Professional Documents
Culture Documents
Leszek
Kołakowski
\*
MA
Autoryzowany przekład z angielskiego książki uznanej za jedną
z najważniejszych publikacji filozoficznych ostatnich lat. Autor
rozpatruje formułowane na przestrzeni wieków argumenty za
i przeciw istnieniu Boga, podejmując newralgiczne punkty refleksji
nad tajemnicą zła, językiem religijnym, doświadczeniem mistycz-
nym, próbami racjonalnego uzasadnienia istnienia Absolutu. Pre-
cyzyjny i jasny opis różnych opozycji między wiedzą i wiarą jest
równocześnie fascynującą diagnozą świadomości dzisiejszego czło-
wieka i jego sytuacji duchowej.
JEŚLI
BOGA
NIE MA..
O Bogu, Diable, Grzechu
i innych zmartwieniach
tak zwanej filozofii religii
Wydawnictwo ZNAK
ISBN 83-7006-147-8
Kraków 1988
Tytuł oryginału: Religion. If there is no God... Oxford Univer-
sity Press, Oxford and New York 1982.
O czym tu mowa
co było albo będzie, lecz powiedzenia takie mają sens duch ów jest. osobą; jednakże fakt, że ostatecznie neo-
tylko wtedy, gdy zakłada się podmiot postrzegający. platoński Byt stopił się z Bogiem żydów i chrześcijan,
Rzeczy, które nie mają pamięci, zawdzięczają swoją wydaje się nam zrozumiały, jeśli weźmiemy pod uwa-
ciągłą tożsamość tylko naszym umysłom, w sobie na- gę konieczność (wprawdzie nie logiczną, a historyczną)
tomiast nie mają przeszłości ani przyszłości, a więc wyrażenia pierwotnego mitu w greckim języku filo-
żadnej zgoła tożsamości. To my obdarzamy trwaniem zoficznym i przekucia Biblii w opowieść metafizyczną.
świat rzeczy podlegających zniszczeniu, i w ten sposób
utrzymujemy go w istnieniu; lecz w tym samym akcie
umysłowego tworzenia świata zdajemy sobie sprawę
z braku tożsamości własnej, jeśli ma ona być czymś Rabbi Abba powiedział: Cóż znaczy, że Izraelici
więcej niż treścią osobniczej pamięci. To zaś tyle zna- pytają „Czy Pan jest wśród nas, czy nie?"
czy, że cokolwiek jest, jest bezczasowe. Tak to powra- (ayin, nic; Wj 17; 7) [...] Wyjaśnia się to tak, jak
camy do wielkich inicjatorów europejskiej metafizyki, powiada Rabbi Symeon, że chcieli oni upewnić
Parmenidesa i Heraklita, którzy z dwóch przeciwnych się, czy to objawienie Boskości, które otrzymali,
stron wprawili w ruch tę zawrotną karuzelę pojęć: było objawieniem Pradawnego, Ukrytego, Trans-
tego, co się zmienia, nie ma; co jest, jest poza czasem; cendentnego Jednego, które, będąc ponad poj-
jeśli nie ma niczego poza czasem, to nic nie istnieje. mowanie, nazywane jest ayin (nic), czy też obja-
wieniem „Małego Oblicza", Immanentnego, któ-
re nazywa się YHVH. Tedy w miejsce słowa
lo (nie) mamy słowo ayin (nic).
Może ktoś zapytać, dlaczegóż więc Izraelici zo-
Bo nie jest czym innym istnieć, a czym innym stali ukarani? Powód był taki, że czynili rozróż-
zawsze istnieć. nienie między tymi dwoma aspektami Boga i „wy-
Plotyn stawiali Pana na próbę" (ibidem), mówiąc sobie:
inaczej modlić się będziemy, jeśli jest tamtym
Sednem, a inaczej, jeśli jest tym Drugim.
Z księgi Zohar
Równanie, wedle którego być, to być poza czasem, pro-
wadzi do naturalnego wniosku, że wszystko, co jest,
jest czymś innym niż przedmioty materialne, że więc
jest duchem; tak pojmowany duch musi jednak być To stopienie się dwóch tradycji było z pewnością wa-
czymś radykalnie różnym od tego, co znamy z intro- runkiem sukcesu chrześcijaństwa, a tym samym całej
spekcji, tzn. od „poruszających się", myśli, uczuć i per- znanej nam intelektualnej historii Europy, choć nigdy
cepcji. Mniej naturalne było wywodzenie z tego rów- nie było całkiem zadowalające, a to z rozmaitych po-
nania, bez dodatkowych przesłanek, że tylko jedno jes- wodów.
testwo lub duch da się pomyśleć, a jeszcze mniej, że Jak już wspomniałem, zadaniem niezwykle trudnym,
0 ile w ogóle pojęciowo wykonalnym, było spójne po-
łączenie pojęcia doskonale samowystarczalnego, nie- li uznać nie tylko różnicę między zdolnościami Rozu-
wzruszonego actus purus, Bytu, który jako jedyny mu a prawdą Wiary, i nie tylko potrzebę ich oddzie-
j e s t we właściwym sensie tego słowa, ze wszystkimi lania, ale całkowitą niemożność pogodzenia ich ze so-
atrybutami przypisywanymi zazwyczaj osobie. Wyob- bą. Zarówno filozoficzny, jak i kulturalny sens tego
rażenie łagodnego i miłosiernego Ojca zakłada cechy, konfliktu zmieniał się z czasem. Wyzywający antyinte-
które trudno pogodzić z taką metafizyczną istotą. Jak- lektualizm niektórych listów św. Pawła i wspaniałe
że Absolut może podlegać uczuciom? Jak może mieć certum ąuia impossibile Tertuliana nigdy całkowicie
doskonałą wiedzę o indywiduach, a więc także o swych nie wygasły w cywilizacji chrześcijańskiej, lecz ich
ludzkich dzieciach, skoro sam j e s t tym wszystkim, znaczenie zależało od okoliczności historycznych.
co wie, a zatem tak rzeczy jak i \udzie mieć muszą, U schyłku starożytności wyrażał on bezkompromisowe
obok empirycznego istnienia, swoje idealne wzory zerwanie z wartościami i normami nieodkupionego spo-
w boskim umyśle, przy czym jednak sam Bóg pozosta- łeczeństwa, nieugiętą ufność i poczucie własnej toż-
je prosty i niezłożony? Zagadki te miały stać się utra- samości rewolucjonistów, którzy nie należeli do świata
pieniem późnych scholastyków i jeśli filozofowie chcie- pogan i odmawiali jakichkolwiek z nim negocjacji,
li pozostać wierni tradycyjnej nauce i wierzyć w Boga, tworząc w nim wyobcowaną enklawę. Stopniowe wkra-
który jest zarówno plotyńską Jednią, jak gniewnym czanie do tego świata i ostateczne jego zdominowanie
Wodzem ze Starego Testamentu i miłującym Ojcem musiało chrześcijaństwo okupić przejęciem niektórych
Jezusa, zmuszeni byli wyznać swą bezradność; żaden jego reguł i przyswojeniem sobie jego racjonalistycz-
intelektualny wysiłek nie zdoła przeniknąć ostatecz- nego oręża. Lecz role protagonistów odwróciły się
nej tajemnicy. Wyznać to, to tyle po prostu, co zgo- w nowej fazie konfliktu między dawnym antyintelek-
dzić się na nieuleczalną słabość ludzkiego rozumu tualizmem a próbą racjonalnego ugruntowania chrze-
ścijańskiej nauki; poczynając od końca jedenastego stu-
1 przyznać pierwszeństwo wierze. Nie sposób jednak po- lecia, potępiający świecką wiedzę antydialektycy wy-
minąć kłopotliwego pytania: czy mamy uznać nie tyl- stępowali na rzecz bezpiecznie w mocy osadzonego
ko, że istota Boga jest poza zasięgiem naszej intelek- Kościoła, podczas gdy ich adwersarze, którzy demon-
tualnej pojętności — to bez wahania przyznawał każ- strowali swoje logiczne umiejętności w sprawach re-
dy chrześcijański filozof — ale, co więcej, że ilekroć ligijnych i nie mogli w sobie poskromić ciekawości dla
próbujemy mówić o Bogu w kategoriach filozoficznych, nauk świeckich, stawali się duchowymi rzecznikami
nie potrafimy uniknąć sprzeczności, to zaś oznacza nie rozkwitającej cywilizacji miejskiej, której jednym
tylko porażkę naszego rozumu w jego próbach zro- z nieuniknionych produktów ubocznych była eman-
zumienia Boga, ale wręcz pogwałcenie jego podstawo- cypacja intelektualistów. Agresywny racjonalizm Abe-
wej zasady, wiara bowiem jest zarazem supra i con- larda był oczywiście wyjątkiem. Ci, którzy mniej lub
tra Kationem? bardziej świadomie dostarczali uzasadnień dla nieza-
Ogromna różnorodność stanowisk występowała leżności sztuk świeckich, usiłowali przedmiot ich tak
wśród tych pisarzy chrześcijańskich, którzy gotowi by- oddzielić od przedmiotu teologii, by móc uznać, że te
dwie dziedziny nie wchodzą ze sobą w logiczny kon- ność pozwalała logiki tej bronić, były w średniowiecz-
flikt, skoro rozłączne są ich przedmioty zainteresowa- nym chrześcijaństwie jedynie krótkimi epizodami.
