You are on page 1of 354

Na krawędzi prawdy 1 © Dominik Myrcik

Na krawędzi prawdy 2 © Dominik Myrcik

O czym jest ta książka i w jakim celu została napisana? – czyli wstęp


dla Wszystkich.
Motto: Gdy akademiccy uczeni twierdzą, że coś jest możliwe, prawdopodobnie
mają rację, gdy natomiast twierdzą, że coś jest niemożliwe, prawdopodobnie
racji nie mają.
Artur C. Clarke

Zachęcam koniecznie do przeczytania tego wstępu.


Książkę tę, zacząłem pisać około 22 stycznia 2002 roku. Właściwie to
dyskusja na jej temat zaczęła się na liście dyskusyjnej, gdzie prof. Jan
Pająk oraz jej inni uczestnicy wspólnie zachęcali do wydania jego prac
(monografii) a więc zarazem całego dorobku życiowego w formie
książkowej. Na taką misję zgodziłem się na ochotnika, chociaż
doskonale sobie zdawałem sprawę, jak trudna jest to misja. Moja
przygoda z teoriami Jana Pająka zaczęła się około połowy roku 2000.
Miała czasami dziwne zwroty, punkty zahaczenia, dziwne załamania.
Ale tak to już bywa z pracami Szanownego profesora, że im bardziej
człowiek stara się znaleźć luki i niedociągłości w tym, co jest
bezsprzecznie udowadnialne niemal na każdym kroku, tym bardziej
zdobywa się pewność, że to, co starał się zaprzeczyć – istnieje.
Wyjaśnię może najprecyzyjniej jak mogę: ilość stron w monografiach
Jana Pająka sięga kilku tysięcy stron! Moją misją było przedstawienie w
sposób jak najmniej „naukowy” (czyli przyswajalny dla większej grupy
Czytelników) przedstawić dorobek naukowy prof. Pająka oraz moje
przeżycia, uczucia, odczucia oraz zjawiska, które towarzyszyły mi od
początku zetknięcia się z osobą Jana Pająka. Czasem siedząc w fotelu,
dziwię się, że ja przeżyłem to, co opisałem. To tak, jakbym był w jakimś
filmie aktorem a potem oglądając ten film dziwiłbym się, że to ja w nim
zagrałem. Jednym z celów było skompresowanie tych kilku tysięcy stron
do ilości akceptowalnej a jednocześnie w miarę dobrze przekazując to,
co wypracował ciężką i sumienną pracą Jan Pająk.
Wiem, że nie jestem zawodowym pisarzem, dlatego jestem
świadom niedoskonałości swojej książki – wszak z różnych powodów
pisałem tę publikację ponad 3 lata! Zdaję sobie sprawę, że niemal
wszystko, co tutaj zaprezentowałem będzie dla Ciebie, Czytelniku nie do
przełknięcia! Większość wierzy, że to, co opisane w podręcznikach
akademickich istnieje – a to, co nie opisane, to nie istnieje. Ja WIEM, że
prawda jest aż do obłudności przeciwstawna!
Po co więc tyle zachodzu i wkładu, skoro zdaję sobie sprawę, że
teorie Pana Pająka są trudne do zaakceptowania? Podstawowym i
głównym ideałem przyświecającym mi podczas pracy nad książką był
Na krawędzi prawdy 3 © Dominik Myrcik

szok, który mam nadzieję zostanie wywołany, kiedy zaczniesz ją czytać.


Szok ten, nie będzie jednak szokiem, który przyniesie śmierć – tylko tym,
który ma wielką moc stać się życiem. Chciałem, aby ta książka, tak jak
monografie prof. Pająka były jednym, długim krzykiem:

„Halo, Człowieku! Obudź się, bo fałsz, który jest ci bezustannie


wtłaczany do głowy, wcale nie reprezentuje prawdy. Prawda
odzwierciedlana jest przez fakty i zdarzenia – a nie deklaracje
słowne twórców teorii”.

Co zawiera moja książka? Jako jedna z nielicznych publikacji, po


pierwsze jest napisana przez polskich autorów: twórcy najbardziej
posuwających do przodu teorii ludzkości, jakie kiedykolwiek w cywilizacji,
które znamy zostały stworzone oraz mnie, skromnego i omylnego
(przecież jestem tylko człowiekiem) autora a zarazem przekaźnika tych
teorii, w których poprawność (w ogromnej większości) jestem dogłębnie
przekonany. W mojej książce nie znajdziesz „tego samego w koło
Macieju”, czyli pytania „a czy ufo istnieje” – tylko otrzymasz precyzyjne
dane na temat ilu UFOnautów okupuje naszą Ziemię, w jakich pojazdach
się poruszają, dlaczego się ukrywają i co od nas rabują! Ja wiem, że
większość twórców książek o ufo nie wybiega poza pytanie postawione
wyżej, bo czerpią z tego lukratywne zyski – bowiem nie danie
jednoznacznej odpowiedzi daje im szansę na napisanie kolejnej i
kolejnej itd. Z kolei inni twórcy, są zachwyceni i jak zahipnotyzowani
różnymi tak głupimi i niedorzecznymi teoriami na temat ufo (np. że ufo to
my z przyszłości, że ufo to ludziki z innych wymiarów itd.) że po prostu
popuszczają całkiem wybujałe wodze fantazji i nie mając praktycznie
żadnego pokrycia w faktach i zdarzeniach, tworzą wprost kosmiczne
teoryjki. Moja książka będzie, mam nadzieję, dla wielu z Was iskrą, która
w końcu obudzi Waszą logikę i sumienie i ruszycie na prawdziwy podbój
wiedzy, zaczniecie wreszcie tym wszystkim możnym tego świata
zadawać pytanie, dlaczego nie promuje się idei Jana Pająka, dlaczego
nie buduje się magnokraftu? Dlaczego uparcie zaprzeczają istnieniu
urządzeń free energy, czyli urządzeń za darmo dostarczających energię?
Przecież Thesta-Di-Statica działa i ma się dobrze. Tak samo Silnik
Adamsa! Moja książka zawiere o wiele więcej szokujących faktów, dla
przykładu opisałem w niej bliznę, którą posiada każdy człowiek na ziemi!
Że blizna ta jest niestety tylko łatwo widoczna u około 33 % ludzkości – u
reszty zaś tylko dokładne zbadanie nogi potwierdza smutną
rzeczywistość: nikt nie jest oszczędzany przez UFOnautów i jesteśmy
brutalnie pozbawiani swojej przestrzeni życiowej. Co jednak
najważniejsze, istnieje przekonanie, że kosmici mają pakty z politykami,
rządami i że zostawiają w spokoju ich i ich rodziny – o Boże jaka
Na krawędzi prawdy 4 © Dominik Myrcik

naiwność i głupota – jest wprost przeciwnie! To oni idą na pierwszy


odstrzał, są najbardziej indoktrynowani i manipulowani. Nie ma
znaczenia, czy jesteś prezydentem, papieżem, księdzem, robotnikiem na
budowie: każdy jest brutalnie traktowany i pozbawiany wszystkiego, co
kocha i szanuje.
Wiem, że moja książka zostanie poddana bardzo surowej ocenie,
strasznej wręcz krytyce i że wystawiam siebie i swoją rodzinę na obelgi,
pośmiewisko i jeszcze gorsze rzeczy – ale cena którą przyjdzie Nam
zapłacić za osobistą niewiedzę albo celowe chowanie głowy w piasek
będzie nieskończenie razy większa, dlatego też zdecydowałem, że
pomimo przechodzących mi ciarek na samą myśl o uczuciowych
konsekwencjach (tj nastawionych nielogicznie, tylko niskimi pobudkami)
wydam tę książkę w taki sposób, na jaki będę potrafił.
Jedni z pierwszych Czytelników (zagorzali fani książek sciene-
fiction) czuli niesmak, że pierwsze rozdziały są nieco infantylne i
nieprzystające do reszty tego gatunku. I Bogu dzięki! Ci pisarze s-f mają
strasznie wybujałą wyobraźnię, natłukli do głowy czytelnikom
niestworzonych rzeczy i swoich niedorzecznych (oczywiście z
zamierzeniem) wizji typu „jak to będzie kiedyś wyglądał świat” –
tymczasem ja stworzyłem bardzo prawdopodobną wizję życia SPRZED
600 mln lat – wizję opartą na bardzo wiarygodnych przesłankach i
faktach! Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że gdybym nieco tylko
wchłonął się w rynek sci-fi i przeczytał parę książek, moja nienajgorsza
przecież wyobraźnia, zapewne pozwoliłaby mi na napisanie nie jednej
powieści sci-fi z górnej półki jakości – ale NIE o to tutaj chodzi!!! Ludzie
naoglądali się filmów o terminatorach, matriksach, sędziach dredach i
innych banialukach – w każdym zaś przedstawiane są tak niesamowite
wizje UFOnautów, kosmitów, życia w przyszłości, że ludzie
przyzwyczajeni zostali do standardu, że kosmita, koniecznie musi
wyglądać jak maszkara z antenkami na głowie, że musi posiadać
paskudny pysk i mówić koniecznie w dziwnym języku (lub też
po...angielsku). Zawsze jednak w filmach to ludzie okazują się chytrzejsi
i mądrzejsi od kosmitów – a prawda jest szokująco odwrotna: to my
jesteśmy średnio 20 razy głupsi od przeciętnego UFOnauty i to my
możemy tylko pomarzyć o sposobach podróżowania, jakie im są
dostępne.
Ja dorastałem wraz z moją książką – dlatego też nie zawsze ująłem
daną rzecz tak, jak bym teraz chciał. Ale to właśnie stanowi o rozwoju
człowieka – gdybym miał ciągle i ciągle poprawiać wszelkie nieścisłości i
to, co nie podoba się mnie i moim pierwszym Czytelnikom, nie
wyszedłbym poza pierwszy rozdział – wszak zawsze można go ulepszać
i ulepszać.
Na krawędzi prawdy 5 © Dominik Myrcik

Wiem, że teraz inaczej ująłbym pewne sformułowania, że niektóre


zdania śmieszą mnie swoją prostotą i niedoskonałością. Tak właśnie
miało być – ciągle łaknę prawdy, a prawdy jedynie może dostąpić ten, kto
się potknie, kto zweryfikuje swoje życie, jakość i postępowanie ilością
bólu, wyrzeczeń i gorzkiej pigułki, którą sam sobie zaserwuje.
Jeśli więc jesteś odpornym – ale nie tępogłowym i zastraszonym
przez cały świat Czytelnikiem, zapewne znajdziesz tutaj punkt odbicia,
który zmieni Twój styl i kąt patrzenia na świat.
Niektórym może się „dźwignąć”, bo dowiadując się o tym, co
wyprawiają z nami ufole podczas uprowadzeń, rzeczywiście nie robi się
wesoło.

Dla kogo jest ta książka?

Jeśli nie wierzyłeś w ufo ale tylko dlatego, że nikt Cię nie
przekonał, bo nie miał wystarczających argumentów – to moja książka
stoi właśnie na krawędzi prawdy – to TY ją może przekroczysz – a w
którą stronę, to już zależy od Ciebie.
Jeśli wierzyłeś w ufo, to otrzymasz precyzyjne wskazówki i fakty
na temat pochodzenia, celów oraz powodów ukrywania się ufoli w
okolicach naszej planety. Zapomnij o wszystkim o czym wiedziałeś na
temat ufo: NIE jesteś inteligentniejszy od UFOnauty, ufole NIE są wysoko
rozwinięci duchowo – a wręcz przeciwnie, są moralnymi degeneratami,
którzy dążą do unicestwienia ludzi, jeśli dalsza eksploatacja okaże się
niemożliwa. Możesz również wykluczyć śmiało teorię, że ufo to
tak...gdzieś w Afryce, Ameryce a może na biegunie – ale u mnie w
ogródku? Niemożliwe... Oj bardzo możliwe i przekonasz się, że prawda
jest bardzo brutalna.
Jeśli nie wierzyłeś w ufo, bo jesteś zagorzałym fanatykiem nauki,
ślepo wierzącym wszystkiemu co nauka stwierdza i odrzucającym
wszystko, co nauka odrzuci, jeśli już z góry założyłeś, że ufo nie ma, nie
było i nie będzie, że to wymysł ludzi chorych psychicznie albo
nadających się do leczenia psychiatrycznego – to wierz mi, że choćby
magnokraft/ufo wylądował na Twoim nosie, zgwałcił ci żonę, siostrę,
Ciebie samego (czynią przecież tak każdej nocy...) to nie ma siły, która
by Cię przekonała, że tak właśnie jest. Dlatego też moja książka będzie
dla Ciebie zapewno powodem wyrażenia ironii, sarkazmu oraz własnej
niechęci do poznawania innych aspektów nauki. Ja tu nic nie poradzę, to
Twój wybór.

Moja książka ma być dla Ciebie przebudzeniem, gdzie zaczniesz


zgłębiać wiedzę na temat wszystkiego, co Cię otacza. Nikt nie wie
wszystkiego i ciągle uczymy się nowych rzeczy. Dlatego też może moja
Na krawędzi prawdy 6 © Dominik Myrcik

publikacja zachęci Cię do zapoznania się z monografiami prof. Jana


Pająka i może do dalszych badań?

Chciałbym abyście Wszyscy wiedzieli, że liczę na to, iż będą do mnie


napływać coraz to nowe fakty o tym, co Was niezwykłego w życiu
spotkało, co nie zostało opisane w podręcznikach szkolnych ani też nikt
Wam tego na lekcjach religii nie powiedział.

Życzę Wam, aby bez względu na to, czy zgadzacie się z treścią
niniejszej książki, czy też zupełnie jesteście jej przeciwstawni, żeby
zawsze przyświecał Wam jeden cel: prawda.

Dominik
Na krawędzi prawdy 7 © Dominik Myrcik

SPIS ROZDZIAŁÓW: Strona:

600 milionów lat temu... 8


Zniszczenie Planety Terra 21
Zem 22
40 000 lat p.n.e. 29
30 000 lat wstecz 49
Legendarna eksplozja w roku 1178 w Tapanui 68
Dowody na „małą epokę lodowcową” (Little Ice Age) po 1178 r. 78
Eksplozja Tapanui spowodowała poślizg skorupy ziemskiej 79
Magnokraft 85
Lądowiska Magnokraftów 115
Kręgi zbożowe, czyli lądowiska UFO (magnokraftów) w zbożu 122
Czynniki zniekształcające obserwacje UFO 134
UFO, to już zbudowane magnokrafty 142
Ziemia pod niewidzialną okupacją UFO 149
Formalny dowód, że Ziemia jest pod okupacją UFO 165
Magnokrafty II generacji, czyli wehikuły telekinetyczne 172
Napęd telekinetyczny i jego właściwości 178
Thesta-Distatica 186
Zamachy na życie 187
prof. Janowi Pająkowi – Nie! 203
Zamach na World Trade Center 223
Magia – horoskopy – wróżby – miłość 250
Początek końca 262
Cuda i hoaksy 269
Diabeł – Szatan – Opętanie - Czary 271
Problem UFOnautów – jak zainstalować Antychrysta na Ziemi? 279
Dowód, że religijne Diabły, to w rzeczywistości UFOnauci 294
Dlaczego religie przegrały wojnę z diabłem/UFOnautami? 305
Dziwna sprawa: „objawienia” 310
O co chodzi z tymi zaginionymi cywilizacjami? 347
Pomału trzeba kończyć 351
Na krawędzi prawdy 8 © Dominik Myrcik

600 mln lat temu...

Właśnie wstawał nowy dzień. Obydwa słońca znowu zaczynały


codzienną wędrówkę, zanurzając całą okolicę Miasta w przepięknych,
figlarnych promykach. Mniejsza gwiazda na nieboskłonie, była wielkości
piłeczki pingpongowej, świeciła z bardzo wysoka, niemal pionowo, leżała
bardziej ku zachodowi. Większe słońce, te „właściwe” było już dużo
większe od tego zachodniego i właśnie oznajmiało naturze, iż rodzi się
nowy dzień, a ono ma zaszczyt przewodzić i dyrygować przy
akompaniamencie natury. W oddali było widać wzgórze, którego piękno
doceniali okoliczni ludzie, spędzając na nim wolne dni wraz z rodzinami,
ciesząc się jego wyjątkowością. A było wyjątkowe, rzeczywiście. Jego
niesamowicie soczysta zieleń, wysoka, giętka i bujna trawa były
doskonałą naturalną zabawką dla okolicznych dzieci, które radośnie
biegając chowały się w niej, co chwila wystawiając główki znad gęstej
trawy. Poza tym, kiedy rosa poranna opadała na tę przepiękną
i niepokojąco zieloną trawę, obydwa słońca dopełniały cudu natury, który
polegał na grze światła i cienia, przechodząc przez kropelki rosy
powodowały tak piękne płynne odmiany kolorów, że ludzie często rano
specjalnie wstawali wcześniej, by pooglądać to piękne zjawisko.
Szczególnie pięknie ono wyglądało, gdy wiatr delikatnie muskał kłosy
trawy i smagał nimi tak delikatnie, iż wydawało się, że całe wzgórze
porusza się uginane jakby niewidzialną szczotką natury. Ludzie, już
dziesiątki lat wcześniej, doceniając piękność natury, nadali temu wzgórzu
nazwę Wzgórza Zieleni. Pielęgnowali je i żyli z nim w zgodzie, jakby
wiedząc i doceniając dar Boga. Na dodatek Wzgórze Zieleni otaczały
piękne, strzeliste i wysokie drzewa, tworząc niezbyt gęsty mały lasek, w
którym o dziwo rosły bardzo hojne dary natury, znajdowały się
w nim bowiem zarówno zioła, jak i jagody, grzyby i wszystkie owoce
leśne, znane, jak i nie znane później na Ziemi.

***
Dochodziła godzina 16 po południu. Ciepły klimat całej planety oraz
kąt, pod jakim świeciły obydwa słońca, zdawały się idealnie sprzyjać
małemu spacerowi i podziwianiu natury. A szczególnie, iż nieboskłon z
głębokobłękitnym niebieskim w zenicie i lekko zielonkawo-seledynowym
kolorem przy horyzoncie uprzyjemniały ewentualną wycieczkę od
codziennego życia. I rzeczywiście, od strony miasta zaczęły się zbliżać
dwie małe postacie, jakby początkowo zlane ze sobą, jednak po
Na krawędzi prawdy 9 © Dominik Myrcik

zbliżeniu do wzgórza wyraźnie jedna z nich, mniejsza, w małych


podskokach wyprzedzała większą, lecz z tej odległości nie dało się
jeszcze spostrzec płci obydwu wycieczkowiczów.
Ta mniejsza postać, co chwila schylała się po coś i podbiegała z
powrotem do większej kładąc rękę, jak się później okazało w małym,
delikatnym koszyczku.
Z oddali dało się słyszeć już głosy obydwu osób. Jednak tylko
zamazane i niewyraźne, jakby zniekształcone.
Gdy zbliżyły się do wzgórza, wyraźnie już dało się rozpoznać, iż jest
to matka z synem. Niosła koszyk, do którego syn zrywał jej kwiaty, które
rosły obok wzgórza – nieopodal wydeptanej ścieżki przez ludzi.

A kwiaty, rzeczywiście rosły tam przepiękne. Ludzie ostrożnie


wydeptali ścieżki, by ich nie niszczyć i często małe dziewczynki i kobiety
zrywały te kwiaty do własnych domów, przyozdabiając obejścia i
wnętrza. Rosły tam kwiaty duże, małe, ale wszystkie były bardzo
kolorowe i nasycone kolorami, jakie tylko człowiek może sobie
wyobrazić. Niektóre z tych kwiatów były rzeczywiście dziwne, bo np. od
grubej łodygi pewnego kwiatu odchodziło kilka mniejszych,
zakończonych kwiatostanem, a każdy z nich miał inny kolor. Wyglądało
to tak przepięknie, że kiedy nie było tam jeszcze tej wspaniałej i bujnej
trawy, dawniejsi ludzie nazywali je Wzgórzem Kwiatów, lub Wzgórzem
Kolorów.

Kobieta wyglądała, jakby miała ziemskich około dwudziestu siedmiu,


może trzydziestu lat. Jej niesamowita uroda, tworzyła istotną harmonię
ze wzgórzem i kwiatami. Była bardzo piękna. Włosy kobiety były długie,
jasne, z ciemnymi kosmykami sprawiały wrażenie bardzo ciepłych i
miłych w dotyku. Były proste i długie. Spływały na jej delikatne i opalone
od słońca ramiona, otulając szyję, jakby tworząc naturalny szal. Oczy jej
były jak spokojna toń oceanu. Kruczoczarne źrenice bardzo
kontrastowały z niebieskimi, wręcz powiedziałbym, modrymi,
tęczówkami, które, figarnie błyskając, wodziły raz za dzieckiem, raz za
kwiatami. Ubrana była w lekką, zwiewną i sprawiającą wrażenie cienkiej
sukienki, która sięgała jej lekko za uda, odsłaniając smukłe i delikatne
nogi. Górna część sukienki idealnie pasowała do niej, jakby uszyta była
właśnie na nią. Ramiona sukienki były cienkie i opierały się o obojczyki
kobiety, przy nasadzie szyi, odsłaniając jej ramiona. Wyraźny dekolt
odsłaniał jej szyję oraz rysujące się piersi, które idealnie harmonizowały
z jej biodrami, udami, z jej kobiecością. Gracja i wdzięk jej ruchów
pozwoliły domyślać się, iż wysiłek fizyczny, nie jest jej obcy. Jednak w
połączeniu z jej delikatnością, raczej sprawiały wrażenie kobiety
wysportowanej, niż zmęczonej pracą. Tak – była chyba tym, czym
Na krawędzi prawdy 10 © Dominik Myrcik

większość mężczyzn nazwałaby fizycznym ideałem kobiecości. Kiedy


bowiem spoglądała na dziecko, jej uśmiech był tak pełny, a usta lśniły w
słońcu tak pięknie, iż sprawiała wrażenie wręcz wymodelowanej. Jej
łagodne i spokojne ruchy tworzyły harmonię z jej urodą tak wielką, że
mogłoby się na nią patrzeć w zwolnionym tempie cały czas. Poza tym
wiatr ciągle podwiewał jej włosy, co potęgowało wrażenie piękna.
Dziecko było uderzająco podobne do niej, co od razu narzucało, iż
jest jej synem. Wyglądał może na 4-6 ziemskich lat. Bujne, jasne, proste
włosy opadały na czoło, zakończone małym noskiem. Jego dziecięca i
ufna twarz od razu narzucała człowiekowi na niego spoglądającemu
mimowolny uśmiech. Sięgał kobiecie nieco za uda i często zadzierał
główkę, by zobaczyć na jej twarzy uśmiech. Gdy tylko zerwał jakiś kwiat i
wrzucał do koszyka, który trzymała kobieta, spozierał na nią, śmiesznie
przymrużając oczy, jakby oczekiwał potaknięcia i zaakceptowania
kolejnego kwiatka.
Chłopczyk ubrany był w spodnie do kostek, zielonkawego koloru,
koszulę w kratę, jednak z równie cienkiego materiału jak sukienka
kobiety. Na plecach nosił zawieszony mały plecaczek, który miał dziwną
właściwość, że jeśli spoglądało się na niego spod różnych kątów, mienił
się różnymi kolorami, niby-tęczowymi. Na plecaczku były również
wygrawerowane jakieś znaki, ale nawet gdyby ktoś chciał je przeczytać,
to żywotność oraz ruchy chłopca by na to nie pozwoliły. Kobieta schyliła
się po jakiś kwiat, a nasz mały smyk szybko zanurzył się w wysokiej
trawie Wzgórza Zieleni. Kiedy kobieta odwróciła głowę by spojrzeć za
chłopcem, jego już nie było. Jej znak zapytania na twarzy natychmiast
zamienił się w szeroki uśmiech. Pokiwała tylko głową, jakby z góry
spodziewając się takiego obrotu sprawy i spokojnie, aczkolwiek
ukradkiem zerkając na olbrzymią połać trawy, wróciła do zbierania
kwiatów.
Nagle trawa zaczęła się uginać, jakby niewidzialną szczotką ktoś ją
gładził. Zaczęły się na niej tworzyć mniejsze i większe kręgi oraz pasy
długości do kilku metrów, szerokie na jakieś 20-30 cm. Tak to wyglądało,
jakby ktoś celowo je wygniatał i bawił się w kotka i myszkę.
Na krawędzi prawdy 11 © Dominik Myrcik

Widać było, że kobieta już ukończyła zbieranie kwiatów, bo wstała,


otrzepała lekko pyłki z sukienki, podniosła rękę do czoła i zaczęła się
rozglądać po wysokiej trawie. Kiedy wzrokowe poszukiwania nie dały
rezultatu, jej łabędzia szyja nagle się naprężyła, usta nabrały oddechu i
donośnym, ale stanowczym głosem zawołała:

- Nathan - zawołała kobieta aksamitnym i miękkim, kobiecym głosem.

Nikt się jednak nie odzywał, więc powtórzyła znowu:

- Naaathaan – powtórzyła.

Kiedy ponowny brak odzewu zdziwił kobietę, poczęła się wspinać wyżej,
na sam szczyt wzgórza, aż do dużego drzewa, które było bardzo gęste i
rzucało dużo cienia. Nagle zobaczyła ową przygniecioną trawę i zrobiła
minę, jakby wiedziała, kto jest autorem tych psikusów. Podeszła do
skraju wysokiej trawy, stanęła lekko w rozkroku, uginając lewą nogę w
kolanie, lekko przytupywała zniecierpliwiona, jednocześnie podpierając
się pod boki rękoma. Nagle trawa się rozchyliła i ukazała się
zmierzwiona blond czupryna małego chłopca, który z zakłopotaniem
przez chwilę spoglądał na kobietę.

- Ehm...eee....cześć mamo – powiedział chłopczyk, uśmiechając przy


tym rozbrajająco i ukazując przy okazji szczerbaty zgryz.
- Nathan, tyle razy ci mówiłam, byś nie brał z domu napędu ojca –
odpowiedziała mama chłopczyka z niby-surowością i stanowczością, ale
jednak z łagodnością i miłością matczyną w oczach.
- Wiem, mamo, przepraszam, chciałem się tylko pobawić – odpowiada
szybko Nathaniel, próbując się tłumaczyć przed rodzicielką.

Kobieta zdejmując z niego pas, buty, nadgarstniki, mówi:

- Wiem kochanie, ale to nie jest zabawka, przecież jak już będziesz
dorosły, za jakieś 150 lat, już się usamodzielnisz, nabędziesz swój,
dobrze? – spoglądając mu w oczy pyta się kobieta.
- Mhm – przytakując chłopiec znowu się uśmiecha i w rozbrajającym
uśmiechu ukazuje miejsca, gdzie powinny znajdować się zęby.

- No dobrze, więc chodźmy na obiad, tatuś już pewnie czeka – stwierdza


kobieta, oczekując znajomej reakcji syna.
Na krawędzi prawdy 12 © Dominik Myrcik

- Tatuuśśśś – krzyczy Nathan i pełen zapału z błyskiem w oczach,


szybko drobnym kroczkiem wyprzedza śmiejącą się kobietę.

Oboje podążają ścieżką w dół Wzgórza Zieleni. Nathan podbiega do


mamy i ciągnąc ją za rękę zmusza do szybszego chodu, wręcz,
powiedziałbym, biegu. Kobieta, trzymając w jednym ręku koszyk z
kwiatami, w drugim rękę syna przyspiesza kroku i wraz z dzieckiem
podreptując odchodzą ze wzgórza i znajdują się u ujścia Miasta.
Nawierzchnia, na którą wkroczyli z trawy jest dziwna, ni to metal, ni
to beton. Jedyne pewne, to kolor – lekko kremowy, czy też, żółtawy.
Powierzchnia jest bardzo czysta, jakby właśnie wyjechała z fabryki. Jest
matowa i wydaje się szorstka, bo Nathan wraz z mamą ani razu się na
niej nie pośliznęli. Jest bardzo równa, nie widać na niej kurzu, brudu. To,
co uderza to wszechobecna...cisza!. Nie jest tak, jak w ziemskich
miastach, gdy wkraczamy na ulicę, to słyszymy ruch uliczny, sygnały
ambulansów, wszechobecny brud, jakieś niedopałki, papierki. Tutaj jak
makiem zasiał... . A jeszcze dziwniejsze jest, że nie słychać odgłosów
kroków ani matki, ani dziecka. Jedynie przelatujące owady, ptactwo oraz
czasami jakiś zwierz, podobny do psa, zdradza nam, że nie jesteśmy w
muzeum. Kiedy oboje dochodzą do pierwszych zabudowań, dopiero
teraz, oprócz istnienia dwóch słońc, uderza nas, iż nie jesteśmy na
Ziemi, ale na jakiejś innej planecie. Domostwa są rozstawione luźno,
każdy ma swój zielony lub kolorowy skrawek ziemi i co uderza – nie ma
płotów, krat, betonu – czasami zdarzy się mały żywopłotek, nie
przekraczający jednego metra wysokości.
Domów też nijak porównać do tych znanych Nam, ziemskich.
Niektóre są jakby zrobione z metalu, ale wcale nie takie zimne i
odpychające, właśnie wręcz przeciwnie, ciepłe i sprawiające przyjazne
wrażenie, nie jak to ma miejsce, gdybyśmy zbudowali dom ze zwykłego
wytopionego metalu. Niektóre jednak, pod względem kolorystyki są
zadziwiające, wręcz cukierkowe. Żaden jednak nie daje odblasku, jakby
to był metal, są matowe, zapewne po to, by nikogo nie razić w oczy. Np.
pierwszy dom po prawej jest właśnie zrobiony jakby ze srebrnego metalu
o zaokrąglonych kantach. Drugi zaś, koloru leśnego, zielonego, dający
przyjemne odprężenie oczom. Jeśli chodzi o kształty, to już niewiadomo,
jak zabrać się do ich opisania, bowiem te domy chyba budowały dzieci-
architekty. Właśnie ten zielony, drugi po prawej u podstawy jest okrągły,
o średnicy może jakieś 18 metrów. Jego następna część, która wygląda
z zewnątrz jak drugie piętro, jest kwadratowa o bokach zaokrąglonych, o
przekątnej mniejszej niż poprzednia. Dom ten jest złożony z trzech takich
„pięter”, z tym, że ostatnie jest najmniejsze i posiada mały balkonik,
dookoła całego pięterka. Na owym balkoniku widać jakieś kolorowe
Na krawędzi prawdy 13 © Dominik Myrcik

rzeczy, chyba zabawki, porozrzucane dookoła, więc przypuszczalnie jest


to pokój dziecinny. Jednak to nie jest dom naszych bohaterów.

Nathan i jego piękna mama mijają kilka domostw, gdzie mijają taki
dziwny, bo troszkę mniejszy od pozostałych, z którego wyłania się tak na
oko około 50-letni mężczyzna, który z uśmiechem nagabuje znajomą
parę:

- Witaj sąsiadko, Nathan ma minkę, jakby coś nabroił, oj oj, chyba się nie
mylę, co Nathan?? – podchodząc do chłopca mężczyzna gładzi jego
jasne włosy.
- No śliczny dzisiaj dzień sąsiedzie, miło znów widzieć, dzień tak piękny,
akuratny na gwizdnięcie ojcu starej generacji napędu i wygniataniu
kręgów, prawda, Nathan – ze łzami śmiechu w oczach, kobieta delikatnie
karci Nathana przed sąsiadem, licząc, iż chłopiec będzie się wstydził
tego czynu i już go nie powtórzy.
- A wcale, że nie, bo wczoraj było więcej chmur i chłodniej i też
gwizdnąłem – odparowuje rezolutnie chłopiec i zręcznie uciekając przed
klapsem w cztery litery mamy, szybko przemieszcza się do ich domu,
oddalonego od domu sąsiada jeszcze o dwa domy.
- Och, ty... – nie pozostaje dłużna mama i pędzi za synem aż do drzwi.

Gdy Nathan wbiega do domu, jego oczom ukazują się dla niego
znajome pomieszczenia, tuż za wejściem do domu, jest wąski korytarz,
krótki, zakończony wejściem do kilku pomieszczeń (pokoi). Zaraz na
lewo jest kuchnia. Wróćmy jednak do korytarza, jego ściany są matowe,
nie widać lamp, ani żadnych urządzeń, ale ze ścian emanuje dziwne
światło, nie widać jego źródła, nie rzuca cienia za biegnącym Nathanem,
wszystko jest bardzo wyraźnie widzialne i jeszcze jedna ciekawa cecha,
światło jest przyjemne dla oka, bardzo przyjemne. Jedyne światło o
takich cechach, znane mnie osobiście, to telekinetyczne1 światło.

Po przebiegnięciu kilku kroków Nathan wbiega do kuchni, gdzie od


razu wpada w ramiona mężczyzny, jego ojca, który przytula go do siebie
i bierze na ręce.

- Cześć Tata! – z radością w głosie krzyknął Nathaniel.


- Cześć Pysiaku – przyznaj się, co znowu nabroiłeś... pyta się go ojciec
sadzając jednocześnie na kolanach.

1
Telekineza – oraz idea wiecznych lampek telekinetycznych została rozpracowana około roku 1996 przez prof.
prof. Jana Pająka. Jej zasady, konstrukcje urządzeń napotkacie Państwo w licznych pracach prof. Pająka przede
wszystkim jednak w „Piramidzie Myśli”.
Na krawędzi prawdy 14 © Dominik Myrcik

- Tato, nie uwierzysz co dzisiaj widziałem... – zmienia szybko temat


Nathaniel, jakby mając coś w zanadrzu ukrytego do opowiedzenia.
- Synku, jutro opowiesz, dobrze? Muszę szybko zjeść, bo idę na
zebranie – przerywa ojciec Nathaniela.

W tym samym czasie w progu kuchni staje mama Nathaniela i przygląda


się im obojgu. Jest oparta ramieniem o wejście do pomieszczenia, ręką
odgarnia blond włosy opadające na nagie ramiona.

- Jaki ojciec, taki syn – oznajmia ze śmiechem kobieta.


- Armada! – z podnieceniem i zaskoczeniem w głosie odpowiada ojciec
Nathana, gdyż wcześniej nie zauważył żony.
- Witaj, Urielu – Twój syn znowu podwędził Magnetyczny Napęd
Osobisty i wygniatał kręgi w trawie, na Wzgórzu Zieleni – mówi Armada,
jakby oczekując konkretnej reakcji ze strony męża. To mówiąc,
podchodzi do męża, całuje na przywitanie w usta i patrzy na ukochanego
spokojnym, lecz uśmiechniętym wzrokiem.
- To ja pójdę umyć ręce – z niewinną minką oznajmia Nathan i szybko
ześlizguje się z kolan swojego taty.
- Tak będzie lepiej dla Ciebie – odpowiada Uriel, grożąc przy tym palcem
szybko odchodzącemu synowi.
- Twój syn robi się coraz bardziej figlarny i coraz bardziej przypomina
Ciebie jakieś 80 lat temu, jest taki jak ty kiedyś – z uśmiechem i, jakby
zadowoleniem stwierdza Armada.
- No i jak tam minął Ci dzień, kochanie? – dopytuje się kobieta.
- Jeszcze nie minął, niestety – ze smutkiem w oczach stwierdził Uriel.
- Mam dziś Radę – to powiedziawszy Uriel zaczął bębnić palcami po
stole kuchennym, jakby coś go niepokoiło.
- Ojej... ostatnio kiedy to było, chyba z pięć lat temu, prawda? – pyta się
Armada.
- Dokładnie to dziewięć i podobno od tego czasu jest coraz gorzej. –
odpowiedział jej Uriel.
- Czuję się, jakby to było wczoraj...eh... – westchnął mężczyzna,
przecierając przy okazji oczy.
- Kochanie zobaczysz, będzie dobrze, wierzę w Ciebie – kobieta
przysunęła się do Uriela obejmując go za szyję, przytula policzek do
policzka, jakby na przytaknięcie swoim słowom.

***
Na krawędzi prawdy 15 © Dominik Myrcik

W tym samym czasie w dosyć dużej sali, przy owalnym stole siedzi
kilkudziesięciu ludzi, poważnych i milczących. Stół przysunięty jest do
jedynego okna w tym pomieszczeniu. Okno, zajmuje całą ścianę, jest
jakby jednolitą szybą. Nim opiszę, co widać za oknem, scharakteryzuję
ludzi, siedzących przy stole oraz samo pomieszczenie. Jest ono
podłużne i tylko jedno wejście do niego. W pomieszczeniu znajduje się
kilka roślinek, niektóre podwieszane pod sufitem stwarzają bardzo
przyjemną atmosferę, z resztą pokój oświetla to samo telekinetyczne
światło, co w domu Uriela, Armady i Nathana. Nigdzie nie widać lamp,
tylko ze ścian emituje białawe światło. Pokój ten jest jakby
klimatyzowany, ponieważ temperatura w nim jest przyjemna dla ciała a
jednak nie widać nigdzie wentylatorów ani klimatyzatorów. Wydaje się,
że ściany nie tylko emitują światło, ale także posiadają funkcję
regulatorów temperatury. A jednak w pokoju oprócz ludzi znajduje się
kilka urządzeń, których nie omieszkam scharakteryzować. Pierwszym
elementem rzucającym się w oczy jest owalny stół. Jest on nie tyko
owalny w blacie, ale i również jego kanty, co sprawia wrażenie jakby
został ulany z jednej formy. Podczas spoglądania na niego wydaje się, iż
jest z drewna, jednak dotknięcie go cofa to przekonanie, ponieważ czuje
się, iż temperatura stołu jest troszeczkę wyższa niż otoczenia
(powietrza), ponadto podczas dotyku czuje się jego jakby niezwykłą
twardość a zarazem lekkość, trudno to opisać, ale takie jest wrażenie.
Jednak najbardziej niezwykłą cechę widać dopiero po zaglądnięciu pod
stół, otóż osoba go badająca...nie odnotuje nóg podtrzymujących blat!
Tak – ten stół po prostu sztywno wisi w powietrzu i nie widać żadnych
linek ani urządzeń, które by wspomagały jego zawieszenie. To samo
fotele, na których siedzą goście – nie tylko wiszą w powietrzu, ale
również wydają się być ulane z jednolitej masy. Ich konstrukcja dla
dyletanta wydaje się być przesądzona z góry, gdyż na pierwszy rzut oka
są bardzo niewygodne i zapewne twarde. Ale taki laik szybko się zdziwi,
gdy zasiądzie na takim fotelu, ponieważ jest on bardziej miękki i
wygodniejszy, niż niejeden „biurowy” fotel naszych szefów firm i miejsc
pracy.

Po wysokości, na której znajduje się to duże okno a więc i nasza


sala, można wnioskować, że jesteśmy bardzo wysoko i z góry patrzymy
na Miasto. Naszym oczom przedstawia się przepiękny widok...miasta
sprzed 600 milionów lat, które, jak cała planeta zostało zniszczone przez
niszczycielską chorobę umysłu i duszy – nazwaną później przez jednego
z najgenialniejszych naukowców - pasożytnictwem2.
2
Pasożytnictwo – bardzo niszczycielska filozofia, której cechy odkrył i skomentował prof. dr Jan Pająk i opisał
w monografii [8p]. Filozofia ta charakteryzuje się ścisłymi cechami, jednak najbardziej widoczną cechą jest, iż
Na krawędzi prawdy 16 © Dominik Myrcik

Parząc przez to „okno cudów” ma się nieodparte wrażenie, że jest


się w i n n y m świecie. Przelatujące magnokrafty3 nad głową, które
rozbłyskują co chwila innym światłem (z jego pędników), powodują
niemały zachwyt obserwatora. Poruszają się przy tym bezgłośnie,
manewrując podobnie do ziemskiego owada ważki, czyli bez kątów
przejściowych. Nagle za oknem widać jarzący się długi „patyk”. To
cygarokształtne magnokrafty, które nałożone na siebie, jak talerze w
kuchni po zmywaniu, przemieszczają się coraz niżej i niżej. Nagle całe
cygaro się „rozpada” i widać, jak pojedyncze magnokrafty porozlatywały
się z olbrzymimi prędkościami w różnych kierunkach. To było
cudowne...cudowne..., szkoda, że trwało tak krótko. Całe miasto wręcz
roi się od albo pozawieszanych nieruchomo jak helikoptery
magnokraftach, albo też bardzo wysoko, przelatującymi z olbrzymimi
prędkościami tych zadziwiających wehikułach. Patrząc z naszego okna
w dół widzimy w dole, może z jakieś 50 metrów niżej tę samą ulicę, po
której kroczyła Armada z Nathanem, a przynajmniej tego samego koloru.
Tym razem jednak widać w dole mnóstwo przechadzających się ludzi.
Wyraźnie widać iż nie znajdujemy się w ponurych miastach ziemskich,
gdzie przygnębieniu ludzie gdzieś biegną, byle szybciej. Tutaj niemal
wszyscy mają albo łagodny wyraz twarzy albo stoją w małych grupkach i
się śmieją. Cała ulica tętni życiem, można to porównać do największych
ulic miast ziemskich, ale różnice, rzucające się w oczy są widoczne. Po
pierwsze, nie ma tu samochodów, motocykli. Wszędzie widać spokój
towarzyszący rozmowom, nikt nie spieszy się do sklepów (choć te
oczywiście są umiejscowione wzdłuż ulicy). Nagle z jednego
pomieszczenia, zapewne sklepu, jakaś kobieta, trzymając dziecko na
rękach, coś podobnego do plecaka na plecach...unosi się z wolna w
powietrze i przelatuje niedaleko obok okna. To niesamowite! Przyjrzyjmy
się kobiecie, bo widok latającego człowieka jest przecież niesamowity,
prawda? Otóż ta kobieta jest w dziwnej pozycji – podczas odlotu sprzed
wyjścia sklepu skrzyżowała nogi tak, jak to często robią baletnice, jedna
noga za drugą. Chwilę później podkurczyła nogi pod siebie tak, że
wyglądała jakby ktoś klęczał w kościele, ciągle trzymając dziecko na
rękach...oj, chyba się pomyliłem, to nie są ręce, tylko tak się z daleka
wydawało, to po prostu wygląda jak coś co już znamy na ziemi, kiedy
nasze ziemskie młode mamy zawieszają dziecko z przodu w takim niby-
plecaczku to w dokładnie takim samym „plecaczku” wisiało sobie jej
dziecko. I co dziwniejsze – takiemu widokowi nikt z przechadzających się
jest ona dokładnie odwrotna od pozytywnej filozofii życia, zwanej totalizmem.
3
Magnokraft -jego błędną nazwa, przyporządkowaną przez ludzi to „ufo”. Jego konstrukcja została końcowo
rozpracowana w 1985 roku przez ww naukowca, który jako pierwszy człowiek na ziemi udowodnił iż „ufo, to
po prostu zbudowane przez jakieś inne cywilizacje magnokrafty, tyle, że ludzie nie znając ani zasad budowy
magnokraftu ani zasad jego działania nazywają je niezidentyfikowanymi obiektami – co jest kompletną pomyłką
ludzkości, notabene bezmyślnie podtrzymywaną przez pseudo-badaczy ufo, którzy dla kariery, pieniędzy i sławy
karmią ludzi tym, co ludzie chcą usłyszeć.
Na krawędzi prawdy 17 © Dominik Myrcik

powolutku ludzi się nie dziwił. Świat za oknem wcale nie był taki, jak to
przedstawiają ziemskie filmy sci-fi, które niby pretendują, że są
odzwierciedleniem jakiejś przyszłości, w której będą poruszały się
dziwnie wyglądające statki. Wcale nie migały żadne kolorowe światełka
na domach, jak to ma miejsce w wielu holywoodzkich filmach, typu
„Sędzia Dredd”, czy „Powrót do przyszłości cz. 2”. Jakież rozczarowanie
byłoby twórców filmów, że wyższość technologiczna wcale nie jest taka,
jaką sobie oni wykreowali w filmach za miliony dolarów. Tutaj wszystko
jest po prostu i n n e.

Siwy, starszy pan, trzymał rękę na pustym krześle, kiedy nagle


wstał, podszedł do okna spojrzał przez nie i wrócił na miejsce po kilku
minutach. Żaden z jego mięśni twarzy nie drgnął ani razu w żadnym
grymasie. Po sali zdawało się słyszeć pomruki niezadowolenia, jakby na
kogoś oczekując.

- Szanowna Rado – odrzekł starszy pan – nie niecierpliwmy się, Uriel z


pewnością dotrze na czas.
- Niepokoimy się jedynie, co masz nam do przekazania, Astrusie –
odezwał się ktoś z zebranych.
- Wszystko w swoim czasie, moi kochani, musimy dziś ustalić bardzo
ważne rzeczy, a to wymaga czasu i energii.

***

Przed dom wyszedł ubrany w szaro-biały uniform Uriel. Powoli, lecz


skutecznie zakłada na uniform pas, podobny do tego, jaki używał jego
syn do zabawy. Pas ten wydaje się ośmiosegmentowy, jakby z
wybrzuszeniami, kryjącymi jakąś tajemnicę. Również zakłada na nogi
buty, na nadgarstki bransolety (nadgarstniki) złudnie podobne do pasa,
tylko mniejsze.

- Armado, lecę na spotkanie Rady – oznajmił żonie Uriel.

Z domu wybiega Nathan i przytulając się do Uriela pyta:


- Tato, ale pobawisz się ze mną jutro, obiecaj – patrzy się na ojca
pytającym wzrokiem Nathaniel.
- Dobrze, synku, pojedziemy do Parku Rozrywki, jutro biorę wolne –
mówi Uriel czule całując chłopca w czoło, odgarniając jego jasną
czuprynkę.
Na krawędzi prawdy 18 © Dominik Myrcik

Na twarzy Nathana zaczyna malować się szczery uśmiech.


- To dobrze, przyda nam się dzień wolnego, znowu będziemy razem, mój
ty zapracowany mężu – to mówiąc Armada wyłania się z wyjścia przed
dom.
Armada obejmuje Uriela, całuje na pożegnanie i z niepokojem na twarzy
i pytającym głosem mówi:
- Mam nadzieję, że cała Rada, łącznie z Tobą, rozwiąże ten palący
problem, tak bardzo się boję o naszą przyszłość i Nathana – dodaje
Armada.
- Zobaczysz, będzie dobrze, postaramy się, obiecuję – odwracając się
Uriel jeszcze raz całuje Armadę na pożegnanie.

Uriel dotyka czegoś na pasie, krzyżuje nogi i bardzo płynnie unosi się w
powietrze, odlatując w kierunku Miasta...
Znowu jesteśmy przed tym samym budynkiem, gdzie znajduje się
sala Rady, lecz tym razem przed jego wejściem, przy schodach
prowadzących do niego. Z tyłu nadlatuje Uriel, który rozkładając ręce i
nogi w pozycji „pajacyka” łagodnie ląduje na nich, od razu, nie tracąc
czasu przeskakując co dwa stopnie szybko się wspina. Kiedy dochodzi
do wejścia, otwiera się ono samo i samo zamyka za nim. Uriel bardzo
szybko dochodzi do urządzenia podobnego do windy, kiedy jednak
wchodzi do niego, jakaś niewidzialna siła podnosi Uriela w górę z dosyć
duża prędkością i widać, jak Uriel robi się coraz mniejszy i mniejszy.

Uriel dochodzi do kolejnych drzwi, które ponownie same się przed nim
otwierają i znajdujemy się ponownie w sali narad.
- Witam szanownych państwa, przepraszam za spóźnienie, lecz
musiałem po pracy cokolwiek zjeść – tłumacząc się Uriel dochodzi do
przeznaczonego dla niego miejsca przy stole.
- Ah, Uriel, kochany Uriel – mówiąc to, podnosi się siwy, starszy pan,
podając prawą rękę do uścisku, lewą obejmując nowoprzybyłego i lekko
poklepując go po ramieniu.
- Witaj wuju – z uśmiechem odwzajemnia gest Uriel i siada przy stole.

- Nie chcieliśmy bez Ciebie zaczynać, bo doceniamy Twój umysł, zmysł


logicznego myślenia oraz dobroć serca – powiedział Astrus.
- Niestety, nie mamy dobrych wiadomości – ciągnął dalej Astrus z
niepokojem w oczach.
Podszedł powoli do okna, w milczeniu, a wszyscy zebrani wodzili za
nim wzrokiem głodnym wiedzy i niepokoju.
- Właściwie, to wolałbym was wszystkich widzieć wraz z Waszymi
rodzinami w Parku Rozrywki, na Wzgórzu Zieleni a nie w tym miejscu –
Na krawędzi prawdy 19 © Dominik Myrcik

to mówiąc odwraca się i z poważną twarzą rozgląda się po osobach przy


stole.
- Przejdź do sedna sprawy, Astrusie – słychać z Rady głosy
zniecierpliwienia.
- Moi drodzy – zaczynał opowieść Astrus - kiedy zbieraliśmy się po raz
ostatni na Radzie, czyli 9 lat temu, miałem nadzieję, że osobnik, którego
imię Sat-Than, w wyniku Naszych ingerencji, naszej włożonej energii,
zrozumie iż droga którą wybrał to droga upadku. Myślałem, że
przekonam ludzi, których on do siebie przyciągnął, że jeśli nie odejdą od
zgubnej ideologii, chorej i zgniłej moralnie, umrą, jeśli będą to ciągnąć.
- Astrusie, opowiedz nam o tej zgubnej ideologii – przerwał Uriel wujowi.
- Wszystko w swoim czasie, Urielu, posłuchajcie... – komentował
rozmówca.

- Stała się jednak rzecz straszna – w ciągu tych 9 lat, Sat-Than, bardzo
urósł w siłę. Wg naszych badań, uzyskał specjalistów w
technologicznych dziedzinach, którzy zbudowali mu urządzenia, które
odsysają energię, która jest jak wszyscy wiecie niezbędna do życia
wszystkim istotom. Mało tego, wiemy, iż na próbnych planetach zasiewa
życie i bada, czy jego klony wytrzymują tamtejsze warunki. Mamy wynik:
Satt-Than wykorzystał klonowanie do swych brutalnych celów. Jego
umysł w całości opanowała jakaś ideologia, nie wiemy na czym
dokładnie się ona opiera, jedynie to, iż jest ona dokładnie przeciwstawna
do tego, do czego przywykliśmy, czyli miłości, braku konfliktów oraz
pojednaniu z Bogiem i naturą. O tym nikt nie wie, ale czas byście się
dowiedzieli: ten człowiek kiedyś, kilkaset lat temu był członkiem Rady,
gdy Wasi rodzice byli jej członkami oraz moi przodkowie.
- Ależ Astrusie, czyli Sat-Than miałby teraz ponad tysiąc lat a wszak
wiadomo iż tylko kilku ludzi z Terra żyło około tysiąca lat. – odzywa się
ktoś z Rady.
- Tak, wiem i to mnie martwi. Wynikało by z tego iż Sat-Than w jakiś
sposób odsysa energię życiową z tępych jemu sługusów, którzy
dobrowolnie mu niewolniczą – komentuje Astrus.
- Wuju, powiedz, czy wiesz, dlaczego on został wykluczony z Rady? –
korzystając z chwili ciszy, pyta z ciekawością w głosie Uriel.
- Sat-Than już wtedy przedstawił Radzie swoje pomysły, które od razu
zostały odrzucone, a Sat-Than poddany został uważnej obserwacji, spod
której się wymknął i założył swój azyl, gdzie skupił i przekonał swoją
nieczysta ideologią coraz więcej ludzi, kusząc ich zwodniczo, oferując
coś za nic. Z dziada pradziada wszyscy nasi przodkowie ciężko
pracowali umysłowo a jeszcze wcześniej fizycznie, byśmy posiedli, to co
mamy – jeden człowiek może nam ukrócić dziesiątki, setki tysięcy lat
badań, szczęścia, musimy temu zapobiec, Panowie i Panie, koledzy i
Na krawędzi prawdy 20 © Dominik Myrcik

koleżanki – musimy!! – ochrypłym niemal głosem kończy wypowiedź


Astrus.

Nastąpiła posępna chwila ciszy, której nikt nie śmiał przerwać, bo


byłoby to bezcelowe.

- Moi drodzy – podniesionym i stanowczym głosem powiedział Astrus –


planeta Terra jest w poważnym niebezpieczeństwie. Musimy użyć siły
naszych umysłów a może i broni, byśmy nie zginęli – ze smutnym
głosem dodaje Astrus.

***

Zniszczenie Planety Terra

Niestety, plan Rady oraz wysiłki spełzły na niczym. Potworna ideologia


Satana posiadała wielką siłę przebicia i jego poplecznicy, bezlitośnie
zaczęli eksploatować słabszych, uczciwych ludzi, porywając ich na inne
planety, na czas wojen na Whisteen, by móc ich tam uciskać.
Poplecznicy Satana detonowali Magnokrafty w miejscach, gdzie istniał
Na krawędzi prawdy 21 © Dominik Myrcik

jeszcze silny ruch oporu, niszcząc coraz bardziej planetę. W końcu,


ostateczny wybuch zniszczył Terrę, kończąc tragiczne losy planety.
Kiedy po kilkunastu kolejnych latach wysiłki Rady nie dały efektu, a
zwodnicza, pasożytnicza ideologia Sat-Thana opanowała już większą
część planety, nastąpił upadek świetnej i wielkiej cywilizacji Terran. Na
planecie zaczęły wybuchać lokalne wojny, pomiędzy ludźmi Sat-Thana a
ludźmi, którzy jeszcze ostatkiem sił bronili Starego Porządku, według
którego żyli z dziada pradziada. Ludzie nie wiedzieli czym jest wojna, nie
znali zła oraz pasożytnictwa, które podsunął im Sat-Than. W
ostateczności ludzie nawzajem pozabijali się na Terra, wysadzając ją w
powietrze w ostatecznej bitwie. Na nieszczęście, poplecznicy Sat-Thana
kolonilizowali wraz z naukowcami inne rejony kosmosu, w tym Ziemię,
która wówczas była raczej jałowa i nie za bardzo przydatna do życia.
Nim mocniejsi zniewolniczyli i wybili słabszych, przenieśli kolonie m.in.
na planetę Zem, która okrążała nieistniejącą już dzisiaj gwiazdę Syriusza
D. Na planecie Terra żyło i zginęło zarazem niemal 20 miliardów ludzi.
Jedynie nieliczni, którzy pouciekali na inne kolonie, zdołali ujść z życiem.
Jedną z takich kolonii, była właśnie planeta Zem. Stamtąd właśnie
zaprojektowano kolonię na Ziemi oraz inne kolonie zakładane w różnych
miejscach wszechświata.

Planeta Terra już dziś nie istnieje. Jednak gwiazda, która


niewidoczna z ziemi gołym okiem, a którą Terra obiegała, jest podobno
dostrzegalna poprzez potężne teleskopy, zlokalizowana jest gdzieś w
systemie Wega z konstelacji gwiezdnej Lutni.

Zem

Kiedy umarł już Sat-Than, który potem został nazwany Satanem,


Szatanem, Diabłem i jeszcze dziesiątkami podobnych nazw, ludzie na
Zem, a właściwie pasożyci, którzy zniszczyli Terrę, bardzo intensywnie
pracowali nad inżynierią planetarną i zasiedlaniem kolejnych planet,
Na krawędzi prawdy 22 © Dominik Myrcik

gdyż, jak się okazało, ich planeta Zem wraz z gwiazdą Syriusz D,
stopniowo wsysana jest przez czarną dziurę. Zarówno Zem jak i Syriusz
D zniknęła całkowicie około 10 000 lat temu...

***

Widzimy jakieś zabudowania na Planecie Zem. Nie są podobne do


tych z Terry, raczej wyglądają na bazy naukowe i „tymczasowe”
mieszkania ludzi. Znajdujemy się właśnie w jednym z takich zabudowań,
chyba głównej kwaterze dowódców z Zem, bo jest wyraźnie większa,
bogato zdobiona – pozostałe budynki wyglądają wręcz ubogo w
porównaniu z tą „bazą główną”. Dookoła budynku widać spiesznie
przechodzących ludzi, którzy krzątają się jakby na przyjęcie kogoś
ważnego. W ich oczach maluje się strach. Szybko rozkładają
wielokolorowy dywan przed wejściem, całkiem tak, jak w dzisiejszych,
ziemskich czasach wita się prezydentów, aktorów i jakieś znane
osobistości. Ustawiają się w równym rządku, niczym żołnierze i w
milczeniu oczekują na kogoś.
Jakieś dziesięć, może piętnaście metrów poza końcem dywanu
znajduje się jakby „arenka” – okrąg o średnicy jakichś 40 metrów.
Dziwne to, bo nie ma na niej nic – tylko podłoże. Żadnych lamp,
statuetek, napisów – jednym słowem nic. Arenka otoczona jest przez
mały murek wielkości pół metra. Murek – to chyba złe słowo, bo jest to
gruba na pół metra idealnie kanciasta obejma jakby cokołek, czy
piedestał, pozbawiony wewnątrz pomnika.
Kiedy strażnicy stoją nieruchomo, nagle dobiega ich głośny
brzęczący sygnał, jeden z nich, stojący najbliżej „arenki” szybko
podbiega do niej i dotyka jej przedniej ścianki, która podświetla się
jasnopomarańczowym światłem. Arenka ma kształ niedomkniętej litery
„o”. Jej podłoga nagle rozbłyska oślepiającym, zielonkawo-białym
światłem, które lekko przygasa pozostając niezmienione przez kilka
minut. Wartownik wraca na swoje miejsce i na naszych oczach tam gdzie
była podłoga arenki, jakby z mgły, czy pary pojawia się olbrzymi
Magnokraft, zajmujący powierzchnią niemal całą arenkę. Jego
pojawienie się wprowadza jeszcze większą ciszę wśród wartowników,
którzy teraz posłusznie obracają się twarzą ku sobie i w milczeniu
oczekują na wyjście gościa, dla którego specjalnie rozwinęli dywan.

I rzeczywiście, po chwili, z zakończonego dużą kopułą magnokraftu,


który lśni w słońcu niczym puszka sardynek pozbawiona etykietki,
otwiera się właz, z którego wychodzi postać mężczyzny, ubrana w
ciemny strój. Jego włosy są kruczoczarne, jak afrykański heban, można
by rzec. Nos długi, prosty, zakończony jakby dwiema chrzęstkami
Na krawędzi prawdy 23 © Dominik Myrcik

obciągniętymi tylko skórą. Nos kojarzy się z warzywem marchewką.


Jego brwi, bardzo ciemne i gęste podkreślają głęboko osadzone,
brązowe oczy. Jego twarz zwęża się przy brodzie, a sama broda jest
jakby haczykowata, przywodząca na myśl legendarne i bajkowe
czarownice, które właśnie miały takową haczykowatą brodę, latające na
miotle. Jednak humanoid wcale wyglądał na staruszkę z miotłą między
nogami, za to jego mina była surowa, napięta i...przerażająca. Wolnym
krokiem podążał w kierunku dywanu, obok którego, z obydwu stron stała
wcześniej wspomniana straż. Kiedy humanoid wszedł na dywan, rozległ
się z gardeł straży wyćwiczony i stanowczy głos:
- Witaj panie, nauczycielu i generale – odezwali się wszyscy jednym
chórem.
Humanoid spojrzał z pogardą na osobników z wolna posuwał się ku
drzwiom.
Nagle jego wzrok przykuł uwagę mały fałd na dywanie, który
spowodował zmarszczenie jego brwi, jednak zdziwienie było tym
większe, iż brwi, zamiast jak u normalnego człowieka, ku oczom, zwinęły
się ku górze w dziwnym, przerażającym grymasie.

- Kto dowodził rozwijaniem dywanu – ryknął humanoid, aż jeden ze


strażników ze strachu dygnął niekontrolowanie.
- Ja, panie – ze strachem w oczach odpowiedział ten, który stał najbliżej
drzwi. Jego głos był drżący, ledwie słyszalny.
- Za ten fałd, na którym mogłem się potknąć, wymierzam ci karę jednego
karnego pobytu w komorze zimna4 – ze złością i nieugiętością odparował
bez zastanowienia straszny humanoid.
- Panie, proszę nie karz mnie tak surowo, chcę żyć długo – skamlał
ukarany.
- Masz czelność błagać o zniesienie niepodważalnego wyroku?? –
wściekł się już teraz humanoid – dobrze więc, zarządzam d w a karne
pobyty w komorze zimna – wrzeszczał na niego humanoid.

Ukarany już ze strachu nic nie powiedział tylko wrócił roztrzęsiony do


szeregu i ze łzami w oczach oczekiwał na wykonanie wyroku.

- Zabrać mi go sprzed oczu – rozkazał humanoid jego kolegom, stojącym


tuż obok, nie mniej przerażonych, by i im się nie oberwało przy okazji.

Tak spełniło się, iż ci, którzy jeszcze niedawno z nim żartowali i


opowiadali o życiu, musieli go brutalnie odprowadzić do budynku i

4
Komora zimna – urządzenie, po raz pierwszy zaobserwowane przez Pana Andrzeja Domałę, na planecie Nea,
w którym przebywał on, w celu odsysania z niego energii życiowej. Urządzenie opisane bliżej w monografii
3b_p.
Na krawędzi prawdy 24 © Dominik Myrcik

wykonać wyrok kary – czyli odebraniu mu dwukrotnie porcji energii, która


pozbawiała ukaranego kilku lat życia.
Jakaż ponura i chora musi być filozofia pasożytnictwa, skoro istoty
ją stosujące posuwają się aż do takich kroków...

Kiedy humanoid wszedł do budynku, przeszedł długi i szeroki


korytarz, który po obydwu stronach miał wiele drzwi. Korytarz ten był w
niektórych miejscach oszklony, dzięki czemu było widać, co się dzieje w
sąsiednich pomieszczeniach. Znajdowały się tam laboratoria, w których
ubrani w białe uniformy ludzie robili coś przy urządzeniach, na stołach
operacyjnych było widać różne dziwne istoty, jakby hybrydowane i
badane przez ichniejszych naukowców. Żaden dźwięk nie przedostawał
się do korytarza.
Humanoid dotarł wreszcie do końca korytarza, gdzie na końcu
otworzyły się, a raczej w błyskawicznym tempie schowały się drzwi, które
przekroczył humanoid i znalazł się w lekko owalnym pomieszczeniu, w
którym na parterze było kilka drzwi, prowadzących na lewo i na prawo
(chyba również do kolejnych korytarzy lub laboratoriów) a na końcu
owalnego hallu były schody prowadzące w górę, na pięterko, które
otoczone było balustradą. Kiedy humanoid wszedł na schody, a wreszcie
dotarł do pierwszych drzwi tuż naprzeciw schodów, otwarły się one cicho
i humanoid dotarł wreszcie do miejsca, w którym oczekiwały istoty
niektóre podobne do niego, niektóre odmienne. Olbrzymi pokój, był
chyba największym, jaki sobie może wyobrazić, pokojem. Jego kopuła
była oszklona – właściwie to nie było widać żadnej osłony, tylko gwiazdy,
słońce i planetę, jakby szyby w ogóle nie było. Słońce właśnie
zachodziło, więc gwiazdy były już dosyć dobrze widoczne na
nieboskłonie. Pokój, mógł mieć chyba ze sto metrów długości, jakieś 40
metrów szerokości.
Jednak chyba największą uwagę przykuł humanoid, który miał jakieś
5 metrów wzrostu. Był tak olbrzymi iż pozostali wyglądali przy nim jak
małe dzieci. Jego włosy były jak u albinosa – blond, niemal białe, można
by rzec, proste i długie, aż do ramion. Cera nordycka, w ogóle to
wyglądał jak nordyk. Gdyby jednak ktoś dla zabawy przyprawił mu
skrzydła i zobaczyłby go ziemski człowiek, jak Ty, Czytelniku i ja,
powiedziałby, iż widzi anioła. Wystarczyło by ubrać go w długą jasną
szatę, dać magnetyczny napęd osobisty, taki, jakim bawił się Nathan i
mamy anioła jak malowanego.

Kiedy zebrani się zorientowali, że przyszedł ten, na którego czekali,


szybko się zreflektowali i powitali godnie jak jakiegoś władcę. Humanoid
odpowiedział kiwnięciem głowy i lekkim uśmieszkiem, po czym wszyscy
zebrani w tej olbrzymiej hali usiedli wokół stołu w kształcie litery „U”. Stół
Na krawędzi prawdy 25 © Dominik Myrcik

był umieszczony tuż przy wejściu, wylot litery „u” czy też, jak kto woli,
stołu, wybiegał na ścianę, na której umieszczony był olbrzymi ekran,
właściwie to ekran był jakby wkomponowany w tę ścianę. Kiedy wreszcie
Pasożyci spoczęli na krzesłach, bez jakiegokolwiek powitania, czy
dygnięcia chociaż w geście przywitania, no nie wiem, takiego jak to się
chyba powinno robić na spotkaniach, naradach czy czymś podobnym,
humanoid zaczął swój wywód:
- Moim zadaniem było zbadanie i odnalezienie planety, która by się
nadawała do eksploatacji i zaludnienia na nie stosowaną przez nas
dotychczasową skalę – to mówiąc wstał z krzesła i zaczął się
przechadzać po sali i dziwnie marszcząc brwi, dodał:
- Moja misja się udała, choć nie do końca. Miałem mało czasu, gdyż
buntowniczy ludzie nie dają nam spokoju. Planeta owa, nazwana przeze
mnie „jednogwiazdową niebieską planetą”, czy jak kto woli „jednolitą
ziemią”, gdyż posiada jeden olbrzymi ląd, nie rozdzielony na pomniejsze,
posiada tylko jedno słońce.
- Przecież teraz to my znajdujemy się w takiej konstelacji i wiemy
wszyscy jak jest ciężko – odzywa się pomruk niezadowolenia po
zebranych.
- Wszyscy wiemy iż planeta powinna posiadać co najmniej 2 gwiazdy
słoneczne, zarówno tak było na Whisteen, Terra i wszystkich innych –
dodaje inny pasożyt.
Ów humanoid o haczykowatej brodzie, podnosi brew, jakby w
geście zwycięstwa, lekko i ironicznie się uśmiecha. Wstaje od stołu,
podchodzi powoli do ekranu, na którym ukazują zdjęcia powierzchni
planety.
- Dlatego właśnie teraz wam opowiem, co odkryli moi genialni badacze i
do jakich wniosków doszliśmy, po latach badań – z tryumfem na twarzy
chełpił się humanoid.
W pomieszczeniu się ściemniło, światło przygasło pozostawając w
półmroku, ekran się rozjaśnił. Widać było tylko tego humanoida i ów
ekran.
- Ta planeta, o której wspomniałem, której wspomnienie wywołało
pomruk niezadowolenie wśród was, drodzy bracia – z docinkiem i jakby
wyrzutem perorował cień humanoida, - leży tuż za Czerwoną Planetą, na
której już przecież bywaliśmy.
Wiemy, że okrążają ją 3 księżyce. Poprzednia generacja naukowców
popełniła błąd w obliczeniach, ponieważ moi naukowcy są niezachwianie
pewni, że gdybyśmy usunęli ten największy księżyc, uzyskalibyśmy
niemal idealne warunki do zasiedlenia jej – a tym samym osiągnęlibyśmy
to, o co walczył nasz genialny przodek, Sat-Than – nieograniczoną
eksploatację stworzonej przez siebie rasy, a dzięki inżynierii genetycznej
Na krawędzi prawdy 26 © Dominik Myrcik

wszystko przeszłoby pomyślnie. Już teraz testy i próby wypadają bardzo


korzystnie – dodał humanoid.
- Hmm, muszę przyznać, że to iście satanowski plan – to mówiąc, jeden
z nich, wysoki człowiek, podparł się ręką o policzek z wystawionym
palcem, diabelsko się przy tym uśmiechając.
- Wprowadź nas wszystkich w szczegóły – chłodnym tonem rozkazał
siwy pasożyt, dalej podpierając się w geście lekceważenia.
- Ależ oczywiście, plan całego przedsięwzięcia mam już ułożony
-ukazując zęby w wykrzywionym uśmiechu odpowiedział humanoid.

Pokój się nieco rozświetlił, humanoid, czując przyzwolenie oparł


ręce o kant stołu i rozglądając się po zebranych, zaczął swoją
wypowiedź.

- Po usunięciu księżyca, który najbardziej szkodzi zasiedleniu planety, a


ściślej po detonacji, która go zniszczy i odeśle jego szczątki w otchłanie
kosmosu, planeta bardzo szybko nabierze odpowiedniej gęstości
grawitacyjnej, wichry i burze, które nią smagają przestaną być
intensywne, a z czasem same zanikną. Jest tam odpowiednia ilość
tlenu, która zostanie zwiększona poprzez drzewa i rośliny, które już teraz
tam są przez moich ludzi zasadzane w fazie próbnej. Niektóre zwierzęta
przetrzymały już teraz tamtejszy klimat, lecz zapewne później już niemal
wszystkie istoty będą swobodnie mogły tam ewoluować. Zalecam
zaludnienie kilku odmiennych obszarów „niebieskiej planety” i
obserwować czy sobie radzą z przetrwaniem. Będziemy ich utrzymywać
w ciemnocie i poddaństwie, by nigdy nie doszli do poziomu naszej
techniki. Moi genialni naukowcy już teraz dopracowują metody, jakich
użyjemy, by oni w ogóle się nie zorientowali, że ich hodujemy. Będziemy
ich hodować i będą się w razie potrzeby nawzajem niszczyć, z czasem
dopracujemy metody a z początku możemy im się ukazywać jako
„bogowie” – czyli metodą, jaką znamy już od tysięcy lat i którą stosowali
nasi przodkowie. Nasz poziom zaawansowania technicznego jest tak
wysoki iż ponieważ latamy w powietrzu będziemy musieli być ich
„bogami”. Kończąc omówienie mojego planu, mam nadzieję na
uzyskanie Waszej aprobaty i pomocy. – To powiedziawszy na twarzy
humanoida pojawił się znak zapytania i wymowne spojrzenie na twarze
zebranych. Czy macie jakieś pytania? – spojrzał się na zebranych
humanoid.

- Co zrobimy, jeśli ich poziom techniczny zacznie doganiać nasz? –


zapytał się przezornie jeden z nich.
Na krawędzi prawdy 27 © Dominik Myrcik

Humanoid, jakby przeczuwając to pytanie, spojrzał na pytającego z


niekłamaną satysfakcją i orzekł:

- Spokojnie, moi ludzie już teraz dopracowali metody, religie i poglądy,


które zastosowane na nich, gwarantują, że dzikusy nigdy się nie połapią,
nie dopuścimy do tego – odpowiedział humanoid
- A jeśli zaczną doganiać nas w technologii – dodał pasożyt – no
cóż...wtedy zastosujemy specjalne metody – z przekąsem dodał
rozmówca.
- Mówisz tylko ogólnikami, nic konkretnego o owych metodach, chcemy
jakąś poznać – powiedział siwy, wysoki humanoid ze zniecierpliwieniem.
- Dobrze więc, omówię Wam, na co rok temu wpadł mój podwładny, a co
dopracowaliśmy do perfekcji.
- Jedną z nich jest metoda „bogów” – znana wszystkim od dawna, tylko
teraz lepiej dopracowana o te "drobne" szczegóły – będziemy się po
prostu pokazywać jako ich bogowie, dzikusy będą w strachu przed nami
modlić się i będą bardzo posłusznymi. Poza tym, nasze ciągłe patrole,
będą ciągle raportować o najgorszych i najdzikszych z ich stada, by ich
wynagradzać i pokazywać pozostałym, że należy być złym,
bezwzględnym i że tylko zło popłaca. To da nam czas, czas i jeszcze
raz czas.
- Kolejną z metod ich spowolnienia rozwoju technicznego, będzie
systematyczne mordowanie ich najlepszych umysłów, ale tylko w sposób
wyglądający na śmierć naturalną.
- Poza tym, przecież wszczepimy im implanty indoktrynujące do głów i
będziemy ich kontrolować w każdej dziedzinie – z pewnością dodał
potwór.
- Brawo – powoli klaszcząc wstał siwy humanoid – to robi rzeczywiście
wrażenie.
- Jeśli to co powiedziałeś, zadziała – to już nigdy nie będziemy musieli
pracować, martwić się o energię życiową, zasób wolnej woli5 -
podekscytowany dodaje pasożyt.
- Mało, że nie będziemy musieli się martwić o zwow, energię życia, to
jeszcze będziemy się nieustannie pławić w niekończącym się lenistwie i
wiecznej zabawie (ciągła zabawa i czerpanie tylko i wyłącznie
przyjemności ze wszystkiego, to główne posłanie Raelian, sekty, w której
Ufonauci na bardzo szeroką skalę zaadaptowali filozofię pasożytnictwa),
bowiem wszystko, co będziemy potrzebowali, zrobią za nas dzikusi,
5
Zasób Wolnej Woli – (zwow) – rodzaj unikalnej energii odkrytej przez prof. Pająka. Znajduje się ona w
przeciw ciele człowieka i jej brak nieodwołalnie powoduje śmierć człowieka. Tylko człowiek jest w stanie
wygenerować zwow o odpowiedniej jakości, którą pasożyci odsysają z ludzi. Energia życiowa jest niemożliwa
do wytworzenia technicznie. Wg równań grawitacyjnych, człowiek powinien na ziemi żyć około 120 lat, a żyje
tylko przeciętnie 80. Smutną prawdą jest, iż pasożyci zabierają około 40 lat życia niemal każdemu z nas. Więcej
o Zasobie Wolnej Woli znajdziecie Państwo w rozlicznych monografiach dostępnych na stronach internetowych,
wyszczególnionych na końcu książki.
Na krawędzi prawdy 28 © Dominik Myrcik

którymi zaludnimy planety, a odsysać ją będziemy za pomocą istot


niższego gatunku, które już teraz nam służą.
- Twój plan jest genialny – czas zabrać się za jego realizowanie i to jak
najszybciej, wszyscy jesteśmy za – odparł za zebranych wysoki
humanoid.

Wszyscy obecni na naradzie z zadziwieniem przysłuchiwali się temu


co mówił ciemno ubrany humanoid i z przytakiwaniem zgadzali się na
coś, co do dzisiaj nie mieści się niestety ludziom na Ziemi – własną
eksploatację.

***

W międzyczasie główna część ludności planety Zem emigrowała na


planetę nazywającą się "Whistheen" jaka krąży wokół gwiazdy Beta w
konstelacji "Wolarz". Niefortunnie, około 13.5 tysięcy lat następna
niszczycielska wojna wybuchła pomiędzy blokiem ludzi którzy
zamieszkiwali Ziemię, Syriusza, oraz planetę Whistheen, a jeszcze
innym blokiem jaki grupował kilka innych kolonii ludzkich, a także grupę
odmiennych istot rozumnych o kształcie humanoidalnym. Ten odmienny
blok zamieszkiwał odmienną część wszechświata, znajdującą się w
kierunku Andromedy, Psów, i kilka dalszych konstelacji, i był on bardziej
zaawansowany technicznie - jako że opanował już podróże w czasie.
Ludzie z planety Ziemia wzięli aktywny udział w tej wojnie, stając po
stronie swoich krewniaków z planety Whistheen. W rezultacie owej
wojny, planeta Whistheen została zniszczona i skażona nuklearnie tak
mocno, że życie na niej było możliwe jedynie w podziemnych schronach.
Stąd większość tych co przeżyła ową wojnę, około 13.5 tysięcy lat temu
porzuciła Whistheen i emigrowałą na inną planetę nazywaną "Nea" jaka
zlokalizowana jest na orbicie gwiazdy "Epsilon" z konstelacji "Wolarz",
widzialnej niedaleko od północnego bieguna nocnego nieba. Odległość
Nea od Ziemi oceniana jest na około 114 lat świetlnych. Żyją oni na Nea
do dzisiaj, czasami starając się wejść w kontakt z nami.

***

40 000 lat p.n.e.

Słońce chyliło się ku zachodowi. Jego ostatnie ciepłe promienie,


oświetlały dziką puszczę, zarysy jakiegoś łańcucha górskiego, nieopodal
leżącego wulkanu, z którego pomniejszych kraterów spokojnie wyciekała
Na krawędzi prawdy 29 © Dominik Myrcik

magma, która po leniwym marszu zamieniała się w lawę, a w końcu w


twardą skałę rodzimą.
Kilkanaście kilometrów od stóp wulkanu znajdowała się mała
rzeczka oraz nieco wyżej, wejście do jaskini. U wejścia było widać
wyraźnie oznaki działalności istot rozumnych. Leżały bowiem rozrzucone
kości zwierząt, jakieś prymitywne palenisko, tudzież prymitywne
narzędzia z kamienia i kości, jak: kawałek stępiałego z jednej strony
krzemienia, wyostrzona kość, służąca zapewne do przebijania i szycia
skór, może nawet jako broń. Obok paleniska leżała duża, zapewne
ciężka kamienna i zarazem nieforemna misa (nieforemna, znaczy nie
miała idealnego, okrągłego wyglądu), w której walały się resztki jakiegoś
jedzenia, trudnego do określenia. Z jaskini dało się słyszeć ciche
dudnienie. U wyjścia pojawił się małpolud (przez dzisiejszych
naukowców nazywany Neandertalczykiem), który miał całe ciało
zarośnięte futrem, był dosyć wysokiego wzrostu, zapewne około 1,80 – 2
metrów. Chrząknął głośno i spojrzał na przewróconą misę. Podszedł do
niej, pogrzebał ręką i warknął głośno, jakby był zły, że nie zaproszono go
na ucztę, zapewne odbytą niedawno, gdyż misa była jeszcze ciepła, a i
palenisko zdradzało jeszcze niedawne podsycanie drewnem dużą ilością
żaru, poprzez który od czasu do czasu przedostawał się jakiś płomyk.
Małpolud, zauważył nagle innego małpoluda, siedzącego do niego
bokiem u skraju dżungli i szybko rozrywającego zębami jakieś mięsiwo.
Ten, zauważywszy towarzysza, szybko do niego pokracznie podbiegł i
wyrwał mu mięso, jeszcze szybciej i bardziej dziko rwiąc pazurami i
zębami kawał surowego mięsa. Kiedy tamten chcąc upomnieć się o
swoje próbował wydrzeć mu jedzenie, złodziej szybko odparował
tamtemu w pysk lewą ręką, od siebie, coś podobnego do ruchu tenisisty i
począł spokojnie dalej jeść mięso. Poszkodowany już nie śmiał
przerywać posiłku agresorowi, widać było, iż jest wyraźnie słabszy
fizycznie. Kiedy cierpliwie czekając aż tamten skończy żreć i zapewne
porzuci resztki jedzenia, kiedy się nasyci, z dżungli zaczęły dobiegać
hałasy przedzierania się przez nią, a konkretnie łamania gałęzi oraz
dziwne nawoływania. Oba małpoludy (płci niewątpliwie męskiej,
zważając na ich pokaźnych rozmiarów genitalia), spojrzały się po sobie i
bacznie obserwując ruch łodyg i gałęzi w milczeniu oczekiwali na dalszy
rozwój wydarzeń.
Gałęzie rozchyliły się, ukazując grupkę podobnych małpoludów,
którzy nieśli upolowaną zdobycz – wyglądało to na dzika lub podobne
zwierze, z tym, że większe i bardziej włochate i z niewiarygodnie wielkimi
„szablami”, czyli kłami dzika. Miały bowiem one jakieś 30-40 cm
długości, grube na dwa cale u podstawy.
Kiedy nasi dwaj pierwsi „mężczyźni” zobaczyli zdobycz oraz
usłyszeli donośne, zapewne radosne okrzyki kompanów, dołączyli się do
Na krawędzi prawdy 30 © Dominik Myrcik

nich i zaczęli oznajmiać krzykiem, że dzisiaj ognisko znowu zapłonie i


będzie znowu pieczyste. Z jaskini poczęli nadbiegać inni, znalazły się
wśród nich i kobiety i dzieci. Te ostatnie podniosły kamienie i podbiegły
do zwierza odrąbując mu obydwa kły kamieniami, traktując to chyba jako
formę jakiejś zabawy.
Cała grupa z jaskini dziś wieczorem spodziewała się wielkiego
obżarstwa i uczty dla całej okolicznej społeczności.
Nie spodziewali się, iż nie doczekają następnego lata a ich dzieci
nie zrodzą następnego potomstwa, bo kilka godzin wcześniej... [...]

***

Kilkaset kilometrów dalej od jaskini neandertalczyków słońce


właśnie sięga zenitu, jest strasznie upalnie. Znajdujemy się w dosyć
dużej osadzie, widać domy trzcinowe, sklecone naprędce, niektóre
pokryte gliną, trawą i różnymi patykami. Generalnie cała wioska wygląda
na stworzoną przez dużo inteligentniejsze istoty od małpoludów. I
rzeczywiście: po wiosce krzątają się ludzie, niemal identyczne do nas,
jedyna różnica leży w tym, iż po prostu są ubrani w skóry i kawałki
jakichś szmat, mają jakieś 150 – 170 cm wzrostu, w osadzie widać, że
życie urządzone jest prymitywnie, ale nieporównywalnie lepiej od
jaskiniowych małpoludów. Nieopodal widać jakieś pola zarośnięte jakąś
uprawną rośliną, z czego można wnosić iż ludzie opanowali już chociaż
w małym procencie formę roli. Domy porozstawiane są wzdłuż „ulicy”
jedynie największy, na końcu, jest w poprzek, jakby jakiś dom wodza
bądź tublyczego przywódcy. Nawet we wsi jest rodzaj ryneczku, na
którym widocznie organizowane są jakieś prymitywne tańce czy pokazy.
Po ulicy przechadzają się jacyś ludzie, używają już nie bełkotu, jak
neandertalczycy, ale jakiejś formy języka, pomimo iż nadal wydaje się
krzykliwy. Nieopodal wioski, bawi się w trawie mała dziewczynka. Jej
ręce są brudne, twarz usilnie skupiona na obserwowaniu czegoś w
trawie. Ręce ma podparte pod brodą. Włosy potargane, niemyte i
chaotyczne – ale długie. Jest w pozycji kucnięcia. Gdy jej się przyjrzeć z
bliska, jej oczy zupełnie nie pasują do jej brudnego wyglądu, bowiem są
koloru intensywnie błękitnego – co w porównaniu z jej cerą wygląda
jakby małe latarenki świecące w ciemności. Typowo dla dziecka, które
jest zajęte czymś ważnym, ma wysunięty języczek i kręci nim wokoło,
ciągle obserwując to coś w trawie. Być może to jakieś małe zwierzątko,
chrabąszcz, albo mrówka niosąca kawałek liścia, nie wiadomo.

***
Na krawędzi prawdy 31 © Dominik Myrcik

- Cały plan na nic, żądam wyników i to natychmiast. Ci głupi i tępi


neandertalczycy nie potrafią dać nam energii życiowej i zasobu wolnej
woli, jesteśmy na wyczerpaniu! Żądam wyników, Orgotusie!! – krzykiem
oznajmia siwy humanoid, którego znamy z sali prezentacyjnej do owego
humanoida, który chełpił się przedtem swoim planem.
- Moi naukowcy mnie zawiedli, myśleliśmy iż taka forma, którą
zasiedliliśmy Niebieską planetę, da nam wszystko a przy okazji nie
zorientuje się, że jest hodowana – mówił spokojnym głosem humanoid o
haczykowatej brodzie. Jednak rozplenili się za szybko, nie dając nam
efektów. Na dodatek zaczęli się krzyżować z humanoidami, których
równolegle z nimi zaczęliśmy hodować, ale nie martw się, już mam
gotowy plan, jak pozbyć się tych małpoludów – z szatańskim uśmiechem
dodaje Orgotus.
- Jak to wyjaśnisz przedstawicielom Konfederacji „Pokoju”6??? – z
niepokojem w głosie pytał siwy.
- O j c z e – odpowiedział Orgotus – nie martw się, nie jest tak źle, jak to
wygląda, trzeba się tylko pozbyć neandertalczyków i
najniebezpieczniejszych zwierząt, trochę to potrwa, trzeba się do tego
dobrze przygotować.
- Pozbyć się? – dziwił się ojciec – jak to?
- Cóż...pozbędziemy się ich raz na zawsze, trzeba tylko podpuścić
dzikusów, by powybijali się nawzajem – bez zakłopotania odpowiedział
złoczyńca i diabeł w jednej skórze.
- A Karma7? – jakby z niedowierzaniem pytał ojciec.
- Przecież to nie M Y będziemy zabijać – ze śmiechem odpowiedział
Orgotus.

Po tych wydarzeniach Pasożyci rozmyślali nad planem, który zrzuciłby


całą winę oraz powstałą karmę na niewinnych ludzi, nazywanych
pogardliwie przez potomków Satana dzikusami.
Tak miała się rozpocząć jedna z najokrutniejszych rzezi, jakie
kiedykolwiek nosiła Ziemia. Nim opiszę, co się stało właśnie około 40
000 lat temu, trzeba dorzucić „mądre” i „naukowe” wyjaśnienia
dzisiejszych „naukowców”. Wszak dzisiejsza nauka nie tylko jest gotowa
6
Konfederacja Pokoju – nazwa wprowadzona sztucznie przez UFOnautów, ludziom porywanym przez ostatnie
dziesięciolecia. Dla zamydlenia oczu oraz zwodniczości, porwanym ludziom wmawiają, iż są w zamiarach
pokojowych, że niby należą do owej „konfederacji pokoju”. Tymczasem prawda jest szokująco odwrotna.
pasożyci aby zasiać nieprawdę wśród przeciętnych ludzi i wśród samych badaczy ufo, tworzą właśnie taką jedną
z zasłon dymnych, jak słowo „pokój”.
7
Karma - "algorytm" przypisywany danemu intelektowi, gdy jakiekolwiek uczucie wygeneruje on do innego
intelektu. Posiada wpisane w siebie prawo o nieodwołalności wypełnienia się karmy, co oznacza, że karma raz
wygenerowana, musi zostać raz zwrócona. Karma NIE zwraca zdarzeń (jak mylnie twierdzi buddyzm) tylko
uczucia (które mogą być oddane poprzez całkowicie odmienne zdarzenie). Przykład: kogoś pobijemy, do
naszych rejestrów (duszy) zostaje wpisana informacja, że kiedyś ma zostać to nam zwrócone (karma tylko
oczekuje odpowiednich warunków, by zostać zwrócona).
Na krawędzi prawdy 32 © Dominik Myrcik

przysiąc, że życie na ziemi jest jedynym we wszechświecie, to na


dodatek wynajduje coraz to nowe teorie na temat nagłego wyginięcia
Neandertalczyka. A to jakaś choroba, a to upadek meteorytu, co
jeszcze? Sam nie wiem, pogubiłem się ich KŁAMSTWACH. Jedyną
pozytywną ostatnio cechą, podczas oglądania programu o życiu
neandertalczyka było, iż okazało się, że odnaleziono ich groby w
jaskiniach wraz z ozdobami i kwiatami, co by oznaczało, iż żyli stadnie i
tworzyli istotne więzi, chowali zmarłych ze czcią, czyli jednak tępakami
nie byli. No i ostatnia rzecz – ostatnim zdaniem filmu było (dokładnie nie
pamiętam), że „do dzisiaj sprawa wyginięcia Neandertalczyka jest jedną
z największych tajemnic natury i pomimo, że powstało kilka teorii na ten
temat, to faktycznie żadna nie jest spójna i definitywna, co oznacza brak
do dzisiaj odpowiedzi”.
***
Mała dziewczynka ze ślicznymi, niebieskimi oczkami ciągle ze
skupieniem przyglądała się czemuś w trawie i pewnie, gdyby nie
spojrzała przypadkiem w niebo, dowiedzielibyśmy się, co to takiego.
Jednak chyba zabolały ją oczy od ciągłego wpatrywania się zezem w
trawę, bo powstała z przycupnięcia i właściwie to chciała pomaszerować
w kierunku wioski.
Nagle jej wzrok przykuło coś na niebie, co wyraźnie maluje
zdziwienie, jeśli nie przerażenie na jej twarzy. Dziewczynka zrywa się i z
krzykiem biegnie ile sił w nogach w kierunku osady. Krzyk dziewczynki
oraz jej ręka wskazująca na niebo powoduje, że coraz więcej ludzi
zadziera głowy w górę i dostrzega, że po niebie, coraz niżej i niżej sunie
magnokraft (czyli to, co ludzie błędnie przypisali nazwie „ufo”). Jarzy się
bardzo jasnym blaskiem. Nagle wehikuł zmienia jakby kształt, bo
zamienia się w czarną chmurę, kilka sekund później odsłania swój
prawdziwy kształt, typowego magnokraftu, nie zniekształconego wirem
magnetycznym8, pomimo znacznej odległości od ziemi, już teraz wydaje
się, że musi być olbrzymi, gdyż przysłania nawet słońce. Wyraźnie widać
jego wklęśnięcie u spodu samego wehikułu oraz umieszczony tam
pędnik główny, czyli komorę oscylacyjną9.
Magnokraft pomału spływa w kierunku wioski. Zawisa nad nią
nieruchomo, niczym bezgłośny helikopter. Dopiero teraz widać jaki jest

8
Wir magnetyczny – jeden z podstawowych trybów działania magnokraftu I generacji. Polega na osłonięciu się
świecącą chmurą zjonizowanego powietrza. Chmura ta jest zabójcza, ponieważ nosi cechy piły plazmowej, która
jest zdolna do wypalania tuneli w skałach oraz do chronienia statku oraz załogi przed atakiem z zewnątrz.
Jarzenie pochodzi ze zjonizowanych cząsteczek powietrza (podobne zjawiska zachodzą w jonosferze ziemskiej).
Chmura taka skutecznie zniekształca obserwowany magnokraft (ufo) i ludzi nie obznajomionych z Teorią
Magnokraftu skutecznie wprowadza w błąd.
9
Komora Oscylacyjna – bardzo potężny magnes, który wytwarza siłę nośną, zdolną do uniesienia masy
magnokraftu. Jest ona pędnikiem, czyli urządzeniem napędzającym cały wehikuł. Wielkością zbliżona do
popularnej kostki Rubika. W zależności od typu magnokraftu, wehikuł może posiadać zamontowane od kilku do
kilkudziesięciu komór oscylacyjnych. Pędnik główny jest właściwie „sercem magnokraftu”.
Na krawędzi prawdy 33 © Dominik Myrcik

potężny. Jego średnica przekracza całą długość osady. Ma bowiem


ponad 500 m średnicy i jest największym pojedynczym magnokraftem
(wehikułem), który można zbudować zgodnie z Teorią Magnokraftu. Jego
dokładna średnica to około 561 metrów średnicy i około 56 metrów
wysokości. Z jego pędnika głównego wydobywa się silny promień światła
bijący prostopadle do powierzchni ziemi. Nagle w tym promieniu światła
widać kilka postaci spływających w nim z rozłożonymi rękoma.
Przerażeni ludzie padają na kolana, nie śmiąc nawet drgnąć ze
strachu. Nagle jeden z ludzi podniósł głowę i zawołał coś głośno, co
wywołało pomruk zdziwienia wśród ludu. Krzyknął bowiem coś w
rodzaju: „Bogowie, Bogowie do na przybyli, ludzie padnijcie na twarz”.
Kiedy to powiedział, trzy postacie (bo tyle ich się pojawiło) podpłynęły do
nich unosząc się kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią (używając
zapewne magnetycznego napędu osobistego). W jednym z nich dało się
rozpoznać przebranego w długą, jasną szatę Orgotusa, pozostali dwaj
byli Nordykami – takimi jak ten, który jako pierwszy przywitał Orgotusa w
dużej sali. Wyglądali iście jak anioły. Ich albinoskie twarze oraz lekko
falowane, blond włosy i przede wszystkim – wzrost około 3,5 metra robiły
potężne wrażenie.
Orgotus podniósłszy rękę w geście przywitania i uciszenia
szemrających ludzi, odezwał się tymi słowy:
„Jam jest Wasz Bóg i władca, padnijcie przede mną i moimi aniołami” –
orzekł poważnym, potężnym głosem Zły.
„To Myśmy Was stworzyli – Bogowie Wszechświata, to My daliśmy Wam
życie”
- Nauczymy Was wszystkiego oraz uwielbienia „bogów” byście wiedzieli,
że to my jesteśmy waszymi stwórcami i panami – dodał grzmiącym
głosem Orgotus.
- Przybyliśmy na latającym smoku, ognistym rydwanie, bo zagraża Wam
wielkie niebezpieczeństwo – ciągnął kłamstwa poplecznik szatana.
- Na ziemi panuje wielkie dla Was zagrożenie – małpoludy, z którymi
niektórzy z Was mają potomstwo – to hańba dla „bogów” i obraza. My
wiemy wszystko i usłyszeliśmy, jak małpy rozmawiali, aby się was w
przyszłości pozbyć. Jest miejsce na Ziemi tylko dla Was. Oni Wam
zagrażają – a my pokażemy Wam, jak się bronić i zwyciężyć – stwierdza
Orgotus.

- O wielki władco smoków i piorunów, cóż chcesz byśmy uczynili dla


Ciebie, oszczędź Nas, a będziemy Ci służyć pokornie, wydamy Ci
najlepszych i najodważniejszych ludzi, by spełnili każde Twe żądanie –
odpowiedział ktoś z tłumu, zapewne jakaś ważna osobistość w osadzie,
może nawet wódz.
Na krawędzi prawdy 34 © Dominik Myrcik

- Od teraz będziemy z Wami w kontakcie, aż do Waszego zwycięstwa –


mówi pewnym siebie głosem Orgotus.

Rok później...

Do wioski ponownie przybywa „ognisty rydwan bogów”, ponownie


Orgotus wraz ze swą pseudo-anielską świtą odstawia szopkę, przed
niżej zaawansowanym technicznie ludem, który nakarmiony propagandą
pasożytów, wierzy święcie, iż oni, to bogowie (wierzą w to tylko dlatego,
iż tamci potrafią znikać na życzenie, latać w powietrzu i posługiwać się
ognistymi rydwanami bożymi).

- Ludzie – zaczyna ciągnąć Orgotus, podający się za „boga” – wiele jest


takich wiosek jak ta Wasza, postanowiłem wybrać kilku Waszych synów,
by godnie służyli Bogom.
- Musicie zniszczyć małpoludów i to szybko – dodaje Orgorus.

Na pokładzie ufo, czyli magnokraftu, zebranych jest kilkudziesięciu


„dzikusów”, ludzi z wioski, którzy byli „wyróżnieni” przez „bogów” do
wybicia neandertalczyka oraz zwierząt, które zagrażały ludziom, a do
których dzisiejsi naukowcy dodają przydomek „jaskiniowy”, czyli
niedźwiedź jaskiniowy, tygrys jaskiniowy, które trzeba dodać, były
faktycznie niebezpieczne dla ludzi, dlatego też pasożyci zdecydowali się
ich eksterminować, by móc niezakłócenie hodować ludzi na olbrzymią,
kosmiczną wręcz skalę.
Ludzie zebrani w największym pomieszczeniu magnokraftu –
sterowni, czekają na pojawienie się bogów. Chwilę później wchodzi
Orgotus, wraz z ojcem, nordykami i najważniejszymi istotami, które miały
wpływ na kształtowanie polityki hodowania dzikusów. Kiedy weszli na
podniesienie i Orgotus dźwignął rękę, tamci padli na kolana drżąc przed
gniewem bożym.

- Jako bogowie, nie możemy się plamić krwią tych małpoludów, gdyż
bogowie nie mieszają się zwykle pomiędzy ludzi. Stwierdza jeden z nich.
- Jednakże bardzo nam Was żal i waszego przyszłego losu, dlatego też
my damy Wam broń, dzięki której będziecie mogli pozabijać waszych
wrogów. Czy zgadzacie się z Nami? – pyta się.

- Tak zgadzamy się – zgodnie odpowiadają wszyscy.


Na krawędzi prawdy 35 © Dominik Myrcik

***

Po kilku miesiącach trenigów, Bestie wyszkoliły ludzi, by


wymordowali Neandertalczyków, używając bardzo cwanych i
psychologicznych wymówek, aby cała Karma spadła na zabijających
dzikusów – czyli naszych przodków.
Serce się człowiekowi kroi, gdy w imię „boga” zabijani zostają
czujące, myślące istoty, tylko dlatego, że nie można było ich hodować.
Wyobraźmy sobie, jak perfidna i czarna jest filozofia okupujących nas
pasożytów, którzy wdrożyli już wtedy teorię strachu bożego, niskich
pobudek moralnych, żerowania na niskich pobudkach i uczuciach.

A.D. 2001, września 11, World Trade Center odczuło dokładnie na


sobie tę samą sztuczkę, diabelskich pasożytów, czyli zażerowania na
niskich pobudkach terrorystów, kryjących się za religią muzułmańską.
Nawet idiota Osama ben Laden uwierzył, iż to on, a ściślej jego ludzie
dokonali zawalenia się budynków WTC. O ironio! O naiwności ludzka!
Wiara w potęgę amerykańską, to chyba największa kara dzisiejszych
Zieman! Ci niewidzący nic poza czubkiem własnego nosa ludzie,
uważają i rozsiewają propagandę, iż w ich bazach jakoby miały być
ukryte wehikuły pozaziemskie, a ich „badacze ufo” są wszechwiedzący i
najlepiej oczytani w dziedzinie „aliens”. Tymczasem, ze zgrozą i hańbą
trzeba powiedzieć w ich rodzimym języku – „bull shit”. Ich duma i
narodowa cecha, dnia jedenastego września 2001 została odparowana
wirem plazmowym, wehikułem typu K6, którym najprawdopodobniej
kierował jakiś głupi i tępy ziemianin, przejechał cały WTC od góry do
dołu, po uderzeniach samolotu, mordując około 3000 ludzi. A tak! Śmiem
podstawnie twierdzić, iż pasożyci robiąc tak perfidną rzecz, wywołali
celowo wojnę między blokiem wschodu i zachodu, pod pretekstem wojny
religijnej i terrorystycznej. Żeby sprawić, byście przeczytali całą niniejszą
książeczkę, powiem Wam, iż sprawa WTC zostanie omówiona w
późniejszym rozdziale. Bowiem mechanizm „zasłaniania się” został
właśnie tam powtórzony ponownie. Przejdźmy jednak do wydarzeń
sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat...
***
Jaskinia Neandertalczyków żyła swoim, ślimaczym tempem. Przed
paleniskiem w nocy dogrzewali się co poniektórzy, reszta spała w jaskini,
poprzykrywani skórami i dużymi liśćmi. Właśnie wstawał ranek, słońce
oznajmiało, iż kończy się bardzo chłodna noc, a zaczyna bardzo gorący,
codzienny dzień, niezbyt wyszukanego życia małpoludów. Dzieci, wcale
nie różniły się od naszych dzisiejszych dzieci, lub też od potomstwa
zwierząt – zajęte były głównie jakąś zabawą lub też dokuczaniu
Na krawędzi prawdy 36 © Dominik Myrcik

dorosłym osobnikom (zabawą?). Dojrzałe istoty wyruszały na połów


zwierza, bo niektórzy uzbrajali się w kamienie, prymitywne dzidy, kije itp.
W jaskini zostały tylko żeńskie osobniki oraz takie, które nie mogły z niej
wyjść, np. zranione w trakcie walki ze zwierzętami albo schorowane.
Kiedy już wszyscy się wytracili, przy palenisku przed jaskinią został tylko
jeden osobnik – znany nam już wcześniej, z potyczki o jedzenie samiec
(ten który wyrwał mięso i pobił towarzysza).
Siedząc przy ognisku i robiąc dziwne miny do siebie, nie zauważył
nisko przelatującego magnokraftu, który zawisł nad nim. Kiedy cień
poruszył małpoluda i powstał z ziemi w pozycji wyprostowanej, z jednego
z pędników nagle, energicznie, wydobył się potężny błysk energii,
światła, który uderzając w pierś nic nie spodziewającego i zaskoczonego
neandertalczyka, rozerwał go na pół, oddzielając skośnie pół tułowia od
części brzucha i nóg. Flaki i krew bryznęła na palenisko i wszystko
dookoła. W misie, w której przedtem znajdowało się pożywienie, znalazły
się zakrwawione wnętrzności małpoluda. Jego górna część wraz z głową
została odrzucona tak silnie, że z impetem uderzyła o wielki, nieopodal
osadzony kamień, po którym się ześliznęła i w agonalnych,
przedśmiertnych drgawkach, neandertalczyk wił się połową swojego
ciała, przeraźliwie krzycząc. Druga połowa, czyli brzuch i nogi wpadły do
ogniska, gdzie wyciekająca krew i mięso wpadłszy do żaru zaczęły
skwierczeć, natychmiast przygasając ogień.
Kobiety usłyszawszy przeraźliwy okrzyk połowy dzikusa,
natychmiast poczęły się zrywać do ujścia jaskini, by sprawdzić co się
stało. Nie zdążyły jednak się podnieść, bowiem wehikuł natychmiast
zmieniły tryb działania na wir magnetyczny, otoczywszy się piłą
plazmową, odparował w kilku sekundach wszystko, co znajdowało się w
jej obrębie. Drgające już słabo ciało i nogi małpoluda w chwilę zostały
zamienione w parę. Kamień stopił się po kilku sekundach.
Wehikuł zaczął się wprasowywać w jaskinię, z ogromnym hukiem
skały poczęły się topić i zawalać, zagłuszając krzyki przerażonych
neandertalczyków. Z prędkością do kilkunastu kilometrów na godzinę,
magnokraft i sterujący nim ludzie zamienili i odparowali jaskinię,
częściowo zawalając jej wnętrze odpadłym ze ścian i sufitu gruzem
skalnym. Wszystko, co żyło w jaskini zostało uśmiercone szybko i niemal
bezboleśnie.
Tymczasem myśliwi właśnie polowali na owłosioną antylopę. Kilku z
nich krzykami starało się ją wypłoszyć z dziczy, a reszta z dzidami i
kijami w pogotowiu czekała na moment, w którym będą mogli się popisać
celnym uderzeniem zwierza. Kiedy już nadszedł moment, gdy mieli się
gotować do ataku, nagle uderzył ich hałas dochodzący ze skraju dżungli.
Na chwilę zamarłszy w bezruchu, myśliwi zastanawiali się, co jest jego
źródłem. Ich oczy nagle dostrzegły, że wszystko, co żyło, pędziło
Na krawędzi prawdy 37 © Dominik Myrcik

poprzez dżunglę w ich stronę. Małpy, ptaki, antylopy, dziki, zwierzęta


podobne do słonia – to wszystko powodowało tak niesamowity huk, że
przerażeni myśliwi stali nieruchomo, nie wiedząc gdzie uciekać.
Stampedo10 jednak okazało się szybsze. Małpoludy biernie czekały
nie wiedząc co się dookoła nich dzieje, jak przetaczając się przez nich
ogrom zwierząt stratował pod kopytami kilku, z kilkunastu polujących
myśliwych. Trzask łamanych kości zagłuszany był przez pisk i hałas
pędzących jak tornado zwierząt.
Finał stampeda był tragiczny, kiedy ci, co przeżyli podeszli po
stratowanych towarzyszy, oczom ich ukazał się okropny widok,
pomiażdżone głowy, kości, porozrywane wnętrzności. Jeden z nich
jeszcze żył. Z jego pomiażdżonego ciała szybko uchodziło życie, jęcząc
w bólach i szoku, neandertalczyk jeszcze raz gwałtownie otworzył
brązowe oczy i...zamarł w bezruchu na wieczność.
Pozostali krzyczeli, albo biegali w panice, szukając niewiadomo
czego, kiedy nad stratowanym przez zwierzęta pasem spokojnie wisiał
nieruchomy magnokraft małego typu, zapewne K3 lub K4. Kiedy spojrzeli
się na niego, ten zawisł jeszcze niżej, lekko się kołysząc, jakby
oczekując rozkazu egzekucji.
I rzeczywiście, chwilę później z pędnika bocznego dobył się taki sam
przerażający syk i błysk energii o średnicy kilkudziesięciu centymetrów,
który rozerwał na strzępy jednego z nich, brocząc krwią pozostałych,
którzy widząc, co się dzieje, rzucali w niego czym popadło, kamieniami,
dzidami, patykami, co, oczywiście nie dawało kompletnie żadnego
rezultatu. Kiedy kolejny wystrzał spala na śmierć i razi pozostałych
towarzyszy, jeden z nich, który stał trochę z boku, rzuca się do ucieczki w
dżunglę. Klucząc pomiędzy drzewami i lianami, unika coraz to kolejnych
razów zadawanych z pokładu ufo. Czwarte z kolei uderzenie, okazuje się
śmiercionośne, gdyż nie trafia bezpośrednio w neandertalczyka, lecz
kilka metrów od niego, gdzie pole energii rażenia powoduje wyrzucenie
ofiary na kilka metrów w górę, nieco po skosie. Bezwładnie lecący
małpolud z ogromną siłą nabija się na wystającą gałąź jakiegoś
wielkiego drzewa i wyjąc z bólu, oczekuje dokończenia wyroku. Jego
przebite na wylot, wymownie cierpiące ciało, chce już tylko śmierci, z
błagalnym wzrokiem patrzy w kierunku magnokraftu, który spokojnie
odlatuje w nieznanym kierunku. Neandertalczyk, nim mu ujdzie krew i
straci siły, pożyje jeszcze jakieś pół godziny i umrze w okropnych
męczarniach, zawieszony kilka metrów nad powierzchnią ziemi i
przebitym korpusem.

10
Stampedo – właściwie to określenie oznacza w meksyku oraz dawnej południowej części ameryki północnej
popłoch bydła, koni, bawołu, wywołany albo sztucznie przez naganiaczy, albo też poprzez popłoch dziko
żyjących jeszcze wówczas na wolności bizonów i stad koni.
Na krawędzi prawdy 38 © Dominik Myrcik

Tymczasem załoga magnokraftu wraca na miejsce niedawnej rzezi i


włączając piłę plazmową obraca miejsce w perzynę.

Kobieta i mężczyzna raz po raz oglądali się za siebie. Uciekali co sił


w nogach, to przystawali, to znów uciekali. Trzymali się za ręce i
wydostali się właśnie z dżungli, stanęli u stóp wulkanu. Wydobywająca
się para, obłoki zabójczych gazów oraz leniwie wyciekająca magma
jakoś ich uspokoiła. Kiedy znad drzew wyłonił się wehikuł dużego typu,
zapewne K6, K7 ich zmęczenie przestało istnieć, bowiem strach był dużo
silniejszy. Ciągle uciekając w stronę wulkanu oraz płynącej lawy obracali
się raz po raz, czy „rydwan boży” ciągle ich ściga. Gorące popioły, po
których stąpali stawały się już nie do zniesienia. Głębokie odciski
świadczyły, iż ważyli dosyć dużo, oboje. Kiedy dotarli do granicy potoku
lawy i krzyczeli oboje z bólu, który powodował żar pod ich stopami,
stanęli w bezruchu, oczekując, co teraz się stanie, liczyli chyba na to, że
okrągły „smok” pozostawi ich w spokoju.
Ostatnim widokiem ich życia została otwierająca się klapka, która
odsłoniła jak na dłoni pędnik boczny, który po skierowaniu się w ich
stronę wyrzucił w ich kierunku wiązkę energii, rażąc oboje w śmiertelnym
uścisku strachu. Kiedy ich ciała w wyniku odrzutu leciały w powietrzu, by
trafić do potoku roztopionego kamienia, zwanego lawą, magnokraft
odleciał z olbrzymią prędkością z powrotem w dżunglę...

***
Domyślam się, iż dla Was to, co opisałem powyżej jest tylko chyba
jakimś przerażającym snem, który nigdy się nie zdarzył, tymczasem
odnaleziono kilkanaście odciśniętych stóp w popiołach wulkanicznych
prawdopodobnie człowieka neandertalskiego. Niestety, wszystkie ślady i
fakty wskazują iż nagłe wyginięcie zarówno zwierząt „jaskiniowych” i
człowieka neandertalskiego wyraźnie wskazują iż został on po prostu
systematycznie wystrzelany przez wehikuły kierowane ręką pachołków
pasożytów.

Trzeba również zaznaczyć (bo pewnie i takie pytanie ciśnie się Wam na
usta), jak w gęstej dżungli, tak dokładnie powybijano rozpraszające się
ciągle i przemieszczające ludy Neandertalczyka. Otóż, za pomocą fal
telepatycznych, które już wówczas były odczytywane za pomocą
urządzeń skonstruowanych przez pasożytów. Poza tym, istnieją
przesłanki, że nie wszystkie istoty zostały powybijane przez ciemiężców
rodzaju ludzkiego. Jak wspomniałem wcześniej, neandertalczycy, jak i
ludzie już podobni do Nas, zaczęli się parzyć, mieć potomstwo, co było
nie w smak okupującym nas do dzisiaj kosmitom. Tak się składa, że
Na krawędzi prawdy 39 © Dominik Myrcik

każda istota posiada swoją częstotliwość drgań fal telepatycznych,


wysyłanych przez mózg (określoną harmoniczność). Urządzenia
zainstalowane na pokładach magnokraftów bardzo precyzyjnie
wskazywały położenie pojedynczego, bądź grupy nieszczęsnych
Neandertalczyków. Kiedy więc przeprogramowano instrumenty na
częstotliwość drgania fal małpoludów, prosta odpowiedź – znaleźć i
wybić co do nogi to nie problem. Zaangażowane siły polujące były tak
znaczne, że zapewne w przeciągu niedługiego czasu wszyscy, niemal co
do nogi zostali wybici.
Jedynym wyjątkiem pozostają dzieci, powstałe w wyniku
krzyżowania się neandertalczyka i rasy ludzkiej, ponieważ ich
harmoniczność fal telepatycznych była całkiem inna, a więc byli
wówczas nie do wykrycia dla oprawców.
Kolejnym pytaniem i odpowiedzią, której tu udzielę, jest, czy potem
potomstwo, które pokryło się w ostępach dziczy, zostało zlokalizowane i
wybite. Wszystko wskazuje, że nie i to najwyraźniej celowo
zorganizowane przez pasożytów.
Przecież dzisiaj tak bardzo poszukuje się „ogniwa łączącego” ludzi z
małpami, (od których jakoby mielibyśmy się wywodzić), więc celowo
zostawiono do dzisiaj zapewne parę sztuk, tych „mieszańców”, o których
od czasu do czasu słyszy się, że ktoś tam ich widział gdzieś w lesie, czy
górach. W Ameryce za takie ogniwo uważa się „Bigfoota” – który idealnie
pasuje do krzyżówki, której celowo zapewne nie pozbyli się kosmici, dla
zamydlenia oczu badaczom, by ciągle dreptali w miejscu i tracili czas na
poszukiwania tego ogniwa. W Azji takim odpowiednikiem jest Yeti. Na
całym świecie niemal donosi się, że ktoś, gdzieś tam widział dziwaczną
małpę o wyglądzie bardziej przypominającym człowieka. Prawda, cóż za
perfidia i misterny plan?? Wszak przecież przeciętna rasa okupująca
nas, ludzi jest bardziej inteligentna około 20 razy!!!.
Jedyne, co chcę tutaj dodać to to, iż kiedyś, tak jak Wy, drodzy
Czytelnicy ufałem ślepo naszej nauce, byłem ich gorącym zwolennikiem,
cieszyłem się z okryć, z podboju kosmosu, z tego, że budowane są
coraz potężniejsze teleskopy. W ciągu kilku lat, ta góra zaufania
stopniała, ponieważ okazało się, iż ta góra na niczym się nie wspiera, że
jest pusta i wypalona od środka! Nasi, ziemscy naukowcy, zajęli pozycję,
w której kiedyś dominowała Inkwizycja. Może przypomnieć Szanownemu
Czytelnikowi historię z Kopernikiem? Pamiętasz, jak to z niego się
wyśmiewano i zakazano publikować dzieła? Dopiero po śmierci, ze
strachu, opublikowane „O obrotach ciał niebieskich” – które to, notabene
były sprzeczne z ówczesnymi dogmatami. M. Kopernik udowodnił
światu, że to nie ziemia jest jej pępkiem, a słońce i to ziemia porusza się
dookoła niego! Galileo Galilei – zwany Galileuszem, został zmuszony
pod groźbą śmierci przed ówczesnymi naukowcami, którzy NIE różnią
Na krawędzi prawdy 40 © Dominik Myrcik

się niczym od dzisiejszych – mają te same klapki na oczach, tak samo


są w sobie zadufani i chełpią się osiągnięciami, laserami i wszystkim
innym – różnica polega na tym, iż wtedy grożono śmiercią i nie było
samochodów. Teraz przeciętny naukowiec-bubek, zapatrzony w książki,
chce by go podziwiano – chciwie broni dostępu do „wiedzy tajemnej”.
Spróbuj Czytelniku opublikować coś, co jest sprzeczne z dogmatami tej
niby wysoko postawionej nauki a umrzesz równie szybko, co 500 lat
temu na szubienicy. Twoją śmierć spowoduje: brak pracy w wyniku
publicznego ośmieszenia Twoich prac, zostaniesz zmieszany z błotem,
opluty, żona od Ciebie odejdzie, przyjaciele się nagle wytracą. I
zostaniesz SAM. A każde wspomnienie Twojego nazwiska będzie
wywoływało odruch wymiotny wśród maluczkich, którzy nie zapoznawszy
się nawet z tytułem Twojej pracy, czy rozprawy naukowej, będą Cię
przeklinać!
Ale się rozgadałem, miałem wspomnieć o Galileuszu. Otóż człowiek
ten, zaczął propagować pogląd Kopernika, za co został postawiony
przed „wyborem nie do odrzucenia” – śmierć, albo odszczekasz to, coś
powiedział. No i odszczekał – chociaż do końca życia wewnętrznie był
przekonany o poprawności dzieł Nicolai Copernicus’a.

Skoro jesteśmy przy Inkwizycji – nie tylko przypomnę, czym była


inkwizycja, ale przedstawię garść nowych faktów, nie znanych
czytelnikowi. Staram się tak pisać, by nie przynudzać, mam nadzieję, że
mi to choć po części wychodzi.
Święta Inkwizycja – instytucja Kościoła Katolickiego, która z
początku miała chronić kościół przed „herezją”, czyli atakami z zewnątrz
w postaci ksiąg, które szkodziły reputacji Kościoła. Miała – bowiem jej
„święci” inkwizytorzy tak się rozbujali, że zaczęli z iście „boską” (tak, to
miała być ironia), wybijać co do nogi ludzi, których się posądzało o czary.
Definicja czarów była wówczas taka, że wystarczyło, jak ktoś zajmował
się zwykłym zielarstwem, by posądzić takowego o czary. Wieszano,
palono (a palono dlatego, że ścinanie głów powodowało rozbryzg krwi,
zaś palenie było bardziej...higieniczne dla samych oprawców !!!) na
stosach ludzi, którzy z czarami zetknęli się po raz pierwszy po
odczytaniu wyroku Inkwizytora oraz na stosie, na którym żywcem paleni,
darli się w niebogłosy przeklinając Kościół, używając troszkę
ostrzejszego języka, co jeszcze bardziej utwierdzało ludzi, że katują i
mordują słuszną osobę. Ciekawe, że sami, gdyby byli niewinnie
posądzeni o czary i paleni na stosie, sami pewnie by przeklinali na takie
wyroki i sprawiedliwość. No cóż... sami widzicie co się tam wtedy działo.
Na dodatek, trzeba dodać, że w Inkwizycji i jej powołaniu maczali
palce jak zwykle...wiecie, kto! Pytanie brzmi: w jakim celu i jak to robili.
Na krawędzi prawdy 41 © Dominik Myrcik

Otóż faktem jest, że ludzie z ówczesnych czasów interesowali się


okultyzmem i magią, oraz ziołolecznictwem, co jest do dzisiaj (!) nie na
rękę okupującym nas bestiom, a które to dziedziny są usilnie zwalczane
przez nich, bowiem magia, jako pewna wiedza i dziedzina [wyjaśnienie
działania magii, tej prawdziwej, nie tej obrośniętej legendami i
ironicznymi docinkami ludzi, znajduje się dalej], odkrywała przed ludźmi
świat niefizyczny, który to tak bardzo starają się ukryć pasożyci. Powody
tego są rozliczne, w tym rozdziale nie będę ich przytaczał. Tutaj tylko
zdradzę metody, jakich użyli, by pozbyć się z kultury zainteresowania
okultyzmem i ziołami oraz ich mocą. W średniowieczu, kiedy powstała
Inkwizycja, zaczęli się również mieszać z tłumem prawdziwi „diabli”, czyli
kosmici, którzy używając swojego sprzętu, robili przed ludźmi sztuczki.
Przykładem może być: znikanie z więzień, znikanie z płonących stosów,
rozmawianie dziwnym językiem (piskliwym, przypominającym krzyk
hieny, lub zniekształcony śmiech kobiety). Toteż, kiedy posiadający
osobiste napędy magnetyczne kosmici bawili się z Inkwizycją w kotka i
myszkę, przebywając w stanie migotania telekinetycznego11, sprzyjające
ludziom cywilizacje [jest tak rzeczywyście, we wszechświecie są bowiem
sympatyzujące z ludzkim, ponurym losem cywilizacje, nie posiadające
jednak fizycznego dostępu do ziemi] postanowiły podpowiedzieć ludziom
metodę rozpoznawania o b c y c h. Polegała ona bowiem na
niespodziewanym ukłuciu takiego badanego człowieka igłą, lub czymś
podobnym. Jeśli był on rzeczywiście posądzony o „konszachty z
diabłem”, taki test dawał jednoznaczne wyniki: normalny ziemianin,
natychmiast odczuwał ból i reagował tak, jak każdy człowiek zareagować
powinien ukłuty igłą. Natomiast „diabeł” czy też „czarownik” [czytaj.
pasożyt], który przebywając w stanie migotania, nie odczuwał by nic,
ponieważ igła zwyczajnie przenikała przez jego ciało, jakby go tam w
ogóle nie było. Niestety, Inkwizytorzy zamiast stosować tę metodę od
razu (znaczy przy doprowadzeniu skazanego przed sąd), to zrobili coś,
czego osobnik o niskiej inteligencji by się powstydził. Otóż oni owszem,
stosowali tę metodę, ale niestety dopiero po zastosowaniu wszelkich
tortur, rozciągania kołem, tzw. „bucikiem” (podejrzanemu wkładano nogę
do formy buta i łamano lub zgniatano stopę), kiedy oskarżony, przyznał
się pod wpływem tortur i bólu do czegoś, czego nie zrobił, otępiony
bólem i strachem przed ponowną torturą; wtedy dopiero wkłuwano igłę w
ciało nieszczęśnika, który i tak już nie czuł takiego małego bólu, w
porównaniu z torturą. Poza tym, zgodnie z równaniami grawitacji,
11
Migotanie telekinetyczne – polega na super szybkim, niewidzialnym dla ludzkiego oka zamienianiu się ze
stanu materialnego w stan jakby niematerialny. Przy odpowiedniej manipulacji cały wehikuł, pojedyncza osoba
może więc płynnie się zmieniać od zupełnej widzialności, do niewidzialności, półprzezroczystości. Unikatową
cechą tego migotania jest to, iż żadna ziemska broń jak: pociski, noże, ostrza, bomby, są nieskuteczne, gdyż
podczas migotania obiekt, który jest w nie wprowadzony, przenika ostrza, śmigła, mury domów i wszelkie
obiekty stałe.
Na krawędzi prawdy 42 © Dominik Myrcik

całkowita masa obiektu (człowieka, przedmiotu) jest zależna od


grawitacji, na której ów obiekt powstał - np. gdyby ludzie wywodzili się
oryginalnie z planety Ziemia, musieliby wyrastać do olbrzymich wielkości,
nawet około 5 metrów). Ponieważ jednak im większa grawitacja planety,
tym ufonauci są mniejsi i żyją dłużej - dlatego ich poziom uczuć jest
niższy. Przykładem może być również fakt, że gdybyśmy takiego właśnie
kosmitę ukłuli igłą, on niemal nic nie poczuje - chociaż suma uczuć w
jego całym życiu będzie taka sama jak u ziemianina.
Dodatkowo, gdy skazany dostawał się do więzienia, jeśli był
prawdziwym „diabłem”, czyli kosmitą, po prostu włączał urządzenie i
spokojnie przenikał przez więzienne mury, podczas gdy egzekucja ich
nigdy się nie odbyła! Co powodowało wiarę inkwizytorów jeszcze
mocniejszą, iż rzeczywiście, moce nieczyste naprawdę istnieją. Wiarę tę
umacniał fakt, iż niektóry pasożyci, do samego końca, czyli egzekucji
specjalnie dawali się na niby pojmać, by potem na oczach osłupiałego
kata i tłumu, zniknąć z podpalonego stosu lub spod szubienicy. Takie
rzeczy naprawdę dawały podstawę sądzić, iż faktycznie diabły istnieją.
Więc przekonani o słuszności swojej pracy Inkwizytorzy pojmali i
zakatowali na śmierć dziesiątek tysięcy osób. A teraz czytajcie co
poniżej:

„ANI JEDNA osoba, z uśmierconych pod rozkazem Inkwizycji nie była


winna zarzucanych jej czynów, na stosach i szubienicach zginęli tylko i
wyłącznie sami niewinni ludzie, nie znalazł się wśród nich ani jeden,
który by miał jakoby kontakt z czarami lub diabłami”.

Natomiast ci prawdziwi złoczyńcy, pasożyci, zawsze bawiąc się w kotka i


myszkę unikali kary za swe niecności i winy.

Tak jak Ojciec Święty w imieniu Kościoła przeprosił kilka lat temu za
inkwizycję, tak kiedyś świat naukowców będzie musiał przeprosić ludzi
za to, że świadomie, niszcząc genialne umysły, zaprzeczali istnieniu
innych cywilizacji we wszechświecie, narażając ludzi na zagładę z rąk
kosmitów, który już nie raz niszczyli ludzkość, co wykażę w pozostałej
części niniejszej książki. Nasi mało bystrzy naukowcy nie tylko, że są
bierni wobec nawoływań ludzi, do zbadania zjawiska ufo (już zostało to
zbadane, czego ninniejsza książka jest dowodem) i potwierdzenia tych
badań, co aktywnie niszczą innych naukowców, stosując o wiele
perfidniejsze metody usuwania ich kolegów ze świata nauki. Teraz,
owszem, nie stosuje się wieszania i palenia na stosie, jednak metody są
nie mniej wyszukane niż Inkwizycji.
Na krawędzi prawdy 43 © Dominik Myrcik

Jak bardzo kroi się serce człowieka, który widząc to, co naprawdę
dzieje się na Ziemi, nie może nic poradzić, nie może tego za bardzo
zmienić, dopóki nie zmieni się mentalności ludzi, a to jest długi proces,
bardzo powolny i ryzykowny. Moim marzeniem jest, by trafić do
czytelnika tym, co naprawdę się dzieje na ziemi, a co jest w sposób
bardzo przebiegły i iście diabelski zakrywane przed ludźmi. Zaledwie
garstka ludzi tak naprawdę przejmuje się losami rodzaju ludzkiego. Mam
zaszczyt włożyć małą cegiełkę w budowanie Ruchu Oporu, który
postanowił na przekór wielu przeciwności losu podnosić zainteresowanie
i wiedzę w tym temacie.

