You are on page 1of 6

5.

Zwierzenia
Zamarłem wpatrując się w tego ogromnego szarego wilka. Nie wiedziałem co mam robić, ba nie
pamiętałem gdzie jestem i jak się nazywam. A to bydle dalej wlepiało we mnie ślepia odsłaniając
ogromne kły.
-Billy- wyksztusiłem. Ale on nie przyszedł. Wilk poruszył się. Podniósł swój wielki grzbiet przez co
wyglądał jak potwór z filmów grozy i wydawał się jeszcze większy. Wstał i zrobił dwa kroki do
przodu. Oblał mnie zimny pot. Insktynt ucieczki sprawił, że cofnąłem się też o dwa kroki. Wilk jednak
spojrzał na mnie..smutno! I odszedł w ciemny las. Stałem jeszcze przez jakiś czas patrząc za nim. Nie
mogłem oderwać nóg od ziemi. Stałem jak zahipnotyzowany spoglądając w miejsce gdzie zniknął
szary wilk. Kiedy szok minął biegiem pognałem do domu. Gdy znalazłem się w bezpiecznym miejscu
zamknąłem dom na cztery spusty ciężko dysząc. Utrudniły mi zamykanie domu trzęsące się ze strachu
ręce. Nie mogłem myśleć. To bydle było takie przerażające! Co to wogóle było do cholery?!
-Jacob?-Billy stał tuż za mną. Wrzasnąłem i podskoczyłem jak oparzony. Co on sobie myśli?!
Przestraszył mnie jak diabli!!- Coś się stało?-zapytał obserwując mnie zmartwionym wzrokiem. Nie
miało sensu ukrywać przed nim co się stało.
-Wilk..On..Ogromny wilk..Och..-mówiłem bez ładu i składu zbyt przerażony żeby skleić zdanie. Billy
zdawał się jednak zrozumieć, bo zmarszczył czoło i nastroszył brwi.
-Jak on wyglądał?- spytał tonem policjanta
-Szary..Wielki..Z ciemnymi plamami na grzbiecie..- wydukałem. Jeszcze bardziej się zamyślił.
- Pewnie jakaś przybłęda- powiedział w końcu lekceważąco i dla lepszego efektu machnął ręką.
Popatrzyłem na niego niedowierzająco z mieszaniną gniewu. Naprawdę tak uważał? Jakoś w to nie
wierzyłem, ale powstrzymałem się od komentarza. Skierowałem się do garażu skończyć motory, a
głowę miałem pełną wilków..

-Hej Jacke- Podłamany Quil siadł na mojej ławce.


-Cześć stary- odparłem beznamiętnie. Jeszcze wcozraj opowiedziałem mu o wilku i okazało się, że on
też go widział niedaleko sklepu jego mamy, kiedy ten szedł ją odwiedzić.
- Dzwonił może Embry?-zapytał nieśmiało. No pięknie! Następna nierozwikłana zagadka- Embry!
- Nie- stwierdziłem.- Zapomniałem wczoraj zadzwonić- przyznałem się.
- Nic dziwnego- mruknął Quil- Ale ja do niego dzwoniłem-wyznał. Natychmiast podniosłem głowę
głodny wszelkich informacji. Quil skulił się pod ostrzałem mojego natarczywego spojrzenia.- Nie
dowiedziałem się niczego. Embry nie odebrał telefonu tylko jego mama. Powiedziała mi, że Embry
już wrócił z kempingu i coś się z nim stało. Urósł bardzo, zmężniał. Ściął też włosy, czego nie mogę
sobie wyobrazić.-Ja też nie mogłem. Embry, który dbał o swoją grzywę bardziej niż o wszystko,
pozbył się włosów?- Martwi się o niego, bo dziwnie się zachowuje.-Ciągnął Quil- Często chodzi zły i
podłamany i wydaje się być rozdarty. Nie wie co o tym myśleć. Miał dzisiaj iść do szkoły, ale jak
widać olał ją tak samo jak Jared czy Paul.- No tak! O tym nie pomyślałem. Skoro Embry jest już po
stronie Sama, a to nie ulegało wątpliwości, to szkołę postanowił rzucić tak jak i sekta. Byłem
zniesmaczony. To wszystko przez Sama!! To przez niego wszystko jest tak jak nie powinno być. To
nie fair!
