi w oczach. Gra bya doem, a d gr. Gdzie
znikny wszystkie dwiki, nastaa cisza, gruba niczym poduszka i
otaczajca szczelnie moje uszy. W nastpnej chwili widziaam tylko
ciemno.

29
Byo ciemno, twardo i mokro. Nie miaam siy si mszy. Tkwiam w
miejscu, liczc, e to wszystko przejdzie, e za chwil zniknie.
Ciemno mnie pochaniaa, w gowie wirowao. Nie wiedziaam, co
si dzieje.
Nie wiem, jak dugo byam w tym stanie. Nic nie pamitam. Byo mi
tak zimno.
Nagle poczuam, jak co kapno na moj twarz. Co mokrego i
nieludzko mierdzcego padlin. Zakrztusiam si. Sprbowaam
uchyli powieki, ale byy sklejone. Wyrwaam kilka rzs, by je
otworzy. Wiele mi to nie pomogo. Nadal otaczaa mnie ciemno.
Olbrzymia mokra kropla spada na mj policzek i rozlaa si po szyi.
Wzdrygnam si ze wstrtem. Sprbowaam wycign rk, ale od
piersi w d byam przywalona kamieniami. Nie mogam si ruszy.
- Pomocy! - krzyknam, duszc si zatykajcym mi usta pyem.
Wszystko bolao mnie tak mocno, jakbym kad ko miaa zaman.
Ze wzgldu na moje pooenie, byo to cakiem prawdopodobne.
Nikt jako nie rzuca mi si na ratunek. Musiaam wzi sprawy w
swoje rce.
Wyobraziam sobie, jak z ocalaych cian wyrastaj krysztay, swoim
blaskiem tworzce w Tartarze imitacj dnia. Sabe, przymruone
wiato rozproszyo mrok.
Tu nad sob zobaczyam olbrzymi mord. Z szeroko otwartego
pyska skapyway mi struki liny prosto na twarz.
- Cerber! - zawoaam z ulg.
Wielkie czarne koraliki w gowie ratlerka przyglday mi si tpym
wzrokiem. Chyba mnie nie poznawa. Psisko obnayo zby i zaczo
warcze.
O cholera!
- Cerber, to ja! - zawoaam szybko. - Daam ci przecie misko,
pyszne misko. Nie pamitasz mnie?
Zza gowy ratlerka wysun si dugi pysk wilczura. Pochyli si w
moj stron. Caa struchlaam. Wystarczy, e raz kapnie zbiskami,
a oderwie mi gow i zje j ze smakiem.
Wilgotny nochal, znacznie wikszy od ludzkiej twarzy, zatrzyma si
na wysokoci moich oczu. Poczuam mierdzcy mierci oddech.
Gowa wilczura podniosa si.
Czekaam na wyrok.

Pozna mnie czy nie?


Pysk znowu pochyli si w moj stron. Zamknam oczy, czekajc,
a odgryzie mi gow, a ja odrodz si przy porcie. Zamiast tego
poczuam, jak ociekajcy lin jzor przejecha po caej mojej twarzy.
Cudem powstrzymaam si przed wymiotami. Pies odsun si ode
mnie i przysiad na wielkim zadzie. Zaskomla cicho.
Uniosam lekko gow. Kamienie zatarasoway odpyw Styksu.
Poziom wody powoli si podnosi. Ja leaam na rumowisku, wic
jeszcze do mnie nie dotar, ale Cerber siedzia pup w wodzie i
wyranie nie by szczliwy z tego powodu.
Signam po moc, by odsun kamienie, ktre mnie przygniatay.
Zsypay si na ziemi z gonym rumorem, a nastpnie znikny z
pluskiem pod poziomem wody.
O Boe. Gdzie jest Beleth? Zapomniaam o nim!
- Beleth! - zawoaam przeraona.
Moe spad na niego stalaktyt. Przebi go na wylot.
Na drcych nogach wstaam. Krysztay, ktrymi wyoone byo
sklepienie jaskini, znikny w rumowisku, a te, ktre stworzyam, nie
daway wystarczajcej iloci wiata. Wszdzie po bokach jaskini by
mrok. Lepki, ponury i straszny.
Klasnam w donie. Dookoa mnie z niczego rozbyso silne wiato.
Zobaczyam ogrom zniszcze. W miejscu sklepienia ziaa czarna
dziura. Woda sigaa mi ju do kolan. Cerber zaskomla rozpaczliwie
i stukn mnie nosem wilczej gowy pomidzy opatki.
- Beleth! - krzyknam jeszcze raz. - Gdzie jeste?
Posugujc si moc, odepchnam kilka kamieni. Pozostae
niebezpiecznie zadray. Groziy ponownym zawaleniem.
Olbrzymi pies postanowi mi pomc i zacz delikatnie kopa przy
cianie. Pojedyncze kamienie stoczyy si z gry.
- Cerber, do! - zawoaam. - Do nogi!
Zaskomla, ale posusznie podszed do mnie. Byam przy nim tak
maa, e to ja wygldaam, jakbym posuchaa komendy:
Do nogi ! ".
- Zrobimy to inaczej - powiedziaam ni to do niego, ni to do siebie.
-Beleth! Jeli mnie syszysz, to nie ruszaj si teraz. Postaram si
usun cz kamieni.
Skupiam si na skaach i wyobraziam sobie, e zamieniaj si w
baki mydlane. Olbrzymie baki mydlane, lekko rowe,
opalizujce. Unoszce si bez trudu w powietrzu.

Otworzyam oczy. Mnie i zaskoczonego Cerbera otaczay dziesitki


baniek mydlanych. Dokadnie takich, jakie stworzyam w mylach.
Pozostaoci rumowiska byy zbyt mae, by mogy zakry ciao
mojego ifrita.
- Beleth? - wydusiam.
Nie mogam uwierzy wasnym oczom. Mj Beleth, mj pomie
Boga, potpiony ifrit.
Beleth...
... znikn.
Wody Styksu mszyy, gdy znikna przeszkoda. Uniosam si na
skrzydach,
by
unikn zalania.
Wypatrywaam choby
najmniejszego ladu obecnoci Beletha. Nie byo nic. Ani strzpka
ubrania, ani krwi.
Cerber trci mnie nosem i wywali dugi rowy jzor, mierdziao
mu z pyska padlin. Pstryknam palcami. U stp psa upady trzy
olbrzymie kaway misa. Rzuci si na nie apczywie.
- Beleth... - wyszeptaam.
Postanowiam wrci do Tartaru. Nie miaam po co posuwa si
naprzd. Ifrit by mnie nie zostawi i nie ruszy na samotn
wdrwk. Na pewno czeka na mnie w porcie. Po co miaby wraca
do Podziemi? To bez sensu. Tylko... dlaczego zostawi mnie pod
kamieniami?
Pomachaam na poegnanie psu, ktry i tak nie zauway mojego
odejcia, zajty misem. Machaam szaleczo skrzydami, starajc
si zaguszy bicie serca. Baam si. Baam si o ifrita oraz o to, co ze
mn bdzie, jeli co mu si stao. Skrzywiam si z niesmakiem.
Teraz na dodatek zrobia si ze mnie egoistka.
W rekordowym tempie dotaram do portu. Woda falowaa leniwie,
uderzajc o drewniany pomost. Zacumowana dka dla miakw
szukajcych drogi ucieczki kiwaa si na boki.
Poza mn nie byo dookoa ywej duszy. Uniosam si odrobin
wyej. Moj uwag przycigno czarne koo i stopiony piach
niedaleko przystani. Zupenie jakby co spono w tym miejscu. W
powietrzu nie byo czu zapachu spalenizny. Ile czasu byam
nieprzytomna?
Przysiadam na ziemi w pobliu czarnego koa. Dotknam
stopionych krysztakw. Byy zimne. Dziwne. Czyby Beleth
przenis si std do Pieka? Dopiero kiedy si podniosam,
zauwayam po drugiej stronie koa drobne plamki krwi prowadzce

od przystani.
By ranny! Serce znowu zabio mi mocniej.
Musiaam szybko znale jakie drzwi i za nim pj. Nie miaam
czasu do stracenia! Moe mj ifrit umiera!
Pobiegam w stron drzwi, po drodze gubic pira i skrzyda. Biae
lotki upady w czarny piach.
Szarpnam za klamk kutych drzwi i wbiegam w plam soca.
Zaraz... Soca?
Zatrzymaam sie kompletnie zaskoczona. Nie poznawaam tego
miejsca. To nie mg by Tartar.
Na bkitnym niebie wiecio olepiajco soce. Byo troch
wiksze od zwykego ziemskiego. Dugie promienie lizay horyzont.
Wygldao na soce, ktre usiowa namalowa kto, kto dawno nie
widzia tego prawdziwego i jego wspomnienia ubarwiy orygina.
Dookoa mnie stay kolorowe kamienice. Pstrokate barwy mieszay
si ze sob. Niektre domy byy te w niebieskie paski, inne
fioletowe w pomaraczowe kropki. Pytki chodnikowe pod moimi
stopami doprowadzay do oczoplsu.
Co si dzieje?
Min mnie niski mczyzna ubrany w strj dworskiego bazna. Na
czole pomidzy oczami zwisa mu z kolorowej czapki dzwoneczek.
Nie zwrci na mnie uwagi. Pasowaam do tego miejsca, miaam na
sobie kolory. Tartar przesta by szary.
Wszystko olepiao, poraao intensywnoci. Nie mogam tego
zrozumie. Co tu si stao? Na pewno nadal byam w Tartarze bo
rozpoznawaam budynki. Daleko na horyzoncie growa zamek
Elbiety Batory. Wydawa mi si teraz znacznie wyszy. Pobielone
ciany janiay, a niebieskie dachy wie przebijay niebo.
Zamek z bajki. Zupenie jak zamek Neuschwanstein, czyli Nowy
abdzi Kamie zbudowany przez Ludwika Szalonego.
Drzwi. Szybko.
Doskoczyam do pierwszej kamienicy. Smrd zaszczanych klatek
schodowych znikn. Wydawao mi sie, e czuj lawend. Zakrcio
mi si w gowie od tego wszystkiego. Co tu si dzieje? Beleth, gdzie
jeste?
Oparam si ciko o drzwi. Dokd i? Dokd i? Kogo prosi o
pomoc?
- Miejsce pobytu Azazela - powiedziaam, opierajc czoo o drewno.
Nikt inny mi nie zosta. Podstpny diabe by jedyn osob, do

ktrej
mogam zwrci si w potrzebie. Zreszt tylko on mnie widzia.
Nacisnam klamk. Widmowe drzwi otworzyy si przede mn,
ukazujc wntrze zaciemnionej sypialni. Wparowaam bez
zastanowienia do rodka. Przy cianie stao olbrzymie oe przykryte
ciemnogranatow pociel z satyny. Beowe ciany do poowy byy
wyoone granatow boazeri. Krzesa w stylu Ludwika ktrego tam
zarzucono najrniejszymi czciami garderoby.
- Azazel? - zapytaam, robic krok do przodu.
- Jezus, Maria! - Pociel wybrzuszya si gwatownie, kiedy diabe
przestraszony podskoczy do gry, po czym usyszaam siarczysty
policzek i ostry kobiecy gos:
- Nie blunij.
Kleopatra. Pod powiekami poczuam zy. Tskniam za ni.
- Azazel, przepraszam, e przeszkadzam, ale pilnie potrzebuj
twojej pomocy.
Pociel nie poruszaa si. Ja take czekaam.
- Kleo... mam problem - usyszaam jego ciszony gos.
- Znowu? - zapytaa znudzona. - Przecie pie zika
z lubczykiem.
Parsknam miechem. Pociel poruszya si gwatownie. Azazel
zerwa j z gowy i posa mi nienawistne spojrzenie.
- To nie taki problem - powiedzia ze zoci. - Wiktoria tu jest.
- Och... - Kleo nie zmartwia si zbytnio. - A to nawet dobrze. Zaraz
mam targ o dusz.
Jak gdyby nigdy nic odrzucia kodr i wstaa. Nie wstydzia si
swojej nagoci. Przesza obok mnie. Po raz kolejny poczuam
delikatne ukucie zazdroci. Kleopatra bya perfekcyjna. Idealnie
wysklepione piersi, paski brzuch i jdrne poladki.
Gdybym ja miaa takie ciao, to take nosiabym egipskie, do
przewiewne ubrania.
- Kleo ! - z wyrzutem zawoa diabe.
- Co? Przecie nie bdziemy si teraz kocha. Masz gocia. Wiki,
jeste tu jeszcze, skarbie?
Podeszam do niej i przesunam widmow doni po jej ramieniu.
Na gadkiej oliwkowej skrze pojawia si gsia skrka.
- A jeste, rzeczywicie. - Zamiaa si zoliwie, patrzc na swojego
kochanka. - Czyli jednak mojemu kamczuchowi nie chodzio o
zika.

Azazel poczerwienia gwatownie. Owin sobie przecierado wok


bioder i stan obok mnie, usiujc mnie oniemieli swoj nagoci.
Pomimo osony wida byo, e lubczyk zadziaa doskonale.
Przeniosam swoje spojrzenie wyej. Gadka, blada skra na piersi
diaba nie bya pozbawiona skaz. W miejscu, w ktrym zrani go
kiedy gorejcy miecz, przecinaa j duga, lekko czarna blizna.
Mogam j usun, tak jak lady po odcitych skrzydach Beletha,
ale tego nie zrobiam. Nigdy nie lubiam Azazela. Czemu miaabym
robi dla niego co miego? Jemu kompletnie na mnie nie zaleao.
- Potrzebuj twojej pomocy - powiedziaam.
- I akurat teraz musiaa tu przyj. Akurat teraz. - Zacinity
misie szczki zacz dre.
Kleopatra odwrcia si do nas tyem i pochylia, by wcign
spdnic. Spojrzenie diaba natychmiast przenioso si na jej
poladki. Zo wyparowaa w jednej chwili. Zostao tylko pene
zawodu westchnicie.
- Kiedy wrcisz? - zapyta.
Kleo nacigna szelki na piersi. Nie miaa bluzki. Tylko spdnic na
szelkach. Ten strj by chyba ostatnio modny
w Piekle. - Za kilka godzin.
Posaa nam causa i wsuna klucz w cian.
- Wiki, kochanie. Powodzenia w ucieczce z Tartaru. Trzymam
kciuki za gorcy romans z Belethem - jej gardowy miech odbi si
echem w pustej sypialni. - Wreszcie moesz pj na cao, moja
sodka cnotko. Nie przegap okazji.
- Dobrze, Kleo - odpowiedziaam, chocia nie moga mnie sysze.
Jej spojrzenie przesuno si leniwie po przecieradle, ktre
kurczowo ciska na biodrach Azazel.
- Tylko trzymaj si z daleka od mojego diabeka. - Krlowa
przestpia prg. Drzwi zaczy zamyka si powoli.
Nagle jej gowa pojawia si jeszcze w przejciu tu przed tym, jak
si zamkno:
- Aha, nie wiem, gdzie jest twj kot. Uciek mi.
I ju jej nie byo.
Odwrciam si w stron Azazela. Z ponur min ruszy w stron
ka.
- Musiaa przyle w takiej chwili - zacz narzeka. - Wszystko mi
si dzisiaj nie ukada. Najpierw musiaem zwolni sub, bo
anioom si to nie spodobao. I kto mi teraz bdzie robi sok

pomaraczowy? Potem musiaem pic ten cholerny lubczyk. Potem


Kleo si spieszyo, bo ty przysza. Dzisiaj wszystko idzie nie tak. Co
jeszcze mnie spotka? No co?
Koczc swoj wypowied, nadepn na satynowe przecierado,
ktre zsuno mu si z bioder.

30
Azazel ubrany w obcise spodnie, niedajce wyobrani zbyt wiele do
popisu, i rozchestan na piersi koszul siedzia w salonie swojej
rezydencji. Stop obut w dugi but do konnej jazdy wystukiwa
niecierpliwy rytm o nog od stou.
Chocia mi si spieszyo, musiaam czeka, a raczy si przebra
(chyba p godziny zmienia przed lustrem stroje, tak dugo go nie
byo). Nie mg przey tego, e widziaam jego nagie poladki.
Cakiem zgrabne, nie powiem. Chocia czemu ja si dziwi?
Kleopatra, majc tylu chtnych diabw do wyboru, na pewno
dobrze zdecydowaa.
- Jeli kiedykolwiek powiesz komu, co usyszaa w mojej sypialni,
to przysigam na dusz, ktrej nie posiadam, e znajd ci i
wasnorcznie unicestwi, nie zwaajc na konsekwencje - wycedzi
wciekym tonem.
- Zrozumiaam za pierwszym razem, kiedy tumaczye mi, e
powyrywasz mi nogi z tyka, jeli pisn komu choby swko - take
byam zirytowana.
- Dokadnie. I nie ycz sobie, eby kiedykolwiek wymwia sowo
lubczyk, jasne? To sowo jest zakazane. Nie uywamy go od teraz.
- Tak, tak Moemy wreszcie przej do rzeczy? Azazel, bardzo mi si
spieszy, a ty mnie trzymasz tu ponad pgodziny ! To sprawa ycia
lub mierci. Nie mam tyle czasu! Powinnam bya zaatwi to z tob w
p minuty. Przesta si bawi w audiencj.
- Okej, to co si stao? - w kocu zmik do tego stopnia, e nawet
przesta wystukiwa monotonny rytm stop.
Szybko zrelacjonowaam mu nasz nieudan ucieczk przez jaskinie
i jej smutny koniec.
- Znikn. Nie wiem, gdzie jest. Nie wrci tutaj?
- Nie, tutaj nie wrci. Wiedziabym to. - Zmarszczy zmartwiony
brwi. -Dugo bya nieprzytomna?
- Nie jestem pewna. Biorc pod uwag zmiany w Tartarze, to chyba
cakiem dugo. A jak on nie yje? - przeraziam si nie na arty. Moe to by samozapon?
Azazel parskn rozbawiony. Pokrci przeczco gow.
- Ifrit jest z ognia. Nie moe spon na mier, bo sam jest ogniem.
W ogle to wydaje mi si, e nie ma zbyt wielu moliwoci, w
ktrych mgby przesta istnie. To jeden z urokw bycia tego typu

istot.
- To co si stao? - rozoyam rce. - Nie rozumiem tego. Czemu na
mnie nie poczeka? Gdzie poszed?
Azazel podrapa si po brodzie. Pstrykniciem palcw stworzy sobie
szklank soku pomaraczowego.
- Nie wiem. To dziwne. Chocia mnie bardziej intryguje krg
spalonego piasku. Przemieni si w co? Przenis? Tylko w co oraz
gdzie? Siedzielimy w milczeniu, kade pogrone we wasnych
niewesoych mylach.
- Zmartwia mnie - skwitowa diabe.
- Wyobra sobie, e ja te nie jestem teraz najszczliwsza warknam. -Co ja mam zrobi? Jak go znale?
Azazel rozplta warkocz wiszcy mu na plecach. Pierwszy raz
zobaczyam go z rozpuszczonymi wosami. Proste wosy idealnie
pasoway do jego lekko kanciastej twarzy.
- Szukaj go w Tartarze - doradzi. - Tu go nie ma. Przyszedby do
mnie. Jestem jego jedynym przyjacielem. W Niebie, jako ifrit, nie
ma czego szuka. Nawet by go nie wpucili na teren Arkadii. Istnieje
jeszcze szansa, e zaszy si na Ziemi.
-Alepo co?
- Wanie. Skierowanie si na Ziemi w jego przypadku nie miaoby
najmniejszego sensu. Nie po to wyrzek si wszystkiego, nawet Boga,
eby si tam teraz tua bez sensu. Na pewno jest gdzie w pobliu
ciebie. Musia zosta w Tartarze. Dobrze przeszukaa jaskini?
- Tak, dobrze. Nie byo szansy, eby tam zosta. Sprawdziam kady
kamie.
- Nie wiem, jak mgbym ci pomc.
Wydawao mi si, e w jego gosie sysz prawdziw trosk. Nie
podejrzewaam go o tak ciepe uczucia wobec Beletha. Mylaam, e
by dla niego tylko pionkiem.
- Poszukaj go jeszcze raz. Popro o pomoc Achillesa.
Kiwnam gow i wstaam. Nie chciaam traci czasu. Natychmiast
musiaam ruszy na poszukiwania. Moe Belethowi wanie dziaa
si krzywda?
- Wiki - zatrzyma mnie Azazel, gdy ju podeszam do drzwi. - Bd
ostrona. To podejrzane, e ifrit znikn. Musiao si w to wmiesza
co silniejszego od niego. Byle komu nie pozwoliby si powstrzyma
przed uratowaniem ci z Tartaru.
- Co silniejszego? Moe by co silniejszego od ifrita?

- Nie wiem o niczym takim, dlatego uwaaj. To podejrzane.


Szarpnam za klamk widmowych drzwi i przekroczyam ponownie
prg Podziemi.
Ruszyam biegiem w stron chaty Achillesa. Tak jak poprzednio
ulicami przemykali nieliczni przechodnie. Wszyscy ubrani byli w
pstrokate stroje przypominajce karnawaowe przebrania.
Dom nefilima nie bardzo si zmieni. Zosta jedynie przerobiony na
sodk, wiejsk chaup rodem z bajek. Pobielone ciany a kuy w
oczy. Dach pokryty by wie zot som, a pod oknami stay
donice z czerwonymi pelargoniami. Obok drzwi znajdowaa si
nawet niska aweczka, na ktrej
mona byo wieczorami usi, by popatrze na zachd sztucznego
soca na rwnie sztucznym niebie.
Spojrzaam na horyzont. Ukrycie kamiennego sklepienia jaskini nie
wyszo idealnie twrcy tej iluzji. Gdzieniegdzie czarne skay
przebijay si przez bkit. Wygldao to tak, jakby niebo miao
pryszcze.
Wrciam spojrzeniem do sodkiej chaty. Otworzyam furtk i
weszam do maego ogrodu. Ogrodzenia take wczeniej tu nie byo,
podobnie jak wysokich malw i krzakw pomidorw. Nowoci bya
te jabonka o ogromnych czerwonych jabkach.
Najwyraniej era ziemniakw si skoczya.
Miaam nadziej, e twrca tego szalestwa nie pozbawi Achillesa
dodatkowych pokoi i piwnicy stworzonych przez ifrita.
Zapukaam do drzwi zbudowanych z wci pachncych ywic
desek. Proste geometryczne soje, odrysowane jak od linijki,
sprawiay wraenie sztucznoci.
Nikt mi nie odpowiedzia. Nacisnam na klamk i zajrzaam do
rodka. Wntrze w ogle si nie zmienio. Za szmat przybit dwoma
kokami do ciany cign si ukryty korytarz prowadzcy do nowych
pokoi i piwnicy. Stanam w nim i zawoaam Achillesa po imieniu.
Na wszelki wypadek sprawdziam wszystkie pomieszczenia. Nie byo
go. Nie wiedziaam, co mam zrobi ani gdzie pj.
Po raz kolejny usiowaam nieskutecznie porozumie si za pomoc
myli z Belethem. Nie odpowiada.
- Beleth, gdzie jeste? Czy co ci si stao? Odpowiedz mi - prosiam
wielokrotnie.
Usiadam w kuchni, i czekaam na przyjcie nefilima. Stworzyam
sobie kubek ciepej zielonej herbaty i rozpakaam si.

31
Zapad ju zmrok, a sztuczne niebo rozwietliy dziesitki
migoczcych wiateek imitujcych gwiazdy. W ktrym momencie
przestaam paka i usnam z gow na zniszczonym drewnianym
stole.
W snach widziaam Beletha. Jego twarz bya pena udrki. Od jego
kostki u prawej nogi cign si dugi zoty acuch. Koniec ciskaa
ksina Elbieta i miaa mi si prosto w twarz.
Mj ifrit co do mnie krzycza, lecz nie rozumiaam sw. Ubrany w
zielone szarawary, ktrych nogawki lizay szmaragdowe pomienie,
macha ramionami, starajc si mnie zatrzyma. Biegam, ale on
oddala si ode mnie.
Gwatownie poderwaam gow do gry. Koszmary przed moimi
oczami znikny. Byam sama w pustej izbie. Za oknem malowa si
rowy wit. Zdrtwiay kark strzeli gucho, kiedy si przecigaam.
Gdzie si podziewa ten Achilles?
W chwili, gdy to pomylaam, drzwi otworzyy si z trzaskiem.
Olepio mnie ostre wiato.
- Bogini - dobieg mnie gos olbrzyma. - Co tu robisz?
Niebezpieczestwo czyha na tw gow. - Szybko zatrzasn drzwi i
wyjrza przez szmat przykrywajc okno na podwrze. Sprawdza,
czy nikt go nie ledzi.
Dopiero gdy zniko przeraliwie jasne wiato, zauwayam, jak by
ubrany. Skrzane spodnie i zbroja gdzie znikny. Wyglda jak
grecki bg. Mia na sobie krtk tog spit na jednym ramieniu,
zoty pas z piorunem na klamrze, sanday z rzemykami wizanymi
pod kolanami i idiotyczny wieniec laurowy na czole.
- Co ci si stao? - zapytaam kompletnie zaskoczona.
- Co si stao, e ty tu? - odpowiedzia pytaniem na pytanie.
- Mielimy z Belethem wypadek w jaskini. Nie wiem, gdzie on teraz
jest.
- Zerwaam si ze swojego miejsca. - Musimy go szuka!
Nefilim zapa mnie za ramiona i posadzi z powrotem na krzele.
- Nic nie wiesz, biedna bogini? To lepiej zajmij swoje miejsce.
Zmienia si wadza w Tartarze. Dokona si wielki przewrt.
Miaam coraz gorsze przeczucia. Domylaam si, co zaraz usysz.
- Teraz wada ksina Elbieta Batory. Posiada wielk moc i jej
niestety nie ukrywa. Kady, kto si jej nie podda i nie uzna za sw

krlow, zostaje zniszczony. Znika.


Zagadka le dobranych kolorw budynkw wyjania si bardzo
szybko.
- Kazaa nam nosi barwne tkaniny. Prawie kadego ubraa sama
-kontynuowa i szarpn za tog, nadrywajc kawaek materiau na
dole. Na moich oczach biae nitki zaczy porusza si jak we.
Szybko znalazy urwane koce i poczyy si z nimi z sykiem. Po
rozerwaniu nie byo ladu.
- Co to? - zapytaam.
- Nie moemy zmienia strojw, ktre nam podarowaa - odpar
gorzko.
-Ja mam udawa syna Zeusa Gromowadnego. To blunierstwo!
Wiem, e powinnam mu teraz wspczu, pocieszy, a nawet
zniszczy jego ubranie, ale miaam waniejsze sprawy na gowie.
- Gdzie jest Beleth. Co wiesz? - przerwaam narzekania. Achilles
strapi si.
- Jest w jej mocy...
Odetchnam z ulg. y! Po policzkach poleciay mi zy ulgi.
- Nie martw si, odbijemy go - nie zrozumia mojego paczu. Idmy ju! Zerwa si z krzesa. Chwyciam go za rami. - Jeszcze
nie. Po prostu ciesz si, e yje. Mylaam, e zgin w jaskini
przygnieciony kamieniami. Nefilim spojrza na mnie jak na gupi.
- To bg. Jego nie mog zabi kamienie.
- Masz racj - westchnam. - Jak to si stao, e Beleth jest... w jej
mocy. Co to oznacza?
Achilles nachmurzy si. Nie wiedzia, jak powiedzie to, co mia mi
do przekazania. Mia min jakby zmaga si z cikim dylematem.
Przegarn doni wosy, mierzwic je.
Umiechnam si. Chocia nie zosta wychowany przez Beletha i
nie mia z nim adnego kontaktu, to wykonywa dokadnie te same
gesty co on.
- Jest jej niewolnikiem. Ona go wizi, a on spenia jej rozkazy. Nie
wiem dlaczego. - Bezradnie rozoy rce. - Przecie to wielki bg.
Nie moe by tak saby, by ulec kobiecie...
Faktycznie byo to nieco podejrzane, ale nie ze wzgldu na jej pe,
tylko moce.
- Musimy go odbi - mruknam. - Tylko jak? Gdzie on teraz jest?
Ja take przeraziam si nie na arty. Elbieta musiaa by bardzo
potna, skoro nawet niepokonany ifrit jej uleg. Co ona takiego

zrobia, e jest jej posuszny?! Czyja w takim razie zdoam j


powstrzyma?
- Jest w jej twierdzy. Nie wiem dokadnie, gdzie znajduje si teraz,
ale wiem, gdzie bdzie wieczorem.
- Gdzie?
- Po zapadniciu zmroku ma si odby wielki bal powitalny dla
nowej wadczyni Podziemi. Maj by na nim wszyscy mieszkacy.
Cz z nas sama przebraa wieczorem. Reszta otrzyma nowe
ubrania tu przed biesiad.
Przypomnia mi si sen. Czyby nie by tylko koszmarem?
- Jakim cudem tak szybko wszystko zmienia? - nie mogam w to
uwierzy.
- Przewrt rozpocz si tu po waszym odejciu. Krlowa zburzya
budynek rady Tartaru, a rzdzcych zakua w zote kajdany. By z ni
mj ojciec... Potem wszystko dziao si bardzo szybko. Tak jakby od
dawna to planowaa.
Pomys pewnie miaa, odkd otrzymaa moc Anny Darvulii.
- Nie wiem, co go optao. Czemu jej pomaga?
- Poczekaj chwil - wstaam. - Zaraz wracam. Musz si poradzi
znajomego z zawiatw. Czekaj tu na mnie.
Szybko podbiegam do drzwi chaty. Achilles nie zamierza nigdzie
i beze mnie. Rozsiad si przy stole z butelk wina.
- Do miejsca pobytu Azazela! - krzyknam.
Drzwi wybrzuszyy si. Szarpnam za szar klamk. Przez rami
zobaczyam jeszcze, jak Achilles szarpie tog ze zoci.
Po drugiej stronie byo ciemno, wysokie okna zasonito roletami.
Nie wiedziaam, gdzie si znajduj. Pierwszy raz widziaam to
miejsce. Pod przezroczystymi stopami miaam marmurowe, rowe
pytki poznaczone grubymi ykami. Dookoa mnie znajdoway si
rzdy urzdowych szafek na dokumenty. Wiedziaam kiedy takie w
Piekle. To jednak nie bya Nisza Arkadia. Tam nie mieli zwyczaju
ozdabia sufitw kasetonami i krysztaowymi yrandolami.
W kcie pomieszczenia drgao delikatne wiato wiecy. Ruszyam w
jego stron. Jako duch nie wydawaam dwikw, nie tupaam, nie
szuraam. Dziki temu udao mi si kompletnie zaskoczy Azazela
pochylonego nad otwart szuflad.
wiato krtkiej wieczki owietlao jego wykrzywion zoliwym
umieszkiem twarz. Zajrzaam mu przez rami. Przed sob mia
otwarte dwie grube urzdowe teczki, jedn podpisan Azazel", a

drug Moroni". Diabe po kolei wyjmowa druki ze swojej


dokumentacji, a nastpnie zmienia imiona oraz daty i przekada do
teczki konkurenta. Na moich oczach rozemiana twarz Azazela z
jednego ze zdj zmienia si w rwnie weso facjat kamliwego
anioa.
- Co robisz? - zapytaam.
- Do kroset! ! ! - rykn, podskakujc metr do gry. Odwrci si
do mnie szybko. Jego zwykle blada twarz bya purpurowa. Zapa si
za nieistniejce akurat u niego serce. - Przesta si do mnie zakrada
jak jaki duch! - parskn lin, starajc si mwi teatralnym
szeptem.
- Wiesz, ostatnio zbyt ywa nie jestem...
- Czego znowu ode mnie chcesz? - warkn wcieky i szybko zacz
chowa przede mn dokumenty.
- Co robisz? - ponownie zapytaam.
- Nie twj interes, smarkulo. Zmywaj mi si std. To zabawa dla
dorosych diabw, a nie dla maych niszczycielskich poltergeistw.
- Potrzebuj pomocy.
Posa mi ponure spojrzenie. Chyba wreszcie udao mi si podsun
mu myl, e moe lepiej by na tym wyszed, gdyby nigdy nie
wcign mnie do swoich brudnych gierek. Byam z siebie dumna. A czy ja wygldam jak organizacja dobroczynna? - A trzs si ze
zoci.
- Dobrze wiesz, e tylko na ciebie mog liczy...
- Jedno gupie zaklcie. Jedno zaklcie, niepowiedziane przecie w
zej wierze, i teraz si musz mczy - narzeka pod nosem,
wrzucajc dokumenty do teczek. - Jedno malutkie zaklcie. Kto by
si spodziewa, e bdzie miao tak obrzydliwe skutki? !
- Skoczye?
Umilk. Chyba przesta dba o pozory, bo znowu zacz podrabia
dokumenty. Zatrzyma si na jakim, na ktrym bya gruba zota
piecz samego Archanioa Gabriela. Pismo mwio o karygodnym
czynie, jakiego dopuci si diabe Azazel. Mianowicie traktowao o
wciniciu pewnego duego guzika w Anielskim Centrum
Dowodzenia.
Diabe machn nad nim doni, jednak dokument si nie zmieni.
- Hm... - mrukn.
Pstrykn palcami.
- Hm? - nadal nic si nie stao.

Wyj z kieszeni solniczk i sypn sol przez lewe rami. Machn


rk nad dokumentem. Znowu nic.
Potem zakrci si w kko, gono tupic, i dla pewnoci splun
trzy razy przez lewe rami. Wci bez zmian.
Na cae szczcie i sl, i lina przeleciay przeze mnie, nie
zostawiajc po sobie ladu.
- Nic? - sam nie mg w to uwierzy.
Podrapa si po gowie zamylony.
- Nie wziem kurzej nki... - westchn. - A szkoda... Jajko? Nie,
jajko musiabym rozbi, a nie mog. Co jeszcze? Co jeszcze?
- Czerwona wsteczka? - zasugerowaam inne odczynianie
urokw, ktre pamitaam z jakiej dziecicej bajki.
- Nie, gupia - achn si. - J si wie na rku dzieciaka, eby
nikt krzywym okiem na niego nie patrzy. Widzisz, ebym mia tu
jakiego bachora?
Znudzio mi si. Miaam do patrzenia na jego machlojki.
- Co to znaczy, e Beleth jest w mocy ksinej Elbiety, ktra ma
moc Iskry Boej? Jak moga go uwizi? - postanowiam przerwa t
szarlataneri.
- Sucham? - diabe wydawa si absolutnie zaskoczony. - Co Beleth
zrobi?
- Podobno wykonuje rozkazy ksinej - odparam. - Jak to moliwe?
Dlaczego pozwala sob rzdzi? Przecie jest od niej duo
potniejszy.
Azazel wybauszy na mnie oczy.
- Nie wierz... Przecie mia tam tylko wej i wyj. To adna
filozofia nawet dla niego! Mia si nikomu nie chwali, kim jest. Co
to ma by, do diaba? Ty to rozgosia?!
- Co rozgosiam? - kompletnie nie wiedziaam, o czym do mnie
mwi.
- e Beleth jest teraz ifritem! A czym jest ifrit? Durnym dinem!
Wniosek: co mona z nim zrobi?
Przed oczami stan mi disnejowski Aladyn. - No nie gadaj...
- Wanie tak. Najwyraniej ta twoja Elbieta nabia naszego
przyjaciela w butelk.
- To mona tak? - zapytaam gupio. - To nierzeczywiste!
- A czy rzeczywiste jest dla ciebie to, e jeste przezroczysta i stoisz
w jednym z najlepiej strzeonych niebiaskich archiww razem z
pewnym poraajco przystojnym diabem?

Fakt... nie uwaaam Azazela za poraajco przystojnego.


- To co ja mam teraz zrobi? Jak mam go uwolni? - zaczam
panikowa.
Tego ju byo dla mnie za wiele. Czuam, e wiat wali mi si na
gow. Jeszcze niespena p dnia temu wszystko byo w jak
najlepszym porzdku. Byam ja, by Beleth, bya sprecyzowana droga
ucieczki.
Ba, jeszcze przed niespena tygodniem chodziam po warszawskiej
Pradze i oddychaam!
Chc do mamy.
- A skd ja mam wiedzie? Pierwsze sysz, eby kogo zamknito w
butelce. Beleth jest pierwszym dinem, ktrego znam. - Azazel nie
wyglda na szczeglnie zmartwionego tym faktem. Nadal wpatrywa
si podliwym wzrokiem w dokument o wielkim wymarciu
dinozaurw.
- Ale skd wiedziae, e mona go zabutelkowa...
- Znam rojenia, o przepraszam, bajki, Szeherezady. Miaem
przyjemno pozna j kiedy na balu u Szatana. Poza tym dawno
temu by jeden ifrit, o ktrym such zagin. Nie chc by czarno
widzem, ale istnieje spore prawdopodobiestwo, e kto go kiedy,
jak to powiedziaa, zabutelkowa", a potem wrzuci, dajmy na to,
do morza...
Wreszcie spojrza na mnie przytomniejszym okiem.
- O nie, musisz co zrobi. Nikt nie moe wrzuci Beletha do morza.
- Wanie od samego pocztku naszej rozmowy usiuj dowiedzie
si, co mam zrobi - warknam.
- Nieprawda, wczeniej bezczelnie mnie podgldaa. Gotowaam
si ze zoci. Jak zwykle, kiedy miaam do czynienia z podstpnym
diabem.
- Sdz, e Beleth bdzie wolny, gdy wypeni wszystkie yczenia
tej... jak jej tam?
- Ksinej Elbiety Batory, dalekiej krewnej polskiego krla, pani
na zamku w Cachticach, krlowej Tartaru.
- Mniejsza. Osobicie proponowabym zabi t lal. Wtedy ty
przejmiesz butelk, lamp czy soik cznie z kuszc zawartoci. Posa mi krytyczne spojrzenie. - Tylko czy ty dasz sobie z tym rad?
- Zabiam ju jej suc. Poza tym mam teraz Achillesa do
pomocy...
- To moe jest nadzieja dla Beletha. Naprawd kogo zabia?

- No... patrzyam, jak Achilles to robi, bo ja chciaam.


- Tak Rzeczywicie masz krew na rkach... tylko bron Boe nie
zapomnij zmy jej spod paznokci, bo jak ty si ludziom pokaesz. A
nie, zaraz. Nie pokaesz si, bo ci nie widz. Ha ha ha!
- Masz mi co jeszcze do powiedzenia na temat uwolnienia Beletha?
- w moim gosie brzmiaa dza mordu.
miejc si, pokrci przeczco gow. Nie miaam ochoty sucha
jego zoliwych, lekko szalonych komentarzy. Odwrciam si na
picie i ruszyam do drzwi.
- Nastpnym razem zabijaj w rkawiczkach! - krzykn za mn,
chichoczc.
- Lepiej napij si lubczyku, bo jeszcze Kleo uzna, e Napoleon ma
wikszego!
-Co?!
Wychodzc, usyszaam trzask zasuwanej ze zoci szuflady i
zduszony jk, kiedy pomidzy jej krawdziami znalazy si palce
nieuwanego diaba.

32
Stalimy w cieniu rozpadajcej si stodoy. Przed nami growao
wejcie do zamku Elbiety, ktry od czasu mojej ostatniej wizyty
znacznie si powikszy i wyadnia. Wadczyni cigle ulepszaa
swoje miejsce zamieszkania.
Musielimy dosta si tam niepostrzeenie. Z pozoru nie wydawao
si to trudne. Od jakiej godziny niestrudzenie kolejni mieszkacy
Tartaru przychodzili pod kute zote bramy, czekajc na wejcie.
Ksina nie pozwalaa im wej od razu. Musieli sta na dworze
wystarczajco dugo, by doceni pikno budowli.
Wyostrzyam wzrok za pomoc mocy piekielnych i wyjrzaam zza
krzakw. Wikszo Tartaryjczykw bya poprzebierana w
dziwaczne pseudobalowe stroje stworzone przez Elbiet, jednak
spora ich rzesza czekaa w swoich szarych codziennych ubraniach.
Miaam szans si przemkn.
Na wypadek gdyby w drzwiach staa ksina, zamierzaam zmieni
swoje rysy twarzy, stworzy sobie kilka brodawek, garb, moe
bielmo na oku.
Nie rozpozna mnie.
Chyba e poczuje promieniujc ode mnie moc, a niestety istniaa
taka moliwo.
Achilles pomimo moich zapewnie, e wszystko widz opad na
czworaka i podczoga si w krzewy w celu krtkiej obserwacji.
Widziaam tylko podeszwy jego sandaw wystajce spomidzy lici i
zeschnitych gazi.
- Gocie powoli si schodz. Ustawia si duga kolejka
poinformowa mnie.
Zagryzam warg. Oby Beleth na pewno tam by.
- Idziemy? - zapytaam.
- Za mn! - Bdc pozbawiony miecza, zamachn si patykiem
znalezionym na ziemi. - ACHRAA! ! !
Posusznie potruchtaam za nim. W biegu zamieniam zabrudzone
botem ubranie na poszarpan szar koszul i poatane spodnie tego
samego koloru. Najwaniejsze to jak najmniej wyrnia si z tumu.
Ustawilimy si w kolejce szalecw, mordercw i gwacicieli.
Daleko przed nami dostrzegam mczyzn ubranego podobnie jak
Achilles. Jego czarne jak smoa wosy opaday lokami na kark.
Wydatna szczka wysunita bya do przodu. Jaki drobny mczyzna

wpad na niego. Olbrzym podnis go do gry i z furi rzuci


kilkanacie metrw dalej. Nawet si przy tym wyczynie nie zasapa.
- Kto to jest? - zapytaam, wskazujc wielkiego czowieka gow.
- To Herakles. Syn najwyszego boga. Mj kompan. Troch
szalony...
Przypomniaam sobie biografi tego herosa. Syn Zeusa i
miertelniczki Akmeny. Ciekawe, kto by synnym Zeusem? Ktry
anio zama boskie zasady dla przyjemnoci obcowania z kobiet?
Hm, czy za cudzostwo z zamn Alkmen zbuntowanego anioa
spotkaa cisza kara ni Beletha?
Od dumnego Heraklesa promieniaa agresja i szalestwo.
Wiedziaam, e to nie za spraw zazdrosnej bogini Hery oszala i
zabi kilkoro ze swoich dzieci. Mimo to mu wspczuam. To nie ze
swojej winy by wanie taki. Nie jego grzechy go tu zaprowadziy.
- Moe do niego nie podchodmy - zaproponowaam.
- Jak kaesz - skoni gow zawiedziony.
To a dziwne, e Achilles by prawie normalny. Ataki szau zdarzay
mu si tylko raz na kilka godzin.
Dzisiaj, tu przed wyjciem z domu, przypomnia sobie, e nie ma
miecza, poniewa odebraa mu go ksina jako niebezpieczn bro,
ktrej mgby uy przeciwko niej. Zacz tuc naczynia i rzuca
krzesami o ciany. By przeraajcy, jednak si go nie baam. Mnie
by nie skrzywdzi. Za to Elbiet? Mgby. Zdecydowanie mgby.
Zwaszcza teraz, po ujmie, jakiej dozna, gdy odebraa mu jego
ulubion zabawk. Odrobin obawiaam si, co si stanie, gdy
nefilim zobaczy j na balu. Miaam nadziej, e nie rzuci si na ni z
goymi rkami. Mgby tego nie przey.
- Nie wolno ci skrzywdzi dzisiaj ksinej - ostrzegam.
Kolejka przesuna si do przodu. Nie widziaam pocztku, wejcie
zasaniali mi znacznie wysi ode mnie mieszkacy Tartaru.
- Dlaczego? - nie by zadowolony z mojego rozkazu. Wiedziaam, e
ostrzeganie go przed niebezpieczestwem na nic si zda. Tym
chtniej ruszy do boju, gdy zaistnieje szansa, e jego imi bdzie
powtarzane pniej z wrcz nabon czci. Ju raz si tak urzdzi.
W Troi. Nie zamierzaam pozwoli mu na popenienie kolejnego
gupstwa. Nie przestanie istnie z mojego powodu.
- Dlatego, e sama mam zamiar w odpowiednim momencie si na
niej zemci - owiadczyam. - Nie zabieraj mi mojej zemsty.
Pokiwa gow zadowolony. No prosz. Wiedziaam, e argument

tego typu wietnie do niego dotrze.


Ludzie znowu poruszyli si o kilka krokw. Wci nie dostrzegaam
osoby znajdujcej si przy wejciu. Kolejni Tartaryjczycy znikali w
bramie. Widziaam tylko, jak ich szare ubrania zamieniaj si w
kolorowe suknie z gorsetami i szerokimi spdnicami, uoonymi na
rusztowaniach z drutw, bd ozdobne marynarki z abotami i
kryzami. Na ich twarzach pojawiay si bogato zdobione maski z
pirami lub kamieniami szlachetnymi. Niekiedy zakryway tylko
oczy, a czasem, jeli Tartaryjczyk by wyjtkowo nieurodziwy, ca
twarz. Szykowao si bardzo wystawne i eleganckie przyjcie godne
krlowej. Przesunlimy si kilkanacie metrw do przodu, gdy
kilku mieszkacw Podziemi, uprzednio przebranych wasnorcznie
przez ksin Elbiet,pokonao wejcie. Naszym oczom ukazaa si
zota brama. Daleko za ni znajdoway si due drewniane, bogato
rzebione drzwi wejciowe do zamku.
Sta w nich ifrit.
Moje serce zabio mocniej na widok Beletha. Z grobow min,
ubrany jedynie w ciemnozielone szarawary i czarny pas,
przepuszcza kolejnych Tartaryjczykw. Jego stopy giny w
szmaragdowych pomieniach bez dymu. Jednak ogie nie zdoa
zasoni drobnego szczegu. Zotej bransolety na kostce, do ktrej z
atwoci mona byo przyczepi zoty acuch. By winiem,
nowym faworytem Elbiety, tymczasowo spuszczonym ze smyczy.
W kocu kolejka przesuna si o tyle, e i on mnie zauway. Przez
jego twarz przemkn cie, jednak w aden sposb nie da po sobie
zna, e mnie widzi. Oczywicie nie oczekiwaam, e rzuci si na
mnie z radoci, ale mylaam, e zareaguje odrobin bardziej
ywioowo.
Stanlimy naprzeciwko niego.
- Co ty tu robisz? - zapyta zduszonym gosem Beleth. Jego twarz
nadal bya kamienna.
- Jestem tu, eby ci ratowa! - warknam. Zabolao mnie, e
chocia troch si nie ucieszy.
- Ciszej! - sykn. - Ksina wszdzie ma swoje oczy i uszy. Naraasz
si na niebezpieczestwo, przychodzc tutaj.
- A co innego mi pozostao? Bez ciebie jestem nikim. Nie wydostan
si sama. Jeste moj nadziej na odzyskanie wolnoci.
- Chciabym wierzy, e pragnienie ucieczki nie jest jedyn
przyczyn, dla ktrej zamierzasz mi pomc - ifrit by obraony.

- No i czego si wkurzasz? - rzuciam. - Zupenie jakby nie


wiedzia, dlaczego chc ci ratowa. Osio.
Machn obiema domi, ignorujc wypowiedziane przeze mnie
sowa. Moje ubranie stao si niewyrane. Co mocno cisno mi
piersi i brzuch, a tali otoczya suknia z gbokim dekoltem
spaszczajca biust i wypychajca go do gry. Spdnica rozlaa si na
metalowej konstrukcji rozpitej na moich biodrach. Bya w odcieniu
gbokiej liwki i zdobiy j jasno-fioletowe wstki.
- Krynolina? - Wydam usta niezadowolona.
Nie cierpi takich sukni. Nie mona w nich normalnie usi bez
obawy pogicia delikatnej konstrukcji rozoonej na drutach.
- Nie, moja droga, to fortuga. - Beleth po raz pierwszy umiechn
si pod nosem. - Krlowa Tartaru ya w czasach, kiedy jeszcze nie
byo krynolin, panieru ani turniur. Musisz zadowoli si tym.
Dobrze wiedzia, jak nie lubi takich starowieckich kiecek. Co
prawda czowiek czuje si w nich niesamowicie kobieco i eterycznie,
ale kompletnie nie moe oddycha i w ogle caa konstrukcja
wyglda, jakby si miao olbrzymi tyek.
Nie lubi powiksza optycznie moich poladkw. Czuj si wtedy
nieswojo.
Na mojej twarzy pojawia si pikna maska, zasaniajca jedynie
oczy, z dugim fioletowym pirem sterczcym do gry ponad
misternym kokiem zaplecionym przez Beletha.
- Id ju - popdzi mnie. - Kto moe zacz co podejrzewa.
Porozmawiamy na balu. Znajd ci. Ty mnie tam nie szukaj.
- Ocal ci - obiecaam.
- Zobaczymy...
Na twarzy Achillesa wyczarowa ma zot maseczk ledwo
otaczajc oczy. Idealnie pasowaa do zotych lici laurowych
wplecionych we wosy olbrzyma.
- Strze jej - nakaza synowi.
Wziam pod rami nefilima i z uniesion gow wkroczyam do
zamku. Szlimy w lad za wczeniej wpuszczonymi Tartaryjczykami.
Syszelimy ich przyciszone rozmowy. Nie podoba im si obowizek
przybycia na uroczysto, a tym bardziej zlikwidowanie tradycji
noszenia szarego stroju.
Drog do sali balowej owietlay bogato zdobione witraowe
latarnie. Korytarze nieprzeznaczone dla goci pogrone byy w
gbokim mroku. Nie sdz zreszt, by kto o zdrowych zmysach si

w nie zapuszcza.
Kto wie, jakie niespodzianki Elbieta przygotowaa dla goci, ktrzy
zboczyliby z wyznaczonej trasy?
Mimo wszystkich stara ksinej zamkowe wntrza nie
dorwnyway rozmachem posiadoci Szatana. Elegancja sza tutaj w
parze z kiczem. Alabastrowe posgi greckich bogw stay pod
krysztaowymi witraami. ciany prostoktnej sali balowej wyoone
byy lustrami. Chyba miao to optycznie powiksza pomieszczenie,
ktre nie naleao do najwikszych. Si wcieleni do suby
Tartaryjczycy przebrani w liberie mieszali si z widmowymi marami
wielkich wadcw, ktrych kiedy znaa Elbieta. Nieudane kopie,
ktre stworzya, byy paskie i sztuczne. Postacie te wyglday jak
pierwsze efekty specjalne w starych hollywoodzkich produkcjach.
Zupenie jakby byy naklejone na otaczajce nas to.
Przeszam przez projekcj. Achilles, nieco zmieszany, omin
jakiego ciemnoskrego krla. Znajdujcy si obok nas Tartaryjczycy
zaczli do siebie szepta, pokazujc mnie sobie palcami.
- Bogini. - Nefilim zapa mnie za okie. - Twa brawura i odwaga
rzucaj si w oczy. Pohamuj swe czyny. Prosz.
- Tak - odparam niechtnie.
Spokomiaam. Mia racj. Nie przybyam tutaj jako gwiazda
wieczoru. Musz zachowywa si jak przestraszeni szaleni poddani.
Powinnam czci now wadczyni, schyli przed ni gow i pi jej
zdrowie.
A nastpnie, rzecz jasna, buchn cholerze t durn lamp Aladyna.
Przechadzalimy si z Achillesem pord goci. Zgarnam kieliszek
szampana z tacy, ktr kurczowo ciska sucy. Pikny kieliszek
byszcza wewntrznym wiatem, a zoty napj musowa. Upiam yk
i zaraz wypluam go z powrotem do kieliszka. Elbieta chyba
zapomniaa, jak smakuje szampan, bo nie stworzya nawet kiepskiej
jego namiastki. Jej wyrb zalatywa ziemniakami i bimbrem.
- Nie pij - doradziam Achillesowi, gdy take sign w stron tacy.
-Niedobre, poza tym musimy by czujni.
Kamerdyner posa nam przestraszone spojrzenie, widzc, e
nefilim cofa rk.
- Musicie wzi - powiedzia szybko. - Wecie, wecie natychmiast.
Kady musi wypi toast za zdrowie krlowej. Inaczej spotka nas
straszna kara. Wecie kieliszek. Bagam. Wecie go dla mnie i dla
siebie. Inaczej krlowa oderwie nam gowy, nadzieje je na pal i kae

im patrze na nasze ciaa lece w rynsztoku.