Kiedy przeszukując ponad półtora roku czeluście internetu poszukując


jakichś sensownych i merytorycznych informacji na temat zjawiska ufo,
(które notabene jak już wiadomo, zjawiskiem nie jest), natrafiłem na
monografie prof. dr Jana Pająka i tak się zaczęło moje prawdziwe
zainteresowanie tym tematem. Jakkolwiek chcąc sobie przypomnieć, w
jaki sposób dowiedziałem się o prof. Pająku – do dzisiaj nie potrafię
sobie przypomnieć. Jedyne, co pamiętam, iż nazwisko Pająk obijało mi
się o „uszy i oczy” w internecie, że niby ten Pan przeprowadził jakiś
ważny eksperyment dotyczący ciekawych badań. I tak w
wyszukiwarkach wpisywałem to nazwisko, aż trafiłem na jedną z
pierwszych stron, które zawierały dorobek życia prof. Nim opiszę
wydarzenia sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat i będę coraz bardziej zbliżał
się do czasów współczesnych, muszę troszkę uwypuklić osobistych
wspomnień, przeżyć oraz obserwacji tego, co się dzieje w moim życiu,
życiu członków RO (ruchu oporu) oraz oczywiście prywatnych moich
obserwacji prof. Pająka. Jedyne, czego bardzo żałuję tak bardzo, to
sprawa pobytu i życia prof. w Nowej Zelandii. Jest to tym większa
szkoda, że tam, na obczyźnie, bez pomocy, samotny człowiek zmaga się
z tak wieloma przeciwnościami losu, że dziw bierze. Czytelnik zapewne
odnotuje po konstrukcji mojej książki, zdań, wypowiedziach, że jestem
uczuciowo i psychicznie związany z tematem, który staram się
naświetlić. I to będzie dobre wrażenie, bo tak jest. Nie ma się co
czarować, temat brutalnych najeźdźców z otchłani wszechświata, który
posiadając wyższe zaawansowanie techniczne, lecz podupadłe
moralnie, którzy okupują ziemię od zarania jej dziejów, stał się bardzo
ważną częścią mojego życia, można powiedzieć – nieodłączną. W
ninniejszej książce NIE staram się odpowiedzieć na pytania: czym jest
ufo, kim są kosmici i czy naprawdę istnieją, w jakich pojazdach poruszają
się pasożyci i dlaczego tak skutecznie ukrywają się przed ludźmi. Ja po
prostu Wam na nie opdpowiem. Przeczytałem troszkę książek
„ufologicznych” i po lekturze ciągle dreszcze mnie przechodziły, że ludzie
czytają ten chłam. To badziewie literatury w ogóle nie powinno być
Na krawędzi prawdy 44 © Dominik Myrcik

dopuszczone do czytelnika, bowiem ich autorzy bazują na taniej i żądnej


sensacji, nie udzielając ani jednej odpowiedzi na nurtujące pytania,
nabijają swoje kiesy i kabzy na ludziach szczerze chcących poznać
prawidłowe aspekty tego zagadnienia. Moja książka bez ogródek będzie
„kopać” Was po umysłach, będzie czasami krzyczeć o głupocie ludzkiej,
o tym, że czas się zbudzić!!!. Ta książka nie jest dla ludzi, którzy
poklepują się po ramieniu, z ironicznym uśmieszkiem i sarkastycznymi
docinkami gnębią bliźniego, którego interesuje coś innego niż zaliczanie
„panienek na dyskotece”, coś innego, niż jak tu wycisnąć soki z
pracownika, by zarobić więcej, tu nie nauczysz się oszukiwać innych, nie
nauczysz się jak zrobić się bogatym w przeciągu roku. Moja książka
odpowie Ci na pytania: w jakim celu Ty, Twoja rodzina, najbliżsi są
systematycznie uprowadzani na pokład magnokraftu (ufo), jakie metody
stosują pasożyci, by ukrywać się przed ludźmi, dlaczego mordowani są
co lepsi badacze ufo, czym są zamachy na życie. Tutaj dowiesz się,
czym faktycznie jest magnokraft, czyli to, co ludzie błędnie nazywają
„ufo”, w jaki sposób działa, czym jest napędzany, jak go rozpoznać itd.
Jeśli oczekiwałeś kolejnej książki typu: „a czym jest ufo” , „czy ufo
istnieje”, „czy ufo to wymysł ludzi psychicznie chorych”?, to się pomyliłeś
o jakieś sto osiemdziesiąt stopni wstecz. Drogi Czytelniku! Właśnie
jesteś w posiadaniu książki, która w stanie jest zmienić kompletnie Twoje
postrzeganie świata! Po przeczytaniu ninniejszego opracowania
będziesz w stanie wykazać „sceptykom” ich błąd w traktowaniu tematu
ufo, ich niewiedzę i dziesiątki innych rzeczy.
Książkę zacząłem od wydarzeń, które zapoczątkowały na planecie Terra
upadek ich cywilizacji oraz przyjęcie przez tę cywilizację zgubnej filozofii
pasożytnictwa, pławiącej się w lenistwie i dobrobycie – kosztem
hodowania ludzi takich jak MY oraz w dzisiejszych czasach - NAS.
Odpowiem także Wam na najważniejsze pytania w historii badań ufo,
czyli: dlaczego istnieją sprzeczne raporty dotyczące uprowadzeń do ufo,
dlaczego niemal każda obserwacja wehikułu ufo jest odbierana odrębnie
przez każdego obserwatora, czyli upraszczając, dlaczego nawet jeśli
kilkanaście osób obserwuje ufo, może opisywać je całkiem inaczej,
przedstawiając inną wersję obserwowanego obiektu.
NARESZCIE dowiesz się, czym są tajemnicze kręgi zbożowe, jak
powstają, dlaczego istnieją dziesiątki głupawych teorii, które niby starają
się rozwikłać tę zagadkę, a faktycznie to odpychają ludzi od poznania
prawdy oraz dlaczego osoby żądne sensacji i taniej rozrywki,
obwieszczając się „badaczami ufo” oraz „ekspertami od kręgów
zbożowych” tak bardzo ostatnio eksplodowali, nawet w Polsce, nawet
mają czelność pokazywać się w publicznych programach i RZEKOMO
opowiadać o kręgach zbożowych, którym przyporządkowali błędną
nazwę „piktogramy”. Ci ludzie tworzą tak niestworzone rzeczy, że głowa
Na krawędzi prawdy 45 © Dominik Myrcik

boli... pretendują przed publiką na kogoś kto wie więcej, tymczasem,


ciągle przed kamerami i w publikacjach powtarzają się jak pozacinana
płyta gramofonowa, nie wnoszą nic, kompletnie nic do badań ufo oprócz
zgorzknienia, są tylko łyżką dziegciu w beczce miodu, jedną kroplą tego
dziegciu psują to, co naprawdę stanowi o badaniach ufo. Przykładem
takich badaczy polskich jest niestety, ze smutkiem to dodaję (bo to
przecież Polak, rodak, swój...) Pan Robert Bernatowicz, który kiedyś
prowadził program w jednej z polskich stacji radiowych o nazwie
„Nautilus”. Otóż, bardzo, bardzo się zawiodłem na tym koledze, tak
można powiedzieć, bo przecież miałem nadzieję stoimy po tej samej
stronie barykady, tymczasem z tego, co usłyszałem i zobaczyłem z
kierunku strony Pana Bernatowicza, to większość puste słowa
obrośnięte dobrze skonstruowanymi zdaniami, które podobają się
chłonącej jak gąbka gawiedzi. Otóż szok, jakiego doznałem po
usłyszeniu wypowiedzi Pana Bernatowicza wynika z tego, iż sam
wypowiadał się na antenie TV, iż ma dostęp do prac prof. Pająka, jak
mówił, jego koledzy otrzymywali kiedyś opasłe tomiska dotyczące badań
ufo, nawet wspominał parę razy nazwisko prof. Pająka w swoim
programie, ale...na tym się skończyło! Niestety, Pan Bernatowicz jak sam
mówił, jeździ po świecie, odbywa wywiady z takimi ludźmi jak Szwajcar
Billy Meier, który rzekomo dostarczył światu wyraźne zdjęcia ufo, co
oczywiście jest kompletną blagą, gdyż jest to szopka odstawiona przez
pasożytów, dla (jak zwykle) zamydlenia oczu zainteresowanym
badaczom, którzy później popularyzują i powielają te bzdury, sami nie
wiedząc, że to co popularyzują to wierutne kłamstwo. Tym bardziej jest
mi żal, kiedy mając pod nosem prace prof. Pająka, wręcz popełnia
kardynalne „pomyłki” nie do wybaczenia! Pewnego razu na antenie
swego (jedynego na owe czasu w miarę konstruktywnego programu w
mediach) programu stwierdza coś w rodzaju, że „prof. Pająk zajmuje się
antygrawitacją” – toż to woła o pomstę do nieba, gdyż każdy, kto weźmie
do ręki jakąkolwiek monografię profesora, dobrze wie, iż prof. Pająk jest
przeciwnikiem antygrawitacji, bowiem udowodnił, że antygrawitacja nie
ma prawa istnieć, a statek antygrawitacyjny jest niemożliwy do
sterowania i do latania! Prof. Pająk stworzył Teorię Magnokraftu –
wehikułu napędzanego pulsującym polem magnetycznym, który nie ma
nic wspólnego z antygrawitacją. Dziwi Was, że Pan Bernatowicz nie
przeczytał ani jednej pracy prof. Pająka do chwili pisania tych słów, czyli
stycznia 2002 roku??? Mnie również. Sam bowiem podkreślał, iż prof.
Pająk jest wielką postacią w badaniach ufo, tym bardziej jest to dziwne,
„iż ugania się po świecie szukając tego, co jest bardzo blisko!”. To chyba
z Koziołka Matołka, K. Makuszyńskiego. Ale taka jest prawda.
Lecz na szczęście, słuchając zawsze z uwagą wypowiedzi Pana
Bernatowicza, widać, iż nie jest to jeden z tych badaczy, którzy tylko
Na krawędzi prawdy 46 © Dominik Myrcik

jęczą dookoła i stawiają więcej pytań niż odpowiedzi. Widać, iż aktywnie


poszukuje prawdy, szkoda, że tak zręcznie ją omija. Sam bowiem
przyznał, że dla niego kręgi zbożowe (Pan Bernatowicz używa również
błędnej nazwy „piktogramy” i popularyzuje tę nazwę) to wytwór ingerencji
inteligentnej cywilizacji. Trzeba przyznać, słuchając wypowiedzi Pana
Bernatowicza, iż mało brakuje mu, by poznać w końcu prawdę.
Ruch Oporu chciał nawiązać kontakt z Panem Bernatowiczem i
Nautilusem w roku 2001. Ale: nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi na
nasze listy o chęci zrobienia programu, dosłownie – nic. A kiedy
zaczęliśmy naciskać, program „przypadkowo” przestał istnieć. Daję
głowę, iż maczali w tym paluchy pasożyci, którzy zapewne powodując
„naturalny” rozpad programu, skutecznie uniemożliwili popularyzowanie
teorii prof. Pająka.
Jeśli Wam wydaje się, że „besztam” Pana Bernatowicza, to się
głęboko mylicie. Chodzi o to, że niemal jedyna nasza droga dotarcia do
mediów i opowiedzenia co tak naprawdę dzieje się w tym temacie,
biegnie na sąsiednim torze, tyle że w przeciwnym kierunku. Chciałbym,
aby Pan Bernatowicz zaczął popularyzować teorie prof. Pająka i zaczął
współpracować, bo nie tylko ja, ale inni koledzy zauważyli pewien
potencjał w tym człowieku, który może posłużyć dobru ludzkości. Jest
pewien plus pracy dziennikarskiej Pana Bernatowicza – ludzi zauważyli
ten temat, a szczególnie po programie na TVP 2, gdzie w programie
„Magazyn Ekspresu Reporterów” Pan Bernatowicz, dosyć rzeczowo
przedstawił teorię, iż kręgi zbożowe (kłania się nazwa „piktogramy”) nie
są wytworem ludzi, czy natury.
Pan Bernatowicz to wręcz chodzący ideał badacza ufo, według
pewnego programu, który zapewne część Was zna: program emitowany
na stacji komercyjnej, nazywa się „nie do wiary”, „ndw”. Po prostu
oglądając ten program, czasami się uśmieję do łez, czasami, z powodu
konstrukcji programu, przedstawienia danego tematu, po prostu
wyłączam tv. Tego nie da się oglądać. W trakcie kilku lat nadawania
emisji tego programu, nie znalazłem w nim niemal nic konstruktywnego.
W każdym, powtarzam, każdym wyemitowanym odcinku na końcu
powstaje więcej pytań, niż odpowiedzi. Najgorsze jest to, iż ludzie
rzeczywiście wierzą w stwierdzenia „ekspertów” występujących w
programie. Cóż powiedzieć – ludzie są tak pochłonięci komercjalizacją,
że wystarczy studio w ciemnych kolorach, „straszna” muzyka,
zaaferowany własnym głosem pan w muszce, ciekawy temat zmieszany
z błotem i mamy polski shit, znaczy, miałem powiedzieć, hit. Ręce
człowiekowi opadają, cóż robić, dla pieniędzy ludzie mogą widać wiele, a
może wszystko.
Na krawędzi prawdy 47 © Dominik Myrcik

Najświeższe wieści: powstała Fundacja Nautilus, której prezesem


jest Pan Robert Bernatowicz – skontaktowałem się z nim – wiem już
teraz iż Pan Bernatowicz delikatnie mówiąc, nie wierzy w ostatnie
stwierdzenia prof. Pająka. Przynajmniej jest uczciwy i mówi to, co myśli,
dzięki czemu sytuacja jest jasna.
Ponieważ polscy ufolodzy mają wyrobione zdanie na temat prof.
Pająka (które często niestety jest mocno krytyczne) moim zadaniem nie
jest ich przekonywać, namawiać – ale kilka faktów, które przedstawię w
dalszych rozdziałach, na temat „dlaczego polscy ufolodzy odwracają się
od prof. Pająka” – są to obiektywnie zaobserwowane fakty, wypada mi je
tylko skomentować.
Bardzo chciałbym uczestniczyć w Fundacji Nautilus i mam nadzieję,
że wspólna sprawa, jaką jest prawda, będzie przyświecała wszystkim
ufologom [niestety dzisiaj, koniec roku 2006 jasno pokazuje, że Fundacja
Nautilus propaguje wierutne bzdury - przedstawia często realne zjawiska
– ale wyjaśnienie, chociaż sądzę znane założycielom – jest celowo
dezawuowane i skierowane w zupełnie przeciwną stronę].
Wiem jedynie z prywatnej korespondencji z Panem Bernatowiczem,
że szanuje poglądy prof. Pająka, choć się z nimi nie zgadza, jednak,
zacytuję red. Bernatowicza „niech zakwita sto kwiatów i sto szkół
myślenia”. Zgadzam się z tym, gdyż gdyby człowiek miał tylko jedno
źródło wiedzy – można byłoby w niego wlepić maksymalnie skrajne i
niebezpieczne idee – a jeśli istnieją inni, obiektywni i mniej obiektywni
badacze, można znaleźć bardzo często potwierdzenie innych teorii.
Aby jednak, dopełnić czary goryczy, muszę to napisać: obecnie
większość polskich ufologów doskonale zna prof. Pająka – jednak
oficjalnie pomijają jego teorie – podam przykłady i powody, które dla
mnie są jasne. Po rozdziale „Zamachy na życie” właśnie prezentuję te
powody.

Do spraw powyższych, znaczy powodów, dla których badacze ufo


są spychani na złe tory, dlaczego życie ludzi aktywnie poszukujących
wyjaśnienia jest narażone oraz metody, jakimi są zastraszani, usuwani
pozytywnie windujący ludzkość w górę ludzie, przedstawię w innym
rozdziale.
Celowo odbiegłem od tematu „alternatywnej historii ludzkości” – aby
przygotować Czytelnika na to, co czeka Was dalej. Jeśli to co
dotychczas przeczytałeś, Cię przeraziło, zszokowało, zaciekawiło,
zaintrygowało – to, co przeczytasz dalej dosłownie wepchnie Cię w fotel!
Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – bo nikt Ci nigdy nie mówił o okupacji
ziemi przez konfederację upadłych moralnie kosmitów, posiadających
jednak dużo wyższe zaawansowanie techniczne. Nikt nie mówił Ci,
dlaczego jesteśmy hodowani, do czego może służyć energia
Na krawędzi prawdy 48 © Dominik Myrcik

wyprodukowana przez człowieka. Nikt Ci nie powiedział, jak szukać


śladów lądowisk ufo (magnokraftów). Za to wszyscy Ci wmawiają, że to,
co nie opisane w książkach, nie ma prawa istnieć. Przecież „ufo” nie ma
prawa istnieć, bo miliardy ludzi nie mogą się mylić. Przypomina się
śmieszne powiedzenie „jedzcie gówna – wszak miliardy much nie mogą
się mylić”. Dookoła jesteś pod presją, że jak „eksperci” NASA mówią, że
białe to czarne, to tak jest i basta! Przecież jak to możliwe, że taka
potęga amerykańska mogła by się mylić, ba, kłamać nawet! Nie... to ...
niemożliwe (?!?). Czy ja wspominałem Wam o rozczarowaniu, a
szczególnie naukowcami amerykańskimi? Tak. I mam ku temu wielkie
powody. Cała ta książka jest powodem i dowodem. Domyślam się, iż
odebraliście powyższy rozdział jako wylanie żółci i złości, jednak jestem
wręcz stoicko spokojny, choć nie bez żalu. Jedynie żal mi tych, co dziś
są w stanie zniszczyć drugą osobę, tylko za to, że zajmuje się czymś
innym niż on sam. O naukowcach ich osiągnięciach, różnych innych
związanych z tym tematem rzeczami i zjawiskami oprę się dalej, pod
koniec tej książki.
A teraz powracam do wydarzeń sprzed 30 000 lat, bo przecież tam
również należy szukać dowodu na eksploatację ziemi przez szatańskich
pasożytów. To właśnie niejako podróżując od zasiedlenia ziemi do
czasów dzisiejszych, stanie się dla Was zrozumiałe to, co dla mnie jest
już chlebem powszednim (a co kiedyś było niebywałym szokiem,
trwającym kilka tygodni). Szczerze mówiąc, jeszcze kilka tygodni
wcześniej nie przypuszczałem, iż zacznę pisać książkę nie tylko o swoim
życiu, ale o tym, w co obecnie wierzę, o życiu Pana prof. Jana Pająka –
prawda jest taka, że pisząc te słowa, nie za bardzo wierzę, że to się
naprawdę dzieje. Dziwnie splotło się moje życie. Pomimo cierpienia
zadawanego ze strony pasożytów, żałowałbym, gdyby tak się nie stało,
choć czasami było i będzie mi nie do śmiechu (a już szczególnie zbieram
energię, na ewentualne odparowanie ciosów po ukazaniu się książki),
gdy stanie się najgorszy scenariusz, czyli odwrócenie się ode mnie
moich najbliższych i kojarzenie mnie z tym tematem. Tych gorzkich
przeżyć doświadczyło już tylu ludzi, że dziwnym jest, bo przychodzą
następni i dalej ryzykują swą reputację.
Teraz się odprężcie po gorzkich słowach, bo znowu przenosimy się
w czasie, znowu zabieram Was w miejsce, które wg naszych „zaufanych
ekspertów” w ogóle nie istniało – a już wydarzenia opisane przeze mnie
nadają się na skierowanie do leczenia psychiatrycznego. Jak to mówiło
dawne powiedzenie „ryzyk – fizyk”. A teraz, cóż, ryzyko fizyka polega na
włączeniu komputera – wprowadzeniu danych, zjedzeniu kanapki,
nałożeniem białego wykrochmalonego kitelka i chełpieniu się przed
znajomymi nowinkami, jaka to ta dzisiejsza nauka jest wspaniała...
Na krawędzi prawdy 49 © Dominik Myrcik

***

30 000 lat wstecz...


Po uprzedniej, dopiero wzrastającej cywilizacji rodzaju ludzkiego,
nie zostało wiele śladów – praktycznie, nic. Za to pasożyci pozwolili
swobodnie rozwiać się cywilizacji ludzkiej. Oczywiście nad wszystkim
mieli dozór, choć już niekoniecznie tak bardzo otwarcie ukazywali się
uciśnionym, to na sto procent wiadomo, iż zasiewali wśród powstających
w różnych obszarach ziemi pasożytnictwo, które sami wyznawali.
Charakterystyczną cechą tych megalitycznych cywilizacji było to, że
wykorzystywali potężne bloki skalne, wycinane jakby w maśle, do
budowy świątyń, miast, piramid itd. Ciekawe, że naukowcy ziemscy, tak
bardzo popularyzują teorię, że wielkie piramidy i świątynie były
budowane bez użycia technologii wyższej niż młot i dłuto. Tymczasem
wszystko wskazuje wyraźnie, że ówczesne cywilizacje po prostu były na
wyższym stopniu zaawansowania technicznego i po prostu potężne,
kilkunastotonowe bloki skalne po prostu wycinali ze skał za pomocą
jakiegoś rodzaju lasera, z iście hiper-precyzyjnością układając je wg
matematycznych zasad. Jednak jedną z najważniejszych rzeczy, o której
chcę napisać jest, że wówczas ziemia ciągle posiadała dwa, z
oryginalnej liczby trzech księżyców obiegających ziemię. Owa
megalityczna cywilizacja postanowiła wykorzystać jeden z nich, do
uderzenia nim w Ziemię, a tym samym do podregulowania parametrów
orbity planety i zwiększenia grawitacji. Miejsce uderzenia było gdzieś w
oceanie, na wschód od obecnej Australii i Nowej Zelandii. Ci, którzy byli
posłuszni pasożytom zostali tymczasowo ewakuowani na czas zaburzeń
oraz zmian geologicznych, powstałych w wyniku tego uderzenia. Owa
cywilizacja oczywiście dokładnie obliczyła i przewidziała zmiany
klimatyczne na Ziemi, po prostu przemieszczając centra swoich
cywilizacji do odmiennych obszarów Ziemi.

Pozwolę sobie zacytować prof. Pająka oraz fragment jego „Piramidy


Myśli:
„Dla przykładu biegun południowy Ziemi przemieścił się wówczas do
środka kontynentu Lemuria, ustalając swoje położenie na wschód od
obecnej Nowej Zelandii, w przybliżeniu w połowie drogi pomiędzy Nową
Zelandią i Patagonią. W rezultacie cała uprzednia Lemuria, włączając w
to Nową Zelandię i Patagonię, pokryta została grubą płytą lodową, i
zaczęła wyglądać tak jak obecnie wygląda Antarktyda. Stopniowe
nabudowywanie się wagi i grubości owej płyty lodowej spowodowało, że
Na krawędzi prawdy 50 © Dominik Myrcik

wciskała ona w dół środkową część Lemurii, tak że jedynie obecne


obszary Nowej Zelandii i Patagonii, jakie usadowione były na
krawędziach bocznych owego lodowca, pozostawały ponad
powierzchnią oceanu, chociaż nawet one pokryte były grubą warstwą
lodu. Lodowiec ów, wolno pełzający odśrodkowo wzdłuż powierzchni
Nowej Zelandii, spowodował, że wszelkie skaliste krawędzie gór
pozaokrąglane zostały na płynne aerodynamiczne kształty. Ponadto
niemal całkowicie zniszczył on wszelkie ślady ośrodków megalitycznej
cywilizacji jakie poprzednio istniały na obszarze obecnej Nowej Zelandii.
Także klimat reszty naszej planety gwałtownie się zmienił. Niemniej
członkowie owej megalitycznej cywilizacji byli przygotowani na te
zmiany, stąd po przemieszczeniu swoich miast, kontynuowali oni swoje
życie na Ziemi.”

W tym samym czasie, ludność planety Zem emigrowała na inną planetę,


nazywaną „Whisteen”, która zlokalizowana jest wokół gwiazdy Beta, w
konstelacji Wolarz.
Ponownie posłużę się cytatem Pana prof. Pająka, gdyż po prostu
ujął on w swojej pracy bardzo dobrze pewne zdarzenia i nie ma sensu go
poprawiać:
„Niefortunnie, około 13.5 tysięcy lat następna niszczycielska wojna
wybuchła pomiędzy blokiem ludzi którzy zamieszkiwali Ziemię, Syriusza,
oraz planetę Whistheen, a jeszcze innym blokiem jaki grupował kilka
innych kolonii ludzkich, a także grupę odmiennych istot rozumnych o
kształcie humanoidalnym. Ten odmienny blok zamieszkiwał odmienną
część wszechświata, znajdującą się w kierunku Andromedy, Psów, i kilka
dalszych konstelacji, i był on bardziej zaawansowany technicznie - jako
że opanował już podróże w czasie. Ludzie z planety Ziemia wzięli
aktywny udział w tej wojnie, stając po stronie swoich krewniaków z
planety Whistheen. W rezultacie owej wojny, planeta Whistheen została
zniszczona i skażona nuklearnie tak mocno, że życie na niej było
możliwe jedynie w podziemnych schronach. Stąd większość tych co
przeżyła ową wojnę, około 13.5 tysięcy lat temu porzuciła Whistheen i
emigrowałą na inną planetę nazywaną "Nea" jaka zlokalizowana jest na
orbicie gwiazdy "Epsilon" z konstelacji "Wolarz", widzialnej niedaleko od
północnego bieguna nocnego nieba. Odległość Nea od Ziemi oceniana
jest na około 114 lat świetlnych. Żyją oni na Nea do dzisiaj, czasami
starając się wejść w kontakt z nami.”

Wraz ze zniszczeniem Whisteen, również ośrodki cywilizacyjne


Ziemi zostały zniszczone, włączając to osławioną Atlantydę.
Na krawędzi prawdy 51 © Dominik Myrcik

Atlantyda, była swego rodzaju „stolicą” ówczesnego globu


ziemskiego. Pewnie zapytacie: „po co pasożyci mieliby niszczyć dojną
krowę”?
Otóż odpowiedź jest taka, że pasożyci nie ukazywali się już
tamtejszym ludziom, ani jako „bogowie” ani jako kosmici. Po prostu
ukrywali się przed nimi, dokładnie tak samo, jak czynią to teraz przed
nami. Z jednym szczegółem, że Atlantyda była dużo wyżej
zaawansowana technicznie, niż dzisiejsza nauka. Wskazują na to nie
tylko opisy Platona, ale również źródła, które przytaczał w swoich
książkach E. von Daeniken. Pomimo tego, iż Daeniken popełnił wiele
pomyłek, zbyt pochopnie wyciągał daleko idące wnioski, trzeba przyznać
mu jedno: jego wkład w udowodnienie, iż w starożytnych cywilizacjach
maczały palce istoty, które nie pochodzą z ziemi. Znalazł na to zbyt wiele
dowodów, by je ignorować, choć trzeba i przyznać, że E. von Daeniken,
a raczej jego teorie nt. kosmitów są po prostu mocno przekoloryzowane.
Jednak gdyby nie on, nikt obecnie nie zwróciłby tak mocno uwagi na
przeszłość ludzkości oraz niepodważalny związek nas z pasożytami.
Wróćmy do Atlantydy. Ich naukowcy, byli całkowicie odmienni od
naszych dzisiejszych. Po prostu sami zauważyli, że jakieś obiekty
poruszające się w powietrzu są, zaczęli znajdować dowody, że istoty
kierujące tymi obiektami są wrogo nastawione do poznania przez
ichniejszych naukowców tychże wehikułów. W końcu zapewne z
przeciągiem lat powstał w Atlantydzie „ruch oporu”, gdyż już stało się dla
nich jasne, że te potrafiące znikać na życzenie załogi wehikuły nie są
wymysłem ich ludzi, że te statki faktycznie istnieją i że widocznie mają
jakiś powód, by ukrywać się i uciskać ludzkość. Kiedy pasożyci
zorientowali się, że ich bezkarne eksploatowanie zostało już wykryte, nie
mogli już zapobiec dalszemu uciskowi Ziemian, jak tylko w sposób
zniszczenia fizycznie Atlantydy, gdzie ruch oporu zapewne musiał być już
potężnie rozwinięty. Najzwyczajniej w świecie zdetonowali kilkanaście,
lub kilkadziesiąt magnokraftów w Atlantydzie, gładząc z powierzchni
Ziemi całą cywilizację Atlantów, wraz z ich wiedzą o magnokraftach,
grzebiąc ich, a właściwie topiąc w czarnych czeluściach oceanów.
Jedynymi, którzy przeżyli te kataklizmy byli uciekinierzy, którzy nie
zgadzali się na życie w owych centrach cywilizacyjnych, z których uciekli
na długo przed katastrofą. Jak wspomniałem, w tych centrach (może z
wyjątkiem Atlantydy), rządziło pasożytnictwo, czyli: hierarchie, ucisk i
wyzysk słabszego, strach i terror. Na to właśnie nie zgodzili się niektórzy
odważni, wybierając życie wędrownych myśliwych, zbieraczy itd.
Opisywane przeze mnie wydarzenia miały rozpiętość od 30 000 lat
p.n.e. do około 13 500 (13,5 tysiąca) p.n.e.
Na krawędzi prawdy 52 © Dominik Myrcik

W wyniku tych wojen i technicznych kataklizmów nastąpiło


załamanie się ówczesnej cywilizacji tak bardzo, że ludzie dosłownie z
powrotem powskakiwali na drzewa i trzeba było zaczynać wszystko od
początku. Populacji ludzkości zajęło całe owe 13,5 tysiąca lat, by
podnieść się do stanu technicznego, jaki obecnie posiadamy, a i tak jest
on mniejszy od tego, który kiedyś posiadaliśmy. Eksplozje magnokraftów
i bomardowania, ponownie zmieniły pozycję biegunów (przemieszczenie
to miało charakter poślizgu skorupy Ziemi względem jej jądra, t.j. odbyło
się bez najmniejszej zmiany w orbicie naszej planety wokół Słońca). Wg
badań prof. Pająka:
„Oba bieguny naszej planety przemieściły się dosyć znacznie, zajmując
pozycje jakie różniły się jedynie o około 7 stopni od pozycji jakie zajmują
one dzisiaj (do ich dzisiejszych pozycji przemieszczone zostały dopiero
po 1178 roku, w reultacie potężnej eksplozji UFO jaka miała miejsce koło
Tapanui w Nowej Zelandii). To z kolei spowodowało ogromne zmiany
klimatyczne i przeorientowanie się kontynentów. Ogromny lodowiec jaki
zajmował środkową część Lemurii raptownie wówczas stopniał, chociaż
większość zatopionego jego ciężarem lądu pozostała pod powierzchnią
oceanu. Jednak Nowa Zelandia wyłoniła się spod lodu, tym razem
uformowana w dwie oddzielne wyspy. Życie ponownie zaczęło na nich
kwitnąć. Z powodu owych polarnych, polodowcowych warunków jakie
panowały w Nowej Zelandii przez tak długo, niemal jedyne formy fauny
jaka zamieszkiwała ten nowo wyłaniający się kraj były ptaki i owady.”

***
Większość z Was zaraz krzyknie oburzona: jak to, przecież w
szkole nas nie uczą ani o Terra, ani o megalitycznych cywilizacjach a o
emigracji na Ziemię rasy ludzkiej z odmiennego systemu gwiezdnego
nikt słówkiem nie pisnął.
Zapewne chcecie jakichś dowodów na poparcie powyższych (i
poniższych teorii). Gdybym chciał je przytoczyć w całości, musiałbym
napisać, a właściwe przepisać, kilka tysięcy stron tekstu, a nie o to
przecież chodzi. Dowody, a raczej sposoby w jaki je będę przedstawiał,
również muszę skomentować, gdyż niektórzy z Was mogą się poczuć
niedosyceni informacjami, które podam Wam na tacy. Ninniejsza
książeczka, jest...streszczeniem około 30 letniej pracy prof. Jana Pająka.
Nie spodziewajcie się więc, że będę z iście matematyczną dokładnością
kopiował jego dane, gdyż ta publikacja jest wstępem, który ma Was
zachęcić do zapoznania się i przeanalizowania badań prof. Pająka.
Oczywiście, jak tylko będzie w mojej mocy i jak tylko Bóg mnie oświeci,
będę się starał przedstawić owe dowody w sposób, który nie ujmie ich
wartości i jakości dowodowej, aby książeczka ta, stała się dla Was
źródłem inspiracji, ciekawości i drążenia do prawdy.
Na krawędzi prawdy 53 © Dominik Myrcik

Dowody, które potwierdzają alternatywną historię ziemi:

Mitologia: wg zapisów, czy to na kamieniu, piśmie papirusowym,


wszelkimi innym zapisom ustnym czy piśmiennych mówi ona nam o tym,
że na niebie i ziemi były toczone wojny, że istniało życie w systemie
Syriusza, a także, że ludzie budowali latające maszyny, które były nawet
sterowane myślą, owe cywilizacje wg mitologii budowały ogromne
budowle z kamienia wycinanego jak z masła i ustawiane z niespotykaną
precyzją i że owe kamienie same przemieszczały się na przeznaczone
miejsce.
Również mitologia żydowska bardzo dokładnie opisuje raj. Wyjaśnia
ona, że raj miał 7 bram, 7 głównych pomieszczeń. Kiedy opis tych
pomieszczeń został przeanalizowany pod kątem Teorii Magnokraftu,
okazało się, że opis tego raju jest zbieżny z konstrukcją magnokraftu
typu K7. Szczególnie, że „drzewo życia” posiadało cechy komory
oscylacyjnej II generacji, wyglądającej podczas pracy jak drzewo z
gałęziami rozchodzącymi się w różnych kierunkach12.

Odciski stóp: Liczne znaleziska odcisków stóp, zarówno


odciśniętych w popiołach wulkanicznych, jak i odciskach stóp sprzed
ponad 500 milionów lat (!), gdzie zgnieciony butem pasożyta trylobit
(jedno z pierwszych żyjątek na ziemi, wyglądający jak poskręcany
ślimak) zachowały się do czasów dzisiejszych. W pokładach węgla
kamiennego znajdowane są również odciski dziwnych urządzeń
technicznych. A to wskazuje, iż Ziemia od zarania dziejów była
przygotowywana do eksploatacji na kosmiczną skalę i dowody tych
działań zostały do dzisiaj.

Dowody paleontologiczne: Naukowcy ciągle wierzą, że


wystarczy poszukać „brakującego ogniwa” i sprawa wyewoluowania się
ludzkości na Ziemi jest rozwiązana. Tymczasem zaprezentowana
powyżej historia ludzkości wyraźnie wskazuje, iż taki dowód nigdy nie
zostanie znaleziony, z prostej przyczyny, że ludzkość wyewoluowała się
w innym systemie gwiezdnym. Również nagłe wybicie Neandertalczyka,
który z powodu niskiej inteligencji, nie był dobrym materiałem do
eksploatowania oraz nagłe wyginięcie w tym samym okresie
niebezpiecznych zwierząt, również potwierdza jako dowód. Cała gama
zwierząt, włączając w to niedźwiedzia jaskiniowego, tygrysa
jaskiniowego oraz dużego, drapieżnego ptaka z ameryki jakoś „dziwnym
trafem” nagle wyginęła na ówczas.

12
Opis raju – szczegółowy opis zbieżności raju z wehikułem typu K7 jest zaprezentowany w monografii 1/3
Na krawędzi prawdy 54 © Dominik Myrcik

Z powodu, iż nie potrafię po prostu przytoczyć prościej i lepiej


jakościowo poniższego dowodu, postanowiłem zacytować samego
twórcę teorii, prof. Pająka:

Ciało ludzkie: Ciało ludzkie musi spełniać "równania grawitacyjne"


opisywane w poprzednim podrozdziale. Dla przykładu "równanie
wzrostu" zaprezentowane w podrozdziale B1 jako (1B1), stwierdza że
wzrost ciała zdefiniowany zostaje prawami grawitacyjnymi. Prawa te
powodują, że jeśli ludzkość wywodzi się z planety Terra, jakiej grawitacja
była 4.47 razy silniejsza od grawitacji Ziemi, oraz jeśli w jakiś sposób
nasze więzy genetyczne wzrostu zostały zniszczone, wówczas wzrost
ludzi musi eksplodować do wartości około 5 metrów. Dlatego wszystkie
te szkielety ludzkich gigantów, jakie odkryte zostały w Nowej Zelandii (co
opisano w podrozdziale B1.1), i wkrótce potem tajemniczo zniszczone,
dostarczają bardzo ważkiego "dotykalnego" materiału dowodowego na
fakt że ludzkość naprawdę wywodzi się z planety Terra. Jeśli
którykolwiek z takich gigantycznych szkieletów zostanie ponownie
znaleziony, oraz zabezpieczony dla wglądu wszystkich
zainteresowanych, nie potrzebowalibyśmy już żadnego innego bardziej
przekonywującego dowodu iż pochodzimy z planety Terra (to jest właśnie
powodem dla jakiego nasz pasożyt kosmiczny tak starannie niszczy
każdy gigantyczny szkielet, oraz każdy dowód materialny na istnienie
gigantów, jaki został dotychczas odkryty).
Oczywiście "równanie wzrostu" dyskutowane poprzednio jako (1B1),
jest tylko jednym z całego szeregu odmiennych "równań grawitacyjnych"
które przekazują nam informację, że ciało ludzkie faktycznie to nie
pochodzi z planety Ziemia. Inne równania grawitacyjne, jakie w bardzo
znaczący sposób informują nas o dokładnie tym samym, to "równanie
długowieczności", oraz "równanie inteligencji". Zacznijmy więc od
przyglądnięcia się równaniu długowieczności. Przyjmuje ono postać:
lT/lZ = cl(T/Z)2 (1B2)
Stwierdza ono, między innymi, że jeśli rasa ludzka przybyła na Ziemię z
odmiennej planety - w naszym przypadku bezpośrednio z planety Zem
gdzie zamieszkiwała spory czas po opuszczenniu Terry, wówczas
długowieczność tej rasy musi zmniejszyć się o wartość około (T/Z)2 razy.
Wyraźmy więc przez "lT" (w latach ziemskich) średnią długość życia
ludzkiego na planecie Zem. Wiadomo nam też, że średnia długość życia
ludzi na Ziemi wynosi około "lZ=80 lat". Aczkolwiek nie wiemy dokładnie,
jaki był stosunek grawitacji Zem (T) do grawitacji ziemskiej (Z), wiemy
jednak, że był on znacznie mniejszy niż ten sam stosunek dla planety
Terra. Dla uproszczenia więc, możemy założyć że stosunek ten wynosił
około "T/Z = 3.4". To pozwala nam na wyznaczenie, jaka byłaby średnia
długość życia dla naszych pra-przodków, Adama i Ewy, którzy urodzeni
Na krawędzi prawdy 55 © Dominik Myrcik

byli na Zem, stąd ciała których nasycone były energią zgodnie z


grawitacją planety Zem. Jeśli więc Adam i Ewa urodzeni byli na planecie
Zem jaka miała pole grawitacyjne około T/Z=3.4 razy większe od pola
Ziemi, wówczas, po przetransportowaniu na Ziemię, ciągle powinni oni
żyć przez okres jaki byłby charakterystyczny dla planety Zem. Równanie
(1B2) pozwala nam na wyznaczenie jaka owa długość ich życia by była.
Jeśli założymy że po urodzeniu się na planecie Ziemia żyliby oni przez
około lZ=80 lat, wówczas równanie (1B2) stwierdza, że po urodzeniu w
polu T/Z=3.4 razy silniejszym, powinni oni żyć około "lT=930 lat". I
faktycznie to miało miejsce. W Biblii stwierdzone zostało, że Adam żył
dokładnie 930 ziemskich lat (patrz Biblia, Księga Rodzaju, 5:5). Nie
wiemy z całą pewnością jak długo żyła Ewa, jednakże wiemy że miała
ona pierwsze dziecko w wieku 200 lat. To zaś ponownie potwierdza,
poprawność powyższych dedukcji. Wszakże będąc urodzona na
planecie Zem o T/Z=3.4, oraz dożywając wieku 200 lat, zgodnie z tym
samym równaniem (1B2) fizycznie była ona rozwinięta do poziomu jak
nasze dzisiejsze 18-letnie dziewczęta - właśnie więc osiągała właściwy
wiek aby urodzić swoje pierwsze dziecko. Powyższa dyskusja ujawnia,
że długowieczność Adama i Ewy jest jeszcze jednym dowodem licznego
materiału dowodowego zakodowanego w naszych ciałach, jaki
potwierdza że faktycznie przybyliśmy na Ziemię z zupełnie innej planety.
Powtórzmy teraz podobne rozważania, tym razem jednak jako
podstawę do dedukcji przyjmując "równanie inteligencji", jakie posiada
formę:
IT/IZ = cI(T/Z)2 (2B2)
Równianie to stwierdza, między innymi, że jeśli rasa ludzka oryginalnie
wywodzi się z planety Terra, i jedynie później stopniowo przeniosła się z
Terra na obecną planetę Ziemia, wówczas inteligencja tej rasy musiała
gwałtownie się obniżyć. Jeśli przez współczynnik "IT" oznaczymy średnią
inteligencję tej rasy na planecie Terra, podczas gdy przez współczynnik
"IZ" oznaczymy średnią inteligencję tej rasy na Ziemi, wówczas równanie
(2B2) stwierdza, że całkowity spadek inteligencji wynikający z owego
przeniesienia się na Ziemię powinien być równy około (T/Z)2 = (4.47)2 =
20 razy. To zaś oznacza, że nasza inteligencja spadłaby do poziomu
jedynie około 5% oryginalnej inteligencji jaką nasza rasa rozwinęła w
swoich mózgach na Terra. Jeśli wyrazić to innymi słowami, ceną za
przemieszczenie się z początkowej planety Terra, do obecnej planety
Ziemia (t.j. ceną za zmniejszenie grawitacji swojej planety o wartość
T/Z=4.47 razy), jest że staliśmy się około "IT/IZ = 20 razy" głupsi. I
faktycznie jest to powszechnie znanym sekretem, że rasa ludzka na
naszej planecie wykorzystuje jedynie około 5% możliwości swojego
mózgu. Stąd, fakt że używamy jedynie około 5% zdolności naszego
mózgu jest następnym przykładem materiału dowodowego
Na krawędzi prawdy 56 © Dominik Myrcik

zakodowanego w naszych ciałach, jaki potwierdza że faktycznie


przybyliśmy na Ziemię z planety Terra.
Powyższe opisy wyszczególniają jedynie podstawowe kategorie
materiału dowodowego jaki potwierdza nasze przybycie na Ziemię z
planety Terra. Bardziej szczegółowe opisy tego materiału zawarte są w
monografii [1/3]. Jeśli ktoś zaakceptuje te dowody, wówczas
niemożliwym się staje dalsze zaprzeczanie szokującej prawdzie że:
"ludzkość wcale nie wywodzi się z planety Ziemia, ale została tutaj
przeniesiona z innych planet, zaś potem przegrała bardzo ważną wojnę
jaka zniszczyła jej bardzo wysoko zaawansowaną technicznie
cywilizację".

Następnym rozdziałem, będzie historia katastrofy, która została


wywołana przez pasożytów w niewielkiej wiosce w Nowej Zelandii,
zwanej Tapanui. Nastąpiła tam detonacja około 6-7 magnokraftów (ufo)
typu K6, która spowodowała zepchnięcie Ziemi oraz nauki w ciemnotę i
nieuctwo średniowiecza, po wspaniałej i żywej kulturze antycznej
(starożytnej). Katastrofa ta, spowodowała przemieszczenie się biegunów
ziemi do pozycji, jaką zajmują dzisiaj, spowodowała poślizg skorupy
ziemskiej (oczywiście bardzo powolny, stopniowy), zmieniła klimat niemal
na całej kuli ziemskiej. Jednak nim przystąpię do omówienia nieznanej
nikomu katastrofy Tapanui, przedstawię wstępne powody i dowody na
eksploatację Ziemi przez wyżej zaawansowane cywilizacje. Koniecznie
przeczytaj poniższy rozdział, jest on bardzo ważny w całej książce i jest
„preludium”, czyli niejako wstępem do opisywanych później wydarzeń.

***

„Jeśli jesteśmy eksploatowani przez jakichś kosmitów, podupadłych


moralnie, jednak nieporównywalnie wyżej zaawansowanych technicznie,
jak to się dzieje, że nie zauważamy ich obecności, niemal nic o nich nie
wiemy” – pewnie bardzo podobne pytania i myśli zadajecie sobie do tego
momentu, kiedy już przeczytaliście tych kilka rozdziałów.
Obiecałem Wam, że na wszystkie pytania, które postawię sobie i
Wam, odpowiem w ninniejszej publikacji. Tak też jest również z
eksploatacją Ziemi przez ciemiężców, szatańskich pasożytów Ziemian.
Przypominam również, iż obiecałem, że to nie jest kolejna książka, która
pozostawi niesmak i pustkę, oraz żal, że się ją zakupiło. Prezentowane
przeze mnie teorie (a raczej Wam przekazywane, bo nie są oryginalnie
Na krawędzi prawdy 57 © Dominik Myrcik

moimi) można samemu bardzo dogłębnie przeanalizować, pobierając z


internetu prace prof. Pająka i przekonać się o ich poprawności.

Sytuacja Ziemi i ludzi jest poważna, wręcz tragiczna. Trzeba więc ze


spokojem, powagą i wyrozumiałością podejść do wyjaśniania Wam, jak
to się dzieje, że faktycznie to nikt z Was nie wie nic o ufo, okupacji ziemi
itd, itp. W filmie „Matrix” padło takie zdanie „uwolnij swój umysł” – i wcale
nie jest to głupia idea, rzekłbym bardzo dobra. Tak i Wy – uwolnijcie
swoje umysły. Nie myślcie teraz, co mówią inni, odrzućcie blokady
umysłu, nakazy telepatyczne, byś nie wierzył w to, co opisuję. Oczyść
się, chociaż na chwilę. Przyjmij założenie, że właśnie chcesz się
dowiedzieć nowych faktów, nie patrz przez pryzmat niczego innego,
tego, czego ci natłukli do głowy krótkowzroczni nauczyciele i wszyscy,
którzy nie rozumieją niczego poza własnymi dogmatami, (które notabene
i paradoksalnie też zostały im wepchnięte i to tak bardzo, że przyjęli je
jako własne).

Odpowiedzią na pytanie o okupację ziemi jest fakt, że przeciętnie,


rasy, które okupują Ziemię są inteligentniejsze od człowieka około 20
razy, stąd nie postępują tak prymitywnie i głupio jak człowiek. Właściwie
tę niezauważalną przez nas eksploatację uzyskuje przez strategię
ciągłego ukrywania się przed wzrokiem ludzkim.
Zastanów się tylko, jakimi metodami człowiek zniewala drugiego
człowieka oraz zwierzęta. Troszkę pomogę w tych przemyśleniach.
Ogólnie wiadomym jest, że człowiek używa do tego brutalnej siły,
więzień, tortur, bomb atomowych, rakiet, strachu, terroru itd, itp.
(przypominam, że ludzie używają tylko około 5-6 procent swoich
mózgów).
Ponieważ niewolnicy widzą swojego agresora i najeźdźcę, bardzo
szybko zaczynają go nienawidzieć i się buntować. I w ostatecznym
rozrachunku, po mniejszych, bądź większych bitwach i potyczkach, ten
niewolnik się wyswobadza z rąk ciemiężcy. Ludzie z planety ziemia nie
są w stanie utrzymać więc swego niewolnika dłużej niż około 5-6
generacji (pokoleń) tych niewolników – właśnie z powodu, że zaczyna on
bardzo szybko walczyć o swoje prawa.
Inna sprawa ma się z pasożytem kosmicznym, który uprawia
(dosłownie) ludzi na wielką skalę. Ponieważ używa on 100 procent
swojego mózgu, jego metody są super przebiegłe i bardzo inteligentnie
skonstruowane. Na dodatek jego zaawansowanie techniczne pozwala
się mu ukrywać przed wzrokiem, kamerami itd. Jego urządzenia
techniczne pozwalają mu się przełączać pomiędzy stanem materialnym
a niejako „wzorem energetycznym” (stan telekinetycznego migotania).
Potrafi także zamieniać się w stan pośredni, gdzie mgliste zarysy są
Na krawędzi prawdy 58 © Dominik Myrcik

widoczne, lecz przenika obiekty stałe. Celowo pasożyci to robią, by


podtrzymać bajeczkę o ich rzekomej „niematerialności” i „duchowości”.
W pułapkę ich rzekomego pochodzenia ze świata „duchów” wpada
większość badaczy ufo, niestety. Potrafią przenikać obiekty stałe, wraz z
betonem, murem, kratami żelaznymi, ostrzami itd. Pasożyci potrafią na
własne życzenie nas zahipnotyzować, uprowadzić na pokład swoich
wysoko zaawansowanych wehikułów (magnokraftów). Możliwości tych
istot, są tak olbrzymie, że trudno sobie nawet wyobrazić, co jeszcze
potrafią te bestie z otchłani kosmosu. Oczywiście pasożyci poprzez wieki
eksploatowania, wypracowali niezawodne metody, dzięki którym
osiągnęli taki właśnie stan, że tak trudno uwierzyć jest człowiekowi w ich
istnienie, nie wspominając już o eksploatacji.

Podsumujmy, jakich to metod używają pasożyci, by ukrywać się i


bezkarnie nas hodować jak bydło w zagrodzie wiejskiej.

Ukrywaj się. Jeśli pasożyci dokonują czegoś na Ziemi lub w pobliżu


naszych domostw, miast itd. zawsze włączają swoje ekrany
niewidzialności. Dlatego też większość czasu dokonują swoich działań
po północy, gdy większość z nas śpi. Z tego też powodu zapewne
powstały dawno temu pogłoski, że „duchy” ukazują się po północy. Ich
aktywność przeważnie zaczyna się około 11 w nocy i trwa aż do 4-5
rano. Kiedy dokonują jakichkolwiek działań na ludziach, najpierw ich
hipnotyzują, a potem bardzo starannie wymazują pamięć [są jednak
wypadki, kiedy celowo kosmici nie wymazali pamięci, opowiem o nich
później], a jeśli są zmuszeniu komuś się ukazać, najpierw bardzo
dokładnie sprawdzają, czy ktoś inny ich nie widzi, by przypadkiem
opowiadania osoby, która ich widziała, były uważane za omam czy
zwidy. Brak naocznego świadka doskonale się ku temu nadaje.

Upowszechniaj mylący obraz kosmitów. Pasożyci już od dawien


dawna stosują tę przebiegłą metodę, polegającą na wmanipulowaniu
społeczeństwu, że oni są niematerialni, że pochodzą z innych wymiarów,
światów i że prawa natury się do nich nie odnoszą, jak do ludzi.
Upowszechniają również obraz, że kosmici muszą być całkiem odmienni
od ludzi, muszą wyglądać kompletnie inaczej. Tymczasem prawda jest
taka, że rasa kosmitów, która najbardziej czerpie z wyzyskiwania ludzi,
jest faktycznie identyczna do Nas, ludzi. Owszem, są cywilizacje, które
mają odmienny wygląd, nawet takie, które wręcz są odrażające dla
wyglądu człowieka, ale generalnie to pasożyci przyjęli strategię
„odstawiania szopki”. Czyli tu się ukażą, jako jakiś potwór, tu jak jakaś
zmora tam gdzieś równie inaczej, co dostarcza „wody na młyn” i
upowszechnia bardzo mylący obraz pasożyta. Ludziom od starożytności
Na krawędzi prawdy 59 © Dominik Myrcik

wmawiano, że kosmici wywodzą się „z innego wymiaru”, że są


niematerialni, a jako tacy nie posiadają ciał. Na dodatek ta dziedzina
przynosi bardzo wymierne korzyści pasożytom, stąd nosi ona wagę
najwyższego priorytetu wśród kosmitów. Jak bowiem można chcieć
poznać naturę kogoś, kto wywodzi się niby od Boga, prawda? Jak
można walczyć przeciw komuś, kto usilnie nas blokuje technicznie,
byśmy się nie podnieśli do poziomu jak kosmici, bo to właśnie byłby nasz
największy otwieracz oczu, ponieważ unaoczniłby ludziom, że kosmici są
z krwi i kości, że mają materialne ciała i wcale nie są tak bardzo
nieosiągalni, jakby to się z początku wydawało. Szczególną wagę ma
znaczenie, że kosmici upowszechniają wygląd, iż mają jakieś niby rogi,
czułki, że są zieloni i że pochodzą z Marsa. Aby podtrzymywać ten
pogląd, odstawiają niemal spektakle teatralne, pozwalając zobaczyć
komuś, jak jakieś dziwne istoty wychodzą z ufo.

Stosuj tylko niewykrywalne metody. Kosmitom wolno używać tylko


metod, które zostały zakwalifikowane jako niewykrywalne (niemal) dla
ludzi. Omówię na razie dwie z tych metod: jedną z nich jest metoda
„opóźniaj, aż zabraknie czasu”. Polega ona na stwarzaniu różnorakich
przeszkód, które są piętrzone przed daną osobą, aż zabraknie jej czasu
na dokończenie jakiegoś zadania. Przykładem może być, że dajmy na
to, dana osoba ma zdobyć pracę, składając wcześniej podanie. Aby to
podanie nie zostało nigdy złożone, kosmici psują komputer,
uniemożliwiając napisanie owego podania, stwarzają innego typu
problemy, by nie znaleźć czasu na zrealizowanie podania a w końcu na
kilka dni przed upływem terminu czynią daną osobę chorą. Wynik jest
taki, że termin upływa, a podanie nie zostaje złożone. Druga z metod, o
wiele niebezpieczniejsza, polega na „zwalczaniu poprzez promowanie
przeciwieństwa”. Polega ona dokładnie na tym, że jeśli jakaś idea,
sprawa, wybiega przeciwko interesom kosmitów, wyręczając się rękami
kolaborantów i sprzedawczyków, zaczynają oni promować ideę
przeciwstawną do tej, która im zagrażała. Najwymowniejszym
przykładem tego są kręgi zbożowe, czyli lądowiska ufo, których idea
została brutalnie wygaszona niemal przez pasożytów, wprowadzając
wyjaśnienie, że kręgi te tworzone są przez ludzi wygniatających zboże
za pomocą kijków i desek. Aby wytłumić ideę łączności telepatycznej
(której to urządzenia są w budowie), promują ideę łączności radiowej,
opartej na falach radiowych. Aby wytłumić pozytywną filozofię życia,
zwaną totalizmem, która to filozofia jest całkowicie przeciwstawna
pasożytnictwu (o całe 180 stopni wstecz), promują pasożytnicze filozofie
o podobnej nazwie typu „totalism”, „totalitarianizm”, które zamydlają
ludziom oczy.
Na krawędzi prawdy 60 © Dominik Myrcik

Wysługuj się kolaborantami. Kiedy pasożyci mają zamiar zrobić coś,


co pozostawi widoczne następstwa ich czynów, wysługują się
kolaborantami, którzy uprowadzani na pokład ufo, następnie tam po
otrzymaniu rozkazów po-hipnotycznych, wracają na ziemię i
upowszechniają, że kręgi zbożowe to wytwór żartownisiów, że lądowiska
ufo pod oknami naszych sypialni to wytwór grzybni, upowszechniają
Teorię Względności i jeszcze wiele setek spraw.

Zablokuj jak możesz postęp i cofnij ludzkość w rozwoju. Aby


utrzymać ludzkość w poddaństwie, kosmici nie mogą dopuścić, byśmy
się rozwinęli ponad określony poziom. Cofają więc przodujące kraje, by
czasami nie wybiły się zanadto. Sprowadzają najróżniejsze kataklizmy,
które całą ludzkość cofają bądź spowalniają. Istnieje kilka metod, które
stosują pasożyci:
(a) generowanie licznych przeszkód na drodze każdego kto stara się
wprowadzić cokolwiek nowego; (b) polityczne, socjalne i ekonomiczne
wyniszczanie najlepszych mózgów wśród ludzi z planety Ziemia; (c)
systematyczne wyniszczanie najbardziej zaawansowanych ośrodków
cywilizacyjnych na Ziemi, (d) przekierowywanie zainteresowań ludzkości
w kierunku podrzędnych technologii i teorii (np. w kierunku komunikacji
radiowej zamiast komunikacji telepatycznej, w kierunku napędu
rakietowego zamiast napędu magnetycznego, w kierunku spalinowych
źródeł energii zamiast tzw. "urządzeń darmowej energii", w kierunku
starego konceptu monopolarnej grawitacji, zamiast nowego Konceptu
Dipolarnej Grawitacji, oraz wielu dalszych); (e) podburzanie do
wszczynania niszczycielskich wojen jakie zawsze wykańczają
najbardziej rozwinięte kraje; (f) systematyczne eksplodowanie na Ziemi
wehikułów czasu; itp.

Następny punkt będzie dosłownym cytatem z Piramidy Myśli, gdyż jest


on tak obszerny i na tyle nieupraszczalny, że nie widziałem powodu, dla
którego miałbym go streszczać czy zmieniać:

Zabijaj wszystkich ludzi, którzy pozytywnie windują ludzkość. Jak


zostało to już podkreślone w podrozdziale A4, kosmiczni pasożyci jacy
okupują naszą planetę są bardzo morderczy. Jeśli na Ziemi pojawi się
osoba, która ma pozytywnie przyczynić się do rozwoju ludzkości, czy to
przez wzmocnienie na Ziemi totaliztycznej filozofii, czy też poprzez
dołożenie istotnej wiedzy lub wynalazku, kosmici bezdusznie mordują tą
osobę. To właśnie z powodu owych niezliczonych morderstw niemal
każdy wybitny człowiek na Ziemi, jaki wnosił potencjał, aby dołożyć coś
ogromnie istotnego do naszej przyszłości, nigdy nie dożywał do końca
swojego produktywnego życia. Dzięki temu, kiedykolwiek czytamy o kimś
Na krawędzi prawdy 61 © Dominik Myrcik

kto uczynił coś pozytywnego lub istotnego, i kto wykazywał nawet


jeszcze większy potencjał na przyszłość, wkrótce się też dowiadujemy że
ten ktoś umarł przedwcześnie i tragicznie. Jako przykład odnotuj los
David'a W. Davenport którego badania dyskutowane są w podrodziałach
C4 i C7, lub Werner'a Kropp referowanego w podrozdziale D1.2. Także
rozważ inne dobrze znane śmierci w historii ludzkości. Przykładowo
rozważ, co by się stało gdyby Jezus nie został ukrzyżowany, a gdy ciągle
potem okazał się żywym - wzięty do nieba (uprowadzony w kosmos?),
zaś każdy miałby wolność podążania za jego naukami (odnotuj że
niektóre stare obrazy religijne pokazują krzyż z Jezusem otoczony przez
wehikuły UFO jakie zawisały wówczas na niebie i jakby nadzorowały
egzekucję). W jakim kierunku poszedłby nasz rozwój gdyby Abraham
Lincoln nie został zastrzelony i mógł wdrożyć swoje totaliztyczne idee
równości i braterstwa. Rozważ jak nasza cywilizacja by wyglądała gdyby
Lenin nie został zamordowany i zastąpiony przez Stalina. Jaki wpływ na
naszą politykę i życie społeczne miałoby wdrożenie "doktryny
nieużywania przemocy" propagowanej przez Mahatma Gandhi'ego
gdyby nie został on zastrzelony przez fanatyka hinduskiego dnia 30
stycznia 1948 roku, t.j. jedynie w rok po tym jak wynegocjonował
niezależność dla Indii; także co stałoby się gdyby jego potomkowie
którzy usiłowali wdrożyć jego doktrynę nie zostali po kolei wymordowani.
Na ile mniej napięte byłyby stosunki rasowe na Ziemi gdyby Martin
Luther King nie został zastrzelony. Gdzie byśmy byli gdyby J.F. Kennedy
nie został zastrzelony zaś wszyscy inni członkowie jego rodziny zdolni do
zdobycia władzy i kontynuowania jego tradycji nie byli systematycznie
zabijani. Co by uczynił dla badań UFO John Lennon z "Beatles" gdyby
nie został zastrzelony w 1980 roku na krótko po tym jak zobaczył UFO
ponad Nowym Jorkiem i zadeklarował swoje oddanie sprawie dotarcia
do prawdy na temat owych tajemniczych wehikułów. Itp., itd - dla tego
pasma śmierci nie ma końca.
Jest to także moją hipotezą, aczkolwiek na obecnym etapie badań
nie jestem w stanie przedstawić żadnych dowodów na jej poparcie, że
dobrze wszystkim znane zjawisko iż gdy istnieje na Ziemi ktoś ogromnie
inteligentny, moralny, i dobrze się zapowiadający, osoba taka umiera
przedwcześnie jako nastolatek w rezultacie zostania zamordowaną
przez kosmitów. Istnieje nawet powiedzenie bazujące na tym zjawisku,
jakie w odniesieniu do takich przedwcześnie zmarłych ludzi stwierdza
coś w rodzaju "był on zbyt dobry aby żyć długo" (po angielsku "the good
die young"). Moje wyjaśnienie dla owego szokującego zjawiska jest, że
nasz pasożyt kosmiczny analizuje przyszłość aby wykryć kto daje
najwyższy wkład do rozwoju naszej cywilizacji. Następnie pasożyt ten
neutralizuje ten wkład poprzez mordowanie owych wyróżniających się
ludzi kiedy ciągle są oni młodzi. Ponieważ najbardziej do rozwoju naszej
Na krawędzi prawdy 62 © Dominik Myrcik

cywilizacji przyczyniają się ludzie którzy są wyjątkowo zdolni, lub którzy


wyrastają w klimacie postępowych tradycji (jak nastolatki z rodziny
Kennedych, lub jak potomkowie Mahatma Gandhi'ego), to wyjaśnia
dlaczego tak wielu niezwykle zdolnych nastolatków umiera tragicznie w
tajemniczych okolicznościach. (Zdarzenie jakie bezpośrednio
zmobilizowało mnie aby opisać tutaj powyższą bardzo kontrowersyjną
hipotezę, była pozycja dziennika telewizyjnego nadawanego na TVNZ 1
około 22/3/00, w której pokazywano pogrzeb wyjątkowo dobrze
zapowiadającego się nastotatka nowozelandzkiego jaki zginął w
tragicznym wypadku i chowany był z pełnymi honorami brygady straży
pożarnej oraz wzbudzał wyjątkowy żal wszystkich tych co mieli honor go
poznać. Oczywiście, także zanim ów program był nadawany spotykałem
sporo przypadków kiedy intelektualnie wyjątkowo zdolni i moralnie
wyróżniający się młodzi ludzie umierali tragicznie i przedwcześnie - ów
program jedynie nakłonił mnie abym zdobył się na odwagę wyrażenia tak
niepokojącej hipotezy.)
Jeśli nasz najeźdźca kosmiczny zdecyduje się kogoś zamordować,
wówczas ma on do wyboru całą gamę metod zabijania jakie pozostają
niewykrywalne dla ludzi. Najbardziej popularne z tych metod obejmują:
(1) wywołanie śmiertelnej choroby u ofiary (np. raka), lub spowodowanie
aby umarł on na jakikolwiek sposób wyglądający jak "naturalna" choroba
(jak to opisane zostanie w podrozdziale D5.2, taka choroba może zostać
łatwo zaindukowana za pomocą urządzenia nazywanego tam "projektor
telepatyczny"), (2) hipnotyczne zaprogramowanie religijnego lub
politycznego fanatyka aby zamordował wskazaną mu ofiarę, (3)
wmanipulowanie jakiejś potężnej (zwykle zagranicznej) instytucji lub
agencji w wiarę, że dana osoba stanowi dla niej zagrożenie i
podszepnięcie tej instytucji aby zamordowała tą osobę (np. w Nowej
Zelandii słyszałem rumor że niejaki Norman Kirk - walczący o interesy
zwykłych ludzi, został zamordowany właśnie przez taką instytucję), lub
(4) użycie jednego z licznych niewykrywalnych scenariuszy asasynacji,
np. spowodowanie że ofiara znajdzie się w miejscu i czasie jakiegoś
niszczycielskiego kataklizmu (np. wybierze się na rejs "Tytanikiem" lub
odwiedzi przyjaciela w "Ara Moana"). Przerażającym aspektem owych
asasynacji jest, że jeśli raz zostają zainicjowane, wówczas
systematycznie powtarzają się one aż do skutku. Najprawdopodobniej
więc kosmici utrzymują na Ziemi specjalny "pluton egzekucyjny" jakiego
zadaniem jest niewykrywalne mordowanie wskazanych ludzi.
Fakt, że pasożyci celowo zarażają ludzi najróżniejszymi
choróbskami nie jest wcale dopiero najnowszym ustaleniem. W
Bucharze, Uzbekistan, występuje riszta czyli długi na około 120
centymetrów nitkowaty robak lęgnący się pod ludzką skórą. Łacińska
nazwa dla tej riszty to Dracunculus (=Filaria) medinensis. Według
Na krawędzi prawdy 63 © Dominik Myrcik

uzbeckich legend w każdą bezksiężycową noc przelatywał ogromny


smok, który siał bezkarnie owe nitkowate robaki. Ponieważ "smok" jest
jedną z wielu różnych nazw jakie w dawnych czasach
przyporządkowywano wehikułom UFO (zapewne z uwagi na popękany
węgiel warstwowy pokrywający skorupę tych wehikułów jaki po
rozrzarzeniu przez pędniki wygląda jak ognista wężowa skóra), legenda
ta zapewne jest raportem dawnych naocznych świadków jacy odnotowali
UFO rozsiewające tą risztę. Powyższa legenda opisana jest w książce
[1B2]: Barbara Klimuszko, "Biologia 5/6", Warszawa 1998, ISBN 83-
85722-77-7, zaś informacje biologiczne o riszcie pochodzą z: Czesław
Jura, "Bezkręgowce", Warszawa 1983, ISBN 83-01-04489-6.
Niezależnie od mordowania, nasz kosmiczny pasożyt czasami
ucieka się też do różnych innych metod ostatecznego neutralizowania
niewygodnych mu ludzi. W niektórych przypadkach takie
demobilizowanie polega na niszczeniu wzroku, np. poprzez
powodowanie katarakty oczu - jak to początkowo miało miejsce w
przypadku mojego przyjaciela Evana Hansena opisanego w
podrozdziale A4. W innych przypadkach, tacy niewygodni ludzie
neutralizowani są na zawsze poprzez zostanie zabranymi w kosmos
("wniebowziętymi"). Na obecnym etapie można jedynie spekulować
dlaczego niektóre osoby są zabierane na zawsze w kosmos, zamiast
mordowane. Dla przykładu jednym z powodów mogłoby być że wszelkie
próby ich zamordowania zawiodły (np. karma tych ludzi nie pozwala im
umrzeć na sposób przygotowany przez kosmicznych pasożytów), stąd
jedynym sposobem zastopowania działalności tych ludzi na Ziemi
pozostaje zabranie ich w kosmos. Innym powodem mogłoby być, że
działalność jaką ludzie ci prowadzą może przynosić wyniki które zależą
od aktualnej sytuacji (jak to przykładowo ma miejsce z niektórymi
politykami); w takim przypadku kosmici mogą starać się pozostawiać
sobie otwartą możliwość że daje się ich zwrócić z powrotem - gdyby
zmiany w naszej przyszłości poszły w niewłaściwym kierunku. Dlatego,
istnieją też liczne przypadki ludzi (włączając w to wielu polityków) którzy
zwyczajnie znikali bez pozostawienia najmniejszego śladu, przy czym
nikt nie wiedział co z nimi się stało. Książka [2B2] pióra Rodney'a Davies
"Nadprzyrodzone zniknięcia" ("Supernatural Disappearances")
zapełniona jest przypadkami takich zniknięć jakie miały miejsce w historii
ludzkości. Bardziej ostatni z przypadków tego rodzaju miał miejsce kiedy
głowa państwa (Prime Minister) Australii, niejaki Harold Holt, zniknął bez
śladu dnia 17 grudnia 1967 roku, kiedy to na oczach dwóch kobiet
zdecydował się wejść do morza w Melbourne. W Nowej Zelandii sławny
był przypadek zniknięcia w latach 1970-ch, kiedy ktoś o nazwisku Robin
Fisk z Oropi na przedmieściu Tauranga, zniknął ze swojego samochodu
zaparkowanego w Mamakus koło Rotorua na poboczu szosy "State
Na krawędzi prawdy 64 © Dominik Myrcik

Highway 5". Po zniknięciu, w połowie zjedzona kanapka i filiżanka


herbaty znaleziona została w jego samochodzie, dowodząc że kosmici
uprowadzili go kiedy właśnie zabierał się za jedzenie. Nigdy nie
znaleziono po nim żadnego śladu. Oczywiście, niezależnie od niego,
statystycznie około 2000 ludzi znika bez śladu w Nowej Zelandii każdego
roku (podczas gdy całkowita populacja Nowej Zelandii jest zaledwie
około 3.5 milionów). Prawdopodobnie jednak najbardziej spektakularne
było zniknięcie całej kompanii wojska liczącej około 200 żołnierzy. Była to
tzw. "Sandringham Company" zaś zniknęła ona pod Gallipoli (Turcja) w
1915 roku, kiedy to na oczach licznych świadków wmaszerowała ona w
żółtą mgłę, aby nigdy nie być widziana ponownie. Owa Sandringham
Company była elitarnym wojskiem uformowanym z robotników i
służących prywatnej rezydencji angielskiego króla, t.j. z ludzi, jacy po
wojnie mieliby znaczny wpływ na politykę imperium brytyjskiego.
Niezwykła historia owej kompanii odtworzona została - wraz z
niezgrabnymi próbami racjonalnego wyjaśnienia jej zniknięcia, w
brytyjskim dramacie telewizyjnym o tytule "All the King's Men"
(nadawnym przez TVNZ 1, dnia 23/4/00, o 20:15-22:05).

Zastanówmy się, dlaczego tak zajadle pasożyci chcą utrzymać nas


na niższym szczeblu rozwoju, zarówno filozoficznego, jak i technicznego.
Kolejna dla Was odpowiedź: bo głupszym łatwiej się rządzi! Pomyślcie
tylko, czy jakikolwiek faraon czy dawny władca miałby tak wielką
przewagę nad „ciemnym ludem”, jeśli by nie utrzymywał ich w ciemnocie.
Aby od czasu do czasu lud zobaczył ową „moc” faraona, jego
matematycy, którzy potrafili obliczyć zaćmienie słońca, po prostu bardzo
dokładnymi wskazówkami potrafili sprawić, iż na znak faraona „gasło”
słońce, czy stawało się bardzo proste zjawisko zaćmienia słońca przez
księżyc. Jednak trzymanie ludu z dala od wiedzy dawało właśnie efekt
poddaństwa, bo zaiste wierzono, że to faraon zgasił słońce. Tak samo
kosmici trzymają nas z dala od dziedzin, których rozwinięcie okazałoby
się dla nich nader niebezpieczne. O wykaz takich dziedzin pokuszę się
dalej.
Mam nadzieję, iż te kilka, z bardzo wielu dowodów choć może od
razu nie przekonały czytelnika o okupacji ziemi (wiem, że to wymaga
czasu) ale chociaż, wywołały myśli w rodzaju „zaiste, coś tu nie gra”,
„rzeczywiście, dowody przedstawione przez autora publikacji są co
najmniej zastanawiające i poruszające”.
Kolejnym z dowodów, iż te przeklęte pasożytnicze bestie cofają
ludzkość w rozwoju, jest fakt detonacji wehikułów 3 generacji
(magnokraftów, czyli ufo) w dwóch najbardziej reprezentacyjnych
eksplozjach, które cofnęły ludzkość:
Na krawędzi prawdy 65 © Dominik Myrcik

• A.D. 1178 rok – Eksplozja w małej wiosce Tapanui, która na cześć


owego wybuchu została nazwana przez Maorysów „wzgórzem,
które wstrząsnęło światem”
• A.D. 1908 rok – Eksplozja stosu około 3 magnokraftów typu K6
nad tajgą syberyjską, nazywaną „katastrofą tunguską”. Oraz
oczywiście wyjaśnienie, dlaczego nie możliwe jest, że uderzył tam
meteoryt lodowy, tylko zaistniała tam techniczna eksplozja.

Nie muszę dodawać, że przeanalizuję wraz z Czytelnikiem zasadność


materiału dowodowego oraz wszystkie implikacje i niuanse z niego
wynikające.
O katastrofie tunguskiej, a właściwie o jej przekłamanej wersji, czyli
niby uderzeniu jakiegoś meteorytu, wie chyba większość czytelników. Ja
opowiem Wam wersję inną, to Wy wybierzecie, którą wolicie i która
bardziej do Was trafia. Przedtem jednak chciałem omówić ważniejszą i
przede wszystkim, starszą eksplozję, o której daję głowę – niemal NIKT z
Was nie słyszał, czytał itd.
Jeszcze jedna ważna kwestia – czyli rodzaje wehikułów, które
spowodowały techniczne kataklizmy, czyli obydwie katastrofy.
Wielokrotnie wymawiałem nazwę „magnokraft, czyli ufo”. Jego budowę,
rodzaje, wersje, ogólne zasady działania, podzespoły itd. omówię w
dalszych rozdziałach. Jednak przecież skoro będę opisywał ich
detonacje, musicie cokolwiek wiedzieć o nich, chociażby tylko dla
własnej ciekawości. Magnokrafty budowane przez ludzkość będą w 3
wersjach:
I wersja – magnokraft oparty na konwencji magnetycznego latania.
II wersja – magnokraft, którego komora oscylacyjna II generacji będzie w
stanie wytwarzać efekt telekinetyczny (czyli wprowadzać wehikuł wraz z
załogą w tzw. stan telekinetycznego migotania)
III wersja – najbardziej zaawansowana i zapewne najbardziej Was
szokująca, wehikuł potrafiący manipulować czasem. Tak, Czytelniku, weź
głęboki oddech, bo to, czego się dowiesz o czasie, metodach jego
manipulacji oraz czym tak naprawdę jest czas i dlaczego detonacja
wehikułów czasu powoduje kataklizmiczne i destrukcyjne działanie.
Jeśli sądzisz, że będę fantazjował, opowiadał bajeczki, to się mylisz,
udowodnię Ci, Szanowny Czytelniku, że niektóre cywilizacje posiadają
wehikuły zdolne manipulować czasem i że jest to ich najpotężniejsza
broń, jaką posiadają i potrafią niestety skutecznie wykorzystywać
przeciw ludzkości.

I ostatnia sprawa, którą trzymałem za zębami przez te kilkadziesiąt


pierwszych stron książki, to nazwa, pisownia i wypowiadanie się na
Na krawędzi prawdy 66 © Dominik Myrcik

temat kosmitów, obcych, pasożytów – albo po prostu UFOnautów13, bo


taką teraz nazwę będę stosował. Prof. Jan Pająk wprowadził tę nazwę
właśnie dla pasożytów okupujących ziemian. Jest to zapewne nazwa po
raz pierwszy zasłyszana przez czytelnika. Jedynie bezczelnością
czasopism na polskim rynku jest, że wiedząc o osobie prof. Pająka,
znając jego prace – bezczelnie przyswoili sobie tę nazwę, tyle, że pisaną
z małej litery, czyli „ufonauci”. Jeszcze kilka lat temu, w tychże
czasopismach mówiono o: „obcych, kosmitach, aliens” ale nigdzie nie
było mowy o UFOnautach. A to ci dopiero „zbieg okoliczności”, że jeden
bardzo znany kwartalnik o ufo, stosuje nagminnie tę nazwę, nie
wspominając w ogóle czytelnikom, że istnieje taki ktoś, jak prof. Pająk.
Nie wspomina o jego badaniach, pracach. „Oczywiście oczywistym” jest,
że za tym marnej jakości pisemkiem (popularyzującym teorie godne
programu „nie do wiary” he, he), stoją pasożyci. Jeszcze tylko brakuje
bym wyskoczył ze skóry, jak zobaczę w jednym z takich czasopisemek
nazwę „pasożyci”. Toż to plagiat! Już zrozumiem, że takie czasopismo
stwierdza, że: stosujemy nazwę ufonauci, ponieważ jeden z najlepszych
badaczy świata, Polak, prof. Jan Pająk ją spopularyzował oraz nasze
czasopismo opiera się na jego wiedzy i badaniach”, czy coś w tym
rodzaju. Ale NIC! Tak samo jak marne programiki w Tv, marne pisemka
rozpowszechniają właśnie mylący obraz kosmitów, mylące nazwy aby
zamieszać w głowie i tak zdezorientowanej w tym temacie ludzkości.
Oczywiście prof. Pająk nie był pierwszym, który zastosował tę nazwę już
w końcu lat 70-tych a być może wcześniej tę nazwę stosowali
inni autorzy. Problem polega na tym, że kiedy zaczynałem zapoznawać
prace prof. Pająka i wogóle naturę ufonautyki (nazwa, której wcześniej
w literaturze nie widziałem, dlatego ją tutaj wprowadzam, być może jako
pierwszy na świecie) nie było praktycznie nigdzie w branżowych pismach
takiej nazwy - pod koniec roku 2004 ta nazwa jest bardzo popularna i
stosowana w wielu publikacjach.

Nazwa „ufoludki”. Osobiście chciałbym poznać tego UFOnautę,


pasożyta, który wymyślił i rozpropagował tę bardzo strategiczną nazwę
wśród ludzi, ziemian. Tę nazwę zapewne jak wiele innych rzeczy,
rozpropagowano nie tylko za pomocą satelitów telepatycznych, ale i za
pomocą mediów lat 40-50 tych, które doskonale się im przysłużyły do
tego jakże szalenie ważnego punktu strategicznego UFOnautów. Tak
wredną i szatańską nazwę mógł wymyślić tylko bardzo inteligentny
kosmita, diabelsko przebiegły. Spójrzmy tylko, jakie spustoszenia w
postrzeganiu UFO spowodowała nazwa „ufoludki”. Nazwa ufoludki
13
UFOnauci – istoty, które opanowały, zbudowały Magnokrafty, przyjęły do siebie filozofię pasożytnictwa,
wykorzystują, hodują inne rasy, np. ludzi dla własnych, niecnych celów. Ta nazwa jest wymyślona tylko i
wyłącznie przez prof. Pająka. Przyporządkował on tę nazwę tylko dla złej części pasożytów, którzy eksploatują
ziemian. Istnieją również sprzyjające ludziom cywilizacje, których się ta nazwa nie do tyczy.
Na krawędzi prawdy 67 © Dominik Myrcik

wskazuje przecież na coś, po pierwsze śmiesznego, po drugie


nierealnego i nienamacalnego a po trzecie na wymysł ludzi „stukniętych”.
Pomyślmy tylko jak inteligentni i przebiegli są kosmici, skoro niemal bez
wysiłku, wprowadzając ośmieszającą nazwę tego tematu, spowodowali,
że ludzie wyśmiewają się z badaczy ufo, że ludzie traktują sobie ten
temat jako żart i zepchnęli powagę tego poważnego zjawiska na tor
dalszy. O proszę! To trzeba być przebiegłym, aby ironią i sarkazmem
odwrócić ludzi od zajmowania się tym tematem. Czyż tak nie jest ?!?!???
Ale nazwa np. UFOnauci, kojarzy się już z bardziej realnym
zjawiskiem: po pierwsze UFO (czyli ktoś, kto posiada ufo lub w nim
przebywa lub nim steruje) oraz –nauci (czyli jakby astro-nauci, czyli ktoś
namacalny, do powąchania i obejrzenia, do zważenia i zmierzenia, ktoś z
krwi i kości). UFOnauci, to istoty jak Ja i Ty – z krwi i kości. Muszą jeść,
pić, robić kupę i siusiu – a to, że upowszechniają swój inny wizerunek, to
zasługa ich genialnych naukowców oraz wyższego zaawansowania
technicznego i podupadłej moralnie filozofii pasożytnictwa, która jest jak
robak w jabłku – wysysa od wewnątrz, czyniąc je puste, zostawia na
zewnątrz błyszczącą i ślicznie z pozoru wyglądającą skórkę, która jest
jak holenderskie, piękne pomidory: z wyglądu czerwoniutkie i twarde,
pachnące – a pod okiem mikroskopu i wynikach badań
toksykologicznych sama chemia, której człowiek nie powinien nawet
dotykać, nie mówiąc o spożywaniu!
Niszczycielskiej filozofii pasożytnictwa poświęcę osobny rozdział tej
książki, może to da Wam do myślenia, że obecnie UFOnauci na Ziemi
zasiali niemal we wszystkich religiach i krajach filozofię prymitywnego
pasożytnictwa (UFOnauci sami wyznają filozofię wyrafinowanego
pasożytnictwa, co omówię w osobnym rozdziale, poświęconemu
pasożytnictwu).

Czas zajrzeć w ukryte karty historii Ziemi, o których nikt Wam nie
powiedział na studiach, w szkołach, bo (biedni nauczyciele i wykładowcy)
sami o nich nie wiedzą. Zajrzyjmy więc do małej wioski zamieszkiwanej
przez Maorysów – TAPANUI.

***

Legendarna eksplozja w roku 1178 w Tapanui


Na krawędzi prawdy 68 © Dominik Myrcik

Słońce właśnie wstawało leniwie nad małą maoryską osadą. Wioska


ta była umiejscowiona głęboko na południu Wyspy Południowej Nowej
Zelandii. Wieś była położona na szczycie lokalnego wzgórza i jakby
panując nad okolicą, spoglądała na nią z góry. Pobliska sawanna właśnie
budziła się do życia, opary i mgła właśnie podnosiły się do góry, słońce
zaczęło coraz mocniej przypiekać w tym sub-tropikalnym klimacie.
Maoryscy wojownicy, w wieżyczkach obserwacyjnych z dumą spoglądali
na tutejsze olbrzymie drzewa – totara. Dochodziły ich również głuchego
dudnienia z lasu – to super-ptaki Moa14 kończyły nocne żerowanie, a że
osiągały wielkość dzisiejszej żyrafy, nie dziwne, że odgłosy ich kroków
roznosiły się dobrze w wilgotnej krainie.
Ludzie zaczęli szukać jakichś ocienionych miejsc, gdyż zimne nocne
powietrze szybko nagrzewało się w promieniach słońca.
Niespodziewanie, strażnicy maoryscy, dostrzegli z lekka nachylony
w kierunku południa, niemal pionowy – cygarokształtny i o
pokarbowanych bokach obiekt. Przypominał im nieco łowione przez nich
niektóre stworzenia morskie. Szybował bezszelestnie, intensywnie
świecąc się i jarząc. Wartownicy poczęli więc krzyczeć, ostrzegając
innych i zwracając uwagę na ten obiekt: „mata-ura, mata-ura”.
W starożytnym języku maoryskim okrzyk ten oznaczał dzisiejsze „ufo,
ufo”. Wszyscy ludzie zerwali się, aby popatrzeć na ten obiekt. Cygaro
zatrzymało się ponad warowną wioską, gdzie wszyscy z trwogą
przyglądali się jak ten monstrualny obiekt, wielkością przekraczający
długość wioski, zawisł na chwilę nad nimi, po czym natychmiast ruszył
dalej, na wschód, w kierunku następnej osady, na której wyrosło
dzisiejsze Tapanui. Rzesze Maorysów śledziły, jak cygaro osiągnęło
wzgórze, które dzisiaj jest nazywane „Puke-ruau” (co oznacza w języku
maoryskim „wzgórze-które-wstrząsnęło-światem”). Po chwilowym
zawisie nad osadą Puke-ruau, od cygara próbował odłączyć się
pojedynczy statek. Jednak coś poszło nie tak, bowiem podczas owego
odłączania się od cygara-matki, buchnął z niego oślepiający błysk. Ten
niesamowity błysk był dla wielu Maorysów ostatnim widokiem, jaki
zapamiętali w życiu. Żar błysku bowiem w ułamku sekund zamienił
osłupiałych Maorysów w popiół. Jedynie nieliczni, którzy byli osłonięci
przed wybuchem, opowiadali potem jak to zaczęli wówczas przeżywać
koniec świata.
Ziemia zadrżała i zakołysała się pod wpływem około siedmiu serii
super-potężnych eksplozji. Powietrze stało się tak gęste i gorące od
żaru, że niemal nie dało się nim oddychać. Wszystko dookoła zaczęło

14
Super-ptaki Moa – do dzisiaj naukowcy zachodzą w głowię, jak to się stało że nagle wyginęły te nieloty
wielkości żyrafy. Prawdopodobnie żerowały głównie nocą – choć ta kwestia nie jest do końca rozstrzygnięta. Ich
świeże ślady są znajdowane nawet dzisiaj. Dlaczego? – dowiecie się z wyjaśnień i interpretacji krateru Tapanui.
Na krawędzi prawdy 69 © Dominik Myrcik

wybuchać i płonąć z niesamowitą mocą. Mała garstka żywych Maorysów


rzuciła się w kierunku rzeki, jednak tylko nieliczni dotarli do niej. Ci
nieliczni, którzy przeżyli katastrofę, opowiadali później ze zjeżonymi
włosami na głowie, wprost o oceanie płomieni, który rozciągał się od
horyzontu po horyzont, który ogarniał wszystko dookoła. Opowiadali o
huraganie ognia, który zdzierał powierzchnię gleby, topiąc, paląc i
niszcząc wszystko, czego dosiągł. Wprost golił z powierzchni drzewa
totara, opowiadali potomnym o ognistej, grzybiastej chmurze, jaka paliła
ich skórę i płuca. Wspominali również o gorącym pyle rozsadzającym
płuca, o gorących, rozżarzonych do czerwoności kamieniach wielkości
budynków, które z przerażającym świstem nadlatywały skądś z nieba
oraz o latach powodzi, głodu, śmierci i chorób, które nastały potem.

Do dzisiaj pozostał monument ponurej przeszłości w postaci nazwy


małego miasteczka „Mataura”. Jako chyba jedyne na świecie posiada
nazwę wywodzącą się z tak dramatycznych wydarzeń.

Powyższa historia, przekazywana z ust do ust przez potomków


Maorysów, to tylko jedna z licznych wersji. Istnieje jeszcze jedna bardzo
zbieżna tzw. „Nga Ahi o Tamatea”, co po angielsku tłumaczy się jako
„The Fires of Tamaatea”, lub po polsku – Ogniach Tamaatea. Bohaterem
tych rozlicznych legend jest „Tamaatea”, lub też znany pod inną nazwą
„Tamau” – mityczny wódz. Jego imię, jeśli rozbić na maoryskie wyrazy:
„Ta-ma-Atea”, oznaczają „potężny-z-kosmosu”. „Tama” oznacza słowo
Syn, natomiast Atea, oznacza po maorysku kosmos, wszechświat,
przestrzeń kosmiczna oraz niebo, w sensie kosmosu. Gdyby Maorysi
chcieli użyć słowa niebo, jako nieboskłon, użyliby wyrazu „rangi”. Ów
Tamatea był w kontaktach z Maorysami niemal na stopie codziennej.
Przybywał wraz z innymi świetlistymi wehikułami. Podobno był bardzo
nerwowy, łatwo się gniewał i był w stanie zniszczyć i spalić wioski.
W owym czasie mieszkała tam piękna Maoryska, w której Tamatea
się zakochał. Jej uroda była tak olśniewająca, że „synowie kosmosu”
widząc i wiedząc co się dzieje na ziemi nie mogli od niej oczu oderwać.
Tamau, jako wódz, ciągle ją prześladował w swoim świetlistym statku. Na
przeszkodzie jednak „syna kosmosu” stanął jednak mąż kobiety, który
przeczuwając kolejne przybycie prześladowcy jego żony, ukrył ją na
wyspie południowej, w pieczarze.
Gdy dowódca statku dowiedział się, że jego wybranka została
uprowadzona, wpadł we wściekłość i zarządził pościg. Jego statek
poszybował aż do osady Mataura, ale nie znalazł tam poszukiwanych.
Kiedy dotarł do wzgórza Pukeruau, wtedy zrozumiał, że jego
poszukiwania są daremne. Wściekłość i żądza zemsty były tak wielkie,
że rozpalił niebo „ogniami tamaatea”. Wybuch gniewu nie tylko wybił
Na krawędzi prawdy 70 © Dominik Myrcik

wszystkie ptaki Moa i spopielił Maorysów, ale także pochylił ziemię i


spowodował wystąpienie morza z brzegów oraz zamienił kwitnącą i
tropikalną niemal Nową Zelandię w zimny, obecny kraj.

***

Cechą legend o ogniach tamaatea jest, że opisują to samo


zdarzenie oglądane oczami jakby innych osób. Prof. Pająk usłyszał te
legendy, gdy właśnie rozpracowywał Teorię Magnokraftu. Przykładem
dziwnej zbieżności jest, że ze względu na konstrukcję magnokraftu,
miejsca ich detonacji musza przyjmować formę „motyla” – którego oś
musi przebiegać zgodnie z przebiegiem południka magnetycznego.
Prof. Jan Pająk szukając centrum owego wybuchu, z powodu
wieloznaczności znaczeń legend maoryskich, znalazł ten krater dopiero
w roku 1987 o wymiarach około: 900x600x130 metrów. Z uwagi na
pobliskie miasteczko Tapanui – krater został nazwany „kraterem
Tapanui”.

Rys. Widok ze znacznej odległości na krater Tapanui. Spójrz na ogromną sosnę na


czubku krateru.
Spróbujmy wstępnie wymienić kilka atrybutów, które posiada
zarówno krater Tapanui, jak również eksplozja tunguska (do której
zagadnę nieco później).
Na krawędzi prawdy 71 © Dominik Myrcik

Kształt krateru Tapanui stanowi lustrzane odbicie strefy powalonych


drzew w tungusce. Oś główna krateru przebiega z prawdopodobnym
biegunem magnetycznym z roku 1178. Wszystko w obrębie krateru jest
turbulentnie namagnesowane. Oczywiście, oprócz pola magnetycznego,
w kraterze występuje, nieznane ziemskiej nauce pole telekinetyczne,
które w zadziwiający sposób powoduje zakłócenia pracy kamer,
ciągników, samochodów, aparatów fotograficznych, nawet różdżki
radiestezyjne wariują w obrębie krateru. W glebie oraz kamieniach
krateru zamrożone są zakłócenia pól czasowych, wywołujące u
niektórych ludzi różnorakie „paranormalne” wizje, życzenia osób
intensywnie medytujących spełniają się o wiele szybciej (najbardziej
reprezentatywnym jest, że pewien człowiek w myśli wypowiedział
życzenie zobaczenia z bliska pioruna, nim opuścił krater na własne oczy
zobaczył błyskawicę, która uderzyła gdzieś poblisko).

Rys. Tapanui od strony południowej. W dole maleńkie szopy na narzędzia właściciela


obecnego gruntu.

Jednak najbardziej chyba wymownym faktem jest, że wybuch Tapanui


został zaobserwowany przez kronikarza Gerwazego Katedry w
Kanterbury (Canterbury) w Anglii i przez niego spisany. Gerwazy datował
ten wybuch na 18 czerwca 1178 roku, w Nowej Zelandii był poranek, 19
czerwca 1178 roku. Błysk eksplozji był więc tak potężny, że odbił się od
Na krawędzi prawdy 72 © Dominik Myrcik

tarczy Księżyca i został zaobserwowany przez grupę mnichów, w tym


właśnie Gerwazego.
Rozmiary krateru Tapanui są zgodne z wydatkiem energii z siedmiu
UFO typu K6. Z Teorii Magnokraftu wynika, że pojedynczy wehikuł typu
K6, posiada w sobie energię rzędu 10 megaton TNT, zaś zapis
Gerwazego wskazuje, że istniało 7 takich wybuchów, stąd całkowita
energia wybuchu powinna wynieść ponad 70 megaton TNT, czyli
odpowiednik około 5600 bomb takich, jakie zrzucono na Hiroszimę. Nie
tylko na podstawie danych historycznych możemy powiedzieć, jak wielki
wydatek energii spowodował powstanie krateru Tapanui. Także obecne
testy z bronią nuklearną dają matematyczne obliczenia, które dokładnie
potwierdzają dane Gerwazego: aby usunąć 1 metr sześcienny ziemi,
przy eksplozji napowietrznej (przygruntowej) konieczny jest wydatek
energetyczny około 1 tony (nie mylić z megatoną, czyli tysiącem ton)
TNT. Z krateru Tapanui zostało wyrzucono około 70 milionów metrów
sześciennych ziemi, stąd jest łatwym do obliczenia, że wybuch musiał
mieć w przybliżeniu moc około 70 megaton TNT.

Rys. Zdjęcie wchodniego obrzeża krateru Tapanui. Zdjęcie z dokładnie


przeciwstawnej strony od zdjęcia powyżej. Na dole i górze krateru ogromne sosny. W
prawej górej krawędzi zdjęcia zauważ te same, niebieskie szopy na narzędzia
rolnicze – daje to pojęcie ogromu krateru.
Na krawędzi prawdy 73 © Dominik Myrcik

Gdyby jednak któremuś z Czytelników przyszło na myśl, że Tapanui


powstał w wyniku ingerencji jakiegoś ciała niebieskiego, trzeba dodać, że
wydatek równy 70 megatonom TNT jest zbyt ogromny, aby mógł zostać
wyzwolony przez ciało niebieskie tylko w wyniku tarcia z atmosferą.
Patrząc z innej strony, gdyby taki obiekt uderzył gdzieś w pobliżu
Tapanui, jego fragmenty wciąż by tam były, no i oczywiście kształt
krateru były całkowicie inny. Byłby taki, jak właśnie Diabelski Krater w
Arizonie – gdzie uderzył w ziemię największy obiekt znany nauce
ziemskiej. Tam widać wyraźnie, że krater powstał w wyniku uderzenia z
powierzchnią jakiegoś ciała kosmicznego.

Rys. Spalony pień drzewa „totara”, jakie nie tylko pamięta czasy Jezusa, ale zostało
spalone wybuchem nad Tapanui.

Poza tym, w kraterze Tapanui badania wykazały istnienie „kamieni


ceramicznych” – powstałych w wyniku ogromnego ciśnienia i żaru,
stopionych kawałków kamieni. Niektóre nawet przepołowione ujawniają
wewnątrz fragmenty liści, pyłu oraz drzew, które pod ciśnieniem zostały
wprasowane do tych kamieni.
Na krawędzi prawdy 74 © Dominik Myrcik

Jeden z
licznych
kamieni
ceramicznych,
które
dowodowo
wskazują na
istnienie
ogromnych
temperatur,
które
wytłoczyły obłe
kształty na
krawędziach.

Rys. Kamień ceramiczny z Roxburgh,


stopiony wybuchem Tapanui.Płyta
pamiątkowa wmurowana pod nim mówi,
że znaleziono na tym kamieniu
samorodki złota oraz złoty pył.
Na krawędzi prawdy 75 © Dominik Myrcik

Rys. Makiety Super-Ptaka Moa, którego niektóre okazy były wielkości żyrafy.
Dodatkowo eksplozję potwierdza fakt, iż w tym rejonie Wyspy
Południowej nie rosną żadne drzewa, na przekór niemal idealnym
warunkom klimatycznym i glebowym – za to pokryte były (wg relacji
białych osadników) i są powypalanymi pniami drzew „totara”. Mało tego,
botanicy, geolodzy nowozelandzcy świetnie znają fakt, iż drzewa na
Wyspie Południowej w jakimś nadzwyczajnym pożarze spaliły się i
wyginęły. Ponieważ jednak nie potrafili wyraźnie i dowodowo wskazać
teorii wypalenia owych drzew, w oficjalnej literaturze unikają
potwierdzenia, że takie pożary miały miejsce.

Potężne eksplozje, takie jak w Tapanui, Tunguska, eksplozje


nuklearne są tak potężne, że po raz pierwszy w roku 1945 podczas
próby nuklearnej wytworzył się nowy minerał, zwany trinitite (trinitajt).
Zgodnie więc z dowodzeniem, taki trinitite powinien zalegać w Tapanui i
dookoła niego. I tak rzeczywiście jest.
Wyobraźcie sobie jak następuje początkowa eksplozja UFO (bomby
atomowej itd.) Najpierw następuje wielki błysk, potem rozszerzająca się
od centrum eksplozji fala olbrzymiego ciśnienia, ognia, temperatury. To
wszystko zrywa glebę, rośliny, drzewa w ogromnym tempie, rzędu
sekund, może minut. Powietrze zostaje wypchnięte i wyprowadzone na
zewnątrz. Roztopione kawałki gleby, ziarenek piasku, powietrza, roślin
zaczynają się stapiać w jedno. Ale ponieważ ciśnienie musi się
wyrównać, istnieje również moment implozji, czyli wsysania z powrotem
Na krawędzi prawdy 76 © Dominik Myrcik

tego, co zostało wypchnięte. Dzieje się to z prawie taką samą siłą, z jaką
zostało wypchnięte. Stopione już i zestalone ze sobą małe globulinki
utworzonego trinititu pędzą z ogromną siłą, pod wpływem ciśnienia i
żaru, z powrotem ku centrum eksplozji ich pęd w powietrzu formuje z
nich formy małych łezek, czy też kropelek wody – i taki też kształt ma
trinitite. Powietrze, żar zostaje znowu wessane z powrotem. Oczywiście
to czyta się długo – ale cały proces trwa może kilkanaście, może
kilkadziesiąt sekund! Trinitite został odnaleziony w dużych ilościach w
mniejszych i większych odległościach od Tapanui.
Kamienie ceramiczne również zalegają okolice krateru, lecz są
większe, nieregularne (nie łezki-kropelki) tylko jakieś niekształtne bryły,
które wewnątrz posiadają jeszcze materię organiczną i nieorganiczną:
luźne ziarenka piasku, gleby, fragmenty roślin, trawy. Im bardziej
oddalone od krateru, tym bardziej mają opływowe kształty, a im bardziej
do krateru, tym ostrzejsze i surowsze ich kanty. Dzieje się tak dlatego, że
te leżące dalej, po prostu dłużej leciały w nagrzanym i sprężonym
powietrzu, które stopiło ich kanciastość. Natomiast te w najbliższej
okolicy krateru od razu spadły na ziemię stąd ciśnienie powietrza nie
wytworzyło aerodynamicznych kształtów.

Rys. Stopiony odłamek wehikułu ufo znaleziony niedaleko krateru Tapanui. Odłamek
ten zawiera ziarna namagnesowanego żelaza oraz ziarenka czystego aluminium, a
jak wiemy czyste aluminium nie występuje w naturze (tym bardziej Maorysi nie
wiedzieli jak wytapiać metale). Obok niego 50-centowa moneta Nowej Zelandii.
Na krawędzi prawdy 77 © Dominik Myrcik

Zapis mnicha Gerwazego z Kanterbury w Anglii.

Jego precyzyjny opis zachowania księżyca, którego „[...]...nagle górny


róg rozpadł się na dwie części. Ze środka tego przepołowienia wytrysnął
skręcający się płomień, rozprzestrzeniając ogień i iskry na znaczną
odległość. W międzyczasie ciało księżyca zaczęło się rzucać i zwijać,
jakby w przerażeniu. […] Księżyc rzucał się jak zraniony wąż. Po chwili
księżyc wrócił do właściwego kształtu i wyglądu. Powyższe zjawiska
zostały następnie powtórzone sześciokrotnie lub nawet więcej razy, za
każdym razem zakrzywiając rozbłysk ognia w innym, przypadkowym
kierunku…[…]” daje nam pojęcie jak potężny to był wybuch.

Wyjaśnienie tego jest, jak następuje:

Błysk pierwszej eksplozji odbił się od tarczy księżyca (niby od zwierciadła


kulistego) dotarł on do obserwatorów w Anglii. Sprawił na nich wrażenie
rozpołowienia księżyca i wytrysków ognia i iskier oraz rozdzielenia się
niby na pół księżyca. W tym samym niemal czasie, magnetyczne fale
powybuchowe dotarły do jonosfery, spowodowały zafalowanie
zjonizowanych mas powietrza, a tym samym złudzenie optyczne
polegające na rzucaniu się obrazu księżyca. Zjawisko to jest
powodowane tym samym mechanizmem, który powoduje pozorne ruchy
monety pod powierzchnią falującej wody. Po pierwszej eksplozji, sześć
następujących po sobie wywołało powtarzające się efekty. Kiedy pyły i
dymy zostały wyrzucone w atmosferę, spowodowały efekt
przyciemnienia tarczy księżyca. Takie same efekty wywołała katastrofa
tunguska (rzekomo niby uderzył tam meteoryt). Jeśli to był meteoryt, to
dlaczego zaistniały tam podobne efekty jak w Tapanui, czyli: kiedy w
1908 roku podobna eksplozja nastąpiła w rejonie tunguskim, fale
uderzeniowe trzykrotnie obiegały naszą kulę ziemską, natomiast pyły
wyrzucone do atmosfery powodowały niezwykłe zjawiska świetlne
obserwowalne w znacznej części naszej planety.
Na krawędzi prawdy 78 © Dominik Myrcik

Rys. Najdziwniejszy dowód eksplozji Tapanui: namagnesowany kawałek metalu do


złudzenia przypominający złoto. Złoto nie daje się namagnesować. Naukowcy z
Uniwersytetu Otago nie potrafili stwierdzić, co to jest za metal. Znaleziony na drodze
największego rozrzutu, jaki musiał spowodować wybuch Tapanui sugeruje, że jest to
również kawałek wehikułu ufo – po oględzinach empirycznych wygląda na złoto, ale
złotem nie jest...

Przekrój przez cygarokształtny


stos 7 wehikułów typu K6.
Dokładnie taki stos został
eksplodowany około 100 m
nad powierzchnią Ziemi koło
wioski Tapanui. Wybuch ten
przemieścił o 7 stopni skorupę
naszej planety (bieguny)
Antarktyda została przykryta
czapą lodową, Grenlandia
takżde zlodowaciała – a
„krzywa wieża” w Pisie we
Włoszech właśnie w tym
czasie też się pochyliła.

Dowody na „małą epokę lodowcową” (Little Ice Age) po 1178 roku.

Zmiany, które nastąpiły po wybuchu Tapanui, znajdują


odzwierciedlenie nie tylko w wynikach badań jednego badacza, ale
również wskazują na to badania innych badaczy, np. botanik
nowozelandzki, John T. Holloway, udowadnia, że przed około 1200
rokiem nastąpiła ogromna zmiana klimatu Nowej Zelandii i nie tylko.
Dowodzi on również, że dotknęło to całego świata. Dla podparcia tych
teorii Holloway przytacza dowody, w świetle których przed XII wiekiem
Na krawędzi prawdy 79 © Dominik Myrcik

cała Wyspa Południowa była porośnięta drzewami „totara”, szlachetnego


drzewa, które uwielbia gorący klimat. Ponadto na Wyspie uprawiano
odmianę słodkiego ziemniaka, nazywanego „kumara”. Dla jego wzrostu
wymagana jest przez 5 miesięcy temperatura gleby powyżej 17oC.
Obecnie obydwie rośliny rosną jedynie w Północnej części wyspy,
ponieważ tylko tam klimat jest dla nich wystarczająco ciepły.

Holloway nie tylko zwrócił uwagę na klimat Nowej Zelandii, ale również
na Grenlandię, gdzie wyprawy Eirika Czerwonego (Eirik Red) przyniosły
tam kolonizację na pokrytą lasami i łąkami ówczesną Grenlandię (sama
nazwa Green – zielony, land – kraj, wskazuje, że kwitnęła życiem przed
nagłym oziębieniem). W bardzo wielu publikacjach o wikingach,
większość klimatologów zgadza się, że pokrycie Grenlandii nastąpiło
gwałtownie około 1200 roku – a później nastał tam bardzo mroźny
klimat, który skuł niemal całą Grenlandię śniegiem i lodem. Naukowcy
badając lód pod kątem izotopu deuteru (tj. wodoru, który składa się na
tzw. „ciężką wodę”) mogą precyzyjnie datować i nawet obliczyć, z jaką
prędkością nastąpiło ochłodzenie. Wg wyników ich badań, pomiędzy
1000 a 1380 rokiem klimat na Grenlandii zaczął bardzo gwałtownie
zmieniać. Zmiany, jak na klimatologię, są ogromne, bowiem w
najintensywniejszej fazie oziębiania, średnia roczna temperatura malała
o 0,5 – 1,0oC – co jest bardzo zastanawiającym wynikiem.
Również obydwie Ameryki zostały mocno dotknięte przez eksplozję
Tapanui. Aztekowie przenieśli się w jej wyniku do obecnego Meksyku,
gdyż długotrwałe susze pozbawiły ich upraw i pastwisk. Także, wg
najnowszych badań, Inkowie wcale nie zostali unicestwieni przez
konkwistadorów Hiszpańskich Francisa Pizarra, ale przez zmiany
klimatyczne zapoczątkowane około 1200 roku.
Antarktyda. Jakiś czas temu, znaleziono mapy tureckiego admirała
Piri Reisa; owe mapy miały pochodzić jeszcze ze słynnej biblioteki
Aleksandryjskiej, spalonej przez fanatyków. Mapy owe ujawniają kształt
Antarktydy, jaki nie posiada na sobie czapy lodowej. Antarktyda wg tych
map składała się z kilku oddzielnych wysp, nie połączonych lodowcem.
To wskazuje, iż przed eksplozją Tapanui Antarktyda znajdowała się w
strefie o wiele cieplejszego klimatu niż dzisiaj.

Eksplozja Tapanui spowodowała poślizg skorupy ziemskiej o około


7 stopni względem jądra Ziemi.
Nim podejmę się wyjaśnienia tej teorii, wyjaśnię Czytelnikowi o co
chodzi z tym poślizgiem. NIE był to poślizg natychmiastowy, tylko
skokowy z dużym rozłożeniem w czasie. Np. obecna Nowa Zelandia
leżała około 7 stopni bliżej równika, czyli Polska leżała bardziej na
Na krawędzi prawdy 80 © Dominik Myrcik

północ. Poślizg dokonał się skorupą ziemi względem jej ciekłego jądra i
nie spowodował żadnych zmian orbitalnych planety.

Podczas eksplozji Tapanui, potężne pole magnetyczne wywołało


„szok dla ziemi”. Jego atrybuty spowodowały, że do biegunów ziemi
dołączony został jakby dodatkowy, który spowodował bardzo silne
oddziaływania wzajemne. Aby powrócić do równowagi bieguny, oraz ten
niestabilny, dodatkowy, który „ostro mieszał” w równowadze ziemi, stał
się jakby „teściową wtrącającą się między małżeństwo”. Na dodatek, na
ów dodatkowy niby-biegun (bardzo silne pole magnetyczne) miały
niebagatelny wpływ inne planety, słońce, które przy odpowiednich
konfiguracjach „szarpiąc” owymi magnetycznymi polami, starały się
„pomóc” powrócić Ziemi do stabilności. Owe „szarpnięcia” to właśnie
takie poślizgi, które stopniowo obracały Ziemię. Inercja (bezwładność)
naszej atmosfery spowodowała powodzie, tajfuny oraz trąby powietrzne
w wielu rejonach Ziemi. Takie fale tsunami tajfuny występowały silnie w
obrębie Japonii, Korei Azji i Europy. W tamtych czasach woda morska
emitowała silnie zapach siarki, co ówcześni ludzie od razu wzięli za zły
omen, zamiast oczywiście następstw w pęknięciach skorupy ziemskiej.
Takie fale tsunami na Cyprze zniszczyły i zatopiły starożytne miasto
Salamis. I faktycznie: Salamis zostało zniszczone, oprócz faktów, istnieją
legendy. Jedna z nich mówi, iż pewien tajemniczy mnich odwiedził
pewną biedną rodzinę. Matka nie miała dla niego jedzenia, bo było
przeznaczone dla syna na kolację, który poszedł sprzedać ryby na targu.
Kiedy zdecydowała się jednak oddać jedzenie syna przybyszowi, ten w
dowód wdzięczności powiedział jej, że jak oczy lwów w miejskim pałacu
się rozżarzą, miasto zostanie zalane. Aby więc przeżyć jej syn musi z
papirusu, mąki, kleju i drewna przygotować łódź i się ewakuować w ów
dzień. Kiedy jej syn przyszedł, nie uwierzył matce, z lekką niechęcią
podjął się budowy tej łodzi. Kiedy nadszedł ten dzień, jako jedni z
nielicznych przeżyli katastrofę.
Jednym z bardzo wymownych dowodów pochylenia się skorupy
ziemskiej jest...krzywa wieża z miasta Pisa we Włoszech. Jej budowę
rozpoczęto w 1174 roku, zakończono w 1350. Dokładnie nie jest
udokumentowane, co spowodowało jej pochylenie, jednak jej pochylenie
w kierunku południowym wskazuje na siły inercyjne, które są
spodziewane po wybuchu Tapanui.
Starożytne Chiny od dawna, bo ponad 3 tysiące lat przed jako
jedyne szczyciły się bardzo precyzyjnym kalendarzem oraz olbrzymią
wiedzą astronomiczną. Przykładem ich precyzyjności może być, że gdy
w roku 1198 przed Chrystusem chińscy astronomowie pomylili się tylko o
kilka godzin w wyliczeniu nadejścia zaćmienia słońca, tak ich to
„zbulwersowało”, że odnotowali ten fakt w kronikach. Jednakże,
Na krawędzi prawdy 81 © Dominik Myrcik

„zbiegiem okoliczności” wkrótce po eksplozji Tapanui cała ta ich wiedza,


skrupulatnie zbierana przez tysiące lat poszła na marne. Skonstruowali
więc dwa kalendarze, jeden w 1191 roku, drugi w 1274 roku, jednakże
żaden z nich nie potrafił przewidywać ani zaćmień słońca, ani ruchów
nieboskłonu, znanego sprzed eksplozji, co oznacza, że nieboskłon
istotnie zmienił swoją pozycję na tyle, że wyznaczanie zaćmień stało się
bardzo nieprecyzyjne, jeśli nie w ogóle niemożliwe.
Mówiąc prościej, teoria o przemieszczeniu kontynentów nie tylko, że
udowadnia to, co zostało roztrzęsione po całym świecie, ale spaja
zarówno dane historyczne, polityczne, społeczno-gospodarcze i
geograficzno-klimatologiczne, w jedną, spójną całość. Błąd w
postrzeganiu ówczesnego okresu przez dzisiejszych ludzi, polega na
przypatrywaniu się małemu wycinkowi historii (obojętnie jakiej dziedziny).
Gdyby którykolwiek z Czytelników miał dostęp do szerszej wiedzy i znał
dobrze historię w jakiejkolwiek dziedzinie, i zaczął aktywnie poszukiwać
danych z okresu 1000 – 1300 lat naszej ery, jestem pewien, że zauważył
by zadziwiające przeskoczenie, nagłe, gwałtowne w dziedzinie, którą
bada. A gdyby zaczął badać wiele dziedzin na raz, zdziwiłby się jeszcze
bardziej, bowiem nosiłyby one zapewne cechy, które łączą je i
dostarczają dowodu, iż eksplozja Tapanui, miała największy wpływ na
dzieje ludzkości w historii kuli ziemskiej. Łącząc wiedzę z dziedzin i
historii, które podpierają teorię o wybuchu i kataklizmach przez niego
spowodowanych, znajdujemy nieodparte wrażenie, iż jedyna możliwa
teoria o ówczesnym okresie burzliwym dla Ziemi, to teoria o „Ogniach
Tamaatea”.

Zdaję sobie sprawę, iż nie przedstawiłem nawet 1/10 tych dowodów,


które zaprezentował w dwóch bardzo obszernych monografiach, wraz z
rysunkami, zdjęciami, prof. Jan Pająk, ale zadaniem, które niesie ze
sobą ta książka, nie jest dosłowne cytowanie i przepisywanie monografii,
ale takie zainteresowanie czytelnika, który wierząc, czy nie wierząc w to,
co napisałem, przeczyta jakąkolwiek monografię i znajdzie ten „punkt
załamania” – czyli punkt, w którym to, co dla Was niemożliwe, czego
Wasze umysły nie chcą dopuścić do siebie, zaczynają myśleć innymi
kategoriami, znaczy takimi, dzięki którym uwolnicie swój umysł. Takie
uwolnienie umysłu, jest chyba potrzebne każdemu człowiekowi w jego
życiu. Mnie również było potrzebne. Nawet nie zdawałem sobie sprawy,
jak bardzo. Kiedyś, nim uwolniłem się od narzuconych mi blokad,
wydawało mi się, że Ziemia to Ziemia. I koniec. Nagle, po
zaakceptowaniu i zaprzężeniu umysłu (nie uczuć i huśtawek zmysłów) i
logiki, stało się dla mnie jasne, coś w rodzaju „hola, hola, coś tu jest nie
tak”. Zacząłem odkrywać i patrzeć. Zrzuciłem różowe okulary. Przede
wszystkim, nie chciałem się dać dłużej błogo oszukiwać. I to będzie dla
Na krawędzi prawdy 82 © Dominik Myrcik

ludzi największa bariera. Ludzie nie chcą wierzyć, bo każde zmiany, to


konieczność reorganizacji życia, umysłu (to najważniejsze!) i wszelkich
dziedzin danego człowieka. Ludzie nie chcą wiedzieć o ufo, tapanui,
tungusce, alternatywnej historii ziemi, bo im jest tak wygodniej. Musieliby
wstrząsnąć swoimi mózgami i umysłami, wstrząsnąć tak potężnie sobą i
skruszyć skostniały i skamieniały beton, którym obrośli przez całe życie.
A im grubszym betonem obrośli, tym ciężej zaakceptować, pewne
wygodne dla życia fakty i styl życia. Oczywiście, teraz pojawia się w
Waszych umysłach pytanie: czy aby nie odbijając się od jednej
skrajności, (czyli bezmózgiej i chorej wiary w potęgę nauki ziemskiej i
bezgraniczną wiarę, że naukowcy nas obronią, jak co do czego
przyjdzie, choć to g... prawda, oczywiście, ale aby to sobie uzmysłowić,
potrzebna będzie chęć, by to sprawdzić) w drugą skrajność –
bezgraniczne zaufanie np. prof. Pająkowi w jego stwierdzenia. I tu
muszę Czytelnika uspokoić. Na szczęście, czytając prace naukowe Pana
prof., podchodziłem bardzo ostrożnie do stwierdzeń i nim nie
przeczytałem sobie ich, niektórych po kilka razy i dogłębnie nie
przemyślałem, nie wypływałem od razu na szeroką wodę.
Właśnie na tym polega geniusz prof. Pająka, że jeśli podchodzi się
odpowiednio do jego teorii, można je sobie sprawdzić na samym sobie,
udowadniać po kolei i nie wpaść w „bagno”. Weźmy na przykład
zwykłego nastolatka, który buntuje się i szuka alternatywnej drogi dla
siebie. Otóż większość nastolatków i młodych ludzi w ogóle, wpada w
różne sekty, subkultury, bo popełniło błąd, którego, na szczęście mnie
udało się uniknąć. Ten błąd polega na tym, że tacy młodzi ludzie zamiast
znaleźć wyważenie, to znaleźli przeciwieństwo i tak się do niego
przyssali, że z czasem już kompletnie nie wierzą w nic innego. Właśnie
na tym polega cały chwyt z sektami i subkulturami, że ludzie z jednej
skrajności wpadają w drugą – a ta karmi ich tak wyślizganymi teoriami,
że ludzie tracą głowę dla danej ideologii.
Wiecie, dlaczego z czasem bardzo umacnia się moja wiara w to, co
stwierdza naukowo prof.? Bo gdyby każdy filozof, naukowiec, myśliciel,
najpierw na sobie przetestował to co wynalazł, nie byłoby tylu pomyłek i
pułapek, ciągnących za sobą całe narody w dół. Wyjątkowością tego
człowieka jest, że niemalże wszystkie swoje teorie, najpierw na sobie
sprawdził, te najbardziej kontrowersyjne długo piłował i badał je pod
różnymi kątami, z różnych stron, dziedzin itd. Jego prawie wszystkie
teorie są tak bardzo dopracowane, zdobyte dla ich poparcia tak wielki
zasób dowodów itd, że od niemal 30 lat nie znalazła się żadna instytucja,
naukowiec, który chociaż tylko podważyłby np. Teorię Magnokraftu,
Teorię o eksplozji Tapanui itd. A owszem – krzykaczy pełen świat. Kiedy
zasiadali oni niby do konstruktywnej rozmowy, oprócz plucia i syczenia,
nie udało się im doczekać końca rozmowy bo albo wychodzili ze skóry,
Na krawędzi prawdy 83 © Dominik Myrcik

by uczepić się jakichś niedociągnięć, albo też wychodziło „szydło z


worka”, że większość z nich, to przeczytała faktycznie tylko spis treść
pracy, a czasami nawet i to nie! Do sceptyków powrócimy w innym
rozdziale, teraz zajmijmy się bardzo podobną eksplozją w Tungusce,
rzekomo w której rozbiło się jakieś ciało niebieskie np. meteoryt.
Udowodnijmy, że istnieje pokaźny zestaw dowodów, iż teorie
prezentowane przez dzisiejszą naukę, mają luki i znajdują się dowody na
to, że Tunguska to tylko eksplozja w Tapanui przedstawiona w lustrze i z
udziałem odmiennych wehikułów.

A tu znowu niespodzianka czeka Czytelnika – bo, nim powrócę do


opisywania zdarzeń tajgi tunguskiej, w końcu, po tylu rozdziałach
„magnokraft” nie tylko będzie wymieniana, ale opiszę wszystko to, co
powinien wiedzieć Szanowny Czytelnik, czyli:
• Czym jest magnokraft,
• Jakie są rodzaje (typy) magnokraftu,
• Czym napędzany jest magnokraft,
• Podstawowe 3 tryby działania magnokraftu,
• Jak rozpoznać lądowiska magnokraftów I generacji,
• Jak magnokraft może się łączyć z innymi magnokraftami i co w
wyniku tego połączenia powstaje,
Potwierdzenie teorii, że „ufo, to nic innego, jak zbudowane przez jakieś
cywilizacje magnokrafty, czyli wehikuły, które zdolne są do znikania z
pola widzenia na życzenie załogi, oraz wehikuły, które używane są do
niewidzialnej, bezpardonowej eksploatacji Ziemi”

O wehikułach II i III generacji opowiem w dalszych rozdziałach, jednak


teraz ważne jest poznanie podstawowego magnokraftu, czyli opartego
na magnetycznej konwencji działania.

Właściwie to nie wiem, jak zacząć „przedmowę” do omawiania


magnokraftu. Nie chciałbym, by było zbyt naukowo, ale żeby nie było
nienaturalnie i niezrozumiale. Dla mnie osobiście bowiem, często opisy
w monografiach były i są niezrozumiałe, z tego względu, iż pisał je umysł
bardzo ścisły. Kiedyś jednak (to moje prywatne zdanie o sobie,
niekoniecznie Czytelnik musi się zgodzić) odkryłem, że potrafię
powiedzieć i opisać jakieś zjawisko dużo prościej niż sam prof. Pająk,
który (choć zmienił się bardzo ostatnio pod tym względem na plus) sam
posiadając umysł typowego „ścisłowca”, opisując pewne zjawiska, nie
Na krawędzi prawdy 84 © Dominik Myrcik

może uniknąć naleciałości tego typu, że niektóre zwroty i fragmenty


pozostają dla czytającego jego prace człowieka niezrozumiałe, np. dla
mnie. Z drugiej jednak strony, kiedy prof. opisał w najnowszej monografii
(przełom 2001/2002) zgniłą filozofię pasożytnictwa, bardzo moralny
totalizm, jego powstanie, cechy itd., aż dziw bierze, że jeszcze kilka lat
wcześniej takie ujęcie przez samego prof. Pająka filozofii życia (!),
uważałbym za niemal niemożliwe. To tylko wskazuje, że nawet bardzo
dojrzały umysł może stworzyć coś nie tylko zrozumiałego dla osób o
zainteresowaniach z dziedzin ścisłych.
Z kolei ja, autor ninniejszej książeczki, jestem „od zawsze”
zagorzałym „fanem” humanistyki – począwszy od przedmiotu „Literatura
Polska” – skończywszy na ujmowaniu i rozumieniu świata „po
humanistycznemu”.
Jednakże jedynym warunkiem, jaki spowoduje, iż dane zjawisko
mogę przedstawić łatwiejszym do zrozumienia językiem jest..., że sam
zrozumiem owo zjawisko dogłębnie! Jeśli już tak się stanie, nie mam
raczej problemu z przekonaniem siebie, i innych. W ogóle problem mojej
książki polega na tym, aby ująć w kilkuset stronach to, co zgromadził
prof. Pająk w kilku tysiącach! I to napisać językiem „szybkim”,
zrozumiałym, zachęcając jednocześnie do zapoznania się z pracą
badawczą Pana profesora. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy taka
argumentacja trafi do Czytelnika, choć nie ukrywam, to moje marzenie :).

Drugą ciekawą rzeczą w moim życiu „humanistyczno-matematycznym”


jest, że mam bardzo wielkie zainteresowania w poznawaniu
wszechświata, przeanalizowałem chyba najważniejsze teorie dotyczące
rozwoju i stworzenia wszechświata, począwszy od Darwina, Kościoła,
pana Stephena Hawkinga, Arthura C. Clarka, Einsteina, Daenikena i
kilku jeszcze innych. I co jeszcze ciekawsze, potrafię naprawdę te teorie
rozumieć i przyswoić. Jedyne, do czego nie mam „żyłki” i „powołania”,
to... obliczenia matematyczne, fizyczne itd. Jestem pod tym względem
rasowym antytalentem. Ja wiem, z czego to się bierze. Bierze się to z
tego, że ci „geniusze obliczeniowi” po prostu pamiętają wzory i wiedzą
od razu po spojrzeniu na zadanie matematyczne, jaki wzór zastosować i
co z owym zadaniem zrobić. A ja nie. I to jest jedna tak poważna wada,
w wyniku której mam straszne kłopoty (wcześniej w szkole średniej) a
teraz na studiach. Mnie potrzeba strasznie dużo czasu, by nawet
najprostsze rzeczy obliczyć (nie mówię o podstawowych działaniach
matematyki), np. do egzaminu z matematyki, obliczać macierze i całki,
uczyłem się bardzo długo i natychmiast po wyjściu z egzaminu już
zapomniałem jak to się robi! A przecież słabej pamięci nie mam.
Szczerze mówiąc, zazdroszczę tym, który po kilku latach potrafią
rozwiązać zadanie, do którego wzory były podane w szkole średniej. Jak
Na krawędzi prawdy 85 © Dominik Myrcik

to się mówi: „nie ma bata” na brak u mnie zmysłu obliczeniowego. Gdyby


nie korepetycje pobierane przeze mnie, to miałbym ciężko opuścić
szkołę średnią (tylko z powodu matematyki). Na szczęście mozolne
wkuwanie ciągle tego samego i wałkowanie jakoś mnie odratowało.
Pewnie zapytacie: „no dobrze, ale jaki to ma związek z książką, co kogo
obchodzi moje „antytalencie” w ujęciu matematycznym, przecież wiele
ludzi ma równe kłopoty, co i ja a się nie użalają. Po prostu opisuję to, bo
chcę być uczciwy wobec Czytelnika, który myśli w taki sposób „o, pewnie
autor książki, skoro opisuje zjawiska matematyczno-fizyczne to się zna
dobrze i potrafi dobrze matematykę i w ogóle jest dobry z matematyki
itd.” Jeśli to mnie dyskwalifikuje w oczach Czytelnika o umyśle ścisłym,
to bardzo mi przykro z tego powodu, nic na to nie poradzę. Jeśli jednak
pomimo „przyznania się” do takich troszkę moich komplikacji życiowych,
nadal Czytelnik posiada dla mnie kredyt zaufania, to będę wdzięczny, że
pomimo wszystko, zechcieliście już do tej pory mnie wysłuchać i
zechcecie posłuchać dalej, co mam Wam do przekazania.

„Dobra dobra, dosyć już tych bredni, weź się do roboty” - „powiedziała”
moja druga połowa, przypominając mi, że czas ponownie poważnie
zakasać rękawy, bo od ninniejszego rozdziału zależy prawidłowa wiedza
na temat magnetyzmu, Magnokraftu, Komory Oscylacyjnej. Oczywiście
będę go opisywał tak, jak ja to wszystko rozumiem i jak chcę przekazać
Czytelnikowi. Może uda mi się przedstawić ten dosyć trudny temat w
sposób humanistyczny, czyli zrozumiały dla wszystkich (przecież umysł
ścisły tak czy siak zrozumie).

[A ja dalej nie wiem, jak zacząć poprawnie...]

***

Magnokraft

Właściwie, to cała sprawa z magnokraftem, okupacją ziemi przez


wyżej zaawansowane cywilizacje, podupadłe moralnie, cały przyszły
wkład w rozwój badań ufo, zaczęło się od... choroby! Faktycznie to od
grypy, która zmusiła wtedy mgr Jana Pająka, wykładającego na ówczas
na Politechnice Wrocławskiej, do leżenia w łóżku. I bynajmniej, nie
okazało się ono bezowocne. Za kilka dni mgr Pająk miał wyłożyć
Na krawędzi prawdy 86 © Dominik Myrcik

studentom o systemach napędowych wykład, jednakże z braku


potrzebnych ku temu książek, notatek itd., nie wiedział, jak skonstruować
ów wykład. I mówiąc żartobliwie: „tak kombinował, tak kombinował, aż
zmajstrował...” ... Tablicę Cykliczności. Stała się ona podstawą teorii
rozwoju napędów. Kilka dni później, przedstawiając ową tablicę
cykliczności studentom, jeden z nich ku uciesze całej sali, wypowiedział
coś w rodzaju „panie magistrze, gdyby każda Pańska grypa kończyła się
sformułowaniem podobnych teorii, do tej jaką Pan zaprezentował, to
właściwie życzymy Panu ciągle grypy”. Cały wykład został bardzo gorąco
i życzliwie przyjęty przez studentów, trzeba dodać.
Co więc zawiera w sobie takiego tablica cykliczności, że stała się
ona powodem późniejszych badań prof. Pająka?
Jak każda tablica, jest to zestawienie czegoś, prawda? Porównując
ją to tablicy Mendelejewa wraz z jego układem pierwiastków, trzeba
dodać, że jedyna różnica jest w tym, iż tablica cykliczności dotyczy
rozwoju napędów ludzkości, a Mendelejewa - układu pierwiastków i
„ciężaru atomowego”.
Tablica Cykliczności ujawniła bowiem, że w wynalazczości ludzkości
istnieje pewien klucz, czy też zasada, która stwierdza, że dla każdego
silnika, w przeciągu około 200 lat zostaje wynaleziony pędnik. Trzeba
jednak rozdzielić nazwę pędnik od silnika. Są to dwie drastycznie
odmienne klasy, których funkcje są zgoła inne.
Silnikiem, jest urządzenie, które powoduje wywołanie ruchu
maszyny, względem jej innych części. Silnik nie jest w stanie
spowodować ruchu całego obiektu, jest jedynie dostarczycielem energii
do pędnika. Przykład: np. w samochodzie, koła, a nie silnik powodują
jego jazdę po gruncie, pomimo, iż to silnik dostarczył energii dla
napędzenia owych kół.
Pędniki, natomiast, są urządzeniami, które napędzają cały obiekt
względem otoczenia, powodują jego ruch absolutny. Przykładem pędnika
jest właśnie koło samochodowe, dysza rakiety, śmigło lotnicze (to
przecież ono powoduje uzyskanie siły nośnej, a nie silnik). Po dokonaniu
takiego podstawowego podziału na pędniki i silniki, chciałbym zwrócić
uwagę na kolejną rzecz, mianowicie, że dla każdego silnika, budowany
jest kiedyś potem bliźniaczy pędnik. I takie pary występują obecnie w
wynalazkach ludzkości. Analiza dat budowania tych „bliźniaków”
wskazuje właśnie, że budowa tego drugiego, nie przekracza zwykle 200
lat.
Jest jednakże taki silnik, który do dzisiaj nie posiada swojego
bliźniaczego pędnika – jest nim silnik elektryczny, wynaleziony przez
Jacob’iego około 1836 roku. Zgodnie więc z Tablicą Cykliczności, do
około 2036 roku powinien zostać zbudowany pędnik, który będzie w
stanie napędzać właśnie magnokrafty.
Na krawędzi prawdy 87 © Dominik Myrcik

Podstawy już chyba przyswoiliście, „czas na piknik” – czyli troszkę


sprawy cięższego kalibru – ale nie niepokojcie się, postaram się bardzo
czytelnie wyjaśnić, o co chodzi.
Każde urządzenie napędowe, musi posiadać trzy podstawowe
składniki:
czynnik roboczy, czyli „to coś” dzięki czemu dane urządzenie wprawione
zostaje w ruch. Najpierw kumuluje pewien zasób energii, by potem
oddać go w innej postaci. Przykładem czynnika roboczego niech będzie:
siły sprężystości (w łuku i katapulcie), przepływająca woda w kole
młyńskim, para wodna w silniku parowym, wybuchające spaliny benzyny,
które rozprężając się wypychają tłok, który z kolei wprowadza w ruch
inne części. Mam nadzieję, że jest to na razie dla Was w miarę
zrozumiałe.
wymiennik energii, to przestrzeń, w której następuje wytworzenie
czynnika roboczego, w którym ten czynnik zamienia swoją energię, na
energię, jaka przez niego wyzwolona, wytworzy określony rodzaj ruchu
(inny, niż sama pobrała, choć niekoniecznie)
przestrzeń robocza, to przestrzeń lub urządzenie w konkretnym
napędzie, w którym następuje właściwe wytworzenie ruchu. W owej
przestrzeni, energia zawarta w czynniku roboczym zamienia się na
pracę, która dostarczana jest by wytworzyć ruch obiektu. Przykładem
przestrzeni roboczej są: przestrzeń pomiędzy tłokiem i cylindrem w
silniku parowym, dysza rakiety kosmicznej, szczeliny między łopatkami,
w turbinie parowej.

Przyznaję, że nie jest to najłatwiejsze do zrozumienia, ale postarajcie


się, a ja postaram się pisać bardziej zrozumiale (choć niektórych rzeczy
się nie przeskoczy).

W starożytności i średniowieczu panowała era czynników roboczych,


które bazowały na obiegu siły (np. siły sprężystości sprężyny zegarowej).
Od czasu wynalezienia maszyny parowej w 1769 roku, do dzisiaj
panowała era obiegu masy (powietrze dla śmigła lotniczego, woda dla
śruby okrętowej, gazy spalinowe dla silnika odrzutowca). Obecnie
wkraczamy w trzecią erę, w którym dominuje obieg sił pola
magnetycznego.
Właśnie zajmę się wytłumaczeniem Wam, co i jak z tym
Magnokraftem itd., który wykorzystuje komorę oscylacyjną, do
wyniesienia go w przestworza. Nim więc omówię sam Magnokraft, trzeba
napisać co go będzie napędzało i czym.
Na krawędzi prawdy 88 © Dominik Myrcik

Komora Oscylacyjna, czyli magnes, który wyniesie ludzkość w


przestworza.

Komora Oscylacyjna jest bardzo niezwykłym urządzeniem, które


wielkości zwykłej kostki Rubika, posiada przezroczyste ścianki, jakby
wykonane z kryształu, czy też „sztucznego szkła”, czyli popularnego
pleksiglasu. W jej przeciwległych ściankach zabudowane są liczne
elektrody, w kształcie małych igiełek. Wytwarzają one niezwykłe
zjawisko: rotację (obieg) niezliczonej ilości złotych iskier po obwodzie
urządzenia. Jednak najciekawsze jest to, że ów obieg nie następuje po
ruchu okrągłym, ale wzdłuż ścianek (czworoboku) komory. Gdyby się jej
przyjrzeć z bliska, iskry wyglądałyby jakby zamrożone w bezruchu, od
czasu do czasu poruszając się i mieniąc jakby ślizgając się po ściankach
urządzenia.

Rys. Na rysunku „a” przedstawiono błędny przeskok iskry, na rysunku „b” –


prawidłowe zachowanie ładunku. Proszę zauważyć, że na rysunku „a” zastosowano
elektrody płytowe, z prawej zaś strony elektrody igłowe.
Po wzięciu jej do ręki, podczas jej pracy, wykazywała by niezwykłe
właściwości: byłaby ogromnie ciężka, a po jej przesterowaniu na
najwyższy wydatek, nawet najsilniejszy człowiek na ziemi nie zdołałby jej
podnieść. Komora ta, posiada tak potężną moc, że trudno sobie to
Czytelnikowi nawet wyobrazić. Wytwarzane przez nią pole magnetyczne,
jest tak wielkie, że jako pierwsze urządzenie na ziemi, będzie mogło
wznieść samą siebie i podczepiony do niej Magnokraft, wraz z załogą itd.
Odpychać się będzie od pola magnetycznego Ziemi, Słońca, czy
Galaktyki. Komora ta będzie pędnikiem magnokraftu, wypełniona po
Na krawędzi prawdy 89 © Dominik Myrcik

brzegi tak potężnym polem magnetycznym, że gdyby ową energię


uwolnić nagle, wybuchnie z siłą większą niż bomba atomowa.
Najistotniejszą wzmianką dotyczącą budowy komory oscylacyjnej jest, że
na początku jej wynalezienia, prof. Pająk sądził, iż jej elektrody będą
płaskie, co powodowało fiasko jej działania. Z pomocą przyszedł
anonimowy rodak, który studiując w latach 80-tych opisy komory
oscylacyjnej i próbując ją zbudować właśnie z płaskich elektrod, ciągle
ponosił fiasko. Dopiero, gdy ów konstrukor-amator zaczął studiować
opisy Arki Przymierza (która notabene najprawdopodobniej okazała się
starożytną komorą oscylacyjną na co są dowody takie, że gdy tylko
ktokolwiek dotknął się jej, ginął rażony piorunem [prądem? polem
magnetycznym?], druga sprawa to nazwa słowa „lewitacja” czyli
unoszenia się w powietrzu, ciekawa zbieżność, że grupa ludzi, którzy
nieśli Arkę, nazywana była Lewitami), stwierdził iż w Arkę wbite były
gwoździe, więc zastosował tę zasadę w jego projekcie komory,
zastępując płaskie elektrody igiełkami. Komora pierwszej generacji
będzie miała czworoboczny wygląd (z góry). Komora drugiej generacji,
ośmioboczny (będzie wytwarzać efekt telekinetyczny). Komora trzeciej
generacji będzie szesnastoboczna, stąd z dalsza będzie wyglądała jak
okrągły pręt.
Na krawędzi prawdy 90 © Dominik Myrcik

a) b)

a) Widok z góry na prototyp komory oscylacyjnej testowanej przez Geona.


b) Zdjęcie makro-tytanowych elektrod igłowych zbudowanych przez konstruktora o
pseudonimie Geon.
Makro
tytanowe
elektrody
konstrukcji
Geona w
powięk-
szeniu
(zoom)
Na krawędzi prawdy 91 © Dominik Myrcik

Uwaga!