nia. Trudno było jednak utrzymać konsekwentnie ta- Większość tych, którzy pragnęli przyznać poznawczą
kie stanowisko, istniały bowiem ważne kwestie, które i instytucjonalną niezależność świeckiej uczoności, zaj-
w sposób oczywisty należały do kompetencji Rozumu, mowała się obmyślaniem różnych kryteriów oddzielają-
ale już uprzednio zostały rozstrzygnięte przez objawie- cych jej zakres od teologii, natomiast roszczenia tej
nie, jak np. początek wszechświata w czasie. Ekstrawa- ostatniej do supremacji znalazły w końcu starannie
ganckie usiłowania, aby w obliczu rozdźwięku między wypracowany i precyzyjny wyraz w doktrynie tomi-
wiedzą a objawieniem uznać autorytet obojga, znane stycznej. Głosiła ona bez dwuznaczności, że prawda
są jako teoria podwójnej prawdy; niektórzy jej rzecz- objawienia i wyniki naturalnego rozumu, mając wspól-
nicy, wśród późnych awerroistów, twierdzili, że można ne źródło w Bogu, nie mogą nigdy pozostawać w nie-
równocześnie wierzyć w prawdy wzajem sprzeczne zgodzie. Jeśli tedy rozum twierdzi coś wbrew wierze,
>(np. że świat został stworzony z niczego i że istniał to niechybnie pogwałcić musiał swe własne zasady. Tak
wiecznie) pod warunkiem, że się wyraźnie rozróżnia więc teologia, nie usiłując zastąpić wiedzy naturalnej,
dwa porządki poznania. ani ogłosić jej za bezużyteczną, zachowywała prawo do
jej nadzorowania, przy założeniu, że światło naturalne
daje nam możność odkrywania prawdy w pewnych
kwestiach, które jednak już wcześniej rozstrzygnięte
zostały przez objawienie. Te dwa obszary poznania ma-
Nie wyobrażaj sobie, że rozum twój może wznieść
się tak, byś mógł znać Boga. Bo też gdy Bóg ją więc część wspólną, ale w kwestiach kluczowych do
boską mocą cię oświeca, nie potrzeba do tego żad- prawdy dochodzimy tylko przez wiarę (należą do nich
nego naturalnego światła. To naturalne światło nie tylko dogmaty Trójcy, Wcielenia i Odkupienia, ale
musi być właśnie całkowicie wygaszone, nim Bóg również sprawa początku świata w czasie).
rozbłyśnie w tobie Swoim. Takie postawienie sprawy było z pewnością wielce
Mistrz Eckhart udane z punktu widzenia potrzeb samookreślenia się
Kościoła w świecie, w którym świecka wiedza i świec-
kie wartości utrwalały coraz silniej swój autorytet
i niezależność; ale sama zgoda na taki dualizm pozna-
Kulturalna funkcja tendencji do uznawania sprzecz- nia — hierarchiczny dualizm przecież, nie zaś równo-
ności między Słowem objawionym a światłem natural- uprawnienie — stwarzała ryzyko takich roszczeń ze
nym zależała zatem od tego, jaką wartość, jeśli w ogó- strony autonomicznie filozoficznych badań, które mo-
le jakąś, przypisywano temu ostatniemu. Zarówno na- gły wykroczyć poza bezpieczne granice. Arystotelizm,
pastliwy „tertulianizm" antydialektyków, którzy sprze- choć na pozór dobrze zasymilowany w granicach
czność tę utwierdzali po to, by bronić wiary i Kościo- chrześcijańskich pojęć i zabezpieczony przed wygóro-
ła przed zakusami „ludzkiej logiki", jak i schizofreni- wanymi aspiracjami coraz to zuchwalszego Rozumu,
czna teoria podwójnej prawdy, w której owa sprzecz-
nie omieszkał zrodzić tego samego niebezpieczeństwa, a oświeceniem. Scholastyczne metody wspierania
któremu miał właśnie zaradzić: miał stać się tym in- prawd religijnych argumentami racjonalnymi traciły
telektualnym wehikułem chrześcijaństwa, który wy- stopniowo wiarygodność i skuteczność, i choć mistrzo-
wiódł je na drogę prowadzącą ku zeświecczeniu, a tym wie średniowiecznych szkół nigdy nie zaprzestali ćwi-
samym ku zapomnieniu. czenia swego semantycznego i logicznego kunsztu, ry-
Oglądana z tej perspektywy reformacja była gwał- chło miano uważać ich za niegodny uwagi przeżytek
towną próbą przywrócenia pierwotnej czystości chrześ- przeszłości, niezdolny współzawodniczyć, a cóż dopiero
cijańskiemu orędziu i uwolnienia go od skażeń war- dorównać nowym intelektualnym prądom, tak empi-
tościami świeckimi (takie były przynajmniej jej pier- rystycznego, jak i racjonalistycznego pokroju, przyczy-
wotne intencje, choć długofalowe skutki historyczne niającym się do bezlitosnej korozji wiary. Siedemna-
miały się obrócić przeciwko nim, jak to zazwyczaj by- sto- i osiemnastowieczni deiści i zwolennicy „religii na-
wa z wielkimi ludzkimi przedsięwzięciami). We wczes- turalnej", którzy odcinali ze spuścizny chrześcijańskiej
nych stadiach reformacja powróciła do pierwotnej świa- wszystko, co wydawało się im racjonalnie niedowodli-
domości chrześcijańskiej, opartej na niezachwianej uf- we, wyraźnie przekraczali granice, w których chrześ-
e
ności w Boską obietnicę, i nie troszczyła się zgoła o to, cijaństwo mogło być jeszcze sobą; ich następcy mieli
co sądzi w tej sprawie mądrość szkół; szydziła z sub- wykazywać, iż gdyby ściśle stosować rygory racjonal-
telności światowej dialektyki, a z filozofii uczyniła sło- ności do proroczych ksiąg przeszłości, cały gmach pra-
wo nieprzyzwoite; niemieckim uniwersytetom przynio- dawnej mądrości rozpadłby się w proch. Do pierwsze-
sła spustoszenie. go pokolenia deistów należeli ludzie doprowadzeni do
Osobliwe losy nie kończącego się sporu wiary z ro- rozpaczy widowiskiem religijnego fanatyzmu, odgry-
zumem, który trwał przez stulecia po zbawiennym wanym przez wojujące sekty i frakcje, które erupcja
wstrząsie reformacji (zbawiennym, rzecz jasna, dla reformacji powołała do życia; ich religijny racjonalizm
Kościoła rzymskiego), zdają się potwierdzać zdrowo- był w służbie tolerancji i pokoju. Większość z nich
rozsądkową prawdę, że w cywilizacji miejskiej, gdzie z pewnością wierzyła, że kilka podstawowych religij-
ruch, zmiana, rozwój i nowość uchodzą za wybitne nych dogmatów, które rzeczywiście się liczą — istnie-
wartości, nie jest możliwe żadne długotrwałe i zado- nie Boga i opatrznościowe rządy nad światem, nie-
walające porozumienie lub choćby rozejm między sac- śmiertelność duszy, chrześcijańskie normy moralne —
rum a profanum. Okazało się, że znosząc autorytet nie- daje się dobrze uzasadnić na gruncie racjonalnym, na-
