You are on page 1of 9

Tajemniczy lud Słowianie

Słowianie pojawiają się na europejskiej arenie historii jak diabeł z pudełka, wręcz jako
ostatni, najmłodszy z osiadłych, to jest nie-koczowniczych, nie-stepowych ludów.
Starożytność grecka i rzymska sprzed okresu Wędrówek Ludów nie zna ich wcale. Były
wprawdzie domysły, aby za pra-Słowian uważać Neurów i Budynów wspomnianych przez
Herodota na marginesie wydarzeń wśród Scytów około 500 roku pne., ale pierwsze pewne
wiadomości o Słowianach pochodzą dopiero z czasów równo tysiąc lat późniejszych, kiedy
Prokop(iusz) z Cezarei, przyboczny historyk i propagandysta Belizariusza, "ministra wojny"
wschodnio-rzymskiego cesarza i wielkiego odnowiciela Cesarstwa, Justyniana, spotyka ich
gdzieś nad Dunajem. Autorzy z szóstego wieku ne. piszą o Słowianach jako o ludzie nowym,
i wcześniej nie znanym, i dziwią się ich obyczajom. Z trudem można dopatrzyć się
niepewnych śladów ich obecności wśród wojsk Hunów Atylii, a więc z połowy lat 400-nych.
Wcześniej historia grecka, rzymska, germańska ich nie zna (jak również chińska, która
wcześniej niż Europejczycy zauważyła obecność Hunów, Alanów i Antów na Stepach).
Również w zabytkach archeologicznych obecność Słowian daje się stwierdzić nie wcześniej
niż w V, może IV wieku na Wołyniu i Podolu.

Słowianie wydają się być "dziećmi Wędrówki Ludów". Ich wielka kariera: zajęcie w ciągu lat
500-nych i 600-nych Bałkanów, pogórza wschodnich Alp, ziem obecnej Słowacji, Moraw,
Czech, dorzeczy Wisły, Odry i Łaby oraz górnego Dniepru (nad środkowym Dnieprem byli
wcześniej) była możliwa dlatego, że w środkowej Europie wytworzył się obszar pustek, kiedy
zamieszkujące dawniej ten obszar ludy, przede wszystkim germańskie, przesunęły się na
zachód, łupiąc Zachód Państwa Rzymskiego i montując na gruzach Imperium własne
królestwa. Okres Wędrówek ludów przyniósł regres, cywilizacyjną zapaść, wyludnienie
wielkich obszarów ziemi. Dla Środkowej Europy Wędrówka Ludów tworzy historyczną
nieciągłość, ciemne wieki, po których na tych samych ziemiach żyje już ktoś inny.

Skąd się (nie) wzięli Słowianie?


Na pewno nie z dorzecza Wisły i Odry, jak to niedawna było podawane w Polsce do
wierzenia. Współcześnie z Państwem Rzymskim istniały na ziemiach obecnej Polski dwie
wielkie kultury (w sensie kultur archeologicznych) - Wielbarska, której nosicielami byli Goci,
oraz Przeworska, której odpowiadają wspomniane przez Tacyta i Ptolomeusza federacje
plemion znane najpierw pod celtycka nazwą Lugiów, później pod germańską nazwą
Wandalów. Kiedy ludy Kultury Przeworskiej - Hasdingowie i Silingowie - najeżdżają w roku
406 ne na rzymską Galię, są niewątpliwymi Germanami, chociaż od "wielbarskich" Gotów
mnóstwo ich dzieli i wzajemna niechęć a często jawna wrogość wyniesiona jeszcze zapewne
z czasów walk jednych z drugimi o ziemie nad Wisłą trwa do końca dziejów Wandalów.