Poniższy opis niwelowania efektu „dźwigu magnetycznego” jest bardzo


ważny w Teorii Magnokraftu, prosiłbym, byście nie przeskakiwali go,
nawet jeśli nie za bardzo zrozumiecie.
Jest jeszcze jedna ważna kwestia: każdy z Was pewnie sobie pomyślał,
że skoro to będzie tak super potężne pole magnetyczne, to pewnie
magnokraft przelatując będzie przyciągać nasze żelazka, nożyczki,
samochody itd. Nic bardziej mylnego. Komorę oscylacyjną można
bowiem tak zbudować, że jedna (mniejsza) będzie zamknięta w drugiej
(większej) i będzie tworzyć tzw. kapsułę dwukomorową. Będzie ono
wytwarzać pulsujące pole magnetyczne, bo właśnie takim polem będzie
napędzany magnokraft. Niestety, wyjaśnienie zjawiska nieprzyciągania
przedmiotów ferromagnetycznch, jest dosyć skomplikowanie
przedstawione, by je wytłumaczyć bardzo prosto. Jednak podejmę się
tego, bo wiem, że to mi nie da spokoju, gdyż efekt „dźwigu
magnetycznego” jest bardzo popularyzowany, przez przeciwników
napędu magnetycznego.
Otóż pulsujące pole komory oscylacyjnej (kapsuły dwukomorowej)
posiada takie właściwości, że wywołuje ono prądy wirowe w
przedmiotach metalowych, które z kolei odpychają się od pola, które je
wytworzyło. Czyli z jednej strony, będą przyciągane, a z drugiej
odpychane. Można przytoczyć przykład, że jeśli podpięlibyśmy jednego
konia do belki, z drugiej strony drugiego konia i obydwa ciągnęły by ową
belkę z dokładnie taką samą siłą, to belka stałaby dokładnie w tym
samym miejscu, nawet nie drgnąc. Powodem takiego stanu rzeczy jest,
że pulsujące pole magnetyczne posiada 2 składowe: Fo (stałą składową)
oraz ΔF (zmienną składową). I te dwie składowe, jeśli załoga statku
zaingeruje w nie wg życzeń, będą potrafiły tak przesterować pulsujące
pole magnetyczne komory oscylacyjnej (a więc i magnokraftu), że będzie
ona mogła wytworzyć 3 następujące efekty:
Jeśli składowa zmienna ΔF przewyższy Fo – wtedy przedmioty
ferromagnetyczne będą przyciągane.
Jeśli składowa stała Fo zdominuje ΔF – wtedy przedmioty
ferromagnetyczne będą odpychane.
Jeśli pomiędzy obiema składowymi zaistnieje równowaga (czyli zostaną
odpowiednio przesterowane) – przedmioty nie będą przez kapsułę ani
odpychane, ani przyciągane.

Czyli mogę sądzić, że Wszyscy Czytelnicy zrozumieli o co chodzi? I jak


ktoś im zarzuci, że napęd magnetyczny będzie jednym wielkim
magnesem, który przyciągnie noże i łyżki z kuchni, bo nad domem
Na krawędzi prawdy 92 © Dominik Myrcik

przelatywał magnokraft, to będziecie się mogli wybronić i wyegzekwować


swoje racje.

A teraz nieco o tym, co wnosi powyższe wytłumaczenie Czytelnikowi do


wiedzy o magnokrafcie:

Jeśli załoga magnokraftu będzie ścigała jakiś samolot, rakietę, satelitę


itd. wystarczy, że przesteruje pędniki (komory oscylacyjne) na
przyciąganie, by bardzo szybko przechwycić i unieszkodliwić.

Jeśli załoga magnokraftu będzie chciała uniknąć zestrzelenia przez


metalowe pociski, rakiety i wszelką broń, po prostu przesteruje pole
magnetyczne na odpychanie i wszystko, co się doń zbliży spadnie z
powrotem na ziemię, nie dotykając powłoki magnokraftu. Także podczas
przelotów w kosmosie, aby odepchnąć meteoryty i pył kosmiczny (w
większości zbudowane z żelaza). Załoga wehikułu będzie się więc
śmiała tylko i miała niezły ubaw, jeśli wróg zechce ich zestrzelić!.

Ba! Mało tego, uczeni już teraz za pomocą bardzo silnego pola
magnetycznego podnieśli żabę. A przecież temu polu daleko było do siły
komory oscylacyjnej. Tak więc załoga magnokraftu będzie mogła
podnosić drzewa, plastik itd. wszystkie przedmioty nieferromagnetyczne
(czyli nie podatne na magnetyzm) dlatego, że bardzo silne pola
magnetyczne są wstanie wywołać w przedmiotach bez zawartości żelaza
magnetyzm wtórny!!!
Czy Szanowny Czytelnik zastanowił się, co ja wyżej opisałem? Ano, nic
innego jak początek zagłady ludzkości! TAK.
Nasi „genialni” i chełpliwi naukowcy, nie są w stanie nas obronić,
gdyby doszło do konfliktu zbrojnego pomiędzy nami a pomiędzy
okupującymi nas UFOnautami (a do takowego musi kiedyś dojść, gdyż
już dłużej nie będą mogli nas utrzymywać w ciemnocie, a ludzkość stoi
na progu obudzenia się z omamu), ci nasi „geniusze militarni” mogą
sobie w dupę15 wsadzić ich atomy, rakiety Tomahawk, snajperów, działa.
Jeśli dojdzie do konfliktu zbrojnego, a nie będziemy posiadać
magnokraftu, lub chociaż komory oscylacyjnej – wiem co się stanie. A
wy??? Dalej wierzcie w bajeczki o technicznym zaawansowaniu
ludzkości, karmieni papką, że niby amerykańskie rakiety mogą przebić
beton, skały a dopiero po przebiciu kilku pięter wybuchnąć – i co z tego?
To jest tylko użyteczne, by mordować ludzi. A przy magnokrafcie, taki
śmigłowiec Apache, czy Havoc, które uważane są za bardzo
zaawansowane, będą wyglądały jak pistoleciki na wodę przy
15
Dupa – wyraz oznaczający pośladki człowieka uważany za pogardliwy lub wulgarny. Przez autora użyty po
raz pierwszy w tej książce - umyślnie. Ciekawe, czy ostatni...
Na krawędzi prawdy 93 © Dominik Myrcik

najnowocześniejszej broni. No cóż, taka jest brutalna prawda, nic na to


nie poradzę. Komora oscylacyjna komorą – ale do czegoś trzeba ją
włożyć (podpiąć). Zastanówcie się, do czego by tu wykorzystać super
potężne magnesy. A może by tak, skoro potrafią się same unieść w
powietrze, dokonstruować jakąś solidną obudowę i zaprogramować
komputery tak, by potrafiły dowolnie wg życzenia załogi sterować ich
wydatkiem i unosić całe wehikuły w przestrzeń. Tylko sam sobie się
dziwię – po co wymyślać coś, co już zostało wymyślone i
skonstruowane? To jak? Jesteście gotowi? Zapraszam na przejażdżkę
Magnokraftem – hmm... tylko jakim typem... no dobrze, zacznijmy od
podstawowego typu:

Magnokraft I (pierwszej) generacji [o napędzie czysto magnetycznym]

Magnokraft jest dyskoidalnym wehikułem (maszyną), która


napędzana pulsującym polem magnetycznym, jest zdolna wynieść sam
wehikuł wraz z załogą. Jego nazwa magno – magnetyczny, kraft –
statek, doskonale oddaje jego przeznaczenie i właściwości. Aczkolwiek
prof. Pająk nadając tę nazwę swojemu wynalazkowi (jako pierwszy
badacz ziemski stworzył Teorię Magnokraftu), nadał mu nazwę w języku
angielskim, język niemiecki chyba jeszcze bardziej oddaje mu jego
właściwości bo magno – magnetyczny, a kraft – to siła, czyli siła-
magnesu. Ciekawa analogia, prawda?
Na krawędzi prawdy 94 © Dominik Myrcik

Rys. W najwyższym punkcie znajduje się główna komora oscylacyjna (M), czyli
pędnik główny, który jest zamknięty w kolistej obudowie, umożliwiając swobodny
obrót komorze. Nieco niżej (1) widoczna jest przestrzeń dla załogi, która w tej klasie
wehikułu (K3 będzie mogła tylko liczyć maksymalnie 3 członków załogi. Jako (U)
rozumiemy tutaj pędniki boczne, których ilość w K3 wynosi 8. Cyferką (2) oznaczono
teleskopowe nogi, które przez załogę będą mogły być na życzenie wsuwane i
wysuwane – aczkolwiek magnokraft może swobodnie zawisać nad ziemią nie
dotykając jej, więc użycie owych „nóg” raczej będzie rzadko wykorzystywane.

Z tego, co widać powyżej pierścieniowy układ sił (układ dzwonowy)


spełnia zasadniczą rolę: pędnik główny odpycha (R) pękiem sił linii
pola magnetycznego od podłoża a pędniki boczne przyciągają (A). Na
powyższym rysunku widać wyraźnie, że oś pędnika głównego nie leży
dokładnie pod nim, ale mocno z boku, z lewej strony. Proszę zauważyć,
że z lewej strony rysunku podane są kierunki północ-południe. Staje się
więc jasne, że aby utrzymać magnokraft w pozycji poziomej do podłoża,
koniecznym jest aby oś odpychania była zmienna. Magnokraft zmienia
swoją oś dynamicznie, wg przebiegu sił lokalnego pola magnetycznego,
stąd też nigdy nie obejrzymy magnokraftu stabilnie lecącego (w linii
prostej).

Autor Teorii Magnokraftu – prof. dr Jan Pająk, w czasie kiedy ona


powstała, czyli na początku lad 80-tych, nic nie wiedział o UFO, nie
wierzył w UFO, jego statek był jego statkiem, dopóki czytelnicy nie
zwrócili mu uwagi (którzy już wtedy mieli dostępne pierwsze
egzemplarze monografii), że jego magnokraft, zasady działania, są
bardzo podobne do obserwowanego przez ludzi ufo. Zastanawiam się,
jakiż szok musi przeżyć człowiek, który definiuje jakąkolwiek teorię i
nagle okazuje się, że dana rzecz jest identyczna do czegoś, co nie
pochodzi z planety owego wynalazcy. Pomyśl chwilę Czytelniku, że to Ty
jesteś na chwilę prof. Pająkiem. Piszesz monografię o Teorii
Magnokraftu, nie chcesz mieć nic wspólnego z jakimś ufo. Aż tu nagle
dostajesz sygnały typu „Panie profesorze, zadziwiające jest, ale ja już
widziałem działający magnokraft, tyle że ludzie nazywali go ufo a nie
magnokraft”. I co wtedy zrobiłbyś Ty? Jakie ufo, co...jak...gdzie – sam
pewnie nie wiedziałbyś, z której strony się uszczypnąć, taki byłby szok.
Sam się zastanawiam, jak wyglądały pierwsze miesiące życia Pana prof.
po tym, jak sobie uświadomił – „ktoś już zbudował mój magnokraft, mało
tego, wszystkie atrybuty mojego magnokraftu, pasują do
obserwowanego ufo – co teraz robić”. Zostają 2 podstawowe wyjścia –
albo zaniechać badań nad magnokraftem, a tym samym zaprzeć się
siebie, tego, co się stworzyło i zniweczyć wkład pracy – albo też zacząć
Na krawędzi prawdy 95 © Dominik Myrcik

drążyć temat: kto zbudował magnokrafty i dlaczego nazywają je „ufo”,


dlaczego przybyli na ziemię i dlaczego się nie ujawniają, kto kieruje
magnokraftami, jakie istoty, wysokie a może niskie, ładne czy brzydkie i
dlaczego się ukrywają pomimo, że przecież budowa ich statków jest
znana, bo samemu się ją rozpracowało”. Szkoda, że prof. Pająk nie
mieszka po sąsiedzku – pewnie sam bym go zapytał, co sobie w owym
przełomowym okresie pomyślał. Ale sądzę, że właśnie podobne pytania i
myśli cisnęły się na jego usta. I dzięki Bogu – nie tylko, że zajął się
odpowiedzią na te pytania – poszedł daleko dalej. Dzięki temu, że
posiada bardzo obszerną wiedzę z wielu dziedzin na raz, pozwoliło to
jednemu człowiekowi (!) skompletować tak potężną obecnie wiedzę oraz
zaprezentowanie tej wiedzy światu, że jestem autentycznie w stanie się
założyć z każdym z Czytelników, że nie istnieje drugi (inny) człowiek na
globie ziemskim, który „wie więcej” niż prof. Pająk. Oczywiście nie są to
pieśni pochwalne na cześć zwyczajnego-niezwyczajnego człowieka,
tylko moje głębokie przemyślenia, oparte na tym, iż zapoznałem się ze
wszystkimi polskojęzycznymi pracami prof. (ponad 25) i stwierdzam, iż
faktycznie, te kilka tysięcy stron, nie zostało napisane przez byle kogo – i
to przez rodaka, Polaka – co mnie cieszy niewymownie, że to właśnie
Polak odważył się. Ninniejsza książka powstała właściwie tylko dlatego,
że obecnie już nie mam wątpliwości, co do większości teorii
prezentowanych w publikacjach prof. Pająka. Ale się znowu rozgadałem.
Ale takie „przerywniki” mają chyba, tak sądzę, kilka zalet, między innymi:
poznajecie moje, prywatne spojrzenie na pracę prof. Pająka, poza tym
nie piszę naukowej rozprawki, by podawać Wam tylko „suche” fakty. A po
trzecie myślę, że...tak jest ciekawiej.

Czym napędzany jest magnokraft?

Magnokraft napędzany jest wspomnianą wcześniej komorą oscylacyjną.


Jednak, nie jedną, ale zależnie od typu (wielkości) magnokraftu będzie to
od typu K3, posiadającego 8 pędników bocznych (porozmieszczanych
koliście dookoła spodu magnokraftu) plus jeden (cyfrowo: 1) pędnik
główny, aż do największego typu, czyli K10 – 36 pędników bocznych plus
jeden główny. Dlaczego konieczna jest aż taka liczba tych pędników
(komór)? Z prostego powodu: czysto matematyczne obliczenia
wynikające z kilku czynników. Jednak nie będę tutaj przytaczał wzorów,
gdyż macie je przedstawione w monografiach.
To, co istotne, to wykazanie, z czego składa się magnokraft, jak się
porusza, co potrafi, jakie są jego podstawowe parametry.
Magnokrafty będą budowane w następujących typach (chodzi o
wielkość fizyczną: wysokość i długość) najmniejszy, K3 – ma 4,39 metra
średnicy i 1,46 metra wysokości. Największy z typów, czyli K10 ma 561
Na krawędzi prawdy 96 © Dominik Myrcik

metrów średnicy i 56 metrów wysokości. Pomiędzy nimi będą typy K4,


K5, K6, K7, K8, K9.

Wygląd magnokraftu: ma on kształt dyskoidalny, wygląda jak misa,


bądź odwrócony talerz z kuchennej szuflady. Dokładnie w centrum
magnokraftu z wierzchu widzimy kopułę, w środku której jest zawieszony
pędnik główny, od spodu widzimy wklęsłość, dokładnie tej samej
wielkości i parametrów, co kopułka z wierzchu. Dookoła spodniej części,
niczym wianuszek, oplata magnokraft zespół pędników bocznych.
Pędnik główny, zawieszony w tej „wypukło-wklęsłości” działa
odpychająco od pola magnetycznego otoczenia i to on wynosi cały
magnokraft w przestrzeń. Jest on po prostu sercem magnokraftu.
Pewnie zapytacie: a dlaczego magnokraft musi przyjmować taki
(„spodkowaty”) kształt i dlaczego pędnik główny musi być wyżej
zawieszony od pędników bocznych? Otóż w fizyce, najbardziej samo-
stabilizującym się układem sił jest układ „dzwonu”, czyli układ, w którym
pojedyncza siła (największa) jest umieszczona wyżej od pozostałego
pierścienia sił stabilizujących, umieszczonych niżej. Zapewne zapytacie,
skoro pojedyncza komora oscylacyjna może wynieść cały wehikuł, po co
są jeszcze pędniki boczne? Otóż dlatego, iż gdyby magnokraft posiadał
tylko jeden, główny, natychmiast po starcie zacząłby się chaotycznie
obracać (ów obrót wywołałby tzw. moment magnetyczny) a pole
magnetyczne otoczenia starałoby się obrócić tak pędnik, by był
przyciągany a nie odpychany przez to pole. Mówiąc inaczej, kiedy pędnik
główny odpycha się od pola magnetycznego ziemi, pędniki boczne
przyciągają się z tym polem, stabilizując lot, tak jak w helikopterze, małe
śmigiełko na jego ogonie stabilizuje lot helikopterem (gdyby helikopter
był pozbawiony owego śmigiełka, zacząłby się obracać wokół własnej
osi, nie pozwalając wystartować maszynie). Czasami w filmach
amerykańskich pokazywane są sceny, kiedy wybuch bądź odcięcie
pozbawia stabilizującego śmigiełka, natychmiast cały helikopter zaczyna
wariować i kręcić się jak bączek (zabawka dla dzieci).

Powłoka magnokraftu, jest to część, która oddziela kabinę załogi od


środowiska zewnętrznego. Potężne pole pędników natychmiast
ugotowałoby magnetycznie załogę, w taki sam sposób jak dzisiejsze
mikrofalówki naszą żywność, gdyby nie właściwość powłoki magnokraftu,
nazywana magnetorefleksyjnością, czyli zdolnością odbijania pola
magnetycznego przez tę powłokę w taki sam sposób, jak lustro odbija
światło. Drugą niezwykłą cechą powłoki jest...regulowany stopień
przenikalności światła. Podczas przelatywania w pobliżu słońca, czy
innej gwiazdy, będzie więc przesterowana przez załogę na zupełne
odbijanie słońca i miała kolor srebrzysto-metaliczny. Podczas lotów
Na krawędzi prawdy 97 © Dominik Myrcik

nocnych, gdy załoga będzie chciała się czemuś przyglądnąć, coś


zbadać, będzie przesterowana na wnikanie światła do wewnątrz, stąd
będzie niemal zupełnie przezroczysta, jak szyba. Obserwator będzie
mógł wtedy zobaczyć wnętrze magnokraftu, wraz z załogą,
urządzeniami, kabinami itd. Trzeba jednak odróżnić powłokę zewnętrzną,
(czyli tą widzianą oczami postronnego obserwatora) od tej, która
oddziela kabinę załogi od reszty magnokraftu. I to właśnie ta powłoka
będzie musiała być magnetorefleksyjna i regulowany stopień
przenikalności światła. Natomiast ta powłoka, zewnętrzna, będzie
musiała spełniać następujące warunki: regulowany stopień
przenikalności światła – oraz odwrotnie niż w powłoce kabiny załogi –
100 % przenikalność pola magnetycznego. Jest to konieczne dlatego, że
gdyby nie spełniała tego warunku, potężne pole magnetyczne pędników
wywołały by prądy wirowe w powłoce zewnętrznej, olbrzymie
temperatury, co wywołałoby po chwili stopienie się powłoki magnokraftu i
odparowanie jej.
Oczywiście, magnokraft posiada przestrzenie, pomieszczenia,
kabiny załogi (nieobecne w małych typach magnokraftu K3, K4, K5), a w
magnokraftach typu K8, K9, K10 (przypominam, ponad pół kilometra
średnicy) nawet piętra i elewatory (windy). Największe typy magnokraftu
posiadają już nawet centra rozrywki, warsztatownie, hangary, które
mieszczą mniejsze typy magnokraftów.

Jednak najważniejszą chyba cechą magnokraftów jest, że posiadają


możliwość bardzo precyzyjnego sterowania wydatkiem magnetycznym,
kierunku wyprowadzania tego wydatku, zorientowaniem biegunów
magnetycznych. Co to daje załodze magnokraftu? Ano to, że może on
się łączyć z innymi magnokraftami w dowolne kształty i typy: cygara,
platformy, konfiguracje krzyżowe, kule itd., Praktycznie magnokrafty
mogą się połączyć z setek wehikułów, prowadzić życie towarzyskie,
badania, odpoczywać, podczas, gdy tylko załoga jednego statku
przejmuje kierowanie takim latającym systemem.

Spróbujmy wymienić najważniejsze sprzężenia magnokraftów – bo


to poprzez owe sprzężenia, ludzie MYLĄ kompletnie UFO. Jest tak,
ponieważ magnokrafty mogą się łączyć w niezliczone konfiguracje. To z
kolei powoduje, że ludzie, obserwując UFO (magnokrafty) sądzą, że
każdy z nich reprezentuje i n n y wehikuł. Jest to zupełna pomyłka i
nieprawda, którą podtrzymują „badacze” ufo. Zapoznajmy więc
podstawowe konfiguracje, które ze względu na łatwość obsługi,
stosowane są przez UFOnautów najczęściej.
Na krawędzi prawdy 98 © Dominik Myrcik

Sześć klas sprzęgania magnokraftów wszelkich typów i generacji.

Latające kompleksy. Są one najprostsze do uzyskania, bowiem są


fizyczne (stykowe) połączenia dwóch lub więcej magnokraftów (ufo). Z
łatwością umożliwiają przechodzenie załogom z jednego UFO do
drugiego. Otrzymywane są te latające kompleksy wtedy, gdy pędnik
główny styka się z pędnikiem głównym dołączanego UFO (magnokraftu)
a pędniki boczne stykają się dokładnie z pędnikami bocznymi innego
magnokraftu. Gdybym miał podać przykład, to wyobraź sobie Czytelniku
talerze w kuchni, które kładziesz jeden na drugiego w ten sposób, że
wklęsłość jednego talerza wchodzi w wypukłość drugiego. Taka
„piramidka talerzy”. Sposób połączenia jest trwały.

Konfiguracje semizespolone. Praktycznie tak samo wszystko, jak


w latających kompleksach, z tym, że 2 magnokrafty stykają się ze sobą
czaszami (półkulami), co daje wrażenie chwiejności. Na przekór jednak
temu trzeba dodać, że oddziaływania między potężnymi polami
magnetycznymi (pędnikami) są tak olbrzymie, że niewiarygodnie mocno
usztywniają całą konstrukcję.

Dwa typy K3 semizespolone Dwa kompleksy kuliste semi.

Konfiguracje niezespolone. Pędniki główne odpychają się od siebie,


pędniki boczne przyciągają. Nie istnieje fizyczny, czyli dotykowy kontakt
pomiędzy nimi, są odsunięte od siebie w pewnej odległości. Jednak
oddziaływania magnetyczne pomiędzy nimi są tak trwałe i stabilne, że
wehikuły utrzymują stabilną konfigurację. Cechą charakterystyczną tych
Na krawędzi prawdy 99 © Dominik Myrcik

konfiguracji jest, że wysoko-skoncentrowane pole magnetyczne


pomiędzy nimi pochłania światło, stąd to pole wygląda jak prostokątne
czarne belki, wyglądające dla postronnego obserwatora jak jakiś trwały
obiekt a nie pole magnetyczne.

Spójrz, jak wysoko-skoncentrowane pole pochłania światło i wytwarza „czarne belki”


co dla postronnego obserwatora może wydawać się jakąś trwałą częścią obiektu.

Prostokątne czarne belki na fotografii (gdzieś w internecie spotkałem się z


tłumaczeniem, że to... znak IHS czyli znak oznaczający Św. Hostię Jezusa. Tylko
usiąść i płakać)

Platformy nośne. Są tworzone w tedy, gdy do większego „statku-matki”


podczepiane są mniejsze, stąd wydaje się, że ten większy przenosi te
mniejsze. Tutaj kontakt jest dotykowy (trwały).
Na krawędzi prawdy 100 © Dominik Myrcik

Platforma nośna.

Latające systemy. Umożliwiają łączenie setek, tysięcy wehikułów,


gdzie pędniki boczne konfrontują pędniki boczne innego wehikułu, itd. W
latających systemach, nie tylko pojedyncze wehikuły mogą być
podczepiane, ale całe latające cygara, w taki sposób mogą być tworzone
nawet latające miasteczka, podczas podróży między galaktykami.

Przykłady latających systemów.

Latające klustery. Są to po prostu różnorodne, odmienne


konfiguracje sprzęgniętych ze sobą, bądź pojedynczych magnokraftów,
jakie bezdotykowo formują rodzaj wręcz całych latających pociągów.
Faktycznie, to magnokrafty (ufo) mogą formować niezliczone
konfiguracje złożone ze spodkokształtnych wehikułów.
Na krawędzi prawdy 101 © Dominik Myrcik

„Latający krzyż” – konfiguracja złożona z


odmiennie połączonych wehikułów, jednakże
komputerowo i magnetycznie połączona ze
sobą. Jest to latający kluster.

Inny przykład latającego klustera


Zauważmy, jaki wpływ na stworzone obwody
magnetyczne ma rodzaj połączenia, wielkość
wehikułów, ich typ, odległość i JAK te
wehikuły tworzą kręgi w zbożu.
Na krawędzi prawdy 102 © Dominik Myrcik

Na zdjęciu powyżej, widzimy krąg


zbożowy – natomiast na rycinie
wyżej, mamy narysowany przez
prof. Pająka schemat, który
pokazuje jakie warunki muszą
spełnić obwody magnetyczne,
aby odcisnąć taki a nie inny obraz
w zbożu. Możemy tylko pomyśleć,
jakie wzory można odciskać w
zbożu, kiedy w latających
klustrach lata ponad 250
wehikułów!

Omówię teraz, jakich najczęściej używają UFOnauci sprzężeń, by zmylić


ludzi co do obserwowanego kształtu. Na nieszczęście, korzystają z nich
tak często, że nieobznajomiony z Teorią Magnokraftu obserwator, bierze
połączone konfiguracje, za osobną klasę wehikułów, co jest kardynalnym
błędem.

Kompleks kulisty. Otrzymywany jest, kiedy dwa magnokrafty (ufo)


sprzęgną się ze sobą za pomocą swych podłóg, otrzymując z grubsza
obraz kuli. Najbardziej myli obserwatora jednak, kiedy oba te wehikuły
mają włączony tryb wiru magnetycznego (o tym już za chwilkę), gdzie
świecące powietrze nie pozwala dojrzeć prawdziwego obrazu wehikułów,
stąd powoduje, iż ludzie taką kulę odnotowują, jak inny rodzaj urządzeń.
Najlepiej jednak jest się upewnić, że to co widzimy, jest magnokraftem
(ufo) obserwując gdzieś w połowie tej kuli rodzaj podwójnego kołnierza,
jaki przepasuję ową kulę poziomo (no, chyba, że obydwa wehikuły są
ustawione bokiem do ziemi, wtedy przebiegają pionowo).
Na krawędzi prawdy 103 © Dominik Myrcik

Kompleks kulisty złożony z


dwóch typów K3.

Cygaro posobne. Jest ono formowane, kiedy kilka(naście, dziesiąt)


magnokraftów tego samego typu (np. K3) nałoży się wypukłą częścią na
wklęsłą innego wehikułu. Przypomina to stos talerzy w kuchni, ułożonych
jeden na drugim. Pomiędzy pędnikami bocznymi (główne przecież są
„schowane” we wklęsłości) powstaje wysoko skoncentrowane pole
magnetyczne, które wygląda jak czarne belki, chociaż nic nie ma
wspólnego z trwałym materiałem (co niestety przez niewiedzących jest
odbierane jako jakaś część wehikułu).

Cygaro posobne (ufo nakładają się tak jak


talerze w kuchni „po sobie”)
Na krawędzi prawdy 104 © Dominik Myrcik

Cygaro przeciwsobne. Jest otrzymywane, kiedy np. dwa cygara posobne


złączą się podłogami, tworząc jeden olbrzymi kompleks kulisty. Dla
przykładu: mamy dwa stosy talerzy, obydwa są cygarami posobnymi
złożonymi z pięciu talerzy (obydwa stosy) i obrócimy je tak, że „podłogi”
ostatnich z nich będą się dotykały.

Cygaro przeciwsobne – w środku widoczna


zakreskowana substancja anulująca napór na siebie
obydwu cygar – ta substancja to „anielskie włosy”,
podobna w działaniu do białka w jajku.

Kompleks jodełkowy. Jest to dosyć ciekawy układ konfiguracyjny, bo


przypomina drzewko jodełkę (taką jak w lesie). Poprzednie układy,
cygara itd. były zbudowane z tej samej wielkości wehikułów. Tutaj mamy
odmienną sytuację: na większy typ wehikułu, np K6, jest nałożony
mniejszy, K5, potem K4, K3. Tworzy to swoistą „piramidkę”.

Przekrój poprzeczny kompleksu jodełkowego.


Na krawędzi prawdy 105 © Dominik Myrcik

Substancja hydrauliczna zwana „anielskimi włosami”.

Z licznych obserwacji świadków UFO, oraz pozostałości pewnej


szczególnej substancji, można wnosić, iż Teoria Magnokraftu (skoro
została stworzona przed zainteresowaniem się prof. Pająka ufo) też
posiada tę substancję. I dobrze myślisz Czytelniku! Posiada i zaraz
opowiem, do czego ona służy w magnokrafcie (ufo).
Owa substancja hydrauliczna służy do wypełniania przestrzeni,
pomiędzy magnokraftami, które są do siebie zwrócone podłogami, czyli:
kompleksem kulistym i cygarem przeciwsobnym. Służy ona, do
niwelowania sił, które poprzez potężne przyciąganie podłóg magnokraftu
zgniotły by obydwa wehikuły jak puszkę po piwie. Spełnia ona funkcje
taką samą, jak białko w jajku (nawet najsilniejszy atleta nie zgniecie
jajka, kiedy bardzo dokładnie, na obu jego końcach przyłoży siłę).
Posiada ona jednocześnie następujące cechy: posiada włóknistą
strukturę, jednocześnie posiadając konsystencję galarety, nie może
przewodzić elektryczności, ponieważ pole magnetyczne wzbudziłoby w
niej natychmiast prądy wirowe, jednocześnie musi być idealnym
przewodnikiem pola magnetycznego. Na ziemi jedyna taka substancja,
która spełnia owe właściwości, to „polimery borosiloksanowe”. Z tym, że
musi zostać ona poddana jeszcze kilku obróbkom chemicznym. To tak
tylko dla tych, którzy sądzą, że taka nie istnieje.

Sposób w jaki magnokraft się porusza (lata).

Napęd magnokraftu powoduje drastycznie odmienny lot od płynnych


aerodynamicznych lotów dzisiejszych samolotów. Jest tak dlatego, że nie
posiada on skrzydeł, obiegu powietrza. Jest on napędzany polem
magnetycznym, stąd jego lot będzie przypominał szarpany lot ważki
(owada). Osiągi magnokraftu są imponujące, gdyż w atmosferze
ziemskiej będzie on mógł latać z prędkością około 70 000 km/h
(siedemdziesiąt tysięcy kilometrów na godzinę), a w próżni prawie blisko
prędkości światła (nie przekraczając jednak jej). W wodzie będzie się
mógł poruszać około 800 km/h. Zaś w obiektach stałych, jak skały,
betony, ziemia, kilkanaście, może kilkadziesiąt kilometrów na godzinę
(wypalając szkliste tunele, za pomocą osławionego wiru
magnetycznego).
Istnieje pewien wymóg, który musi spełnić magnokraft działający
jako wehikuł I (pierwszej generacji). Otóż jest on w stanie lecieć tylko i
wyłącznie, kiedy jego podłoga będzie zorientowana prostopadle do
lokalnego przebiegu sił pola magnetycznego. Co to oznacza? Otóż to, że
nigdy nie zobaczymy magnokraftu (ufo) (pierwszej generacji), który leci
przez dłuższy czas z podłogą ustawioną równo do podłoża, tylko będzie
Na krawędzi prawdy 106 © Dominik Myrcik

„kręcił kuperkiem”, mówiąc żartobliwie. Poważnie rzecz ujmując, ciągle


będzie się ustawiał tak, że jego podłoga będzie się ustawiać na oczach
obserwatora w dziwne pozy, „raz tak, raz siak”. Raz będzie niemal płasko
do otoczenia, raz pod ostrym kątem itd.

Pytanie, które powinno się cisnąć czytelnikowi na usta, brzmi: jak to


możliwe, że podczas lotu w atmosferze ziemskiej, przy prędkości 70 000
km/h magnokraft się nie stopi w wyniku tarcia o powietrze. Dostarcza
tego opis wiru magnetycznego – najbardziej niszczycielskiego trybu
działania magnokraftu, dzięki któremu może on... – reszta poniżej.

Trzy tryby działania magnokraftu.

Tryb wiru magnetycznego.

Jest to strasznie niszczycielski tryb działania. Szkielet magnetyczny oraz


obwody magnetyczne wytworzone dookoła obudowy wirują z
niesamowitą siłą. Ich siła może być regulowana przez załogę. Jednak
wirując, powodują świecenie i jarzenie się powietrza (obraz jonowy wiru),
co powoduje, że wehikuł ten osłonięty w jego wnętrzu, wygląda całkiem
inaczej niż ten widziany z zewnątrz. Nawet zbliżenie się do niego na
odległość kilkuset metrów grozi śmiercią. Wehikuł w tym trybie pracy
odrzuca od siebie wszystko, formując rodzaj „pancerza indukcyjnego”,
który natychmiast wypali i spowoduje eksplozję wszystkiego, co znajdzie
się w jego zasięgu. Gdyby ktoś nieopatrznie wszedł w ten wir,
natychmiast zostanie spopielony i stopiony. Jeśli jakiś pocisk będzie
chciał zniszczyć magnokraft, podczas dolatywania do niego, pancerz
indukcyjny wytworzy tak potężne prądy wirowe w pocisku (każdym
metalu), że po prostu wybuchnie on sam od siebie, pozostawiając
charakterystyczne cechy na kawałkach bąbli i por. Jednak magnokraft
może wytworzyć niewielki wir magnetyczny, który nie będzie się świecił i
jarzył, stąd w dzień można będzie zobaczyć wehikuł, który nadal będzie
tak samo niebezpieczny dla postronnego obserwatora. Tak więc jedynym
sygnałem ostrzegawczym będzie dźwięk, który wydaje w tym trybie
magnokraft – jest to świst wirujących mieczy – złowróżbny świst
wytwarzany poprzez ocieranie się wiązek pola magnetycznego o
cząsteczki powietrza, jest takim charakterystycznym sygnałem. Drugim
sygnałem jest sygnalizacja specjalnymi lampami, które są
rozmieszczone na obudowie magnokraftu (ufo), jest to tzw. system SUB.
O tych lampach kilka stron dalej.
Bardzo niebezpieczną cechą wiru magnetycznego jest, że potrafi on
wytworzyć piłę plazmową. Piła plazmowa potrafi wytapiać skały jak kostki
masła gorącym nożem. Piła tarczowo-plazmowa wiruje wokół
Na krawędzi prawdy 107 © Dominik Myrcik

magnokraftu i odparowywuje wszystko, budynki, skały itd. Dzięki tej pile,


magnokraft wraz z załogą może zawisać nawet w sercu gorących
gwiazd, np. słońcu, lawie która nie dopuszcza żadnej cząsteczki do
powłoki magnokraftu.
Kolejnym atrybutem wiru magnetycznego jest, że tworzy on dokoła
magnokraftu (ufo) lokalny bąbel próżniowy. To właśnie dlatego UFO
(magnokraft) może poruszać się w atmosferze z olbrzymimi
prędkościami, które nie powodują stopienia magnokraftu. Opisywany
bąbel próżni, jest tworzony, ponieważ, cząsteczki zjonizowanego gazu,
wirujące naokoło magnokraftu są od niego odśrodkowo odrzucane. Stąd,
jeśli wehikuł ten leci w powietrzu, wodzie, to faktycznie leci w niewielkiej
lokalnej próżni, jaką sam sobie dookoła siebie wytwarza. Bąbelek
eliminuje tarcie między otaczającym magnokraft środowiskiem a
poszyciem wehikułu, czyli dla Czytelnika w tym momencie mam nadzieję
staje się jasne, że tarcie zostaje zniwelowane. Magnokraft lecący w
trybie wiru magnetycznego nie wytwarza charakterystycznego grzmotu
(tak jak zwykłe odrzutowce itd) kiedy przekracza prędkość dźwięku
(około 330 metrów/sekundę). Ciśnienie czołowe, które powoduje właśnie
taki grzmot, jest rozpraszane przez wir magnetyczny. Jednak trzeba
dodać, że podczas lotów w pozostałych trybach, ten grzmot będzie
obecny.

Jonowy obraz wiru. Proszę


zauważyć, jak BARDZO
fałszywy obraz zewnętrzny
(jonowy) widzi postronny
obserwator – a jaka jest
faktyczna konstrukja
magnokraftu wewnątrz.
Widoczne są: punkt
ukręcenia górnego (1), słup
zawirowania centralnego (2),
dysk zawirowania
międzypędnikowego(3),
kołnierz zawirowania
bocznego (4), punkt
ukręcenia dolnego (6).
Na krawędzi prawdy 108 © Dominik Myrcik

Zdjęcie magnokraftu/ufo w trybie


działania wiru. Proszę
zauważyć, że w tym trybie
załoga jest ślepa – dlatego też
musi wystawiać na zewnątrz
peryskopy (chronione przed
zabójczym działaniem wiru) aby
cokolwiek widzieć.

Tryb bijący. Dlaczego został tak nazwany? Z prostej przyczyny,


ponieważ pole magnetyczne w tym trybie nie wiruje dookoła wehikułu,
jak to ma miejsce w trybie wiru, lecz skurcza się i rozkurcza (pulsuje,
bije) niczym ludzkie serce. To kolejny z trzech trybów działania
magnokraftu (ufo). Posiada zupełnie odmienne cechy, niż wir
magnetyczny. Nie jest niebezpieczny dla postronnego obserwatora,
można podejść do wehikułu, dotknąć jego obudowy, wejść do środka.
Aczkolwiek raczej nie powinno się zbliżać do wylotów pędników
bocznych, bez problemu można go oglądać i dotykać. Wehikuł w tym
trybie jest doskonale widoczny dla obserwatora. Widać każdy szczegół i
element obudowy, bez zniekształcenia (jak to miało miejsce w trybie wiru
magnetycznego). Generalnie podczas lotu magnokraftu w tym trybie
widać doskonale jarzące się różnymi kolorami pędnik główny i pędniki
boczne. Jarzenie czerwono-żóte świeci się u wylotu pędnika, na którym
panuje północny biegun (N), natomiast niebiesko-zielone, gdzie panuje
biegun południowy (S). Tryb bijący da się rozpoznać dźwiękowo po
charakterystycznym buczeniu (nie podobnym zupełnie do świstu
wirujących mieczy obecnego podczas wiru magnetycznego) jakby
transformatora elektrycznego lub też buczenia owada trzmiela (bączka).
Podczas tego trybu pracy, wehikuł jest w stanie tylko latać pionowo
(startować) i precyzyjnie południkowo (w trybie wiru mógł w każdym
kierunku). Pulsujące (rozkurczająco-skurczające) pole wehikułu w tym
trybie działania wykazuje cechy podobne do tych, które panują w
zwykłych transformatorach elektryczności. W tym szczególnym trybie, we
wszystkich obwodach zamkniętych, zostaną wywołane (zaindukowane)
prądy elektryczne!. Jeśli więc nasze urządzenia będą odłączone od
prądu, ale ciągle będą posiadały włączony wyłącznik (transformator) tak,
że będzie on domykał obwód zamknięty, to podczas pobliskiego przelotu
Na krawędzi prawdy 109 © Dominik Myrcik

wehikułu UFO (magnokraftu) nasze urządzenia nagle zadziałają. Nasze


żelazka, telewizory, kuchenki nagle się obudzą, by po chwili zgasnąć.
Dla odróżnienia: w trybie wiru prąd był odcinany od urządzeń (nawet
podczas pracy) a w tym trybie na odwrót.

Tryb soczewki magnetycznej. To również jest strasznie ciekawy tryb


pracy magnokraftu (ufo). W tym trybie, komory oscylacyjne (pędniki)
mogą tak zostać przesterowane, że pracują jako bardzo silne magnesy
stałe, tj. wytwarzają trwałe (nie pulsujące) pole magnetyczne. W tym
trybie wehikułu również może się tylko poruszać również tylko pionowo i
południkowo (co wynika z Teorii Magnokraftu). Magnokraft w tym trybie
formuje wokół siebie bardzo unikatowe zjawisko – soczewkę
magnetyczną. Poprzez to, że pole magnetyczne w tym trybie jest
niesamowicie skoncentrowane i gęste wehikuł niejako owija się nim,
uginając światło, które w nie wejdzie. Wygląda to tak, że światło
przechodzi niejako przez soczewkę.
Drugim ważnym aspektem jest, że pole magnetyczne ma strukturę
włóknistą. Światło, które wpadnie wzdłuż tych linii, jest przez nie
pochłaniane, nie pozwalając powrócić mu w poprzek owych linii.
Soczewki magnetyczne, nawet podczas ich obserwacji z bliska
pozostaną niezauważalne dla obserwatora. Magnokraft (ufo) jakie ma
włączony tryb soczewki pozostaje niewidzialny dla obserwatora, choć
fizycznie istnieje. Skoro nie można takiego wehikułu zobaczyć, to czy
istnieją metody, by jednak zorientować się o jego bliskości? Owszem,
jedną z nich jest zaciemnienie światła za dnia. Gdyby więc magnokraft w
takim trybie znajdował się na linii słońca, nagle przyciemniałoby ono dla
naszych oczu pomimo, że nie widzielibyśmy właściwie, co przysłanie
promienie. Drugim sposobem jest przygasanie latarni ulicznych, świateł
w nocy. Światło tych latarni, które dostanie się w obręb takiej soczewki,
zostaje przechwycone przez potężne pole magnetyczne, stąd nie może
się odbić i powrócić. Przy dużych magnoraftach średnica takiej soczewki
może obejmować niekiedy małe miasteczka czy osiedla. Istotne jest, że
faktycznie były obserwacje tego zjawiska, zarówno przyciemnienia za
dnia, jak i w Londynie 19 sierpnia 1763 roku, kiedy zapalono latarnie, nie
potrafiły one rozproszyć ciemności, bowiem zostały właśnie uwięzione
przez obwody magnetyczne. Gdyby ktoś jednak znajdował się na jakimś
wzgórzu i obserwował miasto, nad którym przelatuje taki magnokraft
widziałby jak jakiś niezwykły cień gasi po kolei latarnie uliczne i wszystkie
światła, jakie napotka.
Efekt niepełnej soczewki, można także uzyskać, kiedy magnokraft
znajduje się w trybie np. bijącym, przy jego pędnikach powstaje mniejsza
wersja soczewki, powodując wypaczenie obserwowanego kształtu, co
doskonale wykorzystują UFOnauci, którzy np. wehikułem typu K7
Na krawędzi prawdy 110 © Dominik Myrcik

potrafią tak przesterować, że przy niektórych pędnikach zostaje


zakrzywione światło, co powoduje, że wehikuł wygląda jak trójkąt,
chociaż trójkątem wcale nie jest. Inną sprawą jest, że magnokraft (ufo)
podczas wznoszenia się w trybie soczewki od spodu i pod niewielkim
kątem wygląda jak romb, bądź kwadrat, co również wprowadza ludzkość
w błąd. Niestety, nieobznajomieni z Teorią Magnokraftu, obserwując taki
wehikuł, który wznosząc się, będzie stopniowo się rozpływał z widoku,
będą sądzić, że takie UFO (magnokraft) jest w stanie zmieniać swoją
powłokę, czy strukturę, co jest bzdurą.

Czarne belki. Istnienie czarnych belek, które raportują obserwatorzy


UFO (magnokraftów) jest szczególnie ważne do omówienia, ponieważ
NIE są one częściami UFO, jakimiś wystającymi elementami, czy też
elementem konstrukcji wehikułu. Powstają one przeważnie podczas lotu
latających cygar (sprzężonych magnetycznie magnkraftów), konfiguracji
semizespolonych, niezespolonych. Otóż pędniki boczne, które wówczas
konfrontują wzajemnie siebie (nawzajem) są umieszczone w pewnej
odległości od siebie. Pomiędzy nimi tworzy się bardzo wysoko
skoncentrowane pole magnetyczne, które pochłania światło i wygląda
jakby było wykonane z jakiegoś czarnego materiału o solidnej konstrukcji
i wyraźnie zaznaczających się granicach. Często w starych kościołach,
albo gdzieś w stodołach, pod dachem widać pomalowane na czarno,
drewniane belki (kwadratowe), które podtrzymują dach. Właśnie tak
samo wyglądają czarne belki pola magnetycznego, z tym, że są
tworzone nie z trwałego materiału, choć z pozoru tak się mogłoby
wydawać, lecz z pola magnetycznego.
Na krawędzi prawdy 111 © Dominik Myrcik

Zdjęcie lądowiska wehikułu


typu K8 (140 metrów
średnicy). Spójrz, jak małe
są samochody pod górą

***
No uff uff... pozwolę Wam teraz nieco odetchnąć, boście się strasznie
spocili przy magnokrafcie – a to dopiero wstęp. Zdaję sobie sprawę, że
nie łatwo Wam jest się pozbierać po tym co przeczytaliście – przecież
teoria, ze ufo to już zbudowane magnokrafty, powinna właśnie teraz
krystalizować i klarować się w Waszych umysłach. Nikt nigdy Wam nie
mówił o magnokrafcie, pędnikach itd. W dalszych rozdziałach opiszę
ślady, jakie pozostawia magnokraft podczas lądowania. Omówię tak
bardzo palący i wprowadzający w błąd temat Czytelnika – kręgów
zbożowych, które tworzone przez UFOnautów świetnie wprowadzają
konfuzję (rozgardiasz) w teoriach na ten temat. Co „poważniejsi”
Na krawędzi prawdy 112 © Dominik Myrcik

badacze ufo, niby starają się wyjaśnić (a faktycznie to dostarczają wody


na młyn i tak już zdezorientowanej ludzkości) ten strasznie prosty temat
– a musisz wiedzieć, Czytelniku, że poprawne jest zawsze proste – to
błędne obrasta komplikacjami.
Pseudo-eksperci od ufo, wprowadzili sami wiele zamieszania a
wysługujący się nimi (kolaborantami, sprzedawczykami) kosmici, bardzo
dobrze to wykorzystali, bowiem kto by przypuszczał, że ktoś kto niby
chce wyjaśnić ufo, umyślnie wprowadza w maliny innych badaczy,
przedstawia niestworzone teorie, z których ani jedna nie jest nawet w
małym ułamku, nawet w kilku procentach tak dobrze omówiona, jak
Teoria Magnokraftu. Na dodatek kolaboranci rozpowszechniają, że ufo
napędzane jest jakimś wyssanym z palca polem antygrawitacyjnym, że
niby na pokładzie ufo widziano generatory antygrawitacji, co jest
oczywiście celowym działaniem UFOnautów, a ściślej metodą „niszcz
poprzez rozpowszechnianie dokładnie odwrotnych teorii od tej, dzięki
której ludzkość mogła by się zorientować, że UFO można naukowo
wyjaśnić, że UFO można dotknąć, zbadać i poznać wszystkie aspekty
dotyczące jego budowy”. Domyślam się, że moglibyście mi zarzucić coś
w rodzaju: „z twojej pozycji naturalne jest, skoro zgadzasz się z teorią
magnokraftu, że usilnie zwalczasz inne teorie, bo się uczepiłeś tej
jednej”. Gdybyś takie pytanie sobie właśnie zadał, to byłbyś w głębokim
błędzie. Po pierwsze, Tablica Cykliczności wyraźnie wskazuje, że
następną generacją wehikułów, są wehikuły oparte na magnetyzmie, że
następcą silnika elektrycznego jest pędnik magnetyczny, a nie żadna
„antygrawitacja” czy „generator antygrawitacji”. Kiedy na początku lat 80-
tych, czytelnicy monografii zaczęli zwracać uwagę prof. Pająka na
problem antygrawitacji, zaczął on badać czym jest antygrawitacja,
dlaczego ludzie ciągle zawracają głowę antygrawitacją i kto tak bardzo
chce rozpropagować antygrawitację. Prof. Pająk zachodził w głowę, co
to takiego owa hipotetyczna „antygrawitacja”. I po pewnym czasie badań,
doszedł do takiego wniosku, że „antygrawitacja nie istnieje i sterowanie
statkiem antygrawitacyjnym byłoby niemożliwe”. Oczywiście nie tylko, że
to napisał, ale udowodnił i to dosyć obszernie. Jednak tylko nieliczni
badacze faktycznie wiedzą o czym mówią, bo ci, którzy rzeczywiście
znają się na rzeczy doskonale wiedzą, że aby wehikuł „antygrawitacyjny”
zadziałał, musi być on złożony z innym rodzajem napędu, np.
magnetycznym. Jednak jest ich niewielu, większość ślepo wierzy
„rewelacjom” np. Pana Boba Lazara, byłego pracownika osławionej
Strefy 51 (Area 51), który rzekomo widział magnokraft (nazywał go
spodkiem, ufo), tyle, że Pan Bob Lazar nawet narysował to co widział. A
widział rzekomo „to coś” przez niedługi czas, jednak bez upewnienia się,
bez jakichkolwiek przesłanek, nazwał urządzenia w owym „czymś” –
generatorami grawitacji (czy jak kto woli antygrawitacji). Co utwierdza
Na krawędzi prawdy 113 © Dominik Myrcik

jeszcze ekspertów nad „antygrawitacją” – a szkoda, bo tracą czas na


coś, co nie istnieje, i tyle.

Sprawię, że Wam teraz chyba „poleci ślinka” – jako jedni z


pierwszych ludzi na świecie po przeczytaniu dalszych rozdziałów
będziecie wiedzieć, dlaczego ludzie nie potrafią poprawnie! rozpoznać
UFO, jakie są główne czynniki zniekształcające obserwowany
magnokraft (ufo), co powoduje, że ludzie kompletnie (niestety) błędnie
odbierają to co zaobserwowali. W końcu zedrę tę straszną tajemnicę z
UFO, która jest banalnie prosta, tyle, że obrośnięta mitami, bajeczkami i
niestworzonymi opowiastkami, powtarzanymi uparcie przez ludzi. To, co
chyba najtragiczniejsze, to sprawa, że ludzie, którzy naprawdę mają
ciężkie przeżycia, bolesne psychicznie z UFOnautami, zamiast widzieć
wyciągniętą pomocną dłoń, to dostają w twarz szyderstwami, ironią,
wręcz są prześladowani. Ci znakomitsi badacze UFO, jak Karla Turner,
Werner Kroop, Evan Hansen, giną zamordowani przez UFOnautów u
szczytu kariery, gdzie ich publikacje, praca wyraźnie przeszkadza
UFOnautom w ich niecnych postępkach. Tak samo redaktorzy programu
niegdyś nadawanego w Polsce „Sonda” (Kamiński i Kurek) – kiedy
wyśmiali teorie prof. Pająka na antenie, odezwali się zwolennicy jego
prac i zażądali profesjonalnego programu i ujęciu badań prof. Pająka
rzetelnie i po dziennikarsku – kiedy już się zdecydowali na taki program
giną w wypadku samochodowym. Sam prof. Pająk przeżył już około 30
zamachów na swoje życie – na szczęście i z pomocą Boga
(wszechświatowego intelektu) – spisek UFOli się nie udał. Ja sam
odnotowałem co najmniej dwa zamachy na swoje życie – jeden, bardzo
pewny i dobrze udokumentowany, drugi – nie jestem pewien, ale być
może to tylko czysty przypadek, więc nie mówię tak bądź nie. Także inni
członkowie ruchu oporu mieli podobne wydarzenia, więc nam to nie
dziwne, co nie powiedziane, że nie straszne. Chyba każdy człowiek, gdy
uświadomi sobie, że udało mu się ujść z zamachu na życie, przeżywa
stres, strach itd. No i znowu się rozgadałem ;)). Cóż, taka moja natura.
Oczywiście na powyższe mam poparcie, które zaprezentuję w innym
rozdziale. Oki, to teraz omówię system lamp SUB (obiecałem w
poprzednim rozdziale), rozmieszczonych na kołnierzu magnokraftu (ufo).
Potem zajmę się lądowiskami ufo, następnie przejdę do omówienia
jednej z form lądowisk ufo – kręgów zbożowych – a na końcu rozdziału
omówię czynniki zniekształcające obserwacje ufo (magnokraftów). Po
omówieniu powyższych, przejdę do udowodnienia teorii, że ufo to już
zbudowane magnokrafty. A potem, potem, to się zobaczy, ja wymyślam
ninniejszą książkę niemal „na żywca” – czyli w czasie rzeczywistym
opisuję to, co uważałem za stosowne. Nie jest tak, że ja nie miałem wizji
Na krawędzi prawdy 114 © Dominik Myrcik

książki, tylko uważam, że spontaniczność moich wypowiedzi lepiej


zadziała na wyobraźnię Czytelników niż takie dokładne planowanie itd.

***

System lamp informacyjno-ostrzegawczych SUB (Sygnalizacja Układami


Barwnymi)

Dla wymogów bezpieczeństwa, zarówno dla członków innych wehikułów


jak i ludzi na ziemi, magnokraft posiada system lamp, które odpowiednio
sygnalizują, w jakim trybie pracy znajduje się dany wehikuł. Jest on
konieczny (SUB) również podczas sprzęgania i rozprzęgania kilku
wehikułów, np. jeśli magnokraft A pracuje w trybie wiru magnetycznego,
a magnokraft B w trybie bijącym, ten drugi musi odczekać, aż załoga A
zmieni tryb działania na bezpieczny. Trzyma się na bezpieczną odległość
do momentu, kiedy lampy systemu SUB odpowiednio zmienią kolory.
System lamp SUB składa się z czterech lub wielokrotności czterech,
dużych lamp sygnalizacyjny, porozmieszczanych na obwodzie
magnokraftu. Dokładnie w takie same (tylko małe) lampki jest
wyposażony pulpit sterowniczy wewnątrz magnokraftu, który informuje
pilota dokładnie tak samo, jak zapalają się lampy na zewnątrz. Stąd
osoba pilotująca magnokraft (ufo) może z łatwością kontrolować i
wiedzieć w jakim trybie znajduje się magnokraft. Na przykład kiedy
odpowiednie pędniki, a raczej pulsujące pole jest w najwyższej fazie
pulsowania, kolor lamp zmienia się na czerwony, kiedy jest w środku, na
żółto-złoty, a kiedy przy końcu pulsu, na niebieski [wszystkie kolory
zmieniają się płynnie].
Pragnę tylko w tym momencie zaznaczyć i uwypuklić Czytelnikowi,
czy zdaje sobie sprawę ile już zostało w tym niewielkim fragmencie
dotyczącym magnokraftu opisane źródeł światła, które biją z
magnokraftu.
Na krawędzi prawdy 115 © Dominik Myrcik

Lampy systemu SUB – na pulpicie sterowniczym pilota odwzorowane są


takie same lampki kontrolne, które świecą dokładnie tak, jak te z
kołnierza bocznego magnokraftu.

Lądowiska magnokraftów
Od dawna obserwacje każdego z Nas, już przyzwyczaiły do tego, że
każdy ziemski pojazd zostawia ślady. Czy są to koła samochodu
odciśnięte w gruncie, czy też zmierzwiona trawa po odlocie helikoptera.
Wszystko pozostawia ślady – zgadzacie się ze mną? Taaak – grzecznie
odpowiedziały przedszkolaki najzwyczajniej na świecie wracając do
zabawy klockami. Oczywiście to taki żart autora.
Magnokraft został przewidziany do zbudowania przez ludzkość i dla
ludzkości. Jako wehikuł napędzany potężnym polem magnetycznym
również zostawia ślady. Przedstawię najważniejsze z nich po to, że może
kiedyś ktoś z Was widział lub będzie widział takie ślady a wcale nie
będzie wiedział, że należały do magnokraftu. By podnieść wiedzę
czytelnika wystarczy tak niewiele, prawda?
Wyjaśnić naprzód trzeba, że magnokraft odwrotnie do dzisiejszych
maszyn, kiedy ląduje i zawisa nieruchomo (lekko falując) nad ziemią,
ciągle jego pędniki wytwarzają siłę nośną. Co oznacza, że one ciągle
magnesują i wypalają podłoże, jak dzisiejsze kuchenki mikrofalowe.
Pole magnetyczne magnokraftu pozostającego przez dłuższy czas
(od około 10 minut wzwyż) wypala materię organiczną na glebie i pod jej
powierzchnią. Czyli wszystkie owady, roślinki zostaną ugotowane i
Na krawędzi prawdy 116 © Dominik Myrcik

pospiekane. Natomiast gleba zostanie pozbawiona minerałów, będzie


twardsza, pospiekana i wyschnięta. Drugim ważnym atrybutem jest
destabilizacja biologiczna polegająca na tym, że wszelkie organizmy
pasożytnicze, które blokowały wzrost grzybów, zostaną ugotowane, stąd
na byłych lądowiskach magnokraftów grzyby będą się świetnie rozwijać
gdyż ta grzybnia, która istnieje w powietrzu (nasionka) po opadnięciu i
rozsianiu się na takiej powierzchni porośnie ją widoczną grzybnią, jaka
będzie nieobecna kilka metrów od lądowiska, tam bowiem organizmy
pasożytujące nie wyginęły.

Prezentacja sposobu tworzenia


takiego a nie innego kręgu.

Wypalone na kolor ceglasto-czerwony lądowiska.


Na krawędzi prawdy 117 © Dominik Myrcik

Nowozelandzka łąka
„przyozdobiona”
dziesiątkami
lądowisk ufo.

Sfotografowane z
samolotu lądowiska
największych typów
ufo – K9 i K10. Z
ziemi z oczywistych
względów są one
niewidoczne.
Dopiero wysokość
odsłania nam
ciekawostki jak te
poniżej. Ciekawe, ilu
pilotów widuje je
codziennie,
bezmyślnie
przelatując nad
nimi.

Atrybuty, które wskazują na fakt, że dany "krąg grzybowy" nie jest


naturalnym zjawiskiem a lądowiskiem magnokraftu, przede wszystkim
obejmują kształty, które muszą wynikać z Teorii Magnokraftu oraz
wielkości średnic nominalnych magnokraftów. Poza tym wg teorii kręgów
grzybowych ich średnica rokrocznie powinna się zwiększać do około 2
metrów. W przypadku lądowisk magnokraftu taki porost nie ma miejsca,
poza tym grzyby zawsze wybierają ciągle to samo miejsce porostu, stąd
"czarcie kręgi" można obserwować co roku, czasami przez wiele lat.
Na krawędzi prawdy 118 © Dominik Myrcik

Zdjęcie zdobyte z internetu – oczywiście pewnie natychmiast pojawią się głosy, że to


żona trenera drużyny, na której zostało to zdjęcie zrobione goniła go w kółko z
palnikiem po boisku – albo jeszcze bardziej głupie teorie.

Lądowiska magnokraftów (ufo) posiadają unikatowe zjawisko, jakie


definitywnie powstaje wtedy, gdy niewidzialne pęki linii sił pola
magnetycznego przygniatają roślinność do gleby. Prawidłowa ich nazwa
to kręgi zbożowe, błędnie dzisiaj rozpropagowana jako "piktogramy". O
kręgach zbożowych należy się szerszy rozdział, więc tutaj o nich tylko
wspominam, że one są jednym z atrybutów lądowiska magnokraftów. Dla
ludzkości najważniejszym, bo najłatwiejszym do zbadania, najłatwiej
udowadnialnym. Autor książki wraz z Wami, w dalszym rozdziale
przedstawi Wam definitywne udowodnienie, że kręgi zbożowe to są
lądowiska UFO i że dzisiejszy zamęt wprowadzony przez
sprzedawczyków i kolaborantów zostanie w ninniejszej książce ucięty, bo
już dłużej nie można słuchać tych bredni o "piktogramach" rzekomo
wygniatanych przez żartownisiów. Drugim sposobem powstawania
kręgów zbożowych (oczywiście nie znane badaczom, no bo niby
skąd???) jest wirujący słup powietrza. Co śmieszniejsze, wszyscy
krzykacze, wraz z polskimi "znawcami" kręgów zbożowych będą się z
ninniejszej publikacji uczyć rozpoznawania atrybutów kręgów, bo po
prostu ich rzekoma wiedza jest mizerna. Ale to się zmieni. Może
wreszcie uchylą czoła, spokornieją i zaczną się interesować badaniami
prof. Pająka profesjonalnie, jak na badaczy przystało, zamiast tracić
olbrzymie pieniądze jeżdżąc po świecie i wysłuchując slangowego kitu,
rzekomo np. Pana Billy'ego Meiera ze Szwajcarii, który twierdzi, że ma
kontakt z kosmitami i że pozwalają mu robić zdjęcia, nawet zabrali go na
swoją planetę. Niech ci jego UFOnauci wytłumaczą się najpierw,
Na krawędzi prawdy 119 © Dominik Myrcik

dlaczego nie chcą by ludzie zbliżali się do ich statków podczas pokazów
(UFOnauci tylko Billy'emu pozwalają na podejście do magnokraftu innym
ludziom jest to zabronione) z udziałem publiczności. Obecnie w lutym
2002 nie mam informacji, czy owe pokazy trwają nadal, czy też tylko w
latach 70-80. Odbiegłem troszkę od tematu śladów pozostawianych
przez magnokraft (ufo) na miejscu lądowiska. Trzeba bowiem
wspomnieć o oporności elektrycznej gleby. Gdyby porost grzybów był
naturalny, tj. nie spowodowany lądowaniem magnokraftu oporność
elektryczna porośniętej grzybnią gleby byłaby niższa od tej samej gleby,
tyle że nie porośniętej grzybnią np. oddalonej od grzybni o kilka metrów.
Inaczej jest, kiedy pierścień powstał w wyniku lądowania magnokraftu,
wtedy oporność jest wyższa od otaczającej gleby.
Magnokraft także kiedy parkuje (ląduje) swymi obwodami
magnetycznymi ubija bardzo mocno glebę, stąd jest niemal (lub w ogóle)
niepenetrowalny przez wodę, powietrze, mikroogranizmy. Kiedy
magnokraft zawisając kilkanaście lub kilkadziesiąt cm nad ziemią,
raptownie szarpnie, czyli zastartuje do góry, jego pędniki niemal idealnie
wykroją ziemię i zabiorą ją ze sobą, co będzie wyglądało jak dziwna
czapa lub czop podwieszony do spodniej części magnokraftu,
upuszczając ją gdzieś później, w przypadkowym miejscu. Tak samo
kiedy magnokraft zawiśnie nad lustrem wody, kiedy raptownie szarpnie
do góry, taki bąbel wodny zostanie przytwierdzony do jego spodu i może
nawet zostać wyniesiony w przestrzeń kosmiczną o ile oczywiście
wcześniej nie zostanie gdzieś upuszczony. Sam Czytelnik teraz widzi, że
ktoś nieobznajomiony z zaprezentowanymi tutaj teoriami, widząc
magnokraft z doczepionym bąblem wodnym, czapą ziemi, trawy itd.
może spekulować i wyciągać setki pohopnych wniosków. Jednak trzeba
tutaj dodać, że lądowiska magnokraftów a szczególnie ich
rozpoznawanie wcale nie jest łatwe, jeśli chodzi o wielkość średnicy koła
bądź elipsy. Średnica wypalenia bowiem będzie tylko tak wielka jak
średnica wehikułu, kiedy on jest bardzo blisko ziemi lub dotyka
powierzchni ziemi spodem. Jednak kiedy jest wysoko nad ziemią,
średnica wypalenia jest zawsze dużo mniejsza, gdyż osie magnetyczne
poszczególnych pędników zakrzywiają się do środka stąd np. średnica
magnokraftu K3 jaka wynosi 4,39 metra, kiedy zbliży się on do
powierzchni ziemi, zostawi ślad o prawie dokładnie takiej samej
wielkości, czyli ponad 4 metry. Natomiast kiedy się wzniesie, jednak
obwody magnetyczne ciągle będą wnikać pod powierzchnię ziemi,
średnica wypalenia będzie mniejsza, stąd może to zmylić potencjalnego
badacza takiego lądowiska. Prof. Pająk cały rozdział poświęcił
prawidłowiemu badaniu i mierzeniu takich lądowisk wraz ze średnicami
itd. Jednak Wam na razie nie jest potrzebna tak obszerna wiedza, stąd
wspominam tylko o takiej cesze, aby się "nie bachnąć" (mówiąc
Na krawędzi prawdy 120 © Dominik Myrcik

slangiem, nie pomylić – mówiąc czystą polszczyzną) przy odmierzaniu


takich śladów. Podsumujmy troszkę wszystko:
Magnokraft zawisając dłużej nad ziemią wypala ją magnetycznie i bardzo
eliptyczny lub kolisty ślad na niej pozostaje przez dłuższy czas. Ma on
kolor brązowo-ceglasto-czerwony i może mieć kształt punktów
(porostawianych koliście) albo też pełnego kolistego obwodu o tym
samym kolorze. Ziemia jest wyschnięta, pospiekana i twarda. Kiedy
spadnie na takie lądowisko deszcz, nie wsiąka w ziemię tylko albo się
utrzymuje na jej powierzchni, albo spływa na boki. Kiedy w zimę spadnie
śnieg, topi się on w błyskawicznym tempie tworząc niemal idealny okrąg,
pozbawiony śniegu, pomimo iż okolica może być pokryta warstwą
śniegu. Autor ninniejszej książki, jak i prof. Pająk znaleźli również ślady
lądowisk w lodzie. Kiedy to potężny magnokraft wypalił szeroki na ponad
pół metra ślad o średnicy kilkuset metrów. Ja sam znalazłem w
internecie zdjęcie, gdzie jakaś kobieta stoi (starsza pani, bodajże w
okularach) obok małego stawiku na którym wypalony został idealnie
okrąg o średnicy około 3-4 metrów, co wskazuje na typ K3.
Na krawędzi prawdy 121 © Dominik Myrcik

Fot. Przyznacie, że powyższe


fotki robią wrażenie...

Oczywiście ja nie wyczerpałem


problemu lądowisk
magnokraftów, powrócę
jeszcze do nich na moment
omawiając Magnokrafty II i III
generacji, które zostawiają
odmienne typy śladów.

***

Teraz w końcu autor zaciera ręce, bo nieco szerzej opiszę kręgi zbożowe
(uparcie będę Wam powtarzał, że to nie są żadne piktogramy), czyli
lądowiska UFO w trybie wiru magnetycznego. Zaprezentuję absurdalne i
drwiące teorie, które "ani kupy ani... się nie trzymią". Nawet jestem w
stanie się założyć z każdym z Czytelników, że zjem żywą dżdżownicę
(glizdę), jak ktoś wykona mi ręcznie krąg zbożowy o takich atrybutach,
jakich sobie zażyczę i przedstawię. Albo jeszcze lepiej: włożę rękę w
gniazdo os (autor ma pewnego rodzaju fobię przed szerszeniami, osami
itp. polegającą na chwilowym zimnie które przebiega moje ciało, gdy
Na krawędzi prawdy 122 © Dominik Myrcik

niespodziewanie usłyszę przelatującą osę lub szerszenia). Życzę


powodzenia w...niemożliwym :). Jestem tak niezachwianie pewien
zaprezentowanej w dalszym rozdziale teorii, że tak faktycznie to nic nie
jest w stanie mnie zaskoczyć bądź zniweczyć. Zgodnie z wyznawaną
przeze mnie obecnie zasadą "czyń to, w co wierzysz, wierz w to, co
czynisz" naświetlę i zaprezentuję „małe co nie co”, czyli to "co tygrysy
lubią najbardziej".

***
Kręgi zbożowe, czyli lądowiska UFO (magnokraftów) w zbożu,
błędnie interpretowane obecnie przez ludzkość.

Wszyscy już wiemy, jak ogólnie działa magnokraft. Jego wir


magnetyczny jest potężnym narzędziem i w większości przypadków
wypala ziemię na kolor ceglasto-czerwony. Charakterystyczne
pierścieniowate lądowiska, doskonale pasują do opisywanych przez
średniowiecznych oraz późniejszych ludzi jako "diablich kręgów".
Od kiedy Ziemia została zaludniona, takie kręgi są widziane od
zawsze, tyle że z użyciem innego słownictwa. Kiedy UFOnauci w
średniowieczu robili straszne zamieszanie z "aniołami" i "diabłami", do
dzisiaj została głęboko zakorzeniona wiara właśnie w istoty
nadprzyrodzone, zwane aniołami lub diabłami. Jednak ostatnie 20-lecie
czyli od około 1980-2002 roku największą uwagę ludzi i badaczy UFO
przyciągają kręgi zbożowe. Powstało kilka teorii na ten temat, jednak
najlogiczniejsze są tylko te, które wskazują na jakąkolwiek ingerencję
istot inteligentnych. Na szczęście, UFOnauci, którzy tworzą dla
zdezorientowania ludzkości owe kręgi, przez ostatnią dekadę tak bardzo
się zapędzili, że zaczęli tworzyć tak wyrafinowane kręgi, iż obecnie już
chyba nikomu nie przyjdzie na myśl, że kręgi zbożowe to wytwór natury,
człowieka.
Jedną z najbardziej absurdalnych teorii, jakie zostały chyba wysnute
przez bardzo pijanego człowieka twierdziły, że kręgi powstają w wyniku -
uwaga, uwaga! - szalonych jeży. Teoria ta twierdzi, że wściekłe jeże
(chore) kręcą się w kółko i wydeptują owe kręgi nocą. Kiedy
przeczytałem tę teorię, spadłem z krzesła, zacząłem się tarzać po ziemi,
bo to był dowcip roku, jak dla mnie. Łzy śmiechu spływały mi po
policzkach i nawet teraz przyjemny dreszczyk odczuwam na
przypomnienie tych chwil. Na miejscu autorów tak absurdalnej teorii,
chyba zapadł bym się pod ziemię ze wstydu. Teraz widzicie jak
"poważne" i "naukowe" bywają teorie dotyczące nie tylko kręgów, ale i
ufo.
Na krawędzi prawdy 123 © Dominik Myrcik

Jeszcze inna, nieco bardziej wyrafinowana (ale tylko w nazwie) i tak


samo bezsensowna teoria mówi, że kręgi zbożowe tworzone są przez
"kosmo-morficzną siłę twórczą", czy też "morfogeniczną kosmiczną siłę
twórczą" - czy Wy coś z tego rozumiecie? Ja nie. Co to za siła, skąd się
bierze. Nie wiadomo. Teoria o chyba najgłupszej i nic nie wnoszącej
nazwie, jaką udało mi się usłyszeć. Ale niestety niektórzy badacze
popierają takie coś, a człowiekowi ręce opadają.
Kolejną, nieco innego kalibru teorią jest, że Ziemia (Gaja) Matka jest
żywym tworem, myślącym i chcącym nam coś przekazać, a kręgi są
właśnie takim przekazem, że niby ziemia umiera, bo ludzie ją niszczą,
ekologia stoi na skraju zagłady itd. Dosyć cwana teoria, zważywszy, że
UFOnauci starają się ją rozpropagować, co ułatwia im fakt, iż
rzeczywiście nasza planeta jest zaśmiecona, jest ekologicznym
bankrutem a ludzie mają dawno gdzieś czystość. Jednak twórcy teorii
uparcie szukają w kręgach jakiegoś przekazu i znaków, które jakoby są
ukryte w kręgach.
Powyższe teorie to nic w porównaniu z teorią, że kręgi zbożowe
wyciskane są przez żartownisiów kijkami i deseczkami umocowanymi za
pomocą sznurków (zawieszone na szyi). Oczywiście udowodnię, że nie
jest możliwe, rzekome wygniatanie ręczne kręgów o takiej precyzji. Kiedy
w Nowej Zelandii i Australii pojawiły się kręgi w zbożu, "jak filip z konopii"
wyskoczyło kilku nastolatków twierdząc, że to oni wygnietli kręgi, nawet
nakręcili program, rzekomo pokazując jak to robili. Jednak niestety ludzie
są łatwowierni. Kiedy bowiem w zbożu odkryto dwa kręgi - ci żądni sławy
młodzianie przyznali się do nich, nie wiedząc o trzecim kręgu, który
został zrobiony kilka kilometrów dalej - nie mogli wiedzieć, bo nie oni je
utworzyli, rzecz jasna. Jednak pomimo oczywistego fałszerstwa, tam już
pokutowała wiara, że kręgi zbożowe są tworzone przez ludzi
wygniatających je kijkami. Tak się zdarza przeważnie, że jak ktoś
zaczyna twierdzić, że to on jest twórcą kręgów, to później okazuje się, że
jeszcze jakiś krąg był ukryty, o którym kłamca nie miał pojęcia, to ludzie i
tak już nie przyjmują tego do wiadomości. Tak było również w Anglii,
gdzie obecnie tworzona jest największa ilość kręgów o tak
wyrafinowanych kształtach, że ci, co mają dostęp do internetu, mogą je
podziwiać na stronie: <www.cropcircleconnector.com>. Kiedy dawniej
były tworzone kręgi o prostej konstrukcji, praktycznie niemal każda teoria
pasowała do nich. Na szczęście sami UFOnauci tak się zapędzili, że za
pomocą latających flotyll (225 wehikułów) tworzą nam kręgi tak złożone i
skomplikowane, że aż dech zapiera.
Na krawędzi prawdy 124 © Dominik Myrcik

Aha - gwoli autorskiego obowiązku i poczuciu sprawiedliwości, jest


jeszcze jedna teoria, mówiąca, że kręgi powstają naturalnie, poprzez
wirujące leje powietrza (coś a'la małe trąby powietrzne), które wygniatają
zboże, przygniatając je do ziemi. Jednak jak wykażę, żadna z
powyższych teorii nie pasuje, jako że jest wiadomym dla mnie, że kręgi
Na krawędzi prawdy 125 © Dominik Myrcik

zostawia lądujący magnokraft w trybie wiru magnetycznego. Właściwie


to przedstawię poniżej instruktaż badania kręgu zbożowego i to setki
razy profesjonalniej niż wszyscy rzekomi znawcy kręgów. Tak właściwie
to jedynym ekspertem od kręgów, UFO itd. pozostaje jednak prof. Pająk,
który przecież wykazał czym są kręgi, jakie cechy powinny posiadać itd.
Kiedy magnokraft znajduje się w trybie wiru magnetycznego, jego
rotujące wokół obwodu pole magnetyczne jak niewidzialna szczotka
przygniata w momencie kłosy zboża i trawę. Skoro magnokraft w tym
trybie może wypalać skały i topić wszystko dookoła, jak to możliwe, że
nie spali natychmiast kłosów zboża? Jest tak, ponieważ pędniki mogą
być przesterowane na mniejszy wydatek energii, mogą bardzo szybko
zmieniać się między trybami, stąd są one w stanie przygnieść kłosy
zboża, a przy dłuższej chwili wypalić je na brązowo-czerwony kolor.
Kiedy złoży się kilka lub kilkadziesiąt magnokraftów, z których każdy
pojedynczy pędnik jest sterowany osobno przez komputer i praktycznie
kształty wynikowy (ostateczny) danego kręgu może być jako kilka
większych bądź mniejszych kręgów, lub też tak złożone rysunki, jakie
tylko ludzki umysł potrafi sobie wyobrazić. Jeśli magnokraft pozostanie
dłużej w trybie wiru w jednym miejscu, wypali zboże na
charakterystyczny kolor. Kiedy tylko same obwody magnetycznie, jak
niewidzialna szczotka przygładzą zboże do ziemi, nie zostaną one
złamane, nawet jeden kłosek. Jeśli jednak magnokraft brzuchem
(podstawą) dotknie ziemi, połamie on kłosy pod swoim ciężarem.
Oglądałem na przestrzeni 2001 roku program, w którym rzekomo krąg
zrobiony magnokraftem wg polskich "ekspertow" jakoby nie miał być
niczym nadzwyczajnym tylko dlatego, że niemal wszystkie kręgi miały
nie połamane kłosy a ten jeden miał połamane - stąd ci nasi "genialni"
teoretycy z góry uznali, że nie ma on prawa być "prawdziwym" kręgiem.
Badacze tak bardzo przyzwyczaili się, że kręgi nie mogą mieć
połamanych kłosów, że stało się to ich domeną - co ładnie równiutko
ułożone, to krąg, a co nie pasuje do ich małej wiedzy - odrzucone. Czyż
ci badacze nie zauważają, że stosują te same metody, jakie stosuje
wobec nich samych oficjalna nakuka? Że wyjście poza sztywne i
skostniałe ramy jest wyśmiewane i potępiane? Że jak ktoś coś powie
innego niż większość to jest ignorowany? Tak więc apeluję do badaczy
ufo: nie bądźcie hipokrytami i nie bądźcie tacy wobec innych, jacy są dla
was oficjalni naukowcy, przecież wiecie ile cięgów i razów od nich
dostajemy - nie zadawajcie innym tego samego, bo staniecie się tacy jak
oni a wtedy wielka sprawa i prawda upadnie, a oficjalna nauka odniesie
fałszywy tryumf. Czyńcie zgodnie ze złotą zasadą chrześcijaństwa
(notabene nie znaną wśród katolików i wszystkich chrześcijan) "czyń
drugiemu to, co sam chciałbyś aby i tobie uczyniono".
Na krawędzi prawdy 126 © Dominik Myrcik

Kręgi zbożowe NIE mogą być tworzone rzekomo przez wirujące leje
powietrza a to aż z kilku powodów:
Po pierwsze, taki lej, musi się gdzieś zacząć - co oznacza, że krąg
zbożowy musiałby przyjmować nieregularny kształt. Taki wir powietrzny
wytworzony naturalnie, przemieszczając się, musiałby wygniatać pasy
zboża o takiej samej prawie średnicy. Druga sprawa tkwi w tym, że
załóżmy, że wir powietrza zaczyna się kilkaset metrów od łanu zboża -
wiatr przecież się musi jakoś tam przemieścić, stąd wkraczając na pole
byłoby widać na początku pola zbożowego zaczątek kręgu. Ciekawe, jak
wytłumaczą to wyznawcy naturalnych teorii powstawania kręgów.
Przecież wiadomym jest, że kręgi są w środku zboża - i nigdzie nie
widać, by coś sobie torowało drogę do końcowego wynikowego kręgu.
Poza tym - kręgi w zbożu, nawet te najprostrze do stworzenia, czyli
okręgi, mają szereg unikalnych atrybutów, nie mogących powstać
naturalnie. Jednym z nich jest znane wszystkim mam nadzieję
badaczom lustro, czyli kłosy zboża tak dokładnie są i tak mocno do
siebie przyciśnięte, że patrząc na nie pod odpowiednim kątem...odbija
ono chmury, niebo! Tak, to nie fikcja. Czytelnik zapewne zna złudzenie
optyczne polegające na tym, jak nagrzany asfalt w pewnych miejscach
obserwowany pod odpowiednim kątem wydaje się kałużą lub źródełkiem
wody. Dokładnie tak samo się wydaje oglądając kręgi zbożowe.
Oczywiście na samym początku ich istnienia, bowiem w niedługim czasie
zostaną zdeptane przez turystów, dziennikarzy, badaczy itd.
Kolejnym niepodważalnym atrybutem jest, że wielu badaczy zauważyło
blokadę pracy kamer, telefonów komórkowych (handi), różnych innych
urządzeń elektronicznych, jak aparaty cyfrowe itd. Ciekawa "zbieżność"
że dokładnie takie same atrybuty zostały przewidziane dla lądowiska
magnokraftu (szczególnie II generacji). Kiedy ludzie wchodzili w obręb
kręgu ich telefony się rozładowywały, kamery zakłócane były polem
magnetycznym i telekinetycznym ich kompasy odchylały się o
zauważalny obrót, a czasami przy silnym namagnesowaniu wariowały.
Źdźbła kręgu zbożowego przebiegają dokładnie tak, jak linie sił pola
zawisającego nad nim magnokraftu, czyli mogą leżeć prawoskrętnie,
lewoskrętnie, wg życzeń załogi. Ich kłosy leżą równolegle do siebie
(czasami się przeplatając) w grubiej większości są niepołamane. Czy
Czytelnik zdaje sobie sprawę, iż NIE mogą one powstawać przez ludzi
wygniatających je ręcznie, bowiem samo dojście na określony fragment
zboża zostawiło by ślady ludzkie. Na większościach zdjęć widać tylko
krąg i ślady ewentualnie traktora, który kilka tygodni lub dni wcześniej
opylał lub nawadniał zboże. Nie jest możliwe, by jakikolwiek pojedynczy
człowiek lub grupka ludzi nie pozostawiła po sobie wyraźnych śladów
butów, połamanych źdźebeł czy czegoś innego. Poza tym: już były
przeprowadzane próby wygniatania takich kręgów - miałem nawet gdzieś
Na krawędzi prawdy 127 © Dominik Myrcik

zdjęcia porównawcze i po prostu śmiech mnie ogarnął widząć ten


stworzony przez człowieka: był nieregularny, miał połamane źdźbła i
wyglądał bardzo nieudolnie - a obok oryginalny, wygnieciony polem
magnetycznym krąg - tego się nie da porównać, to trzeba zobaczyć.
Sam przeszukuję czeluście internetu w poszukiwaniu zdjęć kręgów i
dech mi zapiera widząc ostatnio...nie krąg tylko kwadrat, obrazek, który
przedstawiał...twarz człowieka łudząco podobną do sfinksa lub twarzy na
Marsie. Dodatkowo oglądając bardzo perfekcyjne ujęcia ogromnego
kręgu wyraźnie widać, że jest on tworzony przez jakieś pole
magnetyczne, widać jak jego kłosy w środku rozbiegają się po linii
magnetycznej tak, jak kiedyś przeprowadzaliśmy doświadczenia w
szkole podstawowej z opiłkami metalu i umieszczonymi pod nimi
magnesami. Kształty kręgów są niemal cudowne, można by rzec,
piękne: od prostych kręgów po tak wyrafinowane kształty, jakie oglądając
z lotu ptaka zapierają dech w piersi. Sam widziałem na zdjęciu krąg ze
znanej niegdyś gry "pac man". Gra polegała na na kierowaniu taką
"piłeczką-ludzikiem" który otwierając co chwila gębkę pożerał małe
kuleczki. Jak pewni i chorzy w swoich zamiarach muszą być UFOnauci,
skoro odważyli się stworzyć krąg właśnie przedstawiający "pac-mana"
który połyka kulki. Toż oni wprost śmieją się nam i pyskują w oczy. Na
dodatek badacze ufo ciągle uparcie twierdzą, że są to albo naturalne
twory, albo też stwarzają inne teorie. Ludzie, co z Was za ludzie! - Mówi
powiedzenie. Sami się zastanówcie logicznie, czy kręgi o tak
zadziwiających kształtach są w stanie powstać poprzez działalność inną
jak magnokraft.
Jednak jest pewien znak, niepodważalny, niepowtarzalny dla lądowiska
UFO o którym badacze ufo nie mają zielonego pojęcia (niby skąd,
przecież szukają szalonych jeży po lasach i gonią cwaniaków z
patyczkami, stąd nie mają czasu na zainteresowanie się innymi
teoriami). Takim atrybutem, który został najpierw teoretycznie
sklasyfikowany, a potem rzeczywiście znaleziony przez prof. Jana
Pająka jest węgiel warstwowy. Węgiel warstwowy oczywiście na
niektórych zalega, lecz niestety, nie jest znajdowany przez pseudo-
badaczy, bowiem o nim najzwyczajniej nie wiedzą. Załóżmy nadchodzi
informacja, że tam i tam został utworzony krąg. Co robą dziennikarze,
ludzie i pseudo-badacze? Ano dziesiątkami i setkami ciągną na miejsce
kręgu, bezmyślnie jak woły zadeptując ślady, rzekomo badając. Niestety,
najważniejszy dowód, węgiel warstwowy, który może, lecz nie musi być
obecny na lądowisku (kręgu) zostaje zadeptany, a że jest kruchy i
delikatny, łatwo go zniszczyć. Jeśli więc kiedyś w Twojej okolicy
zobaczysz krąg zbożowy albo jesteś jedną z pierwszych osób go
oglądającą, przebież się w robocze ubranie, weź kompas i spokojnie
Na krawędzi prawdy 128 © Dominik Myrcik

dojdź do kręgu. Nie wchodź na niego, jak to czynią ślepcy, tylko uklęknij i
mozolnie poszukuj węgla warstwowego.
Węgiel warstwowy, tworzy się w tedy, kiedy magnokraft (ufo) w trybie
bijącym i soczewki magn. przelatuje nad łąkami, polami itd. przytwierdzi
do siebie drobinki, źdźbła traw, kurzu, pyłu, nasionka roślinek.
Przytwierdza się to wszystko do podstawy magnokraftu, szczególnie do
pędnika głównego oraz jego wklęśnięcia. W kilku chwilach zostaje to
spopielone, spieczone na cieniutką warstewkę czarnego węgla. Taki
proces powtarza się kilkunastokrotnie, stąd warstwa tego węgla może
(lecz nie musi) mieć grubość kilku do kilkunastu centymetrów, popękana,
przytwierdzona do pędnika głównego wygląda jak wężowa skóra (teraz
już domyślać się można nad starożytnymi opowieściami o "smokach",
gdzie magnokraft pokryty takim popękanym węglem, świecąc pomiędzy
pęknięciami pędnikiem głównym siał strach wśród ówczesnych ludzi,
który ze względu na podobieństwo do węża nazywali go smokiem). Teraz
wyobraź sobie, że magnokraft osiada w zbożu i dotyka go podstawą,
węgiel przypadkowo odskakuje pozostając na miejscu kręgu. Cechy
takiego węgla są unikalne z tego względu iż sama jego nazwa
"warstwowy" wskazuje, że składa się on z kilku bądź kilkunastu warstw,
które kolejno po sobie zamieniały się w skorupę, która przyciągana
polem magnetycznym nie chciała się oderwać od wklęsłości. Stąd kształt
takiego fragmentu węgla będzie przyjmował czaszowaty (kulisto-
wypukły) kształt spodniego wklęśnięcia magnokraftu (w którym
przypominam jest umieszczony pędnik główny). Kiedy weźmiemy go do
ręki, będzie lekki (dużo lżejszy niż bryła zwykłego kopalnianego węgla) i
będzie się składał z warstw, tak jak nasza dzisiejsza cebula, będziemy
mogli je łatwo rozdzielić, stąd kiedy coś takiego znajdziecie, obchodźcie
się z tym ostrożnie, ale nie do przesady. Węgiel ten głównie będzie
zalegał w centrum okręgu, choć niekoniecznie, dlatego uważnie badajcie
taki krąg, czy aby przypadkiem załoga wehikułu nie utraciła takiego
fragmentu węgla.
Niestety, żądni sensacji, sławy i pieniędzy domorośli badacze kręgów,
owszem, narobią dużo zamieszania, rozdmuchają miejsce utworzenia
kręgu, zapominając o najważniejszym - dokładnym przebadaniu. Badają
go jakimiś niestworzonymi urządzeniami (choć oczywiście taki
magnetometr przydałby się w celu stwierdzenia siły pola magnetycznego
i jego odchyłów), które mają dziwne nazwy. Jak to w życiu bywa
"najwięcej hałasu czynią puste garnki". Kiedy we niedaleko bodajże wsi
Kielanówka, czy tez Lęborka, zostały utworzone kręgi w Polsce,
słuchając wypowiedzi ludzi, którzy widzieli magnokrafty (ufo) kilka godzin
przed odnalezieniem kręgu, nie wiedziałem czy płakać, czy się śmiać z
wypowiedzi jakiegoś dziadka, który wyrażał obawy, że to co stworzyło
kręgi to jakaś sowiecka (dawniej rosyjska) technologia lub rakiety. Ja
Na krawędzi prawdy 129 © Dominik Myrcik

rozumiem, ludzie, rozumiem, że Wy nie wiecie o Teorii Magnokraftu, o


węglu warstwowym, o lądowiskach, ale chociaż wyważajcie to, co
mówicie, bo dla ludzkości jest to ważne. Każda Nasza potyczka to
radość szatańskich pasożytów (UFOnautów), którzy tak przez tysiąclecia
dopracowywali metody niewolniczenia ludzkości, że włos się jeży na
głowie.
A teraz obiecany zakład: zjem żywą dżdżownicę, jeśli jakikolwiek
pojedynczy człowiek (ewentualnie grupa 2-3 ludzi) stworzy krąg w zbożu
o średnicy powiedzmy 3-4 metrów (a najlepiej większej) o następujących
atrybutach:
- po skończeniu wykonania kręgu, nie ma prawa być widać dojścia bądź
jakiejkolwiek ingerencji ludzi, tzn. krąg musi być tak dobrze wykonany, że
musi być widać wyraźnie, że nikt nie torował sobie do niego drogi
poprzez zboże (czyli brak połamanych źdźebeł zboża)
- zboże musi być idealnie ułożone, tak jak na miejscu oryginalnych
kręgów, znaczy się leżeć lewo lub prawo skrętnie, nie może być złamane
więcej niż 1 % kłosów, kłosy muszą wszystkie leżeć poziomo na ziemi,
żaden z nich nie może odstawać do góry.
- krąg wykonany przez ludzi musi tak samo tworzyć lustrzaną taflę,
dającą złudzenie wody, musi odbijać chmury, niebo itd.
- życzę sobie, by odchylenie na całej powierzchni kręgu na zwykłym
kompasie wynosiło od 5 % (takie odchylenie jest obecne w prawdziwych
kręgach, kiedy bowiem wejdziemy w obręb kręgu, z kompasem,
zauważymy nieznaczny bądź znaczny odchył od północy)
- życzę również sobie znaleźć na terenie kręgu węgiel warstwowy o
atrybutach zaprezentowanych wyżej, może to być mały fragment.

Czas roboczy na wykonanie: jeden dzień roboczy od rana do


popołudnia.

Oczywiście magnokraft tworzy krąg w ciągu mniej niż pół sekundy, jest to
bardzo gwałtowne, posiadam w swych zbiorach film, gdzie grupa
magnokraftów tworzy krąg zbożowy - szczękę zbierałem przez kilka
minut z podłogi, tak mnie to zaskoczyło.

Oczywiście ten zakład jest przeze mnie z góry wygrany, gdyż nie
istnieje jak na razie żaden inny sposób, aby uzyskać krąg zbożowy o
tych parametrach które podałem, nie posiadając magnokraftu, stąd
każda próba jest skazana na fiasko. To tylko taki zamykacz dla pyskaczy,
którzy są nadal zwolennikami, że kręgi są tworzone przez dowcipnych
ludzi.
Mam nadzieję, że przedstawiłem przekonywujące dowody na
tworzenie kręgów przez magnokrafty, a ich atrybuty są tak
Na krawędzi prawdy 130 © Dominik Myrcik

niepowtarzalne i niepodważalne, że dla mnie osobiście nie pozostawia


wątpliwości ich pochodzenie.
Oczywiście, zakład dotyczy najprostszego kręgu, czyli koła, a gdzie
tam mówiąc o jakichś wzorach, krzyżownicach, haftach, które są
dokumentowane w Anglii. Nawet najprostszy krąg nie ma prawa być
wykonany przez człowieka, stąd, może nieco ironiczny zakład, jednak
jeśli ktoś rzeczywiście chce... proszę bardzo.

Proszę spojrzeć, jak magnokrafty/ufo formują kręgi zbożowe: nadlatując nad pole ze
zbożem, ustawiają się w odpowiednio komputerowo sterowaną konfigurację.
Na krawędzi prawdy 131 © Dominik Myrcik

Na lewym zdjęciu ułamek sekundy wcześniej zaczyna być tworzony krąg zbożowy,
natomiast na prawym zdjęciu w mniej niż 4 sekundy (dokładnie to 3,6 s) zostaje
utworzony krąg. Policzona liczba klatek w ciągu której zostały stworzone okręgi to
około 90 klatek, dzielone na 25 (PAL) daje 3,6 sekundy.

A tak mniej więcej prezentuje się szkic z góry przedstawionego powyżej


lądowiska:
Na krawędzi prawdy 132 © Dominik Myrcik

Jak wielkie korzyści odnoszą UFOnauci z faktu braku rozeznania


samych kręgów zbożowych wiedzą tylko oni. Jednak niektóre z nich daje
się wyspekulować zgodnie z rozpoznanymi metodami blokowania
ludzkości w poznaniu prawdy.
Kilka metod już wcześniej opisałem. Dochodzi do nich kolejna:
nazewnictwo. Każda dziedzina ma swoją terminologię, ekonomia,
górnictwo, ślusarstwo, murarze, stolarze, technicy, maklerzy - mają
swoją terminologię, dzięki której sprawnie się poruszają i szybko
dochodzą do porozumienia. Taką terminologię posiada także dziedzina
badań ufo (czy jak kto woli wiedza o ufo - ufonautyka). Niestety,
doskonale zdają sobie z tego sprawę UFOnauci. Wprowadzili za pomocą
kolaborantów i sprzedawczyków kompletnie błędne nazwy i terminy,
które zgodnie z ich pasożytniczą filozofią o całe 180 stopni wstecz cofają
ludzi w poznaniu prawdy. Pomyślcie tylko: jak wyrafinowani i szatańsko
inteligentni są pasożyci, skoro samą tylko terminologią potrafią ludzi
kłamać i oszukiwać! Głupi człowiek bije, poniża, rozstrzeliwuje, wiesza,
pali na stosie - a po co, wystarczy wprowadzić złą terminologię - co jest
bardzo potężnym narzędziem. O właśnie jednej z takich nazw "ufoludki"
czytaliście wcześniej. Podam więc przykład oraz mechanizm na jakiej
zasadzie działa błędna terminologia używana przez UFOnautów.
Przykładowo, my znamy budowę, nazwe zasade dzialania jakiegos
urządzenia, ale nie chcemy by ktoś inny poznal prawidlowa zasade jego
działania, bo taki mamy kaprys. Co w tedy staramy sie zrobic?
Wszystko, by dana osoba nie poznala szczególów tego urzadzenia.
Zaczynamy wiec od poczatkowego wprowadzenia danych osób w blad
Na krawędzi prawdy 133 © Dominik Myrcik

podajac zla nazwe danego urzadzenia oraz najlepiej jak w nazwie jest
zawarta zla zasada jego dzialania (czyli odwrotna od tej prawdziwej). Np.
pamietaja co poniektórzy motorower "komar", którego silnik pozwala
poruszac sie bez uzycia miesni, za to poruszajacego sie na zasadzie
spalania paliwa, wytwarzania przy tym iskry zaplonowej, posiadania
gaznika itp? Motorower ten, w pierwotnej wersji posiadal "pedaly" które w
przypadku zepsucia silnika pozwalaly na jako-takie dobrniecie w
okreslone miejsce, fakt, z trudem bo z trudem, ale zawsze. Pedaly owe
mialy takze za zadanie uruchamiac silnik poprzez obrót "magnetem" w
silniku i wytworzenie pradu w cewkach, który dostarczany byl
przewodem zakonczonym "fajka" która bezposrednio dotykala do świecy,
która powodowala miedzy jej elektrodami przeskok iskry i faktycznie
wybuch benzyny, który powodowal popchniecie tloku i wprawieniu calego
motorka w ruch itd.
Natomiast ktoś, nie znający zasady dzialania owego motoroweru
"komar" móglby latwo zostac wprowadzony w błąd, przy czym ten blad
zostalby zasiany tylko poprzez błędne nazewnictwo a juz nie mówie o
innych metodach. Taka bledna nazwa mogla by brzmiec: "dwupedalowy
resorowy pojazd dwukolowy". To tylko przyklad, nazw mozecie sobie
wymyslac wiele. Otóz co mówi ta nazwa postronnemu widzowi??? Po
pierwsze: ze pojazd posiada dwa pedaly (jak rower), posiada resory,
które amortyzuja wstrzasy oraz, ze posiada dwa kola (jak rower). Ale w
nazwie nie byloby nic wspomniane o motorze (silniku), którego cechy,
czyli moc, sposób dzialania mozliwosci byly by zakryte przed
czlowiekiem nie obznajomionym z silnikiem benzynowym o zaplonie
iskrowym. Czyli taki czlowiek meczylby sie z pedalowaniem tego
"motorka" wcale nie wiedzac o jego mozliwosciach, wysnuwajac
najrózniejsze teorie, dlaczego to on jest taki ciezki itd.
Takiej wlasnie metody uzywaja UFOnauci, do rozsiewania nieprawdy na
swój temat, róznych blednych historyjek, które nie pozwalaja sie przebic
prawdzie na ich temat. Na nieszczescie sa w tym cholernie dobrzy, co
pozwala im sie ukrywac oraz ich prawdziwym celom juz niemal 40.000
lat!!!
Przykłady błędnej terminologi, notabene podtrzymywanej przez
niektórych pseudo-badaczy ufo, to właśnie nazwa ufoludki, dla
okupujących nas UFOnautów, nazwa "piktogramy" dla lądowisk
wykonanych przez magnokrafty w zbożu, czyli kręgów zbożowych.
Ciągłe wmawianie pod wpływem hipnozy, że kosmici są przyjaźni dla
ludzkości, że jest ich niewielu, że są dobrzy itd. Tymczasem niemal
wszytko jest na odwrót: są to bardzo brutalne bestie, są agresorami, tyle
że wyżej zaawansowani technicznie, wmawiają nam, że są dużo wyżej
moralnie rozwinięci, lecz prawda jest odwrotna, są upadłymi istotami ich
filozofia jest chora i zgniła, nie wierzą w Boga, stąd zasiewają na ziemi
Na krawędzi prawdy 134 © Dominik Myrcik

najprzeróżniejsze religie i ideologie, które odciągają od wiary i badań nad


istotą wszechświatowego intelektu (Boga). Jeden z badaczy wpływu
UFOnautów na sekty, Evan Hansen, przyjaciel prof. Pająka, który był w
trakcie pisania obszernego traktatu wraz z dowodami, jakie
potwierdzałyby manipulację sektyjną przez kosmitów, został on
zamordowany w roku 2001 jego własnym sztucerem - magazynek
przebił mu brodę i język, co spowodowało śpiączkę (coma) i
niewybudzenie się z niej aż do śmierci. Jego sztucer został bardzo
mocno namagnesowany, w ogóle okoliczności jego śmierci są aż nadto
wymowne. Jak sądzicie, kto posiada technologię i możliwości, by
zasabotować śmierć. To są te same istoty, które dokonywały już niemal
30 zamachów na życie prof. Pająka, ci sami którzy chcieli zabić Pana
Adama W., członka Ruchu Oporu oraz ci sami, którzy niemal mnie
zamordowali, wywołując tajemniczą chorobę, w wyniku której pozbyłem
się części płuca i omal nie wykrwawiłem się na stole operacyjnym...

Kolejnym etapem "niszcz poprzez złe nazewnictwo" jest sprawa tzw.


"niezidentyfikowanych" obiektów latających. Zastanówmy się, kto
nazywa je niezidentyfikowanymi, a będziemy już wiedzieć, z kim i czym
mamy do czynienia. Ci sami ludzie niby poszukują ufo, niby badają kręgi
zbożowe, jak słoń w składzie porcelany - on tylko szukał podstawki pod
filiżankę, a potrzaskał cały sklep. Oni tak samo - przyszli zbadać kręgi, a
zadeptali wszystkie ślady. Niby mają zdjęcia i filmy ufo - a dają sobie
wmówić, że są fałszywe. Najśmieszniejsze jest to, że oficjalnie uważa
się, że z dostępnych materiałów ufo - zdjęć i filmów tylko jakieś 1-2 % są
prawdziwe (tj niewytłumaczalne przez tych, co te filmy „analizowali”).
Hehe, ciekawe na jakiej podstawie to wysnuli ci godni pożałowania
zjadacze hamburgerów - przecież nie znają magnokraftu, nie wiedzą nic
o jego atrybutach, budowie. Na podstawie moich obserwacji,
stwierdzam, że przeglądając zdjęcia i filmy w internecie, gruba
większość jest prawdziwa - przedstawia rzeczywiste magnokrafty. Liczę,
że około 50-70 % materiału jest prawdziwymi wehikułami ufo (szkoda, że
poprzez rok 2002-2004 ten procent zmalał – internet zalewany jest
morzem fałszywek – teraz ta cyfra maleje do około 20-30 %). Fakt,
natrafiałem na oczywiste fałszywki - kompletnie niezgodne z
magnokraftem - jako przykład zdjęcia Bily'ego Meiera ze Szwajcarii.
Takich fałszywek jest więcej, więc nie będę owijał w bawełnę, tylko
przejdę do opisywania czynników odpowiedzialnych za błędne
odbieranie i interpretowanie ufo - magnokraftów.

Czynniki zniekształcające obserwacje ufo.


Na krawędzi prawdy 135 © Dominik Myrcik

Sami wiecie już ile podstawowych źródeł światła posiada


magnokraft. Jest tego tyle, że Czytelnika może zaboleć głowa. Same
pędniki wytwarzają światło, różnokolorowe, zależne od pola
magnetycznego w którym się znajduje. Taki "wianuszek" zmienia swoje
kolory zmieniając tryb pracy magnokraftu. Dodatkowo, jeśli załoga
przesteruje powłokę magnokraftu na przezroczystą, obserwator zobaczy
wnętrze magnokraftu, pulpity sterownicze, światełka i oświetlenie, które
rozjaśnia wnętrze magnokraftu. Dodatkowo zamętu obserwatorowi
dodaje system lamp SUB, który sygnalizuje tryb pracy magnokraftu.
Teraz niech sobie Czytelnik wyobrazi, że widzi magnokraft (ufo), nie
wiedząc nic o wehikule zwanym magnokraftem, który świeci kolorowymi
światełkami, mieniąc się różnymi kolorami. Nieobznajomiony obserwator
nie będzie wiedział, czy widzi lampy SUB, czy też pędniki (od spodu)
magnokraftu, czy też wnętrze (kabinę) pilotów.

Kiedy oglądniecie sobie te setki marnych stron w internecie, oczom


Waszym ukaże się głupi i naiwny podział obserwacji ufo, mianowicie na
większości stron będzie wyglądał następująco: dzienne światła, nocne
światła, (dayan lights, nocturan lights), co jest oczywiście kardynalnym
błędem i głupotą do potęgi n-tej. Sposób tworzenia tych stron był
następujący: najpierw ktoś wprowadził ten bardzo mylący podział
(oczywiście nie znał t. magnokraftu) a reszta gawiedzi podchwyciła go
szybko, co oczywiście jest na rękę okupującym Nas UFOlom. Wyczulam
Czytelnika: NIE ma żadnego podziału na nocne i dzienne światła, NIE
istnieje trójkątne UFO, magnokraft (ufo) NIE potrafi zmieniać kształtów,
UFO nie może się dematerializować, NIE pochodzi z odmiennych
wymiarów...
Pytanie brzmi: jeśli na powyższe pytania odpowiedź brzmi "nie" to
co właściwie obserwują ludzie i dlaczego istnieją tak wielkie rozbieżności
podczas obserwacji UFO (magnokraftów).
Odpowiedź: ponieważ ludzie nic nie wiedzą o magnokrafcie, jego
możliwościach i sposobach działania.

W poprzednich rozdziałach przedstawiłem teorię dyskoidalnego


magnokraftu. Stąd dla Czytelnika jest jasne, że UFO lecące w
pojedynkę, musi wyglądać właśnie tak samo i każdy obserwator
powinien odebrać je dokładnie tak samo. A to jest duży błąd. Dla
Czytelnika jest wiadome, że niemal każdy obserwator widzi ten sam
wehikuł na odmienny sposób, co służy jako argument dla
zamanipulowanych sprzedawczyków UFOli, którzy publicznie potem
deklarują, że właśnie dlatego UFO są przywidzeniem i majaczeniem.
Dlaczego więc istnieją tak wielkie rozbieżności w obserwacjach UFO?
Ponieważ istnieją czynniki zniekształcające obserwację ufo. Jasnym
Na krawędzi prawdy 136 © Dominik Myrcik

chyba jest, że wyszczególnienie tych czynników stało się tylko możliwe


dzięki opracowaniu teorii magnokraftu.

1. Obraz jonowy wiru magnetycznego. W tym trybie magnokraft


wytwarza chmurę zjonizowanego powietrza, które może całkowicie
przysłonić rzeczywisty obraz magnokraftu. Ponieważ chmura ta jest
nieprzezroczysta i o wyraźnych kantach, przez wielu brana jest za
rzeczywistą powłokę ufo.
Poza tym kształt owej chmury może być zmieniony poprzez ruch
wehikułu, co będzie potęgowało wrażenie dla postronnego widza.
Zależne również będzie, jaki typ wehikułu owinął się wirem
magnetycznym, od intensywności pola magnetycznego.
2. Sprzęganie się w różne konfiguracje. UFO może się jak wiadomo
sprzęgać w tak różnorodne konfiguracje jak cygara, platformy,
konfiguracje krzyżowe, systemy itd.; są więc całkowicie odmienne od
pojedynczych wehikułów, co w połączeniu braku wiedzy obserwatora
potęguje niejasności i nieprawdę.
3. Soczewka magnetyczna UFO. W tym trybie obserwator może zostać
kompletnie zmylony przez załogę magnokraftu. Dosyć częstym objawem
jest, że cały korpus ufo znika z pola widzenia, pozostawiając widoczną
jedynie od spodu kapsułę dwukomorową pędnika głównego. Objawia się
to tym, że obserwator patrzący niemal dokładnie od spodu na
wznoszące się ufo odnotuje dyskoidalne ufo jako romb lub prostokąt
(najczęściej czarny lub ciemny). Zdarza się również tak, że obserwator
najpierw widział dyskoidalne ufo, które nagle zmieniło się właśnie w tryb
soczewki i to bardzo płynnie, co umacnia jeszcze bajki i mity o rzekomej
zdolności ufo do zmieniania kształtu powłoki całego ufo i buduje mit o
"niematerialności".
Dodatkowo w trybie działania soczewki, elementy ufo mogą płynnie
zmieniać swój wygląd, co objawia się tym, że nagle półkoliste elementy
stają się płaskie, kanciaste nabierają jajowatych kształtów lub stają się
płaskie. Kołnierze boczne nagle jakby się powiększają co wygląda jak
skrzydła lub ogony samolotów, co oczywiście jest nieprawdą.
4. Światła. Opisałem już wcześniej, ale wspomnijmy. Pędniki, obwody
magnetyczne, świecąca plazma, kabina załogi, lampy SUB - to wszystko
jest źródłem światła, co przy złej pogodzie, mglistej, deszczowej lub w
nocy potęguje różne plotki i mity na temat ufo.
5. Czarne belki światła. Pulsujące pole może przechwytywać wiązki
światła, wyglądając jak czarne belki wykonane z solidnego materiału i
odznaczające się wyraźną granicą. Stąd na zdjęciach jeśli takie kolumny
czarnego pola zostaną uchwycone mogą one wyglądać jak wystające
elementy ufo, jakieś trwałe urządzenia.
Na krawędzi prawdy 137 © Dominik Myrcik

6. Elementy ufo. Różnorakie elementy trwałe w ufo również


zniekształcają wynikowy kształt ufo, jak nogi, peryskopy, płozy itd.

Istnieją jednak jeszcze czynniki, które nie dają się utrwalić na


fotografiach, bowiem są wtłaczane do umysłu obserwatora przez samych
UFOnautów. Posiadają oni bowiem takie urządzenia, które potrafią
manipulować umysłami ludzkimi (TRI).

1. Celowa zmiana kształtu wehikułu za pomoca modyfikatorów wyglądu.


Wynikowy kształt może być helikopterem, jakimś zwierzęciem,
samolotem, ptakiem itd.
2. Telepatyczne manipulowanie poglądami obserwatorów danego
magnokraftu. Polega ono na zmuszaniu obserwatora na nie zwracania
uwagi na statek i na wzięcie go za coś dobrze znanego.
3. Niezdolność do zapamiętania przez indywidualne osoby kształtu i
elementów magnokraftu. Stąd w ich opisach często brakuje wielu
szczegółów, nie potrafią dobrze umiejscowić danego elementu itd.

Jak więc widzicie kochani Czytelnicy, jeśli chociaż jedna z powyższych


metod i czynników zniekształcających zostanie aktywowana, nawet
najbystrzejszy obserwator i badacz może zostać zmylony i oszukany.
Dopiero teraz dzięki Teorii Magnokraftu daje się większość tych
zakłamań rozpoznać i zdefiniować. Dzięki wspaniałemu wynalazkowi
przewidzianemu do zbudowania na Ziemi wiemy co lata w górze i z czym
to się je.

***
Hurra :). W końcu przebrnęliśmy przez kolejny etap naszej podróży. Jeśli
jeszcze Was nie boli głowa od natłoku danych to się cieszę, jeśli boli,
odpocznijcie troszkę. W poprzednich rozdziałach udowodniłem Wam, że
kręgi zbożowe są tworem urządzeń magnokrafto-podobnych, a nie
człowieka. Teraz już także wiecie, dlaczego ludzie nie potrafią poprawnie
odebrać obserwowanego ufo i że jeśli nawet ten sam obiekt będzie
obserwowało 100 ludzi, może on zostać odebrany przez każdego nieco
inaczej, lub zupełnie inaczej. Sceptycy ufo oczywiście nie wiedzą o
magnokrafcie i propagują bzdury typu, że ufo to psikus umysłu lub
teoryjka dla ludzi "zdrowo" rąbniętych umysłowo. Oczywiście teraz już
Czytelnik na takie plucie "sceptyka", mam nadzieję będzie w stanie
odpowiedzieć "hola, hola, mości panie, zwolnij tempa w pluciu i syczeniu,
bo ja co nieco wiem". I w tedy będziesz mógł się pochwalić, że z UFO, to
wcale nie jest prosta sprawa i że istnieje wiele mitów i zakłamania w tym
temacie, podtrzymywanych przez żądnych sensacji i pieniędzy badaczy i
Na krawędzi prawdy 138 © Dominik Myrcik

w ogóle ludzi. A w dalszym rozdziale chcę zaprezentować podstawy


teorii, że "ufo, to już zbudowane magnokrafty". Niestety, ze względu na
brak miejsca muszę się "ścieśnić" stąd cała moja książka jest
przekrojem, nie uwzględniającym wielu faktów (tylko z powodu braku
miejsca i rozrośnięcia się książki do monstrualnych rozmiarów). Stoi
przede mną ponowny problem wielkiej wagi: jak zmieścić kilkaset (a
nawet kilka tysięcy) stron dowodu, że magnokrafty (ufo) przebywają już
na ziemi od tysiącleci i okupują nas niemiłosiernie eksploatując i
uciskając. Domyślam się, że może się ona nie za bardzo spodobać prof.
Pająkowi, gdyż po prostu na jego miejscu (gdybym był autorem
powyższych teorii a nie tylko kimś, kto opisuje je w zgrubnym skrócie)
czułbym chyba niedosyt. Jednak mam nadzieję, że ktoś taki jak Jan
Pająk o szerszym i praktycznie całkowicie innym spojrzeniu na życie,
będzie w stanie przełknąć moje wypociny i przyniosą one efekty.
W znanym sobie stylu (hi, hi) pozwolę sobie przerwać dywagacje na
tematy magnokraftów, ufo - chciałbym teraz przedstawić nieco osobę
Jana Pająka. Celowo nie nazywam go (tutaj) profesorem, chcę bowiem
uniknąć pułapki filozofii pasożytnictwa. Czy zauważyliście, jak mili są
studenci i w ogóle ludzie oficjalnie? Ochy i Achy nie mają końca. Dla
"pana profesora" to by zrobili wszystko, po wyjściu z uczelni zaczynają
się przygaduszki i obmawiania. Dlatego też cenię sobie Jana Pająka nie
za tytuły, zaszczyty (choć faktycznie jego życie to pasmo cierpień z
powodu magnokraftu i badań) ale za to, jakim jest człowiekiem.
Przykładem takiego zakłamania są Amerykanie i Japończycy - sztuczny
uśmiech towarzyszy im przez całe życie, a ich życie wobec innych ludzi
jest brutalne, nastawione na wyzysk (komercję). Szczególnie prym wiodą
w tym Amerykanie. Szkoda, że Polacy tak ślepo są zapatrzeni w ich styl
życia. Ja również, owszem, przyjąłem do siebie zalewające nas ich
restauracje z niezdrową żywnością, nawet sam w nich jem. Na szczęście
ich styl życia mi kompletnie nie odpowiadał - i to od razu po przewrocie w
latach 90 w Polsce. Kiedy ostatnio siedzieliśmy w jednej z takich
restauracji (do której chodzą czasami całe rodziny) amerykańskich z
kolegą, powiedział coś tak śmiesznego a zarazem prawdziwego, że o
mało nie zakrztusiłem się jedzeniem. Mianowicie stwierdził on "nie wiem
co to za chemia w tym żarciu, ale bardzo dobrze smakuje". Ma to o tyle
wspólnego z tym co chcę opisać, po prostu ich zakłamany styl życia jest
zupełnie odwrotny od stylu życia jaki kiedyś intuicyjnie wyznawałem, a
teraz już świadomie.
Kiedy entuzjastycznie zacząłem korespondencję z prof. Pająkiem
przyjął mnie wręcz chłodno i wylał kubeł zimnej wody za koszulkę. I
faktem jest, że mi się to przydało, bowiem nie samym entuzjazmem
człowiek żyje. Zaoferowałem się, że stworzę stronę internetową
propagującą jego teorie. Kiedy prof. Pająk stopniowo luzował "blokady"
Na krawędzi prawdy 139 © Dominik Myrcik

nałożone na mnie, musiałem spełnić kilka warunków, jakie zostały na


mnie nałożone. Oczywiście początkowo myślałem, że Jan Pająk to
dziwak i chłodny człowiek. Jednak po ponad roku (a teraz już 4 latach)
korespondencji poprzez email i liście dyskusyjnej, wiem na pewno, że
nie ma w nim krzty zakłamania a jego listy i styl życia stuprocentowo
odzwierciedlają to co ujął w monografiach, badaniach.
Kiedy ostatnio odsłonił w jednej monografii kawałek swojego życia,
nawet zrobiło mi się żal tej drogi, przez którą musiał przejść i nadal
przechodzi. Wiem również, że gdyby nie owa droga życiowa, nigdy tak
rewolucyjne i windujące ludzkość w górę teorie nie byłyby możliwe do
sformułowania.
Jan Pająk urodził się w biednej rodzinie, gdzie często jedynym
pożywieniem (pamiętanym jeszcze przeze mnie, jako że w stanie
wojennym również była obecna) był chleb z marmoladą lub suchy chleb.
Mieszkał w małej wiosce Wszewilki, niedaleko Milicza (na Dolnym
Śląsku), chodził do szkoły średniej w Miliczu. Potem studia na
politechnice wrocławskiej, gdzie zdobył doktorat. Jako jeden z
pierwszych członków Solidarności, był ścigany, stąd musiał uciekać z
Polski aż do Nowej Zelandii. Tam też do dzisiaj prowadzi dalsze badania.
W międzyczasie wykładał na Cyprze, Malezji (tam też mieszkał pewien
okres czasu) by w 1999 roku powrócić do Nowej Zelandii za chlebem,
gdyż jego kontrakty profesorskie się skończyły.
Co ciekawe w życiu Jana Pająka, to to, że kiedykolwiek otrzymywał "razy
i cięgi" od życia, niemal zawsze przyjmował je ze spokojem,
zrozumieniem. Obserwując psychikę prof. Pająka mogę śmiało
stwierdzić, że jest najtwardszym człowiekiem, jakiego znam. Czytając
jego perypetie życiowe, jestem skłonny twierdzić, że Bóg wybrał
idealnego człowieka na powierzone mu zadanie, ja bym nawet w małym
procencie nie podołał przeciwnościom losu doznawanym przez Pana
Pająka. Sama jego tułaczka po świecie spowodowała tak wielki bagaż
doświadczeń, którego może pozazdrościć wielu największych
obieżyświatów. Jak już napisałem wcześniej (chyba na początku)
chciałbym posiadać choć w 10 % taką wiedzę, jak prof. Pająk. Czytając
jego monografie - a szczególnie czytając wszystkie, rzuca się w oczy
pewna sprawa. Mianowicie to, że przeciętny człowiek jak konstruuje
jakąś rzecz, czy też oznajmia jakąś teorię, jest przygotowany dosyć
dobrze z tej jednej dziedziny, no i może z 2-3 powiązanych z danym
zagadnieniem. U Jana Pająka jest odwrotnie. Posiada ekspercką wiedzę
z bardzo wielu dziedzin. Domyślam się, że powiedzenie "jak się zna na
wszystkim to na niczym" dominuje wśród ludzi, jedank prof. Pająk jest
wyjątkiem. To nie jest tak, że on się zna na magnetyźmie dobrze, a na
czymś innym tylko trochę. Z tym człowiekem rozmawiało wielu ekspertów
z geografii, fizyki, chemii, mechaniki i żaden z nich nie potrafił podważyć
Na krawędzi prawdy 140 © Dominik Myrcik

żadnej z jego teorii. Przeciętny profesor zna jedną dziedzinę bardzo


dobrze - swoją. Kiedyś czytając sobie pracę prof. Pająka, pomyślałem
sobie, że chyba tego czego ja się uczę nie ma prawa wiedzieć (studiuję
Zarządzanie i Marketing), nie możliwe, by wiedział o technikach
Ishikawy, "burzy mózgów", metodach zarządzania itd. Jakież było moje
zdziwienie, czytając jakiś fragment monografii, prof. Pająk porównując
jakieś zagadnienie porównał je coś w rodzaju "...analogicznie rzecz
biorąc takie same technologie są wykorzystywanie wśród menedżerów.."
i podał tam jakiś przykład. Przecież przeciętny człowiek nawet nie ma o
tym zielonego pojęcia. Ja również bym nie wiedział, gdyby nie studia.
Ogólnie czytając porównania stosowane przez prof. Pająka widać
wyraźnie, że bierze je z różnych dziedzin życia i to niekiedy znanych
tylko przez ekspertów z danej dziedziny. Tylko człowiek bardzo aktywnie
poszukujący prawdy może chcieć i znaleźć potrzebne mu dane i prawdę.
Kiedyś na liście dyskusyjnej przedstawiłem porównanie, przedstawię i
Wam, właśnie teraz.
Załóżmy, że Ty, Czytelniku jesteś wynalazcą dynamitu. Najpierw
teoretycznie, kilka lat mozolnie w ukryciu w atmosferze strachu
prowadzisz badania nad dynamitem. Ponieważ to ty jesteś twórcą owego
dynamitu, znasz jego parametry, jak: wagę, zapach, siłę rażenia,
zastosowanie, kolor. Znasz również przewidywalne miejsca eksplozji
(atrybuty). Atrybuty jakie musi wykazywać miejsce wybuchu itd. Jedyne
czego Ci brakuje, to środków na wyprodukowanie chociaż próbki takiego
dynamitu.
Załóżmy również, że publikujesz swoje prace na temat dynamitu, nikt
z naukowców nie wierzy w jego istnienie ani też nikt się tym nie
interesuje. Nagle czytelnicy Twoich prac zaczynają dawać sygnały, że
widzieli już dynamit w działaniu, znają miejsca eksplozji (których
prawdopodobne atrybuty ujawniłeś w swojej pracy). Jesteś ciekaw szoku
jakiego doznajesz? Ktoś przed Tobą wynalazł dynamit, ktoś już go
używa. Zaczynasz więc badać miejsca wskazane przez czytelników.
Znajdujesz atrybuty, które Ty teoretycznie rozwikłałeś. Starasz się
przekazać światu, że coś takiego jak dynamit istnieje, że masz na to
dowody. Ale oficjalna nauka "spaliła Cię na stosie", tylko dlatego, że nie
podoba im się to, co napisałeś, że nie rozumieją tego co stworzyłeś, że
nie przeczytawszy nawet jednej z Twoich prac, publicznie Cię
ośmieszają, pomimo, że w skonfrontowaniu z Twoją wiedzą ich wiedza
jest dziecinnie śmieszna i że potrafisz ich "zagiąć" niemal w każdej
krytykowanej przez nich dziedzinie. Ciągle Twoja wiedza się powiększa,
badasz miejsca eksplozji i próbki dynamitu. Czy wiesz, jakie są Twoje
pytania? "Kto wynalazł przede mną dynamit, dlaczego się ukrywa,
dlaczego naukowcy są tak ślepi, że nie widzą nic poza wygodnym
Na krawędzi prawdy 141 © Dominik Myrcik

fotelem bogato wyposażonego laboratorium, po co eksplodował dynamit


i dlaczego nie chce ujawnić swego prawdziwego oblicza".
Ponownie zadaję Tobie i Twojemu umysłowi pytanie: czy
zastanowiłeś się, jak musiał się poczuć Jan Pająk, który przez lata
atmosfery strachu, potępienia i braku środków, niemal w dżungli
(Malezja) tworzy monografie o magnokrafcie. Kiedy do niego docierają
wiadomości, że już ktoś zbudował magnokraft, mało tego, że to coś
popularnie nazywane jest "ufo", że ludzie nie chcą nic wiedzieć na ten
temat.
Kiedy prof. Pająk w Nowej Zelandii publikuje pracę na temat krateru
Tapanui, zostaje wyrzucony z uczelni, zamiast zostać uhonorowany za
ważne odkrycie. Dostaje propozycję nie do odrzucenia polegającą na
tym, iż albo prof. Pająk miał przyznać, że badania krateru Tapanui to żart
lub pomyłka, albo wyleci z uczelni. No i wyleciał. Nigdy się nie zaparł
swoich badań, jako że sprawdzał ich wyniki tak długo i tak mozolnie, aż
zdobył absolutną pewność i wiarę w ich poprawność. Co więc uzyskali
głupcy z uczelni, którzy pod groźbą utraty pracy kazali zniszczyć badania
Tapanui i wyrzucili prof. z pracy. Czy zasadność i dowody zostały
zniwelowane??? NIE! Czy cofnęli teorię o technologicznym wybuchu
Tapanui??? NIE! Czy spowodowali, że prof. zaparł się samego siebie i
swoich długoletnich badań??? NIE! Czy spowodowali brak środków na
dalsze badania? TAK! Czy sprawili, że wyrzucenie prof. z pracy
zablokowało dalsze środki i badania nad kraterem? TAK!
Teraz widzicie, jak przebiegli są UFOnauci, którzy wcale nie
potrzebowali zabić prof. ani go pobić, ani maltretować, by nagle uciąć
dalszy rozwój badań. Wystarczyło go usunąć z pracy, a cel został
osiągnięty. Wysługując się sprzedawczykami, spowodowali, że brak
czasu na dalsze badania mocno zastopował prace Jana Pająka. W
pogoni za chlebem, w atmosferze strachu, biedy musiał wyjechać w
poszukiwaniu pracy do innego kraju. Ale na szczęście każde zdarzenie
ma dwa bieguny co doskonale wyraża powiedzenie "nie ma róży bez
kolców". W innym kraju zdobywa jeszcze więcej wiedzy do swoich
badań, spotyka różnych ludzi, z różnymi doświadczeniami, co jeszcze
tylko pogłębia i uściśla badania. W tropikalnej Malezji zderza się z
różnymi kulturami, ludźmi. Oczywiście UFOnauci nie przestają "mieszać"
mu w życiu, bowiem gdy tylko zasiadał do pisania traktatu, nagle albo
rura pękła z wodą, a to robotnicy dach zaczęli naprawiać. Nawet kiedyś
właściciel mieszkania, które wynajmował prof. Pająk stwierdził, że gdy
tylko on przybywa do mieszkania, wszystko się wali i sypie. Co
szczególne, kiedy piszę te słowa, czuję obok siebie, jak przemykają
UFOnauci. Od początku pisania tej książki zauważam ruchy i cienie,
które towarzyszyły mi, kiedy tworzyłem stronę internetową, potem ustały.
Teraz znowu wzmożony ruch w moim pokoju. Oczywiście domyślam się,
Na krawędzi prawdy 142 © Dominik Myrcik

że Czytelnik mi nie wierzy. Jednak teraz mogę wyczuć obecność


UFOnautów w swoim pokoju. Ich migotanie telekinetyczne
uniemożliwiało mi przedtem ich dostrzeżenie, jednak dziwnym trafem
kątem oka widać, jak "coś" się porusza. Kiedy pisałem książkę,
kilkakrotnie psuł mi się dysk twardy. Oczywiście "przypadki". O takiej
liście przypadków wspomnę w dalszym rozdziale, mam nadzieję że się
nieco rozwinie. Nie wiadomo dlaczego, ale niewidzialnych ufoli można
dostrzec jako ciemne (lub czarne) cienie "tępo" wpatrując się przed
siebie i tylko kątem oka.
Tak więc widzisz Czytelniku, że gdyby to Tobie lub mnie przyszło się
borykać z takimi problemami, pewnie byśmy odpuścili.
Zastanawiałeś się, jak zakłamane muszą być amerykańskie
organizacje, jak CIA, NASA, FBI, skoro oficjalnie twierdzą, że żadne ufo
nie istnieje, co nie przeszkadza im trzymać w ich bazach potężnej ilości
filmów i zdjęć ufo, które od czasu do czasu wykradają hakerzy? Przecież
to z ich serwerów zdobywane są bardzo wyraźne i namacalne dowody
istnienia ufo. Jak zakłamana musi być sama NASA, skoro po ich wpadce
Pathfindera, czyli misji zdjęciowej na Marsie, zarzekli się, że przy
następnej misji, zdjęcia i filmy z wyprawy opublikują dopiero po co
najmniej pół roku. Ciekawe, że tak nagle zmienili strategię, że chcą
odsiać te zdjęcia na których...no właśnie co będzie??? Przy misji
pathfindera, zdjęcia prawie "na żywca" były publikowane, co
zaowocowało serią dziwnych zdjęć: zarówno obszaru Cydonii z Marsa,
gdzie wyraźnie było widać wykutą w skale ogromną twarz człowieka, jak i
miasto pełne pięciokątnych piramid, tak samo zdjęcia, w których kamera
ukazuje samego pathfindera a obok niego...idealnie płaski, wycięty jak w
maśle kamień! A może fakt, o którym mało kto wie, że została odkryta
druga twarz na Marsie i wyryte ogromne litery gdzieś na Marsie? Ależ
oczywiście, że się boją! Bo przecież gdyby się okazało, że Mars był
kiedyś skolonizowany, jak domek z kart upadła by teoria darwinowskiej
ewolucji na ziemi (niby od małp), upadło by całe imperium naukowców,
którym ludzie dali olbrzymi kredyt zaufania. Ludzie zechcieli by
wyjaśnień, co jest nie w smak sprzedawczykom, no i oczywiście
UFOnautom. Oczywiście zapoznałem się osobiście z materiałem
dowodowym prezentującym, że pierwsze wyprawy na księżyc były
mistyfikacją i rzeczywiście - istnieje dosyć spory materiał i ciekawe
badania w tym kierunku, jednak nie chciałbym zajmować stanowiska w
tej sprawie, bowiem w tej materii nie jestem pewien.
Istnieje pewien artykuł o księżycu, który przedstawia zaskakujące
fakty dotyczące naszego sztucznego satelity, które są zręcznie omijane
przez naukę. Ciekawym zjawiskiem i unikatowym w skali kosmicznej
jest, że księżyc jest zawsze tą samą stroną odwrócony do ziemi.
Największa ilość wielkich kraterów jest po stronie jasnej, tylko 3 po
Na krawędzi prawdy 143 © Dominik Myrcik

stronie ciemnej. Ponadto geologowie nie potrafią wyjaśnić zupełnie, jak


to się dzieje, że niektóre kratery różnią się wielkością (średnicą) a jednak
ich głębokość jest...prawie taka sama. Co ciekawsze badanie
sejsmologiczne i falowe struktury księżyca według niektórych badaczy
wykazało, że jest on...pusty w środku i posiada jakąś dziwną metaliczną
strukturę (na co wskazywała prędkość rozchodzenia się fal pod jego
powierzchnią). Isnieje jeszcze wiele, wiele pytań ukrytych, na które
dzisiejsi naukowcy nie znają, bądź ukrywają odpowiedź.

A teraz obiecane przeze mnie przedstawienie teoremu, że ufo to


faktycznie zbudowane i oblatane magnokrafty przez jakieś cywilizacje. W
zbudowaniu tej teorii została zastosowana niezawodna metodologia
porównywania atrybutów. W medycynie stosuje się ją porównując
symptomy choroby, określając co to za choroba. Wykorzystywana w
kryminalistyce porównując ślady na miejscu przestępstwa do
podejrzanego, u myśliwych, który po śladach stwierdzają co za
zwierzyna kroczyła przed nimi itd.

UFO, to już zbudowane magnokrafty

1. Precyzyjna zbieżność pojedynczego UFO z kształtem


dyskoidalnego magnokraftu.
Kiedy okupacja ziemi przez UFO dotrze do umysłu Czytelnika,
stanie się jasne, że w ramach tej okupacji, UFOnauci nigdy nie pozują do
zdjęcia, magnokrafty nigdy niemal nie zatrzymują się w miejscu, by
przypadkiem ktoś wyraźnie ich nie sfotografował. Jednak na przestrzeni
wielu lat udało się zebrać bogaty materiał dowodowy, jaki prezentuje
uchwycone przez anonimowych fotografów zdjęcia. Ponadto
zamieszania dodaje unikalna budowa i zasady działania magnokraftu,
który doskonale nadaje się do kamuflowania i nierozpoznawania.
Analiza fotografii ujawnia, że zdjęcia UFO wypełniają matematyczne
równania wielkości, średnicy itd. przewidzianej dla magnokraftu, stąd
istnieje przesłanka mówiąca, że obydwa wehikuły w tej materii są
identyczne, co oznacza, że: jeśli podstawimy wzory, równania i
matematyczną podbudowę dla magnokraftu, ufo również musi spełniać
te równiania.
Cokolwiek bowiem zaobserwowane dla UFO, musi się odnosić do
magnokraftu, wszystko zaobserwowane dla magnokraftu, musi pasować
do ufo. Dodatkowo zbieżność obydwu konstrukcji podpiera fakt, że na
zdjęciach małych typów widać wystające nogi, peryskopy, kołnierze
boczne wystające z ufo. Oczywiście takie same nogi i peryskopy zostały
przewidziane dla magnokraftu. Tak samo część wewnętrzna w ufo jest
taka sama, jak przewidziana dla magnokraftu. Podczas raportów ludzi z
Na krawędzi prawdy 144 © Dominik Myrcik

uprowadzeń, którzy opisali wnętrze, wyróżnia się wewnętrzna kolumna w


maszynowni (w niej właśnie w magnokrafcie zawieszony jest pędnik
boczny). Uprowadzeni raportują także obecność kołnierzy bocznych i
pędników bocznych.