przerwanej tradycji Kościoła jako źródła autorytetu tomiast wszystkie zawiłe i w istocie niezrozumiałe ta-
w interpretacji Pisma, reformacja, na przekór inten- jemnice trynitologii czy teorii łaski, wszystkie dogma-
cjom jej wielkich inicjatorów, w rzeczywistości sprzy- ty i antydogmaty, które wzniecały sekciarskie wojny,
jała rozległejszemu użyciu Rozumu w kwestiach teolo- morderstwa i prześladowania, nie mają zgoła sensu
gicznych. Nie można już było powstrzymać pochodu i leżą poza obszarem prawomocnych zainteresowań
racjonalizmu, który przyczynił się do ideologicznych ludzkiego umysłu. Idea religii racjonalnej znosiła wszy-
przegrupowań po obu stronach sporu między Tradycją stkie wierzenia, na których opierały się bariery między
różnymi kościołami chrześcijańskimi, a w bardziej ra- wyłącznym posiadaczem prawdy, podczas gdy dla nie-
dykalnym wydaniu — bariery pomiędzy wszystkimi których siedemnastowiecznych adwokatów nietoleran-
religiami świata. Sporo czasu upłynęło, nim ten instru- cji rozstrzygający był powód wręcz przeciwny: praw-
ment tolerancji miał zrodzić nietolerancję fanatyczne- dy w zwykłym tego słowa znaczeniu nie posiada żaden
go racjonalizmu. Kościół ani żadne z konkurencyjnych wyznań. Hobbes
Te same ireniczne rezultaty można było otrzymać i niektórzy francuscy libertyni byli zdania, że zada-
(nie w rzeczywistości, oczywiście, lecz tylko w raju niem państwa jest powstrzymywanie ludzi od urzą-
myślenia życzeniowego) — i wielokrotnie podejmowa- dzania krwawych jatek z powodu różnicy poglądów co
no takie próby — za pomocą przeciwstawnego zabiegu do tego, w jaki sposób chleb w Komunii Świętej prze-
intelektualnego: nie przez sprowadzanie religii do tego istacza się w ciało Pana naszego. Jako najlepszą gwa-
jej wymiaru, który poddaje się racjonalizacji, i prze- rancję pokoju proponowano absolutystyczny porządek
kształcenie jej tym samym w drugorzędną wiedzę, lecz i obowiązkową religię państwową, przy czym główną
przeciwnie, przez naśladowanie uświęconej tradycji zaletą tej religii byłoby to, że jest ona jedyną dozwolo-
i ogłoszenie, że cały korpus wierzeń opiera się tylko ną, nie zaś to, że jest bardziej prawdziwa czy wiary-
na Boskim autorytecie. Ale to nie wystarczało, skoro godna niż jej rywalki.
każde wyznanie rościło sobie pretensje do nieomylnoś-
ci własnej interpretacji Pisma. Dlatego też ekumenicz- Niemniej siedemnastowieczny libertynizm francuski
ne propozycje, które opierały się na idei religii jako (chodzi mi o libertinage erudit, a nie o libertynizm
sprawy wiary albo „uczucia", musiały sprawiać, że moralny, bo choć ten drugi niekiedy łączył się z pierw-
wszystkie te sprzeczne interpretacje stawały się nie- szym, to nie było to ani konieczne, ani powszechne)
istotne, bezcelowe czy po prostu niedozwolone. Jedną obejmował wachlarz stanowisk w sprawach, które roz-
z możliwości było zalecenie, abyśmy ograniczali naszą ważamy. Dla poglądu tego typowe było oddzielanie
wiarę nie tylko do tego, co głosi Pismo Św., ale także zagadnień religijnych od empirycznych i deklarowa-
do szczególnego sposobu, w jaki się ono wyraża, i po- nie lojalności wobec tradycji chrześcijańskiej, fideisty-
wstrzymywali się od komentowania go czy wdawania cznie pojmowanej. Bez wątpienia niektórzy libertyni,
się w filozoficzne rekonstrukcje; zakładano przy tym, chociaż gardzili jałowymi — w ich przekonaniu —
że we wszystkich sprawach rzeczywiście ważnych i li- dysputami teologicznymi, rzeczywiście wierzyli w głó-
czących się w naszym zbawieniu Pismo Św. jest wy- wne zasady chrześcijańskiej wiary, tj. w Boga i życie
starczająco jasne i niedwuznaczne. Stanowisko takie wieczne, lekceważąc zarazem scholastyczne, arystotele-
często zajmowali kontynuatorzy Erazma, głosiciele re- sowskie czy kartezjańskie próby uwiarygodnienia tych
ligijnego pokoju. zasad na gruncie racjonalnym. Można sądzić, że taką
właśnie postawę zajmowali Gassendi, La Mothe le Va-
Inną drogą do osiągnięcia pokoju była oczywiście yer, a może nawet i Naude. To, co było w ich wierze
skutecznie działająca nietolerancja. Nie był to z pew- autentyczne, nie miało wyznaniowego zabarwienia, ja-
nością nowy wynalazek; ale tradycyjna obrona mono- ko że wszelkie teologiczne kłótnie, które podzieliły
polu Kościoła zwykła się opierać na tym, że jest on chrześcijaństwo, były w ich oczach w najlepszym wy-
padku nieinteresujące, a w większości bezsensowne wy religii można było ich odróżnić po stylu i rozkła-
i puste. Jeśli dawali wyraz swej wierności katolickiemu dzie nacisków, jednak w pewnych przypadkach po-
raczej, niż jakiemuś innemu chrześcijańskiemu Koś- wstawały wątpliwości, kto jest kim. Filozofowie, którzy
ciołowi, była to sprawa posłuszeństwa obywatelskiego jak Piętro Pomponazzi, Dawid Hume i wielu pomiędzy
raczej, niż religijnego, wierzyli bowiem, iż należy prze- nimi, gromadzili argumenty przeciw nieśmiertelności
strzegać obyczajów i tradycji kraju, w którym przy- duszy, a przy tym oświadczali, że przyjmują ją mimo
szło im żyć: kolektywne formy życia religijnego za- to jako prawdę objawioną, nie zasługiwali bodaj na
sługują na szacunek z politycznych i społecznych, nie wiarę. Z drugiej strony, powrót do pojęcia Wiary jaw-
zaś z dogmatycznych racji (jeden z wczesnych huma- nie wyzywającej roszczenia Rozumu był nieraz po-
nistów, Justus Lipsius, wielki wydawca i odnowicie! ważną próbą obrony chrześcijaństwa w kłopotliwej sy-
stoicyzmu, pięciokrotnie zmieniał wyznanie, w zależ- tuacji kulturowej, gdy wydawało się, że pewne wy-
ności od kraju zamieszkania; tytuł jego głównego dzie- niki krytyki racjonalistycznej są nieodwracalne i nie-
ła filozoficznego brzmi De Constantia). Byli jednak in- odparte. Taka była w istocie postawa Pascala w obli-
ni, dla których takie fideistyczne deklaracje były za- czu inwazji kartezjanizmu (nieco uproszczona ocena,
pewne jedynie maską ochronną, pod którą skrywało- którą pozostawiam do późniejszego skorygowania).