- Ziemia do Jacob’a!- Quil machnął mi ręką przed nosem.
- Co?- zapytałem zdezorientowany.
-Pytałem się czy idziesz dzisiaj ze mną do Embry’ego- ponaglił mnie przyjaciel. Pokręciłem głową z
nikłym uśmiecham.
-Nie, dzisiaj nie mogę- powiedziałem już szczerąc się jak głupek.
- Aaa-powiedział ze zroumianiem Quil kiwając głową i zduszając śmiech.- Spotykasz się ze swoją
Bella.- To nie było pytanie, ale stwierdznie faktu. Jeszcze szerzej się usmiehnąłem ciesząc się, że
przynajmniej to się nie zmieniło. Quil raptownie spoważniał.
- Ale jutro do niego idziemy, czy chcesz czy nie- warknął znienacka
- Jasne- mruknąłem i wlepiłem wzrok w nauczyciela, który właśnie wszedł do klasu. Quil wstał z
westchnieniem i usiadł do swojej ławki. Nie ma co. Zapowiadała się ciekawa lekcja-pomyślałem z
sarkazmem i otworzyłem podręcznik. Kiedy rozentuzjazmowany facet tłumaczył coś przed mapą
świata, ja byłem zupełnie w innym świecie. Myślałem o Embry’m i Belli. Czy moja przyjaźń z
Embry’m się zakończy? Tak o? Bez wyjaśnienia tej całej sytuacji? Przynajmniej to powinien zrobić
skoro już woli Sama. A czy Bella kiedykolwiek będzie gotowa na związek ze mną? Tak bardzo ją
kochałem! Ale nie miałem pojęcia czy jest, ba czy będzie gotowa. Normalny człowiek tak się nie
zachowuje po tym jak ktoś go zostawi. A Bella całkowicie się załamała po wyjeździe Cullena. Chętnie
bym go rozszarpał na strzępy! Czy on nie ma serca?! Co to dziewczyna przyżyła po jego odejściu!
Jeszce bardziej denerwowało mnie podejście do tej sprawy członków starszyzny plemienia Quileutów.
Wampiry! Też mi coś! Cieszyli się z ich wyjazdu chyba najbardziej z całego półwyspu Olimpic. A
uczucia Belli już się nie liczą?! Dla nich tylko te durnowate legendy o wilkach i wampirach w
głowach. Lekcje minęły nadzwyczaj szybko, ani się nie obejrzałem a byłem już w domu. Rzuciłem się
do telefonu i wykręciłem numer Belli. Byłem strasznie podekscytowany. Dzisiaj miałem z nią iść na
coś w rozdzaju randki, żeby świętować naprawę motorów.
-Halo?- Bella podniosła słuchawkę po drugim sygnale.
-Bello..-zacząłem świadomy, że nigdy nie użyłem wołacza jej imienia- Mamy co dzisiaj świętować.-
Usłyszałem zduszony okrzyk w słuchawce i zachichotałem.
- Ojej! Już są skończone?
-Yhy.
- Jacke jesteś wspaniały! Niesamowity!- Nie powiem,nie powiem schlebiały mi jej słowa a już
szczególnie w jej ustach.
- Bez przesady- żachnąłem się, ale słychać było radość w moim głosie.
- Już do ciebie jadę- powiedziała szybko i zanim zdążyłem się odezwać, odłorzyła słuchawkę.
Pokręciłem głową z uśmiechem. Ech, w gorącej wodzie kompana! Heh, moja kochana, piękna,
radosna Bella. Oj no dobrze trochę przesadzam. Taka radosna to nie jest..I nie jest moja . Ale zaraz
do mnie przyjedzie! Super! Zdobędę ją! Obiecuje to sobie. Wykręciłem jeszcze jeden numer tak
dobrze mi znany. Nie spodziewałem się nawet, że ktokolwiek odbierze.
