You are on page 1of 303

Martin E.P.

SELIGMAN
JAK ZMIENIĆ SWQJE MYŚLENIE
I SWOJE ŻYCIE
Przełożył Andrzej Jankowski
MEDIA RODZINA O F POZNAŃ

Tytuł oryginału
LEARNED OPTIMISM
Projekt okładki
Piotr Sikorski
Copyright © 1990 by Martin E.P. Seligman
Wszystkie prawa zastrzeżone. Bez pisemnej zgody Wydawcy nie wolno
reprodukować i przekazywać w żadnej postaci ani za pomocą jakichkolwiek
środków elektronicznych czy mechanicznych włącznie z fotokopiowaniem
i nagrywaniem, ani za pomocą innego systemu pozyskiwania i odtwarzania
informacji, żadnej części niniejszej książki
Copyright © 1993 for Polish edition
by Media Rodzina of Poznań, Inc.
Copyright © 1993 for Polish translation
by Andrzej Jankowski

W książce wykorzystano zdjęcia

.lamowej KOBI-Art

Media Rodzina of Poznań, Inc.


ul. Pasieka 24, 61-658 Poznań
tel. 20-34-75, tel7fax 20-34-11
ISBN 83-85594-05-1
Łamanie komputerowe i diapozytywy:
perfekt s.c, Poznań, ul. Grodziska 11
Druk; Zakłady Graficzne w Poznaniu

Książkę tę,
patrząc optymistycznie w przyszłość,
dedykuję mojej córeczce
LARZE CATRINIE SELIGMAN

tak jest światem


i w tym świecie
tak żyją
(misternie zwinięte)
wszystkie światy
yes is a world
& in this world of
yes live
(skilfully curled)
all worlds
E.E. Cummings
„love is a place"
No Thanks (1935)

Spis treści
Wstęp do wydania polskiego 9
Część pierwsza: POSZUKIWANIE 13
1. Dwa sposoby patrzenia na życie 15
2. Uczenie się bezradności 34
3. Wyjaśnianie nieszczęścia 54
4. Głęboki pesymizm 88
5. Jak myślisz, jak się czujesz 113
Część druga: DZIEDZINY ŻYCIA 145
6. Sukces w pracy 147
7. Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 179
8. Szkoła 206
9. Sport 234

10. Zdrowie 253


11. Polityka, religia i kultura: nowa psychohistoria . . 280
Część trzecia: PRZEMIANA: OD PESYMIZMU
DO OPTYMIZMU 313
12. Optymistyczne życie 315
13. Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 350
14. Optymistyczna organizacja 373
15. Elastyczny optymizm 409
Przypisy 426
Podziękowania 437

Wstęp do wydania
polskiego
AMERYKAŃSKI PSYCHOLOG Martin E.P. Seligman jest
uczonym o światowej sławie. Rozgłos nadała mu koncepcja wy-
uczonej bezradności, w której wyjaśnił mechanizm powstawania
bierności i rezygnacji. W mechanizmie tym istotną rolę odgrywa
przekonanie człowieka, że żadne z jego działań nie ma wpływu
na to, co się wydarzyło.
Bezradność jest podstawą pesymizmu, który prowadzi do de-
presji (szczególnie wówczas, gdy otoczenie jest wrogie). Badania
epidemiologiczne — wskazujące na znaczący wzrost depresji w ko-
lejnych pokoleniach naszego stulecia, nie wyłączając dzieci — na-
dały badaniom Seligmana szczególnego dramatyzmu. Mamy bo-
wiem do czynienia z zagrożeniem cywilizacyjnym.
Poszukując sposobów przeciwdziałania temu zagrożeniu, Selig-
man zwrócił uwagę na zjawisko optymizmu.
Wychodząc z założeń psychologii kognitywnej, przyjmującej, że
depresja (a przynajmniej jedna z jej postaci) wynika z utrwalonych
nawyków myślenia, Seligman wraz ze swoimi współpracownikami
opracował metodę badania stylu wyjaśniania wydarzeń, jakie wy-
stępują w codziennym życiu ludzi. Styl wyjaśniania (wydarzeń
pomyślnych i niepomyślnych) odgrywa zarówno w jego teorii, jak
i w oddziaływaniu psychoterapeutycznym, kluczową rolę.
Seligman udostępnia Czytelnikowi tajniki tego oddziaływania,
jak również metody oceny poziomu własnego optymizmu czy pe-
symizmu, a także depresji. Ponieważ podstawy stylu wyjaśniania
kształtują się w dzieciństwie, Seligman poświęca dużo uwagi dzie-

10 Wstęp do wydania polskiego


ciom oraz ich relacjom z rodzicami, omawia szkolną bezradność
dzieci, wskazuje na związek między stylem wyjaśniania niepowo-
dzeń, a osiągnięciami szkolnymi. Udostępnia też test do badania
stylu wyjaśniania, na podstawie którego rodzice mogą sami ocenić
optymizm lub pesymizm swojego dziecka — aż do niebezpieczeń-
stwa popadnięcia w depresję. Książka zawiera również test do
bezpośredniego badania depresji u dzieci.
Wskazując na to, co wpływa na taki lub inny poziom pesymi-
zmu dziecka, Seligman skupia się jednak przede wszystkim na
sposobach dochodzenia do zmian, przechodzenia od pesymizmu do
optymizmu. Udziela porad i podaje zestaw ćwiczeń przeznaczo-
nych dla dzieci, a także dla dorosłych. Jest przeświadczony, że
pozwolą one uchronić się od depresji.
Tym, co powinno szczególnie zainteresować każdego, jest rola
optymizmu w osiąganiu sukcesów zawodowych. Mimo że analizy
dotyczą warunków amerykańskich, Czytelnik polski łatwo zauwa-
ży, jak wiele z nich pojawia się już w naszej rzeczywistości. Szcze-
gólnie dużo miejsca poświęcono instytucjom ubezpieczeniowym
i doborowi ludzi na określone stanowiska. Okazało się bowiem, że
np. u akwizytorów wydajność ich pracy zależy w dużej mierze od
właściwego ich osobowości poziomu optymizmu.
Dla zdrowia człowieka znaczenie ma związek wyuczonej bez-
radności z systemem immunologicznym, a więc podstawowym re-
gulatorem naszego zdrowia. Autor przytacza przekonywające, do-
brze udokumentowane dowody wpływu optymizmu na wzrost
aktywności układu immunologicznego i jego znaczenie dla osób
chorych na raka. Pasjonujące są wyniki badań naukowych prowa-
dzonych w domach dla ludzi starych.
Znalazło się też w książce miejsce na omówienie roli optymi-
zmu w polityce, kulturze i religii. Potoczystość stylu, zaangażo-
wanie, zakres zainteresowań Seligmana powodują, że jego tekst
czyta się jak dobrą publicystykę.
Książkę wieńczą refleksje dotyczące przyszłości, ujmowane
z punktu widzenia zagrożeń wynikających z wyolbrzymiania roli
jednostki we współczesnym życiu. Seligman jest zarazem przeko-
nany, że od osobowości jednostki, jej dojrzałości, optymizmu, od

Wstęp do wydania polskiego 11


tego, czy widzi przed sobą sens życia — zależeć będzie w coraz
większym stopniu przyszłość naszego świata. W zmianie proporcji
między indywidualizmem a wartościami nadrzędnymi — widzi
przeciwwagę wobec zagrożeń.
Nie przesadzę stwierdzając, że idee zawarte w książce Opty-
mizmu można się nauczyć to ożywczy powiew myśli, który dotarł
do nas zza oceanu. Idee te uczą nawiązywania dialogu z samym
sobą i z rzeczywistością. Nie jest to zadanie trudne, o czym prze-
konuje nas książka. Nie jest to jednak zadanie łatwe, o czym
przekonuje nas życie. Rzecz w tym, aby pokonać wewnętrzny opór,
aby „chciało się chcieć".
Irena Obuchowska

część pierwsi

Poszukiwanie

Rozdział pierwszy
Dwa sposoby
patrzenia na życie
OJCIEC PATRZY na leżącą w łóżeczku niedawno urodzoną,
dopiero przed chwilą przywiezioną ze szpitala córeczkę. Jego serce
przepełnia duma i zachwyt dla jej urody.
Niemowlę otwiera oczy i patrzy w sufit.
Ojciec mówi do niej po imieniu, spodziewając się, że dziecko
odwróci główkę i spojrzy na niego, ale oczy dziewczynki pozostają
nieruchome.
Ojciec podnosi przywiązaną do poręczy łóżeczka małą, puszy-
stą zabawkę i potrząsa nią, uruchamiając znajdujący się we-
wnątrz dzwonek. Dziecko nie porusza oczami.
Serce ojca zaczyna bić przyspieszonym rytmem. Biegnie do
żony i mówi jej, co się stało:
— Ona w ogóle nie reaguje na dźwięki. Zupełnie jakby nic nie
słyszała.
— Na pewno nic jej nie jest — odpowiada żona, owijając się
szlafrokiem. Idą razem do pokoju dziecka.
Matka mówi do niemowlęcia, potrząsa dzwonkiem, klaszcze
w dłonie. Potem bierze dziecko, które natychmiast ożywia się, za-
czyna kręcić się i gurzyć.
— O Boże — zauważa ojciec — ona jest głucha.
— Nie jest głucha — mówi matka. — W każdym razie za
wcześnie, żeby można to było stwierdzić. Przecież ma dopiero parę
dni. Nie potrafi jeszcze utrzymać wzroku na przedmiocie.
— Ale nawet się nie poruszyła, kiedy klaskałaś z całej siły.
Matka bierze książkę z półki.

16 Poszukiwanie
— Przeczytajmy, co o tym piszą w książce o niemowlętach —
mówi. Wyszukuje hasło „słyszenie" i czyta głośno: — „Nie należy
się niepokoić, jeśli kilkudniowe niemowlę nie reaguje na głośne
hałasy albo nie stara się odkryć źródła dźwięku. Na wykształcenie
się odpowiedniej reakcji trzeba często trochę czasu. Pediatra może
sprawdzić słuch dziecka za pomocą badań neurologicznych". No
widzisz — dodaje matka. — Uspokoiło cię to?
— Nie bardzo — odpowiada ojciec. — Nie ma tu nawet
wzmianki o innej możliwości — że dziecko może być głuche. A ja
wiem tylko tyle, że moje dziecko nic nie słyszy. Mam jak najgorsze
przeczucia. Może to po moim dziadku, który był głuchy. Jeśli
dziecko jest głuche z mojej winy, to nigdy tego sobie nie wybaczę.
— Zaraz, spokojnie — mówi żona. — Od razu wybierasz naj-
gorszą możliwość. Pierwszą rzeczą, jaką zrobimy w poniedziałek,
będzie wezwanie pediatry. A na razie głowa do góry. No, potrzy-
maj dziecko. Muszę poprawić kocyk, jest zupełnie ściągnięty.
Ojciec bierze dziecko na ręce, ale gdy tylko żona kończy pracę,
zaraz je oddaje. Przez cały weekend nie jest nawet w stanie otwo-
rzyć teczki i przygotować się do przyszłotygodniowych zajęć. Cią-
gle chodzi za żoną i biadoli, że głuchota zrujnuje dziecku życie.
Wyobraża sobie najgorsze — jego śliczne dziecko nigdy nie nau-
czy się mówić, będzie odizolowane od społeczeństwa, zamknięte
w okropnej klatce ciszy. W niedzielę wieczorem wpada w prawdzi-
wą rozpacz.
Tymczasem matka zamawia wizytę pediatry na poniedziałek
i spędza weekend, oddając się swoim zajęciom, lekturze i pocie-
szaniu męża.
Badanie wypada pozytywnie, ale nie podnosi to ojca na duchu.
Dopiero tydzień później, kiedy dziecko wzdryga się gwałtownie na
odgłos przejeżdżającej z hałasem ciężarówki, ojciec zaczyna docho-
dzić do siebie i cieszyć się dzieckiem na nowo.
OJCIEC I MATKA patrzą na świat w zupełnie odmienny sposób.
Kiedy jemu przydarzy się coś niemiłego — kontrola skarbowa,
sprzeczka małżeńska czy nawet niezadowolona mina pracodawcy

Dwa sposoby patrzenia na życie 17


— wyobraża sobie najgorsze: bankructwo, rozwód, zwolnienie
z pracy. Ma skłonności do depresji, często wpada w apatię, szwan-
kuje na zdrowiu. Ona natomiast nawet najgorsze wydarzenia wi-
dzi w ich najmniej groźnym aspekcie. Uważa je za przejściowe
przeszkody, które można pokonać, traktuje jako wyzwanie. Szybko
dochodzi do siebie po porażce, w krótkim czasie odzyskuje energię.
Ma wspaniałe zdrowie.
Optymiści i pesymiści — badałem ich przez ostatnie dwadzie-
ścia pięć lat. Cechą charakterystyczną pesymistów jest to, że uwa-
żają, iż złe wydarzenia będą trwały długo, zaważą na wszystkich
ich działaniach i wynikają z ich winy. Optymiści, stanąwszy wobec _j_.
tych samych przeciwności, traktują je zupełnie inaczej. Uważają,
że porażka jest tylko chwilowym niepowodzeniem, że jej przyczyny
ograniczają się tylko do tego jednego przypadku. Optymiści nie
są skłonni obarczać samych siebie winą za porażkę, przypisują ją
niekorzystnym okolicznościom, ślepemu trafowi lub działaniu in-
nych. Takich ludzi porażka nie zniechęca. Znalazłszy się w trudnej
sytuacji, traktują ją jako wyzwanie i jeszcze bardziej starają się
dopiąć swego.
Te dwa rodzaje myślenia o przyczynach niepowodzeń mają
istotne konsekwencje. Setki badań wykazują, że pesymiści łatwiej
się poddają i częściej wpadają w depresję. Te same eksperymenty
udowodniły, że optymiści lepiej sobie radzą w szkole i na uczelni, f\)
w pracy i na boisku. Optymiści regularnie uzyskują lepsze niż X
można by sądzić wyniki w testach sprawności. Kiedy starają się ^
o posadę, mają większą szansę na jej otrzymanie niż pesymiści.
Cieszą się nadzwyczajnym zdrowiem. Starzeją się łagodnie, mniej
cierpią z powodu dolegliwości wieku niż większość z nas. Są dane
przemawiające za tym, że być może nawet żyją dłużej.
Testując setki tysięcy ludzi, stwierdziłem, że zdumiewająco du-
ża liczba badanych okazuje się wielkimi pesymistami, a duża część
pozostałych wykazuje poważne skłonności do pesymizmu. Przeko-
nałem się też, że nie zawsze łatwo komuś zorientować się, iż jest
pesymistą i że wiele osób w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego,
że na ich życie kładzie się cieniem pesymizm. Testy wykazują
oznaki pesymizmu w mowie ludzi, którym nigdy nie przyszłoby

18 Poszukiwanie

.J

nawet do głowy, że są pesymistami, co więcej, że oznaki te są do-


strzegane przez innych i nastawiają ich negatywnie do nich.
Postawa pesymistyczna może być tak głęboko ugruntowana,
że wydaje się cechą stałą. Odkryłem jednak, że z pesymizmu moż-_
na się wyzwolić. Pesymiści mogą nauczyć się być optymistami,
i to nie przez bezmyślne stosowanie takich zabiegów jak beztfo^
skie pogwizdywanie czy powtarzanie banałów (np. „Z każdym
dniem, w każdej dziedzinie, wiedzie mi się coraz lepiej"), lecz przez
opanowanie specjalnego zestawu technik poznawczych. Techniki
te nie są bynajmniej wytworem zręcznych szarlatanów czy środ-
ków masowego przekazu, ale zostały opracowane w laboratoriach
i klinikach przodujących psychologów i psychiatrów, a następnie
dokładnie sprawdzone.
Jeśli macie skłonności do pesymizmu, to niniejsza książka po-
może wam je odkryć. Zapozna was również z technikami, które
pomogły tysiącom ludzi wyzwolić się z pesymizmu i będącej jego
skutkiem depresji. Pozwoli wam ujrzeć wasze niepowodzenia
w nowym świetle.

Terytorium niczyje
U PODŁOŻA zjawiska pesymizmu leży bezradność. Bezradność jest
stanem, w którym nic z tego, co robisz, nie ma wpływu na to, co
ci się przydarza. Jeśli na przykład obiecam ci, Czytelniku, tysiąc
dolarów za to, że przekartkujesz tę książkę do strony 104, to
prawdopodobnie przystaniesz na to i uda ci się tego dokonać. Jeśli
jednak obiecam ci tysiąc dolarów za to, żebyś zwęził źrenicę swego
oka, posługując się jedynie siłą woli, to, nawet gdy się zgodzisz,
nic z tego nie wyjdzie. W tej sprawie jesteś bezradny. Przewraca-
nie stron znajduje się pod kontrolą twojej woli, natomiast praca
mięśni zmieniających średnicę źrenicy nie.
Życie zaczyna się w zupełnej bezradności. Noworodek nie po-
trafi zrobić nic koło siebie, gdyż prawie na wszystko reaguje od-
ruchowo. Kiedy płacze, przychodzi matka, co jednak wcale nie

Dwa sposoby patrzenia na życie 19


znaczy, że wzywa on ją celowo. Jego płacz jest odruchową reakcją
na ból i niewygodę. Płacz nie jest jego świadomym wyborem. U no-
worodka tylko jeden zespół mięśni zdaje się podlegać najprostszej
kontroli, i to mimowolnej, mianowicie mięśnie zaangażowane
w procesie ssania. W ostatnich latach życia pogrążamy się niekie-
dy na powrót w bezradność. Możemy stracić zdolność chodzenia.
Możemy, co wyjątkowo przykre, utracić nabytą w drugim roku
życia zdolność panowania nad pęcherzem i jelitami. Może się zda-
rzyć, że nie będziemy w stanie znaleźć słów, których będzie nam
potrzeba. Na koniec możemy w ogóle stracić mowę, a nawet zdol-
ność kierowania naszymi myślami.
Długi okres między niemowlęctwem a ostatnimi latami życia
jest procesem wychodzenia z bezradności i zdobywania kontroli
nad sobą. Kontrola nad sobą oznacza umiejętność zmieniania sta-
nów rzeczy poprzez świadome działania i jest przeciwieństwem
bezradności. W pierwszych trzech-czterech miesiącach życia
dziecko uzyskuje kontrolę nad pewnymi podstawowymi ruchami
nóg i rąk. Bezładne wymachiwanie rączkami przekształca się
w chwytanie. Później, ku rozpaczy rodziców, płacz staje się dzia-
łaniem celowym. Kiedy dziecko chce, by zjawiła się koło niego
matka, zaczyna wrzeszczeć. Z lubością nadużywa tej władzy, do-
póki przynosi to efekty. Pierwszy rok życia kończy się dwoma
cudownymi osiągnięciami w dziedzinie podległego woli, celowego
działania — stawianiem pierwszych kroków i wymawianiem pier-
wszych słów. Jeśli wszystko przebiega dobrze, jeśli umysłowe i fi-
zyczne potrzeby dziecka są zaspokajane choćby w minimalnym
stopniu, to następne lata są okresem zmniejszania się bezradności
i uzyskiwania coraz większej kontroli nad sobą.
Na wiele rzeczy nie mamy wpływu — na kolor naszych oczu,
rasę, suszę w kraju. Jest jednak rozległe terytorium niczyje, obszar
działań, nad którym możemy zdobyć kontrolę... lub zostawić ją
innym czy losowi. Działania te składają się na styl naszego życia,
stosunki z innymi, sposób zarabiania na życie — słowem, wszystkie
te aspekty naszej egzystencji, w których normalnie możemy —
w mniejszym lub większym stopniu — dokonywać wyboru.
Sposób, w jaki postrzegamy tę dziedzinę życia, może zmniej-

20 Poszukiwanie
szyć lub zwiększyć naszą kontrolę nad nią. Nasze myśli nie są
jedynie reakcjami na wydarzenia, mają wpływ na to, co się dzieje
potem. Jeśli, na przykład, uważamy, że nie mamy wpływu na to,
jakie będą nasze dzieci, to w tej sferze będziemy jakby sparaliżo-
wani. Sama myśl: „Bez względu na to, co robię, i tak nic nie
zmienię", powstrzyma nas od działania. I tak oto pozostawimy
kontrolę nad naszymi dziećmi ich rówieśnikom i nauczycielom lub
zdamy się na okoliczności. Kiedy wyolbrzymimy naszą bezrad-
ność, przyszłość naszych dzieci zaczynają kształtować inne siły.
W toku dalszych rozważań zobaczymy, że ostrożnie stosowany,
umiarkowany pesymizm ma swoje zalety. Dwadzieścia pięć lat
badań przekonało mnie jednak, że jeśli niezmiennie uważamy —
jak to czynią pesymiści — iż niepowodzenia wynikają z naszej
winy i kładą się cieniem na wszystko, co robimy, to istotnie spad-
nie na nas więcej klęsk, niż gdybyśmy myśleli inaczej. Jestem
również przekonany, że jeśli będziemy mieli taki punkt widzenia,
to łatwo będziemy wpadali w depresję, osiągniemy w życiu mniej,
niż nas na to stać, a nawet będziemy częściej chorować. Pesy-
mistyczne przewidywania są samospełniającymi się proroctwami.
Dobitnym tego przykładem jest przypadek studentki na uni-
wersytecie, na którym kiedyś uczyłem. Studiowała literaturę an-
gielską. Promotor bardzo pomagał jej przez trzy lata. Dzięki jego
poparciu oraz dobrym ocenom uzyskała roczne stypendium na Ox-
fordzie. Kiedy wróciła z Anglii, przestała interesować się Dicken-
sem, który był specjalnością jej promotora, natomiast zajęła się
wcześniejszymi powieściopisarzami angielskimi, szczególnie Jane
Austen, co było specjalnością kolegi owego profesora. Promotor usi-
łował namówić ją, by napisała pracę na temat Dickensa, ale osta-
tecznie zaakceptował — wydawało się bez urazy—jej decyzję zaję-
cia się Jane Austen, a nawet zgodził się być recenzentem tej pracy.
Na trzy dni przed obroną profesor ów przesłał komisji egzami-
nacyjnej recenzję, w której oskarżył studentkę o plagiat. Dowodził
tam, że zacytowała dwa źródła, nie wymieniła ich jednak, ani nie
wspomniała o ich autorach i w ten sposób przywłaszczyła sobie
ich spostrzeżenia. Plagiat jest najcięższym grzechem naukowca,
więc cała kariera studentki została zagrożona.

Dwa sposoby patrzenia na życie 21


Kiedy spojrzała na fragmenty pracy, które, zdaniem recenzen-
ta, bezczelnie sobie przywłaszczyła, stwierdziła ze zdumieniem,
że pochodzą one z jednego i tego samego źródła, mianowicie z ust
owego profesora. Podczas jakiejś rozmowy przedstawił te spostrze-
żenia jako swoje własne i nawet słowem nie wspomniał, że za-
czerpnął je z już opublikowanych prac innych autorów. Tak oto
jej były promotor, zły, że go opuściła, pogrążył ją.
W takiej sytuacji wiele osób wściekłoby się na profesora. Ale
nie Elizabeth. Dał znać o sobie nawyk pesymistycznego myślenia.
Była pewna, że komisja uzna ją za winną popełnienia plagiatu
i że w żaden sposób nie uda się jej udowodnić, że nie miała o tym
pojęcia, bowiem słowo profesora liczy się bardziej niż słowo stu-
dentki. Zamiast bronić się, upadła na duchu — widziała całą sy-
tuację w najczarniejszych barwach. Mówiła sobie, że sama jest
temu winna. To, że profesor zapożyczył swoje pomysły od innych,
nie miało znaczenia. Ważne było to, że „ukradła" te pomysły, po-
nieważ nie zaznaczyła, iż usłyszała je od owego profesora. Uwie-
rzyła, że dopuściła się oszustwa, że jest oszustką i że prawdopo-
dobnie zawsze nią była.
Aż trudno uwierzyć, że tak się obwiniała, skoro było oczywiste,
że jest niewinna. Dokładne badania wykazują jednak, że osoby
nawykłe do pesymistycznego myślenia niejednokrotnie traktują
najzwyklejsze niepowodzenia jako absolutne klęski. Robią tak
między innymi, dopatrując się winy tam, gdzie jej nie ma. Eliza-
beth przypomniała sobie sytuacje, które zdawały się potwierdzać
opinię profesora: w siódmej klasie ściągnęła na sprawdzianie od-
powiedzi od koleżanki. Kiedy była w Anglii, nie sprostowała błęd-
nej opinii nowych znajomych, którzy myśleli, że pochodzi z bogatej
rodziny. Teraz z kolei dopuściła się „oszustwa" podczas pisania
pracy dyplomowej. Stanąwszy przed komisją, nie powiedziała nic
na swoją obronę i nie uzyskała dyplomu.
Ta opowieść nie ma szczęśliwego zakończenia. Oblany egzamin
zrujnował jej życie. Od dziesięciu lat Elizabeth pracuje jako sprze-
dawczyni w sklepie. Ma niewielkie aspiracje. Nic już nie pisze,
a nawet nie czyta. Nadal płaci za przestępstwo, którego nie po-
pełniła, ale do którego sama przed sobą się przyznała.

22 Poszukiwanie
Wszystkiemu winien jest nawyk pesymistycznego myślenia.
Gdyby powiedziała sobie: „Obrabowano mnie. Ten zawistny dar-
mozjad podstawił mi nogę", to zaczęłaby się bronić i opowiedziała,
jak było naprawdę. Przy okazji może wydałoby się, że ów profesor
został wcześniej zwolniony z innej uczelni za taką samą historię.
Uzyskałaby dyplom z wyróżnieniem... gdyby tylko podchodziła
w inny sposób do przeciwności losu, gdyby miała nawyk innego
myślenia. ,
Sposoby myślenia nie muszą być niezmienne. Jednym z naj-
ważniejszych odkryć psychologii ostatnich dwudziestu lat jest spo-
strzeżenie, że jednostka może wybierać sobie sposób myślenia.
Nauka psychologii nie zawsze zajmowała się indywidualnymi
sposobami myślenia, działaniami poszczególnych jednostek, a na-
wet jednostką jako taką. Wprost przeciwnie. Kiedy dwadzieścia
pięć lat temu zostałem absolwentem psychologii, dylematów po-
dobnych do opisanego wyżej nie wyjaśniano tak, jak robi się to
obecnie. W owym czasie zakładano, że ludzie są produktami śro-
dowiska, w którym żyją. Dominującą pozycję zdobyło wyjaśnianie
ludzkich działań jako skutków wewnętrznego „popychania" lub
zewnętrznego „przyciągania". Choć szczegóły tego „popychania"
i „przyciągania" ujmowano różnie, w zależności od wyznawanej
teorii, to jednak w ogólnym zarysie wszystkie modne podówczas
teorie były ze sobą zgodne. Freudyści utrzymywali, iż zachowa-
niem człowieka kierują nie rozwiązane konflikty z czasów dzie-
ciństwa. Zwolennicy teorii B.F. Skinnera twierdzili, że zachowa-
nia człowieka powtarzają się tylko wtedy, kiedy otrzymują
wzmocnienie zewnętrzne. Etologowie uważali, że zachowanie jest
wynikiem pewnych, zdeterminowanych genetycznie, utrwalonych
wzorów działania, natomiast behawioryści spod znaku Clarka
Hulla wyznawali pogląd, iż stymuluje nas do działania koniecz-
ność redukowania popędów i zaspokajania potrzeb biologicznych.
Od 1965 roku poglądy te zaczęły się radykalnie zmieniać. Od
tej pory coraz mniejsze znaczenie przypisuje się wpływowi otocze-
nia na zachowanie jednostki. Cztery różne linie rozumowania
wpłynęły na to, że działania człowieka można wyjaśnić raczej jego
samosterowaniem niż podleganiem siłom zewnętrznym.

Dwa sposoby patrzenia na życie 23


• W 1959 roku Noam Chomsky napisał miażdżącą recenzję
głośnej książki B.F. Skinnera Verbal Behavior (Zachowanie
werbalne).1 Chomsky dowodził, że ludzkie działania w ogóle,
a język w szczególności, nie są skutkiem wzmacniania na-
wyków językowych. Według niego istota języka polega na
tym, że jest on generatywny — każdy może zrozumieć zda-
nie, którego nigdy wcześniej nie wypowiedział ani nie usły-
szał (takie jak: „Na twoich kolanach siedzi purpurowy po-
twór Gila").
• Jean Piaget, znakomity szwajcarski psycholog, zajmujący
się badaniem procesów rozwojowych u dzieci, przekonał cały
świat — Amerykanów na końcu — że można poddać nauko-
wemu badaniu rozwój psychiczny dziecka.
• W 1967 roku, wraz z publikacją Cognitiue Psychology (Psy-
chologii poznawczej) Ulrica Neissera, przed młodymi adep-
i y tami psychologii eksperymentalnej szukającymi ucieczki od
J^ dogmatów behawioryzmu otworzyło się nowe pole badań.
""" Psychologia poznawcza dowodziła, że opierając się na kom-
puterowym modelu przetwarzania informacji, można mie-
rzyć pracę ludzkiego mózgu i jej konsekwencje.
• Behawioryści stwierdzili, że nie można adekwatnie wyjaśnić
zachowań zwierząt ani ludzi, redukując je do popędów i po-
trzeb, i zaczęli w wyjaśnianiu złożonych zachowań odwoływać
się do czynności poznawczych — a więc myśli — jednostki.
Tak oto pod koniec lat sześćdziesiątych dominujące teorie psy-
chologiczne przestały koncentrować się na oddziaływaniu otocze-
nia i głównym obiektem swych zainteresowań uczyniły oczekiwa-
nia, preferencje, wybory, decyzje, kierowanie swym postępowa-
niem, a także bezradność jednostki.
Ta fundamentalna zmiana w dziedzinie psychologii jest ściśle
związana z fundamentalną zmianą w naszej własnej psychologii.
Po raz pierwszy w historii dzięki rozwojowi techniki, masowej
produkcji i dystrybucji dóbr, a także z innych przyczyn, duża li-
czba ludzi zyskała znaczną swobodę wyboru, a zatem również
możliwość kierowania swym życiem. Owa swoboda wyboru doty-

24 Poszukiwanie
czy również naszych sposobów myślenia. Ogólnie biorąc, ludzie
z radością powitali nową sytuację. Należymy do społeczeństwa,
które zapewnia swym członkom władzę, jakiej nie mieli nigdy
dotąd, do społeczeństwa, które poważnie traktuje przyjemności
i cierpienia jednostki, które uważa, że samorealizacja jest właści-
wym celem, niemal świętym prawem każdego człowieka.
Depresja
RAZEM Z TYMI swobodami przyszły jednak zagrożenia.2 Epoka jed-
nostki jest bowiem również epoką innego, ściśle łączącego się z pe-
symizmem, zjawiska depresji. Depresja jest skrajną postacią pe-
symizmu. Stanęliśmy w obliczu epidemii depresji, epidemii nad-
zwyczaj groźnej w skutkach, jako że — prowadząc do samobójstw
— pochłania ona więcej istnień ludzkich niż AIDS, a przy tym jej
zasięg jest o wiele szerszy. Przypadki głębokiej depresji zdarzają
się dzisiaj dziesięć razy częściej niż pięćdziesiąt lat temu. Kobiety
dotyka ona dwa razy częściej niż mężczyzn i — średnio biorąc —
przypada na okres życia o dziesięć lat wcześniejszy niż w poprze-
dnim pokoleniu.
Do niedawna przyjęte były powszechnie dwa sposoby podejścia
do depresji: psychoanalityczny i biochemiczny. Podejście psycho-
analityczne opiera się na artykule Zygmunta Freuda napisanym
prawie siedemdziesiąt pięć lat temu.3 Freud stworzył swoją teorię
na podstawie obserwacji niewielu dość swobodnie zinterpretowa-
nych przypadków, posługując się przy tym wyobraźnią. Stwierdził,
że depresja nie jest niczym innym niż złością skierowaną prze-
ciwko własnej osobie; człowiek w depresji uważa siebie za jedno-
stkę bezwartościową i pragnie się zabić. Według niego jednostka
cierpiąca na depresję uczy się nienawidzić własnej osoby już na
kolanach matki. Wcześniej czy później w życiu dziecka zdarza się
sytuacja, w której matka odrzuca je, a przynajmniej dziecku tak
się wydaje (matka wyjeżdża na wakacje, wraca za późno do domu
albo zajmuje się drugim dzieckiem). U niektórych dzieci wywołuje

Dwa sposoby patrzenia na życie 25

to wściekłość, ale ponieważ zbyt kochają matkę, aby uczucie to


wyładować na niej, wybierają łatwiejszy dla nich do zaakceptowa-
nia obiekt — własną osobę, a mówiąc bardziej precyzyjnie, tę część
własnego ja, którą utożsamiają z matką. Z czasem przeradza się
to w zgubny dla dziecka zwyczaj i kiedy tylko doświadcza ono
ponownie uczucia odrzucenia, zamiast na prawdziwego sprawcę
krzywdy, kieruje agresję na siebie. Pogarda dla siebie, depresja
jako reakcja na odrzucenie, samobójstwo — wszystko to zgrabnie
układa się w logiczny ciąg wydarzeń.
Według Freuda z depresji niełatwo jest się wyzwolić. Depresja
jest wynikiem nie rozwiązanych konfliktów z okresu dzieciństwa
ukrytych pod pokładami świadomości. Freud uważał, iż tylko
przebicie się przez te pokłady, dotarcie do utajonych konfliktów
i ich ostateczne rozwiązanie może sprawić, że skłonność do depre-
sji zacznie zanikać. Jego recepta na wyleczenie z depresji to trwa-
jąca latami psychoanaliza, czyli próba wniknięcia, pod kierunkiem
terapeuty, w głąb własnej psychiki i odnalezienia powstałych
w okresie dzieciństwa urazów, które są pierwotnymi przyczynami
kierowania złości ku własnej osobie.
Muszę tu jasno stwierdzić, iż pogląd ten, aczkolwiek niezmier-
nie popularny w Ameryce (a szczególnie w Nowym Jorku), jest
zupełnie bzdurny. Skazuje on nieszczęsną ofiarę psychoanalizy na
lata monologowania o mrocznej, odległej przeszłości po to, by roz-
wiązać problem, który przestałby istnieć sam z siebie w czasie
paru miesięcy. W ponad dziewięćdziesięciu procentach przypad-
ków depresja jest zjawiskiem epizodycznym — nachodzi człowie-
ka, a potem mija. Takie epizody trwają od trzech miesięcy do
roku. Chociaż tysiące pacjentów odbyło setki tysięcy sesji w gabi-
netach psychoanalityków, zwolennicy tej metody nie mogą się ja-
koś pochwalić sukcesami w leczeniu depresji.
Co gorsza, psychoanaliza wywołuje u swej ofiary poczucie winy.
Uświadamia ona, że z powodu wad charakteru ofiara sama wpro-
wadza się w depresję, że chce być przygnębiona. Kieruje nią chęć
ukarania się, życia w ustawicznym cierpieniu, a nawet skończenia
ze sobą.
Nie mam zamiaru poddawać teorii Freuda totalnej krytyce

26 Poszukiwanie
i odmawiać jej wszelkich zalet. Bez wątpienia Freud dokonał wiel-
kiego przełomu. Zajmując się we wczesnym stadium swej kariery
histerią — zaburzeniami fizycznymi o objawach podobnych do pa-
raliżu, lecz nie wywołanych żadną fizjologiczną przyczyną —
ośmielił się badać sferę seksu i wydobyć na światło dzienne jej
ciemne strony. Jednak sukces, jaki osiągnął, odwołując się w wy-
jaśnianiu histerii do jej seksualnego podłoża, sprawił, iż pozostał
on wierny temu modelowi do końca życia. Dla Freuda wszystkie
cierpienia psychiczne miały swe źródło w jakiejś nikczemnej części
ludzkiej osobowości, to zaś, co nikczemne, stanowiło najbardziej
podstawowy i uniwersalny jej składnik. To niemożliwe do utrzy-
mania, obraźliwe dla ludzkiej natury założenie zapoczątkowało
epokę, w której wszystko można powiedzieć:
Chcesz kochać się ze swą matką.
Chcesz zabić własnego ojca.
Snujesz wyobrażenia o tym, że twoje nowo narodzone
dziecko może umrzeć... ponieważ chcesz, żeby umarło.
Chcesz, żeby twoje dni były nie kończącym się pasmem
udręki.
Twoje najohydniejsze, najbardziej skrywane tajemnice są
najistotniejszą częścią twojej osobowości.
Wypowiedzi tego typu tracą związek z rzeczywistością, są zu-
pełnie oderwane od ludzkich uczuć i powszechnego, będącego
udziałem wszystkich doświadczenia. Niechby tylko spróbował ktoś
powiedzieć coś takiego uzbrojonemu Sycylijczykowi.
Drugim, łatwiejszym do przyjęcia, jest podejście biomedyczne.4
Zwolennicy tego poglądu uważają, że depresja ma podłoże fizjo-
logiczne. Powoduje ją jakoby dziedziczny defekt biochemiczny —
usadowiony być może wygodnie na ramieniu chromosomu numer
11 — który zakłóca zachodzące w mózgu procesy. Psychiatrzy spod
tego znaku leczą depresję środkami farmakologicznymi albo ele-
ktrowstrząsami (tzw. sejsmografia). Metody te są niezbyt drogie
i przynoszą szybko pewną poprawę stanu pacjenta.
W odróżnieniu od psychoanalitycznego, podejście biomedyczne

Dwa sposoby patrzenia na życie 27


jest częściowo słuszne. Niektóre postacie depresji zdają się wyni-
kać z dysfunkcji mózgu i są w pewnym stopniu dziedziczne. Wiele
form depresji ustępuje (powoli) pod wpływem leków antydepresyj-
nych i elektrowstrząsów (szybko). Jednak jest to tylko częściowe
zwycięstwo i wcale nie przynosi tak błogosławionych skutków, jak
mogłoby się wydawać. Środki antydepresyjne i przepływający
przez mózg prąd elektryczny o wysokim napięciu mogą wywierać
przykre skutki uboczne, których nie tolerują organizmy większo-
ści ludzi poddawanych tej terapii. Co więcej, zwolennicy podejścia
biomedycznego zbyt łatwo uogólniają, stosując metody spra-
wdzone w leczeniu ciężkich form depresji, która dotyka niewielu
ludzi i która na ogół poddaje się działaniu środków farmakologi-
cznych, w o wiele bardziej powszechnych przypadkach depresji,
z którymi mamy do czynienia na co dzień. Znaczna część ludzi
ulegających depresji nie dziedziczy jej i nie ma żadnych dowodów
na to, że w jej łagodniejszych postaciach leki przynoszą jakąkol-
wiek poprawę.
Najgorsze jednak jest to, że podejście biomedyczne z zasadni-
czo zdrowych ludzi czyni chorych i uzależnia ich od pigułek prze-
pisywanych przez życzliwego lekarza. Wprawdzie leki antydepre-
syjne nie uzależniają w zwykłym sensie tego słowa, bowiem
pacjent nie czuje głodu narkotycznego, gdy przestaje je otrzymy-
wać, ale zdarza się często, że po odstawieniu leków depresja po-
wraca. Oszołomiony lekami pacjent funkcjonuje pozornie normal-
nie, ale nie jest to bynajmniej jego zasługą, jest to zasługą leków.
Człowiek taki nie wierzy w siebie, wierzy w leki. Środki antyde-
presyjne są równie wymownym przykładem nadużywania leków
przez nasze społeczeństwo, jak wprawiające w pogodny stan środ-
ki uspokajające czy odkrywające przed nami piękno świata halu-
cynogeny. W każdym razie klucza do rozwiązania problemów emo-
cjonalnych, z którymi każdy mógłby sobie poradzić sam, szuka się
w czynnikach zewnętrznych.
A JEŚLI depresja ma w większości przypadków o wiele prostsze
formy, niż uważają psychoanalitycy i psychiatrzy ze szkoły bio-
medycznej?

28 Poszukiwanie
• A jeśli depresja nie jest czymś, co sprowadzasz sam na sie-
bie, lecz czymś, co po prostu na ciebie spada?
• A jeśli depresja nie jest chorobą, lecz stanem znacznego po-
gorszenia nastroju?
• A jeśli nie jesteś więźniem konfliktów z czasów dzieciństwa?
Jeśli depresję wywołują w rzeczywistości twoje aktualne kło-
poty?
• A jeśli nie jesteś ubezwłasnowolniony przez swoje geny czy
zachodzące w twoim mózgu procesy chemiczne?
• A jeśli depresja jest wynikiem błędnych wniosków, które
wyciągamy z tragedii i niepowodzeń, jakich wszyscy do-
świadczamy w życiu?
• A jeśli depresja występuje po prostu wtedy, kiedy pesymi-
stycznie oceniamy przyczyny naszych niepowodzeń?
• A jeśli możemy oduczyć się pesymizmu i posiąść umiejętność
patrzenia optymistycznie na nasze niepowodzenia?
Sukces
TRADYCYJNE rozumienie sukcesu, tak jak tradycyjne rozumienie
depresji, wymaga rewizji. Funkcjonowanie naszych szkół i zakła-
dów pracy opiera się na konwencjonalnym założeniu, że sukces
jest wynikiem połączenia talentu i chęci. Uważa się, że przyczyną
niepowodzeń jest albo brak talentu, albo brak chęci. Zdarza się
jednak i tak, że mimo ogromnego talentu i wielkich chęci spotyka
nas niepowodzenie, gdyż brak nam optymizmu.
Poczynając od przedszkola, dziecko poddawane jest różnym te-
stom — na inteligencję, SAT-om, MCAT-om*, i tak dalej — które
* Są to baterie testów mierzących poziom sprawności intelektualnych oraz
osiągnięć uczniów szkół ponadpodstawowych w USA (nowsze opracowania obej-
mują także dzieci przedszkolne). Testy te pozwalają ocenić m.in. umiejętności
czytania, posługiwania się językiem, rozumowania materialnego, a także poziom
wiedzy w zakresie poszczególnych przedmiotów. Są to testy grupowe, bardzo roz-
budowane, np. Stanford Achievement Test, SAT, składa się z ok. 170 subtestów
i 700 itemów (przyp. red.)

Dwa sposoby patrzenia na życie 29


rodzice uważają za tak ważne dla przyszłości swych pociech, iż
opłacają specjalnych instruktorów wprowadzających dzieci w taj-
niki właściwego ich rozwiązywania. Owe testy rzekomo wykazują,
kto jest zdolny, a kto nie. Okazało się, że talent można z grubsza
zmierzyć, ale też, że niezwykle trudno sprawić, by się choć odro-
binę zwiększył. Cieszące się niezwykłym powodzeniem kursy przy-
gotowujące do testów SAT mogą nieco poprawić wyniki ucznia,
ale nie mają absolutnie żadnego wpływu na prawdziwy poziom
jego talentu.
Chęć to inna sprawa, można ją wzbudzić aż nazbyt łatwo. Ka-
znodzieja potrafi w ciągu jednej-dwóch godzin wzniecić w swych
owieczkach gorące pragnienie zbawienia. Zręczna reklama wytwa-
rza pragnienie posiadania tego, o czym się w ogóle nie myślało.
Odpowiednio przeprowadzone szkolenie pracowników może na-
tchnąć ich energią i zapałem do pracy. Jednak wszystko to daje
krótkotrwałe efekty. Żar w duszach wiernych pragnących zbawie-
nia szybko gaśnie, jeśli się go nie podsyca; o pragnieniu posiadania
reklamowanego wyrobu zapomina się po paru minutach albo za-
stępuje się je innym pragnieniem. Energii i zapału po szkoleniu
starcza na parę dni lub tygodni, potem potrzebne jest nowe.
A JEŚLI tradycyjny pogląd na czynniki potrzebne do osiągnięcia
sukcesu jest błędny?
• A jeśli w grę wchodzi jeszcze trzeci czynnik — optymizm lub
pesymizm — który liczy się tak samo, jak talent i chęci?
• A jeśli masz i niezbędny talent, i chęci, a mimo to — będąc
pesymistą — stale odnosisz porażki?
• A jeśli optymiści lepiej sobie radzą w szkole, w pracy i na
boisku?
• A jeśli optymizmu można się nauczyć, i to trwale?
• A jeśli możemy go zaszczepić naszym dzieciom?

30 Poszukiwanie
Zdrowie
TRADYCYJNE pojęcie zdrowia okazuje się równie ułomne, jak po-
jęcie talentu. Optymizm i pesymizm oddziałują na nasze zdrowie
prawie tak samo wyraźnie, jak czynniki fizyczne.
Większość ludzi sądzi, że zdrowie fizyczne jest wyłącznie spra-
wą fizjologii i uwarunkowane jest budową ciała, nawykami zdro-
wotnymi i odpornością na zarazki. Uważają oni, że budowa ciała
jest zdeterminowana genetycznie, aczkolwiek można ją poprawić
właściwym odżywianiem się, intensywnymi ćwiczeniami fizyczny-
mi, unikaniem cholesterolu. Poddając się szczepieniom, rygorysty-
cznie przestrzegając zasad higieny, unikając przygodnych partne-
rów seksualnych, trzymając się z dala od przeziębionych, myjąc
zęby trzy razy dziennie, i tak dalej, można uniknąć chorób. Kiedy
zatem szwankuje komuś zdrowie, to znaczy, że ma on słaby or-
ganizm, niewłaściwe nawyki zdrowotne albo zetknął się ze zbyt
wieloma zarazkami.
Ten konwencjonalny pogląd pomija bardzo ważny czynnik, któ-
ry ma wpływ na nasze zdrowie — naszą percepcję rzeczywistości,
nasze myśli i wyobrażenia. Mamy o wiele większy wpływ na swoje
zdrowie fizyczne, niż się na ogół przypuszcza. Na przykład:
• Sposób naszego myślenia, szczególnie o zdrowiu, oddziałuje
na nie.
• Optymiści rzadziej zapadają na choroby zakaźne niż pesy-
miści.
• Optymiści prowadzą zdrowszy tryb życia niż pesymiści.
• Są dowody świadczące o tym, że optymiści żyją dłużej niż
pesymiści.
DEPRESJA, sukces i zdrowie fizyczne to trzy spośród najbardziej
oczywistych sfer, w których znajduje zastosowanie wyuczony op-
tymizm. Ale to jeszcze nie wszystko, gdyż daje on nam możliwość
nowego spojrzenia na siebie i lepszego zrozumienia własnego ja.
Kończąc lekturę tej książki, będziecie wiedzieli, czy i w jakim

Dwa sposoby patrzenia na życie 31


stopniu jesteście pesymistami albo optymistami, a jeśli zechcecie,
będziecie mogli zmierzyć poziom optymizmu małżonka lub dzieci.
Będziecie nawet mogli ocenić, na ile dawniej byliście pesymistami.
Będziecie wiedzieli, dlaczego ulegacie depresji — wpadacie w przy-
gnębienie lub prawdziwą rozpacz — i co sprawia, że stan ten
utrzymuje się. Zrozumiecie, dlaczego spotkały was niepowodzenia,
mimo że nie brak wam talentu i bardzo pragnęliście osiągnąć
wymarzony cel. Nauczycie się również, jak wyjść z depresji i za-
pobiec jej nawrotowi. Będziecie mogli korzystać z tej umiejętności
na co dzień. Coraz więcej dowodów wskazuje na to, że będzie ona
miała korzystny wpływ na wasze zdrowie. Co więcej, będziecie
mogli nauczyć tego innych.
A co najważniejsze, zrozumiecie, na czym polega nowa dzie-
dzina wiedzy — wiedzy o tym, jak sprawować kontrolę nad własną
osobą.
Wyuczony optymizm nie jest bynajmniej ponownym odkryciem
potęgi „myślenia pozytywnego". Umiejętności bycia optymistą nie
wynosi się z wesołej szkółki niedzielnej szczęśliwych wydarzeń.
Nie polega ona na wyuczeniu się mówienia sobie pozytywnych
rzeczy. Lata badań przekonały nas, że jeśli taka praktyka przy-
nosi w ogóle jakieś efekty, to znikome. Istotne jest to, co myślimy,
kiedy spotykają nas niepowodzenia. Ważna jest potęga „myślenia
nienegatywnego". Główna technika optymizmu polega na odrzu-
ceniu zgubnych dla nas stwierdzeń, które przychodzą nam na
myśl, kiedy spotykają nas niepowodzenia będące udziałem wszy-
stkich ludzi.
WIĘKSZOŚĆ PSYCHOLOGÓW zajmuje się przez całe życie tradycyj-
nymi kategoriami problemów: depresją, sukcesem, zdrowiem, klę-
skami politycznymi, przedsiębiorstwami, rodzicielstwem i tym po-
dobnymi sprawami. Ja natomiast od początku swej pracy starałem
się stworzyć nową kategorię, która przebiega przez większość ka-
tegorii tradycyjnych. Postrzegam wydarzenia jako osiągnięcia lub
porażki w sprawowaniu kontroli nad własną osobą.
Spojrzenie takie sprawia, że świat wygląda zupełnie inaczej.
Weźmy pozornie nie związane ze sobą wydarzenia: depresję i sa-

32 Poszukiwanie
mobójstwa stające się powoli chlebem powszednim naszego społe-
czeństwa, samorealizację jednostki wyniesioną do rangi prawa,
ludzi zapadających w przerażająco młodym wieku na chroniczne
choroby i przedwcześnie umierających, inteligentnych, pełnych po-
święcenia rodziców wychowujących delikatne, zepsute dzieci, me-
todę leczenia depresji poprzez zmianę świadomego myślenia. Choć
inni skłonni byliby traktować to zestawienie porażek i sukcesów,
cierpień i tryumfów jako nonsensowne i bezładne, ja widzę to
wszystko jako jedną całość. Ta książka jest rezultatem takiego
właśnie punktu widzenia.
Zaczniemy od teorii kontroli nad własną osobą. Kluczowe zna-
czenie mają w niej dwa pojęcia — wyuczonej bezradności i stylu
wyjaśniania. Są one ściśle ze sobą związane.
Wyuczona bezradność jest poddaniem się, zaprzestaniem dzia-
łania wynikającym z przekonania, że cokolwiek się zrobi, nie bę-
dzie to miało żadnego znaczenia. Styl wyjaśniania to sposób, w ja-
ki zwykle tłumaczymy sobie, dlaczego coś się wydarza. Modyfikuje
on w znacznym stopniu wyuczonĄ bezradność. Optymistyczny styl
wyjaśniania kładzie kres bezradności, natomiast pesymistyczny
styl wyjaśniania jeszcze ją pogłębia. Sposób, w jaki wyjaśniamy
sobie różne wydarzenia, określa nasze do nich podejście i sprawia,
że stajemy się bezradni, albo że, traktując spotykające nas niepo-
wodzenia jako chwilowe, mobilizujemy się do większej aktywności.
Uważam, że styl wyjaśniania odzwierciedla to, co mówiąc meta-
forycznie, czujemy w głębi serca, to słowo, które każdy z nas „nosi
w sercu".5
Każdy z nas ma ukryte w głębi serca jakieś słowo — jakieś
„nie" lub jakieś „tak". Prawdopodobnie nie wiesz, jakie słowo jest
ukryte w twoim sercu, ale to nie szkodzi, możesz się tego, z dużą
dozą pewności, dowiedzieć. Niebawem poddasz się testowi i od-
kryjesz, jaki jest poziom twojego optymizmu czy pesymizmu.
Optymizm odgrywa ważną rolę w wielu, choć nie we wszy-
stkich, dziedzinach naszego życia. Nie jest on panaceum, ale może
uchronić nas przed depresją, może poprawić naszą kondycję fizy-
czną i psychiczną, dać nam dobre samopoczucie. Wszelako pesy-
mizm też ma pewne zalety; jakie to są zalety, wyjaśnię dalej.

Dwa sposoby patrzenia na życie 33


Jeśli zamieszczone w tej książce testy wykażą, że jesteś pesy-
mistą, to na tym nie kończy się sprawa. W przeciwieństwie do
wielu innych cech osobowości, pesymizm nie jest cechą niezmien-
ną i utrwaloną raz na zawsze. Możesz nauczyć się zestawu tech-
nik, które wyzwolą cię spod tyranii pesymizmu i pozwolą cieszyć
się optymizmem. Nie są to techniki tak proste, by można je było
stosować w sposób czysto mechaniczny, ale każdy jest w stanieje
opanować. Pierwszym krokiem ku temu jest odkrycie owego słowa
utajonego w głębi serca. Nieprzypadkowo jest to również pierwszy
krok ku nowemu zrozumieniu tajników ludzkiego umysłu, ku zro-
zumieniu, w jaki sposób jednostka poprzez kontrolę nad własną
osobą wyznacza swój los.

Rozdział drugi
Uczenie się bezradności
ZANIM SKOŃCZYŁEM trzynaście lat, zorientowałem się, że
zawsze kiedy rodzice wysyłają mnie na noc do mojego najlepszego
przyjaciela, Jeffreya, w domu są poważne kłopoty. Tak było i tam-
tym razem, bo jakiś czas po powrocie do domu dowiedziałem się,
że matce wycięto macicę. Już wcześniej wyczuwałem, że to ojciec
ma problemy. Ostatnio dziwnie się zachowywał. Zazwyczaj był
spokojny i zrównoważony, taki, jaki moim zdaniem powinien być
ojciec. Jednak od pewnego czasu stał się nerwowy, czasami złościł
się, czasami znowu wpadał w przygnębienie.
Wioząc mnie tego wieczoru do Jeffreya przez pogrążone w za-
padających ciemnościach ulice willowej dzielnicy Albany w stanie
Nowy Jork, wziął nagle głęboki oddech, a potem zatrzymał samo-
chód przy krawężniku. Przez chwilę siedzieliśmy obaj w milcze-
niu. W końcu powiedział mi, że na minutę czy dwie stracił czucie
w lewej części ciała. W jego głosie słychać było strach. Przerazi-
łem się.
Miał dopiero czterdzieści dziewięć lat i był w szczytowej formie.
Ukończył ze znakomitym wynikiem studia prawnicze, ale jako
typowy produkt lat wielkiego kryzysu wybrał skromną, lecz bez-
pieczną posadę w administracji państwowej zamiast zaryzykować
i postarać się o lepiej płatną, ale nie tak pewną pracę w sektorze
' .prywatnym. Ostatnio jednak po raz pierwszy w życiu zdecydował
się na śmiały krok — miał zamiar ubiegać się o wysokie stano-
wisko we władzach stanowych. Byłem z niego niezmiernie dumny.

Uczenie się bezradności 35


Ja też przechodziłem wówczas kryzys, pierwszy w życiu. Owej
jesieni ojciec zabrał mnie ze szkoły publicznej, gdzie się bardzo
dobrze czułem, i umieścił w prywatnej szkole kadetów, jako że
była to jedyna szkoła w Albany, która wysyłała swoich absolwen-
tów do cieszących się dobrą renomą uczelni. Szybko zdałem sobie
sprawę, że jestem jedynym uczniem wywodzącym się z warstwy
średniej. Reszta chłopców pochodziła z bogatych rodzin, z których
wiele osiadło w Albany przed dwustu piędziesięciu czy nawet wię-
cej laty. Czułem się odrzucony i samotny.
Ojciec zatrzymał samochód przed wejściem do domu Jeffreya.
Pożegnałem się z nim ze ściśniętym gardłem. Następnego dnia
obudziłem się o świcie z uczuciem lęku. Coś mi mówiło, że muszę
wracać do domu, że dzieje się tam coś niedobrego. Wykradłem
się chyłkiem i pobiegłem do domu. Dotarłem tam akurat w mo-
mencie, kiedy ze schodów zabierano nosze. Leżał na nich mój
ojciec. Patrząc na niego ukryty za drzewem, widziałem, że stara
się zachować dobrą minę, ale jednocześnie słyszałem, jak z trudem
mówi, że nie może ruszyć ręką ni nogą. Nie spostrzegł mnie i nig-
dy nie dowiedział się, że widziałem go w tej strasznej chwili.
Przeszedł trzy wylewy, po których został kompletnie sparaliżowa-
ny i wydany na pastwę napadów smutku i — rzecz dziwna —
euforii.
Matka nie zabierała mnie ze sobą, kiedy odwiedzała go w szpi-
talu i — później — w zakładzie dla rekonwalescentów. Wreszcie
nadszedł dzień, w którym i ja miałem go odwiedzić. Kiedy wszed-
łem do pokoju, w którym leżał, zorientowałem się, że tak samo
jak ja, bał się tej chwili. Nie chciał, bym zobaczył go zupełnie
bezradnego, w opłakanym stanie.
Matka mówiła mu o Bogu i o życiu pozagrobowym.
— Ireno — wyszeptał. — Ja nie wierzę w Boga. Po tym, co
mi się stało, nie wierzę już w nic. Pozostała mi tylko wiara w cie-
bie i dzieci. Nie chcę umierać.
Takie było moje pierwsze zetknięcie z cierpieniem, które rodzi
się z bezradności. Widok ojca w tym stanie, widok, który ogląda-
łem jeszcze przez wiele lat, aż do jego śmierci, wytyczył kierunek
moich poszukiwań. Jego rozpacz dodawała mi sił i zapału.
36 Poszukiwanie
Rok później, nakłoniony przez starszą siostrę, która regularnie
przywoziła do domu swe uniwersyteckie lektury, aby dokształcić
przedwcześnie rozwiniętego brata, przeczytałem po raz pierwszy
Zygmunta Freuda. Leżałem w hamaku, zagłębiony w jego Wstępie
do psychoanalizy. Kiedy doszedłem do rozdziału, w którym pisze
0 ludziach śniących często o tym, że wypadają im zęby, doznałem
olśnienia. Ja również miałem takie sny! Ich interpretacja oszoło-
miła mnie. Według Freuda sny o wypadaniu zębów symbolizują
kastrację i wyrażają poczucie winy z powodu masturbacji. Śniący
boi się, że ojciec, odkrywszy, iż syn onanizuje się, ukarze go ka-
stracją. Zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że Freud tak
dobrze mnie zna. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że owa uderzająca
czytelnika trafność spostrzeżenia Freuda bierze się po prostu stąd,
iż w okresie dojrzewania często nawiedzają chłopców sny o wypa-
daniu zębów, a masturbacja jest w tym wieku jeszcze częstszym
zjawiskiem. Była to zatem zbieżność czysto przypadkowa, ale wy-
jaśnienie Freuda brzmiało bardzo przekonywająco i zapowiadało
dalsze rewelacje. W tym momencie postanowiłem sobie, że poświę-
cę życie na stawianie takich samych pytań i rozwiązywanie takich
samych problemów, jakimi zajmował się Freud.
Kilka lat potem wstąpiłem na uniwersytet w Princeton, chcąc
zostać psychiatrą albo psychologiem. Ku swemu wielkiemu roz-
czarowaniu przekonałem się, że podczas gdy wydział filozofii re-
prezentował prawdziwie światowy poziom, wydział psychologii nie
mógł pochwalić się żadnymi osiągnięciami. Tymczasem filozofia
człowieka i filozofia nauki wydawały mi się ściśle ze sobą zwią-
zane. Kiedy kończyłem kurs filozofii współczesnej, byłem nadal
przekonany, że Freud prawidłowo stawiał swe pytania, ale odpo-
wiedzi, których nam udzielał, nie uważałem już za możliwe do
przyjęcia, a jego metoda — uogólnianie na podstawie niewielkiej
liczby przypadków — wręcz mnie odstręczała. Doszedłem do wnio-
sku, że jedynie nauka eksperymentalna może wyjaśnić przyczyny
1 skutki takich problemów emocjonalnych jak bezradność, a potem
znaleźć odpowiednią metodę ich leczenia.
Postanowiłem zrobić specjalizację z psychologii eksperymen-
talnej. Jesienią 1964 roku, pełen młodzieńczego zapału (miałem

Uczenie się bezradności 37


wówczas 21 lat), ze świeżo uzyskanym dyplomem bakałarza* pod
pachą, zjawiłem się w laboratorium Richarda L. Solomona na
Uniwersytecie Pensylwańskim. Zależało mi bardzo na tym, aby
studiować dalej właśnie pod jego kierunkiem. Był on nie tylko
jednym z największych na świecie teoretyków psychologii uczenia
się, ale także zajmował się tym, co i ja chciałem robić — starał
się poznać przyczyny chorób psychicznych, przenosząc na sferę
zachowań ludzkich wyniki doskonale zaplanowanych i kontrolo-
wanych eksperymentów ze zwierzętami.
Laboratorium Solomona mieściło się w najstarszym i najbar-
dziej ponurym budynku uniwersytetu. Kiedy otwierałem zniszczo-
ne drzwi, oczekiwałem, że lada moment wypadną z zawiasów.
W głębi pokoju zobaczyłem Solomona. Wysoki, chudy, prawie
kompletnie łysy, wydawał się pogrążony w zadumie. W przeci-
wieństwie do skupionego, pochłoniętego myślami Solomona, re-
szta towarzystwa w laboratorium biegała jak szalona, z obłędem
w oczach.
Najstarszy uczeń Solomona, przyjazny, niemal opiekuńczy fa-
cet ze Środkowego Zachodu nazwiskiem Bruce Overmier, natych-
miast pospieszył z wyjaśnieniem.
— To przez te psy — powiedział. — Nic nie chcą robić. Coś
z nimi nie tak. No więc nikt nie może przeprowadzać żadnych
eksperymentów.
Okazało się, że od paru tygodni u psów laboratoryjnych —
używanych do doświadczeń, które Bruce określił nic nie mówią-
cym mi mianem eksperymentów „przeniesienia" Ł — starano się
wykształcić odruchy warunkowe według koncepcji Pawłowa.
Dzień po dniu poddawano je działaniu dwóch rodzajów bodźców —
wysokich tonów i krótkich elektrowstrząsów. I jedne, i drugie sto-
sowano parami — najpierw wysoki ton, potem elektrowstrząs.
Wstrząsy nie były zbyt bolesne, można by je porównać do wraże-
nia, którego doznaje się dotykając w suchy, mroźny dzień gołą
dłonią metalowej klamki. Chodziło o to, by psy zaczęły kojarzyć
neutralny ton z nieprzyjemnym wstrząsem, tak żeby później, sły-
: Bakałarz — Bachelor of Arts, najniższy stopień naukowy (przyp. tłum.)