się niedowiarstwo; rozstrzygnięcie, do którejez tych ka- Pod tym względem nadal jesteśmy spadkobiercami
tegorii dana osoba należy, jest czasem niełatwe. Pierre sporu, który ciągnął się od późnego średniowiecza i sta-
Bayle, który cieszył się reputacją sceptyka zasłania- wał się coraz widoczniejszy w wieku siedemnastym,
jącego się frazeologią sentymentalnej religijności, był kiedy to zasady nowożytnego ducha naukowego zo-
(jak wynika z badań Elizabeth Labrousse) człowiekiem stały skodyfikowane w dziełach Bacona, Galileusza,
szczerej wiary; lecz na oświecenie wywarł potężny Descartesa, Locke'a, Gassendiego i innych. Intelektuali-
wpływ jako sceptyk i pogromca wiary, a jego czytel- ści chrześcijańscy w coraz większym stopniu zdawali
nicy wzruszali ramionami na uroczyste zapewnienia sobie sprawę z prostego faktu, że z punktu widzenia
o pobożności, uznając je za jeszcze jeden przykład tak- dyscypliny rządzącej badaniami empirycznymi, a tak-
tyki szeroko stosowanej przez ostrożnych ateistów. że rozszerzających się zastosowań metod matematycz-
nych, prawomocność tradycyjnego podejścia metafizy-
Należy jednak zauważyć, że fideistyczne podejście
cznego staje pod znakiem zapytania. Pozycja teologii
do wiary chrześcijańskiej, połączone z naukowym fe-
naturalnej stawała się coraz wyraźniej chwiejna i nie-
nomenalizmem i empiryzmem, dzielili również tacy lu-
pewna w konfrontacji z pojęciem Rozumu, monopolis-
dzie jak Mersenne, którego żadną miarą nie podobna
tycznie określanego przez standardy procedur nauko-
zaliczyć do libertynów i którego pobożności nigdy nie
wych. Można by mówić o „ucieczce w irracjonalność",
podawano w wątpliwość.
ale wyrażenie takie zawiera silny, sporny sąd war-
Póki jawne bezbożnictwo było ryzykowne, dość po- tościujący. Piętnując wierzenia albo typy zachowań ja-
spolitym zjawiskiem wśród wątpiących było traktowa- ko „irracjonalne" z konieczności zakładamy jakieś okre-
nie swojej religijnej wierności jako sprawy irracjonal- ślone pojęcie Ratio, a to zawsze można podać w wąt-
nej wiary; od ludzi poważnie zaangażowanych w spra-
pliwość: czy potrafimy podać jakieś nieodparte uza- dowodzili — nie dostarcza nam prawdy w tym sensie,
sadnienie takiej czy innej definicji Ratio nie posługu- w jakim zwykle ją rozumiemy; jest ona pewną wy-
jąc się kryteriami, których wartość zależy od uprzed- godną schematyzacją danych empirycznych w teore-
niego przyjęcia tegoż samego pojęcia? Nie mówmy tycznych konstrukcjach o wartości raczej manipula-
przeto o „ucieczce w irracjonalność", lecz o rosnącym tywnej i prognostycznej, niż poznawczej, jeśli ta ostat-
uświadamianiu sobie wzajemnej niesprowadzamości nia sugeruje opis świata takiego, jakim ten „rzeczy-
różnych dróg, za pomocą których uprawomocnia się wiście" jest. Z drugiej strony, prawdy religijnej nie
wierzenia religijne w odróżnieniu od twierdzeń nauko- •da się nigdy bez uszczerbku wtłoczyć w formy intelek-
wych, dwóch niewspółmiernych znaczeń terminu „pra- tualne: jej podstawowe intuicje w różny sposób ucie-
womocne" w odniesieniu do tych dwóch obszarów. leśniają się w zmiennych symbolach, z których żaden
W takiej perspektywie można umiejscowić samego r
nie jest ostateczną w ersją, żaden nie jest wolny od
Kanta. Próbował on obalić pozorną pewność dawnej te- przypadkowych, historycznie ustalonych środków wy-
ologii naturalnej, a mimo to ocalić ją i odbudować na razu; Pismo jest dokumentem historycznym i taki sam
zupełnie nowych zasadach. Argumentując, że wiara charakter mają dogmaty kościelne, które muszą ewo-
w istnienie Boga i życie wieczne rzeczywiście daje się luować wraz z rozwojem cywilizacji. Jedyny zaś god-
usprawiedliwić w dziedzinie praktycznego rozumu, nie ny zaufania dostęp do prawdy religijnej prowadzi przez
przeistaczał tamtych wierzeń w normy moralne czy •doświadczenie prywatne, którego w intersubiektyw-
techniczne; zakładał jedynie, że pewne idee normatyw- nym dyskursie nie sposób zadowalająco odtworzyć.
ne dają się uzasadnić niezależnie od rozumu teoretycz- Oddzielenie objawienia od nauki jest teraz całkowite:
nego i że jako zasadne z konieczności zakładają one ta ostatnia nie ma żadnych środków, aby móc wyda-
Boga i nieśmiertelność jako prawdy w zwyczajnym wać werdykty na temat tego, co boskie, i nie zajmuje
a nie w pragmatycznym sensie tego słowa. W ten spo- się rzeczywistością w ogóle, a jej znaczenie jest raczej
sób udało mu się wytrwać przy swoim upartym racjo- utylitarne niż poznawcze; w aktach wiary natomiast
nalizmie. uzyskujemy wgląd w inną, Boską rzeczywistość, lecz
W świecie katolickim kryzys modernistyczny z prze- ów wgląd można przekazywać tylko za pomocą re-
łomu poprzedniego i obecnego stulecia był tym wy- latywnych kulturalnie symboli. Moderniści dowodzili,
darzeniem, które w drastyczny sposób odsłoniło kon- że wygłaszanie religijnych bądź antyreligijnych sądów
flikt pomiędzy aspiracjami teologii naturalnej i zwy- w imieniu nauki jest jej nadużyciem, tak jak naduży-
cięskim marszem scjentyzmu (który, nie będąc bynaj- ciem religii jest określanie reguł albo wypowiadanie
mniej logicznym wnioskiem, dającym się wywieść •sądów w kwestiach wchodzących w zakres badań na-
z korpusu wiedzy naukowej, jest ideologią głoszącą ukowych czy życia świeckiego. Nauka i religia różnią
że wartość poznawczą określa właściwe zastosowanie się prawie wszystkim: przedmiotem, sposobem uzyski-
metod naukowych). Moderniści (Alfred Loisy, Eduard wania właściwej im wiedzy, samym sensem prawd,
Le Roy) dzielili fenomenalistyczne podejście do nauki które głoszą (a z których, żadna w istocie nie jest pra-
i symboliczną interpretację wiary religijnej. Nauka — wdą w codziennym i arystotelesowskim sensie słowa).
Tak więc moderniści mieli nadzieję, że rozwiążą spo- z jej religijnym dziedzictwem; nie można było wyga-
ry między wiedzą świecką a objawieniem, określając sić świadomości tej kolizji, ani okiełznać dążenia ku
dla każdej z nich odrębną podstawę epistemologiczną. nowym rozwiązaniom.