2. Identyczność sprzężeń zaobserwowanych u UFO ze sprzężeniami


magnokraftu.
Bardzo często świadkowie obserwacji ufo raportują, że widzieli kule,
cygara, dokładnie w taki sam sposób jak przewidziane sprzęgnięcia dla
magnokraftów. Ufo widziane były nie tylko w najczęstszych połączeniach
jak kuliste (przepasane wewnątrz pasami) ale również jako platformy
nośne, latające systemy. Co ciekawe, substancja hydrauliczna, która
opada na ziemię po rozłączeniu magnokraftu, często jest raportowana
przez świadków rozłączenia się dwóch UFO. Substancja ta opada na
drzewa i trawę szklistymi włóknami, stąd jako kolejna podpiera fakt, że
ufo to typowy magnokraft. Na dodatek istnieją potwierdzenia, że w latach
70-tych naukowcy radzieccy badali owe anielskie włosy aż w siedmiu
odmiennych instytutach, gdzie stwierdzono, że jest to związek boru z
krzemem, jakiego nie udało się jeszcze wyprodukować na ziemi.

3. Umiejscowienie pędników UFO dokładnie takie, jak w


magnokrafcie.
Istnieje bogaty materiał fotograficzny, który bezsprzecznie wskazuje,
że UFO posiada takie same jarzące się rozlokowane punkty (pędniki)
oraz ich liczbę. Na wielu zdjęciach wyraźnie widać, że typy UFO
dokładnie odpowiadają parametrom danego typu magnokraftu. Osobnym
materiałem dowodowym, że liczba pędników UFO i magnokraftów jest
taka sama, wskazują miejsca wypaleń (lądowisk). By wytworzyć je w
istniejących kształtach, wymiarach, cechach, UFO musi posiadać tę
samą liczbę i rozlokowanie pędników. Dodatkowo punkty wypaleń trawy
dokładnie pokrywają się z punktami, które zostały przewidziane dla
ułożenia pędników.
Dodatkowo istnieje materiał dowodowy, który pochodzi z obserwacji
UFO na dnach rowów oceanicznych, gdzie na głębokości 12 000 metrów
nasze łodzie zostałyby zgniecione poprzez panujące tam ciśnienie.
Skoro UFO potrafi tam się dostać, to oznacza, że potrafi wytworzyć
wokół siebie szkielet magnetyczny (w trybie wiru magnetycznego), co z
kolei dowodzi, że wehikuły te muszą posiadać system napędowy o
charakterze magnetycznym identycznym z magnokraftem.

4. Wykorzystanie magnetyzmu (pól magnetycznych) do formowania


sił, które wynoszą ufo w przestrzeń.
Na krawędzi prawdy 145 © Dominik Myrcik

UFO, jak i magnokraft korzysta do poruszania się przyciągania i


odpychania pola magnetycznego. Na wielu zdjęciach UFO, wyraźnie
widać, jak pęki sił pola magnetycznego rochodzą się spiralnie jak i w
innych kierunkach od pędnika głównego. Jednak jeszcze lepszym
materiałem dokumentacyjnym jest, kiedy UFO zawisa nad kompasam,
stąd te wirują jak szalone i kręcą się chaotycznie. Bardzo wielu
wojskowych, pilotów raportuje właśnie takie wariowanie urządzeń w
helikopterach, samolotach. Takie zachowanie się kompasów ma tylko
miejsce w przypadku, kiedy wehikuł, który je powoduje porusza się
(korzysta) z potężnych pól magnetycznych.

5. UFO wytwarza pulsujące pole magnetyczne.


Istnieje znowu materiał dowodowy, że UFO, dokładnie jak
magnokraft wytwarza pulsujące pole magnetyczne. Na fotografiach
uchwycone są wielokrotne zarysy obwodów magnetycznych.
Najważniejszym jednak dowodem są obserwacje empiryczne,
polegające na tworzeniu przez UFO dźwięków buczących, zasłyszanych
przez świadków. Przypominam, że takie buczenie "owada trzmiela" jest
charakterystyczne dla trybu bijącego magnokraftu i dowodzi, że UFO
również pracuje w tym trybie i wytwarza identyczne dźwięki. Pulsujący
charakter pola UFO pośrednio również dowodzą obserwacje świadków,
którzy twierdzą, że przelatujące UFO wcale nie unosiło za sobą
przedmiotów metalowych, wibrowały one tylko, pozostając na swoich
miejscach, co potwierdza, że tylko pulsujące pole jest w stanie napędzać
UFO.

6. Tworzenie obwodów magnetycznych. Jeśli UFO stosuje napęd


czysto magnetyczny, taki jak magnokraft, musi domykać i stosować
obwody dokładnie takie same – bliźniaczo identyczne. I w istocie istnieje
bogaty materiał fotograficzny, który uchwycił takie obwody w trakcie
tworzenia. Innym fragmentem tego dowodu jest tworzenie „czarnych
belek” pola magnetycznego przez UFO, przewidziane dla magnokraftu.
Liczni świadkowie i fotografie ukazują takie czarne belki, stąd niemożliwe
jest, gdyby UFO stosowało napęd odmienny od magnokraftu
wytworzenie tylu zbieżnych zjawisk (rzeczy) jak u magnokraftu.
Dodatkowo istnienie obwodów magnetycznych dokumentuje fakt
istnienia lądowisk UFO, które ukazują powypalane magnetycznie gleby,
trawy etc.

7. UFO, zupełnie jak magnokraft wytwarza śmiertelny dla otoczenia


wir magnetyczny. Istnieją liczne fotografie, które ukazują że UFO
wytwarza również wir magnetyczny. Na zdjęciach, które uchwyciły UFO
w trakcie wiru magnetycznego, są wszystkie atrybuty przewidziane
Na krawędzi prawdy 146 © Dominik Myrcik

teoretycznie dla wiru. Również istnieją fotografie dokumentujące, że


UFO porusza się z ogromnymi prędkościami, rzędu nawet 70 000 km/h.
Aby uzyskać taką prędkość i nie zostać stopionym (poprzez
przekroczenie bariery cieplnej) wehikuł musi formować bąbel próżniowy
dookoła wehikułu, który zniweluje tarcie. Aby taki bąbel został
wytworzony, musi zaistnieć wir magnetyczny – stąd dla Czytelnika jest
jasne, że jedno wynika z drugiego.
Tak już zupełnie abstrahując – niektórzy Czytelnicy pewnie nie
wiedzą, stąd przypomnę – amatorski aparat fotograficzny wykonuje
zdjęcie w ciągu 1/100 sekundy (jednej setnej). Natomiast profesjonalny
to nawet 1/1000 i więcej. Na licznych zdjęciach UFO podczas jednej
klatki, czyli jednego zdjęcia wykonuje pełen okrąg, co wygląda jak
pierścień świecącego światła. Proszę sobie więc wyobrazić jak olbrzymie
są to prędkości, skoro w ciągu jednej setnej sekundy na olbrzymiej
przestrzeni zatacza koło! Proponuję takie małe przypomnienie (dla ludzi,
którzy wiedzą czym jest ognisko i choć raz w życiu z przyjaciółmi czy
rodziną uczestniczyli w grillu). Po włożeniu kija (jakiegoś patyka) do
ogniska, rozgrzewa się on do czerwoności na końcu. Proponuję wyjęcie
go i zgaszenie, jeśli się pali. Teraz mamy na końcu żar, który jarzy się na
czerwono. Szybkie poruszanie patykiem np. w kształcie koła lub elipsy
spowoduje wrażenie, że rzeczywiście jest to czerwonawy okrąg.
Gdybyśmy zrobili jednak zdjęcie w trakcie takiej zabawy, wyszłoby, że
widać tylko końcówkę kija – a nie elipsę. Jak więc szybko porusza się
UFO, skoro w trakcie czasu mrugnięcia okiem potrafi zatoczyć okrąg!!

8. Zdolność UFO do działania we wszystkich trybach


charakterystycznych dla magnokraftu. Istnieje bogaty materiał
dowodowy, iż UFO potrafi czasowo wyłączać silniki samochodów,
odcinać prąd, nawet od dużych miast. Jest to powodowane tym, iż UFO
indukuje rodzaj „korków elektrycznych”, które blokują przepływ prądu a
tym samym uniemożliwiają pracę urządzeń. Również urządzenia, które
zostały odłączone od prądu, zaczynają same działać. Takim
najwymowniejszym filmowym przykładem (nie dowodem) jest „Bliskie
spotkania III stopnia”, kiedy UFO zbliża się do zabudować, w kuchni
włączają się nagle wszystkie urządzenia elektryczne. Istnieje również
raportowana przez świadków epidemia przepaleń tych urządzeń.
Również istnieją dowodowe zdjęcia, jak UFO działa w trakcie soczewki
magnetycznej, przysłaniając widok, choć samego wehikułu tak faktycznie
to nie widać (światło zostaje zakrzywione, pochłonione i nie wydostaje
się na zewnątrz).

9. Magnetyczny charakter lotu UFO, jaki przeczy prawom


hydromechaniki.
Na krawędzi prawdy 147 © Dominik Myrcik

Aha – a cóż to za ustrojstwo ;), ta hydromechanika. Otóż jest to


dziedzina fizyki, opisująca prawa, które odnoszą się do obiegu mas
powietrza, ciśnień, warunków itd., podczas lotu urządzeń
hydromechanicznych, czyli takich, które wykorzystują obieg powietrza,
dla wytworzenia sił, które wyniosą je w powietrze. Czyli odnosi się ona
do samolotów, helikopterów, balonów, mięśniolotów itd.
Jak wiemy, magnokraft nie działa na zasadzie hydromechaniki, tylko
na zasadzie odpychania i przyciągania od pola magnetycznego Ziemi,
Galaktyki, Planet itd. Jeśli zasada działania UFO, jest dokładnie jak
magnokraftu, musi się on poruszać jak magnokraft. I tak rzeczywiście
jest. Wehikuły magnetyczne wcale nie muszą latać podłogą w dół, mogą
stwarzać nienormalne opory powietrza (np. podłogą w kierunku lotu, co
przy samolocie jest niemal niemożliwe). Wehikuły te nie będą posiadały
skrzydeł, lotek, stabilizatorów, gdyż ich zasada działania polega na
sterowaniu wydatkiem potężnych pól magnetycznych, umieszczonych
pod powłoką. Formowanie ruchu wynikowego polega na: magnetycznym
wyporze, magnetycznej sile pociągowej oraz na magnetycznym
odpowiedniku efektu Magnusa, stąd wynikowy ruch wehikułów musi być
szarpany, bez kątów przejściowych. Opisowi świadków towarzyszą
następujące cechy jak: opadanie szarpanymi skokami, ruchem
wahadłowym, lub nawrotami w przód i tył; falowanie w górę i dół, jakby
po silnie pofalowanej wodzie; rotowanie wokół osi centralnej podczas
nieruchomego stania; dokonywanie nagłych skrętów bez kątów
przejściowych, pod kątem prostym; nagłe zatrzymanie się lub
wybuchnięcie prędkości.

Oczywiście jest więcej atrybutów dokumentujących i potwierdzających


Teorię Magnokraftu. Również oczywiste jest, że istnienie kilkunastu czy
kilkudziesięciu (ja opisałem tylko kilka) nie tylko potwierdza, iż UFO to
nie wyabstrahowane i wyimaginowane „zielone ludziki z antenkami na
głowach” a wehikuły UFO są tak dobitnie i namacalnie sprawdzalne, że
obecnie twierdzenia krzykaczy są po prostu wokandą dowcipów na ich
temat. Jeszcze kilka lat temu ktoś obznajomiony z ufo był od razu z
„towarzystwa” usuwany, delikatnie mówiąc. Choć represje istnieją do
dzisiaj. I każdy członek RO odczuwa to na sobie boleśnie, to jednak
jakoś stajemy się coraz twardsi i odporniejsi na bezpodstawne krzyki.
Uff...

Takie małe motto: „Wieprze nazywane są wieprzami nie za to, że nigdy


nie miały okazji zobaczyć pereł, a za to, co z tymi perłami czynią jeśli się
na nie natkną”
Na krawędzi prawdy 148 © Dominik Myrcik

Wiem, że Czytelnika może nie przekonać ta krótka książeczka (wg


materiału dowodowego obejmującego dosyć obszerne tomy), spełnia
ona jednak takie zadanie, że ma być dosłownym kopem w siedzenie
Czytelnika i w końcu obudzić ze snu, w którym żyjesz. Jest to sen bardzo
śmiertelny i tylko samozaparcie może rozmyć zamazane gównem oczy,
ujmując rzecz pospolitym językiem. Jeśli po przeczytaniu tej książki
odstawisz ją na półkę, zapomnisz o tym, co napisałem, uczynisz wielką
szkodę sobie i swojej rodzinie. To, że czasami sobie użyję języka
odmiennego od całości, to jeszcze nic – właściwie to czasami aż
krzyczeć mi się chce i kląć na Waszą chorą głupotę. I co z tego, że
czytasz moją książkę – i co Ci to daje? Ty myślisz, że ja to piszę dla
rozrywki, dla pieniędzy, dla sławy ??? Jesteś głupcem! To idź teraz sobie
do księgarni, kup kolejną głupawą książkę w stylu Harego Potera,
poczaruj trochę różdżką. Hehe, już to sobie wyobrażam – szpiczasta,
pedalska czapeczka, czarna pelerynka – oto dzisiejszy człowiek! Kup
sobie jeszcze zestaw do czarnej magii...albo nie, wiesz co? Pooglądaj
sobie „Słoneczny Patrol” lub jeden z tych głupich wenezuelskich seriali –
o taaaa......a potem opowiedz co było w odcinku powyżej tysiąca, jestem
strasznie ciekaw. Albo załóż sobie śmiesznie gejowski dres – koniecznie
z 4 białymi paskami z boku, piąty możesz sobie dokleić. Potem weź z
pokoju kij baseballowy (bejzbol) wyjdź na miasto i na......aj jakiegoś
przechodnia – o tak! To szczytny cel. Przed wypadem na miasto i
zarzyganiu jakiejś bramy koniecznie ogol się na łyso, zażyj sterydy,
będziesz tak fajnie napakowanie wyglądał. Ubierz sobie obcisłą
koszulkę, koniecznie taką, by twoje napompowane zastrzykami „bary”
prześwitywały – yeah! Potem skocz na „inteligentne” dziewczynki spod
tej drugiej bramy – no wiesz...tej w której sobie dwa tygodnie temu
wstrzyknąłeś jakiś narkotyk – nie wiem co to było, bo się nie znam, ale
fajnie się patrzyło, jak uczyłeś się fruwać. Najlepiej wygląda jednak
strasznie fajnie nażelowany facet, koniecznie żujący gumę i koniecznie z
kłująco patrzącym wzrokiem, co by stworzyć pozory siły psychicznej.
Oczywiście w Twoim samochodzie będzie królować „polski dance” –
hehe i już wiem wszystko.
Ludzie, jak ja to wszystko obserwuję, to czasami nie wiem, czy mam
płakać, czy się śmiać.

O tak – kolejna odsłona mojego spojrzenia na życie w Polsce i w ogóle


na życie. Jeszcze takich będzie, spoko spoko. Mam nadzieję, że
czytając to, nie wybierasz się przypadkiem na miasto w świecących,
czarnych (koniecznie kwadratowych z przodu) lakierkach, bo pęknę...

Wracając jednak do istoty książki – z dowodu istnienia UFO =


Magnokraftów wynikają różne implikacje, mianowicie....
Na krawędzi prawdy 149 © Dominik Myrcik

***
Mianowicie takie, które ciągną i podbudowują całość mej książki, czyli
rozlicznych teorii, udowadniających przebywanie innych cywilizacji w
pobliżu Ziemi i na Ziemi.

Ufo istnieją, tzn. są materialne, więc muszą istnieć obiektywnie.


Ufo są wehikułami, czyli muszą być pilotowane przez jakieś istoty
inteligentne.
Cywilizacje, jakie wysyłają Ufo na Ziemię muszą być pochodzenia
kosmicznego, tj. poza ziemskiego, ponieważ żaden naród na Ziemi nie
osiągnął jeszcze zaawansowania technicznego, które pozwoliłoby na
zbudowanie magnokraftu.

Stąd też powtarzam to, co już gdzieś wcześniej umieściłem:

Wszystkie wzory matematyczne, reguły, fakty opracowane dla


magnokraftów muszą się odnosić do UFO, wszystko także, co
zaobserwowane dla UFO, musi się odnosić do magnokraftów.

Pytanie, które teraz brzmi, to czy ktoś kiedyś próbował podważyć


lub obalić Teorię Magnokraftu? Tak, w przeszłości wielokrotnie i zapewne
w przyszłości także. Jednakże nikomu się to nie udało, z prostej
przyczyny, że jak ktoś chciał ją obalić, to zawsze się okazywało że
przeoczył jakiś istotny szczegół Teorii Magnokraftu. Z kolei sukcesy
odnoszone w budowie komory oscylacyjnej oraz siłowni telekinetycznych
(które opiszę pokrótce dalej) stanowią potężny betonowy słup nie do
obalenia z jeszcze bardziej prostego powodu – istnieją fizycznie i
działają. Poza tym, aby coś obalić, najpierw trzeba to poznać. A niemal
chyba wszyscy, którzy tak głośno sobie pokrzykiwali, pretendowali, że
jakoby się znają na rzeczy, jednak było odwrotnie. Fakty były zgoła
całkiem odmienne i często odchodzili jak niepyszni. No i GIT! Tak ma
być. W sumie dla Nas to lepiej, im większy krzykacz (głąb) i im mniej wie
na temat Teorii Magnokraftu, tym łatwiej jest go zgasić. Nawet się starać
nie trzeba. Oczywiście – są również pozytywne, konstruktywne głowy,
konstruktywna krytyka – to jest zupełne przeciwieństwo sceptycyzmu.
Aby być konstruktywnym w krytykowaniu – trzeba się z daną rzeczą
zapoznać, przeczytać, przeanalizować, stąd takich osób jest mało – a
szkoda... Aby nieco Was rozweselić, powiem Wam coś w sekrecie. Do
Na krawędzi prawdy 150 © Dominik Myrcik

dzisiaj, bodajże w Anglii istnieje...Towarzystwo Płaskiej Ziemi, które


nawet obecnie odmawia przyjęcia faktu, że Ziemia jest okrągła! Jeśli
więc ludzie podobni do członków tego towarzystwa chcą stawać w
szranki z Teorią Magnokraftu, to się nie dziwię, dlaczego tak wielu,
oprócz syczenia nie osiągnęło nic więcej.
***
Po raz kolejny się powtórzę – ale taki jest chyba wymóg: jeśli dotychczas
to co przeczytałeś Cię zaszokowało, chociażby zastanowiło, to co
poniżej nastąpi (nastąpi – to brzmi dumnie ;) zawróci Ci w głowie
TOTALnie. Jeśli jesteś zmęczony, albo już się znudziłeś – odstaw
książkę do czasu, kiedy będziesz pełen energii – po co się przemęczać.

Wiemy już, że magnokrafty istnieją i że pozostawiają po sobie widoczne


ślady bytności (działania). Wiemy także, że ktoś nimi musi sterować.
Pytania są następujące:

W jakim celu wehikuły UFO a więc i UFOnauci przybyli na Ziemię?


W jakim celu wehikuły UFO i UFOnauci postępują tak, byśmy ciągle
wątpili w ich istnienie, tzn. dlaczego po przybyciu na naszą planetę nie
pokazali się oficjalnie, nie nawiązali kontaktu z rządami,
międzynarodowymi organizacjami.

Ziemia pod niewidzialną okupacją UFO


Odwołując się do Twojej wyobraźni: Czy uwierzyłbyś w kogoś, kto
posiadałby dużo wyższe zaawansowanie techniczne na takim poziomie,
że byłby niemalże niewykrywalny dla ziemskich instrumentów, byłby
niewidzialny. Ba – byłby obecny na Ziemi od początku jej zasiedlenia i
ukrywałby się tak skutecznie, że ludzie nie mogliby się zorientować, że
ten ktoś w ogóle istnieje. Dla kamer, oczu byłyby te istoty niewidzialne.
Jasne, że nie uwierzyłbyś. I nie wierzysz! Podejmę się trudnego zadania
zachwiania Twojej wiary w to, czego nie można pomacać (jak na razie),
że to coś i ktoś istnieje. Co byś powiedział, że człowiek, doskonale
nadaje się do hodowania jako dawcy spermy i ovum oraz jako dawcy
energii ZWoW (Zasobu WOlnej Woli) ponadto ktoś bezczelnie doiłby z
Ciebie energię życiową! Cywilizacje takie uprowadzałyby ludzi oraz
hodowały naszych krewniaków na swoich planetach, zmuszając do
wykonywania najcięższych robót w kopalniach, sami pławiąc się w
lenistwie. Dla ziemian takie cywilizacje wcale nie istniałyby, stąd
okupacja ziemi mogłaby przejść niezauważona opinii publicznej.
Wyobraź sobie, że owe cywilizacje stworzyły niemal doskonały
aparat administracyjny, propagandowy, terroryzujący. Oczywiście
Na krawędzi prawdy 151 © Dominik Myrcik

czyniłyby to swoimi bardzo zaawansowanymi metodami i z niezwykłą


inteligencją, nie to co ludzie, np. czyniliby to poprzez wprost
bombardowanie nakazami telepatycznymi oraz poprzez wprowadzanie
do głów specjalnych, maleńkich jak pół ziarenka maku implantach,
których zadanie polegałoby na manipulacji poglądami. Te implanty
nazywane są implatnami indoktrynującymi. Stosowali by swoich
sprzedawczyków tu, na ziemi. Przede wszystkim wymuszaliby
zaniechanie badań w dziedzinach, które groziłyby wykryciem ich
obecności na ziemi. Nieustannie wmawialiby ludziom, że wcale nie są
manipulowani, okupowani, że ludzie nawet nie powinni rozważać takiej
możliwości, że ktoś nimi manipuluje, że nie powinni zwracać uwagi na
osoby przekonane o okupacji i manipulacji, że takie osoby to heretycy i
należy ich zwalczać. Ludzie z ziemi oczywiście nie oparliby się
podszeptom wkładanym bezpośrednio do umysłów, stąd nie byliby się w
stanie rozeznać w tragiczności sytuacji na Ziemi.
Wydaje się Wam, że taka sytuacja jest tylko przykładowa i
hipotetyczna? Wytrącę Cię z błędu, niestety. Ziemia jest w tak tragicznej
sytuacji, że aż głowa boli. Stąd książka ta, podobnie jak wszystkie
monografie, jest jednym wielkim krzykiem o wybudzenie się ludzi z
omamu i majaki, który kosztował tysiące istnień, cierpienia – a przecież
główna walka dopiero nadchodzi!
Klimat badań UFO na ziemi jest straszny – ciężko jest bowiem
pracować w atmosferze potępienia, sarkazmu i nieustannych naprężeń
od strony społeczeństwa. Chyba największą zmorą i paradoksem badań
UFO na ziemi są wpojone przez UFOnautów (oraz przez
sprzedawczyków, którzy udają badaczy ufo) mity i wyobrażenia:
Ufo przylatują na Ziemię dopiero od niedawna – gros ludzi uważa, że
dopiero od ok. 1950 roku – błąd!
Ufo przylatują niezwykle rzadko – błąd!
Na świecie zostało uprowadzonych jedynie kilka osób, gdzieś daleko,
może w Ameryce – błąd!!!
Załogi UFO przybywają aby nam pomóc – to stwierdzenie, to hańba dla
badaczy i ludzi, którzy tak sądzą
Przeciętny kosmita jest zaawansowany moralnie, jednak w zakresie
sprytu każdy ziemianin jest w stanie go „zagiąć”, czyli przechytrzyć –
BŁĄD!

Prawda, Człowieku, jest szokująco odwrotna.


Ufonaci w sposób wysoce precyzyjny, inteligentny, zorganizowany
okupują ziemię od czasu jej zasiedlenia.
W przestrzeni aż roi się od wehikułów ufo, jest ich przerażająca ilość [w
dalszej części wyliczenia].
Na krawędzi prawdy 152 © Dominik Myrcik

Każdy ziemianin co najmniej raz w życiu zostaje uprowadzony na pokład


ufo, by zostać zbadanym, czy aby nie nadaje się do jakiejś formy
eksploatacji.
UFOnauci wcale nie przybyli na ziemię, aby nas ratować, ale żeby nas
eksploatować i niemiłosiernie gnębić.
Przeciętny UFOnauta jest duuuużo bardziej inteligentny od przeciętnego
ziemianina a ich moralność jest na niskim poziomie, są strasznie
podupadli pod tym względem.

Tak wielka rozbieżność – całe 180o wstecz jest wynikiem znakomitego


aparatu propagandowego, niezwykłej inteligencji kosmitów oraz
zastosowania niemal niewykrywalnych metod na masową skalę.

Zgodnie z mottem: „Poprawne jest zawsze proste – błędne obrasta


komplikacjami”, wyjaśnienie powodów nieustającej obecności UFO na
naszej Ziemi i powodów, dla jakich eksploatują Ziemian na kosmiczną
skalę i dla jakich ciągle się ukrywają, by nie zostać spostrzeżonym jest
proste, choć wyjaśnienie kosztowało wiele lat badań wielu ludzi, jednak
największy wkład w ich wyjaśnienie włożył niewątpliwie Polak Jan Pająk,
który w roku 1998 przez czasopismo „Nieznany Świat” został uznany za
badacza tego zjawiska nr 1 na świecie! Powody te są stare jak świat,
proste, choć, paradoksalnie trudne do przełknięcia dla przeciętnego
zjadacza chleba. Wyniki są bardzo szokujące, jeżące włosy na głowie i
powodujące nieprzyjemne „mrówki na plecach”.
Gdybym miał w kilku słowach wyjaśnić owe powody powiedziałbym
tak: a po co ludzie hodują kury, krowy, świnie, uprawiają rolę. Dla
przeżycia – odpowiedziałbyś! I miałbyś rację, zupełną rację. UFOnauci
dla pławienia się w nieustannym lenistwie, rabują nam energię życiową,
spermę, ovum, zwow, dla przykładu. Abyście jednak mogli zrozumieć, do
czego im służy energia zwow i jak zostało udowodnione jej istnienie,
musicie poznać teorię, dzięki której jeden z najważniejszych składników
życia człowieka został skonsolidowany i udowodniony. Chodzi o przeciw-
ciało, czyli jakby niematerialny duplikat człowieka, idealnie nałożony na
ciało fizyczne. Już od zarania dziejów religie postulowały istnienie nie
tylko „duszy” – ale drugiego świata, odpowiedzialnego za rozum,
myślenie, uczucia itd.
W inteligentnym wszechświecie tylko Ziemianie są tak głupi i naiwni,
że nie chcą zaakceptować praw moralnych, które z iście Boską i idealną
precyzją rządzą światem intelektu. To dlatego życie na Ziemi jest tak
bolesne, trudne i pełne zgorzknienia – z powodu braku znajomości tych
praw. Natomiast, na nasze nieszczęście, UFOnauci doskonale te prawa
znają.
Na krawędzi prawdy 153 © Dominik Myrcik

Podstawowym prawem wszechświata, jest Prawo Bumerangu, które


stwierdza, że „jakiekolwiek wzbudzisz uczucia u innego intelektu, kiedyś
ktoś również wzbudzi w Tobie te uczucia”. Mówiąc prościej: cokolwiek i
komukolwiek uczynisz, ktoś kiedyś uczyni i Tobie to samo, to znaczy tak,
byś odczuł dokładnie takie samo uczucie, jakie wywołałeś u tego
intelektu.
Z tego prawa doskonale sobie zdają sprawę UFOnauci, stąd też
mają tylko dwa wybory: albo będą pedantycznie przestrzegać owego
prawa i żyć tak, by je respektować, albo też...będą ostrożnie i bardzo
inteligentnie obchodzić je naokoło. I to właśnie robią UFOnauci. Nie tak
jak bezmyślni i głupi ludzie, zabijają, mordują – o nie! Oni tak
dopracowali swoje metody, by ani nie wypełniać owego prawa, ani go nie
łamać. Jeśli muszą kogoś zabić, zawsze robią to rękoma swoich
pachołków na ziemi, jeśli kogoś gwałcą przerzucają potem Karmę na
ludzi. Stąd też tępi Ziemianie ciągle uważają, że życie moralne nie
popłaca, trzeba być gburowatym, trzeba iść po trupach, trzeba zgnoić
drugiego. Do tego doprowadzili swoim pasożytnictwem ufole! Aby jednak
ludziom zamydlić oczy, jak któryś z Ziemian wyróżniał się wyjątkową
moralnością i dobrocią, przerzucali na niego złą karmę od nich samych,
by ludzie widzieli, że moralne życie jest złe. Jednak we wszechświecie
istnieją cywilizacje, które wybrały życie trudniejsze, choć znacznie
szczęśliwsze. Stąd we wszechświecie istnieją dwa obozy: ci, którzy
aktualnie nas okupują i wyznają pasożytnictwo oraz ci, którzy wyznają
filozofię typu „totalizm” – czyli filozofię, która zaleca pedantyczne
przestrzeganie praw moralnych (uwaga – często ludzie mylą ze względu
na nazwę totalizm z totalitaryzmem, jest to błąd, bowiem filozofie te są
bardzo przeciwstawne).
Moralność można by porównać do półkuli (elipsoidy), czystej,
kryształowej, po której nieustannie się człowiek się wspina. Jeśli jednak
podda się lenistwu, zacznie się z tej góry ześlizgiwać w dół, gdzie na
samym dnie czeka śmierć poprzez uduszenie. Śmierć jest wywołana
brakiem energii zwow (którą człowiek zdobywa poprzez wspinanie się
pod górę a upuszcza poprzez przyjemności). Mówiąc prościej – jeśli
uczciwie pracujesz, żyjesz, generujesz dużo zwow dla siebie – jeśli
pławisz się w lenistwie, upuszczasz energię, a jej brak to śmierć!
Dlatego UFOnauci, po zorientowaniu się, że istnieje coś takiego jak
zwow, zamiast wybrać moralną drogę i uczciwą, wpadli na pomysł
niewolniczenia różnych planet – w tym Ziemi. Aby jednak „dzikusi” nie
zorientowali się, że są niewolniczeni, zaprzęgli do tego swoją technikę i
inteligencję. Problem w tym, że prawa moralne nie pozwalają na takie
życie, stąd też jest to jedynie możliwe, kiedy jedna cywilizacja posiada w
swej mocy inną cywilizację, głupszą, która nie poznała jeszcze praw
moralnych, stąd też łamie je nagminnie – a kary za ich łamanie są
Na krawędzi prawdy 154 © Dominik Myrcik

straszliwe, dlatego też UFOnauci nie chcąc umyślnie łamać tych praw –
wysługują się tępakami – na przykład mną, czy Tobą. Tyle, że Ty, czy ja,
masz szansę dowiedzieć się teraz, czym są prawa moralne, dlaczego
należy ich przestrzegać itd.
Tak więc całą brudną robotę wykonywać będzie owa głupsza i uległa
cywilizacja, by zaspokoić zachcianki swych panów i zarządców. Dlatego
też niektóre cywilizacje wybrały życie inteligentnego pasożyta,
obchodzenia praw moralnych naokoło (a nie ich wypełniania). Filozofię
taką nazywamy pasożytnictwem dlatego, że jeden na drugim pasożytuje.
Ciekawe, czy pomyślałeś, jak super inteligentni są kosmici, jako że nie
dość, że gwałcą nasze matki, siostry, żony, doją z nas to, co
najcenniejsze i na dodatek ludzie nie wierzą w ich istnienie a jeśli już
wierzą, to są przekonani że „oni są dobrzy”. Cóż za perfidia,
wyrafinowanie a zarazem moralny upadek! Więc skończcie pieprzyć od
rzeczy jacy to kosmici są dobrzy, że przybyli by ratować ziemię i
skończcie z dziecinadą, że oni nie istnieją, sami siebie oszukujecie, bo
tak Wam wygodniej, śmierdzące lenie... nie chce się zasiąść do
analizowania, bo po co, nie? Trzeba by włożyć nieco wysiłku, energii i
zaprząc mózg do pracy – ale wygodniejsze jest zasiąść do grania w gry
na komputerze albo jakiś film w Tv. Oczywiście istnieją powody, by
UFOnauci nie pokazywali się ludziom. Powody tego są proste i jasne
chyba dla większości, lecz może delikatnie je wypunktuję, by
zobrazować je chociaż pobieżnie. Ponieważ ludzie różnią się od zwierząt
tym, że posiadają swoje plany, cele strategie, myśli, uczucia (zwierzęta
posiadają jedynie małą cząstkę uczuć człowieka, np. ból, strach, głód
itd.) nie mogą być jak zwierzęta trzymane w klatce, gdyż karma (czyli po
prostu kara za występek) była by tak znaczna, że cywilizacja je zadająca
po dłuższym okresie czasu (gdyby w końcu karma zaczęła się im
zwracać) zaczęli by sami odczuwać potężne kary nałożone przez Boga.
To dlatego też UFOnauci przez miliony lat tak dopracowywali swe
metody, by karma ich omijała, bądź też nauczyli się zrzucać karmę na
ludzi. Zresztą już niejednemu uprowadzonemu, który później raportował
badaczom ufo, pokazali nawet urządzenia do przenoszenia karmy jak i
do wywoływania raka, a później cofnięcia go.
Wniosek, jaki nasuwa się po dogłębnym zapoznaniu się z
materiałem faktologicznym i dowodowym, zaprezentowanym w
monografiach prof. Pająka, zebranym przeze mnie osobiście (polegający
na własnych doświadczeniach, obserwacjach, przeszukiwaniach
internetu, prasy itd.) wniosek nasuwa się jeden: Planeta Ziemia jest od
kilkudziesięciu tysięcy lat okupowana, ludzie eksploatowani przez całą
konfederację różnorakich cywilizacji, które przyjęły filozofię
pasożytnictwa, nieustannie pretendując, że są naszymi pomocnikami i
przyjaciółmi, faktycznie pozostając naszymi gnębicielami i oprawcami,
Na krawędzi prawdy 155 © Dominik Myrcik

którzy podczas uprowadzeń wyprawiają z nami makabryczne rzeczy, że


gdyby ludzie przez przypadek przypomnieli sobie owe uprowadzenia
włos jeżyłby się im na głowie, ciągle spychając nas w dół, kiedy ludzkość
w końcu technicznie mogłaby im dorównać.

Dokonanie tak makabrycznego odkrycia było trudne, niezmiernie


trudne i mozolne. Jeśli do Ciebie nie dociera fakt okupacji Ziemi, to
wyobraź sobie, jak doskonale fakt okupacji Ziemi ukrywają UFOnauci,
skoro od kilkudziesięciu tysięcy lat nikt nie zorientował się co jest grane.
Już wcześniej rzesze ludzi rzeczywiście przyznawały w duchu, że
problematyka ufologiczna jest dziwna, pełna sprzeczności, krwi
(unicestwiania szkodliwych ludzi), wzbudzająca wiele pytań, w zamian
nie oddająca odpowiedzi. Po uświadomieniu sobie przez Ziemian faktu
okupacji Ziemi, wszystkie sprzeczności i nielogiczności związane z
tematem UFO zaczynają się rozjaśniać i dają czystą i łatwą odpowiedź!
Oczywiście już widzę, jak usta się Wam układają w pytanie: „a gdzie
dowody”?? Skoro ktoś wysnuwa tak potężną teorię – potężnej wagi –
musi posiadać potężne dowody na jej poparcie. I faktycznie, dowodów
jest tyle, że ich zaprezentowanie zajmuje kilkaset stron (kilka tomów)
publikacji naukowych. Znowu więc staję przed intrygującym zadaniem –
skompresować te kilka tomów do najważniejszych punktów i przedstawić
je tak, by Czytelnik zaintrygowany, sam zaczął sprawdzać i przełykać
pomału brutalną prawdę. Podkreślam nie po raz pierwszy i nie ostatni –
przedstawiam w mej książce „sam sok” wyciśnięty do maksimum z
badań prof. Pająka (oraz własnych obserwacji), toteż wiele dowodów nie
zostanie tutaj zaprezentowanych. Jestem tylko małym, ułomnym
człowieczkiem, bądźcie więc dla mnie oszczędnymi sędziami i jeśli Was
nie przekona te kilkanaście stron dowodów na okupację Ziemi, to
właśnie z powodu mojej słabości i błędów. Aczkolwiek dobrym jest
powiedzenie „trening czyni mistrzem”, to liczę na wyrozumiałość i spokój
czytających moje wypociny. Zrozumiem również, jak ktoś zarzuci mi
zbytnią asekuracyjność wypowiedzi i ciągłe „usprawiedliwianie się”, lecz
stoję naprawdę w jednej z ważniejszych sytuacji życiowych – poprzez
syngowanie mojej książki moim nazwiskiem, stoję na krawędzi wielkiej
przepaści. Mam teraz wiele wyborów w życiu – mam nadzieję, że Bóg
tak mną pokieruje, by w końcowym rozrachunku zahartowały mnie na
twardego i dobrze żyjącego człowieka.

Na szczęście dla Nas, w kosmosie nie tylko żyją cywilizacje


wyznające pasożytnictwo, lecz i cywilizacje, które podjęły trud znacznie
cięższego, choć znacznie również szczęśliwszego życia. Owi sojusznicy
ziemscy nie są dopuszczani do Ziemi fizycznie, stąd też pomagają nam
na odległość, za pomocą rzutników telepatycznych wkładając do
Na krawędzi prawdy 156 © Dominik Myrcik

umysłów starannie wybranych ludzi idee urządzeń, dzięki którym ludzie


w końcu zrzucą z pleców krwiopijców. Na palcach jednej ręki można
policzyć spotkania z tymi sojusznikami Ziemi, którzy spotkali się z
ludźmi. Najbardziej znanym jest „Bliskie spotkanie w dolomitach” – gdzie
pewnemu człowiekowi udało się porozmawiać z tymi świetnymi istotami,
które ciągle uśmiechnięte, życzliwe i uczynne, spokojnie i bez strachu
odpowiadały na pytania człowieka. Niestety owe cywilizacje, tylko mogą
wizytować Ziemię podczas awarii magnokraftu i to tylko w asyście
UFOnatów. Stąd też wizytacja we Włoszech spowita była olbrzymią
połacią mgły, którą otoczyli magnokraft sprzyjający ludziom kosmici.
Opis rzutników telepatycznych, a raczej ich wyglądu zewnętrznego
dostarczył Pan Andrzej Domała, przeciętny człowiek o nieprzeciętnych
przeżyciach. Właściwie to analizując greckich „bogów” na górze Olimp,
dostarczają nam wystarczających danych, by dowiedzieć się nie tylko jak
działa rzutnik telepatyczny ale i jak wygląda. Jeśli Czytelnik pamięta,
często „bogowie” zwykłym śmiertelnikom pokazywali na owej górze
lustra i okna, w których było widać to co się dzieje na Ziemi. Dokładnie
takiego samego opisu dostarczył Pan Domała, któremu na planecie Nea,
rdzenni jej mieszkańcy (UFOnauci podszyci za „dobrych” kosmitów)
pokazali taki rzutnik wstawiony w ziemi (gruncie), który Pan Andrzej
nazwał „oknem cudów”, gdyż mógł widzieć obiekty odległe o miliardy
kilometrów od niego samego. Dotychczas takie sprzyjające cywilizacje
dostarczyły na Ziemię aż trzech różnych urządzeń, znaczy się
działających na kilku odmiennych zasadach, które mają spełnić inne
zadanie. Te urządzenia to: telekinetyczny agregat prądotwórczy, który
znajduje się obecnie w Szwajcarii, w grupie religijnej Methernita – on
działa i ma się dobrze. Drugim urządzeniem jest Piramida Myśli –
przekazana Pani Danieli Giordano z Włoch, niestety Pani Giordano
podczas snu, w którym otrzymywała opis urządzenia przez bardzo
przyjazną istotę, tak bardzo nie wierzyła w to co się dzieje, że ciągle
przerywała w prezentacji opisu owej istocie i de facto nie każdy
podzespół opisała dokładnie, stąd jak na razie jedynym podzespołem
działającym w Piramidzie Telepatycznej jest [tuba] wypełniona w połowie
rtęcią, w połowie bardzo wysuszoną solą kuchenną. Oczywiście wg
naszych „oświeconych” naukowców taka tuba wcale nie ma prawa
działać. Na przekór ich wiedzy – tuba podczas albo dostarczenia do niej
niewielkiego napięcia, albo podczas potrząśnięcia nią (fizycznego, bez
prądu) jarzyła się kolorami: białawym i niebieskawym. Powietrze z tuby
zostało odprowadzone, a kolor świecenia zależał najprawdopodobniej od
resztkowych gazów zalegających w tubie. Co ciekawe, w tubie zachodzi
jakaś nieznana reakcja, która powoduje, że w zamkniętej tubie, bardzo
szczelnej, po upływie kilku miesięcy było widać bardzo wyraźny ubytek
soli i rtęci, jakby sama się „wyczerpała”. Trzecim urządzeniem jest
Na krawędzi prawdy 157 © Dominik Myrcik

„urządzenie do wykrywania obiektów w stanie telekinetycznego


migotania” – mówiąc prościej, magnokraftów II generacji. Wiem, że
obiecałem opisać magnokraft II i III generacji i to na pewno uczynię. Na
razie jednak, nim opiszę urządzenia przekazane nam przez
współczujące ludziom cywilizacje, powrócę do przedstawienia dowodów
na okupację Ziemi przez wyżej zaawansowane cywilizacje, które
nieustannie się ukrywając przed wzrokiem ludzkim, uciskają Ziemię od
dawien dawna.
UFOnauci okupujący Ziemię, wyznają ponurą i bardzo
rozpowszechnioną przez nich na Ziemi filozofię, zwaną pasożytnictwem
(parasitizmem). Filozofia ta, ma bardzo precyzyjnie wyznaczone cechy,
po których można poznać kogoś, kto ją wyznaje. Właściwie, słowo
wyznaczone nie bardzo tu odpowiada – raczej zdefiniowane i na dzisiaj
odgadnięte oraz opisane. Jej wyznawcy, są podzieleni na klasy, klany,
kasty i sekty i poziomy wtajemniczenia, dokładnie tak, jak to były w
przypadku starożytnych Egipcjan, gdzie faraon i jego poplecznicy mogli
„gasić słońce” – a kto sprzeciwiłby się komuś, kto ma władzę gasić
słońce, prawda? Także starożytni indianie (Majowe, Aztecowie, Inkowie)
byli pod wpływem tej filozofii, niemiłosiernie się nawzajem uciskając i
eksploatując. Wyznawcy tej filozofii są zawsze ponurzy (odwrotnie do
wyznawców totaliztycznych cywilizacji), nigdy sobie nie pomagają, nie
uznają faktu istnienia Boga (raczej modlą się do bóstw) rozmawiają na
Jego temat, w swej wiedzy i nauce nie zaakceptowali Konceptu
Dipolarnej Grawitacji (którego widocznym sygnałem jest, że nasza nauka
ziemska również nie zaakceptowała, musiałaby bowiem się przyznać i
przeprosić za błędy i niezliczone uciski tych, którzy pozytywnie windowali
w górę ludzkość, jak Kopernik, Galileusz). Wyznawcy tej filozofii (a więc i
nasi ziemscy naukowcy również, przynajmniej większość), niemal
zawsze mówią coś odwrotnego do ich działań, są zakłamani, rządzeni są
przez najgłupszych, najmniej moralnych, najdzikszych, motywują się
zawsze najniższymi pobudkami strachu, nienawiści, zła, zawiści,
pożądania. Dla przykładu ich członkowie i poddani (z niższych klas)
będą zachowywali się w określonych ramach. Dowódcy ich statków będą
zawsze mieli najlepszą kabinę, załoga gorszą, kapitan będzie miał
lepsze jedzenie niż inni. Załogi ich statków będą bardzo precyzyjnie
podzieleni na grupy, stąd najniżsi rangą będą sprzątać i dowozić
uprowadzonych i wykonywać najbrudniejsze prace oraz prężyć się w
strachu na baczność przed dowódcą.
Znamienną cechą okupujących nas UFOnautów jest, że
z premedytacją odmawiają uznania wszechświatowego intelektu (Boga),
gdyż nie można uznawać Boga, skoro się obchodzi prawa naokoło, stąd
swój światopogląd opierają na ateistyczności wszechświata, wmawiając
sobie i poddanym, że świat opiera się jakby na naturalnym komputerze.
Na krawędzi prawdy 158 © Dominik Myrcik

Opierają swoją wizję na tym, że światem rządzą naturalne prawa, które


można obiegać. Gdyby wyznawali deizm (wiarę w Boga) musieliby się
czuć gorsi i poniżeni, gdyż „jak ktoś śmie stać nad nimi” i mieliby ciągle
na plecach oddech mówiący „To ja, Bóg rozliczam wszystkie istoty
wszechświata za ich czyny i postępki, Ja stworzyłem Prawa
Wszechświata i wyznaczyłem nagrody i kary za złe postępowanie”.
Takiej filozofii odmawiają jednak UFOnauci, bo żyje się im wygodniej z
tego względu iż sądzą, że nie muszą się przed nikim rozliczać.
Dowiedziono, że oprócz ruchu fizycznego, istnieje jeszcze jeden
ruch, w polu moralnym, który powoduje zmiany poziomu niezwykłej,
przedziwnej i zarazem życiodajnej energii, o której już kilkakrotnie
wspomniałem. Jest ona jakby tlenem dla duszy, wyobraźmy sobie
idealnie sprężystą energię, którą doładowywane jest ciało podczas
fizycznego wysiłku. Jej brak nieodwołalnie powoduje śmierć człowieka, a
ten, kto widzi człowieka umierającego z powodu braku zwow czuje
niesmak, ponieważ ciało rzuca się jak ryba bez wody, energia życiowa
jeszcze wypełnia przeciw-ciało człowieka, lecz brak zwow-u odbiera
życie. Ja sam osobiście zetknąłem się (najprawdopodobniej) ze śmiercią
w wyniku braku zwow. Mama mojej koleżanki od lat chorowała na
zaburzenia psychiczne (kłopoty z nerwami, anemia, apatie itp.), która z
miesiąca na miesiąc wypalała się od środka. Pewnego dnia
dowiedziałem się o jej śmierci, co uderzyło mnie wymownie, to opis jej
odejścia – był tak uderzająco podobny do opisu z powodu braku zwowu,
że źle się poczułem i miałem wyrzuty do siebie i świata za to, że nikt nie
potrafił tej kobiecie pomóc, bo nikt nie wie czym jest zwow i jakie skutki
niesie ze sobą nie generowanie jej tzw. „dobrymi uczynkami”. Energia
zwow ma to do siebie, że akumulowana jest ona przez nasze przeciw-
ciało (czyli niematerialny odpowiednik ciała fizycznego) poprzez właśnie
fizyczną pracę (aczkolwiek praca biurowa również akumuluje ją, jednak
nieporównywalnie mniej) oraz motywacje towarzyszące tym pracom.
Najwięcej przybywa owej energii kiedy sprawiamy komuś anonimowy
dobry uczynek. Oczywiście, że energia zwow nie jest czymś
abstrakcyjnym, wymyślonym przez jakiegoś „nawiedzonego” gościa,
tylko bardzo mierzalnym zjawiskiem. Przede wszystkim, jej wielkość
wyrażamy w godzinach fizycznej harówki [gfh]. Oznacza to, że owej
życiodajnej energii przybędzie nam tyle, co w jednej zegarowej godzinie
zmieścimy ilości potu, bólu, niewygód, zimna, ciepła, pragnienia, głodu
oraz motywacji, które przy wykonywaniu jej odczuwaliśmy. Stąd też,
codziennie można zmienić poziom tej energii nawet o 1%. Wzory, które
umożliwiają wyliczenie poziomu energii (na razie zgrubne) omawia inna
dziedzina fizyki przeciw-świata – mechanika totaliztyczna. Nie będę
jednak Was tu zanudzał wzorkami i innymi pierdołami. Jak na razie
jeszcze to czytacie, to i tak nieźle, bo abym ja to mógł wszystko sobie
Na krawędzi prawdy 159 © Dominik Myrcik

poukładać i przełknąć potrzebowałem znacznego czasu. Natomiast Wy


otrzymujecie wszystko w niebywale skompresowanej pigułce i jedna
szokująca teoria, pociąga za sobą kolejną i kolejną, i mam nadzieję, że
Wasze serca to wytrzymają i pomimo, że wydając tę książkę jestem z
góry skazany na „zgon oficjalny” – a szczególnie, że mieszkam we wsi,
na południu Polski, stąd będę chyba wytykany palcami do końca życia.
Ale cóż, świadomie przyjąłem to ryzyko.
Wracając do energii zwow. Każdy człowiek poprzez swoje działanie
ją generuje – albo powiększa, albo zmniejsza. Jeśli coś kradniesz –
powiększasz swoją energię, a pomniejszasz od kogoś innego, co jest
moralnie naganne. Stąd zawsze w swoich czynach staraj się powiększać
zwow swój i innych ludzi.
Niestety, UFOnauci byli przed ludźmi, o energii zwow wiedzieli już
na tysiące lat przed nami i wiedzieli, że aby nie umrzeć, muszą albo tę
energię skrzętnie akumulować poprzez ciężką pracę, albo też...
...no właśnie – rabowanie jej od kogoś głupszego i nie zorientowanego w
sytuacji. Aczkolwiek filozofia życia, zwana „totalizmem”, energia zwow i
fakt okupacji Ziemi przez kosmicznego okupanta, który zwodniczo
nazywa siebie „Konfederacją Pokoju”, mają ze sobą wiele wspólnego, to
jednak moja książka jest jedną wielką syreną alarmową, która mówi, a
wręcz wyje: „Człowieku obudź się wreszcie i skończ popijać piwo w
barze, bo masz pijawkę na szyi, której nie możesz strącić zwykłym
machnięciem ręki!!!”
Fakt faktem, że każdy, kto wziął się za badanie UFO, pomoc w
badaniach bądź też co bardziej aktywne poznanie szokującego materiału
na temat UFO, doświadczył reperkusji, nacisków, represjom a w
konsekwencji zejście do „podziemia” oraz działania w najgłębszej
konspiracji. Z kolei znane powiedzenie mówi gdziekolwiek istnieje
potrzeba konspiracji, musi istnieć i okupant, który do tego zmusza. Czy
Czytelnik się zastanowił, jak to się dzieje, że badacze UFO są
prześladowani, wyśmiewani, piętnowani, nękani, usuwani z pracy a ich
artykuły maskowane, że tak często ulegają tajemniczym wypadkom, tak
wielu ich ginie (tych znamienitych). Wszelkie rzeczowe czasopisma UFO
są likwidowane, trapione przez kłopoty, które w konsekwencji
doprowadzają do zniszczenia idei niesionej przez nich. Dochód i sławę
przynoszą tylko te książki i publikacje, które ośmieszają, zwalczają i
odsuwają ludzi od prawdy...zastanawiałeś się, czemu tak się dzieje?
Przecież badacze UFO nie robią nikomu nic złego, nikt przecież nie
powinien poczuć się zagrożony w poszukiwaniach prawdy o UFO ani też
nie powinno nikogo dziwić zainteresowanie danego człowieka. A jednak,
jeśli wgłębić się w fakty, komuś wyraźnie przeszkadza, jak ktoś w sposób
precyzyjny, jednoznaczny przyczynia się do postępu konstruktywnych
badań UFO, że wróg ten niszczy z wielką mściwością „ruch oporu” który
Na krawędzi prawdy 160 © Dominik Myrcik

mimo wszystko walczy o prawdę. Mówiąc prościej: do ruchu oporu


należy każdy, kto aktywnie popiera okupację ziemi przez ufo, promuje
nowoczesne i zgubne dla UFOnautów idee (tzn. takie, dzięki którym
ludzie w końcu zorientują się co tak naprawdę się dzieje).

Teraz przyszła kolej na jeszcze bardziej szokujący wniosek z badań


i twierdzenie na temat blizny, której rozpoznanie okazało się szokujące w
skutkach, ponieważ blizna ta, niewielka, mieści się na nodze i oznacza
osobę systematycznie uprowadzaną na pokład UFO, z precyzyjną
regularnością, co około 3 miesiące. Blizna ta, znajduje się u mężczyzn
po prawej stronie prawej nogi, natomiast u kobiet po lewej stronie lewej
nogi, zwykle około 27,5 cm od podłogi (na bosej stopie). Jest
pozostałością po wszczepieniu niewielkiego implantu, którego zadanie
polega na tym samym, jak nasi, ziemscy naukowcy wędrownym
zwierzętom wszczepiają nadajniki, badając ich wędrówki, oraz dla
szybszego ich identyfikowania. Urządzenie to, umożliwia UFOnautom
natychmiastowe odnalezienie osoby „do wydojenia”, na którą przyszła
kolej. Szokująco! Tę bliznę posiada co trzeci mieszkaniec (!!!) Ziemi
wcale o niej nie wiedząc. Jest ona wielkości główki zapałczanej do (w
niektórych przypadkach) około 15-20 mm. Blizna ta ma to do siebie, że
można ją wykryć jedynie przy dobrym oświetleniu a i to czasami
zawodzi. Najczęściej znajduje się ją w rowku międzymięśniowym, który
można wywołać silnie odginając stopę na zewnątrz. Najlepiej jednak
zaznaczyć cienkim markerem (flamastrem) odległość 27,5 cm (± 3cm) a
potem dokładnie, przy silnym świetle odszukać bliznę. U kobiet, ze
względu na gładkość nogi, tę bliznę można łatwiej odszukać. U
mężczyzn natomiast, skóra jest grubsza (około 10%) poza tym, włosy na
nodze skutecznie utrudniają jej rozpoznanie. Owe 3 centymetry różnicy
są spowodowane tym, że UFOnauci wszczepiają ludziom ów implant
telekinetyczny w różnym wieku, najczęściej jednak pomiędzy 10-20
rokiem życia, gdzie noga się jeszcze rozwija.
Zostałeś pewnie jak wryty i włos Ci się zjeżył na głowie: jaka blizna,
jak...co...gdzie...to niemożliwe....
Jeśli nie wierzysz, sprawdź swoich najbliższych, swoją żonę, męża,
siostrę, dziewczynę, chłopaka...a w tedy zrozumiesz, że znajdziesz
wśród nich kogoś systematycznie uprowadzanego i dotrze do Ciebie, że
i Ty i Twoi najbliżsi są bezpardonowo uciskani, torturowani. Gdybyś
pamiętał, lub Twoja rodzina, co takiego ci cholerni UFOle wyprawiają z
Tobą lub kimś kogo kochasz, zwymiotowałbyś na miejscu i przeraził się
niemiłosiernie.
Blizna ta, została odnaleziona przez przypadek, kiedy jeden z
uprowadzonych raportował prof. Pająkowi, że na pokładzie UFO, kosmici
wykonali mu bolesne wiercenie w nodze cienkim wiertełkiem. Po
Na krawędzi prawdy 161 © Dominik Myrcik

zbadaniu nogi okazało się, że blizna rzeczywiście istnieje a nawet


piramidka zaschniętej krwi jeszcze zalegała na nodze. Prof. Pająk zaczął
więc każdego kto twierdził, że był na pokładzie UFO sprawdzać pod
kątem owej blizny i z szokiem stwierdził, że niemal wszyscy mieli ową
bliznę.

Fot. W większości wypadków blizna nie jest tak okazała jak na tym
zdjęciu, czasami jednak jak widać ufonauci niedokładnie zaleczają bliznę
lub wiercą kilka razy w tym samym miejscu.

By jednak sprawdzić badania i potwierdzić wyniki, zaczęto sprawdzać


poprawność tej teorii w drugą stronę, tj. czy ludzie, zwyczajni jak ja i Ty,
wcale nie twierdzący, że ktoś ich uprowadził, czy i oni posiadają taką
bliznę. Prof. poprosił polskich lekarzy w różnych przychodniach, by
przebadali ludzi pod kątem blizny. Do prof. wróciły szokujące dane z
próby ponad tysiąca ludzi, z podziałem na płeć, wiek, że około 36%
kobiet i 30% mężczyzn posiadało ową bliznę. Oczywiście nie muszę
dodawać, że nie wiedzieli oni w jakim celu lekarz bada ich nogi. Na
dodatek badania te potwierdziły liczne raporty uprowadzonych, gdzie
raportowali oni ze strachem przebieg wszczepiania owego implantu.
Polega on mianowicie na tym, że UFOnauci umieszczają nogę w czymś
Na krawędzi prawdy 162 © Dominik Myrcik

w rodzaju metalowego buta, który unieruchamia nogę uprowadzonego.


Następnie urządzeniem w kształcie wentylatora z długim i cienkim
wiertłem wwiercają się w nogę i wprowadzają implant! Jak bolesne i
straszne są owe przeżycia NAS niech świadczy fakt, że niektórzy
uprowadzeni mają po kilka dziurek obok siebie, co świadczy o tym, iż
uprowadzony wręcz wykręcał nogę i rzucał się na stole ze strachu i bólu.
Idźmy dalej: kolejnym dowodem jest, że wiertło, które przewierca nas do
kości (implant znajduje się w kości piszczelowej) okręca i czasami
wyrywa mięśnie, co powoduje znaczny ubytek mięśnia (porównajmy
obydwie nogi). Czasami UFOnauci też mylą się i zamieniają nogi, znaczy
się wykonują wiercenie na odwrót, czyli u kobiet na prawej nodze u
mężczyzny na lewej, lecz takie przypadki są raczej rzadkie.
Jeśli chcesz się przekonać, czy to wszystko prawda o okupacji
Ziemi itd., wystarczy, że wstąpisz aktywnie do Ruchu Oporu i zaczniesz
promować wyswobodzenie się spod okupacji UFO. Wtedy dopiero
poczujesz prawdziwą moc inteligencji i bestialstwa kosmitów, którzy
aczkolwiek pod wpływem hipnozy nieustannie nam wmawiają, że są
dobrzy itd., lecz katują nas niemiłosiernie nie gorzej niż hitlerowcy.
Jeśli przypomnisz sobie historię ziemi i ziemskich okupantów, jak
hitlerowcy, konkwistadorzy hiszpańsko-portugalscy oraz inne kraje, które
uciskały nowo podbite tereny, zauważysz, że w ich interesie leżało, by
owe uciskane przez nich ludy przypadkiem nie rozwinęły się do poziomu,
który zagrażałby ich dalszej eksploatacji.
Naiwnością byłoby stwierdzenie, że UFOnauci pozwoliliby na
swobodny rozwój Ziemian w strategicznych dziedzinach, dzięki którym
są oni tak daleko od nas wyżej rozwinięci technicznie (nie moralnie ani
duchowo). Prosto więc wydedukować, że cywilizacja, która opanowała
do perfekcji komunikację telepatyczną (telepatię wyjaśnię w dalszych
rozdziałach) wykorzysta ją do manipulowania nastrojami i poglądami
społeczeństwa. Jednak chyba to co mnie zaszokowało to zdanie sobie
sprawy, że dookoła Ziemi porozstawiane są satelity UFOnautów
(magnokrafto-podobne sondy), które nieustannie i w wielkiej ilości
bombardują Ziemię poglądem w rodzaju: atakuj i wyszydzaj wszystko, co
ma związek z UFO a jeśli ktoś w Twoim towarzystwie zacznie rozmawiać
o ufo lub wypowie to słowo, daj mu znać, że jesteś oburzony, że ktoś
śmie mówić przy Tobie o UFO i wyśmiej go tak głośno, by i inni usłyszeli.
Oczywiście, każdy człowiek jest bardziej lub mniej odporny na takie
sygnały, stąd u niektórych będą przyjmowały formę bardzo drastyczną.
Takie manipulowanie poglądami poprzez nie tylko nadawanie sygnałów
telepatycznych ma miejsce, ale i poprzez wszczepianie do głów ludzi
implantów indoktrynujących. Czyli mamy już nie tylko implant w nodze
ale i niektórzy ludzie i po lewej stronie lewej głowy, pomiędzy lewą brwią i
lewym uchem. Oczywiście nie tylko takie sygnały są zgubne. Równie
Na krawędzi prawdy 163 © Dominik Myrcik

zgubne są sygnały imienne, polegające na wyszydzaniu oraz


zakrzykiwaniu osób, konkretnych idei oraz konkretnego wynalazku. Jak
sam prof. Pająk wspomina, jego czytelnicy wiele razy raportowali mu, że
przed wzięciem jego prac odczuwali wyraźną niechęć oraz odpychające
traktowanie jego badań. Postanowiłem sam sprawdzić czy rzeczywiście
tak jest. Ja osobiście nie odczułem tego w dużym stopniu. Jednak, kiedy
już zapoznałem się z pracami Pana Jana Pająka, postanowiłem zrobić
mały teścik. Podsuwałem wydrukowane prace mamie, siostrze, ojcu.
Histeria, jaka opanowała rodzinę mnie zaskoczyła. Kiedykolwiek
rozmawiałem o badaniach prof. tak precyzyjne wypowiedzi mojej rodziny,
niemal wręcz jakby przeczytane z książki, oczywiście odmawiające
zapoznania się z wynikami badań. Teraz, kiedy nie wspominam nic o tym
czym się zajmuję, jest w miarę dobrze. Wystarczy tylko, że cokolwiek
wspomnę o UFO (sam wyraz „ufo”) czuję się nieźle osaczony, heh.
Troszkę lepszym i twardszym zawodnikiem okazał się tata, który
przeczytał jakieś 2/3 jednej monografii i nie mógł przetrawić tego o
okupacji itd. Kiedy jednak wyczułem, że można z nim porozmawiać w
miarę konstruktywnie, coś się jakby w nim zacinało i nie pozwalało mu
kontynuować wywodu. Stąd też na szczęście, kiedy nie wspominam nic
o Panu prof. to jest ok.

Hah! Ano badania UFO wcale nie są jedyną dziedziną, dzięki której
ludzie zaczęliby rozumieć nieco więcej. Pośrednie dziedziny, takie jak:
telepatia, telekineza, zjawiska paranormalne, duchowe, magia są
również ośmieszane, spychane w ślepe uliczki, wyszydzane a osoby,
które starają się wnieść własny wkład i wiedzę w owe dziedziny są
bezpardonowo tępione.
Ciekawym urządzeniem jest również implant indoktrynujący, który
jest wszczepiany również wielu ludziom, jednak nie wiadomo jak na
razie, czy jest to również około 33 % ludzi tak jak w przypadku implantu
telepatycznego w nodze, czy mniej lub więcej. Mieści się on w lewej
stronie głowy (obojętnie czy u kobiety czy u mężczyzny) i jest wielkości
pół ziarenka maku, nawet mniejszych. Niestety, znowu niemal doskonałe
metody UFOnautów narobiły zamieszania. Otóż troszkę pogrzebałem w
internecie na ten temat i co się okazało? Że istnieją zdjęcia nawet
rzekomych implantów. Znowu to powiem: O naiwności ludzka! Toż ci
UFOle specjalnie odstawiają teatrzyki przed ludźmi, aby zmylić i
skierować temat implantów na ślepą uliczkę, stąd też od czasu do czasu
UFOnauci organizują spektakle teatralne (trzeba przyznać, że
przygotowanie iście perfekcyjnie), gdzie np. jakiś człowiek twierdzi, że
ma implant w głowie i co się okazuje? Rzeczywiście na zdjęciach
rentgenowskich widać jakieś płytki – ale są one siermiężnymi
podróbkami, specjalnie wstawianymi przez UFOnautów, a nierzadko jest
Na krawędzi prawdy 164 © Dominik Myrcik

to mistyfikacja osoby rzekomo posiadającej implant. Tymczasem owe


prawdziwe implanty umiejscowione są pomiędzy lewą brwią a lewym
koniuszkiem ucha i są tak małe, że tylko super precyzyjne zdjęcia mogły
by je wykryć, tymczasem oglądając zdjęcia w internecie, ze śmiechu się
pokładałem, gdzie „płytka”, wielgachna i ciężka, nasuwa od razu
technologię „ruskich”. Rzeczywiście, cynizm ufoli nie zna granic.
Oczywiście nie muszę chyba przypominać, dokąd taka ślepa uliczka
prowadzi. A jednak nie oprę się pokusie i zastanowię się, wraz z
Czytelnikiem ponownie, o co chodzi z fałszywymi implantami. Otóż
zdjęcie takiego implantu wskazuje, że ktoś kto je wykonał był mało
doskonały (chyba tylko kretyn umieściłby półcentymetrową albo i
większą płytkę w mózgu człowieka i sądził, że nikt się nie zorientuje).
Stąd też kosmici osiągnęli wierzenie wśród społeczeństwa, że taki
implant można wykryć poprzez zwykłe zdjęcie roentgenowskie i że
ktokolwiek będzie chciał, to może sobie taki implant wykryć ot tak sobie.
Po drugie, to umacnia wiarę w ludziach, że UFOnauci są tępi i głupi,
skoro umieszczają tak wielgachne „kafelki” w głowach, to więc chyba nie
mogą być zbyt bystrzy. Tymczasem jak to bywa zawsze u UFOnautów –
to tylko p o z o r y. Po trzecie, takich implantów specjalnie podsuniętych
przez UFOli było tylko kilka, bądź kilkanaście (tych spektakularnych),
stąd ludzie wierzą, że gdzieś tam – owszem, komuś – tak, ale nie mnie,
no bo przecież UFO to gdzieś tam w Ameryce, Afryce i to tylko
sporadycznie, ale przecież to nie ja...Ja nie mogę mieć żadnego
implantu, bo i po co, prawda??
Po raz kolejny i nie ostatni, muszę Cię zmartwić, Czytelniku – Ty
również, możesz być „posiadaczem” takiego implantu wcale o tym nie
wiedząc. I to nie takiego na pokaz, tylko takiego malutkiego i
niepozornego, spełniającego jednak chyba najważniejszą i
najmroczniejszą funkcję ze wszystkich metod używanych przez
UFOnautów – manipulacji poglądami i wierzeniami. Oczywiście,
najwięcej implantów oraz największe znaczenie będą miały miejsce
wśród decydentów tego świata, czyli polityków, ekonomistów,
administrację, wojsko itd. Co wcale nie oznacza, że oprócz nich żaden
człowiek nie posiada takiego implantu. Specjalne wtłaczanie do głów
polityków i rządów świata błędnych idei, wojen oraz okrucieństwa ma
wielkie znaczenie dla UFOnautów. Przecież jak można badać UFO,
zajmować się magią, sprawami paranormalnymi itd., oraz przeznaczać
na to wszystko środki budżetowe, skoro rządy potrzebują pieniędzy na
coraz lepsze zbrojenia, na wzajemne mordowanie, na wynalazki nowych
generacji bomb itd. Stąd też nie ma ani czasu, ani pieniędzy, by zająć się
palącym problemem UFO. I o to właśnie chodzi UFOnautom!!! ”Wy się
nawzajem mordujcie, zagładzajcie na śmierć jeden drugiego, pompujcie
czas i pieniądze w tysiące głupich rzeczy, wzniecajcie wojny, gwałćcie
Na krawędzi prawdy 165 © Dominik Myrcik

jeden drugiego – to nam daje niemal nieograniczony czas dalszego


dojenia z Was i rabowania przez setki lat”
Tacy właśnie inteligentni są UFOnauci – obchodzą prawa moralne
naokoło – wystarczy tu rzucić bombkę, tam kogoś zabić – i wojna
gotowa. A wojna – to czas. Zanim więc kraje zaleczą rany pomiędzy
jedną wojną, toczy się już druga i trzecia i tak bez wytchnienia, przez
setki lat. A tak wielce w mordę się wszyscy chwalą jacy to są
cywilizowani i moralni, jacy oświeceni i wyuczeni. A to gówno prawda
jest! Inteligentniej – zabijają. Moralności – a pokaż mi to ją, to Cię ozłocić
każę. Wyuczeni? – A owszem, właśnie opracowali nowy rodzaj broni, co
nie zabije od razu, o nie...spowoduje męki i ból – a jakże! Do tego dzisiaj
służą naukowcy – jako konstruktorzy broni. Co rusz ktoś chce naprawić
ten świat, to ktoś inny wymyśla coś, dzięki czemu da się obejść lub
zwalczyć daną pozytywną ideę. A niech to szlag trafi!
Owszem, ja również przeżyłem szok, kiedy nie tylko sobie
przeczytałem ale i uświadomiłem fakt obecności UFO na ziemi oraz
celów dla jakich przybywają i niewolniczą ludzkość. Rozumiem również i
szok, jaki i Ty w sobie teraz zapewne nosisz. Ja to akceputję, ponieważ
większość ludzi uważa, że kosmici nie istnieją, a jeśli już ktoś nawet
zaakceptował ten fakt, to uważa, że kosmici przybyli aby nam pomagać.
Stąd więc rozumiem powagę, że niemal nikt z nas tak od razu nie jest w
stanie zaakceptować możliwości, że ktoś zaawansowany technicznie jest
jednocześnie tak bardzo podupadły moralnie, że nas okupuje,
eksploatuje, że.... po prostu wodzi nas za nos i robi z nas sobie obiekt
kpin, poniżenia i czarnego humoru.

Formalny dowód, że Ziemia jest pod okupacją UFO


Aby zacząć omawiać okupację Ziemi, trzeba wziąć pod uwagę kilka
odmiennych modeli zachowania istot rozumnych.
Jednym z pierwszych dowodów jest model okupacyjny związany z
UFO. Model ten opiera się na stwierdzeniu, że aby sobie udowodnić
poprawność modelu okupacji (a także okupacji przez UFO) należy
przyswoić sobie fakt, że dla wszystkich działań i wszystkiego związanego
z UFO w ogóle (dla pełnego ich zrozumienia) konieczne jest odwołanie
(przypomnienie) takich samych działań w warunkach ziemskiej okupacji
(np. takiej stosowanej przez hitlerowców). Jedyna różnica jaka zachodzi
pomiędzy hitlerowcami a kosmitami jest taka, że ci drudzy są jak na razie
dla ludzkiego wzroku niewidzialni i znają prawa moralne włączając w to
Prawo Bumerangu.
Dokładnie odwrotnym modelem byłby typowy model odwiedzin
turystycznych. Założenie polegało by na tym, że UFO przelatujące w
Na krawędzi prawdy 166 © Dominik Myrcik

pobliżu ziemi odwiedza ją w ramach turystyki, stąd też podlega ogólnym


normom i prawom rządzącym turystami, wycieczkowiczami czy
chociażby przyjaznym gościem wchodzącym na nasze terytorium.
Można więc śmiało i bez ogródek stwierdzić, że gdyby wehikuły
UFO przybyły na ziemię w innym niż okupacja i wyzysk celu,
zachowywały by się zupełnie inaczej – czyli o 180o odwrotnie. Prof. Pająk
(a wraz z nim i czytelnik jego prac) już przeanalizował model okupacyjny
i okazało się, że powody dla którego wehikuły UFO oraz ich załoganci
postępują w taki a nie inny sposób doskonale pasuje do modelu
okupacyjnego, jednak następuje rozbieżność kiedy do działań UFO np.
przystawić inny model. Stąd też postaram się wykazać, że UFO
rzeczywiście istnieje obiektywnie i że nie są zielonymi ludzikami z Marsa
– oczywiście koniecznie z antenkami na głowach (to taki ukłon w stronę
seriali typu „Archiwum X” czy jeszcze badziewniejsze). Wykażę również,
że model okupacji hitlerowskiej jest po prostu typowym
odzwierciedleniem działania UFOli.

1. Utajnianie swego przebywania przez UFO na ziemi. Taką znamienną i


wspólną cechą każdego najeźdźcy jest, że utajnia wszystko na swój
temat przed tym kogo uciska tak, by dany naród nie był w stanie
poderwać się do obrony. UFOnauci tę zasadę doprowadzili do perfekcji,
ukrywają więc niemal wszystko: sam fakt przybycia na Ziemię, rozmiary
tego przebywania, czas w którym ono nastąpiło i następuje, motywacje,
cele, metody.

2. Prowadzenie szeroko zakrojonej eksploatacji ludzi. Wszystkie znane


ludzkości okupacje zawsze nosiły na sobie cechy eksploatacji dla
korzyści. Wojna to maszynka do pieniędzy – okupacja, tym bardziej.
Korzyści, jakie odnoszą UFOnauci są ogromne, niektóre z nich już
przytoczyłem wcześniej, niektóre opiszę w dalszych etapach.

3. Uraz i cierpienia u ofiar okupacji. Świadomi uprowadzeni na pokład


UFO (tzn. ci, którym nie wymazano pamięci lub też przez przypadek ich
przeżycia wyzwoliły się z podświadomości) przeżywają traumę po-
uprowadzeniową taką, jaką byłe ofiary okupacji (dla przykładu: mój
nieżyjący dzisiaj dziadek, przeżył obóz w Oświęcimiu [Auschwitz] został
wyzwolony przez Amerykanów na koniec II wojny światowej w jego
umyśle i ciele powstało wiele ran, m.in. cierpienia fizyczne, choroby,
reumazm oraz psychiczne, np. potrzeba ciągłego opowiadania o
przeżyciach w obozie). Gdyby przybycia UFO miały charakter przyjazny,
taka trauma była by nieuzasadniona i dziwna, skoro wizyty byłyby
przyjazne.
Na krawędzi prawdy 167 © Dominik Myrcik

4. Kolaboranci, sprzedawczycy, „judasze”. Kiedy uświadomimy sobie jak


sprzeczne są pisma o badaniach UFO, książki oraz osoby je wydające,
powstaje pytanie: czy taka osoba rzeczywiście chciała poznać prawdę i
ją przekazać, czy też była zakamuflowanym kolaborantem. Patrząc na
okupację i na jej model – od razu widać, który autor i badacz UFO
faktycznie chce dopiąć prawdy, a który działa na szkodę poznania UFO.
Równie trudno zrozumieć, dlaczego naukowcy, administratorzy nauki tak
zaciekle i uczuciowo (tj. nielogicznie) atakują wszystko co ma związek z
badaniami w tym kierunku. Przecież tak chełpią się swoimi ścisłymi (tj.
logicznymi, opartymi na faktach i badaniach) umysłami, a przy zetknięciu
z tematem UFO bardzo wielu z nich, uważanych za poważnych ludzi,
zaczyna zajadle i bezpodstawnie atakować badania UFO, dokładnie to
tak, jakby dzieci skonfrontowane z tematem seksu, reagują śmiechem,
ironią i dziwnymi minami (cynicznymi). Tego nie da się logiczniej
wytłumaczyć niż właśnie nieświadoma służba UFOnautom, których
oficjalnie istnienie przecież zaprzeczają – jakaż ironia okupujących nas
pasożytów – zaprząc do swojej niewolniczej służby i do własnych
bandyckich celów kogoś, kto będzie najbardziej wysłużał się danej
sprawie, jednocześnie zaprzeczając istnienie swego „pana”. Cóż za
perfidia, a zarazem wyrafinowanie.

5. Trudności z publikacjami (prasa podziemna). Autorzy rzeczowych


publikacji traktujących o UFO nie mogli dotąd zrozumieć, dlaczego ich
prace i książki napotykają takie trudności, kłopoty, ich czasopisma
borykają się z kłopotami finansowymi. Gdyby jednak te prace nazwać
prasą podziemia – wszystko staje się jasne. Zachodzi dziwny paradoks a
zarazem odpowiedź – jak to się dzieje, że te książki, które wodzą ludzi
za nos, które „drepczą w miejscu”, które ośmieszają i niszczą badaczy i
badania UFO, jakoś mają się dobrze, są niekiedy bestsellerami ich
autorzy nabijają sobie kabzy „sałatą” – a ci, którzy opisali UFO w
niekorzystnym dla UFOnautów świetle – wprost przeciwnie!!! Im bardziej
szkodliwe dla UFOnautów jest wydanie jakiejś publikacji, tym ciężej jest
je wydać, najczęściej jest to niemożliwe. Jeśli jednak porównać prasę
podziemną z okresu II wojny światowej i jej trudności w wydawaniu oraz
w brutalnym niszczeniu owej prasy przez tych, w których ona godziła –
jakoś odpowiedź nasuwa się sama.

6. Korzyści majątkowe przynoszą tylko te publikacje, które są


zgodne z intencjami okupanta, a nie okupowanego. Gdyby
przeanalizować literaturę ufologiczną, to znajdą się tam niemal wyłącznie
pozycje, które ułatwiają „pracę” UFOnautom, a ściślej rozwijają i
podpierają ich propagandę, na temat ich nieistnienia, moralności,
wehikułów w których przybywają na Ziemię oraz powodów dla których
Na krawędzi prawdy 168 © Dominik Myrcik

przebywają w pobliżu Ziemi. Niemal każde opracowanie, które neguje


możliwość istnienia UFO, które twierdzi, że UFO to wytwór wyobraźni,
albo które zajadle krytykuje UFO oraz badaczy, na pewno będzie
wydane bez przeszkód i z materialną korzyścią dla autora.

7. Eliminowanie z badań naukowych tych dziedzin, których badanie i


jakiekolwiek efekty mogłyby zagrozić przepastnej dominacji technicznej,
filozoficznej, naukowej UFOnautów nad Ziemianami. Takie eliminowanie
jest wymownym dowodem, że UFOnauci rzeczywiście istnieją i, że
posiadają potężny aparat, dzięki któremu ktokolwiek zechciałby
nadszarpnąć w jakiejkolwiek dziedzinie strategicznej dla UFOnautów ich
dominację nad ludźmi, natychmiast zostanie oficjalnie wytłumiony przez
naszych ziemskich sprzedawczyków oddanych „bez mydła” kosmitom,
najgorsze to, że pełnią oni funkcje administratorów naukowych
(reprezentują dziedzinę, nazywającą siebie „nauką”). Na przykład
badania magii (o której napiszę w przyszłym rozdziale) mogłyby
doprowadzić ludzi do odkryć umożliwiających osiągnięcie tych samych
efektów (np. telepatia, telekineza) co UFOnauci za pomocą swoich
urządzeń technicznych. Niestety, badania magii zostały skutecznie
wytępione (rzekomo przez oficjalną naukę) doskonałymi metodami
UFOnautów. Magia, UFO, telepatia, telekineza, leczenie poprzez
możliwości przeciw-świata (nazywane „bioenergoterapią”), badanie
zjawisk paranormalnych, urządzenia do produkcji „darmowej energii” –
czyli energii...za friko! – Wszystkie te dziedziny mają wspólną cechę –
zostały wciągnięte przez UFOnautów na czarną listę największych
zagrożeń dla ich okupacji. Dziwnym zbiegiem okoliczności, nasi dzisiejsi
naukowcy na sam dźwięk wypowiadanych słów typu: ufo, telepatia,
zjawiska duchowe itd.; od razu wykrzywiają twarz w cynicznym
uśmieszku, traktującym z ironią powyższe. Jakiż to, ciekawy i dziwny
„zbieg okoliczności”. A to ciekawe! Te dziedziny, które nie pasują
UFOnautom, są palone na stosie przez oficjalną, ortodoksyjną i
konserwatywną naukę. Chyba tylko ślepiec nie dostrzegłby jakiejś
zależności.
Zastanawiałem się, jak reaguje przeciętny naukowiec (koniecznie z
grubymi okularami w czarnych oprawkach i świeżo wykrochmalonym,
białym kitlem, heheh), jeśli pokazać mu jakieś ciekawe urządzenie.
Zgodnie z przewidywaniami zacznie je mierzyć, testować, obserwować i
jeszcze kilka innych rzeczy. Jeśli jednak cokolwiek wspomnieć na temat
ufo, zjawisk paranormalnych, albo, co gorsza pokazać jakieś urządzenie,
które wg oficjalnej nauki działa wbrew prawom fizyki, zareaguje on
uczuciowo (czyli dokładnie odwrotnie niż w poprzednim przypadku).
Formy takiej uczuciowej reakcji są różne, jedni popadają w sarkazm i
ironię, drudzy posuwają się do skrajnych zachowań, typowo
Na krawędzi prawdy 169 © Dominik Myrcik

przyznawanych dla ludzi nerwowych, nadpobudliwych. Ciekawe, że


najprawdopodobniej teza prof. Pająka o porozstawianych satelitach,
które nadają potężny sygnał, który ma zniszczyć jakiekolwiek
wspomnienie zakazanych dziedzin, zdaje się być nader realna i
prawdziwa.
Kolejną sprawą do omówienia są teorie oficjalnie popierane, jednak
teorie mają to do siebie, że większość z nich jest bardzo na rękę
okupujących ufoli. Dookoła aż się roi od filozofii oraz kierunków, które na
siłę mają nam udowodnić, że nie jesteśmy w stanie się wyrwać spod
okupacji UFOnautów. Takim jednym z najgłupszych zatykaczy dla
dzisiejszej nauki jest projekt SETI@Home. Polega on na poszukiwaniu
pozaziemskich cywilizacji na odległych gwiazdach (a ściślej na zbieraniu
sygnału radiowego, który może wydać się podejrzany). I znowu ukazuje
się geniusz strategiczny UFOnautów: jak dalece trzeba być przebiegłym,
by gwałcić żonę naukowca X, pobierać jego spermę i hodować
„bioroboty”, na dodatek zaprzęgając takiego naukowca do projektu
poszukiwania istot pozaziemskich. Cóż za pasożytnictwo! Perfidia!

8. Kary za faktyczne i rzeczowe demaskowanie poczynań UFO i


załogantów UFO (ufonautów). Osoby, które pamiętają uprowadzenie do
UFO oraz zdają rzetelną i oficjalną relację z tego co się tam wydarzyło,
nagle zaczynają być trapione dziwnymi „zbiegami okoliczności”. Takie
osoby niemal natychmiast po oficjalnym ujawnieniu swych oficjalnych
przeżyć nagle mogą utracić pracę, współmałżonek (partner) nagle może
ich opuścić, ich dobytek ulegnie zniszczeniu, spaleniu, zaczną ich trapić
niespotykane niegodziwości i nieszczęść. Takie „kary” mają być
straszakiem na inne osoby, które mogłyby wnieść powiew świeżości do
badań ufo, zmienić znacząco ich postrzeganie. Gdyby jednak takim
osobom dodać nową nazwę „szpiega na pokładzie UFO” – zaczną się
wyjaśniać te dziwne zdarzenia oraz pech.

9. Propaganda okupacyjna. Każdy okupant, jak wiadomo rozsiewa


propagandę na swój temat. Dla ziemskiego przykładu podam, że
oglądając program o Stalinie, uderzyło mnie to, że zaprosił on jakiegoś
polityka angielskiego czy amerykańskiego, już nie pamiętam (dosyć
wysokiej rangi) do ówczesnej Rosji i ugościł go iście sielankowo,
mianowicie: imprezę urządzono w specjalnie przygotowanej wsi, gdzie
dorodne kobiety, dobrze ubrane, przygotowały stoły suto zastawione
jedzeniem, bawiono się setnie. Dlaczego taki przykład? Ano dlatego, że
propaganda każdego okupanta ma tę cechę, że jest dokładnie odwrotna
do faktycznej rzeczywistości. Jak wiemy w Rosji panował wówczas głód,
bieda, ucisk i terror – a ludzie Stalina pokazali owemu politykowi coś
zupełnie przeciwstawnego.
Na krawędzi prawdy 170 © Dominik Myrcik

Jeśli przeanalizuje się propagandę UFOnautów w kategoriach ich


liczebności, pojazdów, wszystkiego co dotyczy tego tematu, okaże się,
że fakty i dowody są dokładnie również odwrotne do ich propagandy.

Czy teraz jest dla Was zrozumiałe, że UFOnauci, nie mogą sobie
przybywać na Ziemię ot tak, dla wakacji, a całe te steki bzdur i
ironicznych fotek w internecie, przedstawiających zielonych ludzików z
walizkami, jakoby turystów, są tylko świetną parodią brutalności
UFOnautów.

Powrócę jednak na chwilkę, nim przejdę do już łagodniejszego opisu


Magnokraftów II generacji do implantów oraz pewnego sposobu ich
wykrywania. Jak pisałem: implant w nodze jak na razie można wykryć
obserwując bliznę albo wyrwę mięśniową.

O wiele ciekawiej i chyba bardziej „daje po głowie” pewnie test


wymyślony przez bodajże Pana Reitera, świetnego obserwatora UFO.
Pan Reiter nie tylko wymyślił bardzo korzystny dla ludzkości test
wykrycia implantu w głowie, ale także wiele innych ciekawych urządzeń,
jak np. wykrywacze ufo – czyli czujniki magnetyczne, które kiedy ich pole
zostanie wychylone, nawet minimalnie, natychmiast się zwierają i
zaczynają wyć. Powróćmy jednak do testu.
Test ten nazywamy testem MIR od nazwy Magnetic Implant
Response, czyli Magnetycznej Odpowiedzi Implantu. Ponieważ implant
indoktrynujący jest umiejscowiony niemal zawsze po lewej stronie głowy
(pomiędzy lewym uchem, a lewą brwią), Pan Reiter wymyślił niezwykle
obiektywny test, który dosyć wyraźnie daje odpowiedź, czy ma się
implant, czy też nie. Oczywiście, cwani UFOnauci, zapewne znajdą, albo
już znaleźli sposób jego obejścia, ale zapoznajmy się z owym testem.
Uwaga: Test ten działa tylko wtedy, gdy implanty są aktywne, tj.
włączone. Jeśli pasożyci wyłączają implant, jego wykrycie tą metodą nie
poskutkuje.
Do testu niezbędne jest zebranie następujących „materiałów”:
podkowiasty (to jest wymóg, konieczny!) magnes o sile około 2000
gaussów (to taka jednostka siły pola magnetycznego danego magnesu).
Słabsze magnesy nie wykryją implantu. Potrzebny jest również „pacjent”
czyli osoba badana. Dla większej obiektywności testu najlepiej zawiązać
oczy danej osobie (np. chustą) by ta nie widziała z której strony znajduje
się magnes. Osoba, która będzie przesuwała magnes wokół głowy musi
przestrzec zasady, że może on być najdalej od głowy 2 cm, czyli jest to
maksymalna odległość magnesu od głowy. Oczywiście nie muszę
dodawać, że w teście chodzi o to, by osoba badana w ogóle nie zdawała
sobie sprawy gdzie znajduje się magnes.
Na krawędzi prawdy 171 © Dominik Myrcik

Jeśli osoba badana będzie posiadała taki implant i to włączony


(aktywny), będzie odczuwać przy stymulowaniu polem magnetycznym
magnesu owego implantu same negatywne uczucia: strachu,
nerwowego podniecenia, zimna, dreszczy, nudności, wymiotów, jakichś
lęków, fobii, bólu głowy, migren, odrętwienia nawet części twarzy itd.
Owe uczucia pochodzą stąd, że silne pole magnetyczne zakłóca pracę
implantu i wyzwala niemal same negatywne odczucia, które to właśnie
wskazują na to, że znajduje się implant w głowie pacjenta, przy czym
oczywiście takie odczucia mijają, kiedy badający przesuwa magnes w
inny rejon głowy, lub całkowicie odsuwa magnes od głowy. Najłatwiej i
lepiej jest, że osoba badana mówi w danym momencie, kiedy cokolwiek
odczuwa np. „czuję strach i ból”, kiedy magnes znajdzie się w innym
rejonie głowy powinna powiedzieć „już nic nie czuję”. I dalej: kiedy znowu
magnes znajdzie się w newralgicznym punkcie, powinna powiedzieć
„znowu czuję...”. Po kilkukrotnym przeprowadzeniu takiego testu, daje on
bardzo prawdopodobną odpowiedź.
Znowu zdziwiony/a? No tak, to jeden z kolejnych dowodów na
okupację Ziemi przez pasożytów i na ich ingerencję w rozwój ludzkości
od zarania dziejów.

***

Gdybym to ja czytał moją książkę, ciągle domagałbym się wyjaśnienia


sprawy uprowadzeń do UFO – no bo skoro pasożyci mają tak wysoką
technologię, to jakoś muszą owe uprowadzenia organizować i w jakiś
sposób uprowadzać ludzi do UFO. No właśnie – ale Magnokraftami
pierwszej generacji niewiele by zdziałali. Ponieważ ich jedyną mocą jest
tylko niewidzialność, musieliby stosować pomosty, po których sługusi
(najbardziej obecnie rozpowszechniony obraz UFOnauty, czyli „szarak”)
wciągali ludzi na pokład i potem znowu odprowadzali, a to jest
niewygodne.
Po co jednak się użerać, skoro można wlecieć prosto do
mieszkania, nie dość, że niewidzialnym, to jeszcze...nie uszkadzając
muru, okien itd. Zaskoczony jesteś, Czytelniku? Że w Twoim pokoju
może znajdować się cały wehikuł UFO wraz z załogą, pędnikami,
pulpitami sterowniczymi itd.? A może tym, że Ty możesz przenikać takie
niewidzialne UFO, poprzez jego ścianki i wcale go nie zauważyć?
Właśnie! Jeśli posiada się Magnokraft II generacji, który wytwarza efekt
telekinetyczny staje się to proste...

***
Na krawędzi prawdy 172 © Dominik Myrcik

Magnokrafty II generacji, czyli wehikuły telekinetyczne

Jak pamiętacie, Magnokrafty będą budowane w 3 wersjach, teraz


opiszę tę drugą, dużo bardziej zaawansowaną i jednocześnie najczęściej
używaną przez kosmitów. Praktycznie rzecz biorąc, korzystają tylko z tej
wersji – no i czasami, jeśli coś idzie nie po ich myśli, z III wersji, ale o
tym w dalszych rozdziałach.

Magnokrafty II generacji, będą zewnętrznie wyglądać identycznie


tak samo jak UFO pierwszej generacji. Ich różnica techniczna polega na
zastosowaniu komór oscylacyjnych II generacji. Komory pierwszej
generacji wyglądały jak kostka Rubika, stąd w przekroju były
kwadratowe. Natomiast komory II generacji będą ośmiokątne i będą w
stanie wytwarzać stan migotania telekinetycznego, dzięki któremu
wehikuł znika z pola widzenia i może przenikać obiekty stałe, jak mury,
betony, żelaza, drzewa, ludzi itd.
Właściwie to muszę tutaj opisać zjawisko, którego sens i strukturę
rozwiązał prof. Pająk. Żeby jednak nie było hałasu, że „facet jest
wpatrzony w profesorka i łyka wszystko jak świeże bułeczki” to
wyjaśniam, iż opisane poniżej zjawisko widywałem wcześniej w telewizji,
czasopismach, z tym, iż przedtem nie wiedziano skąd ono się bierze i jak
je ugryźć. Pamiętam bardzo dobrze, jak oglądałem program o tym
zjawisku (oczywiście nie nazywało się ono telekinezą tylko jakoś
inaczej), jeszcze przed zapoznaniem się z wynikami badań prof. Pająka.
Otóż w tym programie osoby ze zdolnościami psycho-kinetycznymi (tak
to się niby nazywa) zostały testowane na dwóch probówkach szklanych,
zapieczętowanych i to przez bodajże tzw. „sceptyków”, którzy
obserwowali zjawisko. Test polegał na tym, że w jednej probówce
znajdowała się zielona plastikowa kuleczka, druga probówka była pusta.
Nagle testowana osoba w jakiś niewytłumaczony do wtedy (dzisiaj już
wiadomo...) sposób przeniosła ową kulkę z jednej probówki do drugiej,
bez dotykania, na odległość itd. Na dodatek całe zjawisko filmowała
kamera, specjalna, bo czterystu-klatkowa (400 klatek/sekundę) kamera,
która o dziwo pomimo aż takich potężnych parametrów pracy, uchwyciła
tylko moment jak kulka jest w jednej probówce a nagle jest w drugiej! Po
przeanalizowaniu materiału filmowego okazało się, że kamera uchwyciła
tylko 3 klatki: jedna ukazująca kulkę w lewej probówce, druga klatka
pokazywała już tylko niewyraźny mglisty zarys kulki, trzecia klatka to już
cała kulka znajdująca się w probówce po prawej stronie ekranu.
Oczywiście wtedy ja, łyknąłem wyjaśnienia sceptyków, jak zwykle
marudzenie, że to nie możliwe, że coś tam, już dokładnie nie pamiętam.
Kiedy jednak czytałem opisy zjawiska telekinezy nagle przypomniałem
sobie o tym doświadczeniu.
Na krawędzi prawdy 173 © Dominik Myrcik

Otóż UFOnauci potrafią dokładnie to samo – tylko że za pomocą


swoich urządzeń.

Do dzisiaj twierdzi się, że niemal wszystkie zjawiska (i cząsteczki)


posiadają swoją odwrotność, np. elektrony-pozytrony. Jednak wg
dzisiejszej nauki jedno (ważne) zjawisko nie posiada swojej odwrotności,
jest nim zjawisko tarcia. Jak wiadomo tarcie wytwarza ciepło i nie
posiada swojej odwrotności – twierdzi nauka. Tymczasem jest to
nieprawda. Zjawiskiem odwrotnym do zjawiska tarcia jest zjawisko
telekinezy. Jakikolwiek ruch polega na dostarczeniu odpowiedniej ilości
energii, jak wszyscy wiemy. Jednak tarcie zamienia ruch na ciepło.
Telekineza więc polega na ruchu telekinetycznym, to znaczy takim, gdzie
dany obiekt porusza się przy pomocy energii, która nie została
zapoczątkowana w naszym świecie fizycznym. Tzn. np. aby popchnąć
kulkę po stole, normalnie musimy ją np. popchnąć palcem. W wyniku
tarcia kulka wytraca prędkość i zatrzymuje się.
Wyobraźmy sobie, że istnieje przeciwmaterialny duplikat (dokładna
kopia) każdego obiektu z naszego świata, czyli każdej rzeczy, nawet
człowieka (nie mylić z pojęciem duszy), owa niematerialna część
(zbudowana z przeciw-materii, czyli idealnie sprężystej substancji),
dotychczas była ignorowana przez naukę. Jednak kiedy w roku 1985
powstał Koncept Dipolarnej Grawitacji, wszystkie „dziwności” tego świata
stały się proste jak naprężona struna.
Dzisiejsza nauka wyznaje koncept monopolarnej grawitacji. Co to
oznacza??? Ano to, że nauka jest w wielkim błędzie, który polegał na
założeniu bez sprawdzenia (obecną wiedzę o grawitacji przyjęto a priori,
czyli bez fizykalnego doświadczenia, sprawdzenia) i przyjęciu, że
grawitacja posiada tylko jeden biegun – nie tak jak magnes posiada N i
S, tylko że posiada jeden biegun, który „ściąga” i spycha masę do
środka. A to jest jak się okazuje nieprawda. Grawitacja posiada dwa
bieguny, z których jeden istnieje w naszym świecie, a drugi w przeciw-
świecie, odpychający. Skoro więc każdy obiekt posiada w przeciw-
świecie swój niematerialny duplikat, ruch telekinetyczny można
porównać do poruszania danego obiektu, poruszając najpierw tę część
niematerialną – część fizyczna obiektu podąży za nią unoszona siłami
grawitacji. Gdyby obrazowo to porównać można by to przedstawić w
następujący sposób: wyobraźmy sobie, że stoimy przed lustrem i
widzimy nasze odbicie, kiedy poruszamy ręką, ręka w lustrze również
wykonuje dokładnie ten sam ruch. Jednak co by było, gdyby światło
posiadało cechy grawitacji (oczywiście nie posiada, to tylko przykład!)?
Moglibyśmy poruszyć najpierw naszym odbiciem w lustrze, natomiast
nasza fizyczna ręka zrobiłaby to samo co odbicie. Jednak powstaje
zasadnicze pytanie: skąd energia, która porusza obiektami w sposób
Na krawędzi prawdy 174 © Dominik Myrcik

telekinetyczny?? Normalnie by poruszyć ciało fizyczne, potrzebne jest


przyłożenie siły. Natomiast zgodnie z zasadą zachowania energii,
również i w przypadku ruchu telekinetycznego skądś musi się brać
energia konieczna do zaistnienia ruchu. Otóż przeciw-materialny
duplikat, czyli taka umowna „dusza” przedmiotu sama zatroszczy się o
energię, pobierając z otoczenia – jest nią...ciepło. To właśnie jest
odwrotność tarcia! Telekineza może pobierać, bądź oddawać ciepło do
otoczenia.
Jeśli Czytelnik nie wierzy, to niech teraz sobie przypomni ilekroć
słyszał o duchach, ufo i jeszcze innych rzeczach paranormalnych, gdzie
temperatura w pomieszczeniu spadała aż do takiej temperatury, która nie
raz szczękała zębami świadków. Kiedy bowiem np. wehikuł zaopatrzony
w napęd telekinetyczny rozpędza się, pochłania ogromne ilości ciepła z
otoczenia, kiedy wyhamowuje, oddaje ciepło, podwyższając
temperaturę. Kiedy więc ufo, przebywające w stanie telekinetycznego
migotania wleci do naszego mieszkania, natychmiast w pomieszczeniu
spada temperatura, nawet jeśli okna są pozamykane, nie ma przeciągu
itd. Jeśli ufo przybywa od góry, to może podwyższyć temperaturę, jednak
większość przypadków to nagłe oziębienia rejonu przebywania ufo.
Stan telekinetycznego migotania – to stan wywołany nierytmicznymi
pulsami pola magnetycznego (w magnokrafcie I generacji pulsy pola
magnetycznego były bardzo precyzyjne i stałe), które powodują, że
wehikuł ufo zaczyna migać – czyli zmieniać się w ciągu sekundy ze
stanu fizycznego, jakby w zarys i przeciw-materialną wersję tego
wehikułu. Ponieważ oko ludzkie zauważa jedynie 24 klatki na sekundę,
wystarczy, że taki wehikuł zacznie migać powyżej tej bariery i...żegnaj
widzialności. Jednak z badań wynika, że wehikuły ufo, po pierwsze
migają z jakąś umowną dla wszystkich ras i ufonautów częstotliwością –
gdyby każdy wehikuł migał w innej częstości, ufonauci nawzajem nie
widzieliby siebie. Dla wehikułów czyli magnokraftów II generacji jest to
około 2500 Hz (2,5 kHz), natomiast dla ufonautów ubranych w pędniki na
nogach, pasie i na ramieniu pomiędzy 10000 – 18 000 Hz. Jak wygląda
taki obiekt w stanie migotania?
Ufonauci zręcznie wykorzystują efekt telekinetyczny, do
podtrzymywania mitu, że są niematerialni i przybywają z innych
wymiarów. Po prostu zamieniają się w półprzejrzystą mgiełkę (migotają
na granicy około 20-25 Hz), tak, że oku ludzkiemu wydaje się iż widzi
„ducha”. Na dodatek w tym stanie można przenikać obiekty stałe. Jednak
z reguły wiadomo, że podczas wlatywania do naszych mieszkań w nocy
i uprowadzania nas, prędkość ta nie przekracza 2 kilometrów na godzinę
– 2 km/h. Dlaczego? Bo stosowanie napędu telekinetycznego wywołuje
najróżniejsze skutki uboczne, namacalne i słyszalne dla człowieka. Dla
przykładu, aby wykryć takie niewidzialne ufo w naszym mieszkaniu,
Na krawędzi prawdy 175 © Dominik Myrcik

można się posłużyć temperaturą pomieszczenia, zachowaniem urządzeń


elektronicznych, zwierząt (na niewidzialne ufo reagują koty, psy, konie,
owce).
Kiedy takie niewidzialne i „niematerialne” ufo wlatuje do mieszkania,
w blokach mieszkalnych często świadkowie raportują, jakby ktoś
przesuwał ciężkie meble po podłodze – co ciekawe, że uprowadzenia
następują w nocy, więc jest wątpliwe, że akurat sąsiad nad nami urządza
przeprowadzkę.
Równie częste są dźwięki identyczne niemal jak z budzików, czyli
tykanie, nawet jeśli na wiele kilometrów w około nie ma budzika. Jednak
dosyć namacalnym dowodem jest, że metalowe furty, klamki, zawiasy,
wpadają w drgania, jakby nimi wiatr zaszarpał. Sam osobiście
przypominam sobie, jak zaczynałem korespondencję z prof. Pająkiem,
miałem stare centralne ogrzewanie, aluminiowe kaloryfery, które
trzeszczały gdy tylko przybywało ufo. Oczywiście one trzeszczały
również pod wpływem krążenia wody, jednak kiedy zdałem sobie
sprawę, że godzina oraz czas trwania tych trzeszczeń nie pasują do
normalnego funkcjonowania c.o., codziennie nasłuchiwałem czasu
„zmiany” warty ufonautów u mnie w domu. Raz jednak miałem wątpliwą
przyjemność poczuć telekinetyczne zimno wywołane zapewne
przypadkowo przez wehikuł ufo u mnie w pokoju, gdzie mam komputer.
Kiedy raz oglądałem telewizję, poczułem raptowne zimno. Sądziłem że
jest to spowodowane przeciągiem, jednak zamknięte okno i gorące
kaloryfery zdziwiły mnie kompletnie. Wtedy przykryłem się kocem, który
zawsze rozgrzewał mnie niemal natychmiastowo – a co najważniejsze
izolował mnie od otoczenia. Tym razem jednak kiedy się nim owinąłem,
zimno dalej przenikało do moich kości, a nie tylko do skóry, jak
zazwyczaj. Zresztą po kilku minutach minęło, kiedy zacząłem
UFOnautów wyzywać i złorzeczyć na nich. Co do drwin i przekleństw na
UFOnautów to jeszcze napiszę, bo ciekawe, a raczej mroczne i groźne
następstwa moich „wybryków” odczułem już trzykrotnie, to jednak, kiedy
zaczynam się z nich wyśmiewać i grozić, co robię naumyślnie to dają mi
tak popalić, że czasami strach o tym wspominać. Kiedy po raz pierwszy
w nocy zademonstrowali na mojej głowie, a raczej umyśle ich
możliwości, ze strachu nie potrafiłem spać przez kilka godzin.

Jeden z lepszych badaczy ufo, Mr. Reiter instalował u siebie w


domu czujniki hallotronowe, które działają na takiej zasadzie, że jak tylko
jakiekolwiek źródło pola magnetycznego pojawi się w jego pobliżu
zaczyna on się wychylać, zamykając obwód i przeraźliwie piszcząc
dawał sygnał pobytu takiego niewidzialnego ufo. Dobrym wykrywaczem
takiego ufo w naszym domu jest zwykły radiobudzik z wbudowanym
wyświetlaczem czasu LED, jednak ważne jest, by taki budzik NIE
Na krawędzi prawdy 176 © Dominik Myrcik

posiadał wbudowanej baterii do podtrzymywania pamięci zegara po


wyłączeniu prądu. Kiedy pędniki ufo znajdą się obok radiobudzika,
przerwą obwód w transformatorze i zegar się wyzeruje na 0:00, będzie
migać aż do czasu ponownego ustawienia. Oczywiście można wtedy się
upewnić, że to nie elektrownia wyłączyła prąd. Tak samo działają zegary
elektroniczne w naszych wieżach stereofonicznych, video. Kiedy bowiem
obwód zostanie na moment przerwany, zegar zaczyna mierzyć czas od
przerwania prądu, stąd możemy łatwo stwierdzić, o której godzinie takie
ufo nas odwiedziło.
Ciekawy jest jednak sposób poruszania się ufo w obiektach stałych,
ponieważ polega on na stopniowym przesuwaniu się magnokraftu np. w
ścianie. Kiedy wehikuł na nanosekundy (małe ułamki sekund) pulsuje,
zamieniając stan z fizycznego, na miganie, przesuwa się – a następnie
po odzyskaniu stanu fizycznego stoi, nie zmieniając pozycji, kiedy
struktura atomów jest fizyczna. Oczywiście ponieważ takich pulsów jest
kilka tysięcy razy na sekundę, ruch nie jest szarpany tylko płynny.
Wiecie co mi przyszło na myśl? Całe te opowieści o duchach,
wampirach, zmorach itd. mogą być zręczną sztuczką wywołaną przez
ufonautów w celu odciągnięcia ludzi od prawdy. Kiedykolwiek bowiem
pojawiają się tzw. duchy, towarzyszy im zimno i spadek temperatury w
pomieszczeniu. Dziwnym jest, że godzina 24 (00) stała się „godziną”
duchów. Czy normalne zjawiska duchowe, czyli nie wywołane teatrzyki
przez Ufonautów mają jakieś ramy i ograniczenia czasowe? Bardzo w to
wątpię, jednak oglądając kiedyś program o św. Andrzeju Boboli jako
duch odwiedził on proboszcza swojej poprzedniej parafii, normalnie w
dzień. Jakoś tak wraz ze zmierzchem ludzie naopowiadali sobie
nawzajem niestworzonych opowieści o duchach. Oczywiście jeśli
powiem, że wszystko wskazuje na to, że ogrom zjawisk duchowych to
obserwacja działania napędu ufonautów, to zarzucicie mi
nieprofesjonalizm autorski, polegający na patrzeniu tylko w jednym
kierunku. Chciałbym pospieszyć z wyjaśnieniem, że „od zawsze”
interesowałem się różnymi zjawiskami, których nie chce wyjaśnić nauka.
Dlatego przeczytałem różne teksty, obejrzałem różne programy tv itd.
Kiedy jednak zdałem sobie sprawę, że właściwie monografie Pana
Pająka wyjaśniają bardzo wiele aspektów „dziwów” niby nie z tego
świata, dotarło do mnie, że innego wyjaśnienia w większości badanych
przez prof. dziedzinach po prostu nie ma.
Wyobraźmy sobie przeciętną wieś gdzieś w Europie w XIII w. Idzie
stara kobieta do lasu po drewno na opał. Dajmy na to, że w lesie jest
polanka a na niej zaparkowany wehikuł II generacji, który w stanie
migotania jest niewidzialny. Dajmy na to, że jakiś ufonauta miał coś do
zrobienia we wsi, np. uprowadzić jakąś osobę i wydoić z niej zwow,
energię życiową, nie wiem, materiał genetyczny (spermę, ovum). Kiedy
Na krawędzi prawdy 177 © Dominik Myrcik

dolatuje on dzięki swojemu napędowi osobistemu do polanki, częściowo


wyłącza on napęd, dzięki czemu staje się on półprzezroczysty.
Przypuśćmy, że na tej polance znalazła się owa kobieta, która karmiona
od małego dziecka opowieściami o diabłach, zmorach, czarownicach
nagle widzi owego ufonautę, który dostrzegając, że ona go widzi, włącza
na „pół gwizdka” swój napęd. I co w tedy? Nagle jego gałki oczne od
napędu zaczynają fluorescencyjnie świecić, zęby tak samo (przypomnij
sobie opowieści o wampirach). Jego postać jest półprzezroczysta.
Kobieta z krzykiem dobiega do wsi, gdzie po kilku powtórzeniach
swojego spotkania jej relacja obrasta w nieprawdopodobne spotkanie z
diabłem z kopytami, który świecił w nocy, wielkości drzewa i szerokości
dębu. Oczywiście to taki humorystyczny akcent ;) Jednak prawda jest
właśnie taka, że kiedy ufonauci specjalnie rozsiewali pogląd, jakoby
diabły i anioły to różne istoty itd., to jednak ich ponura filozofia wskazuje
na coś innego.
Ha! – teraz Was zaskoczę i to zdrowo. Czy zastanawiałeś się nad
pytaniem: czy wśród ludzi na Ziemi są ufonauci używający takiego
sprzętu? Moja odpowiedź. Tak, są tacy ludzie. Mało tego, używają tego
publicznie, pretendują że są uzdrawiaczami, magikami itd. Typowym
przykładem takiego magika jest D. Copperfield, który nie tylko jest
UFOnautą ale i do swoich wielu sztuczek używa takiego właśnie sprzętu.
Dziwi Cię to? A mnie wcale! Jakoś tak „dziwnie” się składa, że
D. Copperfield podczas gdy prezentuje swoje sztuczki z unoszeniem się
w powietrze (latanie) krzyżuje nogi. A to ci „zbieg okoliczności”, że prof.
Pająk dla napędu magnetycznego przewidział właśnie taki tryb działania
– konfrontacja pędników w butach (lub na dolnych częściach łydek). A to
ciekawe, że D. Copperfield podczas „upadku” z Niagary, zaraz po tym jak
skrzynia znika w huczącym wodospadzie, on nagle unosi się w powietrze
helikopterem – to nic jednak dziwnego. Dziwne jest to, że jest on...suchy!
Czyżby stosował telekinetyczny napęd i krople przenikały przez niego jak
przez powietrze? Najpewniej tak właśnie było. Nawet jego włosy są
suche a nie tak jak powinny wyglądać włosy człowieka opryskanego parą
wodną i kroplami.
Kolejnym UFOnautą, chyba jeszcze niebezpieczniejszym jest Satya
Sai Baba – taki hindus z fryzurą „afro” na głowie. Jest on o tyle
niebezpieczny, że wmawia ludziom, że potrafi uzdrawiać itd. Na dodatek
by wywołać szok u obserwatora, korzysta z urządzeń TRI, stąd często
podchodzi do nieznanych mu osób i mówi im o celu ich podróży, co się
stanie w ich życiu itd. Taki z niego „świątobliwy” człowiek...na szczęście
jako że jest ufonautą – a ufonauci to ponurzy i przykrzy osobnicy, na
wierzch już zaczęły wynikać gwałty Sai Baby na młodych chłopcach,
opisywała je jakaś nowozelandzka gazeta. Poza tym, prawdziwy święty
człowiek, dający wzorce innym, NIE posługuje się niskimi pobudkami,
Na krawędzi prawdy 178 © Dominik Myrcik

jak: wyczarowywanie złota, wisiorków, pierścionków i obdarowywanie ich


potem zebranych. Prawdziwy święty mąż, jakim zapewne był Chrystus
postępuje zgoła inaczej. A Satya Sai Baba, często odmawia uzdrowienia
danej osoby mówiąc „on i tak by umarł”. Czyżby kontaktując się z wyżej
postawionymi ufonautami ci nie pozwalają mu udzielić pomocy innym?
Przecież np. Jezus nie selekcjonował ludzi – jeśli już uzdrawiał – to nie
patrzył na wiek, zaawansowanie choroby itd. A poza tym nie rozdawał
ludziom świecidełek w postaci złotych wisiorków, które wyciągał z gardła
czy buzi – błeeee. Sam mam w swoich zbiorach film, gdzie Sai Baba
wypluwa jakieś złote jajko. Na nieszczęście – jego kult rozszerza się
niebezpiecznie szybko. Przypominam jednak Czytelnikowi Apokalipsę i
inne źródła „przyjdą fałszywi prorocy, antychryści i będą czynić cuda a
wielu im uwierzy”. Stąd jeśli będziecie kiedyś oglądać o Babie jakiś
dokument, zważcie na to, że właściwie to tylko od niego samego wiemy
skąd pochodzi i skąd jest oraz całą jego przeszłość.
To samo ze zginaczem łyżeczek – Uri Gellerem. On również nie
tylko jest ufonautą, ale...jest niemal bliźniaczy do D. Copperfielda – taka
sama południowa uroda, z tym, że może David jest ciut przystojniejszy i
ma troszkę inną budowę ciała. Kiedy zobaczyłem jak Uri Geller zgina
łyżeczki, miałem ochotę strzelić z dubeltówki w telewizor. Takich
„magików”, zginaczy, pseudo uzdrowicieli jest niestety wielu. Mówię o
ufonautach oszustach, nie ludziach.

Napęd telekinetyczny i jego właściwości

Jak opisałem wcześniej Magnokraft I generacji zostawia bardzo


wypalone ślady, kiedy zawisa dłużej w jednym miejscu. Potrafi tworzyć
kręgi zbożowe itd. itp.
Jednak wersja telekinetyczna jest duuużo bardziej zaawansowana.
Przede wszystkim jest podstawowa różnica – napęd pracujący w tym
stanie...pobudza naturę do wzrostu, stymuluje wzrost roślin i zwierząt.
Tak więc lądowiska magnokraftów II generacji będą również kształtowo
wyglądać jak lądowiska ufo I generacji, z tym, że nie będą one niszczyć
środowiska, wręcz przeciwnie. Trawa w takim miejscu będzie nawet do
12 razy większa i bujniejsza, rośliny będą bardziej rozwinięte itd. Napęd
telekinetyczny jest właściwie techniczną wersją bioenergoterapii.
Niektórzy ludzie również posiadają takie zdolności – ciekawe, że dopiero
teraz wyjaśnia się, dlaczego tak wielu z nich odczuwa spadek
temperatury ciała lub konkretnej części (np. rąk), kiedy przepływa przez
Na krawędzi prawdy 179 © Dominik Myrcik

nich ta energia. Bo to po prostu pole telekinetyczne, które posiada m.in.


ciekawe właściwości, jak nadśliskość. Bardzo często dzieją się dziwne
rzeczy, jak np. że kiedy pędniki ufo znajdą się nad zwykłą naklejką w
pokoju to traci ona swoje właściwości przylepne i pomimo iż da się
wyczuć palcami klej, nie trzyma on niemal w ogóle. Często kiedy pędnik
ufo znajdzie się nad obrazkiem, to gwóźdź zamienia się...w
niematerialny duplikat na małą chwilkę i obraz spada. Można oczywiście
sobie udowodnić, że to nie zmęczenie materiału oglądając gwóźdź i
uchwyt, które jeśli okażą się całe, niemal z całą pewnością dostarczają
nam dowodu na pobyt ufo w naszym mieszkaniu. Wielu świadków na
własne oczy widziało, jak woda z ich akwariów wylewała się, jakby
ścianki na chwilę przestawały istnieć. Oczywiste jest, że to wpadki
ufonautów, którzy są strasznie ostrożni tak czy siak. Istnieje raport
pewnego małżeństwa, których wizytował ufonauta ubrany w napęd
telekinetyczny. Małżeństwo to kupiło sobie pralkę elektroniczno-
automatyczną. Posiadała ona taką funkcję, że po skończeniu prania
zaczynała piszczeć i dawać sygnał, że pranie dobiegło końca (czyli
program pralki). Jednak ufonauta, który przebywał aktualnie w
mieszkaniu nie wiedział tego. Kiedy bowiem zbliżył się do pralki,
przypadkowo w tym czasie skończył się również program i pralka dała
sygnał właścicielom, że nastąpił koniec programu. UFOnauta się
wystraszył i sądził, że uruchomił ten pisk swoimi pędnikami
(urządzeniami) i spanikował próbując wyłączyć pralkę. Kiedy po chwili
mu to nie wychodziło...po prostu wyciągnął wtyczkę z kontaktu. Chwilę
później oboje zaskoczeni właściciele próbowali dociec kto wyłączył ich
pralkę z kontaktu.
Właściwie to niemal od razu kiedy ukazały się opisy pracy
telekinetycznej, śp. Werner Kropp jako jeden z pierwszych udowodnił
doświadczalnie, że praca telekinetyczna spowodowała spadek
temperatury.
Ruch fizyczny występuje wtedy, gdy najpierw przemieszcza się
fizyczna część obiektu, a przeciw-materialna idealnie nałożona na nią,
podąża dokładnie w ten sam sposób.
Ruch telekinetyczny występuje wtedy, gdy najpierw przemieszczana
jest przeciw-materialna („duch”) część obiektu, natomiast część fizyczna
podąża za nią unoszona grawitacyjnymi siłami.
Efekt telekinetyczny wyzwala podczas pracy tzw. jarzenie pochłaniania –
czyli delikatne świecenie w kolorze białym. Daje się ono uchwycić nawet
wzrokiem, czy to kiedy wehikuł przelatuje w nocy czy też jakiś ufonauta
przypadkowo znajdzie się w naszym mieszkaniu. Istnieje także jarzenie
wydzielania – świecenie na kolor zielonkawy, kiedy np. wehikuł
wyhamowuje, kiedy obiekt będący w stanie telekinetycznym porusza się
nie w górę, a w dół – np. wehikuł ląduje. Owo telekinetyczne białe światło
Na krawędzi prawdy 180 © Dominik Myrcik

przy dużych typach magnokraftów może nawet być bielsze i jaśniejsze


niż światło księżyca w pełni. Innym atrybutem tego światła jest nie
rzucanie cienia. Jest już znane na ziemi światło, które nie rzuca cienia.
To światło ultrafioletowe, bardzo popularne w dyskotekach, które
powoduje, że białe i zielone ubrania, papier jarzy się bardziej niż
pozostałe kolory. Takie światło jest przyjemne dla oczu, doskonale
oświetla każdy element pomieszcenia (telekinetyczne, nie ultrafiolet).
Właściwie to przeciw-świat jest dokładnym niemal odwróceniem
naszego świata fizycznego. W fizycznym występuje masa, inercja
(bezwładność), oraz wszystkie cechy fizyczne. Natomiast przeciw-świat
jest zbudowany z idealnie sprężystej przeciw-materii, nie mającej masy,
koloru, inercji – czyli nie posiada opóźnienia.
A teraz najważniejsze: W świecie fizycznym istnieją fizykalne
reakcje naszych działań – natomiast przeciw-świat jest światem
intelektu.
Tak jak w fizycznym świecie rządzi prawo akcji i reakcji: z
jakąkolwiek siłą byś nie uderzył w mur, tenże mur uderzy w Ciebie z taką
samą siłą.
W świecie intelektu, gdzie mózg jest urządzeniem nadawczo-
odbiorczym, istnieją pewne nieusuwalne prawa, których istnienie
postulują już od tysięcy lat religie, akupunktura, bioenergoterapia, siły
„dobra i zła” (mówiąc obrazowo), magia, tzw. „czary” – te wszystkie
dziedziny działają tylko i wyłącznie dzięki temu, że istnieje przeciw-świat.
Nawet Bóg, czyli Wszechświatowy Intelekt, który rezyduje niewątpliwie w
przeciw-świecie i który praktycznie jest wszędzie i we wszystkim,
stworzył Prawa Moralne – ale niestety, co ktoś pozytywny (np. Chrystus)
narodzi się na ziemi, to UFOnauci jak najbardziej i najskuteczniej starają
się zapobiec szerzeniu się pozytywnej filozofii, dzięki której ludzie w
końcu zrozumieliby, że kręcą na siebie bicz cierpienia i to tylko dzięki
chciwości, zazdrości, głupocie, żądzach itd.
Istnieją istotne przesłanki, że UFOnauci poprzez swoich pachołków
na Ziemi udostępnili Jezusowi skrypty, w których przewidziano Jego
cierpienia, śmierć itd. Oczywiście skrypty owe sami sporządzili, ponieważ
ich Magnokrafty III generacji (które opiszę nieco szerzej niż II generacji)
posiadają możliwość wglądu w przeszłość i przyszłość oraz możliwość
manipulacji czasem, który wcale NIE jest czwartym wymiarem jak to
postuluje błędna teoria względności, która na nieszczęście zamknęła
ludzi w Puszce Pandory, która jednocześnie przy jej tworzeniu się od
razu otwarła, wypuszczając i produkując kolejne generacje bezmózgiego
i pseudo-inteligentnego (w większości) mięsa armatniego, zwanego
naukowcami, którym Magnokraft, czyli UFO (czyli to, czego uznania tak
uporczywie, jak małe dzieci odmawiają) mógłby wylądować dosłownie
pod mikroskopem elektronowym najnowszej generacji, a i tak nie
Na krawędzi prawdy 181 © Dominik Myrcik

uwierzyli by. Kiedyś, kiedy zacząłem czytać prace prof. Pająka,


wierzyłem w stwierdzenie „zobaczyć, to uwierzyć” (seeing is beliving).
Jednak absolutnie nie zgadzam się z prof. Pająkiem (mam nadzieję że
się mylę). Ja uważam, że naukowcy są tak przeżarci przez
pasożytnictwo i tak zadufanymi w sobie ludźmi, że nawet gdyby na ich
oczach wylądowało ufo, zgwałciło by ich żony, córki, wydoiło ich energię
życiową, nadal staraliby się „racjonalnie” wytłumaczyć, to co się stało.
Zwracam uwagę wszystkim Czytelnikom, że aby zostać naukowcem,
mieć ciepłą posadkę i nosić taki „fajny” wykrochmalony kitelek [z tym
kitelkiem to mam chyba skrzywienie psychiczne, wybaczcie;)], trzeba
spełnić następujące warunki:

• wierzyć tylko w to, co piszą w podręcznikach w szkołach i


akademikach

• wykuć na pamięć większość teorii i wzorów, posiadać bardzo dobrą


pamięć;

• nadstawiać się co lepszym i bardziej wpływowym profesorom (czyt.


być lizusem i potakiwać nawet na największą głupotę);

• absolutnie kategorycznie nie wierzyć w żadne tam ufo, magię,


czary, bioenergoterapię, a już absolutnie trzeba być przeciwnym
możliwości naukowego udowodnienia istnienia Boga –
wszechświatowego intelektu

• publicznie jak najszerzej i jak najgłośniej wyśmiewać ludzi oraz


idee, które odstają od ich wiedzy, światopoglądu oraz moralności;

• brać czynny udział w sympozjach „naukowych”, które oficjalnie


zwalczają badaczy ufo, negują istnienie życia poza Ziemią (to
nieważne, że to właśnie z Nasa, pentagonu, czyli instytucji, które
oficjalnie zwalczają pogląd o ufo, zostają wykradzione bardzo
przytłaczające materiały dowodowe)

Domyślam się, że większość zatwardziałych „sceptyków” ostrzy sobie na


mnie zęby i być może będą wypuszczali jakieś publikacje, które będą
starały się mnie ośmieszyć, zniszczyć oraz dobić. Jednak zanim się
sceptyku zabierzesz do takiej kreciej roboty, muszę Cię troszkę o sobie
Na krawędzi prawdy 182 © Dominik Myrcik

poinformować, jako żebyś nie tracił zbędnego czasu na szukanie o mnie


informacji, opiszę nieco swoje zapatrywania.
Gdybym kiedyś napisał podobną książkę, przed znajomością prac
prof. to byłaby dosyć duża szansa na to, że każdy nawet mniej wyuczony
sceptyk mógłby mnie dosyć poważnie zatkać. Oczywiście nie
argumentami, tylko samą psychiką oraz metodą, którą ja nazywam „na
sceptyka”. Metoda ta polega na zakrzyczeniu, zdołowaniu oraz używanie
metod, które nie mają nic wspólnego z konstruktywną krytyką. Teraz
natomiast, dosyć mocno się uodporniłem na plucie i ośmieszanie, choć
wiele mnie to kosztowało – a zapewne jeszcze wiele kosztować będzie.

Jeśli ciekawi Was, czy efekt telekinetyczny był wykorzystywany i


gdzie, to już odpowiadamy: był i jest wykorzystywany na ziemi, tyle że
wiedzą o tym „wtajemniczeni”, czyli ci, którzy wiedzą co to jest telekineza
i gdzie można ją wykorzystywać. Poprzez moją książkę teraz i Wy
możecie spokojnie się dowiedzieć jakie urządzenia są dostępne tu na
ziemi. Od dawien dawna wiadomo, że Inkowie, Aztecowie oraz inne
starożytne kultury południowoamerykańskie budowały piramidy – ale nie
takie jak w Egipcie, tylko „schodkowe”. Mało tego – poprzez nie
przepływała woda, która nawadniała pobliskie pola. Oczywiście
naukowcy, który zapatrzeni są w teorię Darwina, względności i w całą
dzisiejszą fizykę, mogą tylko spekulować a i tak nie poznają prawdy,
która jest tuż o wyciągnięcie ręki. Otóż jedyne czego nie wiemy, to skąd
Indianie wiedzieli o polu telekinetycznym i jego właściwościach. W
piramidach, które ogniskowały i koncentrowały owo pole na wodzie
(która zbierała się w małej sadzawce) telekinetyzowały ją dostarczając
niezbędnych minerałów i składników – a potem po prostu nawadniali
taką wodą pola, gdzie ich uprawy czasami miały imponujące rozmiary i
bujność. Tak samo piramidy egipskie – dzisiaj oczywiście maluczcy
nazywają telekinezę „energią piramid” – fajna nazwa, tylko niewłaściwa,
ponieważ jest to efekt telekinetyczny, który ostrzy żyletki, powoduje
różnorakie zjawiska, które już do dzisiaj zaobserwowali ludzie w
piramidach. A spekulować jedynie można, czy też telekineza
wspomagała w procesie mumifikacji ludzkich zwłok i czy też przedłużała
proces gnilny o tysiące lat (oprócz oczywiście balsamów itd.)
Żyje pewien człowiek, który wykonuje obecnie następujące
doświadczenie, polegające na przygotowaniu miniaturki piramidy
Cheopsa (najlepiej podobno mieć model piramid indian takich
schodkowych, ale niekoniecznie) z tektury, drewna, metalu, pleksiglasu.
Otóż po umieszczeniu w szklance wody i ukryciu pod powierzchnią takiej
piramidki na 2/3 jej wysokości tej szklanki po około 24 godzinach woda
powinna zostać natelekinetyzowana. Ów pan potem podlewał tą wodą
rośliny, kwiaty i wodą zwykłą, z kranu. Różnica jest ogromna i od razu
Na krawędzi prawdy 183 © Dominik Myrcik

zauważalna. W jakiś niewytłumaczalny (jak dotąd) sposób, telekineza


dostarcza takiej wodzie składników mineralnych, jakie zawarte są w
glebie, które powodują, że rośliny nawet pozbawione gleby rosną w
normalny sposób, tak, jak gdyby rozwijały się w glebie. Ciekawe, co?!?
Otóż ideę telekinetycznego rolnictwa trzeba rozpowszechniać, gdyż to
jest jeden z dodatkowych dowodów nie tylko na istnienie innych
cywilizacji, ale i na błąd w postrzeganiu fizyki przez naszych dzisiejszych
naukowców, którzy tylko dzisiaj miniaturyzują, ulepszają, precyzują – ale
od kilkudziesięciu lat nie zaobserwowali żadnego nowego prawa, reguły
ani niczego godnego uwagi. Uważają bowiem – że co było do odkrycia,
zostało odkryte i teraz należy to ulepszać i miniaturyzować.
Bardzo dobry przykład, bodajże prof. Pająk podaje w jednej z
monografii. Ponad 2000 lat temu Archimedes odkrył siedząc w wannie,
że istnieją prawa i reguły, które rządzą wyporem cieczy, kiedy do
naczynia włoży się określony ciężar i powierzchnię. Czy to oznacza, że
przed Archimedesem owe prawa nie działały??? Bzdura – działały, tylko
ludzie nie potrafili ich nazwać, opisać, sklasyfikować. I tak można z
każdym prawem postąpić – czy przed Newtonem nie działało prawo
przyciągania? Działało – jednak nikt sobie tym nie zaprzątał głowy. Tak
samo z telekinezą, czasem, który działa na zasadzie magnetycznej – a
nie czwartego wymiaru. Pewnie jeszcze jest do zbadania mnóstwo
nowych praw, jednak im trudniej coś zaobserwować i zobaczyć, tym
trudniej znaleźć kogoś takiego jak Archimedes i Newton, którzy nazwą
owe prawa po imieniu i bezapelacyjnie i twardo udowodnią innym, że
takie a takie prawo działa i ma się dobrze.

Wczujmy się w rolę człowieka jaskiniowego – dla niego samochód,


którego nie widział, broń, której nie dotknął, dźwięk, którego nie usłyszał
– nie istnieją. Czy to oznacza, że nie są możliwe do wytworzenia? Ano
właśnie – ludzie obecnie jeżdżą samochodami, zabijają się nawzajem z
broni atomowej, w dyskotekach grają głośne pudła, zwane basstubami –
a jednak!!! To wszystko istnieje. Jakim więc prawem, dzisiejsza oficjalna
nauka, przyzwala sobie na dyrygowanie wszechświatem i jakim prawem
nakazuje prawom, których jeszcze nie poznali, możliwość istnienia lub
nie istnienia. NIE mają takiego prawa – a jednak pretendują, że są MC’s
– ale to nie prawda. A jeśli nie wiecie co to za skrót MC – zapytajcie
jakiegoś rappera (hh).
Na krawędzi prawdy 184 © Dominik Myrcik

Prof. Pająk w środku telekinetycznego lądowiska. Ze wzrostu Jana


Pająka (około 176 cm) można mniej więcej obliczyć typ wehikułu, który
wytworzył to lądowisko, wg moich obliczeń wynika, że był to typ K5.
Widzicie ten ciemny, wyraźnie większy pas trawy?