38 Poszukiwanie
sząc ten dźwięk, reagowały na niego, jak na wstrząs, tzn. lękiem.
I to wszystko.
Potem rozpoczęła się główna faza eksperymentu. Psy umiesz-
czono w klatkach przedzielonych niską przegrodą na dwie części.
Chciano sprawdzić, czy będą reagować na wysoki ton w taki sam
sposób, w jaki nauczyły się reagować na wstrząs, to znaczy, czy
będą przeskakiwać przez przeszkodę, aby uchronić się przed
wstrząsem. Gdyby zachowywały się w ten sposób, to tym samym
wykazano by, że uczenie się emocji może podlegać przeniesieniu
(transferowi) na zupełnie inne sytuacje.
Psy musiały najpierw nauczyć się, że po to, by uciec przed
wstrząsem, należy przeskoczyć przez przegrodę, potem można by
już sprawdzić, czy sam wysoki ton wywołuje identyczną reakcję.
Powinno to być dla nich proste. Wystarczyło przeskoczyć przez
niską przegrodę dzielącą skrzynię, by uciec przed wstrząsem. Psy
zazwyczaj szybko się tego uczą.
— Natomiast te psy — powiedział Overmier — po prostu leżą
i piszczą. Nawet nie próbowały uciec przed wstrząsem. A to, oczy-
wiście, znaczy, że nikt nie może robić tego, co chciał, czyli badać,
jak psy zareagują na sam dźwięk.
Kiedy słuchałem Overmiera i patrzyłem na piszczące psy, zda-
łem sobie naraz sprawę, że zdarzyło się coś znacznie ważniejszego
niż mogłyby przynieść jakiekolwiek eksperymenty nad przeniesie-
niem wiedzy. Oto, zupełnie przypadkowo, we wczesnej fazie eks-
perymentu psy zostały nauczone bezradności. Właśnie dlatego
poddały się. Dźwięki nie miały z tym nic wspólnego. W trakcie
wykształcania u nich odruchów warunkowych czuły, że ból nacho-
dzi je i mija bez względu na to, czy się miotają, skaczą i szczekają,
czy nie. Wywnioskowały z tego, albo „nauczyły się", że nic, co
robią, nie ma wpływu na ich sytuację. Po co więc próbować cokol-
wiek robić?
Implikacje tego odkrycia oszołomiły mnie. Jeśli psy potrafiły
nauczyć się czegoś tak skomplikowanego, jak fakt, że wszelkie ich
wysiłki nie zdają się na nic, to można to było odnieść przez analogię
do bezradności ludzi, a przy tym zachowanie psów można było ba-
dać laboratoryjnie. Bezradność otaczała nas ze wszystkich stron —

Uczenie się bezradności 39


odczuwała ją miejska biedota, tak samo jak noworodek czy przy-
gnębiony, zwrócony twarzą do ściany pacjent w szpitalu. To ona
zniszczyła życie mojemu ojcu. Nie istniały jednak żadne naukowe
badania bezradności. Moje myśli mknęły jak szalone — czy miałem
oto laboratoryjny model bezradności, model, który pomógłby zro-
zumieć, skąd się ona bierze, jak ją leczyć, jak jej zapobiegać, jakie
leki mogą ją zwalczać i kto jest na nią szczególnie podatny?
Choć po raz pierwszy w życiu zobaczyłem wyuczoną bezradność
w laboratorium, wiedziałem, z czym mam do czynienia. Przede
mną widzieli ją inni, ale potraktowali ją jak nieprzewidzianą prze-
szkodę, a nie jako zjawisko, które samo w sobie warte jest zba-
dania. Samo życie — prawdopodobnie przez chorobę ojca, która
tak mną wstrząsnęła — przygotowało mnie w pewien sposób do
zrozumienia istoty tego, co ujrzałem. Nie wiedziałem wszakże, że
na udowodnienie społeczności naukowej, że tym, co doskwierało
owym psom, była bezradność oraz że bezradności można się na-
uczyć, a więc i oduczyć, potrzeba mi będzie jeszcze dziesięciu lat.
Mimo iż byłem niezwykle podniecony perspektywami, jakie na-
gle wyłoniły się przede mną z tego odkrycia, było coś, co budziło
we mnie wewnętrzny opór przed prowadzeniem doświadczeń tego
typu. Wymagały one stosowania wobec niewinnych zwierząt
wstrząsów, które przecież sprawiały im choćby niewielki ból. „Czy
mogę pracować w tym laboratorium?" — pytałem sam siebie. Za-
wsze kochałem zwierzęta, a już szczególnie psy, a zatem koniecz-
ność zadawania im bólu zrażała mnie do tej pracy. W czasie naj-
bliższego weekendu pojechałem do Princeton, aby podzielić się
swymi wątpliwościami z jednym z moich nauczycieli filozofii. Choć
był ode mnie starszy zaledwie o parę lat, ceniłem jego mądrość.
On i jego żona zawsze mieli dla mnie czas i pomagali mi pozbyć
się rozterek, które wypełniały życie studentów w latach sześćdzie-
siątych.
— Zobaczyłem w laboratorium coś, co może dać początek zro-
zumieniu bezradności — powiedziałem. — Nikt jeszcze nie badał
tego zjawiska, ale nie jestem pewien, czy mogę się tym zająć, bo
uważam, że nie powinno się zadawać psom bólu. Nawet jeśli nie
jest to naganne, to na pewno jest to odrażające.
40 Poszukiwanie
Potem opisałem moje obserwacje, powiedziałem, dokąd, moim
zdaniem, mogą prowadzić, a na koniec wyznałem, czego się oba-
wiam.
Mój profesor zajmował się etyką i historią nauki i one to okre-
śliły linię rozumowania, którą przyjął w rozmowie ze mną.
— Martin — spytał — czy istnieje jakiś inny sposób rozwią-
zania problemu bezradności? Może na przykład badanie przypad-
ków bezradnych ludzi?
Było jasne dla nas obu, że studiowanie historii poszczególnych
przypadków prowadzi w nauce donikąd. Studium pojedynczego
przypadku jest historią życia tylko jednej osoby. W żaden sposób
nie pozwoli ono ustalić, co było przyczyną, a co skutkiem, zazwy-
czaj nie daje ono nawet możliwości ustalenia, co się naprawdę
wydarzyło. Na wszystko patrzymy oczami opowiadającego, który
ma swój punkt widzenia i przez to zniekształca całą opowieść.
Było tak samo jasne, że tylko starannie przeprowadzone ekspery-
menty pozwolą odkryć przyczynę i właściwą metodę terapii. Co
więcej, zadawanie bólu innemu człowiekowi było pod względem
etycznym absolutnie nie do pomyślenia. Wyglądało na to, że po-
zostają jedynie eksperymenty na zwierzętach.
— A czy jest w ogóle usprawiedliwione — spytałem — zada-
wanie bólu jakiejkolwiek żywej istocie?
Na to profesor przypomniał mi, że większość ludzi, jak też
zwierząt domowych, żyje dziś tylko dlatego, że dokonywano eks-
perymentów na zwierzętach. Bez nich, stwierdził, choroba Heine-
go-Medina byłaby nadal nieuleczalna, a ospa szerzyłaby się tak
jak dawniej.
— Z drugiej strony — mówił dalej — wiesz, że historia nauki
zna wiele obiecujących wyników badań podstawowych, które mia-
ły ulżyć ludzkiej niedoli, ale jakoś nigdy do tego nie doprowadziły.
Pozwól, że zapytam o dwie rzeczy związane z tym, co masz zamiar
robić. Po pierwsze, czy istnieje realna sznasa, że na dłuższą metę
wyeliminujesz więcej bólu, niż sprawisz na krótką metę? Po dru-
gie, czy można wyniki badań na zwierzętach przenosić na ludzi?
Odpowiedź na obydwa pytania była twierdząca. Po pierwsze,
uważałem, że dysponuję modelem, który może dopomóc w rozwi-

Uczenie się bezradności 41


kłaniu tajemnicy ludzkiej bezradności. Gdyby udało się tego do-
konać, to — przynajmniej potencjalnie — ulżyłbym wielu cierpią-
cym. Po drugie, wiedziałem, że uczeni opracowali już zestaw od-
powiednich testów rozstrzygających o tym, kiedy generalizacja
badań przeprowadzonych na zwierzętach może z dużym pra-
wdopodobieństwem mieć zastosowanie do ludzi, a kiedy nie. Po-
stanowiłem poddać uzyskane przeze mnie wyniki takim testom.
Na koniec profesor ostrzegł mnie, że naukowcy często dają się
ponieść swojej ambicji i gdy jest to dla nich wygodne, zapominają
o ideałach, które im przyświecały, kiedy zaczynali swoją pracę.
Poprosił mnie, żebym podjął dwa postanowienia — że w dniu,
w którym przekonam się, że odkryłem podstawowe zasady tego,
co pragnąłem poznać, zaprzestanę eksperymentów na psach, oraz
że w dniu, w którym znajdę odpowiedzi na główne pytania, które
wymagają przeprowadzania doświadczeń na zwierzętach, przerwę
w ogóle te doświadczenia.
Powróciłem do laboratorium z wielką nadzieją na stworzenie
zwierzęcego modelu bezradności.2 Tylko jeden student, Steven
Maier, uważał, że ten pomysł ma jakiś sens. Maier, nieśmiały,
pilny student, pochodzący z samego serca Bronxu*, szybko zaan-
gażował się w mój projekt. Wyrósł w biedzie i skończył z wyróż-
nieniem politechnikę w Bronxie. Doskonale wiedział, co to pra-
wdziwa bezradność, i miał chęć do walki z nią. Był też głęboko
przekonany, że opracowanie zwierzęcego modelu bezradności jest
czymś, czemu warto się poświęcić i zaryzykować karierę. Obmy-
śliliśmy eksperyment, który miał wykazać, że zwierzęta mogą na-
uczyć się bezradności. Nazwaliśmy go eksperymentem „trójko-
wym", ponieważ miał obejmować trzy „sprzężone razem" grupy
zwierząt.
Psy z pierwszej grupy miały otrzymywać uderzenia prądem,
których mogły uniknąć. Wystarczyło, by w tym celu nacisnęły
nosem umieszczoną w klatce płytkę. Mogły one zatem mieć wpływ
na swoją sytuację, ponieważ jedna z ich reakcji na ból odnosiła
skutek.
Bronx — uboga dzielnica Nowego Jorku (przyp. tłum.)

42 Poszukiwanie
Urządzenie wywołujące wstrząsy u psów z drugiej grupy miało
być „sprzężone" z urządzeniem stymulującym psy z grupy pier-
wszej. Psy z tej grupy otrzymywałyby takie same uderzenia, jak
psy z grupy pierwszej, ale żadna ich reakcja nie miałaby wpływu
na ból. Ustawałby on dopiero wtedy, kiedy pies z grupy pierwszej
„sprzężony" z psem z grupy drugiej, nacisnąłby płytkę.
Trzecia grupa miała nie otrzymywać żadnych uderzeń.
Po zakończeniu tej fazy eksperymentu psy z wszystkich grup
miały zostać umieszczone w klatkach przedzielonych niskimi
przegrodami. Powinny szybko nauczyć się, że wystarczy przesko-
czyć przez przegrodę, by ból ustał. Zakładaliśmy jednak, że psy
z drugiej grupy, które przekonały się, że żadne ich reakcje nie
odnoszą skutku, będą po prostu leżały, odczuwały ból i nie robiły
nic, by od niego uciec.
Profesor Soiomon odniósł się do tego projektu bardzo scepty-
cznie. Modne podówczas teorie psychologiczne nie dopuszczały na-
wet myśli, by zwierzęta — czy ludzie — mogły nauczyć się bez-
radności.
— Każde stworzenie — powiedział Soiomon, kiedy poszliśmy
przedstawić mu nasz projekt — może nauczyć się odpowiednich
reakcji tylko wtedy, gdy reakcje te przynoszą nagrodę albo karę.
W eksperymentach, które proponujecie, reakcje nie byłyby powią-
zane ani z nagrodą, ani z karą. I nagroda, i kara pojawiałaby się
bez względu na to, co zwierzę by zrobiło. Żadna z istniejących
obecnie teorii uczenia się nie dopuszcza, by w takich warunkach
można się było czegokolwiek nauczyć,
Wtedy włączył się Bruce Overmier.
— Jak zwierzęta mogą przekonać się, że żadne ich działania
nie skutkują? — spytał. — Zwierzęta nie znają wyższych form
życia umysłowego, prawdopodobnie w ogóle nie myślą.
Ale obaj, choć nastawieni sceptycznie, udzielili nam pomocy.
Ostrzegali nas tylko, byśmy zbyt pochopnie nie formułowali wnio-
sków z naszego eksperymentu. Mogło przecież okazać się, że zwie-
rzęta nie próbowały uciec przed bólem nie dlatego, iż nauczyły
się, że wszelka reakcja jest bezskuteczna, ale z jakiegoś innego
powodu. Nawet sam stres spowodowany uderzeniem prądu mógł-

Uczenie się bezradności 43


by sprawić, że zwierzęta poddadzą się i pozornie zrezygnują
z wszelkich prób uniknięcia bólu.
Obaj ze Stevem uważaliśmy, że eksperyment trójkowy pozwoli
nam zbadać również i taką możliwość, jako że zarówno grupa,
która mogła dzięki swym reakcjom na uderzenia uniknąć bólu,
jak i grupa, która bez względu na to, co by robiła, nie mogła go
uniknąć, byłyby pod działaniem dokładnie takiego samego stresu.
Gdyby okazało się, że mamy rację, iż najważniejszym czynnikiem
jest bezradność, to poddałyby się jedynie psy, które w żaden spo-
sób nie mogły uciec przed uderzeniem.
Na początku stycznia 1965 roku przystąpiliśmy do ekspery-
mentu. Jednego psa poddaliśmy wstrząsowi, przed którym mógł
uciec, drugiego identycznemu wstrząsowi, przed którym jednak
nie mógł uciec, natomiast trzeciego pozostawiliśmy w spokoju.
Następnego dnia umieściliśmy psy w klatce z przegrodami i zaap-
likowaliśmy wszystkim trzem wstrząsy, przed którymi mogły ła-
two uciec, przeskakując przez przegrodę do drugiej części klatki.
Już po paru sekundach pies, który nauczył się przeciwdziałać
wstrząsom, odkrył, że może przeskoczyć przez przegrodę i uciec
przed bólem. Odkrył to również pies, któremu wcześniej nie apli-
kowaliśmy wstrząsów. Jemu też zajęło to tylko kilka sekund. Na-
tomiast pies, który przekonał się wcześniej, że żadne próby ucie-
czki przed bólem nie dają rezultatu, nie zrobił nic, by uciec,
chociaż równie łatwo jak poprzednie dwa mógł przeskoczyć przez
przegrodę i schronić się w bezpiecznej części klatki. Poddał się
prawie od razu i leżał bez ruchu, choć regularnie otrzymywał
uderzenia prądem. Nigdy nie zdołał odkryć, że można przed nimi
uciec, przeskakując po prostu na drugą stronę przegrody.
Powtórzyliśmy ten eksperyment na ośmiu trójkach psów. Spo-
ńród ośmiu psów z grupy drugiej (bezradnych) sześć poddało się
od razu i nie próbowało szukać ucieczki przed bólem, podczas gdy
żaden z ósemki, która nauczyła się walczyć z bólem, nie uległ i nie
zachowywał się biernie.
Steve i ja byliśmy teraz przekonani, że rezygnację wywołują
jedynie sytuacje bez wyjścia, zdarzenia, przed którymi nie można
uciec, bo wstrząs o identycznej sile nie powodował rezygnacji, jeśli

44 Poszukiwanie
zwierzęta mogły przed nim uciec. Najwyraźniej zwierzęta potrafią
się zorientować, że ich działania nic nie dają, i kiedy już to wiedzą,
nie próbują nic robić, stają się bierne. Tak oto udowodniliśmy, że
podstawowe założenie teorii uczenia się, mówiące, iż można na-
uczyć się czegokolwiek tylko wtedy, gdy reakcja spotyka się z na-
grodą lub z karą, jest błędne.
Opisaliśmy nasze odkrycie i, ku naszemu zdziwieniu, naczelny
redaktor „Journal of Experimental Psychology", najbardziej kon-
serwatywnego z fachowych pism psychologicznych, nie tylko uz-
nał, iż artykuł nadaje się do druku, ale umieścił go na pierwszym
miejscu. Tym samym rzuciliśmy wyzwanie teoretykom psychologii
uczenia się na całym świecie. Dwóch żółtodziobów ośmieliło się
głosić, że wielki B.F. Skinner, guru behawioryzmu, i całe grono
jego uczniów mylili się, a ich podstawowe założenie było zupełnie
fałszywe.
Behawioryści bynajmniej nie poddali się. Najbardziej szano-
wany profesor na moim macierzystym wydziale — sam był przez
dwadzieścia lat naczelnym redaktorem „Journal of Experimental
Psychology" — napisał mi kartkę, w której wyznał, że po przeczy-
taniu naszego artykułu „zrobiło mu się niedobrze". Na między-
narodowym sympozjum zaczepił mnie — i to w toalecie męskiej
— wybitny uczeń Skinnera i poinformował, że zwierzęta „nie uczą
się tego czy tamtego, one uczą się tylko reakcji na bodźce".
Niewiele jest w historii psychologii eksperymentów, które moż-
na nazwać rozstrzygającymi, ale Steve Maier, mający wówczas
dwadzieścia cztery lata, obmyślił i wykonał taki. Był to czyn wy-
magający odwagi, jako że eksperyment ten był frontalnym ata-
kiem na silnie okopaną twierdzę behawioryzmu. Behawioryzm
przez sześćdziesiąt lat był dominującym kierunkiem w psychologii
amerykańskiej. Wszyscy, którzy liczyli się w tamtych czasach
w dziedzinie teorii uczenia się, byli behawiorystami, prawie wszy-
stkie dobre stanowiska na wydziałach psychologii obsadzone były
przez kilkadziesiąt lat przez behawiorystów. Taki stan utrzymy-
wał się, choć było jasne, że behawioryzm jest kierunkiem mocno
naciąganym.
Podobnie jak w przypadku freudyzmu, naczelna zasada beha-

Uczenie się bezradności 45


wioryzmu jest kontrintuicyjna (to znaczy kłóci się ze zdrowym
rozsądkiem). Behawioryści utrzymywali, iż wszystkie zachowania
jednostki są zdeterminowane jedynie karami i nagrodami. Według
nich, można zasadnie przypuszczać, iż zachowanie, które zostało
nagrodzone (na przykład uśmiech, na który odpowiedzią była pie-
szczota), będzie się powtarzało, natomiast takie, które zostało uka-
rane, będzie stłumione. I tyle.
Świadomość — myślenie, planowanie, oczekiwania, zapamię-
tywanie — nie ma żadnego wpływu na zachowanie. Jest czymś
w rodzaju szybkościomierza w samochodzie — nie porusza samo-
chodu, jedynie odzwierciedla to, co się z nim dzieje. Jednostka
ludzka — powiadali behawioryści —jest całkowicie ukształtowa-
na przez otoczenie, przez kary i nagrody, nie zaś przez to, co myśli.
Trudno uwierzyć, że inteligentni ludzie przez tak długi czas
podpisywali się pod taką teorią, ale pozostaje faktem, że od za-
kończenia I wojny światowej psychologią amerykańską rządziły
dogmaty behawioryzmu. Urok tej już na pierwszy rzut oka nie-
prawdopodobnej teorii polega na tym, iż jest ona przesycona ideo-
logią. Behawioryzm proponuje niezwykle optymistyczne spojrze-
nie na człowieka, spojrzenie, które sprawia, iż postęp wydaje się
prostą sprawą — wystarczy tylko zmienić otoczenie, by zmienić
człowieka. Ludzie popełniają przestępstwa dlatego, że żyją w bie-
dzie, a zatem jeśli wyeliminuje się nędzę, przestępstwa znikną.
.Jeśli złapiesz złodzieja, możesz go zresocjalizować, zmieniając sy-
tuację, do której przywykł: musisz karać go za kradzieże i nagra-
dzać za każde pozytywne zachowanie. Uprzedzenie bierze się
z niewiedzy o ludziach, do których jesteś uprzedzony, i możesz
je pokonać, poznając ich. Głupota jest wynikiem braku oświaty
i można ją wykorzenić poprzez powszechne nauczanie.
Podczas gdy Europejczycy wypracowywali podejście genetycz-
ne do zachowania — zajmując się cechami charakteru, genami,
i nstynktami, i tak dalej — Amerykanie trwali z uporem przy teorii
głoszącej, że zachowanie jest całkowicie uwarunkowane przez śro-
dowisko. Nie jest przypadkiem, że dwa kraje, w których rozkwitał
i święcił tryumfy behawioryzm, a mianowicie Stany Zjednoczone
i Związek Radziecki, są, przynajmniej w teorii, kolebkami egali-

46 Poszukiwanie
taryzmu. Hasła: „Wszyscy ludzie są równi" i „Od każdego na miarę
jego możliwości, każdemu według potrzeb" były ideologiczną pod-
budową behawioryzmu tak w amerykańskim, jak i w sowieckim
systemie politycznym.
Tak miały się sprawy w 1965 roku, kiedy przygotowywaliśmy
atak na behawiorystów. Uważaliśmy ich pogląd, sprowadzający
wszystko do nagród i kar wzmacniających skojarzenia, za kom-
pletną bzdurę. Oto, dla przykładu, behawiorystyczne wyjaśnianie
zachowania szczura naciskającego pręt w celu uzyskania pożywie-
nia: kiedy szczur, który wcześniej zdobył pożywienie, naciskając
pręt, zabiera się znowu do naciśnięcia pręta, to robi to dlatego,
że skojarzenie naciskania pręta ze zdobyciem pożywienia zostało
uprzednio wzmocnione nagrodą. Albo weźmy behawiorystyczne
wyjaśnienie faktu ludzkiej pracy: człowiek chodzi do pracy nie
dlatego, że spodziewa się za nią wynagrodzenia, lecz po prostu
z tej przyczyny, iż reakcja chodzenia do pracy została wcześniej
wzmocniona zapłatą. W behawiorystycznym poglądzie na świat
życie psychiczne człowieka czy szczura nie istnieje, albo — jeśli
istnieje — nie odgrywa żadnej roli w motywacji jego zachowań.
My, przeciwnie, uważaliśmy, że procesy psychiczne determinują
zachowanie człowieka i zwierzęcia. Szczur spodziewa się, że po
naciśnięciu pręta otrzyma pożywienie, człowiek spodziewa się, że
za pracę otrzyma zapłatę. Uważaliśmy, że zachowanie jest świa-
dome i że jednostkę motywuje do niego rezultat, którego po takim
zachowaniu się oczekuje.
Jeśli chodzi o wyuczoną bezradność, to uważaliśmy, że psy
zachowywały się biernie dlatego, iż nauczyły się, że żadne ich
działania nic nie dają, i przeto spodziewały się, że również w przy-
szłości nic dawać nie będą. Kiedy utrwaliły się już w tym przeko-
naniu, nie próbowały żadnych działań.
— Bierność może wynikać z dwóch źródeł — powiedział Steve
swym zupełnie nie pasującym do sytuacji, miękkim akcentem
z Bronxu, przemawiając do coraz bardziej krytycznie nastawio-
nych uczestników naszego cotygodniowego seminarium. — Podo-
bnie jak starzy ludzie w domach opieki, możecie nauczyć się być
biernymi, jeśli to się opłaca. Personel jest o wiele milszy w sto-

Uczenie się bezradności 47


suiiku do uległych niż do stale zgłaszających żądania pensjona-
riuszy. Możecie też stać się bierni, jeśli zupełnie poddacie się re-
zygnacji, jeśli nabierzecie przekonania, że nic, co robicie — bez
względu na to, czy jesteście ulegli, czy zajmujecie postawę rosz-
czeniową — nie wpływa na waszą sytuację. Nasze psy są bierne
nie dlatego, że nie nauczyły się, iż bierność eliminuje ból, ale
raczej dlatego, że nie spodziewają się, by jakiekolwiek ich zacho-
wanie polepszyło ich sytuację.
Behawioryści nie mogli na to odpowiedzieć, że „bezradne" psy
nauczyły się oczekiwania, iż nic, co robią, nie liczy się; przecież
behawioryzm utrzymywał, że jedyną rzeczą, której zwierzę — czy
człowiek — może się nauczyć, jest działanie (w żargonie tej pro-
fesji zwane reakcją motoryczną); nigdy nie można się nauczyć
myśli czy oczekiwania. Zaczęli więc wytężać umysł, by znaleźć
jakieś możliwe dla nich do przyjęcia wyjaśnienie tego fenomenu.
W końcu uczepili się myśli, że kiedy psy leżały biernie, musiało
się wydarzyć coś, co było nagrodą za to zachowanie, że musiały
zostać nagrodzone za leżenie nieruchomo.
Psom aplikowano wstrząsy, przed którymi nie mogły uciec.
Zdaniem behawiorystów, musiały zdarzać się momenty, kiedy psy
leżały nieruchomo i wstrząsy ustawały. Otóż ustąpienie bólu aku-
rat w tych momentach było nagrodą i wzmacniało reakcję leżenia.
Potem psy — ciągnęli behawioryści — leżałyby tym bardziej nie-
ruchomo, a gdyby wstrząsy znowu ustały, to byłoby to dalsze
wzmocnienie reakcji leżenia.
Ten argument był ostatnią deską ratunku dla poważnie (acz-
kolwiek, moim zdaniem, błędnie) patrzących na to behawiorystów.
Można by równie łatwo przedstawić argument zgoła przeciwny,
że, mianowicie, psy nie były nagradzane, ale karane za leżenie
nieruchomo, jako że czasami wstrząsy trwały dalej, kiedy psy
leżały, co byłoby karą za tę reakcję i — zgodnie z teorią behawio-
rystów — powinno było je stłumić. Udawali jednak, że jedyną
rzeczą, której mogły nauczyć się psy, była silna reakcja w postaci
leżenia nieruchomo. Odparliśmy, że jest jasne, iż psy wystawione
na wstrząs, nad którym nie mogły uzyskać żadnej kontroli, były
w stanie odpowiednio przetworzyć docierające do nich informacje,

48 Poszukiwanie
a rezultat tego był taki, iż zorientowały się — a więc nauczyły,
że każde ich działanie będzie nieskuteczne.
W tym właśnie punkcie dyskusji Steve Maier wpadł na pomysł
genialnego testu.
— Poddajmy psy temu procesowi, który zdaniem behawio-
rystów sprawia, że stają się coraz bardziej bezradne — powie-
dział. — Mówią, że psy są nagradzane za leżenie nieruchomo, tak?
Dobrze, będziemy je nagradzać za takie zachowanie. Za każdym
razem kiedy będą leżeć nieruchomo przez pięć sekund, wstrzyma-
my wstrząsy.
Krótko mówiąc, mieliśmy robić celowo to, co według behawio-
rystów działo się przypadkowo.
Zgodnie z przewidywaniami behawiorystów nagroda za leżenie
nieruchomo powinna by skłonić psa do bezruchu. Steve nie zga-
dzał się z tym.
— Obaj wiemy — rzekł — że psy zorientują się, iż samo leżenie
nieruchomo doprowadzi do ustania wstrząsów. Będą wiedziały, że
mogą zapobiec dalszym wstrząsom, pozostając nieruchomo przez
pięć sekund. Powiedzą sobie: „Oho, mam duży wpływ na to, co się
dzieje". I, zgodnie z naszą teorią, nigdy nie staną się bezradne.
Steve opracował dwufazowy eksperyment. W pierwszej fazie
psy, które Steve nazwał Grupą Leżącą Nieruchomo, miały do-
świadczać wstrząsów, ustających dopiero wtedy, kiedy psy leżały-
by bez ruchu przez pięć sekund. Tak więc mogłyby panować nad
swoją sytuacją, pozostając bez ruchu. Druga grupa, tak zwana
Grupa Sprzężona, byłaby poddawana wstrząsom równocześnie
z grupą pierwszą, ale żadne zachowania psów z tej grupy nie
miałyby wpływu na trwanie wstrząsów. Wstrząsy ustawałyby do-
piero wtedy, kiedy psy z pierwszej grupy leżałyby bez ruchu. Trze-
cią grupę nazwaliśmy Grupą Bezwstrząsową i, jak wskazuje na-
zwa, nie miała być ona w ogóle poddawana wstrząsom.
W drugiej fazie eksperymentu wszystkie psy miały być umie-
szczone w klatce z przegrodą, aby nauczyć się, że można uciec
przed wstrząsami, przeskakując do drugiej części klatki. Beha-
wioryści oczekiwaliby, że zarówno psy z Grupy Leżącej Nierucho-
mo, jak też z Grupy Sprzężonej będą leżały bez ruchu i sprawiały

Uczenie się bezradności 49


wrażenie bezradnych, ponieważ i jedne, i drugie zostały wcześniej
nagrodzone za takie zachowanie eliminacją wstrząsów. Co więcej,
psy z Grupy Leżącej Nieruchomo powinny trwać w większym bez-
ruchu, jako że za takie zachowanie były stale nagradzane, podczas
gdy psy z Grupy Sprzężonej tylko od czasu do czasu. Natomiast psy
z grupy trzeciej, którym nie aplikowano wstrząsów, powinny —
zgodnie z teorią behawiorystów — zachowywać się bez zmiany.
My, kognitywiści, nie zgadzaliśmy się z tym. Spodziewaliśmy
się, że psy z Grupy Leżącej Nieruchomo, nauczone, że mają wpływ
na swoją sytuację, nie będą zachowywały się bezradnie. Kiedy
będą miały możliwość przeskoczenia przez przegrodę, skwapliwie
z niej skorzystają. Przewidywaliśmy również, że większość psów
•/. Grupy Sprzężonej będzie bezradna, a psy z Grupy Bezwstrzą-
Howej szybko uciekną przed wstrząsem, przeskakując do drugiej
części klatki.
Wykonaliśmy więc pierwszą część eksperymentu i przystąpili-
śmy do jego drugiej fazy. Oto opis tego, co się wydarzyło.
Jak przewidywaliśmy zarówno my, jak i behawioryści, wię-
kszość psów z Grupy Sprzężonej leżała nieruchomo. Na psy z Gru-
py Bezwstrząsowej pierwsza faza doświadczenia nie miała oczy-
wiście żadnego wpływu. Natomiast psy z Grupy Leżącej Nieru-
chomo, znalazłszy się w dwuczęściowej klatce, przez pewien czas
trwały w bezruchu, czekając, aż wstrząsy ustaną. Gdy wstrząsy
nie ustąpiły, przez chwilę kręciły się po pierwszej części klatki,
Htarając się znaleźć jakiś inny bierny sposób uniknięcia wstrzą-
HÓW, wkrótce jednak doszły do wniosku, że taki sposób nie istnieje
i natychmiast przeskoczyły do drugiej części klatki.
Kiedy dochodzi do zderzenia teorii wyjaśniających jakieś zja-
wisko, tak, jak to miało miejsce w przypadku kontrowersji między
kognitywistami a behawiorystami wokół wyuczonej bezradności,3
jest bardzo trudno zaprojektować eksperyment, który zamknąłby
drugiej stronie usta. I tego właśnie udało się dokonać dwudzie-
stoczteroletniemu Steve'owi Maierowi.
Desperackie usiłowania behawiorystów przypomniały mi spra-
wę epicykli.4 Obserwacje Tychona Brake'a wprawiły w wielkie
zakłopotanie astronomów epoki renesansu. Co pewien czas plane-

50 Poszukiwanie
ty zdają się zbaczać ze swych orbit. Astronomowie, którzy wierzy-
li, że Słońce krąży wokół Ziemi, wyjaśniali te odchylenia za po-
mocą pojęcia epicykli — małych okręgów, których środek obraca
się jednostajnie po innym okręgu. Otóż, zgodnie z tą teorią, obrót
planety po małym okręgu zniekształcał jej tor obiegu wokół Ziemi.
W miarę jak przybywało obserwacji, astronomowie-tradycjonaliści
zmuszeni byli postulować istnienie coraz to nowych epicykli. Osta-
tecznie zwyciężyli zwolennicy teorii głoszącej, iż to nie Słońce krą-
ży wokół Ziemi, lecz Ziemia wokół Słońca. Odtąd przyjęło się uży-
wać określenie „dodawanie epicykli" w odniesieniu do wysiłków
uczonych, którzy mając kłopoty z obronieniem walącej się teorii,
rozpaczliwie wynajdują nieprawdopodobne argumenty, w nadziei,
że podeprą nimi nadwątlone twierdzenia.
Nasze odkrycia, razem z odkryciami Noama Chomskj^ego, Je-
ana Piageta i psychologów opierających się na teorii przetwarza-
nia informacji, rozszerzyły pole badania, które objęły również
mózg, i zmusiły behawiorystów do odwrotu.
Już przed 1975 rokiem ulubionym przedmiotem rozpraw do-
ktorskich z zakresu psychologii stało się badanie procesów psy-
chicznych u ludzi i zwierząt. Zachowaniem się szczurów przestano
się interesować.
STEVE MAIER i ja odkryliśmy, w jaki sposób można nauczyć się
bezradności. Czy jednak, nauczywszy się ją wywoływać, mogliśmy
też ją leczyć?
Wzięliśmy grupę psów, które nauczyliśmy bezradności, wsa-
dziliśmy te biedne, nieskore do jakiegokolwiek działania stworze-
nia z powrotem do dwuczęściowej klatki, zmuszaliśmy je do prze-
skakiwania tam i z powrotem przez przegródkę, aż zaczęły to robić
z własnej woli i przekonały się, że ich wysiłki odnoszą skutek.
Wtedy wiedzieliśmy już, że terapia jest skuteczna w stu procen-
tach i że jej efekty są trwałe.
Potem zajęliśmy się zapobieganiem bezradności i odkryliśmy
zjawisko, które ochrzciliśmy mianem immunizacji (uodpornienia).
Polega ono na tym, że uprzednie nabycie przekonania, iż działanie
przynosi skutek, zapobiega nauczeniu się bezradności. Stwierdzi-

Uczenie się bezradności 51


liśmy nawet, że psy, które nauczyły się tego w wieku szczenięcym,
były uodpornione na wyuczoną bezradność przez całe życie. Ryso-
wało to fantastyczne perspektywy przed ludźmi.
Mieliśmy już podstawy teorii, więc — jak obiecałem owego dnia
w Princeton, kiedy to rozmawiałem ze swym profesorem nad stro-
ną etyczną eksperymentów na zwierzętach — zaprzestaliśmy do-
świadczeń z psami.
Podatność i niepodatność na bezradność
NASZE ARTYKUŁY ukazywały się teraz regularnie. Teoretycy psy-
chologii uczenia się zareagowali tak, jak się spodziewaliśmy -r-
z niedowierzaniem, niemałą złością i nadzwyczaj krytycznie. Ten
spór, pełen terminów fachowych i nudny dla nieprofesjonalisty,
trwał przez dwadzieścia lat i wydaje się, że skończył się naszą
wygraną. Nawet zatwardziali behawioryści zaczęli w końcu wy-
kładać swym studentom na temat wyuczonej bezradności i pro-
wadzić nad nią badania.
Najbardziej konstruktywne wsparcie otrzymaliśmy ze strony
naukowców zainteresowanych zastosowaniem teorii wyuczonej
bezradności w badaniach nad ludzkim cierpieniem. Jedna z naj-
bardziej intrygujących propozycji nadeszła od Donalda Hiroto,
trzydziestoletniego Amerykanina pochodzenia japońskiego, absol-
wenta Uniwersytetu Stanowego w Oregonie. Hiroto szukał tematu
do pracy doktorskiej i prosił o szczegóły naszych badań. „Chcę to
wypróbować na ludziach, a nie na psach czy szczurach" — pisał
— „i sprawdzić, czy naprawdę daje się to zastosować w odniesieniu
do ludzi. Moi profesorowie zapatrują się na to bardzo sceptycznie".
Hiroto zaczął eksperymenty z ludźmi, analogiczne do tych, któ-
re przeprowadzaliśmy na psach. Najpierw zamknął w pokoju gru-
pę ludzi, włączył taśmę z nagranym głośnym dźwiękiem i polecił
im znaleźć sposób wyłączenia taśmy. Każdy uczestnik ekspery-
mentu miał przed sobą tablicę z wieloma guzikami i próbował
różnych kombinacji, naciskając guziki, ale taśmy nie można było

52 Poszukiwanie
wyłączyć. Inna grupa mogła wyłączyć taśmę, naciskając guziki
z prawej strony tablicy. Trzeciej grupie nie puszczono taśmy.
Potem Hiroto zabrał uczestników eksperymentu do innego po-
mieszczenia, w którym znajdowało się urządzenie będące odpo-
wiednikiem naszej dwuczęściowej klatki.
— Jeśli położycie dłoń z jednej strony — powiedział — i usły-
szycie drażniący dźwięk, to połóżcie ją z drugiej strony, a wtedy
dźwięk ustanie.
Pewnego dnia w 1971 roku Hiroto zadzwonił do mnie.
— Martin — powiedział. — Chyba uzyskaliśmy wyniki, które
mogą mieć jakieś znaczenie... może nawet duże znaczenie. Czy
uwierzysz, że ludzie, którzy na początku nie mogli w żaden sposób
wyłączyć taśmy, kiedy znaleźli się w „klatce", po prostu w większo-
ści przypadków siedzieli tam i nie próbowali nic zrobić?! — Hiroto
był wyraźnie podekscytowany, choć usiłował zachować należny
profesjonaliście spokój. — Zupełnie jakby nauczyli się bierności.
Ponieważ za pierwszym razem nie mogli wyłączyć taśmy, za dru-
gim razem nawet nie próbowali tego zrobić, mimo że wszystko inne
— czas, miejsce i tak dalej — zmieniło się. Przenieśli tę bezradność
do drugiego etapu eksperymentu. Ale posłuchaj tego: wszyscy po-
zostali — ci, którzy mogli w pierwszym etapie wyłączyć taśmę, i ci,
którzy jej nie słuchali — całkiem szybko nauczyli się ją wyłączać!
Czułem, że może to być ukoronowaniem lat badań, wielu lat
pracy. Jeśli ludzi można było nauczyć bezradności wobec tak bła-
hego zjawiska jak przykry dźwięk, to być może także w rzeczywi-
stym otoczeniu ludzie, którzy doświadczając poważnych wstrzą-
sów, przekonują się, że ich próby przeciwdziałania im są bezsku-
teczne, uczą się bezradności. Może ludzkie reakcje w ogóle — na
odrzucenie przez tych, których kochamy, na niepowodzenia w pra-
cy, na śmierć małżonka — można zrozumieć dzięki modelowi wy-
uczonej bezradności*.
* Spieszę z wyjaśnieniem, że osoby biorące udział w tych i innych ekspery-
mentach badających zjawisko bezradności nie opuszczały laboratorium w stanie
depresji. Pod koniec każdej sesji demonstrowano jej uczestnikom, że — z przyczyn
od nich niezależnych — problem był nierozwiązywalny, bowiem kryło się w tym
pewne oszustwo. Wówczas ustępowały ewentualne symptomy załamania.

Uczenie się bezradności 53


Zgodnie z wynikami uzyskanymi przez Hiroto5, jedna z każdej
trójki osób, które próbował uczynić bezradnymi, nie poddawała
Hie. Było to niezwykle istotne odkrycie, bowiem takie same wyniki
osiągnęliśmy w trakcie eksperymentów na zwierzętach — tam
również jeden z każdej trójki psów poddanych wstrząsom, przed
którymi nie można było uciec, nie stawał się bezradny. Późniejsze
Lesty, z użyciem płyt Billa Cosby'ego, które grały bez względu na
to, co robili uczestnicy eksperymentów, oraz monet wypadających
/, automatów, potwierdziły rezultaty badań Hiroto.
Eksperymenty Hiroto przyniosły jeszcze jedno, interesujące od-
krycie — mniej więcej jedna na dziesięć osób, które uprzednio nie
doświadczały żadnego wstrząsu, od samego początku siedziała
w „klatce" bez ruchu, nie próbując zrobić nic, by wyłączyć irytu-
jący dźwięk. To również pokrywało się z wynikami naszych eks-
perymentów na zwierzętach. Jedno na dziesięć zwierząt okazywa-
ło się bezradne już na samym początku.
Nasze zadowolenie szybko zmieniło się w dręczącą ciekawość.
Kto poddaje się szybko, a kto nigdy nie rezygnuje? Kto nie zała-
muje się, kiedy jego praca nie przynosi efektów albo kiedy zostanie
odepchnięty przez osobę, którą bardzo kocha? I dlaczego? Najwi-
doczniej niektórzy ludzie nie potrafią po niepowodzeniach dojść
do siebie, załamują się, jak nasze bezradne psy. Niektórzy nato-
miast potrafią się pozbierać, tak jak nasze nieugięte psy doświad-
czalne, podnoszą się i, choć ciężko doświadczeni, umieją odbudo-
wać swoje życie. Sentymentaliści nazywają to „tryumfem ludzkiej
woli" lub „odwagą istnienia" — jak gdyby takie etykietki mogły
wyjaśnić to zjawisko.
Tak więc po siedmiu latach eksperymentowania stało się dla
nas jasne, że owa godna podziwu cecha, jaką jest odporność na
niepowodzenia, nie musi już dłużej pozostawać tajemnicą. Nie jest
ona cechą wrodzoną, można ją nabyć.
Przez ostatnie piętnaście lat badałem fantastyczne możliwości,
które dawało nam odkrycie tego faktu.

Rozdział trzeci
Wyjaśnianie
nieszczęścia
UNIWERSYTET OJCFORDZKI onieśmiela gościa, który przy-
był tu, aby wygłosić wykład. Sprawia to nie tyle atmosfera tego
miejsca, stare wieże, wieżyczki i chimery, nawet nie gromadzona
przez ponad siedemset lat wiedza, dzięki której uczelnia ta zdo-
była przodujące miejsce na świecie, ale wykładowcy.
Owego kwietniowego dnia 1975 roku zjawili się tłumnie, aby
posłuchać parweniusza, nieopierzonego amerykańskiego psycho-
loga, który otrzymawszy roczny urlop z macierzystej uczelni, pra-
cował w Instytucie Psychiatrii Szpitala Maudsleya w Londynie
i przyjechał do Oxfordu, aby opowiedzieć o wynikach swych ba-
dań. Kiedy wszedłem na podium i rozejrzałem się nerwowo po
sali, dostrzegłem Niko Tinbergena, laureata nagrody Nobla z 1973
roku i Jerome'a Brunera, słynnego uczonego, który niedawno
przybył tu z Harvardu, aby objąć profesurę w katedrze psychologii
rozwoju dziecka. Był tam też Donald Broadbent, twórca współ-
czesnej psychologii kognitywnej i czołowy przedstawiciel socjologii
„stosowanej" na świecie, oraz Michael Gelder, dziekan wydziału
psychiatrii, a także Jeffrey Gray, wybitny specjalista od badań
nad mózgiem i nad lękiem. Najwybitniejsi uczeni w mojej profesji.
Czułem się jak aktor, którego wypchnięto na scenę, aby wyrecy-
tował monolog przed Guinnessem, Gielgudem i 01ivierem.
Rozpocząłem wykład o wyuczonej bezradności i ku swej nie-
zmiernej uldze spostrzegłem, że szacowne grono słucha z pewnym

Wyjaśnianie nieszczęścia 55
zainteresowaniem, niektórzy nawet kiwają głowami, kiedy przed-
stawiam wnioski ze swych badań, a inni śmieją się z dowci-
pów, którymi ubarwiłem przemowę. Jednak w samym środku
pierwszego rzędu siedział jakiś nie znany mi facet, który napełniał
mnie niepokojem. Nie śmiał się z moich dowcipów, a w wielu
kluczowych miejscach wyraźnie kręcił z dezaprobatą głową.
Zdawał się sporządzać rejestr błędów, które nieświadomie popeł-
niłem.
Wreszcie skończyłem. Oklaski świadczyły, że wykład został do-
brze przyjęty. Odetchnąłem, bo było już po wszystkim. Pozostało
mi jeszcze tylko wysłuchać paru banalnych komplementów, które
zwyczajowo prawił profesor wyznaczony na „dyskutanta". Okazało
nie jednak, że tym dyskutantem jest ów milczący dotąd opo-
nent z pierwszego rzędu. Przedstawiono go jako Johna Teasdale-
ii. Już wcześniej słyszałem gdzieś to nazwisko, ale nic mi ono nie
mówiło. Wkrótce wyjaśniło się, że jest on nowym wykładowcą na
wydziale psychiatrii, świeżo po praktyce w Szpitalu Maudsleya
w Londynie.
— Nie powinniście się dać, panowie, zwieść tej czarującej opo-
wieści — zwrócił się do słuchaczy. — Ta teoria nie nadaje się do
niczego. Pan Seligman nie przedstawił wyjaśnienia faktu, że jedna
I rzecia badanych osób nigdy nie staje się bezradna. Dlaczego tak
nie dzieje? Natomiast z tych, którzy poddali się bezradności, część
wyzwoliła się z niej, inni nie. Niektórzy byli bezradni tylko w tej
Hpecyficznej sytuacji, w której nauczyli się bezradności; po prostu
nie podejmowali już więcej prób ucieczki przed nieprzyjemnym
dźwiękiem. Jeszcze inni poddali się, znalazłszy się po raz pierwszy
w tej sytuacji. Zadajmy sobie pytanie, dlaczego tak się stało. Nie-
którzy stracili szacunek dla siebie i obwiniali się za to, że nie
udało im się uciec przed hałasem, natomiast inni obarczali winą
eksperymentatora, mając do niego pretensję, że dał im nieroz-
wiązywalne zadanie. Dlaczego tak się działo?
Na twarzach szacownego gremium pojawił się wyraz zakłopo-
tania. Miażdżąca krytyka Teasdale'a postawiła wszystko pod zna-
kiem zapytania. Dziesięć lat badań, które — kiedy zacząłem wy-
kład — wydawały mi się zakończone, teraz wyglądało zupełnie

56 Poszukiwanie
inaczej. Wszystko zdawało się wskazywać na to, że jest w nich
wiele luk.
Byłem prawie ogłuszony. Uważałem, że Teasdale ma rację
i byłem zły na siebie, że sam nie pomyślałem o wadach teorii,
które wytknął. Wybąkałem coś o tym, że właśnie w taki sposób
rozwija się nauka, a potem spytałem Teasdale'a, czy potrafiłby
rozwiązać paradoks, przed którym mnie postawił.
— Myślę, że tak — odparł — ale teraz ani czas, ani miejsce
po temu.
Rozwiązanie Teasdale'a przedstawię nieco dalej, gdyż chciał-
bym, abyście najpierw wykonali krótki test, który pomoże wam
zorientować się, czy jesteście pesymistami, czy optymistami. Zna-
jomość udzielonego przez Teasdale'a wyjaśnienia faktu, że niektó-
rzy ludzie nigdy nie poddają się bezradności, mogłaby zniekształ-
cić wyniki tego testu.
Sprawdź, czy jesteś optymistą
NA ODPOWIEDZI na poszczególne pytania przeznacz tyle czasu, ile
ci będzie potrzeba. Rozwiązanie testu zajmuje przeciętnie piętna-
ście minut. Nie ma tu dobrych i złych odpowiedzi. Ważne jest to,
żebyś poddał się temu testowi przed przeczytaniem następującej
za nim analizy. Chodzi o to, by mieć pewność, że nie wpłynie ona
na treść odpowiedzi.
Przeczytaj opis każdej sytuacji i wyobraź sobie, że przytrafia
się ona tobie. Prawdopodobnie nigdy nie znalazłeś się w niektó-
rych z tych sytuacji, ale to nie ma żadnego znaczenia. Może żadna
z odpowiedzi nie wyda ci się właściwa, ale mimo to wybierz tę,
która bardziej do ciebie przemawia i zakreśl kółeczkiem A lub B.
Może nie spodobać ci się brzmienie niektórych odpowiedzi, ale nie
kieruj się tym, co powinieneś powiedzieć czy co brzmiałoby dobrze
w ustach innych, wybierz odpowiedź, która — twoim zdaniem —
jest bardziej prawdopodobna.

Wyjaśnianie nieszczęścia 57

Wybierz tylko jedną odpowiedź na każde pytanie. Na razie


pomiń oznaczenia (litery i cyfry) kodu z prawej strony kartki.
1. Projekt, który nadzorujesz, jest wspaniałym sukcesem.
PP
A. Dokładnie kontrolowałem(am) pracę całego
zespołu. 1
B. Każdy poświęcił mu mnóstwo czasu i energii. 0
2. Godzisz się z małżonkiem/małżonką/chłopakiem/dziew-
czyną po sprzeczce.
SP
A. Wybaczyłem(am) mu I jej. 0
B. Zazwyczaj wybaczam. 1

3. Zgubiłeś(aś) drogę, jadąc do znajomych.


PN
A. Przeoczyłem(am) jedną przecznicę. 1
B. Znajomi dali mi złe wskazówki. 0
4. Twój małżonek/małżonka/chłopak/dziewczyna zaskakuje
cię prezentem.
PP
A. Dostał(a) podwyżkę w pracy.0
B. Wczoraj zaprosiłem(am) go I ją na kolację
do restauracji. 1
5. Zapominasz o urodzinach małżonka/małżonki/ chłopa-
ka/dziewczyny.
SN
A. Me mam pamięci do dat urodzin. 1
B. Byłem(am) zajęty(a) innymi sprawami. 0

58 Poszukiwanie

6. Dostajesz kwiaty od cichego wielbiciela / cichej wielbi-


cielki.
A. Podobam się mu I jej.
B. Jestem osobą lubianą.

ZP
0
1

7. Ubiegasz się o stanowisko we władzach lokalnych i uzy-


skujesz je.
ZP
A. Poświęciłem(am) wiele czasu i energii na kampanię
wyborczą. 0
B. Bardzo się przykładam do wszystkiego, co robię. 1
8. Zapominasz o ważnym spotkaniu.
ZN
A. Czasami zawodzi mnie pamięć. 1
B. Czasami zapominam zajrzeć do kalendarzyka,
gdzie zapisuję terminy spotkań. 0
9. Ubiegasz się o stanowisko we władzach lokalnych i nie
uzyskujesz go.
PN
A. Nie przeprowadzilem(am) odpowiedniej kampanii. 1
B. Osoba, która wygrała, znała więcej ludzi. 0
10. Wydajesz przyjęcie, które wszyscy miło wspominają.
SP
A. Tego wieczoru bylem(am) szczególnie czarujący(a). 0
B. Jestem świetnym gospodarzem domu. 1

11. Przyczyniasz się do ujęcia przestępcy, dzwoniąc


na policję.
A. Moją uwagę zwróciły dziwne odgłosy.
B. Tego dnia byłem(am) czujny.

PP
0
1

Wyjaśnianie nieszczęścia 59
12. Przez cały rok w ogóle nie chorowałeś(aś).
PP
A. Chorowało niewiele osób z mojego otoczenia,
więc nie byłem(am) narażony(a) na zarazki. 0
B. Dołożyłem(am) starań, aby dobrze jeść i dużo
wypoczywać. 1
13. Jesteś winien/winna bibliotece pięćdziesiąt tysięcy zło-
tych za książkę, którą za długo przetrzymywałeś(aś).
W. SN
A. Kiedy wciągnie mnie lektura, często zapominam,
kiedy mam zwrócić książkę. 1
B. Byłem(am) tak zajęty pisaniem sprawozdania,
że zapomniałem zwrócić tę książkę. 0
14» Akcje, które posiadasz, przynoszą ci dużo pieniędzy.
SP
A. Mój agent postanowił postawić na coś nowego. 0
B. Mój agent jest znakomitym inwestorem. 1

15. Wygrywasz zawody sportowe.


: A. Czułem(am), że nikt nie może mnie pokonać.
B. Ciężko trenowałem(am).

SP
0
1

16. Nie zdajesz ważnego egzaminu.


A. Me byłem(am) tak bystry jak inni zdający.
B. Nie przygotowałem(am) się dobrze.

ZN
1
0

17. Przygotowałeś(aś) specjalne danie dla przyjaciółki/przyja-


ciela, a on/ona ledwie je tknął/tknęła.
ZN
A. Jestem kiepskim kucharzem I kucharką. 1
B. Przygotowałem(am) to danie w pośpiechu. 0

60 Poszukiwanie

18. Przegrywasz zawody sportowe, do których długo treno-


wałeś(aś).
ZN
1
0
A. Me jestem zbyt wysportowany (a).
B. Me jestem dobry(a) w tej konkurencji.

19. Nocą, w ciemnej ulicy, w twoim samochodzie zabrakło


benzyny.
A. Me sprawdziłem(am), ile paliwa jest
w zbiorniku.
B. Zepsuł się wskaźnik paliwa.

PN
1
0

20. W rozmowie ze znajomym/znajomą ponosi cię złość.


A. On łona zawsze działa mi na nerwy.
B. On I ona był(a) w nieprzyjaznym nastroju.

SN
1
0

21. Zostajesz ukarany(a) za niewypełnienie na czas


zeznania podatkowego.
A. Zawsze odkładam zrobienie tego na potem.
B. W tym roku ociągałem(am) się ze złożeniem
zeznania.

SN
1
0

22. Chcesz umówić się z kimś na randkę, a on/ona


nie zgadza się.
A. Tego dnia byłem(am) do niczego.
B. Zapominam języka w gębie, kiedy chcę się
z nią I nim umówić.

ZN
1
0

Wyjaśnianie nieszczęścia 61
23. Osoba prowadząca teleturniej wybiera cię spośród
publiczności do udziału w nim.
PP
A. Siedziałem(am) w odpowiednim rzędzie. 0
B. Wyglądałem(am) na najbardziej pasjonującego I
pasjonującą się grą. 1
24. Na przyjęciu często proszą cię do tańca.
SP
A. Na przyjęciach dobrze się bawię. 1
B. Tego wieczoru bytem(am) w świetnej formie. 0
25. Kupujesz małżonce/małżonkowi/dziewczynie/chłopcu
prezent, z którego on/ona nie jest zadowolony(a).
PN
A. Nie przykładam zbytniej wagi do takich spraw. 1
B. On łona ma wybredny gust. 0
26. Starając się o pracę, wypadasz wyjątkowo dobrze
podczas wstępnej rozmowy.
SP
A. Podczas tej rozmowy czułem(am) się bardzo
pewny(a) siebie. 0
B. Dobrze wypadam podczas takich rozmów. 1
27. Wszyscy śmiali się z opowiedzianego przeze mnie
dowcipu.
i PP
A. Me przykładam zbytniej wagi do takich spraw. 1
B. Opowiedziałem(am) go w odpowiedni sposób. 1
28. Twój szef daje ci za mało czasu na zrobienie czegoś, ale
ty mimo to wykonujesz zadanie.
ZP
A. Jestem dobry(a) w swoim fachu. 1
B. Jestem wydajnym pracownikiem. 1

62 Poszukiwanie
29. Ostatnio czujesz się zmęczony(a).
SN
A. Me miałem(am) czasu wypocząć. 1
B. W tym tygodniu bylem(am) bardzo zajęty(a). 0

30. Prosisz kogoś do tańca, a ona/on odmawia.


A. Me tańczę dobrze.
B. Ona I on nie lubi tańczyć.

PN
1
0

31. Ocaliłeś(aś) kogoś przed uduszeniem się.


A. Wiem, jak zapobiec uduszeniu się.
B. Wiem, co robić w sytuacjach krytycznych.

ZP
0
1

32. Stosunki między tobą a twoim/twoją romantycznym(ną)


partnerem/partnerką ochłodziły się.
ZN
A. Za bardzo zajmuję się sobą. 1
B. Spędzam z nim I z nią za mało czasu. 0
33. Przyjaciółka/przyjaciel mówi coś, co cię rani.
SN
A. Ona I on zawsze wyrwie się z czymś, nie myśląc,
jak to odczują inni. 1
B. Byli była w złym nastroju i wyładował(a) się na
mnie. 0
34. Twój pracodawca prosi cię o radę.
ZP
A. Znam się na sprawach, w których chciał się
mnie poradzić. 0
B. Zawsze udzielam dobrych rad 1

Wyjaśnianie nieszczęścia 63
35. Przyjaciel/przyjaciółka dziękuje ci, że pomogłeś(aś) mu
w trudnym okresie.
ZP
A. Lubię pomagać mu I jej w trudnych chwilach. 0
B. Lubię pomagać ludziom. 1
36. Cudownie bawisz się na przyjęciu.
PP
A. Wszyscy byli bardzo mili. 0
B. Byłem(am) bardzo miły(a). 1
37. Lekarz mówi ci, że jesteś w dobrej formie.
ZP
A. Dbam o to, żeby często ćwiczyć. 0
B. Bardzo dbam o zdrowie. 1
38. Małżonek/małżonka/chłopiec/dziewczyna zabiera cię na
romantyczny weekend.
SP
A. Potrzebował(a) zmiany otoczenia na parę dni. 0
B. On I ona lubi zwiedzać nowe okolice. 1
3% Lekarz mówi ci, że spożywasz za dużo cukru.
PN
A. Me przywiązuję specjalnej wagi do swojej diety. 1
B. Nie sposób uniknąć cukru, jest we wszystkim. 0
40. Otrzymujesz propozycję pokierowania ważnym zadaniem.
SP
A. Właśnie dobrze wykonałem(am) podobne zadanie. 0
B. Dobrze kontroluję pracę podwładnych. 1
64 Poszukiwanie

41. Od pewnego czasu często kłócisz się z małżonkiem/


małżonką/chłopcem/dziewczyną.
A. Ostatnio jestem nie w humorze.
B. On łona ostatnio odnosi się do mnie wrogo.

PN
1
0

42. Potłukłeś/potłukłaś się bardzo na nartach


A. Jeżdżenie na nartach jest trudne.
B. Trasy zjazdowe były pokryte lodem.

SN
1
0

43. Otrzymujesz prestiżową nagrodę.


A. Rozwiązałem(am) ważny problem.
B. Byłem(am) najlepszym pracownikiem.

ZP
0
1

44. Akcje, które posiadasz, cały czas stoją nisko.


A. Nie orientówałem(am) się w tendencjach
w przemyśle w tym czasie.
B. Kupiłem(am) złe akcje.

ZN
1
0

45. Wygrywasz w totolotka.


A. To był czysty przypadek.
B. Wytypowałem(am) właściwe numery.

PP
0
1

46. Przybrałeś(aś) na wadze w czasie świąt i nie możesz jej


zrzucić.
SN
A. Na dłuższą metę nie skutkują żadne diety. 1
B. Stosowana przeze mnie dieta nie poskutkowała. 0

Wyjaśnianie nieszczęścia 65
47. Jesteś w szpitalu i niewiele osób przychodzi
w odwiedziny.
PN
A. Działam ludziom na nerwy, kiedy jestem
chory(a). 1
B. Moi przyjaciele zapominają o takich rzeczach. 0
48. W sklepie nie chcą honorować twojej karty kredytowej.
ZN
A. Czasami zdarza się, że myślę, iż mam wyższe
'?? konto, niż jest w istocie. 1
B. Czasami zapominam wyrównać rachunek. 0
Podsumowanie wyników
SN SP
ZN ZP
ZN + SN
PN PP_
Ogółem N Ogółem P
P-N
Odłóż na razie ten test. Podsumujesz wyniki później, po prze-
czytaniu reszty tego rozdziału.
Styl wyjaśniania
KlKDY PO MOIM WYKŁADZIE w Oxfordzie John Teasdale przedstawił
Hwoje zarzuty, wydawało mi się, że lata pracy poszły na marne.
Ni o przypuszczałem nawet, że jego surowa krytyka zaowocuje

66 Poszukiwanie
tym, czego pragnąłem najbardziej — praktycznym zastosowaniem
naszych odkryć w niesieniu ulgi cierpiącym ludziom.
— Owszem — stwierdził Teasdale — dwie na trzy osoby sta-
wały się bezradne. Ale — co podkreślił z naciskiem — jedna nie
poddawała się. Bez względu na to, co się im przytrafiło, ci ludzie
nigdy nie stawali się bezradni.
Był to paradoks. „Dopóki nie zostanie rozwiązany, moja teoria
nie może być traktowana poważnie" — myślałem.
Kiedy wychodziłem razem z Teasdale'em z sali wykładowej,
spytałem go, czy nie zechciałby pracować ze mną i sprawdzić, czy
uda się nam stworzyć teorię adekwatnie wyjaśniającą zjawisko
bezradności. Zgodził się i zaczęliśmy regularnie się spotykać.
Przyjeżdżałem z Londynu i odbywaliśmy długie spacery po wypie-
lęgnowanych, obrzeżonych drzewami łąkach, ciągnących się za
uniwersytetem, rozmawiając o jego zarzutach. Pytałem, jakie pro-
ponuje rozwiązanie problemu, który postawił: kto — jego zda-
niem — jest podatny na bezradność, a kto nie. Dowiedziałem się,
że dla niego rozwiązanie sprowadza się do sposobu, w jaki ludzie
wyjaśniają sobie przyczyny własnych niepowodzeń. Zdaniem Te-
asdale^ ci, którzy przywykli do pewnego sposobu wyjaśniania so-
bie przyczyn swoich porażek, skazani są na bezradność. Nauczenie
ich innego sposobu wyjaśniania mogłoby okazać się skuteczną me-
todą leczenia ich depresji.
W czasie pobytu w Anglii mniej więcej co dwa miesiące wra-
całem do Stanów Zjednoczonych. Podczas pierwszej z tych podróży
odwiedziłem Uniwersytet Pensylwański, gdzie dowiedziałem się,
że moja teoria spotkała się tam z zarzutami identycznymi z tymi,
które postawił Teasdale. Krytykami okazały się dwie odważne
studentki z mojej grupy badawczej, Lyn Abramson i Judy Garber.
Lyn i Judy zafascynowała modna wówczas teoria, stworzona
przez Bernarda Weinera, młodego psychologa z Uniwersytetu
Kalifornijskiego w Los Angeles. Weinera zaintrygowało w drugiej
połowie lat sześćdziesiątych ciekawe zjawisko, mianowicie, że nie-
którzy ludzie osiągają stale sukcesy, podczas gdy innym nic się
nie udaje. W toku badań doszedł do wniosku, że największą rolę
odgrywa w tym sposób, w jaki ludzie przedstawiają sobie przy-i

Wyjaśnianie nieszczęścia 67
czyny swoich osiągnięć i niepowodzeń. Skonstruowana przez niego
teoria została nazwana teorią atrybucyjną (od słowa attribute —
przypisywać), jako że zajmowała się czynnikami, którym ludzie
przypisują swoje sukcesy i porażki.
Teoria ta była sprzeczna z powszechnie przyjętym poglądem
na temat przyczyn sukcesów1, którego klasyczną ilustracją był
nfekt zniesienia częściowego wzmocnienia.* Efekt ten to dowcip
prawie tak stary, jak teoria uczenia się. Jeśli daje się szczurowi
porcję jedzenia za każdym razem, gdy naciśnie on pręt, to jest to
Ink zwane „wzmocnienie stałe", wysiłek i nagroda pozostają do
niebie w stosunku jak jeden do jednego — jedna porcja pokarmu
/.H jedno naciśnięcie pręta. Jeśli później przestanie się go nagra-
dzać za naciśnięcie pręta („zniesienie wzmocnienia"), to naciśnie
K<> jeszcze trzy, cztery razy i zrezygnuje z dalszych wysiłków, gdyż
przekona się, że nie otrzyma już więcej pokarmu. Po prostu kon-
l.mst między sytuacją, w której był nagradzany, a późniejszą, jest
zbyt duży. Jeśli jednak zamiast wzmocnienia w stosunku jeden
do jednego zastosuje się wzmocnienie częściowe — powiedzmy,
ptzeciętnie jedna porcja pokarmu na pięć czy dziesięć naciśnięć
mi pręt — i potem zniesie się wzmocnienie, to szczur naciśnie
pręt jeszcze ze sto razy, zanim zrezygnuje z dalszych prób.
Opisany powyżej efekt zademonstrowano w latach trzydzies-
tych. Był to ten rodzaj eksperymentu, który przysporzył sławy
U.K. Skinnerowi i uczynił zeń proroka behawioryzmu. Jednakże,
mimo iż podana zasada sprawdzała się w zastosowaniu do szczu-
ttiw i gołębi, w odniesieniu do ludzi nie przyniosła zbyt dobrych
wyników. Niektórzy rezygnowali, gdy tylko zaczynało się „zniesie-
nie", inni próbowali dalej.
Weinerowi przyszło do głowy, że być może nie sprawdza się to
w odniesieniu do ludzi dlatego, że ci, którzy uważają, iż „zniesie-
nie" jest stałe (którzy, na przykład, myślą: „Eksperymentator po-
Ntunowił mnie już więcej nie nagradzać"), rezygnują od razu z dal-
N/.ych prób, natomiast ci, którzy są zdania, że „zniesienie" jest
••hwilowe („Nastąpiło jakieś spięcie w tej cholernej aparaturze"),
*Partial reinforcement extinction effect (PREE).