Skrzywiam si. Znaczyo to, e dekapitacja nie zaatwiaa sprawy.
Po czym takim mona byo dalej y w Tartarze. Koszmar.
- Nie boj si - odpar dumnie Achilles.
- Ale on si boi - westchnam. - Zrb to dla niego. Niezadowolony
olbrzym wzi kieliszek. Kamerdyner zacz nam dzikowa. Szybko
odeszlimy na bok.
- Masz zbyt askawe serce, bogini - rzek Achilles.
- To moja wada - mruknam.
Nigdzie nie widziaam ksinej. Najwyraniej zamierzaa pojawi si
dopiero wtedy, kiedy wszyscy gocie znajd si w ogromnej sali
balowej.
Podniosam oczy do gry, wpatrujc si w zocony sufit ozdobiony
krysztaowymi yrandolami. Gdyby co takiego rbno o ziemi, to
ho, ho, zabioby kilkadziesit osb.
Ostatni gocie pokonali wejcie. Za nimi do sali wszed dumnym
krokiem Beleth. Przy kadym ruchu zota bransoleta na jego kostce
cicho brzczaa.
- Prosz o cisz! - zawoa.
Spojrzenia zebranych skieroway si w jego stron. Beleth przeszed
przez ca sal. Dopiero teraz dostrzegam, e na jej drugim kocu
znajdowa si potny tron postawiony na trzystopniowym
podwyszeniu. Gdy ifrit stan za oparciem, rozlegy si gone
fanfary. Ukryte za lustrami drzwi otworzyy si. Wszyscy wstrzymali
oddech.
Najpierw prg przekroczyo trzech baznw. Dzwoneczki na ich
kolorowych czapkach brzczay przy kadym kroku. toczerwone
stroje byy w pasy, kropki, aty. Wygite do gry dugie noski butw
take zdobiy mae zote dzwoneczki. W odrnieniu od goci bazny
nie miay na twarzach masek. Dopiero gdy mnie mijali,
zorientowaam si, kim naprawd byli ci szkaradni ponuracy. Obok
mnie przeszed Neron, Hitler i Kuba Rozpruwacz. Zdetronizowani
wadcy Tartaru. Fanfary zabrzmiay jeszcze raz.
W lad za swoimi sugami prg przestpia krlowa Elbieta. Jej
suknia mienia si w wietle lamp. Patki zota, delikatnie naszyte na
biay materia, odbijay wiato. Szeroki kosz fortugau rozkada
materia na boki. Cichy brzk bogactwa rozchodzi si echem przy
kadym stpniciu wadczyni. Jej gboki dekolt ozdobiony by koli
z mienicych si diamentw. Czarne wosy spite w wysoki kok

sprawiay, e okrg a twarz wydawaa si szczuplejsza. Czerwone


usta rozcigny si w zoliwym umiechu. Bya olniewajca.
Jako jedyna kobieta na sali nie miaa maski, ktra zasoniaby jej
poraajc zmysy urod.
Uniosa do, by poprawi tren sukni. Dopiero teraz dostrzegam
ma buteleczk przytroczon w talii. Kryszta nikn w bysku zota.
Wadczyni taka jak ona nie nosiaby przecie u pasa metalowej
lampy. Gustowniej jest zamkn dina w buteleczce perfum.
Na oko flakon mia osiem centymetrw wysokoci. Jakim cudem
Beleth si tam mieci?
Usiada na zotym tronie. Ifrit skoni gow, gdy na niego spojrzaa.
Zacisn mocno szczki. Jego oczy rzucay zielonkawe pioruny.
- Wzniemy toast! - zawoa.
W jego wycignitej doni zmaterializowa si kieliszek szampana.
- Za krlow Tartaru. Za krlow Elbiet Batory, wadczyni
Tartaru, ksin wgiersk, pani na zamku w Cachticach. Zdrowie!
W wysokim pomieszczeniu rozleg si zgodny, ale niezrozumiay
pomruk. Wszyscy unieli kieliszki i wypili sztucznego szampana.
Udaam, e mocz w tym paskudztwie usta. Achilles bez mrugnicia
okiem przekn napitek w caoci.
- Nieze - mrukn tylko, kiwajc gow z uznaniem, i czym prdzej
sign po kolejny kieliszek. Sucy w liberii podzikowa mu
wzrokiem zbitego psa.
- Jak ju wiecie - przemwi znowu Beleth - wadze w Tartarze
zmieniy si. Dyktatorski reim ustpi, przekazujc rzdy
monarchii, ktra bdzie je sprawowa sprawiedliwie i askawie.
Zoliwy chichot Elbiety wyranie temu przeczy, jednak ifrit nie
traci animuszu:
- Dobra krlowa odmieni wasz los na lepszy, ale musicie by jej
wierni i lojalni. Kadego, kto w jakikolwiek sposb pomoe
baznowi, spotka cika i okrutna kara.
Byli wadcy Tartaru siedzieli skuleni na stopniach u stp krlowej.
Skurczyli si w sobie, syszc sowa Beletha. Z ulg poprawiam
mask na nosie. Hitler powinien mnie w niej nie rozpozna. Nie
bd musiaa oddawa mu obiecanej przysugi.
Podejrzewam, e w tym momencie wyrywajcy kolejne dzwoneczki
ze swojego stroju fhrer nie poprosiby mnie o zlikwidowanie
ysinki.
- Krlowa ju zwrcia wam kolory! Nasz wiat codziennie si

zmienia. Czeka was wspaniae wieczne ycie. Czcijcie j, chwalcie j,


a spotka was nagroda.
Cisz w sali balowej mona by kroi noem. Ukryte za maskami
twarze nie wyraay adnych emocji, jednak niech, jak
Tartaryjczycy odczuwali wobec szykujcych si zmian, bya nie do
ukrycia. Ich ycie pomiertne nie naleao do przyjemnych. A
zapowiadao si, e bdzie jeszcze gorzej...
- Niech yje krlowa! - zawoa ifrit.
Elbieta signa do jego doni i pooya j sobie na ramieniu, a
nastpnie zsuna na dekolt. Czarne, godne oczy wbia w jego usta.
- Niech yje krlowa - powtrzyli wszyscy ponuro. Owszem. Niech
yje. Pki jej nie zabij za podrywanie mojego chopaka.

33
Muzyka graa w tle. Nieliczni Tartaryjczycy usiowali przy niej
niezdarnie taczy. Jednak wikszo tego nie potrafia. Stali pod
cianami i popijali sztucznego szampana bez umiaru, majc
nadziej, e bal niebawem si skoczy.
Krlowa nie prnowaa. Moglimy podziwia j w walcu z
Heraklesem, a potem z Tezeuszem i Odyseuszem. Pozostaych
herosw, ktrzy przewijali mi si przed oczami, przedstawiani przez
mojego towarzysza, nie znaam. Luno kojarzyam tylko ich imiona z
greckiej mitologii i dzie Homera. Nastpni na licie do taca byli
Achilles i Perseusz. Elbieta nie taczya ze zwykymi
Tartaryjczykami. Wybieraa herosw grujcych nad innymi
wzrostem, si i energi. Najwyraniej podniecali j uminieni,
niespecjalnie inteligentni faceci.
- Zauwayam, e Beleth nie odstpowa wadczyni. Cay czas
trzyma si w pobliu. W zasigu jej wzroku. Co on wymyli? W ten
sposb nigdy nie porozmawiamy!
- Achillesie, mam plan - szepnam do kompana.
- Na twe rozkazy, bogini. - Wychyli nie wiem ju ktry kieliszek
szampana, a wci trzyma si prosto i mwi bez zajknicia.
Trening czyni mistrza.
- Zaprosisz Elbiet do taca. Wtedy ja bd moga porozmawia z
Belethem.
Nefilim poblad.
- Bogini, musz?
- A co jest nie tak?
- Nie umiem taczy tych dziwnych tacw... No tak... w staroytnej
Grecji nie taczono walca.
- Daj spokj. Herakles da sobie jako rad. Tezeusz te nie
wybrzydza. Zobacz, jak wietnie mu idzie.
Heros na naszych oczach okrci krlow w do dziwnym piruecie,
podstawi jej nog i ratujc od niechybnego upadku, poderwa do
gry, prawie wyrywajc rami ze stawu. Czerwona jak burak Elbieta
nie bya chyba zachwycona tym manewrem. A w kadym razie
wywnioskowaam to po jej krzykach.
- Tobie na pewno pjdzie lepiej - pocieszyam Achillesa - To nic
strasznego. Troch potupiesz w miejscu i bdzie okej.
- Okej?

- Bdzie dobrze - westchnam.


Nagle poczuam przemon ch spojrzenia przez lewe rami. A
swdziaa mnie od tego caa skra. Odwrciam si i napotkaam
spojrzenie zotych oczu mojego Beletha. Umiechn si do mnie
kpico.
- Nie taczysz? - usyszaam w gowie jego gos.
- Czekam, a mnie poprosisz - odpowiedziaam. - A Achilles czeka,
a krlowa go zauway.
Ifrit podszed do ksinej Elbiety, ktra wci strofowaa biednego
Tezeusza. Chop dwa metry wysokoci, nie wiadomo ile w barach, a
kaja si przed ni niczym przedszkolak. Patrzyam spod rzs i znad
wyczarowanego wachlarza, jak Beleth pochyli si do krlowej i
szepn jej co do ucha.
Elbieta odwrcia si w nasz stron. Jednak jej spojrzenie nie
skierowao si na mnie. Wbia wzrok w zakopotanego Achillesa.
- Trzymaj si - szepnam.
Gono przekn lin i zacz si rozglda za kolejnym
kieliszkiem. Na jego nieszczcie nigdzie w pobliu nie byo
sucego w liberii z tac pen ziemniaczanych alkoholi.
Ksina w asycie Beletha ruszya w naszym kierunku Skoniam si
szybko, pochylajc gow a do piersi, gdy znalaza si tu przy nas,
brzczc zotymi krkami wszytymi w sukni. Wstrzymaam oddech
majc nadziej, e mnie nie rozpozna.
Usyszaam, e gono sapna.
- On si nam nie skoni - sykna.
- Achillesie - dotar do mnie karccy gos ifrita. - Krlowej naley
si pokoni. W twoich czasach zapewne take obowizywa ten
zwyczaj.
Nefilim o lekkich skonnociach do przesady opad gwatownie na
kolana. A gruchno, kiedy jego rzepki spotkay si z marmurow
posadzk.
- Prosz o wybaczenie - mrukn.
Zerknam na niego ktem oka. Niepokorny heros mrugn do mnie
rozbawiony. Kpienie sobie z wadcw byo jego znan cech.
Agamemnonowi na pewno nie raz poszo w pity.
- Niech zaprosi nas do taca - zadaa wadczyni. Nefilim
odchrzkn gono i wy duka niechtnie:
- Krlowo, zataczysz ze mn?
W odpowiedzi zamiaa si tylko. Achilles znikn z mojego pola

widzenia, kiedy wsta. Powoli zaczynay cierpn mi kolana zgite w


pokonie. Miaam tego do.
- Pani, czy pozwolisz, ebym i ja si zabawi? - usyszaam Beletha.
-Chciabym take z kim zataczy. Ta tutaj stoi samotnie.
- Hm... - ksina wyranie nie bya zachwycona tym pomysem.
- Tylko jeden walc, pani. Nadal bd na kade skinienie Waszej
Wysokoci.
- Och, krlowa jest litociwa. Pozwalamy ci na jeden walc. Jednak
tylko jeden.
- Dzikuj, pani, bardzo dzikuj - ifrit wci si paszczy.
Usyszaam, jak brzknicia oddalaj si od nas. Achilles zadba o to,
bymy mogli w spokoju porozmawia.
Poczuam, jak kto delikatnie gaszcze mnie po goym ramieniu.
- Wiki, ju moesz wsta. Wyprostowaam si z ulg.
- Cae szczcie, nie wyobraasz sobie, jak mnie rozbolay kolana!
-jknam.
Przez t sukienk na drutach nawet nie mogam ich pomasowa.
Marz o dugiej kpieli w wannie z bbelkami i ranym pynem do
kpieli. Albo kokosowym. Tak, zdecydowanie kokosowym.
- Wyobraam sobie - umiechn si.
- To co, ju si na mnie nie zocisz? - zapytaam, gdy wzi mnie za
rk i poprowadzi w walcu w kt sali.
Wolno wirujc, zblialimy si do jednego z wyj. Mieszkacy
Tartaru usiujcy taczy uskakiwali nam z drogi.
- Nie zociem si na ciebie. Jestem zy na samego siebie. Mogem
przewidzie, e kto moe nas ledzi. Opowiadaa mi przecie o
Elbiecie. Zlekcewayem twoje sowa. Byem zbyt brawurowy.
Chciaem ci pokaza, jaki teraz jestem silny.
Mocniej si do niego przytuliam.
- Jak to? Elbieta nas ledzia?
- Tak, sza za nami przez jaskinie. Nie wiem, w jaki sposb, ale
najwyraniej podsuchaa nasze rozmowy o ucieczce. Ruszya
naszym ladem, a w odpowiednim momencie spowodowaa lawin.
- A jakim cudem ci zapuszkowaa?
Rozmieszy go dobr sw.
- Nie jestem dinem z bani Szeherezady.
- Azazel podejrzewa, e wycznie dlatego, e Elbieta nie miaa pod
rk miedzianej lampy - odparam.
Beleth nie odpowiedzia. Zaspi si. Najwyraniej podstpny diabe

mia znowu racj.


- Ciekawe, co jeszcze interesujcego powiedzia ci Azazel westchn.
- Powiedzia, e speniasz yczenia.
W tym momencie dotarlimy ju do korytarza prowadzcego do
zaciemnionej czci zamku. Ifrit pocign mnie w tamt stron.
Skrylimy si w mroku przed ciekawskimi spojrzeniami, a wtedy
przycisn mnie do ciany, opar swoje czoo na moim, a ja
przymknam oczy i mocno si do niego przytuliam. Tak si o niego
baam!
- Wiki - szepn zduszonym gosem.
Przypomniaam sobie inny bal, inn sukienk, inny ciemny
korytarz. Dejavu.
- Pamitasz bal u Szatana? - zapytaam.
Uniosam gow. Stuknlimy si nosami. Beleth delikatnie
przesun samymi opuszkami po mojej doni, potem przedramieniu.
Zatrzyma si na chwil na okciu, by nastpnie pieci dotykiem
rami, bark i szyj.
- Pamitam. Bya wtedy tak samo pikna jak teraz - jego niski,
aksamitny szept by tu przy moim uchu. Drani, askota delikatn
skr szyi.
Krew szybciej popyna w yach. Zaczerwieniam si. - Beleth, ja...
Zamkn mi usta palcami.
- Ciii... - szepn.
Po chwili poczuam, jak mnie cauje. Delikatnie, romantycznie. Bez
nachalnoci czy zbdnej siy. To by delikatny pocaunek niczym
dotknicie skrzyde motyla. A jednak zakochaam si w nim i ju
wiedziaam, e bd go kiedy wspomina z rozrzewnieniem. Bd
wspomina ten szept, dotyk i pieszczot ust.
- Ucieknijmy - zaproponowaam.
Chwyciam go za rk i pocignam za sob w ciemno.
- Szybko, dopki Elbieta nie zauwaya! - dodaam. Przeszlimy
ledwie kilka metrw, gdy Beleth zatrzyma si gwatownie.
Szarpnam, ale nie ruszy si z miejsca. Zatrzymaam si zbita z
tropu.
- Co robisz? Musimy ucieka.
- Nie mog - odpar gorzko. - Jestem winiem krlowej.
- Ale wizie zawsze moe uciec, tak?
- Jak susznie wczeniej zauwaya, zostaem zapuszkowany".

Ksina zamkna mnie we flakonie perfum. Jako jej din nie mog
oddali si od niej dalej ni osiemdziesit osiem metrw.
Jaka sia pocigna mojego ifrita w ty. Jego do wymkna si z
mojej. Zatrzyma si kilka metrw dalej.
- Wanie o tym mwiem - w jego gosie zabrzmiaa gorycz. Widocznie tutaj znajduje si magiczna granica osiemdziesiciu
omiu metrw. Elbieta zapewne si przesuna.
Podeszam do niego. Nasze twarze owietla blask dochodzcy z sali
balowej. Zdaram mask. Mg teraz zobaczy moj twarz tak samo
wyranie jak ja jego. Po policzkach pocieky mi zy.
- To co teraz? - zapytaam. - Co mam zrobi? Jak ci pomc?
- Wiki. - Przytuli mnie i scaowa sone zy. - Wybrniemy z tego.
Musz speni trzy yczenia krlowej. Jedno ju wykorzystaa.
Jeszcze tylko dwa.
- O co ju poprosia?
- Tu jest niestety pewien problem. Poprosia mnie o diabelsk
moc...
-Dae jej j?!
Nie mogam w to uwierzy. Jak mg popeni takie gupstwo?
Przecie bez mocy diabelskiej ksina posiadajca tylko niepen
Iskr byaby zwyk potk, ktr mona by bez problemu
zlikwidowa.
- Wiki, nie miaem wyboru. Jestem dinem. Musz speni jej trzy
yczenia, inaczej nie odzyskam wolnoci. Takie s zasady. My, diny,
musimy wykonywa rozkazy istot, ktre nas pojmay.
Zastanowiam si. Nie podobao mi si to. Bardzo mi si to nie
podobao. Teraz miaymy rwne szanse. W kadej chwili Elbieta
moga mnie zniszczy.
Ba, kto wie, czy z powodu swojego szalestwa, a zwaszcza
wymordowania wikszoci dziewic na Wgrzech, nie bya ode mnie
potniejsza? W kocu nie wiadomo, czy nie odsczya wtedy jakiej
Iskry przez przypadek.
- To co teraz? - powtrzyam.
- Albo cierpliwie poczekamy, a wykorzysta yczenia, a ja jej wtedy
uciekn, albo ukradniemy flakon.
- A co to ci da? Nadal bdziesz dinem zamknitym w butelce.
- Niemniej butelka nie bdzie ju w rkach Elbiety, wic bd mg
si od niej oddali na odpowiedni, czyli bezpieczn odlego.
To miao sens. Wydawao mi si jednak, e Beleth czego mi nie

mwi. Moe mia racj, e flakon bdzie bezpieczny. Tak, ale nie
zmieni to faktu, e on sam pozostanie sug Elbiety. Jeli zoza si
kiedy przypata i znajdzie buteleczk, to znowu bdzie moga mie
nad nim absolutn wadz.
- Nie ma innej moliwoci oswobodzenia ci ni wyczerpanie ycze
przez krlow? - zapytaam.
- Jeszcze tylko jej mier zapewnia mi wolno.
Z sali balowej dobiegaa do nas wolna muzyka. To Beleth j tworzy,
wic zadba, by ten walc by odpowiedniej dugoci. Ciekawe, jak
Achilles sobie radzi?
mier Elbiety. Brzmi piknie. Tylko jak tego dokona? Cholera jest
teraz cakiem potna. Owszem, ale gdybym tego dokonaa,
mielibymy zapewniony spokj. Z tego, co wiem, nikt wicej nie
czyha na nasze: a) moce, b) ycie, c) mio, d) artefakty, ktre
rzekomo s w naszym posiadaniu. Bylibymy wreszcie wolni.
Wolno za mier osoby tak przesiknitej zem jak Elbieta to
ogromna pokusa.
- Wiki, nawet nie myl o zabiciu krlowej - ostrzeg mnie ifrit.
- Skd wiesz, e myl ojej mierci? - zapytaam podejrzliwie.
- Zacza si umiecha...
Przyznam e takiej odpowiedzi si nie spodziewaam.
- Jeli sprbujesz to sama zginiesz, a ja do tego nie dopuszcz.
Rozumiesz? - cisn mnie mocno za rami. - Ona jest bardzo
potna i znacznie bardziej przebiega od cienie. Poczekajmy, a
wyczerpie yczenia.
Jasne, wietny pomys. Poczekajmy, a zapragnie zosta bogini. To
na pewno bdzie znacznie prostsze. Da sobie z ni potem rad.
- A w ogle, w jaki sposb dae jej diabelsk moc? - zapytaam
autentycznie zaciekawiona. - Przecie w tym celu musiaaby zje
jabko.
- Jestem ifritem. Dla dina nie ma rzeczy niemoliwych. Kiedy
zapragna mocy, ja jej j daem. Nie miaem wyboru. Gdybym bez
yczenia usiowa osign co takiego, to nigdy by mi si nie udao.
Dobre.
Gorzej, e Elbieta naprawd moe zosta prawdziw bogini, jeli
wpadnie na ten pomys. A jeszcze gorsze jest to, e wtedy zabicie jej
stanie si w zasadzie niemoliwe.
- W jaki sposb mona zabi boga? - zapytaam pod wpywem
impulsu.

- Zabi boga mona... zaraz! Co? Jak to zabi boga? Co to za


filozofowanie? Masz na myli tego Boga?
- Tak tylko pomylaam, e byoby kiepsko, gdyby ksina poprosia
ci o boskie moce.
Beleth zaspi si. Potarga wosy nerwowym gestem.
- Nie jestem pewien. Wydaje mi si, e kadego boga mona zabi
jedynie przez zapomnienie. On yje w kadym z nas. Gdy nikt nie
bdzie o nim pamita, to przestanie istnie. Ale o czym my w ogle
rozmawiamy? -Zamacha nerwowo rkami. - Ona na pewno nigdy o
nic takiego poprosi. To mog wymyli tylko wierzcy, tacy jak
Moroni czy Azazel. Ta bezbonica nie powinna wpa na ten pomys.
Nie zabijemy jej ani teraz, ani nigdy. Koniec dyskusji. Bdziemy
czeka, a wyczerpie yczenia, co, jak podejrzewam, nastpi bardzo
szybko. Dobrze? To najbezpieczniejszy sposb.
Niechtnie pokiwaam gow. Na cae szczcie bylimy w Tartarze.
Miejscu jeszcze gorszym od Pieka. Spokojnie mogam tu skama,
nie bojc si konsekwencji.
Beleth znowu przesun si do tyu.
- Musimy ju i - powiedzia szybko. - Krlowa chyba co
zauwaya.
- Id przodem. Lepiej, eby nie zobaczya nas razem - odparam,
wkadajc z powrotem mask na twarz.
- Nie rb niczego pochopnie - ostrzeg mnie jeszcze i pobieg do sali
balowej.
Wolnym krokiem zaczam kry po korytarzu. Stanam tyem do
wejcia. Taczcy Tartaryjczycy mnie rozpraszali, a chciaam zebra
w spokoju myli.
Nie zamierzaam czeka, a Elbieta wykorzysta trzy yczenia. O
nie! To byaby kompletna gupota. Beleth chyba w ogle tego nie
przemyla.
Musz zdoby ten flakon perfum. Tylko jak?
- Mrrrrrr...
Zamaram w bezruchu.
- Mrrrrrrrrrr... - ponownie rozlego si gdzie za moimi plecami.
Serce zaczo mi mocniej bi ze strachu. Co mnie zaraz zaatakuje!
Przed sob na cianie zauwayam sylwetk wysokiego, barczystego
mczyzny. Odrobin si uspokoiam.
- Achilles, czy ty musisz si tak skrada? - sarknam. Jednak
naprzeciwko mnie nie byo nefilima.

Dugi czarny cie cign si wprost do maego czekoladowego kota z


kremowo-rudym uchem.
- Mrrr, miau, inrrrr - powtrzy.
- Behemot! - Nie dbajc o druty w sukni i o grub warstw kurzu na
posadzce nieuywanego korytarza, opadam na kolana i zapaam
kota w objcia.
Bezdomny kociak, ktry wybra mnie na swoj wacicielk, by
bardzo drobnym kotem. Nie przeszkadzao mu to jednak w byciu
najbardziej diabelskim kocurem na caym wiecie oraz pogromc
ptakw w Niszej Arkadii. Miaam wraenie, e skada si z samych
mini. W jego szczupym, zgrabnym ciaku nie byo nawet grama
zbdnego tuszczu.
Behemot, zaprzysiony misoerca, jak na inteligentnego kota
przystao, sprbowa kiedy diabelskiego jabka. Efekt by
zdumiewajcy. Potrafi strzela iskrami z maego rowego noska,
chodzi po cianach i suficie, a take, co najwaniejsze, przenosi si
do Tartaru, gdzie przecie nikt poza ifritami nie ma bezporedniego
wstpu!
Osobicie uwaam, e mj kot wietnie do mnie pasuje.
- Co ty tu robisz?
Kotek oczywicie nie odpowiedzia. Wydaje mi si, e moc diabelska
pozwalaa mu na mwienie, ale z wrodzonej kociej przekory tego nie
robi.
- Przyszede mi pomc? - moje pytanie miao w sobie wicej
mylenia yczeniowego ni autentycznej ciekawoci.
Behemot nie odpowiedzia. To byo poniej jego godnoci. Dawa mi
si w spokoju gaska pod brod i przymyka z uwielbieniem oczy,
mruczc dononie, ale nie skomentowa moich sw.
Zaczam zastanawia si nad jego cieniem. May kotek o cieniu
duego czowieka. Bez zastanowienia wziam go za Achillesa.
Umiechnam si pod nosem i przytuliam kota.
- Dziki, Behemocie, e do mnie przyszede z rad - szepnam w
jego pachnce wiatrem i limi futro.
Ju wiedziaam, jak niepostrzeenie zbliy si do Elbiety i ukra
jej flakon perfum oraz oczywicie mojego chopaka.

34
Nieistniejcy chr zacz piewa przy akompaniamencie ponurej
muzyki organw. Skryam si w cieniu, obserwujc taczce pary.
Kot Behemot miaukn przy moich stopach. W tym momencie nie
by zainteresowany pomaganiem mi. Najbardziej intrygoway go
fioletowe wstki przy spdnicy.
Signam po jedn z nich i szarpniciem oderwaam razem z
kawakiem materiau. Kocur by wniebowzity. Chocia ju dawno
przesta by kociakiem, rzuci si z szalestwem w oczach na
posadzk, podrzucajc wstk, swoj now zabawk. Otrzyma
zapat za wskazwk. Przynajmniej tyle mogam zrobi, odkd
przestaam go karmi.
Suknia zacza falowa. Kurczya si, skracaa, a odsonia moje
kolana i zamienia si w bia tog. Wstki opady niczym
zwidnite kwiaty. Zoty sznur pojawi si znikd, otaczajc moj
tali. Pantofle na obcasie opuciy si. Wysuny si z nich
rzemienie, wic moje ydki a po kolana.
Czas na ostateczn zmian.
Wosy skrciy si, zamieniy na blond loki. Zaczam rosn, a
osignam dwa metry i trzydzieci centymetry. Tog wypenio silne
ciao. Biodra zwziy si, gdy jednoczenie uda nabray mini. Palce
wysuny mi si z sandaw.
Pstryknam palcami mojej nowej rki o doni wielkoci talerza ze
spracowanymi, penymi odciskw opuszkami. Pojawi si w niej
zoty wieniec z lici laurowych. Woyam go na czoo, tu nad
wypukymi ukami brwiowymi.
Drodzy pastwo, powitajcie herosa nad herosami. Jestem Perseusz.
Ostatni heros, z ktrym nie taczya Elbieta. Jeszcze tylko musz
znale orygina i na chwil go unieszkodliwi. Lepiej byo nie
tworzy cakiem nowego greckiego bohatera. Ich era dawno ju
przemina. Ksina mogaby si zorientowa, e co jest nie tak.
Ruszyam do przodu.
- Mrrauuu - zatrzyma mnie koci wyrzut.
Behemot przyglda mi si z potpieniem w zotych oczach.
Nastpnie obszed mnie swoim krokiem zbja. Kroczy z gracj
maego zabjcy. Gow trzyma nisko, patrzy na wszystko i
wszystkich spod przymruonych powiek oraz mocno stawia
przednie apki, w taki sposb, e jego barki faloway.

- Tak, rozumiem. Mam chodzi jak facet - powiedziaam i zdaam


sobie spraw, e nie zmieniam gosu. - I mwi jak chop - dodaam
ju znacznie niej.
Kot miaukn zadowolony i ciskajc w zbach fioletow wstk,
odszed w mrok. Nie wiedziaam, kiedy znowu go spotkam. Znajc
mojego diabelskiego towarzysza, mogo to nastpi jutro bd nigdy.
Zamknam oczy i w mylach wyszeptaam imi Perseusz.
Wzywaam go. Ciekawe tylko, czy posucha gosw w swojej gowie?
Mg sysze je na tyle czsto, e przesta ju zwraca na nie uwag.
Na szczcie niedaleko wejcia do korytarza pojawi si lekko
oszoomiony heros. Rozglda si na boki nieprzytomnym wzrokiem.
- Perseuszu! - zawoaam go i cofnam si w cie.
Olbrzym dziarskim krokiem wszed w ciemno. Nie spodziewa si,
e kto moe chcie zrobi mu krzywd. Jemu? Herosowi?
Kiedy znalaz si obok mnie, delikatnie musnam jego do. Jak za
dotkniciem czarodziejskiej rdki osun si na podog. No
dobra, rbn o posadzk caym ciarem. Tego elementu porwania
nie przemylaam zbyt dokadnie.
Gdy ju zosta skutecznie unieruchomiony du iloci wizw i
acuchw, mogam wcieli w ycie mj plan.
Stawiajc szeroko nogi i lekko kiwajc si na boki, weszam na
parkiet. Dziki susznemu wzrostowi widziaam ca sal ponad
gowami innych goci. Ksina nie taczya ju z Achillesem.
Olbrzym sta w kcie, trzymajc kamerdynera za frak i osuszajc
apczywie wszystkie kieliszki, ktre ten mia na tacy.
Ten walc by dla niego bardziej stresujcy, ni mylaam.
Elbieta razem w Belethem plsaa porodku. Otacza ich krg ludzi
podziwiajcych misterny i peen figur taniec. Mj ifrit by
doskonaym tancerzem. Potrafi telepatycznie przekaza wiedz o
krokach i zasadach taca. Jego partnerka musiaa tylko da si
poprowadzi. Reszta bya bajecznie prosta.
Stanam w pierwszym rzdzie. Flakon by przywizany do paska jej
sukni, na prawym biodrze. Bd musiaa niepostrzeenie go zabra i
podoy na jego miejsce podrbk. Chonam wzrokiem kady
najdrobniejszy szczeg buteleczki. Krlowa nie moga zbyt szybko
zauway zguby.
Tylko gdzie powinnam ukry flakon? Kusa toga nie zapewniaa zbyt
wielu kryjwek. Mogam schowa co jedynie pod ni. Stworzyam
gbok kiesze po wewntrznej stronie spdniczki.

Nie byo na co czeka. Miaam tylko jedn szans. Nie bd


zastanawia si w nieskoczono.
Dziarskim i mam nadziej w miar mskim krokiem ruszyam na
rodek sali. Beleth zmarszczy brwi, gdy podeszam bliej. Ksina
take bya zaskoczona.
- Pani - padam na kolana przed z krlow i gboko pochyliam
gow.
- Zataczysz ze mn?
- My? Z tob? - zapytaa i zamiaa si perlicie. - Kim jeste, e
omielasz si bezporednio zwraca do krlowej? Powiniene by
zgosi si do mego sugi, dina.
- Wybacz, pani - odparam pokornie. - Nie znam etykiety. Jestem
tylko zwykym herosem.
Podniosam gow i spojrzaam jej prosto w oczy. Staraam si mie
bagalne spojrzenie. Nie wiem, czy mi si udao, bo nadal nie bya
przekonana. Za to Beleth zacz co podejrzewa. Przyglda mi si
badawczym wzrokiem. Moja kopia Perseusza nie bya chyba a tak
doskonaa, by zdoaa go bez trudu zwie.
- Krlowo, sdz, e nie powinna z nim taczy - powiedzia
szybko. -Ten miaek zama zasady etykiety. Pozwl mi
wyprowadzi go z balu.
- Tak od razu go wyrzuci? - zdziwia si wadczyni.
- To bdzie przestroga dla innych, by nie amali zasad dworskiej
etykiety -gos ifrita by twardy niczym skaa. - Jeszcze tylko tego
brakuje, by plebejusze bez pytania wszdzie si wpraszali.
- Mj dinie, jeste zbyt surowy. - Ksina wyda czerwone usta.
-Spjrz na niego. To heros. Krlowa lubi herosw. Zataczymy z
nim. A ty id przed zamek i sprawd jeszcze raz czy wszystko jest
dobrze przygotowane do tych powietrznych ogni, o ktrych mi
opowiadae. Pozwalam ci odej na odlego trzystu metrw.
- Ale pani...
- Bez dyskusji! - sykna.
Jej oczy zalniy biel, gdy signa mimowolnie po moc Iskry Boej.
Moje take zawsze pokrywaa mleczna mga gdy korzystaam z si po
przodkach, Adamie i Ewie ktrych w prostej linii byam wnuczk.
Jednak Elbieta nie bya z nimi tak blisko spokrewniona jak ja. Ona
nie miaa prawa do ich spadku. Ona go ukrada.
- Jeli mog co powiedzie... - szybko odezwaam si, zanim ifrit
odszed.

- Mw - nakazaa krlowa.
- Mj kompan, Achilles, chyba zanadto sobie podchmieli MoZe
czcigodny din mgby zabra go ze sob na powietrze? Obawiam
si, e pod wpywem zmcenia w gowie moe wyrzdzi szkody.
Bywa agresywny.
- Jak wy wszyscy - pouczya mnie ksina. - Dinie Syszae.
Zabierz std Achillesa. Ich wszystkich naleaoby sie niedugo
pozby. Mog nam sprawi kopoty.
Zaczerwieniam si ze zoci. Ja take byam herosem, a ona nie
wstydzia si mwi przy mnie takich rzeczy. Gdybym nie bya
podrbk, to mogabym w tej chwili solidnie si zdenerwowa.
Wytrzymao nefilimw nie bya zbyt dua i kady z nich mia
bardzo silnie zakorzenione poczucie wasnej wartoci.
Krlowa kiedy zginie przez swoj gupot. Mdry wadca, choby
nawet by tyranem, nie postpuje tak jak ona. - Moesz wsta rozkazaa mi.
Podniosam si. Serce walio mi w piersiach. Jak ja ukradn ten
przeklty flakon? Moe prociej byoby urwa jej gow na rodku
sali albo zmieni w robaki i rozgnie? Nie, przysigam, e nigdy
wicej nikomu tego nie zrobi. Nie zami tej przysigi. Dotrzymam
sowa danego samej sobie.
Muzyka zmienia si. Przyspieszya. Takty byy mniej wicej dwa
razy szybsze ni w walcu angielskim. Cholera, co ona wymylia?
- Jestem ciekawa, czy poradzisz sobie w walcu wiedeskim. - Jej
krwiste usta rozcignite byy w penym pogardy umiechu. - Jeli
mnie podepczesz, ka uci ci stopy
- Rozumiem, pani - przeknam lin.
Uywajc diabelskich mocy, szybko przefiltrowaam w gowie
informacje na temat tego taca. Pyk i ju umiaam go taczy. Stopy
byy bezpieczne.
Szlag. Moje rce bd znajdowa si daleko od flakonu. Praw do
powinnam trzyma na jej lewej opatce, a moja lewa rka bdzie
spleciona z jej doni. Bd musiaa co wymyli.
Stanlimy naprzeciwko siebie. Uniosam gow i odchyliam j
lekko w lewo. Objam drobne ciao Elbiety i uniosam nasze
splecione donie na wysoko jej gowy. Odliczyam w pamici takt i
poprowadziam j w walcu. Ruszylimy z pity.
Usyszaam pene zachwytu westchnienie ksinej.
- Jestemy zadowolone - powiedziaa po chwili niskim gosem. - Nie

sdziymy, e bdziesz umia taczy, a okazae si partnerem


godnym wadczyni. Prawie tak dobrym jak din. Jak ci zw?
- Eee... jestem Perseusz - mruknam.
- Perseusz - mlasna. - C za intrygujce imi.
Jej do oparta na moim biodrze zsuna si odrobin niej.
- Ciekawi nas, w czym jeszcze jeste dobry - zamiaa si. No bez
jaj... teraz bdzie mnie jeszcze podrywa? Naprawd wystarczy tylko
umie taczy i by wysokim, eby jej zaimponowa? Pytka baba...
- W noszeniu kamieni - mruknam ponuro.
Usyszaa ton mojego gosu. Zerkna na mnie pomimo mocno
odchylonej w lewo gowy.
- Sdz, e moemy o tym pomyle - powiedziaa. - Na pewno
znajdziemy ci inne zajcie.
Nie wtpi.
Wykonalimy kilka obrotw. Wci nie wiedziaam, jak dosta si do
flakonu. Musiaam co wymyli. aden ze mnie zwinny
zodziejaszek. To musi by co atwego.
Zanim wykonalimy kolejny obrt, puciam j, zapaam za biodra i
uniosam do gry. Nie gubic rytmu, odstawiam i ponownie
przyjam pozycj do walca. Po chwili powtrzyam ewolucj.
- Ojej, nie pamitamy, eby walc mia takie kroki - sapna, gdy
znowu j odstawiam.
- Taki taniec jest znacznie bardziej ekscytujcy - stwierdziam.
Przy kolejnym podniesieniu udao mi si odpi flakon. Szybko
przeoyam go z lewej rki do prawej. Uniosam buteleczk za
plecami Elbiety, udajc, e trzymam j za opatk.
Wszyscy widzieli to, co robi. Nikt jednak nie zaprotestowa.
Twarde spojrzenia profesjonalistw wyraay jedynie politowanie
dla mojego stylu kradziey.
Kiepski ze mnie zodziej. Kady to wiedzia.
Pytanie tylko, czy kto na mnie doniesie, a jeli tak, to jak szybko to
zrobi?
Nikt nie pali si do oznajmienia krlowej, e zostaa okradziona.
Chyba bali si, e mog mie uminionych i mciwych kolegw.
Improwizujc, zakrciam krlow i szybko wepchnam flakon pod
tog. Materia obsun si. Jeszcze chwila, a wymknie si ze
spinajcej go na ramieniu broszy.
Muzyka gwatownie ucicha.
- Mamy wraenie, e zakrcio si nam w gowie. - Krlowa

rzeczywicie lekko si zataczaa. - Koniec taca.


Wci nie podrzuciam faszywego flakonu. Przymknam oczy,
uywajc mocy, by nie zauwaya pobielaych tczwek. Spod
spdnicy Elbiety z gonym brzdkniciem wytoczy si sztuczny
flakonik. Miaam nadziej, e udao mi si idealnie go odwzorowa.
- Pani, co ci upado. - Schyliam si po buteleczk, ale krlowa z
gonym piskiem mnie wyprzedzia.
- Och, din! - zawoaa.
Z niebywa przy tak cikiej i nieporcznej sukni zrcznoci
znalaza si na czworakach i pazernie zapaa toczcy si flakon.
Signa do paska u spdnicy i spojrzaa na mnie podejrzliwie.
- Chyba odpi si przy podnoszeniu - wyjaniam pokornie i
skoniam si. - Prosz wybaczy ten miay taniec.
Szybko przymocowaa flakon do paska.
- Nie jestemy obraone. Co do naszej sugestii w sprawie zmiany
twego stanowiska, to zastanowimy si nad tym. Na razie zejd mi z
oczu.
Wycigna w moj stron do. Ucaowaam j.
- Zejd nam z oczu - powtrzya i odwrcia si do mnie plecami.
Tum rozstpi si przed ni. Idc w stron tronu, cay czas gaskaa
pust buteleczk, zupenie jakby utwierdzaa si w przekonaniu, e
wszystko jest w porzdku.
Zaczam si wycofywa, gotowa na ucieczk w kadej chwili, gdyby
tylko Elbieta zorientowaa si, e z flakonem jest co nie tak.
Mieszkacy Tartaru bacznie obserwowali kady mj ruch.
Syszaam ich zdumione szepty. Zastanawiali si, kim jestem i czemu
omieliam si zrobi co tak gupiego.
Droga do wyjcia duya mi si w nieskoczono. W kocu
dotaram do owietlonego witraowymi latarniami korytarza.
Jeszcze raz odwrciam si w stron podwyszenia, na ktrym
zasiadaa krlowa. Wci nic nie zauwaya. Nie patrzc przed
siebie, ruszyam i zderzyam si z kim idcym naprzeciwko.
- Scheie! - krzykn czowiek przede mn. - Uwaaj, jak leziesz.
Spojrzaam prosto w mae oczka Hitlera. Byy kanclerz Rzeszy
zerwa ze zoci jeden z dzwoneczkw wiszcych na jego rogatej
czapce bazna i rzuci na podog. Rg czapki wybrzuszy si. Na jego
czubku powsta may pczek, ktry po chwili zmieni si w taki sam
dzwoneczek.
Hitler rzuci okiem na moj tog, ledwo zakrywajc uminione

uda.
- Widz, e i ciebie krlowa uszczliwia odpowiednim mundurem
-warkn. - Taka haba dla nas wszystkich! - Spod jego nakrycia
gowy wypyna struka potu. Byo mu chyba bardzo gorco. Chciabym mie na sobie moje normalne ubranie - westchn.
Umiechnam si. Nie lubiam zostawia nierozwizanych spraw.
- Chciaby? Czyli yczysz sobie tego? - upewniam si gbokim
gosem herosa.
- Tak, niczego wicej teraz nie pragn.
Rozejrzaam si, czy nikt nas nie widzi. Na szczcie zasania nas
do gruby filar, bezsensownie ustawiony tu obok ciany nonej.
Chocia moe oznaczao to, e wcale nie bya nona...
Pstryknam palcami. Kolorowy strj Hitlera zafalowa i zamieni
si w szary mundur. Na piersi wystrzeliy znikd ozdobne guziki.
Czapka bazna znikna, odsaniajc postpujc ysink.
- Co si dzieje? - krzykn zduszonym gosem. - Kim jeste?
Umiechnam si.
Mogam wrci do swojej postaci. Staam si nisza. Wosy
wyduyy si i zwiny w misterny kok stworzony przez Beletha.
Toga z ukryt kieszeni zamienia si w fioletow sukni i ma
kopertow torebk, w ktrej ukryty by flakon. Zdjam z twarzy
mask z pirem.
Hitler poblad.
- Oddaam ci przysug, ktr obiecaam. Jestemy teraz kwita
-powiedziaam i z powrotem zasoniam twarz.
- Nie! Nie! - zawy. - Miaa mi pomc obali krlow! Oszukaa
mnie!
- Powiedziae mi swoje yczenie, a ja je speniam. - Wzruszyam
ramionami. - Moge milcze.
- Nie wiedziaem, e to ty! Mylaem, e to zwyky heros.
- S mniej zwykli, ni ci si wydaje - mj gos stwardnia. - A jeli
prosisz o przysug diablic i jej ufasz, to licz si z przykrymi
konsekwencjami. Miej wiecznoci w Tartarze. - Odwrciam si od
niego i szybkim krokiem ruszyam korytarzem. Za plecami syszaam
powoli cichnce niemieckie przeklestwa.

35
Wybiegam z zamku Elbiety.
Tward, z bab mogam zgrywa przed Hitlerem. Teraz chciaam
jak najszybciej znale si obok Beletha i si do niego przytuli.
Miaam zdecydowanie za duo na gowie. Powoli zaczo mnie to
przerasta. Pragnam zamkn oczy, da si otoczy jego potnymi
ramionami i chocia przez chwil udawa, e nic zego si nie dzieje.
Kurczowo ciskaam torebk z flakonem perfum. Czy gdybym j
zbia, to co by mu si stao? A moe przeciwnie - zostaby
uwolniony? Wolaam jednak teraz tego nie sprawdza.
Szybko pokonaam wyoony brukiem dziedziniec. Niewygodne buty
na obcasie lizgay si na liskiej kostce. Nigdzie nie widziaam
mojego diaba ani Achillesa.
Zatrzymaam si, ciko oddychajc, przy zotej bramie. Gorset
ciskajcy ciasno moje ebra uniemoliwia wyczynowe biegi. W
gowie mi si krcio, przed oczami miaam mroczki.
Uczepiam si kurczowo sztachet i zerwaam mask. Wosy
rozsypay si na wietrze. Nie mogam oddycha. Gdzie jest Beleth?!
Musz usun gorset. Ju.
Niestety w chwili, gdy to pomylaam, zemdlaam...
Przed upadkiem na bruk ocali mnie Beleth. Zapa mnie w ramiona i
przytuli. Po pochyleniu gowy do dou od razu si ocknam.
Poczuam, jak ucisk w piersiach zela. Mj ifrit usun fiszbiny. W
jednej chwili sukienka przestaa dobrze lee...
- Nie wiesz, e nie biega si w gorsecie? - zapyta gbokim gosem,
ktry zawsze mnie elektryzowa.
- Chciaam sprawdzi, czy pokonam mj rekord. - Umiechnam
si sabo. - Tym razem przebiegam dwa metry wicej.
W odpowiedzi tylko pokrci rozbawiony gow.
- Torebka!!! - ryknam, w jednej chwili wracajc do penej
przytomnoci.
- Tu jest, bogini. - Achilles podnis j z ziemi i mi poda.
Moje zdrtwiae ze strachu rce nie mogy sobie poradzi z maym
suwakiem.
- Typowa kobieta - westchn ifrit. - Biega w gorsecie i zawsze musi
poprawi szmink na ustach w najmniej odpowiednim momencie.
Rozdaram zapicie i wyjam flakon. Uff, by cay. adne, rysy czy
zadrapania. Oczywicie, tworzc j, nie pomylaam, e znacznie

praktyczniej sza byaby torebka z paskiem.


- Caa! - ulga, jak poczuam, bya nie do opisania.
- Skd to masz? - Beleth wyrwa mi buteleczk z rk.
- Buchnam Elbiecie. Pewnie niedugo si zorientuje, wic
powinnimy raczej std spada.
- Spada? Gdzie? Co? - Achilles kompletnie si pogubi.
- Ucieka - wyjaniam mu. - Mamy lamp, znaczy butelk, wic
Beleth ju nie jest winiem krlowej. Musimy czym prdzej std
ucieka.
- Sprowadz konie! - zawoa Achilles. - A nie, w Tartarze nie ma
koni...
Wyprostowaam si i pstrykniciem palcw zamieniam pikn
kreacj na praktyczne buty do biegania, T-shirt i spodnie. Na adne
fataaszki przyjdzie czas pniej.
- Spokojnie - powiedzia Beleth. - Mam wasnego konia.
W tej chwili na kocu wirowej drogi pokazay si prostoktne
wiata jego paskiego czerwonego lamborghini diablo. Samochd
jecha prosto na nas.
- To potwr! - krzykn Achilles.
- Ale oswojony - uspokoiam go. - Beleth, on ma tylko dwa miejsca,
nie zmiecimy si.
- Da si zaatwi.
Auto zahamowao przed nami z piskiem opon. Drzwi uchyliy si do
gry zapraszajco. Zauwayam, e ifrit wprowadzi kilka ulepsze,
czyli midzy innymi tylne siedzenie mogce pomieci potnego
nefilima.
- Achillesie, wsiadaj do rodka - pogoniam go.
- Mam zosta poarty przez besti?
- Ona ci nie zje. - Pchnam go z caej siy. - Musisz usi pod jego
kolczug.
Nefilim niechtnie speni rozkaz. Nie byo czasu na konwenanse.
Nie czekajc, a Beleth zamknie za mn drzwi, wskoczyam do
pojazdu i zatrzasnam skrzydo. Ifrit zaj miejsce za kierownic.
- Trzymajcie si - powiedzia i szarpn drkiem skrzyni biegw.
Lamborghini zawyo po wciniciu pedau gazu.
- O bogowie, jak ryczy ten potwr! - Achilles zatka sobie uszy i na
wszelki wypadek zamkn rwnie oczy.
Samochd pomkn po wirowej drce. Kamienie uskakiway spod
k. Uderzay o karoseri i przedni szyb. Beleth zacisn mocno

zby, wcieky, e nie moe zbyt mocno si rozpdzi.


- Elbieta szybko odkryje, e mnie nie ma - powiedzia.
- Podrzuciam jej atrap flakonu - zaoponowaam. - Nie powinna nic
zauway.
- Miaem przygotowa pokaz sztucznych ogni. Zauway, e ich nie
ma.
- A nie moesz ich wystrzeli zaocznie?
W odpowiedzi tylko szeroko si umiechn. Odwrciam si. Przez
wsk szyb zobaczyam barwne rakiety i snopy wiate godne
przyj u Szatana.
- Dokd jedziemy? - zapytaam.
- W stron Styksu - mrukn Beleth. - Musimy jak najszybciej
ucieka. Tutaj krlowa ma nad nami przewag.
- Nie mamy mapy - powiedziaam. - Zdoamy si wydosta z
Tartaru, zanim ruszy pogo?
- Dokadnie przestudiowaem manuskrypt - odpowiedzia. - Znam
drog. Bardziej obawiam si moliwoci, e Elbieta z niego
skorzysta i pjdzie za nami.
Umilkam wpatrzona w ciemne, puste ulice. wiata samochodu
przecinay mrok niczym sztylety.
- Dzikuj, Wiki - odezwa si ifrit. Spojrzaam na jego profil.
Umiecha si delikatnie.
- Nie podejrzewaem, e zdoasz mnie uwolni. Wydawao mi si to
zbyt trudne. Zreszt twj Perseusz... troch rni si od oryginau.
- Widzisz, zawsze mnie nie doceniasz. A ja jestem pena
niespodzianek.
- W rzeczy samej - potwierdzi. - W kocu jeste pierwsz osob,
ktra zdoaa narobi zamieszania w kadym z zawiatw.
- Ha... ha... strasznie mieszne - zaperzyam si. Sign ponad
skrzyni biegw do mojej rki i mocno j cisn.
- Kochanie, ale ja wcale nie mam ci tego za ze. To mnie w tobie
pociga najbardziej. Nigdy nie wiem, w co si wpakujemy.
- To masz szczcie, bo nie zamierzam si zmienia. - Uniosam
dumnie brod.
Achilles nie sucha naszej rozmowy. Chyba po cichu modni si do
greckich bogw o ask i moliwo szybkiego opuszczenia elaznego
potwora.
- Wiki, naprawd posiadasz wielk moc. Zdoaa na mnie rzuci
jaki dziwny czar. Nie mog si od ciebie uwolni.

- A chciaby? - zaniepokoiam si.