Spójrzcie na ten
krąg wykonany
zapewne przez
wehikuł typu K3. W
środku rosną
kwiaty i
jasnozielony okrąg
trawy – na
zewnątrz jednak
zamienia się on w
ciemnozielony pas
o szerokości około
30 –50 cm.
Na krawędzi prawdy 185 © Dominik Myrcik

Zdjęcie tego
samego kręgu
co poprzednio
(zbliżenie)
W kręgu tym,
w jego pasie
dookoła rosło
102 grzyby,
Grzyby których wielka
ilość
występowała
tylko i
wyłącznie w
tym

ciemnozielonym pasie. Ani na zewnątrz ani wewnątrz nie było nawet


jednego grzyba.
Były to zwykłe, leśne, dziko rosnące grzyby, koloru beżowo-lekko-
pomarańczowego, ich wielkość: od 1 cm, do około 5-7 cm. Największe
okazy miały średnicę kapelusza do 3,5 cm

Zdjęcie tego
samego
lądowiska. Ów
czarny cień
rzucany jest
przez dach
domu.
Zauważ, że
wyraźnie
widać, jak
żółte i białe
kwiaty NIE
występują w
pasie ciemnej
zieleni (za to
występują w
nim 102
grzyby).
Na krawędzi prawdy 186 © Dominik Myrcik

Thesta-Distatica
Jeśli zabrać się do opisywania telekinezy, natychmiast nasuwa się
pytanie, czy i ludzie są w stanie zbudować jakieś maszyny, niekoniecznie
magnokrafty, zdolne wykonać telekinetyczną pracę. Nie skłamię, jeśli
powiem, że takie maszyny istnieją, widziało je mnóstwo ludzi, sam prof.
Pająk w 1991 roku wizytował Szwajcarię a ściślej grupę religijną
Methernita. Otóż...ta grupa twierdzi, iż urządzenie nazwane thesta
distatica, dostali...z zewnątrz. Otóż urządzenie to, składa się przede
wszystkim z 2 dysków o średnicy około 54 cm. Posiada dwie duże cewki
– oraz jeszcze kilka pomniejszych elementów. Urządzenie to
wytwarza...darmową energię – podłączone żarówki (sztuk 4) świecą
pełnym światłem – pochodzenia energii a ściślej prądu, nie znają sami
posiadacze tego urządzenia. Urządzenie to, przez kilka lat można było
fotografować, mierzyć, zaglądać pod stół, czy aby urządzenie nie jest „na
lewo” podłączone do prądu. Ilość chętnych była tak duża, że
postanowiono wprowadzić opłaty za możliwość oglądania tego
urządzenia. Nie odstraszyło to jednak ludzi, co spowodowało, że grupa
Methernita zaprzestała pokazów urządzenia.
Nie muszę dodawać, jak strategiczne urządzenie jest to dla okupujących
nas ufoli. Gdyby bowiem udało się rozpowszechnić tę cudowną fabrykę
energii ludziom otwarły by się oczy. Jest to jedyne na ziemi urządzenie,
teoretycznie opisane przez prof. Pająka, korzystające z pracy
telekinetycznej, które działa i ma się dobrze. Obecnie urządzenie to
zostało zablokowane przez ufoli. Mianowicie – wszystkie zapiski
dotyczące budowy urządzenia, jego napięć, cały schemat elektryczny –
w „przypadkowy” sposób zaginął. Nawet szefowie Methernity, na pytania
Jana Pająka nie potrafili odpowiedzieć logicznie – jedyne co wiadomo im
było, to to, że urządzenie zostało im przekazane w tajemniczy sposób,
na ciężkie czasy, które są przed nami. Wg Methernity, za niedługi czas,
ma nastąpić wojna na ziemi (albo też jakiś innego rodzaju kataklizm), a
Thesta-Distatica pozwoli odbudować, dzięki darmowej energii na powrót
ludzkość. Ciekawa historyjka, prawda?

Sama nazwa Thesta-Distatica ma takie oto wyjaśnienie:


Thesta – oznacza urządzenie do testowania, prototyp
Di – posiada dwie tarcze, lub też drugie wyjaśnienie, pracuje „pomiędzy”
dwoma światami, produkuje dwa rodzaje energii itd.
Statica – oparta na oddziaływaniach elektrostatycznych.
Na krawędzi prawdy 187 © Dominik Myrcik

Na szczęście nie tylko prof. Pająk z Polski widział tę maszynę podczas


działania. Także w programie Radia ZET „Nautilus” – kiedy jeszcze ów
program istniał, był raz odnotowany wywiad z jakimś człowiekiem, który
widział T-D w działaniu osobiście.
Oczywiście, powody, dla których ludzie nie mają zielonego pojęcia o
T-D jest całe mnóstwo – jednak oczywistym jest, że wywodzą się one od
samych skiśniętych ufoli. Jako, że T-D wykorzystuje efekt, który ufonauci
starają się ukryć, samo urządzenie też jest pod obstrzałem ufoli i bardzo
oni doglądają, by niemal żadna wzmianka o tym urządzeniu nie
przedostała się do prasy, radia itd. Owszem jest kilka wzmianek o tym
urządzeniu w zaledwie kilku artykułach i jednej książce – ale trzeba by
naprawdę super-aktywnie szukać, by je wydobyć ze światowych
czeluści.
Gdybym chciał się rozwodzić nad Thesta-Distaticą, musiałbym jej
poświęcić kilkanaście, kilkadziesiąt stron mojej książki. Jednak chyba
fakt, że taka maszyna istnieje oraz podstawowe informacje o niej zostały
Wam naświetlone itd.

Thesta-di-statica oraz podłączona do niej żarówka.

Ogólny schemat thesta-di-


statica
Na krawędzi prawdy 188 © Dominik Myrcik

***

Zamachy na życie

Motto: Nigdy nie mów: „nigdy”

Kiedy czytałem opisy w monografiach, jak to UFOnauci starali się


zamordować członków Ruchu Oporu, samego prof. Jana Pająka, ciągle
nie potrafiłem dojść do zrozumienia, dlaczego te zamachy się nie udały
oraz nie rozumiałem metod UFOli. Teraz, kiedy już wiem czym jest
pasożytnictwo, rozumiem już dlaczego zamachy te mogły się nie udać
UFOlom.
Otóż, jak wynika z częstości zamachów na życie prof. Pająka, co
kilka lat jest przeprowadzany jeden zamach, co tylko umacnia naszą
wiarę w to, iż ufole są przebiegli i stosują metody, dzięki którym po
pierwsze bardzo trudno jest się zorientować, że dany zamach nie był
naturalnym wypadkiem, tylko super-precyzyjnie przygotowanym
zamachem. Po drugie: stosują swoje niewybredne metody w taki
sposób, by karma, jaką sobie w ten sposób stworzą, była jak
najdelikatniejsza (o ile to możliwe, oczywiście). A im bardziej „słabsza”
karma, tym łatwiej ją przerzucić na jakiegoś ziemianina.
O co chodzi z tą karmą? Otóż totalizm wypracował inny sposób
postrzegania świata – świata, w którym za każdy uczynek naszym
rejestrom w przeciw-świecie (nazywanej dla ułatwienia przez ludzi
„duszą”) doczepiany (dokładany, podpinany itd.) jest jakby algorytm,
który w odpowiednim czasie zadziała i zwróci nam to, co uczyniliśmy (a
dokładniej zwróci nam uczucie, jakie odczuły inne intelekty). Na
przykładach najlepiej rozumiemy dane zjawisko, więc postaram się do
jaśniej wyperswadować.
Większość z Czytelników wie, jak działa komputer: mamy jakiś
program, który wykonuje określone operacje. Po naciśnięciu danego
przycisku, program wykonuje to, co danemu przyciskowi zaprogramował
informatyk. Oczywiście, jest to działanie natychmiastowe.
Karma natomiast jest wykonywana po tej drugiej „stronie” – czyli
świecie intelektu. Otóż Karma NIE zna coś takiego jak czas...karma
rządzona jest przez mechanizmy działań tysięcy, milionów sytuacji, które
na co dzień nas spotykają.
Niestety na nasze nieszczęście, większość religii wprowadziła
pojęcie „wybaczenia”. Tymczasem jak udowodnił Nam totalizm (jako styl
życia) nie istnieje żadne wybaczenie! Przez np. chrześcijaństwo
Na krawędzi prawdy 189 © Dominik Myrcik

wybaczenie zupełnie wypaczyło postrzeganie „dobrych” i „złych”


uczynków. Nasze „uczynki” – czyli po prostu Karma, jest Nam zwracana
z opóźnieniem czasowym – niestety to opóźnienie w wykonaniu kary
(bądź zwrotu dobrego uczynku) religie zastąpiły „wybaczeniem”.
Tymczasem Karma po prostu w naszym życiu „czeka” (oczywiście karma
to nie żadna istota, czy byt!) na takie ułożenie (skonfigurowanie)
naszego życia, by zwrócić Nam uczucie, które np. 4 lata wcześniej w
kimś wzbudziliśmy. Pewnie nasuwa się Wam pytanie: a ile czasu trwa
zwracanie przeciętnie Karmy?
Odpowiedź jest prosta: zależy to od człowieka, układu jego życia itd.
Jednak jak wynika z obserwacji przeciętnie Karma zwraca się około
5-7 lat od danego zdarzenia. Jednakże trzeba wiedzieć, że zazwyczaj
większość naszej karmy, jaką „popełniliśmy” od urodzenia, jest nam
zwracana – tylko, że po kilkudziesięciu latach, nie pamiętamy, iż jako
dziecko zrobiliśmy coś, co jako staruszek otrzymujemy w zwrocie,
występuje to w innej sytuacji itd. itp. Ludzie nadal wierzą (niestety...), że
jak będą wrzucali na tackę co niedzielę w kościele i jak będą chodzić co
niedziela do kościoła i przyjmować w progi domostw „kolędę” (a w
tygodniu rabować, bić, poniżać, gwałcić, być chamskim, powodować
ludzki ból, zabijać) i jak później pójdą do spowiedzi to im to „stary”,
trzęsący się ze starości Bóg wybaczy i znowu będą mogli uspokoić
swoje sumienie, sądząc, że jak ksiądz za konfesjonałem odpuka w
drewno, to daje im to kolejny kredyt na kolejne niegodziwości.
O naiwności ludzka!
Na szczęście nie jestem ateistą ani agnostykiem, ale czytając ich
teksty, oprócz tego, że bardzo często opierają się na tych samych
zwrotach, często typowo słownikowych i często nie zrozumiałych, trudno
im się w końcu dziwić, skoro instytucja kościoła ciągle wmawiała
ludziom, że jak ktoś się przed śmiercią rzetelnie i ze skruchą i żalem
wyspowiada, to nawet największemu grzesznikowi Bóg wybaczy! A ten,
co żył dobrotliwie, uczciwie, chociaż nie chodził do kościoła, nie wierzył w
Boga, ale grzeszył mniej niż najgorszy grzesznik, który przed śmiercią
„się nawrócił” – ten pójdzie na wieczne potępienie, gdzie śmierdzący
siarką diabeł, będzie podkładał do ognia – tylko mam pytanie...to jakaż to
KARA dla największego grzesznika świata – szatana? Kusić ludzi,
namawiać ich do złego, podkładać ogień piekielny (obojętnie czy w
przenośni czy też nie...), wyrywać duszyczki Bogu, aby...no właśnie,
aby co?
Świat byłby zdrowszy, gdyby nie pomyłki ludzi, gdyby nie chciwość –
o tym to my wiemy – szkoda jednak, że ślepi fanatycy wszelakich form
religii, tego nie widzą.
Kościół jednak się zmienia, coraz więcej ludzi od niego odchodzi, a
raczej od starodawnej formy postrzegania kościoła, znaczy się takiej,
Na krawędzi prawdy 190 © Dominik Myrcik

jakie wyznaje stare pokolenie ludzi, gdzie księdza całowało się w rękę,
ksiądz był wyrocznią, w ogóle nie zwracało się uwagi na jego wybryki – a
tych było u wielu księży niemało. Jednak sam wiem, że popadanie z
jednej skrajności w drugą jest złe – nie można bowiem widzieć tylko
złego w czymkolwiek, lub tylko dobrego. Muzułmanie bowiem widzą tylko
dobro w swojej religii, szkoda, że posługują się złem i terroryzmem dla
ukazania ludziom przynależności swej religii. Jakie to szczęście, że
pomimo wad kościoła, chrześcijanie nie używają przemocy (albo aż
takiej przemocy) nie są tak wrogo nastawieni do świata (chociaż
przypadek Irlandii temu przeczy).
Jeszcze 10-15 lat temu słuchając kazań w kościele były one naiwne,
prościutkie – takie jak wytłumaczenia dla niektórych rzeczy w biblii.
Kościół się zmienia – teraz nikt nie mówi o szatanie który smaży w kotle
(małe dzieci jeszcze są tym karmione) jednak na kazaniach już duża
większość księży (nowego pokolenia) została przeszkolona na
uniwersytetach inaczej, bardziej, powiedziałbym mądrze – wraz ze
zmianą ustroju na quasi-kapitalistyczny w Polsce, ludzie zaczęli zadawać
bardziej skomplikowane pytania, bardziej mądre, złożone, ludzi nie
satysfakcjonuje już prosta odpowiedź, tylko odpowiedź...powiedziałbym
bardziej naukowa!
Paradoksalnie wszyscy narzekają na polskie Radio Maryja – ja się
jednak cieszę, widząc moją 90-letnią ciotkę, która żyje jeszcze myślami
w latach 20-30-40 naszego stulecia, cieszę się, że nie ma telewizora
tylko Radio Maryja – jakim bowiem byłoby dla niej szokiem, gdyby
dowiedziała się, tak jak ja wczoraj (18.10.2002r) że od początku roku w
USA odsunięto około 300 księży od posługi kapłańskiej za pedofilę!
Przecież staruszka by tego nie wytrzymała. Ona jeszcze głęboko siedzi
w „starej” filozofii postrzegania kościoła i świata, gdzie „urzędnik” to był
ktoś! Gdzie dużo rzeczy było na pokaz. Gdyby teraz w wieku 90 lat
dowiedziała się o aferach kościoła i księży, świat wytworzony w jej
umyśle mógłby się gwałtownie załamać. A nawet jeśli te informacje są
przekazywane w ww. radiu, to są one łagodzone.
Właściwie to nie wiem sam czemu to ode mnie wypłynęło, przecież
miałem pisać o zamachach na życie – najpierw napiszę o zamachu,
który najprawdopodobniej miał pozbawić mnie życia. Oczywiście stu
procentowej pewności nie mam, jednak, jak się będę starał
przedstawić... troszkę za dużo zbiegów okoliczności w moim przypadku,
by je zignorować ot tak, sobie.

Uwaga: Poniższe wydarzenia miały miejsce obiektywnie, odczułem


na sobie wszystko to, co opisuję w związku z moją chorobą. Istnieje
wielu świadków tych wydarzeń (m.in. moja rodzina, znajomi) –
interpretację zostawiłem sobie. Kiedy zdałem sobie sprawę, że to co mi
Na krawędzi prawdy 191 © Dominik Myrcik

się wydarzyło mogło być moim zamachem na


życie...nie...to...niemożliwe?!? Ojej, zaczynam gadać jak naukowiec
(zwrot: „to niemożliwe”).

***

Cambrils, Hiszpania, rok 1998.

Otworzyłem oczy. Spojrzałem przez okno i zorientowałem się, że jest


jeszcze wczesna pora – około 08:00, rodzina jeszcze nie wstała, więc i
tak nie było po co szwendać się po bungalow16. Nagle w mojej głowie – a
raczej gdzieś w moim pokoju usłyszałem najbardziej przerażający
śmiech jaki usłyszałem świadomie w swoim życiu. Brzmiało to jakby
piskliwy chichot 2-3 kobiet – albo pisk hieny. Kiedy zdałem sobie sprawę,
że tak naprawdę to przecież ja już nie śpię i nie może to być sen,
zmroziło mi plecy i ciało, tak się przestraszyłem. Dla mnie, 17-letniego
wówczas chłopaka, który przyjechał na wczasy do Hiszpanii, kąpiele w
morzu, grill, słońce – nie współgrało dobrze z tym śmiechem... Po raz
pierwszy i jak dotychczas ostatni w życiu miałem wątpliwą mocno
przyjemność czegoś takiego „dostąpić”. Wiem co sen i wiem co jawa.
Nie raz przecież różnego rodzaju koszmary przecież śniły mi się w życiu
a po przebudzeniu zawsze odczuwałem przyjemność i błogość, kiedy
okazało się, że to co przed chwilą mnie przerażało, uciekło za „tę drugą
stronę”. Tym razem jednak włos zjeżył mi się na rękach, plecach, bo te
dziwne głosy trwały kilka sekund.
Dziwniejsze jednak jest to, że przy śniadaniu mój wujek, zwykle
śmiejący się z tego typu „strachów”, człowiek „twardo stąpający po ziemi”
– jak to się zwykle określa, po tym jak opowiedziałem o tej dziwnej
przygodzie...nie roześmiał się, a takiej właśnie reakcji oczekiwałem.
Uczulam Czytelnika, że w owym czasie, nie zajmowałem się ani
badaniami ufo, ani niczym „tajemniczym”. Byłem sobie, ot, przeciętnym
nastolatkiem. NIE wiedziałem niczego o prof. Pająku, tzw. magii,
zjawiskach duchowych, nic mnie praktycznie z tego nie interesowało – a
jeśli interesowało, to tylko pasywnie – tzn. tu coś usłyszałem, tu coś
przeczytałem, jednak aktywnie nie podjąłem tego tematu.
W owym czasie również, przyjechałem już do Hiszpanii mając
wysoką gorączkę i dziwny kaszel. Sądziłem, że słońce i klimat mnie
wygrzeje a po chorobie nie będzie śladu. Myliłem się...

16
Bungalow – to potoczna nazwa domku jednorodzinnego, letniskowego. Używana zarówno w Hiszpanii, dla
zcharakteryzowania domków o określonych cechach, jak i w innych częściach Europy. W Polsce nazwa ta
również została przyjęta i stosuje się ją literacko. – przyp. Autor.
Na krawędzi prawdy 192 © Dominik Myrcik

Po przyjeździe do Polski, udałem się od jednego lekarza do


drugiego aż w końcu trafiłem do szpitala.

***

Ufonauci prędko wchodzili do pomieszczenia w magnokrafcie, coś na


kształt mostka kapitańskiego.
Jeden z nich, najbardziej przerażający i zapewne najmniej moralny,
ryknął na nich i uciszyli się.

- Musimy coś z nim zrobić – to mówiąc wskazał na mnie,


przewracającego się z boku na bok.
- Otrzymałem informację od samego szefa, że ten człowiek, jako jeden z
kilkudziesięciu w Polsce, będzie wydatnie przeszkadzał naszej rasie w
hodowaniu tych bydląt – jeszcze raz pokazał mnie, co miało oznaczać że
jestem również zaliczany do bydlęcia, które nic nie jest warte.
- Zadaniem moim i waszym będzie, doprowadzenie do śmierci tego tu
śpiącego, poprzez wywołanie w nim choroby. Nasza grupa już ma
doświadczenie w tych sprawach, więc nie muszę mówić, że wszystko
musi wyglądać na wypadek, naturalną chorobę, lub błąd innego bydlaka
z ich rasy, zwanego lekarzem.
To mówiąc podleciał jeszcze bliżej wehikułem, wraz z pulpitami
sterowniczymi, załogą pod moją twarz.
- Tak .... człowieku....hahah...załatwimy Cię i nigdy już nikt się nie dowie
ani nie zrobisz tego co miałeś zrobić – z drwiną w głosie powiedział
humanoid, po czym kilku z nich zawtórowało mu z dziwnym piskliwym
wyciem w głosie.

Jeden z nich przekręcił jakąś wajchę i wehikuł uniósł się z domu,


poprzez ściany aż na sam dach i odleciał w kierunku morza z ogromną
prędkością.
Był już wrzesień 1998 roku, a choroba nadal nie ustępowała.
Kaszlałem coraz mocniej i częściej. Wizyta u specjalisty od gruźlicy, co
prawda nie wykryła samej gruźlicy, ale zaniepokoiła lekarza, a mnie
jeszcze bardziej – „coś” mam na płucach, jeszcze nie wiadomo co. Było
to w miejscowości oddalonej od mojej o 20 km – L. (nazw miejscowości
nie podaję – litery są prawdziwe).
Zostałem w szpitalu, na około 2 tygodnie – badania, zastrzyki
(niektóre bardzo bolesne, jednak byłem już przyzwyczajony od
dzieciństwa, jako że kiedyś dostałem kilka serii, więc jako tako byłem
odporny). Nawet przypominam sobie jedną zabawną historię, kiedy
pielęgniarka wbiła mi igłę w pośladek, lecz płyn był zbyt gęsty (proszek
Na krawędzi prawdy 193 © Dominik Myrcik

wymieszany z płynem niedostatecznie się rozpuścił) i...poszła po


kolejną, grubszą. Kolejna igła w pośladek – i ta była za cienka, więc
przyniosła trzecią, bodajże „18”, czy „20” – pomimo bólu przy
wpuszczaniu zastrzyku i zesztywnienia nogi na prawie godzinę, do dziś
mile wspominam tę historię – a tych wesołych było zdecydowanie
mniej... . Kiedy wypytywałem lekarzy, co mi jest, jaka to choroba, milkli i
żaden nie potrafił mi powiedzieć, ładowali za to we mnie tabletki,
zastrzyki i co tylko można było. Pojechałem potem do kliniki płucnej
(specjalistycznej) do miejscowości Z. – tam oprócz przebywania kilku
kolejnych tygodni, kolejnych zdjęć roentgenowskich (było ich już ponad
20!!) oraz kolejnych 25 tomografem – przypominam, dawka
promieniowania X dopuszczalna dla człowieka (oficjalnie) to jedno
zdjęcie na pół roku. A ja miałem ich już ponad 40 w ciągu 2-3 miesięcy...
Oczywiście mus to mus... nic nie mogłem poradzić...
Jednym z milszych badań była...fiberoskopia – czyli przewód
grubości długopisu wraz z kamerą do płuc – jeszcze tylko psiknięcie w
gardło sprayem o nazwie Xylocain (ksylokaina) – tak aby „oszukać”
nerwy dotyku (to, że oczy i łzy wypływają na wierzch, to już pestka) –
jednak poprosiłem o spojrzenie w te płuca, cóż, jak dla mnie nie było tam
nic nadzwyczajnego, jakieś czerwone „frędzelki” i tyle. Jednak
bronchoskopia była mniej przyjemna, bo chwilowe uśpienie i pobranie
wycinka płuca, to nie jest to, co „tygrysy lubią najbardziej”.

Najgorsze jednak, miało nadejść później, jak się okazało...

***
- Jego choroba idzie w bardzo zaplanowanym kierunku – poinformował z
dumą brzydki i odpychający humanoid tego bardzo podobnego, wręcz
powiedziałbym bliźniaczego do Davida Copperfielda, może był nieco
mniej owłosiony i ciut grubszy.
- Jak tak dalej pójdzie, to zniknie za mniej niż pół roku i problemu nie
będzie – odpowiedział tamten.
- A te durne pały nigdy nie zorientują się, że to MY wykończyliśmy
większość ich wielkich ludzi, którzy Nam zagrażali, heheh – dodał z
satysfakcją ten brzydki.
- Nie tak szybko, pamiętaj ile razy nam się to nie udało...karma...no i
wiesz...ten, który niby istnieje...zresztą ja tam nie wiem... – wycofał się z
wykończenia zdania ten, który był podobny do słynnego ufonauty,
podającego się za magika.

- Jest tak: udało mi się osobiście dać mu popalić, tyle ile na razie
wycierpiał, to moja zasługa, oczywiście dbałem o czystość Naszej karmy
Na krawędzi prawdy 194 © Dominik Myrcik

i niemal natychmiast zrzucałem ją na kogoś głupiego i niemoralnego –


chwalił się brzydal.
- Dobrze Cię szkoliłem – poklepał go po ramieniu ten drugi, jakby
oczekując szczegółów.
Tamten jakby tylko na to czekając zaczął wymieniać:
- Najpierw więc za pomocą TRI17 podałem ichniemu lekarzowi, by
zwlekał z wydaniem diagnozy, pompował w niego różne specyfiki, robił
zdjęcia promieniotwórcze, aby osłabić jego ciało i ducha. Obecnie już
teraz bardzo się boi swojej choroby, jest strasznie skołowany. Niestety
nie wiem dlaczego, ale nie można jak na razie znaleźć luki w karmie, by
załadować mu raka, a szkoda, tak szybko by ten pies zdechł.
Chociaż...może nawet lepiej i tak – hehe. Gdybyś słyszał jego myśli –
wyrwał się z odpowiedzią mój oprawca – ten głupiec ciągle powtarza, „za
co ja winien bogu, że mnie tak pokarał”, czy coś podobnego.
- Poważnie? Hehe, te wszystkie nasze hodowlańce [tu podniósł brwi ten
drugi ufol w geście triumfu] ciągle wierzą w tego ich „boga” – hahah
jednak nasi poprzednicy byli wielcy – żeby wymyślić coś czego nie mogą
te muły udowodnić i zaprzeczyć, a ponadto powodować ich głęboką
wiarę w taki bezsens, to musieli naprawdę się nagłowić.
- W sumie – żachnął się „antyboski” ufol, wkurza mnie to i za to ich
nienawidzę, nie dość że to my ich stworzyliśmy i przytaszczyliśmy na tę
ich godną pożałowania planetkę, to jeszcze nie biją przed nami pokłonu,
cóż, skoro jednak mamy ich niezauważenie hodować to nie ma innego
wyjścia.
- Ważne jest to – przerwał mu ten brzydki, że wszystko idzie zgodnie
z planem.

***

„Specjaliści” – jak to się okazało, wcale nie byli skłonni do


odpowiedzi na moje pytanie „co mi jest” – bo sami nie wiedzieli –
albo...nie chcieli mi powiedzieć. To, co mnie uderzyło niepozytywnie jako
człowieka i obywatela – to wszędobylskie łapówkarstwo i korupcja. Bez
pieniędzy ani rusz! Owszem nie ma to nic wspólnego z moją publikacją,
ale czuję obowiązek by o tym wspomnieć. Otóż w miejscowości Z. –
znanej z kardiologii całej Polsce, jest także klinika płucna – a w tej
klinice, mały, wąsaty „pan doktór” – którego nazwisko pochodzi od
pewnego ptaka, podobnego do orła, bardzo mnie wręcz rozsierdził, bo
17
T.R.I. – Thoughs Recogniction Interface – Interfejs Rozpoznawania Myśli – służy on nie tylko aby
podsłuchać i przesłać za pomocą myśli wiadomość, ale również można za jego pomocą włożyć do głowy
konkretne idee, poglądy, można modyfikować nawet to, co ludzie widzą, sprawiając, że np. wehikuł UFO będzie
widziany jako samolot, ptak, coś zupełnie naturalnego, zwierzę...
Na krawędzi prawdy 195 © Dominik Myrcik

są pewne granice, których hipokratesowscy „dawcy życia i zdrowia” nie


powinni przekroczyć. Otóż po ponad miesięcznym leczeniu w owej
klinice, ów doktor który mnie prowadził, chciał wypisać mnie na święta
Bożego Narodzenia do domu. Byłem wtedy z moją mamą w jego
gabinecie. Wiadomo było, że ze mną nie jest wesoło, co podkreślał sam
Pan doktor. Mama wówczas nie wręczyła żadnej koperty z wiadomo jaką
zawartością, co zostało przeze mnie odnotowane, bardzo otwartą
chłodnością tego doktora, który przy pożegnaniu ledwo odburknął na
nasze (moje i mamy) „do widzenia”. Nie zwróciłem na to uwagi, jako że
zbyt zajęty byłem cieszeniem się powrotem na święta po długich,
strasznych i dosyć czasami bolesnych badaniach.
Po powrocie do szpitala (tej kliniki płucnej) i wejściu do pana doktora
do gabinetu, na pytanie mamy „i co dalej panie doktorze z leczeniem
syna?” ten odparł bezczelnie „no a co ma być, do rejonu, z powrotem”.
Nami wstrząsnęło! Ja, który ledwo trzymał się na nogach i któremu
groziły niebezpieczne choroby, nie wykluczając nawet raka, zostałem
potraktowany jak śmieć! Towar! Worek kartofli!!! Kiedy wyszliśmy z
gabinetu, mama nie wiedziała co powiedzieć, wtedy, na raz
przypomnieliśmy sobie, że mama „zapomniała” o wiadomym upominku
ostatnio dla doktorka-korupcjatorka.
Na szczęście sprawę załatwił tata, kilka dni później, który jednak
wręczył kopertę z zawartością bodajże 200-300 zł. Inaczej
prawdopodobnie zostałbym skierowany rzeczywiście do rejonu – czyli
stamtąd skąd zostałem skierowany do szpitali „wyższej instancji”.
Ja wiem! Taka teraz polska rzeczywistość, że „się bierze”. Nie to mnie
tak bulwersuje, że jest korupcja, tylko jej skala! Na kilkunastu lekarzy,
wśród nich 2-3 kobiety, brali niemal wszyscy. Jaka szkoda, że nie mogę
napisać, że nie brali niemal wszyscy. Chciałbym zaznaczyć, że kobiety
mnie nie prowadziły, stąd nie mogę stwierdzić, czy również brały łapówki.
Mówiąc prościej – wśród kilkunastu lekarzy-specjalistów, spotkałem
na swej drodze, góra 2-3 morlanych, godnych uwagi, rzeczywiście
lekarzy z prawdziwego zdarzenia.

Po badaniach w Z. zabrzmiał wyrok: konieczna operacja płuca,


polegająca na wycięciu dolnego (trzeciego) płata prawego płuca. Jakże
się bałem, to tylko ja wiem i ci, którzy to przeżyli – i tak szczęście, że nie
miałem raka, ale strach o życie był znaczny.

Skierowano mnie do miejscowości B. Ś. – kliniki torakochirurgii i


torakotomii, gdzie doktor, którego nazwisko pochodzi od pewnego
słodkiego, ogrodowo-leśnego owocu, zaskoczył mnie kilkoma rzeczami –
i nie tylko On, ale inni lekarze też.
Na krawędzi prawdy 196 © Dominik Myrcik

To, co wydarzyło się w B.Ś. jeszcze bardziej uwypukliło mi (obecnie,


NIE wtedy), że z moją chorobą jest coś nie tak i że istnieją dziwne jej
okoliczności. Ale po kolei.
W Klinice Torakotomii w B.Ś. przez cały tydzień przechodziłem
kolejne badania od nowa: badanie krwi, płuc, roentgen i wreszcie termin
operacji.

Wtorek (nie jestem pewien na sto procent). Godzina 06:00. Obudziłem


się nerwowy, głodny (musiałem być na czczo). Strach przed operacją
narastał. Właśnie o tej godzinie powinienem dostać pół małej, niebieskiej
tabletki, która miała działanie uspokajające. Pół godziny później,
powinienem dostać „głupiego jasia” – czyli zastrzyk obezwładniający,
którego działanie przypomina wypicie większej dawki alkocholu. Tak się
NIE stało. O dziwo, prosiłem o tę tabletkę, ale nikt mnie nie słuchał,
przestępowałem z nogi na nogę i nawet współpacjenci prosili, by
pielęgniarki mi ją dały. Tabletkę otrzymałem około 06:50, a zastrzyk
krótko przed 07:00, czyli o godzinę za późno. Wśród pacjentów krążyła
dosyć zabawna (dla mnie wtedy nie) historia: „jak otrzymasz głupiego
jasia to nie zdążysz policzyć żarówek w lampie nad stołem
operacyjnym”. Ja jechałem zupełnie trzeźwy na tę operację, strach
nawet momentami przeradzał się w panikę, gdyż zastrzyk podano mi o
dużo za późno – a miał on wspomóc przecież działanie owej tabletki,
którą też dostałem za późno! Jak potem się pielęgniarki zorientowały, że
popełniły dosyć poważny (zachowywały się tak, jakby był poważny, więc
wierzę im) błąd. Po pierwsze, nie zaopiekowały się pacjentem przed
operacją, nie dały mu nic na uspokojenie, po drugie: spóźniły się z
zastrzykiem. Potem prosiły mnie bym nie wspominał o tym „szefowi” czyli
drowi, który mnie prowadził i operował. Domyślam się, ponieważ dr był
dosyć surowy, że otrzymały by solidny „ochrzan”, za niedopatrzenie.
Operacja zaczynała się o 7:30. Zjechałem na dół. Lamp podobno nie
możliwych do policzenia przez nikogo, było 9. Policzyłem 3 razy. Dopiero
później nic nie pamiętam.
Leżałem na sali z pewnym Panem, 48-letnim, z którym praktycznie
wszędzie razem się poruszaliśmy po szpitalu. Mieszkaliśmy w sumie 25
km od siebie, miejscowości nam sobie znane, więc mieliśmy wspólne
tematy. Obiecał, że będzie pilnował, jak mnie przywiozą z operacji. Ale
zdarzyła się nadspodziewana rzecz: o godzinie 09:00, czekał pod
drzwiami, którymi musiałem wjechać po powrocie z operacji – innej drogi
nie było, przyjeżdża windą pięlęgniarka, która od wyjścia z windy krzyczy
bardzo głośno – „dziewczyny dawajcie całą krew z lodóki”. Oczywiście
nie muszę dodawać, że chodziło o krew dla mnie. Wzięła więc wszystko
co było i pobiegła, czy zjechała, już nie pamiętam na salę operacyjną.
Świadkiem był ów Pan, na nazwisko ma Lysik, lub jakoś podobnie.
Na krawędzi prawdy 197 © Dominik Myrcik

Mieszkał, z tego co wiedziałem w Strzybnicy – dzielnicy Tarnowskich


Gór. Miał również dosyć poważne problemy z rakiem, więc nie wiem, czy
obecnie żyje, mam nadzieję, że tak.

... i obudziłem się w innym świecie... świat, w którym zaczyna się


dostrzegać rzeczy, których człowiek zdrowy nie może dostrzec. Był to
świat nieustannego BÓLU. Przez 2 dni, co bodajże 4-6 godzin
dostawałem dawkę morfiny, do jego uśmierzenia. Potem, odebrano mi
dawkę, a na moje pytanie dlaczego, odpowiedziano mi (bez
przekonania), „że jestem młody, żebym się nie uzależnił”. Niektórzy,
starsi dostawali po miesiąc i więcej, a mnie tak szybko zabrano.
Oczywiście jestem zmuszony uwierzyć w to stwierdzenie, gdyż
empirycznie nie potrafię udowodnić przeciwieństwa. Jednak sposób w
jaki został wyrażony argument o tym, że jestem młody, żebym się nie
uzależnił, moim zdaniem był naciągany. Na moje ponowne i ponowne
zapytania, nagle tak ktoś wystrzelił, jakby nie wiedział co powiedzieć i
nagle zaświtała mu myśl. Ale cóż i takie wyjaśnienie muszę potraktować
rozsądnie.
Najgorszy był jednak okres od 3 doby do około 7 – wtedy ból narstał
niemiłosiernie. Nawet (w co bym nie uwierzył, gdybym nie przeżył tego
osobiście) poruszenie palcem u nogi, powodowało rwanie pleców i rany.
Przecież to niemożliwe – powie ktoś, przecież nie mają ze sobą
połączeń i są daleko od siebie, wiem wiem, ale to przeżyłem i wiem co
mówię. Kiedy przestano mi dawać morfinę, dostawałem bardzo duże
tabletki (wielkości opłatka w kościele, który przyjmują katolicy) przeciw
bólowe.

Pamiętam jak dziś: był rok 1998, mistrzostwa świata w piłce nożnej,
był to jeden z pierwszych meczy, bo grali Japończycy, już nie pamiętam z
kim. Ja, z zaciśniętymi zębami z bólu oglądałem ten mecz.
Nagle...zacząłem się dusić. Zaczęło mi zalewać płuca, nie mogłem
zrobić wdechu i wydechu, podniosłem się tylko i silnym stuknięciem i
łkaniem poprosiłem sąsiada by wezwał doktora. Ten pospieszył jak umiał
szybko, sytuacja trwała już dobre pół minuty. Spojrzałem za okno – na
drzewa, liście, słońce, łzy i oczy wypływały mi na wierzch z wysiłku –
naprwadę czułem śmierć, chciałem ostatni raz spojrzeć za okno, ale
ciało i umysł chciało żyć!!! Wg relacji innych chorych, byłem zielony,
czerwony i blady na zmianę – bardzo niewielki wdech udało mi się
wykonać, kiedy przyszedł sąsiad i powiedział – doktor B. przyjdzie
później, bo ogląda mecz! Słowa te jeszcze bardziej mnie ugodziły i sam
nie wiem, czy bardziej wówczas łzy mi leciały z bólu i bezsilności, czy też
z powodu, że ja wręcz można powiedzieć, zdychałem jak pies pod
płotem, a doktor B., leżał sobie na kanapie i oglądał mecz!!! Do dzisiaj
Na krawędzi prawdy 198 © Dominik Myrcik

kiedy sobie tylko to przypomnę, jestem wściekły. Kiedy charcząc


poproszono kolejny i kolejny raz pielęgniarkę, ta przyszła w końcu po
bodajże 4-5 minucie od zaczęcia się tego stanu i kazała mi się położyć
na boku operowanym. I rzeczywiście pomogło! To, co mi zatkało
możność oddechu odpłynęło i mogłem już oddychać. Uwierzcie mi, nie
zapomnę nigdy tej sceny, nawet teraz po 7 latach widzę siebie,
dzielnych, skośnookich Japończyków, którzy walczyli o zwycięstwo
(niestety przegrali) i obraz za oknem. Najbardziej krytyczne były 1-2
minuty, bo później udało mi się wykonać bardzo małe wdechy, ale tak
czy siak, żegnałem się już z ziemskim padołem płaczu.
Kilka dni później, umiałem już jako tako wstać do toalety, chociaz z
bólem i małymi kroczkami, robiłem postępy.
Jeśli chodzi o intensywność bólu – cóż, kilka sal było przeznaczone
dla kobiet, kiedy się pytałem, czy jest to ból większy od rodzenia,
niektóre mówiły, że porównywalny, inne że dużo intensywniejszy i
bardziej bolesny, jeśli można tak powiedzieć. Na pewno wiem jedno: ból
trwał 24/h i nie dało się go usunąć, nie był pulsujący, by chociaż na
chwilę dać odpocząć ciału – był ogromny i stały, chociaż czasami rósł
bardziej, ale nie pulsujący, by chociaż na parę sekund poczuć jego
zmniejszenie. Cała moja prawa strona ciała była tak sparaliżowana, że
podniesienie ręki nie wchodziło w grę, taki to był ból.
Bardzo alarmująca dla mnie była jedna sprawa: karta pacjenta
wisząca przy łóżku. Każdy taką miał – jest na niej zapisana dzienna
temperatura i różne rzeczy. Po operacji każdy pacjent miał wpisaną ilość
mililitrów, którą pacjent utracił podczas takowej. Orientując się wcześniej
i później, stwierdziłem że przeważnie 500-600 ml krwi to przeciętnie
każdy tracił, rzadko się zdarzyło, by przekroczyli 800 ml – a ponad 1000
ml czyli 1 litr, to chyba tylko jeden miał, na kilkudziesięciu. Kiedy
spojrzałem na moją kartę, przeżyłem szok! Na operacji jako jedynemu
wyciekło aż 2100 ml krwi – a człowiekowi wystarcza 1500 ml by zszedł z
tego świata! Od razu przypomina mi się to co mówił Pan Lysik –
„dziewczyny dawajcie całą krew z lodówki”. Nasunęło mi się więc
pytanie, co takiego się stało tam na dole, że tak dużo krwi mi uciekło?
Postanowiłem pójść do anestezjologa i zapytałem: „Panie doktorze,
dlaczego na mojej karcie jest napisane, że aż tyle krwi mi wyciekło
podczas operacji”?
Ten, jakby się zmieszał, coś się chyba poskrobał po głowie i odparł
„naczynie pękło”.
Ja więc ciągnę „jakie naczynie, co tam się stało” – do dzisiaj nie
uzyskałem odpowiedzi. Ani od niego, ani od innych lekarzy.
Kiedy powróciłem do domu, „przypadkiem” oglądałem odcinek „Ostrego
dyżuru” emitowanego w Polsacie (Emergency Room). „Przypadkowo”
właśnie w tym odcinku (jako że nie oglądam seriali) przywieziono
Na krawędzi prawdy 199 © Dominik Myrcik

pacjenta również „przypadkowo” rannego w płuco – i w tym odcinku,


nagle pęka naczynie, które nazwano tam „aortą płucną”. Jakież było
moje zdziwienie, kiedy pokojarzyłem fakty!
Moja hipoteza jest następująca: na stole operacyjnym, któryś z
lekarzy popełnił błąd i przeciął niechcący właśnie tę aortę płucną, gdyż
tak szybki wyciek krwi i reakcja na to była jednoznaczna. Poza tym,
gdyby to było spowodowane naczyniem samym z siebie, czemu
powstała by taka zmowa milczenia na ten temat. Uczciwie było by, gdyby
Panowie drowie przyszli na wizytę i powiedzieli: „wiesz co, twoja aorta
[czy jakieś inne naczynie] pękła samoczynnie”. Tak się nie stało –
niespotykana ilość krwi popchnęła mnie do takich podejrzeń.
Ewentualnie jeszcze jest taka możliwość, że do badania mnie
zaproszono studentów (dosyć często to robiono) i pewnie jakieś cięcie
kazano wykonać studentowi, który po prostu zawiódł. Chociaż przy tak
ciężkiej operacji nie jestem pewien czy studenci się tylko przyglądają czy
też aktywnie działają. Tak czy siak, wg mnie któryś z lekarzy popełnił
błąd. Za dużo na to dowodów. I za dziwna zmowa milczenia, na moje
dociekające prawdy pytania.
Moje ramię było krzywe, jako że nie miałem siły go podnieść, z bólu,
oczywiście. Z moich ust dotychczas nie wydobył się żaden okrzyk bólu,
żalu. Może jedynie syk i ciche stęknięcie, ale to, na co pozwolił sobie
doktor R. (czy w tym szpitalu pracowali sami kretyni?), przechodzi
ludzkie pojęcie. Otóż zaczęła się rehabilitacja. 2 razy dziennie
przychodziła pani, która pokazywała nam jak ćwiczyć, by rozruszać
zastałe mięśnie. Nie szło mi to najlepiej, fakt. Najgorsze jedna to, że rana
zaczęła ropieć. Zmieniałem codziennie dwa razy opatrunki, ćwiczyłem.
Pewnego dnia przyszli lekarze i stwierdzili, że nie robię postępów w
rehabilitacji – tak wynikało z raportu pani rehabilitantki. Od dnia
następnego zacząłem się dokładać do ćwiczeń. Z zaciśniętymi zębami, z
bólem, niewiarygodnym bólem, podnosiłem coraz wyżej rękę. Pani
nawet mnie 3 dni później pochwaliła za szybkie postępy.
Jaka parodia życia – dwóch kretynów w jednym szpitalu – jednen
oglądał mecz, podczas gdy ja się dusiłem niemal na śmierć a drugi –
aaa...drugi za to wydobył z mojego gardła coś, czego nie powstydziłby
się kat na torturach.
Jak już mówiłem – coraz lepiej, choć powolutku, dochodziłem do
siebie, jeśli chodzi o sprawność ręki. Ramię nadal pozostawało niżej od
lwego, ale było lepiej.
„Panowie z sali [tutaj padł nr] do zabiegowego”. Rutynowa zmiana
opatrunku. Poszliśmy we trójkę. Sąsiad z lewego łóżka, stał za mną i
czekał na swoją kolej. Dr R. założył opatrunek i zapytał „a co ty tak
krzywo chodzisz?”. Odparłem „bo wie Pan, bardzo mnie boli i nie mogę
ruszyć ręką”. Nie pamiętam, czy on coś odpowiedział czy nie, ale wziął
Na krawędzi prawdy 200 © Dominik Myrcik

moją zwisającą rękę – właśnie tę, którą tak mozolnie ćwiczyłem, właśnie
tę, której podniesienie o 1 cm wyżej powodowało niesamowity ból – on ją
wziął i poderwał obiema rękami ponad moją głowę, bardzo
gwałtownie...wyprostowując do góry...
...moja druga ręka wówczas szukała czegoś by uderzyć tego doktora, by
przestał... moje usta nie wydały żadnego dźwięku...wiem jedynie z opisu
sąsiada z łóżka, że byłem zielony i strasznie ponoć wyglądałem.
Dowlokłem się do łóżka i usiadłem na nim. Dopiero teraz dotarł do
mojej świadomości ból, jaki sprawił mi dr R. Ryk, jaki wydobył się z
mojego gardła na owym łóżku, był nie do opisania. To, co się z mojego
gardła wydobyło, tego nie da się opisać tak zwyczajnie. Nawet moje
zakrywanie poduszką i podduszanie się, bym przestał nic nie dawało. Do
sali zleciała się cała „śmietanka” szpitala – moje wycie było bowiem
słyszalne (moja sala była na 4 piętrze) na 2 i 1 piętrze, stamtąd
przybiegli doktorzy, pielęgniarki – a może w sumie 4-6 osób, zobaczyć co
się dzieje. Ów dr R. który natychmiast po tym co usłyszał przybiegł do
mojego pokoju – doskonale wiedział co zrobił, bowiem nie zastanawiając
się wydał polecenie podania mi Tramalu – środka uśmierzającego ból.
Zaaplikował mi około 8-10 krotnie większą dawkę, niż normalnie. Dobrze
wiedział, że jestem na Tramal uczulony, bowiem najdalej w 10 minut po
wzięciu jakiejkolwiek dawki tego środka, wymiotowałem. Więc nie
podawano mi go w ogóle. No i oczywiście po takiej dawce, rzeczywiście,
w około 15 minut zacząłem wymiotować.
Sama moja rana zaczęła się rozrywać – aczkolwiek tak
nieszczęśliwie, że nie potrafię stwierdzić, czy ona pękała od ropy się
zbierającej, czy też od tego, co mi uczynił dr R. Jaka szkoda, że on to
zrobił, bo dowiedziałbym się, czy byłem szyty po raz drugi z powodu
ropienia czy rozerwania (musiałem mieć ranę oczyszczoną i ponownie
zaszytą). Jest jeszcze jedno wyjaśnienie: ropa, która wyciekała z rany w
połączeniu z szarpnięciem mojej ręki i z rozerwaniem lub naderwaniem
ścięgien złożyła się na powtórne szycie, które wykonał jedyny w tym
szpitalu „ludzki” doktor – Pan Kaczor. Zdecydowałem się podać Jego
nazwisko, bo wiele dobrego dla mnie uczynił. Zaczął od pokazania
ćwiczeń na „drabinkach”, gdzie powolutku moja ręka dzięki Niemu
wracała do władności – a więc można było, Panie dr R.? Kilkanaście dni
później dr Kaczor wyczyścił i zszył ponownie moją ranę. Kiedy widziałem
jak dr Kaczor wyciągał pacjentowi „dren” – czyli wężyk średnicy około 1-
1,5 cm, którego zadaniem było odprowadzać ropę, zanieczyszczenia –
robił to delikatnie, niemal z wdziękiem, powoli wyciągał dren od kolegi,
wyciągał tak, jak dren układał się w ciele. Natomiast dr R., kiedy po 3
bodajże dniach od operacji podszedł do mnie – wyszarpał silnie go z tyłu
pleców – strasznie chamsko. Być może w Polsce tak wyciąga się
kilkudziesięciocentymetrowe dreny z ciała. Ale w Polsce istnieją również
Na krawędzi prawdy 201 © Dominik Myrcik

ludzie, jak dr Kaczor, który pokazał, że Polak potrafi, umie, chce i jest
powołany być doktorem – do dziś żałuję, że to nie On mnie prowadził
podczas operacji – być może wiele bólu zostało by zaoszczędzone.

Jednak, tak najbardziej uwypuklonym i widocznym dla mnie przykładem


ingerencji ufoli w moje życie w owym okresie, był najniezwyklejszy
przypadek, jaki udało mi się w życiu zarejestrować. Było to już po
ponownym szyciu i właściwie oczekiwałem na wyjście ze szpitala.
Katolicy nazwaliby to cudem – tak to co teraz opiszę, to był swego
rodzaju cud. Jednak najważniejsze jest to, że jest to dla mnie bardzo
silny argument za tym, że moja choroba nie została wywołana
przypadkowo.
Poznałem tam bowiem pewną 32-33 letnią kobietę, matkę 2 dzieci.
Pomiędzy jej sercem a płucem powstał rak, wielkości zwiniętej pięści
człowieka – a więc bardzo duży. Było mi jej żal, bo praktycznie już
żegnała się z życiem, żal mi było jej dzieci, które zostałyby bez matki.
Nie zapomnę tego nigdy – owa kobieta miała ostatnie zdjęcie przed
operacją w poniedziałek – w czwartek zaś... została wypisana ze szpitala
bez śladu raka!!!. To niesamowite, nieprawdaż? Kiedy uświadomiłem
sobie, że to wszystko ma ze sobą jakąś logiczną całość, zdrętwiałem.
Przesłanie bowiem mogło być z 2 obozów: ufonautów oraz Boga
(wszechświatowego intelektu), w którego bezapelacyjnie wierzę.
Ufole, których choroba psychiczna i moralna jest na samym dnie dna,
zaprezentowali niejednemu uprowadzonemu, iż posiadają urządzenia do
wywoływania i usuwania raka! Nagłe zniknięcie raka owej kobiety mogło
oznaczać „ty uważaj, jeśli będziesz pomagał Pająkowi, to Cię
wykończymy, mamy możliwość wzbudzenia jak i usunięcia raka”.
Mogła to być również wiadomość od Boga, który „pokazał”: „nie bój się,
zobacz co ja potrafię i jak tylko potrafisz pomóż temu człowiekowi w jego
boju o wolność”.
Rozumiem, że dla Was, drodzy Czytelnicy może takie wyjaśnienie
rozśmieszyć – ale to trzeba przeżyć, aby to wiedzieć. Można by to
porównać do kogoś, kto wierzy w ufo i do kogoś kto je widział. Tamten,
tylko może przytaczać setki argumentów – zawsze jednak pozostaje
pewien niesmak, że osobiście się żadnego nie widziało. Drugi człowiek,
który je widział, ma o wiele większy komfort – jeśli bowiem wierzy, to na
dodatek sam to widział, stąd jest w pełni usatysfakcjonowany.
Przykładem tego może być red. Robert Bernatowicz, który badając kręgi
zbożowe w Wylatowie w roku 2001 wierzył, że relacje ludzi o kulach
które je robią (magnokraftach złączonych podłogami) są prawdziwe. Do
lipca 2002 roku tylko wierzył – potem bowiem jak wynika to z jego słów
sam zobaczył owe kule i już był absolutnie pewien, że to nie dowcipnisie
robią je sznureczkami i deseczką. Tak i ja, kiedy uświadmomiłem sobie,
Na krawędzi prawdy 202 © Dominik Myrcik

że moja choroba, podczas której nic nie wiedziałem o ufo, nie znałem
prof. Pająka, była wynikiem działania ufoli.
Wypunktuję więc argumenty na nienaturalny moim zdaniem przebieg
choroby – za dużo „przypadków” jak na jednego człowieka.

Dziwne głosy w Hiszpanii, które mnie przestraszyły, gdyż nie były snem;
Niemoc lekarzy, którzy przez bardzo długi okres nie mogli mi powiedzieć,
bądź nie chcieli, co mi dolega;
Nie wiem, czy kilkadziesiąt zdjęć roentgenowskim aplikuje się pacjentom
z chorymi płucami – ale ponad 40 w ciągu roku, to chyba „lekka”
przesada;
Prawie-śmierć na sali, kiedy zacząłem się dusić i nikt przez długi okres
czasu nie przyszedł z pomocą – dr B. nie przyszedł, gdyż ważniejszy był
mecz...;
Nienaturalnie duży wyciek krwi (2,1 litra) – gdzie przeciętnie było to 600-
800 ml – oraz niesatysfakcjonująca odpowiedź na moje dociekania na
temat tajemniczego „pęknięcia naczynia” w płucach – jak podejrzewam,
aorty płucnej, czyli głównej żyły dostarczającej krew do płuc;
Ponowne szycie rany (kolejne ryzyko) wywołane bądź naderwaniem rany
przez dr R., bądź też przez wyciekającą ropę – bądź przez oba czynniki
Cudowne i nagłe ozdrowienie pacjentki, która w poniedziałek miała raka
wielkości pięści człowieka, w czwartek została wypisana bez śladu raka;

Po operacji wysłano moje płuco do Krakowa, do badania – wynikiem


była nazwa choroby: sekwestracja prawego, dolnego płata płuca.
Oznacza to, że moje płuca wypełniały się coraz wyżej i wyżej ropą, która
by mnie w końcu za parę lat udusiła. Nie nazwa choroby mnie zdziwiła,
co wyjaśnienie drów: płuco było chore od małego dziecka, jednak, kiedy
miałem prawie 18 lat, nagle wybuchnęło to, co zaowocowało moją
chorobą. Za przyczynę wybuchu podawali wiek dorastania.

A ja sądziłem, że wiek dorastania to wtedy, gdy miałem około 16 lat


– mógłbym się zgodzić z taką hipotezą – ale kiedy już od 18 lat do teraz
nie podrosnąłem za wiele, takie wyjaśnienie mnie nie przekonuje, choć
nie wykluczam go.
Cała ta historia dla mnie wygląda, z obecnego punktu widzenia,
dosyć dziwnie i mam nadzieję, że zaintrygowały moje perypetie
Czytelnika, a opisałem je z wielkim zastanowieniem, czy w ogóle
podejmować ten temat – naraża mnie on bowiem na wyśmianie – wkłada
bowiem przeciwnikom ufo argument, że „facet jest chory na umyśle –
wszędzie, nawet w swojej chorobie widzi udział ufo”. To nie jest tak –
przynajmniej mam nadzieję, że tak nie będzie to odebrane. Nie opisałem
Na krawędzi prawdy 203 © Dominik Myrcik

przebiegu mojej choroby po to, by się nad sobą użalać, albo żeby ktoś
się nade mną użalał.
Ludzie, których zadaniem jest wyśmiewanie się ze wszystkiego, co
tylko im przyjdzie na myśl albo co usłyszą i tak mnie wyśmieją. Ludzie,
którzy nawykli są do myślenia, choć tylko trochę – zastanowią się i być
może się zgodzą, być może nie – ale nie wyśmieją – są na to zbyt
inteligentni.
Jeszcze taka mała dygresja do choroby – po wyjścu ze szpitala, ból,
chociaż ciut mniejszy trwał jeszcze przez 3 miesiące non-stop.
Okazałem się chodzącym barometrem i potrafiłem zmianę pogody (z
deszczu na słońce i odwrotnie) odczuć na sobie z dokładnością do...15-
30 minut! Mogłem nawet się zakładać, że będzie zmiana pogody. Ale to
taki już tylko akcent raczej śmieszny.

Jak to mogło wyglądać ze strony ufoli – można fantazjować na ten


temat wiele.

Pojawia się pytanie: jak to się dzieje, że ufole, posiadający przecież


taką technikę, mogli by popełnić błąd i nie udałoby się mnie zabić.
I tu pojawia się pojęcie karmy oraz szukanie „dziury” w karmie
danego człowieka. Oczywiście nie udało się jeszcze rozwiązać zagadek
karmy, np. jak to się dzieje, że ufole jednych potrafią zabić a innych nie
potrafią – niektórzy nie mają tak „złej” karmy, żeby można było ich zabić
– prof. Pająk podaje w literaturze, że około 30 razy było zamachy na jego
życie, żaden na szczęście się nie udał – co nie oznacza, że nie uda im
się w końcu dopiąć swego i cichaczem, tak aby wyglądało na „wypadek”
lub na kolejną groźną chorobę mnie usunąć, jako niebezpiecznego.
Wiem, że dla wielu z Was to, co ja określam jako nienaturalną
ingerencję ufoli w moje życie, dla Was będzie to normalne – ktoś powie:
„tylu ludzi ma dużo więcej przypadków i to jeszcze gorszych i nikt nie
twierdzi, że jakieś ufo ich sabotuje”. Cóż, wiem, że tak jest. Oczywiście
moja hipoteza wcale nie musi być prawdziwa, wiele jednak wskazuje, że
tak. Jestem przekonany co do jej prawdziwości w 99 %. Do stu procent
brakuje mi tylko małego punktu procentowego – którego pewnie nigdy
nie zdobędę. Jedynym sposobem zdobycia byłoby...ujawnienie się ufola
lub ufoli odpowiedzialnych (ewentualnie) za wywołanie mojej choroby i
ukazanie mi technicznej wersji tego, co prawdopodobnie zostało mi
uczycnione. Jako, że to jest praktycznie niemożliwe do końca życia nie
będę pewien.

***
Na krawędzi prawdy 204 © Dominik Myrcik

prof. Janowi Pająkowi – Nie!

Ze smutkiem obserwuję, jak polscy badacze ufo, piszący często


wyśmienite teksty i mający często zdrowe poglądy nie tylko, że nie
zgadzają się z teoriami prof. Pająka – do tego mają przecież prawo –
ale, jak w przypadku niektórych redaktorów – KŁAMIĄ na temat prof.
Pająka z premedytacją, z iście szatańską zaciekłością zwalczają jego
teorie, doskonale je znając, nie wspominając o nich w swoich
publikacjach, albo tak je przedstawiają, że wychodzi na to, że prof. Pająk
potwierdza ich teorie, że On badając ufo, tylko jeszcze bardziej
utwierdza ich w swoich teoriach – rzeczywiście niektórych ciekawych.
Jednak jest na odwrót, z tego co się zdążyłem zorientować.
Polscy badacze, twierdzą, że znają prof. Pająka, jego prace itd.
tymczasem prawda, jest szokująca – bo jest dokładnie na odwrót.
Nie dość, że niektórzy z nich jako dziennikarze, powinni, dla
własnego spokoju i rzetelności zapoznać się z nimi, nie znając
praktycznie w ogóle teorii prof. Pająka – znają jedynie czasami ich wynik.
Dla przykładu, wiedzą o magnokrafcie – ale co doprowadziło do jego
powstania, to już mało który wie. Wiedzą, że prof. Pająk wysunął teorię o
okupacji ziemi na milionową skalę – ale jak do niej doszło i co
spowodowało jej sformułowanie, nie wiedzą – albo, co gorsza,
nie chcą wiedzieć.

Przykładem empirycznym jest podana przez Pana Bernatowicza na


antenie Radia Zet, w programie „Nautilus” – informacja, jakoby Jan Pająk
zajmował się antygrawitacją!!! Już napisałem, że to nie kaczka
dziennikarska – to typowy przejaw niedoczytania, niewiedzy, a być może
złej woli. Każdemu kto zetknie się z monografiami Pana Pająka
doskonale wie, iż jego magnokraft porusza się w konwencji
magnetycznej. Prof. Pająk wyraźnie zaznacza i wręcz udowadnia, że
antygrawitacja, rozumiana w pojęciu pola odwrotnego do przyciągania
grawitacyjnego, nie może napędzać statków powietrznych. Więc istnieją
2 możliwości: albo red. Bernatowicz celowo to zrobił, albo nie przeczytał
ani jednej pracy prof. Pająka – a zna je jedynie z korespondencji z
innymi ufologami, lub z krótkich notatek na stronach internetowych.
Wystarczy spojrzeć w niemal każdą monografię, w jej spis treści i wynika
z niego jasno, że magnetyzm jest głównym tematem poruszanym w
monografiach i tylko ktoś o złej woli i niechęci mógłby to przeoczyć, lub
ktoś kto w życiu nie zetknął się z pracami prof. Pająka. Istnieje jeszcze
inne wyjaśnienie – w owym programie red. Bernatowicz z rozpędu
pomylił prof. Pająka z antygrawitacją, która jest pobożnym życzeniem
Na krawędzi prawdy 205 © Dominik Myrcik

wielu ufologów. Powoływanie się na prace i teorie prof. Pająka, jednak


podpinanie jego nazwiskiem swoich, wyimaginowanych teorii, dosyć
mocno „preferuje” inny redaktor polskiej gazetki „Nieznany Świat” – red.
Robert K. Leśniakiewicz.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy dowiedziałem się, że przecież ten
Pan, zna prof. Pająka dosyć długo, zna teorię magnokraftu, ufonautów –
obecnie wydaje mi się, że nazwę ufonauci rozpropagował prof. Pająk,
inne czasopisma pochwyciły tę nazwę, aczkolwiek ręki odciąć sobie za
to nie dam. [rozpropagował, nie oznacza, że wymyślił]
Red. Leśniakiewicz w swojej książce (a raczej przekładzie?) o
Tunguskim Meteorycie, cytuję:
„Zadziwiająca sprawa, ale obecność tylu hipotez i wyjaśnień, wersji
i propozycji - i nie ma żadnych analiz porównawczych, i nikt nie
przeprowadzał dokładniejszych badań stanowiących dla nich podstawę.
Poniższa praca stanowi próbę dokonania takiej analizy. Stanowisko to
pozwoliło mu na sformułowanie kilku blisko siebie stojących hipotez,
które mogą wyjaśnić wszystkie lub prawie wszystkie zagadki natury
wybuchu tunguskiego, w tym także zagadkę braku jakichkolwiek
fragmentów tunguskiego ciała.”

Szkoda, że praca pod redakcją red. R. Leśniakiewicza stanowi


badanie tylko „blisko siebie stojących hipotez”. Ależ oczywiście delikatnie
„zapomina” o jeszcze jednej hipotezie, hipotezie prof. Pająka. Otóż te
blisko siebie stojące hipotezy, to nic innego jak spojrzenie na katastrofę
tunguską pod kątem teorii, które próbują wyjaśnić, jak to mogło być, że
rzekomy meteoryt się rozpłynął w powietrzu, nie było krateru
poimpatkowego, a zaburzenia magnetyczne przypominają wybuch
bomby atomowej lub innego ciała, które uwolniło tyle energii. I teraz nie
wiem, czy książka ta, którą przełożył z rosyjskiego Robert Leśniakiewicz,
posiada dopiski oryginalnego autora, czy Pana Leśniakiewicza. Z tego
co bowiem przeczytałem to książka ta, rosyjskiego autora, która
powstała na początku lat 90-tych, raczej nie uwzględnia teorii prof.
Pająka, jednak dopiski pod stronami pochodzą, jak mi się wydaje od red.
Leśniakiewicza, który z premedytacją pomija i wręcz kłamie na ten
temat.
Rosyjski autor zrobił zestawienie rozmaitych teorii w tabelce,
począwszy od 1908 roku do teraz. Jednak Pan redaktor Leśniakiewicz
nie poczuł się w obowiązku dziennikarskim, zrobić chociaż mały dopisek
„istnieje jeszcze jedna teoria, polskiego naukowca, który twierdzi, iż
katastrofa w tajdze tunguskiej to wybuch techniczny pojazdu, zwanego
magnokraftem”, czy coś w tym rodzaju.
Na krawędzi prawdy 206 © Dominik Myrcik

„Rankiem, kiedy pogoda była jasna i powietrze przeźroczyste, po


północno-wschodniej stronie nieba, nad horyzontem, pojawiła się silnie
świecąca plama, szybko przybliżająca się i przybierająca kształt litery V.
obiekt ten przemieszczał się ze wschodu na północ. Jego blask
początkowo bardzo jasny zmniejszał się, ale rozmiary wzrastały.W ciągu
pół godziny widzialność plamy stała się bardzo mała, a po upływie
półtorej godziny obiekt definitywnie znikł. Długość jego ramion była
ogromna! Czyż ta informacja nie przypomina mi wszystkich relacji o
obserwacjach UFO, które literalnie zalewają nas w ostatnim czasie?”.

I dopisek od...no właśnie, od kogo – R. Leśniakiewicza? Tak mi się


wydaje:
„Nie, mnie to nie przypomina żadnej obserwacji UFO, natomiast
przypomina mi przejście obłoku pyłu kosmicznego w pobliżu Ziemi, bez
wejścia w jej atmosferę.”

Mówię szczerze: nie jestem ekspertem od meteorytów i pyłu


gwiezdnego, ale chciałbym podkreślić, iż wydaje mi się, że pył
kosmiczny, nie przybiera kształtu litery V, tylko albo jest bezkształtny, tzn.
losowo „pogmatwany” albo prezentuje jakąś zbitą formę. Poza tym,
gdyby każdy obłok pyłu kosmicznego jaśniał i rozmiary wzrastały, czyż
na całym świecie kilka-kilkadziesiąt, a może kilkaset razy w roku nie
widzielibyśmy podobnego zjawiska na całym świecie? Drugą sprawą jest
fakt, iż ta plama, jak twierdzi red. Leśniakiewicz, nie weszła w atmosferę,
a więc wchodzi czynnik jej świecenia tylko w wypadku odbicia od tej
chmury pyłu promieni słońca. Ta chmura, aby nie spaść na ziemię w
wyniku ziemskiego przyciągania, musiała by mieć, moim zdaniem, którąś
z prędkości kosmicznych (może jednak się mylę), dokładnie jak stacja
MIR, która bodajże miała którąś z 3 prędkości kosmicznych, nie
pozwalająca jej „spaść” na ziemię. Otóż stacja mir, wg danych gdzieś
przeze mnie przeczytanych, jeśli była widoczna na nieboskłonie, to tylko
kilka-kilkanaście minut – ponieważ kąt odbicia światła wgzględem
danego obserwatora się zmieniał. To tak, jakbby ktoś rzucił ponad nami
blachę w słoneczny dzień: przez krótki czas, będzie ona widoczna, jako
„lustro” odbijające światło (jeśli słońce znajduje się gdzieś mniej więcej
za naszymi plecami). To samo ze stacją MIR – również odbijała światło i
to przez cały czas, kiedy oświetlały ją promienie słoneczne – lecz jej
prędkość dosyć szybko zmieniała kąt odbicia światłą, dzięki czemu z
jednego punktu na ziemi tylko do kilkunastu minut była widoczna. A
nasza „chmura”? Po pół godzinie zamieniła się w mały punkt – a po
półtorej godzinie – zniknęła – i rzeczywiście, mogło by się wydawać, że
jest to tylko chmura – ale czy taka chmura tak długo byłaby widoczna?
Musiałaby mieć nie za dużą prędkość i powinna być super-gigantyczna,
Na krawędzi prawdy 207 © Dominik Myrcik

skoro tak wielką wydawała się z punktu widzenia obserwatora z ziemi.


Mógłbym jeszcze uwierzyć w ogromny meteoryt, który z bardzo dużą
prędkością przeleciałby obok ziemi – ocierając się o atmosferę, zacząłby
płonąć, jednak ze względu na prędkość i masę, ziemskie przyciąganie
zostałoby przez niego pokonane i poleciałby dalej – w takim wypadku,
czy tylko kilka osób by widziało to zjawisko? I czemu miało kształt litery
V. Oczywiście to tylko moja luźna hipoteza, którą mógłby obalić ktoś z
naprawdę dużą wiedzą o zjawiskach występujących w meteorytach,
chmurach gazowych, pyłowych itd. Ani ja nie mogę zaprzeczyć
wątpliwościom red. R. Leśniakiewicza, ani nie znajduję jakiegoś innego
wytłumaczenia na to zjawisko litery V. Ewentualnie mógłby to być pojazd
UFO, tylko że, czemu tak długo było go widać, a badacze ufo wiedzą, że
ufo wykonuje manewry raczej gwałtowne, nagłe, niespodziewane,
rozłączające, złączające, konfiguracyjne – dokładnie tak, jak to
przewidzał prof. Pająk w Teorii Magnokraftu.
Jednak w dalszej części książki o meteorycie, red. Robert
Leśniakiewicz – człowiek, który podobno zna prace, teorie prof. Pająka,
wysuwa nieprawdopodobny argument – otóż wykorzystuje nazwisko
Jana Pająka do własnej teorii, wiedząc, będąc świadomym, iż prof. Pająk
nigdy by się pod tym nie podpisał.

„Za hipotezą „kosmicznej sondy Bracewella” przemawiają badania


psychometryczne przeprowadzone przez polskiego ufologa
wykładającego w wyższych uczelniach na Nowej Zelandii prof. dr inż.
Jana Pająka”

Może ja coś przeoczyłem, ale nigdzie nie widziałem w pracy prof. Pająka
nazwy „psychometryczne” – a tym bardziej nie wiem na czym te badania
mogły się opierać. Cóż, jak to łatwo tak na odległość podpiąć komuś, kto
ma utrudniony kontakt z innym krajem, jakąś teoryjkę, byle tylko książka
była badziej wiarygodna – wszak podparcie się legendą polskiej ufologii,
jakim niewątpliwie jest prof. Pająk (nie on jedyny, ale jeden z nich),
dodaje książce smaczku.
Ale poniższa sprawa zbulwersowała mnie dosyć konkretnie: otóż,
zacytuję teraz znowu autora oraz dopisek red. R. Leśniakiewicza.

„W 1980 roku, w pokładach torfu w „katastrofalnej” warstwie po


specjalnej obróbce dokonanej przez pracowników naukowych Instytutu
Geochemii i Fizyki Minerałów AN USSR w Kijowie, znaleziono
diamentowo-grafitowe zrostki krystaliczne nieziemskiego pochodzenia.
Wiadomo, że coś takiego powstaje t y l k o i w y ł ą c z n i e w
ekstremalnych ciśnieniach w momencie eksplozji w kominach
kimberlitowych, albo przy uderzeniach ciał kosmicznych o siebie lub o
Na krawędzi prawdy 208 © Dominik Myrcik

powierzchnię Ziemi. Ponieważ w 1908 roku nie było tam żadnych


wybuchów, to oznaczałoby, ze 30 czerwca 1908 roku nad tajgą rozerwał
się zwyczajny meteoryt... - co nie znaczy, że na tym problem TF się
skończył! Zagadek jest jeszcze dużo! Analiza map fotogrametrycznych
okolic Podkamiennej Tunguskiej wykazała, że nieopodal miejsca
katastrofy znajduje się krater o średnicy około 18 km. Zawsze sądzono,
że to stary wulkan mezozoiczny liczący sobie 200 mln lat. Okazało się,
że jest to astroblem! - ślad po kolizji Ziemi z meteorytem sprzed 200 mln
lat! A zatem te zrostki diamentowo-grafitowe mogą pochodzić z t a m t e
j katastrofy... Fale uderzeniowe tunguskiej eksplozji mogły „wytrząsnąć”
te diamenciki na wierzch, jak to bywa w takich przypadkach.”

Mogę się tylko domyślać, że red. Leśniakiewiczowi chodziło o


kroplopodobny, twardy materiał, który powstaje nie tylko w momencie
uderzeniach ciał kosmicznych, ale i podczas wybuchu bomby atomowej,
gdzie warstewki gleby, minerałów, powietrza, zostają nagle podgrzane do
bardzo wysokiej temperatury, rzędu kilku tysięcy stopni, zmiażdżone pod
wpływem ciśnienia – a przy powracaniu fali uderzeniowej, uformowane w
kropelki – cięższe fragmenty, jak duże kamienie, są zbyt ciężkie by pęd
powietrza je uformował jak kroplę, czy łezkę, stąd pozostają kanciase,
nie opływowe.
A teraz bulwersujący (jak wykażę) cytat od Pana Leśniakiewicza:
„Dowodem na powyższe są zbadane przez polskiego ufologa prof. dr
inż. Jana Pająka kopalnie złota i innych minerałów w prowincji Otago na
Nowej Zelandii, które to złoża zostały także „wytrzęsione” z ziemi w
czasie kolizji z meteorytem, który utworzył astroblem Tapanui w 1176
roku.”
To wierutne kłamstwo! Prof. Pająk udowodnił, iż katastrofa miała
miejsce w 1178 roku – nie 1176 – ok., może to i chochlik, nie wnikam.
Jednak ktoś, kto koresponduje i uważa się za znajomego lub przyjaciela
prof. Pająka, kto czytając, iż katastrofę w Tapanui wywołał stos około 6
magnokraftów, które wybuchająć po kolei niszczyły klimat w Nowej
Zelandii i na Ziemi, ktoś, kto czytając, że krateru Tapanui nie mógł
wykonać żaden meteoryt ani tym bardziej promowany „astroblem”, ktoś,
kto ma wyłożone kawa na ławę, iż wszystke dowody wskazują na
techniczny wybuch magnokraftu – pisze z premedytacją i świadomością,
posługując się nazwiskiem prof. Pająka, iż krater ten powstał w wyniku
zderzenia meteorytu, nie powinien nazywać się dziennikarzem i
zasługuje na potępienie!!!
Jakżesz bowiem można robić to, co z nami (badaczami nieznanego)
robi oficjalna nauka???
Na krawędzi prawdy 209 © Dominik Myrcik

Panie Robercie! Przecież tylko w ten sposób potwierdza Pan teorię


prof. Pająka, że ufonauci bardzo manipulują jego pracami, teoriami i
badaczami ufo, wśród których są „czarne owce” podkopujące i starające
się umniejszyć to, co badamy. Im bardziej kłamliwe i nieprawdziwe są
potwierdzenia, wykorzystanie i nieznajomość teorii prof. Pająka – tym
bardziej utwierdza mnie to w tym, iż właśnie On ma rację, przynajmniej w
wielu sprawach związanych z ufo.

Do grudnia 2002 roku, kiedy nadal piszę tę książkę, widzę niezbicie,


że nieznajomość prac (monografii dra inż. Jana Pająka) albo celowe ich
pomijanie i wyrywanie z kontestku jakiegoś cytatu, to domena polskich
badaczy. I powiem Panu jeszcze jedno:
Tak rzeczowo Pan pisał o Szklistych Komnatach (Jaskiniach) – i
bardzo konstruktywnie zwrócił mi Pan mojej świadomości uwagę na fakt,
że Wincenty w swojej legendzie twierdzi iż legendę którą zasłyszał od
ojca podaje się tylko z ojca na syna – a on ją podał prof. Pająkowi –
dlaczego młody wówczas prof. Pająk był taki wyjątkowy, że od wiek
wieków niezłamana legenda miałaby zostać powierzona „obcemu”
(znaczy spoza rodziny). Rzeczowo również pisał Pan, że skoro statki
Wincentego potrafią wypalać tunele w skałach – czyli magnokrafty
włączają wir plazmowy – to czemu w komorze rozgałęziającej i na
rozdrożach ostały się drewniane znaki napisane krwią lub farbą, czemu
stara broń, sprzed wieków nie została stopiona pod wpływem
kilutysięcznostopniowej plazmy? I rzeczywiście – na to pytanie prof.
Pająk nie odpowiedział. Dla mnie to też zagadka. Aczkolwiek istnieje
pewne jej wyjaśnienie: otóż po wypaleniu tuneli, dlaczego
magnokraft/ufo miałoby się poruszać dalej w konwencji wypalającej a nie
w znacznie bezpieczniejszej dla istot postronnych trybu bijącego.
Dlaczego więc tak wybórczo red. Leśniakiewicz traktuje prof. Pająka
tego nie wiem: raz, przyklaskuje mu – opisując Kamienie Diabelskie,
gdzie posługuje się cytatami z monografii prof. Pająka, że kamienie
posiadają funkcję nawigacyjną ufoli. A raz „zapomina” o teoriach prof.
Pająka i albo je pomija w danym temacie, albo fałszuje, jak w przypadku
katastrofy w Tapanui.

Niedawno dostałem od pewnego pana list, który krążył w


środowisku polskich badaczy ufo – nie wiem czyjego autorstwa jest list i
nie będę zdradzał źródła jego pochodzenia, ale chciałem tylko pokazać
że polscy ufolodzy (jeśli napisał to jeden z nich) z coraz większym
impetem przyjmują negatywną stronę, co do teorii prof. Pająka.
Otóż, w roku bodajże 2000 zapisałem się na grupę „niedowiary” – z
tego samego programu. Sądziłem, że znajdę tam wiele ciekawych
informacji – gdzie tam! Za to znalazłem sarkazm, sensację i nic
Na krawędzi prawdy 210 © Dominik Myrcik

konkretnego. Owszem było kilku rzeczowych ludzi. Jednak głównie


stanowisko dotyczące prof. Pająka jest takie, jakie powiedział mi jeden z
uczestników grupy, nie zacytuję tego dokładnie, gdyż prawie 3 lata temu
to było ale brzmiało to mniej więcej tak: „Czytałem, na początku lat 90-
tych prace prof. Pająka o magnokraftach, nawet fajne były – ale to co
wypisuje w 98 roku o kosmitach ufo itd., to się nie mieści w głowie”.
Najsmutniejsze jest to, że polscy badacze ufo również wykazują taki
pogląd: „Pająk – owszem, ale z magnokraftami” a już jak Pająk pisze o
ufo „ufo niech zostawi nam ‘specjalistom’ nie się zajmuje magnokraftem
a nie teoriami o okupacji ziemi”. Traktuje się prof. Pająka do momentu
magnokraftu, rezerwując sobie wszelaką wiedzę o ufo.
A prawda jest taka...no...brutalna. Bo gdyby wszyscy mieli popierać
poglądy prof. Pająka, to nie mieliby o czym pisać książek, na czym
zarabiać i wywoływać kontrowersyjnych treści (które przynoszą kasę).
Chodzi między innymi również o kapustę, sałatę – czy jak kto woli,
pieniądze. Z czego utrzymywały by się czasopisma? Ano czytać co
miesiąc o Pająku to nie dobry pomysł, prawda, panowie menedżerowie i
redaktorzy? Któż by kupował kwartalnik „Ufo” – gdyby większość w nim
była o tym, iż UFO de facto zostało wyjaśnione, więc ciągną slogany
typu „nikt nie udowodnił ufo”, „nikt nigdy nie udowodni ufo” – aby od
miesiąca do miesiąca jakoś czytelnika przyciągnąć – no bo przecież
redaktorzy takich pisemek jakoś tajemniczo muszą zakończyć swój
szmatławiec sloganem „ciąg dalszy w następnym numerze” – a i tak nie
wyjaśnią czym jest ufo, bo przecież ...nikt nie udowodnił ufo. To samo
program „Nie do wiary”. Co najgorsze... zaprasza się do niego ufologów
z polski, którzy znają teorie prof. Pająka. Ani razu nie powiedział ów
najczęściej zapraszany ufolog o prof. Pająku, jego teoriach, nawet
rzeczowo ich nie przedstawił – żeby chociaż powiedział ktoś „nie
zgadzam się bo...”.
Koniunktura rynku ufologicznego by się nie nakręcała – gdyby nie
powstawały książki typu prof. Janusza Gila „Ufo, Daeniken i zdrowy
rozsądek” – które ośmieszają nie tylko samego autora. Autor tej książki
wybitnie twierdzi i zaklina się, że nie istnieje prędkość wyższa nić
prędkość światła i nic nie potrafi jej przekroczyć – jakaż ironia losu, bo
książka powstała jak się nie mylę w 1995-6 roku – a już od 1997 roku
zaczęto przebąkiwać wśród naukowców na świecie, że przekroczono tę
prędkość. Raz udowodniono ją w jakiś sposób, którego nie pamiętam,
drugim sposobem było podobno zamknięcie światła w obwodzie, gdzie
osiągnęło większą prędkość (nieznacznie) od prędkości światła. I chyba
w okolicach 2000-2001 znowu mówiono w telewizji głośno
o przekroczeniu tej prędkości.
Zresztą negatywnie o tej publikacji wypowiadam się nie tylko ja, ale i
red. R. Leśniakiewicz również, jak i inni polscy ufolodzy.
Na krawędzi prawdy 211 © Dominik Myrcik

Prof. Janusz Gil dosyć ostro krytykuje Daenikena za wizję Obcych.


Nie będę komentował tego, tylko chciałbym zaznaczyć powtórnie
w mojej książce, że jak dla mnie, Daeniken pomimo wielu wpadek i
błędów udowodnił iż zbyt wiele dowodów jest na ingerencję wyżej
zaawansowanych technicznie cywilizacji w wizyty na ziemi, aby je ot tak
ignorować. I nawet błędy popełnione podczas czytania Księgi Ezechiela
przez Daenikena, nie umniejszają jego zasług w wizję pobytu obcych
przed tysiącami lat.

Przytoczę list, który otrzymałem, anonimowego autora, postaram się


konstruktywnie nie zgodzić, przynajmniej po części z tym listem, aby
ukazać pychę oraz nieznajomość prac dra Jana Pająka przez piszącego
ten list (ew. celowe umniejszenie zasług prof. Pająka).
List ten aż kipi od sarkazmu i ironii, typowej dla... no właśnie, dla kogo?
Jakiegoś sprzedawczyka – czy też człowieka, który czerpie niezłe
korzyści z głupawych teorii „ufo nie istnieje” „a jeśli istnieje, to Oni są
dobrzy”.
Gdybym zastosował plucie i wyzywanie od szaleńców, zrobiłbym to
samo co autor owego opluwającego listu. Ponieważ jednak chcę mieć
zdrowy pogląd na tę sprawę i przedstawić obiektywną opinię podam
nieco faktów celowo pominiętych przez autora listu.

W nawiasach kwadratowych [ ] przedstawiam dowód, iż autor specjalnie


wybiórczo i ośmieszająco opisał prof. Pająka – na dodatek zrobił ten sam
chwyt, który stosują cieniutcy badacze ufo i spraw paranormalnych oraz
ortodoksyjni naukowcy ośmieszający badaczy ufo – mianowicie wyrwał z
kontekstu monografii parę dosyć kontrowersyjnych tematów i na dodatek
je ośmieszył. Jeśli więc pisał te słowa jakiś badacz ufo, zadam więc
pytanie światłym polskim badaczom:
Przecież Panowie – sami tylekroć podkreślacie, że metody stosowane
przez przeciwników ufo, są nie na miejscu, ironiczne, wyrywają oni
zdanie z kontekstu by je potem opluć i zmieszać z błotem – nie dajcie się
więc wpuścić w maliny i nie zastosujcie tych samych metod, jakie wobec
nas stosują głupcy – tylko rzetelnie, rzeczowo, bez emocji i ironii brońmy,
bądź zanegujmy daną teorię. Jeśli bowiem przytakniemy na takie
zachowanie – nie będziemy lepsi od „wszechwiedzących naukowców”,
którzy niszczą i ignorują wszystko, co nie mieści się w ich obrosłych
betonem światopoglądzie!

Początek cytatu owego listu:


Na krawędzi prawdy 212 © Dominik Myrcik

Smutne pożegnanie Dr Jana Pająka - kwiecień 2002

Jan Pająk jest wyjątkową postacią. Twórca teorii magnokraftu swoją


wiedzą i tytułem naukowym dawał nadzieję, że oto pojawił się pierwszy
naukowiec, który profesjonalnie zajmuje się pojazdami UFO i nie robi
tego w zaciszu domowego pokoju, ale z otwartą przyłbicą, publicznie.

[Widać autor listu po raz pierwszy czytał w ogóle jakiś referat od prof.
Pająka, albo zapomniał, lub celowo nie wspomniał, iż prof. Pająk na
początku działalności oficjalnie promował magnokraft. Spotkał się jednak
ze ścianą odmowy, szczególnie ze strony naukowców amerykańskich i
nowozelandzkich – bowiem europejscy mieli zastrzeżenia co do poziomu
techniki, która obecnie nie pozwala zbudować takiego statku, jednak
stwierdzili, iż będzie on możliwy, być może za kilkadziesiąt lat.
Otóż ta ściana oporu, niewiedzy oraz tajemniczej dla profesora zmowy
milczenia i różnych wypadków, które opisuje w monografiach. Po tym,
jak zaczął być szykanowany, z dala od domu, bez wsparcia nikogo,
zaczął tracić kolejne stanowiska pracy poprzez to, iż jego magnokraft
oraz teoria Tapanui nie podobała się jego chlebodawcom, musiał przejć
do semi-konspiracji i konspiracji – i podał tego konkretne dowody i
powody. Natomiast autor listu jest wręcz zbulwersowany „jak to taki
naukowiec ucieka w mysią dziurę?” Nikt z nas nie był na miejscu prof.
Pająka, nie mamy więc prawa oceniać go za przejście „do podziemia”.]

Z czasem jego kolejne monografię wprawiały w osłupienie nawet


najbardziej wytrwałych i odpornych na dziwactwa, ale tym razem dr
Pająk przekroczył barierę dźwięku i poleciał w "daleką przestrzeń
kosmiczną ludzkiego umysłu". Prawdopodobnie dr Pająk wpadł w sieć
choroby, której symptomy są aż za bardzo jasne. Szkoda, bo taki
człowiek bardzo by się przydał dla upowszechnienia tego zjawiska...

[Na liście dyskusyjnej, kiedyś nazwano prof. Pająka schizofrenikiem,


autor listu również sugeruje jakąś chorobę bardzo ironicznie, nie przystoi
to bowiem nazywać tak w ukryciu nikogo. Prof. Pająk posiada niejeden
adres email – dlaczego ten list nie został mu wysłany, czemu autor nie
pokusił się o polemikę w sprawach kontrowersyjnych? Bo łatwiej i
bardziej pasożytniczo jest opluć kogoś, wyśmiać – lecz spotkać się
„twarzą w twarz” i rzeczowo porozmawiać, jest trudniej, trzeba bowiem
zacząć myśleć, przeczytać dokładnie monografie, a nie jedynie spis
treści lub parę pierwszych stron. Jakoś tak metoda ukrywania to metoda
typowa dla zachowań ufoli lub sprzedawczyków, którzy działają na
szkodę spojrzenia na temat ufo. Druga sprawa – to zdanie „bardzo by się
przydał dla upowszechnienia...” – ten kto to napisał chyba jest
Na krawędzi prawdy 213 © Dominik Myrcik

kompletnym ignorantem i wręcz chamem – bo pisze, że szanuje prof.


Pająka, kilka zdań później go opluwa i obśmiewa – przecież prof. Pająk
od niemal 25 lat promuje to „zjawisko” (szkoda, że autor listu traktuje to
jeszcze jako zjawisko) i stara się udowodnić powiązania pomiędzy
magnokraftem, ufo a istotami je posiadającymi. Ten człowiek dokonał
kamienia milowego w spojrzeniu na ufo a autor pisze „przydał by się”.
Ręce opadają.

Smutne. Niech będzie to przestrogą dla wszystkich badaczy UFO, jak


cienka jest linia między szaleństwem a nauką.

[Smutne, rzeczywiście smutne – nazywając kogoś emocjonalnie


szaleńcem – dla mnie to zabrzmiało jak „niech to będzie przestrogą dla
tych którzy poważą się współpracować i potwierdzać teorie dr Pająka –
bo jego też zdeptamy z błotem!!! I też go wyśmiejemy od chorych
umysłowo, zniszczymy jego życie, karierę – czyż to nie przypomina
łudząco Inkwizycji? Metod działania ufoli, o których pisze właśnie prof.
Pająk? Przecież to jak z monografii wyjął! Tylko trzeba się najpierw z
nimi zapoznać, by to wiedzieć! To najbardziej schizofreniczny, ironiczny
paradoks dzisiejszych (niektórych) badaczy ufo – „Jacy my jesteśmy
nieszczęśliwi...naukowcy nas wyśmiewają, ludzie nazywają głupcami,
pukają się w czoło, mieszają z błotem, cytują nasze książki wyrwane z
kontekstu zdania i nawet nie zagłębią się w temat a już go niszczą i nas
samych”. ALE PRZECIEŻ Wy robicie to samo teraz z ludźmi którzy mają
odmienne zdanie od Was! Co więc oznacza ten list, który przedstawiam?
Właśnie takie działanie, jakiego nie chcielibyście, by ktokolwiek wobec
Was je zastosował – ale przyjmujecie je tak „na pałę”? Mam nadzieje, że
nie!
Nie róbmy wobec, przecież „samych swoich” tego, co robią inni z Nami!
Nawet, jeśli ktoś ma kontrowersyjne poglądy, uczyńmy to rzeczowo, bez
emocji i wyśmiewania. Gdybym np. ja w czymś się mylił, osobiście
wolałbym, by ktoś kompetentny powiedział „słuchaj, Domin, myslisz się,
bo to nie pasuje do tego, a tamto też się nie zgadza, bardziej
prawdopodobne jest to”. Wtedy ja, powiedziałbym, „dziękuję za pomoc i
otwarcie mi oczu na daną sprawę, rzeczywiście ma Pan rację.
I bardzo mi się podobało podejście w sprawie kręgów zbożowych Pana
R. Bernatowicza, który w programie telewizyjnym „Ekspress Reporterów”
na kanale II TVP rzeczowo i bez emocji przedstawił swój pogląd na tę
sprawę. Wg mnie tak to powinno wyglądać.

A na pocieszenie garść rewelacji z jego ostatniego materiału:


Na krawędzi prawdy 214 © Dominik Myrcik

[Cóż za sarkazm i ironia „na pocieszenie” – czyli inaczej nazywając,


autor chciał przekazać – a na potwierdzenie choroby Jana Pająka macie
dowody – o proszę co ten „wariat” wypisuje, teraz go obnażymy –
tymczasem, jak postaram się niżej wykazać, wyrwane z kontekstu
zdania przez autora sarkastycznego listu, mają swoje uzasadnienie w
monografiach i są dosyć szczegółowo przedstawione.
Jak to zwykle bywa: autor listu podał gotowe wyniki badań (owszem,
kontrowersyjne) – ale „zapomniał” podać, że na każdą teorię składają się
kilkaset, a nawet kilka tysięcy stron materiału udowadniającego tę teorię
– tylko jak można obalić daną teorię? Na pewno nie w jednym krótkim
liściku, który uderza w uczucia, nie logikę]

- każdy człowiek jest rabowany przez UFO, gdyż ufonauci hodują ludzi
praktycznie wszystkich. Pobierają od nich narządy, albo... w grę wchodzi
seks

[No właśnie i tu się zaczyna – prof. Pająk stopniowo dochodził do


powyższych szokujących wniosków, kilka tomów (kilkaset stron)
poświęcił na jak najdokładniejszym omówieniu tego zagadnienia – jakież
rzeczywiście „fachowe” z listu autora – jedno zdanie zaprzepaszcza tyle
lat pracy... jakież to proste, prawda???
Co do aspektów technicznych – prof. Pająk pisze, iż około 33 %
ludzkości jest systematycznie zabierane na pokład ufo – a nie cała
ludzkość, jak to pisze autor [w roku 2004 wiemy już, że najnowsze
badania uprowadzonych do ufo są bardziej, niestety, szokujące –
wszyscy posiadamy implant w nodze, u około 33% ludzkości jest on
wyraźnie widoczny, a u innych rana została wydatnie zabliźniona, po
dokładnych oględzinach udaje się jednak odnaleźć bliznę]. Po drugie:
prof. Pająk podał iż praktycznie każdy za swojego życia jest chociaż raz
zabrany na pokład ufo – by sprawdzić, do jakiego rodzaju eksploatacji
nadaje się dana osoba – co nie jest jednoznaczne, że każdy jest
rabowany! Prof. Pająk nie popiera wcale teorii, że ufonauci pobierają od
nas narządy, to nieprawda. Prawdą jest, iż twierdzi, że wielu z
systematycznie uprowadzanych jest poddawane zbiorowym gwałtom
oraz gwałtom pojedynczych ufoli. Ale nie wyssał sobie tego z palca, tylko
podaje bardzo obszerny materiał dowodowy w postaci zeznań świadków,
którzy niejednokrotnie przeżywają gehennę i straszne cierpienia
psychiczne po uprowadzeniach. Tę teorię (gwałtów i nadużyć
seksualnych) popiera nie sam jeden prof. Pająk, ale wielu badaczy z
całego świata, którzy przebadali gros przypadków uprowadzeń]
Na krawędzi prawdy 215 © Dominik Myrcik

- najbardziej klasyczne jest gwałcenie przez ufiaków mężczyzn w nocy i


pobieranie od nich nasienia

[Nie wcale najbardziej klasyczne i nie tylko mężczyzn – bo jak podaje w


monografiach prof. Pająk, kobiety również są bardzo eksploatowane i
również od nich pobierany materiał genetyczny (do hodowli „biorobotów”,
czyli ludzi, wychodowanych z naszej spermy i ovum, do ciężkich i
najgorszych prac na planetach ufoli, gdzie służą im jako dawcy seksu,
pracują w ich kopalniach – a nazwa bioroboty została im nadana dlatego,
by znaleźć psychologiczną wymówkę, że niby „bioroboty” nie myślą i nie
czują, ale to jest nieprawda – czują i myślą i wiedzą, że są
eksploatowani, że są ich poddanymi i czekają, kiedy obudzi się ludzkość
z omamu i uwolni ich od tej mordęgi]

- na ziemi przebywają obcy w liczbie 1 UFONAUTA/100 OSÓB oraz 1


UFOWEHIKUŁ/100 OSÓB

[NIE na ziemi – tylko w jej bezpośrednim sąsiedztwie, czyli zarówno na


ziemi, jak i w przestrzeni okalającej ziemię, co nie znaczy że właśnie
teraz znajduje się tutaj 1 ufonauta/100 osób! [najnowsze badania
wskazują jednak na 1 ufonautę/25 osób] Poza tym błąd i niedoczytanie
autora listu – 1 wehikuł ufo na 400 osób! Nie na sto. Owszem, taka
liczba przeraża – znowu niestety nie mogę przytoczyć kilkudziesięciu
stron monografii – czy nawet całego tomu. Prof. Pająk dokonał wyliczeń
– ktoś się może z nimi nie zgodzić – ale trzeba to zrobić samemu i to po
przeczytaniu materiału, który próbuje udowodnić że właśnie taka, a nie
inna liczba ich jest tutaj. Dla przykładu podam, iż aby uprowadzić jedną
osobą, potrzeba co najmniej wehikułu K4, lub K5, czyli około 8 m i 16 m
średnicy – w których stała załoga liczy – w K4 są to 4 ufonauci do
obsługi statku a w K5, pięciu. Przecież ufole muszą mieć takich, którzy
wykonują najbrudniejszą robotę, muszą mieć kogoś, kto kieruje statkiem,
„doktora”, który zahipnotyzuje porwanego i jego rodzinę, tych, którzy
dostarczą go na stół, odstawią itd. Jeden ufol tego nie zrobi, musi mieć
pomoc, skoro więc co noc na całym świecie uprowadzanych jest kilka
milionów osób, stąd też liczba ufoli musi być kilkukrotnie wyższa.
Podałem tylko niedokładny i zgrubny przykład, po więcej odsyłam do
monografii i własnej logiki.]

- UFIAŚCI SPECJALNIE ODPAROWALI BUDYNKI WTC, których


dlatego teraz nie ma w Nowym Yorku. To ich stary numer.
Na krawędzi prawdy 216 © Dominik Myrcik

[Ufiaści – jakież ironicznie określenie, coś w rodzaju „ufoludki z zielonymi


antenkami na głowach”. Jest prawdą, iż prof. Pająk napisał
kilkudziesięcio stronicowy biuletyn, w którym przedstawia dowody na
odparowanie WTC przez UFO – przedstawię cały biuletyn w mojej
książce dodatkowo jeszcze przedstawię mój komentarz oraz materiał
dowodowy. Zresztą – pomocne były nam kamery, z których nie jedna
uchwyciła ufo na filmie. Jeśli ktoś chce, może się nie zgodzić – ale
znowu autor popełnił celowy „błąd” – podał wynik teorii Jana Pająka, lecz
już nie wspomniał o tym, że są dowody (czy dobre, czy złe nie mnie tu
oceniać) na to, iż rzeczywiście tak było.]

- Najlepiej rozpoznać obecność ufiastych po:

[znowu ci „ufiaści”...]

A. Piżamie, jeśli rano jest wymięciona

[Wymięciona??? Muszę sprawdzić, czy taki wyraz istnieje. O co chodzi z


tym ;) wymięcieniem? Otóż uprowadzeni relacjonowali prof. Pająkowi, iż
zdarzało im się obudzić a ich piżama była nienaturalnie pogięta,
wymięta, jakby spali w niej już kilka tygodni. Mieli uczucie uprowadzenia i
typową pouprowadzeniową traumę. Po prostu ich piżama była „inna”.
Mają przecież prawo do takich relacji – prof. Pająk po prostu je
przytoczył i tyle.]

B. Skarpetce innego koloru, niż zwykle

[A rzeczywiście – istnieje bowiem kilka przypadków, gdzie osoba


uprowadzona miała zwyczaj zakładania na nogi skarpet (ochrona przed
zimnem). Z ogromnym zdziwieniem zdarzyło im się obudzić, kiedy jedna
skarpeta była innego koloru – czyżby pośpiech ufoli, którzy komuś
pomieszali skarpety? Na dodatek takich skarpet osoba nie posiadała w
domu? Autor listu, jak zwykle „zapomina” o tym wspomnieć.]

C. "Kisielu" na organach seksualnych

[RZECZYWIŚCIE – wg relacji świadków, ufonauci, a szczególnie


ufonautki stosowali substancję o konsystencji kisielu do odkażania
Na krawędzi prawdy 217 © Dominik Myrcik

organów seksualnych. Najsławniejszym przypadkiem jest Betty i Barney


Hill, którzy po uprowadzeniu stwierdzli na sukience Pani Hill różowawą,
kisielowatą substancję! Prof. Pająk nie jest wyjątkiem, który o tej
substacji wie – Pani Hill wielokrotnie pokazywała te plamy w TV.
Uprowadzeni, nawet po dokładnej wieczornej kąpieli, budzili się często
polepieni tym kisielem, ich piżamy były w okolicach genitaliów
poprzylepiane do ciała – cały ten ambaras jest nieprzyjemny – stąd owa
substancja. Prof. Pająk wspomina o niej opierając się na świadkach
innych niż ja podałem – chyba przeoczył Panią Hill, bo nie podał jej w
swojej monografii, ja jednak to zauważyłem i podaję teraz Wam do
wiadomości]

D. Pojawieniu się "nadśliskości" subsatncji lepkich

[Nadśliskość polega na tym, iż wehikuł II generacji, czyli telekinetyczny,


potrafi natelekinetyzować każdą substancję, począwszy od drewna, po
plastik, metal, gazetę itp. Owa nadśliskość polega na tym, że np. zwykła
naklejka samoprzylepna (również taśma itd.) straci swoje właściwości
samoprzylepne. Nawet jeśli w palcach będziemy czuli iż powierzchnia
naklejki posiada oryginalny, firmowy klej, nie będzie się jak na złość
chciała przylepić. Po kilku dniach-miesiącach straci tę właściwość, w
zależności od mocy owego natelekinetyzowania.]

E. Spadku temperatury mieszkania i otoczenia

[Spadek temperatury – wcale nie mieszkania tylko miejsca, w którym


przebywa wehikuł ufo, w trybie telekinetycznego migotania i dotyczy
raczej otoczenia wehikułu, niż większych powierzchni. Efekt
telekinetyczny pobiera ciepło z otoczenia, kiedy wehikuł się rozpędza, i
oddaje ciepło, kiedy wyhamowuje. Zazwyczaj jest tak wg relacji tysięcy
świadków, że wchodząć do pokoju gdzie przebywa niewidzialne ufo,
możemy odczuć nagły i wyraźny spadek temperatury – chociaż okna
mamy pozamykane, kaloryfery grzeją pełną parą. Ale są przypadki, gdzie
np. ufo przybywa z góry i wtedy wyhamowując oddaje ciepło.]

F. Stawaniu włosów na głowie i "swędzenie"

[Stawanie rano włosów po uprowadzeniu jest relacjonowane przez


świadków i polega ono na nienaturalnym stawaniu „kogucików” na
głowie. Powstają one poprzez telekinetyczne właściwości pędników i
działa to na tej samej zasadzie jak naklejka samoprzylepna – pomimo iż
ciągle gładzimy włosy, nawet moczymy je, po wyschnięciu włosy znowu
wyraźnie nam stają „dęba”. W przypadku naturalnych kogucików,
Na krawędzi prawdy 218 © Dominik Myrcik

powstałych z podgięcia się włosów podczas spania, już samo ich


„przylizanie” a już nie mówiąc o zastosowaniu wody – daje wyraźne ich
zmniejszenie bądź zneutralizowanie]

G. Cieknącym kranie w łazience i "siorpanie" rur kanalizacyjnych

[Co do rur kanalizacyjnych – autorowi zapewne chodzi o „przypadkowe”


zacinanie się owych rur, dokładnie tylko w tedy, kiedy prof. Pająk
przebywał w domu, nagle woda nie chciała lecieć i trzeba było wzywać
ekipę hydraulików, którzy stwierdzali konsekwentnie, że rury nie są
zapchane i że wszystko jest w porządku i nie wiedzą, czemu woda leci
kiedy chce i czemu rury charczą. Gospodarz domu, gdzie mieszkał prof.
Pająk otworzył mu oczy, mówiąc: „wszystko jest w porządku, do
momentu, kiedy Pan przychodzi, a to zamek nie działa, a to krany
ciekną, a to wszystko się psuje”.]

H. Zacinaniu się zamka w drzwiach

[To samo jak w przypadku naklejki – nawet mocno i dobrze naoliwiony


zamek może się zaciąć po natelekinetyzowaniu]

I. Zmianie właściwości papieru toaletowego

[Szczerze mówiąć, jest to tak błachy przykład, iż nie pamiętam w której


monografii szukać opisu o nim – po prostu zapomniałem a że jest ich
kilkadziesiąt, łącznie kilka tysięcy stron tekstu, nie mam ochoty szukać
wyjaśnienia.]

J. Spadanie obrazów z gwoździ i śmierć rybki w akwarium

[Aha – spadanie obrazów – no cóż, jeśli pędnik wehikułu, znajdzie się w


ścianie nad obrazem, to również chwilowo zamieni go w telekinetyczny
moment i obraz spadnie. Oczywiście możemy wtedy podejść i
udowodnić sobie, że obraz posiada nie uszkodzony haczyk a gwóźdź na
którym wisiał jest cały. Przecież sam by się nie wypchnął – panie
„autorze”. Jeśli będzie to naturalne zmęczenie materiału – albo haczyk
będzie urwany, albo gwóźdź złamany – logiczne, prawda?
Nie pamiętam, by prof. Pająk pisał o śmierci rybki w akwarium, za to
pamiętam, jak opisał, że kilku świadków relacjonowało mu przedziwne
zdarzenie, iż woda z akwarium...sama wylała się przez ścianki (no a ryby
pozbawione wody zdechły). Prof. wytłumaczył to również efektem
telekinetycznym gdzie na moment zawisania pędników nad akwarium,
zamiena się woda i ścianki w strukturę „niematerialną” i po prostu
Na krawędzi prawdy 219 © Dominik Myrcik

wylewa się, jakby ścianek nie było – jak bowiem wytłumaczyć, że pokój
zalany, rybki nie żyją – a akwarium całe?]

K. Roślince "koci ogon" pod oknem sypialni

[Napęd telekinetyczny, odwrotnie niż czysto magnetyczny, posiada


właściwość stymulowania wzrostu roślin. Napęd czysto magnetyczny
„wysuszał” glebę i pozbawiał mikroorganizmów oraz minerałów.
Telekinetyczny, mało tego, że może spowodować wzrost bujności trawy i
roślin – to jeszcze powoduje bardzo często powstanie tam grzybni i
nienaturalnego zaciemnienia trawy, w stosunku do otaczającej je flory.]

L. Skrzypieniu hamulców w samochodzie

[Efekt telekinetyczny – zdarzały się przypadki sabotowania i prób


zamachu na życie przez ufoli, wtedy psuli oni hamulce...]

M. Zacinaniu się pasów bezpieczeństwa

[...i zacinali pasy w samochodzie, który jeszcze wczoraj działał bez


zarzutu]

N. Smrodzie "starca lub nie wietrzonej windy

[Podobno zapach właśnie taki czuć, kiedy niewidzialny ufonauta jest w


pobliżu – sam nie wiem skąd on się bierze, nie czułem jeszcze takiego.]

- rozpoznanie ufoka jest możliwe po uważnym obejrzeniu jego fryzury.


Jeżeli zauważymy u kogoś stojącego "kogucika", wtedy śmiało możemy
poklepać go po ramieniu mówiąc "no i co - ufiasty - nie udał się numer?"

[Autor przyzwyczaił mnie już do sarkazmów – stojące koguciki


wyjaśniłem wcześniej – i to, że ktoś ma kogucika nie oznacza, że jest
ufolem, autor specjalnie podaje przypadek skrajny, by jego chory list
zyskał uznanie wśród badaczy – mam nadzieję, że moja riposta nieco
chociaż odblokuje Wasze umysły i przedstawi „argumenty”
prześmiewczego autora w innym, chłodniejszym świetle]

- Bezbłędnie rozpoznaje obcych kot, który wydobywa z siebie dźwięk


"miauuu" o szczególnej, ostrzegawczej wibracji
Na krawędzi prawdy 220 © Dominik Myrcik

[Zastanawiające jest, że koty, konie, owce, mogą wyczuć (widzieć??) ufo


przebywające w pobliżu. Wpatrują się wtedy irracjonalnie w mebel, w
ścianę (koty, nie owce i konie), gdzie rzekomo nic nie ma. Osobiście
sprawdziłem i empirycznie potwierdzam stanowisko prof. Pająka. Kiedyś
miałem kilka kotów, teraz dwa i obserwacja ich zachowań potwierdza tę
hipotezę. Moje koty może nie wydawały ostrzegawczego maiuczenia, ale
nerwowo wpatrywały się w coś, co gwałtownie się po moim domu
poruszało, jeżyły sierść i uciekały.]

- W przypadku rozpoznania plątającego się po pokoju ufonauty warto


jest potraktować go sprzętami RTG domowego użytku, które wytwarzają
zmienne pole magnetyczne. Wśród urządzeń obronnych można
wymienić odkurzacz, trzepaczkę do jajek i suszarkę

[Oh, gdyby autor zadał sobie trud, który ja sobie zadaję, siedząc już od
kilku godzin przy komputerze: Po pierwsze co to za skrót RTG???
RoenTGen? Chyba miał autor na myśli AGD! No, teraz mi to podpada,
kto to pisał – bo chyba nie dziennikarz?? Rozumiem, pomylić AGD, ADG,
ale RTG, to zupełnie inna konstrukcja liter... Zmienne pole magnetyczne
zdaje się skutecznie kolidować z pulsami pola magnetycznego
magnokraftu, stąd, nie chcąc się narazić na awarię ufole są zmuszeni
odlecieć. A że urządzenia podane przez autora listu to akurat trzepaczka
do jajek, suszarka i odkurzacz – no przecież nie miotacz ognia! Do
urządzeń obronnych, wymienianych przez prof. Pająka, dosyć aktywnych
również należą...miotacz ognia i gaśnica śniegowa, która jest w stanie
wytworzyć temperaturę –80 oC. Ufonauta, lub wehikuł, migając
telekinetycznie, tzn. kilkadziesiąt tysięcy razy na sekundę zmieniając się
w postać fizyczną i „niematerialną”, pobiera również ciepło z otoczenia.
Jeśli potraktujemy go ekstremalnym ciepłem, upieczemy go i jego organy
wewnętrzne. Jeśli potraktujemy go ekstremalnym zimnem, zamrozimy go
i upadnie pod nasze nogi. Bardziej zaawansowaną bronią kiedyś będzie
pistolet na ciekły azot. Broń będzie super-niebezpieczna dla ufoli,
bowiem, jeśli będziemy podejrzewać że w naszym pobliżu jest ufonauta,
strzelając chociażby na ślepo w kilku kierunkach kulą o temperaturze
prawie –190 oC zamrozi ufola, tym samym go zabijając]

W tej sytuacji żegnamy dr Jana Pająka życząc mu powrotu do zdrowia.

Koniec cytatu.

Nie będę już komentował dalej, bo jestem zmęczony. Autor listu się nie
popisał: brak profesjonalizmu, cytaty wyjęte z kontekstu, sarkazm, ironia,
uczuciowe (tj. nielogiczne) natawienie do osoby prof. Pająka, to
Na krawędzi prawdy 221 © Dominik Myrcik

wskazuje, że osoba albo bardzo dobrze zna prace prof. Pająka i w


sposób obrazoburczy chce ośmieszyć Twórcę Magnokraftu, albo (jak to
bywa w bardzo wielu wypadkach) wybiórczo zapoznałą się z materiałem
prac dra inż. Jana Pająka.

Kolejnym przykładem pomyłki (wynikającej zapewne z pośpiechu, lub


niepełnych informacji), jest wpadka red. Bernatowicza na czacie wp.pl
gdzie na pytanie jednego z pytających: „co Pan sądzi o dr Pająku” Pan
Bernatowicz odparł, że nie wierzy w teorię okupacji ziemi, postulowanej
przez totalizm (sic! – przyp. D.M) i dlatego może spać spokojnie.
Szkoda, że (jak wynika z wypowiedzi) Pan Bernatowicz również popełnił
kardynalny błąd: pomylił teorię okupacji ziemi z totalizmem – stylem i
filozofią życia. Pewnie powiecie „i co z tego, że pomylił, każdemu się
zdarza”. Owszem, błąd to ludzka rzecz, ale ma on swoje konsekwencje –
teraz kilka tysięcy ludzi, szukając w internecie słowa „totalizm” będzie
miało obraz taki, że hasło to związane jest z ufo – a to wcale
NIEPRAWDA. Totalizm nie ma NIC wspólnego z okupacją ufo – może
poza autorem tych teorii. Oddzielmy jedną teorię od drugiej – z góry
dziękuję. Jeśli bowiem nie zgadzasz się z totalizmem – wcale nie musi
tak być z innymi teoriami prof. Pająka i na odwrót.
Jak dla mnie, wypowiedzi polskich badaczy są tylko dowodem na to, iż
teorie prof. dra inż. Jana Pająka są bardzo namacalne i udowadnialne.
Znane porzekadło mówi „kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera”.
Czasopismo „Nieznany Świat” w roku 1998 przyznało drowi Pająkowi
tytuł badacza ufo nr 1 na świecie. A to ciekawe... stałymi
współpracownikami są przecież red. Bernatowicz i red. Leśniakiewicz –
którzy przecież o tym „tytule” (czy jakkolwiek to nazwiemy) doskonale
wiedzieli – znają teorie dr Pająka (red. Bernatowicz jednak nie za
bardzo, jak widać). Cała otoczka dziwności, czasami jak mi się wydaje,
świadomych kłamst, omijania niezgodnych z własnymi przekonaniami
niektórych teorii prof. Pająka a posługiwania się fragmentami tylko tych,
które służą UFOnautom w propagowaniu zbutwiałych i naiwnych
dziecinnie teori, że ufo to turyści, może niektórzy tylko nas odwiedzają,
że niektórzy robią badania itp. Tymczasem właśnie o takie działania
chodzi ufolom, którzy, skoro nie potrafili utrzymać swoich magnokraftów
w tajemnicy starają się teraz użyć umysły badaczy, by popierali
odwracające uwagę ludzkości teorie – stąd też dreptanie w miejscu i
wpuszczanie w maliny coraz to nowych badaczy, przyzwyczaja ludzi do
stereotypu ufola-marsjanina, zielonego (ew. szarego) z antenkami na
głowach, z głupim, wręcz debilnym uśmiechem sugerującym niską
intelektualność i wyższość ziemian nad nimi (rzekomo oni posiadają
tylko wyższe zaawansowanie techniczne – nie intelektualne) lub że
posiadają dużo wyższą „duchowość” i że przybyli tu do nas na ziemię by
Na krawędzi prawdy 222 © Dominik Myrcik

Nas ratować – jacy to my jesteśmy cholera biedni – wykańczamy się,


ekologia stoi na krawędzi upadku (w roku bodajże 2002 był „point of no
return” punkt bez odwrotu, który teraz już będzie ciągnął makte naturę w
dół), a Oni, wielcy, dobrzy, chodząca (latająca) inteligencja kosmosu
teraz nas chce nauczać dobroci i miłości, że ludzie spowodują końcową
katastrofę i że się wybiją. Jasne. „Wierzymy”. „Wierzymy” takim ufologom
promującym takie wyjaśnienie. Dzieci w przedszkolu można oszukać. Za
dużo jednak dowodów, że odstawiane teatrzyki i wręcz scenariusze
fabularne, gdzie „dobre” ludziki z latających talerzy (że też istnieją
„badacze” którzy promują taką nazwę w roku 2002!).
Badacze rzekomo się wysługują obdartym i starym jak sama
ufologia (wyjaśnienie stosunkowo nowe, ufologia, ma jakieś kilka...naście
tysięcy lat), że ufo dzieli się się na kilka grup, gdzie największe poparcie
badaczy ma mniej więcej taki podział: jedni przybywają na ziemię jako
turyści (jeśli Szanowny Czytelnik spełni moją prośbę, proszę sobie teraz
tak naprawdę wyobrazić, wczuć się): wyżej zaawansowane technicznie i
(jak błędnie twierdzą badacze) moralnie, lecą przez tysiące lat
świetlnych, marnują energię, czas, własne życie, tylko po to, by
przylecieć na ziemię, najczęściej pod osłoną niewidzialności, i pojechać
do Zakopanego pooglądać skoki Adama Małysza (z uszanowaniem
owego sportowca) – albo pojadą na mistrzostwa świata w piłkę nożną!!!
Jezu! Ale to brzmi! Nie – mam lepszy pomysł! Pojadą na Bahama i tam
piękne tubylki przywitają ich wianuszkiem kwiatów a „boy hotelowy”
weźmie kluczyki i odstawi „ufo-pojazd” do garażu, by się nie zmoczył w
deszczu. Ale numer.
Już wiem... bo oni wody nie mają i przyjechali nas z niej „wycyckać”
– albo węgiel im się skończył i ledwo dojechali na napędzie parowym do
ziemi. Hehe ;).
Druga z wersji zakłada, że inne „ufo” (inna rasa) przybywa by na nas
robić badania medyczne i pobrać materiał genetyczny by nas uratować.
„Brawo” Sherlocki. Po prostu to wyjaśnienie mnie przekonało – ale może
w poprzednim wcieleniu. Nie dzisiaj, nie teraz i nie przy takiej ilości
dowodów, które jednoznacznie określają kim są istoty z otchłani
kosmosu.
Ufologowie najczęściej zasłaniają się tym, że ufole są tak wysoko
moralnie i duchowo iż nie chcą się pokazać oficjalnie na ziemi, bo to by
spowodowało chaos i zniszczenie ziemi. Gdyby ich założenia były
słuszne – tak, zgodziłbym się. Jednak przedstawię najważniejsze
argumenty niezbyt wnikliwych badaczy.
Ufonauci nie mogą się pokazać, bo jako wyżej postawiona moralnie
cywilizacja, wiedziałaby prawdę o kosmosie, tajemnicy człowieka,
stworzenia, religiach, uduchowieniu i gdyby przybyła oficjalnie na ziemię,
musiałaby zająć jakieś stanowisko i wskazać jedną religię, która jest
Na krawędzi prawdy 223 © Dominik Myrcik

najbliżej prawdy, a wtedy zapanowałby chaos i wojny, bo ludzie broniąc


swoich prawd i przeżywaniem szoku, że całe tysiące lat ich religia
(obojętnie która) była w błędzie a jakaś inna miała rację. Ludzie
popełnialiby samobójstwa, zapanowałby taki chaos, jakiego jeszcze
świat nie przeżył.
Niestety, jakoś strasznie tępi muszą być te istoty z kosmosu (nikt
chyba jeszcze tego nie podkreślił), skoro tyle setek lat nie wiedzą jak tu
się pokazać ludziom bez wywołania chaosu.
Teoria o wywołaniu chaosu jest odrobinę lepsza niż o turystach, jako
że wyraża zmartwienie i obawę o przyszłość ziemi, ale zwolennicy takiej
teorii podkreślając „uduchowienie” i niezwykłą inteligencję ufoli, jakoś z
drugiej strony podkreślają debilizm „niby-przyjaciół ziemi”.
Jakżesz to możliwe, że tacy dobrzy i rzekomo promujący dobro i
walczący o troskę na ziemi ufole przez tysiące, setki, dziesiątki lat nic nie
wymyślili, by łagodnym kątem przejściowym i sposobami, które TAK
WYSOKO RZEKOMO zaawansowane duchowo i moralnie cywilizacje
musiałyby rozwiązać w mig! Toć przecie (ach ten staropolski) nie z takimi
problemami zapewne stykaliby się tak wysoko zaawansowane
cywilizacje zanimby doszły do takich „wyżyn” moralnych. Na co im
bowiem ta rzekoma wyższość duchowa nad ziemianami, skoro nie
potrafiliby rozwiązać i pojednać ludzkości.
Ufo NIE postępuje jak turyści, już to bodajże ująłem w mojej książce.
Każda dziedzina, każde zachowanie ma swoje wyznaczniki i punkty,
dzięki którym można poznać, że dane zjawisko, osoba, rzecz, jest tym, a
nie czym innym.
Turystę można poznać po tym, że przyjeżdża w dane miejsce
oficjalnie, zwiedza je, robi zdjęcia, filmuje, rozmawia, słucha przewodnika
o historii danej rzeczy, zbiera pamiątki.
Pewnie się oburzacie – a skąd autor wie, że ufo stosuje te same
turystyczne właściwości i zachowania co ludzie?
To proste. Zwolennicy teorii o ufo-turystach, zapewniają, iż przybyli w
pokoju, jako turyści. Dlaczego więc zastosowali ziemskie parametry
turystyczne dla ufo? Ja również zastosowałem ziemskie parametry dla
turystyki i wyszło mi, że ufo to nie turyści. A gdyby ufo stosowało jakieś
swoje techniki turystyczne, NIKT, ani ja ani żaden badacz ufo by o tym
nie wiedział – skąd tedy mieli by wiedzieć inni badacze ufo? Ci badacze,
którzy wyznają taką teorię, dziwnymi są turystami i mówiąc szczerze nie
chciałbym ich widzieć w moich okolicach, bo przecież ukrywaliby się
przed wzrokiem, robiliby różne dziwne rzeczy, łącznie z porywaniem
ludzi, zwierząt, nie można byłoby im zrobić wyraźnego zdjęcia, bo ciągle
byliby w ruchu a jeśli ktoś przypadkiem wykonałby jakieś dobre zdjęcie,
na jego dom nasłaliby ludzi w czerni, którzy terroryzując i strasząc
wymusiliby zaniechanie publikacji zdjęcia.
Na krawędzi prawdy 224 © Dominik Myrcik

Dziwni ci badacze-turyści – skąd oni wzięli tak dziwne symptomy


turystyki to mi się w pale nie mieści ;).
Kiedy mówią: „Pająkowi zdecydowanie nie, mówi bzdury” – szkoda, że
9/10 z nich nie zapoznało się z pracami owego prof. A co z tymi
jedynymi? Ano, jeśli zdają sobie sprawę z wagi badań prof. Pająka, to
zwykle przeciągają je na swoją stronę, tak, że to niby prof. Pająk
potwierdził ich badania i ich wnioski. Jakaż parodia, że jest na odwrót, bo
przecież głębokie i precyzyjne teorie Jana Pająka często wyprzedzają
samych ufologów a ci, nie wiedząc, że już wcześniej został dopasowany
klucz do ich działania, dopasowując się do niego dobrowolnie bardzo
wydatnie przysługują się ludzkości. Dziękuję im za to, że
przeciwstawiając i bluzgając często na osobę Jana Pająka są dla wielu
ludzi otwieraczem oczu – Dziękuję, Panowie i Panie.

Zamach na World Trade Center

Motto: Jeśli nienawidzisz obydwu sąsiadów, wywołaj między nimi wojnę,


a sami szybko się wykończą...

Większość ludzi na świecie zna najnowszą historię. Na Światowe


Centrum Handlu – dumę i chlubę United States of America zostały
skierowane 2 samoloty pasażerskie. Cóż takiego się stało z najlepszym
wywiadem na świecie, nalepiej uposażonymi agentami, gdzie ludzie
topią miliardy dolarów za swą ochronę? Tysiące ton betonu, szkła i stali
znalazło się w strefie „ground zero”.
Projekt Echelon – kilkadziesiąt satelit, tysiące kilometrów kabli,
najnowszy sprzęt – wszystko po to, by kontrolować każdą, powtarzam,
każdą rozmowę telefoniczno-informatyczną na ziemi. Nie ma sposobu (a
przynajmniej nie dla 99.9% ludzi na ziemi) by cokolwiek ukryć.
Zdziwiony? Tak, ja też. Dzwonisz do kolegi, do koleżanki – chłopaka czy
dziewczyny? Oni to słyszą! Każde słowo, każdy dźwięk przebiega przez
ich satelity podsłuchowe. I co śmieszniejsze – wszyscy o tym projekcie
wiedzą – każdy prezydent, premier w każdym państwie. To, czy
dzwonisz z telefonu komórkowego, czy stacjonarnego, nie ma
znaczenia.
Agenci CIA (Central Inteligence Agency), FBI, wywiadu, tysiące ludzi
zamieszanych tylko po to, by wykraść tajne dane od przeciwnika i
chronić swój kraj.
Na krawędzi prawdy 225 © Dominik Myrcik

Powstaje pytanie: Czy nikt nie wiedział? W telewizji często


podkreślają dziennikarze, że oni wiedzieli. Czemu więc nie zareagowali,
zlekceważyli. Nikt tego nie docieka, sprawa ucichła.

Na początku mówiło się o dziwnym stylu zawalenia się obydwu wież


WTC. Wielu ekspertów mówiło w tv, że nie miały się prawa zawalić. A
jednak – znaleźli rozwiązanie. Spalające się paliwo rozmiękczyło
konstrukcję górnych pięter i budynki się zawaliły.
Tylko, że oba budynki (a szczególnie na filmie widać, że jeden z
nich) rozpadł się jak...banan! Kiedy otwieramy owoc banan – pociągamy
za każdą ze stron – wtedy kilka skórek zwisając w dół umożliwia nam
dostęp do miąższu. Dziwnym trafem tak właśnie się budynki rozpadły. A
nie powinno tak (teoretycznie) być – bo w obydwu z nich wbudowane
były na całej wysokości budynku potężne słupy konstrukcyjne. Mało tego
– wielokrotnie widzieliśmy zawalające się wysokie budynki i nigdy
pośrodku nich nie powstał krater! Przecież gruzy tworzyły wielkie góry –
tymczasem są zdjęcia z helikopterów i innych budynków, gdzie na
miejscu wież jest wielgachna dziura – tam, gdzie były parkingi. Nawet
kilka pięter pod ziemią powinno zostać zasypane gruzami – skoro wieże
zapadały się niemal idealnie w dół – powinny wypełnić piwnice i powinna
powstać kupa gruzu – to moje zdanie.
Wiem, że dla Was, to co przedstawił w biuletynie o WTC prof. dr inż.
Jan Pająk będzie wręcz niemożliwe i straszne. Jednak wiele wskazuje
na to, że terroryści islamscy byli przykrywką i marionetkami w rękach
ufoli, którzy skrzętnie wykorzystali religię islamską do nienawiści między
narodami wschodu i zachodu (która i tak była niemała). Zaostrzyli konflikt
między ludźmi – czyli typowa ich metoda „dziel i rządź”.

Poniższy biuletyn powstał w kilka tygodni po zamachach na WTC.

Napisał dr inż. Jan Pająk

Motto tego podrozdziału: "Najbardziej poszkodowani jesteśmy tym, czego


poznania uparcie odmawiamy."