Nad Wisłą i Odra w starożytności po prostu nie było takiego miejsca, gdzie można by
"zmieścić" Słowian. Ale ponieważ teoria autochtoniczna czyli pogląd o pochodzeniu
Słowian z dorzecza Odry i Wisły był propagowany u nas przez kilkadziesiąt lat, i wielu ludzi
nie zna innego, wymienię w wielkim skrócie sprzeczności do których ten pogląd prowadzi:

· - rzymscy autorzy nie wymieniają ludów z dorzecza Odry i Wisły, które by nosiły
słowiańskie nazwy;
· - miejscowości wymienione na mapie Ptolemeusza noszą nie-słowiańskie nazwy. Jest
tam wprawdzie Kalisia, która mogłaby być późniejszym Kaliszem, ale inne dowody
przekonują, że owa Kalisia leżała w obecnej Słowacji (co jednocześnie dowodzi, że ta
nazwa nie była słowiańska, jak że po południowej stronie Karpat Słowian w
Starożytnosci na pewno nie było.);
· - nie pojawiają się w źródłach rzymskich żadni ludzie o słowiańskich imionach,
podczas gdy wymienionych z imienia Germanów czy Sarmatów są tysiące. I
odwrotnie, kiedy niewątpliwi już Słowianie wymieniani są przez źródła bizantyjskie w
VI-VII w., natychmiast dają się poznać po charakterystycznych imionach, jak
Radogost, Całogost, Niebyl, Wszemir i inne;
· - Słowianie nie istnieją jako sprzymierzeńcy Gotów i Wandalów, którzy wyszli z
"naszych" ziem. Gdyby Słowianie tu byli, niewątpliwie pociągnęliby razem z tamtymi
germańskimi ludami (albo w ślad za nimi) na Rzym w okresie Wędrówek Ludów, tak
jak to zrobiła jakaś grupa bałtyjskich Galindów z obecnych Mazur.
· - w języku słowiańskim brak jest starych zapożyczeń z łaciny i greckiego, których
mnóstwo jest w językach germańskich. Wniosek: przodkowie Słowian w starożytności
żyli poza strefą bezpośrednich wpływów rzymskich. Tymczasem strefa takich
wpływów obejmowała dorzecze Wisły i Odry, przejawiając się przez handel, związki
polityczne, wyprawy wojskowe Rzymian i wojny z nimi;
· - nie ma w języku słowiańskim starych zapożyczeń celtyckich. A byłyby, gdyby
Słowianie pochodzili znad Wisły, jako że ziemie nad górną Wisłą, na Górnym Śląsku i
na Kujawach były zasiedlone przez Celtów. Uważa się, że Kultura Przeworska
powstała w wyniku nałożenia się wpływów celtyckich na jakąś ludność wcześniejszą,
skąd znowu wniosek, że Słowian tu nie było;
· - zagadkowe w świetle teorii o pochodzeniu Słowian znad Wisły i Odry są
zapożyczenia językowe irańskie w słowiańskim;
· - Słowianie nie mają rodzimej nazwy dla bursztynu, która z pewnością istniałaby,
gdyby byli jednym z ludów Bursztynowego Szlaku w starożytności. (Słowo
bursztyn=bernstein='płonący kamień' jest z niemieckiego, jantar z litewskiego
gintaras);

Słowianie a Bałtowie
Największe podobieństwo języków - widoczne nawet dla nie wtajemniczonych
językoznawców - łączy w obrębie języków indoeuropejskich rodzinę słowiańską z rodziną
bałtyjską. Litewski autor V. Mażiulis pokazał jaki rodzaj terytorialnych związków łączył obie
rodziny:
Słowianie (a raczej ówcześni językowi przodkowie Słowian) stanowili po prostu południową
peryferię Bałtów. Kiedy tak było? W połowie pierwszego tysiąclecia pne, czyli około 500 r
pne. Bałtowie (zawierający w sobie późniejszych Słowian) zajmowali wtedy dorzecza
Niemna, górnego Dniepru i górnej Oki. Późniejsi Słowianie byli tym południowo-wschodnim
pograniczem tego obszaru, i właśnie tam - nad Desną, Teterwią a może i Oką - stykali się z
Irańczykami, czyli najpierw Scytami, a później, od lat 300-nych pne. - Sarmatami, którzy byli
kolejną, ale już ostanią falą ludów irańskich na czarnomorskich stepach. Po nich przyszli
Hunowie, pierwszy zastęp ludów ałtajskiej grupy językowej, których zbiorczo, choć w
uproszczeniu, nazwać można Turkami.