68 Poszukiwanie
próbują dalej, wychodząc z założenia, że sytuacja może się zmie-
nić, i ponownie otrzymają nagrodę. Eksperyment, który przepro-
wadził Weiner, potwierdził słuszność jego rozumowania. Podat-
ność ludzi na efekt zniesienia częściowego wzmocnienia deter-
minował nie schemat „wzmocnienia", lecz sposób, w jaki ludzie
wyjaśniali sobie zmianę sytuacji. Zgodnie z tym teoria atrybucji
zakładała, że zachowanie ludzi określa nie tyle zewnętrzny „sche-
mat wzmocnienia", czyli środowisko, ile ich stan psychiczny, czyli
sposób wyjaśniania przyczyn, dlaczego środowisko oddziaływuje
takimi, a nie innymi wzmocnieniami.
Badania Weinera odbiły się głośnym echem w psychologii.
Szczególny wpływ wywarły na młodych naukowców, takich jak
Lyn Abramson i Judy Garber, ukształtowały ich sposób widzenia.
Nic zatem dziwnego, że patrzyły na teorię wyuczonej bezradności
przez pryzmat teorii atrybucji. Kiedy po pierwszym przyjeździe
z Anglii przedstawiłem swojemu zespołowi zarzuty Johna Teas-
dale'a, Lyn i Judy stwierdziły, że są one słuszne i że cała teoria
musi być zmieniona.
Lyn Abramson pojawiła się w Uniwersytecie Pensylwańskim
zaledwie rok wcześniej, jako świeża absolwentka psychologii. Na-
tychmiast dała się poznać jako jedna z najlepszych od wielu lat
asystentek. Choć zewnętrzne oznaki — zaniedbany wygląd, poła-
tane dżinsy, podarte bawełniane koszule — zupełnie na to nie
wskazywały, miała świetny umysł. Na początku zajęła się bada-
niem tego, które leki powodują wyuczoną bezradność u zwierząt,
a które jej zapobiegają lub sprawiają, że wystąpienie tego stanu
jest mniej prawdopodobne. Starała się dowieść, iż bezradność i de-
presja są w istocie tożsame, gdyż powodują je identyczne procesy
chemiczne zachodzące w mózgu.
Judy Garber wypadła, w wyniku kłopotów osobistych, z zespo-
łu realizującego program badań z psychologii klinicznej na jednym
z uniwersytetów na południu Stanów. Ułożywszy sobie na nowo
życie, zgłosiła się do pracy w moim laboratorium. Zaproponowała,
że przez kilka lat będzie pracować bez wynagrodzenia. Powiedzia-
ła mi, że chce udowodnić światu, iż potrafi wnieść znaczący wkład
do psychologii. Ludzi w laboratorium zawsze zdumiewał widok tej

Wyjaśnianie nieszczęścia 69
tilegancko i modnie ubranej kobiety, z długimi, polakierowanymi
paznokciami, karmiącej szczury. Wkrótce jednak stało się jasne,
sfco Judy jest, jak Lyn, wyjątkowo uzdolniona, zajęła się więc po-
ważniejszymi sprawami. Wiosną 1975 roku Judy też prowadziła
I >ndania nad bezradnością u zwierząt, wszakże kiedy Teasdale
/unegował moją teorię, obie porzuciły swoje badania i zajęły się
niżem z nami jej przeformułowaniem.
Nigdy nie podobała mi się powszechna wśród psychologów
akłonność do lekceważenia krytycznych osądów własnej pracy.
•Skłonność tę przejęli psycholodzy od psychiatrów, których zawsze
(•uchowała autorytatywność i niechęć do przyznawania się do błę-
tlow. Co najmniej od czasów Freuda świat psychiatrów-teoretyków
/.dominowany jest przez garstkę despotów, którzy traktują myślą-
cych inaczej niż oni jak barbarzyńców uzurpujących sobie władzę
nud ich królestwem. Wystarczy jedna krytyczna uwaga ucznia
i jest on już zgubiony.
Mnie bardziej odpowiada tradycja humanistyczna. Dla uczo-
nych renesansu krytyk był w rzeczywistości sprzymierzeńcem po-
magającym w dopasowaniu teorii do rzeczywistości. Krytycy w na-
tico to nie krytycy teatralni, od których zależy, czy wystawienie
»/luki będzie klapą, czy sukcesem. Dla naukowca krytyka jest po
prostu jednym ze środków pozwalających na ustalenie, czy ma się
rncję, czy też jest się w błędzie, jest czymś w rodzaju eksperymen-
lu, który ma potwierdzić lub obalić zakładaną teorię. Tak jak
wymóg uczestniczenia obrońcy w procesie sądowym jest jednym
t najlepszych sposobów, które wytworzyła ludzkość, by jak naj-
bardziej przybliżyć się do prawdy.
Stale powtarzam studentom, jak ważne jest przyjmowanie
a Iow krytyki. Zawsze mówię:
— Chcę znać wszystkie zastrzeżenia i zarzuty. W tej pracowni
ci>ni się oryginalność, a nie podlizywanie się. — No i oto Abramson
i (Inrber, nie wspominając już o Teasdale'u, przedstawili mi swoje
/ustrzeżenia i zarzuty. Zgodnie ze swoją zasadą, nie miałem za-
nuitru się boczyć. Przeciwnie, z miejsca wciągnąłem całą trójkę
nn listę sprzymierzeńców, którzy mogą pomóc mi ulepszyć moją
(norie i sprawić, by bardziej przystawała do rzeczywistości. By-

70 Poszukiwanie
wało, że dyskutowałem z moimi bystrymi asystentkami przez
dwanaście godzin bez przerwy, starając się tak zmodyfikować swo-
ją teorię, by uwzględniała ich zastrzeżenia.
Prowadziłem rozmowy w dwóch zespołach. Pierwszy tworzyłem
w Oxfordzie z Teasdale'em. John zajmował się terapią, a więc siłą
rzeczy dyskutując o tym, jakie zmiany wprowadzić do mojej teorii,
badaliśmy możliwość leczenia depresji poprzez zmianę sposobów,
w jakie tłumaczą sobie przyczyny niepowodzeń ulegający jej ludzie.
Na kierunek rozważań drugiego zespołu, który utworzyłem z Ab-
ramson i Garber w Filadelfii, wpłynęło silne zainteresowanie Lyn
etiologią, czyli przyczynami chorób psychicznych.
Razem z Teasdale'em zacząłem pisać artykuł o tym, jak oprzeć
leczenie bezradności i depresji na zmianie sposobów wyjaśniania
niepomyślnych wydarzeń stosowanych przez dotkniętych tymi
przypadłościami ludzi. Jednocześnie Abramson i ja zaczęliśmy
przygotowywać inny artykuł, w którym dociekaliśmy, jak przyjęty
styl wyjaśniania powoduje bezradność i depresję.
Akurat w tym czasie skontaktował się ze mną redaktor naczelny
pisma „Journal of Abnormal Psychology".2 Powiedział mi, że spory
wokół wyuczonej bezradności spowodowały, iż dostał wiele artyku-
łów na ten temat, z których znaczna część była atakami na moją
teorię. Stawiano mi w nich zarzuty w rodzaju tych, które przed-
stawili John, Lyn i Judy. Redakcja miała zamiar poświęcić cały
numer tej batalii, w związku z czym zaproponowano mi napisanie
specjalnego artykułu. Zgodziłem się na tę propozycję i przekona-
łem Lyn i Judy, że warto połączyć w jeden artykuł to, nad czym
pracowałem z nimi, i to, co pisałem z Johnem. Uważałem, że jest
to bardzo istotne, bowiem zmodyfikowana, oparta na szerszej pod-
stawie teoria mogła już zawierać odpowiedzi na ataki oponentów.
Nasze podejście wykorzystywało teorię atrybucji Bernarda Wei-
nera, ale różniło się od niej pod trzema względami. Po pierwsze,
interesowały nas sposoby wyjaśniania, stosowane stale, a nie tylko
pojedyncze wyjaśnienia, jakie jednostka tworzy dla wytłumaczenia
jednej porażki. Twierdziliśmy, że istnieje coś takiego, jak styl wy-
jaśniania, że każdy ma pewien sposób patrzenia na przyczyny wy-
darzeń i w odpowiednich okolicznościach podporządkowuje temu

Wyjaśnianie nieszczęścia 71
obraz otaczającego go świata. Po drugie, Weiner rozróżniał dwa
wymiary wyjaśniania — stałość i personalizację, my wprowadzili-
śmy jeszcze jeden — zasięg. (Niebawem wyjaśnię te pojęcia.) Po
trzecie, Weinera interesowały przyczyny osiągania sukcesów, my
iwitomiast skupiliśmy się na chorobach psychicznych i ich leczeniu.
Specjalny numer „Journal of Abnormal Psychology" ukazał się
w lutym 1978 roku. Zawierał artykuł napisany wspólnie przez
Lyn, Johna i mnie, odpowiadający z góry na główne zarzuty pod
adresem pierwotnej teorii wyuczonej bezradności. Artykuł ten zo-
utał dobrze przyjęty i spowodował znacznie większą falę badań
niż pierwsza wersja teorii bezradności. My też nie spoczęliśmy na
laurach i ułożyliśmy test przedstawiony w poprzednim podroz-
dziale. Po skonstruowaniu tego testu można już było łatwo mie-
rzyć indywidualny styl wyjaśniania, a tym samym wyjść poza
loren laboratorium i zastosować naszą teorię do badania i rozwią-
zywania rzeczywistych problemów ludzi.
Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne przyznaje corocz-
nie specjalną nagrodę (Early Career Award) psychologowi, który
wyróżnił się „znaczącymi osiągnięciami naukowymi" podczas pier-
WH/.ych dziesięciu lat pracy badawczej. W 1976 roku uzyskałem
tt,< nagrodę za stworzenie teorii bezradności. W 1982 roku otrzy-
mała ją Lyn Abramson za modyfikację tej teorii.
Kto nigdy się nie poddaje?
('() MYŚLISZ o przyczynach większych i mniejszych niepowodzeń,
kl.ńre cię spotykają? Ci, którzy łatwo się poddają, wyjaśniają swe
niopowodzenia w taki mniej więcej sposób: „To moja wina, to się
nigdy nie zmieni, to się kładzie cieniem na wszystko, do czego się
wozmę". Natomiast ci, którzy nie poddają się zwątpieniu, mówią
Nobie: „To wina okoliczności, za jakiś czas sytuacja się zmieni,
« zresztą życie nie kończy się na tym".
Sposób, w jaki zwykle tłumaczysz sobie niepomyślne zdarze-
niu, twój styl wyjaśniania, nie ogranicza się do słów, które wypo-

72 Poszukiwanie
wiadasz, kiedy spotyka cię niepowodzenie. Jest to pewien sposób
myślenia, nawyk wykształcony w dzieciństwie i okresie dojrzewa-
nia. Twój styl wyjaśniania wywodzi się wprost z opinii, jaką masz
o samym sobie i o swoim miejscu w świecie i zależy bezpośrednio
od tego, czy uważasz się za jednostkę wartościową i zasługującą
na wiele, czy też za beznadziejną miernotę. Styl wyjaśniania de-
cyduje o tym, czy jesteś optymistą, czy pesymistą.
Celem testu, któremu poddałeś się, odpowiadając na pytania
zamieszczone w drugiej części tego rozdziału, jest ujawnienie two-
jego stylu wyjaśniania.
STYL WYJAŚNIANIA ma trzy istotne wymiary: stałość, zasięg i per-
sonalizację.
Stałość
LUDZIE, którzy łatwo poddają się rezygnacji, uważają, że ich nie-
powodzenia mają trwały charakter, że spotykały ich, spotykają
i będą spotykać przez całe życie. Natomiast osoby, które nie pod-
dają się i nie zachowują bezradnie, wierzą, że przyczyny ich nie-
powodzeń są chwilowe. A oto przykłady dwu różnych typów wy-
jaśnień tych samych sytuacji.

Stały charakter
niepowodzeń
(styl pesymistyczny)
„Jestem skonany(a)".
„Diety nigdy nie skutkują".
„Zawsze zrzędzisz".
„Mój szef to darmozjad".
„Nigdy ze mną nie
rozmawiasz".

Chwilowy charakter
niepowodzeń
(styl optymistyczny)
„Jestem wyczerpany(a)".
„Diety nie skutkują, jeśli
się pojada między posiłkami"
„Zrzędzisz, kiedy nie
posprzątam pokoju".
„Szef jest w złym humorze".
„Ostatnio nie rozmawiasz ze
mną".
Wyjaśnianie nieszczęścia 73
Jeśli o niepomyślnych sytuacjach i przykrych wydarzeniach
myślisz w kategoriach zawsze i nigdy i przypisujesz im trwały
charakter, to masz pesymistyczny styl wyjaśniania. Jeśli nato-
miast myślisz o nich w kategoriach czasami i ostatnio, jeśli swoje
wnioski o ich przyczynach opatrujesz zastrzeżeniami i uważasz,
?<> wszelkie kłopoty i trudności mają charakter przejściowy, to
twój styl wyjaśniania jest optymistyczny. Wróćmy teraz do testu.
•Spójrz na pytania oznaczone z prawej strony symbolem „SN" (Sta-
le Niepowodzenia). Jest ich osiem, są to — kolejno — pytania 5,
12, 20, 21, 29, 33, 42 i 46.
Twoje odpowiedzi na te pytania pokazują, w jakim stopniu
Hkłonny jesteś uważać, że przyczyny niepomyślnych sytuacji mają
Mtnły charakter. Każda odpowiedź za 1 punkt jest odpowiedzią
pesymistyczną. Jeśli, na przykład, wybrałeś wersję „Nie mam pa-
mięci do dat urodzin" (pytanie 4), zamiast „Byłem/byłam zajęty(a)
innymi sprawami" jako wyjaśnienie faktu, że zapomniałeś(aś)
o urodzinach małżonki/małżonka/dziewczyny/chłopca, to tym sa-
mym wybrałeś(aś) bardziej stałą, a zatem pesymistyczną, odpo- -
wiedź.
Podlicz teraz punkty, które otrzymałeś za odpowiedź na pyta-
niu opatrzone z prawej strony symbolem „SN". Ich sumę wpisz
w odpowiedniej rubryce, również oznaczonej tym symbolem, znaj-
dującego się pod testem (s. 65 ) „Podsumowanie wyników".
Jeśli uzyskałeś w sumie 0 lub 1 punkt, to w tym wymiarze
jesteś wielkim optymistą;
2 lub 3 punkty — jesteś umiarkowanym optymistą;
4 punkty oznaczają przeciętny pesymizm;
5 lub 6 punktów — jesteś umiarkowanym pesymistą;
7 lub 8 punktów — jeśli uzyskałeś taki wynik, to trzecia część
tej książki „Zmiana. Od pesymizmu do optymizmu" pomoże
ci zmienić nastawienie do rzeczywistości.
Oto dlaczego wymiar nazwany przez nas stałością ma tak wiel-
kio znaczenie. Jest to jednocześnie odpowiedź na pytanie Johna
Toasdale'a, dlaczego niektórzy ludzie pozostają na zawsze bezrad-
ni, a inni dochodzą po niepowodzeniach szybko do siebie.

74 Poszukiwanie
Każdy, kogo spotkało jakieś niepowodzenie, czuje się przez pe-
wien czas bezradny. Można to porównać z ciosem w żołądek. Nie
ma człowieka, który po takim ciosie nie odczuwałby bólu. Jednak
ból mija, niektórzy zapominają o nim niemal natychmiast. To są
właśnie ci, którzy osiągnęli wynik 0 lub 1. U innych ból utrzymuje
się dłużej i przechodzi w zniechęcenie. Ci zdobywają 7 lub 8 pun-
któw. Nawet niewielkie niepowodzenia sprawiają, że przez wiele
dni, bywa że i miesięcy, czują się bezradni. Po większych niepo-
wodzeniach mogą nigdy nie dojść do siebie.
OPTYMISTYCZNY STYL wyjaśniania pomyślnych wydarzeń jest do-
kładnym przeciwieństwem optymistycznego stylu wyjaśniania
wydarzeń niepomyślnych. Ci, którzy uważają, że pomyślne wyda-
rzenia mają przyczyny o stałym charakterze, są większymi opty-
mistami niż ci, którzy sądzą, że przyczyny te mają charakter krót-
kotrwały. Niżej podaję przykłady odmiennego wyjaśniania przy-
czyn tych samych wydarzeń.

Chwilowy charakter
pomyślnych wydarzeń
(styl pesymistyczny)
„To mój szczęśliwy dzień".
„Ciężko pracuję".
„Mój rywal się zmęczył".

Stały charakter
pomyślnych wydarzeń
(styl optymistyczny)
„Zawsze dopisuje mi
szczęście".
„Jestem zdolny".
„Mój rywal jest słaby".

Optymiści, wyjaśniając sobie przyczyny pomyślnych wydarzeń,


skłonni są traktować je jako czynniki stałe, a więc doszukują się
ich w pewnych trwałych cechach czy swoich zdolnościach i uwa-
żają, że działają one zawsze. Pesymiści upatrują przyczyn tych
wydarzeń w zjawiskach przejściowych — nastroju, wysiłku wło-
żonym w zrobienie czegoś — i uważają, że zachodzą one czasami.
Prawdopodobnie zauważyłeś, że niektóre pytania testu (do-
kładnie — połowa pytań) dotyczą wydarzeń pomyślnych, na przy-
kład pytanie 14: „Akcje, które posiadasz, przynoszą ci dużo pie-

Wyjaśnianie nieszczęścia 75
niędzy". Są to pytania 2, 10, 14, 15, 24, 26, 38 i 40, oznaczone
Hymbolem „SP" (Stałe Powodzenia).
Odpowiedzi za 1 punkt wskazują na optymizm, za 0 pun-
któw — na pesymizm. Podlicz teraz punkty, które uzyskałeś za
odpowiedzi na pytania „SP" i ich sumę wpisz w oznaczonej tym
nymbolem rubryce „Podsumowania wyników" (s. 65).
Jeśli uzyskałeś 7 lub 8 punktów, to zapatrujesz się optymisty-
cznie na prawdopodobieństwo dalszych pomyślnych wyda-
rzeń;
6 punktów — jesteś umiarkowanym optymistą w tym wzglę-
dzie;
4 lub 5 punktów — jesteś przeciętnym pesymistą;
3 — jesteś umiarkowanym pesymistą;
0, 1 lub 2 — jesteś wielkim pesymistą.
Ci, którzy uważają, że pomyślne wydarzenia mają trwałe przy-
czyny, starają się jeszcze bardziej, jeśli ich starania — obojętnie
w jakiej dziedzinie — uwieńczone zostały sukcesem. Ci natomiast,
którzy uważają, że przyczyny tych wydarzeń są krótkotrwałe, mo-
gą w takiej samej sytuacji zaprzestać dalszych starań, traktując
oHiągnięty przez siebie sukces jako szczęśliwy przypadek.
Zasięg (ograniczony i uniwersalny)
HTAŁOŚĆ przekonań dotyczy ich trwania w czasie. Zasięg nato-
miast — ich aspektu przestrzennego.
Rozpatrzmy taki oto przykład. Połowa pracowników działu
knięgowości dużej firmy handlowej została zwolniona z pracy.
Dwoje spośród zwolnionych księgowych, Nora i Kevin, wpadło
w depresję. Przez wiele miesięcy żadne z nich nie próbowało na-
wet znaleźć innej pracy, a sama myśl o podliczeniu wydatków,
Mporządzeniu zeznania dochodowego czy czegokolwiek innego, co
przypominało im o księgowości, napawała ich wstrętem. Nora jed-
nak była nadal kochającą żoną i aktywnie zajmowała się domem

76 Poszukiwanie
i wszystkimi związanymi z tym sprawami. Jej życie towarzyskie
biegło bez zakłóceń, cieszyła się świetnym zdrowiem i trzy razy
w tygodniu uprawiała ćwiczenia fizyczne. Kevin natomiast pogrą-
żył się w apatii. Przestał się interesować żoną i niedawno urodzo-
nym synkiem i całymi wieczorami siedział bezczynnie, pogrążony
w ponurych myślach. Nie chodził na przyjęcia, mówiąc, że nie
może znieść widoku innych ludzi, nie śmiał się z dowcipów. Złapał
przeziębienie, z którego nie mógł się wyleczyć przez całą zimę,
i przestał uprawiać biegi.
Niektórzy ludzie potrafią odłożyć zmartwienia na bok i iść da-
lej przez życie, mimo iż jakiś jego ważny aspekt — na przykład
praca czy miłość — szwankuje. Innym sfera, w której doznali
niepowodzeń, przesłania cały świat. Patrzą oni na życie katastro-
ficznie. Kiedy pęka jedna nitka, psuje się cała tkanina ich życia.
Sprowadza się to do tego, że ludzie, którzy tłumaczą sobie
własne niepowodzenia zjawiskami o zasięgu uniwersalnym, prze-
żywszy niepowodzenie w jednej dziedzinie życia, poddają się rów-
nież we wszystkich pozostałych. Natomiast jednostki, które przy-
pisują swe niepowodzenia działaniu przyczyn o ograniczonym
zasięgu, mogą stać się bezradne w tej dziedzinie życia, w której
spotkało ich niepowodzenie, ale nie rezygnują z osiągnięcia wyty-
czonych sobie celów w innych dziedzinach.
Oto kilka przykładów wyjaśnień obu rodzajów, zastosowanych
w tej samej sytuacji:

Zasięg uniwersalny
(styl pesymistyczny)
„Wszyscy nauczyciele są
niesprawiedliwi".
„Jestem odrażający".
„Książki są do niczego".

Zasięg ograniczony
(styl optymistyczny)
„Profesor Seligman jest
niesprawiedliwy".
„Dla niego jestem
odrażający".
„Ta książka jest do niczego".

Zarówno Nora, jak i Kevin osiągnęli wysokie wyniki w części


testu przeznaczonej do badania wymiaru stałości. W tym zatem

Wyjaśnianie nieszczęścia 77
względzie oboje okazali się pesymistami. Kiedy zwolniono ich
K pracy, oboje przez dłuższy czas przeżywali depresję. Jednak ich
wyniki w drugim wymiarze diametralnie różniły się od siebie.
Kevin uważał, że zwolnienie z pracy rujnuje mu życie, myślał, że
nie nadaje się już do niczego. Nora uważała, że każde niepomyślne
wydarzenie ma ściśle określone, ograniczone do danej sfery życia,
przyczyny. Kiedy ją zwolniono, pomyślała, że nie jest dobrą księ-
gową, ale nie przenosiła tego na inne sfery.
Podczas owych długich spacerów z Johnem Teasdale'em w Ox-
fordzie zabraliśmy się do rozwiązania paradoksu, który znalazł on
w teorii przedstawionej przeze mnie na wykładzie, a mianowicie
ti<Ko, że niektórzy poddają się od razu, a inni nigdy. Rozbiliśmy ten
problem na trzy części i postawiliśmy, odpowiednio, trzy hipotezy.
Pierwsza hipoteza zakładała, że wymiar „stałość" decyduje
n lym, jak długo jednostka poddaje się rezygnacji. Wyjaśnianie
niepowodzeń poprzez doszukiwanie się ich trwałych przyczyn pro-
wndzi do długotrwałej bezradności, natomiast wyjaśnianie ich za
pomocą przyczyn krótkotrwałych uodparnia na bezradność.
Hipoteza druga dotyczyła „zasięgu". Wyjaśnienia o zasięgu uni-
wersalnym powodują bezradność w wielu różnych sytuacjach, na-
tomiast wyjaśnienia o zasięgu ograniczonym jedynie w sferze,
w której stosująca je jednostka doznała niepowodzenia. Kevin był
ofiarą tego właśnie wymiaru. Kiedy zwolniono go z pracy, doszedł
ilo wniosku, że przyczyna tego ma zasięg uniwersalny i zachowy-
wał się tak, jakby poniósł klęskę na wszystkich frontach. Badanie
poziomu tego wymiaru wykazało u niego, że jest on katastrofistą.
Trzecia hipoteza dotyczyła personalizacji. O tym wymiarze
przeczytasz kilka stron dalej.
Czy jesteś katastrofistą? Czy rozwiązując test, wybierałeś wi-
zjo katastroficzne? Czy, na przykład, odpowiadając na pytanie 18
wnkazałeś jako przyczynę porażki fakt, że nie jesteś zbyt wyspor-
towany (wyjaśnienie o zasięgu uniwersalnym), lub że nie jesteś
dobry w tej konkurencji (wyjaśnienie o zasięgu ograniczonym)?
Podsumuj teraz punkty uzyskane za odpowiedzi na pytania ozna-
r/one symbolem „ZN" (Zasięg Niepowodzeń). Są to pytania: 8, 16,
17, 18, 22, 32, 44 i 48.

78 Poszukiwanie
Zsumuj następnie wyniki i zapisz je w rubryce oznaczonej sym-
bolem „ZN" w „Podsumowaniu wyników" (s. 65)
0 lub 1 punkt — jesteś wielkim optymistą;
2 lub 3 punkty — jesteś umiarkowanym optymistą;
4 punkty — jesteś przeciętnym pesymistą;
5 lub 6 punktów — jesteś umiarkowanym pesymistą;
7 lub 8 punktów — jesteś wielkim pesymistą.
A teraz weźmy odwrotność tych sytuacji. Optymistyczny styl
wyjaśniania pomyślnych wydarzeń jest dokładnym przeciwień-
stwem optymistycznego stylu wyjaśniania wydarzeń niepomyśl-
nych. Optymista uważa, że złe wydarzenia mają przyczyny o ogra-
niczonym zasięgu, natomiast wydarzenia pomyślne wpływają ko-
rzystnie na jego wszelkie poczynania. Pesymista natomiast sądzi,
iż wydarzenia niepomyślne mają przyczyny o zasięgu uniwersal-
nym, a pomyślne powodowane są przez czynniki o zasięgu ogra-
niczonym. Gdy Norze zaproponowano ponownie, choć na okres
zamknięty, pracę w firmie, z której ją zwolniono, pomyślała:
„W końcu zdali sobie sprawę, że nie dadzą sobie rady beze mnie".
Kiedy taką samą propozycję otrzymał Kevin, pomyślał: „Na pewno
brakuje im rąk do pracy". A oto przykłady tych dwóch różnych
sposobów wyjaśniania.

Zasięg ograniczony
(styl pesymistyczny)
„Jestem bystry w matematyce".
„Mój makler orientuje się
w akcjach naftowych".
„Byłem dla niej czarujący".

Zasięg uniwersalny
(styl optymistyczny)
„Jestem bystry".
„Mój makler orientuje się
w sytuacji na giełdzie".
„Byłem czarujący".

Oblicz wyniki, jakie uzyskałeś odpowiadając na pytania z tej


grupy. Są to pytania oznaczone symbolem „ZP" (Zasięg Powodze-
nia): 6, 7, 28, 31, 34, 35, 37 i 43.

Wyjaśnianie nieszczęścia 79
Odpowiedzi wycenione na 0 punktów wskazują na pesymizm
(/.nsięg ograniczony). Czy — odpowiadając na pytanie 35 o twoją
ICH keję na podziękowania przyjaciela za okazaną mu pomoc —
wybrałeś odpowiedź: „Lubię pomagać mu w trudnych chwilach"
(zasięg ograniczony, styl pesymistyczny), czy też: „Lubię pomagać
ludziom" (zasięg uniwersalny, styl optymistyczny)?
Teraz zsumuj wyniki i zapisz je w rubryce oznaczonej litera-
mi „ZP".
Wynik w granicach 7-8 punktów — jesteś wielkim optymistą;
6 punktów — jesteś umiarkowanym optymistą;
4 lub 5 punktów — jesteś przeciętnym pesymistą;
3 punkty — jesteś umiarkowanym pesymistą;
0-2 punkty — jesteś wielkim pesymistą.
Pokłady nadziei
NADZIEJA była dotychczas domeną kaznodziejów, polityków i kra-
marzy. Stworzenie pojęcia stylu wyjaśniania sprawiło, iż nadzieja
znalazła się w laboratoriach, gdzie naukowcy poddają ją drobiaz-
gowej analizie, chcąc zrozumieć, na czym polega jej działanie.
To, czy mamy nadzieję, czy też nie3, zależy od dwóch wymiarów
naszego stylu wyjaśniania — od zasięgu i stałości. Odkrywanie
krótkotrwałych, o ograniczonym zasięgu przyczyn niepowodzeń
lont sztuką znajdowania nadziei. Krótkotrwałe przyczyny ograni-
czają bezradność w czasie, przyczyny o ograniczonym zasięgu re-
dukują jej zakres do sytuacji, w których doznaliśmy niepowodzeń.
I odwrotnie, przyczyny trwałe powodują bezradność w przyszłości,
rtuń przyczyny o zasięgu uniwersalnym sprawiają, iż rozprzestrze-
nia się ona na wszystkie obszary naszego działania. Znajdowanie
I rwałych, o uniwersalnym zasięgu, przyczyn niepowodzeń sytuuje
n itH w przedsionku rozpaczy. A oto kilka przykładów wyjaśnień
dających i odbierających nadzieję.

80 Poszukiwanie
Wyjaśnienia dające nadzieję Wyjaśnienia odbierające nadzieję
„Jestem wytrącona z równo- „Jestem głupia".
wagi".
„Mój mąż jest w złym „Mężczyźni to tyrani".
nastroju".
„Ten guz to na pewno nic „Ten guz to na pewno rak".
groźnego".
Prawdopodobnie najważniejszym z poszczególnych wyników
testu jest wynik wskazujący na poziom twojej nadziei. Dodaj sumę
wyników oznaczonych symbolem „ZN" do sumy wyników „SN",
a otrzymasz liczbę wskazującą na twój poziom nadziei.
Jeśli wynosi ona 0-2 punkty, to jesteś pełen nadziei;
3-6 punktów — patrzysz w przyszłość z umiarkowaną na-
dzieją;
7 — 8 punktów — masz pewną nadzieję;
9 — 11 punktów — trochę brak ci nadziei;
12 — 16 punktów — rozpaczliwie brak ci nadziei.
Ludzie, którzy tłumaczą sobie swoje kłopoty działaniem przy-
czyn trwałych i o uniwersalnym zasięgu, są w obliczu niepowodzeń
skłonni do długotrwałych i kładących się cieniem na całym ich
życiu załamań.
Żaden inny wynik nie jest tak ważny, jak wynik wskazujący
na poziom twojej nadziei.
Personalizacja wewnętrzna i zewnętrzna
OSTATNIM ASPEKTEM stylu wyjaśniania jest personalizacja.
Żyłem kiedyś z kobietą, która winą za wszelkie niepowodzenia
obarczała mnie. Złe jedzenie w restauracji, opóźniony odlot lub
przylot samolotu, nawet niezbyt ostre kanty w jej świeżo i sta-
rannie wyprasowanych spodniach — wszystko to była moja wina.
I

Wyjaśnianie nieszczęścia 81

— Kochanie — powiedziałem jej pewnego razu, wyprowadzony


I równowagi pretensjami do mnie o to, że nie działa jej suszarka
lin włosów — nie spotkałem jeszcze osoby, która by tak jak ty
Uwił lała winę za swe niepowodzenia na innych.
— To, że taka jestem — krzyknęła — to twoja wina!
Kiedy zdarzy się coś złego, możemy winą za to obarczyć siebie
i|M'rHonalizacja wewnętrzna, internalizacja) albo inne osoby (per-
Miinalizacja zewnętrzna, eksternalizacja). Ludzie, którzy obwiniają
«n niepowodzenia siebie, mają w konsekwencji niskie mniemanie
M mibie. Uważają, że są bezwartościowi, nie mają do niczego ta-
lentu i nie wzbudzają niczyjej sympatii, nie mówiąc już o miłości.
(H, którzy winę składają na czynniki zewnętrzne, nie tracą dobre-
H<> mniemania o sobie, gdy spotka ich niepowodzenie. Ogólnie bio-
iłir. podobają się sobie bardziej niż ci, którzy winą za niepowo-
dzenia obarczają siebie.
Niska samoocena wypływa zazwyczaj z personalizacji wew-
nętrznej. A oto kilka przykładów obu rodzajów personalizacji.

/c

Morsonalizacja wewnętrzna
(niska samoocena)
t,»l<'Hl,em głupi".
,Nm mam talentu do pokera".
,Ni<> czuję się bezpiecznie".

Personalizacja zewnętrzna
(wysoka samoocena)
„Jesteś głupi".
„Nie mam szczęścia w pokerze."
„Wychowałem się w biedzie".

Sprawdź teraz swoje wyniki „PN" (Personalizacja Niepowo-


il*mi). Testujące ją pytania opatrzone są numerami: 3, 9, 19, 25,
10. 39, 41 i 47.
Odpowiedzi wycenione na 1 punkt są pesymistyczne (persona-
I Uncja wewnętrzna). Zsumuj wszystkie punkty z tej grupy i wpisz
\p do rubryki oznaczonej symbolem „PN" w „Podsumowaniu wy-
ników" na s. 65.
0 lub 1 punkt — wysoka samoocena;
2 lub 3 punkty — umiarkowanie wysokie mniemanie o sobie;
4 — przeciętna samoocena;
82 Poszukiwanie
5 lub 6 punktów — umiarkowanie niska samoocena;
7 lub 8 punktów — bardzo niska samoocena.
Z trzech wymiarów stylu wyjaśniania najłatwiej jest zrozumieć
personalizację. W końcu jednym z pierwszych zdań, jakie uczy się
wypowiadać dziecko, jest: „To nie ja to zrobiłem, to on!" Persona-
lizacja jest jednak wymiarem, który najłatwiej jest przecenić.
Wpływa ona tylko na to, co myślisz o sobie, natomiast stałość i
i zasięg — najważniejsze wymiary — na to, co robisz: jak długo
i w jak wielu sytuacjach jesteś bezradny.
Personalizację łatwo jest sfałszować. Jeśli poproszę cię, żebyś
zaczął mówić o swoich kłopotach w taki sposób, jakbyś zwalał za
nie winę na czynniki zewnętrzne, to zrobisz to bez trudu, nawet
gdybyś uważał, że sam jesteś wszystkiemu winien. Jeśli natomiast
jesteś pesymistą i poproszę cię, abyś mówił o swoich kłopotach
w taki sposób, jakby miały one krótkotrwałe przyczyny o ograni-
czonym zakresie, to nie będziesz w stanie tego zrobić (chyba, że
opanowałeś techniki przedstawione w części trzeciej, zatytułowa-
nej „Zmiana. Od pesymizmu do optymizmu").
A oto ostatnia informacja, zanim zsumujesz wyniki z wszy-J
stkich grup pytań: optymistyczny styl wyjaśniania pomyślnych
wydarzeń jest przeciwieństwem optymistycznego stylu wyjaśnia-
nia niepomyślnych wydarzeń, ujmuje ich przyczyny raczej wewnę-
trznie niż zewnętrznie. Ludzie, którzy uważają, iż to oni sami
sprawiają, że wydarzenia przybierają pomyślny obrót, podobają
się sobie bardziej niż ci, którzy skłonni są przypisywać pomyślne
wydarzenia działaniu innych ludzi lub okolicznościom.
Przypatrzmy się kilku przykładom tych dwóch rodzajów wy
jaśniania.

Personalizacja zewnętrzna
(styl pesymistyczny)
„Zły los..."
„Umiejętności mojego kolegi../

Personalizacja wewnętrzna
(styl optymistyczny)
„Potrafię wykorzystać swój
los".
„Moje umiejętności..."

Wyjaśnianie nieszczęścia 83
Owlnt.nim wynikiem jest „PP" (Personalizacja Powodzenia).
§M(> pytania mają numery 1, 4, 11, 12, 23, 27, 36 i 45.
Odpowiedzi wycenione na 0 punktów dotyczą czynników zew-
^|i'Kiiych i są pesymistyczne, natomiast wycenione na 1 punkt
"!vi"/.ii czynników wewnętrznych i są optymistyczne.
\'P1HZ sumę punktów z grupy „PP" do odpowiedniej rubryki
iUdnumowaniu wyników" s.
Wynik 7 lub 8 punktów —jesteś wielkim optymistą;
'i punktów —jesteś umiarkowanym optymistą;
i lub 5 punktów —jesteś przeciętnym pesymistą;
i - jesteś umiarkowanym pesymistą;
11 2 — jesteś wielkim pesymistą.
111 raz możesz zliczyć wszystkie wyniki.
Niypierw dodaj wszystkie wyniki typu N (SN + ZN + PN). Jest
I I woj ogólny wynik N (niepomyślnych wydarzeń).
1'otem zsumuj wszystkie wyniki typu P (SP + ZP + PP). Jest
i (woj całościowy wynik P (pomyślnych wydarzeń).
NiiHtępnie odejmij N od P. To twój ogólny wynik (P - N).
A oto znaczenie tych wyników:
linii twoja suma N wynosi 3-6 punktów, to jesteś cudownym
optymistą i nie potrzebujesz czytać części trzeciej;
?li-uli uzyskałeś od 6 do 9 punktów, to jesteś umiarkowanym
optymistą;
10 - 11 punktów —jesteś przeciętnym optymistą;
12 - 14 punktów — jesteś umiarkowanym pesymistą;
powyżej 14 punktów — musisz się szybko zmienić.
Jeśli sumą twoich odpowiedzi typu P wynosi 19 punktów lub
więcej, to bardzo optymistycznie zapatrujesz się na pomy-
ślne wydarzenia;
Jońli wynosi ona 17 - 19 punktów, to twoje myślenie jest
umiarkowanie optymistyczne;
14 - 16 punktów to wynik przeciętny;

84 Poszukiwanie
11-13 punktów wskazuje, że myślisz o tym dość pesymisty-j
cznie;
10 punktów lub mniej świadczy o głębokim pesymizmie.
I na koniec, jeśli różnica P - N wynosi ponad 8 punktów, to]
jesteś optymistą w pełnej skali;
Jeśli wynosi 6-8 punktów, to jesteś umiarkowanym optymistą;|
3 — 5 punktów to wynik przeciętny;
1-2 punkty świadczą o umiarkowanym pesymizmie;
0 punktów lub wynik ujemny wskazują na wielki pesymizm.
Pochwała odpowiedzialności
CHOCIAŻ KORZYŚCI płynące z nauczenia się optymizmu są oczywi-j
ste, kryją się w tym również pewne niebezpieczeństwa. Krótko-^
trwałe niepowodzenia? O ograniczonym zasięgu? Świetnie. ChcęJ
żeby moje przygnębienie trwało krótko i miało ograniczony cha-|
rakter. Chcę szybko dojść do siebie. Ale szukanie czynników zewJ
nętrznych? Czy godzi się obarczać innych winą za swoje niepowo-j
dzenia?
Zdecydowanie pragniemy tego, by ludzie przyznawali się do
kłopotów, w które wpadają, by czuli się odpowiedzialni za swojt
czyny. Niektóre doktryny psychologiczne poważnie zaszkodził;
naszemu społeczeństwu, doprowadzając do erozji poczucie osobi-|
stej odpowiedzialności. Wyznawcy tych doktryn, zamiast nazwa«j
zło po imieniu, uważają je za chorobę, a niewłaściwe zachowanie
się określają mianem nerwicy. Ich „skutecznie wyleczeni" pacjenc
zrzucają swoje obowiązki i powinności na swe rodziny, bowier
przeszkadzają im one w samorealizacji. Problem polega na tymj
czy zmiana nastawienia wobec niepowodzenia z wewnętrznego
zewnętrzne („To nie moja wina... to po prostu brak szczęścia") nid
podkopie poczucia odpowiedzialności.
Nie chcę propagować żadnej strategii, która by jeszcze bardzie

Wyjaśnianie nieszczęścia 85

?"•Iwątliła i tak już kruche poczucie odpowiedzialności. Nie sądzę,


ludzie powinni zupełnie zmienić swoje nastawienie z wewnę-
•>?<> na zewnętrzne i zaczęli obarczać winą i odpowiedzialno-
zii swoje porażki innych i okoliczności, w których wypadło im
MC. Niemniej jednak jest jedna sytuacja, w której bezwzględ-
i rzeba to zrobić — depresja. Jak zobaczymy w następnym
Mnie, ludzie w stanie depresji często obarczają się większą
wiedzialnością za niepomyślne wydarzenia, niż jest to uzasa-
ItllUIIC.
Trzeba też zająć się tu poważniejszą sprawą, a mianowicie
iil|H»wicdzieć na pytanie, dlaczego ludzie powinni przyznawać się
IM riwoich niepowodzeń. Otóż uważam, że dlatego, iż chcemy, by
iiiil/.io się zmienili, a wiemy, że nie zmienią się, jeśli nie wezmą
nl|inwiedzialności za swoje postępowanie.4 Jeśli chcemy, by ludzie
'?>!< nili się, to personałizacja wewnętrzna nie jest tu tak ważnym
unikiem jak stałość. Jeśli uważasz, że przyczyna twych kłopo-
1 ii'nt trwała — że jest nią twoje ograniczenie umysłowe, brak
1 ?'!• nl.u czy brak urody — to nic nie robisz, by to zmienić. Jeśli
i ' < ik uwierzysz, że przyczyna ma charakter przejściowy — że
i nią zły nastrój, zbyt mały wysiłek, nadwaga — to możesz
\ć działać, by to zmienić. Jeśli chcemy, by ludzie czuli się
wiedzialni za to, co robią, to owszem, chcemy też, by mieli
iwienie wewnętrzne do swoich sukcesów i niepowodzeń. Co
/e bardziej ważne, ludzie muszą uważać swoje niepowodzenia
?i przejściowe, muszą wierzyć, że bez względu na to, jaka jest
i i m:zyna niepomyślnych wydarzeń, można je zmienić.
< o robić, jeśli jesteś pesymistą?
• l'ifU.1 MASZ PESYMISTYCZNY STYL wyjaśniania, to konsekwencje te-
i u m\ poważne. Jeśli uzyskałeś wskazującą na to liczbę punktów,
i'i możesz mieć (i prawdopodobnie już miałeś) kłopoty w czterech
l/iodzinach życia. Po pierwsze, przekonasz się o tym czytając
?ltilH/.e rozdziały, jesteś bardziej podatny na depresję. Po drugie,

86 Poszukiwanie
prawdopodobnie twoje osiągnięcia zawodowe są mniejsze, niż po
winny być, biorąc pod uwagę twoje zdolności. Po trzecie, twojt
zdrowie fizyczne — i odporność na choroby — nie jest prawdopo
dobnie tak dobre, jak powinno być i z wiekiem będzie się jeszcze
bardziej pogarszać. Po czwarte, życie nie jest dla ciebie tak przy
jemne, jak mogłoby być. Pesymistyczny styl wyjaśniania to nie
szczęście.
Jeśli twój pesymizm utrzymuje się na poziomie przeciętnym
to w normalnych okolicznościach nie stwarza to żadnych próbie
mów, jednak w momentach kryzysowych, w ciężkich chwilach
których nikomu z nas nie szczędzi życie, płacisz prawdopodobni
zbyt wysoką cenę. Kiedy spotkają cię większe niepowodzenia, mo
że okazać się, że jesteś bardziej przygnębiony, niż powinieneś być
biorąc pod uwagę twoją sytuację. Jak zareagowałbyś, gdyby twoje
akcje poszły w dół, gdybyś został odtrącony przez ukochaną osob(
albo gdybyś nie otrzymał takiej pracy, jaka ci odpowiada? Jal
pokażą dalsze rozdziały tej książki, byłbyś bardzo smutny. Życii
straciłoby smak. Byłoby ci bardzo ciężko zabrać się do jakiegoś
śmiałego przedsięwzięcia. Przyszłość rysowałaby się czarno. A przj
tym czułbyś się tak przez wiele tygodni, a nawet miesięcy. Pra
wdopodobnie zdarzyło ci się już parę razy czuć się tak; zdarza sv
to większości ludzi. Jest to reakcja tak powszechna, że podręcznik
nazywają ją normalną.
Fakt, że uczucie przygnębienia w obliczu kłopotów jest tal
powszechne, nie oznacza wszakże, że trzeba się z tym pogodzić
ani że życie musi tak wyglądać. Jeśli będziesz stosował inny sty
wyjaśniania, to będziesz lepiej przygotowany na to, aby stawi
czoło trudnym sytuacjom i nie dopuścić, by popchnęły cię one ki
depresji.
Nie jest to bynajmniej wyczerpująca lista potencjalnych korzy!
ści, jakie daje nowy styl wyjaśniania. Jeśli jesteś przeciętnyn
pesymistą, to osiągasz w życiu nieco mniej, niż mógłbyś osiągną
przy swoich zdolnościach, gdybyś nim nie był. Jak przekonasz si
podczas lektury rozdziałów szóstego, ósmego i dziewiątego, nawę
przeciętny poziom pesymizmu powoduje, iż masz niższe ocen;
w szkole, mniej osiągasz w pracy i w sporcie. Odnosi się to takż

r
Wyjaśnianie nieszczęścia 87
'I" zdrowia fizycznego. Rozdział dziesiąty udowadnia, że nawet
i? li jesteś tylko umiarkowanym pesymistą, to twoje zdrowie może
gorsze, niż powinno być. Prawdopodobnie zaczniesz wcześniej
il.kliwiej, niż można by się spodziewać w normalnych okolicz-
riach, odczuwać chroniczne schorzenia związane z procesem
/.unia się. Twój system immunologiczny może nie działać tak
iwnie, jak powinien; prawdopodobnie będziesz częściej choro-
<l na choroby zakaźne i wolniej dochodził do zdrowia.
? Jeśli jednak zastosujesz techniki przedstawione w rozdziale
inastym, to będziesz w stanie podnieść swój poziom optymi-
'i. Zaczniesz bardziej pozytywnie reagować na normalne poraż-
? niepowodzenia, których życie jest pełne, i znacznie szybciej
ilotychczas dochodzić do siebie po klęskach. Osiągniesz o wiele
• ej w szkole, w pracy i na boisku. A w dalszej perspektywie
im wet zdrowie będzie ci lepiej służyć.
Rozdział czwarty
Głęboki pesymizm
KIEDY MAMY pesymistyczny, melancholijny nastrój, to
znajdujemy się w łagodnej formie poważniejszego zaburzenia psy-
chicznego — depresji.1 Zrozumienie tak subtelnego zjawiska jak
pesymizm pomaga przyjrzeniu się jego wyolbrzymionej postaci,
a depresja to właśnie pesymizm podniesiony do kwadratu. Taką
technikę przedstawiania budowy i zasad działania prostych, uży-
wanych na co dzień urządzeń stosuje David Macaulay.2 W jednej
ze swych najlepiej sprzedających się książek wyjaśnia on na przy-
kład zasadę działania zegarka ręcznego, przedstawiając powię-
kszony do znacznych rozmiarów rysunek jego mechanizmu, na
którym łatwo jest rozróżnić wszystkie jego części i zorientować
się w opisanej przez autora ich wzajemnej zależności. W bardzo
podobny sposób studium depresji ilustruje zjawisko pesymizmu.
Depresja jest oczywiście sama w sobie problemem wartym stu-
diów, ale jej analiza może też wiele wyjaśnić tym, których inte
resuje jedynie niekorzystny stan psychiczny określany mianem
pesymizmu.
Prawie wszyscy z nas przeżywali kiedyś depresję i doskonale
wiedzą, jak potrafi ona zatruć człowiekowi życie. Niektórym zda-
rza się ona bardzo rzadko, spada na nich tylko wtedy, kiedy naraa
zawiodą ich wszystkie nadzieje. Dla wielu z nas jest ona jednak
zjawiskiem dobrze znanym, stanem, który ogarnia nas za każdym
razem, gdy doznamy jakiegoś niepowodzenia. Jeszcze innym to
warzyszy ona stale, odbiera im radość życia nawet w najlepszych,
zdawałoby się, chwilach i sprawia, że momenty trudniejsze, szara
rzeczywistość, jawią się im w najczarniejszych barwach.

Głęboki pesymizm 89
Do niedawna depresja była tajemnicą. Kto jest na nią najbar-
dziej narażony, skąd się bierze, jak ją leczyć — to wszystko było
•ii^adką. Obecnie, dzięki dwudziestu pięciu latom wytężonych ba-
? Imi setek psychologów i psychiatrów na całym świecie, znamy
odpowiedzi na te pytania.
Są trzy rodzaje depresji. Pierwsza zwana jest depresją zwy-
• 'njną i jest to właśnie ten jej rodzaj, który wszyscy znamy dobrze
własnego doświadczenia. Bierze się ona z cierpień i kłopotów,
i lóre są nieodłączną częścią życia istot z rodzaju homo sapiens,
? tot myślących o przyszłości. Nie dostajemy takiej pracy, jaką
? Ucięlibyśmy dostać. Akcje, które zakupiliśmy, idą w dół. Odtrą-
• iJQ nas ci, których kochamy, umierają nasi bliscy. Wygłaszamy
/\r. wykłady i piszemy nieudane książki. Starzejemy się. Kiedy
«potka nas coś takiego, łatwo jest przewidzieć, co będzie potem:
poczujemy smutek i bezradność. Staniemy się bierni i apatyczni.
Bodziemy absolutnie przekonani, że nasza przyszłość rysuje się
i /urno i że brak nam możliwości i zdolności, aby ją choć trochę
rozjaśnić. Nie będziemy dobrze wykonywali naszej pracy, a może
/nczniemy w niej rzadziej bywać. Przestanie nas cieszyć to, co
jeszcze niedawno sprawiało nam przyjemność, stracimy zaintere-
n< iwanie jedzeniem, towarzystwem innych osób, seksem. Będziemy
mieli kłopoty ze snem.
Jednak po pewnym czasie, dzięki jednej z dobroczynnych taje-
ni nic natury, zaczniemy czuć się lepiej. Depresja zwyczajna (przy-
gnębienie) jest bardzo powszechna — można by rzec, że jest wśród
dolegliwości psychicznych tym, czym przeziębienie wśród dolegli-
wości fizycznych. Moje badania dowiodły, że bez względu na dzień
czy porę roku około 25 procent ludzi przechodzi depresję zwyczaj-
mi, przynajmniej w łagodnej postaci.
Pozostałe dwa rodzaje depresji zwane są zaburzeniami depre-
syjnymi. Są to depresja dwubiegunowa i jednobiegunowa. One to
Hprawiają, że psychiatrzy i psycholodzy kliniczni mają pełne ręce
roboty. Różnica między tymi dwoma rodzajami depresji sprowadza
Mię do występowania lub nie tak zwanych faz maniakalnych.'Ma-
nia jest stanem psychicznym, dającym o sobie znać pewnym ze-
społem objawów, który przedstawia obraz przeciwstawny depresji:

90 Poszukiwanie
niczym nie uzasadniona euforia, urojenia wielkościowe, entuzjazm
w mowie i działaniu, przeskakiwanie z tematu na temat i nad-
zwyczaj wysokie mniemanie o sobie.
Otóż depresja dwubiegunowa3 charakteryzuje się naprzemien-
nym występowaniem faz depresyjnej i maniakalnej (mania wy-
znacza jeden, depresja drugi biegun, stąd nazwa tej depresji).
W depresji jednobiegunowej fazy maniakalne nigdy się nie zda-
rzają. Poza tym depresja dwubiegunowa różni się od jednobie-
gunowej tym jeszcze, że obciążenie dziedziczne jest w niej o wiele
większe. Jeśli jedno z bliźniąt jednojajowych cierpi na depresję
dwubiegunową, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że
choruje też na nią drugie. Jak wykazały badania, dotyczy to 72
procent tych bliźniąt. (Natomiast w przypadku bliźniąt dwujajo-
wych wskaźnik ten wynosi jedynie 14 procent. Między bliźniętami
dwujajowymi nie ma ściślejszej więzi niż między normalnym ro-
dzeństwem, tyle tylko, że rodzą się one w tym samym czasie i są
razem wychowywane przez tych samych rodziców, a więc porów-
nanie obu typów bliźniąt pozwala nam na odróżnienie cech naby-
tych, wyuczonych, od cech odziedziczonych genetycznie.) Depresja
dwubiegunowa bardzo dobrze poddaje się terapii „cudownym le-
kiem" — węglanem litu. W ponad 80 procentach przypadków tej
depresji sól litu znacznie redukuje objawy maniakalne, a w mniej-
szym stopniu również depresyjne. W odróżnieniu od depresji zwy-
czajnej i jednobiegunowej depresja maniakalna jest chorobą; uwa-
ża się, że ma ona podłoże fizjologiczne i leczy się ją za pomocą
odpowiednich środków medycznych.
Powstaje tu pytanie, czy depresja jednobiegunowa, która jest
określonym zaburzeniem, i depresja zwyczajna mają te same przy-
czyny, czy istnieje między nimi jakiś związek. Uważam, że są to
w gruncie rzeczy dwie postacie tego samego stanu psychicznego,
różniące się jedynie liczbą i stopniem natężenia objawów. Może
być tak, że u jednej osoby rozpozna się depresję jednobiegunowa
i potraktuje się ją jako chorą, natomiast u drugiej stwierdzi się
tylko ostre objawy depresji zwyczajnej i uzna ją za osobę zdrową.
Różnica między tymi dwoma rodzajami depresji jest niewielka
i nieostra. Może ona wynikać po prostu z nastawienia cierpiących

Głęboki pesymizm 91
na depresję ludzi, z których jedni chętniej szukają pomocy lekarza
i odpowiedniej terapii, a inni nie chcą nosić piętna chorych.
Mój pogląd różni się radykalnie od panującej w medycynie
opinii, zgodnie z którą depresja jednobiegunową jest chorobą, na-
lumiast depresja zwyczajna (przygnębienie) przemijającym obni-
oniem nastroju, które nie leży w obrębie zainteresowań klinicy-
l/iw. Jest to opinia dominująca, mimo że kompletnie brak jest
'Iowodów na to, by depresja jednobiegunową była czymś jakościo-
wo różnym od ostrej depresji zwyczajnej. Jak dotąd, nikomu nie
udało się ustalić różnicy między tymi dwoma postaciami depresji,
w rodzaju chociażby takiej, jaka istnieje między karłami a nor-
malnymi, lecz niskimi ludźmi, a więc różnicy jakościowej.
Rozstrzygający moim zdaniem jest fakt, że zarówno depresję
/ wyczajną, jak i jednobiegunową rozpoznaje się na podstawie tych
innych objawów. W obu przypadkach mamy do czynienia z tymi
niinymi czterema typami zmian — zmianami w myśleniu, nastro-
in, zachowaniu i reakcjach fizjologicznych.
Pamiętam pewną swoją studentkę, nazwijmy ją Sophie. Szkołę
n rodnią ukończyła z celującymi wynikami. Na uniwersytecie zo-
rała starościną roku, przewodniczyła też grupie dziewcząt dopin-
gujących kolegów podczas zawodów sportowych. Była nie tylko
/.dolna, ale też ładna i zgrabna. Miała wszystko, czego chciała.
I łez wysiłku uzyskiwała dobre oceny, chłopcy rywalizowali o jej
względy. Była jedynaczką, rodzice — oboje pracujący w wolnych
y.awodach — darzyli ją ogromną miłością, jej sukcesy były ich
Tryumfami, niepowodzenia — ich klęskami. Przyjaciele mówili, że
|CHt w czepku urodzona.
Kiedy ją poznałem, nie była już w czepku urodzona. Jej życie
uczuciowe i akademickie leżało w gruzach i była pogrążona w głę-
bokiej depresji. Jak większość ludzi znajdujących się w depresji,
nie próbowała szukać terapii po jednorazowym niepowodzeniu, lecz
dopiero po całej, trwającej przez parę miesięcy ich serii. Mówiła,
*»» czuje się „pusta". Uważała, że nie ma dla niej żadnej nadziei,
ndyż jest „pozbawiona zdolności", „niesympatyczna", „nic jej się nie
udaje" i w ogóle jest „nieudacznikiem". Zajęcia ją męczyły, cały
kształcenia uniwersyteckiego był „spiskiem mającym zdu-

92 Poszukiwanie
sić" jej samodzielność, a działalność w grupie feministek „bezsen-
sownym oszustwem". W ostatnim semestrze dostała dwie oceny
niedostateczne. Nie mogła zacząć pracy nad żadnym z referatów,
które powinna była przygotować. Kiedy siadała przy biurku, żeby
je napisać, patrzyła na rosnącą z dnia na dzień górę papierów i nie
potrafiła się zdecydować, od czego ma zacząć. Przez mniej więcej
piętnaście minut tkwiła przy biurku, gapiąc się na nie z rozpaczą,
a potem poddawała się i włączała telewizor. Mieszkała wtedy
z chłopakiem, który wyleciał ze studiów. Kiedy się kochali, czuła
się wyzyskiwana i bezwartościowa, a seks, który dawniej dopro-
wadzał ją do ekstazy, był teraz dla niej czymś prawie odrażającym.
Jako specjalizację wybrała filozofię. Szczególnie pociągał ją eg-
zystencjalizm. Zaakceptowała kierunek twierdzący, że życie jest
absurdem, i to też napełniało ją rozpaczą.
Przypomniałem jej, że jest zdolną studentką i atrakcyjną
dziewczyną. Wybuchnęła płaczem. „Ty też się na to nabrałeś!" —
zawołała przez łzy.
JAK JUŻ WYŻEJ STWIERDZIŁEM, jedną z czterech oznak depresji jest
negatywna zmiana w myśleniu. Sposób, w jaki myślisz, kiedy je-
steś w depresji, różni się od stylu twojego myślenia, kiedy nie
jesteś nią ogarnięty. Gdy jesteś pod wpływem depresji, widzisz
siebie, świat i przyszłość w czarnych barwach. Dla Sophie jej przy-
szłość wyglądała beznadziejnie, a przypisywała to temu, że brak
jej zdolności.
Kiedy ogarnia cię depresja, niewielkie przeszkody urastają do
rozmiarów barier nie do przebycia. Uważasz, że wszystko, czego
się tkniesz, zaraz się sypie. Każdy swój sukces traktujesz jako
porażkę i wykazujesz nieograniczoną pomysłowość w wynajdywa-
niu przyczyn tych rzekomych niepowodzeń. Sterta papierów na
biurku wydawała się Sophie prawdziwą górą nie do zdobycia.
Aaron Beck, jeden z czołowych terapeutów na świecie, miał
kiedyś pacjenta, który w okresie głębokiej depresji wytapetował
kuchnię. Swoje niewątpliwe osiągnięcie ów pacjent potraktował
jako zupełne niepowodzenie. A oto zapis rozmowy Becka z. pacjen-
tem:4

Głęboki pesymizm 93
Terapeuta: Dlaczego nie uważa pan, że tapetowanie udało się
panu znakomicie?
Pacjent: Bo kwiaty na tapecie nie wyszły mi w jednej linii.
Terapeuta: A w ogóle skończył pan to tapetowanie?
Pacjent: Tak.
'Terapeuta: To była pańska kuchnia?
Pacjent: Nie, pomagałem sąsiadowi.
'Terapeuta: On wykonał większość pracy?
Pacjent: Nie, praktycznie wszystko zrobiłem ja sam. On
nigdy wcześniej nie kładł tapet.
Terapeuta: Czy coś jeszcze wyszło nie tak? Pochlapał pan kle-
jem kuchnię? A może zniszczył dużo tapety? Albo
zostawił straszny bałagan?
Pacjent: Nie, jedyny problem, to te kwiaty, które nie wyszły
mi równo.
Terapeuta: A jak duża była różnica?
Pacjent: (rozsuwając palce na około trzy milimetry): Gdzieś
taka.
Terapeuta: Między wszystkimi pasami tapety?
Pacjent: Nie... między dwoma czy trzema.
Terapeuta: Na ile pasów ogółem?
Pacjent: Na dwadzieścia czy dwadzieścia pięć.
Terapeuta: Czy ktoś jeszcze to zauważył?
Pacjent: Nie. Prawdę mówiąc, sąsiad uważał, że wyszło
świetnie.
Terapeuta: A czy dostrzegł pan tę różnicę, kiedy odszedł pan
parę kroków i przyjrzał się całej ścianie?
Pacjent: Prawdę mówiąc, nie.
U podłoża myślenia człowieka ogarniętego depresją leży pesy-
mistyczny styl wyjaśniania. Negatywny obraz przyszłości, samego
niobie i świata bierze się z traktowania przyczyn niepomyślnych
wydarzeń jako zjawisk stałych, o dużym zasięgu, za które jest się
mimemu odpowiedzialnym, zaś przyczyn wydarzeń pomyślnych —
w sposób dokładnie przeciwstawny. Na przykład moja studentka,
Hophie, przyczyn swych niepowodzeń upatrywała w tym, że brak

94 Poszukiwanie
jej zdolności, że nie jest atrakcyjna, a życie nie ma sensu. Pacjent
doktora Becka traktował drobny błąd we właściwym dopasowaniu
dwóch czy trzech pasów tapety, jako oznakę swej ogólnej życiowej
nieudolności.
Drugim symptomem charakteryzującym zarówno depresję jed-
nobiegunową jak i zwyczajną jest zmiana nastroju. Kiedy jesteś
ogarnięty depresją, czujesz się podle — jesteś smutny, zniechęco-
ny do wszystkiego, znajdujesz się na samym dnie rozpaczy. Mo-
żesz ustawicznie płakać, ale możesz też nie znajdować siły nawet
na płacz. W dni, kiedy Sophie czuła się najgorzej, leżała w łóżku
aż do obiadu, szlochając bez przerwy. Życie staje się dla ciebie
trudne do zniesienia. Zajęcia, które przedtem uwielbiałeś, stają
się męczącą farsą. Żarty i dowcipy, zamiast śmieszyć, stają się
nieznośnymi drwinami.
Stan taki zazwyczaj nie utrzymuje się bez zmiany przez cały
dzień. Zwykle bardzo złe samopoczucie występuje tuż po przebu-
dzeniu. Dopóki leżysz w łóżku, nawiedzają cię myśli o niepowo-
dzeniach i porażkach, jakich doznałeś w przeszłości i o tych, które
na pewno przyniesie nowy dzień. Jeśli poddasz się im i zostaniesz
w łóżku, zły nastrój spowije cię niczym zimna i wilgotna kołdra.
Wstanie z łóżka i rozpoczęcie dnia polepsza nastrój, który zazwy-
czaj poprawia się dalej wraz z upływem godzin, chociaż ponownie
pogorszy się on nieco w porze osłabienia twego podstawowego
cyklu aktywności i odpoczynku, która zwykle przypada między
trzecią a szóstą godziną po południu. Wieczór jest porą dnia,
w której zapewne poczujesz się najmniej przygnębiony. Najgorsze
są godziny od trzeciej do piątej rano, jeśli oczywiście wtedy nie
śpisz.
Smutek nie jest jedynym nastrojem ogarniającym człowieka
w depresji. Często nawiedza go również lęk i rozdrażnienie. Kiedy
jednak depresja osiąga największe natężenie, lęk i rozdrażnienie
czy wrogość nikną i cierpiący człowiek popada w odrętwienie i zo-
bojętnienie na wszystko.
Trzecim wskaźnikiem depresji jest zmiana zachowania. Zmia-
na ta objawia się zazwyczaj biernością, niezdecydowaniem i pró-
bami samobójczymi.