Oczywiście, propozycja ta z wielu powodów była nie do Oto na czym polega paradoks konfliktu, którego
przyjęcia dla Kościoła: postulat modernistów pozbawiał jesteśmy świadkami w naszym stuleciu: głównym mo-
dogmaty chrześcijańskie ich niewzruszonej prawdziwo- tywem, który pobudzał rozmaite średniowieczne próby
ści i zmuszał do traktowania ich jako prowizoryczne, oddzielenia sacrum od profanum, była obrona tego os-
historyczne wyrazy objawienia; założenie, że głównym tatniego, pragnienie, aby uniezależnić naukę od teolo-
źródłem wiedzy w sprawach religijnych jest mistyczny gii i uwolnić życie publiczne i instytucje państwowe od
kontakt z Boską rzeczywistością, sprawiało, że w re- kościelnego nadzoru. Lecz na pozór analogiczne prądy
zultacie sama funkcja Kościoła stawała się niejasna w czasach najnowszych zmierzają zwykle w przeciw-
albo sprowadzała się do jego historycznie immanent- nym kierunku: dążą do tego, by osłonić sacrum przed
nych zadań; a odartemu w ten sposób z wiecznotrwa- drapieżnością profanum, utrzymać prawomocność wiary
łej, charyzmatycznej prawowitości Kościołowi zabra- w jej zderzeniu z doktrynami racjonalistycznymi,
niano w ogóle wtrącać się do życia świeckiego, nie utwierdzić prawa życia religijnego w kulturze, która
mówiąc już o sporach naukowych. Skala kościelnej kanonizuje swą własną świeckcść. Społeczny sens tej
batalii, skierowanej przeciw błędowi modernistyczne- separacji jest więc całkowicie odmienny, choć jej epis-
mu w dwóch pierwszych dekadach naszego wieku, po- temologiczne podstawy są często te same. Niezależnie
twierdziła żywotność herezji. I choć pozornie zwycię- od tych, którzy — jak wspomniani wyżej myśliciele
ski (jako że skutecznie usunięto wyklęte formuły z ofi- modernistyczni — nakreślali linię demarkacyjną mię-
cjalnej teologii), w rzeczywistości poniósł Kościół cg- dzy dwiema sferami w nadziei na ich bezkolizyjną
romne straty. Odmawiając podjęcia tego wyzwania, przyszłość, nasze saeculum illuminatum et illuminans
okazując niezdolność do asymilowania nowoczesności, zrodziło więcej duchów poszukujących i buntowniczych,
krok po kroku tracił panowanie nad życiem kultural- które zdawały sobie sprawę, że konflikt jest realny, że
nym i zrażał do siebie warstwy wykształcone. Proble- nie powstał jedynie w wyniku nieporozumienia pojęcio-
mów, które podnieśli moderniści, nie można było, co wego czy logicznego niedbalstwa. Opowiadali się oni
stało się widoczne, unieważnić anatemami i powtarza- za Bogiem przeciwko światu, a nie w dodatku do nie-
niem optymistycznych zapewnień tomizmu o zgodności go; nie starali się udobruchać świeckiego Rozumu zna-
wiedzy religijnej i świeckiej. lezieniem jakiejś skromnej enklawy osłoniętej przed
I rzeczywiście, modernistyczna zaraza nie wygasła, jego zakusami, ani żebrać o pozwolenie przeżycia, lecz
nie był to bowiem heretycki wybryk, zrodzony w umy- atakowali jego wewnętrzną niezdolność do uporania
słach kilku intelektualistów, lecz wyraz głębokiego pę- się z tymi troskami, które z konieczności mają w na-
knięcia w gmachu cywilizacji zbudowanej na zasadach szym życiu zasadniczą wagę — o ile nie ukrywa się
intelektualnych i wartościach, które stawały się coraz ich mała jide — i wyrażali bunt wiary, dobrze zdającej
bardziej niezdolne do harmonijnego współistnienia sobie sprawę ze swego statusu obcego ciała, a właści-
wie groźnej choroby, w naszej cywilizacji. Rosyjski nem", który wygłasza inna niż Jan osoba. Naturalnym
Żyd, Lew Szestow, i Hiszpan, Miguel de Unamuno, na- mechanizmem Rozumu jest jednak subsumpcja wszyst-
leżą do tej kategorii; utorowali im drogą wielcy dzie- kiego, co jednostkowe i jedyne w swoim rodzaju, pod
więtnastowieczni wrogowie oświecenia — Kierkegaard, abstrakcyjne pojęcia, lecz „Ja" nie może takiej sub-
Dosiojewski, Nietzsche — ludzie, którzy odmawiali ne- sumpcji podlegać. „Ja" odmawiam pojmowania siebie
gocjacji z zadufanym w sobie racjonalizmem i postę- jako szczególnego przypadku pewnego pojęcia i nie
pem, nie godzili się na ukrywanie tego antagonizmu. godzę się na to, by inni mnie tak pojmowali. Ktokol-
Wszyscy oni mieli stać się prorokami naszych cza- wiek zaczyna od tego aktu samopotwierdzenia, natych-
sów, w których na codzienny obraz świata rzuca dwu- miast dostrzega, że absurdem jest mówić, że istnieją,
znaczny cień nigdy nie zanikająca świadomość tak bło- dwa lub więcej „Ja", podczas gdy w kategoriach ana-
gosławieństw, jak i okropności postępu naukowego, litycznego Rozumu absurdem byłoby tej mnogości
czasów, kiedy tradycyjnym Kościołom coraz trudniej przeczyć. Stoimy zatem w obliczu dwóch absurdalności
wypracować język, który znajdowałby dostęp do dusz nie dających się ze sobą pogodzić, a przecież jedną
współczesnych ludzi; często, na swoją zgubę, niepowo- z nich musimy przyjąć; o ile przyznajemy Rozumowi
dzenie to przypisują one temu, iż nie są dosyć „pos- pełną władzę orzekania, co jest, a co nie jest absurdal-
tępowe", tzn. niedostatecznie posłuszne wymaganiom ne, to przyznać trzeba, że poddajemy się czemuś, co —
nowoczesności, zbyt „religijne". Już w samym tytule mówiąc słowami św. Pawła — świat musi uważać za
swej najbardziej znanej książki — Ateny i Jeruzalem szaleństwo. Nieubłagana obiektywność Rozumu zabra-
— Szestow podjął tertuliańskie nieprzejednanie, biorąc nia mi w istocie nawet nazwać to, co uważam — tak
stronę biblijnego mitu przeciw samozwańczej suprema- jak i wszyscy inni — za niezniszczalną dziedzinę mo-
cji analitycznego Rozumu: drzewo poznania i drzewo jej ostatecznej interesowności: moje istnienie, moje
życia nie rosną obok siebie w przyjaznej harmonii, zbawienie, Boga, wybór moralny. „Ja" nie jest rzeczą^
spożywanie owoców pierwszego prowadzi ku śmierci, nie jest nią też Bóg; żadnemu z nas Rozum nie może
drugie zaś obradza nadzieją, której Rozum nie może przypisać statusu ontologicznego i dlatego jest zmu-
nigdy uprawomocnić, a w istocie musi traktować jako szony, na mocy samych swoich reguł, zredukować nas
groźbę. do czegoś, czym z gruntu nie jesteśmy: do przedmio-
tów. Próbując uchwycić siebie i Boga stawiam się nie-
-Zarówno Szestow jak Unamuno, podobnie jak Kier- uchronnie w sytuacji antyracjonalnej rewolty, jako że
kegaard przed nimi, rozpoczynali od doświadczenia, Rozum z konieczności niszczy zarówno mnie, jak i Bo-
które, jak wierzyli, nieustępliwie i odwiecznie opierało ga, obydwaj bowiem jesteśmy poza granicami tego, co
się wtłoczeniu w jakiekolwiek racjonalne ramy wie- zdolny jest sobie przyswoić. Życie zaś stawia nas przed
dzy: od samoświadomości bycia sobą. Wspólne im po- wyborami, od których uciec niepodobna, a w których
dejście można chyba zrekonstruować tak: powiedzenie nie możemy spodziewać się żadnej pomocy w zasobach,
„ja jestem sobą" nie jest tautologią, nie jest także którymi dysponuje Rozum, w wiedzy naukowej czy
przykładem uniwersalnej, arystotelesowskiej zasady umiejętnościach technicznych. Mówiąc krótko, trakto-
tożsamości, ani równoważnikiem sądu „Jan jest Ja-
wać sprawy religijne serio, oznacza nie po prostu
istnieje tendencja teokratyczna, niezbyt żywotna
omijać kompetencje Rozumu, ale pozytywnie przeciw
w chrześcijaństwie, acz wcale mocna w świecie isla-
niemu optować, jako że Rozum utwierdza się tylko
mu; mamy też przeciwną (przynajmniej na pozór) mo-
przez obstawanie przy niepodważalnej wyłączności
dę na sprowadzanie tradycji religijnej do tej czy innej
swych praw do decydowania, co jest wiedzą, a co nie,
ideologii politycznej. Dotkliwe poczucie konfliktu jest
o czym możemy, a o czym nie wolno nam prawomoc-
obecne wszędzie; która spośród tych prób, zmierzają-
nie myśleć, które wybory są rzeczywiste, a które uro-
cych do przywrócenia ładu, okaże się zwycięska, albo
jone.