- Halo?- głos Embry’ego sprawił, że prawie dostałem palpitacji.
- Embry? To ja Jacke. Słuchaj tak się..- Embry mi przerwał;
- Stój! Yyy.. Nie chcę z tobą gadać. Muszę już iść. Nara.- rozłączył się. Nie chce ze mną gadać?
Dlaczego? Mój przyjaciel już się ze mną nie kumlpuje. Coś jest z nim nie tak. Czuję to! Postanowiłem
jednak, że póki Bella nie pojedzie to nie będę się tym zadręczał. Wybiegłem z domu nie spotykając po
drodze Billy’ego. To dziwne, o tej porze zawsze jest w domu. Eee tam. Co mnie to teraz obchodzi.
Teraz jest tylko Bela,Bella,Bella,Bella.
- Bella..-mruknąłem wzdychając i kucnąłem w półmroku przy motorze.
- Jak na razie to tylko ja- odpowiedział mi Quil. Podskoczyłem jak oparzony.
- Wystraszyłeś mnie jak cholera!- pożaliłem się masując czoło, którym walnąłem w motor.
- Sorry- powiedział uśmiechając się łobuzersko. Zacząłem przymocowywać niebieską kokardę do
motoru Belli.
-Już skończone?- zainteresował się Quil przykucając przy motorze Belli. Pokiwałem głową dalej
mocując się z kokardą.
-Gotowe- oznajmiłem i usiadłem w rabbicie czekając aż Quil wyjaśni mi cel swojej wizyty. Wiedział
przecież, że Bella będzie tu lada chwila.
-No bo wiesz- ociągał się Quil nie skory udzielić mi odpowiedzi na samo narzucające się pytanie.-
Wpadłem tylko..porozmawiać-zaciekawiłem się. O czym moglibyśmy rozmawiać teraz, kiedy Bella
była tuż tuż- O Belli..- wyjaśnił. No tak.. O czym innym chciałby teraz porozmawiać. Nie byłem na
niego zły. Martwi się o mnie, a po drugie potrzebowałem wylać na kogoś moje żale co do Belli.
- Ty ją..kochasz? Tak na serio?- zapytał nieśmiało zerkając w moją stronę. Też pytanie!
- Czy ja ją kocham? Kocham jak wariat! Jak idiota ją kocham! Najbardziej na świecie. Ale ona..Ona
nie zdaje sobie z tego sprawy...- zakończyłem z goryczą. Quil zadumał się.
- Wiesz Jacke, nie byłbym taki pewiem- oznajmił ku mojemu zdziwieniu. Że co? Miałem z nią
jakiekolwiek szansę? Chociażby najmniejszą?
- Moge Ci tylko tyle powiedzieć, że nie ma żadnego chłopaka i wszystkich spławia.- zwiesiłem głowę.
No pewnie, że tak. Kocha tego idiotę Cullena.- Jacob, ale jej to minie- począł ratować sytuację-
Mówię Ci, serio. Jesteś spoko facet, wkońcu to zrozumie. Juz teraz pewnie to rozumie, ale nie jest
poprostu jeszcze gotowa.
- To żeś mnie pocieszył- mruknąłem patrząc w bok. Jednak chciałem żeby to była prawda. Chciałem,
żeby tak samo jak ja cieszyła się z każdego spotkania, dotyku. Ale to było tylko moje życzenie. Quil
wstał.
- Chyba już pójdę. Pamiętaj zasługujesz na nią. Ona doceni to, że tak ją kochasz. Zaufaj mi- po tych
słowach wyszedł z garażu. Siedziałem tak kilka minut rozważając słowa Quil’a. Czy jej może na mnie
zależeć w ten sposób? Dźwięk furgonetki Belli raptownie sprowadził mnie na ziemię. Wyszedłem z
garażu taszcząc za sobą motory. Ukryłem jej w krzakach niedaleko domu i w podskokach dobiegłem
do Belli. Wyjrzała zza auta z rozpromienioną twarzą. Zaskoczyło mnie to trochę. Wyglądała
tak...szalenie sexi! Oczy jej błyszczały, skóra jaśniała i uśmiechała się tak zachęcająco. Wyglądała
nareszcie jak prawdziwy człowiek, a nie zombi.