Jak to wyjaśnione zostało dokładniej w podrozdziale E1 niniejszej


monografii, moralnie zdegenerowana, chociaż technicznie wysoko
rozwinięta cywilizacja dysponująca wehikułami UFO, odnosi wiele korzyści
materialnych z nieodnotowalnego eksploatowania ludzkości. Przykładowo
sperma i jajeczka sekretnie pobierane od ludzi podczas nocnych
Na krawędzi prawdy 226 © Dominik Myrcik

uprowadzeń do UFO pozwalają UFOlom na hodowanie tzw. "biorobotów",


czyli potomków ludzi, którzy w cywilizacji UFO wykonują wszelkie
niebezpieczne, ciężkie i brudne prace. Stąd bioroboty są tam służącymi,
prostytutkami, kelnerami, sanitariuszami, górnikami, robotnikami w
fabrykach, żołnierzami, eksploratorami kosmosu, itp. Z kolei energia
życiowa jaka odsysana jest od ludzi podczas nocnych uprowadzeń na
UFO wydłuża UFOlom życie oraz pozwala im na szybkie regenerowanie
sił poprzez zwyczajne nasycenie się energią ludzi w specjalnych
"komorach odpoczynku". Niefortunnie dla UFOnautów, owe niezliczone
korzyści materialne jakie UFOle wyciągają z niewidzialnego
eksploatowania ludzkości, nagle się urwą, jeśli ludzkość odkryje fakt, że w
sposób niewidzialny jest eksploatowana przez UFOli, a tym samym kiedy
podejmie ona kroki aby uniezależnić się od swoich najeźdźców i
eksploatatorów z kosmosu. Wszakże fakt, że UFOle ciągle pozostają
niewidzialni dla ludzkiego wzroku i kamer, wynika jedynie z naszego
zacofania zaś ich zaawansowania technicznego. Jeśli zaś ludzie
zaawansują się technicznie do podobnego poziomu, wówczas zbudują
urządzenia wykrywające jakie pozwolą im zobaczyć na razie wzrokowo
jeszcze niewidzialnych dla nas UFOnautów.
Aby uniemożliwić umęczonej ludzkości uwolnienie się od swoich
niewidzialnych krwiopijców i eksploatatorów, UFOle realizują na Ziemi kilka
sekretnych "programów zniewalania". Wszystkie one są nacelowanych na
przedłużenie czasokresu utrzymywania ludzi w poddaństwie i eksploatacji.
Opisywane w podrozdziale E7.3 blokowanie wybranych badań naukowych
oraz blokowanie rozwoju na Ziemi moralnych i wysoce postępowych
filozofii, takich jak totalizm, jest tylko jednym z wielu wybiegów za
pośrednictwem jakich okupujący Ziemię i eksploatujący ludzkość
UFOnauci starają się powstrzymać rozwój naszej cywilizacji. Inny sposób,
za pomocą którego UFOnauci starają się w sposób trwały zepchnąć
ludzkość w dół, sprowadza się do systematycznego podejmowania przez
UFO prób zniszczeniu całej obecnej cywilizacji technicznej na Ziemi. Ten
inny sposób z punktu widzenia naszych okupantów z kosmosu zapewne
wygląda nawet jeszcze bardziej obiecująco niż blokowanie rozwoju
totalizmu. Wszakże w przypadku zniszczenia całej naszej obecnej
cywilizacji technicznej, szatańscy pasożyci ponownie posiedliby na Ziemi
jedynie gromady dzikusów kryjących się w jaskiniach i wdrapujących się
na drzewa. To zaś oznaczałoby możność bezkarnego i niezakłóconego
eksploatowania ocalałych z kataklizmu ludzi przez dziesiątki tysięcy
następnych lat. Oczywiście, najefektywniejsze zniszczenie obecnej
cywilizacji na Ziemi nastąpiłoby, gdyby technicznie i naukowo najbardziej
rozwinięte państwa na naszej planecie wessane zostały w wir morderczej
wojny światowej. Dlatego należy uważnie pilnować UFOnautów (którzy w
tej monografii nazywani są "szatańskimi pasożytami") i nieustannie patrzeć
Na krawędzi prawdy 227 © Dominik Myrcik

im na ręce, aby wykryć możliwe ich próby wywołania na Ziemi trzeciej


wojny światowej, a także aby podczas takich prób nie dawać się
sprowokować.
W trakcie wykańczania niniejszej monografii [8] nastąpił rozwój
tragicznych wydarzeń, jaki według mojej znajomości metod działania
szatańskich pasożytów na Ziemi reprezentuje właśnie próbę rzucenia
ludzkości w chaos trzeciej wojny światowej. Owe tragiczne wydarzenia
miały to do siebie, że zostały sfilmowane i pozostawiły po sobie liczne
dowody materialne. Wszystko więc co na ich temat tutaj piszę, może być
dokładnie zweryfikowane naukowo przez zainteresowane strony.
Zweryfikowanie to jest na tyle istotne, że ja sam nie posiadam możliwości
badawczych ani dostępu do dowodów materialnych. Całą więc
interpretację zdarzeń jaką tutaj prezentuję wydedukowałem jedynie
teoretycznie na podstawie obserwacji obrazów pokazywanych w telewizji.
Oczywiście, będąc jedynie człowiekiem, na przekór mojej dogłębnej
znajomości technologii UFO i metod działania UFOnautów, ciągle mogłem
popełnić jakieś pomyłki podczas dokonywania swoich obserwacji i
dedukcji. Stąd wnioski do jakich tutaj dochodzę stanowią jedynie moje
spekulacje, jakie dla potwierdzenia i nadania im rangi zweryfikowanych
dowodów ciągle wymagają dalszego naukowego badania.
Zgodnie z moją interpretacją zdarzeń, aktywna i bardzo zmyślna
próba szatańskich pasożytów aby sprowokować ludzkość do rozpoczęcia
niszczycielskiej trzeciej wojny światowej, miała miejsce we wtorek, 11
września 2001 roku. Wyrażona w kilku słowach, ta zwodnicza próba
zniszczenia ludzkości przez UFOnautów sprowadzała się do wysoce
niszczycielskiego użycia na drapaczach chmur WTC w Nowym Jorku,
nieznanej ziemskim naukowcom ani normalnym ludziom zdolności
niewidzialnego wehikułu UFO do wypalania w ziemi podziemnych
tuneli. Ta niszczycielska zdolność wehikułów UFO pozostaje nieznana
naukowcom ziemskim ani normalnym ludziom. Dlatego na przekór że
użyta zostala dosłownie na oczach tysięcy ludzi, niemal nikt nie zdołał
rozpoznać co właściwie się zdarzyło w Nowym Jorku. Jednak jeśli ktoś
obznajomiony był z technologią UFO, wówczas odnotował, że pracujący w
charakterze piły plazmowej, niewidzialny wehikuł UFO odparował w
Nowym Jorki dwa drapacze chmur oraz jeden niższy budynek, zabijając
przy tym ludzi znajdujących się w owych budynkach. Zniszczeń tych
dokonał przy tym w tak nieodnotowalny sposób, aby nikt nie zauważył
czynnego udziału niewidzialnego wehikułu UFO w całej tej tragedii, a stąd
aby całą odpowiedzialność za śmierć tych ludzi zrzucić na muzułmańskich
terrorystów i ich samobójcze ataki. Ponieważ zdemaskowanie udziału
niewidzialnego wehikułu UFO w tym szatańskim planie rozpętania trzeciej
wojny światowej, wymaga dokładnego wyjaśnienia zjawisk i dowodów,
jakie ujawniają efekty faktycznego użycia UFO, poniżej opiszę
Na krawędzi prawdy 228 © Dominik Myrcik

systematycznie całe zdarzenie. Swe opisy zaczynę od podsumowania


powszechnie znanych informacji. Potem zaprezentuje ten materiał
dowodowy który bezspornie wykazuje że to UFO, a nie ciepło z płonącego
paliwa lotniczego, spowodowało zniszczenie gmachów WTC.
W owym niewypowiedzianie tragicznym dla całej ludzkości dniu, 11
września 2001 roku, telepatycznie i hipnotycznie manipulowani przez
UFOnautów muzułmańscy terroryści, zaatakowali czterema
uprowadzonymi przez siebie samolotami cztery cele w Stanach
Zjednoczonych. Dwa z celów terrorystów były bliźniacze drapacze chmur
nazywane "Światowym Centrum Handlowym" w Nowym Jorku (po
angielsku: "World Trade Center" albo "WTC"). (O godzinie 8:25 oraz 9:03
rano zaatakowały je samoloty AA lot nr 11 oraz UA lot nr 175.) Pozostałe
dwa cele obejmowały Pentagon (AA lot nr 77), oraz jakiś bliżej nieznany
cel, do którego zdążał czwarty uprowadzony samolot (UA lot nr 93), zanim
rozbił się o ziemię w Pittsburgh. W przypadku obu drapaczy chmur w
Nowym Jorku, uderzenia uprowadzonych samolotów wprawdzie
spowodowały ich zapalenie się i spore zniszczenie, jednak nie były w
stanie spowodować ich zawalenia się. Wszakże drapacze te zbudowane
zostały w formie niezwykle silnej konstrukcji, zwykle referowanej jako "rura
w rurze", zaś ich projekt zakładał zdolność oparcia się huraganowi o
szybkości wiatru do 270 kilometrów na godzinę. Ich konstrukcja była więc
setki razy bardziej wytrzymała niż to konieczne aby budynki nie zawaliły
się w bezwietrznej pogodzie, a ponadto konstrukcja ta była tak
zaprojektowana, aby pracowała tylko na tzw. "ściskanie i rozrywanie" (a
nie na sztywność - jak pracują konstrukcje normalnych budynków), czyli
aby nie była podatna na osłabienie sztywności jej materiału spowodowane
np. zwiększoną temperaturą. Stąd po około godzinie od ataku terrorystów,
kiedy stało się już jasne, że owe drapacze chmur nie zawalą się same w
wyniku jedynie uderzenia samolotami, oraz kiedy służby ratunkowe
Nowego Jorku były już na dobrej drodze do opanowania sytuacji, do akcji
wkroczył niewidzialny wehikuł szatańskich pasożytów. Ów niewidzialny
wehikuł UFO, o godzinie 9:50 rano, wbił się w południowy drapacz chmur
w pobliżu jego wierzchołka. Po wbiciu się w budynek, wehikuł UFO włączył
działanie swojej piły plazmowej. Piła ta zaczęła odparowywać całą
konstrukcję owego drapacza chmur, dosłownie zamieniając ten gmach w
gwałtownie rozprężający się obłok zestalających się oparów skroplonej
stali, cementu, szkła, itp. Następnie ów niewidzialny dla oczu wehikuł UFO
zaczął działać identycznie jakby w owym drapaczu chmur starał się
wypalić podziemny tunel opisywany w podrozdziale F10.1.1 monografii
[1/3] oraz w podrozdziale B5 i B8 traktatu [4B]. Zaczął więc zwolna
przemieszczać się w dół wzdłuż osi owego budynku, przelatując od jego
dachu niemal do fundamentów, oraz zamieniając konstrukcję owego
drapacza chmur w szybko zestalające się skroplone opary, jakie
Na krawędzi prawdy 229 © Dominik Myrcik

gwałtownie rozprężały się od budynku do otoczenia i opadały na okoliczne


ulice. W rezultacie tego odparowującego działania UFO, większa część
masy całego tego drapacza chmur, razem z ciałami niemal wszystkich
znajdujących się w budynku ludzi, została przez owo niewidzialne UFO
odparowana i zamieniona z szybko zestalający się pył. Wszystko to
zostało uchwycone na licznych zdjęciach i filmach, tak że każdy
zainteresowany może teraz osobiście z nich sprawdzić poprawność tego
co tutaj opisuję poprzez oglądnięcie jednego z owych filmów
upowszechnionych po świecie przez amerykańskie telewizje. Niestety,
ludzie - włączając w to naukowców amerykańskich, nie posiadają
najmniejszego pojęcia o możliwościach technicznych UFO. Stąd ludzie nie
byli w stanie zrozumieć czemu się przyglądają. Ponadto wszystko
odbywało się w silnym świetle słonecznym, jakie uniemożliwia zobaczenie
formowanego przez UFO wiru plazmowego o charakterze jonowym - tj.
jakiego płomień normalnie pozostaje przeźroczysty, a stąd niewidzialny dla
oczu ludzkich. Także miejsce w jakim działał ów wir plazmowy UFO było
szczelnie zasłonięte chmurami odparowanego materiału budynku. Kamery
nie były więc w stanie uchwycić samego wehikułu UFO dokonującego tego
odparowania.
Niestety, zniszczenie jednego drapacza chmur nie zadowalało
szatańskich pasożytów. O godzinie 10:29 powtórzyli więc manewr
odparowania całego budynku z drugim, północnym drapaczem chmur,
również zamieniając większość jego masy w skroplony proszek jakiego
gruba warstwa opadła na ulice Nowego Jorku. W końcu, o godzinie 17:25,
wehikuł UFO działając ponownie jak potężna piła plazmowa, podciął
fundamenty w tym razem normalnej wysokości budynku znanym jako
WTC numer 6, powodując również i jego zawalenie się. Po zapadnięciu
się budynku nr 6, w jego centrum odsłonięty został ogromny krater
podobny do wlotów do podziemnych tuneli UFO, takich jak ten pokazany
na rysunku E3. Ten krater udokumentował sposób na jaki wehikuł UFO
dokonał odparowania fundamentów i zawalenia owego gmachu. Wymiary
owego krateru, jakie udało się w przybliżeniu ustalić na podstawie zdjęć
lotniczych rumowiska pozostałego po owym ataku UFO, wskazują że
odparowania drapaczy chmur WTC w Nowym Jorku dokonał wehikuł UFO
najprawdopodobniej typu K6, którego wymiary wynoszą: średnica
gabarytowa D=35.11 metrów, wysokość gabarytowa H=5.85 metrów. UFO
typu K6 posiada 6 stałych członków załogi, aczkolwiek wydedukować
można, że w chwili ataku na jego pokładzie dodatkowo musiał się też
znajdować jakiś człowiek, który przejął na siebie karmę za moralne
następstwa owego ataku.
Aby zrozumieć fizykalną zasadę na jakiej nastąpiło owo odparowanie
obu drapaczy chmur przez piłę plazmową UFO, konieczna jest znajomość
zasady pracy wehikułu UFO w tzw. "trybie wiru magnetycznego". Zasada
Na krawędzi prawdy 230 © Dominik Myrcik

ta opisana jest bardzo dokładnie w licznych moich monografiach.


Przykładowo najlepszy jej opis znajduje się w podrozdziałach F7.2, F10.1 i
F10.1.1 monografii [1/3] oraz w podrozdziałach B5 i B8 traktatu [4B]. Jej
skrótowe opisy zawarte są też we wszystkich moich monografiach z serii
[5], [3] i [2]. Generalnie rzecz biorąc, zasada ta sprowadza się do faktu, że
poprzez odpowiednie zsynchronizowanie pulsowań pola magnetycznego,
jakie wytwarzane jest przez pędniki boczne wehikułu UFO (UFO typu K6
posiada aż n=20 pędników bocznych), wokół tego wehikułu formowane są
wirujące "fale magnetyczne" - podobne do fal magnetycznych
formowanych przez stojan asynchronicznego silnika elektrycznego.
Jednak pole magnetyczne fal formowanych przez UFO jest tak silne, że
jonizuje ono powietrze otaczające wehikuł UFO. W rezultacie zjonizowane
powietrze podąża w ślad za wirującym polem magnetycznym UFO,
formując rodzaj wirującej "piły plazmowej" jaka szczelnie otacza wehikuł
UFO wirując wokół jego powłoki. Jak wiadomo, plazma jest ogromnie
niszcząca, zaś ludzie używają jej do budowy "palników plazmowych".
Palniki takie są zdolne do odparowania nawet najtwardszych materiałów.
Dlatego wirująca "piła plazmowa" jaka otacza UFO, jest tak niszczycielska,
że potrafi ona odparowywać w skale, lub w dowolnej innej materii stałej,
długie tunele. Oczywiście, w przypadku kiedy użyta zostanie dla
odparownia tunelu w drapaczu chmur, wówczas zamieni w szybko
zestalające się na proszek opary całą konstrukcję takiego drapacza chmur,
niszcząc go kompletnie.
Ktoś mógłby zapytać w tym miejscu, czy posiadamy na Ziemi jakieś
dowody że "piła plazmowa" wehikułów UFO faktycznie jest w stanie
dokonać odparowania tuneli w skałach lub w innej materii stałej. Otóż tak!
Ja badam tunele odparowywane przez UFO od bardzo dawna. Do dzisiaj
zdołałem też wykryć, że na Ziemi istnieje ich aż cały szereg. Dokładnie
zostały one opisane w moich monografiach, szczególnie zaś w
podrozdziałach P2.3 do P2.3.2 monografii [1/3] oraz w podrozdziałach A1,
B5 i B8 traktatu [4B] - oba te opracowania są łatwo dostępne w internecie
pod adresami wyszczególnionymi na stronie tytułowej niniejszej
monografii. Moje opracowania przytaczają też cały szereg fotografii takich
tuneli UFO - jako przykład patrz rysunki E3 i E4 z niniejszego
podrozdziału, a także fotografie z rysunku P6 monografii [1/3] oraz z
rysunku B4 traktatu [4B]. Najbardziej znane z takich tuneli odparowanych
przez UFO, to:
(1) System podziemnych tuneli odkryty przez niejakiego Juan'a
Moricz w czerwcu 1965 roku w prowincji Morona-Santiago Ekwadoru, a
opisywany i ilustrowany w dwóch książkach Erich'a von Däniken, [1E8] "In
Search of Ancient Gods" (tj. "W poszukiwaniu starożytnych bogów"),
Souvenir Press, Leeds, England 1973, oraz [2E8] "The Gold of the Gods"
- tj. "Złoto Bogów" (najpierw opublikowaną w Niemczech przez
Na krawędzi prawdy 231 © Dominik Myrcik

Econ-Verlag pod tytułem "Aussaat und Kosmos"), Souvenir Press, 1972,


ISBN 0-285-62087-8 (wydana potem ponownie przez: Redwood Press,
Ltd., Townbridge, England, 1973).
(2) "Cocklebiddy Cave" zlokalizowana na Nullarbor Plain w
Południowej Australii.
(3) "Deer Cave" z rezerwatu przyrody zwanego "Mulu" w Prowincji
Sarawak malazyjskiej części Północnego Borneo (niedaleko od miasta
Miri).
Z powyższych tuneli najłatwiej dostępny do zbadania jest ogromny
tunel wypalony przez UFO typu K8 na Borneo i nazywany "Deer Cave".
Jest on bowiem otwarty dla turystów i praktycznie każdy, kogo stać na bilet
do Borneo, jest w stanie go zobaczyć i przebadać. Jego wygląd pokazuję
na rysunku E3 z niniejszej monografii. Z kolei rysunek E4 pokazuje jak
taki tunel odparowywany jest pod Ziemią przez piłę plazmową wehikułu
UFO, oraz jakie atrybuty muszą go z tego powodu cechować. Warto
odnotować, że w Polsce istnieje podobny tunel UFO przebiegający pod
Babią Górą. Niestety w latach 1930-tych powszechnie znane wejście do
owego tunelu, znajdujące się niedaleko od ruin byłego schroniska BV,
zostało zasypane, zaś innego wejścia jak na razie nie udało się jeszcze
odnaleźć. Szczegółowe opisy tunelu UFO spod Babiej Góry zawarte są w
traktacie [4B]. W czasach pisania owego traktatu [4B] ciągle żyło w Polsce
kilka osób, które faktyczne weszły kiedyś do owego tunelu UFO.
Oczywiście, wyjaśniając tutaj, że drapacze chmur Światowego
Centrum Handlowego (WTC) w Nowym Jorku, zostały celowo odparowane
technicznym działaniem niewidzialnego wehikułu UFO, a nie zwyczajnie
zawaliły się w wyniku "naturalnych" następstw eksplozji uprowadzonych
samolotów, jestem świadomy, że liczni sceptycy natychmiast zapytają: a
gdzie są dowody? Otóż dowodów tych dostarczają nam liczne zjawiska i
pozostałości, jakich mechanizm powstawania i cechy zostały już dokładnie
wyjaśnione w w/w monografii [1/3] i traktacie [4B], a jakie muszą się
pojawiać za każdym razem kiedy niewidzialny wehikuł UFO zadziała w
sposób typowo używany do odparowania w skałach podziemnych tuneli
UFO (tj. tuneli podobnych do tego pokazanego na fotografii z rysunku E3
niniejszej monografii, a także na fotografiach z rysunku P6 monografii
[1/3], z rysunku B4 traktatu [4B] oraz z rysunku H8 monografii [5/4]). W
chwili obecnej jestem więc już w stanie wskazać cały szereg takich
dowodów, wszystkie utrwalone na zdjęciach i wideo, a następnie
upowszechnione po świecie za pośrednictwem telewizji i prasy, czyli
dostępne w archiwach do zbadania przez wszystkich zainteresowanych -
jeśli ktoś ciągle posiadał będzie jakiekolwiek wątpliwości na ich temat. Oto
wykaz owych dowodów:
1. Mechanika niszczenia obu drapaczy chmur w Nowym Jorku.
Dzisiejsza telewizja wielokrotnie nam już pokazywała jak zawalają się
Na krawędzi prawdy 232 © Dominik Myrcik

wysokie budynki. Wszakże podczas każdej poważniejszej rozbiórki, np.


metodą eksplozyjną, nakręcane są filmy jakie potem pokazuje się w
telewizji. Zawalające się budynki zawsze zapadają się w dół, zgodnie z
przebiegiem sił grawitacyjnych. (A więc budynki te nigdy nie rozpryskują
się na boki.) Jednocześnie punkty słabości, jakie pierwsze pękają i
zaczynają się rozpadać, zawsze znajdują się w nich tam gdzie siły są
największe lub zniszczenia najpoważniejsze, a więc u podstaw owych
budynków lub w miejscu eksplozji - a nie np. przy ich wierzchołkach.
Tymczasem odparowanie obu drapaczy chmur z Nowego Jorku
wykazywało cechy nieobecne podczas zawalania się budynków, jednak
spodziewane do wystąpienia podczas działania piły plazmowej
niewidzialnego wehikułu UFO. Ich przykładami mogą być: (1)
zapoczątkowanie zniszczenia w miejscu w jakie UFO było w stanie
wniknąć do budynku - w przypadku WTC około 10 pięter powyżej
miejscem pożaru i eksplozji, (2) silny wytrysk i odrzut produktów rozpadu
oraz odparowanych przez UFO substancji na boki od punktu w którym
wehikuł UFO aktualnie się znajduje, a także pionowo w górę od owego
punktu - wzdłuż wind i klatek schodowych, (3) umiejscowienie obszaru
rozpadu w punkcie w którym aktualnie znajduje się wehikuł UFO a nie w
punkcie w którym siły działające na daną konstrukcję czy wywołane w
konstrukcji zniszczenia, są największe, (4) "piłujący" postęp zniszczeń jaki
jest podobny do stopniowego rozdrabniania obiektu zniszczeń jakimś
rodzajem piły tarczowej, (5) istnienie tylko jednego źródła czy punktu
zniszczenia jakie wyraźnie dokumentowało posiadanie charakteru
ruchomej piły tarczowej, itp. Jeśli ktoś ogląda utrwalony na filmie przebieg
niszczenia omawianych tutaj drapaczy chmur, natychmiast musi
odnotować, że ich zapadanie się przypomina marchewkę stopniowo
fragmentowaną przez wirujący układ noży dzisiejszych robotów
kuchennych. Stąd zniszczenie tych budynków było dokładnie takie jakie
musiało się pojawić w przypadku odparowania budynków przez
niewidzialny wehikuł UFO formujący wirującą piłę plazmową.
Jednocześnie było ono zupełnie odmienne niż powinno być w przypadku
gdyby budynki zawaliły się same jako długoterminowe następstwo pożaru i
eksplozji samolotów.
2. Odśrodkowy rozbryzg odłamków w pierwszych momentach
odparowywania budynków. W przypadku odparowania drapaczy chmur
przez niewidzialny wehikuł UFO, istotny jest moment zapoczątkowania
zniszczenia. Moment ten przypominać bowiem musi sytuację włączania
piły tarczowej, jaka sterowana jest siedzącymi w niej ludźmi. Będzie więc
charakteryzowany kilkoma cechami, z których najważniejsza to silny
odśrodkowy rozbryzg odłamków i oparów mający miejsce w pierwszym
momencie włączenia działania wiru plazmowego. W skutkach ten pierwszy
rozbryzg będzie przypominał niewielką eksplozję o poziomym podmuchu.
Na krawędzi prawdy 233 © Dominik Myrcik

Faktycznie też, podczas oglądania utrwalonych na wideo pierwszych


momentach zawalania się drapaczy chmur, wyraźnie widać ów podobny
do niewielkiej eksplozji moment włączenia piły plazmowej UFO. Powoduje
on odrzucenie odłamków i oparów na odległość przekraczającą szerokość
samego budynku, zanim odłamki te i opary zaczynają opadać w dół.
Ponadto, na filmowych ujęciach momentu włączenia piły plazmowej przez
niewidzialne UFO, widoczny jest też strumień oparów buchających w górę
z tuneli wind i tryskających w niebo ponad dachem budynku. Siła wyrzutu
tych pierwszych odłamków i oparów jest zbyt duża aby wyjaśniać ją
jedynie efektami kruszenia się i załamywania konstrukcji budynku.
Odśrodkowy rozbryzg produktów odparowania jest najlepiej widoczny
w momencie, kiedy niewidzialne UFO zniża płaszczyznę odparowania do
piętra w jakie uderzyły samoloty. Wyraźnie widać wówczas jak opary i
płomienie tryskają od budynku poziomo na boki, co całkowicie zaprzecza
zjawiskom jakie powinny towarzyszyć grawitacyjnemu zawalaniu się tych
budynków.
3. Włączenie piły plazmowej UFO w miejscu o znośnej dla
UFOnautów temperaturze. Zanim wehikuł UFO mógł włączyć
niszczycielskie działanie swojej piły plazmowej, najpierw musiał wlecieć do
wnętrza tego budynku w sposób niewidzialny dla zewnętrznych
obserwatorów. Wlotu na miejsce zapoczątkowania zniszczenia, UFO
dokonywało więc w niewidzialnym dla ludzkich oczu i kamer trybie
migotania telekinetycznego. To zaś oznacza, że podczas samego wlotu do
budynku, ani wehikuł, ani jego załoga, nie były chronione wirem
magnetycznym przed działaniem ognia i wysokiej temperatury. Wehikuł
UFO nie mógł więc wlatywać do niszczonych budynków w miejscach, w
które uderzyły samobójcze samoloty, czyli tam gdzie ciągle paliło się ich
paliwo i gdzie panująca temperatura była zbyt wysoka do zniesienia przez
UFOnautów. Musiał on wlatywać do budynków znacznie wyżej, gdzie
temperatura nie była już niebezpieczna dla jego urządzeń ani załogi. To
zaś oznacza, że miejsce w którym zaczęte zostało odparowanie
budynków, wcale nie mogło się pokrywać z miejscem, w którym samoloty
dokonały zniszczenia, a musiało się zacząć znacznie wyżej. Oczywiście,
jest to sprzeczne z logiką i naszą znajomością mechaniki zawalania się.
Wszakże zawalanie się budynków faktycznie to powinno zostać
zapoczątkowane albo w miejscach w których uderzyły samoloty -
ponieważ owe miejsca posiadały najwyższe zniszczenia, albo też u
podstaw budynków - ponieważ tam panowały największe siły.
Rozpoczęcie więc zniszczeń u samej góry budynków, co jest całkowicie
sprzeczne z mechanizmem zawalania się, dostarcza kolejnego dowodu,
że oba budynki odparowane zostały przez wir plazmowy niewidzialnego
UFO.
Należy podkreślić, że poprzez zapoczątkowanie zniszczenia w
Na krawędzi prawdy 234 © Dominik Myrcik

miejscach budynków w jakich temperatura była możliwa do zniesienia,


dostarczyło nam ogromnie istotnego potwierdzenia na brak odporności
UFO w trybie migotania telekinetycznego na działanie ekstremalnych
temperatur. Jak to poprzednio posądzałem teoretycznie, oraz
wnioskowałem z średniowiecznych sposobów niszczenia "czarownic"
ogniem, jednak na co aż do czasu ataku na WTC nie posiadałem
potwierdzeń empirycznych, UFOnauci i UFO działający w trybie migotania
telekinetycznego NIE są odporni na działanie ekstremalnych temperatur.
Dlatego zniszczenie WTC dostarczyło mi wymaganego dowodu na
istnienie tego punktu słabości UFO. Gdyby UFOnauci mogli w tym trybie
znieść wysoką temperaturę, wówczas zaczęliby niszczenie budynków od
miejsc, w które uderzyły samoloty terrorystów. Jednak stało się inaczej. To
zaś oznacza, że obecnie UFOnauci wskazali nam zasadę działania na
jakiej jesteśmy w stanie zacząć budować skuteczną broń przeciwko
UFOnautom nalatującym w trybie migotania telekinetycznego na nasz kraj,
miasto lub dom. Bronią tą są albo "miotacze ognia", albo jeszcze lepsze
"miotacze ciekłego powietrza". Przykładowo strumień ciekłego powietrza
rzucony na UFOnautę w trybie migotania telekinetycznego, spowoduje
wniknięcie super-zimnego powietrza do wnętrza jego ciała i
natychmiastowe zamrożenie jego organów wewnętrznych. Pozostaje on
przy tym możliwy do użycia we wnętrzu budynków. Z kolei takie
zamrożenie organów wewnętrznych będzie dla UFOnauty równie
zabójcze, jak dla ludzi jest kula karabinowa. Niewidzialni UFOnauci wcale
nie są więc niezniszczalni, zaś dzięki WTC my teraz już wiemy jak można
ich niszczyć!
4. Fragment tunelu UFO pozostawionego w centrum WTC numer
6. Bardzo wymownego dowodu na odparowanie WTC przez niewidzialny
wehikuł UFO dostarcza normalnej wysokości budynek numer 6. Budynek
ten miał się rzekomo zawalić w wyniku jego bombardowania szczątkami
obu drapaczy chmur. Jednak faktycznie, po jego zawaleniu się, odsłonięty
został krater w jego fundamentach, jaki wyglądem jest bardzo podobny do
wlotu do podziemnego tunelu odparowanego przez UFO. Krater ten jest
dokładnie oczyszczony z rumowiska, co oznacza, że wir plazmowy
kryjącego się w nim UFO działał aż do chwili kiedy cały budynek skończył
już swoje zapadanie się w dół. Ponadto umiejscowienie owego krateru w
fundamentach budynku ujawnia, że tym razem zamiast odparowywać
konstrukcję gmachu, UFOnauci po prostu podcięli jego fundamenty za
pomocą wiru plazmowego swojego wehikułu.
Tak nawiasem mówiąc, to ustalenie wymiarów tego krateru pozwala
określić typ wehikułu UFO, jaki dokonał omawianych tutaj zniszczeń.
Zgodnie z dotychczasowymi ustaleniami, wehikułem który dokonał
zniszczeń WTC, było UFO typu K6, jakiego gabarytowe wymiary podano
już poprzednio.
Na krawędzi prawdy 235 © Dominik Myrcik

5. Stan, skład i segregacja skroplonego proszku pozostałego po


odparowaniu obu drapaczy chmur. Według moich oszacowań, znaczna
większość masy obu drapaczy chmur została odparowana w wyniku
działania piły plazmowej uformowanej przez niewidzialne UFO, zaś po
skropleniu się opadła ona na powierzchnię ulic Nowego Jorku.
Nowojorczycy dreptali więc bezmyślnie po grubej warstwie owego
proszku, wcale nie będąc świadomymi, że kryje on w sobie klucz do
prawdy oraz naukowe dowody na prawdziwe losy obu drapaczy chmur i
znajdujących się w nich ludzi. Proszek, jaki po odparowaniu przez UFO
obu budynków opadł na owe ulice, w sensie swojej struktury i składu musi
być identyczny do proszku jaki wydobywa się z podziemnych tuneli
odparowanych przez UFO, a drastycznie odmienny od proszku
powstałego np. podczas siłowego lub udarowego miażdżenia betonu lub
szkła. Jego ziarenka muszą bowiem posiadać kształt małych kuleczek lub
żaróweczek, czyli kształt typowy dla zastygniętych w powietrzu kropelek z
materiału stałego. Ziarenka te muszą też reprezentować dokładnie
wymieszane ze sobą składniki konstrukcji i zawartości obu budynków, a
więc muszą być kropelkami stali wymieszanymi z kropelkami cementu,
gipsu, szkła, zwęglonych ciał ludzkich i innych materiałów znajdujących się
w budynkach.
Proszek jaki opadł na ulice Nowego Jorku po odparowaniu budynków
WTC faktycznie był badany aż przez dwie agencje badawcze w USA
(jedną z nich było laboratorium FBI), zaś wyniki tych badań omawiane były
w reportażu jaki m.in. pokazywany był w telewizji nowozelandzkiej. Jak w
reportażu owym stwierdzono, proszek opadły na ulice Nowego Jorku
faktycznie stanowił mieszaninę skroplonych oparów ze składników
obecnych w konstrukcjach obu budynków, a więc skroplonych oparów
najróżniejszych metali, cementu, gipsu, szkła, itp. Badania potwierdziły
więc, że wcale NIE był to proszek powstały np. ze skruszenia
poszczególnych składników konstrukcji owych budynków. Jak w reportażu
tym nadmieniono, badaczy tych skroplonych oparów dziwiło skąd się
wzięła owa ogromna ilość energii konieczna do odparowania tak ogromnej
masy składników konstrukcji budynku. Jednak szokująco nikt jakoś nie
postarał się badać tej sprawy dalej. W omawianym reportażu zwrócono
również uwagę na niezwykłą segregację owych oparów. Tuż pod
budynkiem, ulice Nowego Jorku zalegały kilkudziesięcio-centymetrową
warstwą skroplonych oparów powstałych z ciężkich składników konstrukcji
obu budynków, a więc z metali i szkła. Im jednak dalej od budynków, tym
składniki zawarte w owych skroplonych oparach stawały się lżejsze, a więc
zaczynały obejmować opary gipsu, węgla, itp.
Segregacja skroplonych oparów sama w sobie jest też istotnym
dowodem na odparowanie drapaczy chmur WTC przez UFO. Gdyby
bowiem odparowanie proszku opadłego na ulice Nowego Jorku nastąpiło
Na krawędzi prawdy 236 © Dominik Myrcik

w wyniku jakiegoś zwykłego fizykalnego zjawiska, a nie UFO, np. w wyniku


wzajemnego tarcia się o siebie wybranych składników budynku, wówczas
odparowaniu podlegałyby tylko owe składniki lub substancje budynku jakie
poddane zostały owemu zjawisku, np. tylko gips, lub tylko szkło. Jeśli
jednak odparowanie budynku nastąpiło w wyniku zadziałania piły
plazmowej UFO, wówczas odparowaniu podlegały bez wyboru absolutnie
wszystkie substancje jakie składały się na ów budynek. Dlatego w
przypadku odparowania budynków przez UFO, na ulice musiała opaść
mieszanina wszelkich substancji występujących w konstrukcjach tych
budynków. Tyle tylko, że substancje grawitacyjnie cięższe opadły bliżej
budynków, niż substancje grawitacyjnie lżejsze - co spowodowało właśnie
ową odnotowaną w Nowym Jorku segregację oparów.
Mnie zawsze szokuje bezmyślność ludzka oraz ich brak dociekliwości
na temat oczywistych absurdów o jakie ludzie dosłownie niekiedy rozbijają
sobie nosy. Nowojorczycy bezmyślnie chodzą po grubej warstwie
zestalonych kropelek stali, szkła, cementu, zwęglonych ciał swoich
współziomków, itp., nie zadając sobie nawet pytania skąd owe kropelki
pod ich nogami się wzięły. Rodziny tysięcy ofiar nie otrzymują do
pochowania ciał swoich bliskich, bo ciała te zostały odparowane, jednak
wcale nie zadają pytań co, jak i dlaczego z ciałami tymi się stało. Z kolei
amerykańscy "fachowcy" od budownictwa muszą mieć chyba klapki na
oczach, skoro nie dostrzegają, iż jedynie niewielka część obu drapaczy
chmur ostała się w postaci gruzu. Zaiste, przy takiej mentalności nie
powinno nikogo dziwić, że UFOle okupują i eksploatują ludzkość od
początku jej istnienia i wcale dotychczas nie zostali odnotowani. Nie
powinno też dziwić, że Ameryka oficjalnie i autorytatywnie zaprzecza
istnieniu UFO, chociaż to właśnie UFO odparowało dwa najbardziej
okazałe budynki ich kraju, wraz z ciałami Amerykanów, którzy w
budynkach tych właśnie się znajdowali. Zaiste, "najbardziej poszkodowani
jesteśmy tym, czego poznania uparcie odmawiamy"!
6. Ilość energii cieplnej koniecznej do odparowania obu
budynków. Jeśli ktoś sporządzi bilans masy pozostałej po obu
zniszczonych drapaczach chmur, okaże się, że to co z nich pozostało w
formie ruin reprezentuje jedynie małą część ich oryginalnej masy. To
oznacza, że większość (według mojej estymacji być może, że nawet około
70%) początkowej masy tych budynków została zwyczajnie odparowana.
Aby zaś odparować tak ogromną ilość stałego materiału budowlanego,
konieczna jest gigantyczna ilość energii. Bardzo prosto można wyliczyć, że
energii tej nie było w stanie dostarczyć ani paliwo zgromadzone w obu
eksplodujących samolotach, ani też energia grawitacyjna obu budynków.
Jeśli więc ktoś nie jest w stanie zaakceptować, że oba budynki
odparowane zostały przez energię pochodzącą z napędu niewidzialnego
UFO, proponowałbym aby wyliczył i dokładnie wskazał skąd wzięła się ta
Na krawędzi prawdy 237 © Dominik Myrcik

ogromna energia konieczna do zamienienia w opary tak dużej masy


betonu, stali, szkła, ciał ludzkich, itp.!
Dowodem materialnym na fakt, że większość masy obu budynków
została po prostu odparowana przez UFO i zamieniona w skroplony pył,
jest szokująco niewysoka ilość ruin jakie pozostały po obu zawalonych
drapaczach chmur. Wszakże gro masy tych budynków rozproszone
zostało w formie grubej warstwy skroplonego pyłu, jaki opadł na ulice
Nowego Jorku, a następnie jaki szybko został zmyty "zorganizowanym"
celowo w tym celu przez UFO ulewnym deszczem. Z wielkości obu
budynków wynikałoby, że ich ruiny powinny piętrzyć się jak wysoka góra,
wznosząc się wiele pięter ponad ziemią. Tymczasem trudno je było
odnotować nawet z poziomu ulicy. Niektórzy spekulowali, że jest ich tak
mało, ponieważ odłamki te zapadły się do podziemnych parkingów i
piwnic. Jednak po odkopaniu owych parkingów i piwnic okazało się, że są
one niemal puste. Zaiste, tym razem ci Amerykanie nie zdali życiowego
egzaminu z codzienngo wykorzystania wiedzy fizycznej.
7. Temperatura konieczna do odparowania konstrukcji
budynków. Jak wiadomo nam z nauk fizycznych, temperatura konieczna
do odparowania poszczególnych składników konstrukcji obu drapaczy
chmur, jest znacznie wyższa od temperatury wymaganej do jedynie
stopienia owych fragmentów. Wszakże, aby odparować metal lub beton,
konieczne jest przekroczenie temperatury wrzenia tych substancji, jakie są
ogromne. Przykładowo, zgodnie z danymi zawartymi w tabeli na stronie
119 książki [3E8] pióra Ros E. Bolz, "Handbook of tables for applied
engineering science", CRC Press, 1987, ISBN 0-8493-0252-8,
temperatura topnienia czystego żelaza, przy jakiej zamienia się ono w
płyn, wynosi 1670 °C. Natomiast temperatura gotowania się czystego
żelaza, przy jakiej zaczyna się ono zamieniać w opary, wynosi aż 2870 °C.
Tak ogromnych temperatur nie jest jednak w stanie wytworzyć zwykłe
palenie się paliwa lotniczego - i to w zamkniętej przestrzeni z utrudnionym
dostępem tlenu. Jednym zjawiskiem jakie obecnie ludzie są w stanie
wywołać, a jakie mogłoby spowodować odparowanie materiałów na tak
ogromną skalę, to eksplozja termonuklearna. Jednak wir plazmowy UFO
bez trudu odparowuje dowolne materiały i to w dowolnych ilościach. Na
Borneo, ja osobiście oglądałem ogromny tunel "Deer Cave" o ponad 140
metrowej średnicy, jaki odparowany został przez UFO typu K8 przelatujące
na wskroś całej góry. Tunel ten pokazany jest na rysunku E2 z niniejszej
monografii, a także na rysunku P6 w monografii [1/3] oraz na rysunku B4
w traktacie [4B]. O zdolności wiru plazmowego do odparowywania
materiałów wiemy już z całą pewnością, ponieważ technologia ludzka
dorobiła się już tzw. "palników plazmowych" jakie używane są do cięcia
nawet najtwardszych materiałów (podobnie jak wir plazmowy UFO, palniki
te również odparowują dowolne materiały, tyle tylko, że na bardzo
Na krawędzi prawdy 238 © Dominik Myrcik

niewielką skalę).
8. Opadnięcie na ulice Nowego Jorku masy nieodparowanych
papierów i dokumentów. Piła plazmowa formowana przez wirujące pole
magnetyczne UFO ma to do siebie, że jest ona w stanie odparować
jedynie te obiekty, jakie opierają się jej podmuchowi, a więc jakie omywane
są i jonizowane przez silne pole magnetyczne wehikułu UFO, w ruchu
wirowym tego pola. Natomiast lekkie i elektrycznie nieprzewodzące
obiekty, takie jak kartki papieru, które zostają porywane tym wirem pola i
wirują wraz z polem magnetycznym UFO, nie indukując w sobie żadnych
jonów ani niszczącej energii cieplnej. Stąd, w przypadku niszczenia przez
wir plazmowy niewidzialnego UFO budynków WTC, zapełniające je
papiery i dokumenty zostały zawirowane wirem plazmowym wehikułu
UFO, jednak nie zniszczone. Faktycznie więc doszło w nich do
paradoksalnej sytuacji, kiedy to nawet najbardziej trwałe fragmenty
konstrukcji owego budynku zostaną odparowane i zamienione w skroplone
pyły, jednak jednocześnie kartki papieru zawarte w owych budynkach
zostaną jedynie zawirowane przez pole magnetyczne UFO, rozdmuchane
na wszystkie strony świata i opadłe na ulice bez widocznych na sobie
śladów zniszczeń. Faktycznie też, po odparowaniu obu biurowców przez
niewidzialny wehikuł UFO, na ulice Nowego Jorku opadły setki ton
dokumentów i kartek papieru, jakie nie zostały zniszczone ani odparowane
przez wir plazmowy owego UFO.
9. Obecność ogromnej liczby pozostałości w postaci
aerodynamicznych jakby "kamieni". Jeśli budynek zwyczajnie się
zawala, jego fragmenty takie jak beton, kafelki, cegły, gips, itp., zostają
skruszone w procesie upadku oraz zalegają potem zwałami w formie
"kruszonki". Charakterystyczną cechą tej "kruszonki" jest obecność wielu
ostrych krawędzi, szpiczaste występy, oraz kanciaste, wieloboczne zarysy.
Tymczasem jeśli ktoś odwiedzi któryś z tuneli wypalonych w skale przez
UFO (np. ilustrowaną tutaj "Deer Cave"), wówczas jego uwagę przykuje
ogromna liczba pozaokrąglanych, aerodynamicznych kamieni
zalegających dno tego tunelu UFO. Cechą charakterystyczną tych kamieni
jest, że posiadają one wyłącznie pozaokrąglane, wypukłe krawędzie, a
także że brak w nich jakichkolwiek ostrych występów, rogów, krawędzi, ani
zdecydowanych wklęsłości czy przelotowych otworów. Są one
pozostałościami rodzimej skały, jakie się odrywały w momencie
odparowywania tunelu, zaś lecąc w dół obtapiane zostawały przez wir
plazmowy UFO właśnie w takie aerodynamiczne, wypukłe kamienie. Kiedy
w telewizji pokazywano proces usuwania pozostałości po WTC, jeden
szczegół jaki wówczas mnie nieustannie uderzał, to że pozostałości te
uformowane były właśnie w ogromną liczbę aerodynamicznych jakby
"kamieni" o pozaokrąglanych krawędziach i bez żadnych ostrych obrzeży -
tj. dokładnie takich jakie zalegają dna podziemnych tuneli odparowanych
Na krawędzi prawdy 239 © Dominik Myrcik

przez UFO, jednak jakie nie mają prawa być znajdowane w ruinach
zawalonych budynków. Obecność ogromnej liczby takich
aerodynamicznych jakby "kamieni", jest jeszcze jednym dowodem na
odparowanie obu budynków WTC przez wir plazmowy wehikułu UFO.
10. Zanik kolorów. W swoich wieloletnich badaniach miejsc
lądowania UFO w Nowej Zelandii, zdołałem odnotować unikalną zdolność
wiru magnetycznego do eliminowania kolorów. Wszelkie obiekty jakie w
swoim naturalnym stanie wykazują żywą kolorystykę, po ich omieceniu
wirującym polem magnetycznym UFO tracą te kolory i przyjmują kolor jaki
przypomina rdzę lub popiół. Owa unikalna zdolność wiru magnetycznego
do neutralizowania kolorów może więc stanowić jedną z cech
odróżniających, jaka pozwala na odróżnienie "naturalnego" zawalenia się
budynku, od odparowania tego budynki wirem magnetycznym UFO. Otóż
w budynku jaki zawalił się w sposób "naturalny" wszystkie jego kolorowe
powierzchnie i obiekty utrzymają swój oryginalny kolor, nawet jeśli zostaną
fizycznie połamane lub zniszczone. Tymczasem w budynku odparowanym
przez wir magnetyczny UFO, zanikną wszelkie żywe kolory, zaś wszystko
co ostanie się zniszczeniu, jednak co omyte zostało wirem magnetycznym
UFO, przyjmie ów charakterystyczny wygląd rdzy lub popiołu. Jeśli ktoś
ogląda kolorowe filmy miejsca zniszczenia WTC, wówczas się okazuje, że
wszystko w owych miejcach przyjmuje ów charakterystyczny dla wiru
magnetycznego brak kolorów. W obszarze zniszczenia nie daje się
znaleźć nawet jednego maleńkiego obiektu, który utrzymałby jakiś swój
naturalny żywy kolor.
11. Brak ciał ofiar. Podczas zawalania się budynków, w ruinach
zawsze znajdują się ciała ofiar zawalenia. Tymczasem ciała niemal
wszystkich ofiar obecnych w obu drapaczach chmur, po prostu zostały
odparowane, nie pozostawiając po sobie śladów. Jedyne co zdołało opaść
na ziemię, to lekkie fragmenty ciał, takie jak palce, uszy, czy kawałki skóry,
które odcinane zostawały przez wir plazmowy od reszty ciał - zaś po
odcięciu zawirowane wraz z plazmą, a stąd które ostawały się zniszczeniu.
W tuż po odparowaniu budynków WTC, liczba ofiar tej tragedii
oceniana była na około od 6000 do 7000 ludzi. Jednak sporządzona
później dokładna lista osób, których zaginionięcie w tej tragedii oficjalnie
zgłoszone zostało władzom amerykańskim, zawierała 2823 osoby. (Tj.
taka właśnie liczba 2823 osób podana została oficjalnie w piątek, dnia 31
Maja 2002 roku, w dzienniku TVNZ na kanale 1, o godzinie 6 pm.) Z tej
potwierdzonej liczby 2823 osób zaginionych w WTC, ciał około 1700 osób
nigdy nie udało się odnaleźć. To oznacza, że po odparowaniu WTC przez
UFO, całkowitemu zniszczeniu i zamienieniu w opary, oparły się szczątki
tylko mniej niż 10% zawartych w tych budynkach ludzi.
Dodatkowym dowodem na zniszczenie budynków WTC piłą
plazmową UFO, jest też niemal całkowity brak osób, które ocalały. Jak
Na krawędzi prawdy 240 © Dominik Myrcik

wiadomo, w normalnych zawaleniach zawsze niektórzy ludzie wpadają


gdzieś pomiędzy fragmenty konstrukcji w tak szczęśliwy sposób, że
wychodzą z życiem. Tymczasem w Nowym Jorku, nikt kto pozostawał w
odparowanych przez UFO częściach budynków, nie wyszedł z życiem. Nie
powinno to dziwić, bowiem wszystko co znajdowało się w zniszczonych
przez UFO obszarach zostało po prostu odparowane.
12. Obecność niewidzialnych wehikułów UFO na miejscu
zdarzenia. Podczas uważnego obserwowania ujęć pokazywanych w
telewizji w trakcie owych tragicznych zdarzeń, wieczorem w dniu 12
września 2001 roku, na jednym z reportaży pokazywanych w telewizji
nowozelandzkiej (niestety nie pamiętam na którym kanale, bo oglądałem
wówczas przemiennie dwa kanały, tj. 1 oraz 3) odnotowałem wyraźny
zarys biało-szarego wylotu ośmiobocznej komory oscylacyjnej
niewidzialnego UFO. Był on dokładnie podobny do zarysu komory
oscylacyjnej niewidzialnego UFO pokazanego na rysunku S8 monografii
[1/3] oraz rysunku D2 traktatu [4B], oraz opisanego dokładniej w
podrozdziałach odpowiednio S6 i D2 owych opracowań. Tyle tylko, że
oglądany przeze mnie biało-szary wylot z komory oscylacyjnej
niewidzialnego UFO sfilmowanego w Nowym Jorku, miał kształt
kompletnego ośmioboku. To oznaczało, że kamera skierowana była wprost
na pędnik główny owego UFO oraz wzdłuż linii sił pola magnetycznego
tego wehikułu. Aczkolwiek zapewne w wyniku manipulacji szatańskich
pasożytów, owo wideo zostało natychmiast wycofane z upowszechnienia i
nie widziałem go już ponownie, niemniej ciągle zapewne znajduje się ono
w archiwach, stąd zainteresowane osoby powinny być w stanie je zdobyć -
jeśli zajdzie potrzeba jego naukowego przeanalizowania. (Przykładowo,
zostałem kiedyś poinformowany, że telewizja Nowej Zelandii w swoich
archiwach posiada nagrania wszystkiego co zostało przez nią kiedykolwiek
wyemitowane, oraz że publiczność może zakupić taśmę z nagraniem
dowolnego fragmentu tej emisji, jeśli zna datę, czas i kanał emisji - nie
wiem jednak za jaką cenę). Stąd osoby, które zainteresowane byłyby w
szczegółowszym przebadaniu rozwoju wzmiankowanych w tym
podrozdziale wydarzeń, mogą zapewne zamówić kopie owych nagrań pod
adresem odpowiedniego kanału TVNZ. Dla kanału 1 TVNZ: TVNZ
Archives, P.O. Box 30-444, Lower Hutt, New Zealand. Dla kanału 3 TVNZ:
TV3 Network, Level 3, Bldg C, 72 Abel Smith Street, P.O. Box 1334,
Wellington, New Zealand.)
Zarys całego wehikułu UFO typu K6 działającego podczas
omawianych tutaj tragicznych wydarzeń wokół budynków WTC,
uchwycony też został aż kilkoma prywatnymi kamerami wideo. Fragmenty
dwóch wideo pokazujących takie UFO, wystawione zostały do wglądu
zainteresowanych osób na japońskiej stronie internetowej o następującym
adresie:
Na krawędzi prawdy 241 © Dominik Myrcik

http://www2.justnet.ne.jp/%7Ekiti/Ufo/wtc/wtc.htm
Kiedy oglądałem tam owe wideo dnia 12 października 2001 roku, na
jednym z nich kontury sfilmowanego wehikułu UFO były tak wyraźne, że
dało się nawet z nich zmierzyć stosunek D/H=K dla owego wehikułu. Jak
się okazuje stosunek ten wynosił K=D/H=6. To zaś oznacza, że budynki
WTC zaatakowane zostały właśnie przez UFO typu K6.
13. Wymowne okoliczności rozbicia się w Pittsburgh czwartego z
uprowadzonych samolotów (UA lot nr 93). Jak na to fakty zdają się
wskazywać, rozbicie się tego samolotu o ziemię spowodowane było nie
wypadkiem czy błędem pilotażu, a celową eksplozją na jego skrzydle.
Wiadomo, że terroryści nie mają dostępu do skrzydła. Stąd jakakolwiek
eksplozja w tym miejscu musiała zostać spowodowana jakąś interwencją
zewnętrzną. Z kolei okoliczności owej eksplozji na skrzydle samolotu
sugerują, że stanowiła ona reakcję na szansę zdemaskowania udziału
UFO w tym akcie terroryzmu. Wszakże pasażerowie tego czwartego
samolotu uderzyli na porywaczy, najprawdopodobniej przejmując
ponownie kontrolę nad samolotem. To zaś groziło, że jeśli samolot
wyląduje z żywymi porywaczami, udział UFO w owych atakach wyjdzie na
światło dzienne. Aby więc uniemożliwić ujęcie porywaczy żywcem,
zapewne niewidzialny wehikuł UFO jaki po kryjomu towarzyszył temu
samolotowi, celowo spowodował ową eksplozję na skrzydle i katastrofę,
tak aby nikt nie przeżył i nie zaczął mówić. W ten sposób, bez względu na
to kim byli owi porywacze i jakie pakty czy obietnice łączyły ich z UFO, nikt
teraz nie będzie już w stanie poznać prawdy.
14. Niemożność odczytania zapisów głosowych z "czarnych
skrzynek". Na bezpośredni udział UFOnautów (szatańskich pasożytów) w
omawianej tutaj tragedii świadczy też fakt, że swoimi trudnymi do wykrycia
metodami (przez ludzi uważanymi za ciągi "zbiegów okoliczności"),
efektywnie, choć w każdym przypadku odmienną metodą, uniemożliwili oni
odtworzenie rozmów mających miejsce w kokpitach uprowadzanych
samolotów. Żadnego z zapisów głosowych w tzw. "czarnych skrzynkach"
jakie zainstalowane były w owych samolotach nie dalo się bowiem
odczytać. Uniemożliwienia tego UFOnauci dokonali częściowo poprzez
spowodowanie zniszczenia "czarnych skrzynek" z niektórych samolotów,
częściowo zaś poprzez zniszczenie zapisów głosowych w tych skrzynkach
jakie mimo wszystko udało się odnaleźć. Wszakże w tych rozmowach
terroryści mogli wzmiankować coś o udziale UFO w całej sprawie.
15. Zaskoczenie rzekomego sprawcy zniszczeń. W dniu 11 grudnia
2001 roku, niemal wszystkie agencje telewizyjne na świecie pokazywały
taśmę wideo, jaką uwolniły amerykańskie służby specjalne, a jaka utrwaliła
wypowiedź Osama Bin Laden (tj. rzekomego organizatora i sprawcy
zamachów na WTC). Taśma ta nagrana była podczas któregoś z posiłków,
jaki Osama miał ze swoimi zwolennikami. Dzięki jednak znajomości
Na krawędzi prawdy 242 © Dominik Myrcik

techniki i metod działania UFOli, podczas oglądania owej taśmy uderzyło


mnie, że jest ona raczej dowodem na odpowiedzialność UFOli za
zniszczenie WTC. Przykładowo, zgodnie z moim rozeznaniem sprawy,
taśma ta wcale nie została nagrana przez ludzi, a przez niewidzialnych
UFOli. Ponadto dokumentuje ona zaskoczenie nagranych na niej osób,
zarówno z powodu samego faktu i terminu ataku na WTC, jak z powodu
wyników tego ataku. Takie zaś zaskoczenie osób obciążanych za ów atak,
faktycznie znacza, że atak ten wcale nie został zorganizowany przez nich,
a przez UFOli, którzy z nich uczynili potem swoich kozłów ofiarnych.
Zacznę od wyjaśnienia, co w owej taśmie przekonuje mnie, że to
niewidzialni UFOle, a nie ludzie, ją nagrali. Pierwszym takim dowodem, że
taśma nagrana była przez samych UFOli, a nie przez ludzi ani przez
ukrytą kamerę, jest fakt że taśma wyraźnie ujawnia sobą działanie
operatora, którego rozmawiający wcale nie widzą. Przykładowo,
kiedykolwiek któryś z uczestników tej rozmowy zaczyna mówić,
natychmiast kamera "zoomuje" na niego, pokazując go w zbliżeniu - co
oznacza, że jest obsługiwana na żywo przez inteligentnego operatora,
który wie i widzi co się dzieje. Jednak wszyscy uczestnicy rozmowy
zachowują się dokładnie tak, jakby żaden operator nie istniał, a ściślej
wyraźnie uczestnicy rozmowy nie widzą filmującego (tj. osoby te
zachowują się na owej taśmie w sposób na jaki zachowują się tylko ludzie,
którzy sądzą, że nikt postronny ich nie widzi - czasami nawet prześlizgując
wzrokiem po miejscu, z którego nagrywał ich niewidzialny UFOl). Dla mnie
jest to dowodem, że filowania dokonał niewidzialny dla wzroku UFOl,
ukryty w stanie migotania telekinetycznego, a nie jakiś ludzki operator czy
automatyczna ukryta kamera szpiegowska. Kolejnym dowodem na
wykonanie tej taśmy przez niewidzialnego UFOla jest fakt, że taśma ta nie
posiada autora, a zwyczajnie - po nagraniu przez UFOli, podrzucona
następnie została ludziom, tak aby Amerykanie weszli w jej posiadanie.
Kolejny dowód to treść samej rozmowy (z treści tej dosyć jasno wynika, że
biorący w niej udział ludzie nie zdawali sobie sprawy, że są filmowani
przez niewidzialnego UFOla). W końcu dosyć znaczącym dowodem na
nagranie tej taśmy przez UFOla, są techniczne szczegóły, jakie zdradzają
jej nagrywanie w stanie migotania telekinetycznego. Przykładowo głos i
obraz na owej taśmie niosą w sobie tak dużo charakterystycznych
zniekształceń, zafalowań, nieciągłości i drgań - jakie zdradzają ich
pochodzenie ze stanu migotania telekinetycznego, że nawet matka
Osama Bin Laden nie poznała na owej taśmie głosu swego syna. Dlatego
w artykule [4E8] "Videotape a fake, says Osama's mother" opublikowanym
w malezyjskim wydaniu gazety The Star, wydanie z poniedziałku, 24
grudnia 2001 roku, strona 29, matka Osama twierdzi, cytuję "the voice is
unclear and uneven" (tj. "głos jest nieczysty i nierówny"), a stąd że taśma
jest nieprawdziwa i że została ona sfabrykowana. Wykonanie i
Na krawędzi prawdy 243 © Dominik Myrcik

podrzucenie owej taśy przez UFO, czyni z niej już drugi materiał
dowodowy (po listach instrukcyjnych omawianych w punkcie C poniżej),
jaki najwidoczniej został sfabrykowany przez UFOli i podrzucony ludziom,
aby uczynić z Osama Bin Laden ochotniczego kozła ofiarnego,
przyjmującego na siebie odpowiedzialność za atak i zniszczenia jakich
faktycznie dokonali UFOle.
Przechodząc teraz do powodów dla jakich taśma ta dowodzi, że atak
na WTC zrealizowany został przez UFOli, a nie przez ludzi Osama, to na
owej taśmie można ich znaleźć aż kilka. Zgodnie z zawartą na taśmie
wypowiedzią owego Osama, on sam dokładnie nawet nie wiedział, że, i
kiedy, atak na WTC zostaje przerowadzony - chociaż świat
przyporządkowuje mu rzekomą odpowiedzialność za ów atak, oraz na
przekór, że atak ów został wykonany rzekomo rękami ludzi jakim on
przewodzi. Jego niewiedza o fakcie i dacie ataku, wyłania się dosyć
jednoznacznie ze sposobu, na jaki dla "zachowania twarzy", tłumaczy on
brak informacji i brak wiedzy, wśród swoich własnych ludzi. (Widać jego
właśni współpracownicy kwestionowali, jak to się stało, że atak został
dokonany, zaś ani on sam, ani nikt z jego otoczenia, nic o ataku tym nie
wiedział.) Na taśmie twierdzi on, że ów brak informacji o tym co się dzieje,
wynika z konspiracyjnej zasady na jakiej jego ludzie działają. Tymczasem
w świetle mojej znajomości metod UFO, jeśli będąc przywódcą rzekomych
zamachowców, on sam nie wiedział, ani że atak ów będzie dokonany, ani
kiedy on nastąpi, to oznacza, że zorganizowaniem tego ataku faktycznie
zajęli się nie jego ludzie, a UFOle. Ponadto z taśmy wynika też, że Osama
Bin Laden był także wysoce zaskoczony efektami ataku. Na przekór, że
sam kiedyś prowadził firmę budowlaną i że znał się na budownictwie, nie
mógł zrozumieć jak to się stało, że całe budynki WTC się zawaliły. (Z jego
wypowiedzi na taśmie wynikało, że mógłby sobie wyobrazić zawalenie się
trzech czy czterech pięter, w jakie uderzyły samoloty, jednak był ogromnie
zaskoczony, że zawaliły się całe budynki.) Czyż zaś nie śmiechu warte jest
twierdzenie, że atak został zaplanowany przez kogoś, kto jest wyraźnie
zaskoczony jego efektami?
Powyższe chciałbym uzupełnić wyjaśnieniem, że w dokładnie taki
sam sposób jak obecnie UFOle wrabiają Osama Bin Laden w
odpowiedzialność za atak, jakiego dokonali sami UFOle, w przeszłości
UFOle ci wrabiali (zaś w przyszłości będą wrabiali) innych ludzi za
wszelkie świństwa jakie tylko UFOle popełniają na ludzkości. Dobrze więc
się stało, że dokładnie poznajemy metody, jakimi UFOle maskują teraz
swoje odparowanie WTC, tak abyśmy w przyszłości łatwiej mogli już
rozszyfrować metody, za pośrednictwem jakich UFOle popełnią swoje
następne zbrodnie na ludzkości.
Powyższe dowody empiryczne prowadzą do bardzo szokujących
wniosków. Mianowicie udowadniają one, że UFOnauci zaciekle i
Na krawędzi prawdy 244 © Dominik Myrcik

bezpardonowo atakują naszą planetę i że za wszelką cenę starają się


sprowokować niszczycielską wojnę wśród ludzi. Z punktu widzenia
moralnego, okupujący ziemię szatańscy pasożyci stawiają więc nas w
opisywanej w podrozdziale C8 sytuacji obronnej typu "ty lub ja".
Niniejsze ustalenie, że niewidzialne wehikuły UFO celowo i aktywnie
odparowały w Nowym Jorku drapacze chmur WTC i zabiły znajdujących
się w nich niewinnych ludzi, tylko po to aby zwielokrotnić efekty sekretnie
zamanipulowanego przez siebie terrorystycznego ataku, aby spotęgować
rządzę zemsty oraz aby podzielić ludzkość na dwa obozy, posiada
najróżniejsze implikacje. Aby wyliczyć tutaj co ważniejsze z tych implikacji,
to obejmują one m.in.:
A. Obecność ludzkiego kozła ofiarnego na UFO. Na pokładzie
wehikułu UFO, który odparował drapacze chmur WTC z Nowego Jorku,
musiał znajdować się co najmniej jeden człowiek (tj. Ziemianin). Wszakże
wiedzący o prawach moralnych UFOnauci nie wzięliby na siebie karmy tak
masowego aktu terroru. Musieli więc mieć na pokładzie swojego wehikułu
jakiegoś ludzkiego kozła ofiarnego, na którego karma za ów terrorystyczny
atak została wówczas zrzucona. Z tego co wiem na temat metod
używanych przez UFOnautów dla przerzucenia na ludzi tak
niszczycielskiej karmy, osoba która wzięła na siebie ową karmę,
najprawdopodobniej pilotowała osobiście wehikuł UFO, który odparował
budynki WTC. To zaś oznacza, że jeśli UFOnauci natychmiast nie
zlikwidują tej osoby, istnieje ktoś na Ziemi, kto w swojej pamięci
nieświadomej przenosi prawdę na temat tego zbrodniczego czynu. Ktoś
ten jednego dnia może więc sobie wszystko przypomnieć i zacząć mówić.
B. Niezbędność długich przygotowań i planowania. UFOnauci
musieli przygotowywać się do owego aktu sabotażu przez bardzo długi
czas. Wszakże musieli wybrać i przeszkolić tego człowieka który pilotował
wehikuł UFO podczas dokonywania odparowania budynków WTC i który
za czyn ów przejął na siebie karmę. Musieli też hipnotycznie
zamanipulować i przekonać do samobójczego paktu owych ludzi, którzy
uprowadzili samoloty i dokonali nimi aktu terroru.
C. "Pakt" terrorystów z UFOnautami. Z istniejącego materiału
dowodowego wynika, że wszyscy terroryści, którzy uprowadzili samoloty
oraz którzy dokonali owych samobójczych ataków, zawarli sekretny "pakt"
z UFOnautami. Znając metody działania UFOnautów posądzam, że w
czasach kiedy UFOnauci planowali i przygotowywali zniszczenie owych
budynków w Nowym Jorku, skontaktowali się oni z kilkoma starannie
wybranymi przez siebie religijnymi fanatykami, przedstawiając się jako
"anioły" lub jako "wysłannicy boga". Następnie namówili owych fanatyków
do wykonania ataku, przekonując ich, że wypełniają "wolę boga" oraz
jednocześnie zawierając z nimi "pakt" o uratowanie ich życia.
Najprawdopodobniej pakt ten polegał na tym, że UFOnauci udzielili
Na krawędzi prawdy 245 © Dominik Myrcik

przyszłym terrorystom słownej obietnicy, że w ostatniej chwili uratują ich


przed śmiercią poprzez teleportacyjne wydobycie ich z rozpadających się
samolotów. (Oczywiście, UFOnauci wcale nie zamierzali wypełnić owej
obietnicy, po cóż bowiem mieliby ryzykować, że po wyjściu żywcem
terroryści ci zaczną mówić.) Dla zwiększenia wiarygodności swoich
obietnic, UFOnauci zapewne zademonstrowali naiwnym terrorystom
"cudowną" zdolność do wydobycia ich z lecącego samolotu i do
przeniesienia w bezpieczne miejsce. Wszakże jedynie takim "paktem" z
istotami podającymi się za "aniołów" lub "wysłanników boga", można
wytłumaczyć ochoczość z jaką 19 porywaczy wzięło udział w owym
samobójczym akcie terroru i wykonało go precyzyjnie bez późniejszego
rozmyślenia się czy zmiany swoich początkowych zamiarów. Także tylko
wiedzą porywaczy o roli UFO w całym akcie terroru można wytłumaczyć
powód, dla jakiego czwarty samolot musiał zostać zniszczony kiedy
terrorystom zagroziło wpadnięcie w ręce władz amerykańskich. (Szybka i
nieodwołalna śmierć terrorystów jest cechą wszystkich aktów terroru
organizowanych przez UFO - tak aby ludzkość nigdy nie poznała
prawdy.) Ta sama niebezpieczna dla UFOnautów wiedza tłumaczy też
dlaczego nagrania ostatnich chwil w samolotach nie ocalały w żadnej z
tzw. "czarnych skrzynek" - wszakże w ostatnich chwilach terroryści mogli
zacząc wykrzykiwać w kokpitach "aniołowie - dlaczego spóźniacie się z
obiecanym zabraniem nas stąd i ocaleniem naszego życia".
Jest wysoce znamienne, że niemal we wszystkich przypadkach co
większych aktów terroru lub masowych morderstw odbywających się na
Ziemi, sprawcy tych aktów wyraźnie stwierdzają, że ich dokonania
nakazały im jakieś nadprzyrodzone istoty lub jakieś nadprzyrodzone głosy.
Wygląda więc na to, że UFOnauci telepatycznie lub hipnotycznie
wmuszają w zawarcie ze sobą swoistego "paktu" praktycznie każdą
osobę, która później dokonuje jakiejś znacznej okropności czy masowego
mordu.
Początkowo istnienie owego "paktu" terrorystów WTC z UFOnautami
wydedukowałem teoretycznie jedynie na podstawie swojej znajomości
metod działania okupujących Ziemię UFOnautów. Jednak w dniu 29
września 2001 roku, dowiedziałem się, że istnieje faktyczny materiał
dowodowy, jaki dokumentuje i potwierdza istnienie tego paktu. Władze
amerykańskie odkryły bowiem pisany ręcznie w języku arabskim 5-cio
stronicowy list instrukcyjny do terrorystów. List ten wszyscy terroryści
otrzymali od kogoś bliżej nieznanego. Aż trzy kopie tego listu znalezione
zostały w bagażach trzech odmiennych terrorystów biorących udział w
omawianym tu ataku. List ten napisany był zdumiewająco szczegółowo,
fachowo i ze szwajcarską (a nie arabską) precyzją. Moim zdaniem jego
wysoka szczegółowość, fachowość, znajomość przedmiotu oraz precyzja
wprost wskazują, że faktycznym jego autorem był jakiś ekspert UFOnauta
Na krawędzi prawdy 246 © Dominik Myrcik

do spraw sabotażu na Ziemi. Treść tego listu omawiana było w sobotę,


dnia 29 września 2001 roku, na początku dziennika telewizyjnego w
kanale trzecim TVNZ, zaczynającego się o godzinie 18. W jednym z
omawianych wówczas fragmentów tego listu było wprost powiedziane, że
terroryści powinni się nie bać, bowiem cały czas pozostaną oni pod
bezpośrednią opieką "aniołów". (Z badań UFO wiadomo wszakże, że
niektórzy UFOnauci przedstawiają się ludziom z jakimi muszą się
kontaktować pozując właśnie, że jestem "aniołem", jestem "posłańcem
Boga", a niekiedy nawet: jestem samym Bogiem lub samym Jezusem.)
Ciekawe jednak, że zapewniając o nieustannej opiece owych "aniołów",
ów list zawierał także już wytyczne, jakie z góry zakładały że "aniołowie" z
paktu tego wcale nie mieli zamiaru się wywiązywać oraz, że tak
zaprogramowały one swoich podopiecznych, aby ekipy śledcze
przypadkiem nie wpadły później na ślad istnienia "paktu" terrorystów z
UFOnautami, a widziały ów zamach wyłącznie jako wynik religijnego
fanatyzmu. List bowiem nakazywał, że w chwili kiedy samolot uderzał
będzie w swój cel, terroryści muszą głośno krzyczeć "Allah jest wielki". (W
razie utrwalenia ich ostatnich chwil w "czarnych skrzynkach" samolotów,
takie okrzyki dawały zupełnie odmienną wymowę niż gdyby terroryści
zaczęli krzyczeć np. "hej aniołowie - kiedy wreszcie zaczniecie owo
obiecane paktem wyciąganie nas żywcem z tego samolotu".) W kolejnym
dzienniku telewizyjnym jaki owego 29 września 2001 roku oglądałem na
niemieckim kanale DW w telewizji nowozelandzkiej o godzinie 22:10,
cytowany był inny fragment tego samego listu. We fragmencie tym
wyjaśnione było czyich rozkazów terroryści mają słuchać. M.in. list
nakazywał, cytuję: "... bądź posłuszny Bogu, Jego posłańcom ..." (po
angielsku: "... obey God, His messengers ..."). A więc ponownie list ten
potwierdza, że terroryści byli w fizycznym kontakcie z jakimiś istotami które
wydawały im rozkazy i które podawały się za "posłańców Boga", zaś jedna
z nich być może podawała się nawet za "samego Boga".
D. Całkowite lekceważenie wiedzy i fachowości Amerykanów.
UFOnauci w ogóle nie liczą się z naukowcami amerykańskimi. Gdyby
bowiem UFOnauci posądzali, że istnieje jakieś niebezpieczeństwo, że
któryś z naukowców amerykańskich potrafi odkryć i udowodnić, że to UFO
kryje się za odparowaniem budynków WTC, wówczas zapewne nie
dokonaliby tak oczywistego aktu agresji. Jednak UFOnauci najwyraźniej
są pewni, że obecnie w Stanach Zjednoczonych wiedza na temat UFO
wcale nie jest wyższa niż była ona w starożytnej Grecji, oraz że nie istnieje
w USA nawet jeden naukowiec, który potrafiłby się zorientować co jest
grane i przekonać dowodami władze o udziale UFO w owych tragicznych
wydarzeniach. Ta opinia UFOli doskonale zresztą się sprawdza. Na
przekór bowiem owych licznych paradoksów ataku UFO na drapacze
chmur w Nowym Jorku, o jakie to paradoksy ludzie dosłownie "rozbijają
Na krawędzi prawdy 247 © Dominik Myrcik

sobie nosy", faktycznie to żaden z naukowców amerykańskich nawet nie


próbował zadać oczywistych pytań jakie w tej sprawie aż piszczą aby je
wyjaśnić! Oto do jakich wypaczeń prawdy i przeoczeń oczywistego
prowadzi instytucjonalne pasożytnictwo i mentalność zyskowości
kultywowane przez naukę krajów dobrobytu.
E. Telepatyczne manipulowanie ludzi ku wojnie światowej.
Począwszy od chwili odparowania owych budynków, UFOnauci prowadzą
oczywistą i doskonale widoczną kampanię telepatycznego manipulowania
ludźmi na Ziemi, nacelowaną na doprowadzenie do trzeciej wojny
światowej. Wszakże chodzi im dokładnie o to, aby ludzie nie zachowali się
racjonalnie, aby szukali zemsty zamiast ukarania winnych i szukania
sprawiedliwości, oraz aby rozpoczęli jądrowe niszczenie swojej planety.
Fakt istnienia owej kampanii można odnotować po tym jak bardzo nerwowi
i drażliwi ludzie wówczas raptownie stali się na całym świecie. Jest on też
widoczny po tym, że natychmiast po owym sabotażu całą naszą planetę
ogarnęła jakby telepatycznie indukowana gorączka. Przykładowo, w piątek
dnia 14 września 2001 roku, nawet tak przyjazne zawsze sobie kraje jak
Nowa Zelandia i Australia, o mało nie weszły w poważny konflikt.
Powodem był upadek nowozelandzkiej linii lotniczej "Air New Zealand",
oraz posiadanej przez Air New Zealand australijskiej linii lotniczej "Ansett".
(Upadek ten spowodowany był wejściem kierownictwa obu linii lotniczych
w stan zaawansowanego pasożytnictwa opisanego w rozdziale D.) Głowa
rządu Nowej Zelandii, Miss Helen Clark, była wówczas blokowana na
lotnisku w Melbourne, zaś Nowa Zelandia musiała wysłać samolot
wojskowy do Australii aby swoją przywódczynię wyciągnąć z kłopotów.
Sprawa ta również wcale nie ucichła zaraz po jej rozwiązaniu, a wlokła się
i pogłębiała bez przerwy, podważając przyjacielskie stosunki jakie
poprzednio istniały pomiędzy obu tymi krajami. Oczywiście, był to jedynie
maleńki incydent z całej eksplozji przemocy i zemsty jaka po 11 września
2001 roku zaczęła być eskalowana na Ziemi. Miejmy nadzieję, że
mordercze zamiary UFOnautów aby zainicjować wojnę światową na Ziemi
tym razem nie dadzą się wprowadzić w czyn.
F. Typowość tego typu zbrodni. Ataki w Nowy Jorku są tylko jednym
z całego ciągu nieustannie organizowanych przez UFOnautów sabotaży
przeciwko ludzkości. Sabotaże te są niezwykle trudne do odnotowania
przez otumanionych ludzi. Są one nastawione na zniszczenie wiodących
krajów jakie decydują o losach całej ludzkości (takich jak obecnie Stany
Zjednoczone, zaś w przeszłości np. Niemcy czy Imperium Rzymskie).
Przykładowo, liczne opowieści szeptane stwierdzają, że UFOnauci
otwarcie pokazywali się Hitlerowi i przekazywali mu wytyczne
postępowania oraz nakazy - Hitler zresztą panicznie podobno się ich bał.
Faktycznie więc to UFO, a nie Hitler, zainicjowało drugą wojnę światową.
Hitler jedynie wypełniał nakazy UFOnautów. Podobnie było z pierwszą
Na krawędzi prawdy 248 © Dominik Myrcik

wojną światową - to właśnie UFO ją wmanipulowało ludzkości poprzez


zorganizowanie inicjujących ją zamachów w Sarajewie i następne
telepatyczne podburzanie jednych ludzi przeciwko innym. Z dostępnego
materiału dowodowego zdaje się również jasno wynikać, że w rezultacie
terroryzmu wmanipulowanego kilku osobom przez UFO zginął zapewne
prezydent USA, John F. Kennedy, oraz przywódca murzynów Martin L.
King. Do klasy bezpośrednich zamachów UFO na USA zaliczyć też daje
się np. przypadki "zderzeń" amerykańskich samolotów z UFO
wzmiankowane pod koniec podrozdziału U1 monografii [1/3]. Na przekór
jednak tego wszystkiego, wielu naiwnych "UFOlogów" z USA, zamiast
rzeczowo badać prawdziwe zamiary szatańskich pasożytów i możliwości
techniczne ich urządzeń, raczej zajmuje się upowszechnianiem mitów, że
UFO zawarły pakt z ich rządem i są "sprzymierzeńcami" USA. Czy mając
takich "sprzymierzeńców" USA potrzebuje jeszcze wrogów!
G. Symbolizm tej tragedii. Właściwie jeśli się dobrze zastanowić, to
zbrodnia popełniona przez UFOnautów na WTC jest ogromnie
symboliczna. Faktycznie bowiem to cała nasza cywilizacja ludzka jest jak
jeden z owych samolotów uprowadzonych przez marionetki UFOli aby
zniszczyć WTC. Faktycznie bowiem ludzkość jest terrorem zmuszana
przez morderczych UFOnautów aby nieubłaganie zmierzała ku własnej
zagładzie. Jedyna więc szansa na ocalenie leży w naszym postawieniu się
przeciwko UFOlom, oraz w odmowie wykonywania tego do czego UFOle
nas zmuszają swym terrorem.
H. Głębia upadku moralnego kosmitów. UFOnauci to
zdegenerowani psychopaci, jacy pod względem moralnym są już tak
wypaczeni, że nie mogą być porównywani do nikogo na Ziemi. Nawet
zawodowi mordercy z hitlerowskich obozów koncentracyjnych czy
zboczeńcy Pol Pota wyglądają przy nich jak niedorosłe przedszkolaki.
Nieustanna ewolucja zła, pogłębiająca się przez całe tysiąclecia w
cywilizacji uprawiającej instytucjonalne pasożytnictwo i żyjącej z rabunku
innych cywilizacji, powoduje że psychika UFOnautów jest już zboczona do
niepojmowalnej dla nas głębokości. Są oni tak zdegenerowani, że już nie
są w stanie odróżnić dobra od zła czy "moralnego" od "niemoralnego".
Jedyne co znają to niskie uczucia. Praktycznie więc UFOle są zdolni do
każdej zbrodni jaką ktoś tylko może sobie wyobrazić, zaś jedyne co ich
ciągle powstrzymuje przed natychmiastowym wymordowaniem całej
ludzkości, to strach przed karmatycznymi konsekwencjami takiego czynu.
I. Każdy jest zagrożony. Nikt nie jest bezpieczny na Ziemi, aż do
czasu gdy UFOnauci zostaną usunięci z naszej planety. W opisywanej tu
tragedii ze Stanów Zjednoczonych, bok przy boku umierali zarówno ci,
którzy wierzyli, że ich ślepy na działania UFO rząd czuwa nad ich
bezpieczeństwem, jak i ci którzy wierzyli, że trzymając się z dala od polityki
i od UFO oraz zajmując się swoimi sprawami, nie narażają się nikomu i
Na krawędzi prawdy 249 © Dominik Myrcik

stąd są bezpieczni. Nikt więc nie powinien sądzić, że ponieważ nie


interesuje się UFO ani polityką, dlatego nie będzie atakowany przez
UFOnautów. Prawda jest bowiem taka, że życie każdego człowieka na
Ziemi znajduje się w nieustannym niebezpieczeństwie. Każdy jest
eksploatowany i zagrożony tylko ponieważ jest człowiekiem. Nawet jeśli
ktoś "trzyma się z daleka", ciągle nie zna chwili kiedy będzie musiał
umrzeć tak jak owe niezliczone matki i ojcowie oraz synowie i córki z
Nowego Jorku, tylko dlatego że przypadkowo znajdzie się w pobliżu
miejsca kolejnego ataku szatańskich pasożytów na naszą cywilizację.
Zachowywanie bierności i "trzymanie się z daleka" jest najwyższą głupotą,
bowiem w ten sposób pomaga się UFOnautom aby nas bez oporu
wykańczali, uśmiercając jednego pasywnego człowieka po drugim. Jedyna
nasza szansa to się postawić i zacząć bronić czynnie naszą planetę przed
pasożytami z kosmosu! Nic też nie pomoże atakowanie ich ludzkich
marionetek, bowiem usunięcie jednych ziemskich sprzedawczyków
spowoduje, że UFOle zastąpią ich następnymi. Jedyne co może poprawić
naszą sytuację to znaleźć sposób aby uderzyć bezpośrednio w samych
UFOnautów.
Wiem, że prawda na temat omawianych tutaj tragicznych zdarzeń jest
w stanie zaszokować nawet najbardziej otwartogłowych. Prawda ta jednak
jest też biciem na alarm oraz zwróceniem uwagi, że śmiertelny wróg
trzyma ludzkość za gardło, napuszcza jednych ludzi na drugich i że stara
się rzucić nas w chaos wzajemnego mordowania się. Pozostaje nam się
tylko modlić, aby wszechświatowy intelekt dał nam mądrość i siłę abyśmy
nie dali się sprowokować i zamiast atakować jeden drugiego abyśmy w
końcu zaczęli się bronić zgodnie przed tym niewidzialnym i szatańskim
agresorem! Czy potrzeba nam jeszcze więcej makabrycznych dowodów,
aby zbudzić ludzkość z dotychczasowego letargu! Wszakże UFOnauci nie
ustaną w swoich morderczych prowokacjach, aż "my albo oni".

Tajemniczy tunel
ufo, który formalnie
nie mógłby powstać
w wyniku
naturalnego
zawalenia WTC.
Obydwie wieże
zostały jednak
pozbawione
większości gruzu (w
wyniku stopienia),
więc dziury nie
miało co przysypać.
Normalnie powinna
powstać góra – tutaj
Na krawędzi prawdy 250 © Dominik Myrcik

wyraźnie widać dół.

Najbardziej mnie śmieszy, kiedy obojętnie jaki dowód rzeczowy,


materialny, w którym jest jakieś nieznane zjawisko, jest odbierane jako
„dobry” dla ludzkości. Kiedy przeglądając strony w internecie
zauważyłem opis zamachu WTC – uderzające było to, że autorzy
natrafili na pewien film ukazujący (nie analizowałem filmu super
dokładnie, więc ręki odciąć bym za to nie dał) prawdopodobnie wehikuł
ufo, który wyłania się spoza jednej wież WTC – film kręcony był z
helikoptera. Rzekomy (lub prawdziwy) wehikuł z ogromną prędkością
odlatuje zza wieży (lewej strony helikoptera) na prawą stronę helikoptera
– film niemal natychmiast się urywa (a przynajmniej film, który ja mam w
swoich zbiorach) – być może ktoś ma dłuższy jego fragment. Ciekawe
było to, że helikopter najprawdopodobniej wystrzelił albo flarę albo jakąś
rakietę w kierunku owego ufo.
Bulwersujące jest to, że na owej odwiedzonej przeze mnie stronie,
komentarz był do filmów ufo WTC taki, że jakoby „dobrzy kosmici” już rok
wcześniej nas „ostrzegali” i wiedzieli, że budynki zostaną zaatakowane i
że oni nas alarmują.
Do k. nędzy – czy jak kochasz swoją dziewczynę, żonę, córkę, syna,
sąsiada, kolegę, koleżankę – chociażbyś ich lubił, albo chociaż był
neutralny i wiedziałbyś, że za miesiąc będą mieli wypadek samochodowy
– czyż nie przestrzegłbyś ich o nim?
Czyli ci „dobrzy” i „moralni” ufonauci wiedząc wcześniej o tak straszliwym
zamachu gdzie ponad 2700 ludzi poniesie śmierć – to dlatego że nas
kochają, raz czy dwa dają się sfilmować na kamerze, uciekając i sądząc
że ludzie wywnioskują, że któregoś dnia obydwie wieże znikną z
powierzchni ziemi??? Boże! Chroń mnie przed tymi, którzy takie teorie
wysuwają i przed tymi, którzy w nie ślepo wierzą.
Moralność właśnie na tym polega, że ludzie nawet swojemu
nielubianemu sąsiadowi czasami ratują życie. Tymczasem na podstawie
jednego filmu, czy też obserwacji świadków wyciągać tak, powiedziałbym
naiwne i dziecinne wnioski, tego nawet jak dla mnie za dużo.
To by oznaczało, że gdziekolwiek teraz ludzie zobaczą ufo, czy je
sfilmują, teraz miliony ludzi mają się zastanawiać, czy tam rąbnie jakiś
samolot, czy może terrorysta-samobójca, pod przykrywką wojny z
„niewiernymi psami” (Jihad18) pójdzie opakowany w ładunki
wybuchowe??
Jak przebiegli są ufonauci niech uświadomi nam fakt, iż po kilku
miesiącach od zamachu oglądałem film (teraz nie wiem, czy to było w
18
Jihad – słowo o bodajze kilkunastu lub kilkudziesięciu znaczeniach najczęściej oznacza „wojnę w słusznej
sprawie” – czyli wojnę o dobro i pokój, również ujętych w Koranie. Niestety ekstremalni islamiści pod
pretekstem tego słowa krwawo jak wiemy rozprawiają się z ludźmi innego wyznania. Szkoda, że ludzie
zapominają o krwawych „świętych” krucjatach – gdzie Chrześcijanie wyrżnęli wielu ludzi z Bliskiego Wchodu.
Na krawędzi prawdy 251 © Dominik Myrcik

telewizji czy poprzez internet) gdzie samolot uderzał z prawej strony w


budynek (film ukazywał wieżę nie z dołu, ale ciut z dalsza) a z lewej
strony budynku z wielką prędkością coś odleciało poziomo w kierunku
zachodnim (zachodnim, patrząc z perspektywy kamerzysty) – nie mógł
być to ptak, bo za wielka prędkość to była jak na ptaka. Kiedy potem
szukałem filmu ponownie w internecie, znalazłem ku mojej uciesze to
samo ujęcie z...wielgachnym na pół ekranu napisem stacji tv, która go
nagrała. Zastanawiając się potem dosyć się zdenerwowałem, bo jak
wiemy z telewizji, najczęściej logo stacji jest półprzezroczyste, dajmy na
to 1/5 ekranu – rzadko bywa, że jedną trzecią. A w tym ujęciu na niemal
pół ekranu oczywiście „przypadkowo” zasłaniając ten obiekt widzimy
samolot i logo stacji.

Magia – horoskopy – wróżby – miłość, czyli coś, co według


ortodoksynej nauki i Instytucji Kościoła nie ma prawa istnieć.

Ludzie bardzo często mówią, „a tam, to bzdury, ja robiłem to czy


tamto setki razy i nie zdarzyło mi się takie coś...”. Czy to powód, że dane
zjawisko czy rzecz, nie mają prawa istnieć?
Słuchając jednego z „talk-show” w tv, pewien pan opowiadał o tym, jak
zna przypadek pechowca, który po każdej przeprowadzce tracił albo
żonę, albo syna, ciągle na niego spadały jakieś kataklizmy.
Opowiadający chciał przekazać tym samym, że istnieją dziwne
powiązania pomiędzy przeprowadzkami a życiem niektórych ludzi.
Wywołało to śmiech na ustach innego uczestnika talk-show, ponieważ
„on się tyle razy przeprowadzał” i żadnych „strachów”, pechów,
niedogodności nie doznał.

W ten sam naiwny, głupi – i, można powiedzieć, komiczny sposób


traktuje życie bardzo wielu ludzi.
Czy to, że Ty nie byłeś na Księżycu, anuluje fakt, że takie lądowanie
kiedyś miało miejsce??? Czy to, że ktoś zachorował na straszliwą
chorobe wywołaną wirusem Ebola, oznacza, że taki wirus nie istnieje???
Czy to, że komuś sprawdziła się co do joty (niemal) przepowiednia jakieś
konkretnej wróżbitki, a Tobie nie, oznacza, że wróżenie, magia, Bóg,
horoskopy – nie istnieją, bo TY tego nie uświadczyłeś??? Totalna
głupota. Człowiek dopiero zmienia pogląda (najczęściej) kiedy dotknie go
coś, co burzy jego wartości, w które wierzył. Ból, cierpienie, miłość,
jakieś inne zjawiska zmieniają człowieka. Szkoda, że wielu ludzi są
Na krawędzi prawdy 252 © Dominik Myrcik

zatwardziałymi sceptykami i dopiero, kiedy stanie się coś strasznego lub


nieszczęśliwego w ich życiu, zaczynają m y ś l e ć.
Nigdy nie mówiłem, że coś jest niemożliwe, bo ja tego nie widziałem. No,
chyba, że potrafiłem udowodnić, że taka albo inna teoria jest błędna. Ma
to o tyle wspólnego z magią, bo ludzie na co dzień jej...używają – nie
wiedząc, że jest to magia – zazwyczaj w małym, bo małym zakresie ale
zawsze. Czym jest magia? To takie proste...

Magia. Na dźwięk słowa „magia” – ludzie związani z Instytucją Kościoła


Katolickiego, drżą i zachowują się nieracjonalnie. Absolutnie odrzucają
magię, ponieważ jak twierdzą, jest ona sprzeczna z naukami
teologicznymi wiary katolickiej. Jak zauważyłem, niemal wszyscy księża,
biskupi, którzy wypowiadali się w tv o magii, zawsze atakowali ją
uczuciowo, tj. zajadliwie, nie pozbawieni emocji. Postanowiłem
przemyśleć i wysunąć hipotezę, dlaczego tak jest. Oczywiście nie muszę
dodawać, że wszystkie dziedziny pokrewne do „paranormalnych” czyli
magia, horoskopy itd., są bardzo nie na rękę ufonautom, a to z tego
powodu, że gdyby ludzie nauczyli się magii, mogliby uzyskać potężną
broń przeciwko ufolom. Jest tak, ponieważ za pomocą, np. samej magii
można uzyskać efekty, które ufonauci otrzymują za pomocą urządzeń
technicznych, czyli efekt telekinezy, czy też spoglądania w przyszłość.
Stąd też już u zarania magii, kilka tysięcy lat temu, czy też w
średniowieczu, ufonauci posługując się „świętą” Inkwizycją, tępili
jakiekolwiek zainteresowanie tymi dziedzinami. Palono ludzi na stosie,
wieszano, posądzano o konszachty z „diabłami” – czyli ufonautami,
odstawiającymi niezłe teatrzyki.
Koncept Dipolarnej Grawitacji dostarczył mi dowodu, że na magię,
trzeba spojrzeć inaczej. Obserwując życie i świat jeszcze przed
poznaniem KDG również byłem tego samego lub bardzo bliskiego
zdania, ów koncept dostarczył mi tylko lepszego sformułowania.
Ludzie związani z magią wiedzą, na czym ona polega, ja, znając niektóre
metody posługiwania się magią, nie mogę ich tu przytoczyć – powody
podam nieco dalej.
Zajmijmy się ogólnym, bardzo szeroko propagowanym głupim, naiwnym i
stereotypowym rozumieniem magii przez ludzi. Ludzie sądzą, że magia
to fajerwerki. Propagowane przez cienkie filmy typu „Harry Poter” gdzie
magia to jakieś błyski, tajemnicze wybuchy, energia, świetliste efekty,
które wywołują poruszenie u widza. Wszelakie filmy „fantasy” umocniły
mit i nieprawdę, jakoby mag miał przy sobie różdżkę, z której sypią się
iskry przy każdym poruszeniu, ma spiczastą czapeczkę i nosi długie
suknie koloru czarnego. Mit ten, jeśli spojrzeć na jego metodę, nosi ślady
działalności ufoli, ponieważ jest dokładnie na odwrót – o całe 180 stopni.
Mogę potwierdźić, że owszem, magowie mają różne przedmioty
Na krawędzi prawdy 253 © Dominik Myrcik

naładowane olbymimi wartościami uczuciowymi, dzięki którym na


życzenie otrzymują wymierne efekty w życiu fizycznym.
Ludzie sądzą, że mag, skoro potrafi sobie „coś wyczarować”, to
zażąda pieniędzy, wielkiej klasy samochodu, willi z basenem.
Chciałbym pospieszyć z wyjaśnieniem, że takie wyjaśnienie zostawmy
dzieciom w przedszkolu, by ich nie stresować. Jako dorośli ludzie,
powinniście spojrzeć na magię inaczej – nie tę książkową, filmową.
Jeśli coś jest pogmatwane i blokowane – prawie na pewno stoi za
tym ktoś, komu zależy, by wiedza na ten temat się nie przedostawała na
zewnątrz.
Czy istnieje definicja magii??? Ależ oczywiście – jest ona tak prosta,
pełna i rzeczowa, że największy głąb zrozumie, jak bardzo się mylił w
postrzeganiu magii.

MAGIA = UCZUCIA

Tak, to wszystko, koniec. Cała prawda – i nic więcej.


Oczywiście można by rozwinąć nieco bardziej tę krótką definicję, że
magia równa się uczuciom ponadprogowym. Jeśli dobrze pokierujemy
tymi uczuciami, jesteśmy w stanie osiągnąć daną rzecz czy cel, za
pomocą magii – nie działając fizycznie w żądanym kierunku.
A magia jest cicha, cichuteńka, atakuje z boku, jakby wcale nie była
magią, uczuciami – nie potrzeba jej świetlistych i efekciarskich
wyczynów. Nie trzeba jej poklasku, świateł jupiterów, kamer, wywiadów,
udowodnienia, że faktycznie istnieje.
Zapytacie wprost, jakie to są uczucia ponadprogowe? Uczucia, które
przepływają przez nasze ciało intensywniej niż zwykle, codziennie.
Jednym z takich uczuć jest orgazm. Jest to tak silny bodziec magiczny,
czyli uczuciowy, że w nieodpowiednich rękach, może spowodować wiele
zła. A podział na białą i czarną magię, wynika z tego, że istnieją ludzie
dobrzy i źli – jedni będą magię wykorzystywać do dobrych celów, a inni
będą chciwi, źli, morderczy, zawistni – głównie to dzięki takim ludziom
Instytucja Kościoła jest przeciwko okultyzmowi. Sam okultyzm nie jest
niczym złym, jeśli nie zacznie się go wykorzystywać do krzydwy drugiego
człowieka. Bomba atomowa również nie jest niczym złym, jeśli jest ona
wykorzystywana do obrony kraju dobra i prawości. Jeśli natomiast służy,
tak jak w Hiroszimie, za cel badań i ataków, gdzie giną ludzie niewinni, to
jest ona rzeczywiście zła.
Dlatego też (nie wiem czy obecnie) dawniej magowie nawilżali
przedmioty seksualnymi fluidami (mężczyźni nasieniem, kobiety płynem
z vaginy) swoje przedmioty, które, można powiedzieć „doładowywali”
uczuciami ponadprogowymi. Ból, jest również silnym uczuciem
ponadprogowym – a im większy, tym lepsze daje efekty. Oczywiście ktoś
Na krawędzi prawdy 254 © Dominik Myrcik

może być poruszony, że ludzie związani z magią, postępują


„niesmacznie”. Mogę powiedzieć, że praktykami magicznymi sam
osobiście się nie zajmuję, aczkolwiek niektóre metody są mi znane.
Metoda, bardzo popularna wśród początkujących „magów” to metoda
laleczki voodoo. Nie zdradzę oczywiście metody na jakiej ona działa,
gdyż ktoś mógłby ją wykorzystać w niecnych celach.
Jeśli sądzisz, że teraz już każdy może być magiem, bo zna sposób
jej działania, to muszę Ci, Czytelniku opowiedzieć jeszcze o innych
aspektach magii. Po pierwsze, aby być magiem, trzeba mieć całkowicie
inne spojrzenie na świat. I wcale nie trzeba mieć w domu ołtarzyka z
pentagramem, czarnego kota i brzozowej miotły, by teraz straszyć
okolicznych mieszkańców :).
Magii trzeba się uczyć bardzo długo, trzeba ćwiczyć umysł, własne
zachowania, kontrolować uczucia, emocje. To nie jest tak, że „od razu
wyjdzie” – może wyjdzie, ale gros poniesie wiele porażek, nim dojdzie do
jakiejkolwiek wprawy. Zapytacie: czy wróżbita i mag, mogą wygrać w
totolotka? Skro mogą sobie powróżyć, to chyba wiedzą jaka będzie
„szóstka”? To najgłupsze i najbardziej popularne stwierdzenie i
kontrargument dla przeciwników magii. Opinia jest taka, że „on czy ona
taki wielki(a) wróżbita, a czemu sobie nie wywróży szóstki albo nie wygra
góry pieniędzy?”
Po pierwsze: ogromne pieniądze, to też ogromny wysiłek w ich
zdobycie, zapewne w Polsce (jest kilku świetnych magów) spośród
najlepszych zaledwie kilku, kilkunastu byłoby w stanie po kilku-nastu
latach praktyki sobie w stanie wywróżyć wielką wygraną. Ponieważ tutaj
nie chodzi o kwotę, a (to moja hipoteza) o zmiany, jakie niesie za sobą
tak wielka suma – czyli zmiana trybu życia, miejsca zamieszkania,
mentalności, pojmowania świata i wieeelu jeszcze innych dziedzin.
Zmiany na tym polu w przeciw-świecie, mogą być tak znaczne i tak
potężne, że tylko niektórzy zapewne są w stanie sobie poradzić.
Druga kwestia, to po prostu taka, że...magowie zazwyczaj są
średnio zamożni lub nawet biedni. Ponieważ oni NIE gonią (w
większości) za pieniędzmi, sławą, chwałą. Ich mentalność się zmienia,
ich podziw dla magii, szacunek, że mogą zmienić swoje lub cudze życie,
magia dla samej magii, nie dla poklasku, pieniędzy, zysku. Wielu ludzi
robi coś tylko dla siebie, jasne, że są i tacy, którzy dla sławy „sprzedadzą
własną duszę”. Ale w każdej dziedzinie życia tacy są. Dlatego
najprawdopodobniej mag, to nie będzie ten pan ze złotym łańcuszkiem
na ręce i szyi siedzącym w BMW i z telefonem komórkowym za 3 tys.
złotych, tylko ten za nim, siedzącym w sweterku za 20 zł i w
samochodzie wartości 20 tys. zł. Oczywiście to tylko taki zgrubny
przykład. Wiedza większości ludzi na temat magii jest tak mała i naiwna,
że postanowiłem właśnie nieco Wam ją rozświetlić.
Na krawędzi prawdy 255 © Dominik Myrcik

Codziennie bardzo wielu z Was wykorzystuje magię nieświadomie.


A modlitwa??? Żarliwa i naprawdę „od serca”. Nie tam wyklepany
różaniec, tylko byle go wyklepać. Tylko prawdziwa i szczera rozmowa z
Bogiem z prośbą o uzdrowienie, o materialne rzeczy, o co tam jeszcze
poprosicie.
Najczęściej (z tego co opowiadają ludzie proszący o konkretne
rzeczy) istnieje czasowe opóźnienie w prośbach skierowanych do
wszechświatowego intelektu. Wynika to zapewne z kilku czynników: siły
próśb kierowanych do Boga, sposób proszenia (czy jest bardziej, czy
mniej totaliztyczny), wysokość energi ZwoW osób proszących i
odbierających, okoliczności, częstości prośby.
Grzebiąc w internecie znalazłem dosyć konkretną stronę o magii,
niestety, nie podam Wam jej adresu ze względu, że niesie ona więcej
strat niż korzyści, ponieważ zawiera informacje o narkotykach,
sposobach ich przyrządzania, chemikaliach wykorzystywanych dla
ogłupienia umysłu oraz zawiera informacje o sataniźmie, religii „szatana”
– czyli jak wierzą ślepo sataniści, diabeuka z kopytkami (ew. jakieś
przerażającej maszkary) który uwielbia czynić zło. Szkoda, że
„zapomnieli”, iż szatana takiego jakiego wyznają sataniści ktoś musiał
stworzyć – pewnikiem Bóg. Tylko dlaczego wybrali szatana, skoro
odstąpił od Boga (wg Biblii) a nie tylko Boga. Wróćmy jednak do magii.

Zacytuję tylko urywek z owej strony o rzeczach używanych do magii


– z moim krótkim wyjaśnieniem.

„Żaden przedmiot nie ma mocy sam z siebie - lecz gdy go długo


używamy w charakterze sprzętu rytualnego, przesiąka on mocą, którą z
siebie wydzielamy podczas magii; im dłużej się czegoś używa do
magicznych celów, tym skuteczniejsze się to staje jako magiczne
narzędzie - po pierwsze dlatego, że nasza podświadomość przejawia już
na widok tego przedmiotu reakcję warunkową, po drugie dlatego, że
przedmiot sam zaczyna posiadać jakąś obiektywną moc, staje się
naładowany naszą energią.”

Autor: Bast

Owa rzekoma energia – to po prostu naładowane uczuciami


przedmioty.

Kolejny cytat z tej strony również odzwierciedla podobne do mojego


zdanie o magii – oraz o wierze w nią bądź niewierze:
Na krawędzi prawdy 256 © Dominik Myrcik

„Zdarza się, że sceptycy mówią magowi: udowodnij. Pokaż mi coś.


Wzruszam ramionami i odpowiadam: dlaczego miałabym to robić?
Dlaczego rzucać perły przed wieprze? Nie zależy mi, człowieku, na tym,
żebyś wierzył w moją moc. Fakt twojej wiary lub niewiary w nią nie ma na
nią wpływu.
A mnie nawet bardziej zależy mi na niewierze innych niż na ich wierze.
Daje mi to nad nimi przewagę, doprowadza ich do lekceważenia
przeciwnika lub odrzucania pewnych możliwości, które dla mnie są
realne - dając mi w ten sposób szersze pole do manewru.
Gdyby wszyscy wierzyli w magię, być może magowie byliby
powszechnie szanowani. Lecz równie realna jest inna możliwość: byliby
znienawidzeni. Ludzie nienawidzą tych, którz są w jakiś sposó
uprzywilejowani, szczególnie, gdy uprzywilejowanie to wygląda na
niezasłużone. Już widzę, jak po sukcesie w pracy zawistnicy mówią: "no
tak, ta to sobie magią pomogła, nic dziwnego", takim samym tonem,
jakby mówili "no tak, nic dziwnego, ta to się przespała z szefem..."
Jak już zauważył Nietzsche, silnych jest niewielu, słabych wielu i ci, nie
mogąc dorównać silnym, starają się ich przynajmniej ściągnąć do
swojego poziomu. Gdyby magia była czymś udowodnionym, z całą
pewnością próbowano by narzucić jej pewne ograniczenia w postaci
zakazu używania jej w pewnych sytuacjach. Gdy magia czymś
udowodnionym nie jest, niektórzy próbują magów "ściągnąć w dół" w
swoim umyśle, negując ich moc.”

Autor: Bast

Jedną z kwestii poruszanych w magii jest kwestia niezapracowania sobie


„normalną” drogą danych zdarzeń – np. poprzez praktyki magiczne
(uczuciowe) wyprosimy sobie – czy to z pomocą Boga, czy z pomocą
tylko magii wymarzoną pracę. Albo skrycie się w kimś podkochujemy i za
pomocą określonej metody zdobędziemy miłość, do której czuliśmy
nieoficjalnie mocne uczucia. Rzecz polega na tym, aby magia służyła
dobru – wtedy będzie tą „białą” magią – czyli magią przysparzającą,
najprościej mówiąć dobro innym. Jeśli owa wymarzona miłość ma
chłopaka, lub męża i my za pomocą magii rozbijemy ich szczęśliwy
związek po to by dla nas samych było lepiej, wtedy jest to czarna magia!
Jeśli natomiast owa dziewczyna/chłopak jest wolny(a) i zastosujemy ww
praktyki magiczne – nie popełniamy zła. Pewnie rodzi się pytanie – no
ale przecież inni zdobywają pracę „uczciwie” – czyli wysyłają zapytanie o
stanowisko, cv, życiorys, w końcu pną się w górę. Jeśli zdobywają
miłość, to najpierw się spotykają, umawiają na randki itd. I spieszę z
wyjaśnieniem: osoba praktykująca dobrą magię również robi to w równie
Na krawędzi prawdy 257 © Dominik Myrcik

trudny do opanowania sposób – wymagający często wielu wyrzeczeń i


wcale włożenia nie mniejszej energii. Weźmy pod uwagę, że
zaczynający magię musi się wiele uczyć, wiele prób i błędów musi
przejść – musi potężnymi uczuciami manipulować, by osiągnąć
wymierny sukces. Nie jest zatem więc tak, że mag bez wysiłku pacnie
„czary-mary” i samo się zrobi. Owszem – zrobi się. Po kilku-nastu
miesiącach długich i wyczerpujących ćwiczeń i błędów. We
Wszechświecie nie ma nic-z-niczego! Czy będzie to droga osiągnięta
fizycznie, czy za pomocą gromadzenia ZwoW-u, magii – za każdym
razem jest to droga na pewno wymagająca określonego wysiłku.
Oczywiście, za pomocą magii można o wiele (najczęściej) szybiej i
pewniej osiągnąć sukces – ale czy mamy być zazdrośni, że sąsiad ma
nowy samochód i dojedzie do miasta 50 razy szybciej niż my, na naszej
furmance? Oczywiście, nie rozpatrujemy tutaj kwestii, że sąsiad zarobił
na ów samochód zbrodnią, złodziejstwem itd., tylko zdobył pieniądze
ciężką pracą.
Mam nadzieję, że teraz nieco bardziej zrozumieliście pojęcie magii
oraz jej codzienności w życiu człowieka, pomimo niewiedzy, że ją
wykorzystujemy, ona działa i ma się dobrze. To od nas zależy czy
użyjemy jej na korzyść własną i innych, czy też do czynienia zła. Od
małego wpaja się nam, że magia jest sprzeczna z religią chrześcijańską i
należy się jej wystrzegać, bo pochodzi od diabła. Magia, stosowana z
głową i zdążająca ku dobru nie jest zła. Powiedzcie więc wszystkim w
zakonie, ludziom którzy codziennie po kilkanaście godzin się modlą, że
są „dziećmi szatana” – że ich uczucia, które generują modląc się to
magia i mają jej zaprzestać. Pewnie i tak argument będzie taki, że magia
nie ma nic wspólnego z modlitwą. Tylko, że to będzie błąd.
Jeśli kiedyś zacząłeś praktykować magię – uważaj, by nie wpaść w
sidła złego i nie poddać się lenistwu. Ludzie z sekt doskonale wiedzą o
magii i jej sile, stąd też do swoich teorii sektyjnych wplatają magię, by
wciągać w sidła sekty ludzi, którzy wcale tego nie chcą.

Horoskopy. Również horoskopy (astrologia) są na czarnej liście I.K.K.


(instytucji kościoła katolickiego). No bo przecież kto by tam w XXI wieku
wierzył w takie bzdury. Zastanawia mnie upór, z jakim zwalczane są
wszelkie horoskopy, wróżby przez kościół – czego obawia się kościół?
Przecież, jak twierdzi kościół, nie ma czegoś takiego jak magia,
horoskopy, wróżby – to czego się bać? Nawet jeśli ktoś się tym zajmuje,
nie przeszkadza mu to być gorliwym chrześcijaninem – a raczej
katolikiem, bo to dwa różne pojęcia. Znam takich osobiście. Doszedłem
do wniosku, że kościół coś ukrywa przed ludźmi, że wie iż dobre
horoskopy rzeczywiście się pokrywają z późniejszymi wydarzeniami.
Na krawędzi prawdy 258 © Dominik Myrcik

Dowodem na to jest obserwacja wypowiedzi osób związanych z


instytucją kościoła, że są to wypowiedzi nie jakieś specjalnie logiczne,
tylko emocjonalne, fanatycznie wręcz nastawione przeciwko wszelakim
wróżbitom, horoskopom. Ocieka z tych wypowiedzi zjadliwy atak
przeciwko wszystkiemu, co nie kojarzy się z IKK. Nie chciałbym popadać
w skrajność i nie stosować tych samych metod, jakie stosuje IKK wobec
tych dziedzin życia, które wymieniłem. Żeby stało się jasne: nie czuję
nienawiści do wszystkiego co związane z Kościołem. Ja zdaję sobie
sprawę, że obecnie w Polsce bardzo niektórym podoba się
antyklerykalizm – mam nawet takiego znajomego, który jest typowym
antyklerykałem – człowiekiem bardzo negatywnie nastawionym do
księży i do osób związanych z kościołem. Ja nie poszedłem za falą
mody, pomimo iż mam do wytknięcia księżom i kościołowi bardzo wiele.
Kościół również ma swoje pozytywne strony, wymienię je poniżej, w
następnym podrozdziale. Często wysłuchując kazań w kościele,
zauważam dołki, w które księża sami wpadają, chcąc je wykopać złu (w
ogólnym pojęciu). Dla przykładu podam, iż wiadomo ogólnie, że Stary
Testament pisze „oko za oko, ząb za ząb” – „cokolwiek Mu uczyniłeś,
Tobie to uczynią”. Nowy Testament mówi o wybaczeniu „wybaczaj nie 7 a
77 razy”. Pewnej niedzieli słuchałem kazania. Ksiądz w jednej części
mówił właśnie o tym, że „i Tobie kiedyś się to zwróci coś uczynił” – czyli
mówił po prostu o Prawie Bumerangu, niczym więcej. W drugiej części
natomiast, z wygodnictwa i dla poparcia własnego zdania poparł swoje
wywody pojęciem „wybaczenia”. Czyli jak komu pasuje, to powie o
wybaczaniu a jak znowu ułoży inną historyjkę, to że mu się dany niecny
postępek zwróci. I wiecie, mało nie parsknąłem na głos śmiechem – bo
było oczywiste, że ksiądz zaprzecza sam sobie – a raczej temu, co
powiedział kilka zdań wcześniej. Takich „kwiatków” słyszałem dużo
więcej, to dlatego właśnie zacząłem się zastanawiać nad tym, co mówią i
nad tym co robią. Doszedłem do przykrych wniosków, ale o tym w
kolejnych rozdziałach.
Gruba większość „naukowej” „śmietanki” – śmieje się na głos z ludzi
wierzących w horoskopy, astrologię. Pokładam się jednak ze śmiechu,
kiedy w telewizyjnych wiadomościach często wypowiadają się naukowcy,
historycy, którzy badają plamy na słońcu. Bardzo często podkreślają fakt,
iż intensywność i występowanie owych czarnych plam na słońcu ma
wpływ na dzieje na Ziemi! Że aktywność tych plam ma znaczenie
historyczne, że wielke ruchy społeczne, batalie, wojny, poglądy, zmiany
historyczne pokrywają się z ruchami, pojawieniami oraz polem
magnetycznym owych plam!
A co to do krucafuks jest, JEŚLI NIE ASTROLOGIA!!! Panowie
zatwardziali-sceptycy-jajogłowi-nałókofcy! ;)
Na krawędzi prawdy 259 © Dominik Myrcik

Na tym właśnie polega astrologia – wpływie słońca, gwiazd, ruchu


planet, ustawienia tychże planet – rozległych obliczeń i dokonania
trafnych obserwacji na dany temat. Nie wiem dlaczego ludzie celowo
mają tendencję do zagmatwania prostych spraw. Bo im coś jest bardziej
dobre, tym jest to prostsze – pokazuje nam to historia na przestrzeni
wieków, że w końcowym rozrachunku nauka praktycznie zawsze
przegrywała w skonfrontowaniu ze starymi prawdami ludowymi,
porzekadłami – które rodziły się poprzez wieki.
I nie chodzi mi tutaj o te głupawe horoskopiki wymyślane na
poczekaniu w marnych gazetkach (brukowcach), gdzie pan lub pani za
biurkiem wymyśla naprędce horoskop, bo jutro trzeba gazetę do składu
oddać. Ja o tym też wiem, że to dziecinada i głupota. Jest tylu znanych
astrologów, którzy zdobywają wiedzę latami, osiągając najmniejszą
omylność dopiero w wieku starczym, gdyż wiedza i praktyka zajmuje im
kilkadziesiąt lat życia. Szkoda, że tak wielu jest oszustów i
hohsztaplerów, którzy umacniają całkowicie błędny obraz zjawisk z
dziedziny paranormalnych – jasnowidzenia, wróżenia.
Osobiście na sobie sprawdziłem jedną z takich oszustek, panią
Zofię N., z miejscowości Świebodzice. Owa pani twierdziła w gazetach,
że odwiedzili ją kosmici i że wszczepiając implant do głowy przekazali jej
„kosmiczną energię” – która miała leczyć ludzi. Pamiętacie, jak kilka
rozdziałów wstecz opisywałem historię mojej choroby? W poniedziałek
miałem już iść do szpitala w którym czekała mnie operacja. W piątek z
moim ojcem pojechaliśmy do owej kobiety – w gazecie było o niej w
samych superlatywach, nie było adresu, więc pojechaliśmy do niej na
ślepo. A że Świebodzice niemałe, pojechaliśmy na miejscowy targ. Jakiż
„przypadek” – weszliśmy do jednego z zieleniaków i od razu trafiliśmy
na...sąsiadkę pani Zofii N. Mój ojciec zapytał się, jak to właściwie
wygląda sprawa z tą N., kobieta uśmiechnęła się i powiedziała, że jedni
w to wierzą, inni nie – właściwie to konkretów nam nie podała. Kiedy już
wjeżdżaliśmy w uliczkę oszustki, spotkaliśmy jej sąsiada, który z
entuzjazmem nam ją reklamował – to był jakiś dziadek, około 60-65 lat.
Mówił „o, panie, wiesz pan, że tu zza granicy do niej przyjeżdżają i to po
kilka razy”. Weszliśmy do jej domu, w korytarzu czekało kilku ludzi. Na
ścianie wisiał „cennik”. Miało być darmowo lub za dowolną opłatą – a
koszt wizyty z oszustką w roku ’98 kosztował 30 zł za około 15 minut.
Wszedłem do środka, z tatą. Usiadł na kanapie a ja na podwyższonym
stole, okrytym bodajze kocami. Pani Zofia N., umyła ręce i grzecznie
zapytała o cel wizyty i takie tam pierdołki. Celowo nie powiedzieliśmy jej
z ojcem, co mi dolega (przypominam, prawy dolny płat płuca był chory).
Pani N., pojeździła rękoma po mojej koszulce i powiedziała, że wyczuwa
guzka u podstawy karku, na styku z kręgosłupem. Powiedziała, że mi go
rozbije. Właściwie to żadnego guzka nie wyczułem ani przedtem, ani
Na krawędzi prawdy 260 © Dominik Myrcik

potem. Pytała ciągle, czy czuję ciepło promieniujące z jej rąk. Ni z grzyba
nie czułem. Potem czułem – ale było to wytworzone ciepło, ponieważ
pani oszustka Zofia gładziła moją koszulkę dotykając jej rękoma i
poprzez tarcie wywoływała ciepło! A prawdziwy bioenergoterapeuta unosi
ręce nad pacjentem i czuć realne ciepło oraz mrowienie.
Pani Zofia ciągle wymyślała, po co taki młody chłopak by tu przyjechał –
więc pomyślała, że mam chore...serce. Nawet nie wiecie jak się
przeraziłem, bo zaczęła mi wymyślać wszelakie choroby jakie były
dostępne chyba jej wiedzy. Nerki, tragicznie z nerkami, o boże kręgosłup
do wymiany, serce – o tak, już umierasz, wątroba (no chyba nie z
przepicia alkoholem;) ale...pani Zofia N. nie trafiła w płuca – ani razu nie
wymieniła płuc. „Skanowała” moje ciało, rzekomo w poszukiwaniu
choroby ale jakoś jej nie znalazła. Wyjechałem rozczarowany, bo
zrobiłem ponad 200 km w jedną stronę by przekonać się o oszustce.
Około 1- 1,5 roku później ukazał się program o oszukanych ludziach pani
Zofii N., którzy o ile pamiętam skierowali sprawę do sądu.
Tego typu przeżycia wyrobiły we mnie brak ślepej wiary we wszystko
co nadprzyrodzone – jednak pozostawiły poprawne mam nadzieję
spojrzenie na wróżby, bo...trafiłem z kolei na pewną wróżkę, która co do
joty (!) przepowiedziała mi moją przyszłość. Będąc miesiąc później w
Warszawie, nagabnęła mnie cyganka. Sam się dziwię, ponieważ jestem
bardzo ostrożny jeśli chodzi o cyganów, gdyż potrafią okraść człowieka
ze wszystkiego.
Moja ciocia od kilku miesięcy suszyła mi głowę, że chce jechać do
wróżki. W końcu pojechaliśmy, ciocia namówiła mnie, żebym też tam
poszedł. No i stało się. O wróżbie zapomniałem (aczkolwiek wrażenie, iż
wróżbitka mówi prawdę było potężne). Miesiąc później szukałem
kwiaciarni w Warszawie, gdzie zaczepiła mnie owa cyganka. Nie
zatrzymałbym się chwili dłużej, gdyby nie to, że...owa cyganka zaczęła
mi przepowiadać dokładnie to samo co owa wróżbitka odległa od niej o
250 km! Jej zdania były tak samo precyzyjne, że zszokowany słuchałem
owej cyganki. Jedynie, czym wróżby się nieznacznie różniły to budową
zdań użytą prze obydwie kobiety. Jednakże w 99 % wszystko było to
samo. To żaden przypadek! Zresztą, kto chce, ten uwierzy, komu
natomiast od małego napchano głowę zdaniem „to niemożliwe” – tak czy
siak nie uwierzy. Kropka.

Wróżby.

Powyżej ująłem już to, co jest kwintesencją wróżb. Szkoda, że


istnieje tylu oszukańców i że, jak na razie nie istnieją pewne metody
uwypuklania i piętnowania tych oszustów. Jedyną, jak na razie radą jest
cierpliwe czekanie, czy wróżba spełni się i w jaki sposób. Kiedyś,
Na krawędzi prawdy 261 © Dominik Myrcik

czytałem bardzo konstruktywną i mądrze napisaną książkę o wróżbach,


magiach itd. Mianowicie zapamiętałem sobie jedno z najlepszych
wyjaśnień wróżby, na jakie natrafiłem. Nie wiem, czy jest to dokładny
cytat z owej książki ale sens mniej więcej przedstawia się następująco:
„wróżby są jak słomka na wietrze – wróżbita widzi, w jakim kierunku
zmierza Twoje życie i opowiada, co widzi – możesz je jednak zmienić –
zmieniając kierunek „lotu” owej słomki (zdarzenia, kierunku życia). Dla
przykładu, są zdarzenia w życiu człowieka, które można zmienić łatwo i
takie, dla których konieczne jest włożenie ogromnego trudu i nakładu
wielu energii: moralnej, fizycznej itp. Podajmy to na przykładzie:
zamierzamy kupic samochód i jakaś wróżka nam o tym mówi. I mówi
nam, że jest bardzo prawdopodobne, że będziemy mieli wkrótce ów
samochód. Wróżka więc mówiąc o przykładowym samochodzie, mówi
nam następujące zdanie „jeśli będziesz utrzymywał kierunek swojego
życia taki sam dalej przez kilka następnych dni, tygodni, miesięcy, to
kupisz ów samochód”. Ale dajmy na to, iż wydarzyła się nam (nagle, co
okazało się już po wizycie u wróżki) wymarzona wycieczka dookoła
świata, która kosztuje tyle samo co samochód – i nasza żona wybiera
wycieczkę. Wtedy jasnym jest, iż zaistniały zdarzenia, które naszą
„słomkę” – samochód zepchnęły w innym kierunku. Jeśli natomiast
jesteśmy nałogowym palaczem i nie chcemy zerwać z nałogiem, to
wróżka nam powie, że jest bardzo prawdopodobne, że do końca życia
będziemy palić, bowiem tę „słomkę” będzie bardzo trudno zepchnąć nam
z jej kierunku. No niestety, ludzie nie rozumieją, że mają widoczny wpływ
na materię dookoła i że ona ma wpływ na nich, stąd też biorą się pełne
błędów idee powstałe w obszernych, skórzanych fotelowych gabinetach,
w zaciszu, spokoju – co najczęściej oznacza pomyłkę. Jest to proste, bo
ktoś, kto nie dotknął ognia, lub nie zobaczył osobiście efektów, jakie
ognień tworzy, nigdy nie uwierzy, że ogień parzy.
Słuchałem kiedyś wypowiedzi w stacji TVN w programie „Na każdy
temat” – talk show. Jeden pan twierdził, że gdzie tylko się przeprowadzi,
indukują się dziwne zjawiska, bodajże to był niezmierny pech, śmierć
losowych osób i chyba zjawiska duchowe. Na to jeden z obecnych w
studiu uczestników tego talk-show, zbuntował się i stwierdził „jak to, ja
tyle razy się przeprowadzałem i nic takiego mnie ani nikomu bliskiemu
się nie przytrafiło” – tacy właśnie są ludzie (szczególnie Polacy,
niestety!). A co! To, że komuś się coś przytrafiło a mnie nie,
dyskwalifikuje w oczach innych daną osobę, zjawisko. Co za idiotyzm i
hipokryzja! Jest to powodem do ironizmu, wyśmiewania i deptania
przeżyć i uczuć innych, bo NAM się to nie przytrafiło. Pozostaję bez sił w
skomentowaniu powyższego.
Na krawędzi prawdy 262 © Dominik Myrcik

Uprzytomniłem sobie, że właściwie to nasi ortodoksyjni „nałóg-owcy”


:) nie mają prawa istnieć! Ano tak, bo nie dość, że sobie zaprzeczają, to
jeszcze robią na złość innym i żyją! Zamiast cicho siedzieć po „tamtej
stronie”.
Od dawien dawna nauka kłóci się oficjalnie z religią, wierzeniami,
uczuciami, magią, zjawiskami nadprzyrodzonymi – filmami sci-fi (o, tak!).
A to właśnie...dzięki nim istnieją – a wciąż zaprzeczają ich istnieniu, jakie
to...dziwne. No bo tak:

naukowcy twierdzą, że Bóg nie istnieje – istnieje za to ewolucja, z


którą się zgadzają, czyli zaprzeczają właściwie religiom – co wcale nie
przeszkadza im chodzić do kościołów, meczetów, zjazdy własnych sekt,
pomniejszych religi.
naukowcy twierdzą, że nie istnieją uczucia – co nie przeszkadza im
mieć, kochanek, żon, dzieci – a przecież COŚ musiało ich spłodzić,
sprowokować do miłości, tysięcy uczuć dnia codziennego – jak na razie
mają wymówkę w postaci chemii – jakkolwiek, da się ową „chemią” (np.
feromonami) wyjaśnić pociąg seksualny – nijak, żaden wyświechtany
naukowiec nie wyjaśnił dlaczego ma żonę (przecież uczucie miłości
MUSI on oficjalnie odrzucać, bo naukowiec MUSI być kojarzony w
obecnym klimacie z fizyką kwantową, z atomami, strukturami węgla oraz
najnowszymi laserami, a nie „babskimi” uczuciami)
naukowiec musi grać „twardziela” przed własnymi pryncypałami,
kolegami – oficjalnie MUSI (aby utrzymać stołek) odrzucać ufo, zjawiska
paranormalne – po pracy jednak wcale nie mały odsetek naukowców
czyta horoskopy, ogląda Discovery i programy o ufo, analizuje różnorakie
zjawiska, które „nie uchodzą” w towarzystwie innych obrośniętych
betonem (betonem koniecznie najnowszej generacji, z zastosowaniem
włókien węglowych, szklanych, zbadanych pod najlepszymi
mikroskopami świata). Cóż za perfidia – na zewnątrz okazywać pozorną
obojętność na palące problemy ludzi, a w życiu prywatnym być
rządzonym jak małe niedoświadczone dzieci przez burzę uczuć, zjawisk,
których nie tylko sami nie potrafią wytłumaczyć, ale nie pozwalając
swobodnie tego czynić innym, tylko ulegając nakazom ufonautów, jak
baranki na rzeź prowadzone działając ukrycie jak quasi-inkwizycja, tyle
że z użyciem bardziej wyrafinowanych metod spychania w dół.

***

Początek końca
Na krawędzi prawdy 263 © Dominik Myrcik

Motto: „I ujrzałem światełko w tunelu, myślałem, że to Bóg wyciąga do


mnie rękę, a to był nadjeżdżający pociąg...”

Zanim zacznę opisy filozofii totalizmu, chciałbym opisać sytuację


kościoła katolickiego wg. mnie, moich obserwacji, czerpiąc również ze
spostrzeżeń innych ludzi (no, chyba że moja myśl będzie zbieżna z tym,
co ktoś kiedyś wymyślił, tylko ja o tym nie wiem).
Nie, nie jestem komunistą. Socjalistą. Lewicowcem. I broń Boże
przed tymi ludźmi. Nie czuję nienawiści do kościoła katolickiego.
Chociaż powienienem czuć. Byłem i jestem ciągle oszukiwany przez tę
instytucję. Jak to dobrze, że zacząłem samodzielnie myśleć. A to było i
jest nie łatwe, gdzie w około mnie sami niemal fanatycy kościoła.
Rodzina, znajomi. Ciągle słyszę, „idź do kościoła” – warunkują moje
życie od kościoła – bardzo cwanie zasłaniając się przy tym Bogiem. „Jak
nie pójdziesz do kościoła to...”. Powiedziałem dosyć. Chodzę, aby nie
robić im przykrości, gdyż ta byłaby większa, niż mój sprzeciw. W sumie
to dobrze, bo teraz chodzę, by odkrywać na nowo wiarę. Nie po to, by
na siłę znajdować dziury w Kościele, gdyż ich jest tak wiele, że nie
trzeba za bardzo się starać. Chodzę, by byle młotek i wieśniak (co
ciekawe, z moich obserwacji wynika, że popularny zwrot „ty wieśniaku”
mający na celu obrażenie ludzi mieszkających na wsi, najadekwatniej
odnosi się do... ludzi z miasta – tak! Wyjaśnię to później), co w życiu
widzi tylko piwko, kolejne kochanki, rozbija się drogimi samochodami
rodziców, żeby taki laik (czy jak kto woli bardziej pogmatwane słówko,
dyletant), nie miał szans ze mną w starciu na argumenty – a ściślej, aby
w oczy nie pchał mi przysłowiowego „kitu”, aby mnie nie oszukiwał i nie
starał się zafałszować jakichś faktów itd.

Dziwicie się mottu, jakie widnieje pod niniejszym rozdziałem? Ja nie.


A to dlatego, że o mało znalazłbym się pod owym pociągiem i roztrzaskał
o szyny. Stałoby się tak, gdyby nie totalizm. Gdyby nie totalizm,
uwierzyłbym w Boskie „przebaczenie” – co dawałoby mi kolejny kredyt,
na kolejne zbrodnie – których szczerze potem żałując przy kratce
konfesjonału a potem wrzucając pieniążek w odpustową niedzielę,
pozbyłbym się jak worka kartofli. Uff, niewiele brakowało.

Dziwicie się tytułowi rozdziału? Ja nie. Bo jest on o początku końca


instytucji kościoła katolickiego, jaką znacie od 2 tysięcy lat. Popełniła ta
instytucja tyle błędów i wypaczeń, że kredyt zaufania maleje z godziny
na godzinę. W Polsce na nieszczęście jest on jeszcze tak wysoki, że
pozwala jeszcze w 21 wieku marnotrawić pieniądze biednych ludzi na
Na krawędzi prawdy 264 © Dominik Myrcik

wypasione sanktuaria, katedry, złocone pierdoły, drogie materiały, obrazy


i wszystko to, co się w budynkach kościołów znajduje.

Nim przejdę do pozytywnych cech ludzi w kościele i przy nim,


troszkę, jak to Polak (!) ponarzekam. Żartowałem. Nie chcę narzekać,
ale wnioski, które mi się nasuwają po przeczytaniu Biblii, wysłuchaniu
tysięcy kazań w kościele, po zapoznaniu się z poglądem na kościół
innych oraz materiałami dostępnymi w internecie (instytucja kościoła
bardzo się boi internetu, ze względu, że wreszcie ludzie docierają do
materiałów, które ukazują, że nie wszystko złoto, co się w kościele
świeci) są bardzo smutne. Będę pisał jak najkrócej, bowiem wielokrotnie
zmieniałem system w moim komputerze, wymieniałem dyski twarde, stąd
też wiele ciekawych stron internetowych, cytatów, pism, zapisanych na
nich zaginęło bezpowrotnie. Zostały jednak konsystentne myśli w mojej
głowie i właśnie chcę je przytoczyć.
Dawno dawno temu, za siedmioma rzekami, siedmioma górami i
około 7 lat wcześniej... zaraz, to nie tak dawno, 7 lat. Dla mnie całe wieki
– bo już nie mam tych 17 lat tylko 25, jednak skok jakościowy i wiedzy nt.
życia skoczyła kilkukrotnie. Czyli faktycznie szkoła średnia, ani
podstawowa nie miała wpływu (bardzo mały) na moje obecne poglądy.
Największy skok dokonał się pomiędzy 18-24 rokiem życia – i już raczej
niczego bardziej szokującego się nie spodziewam, no bo w końcu
uświadomiłem sobie, że jednak nie jesteśmy sami we wszechświecie,
tylko jesteśmy niewolnikami ufoli, którzy technicznie wyżej hodują nas
jak bydło – a my, jak to bydło, dajemy siebie wodzić za nos,
chrześcijaństwo przestało być chrześcijaństwem – teraz zowie się
dogmatami „świętego” kościoła katolickiego, przyjmując czasami parodie
kościoła katolickiego, które słusznie TVP 1 nazwała Imperium Ojca
Rydzyka. Owo imperium jest jednak nie tyle śmieszne, co
niebezpieczne.
Kiedy czytając Biblię po raz pierwszy, tak się cieszyłem, że kiedyś
było, jak to opisuje Biblia, idąc do kościoła, patrząc po ludziach, którzy
klęczą w pierwszych ławkach przed ołtarzem – obraz ten pękał jak bańka
mydlana – gwałtownie i niespodziewanie.
Nie ma co dużo dywagować na ten temat. Wiem jedno: dzisiejsze
chrześcijaństwo jest w wielu dziedzinach całkowicie odwrotne do
chrześcijaństwa sprzed 2000 lat. Jest na to tyle dowodów, że trzeba być
ślepcem, aby ich nie zauważyć. Ależ przepraszam, uraziłbym ludzi
niewidomych, a daleko mi do tego – trzeba być ignorantem, by je
ignorować. Kościół, tak bardzo zapędził się w dyskryminowaniu
wszelakich form wolnego myślenia, że sam zapomniał iż to
chrześcijaństwo 2000 lat temu było (w mniemaniu ówczesnych Żydów)
s e k t ą. To chrześcijanie burzyli ówczesny porządek świata, buntowali
Na krawędzi prawdy 265 © Dominik Myrcik

ludzi przeciw dyktaturze Rzymu. Tak jak w dzisiejszych sektach,


spotykali się potajemnie, głosili dla ówczesnych ludzi takie herezje, że
dzisiejsiu „guru” sekty moona, czy antrovisu to zabawka. Stosują więc
metody takie, jakie ktoś kiedyś stosował wobec prekursorów kościoła.
Czyli taka mała powtórka z rozrywki. Nie popieram sekt – to chyba jasne,
bo jako człowiek, który podąża za totalizmem, jestem daleki od usidlania
ludzi dla własnych celów, dla seksu, kradzieży, pieniędzy – i chwała za
to, że ludzie piętnują i uświadamiają innych czym grozi sekta. Piszę o
tym dlatego, że uwypuklam problem, iż wszystko wykluło się z małego
jajeczka, a ci, którzy teraz są liczebni, jakby o tym zapomnieli, że w
dzisiejszym geopolitycznym światopoglądzie byliby nazwani sektą i
odszczepieńcami. Chrześcijanie wypełniali ówczesny i dzisiejszy
standard sekty: mieli guru – Jezusa, który robił rzeczy, jakie się nie śniło
– a więc był niebezpieczny dla władz, wykradali Rzymianom jak złodzieje
władzę nad ludźmi, bo coraz więcej było przekonanych do Jezusa. Na
szczęście, istnieją metody, dzięki którym można odróżnić sektę od
postępowej filozofii. Jezus kochał ubogich, żył dla nich i wśród nich,
pokazywał ścieżki codziennego życia – doceniał jednakże bogaczy,
którzy potrafili dostrzec biednego. A dzisiaj...chrześcijaństwo – a raczej
hierarchia kościoła – przekształciła swymi podstępnymi dogmatami tę
niewątpliwie postępową w swej oryginalnej wersji filozofię i religię w
bagno ucisku, kłamstwa, wierutnych bzdur, żerowania na bożym strachu
ludzi oraz dwudziestowiecznego wciskania ciemnoty na temat boga.
Czy wiesz, Czytelniku, że wcale nie istniała spowiedź, że
wprowadzono ją sztucznie?
Czy wiesz, że NIE istniała Trójca Święta, tylko Dwójca Święta? –
wprowadził ją cesarz Teodozjusz w roku około 381 n.e. – było to podczas
soboru w Konstantynopolu.
Czy wiesz, że wg ówczesnych, np. Boethiusa (chrześcijański filozof)
„Kobieta jest świątynią zbudowaną na bagnie”. W VI wieku na soborze w
Macon, biskupi mieli bardzo „ważny” problem do rozwiązania – czy
kobieta ma duszę..., w X wieku Odo z Cluny stwierdził, że „obejmować
kobietę, to tak jak obejmować wór gnoju” – bez komentarza.
Czy wiesz, że NIE istniał czyściec, tylko niebo i piekło – a ów
pośredni stan powstał tylko po to, by przynieść pieniądze instytucji
kościoła?
Czy wiesz, że w II wieku, święty Klemens z Aleksandrii pisał: "Każda
kobieta powinna być przepełniona wstydem przez samo tylko myślenie,
że jest kobietą".
593 r. - Papież Grzegorz I wprowadził wiarę w czyściec, dla
uzdrowienia finansów kurii rzymskiej poprzez sprzedaż odpustów od kar
czyśćcowych. Do dzisiaj, niestety, czyściec jest jedną z pułapek
finansowych nastawionych na ludzi przez hierarchię kościoła, bo
Na krawędzi prawdy 266 © Dominik Myrcik

przecież oni ciągle nam wmawiają, że nasz zmarły tak faktycznie to mógł
pójść do nieba, piekła (skąd wg kościoła nie ma ratunku) albo do
czyśćca, skąd modlitwy, a szczególnie msze (słono płatne – do dzisiaj!)
mają rzekomo odkupić winy – ale w kolejną rocznicę naszego zmarłego
zabawa zaczyna się od nowa – znowu msza, kolejne pieniądze, kolejne
zasianie wątpliwości – no i stały dopływ kasy do instytucji kościoła. Taki
samofinansujące się perpetuum mobile – aż do naszej śmierci, karmią
nas, że nasi zmarli oczekują naszej modlitwy – a za mszę „co łaska”.
726 r. - W Rzymie zaczęto czcić obrazy – komentarz zbyteczny.
1015 r. - Wprowadzono przymusowy celibat dla duchownych, aby
rozwiązać problem przejmowania spadków przez ich rodziny. Przedtem
duchowni mieli żony i dzieci – komentarz zbyteczny.
1095 r. - Papież Urban II wezwał rycerzy Europy do zjednoczenia i
marszu na Jerozolimę. Zainicjował w ten sposób pierwsza wyprawę
krzyżową.
1204 r. - Zaczęła działać Święta Inkwizycja. Słudzy kościoła zamęczyli
lub spalili żywcem setki tysięcy ludzi. Piece służące do palenia ludzi,
takie jakie były budowane w XX wieku przez nazistowskich Niemców, po
raz pierwszy stosowane były przez chrześcijańską inkwizycję.
1377 r. - Robert z Genewy wynajął bandę najemników, którzy po
zdobyciu Bolonii ruszyli na Cessnę. Przez trzy dni i noce, począwszy od
3 lutego 1377 roku, przy zamkniętych bramach miasta, żołnierze
dokonali rzezi jego mieszkańców. W 1378 roku, Robert z Genewy został
papieżem i przyjął imię Klemensa VII.
1450-1750r - Okres polowania na czarownice. Straszliwymi torturami
zamęczono setki tysięcy kobiet posądzanych o czary.
1484 r. - Papież Innocenty VIII oficjalnie nakazał palenie na stosach
kotów domowych razem z czarownicami. Zwyczaj ten był praktykowany
przez trwający setki lat okres polowań na czarownice.
1492 r. - Kolumb odkrył Amerykę. Inkwizycja szybko postępuje śladami
odkrywców. Tubylców, którzy nie chcieli nawrócić się na wiarę
chrześcijańską, palono na stosach.
1563 r. - Ustalono, że tradycja Kościoła jest ważniejszym źródłem
objawienia od Słowa Bożego.
1870 r. - Wprowadzono dogmat o nieomylności papieża.