przynajmniej zyska przewagę w najbliższej przyszło-
ści — tego nikt nie jest w stanie przewidzieć; wolno
nam jednak mieć pewną opinię w kwestii, które z nich
Pojęcie [Boga] nie jest podobne do pojęcia czło- najpewniej doprowadziłyby do zniszczenia religijnego
wieka, pod które podciąga się jednostkę jako dziedzictwa ludzkości, gdyby osiągnęły przewagę.
rzecz, a tej pojęcie to nie może wchłonąć. Jego Tradycji mistycznej jako całości nie sposób wyraź-
pojęcie obejmuje wszystko, a w innym sensie nie nie umiejscowić na mapie tych sporów. Większość mi-
ma On pojęcia. Bóg nie lospomaga się skrótami, styków nigdy nie zadawała sobie trudu, by formuło-
obejmuje On samą rzeczywistość, wszystkie in- wać problem Wiary i Rozumu w bliskich filozofom ka-
dywidua; dla Niego indywiduum pod pojęcie nie tegoriach. Wspólne im jest silne przeświadczenie ne-
podpada. gatywne, że świecki Rozum i „ludzika" logika nie mo-
Soren Kierkegaard gą być w żaden sposób pomocne w czymś, co napraw-
dę liczy się w życiu człowieka, tzn. w połączeniu z Bo-
giem i w wiedzy o Nim (jeśli to rozróżnienie w ogóle
ma dla nich jakiś sens, a zazwyczaj nie ma). Niektórzy
Czyżbyśmy powrócili, wstępując na oślep po historycz- mistycy zadowalają się kilkoma pogardliwymi wypo-
nej „spirali", do dawnej chrześcijańskiej mądrości, któ- wiedziami o marności świeckiej nauki, inni podkre-
ra określała sama siebie przez jawne wyklinanie świec- ślają nieprzejednaną wrogość między Wiarą a Rozu-
kości, nowoczesności, nauki? Twierdzić tak byłoby mem; jeszcze inni (Eckhart i Kuzańczyk, na przykład)
przesadą. W dzisiejszym religijnym zamieszaniu ist- mówią o wyższej władzy poznawczej, Rozumie czy In-
nieją różne, współzawodniczące prądy. Kurcząca się telekcie, który dostarcza nam wglądu w Boską nieskoń-
grupa pełnych optymizmu teologów wciąż żywi na- czoność, a kierowany jest przez swe własne zasady:
dzieję, że zdoła przypodobać się Oświeceniu i podnieść zasady, które, gdy im się bliżej przyjrzeć, okazują się
swe spekulacje do rangi szacownej gałęzi nauki; wielu raczej przeciwstawne niż uzupełniające w stosunku do
jest takich, którzy wciąż liczą na obłaskawienie -świec- praw zwykłej logiki, choć sprzeczność ta nie zawsze
kiej cywilizacji przez podział stanu posiadania między jest stwierdzana explicite.
sacrum i profanum, próbując skłonić obydwie potęgi
Gdy sięgamy do tekstów mistycznych napisanych
do zaprzysiężenia traktatu o wzajemnej nieingerencji;
przez bardziej filozoficznie nastawionych autorów, za-
uważamy, że byli oni zawsze świadomi faktu, iż wiedza li: Jedność Bytu zestawiona ze składającym się z wie-
0 Bogu, czy to osiągnięta w kontemplacji, czy przez wy- lu przedmiotów światem stworzonym. Ktokolwiek pró-
siłek spekulatywny, wykracza poza możliwości języka bował opanować tę sprawę, ten nie uniknął uderza-
1 wydaje się paradoksalna. Pseudo-Dionizy powiada jącego poczucia logicznej niemożliwości: racjonaliści
w traktacie O Imionach Bożych, że Bóg nie ma imie- przetworzyli to w ąuasi-ontologiczny dowód nieistnie-
nia i równie dobrze wolno nazywać go każdym imie- nia Boga (nie mogę myśleć o Bogu nie popadając
niem, jak odmówić mu jakiegokolwiek imienia: skoro w sprzeczność, a zatem nie mogę myśleć o Bogu nie
nasze myślenie nie jest w stanie uchwycić boskiej jed- zaprzeczając Jego istnieniu); dla neoplatońskich i mi-
ności, to żadne twierdzenie ani żadna negacja nie mo- stycznych teologów ta sama niemożliwość była dowo-
że być właściwie o Bogu wypowiadana. Dlatego też dem na to, że nasza logika ma ograniczoną ważność
zaleca nam, byśmy powstrzymywali się od mówienia i jest bezradna, gdy z Bogiem ma do czynienia.
i myślenia o Bogu czegokolwiek, czego On sam nie
zechciał objawić nam w Piśmie Świętym.
Każda rzecz stworzona pragnie powrócić do stanu
naturalnego, być tym, czym była przed stworze-
niem. [...] Żywioły zostały stworzone z niczego
Interpretacja ma swój kres tam, gdzie zatrzymu- i ich pragnieniem jest być niczym znów.
je się język. Dopełnia się w Ciszy. A jednak ten Paracelsus
kres jest tam tylko za spraivą języka.
Karl Jaspers
Poruszyłem już tę sprawę, lecz trzeba jeszcze wspom-
nieć o pewnej jej osobliwej stronie. W kategoriach tych
tradycji, które uznają explicite pojęcie Absolutu, świat
Podobne idee można znaleźć u większości chrześcijań-
ujawnia Boga i skrywa Go zarazem: poprzez sam fakt,
skich i niechrześcijańskich filozofów neoplatońskich.
że nie jest Absolutem, prowadzi nas do Boga jako
Nieśmiertelne dzieło Plotyna pełne jest zastrzeżeń co
swego warunku koniecznego, a zarazem, z tej samej
do nieuleczalnego ubóstwa i nieadekwatności języka,
przyczyny, zagradza nam drogę do Niego, wiążąc w so-
którego używa. Eckhart nie obawiał się uznać we-
bie naszą percepcję i myślenie; Absolut jest poza za-
wnętrznie sprzecznego charakteru dyskursu teologiczne-
sięgiem naszych zmysłów i pojęć. Skoro założyliśmy
go, a Kuzańczyk próbował opracować nową logikę nie-
że Byt jest Jednym, to świat wielości, różnorodność
skończoności, w której zasada sprzeczności została za-
rzeczy i dusz, staje się niepojęta. Niekiedy kusi nas
stąpiona zasadą coincidentia oppositorum, zbieżności
myśl, że można uniknąć tej sprzeczności zaprzeczając
jakości przeciwnych, gdy te osiągają swoje wartości
istnieniu nie Boga, lecz świata: wielość jest Jednym,
graniczne.
mówimy. Ten temat powraca raz po raz w literaturze
Główne źródło sprzeczności wydaje się być wciąż mistycznej różnych kultur (Rudolf Otto w klasycznym
to samo i wszyscy spekulatywni mistycy je dostrzega-
dziele o wschodnim i zachodnim mistycyzmie zwraca wości te wykraczają poza ramy naszych rozważań.
uwagę na uderzające podobieństwo między spekulacją Chcę jedynie zauważyć, że najbardziej wyszukane kon-
Mistrza Eckharta z jednej strony, a pismami Sankary strukcje ontologiczne spekulatywnych mistyków są za-
i innych mistyków orientalnych z drugiej). Wydaje się korzenione w elementarnym i powszechnym doświad-
tedy, że wszystkie rzeczy i dusze w swym „rzeczywi- czeniu sacrum.
stym" istnieniu są Bogiem, i że w naszym powrocie do Ci, którzy usiłowali przetworzyć to doświadczenie
Niego odtwarza się „prawdziwy" sposób bytowania, to, w spójny pojęciowo „system", musieli nieuchronnie od-
czym naprawdę jesteśmy; indywidualność traktuje się, słonić jego niespójność; to, co wierzący w naturalny
by tak rzec, jako patologię bytu, ontologiczne prze- sposób przyjmowali w języku mitów, stawało się po
kleństwo, jak ująłby to Schopenhauer. Tę samą intui- takim przeobrażeniu problematyczne, a nawet niepo-
cję można wyrazić rozmaicie: „wszystko jest jednym", jęte. Mit przerobiony na teologię poddany został ry-
„Królestwo Niebios jest w tobie", bądź — jak Angelus gorom „normalnej" logiki i stał się ofiarą dociekliwo-
Silesius — „otchłań mojej duszy krzykiem wzywa ot- ści sceptyków. Nie tylko chrześcijaństwo, również islam
chłań Boga; powiedz, która jest głębsza?" przez czas pewien cierpieć musiał ten dopust Boży.