- Tego nie powiedziaem.
Szarpno mn do przodu, gdy Beleth ostro zahamowa przed
metalowymi drzwiami prowadzcymi do Styksu. Achilles zwinnie
wyskoczy z samochodu, przy okazji wyrywajc drzwi z zawiasw.
- Oj sabo byy zamocowane - usiowa si wytumaczy. Jaskinia
bya pogrona w mroku. Wody podziemnej rzeki cicho szumiay,
uderzajc o kamienisty brzeg.
- Idziesz z nami? - zapytaam Achillesa, wiedzc ju, e nie chcia
zmienia swojego przeznaczenia i wzbrania si przed opuszczeniem
Podziemi.
- Bdzie wam potrzebna ochrona. Ojcze, pjd z wami, jeli taka
jest twoja wola.
- Bd zaszczycony twoim towarzystwem, Achillesie - ucieszy si
ifrit.
Stanam na brzegu. Nigdzie nie byo ladu po Charonie. Ukry si
gdzie w grnym biegu rzeki. Kto wie? Moe szykowa si na kolejne
spotkanie z Belethem.
- Jak bdziemy si porusza? - zapytaam. - Achilles nie moe
stworzy sobie skrzyde.
- Skrzyde? - zapyta nefilim dziwnie wysokim gosem. - Jak ptaki?
Czemu skrzyde? Tam d czeka na wdrowcw. Porzdna d wskaza na drewnian upin, ktra bya zacumowana przy
przystani.
- Achilles ma racj - owiadczy Beleth. - Popyniemy, ale nie tym.
Jego oczy zalniy jasn zieleni, gdy postanowi skorzysta ze
swoich mocy.
Z gonym pluskiem do wd Styksu wpad przepikny may statek.
Drewniany kadub obity by metalowymi pytami z dugimi, ostrymi
kolcami. Cay dzib mia zbrojony, zupenie jakby ifrit przystosowa
go do przedzierania si przez lodowce. Na wysokim czarnym maszcie
wisia zoony biay agiel. Z bokw kaduba wystaway dwa rzdy
dugich wiose.
- Wspaniay - Achilles westchn z zachwytem. - Tylko nie mamy
niewolnikw. Kt bdzie wiosowa?
- Niepotrzebni nam niewolnicy - owiadczy Beleth. Wiosa same
opuciy si poniej linii wody i popchny okrt w stron niskiego
pomostu. Trap przesun si, poruszany niewidzialnymi domi, i
opuci tu pod nasze stopy.

- Wsiadajmy. Nie mamy czasu - zakomenderowa ifrit.


Skrzywiam si w duchu. Mia znacznie lepszy pomys ode mnie.
Moje skrzyda nie sprawdziyby si przy spotkaniu z harpiami. Za to
na statku moglimy po prostu schowa si pod pokad.
- Ruszamy! - zawoa Beleth.
Ma giczne wiosa uniosy si i odepchny nas od brzegu. Pynlimy
w stron pierwszego rozwidlenia.
- Czy to duga droga? - zapyta Achilles.
- Duga i pena niebezpieczestw, synu.
-I bardzo dobrze. ACHRRRAAAA! ! !

36
Przed nami byo pierwsze rozwidlenie. Obdrapana tablica
informowaa nas o szlaku. Moglimy wybra jeden z trzech
kierunkw: Europa, Hiszpania", Azja, Chiny" lub Afryka,
Etiopia". Tak jak poprzednio, wybralimy Etiopi.
- Czy znajdujemy si pod krajem, ktrego nazwa jest na tablicy?
-zapytaam Beletha, stajc obok niego na dziobie statku.
Achilles pilnowa rufy, gdzie wanie rozsiad si z butelk wina.
- Tak. Skomplikowany szlak wiedzie pod ca skorup ziemsk. Jego
koniec znajduje si w Turkmenistanie.
- W Turkmenistanie? - zdziwiam si. - Dlaczego akurat tam?
Byo to do zaskakujce. O tym kraju nie wiedziaam nic poza tym,
e istnieje. Gdzie. Chyba w Azji, ale nie byam tego do koca pewna.
- Zobaczysz. - Umiechn si tajemniczo.
Przytuliam si do niego. Obj mnie. Poczuam si bezpieczna. Poza
tym podr bya do tej pory wyjtkowo przyjemna. Nie byo zimno,
ciepy wiatr delikatnie rozwiewa moje wosy. Sycha byo cichy
plusk rzeki rozcinanej przez ostry dzib statku.
Ach, wiatr, szum fal i... przeraliwy jazgot?
- Co si dzieje? - Wychyliam si za burt.
W kadub uderzay wciekle topielce, ranic si o umocowane tam
kolce.
- Wpynlimy na ich terytorium - wyjani Beleth. Westchnam
ciko.
- A przez chwil czuam si jak na wakacjach nad... - Kolejny
miadony topielec zaguszy moje sowa.
- Widziaem po twojej bogiej minie. - Umiechn si szelmowsko.
- A czy w twojej wizji byem ja? Tu obok, na pustej tropikalnej
play? Na kocu, dokadnie na wprost zachodzcego soca?
- Przyznam, e moje marzenie nie byo tak szczegowe...
- Zapomniaa o kocu? - raczej stwierdzi, ni zapyta.
- Jeste niemoliwy. - Uderzyam go lekko w rami. Znowu
spojrzaam na kbice si fale pene miotajcych si bladych
koczyn. Wygldao na to, e topielcom ciko zrobi krzywd.
Niestraszny by im nawet rozpdzony metalowy statek nabijany
ostrzami. - Czy one...?
- Nic nam nie zrobi - nie da mi dokoczy. - Wyobra sobie, e to
delfiny.

Niczym nie przypominay delfinw... No chyba e kolorem.


Romantyczny nastrj prys w jednej chwili. I adne wyobraanie
sobie delfinw nie mogo tutaj pomc.
Powoli zblialimy si do kolejnego rozwidlenia tunelu. Tym razem
moglimy wybra szlaki: Afryka, Kenia", Afryka, Uganda" lub
Afryka, Sudan". Beleth skierowa statek w stron Sudanu.
Zaczam nasuchiwa. Gdzie tutaj powinien znajdowa si Cerber.
Polubiam tego pieska i bardzo mu wspczuam posiadania Charona
jako waciciela.
Naszym oczom ukazao si rumowisko, pod ktrym si znalazam,
gdy poprzednim razem usiowalimy ucieka. Na brzegu byy
gbokie odciski psich ap. Jednak Cerbera nie byo wida. acuch,
ktry mia przytroczony do obroy, wisia luno na koku wielkoci
sporego garau.
- Jedna przeszkoda z gowy - ucieszy si ifrit.
- Nie mw tak - zaprotestowaam. - To bardzo miy pies.
- Wol koty...
Jak mogam zapomnie? W kocu to on je wymyli. Bg pozwoli
kademu anioowi stworzy jak istot. Dziki mocom Beletha
powstay koty.
- A kto wpad na pomys psa? - zapytaam. - Pewnie jaki anio?
- Tak, Archanio Barakiel. Skd wiedziaa?
- Zgadywaam...
Kolejne rozwidlenie: Afryka, Czad", Afryka Libia" oraz nasz cel:
Afryka, Egipt". Pokonywalimy drog w zawrotnym tempie.
Co uderzyo ciko o kadub. Podskoczylimy do gry.
- Co to?! - Zapaam si kurczowo ifrita. Achilles na rufie rwnie
by zaniepokojony.
Z wody obok statku wyoniy si najpierw te oczy. Chwil pniej
pojawio si ogromne cielsko pitnastometrowego krokodyla.
- Ojej - jknam. - Moe zrobi nam krzywd?
- Nie, przecie to tylko krokodyl - Beleth nie mia zbyt pewnego
gosu, gdy to mwi.
Gad otworzy paszcz i splun na nas ogniem.
- To Sobek! - krzykn ifrit i przela moc na statek, by ten szybciej
pyn.
Achilles wyszarpn z pochwy miecz, ktry specjalnie na czas
ucieczki stworzy mu tata, i stan w pozycji bojowej.
- Utn gow potworowi. Niczym Herakles pokonam to dziwne

stworzenie bez lku - oznajmi nam.


Statkiem zarzucio, gdy krokodyl uderzy w burt. Upadam na deski
pokadu. Unosi si jak Titanic w filmie.
- Trzymaj si! - krzykn Beleth i rzuci si na pomoc synowi.
Trzymaj si. Ale czego ? Zsuwaam si po deskach, nie mogc nigdzie
znale oparcia. Byam przeraona. Sobek to dopiero trzeci
przeciwnik, a przecie jest taki potny. Jacy bd pozostali?
Statek gwatownie opad. Uderzyam okciami o deski. Naprzeciwko
siebie miaam rozemianych Beletha i Achillesa, caych zbryzganych
krwi. Nefilim ciska w doni ogromny zakrzywiony zb. Poda mi
go i powiedzia ucieszony:
- Ucilimy mu parszywy eb! Kie to nie trofeum.
Beleth poklepa go po szerokich plecach.
- Wspaniale si spisae, synu. Jestem z ciebie dumny!
No c... dzisiaj ojciec z synem graj na komputerze w zabijanie
potworw. Kiedy brali miecze i szli je po prostu zabi.
- Co le wygldasz - zauway Beleth.
Statkiem wci mocno bujao. Poczuam zapach krwi skapujcej z
ubrania Beletha. Struka czerwieni zbliaa si do mnie po pochyej
desce. Ogromny okrwawiony zb tkwi w mojej zacinitej w pi
doni. Ojej... Zwymiotowaam.
- Chyba le si czujesz. - Ifrit na wszelki wypadek nie podchodzi
bliej.
- Moe zejd pod pokad - wydusiam i rzuciam Achillesowi jego
kie. Brudne donie wytaram o spodnie.
- Tak, to dobry pomys. Pomc ci? - Wycign w moj stron do.
odek podskoczy mi do gry na widok zakrzepej krwi na jego
rce.
- Nie, poradz sobie. Dziki. Daj zna, jak dopyniemy.
Zerwaam si na rwne nogi i zbiegam po wskich schodach pod
pokad. Nie zagldaam tam wczeniej, ale wntrze statku wygldao
zupenie tak, jak si spodziewaam. Beleth wykaza si dobrym
smakiem.
Do wyboru miaam dwie kajuty: mniejsz na dziobie i wiksz na
rufie. Oczywicie skierowaam si do tej dwuosobowej. Chocia
Beleth zacienia teraz kontakty z synem. Moe chcieliby odpocz
razem przy butelce wina? Nie, wtedy gwnym meblem w
obszerniejszej kajucie nie byoby ogromne oe.
Zamknam za sob drzwi i za pomoc magii doprowadziam si do

porzdku, usuwajc z ubrania lady krwi i wymiocin.


Szerokie, okrge oe zasane satynow pociel i mnstwem
rnokolorowych poduszek zajmowao rodek kajuty. Tak,
zdecydowanie to ten pokj Beleth uzna za nasz wspln sypialni.
Pooyam si na ku. Za nim znajdowao si duych rozmiarw
okno zoone z maych szybek. Miaam nadziej, e ifrit o to zadba,
ale na wszelki wypadek machnam rk w jego kierunku, by stao
si niezniszczalne. Ostatni rzecz, o ktrej marzyam w tej chwili,
by jaki zapomniany bg egipski, ktry wpada niespodziewanie do
rodka.
Musz opowiedzie o Sobku Kleopatrze, kiedy ju j spotkam.
Ucieszy si.
Dawna krlowa Egiptu, tak jak wikszo osb pochodzcych ze
staroytnoci, wci wierzya w swoich bogw o gowach zwierzt.
Ludzie wychowani w czasach przed Jezusem nie dawali si
przekona, e s w chrzecijaskim Niebie lub Piekle oraz e maj
do czynienia z anioami i diabami. Pycha kazaa im sdzi, e to oni
maj racj. W dobrym tonie byo nie zwraca na to gono uwagi. W
ten sposb wszyscy byli zadowoleni.
Pooyam si na brzuchu i wyjrzaam przez okienko. Wanie
minlimy tablic: Azja Mniejsza, Izrael".
Gdzie na pokadzie co mocno zatupao. Zupenie jakby jaki
potwr wdar si na statek i zacz go demolowa, wyrywajc
ozdobne okucia.
Achilles zamia si dononie.
Pstryknam palcami, sprawiajc, by nikt nie zdoa otworzy drzwi
z zewntrz, jeeli ja nie bd tego chciaa. Nastpnie nakryam gow
poduszk i poszam spa.
Miaam serdecznie do tych wszystkich przygd. Przyjam ju do
wiadomoci, e nie uwolni si od moich demonicznych przyjaci i
niekoczcego si korowodu narcystycznych osobnikw, ktrzy
dziki mnie chc zdoby wadz nad wiatem, ale akurat w tej chwili
mogam sobie pozwoli na bierne obserwowanie wypadkw. Niech
Beleth si wszystkim zajmie. Ma okazj si wykaza.
Wszystkie czarne charaktery, ktre spotykaam na swojej drodze,
stay si ju nudne. Tylko jeden Azazel wci potrafi mnie czym
zaskoczy.
Powoli zaczam odpywa w niebyt. Co ma by, to bdzie. Najwyej
obudz si w zatoce, przy nabrzeu Tartaru, jeli chopcom co

pjdzie nie tak... Z niespokojnego snu wyrwao mnie szarpanie


statku i zadowolone gosy moich towarzyszy, jednak dopiero
donone walenie pici w drzwi postawio mnie na nogi.
- Co si...? - jknam, wygrzebujc si z pocieli.
- Wiki! Wiki, syszysz mnie? Otwrz.
- No ju... - Usiadam i machnam rk w stron drzwi.
Ifrit pewnym krokiem wszed do rodka. Mj prywatny Aladyn
ubrany jedynie w zielone szarawary, umiecha si szeroko. Na
swoim ubraniu nie mia nawet kropli krwi.
- Daleko jeszcze? - Przetaram zaspane oczy.
- Moja pica krlewno, jestemy na miejscu. - Usiad obok i
odgarn mi wosy za rami. Jego palce delikatnie musny mj
kark! - Wygldasz naprawd uroczo tu po wstaniu z ka oznajmi mi gbokim, mikkim gosem.
Westchnam, dajc si zatopi w jego pynnych zotych oczach.
Zamgliy si, gdy nachyli si nade mn.
- Mylaa kiedy, jakby to byo budzi si codziennie rano obok
mnie? -szepn mi do ucha.
Jego oddech poaskota mnie. Po chwili poczuam jego gorce usta
na szyi w miejscu, gdzie szybki rytm wybija puls.
- Nie mylaam, ale rozwa twoj propozycj - nie mogam
powstrzyma westchnienia.
Zadraam. Delikatnie dotknam jego nagiej piersi. On jednak uj
moj do i odsun si, co przyjam z jkiem zawodu. Na jego
twarzy goci szelmowski umiech, ktry tak dobrze znaam.
- Nie wierz, czyby jeden zero dla mnie? - uda zdziwienie. Dawno nie widziaem ci tak... pobudzonej moj osob.
- To wszystko przez t propozycj budzenia si obok ciebie co rano
-zakopotana usiowaam obrci wszystko w art. - Gdyby
zaproponowa dom, dzieci i psa, to na pewno bym si od razu na
ciebie rzucia.
Beleth zmarszczy brwi i spochmurnia. W tym samym momencie
pomylaam to samo co on. Ifrit nie moe da mi dzieci. Zabi mnie.
Martwi ludzie nie mog mie potomstwa.
- Taki art - mruknam.
- art...
- Chodmy ju. - Wstaam i dziarskim krokiem ruszyam do drzwi. Chc si jak najszybciej std wydosta. Moe jeszcze wszystko da si
odkrci i odzyskam ciao? Przecie Gabriel jest litociwy.

Beleth pody za mn, jednak jego kamienna mina mwia mi


wicej, ni gdyby otworzy przede mn swoje serce, ktrego istoty
podobne do niego chyba nie posiadaj.
Nie wierzy, e Gabriel moe mi pomc.
Byam potpiona, tak jak i on.

37
Weszam na pokad. Achilles czeka na nas przy opuszczonym trapie.
Naprzeciwko statku stojcego na kotwicy, z gonym pluskiem i
syczc, spada olbrzymi wodospad. Potny strumie wody wypywa
prosto ze ciany. Nie miaam zielonego pojcia, skd braa si caa ta
woda.
- Na pewno jestemy ju na miejscu? - zapytaam. Znajdowalimy
si w pogronej w mroku pieczarze. Nie byo wida jej cian.
Wydawao mi si, e to lepy zauek.
- Tak. - Beleth poprowadzi mnie na ld. - Wyjcie znajduje si za
lini wody. Gdy go mijaam, skoni z galanteri gow.
- Bogini - Achilles chcia si jak najszybciej pochwali. - Zobacz, co
zdobyem!
Musiaam zachwyca si po kolei kad odrban gow, wyrwanym
rogiem, odcit ap, ukradzionym pirem lub wybitym zbem.
Zatrzyma je wszystkie. Na pamitk swoich mskich dokona.
- A tyle? - nie mogam w to uwierzy. Naprawd zdoaam
przespa a tyle potworw?
- Od wypynicia z portu - pospieszy z wyjanieniem ifrit minlimy nastpujce tablice: Etiopia, Sudan, Egipt, Izrael, Irak,
Iran, Afganistan, Chiny, Tajlandia, Indonezja, Australia, Ekwador,
Meksyk, Francja, Niemcy, Polska, Ukraina, Rosja, a na samym
kocu Turkmenistan.
- Imponujce - musiaam przyzna. - I wszdzie tam zabilicie
jakiego potwora.
- Tak. - Achilles nie posiada si ze szczcia. - To moja druga
najlepsza wyprawa wojenna zaraz po Troi.
Nie wtpi.
- I pokonae znacznie wicej potworw ni Herakles powiedziaam. Pokrania z zadowolenia.
- Tylko jak ja zabior upy? - zmartwi si.
- Zostaw to mnie - owiadczyam.
Za pomoc magii wrzuciam wszystko do maej skrzanej sakwy,
ktr bez problemu mg przywiza do paska spodni.
- Sprytne. - Pokiwa gow z uznaniem.
- Obawiam si, e czas ju i - popdzi nas Beleth.
- Dlaczego? Co si dzieje? - zaniepokoiam si. Miaam nadziej, e
ksina Elbieta nie wybraa si w pogo.

Podyam za jego spojrzeniem. Daleko w kanale rzeki co si


dziao. Wzburzona woda bya podrzucana zamaszycie do gry. Co
si do nas bardzo szybko zbliao.
- A zabilicie ostatniego potwora? - pobladam. Achilles w
odpowiedzi zacz grzeba w swojej sakwie. Po chwili wyszarpn z
niej ociekajc krwi metrowej wielkoci gow smoka. Puste lepia
rozjechay si na boki, a z pyska pomidzy dwoma kami o dugoci
dobrych czterdziestu centymetrw wypywa jaszczurzy jzor.
- To Ai Dahaka - wyjani Beleth. - Jeden z potworw
wywodzcych si ze staroiraskiej mitologii. Smok o trzech gowach.
- To rodkowa - oznajmi z dum Achilles i zacz j upycha z
powrotem w sakwie.
Owalny ksztat zblia si bardzo szybko. W kocu zdoaam
dostrzec szczegy. Na swojej malutkiej upinie podarowanej mu
przez rodzicw Charon pyn prosto na nas, wciekle machajc
dugim kijem. Wyglda jak postacie ze starych animowanych
filmw. Jego ruchy byy tak szybkie, e a si zamazyway przed
oczami.
dka wyhamowaa przy brzegu, oblewajc nas wod od stp do
gw.
- Co tu si dzieje? - Koci Charona gruchny z gonym chrzstem
o ziemi.
Podwin oba rkawy dugiego habitu i nie wypuszczajc kija z
doni, podszed do nas. Jego oczodoy wieciy na czerwono, zupenie
tak jak wtedy, kiedy skanowa mj bilet. Rozedrgane pomyki
przeskakiway, gdy patrzy to na mnie, to na Beletha i Achillesa.
- Ach, nasz nieoceniony Charon. - Beleth umiechn si do niego
nieszczerze. - Co u ciebie sycha, przewoniku? Wiele dusz ostatnio
przetransportowae?
- Nie - wycedzi, szczkajc pokymi zbami. - Co tu robicie? Nie
wolno wam tutaj przebywa. I co to jest to?! - warkn, wskazujc
kijem nasz statek.
Tu obok zacumowa swoj dk. Przy naszym rodku transportu
prezentowaa si wyjtkowo aonie.
- To nasz may okrt. Jak chcesz, moesz go zatrzyma wielkodusznie stwierdzi Beleth. - Przyda ci si, gdyby nagle pojawi
si wikszy transport dusz. Mio z twojej strony, e przyszede nas
poegna, ale ju musimy i.
Szkielet zatrzs si z bezsilnej zoci.

- Nie moecie! - zawoa. - adna dusza nie opuci Tartaru bez


mojego pozwolenia.
Achilles pochyli gow. Mia go grzecznie posucha? O nie! Nie ma
mowy.
- To niesprawiedliwe - zaprotestowaam. - Zobacz jak daleko
zaszlimy. Jestemy ju przy wyjciu. Przecie sam zostawiasz dla
miakw ma dk przy przystani, eby prbowali swoich si. My
sprbowalimy i si na udao.
- Ale wy uywalicie mocy - zgrzytn zbami. - To niedopuszczalne.
- Bo j mamy. - Zblazowany Beleth szeroko ziewn.
- A gdzie jest napisane, e nie moemy jej uywa? - naskoczyam
na przewonika. - W ogle gdzie jest jaki regulamin Tartaru, co?
dam wgldu do niego !
Charon niespokojnie poprawi szeroki kaptur burego habitu. Kij do
odpychania odzi wbi si gboko w ziemi. Najwyraniej uzna, e
nie uda mu si pokona nas si, wiec lepiej nawet nie udawa, e
byby w stanie nas zaatakowa. Widok zakrwawionego miecza
Achillesa, ktrym nefilim wanie grzeba bezmylnie w piachu,
mwi sam za siebie.
- To jest niepisana regua - odpowiedzia mi ponuro.
- O przepraszam, ale niepisane reguy to ja mog sobie wymyla na
pczki. - Postpiam krok w jego stron. - Jeli czego nie ma na
pimie zatwierdzonego pieczci lub podpisem, a najlepiej i tym, i
tym, kogo, kto zajmuje bardzo wysoki stoek, to taka rzecz nie
istnieje.
- Nikt nade mn nie ma wadzy - sykn i take si zbliy. - To w
jaki sposb kto miaby co takiego ci podpisa, potpiona duszo?!
- Nikt? A kto kaza ci przewozi dusze, co? Mamusia i tatu? Nie! od
kogo dostae t prac, wic teraz nie mydl mi oczu jakimi
nieistniejcymi regulaminami.
- Nieistniejcymi?! - by tak oburzony, e nie zdoa wydusi
niczego na swoj obron.
- O tak! Nieistniejcymi! Ju raz nacigne mnie na jednego
obola za przejazd. Drugi raz zrobi w konia si nie dam. Dopki nie
przedstawisz mi na pimie odpowiedniego paragrafu, e nie mog
std wyj po pokonaniu twoich puapek, to...
- O wanie! Dodatkowo zniszczylicie moje puapki! Kto mi teraz
za to zapaci, h?!
- Jeszcze jakie dodatkowe opaty? Co ty jeste, sklep internetowy?!

Dawaj regulamin do wgldu! W ciemno za nic nie pac!


- Ale nie ma adnego spisanego regulaminu. - Zrzuci z gowy
kaptur. -To jaki kapitalistyczny wymys.
Jego biaa czaszka zalnia. Chyba kilka razy dziennie j polerowa.
O inne koci, oraz o zby, w ogle nie dba.
- Kapitalistyczny? - ryknam. - To ty masz jakie kapitalistyczne
wymysy i wymylasz opaty nie wiadomo za co! Niedugo pewnie do
tego jednego obola zaczniesz dodawa podatek VAT!
- Przepraszam was, moi drodzy... - wtrci Beleth.
- CICHO! - wrzasnlimy na niego zgodnie.
- To jaki skandal! - Charon tak gono klapn szczk e a
wyama mu si jeden z przednich zbw i upad pod moje stopy.
- To niedopuszczalne! - zawtrowaam mu.
- Nie moecie std wyj, nie moecie! - Charon zacz wciekle
podskakiwa w miejscu, mcc ramionami w powietrzu. - Jak ju
raz si wejdzie do Tartaru, to nie mona z niego wyj! Nikt jeszcze
nie wyszed!
Zaoyam rce i wyprostowaam si. Tym razem odezwaam si ju
znacznie spokojniejszym tonem:
- O nie, mj drogi. Zgodnie z podpunktem smym paragrafu
smego kodeksu cywilnego oraz osiemdziesitym smym
paragrafem praw konsumenta bez przedstawienia mi umowy na
pimie, ktr bym wczeniej podpisaa, nie moesz mnie tu
zatrzyma za adne skarby wiata. Podejrzewam nawet e mogabym
pozwa ci do sdu za naruszenie moich praw obywatelskich i za
wyzysk podczas przejazdu przez Styks. Czy przypadkiem po
opaceniu usugi nie kazae mi wiosowa? Masz wyrany monopol
na transport po tej rzece. To wbrew paragrafowi...
- Do!!! - Przewonik kopn w swj kij. - Mam ci do! Wynocie
si std i nigdy wicej nie wracajcie. Jeste najgorsz dusz, jak
kiedykolwiek widziaem na oczy.
- Ty nie masz oczu - zauway ironicznie ifrit.
-WON MI STD!
Ruszyam dziarskim krokiem w stron wodospadu. Od brzegu
prosto w kipiel, a na sam jego rodek prowadziy rozrzucone jakby
umylnie kamienie, po ktrych spokojnie mona byo skaka.
Achilles niezgrabnie poda tu za mn. Podeszwy jego sandaw
lizgay si po pokrytych wodorostami gazach.
- Aha, Charonie? - krzyknam jeszcze do szkieletu, ktry wszed na

nasz statek i wanie go oglda. - Zapomniaam ci powiedzie, e


twoja siostra mier ma chopaka. Pewnie si ucieszysz.
- COOO???
Woda pryskaa mi prosto w twarz. Uyam mocy, by stworzy
niewidzialn zason, ktra uniosa rwce strumienie. Pieniste
kpielisko pod stopami buzowao jak szalone.
Beleth mia racj. Tu za cian wody by tunel. Na jego kocu co
wiecio. Pomaraczowe jzyki skakay po chropowatych cianach.
Pomienie?
- Wiki, kochanie, poczekaj. - Ifrit wyprzedzi Achillesa i znalaz si
tu obok mnie. - Ja pjd pierwszy. Tak na wszelki wypadek.
Wziam go za rk i ruszyam obok niego. Rami w rami.
- Dam rad - odparam.
miech wstrzsn jego szerokimi plecami.
- Od kiedy zrobia si taka waleczna? - zapyta.
Dobre pytanie. Chyba odkd znowu umaram. Co takiego musi
mie pewien wpyw na psychik.
- Dorosam - wzruszyam ramionami.
- Podziwiam ci, Wiktorio. Poznalimy si, gdy bya tylko
sympatyczn dziewczyn. - Pocaowa wierzch mojej doni. - Teraz
staa si kobiet, dla ktrej nie sposb nie straci gowy. Chyl take
czoo przed twoj inteligencj. Zdoaa przekona Charona do
swoich racji.
- Byo si diablic przez jaki czas.
- Szkoda, e to ju przeszo.
- Wcale za tym nie tskni.
Tunel zacz si zwa. Zrobio si ciepo. Za ciepo. Achilles kaszla
za naszymi plecami. Mnie oczy take zaczy mocno zawi od gorca
i pyu. W korytarzu byo bardzo jasno. Przed nami skwierczay
pomienie.
- Gdzie my jestemy? - wydusiam.
Wcignam do puc ciemny dym. Rozkaszlaam si tak jak heros.
Bylimy w piekle, ale nie tym prawdziwym. Czuam si, jakbym
wanie trafia do tego uroczego miejsca z chrzecijaskich
wyobrae.
- To Derweze! - Beleth musia krzykn, bymy usyszeli go przez
huk pojawiajcych si znikd pomieni.
-Co?
- Derweze. Brama do Piekie. A tak naprawd to dziura w ziemi, z

ktrej kiedy wydobywano gaz ziemny. Kiedy nieoczekiwanie przez


chciwo ludzi szyb zapad si, a gaz w sposb niekontrolowany
zacz si wydostawa, podpalili go.
- Ale to si dziao pewnie niedawno - zaprotestowaam. - Wyjcie z
Tartaru zawsze tu byo?
- Nie, jest dopiero od lat siedemdziesitych XX wieku. Nie wiem
kto, ale ten kto zdecydowa, e to bdzie dobre miejsce.
Miaam ze przeczucia, e Szatan macza w tym palce. Lubi przesad.
Skoro jednak mg zmienia pooenie wyjcia z Tartaru, to dlaczego
nie pomg mi std wyj? Nie chcia? Nic nie rozumiaam.
- Rzuc na was czar, by pomienie nie zrobiy wam krzywdy owiadczy Beleth.
Pokiwalimy gowami.
Dookoa stp mojego ifrita pojawiy si zielone pomienie. Poda mi
do. By szczliwy. Zrozumiaam, e ja te. Wszyscy troje
weszlimy ranym krokiem w pomienie.

38
Odporni na gorce pomienie powoli wspinalimy si po zboczach
gbokiego dou. Ludzie susznie nazwali t kopalni wrotami do
Piekie.
Ifrit czu si, jakby wanie znalaz swoje miejsce. Spod jego stp
niemiao wychylay si zielone pomienie. Oczy ze zotych zamieniy
si na zielone. By teraz wyjtkowo nierzeczywisty.
Signam pamici do wielu ksig o bogach i bokach, ktre
przeczytaam jeszcze jako diablica. Nigdy nie wiadomo, o czyj dusz
przyjdzie si targowa. Trzeba mie do tego solidn wiedz.
Beleth i Azazel twierdzili, e poza moim byym diabem tylko jedna
istota zdecydowaa si na odrzucenie aski Boskiej i stanie si
dinem. Demonem ognia bez dymu. Nie wiem, czy mieli racj,
jednak historia pena bya wikszych i mniejszych bstw ognia. Czy
to zielone pomienie poprzedniego ifrita skoniy ludzi do stworzenia
tylu postaci? Sowiaski Rarg, perski Arta Wahiszta, trzech synw
japoskiego boga Ninigi, Salamandra, czyli ywioak ognia, aztecki
Huehueteotl, niektrzy Kaczyni wywodzcy si z mitologii Indian
pnocnoamerykaskich.
Czy chocia cz z nich objawiaa si w szmaragdowych
pomieniach samotnego ifrita?
Beleth wydosta si ju na powierzchni. Poda mi do i wycign
na zewntrz. Achilles sam sobie poradzi. Szybkim krokiem
oddalalimy si od dziury penej ognia.
Jadcy nieopodal wz zaprzony w zdychajc szkap zatrzyma
si. Wieniak cign z gowy wielk czapk z futra i wytrzeszczy na
nas oczy. Pomachaam mu, a ifrit wypowiedzia kilka uprzejmych
sw w jego rodzimej gwarze.
- Gdzie teraz podymy? - zapyta Achilles, sprawdzajc, czy nic mu
nie wypado z sakwy.
Dobre pytanie. Jestemy trzema potpionymi duszami, ktrych nikt
nigdzie nie chce widzie.
- Idziemy do Pieka - zdecydowa Beleth. - Szatan w kadym
momencie moe wezwa do siebie Gabriela. Nie wiem, czy to dziaa
w drug stron. Pewnie te. Jednak wydaje mi si, e mniej
zamieszania narobimy, kierujc si do Niszej Arkadii.
- Pieko? - chcia wiedzie nefilim.
- Taki podziemny wiat. Takie zawiaty, ale jedne z lepszych.

Spotkamy si tam z... no c... z Hadesem - wyjaniam mu.


- A bdziemy musieli napi si z Lete? - zaniepokoi si. - Nie chc
zapomnie mych zwycistw.
- H? - tego ju nie znaam.
A tak gboko nie wczytywaam si w mitologi staroytnych
Grekw. W kocu nikt taki ju nie umiera.
- Nie, synu, nie bdziemy musieli. Nie kierujemy si do Elizjum. Beleth odwrci si do mnie. - Lete to rzeka zapomnienia. Wszyscy
Grecy, ktrzy mieli trafi na Pola Elizejskie, musieli z niej
zaczerpn wody. Dziki temu nie rozpamitywali przeszoci.
Sprytne! Gdyby dzisiaj mieszkacy Nieba musieli zapomnie swoje
poprzednie ycie, to nie byoby potrzeby uywania okien.
Przypomniaam sobie, jak rodzice owiadczyli mi, e za pomoc
wody ze specjalnych fontann w Arkadii mona byo zaglda do
ziemskiej rzeczywistoci i bezczelnie ledzi swoich potomkw.
Wod naleao nala do specjalnych mis, w ktrych potem stranik
macza swj palec (w beztalkowej rkawiczce, eby nie zniszczy
sobie skry). Przez tak przygotowane okno mona byo podziwia
poczynania swoich dzieci.
Do dzisiaj cierpnie mi skra na myl o tym, e rodzice mogli pozna
wszystkie moje najgorsze wystpki.
Rozejrzaam si bezradnie. Na paskim pustkowiu nie byo miejsca,
w ktrym mogabym stworzy drzwi. Wioska, rwnie noszca
nazw Derweze, bya daleko na horyzoncie.
- Zapcie si za rce - rozkaza ifrit.
Schwyciam Achillesa za potn ap, a drug do podaam
Belethowi. Zniknlimy w zielonych pomieniach.
Wieniak jeszcze dugo przeciera oczy ze zdziwienia. Kumple w
gospodzie mu nie uwierz. Nikt mu nie uwierzy. Przecie on wanie
widzia demony powstae z ognia. Wyszy prosto z czeluci
piekielnych.
***
Kiedy otworzyam oczy, znajdowaam si na sonecznej ulicy w Los
Diablos. Pod powiekami poczuam zy. Tskniam za tym miejscem.
Pikne budynki, szeroki deptak, eleganckie samochody zaparkowane
pod licznymi kawiarniami i cicho szumice morze.
To dziwne, ale poczuam si, jakbym bya w domu.
Wyranie sposzony Achilles by wanie uspokajany przez ifrita.
Jednak cierpliwe tumaczenia na niewiele si zday. Nefilim uspokoi

si, dopiero gdy zobaczy barbarzyskiego jedca na koniu.


Ruszylimy w d ulicy, cieszc si piekielnym socem.
- Czy mj dom jeszcze stoi? - zapytaam.
- Czeka na ciebie - odpar Beleth. - Chocia nie wiem, czy jako
potpiona dusza bdziesz tam moga zamieszka. Zobaczymy, co
postanowi wadcy zawiatw.
Gdzie za naszymi plecami rozleg si gony ryk silnika. Achilles
drgn przestraszony, a ja odwrciam si akurat w momencie, gdy
czarny maserati spyder z opuszczonym dachem zaparkowa tu obok
nas. Za jego kierownic siedzia ubrany na czarno Azazel.
- Nie wierz! - Bkitne pirko na jego szyi unis wiatr, gdy
wyskoczy z samochodu i do nas podbieg. - To naprawd wy!
Nie mg oderwa ode mnie oczu.
- Znowu tylko ja ci widz, czy wszystkich ogarno to szalestwo?
Zapa jakiego przechodnia za rami i zmusi do przysunicia si do
mnie.
- Czowieku, widzisz j? Jak jest ubrana?
Zagadnity modzian, na oko adwokat, ubrany w starannie
uprasowany garnitur, zsun okulary z nosa i otaksowa mnie
szarymi oczami.
- Niechlujnie - oceni.
- Dziki, stary. - Azazel poklepa go po ramieniu i zepchn na ulic,
prosto pod koa jakiego samochodu.
Diabe, nie zwracajc najmniejszej uwagi na rozbite auto i
wciekego gocia w garniturze, ktremu wanie pogniota si od
uderzenia marynarka, wbija we mnie swoje czarne, odrobin
szalone oczy.
- Wysza z Tartaru. Nie wierz. To ewenement. To wspaniale!
Dziewczyno, to wrcz super, superancko! Chocia fakt, ubrana jeste
koszmarnie.
- Super, superancko"? - prychnam. - Azazel, zawsze mnie
zastanawiao, dlaczego jako istota stpajca po ziemi od milionw
lat uywasz takiego koszmarnego sownictwa?
Wyprostowa si dumnie i poprawi obsydianowe spinki na
rkawach.
- Kochanie, jestem diabem. Automatycznie dostosowuj si do
poziomu inteligencji osoby, z ktr rozmawiam. Inaczej nie
namwibym na Pieko adnego z tych oszoomw, ktrzy teraz
umieraj napani na dyskotekach.

Zastanawiaam si powanie, czy to bya obelga, czy po prostu


stwierdzenie faktu. Biorc pod uwag, e powiedzia to Azazel, chyba
jednak obelga.
- My nie zatrzymujemy si w miejscu - kontynuowa. - Staczamy
si... ekhm, ewoluujemy razem z gatunkiem ludzkim. Rozumiesz?
Przystosowujemy si.
- Dobra, ju mam ci do... - mruknam zniechcona. Kolejn
ofiar podstpnego diaba by Achilles. Jednak on w przeciwiestwie
do mnie nie usysza bezporednio adnego zoliwego komentarza.
Swoje sowa Azazel skierowa do Beletha:
- Widz, e syn ci si uda. Wiele po tobie odziedziczy.
- Tak? - Beleth by podejrzliwy wobec nieoczekiwanego
komplementu.
- Tak. Ma dokadnie t sam pustk w oczach, jaka tobie si czasami
zdarza.
- Azazelu, mam do ciebie wielk prob. - Ifrit popchn kompana w
stron Achillesa. - Zaopiekuj si moim synem, dopki z Wiktori nie
omwimy wszystkich wanych spraw z Szatanem, dobrze? Tak?
Wiedziaem, e si zgodzisz.
- Co? - wydusi diabe. - Nie ma mowy. Nie zrobisz ze mnie niaki.
- Jeste mi to chyba winien. W tym momencie nie wiem za co, ale
za co na pewno.
Azazel chyba wiedzia za co, bo przesta dyskutowa. Ponurym
wzrokiem mierzy niczego niewiadomego Achillesa, ktry wanie
zaprzyjania si z barbarzyc na koniu. W tym momencie
pokazywa mu gow smoka, ktr wyj z sakwy.
- Wierz, e bdziecie si wietnie bawi - stwierdzi Beleth.
- Taaa... znajdziecie nas w mojej rezydencji albo u Kleo... Ifrit wzi
mnie za rk i pomacha na poegnanie nefilimowi. Tu za zakrtem
by plac zakoczony wysok kut bram prowadzc do posiadoci
Lucyfera. Fasada pomalowana na pastelow przykuwaa wzrok,
ale tylko wprawne oko dostrzegoby ukryte na gzymsach gargulce.
Stanlimy przy budce ochroniarza. Niski demon zmarszczy brwi
na nasz widok. Czarne baranie rogi zakrcay trzykrotnie nad jego
czerwonym czoem.
- A wy to kto? - warkn.
Z zadowoleniem zauwayam, e mia spiowane ky. Szatan wreszcie
wzi si za swoj sub.
- Ifrit Beleth i potpiona dusza Wiktoria z wizyt do Lucyfera. To

nieformalne spotkanie. W gruncie rzeczy nie bylimy umwieni.


Spokojna mowa mojego towarzysza nie przekonaa demona
strzegcego bramy. Wci by nieufny.
- Jasne, a ja jestem caryca Katarzyna - zakpi zoliwie.
- Mj drogi demonie. - Oczy ifrita zalniy na zielono. Podszywanie si pod kogo jest wyjtkowo nieeleganckie.
Zirytowany demon odwrci si do nas plecami i sign po
suchawk telefonu. Zadzwoni na wewntrzny numer do rezydencji.
Tam poczenie odebra pewien biedny demon, na ktrego gow
spado przekazanie Luckowi wiadomoci.
Nie mina chwila, a z jednego z okien wypad razem z kawakami
szyby, najprawdopodobniej wyrzucony przez kogo w furii, sucy
Szatana. Za to my moglimy wej na teren posiadoci.
- Zaraz pojawi si kamerdyner - sucho owiadczy demon z budki.
Zota brama szybko si za nami zamkna. Lucyfer podobno
przedsiwzi takie rodki ochrony osobistej, odkd do Pieka trafia
jaka wariatka, ktra si w nim zakochaa. Nikt o zdrowych zmysach
nie napastowaby wadcy Piekie. Szatan, jako jeden z nielicznych ze
swojego gatunku, zamierza postpowa zgodnie z reguami i nie
zwraca uwagi na miertelniczk. Szalona groupies podobno
przychodzia pod rezydencj co sobot. Lucyfer szsty dzie
tygodnia mia zawsze wolny od pracy I umwionych spotka, wic
czasami nieopatrznie zapuszcza si do ogrodu, gdzie moga go
zapa.
Kamerdyner, czyli kolejny demon, tylko tym razem ubrany w
poplamion na przodzie liberi, wyrs przed nami jak spod ziemi.
- Szatan ju pastwa oczekuje. Prosz za mn - wymamrota i puci
si biegiem w stron drzwi wejciowych.
- Mamy za nim biec? - zapytaam z niedowierzaniem. - Jaja sobie
robi?
- Spokojnie.
Oczy Beletha zalniy na zielono. Poczuam lekkie szarpnicie za
rk. W jednej chwili znalelimy si w wejciu do rezydencji, dwa
metry przed sapicym demonem. Zatrzyma si, wbijajc mae
kopytka w wir, i zapiszcza.
- Przeklte diaby! Przeklte... - mamrota, idc ju znacznie
wolniej, gdy znalelimy si w budynku.
Bezwiednie zapamitywaam rozkad korytarzy prowadzcych do
gabinetu Szatana. Jego ostoi, miejsca, w ktrym przechowywa

wszystkie najwaniejsze dokumenty i mia prywatne muzeum. Nie


wiem, po co to robiam. Wszystko przez Azazela. On mnie tego
nauczy.
Kamerdyner zastuka sze razy w grube ciemnobrzowe drewno.
- Wej - odpowiedzia mu ponury gos.
Jak to jest, e Lucek nigdy nie cieszy si na mj widok? Przecie ja
jestem bardzo mi osob. W szkole zawsze miaam duo przyjaci.
Demon przepuci nas przodem i szybko zatrzasn za naszymi
plecami drzwi. Nie zamierza zosta w rodku ani chwili.
Konsekwencje takiej brawury przy dzisiejszym nastroju wadcy
Piekie mogy by grone.
Szatan nic si nie zmieni. Te same blond loki, opadajce na
ramiona, ta sama biaa koszula z szerokimi rkawami,
rozchestanym abotem i koronkami przy mankietach. Jego ng nie
widziaam, ale podejrzewaam, e mia na sobie spodnie do konnej
jazdy i takie te buty.
On nie zmienia swojego stylu, jeli nie musia.
Jedynym zaskoczeniem by dla mnie duy talerz ekierek z bit
mietan stojcy przed Luckiem. Diabe wanie maym
widelczykiem koczy je jedn z nich.
- Smacznego - powiedziaam.
Z niewiadomych przyczyn nagle si zakrztusi.
Stanlimy w odlegoci kilku metrw od jego biurka. Tak na
wszelki wypadek.
- Wyjanijcie mi askawie, jak to si dzieje, e za kadym razem,
kiedy was widz, mam ochot podci sobie yy? - zapyta, ledwo
hamujc furi w gosie.
- Nasza wiara nie pozwala na samobjstwo - palnam, zanim
pomylaam.
- To bya przenonia - wycedzi. - Uwaasz, e co by mi si stao,
gdybym podci sobie yy?!
- No tak... przepraszam - spuciam gow, postanawiajc ju si nie
odzywa.
Beleth postpi krok naprzd.
- Nie wyywaj si na niej. Caa wina spoczywa na mnie. Dobrze o
tym wiesz. To ja j wpakowaem do Tartaru, wic ja j z niego
wydostaem.
Szatan zamaszystym gestem odsun od siebie talerz z ekierkami.
Chyba zrobio mu si troch niedobrze.

- Co ty powiesz? - warkn. - Wiesz, co teraz powinienem zrobi?


Wcisn przycisk za pewnym obrazem. Ale jeli zrobi to trzeci raz w
tym miesicu, to okrzykn mnie najbardziej nieudolnym wadc
zawiatw w tym milenium, nieprawda?
No prosz, czyli razem z Gabrielem rywalizuj o jakie tytuy.
- Nawet nie wyobraacie sobie, jak ja was za to nie cierpi
owiadczy, walc pici w st. May porcelanowy dzbanek i
filianka stojce na brzegu biurka spady na parkiet, rozsypujc si w
drobny mak.
Beleth ju to widzia, ale ja pierwszy raz miaam okazj zobaczy
uruchamianie starej windy, wic nie spuszczaam Szatana z oczu.
W tym momencie do gabinetu zamaszystym krokiem wkroczya
sekretarka Lucka, czyli diabe Belfegor. Zaskoczony zatrzyma si i
otaksowa Beletha wzrokiem, poczwszy od zielonych szarawarw, a
koczc na nagiej klatce piersiowej.
- Mj drogi, wygldasz bosko po porzuceniu diabelstwa. Mona ci
schrupa na niadanie - owiadczy.
Chrzknam.
- Och, Wiktorio, skarbie, mio ci widzie... - Ubodo mnie, e sowa
te byy odrobin nieszczere, niemniej niczego wicej nie
oczekiwaam. Beleth by ciachem. Wszyscy na niego lec, a
konkurencja z natury si nie lubi.
- Belfegor, wyjd std - rozkaza Lucyfer. - Mam spotkanie.
- A moe podam herbat? - zaproponowa, nie odrywajc wzroku od
niewzruszonego Beletha.
- Nie trzeba. Belfegor? Belfegor... - Szatan pstrykn palcami,
przywracajc podwadnego do przytomnoci. - Drzwi s za tob.
Sprawd, czy klamka z drugiej strony si zamyka.
- Tak jest - biedny diabe westchn gboko i posusznie si
wycofa.
Wiekowa winda zatrzsa cianami gabinetu, zbliajc si do niego z
zawrotn prdkoci. Rbna gono o posadzk i otworzya ze
zgrzytem nadrdzewiae drzwi, wpuszczajc do rodka mnstwo
kurzu i pyu. Zataczajc si, wyszed z niej Gabriel.
- Och, Niebiosa, kto musi to naprawi - owiadczy, przecierajc
zapakane oczy.
W tej samej chwili spojrza na nas. To znaczy na mnie i na Beletha.
- Boe Przenajwitszy, to wy! - zawoa.
Nie mia jednak zbyt wiele czasu, by zdumie si porzdnie. Szatan

zerwa si na rwne nogi, zrzucajc na ziemi talerz peen ekierek, i


krzykn, pokazujc palcem na Archanioa:
- HA! ! ! Uye nadaremno!
- Co? Nieprawda! - szybko zaprzeczy Gabriel. - Wydawao ci si.
Musiae si przesysze.
- Uye, uye! Wygraem zakad! Wiedziaem, e kiedy pkniesz!
HA HA HA!
Gabriel z kwan min sign do kieszeni i wyj z niej ma zot
bransoletk. Poda j Szatanowi.
- Odzyskam j, syszysz? - mrukn.
- Jasne, tylko w snach i marzeniach moesz zobaczy, jak ja, wielki
Szatan, si przeegnam! - Lucek wyszarpn Gabrielowi zot ozdob
z rki i zadowolony z siebie rozsiad si w swoim fotelu.
Patrzyam zafascynowana, jak cignie mocno bransoletk, ktra z
cichym, metalicznym pykniciem gwatownie si rozprya i zacza
wieci na biao. Szatan umieci lnice cacko w powietrzu, a ono
zawiso nad jego gow na wysokoci okoo dziesiciu centymetrw.
- Aureola? - zawoaam. - Zaoylicie si o aureol?
- Ja zaoyem si o aureol. - Skwaszony Gabriel stworzy sobie
krzeso i usiad obok Lucyfera. - On zaoy si o swoje pozacane
rogi.
- Pozacane rogi? - w tym momencie potrafiam tylko zadawa
gupie pytania.
- To taka ozdoba - wyjani Szatan. - Na co dzie ich nie nosz.
Mog je zaoy na wielki bal na koniec milenium czy jak parad.
Zreszt Gabry tak samo robi ze swoj aureol.
Archanio pokiwa gow. Strzepn ze swojej szaty kurz i stworzy
nam dwa krzesa, na ktrych mielimy spocz.
- A wic... - zacz, ale Lucek mu przerwa:
- Ona powinna tak bucze? - Wskaza na wirujc nad swoj gow
aureol. Rzeczywicie cichutko buczaa. - Bubel mi jaki wcisne...

39
Po krtkiej wymianie zda, podczas ktrej Lucek dowiedzia si, e
aureola dziaa na zasadzie pola magnetycznego i e nie niesie to
ryzyka dla prawidowego funkcjonowania wielkiego umysu Szatana,
moglimy przej do naszej historii.
- Moe teraz wyjanicie nam, co si waciwie stao? - zaproponowa
Gabriel.
- Udao mi si co, czego wy nie chcielicie si podj - bezczelnie
odpar Beleth. - Wydostaem Wiktori z Tartaru.
- Ju ci mwilimy, e nie moemy narusza porzdku wszechwiata
-warkn Lucyfer. Naburmuszony ifrit nie odpowiedzia. Wiedzia
lepiej.
- Opowiedzcie nam po kolei, co si stao w Tartarze.
Zaczam moj do dug histori. Nie zamierzaam pomin
niczego. Chciaam, eby si dowiedzieli, jak wyglda Tartar, do
ktrego zsyaj najpodlejsze dusze. Moe zaowocuje to rozwag w
przyznawaniu biletw w tamt stron?
Szatana najbardziej zainteresowaa moliwo podry jako
projekcja astralna.
- Ale jak to w moim gabinecie? - zapyta z niedowierzaniem. - Hitler
w moim gabinecie? - Rozejrza si, zupenie jakby mg go zauway.
Tylko e nie mg. - Przecie odkd si tu bezkarnie wamalicie, ten
pokj jest chroniony wszystkimi moliwymi zaporami. Zamki s na
szyfry, ktre zmieniam sze razy dziennie!
- Projekcje astralne nie potrzebuj drzwi. A w kadym razie nie
takich materialnych - zapltaam si.
- To straszne! Oni wiedz o nas wszystko, a my o nich nic! - Lucek
zwrci twarz do Gabriela. - Trzeba co z tym zrobi.
- Obawiam si, e nie moemy. - Archanio take by zmartwiony. To naruszyoby porzdek rzeczy.
- Zaraz. Przecie ty jeste potpion dusz. - Lucek wskaza na mnie
palcem. - Powinna ich widzie.
- Przykro mi, ale najwyraniej z chwil opuszczenia Tartaru
utraciam t zdolno.
Kamaam. Kamaam Szatanowi w ywe oczy. Hitler sta tu obok i
zerka nad jego prawym ramieniem w papiery, ktre mia rozoone
na biurku. Usilnie staraam si nie zwraca na niego uwagi. Nie
chciaam, by byy fhrer wiedzia, e go widz. To jedynie

przysporzyoby mi nowych kopotw.