"Kościół Rzymski nigdy nie pobłądził i po wszystkie czasy w żaden błąd


nie popadnie". "Dictatus Papae" papieża Grzegorza VII (1073-1086).

O najwyższej głupocie, bezwględności, bezduszności „dostojników” i.k.k.


oraz tragicznym błędzie, ślepym posłuszeństwu pieniądzu, zboczeniu
oraz zaślepieniu fanatycznymi dogmatami niech świadczy powyższe
zdanie.
Na krawędzi prawdy 267 © Dominik Myrcik

Powyższe oraz poniższe fakty pochodzą ze strony


http://maryja.org/historiakosciola.html

Kto chce nabrać uznania dla “daru przekonywania”, jakim Kościół sam
siebie obdarzył, niech przeczyta w podręcznym słowniku inkwizytora,
autorstwa Mikołaja Eymerica (Wielkiego Inkwizytora królestwa Aragonii -
XIV wiek), jego bogobojne metody, którymi rzymski Kościół i "antychryst”
zapanowali nad światem. Oto, co m. in. zalecał ludobójca katolicki,
Mikołaj Eymeric w odniesieniu do heretyków. Kto chce nabrać szacunku
dla papieskiego Kościoła, niech czyta i się boi:

§ 58. Wykluczona niech będzie litość dla dzieci, obecnych przy torturach
ojca. Albowiem dzieci prawem boskim i ludzkim odpowiadają za grzechy
rodziców (!?).
§ 123. Żadnych doniesień chociażby i bezpodstawnych nie wolno
inkwizytorowi wykreślać z księgi... Prawda może wyjść na jaw później...
§ 313. Dla stosowania tortury wystarczy zwykła chwiejność w zeznaniach
oskarżonego.
§ 319. Przy uwolnieniu oskarżonego od odpowiedzialności, należy
wystrzegać się uznania go za niewinnego... Dość jest powołać się na
brak dostatecznych dowodów winy.
§ 331. Odstępcy od Kościoła, którym ta zbrodnia została wykazaną,
mimo wszystkich obietnic i przyrzeczeń na przyszłość, będą wydani
świeckiej sprawiedliwości dla wydania i wykonania wyroku. Inkwizycja
ogłasza, że w oznaczonym miejscu i czasie, zbrodniarz będzie oddany w
ręce władzy świeckiej i obwieszcza ludowi, aby mógł być na uroczystości
obecnym, wysłuchał kazania inkwizytora i uzyskał przez to zwykłe
odpusty (40 dni dla widzów i słuchaczy, trzy lata dla tych, którzy
przyjmowali udział w tropieniu, sądzeniu i skazaniu heretyka i również
trzy lata odpustu dla tych, którzy wskażą nowych kacerzy).
§ 332. Winny, nad którym już zapadł wyrok, przeprowadzonym będzie na
miejsce męki. Towarzyszy mu tłum pobożnych, którzy się za niego modlą
i nie opuszczają go, dopóki nie odda duszy Panu Bogu.
§ 335. Gdyby kacerz, już przywiązany do ofiarnego słupa na stosie,
wyraźnie ujawniał żal i skruchę, to w drodze wyjątkowej łaski może być
do Kościoła przyłączony, tym niemniej spalony.
§ 369 Eymeric żąda, aby postępowanie odbywało się bez gadulstwa
adwokatów, z ograniczeniem liczby świadków, itd.

Zaskoczył mnie kiedyś film, który obejrzałem, a który został „wyklęty” i


zabroniony przez kościół rzymsko-katolicki. Film nazywa się Stygmaty
(Stigmata) z Robertem de Niro (jeśli się nie mylę) w roli księdza, który
Na krawędzi prawdy 268 © Dominik Myrcik

zajmuje się wszelkimi cudami i ocenianiem, czy dane zjawisko to cud,


czy fałszerstwo. Zastanawiałem się, co tak doskiera i uwiera Watykan, że
zabronił ich „barankom” (w sensie owieczek kościoła) oglądania tego
świetnego filmu. Wszystko stało się jasne – przeczytajcie to, co poniżej,
a będziecie wiedzieć, co się nie spodobało Watykanowi.

Cytat z filmu Stigmata:

[Jezus rzekł "Królestwo Boże jest w was i wokół was".


"Nie w domach z drewna i kamienia".
"Rozłup kawałek drewna, a będę tam, podnieś kamień a znajdziesz
mnie".
To są ukryte prawdy wypowiedziane przez żyjącego Jezusa. Ktokolwiek
odkryje znaczenie tych prawd... nie zazna śmierci. W 1945 roku w nag
hamadi znaleziono zwój uważany za nieistniejący został uznany przez
uczonych na całym świecie za najdokładniejszy istniejący zapis słów
samego Jezusa. Watykan odmawia uznania tej ewangelii i określa ją
jako herezję.]

Przecież to samo stwierdził już totalizm! Przecież ów cytat to


zaprzeczenie instytucji kościoła w obecnym kształcie – a zarazem
potwierdzenie słów Jezusa, którego przecież ścieżką życia było
ukazanie, że każdy może być Synem Boga. Że On został wybrany dla
wskazania ludziom, jak można osiągnąć to, co On osiągnął. Nie dziwię
się więc, że wręcz...nakaz Jezusa, by nie czcić budynków, gestykulacji,
pustych gestów oraz rozbudowanej symboliki, nie spodobał się
hierarchom kościoła.

Być może zastanawia niektórych z Was, że opisuję zjawiska, które „i tak


wszyscy znają”. Chodzi mi o to, że obecna wiara katolicka opiera się na
błędnych dogmatach, które w istotny sposób powypaczały nie tylko
pojmowanie Najwyższego, ale również istnieją bardzo istotne przesłanki,
że również niektóre fragmenty Biblii zostały tak powypaczane i specjalnie
pozmieniane, na użytek kościoła katolickiego (być może innych też, tego
nie wiem). Np. kiedyś spotkałem człowieka, który twierdził, iż jego babka
posiadała biblię sprzed wojny światowej (nie pamiętam, czy I czy II) i że
w późniejszych bibliach (przekładach) jakieś zdanie zostało usunięte
(bądź znacząco wypaczone). Stąd też moja konkluzja – jest sens, aby
wytykać błędy kościoła katolickiego, ponieważ wiara (oczywiście nie
wszystko), którą rozpowszechnia owa instytucja powstała w wyniku
błędów, wypaczeń, byle jakich przesłanek, głupoty, ciemnoty itd. A
dogmaty są tak mocno zakorzenione, że w istotny sposób zmieniają
chrześcijaństwo na...zupełnie inną religię, niż tę, którą nauczał Jezus.
Na krawędzi prawdy 269 © Dominik Myrcik

Dogmaty na tyle skrzywiły wiele z tego co nauczał Jezus, że po


głębszym zastanowieniu, wielu ludzi zaczęło mieć wątpliwości.
Oczywiście, istnieją ludzie w i.k.k., którzy dosyć poważnie zmienili
sposób patrzenia na kościół. Na pewno był nim Marcin Luter (szkoda, że
odrywając się od jednej skrajności, popadł w dosyć silny spór z
kościołem). Z polskich wielkich ludzi byli i są nimi: ś.p. ks. Józef Tishner,
oraz Karol Wojtyła, papież, który przyjął imię Jana Pawła II. Burzę
wywołała jego ostatnia książka, która dostała się na...cenzurowane i w
wielu przekładach pozmieniano zdania i sens zdań napisanych ręką
Jana Pawła II. „Tryptyk Rzymski” – zostal przetlumaczony na kilkanascie
językow i w jednym z numerow gazety „Wprost” - zostal opisany jako
dosyc znaczacy skandal.

***

Optymistycznym akcentem chciałbym zakonczyc ten rozdzial, i pomimo,


iż miał być osobnym rozdziałem, nie będę rozpisywał się na temat
dobrych stron i.k.k., która przecież pomimo ww błędów pomaga ludziom,
daje im częstokroć jeść, pić, daje dach nad głową – wielu ludzi uratowała
od kompletnego zatracenia. I...to już? Powiecie? Tylko tyle tych
pozytywnych cech? Wad kilka stron opisu, a pozytywów, parę zdań?
Nie liczy się ilość, tylko waga – kilo pierza zajmuje cały worek, zaś mała
sztabka żelaza mieści się w jednej ręce i tyle samo waży.
Każdy może wierzyć w to, co napisałem, bądź też nie. Jego wolna wola,
może przecież pozostać, jak cała moja rodzina nie zmieniona.

Po zetknięciu się z nowymi faktami, muszę jeszcze ująć inne plusy


kościoła. Bardzo wielu ludzi zmieniło się na pozytywne, wyszli z
narkomanii, przestali nadużywać alkoholu – po prostu zmienili swoje
życie na lepsze. I to wszystko dzięki kościołowi, który, przecież na
początku wyznawał filozofię życia Chrystusa (w niezmienionym
kształcie). Nie moża więc twierdzić że kościół jest zły i zeżarty do cna
przez pieniądze – ten, kto by tak stwierdził skrzywdziłby wielu ludzi,
którzy nawrócili się w kościołach i przestali być złymi ludźmi. Dlatego też
lepiej jest (mniejsze zło) by ludzie uciekli się do kościoła i obecnie do
dogmatów, które próbuje ludziom przedstawić, niż jeżeli mieliby czynić
zło, wstępować do sekt, bądź być ateistami.

Cuda – zjawiska kolejno nadinterpretowane przez ludzi, religie –


wykorzystywane przez ufonautów do manipulacji ludźmi, narodami.
Opiszę je pokrótce w następnym rozdziale.
Na krawędzi prawdy 270 © Dominik Myrcik

***

Cuda i hoaksy, czyli pokaż komputer w średniowieczu, a na pewno


pójdziesz na stos!

Kanon niejednoznaczności. „Nic we wszechświecie nie może być


całkowicie jednoznaczne i pozbawione źródeł wątpliwości, bowiem
wówczas skonfrontowanym z tym zagadnieniem istotom rozumnym
odbierałoby to prawo do wolnej woli i swobody wyboru swej drogi”.
Mówiąc inaczej: wszechświatowy intelekt nie może jednoznacznie
uczynić cudu, ponieważ jeśli na miejscu cudu znajdzie się osoba głęboko
wierząca i sceptyk-ateista, każdy MUSI posiadać własne zdanie. Jeśli
więc nagle na oczach tłumu zacząłby się rozmnażać chleb, odebrałoby
to wiele zasobu wolnej woli owemu ateiście – a Bóg pozostawia wolny
wybór nawet temu, kto w niego nie wierzy. Całkowicie wszystko co Bóg
uczyni musi równać się zeru. Albo jeszcze inaczej – wszystko musi
zostać idealnie zbalansowane, posiadać tyle samo negatywów co
pozytywów. Bóg nikogo nie faworyzuje, nikomu niczego nie ujmuje, to
tylko ludzie popełniają błędy, grzechy odsuwając się od niego. Bóg, jeśli
można tak powiedzieć każdemu daje tę samą jakość (chyba, że dany
człowiek wcześniej zasłużył sobie karmą na kary) życia.
Cudami, nazywamy zjawiska, które uważamy za zjawiska podsunięte,
dane nam od Boga bądź przez niego zrealizowane. I wcale nie musimy o
tym głośno krzyczeć, że jakaś tam figurka płakała krwią, łzami itd.
Wystarczy, że czekamy na autobus, gorliwie się modlimy (a wiemy, że
jest zima i autobusy się spóźniają) a Bóg powoduje, że autobus
przyjeżdża punktualnie i zdążymy tam, gdzie nasz cel. Pewnie! Sceptyk
powie tak: droga była w miarę sucha, autobus był technicznie sprawny i
kierowca trzeźwy, stąd też wszystko da się fizykalnie wytłumaczyć.
Osoba wierząca podziękuje Bogu za sprzyjanie – a ja powiem tylko tyle,
że osoba, która modliła się do Boga zapewne nie jeden raz to jeszcze
uczyni i wyjdzie jej to na dobre. Stąd też na co dzień potrafimy sobie
wymodlić tyle cudów, że nie zwracamy po prostu na nie uwagi.
Wszechświatowy intelekt nie szuka poklasku, pychy czy dumy on po
prostu jest. On nie musi wywoływać szumy, błyskawic i przy zebranych
ludziach nagle ukazać się, bądź zrobić cud – to także, ale jak to zwykle
bywa, ludzie na własnym podwórku nie widzą bałaganu a u innych widzą
zagięte źdźbło trawy. Stąd też dla wielu ludzi cuda muszą być huczne,
wielkie i z przepychem.
Na krawędzi prawdy 271 © Dominik Myrcik

Hoaksy, są spreparowanymi „cudami” przez szatańskich pasożytów, czyli


ufoli, którzy mają dziwną zasadę, iż wybrali sobie na swoje hoaksy albo
1 kwietnia, zwany „prima aprilis” lub też 13 dnia miesiąca. Zrobili to po to,
aby wiedzieć na przestrzeni dziejów, które wydarzenia oni spowodowali,
a które ludzie. Dlatego w większości hoteli nie ma 13 piętra, 13-go w
piątek wielu ludzi odczuwa strach, lęk przed czymś.
Największym prawdopodobnie hoaksem XX wieku są objawienia w
miejscowości Fatima, w Portugalii. Wiem, że narażam się wielu
katolikom, ale przemilczeć ten fakt jest ciężko. Objawienia dotyczyły 3
dzieci, które 13 dnia miesiąca przez ponad pół roku widywały „maryję”.
Jakoś dziwnie, bo owa pani była negatywnie nastawiona do
komunistycznej Rosji (której to ówczesny komunizm zawierał elementy
totaliztyczne). Poza tym wszechświatowy intelekt poszedł nam z pomocą
i pomimo wysiłków ufonautów, aby ukryć się za chmurami wytworzonymi
przez magnokrafty, nie udało im się uniknąć rozsunięcia chmur i 70-
tysięczny tłum podczas „cudu” tańczącego słońca zobaczyło „...srebrny
dysk...”.
Ufonauci grają nam na nosie – można by tak żartobliwie powiedzieć,
gdyby nie fakt, że jest to przerażające, bo wykorzystują do tej gry uczuć
naszą wiarę w Matkę Chrystusa, Jego samego, Boga i praktyki religijne.

W żadnym wypadku nie miałem w powyższych słowach celu ani ochoty


urazić głęboko wierzących katolików – jeśli ktoś się tak poczuł,
zaznaczam, że nie taki był mój cel! Chrześcijaństwo wielu ludzi nawróciło
na lepszą ścieżkę życia niż ta, na której się znajdowali, więc trzeba tutaj
się nisko pokłonić i podziękować Jezusowi, że zaochotniczył w tak
ogromnej karmie kredytowej (przyjął na siebie cierpienia, które trudno z
czymkolwiek porównać). Jeśli wielu katolików się na mnie w tym
momencie obraziło, bądź poczuło niechęć, trzeba nadmienić, że
ogromne rzesze ludzi w Polsce – zdawałoby się bardzo religijnym kraju –
są przeciwko naukom kościoła – owszem, często są to tylko plugastwa,
jednakże nie można odrzucać sygnałów, że od dawna źle się dzieje w
kościele a chowanie głowy w piasek i wystawianie tyłka do wiatru jeszcze
nikomu na dłuższą metę nie pomogło.

***
Na krawędzi prawdy 272 © Dominik Myrcik

Diabeł – Szatan – Opętanie - Czary, czyli dlaczego UFOnautom


zależy na tym, by ludzie nie zajmowali się magią!
Motto: Aby coś stwierdzić, trzeba coś wiedzieć – jeśli całe życie
spędzimy w ciemnym lochu, nasze oczy i umysł nie będą w stanie
uwierzyć, że istnieje coś takiego jak światło.

Moja obecna sympatia (cóż za zbieżność losu) jest zagorzałą fanatyczką


kościoła, wszelkich gestów, praktyk religijnych i wszystkiego, co wiąże
się z kościołem. Można zaryzykować stwierdzenie, że prawie
bezkrytycznie przyjmuje wszystko, co kościół stwierdza. Oczywiście, jak
to bywa u zagorzałych fanatyków czegokolwiek, nawet nie chce słyszeć
o żadnym ufo, ufonautach. Za to strasznie kościół zaszczepił w niej wiarę
w potęgę szatana – jako istoty, która sprzeciwiła się Bogu, jako istoty,
która wodzi ludzi na zatracenie, która się cieszy, kiedy człowiek podąża
za jej podszeptami. Jeśli wspominam jej o ufo, twierdzi z ogromnym
przekonaniem, że to szatan! Że szatan może przyjmować różne postacie
i że sam Ojciec Pio był dręczony fizycznie przez diabła. Kiedy jednak
zapytałem, czy przeczytała biografię O. Pio, oczywiście przytaknęła.
Kiedy jednak zapytałem, czy przeczytała w którejkolwiek oficjalnej
książce o tym, że O. Pio zapytany, czy istnieją inne cywilizacje
odpowiedział coś w rodzaju „a sądzisz, że Bóg stworzyłby tylko nas tutaj
na ziemi a nie rozpowszechniłby życia w kosmosie?” Oczywiście to nie
cytat, bowiem nie mam oryginalnego źródła, więc mogłem coś nieco
przekręcić, jednak sens mam nadzieję został ten sam. Co z tego
wynika!?! Ano to, że skoro taka postać katolicka jak O. Pio nie miał
wątpliwości co do tego, iż NIE jesteśmy sami i to, że najbliźsi
współpracownicy Jana Pawła II również wypowiadają w tej sprawie
niemal takie samo zdanie (przeczytane przeze mnie w jednym z
czasopism, jednak nie pamiętam w jakim) to czy to jest przypadek???
Człowieku obudź się, bo ślepo wierzysz w jedną skrajność, nie starając
się wysłuchać innej strony. Tak jest z większością katolików. W ogóle z
większością ludzi.
Otóż moja obecna sympatia ma wielu znajomych, którzy
zatwardziale odcinają się od magii, czarów – i chociaż wiedzą i
naokrągło powtarzają, że magia i czary istnieją, to że są wytworem
szatana i że ludziom, który...poszli do np. bioenergoterapeuty po jakimś
czasie zaczynają się dziać dziwne i przykre rzeczy w ich życiu. TAK!
Doszło w dzisiejszym świecie do istnej nagonki na „inne” sprawy. Dlatego
gorliwy katolik, obecnie silnie zwalcza wszelakie objawy „inności”. Dla
przykładu, znajomi mojej sympatii podają mi argumenty, że wszyscy
bioenergoterapeuci są źli, że ich moc pochodzi od szatana i że ludzie,
Na krawędzi prawdy 273 © Dominik Myrcik

którzy do nich pójdą będą później strasznie cierpieć. To samo jest z


wróżkami, tarotem, magią, horoskopami. Niedługo dojdzie do parodii, że
lanie wosku „na św. Andrzeja” w tzw. „Andrzejki” będzie niemalże
grzechem.
Chciałbym zaznaczyć, że chyba wszechświatowy intelekt (Bóg)
pokierował tak obrotem sprawy, że na mojej drodze życia postawił
właśnie tę, a nie inną kobietę. Jestem bardzo szczęśliwy z tego powodu,
ponieważ mogę uczynić moją książkę bardziej wiarygodną. Otóż, z tego
względu iż nie chcąc się narazić na emocjonalne ataki na mnie przez
ludzi z otoczenia mojej sympatii i przez nią samą (czasami dochodzi do
spięć;) muszę się zamykać. Ma to swoje plusy, gdyż jak na razie zbieram
dane i obserwują co ci ludzie czynią, a co mówią i w co wierzą.

Przejdźmy jednak do obserwacji, które poczyniłem w 8-miesięczym


okresie (jak dotychczas) przebywając w otoczeniu mojej dziewczyny.
Poznała mnie z Moniką (imię celowo zmieniłem, ponieważ nie chcę, by
owa dziewczyna miała przeze mnie kłopoty). Podanie prawdziwego
imienia mogłoby spowodować nieokiełznaną złość osoby, która rzuciła
na nią czary. Nie podam również zbyt naprowadzających szczegółów, by
przypadkiem ta osoba, która rzuciła czary nie ponowiła ich.
Otóż odbyłem ponad 2–godzinną rozmowę w cztery oczy z Moniką,
a oprócz tego w towarzystwie innych osób, stąd też jestem pewien, że jej
opowieść była prawdziwa i szczera – zresztą to, co opowiadała i w jaki
sposób to czyniła, całkowicie odżegnuje mnie od podejrzeń o
fałszerstwo.
Monika ma 32 lata i miała przyjaciółkę, która przez cały okres
istnienia ich przyjaźni skrycie przygotowywała misterny plan czarnej
magii, która miała Monikę zabić! Kiedy bowiem okazało się, że owa
koleżaneczka uprawiała czarną magię oraz wszelkie praktyki z
pogranicza satanizmu, Monika kategorycznie urwała znajomość. Po
jakimś czasie niedoszła zabójczyni stwierdziła telefonicznie „a to Ty
jeszcze żyjesz?”. Nie ma co tego komentować, jednakże podczas moich
wielu pytań stwierdziłem, iż owa „koleżaneczka” zastosowała kilka
znanych metod magicznych aby próbować na Monice swoje praktyki (po
to też była cała ta znajomość). Monika będąc królikiem doświadczalnym,
swoimi precyzyjnymi opowieściami utwierdziła mnie w fakcie, że
UFOnauci mają za zadanie zwalczyć wszelakie objawy magii. Zanim
jednak przejdę do opisów jak oni to robią, wymienię wychwycone przeze
mnie metody użyte na owej Monice.

Jedną z takich metod okazało się pisanie listów do Moniki przez


niedoszłą zabójczynię. Jak się można domyślać, były one utożsamiane z
ponadprogowym poziomem uczuć, który uderzał w Monikę podczas ich
Na krawędzi prawdy 274 © Dominik Myrcik

czytania, ponieważ wiemy, że tylko te uczucia odnoszą skutek, które są


przyjęte „na korpus” – inaczej mówiąc, kiedy okazujemy uczucia strachu,
bólu, niepewności, zaszczucia, zazdrości, lęku – owe „magiczne”
uczucia zawarte w tym liście wywołały odpowiednią „furtkę” aby móc
uderzyć. Zapewne efekty działań owej „wiedźmy” (a jakżesz inaczej ją
nazwać) byłyby dużo mniejsze, gdyby Monika nie odczuwała tylu
negatywnych uczuć przy czytaniu tych listów, a które spowodowały
przyjęcie ciosów. Monika brakiem uczuć (lub pozytywnych uczuć wobec
wiedźmy) spowodowałaby „przeźroczystość” swojego „przeciw-ciała”
czyli tego, co religie nazywają „duchem” a stąd te czary przeszły by
przez Nią niemal niezauważone bądź zupełnie wyeliminowane. Aby
obrazowo przedstawić to Czytelnikowi, proszę sobie przypomnieć, jak w
filmach komediowych lub w bajkach często „źli” bohaterowie próbują
sforsować jakiś domek. Wtedy zazwyczaj ten „dobry” otwiera nagle drzwi
przed pędzącym opryszkiem, dodatkowo wcześniej pozostawiając
otwarte tylne wrota, co powoduje, że cały impet oprycha przelatuje przez
domek wpadając zawsze albo do błota, obornika (gnoju się znaczy ;) lub
spadając ze skarpy, co powoduje mimowolny uśmiech u widza.
Nie zawsze jednak jest tak samo z magią – bo przecież wielu ludzi
nic nie miało z nią wspólnego – a jednak padło jej ofiarą.
Drugą metodą, już definitywnie magiczną było zostawianie przez
„wiedźmę” różnych rzeczy w mieszkaniu ofiary: a to jakiś mały
przedmiot, włos, chusteczkę, ubranie, coś z jedzenia itd. Mieszkanie już
po wszystkim zostało przeszukane bardzo dokładnie. Jednak cóż takiego
działo się z Moniką? Otóż wynikiem działania magii jej ciało gniło,
chociaż wyniki badań nie tylko, że były dobre, ale wręcz idealne.
Żadnego stanu zapalnego, gnilnego – dosłownie nic. Lekarze głupieli na
jej widok, bo nie potrafili wskazać przyczyny. Jej ciało podrzucało się
samoistnie na metr do góry, bez jej udziału fizycznego, słyszała dziwne
głosy w głowie. Kiedy podczas wielu rozmów z Nią wypytywałem o
szczegóły, Ona zrozumiała, że to były na niej zaprezentowane sztuczki
„magiczne”. Była jeszcze jakaś metoda, jednak jej nie pamiętam, gdyż w
chwili, gdy piszę te słowa już nie mam kontaktu z Moniką a jej opowieść
była mi opowiedziana około 5 mies. wcześniej.
Ona jest przekonana, że to diabeł (szatan) ją nawiedził i dręczy ją
niemiłosiernie. A na poparcie tych faktów niech będzie sytuacja, że o 1 w
nocy specjalnie dla niej otwierano Jasną Górę w Częstochowie a najlepsi
egzorcyści w Polsce ją omijali szerokim łukiem. Kiedy bowiem Monika
została wykomunikowana lub napiła się święconej wody atak jej
przechodził.
Nie istnieje siła, aby ją przekonać, że to wcale nie „szatan” – jako istota z
piekła, która wodzi ludzi na pokuszenie się za nią wzięła – ale jej
koleżaneczka, która sobie zrobiła z Niej poligon doświadczalny.
Na krawędzi prawdy 275 © Dominik Myrcik

Ale jak to, powiecie, wytłumaczyć, że po spowiedzi,


wykomunikowaniu i napiciu się (nieraz całej) czarki wody święconej jej
przechodziło. Ano, kolejna sztuczka ufoli – jeśli ludzie uwierzą w to, że
przebywanie w kościele, wykomunikowanie się lub wyspowiadanie
uchroni ich od nich – odciągnie to ludzi nie tylko od zdobywania wiedzy o
nich, od magii (bo przecież z góry skazują ją na grzech) itp. Działania
ufoli są więc nie tylko „straszące” ale i skutecznie odciągające ludzi od
tego tematu – no bo przecież ludzie mają „dowody” w postaci Moniki, na
przykład. Tymczasem moim zdaniem to starannie spreparowany
przypadek, który udowodnił mi, że ufole bezpardowonowo zwalczą
każdego, kto im się przeciwstawi, lub przyjmie drogę niewłaściwą dla ich
interesów.

Obracałem się przez 8 miesięcy w środowisku niekiedy fanatycznych


wyznawców religii katolickiej. Dla nich jedynie prawdziwe słowa, to te
usłyszane od księdza. Ja wiem, że większość księży chce dobrze.
Cieszy mnie fakt, że te osoby modlą się, że starają się być lepszymi dla
innych. Jednakże z drugiej strony bulwersuje mnie to, że zamykają się
za hermetyczną ścianką i odrzucają wszystko to, czego sami nie wiedzą
albo nie potrafią ogarnąć.
Jednak boli mnie sprawa zamanipulowania księży do tego stopnia, że
wspomnienie o czymkolwiek innym niż „ich” szatan (tzn. takiego,
w jakiego naiwnie wierzą) skutkuje niemalże wyklęciem i wyrzuceniem za
drzwi.

Ci katolicy, wśród których przebywałem, to niezwykle oddani kościołowi


ludzie, co cieszy z jednej strony. Jednak kiedy celowo wspominałem o
ufo, to kwitowane to było zdaniem „nawet jeśli istnieje ufo, to jest ono
wytworem szatana, żeby ludzi odwrócić od wiary w Boga i wiedzy o
szatanie”.
Szkoda jednak, że jest dokładnie odwrotnie. Niestety, prawda jest
szokująca i będzie kosztowała niejedno rozgoryczone sumienie, że to
szatan (religijny diabeł) a raczej jego wyobrażenie wśród chrześcijan jest
wytworem ufoli, którym okropnie zależy na tym, by ludzie postrzegali ICH
mitycznie, legendarnie, by kojarzyli UFOnautów jako coś strasznego,
jednakże coś, czemu nie można uczynić krzywdy. To nieśmiertelny i
wodzący na pokuszenie szatan jest teatralną kukiełką złych kosmitów z
ufo, którzy doskonale wykorzystują ten mit do swych niecnych celów.

Zanim jednak przejdę do porównania ufonautów z diabłem, trzeba


koniecznie zająć się palącym problemem Antychrysta, którego ufole
usilnie starają się zainstalować na Ziemi – mają ku temu powody, środki i
metody techniczne. Na zachodzie (Ameryka, inne kraje anglojęzyczne)
Na krawędzi prawdy 276 © Dominik Myrcik

już jest podobno prowadzona kampania zachwalania i przygotowania


ludzi na Antychrysta. Poniższy rozdział jest przekopiowany ze strony
prof. Pająka, jest tak bowiem konieczne jego przedstawienie, że nie
zawahałem się go Wam zaprezentować, gdyż prawdziwe rozpoznanie
Drugiego Jezusa i chcącego zepsuć Jego Misję antychrysta, musi być
precyzyjnie wyszczególnione.

Jednak przez okres, kiedy znajdowałem się wśród dobrych ludzi,


aczkolwiek naiwnie jeszcze wierzących co do szatana/diabła aka.
ufonautów, pokazali mi oni metodę niszczenia przez UFOnautów/diabła
wszelkich przejawów homeopatii, wróżbiarstwa, różdżkarstwa, astrologii,
badań ufo, bioenergoterapii. Jedno wiem na pewno: bioenergoterapia,
wróżbiarstwo, horoskopy – są ze strasznym hukiem zwalczane wśród
polskiego kleru – a że księża mają ogromny wpływ na rzesze wiernych,
ci zgodnie z syndromem leminga (opisanym w dalszym rozdziale)
bezgranicznie wierzą zapewnieniom księży. Otóż wierni katolicy starali
się mnie przekonać, co zresztą czynili, że wszyscy bioenergoterapeuci i
wróżki posiadają moce pochodzące od diabła, szatana. Opowiadali mi
również o niemal każdym przypadku bioenergoterapeuty, że straszne
rzeczy dzieją się w ich życiu, że ten, kto chodzi do nich, albo od razu
albo w niedalekiej przyszłości dotknięty jest samymi przykrymi, złymi,
wyniszczającymi zjawiskami: a to straci się pracę, a to życie małżeńskie
się zawali, dzieci się rozpiją, wypadek, śmierć, w końcu lądowanie z
jeszcze gorszymi skutkami w psychiatryku i u lekarzy ortodoksyjnych –
czyli tych „zwykłych”. Popierali to konkretnymi przypadkami osób.
Pomyślałem sobie: „cholera jasna, przecież wszyscy z tych ludzi, którzy
tak mi o tym opowiadali, którzy tak krzyczą i negują ww dziedziny, piją
wodę ze studni lub źródła odnalezionego za pomocą...różdżki – wszak
większość obecnych ujęć wody jest znajdowana w ten sposób. Coś tu
jest nie tak – ciągnąłem myśl. Ci ludzie nie mogą mi kłamać, są zbyt
wierzący i przecież popierają swoje myśli konkretnymi przypadkami. Co
jest NIE TAK z tymi zwalczanymi obecnie przez instytucję kościoła
szczególnie w Polsce dziedzinami wyżej wymienionymi, że większość
obecnie księży tak zajadle atakuje je, że atakowani i zwalczani są ludzie,
którzy się tym parają, że doznają oni niewiadomego pochodzenia krzywd
życiowych oraz bardzo często lądują w psychiatrykach.
Znalezienie odpowiedzi na to pytanie okazało się wcale nie
najtrudniejsze. Wiadomo, że tych samych dziedzin jakoś „przypadkowo”
nienawidzą ufonauci na ziemi – gdyż zagrażają ich okupacji na naszej
planecie. Kiedy połączyłem te fakty – oraz wyjaśnienia, że to „diabeł”
chce by inni się zajmowali tymi „niemoralnymi zboczeniami” a
szczególnie bioenergoterapią i że jest to strasznie złe – z metodami
szatańskich pasożytów z ufo, wszystko stało się klarowne.
Na krawędzi prawdy 277 © Dominik Myrcik

Wyjaśnię więc, na czym polega strategia zwalczania (obecnie) tych


samych dziedzin, za jakie Inkwizycja kiedyś paliła na stosie. Obecnie,
UFOnauci nie mogą sobie pozwolić, by rękami marionetek kościelnych
(i pod egidą wysokich dostojników kościoła) ponownie powstała
Inkwizycja, która przysłużyłaby się ich interesom zniszczenia wszystkich
„magicznych” dziedzin, jakie im wydatnie przeszkadzają. Dlatego też
wymyślili, moim zdaniem bardzo „zajebiście” szatańską metodę. „Jak nie
kijem go, to pałką” – mówi znane powiedzenie. I rzeczywiście.
Ufonauci wykorzystali starą, marketingową zasadę (znaczy się, to
chyba ta zasada powstała od nich...), że jeśli mamy stary produkt, np.
proszek do prania, wystarczy dać mu nowe opakowanie, nalepkę „new” i
mamy nowy produkt.
Ufonauci nie musieli wcale zmieniać instytucji, poprzez którą
zwalczają metody „magiczne”. Wszak zmieniła się tylko metoda.

1. Rozdmuchaj i obwieść dookoła, że „pan X” jest świetnym


bioenergoterapeutą, wróżbitą, homeopatą, astrologiem itp. Ufole,
najpierw starannie wybierają osobę, poprzez którą zmylą wielu ludzi.
Pozwalają dowolnie takiej osobie otworzyć gabinet, pozwalają
przychodzić wielu ludziom, ludzie Ci bardzo często są uzdrowieni po
kilku wizytach u takiego bioenergoterapeuty. Wieść o takim kimś szybko
się rozprzestrzenia wśród znajomych ludzi, którzy byli u takiej osoby.

2. Zgnieć i zniszcz wszystkich, którzy odwiedzili takiego uzdrowiciela,


łącznie z nim samym – najlepiej posyłając go do wariatkowa.
Kiedy ufole pozwolą wielu ludziom się „uzdrowić”, wtedy przystępują
do bezpardownowej walki z nimi i samym uzdrowicielem. Na ludzi
spadają straszne „przypadki” – najczęściej są to nieszczęścia rodzinne,
prywatne, w pracy, wypadki, jeszcze gorsze zapadnięcie na zdrowiu oraz
same negatywne skutki ich działań. W wielu raportowanych mi
przypadkach sami uzdrowiciele często lądowali w szpitalu
psychiatrycznym, albo się leczyli psychiatrycznie. I w każdym przypadku
tak, aby się dowiedziała o tym jak największa część społeczeństwa.

3. Poinformuj o tym księży, biskupów oraz wiernych. Ufonauci sami


później już tylko oczekują wyników, których dane dostarczają księżom
najczęściej poprzez spowiedź wierni. Podczas bowiem spowiedzi
zdradzają oni, że byli u bioenergoterapeuty (obecnie taka wizyta jest
uznawana przez kościół za grzech, również tak samo traktowane są
wróżki, wizyty u astrologa itd.). A dalej to już lawina: kazania księży,
którzy kategorycznie zabraniają wizyt i korzystania z takich usług takich
Na krawędzi prawdy 278 © Dominik Myrcik

ludzi. Jest to na domiar tak rozdmuchane, że wprost się człowiekowi


włos na głowie jeży.

Przyznaję rację, że te wszelkie przykre zdarzenia mają miejsce i dla


dobra Was, Czytelników zalecałbym na razie NIE korzystanie ze
znanych i rozreklamowanych bioenergoterapeutów, wróżek, astrologów,
jednak NIE ze względu na to, że ich metody nie działają, tylko ze
względu na to, że wyraźnie rysuje się tutaj walka ufoli z nami i to
dopadają niemal każdego i dają mu tak popalić, że ludziom odechciewa
się wszelakich uzdrowień, mających źródło w energii. I o to właśnie
ufolom chodzi, że osoby, które potem dotknięte są takim druzgocącym
zwycięstwem przez ufoli/diabłów rozpowszechniają mylący obraz tych
uzdrowień – mianowicie taki, że przynoszą one niewspółmiernie więcej
szkód do korzyści uzyskanych wcześniej. Co oczywiście jest nieprawdą,
gdyż te szkody są wywołane sztucznie nie mające niemal nic wspólnego
z uzdrowieniem.
W Częstochowskim środowisku, w którym przebywałem panują
właśnie takie silne przekonania i nie można tego zrzucić na karb
zdewocenia tej społeczności (chociaż potwierdzam, spotkałem tam
czasami wyjątkowych fanatyków wszelkich dewocjonalii, eksponowania
praktyk religijnych oraz...uwaga...odczytywania z Biblii dla siebie i innych
przyszłości).
A co mi tam – pożartujmy sobie razem . Poprzez moją ówczesną
sympatię poznałem Marysię (imienia nie zmieniam), właściwie to dwie
Marysie – jedna starsza, również bardzo wierząca, jednak wyważona,
uczciwa i potrafiąca słuchać. Druga zaś młodsza (ok. 30 lat), ja zaś
miałem 24 lata wówczas. Ta druga, to było niepojęte stworzenie. Jej
sposób bycia po prostu powodował na mojej buzi bardzo często
solidnego „banana” od ucha do ucha. Podjechaliśmy (z sympatią) raz
pod Jasną Górę, obok budek telefonicznych – spotkałem tam ją po raz
pierwszy – od razu rzucił mi się w oczy jej „nawiedzony” sposób bycia.
Jej ruchy były nerwowe, nieskoordynowane – mówiła dosyć mądrze, ale
jednak wszystko się obracało tylko wokół Boga – a raczej sposobu, na
jaki wyznawała owa Marysia Boga. Odchodząc rzuciła „idę po światło na
Jasną Górę”. Powiedziała to tak naturalnie i z takim roztrzepaniem, że
musiałem dziwnie wyglądać, gdyż moja sympatia jadąc wytłumaczyła mi,
że chodzi o „światło Boże”, które Marysia często ponoć otrzymywała.
Marysia traktowała (jak się później okazało) to światło jak znaleziony
pieniążek na ulicy, jak zwykłą rzecz, jaka jest dostępna tylko
„wtajemniczonym” bo dla innych to jest coś nieosiągalnego. Wg
mitologicznego wierzenia Marysi, tylko osoby, które całymi godzinami
klęczą przed figurynkami, obrazami, które z wywalonym ozorem biegną
na mszę św. mogą być blisko Boga. Tylko te osoby, które potrafią pięknie
Na krawędzi prawdy 279 © Dominik Myrcik

wyrażać się o Bogu, otrzymają od Niego łaski. Przejdźmy jednak do


sedna sprawy.
Marysia siedziała na kanapie, kiedy przyszedłem, zmierzyła mnie swoim
„przeszywającym” wzrokiem i stwierdziła, że nie nadaję się na chłopaka
ówczesnej sympatii (wyobraźcie sobie jak mi szczęka opadła) i że
powinienem iść na księdza :]. Ona, jak to twierdziła „widziała” to bo ma
dar od Boga. Bardzo mi się przyglądała (a ja w duchu już ze śmiechu
pękałem, na zewątrz jednak udałem zainteresowanie, oczekując na
dalszy rozwój wypadków), kiedy wyciągnęła Biblię. Powiedziała, że
ponieważ Ona dostanie „światło od Boga”, chce, aby jakiś fragment Biblii
zaznaczył moją dalszą przyszłość. Modliła się kilka minut z zamkniętymi
oczami i kazała mi otworzyć Biblię gdziekolwiek i wskazać palcem
fragment. Po wskazaniu tego fragmentu, odczytała go i stwierdziła, że
wskazuje on na fakt, że moją drogą życiową jest...być kapłanem. Potem
zapytała się, czy razem byśmy to zrobili – znaczy się ja modliłbym się
razem z nią i oboje modlilibyśmy się o „światło” dla mnie. Zgodziłem się
chętnie. Z tym, że jej intencją było, bym się modlił o kapłaństwo a ja... ale
to może troszkę dalej. Wskazałem fragment po kilkuminutowej modlitwie,
odczytałem go – a ona już sobie zinterpretowała sądząc, że prosiłem o
kapłaństwo. Kiedy zaprzeczyłem i powiedziałem, że prosiłem Boga o
mądrość dla mnie, o opiekę nade mną i moją dziewczyną, o to, byśmy
się mocno kochali – jej pyszczek i oczy zrobiły się tak okrągłe – wyrażały
tak humorystyczne zdziwienie (tzn. dla mnie humorystyczne), że do
dzisiaj wywołuje to wesołe wspomnienia. Potem, kiedy zauważyłem jej,
że metoda wskazywania fragmentów Biblii niczym się nie różni od
zwalczanych usilnie przez nią wróżbitów, astrologów, magów – ona
broniła się tym, że to nie jakaś debilna magiczna książka szatana tylko
Biblia i to jest dozwolone. Ale cóż, metoda pozostaje metodą. A to
oznacza, że Katolicy w Polsce również używają metod magicznych tylko
nazywają je inaczej i używają do tego Biblii. Wpada się w dosyć głęboki
religijny trans i wskazuje fragment Biblii. Dlatego też jej stosunek z
roztrzepanego zmienił się w stosunku do mnie na chłodny, z dystansem.

***

Problem UFOnautów – jak zainstalować Antychrysta na Ziemi?


Na krawędzi prawdy 280 © Dominik Myrcik

Napisał prof. Jan Pająk.

[W takich nawiasach kwadratowych, inną czcionką (times new roman)


dodałem swój komentarz, obserwację lub własne zdanie – przyp. D.
Myrcik]

Po co interesować się Antychrystem:


Przybycie Antychrysta na początku obecnego milenium jest tak
dobrze opisane w najróżniejszej literaturze, że wielu z nas posiada
poważne wątpliwości, czy istnieje choćby najmniejsza szansa aby taka
szatańska istota była w stanie przybyć na Ziemie bez szybkiego zostania
zdemaskowana i odrzucona przez ludzi. Niemniej, jeśli wierzy się w
prawdę starych przepowiedni, wówczas owo przybycie Antychrysta oraz
oszukanie niezliczonych ludzi ma nastąpic już niedługo. Rozważmy więc
razem całkowicie hipotetyczne pytanie: czy jest to mozliwe, że na
przekór owych niezliczonych starodawnych ostrzeżen oraz niezliczonych
przepowiedni, ciągle szatański Antychryst zdoła przybyć na Ziemię i
oszukać niezliczonych ludzi. Jak się okazuje, odpowiedź na to pytanie
jest TAK. Ciągle istnieją bowiem liczne sposoby, że na przekór co
obecnie juz wiemy na temat Antychrysta, to szatańskie stworzenie jest
jednak w stanie oszukać miliardy ludzi oraz rozprzestrzenić niebywałe
zniszczenie na naszej planecie. Dlatego niniejsza strona internetowa ma
za zadanie wyjaśnić jak takie ogromne oszustwo ludzkości może miec
miejsce. Poprzez poznanie tego hipotetycznego scenariusza, faktycznie
zaczynamy ograniczac
możliwości dostępne
Antychrystowi, zmniejszać
czas konieczny aby ludzie
połapali się na jego oszustwie,
a w ten sposób także
minimalizować zniszczenie
jakie zgodnie ze starymi
przepowiedniami ta szatańska
istota zdoła spowodować w
naszej cywilizacji.

Rysunek N3 z monografii [1/4].


Pokazuje on jedną z
najlepszych podobizn diabła.
Tak samo jak obecnie dzieje
Na krawędzi prawdy 281 © Dominik Myrcik

się z przepowiednią na temat Antychrysta, ludzie również nie wierzą w


istnienie diabłów. Tymczasem, na przekór tego niedowiarstwa, istnieje
wiele opisów, obrazów, oraz rzeźb diabłów. Aby było nawet bardziej
interesujące, wszystkie one pokazują ten sam rodzaj istot. Dla przykładu,
niemal wszystkie diabły zdają się posiadać albo kręcone włosy, albo też
włosy wyrastające pod górę ich czaszek. Ich nosy są zaostrzone jak
marchewka, oraz posiadają mały rowek na samym czubku. Ich
podbródki są zaostrzone i mają rodzaj pionowego rowka dzielącego je
na dwa jakby miniaturowe pośladki ludzkie. (Po bardziej dokladne opisy
diablów patrz podrozdzial V8 z tomu 15 monografii [1/4].) Stąd być
może, iż tzw. "wierzenie" jest jedynie mającym nas zmylić odczuciem,
jakich zadaniem jest odwrócenie naszej uwagi od ukrytej rzeczywistosci.
Wszakże filozofia totalizmu wyraźnie stwierdza, że "to co naprawdę nie
istnieje we wszechswiecie, nie może byc wymyślone przez nasze
umysły". Ponieważ taka ukryta przed wzrokiem rzeczywistosć może
kosztować ludzkość wiele cierpień i wiele ludzkich ofiar, lepiej jeśli
zaczniemy ją rozważac, przynajmniej tak jak to jest uczynione w
niniejszej stronie internetowej - na zasadzie "a co jeśli..”

Co większość ludzi wie już na temat Antychrysta:


Podsumujmy teraz co większość ludzi wie w dzisiejszych czasach na
temat Antychrysta. Słowo "Antychryst" wywodzi się z języka greckiego i
posiada aż dwa znaczenia. Jego pierwsze znaczenie brzmi "przeciw
Chrystusowi". To z jego powodu ludzie nieco zdewaluowali prawdziwe
znaczenie owego słowa, używając go do opisywania licznych
prymitywnych ateistow i zwyklych pogan (takich jak np. członkowie "kultu
Szatana"), którzy otwarcie występują przeciwko Chrystusowi. Istnieje
jednak również i drugie złowróżebne znaczenie dla tego samego slowa.
Oznacza ono "w miejsce Chrystusa". To znaczenie używane jest dla
opisania tylko jednej, unikalnej szatańskiej istoty, jaka przybędzie na
Ziemię w ostatnim okresie obecnej historii ludzkości, oraz która "zajmie
miejsce Chrystusa" czyli "podszyje się pod Chrystusa". Istota ta będzie
więc "osobistym wrogiem Chrystusa", bowiem podszywąjac się za Niego,
zajmując Jego miejsce, oraz zwodząc niezliczone zastępy Jego
wyznawców, faktycznie istota ta będzie niweczyła efekty prac jakie
Chrystus wykonał dla dobra ludzkości. Niniejsza strona internetowa
zajmuje się wyłącznie owym pojedynczym, końcowym, oraz unikalnym
szatańskim "wrogiem osobistym Chrystusa" ktory przybędzie na Ziemię
właśnie aby "zająć miejsce prawdziwego Chrystusa", oraz na temat
oszukańczego przybycia, której powtarzalnie ostrzega nas Biblia.
Powszechnie znana wiedza na temat Antychrysta stwierdza, że owa
szatańska istota przybędzie na Ziemię aby popsuć pracę Jezusa. To
Na krawędzi prawdy 282 © Dominik Myrcik

dlatego nosi ona imię "anty Chrystus" - znaczy "osobisty wróg Jezusa,
który przeciwstawi się oraz spróbuje zniszczyć cały ten dorobek moralny
jaki Jezus Chrystus dołożył dla dobra naszej cywilizacji". Tłumacząc to
na obecny język, przybędzie on na Ziemię aby zniszczyć wiarę w Boga,
istniejące religie, aby uformować całkowicie ateistyczne
społeczeństwo, itp. Zgodnie z przepowiedniami, owa sztańska istota
przybędzie na Ziemię w początkach obecnego milenium. To zasś
oznacza, że owo przybycie powinno nastąpić w przeciągu kilku
najbliższych lat. Z owym przybyciem, lub z samą tą istotą, w jakiś sposób
potrójna cyfra "6" bedzie zwiazana. (Np. Antychryst może przybyć na
Ziemię w dniu 6 czerwca 2006 roku) [lub np. o godzinie 6 minut 66. Jednak z
tego co wiemy o ufonautach, będą się tej liczby wystrzegać jak ognia!
Doskonale wiedzą, że ta liczba może ich zdradzić, dlatego też dołożą wszelkich
starań by jej uniknąć. Jest wysoce prawdopodobne, że dopiero jakiś „przypadek”
lub ich poktnięcie ujawni Nam tę liczbę. Jest i inna możliwość, że dopiero długo
po przybyciu Antychrysta lub ewentualnie po jego odejściu ktoś wpadnie na tę
liczbę – np. ktoś się dowie, że liczba wehikułów zaangażowanych w tę operację
była 666, albo też 666 ufonautów to byli słudzy Antychrysta – możliwości jest
ogromna rzeka]. Po przybyciu na Ziemię, stworzy on na Ziemi ogromne
imperium polityczne. Zgodnie z przepowiedniami, owo imperium będzie
rozciągało się na niemal połowę naszej planety. Wypowiadane są
najróżniejsze opinie na temat listy krajów, które włączone będą w jego
imperium. Najczęściej jednak wyspekulowany wykaz takich krajów
obejmuje: Izrael, cała poprzednia Zachodnia Europa (jako
przeciwieństwo poprzedniej komunistycznej Europy, z której tylko
niektóre kraje mają być włączone), Polska, Czechy, Słowacja, Węgry,
Turcja, Kanada, USA, Panama, Rep. Południowej Afryki, Liberia,
Uganda, Etiopia, Australia, Nowa Zelandia, Fiji, Filipiny, Hong Kong.
Antychryst przechwyci aboslutną władzę politycznę nad owym
ogromnym imperium. To oznacza, że będzie on traktowany przez
każdego jako absolutny władca i polityczny przywódca całego owego
imperium. Będzie on czynił liczne "cuda" oraz widoczne "uzdrowienia".
Z uwagi na owe spektakularne "cuda" i "uzdrowienia", będzie on
twierdził, że jest bogiem, zaś wielu ludzi będzie go czciło jak boga.
Jednak będzie on rządzil z żelazną ręką. Dla przykładu, wszyscy
obywatele jego imperium będą chirurgicznie zaopatrzeni w osobisty
mikroprocesor identyfikacyjny (tzw. "znak bestii"), jaki stanie się
absolutnie konieczny dla zrealizowania praktycznie dowolnej
działalności. Nawet zakup zwykłego chleba nie będzie możliwy bez
owego mikroprocesora. Jednakże, na przekór ogromnej władzy,
Antychryst NIE uczyni niczego dobrego. Faktycznie to spowoduje on
wiele zła, zniszczenia i cierpień na Ziemi i dla swoich ludzi. Ludzie pod
jego rządami NIE będa wcale szcześliwi ani bezpieczni. Zapoczątkuje on
Na krawędzi prawdy 283 © Dominik Myrcik

też wiele wojen. Na nasze szczęście, w końcowej bitwie, jaka ma mieć


miejsce niedaleko miejscowości Armageddon (w Izraelu), zostanie on
pokonany przez pozostałą cześć świata. Blisko końca jego panowania
owa pozostała część świata będzie już reprezentowała siły dobra i
moralności.

Jak Biblia ostrzega na temat Antychrysta:


Przypomnijmy sobie co Biblia stwierdza na temat Antychrysta
(większość przytoczonych tutaj cytatów z Biblii zaczerpniętych zostało ze
strony internetowej http://www.pik-net.pl/biblia). Jak się okazuje, Biblia
bardzo wyraźnie stwierdza, że Antychryst podawał się będzie za Boga
(Jezusa Chrystusa). Jako przykład przeanalizuj następujący cytat z 2
Tesaloniczan 2,3-4 "Niechaj was nikt w żaden sposób nie zwodzi; bo nie
nastanie pierwej, zanim nie przyjdzie odstępstwo i nie objawi się
człowiek niegodziwości, syn zatracenia, przeciwnik, który wynosi się
ponad wszystko, co się zwie Bogiem lub jest przedmiotem boskiej czci, a
nawet zasiądzie w świątyni Bożej, podając się za Boga." Powyższe
ujawnia bardzo jasno, że Antychryst przybędzie podszywąjac się pod
Jezusa. (Słowo "człowiek" z powyższego cytatu mozna też interpretować
jako "istota".)
Biblia stwierdza także, że Antychryst zdoła oszukać ludzi poprzez
realizowanie najróżnieszych cudów i niezwykłości. A więc nie tylko
będzie podszywał się pod Jezusa, ale wręcz będzie on mimikowal
Jezusa swoim zachowaniem. To zaś praktycznie oznacza, że Antychryst
zadziwi i oszuka ludzi za pomocą fałszywych cudów i uzdrowień. Jako
przykład rozważ następujacy cytat z 2 Tesaloniczan 2,8-10: "A wtedy
objawi się ów niegodziwiec, którego Pan Jezus zabije tchnieniem ust
swoich i zniweczy blaskiem przyjścia swego. A ów niegodziwiec przyjdzie
za sprawą szatana z wszelką moca, wsród znaków i rzekomych cudów, i
wsród wszelkich podstępnych oszustw wobec tych, którzy maja zginąć,
ponieważ nie przyjęli milości prawdy, która mogła ich zbawić."
Biblia stara się ostrzec nas na wiele odmiennych sposobów (chociaż
zawsze alegorycznie aby to nam pozostawić ostateczny wybór i w ten
sposob nie odbierać nam wolnej woli) przed wybiegiem za
pośrednictwem jakiego Antychryst przybędzie na Ziemię. Dla przykładu,
przypomina nam starą prawdę, że aby oszukać ludzi, zło zwykle stara
się pozować na dobro (tj. często wilk przybiera skorę owcy). Oto
odpowiednie cytowanie z 2 Koryntian 11,4.13-15: "Bo gdy przychodzi
ktoś i zwiastuje innego Jezusa, którego myśmy nie zwiastowali, lub gdy
przyjmujecie innego ducha, którego nie otrzymaliscie, lub inną
ewangelię, której nie przyjęliscie, znosicie to z łatwością... Tacy bowiem
są fałszywymi apostołami, pracownikami zdradliwymi, którzy tylko
przybierają postać apostołów Chrystusowych. I nic dziwnego; wszak i
Na krawędzi prawdy 284 © Dominik Myrcik

szatan przybiera postać anioła światłości. Nic więc nadzwyczajnego, jeśli


i słudzy jego przybierają postać sług sprawiedliwości..." Podsumowujac
powyższe, nie wolno nam akceptować czyichś słów jako wskaźników
zakwalifikowania, a musimy przyglądnąć się działaniu tego kogoś.
Wszakże diabły zawsze podszywają się pod aniołów.

Zło zawsze pozuje [pozoruje] że jest dobrem:


Doskonale jest nam wiadomym z niezliczonych rzeczywistych
przypadków, że zło zawsze podszywa się pod dobro. Wiemy więc z
doświadczenia, że szatańskość zawsze imituje dobro aby oszukać
naiwnych ludzi. Dla przykładu bandyci, którzy chcą zwabić podróżnika
aby go obrabować, początkowo udają, że są przyjaciółmi, którzy
zamierzają dopomóc lub pokazać coś interesującego. Oszuści, którzy
zamierzają wycyganić czyjeś pieniądze, najpierw udają, że jakoby
zamierzają dać temu komuś pieniądze oraz dopomóc tej osobie.
Złodzieje, którzy zamierzają kogoś okraść, najpierw dają doskonałe
oferty swoim przyszłym ofiarom. Najróżniejsi dyktatorzy i tyrani zawsze
wmawiają swoim narodom że wszystko, co czynią jest dla dobra owych
narodów. Itd., itp. Zasada jest więc tutaj taka, że "diabeł zawsze
podszywa się pod anioła", oraz że zło zawsze udaje że jest odwrotnością
tego czym jest ono naprawdę. W przeciwnym przypadku nikt nie dałby
się nabrać na dane oszustwo. Powinniśmy więc być przygotowani, że ta
sama zasada zostanie użyta przez Antychrysta.

Problem Antychrysta: jak oszukać ludzi?


Kontynujmy więc nasze spekulacje wzdłuż linii "co jeśli ...". Załóżmy
więc, że istnieje szatańska moc na Ziemi, która posiada wszelkie
powody aby zainstalować Antychrysta na naszej planecie. Na tym etapie
rozważane nie jest jeszcze istotne kto jest ową mocą, oraz jak ją
nazywamy, chociaż zostanie to dokładniej wyjaśnione pod koniec
niniejszej strony. Wyobraźmy sobie także, że owa szatańska moc jest
wysoce zainteresowana w sukcesie Antychrysta. W takim przypadku
uczyni ona wszystko, co leży w jej mocy aby osiągnąć swoj cel. Jak
jednak owa szatańska moc, a także Antychryst jaki ją będzie
reprezentował, zdoła oszukać ludzi. Wszakże niemal każda osoba na
Ziemi wie dokładnie kim jest Antychryst. Każda też osoba na Ziemi wie
dokładnie za czym się rozglżdać aby go rozpoznać. Stąd jeśli jakiś stwór
przybędzie na Ziemię z wyraźnym znakiem "666" na swoim czole, oraz
będzie starał się załozyć imperium polityczne, które rozprzestrzenia się
na połowę świata, nikt nie będzie realizował jego rozkazów. Każdy
przecież będzie wówczas wiedział, że to jest on - Antychryst. Dlatego
naważniejszym problemem jaki czeka Antychrysta to znalezienie
sposobu oszukania ludzi na przekór że każdy wie o nim i spodziewa się
Na krawędzi prawdy 285 © Dominik Myrcik

jego przybycia. Pechowo dla nas istnieje sposób na jaki jest on w stanie
oszukać wielu ludzi. Sposób ten polega na udawaniu, że jest się
odwrotnością siebie samego (tj. odwrotnością Antychrysta).

Jak Antychryst musi przybyć:

Skoro Antychryst nie ma innego wyboru niż podszywać się pod Drugiego
Jezusa, owa unikalna rola jaka musi on przyjąć będzie wymuszała na
nim, aby przybył na Ziemię w dosyć szczególny (spektakularny) sposób.
Kontynuujmy więc niniejsze spekulacje "co jeśli ..." i wyjaśnijmy jak
Antychryst musi przybyć na Ziemię aby osiągnąć sukces swojej
szatańskiej misji. Poprzez poznanie sposobu na jaki musi on przybyć,
przygotujemy się lepiej na rozpoznanie go kiedy naprawdę się pojawi.
Z kolei będąc w stanie go rozpoznać, mamy znacznie niższą szansę
padnięcia ofiarami jego sztańskiego oszustwa. Tak więc oto są główne
znaki, lub cechy, jego przybycia, poprzez zaistnienie których w
rzeczywistym życiu będziemy go w stanie rozpoznać:

A. Nachalna kampania telewizyjna jaka poprzedzi jego przybycie.


Antychryst NIE przybędzie na Ziemie aby dopomóc ludziom. Jego cel
jest bardzo jednoznaczny. Przybędzie tutaj aby przejąć władzę polityczną
nad światem, aby zniweczyć wysiłki Drugiego Jezusa i przymusić ludzi
do przyjęcia swojej, a nie Jezusa filozofii oraz do swojej a nie Jezusa
wizji świata, oraz aby zepchnąć ludzkość w dół w jej rozwoju. To jest
powodem dla jakiego jego przybycie musi zostać dokładnie
przygotowane przez odpowiednią akcję propagandową. Owa
propaganda ma na celu przygotowanie ludzi do oddania mu władzy
politycznej nad sobą, oraz do włączenia się do jego politycznego
imperium. Ponieważ w dzisiejszej dobie ciepłych klusek i adyktów
telewizji, taka szeroka propaganda nie może się odbyć bez użycia
telewizji, musi ona zostać odnotowana przez niemal każdego, ponieważ
będzie ona obecna na każdym ekranie telewizyjnym.

B. Wymóg ślepego posłuszeństwa. Szeroka propaganda telewizyjna jaka


poprzedzi jego przybycie będzie nastawiona na jeden cel:
spowodowanie ślepego posłuszeństwa wszystkich ludzi. Ów cel będzie
tematem wszystkich programów. Stąd nie tylko, że ekrany telewizorów
będą pełne programow na ten temat, ale także wszystkie owe programy
będą nawoływały do bezwzględnego "posłuszeństwa", do nie zadawania
pytań ponieważ on wie, co czyni, do pozbycia się wątpliwości, itp.

C. Spektakularny pokaz mocy w momencie przybycia. Aby przekonać


licznych ludzi, że posiada on boskie moce, w chwili jego przybycia musi
Na krawędzi prawdy 286 © Dominik Myrcik

on zademonstrować pokaz swojej mocy. Stąd w chwili jego przybycia


należy się spodziewac spektakularnych pokazów świateł, ogni, oraz
błyskawic na naszym niebie.

D. Imitowanie przepowiedni. Ponieważ będzie się on podszywał pod siły


dobra, jego przybycie musi także imitować najróżniejsze elementy
zawarte w starych przepowiedniach na temat Drugiego Jezusa. Dla
przykładu, owe przepowiednie alegorycznie stwierdzają, że Drugi Jezus
pojawi się jak błyskawica, która przetnie świat ze Wschodu na Zachód.
Dlatego powinniśmy się też spodziewać, że kiedy Antychryst przybędzie
na Ziemię, jego jarzący się statek kosmiczny także zakreśli ogromny
ognisty łuk na nieboskłonie, zakreślając ognistą linię ze wschodu po
zachód.

E. Techniczne sztuczki. Po przybyciu na Ziemię, Antychryst zmuszony


będzie imitować zachowanie się prawdziwego Jezusa. Stąd musi on
zaaranżować najróżniejsze cuda i uzdrowienia tak, jak czynił to
prawdziwy Jezus. Dlatego zobaczymy najróżniejsze, spektakularne
pokazy, bardzo podobne do tych organizowanych przez "magika" Davida
Copperfielda oraz przez "guru" [Sathya] Sai Babę, tyle tylko, że
dokonywane na znacznie wiekszą skalę. W owych pokazach, niezliczone
"cuda" będą dokonywane, liczni ludzie będą "uzdrawiani", itp.

F. Histeria tłumów. Przybycie Antychrysta będzie towarzyszone przez


liczne zjawiska, które można nazwać "hipnotycznie zaprogramowaną
histerią mas". Owa histeria mas zamanifestuje się poprzez wystąpienie
politycznie zorientowanych zdarzeń, jakie będą kombinacja tego co
dzieje się podczas koncertów bitowych (np. masowe mdlenie, publiczny
płacz niezliczonych ludzi, itp.), oraz tego co dzieje się podczas
zamieszek piłkarskich i anty-rządowych demonstracji politycznych (np.
zaciekłe walki pomiędzy tłumami i policją, naloty i palenie rządowych
budynków, itp.). Jest doskonale wiadomym z badań UFO, że podczas
uprowadzeń do UFO dokonywane jest masowe hipnotyczne
programowanie ludzi. Wszyscy ci ludzie otrzymują od UFOnautów jakieś
"sekretne misje". Misje te będą wyzwolone za pośrednictwem jakiegoś
zdalnego nakazu. W chwili obecnej dokładnie nam nie jest wiadomym na
czym owe "sekretne misje" polegają. Niemniej wygląda na to, że są one
w jakiś sposob zwiazane z poparciem dla "globalnego rzadu" jaki
UFOnauci mają dla nas zorganizować. Musimy więc się spodziewać, że
kiedy Antychryst przybędzie na Ziemię, sygnał wyzwalający owe
sekretne misje zostanie podany. W takim przypadku, ludzkie rządy
całkowicie utracą kontrolę nad ludźmi. Ludzie będą bowiem wykonywali
Na krawędzi prawdy 287 © Dominik Myrcik

ślepo swoje sugestie po-hipnotyczne i zmiotą oni wszystko co stanie na


drodze Antychrysta, tak jak czyni to ogromna fala ludzka.

G. Zniszczenie kozła ofiarnego. Jedno z wydarzeń o posmaku "czarnej


komedii", jakie należy oczekiwać po przybyciu Antychrysta, to że
Antychryst propagandowo i spektakularnie zniszczy jakiegoś "kozla
ofiarnego". Chodzi bowiem o to, że zgodnie ze starymi przepowiedniami
Drugi Jezus ma zniszczyc Antychrysta. Skoro więc Antychryst będzie
podszywał się pod Drugiego Jezusa, stąd aby stać w zgodzie z owymi
przepowiedniami, musi kogoś zniszczyć. Dlatego wybierze sobie ofiarę
spośrod bogu ducha winnych głów państw swego czasu, a następnie
spektakularnie zniszczy tę glowę państwa twierdząc, że to był właśnie
Antychryst.

H. Ukryte ostrzeżenia. Na przekór, że oszustwo Antychrysta będzie


doskonale zamaskowane, ciągle jego moc nie może się porównywać do
mocy prawdziwego Boga. Dlatego popełni on najróżniejsze błędy, jakie
wypunktowane są w starych przepowiedniach. Ludzie powinni
wypatrywać owych błędów, aby potwierdzić własne wątpliwości. Jednym
z nich będzie znak "666", który będzie jakoś związany z jego przybyciem
lub też z jego osobą. Na obecnym stadium jest ogromnie trudno
przewidzieć jaki znak to będzie, aczkolwiek jest pewnym, że znak ów
będzie obecny. Dla przykładu może on przybyć w dniu 6 czerwca 2006
roku, albo w sobotę o godzinie 6 minut 6 wieczorem, albo w dowolny
dzień o godzinie 7:06 (tj. o godzinie 6 minut 66), albo może mieć 666
współtowarzyszy lub delegatów do jego parlamentu, itp. Doskonale
znane nawiązanie do owego znaku zawarte jest w Biblii, cytuję: "Tu jest
[potrzebna] mądrość. Kto ma rozum, niech liczbe Bestii przeliczy: liczba
ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć." -
Apokalipsa, 13:18 (po angielsku:"This calls for wisdom. Whoever is
intelligent can figure out the meaning of the number of the beast,
because the number stands for a man's name. Its number is 666." -
Revelation, 13: 18).

Jak Antychryst może przejąć władzę polityczną nad ludzmi:


Skoro szatańskie moce planują zainstalować Antychrysta na Ziemi,
praktycznie nie posiadają one innego wyboru, niż nakazanie mu aby
udawał, że jest dokładną odwrotnością siebie samego. Nie istnieje wiele
wyborów co do tego, za kogo Antychryst może się podszywać. Jeśli
bowiem ma on wywrzeć znaczący wpływ na połowę naszego globu,
wówczas niemal jedynym wyborem jaki mu pozostaje to udawać, że jest
on Drugim Jezusem. Stąd "kiedy ..." Antychryst zostanie zainstalowany
Na krawędzi prawdy 288 © Dominik Myrcik

na Ziemi, niemal jedynym wyborem jaki stwarza mu znaczącą szansę na


sukces jego misji, jest udawanie, że jest on Drugim Jezusem.

Co polskie podania stwierdzają na temat Antychrysta:


Polskie podania ludowe dostarczają prowokujących do przemyśleń
informacji na temat Antychrysta, jakie potwierdzaja powyższe spekulacje.
Stwierdzają one, że Antychryst będzie mimikował Drugiego Jezusa oraz
że Antychryst przyjmie twarz Jezusa. Na bazie owej informacji ze starych
polskich podań, jest możliwym wypracowanie możliwego scenariusza
przybycia Antychrysta na Ziemię, a także możliwego sposobu na jaki
Antychryst oszuka niezliczonych ludzi.

Jak odróżnić pomiędzy Antychrystem i Drugim Jezusem:

Ponieważ jest niemal pewnym, że Antychryst będzie się podszywał pod


Drugiego Jezusa, dobrze więc jeśli już na tym etapie rozważań
"co jeśli..." postaramy się także wypunktować różnicę pomiędzy tymi
dwoma. Wszakże, poprzez poznanie tych różnic będziemy mogli
odróżnić kto jest kto. Takie odróżnienie jest istotne, bowiem wiele starych
przepowiedni stwierdza, że Antychryst przybędzie na Ziemię juz po
przybyciu Drugiego Jezusa, aby popsuć misję jakę Drugi Jezus
urzeczywistnia na Ziemi. Dlatego, kiedy Antychryst przybędzie na
Ziemię, faktycznie Drugi Jezus będzie już tutaj, skromnie i bez rozgłosu
realizując swoją misję. A więc jak odróżnić pomiędzy tymi dwoma? Na
szczęście stare przepowiednie wskazują jak tego dokonać, Oto niektóre
z owych wskazówek, które są już powszechnie znane.

1. Kogo oni reprezentują. Prawdziwy Drugi Jezus reprezentuje Boga, a


stąd także siły dobra. Dlatego będzie on wyjaśniał dobro, opisywał
dobro, a także jako osoba On sam będzie czynił dobro przy każdej
okazji. Jednak Antychryst reprezentuje siły zła (w dawnych czasach
nazywane Szatanem). Stąd będzie on tylko mówił o dobru, jednak
faktycznie będzie czynił wyłącznie zło i szerzył wyłącznie zniszczenie.

2. Jak oni przybedą. Biblia powtarzalnie uprzedza, że prawdziwy Drugi


Jezus przybędzie bez uprzednich zapowiedzi, skromnie, oraz
nieoczekiwanie, jak złodziej [oczywiście to porównanie odnosi się do sposobu
przybycia a nie charakteru Jezusa! Wyrażenie „jak złodziej” to zamiennik słów
„po cichu”, „niespodziewanie”, „z zaskoczenia”, „bez fajerwerków, grzmotów,
huku” itp., Innym wyrażeniem tych samych słów są cytaty z Biblii, gdzie jest
napisane „nie znacie dnia ani godziny”. Biblia wyraźnie wskazuje Nam, byśmy
Na krawędzi prawdy 289 © Dominik Myrcik

wypatrywali, czyli czynnie zadziałali, by Jego poszukać. Niestety diabeł jest tak
przewrotny, że wszyscy obecnie tv-maniacy oraz dzieci internetu oczekują, że
Jezus pewnikiem zadomowi się w jakimś programie „reality show” i będziemy
na Niego wysyłać smsy. A On, jak małpa do kamery będzie kwiczał „jam jest
Jezus, siedź przed telewizorem, zeżryj nafaszerowaną najgorszymi z możliwych
chemikaliami kanapkę z WcRonald a jeśli nie chce ci się wysłać smsa, daj
„handi” komuś innemu, aby za ciebie to wykonał. Ludzie idą jeszcze dalej: to
Jezus ma do Nich przyjść – a oni, „biedni, zestresowani, umęczeni, baranki
pokoju” będą słuchać Jego, a robić swoje. Internetowi maniacy pewnie
oczekują, że Jezus wpisze się na jakimś internetowym forum, a jego literki będą
przenikały złotem przez ekran i to będzie dla nich znak. A szefowie
wykańczających uczciwych handlarzy hipermarketów to pewnie będą zabiegać
o nawiedzenie Jezusa właśnie u nich do promocji najnowszej zabawki
„Electronically Jezus” (koniecznie Made in China, części tajwańskie) gdzie
podobny do robota mały jezusek będzie przez wymytą z moralności gawiedź
ponownie kopany, wysyłany na śmietnik, pozbawiany baterii, małpowany oraz
odrzucany w kąt.
Wyraża to PRL-owski dowcip: „Stoi chłop na budowie i się niesamowicie
trzęsie. Podchodzi do niego szef i pyta. ‘Czemu się trzęsiesz?’. A bo mi
strasznie zimno – odpowiada robotnik. ‘No to chwyć się jakiejś roboty to
się ogrzejesz – repetuje majster’. A...znowu tak zimno to nie ma... –
odparowuje bezczelny pracownik”
To samo jest z oczekiwaniami ludzi. Oni by chcieli, o tak, a jakże! Ale
kiwnąć palcem to już nie...za dużo by to kosztowało cennej energii.
To tylko moje osobiste przemyślenia, ale przecież doskonale wiemy, że
Bóg posyłając syna Jezusa, doskonale wiedział jaki los go czeka – Jezus
też o tym wiedział i się z nim pogodził – chociaż miał co najmniej jeden
raz chęć zaprzestania już tych mąk. W Ogrójcu bowiem poprosił swego
Ojca aby odsunął od Niego ten kielich goryczy, jeśli to możliwe.
Powszechnie uważa się również, że na Krzyżu umierając wypowiedział
słowa wg ewangelii św. Marka „Eloi, Eloi, lama sabachthani”, co wg
dzisiejszych tłumaczów ma oznaczać „Boże mój, Boże mój, czemuś
mnie opuścił”. Jednak są jeszcze inni badacze, z którymi się absolutnie
zgadzam, gdyż ich rozumowanie na dzień dzisiejszy trafia do mnie.
Zacytuję może fragment V ewangelii, której posłowie odnosi się do
owych słów:
„Obecnie przejdziemy do tzw. "ostatnich słów", jakie wypowiedzieć
miał Jezus na krzyżu, na chwilę przed swą śmiercią. Wszystkie
Ewangelie zgodnie podają, iż słowa te były: "ELI, ELI LAMA
SABACHTANI" i miały oznaczać :"Boże, Boże czemuś Mnie opuścił"...
A tymczasem - jest to absolutny absurd, aby Jezus jako wtajemniczony
Mistrz mógł w godzinę śmierci nawet - zapomnieć o tym, iż "Bóg jest
Wszystkim we wszystkim". Jezus dobrze wiedział, iż to nie Bóg
Na krawędzi prawdy 290 © Dominik Myrcik

opuszcza człowieka, ale człowiek odwraca się i oddala od Boga. Jest


więc absolutnym nieprawdopodobieństwem, aby Jezus mógł zaprzeć się
prawdy, którą głosił i wyznawał całym swym życiem. Tak więc - jedynym
możliwym i prawdopodobnym wyjaśnieniem jest przyjąć, iż przekład
ostatnich słów Jezusa, jest błędny, tj. że oznaczaj one zupełnie coś
innego niż to podali autorzy Ewangelii, łącznie z V Ewangelią.
Naszą opinię w tej sprawie całkowicie podziela prof. dr G. H.
Williamson, który w pracy noszącej tytuł: "Tajemne kryjówki lwów" tak oto
pisze:
"Całe dzieło Jezusa, Jego Nauka i czyny ujawniają, że wiara w
Jedynego Boga była dominującym i podstawowym składnikiem Jego
charakteru. Dlatego też nie jest zgodne z rozumem przypuszczenie, iż w
ostatecznej i najwyższej próbie swego życia - miałby tę wiarę utracić...
Jakżeby mógł On dojść do zupełnego zwątpienia i rozpaczy mówiąc:
"Czemuś Mię opuścił"...
Jakież więc jest właściwe tłumaczenie słów Jezusa? Prof. dr
Williamson tak oto pisze: "Robert B. Stacy-Judd miał pełną rację
tłumacząc ostatnie słowa Jezusa w sposób następujący: "ELI, ELI LAMA
ZABAC THANI", co ma oznaczać: "Moje rany pozostają otwarte przez
tych, którzy Mię znieważają"...
Ma to być język Majów, oparty zresztą na Uniwersalnym Języku
Słonecznym. Jedyna zmiana jaką wprowadza tu Stacy-Judd - to
wyeliminowanie pierwszego "h" w dowie "Sabac (h) thani" oraz zmiana
"s" na "z". W języku Majów oraz w innych dawnych językach - litery te są
synonimami. Język ten używany był w szkołach mistycznych i innych
tajnych stowarzyszeniach.
Zdaniem prof. Williamsona: "Wypowiadając te słowa Jezus oznajmił
światu dwie rzeczy: przede wszystkim, iż ci którzy Go znieważają i
zdradzają Jego sprawę - przedłużają ją poprzez historię, a następnie - ci
którzy poszli za Nim - staliby się kojącym balsamem na Jego rany".
Jednakże naszym zdaniem powyższa interpretacja jest nieomal tak mało
przekonywająca, jak interpretacja przyjęta oficjalnie przez Kościół.
Obie te wersje zdają się być absolutnie niepsychologiczne. Propozycja
Stacy-Judda wydaje się przeto naciąganym ogólnikilem, pozbawionym
powiązania z sytuacją i samym charakterem Jezusa. Tak więc i tę wersję
wypadałoby raczej odrzucić, co będzie tym łatwiejsze, iż istnieją inne,
lepsze wytłumaczenia.
I tak inny badacz - płk James Churchward, w pracy noszącej tytuł:
"Święte symbole MU" - tj. Lemurii przytacza wyjaśnienia, jakie na ten
temat otrzymał od pewnego rishi, wtajemniczonego i najwyższego
kapłana starej buddyjskiej świątyni.”
Na krawędzi prawdy 291 © Dominik Myrcik

"To nie był ani język hebrajski - ciągnął rishi - ani żaden inny język,
którym mówiono w Azji Mniejszej za czasów Jezusa. Jest to czysty język
OJCZYZNY, tj. MU, źle wymówiony i źle akcentowany w Nowym
Testamencie. Powinno to być napisane i wymówione tak:
"HELE, HELE LAMAT ZABAC TĄNI", co oznacza: "Mdleję, mdleję -
ciemność pokrywa moją twarz"...
Te słowa są logiczne, sytuacyjnie i psychologicznie uzasadnione i jako
zgodne z prawdą - mogły być przez Jezusa wypowiedziane. Stary rishi
dodał jeszcze: "Nie jestem odosobniony w tym tłumaczeniu. Zmarły już
Don Antonio Batres Jaurequi, znany uczony Maya z Guatemali, w swej
książce noszącej tytuł: "Historia Ameryki Centralnej" pisze: "Ostatnie
słowa Jezusa na krzyżu - wypowiedziane zostały w języku Majów,
najstarszym ze znanych języków". Pisze on dalej, iż powinny one
brzmieć:
HELE, HELE, LAMAH SABAC TANI", co ma oznaczać: "Teraz mdleję -
ciemność pokrywa moją twarz"...
W konkluzji można tedy przyjąć, iż wersja 3. i 4. są w rzeczywistości
identyczne, skutkiem czego obie mogą zostać uznane za właściwe, a
więc najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie ostatnich słów Jezusa.”
Przypisy – D. Myrcik – powróćmy jednak do opisu Antychrysta pióra Jana
Pająka]

Informacja o takim Jego przybyciu powtarzana jest szereg razy w Biblii,


dla przykładu (cytuję): "Jak złodziej zaś przyjdzie dzień Pański, w którym
niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia i
dzieła na niej zostaną znalezione." - 2 Piotr 3:10 (po angielsku: "But the
Day of the Lord will come; it will come unexpected as a thief." - 2 Peter
3:10); czy "Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pański przyjdzie tak,
jak złodziej w nocy." - 2 Tesaloniczan, 5:2 (po angielsku: "For you
yourself know very well that the Day of the Lord will come as a thief
comes at night." - 2 Thessalonians 5:2); "Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo
w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie." - Mateusz
24:44 (po angielsku: "at an hour when you are not expecting him" -
Matthew 24:44). Wszakże prawdziwy Drugi Jezus będzie czynił ludziom
dobro, podczas gdy dla czynienia dobra NIE potrzeba żadnych
zapowiedzi ani spektakularnych zjawisk jakie mają zadziwić maluczkich.
Tymczasem Antychryst musi oszukać miliardy ludzi, a także przejąć nad
nimi władzę polityczną. Aby jednak zrealizować oszustwo na tak
ogromną skalę, oraz aby przejać władzę polityczną nad tak wieloma
ludźmi, musi on przybyć w bardzo spektakularny sposób, oraz potem
czynić dalsze spektakle jakie będą oszukiwały ludzi. Jego przybycie
będzie więc poprzedzała intensywna kampania propagandowa, zaś
Na krawędzi prawdy 292 © Dominik Myrcik

samemu przybyciu towarzyszyły będą ognie, grzmoty, oraz niezwykłe


zjawiska. (Dla przykładu patrz następujące słowa z Biblii: "Wtedy jeśliby
wam kto powiedział: Oto tu jest Mesjasz albo: Tam, nie wierzcie!
Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i działać będą
wielkie znaki i cuda, by w błąd wprowadzić, jeśli to możliwe, także
wybranych." - Mateusz 24:23-24.)

3. Skąd będą czerpać inspirację. Oczywiście, wszystko co uczyni


prawdziwy Drugi Jezus będzie bezpośrednio zainspirowane oraz
pokierowane przez sam wszechświatowy intelekt (tj. "Boga Ojca"). Stąd
na przekór, że celowo będzie to pozbawione nadprzyrodzonego
charakteru - aby nie odbierało ludziom ich wolnej woli, faktycznie będzie
to wypelniało wszelkie wymogi "cichego cudu". Przykładowo, będzie to
zawierało w sobie wiedzę, jaka nie jest jeszcze dostępna na Ziemi, a
stąd jaka wywodzi się z bezpośredniej inspiracji Boga, będzie to zgodnie
pod kazdym wzgledem z treścią przepowiedni bibilijnych, będzie
zadziwiało niedowiarków niezrozumiałymi zbiegami okoliczności, nie
będzie dawało się wytłumaczyć w kategoriach możliwości czysto
ludzkich, itp. Tymczasem wszystko co uczyni Antychryst będzie
zainspirowane tylko przez zaawansowany poziom techniki jaką
cywilizacja Antychrysta posiada w swojej dyspozycji, a także przez
filozofię szatańskiego pasożytnictwa jaką cywilizacja owa praktykuje.
Stąd wszystko, co Antychryst uczyni będzie dawało się wytłumaczyć na
zasadzie działania UFO, magnokraftu, komory oscylacyjnej, teleskopów
telepatycznych, stanu migotania telekinetycznego, itp. Działania więc
Antychrysta nie bedą się niemal w niczym różniły od działań moralnie
zwyrodniałego człowieka, któremu oddano do ręki potężne urządzenia
techniczne jakie są w stanie dokonywać sztuczek w rodzaju tych
realizowanych przez magika Davida Copperfielda czy przez guru Sai
Babę.

4. Co oni uczynią. Stare przepowiednie stwierdzają, że prawdziwy Drugi


Jezus tym razem nie będzie dokonywał żadnych cudów ani uzdrowień,
chociaż liczne cuda oraz uzdrowienia będą następowały w Jego pobliżu.
Wszakże, tym razem jego misja jest odmienna niż była za pierwszym
razem. Z kolei Antychryst musi utrzymywać ludzi w zadziwieniu aby
utrzymać swoje przypicie się do władzy. Stąd będzie on realizowal liczne
spektakularne pokazy przez cały czas.

5. Jak oni dzialają. Prawdziwy Drugi Jezus będzie apelował do wiedzy i


sumienia ludzi. Dlatego będzie starał się wyjaśniać, przekonywać, uczyć,
pokazywać, przewodzić. Wszakże musi On potwierdzić swoimi
działaniami, że największy dar Boga dla ludzi to jest wolna wola. Dlatego
Na krawędzi prawdy 293 © Dominik Myrcik

Drugi Jezus swoimi działaniami nigdy nie będzie łamał niczyjej wolnej
woli. Tymczasem Antychryst NIE będzie respektował ludzkiej wolnej woli.
Dlatego będzie on zmuszał ludzi, łamal ich opór, domagał się ślepej
uległości, nakazywał, itp. [przy czym moim zdaniem nie musi to być wcale
oficjalne deklarowanie słowne ‘musisz do mnie przystąpić bo inaczej...’ ale
poprzez zamazanie ludziom i zamącenie w ich głowach wiedzy i prawdy oraz
celowego skołowania ludzi, będzie dosyć cwanie i ukrycie realizował owo ślepe
posłuszeństwo poprzez np. nacisk psychologiczny typu: ‘no, nie musicie być ze
mną ale dobrze byłoby gdyby tak się stało, bo odniósł byś korzyści materialne’
albo wręcz zastosowanie gróźb ‘jeśli nie będziesz wykonywał tego co każę, to
tamci Cię zabiją’. Znając bowiem katolików w Polsce i na Ziemi jestem święcie
przekonany, że to oni będą największymi powiernikami i sługusami Antychrysta
– chociaż kiedy się zorientują, że służą NIE prawdziwemu Bogu, tylko jego
przeciwnikowi Szatanowi, będzie już za późno, będzie „mądry Polak po
szkodzie”. Będą chcieli dobrze, a wyjdzie jak zawsze – czyli głupota,
służalczość, wasalstwo, lizustostwo i płaszczenie się przed innymi. Polacy
bowiem zawszem w tym górowali – komu tu schlebić, przypodobać, byle
mądrymi słówkami i pochlebstwami. Pomimo, iż Polacy to ogólnie dobry naród,
pomimo posiadania wyjątkowych umysłów: Kopernik, Curie-Skłodowska, Jan
Paweł II (Karol Wojtyła), Łągiewka, Jan Pająk, są niesamowitymi głupcami, z
których śmieje się cały świat – a najbardziej przoduje w tym Ameryka, w której
Polacy są...bezgranicznie zakochani – ludzie, co za paradoks... Polakami bardzo
często rządził ktoś inny: a to Krzyżacy (Niemcy), a to Austriacy, Rosjanie,
znowu Niemcy (prusini) a w końcu Żydzi przed wojną – i po wojnie, i w PRL-u
– i obecnie, kiedy afera komuchów goni kolejną (2004 rok) i przez calusieńki
2003.

Najlepszy opis jego działań zawarty jest w słowach Biblii, cytuję:


"I sprawią, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy
otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło i że nikt nie może kupić ni
sprzedać, kto nie ma znamienia - imienia Bestii lub liczby jej imienia." -
Apokalipsa, 13:16-17 (po angielsku: "The beast forced all the people,
small and great, rich and poor, slave and free, to have a mark placed on
their right hands or on their foreheads. No one could buy or sell unless
he had this mark, that is, the beast's name or the number that stands for
the name." - Revelation 13: 16-17).

6. Ich postawa wobec utajniania. Dobro nigdy nie stara się nic
ukrywać. Dlatego pradziwy Drugi Jezus będzie postępował otwarcie i nie
będzie niczego ukrywał. Z kolei Antychryst będzie eskalował utajnianie
na Ziemi. Będzie on zarówno pomagał jak i nakłaniał do ukrywania, do
podejmowania potajemnych decyzji, nadawania potajemnych
przywilejów, do tajnych stowarzyszeń, sekretnej wiedzy, itp. Faktycznie
Na krawędzi prawdy 294 © Dominik Myrcik

to pod jego reżymem najważniejszym prawem bedzie "Ustawa o


Prywatności" (po angielsku "Privacy Act") [w Polsce zaś już obecnie
wszystko co się czyni, musi zawierać klauzulę o zgodności z Ustawą o
Ochronie Danych Osobowych – jest to moim zdaniem jedna z najgłupszych i
niesprawiedliwych ustaw, zresztą rozmawiając o tym z innymi pracownikami
biur, urzędów, którzy wyznają intuicyjny totalizm wszyscy są zgodni co do
jednego, że tej ustawy nie powinno być, bo chować musi się jedynie ten, co ma
coś do ukrycia – a że obecnie większość przełożonych i ich lizusów mają
wielkie przekręty gospodarcze, majątkowe, morlane do ukrycia, zasłonili się
więc ową ustawą – nikt bowiem dobry, moralny i uczciwy NIE musi się bać, że
ktoś pozna jego dane – zawsze, kiedy konfrontowałem tę kwestię z ludźmi o
wysokiej moralnej pozycji, zawsze byli przeciw takiej ustawie!] zaś wszystko
wokół nas szybko stanie się absolutnie tajne (jak owe objawienia Fatimy
opisywane poniżej).

7. Co oni nauczą ludzi. Prawdziwy Drugi Jezus przybędzie na Ziemię


aby uczyć ludzi. Stąd pozostawi on po sobie ogromną spuściznę wiedzy,
jaka wystarczy na całe wieki i jaka zapoczątkuje całkowicie nową erę na
Ziemi. Będzie on nauczał niezliczonych ludzi oraz pozostawi po sobie
wielu uczniów. Z kolei Antychryst nie ma żadnego interesu w nauczeniu
ludzi czegokolwiek. Wręcz przeciwnie, jest on zainteresowany aby
zepchnąć ludzi do tyłu w rozwoju. Dlatego na przekór swojego
spektakularnego przybycia i rzekomych boskich mocy, faktycznie NIE
nauczy on ludzi niczego nowego. Nie pozostawi też po sobie żadnych
uczni. (Wszakże, aby pozostawić po sobie jakichś uczni musialby ich
nauczyć swoich sztuczek.) W najlepszy sposób powyższe wyrazają
słowa Biblii, cytuję: "Strzeżcie się fałszywych proroków, tych, co to
przychodzą do was w owczej skórze, ale wewnątrz są to wilki drapieżne.
Po ich owocach rozpoznacie ich. Bo czyż zbiera się winogrona z cierni
albo figi z ostu? Tak więc każde drzewo dobre - rodzi owoce dobre, a
drzewo złe - złe owoce rodzi. Dobre drzewo nie może nawet rodzic złych
owoców, a złe drzewo nie może rodzić owoców dobrych. Wszelkie
drzewo, które nie rodzi dobrego owocu, zostanie wycięte i wrzucone do
ognia. Po ich owocach poznacie ich." (Mateusz, 7:15-20).

Dowód, że religijne Diabły, to w rzeczywistości UFOnauci, czyli


bestie, jakie spijają z Nas krew.

Zarówno w Biblii, jak i przekazach ustnych, folklorze, legendach,


proroctwach i przepowiedniach jest napisane, że Jezus przyjdzie po raz
drugi. Jan Pająk używa nieco innego zwrotu: „Drugi Jezus”. Mogłoby się
wydawać, że chodzi o inną osobę. Jednak ciągle i ja i Jan mamy na
Na krawędzi prawdy 295 © Dominik Myrcik

myśli to samo, znaczy się dokładnie to samo co sugeruje Pismo Święte.


Ludzie jednak (szczególnie, niestety bliscy mi sercu chrześcijanie,
katolicy, Polacy, ludzie dobrej woli) mają odgórnie narzuconą skłonność,
czy też syndrom zwierzęcia o nazwie leming (lemmings). Tak jak te
zwierzęta, które masami szybciutko kroczą za przywódcą i...skaczą z
przepaści do morza, nie zastanawiając się, czy tam rozbiją się o
nadmorskie skały, czy też utopią się w morzu albo pożrą je drapieżne
ryby. Syndrom leminga szczególnie widoczny jest w polskiej polityce, w
tradycji polskiej religii, za którą podążają masy ludzi. Większość ludzi,
pomimo, że są gorliwymi katolikami wierzy, że Bóg przybędzie z
zastępami anielskimi, rozdzieli ludzi na dobrych i złych oraz rozprawi nad
Nami Sąd Ostateczny, który zakończy nasze życia fizyczne i pójdziemy
albo do piekła albo do nieba – gdyż czyściec zostanie wówczas
„zlikwidowany”. Często jednak pomijamy w tych rozmyślaniach o Końcu
jedną sprawę, która jest równie widoczna w Biblii jak Sąd Ostateczny –
powtórne przyjście Jezusa. Powiem więcej: nie chcemy o niej
wspomnieć, gdyż się tego boimy. A boimy się m.in. z tego względu, że
nie będzie łatwo rozpoznać Jezusa, gdyż będzie nauczał i trafiał do
rozumu, logiki oraz wiedzy. Wyobraźmy sobie teraz, że przychodzi Jezus
w taki sam sposób jak 2000 lat temu. O jeju co to by się działo, ludzie
rozrywaliby Go wprost, chcąc z Nim zamienić parę słówek – nikt by Go
nie opluwał, nie wyśmiewał ani krzyżował. Dlaczego??? Bo mamy
WIEDZĘ na Jego temat oraz OWOCE Jego działania. Tak naprawdę to
Jezus NIE może przybyć tak samo jak 2000 lat temu. A to z tego
względu, że musi ludziom On te zakute, tępe pały przetrzebić ponownie,
aby zrozumieli, że wszystko, co zdobyte na tym świecie musi zostać
okupione wysiłkiem, pracą, myśleniem, logiką, dobrem, modlitwą.
Dlatego też dla ludzi 2000 lat temu tak samo było trudno uwierzyć, że
Jezus to Jezus, Syn Boży, który nauczał ludzi o tym, o czym czytamy w
Biblii, jak trudno Nam będzie uwierzyć, że Jezus przybędzie ponownie
„po cichu”, niemal „jak złodziej” – nie będzie on już czynił cudów, jak
kiedyś. Rodzi się pytanie, że przecież Jezus przedtem czynił cuda,
dlaczego nie miałby i teraz? Ano z tego powodu, że nawet kiedy czynił
cuda, ludzie go opluli, opuścili, zdradzili, w końcu zamordowali na
krzyżu. Zostały jednak Jego uczynki i słowa, które w ogóle nie straciły ze
swojej aktualności.
Po drugie, gdyby Drugi Jezus uczynił cuda widzialne i bezsprzeczne,
odebrało by to wolną wolę przeciwnikom Jezusa – a przecież Bóg nie
może zabierać wolnej woli ludziom – On ją nam przecież podarował!
Kto wie, czy nie trudniej będzie uwierzyć ludziom niż 2000 lat temu.
Ufonauci przecież zgodnie i bezpardonowo zabijają wszelką logikę u
ludzi – a szczególnie znienawidzonych przez nich chrześcijan. Ufonauci
doskonale wykorzystują starą zasadę polską „jak nie kijem go, to pałką”
Na krawędzi prawdy 296 © Dominik Myrcik

(inne wyrażenie stwierdza, „że jak ktoś chce uderzyć psa, kij zawsze się
znajdzie”). Dlatego różnymi metodami, dogmatami, błędnymi
sformułowaniami doprowadzili chrześcijan do stanu, kiedy nie jesteśmy
niemal w stanie myśleć, ponieważ naszą wiedzę, logikę zabija tak ciągle
wyolbrzymiana i napędzana jak reklama marketingowa „wiara”.
U schyłku 20 wieku, Ufonauci zdołali już spowodować zabójstwo
logiki u znacznego procenta mężczyzn – telepatycznie stymulując
społeczeństwo do zamiany ról – wprowadzając fanatyczne feministki,
które z gołymi cyckami paradują w Ameryce twierdząc, że czują się
dyskryminowane i uciskane (och, normalnie jesteście „biedne”
faktycznie) i że skoro mężczyźni mogą chodzić do pasa nadzy one też. A
nawet znane są przypadki, kiedy to kobiety wręczały mężczyznom
celowo kwiaty, które przez tysiąclecia to mężczyźni wręczali kobietom, że
one też potrafią i nie będą marionetkami w rękach „facetów”.
Nie dość, że wmanipulowali zamianę ról, to jeszcze zniewieścili
mężczyzn do tego stopnia, że na przemian dopada mnie całkiem
spontaniczny napad śmiechu, kiedy widzę mężczyzn wychodzących z
salonu kosmetycznego lub solarium, do wręcz przerażających, kiedy
kupują oni...górę kosmetyków, bynajmniej nie dla swojej dziewczyny, czy
żony. Ależ owszem, ja wiem! Większość gazet, magazynów, radio i tv
zachęcają mężczyzn do zniewieściałego trybu życia. Twierdzą, że to nic
takiego, że trzeba o siebie dbać, że odrobina papki na buzi to dobre dla
cery. Że teraz kobieta wręcz wymaga, by jej chłopak był wypucowany,
wypielęgnowany i był wręcz zniewieściały. Żeby mnie jednak dobrze
zrozumieć, nie mam nic przeciwko używaniom kosmetyków przez
mężczyzn czy też prowadzenia zdrowego trybu życia. Jednak masowa
skala oraz najczęściej niepotrzebność stosowania ww specyfików oraz
trybu życia jest porażająca. I nawet najbardziej wyglądający na
delikatnego i zniewieściałego mężczyzna potrafi mieć w sobie więcej
„męskości” niż wyślizgany i nażelowany laluś z miejskiej dyskoteczki,
zazwyczaj obwieszony kolczykami, łańcuchami (im grubszy, tym lepszy).
Chodzi mi jednak nie tyle o wygląd – gdyż nie powinno się sądzić po
pozorach – jestem od tego daleki, jednak chodzi mi o zamienianie cech
męskich na dotychczas przypisywane kobietom. Niemal w każdym kraju
ten fenomen odnotowują socjolodzy, psychologowie. Najczęściej
tłumaczą go, że kobiety miały już dosyć grania ról „kur domowych” i
wzięły sprawy we własne ręce. Jednak jakoś tak to mi nie pasuje, łącząc
bowiem fakt, że kolejne pokolenia mężczyzn mają około 2 % mniej
spermy niż poprzednia generacja, można dojść do wniosku, że ufole
chcą zamienić naszą cywilizację na wyłącznie żeńską, tak jak to ma
miejsce wśród innych cywilizacji, które już wpadły w ich sidła. A
wiadomo, że to mężczyźni są mniej podatni na psychologiczne i
telepatyczne manipulacje, wiadomo, że to w przeważającej większości
Na krawędzi prawdy 297 © Dominik Myrcik

mężczyźni (chociaż bardzo pochlebnym wyjątkiem jest np. Joanna d’Arc)


porywali do walki z wrogiem, to oni planowali strategie i metody odparcia
wroga – bo to mężczyźni są zdolni do logicznego myślenia a kobiety
zazwyczaj nie mają tak doskonale rozwiniętego ducha boju. Tak jest!
Szatańscy pasożyci z ufo się boją mężczyzn, gdyż to nie kobiety
walczyły z Krzyżakami i nie kobiety walczyły na wojnach światowych –
chociaż nie można absolutnie umniejszyć cennych zasług naszych
białogłów w walce z wrogiem. Nie chodzi tutaj o mój szowinizm, gdyż
jestem od tego daleki. Fakty mówią za siebie i każdy może wyciągnąć
wnioski.

Ten niechciany syndrom leminga wśród polskiej społeczności niestety


sprawia, że ciężko będzie poderwać Polaków do walki z prawdziwym
wrogiem, który skutecznie podszywa się pod szatana, tylko po to, aby
nie utożsamiać go z czymś, co można pokonać. Gdyby bowiem szatana
można było fizycznie pokonać, chyba nie ma człowieka na ziemi, który
by się tego nie podjął. Ale niestety, zostało nam wmanipulowane, że
szatan jest nieuchwytny i jest za nieprzekraczalą granicą – piekłem, do
którego tylko po śmierci mają grzesznicy. Stąd też narzuconą mamy
bezradność i bierność, a ta z kolei pociąga za sobą syndrom leminga,
czyli bezmózgie podążanie za masami, religiami, nie zastanawiając się,
czy aby moja religia nie popełnia jakichś błędów, a jeśli tak to
powinniśmy powiedzieć „hola hola, nie tak prędko, ciągniesz(ciągniecie)
nas w przepaść, albo się poprawicie, albo was wymienimy na bardziej
moralnych”. Na syndrom takiego chrześcijańskiego „leminga” składa się
fakt Inkwizycji – niemal wszyscy wówczas radośnie patrzyli jak to płoną
czarownice na stosie (tak naprawdę niewinni ludzie), jak katuje i torturuje
się bogu ducha winnych ludków, nie mogących się poprawnie wysłowić,
bo przecież to prości ludzie zazwyczaj byli. Cała gawiedź niemal
rozpoczęła okres polowania na czarownice i diabły. Teraz dzieje się tak
samo: bezgraniczna wiara ludzi w daną religię (muzułmanie,
chrześcijanie, żydzi). Niemal bezkrytyczne przyjmowanie wszelakich
„cudów” (bo przecież Instytucja Kościoła to zatwierdziła, więc nie mogli
się pomylić, bo są wysłannikami bożymi, bo są księżmi, biskupami, bo
oni studiują to i dlatego się nie mylą, bo mają patent na religijną prawdę,
bo tylko ich interpretacja jest tą jedyną właściwą, bo...i tu można jeszcze
tak przez 5 stron) które zdarzają się relatywnie często: rzekome
ukazanie „Maryi” w okolicy Lichenia w 1813 roku, rzekome ukazanie w
Fatima w Portugalii 13 maja-października (co miesiąc) „Maryi” – a raczej
istoty która się za nią podawała – ubogim dzieciom, pastuszkom: Łucji,
Hiacyncie, Franciszkowi (do którego istota była niemal wroga, gdyż nie
dość, że faworyzowała tylko dziewczynki, szczególnie lubującą się w
dziecinnych zabawach, damskich ciuszkach Łucji, to jeszcze istota ta,
Na krawędzi prawdy 298 © Dominik Myrcik

podająca się za Matkę Boską, jemu to zapowiedziała, że najwcześniej


umrze, że tylko on z całej trójki musi się najwięcej modlić, bo najwięcej
grzeszy itp.). Tylko Franciszek nie słyszał jej głosu, wykazywał spokój,
roztropność, w przeciwieństwie do Hiacynty, która o ich tajemnicy
powiedziała rodzicom.
Katolicy mają dziwną przypadłość: bezgranicznie wierzą w każde
„cudowne” ukazanie się czegokolwiek, co przypomina Biblijną Rodzinę,
lub co ma związek ze śmiercią Chrystusa. Postaram się w następnych
rozdziałach nieco uderzyć do logiki Czytelnika, zamiast do wzbudzenia
potężnych uczuć, na których to żerują na Nas ufole, śmiejąc się Nam w
pysk z Naszej głupoty. Najniebezpieczniejsze rzesze (aczkolwiek
„niebezpieczne” w sensie takiego przyssania się do stereotypów
religijnych, że niemal nie do przejścia na system faktów) wierzących to
wszelakiej maści bezkrytycznie poddani „cudów”: w Medjugorie, Fatima,
w „święte” stygmaty O. Pio (moim zdaniem świetnego człowieka, jednak
który zdawał sobie sprawę z istnienia ufo, diabła, nieszczęśnie
dotkniętego przez ich niecne zagrywki), Faustyny Kowalskiej oraz innych
świętych i pobożnych ludzi.
Niezwykłą regularnością wszystkie te osoby były wycieńczone
fizycznie i psychicznie, ich życie to jedno pasmo cierpień – PODOBNO w
imię boga – pytam się: jakiego Boga? Gdzie tu Chrystus? No gdzie?
Błogosławionej Faustynie Kowalskiej aż do porzygania istota
podszywająca się pod Jezusa ciągle kłapie o „bożym miłosierdziu” –
zmuszając ją do działań, wycieńczając jej organizm – a ta, biedna
dziewczyna, wierząc iż to rzeczywiście Chrystus do niej przyszedł ślepo
wierzy w jego posłanie, umierając w wieku około 33 lat. Przejrzyjmy i
poczytajmy Biblię – JAK działał Jezus Chrystus, czy kogokolwiek, do
czegokolwiek zmuszał w sposób, jaki owe istoty podszywające się pod
Świętą Rodzinę, czy kogokolwiek wykończył – i to tak, by ta osoba z
uśmiechem na ustach i z wiarą, że zrobiła coś pożytecznego umierała w
cierpieniach.
Do tych opisów wrócę dalej, wszak rozdział ten ma traktować o
średniowiecznym diable, mitologicznych bogach, dzisiejszym Złu – czyli
wszystkiemu temu, czego i kogo nie podejrzewamy o podszywanie się
pod ww istoty – bytach, które górują nad nami niewyobrażalnie techniką,
które upadły moralnie, a których ludzie obecnie poznają pod nazwą
ufonautów.

Wielokrotnie w życiu ludzie stosują metodologię porównywania


atrybutów – cech, które definitywnie wskazują, że to, co obserwują to
generalnie totaliztyczny (dobry) samochód marki Mercedes, a nie
(generalnie pasożytniczy) BMW, że to co jedzą to pomarańcza, a nie
jabłko, że to, czym na czym piszą wypracowanie to komputer, a nie
Na krawędzi prawdy 299 © Dominik Myrcik

wysłużony, acz dobry „Łucznik”. Taką samą metodę zastosowano dla


magnokraftu i ufo, udowadniając, że wszystko, co zaobserwowane dla
magnokraftu, musi się odnosić i do ufo – to działa oczywiście w drugą
stronę.
Znając cechy np. pomarańczy i jabłka, biorąc do ręki owoc, jesteśmy
w stanie stwierdzić, że to co trzymamy to właśnie jest pomarańcza a nie
jabłko, bądź jeszcze coś innego. Np. wiemy, że pomarańcza jest koloru
pomarańczowego (koloru zachodzącego lub wschodzącego słońca), że
posiada charakterystyczny zapach, odmienny od jabłka, że ma miękką,
grubą skórkę (kilkaset krotnie grubszą od jabłka), że w swych wiązadłach
zawiera sok koloru pomarańczowego, że posiada pestki większe i
twardsze niż jabłko, że obecnie większość skórki pomarańczy zawiera,
uwaga, palne substancje (np. Czytelnik może spróbować obrać skórkę
pomarańczy, zbliżyć do świeczki i zgnieść ową skórkę, wtedy nagle
wytryśnie sok ze skórki, który się...zapali – jednak tylko parę iskier,
chociaż efektownie wygląda – z drugiej jednak strony, skoro w
pomarańczy mamy jakiś palny płyn, to co znajdziemy w kiełbasie...) –
skórka jabłka zaś nie. I tak by można jeszcze wymieniać. Pewnie biolog
ma dziesiątki dodatkowych takich atrybutów (cech), które chemicznie
mógłby odróżnić od jabłka. Dosyć to łopatologicznie wygląda, ale mam w
tym swój cel.
Taką samą bowiem metodologię stosuje lekarz, który na podstawie
symptomów określa chorobę i przepisuje odpowiednie leki. Myśliwy po
tropach wie, jakie zwierze kroczyło (a nawet niektórzy odstęp czasowy
są w stanie zmierzyć). Detektywi na miejscu przestępstwa na podstawie
dowodów starają się porównać z osobą przestępcy.

Tak samo porównamy razem religijnych diabłów i to, co wiemy o


ufonautach. Zobaczymy jaki będzie efekt.

Siła tej metody bierze się stąd, że działa ona na zasadzie dowodu
faktologicznego, a nie np. spekulacji teoretycznych – stąd też opiera się
na dowodach empirycznych.

Całkowicie udowodnić można porównując dwa obiekty stosując aż 12


atrybutów – z rachunku prawdopodobieństwa wynika – że coś co
posiada dwanaście takich samych atrybutów musi być tym samym, co
pierwszy z badanych obiektów (rzeczy, ludzi), wystarcza to więc do
pełnego potwierdzenia identyczności 2 obiektów.

Skąd jednak wziąć 12 klas atrybutów diabła? Ze źródeł historycznych,


religijnych, z literatury. Skarbnicą wiedzy jest również Biblia (źródło
religijne, historyczne, literatura). Dalszą kopalnią wiedzy na temar 12
Na krawędzi prawdy 300 © Dominik Myrcik

klas diabła są bardzo ważne: przekaz ustny, precyzyjne opisy


folklorystyczne (w 99 % prawdziwe, jednak z użyciem ówczesnego
języka, stąd też przez wielu ignorowane jako niepotrzebne i
nieprawdziwe – jest jednak szokująco odwrotnie).
Dla ufonautów mamy jeszcze więcej takich źródeł: radio, prasa,
telewizja, literatura, przekaz ustny, opisy porwanych na ufo, obserwacje
ogromnej rzeszy ludzi.

Oto owe klasy – porównajmy je więc:

#1. Szczegóły anatomiczne. Ufonauci i diabły są zaskakująco podobni


do siebie i posiadają bardzo podobne szczegóły budowy swojego ciała.
Dla przykładu, UFOnauci zarówno jak diabli występują w kilku
odmiennych rasach i wielkościach. Niektóre rasy ufonautów mają tylko
25 cm wysokości, niektóre są wielkoludami 2,5 – 3 metrowymi.
Historycznie wiadomo, że niektóre diabły miały rogi. Jednakże niektórzy
starożytni ludzie mieli rogi – rozważ np. przekazy historyczne o
Aleksandrze Wielkim, Mojżeszu. Posiadanie rogów nie powinno nikogo
dziwić, zgodnie z twierdzeniami podrozdziału V3 monografii [1/4] ludzie
przecież są bliskimi krewniakami ufoli. Jest natomiast absolutnie
pewnym, że istnieją rasy ufonautów posiadające rogi. Ostatnio jednak
ufonauci ci, aby nie dać się zauważyć mają kategorycznie zabronione
przylatywanie na Ziemię – chociaż w przeszłości byli bardzo aktywni na
Ziemi. Niektórzy jednak z nich nie wykonują tych rozkazów i swego
czasu dosyć głośno było o ich obserwacjach w centralnej Azji. Ponadto
ufole, opisywani mitologią grecką i rzymską jako „bogowie” (przylatywali
w „ognistych rydwanach”) byli posiadaczami rogów. Wiadomo też, że
większość ufonautów posiada „diabelskie” rysy twarzy i „diabelskie”
szczegóły anatomiczne, co wynika z rozdziału V8.1 monografii [1/4].
Polski wiesz Adam Mickiewicz, wspomina także o „kurzych nóżkach”
diabłów. Z przekazów ludzi wynika, że takie kurze nóżki posiadają
niektóre rasy ufoli.

#2. Zdolność do znikania (stawania się niewidzialnymi). W przypadku


diabłów chyba nikt nie ma wątpliwości, że to potrafią. Są liczne na ten
temat wspomnienia w Biblii, jak i również u Ojca Pio, do którego w nocy
w celi przychodzili diabli i bili do utraty czasami przytomności, na jego
plecach i ciele widoczne były później pręgi od łańcuchów. Kiedy jeden z
nowicjuszy w zakonie zapytał go (nieco drwiąco i z niedowierzaniem), jak
wygląda szatan, O. Pio odpowiedział „gdybyś go widział, umarłbyś ze
strachu”. Natomiast w przypadku ufonautów ich zdolność do znikania
wynika z posiadania z napędu osobistego, w który wszyte (albo
Na krawędzi prawdy 301 © Dominik Myrcik

zminiaturyzowane i wszczepione do kości) są komory oscylacyjne – a te


z kolei potrafią nie tylko powodować znikanie na życzenie ufonauty, ale i
przenikać przez ściany, zamieniać się w półprzezroczystego „ducha” itp.
Na temat działania tego napędu telekinetycznego są poświęcone
rozliczne rozdziały monografii.

#3. Zdolność do latania. Z religii wynika niezbicie, że diabły latają w


powietrzu (rozważ kuszenie Jezusa na wieży, z której miał się rzucić w
dół) i praktycznie chyba co do tego nikt nie ma wątpliwości. Z napędu
osobistego wynika zdolność do latania ufonautów – wyjaśniona również
niemal w każdej monografii (a wiążąca się, jakżeby inaczej, z napędem
ufonautów). Ufonauci więc nie muszą chodzić tak jak ludzie. Praktycznie
każdy opis ufonauty to opis jego latania w powietrzu.

#4. Zdolność do przenikania murów. Dla religijnych diabłów ta


umiejętność jest „naturalna” i oczywista – wspominałem również o niej
przy okazji rozpatrywania dręczeń O. Pio. Szatan bowiem tam przenikał
przecież przez mury. To właśnie dzięki niej diabły są w stanie
materializować się w każdym miejscu, gdzie tylko chcą. W przypadku
ufonautów, istnieje duża liczba opisów, kiedy przechodzą oni przez
obiekty stałe (ich wehikuły, mury, ściany itd.) Oczywiście realizowane jest
to przez napęd osobisty.

#5. Niezniszczalność. Religijnych diabłów i ufonautów kule się nie


imają. Nie można ich zabić nożem, zadźgać, przestrzelić. Oczywiście w
przypadku ufonautów zdolność ta wiąże się nierozerwalnie z lataniem,
przechodzeniem przez mury – czyli napędem.

#6. Rozsiewanie smrodu siarki. Religijne diabły słynęły z faktu


rozsiewania zapachu siarki wokół siebie. Ufonauci natomiast kiedy mają
włączony magnetyczny napęd osobisty, produkują zapach ozonu.
Pytanie, które ciśnie się na usta, pewnie brzmi „no ale siarka to nie
ozon”. Zgadza się – jednakże ozon został dopiero odkryty w 1840 roku
przez niemieckiego chemika Christiana Friedricha Schoenbaina, a
wiedza ludowa na ten temat już została opracowana. Ludzie musieli więc
nazwać zapach ozonu i porównać go z czymś, co znali, więc porównali
go do zapachu siarki, do którego zapach ozonu jest bardzo zbliżony.

#7. Utożsamianie z ogniem, płomieniami. O diabłach wiadomo, że


posiadają moc nad ogniem i płomieniami oraz, że są w stanie wzbudzać
na życzenie ogień i płomienie. Nawet miejsce, w którym rzekomo
przebywają, jest pełne ognia (piekło). Znana modlitwa mówi „broń nas od
ognia piekielnego”. Generalnie, nie spotkałem jeszcze bajki, legendy,
Na krawędzi prawdy 302 © Dominik Myrcik

filmu, opisu diabła, który nie byłby jakoś czerwony, żarzączy się ogniem,
a wokół niego chmura dymu i sadzy. Związek ufonautów z ogniem,
płomieniami, iskrami jest jasny z powodu niemal każdego raportu i
niemal każde zdjęcie. Wiemy przecież, że magnokraft (ufo) otacza się
chmurą wirującej i świecącej się plazmy, że potrafi ona wytopić w skale
tunele, że pędniki (komory oscylacyjne) świecą i jarzą się iskrami, które
szczególnie widać w nocy. Ponadto, UFOnauci potrafią wzbudzać pożar
na życzenie i to taki, którego ogień...nie parzy! Opis tego dostarcza
traktat [3b], gdzie dom Pana Andrzeja Domały zapalił się takim właśnie
ogniem, że przybyli na miejsce strażacy się wystraszyli i zaniechali
gaszenia ognia (i trudno im się dziwić, skoro takiego ognia jeszcze nie
widzieli).

#8. Nadprzyrodzone moce i „diabelskie sztuczki”. Z diabłami


większość z Nas wie jak to jest i wie, że potrafią dokonywać
niesamowitych „diabelskich sztuczek”, które nie mieściły się w głowach
tym, którym diabli owi się pokazali. Bardzo często w tych przekazach
ludowych (legendach) diabły posiadały jakieś urządzenie (plecak, kij,
piorun w rękach), które umożliwiało im takie działanie. Ufonauci
natomiast słyną z tego typu sztuczek. I to dokładnie takich, jakich
dokonywali religijni diabli w przeszłości. Latanie, znikanie, widzenie
rzeczy ukrytych przed ludzkim wzrokiem. Wzbudzenie u danej osoby
wizji czegoś, co nie istnieje.

#9. Zajomość tego, co zakryte przed ludźmi. I diabły i ufonauci


potrafią odczytywać ludzkie myśli (diabły zawsze znały je perfekcyjnie)
oraz przyszłość. W przypadku diabłów wiedza np. na temat przyszłoścy
znana jest doskonale. Diabły znały każdego po imieniu, znały każdy
grzech danej osoby (co często z nieukrywaną satysfakcją wytykały danej
osobie, powodując zażenowanie i wstyd). Po przeanalizowaniu
obecnych uprowadzeń, spotkań z ufonautami, wniosek jest identyczny,
niektórym uprowadzonym nawet pokazują ufonauci za pomocą jakich
urządzeń to osiągają.

#10. Czynienie ludziom tylko i wyłącznie zła. Diabły są znane z tego,


że praktycznie przy każdym kontakcie z ludźmi wzbudzały strach, lęk
oraz czyniły zło wszystkim dookoła. Tymczasem kilka solidnych
rozdziałów monografii bezspornie ujawnia, że UFOnauci również tylko i
wyłącznie czynią zło na ziemi, ludziom i tylko i wyłącznie od nich
pochodzi absolutnie wszystko, co złe nas w życiu spotyka. Różnica
polega na tym, że u ufonautów pierwotne źródło zła jest bardzo
precyzyjnie zidentyfikowane i nazwane – jest nim filozofia pasożytnictwa
– ogromnie ciążąca na umęczonej już ludzkości, którą praktykują
Na krawędzi prawdy 303 © Dominik Myrcik

UFOnauci, starają się ją rozplenić na Ziemi – i jest ona dokładnym


przeciwstawieństwem pasożytnictwa. Obydwie te filozofie zostały
precyzyjnie rozpisane w 2 oddzielnych tomach.

#11. Polowanie na ludzkie dusze. Bardzo znane są zakusy diabłów na


Nasze dusze. Nawet spisywały „cyrografy” z ludźmi – a ci po śmierci
przechodzili pod rządy diabłów. Szokująco!!! Ufonauci również czyhają
na nasze dusze – to może dziwne i przerażające, ale to prawda.
Wyjaśnia to rozdział U4.1 w monografii [1/4]. Makabryczne obserwacje
ludzi, którzy widzieli magnokrafty obdarzone ludzkimi duszami (znany
przypadek opuszczenia przez ufoli magnokraftu gdzieś nad rzeką – a
magnokraft sam, bez pilota zaczął uciekać i bawić się w kotka i myszkę z
nimi, a ci zdezorientowani gonili go przez chwilę). Makabryczne
obserwacje ludzi, którzy słyszeli na pokładach ufo, że załoga nie dość,
że nie pilotuje ufo, to jeszcze do statku zwraca się po imieniu i statek ten
reaguje jak człowiek. I nie ma tu mowy o urządzeniach AI (Artifical
Intelligence) sztucznej inteligencji. Ufonauci, choć to dla nas jeszcze
niezwykle odległa sfera wyobraźni, jakoś rozwiązali problemy
techniczne, tj. zbudowanie technicznego siedliska dla duszy w jakimś
urządzeniu, owo urządzenie musi przecież spełniać niektóre funkcje
mózgu. Maszyna taka również musiałaby się komunikować ze światem
zewnętrznym. A teraz niech Czytelnik połączy fakt: ufole mają
urządzenia do więzienia dusz – a dawne diabły podpisywały z ludźmi
„cyrografy” podpisywane krwią, za oddanie jakiejś fizycznej, doczesnej
usługi, ludzie ci zapisywali diabłu duszę, która po śmierci przechodziła
pod ich komando. Iluż nieszczęśników teraz więzionych jest w
maszynach ufoli?

#12. Przeciwstawianie się Bogu. Wiadomo, że Bóg i diabeł to zaciekli


wrogowie z Biblii, przekazów, historii, folkloru. Zawsze zaciekle zwalczali
wszystko, co pochodziło od Boga i było dobre. Wiadomo też, że
UFOnauci to zajadli ateiści – mało tego! Propagują na ziemi ateizm dla
łatwiejszego rządzenia nami. Sprowadzają na manowce religjie, kulty –
rozpowszechniają ateistyczne kulty, mnożą sekty, które niszczą ideę
Boga itd.

Powyższe atrybuty zostały sklasyfikowane przez Jana, ja natomiast je


ciut inaczej spisałem i uzupełniłem cytatami z monografii, swoimi
przemyśleniami.

Jednak nie tylko tyle jest atrybutów – jest ich wiele więcej. Za prof.
Pająkiem powtarzam: kuszenie ludzi przez diabłów (hipnotyzowanie
przez ufoli), podszeptywanie grzesznych myśli przez diabłów
Na krawędzi prawdy 304 © Dominik Myrcik

(kontrolowanie umysłów przez ufoli) uprawianie z ludźmi seksu przez


diabły (gwałcenie ludzie na pokładach ufo), posiadanie „psich uszu”
przez niektóre diabły (takie same uszy posiadają niektórzy ufole).

Jednak moje obserwacje dodatkowo wprowadzają moim zdaniem bardzo


ważny atrybut ufonautów i diabłów. Chciałbym go zaprezentować
wszystkim, gdyż uznałem, że jest on zarówno ważny jak poprzednie.
Dedykuję go wszystkim zatwardziałym katolikom (bliskim memu sercu),
którzy twierdzą, że ufo, nawet jeśli istnieje to wytwór szatana, po to, by
odwrócić uwagę od diabła.

#13. Niewiara w diabły. Niewiara w UFOnautów. Dla ogromnej rzeszy


ludzi szatan nie istnieje – owszem, uważają oni, że zło istnieje, ale nie
szatan, jako istota. Już bardzo wielu ludzi zwróciło uwagę na
następującą prawidłowość, że największym zwycięstwem szatana jest
niewiara w niego. Dokładnie to samo jest z UFOnautami. Największym
ich zwycięstwem jest to, że ludzie w nich nie wierzą. Wierzący w potęgę
szatana ludzie mówią mi, kiedy im opowiadam o ufo, że tak, ufo może
istnieć, ale tylko po to, żeby być narzędziem szatana i żeby odwrócić
uwagę od szatana i od jego działań na ziemi. A wierzą, że szatan mając
potęgę niemal-boga mógł sobie stworzyć bajeczkę o ufo, a działać i
podżegać do zła, odwracając od siebie uwagę.
No żesz ludzie kochane – TAK SAMO działają UFOnauci – to oni
stworzyli MIT o szatanie i diabłach, wykorzystując niewiedzę i
strachliwość wcześniejszych ludzi, aby utwierdzać ludzi o nieistnieniu ich
samych. Kiedy ludzie bowiem boją się wyimaginowanego szatana, nie
zajmują się „bzdurami” jak ufo, nie zajmują się obroną własnej planety,
nie zajmują się budowaniem urządzeń które w końcu ukażą Nam tych,
którzy stworzyli z niezwykłym rozmachem istotę diabłów, w kierunku
których idą wszelkie złorzeczenia zamiast precyzyjnie uderzyć w
faktycznych gnębicieli ludzkości. To jest właśnie zwycięstwo UFOnautów:
odciągnięcie od siebie aby tylko ludzie mogli do woli poużalać się i
pokląć na istotę, która de facto nie istnieje w pojęciu religijnym. Można
więc śmiało postawić znak równości pomiędzy diabłami a ufonautami.

#14. Przyjmowanie dowolnej postaci. Kiedy zapytasz się wierzącego


chrześcijanina co umie diabeł, on odpowie „diabeł umie przyjąć postać
dowolną na Ziemi”. Zmienianie postaci przez diabła było nie raz
podkreślane przez świętych, postacie literackie. Dokładnie to samo
potrafią UFOnauci, za pomocą modyfikatorów wyglądu (T.R.I.)

Wg legend biblijnych bowiem, istniał anioł Lucyper, który odwrócił się od


Boga i stwierdził „non servian” – „nie będę służył” – przybrawszy imię
Na krawędzi prawdy 305 © Dominik Myrcik

Lucyfer (różnica literki z „p” na „f”) popadł w otchłań piekielną. Od tego


czasu zwodził ludzi na pokuszenie. Wg wierzeń ludzi, ów szatan (diabeł)
ma przebywać ciągle w piekle, ponosić niezliczone męki piekielne –
jednocześnie będąc w każdym miejscu świata – bowiem kusi każdego
nieustannie. Jednocześnie ów diabeł, ma moc Boga – może niemal
wszystko to, co Bóg – jedyna znacząca różnica to taka (wg religii), że
diabeł przebywa w piekle, a Bóg w niebie. To ja się do cholery pytam –
kto tu rządzi, Bóg, czy szatan religijny, który może wszystko, na dodatek
cieszy się jeszcze ze zwodzenia biednych grzeszników – odczuwa
uczucie radości, przecież odbiera Bogu kolejną marnotrawioną
duszyczkę. Szatan może gwałcić, może robić z Nami niemal wszysko,
może latać, zmieniać postacie, przebywać wokół już ponad 6 miliardów
ludzi, aby tylko w każdej sytuacji podszepnąć im błędy życiowe, aby
zwodzić. Toż ten religijny szatan ma się dosyć klawo! A nawet jeśli
„eksperci” od teologii stwierdzą, że ma on swoje zastępy piekielne, to się
pytam – kto w tym piekle cierpi? Kto więc podkłada do pieca, w którym
smażą niezliczone rzesze dusz, skoro reszta jest na łowach? Za jakieś
500 lat potomkowie tych „ekspertów” wmówią nam, że w piekle jest
zainstalowanie centralne ogrzewanie gazowe, a ten kto bardziej
grzeszył, ma ustawioną większą temperaturę pod kotłem (ciekawe, jak
się centralne zepsuje, to czy duszyczka grzesznika-
hydraulika/gazownika będzie potrafiła naprawić piec...).
Nie mieści mi się w głowie, że Nasz Wszechmocny Ojciec-Bóg,
zepchnąłby Lucypera (upadłego anioła) w otchłań i pozostawił mu
praktycznie wszystkie moce, jakie przysługują aniołom w niebie. Dałby
diabłu moc czynienia zła? NIE i koniec, nie wierzę w to. Rozumiem, że
Bóg mógłby skazać diabła na męki – ale czemu diabeł miałby się stać
bogiem zła? Bogiem, na przeciwstawnym kierunku wszechświata? Z
całym szacunkiem, ale wszelkie działania religijnych diabłów właśnie
odpowiadają ufolom. Aha – no i diabeł jeszcze potrafi doskonale czytać
w ludzkich umysłach, wie wszystko o grzeszniku itd. I potrafi jeszcze
przybierać ludzką postać, rozmawiać z ludźmi, dotykać ich, gwałcić – to
przecież NIEMOŻLIWE, gdyż piekło i niebo są NIEPRZEKRACZALNE
dla Boga-Ojca, Szatana, ludzi, zwierząt. Tak nawet twierdzi Biblia. Dla
mnie to już za dużo, nawet jak na chrześcijanina.

Dlaczego religie przegrały wojnę z diabłem/UFOnautami?


Ponownie odwołam się do niemal identycznego wypunktowania
powodów, dla których religie poniosły sromotną klęskę, jaką użył na
swych stronach i w monografiach Jan Pająk, jednak, jak Czytelnik
pewnie później sprawdzi, nie jest to bezmyślne kopiowanie (chyba, że
Na krawędzi prawdy 306 © Dominik Myrcik

uznałem, że Jan opisał coś bardzo precyzyjnie, szeroko i lepiej niż On


sam nikt tego nie zrobi) ale rozszerzone własnymi poglądami,
sformułowaniami, które mają na celu jeszcze bardziej doprecyzować,
rozszerzyć, uzupełnić pojęcia czasami przynam, tragiczne, smutne,
trudne tak od razu do ogarnięcia.

Totalizm nie jest pierwszą filozofią znaną na Ziemi, która starała się
rzeczowo i merytorycznie przebadać działania diabłów/ufonautów wobec
ludzkości. Przez wieki wieków, religie starały się bronić przed szatanem,
niestety, niefortunnie ciągle dostając od niego baty i razy. Przyznać też
trzeba, że przeciwnik nie byle jaki. Dlatego też religie popełniły tragiczne
w skutkach pomyłki. Przeanalizujmy razem błędy religii.

Oto one:

#1. Interpretacja mocy diabłów. Wszystkie religie interpretują moc


szatańskich pasożytów tj. ufonautów/diabłów jako wywodzącą się z
„nadprzyrodzonych” źródeł. Fakt, że ufonauci potrafią latać, przenikać
mury, nagle się zjawiać i znikać, czytać w ludzkich myślach, znać ludzkie
grzechy i przewinienia, iskrzyć się jak „diabły”, świecić w ciemnościach,
stawać się półprzezroczystymi istotami itp. Religie wyjasniają to na
podstawie pochodzenia z niematerialnego świata, co ciągnie ludzkość w
dół, bo przecież, skoro kogoś nie można dotknąć, uderzyć, zmierzyć,
zważyć ani rozszyfrować jego myśli – nie ma potrzeby tworzenia techniki
do przeciw-balansowania urządzeń technicznych UFO-nautów. Co daje
wynik, że bez równie potężnej techniki ludzie nie są w stanie walczyć z
UFOnautami/diabłami. Totalizm jednak nas nauczył, że wszelkie moce
ufonautów (dawniej zwanych diabłami) pochodzą z ich techniki, dlatego
jesteśmy również w stanie dojść do poziomu porównywalnego z
diabłami.