Ta wewnętrznie sprzeczna idea, głosząca, że „wie-
lość jest Jednym", nie jest bynajmniej wynalazkiem
umysłów spekulatywnych; że całość i część są identycz- Najpierw była ciemność tylko, spowita ciemnością.
ne, jest to, jak zauważył Durkheim, otwarcie lub A wszystko to było tylko nieoświetloną icodą.
milcząco przyjmowane założenie wszystkich religii. Aż Jedno, co się poczęło, zawarte w nicości,
Sądzi on, że w tym pojęciu wszechobejmującej jedno- powstało w końcu, zrodzone z mocy gorąca.
ści ludzie wyrażali i utwierdzali spoistość ciała spo- Z początku pragnienie zstąpiło nań —
łecznego; idea mistycznej partycypacji nie była po pro- to było pierwszym ziarnem przez umysł
stu wyrazem (jak kiedyś sugerował Levy-Bruhi) braku zrodzonym.
umiejętności logicznych i umysłowej bezradności dzi- Mędrcy, co swe serca mądrością zbadali,
kusów; przy jej pomocy autorytet i przewaga społecz- wiedzą, że to co jest, bratem jest tego co nie
nej „całości" utrwalały się i konsolidowały w umy- jest...
Lecz w końcu któż wie i kto powiedzieć może,
słach jednostek. Nie wyjaśnia to jednak, dlaczego na
skąd wszystko to przyszło i jak nastąpiło
całym świecie potrzebna była tego rodzaju fantastycz- stworzenie?
na projekcja społecznej „całości", i dlaczego ludzie nie Bogowie sami późniejsi są, niż stworzenie,
mogli się zadowolić prostszymi środkami umacniania więc któż naprawdę wie, skąd się ono wzięło?
solidarności plemiennej. Nie wyjaśnia to też, w jaki Skąd wszelkie stworzenie swój początek bierze?
sposób byli oni w stanie wytworzyć w .tym celu wy- On, czy był tym, który je ukształtował, czy nie,
imaginowany wszechświat, który w niczym nie przy- on, który to wszystko ogląda z najwyższego nieba,
pomina świata znanego z empirii i którego w żaden on wie — a może też nie wie i on.
sposób nie podpowiada doświadczenie. Jednakże wątpli- Z Rigwedy
Ale mistycy wiedzieli, że rzucają wyzwanie zwykłej
A przy tym, doda często mistyk, gdy mówimy o Bogu,
logice i zuchwale odmawiali kapitalizacji. Twierdzili
powinniśmy pamiętać, że nasze słowa nie mogą nigdy
więc, że d o ś w i a d c z a j ą owej tożsamości części
należycie uchwycić rzeczywistości, którą starają się
i Całości; żyją w niej raczej, niż wiedzą o niej tak, jak
opisać. Dlatego właśnie nasz dyskurs ma sens pragma-
się ją ujmuje w mitach i pracowicie wykłada w sy-
tyczny raczej niż poznawczy: formuły teologiczne nie
stemach metafizycznych: nie potrzebują dostarczać
tyle przekazują wiedzę o Bogu, co nawołują nas do
świadectw na rzecz tego doświadczenia, ani nie mart-
adoracji i posłuszeństwa wobec Niego, w pokorze
wią się logiczną niespójnością, która pojawia się przy
i świadomości naszej niewiedzy.
próbach jego wysłowienia. Mistycy zachodni są przy
tym przekonani, że można usunąć „metafizyczne prze- Tak to dostrzec 'można osobliwą zbieżność między po-
kleństwo", nie niszcząc osobowej świadomości. Mają stawą poznawczą radykalnego mistyka i radykalnego
poczucie, że nie jest ani tak, iżby dusza jednostkowa, sceptyka. Na mocy coincidentia oppositorum mistyk
aby przetrwać, musiała dźwigać zawsze, nawet w nie- i sceptyk okazują się epistemologicznymi bliźniakami.
bie, brzemię swego odłączenia od źródła bytu, ani tak, Chcąc być w zgodzie z własnymi przesłankami, powin-
że ostateczne zbawienie polega na całkowitym rozpły- ni raczej zachować milczenie, niż starać się objaśnić
nięciu się w bezosobowym morzu ducha. Wierzą, że swoje idee — i w istocie wielokrotnie właśnie to zale-
żyli „czasowo w wieczności"; ich doświadczenie do- cają. Jednakże w obu przypadkach, jak już wspomnia-
wiodło im, że osiągnięcie tożsamości z Bogiem bez utra- łem, zalecenie to rodzi antynomię pragmatyczną: ła-
ty własnego życia osobowego jest możliwe; prawa rzą- mie się je poprzez sam fakt wypowiedzenia go. Anty-
dzące światem rzeczy skończonych przestają działać nomii tej można uniknąć, jeśli ograniczy się znacze-
w królestwie boskości. nie zarówno mistycznego, jak i sceptycznego milcze-
nia. Sceptyk nie mówi, że powinien zupełnie milczeć,
Niemniej jednak, zdając sobie sprawę z oczywistych nie dowodzi też, że żadna wiedza nie jest możliwa.
niedostatków dostępnych narzędzi językowych, mistyk Wierzy natomiast, że to, co mówTimy w naszym zwyk-
radykalny często czuje się zmuszony do wyznania, że łym języku, ma tylko praktyczną, nie zaś poznawczą
w komunikacji z Bogiem powinno się zachować mil- wartość, a to założenie zupełnie wystarcza w normal-
czenie i starać się opróżnić umysł nie tylko ze słów, nym komunikowaniu się ludzi; nie wolno nam nada-
ale również z pojęć i wyobrażeń. Na tym polega prze- wać naszym słowom dodatkowego przymiotu w postaci
waga oratio mentalis nad słownymi modłami. Jest to, zdolności do opisywania świata, jaki naprawdę jest;
oczywiście, wyższa forma życia duchowego, stadium, do powinniśmy powstrzymać się od wszelkich epistemo-
którego można dojść tylko po długim przygotowaniu, logicznych komentarzy na temat sensu poznawczego
polegającym na zwykłych ćwiczeniach umysłu; lecz i kryteriów poprawności, z komentarzami sceptyczny-
gdy je mistyk osiągnie, to może i powinien odsunąć mi włącznie. Sceptyk jest zatem niekonsekwentny nie
wszystkie pomocnicze środki zbliżania się do Boga. dlatego, że jest sceptykiem, lecz dlatego, że o tym mó-
Jednakże tego, co jest właściwe dla dusz najbardziej wi; nie popełnia niekonsekwencji przez samo wypowia-
zaawansowanych, nie mogą próbować nowicjusze. danie się, ale podejrzewa się go o to, gdy rozważa,
giczne. Powiadam, po pierwsze, że podejście epistemo-
uzasadnia albo objaśnia swą sceptyczną filozofię. Mi- logiczne jest w obu przypadkach podobne, i, po dru-
styk jest w bardzo podobnej sytuacji. Może z powo- gie, że być sceptykiem i mistykiem zarazem nie jest
dzeniem wierzyć, że mówienie o Bogu jest pożyteczne, ani niekonsekwencją, ani szaleństwem.
nawet konieczne, ale tylko pod warunkiem, że to, co A jednak ci, którzy mistyczny elan połączyli z cie-
mówimy, ma znaczenie praktyczne, i że nie rościmy kawością metafizyczną, wykarmioną na tradycji neo-
sobie pretensji do rzeczywistej wiedzy o Bogu. To, co platońskiej, nie znajdują zaspokojenia w niewyrażal-
wiemy, nie daje się wyrazić w języku: sceptyk jako nym bezpieczeństwie osobowego spotkania z Bogiem.