MAPA kultur pre-bałto-słowiańskich


(Uwaga! Aż 169 KB)

Bałtowie sami w sobie są wielką osobliwością, a to z powodu archaiczności swoich języków,


które wyglądają jak zabytki ze starożytności. Widoczne to jest do pewnego stopnia już w
słowiańskich: Polak uczący się sanskrytu raz po raz napotyka słowa, które w tym
staroindyjskim języku brzmią uderzająco podobnie do słowiańskich o tym samym znaczeniu:
"wieś" w sanskrycie brzmi: viś, "sieć" to śić (piszę z kreską nad ć, żeby przeczytać tak jak się
wymawia), "liże": limhati, "mięso": mamsa (m jest z kropką, i znaczy tyle, że poprzednie a
jest nosowe) - i tak dalej. Inne podobieństwo są ukryte, ale ukryte tuż pod powierzchnią:
"czarny" w sanskrycie to kRszna (R tworzy sylabę, sz piszę jak po polsku bo nie mam
odpowiednich czcionek.) Ale nasze słowo wcześniej wymawiało się czRsny! Litwin lub
Łotysz znajdzie tych podobieństw - wskazujących na stare indoeuropejskie powiązania -
jeszcze więcej.

Większość prahistoryków przyjmuje, że pierwsze ludy mówiące językiem (lub językami)


praindoeuropejskim zamieszkiwały obszary na północ od Morza Czarnego: między
Karpatami a Kaukazem, zarówno step jak i las, prowadząc gospodarkę zarówno pasterską jak
i rolną. Językoznawcy dzielą języki indoeuropejskie na dwie wielkie grupy: Kentum i Satem,
zależnie od tego, jak był wymawiany liczebnik "sto". Skraje obszaru indoeuropejskiego, a
więc Grecy na południu, Celtowie i Italikowie (w tym Rzymianie-łacinnicy) na Zachodzie,
Germanowie nad Bałtykiem i Tocharowie gdzieś na wschodnich stepach należeli do grupy
Kentum. Ludy Satem: Ariowie, którzy najechali Indie, Irańczycy, którzy prócz Wyżyny
Irańskiej zamieszkiwali stepy dzisiejszej Ukrainy i Kazachstanu, oraz Słowianie i Bałtowie,
stanowili grupę centralną, która rozeszła się w różne strony świata później niż ludy Kentum.
(Dodam, że najdawniej oddzielona grupa Indoeuropejczyków, Hetyci z obecnej Turcji, którzy
weszli w styczność z Mezopotamią, Egiptem jak również Prażydami, mówili językiem, który
wykształcił się przed podziałem na Kentum i Satem i do żadnej z tych grup nie należy.)

Kusi następująca hipoteza: Bałtowie (a wśród nich językowi przodkowie Słowian) są ta


częścią Indoeuropejczyków Satem, którzy żyli nie na Stepie, lecz w Lasach. Ci Stepowi
poszli dalej na południe i zasiedlili Iran, Azję Środkową i Indie. Ci Leśni pozostali na miejscu
(co najwyżej z pewnych terenów wypierając Finów, starszą warstwę ludności). Ich
zasiedziałość zgadzałaby się z ich językowym konserwatyzmem - bo przecież języki
słowiańskie, w tym polski, a jeszcze bardziej litewski (i łotewski) strukturalnie przypominają
inne indoeuropejskie - indyjskie, grecki, irańskie, germańskie - ale z ich etapu rozwojowego
sprzed dwóch tysięcy lat. W słowiańskich i w bałtyjskich istnieje np. pełna odmiana przez
przypadki, którą wszędzie poza tym zanikła, i to właśnie tysiąc kilkaset lat temu. Języki
bałtyjskie zachowały nawet archaiczne końcówki rzeczownika -s, -us, -is, -as, które tak
rzucają się w oczy choćby w łacinie i w starej grece.

Południowa peryferia Bałtów, ta z której w końcu wyodrębnią się Słowianie, była bardziej od
reszty bałtyjskiej dziedziny wystawiona na wpływy zewnętrzne. Sąsiadowali z nią irańscy
Sarmaci (a wcześniej Scytowie), których świat sięgał aż po góry Uralu, Ałtaju i Pamiru, po
granice Rzymu i imperiów perskich. Dzięki podobnemu językowi mieli on dostęp do
dominujących w Iranie nauk Zaratusztry.