- Bella!- doskoczyłem do niej jednym susem i pomogłem wygramolić się z furgonetki.
- Hej Jacke- przywitała się radośnie, ale coś pobrzmiewało w jej głosie co mnie zaniepokoiło. Bała się
czegoś?- Jesteś naprawdę cudowny. Jestem ci dłużna- ucieszyło mnie to, jak o mnie mówi. Ująłem jej
dłonie. Jak zwykle spowodowało to idiotyczne wyczyny mojego serca. Nadymało się jak balon ze
szcześcia.
- Gotowa?- zapytałem podekcytowany. Przełknąla głośno slinę
- Chyba tak- szepnęła odwracając wzrok. Wydawało mi się, że coś przede mną ukrywa.
- Wszystko w porządku Bells?-zapytałem zmartwiony. Znowu na mnie popatrzyła i uśmiechnęła się
tak jak to najbardziej lubiłem.
- Taak.- zapewniła, ale nie byłem przekonany. Zaprowadziłem ją do motorów.
- Wow, niezła robota Jacob. Są naprawde świetne- pochwaliła mnie, głęboko wpatrując się w moje
oczy. Zgłupiałem pod jej wzrokiem. Te czekoladowe oczy roztapiały moje serce. Chłodny wiatr
zmierzwił moje włosy, a Bella zadrżała. Niechetnie oderwałem wzrok od jej pięknych oczu i
skierowałem go na motory.
- Gdybym miał choć odrobinę rozumu to zwlekałbym z tym jak tylko się da- powiedziałem smutno i
wetchnąłem żałośnie. Bella zamrugała szybko. Nie wiedziała o co mi chodzi i jak łaknę jej
towarzystwa.
- Jakbym powiedział, że nie umiem naprawiać motorów, to co byś robiła?- zapytałem wyraźnie dając
jej do zrozumienia o co mi chodzi.
- Że szkoda, ale napewno będziemy robić coś innego razem- powiedziała wesoło, nawet nie zdając
sobie sprawy jak bardzo mi ulżyło. Więc Bella mnie nie zostawi!
- Dalej będziesz do mnie przychodzić?-zapytałem. Bella się zdziwiła, a potem rozkosznie zaśmiała.
- A o to Ci chodzi Jacke! No pewnie, że tak. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak miło mi z tobą
spędzać czas..- omało się na nią nie rzuciłem. Nie potrzebowałem żadnych deklaracji. Skoro dobrze jej
było ze mną to niczego innego nie pragnąłem jak zatopić się w czułym pocałunku z Bellą.
Wstrzymałem się..Dam jej jeszce trochę czasu.
- Mi z tobą też – szepnąłem wpatrując się w nią jak w obrazek. Bella zarumieniła się i odwróciła
wzrok. Pewnie chciała zakończyć ten temat. - No to w drogę- powiedziałem wesoło pogwizdując.
Byłem niewiarygodnie szczęśliwy! Wciągnąłem bez trudu maszyny na furgonetkę Belli i razem z nią
wsiadłem na miejsce. Bella odpaliła rzęzącą maszynę. Że też taki gruchot jej się podobał!
- No to gdzie jedziemy?- zapytała znów patrząc mi w oczy. Uwielbiałem jak to robiła. Mogłem wtedy
wyobrazić sobie, że jej też na mnie zależy.
- Sto dziesiątą w prawo. Znam idealne miejsce na naukę.- stwierdziłem wesoło, ale Bella nie wiadomo
czemu przygryzła wargę. Omal jęknąłem. Jej miękka, pełna warga wyglądała tak cudownie. Och jak
chciałbym dotknąć jej swoimi wargami! Ale jednak jej reakcja na moje słowa była troche dziwna.