Głęboki pesymizm 95
Ludzie ogarnięci depresją często nie są w stanie podjąć innych
czynności niż te najbardziej podstawowe i codzienne, a w przy-
p«dku napotkania jakichś przeszkód szybko z nich rezygnują. Pi-
mirz nie jest w stanie napisać pierwszego słowa dzieła, nad którym
pracuje. Kiedy w końcu uda mu się to zrobić, rzuca pisanie, bo
tuńma maszyny nie chce się przesuwać, i przez miesiąc nie wraca
do przerwanej pracy.
Ludzie ogarnięci depresją nie potrafią zdecydować się na wybór
J«dnej z kilku możliwości. Student w depresji chce kupić pizzę,
nie kiedy sprzedawca pyta go, czy woli zwykłą, czy z dodatkami,
ton stoi jak sparaliżowany. Po piętnastu sekundach milczenia re-
nygnuje z zamiaru kupna i wycofuje się. Sophie nie mogła rozpo-
M,i\ć pracy nad referatem, ba, nie mogła się nawet zdecydować,
który temat wybrać jako pierwszy.
Wielu z cierpiących na depresję myśli o samobójstwie i usiłuje
|<< popełnić. Na ogół motywem takiego kroku jest jeden lub obydwa
t następujących powodów. Pierwszy to chęć skończenia ze wszy-
wlkim, skoro życie staje się nie do zniesienia. Drugim jest chęć
wpłynięcia na otoczenie — odzyskania utraconej miłości, zem-
szczenia się lub uzyskania ostatniego słowa w sporze.
Ostatnim z symptomów depresji jest zmiana reakcji fizjo-
logicznych. Depresji często towarzyszą bowiem nieprzyjemne ob-
jiiwy fizjologiczne, a im głębsza jest depresja, tym więcej tych
ohjuwów. I tak człowiek traci, na przykład, apetyt. Nie odczuwa
tuz popędu seksualnego. Dla Sophie współżycie z chłopcem, z któ-
ry m mieszkała, było czymś bardzo istotnym, kiedy jednak wpadła
w depresję, stało się odrażające. Stan depresji wpływa ujemnie
nn wet na sen — budzisz się wcześnie, kręcisz się i wiercisz, bez-
skutecznie usiłując zasnąć z powrotem. W końcu dzwoni budzik
I zuczynasz nowy dzień, będąc nie tylko przygnębiony, ale i wy-
tmorpany.
Te cztery symptomy — negatywne zmiany w sposobie myśle-
niu, nastroju, zachowaniu i reakcjach fizjologicznych — składają
»i(,f na obraz depresji zarówno zwyczajnej, jak i jednobiegunowej.
Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że nie u każdego, kto wpada
w depresję, muszą one wszystkie wystąpić. Co więcej, może się

96 Poszukiwanie
zdarzyć, że nie widać żadnego z tych symptomów. Jednakże im
więcej tych symptomów stwierdzasz u siebie i w im większym
występują nasileniu, tym jest pewniejsze, że źródłem twoich kło-
potów jest depresja.
Sprawdź, czy nie jesteś w depresji
CHCIAŁBYM TERAZ, żebyś poddał się szeroko stosowanemu testowi
na depresję, opracowanemu przez Lenore Radloff z Centrum Stu-
diów Epidemiologicznych Narodowego Instytutu Zdrowia Psychi-
cznego USA.5) Test ten, zwany od początkowych liter Centrum,
w którym został opracowany, oraz zjawiska, które diagnozuje
CES-D (Center for Epidemiological Studies — Depression), bada
wszystkie objawy depresji. Zakreśl kółkiem odpowiedź, która naj-
lepiej opisuje, jak się czułeś przez cały ubiegły tydzień.
W minionym tygodniu
1. Martwiły mnie, rzeczy, które zazwyczaj mnie nie martwią.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5 — 7
dni).
2. Nie chciało mi się jeść, nie miałem(am) apetytu.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czasu
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas
(5-7 dni).
0
Głęboki pesymizm 97

3.
4.
5.
6.
7.

Czułem(am), że nie mogę pozbyć się chandry nawet z po-


mocą rodziny i przyjaciół.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5—7 dni).
Wydawało mi się, że nie jestem tak zdolny(a) jak inni.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5 — 7 dni).
Miałem(am) trudności ze skoncentrowaniem myśli na
tym, co robię.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1—2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
Czułem(am) się przygnębiony.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1—2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
Wszystko, co robiłem(am), przychodziło mi z trudem.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
0
98 Poszukiwanie
8. Czułem(am), że nie mam żadnego wpływu na swoją
przyszłość.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5 - 7 dni).
9. Uważałem(am), że moje życie jest nieudane.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5—7 dni).
10. Czułem(am) lęk.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
11. Źle sypiałem(am).
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
12. Byłem(am) nieszczęśliwy(a).
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
13. Byłem(am) bardziej małomówny(a), niż zazwyczaj.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
I

Głęboki pesymizm 99
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
14. Czułem(am) się samotny(a).
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
15. Ludzie odnosili się do mnie nieprzyjaźnie.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
1.6. Nie cieszyło mnie życie.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1—2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5—7 dni).
»??
17. Miałem(am) napady płaczu.
f 0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
18. Czułem(am) smutek.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
0
100 Poszukiwanie
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
19. Wydawało mi się, że ludzie mnie nie lubią.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
20. Nic mi nie wychodziło.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1—2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
Wynik testu łatwo obliczyć. Dodaj cyfry, które zakreśliłeś przy
odpowiedziach na poszczególne pytania. Jeśli nie mogłeś się zde-
cydować i zakreśliłeś przy niektórych pytaniach dwie odpowiedzi,
to przy obliczaniu dodaj tylko jedną, wyższą cyfrę. Ogólny wynik
będzie wahał się w granicach 0-60 punktów.
Zanim przystąpisz do interpretacji swego wyniku, powinieneś
wiedzieć, że wysoka liczba punktów nie jest równoznaczna ze
stwierdzeniem depresji. Diagnoza zależy również od innych czyn-
ników, takich jak długość czasu, przez który utrzymują się objawy,
i może być postawiona tylko przez wykwalifikowanego psychologa
lub psychiatrę po uprzednim przeprowadzeniu dokładnego wywia-
du z osobą zbadaną za pomocą testu. Test ten wskazuje dokładnie
jedynie poziom, na którym utrzymują się objawy depresji w chwili
obecnej.
Jeśli uzyskałeś od 0 do 9 punktów, to znajdujesz się w grupie
nie dotkniętej depresją. Jest to wynik poniżej średniej uzyskiwa-
nej przez dorosłych Amerykanów. Wynik w granicach od 10 do 15

Głęboki pesymizm 101

punktów plasuje cię w gpupie cierpiących na łagodną postać de-


pniHJi, natomiast wynik od 16 do 24 punktów — w grupie osób
umiarkowaną formą depresji. Jeśli przekracza on 24 punkty, to
l'Vti może znajdujesz się w głębokiej depresji.
.Jeśli uzyskałeś wynik plasujący cię w grupie osób przeżywa-
nych głęboką depresję i w dodatku uważasz, że skończyłbyś ze
mibtł, gdybyś miał do tego odpowiednią okazję, to — bez względu
na to, ile punktów zgromadziłeś — powinieneś jak najszybciej
ukontaktować się z psychologiem lub psychiatrą.
Jeśli znalazłeś się w grupie osób z umiarkowaną formą depre-
Uli, a przy tym nawiedzają cię myśli samobójcze, to też powinieneś
Juk najszybciej skontaktować się z poradnią zdrowia psychicznego.
Jeśli znalazłeś się w grupie osób przeżywających łagodną de-
presję, to przeprowadź ten test jeszcze raz za dwa tygodnie. Gdy-
hyń ponownie uzyskał wynik plasujący cię w tej grupie, to zamów
wizytę u specjalisty z zakresu zdrowia psychicznego.
Odpowiadając na pytania testu, prawdopodobnie zdałeś sobie
uprawę, że ty sam lub ktoś z osób, które kochasz, cierpi okresowo
nii lc bardzo powszechną dolegliwość. Nie ma nic zdumiewającego
w fakcie, że prawie każdy, nawet jeśli sam nie ulega czy też nie
ulegał depresji, zna kogoś, kto na nią cierpi, gdyż Stany Zjedno-
czone nawiedziła bezprecendensowa jej epidemia. Dr Gerald Kler-
man", kiedy był dyrektorem Agencji Rządu USA do Spraw Alko-
holizmu, Narkomanii i Zdrowia Psychicznego, ukuł termin „wiek
innluncholii", który idealnie pasuje do naszej epoki.
Pod koniec lat siedemdziesiątych Klerman sfinansował dwa
ilu że programy badań nad rozpowszechnieniem chorób psychicz-
nych w Ameryce. Rezultaty były zaskakujące. Pierwszy z tych
programów, nazwany ECA (epidemiological catchment area stu-
ily — epidemiologiczne studium rejonu), miał odpowiedzieć na py-
Ilinie, ile osób w Stanach Zjednoczonych cierpi na choroby psy-
chiczne wszystkich rodzajów. Ankieterzy odwiedzili i przepytali
UMK) osób. Wybrano je losowo spośród wszystkich dorosłych
Amerykanów, aby stanowili reprezentatywną próbkę całego spo-
łeczeństwa.
Ponieważ przebadano tak niezwykle dużą liczbę dorosłych

102 Poszukiwanie
w różnym wieku, pytając ich, czy i kiedy dostrzegli pierwsze po-
ważniejsze objawy zaburzeń psychicznych, program ten przyniósł
w efekcie bezprecedensowy obraz chorób psychicznych na prze-
strzeni wielu lat i umożliwił prześledzenie zmian, jakim ulegał on
w naszym stuleciu. Jedna z najbardziej uderzających zmian do-
tyczyła tak zwanego życiowego wskaźnika zapadalności na depre-
sję, to jest procentu populacji w danym wieku, który przynajmniej
raz w życiu uległ depresji. (Oczywiście, im starsza jest dana osoba,
tym częściej narażona była na ryzyko zapadnięcia na daną cho-
robę. Na przykład życiowy wskaźnik zapadalności w odniesieniu
do złamań nóg rośnie z wiekiem, ponieważ im starsza jest dana
osoba, tym częściej narażona była na ryzyko złamania nogi.)
Wszyscy zajmujący się zjawiskiem depresji spodziewali się, że
im dawniej (tzn. im bliżej początku naszego wieku) urodziła się
dana osoba, tym wyższy będzie jej życiowy wskaźnik zapadalności
na depresję, to jest, że tym więcej przeżywała w swoim życiu
okresów depresji. Ktoś, kto urodził się w 1920 roku, był — spo-
dziewano się — częściej narażony na ryzyko popadnięcia w depre-
sję niż ktoś, kto urodził się w roku 1960. Przed zapoznaniem się
z wynikami badań objętych programem specjaliści z zakresu sta-
tystyki medycznej najpewniej prognozowaliby, że osoba, która
w chwili wypełniania kwestionariusza ECA miała dwadzieścia
pięć lat, czyli urodziła się około 1955 roku, miałaby około sześcio-
procentowy wskaźnik ryzyka popadnięcia przynajmniej raz w ży-
ciu w głęboką depresję, natomiast dla osób między dwudziestym
piątym a czterdziestym czwartym rokiem życia wskaźnik ten był-
by odpowiednio wyższy, powiedzmy — dziewięcioprocentowy.
Kiedy jednak statystycy przejrzeli wyniki, stwierdzili rzecz
dziwną. Otóż osoby urodzone około 1925 roku — które, jako star-
sze, były częściej narażone na ryzyko popadnięcia w depresję —
wcale nie wpadały w nią częściej niż osoby urodzone znacznie
później. Okazało się, że bynajmniej nie 9, lecz tylko 4 procent
z nich uległo kiedyś depresji. Gdy przejrzano wyniki badań osób
urodzonych wcześniej, przed I wojną światową, stwierdzono coś
jeszcze bardziej zdumiewającego. Wskaźnik zapadalności na de-
presję spadł w tej grupie do zaledwie 1 procenta.

Głęboki pesymizm 103


Dane te nie zostały raczej zafałszowane wskutek słabej pamię-
ol czy uprzedzenia badanych do osób przeprowadzających ankietę.
Hiitferują one zatem, że ludzie urodzeni w połowie lat pięćdziesią-
tych są dziesięć razy bardziej podatni na depresję niż osoby uro-
il/.one w pierwszej ćwierci naszego stulecia.
Jednakże jeden program badań, nawet przeprowadzonych tak
alnrannie jak to zrobiono w przypadku ECA, nie daje podstaw do
• "K°» by bić na alarm i ogłaszać nadejście epidemii. Na szczęście
hiMlytut Zdrowia Psychicznego zrealizował jeszcze jeden program,
I to w tym samym czasie. Program, noszący nazwę Studium Krew-
nych, podobny był w założeniach do programu ECA i objęto nim
również dużą liczbę osób. Tym razem wszakże badanych nie wy-
łiiorano metodą losową. Wybrano bliskich krewnych osób hospi-
łnlizowanych z powodu ostrej depresji. Ankieterzy rozpoczęli od
ft'2.'l osób, które wcześniej cierpiały już na głęboką depresję. Iden-
tyczne kwestionariusze rozdano prawie wszystkim, do których
można było dotrzeć, krewnym pierwszego stopnia tych osób,
a więc ich ojcom, matkom, braciom, siostrom, synom i córkom.
(>KÓłem przebadano w tej grupie 2289 osób. Badanie miało odpo-
wiedzieć na pytanie, czy one również przeżywały kiedyś głęboką
i li'presję, a zatem wykazać, czy krewni osób cierpiących na głębo-
ki\ depresję są na nią bardziej podatni niż ogół populacji. Pomo-
głoby to oddzielić czynniki genetyczne sprzyjające powstawaniu
ilnpresji od czynników środowiskowych.
I tu też, podobnie jak w programie ECA, wyniki były sprzeczne
M oczekiwaniami, natomiast pokrywały się z wynikami programu
|ii«rwszego. Wykazały one ponad dziesięciokrotny wzrost przypad-
ków depresji na przestrzeni stulecia.
Rozpatrzmy wyniki odnoszące się do tylko jednej grupy bada-
nych, a mianowicie kobiet. Okazało się, że u tych, które urodziły
KI<} W okresie tuż po II wojnie światowej* (co znaczy, że w chwili
f»rzuprowadzania badań objętych programem ECA miały około
* W oryginale cezurą jest tu wojna koreańska, w którą zaangażowane były
Młmiy jednoczone, ale która wielu czytelnikom polskim może nie kojarzyć się
< /miną bliżej określoną datą. Okres tuż po II wojnie światowej odpowiada dość
«rl*ln okresowi zakończenia wojny koreańskiej (przyp. tłum.)

104 Poszukiwanie
trzydziestu lat), prawdopodobieństwo wystąpienia depresji było
dziesięciokrotnie większe niż u kobiet urodzonych w okresie I woj-
ny światowej, mimo iż te ostatnie powinny być — z racji wieku —
narażone na znacznie wyższe ryzyko popadnięcia w nią.
W czasie, kiedy kobiety z pokolenia I wojny światowej miały
po trzydzieści lat (a więc tyle, ile kobiety urodzone po II wojnie
światowej miały w momencie przeprowadzania badań), tylko
3 procent spośród nich przeżywało okresy depresji. Porównajmy
to z odpowiednimi danymi dotyczącymi kobiet z pokolenia po II
wojnie światowej: przed ukończeniem trzydziestki 60 procent
z nich miało za sobą okresy poważnej depresji. Różnica jest więc
dwudziestokrotna.
Dane statystyczne odnoszące się do mężczyzn potwierdziły tę
tendencję. Mimo iż mężczyźni cierpieli na depresję prawie o po-
łowę rzadziej niż kobiety (fakt o istotnym znaczeniu, którym zaj-
mę się w następnym rozdziale), to również i wśród nich nastąpił
w tym czasie znaczny procentowy wzrost jej przypadków.
Głęboka depresja jest obecnie nie tylko znacznie powszechniej-
sza, ale też zdarza się w dużo młodszym wieku niż dawniej.7 Gdy-
byś urodził się w latach trzydziestych, a ktoś spośród twych naj-
bliższych krewnych cierpiał na depresję, to po raz pierwszy —
jeśli w ogóle — wpadłbyś w depresję najprawdopodobniej między
trzydziestym a trzydziestym piątym rokiem życia. Gdybyś nato-
miast urodził się w roku 1956, to prawdopodobnie depresja zaata-
kowałaby cię po raz pierwszy między dwudziestym a dwudziestym
piątym rokiem życia, a więc o dziesięć lat wcześniej. Ponieważ
prawie u połowy z tych, którzy mieli już napad głębokiej depresji,
zdarza się ona ponownie, te dziesięć dodatkowych lat podatności
na depresję przysporzyłoby morza łez.
Łez mogą być całe oceany, gdyż omówione tu badania zajmo-
wały się tylko głęboką depresją. Niewykluczone, że ta sama, wzro-
stowa tendencja dotyczy również lżejszych form depresji. Ogólnie
rzecz biorąc, Amerykanie być może ulegają teraz depresji częściej
i w młodszym wieku niż dawniej.
W każdym razie mamy wystarczające powody, by mówić o epi-
demii.

Głęboki pesymizm 105


li 10/ OSTATNIE DWADZIEŚCIA LAT próbowałem dociec, jakie są
i" yczyny depresji. A oto do jakich doszedłem wniosków.
I (opresja dwubiegunowa (maniakalna) jest chorobą ciała, ma
iMnIloże biologiczne i można ją zwalczać lekami.
Niektóre depresje jednobiegunowe, szczególnie najostrzejsze
i li przypadki, mają również częściowo podłoże biologiczne. Co
ej, w pewnych przypadkach mogą być chorobami dziedziczny -
lośli jedno z bliźniąt jednojajowych cierpi na ten rodzaj de-
n, to drugie jest na nią bardziej narażone, niż byłoby to
i Mi/.niąt dwujajowych. Taką depresję również można zwalczać
'••kurni, choć ich działanie niekoniecznie będzie tak skuteczne jak
?s przypadku depresji dwubiegunowej, a jej symptomy często ustę-
itiijil po terapii elektrowstrząsami.
Dziedziczne depresje jednobiegunowe zdarzają się jednak rzad-
ki W związku z tym nasuwa się pytanie, jakie jest źródło tych
nk licznie występujących depresji, które składają się na zjawisko
i" nie — jak to wykazaliśmy — określane mianem epidemii.
by rodzaj ludzki przeszedł w ciągu niespełna stulecia takie
my, które uczyniły jego przedstawicieli bardziej podatnymi na
< sję? Chyba nie. Jest bardzo wątpliwe, by na przestrzeni
?» li pokoleń procesy biochemiczne zachodzące w naszym mózgu
1 tli nasze geny uległy aż tak radykalnym zmianom.
Podejrzewam, że przyczyn owej epidemii depresji należy upa-
>vwnć w naszej psychice. Przypuszczam, że większość depresji
woj początek w problemach życiowych i specyficznych sposo-
naszego myślenia o nich. Z takim założeniem przystępowa-
li wadzieścia lat temu do badań nad tym zjawiskiem, ale za-
irtmiwiałem się, jak będę mógł udowodnić, że przyczyny depresji
t MII tury psychologicznej, a nie biologicznej.
Jakie procesy psychologiczne sprawiają, że ludzie pogrążają
?y w depresji? Jest to pytanie analogiczne do pytania: „Jak to się
>\t\\t\ że ptaki latają?" Próby odpowiedzi na to drugie pytanie
/liudzały spory i kontrowersje od czasów starożytnych aż po
•iiloc dziewiętnastego wieku. Łatwo było obserwować lot ptaków
nn podstawie spostrzeżeń konstruować teorie, ale nie było żad-
>K<i Hposobu, by rozstrzygnąć, która z nich jest prawdziwa.

106 Poszukiwanie
W 1903 roku problem ten został definitywnie rozstrzygnięty,
a rozwiązanie przyszło z zupełnie nieoczekiwanej strony.
Oto Wilbur i Orville Wrightowie zbudowali samolot, który latał.
Zatem fizycy zabrali się do skonstruowania modelu samolotu, sięg-
nęli do uświęconej tradycją metody rozstrzygania sporów nauko-
wych. Stworzenie modelu fizycznego poprzedza stworzenie modelu
logicznego czy też teoretycznego8, posiadającego identyczne włas-
ności jak badane tajemnicze zjawisko; w przypadku braci Wright
modelu urządzenia latającego, w naszym przypadku — modelu,
depresji. Jeśli model teoretyczny posiada wszystkie właściwości,
które ma obiekt rzeczywisty, to proces sprawiający, iż model dzia-
ła, wyjaśnia tajemnicę działania obiektu rzeczywistego.
Samolot braci Wright — logiczny model latającego ptaka
oderwał się od ziemi i, mirabile dictu, poleciał. Wobec tego fizycy
skonkludowali, że lot ptaka musi odbywać się według tych samych
zasad.
Moim zadaniem było stworzenie modelu logicznego posiadają-
cego wszystkie cechy charakterystyczne dla depresji. Zadanie
składało się z dwóch części — po pierwsze, musiałem zbudować
ten model, po drugie — wykazać, że pasuje on do depresji. Pewne
podobieństwa widziałem od samego początku, ale udowodnienie,
że tak jest istotnie i że wyuczona bezradność jest laboratoryjnym
modelem rzeczywistego zjawiska zwanego depresją, było zupełnie
inną sprawą.
W wyniku ponad trzystu programów eksperymentalnych reali-
zowanych przez dwadzieścia lat w uniwersytetach na całym świe-
cie udało się stworzyć model wyuczonej bezradności. Pierwsza
badania przeprowadzałem na psach, potem psy zastąpiłem szczu-i
rami, a w końcu szczury zostały zastąpione przez ludzi. Wszystkie
badania miały tę samą formę — były eksperymentami przeprowa-
dzanymi na trzech grupach zwierząt, a później na ludziach. Jednej
grupie dawano możliwość wpływania na przebieg wydarzeń, czyli
znikanie lub pojawianie się jakiegoś zdarzenia albo przedmiotu:!
dźwięku, wstrząsu elektrycznego, pieniędzy, pokarmu. Na przy-j
kład szczur mógł wyeliminować wstrząs elektryczny — za każdym
razem, gdy trącał nosem pręt, wstrząs ustawał. Druga grupa
;

Głęboki pesymizm 107


i ni bezradna — była „sprzężona" z pierwszą i otrzymywała
ładnie ten sam wstrząs, ale w żaden sposób nie mogła go
i wad. Wstrząs, któremu poddawano osobniki z tej grupy,
wnł dopiero wtedy, kiedy szczur z pierwszej grupy nacisnął
i Trzeciej grupie nie aplikowano żadnych wstrząsów.
Un/.ultaty poszczególnych eksperymentów pokrywały się. Gru-
, iiiwradna poddawała się i rezygnowała z wszelkich działań.
? Uniki z tej grupy stawały się tak bierne, że nie próbowały nic
ul nawet w nowej sytuacji. Szczury po prostu siedziały nieru-
* 10, nie starając się uciec. Ludzie gapili się na proste anagra-
i nie podejmowali żadnych prób ich rozwiązania. (Występo-
? również pewna liczba innych objawów, ale omówię je dalej.)
i>a, która w pierwszej fazie eksperymentu miała możność kon-
wania tego, co się dzieje, pozostawała aktywna i pełna ini-
wy, tak samo grupa trzecia. Szczury szybko uciekały przed
**li/,i|sem, ludzie w parę sekund rozwiązywali anagramy.
'IV proste wyniki wskazywały bezpośrednio na źródło wyuczo-
\ą\ bezradności. Powodowały je sytuacje, w których poszczególne
"tulmiki przekonywały się, że żadne ich działania nic nie dają, że
?••i i u* reakcje nie przynoszą spodziewanych skutków. Krótko mó-
bezradności uczyło ich własne doświadczenie. Uczyło ich
że tak jak teraz, również w przyszłości i w nowych sytuacjach
- 11 wysiłki będą daremne.
(>bjawy wyuczonej bezradności można było wywoływać na kil-
n Hposobów. Porażki i niepowodzenia powodowały takie same
VIII ptomy jak wydarzenia, na które nie miało się wpływu. Poraż-
1 ii N/.czura w walce z innym szczurem wywoływała identyczne
jak wstrząs, przed którym nie można było uciec. Wyjaś-
o, że zadaniem osoby poddającej się eksperymentowi jest uci-
ie hałasu, a następnie uniemożliwienie jej tego powodowało
i kio same objawy jak postawienie jej przed nierozwiązywalnym
, inblemem. Tak więc sednem porażki i niepowodzenia zdawała
itj wyuczona bezradność.
* Anagram to nowe słowo powstałe poprzez zmianę kolejności liter w innym
wiit, np. morena — renoma (przyp. red.)

108 Poszukiwanie
Wyuczoną bezradność można leczyć, wykazując dotkniętemu
nią osobnikowi, że jego działania odnoszą skutek. Można ją rów-
nież leczyć ucząc go odmiennego od dotychczasowego myślenia
0 przyczynach jego niepowodzeń. Można jej też zapobiec, jeśli — j
przed znalezieniem się w sytuacji powodującej w normalnych wa- j
runkach bezradność — dany osobnik przekona się, że jego dzia-\
łania nie są bez znaczenia, że odnoszą skutek. W im wcześniej-
szym okresie życia nauczy się tego, tym bardziej będzie uodpor-
niony na bezradność.
Tak oto powstała, została sprawdzona i udoskonalona teoria
wyuczonej bezradności.9 Ale czy była modelem depresji? Czy mo-
del laboratoryjny odpowiadał zjawisku rzeczywistemu? Czy paso-
wał do niego? Były na to duże szansę, bo gdy istnieje model, można
laboratoryjnie wywołać zaburzenia, co oznacza, iż jest bardzo pra-
wdopodobne, że zostanie zidentyfikowany ich ukryty mechanizm
1 znaleziona odpowiednia metoda ich leczenia. Gdyby okazało się,
że faktycznie odkryliśmy laboratoryjny model jednej z najstar-
szych udręk ludzkości, depresji, to byłoby to osiągnięcie naukowe
wysokiego rzędu.
Nie trzeba było robić wiele, by wykazać, że zasady działania
samolotu braci Wright odpowiadają zasadom latania ptaków. Ich
„symptomy" były ewidentnie takie same — zarówno ptaki, jak
i samolot podrywały się w powietrze, leciały i lądowały. W przy-
padku wyuczonej bezradności trzeba się było znacznie bar-
dziej napracować, by udowodnić, że eksperymenty odzwierciedla-
ły, punkt po punkcie, wszystkie symptomy depresji. Uzyskanie
przekonywającego obrazu rzeczywistości jest kluczowym mo-
mentem w konstruowaniu wszelkich laboratoryjnych modeli cho-
rób psychicznych. Musieliśmy wiedzieć, czy symptomy wyuczonej
bezradności uzyskiwane w warunkach laboratoryjnych są takie
same jak symptomy depresji. Im jest większe podobieństwo mię-
dzy rzeczywistością a jej laboratoryjnym modelem, tym lepszy
model.
Zacznijmy od najcięższego przypadku — w pełni rozwiniętej
depresji jednobiegunowej, takiej, na jaką cierpiała Sophie, młoda
pacjentka, o której pisałem na początku tego rozdziału.

Głęboki pesymizm 109


Jeśli pójdziesz szukać pomocy u psychiatry czy psychologa, to
|>OK tara się on szybko postawić diagnozę, a skorzysta przy tym
* pomocy czegoś, co nazywa się DSM-III-R (skrót od „Diagnostic
Nhd Statistical Manuał of the American Psychiatrie Association,
Uilrd edition, revised" [Diagnostyczno-statystyczny podręcznik
Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, trzecie wydanie,
poprawione]). Jest to biblia specjalistów w zakresie chorób psy-
ii|ii<znych, zawierająca wszystko, co wiadomo o zasadach diag-
nozowania chorób psychicznych. Podczas pierwszej wizyty lekarz
litJil/io starał się sprawdzić, czy objawy, które masz, pozwalają na
'""ii-Hzczenie cię w którejś kategorii zaburzeń psychicznych,
i la wianie diagnozy w oparciu o DSM-III-R przypomina zama-
"iie obiadu w chińskiej restauracji. Po to, by lekarz stwierdził,
i przechodzisz „okres dużej depresji", musi znaleźć u ciebie pięć
« niiHtępujących dziewięciu objawów:
I. Obniżony nastrój.
'.'.. Utrata zainteresowania zwykłymi czynnościami.
l Spadek łaknienia.
I Zaburzenia snu.
? >. Spowolnienie psychoruchowe (spowolnienie myślenia lub ru-
chów).
<> Utrata energii, zmęczenie.
/ Poczucie bezwartościowości i winy.
< Obniżona sprawność myślenia i koncentracji.
i Myśli lub próby samobójcze.
«>phie była dobrym przykładem osoby przechodzącej okres du-
? i ili-presji. Zdradzała sześć z dziewięciu symptomów choroby,
? ii. było u niej tylko myśli samobójczych, spowolnienia reakcji
•• • homotorycznych i bezsenności.
Kiody porównaliśmy zestaw objawów z DSM-III-R z objawami
ynlypującymi u zwierząt i ludzi poddawanych naszym ekspe-
i iimntom z wyuczoną bezradnością, stwierdziliśmy, że osobniki
iirup, którym dawano możliwość wpływu na przebieg wydarzeń,
• !•» zdradzały żadnego z dziewięciu objawów, natomiast u oso-

110 Poszukiwanie
bników z grup, które nie miały żadnej możliwości wpływu naj
sytuację, występowało nie mniej niż osiem objawów, a więc o dwaj
więcej niż u znajdującej się w głębokiej depresji Sophie.
1. Ludzie, którym aplikowano nie dające się wyłączyć dźwięki j
albo dawano do rozstrzygnięcia nierozwiązywalne próbie- j
my, twierdzili, że odczuwali obniżenie nastroju.
2. Zwierzęta, którym aplikowano wstrząsy, nie dając możli-
wości ucieczki od nich, traciły zainteresowanie swymi zwy-
kłymi czynnościami. Nie rywalizowały z konkurentami, za-
atakowane, wycofywały się albo nie opiekowały się swymi
młodymi.
3. Zwierzęta, którym aplikowano wstrząsy, nie dając możli-
wości ucieczki od nich, traciły apetyt. Jadły mniej, piły
mniej wody (natomiast więcej alkoholu, gdy go im poda-
wano) i traciły na wadze. Traciły też popęd płciowy (nie
interesowały się kopulacją).
4. Bezradne zwierzęta cierpiały na zaburzenia snu, szcze-
gólnie często zdarzały się im przebudzenia wczesnym
rankiem, co występuje też u ludzi znajdujących się w de-:
presji.
5. i 6. U bezradnych ludzi i zwierząt stwierdzono spowolnienie
reakcji psychomotorycznych i utratę energii. Zwierzęta nie
próbowały uciec przed wstrząsami ani zdobyć jedzenia, lu-
dzie nie próbowali rozwiązywać stawianych im zadań. Za-
atakowane zwierzęta czy obrażani ludzie nie próbowali się
bronić. Szybko rezygnowali w obliczu nowych zadań. Nie|
próbowali nawet zbadać nowego otoczenia.
7. Bezradni ludzie składali swoje niepowodzenia w rozwiązy-
waniu zadań na karb własnej bezwartościowości i braku
zdolności. W im większej byli depresji, tym gorszy był ten
aspekt ich pesymistycznego stylu wyjaśniania.
8. Bezradni ludzie (i zwierzęta) mieli zmniejszoną zdolność1
myślenia i koncentracji. Mieli niezwykłe trudności w na-
uczeniu się czegoś nowego, a zwracanie uwagi na sygnały
zwiastujące nagrodę lub bezpieczeństwo też przychodziło
im z dużym trudem.
7.
Głęboki pesymizm 111
Jedynym symptomem, którego nie stwierdziliśmy, były myśli
|i próby samobójcze, ale brak ich było prawdopodobnie tylko dla-
tego, że niepowodzenia w warunkach laboratoryjnych były zupeł-
nie błahe, np. niemożność wyłączenia dźwięku lub rozwiązania
anagramu.
A zatem zbieżność między modelem i zjawiskiem rzeczywistej
depresji była niezwykle duża. Dźwięk, którego nie można było
wyciszyć, nierozwiązywalne zadania i wstrząs, przed którym nie
można było uciec, powodowały wystąpienie ośmiu spośród dzie-
więciu objawów, które stanowiły podstawę do stwierdzenia głębo-
kiej depresji.
Ta zbieżność modelu z rzeczywistością zainspirowała badaczy
do zweryfikowania teorii w jeszcze jeden sposób. Pewne leki leczą
depresję u ludzi. Badacze podawali je wszystkie zwierzętom. I zno-
tyu rezultaty przeszły najśmielsze wyobrażenia — każdy z leków
Antydepresyjnych (jak również kuracja elektrowstrząsami) powo-
llował ustąpienie wyuczonej bezradności. Prawdopodobnie działo
Kle tak wskutek podniesienia przez leki poziomu neurotransmite-
tiiw w mózgu. Stwierdzono również, że leki, które nie zwalczają
depresji u ludzi, takie jak kofeina, valium i amfetamina, nie usu-
wąjn wyuczonej bezradności u zwierząt.
A więc zbieżność wydawała się prawie idealna. Ze względu na
objawy wyuczona w laboratorium bezradność wydawała się pra-
wie tożsama z depresją.
Kiedy teraz spojrzeliśmy na epidemię depresji, zobaczyliśmy
IH jako epidemię wyuczonej bezradności. Znaliśmy przyczynę wy-
uczonej bezradności, mogliśmy ją więc potraktować jako przyczynę
? Inpresji. Przyczyną tą jest przekonanie jednostki, że jej działania
i\ daremne. Przekonanie to.rodzi się w wyniku doznanych pora-
ek i niepowodzeń, jak również znajdowania się w sytuacjach, na
i loro nie ma się wpływu. Depresję może powodować porażka, nie-
i •uwodzenie, utrata czegoś lub kogoś i będące wynikiem tego prze-
i ominie, że wszystkie działania są daremne.
.Nudzę, że właśnie to przekonanie leży u podstaw epidemii de-
Człowiek współczesny musi być bardziej podatny na wy-
bezradność, której wyrazem jest coraz powszechniejsze

112 Poszukiwanie
przekonanie, że nie ma się absolutnie wpływu na bieg wydarzeń.
Sądzę, że wiem, dlaczego tak się dzieje. Wyjaśnię to w rozdziale
końcowym.
To wszystko przedstawia jednak przeraźliwie ponury obraz.
Na szczęście są w nim i budzące nadzieję tony i w tym właśnie
punkcie ważny się staje styl wyjaśniania.

Rozdział piąty.
Jak myślisz,
jak się czujesz
GDYBY SOPHIE cierpiała na depresję dwadzieścia lat te-
mu, byłaby w ciężkiej sytuacji. Musiałaby czekać, aż depresja sa-
ma minie — czekać wiele miesięcy, a może nawet rok. Ponieważ
|»>Hnak przydarzyło się to jej w ostatniej dekadzie, miała o wiele
większe szansę na szybkie wyjście z niej, bo w tym czasie opra-
cowano już szybką i skuteczną metodę leczenia tego zaburzenia,
•loj odkrywcami byli psycholog Albert Ellis i psychiatra Aaron
T. Beck. Gdy zostanie napisana historia współczesnej psychiatrii
i psychologii, to wierzę, że ich nazwiska znajdą się w niej na
poczesnym miejscu, obok nazwisk Freuda i Junga. Udało im się
bowiem pozbawić depresję otaczającej ją aury tajemniczości. Wy-
kazali, że jest zaburzeniem o wiele prostszym i łatwiej poddającym
nic.) leczeniu, niż dotychczas uważano.
Zanim Beck i Ellis rozwinęli swe teorie, pogląd, że każda de-
presja jest zespołem maniakalno-depresyjnym, był niewzruszo-
nym dogmatem. Natomiast zapatrywania na przyczyny powsta-
wania depresji różniły się. Były dwie przeciwstawne teorie
dotyczące tego zagadnienia. Szkoła biomedyczna głosiła, iż depre-
«JH ma podłoże organiczne, teoria konkurencyjna zasadzała się na
l wiordzeniu Freuda, że depresja jest agresją skierowaną przeciw
włiiHnej osobie. Opierając się w leczeniu na tym szkodliwym non-
, freudyści nakłaniali swych pacjentów do uzewnętrzniania

114 Poszukiwanie
nurtujących ich uczuć, co w efekcie powiększało tylko depresję,
a nawet prowadziło do samobójstw.
Ellis również był zwolennikiem uzewnętrzniania emocji, ale
w zupełnie inny sposób. Po uzyskaniu w 1947 roku doktoratu na
Uniwersytecie Columbia podjął prywatną praktykę, specjalizując
się w psychoterapii rodzinnej i małżeńskiej. Być może pod wpły-
wem wynurzeń swych pacjentów rozpoczął wkrótce kampanię
przeciwko tłumieniu popędów seksualnych, którą prowadził przez
całe życie. Już same tytuły jego książek świadczą o tym, czego
nauczał: Is This Be Sexual Heresy {Jeśli to jest seksualna herezja),
The Case for Sexual Liberty {Argumenty na rzecz swobody seksu-
alnej), The Ciuilized Couples Guide to Extramavital Aduenture
{Wprowadzenie do przygód pozamałżeńskich dla cywilizowanych
małżeństw). Naturalną koleją rzeczy Ellis stał się wkrótce guru
pokolenia beatników, dostarczając swoimi publikacjami teoretycz-
nego uzasadnienia dla ich stylu życia. Po raz pierwszy zetknąłem
się z jego działalnością we wczesnych latach sześćdziesiątych, kie-
dy to, jako student drugiego roku Uniwersytetu Princeton, byłem
jednym ze współorganizatorów studenckiego programu badań nad
seksem. Ellis, otrzymawszy zaproszenie do wygłoszenia wykładu,
zaproponował jakiś temat w rodzaju „Masturbuj się teraz". Rektor
Princeton, normalnie człowiek wielkiej dobroci, natychmiast wy-
cofał zaproszenie.
Wielu kolegów z branży traktowało Ellisa z zakłopotaniem, ale
inni zorientowali się, że jest on niezwykle uzdolnionym klinicystą.
Słuchając wynurzeń pacjentów, myślał głęboko i niekonwencjonal-
nie. Jego wnioski były obrazoburcze. W latach siedemdziesiątych
z charakterystyczną dla siebie bezpośredniością zajął się depresją,
na której temat panowało tyle samo przesądów, uprzedzeń i błęd-
nych opinii na temat życia seksualnego. Od tej pory badania nad
depresją nigdy już nie były takie jak przed nim.
W nowej dziedzinie Ellis zachowywał się tak samo skandali-
cznie, jak w poprzedniej. Chudy i kanciasty, zawsze w ruchu,
gadał jak bardzo skuteczny sprzedawca odkurzaczy. Cisnął i ma-
glował swoich pacjentów, dopóki nie przekonał ich, by odrzucili
irracjonalne przekonania, które trzymały ich w depresji. „Co roi

Jak myślisz, jak się czujesz 115


tu gadasz, że nie możesz żyć bez miłości? — wrzeszczał. — To
kompletna bzdura! Miłość zdarza się rzadko i jeśli będziesz mar-
nował życie, rozpaczając, że jej nie ma, co jest normalnym stanem,
to sam będziesz wpędzał się w depresję. Żyjesz pod ustawiczną
tyranią różnych »powinno, powinna być«. Daj sobie spokój z tymi
powinnościami!"
Ellis był zdania, że to, co inni uważali za głęboki konflikt
neurotyczny, jest po prostu niewłaściwym myśleniem — „głupim
zachowaniem ze strony skądinąd niegłupich ludzi", jak mawiał —
i głośno, jak typowy propagandysta (sam określał się jako kontr-
propagandysta), wołał, by pacjenci przestali myśleć źle, a zaczęli
myśleć dobrze. Ku wielkiemu zdziwieniu specjalistów, stan wię-
kszości jego pacjentów uległ poprawie. Ellis skutecznie przeciw-
stawił się uświęconemu tradycją przekonaniu, że choroba psychi-
czna jest niezwykle skomplikowanym, niemal tajemniczym zjawi-
skiem i że można ją wyleczyć dopiero wtedy, kiedy wydobędzie
się na światło dzienne ukryte w podświadomości konflikty albo
usunie ich przyczynę organiczną. W skomplikowanym świecie psy-
chologii to bezpośrednie i proste podejście było czymś rewolu-
cyjnym.
W tym samym czasie Beck, freudysta o niezwykłym zacięciu
klinicystycznym, również miał kłopoty z ortodoksyjnym podej-
ńciem do chorób psychicznych. Trudno byłoby znaleźć dwie osoby
tak kontrastujące ze sobą, jak Beck i Ellis. Ellis miał maniery
trockisty, Beck — ucznia Sokratesa. Życzliwy, dobroduszny, o twa-
rzy cherubina i wyglądzie staroświeckiego wiejskiego lekarza
z Nowej Anglii, zawsze w czerwonej muszce, Beck promieniował
łagodnością i niewzruszonym zdrowym rozsądkiem. Wygłaszanie
płomiennych oracji do pacjentów byłoby nie w jego stylu. Wolał
uważnie słuchać, delikatnie pytać i łagodnie perswadować.
W latach sześćdziesiątych Beck, podobnie jak Ellis, zaczął mieć
dość uścisku, w którym teorie Freuda i biomedyczna trzymały
lokarzy zajmujących się depresją. Po ukończeniu studiów medy-
cznych w Yale był on przez wiele lat konwencjonalnym psycho-
analitykiem. Siedział i czekał cierpliwie, aż nieszczęśnik leżący
na kozetce powie coś, co da mu wgląd w jego wnętrze — że, na
116 Poszukiwanie
przykład, zwraca agresję przeciw sobie, zamiast skierować ją na
zewnątrz i że w wyniku tego ogarnia go depresja. To czekanie
rzadko przynosiło efekty. Zaczął więc namawiać swych pacjentów,
by zamiast dusić w sobie agresję i smutek, kierowali je na ze-
wnątrz. Dało to jeszcze gorsze rezultaty. Pacjenci ogarnięci depre-
sją zaczynali się tak uwalniać ze swoich uczuć, że z trudem mógł
ich przywołać do porządku.
Poznałem Tima Becka (na drugie imię miał Temkin i przyja-
ciele nazywali go Tim) w 1966 roku, kiedy pisał książkę o depresji.
Jeszcze raz potwierdziło się, że nigdy nie opuszcza go zdrowy
rozsądek. Postanowił po prostu opisać to, co ogarnięta depresją
osoba świadomie myśli, a teoretyzowanie o tym, skąd się te myśli
biorą, zostawić innym. Osoby znajdujące się w depresji mają okro-
pne myśli na temat własnej osoby i swojej przyszłości. „Może to
jest właśnie cała depresja — myślał Tim. — Może to, co wygląda
na objaw depresji — negatywne myślenie, jest właśnie jej istotą.
Depresja — argumentował odważnie — nie jest wywoływana pro-
cesami biochemicznymi zachodzącymi w mózgu ani skierowaną
na własną osobę agresją, lecz zaburzeniem procesów świadomego
myślenia".
Z tym okrzykiem bojowym Tim uderzył na freudystów. „Osobie
z zaburzeniami — pisał — wmawia się, że nie jest sobie sama
w stanie pomóc i że kiedy nękają ją zmartwienia związane z co-
dziennymi problemami, które niesie ze sobą życie, musi zwrócić
się do profesjonalnego uzdrowiciela. Jej zaufanie do używania
oczywistych technik, które zwyczajowo stosuje przy rozwiązywa-
niu swoich problemów, zostaje mocno nadszarpnięte, ponieważ
przyjmuje ona pogląd, że zaburzenia emocjonalne są wynikiem
działania sił, na które nie ma żadnego wpływu. Pozbawia się ją
nadziei na zrozumienie siebie, odrzucając jej mniemania jako po-
wierzchowne i nieistotne. Poprzez zdeprecjonowanie zdrowego
rozsądku ta subtelna indoktrynacja powstrzymuje znajdującą się
w trudnej sytuacji osobę przed samodzielnym przeanalizowaniem
i rozwiązaniem swoich problemów".1
Tim lubił cytować wypowiedź wielkiego matematyka i filozofa
Alfreda Northa Whiteheada: „Korzenie nauki tkwią w [...] myślę-

Jak myślisz, jak się czujesz 117

niu zdroworozsądkowym. Jest ono jej podstawą i do niego musi


ona powracać [...] Można udoskonalać sądy zdroworozsądkowe,
można przeciwstawiać się ich szczegółom, można zaskakiwać in-
nym podejściem. Ostatecznym jednak zadaniem nauki jest zadość-
uczynienie zasadom zdrowego rozsądku."
Prekursorem tej rewolucji w psychologii był Joseph Wolpe,
południowoafrykański psychiatra.2 Jako urodzony buntownik (je-
go brat, jeden z przywódców komunistów południowoafrykań-
skich, siedział za swą działalność w więzieniu), zdecydował się
przeciwstawić wszechwładnie panującej w psychiatrii jego kraju
psychoanalizie. W oczach białego społeczeństwa był to czyn niemal
równie zuchwały jak zamach na apartheid. Otóż w latach pięć-
dziesiątych Wolpe wprawił w osłupienie cały świat lekarski i roz-
wścieczył kolegów z profesji, odkrywając prostą metodę leczenia
fobii. Rządząca psychiatrią klika psychoanalityków utrzymywała,
iż fobia — irracjonalny, przemożny lęk przed pewnymi przedmio-
tami lub zwierzętami, takimi jak, na przykład, koty — jest ze-
wnętrznym objawem głęboko ukrytego zaburzenia psychicznego.
Utrzymywano, że źródłem fobii jest ukryty w podświadomości lęk
przed wykastrowaniem przez ojca, jako kara za pożądanie odczu-
wane w stosunku do matki. (Ciekawa rzecz, że nie zaproponowano
odpowiedniego wyjaśnienia fobii u kobiet. Freudyści jakoś prze-
oczyli fakt, że większość osób cierpiących na fobie to kobiety, a za-
tem — z powodu braku pewnego drobnego szczegółu — nie pasują
do ich teorii.) Natomiast teoretycy ze szkoły biomedycznej twier-
dzili, że przyczyną powstawania fobii są jakieś, jeszcze nie odkry-
te, zaburzenia w procesach biochemicznych zachodzących w móz-
gu. (Mimo że minęło od tamtej pory czterdzieści lat, zaburzeń tych
nie udało się odkryć.) Obydwa obozy kategorycznie twierdziły, że
leczenie samego lęku jest równie skuteczne jak leczenie odry po-
przez przypudrowywanie krost.
Jednak Wolpe uważał, że irracjonalny lęk przed czymś nie jest
objawem fobii, lecz samą fobią, a więc, że to, co uważa się za
symptom choroby, jest w istocie właśnie tą chorobą. Gdyby dało
się usunąć lęk (a można to zrobić, stosując różne Pawłowowskie
procedury wygaszania, oparte na zasadzie karania i nagradzania),

118 Poszukiwanie'
to tym samym wyleczono by fobię. Gdyby pacjent mógł pozbyć się
swego lęku przed kotami, to jego problem zostałby rozwiązany.
Wbrew temu, co twierdzili psychoanalitycy i wyznawcy teorii bio-
medycznej, fobia wcale nie pojawiłaby się na nowo w innej formie.
Wolpe i jego zwolennicy, którzy określali się mianem psychiatrów
behawiorystycznych, rutynowo leczyli fobię w ciągu miesiąca czy
dwóch i nigdy nie zdarzyło się, by powróciła ona w innej formie.
Z powodu tej impertynencji, jaką było utrzymywanie, że zaburze-
nia psychiczne nie są szczególnie skomplikowane, utrudniano
Wolpe'owi życie na różne sposoby. WTyjechał więc z Afryki Połu-
dniowej i osiadł najpierw w Londynie, gdzie pracował w Szpitalu
Maudsley, potem przeniósł się na Uniwersytet w Wirginii, a na
koniec na Uniwersytet Tempie w Filadelfii, gdzie w dalszym ciągu
leczył choroby psychiczne metodą behawiorystyczną. Uparty i za-
wzięty, stale wdawał się ze wszystkimi w utarczki. Kiedy jego
uczniowie pozwalali sobie choćby na małe odstępstwo od jego ka-
nonów, z miejsca ich wyklinał. Choć był to niewątpliwie rys chara-
kterystyczny dla ortodoksyjnej szkoły psychoanalitycznej, od któ-
rej sam niemało wycierpiał, nie mógł się tego pozbyć. Trzeba
jednak przyznać, że obok tego cechował się odwagą i niezależ-
nością.
W późnych latach sześćdziesiątych Filadelfia stała się Atenami
nowej psychologii. Na Uniwersytecie Tempie grzmiał z katedry
Joseph Wolpe, na Uniwersytecie Pensylwańskim Tim Beck zbierał
coraz większą rzeszę zwolenników. To samo, co Wolpe wykrzyki-
wał o fobiach, Beck spokojnie mówił o depresji. To, co zwykliśmy
uważać za objawy depresji, jest właśnie depresją. Powodują ją nie
kryjące się w podświadomości nie rozwiązane konflikty z okresu
dzieciństwa, nie zaburzenia w przebiegu procesów biochemicznych
w mózgu, lecz świadome negatywne myślenie. Emocje wypływają
wprost z tego, co myślimy. Jeśli pomyślę: „Jestem w niebezpie-
czeństwie", natychmiast odczuję strach. Jeśli pomyślę: „Znowu
naruszono moje prawa*', poczuję gniew. Jeśli pomyślę: „Utraciłem
coś", poczuję smutek.
Byłem zwolennikiem takiego podejścia, uważając, iż ten sam
proces — świadome myślenie skierowane w złą stronę — może

Jak myślisz, jak się czujesz 119


być przyczyną zarówno wyuczonej bezradności, jak też depresji.
Zaraz po uzyskaniu doktoratu na Uniwersytecie Pensylwańskim
podjąłem pracę na Uniwersytecie Cornell. Był to rok 1967. W 1969
roku Tim zaproponował mi powrót na Uniwersytet Pensylwański
i wspólną pracę nad jego nowym podejściem do depresji. Chętnie
przyjąłem zaproszenie i znalazłem się w zespole opracowującym
z zapałem nową metodę leczenia depresji.
Nasze rozumowanie było proste. Depresja wynika z utrwalo-
nych nawyków myślenia. Jeśli zmienimy te nawyki, to uleczymy
depresję. „Zaatakujmy wprost świadome myślenie — mówili-
śmy — i używając wszelkich znanych nam sposobów, postarajmy
się zmienić sposób myślenia pacjentów o niekorzystnych wydarze-
niach". Z tych przemyśleń narodziło się nowe podejście do depresji,
które Beck nazwał terapią kognitywną. Terapia ta stara się zmie-
nić sposób myślenia pacjenta o niepowodzeniach, porażkach, stra-
tach i bezradności. Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego wy-
dał miliony dolarów na sprawdzenie, czy terapia ta jest skuteczna.
Jest.3

To, JAK MYŚLISZ o swoich problemach, włączając w nie samą de-


presję, może ją osłabić lub pogłębić. Niepowodzenie lub porażka
mogą być dla ciebie lekcją bezradności, ale bezradność, której na
takiej lekcji się nauczysz, wywoła jedynie przejściowe objawy de
presji... chyba że masz pesymistyczny styl wyjaśniania. Jeśli tak,
to porażka lub niepowodzenie mogą pchnąć cię w otchłań depresji.
Jeśli natomiast twój styl wyjaśniania jest optymistyczny, to za-
pobiegnie on depresji.
Kobiety są dwa razy bardziej podatne na depresję, ponieważ
na ogół ich sposób myślenia o problemach i kłopotach wzmaga
depresję. Mężczyźni są skłonni raczej do działania niż do refleksji,
natomiast kobiety kontemplują swoją depresję, myśląc o niej bez
przerwy, starając się ją przeanalizować i ustalić jej źródło. Psy-
cholodzy nazywają ten proces obsesyjnego analizowania przeżu-
waniem. Przeżuwacze, a więc takie zwierzęta jak owce, kozy
i bydło, żują dokładnie pokarm zwracany ze żwacza do jamy gę-
bowej, co nie jest zbyt apetycznym obrazem dla tych, którzy mają

120 Poszukiwanie
skłonności do przeżuwania własnych myśli, ale dokładnie oddaje
sytuację. Przeżuwanie myśli połączone z pesymistycznym stylem
wyjaśniania to przepis na głęboką depresję.
Na tym kończą się złe wiadomości. Dobrą wiadomością jest
natomiast to, że zarówno przeżuwania myśli, jak też pesymisty-
cznego stylu wyjaśniania można się oduczyć, i to na zawsze. Te-
rapia kognitywna może wytworzyć optymistyczny styl wyjaśnia-
nia i ukrócić przeżuwanie myśli. Zapobiega ona następnym
depresjom poprzez uczenie umiejętności niezbędnych do tego, by
podnieść się po porażce. Zobaczysz zaraz, jak działa ona na innych,
a potem nauczysz się stosować te techniki w odniesieniu do siebie.
Wyuczona bezradność i styl wyjaśniania
WSZYSCY CZUJEMY się przez pewien czas bezradni, kiedy spotka
nas niepowodzenie. Jesteśmy smutni, przyszłość rysuje się w czar-
nych kolorach, a zdopingowanie się do jakiegokolwiek wysiłku jest
niezmiernie trudne. Niektórzy dochodzą do siebie prawie natych-
miast, wszystkie przejawy wyuczonej bezradności mijają u nich
bez śladu w ciągu kilku godzin. Inni pozostają bezradni przez parę
tygodni albo, jeśli niepowodzenie było szczególnie dotkliwe, mie-
sięcy, a nawet dłużej.
Na tym polega zasadnicza różnica między krótkim pogorsze-
niem nastroju a okresem depresji. Zapewne przypominasz sobie,
że osiem spośród dziewięciu objawów depresji opisanych w DSM-
III-R, „chińskim jadłospisie" (rozdział czwarty) jest skutkiem wy-
uczonej bezradności. Musisz mieć pięć spośród tych dziewięciu
objawów, by lekarz stwierdził, że przechodzisz depresję. Potrzebny
jest wszakże jeszcze jeden czynnik — objawy nie mogą być chwi-
lowe, muszą utrzymywać się co najmniej dwa tygodnie.
Różnica między ludźmi, u których wyuczona bezradność szybko
mija, a ludźmi, którzy wykazują jej symptomy przez dwa tygodnie
i dłużej, jest zwykle prosta. Ci drudzy mają pesymistyczny styl
wyjaśniania, a pesymistyczny styl wyjaśniania sprawia, iż wyuczo-

Jak myślisz, jak się czujesz 121


na bezradność zmienia się z krótkotrwałej i ograniczonej na dłu-
gotrwałą i ogólną.4 Kiedy osoba, którą dotknie niepowodzenie, jest
pesymistą, wyuczona bezradność przeistacza się w pełną depresję.
U optymistów niepowodzenie powoduje tylko krótkie zakłócenia.
Kluczem do tego procesu jest nadzieja lub jej brak. Jak pamię-
tasz, pesymistyczny styl wyjaśniania składa się z pewnego rodzaju
wyjaśnień niepomyślnych wydarzeń — osobistego („To moja wi-
na"), stałego („Już zawsze tak będzie") i o zasięgu uniwersalnym
(„To się kładzie cieniem na wszystkie aspekty mojego życia"). Jeśli
wyjaśniasz niepowodzenie, przyjmując, że jest ono stałe i uniwer-
salne, to projektujesz je na przyszłość i inne sytuacje. Jeśli, na
przykład, ktoś odrzuci twoją miłość, to możesz sobie powiedzieć:
„Kobiety (mężczyźni) nie cierpią mnie" (wyjaśnienie uniwersalne)
oraz: „Nigdy nikogo nie znajdę" (wyjaśnienie stałe). Obydwa te
czynniki, stałość i uniwersalizacja (generalizacja), wytwarzają
w tobie przekonanie, że twoja miłość będzie zawsze odrzucana, że
odrzuci ją nie ta konkretna kobieta (czy konkretny mężczyzna),
ale wszystkie kobiety (wszyscy mężczyźni). Jeśli w dodatku wie-
rzysz, że przyczyna tego leży w tobie („Nie można mnie kochać"),
to ucierpi także twoje mniemanie o sobie.
Złóż to wszystko razem i sam się przekonasz, że istnieje jeden
szczególnie niebezpieczny i prowadzący do niepowodzeń sposób
myślenia — układanie sobie osobistych (personalizacja wewnętrz-
na), stałych i o zasięgu uniwersalnym wyjaśnień niepomyślnych
wydarzeń. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że — po doznanym
niepowodzeniu — u tych, którzy mają ten najbardziej pesymisty-
czny ze wszystkich stylów wyjaśniania, objawy bezradności będą
utrzymywać się długo i przejawiać w różnych sytuacjach, a poza
tym znacznie obniży się ich samoocena. Podstawowa prognoza
wypływająca z mojej teorii jest taka, że ludzie, którzy mają pesy-
mistyczny styl wyjaśniania i doznają niepowodzeń, najprawdopo-
dobniej wpadną w depresję, natomiast ci, którzy wprawdzie rów-
nież doznają niepowodzeń, ale mają optymistyczny styl wyjaśnia-
nia, raczej jej nie ulegną.
Skoro tak jest, to pesymizm jest czynnikiem zwiększającym
prawdopodobieństwo popadnięcia w depresję w takim samym sen-

122 Poszukiwanie
sie, jak palenie jest czynnikiem zwiększającym prawdopodobień-
stwo zachorowania na raka płuc, a otyłość czynnikiem zwiększa-
jącym prawdopodobieństwo zawału.
Czy pesymizm powoduje depresję?
W CIĄGU OSTATNICH DZIESIĘCIU LAT wiele czasu poświęciłem na
zweryfikowanie tej prognozy. Pierwsza część zadania była prosta.
Rozdaliśmy ludziom cierpiącym na depresję kwestionariusze ba-
dające styl wyjaśniania. Wypełniły je tysiące osób przeżywających
depresje różnego rodzaju i o różnym stopniu nasilenia. We wszy-
stkich przypadkach okazało się, że styl wyjaśniania był pesymi-
styczny. Wyniki tych badań były tak zgodne i powtarzały się tak
często, że według jednej z ocen trzeba by było dziesięciu tysięcy
wyników negatywnych, aby je podważyć.
Nie znaczy to jednak, że pesymizm powoduje depresję, a tylko
tyle, że ludzie znajdujący się w depresji są w tym samym czasie
pesymistami. Z tym samym mielibyśmy do czynienia, gdyby —
żeby odwrócić sytuację — depresja powodowała pesymizm albo
gdyby coś innego (jak, na przykład, zakłócenia procesów bioche-
micznych w mózgu) powodowało oba stany. W końcu depresję roz-
poznajemy po części na podstawie tego, co mówi pacjent. Jeśli
powiada nam, że nie jest nic wart, to to pesymistyczne wyjaśnienie
jest jednym z elementów, na podstawie których wydajemy diag-
nozę. Tak więc związek pomiędzy pesymistycznym stylem wyjaś-
niania i depresją może być czymś w rodzaju błędnego koła.
W celu udowodnienia, że pesymizm powoduje depresję, musie-
liśmy znaleźć grupę ludzi, którzy nie byliby w depresji, i wykazać,
że po jakiejś katastrofie pesymiści poddali się depresji o wiele
łatwiej niż optymiści. Idealnym eksperymentem byłoby na przy-
kład przetestowanie na depresję i styl wyjaśniania wszystkich
mieszkańców jakiegoś miasteczka z delty Missisipi, a potem cze-
kanie na huragan. Po przejściu huraganu sprawdzilibyśmy, kto
leży biernie w błocie, a kto podniósł się i wziął do odbudowy