taki może posunąć się tak daleko. Nie chcą uciekać od dręczącej zagadki, z którą próbo-
Zarówno dla sceptyka, jak i dla mistyka pozostaje wali uporać się Proklos i Plotyn: dlaczego Jedno zro-
jeden jeszcze środek ocalenia, gdy próbują, na przekór dziło wielość? Cóż mogło skłonić samowystarczalny Ab-
własnym zasadom, wyjaśnić epistemologiczną podstawę, solut, który nie ma pragnień ani potrzeb, do powoła-
na której odmawiają własnym słowom wartości po- nia do życia różnorodności skończonych, podlegających
znawczej (wyjaśnienie wyraźnie niemożliwe bez dopusz- zniszczeniu bytów, które obrodziły nędzą i złem?
czenia czegoś, czego niedopuszczalność stanowi treść
ich wyjaśnienia). Mogą mówić, wraz z Wittgensteinem,
w którego osobie nastąpiło, być może, pojednanie scep-
tyka z mistykiem, że ich wyjaśnienie jest istotnie po- Bóg nie może być nazywany „wszechmocnym", je-
zbawione sensu i dlatego też może i powinno być od- śli nie istnieją poddani, nad którymi może spra-
rzucone jak drabina, po której już się wspięliśmy. Mi- wować swą władzę; dlatego też, żeby Bóg mógł
styczna nauka o stadiach duchowego rozwoju zawiera być przedstawiany jako „wszechmocny", istotne
podobne zalecenie, a pojęcie docta ignorantia, autor- jest, by wszystko utrzymywało swe istnienie.
stwa Kuzańczyka, łączy obydwa znaczenia, mistyczne Orygenes
i sceptyczne.
Mógłby ktoś dowodzić, że przy wszystkich tych po-
dobieństwach pozostaje jedna zasadnicza różnica mię- Niektórzy chrześcijańscy platonicy skłaniali się ku
dzy sceptykiem a mistykiem: ten ostatni osiągnął pew- odpowiedzi, że Bóg w istocie potrzebował stworzeń,
ność doskonałą, pierwszy nie osiągnął żadnej. Lecz
które powołał do życia. Zakładało to, oczywiście, że nie
niekoniecznie tak jest. Sceptyk nie musi wcale żyć
jest On Bytem absolutnym. Nie jest na początku tym,
w psychologicznym stanie niepewności: w epistemologii
czym będzie u kresu wielkiej podróży. Rodzi świat
jest raczej ascetą niż linoskoczkiem; to, co wie, wy-
po to, aby niejako spełnić się w jego ciele; musi stwo-
starcza mu, by żyć i porozumiewać się z innymi, i je-
rzyć coś obcego sobie i ujrzeć się w zwierciadle skoń-
śli jest konsekwentny, to po prostu nie zawraca sobie
czonych umysłów, a gdy na powrót wchłania owe wy-
głowy filozofią. Podobnie mistyk się nią nie przejmuje.
obcowane wytwory — staje się bogatszy; wspaniała
Nie staram się dowieść, że sceptycyzm i mistycyzm i groźna historia świata jest historią własną Boga, być
są tym samym, ani że są pod każdym względem analo-
może nawet Jego kosmiczną Golgotą, wstępnym warun-
cijańskiej jest niezrozumiały (przelewający się nad-
kiem ostatecznej Jego chwały.
miar boskiej dobroci), jak i historię ludzką, razem
W tym wysoce nieortodoksyjnym ujęciu tajemnica
z jej potwornymi i wzniosłymi aspektami: ogląda się
człowieka i tajemnica Boga mieszają się ze sobą, Bóg
ją teraz przez pryzmat rozwoju Boga i człowieka. Ow
i człowiek mają niejako wspólną marszrutę i wspólne
postęp w rozumieniu okupiony jest faktem, iż pozosta-
przeznaczenie, potrzebują siebie nawzajem w wędrów-
je nam jedynie obraz Boga historycznego, Boga-w-
ce ku ostatecznemu pojednaniu, które można osiągnąć
rozwoju, co na pierwszy rzut oka zdaje się radykal-
tylko w wyniku rozdarcia Bytu i jego późniejszego
nym odejściem od tradycji chrześcijańskiej.
ozdrowienia. W ten sposób pojęcie felix culpa zostało
podniesione do wymiaru ontologicznego, jak gdyby Czy rzeczywiście tak jest? Czy mamy do czynienia
grzech pierworodny, to znaczy zerwanie z Bogiem, zo- z dwiema zupełnie nie dającymi się pogodzić ideami:
stał popełniony najpierw przez Boga, który rozdarł Boga-w-stawaniu-się w przeciwieństwie do Boga
siebie samego, emanując wszechświat. jako niezmiennego Absolutu? Być może przeciwień-
stwo to jest mniej ostre, niż się wydaje. Trzeba przy-
Różne składniki tej opowieści, powtarzane z różnym znać, iż sam fakt, że niektórzy myśliciele chrześcijań-
stopniem konsekwencji, można odnaleźć na peryferiach scy pozostawali pod silnym wpływem neoplatońgkiej
teologii chrześcijańskiej, wśród autorów heretyckich teogonii i nie uważali się ,przez to za gorszych chrześ-
lub o wątpliwej ortodoksyjności, by wspomnieć Eriuge- cijan, nie przesądza sprawy, jako że mogli oni błądzić,
nę, Mistrza Eckharta, Boehmego czy Angelusa Sile- nie zauważając niemożliwości pogodzenia tych idei,
siusa. Ogólny szkielet tej opowieści można zapewne i istotnie, w większości przypadków karcono ich jako
wywodzić z różnych kosmogonicznych mitów Indii heretyków. Jednakże można tę niezgodność kwestio-
i Iranu. Jej treść istotną podejmuje imponująca heg- nować na gruncie metafizycznym.
lowska panorama historycznej ontologii: dramat Bytu
absolutnego, który — niezadowolony ze swej pustej Historyczny Bóg neaplatonizmu wydaje się nie-
samotożsamości — wyobcowuje się i poprzez zmaga- chrześcijański z trzech zasadniczych powodów. Po pier-
nia i tragedie ludzkiej historii dojrzewa do doskonałej wsze, teologia ta łączyła się zazwyczaj z tak zwanym
samoświadomości, na powrót asymiluje swe wytwory, „emanatyzmem", doktryną, która zakładała, że Bóg
i w końcu usuwa rozróżnienie podmiotu i przedmiotu stworzył świat ze Swej własnej „substancji", nie zaś ex
bez szkody dla bogactwa form, które powstały w tym nihilo czy też post nihilum. Można jednak utrzymy-
procesie. wać, że różnica ta jest raczej w słowach, niż w treści.
Tradycyjna teologia chrześcijańska przyjmuje, że być,
Tę wersję opowieści można określić jako dynamiczny to uczestniczyć w źródle Bytu i że rzeczy stworzone,
panteizm, który zakłada nie tylko to, że Boga ze świa- ciała czy dusze, choć nie są częściami Boga, są z Nie-
tem łączy vinculum substantiale, lecz nadto, że więź ta go; ich istnienie, choć przygodne, nie jest niezależne.
kształtuje się i przejawia w celowym rozwoju histo- Platonicy również nie uważali stworzeń za części Boga
rycznym. Obdarza to sensem zarówno akt stworzenia, (w ich kategoriach byłoby to zresztą jeszcze większym
który z punktu widzenia standardowej teologii chrześ- nonsensem, niż w teologii chrześcijańskiej, wziąwszy
pod uwagę nacisk kładziony przez nich na absolutną i jest rzeczą naturalną myśleć o Nim w kategoriach
jedność Boga). Chrześcijańskie wyrażenie ex nihilo Jego spotkania z człowiekiem; innymi słowy, wierzący
również nie sugerowało, że Nicość była tworzywem, skłania się ku przypuszczeniu, że Bóg jest tym, Kim
z którego Bóg uformował rzeczy: nie było żadnego in- jest — miłującym Ojcem — tylko w stosunku Ja—Ty,
nego materiału poza Bogiem Samym. a więc że istotnie potrzebuje Swego duchowego po-
tomstwa.