Bała się jazdy na motorze. Tak! To o to chodziło!
- Bells jak nie chcesz dzisiaj to nie ma sprawy, nie musisz jeździć- zapewniłem ją. Mknęliśmy właśnie
niedaleko nadmorskiego klifu- jednej z atrakcji La Push.
- Ale ja chce- powiedziała, ale jej głos zadrżał. Zastanawiałem się dlaczego to robi, skoro się boi.
Wyjrzałem przez okno. Słońce powoli kładło się na falach wzburzonego morza. Wściekłe fale
uderzały o brzeg klifu, jakby chciały go znieszczyć. Wtedy usłyszałem krzyk Belli.
- Nie!- Popatrzyłem na nia zaniepokojony. Zahamowała raptownie.
- On się zabije!- wykrzyknęła wychodząc z furgonetki i wskazując na klif. Też tam popatrzyłem.
Trzech umięsnionych facetów stało na zboczu klifu, a czwarty był juz prawie w wodzie.
Zachichotałem. Bella myśłała, że facet chce się zabić. Popatrzyła teraz na mnie wściekle. Skuliłem się.
Nie chciałem już widzieć takiej miny skierowanej do mnie.
- Co cię tak śmieszy!? Ten facet się zabije, a tamci go nie powstrzymali- warknęła na mnie.
Zachowałem spokój.
- Bells, to tylko zabawa. Oni skaczą z klifu dla zabawy- wytłumaczyłem jej wskazując na następnego
faceta, który robił właśnie salto. Z wdziękiem wylądował pośród spiętszonych fal. Dziwne, taka
pogoda, a oni skaczą do zimnej wody. Brrr. Przypomniało mi to Sam’a. Ta zabawa jego sekcie
przypadła do gustu. Odwróciłem wzrok zagniewany.
- Skaczą z klifu dla zabawy?- powtórzyła Bella rozszerzając oczy. No tak. W Arizonie nie była to
atrakcja i nie mieściło jej się to w głowie.
- No tak. Przypominam Ci, że w La Push nie ma centrum handlowego- zacząłem się z nią droczyć.
- Ciekawe co to za zwariowani ludzie- mruknęła wzdrygając się. No tak, pogoda nie była zachęcająca
na kąpiel w lodowatej wodzie. Popatrzyłem jeszcze raz na klif. Było juz tam tylko dwoje
umięsnionych facetów, strasznie umięśnionych facetów. Nigdy nie widziałem tak potęznych ludzi
oprócz.. Zmrużyłem oczy i jęknęłem. To był on. Sam we własnej osobie. Wytężyłem wzrok. I kto
jeszcze? O kurde ! Z mistrzem Sam’em rozmawiał właśnie nie kto inny jak Embry. Inny Embry.. To
nie był już mój stary, beztroski przyjaciel, ale raczej jego zgorzkniała podobizna.
- Ty też skaczesz?- zapytała Bella z ciekawości. Wyrwała mnie z zamyślenia.
- Taak, ale z niższej wysokości- powiedziałem, a w moim głosie dalej pobrzmiewała niechęć.
Wskazałem na skałę wystającą z mniej więcej połowy klifu. Wtedy Embry skoczył z klifu, a Sam tuż
za nim. No nie! Odwróciłem wzrok.
- Musisz mnie koniecznie zabrać na takie skoki- powiedziała z nieodgadniętą miną. Że co?! Ona na
klifie? Zatrzymałem te uwagi dla siebie.
- Ale może nie teraz. Jest trochę zimno. A wogóle to przed chwilą chciałaś ratować Sam’a- zaśmiałem
się oschle. Zdziwiła się z jakiegoś powodu.- zimny wiatr rozwiał jej włosy i Bella zadrżała.
- Okej- mruknęła- Ale jak najszybciej.- Wywróciłem oczami.
- Wiesz czasem zachwujesz się bardzo dziwnie- powiedziałem zatapiając się w jej czekoladowym
spojrzeniu.