Jak myślisz, jak się czujesz 123


miasteczka. Jednak z tego typu „eksperymentem w naturze" wią-
zały się problemy etyczne i finansowe. Musieliśmy więc znaleźć
jakiś inny sposób sprawdzenia tego związku przyczynowo-skutko-
wego.
Dylemat ten rozwiązała jedna z moich najbystrzejszych stu-
dentek, Amy Semmel, wskazując, iż klęski żywiołowe zdarzają
się znacznie bliżej mego domu — że, prawdę mówiąc, dwa razy
w semestrze dotykają moich własnych studentów. Egzaminy. We
wrześniu, kiedy rozpocząłem zajęcia, przetestowaliśmy wszy-
stkich studentów na depresję i styl wyjaśniania. W październiku,
gdy zbliżała się połowa semestru, spytaliśmy wszystkich, co było-
by dla nich niepowodzeniem. Na ogół odpowiadali, że otrzymanie
oceny „dobry plus" na egzaminie (widzicie, jacy byli ambitni!) Wró-
żyło to dobrze projektowanemu eksperymentowi, jako że przecięt-
na ocena na egzaminie u mnie to trójka, co oznaczało, że większość
studentów dozna niepowodzenia. Tydzień potem zdawali egzamin
pisemny, a po następnym tygodniu otrzymali swoje prace z oce-
nami i załączonymi do nich Kwestionariuszami Becka.
Trzydzieści procent tych, którzy (zgodnie ze swoją własną de-
finicją niepowodzenia) „oblali" egzamin, wpadło w silną depresję.
W depresję wpadło również 30 procent tych, którzy we wrześniu
byli pesymistami, przy czym dotyczyło to 70 procent studentów,
którzy byli pesymistami oraz „oblali" egzamin. Potwierdziło się
więc, że „przepis" na depresję to pesymizm plus niepowodzenie.
W istocie rzeczy te osoby, które tłumaczyły sobie w sposób naj-
bardziej stały i uniwersalny przyczyny niepowodzenia, znajdowały
się w depresji jeszcze w grudniu, kiedy poddaliśmy je następnemu
testowi.
Kolejny „eksperyment w naturze" przeprowadziliśmy w o wiele
bardziej ponurym otoczeniu, a mianowicie w więzieniu. Badaliśmy
poziom depresji i styl wyjaśniania więźniów płci męskiej przed
i po uwięzieniu. Ponieważ samobójstwa więźniów są poważnym
problemem, chcieliśmy spróbować przewidzieć, którzy z nich na-
rażeni są na największe ryzyko wystąpienia depresji. Ku naszemu
zdziwieniu, żaden z więźniów nie przeżywał depresji w momencie
znalezienia się w więzieniu. Ku naszej konsternacji, prawie wszy-

124 Poszukiwanie
scy wychodzili z więzienia z depresją. Być może, powie ktoś, że
oznacza to, iż więzienie spełnia swoją funkcję, ale mnie wydaje
się, że podczas przebywania w więzieniu zachodzi coś głęboko
zaburzającego procesy psychiczne. W każdym razie ponownie
przewidzieliśmy poprawnie, kto znajdzie się w najgłębszej depre-
sji: ci, którzy już przed umieszczeniem w więzieniu byli pesymi-
stami. Znaczy to, że pesymizm jest żyzną glebą, na której wyrasta
depresja, szczególnie wtedy, gdy otoczenie jest wrogie.
Wszystkie te odkrycia wskazują na to, że przyczyną depresji
jest pesymizm. Wiedzieliśmy, że możemy wziąć dowolną grupę
normalnych ludzi i z góry przewidzieć, którzy spośród nich naj-
bardziej narażeni są na popadniecie w depresję, gdy zdarzy się
im coś niepomyślnego.
Innym sposobem przekonania się, czy pesymizm naprawdę po-
woduje depresję, było badanie jakiejś grupy osób w dłuższym cza-
sie. Jest to tak zwane studium longitudinalne. Zajęliśmy się grupą
400 uczniów trzecich klas szkoły podstawowej i badaliśmy ich aż
do ukończenia szóstej klasy (nadal zresztą śledzimy ich losy), mie-
rząc dwa razy w roku ich styl wyjaśniania, depresję, wyniki uzy-J
skiwane w nauce i popularność. Stwierdziliśmy, że największy!
stopień prawdopodobieństwa popadnięcia w ciągu tych czterech;}
lat w depresję i pozostawania w niej odnosi się do tych dzieci,*
które na początku były pesymistami. Dzieci, które na początku!
były optymistami, nie poddawały się depresji, a jeśli w nią wpadły,!
szybko się z tego stanu wydobywały. W poważniejszych niepomyśl-|
nych sytuacjach, takich jak separacja czy rozwód rodziców, najła^l
twiej wpadali w depresję pesymiści. Badaliśmy również młodzież|
pełnoletnią i uzyskaliśmy takie same rezultaty.
Czy badania te rzeczywiście dowodzą, że pesymizm powodujei
depresję, czy też tylko, że ją poprzedza i zapowiada? A oto szcze->|
gólnie diabelski argument. Załóżmy, że ludzie mają głęboki wgląclj
w swoje reakcje na niepomyślne wydarzenia. Niektórzy co chwilą
widzą, jak przygnębiają ich takie wydarzenia. Świadomość tegci
sprawia, że stają się pesymistami. Inni widzą, jak szybko dochoi
dzą do siebie po niepowodzeniach i stają się optymistami. Jeć
zostają pesymistami, a drudzy optymistami, ponieważ zaobserwo|

Jak myślisz, jak się czujesz 125


wali swoje reakcje na porażki. Przy takim postawieniu sprawy
pesymizm nie przyczynia się do powstania depresji, tak samo jak
licznik samochodu wskazujący 60 km na godzinę nie ma wpływu
na przyspieszenie jazdy. Zarówno szybkościomierz, jak i pesy-
mizm jedynie odzwierciedlają pewne stany rzeczy, których przy-
czyny ukryte są gdzie indziej.
Znam tylko jeden sposób zbicia tego argumentu — przestudio-
wanie sposobu działania terapii.
Styl wyjaśniania a terapia kognitywna
KIEDY TANIA ZGŁOSIŁA SIĘ NA LECZENIE, jej małżeństwo rozlatywa-
ło się, nie dawała sobie rady z utrzymaniem w ryzach trójki —
dzikich, jak powiadała — dzieci i znajdowała się w bardzo głębo-
kiej depresji. Zgodziła się na udział w badaniach, których celem
było sprawdzenie skuteczności różnego rodzaju metod leczenia de-
presji. Poddano ją równocześnie terapii kognitywnej i leczeniu
przeciwdepresyjnymi środkami farmakologicznymi. Pozwoliła też
na zapis magnetofonowy z sesji terapeutycznych. W cytowanych
niżej jej wypowiedziach zaznaczono kursywą rodzaje stosowanych
przez nią wyjaśnień jej problemów. Wypowiedzi te opatrzone są
liczbami podającymi pomiary jej pesymizmu (przeprowadzone we-
dług testu zamieszczonego w rozdziale trzecim). Wahają się one
od 3 (absolutnie chwilowy, o ograniczonym zasięgu i zewnętrzny
charakter niepowodzeń) do 21 (absolutnie stały, o zasięgu uniwer-
salnym i wewnętrzny charakter niepowodzeń). Każdy wymiar za-
pisywany jest na skali od 1 do 7, tak że wszystkie trzy łącznie
dają wynik od 3 do 31 punktów. Liczby w przedziale od 3 do 8 są
bardzo optymistyczne, powyżej 13 punktów są bardzo pesymisty-
czne.*
* Metoda skalowania optymizmu osób, które nie odpowiedziały na pytania
kwestionariusza do badania stylu wyjaśniania zwie się analizą zawartości wypo-
wiedzi dosłownych (content analysis of verbatim expressions — CAVE) i jest opi-
sana na ss. 201 - 202

126 Poszukiwanie
Tania była zła na siebie, „bo zawsze wrzeszczę na swoje
dzieci i nigdy ich za to nie przepraszam" (charakter stały, ra-
czej o zasięgu uniwersalnym i wewnętrzny; 17).
Nie miała żadnego hobby, „ponieważ w niczym nie jestem
dobra" (charakter stały, zasięg uniwersalny, personalizacja
wewnętrzna; 21).
Nie brała przepisanego jej leku przeciw depresji, „bo nie
mogę go brać, jestem za słaba" (charakter stały, zasięg uniwer-
salny, internalizacja; 15).
Wyjaśnienia Tani były jednostajnie pesymistyczne. Jeśli coś
było złe, to miało trwać stale, na wszystko działać niszcząco, a po-
za tym było jej winą.
Jak wszyscy w jej grupie, została poddana dwunastotygo-
dniowej terapii. Wyniki były znakomite. Nim minął miesiąc, de-
presja zaczęła wyraźnie ustępować, a pod koniec kuracji ustąpiła
całkowicie. Jej życie na zewnątrz nie zmieniło się. Małżeństwo
dalej powoli rozpadało się, dzieci nie zachowywały się jak należy
ani w domu, ani w szkole, ale teraz bardziej optymistycznie
patrzyła na przyczyny swych kłopotów. A oto, jak przedstawiała
to sobie teraz.
„Musiałam iść sama do kościoła, bo mój mąż był podły i nie
chciał iść" (charakter chwilowy, zasięg ograniczony, eksternali-
zacja; 8).
„Chodziłam ubrana jak łachmaniarka, bo dzieciaki musiały
mieć ubrania do szkoły" (zupełnie chwilowy charakter, zasięg
ograniczony, eksternalizacja; 8).
„Wyjął wszystkie pieniądze z naszego konta i wydał na swoje
sprawy. Gdybym miała rewolwer, to bym go zastrzeliła" (cha-
rakter chwilowy, zasięg ograniczony, eksternalizacja; 9).
Miała kłopoty z prowadzeniem samochodu, „bo moje okula-
ry nie są dobre, gdy świeci słońce" (charakter chwilowy, zasięg
ograniczony, eksternalizacja; 6).
Kiedy zdarzały się przykre sytuacje, a zdarzały się prawie co-

Jak myślisz, jak się czujesz 127


dziennie, Tania nie traktowała ich już jako zjawiska niezmienne,
o zasięgu uniwersalnym i nie uważała, że ona jest temu winna.
Zaczęła podejmować starania, aby zmienić istniejący stan rzeczy.
Co spowodowało tę nadzwyczajną zmianę jej stylu wyjaśniania
z pesymistycznego na optymistyczny? Leki czy terapia kognityw-
na? Czy zmiana ta była tylko oznaką świadczącą o tym, że nie
jest już w tak głębokiej depresji jak poprzednio, czy też była przy-
czyną zmniejszenia się depresji? Ponieważ Tania była tylko jedną
z wielu pacjentek i pacjentów leczonych różnymi metodami, mogę
dać odpowiedź na te pytania.
Po pierwsze, obie metody leczenia okazały się skuteczne.5 Za-
równo same leki antydepresyjne, jak i sama terapia kognitywna
usuwały depresję. Połączenie ich dawało jeszcze lepsze, choć tylko
trochę lepsze rezultaty.
Po drugie, aktywnym składnikiem terapii kognitywnej była
zmiana stylu wyjaśniania z pesymistycznego na optymistyczny.
W im większych dawkach i im bardziej fachowo ją stosowano, tym
gruntowniej sza była to zmiana. Z kolei im bardziej optymistyczny
stawał się styl wyjaśniania, tym większą ulgę odczuwały osoby
znajdujące się w depresji. Natomiast leki, mimo iż bardzo skute-
cznie usuwały depresję, nie czyniły pacjentów większymi optymi-
stami. Można było zatem zasadnie przyjąć, iż aczkolwiek zarówno
leki, jak i terapia kognitywna leczą depresję, to prawdopodobnie
leki działają w inny sposób. Leki wydają się aktywatorami —
pobudzają pacjenta, ale nie sprawiają, że świat zaczyna się jawić
w choćby trochę jaśniejszych barwach. Natomiast terapia kogni-
tywna zmienia sposób widzenia rzeczywistości, optymistyczny styl
wyjaśniania podnosi na duchu i pozwala na wszystko patrzeć
z nadzieją.
Trzecia, a zarazem najważniejsza sprawa dotyczy nawrotów
depresji. Na jak długo pacjent pozostaje uodporniony na nią? Ta-
nia nie popadła już nigdy w depresję, ale u wielu innych pacjentów
nastąpiły jej nawroty. Wyniki badań wskazywały, że kluczową
rolę w trwałym uwolnieniu pacjenta od depresji odgrywa zmiana
Htylu wyjaśniania. Depresja ogarnęła na nowo wielu pacjentów
"/, grupy leczonej farmakologicznie, tymczasem w grupie leczonej

128 Poszukiwanie
metodą terapii kognitywnej nie zaobserwowano tak wielu nawro-
tów. Pacjenci, którzy zmienili swój styl wyjaśniania na optymi-
styczny, nie byli narażeni na nawroty depresji w takim samym
stopniu jak ci, którzy pozostali pesymistami.
Znaczy to, że terapia kognitywna działa w specyficzny sposób,
czyniąc pacjenta optymistą. Zapobiega nawrotom depresji dlatego,
że pacjenci zdobywają umiejętność, z której mogą zawsze korzy-
stać, bez potrzeby uciekania się do leków czy pomocy lekarzy.
I owszem, leki usuwają depresję, ale tylko na pewien czas; w prze-
ciwieństwie do terapii kognitywnej nie usuwają pesymizmu, który
leży u podstaw depresji.
Wyciągnąłem z tych badań wniosek, że spośród ludzi, którzy
dotychczas nie ulegli depresji, padną jej ofiarami ci, którzy mają
pesymistyczny styl wyjaśniania. Pesymistyczny styl wyjaśniania
określa poza tym, kto będzie pozostawał w depresji i u kogo po
terapii nastąpi nawrót depresji. Zmiana stylu wyjaśniania z pe-
symistycznego na optymistyczny w znacznym stopniu usuwa de-
presję.
Jak pamiętamy, braliśmy pod uwagę możliwość, że pesymizm
nie jest przyczyną depresji, lecz po prostu ujawnia fakt, że ktoś
w wyniku doznanych niepowodzeń łatwo jej ulega. Dobrym spo-
sobem sprawdzenia, czy pesymizm jest przyczyną depresji, może
być zmiana pesymistycznego stylu myślenia na optymistyczny.
Gdyby pesymizm był tylko, podobnie jak szybkościomierz w sa-
mochodzie, wskaźnikiem, to zmiana pesymizmu na optymizm nie
powinna w żaden sposób wpływać na reakcję danej osoby na nie-
pomyślne wydarzenia. Gdyby jednak pesymizm był przyczyną te-
go, że ktoś łatwo ulega depresji, to zmiana taka powinna uśmie-
rzyć depresję. I tak właśnie się stało. Dowodzi to, iż pesymizm
jest przyczyną depresji. Oczywiście, nie jest jej jedyną przyczyną
— geny, niepomyślne wydarzenia, hormony również przyczyniają
się do jej powstania — ale wydaje się faktem niezaprzeczalnym,
że jest jedną z głównych przyczyn.

Jak myślisz, jak się czujesz 129


„Przeżuwanie myśli" (ruminacja)
a depresja
JEŚLI SKŁONNY JESTEŚ W obliczu jakichkolwiek kłopotów uważać,
że „to moja wina, to się nigdy nie zmieni, ze wszystkim, do czego
się wezmę, będzie tak samo", to jesteś podatny na depresję. Jed-
nak fakt, że masz skłonność do takiego myślenia, niekoniecznie
znaczy, że często mówisz to sobie. Niektórzy to robią, niektórzy
nie. Ci, którzy nie mogą przestać myśleć o niepomyślnych wyda-
rzeniach, to przeżuwacze myśli.6
Przeżuwacz myśli może być optymistą albo pesymistą. Prze-
żuwacze myśli, którzy są pesymistami, są w niebezpieczeństwie.
Struktura ich przekonań jest pesymistyczna, stale powtarzają so-
bie, że sprawy mają się źle. Inni pesymiści są zorientowani na
działanie — mają pesymistyczny styl wyjaśniania, ale nie gadają
sami do siebie o takich rzeczach. Jeśli w ogóle prowadzą tego typu
monologi, to zazwyczaj mówią o tym, co mają zamiar zrobić, a nie
o tym, jak kiepsko stoją sprawy.
Kiedy Tania rozpoczęła terapię, była nie tylko pesymistką, ale
również przeżuwaczką. Dumała o swoim małżeństwie, o dzieciach
oraz — najbardziej destrukcyjnie — o swojej depresji.
„Ale teraz nie chce mi się nic robić..."
„Naprawdę jest mi źle, stale mam chandrę. Nie jestem z na-
tury płaksą, nie płaczę, chyba że naprawdę jest do tego poważ-
ny powód, ale, o Jezu, teraz, jak ktoś powie coś, co mi się nie
podoba, to od razu zaczynam beczeć..."
„Nie rozumiem tego..."
„Nie należę do osób, które się roztkliwiają..."
„Mąż nie chce mnie zostawić w spokoju. Irytuje mnie.
Chciałabym, żeby nie był taki".
Tania nie mogła się oprzeć ciągłemu przeżuwaniu swoich
zmartwień, bez przerwy snuła smętne rozważania, nie myśląc

130 Poszukiwanie
w ogóle o działaniu. Jej depresję podtrzymywał nie tylko pesy-
mizm, ale również to natrętne powracanie tych samych myśli.
A oto w jaki sposób łańcuch pesymizm — przeżuwanie myśli
prowadzi do depresji. Najpierw istnieje jakieś zagrożenie, wobec
którego jesteś — twoim zdaniem — bezradny. Potem szukasz przy-
czyny tego zagrożenia i — jeśli jesteś pesymistą — znajdujesz ta-
ką, która jest stała, ma zasięg uniwersalny i znajduje się w tobie.
W rezultacie spodziewasz się, że również w przyszłości i w innych
sytuacjach będziesz bezradny. Jest to zupełnie świadome oczekiwa-
nie, ostatnie ogniwo w tym łańcuchu, które wyzwala depresję.
To przewidywanie bezradności może zdarzać się rzadko, ale
może też trwać stale. Im bardziej jesteś skłonny do przeżuwania
myśli, tym częściej się pojawia. Rozmyślanie o tym, jak kiepsko
stoją sprawy, rozpoczyna ten cykl. U przeżuwaczy myśli proces
ten trwa cały czas. Najdrobniejsza rzecz przypominająca o pier-
wotnym zagrożeniu uruchamia ponownie cały proces i poprzez
przewidywanie niepowodzenia prowadzi do depresji.
Osoby, które nie przeżuwają myśli, z reguły unikają depresji,
nawet jeśli są pesymistami. Rzadko zdarza się, by rozpoczął się
u nich proces prowadzący od szukania przyczyny zagrożenia do
depresji. Nie poddają się jej także optymiści ze skłonnościami do
przeżuwania myśli. Oduczenie się przeżuwania myśli lub pesymi-
zmu pomaga uniknąć depresji. Oduczenie się jednego i drugiego
pomaga najbardziej.
Okazuje się zatem, że na największe niebezpieczeństwo popad-
nięcia w depresję narażeni są pesymistyczni przeżuwacze myśli.
Terapia kognitywna ogranicza przeżuwanie myśli i prowadzi do
wytworzenia optymistycznego stylu wyjaśniania. Oto, co mówiła
Tania pod koniec kuracji:
„Nie chcę znowu zatrudnienia w pełnym wymiarze godzin,
chcę jakieś pół etatu, cztery godziny dziennie, żebym nie mu-
siała przez cały dzień siedzieć w domu..." (działanie).
„Będę czuła, że mam swój wkład do domowego budżetu,
żebyśmy, kiedy przyjdzie nam ochota gdzieś iść, mogli tam
pójść" (działanie).

Jak myślisz, jak się czujesz 131


„Chciałabym od czasu do czasu zrobić coś bez namysłu"
(działanie).
Nie rozmyślała już bezustannie o niepomyślnych wydarze-
niach, a w jej mowie pojawiły się oświadczenia o chęci działania.
Inna strona epidemii: kobiety
a mężczyźni
KLUCZOWA ROLA, jaką odgrywa w depresji przeżuwanie myśli, mo-
że wyjaśniać fakt, iż depresja dotyka przede wszystkim kobiety.
Kolejne badania udowadniały, że w całym dwudziestym stuleciu
depresja atakowała kobiety częściej niż mężczyzn.7 Obecnie sto-
sunek kobiet cierpiących na depresję do mężczyzn wynosi dwa do
jednego.
Dlaczego kobiety ulegają depresji znacznie częściej niż męż-
czyźni?
Czy jest to zniekształcony obraz, gdyż kobiety chętniej poddają
się leczeniu, co znajduje odbicie w statystyce? Nie. Taki sam obraz
wyłania się z badań prowadzonych metodą od domu do domu,
w których nie pacjent szuka lekarza, lecz badacz pacjenta.
Czy jest tak dlatego, że kobiety są skłonne bardziej otwarcie
rozmawiać o swoich problemach? Chyba nie. Tę samą proporcję,
dwa do jednego, ukazują badania, w których odpowiedzi udziela
się anonimowo.
Czy jest tak dlatego, że kobiety mają na ogół gorzej płatną
pracę? Nie. Proporcja dwa do jednego utrzymuje się nawet wtedy,
gdy porównuje się kobiety i mężczyzn pracujących w tych samych
zawodach i mających takie same dochody. Bogate kobiety cierpią
na depresję dwa razy częściej niż bogaci mężczyźni. To samo do-
tyczy, odpowiednio, bezrobotnych kobiet i mężczyzn.
Czy sprawia to jakaś różnica biologiczna? Chyba nie. Badania
stanu emocjonalnego kobiet w okresie przedmenstruacyjnym i po-
porodowym wykazują, że aczkolwiek zmiany hormonalne mają

132 Poszukiwanie
wpływ na powstawanie depresji, to jednak nie jest on tak duży,
by można nim było wytłumaczyć proporcję dwa do jednego.
Czy jest to różnica genetyczna? Dokładne badania nad tym,
jak często depresja zdarza się wśród synów i córek osób chorych
na depresję obu płci, wykazują, że — biorąc pod uwagę sposób
przekazywania chromosomów synom przez ojców, a córkom przez
matki — depresja występuje zbyt często u synów mężczyzn cier-
piących na depresję, by można było wytłumaczyć ową niekorzyst-
ną dla kobiet proporcję czynnikami genetycznymi. Są dowody na
pewną genetycznie uwarunkowaną skłonność do ulegania depre-
sji, ale nie ma żadnego dowodu na to, że geny bardziej przyczy-
niają się do występowania depresji u kobiet niż u mężczyzn.
Pozostają trzy interesujące teorie wyjaśniające ten stan rzeczy.
Pierwsza dotyczy ról płciowych i sugeruje, że jest coś związa-
nego z rolą kobiety w naszym społeczeństwie, co sprawia, iż jej
psychika staje się podatna na depresję.
Ulubionym argumentem przedstawianym na rzecz tej teorii
jest twierdzenie, że kobiety są wychowywane tak, aby lokować
swe nadzieje w miłości i stosunkach towarzyskich, natomiast
mężczyźni tak, by lokować swe nadzieje w sukcesach na różnych
połach. Samoocena kobiety zależy — według tej argumentacji —
od tego, jak układa się jej w miłości i przyjaźni, a zatem niepo-
wodzenie w tej dziedzinie — poczynając od rozwodu i separacji,
poprzez usamodzielnienie się dzieci, które opuszczają dom, na nie-
udanym wieczorze poświęconym spotkaniu z kimś, kto okazał się
tego niewart, kończąc — uderza w kobiety boleśniej niż w męż-
czyzn. Być może to prawda, ale nie wyjaśnia, dlaczego kobiety
dwa razy częściej ulegają depresji. Ten argument można bowiem
odwrócić — zgodnie z tą hipotezą mężczyźni bardziej poważnie
przyjmują niepowodzenia w pracy. Złe oceny, brak awansu, prze-
grany mecz — to wszystko też obniża samoocenę mężczyzn, a nie-
powodzenie w pracy zdaje się tak samo powszechne jak niepowo-
dzenie w miłości, a więc powinno wywoływać depresję u mężczyzn
tak samo często jak u kobiet.
Inny modny, a odwołujący się również do ról płciowych, argu-
ment opiera się na konflikcie pełnionych ról. W naszych czasach

Jak myślisz, jak się czujesz 133


na kobietach spoczywa więcej będących we wzajemnym konflikcie
obowiązków niż na mężczyznach. Kobieta pełni nie tylko trady-
cyjną rolę matki i żony, ale musi też mieć zawód i pracę. Ten
dodatkowy obowiązek powoduje, że kobieta jest obciążona jak nig-
dy dotąd, a to prowadzi do depresji. Argument ten brzmi prze-
konywująco, ale — jak wiele innych przekonywających i ideologi-
cznie podbudowanych teorii — nie wytrzymuje konfrontacji z fa-
ktami. Pracujące żony na ogół rzadziej ulegają depresji niż te,
które tylko prowadzą dom. A więc wyjaśnienia odwołujące się do
ról płciowych nie wydają się tłumaczyć, dlaczego kobiety dwa razy
częściej niż mężczyźni ulegają depresji.
Druga teoria odwołuje się do wyuczonej bezradności i stylu
wyjaśniania. W naszym społeczeństwie, zgodnie z tą teorią, ko-
biety w czasie swego życia doświadczają aż nadto bezradności.
Rodzice i nauczyciele chwalą lub ganią chłopców za ich zachowa-
nie, natomiast na dziewczynki często nie zwracają uwagi. Chło-
pców uczy się niezależności i aktywności, dziewczynki zaś bierno-
ści i zależności, polegania na innych. Kiedy dorastają, kobiety
przekonują się nagle, że znalazły się w kulturze, która deprecjo-
nuje rolę żony i matki. Jeśli kobieta poświęci się pracy zawodowej,
to przekonuje się, że jej osiągnięciom nie ufa się tak, jak osiąg-
nięciom mężczyzn. Kiedy przemawia na zebraniu, to więcej osób
kiwa ze znudzeniem głową, niż kiedy przemawia mężczyzna. Jeśli
mimo tego wszystkiego uda się jej być najlepszą i uzyskać jakieś
wysokie stanowisko, to wszyscy patrzą na nią, jakby znalazła się
na niewłaściwym miejscu. Co krok, to wyuczona bezradność. Jeśli
kobiety mają bardziej pesymistyczny styl wyjaśniania niż męż-
czyźni, to każda sytuacja, w której doświadczają własnej bezrad-
ności, może u nich szybciej wywołać depresję niż u mężczyzn.
I faktycznie są dane świadczące o tym, że dowolny czynnik stre-
sujący powoduje więcej depresji u kobiet niż u mężczyzn.
Ta teoria również brzmi przekonująco, ale ma luki. Jedną
z nich jest fakt, że nikt nigdy nie udowodnił, iż kobiety są wię-
kszymi pesymistkami niż mężczyźni. Jedyne mające związek
z tym tematem badanie losowo wybranych mężczyzn i kobiet zo-
stało przeprowadzone na dzieciach w wieku szkolnym i dowiodło

134 Poszukiwanie
czegoś zupełnie przeciwnego. Otóż w klasach trzeciej, czwartej
i piątej chłopcy są większymi pesymistami niż dziewczynki i czę-
ściej wpadają w depresję. Kiedy rodzice się rozwodzą, chłopcy są
bardziej przygnębieni niż dziewczynki. (To wszystko może zmienić
się w okresie pokwitania i faktycznie wydaje się, że właśnie w tym
czasie proporcje zaczynają się układać dwa do jednego na nieko-
rzyść dziewczynek. W okresie pokwitania może wydarzyć się coś,
co wtrąca dziewczynki w depresję, natomiast wyzwala z niej chło-
pców. Więcej powiem o tym w rozdziałach siódmym i ósmym, gdzie
piszę o rodzicielstwie i o szkole.) Inny problem polega na tym, że
nikt nie wykazał, by kobiety uważały, że mają mniejszy wpływ
na swoje życie niż mężczyźni.
Ostatnia z tych trzech teorii bazuje na zjawisku przeżuwania
myśli. Według niej, kiedy pojawiają się kłopoty, kobiety myślą,
a mężczyźni działają. Kiedy kobieta zostaje zwolniona z pracy, to
usiłuje znaleźć tego powody — rozmyśla, obraca to cały czas w gło-
wie. Mężczyzna w tej samej sytuacji działa — upija się, bije kogoś
albo w jakiś inny sposób odrywa swoje myśli od tego wydarzenia.
Może nawet z miejsca zacząć szukać innej pracy, nie łamiąc sobie
głowy nad tym, co było powodem zwolnienia. Jeśli depresja jest
zaburzeniem myślenia, to pesymizm i przeżuwanie myśli roznie-
cają ją. Skłonność do analizowania jest dla niej znakomitą poży-
wką, skłonność do działania podcina jej korzenie.
Prawdę mówiąc, sama depresja może częściej wyzwalać skłon-
ność do nadmiernego rozważania u kobiet niż u mężczyzn. Co
robimy, kiedy jesteśmy w depresji? Kobiety próbują odkryć jej
źródło, mężczyźni wychodzą pograć sobie w koszykówkę czy inną
grę albo do biura, żeby oderwać myśli od swoich kłopotów. Alko-
holizm występuje częściej u mężczyzn niż u kobiet. Różnica ta jest
na tyle duża, że być może uprawnia nas do stwierdzenia, iż męż-
czyźni piją, zaś kobiety wpadają w depresję. Być może mężczyźni
piją, żeby zapomnieć o swoich kłopotach, gdy tymczasem kobiety
w takiej sytuacji przeżuwają myśli o tym, skąd się te kłopoty
biorą. Myśląc bez przerwy o źródłach swych kłopotów, kobiety
popadają w jeszcze większą depresję, podczas gdy mężczyźni, zaj-
mując się czymś, mogą stłumić depresję.

1
Jak myślisz, jak się czujesz 135
Być może teoria przeżuwania myśli wyjaśnia zarówno genezę
depresji w ogóle, jak też tłumaczy, dlaczego kobiety ulegają jej
dwa razy częściej niż mężczyźni. Skoro żyjemy w epoce świado-
mości, skoro tak wielki kładzie się obecnie nacisk na to, byśmy
poważniej brali nasze problemy i raczej analizowali je bez końca,
niż działali, to rezultatem tego może właśnie być depresja. Prob-
lem ten omówię szerzej w rozdziale piętnastym.
Mamy ostatnio coraz więcej dowodów na to, iż przeżuwanie
myśli odgrywa kluczową rolę w tak różnej podatności obu płci na
depresję. W badaniach tego zjawiska prym wiedzie Susan Nolen-
-Hoeksema z Uniwersytetu Stanford, która stworzyła teorię ru-
minacji. Większość kobiet pytanych o to, co robią (a nie o to, co
powinny robić), kiedy są w depresji, odpowiada: „Próbowałam
przeanalizować swój nastrój" albo: „Starałam się znaleźć przyczy-
ny mego złego samopoczucia". Natomiast większość mężczyzn od-
powiada, że robią to, co sprawia im przyjemność, na przykład
uprawiają sport czy grają na instrumentach muzycznych, albo też
mówi: „Postanowiłem nie przejmować się swoim nastrojem".
Taki sam obraz wyłania się z badań, w których mężczyzn i ko-
biety poproszono o zapisywanie w dziennikach wszystkiego, co
robią w chwilach złego nastroju. Kobiety analizowały swój nastrój
i myślały o nim, natomiast mężczyźni zajmowali się czymś, co
pomagało im zapomnieć o tym. W badaniach małżeństw znajdu-
jących się w konflikcie każde z małżonków nagrywało na magne-
tofon informacje o tym, co robią za każdym razem, gdy dochodzi
do rozdźwięków. Przeważająca większość kobiet skupiała się na
swoich uczuciach, natomiast mężczyźni starali się czymś zająć
albo nie przejmować się swoim nastrojem. Na koniec przeprowa-
dzono badania laboratoryjne. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety
mieli do wyboru jedno z dwóch zadań w chwilach, kiedy odczuwali
smutek. Jedno polegało na wypisaniu słów najlepiej opisujących
ich nastrój (koncentracja na depresji), drugie na ułożeniu listy
państw w kolejności ich bogactwa (oderwanie się od myślenia
o swoim nastroju). Zadanie polegające na koncentracji na swoich
odczuciach i uczuciach wybrało siedemdziesiąt procent kobiet.
U mężczyzn proporcje te były dokładnie odwrotne.

136 Poszukiwanie
A zatem wydaje się, iż analizowanie stanu uczuć i pławienie
się w smutku i przygnębieniu może być z dużym prawdopodobień-
stwem przyczyną faktu, że kobiety częściej ulegają depresji niż
mężczyźni. Implikuje to jednocześnie, że kobiety i mężczyźni ule-
gają łagodnej formie depresji w takim samym stopniu, ale że u ko-
biet, które rozmyślają nad swoim stanem ducha, depresja przy-
biera ostrzejszą postać, natomiast u mężczyzn, którzy starają się
odwrócić uwagę od nękających ich zmartwień albo zapijają smu-
tek, depresja mija.
Ostatecznie zostają nam więc dwie, mające pewne uzasadnie-
nie w faktach, teorie. Jedna twierdzi, że kobiety częściej uczą się
bezradności i pesymizmu, druga — że częściej spotykana u kobiet
pierwsza reakcja na kłopoty — przeżuwanie myśli — prowadzi
wprost do depresji.
Depresja jest uleczalna
STO LAT TEMU najmodniejsze było wyjaśnianie ludzkich działań,
szczególnie złych, charakterem. Uważano, że słowa takie, jak pod-
ły, głupi, zbrodniczy, zły, wyjaśniają złe zachowanie w sposób wy-
starczający. Przyjmowano, iż określenie szalony wyjaśnia chorobę
psychiczną. Terminy te oznaczają cechy, które nie łatwo jest zmie-
nić, jeśli w ogóle zmiana jest możliwa. Jako przewidywanie za-
chowania, każdy z nich jest samospełniającym się proroctwem.
Ludzie, którzy uważają, że są głupi i niewykształceni, nie podej-
mują żadnych działań dla podniesienia swego poziomu umysłowe-
go. Społeczeństwo, które uważa, że wszyscy przestępcy są złymi
i chorymi psychicznie ludźmi, nie popiera instytucji zajmujących
się resocjalizacją, lecz instytucje, których celem jest odwet na
przestępcach i zamykanie ich w więzieniach.
Pod koniec dziewiętnastego wieku te etykietki i pojęcia zaczęły
się zmieniać. Transformację tę zapoczątkowały prawdopodobnie
szybko powiększające się zasoby siły roboczej. Potem nastąpił ma-
sowy napływ przybywających kolejnymi falami emigrantów z Eu-

Jak myślisz, jak się czujesz 137


ropy i Azji, których byt ulegał widocznej poprawie w czasie krót-
szym niż zmiany pokoleniowe. Wyjaśnianie ludzkich niepowodzeń
w terminach złych cech charakterologicznych ustąpiło miejsca
szukaniu ich przyczyn w niewłaściwym wychowaniu i wykształ-
ceniu oraz złym środowisku. Niewiedzę zaczęto traktować jak
brak wykształcenia, a nie przyrodzoną głupotę, źródeł przestęp-
czości zaczęto dopatrywać się w nędzy, a nie w tym, co złe. Samą
nędzę zaczęto traktować jako wynik braku szans na wzbogacenie
się, a nie rezultat lenistwa. Na szaleństwo zaczęto patrzeć jak na
zespół pewnych nawyków będących wyrazem niedostosowania się
jednostki do otoczenia, nawyków, których można się oduczyć. Ta
sama ideologia podkreślająca rolę środowiska, która była kręgo-
słupem ideowym behawioryzmu, zdominowała amerykańską i ro-
syjską psychologię na ponad czterdzieści lat, od 1920 do 1965
roku, od Lenina do Lyndona Bainesa Johnsona.
Sukcesor behawioryzmu, psychologia kognitywna, zachowała
charakterystyczną dla tego pierwszego kierunku wiarę w zmianę,
lecz wzbogaciła ją o poszerzone spojrzenie na jednostkę, rozwijając
tezę, iż jednostka może sama się udoskonalić. Ludzie, którzy pra-
gnęli ograniczyć liczbę niepowodzeń, jakie spotykają na tym świe-
cie człowieka, potrafili sięgnąć spojrzeniem poza trudności zwią-
zane ze zmianą warunków wychowania i kształcenia i dojrzeć
perspektywy kryjące się we wpływie jednostki na swą własną
osobę. Na przykład leczenie chorób psychicznych przestało już być
wyłączną sprawą lekarzy i szpitali psychiatrycznych, lecz spoczęło
częściowo w rękach cierpiących na nie ludzi.
Ta wiara, która jest intelektualną podstawą ruchu na rzecz
doskonalenia samego siebie, zaowocowała różnego rodzaju książ-
kami propagującymi diety, ćwiczenia fizyczne i metody zmiany
osobowości, wychodzące od stwierdzeń w rodzaju tych: twój typ
psychofizyczny — powiedzmy A — jest szczególnie narażony na
ryzyko wystąpienia zawału, lęk przed lataniem samolotami, de-
presję. Istotne w tym jest to, że spora część tej ideologii nie jest
tylko zbiorem czczych frazesów. Społeczeństwo, które, tak jak na-
sze, nadaje takie znaczenie jednostce, tworzy pewną nową jakość,
która nie jest ułudą. Samodoskonaląca się jednostka rzeczywiście

138 Poszukiwanie
doskonali się. Można naprawdę zrzucić wagę, obniżyć sobie po-
ziom cholesterolu, stać się silniejszym fizycznie i bardziej atra-
kcyjnym, mniej zabieganym i przyjaźniej nastawionym do ludzi,
bardziej optymistycznie patrzącym na życie.
Wiara w samodoskonalenie się jest tak samo samospełniają-
cym się proroctwem jak dawniej przekonanie, że charakteru nie
można w żaden sposób zmienić. Ludzie, którzy wierzą w to, że
nie muszą ustawicznie prowadzić siedzącego trybu życia czy być
wrogo nastawieni do wszystkich, zaczną uprawiać jogging czy po-
myślą dwa razy, zanim podejmą działanie, gdy ktoś ich urazi.
Społeczeństwo, które wierzy w samodoskonalenie, będzie utrzy-
mywać kluby sportowe, rozwijać psychoterapię i ruch anonimo-
wych alkoholików. Społeczeństwo, które uważa, że przyczyną
złych zachowań jest zły charakter i że zachowań tych nie da się
zmienić, nawet nie spróbuje tego zrobić.
Uczeni, którzy twierdzą, że jednostka może działaniem zmienić
samą siebie, nie głoszą bynajmniej teorii jakichś metafizycznych
wzmocnień. Fizykalnego modelu takiego procesu dostarcza kom-
puter. Komputer, nawet kieszonkowy, potrafi porównać swoje da-
ne wyjściowe z wzorcem (sytuacją idealną), znaleźć miejsca,
w których dane te nie pokrywają się, i usunąć niezgodności. Zro-
biwszy to, może jeszcze raz porównać to, co zrobił, z tym, co po-
winien zrobić, i jeśli nadal będą występowały niezgodności, po-
nownie dokonać korekty. Kiedy zgodność będzie dokładna, prze-
rwie to działanie. Jeśli czegoś takiego potrafi dokonać zwykły
komputer osobisty, to dla o wiele bardziej skomplikowanego móz-
gu ludzkiego samodoskonalenie się powinno być drobnostką.
Rodzaj ludzki ulega depresji od chwili, kiedy zaczęły się jego
niepowodzenia — może kiedyś nie w takim stopniu, jak obecnie,
ale nie zmienia to istoty rzeczy. Kiedy w średniowieczu zakocha-
nemu młodzieńcowi nie udawało się zdobyć serca pięknej dziewicy,
matka radziła mu, aby przestał o tym myśleć. Prawdopodobnie
odnosiło to taki sam skutek, jak obecnie, gdy matki pocieszają
dzieci wracające z depresją do domu. W latach osiemdziesiątych
pojawiła się terapia kognitywna, która próbuje zmienić sposób
myślenia ludzi o przeżywanych przez nich porażkach. Jej hasła

Jak myślisz, jak się czujesz 139


niewiele różnią się od mądrych rad, które bez specjalnych efektów
starali się dawać kaznodzieje i rodzice w odległej przeszłości. Mi-
mo to terapia kognitywna jest skuteczna.
Co sprawia, że terapia ta działa? W jaki sposób działa?
Terapia kognitywna i depresja
W LATACH SIEDEMDZIESIĄTYCH Aaron Beck i Albert Ellis dowodzili
tłumom słuchaczy, że tym, co w największym stopniu determinuje
nasze samopoczucie, jest to, co świadomie myślimy. Teza ta legła
u podstaw terapii, która poszukiwała metody zmieniania sposobu
myślenia chorego na depresję o niepowodzeniach, porażkach, stra-
tach i bezradności.
Terapia kognitywna stosuje pięcioetapową taktykę.8
Po pierwsze, pacjent uczy się rozpoznawać automatyczne my-
śli, które przemykają przez jego świadomość w chwilach, kiedy
czuje się najgorzej. Automatyczne myśli to bardzo szybko poja-
wiające się i znikające zwroty lub zdania, tak dobrze znane, że
trudno jest zdać sobie z nich sprawę i przeciwstawić się im. Na
przykład matka trójki dzieci, wyprawiając je do szkoły, często
krzyczy na nie. W rezultacie czuje się potem bardzo przygnębiona.
W terapii kognitywnej uczy się rozpoznawać, że tuż po nakrzy-
czeniu na dzieci mówi sobie: „Jestem okropną matką, jeszcze gor-
szą niż moja matka". Uczy się uświadamiać sobie te myśli, a co
więcej, dowiaduje się, że są to jej własne wyjaśnienia tej sytuacji
i że te wyjaśnienia są stałe, mają zasięg uniwersalny i jako przy-
czynę tego stanu rzeczy wskazują ją samą.
Po drugie, pacjent uczy się kontrować swe automatyczne myśli,
zbierając przeczące im dowody. Matce z powyższego przykładu
pomaga się przypomnieć, że kiedy dzieci wracają ze szkoły, gra
z nimi w piłkę, pomaga im w geometrii i rozmawia z nimi życz-
liwie o ich kłopotach. Koncentruje się na tych dowodach i dostrze-
ga, że przeczą one jej automatycznym myślom o tym, że jest złą
matką.

140 Poszukiwanie
Po trzecie, pacjent uczy się tworzyć nowe wyjaśnienia, zwane
reatrybucjami, i stosować je w zwalczaniu myśli automatycznych.
Owa matka mogłaby nauczyć się takiego, na przykład, wyjaśnie-
nia: „Jestem wspaniała dla dzieci po południu, a straszna rano.
Może nie jestem rannym ptaszkiem". Jest to znacznie mniej stałe
i o znacznie mniejszym zasięgu wyjaśnienie faktu wrzeszczenia
rano na dzieci. Jeśli chodzi o dalszy ciąg łańcucha wyjaśnień ne-
gatywnych, który wygląda mniej więcej tak: „Jestem straszną
matką, nie powinnam mieć dzieci i dlatego nie zasługuję na to,
aby żyć", to uczy się ona przerywać go poprzez wstawianie między
jego ogniwa nowych, przeciwstawnych starym, wyjaśnień.
Po czwarte, pacjent uczy się uwalniać od przygnębiających my-
śli. Owa matka dowiaduje się, że myślenie o tych przykrych spra-
wach właśnie teraz nie jest wcale od niej niezależne i nieuniknio-
ne. Przeżuwanie myśli, szczególnie wtedy, kiedy znajduje się pod
presją, aby wypaść dobrze, tylko pogarsza sytuację. Często lepiej
jest odłożyć myślenie na potem, aby w danej chwili wypaść jak
najlepiej. Można nauczyć się kontrolować nie tylko to, co się myśli,
ale także, kiedy się to myśli.
Po piąte, pacjent uczy się rozpoznawać zawierające w sobie
zarodek depresji założenia, kierujące w znacznym stopniu jego
poczynaniami, takie jak na przykład:
„Nie mogę żyć bez miłości".
„Jeśli to, co robię, nie jest doskonałe, to jestem do niczego".
„Jeśli wszyscy mnie nie polubią, to jestem do niczego".
„Każdy problem ma tylko jedno właściwe rozwiązanie. Mu-
szę je znaleźć".
Tego typu założenia czynią cię podatnym na depresję. Jeśli
przystaniesz — jak to czyni wielu z nas — na nie, to twoje życie
pełne będzie czarnych dni i smutnych tygodni. Podobnie jednak
jak każdy może zmienić swój styl wyjaśniania z pesymistycznego
na optymistyczny, tak też każdy może sobie wybrać zupełnie inny
zbiór założeń kierujących jego postępowaniem, chociażby taki:

Jak myślisz, jak się czujesz 141


„Miłość to rzecz cenna, lecz rzadko spotykana".
„Sukces to robienie wszystkiego na miarę swoich możli-
; wości".
„Na każdą osobę, która mnie lubi, przypada jedna, która
i mnie nie lubi".
, „Życie to zatykanie palcami największych dziur w tamie".
Depresja, na którą cierpiała Sophie — dziewczyna, o której
kiedyś mówiono, że jest w czepku urodzona, a która potem doszła
do wniosku, że jest pozbawionym zdolności, niesympatycznym
„nieudacznikiem" — jest typowym przypadkiem depresji, której
w niespotykanej nigdy dotąd liczbie ulegają młodzi ludzie. U pod-
staw tej depresji leżał pesymistyczny styl wyjaśniania. Po rozpo-
częciu terapii kognitywnej życie Sophie na powrót odmieniło się.
Cała kuracja trwała trzy miesiące, po godzinie tygodniowo. Oto-
czenie Sophie nie uległo żadnej zmianie, ale wielkie przeobrażenie
przeszło jej myślenie o sobie.
Najpierw postarałem się, by zrozumiała, że toczy sama z sobą
jednoznacznie negatywny dialog. Przypomniała sobie, że kiedy
pewnego razu zrobiła podczas zajęć jakąś uwagę, za którą pochwa-
lił ją prowadzący te zajęcia profesor, powiedziała sobie: „Usiłuje
być miły dla wszystkich studentów". Kiedy przeczytała o zamor-
dowaniu Indiry Ghandhi, pomyślała: „Wszystkie kobiety znajdu-
jące się u steru władzy są tak czy inaczej z góry skazane". Kiedy
pewnego razu, a było to późną nocą, jej przyjaciel okazał się nie-
zdolny do stosunku, pomyślała: „Jestem dla niego odpychająca".
Spytałem ją wtedy:
— Jeśli jakiś zataczający się pijak powie ci na ulicy, że jesteś
odpychająca, to uwierzysz mu?
— Oczywiście, że nie.
— Ale kiedy sama sobie mówisz równie bezpodstawne rzeczy,
to wierzysz w to. A dzieje się tak dlatego, że uważasz, iż źródło
tych wypowiedzi, ty sama, jest bardziej wiarygodne. Otóż nie jest
to prawda. Często tworzymy tak samo zniekształcony obraz rze-
czywistości jak pijacy.
Sophie wkrótce nauczyła się zbierać dowody zadające kłam jej

142 Poszukiwanie
automatycznym myślom. Przypomniała sobie, na przykład, że pro-
fesor, który udzielił jej pochwały, bynajmniej nie chwalił wszy-
stkich, bo bardzo uszczypliwie skomentował uwagi innego studen-
ta. Przypomniała też sobie, że kochanek, który nie stanął w nocy
na wysokości zadania, na godzinę przed pójściem do łóżka wypił
sześć piw. Nauczyła się podstawowej umiejętności — prowadzenia
optymistycznego dialogu z samą sobą. Nauczyła się, jak rozma-
wiać z sobą w chwilach niepowodzeń i jak nie rozmawiać w mo-
mentach sukcesu. Zrozumiała, że kiedy oczekuje porażki, porażka
staje się bardziej realna. Jej styl wyjaśniania zmienił się na stałe
z pesymistycznego na optymistyczny.
Sophie znowu nabrała zapału do nauki i skończyła studia
z bardzo dobrymi wynikami. Nawiązała nowy romans, który za-
kończył się szczęśliwym małżeństwem.
W odróżnieniu od większości podatnych na depresję ludzi, So-
phie nauczyła się, jak zapobiegać jej nawrotom. Różnica między
Sophie a osobą, która zażywa leki przeciwdepresyjne, polega na
tym, że opanowała ona zestaw technik, z których może skorzystać
zawsze w obliczu niepowodzenia czy porażki — technik, które
zawsze ma na podorędziu. Zwycięstwo nad depresją zawdzięcza
samej sobie, nie lekarzom i lekom, które przedtem brała.
Dlaczego terapia kognitywna
jest skuteczna?
NA TO PYTANIE są dwie różne odpowiedzi. Na poziomie czysto
mechanicznym terapia kognitywna jest skuteczna dlatego, że
zmienia styl wyjaśniania z pesymistycznego na optymistyczny
i zmiana ta jest trwała. Terapia ta wyposaża cię w zestaw technik
kognitywnych, z których możesz korzystać w wewnętrznej rozmo-
wie z samym sobą w momentach niepowodzeń. Techniki te sku-
tecznie zapobiegają w takich chwilach depresji.
Na poziomie filozoficznym terapia kognitywna jest skuteczna

Jak myślisz, jak się czujesz 143


dlatego, że odwołuje się do świeżo uznanych sił psychiki jednostki.
Żyjemy w epoce, w której panuje powszechna wiara w to, że jed-
nostka może się sama zmienić. Zgodnie z tym powszechnym prze-
konaniem, chcemy zmienić nawyki myślowe, które dawniej zwykło
się uważać za tak niezmienne i pewne jak wschód słońca. Terapia
kognitywna jest skuteczna, ponieważ daje jednostce zestaw tech-
nik zmieniających ją. Jednostka w swoim własnym interesie de-
cyduje się na korzystanie z nich, bo chce być lepsza, niż jest.
Tymczasem Królowie Lodu zadrżeli na swych tronach,
Lecz nie z zimna — ujrzeli człowieka podnoszącego
Wielki Róg, który końcem tkwi w głębiach oceanu,
A pomniejszającego wszystkie Siedem Mórz swą posturą;
Ujrzeli, jak porusza Kota Świata i unosi
Filar jednej łapy, cały kraniec północny;
Ujrzeli, jak zwykły człowiek zmaga się z samą śmiercią
I walczy z nią jak z równą sobie, mrucząc niczym grzmot.
Meanwhile, the Ice Kings trembled in their chairs
But not from the cold—they'd seen a man hoist high
The Great Horn-Cup that ends deep in the ocean
And lower all Seven Seas by his own stature;
They'd seen him budge the Cat of the World and heft
The pillar of one paw, the whole north corner;
They'd seen a merę man wrestle with Death herself
And match her knee for knee, grunting like thunder
David Wagoner
The Labors of Thor1

Rozdział szósty
Sukces w pracy
PODCZAS DŁUŻSZYCH PODRÓŻY samolotem zazwyczaj sia-
dam przy oknie, odwracam się bokiem i patrzę przez nie, głównie
dlatego, żeby uniknąć pogaduszek z sąsiadem z drugiego fotela.
Toteż pewnego dnia marca 1982 roku, na samym początku lotu
nr 79 z San Francisco do Filadelfii, zirytowałem się, widząc, że
moja taktyka na nic się nie zdaje.
— Cześć — powiedział serdecznie mój sąsiad, łysiejący sześć-
dziesięciolatek — nazywam się John Leslie. A pan?
Wcisnął swoją dłoń w moją. O nie — pomyślałem — tylko nie
to. Jakiś gadatliwy.
Przedstawiłem się półgębkiem i niedbale uścisnąłem jego rękę,
mając nadzieję, że zrozumie, o co mi chodzi.
Leslie nie dał za wygraną.
— Zajmuję się końmi — powiedział, gdy samolot toczył się po
pasie startowym. — Kiedy dojadę do skrzyżowania, muszę tylko
pomyśleć, w którą drogę chcę skierować konia, i jedzie tam, gdzie
chcę. W mojej pracy zajmuję się też ludźmi i muszę tylko pomy-
śleć, co chcę, żeby robili, i robią to.
Tak oto zaczęła się przypadkowa rozmowa, która skierowała
moją pracę na zupełnie inne tory.
Leslie był niezłomnym, stuprocentowym optymistą i wydawało
się, iż nie ma żadnych wątpliwości, że dam się oczarować jego
mądrością. I prawdę mówiąc, kiedy samolot zbliżał się do Nevady
i widzieliśmy już pod sobą pokryte śniegiem szczyty gór Sierry,
stwierdziłem, że rozmowa z nim intryguje mnie.

148 Dziedziny życia


— Moi ludzie — oznajmił — zaprojektowali magnetowid dla
Ampexu. To najbardziej twórczy zespół, jaki kiedykolwiek prowa-
dziłem.
— A co różni pana ludzi od fajtłap? — spytałem.
— Każdy z nich — odparł — każdy z nich uważa, że może
chodzić po wodzie.
Zanim dolecieliśmy do Utah, połknąłem haczyk. To, co mi mó-
wił, idealnie pasowało do ludzi, którzy — jak się przekonałem —
nigdy nie ulegli depresji.
— A jak pan to robi, że są oni tacy twórczy? — spytałem.
— Powiem panu — odparł. — Ale niech pan mi najpierw po-
wie, jaki jest pana zawód.
Opowiedziałem mu w skrócie o tym, nad czym pracowałem
przez ostatnie piętnaście lat. Opowiedziałem mu o bezradnych
ludziach i o tym, jak okazało się, że bezradność jest modelem
depresji. Opowiedziałem mu o pesymistycznym stylu wyjaśniania
i o pesymistach, którzy poddają się w chwilę potem, kiedy prze-
konają się, że tracą wpływ na bieg wypadków.
— To są właśnie ci sami ludzie — zakończyłem — którzy
w normalnym życiu, poza laboratorium, przeżywają głęboką de-
presję.
— A zajął się pan też odwrotną stroną medalu? — spytał Les-
lie. — Może pan przewidzieć, kto się nigdy nie podda i kto nie
ulegnie depresji bez względu na to, co się mu przydarzy?
— Niezbyt się takimi ludźmi zajmowałem — przyznałem.
Prawdę mówiąc, już od pewnego czasu niepokoił mnie fakt, że
psychologia skupia się całkowicie na chorobach i zaburzeniach.
Naukowcy z mojej profesji poświęcają większość czasu (i wydają
prawie wszystkie pieniądze przyznane na badania) na to, by cier-
piący mniej cierpieli. Pomaganie cierpiącym jest szlachetnym ce-
lem, ale skupiając się na nim, psychologia prawie nigdy nie może
zająć się inną dziedziną, tworzącą z tą pierwszą jedną całość,
a mianowicie tym, co robić, aby zdrowym ludziom żyło się jeszcze
lepiej. Po uwadze Lesliego zacząłem dostrzegać, że moja praca
łączy się w pewnym sensie z tym drugim celem psychologii. Jeśli
mogłem z góry przewidzieć, którzy ludzie ulegną depresji, to po-

Sukces w pracy 149


winienem też być w stanie przewidzieć, którzy nigdy jej się nie
poddadzą.
John spytał mnie, czy mogę wskazać jakąś dziedzinę przedsię-
biorczości, w której zasadniczą rolę odgrywa niepoddawanie się
mimo ustawicznych niepowodzeń.
— Może sprzedaż — odparłem, myśląc o wykładzie, który parę
miesięcy wcześniej wygłosiłem przed grupą prezesów towarzystw
ubezpieczeniowych. — Powiedzmy, sprzedaż polis ubezpieczenio-
wych na życie.
— Jak mnie poinformowano, dziewięć na dziesięć propozycji
wykupienia polisy ubezpieczeniowej na życie spotyka się z odmo-
wą. Nie można się jednak poddawać i trzeba uparcie szukać tej
dziesiątej osoby, która ją wykupi.
Przypomniałem sobie rozmowę, którą przeprowadziłem w mi-
niony weekend z Johnem Creedonem, szefem firmy ubezpiecze-
niowej „Metropolitan Life". Otóż po wykładzie Creedon spytał, czy
psychologia ma coś do zaoferowania dyrektorowi korporacji. Czy
moglibyśmy, na przykład, wybrać na jego zlecenie ludzi, którzy
dobrze sprzedawaliby polisy ubezpieczeniowe? I czy moglibyśmy
obmyślić sposoby, za pomocą których dałoby się przekształcić znie-
chęconych do wszystkiego pesymistów w tryskających energią op-
tymistów? Odparłem mu, że nie wiem tego. Teraz streściłem tę
rozmowę Lesliemu i zanim zaczęliśmy podchodzić do lądowania
w Filadelfii, wymógł na mnie, że napiszę do Creedona i poinfor-
muję go, że prawdopodobnie będziemy w stanie wybrać ludzi, któ-
rzy okażą się znakomitymi agentami firmy.
Nigdy już nie spotkałem Lesliego. Niedługo po rozmowie,
w której z zapałem przekonywał mnie, że powinienem przenieść
swoje zainteresowania z pesymizmu na optymizm, z niepowodze-
nia na sukces, zrobiłem to. Badania, które potem prowadziłem,
wykazały, że optymiści radzą sobie w szkole i w pracy lepiej
niż pesymiści i częściej wygrywają wybory. Wydają się nawet
zdrowsi i żyją dłużej. Jako lekarz i nauczyciel lekarzy, stwier-
dziłem, że pesymizm można zmienić na optymizm nie tylko u lu-
dzi znajdujących się w depresji, ale także u ludzi nie dotknię-
tych nią.

150 Dziedziny życia


Często myślałem o tym, że powinienem napisać do Lesliego.
Gdybym to zrobił, opisałbym mu swoje badania nad optymizmem.
Proszę uważać resztę tej książki za list do Lesliego.
TRZY TYGODNIE po tym locie znalazłem się w jednym z dwóch
bliźniaczych wieżowców firmy „Metropolitan Life" na Manhatta-
nie. Krocząc po najbardziej puszystym, na jaki dane mi było kie-
dykolwiek stąpnąć, dywanie, wszedłem do lśniącego, wykładanego
dębową boazarią gabinetu Johna Creedona. Creedon, pogodny,
bystry facet po pięćdziesiątce, zapałał optymizmem dla swego
przedsięwzięcia znacznie wcześniej ode mnie. Zaczął wyjaśniać mi
odwieczne problemy, z jakimi boryka się „Metropolitan Life"
i wszystkie inne firmy ubezpieczeniowe.
— Sprzedawanie polis nie jest łatwe — zaczął. — Wymaga
wytrwałości i uporu. Trzeba być naprawdę wyjątkową osobą, żeby
robić to dobrze i nie poddawać się. Każdego roku zatrudniamy
pięć tysięcy nowych agentów. Wybieramy ich starannie spośród
sześćdziesięciu tysięcy ubiegających się o tę pracę. Poddajemy ich
testom, sprawdzamy, prowadzimy z nimi rozmowy i intensywnie
ich szkolimy. Mimo to już w pierwszym roku połowa rzuca pracę.
Większość z tych, którzy zostają, pracuje coraz mniej wydajnie.
Pod koniec czwartego roku zostaje tylko dwadzieścia procent
pracowników. Zatrudnienie jednego agenta kosztuje nas ponad
trzydzieści tysięcy dolarów. A więc tracimy co roku ponad siedem-
dziesiąt pięć milionów dolarów na samo zatrudnienie nowych pra-
cowników. W innych firmach sytuacja wygląda tak samo.
— Nie chodzi mi tylko o pieniądze, które traci „Metropolitan",
doktorze Seligman — ciągnął dalej. — Kiedy ktoś porzuca pracę,
to mamy do czynienia z ludzkim nieszczęściem, z tym, co jest pana
dziedziną — z depresją. Jeśli co roku odchodzi połowa pracowni-
ków, to mamy tu do spełnienia ważną misję humanitarną. Musi-
my postarać się, by ludzie lepiej dopasowywali się do otoczenia.
Chcę wiedzieć, czy pana testy pozwolą nam wybrać ludzi, którzy
staną się najlepszymi agentami, i zahamować to marnowanie
ludzkiego kapitału.
— A dlaczego zazwyczaj ludzie porzucają tę pracę? — spytałem.