Co ciekawe, nie mia na sobie stroju bazna, lecz mundur, ktry mu
stworzyam. Moe ksinej ju znudzio si przebieranie poddanych?
Mog si zaoy o wasn dusz (a mam nadziej, e j jeszcze
posiadam), e gdybym Luckowi owiadczya, e wietnie widz
projekcje astralne, to zatrudniby mnie na stae jako stranika jego
gabinetu.
Nie mam ochoty spdzi wiecznoci z widokiem na krzy Jezusa.
Tylko Szatan mg spokojnie znosi ten makabryczny widok.
- A co, jeeli oni tu s? - Lucek zapa Gabriela za rkaw.
- Jeeli nawet tu s, to co z tego? - Archanio mia do tej dyskusji.
- Ju wczeniej ci szpiegowali, czyli nic si nie zmienio. Przecie
nie masz nic do ukrycia.
Lucek zakopotany odchrzkn. Gabry unis brwi, ale nie
skomentowa zachowania rywala.
- Kontynuuj, prosz - zwrci si do mnie.
Wrciam do przerwanej opowieci. Zszokowao ich, e ju kiedy
do Tartaru trafia osoba obdarzona Iskr Bo.
- Jak to si mogo sta? - Gabriel nie mg w to uwierzy. - Trzeba
natychmiast przejrze raporty z tamtych lat, dowiedzie si, kto
podj t decyzj. To niedopuszczalne. Nie wiemy, do czego jest
zdolna, to kompletnie szalona osoba.
- Ni nie musicie si martwi - przerwaam jego wywd. - Nie zrobi
wam ju krzywdy. Nie yje.
- Jak to?
- Zabiam j.
- Zabi j Achilles - poprawi mnie Beleth.
- Ale ja go do tego wykorzystaam.
To straszna gupota mie Iskr Bo, moce piekielne i sumienie.
Przecie jestem najpotniejsz istot we wszechwiecie. Mog zabi
kadego. Jednym pstrykniciem palcw. Boj si tego. Boj si, e
zwariuj jak Anna Darvulia i kiedy to zrobi.
Gabriel i Lucyfer wpatrywali si we mnie ze zdziwieniem i zarazem
przestrachem.
- Moja droga, tak nie naley robi - powiedzia powoli Archanio.
- Z drugiej strony, czy to le? Dziki temu wiele nam uatwia. Szatan gra rol adwokata diaba. - Gdyby si jej nie pozbya, kto wie,
co by mogo si sta. W kocu skoro Wiktoria zdoaa uciec z
Podziemi, to i tej Annie mogoby si to uda. Teraz przynajmniej nie

ma tam nikogo obdarzonego moc.


- Ekhm... i wanie o tym chciaabym wam jeszcze powiedzie...
Informacja o szalonej krlowej optanej mani wielkoci i chci
wydostania si z powrotem na Ziemi, ktra dostaa moce od swojej
sucej, wstrzsna nimi o wiele bardziej ni pomyka przy
kierowaniu Anny Darvulii na miejsce wiecznego spoczynku. Kto by
podejrzewa?
Uzgodnilimy wczeniej z Belethem, e na wszelki wypadek nie
bdziemy im mwi o zgubionej mapie. W kocu, czego oczy nie
widz, tego
sercu nie al. A wadcy zawiatw serca mieli wyjtkowo wraliwe,
ale za to mao litociwe.
- Chcecie nam jeszcze o czym powiedzie? - westchn Gabriel.
- Achilles przyszed z nami - owiadczy ifrit. - Obiecuj, e si nim
zajm. Nie jest a tak szalony jak inni.
W gabinecie zapada cisza. Chyba mieli do rewelacji jak na jeden
dzie.
- Wyprowadzilicie z Tartaru nefilima? - guchym gosem upewni
si Szatan.
-Tak.
- A wiecie, e tego nie wolno robi, bo z rozkazu Boga kady
potomek anioa ma si tam znale?
- Zdajemy sobie z tego spraw - potwierdzi Beleth.
- Ale tu zasza straszna pomyka - wtrciam si. - Achilles wcale nie
jest szalony. To bardzo miy mczyzna. On po prostu lubi si bi.
Nie jest szalecem. Tak zosta wychowany.
- Wiki, pogarszasz - sykn ifrit.
- Wanie, Wiktorio - podj temat Gabriel. - Wychowany. Achilles
nie zosta waciwie wychowany, bo anioy nie zajmoway si swoim
potomstwem. Nieprawda, Belecie?
- Zajmowabym si, gdybycie nie wtrcili mnie do wizienia...
- Znae zasady i zamae je.
- Wiem.
- Przynajmniej w tym si zgadzamy.
Archanio nie by w najlepszym humorze. Cae miosierdzie i dobre
serce gdzie z niego wyparoway.
- Teraz musimy zdecydowa, co z wami zrobimy.
- Nie jestemy waszymi poddanymi - zaprotestowa Beleth. - Nie
macie prawa o nas decydowa. Przyszlimy tu z wasnej woli, by

przekaza wam informacje o Tartarze.


- Ach, dzikuj - zakpi Szatan. - Jeszcze chwila i pomyl, e z
wielkiej mioci do wadcy zrobie to specjalnie dla mnie.
Archanio uderzy pici o blat biurka. Zaskoczeni odwrcilimy si
w jego stron.
- Tak, nie jestecie naszymi poddanymi i nie moemy wam
rozkazywa, ale moemy was wygna z Pieka i Nieba. Chcecie tego?
Nie wydaje mi si, by wieczna tuaczka po Ziemi was pocigaa.
Zawstydzeni nie odezwalimy si wicej.
- Szatanie. Czy zamierzasz tolerowa ich obecno w Piekle? zapyta Gabriel.
- Wiesz, co najchtniej bym im zrobi. Nie do, e s z nimi same
kopoty, to utraciem wykwalifikowanego diaba i przysz
pracownic, ktr take ju wyksztaciem. Mam tego wszystkiego
do.
- Uwaam, e nie powinnimy ich przegania. Nigdy nie wiadomo,
jak caa ta historia si skoczy.
- Przecie ju si skoczya. Chyba e macie nam jeszcze co do
powiedzenia. Czy chcecie podzieli si z nami jeszcze jak wan
informacj, ktra moe mie powany wpyw na wszystkie zawiaty?
Zgodnie pokrcilimy przeczco gowami, wypierajc ze
wiadomoci fakt istnienia pewnej mapy.
- Nie - owiadczylimy.
- To co robimy? - chcia wiedzie Gabriel. - Podejmijmy t decyzj
wsplnie.
Szatan krci si w swoim wygodnym fotelu. Nie wiedzia, co ma
powiedzie. Nie mg si zdecydowa, czy ulec swojej niezawodnej
intuicji, czy posucha rywala. Gabriel pewnie mia racj.
Jak zawsze.
- Dobrze - w kocu si odezwa. - Pozwalam wam zosta w Piekle
tak dugo, jak macie ochot. Jednak jeli do moich uszu dotrze
choby plotka o waszym nowym przewinieniu, bdziecie mogli
poegna si z obywatelstwem.
- Moja decyzja jest taka sama. - Gabriel odetchn z ulg. - Chocia i
tak zakadam, e czciej bdziecie gomi Niszej Arkadii.
- Czyby wreszcie przyznawa, e u mnie jest lepiej? - Szatan
usiowa zapa go za swko.
- Tego nie powiedziaem. Nadal uwaam, e twoje zawiaty to
siedlisko jadowitych mij, bracie. Powiedziaem tak tylko ze wzgldu

na to, e tutaj maj znacznie wicej znajomych.


- Jasne... - nie uwierzy mu. - A wy ju idcie, nie chc was widzie.
Wycofalimy si z gabinetu Szatana. Hitler tam zosta.
Kiedy szlimy ju oblan socem ulic Los Diablos, mijajc
beztroskich mieszkacw, zapytaam Beletha:
- Dlaczego nawet nie zaproponowali, e przywrc mi ycie? Nie
chc tego?
Sama nie byam pewna, czy chciaabym takiego zakoczenia tej
historii, ale zrobio mi si przykro, e wadcy zawiatw nawet
sowem o tym nie wspomnieli. Najpierw nie chcieli mi pomc, a
teraz udaj, e nic si nie stao.
- Nie wiem, ile razy mona cofn czas dla jednej osoby. Wydaje mi
si, e administracyjnie jest to bardzo due przedsiwzicie. Trzeba
cofn wszystkie nowo przyjte dusze z powrotem do cia i ponownie
czeka, a ci ludzie umr - odpowiedzia powoli, starajc si mnie nie
zawie.
Pewnie mia racj.
- To nie jest atwy wyczyn - kontynuowa. - Pamitam, e
poprzednio efekty baaganu w papierach odczuwalimy jeszcze
dobre kilka miesicy po twoim cofniciu. Przykro mi, Wiktorio. Zatrzyma si i wzi mnie za rce. -Jeszcze raz przepraszam ci za
odebranie ci ycia. Byem bezmylny.
Wydawao mi si, e mwi cakowicie szczerze. Nie umiecha si
przebiegle, nie ucieka ode mnie wzrokiem. By mistrzem kamstwa,
jak kady diabe, jednak teraz mwi prawd.
- Podobno zakochani ludzie robi gupstwa. - Puciam do niego
oko. -Moe diabom te si to zdarza?
Zamia si.
- Kocham ci.
- Wiem. - Kiwnam gow.
- A ty mi teraz tego nie powiesz?
- Czekanie dobrze ci zrobi. - Poklepaam go po ramieniu. - Gdzie
teraz idziemy? Odebra Achillesa?
Beleth wystawi twarz do soca i odetchn gboko czystym
powietrzem Pieka. adnej siarki, dymu, zapachu przypalanego
misa. Ach!
- Idziemy do Kleopatry. Moe zorganizuje na nasz cze mae
przyjcie?
***

Archanio Gabriel nadal siedzia w gabinecie Szatana. Popija


herbat, ktr chwil wczeniej przynis Belfegor, pomimo e nikt
go o to nie prosi. Diabe mia nadziej zapa jeszcze Beletha, ale mu
si to nie udao. Zawiedziony zamkn za sob cikie drewniane
drzwi.
- Mylisz, e na pewno dobrze czynimy? - zapyta Lucyfer. - Bg nas
nie strci z naszych piedestaw za pozwolenie przekltym duszom
na zamieszkanie w zawiatach? Przecie to blunierstwo.
- Ja tam jak dotd nie syszaem grzmotw nad gow. - Archanio
wzruszy ramionami.
- Co za spokojny jeste - Szatanowi nie byo to w smak. - Ja
wrzodw od tego wszystkiego dostan.
- Musimy by dobrej myli - pocieszy go, wstajc. - On da nam
znak, gdy uczynimy bd. Mog ci to zarczy. - Z niechci wcisn
guzik windy. Drzwi otworzyy si z metalicznym zgrzytem. - Pilnuj
dobrze mojej aureoli. Zamierzam j niebawem odzyska - ostrzeg
Lucyfera.
- Spokojnie, zapisz ci j w testamencie.
- Ale ty jeste niemiertelny. - Gabriel zmarszczy brwi.
-I o to chodzi, bracie.

40
Zanim poszlimy do Kleopatry, uparam si, e chc odwiedzi mj
stary dom. Pragnam zobaczy si z Behemotem i podzikowa mu
za pomoc. Willa, a raczej maa rezydencja, w ktrej dawno temu
zakwaterowa mnie Beleth, w ogle si nie zmienia. Moe odrobin
si przykurzya, a krzewy w ogrodzie wymagay przycicia, jednak
wci zachwycaa mnie tak samo.
Ucieszona pobiegam kamienist ciek do drzwi wejciowych.
Nacisnam klamk. Byy zamknite. Szybko tchnam w nie moc.
Zapadka przeskoczya, a drzwi stany przede mn otworem.
Wntrze pachniao kurzem, ale byo takie, jakie zapamitaam.
Wci nosio lady chaotycznych poszukiwa Kleopatry, gdy przez
chwil wsppracowaa z anioem Moronim i przetrzsna mj dom
w poszukiwaniu rkopisu henochiaskiego.
Nie musiaam woa mojego kota. Czeka przy drzwiach, lic
przedni apk. Doskonale udawa, e wcale nie oczekiwa mojego
przyjcia. Zupenie przypadkiem przecie siedzia w przedsionku.
- Behemot! - zawoaam.
- Mrrauu - jak zwykle mia lekko schrypnity miauk. Zapaam go i
wziam na rce. Z maego kociaka, ktrego przygarnam, sta si
dorodnym, chocia chudym kocurem. Nie miaam pojcia, kiedy
zdy tak urosn.
- Ale ty wielki. - Przytuliam twarz do jego mikkiego
czekoladowego futerka.
Zastrzyg kremowo-rudym uchem, zniecierpliwiony. Nie lubi
przytulania, nad czym zawsze ubolewaam. Nigdy nie pozwala mi
przela na siebie tyle mioci, ile chciaam mu ofiarowa.
- Dzikuj ci, kocurku - szepnam. - Gdyby nie ty, nie zdoaabym
pokona Elbiety.
Gdy ja byam zajta pieszczeniem kota mruczcego gono jak stary
traktor, Beleth podziwia flakon, w ktrym zosta zamknity przez
ksin. Musielimy jeszcze zastanowi si, jak go stamtd
wycigniemy. W innym wypadku bdzie w nim uwiziony na zawsze.
- Idziesz ze mn? - zapytaam.
Behemot kiwn maym epkiem. Poprawiam go sobie na rkach i
podeszam do Beletha.
- Ju moemy i do Kleo.
Ifrit umiechn si do mnie, jakby nic si nie stao i jakby niczym

si nie przejmowa. Teraz wana byam tylko ja.


- Idziesz tak ubrany? - zapytaam.
Zaskoczony spojrza po sobie. Paskie buty, zielone szarawary.
- Nie podoba ci si strj magicznego dina?
- Sprawia, e czuj si troch nieswojo. Poza tym czy pokazywanie
mi klatki piersiowej czemu suy? Starasz si oceni, po jakim
czasie rzuc si na ciebie?
Zamia si. Nie mina chwila, a ubrania na jego ciele zmieniy si.
Szarawary zastpiy czarne spodnie podkrelajce poladki. Gadk
pier i uminiony brzuch osonia szafirowa koszula rozpita pod
szyj na kilka guzikw. May flakon przyczepi do paska od spodni.
- Tak lepiej?
- Zdecydowanie.
- No prosz, nie sdziem, e pocigaj ci eleganccy mczyni.
- Nie w tym rzecz... Po prostu chciaabym mie moliwo
odkrywania, a jak pokazujesz mi od razu wszystko, to moja
wyobrania nie ma si czym zajmowa w wolnych chwilach.
Tylko go rozbawiam swoim owiadczeniem. Ifrit zachowywa si jak
kady mczyzna. Nie wstydzi si w sobie niczego, nie mia
kompleksw.
- Mam rozumie, e rozbierasz mnie w mylach, gdy wieczorem
leysz sama w ku?
Uywajc
mocy,
powstrzymaam
moje
policzki
przed
zaczerwienieniem si.
- Ja? Skd! - skamaam.
- A jak ty ubierzesz si na przyjcie? - zapyta, udajc, e nie
dostrzega mojego zmieszania.
- A jeste pewien, e w ogle jakiekolwiek bdzie?
- Gdy tylko wyszlimy z rezydencji Szatana, przekazaem Azazelowi,
e byoby to mie.
No tak, jako din nie straci umiejtnoci porozumiewania si za
pomoc myli. Cae szczcie, e nie sysza moich, jeli tego nie
chciaam.
Nie odpowiedziaam mu, jak si przebior. Po prostu zmieniam
ubranie. Wiedziaam, e szyku Kleopatry i tak nie zdoam przymi,
ale daam z siebie wiele. Jak na osob, ktra zawsze chodzia w
dinsach i podkoszulce, chyba nie byo tak le.
Suknia, ktr stworzyam, miaa koronkowy ciemnozielony gorset
zgrabnie podkrelajcy moj sylwetk. Niej na biodrach rozchodzia

si asymetryczna spdnica udrapowana z dugich pasm materiau.


Schodzca ukonie sigaa do poowy mojego lewego uda, stopniowo
zasaniajc praw nog. Za moimi plecami materia spdnicy cign
si niczym tren. Wysokie, dobrze dopasowane szpilki miay t sam
koronk, co gorset.
A wszystko to zrobiam, nie wypuszczajc kota z rk!
Paac Kleopatry zrobi na mnie niezwyke wraenie. Nigdy nie
przychodziam do niej pieszo. Zawsze korzystaam z klucza diaba.
Raz tylko miaam okazj znale si w niesamowitych ogrodach, gdy
wyprowadza nas stamtd zbrojny oddzia demonw Szatana.
Przyznam jednak szczerze, e byam wtedy tak zdenerwowana, e nie
zapamitaam zbyt wielu szczegw.
Za to teraz w wietle zachodzcego soca budynek prezentowa si
naprawd wspaniale.
Kleopatra miaa si czym pochwali. Jej paac, wzorowany na
staroytnych budowlach i wityniach, by przepikny. Za wejcie na
ogrodzony wysokim murem teren budynkw nalecych do dawnej
krlowej suy ceglany pylon o wysokoci kilkunastu metrw,
oboony marmurowymi pytami z wygrawerowanymi hieroglifami.
Za nim znajdowaa si duga aleja sfinksw, pomidzy ktrymi byy
zasadzone krzewy o barwnych kwiatach. Na lewo od paacu, w
pobliu rzeki, staa maa witynia z sal hipostylow. Potne
kolumny rzucay gbokie cienie na zocisty piasek.
Tak, piasek. Kleopatra na terenie swojej posiadoci miaa rozsypany
prawdziwy, sprowadzony z Egiptu. Nie zadowalaa si podrbkami.
Nawet diabelskimi.
Za alej sfinksw znajdowa si kolejny, tym razem mniejszy pylon,
a za nim perystyl, czyli wewntrzny dziedziniec ze wspaniaym
ogrodem.
Po pokonaniu caego dystansu wreszcie stanlimy przed duymi
zotymi drzwiami kutymi rcznie przez mistrza zotnictwa, ktry
zamieszka po mierci w Los Diablos.
Beleth zastuka sze razy.
- Jeste pewna, e chcesz zabiera kota? - zapyta.
- Daj spokj, przecie nic mu si nie stanie. To tylko mae przyjcie
z okazji naszego powrotu.
Drzwi otworzyo nam dwch czarnoskrych mczyzn w biaych
przepaskach na biodrach. Na ogolonych na yso gowach mieli
namalowane zot farb geometryczne wzory.

Z wntrza paacu buchna egzotyczna muzyka, ktr Kleopatra tak


lubia. Bya to dziwna mieszanka egipskich brzmie, zachodnich
bitw i gbokich basw wibrujcych gboko w kociach.
Byo take sycha ludzi. Du gromad.
- Witamy pastwa - powitali nas odwierni. - Zapraszamy w stron
gwnego perystylu.
Spojrzaam na kota.
- Moe zostaniesz na zewntrznym dziedzicu?
W odpowiedzi ziewn rozdzierajco prosto w moj twarz. Mj nos
zaatakowaa wo zdechej ryby. Chyba powinnam zadba o jego
zby, ktre je prchnica.
Kocur zeskoczy mi z ramion i pogna za jakim ptakiem. To by byo
na tyle, jeli chodzi o jego wielk mio do wacicielki.
Beleth wzi mnie pod rami i weszlimy do paacu. Bajkowe
wntrza pene niesamowitych kolorw, ktre dawno ju wyblaky w
palcym socu na prawdziwych, ziemskich zabytkach w Egipcie,
zachwyciy mnie tak samo jak zawsze. Nie mogam nacieszy oczu
barwnymi malowidami na cianach, wysokimi kolumnami, z
rozwieszonymi pomidzy nimi pasmami szyfonu i zotymi meblami.
Bogactwo wiadczce o pozycji spoecznej Kleopatry a kuo w oczy.
Nieznani mi ludzie i diaby umiechali si i gratulowali nam
wydostania si z Tartaru. W ich spojrzeniach widziaam jednak
niepewno i cie strachu. Odnosio si to zwaszcza do Beletha.
Mia racj, gdy wspomina o ostracyzmie, z jakim spotykaj si
ifirity.
Weszlimy na okoo pidziesiciometrowej dugoci wewntrzny
dziedziniec otoczony kolumnami. Z fontanny na rodku tryskaa
dziwnie tawa woda. Wszdzie unosi si zapach szampana.
Jakim czarodziejskim cudem w cigu kilku godzin Kleopatra
zdoaa zaprosi do siebie kilka setek ludzi i diabw. Elitarne
towarzystwo, ktrego nie powstydziby si sam Szatan, kryo
midzy ozdobnymi rolinami, raczc si alkoholem z kieliszkw lub
szklanek. Nigdzie nie serwowano jedzenia. Impreza chyba szybko si
skoczy dla niektrych. Jaki wysoki biay mczyzna w przepasce
na biodrach, zapewne niewolnik, wanie pomaga wsta znanej
aktorce, ktra ju zdya przesadzi z szampanem.
Nagle tum, niczym Morze Czerwone, rozstpi si przed gospodyni.
Miaam racj. Jej stroju nigdy nie przebij.
Bya pikna od stp a po czubek gowy ozdobiony diademem ze

zotej kobry krlewskiej. Czarne proste wosy rwno okalay jej


twarz, obcione zotymi koralikami naplecionymi na kocwki
pasm. Prosta grzywka tu nad lini brwi tworzya dobre
obramowanie mocno umalowanych, przenikliwych oczu.
Suknia bya kolejnym majstersztykiem. Kleopatra, zazwyczaj bez
wstydu odsaniajca swe pikne ciao, postawia tym razem na
zakrycie swoich walorw. wita biel egipskiego lnu przykuwaa
wzrok tak samo jak misterne zdobienia u brzegu cigncej si po
ziemi spdnicy. Dekolt krlowej zdobi najwikszy naszyjnik, jaki
kiedykolwiek widziaam. Musia way par kilogramw, ale gow
trzymaa prosto i dumnie.
Gdy przechodzia w swych ozdobionych kamieniami szlachetnymi
sandakach na koturnie, wszyscy, cznie z krlami, mimowolnie
skaniali przed ni gow.
- Wiktoria! - Przytulia mnie do siebie.
Owion mnie zapach jej cikich perfum.
- Zmienia si - niespodziewanie owiadczya, przygldajc si
badawczo mojej twarzy.
- A tak szybko chyba si nie postarzaam...
- Chodzi mi o twoje oczy. Wreszcie przestay by puste jak u lalki.
No c... od Kleo nigdy nie naleao spodziewa si prostych
komplementw w stylu: Chyba dojrzewasz".
- Beleth. - Rozpromieniona pocaowaa go w policzek. - Przystojny
jak zawsze. Nawet nie wiesz, diable, jaki zrobie si pocigajcy,
odkd zamienie si w niegrzecznego ifrita. Dziewczyny za tob
szalej.
Jej sowom przeczyy jednak sposzone spojrzenia niektrych goci.
Kleo rozejrzaa si dookoa zdegustowanym wzrokiem.
- Syszaycie? - warkna. - Czy on nie jest boski?
Odpowiedzia jej chr damskich gosw zgadzajcych si z
wadczyni. Krlowa zawsze dostawaa to, czego chciaa.
- Zapraszam was do skosztowania szampana. - Wskazaa na
fontann. -Musz powita reszt przybyych, ale potem chc z wami
porozmawia. Zwaszcza z tob, Wiktorio.
- Czekaj, to s prawdziwi niewolnicy? O, ten na przykad... Wskazaam palcem na jednego z mczyzn, ktry machajc wielkim
wachlarzem z pir, udawa klimatyzacj.
- Nie - skrzywia si z niesmakiem. - W Piekle nie wolno mie
niewolnikw. To jeden z mieszkacw. Zgodzili si udawa moich

sucych przez ten jeden wieczr w zamian za spenienie ich


pospolitych ycze. W kocu jestem diablic, mog rozdawa te
mierdzce samochody jak zabawki na rynku. A teraz zmykajcie.
Mam innych goci.
Kiwnam gow i daam si porwa Belethowi, ktry pocign mnie
w stron znanych mi dobrze diabw. Opowiadalimy im, jakie
spotkay nas przygody i jak Beleth odnajduje si w nowej sytuacji.
Pytania o bycie ifritem bardzo go zmczyy.
- Ucieknijmy na chwil - szepn mi do ucha.
Umiechajc si szeroko do Mefistofelesa, ktry nie przestawa
mwi, na migi pokazalimy mu, e musimy si czego napi. Chwil
pniej ju nas przy nim nie byo. Beleth poprowadzi mnie do
fontanny szampana. Napeni dwa kieliszki, po czym odeszlimy na
bok dziedzica w stron ocienionego portyku.
- Sdz, e powinnimy wypi toast - powiedzia, podajc mi
kieliszek na wskiej nce.
- Tak? A za co? - zapytaam zaczepnie.
- Moe za uratowanie ci z Tartaru?
Nie musiaam dugo si nad tym zastanawia.
- Zgoda.
Wznielimy kieliszek w gr i napilimy si trunku tak
doskonaego jak doskonae byo wszystko, co posiadaa Kleopatra.
- A teraz proponuj toast za nas - cichy gos Beletha zamieni si w
szept przy moim uchu.
Bardziej ni szampan kusiy mnie jego wargi. Objam go za szyj i
przycignam do siebie. Zaskoczony podda mi si. Smak jego ust
by oszaamiajcy. Oparam si o kolumn.
- Nie sdziem, e kiedy wygram - szepn midzy pocaunkami.
Spojrzaam gboko w zote tafle jego oczu. Tczwki delikatnie
faloway, jakby rozlewa si pod nimi pynny metal.
- A kto powiedzia, e to ty wygrae, a nie ja? - prowokowaam go.
Kieliszki opady cicho na traw. Do Beletha suna powoli w gr
mojego odsonitego uda. Czuam ciepo bijce od jego
niecierpliwych palcw.
- A wic to rzeczywicie byo polowanie, tylko to ja byem
zwierzyn? Zacz caowa mnie po szyi tu obok ucha. Pod wargami
czu moje ttno pdzce na zamanie karku.
- Niebezpieczn zwierzyn - dalej si z nim przekomarzaam. Duym zotookim tygrysem.

- A co powie owca, gdy ofiara okae si niebezpieczna? - Skubn


delikatnie zbami patek mojego ucha.
To byo tak przyjemne. Jknam. Wsunam donie pod jego
szafirow koszul i przecignam paznokciami po plecach.
Usyszaam jego przyspieszony oddech. Spodobao mu si to.
- Spon - wyszepta prosto w moje usta.
Pocaowa mnie gwatownie i mocno. Przycignam go do siebie.
Czuam, e bd krzyczaa, jeeli si odsunie. Pragnam go. Tu i
teraz.
Cie kolumnady skrywa nas przed niepodanymi spojrzeniami.
Gdzie w oddali rozleg si miech Achillesa. Zawtrowa mu Azazel.
Beleth pocign mnie dalej w mrok.
Ogie. Ja take go czuam. Pez po mojej skrze niczym gorczka.
Szarpnam jego koszul. Guziki posypay si na marmurow
posadzk, ale ich stukot, tak jak nasze gosy, znikn w dwikach
oszaamiajcej muzyki.
- Wiktoria...
- Beleth...
Niecierpliwe gesty, urwane pocaunki, szalestwo podania.
Mylaam, e zaraz postradam zmysy.
- Idmy gdzie - wyszeptaam gorczkowo.
- Gdzie, gdzie bdziemy sami.
Rce bdzce pod moj spdnic, jego do na moim poladku.
- Jeste pewna? Na pewno chcesz? - Zote oczy z zielonymi
pomieniami.
- Chc.

41
Wzi mnie za rk. Ostatni raz wpiam si w jego usta. Wci ukryci
w cieniu ruszylimy w stron wejcia do budynku, by znale jak
pust komnat. Gdzie bdziemy sami, a ja bd moga podda si
jego doniom i ustom.
Beleth pchn zote drzwi na cian. Gone echo zwielokrotnio
metaliczny dwik. Nigdzie nie byo suby ani goci. Nikt
zaalarmowany haasem do nas nie podbieg.
Wreszcie sami.
Zamkn drzwi za nami i zasun dugi rygiel.
Nie mogam oderwa oczu od jego rozchestanej szafirowej koszuli.
Zaciskaam donie w pici, by nie pocign go na podog tu i
teraz.
Rozszalay si we mnie emocje. Czuam si, jakbym leciaa na
zamanie karku. Przytuliam si do niego, tak jakby tylko on mg
powstrzyma mj upadek.
- Wanie was szukaam - twardy gos za naszymi plecami by jak
kube zimnej wody.
Odwrcilimy si sposzeni.
Wachlujc si maym wachlarzem z pir, Kleopatra przygldaa
nam si badawczo. Drug rk opara na biodrze w gecie
zniecierpliwienia.
- To chyba ten moment, w ktrym musz z wami, a zwaszcza z tob,
Wiktorio, porozmawia - oznajmia powanym gosem.
Czemu teraz? Czemu teraz, pytam? ! Za kadym razem, gdy
zaczynam si z nim caowa! Jak nie Charon, to ona albo usypiam!
No ludzie! Czy wisi nade mn jaka kltwa? Kiedy w kocu
bdziemy mieli wity spokj?
- To nie moe zaczeka? - zapyta Beleth, biorc mnie w ramiona.
By rwnie zirytowany jak ja. - Daj nam troch czasu, zajmij si
gomi. Porozmawiamy po przyjciu.
- Obawiam si, e to, a raczej on, nie bdzie mogo tak dugo czeka.
- Sucham? - zapytaam i uwolniam si z ucisku ifrita. - O czym ty
bredzisz, Kleo?
- Wywoalicie demona, to si nim teraz zajmijcie - skrzywia si. Tacy mdrzy, tacy silni, a tacy gupi. Do sypialni pjdziecie pniej.
Teraz s istotniejsze rzeczy do zrobienia. Obowizki s waniejsze od
uczu.

- Kleopatro, o czym ty mwisz? - westchn Beleth. - Co tym razem


si stao?
- Chodcie za mn.
Poszlimy jej ladem. Dugie, pogrone w pmroku korytarze
owietlone byy pochodniami i wiecami. Krlowa nie uywaa
elektrycznoci. Wedug niej by to nonsens niewart uwagi. Tylko
pomie mia energi i dusz. Rozgrzany drucik jej zdaniem
pozbawiony by jakiejkolwiek magii.
W kocu Kleopatra zatrzymaa si przed jednymi z wielu zotych
drzwi i stana, czekajc, a Beleth pocignie cikie skrzydo.
Gdy przejcie stao ju otworem, wepchna mnie przodem do sali
tronowej. Na przeciwlegej cianie sta zoty tron, a obok niego zota
erd z maym sokoem. Z boku olbrzymiego pomieszczenia
znajdowa si rozlegy taras z piknym widokiem na szerok, leniwie
pync rzek.
Weszam do sali. Za sob syszaam stukot koturnw Kleopatry.
Beleth zamyka nasz may pochd.
- Id na taras - pokierowa mnie gos krlowej.
Byam za. Za na Kleopatr. Nie miaa kiedy, cholera, przerywa.
Zupenie jakby nie moga udawa obraonej wadczyni dwie godziny
pniej. Nie zbawioby jej to przecie.
- No i co jest niby na tym tarasie? - sarknam.
W tej chwili odsoniam szyfonow zason i stanam twarz w
twarz z Piotrkiem.
- Co? - zbaraniaam.
- Wiki! Nic ci nie jest! - znany mi gos by peen ulgi. Chopak
mocno mnie przytuli. Nie wiedziaam, co mam zrobi z rkami.
Niezgrabnie go objam.
- Nie wierzyem diabom, e ci uratuj. Mylaem, e kamay mi w
ywe oczy.
Widziaam Beletha ponad ramieniem Piotra. Jego zote oczy
pociemniay ze zoci. Widziaam zielone wiato, ktre w nich
rozbyso.
- Piotrek, pu mnie. Co ty tu robisz? - Lekko go od siebie
odepchnam.
Ufne spojrzenie spaniela, jakim mnie obdarzy, byo nie do
zniesienia.
- Martwiem si o ciebie - powiedziay zmysowe usta otoczone
jednodniowym zarostem.

Ja o nim ani razu nie pomylaam. Poczuam si podle, a jeszcze


gorzej, gdy zdaam sobie spraw, e wasnej rodzinie te nie
powiciam nawet chwili. Marek jest w aobie, a moi rodzice w
Niebie pewnie odchodz od zmysw, e trafiam do Tartaru.
Przez kopoty, w ktre wpadam, zupenie zapomniaam, e
umaram.
- Ju nic mi nie jest. - Umiechnam si sztywno. - Jak widzisz,
caa i zdrowa, troch potpiona, ale mwi si trudno.
-I martwa - doda ponuro.
- Te ju si zdarzao - siliam si na wesoy ton.
Czuam si wyjtkowo niezrcznie. Zwaszcza jeli wzi pod uwag
to, co wyczyniaam przed chwil z Belethem bardzo niedaleko std.
Czarna grzywka opada Piotrkowi na oczy. Odsun si ode mnie.
Ju mnie nie dotyka. W jego oczach dostrzegaam tylko rezygnacj.
- Jestem twoim przyjacielem. Nie zapominaj o tym - powiedzia.
- Wiem i bardzo ci za to dzikuj - szepnam.
Beleth na szczcie milcza, ale Kleopatra nie miaa takiego zamiaru.
- Do tych ckliwych powita - warkna. - Jest co waniejszego.
Piotrze, mw.
Chopak westchn ciko.
- Nie przyszedem tutaj tylko po to, eby ci zobaczy, chocia to
mie. Co si stao.
Ifrit odway si podej bliej. Przez chwil mierzyli si
spojrzeniami. aden nie wygra pojedynku.
- Na Ziemi dzieje si co strasznego i mam ze przeczucia, e
dotyczy to was.
- Co si dzieje? - zapyta Beleth.
- Z tob, diable, nie rozmawiam - Piotrek nie mg sobie podarowa
nieuprzejmoci.
- Ju nie jest diabem - poczuam si w obowizku troch go
wybieli.
-eby uwolni mnie z Tartaru, musia wyrzec si aski Boskiej. Jest
teraz ifritem, dinem.
Piotrek nie mia zamiaru odpuci.
- A to pech. Pomyle, e gdyby ci nie zabi, to nic takiego by si
nie stao.
- Czasu nie cofniesz - warkn Beleth.
- A podobno mona...
- DO! - nie wytrzymaam.

Mczyni spojrzeli na mnie zaskoczeni moim nagym wybuchem, a


Kleopatra pokiwaa gow z uznaniem.
- No wreszcie - nie moga podarowa sobie wtrcenia swoich trzech
groszy.
- Piotrek, mw, co si dzieje na Ziemi, a ty, Beleth, przez chwil si
nie wtrcaj - rozkazaam.
Chopak umiechn si lekko pod nosem. Osign to, co zamierza.
Wprowadzi akurat tyle zamtu, ile byo potrzeba, eby wszystkich
zirytowa. Najwyraniej nie tylko ja si zmieniam dziki diabom.
- Dzisiaj wieczorem na Wgrzech doszo do czego dziwnego.
Pojawia si jaka kobieta, ktra utrzymuje, e jest krlow i e ten
kraj naley do niej. Rzd demokratyczny jej nie posucha, wic
uywajc nieznanej broni, zacza masowo zabija ludzi.
Zerknlimy po sobie z Belethem. To oznaczao, e wadze
zawiatw ju si o wszystkim dowiedziay. Kolejki dusz
oczekujcych na sd musiay ich zaalarmowa, e co chyba jest nie
tak. mier pewnie ma mnstwo zabawy. Przynajmniej kto si z
tego cieszy.
- Wedug ostatnich relacji, ktre widziaem w telewizji, zacza
sobie roci prawo take do tronw ssiednich pastw.
A jednak skorzystaa z mapy. Szybka jest. Mylaam, e troch
duej jej to zajmie. Cholera...
- To straszne! - krzyknam.
Beleth spojrza na ma buteleczk przypit do paska. W kadej
chwili mg znowu sta si winiem krlowej. Elbieta na pewno
bdzie chciaa wykorzysta swoje dwa ostatnie yczenia.
Nagle taras zala snop biaego wiata, a muzyka urwaa si
gwatownie. Wszyscy zasonilimy oczy.
- Uwaga! Mamy nakaz aresztowania Wiktorii Biankowskiej i ifrita
Beletha. Powtarzam, mamy... - jak przystao na subist, demon
powtrzy kilkakrotnie cao, by czny rachunek wynosi sze. Podejrzani proszeni s o niezwoczne opuszczenie budynku oraz
niestawianie oporu.
Kleopatra stukna mnie w rami.
- Miaam wspaniae przyjcie, zdoaam nawet zdoby niewolnikw
na jedn noc, a wy musielicie wszystko popsu! Wiesz, jak dugo
handryczyam si z piekielnymi zwizkami zawodowymi?! To
przyjcie miao przymi ostatni bal u Nefretete !
Kajaam si pod si jej wciekego spojrzenia.

- Przynajmniej tym razem Azazel nie jest aresztowany - mruknam


przepraszajco.
- Sprbowaby tylko - prychna. - Doskonale wie, co go czeka, jeli
znowu bdzie si miesza w jakie ciemne sprawki.
Gos wzmocniony megafonem przesta si wydziera.
- Idziemy - zdecydowa Beleth. - Inaczej jeszcze bardziej
zdenerwujemy Szatana.
- Id z wami - zaoferowa si Piotr.
- A niby po co? - zaoponowa ifrit.
- Opowiem o tym, co dzieje si na Ziemi. Poza tym jeli ta kobieta
jest naprawd a tak silna, to przyda wam si kada para rk do
pomocy.
Tym razem Beleth nie zaprotestowa. On chyba naprawd ba si
Elbiety. Kleopatra wciekle stukajc koturnami, sza przed nami
korytarzem. Wyprostowane sztywno plecy i uniesiona wysoko gowa
wskazyway, jak bardzo jest wcieka.
- Takie przyjcie - narzekaa pod nosem.
Cisza panujca na wewntrznym dziedzicu dzwonia w uszach.
Wszyscy gocie przygldali nam si przeraonym wzrokiem.
Odsuwali si, gdy przechodzilimy obok nich. Chyba szybko nie
odzyskam statusu celebrytki, jaki udao mi si zdoby, gdy byam
diablic.
Azazel niemiao nam pomacha. Podbieg do Kleopatry. Nie
dosyszaam ich wymiany zda, ale gest Kleo, gdy palcem
wskazujcym wymownie pokazaa mu ziemi, by a nadto czytelny.
Zrezygnowany diabe zatrzyma si w miejscu. Nie mia szczliwej
miny. Nie chcia zosta z gomi. Wola dowiedzie si, co si stao.
Jednak, co mnie zaskoczyo, posucha ukochanej.
Pokonalimy pierwszy portyk, nastpnie alej sfinksw. Gospodyni
wci nas nie opuszczaa.
- Idziesz z nami? - zapytaam.
- Skd. Musz pilnowa goci. Zamierzam tylko wygarn tym
jeopom, e mam dzwonek do drzwi. Nie musieli uywa megafonu i
zakca mojego przyjcia - odpara.
- Przepraszam - poczuam si w obowizku, by to powiedzie. Gupio wyszo. Ty si tak dla nas staraa, a my wszystko
popsulimy.
- Kochanie, nic si nie stao. - Subowy umiech mnie nie
przekona. Byo jej przykro. - Rozumiem, e macie teraz na gowie

wiele spraw. Nie codziennie si umiera i zostaje skazanym na


potpienie.
Kiwnam gow. Krlowa zerkna za siebie. Mczyni szli w
milczeniu kilka krokw za nami. Wzia mnie pod rami.
- Kochanie, widz, e moje dobre rady na temat Beletha
poskutkoway.
- Tak. - Zaczerwieniam si. - Chc z nim by.
Podejrzewaam, e umiechnie si wesoo na t wiadomo i
zaklaszcze z radoci, ale tak si nie stao.
- Wiktorio, wiem, e namieszam ci teraz w gowie, i wiedz, e nie
jest to moim celem, ale... musisz by ostrona. Azazel opowiedzia
mi o dinach i o wizi, jaka czy Beletha i Elbiet. Uwaaj.
Niekoniecznie to, co bdzie ci mwi, bdzie prawd - jej ostry szept
by jak cicie brzytw.
-Kleo!
- Cicho. Skd masz pewno, e teraz nie wykonuje jakiego
drugiego yczenia? Co prawda, nie wiem, w jakim celu Elbieta
miaaby wysya go, by demoralizowa moich goci, ktrzy bd
widzieli, jak si obmacujecie publicznie, ale istnieje taka moliwo.
Gdy bdzie w jej mocy, moe ci zdradzi i skaza na ostateczn
mier. - cisna moj rk, powstrzymujc sowa protestu, ktre
cisny mi si na usta. - Wiem, e nie zrobi tego specjalnie, ale nie
bdzie mia wyboru, rozumiesz? On nie moe si przeciwstawi sile
yczenia. Bd ostrona, przyjaciko, prosz ci.
Nigdy nie nazwaa mnie przyjacik. Nie spodziewaam si tego po
niej. Byam... no c... odrobin wzruszona.
- Dobrze. - Kiwnam gow.
- Poza tym mam nadziej, e nie bdziesz na mnie za, ale Piotr
kontaktowa si ze mn wielokrotnie i informowaam go na bieco
o twoim pooeniu.
-Co...?
Wanie dotarlimy do pylonu stanowicego granic posiadoci
krlowej Egiptu.
- Ju, nie rb takich skrzywdzonych oczu. Przyda ci si kto trzewo
mylcy, kto nie rozklei si na widok Beletha i w razie czego
powstrzyma go przed zabiciem ciebie. Jeszcze mi za to podzikujesz.
Zobaczysz.
Szczerze w to wtpiam. Byam gboko przekonana, e z tego
wynikn tylko jakie nieporozumienia. Kto bdzie skrzywdzony.

Pytanie, kto?
Kleopatra przekroczya bram i stana naprzeciwko niskiego
demona w hemie. Potworek mocniej cisn swoje widy i skurczy
si w sobie, oczekujc
ataku. May zbrojny oddzia jak jeden m cofn si o kilka krokw,
zostawiajc go na pastw rozwcieczonej krlowej.
Kleo nabraa gboko powietrza.
- Co ty sobie, kurduplu, wyobraasz?! Mylisz, e wolno ci tak
zakca spokj na terenie MOJEJ posiadoci i przeszkadza MOIM
gociom?! Moesz by pewien, e zo na ciebie skarg w
odpowiednim departamencie. Zgnijesz za biurkiem, ty niechlujny
pomiocie piekielny. Dopilnuj, eby sczez w piwnicy Urzdu, jeeli
jeszcze raz uyjesz megafonu i reflektorw w MOJEJ obecnoci,
zrozumiae? ! - Wyrwaa mu ze zdrtwiaej rki megafon i zamienia
w py.
Demon przekn gono lin i pokiwa gow.
- To dobrze, e si rozumiemy - warkna. Wyprostowaa si,
poprawia wosy i odwrcia si do nas z szerokim filmowym
umiechem.
- Moi drodzy, ycz wam powodzenia. Nie dopucie do zagady
wiata, a po wszystkim koniecznie wpadnijcie do mnie w odwiedziny
- powiedziaa, wycaowawszy nas w oba policzki.
Odwrcia si na picie i za pomoc mocy zatrzasna za sob
ozdobn bram. Demon odetchn z ulg.
- Szatan chce si z wami widzie - oznajmi, a widy wymierzy w
Piotra.
Ale z tob nie...
- On jest z nami - powiedziaam szybko.
- Nie mam go na licie zatrzymanych. - Sign do kieszeni spodni i
wyj kartk zapisan czerwonym atramentem, tak popularnym w
Piekle.
- Bez niego nie pjdziemy - zagroziam. - Chcesz mie na pieku z
Szatanem?
Wiedziaam, e go tym przekonam. Kady, kto mia kiedykolwiek
styczno z wadc Niszej Arkadii, daby si przekona tym
argumentem.
- Jak sobie chcecie. W takim razie zapraszam. Szatan czeka...

42
Biae korytarze Urzdu znowu dziaay na mnie kaustrofobicznie.
Wiedziaam, e gdy tylko poddam si strachowi, moc zawarta w
cianach sprawi, e nie tylko w mojej gowie zaczn si do mnie
zblia, ale take w rzeczywistoci.
Odetchnam kilka razy gboko, by do tego nie dopuci.
Doszlimy do pokoju 6666, czyli pomieszczenia, w ktrym
rezydowaa sekretarka Szatana. Wbrew pozorom umieszczenie
czterech szstek na drzwiach byo zabiegiem celowym.
Laikowi mogoby si wydawa, e znacznie odpowiedniejsze byoby
oznaczenie 666. Nic bardziej mylnego. Mieszkacy Pieka kochali
tak samo silnie czwrk, czyli cyfr demona, jak cyfr 6.
Numeru bardziej mrocznego od 6666 nie byo.
Belfegor nie siedzia za swoim maym biurkiem. Byo ju pno,
pewnie dawno poszed do domu. Kto wie? Moe te by na imprezie
u Kleopatry? Tak krtko tam bylimy, e moglimy nie spotka go w
gstym tumie.
Razem z kilkoma eskortujcymi nas sugami Szatana wcisnlimy
si do chromowanej kabiny windy. Demon wybra guzik z numerem
sze. Tyle razy pokonywaam t tras, e powoli jazda wind
przestawaa mnie przeraa.
Z cichym dzwonkiem drzwi otworzyy si po chwili, ukazujc nam
wntrze luksusowego gabinetu.
Przywitay nas grobowe miny Lucyfera i Gabriela.
- Odmaszerowa ! - Lucek spawi swoich podwadnych. Zostalimy
sami naprzeciwko szerokiego biurka. Gabriel opar si ciko o blat i
zapyta Piotra:
- Przepraszam ci, chopcze, ale co ty w zasadzie tutaj robisz?
- Postanowiem sprawdzi, czy z Wiktori jest wszystko dobrze,
oraz ostrzec j przed dziwnymi wydarzeniami na Ziemi. Jestem
take gotowy do pomocy w walce z nowym przeciwnikiem.
- No tak... - zmczony Gabriel zamkn oczy i umilk. Cisza stawaa
si nie do zniesienia. Luckowi dra misie na policzku, a Archanio
wyglda, jakby zapad w drzemk. Od stania na obcasach rozbolay
mnie nogi. Dawno nie zakadaam tak wysokich szpilek i zaczynaam
to niestety odczuwa.
Mogliby ju zacz na nas krzycze. Chtnie bym usiada.
- Proponuj - gos Szatana by tak niespodziewany, e a

podskoczyam -bymy cofnli si do naszej poprzedniej rozmowy.


Pamitacie? Zadalimy wam wtedy takie mae pytanie, na ktre
odpowiedzielicie przeczco. Pozwlcie, e zadam je ponownie, a wy
tym razem zastanowicie si troch duej nad odpowiedzi. Czy
chcecie podzieli si z nami jeszcze jak wan informacj, ktra
moe mie powany wpyw na wszystkie zawiaty?
Zerknlimy po sobie z Belethem. To chyba by ten moment, w
ktrym nie naleao ju ukrywa prawdy.
- Zapomnielimy wspomnie o istnieniu pewnej mapy - odparam.
- Jakiej mapy? - Gabriel natychmiast si ockn.
- Mapy wskazujcej wyjcie z Tartaru, z opisem wszystkim puapek
zastawionych przez Charona - ucili Beleth.
Gone tykanie zawieszonego w kcie zegara zabrzmiao
kilkakrotnie, zanim pado kolejne pytanie.
- Map macie oczywicie ze sob?
- Niestety pojawiy si pewne bardzo powane trudnoci. Ksina
Elbieta Batory usiowaa uniemoliwi nam opuszczenie Tartaru zaczam. -W zwizku z tym musielimy ratowa si bardzo szybko i
do chaotycznie. Midzy innymi dlatego pomaga nam Achilles,
nawiasem mwic, przeuroczy heros, ktry...
- Czyli jej nie macie? - przerwa mi Szatan.
- No... nie.
Znowu zapada cisza. Zsunam ze stp buty i stanam dwanacie
centymetrw niej.
- Cisn... - mruknam cicho, chocia i tak nikt nie zwraca na mnie
w tej chwili uwagi.
Wadcy zawiatw wci sprawiali wraenie niewzruszonych
nowinami, ktrymi ich poczstowalimy.
- Czego ta Batory chce? - zapyta Gabriel.
- Wadzy? - zaproponowaam.
- Podejrzewam te, e pragnie zdoby to. - Beleth wycign w ich
stron flakon.
- A co to jest? - Szatan na wszelki wypadek odsun si nieco.
- To butelka, w ktrej mnie zamkna. Speniem ju jedno jej
yczenie, mianowicie daem jej moce piekielne. Jeli j odzyska,
bdzie moga mnie wykorzysta do wszystkiego, co si jej zamarzy.
- CO? Dae si nabi w butelk? - wadca Piekie nie mg w to
uwierzy. - To naprawd jest moliwe? I moesz jej da wszystko?
Przecie nie miae jabka!

Rozbiegane spojrzenie Szatana skupio si na moment na maej


jabonce, ktra rosa w solidnej doniczce w kcie gabinetu. Jabka
byszczay zachcajco, zupenie jakby co wieczr polerowa je
chusteczk.
- Lucek, uspokj si - Gabriel usiowa przywoa go do porzdku.
-Tobie jako wadcy i tak nie wolno byoby tego wykorzysta.
- Ale... - speszy si.
Ten jeden may flakonik rozwizaby wiele jego problemw. Piotrek
zamia si zoliwie. Jego pene pogardy sowa zwrcone byy do
Beletha:
- Czyli teraz jeste dinem jak z Bani tysica i jednej nocy?
Zwykym popychadem osb, ktre maj lamp bd butelk?
Ifrit nie odpowiedzia. Zacisn tylko mocno zby i po cichu znis
ponienie.
- Piotrek - syknam z nagan.
Gabriel postuka palcami o blat biurka, by zwrci na siebie nasz
uwag. Po raz pierwszy by tak samo zmczony jak Szatan.
- Proponuj zastanowi si, co teraz uczynimy - powiedzia
gbokim gosem. - Moemy spokojnie czeka, a wyklaruje si, co
zamierza ta ksina tytuujca si krlow Podziemi, bd ruszymy
jej na spotkanie i namwimy do powrotu do jej krlestwa.
Szczerze wtpiam, e Elbieta da si namwi na co takiego.
Prdzej trzeba bdzie j zabi i na zawsze pozby si z tej
rzeczywistoci.
- To nic nie da - odparam. - To wariatka. Uwaam, e powinnimy
j zlikwidowa.
- Nie moemy autorytatywnie o tym decydowa. Nie od nas zaley,
czy dane jej bdzie umrze. Nie wiemy, czy dziki nam nie zajdzie w
niej gboka przemiana, ktra uczyni z niej dobr istot. Musimy
czeka na znaki...
Zaczynaam rozumie, dlaczego Szatan nigdy nie zgadza si z
Gabrielem i nie szanowa jego sposobu mylenia.
- Ona nie bdzie czekaa na adne znaki. Ju zacza mordowa i na
tym nie poprzestanie. Sdz, e moemy tylko czeka, a odkryje, e
mona ruszy na podbj Pieka i Nieba. Gdy zacznie niszczy
niemiertelne dusze, bdzie ju za pno - powiedziaam.
Szatan zamia si chrapliwie. Wskaza palcem na Gabriela.
- I ty naprawd kiedykolwiek mylae, e ona mogaby by anielic?
Dobre sobie. Przecie to urodzona diablica.