- Wiem..- westchnęła i odwróciła wzrok na Jared’a, Paul’a, Embry’ego i Sam’a, którzy wchodzili
znowu na klif. Taak. To było coś w rodzaju spotkania sekty. Uch..
- No to idziemy wypróbować motory?- zapytałem. Bella pokiwała głową i wsiadła z powrotem do
furgonetki. Zapięła pas i wcisnęła pedał gazu. Po chwili milczenia spojrzała na mnie z pytającym
wyrazem twarzy.
- Znasz tych facetów z klifu?- zapytała niby to od niechcenia. No tak.. Kto jak kto, ale Bella była
dobra w odszyfrowywaniu ludzi. Westchnąłem.. Może i dobrze by powiedzieć Belli o Embry’m,
Sam’ie i jego zamiarach co do mnie?
-Tak. To nasza kochana sekta- prychnąłem zdegustowany.
- Macie w La Push sektę?- zapytała zmartwiona i zdziwiona.
- Nie wiem.. To ja ich tak nazwałem. Sam Ulay im dowodzi- znów prychnąłem- ,,Obrońcy” to jest
Paul i Jared, moi dawni kumple, konsultują się z wielkim mistrzem- roześmiałem się drwiąco i
zacisnąłem pięści. Gniew spalał mnie od wewnątrz. Przełnąłem slinę. Spoko Jacke.. Uspokój się-
usłyszałem w swojej głowie głos Billy’ego.
- Nie przepadasz za nimi.- stwierdziła nieśmiało Bella już nie patrząc na mnie. Pewnie przestraszył ją
mój wybuch..
- To tak widać?- rzuciłem z ironią już łagodniej. Nie chciałem ją wystraszyć.
- Ale oni nie robią chyba nic złego- próbowała ratować sytuację- Z tego co widzę to tylko lubią się
popisywać i działają ci na nerwy.
- Tak. Cholernie działają mi na nerwy.- wyrzuciłem z siebie i zacząłem opowiadać historyjkę
o gangu Sam’a.- W zeszłym semestrze stałem raz z kumplami pod sklepem. Sam mijał nas z
dwoma swoimi „wyznawcami” Paulem i Jaredem, a wtedy Quil rzucił coś głupiego, znasz go
i Paul strasznie się wkurzył. Oczy zrobiły mu się całkiem czarne, uśmiechnął się krzywo - nie,
nie uśmiechnął się, tylko tak obnażył zęby- Taak, dobrze to pamiątałem. Bella rozchyliła
lekko usta ze zdziwienia, a wyglądało to tak kusząco..Wziąłem się w garść i kontynuowałem.-
Był taki nabuzowany, że prawie się trząsł. Ale Sam położył mu dłoń na ramieniu i pokręcił
przecząco głową. Paul patrzył na niego, patrzył i w końcu się uspokoił. Naprawdę wyglądało
to tak, jakby Sam go powstrzymywał. Jakby Paul miał nas rozszarpać, gdyby nie Uley. Jak w
westernie. A przecież Paul ma dopiero szesnaście lat, nie tak jak Sam, który ma dwadzieścia i
jest wysoki, i w ogóle. Ten Paul jest niższy ode mnie i nie taki umięśniony jak Quil. Każdy z
nas położyłby go jedną ręką.- stwierdziłem, choć w głębii siebie wiedziałem, że trochę mnie
przeraziło jego zachowanie. Bella pokiwała głową i mruknęła coś niezrozumiale.
- Powinnam była tam skręcić- powiedziała w końcu wskazując na polną drogę.
- Nic się nie stało- mruknąłem pogrążony w myślach. Czy Bella była osobą, której mogłem
wszystko powiedzieć? No może z wyjątkiem tego jak bardzo ją kocham, ale tak, więc chyba
mogę jej zaufać.- Zatrzymaj się tu- wskazałem na róg z którego nie było widać nieszczęsnego
klifu i Sam’a. Wysiedliśmy z furgonetki. Bez słowa wyjąłem motory. Czułem, że Bella
intensywnie nad czymś rozmyśla więc nie przeszkadzałem jej, choć cisza mi już trochę
ciążyła.