Sukces w pracy 151
Creedon przedstawił w zarysach, jak wygląda proces wycofy-
wania się z pracy.
— Każdego dnia nawet najlepszy agent styka się z paroma
osobami, które reagują na jego ofertę odmownie, zazwyczaj zdarza
się to parę razy z rzędu. Oczywiście, w takiej sytuacji łatwo jest
zniechęcić się. Kiedy się zniechęcą, coraz bardziej przejmują się
każdą kolejną odmową, coraz trudniej jest zadzwonić im do na-
stępnej osoby. Odkładają to na potem. Coraz więcej czasu spędzają
na wynajdowaniu sobie różnych zajęć, żeby tylko opóźnić chwilę,
kiedy trzeba będzie sięgnąć po słuchawkę albo wyjechać na trasę.
To z kolei sprawia, że jeszcze trudniej zabrać im się do pracy. Ich
wydajność spada i zaczynają myśleć o wycofaniu się. Kiedy staną
przed tym murem, tylko niewielu z nich zastanawia się, jak go
przeskoczyć czy obejść.
— Proszę pamiętać — zakończył, że ci ludzie mają dużo swo-
body — to jedna z atrakcyjnych stron tej pracy — że nie patrzymy
im stale na ręce i nie poganiamy, kiedy pracują wolniej. Proszę
też pamiętać o tym, że sukces odnoszą tylko ci agenci, którzy
codziennie przeprowadzą swoje dziesięć rozmów i nie zniechęcą
się niepowodzeniami.
Styl wyjaśniania sukcesu
PRZEDSTAWIŁEM CREEDONOWI teorię wyuczonej bezradności i stylu
wyjaśniania. Potem opowiedziałem mu o kwestionariuszu do ba-
dania optymizmu i pesymizmu (patrz rozdział trzeci). Powiedzia-
łem, że wielokrotnie przeprowadzane badania wykazały, iż ci, któ-
rzy uzyskują liczbę punktów wskazującą na pesymizm, łatwiej
poddają się i ulegają depresji.
— Jednak kwestionariusz ten — mówiłem dalej — nie wska-
zuje tylko pesymistów. Skala punktów jest continuum, obejmują-
cym przypadki od głębokiego pesymizmu do skrajnego optymizmu.
Ci, których wyniki plasują się na optymistycznym końcu skali,

152 Dziedziny życia


powinni być najbardziej wytrwali. Są oni najbardziej uodpornieni
na bezradność. Nie powinni nigdy poddać się, bez względu na to,
ile spotka ich niepowodzeń.
— Właściwie nigdy — zakończyłem — nie zajmowano się bli-
żej tymi niepoprawnymi optymistami. Być może są to właśnie
ludzie, którzy odnoszą sukcesy w tak wymagającym zawodzie,
jakim jest sprzedawanie polis ubezpieczeniowych.
— Proszę mi wyjaśnić dokładnie, w jaki sposób może w tym
pomóc optymizm — odparł Creedon. — Weźmy, na przykład, tak
zwane rozmowy w ciemno, które są istotnym etapem sprzedawa-
nia polis ubezpieczeniowych na życie. Polegają one na tym, że
bierze się listę potencjalnych klientów, na przykład rodziców
wszystkich noworodków w mieście, i zaczynając od góry listy,
dzwoni się do nich po kolei, starając się umówić na bezpośrednie
spotkanie. Większość ludzi mówi: „Nie jestem zainteresowany"
albo po prostu odkłada słuchawkę.
Wytłumaczyłem Creedonowi, że optymistyczny styl wyjaśnia-
nia nie wpływa na to, co agent ubezpieczeniowy mówi potencjal-
nemu klientowi, lecz na to, co mówi sam sobie, kiedy spotka się
z odmową owego potencjalnego klienta. Agenci nastawieni pesy-
mistycznie będą w tej rozmowie z samym sobą używać wyjaśnień
stałych, o zasięgu uniwersalnym i zinternalizowanych, takich jak:
„Nie jestem dobry", „Nikt nie chce kupować polis ode mnie" czy:
„Nie potrafię zrobić nawet pierwszego kroku". To niewątpliwie
wywoła reakcję poddania się i sprawi, że agentowi trudno będzie
wykręcić numer następnego potencjalnego klienta. Po kilku takich
doświadczeniach agent-pesymista da sobie spokój na ten dzień,
a w końcu w ogóle rzuci pracę.
Natomiast agent-optymista będzie z sobą rozmawiał w sposób
bardziej konstruktywny: „On jest teraz za bardzo zajęty", „Ci mają
już polisy, ale osiem innych osób jeszcze nie ma" czy: „Pewnie
zadzwoniłem akurat w porze kolacji" albo w ogóle nic do siebie
nie powie. Następna rozmowa nie będzie dla niego wcale trudniej-
sza do przeprowadzenia i po paru minutach trafi na tę jedną osobę
na dziesięć, która zgodzi się na spotkanie. To zaktywizuje agenta,
który przeprowadzi następnych dziesięć rozmów i znajdzie nastę-

Sukces w pracy 153


pną osobę chętną na spotkanie. W ten sposób wykorzysta swoje
możliwości.
Jeszcze zanim stanąłem w drzwiach jego gabinetu, Creedon —
podobnie jak wielu innych szefów firm ubezpieczeniowych — wie-
dział, że kluczem do sukcesu w pozyskiwaniu klientów jest opty-
mizm.2 Potrzebował tylko kogoś, kto potrafiłby zmierzyć jego po-
ziom. Postanowiliśmy zacząć od prostych badań korelacyjnych,
aby sprawdzić, czy agenci uzyskujący dobre wyniki w sprzedaży
polis są również wielkimi optymistami. Gdyby tak było, to przy-
stąpilibyśmy do dalszej pracy. Naszym ostatecznym celem było
opracowanie zupełnie nowej metody selekcji agentów. W bada-
niach tych posługiwaliśmy się innym kwestionariuszem niż przed-
stawiony w rozdziale trzecim. Kwestionariusz ten, zwany ASQ
(Attributional Style Questionnaire — Kwestionariusz Stylu Atry-
bucyjnego), składał się z dwunastu krótkich, otwartych scenariu-
szy wydarzeń, które należało uzupełnić według własnego uznania.
Połowa z nich dotyczyła wydarzeń niepomyślnych (np. „Idziesz na
spotkanie, które się nie udaje..."), połowa — pomyślnych (np. „Na-
gle stajesz się bogaty...") Uzupełnienia, noszące formę wyjaśnień,
mogłyby brzmieć — w przypadku pierwszego scenariusza — „Cu-
chnęło mi z ust", w przypadku drugiego — „Świetnie inwestuję
pieniądze".
Następnie osoba badana miała ocenić podaną przez siebie przy-
czynę wydarzenia opisanego w scenariuszu według siedmiopun-
ktowej skali dla pomiaru personalizacji. (Pytanie brzmiało: „Czy
przyczyna ta ma związek z innymi ludźmi lub okolicznościami
zewnętrznymi [eksternalizacja], czy też z tobą [internalizacja]?")
Potem miała ocenić stałość tej przyczyny. („Czy przyczyna ta nie
pojawi się już nigdy, kiedy będziesz szukał pracy [charakter chwi-
lowy], czy też będzie istniała zawsze [charakter stały]?") Na koniec
osoba badana oceniała zasięg podanej przyczyny. („Czy przyczyna
ta dotyczy jedynie poszukiwania pracy [zasięg ograniczony], czy
też wszystkich dziedzin twojego życia [zasięg uniwersalny]?")
Na początek daliśmy kwestionariusz dwustu doświadczonym
agentom ubezpieczeniowym, z których połowę stanowiły orły (bar-
dzo wydajni), połowę zaś strusie (niewydajni). Ci pierwsi okazali

154 Dziedziny życia


się o wiele większymi optymistami niż ci drudzy. Kiedy porówna-
liśmy wyniki testu z wynikami sprzedaży polis, stwierdziliśmy,
że agenci, którzy uplasowali się w optymistycznej połowie ASQ,
sprzedali w czasie pierwszych dwóch lat pracy — przeciętnie bio-
rąc — 37 procent polis więcej niż ci, których wyniki testu sytuo-
wały w połowie pesymistycznej.
Agenci, którzy znaleźli się w dziesięcioprocentowej grupie naj-
większych optymistów, sprzedali aż o 88 procent polis więcej niż
ci, którzy znaleźli się w najniższej dziesiątce, grupującej najwię-
kszych pesymistów. Był to zachęcający początek, mogliśmy więc
przystąpić do dalszych badań mających na celu sprawdzenie, czy
nasz test może być przydatny w świecie biznesu.
Badanie talentu
Po WIELU LATACH doświadczeń fachowcy z branży ubezpieczenio-
wej opracowali test, który ma badać przydatność kandydata do
zawodu agenta ubezpieczeniowego. Test ten, zwany Profilem Za-
wodowym (The Career Profile), jest rozprowadzany przez Life In-
surance Management Research Association. Poddać mu się muszą
wszystkie osoby ubiegające się o pracę w „Metropolitan Life". Żeby
zostać przyjętym, trzeba uzyskać 12 lub więcej punktów. Wynik
taki uzyskuje zaledwie 30 procent kandydatów. Z tymi, którzy
uzyskali minimum 12 punktów, przeprowadza się rozmowy wstę-
pne i jeśli kierownictwo jest zadowolone z ich przebiegu, starający
się otrzymują pracę.
Ogólnie biorąc, istnieją dwa rodzaje kwestionariuszy, na pod-
stawie których można przewidzieć, czy kandydat ma potencjalne
szansę na sukces w jakiejkolwiek pracy. Są to kwestionariusze
empiryczne i kwestionariusze oparte na jakiejś teorii. Test empi-
ryczny bierze za punkt wyjścia ludzi, którym rzeczywiście powiod-
ło się w danej pracy, oraz ludzi, którym się w niej nie powiodło.
Składa się on z dużej liczby przypadkowych pytań dotyczących
wszystkich dziedzin życia. Można tu spotkać takie pytania, jak:

Sukces w pracy 155


„Czy lubisz muzykę klasyczną?", „Ile masz lat?", „Czy lubisz cho-
dzić na przyjęcia?" Większość z tych pytań nie pozwala na odróż-
nienie orłów od strusi, ale kilkaset spełnia to zadanie. (Testujący
sam określa, które pytania nadają się do tego celu, a które nie;
test ten nie ma żadnego uzasadnienia teoretycznego.) Z tych kil-
kuset pytań układa się właściwy test, którego następnie używa
się dla sprawdzenia, czy kandydat do pracy rokuje nadzieje na
sukces. Odpowiedni kandydat musi mieć taki sam „profil" — taki
sam wiek, takie same postawy wobec różnych spraw, taką samą
przeszłość, krótko mówiąc, takie same odpowiedzi na pytania te-
stu — jak typowy wydajny, sprawdzony już pracownik w danej
dziedzinie. A zatem test empiryczny od samego początku opiera
się na założeniu, że to, dlaczego ktoś osiąga sukcesy w pracy, jest
zupełną zagadką; zawiera on po prostu pytania, które jakimś spo-
sobem pozwalają na odróżnienie orłów od strusi.
Natomiast testy oparte na teorii takie jak IQ (iloraz inteligen-
cji) oraz SAT, składają się jedynie z pytań wydedukowanych z teo-
rii, w tym przypadku teorii zdolności. Na przykład teoria będąca
podstawą SAT zakłada, że „inteligencja" składa się z umiejętności
werbalnych (umiejętność czytania, umiejętność dostrzegania ana-
logii itd.) oraz matematyczno-analitycznych (algebra, geometria
itd.). Ponieważ od umiejętności tych zależy to, jak sobie ktoś radzi
w szkole. Dobry wynik takiego testu powinien być gwarancją po-
wodzenia w nauce. I rzeczywiście jest taką gwarancją.
Jednak zarówno testy empiryczne, jak i oparte na teorii obar-
czone są dużą liczbą błędów, mimo iż — ogólnie rzecz biorąc —
przewidywania oparte na nich są statystycznie dokładne. Wielu
uczniów, którzy uzyskują słabe wyniki w testach SAT, daje sobie
nieźle radę na studiach, a z drugiej strony wielu tych, którzy
w teście wypadają dobrze, oblewa egzaminy na uczelni. Jeszcze
bardziej ewidentny był problem, z którym borykało się „Metropo-
litan Life" — wielu z ich pracowników, którzy uzyskali odpowie-
dnio wysoki wynik w teście Profilu Zawodowego, nie mogło się
poszczycić sukcesami w sprzedaży polis. A ilu z tych, którzy słabo
wypadli w teście, dawało sobie nieźle radę w pracy? Na to pytanie
nie można było uzyskać odpowiedzi, jako że nie zostali zatrudnię-

156 Dziedziny życia


ni. W firmie było sporo wakatów, ponieważ poprzez sito testu nie
przeszło odpowiednio wielu kandydatów, aby obsadzić wszystkie
miejsca. Gdyby duża liczba kandydatów, którzy nie osiągnęli w te-
ście żądanego minimum, nie sprzedała tylu polis, ile ci, którzy
zwycięsko przebrnęli test, „Metropolitan Life" rozwiązałoby doku-
czliwy problem braku rąk do pracy.
ASQ jest testem opartym na teorii, ale teoria ta bardzo odbiega
od tradycyjnych wyobrażeń o genezie sukcesu. Według tradycyj-
nych wyobrażeń na sukces składają się dwa czynniki. Pierwszym
są zdolności lub talent, które mierzy się za pomocą testów IQ
(iloraz inteligencji) i SAT. Drugim jest chęć albo motywacja. Zgod-
nie z tradycyjną mądrością, ktoś, komu brak chęci lub motywacji,
nie odniesie sukcesu, choćby był nie wiadomo jak uzdolniony. Od-
powiednia motywacja albo chęć działania może zrekompensować
brak zdolności.
Uważam, że tradycyjne wyobrażenia o sukcesie mają istotne
braki. Kompozytor może mieć talent Mozarta i wielkie pragnienie
sukcesu, ale jeśli będzie sądził, że nie potrafi komponować, niczego
nie osiągnie. Po prostu nie będzie się wystarczająco mocno starał.
Kiedy ulotna melodia nie będzie się długo dawała zmaterializo-
wać, zrezygnuje z wysiłków, żeby ją zapisać. Sukces wymaga wy-
trwałości, umiejętności niepoddawania się w chwilach niepowo-
dzeń. Jestem przekonany, że kluczem do wytrwałości jest optymi-
styczny styl wyjaśniania.
Teoria sukcesu opierająca się na pojęciu stylu wyjaśniania
twierdzi, iż wybierając ludzi, którzy powinni i mogliby odnieść
sukces w odpowiedzialnej pracy, należy szukać takich, u których
występują jednocześnie trzy następujące cechy:
1. uzdolnienia
2. motywacja
3. optymizm
Dopiero te trzy cechy łącznie determinują sukces.

Sukces w pracy 157


Sprawdzanie stylu wyjaśniania
w „Metropolitan Life"
SĄ DWA MOŻLIWE wyjaśnienia faktu, że w naszych pierwszych ba-
daniach agenci mający najlepsze wyniki w sprzedawaniu polis
osiągnęli również w teście ASQ wyniki lepsze niż kiepscy agenci.
Jedno z tych wyjaśnień potwierdza teorię, zgodnie z którą opty-
mizm prowadzi do sukcesu, bowiem zgodnie z tym wyjaśnieniem
optymizm powoduje, że osoba nim obdarzona tak dobrze radzi
sobie ze sprzedażą, natomiast pesymizm jest przyczyną marnych
osiągnięć w sprzedaży. Drugie wyjaśnienie odwraca kierunek za-
leżności — to mizerne wyniki sprzedaży powodują, odpowiednio,
optymizm i pesymizm.
Następnym krokiem było sprawdzenie, co jest przyczyną, a co
skutkiem. Chcieliśmy zrobić to, mierząc poziom optymizmu osób
świeżo przyjętych do pracy, a potem sprawdzić, kto po roku będzie
miał najlepsze wyniki w sprzedaży polis. Aby sprawdzić naszą
teorię, zajęliśmy się 104 agentami przyjętymi do pracy w styczniu
1983 roku w zachodniej Pensylwanii. Wszyscy mieli już za sobą
test Profilu Zawodowego i szkolenie wstępne. Potem poddaliśmy
wszystkich testowi ASQ. Sądziliśmy, że będziemy musieli czekać
rok, aż nadejdą dane o sprzedaży, które pozwolą nam na znale-
zienie jakichś ważniejszych zależności. Tymczasem okazało się, że
nie musieliśmy czekać aż tak długo.
Byliśmy zaskoczeni, że nowi agenci ubezpieczeniowi są aż tak
wielkimi optymistami. Przeciętny wynik P—N (różnica między
stylem wyjaśniania pomyślnych wydarzeń i stylem wyjaśniania
niepomyślnych wydarzeń) w tej grupie wynosił ponad 7 punktów.
Jest to wynik grubo powyżej przeciętnej krajowej i sugeruje, że
do pracy w „Metropolitan Life" zostali przyjęci sami najwięksi
optymiści spośród starających się o nią. Trzeba tu powiedzieć, że
jako grupa zawodowa agenci ubezpieczeniowi są większymi opty-
mistami niż przedstawiciele innych zawodów, których badali-
śmy — sprzedawcy samochodów, sprzedawcy artykułów pierwszej
potrzeby, którzy przez cały dzień wrzeszczą, zachwalając swój to-

158 Dziedziny życia


war, kadeci z West Point, szefowie sieci restauracji Arby'ego, kan-
dydaci na urząd prezydenta USA, gwiazdy baseballu czy świato-
wej klasy pływacy.* A zatem zaczęliśmy badania od odpowiedniej
grupy zawodowej, bowiem przedstawicieli tej profesji powinien już
w chwili rozpoczynania kariery cechować silny optymizm, a do
osiągnięcia sukcesu potrzeba im jest jeszcze więcej optymizmu niż
na początku pracy.
Po roku sprawdziliśmy, jak się wiedzie naszym agentom. Zgod-
nie z tym, co mówił John Creedon, do tej pory ponad połowa agen-
tów zrezygnowała z pracy; ze 104 zostało po roku zaledwie 45.
Kto zrezygnował?
Agenci, których wyniki plasowały w mniej optymistycznej po-
łowie ASQ, rezygnowali dwa razy częściej niż ci, którzy znaleźli
się w bardziej optymistycznej połowie. Prawdopodobieństwo, że
zrezygnują z pracy agenci, których wyniki znajdowały się w naj-
mniej optymistycznej ćwiartce, było trzy razy większe niż w przy-
padku agentów znajdujących się w ćwiartce najbardziej optymi-
stycznej. Dla odmiany, ci, którzy uzyskali najniższe wyniki
w teście Profilu Zawodowego, nie mieli ani trochę większych
skłonności do porzucenia pracy niż ci, którzy uzyskali w tym teście
wyniki najwyższe.
A jak miała się sprawa z ilością zarobionych dolarów?
Agenci z górnej połowy ASQ sprzedali o 20 procent więcej polis
niż mniej optymistycznie nastawieni agenci z dolnej połowy. Agen-
ci z najwyższej ćwiartki (górne 25%) sprzedali o 50 procent polis
więcej niż agenci z najniższej ćwiartki. W tym przypadku przewi-
dywania na podstawie testu Profilu Zawodowego okazały się rów-
nie trafne. Agenci, których wyniki plasowały w górnej połowie
tego testu, sprzedali o 37 procent polis więcej niż agenci z dolnej
połowy. Biorąc pod uwagę oba testy (nie dublowały się, każdy
z nich oceniał z innej perspektywy), stwierdziliśmy, że agenci,
którym wyniki dały miejsce w górnej połowie obu testów, sprzedali
o 56 procent polis więcej niż agenci, którzy znaleźli się w dolnej
* Metoda badania optymizmu u osób, które nie chcą lub nie mogą być poddane
testowi ASQ, zwie się analizą zawartości wypowiedzi dosłownych (w oryg. ang.
CAVE) i jest opisana na s. 201 - 202

Sukces w pracy 159


połowie obu testów. A zatem optymizm decydował o tym, kto prze-
trwa i kto sprzeda najwięcej, i na jego podstawie można było
przewidzieć przebieg kariery zawodowej każdego agenta. Przewi-
dywania oparte na tej podstawie były niemal tak trafne, jak prze-
widywania na podstawie wyników testu Profilu Zawodowego.
Czy badania te były na tyle zadowalającym sprawdzianem dla
teorii i siły optymizmu, aby na ich podstawie można było przewi-
dzieć sukces w sprzedaży polis? Nie. Trzeba było jeszcze znaleźć
odpowiedź na kilka pytań, aby całkowicie przekonać „Metropolitan
Life", że ASQ pozwala z góry określić, kto będzie dobrym agentem.
Przede wszystkim przebadano zaledwie 104 osoby, pochodzące wy-
łącznie z zachodniej Pensylwanii, a więc próbka ta mogła być niere-
prezentatywna. Po drugie, agenci rozwiązywali test bez żadnego
psychicznego obciążenia, bo i tak zostali już przyjęci do pracy.
A gdyby „Metropolitan Life" zaczęło angażować agentów posługu-
jąc się w celu wybrania najlepszych testem ASQ i niektórzy z ubie-
gających się o pracę, wiedząc o tym, iż to, czy zostaną przyjęci,
zależy od wyników testu, świadomie udzielali fałszywych odpowie-
dzi? Gdyby im się to udało, test byłby do niczego.
Łatwo było przekonać się, czy nasze obawy o oszukiwanie w te-
ście są uzasadnione. Przeprowadziliśmy specjalny eksperyment,
w którym niektórym osobom rozwiązującym test powiedzieliśmy,
w jaki sposób można oszukiwać, aby uzyskać lepszy wynik („Pro-
szę starać się wypaść jak najbardziej optymistycznie"), a nawet
— żeby ich do tego zdopingować — ustanowiliśmy nagrodę w wy-
sokości 100 dolarów za najlepszy wynik. Jednak ani znajomość
metody oszukiwania, ani obiecana nagroda nie poprawiły ich wy-
ników. Osoby te nie wypadły ani trochę lepiej niż reszta. Mówiąc
innymi słowy, w teście tym trudno jest oszukiwać, a nakłanianie
do tego, by wydać się jak największym optymistą, też nic nie daje.
Nawet kiedy przestudiujesz tę książkę, stwierdzisz, że oszukiwa-
nie przy rozwiązywaniu naszych testów na optymizm jest niezwy-
kle trudne, gdyż prawidłowe odpowiedzi różnie wyglądają w róż-
nych testach, a poza tym zawarte są w nich pułapki, w które
wpadają próbujący oszukiwać, tak że można od razu wyelimino-
wać wszelkie próby oszustwa.

160 Dziedziny życia


Studium oddziału specjalnego
BYLIŚMY TERAZ gotowi do przeprowadzenia badań na pełną skalę,
w których chcieliśmy poddać testowi kandydatów na agentów
ubezpieczeniowych w warunkach rzeczywistych, to jest w chwili,
gdy ubiegają się o przyjęcie do pracy. Na początku 1985 roku
przebadano za pomocą obu testów piętnaście tysięcy kandydatów
na agentów „Metropolitan Life" w całych Stanach Zjednoczonych.
Mieliśmy dwa cele. Pierwszym było zaangażowanie tysiąca
agentów według zwykłych kryteriów, to znaczy na podstawie
wyników osiągniętych w teście Profilu Zawodowego. W przypad-
ku tego tysiąca agentów wyniki ASQ nie były brane przy ich re-
krutacji pod uwagę. Chcieliśmy jedynie sprawdzić, czy optymiści
z tej formacji regularnej uzyskają lepsze wyniki w pracy niż
pesymiści.
Drugi cel pociągał za sobą o wiele większe ryzyko dla „Metro-
politan Life". Postanowiliśmy utworzyć „oddziały specjalne", skła-
dające się z optymistycznych agentów — kandydatów, którzy mi-
nimalnie nie zdali testu Profilu Zawodowego (uzyskali od 9 do 11
punktów), ale uplasowali się w górnej połowie ASQ. Było to ponad
sto osób, których nie zatrudniłaby żadna inna firma, jako że oblali
test zawodowy. Oczywiście oni sami nie mieli pojęcia o tym, że
zostaną „agentami specjalnymi". Gdyby zawiedli w pracy, „Metro-
politan Life" straciłby około trzech milionów dolarów, bo takie
były koszta ich szkolenia.
A zatem tysiąc spośród piętnastu tysięcy kandydatów zostało
umieszczonych w oddziałach regularnych. Połowa z nich była op-
tymistami, połowa pesymistami. (Napisałem wyżej, że kandydaci
na agentów firm ubezpieczeniowych są z reguły wielkimi optymi-
stami, ale oczywiście połowa z nich wypadła poniżej przeciętnej
dla tej grupy, niektórzy z nich znacznie poniżej, i właśnie spośród
nich rekrutowali się nasi pesymiści.) Natomiast 129 kandydatów,
z których wszyscy zmieścili się w górnej połowie wyników ASQ,
a zatem byli autentycznymi optymistami, ale oblali test zawodo-
wy, utworzyła optymistyczny oddział specjalny.

Sukces w pracy 161


Przez następne dwa lata uważnie kontrolowano wyniki nowych
agentów. A oto jak wypadli.
W pierwszym roku pracy optymiści z sił regularnych sprzedali
więcej polis niż pesymiści z tych samych sił, ale różnica była
niewielka, zaledwie ośmioprocentowa. W drugim roku optymiści
sprzedali już o 31 procent polis więcej.
Jeśli chodzi o oddział specjalny, to spisał się na medal. W pier-
wszym roku sprzedali o 21 procent polis więcej niż pesymiści
z oddziału regularnego, w drugim o 57 procent więcej. W ciągu
pierwszych dwóch lat sprzedali nawet o 27 procent polis więcej
niż przeciętny optymista z sił regularnych. W istocie sprzedali
przynajmniej tyle samo polis, co optymiści z oddziału regularnego.
Stwierdziliśmy również, że optymiści w miarę upływu czasu
wypadali coraz lepiej od pesymistów. Dlaczego tak się działo?
Zgodnie z naszą teorią, optymizm jest tak ważny dlatego, że rodzi
wytrwałość. Spodziewaliśmy się, że na początku talent i motywa-
cja do sprzedaży polis będą równie ważne jak wytrwałość, ale że
wraz z upływem czasu, gdy nagromadzi się góra odpowiedzi
odmownych ze strony potencjalnych klientów, decydującą rolę
zacznie odgrywać wytrwałość. Wyniki potwierdziły nasze przewi-
dywania.
Test na optymizm pozwolił przewidzieć wyniki sprzedaży co
najmniej tak samo dokładnie jak test Profilu Zawodowego.
Oddział specjalny
JACY LUDZIE znaleźli się w oddziale specjalnym? Odpowiadając na
to pytanie, opowiem o Robercie Dellu i o dniu, w którym moja
teoria ciałem się stała.
Redakcja „Success Magazine"3 dowiedziała się o eksperymen-
cie z oddziałem specjalnym i przeprowadziła ze mną wywiad.
W 1987 roku opublikowali artykuł o optymizmie i o superagencie,
niejakim Robercie Dellu, którego ukazano jako typowego przed-
stawiciela oddziału specjalnego „Metropolitan Life". Dell — twier-

162 Dziedziny życia


dziło pismo — po wielu latach pracy w rzeźni znalazł się na bruku.
Zgłosił się do pracy w „Metropolitan Life" i mimo że oblał test
Profilu Zawodowego, uzyskał znakomity wynik w ASQ. Dalej au-
tor twierdził, że Dell został prawdziwą gwiazdą wśród agentów
firmy, bo odznaczał się nie tylko wytrwałością, ale też wyobraźnią.
Znajdował klientów w miejscach, które innym agentom nawet nie
przyszłyby do głowy.
Pomyślałem, że Robert Dell jest postacią fikcyjną, uosabiającą
wszystkie cechy, które — zdaniem redakcji — powinien mieć ty-
powy członek oddziału specjalnego. Jakież było moje zdziwienie,
kiedy w parę tygodni po ukazaniu się artykułu sekretarka oznaj-
miła mi, że dzwoni do mnie niejaki Robert Dell. Chwyciłem słu-
chawkę.
— Robert Dell? — zapytałem. — Robert Dell? To znaczy, że
pan naprawdę istnieje?
— Jestem postacią z krwi i kości — oznajmił niski głos na
drugim końcu linii. — Nie wymyślono mnie.
Powiedział, że wszystko, o czym donosił artykuł, jest szczerą
prawdą, i dodał wiele szczegółów. Przez dwadzieścia sześć lat,
a więc praktycznie przez całe dorosłe życie, pracował w rzeźni we
wschodniej Pensylwanii. Była to wyczerpująca praca, ale na szczę-
ście zatrudniony był przy utylizacji odpadków, gdzie warunki były
znośniejsze niż w innych działach. Potem spadł popyt na mięso
i wyroby wędliniarskie. Związek zawodowy gwarantował mu za-
trudnienie w minimalnym czasie pracy, ale powiedziano mu, że
zostanie przeniesiony do ubojni. Ten rodzaj pracy zupełnie mu nie
odpowiadał, ale nie miał wyboru. Interesy firmy szły coraz gorzej
i pewnego poniedziałkowego ranka, przyszedłszy do pracy, Dell
zastał drzwi do zakładu zamknięte. Wisiała na nich mała kartka
z napisem „Likwidacja".
— Nie miałem zamiaru przez resztę życia utrzymywać się z za-
siłku — powiedział Dell — więc trzy czy cztery dni potem odpo-
wiedziałem na ogłoszenie firmy poszukującej chętnych do sprzeda-
wania polis ubezpieczeniowych. Nigdy niczego nie sprzedawałem
i nie wiedziałem, czy się do tego nadaję, ale postanowiłem spróbo-
wać. Przeszedłem wasz test i, jak pan wie, zostałem zaangażowany.

Sukces w pracy 163


Utrata pracy w rzeźni okazała się niespodziewanym błogosła-
wieństwem. W pierwszym roku pracy w oddziale specjalnym Dell
zarobił 50 procent więcej, niż zarabiał w rzeźni. W drugim roku
zarabiał już dwa razy tyle. Co więcej, podobała mu się ta praca,
szczególnie związana z nią swoboda i fakt, że sam sobie ustalał
godziny.
— Ale dziś miałem okropny ranek — mówił dalej. — Sporzą-
dziłem wielką polisę. Napisanie jej zajęło mi parę miesięcy, to
największa i najstaranniej sporządzona polisa, jaką kiedykolwiek
przygotowałem. Tymczasem parę godzin temu dział zatwierdzania
polis w „Metropolitan Life" zwrócił mi ją. Postanowiłem więc za-
dzwonić do pana.
— To świetnie, panie Dell — odparłem, nie zorientowawszy
się, do czego zmierza. — Cieszę się, że pan zadzwonił.
— Doktorze Seligman, z tego artykułu dowiedziałem się, że
stworzył pan dla „Metropolitan Life" specjalną brygadę ludzi su-
kcesu, takich, którzy nie poddają się nawet wtedy, gdy spotka ich
niepowodzenie, jak to się przydarzyło mnie dziś rano. Myślę, że
nie zrobił pan tego za darmo.
— To prawda.
— No więc wobec tego powinien pan wyświadczyć mi przysłu-
gę za przysługę i kupić ode mnie tę polisę.
Kupiłem.
Nowa polityka zatrudniania
„Metropolitan Life"
W LATACH PIĘĆDZIESIĄTYCH „Metropolitan Life" była gigantem
wśród firm ubezpieczeniowych i zatrudniała ponad 20 000 agen-
tów. W następnych latach zdecydowała się zmniejszyć liczbę agen-
tów i oprzeć się na innych metodach sprzedawania polis.
W roku 1987, kiedy tworzyliśmy oddział specjalny, „Metropo-
litan Life" już od dawna nie była przodującą firmą. Jej miejsce
zajęła firma „Prudential". Liczba agentów „Metropolitan Life"

164 Dziedziny życia


zmniejszyła się do zaledwie ośmiu tysięcy. Nowe kierownictwo
firmy musiało zahamować ten proces. John Creedon zatrudnił
Boba Crimminsa, tryskającego energią, srebrnowłosego dżentel-
mena o niezwykłych zdolnościach oratorskich. Crimmins z kolei
sprowadził do firmy doktora Howarda Mase'a, wybitnego specja-
listę od kształcenia menedżerów dla „Citi Corp", aby tchnąć nowe
życie w sekcję naboru i szkolenia. Postawili sobie ambitny cel —
zwiększenie w ciągu roku liczby agentów do dziesięciu tysięcy,
a gdyby okazało się to skutecznym posunięciem, do dwunastu ty-
sięcy w roku następnym i poszerzenie rynku usług „Metropolitan
Life". Chcieli jednocześnie utrzymać dotychczasowy, wysoki po-
ziom sprawności agentów. Wydawało się im, że pomocny w tym
może być nasz eksperyment z oddziałem specjalnym, ponieważ
udowodniliśmy w skali masowej, iż optymizm zapowiada sukces,
a nasz test daje o wiele solidniejsze podstawy do prognozowania
wyników osiąganych przez agentów niż tradycyjne metody.
A zatem w „Metropolitan Life" postanowiono poddawać od tej
pory wszystkich kandydatów na agentów badaniu testem ASQ
i przy zatrudnianiu nowych pracowników kierować się ich pozio-
mem optymizmu. Była to śmiała strategia.
Pod kierownictwem Crimminsa i Mase'a „Metropolitan Life"
przyjęło dwustopniową zasadę doboru agentów. Firma zatrudnia
teraz kandydatów, którzy plasują się w górnej połowie ASQ i mi-
nimalnie poniżej poziomu wymaganego dla zdania testu Profilu
Zawodowego. Dzięki temu dostaje pracę wiele osób, których w ogó-
le nie brano by pod uwagę przy zastosowaniu starych kryteriów.
Poza tym najbardziej pesymistycznie nastawionych 25 procent nie
przyjmuje się, nawet jeśli dobrze wypadli w teście Profilu Zawo-
dowego. A zatem nie zatrudnia się już w „Metropolitan Life" pra-
cowników, co do których można z góry założyć, iż będą mieli kło-
poty, a którzy kiedyś tyle kosztowali firmę. Przyjąwszy tę terapię,
„Metropolitan Life" osiągnęło zamierzony cel i zatrudnia w tej
chwili ponad dwanaście tysięcy agentów. Jak mnie poinformowa-
no, dzięki temu do „Metropolitan Life" należy teraz prawie 50
procent rynku osobistych polis ubezpieczeniowych. Agentów jest
nie tylko więcej, ale są też lepsi niż poprzednio. Jeśli za kryterium

Sukces w pracy 165


powodzenia przyjąć ich produktywność, to firma odzyskała przo-
dujące miejsce w dziedzinie ubezpieczeń.
Dzięki zastosowaniu ASQ Bob Crimmins i Howard Masę za-
spokoili zapotrzebowanie „Metropolitan Life" na pracowników
w okresie krótszym niż dwa lata.
Przemiana pesymistów w optymistów
I ZNOWU ZNALAZŁEM się w biurze Johna Creedona. Dywany były
nadal puszyste, dębowa boazeria lśniła jak dawniej, ale wszyscy
byliśmy teraz nieco starsi. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy
przed siedmiu laty na odczycie, który wygłosiłem dla personelu
kierowniczego towarzystw ubezpieczeniowych, John był od nie-
dawna szefem „Metropolitan Life", a ja entuzjazmowałem się rolą,
jaką odgrywa optymizm w osiągnięciu sukcesu. John zdobył tym-
czasem wysoką pozycję w skali całego kraju, stając się przywódcą
kół biznesu. Teraz oznajmił mi, że za rok przechodzi na emery-
turę.
Zrobiliśmy przegląd tego, co osiągnęliśmy. Otóż odkryliśmy, że
optymizm można mierzyć i że — jak mieliśmy nadzieję — można,
opierając się na poziomie optymizmu danej osoby, przewidzieć,
czy odniesie sukces jako agent ubezpieczeniowy. Nie tylko zmie-
niliśmy strategię naboru pracowników w tym potężnym przedsię-
biorstwie, ale wpłynęliśmy też na inne firmy, bo pojawiły się oz-
naki świadczące o zmianach polityki kadrowej w całej branży
ubezpieczeń.
— Jest jeszcze jedna rzecz, która nie daje mi spokoju — po-
wiedział John. — W każdej dziedzinie przedsiębiorczości znajdują
się pesymiści. Niektórzy trzymają się z racji wieku, inni dlatego,
że są dobrzy w tym, co robią. Im więcej przybywało mi lat —
ciągnął dalej — tym bardziej mi ciążyli. Zawsze mówią mi, czego
nie mogę robić. Mówią tylko o tym, co idzie źle. Wiem, że nie mają
takich intencji, ale podcinają inicjatywę, tłamszą wyobraźnię
i chęć do działania. Jestem przekonany, że większość z nich, a już
166 Dziedziny życia
na pewno firma, miałoby się lepiej, gdyby byli optymistami.
W związku z tym mam pytanie. Czy możesz osobę, która ma za
sobą trzydzieści, a nawet pięćdziesiąt lat praktyki myślenia pesy-
mistycznego, przemienić w optymistę?
Odpowiedź na to pytanie brzmi twierdząco. Jednak Creedon nie
mówił tym razem o agentach, lecz o kadrze kierowniczej, szczegól-
nie o konserwatywnej biurokracji, która bez względu na to, kto
jest dyrektorem naczelnym, ma w każdej firmie tak dużo do po-
wiedzenia. Nie bardzo wiedziałem, jak wziąć się do reformowania
biurokracji. Członkom kadry kierowniczej nie można tak jak zwy-
kłym agentom, kazać poddać się testom i uczestniczyć w semina-
riach. Chyba nawet Creedon nie mógłby od nich wymagać, by pod-
dali się terapii kognitywnej, indywidualnie lub zbiorowo. Ale nawet
gdyby mógł, to czy byłoby mądrze uczyć ich optymizmu?
Tej nocy i przez wiele następnych nocy myślałem o życzeniu
Johna. Zadawałem sobie pytanie, czy w dobrze zarządzanej firmie
pesymizm też odgrywa jakąś istotną rolę, czy w dobrze zorgani-
zowanym życiu jest też miejsce na pesymizm?
Dlaczego pesymizm?
PESYMIZM otacza nas zewsząd. Niektórym dokucza bez przerwy.
Jego napady przeżywają wszyscy z wyjątkiem największych opty-
mistów. Czy pesymizm jest jednym z wielkich błędów natury, czy
też ma swoje niepoślednie miejsce w porządku świata?
Pesymizm może wesprzeć realizm, którego często tak bardzo
nam potrzeba. W wielu dziedzinach życia zbytni optymizm nie
jest wskazany. Czasami spotykają nas niepowetowane szkody
i spoglądanie na nie przez różowe okulary może nam przynieść
pewną pociechę, ale nic nie zmieni. W pewnych sytuacjach — na
przykład za sterami samolotu — potrzebny jest nie niezwyciężony
optymizm, lecz bezlitosny realizm. Niekiedy musimy pogodzić się
z porażką i raczej zwrócić się w inną stronę, niż wynajdywać
powody, aby trwać przy swoim.

Sukces w pracy 167


Kiedy Creedon spytał mnie, czy potrafię zmienić pesymizm
kierowniczej kadry „Metropolitan Life" w optymizm, to mniej za-
stanawiałem się nad tym, czy jestem w stanie tego dokonać, a bar-
dziej nad tym, ile mogę przez to wyrządzić szkody. Może pesy-
mizm, który członkowie kierownictwa wnosili do swojej pracy,
odgrywał ważną rolę w prawidłowym funkcjonowaniu przedsię-
biorstwa? Ktoś musi gasić zbytni entuzjazm. Ci pesymiści wspięli
się przecież na górne szczeble hierarchii urzędniczej, musieli za-
tem robić coś słusznego.
Tego wieczoru, myśląc o słowach Johna, raz jeszcze zaduma-
łem się nad pytaniem, które od dawna nie dawało mi spokoju —
dlaczego ewolucja w ogóle pozwoliła na to, by istniały takie zja-
wiska, jak pesymizm i depresja? Przecież wydaje się, że optymizm
odegrał znaczącą rolę w procesie ewolucji człowieka. W swej wni-
kliwej pracy, zatytułowanej Optimism: The Biology of Hope (Op-
tymizm — biologia nadziei), Lionel Tiger przekonuje, że rodzaj
ludzki został uprzywilejowany przez ewolucję z powodu swych
optymistycznych złudzeń co do rzeczywistości.4 Czy bez takich
złudzeń mógłby rozwinąć się gatunek, który sieje ziarno w kwiet-
niu i nie bacząc na susze ani głód, czeka na zebranie plonów aż
do września, którego przedstawiciele nie uciekają przed szarżują-
cymi mastodontami, lecz wywijają kijami, który przystępuje do
budowy kościoła ciągnącej się czasem przez życie kilku pokoleń?
Takie odważne czy nawet szaleńcze zachowania wynikają ze zdol-
ności działania w nadziei, że rzeczywistość okaże się lepsza, niż
jest.
Albo zastanówmy się nad tym: wielu ludzi nie wierzy w ist-
nienie Boga i uważa, że jedynym celem życia jest ten, jaki się
samemu stworzy, a po śmierci zapada się w nicość. Jeśli tak, to
dlaczego wiele z tych osób zachowuje pogodę ducha? Umiejętność
niezważania na nasze własne, głęboko zakorzenione negatywne
przekonania jest być może znakomitą obroną przed ciągłym po-
padaniem w depresję.
Ale jaka wobec tego jest rola pesymizmu? Być może koryguje
on zafałszowany przez optymizm obraz postrzeganej przez nas
rzeczywistości?

168 Dziedziny życia


Myśl o tym, że ludzie znajdujący się w stanie depresji widzą
rzeczywistość taką, jaka ona jest w istocie, natomiast pozostali
wytwarzają dla swoich potrzeb jej zniekształcony obraz, jest bar-
dzo deprymująca. Jako terapeucie, zaszczepiono mi przekonanie,
że moim zadaniem jest pomagać chorym na depresję, by czuli się
szczęśliwymi i postrzegali świat wyraźniej. Może jednak szczęście
i prawda przeczą sobie wzajemnie? Może to, co uważamy za dobrą
metodę terapii w odniesieniu do pacjenta cierpiącego na depresję,
nie jest niczym innym jak tworzeniem przyjemnych iluzji i prze-
konywaniem pacjenta, że świat jest lepszy niż w istocie?
Są poważne dowody na to, że ludzie w depresji, choć smutniej-
si, są jednocześnie mądrzejsi.
Przed dziesięciu laty Lauren Alloy i Lyn Abramson, będące
jeszcze studentkami Uniwersytetu Pensylwańskiego, przeprowa-
dziły eksperyment, którego uczestnikom dano różnego stopnia
kontrolę nad zapalaniem światła. Niektóre osoby miały nad tym
kontrolę stuprocentową — za każdym razem, gdy nacisnęły one
przycisk, zapalało się światło, natomiast nie zapałało się nigdy,
gdy nie naciskały przycisku. Inni natomiast pozbawieni byli
wszelkich możliwości kontroli — światło świeciło się bez względu
na to, czy naciskali przycisk, czy nie.
Członków obu grup poproszono, by postarali się jak najdokład-
niej ocenić stopień, w jakim kontrolowali proces zapalania się
i gaśnięcia światła. Osoby znajdujące się w stanie depresji oceniły
bardzo trafnie, kiedy miały wpływ, a kiedy go nie miały.
Osoby nie ulegające depresji zaskoczyły nas. Oceniły prawid-
łowo, kiedy miały wpływ na ten proces, ale kiedy nie miały żad-
nego wpływu, również trwały niezachwianie w wierze, że w jakimś
stopniu kontrolują sytuację.5
Biorąc pod uwagę fakt, że być może naciskanie guzika i zapa-
lanie światła nie jest dla tych osób wystarczająco ważną sprawą,
Alloy i Abramson zastosowały bodziec w postaci nagród pienięż-
nych. Kiedy światło paliło się, osoba badana wygrywała pewną
sumę, kiedy gasło, traciła te pieniądze. Mimo to optymistyczne
zafałszowania, jakim uległy osoby nie przygnębione nie tylko
nie zmniejszyły się, ale nawet spotęgowały. W pewnych warun-

Sukces w pracy 169


, kach wszystkie osoby badane miały dokładnie taki sam wpływ
; na zapalanie i gaszenie światła, ale eksperyment został tak skon-
i struowany, że wszyscy tracili pieniądze. W tej sytuacji osoby
nie znajdujące się w depresji twierdziły, że mają mniejszy wpływ,
niż faktycznie miały. Kiedy natomiast warunki eksperymentu
zmieniono tak, że wszyscy wygrywali, te same osoby utrzymywa-
ły, że ich wpływ na sytuację jest większy, niż w istocie był. Na-
tomiast osoby w stanie depresji oceniały sytuację zupełnie pra-
widłowo.
Badania prowadzone przez ostatnie dziesięć lat stale potwier-
dzały tę prawidłowość. Osoby znajdujące się w depresji — z któ-
rych większość okazała się pesymistami — trafnie oceniały swój
wpływ na przebieg wydarzeń. Natomiast osoby nie znajdujące się
w depresji — w przeważającej części optymiści — uważają, że
mają większy wpływ, niż w istocie mają, szczególnie wtedy, gdy
są bezradne i nie mają żadnego wpływu na sytuację, w której się
znajdują.
Innego rodzaju dowodów na potwierdzenie tezy, że ludzie
w stanie depresji, choć smutniejsi, są mądrzejsi, dostarczają ba-
dania oceny umiejętności.6 Parę lat temu „Newsweek" doniósł, że
80 procent Amerykanów uważa, iż plasują się w górnej połowie
społeczeństwa pod względem umiejętności znajdowania się w to-
warzystwie. Jeśli wyniki badań Petera Lewinsohna, psychologa
z Uniwersytetu Oregońskiego, i jego kolegów są poprawne, to mu-
sieli to być Amerykanie nie znający depresji. Otóż Lewinsohn i in-
ni zorganizowali dyskusję, w której udział wzięli pacjenci znajdu-
jący się w depresji i pacjenci nie przeżywający załamania. Po
dyskusji poproszono jej uczestników, by ocenili, jak wypadli, czy
mówili w sposób przekonywający, czy byli sympatyczni. Według
zgodnej opinii grupy obserwatorów pacjenci znajdujący się w de-
presji nie byli ani zbyt przekonywujący, ani zbyt sympatyczni.
Jest to zrozumiałe, jako że upośledzenie umiejętności radzenia
sobie w towarzystwie innych ludzi jest jednym z objawów depresji.
Sami pacjenci ocenili prawidłowo brak tych umiejętności u siebie.
Natomiast grupa pacjentów nie przeżywających depresji zaskoczy-
ła badaczy. Wszystkie osoby z tej grupy znacznie przeceniały swo-

170 Dziedziny życia


je umiejętności, uważając się za bardziej przekonywających i sym-
patycznych, niż wynikało to z oceny obserwatorów.
Jeszcze inaczej wygląda sprawa z pamięcią.7 Ogólnie biorąc,
jednostki depresyjne zapamiętują więcej niepomyślnych i mniej
pomyślnych wydarzeń niż jednostki niedepresyjne, u których wy-
stępuje dokładnie odwrotne zjawisko. Ale którzy mają rację? To
znaczy, czy przeważają wydarzenia pomyślne, czy niepomyślne?
Gdyby znana była rzeczywista liczba wydarzeń obu rodzajów, to
można byłoby stwierdzić, kto ma bliższy prawdy obraz minionych
wydarzeń, a kto przechowuje w pamięci obraz zniekształcony.
Na studiach uczono mnie, że jeśli chce się uzyskać prawdziwy
obraz życia chorych depresyjnych, to nie ma sensu pytać ich o ich
przeszłość. Zawsze bowiem słyszy się, że nie kochali ich rodzice,
wszystkie ich przedsięwzięcia kończyły się fiaskiem, a rodzinna
miejscowość była okropna. Czy nie jest jednak możliwe, że mówią
prawdę? Można to łatwo sprawdzić w warunkach laboratoryjnych,
wystarczy tylko dać im do rozwiązania test, przygotowany tak, by
dwadzieścia odpowiedzi było poprawnych, a dwadzieścia złych.
Potem należy ich spytać, jak wypadli. Wyniki badań tego typu
zdają się świadczyć, iż osoby depresyjne trafnie oceniają rzeczy-
wistość, mówią — na przykład — że uzyskały dwadzieścia jeden
odpowiedzi poprawnych, a dziewiętnaście złych. To właśnie osoby
niedepresyjne zniekształcają obraz przeszłości — w takiej samej
sytuacji mogą powiedzieć, że mają dwanaście odpowiedzi błęd-
nych, a dwadzieścia osiem prawidłowych.
Ostatnia kategoria danych dotyczących stwierdzenia, że osoby
depresyjne są smutniejsze, lecz mądrzejsze, łączy się ze stylem
wyjaśniania. Jeśli sądzić na podstawie wyjaśnień osób niedepre-
syjnych, to stare porzekadło mówiące o tym, iż porażka jest sie-
rotą, a sukces ma tysiąc ojców, jest prawdziwe. Natomiast osoby
depresyjne przyznają się zarówno do sukcesów, jak i do porażek.
Prawidłowość tę stale wykazywały wszystkie nasze badania nad
stylem wyjaśniania.8 Test, który rozwiązałeś w rozdziale trzecim,
składał się w połowie z wydarzeń pomyślnych i w połowie z nie-
pomyślnych, których przyczyny miałeś wybrać według własnego
uznania. Odpowiedziawszy na poszczególne pytania kwestionariu-

Sukces w pracy 171


sza, obliczyłeś swój ogólny wynik według wzoru P - N, gdzie P
oznacza ogólną liczbę punktów odpowiadającą wydarzeniom po-
myślnym, natomiast N ogólną liczbę punktów odpowiadającą wy-
darzeniom niepomyślnym. Ciekawe, jak ma się twój rezultat do
rezultatów uzyskiwanych przez osoby depresyjne. Styl wyjaśnia-
nia osoby depresyjnej jest z grubsza taki sam w przypadku
pomyślnych, jak i niepomyślnych wydarzeń, to znaczy w takim
stopniu, w jakim osoba depresyjna ma wyniki nieco powyżej prze-
ciętnej odnośnie do stałości, zasięgu i personalizacji w wyjaśnie-
niach wydarzeń pomyślnych, w takim też stopniu ma wyniki nieco
powyżej przeciętnej odnośnie do stałości, zasięgu i personalizacji
w wyjaśnieniach wydarzeń niepomyślnych. Różnica P — N u osoby
depresyjnej kształtuje się w granicach 0 punktów, jej oceny są
rozłożone równomiernie.
Różnica P — N u osoby niedepresyjnej wynosi zawsze dużo wię-
cej niż 0 punktów, na wykresie przybiera postać linii krzywej. Jeśli
sprawy układają się niepomyślnie, jest to twoja wina — tłumaczy
taka osoba — ale wkrótce to się skończy i niepowodzenie ograniczy
się tylko do tej konkretnej sytuacji. Jeśli natomiast wszystko prze-
biega pomyślnie, to jest moją zasługą, będzie tak zawsze i w wielu
sytuacjach. Według osób niedepresyjnych wydarzenia niepomyślne
mają swe źródło na zewnątrz, ograniczony zasięg i są chwilowe,
ale wydarzenia pomyślne mają źródło wewnątrz, zasięg uniwersal-
ny i są stałe. Im bardziej optymistyczne są sądy takich osób, tym
bardziej stroma jest krzywa ilustrująca to na wykresie. Osoba de-
presyjna, dla odmiany, uważa, że przyczyną jej sukcesów są te
same czynniki, które są przyczyną jej niepowodzeń.
Ogólnie zatem biorąc, są przekonywające dowody na to, iż oso-
by niedepresyjne zniekształcają obraz rzeczywistości na swoją ko-
rzyść, natomiast osoby depresyjne widzą rzeczywistość prawidło-
wo. Jak dowody te mają się do zjawiska optymizmu i pesymizmu?
Statystycznie rzecz ujmując, większość osób depresyjnych chara-
kteryzuje się pesymistycznym stylem wyjaśniania, natomiast wię-
kszość osób niedepresyjnych stylem optymistycznym. Znaczy to,
że optymiści na ogół mają zniekształcony obraz rzeczywistości,
natomiast pesymiści „widzą świat poprawnie", jak to ujął Ambrose

172 Dziedziny życia


Bierce.9 Pesymista zdaje się wydany na łaskę i niełaskę rzeczy-
wistości, podczas gdy optymista ma znakomite środki obrony
przed rzeczywistością, środki, dzięki którym może zachować po-
godę ducha wobec obojętnego wszechświata. Trzeba jednak pamię-
tać, że związek ten jest tylko statystyczny, że zatem pesymiści
nie są en masse skupieni na rzeczywistości. Niektórzy realiści,
choć jest ich zdecydowanie mniej, są optymistami, zaś niektóre
osoby mające zniekształcony obraz świata, choć i tych jest zdecy-
dowana mniejszość, są pesymistami.
Czy charakterystyczne dla osób niedepresyjnych poprawne
postrzeganie rzeczywistości jest tylko laboratoryjnym kuriozum?
Nie sądzę. Raczej pozwala nam dostrzec sedno pesymizmu. Jest
pierwszą poważną wskazówką na drodze ku wyjaśnieniu, dlaczego
w ogóle popadamy w depresję, i przybliża nam możliwość udzie-
lenia odpowiedzi na postawione wcześniej pytanie — dlaczego
ewolucja pozwoliła nie tylko na to, by pesymizm i depresja prze-
trwały, ale nadal bujnie się krzewiły? Jeśli pesymizm leży u pod-
łoża depresji i samobójstw, jeśli jest przyczyną niepowodzeń oraz
— jak się niebawem przekonamy — wpływa ujemnie na zdrowie
i na funkcjonowanie naszego systemu immunologicznego, to dla-
czego nie znikł wiele tysięcy lat temu? Jaką rolę spełnia pesymizm
w istnieniu rodzaju ludzkiego?
Korzyści płynące z pesymizmu mogły ujawnić się w ostatnich
stadiach procesu naszej ewolucji. Jesteśmy zwierzętami epoki
plejstocenu, okresu lodowcowego. Naszą konstrukcję psychiczną
ukształtowało sto tysięcy lat katastrof klimatycznych — występu-
jących na przemian fal mrozów i upałów, okresów suszy i powodzi,
obfitości pożywienia i nagle pojawiającego się głodu. Tym z na-
szych przodków, którzy przetrwali plejstocen, udało się to być
może dzięki temu, że potrafili się bez przerwy martwić o przy-
szłość, że traktowali słoneczne dni jako zapowiedź surowej zimy.
Odziedziczyliśmy po nich mózg, a razem z nim skłonność do do-
strzegania raczej chmury niż prześwitującego zza niej słońca.
Niekiedy i w pewnych fragmentach współczesnego życia ten
głęboko zakorzeniony pesymizm spełnia swoją rolę. Pomyślmy
choćby o dużym przedsiębiorstwie. Pracuje w nim zróżnicowany

Sukces w pracy 173


zespół różnych osób spełniających różne funkcje. Przede wszy-
stkim są tam optymiści. Oni zajmują się badaniami, planowa-
niem, rozeznaniem rynku, reklamą. Ci ludzie muszą być wizjone-
rami. Muszą śnić o rzeczach, które jeszcze nie istnieją, muszą
badać obszary znajdujące się poza aktualnym zasięgiem firmy.
Jeśli nie zrobią tego oni, to zrobi to konkurencja. Wyobraźmy sobie
jednak firmę, której personel składa się wyłącznie z optymistów,
skoncentrowanych na wspaniałych możliwościach firmy i traktu-
jących każdy cel jako możliwy do osiągnięcia. Byłaby to katastrofa.
Przedsiębiorstwu potrzeba również pesymistów, ludzi, którzy
mają rzetelną znajomość istniejących realiów. Muszą oni stale
dbać o to, by szara rzeczywistość studziła nieco zapał optymistów.
Skarbnik, księgowy, wiceprezes do spraw finansowych, specjaliści
od spraw bezpieczeństwa — oni wszyscy muszą mieć dokładne
rozeznanie w tym, na co przedsiębiorstwo może sobie pozwolić,
muszą mieć świadomość niebezpieczeństw czyhających na zbyt
pewnych siebie optymistów. Ich zadaniem jest ostrzegać i prze-
strzegać, ich sztandar ma kolor żółty.
Trzeba zaraz wyjaśnić, że takie osoby nie muszą być stupro-
centowymi pesymistami, których styl wyjaśniania ustawicznie pod-
kopuje zdrowie i szansę na sukces. Niektórzy z nich mogą być
osobami depresyjnymi, ale inni, może nawet większość, mogą —
mimo swej ponurej ostrożności i przezorności — być osobami po-
godnymi i pełnymi nadziei. Niektórzy z nich są po prostu rozważni
i opanowani i w trosce o swoją karierę troskliwie pielęgnowali
pesymistyczną stronę swej osobowości. John Creedon nigdy nie
sugerował, że kadra kierownicza jego firmy pełna jest pesymistów
obezwładniających wszystkich własną bezradnością. Jednak różni-
ca między jednymi a drugimi nie jest jakościowa, lecz ilościowa.
Różnią się oni tylko poziomem pesymizmu. Jako całość, kadra kie-
rownicza mogłaby okazać się zespołem pesymistów, a ich pogląd
na świat zasadniczo, aczkolwiek niedrastycznie, pesymistyczny.
Ci umiarkowani pesymiści — nazwijmy ich pesymistami za-
wodowymi — wydają się robić dobry użytek z pesymistycznego,
prawidłowego postrzegania świata Oest to ich towar firmowy) bez
płacenia kosztów pesymizmu — ataków depresji i braku inicjaty-
174 Dziedziny życia
wy, co przedstawiłem już w tej książce, słabego zdrowia i niemoż-
ności osiągnięcia wysokiego stanowiska, co przedstawię w nastę-
pnych rozdziałach.
Tak więc dobrze prosperujące przedsiębiorstwo ma swych op-
tymistów, marzycieli i twórców, jest jednak formą współczesnego
życia, która potrzebuje dla swego prawidłowego rozwoju również
pesymistów, mających za zadanie doradzać rozwagę. Chcę jednak
podkreślić fakt, że na czele firmy musi stać osoba na tyle mądra
i elastyczna, by potrafiła wypośrodkować między optymistycznymi
wizjami planistów a jeremiadami swoich zastępców. Osobą taką
był Creedon i jego użalanie się na pesymistów w firmie wynikało
z konieczności codziennego godzenia tych sprzeczności.
Optymizm i pesymizm.
Bilans strat i zysków
BYĆ MOŻE PO TO, by życie było udane, potrzeba dla dobrze prospe-
rującego przedsiębiorstwa zarówno optymizmu, jak też — przy-
najmniej czasami — pesymizmu, i to z tych samych przyczyn,
z których konieczne to jest dla prawidłowego funkcjonowania
przedsiębiorstwa. Być może w życiu potrzebny jest też taki „szef,
którego cechuje elastyczny optymizm.
Przed chwilą wystąpiłem w obronie pesymizmu. Pesymizm
zwiększa nasze poczucie rzeczywistości oraz daje nam zdolność
poprawnego widzenia spraw, szczególnie jeśli żyjemy w świecie,
w którym nagłe i niespodziewane katastrofy są na porządku
dziennym. Niech mi teraz wolno będzie zreferować oskarżenie pod
adresem pesymizmu (które jest drugą stroną obrony optymizmu)
tak, abyśmy mogli porównać płynące z niego korzyści z wynika-
jącymi również z niego stratami.
• Pesymizm powoduje depresję.
• Pesymizm wyzwala raczej inercję niż aktywność w obliczu
niepowodzeń.

Sukces w pracy 175
' • Pesymizm powoduje, że charakteryzująca się nim osoba czu-
je się subiektywnie źle — jest zmartwiona, przybita, ziryto-
wana, ma chandrę.
• Pesymizm jest samospełniającym się proroctwem. Pesymiści
nie potrafią stawiać wytrwale czoła wyzwaniu i dlatego
o wiele częściej doznają niepowodzeń — nawet wtedy, kiedy
sukces jest w ich zasięgu.
• Pesymizm ma niekorzystny wpływ na stan zdrowia (patrz:
rozdział dziesiąty).
• Pesymiści starający się o wysokie urzędy przegrywają z kon-
kurentami (patrz: rozdział jedenasty).
• Jeśli okazuje się, że pesymista ma rację i sprawy przybierają
zły obrót, czuje się on jeszcze gorzej. Zgodnie ze swym stylem
wyjaśniania, traktuje przewidziane wcześniej niepowodzenie
jako klęskę, a klęskę jako tragedię.
Wszystko, co można powiedzieć najlepszego o pesymiście, to
to, że jego obawy są uzasadnione.
Bilans ten zdaje się wypadać zdecydowanie na korzyść op-
tymizmu, ale zdarzają się chwile i sytuacje, kiedy potrzebny
jest nam pesymizm. W rozdziale dwunastym przedstawione są
wskazówki co do tego, kto nie powinien dać się ponieść optymi-
zmowi oraz w jakich sytuacjach najbardziej przydaje się pesy-
mizm.
Każdy z nas — zarówno wyjątkowy pesymista, jak i wyjątkowy
optymista — doświadcza obu stanów. Styl wyjaśniania ma pra-
wdopodobnie wbudowany mechanizm zmiany. Cykl pór powodu-
je od czasu do czasu lekką depresję. Depresja z kolei ma pewien
rytm zależny od pór dnia, a także, przynajmniej u niektórych
kobiet, od dni miesiąca. Zazwyczaj najbardziej przygnębieni
jesteśmy, kiedy się budzimy, a potem — w miarę upływu dnia —
nastrój się nam poprawia. Nakłada się na to jednak nasz podsta-
wowy cykl aktywności i odpoczynku. Jak już wcześniej wspomnia-
łem, najniższe punkty tego cyklu, z którymi łączy się osłabienie
naszej dynamiki, przypadają mniej więcej na godziny czwartą po
południu i czwartą nad ranem, natomiast wzrost aktywności wy-

176 Dziedziny życia


stępuje późnym rankiem i późnym popołudniem, choć oczywiście
dokładny czas ich wystąpienia różni się u różnych osób.
W momentach szczytowych cyklu nastrojeni jesteśmy bardziej
optymistycznie niż zazwyczaj. Snujemy wówczas śmiałe plany no-
wych romantycznych podbojów, kupna nowego samochodu itd.
W momentach, kiedy cykl ten osiąga punkt najniższy, jesteśmy
bardziej niż zwykle narażeni na popadniecie w pesymizm i depre-
sję. Dostrzegamy ponurą rzeczywistość, która przekreśla nasze
plany — ta dziewczyna nigdy nie zainteresuje się rozwodnikiem
z trójką dzieci, nowy samochód kosztuje więcej, niż zarabiam
przez cały rok itd. Jeśli jesteś optymistą i chcesz, by przedstawić
ci to bardziej obrazowo, to wystarczy, byś przypomniał sobie, jak
ostatnio obudziłeś się o czwartej nad ranem i nie mogłeś na powrót
zasnąć. Zmartwienia, którymi nie zawracasz sobie głowy w ciągu
dnia, teraz przytłaczają cię: kłótnia z żoną zapowiada rozwód,
zmarszczka na czole szefa — zwolnienie z pracy.
Te cykliczne napady pesymizmu ukazują nam jego konstru-
ktywną rolę w naszym życiu. Pesymizm w łagodnej postaci po-
wstrzymuje nas przed ryzykownymi posunięciami wynikającymi
z nadmiernego optymizmu, sprawiając, że zastanawiamy się nad
naszymi szansami przed podjęciem jakiegoś śmiałego kroku.
W momentach przypływu optymizmu snujemy wielkie plany
i nadzieje, marzymy o sukcesach. Naginamy wówczas obraz rze-
czywistości do tych marzeń i wszystko wydaje się o wiele prostsze
i łatwiejsze, niż jest w rzeczywistości. Gdyby nie te momenty opty-
mistycznych uniesień, nigdy nie osiągnęlibyśmy czegoś, co wyma-
ga pokonania wielu trudności i naszych własnych obaw, czegoś,
co wydaje się prawie nieosiągalne. Mount Everest pozostałby na
zawsze nie zdobytym szczytem, nikt nie przebiegłby jednej mili
w czasie czterech minut, projekty odrzutowca i komputera wylą-
dowałyby w koszu na śmieci przy biurku jakiegoś wicedyrektora
do spraw finansowych.
Geniusz ewolucji zawiera się w tym dynamicznym napięciu
między optymizmem i pesymizmem, stale korygującymi się na-
wzajem. Kiedy, zgodnie z rytmem dnia, ulegamy na przemian
podwyższeniom i obniżeniom nastroju, to napięcie pozwala nam

Sukces w pracy 177


zarówno na podejmowanie śmiałych przedsięwzięć, jak i na wyco-
fywanie się z planów grożących nadmiernym ryzykiem. W pew-
nym sensie to właśnie owo stałe falowanie nastrojów spowodowa-
ło, iż człowiek osiągnął tak wiele.
Jednakże ewolucja dała nam także mózg naszych plejstoceń-
skich przodków, a z nim natrętne pesymistyczne myśli: sukces
jest ulotny, za najbliższym rogiem czai się niebezpieczeństwo, gro-
zi nam tragedia, optymizm jest złudzeniem. Mózg, który prawid-
łowo oceniał ponurą rzeczywistość epoki lodowcowej, nie nadąża
wszakże za już nie tak ponurymi warunkami obecnej rzeczywi-
stości. Rozwój rolnictwa, a potem wielki skok technologiczny spra-
wiły, iż ludzie w rozwiniętych krajach nie są już tak jak przed
wieloma tysiącami lat wystawieni na łaskę i niełaskę ostrej zimy.
Czasy, kiedy dwoje z trojga naszych dzieci nie dożywało do piątego
roku życia, należą do przeszłości. Kobieta nie musi się już bać, że
umrze w czasie porodu. Po okresach chłodów czy suszy nie grozi
już nam głód. Oczywiście życie współczesne też niesie — chara-
kterystyczne dla naszej doby — zagrożenia: przestępczość, AIDS,
rozwody, groźbę wybuchu wojny jądrowej, niszczenie ekosyste-
mów. Jednak fakt, że życie na Zachodzie osiągnęło prawie taki
poziom zagrożenia, jaki kształtował mózgi naszych przodków
w plejstocenie, jest wynikiem manipulowania statystyką. Dlatego
też powinniśmy uważać głos pesymizmu za to, czym w istocie
jest — za pozostałość przeszłości.
Nie wynika z tego bynajmniej, że powinniśmy stać się lotofa-
gami.* Wynika natomiast to, że mamy powody do większego op-
tymizmu, niż czujemy. Czy jednak mamy tu jakiś wybór? Czy
możemy nauczyć się optymizmu, czy możemy narzucić go nasze-
mu plejstoceńskiemu mózgowi, byśmy mogli korzystać z jego do-
brodziejstw, zachowując jednocześnie konieczny w pewnych sytu-
acjach pesymizm?
Uważam, że możemy, bo ewolucja dała nam jeszcze jedną
rzecz. Podobnie jak w dobrze prosperującym przedsiębiorstwie,
* Lotofagowie to mityczny lud zamieszkujący wybrzeże dzisiejszej Libii, ży-
wiący się owocami lotosu. Lotofagowie gościli u siebie Odyseusza i jego towarzyszy,
którzy po spożyciu owoców lotosu zapomnieli o powrocie do ojczyzny (przyp. red.)