W 300-nych latach ne. Południe Bałtyjskie dostało nowych sąsiadów, mianowicie Gotów,
którzy przywędrowali tu szlakiem wzdłuż Bugu i Bohu (obie rzeki noszą do dziś podobną
starogermańską nazwę). Na ziemiach obecnej Ukrainy Goci sprzymierzyli się z tubylcami
Sarmatami/Alanami, a ich wspólną społeczność archeologowie zidentyfikowali jako Kulturę
Czerniachowską. (Nazwaną tak od nazwy miejscowości koło Kijowa.) Stopiliby się w jeden
naród, który istniałby może do dziś... ale Historia chciała inaczej. Era Irańczyków na stepie
gwałtownie się kończyła. Z gór Syberii wyroił się nowy lud, który miał zdominować Stepy na
następne półtora tysiąclecia - Ałtajczycy. Ze wschodu szła ich pierwsza fala - Hunowie, a
trwoga przed nimi kazała Gotom, Alanom i naszym krajanom Wandalom uciekać na ziemie
Rzymu.

Przewaga Hunów trwała tylko dwa pokolenia. Synowie Atylii nie umieli już utrzymać jego
państwa. Dwa imperia - Hunów i Rzymskie - upadły niemal jednocześnie. Wandalowie
siedzieli już w Afryce, Goci w Galii, Italii i Hiszpanii, wraz z nimi na Zachód pociągnęli
Alanowie. Środek Europy stanowił pustkę - bez władzy, bez państw, a często po prostu bez
ludzi. (Wystarczy niewiele wyobraźni, aby sobie uświadomić to stulecie wyniszczającej
wojny wszyskich ze wszystkimi...) Był jednak jeden lud, który umiał te pustkę wypełnić.

Jest kilka nazw etnicznych, które pojawiają się gdzieś nad Dnieprem zarówno przed, jak i po
najeździe huńskim. Są to: Antowie, Serbowie i Chorwaci. Plemiona sarmacko-alańskie,
których przedstawiciele, w kilkadziesiąt lat po rozproszeniu się Hunów, noszą już słowiańskie
imiona i mówią słowiańskim językiem, zachowując (Serbowie i Chorwaci aż do dziś) stare
plemienne nazwy.
W "ciemnym wieku" Wędrówek Ludów i inwazji Hunów dokonała się etnogeneza Słowian.
(Przyznam, że o tym momencie dziejów myślę z dużym wzruszeniem...) Co właściwie wtedy
się stało, lub raczej mogło się stać, jako że skazani jesteśmy tylko na domysły? Tamte trzy
plemiona - lub raczej ich części - nie uciekły przed Hunami na zachód, lecz schroniły się na
ziemiach swoich północnych sąsiadów, Bałtów. Tych Bałtów z południowej peryferii. Nie
sądzę, żeby ich podbili, ani tym mniej zamienili w swoich poddanych - bo gdyby tak było, u
Słowian istniałaby jakaś struktura władzy oparta na dominacji. Tymczasem Słowianie, tak jak
ich widział Prokopiusz i inni Grecy, żyli w pełnej demokracji, o ile nie w anarchii.
(Dodatkowym argumentem jest tu pełny niemal brak rodzimych słów słowiańskich
oznaczających władców: "książę" i "władza" to pożyczki gockie, "pan" - od Awarów, "król" -
od imienia sławnego władcy Franków; jeden "wojewoda" jest własny, ale to przecież funkcja
demokratyczna.) Zapewne ci Sarmaci i ich potomkowie stanowili "zbrojne ramię" rolniczego
ludu leśnej strefy, mając większe obycie z walką konną. Zapewne chętniej niż inni byli
obierani na wodzów ("wojewodów") zbrojnych i łupieskich wypraw, jakie wkrótce nastąpiły.

Sarmaci przynieśli Południowym Bałtom (czyli późniejszym Słowianom) swoje wyobrażenia


religijne, czego śladem jest około czterdziestu słów pochodzenia irańskiego, oznaczających
najważniejsze pojęcia religijno-moralne. Należą tu słowa "bóg", "wiara", "raj", "święty",
"chwała" i inne. Reszta Bałtów, od których pochodzą obecni Litwini i Łotysze, zachowała
dawniejsze słowa rodzime.