Nie spodobao mi si to zaszufladkowanie. Kiedy przecie taka nie


byam. Kiedy byam mi dziewczyn.
- Nadal bd si upiera, e trzeba z t Batory porozmawia Gabriel by nieugity. - Jeli to nic nie da, zgodz si na podjcie
kolejnych krokw.
- Dobrze, pjdziemy z ni porozmawia - powiedzia Beleth.
- O nie! Ty nigdzie nie pjdziesz! - zaprotestowaam. - Przecie jak
tylko ci zobaczy, to zabierze ci flakon i tyle po naszej rwnowadze
si. Ona nie moe zdoby przewagi.
- Wiktoria ma racj - Szatan zgodzi si ze mn. - Ty zostaniesz w
Piekle. Ona razem z Piotrem wybierze si na Ziemi.
Decyzja ta zaskoczya nas wszystkich. Czemu akurat ja i Piotrek?
Mao to byo aniow i diabw, ktre znacznie lepiej wypadyby w
roli posw?
- Nie zgadzam si! - krzykn Beleth. - Nie moecie mi rozkazywa.
Jestem wolny!
Wziam go za rk i zmusiam, by spojrza mi prosto w oczy. W jego
tczwkach wiecio zielone wiato. Nie mogam pozwoli, by stawi
czoo Elbiecie.
- Nic mi nie bdzie - obiecaam mu. - Tylko z ni porozmawiam.
Jeli to nic nie da, wrc do ciebie po pomoc. Obiecuj.
- A nie moemy po prostu zniszczy tej butelki i uwolni dina?
-zaproponowa Piotrek.
Szatan podrapa si po gowie zamylony. Gabriel take nie
odpowiedzia od razu.
- Nie jestem pewien, czy to nie zaszkodzi Belethowi - odpar
Archanio.
-Nie mielimy z tym wczeniej do czynienia. Moliwe, e
wyrzdzimy mu krzywd bd wrcz zniszczymy go razem z jego
wizieniem.
Piotrek umiechn si zoliwie. Zbliy si do mnie. On nie
zastanawia si nad susznoci wyboru wadcw zawiatw.
Podobao mu si, e znowu trafi do gry. Zwaszcza e tymczasowo
wykluczono z niej jego rywala.
- Przykro mi, Beleth - powiedzia nieszczerze. - Najwyraniej nie
moesz nic zrobi. Zostaje ci tylko siedzie i czeka, a kto inny si
tym zajmie.
Powiedzia tym", ale wiedziaam, e chodzio mu o mnie.
- Piotrek - znowu syknam ostrzegawczo.

Zupenie nic sobie z tego nie robi. Obj mnie ramieniem i patrzc
ifritowi prosto w oczy, zakpi:
- Czyby kto tu by bezsilny?
- Moe w tej chwili, Piotrze - prychn Beleth. - Jednak w oglnej
klasyfikacji dawno ze mn przegrae. Ju nie musz martwi si o
swoj nagrod.
- Uwaaj, bo to nie jest nagroda gwarantowana.
- Hej, ja tu stoj! - nie wytrzymaam. - Nie pozwalajcie sobie.
Wsunam szpilki na nogi, wyrwaam si z obj i obu ich
odepchnam.
Piotrek uderzy w czuy punkt. Zabolao mnie to, co powiedzia, bo
mia racj. Zdarzao mi si zmienia zdanie.
- Szatanie, Gabrielu - odezwaam si do wadcw. - Jeli pozwolicie,
ju pjdziemy.
- Ale oczywicie. - Archanio pokiwa gow.
- A ju mylaem, e stuk w czasie ktni butelk i dowiemy si, co
by si stao - westchn Lucyfer.
Szybkim krokiem minam mczyzn i wcisnam guzik windy
osobowej. Kabina otworzya si przede mn.
- Idziesz? - warknam do Piotrka.
- Za tob choby do Tartaru - zakpi.
Zobaczyam jeszcze skwaszon min Beletha i zaraz potem drzwi
windy si zamkny.
W milczeniu minlimy pusty sekretariat Szatana. Stanlimy w
biaym, a raczej sterylnym korytarzu Urzdu. Teraz, gdy byam
potpion dusz, poza bramami Tartaru nie by mi chyba potrzebny
klucz diaba.
- Poczekaj - poprosiam Piotrka.
Zamknam oczy i pomylaam o sekretariacie, ktrego drzwi
zamkny si ju za nami. Gdy uchyliam powieki, okazao si, e
stoj na biurku Belfegora z jednym obcasem w porcelanowej
filiance. Pka z trzaskiem pod moim ciarem. Na szczcie nie
byo w niej herbaty.
Zeskoczyam z mebla i sprawdziam, czy na adnych wanych
dokumentach nie zostawiam odcisku podeszwy. Kto mgby si
zdziwi, widzc na urzdowym druku odbicie cienkiego obcasa i
trjktnego noska moich szpilek. Pstrykniciem palcw skleiam
filiank.
Wyszam z powrotem na korytarz. Piotru by wyranie

zaniepokojony.
- Gdzie znikna? - zapyta z wyrzutem.
- Sprawdzaam swoje nowe moce. - Nie byam zadowolona z jego
towarzystwa.
Nie uwaam si za superbohaterk, ktra moe pokona wszelkie
zo, sdz jednak, e lepiej od Piotrka znam si na ludziach. Poza
tym nie podoba mi si jego wadczy ton gosu.
- Nie potrzebuj teraz klucza - dokoczyam.
- Utraty ycia to ci chyba nie zrekompensuje - prychn i sign do
kieszeni po swj klucz diaba.
Nerwy mi puciy. Znowu. Trac dyscyplin.
- O co ci chodzi? - warknam. - Co si z tob stao? Nigdy taki nie
bye. Zrobie si... wredny.
Brakowao mi sw na wyraenie tego, co czuam.
- To wycznie zasuga pewnych diabw odparowa.
- Kilka przygd w ich towarzystwie wystarczyo, eby pozbawi mnie
zudze.
Skrzywiam si.
- To pewnie te moja wina? - zapytaam zadziornie. Byam gotowa
si z nim pokci. Miaam al do Kleopatry, e go sprowadzia.
Rozumiem, e liczyo si dla niej tylko moje dobro, mimo to
wprowadzia jedynie niepotrzebny zamt.
Nie odpowiedzia od razu. Spoglda na mnie pustym wzrokiem.
- Zmartwi ci to, co ci powiem - owiadczy.
Nastawiam si na najgorsze.
- Wci mi na tobie zaley...
Przyznam, e ta odpowied mnie zaskoczya. Znowu? Znowu mu na
mnie zaley? Ile razy musz go zrani, by przesta o mnie zabiega?
- Gdy zobaczyem, jak umierasz... - Pokrci przeczco gow. Umara mi w ramionach. Wiem, e tego nie pamitasz. Stracia
przytomno. Ale ja trzymaem twoje martwe ciao, Wiki. Cigle,
kiedy zamykam oczy, widz, jak chodnik pokrywa si krwi. Co
takiego troch zmienia czowieka i jego podejcie do wielu spraw.
- Nie wiedziaam...
- Wiem. W kocu teraz liczy si tylko Beleth.
- Piotrek!
- Co? No co? Co jeszcze moesz mi powiedzie? Nic. Wszystko
midzy nami zostao ju powiedziane. Chcesz by z nim, bo mnie
masz w dupie.

- Przeinaczasz. Nigdy tak nie powiedziaam. Ja po prostu...


- Po prostu mnie nie kochasz. Wiem... Tylko ciko mi to
zrozumie.
- Mylaam, e jestemy przyjacimi. - Poczuam pod powiekami
zy. Zamia si chrapliwie. Dopiero teraz zauwayam, e nie tylko
zgorzknia. Cay si zmieni. Nie pamitam, eby mia kiedykolwiek
tak gbokie cienie pod oczami, eby jego policzki si zapaday, a
ubrania na nim wisiay jak na wieszaku.
- Jestemy - westchn. - Jeste moj najlepsz przyjacik i chc
dla ciebie jak najlepiej. Dlatego nie cierpi tych wspaniaych
diabw. Oni ci pograj. Nie rozumiem, dlaczego tego nie widzisz.
Jeste martwa, potpiona. Gorzej ju chyba by nie moe...
- Moe, jeli Elbieta postanowi mnie zniszczy doszcztnie. A
moe mie na to ochot, jeli dowie si, e to ja ukradam flakon z
dinem -wtrciam.
Piotrek podszed do mnie i przytuli mnie mocno. Poczuam jego
zapach, wtulona w zagbienie jego szyi. Zeszczupla, jednak pod
cienk podkoszulk czuam twarde minie, a nie koci.
- Nie pozwol, by ci skrzywdzia. - Pogadzi mnie po wosach.
Poczuam dziecic ulg.
- Nie? - upewniam si.
- Nie. Przestaem by grzecznym chopcem. Zoj skr czarownicy.
- Nie artuj, ona jest niebezpieczna. Pocaowa mnie szybko w
czoo.
- Bdzie dobrze. Wychodzilimy ju cao z gorszych tarapatw.
Nie byabym tego taka pewna. Przy Elbiecie Agares i Pajmon, dwa
obkane diaby, ktre kiedy na nas poloway z polecenia Szatana,
wydaway si bezbronne niczym owieczki. Moroni take przestawa
by tak zowieszczy, jak go zapamitaam. Moe jedynie zote golemy
witego Piotra bardziej mnie przeraay.
- Idziemy? - zapyta Piotrek.
Klucz diaba cay czas trzyma w zacinitej w pi doni.
- Tak. - Kiwnam gow. - Zaycz sobie znale si w miejscu, w
ktrym obecnie przebywa ksina Elbieta Batory.
- Ona ma co wsplnego z naszym Batorym?
- Taaa, to siostrzenica Stefana Batorego. Pochodzi z Siedmiogrodu.
Jej rodzice Anna Batory i Jerzy Batory byli kuzynami. Nie wyszo jej
to na zdrowie, jak widzisz. Elbieta podobno mordowaa dziewice i
kpaa si w ich krwi. Wierzya, e to zapobiega zmarszczkom... Za

zbrodnie skazano j na zamurowanie w zamku, ale wczeniej si


zabia.
Chopak wsun klucz w cian. Metal zagbi si w gips i cegy bez
najmniejszych oporw. Piotrek przekrci go sze razy i
wypowiedzia pooenie miejsca docelowego. Miaam nadziej, e
przejcie zadziaa pomimo podania niedokadnego adresu.
Przed nami pojawiy si proste drewniane drzwi. Takich kiedy
uywaam, kiedy trafiam do Pieka. Przejcie mwio wiele o
wacicielu klucza. Zawsze mnie zastanawiao, czy pozbawione
ornamentw skrzydo drzwi oznacza, e w gbi duszy jestem do
nudn osob. Mam nadziej, e nie.
- Aha, Wiki. - Do Piotrka zatrzymaa si na klamce. - Tak?
- Zapomniaem ci o czym powiedzie. To pewnie nawet wiele
uatwi. Zwaszcza e jestemy teraz tylko przyjacimi.
- Co chcesz mi powiedzie?
Byam zniecierpliwiona. Chciaam ju i. Chciaam stawi czoo
Elbiecie i, co najwaniejsze, chciaam wrci tu caa i zdrowa z
wci ywym Piotrusiem.
Piotru. Jak ja dawno go tak nie nazywaam.
Ruszyam w stron drzwi, by pocign za klamk, do ktrej on
najwyraniej przymarz z jakiego powodu.
- Spotykam si z kim.
Zamaram w poowie ruchu.
- Sssuchaaam? - wydukaam.
- Spotykam si z Monik... Jeszcze przed twoj mierci, jak
wrcilimy z Nieba, poszedem z ni na piwo. Potem ty umara, a
ona bya przy mnie. Pocieszaa mnie. - Wzruszy ramionami. - Tak
jako wyszo.
Z MONIK??? Z t KROW???
- Czemu masz tak min? - gos jego brzmia niepewnie.
Przypomniaam sobie blad mor... ekhm, twarz tej przygu... ekhm,
mao inteligentnej dziewczyny, ktrej gwnym yciowym celem, jaki
zdoa wyewoluowa pod blond grzywk (podejrzewam, e
farbowan), byo odhaczenie jak najwikszej liczby facetw. Za
zapanie zajtego faceta najprawdopodobniej przyznawaa sobie
dwie gwiazdki w klasyfikacji. Nie moga oczu oderwa od mojego
Piotrusia, kiedy ja jeszcze byam w nim nieszczliwie zakochana. A
potem, kiedy zaczlimy si spotyka, jej obsesja tylko wzrosa. Nie
moga sobie darowa, e to ja go zdobyam. Zdzira.

Odchrzknam.
- Min? Jak min?
- Wiem, e nie lubisz Moniki, ale ona naprawd przy bliszym
poznaniu wiele zyskuje.
Zdaam sobie spraw z bezpodstawnoci moich roszcze wobec
Piotrka. Nie bylimy ju par. Sama podjam t decyzj. wiadom
decyzj po przemyleniu wszystkich za i przeciw.
Gwnym za" by pewien diabe. A zatem dlaczego byam teraz a
tak zazdrosna? Dlaczego miaam ochot spra t dziewuch na
kwane jabko, wyrwa jej blond kaki z gowy i zadepta ten pody
umieszek na umalowanych
row szmink ustach? Racja, to chyba z wrodzonej zoliwoci.
Ciesz si, e Piotrek znalaz sobie kogo, e w ogle przyj do
wiadomoci, e z nami koniec i nie porzuc diabw. Naprawd
byam z tego powodu zadowolona. Pogodzi si wreszcie.
Gdy kcilimy si o przyszo naszego zwizku jeszcze podczas
wsplnego pobytu w Los Diablos, nie byam pewna, czy
kiedykolwiek do tego dojdzie.
Tylko, e...
Piotru i Monika?
MONIKA???

43
Piotrek szarpn za klamk. Uchyli delikatnie drzwi, zagldajc
przez szpar. Winiowe drewno zaskrzypiao zamocowane luno na
starych zawiasach. -I co? - nie mogam wytrzyma napicia.
- Nic nie widz. - Otworzy je szerzej i przeszed przez prg.
Depczc mu po pitach, przeskoczyam na drug stron. Drzwi za
naszymi plecami same zaczy si zamyka. Po chwili na cianie
zosta po nich tylko lnicy zoto prostokt. Byszczc, znika na
naszych oczach.
Rozejrzaam si, nie tracc nawet na moment czujnoci.
Znajdowalimy si w olbrzymim pokoju penym awek i obitych
czerwonym pluszem krzese. ciany mieniy si od zota, pikne
barokowe malowida przykuway wzrok.
- Gdzie my jestemy? To wyglda jak sala obrad sejmu, tylko jest... nie mogam znale sw.
- adniejsze. - Zamia si. - Byem tu kiedy na wycieczce szkolnej.
-Zadar do gry gow i podziwia przez chwil ciany. - Jestemy w
dawnej Izbie Wyszej Parlamentu w Budapeszcie. Ksina dobrze
wybraa. To chyba jeden z wikszych i najbardziej okazaych
budynkw w stolicy.
Z ca pewnoci pasowa przepychem do jej upodoba. Zote ciany
musiay mile poechta jej prno.
Wyszlimy z sali obrad. Stanlimy na olbrzymiej klatce schodowej.
Czerwony dywan, ktrym wyoony by korytarz i schody, tumi
nasze kroki. Zdaam sobie spraw, e wci mam na sobie sukni z
trenem i dwunastocentymetrowe szpilki. Niezbyt praktyczny strj do
ewentualnej walki lub ucieczki. Z drugiej strony bd ubrana
porwnywalnie do Elbiety. Moe wtedy uzna mnie za rwn sobie?
Obcasy zapady si w lekko wytarte wosie dywanu.
- Dziwne, e nie rezyduje w Cachticach - mruknam.
Przepych wgierskiego Parlamentu zaskoczy mnie. Budynek
naszego sejmu wyglda przy nim aonie. W Warszawie nie zostao
nic z jej dawnej wietnoci. Nie ma zabytkowych kamienic poza
kilkoma na Nowym wiecie. Ocalaych pereek na Pradze Pnoc
nikt nie remontowa, cho byyby znacznie adniejsze od tych przy
rondzie de Gaullea. Wadzom nie zaleao na tym, by odtworzy
klimat dawnej Warszawy i wszystko zmierzao ku temu, by nasza
stolica zamienia si w nieskadne, pozbawione uroku blokowiska.

Poczuam zo. Gdyby tylko Warszawa nie zostaa zbombardowana


przez niemieckie samoloty, byaby tak pikna. Nie trzeba by byo
odbudowywa Zamku Krlewskiego i Starwki, po ktrych nic nie
zostao.
- Ja si jej nie dziwi. Zaja jeden z najwaniejszych dla Wgrw
budynkw. Do strategiczne zagranie.
- To jest pikne - westchnam, przecigajc doni po zdobionej
marmurowej balustradzie. Zoto nigdzie nie odpryskiwao, nikt nie
usiowa go zdrapywa.
- Z tego, co pamitam, budow ukoczono w 1904 roku - odezwa
si Piotr, wygldajc przez witraowe okno. - Wykorzystano
kilkadziesit kilogramw zota i chyba z p miliona kamieni
szlachetnych.
Tylko z niedowierzaniem pokiwaam gow. Rzeby na cianach
przyglday mi si z pumiechami na zastygych twarzach.
- Gdzie ona moe by? - zapyta zniecierpliwiony. - Przecie
chciaem znale si tam, gdzie ona.
- Na pewno gdzie jest.
W caym gmachu panowaa niczym niezmcona cisza.
- Wrmy do Izby Wyszej - zaproponowaam. - I po prostu j
zawoajmy.
- Mylisz, e to mdre?
- A chcesz biega po caym budynku i jej szuka? Niech sama
przyjdzie. Poza tym to chyba jedno z bardziej znanych pomieszcze.
Na pewno tam trafi.
Zamknam oczy i skupiam si na Elbiecie. Wyczuam jej umys
gdzie w gbi gmachu. Posaam jej telepatyczn wiadomo.
- Gotowe. - Otworzyam oczy.
-I co jej powiedziaa?
- Przedstawiam si, wyjaniam, e przychodzimy z poselstwem i
bdziemy na ni oczekiwa w Izbie Wyszej, czyli sali tronowej.
- To nie jest sala tronowa.
- Sdz, e teraz jest. W kocu Elbieta tytuuje si krlow.
- Ale jeszcze nie wada Wgrami. Na razie wprowadzia tylko terror,
uywajc swoich wojsk.
- Co to za armia? - chciaam wiedzie. Po plecach przebieg mi
dreszcz. Czyby Elbieta bya tak szalona, e wyprowadzia z Tartaru
setki potpionych dusz? To byoby okropne. Najwiksi mordercy i
szalecy znowu mogliby sia spustoszenie.

- Armia widm i onierze ze szka. - Wzruszy ramionami. - Mona


do nich strzela, a oni dalej id. Niestety ich bro jest do
prawdziwa. wietnie zabija i wojskowych, i cywili.
- Co my zrobilimy...
- Troch wam nie wysza ta ucieczka z Tartaru - przyzna.
- Dziki... mylaam, e mnie pocieszysz.
- Przecie ty nie chcesz moich pociesze.
Cholera, znowu mia racj. Co on tak nagle wydorola? Jego
wszechwiedzcy umiech, ktry kiedy tak mnie pociga, zacz by
irytujcy.
- Mgby by dla mnie troch milszy - zwrciam mu uwag.
Zamia si ponuro.
- A ty mogaby przesta zachowywa si tak, jakby miaa zawsze
racj, bo czsto wcale jej nie masz. Nie zwracasz uwagi na ludzi,
ktrym jeste bliska. Zauwaya to? Nie obchodzi ci, co czuj twoi
rodzice, brat, co czuem ja. Jeste egoistk, Wiki.
- Przesta tak mwi.
- Prawda boli?
Spoliczkowaam go.
- Chyba naprawd boli - zdziwi si, zaskoczony i potar wierzchem
doni zaczerwieniony policzek. - Przepraszam ci, Wiki. Musiaem ci
to powiedzie, eby si chocia troch otrzsna.
- Nie potrzebuj twoich rad. Uwaasz, e ty masz zawsze racj, ale
tak te nie jest. Przesta wreszcie prawi mi kazania. Mam tego
do!
- Wiem. - Krzywy umieszek zagoci na jego ustach. - Ale szczerze
nienawidz twojego najdroszego Beletha, wic perwersyjn rado
sprawia mi wytykanie ci zwizku z nim jako najwikszego bdu
twojego ycia. O przepraszam, ty ju nie yjesz.
- Naprawd zrobie si wredny - skwitowaam.
- A ty wyadniaa. To smutne, ale ze mierci ci do twarzy. Echo w
pustej sali powtarzao nasze sowa. Nie oddawao ciepa w gosie
towarzyszcego mi chopaka, ale nie musiao. Mwi, e ma
dziewczyn. Mwi, e jestemy teraz tylko przyjacimi. Mwi, e
chce tylko mojego dobra. Jednak jego oczy mwiy mi dokadnie co
innego.
- Kocham Beletha - palnam.
- To dobrze. - Wydawao mi si, e wzrok mojego byego odrobin
stwardnia. - Ja mam Monik. Jestem szczliwy.

Nie wiedziaam, jak powinnam zareagowa. Zaskoczy mnie. Takiego


Piotrka nie znaam. Czy mg kama mi w ywe oczy ? I czyja
chciaam, eby teraz kama? Co on ze mn robi?
Potrzsnam gow i wyobraziam sobie Beletha. Mojego diaba,
ifrita. Powici si dla mnie. Utraci ask Bosk. Zawsze daam
od niego dowodw uczucia. Czsto kama, wic wymylona mio
take by do niego pasowaa. Dostaam dowd. Kocha mnie.
Najwyraniej naprawd mnie kocha. Dla niego zostawiam
nudnego miertelnika".
I co zrobi, kiedy on nagle przestaje by nudny?
To bardzo zagmatwane. A raczej ja to znowu plcz. Spod rzs
zerknam na chopaka. Siedzia w niewymuszonej pozycji na
jednym ze stow. Odgarn grzywk z oczu. Tajemniczy pumiech
sugerowa, e myli o czym niewiarygodnie zabawnym, co wie tylko
on. Cay wiat to art.
Coraz czciej nachodzi mnie myl, e jestem gupia. Niepokojce.
Postanowiam zetrze ten umieszek z jego ust.
- Spae ju z Monik? Jaka jest w ku?
Noga Piotrka obsuna si z awy.
- Co? - wyjka.
- Przecie jestemy teraz tylko przyjacimi - zakpiam. - Moemy
mwi sobie o takich rzeczach.

44
Niestety nie zdoaam usysze jego odpowiedzi. Chocia prawd
mwic, wcale nie chciaam jej sysze. Na sam myl, e ta krowa
dotykaa mojego... to znaczy kiedy mojego Piotrka... a zreszt to bez
znaczenia.
Nasz pasjonujc rozmow, ktrej sensu wci nie potrafiam
poj, przerwao otworzenie si podwjnych drzwi. Uderzyy z
gonym trzaskiem o ciany. Troch tynku osypao si na ziemi.
Stana w nich dumna Elbieta. Miaa na sobie kapic od zota
sukni z mnstwem kamieni szlachetnych przyszytych do falban
materiau. Zgrabn, abdzi szyj ozdobia koronkow kryz.
Spinajcy j z przodu olbrzymi krwawy rubin rywalizowa czerwieni
z kolorem jej ust.
- Kim jestecie i jak miecie przekracza progi naszego zamku?
-zagrzmiaa, kroczc wyniole po schodkach w nasz stron.
Wyprostowaam si, a Piotrek zerwa si z awy. - Jestemy posami
wadcw Pieka i Nieba - owiadczyam.
- Ty - wycedzia. - Diablica z Tartaru - silny akcent znieksztaca jej
sowa.
- Tak, to ja. Wiktoria Biankowska, bya diablica, niedosza anielica
-lubiam przedstawia si w ten sposb.
Bya ostrona. Nie doceniam jej. Szczerze mwic, sdziam, e
rzuci si na mnie, a ja bd moga si potem tumaczy Szatanowi, e
zabiam j w obronie wasnej.
Chocia z drugiej strony ostatnio co za czsto zaczam z atwoci
myle o zabijaniu.
Piotrek wzi mnie za rk. Byam zaskoczona.
- Wiem, o czym mylisz - powiedzia. - Nie rb tego. Nie jeste
jedn z nich. Jeste czowiekiem. Nie zapominaj o tym.
- Skd wiesz, o czym myl?! - syknam. Ksina bya coraz bliej.
- Bo dobrze ci znam. A mwic powaniej, to twoje oczy zrobiy si
biae, zupenie jakby wanie sigaa po siln moc.
Kurcz...
Elbieta stana naprzeciwko nas. Jej usta rozcigny si w
grymasie sztucznego umiechu, oczy za sondoway nasze twarze w
poszukiwaniu znakw wiadczcych o zych zamiarach.
- Przychodzimy z poselstwem. Przysyaj nas wadcy zawiatw
Archanio Gabriel i Szatan - powiedzia Piotrek. - Zechcesz nas, pani,

wysucha?
- Wadcy zawiatw - bya wyranie zainteresowana. - A czego oni
od nas chc?
Zza drzwi bezszelestnie wysuna si gowa Kuby Rozpruwacza.
Rozbiegane oczy szybko zlustroway sal. Gdy mnie zobaczy,
poblad odrobin.
Ach, sawa!
Ksina odwrcia si zaintrygowana, kogo zauwayam.
- Rozpruwacz! - wezwaa go do siebie.
Morderca pokaza nam si w penej krasie. Nie mia ju na sobie
kolorowego stroju bazna, lecz mundur z szeregiem zotych guzikw.
Chyba awansowa w paacowej hierarchii.
- Dowdca stray - wyjania wadczyni. - Do nas!
Pojawi si w sam por, bo przecie krlowa nigdy sama nie
przeprowadzaa rozmw. Potrzebowaa do tego mistrza ceremonii,
ktry zna etykiet.
Nagle powietrze za krlow zafalowao. Jak zaczarowana
wpatrywaam si w zoty tron, ktry pojawi si znikd za jej
plecami. Elbieta zasiada na nim z godnoci. Materia sukni uoy
si w zgrabne fale, zupenie jakby czuway nad tym niewidzialne
duszki.
- A zatem w jakiej sprawie przybywacie do Krlowej Ksistwa
Wgierskiego, Wielkiej Wadczyni Krlestwa Podziemnego i pani na
zamku w Cachticach Elbiety Batory? - zapyta Kuba.
- Ksistwo Wgierskie? - zdziwiam si.
- Istnieje od wczoraj - grzecznie wyjani Rozpruwacz.
- Przybylimy do krlowej z poselstwem - paeczk przej Piotrek.
-Przysyaj nas wadcy zawiatw Szatan i Archanio Gabriel.
- Czego sobie ycz od najwspanialszej wadczyni?
- Prosz, by powrcia do Tartaru i dalej sprawowaa tam rzdy,
jeli taka jest jej wola. Zaley im na spokoju Ziemi. Zmare dusze nie
mog wprowadza zamtu oraz uywa mocy na oczach
miertelnikw.
- Zapytaj ich dlaczego - rozkazaa krlowa.
- Dlaczego? - pytanie Kuby zawiso w powietrzu.
- Bo krlowa narusza porzdek rzeczy - Chopak wbi spojrzenie w
niewzruszon twarz wadczyni.
- Teraz my jestemy porzdkiem - odezwaa si.
- Teraz krlowa jest... - zacz usunie jej pomagier, ale

machniciem doni zamkna mu usta.


Dosownie. Na misistych wargach mczyzny pojawiy si czarne
nitki, ktre zasznuroway je ciasno. Krople krwi pocieky mu po
brodzie. Jkn i zapa si za twarz.
- Do - powiedziaa cicho.
Piotrek by wstrznity. Patrzy, jak zszokowany mczyzna osuwa
si na posadzk, wyjc z blu. W jednej chwili moc krlowej
pocigna go brutalnie po ziemi w stron drzwi. Jego gowa obijaa
si o schody. Zote drzwi zamkny si za nim.
- Mczy nas jego pody, mdy akcent. - Poprawia czarne wosy.
Ja nie mszyam si z miejsca. Wytrzymaam spojrzenie zej krlowej.
Piotrek wycofa si. Jego twarz poblada. Poczuam satysfakcj.
Wcale nie by taki mocny, za jakiego si uwaa. Moe zachowanie
tej psychopatki lubicej zadawa bl czego go nauczy.
- Czy wasi... zwierzchnicy mog zaoferowa nam co w zamian?
Wysunam si do przodu. Wysoki tron ustawiony na podwyszeniu
sprawia, e musiaam zadziera gow, by spojrze jej prosto w oczy.
- Wasza Wysoko, Szatan i Archanio Gabriel obiecaj w zamian,
e was nie zabij - wycedziam. - Jeli nie zrobisz tego, co ci ka,
zostaniesz usunita.
Jej perlisty miech rozszed si po pomieszczeniu gonym echem.
Nie by wesoy. Brzmiaa w nim nienawi.
- Sdzimy, e nie podoba nam si ta propozycja - jej gos
przepeniony by jadem. - Sam Bg nie moe nam niczego kaza. To
my jestemy teraz bogini.
- To akurat nieprawda. - Nie mogam powstrzyma zoliwego
umiechu.
- Do tego brakuje ci bardzo duo mocy. Jeste kim takim jak ja,
Elbieto. Nikim wanym.
Jej policzki porowiay, gdy zwrciam si do niej bezporednio.
Uwielbiam ama etykiet. To takie odprajce.
- Mylisz si, dziewucho. Nie jestemy pierwsz lepsz plebejuszk
ze wsi. Pynie w nas bkitna krew.
Piotrek chcia co powiedzie, ale nie daam mu doj do sowa.
- Krlowo, jeste pewna? Wykorzystaa tyle krwi wiejskich
dziewuch. Moe teraz w twoich yach pynie ich czerwona plebejska
krew.
Ku mojemu zaskoczeniu Elbieta odetchna gboko i opara si
swobodnie o drewniane, rzebione oparcie tronu pokryte zot

blach.
- Wiemy, do czego zmierzasz - owiadczya z satysfakcj.
- Tak? Do czego?
- Chcesz nas zmusi do ataku na poselstwo. W moich czasach
czekaby mnie za to odwet twych wadcw. Zapewne w tych jest tak
samo. Zreszt twoi wadcy s starsi ode mnie.
Cholera. Naprawd nie jest gupia. A mylaam, e uda mi si j
podpuci. Niekoniecznie chciaam, by j to oczernio. Miaam raczej
nadziej, e dziki temu bd moga uy mocy w obronie wasnej.
Dopki si na mnie nie rzuci, nie mog sama jej zaatakowa. Szatan
urwaby mi za to gow, a Gabriel? No c... moralizowaby tylko
niepotrzebnie.
- Powiedz swoim wadcom, e mamy dla nich inn propozycj.
Zgodzimy si na ugod i nie najedziemy ich krlestw z nasz armi,
jeli tylko oddadz nam naszego dina. Wiemy, e go ukrada.
Pamitamy ci z balu. Miaa fioletow sukni z kokardami.
Piotrek by coraz bardziej zdezorientowany. Bal? Jaki bal?
Fioletowa sukienka? Kokardy? Czy wszystkie baby naprawd zawsze
zwracaj uwag na takie pierdoy?
- Czemu mnie nie zaatakowaa? - byam zaskoczona.
- Nie stanowisz dla nas zagroenia - jej pretensjonalny ton mnie
wkurzy.
- Jak sama powiedziaa, jeste nikim.
O, jeszcze si zoza przekona, jakim potrafi by zagroeniem!
- Nie dostaniesz dina. Nie oddadz ci go. Tak samo jak nie
oddadz ci Ziemi, do ktrej rocisz sobie prawa - warknam.
- Zobaczymy, pole.
Krlowa wstaa. Jej suknia rozoya si na marmurowych pytach.
W socu zaiskrzya zota nitka. Tron znikn.
- Powiedzcie waszym wadcom, e nie zgadzamy si na ich aosne
dania. Din w zamian za zachowanie suwerennoci zawiatw. W
innym wypadku wszystko bdzie nasze.
- Nie zgodz si...
- W takim razie przegraj. Na dostarczenie nam naszej wasnoci
macie jeden dzie. Pniej spenimy nasze groby.
Odwrcia si do nas tyem i skierowaa do wyjcia. Patrzylimy
wzburzeni na jej sztywno wyprostowane plecy podtrzymywane
ciasno zawizanym gorsetem.
Zatrzymaa si przy drzwiach. Jej umiech nie wry niczego

dobrego.
- Co do ciebie, dziewucho. Wiemy, e miaa ukra nam dina i
zapamitamy to. Spotka ci za to kara w odpowiednim czasie. To
nasz din.
- Beleth nie jest twoj wasnoci! - krzyknam.
- Beleth - powtrzya, zupenie jakby smakowaa to sowo.

45
Tak jak podejrzewaam, Szatan i Gabriel nie ucieszyli si z
ultimatum, jakie postawia im Elbieta. Trudno si im dziwi. Tak
dobrze szo im przewodzenie zawiatom i Ziemi, a tu nagle pojawia
si jaka wcibska baba, ktra chce im zabra ulubion zabawk.
miertelnikw.
I to na dodatek tych jeszcze ywych.
Moe pogodziliby si z utrat paru dusz, w kocu zostay ju
zaksigowane i wpisane do rejestrw, niemniej o ywe musieli ze
sob walczy. A co bdzie, jeli religia umrze, gdy krlowa stanie si
wadc absolutnym caej planety i jej po prostu zakae? Nastpi
koniec odwiecznej walki dobra ze zem?
Nie podejrzewaam co prawda, e do tego dojdzie, jednak Szatan
jest dobry w snuciu czarnych scenariuszy, wic wpad przed chwil
na ten pomys.
- Co bdzie ze statystykami?! - piekli si. - Przecie tak nie moe
by. Do apokalipsy zostao jeszcze troch czasu. Mam moliwo
dogonienia ci w rankingu.
- Lucyferze, czy to naprawd jest teraz wane? - Archanio mia
zmczon min.
- Oczywicie, e tak. Nie wiem jak ty, ale ja tu mam plan wieloletni,
ktry zaraz szlag trafi.
-I tak by nie wygra.
- Jeszcze zobaczysz.
Zerknam na Beletha, ktry trzyma mnie za rk. Od jego
rozwietlonej skry promieniowao ciepo. Byo mi raniej, gdy by
obok.
- Co teraz? - zapyta Piotrek. - Oddamy jej dina?
- Skd - achn si Lucyfer. - Po prostu si jej pozbdziemy.
- Mog wysa golemy - zaproponowa Gabriel.
Zote golemy strzegy bram Niebios. Byy ywymi posgami, ktre
mnie osobicie przypominay mapy skrzyowane z jakimi
hinduskimi bstwami o wielu ramionach. Ich oczy z kamieni
szlachetnych byy puste. Nie wyraay niczego.
Golemy stworzy wity Piotr i tylko on mia nad nimi wadz.
Znane byy z tego, e gdy dostay rozkaz, uparcie dyy do jego
wykonania, nie baczc na nic i na nikogo. Z nimi nie mona byo
dyskutowa. Jak dla mnie nadaway si doskonale do zabicia

krlowej. Posu im w tym celu gorejce miecze, w ktre byy


wszystkie zaopatrzone.
- Nie moemy tego zrobi - zaoponowa Szatan. - Narobimy
zamieszania. Zote golemy panoszce si na Ziemi, kto to sysza?
- Zamierzasz mi to wypomina? To bya samowola Moroniego. Ja
ich nie wzywaem. Mam ci przypomnie, jak rozkazae swoim
diabom zabi wszystkie osoby z Iskr Bo?
Westchnam. Nie lubiam sucha sprzeczek wadcw z zawiatw.
Mogli tak dyskutowa caymi godzinami.
- Moe jednak sprbujmy golemw - odezwaam si. - Elbieta i tak
narobia baaganu na Ziemi. Nikt si nie zorientuje.
- A nie moecie cofn czasu? - zaproponowa Piotrek. - Cofnijmy
Wiktori do czasu, zanim zostaa zabita. Wtedy nic si nie wydarzy.
W gabinecie zapada cisza. Beleth lekko cisn moje palce.
Zobaczyam, e misie na jego policzku lekko dry.
- Chopcze. - Gabriel skrzywi si lekko. - Cofn czas nie jest tak
atwo. Wci borykamy si ze skutkami poprzedniego cofnicia. To
masa pracy czysto administracyjnej. Duo osb na caej Ziemi
umaro w cigu ostatnich dni, wielu ludzi si narodzio. Dusze z
zawiatw naleaoby cofn z powrotem do ich cia i wymaza ich
pami o zawiatach.
- Co nie zawsze si udaje i potem mamy pomylecw, ktrzy nili o
biaym tunelu - mrukn ponuro Szatan.
Przypomniaam sobie przebyski, ktre miaam po cofniciu mnie
wykonanym przez Beletha.
- Zmiana czasu nie wchodzi w gr - zdecydowa Archanio. - Nie
wiemy, czy w ogle zadziaa na potpion dusz, jak jest Elbieta.
Nikt nigdy tego nie prbowa. Zreszt jako obywatelka zawiatw,
ktra dawno umara, nie moe by de facto nigdzie cofnita.
- To co robimy? Golemy? - zapyta Lucek i klasn w donie.
Gabriel skin gow.
- Skontaktuj si ze witym Piotrem. Gdzie masz telefon z
wyjciem do Nieba?
- Zepsu si. Chyba znowu musisz jecha wind.
Mina Lucka wyraaa pen szczero. Bkitne oczy byy
pozbawione zoliwych byskw czy chociaby rozbawienia. Nic nie
wskazywao na to, e Szatan kamie. A kama. wiadczy o tym
dwik telefonu, ktry zabrzmia za jego plecami. Lucyfer jak gdyby
nigdy nic odwrci si i podnis suchawk.

- Halo? Tu gabinet Szatana... Nie, nie, dzikuj Belfegorze, nie


potrzebujemy herbaty... Tak, a kto dzwoni? Micha? Nie, nie kieruj
tutaj rozmowy, jestem w trakcie wanego posiedzenia z jego
kumplem Gabrysiem... Tak, okej... Naprawd? Kto by pomyla...
Okej, to dziki, Belfegorze. Nie, naprawd nie potrzebujemy herbaty
i ciastek. Do usyszenia.
Suchawka stukna o wideki. Wadca Piekie zorientowa si, e
wszyscy podsuchiwali.
- Co? - zdziwi si.
- Nie dziaa? - wycedzi Gabriel.
- Nie. Wydawao ci si - zega gadko. - To tylko interkom.
Zachichotaam. A moe jednak lubi sucha ich przekomarza?
- W takim wypadku proponuj, bymy wszyscy udali si do Nieba
-powiedzia Archanio. - W Anielskim Centrum Dowodzenia
bdziemy mogli na ekranach obserwowa poczynania golemw.
Ruszajmy. Mwic to, wsta z biaego krzesa i podszed do wiekowej
windy. Wcisn guzik, a zardzewiae drzwi uchyliy si z
przeraliwym zgrzytem.
- Czemu nie idziecie? - Zachci nas gestem.
- Mamy jecha tym? - jknam.
Boj si wind. Czuj niepokj, gdy jestem zamknita w maej
metalowej przestrzeni, ktr unosi w gr licha lina.
- Troch mierdzi staroci, ale nie jest taka za. Ostatnio czsto ni
jed. Szybko, nie mamy czasu! W kadej chwili Elbieta moe
wymyli co gupiego i niebezpiecznego, co wszystkim nam zagrozi.
Niechtnie weszlimy do ciasnej, zatchej kabiny. Najwicej
narzeka Szatan. Stanam midzy Belethem a Piotrkiem, wcinita
w kt. Odsunlimy si od wadcw zawiatw. Wolelimy ich nie
dotyka. Tak na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, czy by nas
potem nie oskaryli o obraz majestatu.
Winda dwigna si z trudem. Uderzyam plecami o brudn,
zakurzon cian. Metal wszed w drgania. Czuam na sobie nacisk,
gdy maszyna rozpdzaa si coraz bardziej. Kojcy ucisk doni
mojego ifrita niewiele mi pomaga, tak samo jak kurczowe
zacinicie powiek.
Nagle poczuam, e kto delikatnie dotyka mojej drugiej doni.
Rozluniam zagite palce i poczuam, jak bierze mnie za rk i na
wntrzu mojej doni rysuje kciukiem mae kka. Otworzyam oczy.
To by Piotrek. Posa mi pokrzepiajcy umiech.

Mam wraenie, e tylko dziki tym dwm mczyznom trzymajcym


mnie za rce dojechaam do bram Arkadii. Gdyby nie oni,
umarabym ze strachu, gdy w ktrej chwili winda ze zgrzytem
zatrzymaa si gwatownie, a potem zacza opada. Kiedy ju
miaam zacz krzycze, ponownie stana i kontynuowaa szalon
jazd do gry.
Z ulg wysypalimy si z windy, ktra jak gdyby nigdy nic
zatrzymaa si naprzeciwko zotej wysokiej bramy.
- Zawsze tu staje? - zapytaam.
Nie pamitaam kabiny windy w tym miejscu.
- Tylko kiedy podruj ni osobnicy niebdcy mieszkacami
Arkadii -wyjani Gabriel.
- I pewnie musimy przechodzi przez gupi kontrol? - prychn
Szatan, podchodzc do zotej figury golema przy ogrodzeniu.
Bez obaw podszed naprawd blisko. Widziaam kiedy, co jeden z
tych potworw zrobi maemu ptaszkowi, ktry usiad na jego
mapiej gowie. Na miejscu Lucka nie zbliaabym si do nich.
- Oczywicie, e tak. Takie s protokoy postpowania. Czekajcie na
mnie.
Archanio pewnym krokiem zbliy si do bramy. Zote posgi nie
zareagoway na niego. Pchn zote skrzydo i znikn w rowej
mgle.
Szatan gniewnie tupa nog i co chwila zerka na zegarek. Beleth
zastyg w nieruchomej pozie jak rzeby ustawione w rwnych
odstpach przy ogrodzeniu. Rozmyla nad czym.
- Hej, co ci jest? - zapytaam szeptem.
Dookoa nas byo bardzo cicho. Zdawaam sobie spraw z tego, e
Piotrek i Lucyfer sysz kade nasze sowo.
- Nic - odpar. - Po prostu zastanawiam si, co zamierza Elbieta i
jakie mogyby by jej kolejne dwa yczenia.
- Nie bdzie adnych ycze - wtrci si Szatan. - Nie pozwalam na
to. Belecie, nie wemiesz udziau w adnej akcji, o ile jakie bd.
Nie moemy pozwoli na utrat lampy.
- Jestem zamknity we flakonie perfum...
- Perfum...? Naprawd nie byo nic bardziej mskiego?
Przemilczelimy uwag Szatana. By w zym humorze i szuka ofiary,
na ktrej mgby si wyy.
Piotrek sta na uboczu. Wsadzi rce do kieszeni spodni i patrzy
gdzie w przestrze. Zastanawiao mnie, co jemu chodzi po gowie.

Nie potrafiam go rozgry. W pierwszej chwili mylaam, e


przyszed tu dla mnie. Jednak jego zgryliwe uwagi i komentarze na
to nie wskazyway.
Kleo, sprowadzia mi na gow kopoty.
Brama otworzya si. Wczeniej, gdy bya jeszcze zamknita,
pomidzy sztachetami nic nie byo wida. Rowa mga wydawaa
si gsta jak wata cukrowa. Z chwil uchylenia wrt nabraa
przejrzystoci. Naszym oczom ukazay si pene cudw zote kopuy
Edenii. Stolicy anielskiej ziemi.
Gabriel szed na czele maego oddziau niskich puttw. Mae
cherubinki posiadajce zarost, wielkie nosy, krzaczaste brwi i te
od nikotyny, krzywe zby, kroczyy za nim w dwch szeregach z
dumnie uniesionymi brodami. W odrnieniu od demonw, ktrych
zatrudnia Szatan, nie nosiy broni. Ci niepozorni pacyfici z wyboru
dzieryli w doniach mae zote trbki alarmowe na wypadek
kopotw. Gdyby dziao si co zego, ich przenikliwy dwik mg
szybko zaalarmowa cae Niebo i sprowadzi niezbdne posiki w
postaci aniow posiadajcych moc i dugie trby Apokalipsy.
Z tego, co wiem, z uwagi na oglne bezpieczestwo nigdy nie
uywano siedmiu trb Apokalipsy naraz. Mogy wywoa pewne
niesympatyczne zdarzenie.
- Ominie was kontrola osobista, ale musicie podrowa z eskort
-wyjani Gabriel.
- Robisz cyrk dla mieszkacw Edenii? - prychn Szatan.
- A wolisz zdj przy wszystkich spodnie, bymy przeprowadzili
kontrol? - gos anioa ocieka sodycz.
Lucek nie odpowiedzia. Z dumn min mszy w stron wejcia. Od
razu otoczyo go stadko zaaferowanych pracownikw Administracji,
ktrzy chcieli jak najlepiej wykona swoj prac.
Ciekawe, na czym polega kontrola osobista i co spodziewaj si
znale przy mieszkacach Piekie. Czybymy mogli wprowadzi na
teren Nieba jakie zakazane substancje?
- Mam ze przeczucia - mrukn Beleth.
Rowy wieczr powoli zapada nad anielskim miastem. Zaskoczona
oderwaam wzrok od piknych marmurw i zoce przycigajcych
moje spojrzenie na kadym kroku. Jestem srok.
- Dlaczego? - zdziwiam si. - Przecie Szatan i Gabriel dadz sobie
rad.
- Wiem, na co sta Elbiet. Ona nie jest zrwnowaon osob.

Jeli bdziemy mieli szczcie, to zdoamy zaskoczy j atakiem


golemw, ale... nie jestem o tym do koca przekonany.
- Daj spokj. Przecie golema mona zniszczy jedynie poprzez
wyjcie mu z ust kartki ze sowem emet" i oderwanie litery e, by
zostao met", czyli mier. Kto normalny by na to wpad?
- Ksina jest cakiem bystra, niestety.
- Eee, nie domyli si - zlekcewayam jego sowa.
Ja bym nie wpada na to, e w taki sposb mona je zabi, dopki
diaby mi tego nie powiedziay. Prosz, kto normalny by to wymyli?
Zreszt zawsze golemy kojarzyy mi si z ludzkimi postaciami z bota
albo gliny. Do gowy by mi nie przyszo, e Niebo mogoby uywa
zotych posgw przedstawiajcych mapy ze skrzydami i z czterema
ramionami, w ktrych dzieryy srebrne szable. Tylko mieszkacy
Arkadii mogli sobie pozwoli na tak drog odmian tych potworw.
Tymczasem doczy do nas z powan min wity Piotr.
Anielskie Centmm Dowodzenia znajdowao si pod miastem. Ponury
budynek przypominajcy bunkier, pozbawiony okien i ozdobnego,
srebrnego dachu, otoczony by drzewami, ktre miay zatuszowa
jego brzydot.
Weszlimy do ciemnego przedsionka. Byy tam tylko jedne drzwi z
ma arwk. Gdy zezwalaa na przejcie, wiecia si na zielono, a
drzwi staway otworem. Gdy petent nie by zaproszony, pona na
czerwono.
Kady z nas stworzy sobie na szyi medalik albo may krzyyk. Tylko
dziki takiemu biletowi wstpu" mona byo dosta si do rodka.
arwka kolejno owietlaa nasze twarze. Wszystkie zabarwiaa
tmpia ziele. Uroczo...
Po drugiej stronie przywita nas sposzony jak zawsze Zafkiel. By to
jedyny znany mi anio, ktry nie przykada wagi do swojego
wygldu. Mia wiecznie potargane wosy, ktre wiza w
nietrzymajcy si kucyk, i okulary w gmbych oprawkach ze szkami
jak denka od butelek.
Ktry anio by sobie na co takiego pozwoli?
I jeszcze ta dziura w skarpetce, z ktrej wystawa jego duy palec.
- Co tu robicie? Po co przyszlicie?! - zaatakowa nas. - Nie mam
czasu na wycieczki ! ! !
Chyba nikt go nie uprzedzi o naszej wizycie.
- Witaj, Zafkielu. Przyszlimy skorzysta z twoich ekranw. Musimy
zobaczy, jak golemy poradz sobie z Elbiet - Gabriel usiowa go

uspokoi.
Wepchnlimy si do maego pomieszczenia penego monitorw,
telewizorw, kabli i starych paneli penych kolorowych przyciskw.
- O chol...! - krzyknam, machajc gwatownie rkami.
O jeden z takich kabli wanie si potknam. Siedmiu maych
puttw zdoao mnie zapa, niemniej do dugi kabel prowadzcy
do jednego z dziesitek przeduaczy wyskoczy z gniazdka z
gonym pstryk".
Poowa ekranw zgasa.
Ups...
- NIEEE! ! ! - rykn Zafkiel i rzuci si do przeduacza.
- Przepraszam! - szybko zawoaam.
Gdy wtyczka znalaza si na swoim miejscu, obraz powrci na
monitory. Odetchnlimy z ulg. Zy anio zacz przeglda po kolei
wszystkie przekazy wideo, by sprawdzi, czy w czasie chwilowego
braku prdu nic zego si nie stao.
- Musicie mi tu robi taki zamt?! - warkn po kilku minutach
wciekego uderzania w klawiatur. - Czego chcecie?
Rzeczywicie byo nas cakiem duo jak na tak ma przestrze: ja,
Beleth, Piotrek, Gabriel, Szatan, wity Piotr i siedmiu puttw.
- Jak ju mwiem, zobaczy, jak radz sobie golemy. - Archanio
wci by spokojny i uprzejmy. - A gdzie podzia si twj pomocnik?
Pracujesz dzisiaj sam?
- Zwolniem go. Ariel nie nadawa si do tej pracy. W gowie mia
tylko granie na harfie. Moecie popatrze, ale tylko przez chwil i nie
wolno wam niczego dotyka. Ta Elbieta zaczyna mnie zoci.
Wprowadza mnstwo zamieszania. Uwierzycie, e ten wcibski
babsztyl ingeruje nawet w pogod?! Przecie pogoda to moja
dziaka!
- Rozumiem, Zafkielu. Obiecuj, e pomog znale ci pomocnika.
Czy moemy ju patrze? Ktre to ekrany?
- Sam go sobie znajd. Nie potrzebuj pomocy. Patrzcie na te trzy
ekrany - wskaza palcem.
- Wcz podgld na ten eski pomiot Szatana.
Lucek odchrzkn znaczco, lecz zapracowany anio nie zwrci na
niego najmniejszej uwagi.
- Jeszcze tylko chwila. - Jego palce skakay po klawiaturze. Przygotujcie si.
Stoczylimy si za jego plecami i wpatrzylimy w ciemne ekrany.

- Piotrze, teraz - rozkaza spokojnym gosem Archanio.


Podziwiam go. Wanie wyda na t kobiet wyrok mierci (takiej
nieodwracalnej), a mwi tonem, jakim zamawia si herbat w
ulubionej kawiarni. Zerknam na Lucyfera. Czy jemu wydanie
wyroku na wszystkie osoby z Iskr Bo take przyszo tak atwo? Na
monitorach pojawi si obraz...