178 Dziedziny życia


w każdym z nas tkwi dyrektor, który starannie waży wszystkie
za i przeciw, który słucha zarówno podszeptów optymizmu, dora-
dzającego śmiałe kroki, jak i pesymizmu, ostrzegającego przed
zbytnim ryzykiem. Tym „dyrektorem" jest mądrość. Do niej to
właśnie zaadresowana jest większość postulatów tej książki. Zro-
zumiawszy, na czym polega ta jedna jedyna zaleta pesymizmu
i jej dalekosiężne, obezwładniające nas skutki, możemy nauczyć
nie poddawać się jego ustawicznym, tak głęboko zakorzenionym
w naszych myślach i zwyczajach naleganiom. Możemy nauczyć się
kierować w życiu optymizmem, ale także brać pod uwagę — wów-
czas kiedy jest to konieczne — pesymizm.
W jaki sposób nauczyć się takiego elastycznego optymizmu,
a także jak i kiedy najlepiej z niego korzystać, ukazują poszcze-
gólne rozdziały ostatniej części tej książki, zatytułowanej: „Zmia-
na. Od pesymizmu do optymizmu".

Rozdział siódmy
Dzieci i rodzice:
Geneza optymizmu
STYL WYJAŚNIANIA ma przemożny wpływ na życie doro-
słych. Może on wywołać depresję jako reakcję na nasze codzienne
niepowodzenia albo — przeciwnie — uodpornić nas nawet na pra-
wdziwe tragedie. Może spowodować, że człowiek stanie się obojęt-
ny na wszelkie przyjemności życia albo będzie się nimi cieszył
w pełni. Może przeszkodzić nam w osiągnięciu upragnionego celu,
ale może też pomóc nam cel ten osiągnąć. Jak się wkrótce prze-
konamy, styl wyjaśniania danej osoby wpływa również na sposób,
w jaki postrzegają ją inni, usposobiając ich do niej przychylnie
lub nieprzyjaźnie. Ma też wpływ na zdrowie fizyczne.
Styl wyjaśniania kształtuje się w dzieciństwie. Wówczas to
formuje się w człowieku optymizm lub pesymizm, który ma fun-
damentalne znaczenie dla jego przyszłych poczynań. Jest to rodzaj
filtru, przez który postrzegamy nasze niepowodzenia i sukcesy
i z czasem przechodzi w pewien zwyczaj myślenia o nas i o ota-
czającym nas świecie. W rozdziale tym zajmiemy się źródłem stylu
wyjaśniania, prześledzimy jego konsekwencje, a także zastanowi-
my się, jak można go zmienić.

180 Dziedziny życia

Zbadaj poziom optymizmu swego


dziecka
JEŚLI TWOJE DZIECKO ma więcej niż siedem łat, to prawdopodobnie
wykształciło już sobie styl wyjaśniania, który teraz znajduje się
w stadium krystalizacji. Możesz zmierzyć styl wyjaśniania swego
dziecka za pomocą testu o nazwie Children's Attributional Style
Questionnaire1 [Kwestionariusz atrybucyjnego stylu u dzieci],
w skrócie CASQ, któremu poddano już tysiące dzieci. Przypomina
on bardzo test, który rozwiązywałeś w rozdziale trzecim. Jego
rozwiązanie zabiera dzieciom w wieku od ośmiu do trzynastu lat
około dwudziestu minut. Jeśli masz starsze dziecko, daj mu test
z rozdziału trzeciego. Nie ma całkowicie niezawodnego testu tego
typu dla dzieci w wieku poniżej ośmiu lat, ale istnieje inna metoda
mierzenia ich stylu wyjaśniania. Przedstawię ją w dalszej części
tego rozdziału.
Przed poddaniem dziecka temu testowi usiądź z nim przy stole
i powiedz mu coś w tym rodzaju:
„Różne dzieci myślą w różny sposób. Właśnie czytam książ-
kę o tym i zastanawiam się, co myślisz o różnych rzeczach,
które mogą ci się przydarzyć.
Popatrz na to. To jest naprawdę ciekawe. Jest tu trochę
pytań dotyczących tego, co myślisz. Każde pytanie przypomina
małe opowiadanie, a na każde opowiadanie możesz zareagować
w jeden z dwóch sposobów. Masz wybrać jeden sposób, taki
który najbardziej przypomina sposób, w jaki byś zareagował,
gdyby coś takiego naprawdę przydarzyło się tobie.
Weź więc ołówek i spróbuj. Wyobraź sobie, że to wszystko
przydarzyło się tobie, nawet jeśli nigdy z czymś takim się nie
zetknąłeś. Potem zakreśl ołówkiem albo odpowiedź A, albo
odpowiedź B — tę, która najlepiej opisuje to, co byś czuł w ta-
kiej sytuacji. I pamiętaj, że jest to test wyjątkowy, bo nie ma
tu złych odpowiedzi! Czy to nie wspaniałe? No, to teraz zacznij
od pytania numer 1".

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 181


Twoje dziecko nie będzie prawdopodobnie potrzebowało żadnej
pomocy przy rozwiązywaniu tego testu. Jednak w przypadku dzie-
ci młodszych, które nie są jeszcze biegłe w czytaniu, powinieneś
w czasie, kiedy dziecko czyta poszczególne pytania, odczytać je
na głos.
Children's Attributional Style Questionnaire (CASQ)
1. Dostajesz piątkę z klasówki.
ZP
A. Jestem zdolny. 1
B. Jestem dobry z przedmiotu, z którego była
klasówka. 0
2. Grasz w jakąś grę z paroma kolegami i wygrywasz.
PP
A. Ci, z którymi gratem, nie są dobrymi graczami. 0
B. Dobrze gram w tę grę. 1
3. Spędzasz wieczór u kolegi w domu i dobrze się bawisz.
ZP
A. Tego wieczoru kolega był przyjaźnie nastawiony. 0
B. Cała rodzina kolegi była przyjaźnie nastawiona. 1
4. Jedziesz na wakacje z grupą osób i mile spędzasz czas.
PP
A. Byłem w dobrym nastroju. 1
B. Osoby, które były ze mną, były w dobrym
nastroju. 0
5. Wszyscy koledzy łapią przeziębienie, a ty nie.
SP
A. Ostatnio dopisywało mi zdrowie. 0
B. Mam dobre zdrowie. 1

182 Dziedziny życia

6. Twojego psa przejechał samochód


A. Me opiekuję się dobrze swoimi zwierzętami.
B. Kierowcy nie jeżdżą uważnie.

PN
1
0

7. Niektórzy koledzy mówią, że cię nie lubią.


PN
A. Od czasu do czasu ludzie są dla mnie niedobrzy. 0
B. Od czasu do czasu jestem niedobry dla innych. 1

8. Masz bardzo dobre stopnie.


A. Nauka jest łatwa.
B. Dużo się uczę.

PP
0
1

9. Spotykasz przyjaciela, który mówi ci, że świetnie


wyglądasz.
A. Tego dnia przyjaciel chciał komuś powiedzieć
komplement.
B. Mój przyjaciel zazwyczaj prawi ludziom
komplementy.

SP
0
1

10. Dobry przyjaciel mówi ci, że cię nie cierpi.


PN
A. Tego dnia przyjaciel był w złym nastroju. - 0
B. Tego dnia byłem niedobry dla przyjaciela. 1
11. Opowiedziałeś dowcip i nikt się nie śmieje.
PN
A. Me umiem opowiadać dowcipów. 1
B. Ten dowcip jest tak dobrze znany, że już nikogo
nie bawi. 0
Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 183
12. Nauczyciel wyjaśnia coś, a ty tego nie rozumiesz.
ZN
A. Tego dnia w ogóle nie uważałem. 1
B. Nie uważałem, kiedy nauczyciel mówił. 0
13. Dostałeś dwójkę z klasówki.
SN
A. Nauczyciel robi trudne klasówki. 1
B. W ostatnich tygodniach nauczyciel zrobił
parę trudnych klasówek. 0
14. Przybrałeś na wadze i zaczynasz wyglądać jak tłuścioch.
PN
A. To, co muszę jeść, jest tuczące. 0
B. Lubię jedzenie, od którego przybiera się na wadze. 1
15. Ktoś ukradł ci pieniądze.
ZN
A. Ta osoba jest nieuczciwa. 0
B. Ludzie są nieuczciwi. 1
16. Rodzice chwalą cię za zrobienie czegoś.
PP
A. Niektóre rzeczy dobrze robię. 1
B. Rodzicom podoba się większość tego, co robię. 0
17. Wygrywasz w jakiejś grze pewną sumę pieniędzy.
ZP
A. Mam szczęście. 1
B. Mam szczęście w grach. 0
18. O mało nie utonąłeś, kąpiąc się w rzece.
SN
A. Jestem nieostrożny. 1
B. Czasami jestem nieostrożny. 0

184 Dziedziny życia


19. Zapraszają cię często na przyjęcia.
PP
A. Ostatnio wiele osób było do mnie nastawionych
bardzo przyjaźnie. 0
B. Ostatnio zachowywałem się bardzo przyjaźnie
w stosunku do wielu osób. 1
20. Dorosły krzyczy na ciebie.
ZN
A. Ten ktoś nakrzyczał na pierwszą osobę, którą
zobaczył. 0
B. Ten ktoś nakrzyczał na dużo osób, które spotkał
tego dnia. 1

21. Wykonujesz z grupą innych dzieci jakieś zadanie


i wynik jest zły.
A. Nie pracuje mi się dobrze z tymi dziećmi.
B. Nie pracuje mi się dobrze w grupie.
ZN
0
1

22. Zaprzyjaźniasz się z nowym kolegą (koleżanką).


A. Jestem sympatyczny.
B. Osoby, które poznaję, są sympatyczne.

PP
1
0

23. Twoje stosunki z rodziną układają się dobrze.


SP
A. Kiedy jestem z rodziną, łatwo ze mną dojść
do porozumienia. 1
B. Kiedy jestem z rodziną, można ze mną od czasu
do czasu dojść do porozumienia. 0

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 185


24. Próbujesz sprzedawać cukierki, ale nikt nic od ciebie
nie kupuje.
SN
A. Ostatnio dużo dzieci sprzedaje różne rzeczy,
więc ludzie nie chcą już nic kupować od nich. 0
B. Ludzie nie chcą niczego kupować od dzieci.1
25. Wygrywasz w jakiejś grze.
ZP
A. Czasami staram się, jak mogę, żeby wygrać. 0
B. Czasami staram się, jak mogę. 1
26. Dostajesz w szkole marną ocenę.
PN
A. Jestem głupi. 1
B. Nauczyciele są niesprawiedliwi. 0
27. Wpadasz na drzwi i rozbijasz sobie nos.
ZN
A. Nie patrzyłem przed siebie. 0
B. Ostatnio jestem nieostrożny. 1
28. Gubisz piłkę i twoja drużyna przegrywa.
SN
A. Nie bardzo przykładałem się do gry tego dnia. 0
B. Zazwyczaj nie bardzo przykładam się do gry
w piłkę. 1
29. Skręciłeś nogę w kostce w sali gimnastycznej.
PN
A. Przez parę ostatnich tygodni wykonywaliśmy
niebezpieczne ćwiczenia w sali gimnastycznej. 0
B. Przez parę ostatnich tygodni byłem niezdarny
w sali gimnastycznej. 1

186 Dziedziny życia

30. Rodzice zabierają cię na plażę i świetnie się bawisz.


A. Tego dnia na plaży wszystko było fajne.
B. Tego dnia była znakomita pogoda.

ZP
1
0

31. Tramwaj, którym jedziesz do kina, spóźnił się i nie obej-


rzałeś filmu.
SN
A. W ostatnich dniach tramwaje często się
spóźniały. 0
B. Tramwaje prawie zawsze się spóźniają. 1

32. Mama robi dla ciebie obiad, który szczególnie lubisz.


A. Jest parę rzeczy, które mama robi, żeby
sprawić mi przyjemność.
B. Mama lubi sprawiać mi przyjemność.

ZP
0
1

33. Drużyna, w której grasz, przegrywa mecz.


A. Członkowie tej drużyny nie są ze sobą zgrani.
B. Członkowie tej drużyny nie byli tego dnia
ze sobą zgrani.

SN
1
O

34. Szybko odrabiasz pracę domową.


A. Ostatnio wszystko robię szybko.
B. Ostatnio szybko odrabiam lekcje.

ZP
1
0
35. Nauczyciel pyta cię, a ty dajesz złą odpowiedź
A. Denerwuję się, kiedy mam odpowiadać.
B. Tego dnia zdenerwowałem się, kiedy miałem
odpowiedzieć.

SN
1
0

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 187


36. Wsiadasz do niewłaściwego autobusu i nie wiesz, gdzie
jesteś.
SN
A. Tego dnia byłem roztargniony. 0
B. Zazwyczaj jestem roztargniony. 1

37. Idziesz do wesołego miasteczka i dobrze się bawisz.


A. Zwykle dobrze się bawię w wesołym
miasteczku.
B. Zwykle dobrze się bawię.

ZP
0
1

38. Starsze od ciebie dziecko uderzyło cię w twarz.


A. Zaczepiłem jego młodszego brata.
B. Jego młodszy brat powiedział mu, że go
zaczepiłem.

PN
1
0

39. Na urodziny dostajesz wszystkie zabawki, które chciałeś


mieć.
SP
A. Ludzie zawsze domyślają się, co mi kupić na
urodziny. 1
B. Tym razem domyślili się, jakie chcę zabawki. 0

40. Jedziesz na wakacje na wieś i jesteś zadowolony.


A. Wieś to piękne miejsce.
B. Pogoda była wspaniała, kiedy tam byliśmy.

SP
1
0

41. Sąsiedzi zapraszają cię na obiad.


A. Czasami ludzie są mili.
B. Ludzie są mili.

SP
0
1

188 Dziedziny życia

42. Nauczyciel, który ma zastępstwo w twojej klasie,


chwali cię.
A. Dobrze się zachowywałem tego dnia.
B. Prawie zawsze dobrze się zachowuję w szkole.

SP

43. Koledzy dobrze się bawią w twoim towarzystwie.


A. Jestem z natury wesoły.
B. Czasami jestem wesoły.

SP
1
0

44. Dostajesz za darmo loda.


A. Tego dnia byłem miły dla lodziarza.
B. Tego dnia lodziarz był miły.

PP
1
0

45. Na przyjęciu u kolegi magik prosi cię, żebyś mu


pomógł.
A. To czysty przypadek, że wybrał właśnie mnie.
B. Po mojej minie widać było, że naprawdę
interesuje mnie to, co on robi.

PP
0

46. Starasz się namówić kolegę, żeby poszedł z tobą do


kina, ale on nie chce iść.
A. Tego dnia nie chciało mu się nic robić.
B. Tego dnia nie miał ochoty iść do kina.

ZN
1
0

47. Twoi rodzice rozwodzą się.


ZN
A. W małżeństwie trudno jest ludziom dobrze żyć
ze sobą. 1
B. Moim rodzicom trudno jest dobrze żyć ze sobą. 0

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 189


48. Chciałeś się zapisać do klubu (zespołu), ale cię nie
przyjęto.
ZN
A. Trudno mi się współżyje z ludźmi. 1
B. Trudno mi się współżyje z członkami tego
klubu (zespołu). 0
Podsumowanie wyników
SN SP__
ZN ZP_
SN + ZN
PN PP_
Ogółem N Ogółem P
P-N
Teraz możesz podliczyć wyniki testu. Jeśli chcesz, możesz je
pokazać swemu dziecku. Jeśli jednak powiesz mu, jakie osiągnął
wyniki, wyjaśnij również, co one oznaczają.
Zacznij od SN (Stałe Niepowodzenia). Zsumuj punkty, które
dziecko uzyskało za odpowiedzi na pytania 13, 18, 24, 28, 31, 33,
35 i 36. Ich sumę wpisz w „Podsumowaniu wyników" w rubryce
oznaczonej symbolem SN.
Potem dodaj punkty uzyskane za odpowiedzi na pytania ozna-
czone z prawej strony symbolem SP (Stałe Powodzenia) — są to
pytania 5, 9, 23, 39, 40, 41, 42 i 43 — a ich sumę wpisz do
odpowiedniej rubryki w „Podsumowaniu wyników".
Potem oblicz wyniki pomiaru zasięgu (ZN i ZP) i również za-
pisz je w JPodsumowaniu wyników". Pytania ZP (Zasięg Powodze-
nia) mają numery 12, 15, 20, 21, 27, 46, 47 i 48. Pytania ZP

190 Dziedziny życia


(Zasięg Powodzenia) to pytania o numerach 1, 3, 17, 25, 30, 32,
34 i 37.
Zsumuj teraz punkty za pytania oznaczone symbolami ZN i SN
i wynik wpisz do odpowiedniej rubryki. Wskaże on poziom nadziei
twojego dziecka.
Następnie podlicz punkty dotyczące personalizacji. Pytania
opatrzone symbolem PN (Personalizacja Niepowodzenia) mają nu-
mery 6, 7, 10, 11, 14, 26, 29 i 38. Pytania o symbolu PP (Persona-
lizacja Powodzenia) to pytania 2, 4, 8, 16, 19, 22, 44 i 45.
Oblicz i zapisz w odpowiedniej rubryce ogólny wynik dotyczący
niepowodzenia (SN + ZN + PN), a potem ogólny wynik dotyczący
powodzenia (SP + ZP + PP).
Na koniec oblicz różnicę punktów między odpowiedziami na
pytania typu P i odpowiedziami typu N (P - N). Wpisz je w ostat-
niej rubryce „Podsumowania".
A oto, co oznaczają wyniki uzyskane przez twoje dziecko i jak
się mają do wyników uzyskanych przez tysiące innych dzieci, któ-
re poddano temu testowi.
Przede wszystkim dziewczęta uzyskują inne wyniki niż chło-
pcy. Dziewczęta, przynajmniej do okresu pokwitania, są dużo wię-
kszymi optymistkami niż chłopcy. Przeciętnie dziewczynki w prze-
dziale od dziewiątego do dwunastego roku życia uzyskują wynik
P - N równy 7 punktom. Chłopcy w tym samym wieku uzyskują
5 punktów. Jeśli twoja córka uzyskała mniej niż 4,5 punktu, to
jest lekką pesymistką. Jeśli zdobyła mniej niż 2 punkty, to jest
głęboką pesymistką i ma skłoność do depresji. Jeśli twój syn uzy-
skał mniej niż 2,5 punktu, to jest lekkim pesymistą, jeśli mniej
niż 1 punkt, to jest głębokim pesymistą i ma skłoność do depresji.
Jeśli chodzi o ogólny wynik N, to dziewczynki między dziewią-
tym a dwunastym rokiem życia uzyskują tu przeciętnie 7 pun-
któw, natomiast chłopcy 8,5 punktu. Wynik wyższy o trzy punkty
od przeciętnej oznacza głęboki pesymizm.
Ogólna przeciętnie uzyskiwana liczba punktów za odpowiedzi
na pytanie typu P jest ta sama u dziewcząt i- u chłopców i wynosi
13,5 punktu. Wynik niższy o trzy punkty wskazuje na głęboki pe-
symizm. Wyniki uzyskiwane przeciętnie na poszczególnych wymia-

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 191


rach powodzenia (SP, PP i ZP) utrzymują się w granicach około 4,5
punktu. Wynik w wysokości 3 punktów lub niższy oznacza głęboki
pesymizm. Przeciętne wyniki uzyskiwane na poszczególnych wy-
miarach niepowodzenia (SN, ZN i PN) to 2,5 punktu w przypadku
dziewczynek i 2,8 punktu w grupie chłopców. 4 punkty lub więcej
oznaczają niebezpieczeństwo popadnięcia w depresję.
Dlaczego dzieci nie czują się bezradne
BYĆ MOŻE ZASKOCZYŁY CIĘ te normy i wyniki, szczególnie jeśli
porównałeś je ze swoimi własnymi wynikami. Ogólnie biorąc, dzie-
ci przed okresem pokwitania są wielkimi optymistami, pełnymi
nadziei i uodpornionymi na bezradność. Po okresie pokwitania,
kiedy to stracą znaczną część swego optymizmu, nigdy już nie
będą miały tak wielkiej odporności.
Kiedy mój syn, David, miał pięć lat, rozszedłem się z żoną.
Wyjaśnianie mu tego za pomocą eufemizmów nic nie dawało. Pytał
mnie w każdy weekend, kiedy znowu ożenię się z mamą. Posta-
nowiłem przeprowadzić z nim szczerą rozmowę. Powiedziałem
mu, że ludzie zakochują się, ale i odkochują, i że jest to koniec
małżeństwa. Próbując wyjaśnić mu to na przykładzie, który lepiej
by zrozumiał, zapytałem:
— Czy miałeś kiedy przyjaciela, którego bardzo lubiłeś, a po-
tem przestałeś lubić?
— Tak — odparł po chwili wahania.
— No widzisz, właśnie tak samo stało się z twoją mamą i ze
mną. Nie kochamy się już i nie będziemy kochać. Nie weźmiemy
drugi raz ślubu ze sobą.
Popatrzył na mnie, kiwając głową na znak, że zrozumiał, a po-
tem zakończył rozmowę:
— Ale moglibyście!
Styl wyjaśniania u dzieci jest o wiele bardziej spaczony niż
u dorosłych. Dzieci uważają, że pomyślne wydarzenia będą trwały
zawsze, będą dla nich korzystne we wszystkich sytuacjach i są

192 Dziedziny życia


ich zasługą. Wydarzenia niepomyślne zdarzają się od czasu do
czasu, niejako na uboczu życia, szybko przemijają i zawsze wyni-
kają z winy innej osoby. Przeciętne dziecko ma tak optymistyczny
obraz rzeczywistości, że wyniki, jakie uzyskuje w teście badającym
optymizm, nie ustępują wynikom dobrego agenta ubezpiecze-
niowego z „Metropolitan Life". Wyniki dziecka depresyjnego są
takie same jak przeciętnej niedepresyjnej osoby dorosłej. Wydaje
się, że żadna osoba dorosła nie ma takich pokładów nadziei jak
dziecko. Dopiero na tym tle widać, jak tragicznym zjawiskiem jest
głęboka depresja u dzieci.
Dzieci też ulegają depresji, i to równie często i równie głębokiej
jak osoby dorosłe,2 ale depresja u dzieci różni się od depresji u do-
rosłych pod jednym, bardzo ważnym względem. Otóż dzieci nie
stają się bezradne i nie popełniają samobójstw. Corocznie 20 do
50 tysięcy Amerykanów popełnia samobójstwo i prawie w każdym
przypadku jest to wynikiem depresji. Najprecyzyjniejszym progno-
stykiem myśli samobójczych jest szczególnie jeden składnik de-
presji — bezradność. Potencjalny samobójca niezłomnie wierzy,
że jego niedola będzie trwała wiecznie, obecne niepowodzenia będą
się kładły cieniem na wszystko, co zrobi, i jedynym sposobem
położenia kresu cierpieniom jest śmierć. Samobójstwa wśród dzie-
ci są tragicznym zjawiskiem, które ostatnio coraz bardziej się na-
sila, ale ponieważ — mimo tendencji wzrostowej — zdarza się ich
około dwustu rocznie, nie można ich traktować jako epidemii.
Dzieci w wieku poniżej siedmiu lat nigdy nie popełniają samo-
bójstw, chociaż istnieją dobrze udokumentowane przypadki za-
bójstw dokonywanych nawet przez pięciolatków. Dzieci w tym wie-
ku potrafią zrozumieć, czym jest śmierć, potrafią zrozumieć jej
nieodwracalność i mogą pałać chęcią zabicia kogoś, ale nie mogą
przez dłuższy czas trwać w poczuciu bezradności.
Sądzę, że zadbała o to ewolucja. Dziecko nosi w sobie zarodek
przyszłości i natura jest żywotnie zainteresowana tym, by bezpie-
cznie dojrzało i dało początek nowemu pokoleniu, rodząc swoje
dzieci. Natura zabezpieczyła nasze dzieci nie tylko pod względem
fizycznym — umieralność dzieci w okresie poprzedzającym dojrze-
wanie płciowe kształtuje się na najniższym poziomie wśród wszy-

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 193


stkich klas wieku — ale również pod względem psychicznym, wy-
posażając je w wielkie zasoby irracjonalnej nadziei.
Jednakże mimo tego zabezpieczenia przed bezradnością, nie-
które dzieci są bardziej skłonne do pesymizmu i depresji niż inne.
Test CASQ dokładnie wskazuje na to, które dzieci są podatne na
pesymizm, a które nie. Te, które osiągają wyniki plasujące je
w optymistycznej połowie — chłopcy powyżej 5,5 punktu, dziew-
czynki powyżej 7,5 punktu — będą większymi optymistami jako
nastolatki i dorośli niż ich rówieśnicy plasujący się w połowie
pesymistycznej. Ogólnie biorąc, będą rzadziej ulegać depresji,
osiągną więcej i będą zdrowsze niż dzieci, których suma punktów
w teście jest niższa od tej przeciętnej.
Styl wyjaśniania zaczyna się formować we wczesnym wieku.
U ośmiolatków jest on już prawie w pełni ukształtowany. Skoro
twoje dziecko ma już w trzeciej klasie optymistyczny lub pesymi-
styczny pogląd na świat i skoro jest to tak ważne dla jego przy-
szłości, to zapewne zastanawiasz się, skąd się on bierze i jak
możesz go zmienić.
Spośród różnych hipotez na temat genezy stylu wyjaśniania
na szczególną uwagę zasługują trzy.
(1) Styl wyjaśniania matki
ZOBACZ TERAZ, jak w obecności swej ośmioletniej córki, Marjorie,
reaguje na niepomyślne wydarzenie Sylvia. Scenka ta ma miejsce
podczas wsiadania do samochodu na parkingu koło centrum hand-
lowego. Czytając ten dialog, postaraj się zidentyfikować styl wy-
jaśniania Sylvii.
Marjorie: Mamo, z mojej strony samochód ma wgnieciony
bok.
Syhda: Jasna cholera, Bob mnie zabije!
Marjorie: Tata mówił ci, żebyś zawsze parkowała z dala od
innych samochodów.
Sylvia: Cholera, zawsze mi się przytrafia coś takiego. Je-

194 Dziedziny życia


stem taka leniwa, nie chce mi się nieść zakupów
sto metrów, tylko parę kroków. Co za idiotka ze
mnie.
Sylvia mówi o sobie bardzo nieprzyjemne rzeczy, a Marjorie
uważnie tego słucha. Nieprzyjemna jest nie tylko treść, ale i forma
jej wypowiedzi. Jeśli chodzi o treść, to Marjorie słyszy, że matka
ma zmartwienie i że jest głupia, leniwa i nigdy się jej nie wiedzie.
Jest to wystarczająco złe, ale forma, w jakiej przedstawia to Syl-
via, jest jeszcze gorsza.
Marjorie słucha, w jaki sposób matka wyjaśnia przykre wyda-
rzenie. I tak (zupełnie bezwiednie) Sylvia przedstawia córce cztery
wyjaśnienia:
1. „Zawsze mi się przytrafia coś takiego". Jest to wyjaśnienie
o charakterze stałym, bo Sylvia użyła słowa zawsze. Ma ono przy
tym zasięg uniwersalny, ponieważ Sylvia nie mówi o „wgnieceniu
karoserii", lecz o „czymś takim". Nie ogranicza ona zatem swego
niepowodzenia do jakiejś określonej kategorii przypadków ani nie
zakreśla żadnych granic swoich kłopotów. Na koniec personalizuje
wewnętrznie to niepowodzenie, mówiąc: „przytrafia się mnie".
W ten sposób sama kreuje się na ofiarę.
2. „Jestem taka leniwa". W ujęciu Sylvii lenistwo jest stałą
cechą charakteru. (Wystarczy porównać jej wyjaśnienie z takim
choćby tłumaczeniem: „Ogarnęło mnie lenistwo".) Lenistwo prze-
jawia się w różnych sytuacjach, a zatem ma zasięg uniwersalny.
W dodatku Sylvia przypisała je sobie.
3. „Nie chce mi się nieść zakupów sto metrów". Przyczyna
niepowodzenia wewnętrzna, o charakterze stałym (Sylvia nie po-
wiedziała: „Nie chciało mi się", lecz „Nie chce mi się"), ale niezbyt
uniwersalna, gdyż odnosi się tylko do wysiłki fizycznego.
4. „Co za idiotka ze mnie!" Wyjaśnienie o charakterze stałym,
zasięgu uniwersalnym i zinternalizowane.
Nie tylko ty przeanalizowałeś to, co mówiła Sylvia. Zrobiła to
też Marjorie. Słyszała, jak matka wyjaśnia niepowodzenie, poda-
jąc jego cztery, bardzo pesymistycznie ujęte, przyczyny. Słyszała
też, że zdaniem matki niepowodzenia mają charakter stały, doty-

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 195


czą wszystkich dziedzin życia i wynikają z jej winy. W ten sposób
dowiedziała się, na jakich zasadach zorganizowany jest świat.
Marjorie codziennie słyszy, jak matka analizuje różne niepo-
myślne, związane ze sprawami domowymi sytuacje, uważając, że
wynikają one z jej winy, mają stały charakter i uniwersalny za-
sięg. Tak oto dowiaduje się ona od osoby, która ma na nią naj-
większy wpływ, że niepowodzeniom nigdy nie będzie końca, że
będą się one kłaść cieniem na wszystko i że wynikają z winy osoby,
której się zdarzają. Marjorie tworzy sobie wizję świata, w której
niepomyślne wydarzenia mają stałe, uniwersalne i personalne
przyczyny.
Dzieci wyczulone są na sposób, w jaki ich rodzice, szczególnie
matki, mówią o przyczynach niosących ze sobą duży ładunek emo-
cjonalny wydarzeń. Nie jest przypadkiem, że „dlaczego?" jest jed-
nym z pierwszych i najczęściej powtarzanych pytań, które zadają
małe dzieci. Zdobywanie wyjaśnień na temat otaczającego ich
świata, szczególnie świata stosunków społecznych, jest głównym
zadaniem intelektualnym w okresie dorastania. Kiedy rodzice tra-
cą cierpliwość i przestają odpowiadać na to nie kończące się „dla-
czego?", dzieci uzyskują odpowiedzi w inny sposób. Przeważnie
przysłuchują się uważnie, kiedy dorośli spontanicznie wyjaśniają
przyczyny zaistnienia różnych wydarzeń, co — z czego nie wszyscy
zdają sobie sprawę — zdarza się przeciętnie raz na minutę pod-
czas każdej rozmowy. Dzieci nie uronią ani słowa z takiego wy-
jaśniania, szczególnie wtedy, kiedy dzieje się coś niedobrego. Nie
tylko przysłuchują się szczegółom tego, co mówimy, ale zwracają
również baczną uwagę na cechy formalne naszych wyjaśnień, na
to, czy przyczyna, którą podajemy, jest stała, czy chwilowa, czy
ma zasięg uniwersalny, czy ograniczony, czy wypływa z naszej
winy, czy też z winy innej osoby.
Sposób, w jaki matka opowiadała ci o świecie, kiedy byłeś
dzieckiem, miał przemożny wpływ na twój styl wyjaśniania.
Stwierdziliśmy to na podstawie kwestionariuszy stylu wyjaśnia-
nia wypełnionych przez setkę dzieci i ich rodziców. Poziom opty-
mizmu matek i poziom optymizmu ich dzieci był bardzo podobny.
Dotyczyło to zarówno córek, jak i synów. Zaskoczyło nas, że ani

196 Dziedziny życia


styl wyjaśniania dzieci, ani styl wyjaśniania matek w ogóle nie
przypominał stylu wyjaśniania ojców. Świadczy to o tym, że małe
dzieci słuchają tego, co osoba, która głównie się nimi zajmuje
(zazwyczaj matka), mówi o przyczynach wydarzeń, i starają się
przyswoić sobie jej styl wyjaśniania. Jeśli matka jest optymistką,
to wspaniale, ale jeśli jest pesymistką, to może to być prawdziwym
nieszczęściem dla dziecka.
Wyniki tych badań zmuszają do postawienia pytania, czy styl
wyjaśniania jest uwarunkowany genetycznie, czy możemy dzie-
dziczyć go po rodzicach, tak jak zdajemy się dziedziczyć niepoko-
jąco sporą część naszych zdolności umysłowych, poglądów polity-
cznych i religijnych. (Badania przeprowadzone na bliźniętach
jednojajowych wychowywanych oddzielnie wykazały, że w wieku
dorosłym mają one niesamowicie zbieżne poglądy polityczne, wia-
rę w Boga lub jej brak i iloraz inteligencji.) Jednak w przeciwień-
stwie do tych cech psychicznych, obraz stylu wyjaśniania, jaki
wyłonił się z naszych badań nad rodzinami, zdaje się świadczyć,
iż nie jest on dziedziczny. Styl wyjaśniania matek jest podobny
do stylu wyjaśniania synów i córek, styl wyjaśniania ojców nie
przypomina ani stylu wyjaśniania synów, ani stylu wyjaśniania
córek. Rezultaty te nie pasują do żadnego modelu genetycznego.
Oczywiście staramy się teraz odpowiedzieć na pytanie o gene-
tyczne uwarunkowania stylu wyjaśniania bardziej bezpośrednio.
Zmierzymy poziom optymizmu zarówno rodziców biologicznych,
jak i przybranych dzieci, które zostały zaadoptowane w okresie
niemowlęctwa. Jeśli okaże się, że poziom optymizmu dzieci jest
podobny do poziomu optymizmu przybranych rodziców, natomiast
różni się od poziomu optymizmu rodziców naturalnych, to będzie
to potwierdzeniem naszej teorii, że optymizm jest cechą nabytą.
Jeśli natomiast poziom optymizmu dzieci będzie podobny do po-
ziomu optymizmu ich rodziców naturalnych, których dzieci te nig-
dy nie znały, to będzie to dowód na to, iż optymizm może być
przynajmniej częściowo cechą dziedziczną.

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 197


(2) Krytycyzm dorosłych — nauczycieli i rodziców
Co MÓWISZ SWOIM DZIECIOM, kiedy zrobią coś złego? Co mówią im
nauczyciele? Jak już napisałem wyżej, dzieci przywiązują wagę
nie tylko do treści, ale też do formy, nie tylko do tego, co dorośli
im mówią, ale również do tego, w jaki sposób to robią. Odnosi się
to szczególnie do uwag krytycznych. Dzieci wierzą w słuszność
wypowiadanych pod ich adresem uwag krytycznych i na ich pod-
stawie tworzą swój styl wyjaśniania.
Zerknijmy na chwilę do typowej trzeciej klasy szkoły podsta-
wowej, tak jak zrobiła to Carol Dweck, jedna z najlepszych na
świecie specjalistek od rozwoju emocjonalnego dziecka.3 Jej prace
rzuciły światło na formowanie się optymizmu u dzieci. Można
w nich również znaleźć pewne wskazówki dotyczące tego, jakie
zjawiska i procesy zachodzące w okresie dzieciństwa sprawiają,
iż kobiety są bardziej podatne na depresję niż mężczyźni.
Kiedy już klasa przyzwyczai się do waszej obecności i uspokoi
się, pierwszą rzeczą, jaka rzuci się wam w oczy, będzie uderzająca
różnica w zachowaniu chłopców i dziewczynek. Dziewczynki to
w większości radość dla nauczyciela — siedzą cicho, nawet ze
złożonymi rękami i wydają się pilnie słuchać. Kiedy chcą zwrócić
na siebie uwagę, szepczą między sobą i chichoczą, ale zasadniczo
przestrzegają regulaminu. Natomiast chłopcy są prawdziwym
utrapieniem. Wiercą się i kręcą, nawet kiedy starają się siedzieć
spokojnie, a bynajmniej nie za często starają się to robić. Wydają
się w ogóle nie słuchać i nie przestrzegają regulaminu tak sta-
rannie jak dziewczynki. Kiedy chcą zwrócić na siebie uwagę —
a robią to przez większość czasu — to krzyczą i biegają.
Klasa pisze sprawdzian z ułamków. Co nauczyciel mówi dzie-
ciom, które wypadły źle w tym sprawdzianie? Jakie uwagi kryty-
czne słyszą od nauczyciela dziewczynki i chłopcy w trzeciej klasie,
jeśli otrzymali oceny niedostateczne?
Chłopcom nauczyciel zazwyczaj mówi: „Nie uważałeś, kiedy to
przerabialiśmy", „Nie poświęciłeś na to wystarczająco dużo czasu",
„Gadałeś, kiedy wyjaśniałem wam ułamki". Jakiego rodzaju wy-
jaśnieniami są brak uwagi, poświęcenie czemuś za mało czasu

198 Dziedziny życia


i gadanie? Są to wyjaśnienia o zasięgu chwilowym, ponieważ im-
plikują, że uczeń może się poprawić, jeśli więcej popracuje, że jeśli
będzie chciał, to będzie uważał na lekcji i może przestać gadać
z kolegami. Chłopcy słyszą, że przyczyny ich kiepskich rezultatów
w nauce mają chwilowy charakter i ograniczony zasięg.
Natomiast dziewczęta, jak ujawniły badania Dweck, wysłuchu-
ją zarzutów zupełnie innego typu. Ponieważ nie rozmawiają one
w czasie lekcji i sprawiają wrażenie, że pilnie słuchają, nie można
niepowodzeń w nauce zrzucić na karb ich niewłaściwego zacho-
wania. W tej sytuacji nauczycielowi pozostają tylko uwagi w ro-
dzaju: „Nie jesteś dobra w arytmetyce", „Zawsze piszesz niesta-
rannie" czy „Nigdy nie sprawdzisz tego, co napisałaś". Takie
komentarze wykluczają większość przyczyn o charakterze przej-
ściowym, a więc siłą rzeczy dziewczęta zarzucane są uwagami
krytycznymi o trwałym charakterze i uniwersalnym zasięgu. Ja-
kie wnioski wyciągają z tych szkolnych doświadczeń?
Odpowiedź na to pytanie znalazła Carol Dweck, dając uczniom"
czwartych klas zadania niemożliwe do rozwiązania. Interesowało
ją, w jaki sposób wyjaśnią fakt, że nie udało im się ich rozwiązać.
Zadanie polegało na takim przestawieniu liter w zupełnie non-
sensownych kombinacjach — w rodzaju „ZOLT", „IEOF", „MAPĘ"
itp. — by utworzyć z nich sensowne, rzeczywiście istniejące wy-
razy. Oczywiście wysiłki uczniów były daremne, jako że z liter,
z których składały się te zbitki, nie da się ułożyć żadnych słów.
Dzieci starały się jak mogły, ale nim zdołały wyczerpać wszelkie
możliwe kombinacje, padła komenda: „Czas się skończył".
— Dlaczego nie rozwiązałyście tego zadania? — spytała potem
eksperymentatorka.
Dziewczynki odpowiadały na ogół: „Nie jestem dobra w zagad-
kach słownych" albo „Chyba nie jestem zbyt bystra".
Chłopcy natomiast odpowiadali z reguły: „Nie skupiłem się na
tym", „Nie bardzo się starałem" lub „A kto by się przejmował
takimi głupimi zagadkami".
W teście tym dziewczynki szukały przyczyn swych niepowo-
dzeń w zjawiskach trwałych i uniwersalnych, natomiast chłopcy
udzielali o wiele bardziej tchnących nadzieją wyjaśnień — według

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 199


nich przyczyny niepowodzeń miały charakter chwilowy, ograni-
czany zasięg i mogły ulec zmianie. Ukazuje nam to drugie źródło
wpływów na styl wyjaśniania dziecka — uwagi krytyczne wygła-
szane przez dorosłych, kiedy dziecku coś się nie uda. I w tym
przypadku, podobnie jak w przypadku rozmów rodziców, dziecko
słucha uważnie i jeśli uwagi te wskazują na przyczyny stałe i o za-
sięgu ogólnym — na przykład: „Jesteś głupi(a)", „Jesteś do nicze-
go" — to na ich podstawie tworzy sobie obraz własnej osoby. Jeśli
natomiast jako przyczyny niepowodzeń podaje się zjawiska krót-
kotrwałe i o ograniczonym zasięgu — w rodzaju: „Nie bardzo się
starałeś", „To są zagadki dla szóstoklasistów" — to postrzega ono
problemy jako rozwiązywalne i o zasięgu ograniczonym.
(3) Kryzysy życiowe u dzieci
W 1981 ROKU w Heidelbergu słuchałem wykładu wygłoszonego
przez Glena Eldera, światowej sławy socjologa rodziny, dla grupy
naukowców interesujących się dojrzewaniem dzieci w okresach
kryzysowych. Opowiedział nam o fascynującym programie nauko-
wym, nad którym pracował całe życie. Przed kilkudziesięciu laty,
jeszcze przed okresem wielkiego kryzysu, zespół obdarzonych
szczególną wyobraźnią naukowców, jego poprzedników, rozpoczął
badania nad dorastaniem, które kontynuowano przez następne
blisko sześćdziesiąt lat. Przebadano i przetestowano starannie
grupę dzieci z dwóch kalifornijskich miast — Berkeley i Oak-
land — zwracając szczególną uwagę na ich słabe i mocne punkty
fizjologiczne. Osoby te mają teraz po siedemdziesiąt-osiemdziesiąt
lat i nadal współpracują z naukowcami prowadzącymi te przeło-
mowe badania nad rozwojem człowieka w okresie całego życia. Co
więcej, przedmiotem badań stały się ich dzieci, a nawet wnuki.
Glen mówił dalej o tym, kto wyszedł z lat wielkiego kryzysu
bez szwanku, a kto nigdy nie doszedł już do siebie. Powiedział
urzeczonym słuchaczom, że dziewczęta wywodzące się z klasy
średniej, których rodziny straciły cały swój majątek, doszły do
siebie, kiedy wkraczały w wiek średni i potem starzały się, pozo-

200 Dziedziny życia


stając w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, natomiast dziew-
częta z klas niższych, których rodziny doznały w latach trzydzies-
tych podobnych strat, nigdy już nie doszły do siebie. Kiedy były
w średnim wieku, wycofały się z czynnego życia, a ich stan fizy-
czny i psychiczny w późniejszych latach było opłakany.
Potem Glen przedstawił swoją teorię tego stanu rzeczy.
— Uważam, że kobiety, które dobrze znosiły proces starzenia
się — mówił — nauczyły się w dzieciństwie, w okresie wielkiego
kryzysu, że przeciwieństwa można pokonać. W końcu rodziny wię-
kszości z nich odzyskały swój status ekonomiczny pod koniec lat
trzydziestych i na początku lat czterdziestych. Nauczyło to je op-
tymizmu; kryzys ten i wyjście z niego ukształtowały ich styl wy-
jaśniania niepomyślnych wydarzeń, które odtąd postrzegały jako
przejściowe, o ograniczonym zasięgu i przyczynach zewnętrznych.
Oznacza to, że w późnym wieku, kiedy umarły ich przyjaciółki,
każda z nich pomyślała: „Znajdę inną przyjaciółkę". Ten optymi-
styczny punkt widzenia... miał korzystny wpływ na ich zdrowie
i proces starzenia się.
Porównajmy teraz z nimi dziewczęta z klasy niższej. Ogólnie
biorąc, ich rodziny nigdy nie pozbierały się po wielkim kryzysie.
Były biedne przed kryzysem, w czasie kryzysu i po nim. Nauczyły
się pesymizmu. Nauczyły się, że kiedy raz zaczną się kłopoty,
nigdy nie mają końca. Ich styl wyjaśniania tchnął beznadziejno-
ścią. Dużo później, kiedy umarli ich przyjaciele i przyjaciółki, każ-
da z nich pomyślała: „Nigdy już nie zaznam przyjaźni". Pesymizm,
którego nauczyły się w swym ciężkim dzieciństwie, rzutował
później na każdy kolejny przeżywany przez nie kryzys, podkopy-
wał ich zdrowie, niweczył wszelkie osiągnięcia i pogarszał samo-
poczucie.
— Są to jednak czyste spekulacje — zakończył Glen. — Pięć-
dziesiąt lat temu nikomu nie przyszło nawet do głowy, że istnieje
coś takiego, jak styl wyjaśniania, więc oczywiście nie został on
zmierzony u żadnej z badanych osób. Szkoda, że nie mamy wehi-
kułu czasu i nie możemy się przenieść w lata trzydzieste, żeby
móc sprawdzić, czy moja hipoteza jest prawidłowa.
Tej nocy nie mogłem zmrużyć oka. Stale brzmiało mi w głowie
Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 201
zdanie: „Szkoda, że nie mamy wehikułu czasu". O piątej rano
zacząłem walić w drzwi do pokoju Glena.
— Glen, obudź się, musimy porozmawiać. Mam wehikuł czasu!
Glen wylazł z łóżka i poszliśmy na spacer.
— W zeszłym roku — rzekłem — dostałem list od znakomitego
młodego psychologa. Nazywa się Chris Peterson. „Pomocy" — pi-
sał Chris. — „Jestem uwięziony w małym college'u, gdzie uczę
osiem grup na rok. Mam twórcze pomysły, przyjadę". Zapropono-
wałem mu, żeby popracował parę lat ze mną w Pensylwanii i oka-
zało się, że faktycznie ma twórcze pomysły.
Najbardziej twórczy pomysł, na jaki wpadł Chris, dotyczył spo-
sobu określania stylu wyjaśniania osób, które nie chcą lub nie
mogą poddać się testowi za pomocą kwestionariusza, a więc ludzi
takich, jak gwiazdy filmu i sportu oraz prezydenci.4 Chris czytał
niezmordowanie kolumny sportowe w gazetach i za każdym razem
kiedy znalazł jakieś wyjaśnienie piłkarza dotyczące jego zachowa-
nia podczas gry, traktował je tak, jak gdyby było ono jednym
z pytań testu na styl wyjaśniania wypełnionego przez tego piłka-
rza. Jeśli, na przykład, piłkarz stwierdził, że spudłował, bo: „Mia-
łem przeciwny wiatr", Chris oceniał tę wypowiedź według siedmio-
punktowej skali dla wymiarów trwałości, zasięgu i personalizacji.
„Miałem przeciwny wiatr" uzyskiwało tylko 1 punkt na wymiarze
stałości, gdyż nic nie jest bardziej niestałe niż wiatr, około 1 pun-
ktu na wymiarze zasięgu, bo wiatr przeszkadza tylko w strzeleniu
gola, ale nie sprawia, że piłkarz zaczyna mniej kochać życie,
i 1 punkt na wymiarze personalizacji, bo wiatr nie wypływa prze-
cież z winy kopiącego piłkę. A zatem „Miałem przeciwny wiatr"
jest bardzo optymistycznym wyjaśnieniem niepomyślnego wyda-
rzenia.
Następnie Chris „uśredniał" szacunki wszystkich wyjaśnień
przyczynowych tego piłkarza i bez stosowania kwestionariusza
miał gotowy jego styl wyjaśniania. Wykazaliśmy, że taki obraz
odpowiada z grubsza obrazowi, jaki uzyskalibyśmy, gdyby ów pił-
karz wypełnił kwestionariusz. Nazwaliśmy tę metodę „analizą za-
wartości wypowiedzi dosłownych" (ang. CAVE — content analysis
of verbatim expressions).

202 Dziedziny życia


— Glen — ciągnąłem dalej — metoda ta jest wehikułem czasu.
Możemy ją stosować nie tylko do wypowiedzi osób nam współczes-
nych, które nie poddają się testom na styl wyjaśniania, ale także
do wypowiedzi osób, które nie mogą się im poddać, bo nie żyją.
I teraz wyjaśnię ci, dlaczego cię obudziłem. Czy twoi poprzednicy
zachowali te wywiady, które przeprowadzili z dziećmi z Berkeley
i Oakland w latach trzydziestych?
Glen zastanawiał się przez chwilę.
— Magnetofony nie były wtedy jeszcze w powszechnym uży-
ciu — powiedział w końcu — ale przypominam sobie, że sporzą-
dzono, stenogramy z tych rozmów. Mogę to sprawdzić w archiwum,
kiedy wrócę.
— Jeśli będziemy mieli autentyczne wypowiedzi — powiedzia-
łem — to możemy zastosować do ich analizy metodę CAVE. Każde
wyjaśnienie przyczynowe podane przez te dzieci możemy potra-
ktować jako pytanie testu na styl wyjaśniania, a osoby, które nie
będą nic wiedziały o ich pochodzeniu, oszacują według nich poziom
optymizmu tych dzieci. Pod koniec będziemy wiedzieli, jaki był
styl wyjaśniania każdego z tych dzieci przed pięćdziesięciu laty.
Możemy cofnąć się w czasie i sprawdzić twoją hipotezę.
Po powrocie do Berkeley Glen sprawdził archiwa. Okazało się,
że rzeczywiście zawierają one dosłowne wypowiedzi z pierwszych
wywiadów, a także kompletne wywiady przeprowadzane później,
kiedy badane dziewczynki zostały już matkami i babkami. Na
podstawie tych notatek i wywiadów odtworzyliśmy styl wyjaśnia-
nia tych kobiet.
Wyselekcjonowaliśmy z wywiadów wszystkie wyjaśnienia przy-
czynowe i daliśmy je do oszacowania ludziom, którzy nie znali ich
źródła pochodzenia. Wypowiedzi te zostały ocenione według skali
od 0 do 7 punktów dla wymiarów stałości, zasięgu i personalizacji.
Wyniki tych pomiarów potwierdziły w znacznym stopniu domy-
sły Glena. Kobiety z klasy średniej, które dobrze znosiły proces sta-
rzenia się, miały skłonności do optymizmu, natomiast kobiety z kla-
sy niższej, które źle znosiły ten proces, skłonności do pesymizmu.
To pierwsze zastosowanie naszego wehikułu czasu dało troja-
kie rezultaty.

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 203


Po pierwsze, wehikuł czasu okazał się niezmiernie użytecznym
narzędziem. Jeśli tylko dysponowaliśmy dosłownymi wypowie-
dziami, mogliśmy używać tego narzędzia do badania poziomu op-
tymizmu tych osób, które z jakichś względów nie mogły lub nie
chciały wypełnić kwestionariusza. Od tej pory mogliśmy analizo-
wać za pomocą CAVE ogromny materiał — konferencje prasowe,
dzienniki i pamiętniki, zapisy sesji terapeutycznych, listy pisane
z linii frontu do domu, testamenty. Mogliśmy również badać styl
wyjaśniania dzieci, które były zbyt małe na to, by wypełnić kwe-
stionariusz CASQ. Wystarczyło słuchać tego, co mówią, notować
ich wyjaśnienia przyczynowe, a następnie oceniać je tak, jak gdy-
by były pytaniami kwestionariusza. Byliśmy w stanie stwierdzić,
w jakim stopniu byli optymistami od dawna nie żyjący prezydenci
Stanów Zjednoczonych. Mogliśmy sprawdzić, czy na przestrzeni
lat poziom optymizmu w Ameryce zwiększył się, czy zmniejszył
oraz czy pewne kultury i religie są mniej, czy bardziej pesymisty-
czne niż inne.
Po drugie, wehikuł czasu dostarczył nam dodatkowych dowo-
dów na to, że stylu wyjaśniania uczymy się od naszych matek.
W 1970 roku przeprowadzono wywiady z dziećmi z Berkeley
i Oakland, w owym czasie będącymi już babkami, oraz z ich dzieć-
mi, które same były już matkami. Przeanalizowaliśmy te wywiady
za pomocą CAVE i uzyskaliśmy takie same wyniki, jakie ukazy-
wały badania kwestionariuszowe. Były znaczne podobieństwa
między poziomem pesymizmu matek i poziomem pesymizmu có-
rek. Jak stwierdziłem wcześniej, jednym ze sposobów uczenia się
optymizmu jest słuchanie tego, jak nasze matki wyjaśniają różne
sytuacje, w których przychodzi im uczestniczyć na co dzień.
Po trzecie, dzięki wehikułowi czasu zdobyliśmy pierwsze do-
wody na to, że kryzysy, przez które przechodzimy w okresie dzie-
ciństwa, kształtują nasz optymizm. Dziewczynki, które doświad-
czyły kryzysu ekonomicznego, ale jednocześnie widziały, że został
on zażegnany, zaczęły postrzegać niepomyślne wydarzenia jako
chwilowe i zmienne, natomiast te dzieci, które poznały na własnej
skórze nędzę wywołaną wielkim kryzysem i których rodziny dalej
żyły w biedzie, zaczęły traktować niepomyślne wydarzenia jako

204 Dziedziny życia


stałe i niezmienne. A zatem głębokie kryzysy, których doświad-
czamy w dzieciństwie, mogą wytworzyć w naszej psychice pewien
szablon, za pomocą którego, jak za pomocą foremki do ciastek,
produkujemy przez resztę życia identyczne wyjaśnienia nowych
kryzysów.
Oprócz argumentów, które zebraliśmy wspólnie z Glenem El-
derem , są jeszcze inne dowody na poparcie hipotezy, iż dzieci
kształtują swój styl wyjaśniania, wyciągając wnioski z poważnych
kryzysów, przez które przeszły lub z którymi zetknęły się w swoim
życiu. Dowody te zostały pracowicie zebrane przez angielskiego
uczonego, profesora George'a Browna. Kiedy go poznałem, od dzie-
sięciu lat krążył po najuboższych dzielnicach południowego Lon-
dynu, przeprowadzając obszerne wywiady z gospodyniami domo-
wymi. Przeprowadził ponad czterysta takich wywiadów, poszuku-
jąc odpowiedzi na pytanie, co zapobiega powstawaniu depresji.
Szokująca była już sama liczba przypadków głębokiej depresji,
które odkrył w czasie swych badań. Cierpiało na nią ponad 20
procent gospodyń domowych, z czego połowa miała objawy wska-
zujące na psychozę. George uparcie dążył do znalezienia czynnika,
który sprawia, iż w tym trudnym środowisku część kobiet jest
wyraźnie uodporniona na depresję.
Wyodrębnił trzy takie czynniki. Wystarczyła obecność jednego
z nich, aby — nawet w wyjątkowo nie sprzyjającej sytuacji,
w wielkiej biedzie lub po wielkiej stracie — nie pojawiła się de-
presja. Pierwszym z nich była silna więź uczuciowa i dobre sto-
sunki z mężem lub kochankiem. Kobiety, które pozostawały w ta-
kim związku, świetnie broniły się przed popadnięciem w depresję.
Drugim czynnikiem była praca poza domem. Trzecim — mniej niż
trójka dzieci w wieku poniżej czternastu lat.
Brown nie ograniczył się do wyodrębnienia czynników zwię-
kszających odporność na depresję, lecz wykrył ponadto dwa głów-
ne czynniki zwiększające podatność na depresję. Są nimi świeża
utrata bliskiej osoby (śmierć męża, emigracja syna) i — znacznie
ważniejsza — śmierć matki w okresie dzieciństwa, śmierć, która
nastąpiła, zanim dziewczyna stała się nastolatką.6
— Jeśli umiera ci matka, kiedy jesteś młody — wyjaśniał

Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 205


George — to każdą późniejszą utratę bliskiej ci osoby traktujesz
jako tragedię. Kiedy twój syn emigruje do Nowej Zelandii, to nie
mówisz sobie, że pojechał tam, aby zdobyć majątek i wrócić. Tra-
ktujesz go jak umarłego. Każde rozstanie się z bliską osobą na
długi okres jest dla ciebie równoznaczne ze śmiercią tej osoby.
Śmierć matki małej dziewczynki jest dla niej stratą stałą i uni-
wersalną, ponieważ znaczna część z tego, co robi, zależy od matki.
Strata ta jest szczególnie dotkliwa przed okresem pokwitania,
ponieważ potem rówieśnicy zastępują w pewnym stopniu matkę.
Jeśli pierwsza utrata bliskiej osoby kształtuje nasz sposób myśle-
nia o przyczynach podobnych sytuacji w przyszłości, te odkrycia
George'a mają istotne znaczenie. Te nieszczęśliwe dzieci uczą
się — podobnie jak dziewczęta, których dzieciństwo przypadło na
okres wielkiego kryzysu ekonomicznego — że strata jest stała
i ma zasięg uniwersalny. Matka odchodzi, by nigdy już nie po-
wrócić, i całe życie takiej dziewczynki staje się jałowe. Później
wszelkie rozstania interpretuje w taki oto sposób: „Umarł, nigdy
już nie wróci, nie mogę sobie poradzić bez niego".
MAMY ZATEM DOWODY na istnienie trzech źródeł wpływów na styl
wyjaśniania twego dziecka. Pierwszym źródłem jest forma wyjaś-
nień przyczyn niepowodzeń, które stale słyszy z twoich ust —
szczególnie jeśli jesteś matką. Jeśli twoje wyjaśnienia są optymi-
styczne, to wyjaśnienia dziecka również będą takie. Drugim jest
forma uwag krytycznych, których wysłuchuje, kiedy mu się coś
nie powiedzie. Jeśli uwagi te wskazują na przyczyny stałe i o za-
sięgu uniwersalnym, to jego obraz własnej osoby stanie się pesy-
mistyczny. Trzecim jest natura strat i urazów, których doświad-
cza. Jeśli po pewnym czasie wszystko wraca do stanu pierwotnego,
to dziecko wyrabia sobie pogląd, że niepowodzenia można prze-
zwyciężyć, że straty nie są nieodwracalne. Jeśli jednak są one
stałe i mają zasięg uniwersalny, to nasiona bezradności zapadły
głęboko i po pewnym czasie zaczną kiełkować.