Można domniemywać, że domieszka "krwi" sarmackiej u Południowych Bałtów przyniosła


również przewrót w ich poglądach na świat. U tych mieszkańców błot i puszcz świat przestał
się kończyć za najbliższą rzeczką. Zaczęły działać miraże dalekich krajów, szerokich stepów,
bogatych miast gdzieś na krańcach ziemi. Narastał mit, krążyły opowieści. Znaleźli się
pierwsi śmiałkowie, którzy zaciągali się na wojne do Hunów. Niektórzy wracali, przynosili
nowe opowieści. Kiedy wnukowie pierwszych uciekinierów byli dorośli (mówili już językiem
swoich słowiańskich matek, a zresztą ten język też w tym czasie się zmienił), do leśnych osad
docierały coraz bardziej poruszające wieści: nie ma Hunów! Ziemie stoją puste. Wystarczy
zbudować łódź, albo załadować dobytek do wozu, pogonić stada... Świat stoi otworem.
Wyobrażam sobie, jak wszyscy powtarzali magiczne słowa: Dniestr, Dunaj, Wisła... Tam była
wolność i była niepowtarzalne szansa. Z czym to porównać? Może podobny pęd kazał
Amerykanom iść za Mississippi i za Góry Skaliste.

Owo "pięć minut" dla Słowian trwało nie dłużej niż dwa pokolenia. W 556 r ne na północ od
Kaukazu zjawili się Awarowie, druga (po Hunach) turecka fala ze Środkowej Azji.
Wydarzenia nastąpiły w tempie końskiego galopu. W 561 i 566 r nowi konni wojownicy
najechali Franków i przystąpili do budowania imperium nad Dunajem. Różne są doniesienia o
roli Słowian w państwie Awarów: z jednych źródeł wynika, że mieli przydzieloną rolę
poddanych i "mięsa armatniego", które wygrywało bitwy na korzyść swoich panów. Inne
doniesienia każą widzieć Słowian jako wolnych sprzymierzeńców tamtego tureckiego ludu.
Mogło być i tak, i tak. Słowianie byli już mocno zróżnicowani pomiędzy sobą. Być może
najazd awarski był przyczyną drugiej ekspansji Słowian, tym razem na północ i północny
wschód - w górę Dniepru, nad Okę, górną Wołgę, nad Ilmeń i w stronę Białego Morza. Także
Słowianie osiedleni nad Wisła, Odrą i Łabą uniknęli okupacji awarskiej.

Na czym mogła polegać przewaga Słowian?


Kiedy rozważa się tamte czasy początków słowiańskiej historii, narzuca się pytanie: dzięki
czemu Słowianie rozmnożyli się i zalali Europę, a liczne inne ludy z tamtej epoki, w tym
również sąsiedzi Słowian - Langobardowie, Awarowie, Gepidzi - zniknęli bez śladu? Wydaje
się, że przewagą Słowian były te własnie cechy, które pozornie składają się na ich rzekomą
słabość i niższość. Germanowie, Sarmaci i Turcy w tamtej epoce występują jako ludy o dość
rozbudowanej hierarchii społecznej: z podziałem na plebs i arystokrację, z dynastycznymi
władcami. Potrafią organizować państwa liczące setki tysięcy i miliony poddanych, na
terytoriach większych nawet niż obecne państwa Europy. Posiadają ośrodki
wyspecjalizowanego przemysłu (jak zagłębia hutnicze w Górach Świętokrzyskich i nad
Utratą na Mazowszu). Biorą udział w międzynarodowym handlu.