46
Niewidzialne
anielskie
kamery
pokazay
nam
wntrza
budapesztaskiego Parlamentu. Krlowa przechadzaa si po
licznych biurach i meblowaa.
Tak, ten gupi babsztyl w najlepsze bawi si w dekoratork wntrz.
Machniciem palcw wyrzucaa ponure biurowe meble, a na ich
miejsce wstawiaa staromodne stoy z powyginanymi nkami,
krzesa obite pluszem, kanapy. W oknach wieszaa cikie aksamitne
zasony, a na parkietach kada puszyste dywany.
- Zanim zobaczymy efekt naszych wysikw, chciabym zaznaczy,
e nie odpowiadam za szkody, ktre wyrzdz moje twory zaznaczy wity Piotr.
- Nie martw si. Wszystkim zajm si osobicie - obieca Archanio.
-Gdzie one s?
- Musz dolecie - witemu nie spodobao si, e Gabriel ju
krytykuje. -Ziemia nie jest tak blisko.
Anio nie skomentowa wolnego lotu cikich golemw. Byam
zaskoczona, e Szatan darowa sobie wszelkie komentarze. Sta w
kcie, jakby wcale go nie interesowao, co si dzieje na ekranach.
Wydawa si smutny.
Podgld pokazujcy niebo nad Parlamentem wyapa jaki ruch.
- Co to? - zapyta Piotrek.
- Rak? - zasugerowaam.
- Samolot? - Puci do mnie oko.
- Nie, to superman! - zawoalimy razem.
Zaczam si mia, ale szybko umilkam, napotykajc spojrzenie
Gabriela, ktre posa w nasz stron. Pojam wlot. Nie mia si,
tylko kaja za kopoty, ktre teraz mamy.
Tak samo zniesmaczony by Beleth. Nie rozumiaam tego. Przecie
co si stao, to si nie odstanie. Osobicie uwaam, e mojej winy jest
tam najmniej. W kocu nie umaram specjalnie. Dlaczego mam
teraz si doowa?
Punkt na niebie okaza si tylko ptakiem. Westchnam. Adrenalina,
ktra chwil temu jeszcze krya po moim organizmie, gdzie
znikna. Poczuam si znuona. Czemu nic nie robimy? Jeli
poczymy siy, to przecie na pewno pokonamy Elbiet. Cae to
bawienie si w poselstwo uwaaam za kompletn gupot.
- Nudy, nie? - szepn Piotrek.

- Troch tak - zniyam gos, eby czujne ucho Gabriela niczego nie
wychwycio. - Po co tu jeste? Wracaj na Ziemi. Tu nic nie
pomoesz.
- Tu jest zabawa. - Wzruszy ramionami.
Znaczco rozejrzaam si dookoa. Szatan wyglda, jakby przysn
oparty o cian, Gabriel, wity Piotr i Zafkiel zdawali si przyrasta
wzrokiem do ekranw, Beleth zamieni si w ywy posg, tak
pochony go wasne rozmylania, a jaki putto pociga raz po raz
ze srebrnej manierki, w ktrej, sdzc po dochodzcym od niego
lekkim zapaszku, na pewno nie byo wody wiconej.
Duo tej zabawy. Wrcz ogrom.
Wreszcie co zaczo si dzia. Przysunam si. Za plecami miaam
Beletha. Na ekranie pokazujcym Niebo pojawiy si zote plamy. To
golemy zbliay si do miejsca pobytu Elbiety.
Jak zahipnotyzowani obserwowalimy, ich powolne powikszanie
si. Leciao kilkanacie. wity Piotr wysa na t akcj chyba
wszystkich swoich pupilkw. Miaam nadziej, e pokonaj krlow.
Chocia z drugiej strony golemy przeraaj mnie. Nie miaabym nic
przeciwko, gdyby pozbya si kilku z nich na zawsze.
Do dzi mcz mnie w koszmarach. Czasami zdarza si, e tak
intensywnie przed nimi uciekam, e spadam w nocy z ka. To
cakiem... obciachowe. Zwaszcza kiedy... no na przykad nocuje si u
koleanki. U koleanki... tak.
Puste twarze golemw nie wyraay adnych emocji. Rubinowe oczy
byszczay w socu. Trzeba przyzna witemu - byy pikne na swj
zowieszczy sposb.
Pierwsze trzy posgi wleciay do budynku przez okno. Dodam, e
przez zamknite okno. Rozumu im nie przybyo, odkd ostatni raz
miaam z nimi kontakt.
- Wszystkim si pniej zajm - Gabriel uspokoi witego.
Elbieta zorientowaa si, e co jest nie tak. Dwik tuczonego
szka wywabi j z gabinetu. Zacza zbiega po schodach w stron
Izby Wyszej. Poznawaam te korytarze.
Co krzyczaa.
- Goniej ! - Archanio pacn Zafkiela w rami. - Nic nie sycha.
- Zapewne dlatego, e nie mamy fonii, bo jest tylko obraz. Na
wyposaeniu nie ma mikrofonw, s jedynie kamery - wycedzi
technik. - Nie zrobi goniej.
Gabriel zme w ustach przeklestwo. Odkd ju raz przegra z

Szatanem zakad, musia si pilnowa.


Na ekranie pojawia si posta Kuby Rozpruwacza. Ksina wydaa
mu jakie rozkazy, ktrych niestety nie moglimy pozna. Mczyzna
znikn z kadru. Po chwili przeskoczy na drugi monitor, ktry
uwanie ledzi jego bieg do piwnic Parlamentu.
Krlowa wci kierowaa si do Izby Wyszej. Chyba uznaa, e to
najlepsza sala do obrony. Miaa sporo racji. Nie byo po co ukrywa
si w maym, niedostpnym pomieszczeniu. Golemy i tak przebij
si przez ciany.
Na trzecim ekranie byy nasze pieszczoszki, ktre demolujc kolejne
pokoje, ni to leciay, ni to biegy na krtkich, krzywych nogach w
stron Izby.
Zadziwiajce byo to, e krlowa wydawaa si cakowicie spokojna.
Porodku sali, na niewielkim podwyszeniu znw stworzya sobie
pikny zoty tron, na ktrym z gracj zasiada. Ziewna. Nie
wiedziaa, co si dzieje. Nawet nie zdawaa sobie sprawy z tego, co to
za potwory wanie zmierzaj w jej kierunku. Golemy za byy coraz
bliej. Skupilimy si wszyscy na ich szaleczym pdzie za ofiar.
Ju znalazy klatk schodow. Zaraz tam bd.
Przegapilimy moment, w ktrym mae ukryte drzwi na tyach Izby
Wyszej otworzyy si, wic zaskoczy nas widok Kuby Rozpruwacza,
ktry wkroczy do rodka. Nie by jednak sam. To oczywiste, e
Elbieta nie dokonaaby tylu aktw ludobjstwa w pojedynk. Jako
koronowana gowa nie chciaaby pewnie pobrudzi sobie rk. Do
czarnej roboty suya jej prywatna armia. Na szczcie nie byy to
potpione dusze, ktre mogaby wywlec za sob z czeluci Tartaru,
lecz sztuczne twory powstae z jej mocy.
Wojownicy z dugimi mieczami, pikami i toporami stanli przed
tronem krlowej, dumnie prezentujc bro. Byli cali szarzy oraz
lekko przezroczyci. Przepchnam si bliej ekranu, eby lepiej
widzie. Ich szklane oblicza pozbawione byy rysw. Nie mieli oczu,
nosw, ust ani uszu. Po prostu gadkie szko. Phi! Golemy w pi
sekund zrobi z nimi porzdek. Zote potwory witego Piotra
miayby przestraszy si oywionych kawakw szka? Zoto miaoby
ulec szku?
Raptem drewniane drzwi prowadzce do Izby Wyszej wyleciay z
zawiasw i rozbiy si w py. Drzazgi pofruny a pod stopy
samozwaczej krlowej, ale w ogle si tym nie przeja. Wydawao
mi si wrcz, e golemy jej si spodobay.

Wariatka...
Niemy film pokaza nam, jak w stron golemw ruszy zastp
szklanych wojownikw. Tak jak sdziam, w jednej chwili zostaa z
nich garstka stuczonego szka. Ksina machna lekcewaco
doni i na ich miejsce powsta nowy oddzia niemych sug.
- Szklani onierze? - zafrasowa si wity Piotr.
- Przecie to bez sensu. S pikni, ale wielce niepraktyczni.
Krlowa jednak lubia chyba marnowa dobra, bo bez zastanowienia
tworzya kolejne legiony.
Kuba Rozpruwacz pochyli si do niej i zacz co krzycze jej prosto
w ucho. Nie mielimy dwiku, ale podejrzewam, e haas
tuczonego szka by oguszajcy. wieo awansowany na dowdc
stray Kuba pokazywa na swoje usta, a nastpnie na golemy.
- Cholera, skd on wie, e one tam maj kartk?! - wykrzyknam.
-Przecie z daleka jej nie wida!
- Najwyraniej ten Anglik zna si na golemach. - Beleth nie odrywa
zielonych oczu od monitora.
Krlowa wskazaa palcem na zoty posg. Zamieni si w sopel lodu,
zamierajc z wysoko uniesionym mieczem.
- To nic nie da - zawyrokowa wity.
Mia racj. Golem otrzepa si z lodu, zupenie jakby to byy
niewinne nieynki. Twarz Elbiety wykrzywi grymas zoci.
Powinna si oszczdza. Mog jej po tym zosta zmarszczki.
Klasna w donie. Kolejne oddziay szklanych wojownikw ruszyy
na anielskie potwory. Jednak ich atak by zupenie inny. Bardziej
przemylany.
Cz z rycerzy ksinej odwracaa uwag golemw, a pozostae
usioway wydosta kartk papieru z pyska zotej bestii.
Gdy pierwszy golem rozsypa si w brokatowy py, wity Piotr
zakl i zapa si za siw gow.
Gdy z drugim stao si to samo, Lucyfer przeegna si i zacz
szepta cicho jak dawno nieodmawian modlitw.
Gabriel wycign do niego do. Szatan posusznie poda mu
utracon wanie aureol.
- Wci zostao ich duo - pocieszy nas Archanio. - Jeszcze mamy
due szanse. Spokojnie. Wszystko bdzie dobrze.
Walka wci trwaa. Momentami wydawao si, e szala zwycistwa
przechyla si na nasz stron, jednak byo to chwilowe zudzenie.
Gdy przedostatni golem pad, Gabriel powiedzia:

- Dobry Boe, jest niedobrze.


Szatan znaczco odchrzkn i wycign do.
Archanioowi niespecjalnie si to podobao. Rozgoryczony
wyszarpn byskotk z kieszeni i prawie rzuci ni we wadc
Piekie.
- Mgby si pohamowa w takim momencie - warkn.
Szatan wzruszy ramionami.
Gdy ostatni przeciwnik zamieni si w byszczcy deszcz zota,
krlowa na ekranie zerwaa si z tronu. Podniosa z posadzki gar
brokatowego pyu i wyrzucia go w gr, gono si miejc. To
znaczy, mam wraenie, e si miaa. Nie byo dwiku, wic nie
wiadomo.
- Co teraz? - zapyta rzeczowo Zafkiel.
- Nie mam pojcia - mrukn Szatan.
- Trzeba zmobilizowa wszystkie siy obronne. - Gabriel trzasn
pici o panel kontrolny anioa i wyczy przypadkowo kilka
funkcji.
Bd wczy, jeli wiadczyo o tym pojawienie si nagego
trzsienia ziemi w Ameryce, ktre Zafkiel natychmiast rzuci si
zneutralizowa.
- Gabry, czy mi si tylko wydaje, czy te Niebo oprcz golemw nie
ma adnych si obronnych? - zapyta Lucek.
- A ty niby masz?
- Wiesz, nikt mnie jeszcze nie atakowa... nawet murw nie mamy w
przeciwiestwie do was... Niemniej kilka szalonych diabw si
znajdzie.
- Ja znajd najodwaniejszych spord aniow - obieca Gabriel.
- A co z nami? - wtrci si Piotrek. - Ja te chc pomc.
Obaj wadcy i Zafkiel oszacowali nas krytycznym wzrokiem.
Zrozpaczony utrat pupilkw, wity Piotr nie zwraca na nas
najmniejszej uwagi.
- Beleth pod adnym pozorem nie powinien zblia si do ksinej
-zastrzeg Archanio. - Musimy go gdzie ukry.
Wszyscy zgodnie pokiwali gowami. Wszyscy oprcz ifrita.
- Nie zamierzam si ukrywa! - wybuchn. - Nie ma flakonu w
rkach, to nie ma nade mn wadzy. Jako din jestem wyjtkowo
silny. Mog j pokona. Nie boj si mierci. Poza tym nie zniszczy
mnie. Jestem jej jeszcze potrzebny.
- Nie ma mowy - skwitowa Szatan. - Ty si do niej nie zbliasz.

Rozkazuj ci zaszy si gdzie daleko. Najlepiej na bezludnej wyspie,


gdzie ci ta wariatka nie znajdzie. My si ni zajmiemy.
- A ja? - zapytaam. - Mog jako pomc?
- Ty... hm... - Lucek nie wiedzia, co ma powiedzie. - Szczerze
mwic, Wiktorio, przydasz nam si. Jeste potpiona tak jak ona.
To moe mie znaczenie.
Dyskusj przerwao znaczce chrzkanie znad panelu sterowania.
- Po pierwsze - odezwa si Zafkiel - bybym rad, gdybycie ju std
wyszli. Po drugie chyba powinnicie spojrze na monitory.
Podeszlimy do ekranw. Pokazyway wntrza Parlamentu w
Budapeszcie. Puste wntrza Parlamentu w Budapeszcie. Po
krlowej, Kubie Rozpruwaczu i szklanych wojownikach nie byo
ladu. O ich niedawnej obecnoci mg wiadczy tylko straszliwy
baagan i zniszczone sprzty.
- Gdzie ona jest? Zafkielu, znajd j - rozkaza Gabriel.
Anio kiwn gow i wcisn jaki guzik. Wielki, zielony napis
Skanowanie" rozwietli pomieszczenie. Po bardzo dugo cigncej
si dla mnie chwili pokaza si kolejny napis. Tym razem byo to:
Obiektu nie znaleziono".
- Obawiam si, e jej ju nie ma na Ziemi...

47
Jeszcze kilkanacie minut temu narzekaam, e stoimy i
rozmawiamy o pierdoach. Jednak w tej chwili miaam ochot usi
gdzie w ciemnym kcie i udawa, e mnie nie ma.
Panowao niebywae zamieszanie. Jeden przekrzykiwa drugiego,
pewien, e ma znacznie lepszy pomys.
A Elbieta? Na razie nigdzie nie zostaa zauwaona. Na Ziemi jej nie
byo. Przecie nie moga po prostu znikn.
Beleth wykca si o to, e nigdzie nie pjdzie. Piotrek dla odmiany
chcia koniecznie gdzie pj i komu przywali. wity paka nad
swoimi golemami. Zafkiel pilnowa, eby nikt nie opar si o aden
przycisk, i usiowa nas wyrzuci. Szatan wpad w histeri i
obiecywa, e postawi w kocu to ogrodzenie dookoa Pieka. Gabriel
za usiowa kademu udowodni, e Niebo nie jest wcale bezsilne i
moe stawi czoo szalonej krlowej.
- Jestem przekonany, e mamy jak bro. Na pewno mamy bro.
W kocu gorejce miecze to bro, czy nie? Z ca pewnoci damy
sobie rad -gada bez sensu.
Bez sensu, bo wiem, co moga zrobi z nimi w kadej chwili Elbieta.
W Tartarze wieci szybko si rozchodz. Na pewno wie o tym, jak
zlikwidowaam" kiedy par nieprzyjaznych diabw. Moe w ten
sposb zlikwidowa wszystkie anioy i diaby.
Nagle kto gono zacz dobija si do drzwi Anielskiego Centrum
Dowodzenia. Jako e nie miaam co robi, otworzyam.
Musiaam opuci gow, eby napotka spojrzenie rozmwcy.
- Szukam Archanioa Gabriela, pse pani - wysapa may putto.
- Wejd - mruknam. W pokoju zapada cisza.
- Archaniele Gabrielu, melduj, e wanie dzwoniono z Pieka.
Podobno jest tam nieza rozrba. Jaka krlowa roci sobie prawa do
tronu Niszej Arkadii - wyrecytowa putto z wysoko uniesion brod,
ale ten zabieg nie doda mu brakujcych centymetrw.
- O nie! - wykrzykn Szatan i wybieg w popochu ze studia.
Spojrzelimy po sobie z Piotrkiem i Belethem. Chyba powinnimy
pj za nim.
- Sta! - powstrzyma nas Gabriel. - Nie moemy dopuci teraz do
najmniejszego bdu. Nie idziecie za Szatanem. Moe tam pj co
najwyej Piotr. Ty, Wiktorio, jeste zbyt cenna. Elbieta ci zna i
moe chcie si zemci za kradzie dina, a ty, Belecie, wiesz, czemu

nie powiniene pojawia si w pobliu potpionej ksinej, wic nie


bd tego tumaczy.
Piotrek zmarszczy czoo. Najwyraniej by najmniej powaany w
towarzystwie.
- Dobrze - Beleth zgodzi si i chwyci mnie za rk.
Wok nas pojawiy si zielone pomienie. Krzyknam, gdy zaczy
si pi po moim ubraniu. Piotrek usiowa mnie zapa, ale tylko si
poparzy. Ogie zawirowa przed moimi oczami. Poczuam, e
podoga umyka mi spod stp. Przywaram mocno do ifrita.
Wszystko skoczyo si tak szybko, jak si zaczo. Upadabym,
gdyby mnie nie trzyma. Byo tak jasno w porwnaniu z
ciemnociami panujcymi w Anielskim Centrum Dowodzenia.
***
Pod stopami miaam biay piasek. Przede mn rozciga si bkit
oceanu, a za moimi plecami by tropikalny las. cian drzew
poprzedzay krzewy hibiskusa. Rowe kwiaty kwitnce zaledwie
jeden dzie lekko kiway si na ciepym wietrze.
Nie wiedziaam, gdzie jestemy. Rwnie dobrze moglimy znajdowa
si na maej wyspie niedaleko Malezji albo na Hawajach. Uyam
mocy, by moje buty na wysokim obcasie znikny. Poczuam pod
stopami ciepe ziarenka piasku.
- Beleth, gdzie my jestemy? - zapytaam, rozgldajc si bezradnie.
- Co ty znowu wymyli?
Wiatr szarpa trenem mojej zielonej sukni.
- Nic nie wymyliem - obruszy si. - Speniam rozkaz Gabriela.
Mielimy si ukry. Nie powiedzia, e mamy si ukrywa w
brzydkim miejscu, czy nie? Nie podoba ci si tu?
- Podoba - odparam niechtnie.
Naprawd trzeba uwaa na to, czego sobie czowiek yczy. Jeszcze
chwil temu chciaam si gdzie schowa, i prosz. Spenio si.
- To o co ci chodzi? - Pstrykniciem palcw stworzy koc i parasol
na dugim kiju z brzowej trzciny. Jego szafirow koszul wydyma
wiatr. Na jego nosie pojawiy si przeciwsoneczne ray-bany.
- Nie podoba mi si, e to przez nas. Nic by si nie stao, gdyby
mnie nie byo. To wszystko przeze mnie.
- Obawiam si, e to raczej wina moja i Azazela - sprostowa i
rozsiad si na kocu. - Ty nie masz si za co obwinia.
Usiadam obok niego, zamieniajc byskawicznie sukienk na szorty
i top. Gorset i tafta nie sprawdzaj si na play.

Beleth odpi od paska flakon i obraca go w doniach. Naczynie


wydawao si puste, odbijajc i zaamujc poudniowe soce. A
jednak ifrit by z nim nierozerwalnie zwizany. W jaki sposb?
- Co si stanie, jeli j odkorkuj? - zapytaam, biorc buteleczk do
rki.
- Nie wiem. - Wzruszy ramionami. - Moliwe, e wessie mnie do
rodka. Gdy Elbieta mnie schwytaa, pamitam tylko bl i
rozciganie. Potem nie miaem ciaa ani postaci, ale wszystko
widziaem i syszaem. Obraz rozmazywa si, zupenie jakbym
patrzy przez szko, a dwik by stumiony. Chwil potem wypucia
mnie, wanie chyba odkorkowujc butelk. Od tej pory byem jej
winiem.
- Straszne - szepnam.
Przytuliam si do jego ramienia. Nie obj mnie. By pogrony w
swoich rozmylaniach. Wpatrzony w falujcy ocean.
Odoyam ostronie flakon na koc obok nas.
- Gdy spenisz wszystkie jej yczenia, bdziesz wolny?
-Tak.
- A skd to wiesz? Mylaam, e to tylko bajki Szeherezady.
- Nie wiem, jak mam ci to wyjani. Po prostu odkd zostaem
niewolnikiem butelki, wiem to. Mam przeczucie... sam nie wiem, jak
to nazwa.
W jego doni pojawia si szklanka whisky wypeniona po brzegi
lodem.
- Nie pijesz za duo ostatnio? - westchnam.
Parskn miechem. Po raz pierwszy od dawna w jego gosie
usyszaam prawdziw rado.
- Nic si nie zmienia, skarbie. Jestem niemiertelny.
Samoodnawialna wtroba, pamitasz? Wystarczy pstryknicie
palcw, ebym wytrzewia, kiedy chc. Nic na to nie poradz, e
picie tego... no c... wistwa jest przez chwil cakiem przyjemne.
- Whisky smakuje plastikiem...
- Tylko tania whisky smakuje plastikiem - skorygowa. - Chcesz
jakiego kolorowego drinka z palemk?
- Jeli do wyboru mam to albo whisky, to jasne.
Soce grzao mocno, chocia skaniao si powoli ku zachodowi. Nie
docieray do nas adne wieci z Pieka. Nie wiem zreszt, czy zdoaj
nas tu znale. Bylimy na maej bezludnej wyspie na kocu wiata.
- Nudzi mi si - powiedziaam, sczc rowego drinka. Siorbnam

gono przez somk i wyjam papierow parasolk wbit w kawaek


ananasa.
- A co by chciaa robi?
- Nie wiem... Siedzimy bezczynnie. Mczy mnie to.
- A co powiesz na to, bymy dokoczyli co, co ju kilka razy
zaczynalimy.
Zdj okulary.
Odstawiam szklank i z przymknitymi oczami wystawiam twarz
do soca. Tak przyjemnie grzao. Sony zapach oceanu miesza si z
odurzajcym aromatem kwiatw hibiskusa.
- Mwisz?
- Mwi.

48
Niebo byo pene gwiazd. W miecie nie byo tylu wida.
Rozkoszowaam si ich widokiem.
Leelimy na szerokim leaku, a raczej leance z biaym materacem.
Przykrylimy si kocem, eby nie byo nam zimno.
Pod gow miaam rami ukochanego. Niedaleko nas cicho szumiao
morze. Za lini drzew skrzecza jaki tropikalny ptak. Byam
szczliwa.
Zasnam z umiechem na ustach, wyczerpana pocaunkami i
dotkniciami. Dopiero teraz si obudziam i wpatrzyam w
migoczce gwiazdy i ogromny biay Ksiyc. Beleth wci ni. Moe
o nas?
Przesunam palcami po jego nagiej piersi. Moc przeskoczya ma
ciep iskierk pomidzy nami. Uwielbiaam to uczucie. Fajerwerki
w naszym przypadku naprawd istniay.
Przymknam oczy.
Wreszcie stao si to, do czego on tak dy i czego ja zawsze
chciaam. Tylko co bdzie teraz? Czy co si zmieni?
- Nie pisz - szepn i przecign si.
- Nie mog spa.
- Co si stao? - odgarn mi wosy z policzka.
- Co teraz bdzie z nami?
Przez chwil nie odpowiada. cisno mnie w doku.
- Nie wiem, czy owiadczyny w naszym wiecie maj sens, ale chc z
tob by na zawsze, chyba e w ktrym momencie zdecydujemy, e
chcemy od siebie odpocz - odpowiedzia po bolenie dugiej ciszy.
Nie spodziewaam si takiej odpowiedzi. Baam si, e nie spodoba
mi si to, co powie. Tak si jednak nie stao. Ba, sowa Beletha
przeszy moje najmielsze oczekiwania.
- Gdybymy byli miertelnikami, owiadczyby mi si? Zamiaam si, nie wiedzc, jak powinnam zareagowa na to
wyznanie.
- Serio?
- Nie wiem. Moliwe, e przy moim boskim wygldzie bybym
kompletnym ignorantem, jakich wrd miertelnikw nie brakuje.
Jednak jako ifrit, istota doskonaa, zapewniam, e nie bd
zachowywa si jak byle miertelnik.
Jego przemowa bya pikna, ale i tak nie uwierzyam mu do koca.

Sam mi kiedy tumaczy, e anioy i diaby rni si od ludzi tylko


tym, e wszystko przeywaj znacznie mocniej. To tumaczyoby jego
obsesj na moim punkcie. A obsesja niekoniecznie czy si z
prawdomwnoci.
- Chc zobaczy, co si dzieje w Piekle - powiedziaam nagle.
Zmarszczy brwi. Zote oczy odbiy wiato Ksiyca i upodobniy si
do kocich zielonych luster.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomys. Nie wiemy, co si tam
teraz dzieje. Mielimy czeka na znak.
- Ale nie dostaniemy adnego znaku. Czy tylko mi si wydaje, czy
wybrae na miejsce naszej kryjwki wysp, na ktrej nie ma
wystarczajco szerokiego drzewa bd skay, by stworzy drzwi?
- Jeli komu by zaleao, to mgby stworzy je na piasku.
- Ale to wedug piekielnej etykiety nieuprzejme.
- Nie mj problem.
Pacnam go w rami i usiadam, zakrywajc kocem piersi. Zmity
top lea daleko na piasku razem z szortami.
- Chc wrci. Co zego mogo sta si naszym przyjacioom.
- A o kogo tak specjalnie si martwisz? - Przysun swoj twarz do
mojej.
- Wiem, zazdroniku, e mylisz o Piotrku, ale nie chodzi mi tylko o
niego. Boj si o Kleo, Belfegora, nawet troch o Azazela, chocia
wiesz, e jego imi akurat ciko przechodzi mi przez gardo.
- Naprawd sdzisz, e mogo im si co sta?
- Biorc pod uwag zakusy Elbiety, jestem o tym niestety
przekonana.
- W takim razie wracajmy do Pieka. Dla ciebie, moja pikna,
wszystko.
***
Chwil pniej wiat znowu wirowa mi w zielonych pomieniach,
gdy ubralimy si i wzilimy za rce. Znowu ziemia usuna mi si
spod stp, a zimne ognie lizay po skrze. Mnie nie parzyy tak jak
Piotrka.
Beleth, ktrego oczy zamieniy si w szmaragdy, dobrze wiedzia,
gdzie powinien nas skierowa. Poczuam pod trampkami mikki
dywan. Gdy pomienie bez dymu opady, zobaczyam, e jestem w
nieznanym mi salonie penym stylowych mebli. Krlowaa tu
czerwie i zoto.
Przy szerokim biurku zastawionym monitorami siedzia zmczony

Szatan. Z potarganymi wosami i podkronymi oczami sprawia


wraenie, jakby w cigu tego wieczoru postarza si o kilka lat.
Poza nim bya tu take Kleopatra, Azazel ubrany w dziwny strj,
Belfegor oraz kilka innych diabw, ktre znaam tylko z widzenia.
Najbardziej zaskoczy mnie widok Moroniego. Mia cierpicy wyraz
twarzy, a jego blada klatka piersiowa przewizana bya szerokim
biaym bandaem nieodrniajcym si zbytnio od jego
przezroczystej karnacji. Siedzia na samym brzegu fotela, pilnujc,
by jego plecy nie dotkny oparcia.
- Co tu robicie? - zaatakowa nas Lucyfer. - Mielicie si ukrywa,
tak?
- Chcielimy sprawdzi, czy nic wam nie jest - odpar Beleth.
Gone miauknicie zmusio mnie do skierowania wzroku na
podog. U moich stp siedzia czekoladowy Behemot. Porwaam
kota na rce. Wtuliam twarz w jego mikkie futerko mierdzce
jak star piwnic.
- A ty gdzie si szlaja? - zapytaam.
- Ja nic nie wiem. - Kleopatra wyranie bya nie w sosie. - Do mnie
przychodzi tylko najedzenie. Nie obchodz go tak samo jak
niektrych.
Siedziaa odwrcona do Azazela plecami i wysoko unosia brod.
Wyej ni zazwyczaj.
- Co si stao? - Usiadam obok niej.
- Niech Azazel ci powie. - Wyja pilniczek do paznokci i zacza je
wciekle piowa. Szatan wpatrywa si w monitory rozstawione na
jego biurku i popija kaw.
- Mielimy ju dwa spotkania z Elbiet. Nie jest dobrze...
- Raczej koszmarnie, chciae rzec - wtrci Beal, jeden z diabw,
ktrych sabo znaam. Ostatni raz widziaam tyle diabw podczas
balu u Szatana. A teraz miaam przed sob Beala, Asmodeusza,
Abaddona, Astarotha, Belzebuba, Barakiela, Beliala, Marchosjasa.
Pozostaych diabw nie znaam.
Pieko pene jest najrniejszych diabw. Co najciekawsze, jest ich
tu znacznie wicej ni ich anielskich odpowiednikw w Niebie.
Lucyfer stale narzeka na brak pracownikw, mimo to bije Gabriela
na gow. Biedne anioy. Musz bra strasznie duo nadgodzin. Nie
dziwi si, e Archanio chce zacz rekrutacj ludzi.
- Dwa? - zdziwi si Beleth.
- Pierwsze nastpio tu po ucieczce ksinej z Ziemi. Na szczcie

wpada tylko na krtkie odwiedziny, czy raczej inspekcj - sykn


Asmodeusz. -Najwyraniej spodobao jej si, e nie mamy nawet
murw obronnych. A mwiem, e trzeba je byo zbudowa kilkaset
lat temu.
- Tak, wiemy - czerwonoskry diabe przerwa jego narzekania. Potem nawiedzia Niebiosa.
Beal jak zwykle mia na sobie czerwony mundur przypominajcy
uniformy onierzy z czasw wojny secesyjnej. Lubowa si w tego
typu strojach. Wszystko zawsze musiao by czerwone. Nigdy nie
zrozumiaam jego fascynacji tym kolorem, zwaszcza e przystojny
diabe mia miedzian skr niczym Indianin. Razem z barw
materiau tworzyo to do nieciekaw mieszank.
Zamacha kwadratow szklank, z ktrej popija whisky.
- Gdy ju skoczya urocz pogawdk z Gabrielem, ponownie
zgosia si do nas - powiedzia.
Zdj z gowy czapk. Jego krtko cite czarne i sztywne jak
szczotka wosy stany dba. Na gowie mia ma zot koron. Tak,
koron. Diaby uwielbiay chwali si swoj pozycj w Piekle.
Wikszo docenionych kiedy przez Szatana istot nosia korony lub
diademy. To wanie Pajmon, ktrego zabiam, szczyci si cakiem
damskim diademem. Podobno te insygnia wadzy oznaczay, e dany
diabe by ksiciem lub krlem. Ja jednak nigdy nie orientowaam
si w ich skomplikowanej hierarchii.
- Chciaa rozmawia z Szatanem osobicie, gupia - jego czysty gos
o piewnym akcencie by przyjemny dla ucha. - Ale Lucyfer wysa w
swoim imieniu Azazela.
Wytrzeszczyam oczy. Nie moe by. Wszystkie diaby z zasady nie
byy warte funta kakw i nie naleao na nich polega, i wiem, e
Lucek mia ciki wybr. Jednak Azazel? Mg go wysa jako
rozjemc, tylko jeli mia nadziej, e Elbieta zabije posa.
-I co dalej? - Beleth odsun mi fotel naprzeciwko diaba Belzebuba.
Kilka osb zachichotao. Jedynie Kleopatra siedziaa niewzruszona.
- Moe ja opowiem, co si wydarzyo - zaproponowa Azazel. - Znam
oryginaln wersj wydarze.
- Mj drogi diable. Wszystko widzielimy na monitorach - prychn
Asmodeusz.
Abaddon, korzystajc z zamieszania, usiad obok Kleo i
zaproponowa jej drinka, ktry pojawi si znikd w jego szczupej
doni. Jego czarne, puste oczy pozbawione biako wek wbiy si

zachannie w jej twarz. Zawsze si go baam. Poza nieludzkimi


oczami ma jeszcze ky i zawsze chodzi w lekko mierdzcej
spalenizn zbroi.
Zorientowaam si, e wszystkie obecne diaby, poza Azazelem,
Belfegorem i Szatanem, miay na gowie korony lub diademy. Nawet
Kleo nie rozstawaa si ze swoim insygnium wadzy. Przypadkiem
wpadam na uroczyste spotkanie.
Ciekawe, dlaczego Lucyfer nie mia na gowie swoich zotych rogw?
Czyby przegra je i musia odda Archanioowi, jak mnie nie byo?
- Nie moja wina, e kady z was, ksitka, ba si nadstawi tyka
dla naszego czcigodnego, odwanego wadcy - wycedzi Azazel.
Mia racj. Przecie koronowane gowy nigdy nie nadstawiaj karku.
- Krlowa pojawia si na rodku placu tu przed paacem Szatana nasz przyjaciel zacz swoj opowie. - Chciaa rozmawia z wadc
Pieka, ale to ja zostaem wysany jako pose. Wyszedem do niej
ubrany w najpikniejszy upan, jaki moga sobie wyobrazi, a ktry
wanie widzicie.
Hm... a ja zastanawiaam si od duszego czasu, dlaczego ma na
sobie rowawy szlafrok ozdobiony zotymi haftkami i frdzlami. Ale
czy ja si znam? Najwyraniej by to upan.
- Moja elokwencja i elegancki wygld zrobiy na ksinej ogromne
wraenie. Zauwaya, e w Niebie nie zostaa tak mile przyjta oraz
e anioy, ktre z ni rozmawiay, w ogle nie znay dworskiej
etykiety. Ona take mnie zauroczya. Jej delikatna, biaa skra,
ledwo munita promieniami soca, wosy czarne jak krucze
skrzyda i ta pontna czerwie ust...
- Tak, Azazelu, to doprawdy cudowne - warkna Kleo. - A moesz
im wreszcie powiedzie, co ta dziwka od ciebie chciaa?!
Beleth i ja siedzielimy z szeroko otwartymi ustami. Azazel i takie
wyznanie? Zachwyt nad czyj urod? A raczej nad urod kobiety
innej ni Kleo?
- Usiowaa przecign mnie na swoj stron. - Podstpny diabe z
dum wypi pier. - Wydaem jej si kim naprawd wartym uwagi.
Liczya si z moim zdaniem, gdy opowiadaem jej o zabezpieczeniach
Pieka i o naszej nieistniejcej armii.
- Nawiasem mwic, podejrzewalimy, e Azazel zrobi co gupiego,
ale nie e a tak gupiego - skwitowa gorzko Szatan i skin na
Belfegora.
Diabe, umiechajc si uroczo, zgarn fady dugiej spdnicy i

wyszed z pokoju.
- Ale doszlicie w kocu do jakiego porozumienia? - chcia
wiedzie Beleth. - Wrci do Tartaru?
- Obawiam si, e niestety nie. - Azazel pokrci gow. Wspomniaa mi, e chce odzyska dina i zabi Wiktori, a potem
wykpa si w jej krwi. A moe najpierw si wykpa, a potem zabi?
Nie pamitam. Belfegor wrci, niosc parujcy kubek swojemu
szefowi. Po pokoju rozszed si aromat gorcej czekolady.
Nie pad aden komentarz. Wszyscy poddani Lucyfera podnieli do
ust swoje szklanki lub kieliszki wypenione alkoholem i pocignli
zdrowy yk, starajc si nie patrze w stron biurka.
Lucek potrafi zrobi si nieprzyjemny nawet wtedy, gdy chocia
podejrzewa, e kto si z niego namiewa.
- Czyli co teraz bdzie? - zapytaam. - Co poza zabiciem mnie chce
zrobi? Doszlicie do czego? Dogadalicie si jako?
Nic z tego nie rozumiaam. Niechby kto wreszcie przeszed do
konkretw, a nie tylko straszyli si nawzajem pogrkami. Miaam
tego do.
- Doszlimy tylko do jednego. Owiadczya, e jutro w poudnie
najedzie na Pieko ze swoj armi, by przej tron, a pojutrze zrobi
to samo z Niebem. -Azazel wzruszy ramionami, jakby go to mao
obchodzio. I pewnie tak byo.
- Wojna? - Beleth by rzeczowy.
- Chyba wojna. - Azazel usiad na podokietniku swego fotela.
Szatan upi yk gorcej czekolady i przywoa do siebie diaby. Na
szerokim biurku leay mapy Pieka z zaznaczonymi miejscami,
ktre Elbieta mogaby zaatakowa. Lucyfer usiowa ustali z
ksitami drog ewakuacji mieszkacw.
My razem z Azazelem i Moronim nie bylimy zaproszeni do obrad.
Kleo jako bya wadczyni, ktra znaa si na wojaczce, staa po
prawicy wadcy. Najwyraniej liczy si z jej zdaniem. W kocu
podobnie jak ksina bya kobiet ogarnit mani posiadania.
Azazel stukn Beletha w bok i wyszepta:
- Ty, tak szczerze, to zastanawiaem si, czy nie wykrci jakiego
interesu na boku z t Elbiet. Ma baba eb na karku.
- Chyba postradae rozum - sykn ifrit. - Szatan ci zabije. A jak
nie on, to na pewno zrobi to Kleopatra.
- Kto by si spodziewa, e Kleosia okae si tak zazdronic. Czy
za jej czasw nie mona byo mie kilku on jednoczenie? - diabe

wydawa si kompletnie nie przejmowa ewentualnymi problemami.


Nie mogam si powstrzyma. Podsuchaam ich rozmow, wic
zamiaam mu si prosto w twarz.
- Kleo lubi posiada, Azazelu - wyjaniam. -I nie lubi si dzieli.
Cmokn zawiedziony.
- Ale ta Elbieta...
- Daj spokj - zbeszta go Beleth. - Chyba nie zdradziby
wszystkich diabw.
- Nie, oczywicie, e nie. Takie tam... fantazje. Ale to jest kobita!
-Wci lubienie si umiecha.
Biada nam. Socjopata napali si na socjopatk. To moe skoczy
si rzezi, kiedy trzecia socjopatka, wacicielka wczeniej
wspomnianego socjopaty, si o tym dowie.
- A gdzie jest Piotrek? - zapytaam.
Beleth najey si. Jego kompan wzruszy ramionami.
- Zosta w Niebie. Pomaga Archanioowi Gabrielowi w
przygotowaniach. Chyba woli tamtejsze klimaty. Nas nie chcia
wspomc w susznej sprawie, pomimo e to my pierwsi zostaniemy
zaatakowani.
- Ciekawe. Czemu akurat najpierw zaatakuje Nisz Arkadi?
-zastanawia si ifrit. - Przecie to z Niebiosami najpierw
rozmawiaa.
- Widocznie jestemy w czym lepsi - diabe zbagatelizowa spraw.
Mnie to nie zastanawiao. Krlowa nie miaa adnych
sprzymierzecw.
Wszyscy byli przeciwko niej. Pewnie wybraa Pieko, mylc, e
walka tutaj bdzie bardziej ekscytujca bd atwiejsza. To Niebo
wydaje si niedostpn twierdz otoczon wysokim ogrodzeniem.
Ciekawe, czy zostay im jakie golemy do obrony.
Oparam si ciko o oparcie. Ca nasz rozmow czujnie
podsuchiwa pewien byy anio. Odkd tu przyszlimy, siedzia w tej
samej obronnej pozycji.
- Azazel, powiedz co tu w ogle robi Moroni? - nie wytrzymaam.
- A on? Jest nowym diabem na miejsce Beletha. Wszdzie chodzi za
Belzebubem, jest teraz na stau. - Wsta i podszed do byego anioa,
ktry cay czas mia cierpitnicz min. Klepn go po
zabandaowanych plecach. -Osobicie amputowaem mu skrzyda!
Krzyk rannego dugo nis si echem po komnatach rezydencji
Szatana.

49
Byo przed sm. Siedziaam na ratanowym leaku przed moj
rezydencj. Widok miaam wspaniay. Cay ranek obserwowaam
pieniste fale rozbijajce si o skay na dole urwiska. Mogam zej na
wsk pla prywatnym zejciem z jakim miliardem kamiennych
schodkw, ale nie miaam ochoty.
Mroona kawa, ktr stworzyam pstrykniciem palcw, ogrzewaa
si na stoliku obok mnie.
Spojrzaam na okna mojej sypialni na pitrze. Beleth jeszcze spa. Ja
nie mogam zmruy oka. Niedugo atak Elbiety. Opatuliam si
pod szyj satynowym szlafrokiem. Szatan radzi nam opuci Pieko,
ale nie posuchalimy. Chcielimy obserwowa walk. Moliwe, e
bdziemy musieli wspomc oddziay Lucyfera. Poza tym Achilles
picy teraz na mojej kanapie chcia napi si z ojcem. Ciekawe, co
robi Piotrek? Myli o mnie? A moe raczej o Monice?
Westchnam. A ja co najlepszego robi? Nie powinnam si nad tym
zastanawia.
Nagle na horyzoncie jak na zwolnionym filmie pojawia si kula
ognia. Powikszaa si, a osigna swoj krytyczn wielko. Jej
powierzchnia wydawaa si pka. Nastpnie zapada si w sobie i
wyrzucia sup czarnego dymu prosto w czyste niebo Los Diablos.
Kubek z kaw upad na ziemi, gdy fala uderzeniowa zmiota mnie
razem z leakiem w krzaki. Wszystkie szyby w moim domu wyleciay
z framug. Deszcz odamkw posypa mi si na gow. Szybko
przykryam si niezdarnie rkami.
Ostre szko pocio mi rce. Ciepa krew kapaa na policzki.
Zerwaam si na rwne nogi, stajc goymi stopami na okruchach
okien. Nie mogam oderwa wzroku od horyzontu. Czarny grzyb
dymu unosi si nad centrum miasta. Tu nad rezydencj Szatana.
Ta cholera si pospieszya. Jeszcze nie ma dwunastej!
Wczy si oguszajcy dwik syren alarmowych. Wczoraj
wieczorem przeprowadzono prb ataku na Pieko. Zdecydowanie
wiksz cz mieszkacw ewakuowano na oddalone tereny Niszej
Arkadii, gdzie moe bd bezpieczni. Ci, ktrzy chcieli walczy,
wiedzieli, co maj robi, kiedy zabrzmi dwik syren.
Tylko czy biorc pod uwag rozrywkowy charakter ycia
mieszkacw Pieka, ktokolwiek bdzie na nogach o smej rano,
skoro wojna w cywilizowany sposb zostaa zaplanowana na

poudnie? Poprzedniej nocy dugo byo sycha muzyk i miechy,


gdy poddani Lucyfera upijali si do nieprzytomnoci, usiujc doda
sobie odwagi.
Krew na moich przedramionach zacza cofa si w stron
zasklepiajcych si szybko ranek.
Oprcz dwiku syreny alarmowej syszaam krzyki przeraenia i
blu. Moja ostoja spokoju otoczona barwnymi krzewami przestaa
by bezpieczna. Zamaram. W paacu Szatana byli wszyscy, take
Kleopatra i Azazel. Mogo im si co sta!
Ruszyam biegiem w stron bramy. Musz pomc!
W poowie drogi uwiadomiam sobie, e jestem boso i w
rozchestanym szlafroku. Nie najlepszy ubir na wojn.
Zamknam oczy. Kiedy je otworzyam, miaam na nogach cikie,
podkute buty, wizane nad kostk, wpuszczone w nie szare spodnie z
kieszeniami i czarn koszul, na ktrej zgrabnie leaa supercienka
kamizelka kuloodporna.
Wosy zawizaam w wysoki kucyk. Krtsze pasma opady mi na
policzki.
Mwcie mi Lara Croft.
- Wiki! - za sob usyszaam ledwo przebijajce si przez wycie
syreny alarmowej woanie Beletha. - Gdzie idziesz?! Mielimy si
std nie rusza!
- Musz pomc! - odkrzyknam. - Oni nie s przygotowani na atak
o tej godzinie! Ty tu zosta! Bdziesz bezpieczny! Achilles ci
ochroni!
-Wiki! Wiki!!!
Ruszyam szybko przed siebie, eby mu uciec. Nie powinien za mn
pobiec. Nie jest przecie gupi. Jeli pokae si Elbiecie, bdzie po
nas i po wiecie, jaki znamy. Gupia i pena niepotrzebnej brawury
mog by ja.
Po kilkudziesiciu metrach czapania w cikich butach
zatrzymaam si i oparam donie na kolanach. Jak ci onierze mog
w tym biega? Ducha mona wyzion, takie to niewygodne i
cikie!
Postanowiam przenie si za pomoc mocy w poblie rezydencji.
Mog wyglda odlotowo, ale to niestety ma swoj cen.
Pojawiam si w jednej z bocznych uliczek koo placu przed bram.
Cay plac by jedn wielk, gbok dziur. Czarne kby dymu
wzleciay wysoko w niebo, zakrywajc sztuczne soce. Mieszkacy

Los Diablos zamiast przygotowywa si do walki, biegali dookoa,


wzniecajc jeszcze wiksz panik. Cz z nich usiowaa ratowa
swoje rzeczy z walcych si budynkw, inni okradali tych, ktrzy nie
mogli zapanowa nad swoim dobytkiem.
No tak... trudno byo si tego nie spodziewa po ludziach, ktrzy
trafili do Pieka.
Nie pokazywaam si nikomu. Ukryta w cieniu tu obok powalonej
ciany, obserwowaam zdarzenia. Nie byam pewna, czy jest
bezpiecznie, wic nie chciaam si na razie w nic miesza.
Z tego, co zdoaam zobaczy, paac nie zosta zniszczony. Bomba
wybucha tu przed nim. Od uderzenia odpado troch tynku,
wywalio wszystkie okna, zerwao dach i ukruszyo gargulce, ale
budynek nadal sta.
Istniao pewne prawdopodobiestwo, e sufit sypialni nie spad
Szatanowi na gow. Jest troch zdenerwowany zaistnia sytuacj,
wic moe jako jeden z nielicznych mieszkacw swojego krlestwa
nie spa o tej porze.
Czemu Elbieta nie zaatakowaa rezydencji? Ta bomba to
ostrzeenie, czy po prostu podoba jej si paac?
Kolejny wybuch wstrzsn ziemi. Zachwiaam si. Na drugim
kocu miasta wyrs kolejny grzyb czarnego jak smoa dymu.
Syrena nie przestawaa zawodzi. Jednak teraz pojawio si co
jeszcze. Szum? Zgrzyt? Helikoptery w Piekle? Tutaj nie ma maszyn
powietrznych. Diaby nie cierpi myli, e kto mgby porusza si
po niebie, ktre kiedy naleao do nich, wic korzystanie z
wszelkich podniebnych pojazdw byo tutaj surowo zakazane.
Wci kotujcy si dym nie pozwala mi zobaczy, co si dzieje.
Wyszam z ukrycia i stanam na skraju rumowiska. Niegdy
idealnie uoona kostka brukowa walaa si bezadnie wszdzie
dookoa.
Szum si nasila. Zupenie jakby si tu zblia.
- UWAAJ! ! ! - kto krzykn i popchn mnie gwatownie.
Nie zdyam nawet zareagowa. Potoczylimy sie w d leja, ktry
utworzya bomba. Bolenie obijaam ramiona, gow i nogi.
Miejsce, w ktrym przed chwil staam, przestao istnie. Zza chmur
wyleciay ogromne, zbudowane z ciemnego metalu maszyny plujce
spalinami. Ksztatem przypominay olbrzymie owady: muchy, bki
lub osy. Kady z nich mia ostre jak miecze koczyny, lufy dugich
pistoletw i puste oczy, w ktrych odbijaa si umiechnita twarz

krlowej Tartaru. Dosiadali ich szklani wojownicy Elbiety. Gdyby


kto mnie nie ocali, zostaabym zmieciona seri z karabinu
maszynowego jednego z nich.
- Dziki. - Odwrciam si w stron mojego wybawiciela i
zamaram.
Z blu kurczy sie obok mnie nie kto inny, ale Moroni.
- Moroni?! - nie wierzyam wasnym oczom. - Co ty tu robisz?
Jeste za to odpowiedzialny?!
- Zwariowaa, kobieto?! - wrzasn plujc na mnie lin. Jego
koszul plamia krew wypywajca z otwartych ran. Blada skra
wydawaa si przezroczysta.
- Jestem teraz diabem! - Zapa mnie za rk i pocign w gr
leja. -Jestem na stau. Jeli si nie spodobam, wrc do anielskiego
wizienia, ale tym razem bez skrzyde, ktre ju mi odcito! Nie
zamierzam zaprzepaci swojej szansy! O nie! Zostan diabem, do
jasnej cholery, czy ci si to podoba, czy nie!
- Okej, okej - staraam si go uspokoi.
- Nie powinno ci tu by! - znowu wrzasn, gdy bieglimy krtymi
uliczkami za piknymi kamienicami, ktre zawsze widziaam tylko
od frontu. -Co tu robisz?!
- Chc pomc. - Wyrwaam rk. - Mam do tego prawo! Byy anio
zatrzyma si gwatownie. Jego jasne, prawie niewidoczne tczwki
otaczay zwone renice. Byy wielkoci gwki od szpilki.
- Brae co? - nie mogam si powstrzyma.
- Ju wiem! - zawoa w ekstazie. - Uratuj ci i dziki temu zostan
diabem! Wszyscy doceni moje powicenie. W kocu to przez
ciebie zostaem osdzony i wtrcony do niebiaskich lochw.
Bra co. Musia bra, skoro anielskie wizienie, przypominajce
drogi hotel, wydawao mu si lochem.
- Dobra, ratuj mnie, jeli chcesz, ale teraz musimy znale Szatana.
Jest w niebezpieczestwie. To jego Elbieta bdzie chciaa zabi.
Tylko w ten sposb zdobdzie piekielny tron.
Spojrzenie Moroniego byo pene wtpliwoci. Chcia si raczej
gdzie ukry i to przeczeka.
- Jeli on umrze, to ju nikt nie zrobi z ciebie diaba - mruknam.
- Masz racj! - renice wci byy zwone, chocia adrenalina w
nim buzowaa. - Musimy ratowa Szatana!
- Lubczyk diabelski? - zapytaam niewinnym gosem.
- Bardzo dobry lek przeciwblowy - wyzna. - Azazel mi poleci.