#2. Telekinetyczne migotanie. Religie interpretują stan migotania


telekinetycznego ufonautów/diabłów jako pochodzenie z niematerialnego
świata, co daje efekt zakwalifikowania przez religie diabłów do świata
duchów, z tego samego, z jakiego wywodzi się Bóg. Z kolei badania nad
ufonautami i jednakowo totalizm stwierdza, że są oni tak samo fizyczni
jak my, dlatego też jesteśmy im w stanie sprawiać ból, pokonać, pobić i
wreszcie fizycznie wyrzucić ich z naszej planety. Ale żeby ich wyrzucić,
trzeba koniecznie podnieść stan naszej wiedzy i techniki.

#3. Powód istnienia. Religie tłumaczą powód istnienia i działania diabłów


na zasadzie konkurencji/współzawodniczenia z Bogiem o ludzkie dusze.
Na krawędzi prawdy 307 © Dominik Myrcik

Natomiast totalizm wyjaśnia, że wszelkie zło, które UFOnauci Nam


bezustannie serwują wywodzi się z szatańskiej filozofii „pasożytnictwa”,
która do działania wymaga posiadania dużo mniej inteligentnych,
prymitywnych niewolników (jakimi obecnie wszyscy na Ziemi jesteśmy)

#4. Obrona. Religie ograniczają obronę przed diabłami/ufolami do samo-


udoskonalania samych siebie. To zaś oznacza, że religie nigdy wcześniej
nie brały pod uwagę, że nasze zwycięstwo nad diabłami równie mocno
zależy od poziomu techniki/wiedzy, jaką nasza cywilizacja dysponuje ani
też nie rozważały fizycznego sposobu pozbycia się diabła. Totalizm zaś
naucza, że tak długo, jak UFOnauci będą posiadali fizyczny dostęp do
Ziemi, będą w stanie ciągle nam zagrażać. Totalizm wskazał nam
bardziej realistyczny cel. Aby osiągnąć przepowiadane w Biblii i licznych
przepowiedniach 1000 lat złotej ery na Ziemi należy wyrzucić ufoli w
bezdenne otchłanie wszechświata.

Kolejną, nowo opisaną przeze mnie (D. Myrcik) wpadką religii jest:

#5. Zamozadufanie i gnuśność. Religie od niepamiętnych czasów były


strasznie hermetyczne dla praktycznie każdego zwolennika innych religii.
Religie niemal nigdy nie umiały się porozumieć, poprzez to, że rządzili
nimi ludzie – a nie Bóg! Każda religia pozamykała się betonowym murem
z napisem „obcym wstęp wzbroniony – wzbroniona jakakolwiek krytyka
naszej, tej jedynej prawdziwej religii na ziemi – inne to badziewie, nie
słuchaj ich”. Taką samą drogą niestety poszło Chrześcijaństwo – ale
jednak jestem mocno przekonany, że zostało ono celowo zepchnięte
przez ufoli na ten zły tor, gdyż jak to Biblia ujawnia, na początku naszej
ery, kiedy po świecie chodził Jezus Chrystus Chrześcijaństwo było
otwartą, świeżą i dobrą filozofią życia. Ciągle jednak, nie możemy o tym
zapominać, że Chrześcijaństwo jest filozofią najbliższą totalizmowi i vice
versa. Żadna z religii niemal nigdy nie chciała słuchać wyznawców innej,
religie robiły sobie na przekór, walczyły między sobą, wyśmiewały i kpiły
z siebie nawzajem.

Ciekawe, że w średniowieczu (i skąd miał taką wiedzę!!!) pewien artysta


namalował obraz Jezusa ukrzyżowanego, wokół którego unoszą
się...statki ufo – chyba nikt nie ma wątpliwości, że to co na poniższym
rysunku, to właśnie statki szatańskich pasożytów z ufo:
Na krawędzi prawdy 308 © Dominik Myrcik

Oryginalny rysunek

Powiększone ufo/magnokraft

nadzorujące ukrzyżowanie
Jezusa

Oczywiście obiekty pod obrazem zostały powiększone i doklejone, dla


lepszego zobrazowania ryciny. W oddali widać jakieś wieżyczki na
Golgocie.

Totalizm zaś u podstaw swojej bytności stwierdza, że nie jest


doskonały, że jest otwarty dla absolutnie każdego, totalizm będzie
zawsze rozmawiał z przedstawicielami innych religii, chyba, że ufole
swoimi szatańskimi metodami będą hermetyzować totalizm – ale: z
totalizmem nie pójdzie im tak łatwo, jako, że totalizm daje super
precyzyjne dane i wskazówki moralne, jaką drogą należy kroczyć, co
oczywiście, nie czyni go wolnym od ataków diabłów/ufoli. Trzeba
wypracować zapewne kilka metod, jakie będą chroniły totalizm od
wszelakiej maści sektyjnych „guru”, materialistów, handlarzy,
cwaniaczków itd. Totalizm sam w sobie zawiera wiele takich metod ale
mimo wszystko trzeba je doprecyzować i naświetlić.
A żeby było ciekawiej, właśnie w przerwie pisania (kilkudniowej)
niniejszczego rozdziału, po raz kolejny oglądałem filmową adaptację
powieści Umberto Eco „Imię Róży”. Notabene świetny film z Seanem
Conner’ym i młodziutkim wówczas Christianem Slaterem. Film ten po raz
kolejny uświadomił mi niebywałą tępotę, samozadufanie i brak
wewnętrzengo krytycyzmu ówczesnego (ale i przecież dzisiejszego w
pewnym stopniu też) Kościoła. W skrócie film ten przedstawia
Na krawędzi prawdy 309 © Dominik Myrcik

zabobonne wierzenia nawykłych do ślepego posłuszeństwa zakonników


pewnego odosobnionego opactwa i przyjazd dawnego „wroga” inkwizycji
wraz ze swym uczniem, który grany świetnie przez Seana Connerego
krok po kroku próbuje uświadomić, że po opactwie wcale nie grasuje
diabeł, tylko ze spokojem odnajduje kolejne dowody zbrodni. Ten
uświadomił mi, jak niezwykle trudno jest przekonać ludzi. Zakonnik ten
ciągle dostarczał dowodów namacalnych (uczył przy tym swego ucznia
logicznego myślenia) i empirycznych, jednak niemal nikt nie wierzył w to,
co mógł sam sprawdzić i dotknąć. Cóż więc oczekiwać po ludziach w
dzisiejszych czasach, gdzie dowody na temat ufo można zdobyć o wiele
większymi i trudniejszymi oraz pełnymi wyrzeczeń metodami niż w ww.
filmie. A to dopiero początek!

Żal mi dlatego m.in. Pana Lucjana Łągiewki! Biedak sądzi, że blokada


przez „naukowców” jego wynalazku jest spowodowana typowo przez
ludzi. Szkoda, że Pan Łągiewka prawdopodobnie nie dopuszcza do
siebie myśli, że ci „eksperci”, którzy wypowiadają się o jego wynalazku,
że...nie ma prawa działać, chociaż sami widzieli go w działaniu, nie
wierzą, że Pan Łągiewka zastosował inne prawa inercji, dynamiki oraz sił
bo przecież „oni nic nie wiedzą o tych innych prawach, stąd też jak ktoś
taki jak samouk ‘laik’ Łągiewka mógłby ‘wprowadzić’ inne prawa, których
ich umysły nie są w stanie ogarnąć”. Wynalazek Pana Łągiewki to
przede wszystkim zderzak absorbujący kilkadziesiąt procent energii
zderzenia, która przechodzi na szybko obracający się wirnik (po
uderzeniu) a pasażer odczuwa tylko lekkie szarpnięcie. Dla wyobrażenia
proszę pomyśleć, że w najlepszym samochodzie do zderzeń...”maluchu”
czyli fiacie 126p, przeprowadzone testy wykazały, że nawet do 50 km/h i
uderzeniu w ścianę praktycznie kierowcy nic się nie stało!
Takie urządzenia można stosować w windach, dźwigach itd., ale nikt
się ku temu nie kwapi. Łągiewka wymyślił jeszcze ‘hamulec dynamiczny’
który z prędkości około 100 km/h wyhamowuje pomiędzy 10-12 metrów!
A przecież jajogłowi naukowcy wmawiają nam, że najlepszym systemem
jest ABS (Anti-Block-System), który w najlepszym przypadku
wyhamowuje z tej samej prędkości w około 35-40 metrów.

Odpowiedź na pytanie: „co jest porzebne do wdrożenia wszystkich


‘niezwykłych’ wynalazków”, jest prosta i jednoznaczna: „zmiana myślenia
mających klapki na oczach i narcystycznych (zapatrzonych w siebie)
wszelkich naukowców”.
A ci, dokładnie wyznają taką samą jak insystucja Kościoła zasadę:
„nie dopuszczać nikogo do wiedzy i władzy – no, chyba, że poklepuje
Nas po ramieniu i przytakuje wszelkiej głupocie, którą my nazywamy
Na krawędzi prawdy 310 © Dominik Myrcik

‘prawdą obiektywną’; nie dopuszczać NIKOGO, kto wychyli się poza


debilne standardy nauki, kto w jakikolwiek sposób mógłby naruszyć
nasze ciepłe posadki i świeżo wykrochmalone kitle”

Trzeba chyba oszukiwać samego siebie, żeby nie widzieć oczywistej


zbieżności, pomiędzy sposobem działania nauki i większości religii. Obie
te instytucje stworzyły bardzo twardy, ciasny i ciemnogrodczy klosz, pod
którym dokonują wszelkich działań: żyją pod nim, zapewnia im ów klosz
ciepełko, posadki, bezmyślność, ironię, sarkazm i zgarnia pod swoje
obrzeże tylko tych, którzy myślą dokładnie w taki sam sposób.
Bardzo dobrze opisał taki klosz Platon: pewna grupa ludzi żyła w
głębokiej jaskini, do której nie dochodziło światło. Ludzie ci, byli twarzami
zwróceni (przykuci) do ściany dookoła jaskini. W środku paliło się
ognisko, stąd też ludzie ci, widząc cienie uważali, że cały świat, to te
cienie – no bo nic innego nie widzieli w życiu. Ale gdyby jeden z nich
wspiął się wyżej i zobaczył dobywające się światło z wejścia do jaskini i
zszedłby na dół – nikt by mu nie uwierzył. Mało tego!!! Gdyby wydostał
się na świato dzienne i zobaczyłby otaczający świat, ludzi, drzewa,
zwierzęta, technikę i zszedłby spowrotem opowiedzieć towarzyszom co
widział – wszyscy, łącznie z nim traktowaliby to, co widział mniej realnie,
niż owe cienie, które towarzyszyły im całe życie. Po prostu bardziej
normalne i prawdopodobne byłyby te cienie, niż światło słońca i
otaczający świat.
Już wielokrotnie w mojej książeczce wspomniałem o stylu myślenia
naszych decydentów. Jakoś tak się „składa” – że i, niestety, style religijne
i nauka – jakoś bardzo wydatnie przysługują się UFOnautom:

Religie poprzez wmówienie, że diabeł/szatan/zło pochodzi od istoty


niematerialnej, stąd też niewarto z nią fizycznie walczyć.
Nauka poprzez wmówienie, że tylko to, co pisze w podręcznikach
szkolnych i tylko to, co Oni uznają za naukowe, jest prawdą.
Czego efektem jest: szyderstwo z UFO, wygaszenie badań nad
zjawiskami duchowymi, paranormalnymi, magnokraftem, komorą
oscylacyjną, kompletne odsunięcie od ufo i wmówienie ludziom, że ci,
którzy się zajmują czymś „innym” to: szaleńcy, chorzy umysłowo i
psychicznie, stąd też nie warto w ogóle ich słuchać.

Czyli popatrzmy co osiągnęli ufole tymi instytucjami: wszystko! Wymycie


i wygaszenie niemal wszystkiego tego, co im nie odpowiada i zagraża
ich okupacji tutaj na Ziemi. Jacy oni są cwani! Ich inteligencja jest
rzeczywiście wielka! Aby za pomocą jednej instytucji manipulować
życiem duchowym, a za pomocą drugiej fizyczne – proszę, niech mi nikt
nie mówi, że jakikolwiek człowiek na Ziemi mógłby takie coś wymyślić.
Na krawędzi prawdy 311 © Dominik Myrcik

Owszem, to jest logiczne – ale wymyślić takie coś i umieć to wdrożyć, to


jest ta potęga, której Nam brak.

Mam nadzieję, że jest jasnym dla Czytelnika, iż powyższe słowa to wcale


nie peany pochwalne na cześć UFOnautów, tylko uzmysłowienie
wszystkim jaka jest różnica pomiędzy nimi a Nami.

Dziwna sprawa: „objawienia”, kult czczenia obrazów, modlitwa


różańcowa – i co z tym wspólnego mają szatańscy pasożyci?

Ciekawe, czy Czytelnik wierzy, że Jezus, Maryja i Bóg mogliby


komukolwiek uczynić niebywałą krzywdę? Czy mogliby niemal
nieustannie kogoś ranić, zmuszać psychicznie do cierpienia, dopuszczać
‘szatana’ do takiej osoby, żeby wystawiać go „na próbę”? Czy czytelnik
wierzy, że istoty tak idealne, jak Maryja, Jezus a przede wszystkim
wszechświatowy intelekt (Bóg) mógłby faworyzować jakieś narody,
instytucje, ludzi, straszyć karami, zdawać cierpienie i przy tym na
dodatek wmawiać takiej osobie, że umiera za „miłosierdzie boże”, że
taka osoba zostaje szarpana niemal codziennie przez wątpliwości, czy
Bóg istnieje, czy jest dobry, sprawiedliwy itd.? Czy Czytelnik wierzy, że
Jezus Chrystus, Maryja przyszliby do Nas na Ziemię (chwilowo) i KAZALI
budować dla siebie świątynie, malować obrazy, modlić się do tych
RZECZY z najgłębszą wiarą i pobożnością a za niedopełnienie tych
„grzechów” z całą bezwzględnością karali społeczność za
niewykonywanie ich rozkazów?
Okazuje się, że większość Czytelników bardzo w to wierzy. „Jak to
[powiedzą niekórzy]: ja w to nie wierzę”. Tylko jak wytłumaczyć fakt, że
Większość katolików w Polsce wyznaje kulty: różańca, jako formy
zwracania się do Maryi (a poprzez nią rzekomo do Boga), kulty obrazów,
czczenia figurynek i dewocjonalii. Mieszkając w Polsce i obserwując
zachowania Polaków (szczególnie, że mieszkam niedaleko
Częstochowy) trzeba odpowiedzieć na pytania, które wyłaniają się z
faktów (a te, z kolei możemy zaobserwować dookoła siebie). Pytania te
brzmią następująco:

• Kto, czym i jak podszywa się pod rzekomymi „objawieniami” i jakie


są na to dowody lub istotne przesłanki,
• Dlaczego ktoś podszywa się pod postać Chrystusa i Maryi,
• Dlaczego obrazy szatańskich pasożytów z UFO, pomimo iż są
spreparowanymi cudami nadal potrafią czynić „cuda” – tzn.
Na krawędzi prawdy 312 © Dominik Myrcik

szeroko raportowane przez wielu ludzi moc uzdrowień, nawróceń i


zgłębienia swej wiary.

Doskonale rozumiem powagę sytuacji, że sprawa jest niebywale


delikatna i z góry zaznaczam, że NIE mam zamiaru nikogo urazić,
nikogo na siłę przekonywać do tego co poniżej. Zadaniem niniejszego
rozdziału jest tylko zestawienie pewnych wydarzeń oraz wytłumaczeniu
ich na podstawie nie tylko badań ufo, ale na podstawie uderzenia do
logiki Czytelnika i prośby o głębokie przemyślenie. Wiem, że delikatna
natura wielu Chrześcijan (szczególnie katolików) nie jest otwarta na
troszeczkę inne (jednakże zarazem bardzo podobne!!) spojrzenie na
wiarę. Proszę się również nie oburzać, jeśli cokolwiek, co napisałem,
będzie błędne, ponieważ z góry zakładam jakiś margines błędu, który w
chwili pisania tego rozdziału jest mi nieznany, ze względu na to, że w
atmosferze konspiracji i niemożności skonfrontowania z nikim
nastwionym logicznie (czyli nieuczuciowo) do poniższych sformułowań
można tylko wyspekulować ogólnie że mogą wystąpić błędy; że jestem
tylko człowiekiem i mogę się pomylić w rozmyślaniach nad tym
wszystkim, jeśli więc znajdziecie wiele dowodów przeciwnych na to, co
opisuję, prosiłbym o raportowanie mi tego, a na pewno uczynię
poprawki. Jeśli oczywiście znajdziecie jeszcze więcej dowodów na
poprawność, to także proszę o kontakt.

Z moich obserwacji, przemyśleń (nie wiem, może ktoś już to wcześniej


opisał, nazwał i rozpropagował – powtarzam, nie wiem) wynika
następująca rzecz, że kiedykolwiek czytam głębiej Biblię, a w
szczególności słowa Jezusa, uderza mnie w nich ich dobroć, głębia
przekazu (!!!) oraz ich...bardzo dokładna zbieżność ze słowami, które
obecnie totalizm ma do przekazania. Kiedy jednak później słyszę
rozmowy katolików, widzę ich czyny – a przede wszystkim posunięcia
administracji kleru, kościoła, to widzę jak bardzo jest to różne od Biblii.
Niemal ciągle w TV i prasie słyszymy o tym, jak poczynają sobie księża i
jak naginają prawa Boże do swoich ziemskich uciech. Co ciekawe przy
tym, kiedy słucham co niedziela kazań – a często listów Episkopatu
Polski, czasami brak logiki mnie rozbawia – a czasami oburza. Dla
przykładu: około połowy stycznia 2004 roku słuchałem na kazaniu listu
od aparatu kościoła. List m.in. dotyczył niebywałej ‘zmory’ kościoła, tj.
internetu, komputerów itp., z owego listu dało się słyszeć okrzyki
nawołujące do odwołania swoich dzieci od komputera i internetu, że to
złe, że spłyca ludzkie relacje, że niebezpieczne. Dokładnie nie zacytuję
tego listu, bo nie jest to w mojej mocy (posiadać go). Jednak jeszcze
większe oburzenie wśród nienawykłych do myślenia katolików
(tj. akceptujących bez przemyślenia wszystko to, co pochodzi od
Na krawędzi prawdy 313 © Dominik Myrcik

polskich biskupów) siedzących dookoła mnie, było, kiedy na głos


skomentowałem głupotę i płytkość myślenia polskiego kleru słowami:
„a ciekawe, że biskupi tak zwalczają komputery i internet ale nie
wspomną już w liście ile czasu zajęło go napisanie na komputerze, jaka
drukarka go wydrukowała i czy do niektórych diecezji nie został posłany
emailem, tam ponownie drukowany i skopiowany a następnie rozesłany
do parafii”.
Po tych słowach nastąpiło poruszenie wśród ludzi siedzących w ławkach
dookoła mnie i wręcz stęknięcie niektórych, mających wyrazić
niezadowolenie, że jak to ktoś może komentować i w ogóle myśleć i
mieć własne zdanie na temat tego, co piszą uczeni biskupi.
Jak to zwykle bywa, jeśli ktoś nieprecyzyjnie podaje że coś mu
zagraża, to podaje ogólnik dosyć płytki i nieprawdziwy.
Zamiast więc w liście wypunktować CO takiego jest złego w
komputerach i internecie, np.: „szanowni rodzice, ostrzegajcie i
kontrolujcie swoje dzieci przed internetem, przed zbyt długim
wysiadywaniem przed komputerem i graniem w brutalne i bezmyślne
gry”. Jak zwykle wina spadła nie po raz pierwszy na internet. Niestety w
liście zapomniano dodać, że jeśli ktoś szuka poprawnie, to w internecie
niemal od razu znajdzie informacje na temat potknięć i błędów księży, na
temat alternatywnych metod poznania Boga (nie tylko takich, jakie
podaje nam Kościół). W internecie można niemal od razu dowiedzieć się
na temat rzeczy, którymi się interesujemy. Zamiast więc precyzyjnie
nazwać niebezpieczeństwa internetu (przygodne znajomości, które
ostatnio kończą się śmiercią nawet dzieci, ataki wirusów
komputerowych, pornografii, przemocy) – list spłycił i zaszufladkował
komputer i internet do jednej izdebki i jak to bywało drzewiej (dawniej)
„spalił na stosie”. Ciekawe przy tym jednak, że aby poznać te złe strony
komputera, ktoś z kleru jednak musiał spędzić wielką ilość godzin przy
pracy z komputerem i spędzić długie miesiące na przekopywaniu
internetu oraz empirycznemu stwierdzeniu co takiego złego jest w
internecie.

Hermeneutyka, to dziedzina teologii, zajmująca się badaniem,


rozszyfrowaniem i logicznym wyjaśnieniem słów w Piśmie Świętym –
Biblii. Generalnie upraszczając, nauka ta, stara się wyjaśnić to, co jest
(podobno) ciężkie do wytłumaczenia.

Szkoda jednak, że jednocześnie tylko chyba w Biblii (w Torze i Koranie


podobno nie) istnieją dopiski wyjaśniające co dane zdanie oznacza. I tak:
niemal w każdej obecnie zakupionej Biblii mamy niemalże na każdej
stronie w nawiasach kwadratowych dopiski, wyjaśnienia teologów.
Wmawia się Chrześcijanom, że tylko ciężkie studiowanie Pisma
Na krawędzi prawdy 314 © Dominik Myrcik

Świętego i długie studiowanie skryptów czyni człowieka zdolnym do


odcyfrowania przekazów Biblii. Powstały Uniwersytety wypuszczające
Biblistów, „znawców” tematu i pism. Robi się z nas niemalże
kompletnych tępaków, którzy muszą się słuchać tych, co po wielu latach
studiów, przejścia wielu etapów i rozterek tak czy siak później w telewizji,
prasie, książkach powracają do punktu wyjścia – czyli to, co każdy może
z Nas wyczytać w Bilblii sam. Wystarczy zaprząc odrobinę logiki,
troszeczkę wiedzy – a grubą większość (myślę, że przeciętny człowiek,
jak np. ja czytając Biblię z chęcią zrozumienia jest w stanie normalnie,
bez żadnych przypisków, dopisków i dalszych wyjaśnień zrozumieć co
najmniej 50% jej naturalnego przekazu). A przy poznaniu totalizmu,
nabyciu wiedzy, doświadczenia życiowego, zaangażowania moralnego,
można nawet 70 % „lekkim śmigiem” zrozumieć. NIESTETY, hierarchom
kościoła nie za bardzo zależy, aby ludzie tak do końca rozumieli Pismo
Święte („wy hodujcie świnie, harujcie na polach, a my – ‘śmietanka
wiedzy’ będziemy Wam tłumaczyć święte pisma, bo przecież Wy nie
jesteście w stanie wymyślić tego co My”).
Zgadzam się z twierdzeniem, że oczywiście, wiedza, znajomość
greki, łaciny, hebrajskiego, aramejskiego (dialektu używanego przez
Jezusa i uczniów) oraz dostępu do oryginalnych skryptów i pism
(tłumaczonych później jako Biblia) jeszcze bardziej i głębiej zrozumieć
przekaz Jezusa.
Na przekór faktu, że co parę kartek w Biblii mamy ostrzeżenie i
nauki o prawie bumerangu (z tym, że z użyciem ichniego języka, np.:
‘wiatr siejesz, burzę zbierać będziesz’, ‘mieczem wojujesz, od miecza
giniesz’, ‘kto mało sieje – mało zbierać będzie’) kościół ciągle Nam
wmawia o boskim przebaczeniu, o tym, że tylko sakramenty święte
doprowadzą nas do szczęścia wiecznego, uzurpując sobie władzę nad
prawidłowym odczytaniem pisma świętego.
Jeśli mi Czytelnik nie wierzy – proszę sobie wziąć Biblię do ręki,
zacząć czytać (zakrywając jednocześnie dopiski u dołu strony), wczuć
się w rolę i słowa jakich używa Jezus dla tłumaczenia swoich nauk.
Przecież Jego słowa NIE MOGĄ być aż tak ciężkie do wyjaśnienia żeby
karmić darmozjadów na uniwersytetach, co to ich rączki harówy nie
zaznały. Powodów i dowodów dostarcza Nam sama Biblia.

[1]. Jezus żył wśród ubogich i dla ubogich. Jezus nie mógłby używać
nienormalnego języka, trudnego do okiełznania, gdyż ludzie ci nie
garnęliby się do niego (a przecież nauczał tłumy). Jezus brał za uczniów
NIE bogaczy, oczytanych przecież, wykształconych na owe czasy
wysoko – tylko rybaków, brudnych, śmierdzących i wg postrzegania
niektórych ludzi – głupich. Ale jednak mieli coś, czego brak było
wyrafinowanym, ociekającym krwiom celnikom, lichwiarzom, „uczonym w
Na krawędzi prawdy 315 © Dominik Myrcik

piśmie” – tą rzeczą była prostota!!! Ubogi przecież zasób słownictwa


mieli ci ludzie, których prawdopodobnie najczęściej używanymi słowami
było „zarzucić sieci” i „wyciągnąć sieci” oraz „wypływamy na połów”.
Oczywiście nieco zawężam horyzonty ich myślenia, jednak w
porównaniu do innych „uczonych” wówczas takie porównanie jest chyba
dosyć adekwatne.
[2]. Jezus używał bardzo wielu porównań. Aby być wiarygodnym,
Jezus używał wielu porównań do życia, podając przykłady zastosowania
Jego nauk. Jezus nie bał się konfrontacji z faryzeuszami. Kiedykolwiek
dochodziło do rozbieżności i fałszywości z ich strony, Jezus mówił
„czemu szemracie po cichu przeciw mnie” – prosił o wykazanie błędności
logiki, którą się posługiwał. Już jako 12-13 latek nauczał w świątyni.

***

Prof. Pająk dosyć często wspomina na swoich stronach


internetowych o tym, jak rozpoznać ufonautów – jaka jest ich budowa
ciała, twarz, oczy, podbródek, uszy itd. Ciekawe, że rzekome objawienia
Faustynie Kowalskiej, dzieciom z Fatimy, rany zadawane O. Pio,
objawienia z Lichenia dosyć wydatnie wskazują na działalność ufoli –
tzn. wszystkie sztuczki zaprezentowane ludziom o których wiemy, mogą
zostać wykonane przez ufonautów, dzięki ich technice i urządzeniom.
Postaram się Czytelnikowi przedstawić moją wersję na temat tego, co
się wydarzyło tym ludziom, gnębionym przez ufoli podających się za
Jezusa, Maryję, Aniołów.

Z tego, co zdążyłem dowiedzieć się przez 4 lata styczności z pracami,


wyjaśnieniami Jana Pająka oraz z późniejszymi obserwacjami poczynań
szatańskich pasożytów z ufo można wywnioskować jedno, mianowicie,
że: ufonauci/diabły naprawdę nie tylko istnieją, ale rozpanoszyli się w
każdej strategicznej dziedzinie, dzięki której ludzie mogliby naprawdę
stać się dobrzy, lepsi, bardziej poznać Boga, podnieść swoją wiedzę,
technikę, wydłużyć swoje życie.

Czytając na jednej ze stron internetowych wyjaśnienia prof. Pająka


dotyczące faktycznych powodów „objawień” oraz tego, że objawienia w
Fatimie (od 13 maja do 13 października 1917 roku).

Data 13-go, odgrywa w działaniach UFOnautów niezwykle istotną rolę.


Także data 1-go kwietnia (pryma aprilis) jest bardzo wykorzystywaną do
niecnych celów przez nich. Przytoczę kilka faktów z przeszłości, które
Na krawędzi prawdy 316 © Dominik Myrcik

wydatnie informują Nas, że UFOnauci, jeśli cokolwiek zmieniają w


dziejach ludzkości, dla rozpoznania, że dane działanie jest ich sprawką,
wybrali datę 13 aby odróżnić naturalne zjawiska, kataklizmy od
zaindukowanych przez nich samych.

[w nawiasach podaję cytaty]

#1. Aleksander Wielki. [Tak nawiasem mówiąc to z bibilijnych postaci


według powyższej książki [3O5] rogi miał też posiadać jeszcze jeden
gigant zwany Kain, a być może i nawet jego gigantyczny brat Abel
którego ponad sześciometrowej długości sarkofag w/g [3O5] do dzisiaj
znajduje się w Syrii - być więc może że kiedyś da się go przebadać
naukowo. Z kolei folklor blisko-wschodni, a także opisy zawarte w świętej
księdze muzułmanów, Koranie, stwierdzają że rogi posiadał także
doskonale wszystkim znany z lekcji historii władca macedoński, niejaki
Aleksander Wielki (urodzony w 356 roku BC i zmarły 13 czerwca 323
roku BC). Jedna z najlepszych prezentacji materiału dowodzącego
faktyczne posiadanie rogów przez Aleksandra Wielkiego wpleciona
została w fabułę pierwszego odcinka angielskiego serialu
dokumentalnego "In the Footsteps of Alexander the Great", napisanego i
wyprodukowanego w 1997 roku dla BBC (© BBC MCMXCVII) przez
historyka, Michael'a Wood'a, z "Maya Vision Production". Zgodnie z tym
filmem fakt posiadania przez niego rogów utrwalony miał nawet zostać
gdzieś w Koranie. Legendy przy tym podają, że swoje rogi Aleksander
Wielki odziedziczył po biologicznym ojcu którym miał byś sam grecki bóg
Zeus (ciekawe czy praprzodek naszych Radziwiłłów, którzy swoje
drzewo genealogiczne również wywodzili bezpośrednio od Zeusa, też
posiadał takie rogi). W przypadku Aleksandra Wielkiego faktyczne
posiadanie przez niego rogów być może zostanie kiedyś zweryfikowane
w sposób obiektywny. Wiadomo bowiem że został on pochowany w
szklanej trumnie gdzieś w podziemnych katakumbach egipskiego miasta
Aleksandrii. Kiedy więc jego trumna zostanie kiedyś odnaleziona, być
może rogi - jako nie podlegające szybkiemu rozkładowi, ciągle będą w
niej widoczne. Tak nawiasem mówiąc to relatywnie niedawno ambasador
Rosji zabłądził w owych aleksandryjskich katakumbach, i podczas
poszukiwań wyjścia natknął się na komorę ze szklaną trumną i
mnóstwem papirusów. Panuje opinia że najprawdopodobniej była to
właśnie trumna Aleksandra Wielkiego.]

#2. Katastrofa lotnicza. [13 września 1997 roku odrzutowiec z "Alitalia"


wpadł w taki wir na krótko przed lądowaniem w Caracas - 19 pasażerów
zostało poranionych. Z kolei artykuł [4O6] "Probe indicates UA flight was
pushed up first" opublikowanym w tym samym dzienniku Sun, wydanie z
Na krawędzi prawdy 317 © Dominik Myrcik

czwartku, 1 stycznia 1998 roku, strona 41 podaje, iż tzw. "czarna


skrzynka" owego odrzutowca wykazała że podczas wypadku samolot
dokonał jedynie ruchu o mniej niż 30.4 m, przy czym najpierw został
raptownie rzucony w górę z siłą niemal dwukrotnie wyższą od siły
grawitacyjnej. Jakież to niewykrywalne przez radar naturalne zjawisko
(poza UFO) jest w stanie wyzwolić tak potężną siłę na tak krótkim
odcinku; wszakże siła ta niemal odpowiadała uderzeniu samolotu
ogromnym młotem, nie zaś podmuchowi naturalnego komina
powietrznego. Podobne niszczycielskie wiry tworzone są też przez UFO
w wodzie morskiej, tyle tylko że w przeciwieństwie do zawirowań
powietrza, ze statków jakie w nie wpadają nikt już nie uchodzi z życiem
aby potem opowiedzieć innym o tym niebezpieczeństwie. Były rybak
nowozelandzki i mój dobry znajomy, Bill Sinclair (4 Hawea Pl.,
Ravensbourne, Dunedin, New Zealand), opowiadał mi kiedyś że jego
kuter tylko o włos uniknął zostania wessanym przez ogromny lej wiru
wodnego, jaki niespodziewanie pojawił się na znanym mu dobrze
obszarze morza].

#3. Uprowadzenia. Seria uprowadzeń Andrzeja Domały jaka


zapoczątkowana była we wtorek, dnia 13/8/1968.

#4. Fatima. ["Nadprzyrodzone" pojawienia się istoty branej za Matkę


Boską koło wioski zwanej Fatima, około 129 kilometrów na północ od
Lisbony, Portugalia. (Istota ta nigdy nie potwierdziła, że faktycznie jest
Matką Boską!) Pojawienia te zawsze miały miejsce 13-go danego
miesiąca. Trwały one przez sześć kolejnych miesięcy począwszy od dnia
13 maja 1917 roku. Znane są one m.in. z faktu, że ukazująca się tam
istota była wrogo nastawiona do komunistycznej Rosji. (Bez wątpienia,
owo wrogie nastawienie, tak przecież sprzeczne z całą ideą boskości,
wynikało z totaliztycznych elementów zawartych w filozofii komunizmu -
patrz dokładniejsze opisy tych pojawień się, zaprezentowane w
podrozdziale VB5.3.1.) Zdarzenia z Fatima opisane zostały na stronach
110 do 111 książki [1V5.4] pióra Stephen'a Skinner, "Millennium
Prophecies", Carlton Books Limited, 1994, ISBN 1-85868-034-4, 160
stron, HC. Ich najbardziej intrygującym elementem, jaki bezpośrednio
zdradza interwencję UFO, jest srebrzysty dysk, identyczny w kształcie do
UFO, jaki w trakcie pojawienia się istoty w dniu 13 października 1917
roku ukrywał się w chmurach, jednak jaki przez chwilę został odsłonięty
oczom 70-tysięcznego tłumu przez przypadkowe otwarcie się chmury i
na przekór wysików UFOnautów aby utrzymać statek niewidzialnym dla
ludzi].
Na krawędzi prawdy 318 © Dominik Myrcik

#5. Huragany. ["Nadprzyrodzone" pojawienia się mające miejsce 13-go


każdego miesiąca z 1998 roku, jakie nastąpiły w miejscowości Conyers,
Georgia, USA, a jakie m.in. znane są z faktu zapowiadania "zemsty"
Boga poprzez nasłanie na Ziemię serii kataklizmów podobnych do
kataklizmów indukowanych technicznie przez okupujących nas
UFOnautów (jako przykład patrz opis zaindukowanego przez
UFOnautów huraganu z podrozdziału VB4.4.1), o jakich UFOnauci
ostatnio "trąbią" osobom uprowadzanym do ich statków].

#6. Zamach na życie. [Opisany w podrozdziale A4 najbardziej


reprezentacyjny ze wszystkich zamachów UFOnautów na moje życie,
jaki miał miejsce w Ara Moanie, Nowa Zelandia, dnia 13 listopada 1990
roku (patrz też wzmianka na jego temat z podrozdziału VB4.5.1)]

#7. Ludzka lotnia. [Kolejnym szczeblem ku odkryciu, że UFOnauci


usilnie prześladują wszystkich tych, którzy wyjaśniają znaczenie i
działanie ubieranego przez nich kostiumu, był kolejny odcinek
godzinnego programu telewizyjnego "Guinness World Records", jaki
oglądałem we wtorek, dnia 14 września 1999 roku, o godzinie 19:30 w
kanale 3 TVNZ. Na początku drugiej połowy tego programu, raportowane
było życie jakiegoś Francuza, który wynalazł kostium składający się ze
skrzydeł jakby nietoperza wszytych pomiędzy ramionami i kręgosłupem
użytkownika, oraz jakby ogona ptasiego wszytego pomiędzy nogami
użytkownika. Kostium ten pozwalał na latanie w powietrzu jak ptak, jeśli
używany był przez osobę skaczącą ze spadochronem. Jego twórca stał
się sławny za zdolność do wlatywania za pomocą tego kostiumu z
powrotem do samolotu z którego oryginalnie wyskakiwał. Kostium ten
stał się nawet narzędziem nowej dyscypliny sportowej po angielsku
nazywanej "human skysurfing" albo "human skyglider" (co znaczy
"ludzka lotnia"). Ja oglądałem ten program bez zbytniego
zainteresowania, aż do końcowego momentu kiedy moja uwaga została
zaalarmowana stwierdzeniem, że ów Francuz zginął w tajemniczym
wypadku spadochronowym, mającym miejsce w dniu 13-go - niestety nie
zapamiętałem miesiąca i roku (prawdopodobnie wypadek ten miał
miejsce w którymś z pierwszych miesięcy 1999 roku). Powodem tego
wypadku był spadochron, który zachowywał się jakby był czymś
posklejany i nie chciał się otworzyć - badania jednak nie ujawniły co go
posklejało. Istniały aż dwa powody dla jakich zostałem zaalarmowany
ostatnimi zdaniami tego programu. Po pierwsze już wówczas
wiedziałem, że pole telekinetyczne używane przez UFOnautów
powoduje sklejanie się wszelkich obiektów - np. patrz opisy sklejania się
mosiężnych części zamka przytoczone w podrozdziale VB4.1.3. Takie
tajemnicze posklejanie się spadochronu owego Francuza wyglądało mi
Na krawędzi prawdy 319 © Dominik Myrcik

więc na zamach na jego życie dokonany przez UFOnautów poprzez


sabotażowe natelekinetyzowanie materiału jego spadochronu - wszakże
UFOnauci wiedzą, że faktu natelekinetyzowania spadochronu dzisiejsza
ortodoksyjna nauka ziemska nie jest jeszcze w stanie wykryć. Po drugie
wiedziałem już wówczas, że ulubionym dniem dla realizowania przez
UFOnautów wszelkich niegodziwości o szczególnym znaczeniu dla
naszej cywilizacji, jest 13 dzień dowolnego miesiąca - patrz opisy z
podrozdziału V5.4. Po uświadomieniu sobie powyższego, podjąłem
najróżniejsze wysiłki aby ustalić nazwisko i okoliczności śmierci owego
Francuza. Niestety, nie udało mi się tego dokonać. Jedyne co zdołałem
ustalić, to że na stronie 298 wydania książki [1VB5.1.1] "The Guinness
Book of Records" z 1999 roku, znajduje się wzmianka, cytuję: "Eric
Fradet z Le Tingnet, Francja, dokonał ponad 14700 skoków podczas
swojej kariery ludzkiej lotni" (w oryginale angielskojęzycznym: "Eric
Fradet from Le Tingnet, France, has logged more than 14,700 jumps
during his skysurfing career.") Posądzam, że wzmianka ta być może
dotyczy właśnie owego Francuza jaki naraził się UFOnautom poprzez
wymyślenie kostiumu, który modeluje ubiór napędu osobistego
UFOnautów. Śmierć owego Francuza była przysłowiowym "źdźbłem
jakie załamuje grzet wielbłąda". Uswiadomiła mi ona bowiem, że
UFOnauci nie wstrzymują się nawet przed morderstwem, aby
zablokować naszemu społeczeństwu uzyskanie dostępu do idei,
wynalazków i wzorców, jakie stopniowo mogłyby nam pozwolić na
wypracowanie kostiumu magnetycznego napędu osobistego
identycznego z tym używanym przez UFOnautów.]

#8. Licheń. Tomasz Kłossowski w roku 1813 doznaje „widzenia” Maryi


na polu bitwy, która nakazała mu namalowanie obrazu tak, jak ona
wyglądała. Prawdopodobnie w Licheniu UFOnauci przymierzali się
próbowali metody „objawień” oraz usprawniali jakość przekazu. Wnioski
z błędów w Licheniu wyciągnęli w Fatimie i tam już nie powtórzyli kilku
błędów z Lichenia.

Zapewne też znajdzie się wiele więcej strategicznych dla ludzkości


działań ufoli, które dopiero zostaną odkryte – a może Czytelnik coś wie
więcej na ten temat?

Kiedy postanowiłem znaleźć więcej dowodów na teorię, że Fatima to


istny teatrzyk ufoli, zacząłem się bliżej przyglądać faktom na temat
objawień. Znalazłem informacje o Licheniu i chcąc poznać historię
Fatimy – Licheń mówi nam wiele, że nim doszło do objawień z Fatimy,
ufole dosyć zgrabnie się przygotowywali do tej ‘misji’ – sprawa licheńska
w dosyć spektakularny sposób opowiada, że ufole mają jakiś (!)
Na krawędzi prawdy 320 © Dominik Myrcik

niewiadomy zysk z tego, że wmawiają ludziom modlitwę do obrazów,


bazylik, różańca itd. Postarajmy się razem wydedukować, co zyskują
ufole?

I. Historia objawienia w Licheniu, oraz moje wyjaśnienia co do jej


przebiegu oraz roli ufoli w tym wszystkim.

Ranny żołnierz, Tomasz Kłossowski na placu boju pod Lipskiem,


właściwie dogorywał i oczekiwał śmierci w wyniku odniesionych ran (kule
rozszarpały mu nogę a inne odniesione rany i zmęczenie wyczerpało
jego ciało). Wyjął więc medalik Matki Boskiej Częstochowskiej (do jakiej
Matki Boskiej się modlił, wg mnie miało znaczenie, ale o tym później).
Ujrzał Tomasz „najświętszą panienkę” w złocistym płaszczu. Była bardzo
piękna. Jej twarz była niewymownie bolejąca [„...spod przymkniętych
powiek smutne oczy patrzyły na Orła Białego, którego Boża Rodzicielka
rękami przytulała do piersi”].

„Dobrze mi się przypatrz – miała napomnieć – abym na tym obrazie


wyglądała tak, jak mnie tu widzisz. Ten wizerunek umieścisz w miejscu
publicznym w swych rodzinnych stronach. Naród mój będzie przed tym
wizerunkiem się modlił i będzie czerpał moc łask z rąk moich w
najtrudniejszych dla siebie czasach”.

Komentarz: jak widać we wszystkich objawieniach istoty podające


się za Maryję smutne, posępne niemal nigdy się nie śmieją, nie wlewają
otuchy w serca objawionym („Maryja” sucho poinformowała Tomasza, że
nie umrze, ale za to go napomniała o obrazie, który musi namalować i
pokazywać). Wystarczy tylko poczytać Biblię o tym, jaka była Prawdziwa
Maryja – że była nad wyraz skromna, cichuteńka, była Żydówką
ówczesnych czasów – a więc zapewne miała urodę nie odbiegającą od
typowej, ładnej ówczesnej dziewczyny – zapewne miała poskręcane
włosy, opaloną od słońca cerę i, co najważniejsze, zapewne miała
brązowe lub niemal czarne – a nie jak to w wielu „objawieniach” się
przedstawia, niebieskie oczy. Poza tym – dlaczego niemal wszystkie
„maryje” przychodzą w szatach osłaniających ich głowę (uszy i włosy),
jakby się bały, że ich wizerunek wzbogaci się o „psie uszy” – dokładnie
takie, jakie mają ufonautki oraz o brak fałdu skórnego pomiędzy uszami
a policzkiem – w fałd taki kobiety (obecnie wielu mężczyzn) wstawiają
kolczyki – większość ufoli takiego fałdu nie ma.
Istoty podające się za Maryję przychodzą bogato odziane, w
zbytecznej, złotej nabijanej perłami i złotymi nićmi koronie i w szatach
kolorowych. Zarówno życie Jezusa i jego Matki – Maryi, nacechowane
Na krawędzi prawdy 321 © Dominik Myrcik

jest wielką skromnością, celową niedbałością o nabytki doczesnego


życia – co Jezus podkreśla niemal na każdym kroku. Dlaczegóż więc
wniebowzięta Maryja miałaby przyjść – nie dość – że za każdym razem
pod inną postacią – to jeszcze otoczona przez coś, czego całe życie
unikali jako Święta Rodzina. Tylko człowiek daje się nabrać na takie
sztuczki ufoli, którzy zapewne potrafiąc tworzyć niesamowite klejnoty,
nieznane jeszcze na ziemi, propagują zgubne świecidełka i pozorne
złoto – a przecież NIE wszystko złoto, co się z wierzchu świeci.
Ta dobra, szczodrobliwa Maryja – obiecała Tomaszowi pomoc –
ciekawe, że wystawiła go na cierpienia nocy, zostawiając go na pastwę
losu, zamiast natychmiast swoją „boską” mocą sprawić by ktoś mu
pomógł. Czyż Nasza Maryja, znana z Biblii, źródło wiedzy o miłości
matczynej i współczuciu dla drugiego człowieka pozostawiła by tak ot
sobie ciężko rannego żołnierza? Wątpliwe.
Ufonauci popełnili kilka błędów, z których jeden uwidacznia się już
podczas Lichenia – a został naprawiony podczas Fatimy. Mianowicie,
„Maryja” nakazała stworzenie swojego wizerunku i przedstawieniu go
ludowi. Niestety Tomasz Kłossowski, źle odebrał słowa tej istoty i zamiast
iść do jakiegoś artysty, błąkał się po świecie i szukał wizerunku,
podobnego do tej znad Lipska. I w końcu po latach poszukiwań koło wsi
Ligota znalazł na polnym drzewie zawieszony obraz, który przypadł mu
do gustu. Właścicielem pola był jakiś Niemiec, który powiedział: „Pewnej
nocy obraz ten zawisł na tym drzewie i od tego czasu mam na polu
wielkie szkody, wszyscy bowiem ludzie, którzy idą do Częstochowy albo
wracają, zatrzymują się koło tego obrazka, klękają, modlą się i chodzą
na kolanach przed nim. Pole jest zdeptane i nic na nim nie rośnie. Weź
pan darmo ten obrazek, ja nie chcę żadnych pieniędzy”.
Ujawnia się kolejny, dziwny fakt: obraz, którego niefortunny Tomasz
zamiast namalować albo dać namalować, poszukiwał w „cudowny”
sposób znalazł się na drzewie – i to obraz, który powstał
prawdopodobnie około roku 1772, kiedy w taki sposób malowało się
obrazy. Jakżesz to wizerunek bliźniaczo podobnej istoty powstał w
kilkadziesiąt lat wcześniej? I „nagle sam” zawisł na topoli?
Na dodatek Wszechwiedząca Maryja – szanująca przecież
Wszystko we Wszechświecie pozwoliła, by ludzie deptali biednemu
Niemcowi pole i pozwoliła, by być może nie mógł go uprawiać???
Em...jak dla mnie TO nie jest działanie prawdziwej Maryi.
Otóż słuchajcie ludzie. Kiedy ten nieco przygłupawy Tomasz Kłossowski,
zamiast (jak przecież bezgranicznie wierzył) czynić polecenia „Maryi” i
pokazać ten obraz ludziom (ażeby zapewne ładowali go
niewypowiedzianie wielkim poziomem uczuć). Jak inaczej nazwać
człowieka, któremu Maryja poleciła wykonać zadanie – a on go nie
posłuchał, tylko zabrał obraz na 8 lat do siebie (do mieszkania)!!! W 1844
Na krawędzi prawdy 322 © Dominik Myrcik

roku kowal ciężko zachorował. Wezwano księdza, nie pomógł lekarz –


niechybnie zbliżała się śmierć. Tomasz podczas ostatniego
namaszczenia nie miał siły się przeżegnać.
Po wyjściu księdza Tomasz z obrazu usłyszał głos „Tomaszu,
wynieś mnie z tego domu do puszczy”.
Tomasz zdziwił się, bo przecież ledwo zipiał – ale poczuł nagle
„jakby dziwny prąd przenikął całe jego ciało i poczuł się zdrowy”.

Ciekawe, że dokładnie takie same „uzdrowienia” bądź wywołanie


choroby raportują uprowadzeni na ufo. Tajemniczy prąd – to przecież
wibracje telekinetyczne – poza tym, w 1844 roku prąd elektryczny był tak
słabo rozpowszechniony, tym bardziej gdzieś na wsi (tym bardziej w
zacofanej Polsce, gdzie prąd podłączano dopiero około 100 lat później) –
tym bardziej u biednego kowala, który raczej na porażenie prądem nie
był narażony. Skąd więc takie słowa „jakby dziwny prąd” – musiał
odczuwać więc coś innego od dreszczy (te zapewne jako uczucie były
mu znane). Jestem niemalże pewien, że gdyby Kłossowski znał słowo
„wibracje” zapewne tego by użył. Rzekoma Maryja – zamiast napomnieć
go wcześniej o obietnicy, jak ja jestem przekonany, zesłała na niego za
karę chorobę – mściwość ufoli przecież jest tak bardzo znana wszystkim.
Ażeby mógł wynieść obraz uzdrowiła go, w cztery lata później
Tomasz umiera.

W sierpniu, 1850 roku, pasterz Mikołaj Sikatka zaczął rozpowiadać, że


widział niedaleko obrazu (o którym po śmierci Tomasza tylko on wiedział
gdzie wisi) dziwną kobietę.

Mikołaj był niemalże przeciwieństwem Tomasza, który jak dla mnie


niewytłumaczenie nie zrobił tego, czego zażądała Maryja. Tomasz był
żołnierzem, wagabundą, który włóczył się po wojnach i „z niejednego
pieca chleb jadł”. Mikołaj zaś – ubogim pasterzem, który potulnie modlił
się co dnia do różańca. Mówiono o nim, że jest bardzo głęboko religijny i
uczciwy. Takiego człowieka trzeba było ufolom – na swą ofiarę od teraz
wybierali zawsze głęboko religijnych, którzy bez zająknięcia będą
wykonywać ich rozkazy – Tomasz okazał się propagandowym
niewypałem.

Tym razem „Maryja” nie dała prędko za wygraną, cytuję:


„...przestrzegając zarazem, aby obraz wspomniany z miejsca tego na
ustroniu, bo tylko nad ścieżką położonego został przeniesiony na inne
dla zabezpieczenia go od zniewag niewiernych, które w boru przytrafić
Na krawędzi prawdy 323 © Dominik Myrcik

się mogły i spełniać bez świadków, a następnie bez obawy kary.


Polecenie to i zachęcenie miała ponawiać po kilka razy.”

Kobieta – tym razem (zapewne aby nie wystraszyć pastuszka) przebrana


była za zwykłą wiejską kobietę, tyle, że niezwykłej urody. Poinformowała
Mikołaja, że jak natychmiast ludzie się nie nawrócą, to będą padać jak
muchy i dorzuciła „zwłaszcza niech ludzie modlą się na różańcu,
rozważając życie i mękę Pana Jezusa”.

Powiem Wam szczerze – zgłupiałem już zupełnie – ufole bowiem


podszywając się pod Jezusa i Maryję – niemal nigdy nie wspominają o
tym jedynym Bogu-Ojcu, czyli faktycznym Bogu Wszechświata, który
wszystko stworzył, ale wmawiają i nakazują ludziom modlitwy do
różańca, obrazów i figurynek.
Ich posłanie jest bezczelnie szatańskie – dla mnie bowiem brzmi
ono tak: „ty głupi staruchu, lepiej się postaraj, żeby ludzie nam
naładowali różańce i obrazy, bo jak nie, to my was zarazimy chorobą i
wybijemy was co do nogi”. Ufonautki przy tym umiejętnie prowadzą grę
rzekomej boleści i smutku – wywołując potężne uczucia litości i wstydu u
nawiedzanych.
Ale mało tego! „Litościwa Pani” – Mikołajowi pokazuje NOWY
różaniec! Różaniec składa się z 15 a nie z 5 dziesiątek!

Mikołaj jednak bał się ludzi, żeby go nie wyśmiali i nie poinformował ich o
poleceniach „Maryi”. Kiedy Piękna Pani przyszła do niego znowu –
zganiła go, że nie informuje ludzi o nakazie i powiedziała, że już nie
może utrzymac sprawiedliwej ręki Syna i że go błaga o odwołanie kary.

„Niech ludzie – mówiła dalej Maryja – odmawiają różaniec i błagają Boga


o miłosierdzie. Ty zaś chodź po całej okolicy i zbieraj ofiary na Msze św.
przebłagalne. Niechaj wszyscy, nawet najbiedniejsi, złożą jałmużnę. A
kapłani niech odprawiają święte ofiary na uproszenie u Boga odwrócenia
wiszących nad występnymi kar i chorób.”

Dalej nie chce mi się wierzyć konfrontując słowa rzekomej Maryi z


informacjami na temat Prawdziwej Maryi – która miałaby od
najbiedniejszych wyrywać ofiarę i kazać kłaść na kościół obowiązek
mszy przebłagalnych.

Dalej owa istota ciągnie: „Mikołaju, usilnie staraj się, aby ten obraz był
uczczony i zabezpieczony przed zniewagami niedowiarków. Niech cały
naród jak najszybciej czyni pokutę, a sam Bóg poprowadzi go drogą
krzyża i chwały.
Na krawędzi prawdy 324 © Dominik Myrcik

Podkreślamy fakt, jak bardzo zależy tym istotom na czczeniu rzeczy


materialnych – tak naprawdę, jedynym wspomnieniem o Bogu jest
sprawa, że owa Maryja tylko mówi, co ten Bóg już zrobi – a nie, jak się
do niego modlić.

Jednak najważniejszym fragmentem, jak dla mnie super-wymownym i


nie pozostawiającym cienia wątpliwości, że to UFOnauci wysyłali za
każdym razem swojego posłannika dla uzyskania konkretnych efektów,
przemawia podczas kolejnego objawienia.

„I nagle, jak gdyby nowe słońce zapaliło się nad całym lasem. Pasterz
odwrócił się i ujrzał jakby iskrzącą się promieniami światła kulę, która z
błękitnego nieba spływała nad lasem i zatrzymała się między drzewami
na pagórku. Światłość zaczęła się zbliżać ku niemu i zatrzymała się tuż
przy drodze.”

Pozostawiam to bez komentarza. Wg mnie jest zbyteczny.

Dalej „Maryja” już bez ogródek sypie Mikołajowi, że to ostatnia chwila i


że jeśli natychmiast kraj się nie nawróci, to będzie strasznie. Ponownie,
już jak gramofonowa płyta powtarza, że do obrazu przyjdą pielgrzymi i że
ludzie zbudują klasztor.
I aby ludzie bardziej uwierzyli – ufonautka...odmłodziła Mikołaja.
Pomimo bowiem strachu przed „Maryją” – Mikołaj odczuwał większy
strach przed ludźmi, dlatego też ufonauci postanowili odmłodzić
Mikołaja, żeby wszyscy mu uwierzyli. „Jakaś dziwna moc i niezłomna
odwaga wstępowały w niego”. Takie same urządzenia, zwane TRI
trzeciej i czwartej generacji posiadają ufole. Są to wzbudniki uczuć –
można generować w człowieku wszelkie uczucia, jakie tylko sobie
można wyobrazić.
Dalej opowieści o Licheniu podają, że ludzie gdzieś mieli
napomnienia Mikołaja i chodzili do knajp, barów, nierzadko panny topiły
nieślubne dzieci – w ogóle degeneracja i zgnilizna moralna. Na Polskę
spadły więc choroby (epidemia cholery), wojny, głód itd.

Rzekoma Maryja strasznie coś ponagla Mikołaja – twierdząc, że już


dłużej nie utrzyma „ręki syna”.
Szczerze powiem: nie za bardzo chce mi się w to wierzyć. A to z
tego powodu, że z daleka już czuć smród szatańskich pasożytów.
Znając ich metody i wiedząc, że ufole nienawidzą szczególnie
Polski i Polaków - nienawidzą ludzi w ogóle, dlatego też wystarczy ich
słowa zamienić w fakty i zamiast „kary” zamienić słowo na „zemstę”.
Na krawędzi prawdy 325 © Dominik Myrcik

Ufole, kiedy mają zamiar osiągnąć jakieś korzyści, spoglądają w


przyszłość i kiedy widzą nadciągającą katastrofę to faktycznie wcale nie
chcą Nas ratować, tylko starają się jak najszybciej i jak najwięcej
wyciągnąć dla siebie korzyści – totalnie nas olewając! Twierdzę, że tak
naprawdę ufole/diabły od początku odstawiły szopkę z objawieniami
Lichenia – tyle, że im nie wyszło. Zastąpili więc Tomasza Kłossowskiego
Mikołajem Sikatką. Ufonauci zazdrośnie strzegą swoich tajemnic! Za
darmo nic nie dają ludziom – więc oczekiwali, że wystarczą słowa
Mikołaja a ludzie będą nabijać (prawdopodobnie) ich wizerunki energią
moralną. Trick się jednak nie udał, bo Mikołaj się bał ludzi. No więc rzucili
wszystko na jedną szalę – odmłodzili go. Przy tym proszę zauważyć –
JAK BARDZO Ufonauci zazdrośnie strzegą swoich tajemnic przed
innymi ufonautami – też przecież rabującymi od nas. Kiedy bowiem
jasnym się stało, że ufonautka „maryja” nic nie wskóra – poproszono
inną ekipę z wehikułem 3 generacji – wehikułem czasu. Inna bowiem
istota zbliżyła się do Mikołaja (nie ta sama, która aż do znudzenia
nakazywała mu modlitwę do różańca). Mikołaj zobaczył
najprawdopodobniej wehikuł 3 generacji (pomarańczowo-złota, idealna
kula, podwójnej średnicy niż statek fizyczny). Cóż tu mówić o nas,
ludziach – skoro ekipa wyżej zaawansowana nie wypożyczyła statku
„oryginalnym” objawicielom, tylko podstawiła wszystko swoje. Skoro
między sobą nie ufają – to jak żesz mają traktować ludzi.
Swoją drogą, ciekawe, że Prawdziwa Maryja nie miałaby wpływu na
Jezusa-Syna i że On, wcielenie miłości na prośbę Matki nie odsunął
„kary” od ludzi. No tak – ufonauci mają ścisłą, opartą na strachu
hierarchię, dlatego też „karząca ręka syna” tak naprawdę zapewne była
jakimś już zniecierpliwionym kapitanem ufoli, o zapewne „diabelskim”
imieniu ‘andantio’, ‘diabolo’, ‘lewiatan’, ‘beelzebub’. Swoją drogą,
ciekawe, że „biblia szatana” nazwę „lewiatan” tłumaczy jako jednego z 4
najważniejszych książąt/diabłów w kulcie szatana. Ciekawe, czy
Czytelnik również zna w Polsce sieć sklepów pod tą samą nazwą.
Ponieważ nie istnieje „przypadek” – założyciel nazwy prawdopodobnie
nie wyznawał wiary w Boga, tylko szatana. Stąd też obecnie kiedy mi już
wiadomo, że Lewiatan (hebrajskie: Wąż z Głębin) to nazwa w której
lubują się sataniści, nie czynię już zakupów w tych sklepach. Ktoś powie:
no, ale to tylko sklep, to przecież śmieszne. Zgadzam się, ale:

nikt „przypadkowo” nie nazwał sobie sieci sklepów – musiała ta osoba


mieć jakieś inklinacje satanistyczno-ateistyczne
nie mogę czynić zakupów w miejscu, które nazwane jest imieniem
szatana/diabła/ufonauty – przecież to z ich powodu cierpi cała ludzkość
Na krawędzi prawdy 326 © Dominik Myrcik

byłoby to wbrew moim poglądom, które wyraźnie starają się poznać


Boga i wierzyć w Boga – nie szatana.
tak trudnej nazwy jak „lewiatan” nikt przez „pomyłkę” nie wymyśla i nie
wprowadza – akurat do Polski (ciekawe, czy Czytelnik wie, że Szatan już
od wieków jakoś upodobał sobie zwalczanie Polskości i Polaków jako
jeden z głównych celów).

Obraz przedstawiający
objawienie Tomaszowi
Kłossowskiemu Matki
Bożej pod Lipskiem w
1813 roku.

II. Objawienia w Fatima, Portugalia – rok 1917.

Objawienia z Fatimy zna prawie każdy katolik (chrześcijanin), w tym


i ja. Wszyscy ze zniecierpliwieniem oczekiwali na tzw. 3 tajemnicę
fatimską (jej ujawnienie), niezliczone publikacje, książki ukazywały się na
jej temat. Kiedy jednak dzisiaj czytam je ponownie, brak w tych
objawieniach przejrzystości, skromności, braku faworyzmu oraz braku
wypełnienia kanonu niejednoznaczności, który właśnie po to został
CELOWO ustanowiony przez Boga po to, aby dać równe szanse
Na krawędzi prawdy 327 © Dominik Myrcik

każdemu, kto na jakiekolwiek zagadnienie spojrzy. Szczególnie, jeśli Bóg


zaplanuje jakiś bardzo wymowny cud, praktycznie w niedługim czasie
musi powstać przeciw-zjawisko temu cudowi albo zaistnieć jakiś fakt,
który podważy ten cud po to, aby nie odebrać energii moralnej (zasobu
wolnej woli) wszystkim skonfrontowanym. I tak: jeśli jakiś znak
przypominający Maryję pojawi się na szybie (często się to dzieje w
Polsce), zawsze istnieje tyle samo powodów i dowodów, że jest to wynik
zadziałania czynników fizyko-chemicznych, które akurat w taki sposób
wytworzyły wzór przypominający twarz Matki Boskiej. Dlatego
zalecałbym troszkę ostrożności do bezgranicznych modlitw wobec
wszelkiego rodzaju obrazów, dewocjonalii. Co nie oznacza, że nie
można się modlić np. do cudownego obrazu Matki Boskiej
Częstochowskiej albo innych, o których wiadomo, że czynią cuda. Lecz
ciągle trzeba pamiętać o Bogu-Ojcu, który – jak by na to nie spojrzeć –
stworzył to wszystko dla Nas, ludzi. Z tego i innych względów raczej
polecałbym aby nie bezmyślnie klepać paciorki i modlić się do tylko i
wyłącznie do jednej istoty (Maryi, Jezusa) ale na podstawie ich życia
opisanego w Biblii wyciągać wnioski z ich dobroci, życia i raczej prosić o
siłę, mądrość, którą zapewne wykazywała Święta Rodzina. Zamiast
bezdusznie i flegmatycznie zawodzić przed szybą na której niedawno
pojawił się ślad przypominający Maryję, rozpocząć refleksję duchową
nad Jej życiem i prosić Boga o siłę Maryi, zamiast na odwrót. Niestety,
tradycja w Polsce nieco zboczyła z kursu i przerosła formę nad treścią –
zamiast w poszanowaniu praw religijnych żyć w zgodzie z tradycją –
obecnie w Polsce w większości rodzin, to tradycja, sztuczne, nawet
nieco zabobonne dogmaty kościelne stały się podstawą formy życia
religijnego. Dowodzi to z ogromnej rzeszy, wręcz niezliczonych i
raportowanych i przypadków – a znanym wszystkim Polakom faktom, że
większość bandziorów, morderców, krzywdzicieli, zgodnie zasiadają przy
wigilijnym stole, dzielą się opłatkiem – nazajutrz zaś, dalej popełniają
swoje niecności. Wielu katolików czyni tak wielką krzywdę innym
katolikom, że to się w głowie nie mieści. I nie zwalajmy teraz na to, że w
Polsce są Murzyni, innowiercy, Arabowie – jak to pokazuje codzienne
życie to chrześcijanin chrześcijaninowi wrogiem! A tamci zazwyczaj
(aczkolwiek znam wyjąti) są cisi, spokojni, chcą tylko dobrze i pogodnie
żyć. Tak tak, drodzy Polacy – to ten Twój sąsiad Jaś Kowalski zwinął Ci
żonę sprzed nosa, a nie Jusuf Terefere (czy jakiś inny). To sąsiadka
goniła sąsiadkę z grabiami po placu – i to sąsiad sąsiadowi spalił z
zawiści stodołę, nie kto inny. Bardzo wiarygodny (chociaż dość brutalny)
fragment filmu „Dzień Świra” z Markiem Kondratem w roli głównej
pokazuje dosyć zwariowane perypetie mężczyzny w średnim wieku,
który wychodzi na balkon, gdzie całe osiedle modli się, można tak
nazwać, parodią modlitwy „ojcze nasz, któryś jest w niebie...”. Dosyć
Na krawędzi prawdy 328 © Dominik Myrcik

wulgarne słowa, niestety, oddają w znacznym stopniu rzeczywistość


codziennego życia w Polsce. Zrymowane słowa, proszące aby święci,
bóg i aniołowie „dop....li” sąsiadowi, aby jego córka „poszła z czarnym”,
aby dostał „cegłą w łeb” aby żona go opuściła. Cała modlitwa trwa
zaledwie 2-3 minuty – ale w niej uchwycone są codzienne zachowania
przeciętnego Polaka – zawiść, niesamowita głupota i służalczość nawet
samemu diabłu dla pieniędzy, zadrość itd.
Jeśli sądzicie, że to co opisuję powyżej jest głupotą, nieprawdą i
bezczelnym kłamstwem – proszę tylko spróbować dostać się do szpitala,
załatwić cokolwiek w przeciętnym polskim i publicznym urzędzie, dostać
kredyt w banku, poprosić o pomoc służby publiczne albo najzwyczajniej
przeczytać poranne gazety. Wtedy to dowiemy się, że lekarze i
pielęgniarki mają dawno gdzieś pacjenta – mało tego! Zabijają
umierającego dla pieniędzy (osławiona polska afera „łowców skór”),
zrzucają odpowiedzialność na innego lekarza, podwładnego, pracownika
– byle nie na siebie. Spróbójmy udowodnić w Polsce ewidentną winę
lekarzowi, prawnikowi, policjantowi – a spotkamy się z murem milczenia,
z nagłymi odsunięciami od sprawy i innymi „tajemniczymi” wynalazkami
staczającej się, zdemoralizowanej pseudodemokracją Polski.

A co najgorsze i najbardziej wredne w tym wszystkim – naukowcy,


lekarze, księża, politycy...wmawiają Nam – że jest coraz lepiej. Czy to nie
jest przewrotna parodia tych okrutnych poddanych szatanowi? Wszyscy
widzimy, jak co chwila ktoś manipuluje przy genach, że co chwila mamy
nowe „ptasie grypy”, „BSE”, „Aids”, „Ebola” – że praktycznie ludzkość w
niesamowitym tempie stacza się w dół. A ci kretyni Nam ciągle
wmawiają, że jest super. Politycy starają się dopchać do koryta
zachowując się jak świnie. A bo Szanowny Czytelnik nie wie, że istnieją
dwie kategorie świń: zwykłe (głupie, zdegenerowane morlanie, chamskie
i płytkie) oraz te bardziej wyrafinowane (chytre, przebiegłe, udające
przyjaciół, używające skomplikowanego i wyrafinowanego języka). Na
przykładzie polityków: ci, którzy dostali się stosunkowo niedawno do
najwyższych szczebli, zachowują się jak ze „zwykłe” świnie. Chamsko
się rozpychają, jak żrą, to mlaskają dookoła (czyt.: jak kradną i kłamią to
zostawiają za sobą najczęściej oczywiste ślady). Biją się między sobą
(czyt.: kłócą się chamskimi odzywkami).
Ci drudzy jednak – są o wiele gorsi, bo oni udają naszych przyjaciół i
za pomocą dobrze nauczonych słówek, wyrytych na pamięć i
wyświechtanych jak stara szkapa zwrotów pseudo-mądrymi słówkami
wykańczają tych „zwykłych” – albo też czekają aż sami się wykończą.
Oni już nie kradną jak zwykły złodziej – tylko w białych kołnierzykach
(ew. w białych rękawiczkach), razem z prokuratorami piją piwo w knajpie,
gdzie nazajutrz ci sami sędziowie i prokuratorzy stwierdzają na sali:
Na krawędzi prawdy 329 © Dominik Myrcik

„sprawę umorzono”, albo wymierzają tak śmieszną karę, że aż


płakać trzeba. Ten drugi gatunek świń można jedynie poznać niestety po
jedynym, mianowicie po owocach ich działania. Kiedy bowiem ci pierwsi
mają oczywiste efekty swojego działania – efekty działania drugich są
ukryte. Jeśli natomiast ich owoce są dokładnie przeciwstawne, co
twierdzili w publicznych debatach, z mównicy sejmowej – a
rzeczywistość w postaci ustaw, które zamiast pomagać miażdżą tych
najbiedniejszych – takich najzwyczajniej w świecie trzeba usunąć ze
stanowiska.
Ech...przerpaszam może nieco za bardzo się rozpędziłem a miało
być o Fatimie, wierzeniach – zeszło na świnie...znaczy...wy wiecie o kim
mówię – bo uczciwi śpią spokojnie. Ale stało się tak z wywodu o obecnej
wyższości tworzenia i celebrowania wszystkiego na pokaz, gdzie forma
(czyli sposób przekazania treści) stał się bardziej istotny niż sama treść.
Ale jak to zawsze bezbłędnie cechowały i nazywały folklor,
przepowiednie i tradycja – w Polsce powstało powiedzenie, które
idealnie pasuje do tej sytuacji: „modli się pod figurą, a diabła ma za
skórą”.

Fatima...czy fatamorgana – pytam się Ciebie i siebie. Co takiego się


przydarzyło młodym pastuszkom w dolinie Cova da Iria, że nie daje to
spokoju – ani prof. Pająkowi – ani mnie. Ano, jak to zwykle bywa, są
pewne istotne dowody świadczące, że to nie Matka Boska się objawiła
wówczas w Portugalii.
Ponieważ już dowodów na pojawienie się tam i książek o Fatimie
jest takie zatrzęsienie – nie będę tu opisywał całego zdarzenia, a jedynie
fragmenty, które skomentuję.

„Mieszkańcy wioski byli ludźmi prostymi” – cytuję rozdział książki ks.


Kazimierza Wilczyńskiego „Znak na niebie”.
Czyż to nie podobieństwo do Lichenia, gdzie „maryja” obrała sobie za
drugim razem bogobojnego pastuszka, który zapewne nie odznaczał się
bystrością umysłu – za to na pewno ślepym posłuszeństwem.

„Dzieci zaś wychowywali w karności i Bożej bojaźni...” – nie wątpię, że


ufole wybierając ludzi zapewne dobrych i wierzących – ale jednocześnie
ciemnych jak tabaka w rogu, których od małego karmione dzieci
zdaniami podobnymi do „bo cię Bozia pokarze”, „bo Jezusek ci rózgą
pupę przemierzy”, zdają się wypełniać doskonale zadanie ufonautów. No
bo jakżesz ktoś, kto lęka się Boga – mógłby jakiekolwiek pytania zadać
„Pannie Maryi”, toż to by był niebywały grzech. A już nie mówiąc o
wątpliwościach, że dzieci mogłyby się zapytać, jaki to cud planuje Maryja
Na krawędzi prawdy 330 © Dominik Myrcik

i dlaczego ukrywa coś przed ludźmi, dlaczego jest nastawiona wrogo do


komunistycznej Rosji (ideowo wówczas kształtowanej przez Lenina).
„Najmilszą praktyką pobożną mieszkańców Fatimy było odmawianie
różańca”.
Jakież to samo podobieństwo, w Licheniu również „Maryja” ‘nagrodziła’
tylko tych, co się modlili na różańcu.
„Ot, zwykłe dzieci zapadłej wioski, umysły proste, otwarte”. „Całą ich
katedrą profesorską były kolana matki. Całym ich obowiązkiem
codziennym pilnowanie owiec ojcowskich”.

Co mówi nam o tym, jak precyzyjnie dobierają ufole pod względem


psychologicznym swoje ofiary. Niemal zawsze są to dobre i wierzące
osoby, dlatego osobiście mi ich żal, że zostały zwiedzione naprawdę
perfidnie.
Dzieci nie umiały pisać, czytać – stąd też nie tylko były nieoczytane,
ale małe, potulne – idealne do przesłania, pod które mogli podszyć się
ufole. Nikt nie zadawał pytań z wiochy zabitej dechami. Jakoś tak
przekornie, zamiast „Maryja” stać się matką wszystkich ludzi, niemal
zawsze wybiera bogobojnych – zamiast tyranów, Hitlera, Stalina,
Mussoliniego – czyż nie większe oddziaływanie na ludzkość miałaby,
gdyby ukazała się tym złoczyńcom? Gdyby Ci nagle zaprzestali walki w
imię Maryi, Boga? Jakież byłoby opamiętanie ludzkości, prawda? Ależ
jasne ŻE NIE!!! Bo ci sami później kierowali Hitlerem i mówili jak trzeba
tworzyć obozy zagłady! Bo tych samych przekazy mówione nam
podpowiadają, że Hitler się ich panicznie bał! Bo ufonauci nie mieli nigdy
celu, ani nigdy też go nie będą mieć aby zjednoczyć ludzkość pokojem –
tylko wprowadzać zasadę „dziel i rządź”, aby wzbudzać wojny. Lepiej zaś
się pokazywać niedouczonym, acz dobrym, pastuszkom, którym
zamknie się usta gniewem Bożym, wpajanym im od maleńkości przez
równie niedouczonych rodziców, którzy dokładnie tak samo jak
większość we wszystkich wiarach na ziemi bez skrzywienia i pytań
akceptuje wszystko, co stwierdza ich religia. Tacy są idealni – Ci, co nie
zadają pytań.

Jednak przed przyjściem „maryi” – miało bardzo ważne zjawisko w


życiu pastuszków – podczas zabawy i pilnowania owieczek, ujrzały
ponad drzewami chmurkę bielszą od śniegu, która dziwnie przeświecała.
Kształt miała jakby człowieka.
W następnych dniach się to powtarzało – coraz wyraźniejsza postać na
chwilkę się pojawiała i znikała.
Wszyscy jednak wiemy, że ten się tylko ukrywa, kto ma coś do
ukrycia.
Na krawędzi prawdy 331 © Dominik Myrcik

Gdyby to miał być wysłannik Maryi, tak jak wierzy się w to obecnie i
wówczas – nie ukrywał by się ów „anioł” ani nie podpatrywał dzieci – a
tym bardziej nie straszyłby ich tym dziwnym zachowaniem.
Daję głowę, że szataństy pasożyci pokazując chmurkę, półpostać
swojego człowieka (aktora, który miał odegrać rolę anioła) musieli
najpierw bardzo dokładnie zbadać miejsce, które wybrali na „objawienia”,
jak zareagują dzieci na ich pojawienie. Ufole zapewne też dostrajali
swoje urządzenia, dokładnie tak, jak to ma miejsce w przypadku
ziemskiego np. koncertu, kiedy próbuje się mikrofony, sprzęt, światła aby
wszystko grało. Dlatego też ufole zapewne sprawdzili, jak działa osłona
dymna z chmurki (dziś jest już absolutnie pewnikiem, że magnokrafty/ufo
mogą wytwarzać dookoła siebie parę/chmurę, która skutecznie
uniemożliwia zobaczenie oryginalne statku).

Uchwycona przez kogoś osłona z mgły wytwarzanej przez ufo. Takie same osłony
wytwarzają ufole przy tworzeniu hoaksów (fałszywych cudów)

Ponownie uchwycony efekt chmury - tym razem poprzec cały proces jej tworzenia.
Zrobione przez szeregowego Stone'a w Forcie Belvoir, w sumie 7 świadków
zdarzenia w roku 1957
Na krawędzi prawdy 332 © Dominik Myrcik

Istota podszywająca się pod anioła ukazała się im jeszcze kilkakrotnie,


ale w końcu przestała – był to rok 1915, a więc dwa lata przez głównymi
objawieniami. Można więc przypuszczać, że ufole bardzo dokładnie
przygotowywali wszystko, co miało wchodzić w skład objawienia, czyli
miejsce objawienia, reakcje dzieci – oraz przecież przygotowanie
wszystkiego wręcz perfekcyjnie, łącznie z całą otoczką propagandy.
Prawdziwa Maryja, nie tylko, że nie potrzebowałaby żadnego
wysłannika, ale nie skradałaby się jak złodziej i nie kazała podglądać
dzieci. Kiedy rok później ten sam „anioł” postanowił je już przyzwyczaić
do swojej osoby – objawił się ponownie dzieciom, jako półprzezroczysta i
prześwietlona słońcem postać. Kiedy się do nich zbliżył powiedział, że
jest Aniołem Pokoju – skądś mi to znane...a no właśnie! Dokładnie ta
sama formuła używana jest przez diabłów/ufonautów uprowadzanym
ludziom, którym świadomość nie jest wymazywana (np. Panu Andrzejowi
Domale) i nazwają siebie Konfederacją Pokoju. Jakże zwodniczo i
perfidnie – ale w każdym przypadku dokładnie odwrotnie od
rzeczywistości.
Po co więc „anioł” ukrywał się przez rok a dopiero później, kiedy już
wszystko było zapewne przygotowane jego szefowie zezwolili mu na
pokazanie się dzieciom.
Podczas pierwszego spotkania „anioł” nauczył dzieci modlitwy.

Pewnego dnia, podczas zabawy w ogrodzie Łucji, Anioł zganił je: „Co
robicie? Módlcie się! Módlcie się wiele! Najświętsze Serce Jezusa i Marii
mają względem was zamiary pełne miłosierdzia”.
No – nie wiem, czy tak można nazwać (miłosierdziem) działania
rzekomego Jezusa i Maryi wobec dzieci, które wycieńczone chorobami
zmarły w katuszach, do dziś tylko Łucja (najbardziej pokorna wobec
zaleceń „Maryi”) żyje [niestety zmarła w 2005 roku].
Podczas tego samego objawienia „anioł” już im mówi, że mają się jak
najwięcej modlić i dodaje „przyjmujcie i znoście cierpliwie cierpienia,
które Bóg dopuszcza”.

Co dziwne: za każdym razem „anioł” i rzekoma Maryja nakazuje się


bezgranicznie modlić i od razu przestrzega „będziesz cierpiał ale się nie
martw”, tak, jakby prawdziwy Jezus, Bóg i Maryja komukolwiek zrobiliby
krzywdę i dodatkowo modlitwie nieustannie musi towarzyszyć cierpienie
– a ci, co dotykani są przez „objawienia” już z góry muszą cierpieć.

W dosyć cwany i perfidny sposób ufole odciągają ludzi za pomocą


objawień w Fatimie od Prawa Bumerangu, które stwierdza, „to, co
uczynisz innym, ktoś uczyni i Tobie”. Otóż wiadomym dla totalizmu jest,
Na krawędzi prawdy 333 © Dominik Myrcik

że kluczem zrozumienia Praw Bożych jest zrozumienie Prawa


Bumerangu. Wiedzą też o tym ufole, dlatego wmawiają dzieciom, że to
oni muszą się modlić za grzeszników i to oni muszą przyjmować za nich
cierpienia, co w podtekście tłumaczone jest, że ci co grzeszą to
faktycznie nie cierpią, a ktoś za nich ma się modlić i basta – co zrzuca
odpowiedzialność na kogoś innego.

„Nagle jakiś dziwny grzmot i błysk zwrócił ich uwagę”. „Rzeczywiście


błyszczały nad nim jakieś dziwne światełka i małe, jasne obłoczki.”

Pozostawiam ten fragment do oceny Czytelnika, gdyż dla mnie jest on


jasny jak słońce i zgniły jak diabły/ufonauci.
Istota, która później podążyła ku nim, nie miała więcej niż 17 lat. I tak
samo jak „anioł pokoju” zaczęła od słów „nie bójcie się”. Czy ktokolwiek,
kto widziałby po raz pierwszy Prawdziwą Maryję mógłby się jej bać?
Przecież to uosobienie dobra i Bożej miłości. A w pierwszych odruchach
dzieci chciały wiać i to pędem.
I ta sama, smutna postać, bez chociażby leciuchnego uśmiechu,
posępna, ubrana znowu w zbytkowe fatałaszki typu: złote sznury, koronę
na głowie, bielusieńki płasz itd.

Poza tym – jaki cel miałaby Prawdziwa Maryja, żeby podczas tylu
dziesiątek objawień ukazywać się za każdym razem inaczej? Dlaczego
jednym pokazuje się jako 15-17 latka innym jako dorosła kobieta, za
każdym niemal razem inaczej ubrana, inne cechy twarzy itd. Po co
powstawało by tyle jej wizerunków – zamiast tego jednego,
prawdziwego?

Dodać trzeba, że Jezus i Maryja żyli 2000 lat temu, byli


dalekowschodnimi Żydami z ciemną karnacją skóry, z prawdopodobnie
czarnymi, poskręcanymi włosami (lokami).
Dzisiaj Kościół wykreował ich na zupełne przeciwieństwo najbardziej
prawdopodobnego wyglądu. Dzisiaj Maryja i Jezus to nawet blondyni z
niebieskimi oczami – wyjątkiem jest tutaj jako jedyny z nielicznych
wizerunków Czarna Madonna. Reszta przedstawia ją jako młodą, białą
dziewczynę.
Jeśli ktokolwiek chciałby się podszyć pod Nich, to przyjąby właśnie taki
najbardziej popularny wygląd. To jest bardzo poważny dowód na to, że
ktoś (my wiemy kto) się podszywa pod Jezusa i Maryję.

Po pierwszym widzeniu Zjawy, ani Hiacynta ani Franek nie wiedzieli, co


mówiła do Łucji Pani.
Na pytanie Łucji: „Jak to, to wyście nic nie słyszeli”?
Na krawędzi prawdy 334 © Dominik Myrcik

Franek: „Nawet nie zauważyłem, by Pani porusziała ustami.


Wiedziałem tylko o twoich pytaniach”.

„To ja również wszystko słyszałam dokładnie – tylko Franek nic nie wie” –
dodała od siebie mała Hiacynta.

Ta „miła, dobra i kochająca” Zjawa jakoś nie lubi Franka – na początku


mówi dzieciom, że wszystkie pójdą do nieba, tylko Franciszek musi się
dużo modlić, tylko Franciszek też nic nie słyszał. Ciekawe, czy dobry i
spokojny Franciszek zadałby na początku jakieś pytanie, na które
pokrętna postać nie chciała odpowiedzieć, że się tak bała małego
Franka?
Podczas drugiego objawienia w dolinie Iria pojawiło się około 60 osób z
Fatimy, nikt bowiem nie wierzył pastuszkom i przez cały miesiąc, aż do
13 im urągano i wyśmiewano.

Zjawa znowu stawia warunek: „później wam powiem, czego żądam od


was”.

Mamy więc kolejny dowód „miłosierdzia” owej istoty – żądanie!


Oczywiście Franek nie słyszał słów Pani.
Zebrani ludzie widzieli, jak podczas pojawienia zjawy gałązki dębu się
ugięły – czyżby napęd magnetyczny odchylał gałązki dębu tak, jak
przyłożenie biegunów jednoimiennych odpycha zbliżone do siebie
magnesy?

„Najwyraźniej zauważono, że z chwilą skończenia wszystkiego liście i


gałęzie dębu pochyliły się w pewnym kierunku, jakby muśnięte mocno
krajem jej płaszcza”.
Ha, mamy więc dowód, że „Maryja” – nie była znowu taka „boska”,
skoro nie potrafiła NIE wywołać żadnego ubocznego zjawiska – uginane
polem magnetycznym gałązki – a potem od napędu poruszone liście
mówią same za siebie.

Następne zjawienie również nosiło wydatnie cechy działań ufoli.


Wszyscy bowiem widzieli mały, biały obłoczek. Zmniejszył się również
blask słońca, oraz powietrze się ochłodziło! Ano, zapewne tak było,
skoro magnokraft w trybie soczewki magnetycznej może nie tylko być
niewidzialne, ale przechwytywać wiązki promieni słonecznych, co
obserwatorowi jawi się jako „przysłonięcie słońca ale nie wiadomo czym”.
To tak, jakby słońce zbladło (zmniejszyła się jego intensywność), bez
wyraźnego obiektu, który to słońce przysłania. Kiedy w Hiszpanii
obserwowałem zaćmienie słońca (około 60-70%) zauważyłem dokładnie
Na krawędzi prawdy 335 © Dominik Myrcik

to samo zjawisko, tyle, że wywołane zasłonięciem Księżycem. Kolor


promieni był taki sam – ale jasność o wiele mniejsza. I gdybym nie miał
specjalnego szkła przez które mogłem oglądać zaćmienie nie
wiedziałbym co tak właściwie przysłoniło słońce.
Jak wielki był ów wehikuł który przysłonił słońce? Nie wiem, jak
wielka jest dolina Iria, ale skoro ludzie odczuli oziębienie powietrza (na
skutek zablokowania promieni słonecznych przez soczewkę
magnetyczną), to znaczy, że najprawdopodobniej nie był mniejszy od
typu K9 – czyli około 280 metrów średnicy. Najprawdopodobniej jednak
był to typ K10 – czyli 561 metrów średnicy.

Łucja, targana wątpliwościami i logicznymi wywodami tamtejszego


księdza, że Bóg nie ma tajemnic przed ludźmi, tylko diabeł, w końcu
podczas następnego spotkania 13 lipca oburzona i zniecierpliwiona
spytała:

„Jakie jest Twoje imię, Pani? Powiedz je nam. Uczyń również cud, by
wszyscy poznali, że prawdziwymi są Twoje zjawiania, i by uwierzyli”.

Na to Pani odparła:

„W październiku wam powiem, jak się nazywam i czego chcę od was.”

Tak samo postępuje szatański Sai Baba, który chce uchodzić za


duchowego przywódcę, jednakże „zbiegami okoliczności” czasami mówi
on choremu „i tak byś umarł”, a niektórych leczy. Oczywiście wiąże się to
z zapytaniem swoich szefów z UFO, których tak jak Hitler zapewne
panicznie się boi i pyta o każde „cudowne” uzdrowienie – a raczej
ewentualne skutki negatywne, które mógłby wnieść uzdrowiony dla ich
przyszłych celów. Dlatego też telepatycznie pyta przełożonych, czy może
uzdrowić chorego, a jeśli nie, to ma gotową wymówkę.

Istota podająca się za Maryję, faktycznie nie postępuje jak Maryja. Jakiż
bowiem cel miałaby Maryja w ukrywaniu swego imienia i w zrobieniu
cudu w dniu ukazania się? Ale my wiemy, że strachliwi ufonauci, żądzeni
reżymem jeszcze straszniejszym niż najstraszniejsze reżymy znane nam
na Ziemi (hitleryzm, stalinizm), muszą nieodzownie wszystko robić pod
dyktando szefów. Dlatego też „Maryja” podała odległą datę, aby dać
szefom czas na wykombinowanie czegoś, co zamknie usta ludziom.
Na krawędzi prawdy 336 © Dominik Myrcik

„Mam zakazane mówić o tym komukolwiek” – tylko Łucja dostąpiła


„zaszczytu” bycia poinformowania o czymś zapewne strasznym. Kolejny
zakaz.
Oczywiście po odejściu Maryi powietrze wróciło do normalnej (upalnej)
temperatury a obłoczek zniknął.

Dzieci zostały porwane do starosty w Ourem, który przymusem chciał


wmówić, że dzieci nie widzą Maryi tylko sobie wszystko wymyśliły. Kiedy
nie przybyły 13 sierpnia na spotkanie z Istotą, owa Pani pojawiła się w
Valinhos, 19 sierpnia. Kiedy „Najświętsza Panienka” żaliła się na los
dzieci, powiedziała, że za to, że ludzie są tak wredni i źli, zapowiadany
cud będzie nieco mniej okazały.

Ciekawi mnie bardzo, czy Maryja byłaby aż taka złośliwa, że zamiast


właśnie zrobić jeszcze większy cud, aby rozmiękczyć serca
zatwardziałych grzeszników, twierdzi, że za karę cud będzie mniej
okazały.
A ja wierzę, że po prostu ktoś z szefów nie zgodził się na pierwotną
wersję cudu (w stworzenie którego zapewne byłyby zaangażowane
większe i lepiej przygotowane wehikuły). Możliwe, że „cud” byłby dużo
cięższy do zrealizowania technicznie i nie chciało im się babrać z
zabezpieczeniem tego cudu przed niechcianymi skutkami ubocznymi.

Podczas tego objawienia, „Maryja-materialistka”, poleca dzieciom ofiary


złożone przez pątników złożyć na „uświetnienie” nabożeństw maryjnych
(czyli po prostu na zbytki...) a część na zbudowanie kaplicy w dolinie Iria.
Jestem dogłębnie przekonany, że Matka Teresa z Kalkuty ze
zdziwieniem zapewne czytała te słowa, bowiem na Ziemi jest tyle
problemów, głodu, niedostatku, wojen, dlatego tym dziwniejsze jest, że
Maryja w ogóle poleciła dzieciom oddanie pieniędzy na tak prozaiczne
rzeczy jak budowa kaplicy.
Ale ufole i owszem: mają w tym korzyść, bo w takiej kaplicy ludzie
zostawiają...no właśnie – i po raz któryś z rzędu to tajemnicze pytanie,
na które postaram się odpowiedzieć po analizie „objawień”, czemu
ufonauci podając się za Maryję lub Jezusa nakazują, nawet pod groźbą
śmierci, niedostatku, chorób, budowanie kaplic, modlitwę niemal tylko i
wyłącznie do różańca lub obrazów?

Zjawiska indukowane przez istotę podającą się za Maryję za każdym


razem pasują do tych wywoływanych przez zaawansowane magnokrafty
2 i 3 generacji.
Na krawędzi prawdy 337 © Dominik Myrcik

13 września 1917 roku, Łucja poprosiła o uzdrowienie kilku chorych


„Maryja” odrzekła : „Kilku z nich wyzdrowieje, ale nie wszyscy, ponieważ
Zbawiciel im nie dowierza”.

Że też Kościół i jego hierarchowie w ogóle zinterpretowali takie słowa


jako słowa przekazane przez Jezusa (Zbawiciela) jego Matce, Maryi.
Toć przecie ten sam schemat powiela Sathya Sai Baba, wspomniany
przeze mnie wcześniej. W Biblii Jezus nigdy nikomu nie odmawiał
uzdrowienia, chyba, że było ono na pokaz lub podstawione przez
faryzeuszy. Nawet nie wiedząc o tym, jakaś kobieta dotyka Jego szaty,
bo uwierzyła w Jego moc. A tutaj proszę: selekcja z bardzo dziwną
wymówką, pasującą idealnie do pasożytów z ufo. Ten Zbawiciel, który
wie wszystko i jest nieskończoną miłością komuś nie dowierza? Przecież
On wie wszystko – stąd też powinien znać przyszłość! A tutaj „nie
dowierza” – nie dowierza oznacza w języku ufonautów „nie możemy ich
uleczyć na pokaz, bo po spojrzeniu w przyszłość ludzie ci w jakiś
sposób odnotowalnie przeszkodzili Nam okupowaniu ziemi, albo też
powiązania Karmy są na tyle skomplikowane, że nikt nie chce na
siebie przyjmować odpowiedzialności za jej wywołanie”.
Czytelnik już w mojej książce napotkał opis, jak głupiemu
amerykaninowi Joe na pokładzie ufo przerzucono karmę za gwałt.
Przerzucanie karmy jednak jest tylko możliwe, jeśli dana osoba
zgadza się z nią. A to nam mówi, że nie będzie można przerzucić karmy
morderstwa na człowieka, który jest uczciwy, dobry, bardzo moralny i
kiedy w telewizji, prasie, radiu, życiu styka się z pojęciem morderstwa
czuje odrazę, współczucie dla ofiary. Osobie, która oglądając gwałty
wzburza się za niemoralne postępowanie, która aktywnie przeciwstawia
się takim przestępstwom – ciężko byłoby zaaplikować takie zdarzenie,
na które owa osoba się psychologicznie i fizycznie nie zgadza.

Co jednak z tym Franciszkiem? W książce „Apele Orędzia


Fatimskiego” oraz pamiętniku Łucji, sama siostra Łucja opisuje
zachowanie, charakter zarówno jej samej, Hiacynty jak i małego Franka.
Po dokładnym przeanalizowaniu zachowania Franka, widać wyraźnie, że
jego życie nosiło w sobie zaczątki życia t o t a l i z t y c z n e g o.
Obydwie małe dziewuszki, w skrócie podając (nieco spłycam relację)
raczej zajmowały się strojami, fatałaszkami i dziecinnymi zabawami
(sama s. Łucja to przyznaje). Ona to też w ww. książce podkreśla
wymownie, że Franek był inny. Był spokojny, stanowczy, NIE ulegał
emocjom, chwilowym stanom wzburzenia. Dziewczynki łatwo ulegały
emocjom, chwilowym uniesieniom ducha, miały chwiejną postawę
emocjonalną. Franek, wolał modlitwę na uboczu, w samotni.
Dziewczynki uganiały się za modą. Franek miał godne naśladowania
Na krawędzi prawdy 338 © Dominik Myrcik

postawy moralne: kiedy jego matka zabroniła mu wypasanie owiec z


jedną z dziewczynek, o której wiedział, że bardzo lubiła przebywać w
jego towarzystwie, powiedział coś w rodzaju, że nie chce nikomu wadzić,
ale wie, że jej sprawiało przyjemność wypasanie owiec akurat z nim i że
jeśli nikomu to nie przeszkadza, chciałby jej sprawić przyjemność,
pomimo tego, że ma coś do zrobienia w domu, co mógłby zrobić później.

Kolejnym dowodem, że w objawieniach w Fatimie brały udział cywilizacje


ufonautów (czyli okupujących nas kosmitów) jest fakt, że w jednej z
publikacji, które opisują całe zdarzenie wyraźnie w pewnym momencie,
kiedy dzieci kończą modlitwę, budzą się jakby z letargu i stwierdzają, że
już jest późne popołudnie! Co wydatnie wskazuje na fakt, że ufole
mieszali tam magnokraftami 3 generacji (zapewne aby dokładnie
wtłoczyć, przebadać i nastawić odpowiednio dzieci do faktu pojawienia
się istoty, która nazwała się Niepokalanie Poczętą). Dzieci bowiem dosyć
zaszokował fakt, że po wybudzeniu ich z hipnozy (co dzieci wytłumaczyły
sobie jako długą modlitwę) była już późna godzina popułudniowa.

Dzieci, jak wiemy, nie są nawykłe do obserwowania i przyjmują niemal


wszystko emocjonalnie – dlatego też fakt, że podbródek istoty jest
przepołowiony (tj. wygląda u UFOnautów jak miniaturowy, ludzki tyłek)
nie został przez nie zauważony, bądź zmarginalizowany. Jednak ja
dotarłem do fotografii, które ukazują wklęśnięcie podbródka ufonautki,
choć nie tak wydatnie jak u męskich ufoli.
Na krawędzi prawdy 339 © Dominik Myrcik

Rys. Gdyby
prawdziwa
ukazała się
ludziom,
wątpliwym jest,
że jej ubogie,
cnotliwe oraz
pełne wyrzeczeń
życie na Ziemi,
jako cierpiąca
Matka Boska
odzwierciedlało
by się w szatach
przeplatanych
złotem, perłowym
różańcu oraz
ozdobnych
klamrach.
Zauważ, że
artysta, który
tworzył tę figurę,
zamiast
przepołowić jej
podbródek
stworzył tylko
wklęśnięcie.
Na krawędzi prawdy 340 © Dominik Myrcik

Rys. Powiększenie wklęśnięcia brody


istoty z Fatimy – wyraźnie widać, że
wklęśnięcie jest odnotowywalne przy
powiększeniu.
Na krawędzi prawdy 341 © Dominik Myrcik

Rys. Na zdjęciu powyżej widać wyraźnie, że fotograf nieświadomie uchwycił komorę


oscylacyjną 2 generacji – tj. wehikułu telekinetycznego.
Na krawędzi prawdy 342 © Dominik Myrcik

Rys. Wyraźnie widać powyżej ośmioboczny zarys komory, pracujący w trybie


najprawdopodobniej strumienia zewnętrznego – nieco z lewej widać „promyczki” –
ciekawe, jak ufole uzyskali ten efekt.

Rys. Maksymalne zbliżenie


komory, która
najprawdopodobniej została
uchwycona na zdjęciu.
Wyraźnie widać białą otoczkę
(światło jarzenia
telekinetycznego). Zdjęcie
powiększono i zwiększono
kontrast.
Na krawędzi prawdy 343 © Dominik Myrcik

„I choćby przyszło tysiąc atletów i każdy zjadłby tysiąc kotletów – to


nie udźwigną, taki to ciężar..” – znany cytat z Lokomotywy Juliana
Tuwima jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Mówi on nam o tym, że po
pierwsze siła fizyczna nie zawsze się zdaje i że jeśli ktoś nie chce – to i
tak do niego nie trafią „przypadki”, które zaistniały w tych objawieniach.
Wnioski z tych objawień nie napawają optymizmem. Wiem, że
obiecałem w miarę pospinać wszystkie objawienia i przedstawić
końcową puentę (czy pointę, jak kto woli) – chociaż nie! Puenta, to
zaskakujące, ciekawe i w miarę nieprzewidywalne zakończenie wersetu,
wypowiedzi, morału etc. A tutaj mamy właściwie same nasuwające się
wnioski, chociaż bardzo smutne. Moim zdaniem ufole za każdym razem
przy objawieniach wydatnie Nam wmawiają, że należy się modlić do
różańca, obrazów, wizerunków – bardzo zręcznie pomijając istotę Boga,
bądź marginalizując ją i spychając na niewłaściwe tory myślenia i
postrzegania Boga. Pytanie, które ciśnie się na usta brzmi: dlaczego, w
jakim celu ufole mylą nasze postrzeganie Boga i dlaczego w sposób
wyjątkowo perfidny (odwołując się do Rodziny Bożej, Maryi, Jezusa)
manipulując naszą modlitwą, wiarą uzyskują dodatkowe zyski z
rabowania naszych energii.
Energia moralna (zwow – zasób wolnej woli) przepełnia każdego
człowieka – jej wielkość jest zależny od jakości moralnej życia danego
człowieka – oczywiście ufole niewolniczą nas, by móc m.in. tę energię
rabować. Energię tę również możemy przekazywać obiektom trwałym –
jak drewno, drzewo, inny człowiek (np. poprzez współczucie i
miłosierdzie) – dlatego też, wizerunki ufonautów są w stanie czynić cuda
– właśnie poprzez liczne modlitwy wiernych i ciągłe „ładowanie” takiego
obrazu (różańca) odpowiednim, ponadprogowym poziomem uczuć. Ufole
doskonale o tym wiedzą, dlatego też od zarania dziejów, kościoły oraz
przykościelne cmentarze są miejsem legend o duchach, zmorach,
wampirach, sukubach, krasnoludkach, zjawach itd. Ufole bowiem,
czerpiąc darmowo energię z naładowanych przedmiotów sakralnych
uzyskują dodatkowe źródło energii. Ileż to razy słyszeliśmy o jarzących
się „wampirach”, których oczy i zęby świecą w nocy – a jeszcze więcej o
duchach na cmentarzach, kryptach itd. Ufonauta, szczelnie zakryty
kombinezonem, który nie przepuszcza pola magnetycznego bardzo
często ma tylko odsłoniętą twarz, gdzie szczątkowe pole telekinetyczne
powoduje fosforyzujące świecenie gałek ocznych i zębów, co poprzez
wieki urosło do niebywałych opowieści na całym świecie.
Biednej, umęczonej ziemiance, Faustynie Kowalskiej, która od
małego dziecka słyszała głosy nakazujące wstąpienie do klasztoru,
również ukazywał się ufonauta – tym razem pod postacią Jezusa,
bezczelnie wymuszając na niej określone zachowania – ufonauci tak
bardzo nas nienawidzą, że kiedy Faustyna chciała okazać komuś swoją
Na krawędzi prawdy 344 © Dominik Myrcik

sympatię niosąc bukiet kwiatów, ten ufol, podszywający się pod Jezusa
na chwilę się jej ukazał i nic nie mówiąc zniknął. Faustyna to odebrała,
jako brak posłuszeństwa, bo przecież jak to sobie tłumaczyła, musi być
ślepo oddana Jezusowi i okazywanie zwykłej, ludzkiej sympatii nie
wchodziło w kanony UFOnautów!!! Faustyna podeptała te kwiaty ze
złością – zobaczmy tylko jak przewrotni są ufole: Doskonale znając
prawo bumerangu, ufol nie mógł jej powiedzieć aby zdeptała te kwiaty,
więc tylko się jej ukazał – a to, że ona sama sobie dopisała cały dalszy
scenariusz, przerzuca się tylko na nią, nie na niego.
Cały czas, Faustyna jest tak naprawdę zamęczana – i co gorsza,
wierzy, że to jest dobre, że to Jezus ma jej coś do przekazania.
Oczywiście zgodnie z kanonem ufoli – Jezus nakazuje jej malowanie
swojego wizerunku i pokazywanie go jak największej rzeszy wiernych –
aby ci, ładowali go swymi modlitwami. Faustyna umiera w wieku około
33 lat. Dobijana, zamęczana – co udowadniają jej „Dzienniczki”.
Najbardziej przerażające jest FAKT, że za każdym razem, ufole
wybierają na swą ofiarę osobę bogobojną, uczciwą, nie za bardzo
wykształconą, ślepo oddaną ufolom.
Jednak i tutaj ufole trochę spaprali: kiedy kilkakrotnie Jezus przybył
do Faustyny, ukazał się jej jako niżej przedstawiona postać:

Rys. Faustyna tak opisuje Jezusa, że miał lewą


dłoń na sercu, z którego wybiegały dwa
promienie: niebieski i czerwony – ciekawym
jest, że ufonauta, kiedy promienie świeciły,
dotykał okolic serca – dla mnie jasnym jest, że
dotykał przełącznika owego urządzenia, które
świeciło żądanym kolorem. Ufonauta
oczywiście koniecznie miał brodę, aby nie było
widać przepołowionego podbródka, poza tym,
Jezus się nie uśmiechał, był ponury, stawiał
żądania, nakazywał, zakazywał, był brutalny,
diabelskimi metodami wymuszał na Faustynie
określone zachowania (np. milczące
wymuszenie podeptania kwiatów i ślepe
oddanie się „Jezusowi”)
Na krawędzi prawdy 345 © Dominik Myrcik

Faustyna tak naprawdę nie oglądała Prawdziwego Jezusa, co wyziera aż


nadto z jej Dzienniczków. Znając argumentację, równie ślepo
nastawionych do wszelkich objawień fanatycznych katolików, znajdujemy
argument: „Ale przecież Faustyna sama tego chciała, chciała cierpieć,
jak umierała, to się cieszyła z wiary i posługi Bogu”.
No cóż – jeśli Państwo wierzą, że prawdziwy Jezus, ucieleśnienie
dobra, zrobiłby to, co ufol zrobił Faustynie – mówiąc otwarcie –
zamordował przez wiarę, to jestem w ciężkim szoku.

Wystarczy obejrzeć ostatnio opluwany i spłycany najlepszy film o


Jezusie, film Mel’a Gibsona, „PASJA” (The Passion of the Christ), aby
wiedzieć, jak Jezus ukochał ludzi, jak za Nas cierpiał, umierał.
Środowiska ortodoksyjnych Żydów bardzo się filmowi sprzeciwiają,
twierdząc, że jest za brutalny, że pokazuje tylko ociekające rany Jezusa
– a to kompletna bzdura i nieprawda! Cała reszta hollywoodzkiego
badziewia – wszystkie niemal filmy wstecz od Pasji – pokazują
ZAFAŁSZOWANY obraz Męki Pańskiej. Faktem historycznym jest, że
Jezus był torturowany biczami, pałkami – a że bicze były zakończone
haczykami – to ówczesna rzeczywistość. W poprzednich filmach Jezus
nie był tak wiarygodnie pokazany.
Filmowi zarzuca się, że pokazuje, że to Żydzi zabijają Jezusa, co na
Soborze Watykańskim II zostało cofnięte – od owego soboru, to wszyscy
ludzie są odpowiedzialni za śmierć Jezusa. Oczywiście, że mentalnie,
moralnie, jako grzesznicy, to My jesteśmy winni – jednak fizycznego
zabójstwa, doprowadzenia do skazania Jezusa, woli jego śmierci,
opluwania, bicia, kopania, ranienia – dokonali Żydzi i Rzymianie.
Powiem więcej: jak widzieliście kilkanaście stron wcześniej
morderstwo Jezusa nadzorowali ufonauci – im najbardziej zależało na
Jego śmierci. Przed Piłatem ufole włączyli swoje urządzenia
telepatyczne, do manipulowania zgromadzonymi ludźmi – jak to świetnie
zauważył Piłat, że kilka dni wcześniej witali Go palmami – teraz chcą
zabić? Nie mieściło mu się to w głowie. Ufole przez całą drogę krzyżową
podjudzali ludzi i manipulowali ich poglądami – dopiero Po Jego śmierci,
kiedy niebo zaciągnęło się chmurami, a ich urządzenia zostały
wygaszone, stwierdza tłum „zaiste, ten był Synem Bożym” – cóż za
NAGŁE odwrócenie poglądów, kilkadziesiąt minut wcześniej byli Jezusa
gotowi rozszarpać na kawałki – tuż po Jego śmierci, jakoś większość
wymiękła...

Ludzie, opamiętajcie się: całą naszą przestrzeń życiową zabierają ufole,


depczą Nas, gwałcą, rabują, zabijają najbardziej moralne umysły,
najbardziej moralnych ludzi, postawy. Tylko pozwalają na promowanie
Na krawędzi prawdy 346 © Dominik Myrcik

zła, dewiacji, gnuśności – tylko najsilniejszy, najbardziej chamski i głupi,


ubogi w uczucia ma szansę na wybicie się.
Obecnie w Polsce nabiera to niesłychanej siły: wystarczy spojrzeć
na programy typu „Interwencja”, „Uwaga”, „Sprawa dla reportera” i masę
innych, które ujawniają, jak upadła jest obecnie Polska – mało tego, NIE
ma obecnie wysoce moralnego charakteru, który porwałby Polskę do
walki ze zgrzybiałymi ze starości komunistami, z cwaniakami polskiej
rzeczywistości, z ludzi o których się mówi „inteligentne chamy” –
najbardziej niebezpieczni z nich wszystkich, którzy za pomocą dobrze
wyuczonych frazesów, słownikowych zwrotów – którzy za pomocą
bardzo dobrze zamanipulowanych i przygotowanych pod ich teorie
pseudo-faktów, zdobywają coraz większą popularność.
Jeśli ktoś mi mówi, że Polska to kraj Katolicki – uśmiecham się
niemal szyderczo – bo statystyki mówią, że jest Nas ponad 90 % - fakty
życia codziennego mówią, że Chrześcijan w Polsce jest około 10-15
procent – reszta to nienawykli do myślenia, jakości i pracy Polaczkowie,
którzy narzekają na polityków – robiąc dokładnie to samo, powielając te
same standardy co ci na górze – tylko w mniejszej skali. Odbiciem
Polaczków jest władza u góry – jacy jesteśmy, odzwierciedla rząd za
rządem. Jesteśmy niemoralni, NIEBYWALE głupi – cokolwiek Polaczek
wymyśli jest CENTRALNIE DO DUPY!!! Jesteśmy sprzedajni, nie mamy
wysoko-moralnych postaw w ludziach, niemal każde działanie
przeciętnego Polaczka to myśl, jak by tutaj się szybko wzbogacić,
kosztem innych – zazdrość, pycha i gnuśność – to 3 podstawowe wady
Polaczków.
Michael Caine – brytyjski aktor powiedział, że kiedy Amerykanin
widzi kogoś w Rolce-Roysie, to zastanawia się, jak by tu zarobić, żeby
też takim jeździć – Europejczyk się zastanawia, jak by tu go ukraść, żeby
go mieć.
Polska ostatnio dochodzi do wyżyn tego stwierdzenia. Niestety to
WASZA tępota wprowadza do Parlametnu ludzi, którzy NIGDY nie
zadbają o WASZE interesy. Bo to WY wybieracie ludzi, którzy w
programach się kłócą o to, kto powie jak najwięcej zdań, przy
przekazaniu jak najmniejszej ilości informacji! A im bardziej wyuczone i
skomplikowane zdanie, tym większe poparcie Polaczków – chociaż NIC
z tego bełkotu nie rozumiecie.
Ekipa polityków, z których większość nie wie, jak wyglądają grabie,
widły, czy traktor – czyli ich rączki są nie splamione pracą, a ich umysły
nie zrozumieją ciężko pracującego górnika, rolnika, nauczyciela, bo
nigdy w życiu nic nie robili – oprócz wymyślania sposobów, jak tu
oszukać państwo i obywateli. Ekipa tych obwiesi, po kłótni w sejmie i
przed telewizją, skrzykuje się razem, razem idą na piwo, obiad. Razem
jeżdżą na wakacje – a dla pokazu odstawiają przed Nami teatrzyk niby
Na krawędzi prawdy 347 © Dominik Myrcik

walki o dobry byt – tak naprawdę poklepując się po ramieniu za kulisami.


A że ufole nienawidzą Polski i Polaków – podjudza takich niemoralnych,
wpycha Nas w biedę, nędzę – podsuwa nam polityków, którzy na
początku świetnie się maskują – co w rzeczywistości okazuje się tylko
grą pozorów. Polaczkowie zawsze mają słabą pamięć – wystarczy trochę
przerwy i znowu wybieramy tych gnuśnych, tych, którzy nas oszukali,
zawiedli. Kryją się oni za immunitetem, którego nie powinno być. A kiedy
jedna partia się rozwala – inny polityk, który słownie zapowiada się w
miarę dobrze – wpuszcza tych kryminalistów, naszych oprawców i
ciemiężycieli – do swojej partii tylną furtką, oferując im spokojny żywocik
i kolejne lata złodziejstwa i oszukiwania ludzi. Ufole, doskonale znając
słabostki Polaków, wykorzystują to i robią wszystko, aby się Nam żyło
źle. My jednak mamy moc wyswobodzenia się spod ich szponów –
przede wszystkim, musimy zmienić ludzi, którzy z jednej strony dobrze
wykształceni, wykorzystując tę wiedzę, ligwistyczne umiejętności,
pieczołowicie i skutecznie ukrywają fakt, że i oni nie chcą ratować
Polaków, tylko siedzenia swoje i swoich dziedzi. Drudzy zaś, granatami
oderwani od pługa, nie mają zielonego pojęcia na czym polega
rządzenie wepchnęli się do rządu. Z tym że ci drudzy są mniej
niebezpieczni - dlatego, że jeśli im się nie powiedzie, ludzie ich za to
szybko rozliczą. Ci pierwsi zaś, CELOWO utrzymują stan agonalny
Polski, wyprowadzając nasz majątek ale tak, abyśmy się za bardzo nie
burzyli i nie awanturowali. Czasami coś naprawią, aby zamknąć nam
gęby. Jednemu przyłatają, kto się za bardzo rzuca, za chwilę innemu, bo
ten inny też zauważył, że i jemu się należy.
Radzę Polaczkom: popieram wasze wybory! Dalej wybierajcie
oszustów, komuchów, czy też zdewociałe panny/kawalerów. Dalej
wybierajcie ludzi bez celu. Róbcie to, co robicie dotychczas – to bardzo
dobra droga do śmierci Waszych dzieci – to co Wy teraz robicie – to los,
który czeka Wasze dzieci i wnuki. Bardzo dobrze – niech dalej PRL
rządzi Polaczkami, niech wygrywa populizm, niech wygrywają pseudo-
mądraski, którym mamusia nie szczędziła na Uniwerek. Polsce NIE
trzeba wykształcenia (chociaż dobrze aby było to w parze) ale wiodącej
postawy moralnej, osoby, która pokaże, że można!
Dalej dzielmy się na Hanysów, Goroli, Górali, Kaszubów,
„Wieśniaków”, na Chłopów i Inteligentów – zamiast na Polaków. Dalej
twórzmy to błoto nienawiści. Popieram – przynajmniej szybkko
zdechniemy, nie będziemy się męczyć.
Zamiast uszanować kulturową odrębność Nas wszystkich,
wszystkich grup społecznych w Polsce – my robimy na odwrót.
Dopiero jednak, kiedy zapoznacie się z filozofią totalizmu – a której
wstęp obiecałem Wam tutaj zapodać – niestety z braku miejsca uczynię
to dopiero w następnej publikacji (ewentualnie, oczywiście) – dopiero
Na krawędzi prawdy 348 © Dominik Myrcik

wtedy rozpoznacie, kto tak naprawdę jest dobry, a kto zły – totalizm
podaje bardzo precyzyjne, wysoce moralne i wysokiej jakości dowodowo
wytyczne, dzięki którym można sobie bardzo szybko odpowiedzieć, kogo
ze swojej przestrzeni życiowej trzeba się pozbyć, a kogo należy
zostawić. Jaki polityk musi odejść, a jaki musi zostać. Dzisiaj takich
wytycznych nie macie.
Jak to powiedział któryś dyktator PRL-owskiej Polski: „W ubiegłym
roku staliśmy na skraju przepaści. W tym roku zrobiliśmy krok naprzód”.
Cytat ten mówi nam o tym, że nie można ślepo podążać za
czymkolwiek – ciągle zaś trzeba myśleć. Bo nawet jeśli robimy krok do
przodu, to trzeba sprawdzić, czy nie ma pod nami przepaści – czasami
trzeba się wycofać, by pójść w dobrym kierunku.

O co chodzi z tymi zaginionymi cywilizacjami?


Motto: Gdy akademiccy uczeni twierdzą, że coś jest możliwe,
prawdopodobnie mają rację. Jeśli natomiast twierdzą, że coś jest
niemożliwe, prawdopodobnie racji nie mają.

Arthur C. Clarke

Świetny badacz końca 19-go wieku, płk James Churchward, kiedy


badał zaginiony kontynent, tj. Lemurię (czasami nazywaną MU),
stwierdził, że pod powierzchnią Ziemi muszą istnieć płyty kontynentalne,
które będą się zderzać, wypiętrzać, przesuwać itd. Ówcześni, jak zwykle,
tępogłowi i niezbyt douczeni naukowcy, oczywiście krzykiem, śmiechem i
pukaniem się w czoło przyjęli teorię płyt tektonicznych. Były to 70-80 lata
XIX w, a więc 120-130 lat wstecz. Kiedy w latach 60 XX w. Przyjęto
teorię oficjalnie, że płyty bezsprzecznie istnieją, że trzeba o nich nauczać
w szkołach, akademiach, uniwersytetach – nikt nie przeprosił już
pośmiertnie Jamesa Churchwarda. Nie dlatego, że on bezsprzecznie
udowodnił nie tylko płyty tektoniczne ale i istnienie zaginionego
(zatopionego) kontynentu Lemuria (nie miał on fizycznego związku z
późniejszą Atlandydą). Leżał on na Oceanie Spokojnym na północ od
Nowej Zelandii, na wschód od górnych rejonów Australii i na zachód od
połączonych Ameryk. Z jego zatopienia pozostały rozbitki wysp: Wyspa
Wielkanocna (Rapa-Nui), Fidżi, Hawaje, Ponape, Markizy i wiele innych.
Oczywiście, nikt z niezbyt rozgarniętych naukowców nie przyznał
prawdy J. Churchwardowi, bo musiałby zapomnieć o niemal wszystkim,
co wbił sobie do głowinki podręcznikami akademickimi, a co nie mieściło
się w jego światopoglądzie.
Na krawędzi prawdy 349 © Dominik Myrcik

Jako, że często spotykam osoby które wrzucają wszystko do


jednego worka: „nie chcę słyszeć o reinkarnacjach, zaginionych
cywilizacjach, ufo, magii, horoskopach” – nie wierzę w to i tyle.
Tyle, że gdziekolwiek taka osoba by się nie udała, wszędzie spotka,
na tych wyspach te same legendy, tych samych ludzi, te same,
niesamowite opowieści, te same budowle, technologię, która sprawia, że
szczęka opada w dół.
David Hatcher Childress, badacz, który w latach 80-tych XX wieku,
włożył ogrom trudu, aby nie tylko poprzeć badania Churchwarda, ale
zdobyć kilka nowych faktów, w kilku książkach bardzo precyzyjnie podaje
materiał dowodowy, jak również przesłanki, które w sposób niewątpliwy
podpierają fakt istnienia Lemurii oraz Atlandydy.

Starożytni Mistrzowie są wyrafinowani,


tajemniczy, doskonali, odpowiedzialni.
Otchłań ich wiedzy jest niezgłębiona.
A ponieważ jest niezgłębiona,
Możemy jedynie opisać ich zachowanie;
Są rozważni, jak ludzie przekraczajacy strumień zimą.
Czujni, jak ludzie świadomi zagrożenia.
Uprzejmi, jak wytworni goście.
Ustępliwi, jak topiący się lód.
Prości, jak nieociosane pnie drzew.

Lao Tse
„Tao Te Ching”

Na istnienie Lemurii, w której ludzie żyli w tak niesamowitej


harmonii, zgodzie z naturą, z Prawami Moralnymi – gdzie człowiek
człowiekowi bym prawdziwym Człowiekiem, jest nie do
zaakceptowania dla nawykłych do nienawiści ludzi. Mówią, że to
utopia. Mówią, że nierealne. Że to bajki.
Nie wątpię w to, że lemuryjczycy, byli tak wysoko zaawansowani
moralnie i technicznie, że naszym „naókofcom”, klerowi, guru etc, się
nawet nie śniło. Obywatel Lemurii uczył się do 21 roku życia, potem
przechodził 7-letni okres fachowych nauk, które wprowadzały go do
społeczności – od tego momentu, czyli około 28 roku życia, stawał
się pełnoprawnym członkiem wspólnoty lemuryjskiej. Mistrzowie (coś
na kształt naszych prezydentów, duchownych itd.) bardzo dbali, aby
rozwój duchowy, moralny nie przewyższał technicznego i na odwrót.
Jak wiemy, obecnie na Ziemi rozwój techniczny wywindował się w
górę – moralny zaś (albo pseudo-moralny) poszedł w dół „na łeb, na
szyję”.
Na krawędzi prawdy 350 © Dominik Myrcik

Lemurianie bardzo stronili od wojen, terroru – umiłowali pokój i


pomoc bliźniemu.
Wspólnota Lemuryjska rozwijała się bardzo prężnie i niezwykle
szybko. Wkrótce zabrakło jednak rodzimych rąk do pracy. Dlatego też
wyjątkowo lemuryjczycy pozwolili zatrudniać nie-obywateli, czyli ludzi,
spoza społeczności Mu. Nie-obywatele podzielili się na dwie
zwalczające się grupy: Pfree i Katholi.
Frakcja Pfree była praktycznie myśląca, jednak nie „uduchowiona”,
natomiast Katholi nastawieni byli duchowo i mało technicznie do życia.
W międzyczasie Pfree przesiedlali się na archipelag wysp, który
później nazwano Atlantydą, rozwinęli się tam niezwykle wysoko
technologicznie. Katholi natomiast stworzyli Imperium Ramy na terenie
dzisiejszych Indii.
Legendy podają, że na Lemurię napadła jedna z tych grup.
Starszyzna Lemurii próbowała rozwiązać problem wojny pokojowo, kiedy
jednak po ciągłych odwoływaniach atakujących i prośbach starszyzny
lemuryjskiej, atakujący już bezpardonowo wepchnęli się do Mu i, kiedy
nawet ostateczne prośby zaprzestania ataku nie dały skutku – najwyższy
kapłan Lemurii (bądź grupa kapłanów) zatrzymali jednym ruchem
ręki...akcję serca u wszystkich atakujących.
Erich von Daeniken zajmował się również starożytnymi
cywilizacjami. Skutkiem tych badań najogólniej można powiedzieć, są
ewidentne fakty, których wypierają się dzisiejsi kwadratowi naukowcy, że:
• Starożytne cywilizacje były o wiele starsze od tych, które są dzisiaj
uznawane za oficjalnie najstarsze (tj. babilońska, sumeryjska
sprzed 4-7 tyś lat)
• Poziom technologiczny niemal wszystkich cywilizacji starożytnych
był ogromnie wysoki – niejednokrotnie wyższy, niż dzisiaj się nam
wydaje
• Lemuria, jedna z najstarszych, dobrze opisanych cywilizacji,
pozostawiła po sobie ogromną spuściznę w postaci języka, którego
już szczątkowe fragmenty używa się na wielu wyspach Pacyfiku.
Wszystkie niemal legendy z wysp, odległych od siebie o tysiące
kilometrów pokrywają się z tym, co wiemy o lemurii.

Czy oprócz tego, że oficjalna nauka odrzuca istnienie cywilizacji


starszych niż obecnie uznawane z powodu ciasnoty umysłowej, jest
jeszcze jakiś inny powód?
Oczywiście, że jest – jest nim niemal wszystko to, w co wierzą owi
naukowcy: teoria Darwina, kosmos, cywilizacje. Gdyby bowiem
zweryfikowali swoje oparte często na marnych podstawach teorie,
musieliby zmienić swój światopogląd – co ponosi za sobą wstyd, hańbę,
rozgoryczenie, urwanie funduszy, możliwości zarobku, wyobcowanie ze
Na krawędzi prawdy 351 © Dominik Myrcik

społeczeństwa. A przede wszystkim, strach przed linczem ze strony


ludzkości. Gdyby bowiem ludzie nagle się opamiętali, to wyłoiliby skórę
tym, którzy tak nonsensownie i gorliwie zaprzeczają temu wszystkiemu,
że pewnikiem musieliby zmienić miejsce zamieszkania.
Bodajże Tomas Jefferson, prezydent USA kiedyś powiedział, że
niemożliwe jest aby kamienie mogły spadać z nieba (mowa o
meteorytach), a przecież co chwilę naukowcy łamią barierę, która
niedawno była nie do pomyślenia. Do końca XX wieku niemal żaden z
oficjeli naukowych wierzył, że po scenariuszu wielkiego wybuchu,
kosmos, ciągle się rozszerza – ale ciągle wyhamowuje, zwalnia. Przełom
2000/2001 i do teraz czyli 2004 rok, już oficjalnie i mocno podkreśla się,
że wszechświat paradoksalnie...przyspiesza, że galaktyki zamiast
wolniej się od siebie oddalać, to czynią to coraz szybciej.

Oczywiście, cywilizacje, które były wcześniej, były uciskane przez


UFOnautów. Jeśli prawdą jest – a jak to wynika z wielu przesłanek,
skryptów, książek (Tao Te Ching), Lemuria była już u progu
zorientowania się co jest grane – nie tylko wyrazem tego było
perfekcyjne przygotowanie społeczności do współżycia ze sobą, ale
również zrównoważony rozwój techniczny, moralny i uczuciowy.
Zapewne totalizm, lub oczywiście jedna z jego form, rozwijała się na tyle
skutecznie, że zagrażało to dalszemu, niewidzialnemu okupowaniu przez
ufoli.
Kiedy ufole zatopili Lemurię, zaczęli pasożytować na Atlantydzie,
gdzie frakcja Pfree, która była „technicznie” nastawiona do życia,
osiągnęła poziom, dzięki któremu zorientowała się, że NIE są sami we
wszechświecie. UFOle, zapewne rękami sprzedawczyków z Ziemi,
powysadzali Atlantydę i utopili ją w głębinach Atlantyku.
O starożytnych cywilizacjach, napisano już tak wiele i znaleziono
tak niebywale wiele dowodów na istnienie obecnie zaginionych lądów, że
każdemu, kto zetknie się chociażby pobieżnie z materiałem dowodowym
jasne jest, że możemy odczuwać jedynie żal i smutek, że znowu
upadliśmy tak nisko – a byliśmy tak wysoko. Piramidy, tak znane jak te w
Gizeh, są szeroko znane na całym świecie – nie tylko w prowincji
Tiuhanaco (Tiwanako) w Am. Łacińskiej, ale na wyspach Pacyfiku, w
Australii (!) i gdzie tylko rozwinęło się wówczas inteligentne życie.
Rozliczne legendy, podania oraz inne przekazy podają, że „bogowie”,
„smoki”, „aniołowie”, „diabły”, „duchy”, „nauczyciele”, przybywający do
nich na ognistych ptakach, czyli ufo, posiadali tajemnicze tunele, do
których wlatywali i mogli latać pod ziemią – z jednego krańca świata na
drugi. Tego typu legendy są wszędzie na świecie, nie omijając Polski.
Na krawędzi prawdy 352 © Dominik Myrcik

Maharabatta – starożytne, indyjskie pisma (skrypty), wydawało by się, co


mogą one tam zawierać. A jednak, jak podają, bardzo wyraźnie, że
kiedyś, kiedy nie było Hitlera, Einstaina, Stalina – tudzież Inkwizycji,
„geniuszy” naukowych i innych idiotów, którzy na zewnątrz pokazują, że
chcą windować ludzkość w górę – otwarcie zabijają naprawdę moralne i
dobre umysły – miała miejsce wojna atomowa. Tak! Pisma te opisują
wydarzenia sprzed kilku tysięcy lat podając tak bardzo realistyczne opisy
efektów działania bomby atomowej, że możemy tylko zachodzić w
głowę, jak to zostało wynalezione. Pisma te opisują spopielonych ludzi,
rozrywającą falę uderzeniową, grzyby poatomowe, popiół,
radioaktywność (!!!) i inne efekty bomby, których nie mogliby poznać
inaczej, jak tylko spisując empiryczne dowody jej działania.

Pomału trzeba kończyć...


...tę długą książkę, niezwykle czasem butną i otwartą, czasami
zakrawającą na sci-fi opowieść. Wiem, zdaję sobie sprawę, że przed
Wami, długa droga. Teraz jednak rodzi się pytanie: jak zacząć
poznawać prawdę? Kto wie, gdzie jest jej kres i początek? Wszak
prawda jest zawsze tylko jedna. Jak byłoby dobrze, gdyby to, co
opisałem w mojej książce na pewno było prawdą i nie trzeba byłoby jej
weryfikować, prawda? Koniecznie trzeba – i to metodami ściśle
naukowymi, bo choćby nie wiem jaki umysł był tęgi i nie wiem, jak bardzo
się starał, to opisując zwykłą cegłę, nie może użyć cechy np. „zapachu
jabłka”, ani też nikt nigdy we wszechświecie nie zbuduje samochodu,
który poruszał się będzie po drodze asfaltowej, z kołami zamocowanymi
do dachu.
Przed Wami zadanie godne Archimedesa: przed nim bowiem miliony
ludzi moczyło się w baliach, wannach, misach – nikt jednak nie odkrył
prawa wyporności. Abyście poznali prawdę, najpierw musicie przyjąć
podstawy dochodzenia prawdy.
Ja, zaryzykowałem moim imieniem i narażeniem na niebywałe
naciski ze strony rodziny, społeczeństwa, przyjaciół, znajomych, abyście
Wy mogli znaleźć się NA KRAWĘDZI PRAWDY!!! Przed tą książką, były
– owszem – inne, ale moja spina i klaruje niektóre zjawiska. Żeby było
jasne, nie wyjaśniłem tutaj absolutnie wszystkiego z 2 powodów:
absolutnie wszystko wie tylko Bóg a drugi powód to brak miejsca na
wiele dowodów i wniosków. Większość z Was stała po tej drugiej stronie
krawędzi – tej bezpiecznej, pseudo-moralnej, pseudo-szczęśliwej,
pseudo-prawdziwej. Teraz, weszliście na ten najwyższy punkt wzgórza –
dopiero teraz możecie stwierdzić, czy za górą coś było, czy też, jak Wam
to wmawiano od dziecka, TAM nie ma nic (tak jak kiedyś wmawiano, że
morze ucieka do krawędzi, za którą jest tylko piekło). Teraz właśnie
Na krawędzi prawdy 353 © Dominik Myrcik

jesteście na krawędzi i spoglądając dookoła, spójrzcie w tył – a


zobaczycie tam, gdzie byliście; spójrzcie w przód – a zobaczycie, gdzie
zmierzacie; spójrzcie we wszystkich kierunkach – a dowiecie się gdzie
jesteście. Bo jak wiadomo, przyszłość zna Bóg, przeszłością
manipulują UFOnauci, teraźniejszość zaś, należy do Nas.
Piękne słowa wypowiedział Morfeusz z Matrixa: „Ja mogę pokazać
Ci tylko drzwi, przejśc przez nie musisz sam”.
Czy potraktujecie tę publikację jako kolejną czytankę „na dobranoc” czy
też śmiertelnie poważnie i w końcu obudzicie się i zaczniecie bronić
własnej przestrzeni życiowej, wybór ten należy to do Was.
Jeśli jednak moja książka i te kilkaset stron Cię nie przekonało, cytat
pewnego uprowadzonego też tego nie zrobi:
„Z uprowadzenia pozostało ogromne uczucie żalu, bowiem ONI
zabrali mi wtedy coś, o czym teraz nawet nie wiem, że kiedyś to
posiadałem”.

Całe zło na Ziemi, wojny, głód, pech, niepowodzenia, strach, złość,


niepewność jutra, źli ludzie, morderstwa, gwałty, różnice w religiach,
między ludźmi, to, że sąsiad ma nowego mercedesa a Ty „malucha”,
fakt, że ktoś inny jest bogatszy i ‘lepszy’ w oczach społeczeństwa –
wywodzi się tylko i wyłącznie od okupujących Nas cywilizacji.

Uchronić Nas możemy tylko My sami z żelazną, acz – dobrze ukrytą –


pomocą Boga (wszechświatowego intelektu). „Strzeżonego Pan Bóg
strzeże” – mówi znane przysłowie. Bóg nic ZA NAS nie wykona – może
nam pomóc, jednak Bóg nie wysłał swego Syna, Chrystusa po to, by
powiedział Nam, że Bóg tak właściwie to już za niedługo Nam pomoże,
tylko trzeba włożyc ręce do kieszeni i czekać na cud. Chrystus
powiedział: „weź swój krzyż i chodź za mną...” – czego sobie i Wam
życzę, Amen.
Na krawędzi prawdy 354 © Dominik Myrcik

You might also like