- Jacob, coś cię dręczy prawda? Coś związane z Sam’em i jego sektą?- dotknęła lekko moich
pleców żebym się odwróciłe w jej stronę. Wyprostowałem się gwałtownie, a spłoszona Bella
zdjęła rękę. Byłem niepocieszony. Odwróciłem się w jej stronę. Na jej twarzy malowała się
jedynie troska. Westchnąłem.
- Tak. Nie powiedziałem ci wszystkiego.- powiedziałem i odwróciłem wzrok. Nie chciałem
teraz patrzyć w jej łagodne oczy. Zacząłem kopać koło furgonetki.
- Chodzi... chodzi o to, jak tamci się do mnie odnoszą. Nie podoba mi się to. Widzisz, w
radzie teoretycznie wszyscy są sobie równi, ale gdyby mieli wyłonić spośród siebie
przywódcę, zostałby nim mój tata. Nigdy nie mogłem zrozumieć, skąd w ludziach bierze się
ten respekt wobec niego. Dlaczego jego zdanie najbardziej się liczy. To ma coś wspólnego z
jego ojcem i z ojcem jego ojca. Pradziadek, Ephraim Black, był kimś w rodzaju ostatniego
plemienia. Może to z tego powodu słuchają Billy'ego. Mnie w każdym razie nikt nigdy nie
wyróżniał, nikt nie dawał mi do zrozumienia, czyim jestem synem. Aż do teraz...- nieśmiało
na nią spojrzałem. Była zaskoczona moim wybuchem szczerości, ale w jej oczach malowała
się również nienawiść do gangu Sam’a i współczucie.
- Nikt cię nie będzie zmuszał, żebyś do nich dołączył!- powiedziała wkońcu wściekle. Była
taka kochana. Bała się o mnie i martwiła. Miałem ochotę ją objąć i powiedzieć, że jeżeli ona
będzie ze mną to nic mnie nie obchodzi, ale jak zwykle tego nie zrobiłem. Jednak nie
powiedziałem jej najgorszej pawdy o Embry’em. Co tam ja, on był ważniejszy.
- To nie wszystko- domyśliła się jak zwykle. Znowu odwróciłem wzrok.
- Jest jeszcze Embry. Od tygodnia mnie unika- westchnąłem żałośnie. Nie byłem na niego zły,
tylko się martwiłem. Bella zrobiła skruszoną minę.
- No wiesz, ostatnio tyle czasu razem spędzamy..- tłumaczyła się. Nie chciałem żeby czuła się
winna więc szybko to przerwałem.
-Nie, to nie to. Z Quilem też się nie kontaktował. Z nikim się nie kontaktował. Nie chodzi do
szkoły, a jak do niego zadzwoniłem to nie chciał ze mną gadać- wylewałem z siebie cały żal i
lęki. Przygryzłem wargę.- A teraz Embry trzyma się z Samem i jego bandą. Jest dzisiaj z nimi
tam, na skałach. Widziałem ich wszystkich!- podniosłem wzrok na Bellę. Miała oczy tak
pełne współczucia i wzajemnego bólu, że jeszcze trochę a bym się normalnie poryczał.- Bella
- jęknąłem- oni czepili się go jeszcze bardziej niż mnie. Nigdy nie chciał mieć z nimi nic do
czynienia. A teraz, jak gdyby nigdy nic, skacze z Samem z klifu. Nie wiem co mam robić-
Zamilkłem na moment chowając twarz w dłoniach - To samo było z Paulem. Na początku
wcale się z Samem nie przyjaźnił. A potem nie pojawiał się w szkole. Był już na każde
zawołanie Uleya. Cholera, nie wiem, co jest grane. Nie umiem sobie tego poukładać, a sądzę,
że muszę - ze względu na Embry'ego i... ze względu na siebie. Popatrzyłem na nią szukając
pocieszenia. Zmarszczyła czoła.