Klasnam w donie, usiujc zwrci na siebie jego uwag. Szum


maszyn nad naszymi gowami miesza si z seriami z karabinw
maszynowych.
Wychyliam si z naszej kryjwki. Wielka mechaniczna osa wisiaa
kilkanacie metrw nad ziemi i strzelaa maymi pociskami ze
swojego odwoka prosto w bezbronn... kamienic.
- Czy Szatan jest w swojej rezydencji? - zapytaam, widzc du
grup maszyn leccych prosto na ten wanie budynek.
- Z tego, co wiem, to tak.
Wziam go za rk. Ciekawe, czy uywajc moich mocy mog
przenie nasz dwjk?
- Nie bj si - ostrzegam.
Chwil pniej znalelimy si w szerokiej galerii w rezydencji.
Marmurowa posadzka zasana bya szkem z wybitych wysokich
okien. Obrazy namalowane przez najsynniejszych miertelnych
artystw wisiay poprzekrzywiane.
- Och... umiesz przenosi si bez uywania klucza? - Moroni nie by
przestraszony, czego w jego stanie bardzo si obawiaam. Na jego
twarzy pojawi si zowieszczy umiech. - To bardzo przydatna
umiejtno. Co jeszcze potrafisz?
- Zmienia diaby w karaluchy, chcesz zobaczy?
Szum maszyn zblia si do paacu. Wychyliam si przez
marmurowy parapet. Zbrojny oddzia szklanych wojownikw szed
pieszo. Wydawa si nie mie koca. Porodku nich, niesiona w
zotej lektyce z czerwonymi
mulinowymi zasonami, musiaa znajdowa si Elbieta. Delikatny
materia wydyma si od podmuchw ciepego wiatru.
- LUCYFERZE! ! ! - zawoaam.
Odpowiedziaa mi cisza. Mam nadziej, e ten sufit rzeczywicie nie
spad mu na gow.
- Musimy go znale! - powiedziaam do Moroniego, ktry wanie
wciga jaki zielony proszek do nosa.
- Zaraz, zaraz...
I jeszcze ebym si musiaa z diabelskim punem uera...
- Ju, mwi! - Wybiam mu proszek z doni. - Azazel ci oszuka.
To nie jest przeciwblowe. On sabotuje twoje starania o diabelstwo.
Na otumanionej twarzy Moroniego pojawi si grymas zrozumienia.
Dlaczego?! Dlaczego, ja si pytam, musz cay czas mie kody pod
nogami? Czy naprawd moim powoaniem jest niaczenie kogo, kto

kiedy chcia mnie zabi, eby zdoby wadz nad caym wiatem i
sta si nowym bogiem? To stawia mnie w niewygodnej pozycji.
Mj wybuch powstrzymao pojawienie si konturu drzwi na cianie
obok nas. Byszczce linie zbiegy si na ksztat prostej metalowej
klamki, ktra od razu zacza si materializowa. Czyja do j
nacisna. Cikie, kute z grubego metalu drzwi z ponabijanymi
dugimi, ostrymi wiekami otworzyy si.
Tu obok nas stan Beal. Jego czerwony mundur by bez adnej
skazy. Gdy diabe przechodzi przez prg, otar si ramieniem o
framug ubrudzon tynkiem. Z niesmakiem zacz strzepywa z
siebie py.
- Co tu robicie? - zapyta nas, gdy doprowadzi swj strj do
porzdku.
- O ile si nie myl, ty miaa trzyma si na uboczu, a ciebie,
Moroni, od pewnego czasu szuka Belzebub przekonany, e
zdezerterowae.
- Chc pomc broni Szatana - zadeklarowaam si. - Nic mi si nie
stanie. Beletha nie ma ze mn.
- A ja j ratowaem przed maszynami ksinej. - Moroni
umiechn si. -Sdz, e Belzebub bdzie rad, i nie pozwoliem na
unicestwienie naszej bezcennej Wiktorii.
- Taaa... - Beal mia w gbokim powaaniu nasze sowa. Zebralimy si w sali balowej na parterze. Od tej strony zaatakuje
Elbieta. Chodcie.
Wsun ciki elazny klucz w cian i przekrci go sze razy.
Metalowe drzwi znowu pojawiy si przed nami.
Diabe mwi prawd. W sali balowej rzeczywicie byli wszyscy.
Nawet Azazel i Kleopatra. Wysokie okna wychodzce czciowo na
dziedziniec przed rezydencj miay wybite szyby. Szko usunito z
posadzki, zapewne by nikt sobie nie zrobi nim krzywdy.
Podejrzewam, e zaja si tym Kleo, ktra jako jedyna bya w
sandaach na koturnie.
Lucyfer nie ucieszy si na nasz widok. A raczej na mj.
- Co tu robisz? - Szybko do mnie podszed. Moroni usun si z
drogi i gdzie znikn.
- Chciaam pomc - wyjaniam. - Ksina zaatakowaa przed
czasem. Mylaam, e nikt nie jest przygotowany...
Na dziedzicu otworzyy si szerokie klapy. Spod nich, z biaych
korytarzy Urzdu zaczy wybiega cae plutony demonw. Ich

czerwone gowy kryy hemy z otworami na pozawijane rogi. Kady


mia na sobie napiernik, a w doni ciska dugie widy. Ich koce
byszczay w socu. Sapic gronie i linic si obficie, armia
demonw zaja cay dziedziniec.
- Wiktorio - gos Szatana trzs si ze zoci. - Czy naprawd
uwaasz, e Elbieta zastaaby nas w kach?
- No c...
- Gdzie Beleth?
- Zosta w domu. Mam nadziej.
- Powinna go pilnowa, a nie miesza si w nie swoje sprawy.
Mio, e ju zapomnia, e to z mojej winy ksina ucieka z Tartaru.
- Ekhm... przepraszam, panie - cichy, chropowaty gos kaza nam
odwrci si w stron demona ubranego w liberi. Jego dugie
krwistoczerwone rogi byy tak imponujcych rozmiarw, e a trzy
razy zakrcay si nad jego gow.
- Nie teraz! - rykn Szatan.
Nagle wszdzie na cianach pojawiy si drzwi. W jednej chwili sala
balowa zapenia si diabami. Pojawiy si chyba wszystkie. Nie
zdawaam sobie sprawy z tego, ile aniow zostao zesanych do
Pieka. Byy ich dziesitki, moe nawet setki.
Na swj bal w zeszym roku Lucyfer na pewno wszystkich nie
zaprosi.
Wadca Piekie straci mn zainteresowanie. Skierowa si do nowo
przybyych.
- Nie chc, bymy otwarcie stanli do walki - owiadczy. - Elbieta
ma ogromn moc porwnywaln z moc Wiktorii. Pamitamy
wszyscy, co stao si z Pajmonem i Agaresem.
Duo niezadowolonych spojrze skierowao si na mnie. Usyszaam
kilka niepochlebnych komentarzy na swj temat.
- Nie bdziemy walczy w pierwszej linii - kontynuowa, nie
zwaajc na szepty. - Najpierw przeciwko jej armii wystawimy
demony. Na pocztek sze tysicy. Wy zajmiecie wczeniej ustalone
pozycje na flankach. Mam nadziej, e kady z was zajrza do
materiaw, ktre rozdawa wczoraj Mefistofeles. Macie za pomoc
mocy niszczy wrog armi. Elbiety na razie nie rusza.
Zrozumiano?
Diaby pokiway gowami w milczeniu.
- Odmaszerowa!
Nie starczyo cian, by wszystkie diaby mogy odej w tym samym

momencie. Cae pomieszczenie zalane byo byskami z pojawiajcych


si bd znikajcych drzwi. W sali balowej zosta tylko Szatan,
Kleopatra, Azazel, Beal, Mefistofeles, Moroni i ja.
Szklana armia Elbiety dotara ju do ogrodzenia. W oddali
majaczya lektyka, w ktrej podrowaa. Mechaniczne owady
zawisy niedaleko w oczekiwaniu na rozkazy wadczyni.
- Panie, chciabym... - jeszcze raz sprbowa demon.
- Cicho bd! - wadca Piekie nie chcia go sucha. Teraz mia co
waniejszego do roboty.
Lucyfer nie zamierza czeka, a krlowa rozpta wojn. O nie. Nie
da jej tej satysfakcji. To on jest prawowitym wadc i bdzie si
zachowywa jak krl.
Stan przy oknie, podpar si pod boki i powiedzia:
- Atak.

50
Zote ogrodzenie oddzielajce rozlege tereny rezydencji od
zrujnowanego Los Diablos znikno. Kilkadziesit demonw
stojcych w pierwszej linii rzucio si z dzikim wrzaskiem na
szklanych wojownikw.
Wyostrzyam wzrok. Diaby rzeczywicie byy wszdzie. Trzeba byo
jednak wiedzie, czego szuka.
Zauwayam Asmodeusza tylko dlatego, e korona na jego gowie
byszczaa w socu. W innym wypadku jego kamufla byby
doskonay. Upodobni si do jednego z wielu obtuczonych
gargulcw zasiadajcych na gzymsach paacu. Na wschodnim
skrzydle budynku, gdzie zaczai si diabe, kilka rzeb jeszcze si
ostao. Uywajc swoich mocy, niszczy szklanych onierzy. W
milczeniu obserwowalimy walk.
- Czemu nie poszlicie z nimi? - zapytaam Kleopatr.
- Jestemy stra przyboczn Szatana - odpara i ziewna szeroko.
- A w zasadzie Beal i Mefistofeles s stra przyboczn. Azazel
nigdzie nie poszed, bo Lucyfer mu nie ufa, a ja nie poszam, bo mu
nie ufam, jak walka przeniesie si tutaj. Z kolei Moroniego nikt nie
chcia przygarn. Belzebub nie ma czasu si nim zajmowa, wic
opieka nad nowym diabem przypada bezuytecznemu Azazelowi.
Bitwa przesuna si na rodek dziedzica. Co chwila powietrze
przecinay serie z karabinw maszynowych.
- Nie podoba mi si to. - Kleopatra pokrcia gow. - Przecie to
inteligentna kobieta. Wie, e szkem i kulami nic nie zdziaa. Co ona
wymylia?
- Moe nic nie wymylia - mruknam.
- Wiki - protekcjonalny ton krlowej Egiptu przywoa mnie do
porzdku.
- Ona ma takie moce jak ty i w przeciwiestwie do ciebie nie ma
skrupuw. Czy ty by po prostu nie pojawia si znienacka tu obok
Szatana i nie zamienia go w karalucha albo par wodn? Nic
prostszego, a i efekt natychmiastowy. Nie podoba mi si to.
- Moe powinnimy poprosi Niebo o pomoc? - zasugerowaam
cichym gosem, eby tylko Lucek mnie nie usysza.
- Chyba zostali poinformowani, ale jak widzisz, do pomocy nikogo
nie przysali.
Walka wydawaa si wyrwnana. Szklani onierze rozsypywali si

na kawaki dgnici kilka razy ostrymi widami, a ranne demony


szybko znoszono do korytarzy Urzdu, gdzie specjalny oddzia
diabw przywraca im pen sprawno i wypuszcza innym
wyjciem z powrotem na front. Wszystko byo pod kontrol.
Lektyka ksinej zatrzymaa si niedaleko gbokiego leja po
bombie.
Wydawao si, e armia Elbiety upada. Nowych onierzy ubywao.
Diaby kady cae szwadrony pokotem, powoli przestajc dba o
kamufla. Ksina wci nie interweniowaa.
- Panie - demon sprbowa jeszcze raz zwrci na siebie uwag
Szatana. -Panie, musz ci powiedzie o czym bardzo wanym.
Jego dugie, niespiowane ky sprawiay, e lini si niemiosiernie
przy kadym sowie. Trzeba jednak przyzna, e w poczeniu z
czarn skr i czerwonymi, opalizujcymi lepiami nadaway mu
imponujcego wygldu.
- Tak? - Lucek wreszcie postanowi posucha sugi.
Nie dowiedzia si jednak, czego chcia od niego demon. Nagle
rozleg si gony wist. Wszyscy zamarlimy w bezruchu. Szklani
onierze sprawnie wykorzystali element zaskoczenia i zaatakowali
ze zdwojon si.
Zaraz spadnie bomba!
- KRY SI! ! ! - zawoa Szatan i rzuci si za okno.
Ja nie zdoaam si ruszy z miejsca sparaliowana strachem.
Zobaczyam jeszcze tylko, jak Azazel szaleczo usiuje wepchn
swj klucz diaba w cian.
Bomba z ogromnym oskotem uderzya w jedyny ocalay fragment
dachu budynku. Pokonywaa kolejne pitra, przebijajc na wylot
stropy i podogi, a gruchna o marmurow posadzk kilka metrw
ode mnie. Zamknam oczy i zaczam si modli, gdy fala pyu,
ktra wzbia si po uderzeniu, smagna mnie po twarzy. Nic nie
poczuam. adnego blu, szczypania czy chociaby pieczenia.
Wszystko byo w jak najlepszym porzdku. Tak wyglda mier? Ta
naj ostateczniejsza?
- Cholera jasna, zamaem klucz!
Uchyliam powieki. Poprzez unoszcy si py zobaczyam wntrze
sali balowej. Azazel sta przy cianie i ciska z niedowierzajc min
poamany klucz diaba, Lucyfer wanie wyazi z krzakw i usiowa
przeskoczy przez parapet z powrotem do rodka, Kleo siedziaa na
pododze po turecku i cay czas zasaniaa oczy domi, Beal i

Mefistofeles wychylili si zza potnych, grubych kotar z czerwonego


aksamitu, a oszoomiony demon podnosi si z podogi. Moroniego
nie byo wida. Chyba jako jedyny z nas wszystkich zdoa uciec
pomimo swojego uzalenienia od lubczyku. Py powoli opada.
W posadzk, idealnie porodku sali balowej, bya wbita owalna
bomba z prostoktnymi statecznikami. Co gwizdao w jej rodku
coraz szybciej i szybciej. Podeszlimy bliej zaskoczeni, e nie
wybucha. Bomba caa pokryta bya grub warstw lodu, ktry
odpada od niej systematycznie. Na owalnym boku by napis
buziaczki, B", ktry wyglda, jakby napisano go ciepym palcem na
zaparowanej szybie. Do statecznikw bya przywizana rowa
wsteczka.
Odwrcilimy si w stron okien. Belfegor ubrany w maskujcy strj
przypominajcy kor drzewa odsun si od jabonki niedaleko od
nas I pomacha nam. Wosy mia zaplecione w warkocz zwizany
dokadnie tak sam wstk.
- Zrbcie z ni co, bo wybuchnie! - krzykn. - Zatrzymaem
zapalnik tylko na chwil.
- Wiki. - Szatan skin na mnie gow.
Wyobraziam sobie, e pokryta lodem bomba rozpuszcza si. Powoli
topnieje obudowa, zapalnik, materiay wybuchowe, stateczniki. Gdy
otworzyam oczy, pod naszymi stopami rozlewaa si kaua o
kolorze bliej nieokrelonej brei, w ktrej pywaa rowa
wsteczka.
- Moe to jednak nie by zy pomys, eby z nami zostaa - przyzna
Lucyfer.
Lektyka ksinej wci staa w bezruchu.
- Mam tego do! - Szatan a zatrzs si ze zoci, gdy unis do
gry gow i spojrza na bkitne niebo przez dziur w suficie, ktr
zrobia spadajca bomba. - Wszyscy maj atakowa Elbiet. Miecze
w gotowoci!
Musia ten rozkaz przesa telepatycznie, bowiem wszystkie diaby
wycigny zza swoich przebra dugie gorejce miecze i ruszyy w
stron lektyki.
Nikt ju nie bawi si w zachowywanie pozorw. Zastpy szklanych
wojownikw i wielkie maszyny w jednej chwili zostay unicestwione.
Lucyfer nie zamierza czeka na kolejny ruch ksinej. Zbrojny
oddzia diabw byskawicznie dotar do lektyki. Rozbicie w py
czterech pilnujcych jej szklanych wojownikw zajo kilka sekund.

Pojazd Elbiety upad na ziemi, gdy znikny podtrzymujce go


ramiona. Asmodeusz z dzikim wrzaskiem dopad do niego i
rozgarn mulinowe zasony.
W rodku nie byo nikogo.
- Co jest?! - Lucek trzasn pici w cian.
Bitwa w jednej chwili si skoczya. Ostatni szklani wojownicy
zostali zniszczeni, a wielkie machiny wojenne opady na ziemi
zamienione w kup bezuytecznego elastwa.
Diaby i demony na polu walki stay twarz do paacu.
- Ona usiowaa odwrci nasz uwag - odezwaa si Kleopatra
zimnym gosem. - Tak naprawd zaatakowaa gdzie indziej.
Wci oszoomiony demon otrzepywa zaciekle swoje ubranie.
- Panie! - wykrzykn. Najwyraniej jego cierpliwo take miaa
swoje granice. - Telefon dzwoni. Z Nieba. Archanio Gabriel chce
pilnie z panem rozmawia!
Lucyfer poblad gwatownie.
- Dlaczego od razu mi nie powiedziae, ty poda kreaturo?! wrzasn i ruszy biegiem w stron swojego gabinetu.
Zerknlimy po sobie.
- Ja nie przegapi takiej zabawy - owiadczy Azazel.
Pobieglimy za nim.
Jakim cudem gabinet Szatana by jednym z nielicznych ocalaych
pomieszcze. Pozbawiony okien unikn zasypania szkem, a jego
pooenie na niszym poziomie rezydencji pozwolio zapobiec
uszkodzeniom zwizanym ze zniszczonym dachem. Muzealna
kolekcja Lucyfera bya bezpieczna.
Czerwony stary aparat telefoniczny z korbk sta na rodku biurka.
Lucek zamar ze suchawk przy uchu. Niestety nie syszelimy, co
takiego si stao i co mwi mu rozmwca.
- Ciekawe, czy ma tryb gonomwicy? - Azazel podszed bliej.
Stary aparat pokryty grub warstw kurzu nie wyglda, jakby mia
co tak nowoczesnego.
Szatan odoy suchawk i opar si ciko o blat biurka.
Czekalimy w napiciu, a nam co powie. Jednak on uparcie
milcza.
- Zaatakowaa gdzie indziej? - Kleopatra nie wytrzymaa. Powiedze nam co, cokolwiek! Jestemy tu, by ci wspiera. Nie
jeste sam.
- Tak - powiedzia w kocu. - Rwnoczenie z atakiem na Pieko

rozpocza dywersj na Niebo. Pokonaa ju bramy i niszczy Edeni.


Jest tam. Kroczy ulicami, zamieniajc dusze w kamienne rzeby,
ktre rozbijaj jej onierze. Anioy nie mog sobie z ni poradzi.
Zabia Samaela.
W gabinecie zapada gucha cisza. Elbieta zabia wielu ludzi i
anioa. Odkrya swoje moce.
O nie! Tam s moi rodzice! Mieszkaj niedaleko rezydencji
Archanioa Gabriela!
- To dlatego nie przyszli nam na pomoc - skwitowaa zimnym
gosem Kleopatra. - Wiedziaam, e ta suka co knuje.
- Co teraz, panie? - zapyta Beal.
Lucyfer wyprostowa si dumnie. Dotychczas nie by ubrany jak na
wojn. Rozchestan bia koszul z abotem i spodnie do konnej
jazdy wpuszczone w wysokie buty trudno byo nazwa strojem
bojowym. Jednak w jednej chwili to si zmienio. Jego szerok pier
pokrya lnica srebrna zbroja ozdobiona zotymi, misternymi
ornamentami. Na gow nie naoy hemu. Zamiast tego pord
zotych lokw pojawiy si due zote rogi o ostrych jak brzytwa
kocach. Insygnium wadzy Szatana. Z jego poprzedniego stroju
zostay tylko spodnie. Przy botkach pojawiy si zote ostrogi.
- Zbroja? - szeptem spytaam Azazela. - On si bdzie bi?
- To kirys, gupia. Ma tylko napiernik z przodu i naplecznik z tyu.
Ramiona s odsonite, a nogi przykryte krtkimi nabiodmikami.
Niczego was w tych ludzkich szkoach nie ucz.
Zamiast miecza, ktrego si spodziewaam, w prawej doni wadcy
Pieka pojawiy si dugie widy o zotych kocach. Zoto jest
mikkie. Nie wiem, czy to dobry pomys produkowa z niego bro.
Ale Lucek pewnie wie, co robi.
Poza tym postanowiam ju o nic nie pyta.
- Musimy im pomc - owiadczy Lucyfer. Niespodziewanie
umiechn si do siebie. -I kto tu bdzie najlepszym pracownikiem?
- zapyta.
Nic nie rozumiejc, spojrzelimy po sobie. Moe te rogi wbijaj mu
si w gow?
Szatan wymin nas szybkim krokiem i ruszy przez swoj
posiado. Beal i Mefistofeles zmienili swoje odzienia na zbroje
podobne do tej, ktr przywdzia Lucyfer, tylko pozbawione zoce.
No dobra, na kirysy...
Azazel wypi pier i z gonym pukniciem take stworzy sobie

metalowe ubranko. Kleopatra przewrcia oczami i mrukna tylko:


- Bez przesady...
W zwizku z tym take nie zmieniam nic w swoim wygldzie Lary
Croft. Skoro ona zamierza walczy w przezroczystej kiecce ze
strusimi pirami, to ja mog zosta w kamizelce kuloodpornej.
Wikszo diabw zebraa si ju na dziedzicu. Oczekiway na
dalsze rozkazy swojego wadcy. Gdy zobaczyy, jak si wystroi na
galowo, poszy w jego lady. Normalnie kopiuj - wklej.
- Ruszamy na pomoc Niebu. Ksina zabia anioa Samaela i wiele
dusz. Nie mamy czasu do stracenia - owiadczy gromkim gosem. Bramy Arkadii runy. Bez problemu moemy si tam dosta.
Kto w tumie zachichota. Wydawao mi si, e by to Moroni.
- Przygotujcie si! - rozkaza. - Za sze minut wymarsz.
Odwrci si na picie i wmaszerowa z powrotem do rezydencji.
Ostrogi przy jego butach gono dzwoniy. Czyby zamierza jecha
do Nieba na koniu?
Kleopatra ruszya za nim, wic poszam w jej lady. Nie wiem, czy
zamierza zabra mnie ze sob, ale jestem pewna jednego. Ja tu nie
zostan. Tam moe sta si co zego moim rodzicom. Nie pozwol
na to. I tak im przysparzam zbyt wielu zmartwie.
Lucyfer stan w korytarzu i zawoa:
- Lewu! Lewu! Chod do tatusia! Do nogi! Lewu!
Rany boskie, on chce dosi lwa?
- Lewu!
Azazel stan obok mnie. Usiowa zetrze jak skaz ze swojego
napiernika.
- Mylisz, e Beleth tu zostanie? - zapyta.
- Mam nadziej - odparam. - Nie pobieg za mn teraz, to kto go
wie?
- To dziwne, e za tob nie pobieg - zmarszczy czoo. - Przecie on
lubi takie akcje. Mg si wykaza, ratujc swoj ksiniczk. Ciko
mi uwierzy, e nadal smacznie pi w ku.
Nagle usyszelimy stukot pazurkw. Do niepozorny stukot
pazurkw. Lucek woa pieska?
- Lewu. - Szatan by autentycznie szczliwy, kiedy zwierztko
wypado zza rogu i doskoczyo do jego ng, domagajc si pieszczot.
Oniemiaa przygldaam si maemu zielono-czarnemu smokowi.
By wielkoci wyronitego ratlerka. Chude nki pltay mu si cay
czas z cieniutkim ogonkiem zakoczonym ostrym kolcem. Stworek

wywali dugi rozwidlony jzor i koniecznie chcia wspi si po


nogawce spodni Szatana, eby go poliza po twarzy.
- Ju, ju spokojnie - diabe usiowa go okiezna. - Mamy zadanie
do wykonania.
Ku uciesze smoka wzi go na rce i wyszed na dziedziniec. Tam
oczekiwaa go ju armia zbrojnych diabw ciskajcych gorejce
miecze. Nie byo ich duo. Moe dwie, trzy setki. Nie mielimy zbyt
wiele szans z ogarnit szalestwem Elbiet.
Szatan postawi smoczka na ziemi.
- Ronij ! - rozkaza.
Zielona skra gada zafalowaa. Pisn zadowolony z siebie i zacz
si wi jak szalony. Z jego malutkiego noska zacz wydobywa si
dym.
Powoli si odsuwaam.
Smok osign ju wielko maego kuca. Splun zielonymi
pomieniami w stron stojcych w rzdzie diabw, ale nawet na to
nie zareagoway. Jego te gadzie oczy z pionow kresk renicy
biegay to na lewo, to na prawo. Wydawao si, e rozsadza go
najprawdziwsza furia. By ju wielki jak czog i nadal rs w
zastraszajcym tempie. Gdy jego gowa znalaza si na wysokoci
nieistniejcego dachu rezydencji, zarycza wciekle w niebo i
wypuci z pyska dugi sup piekielnego ognia, zielonego jak
pomienie Beletha. Opuci ogon na ziemi. Szatan wspi si po nim
na grzbiet, gdzie stworzy sobie wygodne siodo ze strzemionami.
Lejcw nie potrzebowa. Trzyma si jednego z ostrych kolcw na
grzbiecie zwierzcia, a smok zdawa si sucha jego myli.
- Co to? - wydusiam.
- To Lewiatan - wyjania Kleo. - Najstraszniejszy potwr piekielny,
pozbawiony jakichkolwiek skrupuw i sumienia. Gdyby nie Szatan,
ktry jako jedyny potrafi utrzyma go w ryzach, wszyscy mielibymy
powane kopoty. To dlatego aden z piekielnych ksit czy krlw
nie prbowa go nigdy obali. Lucyfer mg si za to zemci,
uywajc smoka.
Dotara do mnie gupota Azazela.
- A Azazel?
- On uwaa, e ma rk do zwierzt - prychna z niesmakiem. Poza tym myla, e jeli to Gabriel usunie Lucyfera ze stanowiska,
to kae mu rwnie kontynuowa opiek nad Lewiatanem.
To naprawd gupek.

Zaraz, gdzie ju czytaam o potnym smoku, ktry jest morskim


potworem. Tak, chyba bya o nim luna wzmianka w przewodniku
po Los Diablos. Lewiatan by w nim traktowany jako element
piekielnego folkloru.
- A czy Lewiatan to nie potwr morski?
- Cae swoje ycie spdza w fontannie na wewntrznym dziedzicu.
- Mylaam, e tam s piranie.
- Szatan ma kilka fontann.
Smok Lucyfera rozwin imponujcych rozmiarw boniaste
skrzyda. Zarycza jeszcze raz i wzbi si bez wysiku w powietrze.
Jego dugi ogon zakoczony trjktnym ostrzem z haczykami
zahaczy o gzyms, obrywajc fragment fasady budynku.
Diaby wycigny klucze i zaczy szuka miejsc, w ktre mogyby je
wsun.
- Mj si zama! - wyjcza Azazel. - Zanim wyrobi mi drugi,
minie jakie sze miesicy! A jeli zgosz to w Niebie, to bd
musia czeka nawet siedem, biorc pod uwag ich cige przerwy na
herbat !

51
Dostalimy si przejciem stworzonym przez Kleopatr. Szatan mia
racj. Bramy Niebios zostay wywaone. Zote ogrodzenie powalono.
Rowa mga usiowaa nieudolnie przykry zniszczenia. Na stray
Arkadii nie sta ani jeden golem.
Kopuy Edenii pony. Sycha byo krzyki, strzay i kolejne
wybuchy wstrzsajce caym miastem. Prawdziwa apokalipsa. Oby
tylko nie ta ostatnia.
Nagle rowe oboki nad naszymi gowami rozstpiy si. Rozsun
je podmuch wiatru, ktry wytwarzay skrzyda Lewiatana. Potwr
opad na marmury obok nas. Jego rozbiegany wzrok nie mg si na
niczym skupi. Rzuca wciekle bem.
Szatan szybko oceni sytuacj. Jego zimne spojrzenie byo puste.
Zote rogi na gowie przecinay powietrze. Zazwyczaj agodne rysy
wyostrzyy si, upodabniajc go do drapienego ptaka.
- Ruszamy! - zawoa i wskaza widami na Edeni. - Na ratunek
Niebu!
Pazury smoka drapay o posadzk, wzniecajc iskry, gdy ze
zoonymi skrzydami zacz biec w stron zabudowa. Diaby,
krzyczc, ruszyy za nim. Gorejce miecze zapony w ich doniach.
Furia ogarna wszystkich. Na podobiestwo Lucyfera zmienia si
ich wygld. Przystojne twarze wyduay si, oczy ciskay gromy,
plecy garbiy si w biegu. Diaby ukazyway swe prawdziwe oblicza
istot piekielnych.
Poczuam w piersi rozlewajc si zo. Wcieko Szatana
wpyna take na mnie. Elbiecie naleaa si mier za to, co robia.
Za to, e krzywdzia niewinne dusze.
Zatrzymaam si gwatownie. Diaby, ktrym staam na drodze,
odpychay mnie gniewnie, potrcay. Byam przeszkod.
Beleth.
Co z Belethem? Naprawd zosta w Piekle? Uciekam tak bez sowa.
Adrenalina wszystko mi przymia. Zobaczyam wybuch i pobiegam
jak gupia. Mogam wrci i wszystko mu wyjani. Zostawiam go.
Nie by co prawda sam. Nocowa u mnie te Achilles. Mimo to
poczuam si winna. Zupenie jakbym go zdradzia.
Zostaam z tyu. Nawet Kleopatra i Azazel podyli za swoim
wadc.
Nikt chyba nie zauway, jeli na chwil wrc do domu? Tylko

sprawdz, czy Belethowi nic nie jest. Nie zaczn podejrzewa mnie o
dezercj.
Gdy upewniam si, e nikt mnie nie obserwuje, mogam znikn.
Rozpynam si w powietrzu.
Gdy pojawiam si przed moim domem w Los Diablos, w pierwszej
chwili pomylaam, e musiaam si pomyli. To nie mg by mj
dom. Mj dom... sta. Natomiast tutaj na rodku podwrka
znajdoway si czarne zgliszcza. Cz wci pona.
Jakim cudem chyba naprawd si pomyliam. Zdezorientowana
rozejrzaam si dookoa. wirowa cieka, leaki, drzewka owocowe,
prywatne zejcie na pla... Cholera jasna, to by mj dom. Moje
kwiatki! MOJ KOT! ! !
- Beleth! - zawoaam. - Achilles! ! ! Behemot!
Podbiegam do pogorzeliska. Tlce si resztki cuchny. Pomienie
lizay belk przede mn. Tylko e te pomienie... Wsunam w nie
palce. Syknam z blu i cofnam do. Pomienie byy prawdziwe,
ale ju wiedziaam, co byo z nimi nie tak. Nie tworzyy dymu.
Syszc aosne miauknicie u swoich ng, podskoczyam
przeraona. Behemot patrzy na mnie penym pogardy wzrokiem,
ktry do perfekcji opanoway jedynie koty.
Chciaam wzi go na rce, ale odskoczy. Miaukn ponownie,
zupenie jakby chcia mi powiedzie, e nie ma teraz czasu na
gupstwa, i ruszy ciek. Odwrci si, gdy zauway, e za nim nie
id.
- Co tu si stao, Behemocie? - zapytaam.
Mj kot posiadajcy diabelskie moce od czasu, gdy ugryz jabko z
drzewa wiadomoci dobrego i zego, mia wiele tajemniczych i
magicznych cech. Podejrzewam, e potrafi mwi. Czyme w kocu
jest zdolno mwienia w porwnaniu do chodzenia po suficie czy
strzelania iskrami z nosa, gdy mia na to ochot. Nigdy jednak nie
przemwi. Z przekory najprawdopodobniej.
Teraz jednak gorco liczyam na to, e mi odpowie.
- Miau.
No tak...
- Czasem mgby si odezwa - warknam. - Wiele by mi to
uatwio.
Prychn.
Mj wasny kot mia czelno ze mn dyskutowa. mija
wyhodowana na wasnej piersi!

- Czy Elbieta tu bya? - nie chciaam zadawa tego pytania, ale


musiaam.
To byo jedyne wytumaczenie. Szczerze wtpi, eby Beleth spali
mj dom, bo rano wyszam bez sowa. Istniao jednak pewne
prawdopodobiestwo, e niechccy lub w ataku furii zrobi to
Achilles, ale przecie mj ifrit naprawiby zniszczenia po synu.
Kot kiwn trjktnym epkiem.
- Zabraa ich?
Ponowne kiwnicie. Kamie spad mi z serca. Baam si, e moga
zabi Achillesa za niesubordynacj i ucieczk z Tartaru.
- W takim razie id spra bab.
Wcale nie cieszyo mnie to zadanie. Elbieta bya straszna. Poza tym
teraz, gdy odzyskaa dina, staa si jeszcze bardziej niebezpieczna.
Mam nadziej, e nie wypowiedziaa kolejnych ycze.
Czego mogaby sobie zayczy? Ju miaa moc Iskry Boej i moce
diabelskie.
- Miau.
Odwrciam si do kota, ktry nagle zacz rosn. Na moich oczach
z maego czekoladowego kocurka z rudo-kremowym uchem
przeistoczy si w olbrzymiego kota, dobre dwa razy wikszego od
pumy. Wci by brzowy i mia rudawe ucho. Tylko teraz jego te
lepia z pionowymi renicami zwonymi od ostrego piekielnego
soca nie sprawiay wraenia milusich.
Tak samo jak zby. Zwaszcza lewy kie, ktry zawsze troch
wystawa mu z pyszczka.
- Miau - piskliwy koci gos zamieni si w niski pomruk wielkiego
zwierzcia.
- Chcesz mi pewnie pomc?
- Miau. - Ogon mojego pupila unis si wysoko. Z dum.
- Bawi ci to?
- Mrrrr...
- No dobra, to chod ze mn.
Pooyam rk na jego karku, ktry siga mi do pachy.
Przeniosam nas przed bramy Arkadii.
Nie byo wida oddziau diabw. Ruszyy z tak werw, e pewnie
byy ju po drugiej stronie Edenii. Dziwiam si, e Szatan nie zabra
ze sob take demonw, tylko rozkaza im strzec Pieka. Moe nie
mogy przestpi progu Nieba?
Ruszyam biegiem przed siebie. Behemot niespiesznie truchta

obok.
Najpierw postanowiam sprawdzi, co dzieje si z moimi rodzicami.
Miaam nadziej, e walki nie dotary pod ich may domek.
Ulice byy zniszczone. Marmurowe pyty, ktrymi wyoone byy
szerokie chodniki, roztrzaskano. Nie wiem, czy uczynia to Elbieta,
czy przemarsz Lewiatana, jednak schludne aleje zawalone byy
okruchami kamieni.
Behemot trci grub ap okrgy szary kamie lecy na naszej
drodze. Potoczy si pod moje nogi. Rozochocony kot chcia za nim
skoczy i si nim pobawi, ale zastpiam mu drog.
- Czekaj, czekaj. To nie zabawka.
Dopiero teraz zauwayam, e na wyludnionej gwnej arterii miasta
byo peno takich kamieni. Podniosam go z ziemi. Mia misterne
rzebienia ukadajce si w krtkie linie. Obrciam go w doniach i
zamaram. Z drugiej strony patrzyy na mnie pene przeraenia oczy
dziecka, tu nad ukruszonym nosem. Usta rozwarte byy w niemym
krzyku. Misterne linie byy wosami.
Upuciam kamie na ziemi. To fragment zabitej duszy. Ona zabia
dziecko. Elbieta unicestwia dusz dziecka.
Skoro ta dusza miaa jeszcze twarz dziecka, oznaczao to, e
niedawno zgina na Ziemi. W Niebie i Piekle mona byo dorasta
zgodnie z ziemskim rytmem miertelnych. Gdy ycie skoczyo si za
wczenie, mona byo je kontynuowa tutaj. Z tego, co wiedziaam,
przedwczenie zmare dzieci nawet chodziy tu do szk i zdobyway
wyksztacenie. Wszystkim tym kierowa Archanio Micha. Patron
maych dzieci.
Elbieta bya potworem.
Starajc si nie patrze na poroztrzaskiwanych mieszkacw
Arkadii, ruszyam biegiem przed siebie. Niebawem dotarlimy z
Behemotem przed bkitny domek ze srebrnym dachem. Cz
ssiednich posesji zostaa zniszczona. Szare roztrzaskane dusze
leay na ziemi.
Odgosy walki byy coraz bliej. Pomaraczowa una wybuchw
rozcigaa si ponad anielsk Administracj i posiadociami
Archaniow. Edenia nie miaa cisego centrum tak jak Los Diablos,
ale ksina wybraa dobre miejsce do bitwy. Tylko tam by plac
odpowiedniej wielkoci.
Szarpnam nisk furtk prowadzc na podwrko moich rodzicw.
Przebiegam ciek uoon z otoczakw i zaomotaam do drzwi.

Nacisnam klamk, ale byy zamknite.


- MAMO! TATO! - krzyczaam.
Behemot przycupn za mn na bujanym fotelu, ale mebel trzasn
pod nim i zwierzak uderzy o ziemi. Jego wcieke furczenie nadal
rozbrzmiewao za moimi plecami, kiedy drzwi si otworzyy.
- Wikusia! - Moja mama pocigna mnie do rodka.
- Mamo! - Ulga, jak poczuam, bya nie do opisania.
- POTWOR! ! ! - krzykna, gdy dotkn j wilgotny rowy nos
wielkoci pici.
Pacnam kota po pyszczku.
- Odsu si. Straszysz mam. Spokojnie, mamo. To mj kot. Jest
tylko troch wikszy ni normalnie. Nic ci nie zrobi. Jest bardzo
mdry.
Za plecami mamy pojawi si tata. Przytrzyma omdlewajc mu w
ramionach on.
- To nie na moje siy - wyszeptaa. - Ju wicej nie znios. Najpierw
twoja mier, Tartar, a teraz jeszcze ta masakra.
Wcignli mnie do pokoju. Pocztkowo nie chcieli wpuci
Behemota, ale przekonaam ich, e jest niegrony. Utrudnia mi to
odrobin odr z jego pyska i wystajcy kie.
Szybko wytumaczyam rodzicom, co si stao. Ca walk
przesiedzieli w piwnicy. Archanioowie rozkazali si ukry. Nie
wszystkim si to jednak udao. Dowody leay na ulicach. Moi
rodzice mieli szczcie, e onierze Elbiety nie wkroczyli do ich
domu.
- Widzielimy j przez okno w piwnicy - powiedzia tata. - Sza
chodnikiem i zamieniaa ludzi w kamienie jednym skinieniem palca.
Jej wzrok podpala domy. Do tego te machiny latajce i potwory!
- Potwory? - podchwyciam. To bya jaka nowo.
- Bestie przypominajce filmowe wilkoaki. Rozszarpyway dusze na
strzpy i zjaday ochapy. Nasz ssiad zosta zaatakowany. Nie
odrodzi si.
Zdoaam jako ich przekona, e nie mog z nimi zosta.
Zawiodam na caej linii. Wszystkich. Nie speniam oczekiwa
moich rodzicw, nie byam idealn dziewczyn, jak chcia we mnie
widzie mj dawny Piotru, nie staam si wzorow pracownic
Szatana.
Nawet Beletha porzuciam.
Najwyszy czas, by to naprawi.

Zabarykadowaam mam i tat w ich niebieskim domku. Naoyam


silne zaklcia, by nikt niepodany nie zdoa dosta si do rodka.
Wzmocniam moc stropy i deski, by budynek nie zosta zniszczony
przez wybuch bomby lub w wyniku poaru.
Behemot wesoo drepta u mojego boku, gdy zblialimy si do
centrum wydarze. Chciaam znale kogo, kto mi powie, jak
posuwa si walka.
Nagle ziemia usuna mi si spod stp. Elbieta. Ona bya wszdzie.
Dosownie wszdzie.
Ksina stworzya swoje klony, ktre walczyy z diabami. Obok
mnie przebieg Beal usiujcy zadga sztuczn Elbiet. Kobieta do
zudzenia przypominajca swj pierwowzr rnia si od niej tylko
jednym szczegem. Oczami. Miaa szklane puste oczy przykryte
powiekami, ktre nie mrugay.
Beal uskoczy przed promieniem mocy, ktry wyskoczy z
wycignitej rki klonu Elbiety.
Jakim cudem dokonaa czego takiego? Jak zdoaa powieli sam
siebie? Mnie udawao si to co prawda z kluczami, ale prbowa
czego takiego na ywej istocie? To upiorne!
Sztuczna Elbieta stana do mnie tyem. Pchnam j z caej siy w
plecy i strzeliam moc. Zamara w bezruchu z wycignitymi na
boki rkami. Beal wykorzysta ten moment waciwie i zgrabnym
ciciem gorejcego miecza odrba jej gow. Ciao rozsypao si na
drobne kwadratowe kawaki szka, takie, jakie powstaj przy
stuczeniu starych samochodowych szyb klejonych ywic.
- Dziki. - Diabe otar pot z czoa.
Jego wojskowa czapka gdzie znikna.
- Co tu si dzieje? - zapytaam.
Na naszych oczach wielki pies poruszajcy si na dwch nogach
zatopi ky w szyi jakiego diaba. Chyba Mefistofelesa. Behemot
miaukn przeraliwie i dopad psa. Zacza si wcieka
kotowanina.
- Niezy kotek. - Beal nie zamierza pomc kompanowi, ktry nie
mg si podnie z powodu utraty krwi. - Co pno si pojawia.
- Przybyam z kotkiem, jak widzisz. Nie tylko Lucyfer ma
zwierztko.
- Jasne - nie uwierzy mi. - Ksina okazaa si pomysowa.
Stworzya armi swoich klonw, ktre posiadaj moce zblione do
niej, ale wykonuj wszystkie jej rozkazy.

- A gdzie ona jest? - zapytaam. - I gdzie Szatan? Musz mu o czym


powiedzie.
- Lucyfer jest gdzie tam. - Wskaza gow na budynki, ktre
przesaniay mi widok. - Powinna atwo go znale. Jedzie na
smoku.
- Nie musisz by zoliwy - warknam i moc zniszczyam klon
Elbiety, ktry wanie celowa w jego gow.
- Dziki. - Skoni lekko czoo. - Jeli chcesz powiedzie Szatanowi,
e ksina odzyskaa swojego dina, to si spnia. Ju o tym
wiemy. Sama nam o tym powiedziaa. A co wicej, wykorzystaa ju
drugie yczenie.
- Jak to? Czego sobie zayczya?
Behemot usiad obok mnie i zacz wylizywa apk. Wilkoak,
ktrego zaatakowa, lea rozszarpany na chodniku. Kot wyszed z
tego pojedynku bez szwanku.
- Niezniszczalnoci. Teraz nie mona jej zabi gorejcym mieczem
ani uywajc mocy czy trucizny.
-CO?!
- To, co syszaa. Jestemy wdziczni tobie i Belethowi. Gratulacje.
-I co teraz? - Poczuam si zagubiona.
- Na razie wybijamy jej oddziay, eby ona nie wybia nas i dusz. Co
bdzie pniej, wie tylko Pan - mwic to, diabe przeegna si. - W
Jego donie skadamy nasz los.
Kot porzuci nas, udajc si w pogo za kolejnym nieprzyjacielem.
- Powodzenia w walce! - Beal odwrci si ode mnie i pobieg w
kierunku wrogw.
I co teraz? I co teraz?! Czuam ogarniajc panik. Nie zdoamy
pokona tej wiedmy! Przecie jest silniejsza od nas. To ju koniec!
Beleth. Pomylaam o nim intensywnie. Chciaam, eby usysza
mnie telepatycznie.
Wiki?
-Beleth! Gdzie jeste!
W budynku Administracji. Krlowa wykorzystaa drugie yczenie.
- Wiem. Co teraz zrobimy? Ona jest niezniszczalna.
Niezniszczalna dla innych.
-Co...
Nagle nasze poczenie zostao zerwane. Podoem wstrzsn
potny wybuch. Upadam na chodnik pomidzy potuczone
kamienie. Pikny koci z wysok wie zakoczon iglic zosta

rozbity. Wiea runa, zasypujc ulic pyem.


Naprzeciwko wyskoczy z chmury wilkoak o olbrzymich
ociekajcych lin zbiskach. Zauway mnie i rzuci si w moim
kierunku. Nagle pad na ziemi. Z jego czaszki sterczaa duga zota
strzaa o lotkach z biaych pir.
Spojrzaam w gr. Nade mn unosi si na swoich piknych
skrzydach Muriel. W doniach dziery dugi zoty uk. Na plecach
zawiesi koczan ze strzaami. Kiedy czsto odbywaam targi z tym
anioem o rysach twarzy Brada Pitta. Nie lubilimy si. Kade z nas
uwaao, e jest lepsze od drugiego.
A teraz mnie uratowa? I kogo bd nie lubi?
- Dziki ! - krzyknam.
W odpowiedzi tylko skin gow i polecia dalej.
Podniosam si i sprbowaam ponownie porozmawia z Belethem.
Milcza.
W takim razie nasta najwyszy czas, by dosta si do budynku
Administracji.

52
Behemot gdzie znikn, ogarnity kocim szaem polowania. Dawno
tak si nie bawi. Miaam tylko nadziej, e nie pomyli wroga z
przyjacielem.
Mogam przedosta si do budynku Administracji, uywajc mocy,
ale baam si to zrobi. Nie wiedziaam, co tam zastan. Istniaa
moliwo, e pojawi si naprzeciwko Elbiety, a ona bez drgnienia
powiek zamieni mnie w kamienn rzeb.
Ruszyam biegiem, omijajc walczcych. Sztuczna ksina strzelia w
moj stron moc. W ostatnim momencie stworzyam w doniach
przezroczyst tarcz, lekk jak plastik. Odbiam zaklcie w niebo.
Wielka elazna maszyna wygldajca jak skrzyowanie bka ze
sterowcem plua pomieniami. Linia poncego pynu przepyna
metr ode mnie, podpalajc ywopoty.
Jeden z diabw nie zdoa uskoczy. Jego skra i ubranie zajy si
ogniem. Zacz wrzeszcze i macha rkami. Jego gorejcy miecz
zatoczy uk i upad na ziemi. Zalaam go moc. Pomienie zgasy.
Mia poparzon skr, ale y. By nieprzytomny. Nie mogam teraz
si nim zaj. Jeli strac zbyt wiele si, nie dam rady stawi czoa
ksinej. Schwyciam jego miecz. By ciki i nieporczny, jak to
zwykle bywa z broni obosieczn. Objam jedn doni rkoje.
Drug ciskaam tarcz zamocowan do mojego przedramienia
paskami z materiau.
Dookoa mnie paday ciaa, strzelay pomienie, serie z karabinw
wybijay rwny rytm na marmurowych pytach.
Co uderzyo mnie w klatk piersiow. Upadam i tylko to uratowao
mnie przed atakiem jednego z potworw, ktry przeskoczy nade
mn i zosta trafiony reszt serii.
Zaczam kaszle. Kamizelka kuloodporna wytrzymaa si ataku, ale
zaparo mi dech w piersiach, a od uderzenia gow o chodnik
wirowao mi w oczach. Wszystkie dwiki byy zaguszone, zupenie
jakbym miaa na uszach poduszki.
Zobaczyam, jak olbrzymi Lewiatan pojawia si nagle naprzeciwko
mnie, rozdziawia pysk i wystrzeliwuje pomienie prosto w latajc
machin. Balon rozd si i pk. Odamki leciay we wszystkie
strony. Ostatkiem si zasoniam si tarcz.
Ziemia odepchna mnie od siebie, gdy maszyna uderzya w ni
ciko. Jaki budynek zacz si rozpada.

Dwiki powoli wracay. Kakofonia nie do zrozumienia.


Zerwaam si na rwne nogi i pobiegam w stron budynku
Administracji. Jego zota pagoda byszczaa w wietle wybuchw i
pomieni. By ju niedaleko. Lewiatan z Szatanem wzbili si w
powietrze. Mogam pod nimi przebiec.
Przed schodami sta nieruchomy zbrojny oddzia szklanych
wojownikw. Poprzedzao go kbowisko cia. To diaby i anioy
kotoway si ze sztucznymi Elbietami i ociekajcymi krwi
potworami o ostrych kach. Zobaczyam Azazela, jak w pierwszej
linii walki wywija mieczem i odrbuje gowy przeciwnikom z tak
atwoci, jakby uczestniczy w turnieju, a nie bitwie, w ktrej mg
zgin. Jego twarz spywaa krwi, ale to nie bya jego posoka, tylko
jego ofiar.
Kleopatry nigdzie nie widziaam. Miaam nadziej, e jest
bezpieczna.
Podskoczyam i tworzc anielskie skrzyda, wzbiam si w powietrze.
Przeleciaam nad walczcymi. Jednym machniciem rki
zamieniam oddzia szklanych onierzy w potuczone kawaki szka.
Opadam na schody.
Wydawao si, e w oglnym zamieszaniu nikt nie zauway, e
zdoaam si przedosta przez pole walki. Pchnam delikatnie
drzwi. Nie stawiay oporu. Wsunam si do rodka. Wntrze
Administracji nic si nie zmienio, odkd byam tu ostatni raz.
Bladorowe ciany ozdobione drewnian boazeri, szarobiae
marmurowe posadzki przykryte puszystymi czerwonymi dywanami,
w ktre zapaday si moje stopy, mikkie kanapy, krysztaowe
yrandole, roliny doniczkowe... Czas si tu zatrzyma. Miaam
wraenie, e zaraz podejdzie do mnie may putto i zaproponuje
herbat.
Kiedy drzwi zamkny si za mn, otoczya mnie cisza. Nie docieray
tutaj odgosy krwawej walki.
Po cichu zaczam wchodzi po schodach. Wydawao mi si, e
usyszaam czyj gos na pitrze. Na pewno byy tam gabinety
pracownikw Administracji. Trzasny drzwi. Gdy znalazam si na
pitrze, byam ju pewna, e sysz zowrogi miech Elbiety. Na
palcach zbliyam si do pokoju, z ktrego dobiega.
Ciekawe, czy mog by niewidzialna?
Tarcza znikna z mojej doni. Mocno objam miecz. Zobaczymy,
czy rzeczywicie jest taka niezniszczalna. Poza tym Beleth

powiedzia, e jest niezniszczalna dla innych. Czy to oznacza, e


sama moe zrobi sobie krzywd?
Moje buty znikny, potem nogi, tuw, rce z mieczem, a nastpnie
twarz. Byam niewidzialna. Miaam w tym wpraw. Dawno temu,
kiedy pierwszy raz mnie zamordowano, usiowaam dowiedzie si w
ten sposb czego o moim mordercy.
Odsunam si od drzwi i szarpnam za klamk. Uchyliy si z
jkniciem zawiasw. Rozmowa w pokoju umilka.
- Zobacz, co to - pad rozkaz ksinej.
Nie strzelia moc w otwarte drzwi, tak jak podejrzewaam. Szybko
wsunam si do rodka, zanim tajemniczy kto zdoa doj do
drzwi. Mikki dywan doskonale tumi moje kroki. Wyminam
Kub Rozpruwacza, ktry ostronie wystawi gow i rozejrza si po
korytarzu.
W pokoju poza mn i Rozpruwaczem bya tylko krlowa i Beleth.
Flakon po perfumach, w ktrym zamknity by mj ifrit, sta na
cikim biurku jakiego urzdnika. Krlowa zasiadaa w jego fotelu.
Wstaa zaniepokojona.
- Co to? - zadaa pytanie swojemu sudze.
- Nikogo nie ma, pani. - Kuba zamkn drzwi.
W tej chwili zaatakowaam. Raz kozie mier! Moe mi si uda? W
kocu do odwanych wiat naley i takie tam banialuki. Podbiegam
do krlowej i wbiam jej miecz prosto w klatk piersiow. Ostrze
weszo w jej ciao a po rkoje. Jkna i zawisa na mnie. Staam
si widzialna. Gorejcy miecz pon, krew kapaa na ziemi.
- Zobaczymy, jak jeste niezniszczalna - warknam jej prosto w
twarz.
Z jej bladej twarzy powoli znikay kolory. Czerwone wargi posiniay.
Jedynie oczy nie straciy nic z przepeniajcej ich nienawici.
- Ty gupia - wydusia.
- NIE! - krzyknli jednoczenie Rozpruwacz i Beleth.
W jednej chwili zdarzyo si kilka rzeczy. Kuba zapa mnie za
ramiona i odcign do tyu, a krlowa z mieczem tkwicym w piersi
opara si ciko o biurko i wycigna w moj stron rk.
- GIN! - rykna i posaa w moj stron strumie mocy. Przyznaj
szczerze, e ledwo zdyam stworzy przed sob lustro. Ledwo,
ledwo. Zawsze miaam saby refleks. Cae szczcie, tym razem mnie
nie zawid.
miercionony atak krlowej Tartaru odbi si od lustra, rozbijajc

je w drobny mak, i trafi prosto we wadczyni. Elbieta upada bez


ycia na ziemi.
Mnie i Rozpruwacza rzucio na drzwi. Kuba zamortyzowa wasnym
ciaem uderzenie, wic nie odczuam go a tak mocno. Siedzielimy
teraz przeraeni na pododze, wpatrujc si w nieruchome ciao
ksinej.
Niemoliwe. Udao mi si przy pierwszym podejciu? Kurde, nieza
jestem!
- Beleth? - spojrzaam na niego.
Rozpieraa mnie duma. Jednak jego nie. Jego mina wskazywaa
raczej na paniczne przeraenie.
- Co si...? - umilkam, gdy podyam za jego wzrokiem tam, gdzie
leay martwe szcztki naszej przeciwniczki.
No wanie. Martwe. To, co jest martwe, ma jedn subteln
waciwo. Nie wyciga sobie nagle miecza z klatki piersiowej i nie
wstaje.
Czym ona jest do cholery?! Potworem z japoskich horrorw?!
Czarne wosy Elbiety wysypay si z misternego koka i opady na jej
blad twarz. Wycelowaa we mnie mieczem.
- Ty gupia dziewucho! Mylaa, e moesz nas zabi?! Nas?!
Jestemy niezniszczalni! ! ! - Zamiaa si optaczo.
- Oj... - sta mnie byo w tej chwili jedynie na tak ripost. Mj
wspaniay plan, ktry wydawa mi si objawieniem, mia niestety
pewne niedocignicia.
- Mylaam, e ksina moe si sama zabi - penym pretensji
gosem zwrciam si do Beletha.
- Nic takiego ci nie mwiem - skwitowa.
Dopiero teraz przyjrzaam mu si dokadnie. Mia na sobie
granatowe szarawary, zoty pas i zote buty z zagitymi noskami.
Brakowao tylko turbana na jego wosach uoonych w niedbaego
irokeza, a cakiem upodobniby si do dinw z bajek. To Elbieta
kazaa mu si tak ubra. Z wasnej woli nie woyby tych kamaszy.
Prdzej poszedby boso.
- Jestemy zgubieni. - Pokrci ponuro gow.
- Zwi j! - ksina rozkazaa Kubie. - Przyda nam si na pniej.
Krlowa doprowadzia si do porzdku, uywajc mocy, gdy
Rozpruwacz
krpowa mi rce i nogi. Tak naprawd wizy nie miay sensu. W
kadej chwili mogam std znikn niezauwaona. Chciaam jednak

tu zosta, eby wymyli sposb na uwolnienie mojego Beletha i


oczywicie zabicia tej zozy.
Zostaam posadzona w kcie pokoju. Oparam si plecami o cian.
Ifrit podszed do mnie.
- Wiki, nic ci nie jest? - zapyta i zagarn niesforne pasmo moich
wosw za ucho.
- Nic, cakiem dobrze sobie radziam.
- Czemu ode mnie ucieka?
- Byam gupia. Przestraszyam si, e co wybucho w centrum, i
tam pobiegam jak ostatnia kretynka. Przepraszam ci, Beleth.
- Cicho! - sykna wcieka krlowa. - Dinie, nie wolno ci z ni
rozmawia.
Ifrit nie wypowiedzia ju wicej ani sowa. Odsun si ode mnie.
Elbieta natomiast nie moga si nacieszy spodziewanym
zwycistwem. Cay czas wygldaa przez okno i komentowaa
zadowolonym gosem postpy w podboju Nieba.
Teraz, gdy miaa mnie jako dodatkow suchaczk, postanowia
wyjani, co niebawem uczyni.
- Widzisz, gupia dziewko. - Jej spdnica zaszelecia, gdy usiada
na krzele. - Zdobdziemy wszystko, co chcemy. Wadcy Nieba i
Pieka bd korzy gowy przed nasz potg. Chyba e wczeniej ich
zabijemy. Jeszcze nie zdecydowalimy. A ciebie, gupia wieniaczko,
wykorzystamy do oywczej kpieli po wygranej walce. - Zacza si
mia. Zdegustowana tym, e nikt nie podziela jej radoci, kiwna
na Rozpruwacza. Kuba posusznie zacz chichota. Nie by
specjalnie radosny. Suba u ksinej nie naleaa chyba do
najprzyjemniejszych.
Gorczkowo zastanawiaam si, jak zniszczy niezniszczaln
Elbiet. Przecie musi istnie jaki sposb.
Struchlaam na myl, co si stanie, jak wypowie trzecie yczenie.
Przecie to bdzie katastrofa...
Nagle rozlego si ciche pukanie do drzwi. Wszyscy troje
zamarlimy. Ksina machna rk na Rozpruwacza.
- Kto tam? - zapyta.
- Piotr, posaniec - odpowiedzia dobrze znany mi gos.
No piknie, tylko jego tutaj brakowao. Zapromy jeszcze Lucka i
Gabriela, to rozkrcimy imprez.
- Krlowa na pewno mnie pamita. Byem ju u niej z poselstwem.
Mam pewn propozycj.