Słowianie tego wszystkiego nie mieli. Nie mają nad sobą władców (co zdumiewało greckich
kronikarzy). Nie mając zorganizowanych państw są nieuchwytni dla wrogów. Wolni, bez
władzy, czują siłę, jaką dać może tylko wolność pomiędzy równymi. Nie zależąc od handlu i
przemysłu, są samowystarczalni w ramach niewielkiej wspólnoty, a taką najtrudniej
zniszczyć. Brak władzy, jak każdy to dzisiaj widzi, to także ogromna oszczędność. Wydaje
się więc, że w tamtej tak tragicznej dla cywilizowanej Europy epoce, Słowianie instynktownie
przyjęli najlepszą metodę przetrwania: rozproszyć się, przypaść do ziemi, brać środki do
życia z gospodarki bezpośredniej. (Z bardzo podobnych powodów, aby ośrodki dowodzenia
mogły przetrwać atak jądrowy, Amerykanie zbudowali internet...) Ciężkie czasy wymagały
skrócenia łańcuchów krążenia energii w społeczeństwie. I Słowianie to zrobili. (Chociaż
jednocześnie zapomnieli jak się robi ozdoby na broni, i wyrzucili, może jako zbędny balast,
koła garncarskie.)

Problemy religijnej natury


Każdy, kto interesował się dawną, przedchrześcijańską religią Słowian naraża się w końcu na
frustrację: można przeczytać wiele grubych tomów, i nadal nie wiedzieć o niej nic. Dawne
ruskie, niemieckie i inne kroniki przekazały kilka imion bóstw (niepewnych i
poprzekręcanych), strzępy opisów obyczajów i obrzędów, które często trzeba odrzucić jako
wymysł pisarzy. Do tego dodajmy niejasne związki z religiami innych ludów, układane
zwykle w drętwe schematy. Kiedy przechodzi się do studiowania religii i mitologii nie tylko
greckiej, czy indyjskiej, ale również celtyckiej i germańskiej, ogarnia żal i kompleks
niższości. Dlaczego przekazy dotyczące wiary naszych przodków są tak żałośnie okrojone?

Jakąś winę ponosi za ogólny duch kultury eurochrześcijańskiej, która z odrazą patrzyła na
"pogaństwo". Tym bardziej, że Słowianie dołączyli do Europy w najgorszym momencie, jeśli
chodzi o zainteresowanie dla pogańskiej odmienności. Minął już czas, kiedy zachodnie
chrześcijaństwo się formowało, czerpiąc to i owo ze starszych, tubylczych wyobrażeń; kiedy
układano legendy o świętych na podobieństwo mitów o pogańskich bóstwach. Z drugiej
strony daleko jeszcze było do renesansowej ciekawości świata, która sprawiła, że jednak
spisano pewniejsze wiadomości o pogaństwie litewskim.

Więc mnóstwo wiadomości o dawnych bóstwach i obrzędach nigdy nie doznało zaszczytu
być utrwalonymi na pergaminie. Ale była też z inna przyczyna: religia Słowian była znacznie
uboższa, jeśli o postacie boskie i mityczne chodzi, od germańskiej, celtyckiej i greckiej. Jak
również religijne wyobrażenia Słowian zapewne zbyt mocno odbiegały zarówno od
monoteistycznych-chrześcijańskich, jak i od pogańskich sensu stricte czyli politeistycznych.
Można podejrzewac, że religia Słowian była tak odmienna zarówno od chrześcijaństwa, jak i
od greckiego, celtyckiego i germańskiego pogaństwa, że przez ówczesnych misjonarzy i
neofitów przez nich wychowanych w ogóle nie była postrzegana jako religia!
Wymienione poprzednio cztery religie (chrześcijańska, grecka, germańska, celtycka - i inne
także) opierają się na wyobrażeniu osobowych bogów, z których każdy jest, powiedzieć
można, solidną jednostką. Ale znane też są religie, w których "istoty duchowe", opatrywane
imionami i służące w pewien sposób ludziom (a więc: bogowie), są mgliści i beztwarzowi, i
co więcej: są przez pewne rytualne działania przywoływani tylko jakby na chwilę z niebytu.
Tak było w religii rzymskiej, gdzie byli bogowie tacy jak Terminus czyli Miedza, Limentus
czyli Progownik, bóg progu, albo Fabulinus czyli Gadałek, który uczył dzieci mówić.

Coś podobnego działo się również w religijnej wyobraźni Chińczyków - i książki o mitologii
chińskiej traktują o równie mglistym przedmiocie, jak dzieła o mitologii Słowian.