- Mówiłeś o tym Billy’emu?- zapytała. No tak drażliwy temat.
- Billy był pomocny, nie ma co.- prychnąłem.
- Co powiedział?- zapytała i dostała gęsiej skórki. Marzła.. Chicałem ją otulić choćby
własnym ciałem. Udałem szorstki głos ojca.
-O nic się nie martw Jacob. Jak będziesz gotowy to wszystko zrozumiesz.- wróciłem do
swojego normalnego głosu- I co mam tearz robić? Czy Billy popiera sektę Sam’a? Czy tu
może chodzi o te idiotyczne, legendarne plemię?- Potarłem sobie oczy dłońmi żeby wrócić do
rzeczywistości.
- Och Jacke!- Wtedy poczułem czyjeś szczupłe ręce i ramiona okręcające się dookoła mnie.
Zamarłem. Bella mnie przytuliła, a raczej wtuliła się w moją pierś. Czyżby nareszcie zdała
sobie sprawę, że ją kocham? Czy nareszcie ona też mnie pokochała? Z wachaniem, żeby
niczego nie zniszczyć położyłem swoje dłonie na jej plecach i łopatkach i delikatnie ją
objąłem.
- Nie martw się Jacke. Wszystko będzie dobrze. Nie dasz się jakiemuś Sam’owi! Nie pozwolę
mu na to!- szeptała pocieszająco wtulona we mnie.
- Dzięki- powiedziałem czule, ochryplej niż zwykle. Nie panowałem nad swoimi emocjami.
Nie chciałem nad nimi panować! Chciałem dać im upust! Wydawało mi się, że Bellę nie
krępowała nasza bliskość. Przytuliłem ją mocniej, żeby czuła się bezpiecznie. Pewnie
ostatnim razem tulił ją któs zupełnie inny.. Ktoś kto później ją okropnie porzucił. Zagotowało
się we mnie. Próbowałem o tym zapomnieć. Dla lepszej koncentracji oderwałem jedną rękę
od pleców Belli i dotknąłem jej miękkich włosów.
- Będę częściej ci się zwierzać, jak będziesz mnie tak pocieszać- powiedziałem wesoło.
Zapomniałem o Embry’m, zapomniałem o Sam’ie. Oni się teraz nie liczyli. Oto pierwszy raz
przytuliłem Bellę. Ta z cichym westchnieniem odsunęła się ode mnie i rzekła z usmiechem;
- Aż trudno uwierzyć, że jestem od ciebie starsza- akcent padł na słowo starsza. Nie
wiedziałem czemu. Dla mnie nie miało to znaczenia.- Przy tobie czuję się jak karzełek-
zaśmiała się zadzierając głowę, żeby móc mi spojrzeć w oczy. Zatrzepotała rzęsami zupełnie
nieświadomie i wstające słońce oświetliło jej skórę koloru kości słoniowej. Jak na sygnał
palnąłem;
- Jesteś jak laleczka, porcelanowa laleczka- dotknąłem opuszkami palców jej czoła. Bella
odsunęła się lekko, wywracając oczami i rumieniąc się.
- Proszę, tylko żadnych żartów o albinosach- powiedziała udając zagniewaną.
- Jesteś pewna, że nie jesteś albinosem?- zapytałem i korzystając z okazji i wplotłem palce
swojej miedzianej dłoni w jej mleczno białe. Kontrast bił po oczach.- Nigdy nie widziałem
nikogo bledszego- stwierdziłem szczerze- To znaczy z wyjątkiem..- urwałem widząc reakcję
Belli. Pobladła jeszcze bardziej, a w jej oczch znów pojawił się znienawidzony przeze mnie
ból. Odwróciła wzrok, żebym nie patrzył w jej oczy. Jej pierś falowała od spazmatycznego
oddechu. Cholera, co za gafa. Musiałem to jakoś naprawić.
- Gotowa na lekcję?- spytałem w końcu. Bella wzięła głębszy oddech i kiwając głową
spojrzała na mnie cierpiącymi, ale tak pięknymi oczami...

You might also like