- Powiedz mu, e jako pose nie moe uy przeciwko nam adnej


broni -sykna Elbieta.
- Jako posaniec musisz przekroczy te progi bez broni i przysic, e
nie wyrzdzisz krzywdy naszej pani - powtrzy posusznie
Rozpruwacz.
- Przyrzekam.
Kuba otworzy drzwi. Piotrek, jak gdyby nigdy nic, wszed do
rodka. Tak po prostu. Nie mia adnej broni, by w dinsach i
podkoszulku. Wyglda, jakby go co zaatakowao i to kilka razy, ale
oglnie wyszed z tego bez szwanku.
Czy on oszala?
Chopak spojrza na mnie. Porbao ci?", zapytaam go bezgonie.
W odpowiedzi tylko si umiechn.
- Mam propozycj, krlowo. - Skoni dwornie gow.
A raczej wydawao mu si, e dwornie. W rzeczywistoci wygldao
to jak parodia ukonu. Kretyn! Co on tu robi?!
- Posiadam dokadnie takie same moce jak Wiktoria - wskaza tu na
mnie.
- Proponuj ci, krlowo, zamian. Ja zostan twoim zakadnikiem w
zamian za jej wolno.
Ksina umiechna si pretensjonalnie.
- Twoja proba nas bawi - owiadczya. - Mamy inn propozycj.
Wanny s due. Oboje bdziecie naszymi winiami. Jeli sprbujesz
si uwolni, zabijemy j na miejscu.
Chopak odrobin si zmartwi, jednak nie traci dobrego humoru.
Posusznie usiad obok mnie. No idiota.
- Co ty tu robisz? - warknam do niego.
- Mylaem, e ci uratuj, ale si nie udao - odpowiedzia szeptem.
- Przestaje mnie bawi ta twoja zabawa w rycerza. wietnie
dawaam sobie rad.
- Widz wanie. - Rzuci spojrzeniem na moje zwizane rce.
- Dla twojej wiadomoci, zdyam ju j dgn noem i trafi jej
wasnym miertelnym zaklciem, wic przesta si wymdrza.
- CICHO! - rykna wadczyni. - Ka im zamilkn. Mcz nas.
- Cicho, bo poaujecie - ostrzeg nas Kuba Rozpruwacz.
Elbieta znowu stana przy oknie. Jej pikna suknia niestety
przesaniaa nam cay widok. Na szczcie niczym komentator
sportowy z prawdziwego zdarzenia dzielia si z nami swoimi
odczuciami i obserwacjami.

- Razem z Gabrielem mamy plan - szepn Piotr. Ksina odwrcia


si do nas z niesmakiem.
- Mieli zamilkn - zauwaya.
Rozpruwacz szybko podszed do Piotra i zdzieli go na odlew w
twarz. Chopak splun krwi z rozcitej wargi.
- Bdziemy najpotniejsze! - peen emfazy gos Elbiety dra z
emocji.
Kolejne oddziay diabw i aniow paday w starciu ze sztucznymi
kopiami ksinej, ktre wytwarzaa w zawrotnym tempie.
- Nie bdziecie najpotniejsze - zaprzeczy Piotrek. Wadczyni
odwrcia si gwatownie w jego stron.
- Co ty powiedzia? - wycedzia.
- e nie bdziesz najpotniejsza, krlowo. Istnieje kto silniejszy.
Mog zdradzi ci kto, ale nie za darmo.
Wiedma zgia i rozprostowaa donie, zupenie jakby si
powstrzymywaa ch rzucenia si Piotrkowi do oczu z pazurami.
- Czego chcesz?
- Gwarancji nietykalnoci na twym dworze. - Wzruszy ramionami i
wsta. - Obiecaj, e mnie nie skrzywdzisz.
Nie wiedziaam, co si dzieje. Mj dobroduszny Piotru wanie
targowa si z krlow o uratowanie swojej gowy?
A co z moj?
Cholerna Monika. Nie ma jej tu, a i tak mi brudzi...

53
Piotr sta dumnie wyprostowany naprzeciwko zej krlowej. Nic w
jego mimice, postawie czy tonie gosu nie wskazywao na to, e si jej
obawia.
Zerknlimy po sobie z Belethem. Dziao si co dziwnego.
Nie poznawaam Piotrka. Jakim cudem a tak si zmieni? To
naprawd wina moja i diabw? Przecie by taki dobroduszny,
troch ciapowaty, uroczy i szczery. Szczero mu zostaa, co
odczuam podczas naszej rozmowy w budapeszteskim Parlamencie,
ale reszta? Gdzie si podziay ciapowato i dobroduszno? Zgodz
si jeszcze, e urok osobisty wiecznego chopca te nie zginie.
Niemniej spora cz jego zachowa ulega zmianie. Tylko czy
koniecznie na gorsze?
Co prawda, martwio mnie, e skra na nim zgrubiaa, ale te si z
tego cieszyam. Moe zniszczy sobie troch ycia, uganiajc si za
panienkami pokroju Moniki, ale na pewno nikt nie zdoa go
skrzywdzi. Piotr dors tak samo jak ja.
- Obiecuj - nieszczera odpowied ksinej zawisa w powietrzu.
Piotr wskaza na Beletha.
- On jest potniejszy od ciebie, pani.
- Co? - zapytalimy wszyscy naraz, czyli ja, Beleth i Elbieta. Kuba
Rozpruwacz roztropnie postanowi si nie wtrca.
- Co ty insynuujesz? - Ifrit zerwa si na rwne nogi i stan
pomidzy posem a krlow.
Mierzyli si przez chwil wzrokiem. Piotrek by niszy od Beletha.
Musia zadrze do gry gow, by mc spojrze mu prosto w oczy.
Dwch mczyzn mojego ycia po raz kolejny usiowao si
pozabija. Ja do tego przywykam, ale Elbiet to zaniepokoio.
- Spokj! - rozkazaa. - Dinie, odstp od posa. A ty wyjanij nam
swe sowa.
Beleth, zorzeczc pod nosem, odsun si pod cian. Stan
naprzeciwko mnie. W jego zotych oczach pojawiy si zielone
pomienie. Take nogawki jego szarawarw zacz podszczypywa
ogie. Nikt tego nie zauway. W kocu nie byo dymu, nic si nie
palio, wic nie byo zapachu spalenizny.
- Wasza Wysoko, krlowo zawiatw - Piotrek usiowa podliza
si, jak si tylko dao. - Zostao ci ostatnie yczenie. Bd rozwana i
go nie zmarnuj. Gdy tylko je wypowiesz, din ucieknie i moesz go

ju nie odzyska.
- Zdajemy sobie z tego spraw - mrukna.
Zorientowaam si, e nie korzystaa z Kuby jako porednika w
rozmowie. Chyba naprawd potraktowaa Piotrusia powanie.
- Kto potrafi da ci moc? Kto uczyni ci niezniszczaln na swe
podobiestwo? - chopak podpuszcza wadczyni.
Elbieta zbliya si do niego, zmysowo poruszajc biodrami.
Widziaam po minie, e jej si podoba. Ju wiem, dlaczego Kleopatra
jej nie lubi. Ta wygodniaa baba rzuca si na kadego faceta w
promieniu omiuset metrw. Rozumiem, e w Tartarze brakuje
przystojniakw, ale...
O cholera! Gdzie jest Achilles?!
Gabinet nie by duy. Zdyam ju przestudiowa wzrokiem kady
jego metr kwadratowy. Olbrzym nie mia szans, by si gdzie tu
przede mn skry. Porwaa go razem z Belethem, to byo pewne.
Tylko co mu, zdzira, zrobia?!
- Din uczyni nas potnymi. - Ksina oblizaa krwiste usta.
-I din zawsze pozostanie od ciebie silniejszy - skwitowa Piotr.
- Co radzisz? Zniszczy go?
- Bro Boe. - Zamia si.
Doszukujc si zmian w jego zachowaniu, uznaam, e zamia si
sztucznie. Belethowi natomiast, ktry nie skupia si na takich
detalach, ze zoci zacz dre misie na policzku.
- Powinna zada jego mocy.
- Co ty robisz? - ifrit nie wytrzyma. Rzuci si na chopaka. Chwyci
go za gardo i unis jakie p metra do gry. Piotrek zapa si go
kurczowo za przedramiona, ale nie mg si uwolni. Jego twarz
poczerwieniaa, wierzga bezsilnie nogami, zacz si dusi.
- NIE! - krzyknam.
- Rozpruwacz! - warkna ksina, odskakujc do tyu. Beleth
odwrci si do mnie. Jego oczy arzyy si intensywn zieleni.
- Jeszcze go bronisz? - zapyta z wciekoci.
No dobra, mog si nie odzywa...
Kuba dgn noem ifrita w okolice lewej nerki. Mj ukochany zgi
si w p i wypuci z ucisku miertelnika, ktry zaczyna powoli
sinie. Usunam wizy i doskoczyam do Beletha. Nikt si nawet nie
zorientowa, e sama si uwolniam. Rana na plecach ifrita znikna
w mgnieniu oka.
- Ju dobrze - mrukn.

Wow, szybko si regeneruje.


- Mw! - ksina rozkazaa Piotrowi.
Chopak opar si ciko o biurko, na ktrym sta flakon perfum
-wizienie ifrita. Zachrypnitym gosem powiedzia:
- Sugeruj, by rozkazaa dinowi da ci moce dina. Gdy staniesz
si tak potna jak on, nic ci nie zagrozi. A z ca pewnoci nie
bdzie dla ciebie niebezpieczna zemsta jego samego. Wtpi, by
kiedykolwiek wybaczy ci, e go zniewolia. Za to sama z jego
mocami bdziesz moga wszystko i aden din nigdy nie bdzie ci
potrzebny, krlowo.
Piotrek cay czas masowa gardo. Gos kilkakrotnie mu si zaama,
gdy przemawia.
- Nie wiem, czy potrzebne s nam a tak silne moce. - Elbieta nie
bya przekonana.
- Jak uwaasz, pani. - Chopak pochyli gow i zakaszla. - Pamitaj
tylko, e zawsze bdzie kto potniejszy od ciebie.
- A do czego mogybymy wykorzysta jeszcze wiksz moc? zacza si zastanawia.
Podesza dugim krokiem do okna i wyjrzaa. Na dole wci trwaa
jatka.
- Zgubisz nas, Piotrze - warkn ifrit.
- Nie wiem, krlowo. Moe chciaaby, eby kto pomg podj ci t
decyzj. Moe kto z twojej rodziny trafi do zawiatw. Sprowad
ich, niech z tob pomwi - zaproponowa chopak.
- Nasza rodzina...
Nie wierz! Czyby wreszcie do niej dotaro, e j ma?
- Nie chcemy si ich radzi. - Machna lekcewaco rk. - Ale
chtnie ich zobaczymy. Niech widz nasz chwa. Jak ich
sprowadzi?
- Moesz zrobi to sama. Pomyl o nich i wypowiedz ich imiona.
- Nasz papa Jerzy Batory i matka Anna z Batorych. Papa by
pastorem. -Zamiaa si zoliwie. - Powinien by niedaleko. To jego
zawiaty.
Pod jej stopami pojawi si stos szarych kamieni. Zamare na
wieczno twarze wykrzywione byy w penym przeraenia krzyku.
Elbieta poszarzaa i upodobnia si do zabitych dusz pod jej
stopami.
- Papa, mama - wy dukaa. - To niemoliwe.
- Przykro mi - Piotrkowi nie udao si zabarwi gosu stosown

emocj. -Najwyraniej ich zniszczya.


Krlowa ukucna i dotkna kamieni. - Ale jak...?
- Jest sposb, by ich uratowa. Moesz przywrci rodzicw do
ycia -mami j chopak. - Jeli posidziesz moce dina, nie bdzie
dla ciebie rzeczy niemoliwych.
Poblada wadczyni zerwaa si na rwne nogi i wymierzya swj
dugi wypielgnowany paznokie prosto w Beletha.
- Chc mie twoje moce. Natychmiast! Ifrit umiechn si.
- Speniam twoje ostatnie yczenie. Od teraz stajesz si dinem.
Takim jak ja.
W jednej chwili zdarzyo si kilka rzeczy. Korek z wizienia Beletha
wyskoczy z gonym stukiem, a jego samego pochony pomienie,
Piotr za zapa flakon i wrzasn:
- Zamykam ci w butelce, dinie! Bdziesz na moje rozkazy!
Nie wycelowa go jednak w ifrita.
Z gonym sykiem, przy akompaniamencie jej przeraliwego
wrzasku, ksin zassao do buteleczki. Gdy tylko caa znika, Piotrek
szybko zatkn may, rzebiony w koci soniowej korek.
Czego chyba nie ogarnam.
Pomienie otaczajce Beletha znikny. Ze miechem opar si o
cian. Piotrek, wci nie wypuszczajc z ucisku flakonu perfum,
pooy si na biurku. Z ulicy dobiegy nas radosne wiwaty.
Nadal nic nie ogarniaam.
- Wiki, disnejowskiego Aladyna nie ogldaa? - zakpi ze mnie
Piotru. -Elbieta jest teraz jak Dafar!
- Czyli to ju koniec? - wci nic nie rozumiaam.
Beleth ukucn obok mnie i mocno mnie do siebie przytuli.
- Ju koniec. Pokonalimy j. O ile nikt jej nigdy nie wypuci z tej
butelki, to mamy spokj na wieczno.
Za naszymi plecami kto otworzy drzwi. To Kuba Rozpruwacz
ucieka przed nami z przeraeniem. Zdziwi si, kiedy opuci budynek
i stanie twarz w twarz z Lewiatanem. Najwyraniej wszystko, co
stworzya Elbieta, przestao istnie, gdy ona sama znikna. Tylko
patrze, a zjawi si tu Lucek i Gabriel.
- Niele, Beleth. - Piotrek podnis si i potar gardo. - Chocia
mylaem, e mnie tak nie zaatwisz...
- Nie mogem si powstrzyma. - Ifrit umiechn si zoliwie. Sam si prosie.
- Zaraz... to wy bylicie w zmowie? - nie byam w stanie w to

uwierzy.
- Oczywicie, e tak. - Beleth pogaska mnie po gowie jak mae
dziecko.
- Musielimy odegra mae przedstawienie.
- O, czowieku... mylaem, e nie dam rady. - Piotrek kurczowo
zaciska rce na flakonie. Podnis go do gry. Patrzc pod wiato,
wydawao si, jakby by wypeniony szarawym gazem. Miaam
wraenie, e przez opary wida wykrzywion twarz Elbiety i jej
donie zagite w szpony.
- Nie zawsze bye konsekwentny - przytakn Beleth.
- A czemu nie spiskowalicie ze mn? - krzyknam. Ich miny
powiedziay mi wszystko.
Skandal. e niby ja nie umiem utrzyma tajemnicy, tak?

54
Pomimo oglnie panujcej radoci nastrj by podniosy. Po
pokonaniu Elbiety nadszed czas na przeliczenie strat. Okazao si,
e jest ich wicej, ni wszyscy podejrzewali. Zgino wiele dusz, ycie
wieczne straci anio Samael, Barachiel, Symiel i Jofiel. Szeregi
diabw take si przerzedziy. Zmar Murmur i Astaroth.
Na szczcie nic si nie stao moim przyjacioom. Kleopatra i Azazel
skpali si we krwi swych wrogw, a nie wasnej. Podobno krlowej
Egiptu wielce si to spodobao. Pierwszy raz miaa okazj stan w
pierwszym szeregu bitwy. Zwykle ogldaa potyczki z lektyki stojcej
w bezpiecznej odlegoci.
Po zamkniciu ksinej we flakonie do budynku Administracji wpad
Szatan i Gabriel. O ile Lucyfer wydawa mi si wspaniay w swoim
bojowym stroju z widami i rogami, o tyle na widok Archanioa
ugiy si pode mn nogi. Mia na sobie pen pytow zbroj. Hem
z opuszczon przybic trzyma pod pach. W doni dziery
olbrzymi poncy miecz, z ktrego jeszcze skapywaa krew.
Brakowao tylko aureoli nad jego gow. Wyglda tak, jak w moich
wyobraeniach wyglda Archanio. Nie mia na sobie zwykej szaty i
skarpetek. By prawdziwym wadc.
Lucyfer wepchn widy Belethowi i podszed szybkim krokiem do
buteleczki. Wzi j od Piotra.
- Cudowna - westchn i unis j tak jak my pod wiato.
Wirujcy gaz na chwil przybra ksztat twarzy Elbiety, by potem
si rozwia.
- Nie jestem pewien, czy ten artefakt powinien znale si w Piekle.
-Gabriel zaglda mu przez rami.
- Przecie go nie wykorzystam - achn si Lucyfer. - Postawi go
na pce w moim gabinecie. Bdzie doskonaym elementem mojej
kolekcji. Jednym z najcenniejszych.
- Tak jak moja aureola? - Gabriel nie pozwoli sobie na zo w
gosie, ale pogardy nie by w stanie ukry.
- A eby zgad, bracie. - Lucyfer napawa si zwycistwem.
Stalimy w milczeniu, czekajc na ich decyzj, co z nami dalej
bdzie. Piotr mg znowu wrci na Ziemi do swojego ycia. Ale co
bdzie ze mn i z Belethem? Czy znajdzie si dla nas gdzie miejsce?
- Dzisiaj o siedemnastej spotkamy si wszyscy w sali przesucha i
sdw w Niebie - owiadczy Gabriel. - Porozmawiamy tam na temat

tego, co si ostatnio wydarzyo. Prosz, bycie przyszli.


Nie spodobao mi si miejsce spotkania. Archanio chyba to
zauway, bo doda:
- Nie bdzie adnego sdu. Spotykamy si tam, poniewa to miejsce
nie zostao zniszczone. Nie zdymy dzisiaj odbudowa Edenii w
caoci.
- W Piekle nie moemy si zebra - wtrci Szatan. - Nasza sala
rozpraw zostaa cakowicie zniszczona. A w ogle moe spotkamy si
o szesnastej?
- A co, nie odpowiada ci siedemnasta? - Gabriel nie mia ochoty na
dyskusje.
- A dwch godzin potrzeba ci na doprowadzenie si do porzdku?
-zakpi diabe.
- Mnie nie, ale ty na pewno bdziesz tyle czasu ustawia nowe
trofeum na pce. Zatem do zobaczenia za dwie godziny.
Archanio odwrci si do nas. Jego pozacana zbroja zalnia, gdy
pado na ni wiato koo drzwi. Lucyfer przytuli flakon do piersi.
- Do zobaczenia - powtrzy.
Zabra swoje widy i take znikn.
Zostalimy we trjk w pustym gabinecie. Opadam ciko na
krzeso. Na zewntrz nie byo ju zamieszania. Wszyscy si rozeszli.
Mae putta zbieray szcztki kamiennych dusz. Odwrciam si do
poamanych rzeb przedstawiajcych rodzicw Elbiety. Nadal leay
na rodku dywanu.
- Naprawd ich zabia? - zapytaam.
- Nie. - Piotrek pokrci gow i stworzy sobie krzeso. - To by
podstp Gabriela. Jej rodzice wcale nie trafili do Nieba. S w Piekle.
- Ale jej ojciec by pastorem - zaprotestowaam.
- Charakter musiaa po kim odziedziczy - mrukn Beleth.
Szarawary i pantofle z noskami wywinitymi do gry znikny.
Zastpiy
je czarne dinsy i czarna koszula rozchestana pod szyj oraz
normalne buty. Ifrit w odrnieniu od Piotra stworzy sobie fotel.
- Koniec z image'em dina? - Umiechnam si.
- Mam go do na bardzo dugi czas - mia zmczony gos.
Piotr odetchn z ulg.
- Dobrze, e to ju koniec, nie? - W przeciwiestwie do nas by
peen pozytywnej energii.
Postanowiam z nim porozmawia. Musz kiedy rozwia jego

nadzieje. Ten czas wanie nadszed.


- Piotrek, dzikuj ci, e przyszede...
Beleth zerkn na mnie. Jego spokojna twarz momentalnie staa.
Zupenie jakby si obawia, e zaraz usyszy co, co na pewno mu si
nie spodoba.
- Wiem, e zrobie to dla mnie - kontynuowaam. - Ale ja teraz
jestem z Belethem i nic tego nie zmieni. Nie musiae naraa dla
mnie ycia.
Chopak zamia si pod nosem. Wszechwiedzcy umiech, ktry
kiedy tak ubstwiaam, pojawi si na jego przystojnej twarzy.
- Wiki, pomagaem w starciu z Elbiet nie cakiem z twojego
powodu -oznajmi.
O mao nie spadam z krzesa.
- Przyznaj, e gdy umara, byem gotw na wiele, by ci ocali.
Potem jednak odbyem dug rozmow z Kleopatr. Ona otworzya
mi oczy na wiele spraw. Wiem, e midzy nami wszystko jest
skoczone, ale nadal jeste moj przyjacik. Zaley mi na tym,
eby nic ci si nie stao i eby nie robia gupot. W rebelii wziem
udzia chyba z patriotycznych pobudek. A szczerze mwic,
podobao mi si to. Poza tym Archanio Gabriel obieca mi posad
anioa, kiedy ju umr. A w zamian za ochron nad tob Kleopatra
obiecaa mi, e powstrzyma Szatana, ktry take chcia mnie
zwerbowa. Poza tym za pomoc swojej magii sprawia, e moja
mio do ciebie cakiem znika.
On sobie jaja robi?
- Serio? - wydusiam.
- Wiki, jeste stworzona do tego, eby ci kocha. Jednak ja ju nie
chc. Bez wzajemnoci to nie przynosi adnych profitw. - Jego
umiech ju nie by kpicy, sta si ciepy.
Ju ja sobie z Kleopatr porozmawiam! Chocia z drugiej strony...
bylimy teraz z Piotrem tylko przyjacimi. Nie mielimy do siebie
alu. A w kadym razie on nie mia. Mnie zrobio si odrobin
przykro. Ubodo mnie to, e ju nie chcia mnie kocha. Kurcz,
samolubna jestem.
- Czyli dasz spokj Wiktorii? - Beleth wola si upewni. - Tak po
prostu? Koniec z zawymi historyjkami o wielkiej miertelnej
mioci?
- Kiedy ja z ni byem, ty nie chciae odpuci - zauway Piotrek. Ja odpuszczam. Hm, czyby to znaczyo, e jestem od ciebie

dorolejszy? Od diaba, ktrego wiek mona liczy w setkach tysicy


lat?
Mylaam, e ifrit impulsywnie zacznie si z nim kci. Jednak
znowu zostaam zaskoczona.
Beleth wsta i ucisn Piotrowi do.
- Z alem musz to przyzna, ale chyba jeste lepszy ode mnie stwierdzi z umiechem.
Ja wci siedziaam naburmuszona na krzele. Niepotrzebnie si
odzywaam. Zrobiam z siebie idiotk.
- Niemniej - kontynuowa Beleth - absolutnie mi to nie
przeszkadza, bo to ja wygraem Wiktori! Starcie z tob byo
pasjonujcym przeyciem. Mam nadziej, e jeszcze kiedy si
spotkamy. Przykro mi, e ci si nie udao. A bye tak blisko.
Pomyle, e zabrako ci tylko troch samozaparcia.
Umiech znikn z twarzy Piotra. Nagle przesta mie ochot ciska
do diaba. Widziaam po jego minie, e nie odczuwa ju
satysfakcji. Beleth mu j bardzo szybko odebra.
Tymczasowy rozejm skoczy si tak szybko, jak si zacz.
- No c, tak bywa, przyjacielu. - Piotrek poklepa mojego ifrita po
plecach. - W kadym razie wiedz, e bardzo ci wspczuj utraty
aski Boskiej. Syszaem, e to straszna rzecz. Podobno bdziesz
teraz wygnacem?
- A tak. Wreszcie nikt nie bdzie mi rozkazywa i nie bd musia
nigdzie pracowa. Ale powiedz mi jeszcze, ta twoja szczera rozmowa
z Kleopatr, na czym dokadnie polegaa? Naprawd sprawia, e
przestae kocha najwspanialsz miertelniczk na wiecie, czy po
prostu ta cwana mija daa ci instrukcje, co powiniene nam
powiedzie, eby Wiki rzucia ci si ze zami w oczach na szyj?
- Sdz, e w tym pokoju to ty jeste gwnym krtaczem i kamc...
Przestaam ich sucha. Znowu zachowywali si jak dzieci. Ju si
przyzwyczaiam, e tak alergicznie na siebie reaguj. Niewane, kto
mnie nagle zacznie kocha, a kto przestanie. Wane, e mona si z
tego powodu pokci.
O ile ktokolwiek rzeczywicie kiedy przesta...
Hm, musz porozmawia z Kleopatr. Szybko.

55
Sala rozpraw wygldaa tak, jak j zapamitaam. Co prawda,
ostatni raz byam tu kilka tygodni temu, wic jakim cudem miaaby
si zmieni.
Wysokie sklepienie o ksztacie czaszy wspierao si na siedmiu
grubych marmurowych kolumnach. Fioletowe yki znaczyy rowy
kamie. Wysokie na kilka piter okna wpuszczay bardzo duo
wiata. Trybuny dla goci oraz nasze miejsca byy dobrze
owietlone. Tym razem nie wyrniono nas krzesami na rodku
oniemielajcej wielkoci sali. Siedzielimy w pierwszym rzdzie
awek naprzeciwko dwch tronw. Jednego czarnego, a drugiego
zotego.
Tym razem obaj wadcy zawiatw si spniali.
Mali pracownicy Niebios w swoich biaych pieluchomajtkach biegali
podekscytowani pomidzy przybyymi gomi i rozdawali herbat.
Wszdzie sycha byo ich rozemocjonowane gosy.
Wszystkie miejsca siedzce byy zajte przez anioy i diaby. Po raz
pierwszy jednak nie usiady one naprzeciwko siebie, a jako
towarzysze broni pomieszay si zjednoczone niedawnymi
przeyciami. Okazao si to zreszt nie najlepszym pomysem,
poniewa putta musiay kilkakrotnie rozdziela walczcych, ktrzy
pokcili si o jakie drobiazgi, na przykad o dawno niemodne
noszenie skarpetek do sandaw oraz o smrd siarki, ktrego nie da
si dopra z biaych szat.
Ja siedziaam pomidzy Piotrem i Belethem. Tak na wszelki
wypadek, eby nikt nie musia ich rozdziela. Putta pomimo swoich
maych rozmiarw robiy to do brutalnie, uywajc metalowych
paek.
Na uroczysto zosta take zaproszony Achilles. Znalaz si w kocu
zwizany w piwnicy Administracji. Elbieta zostawia go sobie na
pniej, eby w spokoju ukara za niesubordynacj. Na szczcie nie
zdya tego zrobi.
Zadaram gow do gry, by po raz pierwszy dokadnie przyjrze si
kolorowym freskom na suficie. Wyglday, jakby wyszy spod rki
Michaa Anioa. Pikne.
Moj uwag od malowide odwrciy drzwi. W tym samym
momencie pojawiy si czarne i zote wrota. Archanio i Szatan,
odwieeni po bitwie, ranym krokiem wkroczyli do sali. Lucyfer

mia na nadgarstku zot bransoletk. Gabriel spoglda na ni raz


po raz. Swoimi strojami nie przypominali ju dumnych wadcw
zawiatw. Zot zbroj zastpia anielska szata i sanday, a ozdobny
kirys - biaa koszula z abotem i spodnie do konnej jazdy.
Gdy zasiedli na tronach, w sali w jednej chwili zapanowaa cisza.
Nawet Azazel i Kleopatra, kccy si od duszego czasu o
niezdrowe zainteresowanie diaba kobietami pokroju Elbiety,
ucichli.
- Bylimy dzisiaj uczestnikami nietypowych wydarze - gromkim
gosem odezwa si kasztanowosy Gabriel. - Nie zdarzyo si jeszcze,
by mieszkacy zawiatw poczyli swe siy. Wszyscy wiemy, e
niebawem staniemy przeciwko sobie w dniu Apokalipsy. Mielimy
wic okazj przekona si, na co nas wzajemnie sta.
- To ja tylko wtrc. - Szatan podnis rk. - Przypominam, e ju
od kilkudziesiciu lat trwaj eliminacje na stanowiska Czterech
Jedcw Apokalipsy. Wiem, e jest jeszcze mnstwo czasu, jednak
wolabym, eby zgoszenia wreszcie pojawiy si na moim biurku.
Nie lubi zaatwia takich rzeczy na ostatni chwil. Jeli kto jest
chtny, prosz zwraca si do mojej sekretarki po odpowiednie
formularze. Dzikuj.
Gabriel kiwa z niedowierzaniem gow.
- Teraz? Teraz prywata? - wymrucza pod nosem, a potem ponownie
zabra gos: - O Apokalipsie nie bd ju wicej mwi. O siedmiu
pieczciach, siedmiu trbach i siedmiu plagach wiecie zapewne
doskonale.
- Dlaczego nie szeciu? - zacz gono zastanawia si Szatan. Przecie to podobno my wszystko inicjujemy.
- Bo tak jest napisane. - Archanio nie wytrzyma i gruchn pici
o podokietnik tronu. - Bylimy dzisiaj wiadkami zych wydarze,
ktre nie powinny mie miejsca. Proponuj minut ciszy na cich
modlitw za polegych.
Wszyscy wstali i pochylili gowy w skupieniu. Nie byam pewna, czy
modlitwy wymaga protok. Wydawao mi si, e chwili ciszy
potrzebowa gwnie Gabriel. Gdy ponownie usiedlimy, odezwa
si:
- Zdarzenia te nie miayby miejsca, gdyby nie pewna straszna
pomyka. Wiktorio, prosz ci, by wstaa.
Zmieszana podniosam si. Oczy wszystkich zwrciy si na mnie.
- Razem z Szatanem pragniemy z caego serca przeprosi ci za to,

co si stao. Po raz kolejny zostaa wpltana w sprawy wagi


najwyszej, czego wiadkiem aden czowiek by nie powinien.
Przepraszamy ci.
- Nie gniewam si - wymamrotaam.
Czuam si dziwnie. Po raz pierwszy nikt nie mia do mnie adnych
pretensji o to, co si stao.
- Niestety nie moemy znw cofn dla ciebie czasu - powiedzia
Szatan.
- Nie zrobimy tego nie dlatego, e mamy taki kaprys. Po prostu
byoby to zbyt skomplikowane w obecnej sytuacji.
- Wci nie naprawilimy wszystkich szkd, ktre zaszy podczas
poprzedniego cofnicia - przytakn Archanio. - Wie si to z
ogromnymi zmianami. Ludzi, ktrzy umarli, naley cofn, a ludzi,
ktrzy si urodzili... No c... z nimi jest jeszcze wikszy problem.
Mamy nadziej, e to zrozumiesz.
- Czyli nie bd ya? - wolaam si upewni.
- Nie.
- To gdzie bd? W Niebie czy w Piekle?
Wadcy spojrzeli na siebie zmieszani. Serce zamaro mi w piersi.
Nie, oni nie mog mi tego zrobi.
- Wiktorio - mikki gos Gabriela wcale mnie nie uspokaja.
- Twoje miejsce jest w Tartarze.
- NIE! - Beleth zerwa si na rwne nogi.
- Nie moecie tak postpi! - Piotrek nie chcia by gorszy.
- Spokojnie. - Szatan unis do gry donie. - Wiemy, e
umieszczenie jej tam po tym wszystkim, co przesza, byoby
niemoralne. Z powrotem do Tartaru trafi niejaki Kuba Rozpruwacz,
ktrego wczoraj pojmalimy, gdy usiowa uciec z budynku
Administracji. A ty...
- Wiktorio, teraz jeste potpion dusz - kontynuowa jego sowa
Archanio. - Mimo to postanowilimy zrobi dla ciebie wyjtek. Jako
potpiona nie masz adnych praw podobnie jak ifrit u twego boku.
Postanowilimy wsplnie, e nie bdziemy zamyka przed wami
adnych zawiatw. Dajemy wam moliwo przebywania w nich
przez wieczno. Belecie, nie bdziesz skazany na wieczne wygnanie.
- To bardzo wielkoduszne z waszej strony. - Ifrit pokoni si. Dzikuj w imieniu swoim i Wiktorii.
- Wydarzyo si ostatnio zbyt wiele zych rzeczy. Moliwe, e i my
nie pozostajemy bez winy. Moliwe, e gdybymy wczeniej

zareagowali na mier Wiktorii, gdybymy nie byli tak dumni, nic by


si nie stao. Tego jednak nie wiemy i nie dowiemy si nigdy.
Wiktorio, jeszcze raz przepraszam, e nie oddamy ci twojego ycia.
Pokiwaam gow. Nie wiedziaam, co powiedzie. Stao si.
Umaram. Za pierwszym razem nie potrafiam si z tym pogodzi.
Byam za bardzo zyta ze wszystkim, co ziemskie. Jednak teraz nie
czuam ju tego alu. Wiedziaam, e bd tskni za bratem
Markiem, najlepsz przyjacik Zuz i normalnym yciem. To byo
nieuniknione. Jednak tutaj miaam Beletha, rodzicw. Wieczne ycie
nie byo takie ze.
- Moecie usi.
Przez sal przebieg szmer rozmw. Umilky, gdy Lucyfer wsta.
- Teraz chcielibymy ogosi, e kilkoro z nas wykazao si
niezwyk odwag i mstwem. Pragniemy odznaczy orderami
nastpujce osoby: anioa Muriela, najdoskonalszego ucznika
Arkadii, oraz... - wida byo, e ciko przechodzi mu to przez gardo
- ... diaba Azazela, ktry uratowa mnie, Szatana od niechybnej
mierci. Podejdcie tu.
Szczka mi opada. Azazel z wysoko uniesionym podbrdkiem
pomaszerowa do Lucyfera. Nie mogam w to uwierzy. Naprawd a
tak si naraa podczas bitwy? Mylaam, e w trosce o wasne
zdrowie ukry si gdzie, zabi paru sabszych przeciwnikw, a
wikszo potyczki przeczeka.
- Szczwany lis - mrukn z umiechem Beleth.
- Co masz na myli? - szepnam.
- Teraz nikt nie bdzie mg mu ju niczego odmwi. W kocu
wasn piersi broni Lucka. To bohater wojenny.
Parsknam miechem. Jeli jeszcze dostanie tytu ksicy lub
krlewski i zacznie nosi koron, to kompletnie nie da si z nim
wytrzyma.
Gdy dzielni wojownicy wrcili na miejsca (Kleo z dum zacza
oglda order, ktry dosta jej kochanek, i przypia go sobie do
sukni), Gabriel odezwa si:
- Piotrze, prosz ci, by powsta. - Gdy chopak to uczyni,
Archanio kontynuowa: - Jestemy ci wdziczni za pomoc. Gdyby
nie ty, ksina Elbieta mogaby nas pokona.
Mogaby? Rozniosaby ich... nie oszukujmy si. Wszyscy byli wobec
niej bezsilni. Niemniej wadcy na pewno tego nie przyznaj. Nie
moe by, eby miertelnik okaza si od nich lepszy.

- W podzice przysigam, e po mierci trafisz do Nieba i otrzymasz


stanowisko anioa.
- Dzikuj. - Chopak umiechn si i usiad. Stuknam go okciem
midzy ebra.
- Niele, teraz moesz grzeszy, ile dusza zapragnie, a i tak
dostaniesz nagrod - szepnam.
- W rzeczy samej.
Uroczysto powoli zacza wszystkich nuy, jednak wci zostaa
przed nami jej najwaniejsza i najsmutniejsza cz.
- Odczytam teraz apel polegych - owiadczy Szatan. - Niech ta
chwila bdzie przypomnieniem ich mstwa i oddania, a duga lista
zmarych niech bdzie przestrog, co moe si zdarzy, jeli nasze
wasne cele bd dla nas waniejsze od dobra ogu. Anio Samael,
anio Barachiel, anio Symiel, anio Jofiel, diabe Murmur, diabe
Astaroth...
Nastpnie przeszed do wyczytywania dziesitek imion i nazwisk
miertelnikw, ktrzy przypacili yciem nasz gupot. Moj i
Beletha. Mylelimy, e bdziemy bezkarni.
Byo ich tak wielu. Ponury gos Lucyfera ucich. Skoczy.
Po moim policzku potoczya si samotna za.
Nagle fresk na suficie kopuy zajarzy si jaskrawym wiatem.
Wszyscy zadarli do gry gowy. Cz osb zerwaa si na rwne
nogi.
- Co si dzieje?! - kto krzykn.
Sup wiata pad na rodek sali. By tak olepiajco jasny, e
musielimy pozasania oczy. Kto si przewrci.
Znikn tak niespodziewanie, jak si pojawi.
Zamrugaam. Co to byo? Niemoliwe, eby Elbieta si uwolnia,
prawda? Kiedy odzyskaam zdolno widzenia, zamaram. Na
rodku, pomidzy publicznoci a wadcami zawiatw staa dua
grupa ludzi, aniow i diabw.
Zaskoczony Murmur drapa si po gowie brudn rk. Anio
Samael, pierwsza ofiara Elbiety, zacz si optaczo mia.
- yjemy! - krzykn uradowany. - Bg pozwoli nam wrci! Jego
mio nas oywia!
Szau, ktry zapanowa w sali, nie da si opisa. Wszyscy rzucili si
ze swoich miejsc, by uciska powstaych z martwych. Ja przytuliam
si do Beletha. Wszystko dobrze si skoczyo! Musiao!
To by koniec uroczystoci. Nikt ju nie chcia sucha smutnych

przemwie, nikt nie chcia siedzie na niewygodnych awkach.


Tum wybieg na ulice Edenii witowa wielkie zwycistwo.
W pustej sali zostaam tylko ja, Beleth, Piotr, Szatan i Archanio
Gabriel.
Wadcy rozmawiali ze sob przyciszonymi gosami i klepali si po
ramionach, nie zwracajc na nas uwagi. Piotrek odwrci si do nas:
- Ja ju chyba pjd - owiadczy. - Ciesz si, e wszystko tak si
skoczyo.
Mocno go przytuliam. Zaskoczony najpierw nie odpowiedzia, ale
potem przygarn mnie do siebie i zamkn w niedwiedzim ucisku.
- Bd tskni - powiedzia w moje wosy.
- Ja te, ale sdz, e mnie kiedy odwiedzisz - odpowiedziaam.
- Odwiedz - przysig.
Zanim si odsun, pocaowaam go szybko w usta. A co tam. Niech
Monice bdzie trudniej.
Chopak puci oko do Beletha i wyszed.
- Wiki? - Ifrit nie wiedzia, co si dzieje. - Czyby nie chciaa ze
mn zosta?
Zamiaam si.
- Mj Belecie, jeli sprbujesz si mnie pozby, poznasz, co to zo
potpionej duszy. Potrafimy by niebezpieczni, a we pod uwag, e
ja nie dam si zamieni w dina. Nigdzie beze mnie nie idziesz.
Wzi mnie za rk i umiechn si radonie. Jego oczy nie
wydaway mi si ju przeraajce. By po prostu moim Belethem.
Tak czarne, e a granatowe wosy uoone w niedbaego irokeza,
przystojna twarz bez ani jednej skazy, czarujcy umiech, twarde
minie. Czego mogabym wicej chcie? Miaam najwspanialszego
mczyzn pod socem!
Zanim zdylimy zrobi choby jeden krok, zalao nas olepiajce
wiato. To samo, co poprzednio. Odskoczyam olepiona. Beleth sta
w nim skamieniay. Wycign rce do gry. Zacz gono si mia.
Wadcy zawiatw umilkli.
wietlisto otaczajca ifrita znikna. Nadal wyglda tak samo. By
ifritem. Jego skra lekko promieniaa, zielone ognie paliy si na
czubkach palcw. Nie wiedziaam, o co chodzi.
- aska Boska - krzykn uradowany. - Dostaem j z powrotem!
ZNOWU!
Porwa mnie w ramiona.
- Moemy teraz zacz nowe ycie!

Jego ciepe wargi napary na moje usta. Objam go mocno za szyj i


przycignam mocniej do siebie. mialimy si, caujc.
Wreszcie!
***
Sala opustoszaa. Echo krokw Beletha i Wiktorii umilko. Odeszli w
przyszo pewnym krokiem. Ich nowe ycie pene przygd wanie
si zaczynao. Dwa trony wci stay na niewielkim podwyszeniu.
- Widziae? - Szatan by wstrznity. - Dosta ask z powrotem.
Drc doni przeegna si kilka razy. To byo niewyobraalne.
- Aureol prosz. - Gabriel pstrykn palcami i wycign
wyczekujco do.
Lucyfer nawet nie przej si przegranym zakadem. Wci w szoku
wpatrywa si w miejsce, w ktrym ju dwukrotnie pojawi si
wietlisty promie. Ciekawe, co by si stao, gdyby te tam stan?
Gabriela a tak to nie wzruszyo. Pogadzi aureol i schowa do
kieszeni zadowolony z siebie. Wiedzia, e Lucek nie wytrzyma i w
kocu si przeegna.
- Widziae? Dosta ask Bosk. Tak po prostu! To szczliwe
zakoczenie ! - wykrzykn ucieszony.
- Nie cakiem. - Archanio by ostrony w pochopnych osdach. Niebo i Pieko zostay zniszczone, na Ziemi trwaj zamieszki, istnieje
zagroenie wybuchem trzeciej wojny wiatowej, a Wiktoria umara.
- Nie wierz. Mylisz, e to od pocztku by Jego plan?
- Sucham? - Gabriel powanie zacz si zastanawia nad
poczytalnoci swojego towarzysza. - A jaki cel miaby Bg w
czynieniu takich rzeczy? -prychn.
- Moe nie podobao Mu si, e w Tartarze znajduje si osoba z
Iskr Bo, ta Darvulia. Moe nawet gdyby Wiktoria tam si nie
pojawia, staoby si co zego? Nie wiemy tego. Mwi ci, e to plan.
- Obawiam si, mj szatanie, e za dugo miae na gowie rogi.
Wspominae kiedy, e s ciasne.
- Och, zamknij si. W ogle nie ma w tobie wiary. - Lucek obrazi
si. -Jeszcze zobaczymy, kto zostanie najlepszym pracownikiem. W
kocu to ja ruszyem na pomoc Niebu. Ty nie ruszye tyka, kiedy
nas zaatakowano.
- Bo atak na Pieko by sfingowany, a ja miaem waniejsze rzeczy
do roboty. - Gabriel by ju zmczony t rozmow. - Do zobaczenia,
mj drogi.
Archanio wsta ze swojego zotego tronu i ruszy w stron wyjcia z

sali rozpraw.
- To ja zostan najlepszym pracownikiem! - krzykn za nim
Szatan.
- Chciaby !
Lucyfer podszed powoli na rodek sali i zadar do gry gow. W
tym miejscu pojawi si promie. Teraz jednak nic si nie stao.
- Aeby wiedzia - mrukn i wyszed.

Epilog
W pogronym w mroku pokoju jedynym rdem wiata byy
olbrzymie ekrany telewizorw. Ciemno rozwietlay wci
zmieniajce si wykresy i tabele oraz jarzce si przyciski.
Dziesitki, setki, a moe nawet tysice przyciskw.
Naprzeciwko stanowiska pracy stay dwa fotele na kkach. Obok
jednego, na poplamionym blacie, mczyzna postawi parujcy
kubek. Aromat kawy rozszed si po caym pomieszczeniu.
W tym momencie zbrojone drzwi otworzyy si gwatownie i
uderzyy w cian.
- Co tu si dzieje?! - krzykn spanikowany anio. - Przecie wiesz,
e nie wolno ci przebywa tu beze mnie.
Szybko zbliy si do ekranw. Nie zwaajc na towarzysza,
sprawdza, czy ten niczego przypadkiem nie popsu. Na pierwszy
rzut oka wydawao si, e wszystko jest w jak najlepszym porzdku.
aden ze wskanikw nie osign krytycznego, czerwonego
poziomu, nie zaczo si adne odliczanie, monitory pokazujce
ycie na Ziemi w czasie rzeczywistym pracoway bez zarzutu, nie
emitujc przeraajcych obrazw.
- Hm - skomentowa Zafkiel i spojrza spod potarganej grzywki na
wsppracownika. Co mu si nie podobao, ale nie wiedzia co. Czu
w kociach, a nawet w duym palcu u stopy, ktry wystawa z
dziurawej biaej skarpetki, e nadchodz kopoty.
- Zrobiem ci kaw, mistrzu - gboki gos przeci cisz. - Tak,
jak lubisz.
- Tak, jak lubi? - prychn anio. - Wtpi.
- Jest siedem yeczek kawy, szczypta cynamonu, siedem yeczek
cukru, dua yka stoowa mietanki 37% oraz kilka kropel syropu
toffi.
- Hm - Zafkiel stara si nie okazywa zbytniego zaskoczenia. Nie
ufa wsppracownikowi, mimo to usiad na gwnym fotelu.
Wcign gboko aromat mocnej kawy. Zawsze tak pi. Musia. Na
subie trwajcej dwadziecia cztery godziny na dob rzadko zdarza
si dogodny moment na drzemk. Gdy ostatnim razem zamkn na
chwil oczy, jego byy pracownik od razu zosta obezwadniony przez
pozbawionych broni zamachowcw.
Od tamtej pory Zafkiel ba si zdrzemn. Przecie praca caego
Anielskiego Centrum Dowodzenia bya na jego gowie.

Musia napi si kawy, bo inaczej nie daby rady upilnowa nowego


wsppracownika. Wci nie mg uwierzy, e na jego ogoszenie w
anielskiej gazecie bya tylko jedna oferta. Nie mia wyboru, musia
go przyj. Archanio Gabriel wymusi na nim jak najszybsze
znalezienie pomocnika.
Pocign duy yk gorcego napoju i umiechn si po raz pierwszy
od bardzo dawna.
Kofeina to prawdziwy cud.
W nastpnej chwili gowa Zafkiela opada na oparcie, a oczy
wywrciy si na drug stron. Spa jak zabity. Nie ockn si nawet
wtedy, kiedy gono chichoczc, jego pracownik kopn fotel
przeoonego. Anio razem z obrotowym krzesem podjecha pod
cian, koo uchylonych drzwi. Z kcika jego ust zacza spywa
struka liny.
Powiata z monitorw wydobya z mroku twarz pomocnika. Czarne
przenikliwe oczy wpatryway si z eufori w przyciski.
Z warkocza na karku wysuno si kilka kosmykw i opado na blad
twarz. Order na piersi zabys ponuro. Tylko bkitne pirko na
rzemyku na szyi nadawao tajemniczej postaci troch koloru.
Duy czerwony przycisk z bia czaszk i dwiema skrzyowanymi
piszczelami mruga do niego zachcajco. Od tak dawna nie by
uywany. Jego powierzchni przykrywaa gruba warstwa kurzu.
Na pewno ciko byoby go wcisn.
Odwrci od niego wzrok, zastanawiajc si nad przyciskami
wywoujcymi plagi egipskie. A moe by tak? Nie... na to jeszcze
przyjdzie pora.
Teraz liczy si tylko czerwony przycisk z trupi czaszk. Przycisk
WIELKIEEEGO KATAKLIZMU.
W ponurym pomieszczeniu wypenionym zapachem wieo
zaparzonej kawy rozleg si miech Azazela...

You might also like