Religie o wybujałej mitologii i teologii wymagają kapłańskich kolegiów i całej kapłańskiej


kasty, wymagają świątyń i ich obsługi, a dalej świętych pism albo wyróżnionej grupy ludzi,
którzy pełnią rolę "żywych ksiąg", ucząc się (jak bramini i druidzi) świętych tekstów na
pamięć. Takie religie wymagają więc religijnej władzy. A tej Słowianie, tak samo jak i
władzy świeckiej-państwowej, nie mieli.

Wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że w VI-tym wieku wyobrażenia o Perunie,
Wełesie i Swarożycu były wśród Słowian równie niejasne, jak dziś wśród badaczy
słowiańskich starożytności. Kult bogów wyobrażonych w posągach (nie mówiąc już o
świątyniach), bogów, którzy wspierają władców w ramach jednej państwowo-sakralnej
liturgii, jest najwyraźniej zjawiskiem późnym, które nigdzie oprócz Połabia się nie miało
czasu ani warunków, aby się rozwinąć.

Kijowska Kronika Nestora ("Powieść minionych lat") stwierdza wyraźnie: "I począł władać
Włodzimierz w Kijowie sam jeden, i postawił bałwany na wzgórzu za dworem teremnym:
Peruna drewnianego z głową srebrną i wąsem złotym, i Chorsa, Dadźboga i Strzyboga, i
Simargła, i Mokosza. (...) Włodzimierz tedy posadził Dobrynię, wuja swego w Nowogrodzie.
I przyszedł Dobrynia do Nowogrodu, postawił bałwana nad rzeką Wołchow, i składali ofiarę
jemu ludzie nowogrodzcy jako bogu." Było to przed rokiem 986. Z cytatu tego niewątpliwie
wynika, że Włodzimierz w Kijowie powołał nowe miejsce kultowe z posągami bogów - nie
zaś, że kontynuował tradycyjne praktyki religijne. Stało się to zaś wtedy, kiedy "począł
władać sam jeden", a więc zarówno pozbył się krewnych-współwładców, jak i oderwał się,
jako monarcha, od starszych, domokratyczno-wiecowych tradycji. Religia władzy, kult
wyraźnie określonych, osobowych bogów wyobrażonych pod postacią posągów najwyraźniej
były i w Kijowie, i w Nowogrodzie, nowinką religijną. Nowinką, która ponadto pojawia się u
Słowian dopiero po pięciuset latach ich odrębnego istnienia jako ludu i kultury.

Słowiańskie zagadki
Nazwy rzek. Nazwy rzek w dorzeczu Wisły i Odry (i w krajach sąsiednich) są w ogromnej
większości niesłowiańskie. (Niektóre, jak Bug, dają się rozpoznać jako germańskie, inne, jak
Wisła, mają brzmienie "podejrzanie" celtyckie. Większości nie da się wyprowadzić z żadnego
znanego języka.) Stad wniosek, że musiały zostać przejęte od poprzedniej ludności. Co
oznacza, że jednak jakieś osady "przeworskie" i "wielbarskie" przetrwały Wędrówkę Ludów,
i ludzie tu mieszkający posłużyli Słowianom jako informatorzy, a może przewodnicy. Co się
stało z tą ludnością? Jak była proporcja pomiędzy słowiańskimi przybyszami a nie-
słowiańskimi tubylcami? Czy tylko nazwy rzek im przekazali?
Nazwy miast. W przeciwieństwie do rzek, nazwy miejscowości na ziemiach obecnie polskich
są prawie bez wyjątku słowiańskie (pomijam tu średniowieczne osadnictwo niemieckie, skąd
Limanowa, Łańcut i Rabsztyn, pomijam też ziemie dawniej pruskie i jaćwieskie). Tym
większą mają wartość ewentualne przedsłowiańskie nazwy miejscowości. Które to są? Czy
np. Kraków pochodzi o d imienia rzekomego Kraka, czy może słowiańską końcówkę "ów"
doczepiono do celtyckiego rdzenia? Miasto Kobryń na Wołyniu nosi nazwę (jakoby) gocką -
może podobne są i po naszej stronie Bugu?

Nazwy miast a władza. Słowianie nie mieli władców. Jak to pogodzić z faktem, że
większość nazw miejscowości pierwotnie znaczyła "gród/wieś/osada takiego-to-a-takiego"?
Warszawa = 'gród Wrócisława/Warsza', Poznań = 'gród Poznana', Inowłódz = 'gród
Inowłoda', Sieradz = 'gród Wszerada', Wolbórz = 'gród Wolibora'. Kim w rzeczywistości byli
ci mężczyźni, których imiona wskazują, że ich społeczność ceniła sobie wojenne męskie
cnoty (-sław, -bor, -woj, -sąd, -mir, -gniew), i odnosiła się z szacunkiem do nich, skoro ich
imionami nazywano miasta?

Imiona Słowian. Religia Słowian jawi się nam jako twór mglisty, guślarstwo raczej niż
choćby porządny szamanizm, nie mówiąc już o politeizmie. Jak to pogodzić z faktem, że ich
imiona tworzą tak precyzyjny system? Gdyż wśród tych imion przeważa typ wyrażający
życzenie, zwykle składający się z dwóch części: Rado-gost, Stani-sław, Zby-gniew, Sędo-mir,
Wsze-drog. Zasady tworzenia tych imion są bardzo rygorystyczne: mogą w nich występować
tylko pojęcia abstrakcyjne, cnoty wojenne (-bor, "walka, waleczny") i pokojowe (-mir,
"szacunek, ład, prawo"), czasem są odwołania do 'ojców' i 'dziadów'. Żadnych imion bogów,
żadnych mieczy, włóczni, tarcz i koni, żadnych zwierząt, których pełno w imionach
germańskich, greckich, celtyckich. Wśród Słowian niemożliwe byłyby imiona w rodzaju
Hippolytos ('puszczający konie luzem'), ani Eberhard ('silny jak dzika świnia') - ani Kalidaśa
('sługa bogini Kali'). System słowiańskich imion sprawia wrażenie czegoś dostojnego i
wyrafinowanego. I znowu - jak to pogodzić zarówno z prymitywizmem kultury materialnej,
jak i z ową "mglistością" religii. A może ta mglistość i prymitywizm to pozór, skrywający lud
miłujących prostotę mędrców? (XIX-wieczni Amerykanie mieli Indian za prymitywów, dziś
się od nich uczą jak żyć.)

Nieobecność Wikingów. Wikingowie (8, 9, 10 wiek) najeżdżali wybrzeża całej Europy, a na


Rusi wniknęli rzekami w głąb lądu. Dlaczego omijali tylko jeden obszar: ziemie obecnej
Polski? Co ich powstrzymywało?

Chrześcijaństwo u Wandalów i Gotów. Jeden i drugi lud germański, kiedy najeżdżał


Państwo Rzymskie, był już ochrzczony: miał już za sobą przyjęcie chrześcijaństwa. Czy misje
chrześcijan-arian nie docierały na ziemie obecnie polskie - wtedy zamieszkane przez
Wandalów i Gotów - już w IV wieku ne.? Nie można tego wykluczyć.

"Pisać" i "czytać". Słowianie, jak się wszyscy zgadzają, nie mieli swojego rodzimego pisma
(w odróżnieniu od Germanów znających pismo runiczne, i Turków, piszących podobnymi
znakami), i aż do przyjęcia chrześcijaństwa byli niepiśmienni. Dlaczego wobec tego język
słowiański posiada rodzime słowa zarówno na "czytanie" jak i na "pisanie", oraz na "księgi" i
"bukwy"-litery?

Głagolica. Cyryl i Metody, Grecy znający Słowian i ich język, pierwsi misjonarze wśród
Słowian, kiedy zaczęli spisywać ich język i tworzyć chrześcijańską liturgię w tym języku,
stworzyli alfabet, nazwany głagolicą. Alfabet ten, słabo przypominający jakiekolwiek znane
wówczas pisma, nazwano słowiańska nazwą. "Cyrylicą" nazwano inny alfabet, utworzony
później, już po śmierci Cyryla i mniej oryginalny niż głagolica, będący adaptacją greckiego.
Czy czasem głagolica nie jest oryginalnym pismem słowiańskim, zaledwie wykorzystanym
przez obu Apostołów Słowian, lub - to w wersji mniej radykalnej - zawiera litery z
wcześniejszego, oryginalnie słowiańskiego alfabetu?

Wojciech Jóźwiak

You might also like