Rozdział ósmy
Szkoła
PEWNEGO ZIMNEGO, wietrznego, kwietniowego dnia roku
1970, kiedy byłem świeżo upieczonym profesorem Uniwersytetu
Pensylwańskiego, oczekiwałem w sporej kolejce na zameldowanie
w „Haddon Hali", niegdyś wspaniałym, wówczas już nieco pod-
upadłym hotelu, który czekał na tę doniosłą chwilę, gdy Atlantic
City stanie się wreszcie Las Vegas wschodniego wybrzeża Stanów
Zjednoczonych. Znalazłem się tam z okazji kolejnego, corocznego
zjazdu członków Eastern Psychological Association. Przede mną
stała jakaś kobieta. Kiedy odwróciła głowę, zaparło mi dech ze
zdumienia. Była to moja serdeczna przyjaciółka z czasów dzie-
ciństwa.
— Joan Stern! — zawołałem. — Czy to ty?
— Marty Seligman! Co ty tu robisz?
— Jestem psychologiem — odparłem.
— Ja też!
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Kim bowiem mogliśmy być,
rejestrując się właśnie w tym hotelu akurat w dniu zjazdu? Joan
zrobiła doktorat z psychologii w New School for Social Research,
ja na Uniwersytecie Pensylwańskim i oto oboje, jako profesorowie,
znaleźliśmy się w Atlantic City.
Chodziliśmy razem do przedszkola („Pamiętasz pannę Manvil-
le?") i mieszkaliśmy niedaleko siebie („Czy jest tam jeszcze Stit-
tig?") Kiedy ja poszedłem do renomowanej Albany Academy, ją
wysłano do Saint Agnes, równie znanej szkoły średniej dla dziew-
cząt. Jednak dopiero na studiach życie nabrało dla nas nowych

Szkoła 207
barw — oboje odkryliśmy, że na świecie jest więcej takich ludzi
jak my i że nie wszystkim podoba się Debbie Reynolds i muzyka
Elvisa Presleya oraz że nie wszyscy mają w pogardzie życie umy-
słowe. Gdy spotkaliśmy się w hotelu, Joan była mężatką, nazy-
wała się Joan Girgus.
Spytałem ją, nad czym pracuje.
— Nad dziećmi — odparła. — Nad tym, co postrzegają i myślą,
i nad tym, jak ich percepcja rzeczywistości i sposób myślenia zmie-
nia się, kiedy dorastają.
Opowiedziała mi o fascynujących badaniach nad złudzeniami
wzroku, ja natomiast przedstawiłem jej teorię wyuczonej bezrad-
ności.
— Czy twój ojciec jeszcze żyje? — spytała. — Musiało to być
dla ciebie ciężkie przeżycie — rzekła, kiedy opowiedziałem jej
o jego śmierci. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co wtedy
czułem, ponieważ kiedy miała kilkanaście lat, umarła jej matka.
Podczas kilku dni konferencji spędzaliśmy razem coraz więcej
czasu, starając się połączyć naszą wspólną przeszłość z tym, co
działo się aktualnie. Zanim się rozstaliśmy, przyszło nam do gło-
wy, że pewnego dnia nasze drogi zawodowe — jej badania nad
okresem dzieciństwa i moje badania nad wpływem, jaki ludzie
mają na swoje poczynania — mogą się spotkać.
Joan została później dziekanem Wydziału Nauk Społecznych
w City College w Nowym Jorku, a w parę lat potem dziekanem
takiego samego wydziału na Uniwersytecie Princeton, a ja dalej
zajmowałem się stylem wyjaśniania. Minęło dziesięć lat, zanim
nasze drogi się zeszły. Oboje skupiliśmy się na problemie optymi-
zmu w szkole.
W JAKI SPOSÓB styl wyjaśniania dziecka wpływa na jego zacho-
wanie się w szkole?
Zacznijmy od przypomnienia podstawowej teorii. Kiedy coś się
nam nie powiedzie, jesteśmy, przynajmniej chwilowo, bezradni
i przygnębieni. Nie przystępujemy do nowych działań tak szybko,
jak zrobilibyśmy to w innych okolicznościach, a może się też zda-
208 Dziedziny życia
rzyć, że w ogóle nie będziemy się starali nic robić. Jeśli mimo
wszystko weźmiemy się do czegoś, to długo przy tym nie wytrwa-
my. Jak już wiesz, styl wyjaśniania ma przemożny wpływ na bez-
radność. Optymiści natychmiast wyzwalają się ze stanu chwilowej
bezradności. Po porażce szybko dochodzą do siebie i próbują na
nowo osiągnąć to, czego za pierwszym razem nie udało im się
zdobyć. Niepowodzenie jest dla nich wyzwaniem, drobną przeszko-
dą na drodze do pewnego sukcesu. Traktują je jako chwilowe
i o zasięgu ograniczonym, nie uniwersalnym.
Pesymiści długo nie mogą dojść do siebie po porażce, którą
uważają za spowodowaną przyczynami stałymi, o zasięgu uniwer-
salnym. Przez długi okres są przygnębieni i bezradni. Nawet drob-
ne niepowodzenie jest dla nich porażką. Przegranie jednej bitwy
jest w ich oczach równoważne z klęską na całym froncie. Przez
wiele tygodni, a nawet miesięcy, nie mogą zebrać się na tyle, by
spróbować od nowa, a jeśli już to zrobią, to najdrobniejsze niepo-
wodzenie wywołuje na powrót bezradność.
Teoria wyuczonej bezradności wyraźnie stwierdza, że zarówno
w szkole, jak też — o czym przekonasz się podczas lektury nastę-
pnego rozdziału — na boisku, sukcesy niekoniecznie osiągają oso-
by najbardziej utalentowane. Górą są ci, którzy przy odpowiednim
talencie odznaczają się jednocześnie optymizmem.
Czy prognozy stawiane na podstawie tej teorii sprawdzają się?
Klasa szkolna
NIEDAWNO POZNAŁEM przypadkowo chłopca, którego będę tu na-
zywał Alanem. W wieku dziewięciu lat był klasycznym przykła-
dem dziecka, które niektórzy psychologowie określają mianem ty-
pu omega — nieśmiały, o nieskoordynowanych ruchach, zawsze
najgorszy we wszystkich grach. Był jednakże bardzo bystry, a przy
tym wyjątkowo uzdolniony plastycznie. Nauczyciel plastyki nigdy
jeszcze w swej karierze nie zetknął się z dzieckiem, które by już
w szkole podstawowej tak świetnie rysowało. Kiedy Alan miał

Szkoła 209
dziesięć lat, jego rodzice rozwiedli się. Alan popadł w depresję,
opuścił się w nauce, rzadko się odzywał i zupełnie stracił zain-
teresowanie rysowaniem.
Nauczyciel plastyki nie mógł się z tym pogodzić. Nakłonił chło-
pca do zwierzeń i okazało się, że Alan sądzi, iż jest głupim nie-
dorajdą i... że to on ponosi winę za to, że rodzice się rozwiedli.
Nauczyciel cierpliwie udowadniał mu, że każdy z tych sądów jest
błędny, i po pewnym czasie doprowadził do tego, że Alan zaczął
patrzeć na siebie bardziej realistycznie i widzieć rzeczy takimi,
jakimi były. Zrozumiał, że nie tylko nie jest głupi, ale wyjątkowo
uzdolniony. Dowiedział się, że u niektórych chłopców pełna koor-
dynacja ruchów występuje dość późno i że fakt, iż w pewnych
dziedzinach sportu niezbyt sobie radzi, czyni jego starania tym
bardziej godnymi podziwu. Nauczyciel znał rodziców Alana, mógł
mu więc wykazać, że nie odegrał on absolutnie żadnej roli w ich
separacji.
W rezultacie nauczyciel plastyki pomógł Alanowi zmienić styl
wyjaśniania. Po paru miesiącach chłopiec zaczął zdobywać nagro-
dy za osiągnięcia w nauce, a w dodatku poprawił się w sporcie,
nadrabiając zapałem i pracą brak talentu. Przestał być dzieckiem
typu omega i był na dobrej drodze do tego, by stać się dzieckiem
alfa.
Kiedy twoje dziecko źle sobie radzi w szkole, to nauczyciele,
a nawet ty sam, mogą łatwo dojść do wniosku, że jest ono nie-
zdolne czy wręcz głupie. Tymczasem twoje dziecko może przeży-
wać depresję i to ona właśnie może powstrzymywać je przed pró-
bami osiągnięcia lepszych wyników, przed podjęciem ryzyka,
przed wykazaniem pełni jego możliwości. Co gorsza, jeśli dojdziesz
do wniosku, że przyczyną jego niepowodzeń jest brak zdolności
lub głupota, to twoje dziecko zda sobie sprawę z tego, jaką masz
o nim opinię, i może na jej podstawie stworzyć obraz własnej
osoby. W takim przypadku jego styl wyjaśniania jeszcze się po-
gorszy, a złe wyniki w szkole staną się normą.

210 Dziedziny życia


Sprawdź, czy twoje dziecko nie jest
w depresji
W JAKI SPOSÓB możesz się przekonać, czy twoje dziecko nie jest
w depresji?
W sposób rozstrzygający może to stwierdzić jedynie psycholog
lub psychiatra. Możesz jednak uzyskać przybliżoną odpowiedź na
to pytanie, dając dziecku do rozwiązania poniższy test. Test ten,
będący zmodyfikowaną wersją testu na depresję przedstawionego
w rozdziale czwartym, został opracowany przez Myrnę Weissman,
Helenę Orvaschell i N. Padian w Centrum Badań Epidemiologi-
cznych Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego.1 Nosi on na-
zwę CES-DC (Center for Epidemiological Studies — Depression
Child). Powinieneś przygotować do niego dziecko w taki mniej
więcej sposób:
„Właśnie czytam książkę o tym, jak czują się dzieci, i za-
stanawiam się, jak ty się ostatnio czujesz. Czasami dziecku
trudno jest znaleźć odpowiednie słowa, aby opisać, jak się czu-
je. Tutaj masz podane różne sposoby opisania tego, jak się
czujesz. Po każdym zdaniu następują cztery różne wyjaśnienia.
Przeczytaj uważnie wszystkie zdania i za każdym razem wy-
bierz odpowiedź, która najlepiej pasuje do tego, co czułeś czy
co robiłeś przez ostatni tydzień. Kiedy odpowiesz na jedno py-
tanie, przejdź do następnego. Żadna odpowiedź nie jest zła".
W minionym tygodniu
1. Martwiłem się rzeczami, które normalnie mnie nie martwią, j
Wcale nie Czasami Dosyć często Często
2. Nie chciało mi się jeść; nie miałem apetytu.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często

Szkoła 211
3. Nic mnie nie cieszyło, nawet wtedy gdy rodzina albo przy-
jaciele starali się mnie rozweselić.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często
4. Wydawało mi się, że jestem gorszy niż inne dzieci.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często
5. Czułem, że nie mogę się skupić na tym, co robię.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_
6. Czułem się przybity.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_
7. Czułem się zbyt zmęczony, żeby coś robić.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często^
8. Wydawało mi się, że zdarzy się coś złego.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_
9. Wydawało mi się, że to, co zrobiłem przedtem, jest do ni-
czego.
v Wcale nie Czasami Dosyć często Często
W. Byłem wystraszony.
;'! Wcale nie Czasami Dosyć często Często^
13L Nie spałem tak dobrze, jak zawsze.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często^
12. Czułem się nieszczęśliwy.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często^
13. Byłem bardziej cichy niż normalnie.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_

212 Dziedziny życia


14. Czułem się samotny, jakbym nie miał żadnych przyjaciół.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często
15. Wydawało mi się, że inne dzieci mnie nie lubią albo nie chcą
być ze mną.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często
16. Źle mi się wiodło.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często
17. Chciało mi się płakać.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_
18. Było mi smutno.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_
19. Wydawało mi się, że ludzie mnie nie lubią.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_
20. Ciężko było mi się do czegoś zabrać.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_
Ocena odpowiedzi w tym teście jest prosta. Za „Wcale nie"
przyznaje się 0 punktów, za „czasami" — 1 punkt, za „dosyć czę-
sto" — 2 punkty, za „często" — 3. Aby uzyskać wynik ogólny,
należy, oczywiście, podsumować punkty uzyskane za wszystkie
odpowiedzi. Jeśli dziecko zakreśliło dwa wyjaśnienia którejś sy-
tuacji, w podsumowaniu uwzględnij to, które jest punktowane
wyżej.
A oto interpretacja wyników. Jeśli dziecko uzyskało od 0 do 9
punktów, to prawdopodobnie nie jest w depresji. Jeśli uzyskało
od 10 do 15 punktów, to przeżywa lekką depresję. Jeśli suma
punktów przekracza 15, to wskazuje to na wyraźną depresję: wy-
nik w granicach 16 — 24 punktów oznacza poważną depresję,
natomiast powyżej 24 punktów może wskazywać, że dziecko znaj-

Szkoła 213
duje się w stanie głębokiej depresji. Muszę jednak od razu prze-
strzec, że żaden test tego typu nie może zastąpić profesjonalnej
diagnozy. Powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, że istnieją tu
dwie możliwości popełnienia błędu. Po pierwsze, wiele dzieci ukry-
wa objawy depresji, szczególnie przed rodzicami. A zatem niektóre
dzieci, które uzyskały poniżej 20 punktów, mogą w rzeczywistości
przeżywać depresję. Po drugie, niektóre dzieci, które uzyskały
wysokie wyniki, mogą mieć problemy zupełnie inne niż depresja,
wpływające jednak na rezultaty testu.
Jeśli twoje dziecko uzyskało 10 punktów lub więcej i źle radzi
sobie w szkole, to powodem tego może być depresja, a nie odwrot-
nie. Nasze badania przeprowadzone wśród dzieci klas czwartych
wykazały, że im wyższy wynik uzyskują one w teście na depresję,
tym gorzej radzą sobie z rozwiązywaniem anagramów, tym mniej-
szy mają iloraz inteligencji i tym gorsze oceny w szkole. Dotyczy
to również dzieci, które są bardzo zdolne i bardzo inteligentne.
A zatem jeśli twoje dziecko uzyska w okresie kolejnych dwóch
tygodni ponad 15 punktów, powinieneś poszukać pomocy psycho-
loga. Tak samo powinieneś postąpić, jeśli dziecko uzyskało powy-
żej 9 punktów i mówi o samobójstwie.
Wspólny program badań
longitudinalnych
Uniwersytetu Pensylwańskiego
i Uniwersytetu Princeton
CZY PESYMISTYCZNY styl wyjaśniania u dzieci może być, tak jak
u osób dorosłych, podstawową przyczyną depresji i marnych
osiągnięć? W 1981 roku problem ten wyłonił się z moich badań.
Z miejsca pomyślałem o Joan Girgus. Od czasu spotkania na zjeź-
dzie w Atlantic City byliśmy ze sobą w stałym kontakcie i na
bieżąco informowaliśmy się, nad czym pracujemy. Joan od lat
koncentrowała się na badaniu rozwoju percepcji u dziecka w okre-

214 Dziedziny życia


sie dorastania. Wiedziałem też, że kiedy pracowała w City College
w Nowym Jorku, bardzo interesowała się przyczynami marnych
osiągnięć studentów. Uważałem, że byłaby idealną współpra-
cowniczką.
— Sprowadza się to do tego — powiedziałem, kiedy się spot-
kaliśmy — iż uważam, że większość niepowodzeń w szkole nie
jest wynikiem braku zdolności. Zebrane przez nas ostatnio dane
wykazują, że jeśli uczeń znajduje się w depresji, to jego oceny
spadają na łeb na szyję.
Potem podałem jej trochę szczegółów i opowiedziałem o najno-
wszych rezultatach badań Carol Dweck, które jednoznacznie
wskazywały na to, że przyczyną niepowodzeń w nauce jest pesy-
mistyczny styl wyjaśniania.2
— Coś słyszałam o ostatnich badaniach Carol — odparła. —
Podzieliła uczniów szkoły podstawowej, w zależności od ich stylu
wyjaśniania, na dwie grupy: „bezradnych" i „ukierunkowanych na
mistrzostwo". Potem zainscenizowała serię niepowodzeń, dając im
do rozwiązania nierozwiązywalne zadania, po której nastąpiła se-
ria sukcesów, w postaci zadań rozwiązywalnych.
— Ale przed tym eksperymentem z serią niepowodzeń — rze-
kłem — między grupami nie było absolutnie żadnej różnicy. Kiedy
jednak dzieci zaczęły odnosić niepowodzenia, pojawiła się między
nimi zdumiewająca różnica. Strategia rozwiązywania problemów
u dzieci bezradnych spadła do poziomu pierwszej klasy. Wszystkie
zaczęły wykazywać niechęć do zadań i mówić o tym, jak dobre są
w grze w baseballa, czy jak świetnie grają w teatrzyku szkolnym.
Natomiast u dzieci „ukierunkowanych na mistrzostwo" strategia
rozwiązywania problemów utrzymuje się, mimo niepowodzeń, na
poziomie klasy czwartej. Choć wiedziały, że robią błędy i że im
nie wychodzi, nie dawały za wygraną. Jedno z tych dzieci podwi-
nęło rękawy i powiedziało: „Lubię wyzwanie". Wszystkie dzieci
z tej grupy wyrażały wiarę, że wkrótce wpadną na właściwe roz-
wiązanie i nie ustawały w próbach znalezienia go.
— Co więcej — ciągnąłem dalej — okazało się na koniec, kiedy
wszystkie dzieci dostały proste zadania i rozwiązały je, że dzieci
bezradne nie doceniają swoich osiągnięć. Uważały, że w przyszłości

Szkoła 215
rozwiążą zaledwie pięćdziesiąt procent zadań tego typu, które właś-
nie doskonale rozwiązały. Dzieci „ukierunkowane na mistrzostwo"
twierdziły, że rozwiążą dziewięćdziesiąt procent takich zadań.
— Wydaje mi się — zakończyłem — że głównym problemem
leżącym u podłoża depresji i kiepskich osiągnięć w nauce wielu
dzieci jest pesymizm. Kiedy dziecko uważa, że nie może nic zrobić,
przestaje próbować i uzyskuje coraz gorsze stopnie. Chciałbym,
żebyś zgodziła się zbadać ze mną ten problem.
Joan nie od razu wyraziła zgodę. Wypytywała mnie o szczegóły,
a potem przez chwilę zastanawiała się. W końcu powiedziała:
— Jestem już od dawna przekonana, że kluczem do sukcesu
na uniwersytecie jest optymizm i umiejętność dochodzenia do sie-
bie po niepowodzeniach. Podejrzewam jednak, że źródeł optymi-
zmu nie można szukać w tym okresie życia, kiedy się studiuje,
ani nawet nie w okresie szkoły średniej. Sposób postrzegania
świata krystalizuje się w szkole podstawowej, przed okresem doj-
rzewania, a nie potem. Myślałam już o tym, żeby zająć się bada-
niami nad czymś, co łączy się bardziej bezpośrednio ze zjawiska-
mi, z którymi stykałam się, będąc dziekanem. Wydaje się, że
badania nad depresją, postępami w nauce i stylem wyjaśniania
u dzieci to właściwy kierunek.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności akurat wtedy znalazła się
na Uniwersytecie Pensylwańskim Susan Nolen-Hoeksema, która
chciała tam robić pracę magisterską. Ona właśnie stała się kata-
lizatorem, dzięki któremu mój projekt mógł dojść do skutku. Susan
była cichą, ale stanowczo prącą do celu dziewczyną. Miała wtedy
dwadzieścia jeden lat. Jej opiekun z Uniwersytetu Yale napisał
mi, że jest najzdolniejszą studentką, z jaką zetknął się od dziesięciu
lat, i zazdrości mi, że zdecydowała się zająć badaniami nad bez-
radnością u dzieci. Przestrzegł mnie także, żebym nie dał się zwieść
pozorom i nie uważał, że jej spokojne i ciche zachowanie jest oz-
naką nieśmiałości albo świadectwem przeciętnych zdolności.
Kiedy opisałem Susan swoją rozmowę z Joan, jej reakcja była
n atychmiasto wa.
— To jest właśnie to, czemu chciałabym się poświęcić — po-
wiedziała.

216 Dziedziny życia


Potem nastąpiły dwa lata błagania najpierw kuratorów, potem
dyrektorów, potem nauczycieli szkół koło Princeton i rodziców
uczących się w nich dzieci, a na koniec Narodowego Instytutu
Zdrowia Psychicznego, by pozwolili nam przeprowadzić zakrojone
na dużą skalę badania, mające odpowiedzieć na pytanie, kto ulega
depresji i kto źle sobie radzi z nauką w szkole podstawowej. Chcie-
liśmy znaleźć źródło depresji, która nęka tyle dzieci i ma tak
rujnujący wpływ na ich postępy w nauce. Wreszcie jesienią 1985
roku nasz wspólny projekt badań ruszył z miejsca.3 Objęliśmy
badaniami czterystu uczniów klasy czwartej, ich rodziców i na-
uczycieli. Badania te miały trwać aż do czasu ukończenia przez
dzieci siódmej klasy, to jest pięć lat.
Postawiliśmy hipotezę, że depresję i złe wyniki w nauce u dzie-
ci powodują głównie dwa czynniki ryzyka:
• Pesymistyczny styl wyjaśniania. Dzieci, które postrzegają
niepomyślne wydarzenia jako stałe, o zasięgu uniwersalnym
i przyczynach osobistych, z czasem wpadną w depresję i bę-
dą sobie źle dawały radę w szkole.
• Niepomyślne wydarzenia. Dzieci, które zetknęły się z naj-
gorszymi dla nich wydarzeniami — rozwodem rodziców,
śmiercią lub utratą pracy przez któreś z rodziców — będą
najbardziej narażone na ryzyko popadnięcia w depresję.
Dane za pierwsze cztery lata tego pięcioletniego programu ba-
dań są już przeanalizowane. Wykazały one, co nie było dla nas
zaskoczeniem, że im większy czynnik ryzyka, tym wcześniej wy-
stępuje u dziecka depresja. Dzieci, które raz uległy depresji, mają
skłonność do ulegania jej później, natomiast dzieci, u których nie
stwierdzono depresji w trzeciej klasie, nie wykazują skłonności do
ulegania jej również w klasach czwartej i piątej. Nie musieliśmy
wydawać pół miliona dolarów na badania, aby to stwierdzić. Udo-
wodniliśmy jednak ponad wszelką wątpliwość, że zarówno styl
wyjaśniania, jak i niepomyślne wydarzenia, których doświadcza
dziecko, są czynnikami poważnie zwiększającymi ryzyko popad-
nięcia w depresję.
Szkoła 217
Czynnik pierwszy — styl wyjaśniania
DZIECI O PESYMISTYCZNYM stylu wyjaśniania znajdują się w zna-
cznie gorszej sytuacji niż inne dzieci. Jeśli twoje dziecko na po-
czątku trzeciej klasy uzyskało w teście CASQ wynik wskazujący
na pesymizm, to jest ono poważnie narażone na ryzyko popadnię-
cia w depresję. Podzieliliśmy dzieci na te, które w miarę upływu
czasu uzyskują coraz bardziej pesymistyczne wyniki w teście, oraz
na te, u których z biegiem czasu depresja zmniejsza się. Chara-
kterystyczny dla każdej z tych grup, a będący kryterium podziału,
styl wyjaśniania wykazuje następujące tendencje:
• Jeśli dziecko, rozpoczynając trzecią klasę, ma pesymistyczny
styl wyjaśniania, ale nie jest w depresji, to po pewnym czasie
jednak w nią wpada.
• Jeśli dziecko na początku trzeciej klasy ma pesymistyczny
styl wyjaśniania, a przy tym znajduje się w depresji, to po-
zostaje w tym stanie.
• Jeśli dziecko ma optymistyczny styl wyjaśniania, a jest
w depresji, to jego stan z czasem ulega poprawie.
• Jeśli dziecko ma optymistyczny styl wyjaśniania i nie jest
w depresji, to nie popadnie w nią.
Co jest pierwsze — pesymizm czy depresja? Co jest przyczyną,
a co skutkiem? Otóż okazało się, że pesymizm może wywołać de-
presję, ale też, że depresja może sprawić, iż dziecko będzie pa-
trzyło na świat pesymistycznie. Jeśli w trzeciej klasie dziecko
przeżywa depresję, to w czwartej będzie większym pesymistą, i —
na odwrót — jeśli w trzeciej klasie jest pesymistą, to w czwartej
będzie bardziej podatne na depresję. Jest to błędne koło.
W takie błędne koło uwikłana została jedna z dziewczynek,
które badaliśmy, Cindy.* W połowie trzeciej klasy rodzice powie-
* Czytelnikowi należy się wyjaśnienie, że w celu zachowania anonimowości
zarówno dzieci biorących udział w naszym eksperymencie, jak i ich rodziców, stwo-
rzyłem pewne syntetyczne postaci, o których piszę tu w charakterze przykładów.

218 Dziedziny życia


dzieli jej, że się rozwodzą, po czym ojciec wyprowadził się z domu.
Wyniki testu wskazywały, że Cindy jest tylko nieznacznie większą
pesymistką niż poprzednio, ale jej zachowanie bardzo się zmieniło.
Stała się apatyczna i skora do płaczu. Wynik testu na depresję
osiągnął gigantyczny poziom. Opuściła się w nauce i — jak to
często czynią dzieci depresyjne — zerwała stosunki z koleżanka-
mi. Potem zaczęła o sobie myśleć, że jest głupia i że nikt jej nie
kocha, co spowodowało, że jej styl wyjaśniania stał się bardziej
pesymistyczny. To z kolei wpłynęło na to, że trudniej jej było
pogodzić się z porażkami. Nawet drobne niepowodzenia wywoły-
wały u niej reakcje w rodzaju: „Nikt mnie nie lubi" albo: „Jestem
do niczego", przez co jej depresja jeszcze się pogłębiała.
Rozpoznanie momentu, w którym dziecko wpada w to błędne
koło i rozerwanie tego koła jest jedną z najważniejszych rzeczy,
jakich muszą się nauczyć rodzice. W jaki sposób to robić, dowiesz
się z rozdziału trzynastego.
Czynnik drugi — niepomyślne wydarzenia
IM WIĘCEJ NIESZCZĘŚĆ spada na dziecko, tym bardziej pogłębia się
jego depresja. Dzieci, które mają nastawienie optymistyczne, le-
piej znoszą wydarzenia niepomyślne niż dzieci o nastawieniu
pesymistycznym. Dzieci lubiane trudniej się im poddają niż dzieci
nie lubiane. Nie znaczy to jednak, by takie wydarzenia nie wy-
wierały na niektóre dzieci przygnębiającego wpływu. Przeciwnie,
wpływają one mniej lub bardziej przygnębiająco na wszystkie
dzieci.
A oto kilka rodzajów wydarzeń, na które trzeba zwracać baczną
uwagę. Jeśli któreś z nich nastąpi, to twoje dziecko będzie być mo-
że potrzebowało twojej pomocy i pociechy, i to przez dłuższy czas.
Taka sytuacja jest jednak dobrą okazją, aby zastosować w pra-
ktyce techniki, których nauczysz się z rozdziału trzynastego.
• Brat lub siostra wyjeżdża z domu na studia lub do pracy
w innej miejscowości.

Szkoła 219
Zdycha ulubione zwierzątko. Dorosłym może wydawać się to
błahą sprawą, ale zdarzenie to ma katastrofalny wpływ na
psychikę dziecka.
Umiera dziadek lub babcia, z którymi dziecko łączyły zażyłe
stosunki.
Dziecko przenosi się do nowej szkoły. Utrata przyjaciół i ko-
legów może być bardzo przygnębiająca.
Kłócisz się z żoną/mężem.
Rozwodzisz się z żoną/mężem. Obok stałych kłótni rodziców
jest to problemem numer jeden.
Rozwód i kłótnie między rodzicami
ROZWODY I POWAŻNE AWANTURY między rodzicami zdarzają się
coraz częściej i są najpowszechniejszymi czynnikami wpływający-
mi przygnębiająco na dzieci, dlatego też w naszym programie ba-
dań Pensylwania — Princeton skupiliśmy się na dzieciach, które
przeżyły bądź przeżywały takie sytuacje.4
W momencie rozpoczęcia badań sześćdziesięcioro dzieci — czyli
mniej więcej 15 procent badanych — powiedziało nam, że ich
rodzice są rozwiedzeni albo żyją w separacji. Przez ostatnie trzy
lata bacznie obserwowaliśmy te dzieci i porównywaliśmy je z re-
sztą badanych. Rezultaty tych badań mają istotne znaczenie dla
naszego społeczeństwa w ogóle i dla rozwiedzionych rodziców
w szczególności. Pokazują one również, w jaki sposób powinieneś
odnieść się do swego dziecka, jeśli i tobie przydarzy się rozwód.
Przede wszystkim — i to jest najważniejsze — dzieci rozwie-
dzionych rodziców, ogólnie biorąc, radzą sobie źle w życiu. Dzieci
te poddawaliśmy dwa razy w roku testom i za każdym razem
okazywało się, że są one o wiele bardziej przygnębione i częściej
wpadają w depresję niż dzieci z rodzin nie rozbitych. Mieliśmy
nadzieję, że różnica ta z czasem zmniejszy się, ale tak się, nieste-
ty, nie stało. Po trzech latach dzieci osób rozwiedzionych nadal
o wiele bardziej cierpią na depresję niż inne dzieci. Odnosi się to

220 Dziedziny życia


do wszystkich objawów depresji — dzieci te są smutniejsze i mniej
udzielają się w szkole niż ich rówieśnicy z pełnych rodzin, mają
mniej zapału, niższą samoocenę, częściej uskarżają się na dolegli-
wości fizyczne i częściej się martwią.
Trzeba tu wyraźnie podkreślić, że są to wyniki uśrednione.
Niektóre z tych dzieci nie uległy depresji, a inne z czasem się
z niej wyzwoliły. Rozwód rodziców nie skazuje nieuchronnie dzie-
cka na lata depresji, sprawia jedynie, że jej wystąpienie staje się
dużo bardziej prawdopodobne.
Po drugie, dzieciom z rozwiedzionych rodzin zdarza się o wiele
więcej niepomyślnych sytuacji niż dzieciom z rodzin pełnych. To
właśnie te ciągłe niepowodzenia mogą być powodem tego, iż u tych
dzieci depresja zdarza się tak często i utrzymuje tak długo. Te
niepomyślne wydarzenia można podzielić na trzy grupy. Do pier-
wszej grupy należą wydarzenia, które są skutkiem samego roz-
wodu lub których do zaistnienia przyczynia się depresja wywołana
rozwodem rodziców. A oto niepomyślne wydarzenia, które przy-
trafiają się częściej dzieciom z rozbitych rodzin:
• Matka rozpoczyna nową pracę.
• Koledzy z klasy odnoszą się mniej przyjaźnie.
• Jedno z rodziców ponownie wstępuje w związek małżeński.
• Jedno z rodziców zmienia wyznanie.
• Jedno z rodziców trafia do szpitala.
• Dziecko zostaje w klasie na drugi rok.
Dzieci z rozwiedzionych małżeństw częściej też stykają się
z przypadkami, które mogły właśnie doprowadzić do rozwodu.
I tak:
• Rodzice częściej się kłócą.
• Ojciec częściej wyjeżdża w delegacje.
• Któreś z rodziców traci pracę.
Jak dotąd, w wynikach tych nie ma nic zaskakującego. Zdu-
miała nas jednak ostatnia kategoria wydarzeń, z powodu których

Szkoła 221
dzieci z rozbitych małżeństw cierpią bardziej niż ich rówieśnicy.
Dotąd nie wiemy, co począć z tymi wynikami i jak ustosunkować
się do tych zastanawiających faktów, ale uważamy, że powinieneś
o nich wiedzieć. Otóż:
• Dzieci z rozbitych małżeństw trzy i pół raza częściej niż
dzieci z rodzin pełnych stykają się z tym, że ich brat lub
siostra trafia do szpitala.
• Prawdopodobieństwo, że takie dziecko samo znajdzie się
w szpitalu jest również trzy i pół raza większe.
• Prawdopodobieństwo, że przyjaciel/przyjaciółka takiego
dziecka umrze, jest dwukrotnie większe niż w przypadku
dzieci z pełnych rodzin.
• Prawdopodobieństwo, że umrze dziadek lub babka takiego
dziecka jest również dwukrotnie większe.
Niektóre z tych wydarzeń mogą być przyczynami lub skutkami
rozwodu. Jednak rozwiedzione rodziny zdają się — oprócz tego —
trapić dwa rodzaje nieszczęść, z których żadne nie wydaje się mieć
nic wspólnego z rozwodem, ani jako jego przyczyna, ani jako sku-
tek. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób śmierć przyjacie-
la/przyjaciółki czy zgon dziadka lub babki może stać się nastę-
pstwem rozwodu lub przyczynić się do niego. Mimo to statystyka
pokazuje właśnie taki obraz, jak przedstawiłem wyżej.
To wszystko stwarza wyjątkowo nieprzyjemne perspektywy dla
dziecka rozwiedzionych rodziców. Utarło się powiedzenie, że dla
dzieci lepiej jest, by rodzice, którzy są ze sobą nieszczęśliwi, roz-
wiedli się, niż żeby żyli razem, nienawidząc się wzajemnie. Jednak
z naszych badań wyłania się bardzo smutny wizerunek takich
dzieci — czekają je długie okresy ciężkiej depresji, są one o wiele
bardziej niż ich rówieśnicy narażenie na ryzyko zetknięcia się
z niepomyślnymi wydarzeniami i — co najdziwniejsze — z innymi
zupełnie, jak się wydaje, z rozwodem nie związanymi nieszczę-
ściami. Byłbym nie w porządku wobec samego siebie, gdybym nie
poradził ci, byś poważnie zastanowił się nad tymi danymi, jeśli
myślisz o rozwodzie.

222 Dziedziny życia

Ale być może problemem nie jest sam rozwód, być może u pod-
staw kłopotów dzieci leżą awantury i kłótnie rodziców. Przez trzy
lata śledziliśmy równie uważnie losy siedemdziesięciorga pięcio-
rga dzieci, których rodzice nie byli rozwiedzeni, ale — jak powie-
działy nam dzieci — ustawicznie kłócili się ze sobą. Dzieci z takich
rodzin przedstawiają równie smutny obraz, jak dzieci z rozwie-
dzionych małżeństw, i są niezwykle podatne na depresję, która
nie opuszcza ich jeszcze długo po zakończeniu przez rodziców kłót-
ni, i są bardziej narażone na niepomyślne wydarzenia niż dzieci
z małżeństw nie rozwiedzionych, w których nie dochodzi do kłótni
między rodzicami.
Możliwe są dwa różne wyjaśnienia faktu, iż dziecko przez tak
długi czas przeżywa kłótnie rodziców. Według pierwszego z nich
rodzice, którzy czują się we wzajemnym pożyciu ze sobą nieszczę-
śliwi, kłócą się, a potem rozchodzą, przy czym owe kłótnie i póź-
niejsza separacja lub rozwód bezpośrednio zaburzają psychikę
dziecka, powodując długotrwałą depresję. Drugie wyjaśnienie od-
wołuje się do wiedzy potocznej — rodzice, którzy kłócą się i roz-
chodzą, są nieszczęśliwi we wspólnym związku. Kłótnie i separa-
cja rodziców mają niewielki wpływ bezpośredni na dziecko, ale
zdaje sobie ono sprawę, że rodzice są nieszczęśliwi, i świadomość
tego tak martwi i niepokoi dziecko, że w efekcie wywołuje u niego
długotrwałą depresję. Nasze dane nie pozwalają nam opowiedzieć
się za żadną z tych teorii.
Jakie znaczenie może to mieć dla ciebie?
Życie wielu małżeństw jest bardzo burzliwe, pełne sporów
i konfliktów. Mniej dramatyczna, ale znacznie powszechniejsza
jest inna sytuacja — po latach małżeństwa wiele osób nie darzy
już swych partnerów wielkim uczuciem. Stwarza to podatny grunt
dla kłótni. Jednak często zdarza się, że jednocześnie obojgu mał-
żonkom bardzo zależy na dobru dziecka.
Wydaje się, że jest faktem bezspornym — przynajmniej w uję-
ciu statystycznym — iż separacja lub kłótnie jako reakcja na nie-
udane małżeństwo mogą w trwały sposób uszkodzić psychikę dzie-
cka. Jeśliby okazało się, że to raczej brak szczęścia rodziców niż
ich kłótnie są temu winne, to doradzałbym w takiej sytuacji po-

Szkoła 223
ważną rozmowę z małżonkiem lub małżonką i położenie kresu
nieudanemu małżeństwu.
Jeśli jednak okaże się, że to kłótnie i decyzja wzięcia rozwodu
są przyczynami depresji dziecka, to radzę zrobić coś zupełnie in-
nego, jeśli — oczywiście — bardziej ważny jest dla ciebie interes
dziecka niż twoje własne zadowolenie. Czy zdecydujesz się zre-
zygnować z rozwodu? I jeszcze trudniejsza decyzja — czy po-
wstrzymasz się od nieustannych kłótni?
Nie jestem tak naiwny, aby namawiać do tego, by nigdy nie
wdawać się w kłótnie i sprzeczki.5 Kłótnie czasami pomagają —
nabrzmiały problem ulega rozwiązaniu i sytuacja poprawia się.
Jednak wiele kłótni małżeńskich do niczego nie prowadzi. Nie
mogę ci, niestety, doradzić, w jaki sposób kłócić się produktywnie,
by wynikało z tego coś pożytecznego, gdyż nie mam odpowiedniej
ku temu wiedzy. Jedyny znany mi fragment rzetelnej wiedzy na-
ukowej na temat kłótni dotyczy sposobu ich rozwiązywania. Dzie-
ci, które oglądają na filmach kłótnie osób dorosłych, są o wiele
mniej zdenerwowane, jeśli kłótnia ma jasne zakończenie. Płynie
stąd wniosek, że kiedy się kłócisz, powinieneś odstąpić od swoich
zwyczajów i zakończyć kłótnię jednoznacznie, i to w obecności
dziecka.
Poza tym uważam, iż jest bardzo ważne, byś w momencie kiedy
decydujesz się na kłótnię czy awanturę, zdawał sobie sprawę z te-
go, że ta kłótnia czy awantura może zaszkodzić twemu dziecku.6
Być może uważasz, że masz święte prawo do walki o swoje, a za-
tem do kłótni. W końcu żyjemy w epoce, w której wielu ludzi
uważa, że otwarte demonstrowanie swej złości i niechęci jest słu-
szne i zdrowe. Stanowisko to wywodzi się wprost z poglądów Freu-
da, który twierdził, że duszenie w sobie gniewu i złości ma ujemne
skutki dla zdrowia. Ale co zdarzy się, jeśli zamiast zareagować
gwałtownie, nadstawisz drugi policzek? Z jednej strony stłumiony
gniew spowoduje przynajmniej chwilowy wzrost ciśnienia krwi
i przez to może — na dłuższą metę — przyczynić się do powstania
zaburzeń psychosomatycznych. Z drugiej wszakże strony wybuch
złości często powoduje, że krucha równowaga między małżonkami
załamuje się. Wybuch gniewu powoduje identyczną reakcję u dru-
I

224 Dziedziny życia

giej strony, złość wyzwala się spod kontroli i zaczyna żyć swoim
własnym życiem. Małżonkowie, chcąc zachować równowagę, za-
czynają obwiniać się wzajemnie i ich wspólne życie staje się nie
kończącym się pasmem udręk.
Jednak te skutki powstrzymania się od kłótni mają wpływ tylko
na ciebie i na twoją żonę/twojego męża. Jeśli chodzi o dzieci, to
niewiele da się powiedzieć w obronie kłótni. Dlatego zdecydowałem
się wystąpić przeciwko powszechnie panującej opinii i radzę, żebyś
— jeśli zależy ci na dobru twoich dzieci — pomyślał dwa razy,
zanim rozpoczniesz kłótnię. Prawo do gniewu, złości i awantur nie
figuruje w rejestrze praw człowieka. Zastanów się, czy nie warto
zdusić złość, odłożyć na bok urażone ambicje i pretensje, że mał-
żonek/małżonka nie traktuje cię tak, jak na to zasługujesz. Nie
prowokuj drugiej strony i nie odpowiadaj na zaczepki. Do tego,
żeby wywołać kłótnię, potrzeba woli obu stron. Od tego, jaką wy-
bierzesz postawę, może zależeć dobro twojego dziecka.
Nasze badania wykazują, że najczęściej wydarzenia łączą się
w taki oto łańcuch. Kłótnie rodziców albo ich separacja w znacz-
nym stopniu zwiększają depresję dziecka. Z kolei depresja spra-
wia, iż dziecko zaczyna mieć coraz więcej kłopotów w szkole i że
jego styl wyjaśniania staje się bardziej pesymistyczny. Problemy
w szkole w połączeniu z pogłębionym pesymizmem przyczyniają
się do utrwalenia depresji i w ten sposób zaczyna się błędne koło.
Od tej pory dziecko żyje w stałej depresji.
Eskalacja kłótni i awantur między rodzicami czy też ich decy-
zja o separacji wyznacza dokładnie punkt, w którym dziecko po-
trzebuje pomocy, aby nie wpaść w depresję i pesymizm i nie opu-
ścić się w nauce. To jest właśnie moment, w którym potrzebuje
ono szczególnej pomocy twojej i nauczycieli. Spróbuj wtedy zbliżyć
się do dziecka, nawiązać z nim lepszy kontakt. Zainteresowanie
ze strony jednego z rodziców i miłość, jaką się je otacza, może
zneutralizować ujemne skutki awantur domowych. Jest to rów-
nież czas, kiedy warto zasięgnąć porady specjalisty. Odpowiednia
terapia może nauczyć ciebie i twojego małżonka/twoją małżonkę,
co należy robić, aby kłócić się mniej i w sposób bardziej produ-
ktywny, by kłótnie nie zaostrzały problemów, lecz prowadziły do

Szkoła 225
ich złagodzenia. Natomiast odpowiednia terapia w tym stadium
twojego małżeństwa może zaoszczędzić dziecku długotrwałej i kła-
dącej się cieniem na całe jego życie depresji.
Chłopcy a dziewczynki
FATALNE, DŁUGOTRWAŁE SKUTKI ROZWODU i kłótni rodziców nie
były jedynymi wynikami badań, .które nas zaskoczyły. Bardzo
interesowały nas różnice w podatności na pesymizm i depresję
między obu płciami. Właściwie spodziewaliśmy się, że zebrane
dane potwierdzą nasze przypuszczenia co do tego, która płeć czę-
ściej ulega pesymizmowi i depresji, ale kiedy je przeanalizowali-
śmy, wyłonił się z nich obraz zupełnie przeciwny.
Jak pisałem w rozdziałach czwartym i piątym, kobiety — ogól-
nie biorąc — częściej ulegają depresji niż mężczyźni.7 Bez względu
na to, czy zjawisko to ocenia się na podstawie statystyk lekar-
skich, wywiadów ankietowych czy liczby objawów, okazuje się, że
kobiety cierpią na depresję dwa razy częściej niż mężczyźni. Przy-
puszczaliśmy, że dziewczęta częściej ulegają depresji niż chłopcy
i mają bardziej od nich pesymistyczny styl wyjaśniania.
Otóż nic podobnego. W każdym momencie badań okazywało
się, że chłopcy cierpią na depresję częściej niż dziewczęta. U prze-
ciętnego chłopca występuje o wiele więcej objawów depresji
i o wiele częściej popada on w głęboką depresję niż przeciętna
dziewczynka. Stwierdziliśmy, że 35 procent chłopców z klas trze-
ciej i czwartej przynajmniej raz w czasie nauki w tych klasach
znalazło się w głębokiej depresji. Tymczasem tę samą postać de-
presji przechodziło tylko 21 procent dziewcząt. Różnice ogranicza-
ją się do dwóch zespołów objawów — u chłopców występuje więcej
zaburzeń zachowania (np. „Cały czas wpadam w kłopoty") i wię-
ksza anhedonia (brak uciech i niezadowolenie, mało przyjaciół,
wycofanie się z kontaktów towarzyskich). Jeśli natomiast chodzi
o smutek, niską samoocenę i dolegliwości fizyczne, to chłopcy nie
wykazują tych objawów w stopniu większym niż dziewczynki.

226 Dziedziny życia


Podobnie wyglądają różnice w stylu wyjaśniania. Ku naszemu
zaskoczeniu, we wszystkich pomiarach dziewczynki okazały się ]
nastawione bardziej optymistycznie niż chłopcy. Są bardziej opty- i
mistyczne, jeśli chodzi o wydarzenia pomyślne i mniej pesymisty-1
czne, jeśli chodzi o wydarzenia niepomyślne.
Tak więc wspólne badania długookresowe Uniwersytetu Pen-
sylwańskiego i Uniwersytetu Princeton dostarczyły jeszcze jednej
niespodzianki. Chłopcy są większymi pesymistami i częściej ule-
gają depresji niż dziewczęta, a poza tym są mniej odporni na niepo-
myślne wydarzenia, w tym na rozwód rodziców. Oznacza to, że bez
względu na to, co sprawia, iż kobiety są dwa razy bardziej podatne
na depresję, jej źródeł nie należy szukać w okresie dzieciństwa.
W okresie pokwitania lub krótko potem musi zdarzać się coś, co
wywołuje zmiany zarówno w psychice dziewcząt, jak i chłopców,
ale znacznie silniej oddziałuje na dziewczęta. Możemy się tylko
domyślać, co to jest. Dzieci, które są przedmiotem naszych badań,
dopiero zbliżają się do okresu pokwitania, a więc dopiero ostatni
rok realizacji naszego programu może przynieść odpowiedź na py-
tanie, jaki czynnik występujący w czasie dojrzewania płciowego
sprawia, iż ciężar depresji przenosi się z chłopców na dziewczęta.
Uczelnia
PEWNEGO WIOSENNEGO DNIA 1983 roku słuchałem, jak Willis Stet-
son, dyrektor działu rekrutacji studentów Uniwersytetu Pensyl-
wańskiego, skarży się na problemy, jakie ma jego dział, a prawdę
mówiąc — utyskiwał na błędy, które stale popełniali jego pracow-
nicy podczas naboru nowych studentów. Przyszedłem na tę roz-
mowę, ponieważ byłem zwierzchnikiem jednego z kolegiów tego
uniwersytetu i z bliska widziałem, jak marne są wyniki selekcji
kandydatów na studia. Zaproponowałem działowi rekrutacji, aby
skorzystał z mego testu i sprawdził, czy na jego podstawie nie
można przewidzieć postępów przyszłych studentów lepiej niż za
pomocą metod tradycyjnych.

Szkoła 227
— W końcu — rzekł Stetson — jest to tylko czysto statysty-
czne prawdopodobieństwo. Musimy godzić się z pewną liczbą po-
myłek.
Spytałem go, w jaki sposób przebiega rekrutacja.
— Bierzemy pod uwagę trzy ważne czynniki — odparł. — Oce-
ny w szkole średniej, oceny uczelnianej komisji kwalifikacyjnej
i rezultaty testu wstępnego. Mamy równanie regresywne — dzięki
Bogu, panu nie muszę tłumaczyć, co to takiego. Wszystkie trzy
rezultaty podstawiamy w odpowiednie miejsca równania i uzysku-
jemy pewną liczbę, powiedzmy 3,1. Nawiasem mówiąc taki ogólny
wynik powinien uzyskać kandydat, żeby zostać przyjęty. Wynik
ten nazywamy PW, czyli przewidywanym wskaźnikiem. Musi pan
przyznać, że jest on dosyć wysoki.
Rzeczywiście wiedziałem, co to równania regresywne i jak są
one zawodne. W równaniu regresywnym bierze się pod uwagę
czynniki minione, takie jak wyniki testów SAT i oceny ze szkoły
średniej, i odnosi je do pewnych przyszłych kryteriów, takich, na
przykład, jak przeciętna ocen na studiach. Potem odwraca się
liczby po to, by każdemu z owych minionych czynników nadać
określoną wagę i dopasować go do przyjętego kryterium. Jeśli, na
przykład, chciałbyś przewidzieć, ile będzie ważyło dziecko po po-
rodzie, to mógłbyś zapisać wagę każdego z ostatniego tysiąca no-
worodków w jakimś szpitalu, potem wagę ich rodziców i na koniec
stwierdzić, że jeśli podzielisz wagę matki przez 21,7, a wagę ojca
przez 43,4 i „uśrednisz" obydwa wyniki, to ostateczny rezultat
będzie odpowiadał wadze noworodka. Liczby 21,7 i 43,4 nie mia-
łyby żadnego znaczenia, waga rodziców i waga noworodka nie
miałyby nic wspólnego z żadnym prawem natury, byłyby to liczby
czysto statystyczne. Równania regresywne stosuje się w sytuacji,
kiedy nie wiadomo, co innego można zrobić.
W takiej sytuacji był właśnie dział rekrutacji mojego uniwer-
sytetu. Zbierał wyniki testów SAT i oceny ze szkoły średniej stu-
dentów. Okazywało się, że z grubsza — ale tylko z grubsza —
można było przewidzieć, że im wyższe wyniki uzyskiwał student
w teście SAT, tym lepsze oceny będzie miał na studiach, i im wyż-
sze oceny w szkole średniej, tym wyższe oceny na uniwersytecie.

228 Dziedziny życia


Mogło się jednak również, na przykład, okazać, że testy SAT
pozwalają dwa razy bardziej precyzyjnie niż oceny ze szkoły śred-
niej i półtora raza precyzyjniej niż rezultaty testu wstępnego prze-
widzieć wyniki osiągane na studiach. Mogłoby się zatem okazać,
że wyniki ze szkoły średniej pomnożone przez 5,66, plus wyniki
testu wstępnego pomnożone przez 3,21, plus wyniki testu SAT
pomnożone przez 2,4, obliczone dla pierwszych roczników studen-
tów z ostatnich dziesięciu lat i „uśrednione", pozwalają najlepiej
przewidzieć średnią ocen na studiach. Liczby takie byłyby całko-
wicie arbitralne, wybrane tylko dlatego, że przypadkiem najlepiej
pasowały. Z tego powodu przewidywanie wyników na studiach jest
zwykłym zgadywaniem czysto statystycznej natury. W większości
przypadków sprawdza się ono, ale liczba pomyłek jest też duża.
A duża liczba pomyłek oznacza rozczarowanie i narzekania rodzi-
ców, przepracowanie profesorów i porażki studentów.
— Popełniamy błędy dwojakiego rodzaju — kontynuował Stet-
son. — Po pierwsze, część studentów, na szczęście nieduża część,
radzi sobie o wiele gorzej, niż przewidywaliśmy. Po drugie,- dużo
większa liczba studentów osiąga znacznie lepsze wyniki, niż wska-
zywały na to ich PW. Mimo to chcielibyśmy zmniejszyć margines
błędu. Niech pan opowie mi bardziej szczegółowo o tym swoim
teście.
Wyjaśniłem mu, na czym polega ASQ i na jakiej opiera się
teorii. Powiedziałem, że osoby, które wypadły w teście jako opty-
miści, radzą sobie lepiej, niż można by się skądinąd spodziewać,
prawdopodobnie dlatego, że w obliczu trudności mobilizują się do
większego wysiłku, gdy tymczasem pesymiści poddają się po pier-
wszych niepowodzeniach. Przez ponad godzinę tłumaczyłem Stet-
sonowi zasady ASQ. Opowiedziałem mu, co robiliśmy w „Metro-
politan Life Insurance Company", i skupiłem się na tym, jakie
konsekwencje dla naszego uniwersytetu miałoby zastosowanie te-
go testu przy naborze studentów. Przyczyniłoby się to do znacz-
nego zmniejszenia marginesu błędu i pozwoliłoby na znacznie
pewniejsze niż przy użyciu PW przewidywanie ocen studentów.
— Dużo zdolnej młodzieży nie dostaje się na studia — zakoń-
czyłem — a za to przyjmujecie sporo takich, którzy na pewno

Szkoła 229
odpadną. I dla jednych, i dla drugich jest to prawdziwa tragedia,
a i dla uniwersytetu jest to niedobre.
W końcu Stetson rzekł:
— Dobrze, sprawdźmy tę metodę. Wypróbujemy ją na studen-
tach przyjętych w 1987 roku.
I tak oto w pierwszym tygodniu studiów rocznik 1987 został
poddany testowi.8 Było to w sumie ponad trzystu studentów. Po-
tem po prostu czekaliśmy. Czekaliśmy, aż przejdą przez pierwszy
semestr i wyczerpującą dwutygodniową sesję egzaminacyjną. Cze-
kaliśmy, aż studenci ci — z których wielu było prymusami w szko-
le średniej — przekonają się, na czym polega i jak wygląda współ-
zawodnictwo w szkole wyższej. Czekaliśmy, aż niektórzy podejmą
wyzwanie, a inni mu nie sprostają.
Pod koniec pierwszego semestru dostrzegliśmy błędy, które tak
martwiły dyrektora działu rekrutacji. Jedna trzecia studentów
wypadła albo dużo lepiej, albo dużo gorzej, niż przewidywano na
podstawie ich wyników w testach SAT, ocen ze szkoły średniej
i rezultatów testów wstępnych. Z tej setki dużo gorzej wypadło
około dwudziestu, a dużo lepiej około osiemdziesięciu studentów.
Stwierdziliśmy to, czego się spodziewaliśmy — to samo, co
stwierdziliśmy badając agentów firmy ubezpieczeniowej i uczniów
czwartej klasy szkoły podstawowej. Studenci, którzy sprostali wy-
zwaniu i osiągnęli rezultaty o wiele lepsze, niż wskazywał na to
poziom ich „zdolności", byli — ogólnie biorąc — optymistami, gdy
zaczynali studia. Ci, którzy wypadli dużo gorzej, niż powinni, byli
już w momencie przyjęcia pesymistami.
„Zwierzęce Baraki"
OBLANIE EGZAMINU SEMESTRALNEGO na uczelni i niedopuszczenie
ucznia trzeciej klasy szkoły podstawowej do udziału w świątecz-
nym przedstawieniu to, w porównaniu z ogromem poważnych,
spotykających ludzi niepowodzeń, błahe przypadki. Jednak przy-
najmniej jedno otoczenie szkolne wywołuje stres o dużym nasilę-

230 Dziedziny życia


niu. Są to tak zwane Zwierzęce Baraki w Akademii Wojskowej
w West Point.9
Kiedy zdenerwowany osiemnastoletni kadet (obecnie również
kadetka) przybywa na początku lipca po raz pierwszy do West
Point, wita go kadra, która ma za zadanie nauczyć go (lub ją) do
końca lata żelaznej dyscypliny — stania przez długi czas na ba-
czność, dziesięciomilowych marszów w podwójnym tempie, odby-
wanych o świcie, nieustannego czyszczenia wszelkich metalowych
części ekwipunku, wykucia na pamięć, linijka po linijce, absolut-
nych bzdur oraz posłuszeństwa, posłuszeństwa i jeszcze raz po-
słuszeństwa. To wszystko ma na celu wykształcenie charakteru
odpowiedniego dla przyszłych oficerów armii amerykańskiej.
W West Point uważano, że metody te zdały egzamin w ciągu
ponad 150 lat istnienia akademii.
Jednakże nawet tak poniewierany kadet jest cennym nabyt-
kiem. Kadetów wybiera się, biorąc pod uwagę ich zdolności przy-
wódcze oraz zdolności ogólne, spośród całej rzeszy kandydatów
ubiegających się o przyjęcie. West Point jest bowiem jedną z naj-
bardziej elitarnych uczelni w Ameryce. Wyniki testów SAT uzy-
skiwane przez kadetów są bardzo wysokie, ich sprawność fizyczna
wyjątkowa, w szkołach średnich otrzymywali, szczególnie z przed-
miotów ścisłych, oceny celujące i — co najważniejsze — byli oni
wybitnymi członkami szkolnej społeczności, skautami z maksy-
malną liczbą uzyskanych sprawności. Wykształcenie jednego ofi-
cera w West Point kosztuje 250 tysięcy dolarów, a więc każdy
kadet, który nie kończy akademii, przynosi podatnikom straty
w tej wysokości. Mimo tego wszystkiego wielu kadetów nie wy-
trzymuje rygorów i odpada, przy czym znaczna ich liczba już na
samym początku, praktycznie zanim zaczną się zajęcia.
Dowiedziałem się o tym w lutym 1987 roku, kiedy zadzwonił
do mnie Richard Butler, szef działu naboru w West Point.
— Doktorze Seligman — zaczął szorstkim, nawykłym do wy-
dawania rozkazów głosem — zdaje się, że potrzebuje cię Wuj Sam.
Mamy tu, w West Point, problem z odpadającymi kadetami, który
może będzie pan mógł rozwiązać. Co roku przyjmujemy tysiąc
dwustu kadetów. Pierwszego lipca meldują się wszyscy w „Zwie-

Szkoła 231
rzęcych Barakach". Już pierwszego dnia rezygnuje sześciu, a do
końca sierpnia, tuż przed początkiem roku akademickiego, rzuca
akademię sto osób. Czy mógłby pan pomóc nam przewidzieć, kto
odpadnie?
Chętnie na to przystałem. Wydawało się, że jest to idealna
sytuacja dla sprawdzenia potęgi optymizmu. Ciekawe było, jak
optymizm wpływa na wolę przetrwania w tych surowych warun-
kach. W zasadzie, tak jak w przypadku agentów ubezpieczenio-
wych „Metropolitan Life" i studentów pierwszego roku Uniwersy-
tetu Pensylwańskiego, tymi, którzy nie wytrzymywali i rzucali
akademię, powinni być pesymiści.
Tak więc 2 lipca pojechałem na północ, ze specjalnym asysten-
tem, moim czternastoletnim synem Davidem, który miał mi pomóc
w przeprowadzeniu testu. Kadra szkoły wprowadziła wszystkich
kadetów zwartym szykiem do lśniącego, świeżo oddanego do użyt-
ku Audytorium Eisenhowera i tysiąc dwustu młodych ludzi wy-
branych spośród wielu tysięcy kandydatów stanęło na baczność,
czekając na pozwolenie zajęcia miejsc w ławkach i przystąpienia
do rozwiązywania testu. Powiedziano nam, że po raz pierwszy
od dziesiątków lat złagodzono regulamin w „Barakach Zwierzę-
cych" i że zabronione zostało przetrzymywanie kadetów godzinami
w pozycji na baczność i skazywanie ich za najdrobniejsze przewi-
nienia na siedzenie jedynie o chlebie i wodzie. W każdym razie
widok ten wywarł na mnie duże wrażenie, a David wręcz osłupiał
ze zdumienia.
Dane statystyczne przekazane mi przez Dicka Butlera okazały
się dokładne. Pierwszego dnia zrezygnowało sześciu kadetów,
przy czym jeden w połowie testu. Wstał, zwymiotował i wybiegł
z audytorium. Przed końcem sierpnia z tysiąca dwustu zostało
tysiąc stu.
Od tamtej pory do czasu napisania tej książki minęły dwa lata.
Nadal śledzę losy tych kadetów i przeprowadzam badania. Mogę
już jednak odpowiedzieć na pytanie, kto rezygnuje z nauki w aka-
demii. Raz jeszcze okazało się, że pesymiści. Kadeci, którzy wy-
jaśniają niepowodzenia, mówiąc sobie: „To moja wina, tak będzie
zawsze i ze wszystkim, do czego się wezmę", mają najmniejsze
232 Dziedziny życia
szansę na przetrzymanie rygorów „Baraków Zwierzęcych". Kto
uzyskuje lepsze wyniki, niż przewidywano na podstawie badań
testem SAT? Optymiści. Natomiast pesymiści uzyskują wyniki
gorsze, niż można by się spodziewać na podstawie SAT.
Na razie nie mogę jeszcze zalecać, by uczelnia o takich trady-
cjach jak West Point zmieniła swoją politykę naboru i szkolenia
kadetów. Trzeba zaczekać na zakończenie całego programu badań.
Wydaje mi się jednak, iż selekcja kandydatów na oficerów pod
kątem ich optymizmu przyczyniłaby się do poprawienia jakości
naszej kadry wojskowej. Jeszcze bardziej zachęcająca wydaje
się możliwość zmniejszenia liczby kadetów porzucających studia
i dania im szansy zostania oficerami na miarę ich talentu. Możli-
wość taką stwarzają techniki przedstawione w ostatniej części tej
książki.
Tradycyjne wyobrażenia
na temat źródeł sukcesów w szkole
Przez prawie sto lat słowa: zdolności i talent uważano za klu-
cze do złamania tajemniczego szyfru sukcesów w nauce. Pojęcia ||
te, traktowane jak idole, zajmowały poczesne miejsca na ołtarzach
wznoszonych przez wszystkie działy kadr i rekrutacji. W Ameryce
nie możesz nawet marzyć o tym, by dano ci szansę wypróbowania
swych sił w jakiejś dziedzinie, jeśli twój iloraz inteligencji, wynik
testu SAT lub MCAT, nie jest odpowiednio wysoki, a w Europie
sytuacja jest jeszcze gorsza.
Uważam, że stanowczo przecenia się „talent". Nie tylko nie da
się go prawidłowo zmierzyć, nie tylko nie jest on dobrym progno-
stykiem sukcesów, ale tradycyjne wyobrażenia o nim są błędne.
Wyobrażenia te ignorują bowiem czynnik, który może skompen-
sować słabe wyniki wspomnianych testów, a z drugiej strony wpły-
nąć ujemnie na osiągnięcia skądinąd bardzo utalentowanych osób.
Czynnikiem tym jest styl wyjaśniania.
Co jest pierwsze — optymizm czy osiągnięcia w szkole? Według

Szkoła 233
opinii potocznej ludzie stają się optymistami dlatego, że są bardzo
uzdolnieni lub dlatego, że świetnie sobie radzą. Jednak nasze ba-
dania przekonują, że kierunek tej zależności należy odwrócić.
W badaniach tych przyjmowaliśmy talent — wyniki testów SAT,
iloraz inteligencji, wyniki testów kwalifikacyjnych, którym podda-
wano kandydatów na agentów ubezpieczeniowych — za stałą wyj-
ściową, a potem obserwowaliśmy, co dzieje się z optymistami i pe-
symistami z grupy osób bardzo uzdolnionych. Zawsze okazywało
się, że pesymiści wypadają grubo poniżej swych możliwości, na-
tomiast optymiści znacznie je przekraczają.
Doszedłem zatem do wniosku, że pojęcie „możliwości" ma bez
pojęcia „optymizm" bardzo małe znaczenie.

Rozdział dziewiąty
Sport
NIE ZNOSZĘ WIECZORNYCH WIADOMOŚCI telewizyjnych.
Nie chodzi tu już o fakt, że prezentują je modelki. Chodzi o to, co
prezentują — co czytają i jakie pokazują reportaże. Wczoraj głów-
nym tematem dnia był wielki pożar w północnej Filadelfii. Przez
trzydzieści sekund pokazywano mi płomienie buchające z okien,
przez minutę raczono wywiadami z osobami ocalałymi z pożaru,
które w większości rozpaczały po stracie majątku i przez następną
minutę — rozmową z płaczącą żoną strażaka, który zatruł się
dymem. Proszę mnie nie zrozumieć źle — było to wydarzenie
tragiczne i należała się widzom pewna wzmianka o nim. Problem
w tym, że producenci dziennika wieczornego wydają się uważać,
iż widownia telewizyjna składa się w przeważającej części z kre-
tynów, których interesują jedynie wyciskające łzy z oczu historyjki
i którzy nie są w stanie zrozumieć danych statystycznych i analiz.
Zgodnie z tym założeniem tego, co naprawdę warte było uwagi
przy okazji doniesienia o tym pożarze, po prostu nie pokazano.
Nie wspomniano ani słowem o malejącej liczbie zatruć dymem
wśród strażaków, o niskim procencie pełnych odszkodowań dla
pogorzelców płaconych przez towarzystwa ubezpieczeniowe, krót-
ko mówiąc, o danych statystycznych leżących u podłoża poszcze-
gólnych sensacyjnych wydarzeń.
Bertrand Rusell powiedział, iż o tym, że człowiek jest cywili-
zowany, świadczy fakt, że po przeczytaniu kolumny liczb potrafi
on zapłakać. Czy amerykańska publiczność telewizyjna jest aż tak
„nieucywilizowana", jak wydają się sądzić producenci wiadomości

Sport 235
telewizyjnych? Czy nie potrafimy zrozumieć argumentów staty-
stycznych, czy jesteśmy w stanie pojąć tylko historyjki?
Wystarczy spędzić jedno popołudnie w jakimkolwiek parku ba-
seballowym w Ameryce, aby przekonać się, jak błędnie ludzie
kształtujący nasze gusta oceniają zdolność przeciętnego obywatela
do prawidłowego rozumienia danych statystycznych. Każde dziec-
ko powyżej sześciu lat obecne w takim parku doskonale wie, że
Tony Gwynn ma większe szansę na zdobycie punktu niż Juan
Samuel. Każdy dorosły pociągający piwo w tym parku wie, co to
jest przeciętna zarobionych biegów, chociaż dane statystyczne na
ten temat są bardziej skomplikowane niż podstawowe dane sta-
tystyczne dotyczące odszkodowań dla pogorzelców i niebezpieczeń-
stwa spowodowania pożaru awarią grzejnika olejowego.
Amerykanie uwielbiają statystyki sportowe. Dosłownie rozko-
szują się analizowaniem różnego rodzaju stopni prawdopodobień-
stwa, kiedy rzecz dotyczy Jose Canseco, Dwighta Goodena czy
Larry'ego Birda. Entuzjazmują się zawieraniem zakładów sporto-
wych, co stało się obecnie dziedziną równie dochodową jak trady-
cyjne gałęzie przemysłu. Bili James i „Elias Sports Bureau" spo-
rządzają co roku rozbudowane i rozbite na przeróżne działy
statystyki dotyczące baseballu, które rozchodzą się w dziesiątkach
tysięcy egzemplarzy. Materiały te są ulubioną lekturą nie tylko
szerokich rzesz przeciętnych obywateli, ale też naukowców, ponie-
waż sport zawodowy stał się obecnie jedną z najlepiej liczbowo
udokumentowanych dziedzin ludzkiej działalności. Z tych pra-
wdziwych almanachów sportowych można korzystać przy weryfi-
kowaniu teorii będących podstawą do snucia dokładnych prognoz
na temat możliwości fizycznych człowieka.
Dotyczy to również teorii stylu wyjaśniania. Spędziłem ze swy-
mi studentami tysiące godzin na czytaniu kolumn sportowych
w gazetach i sprawdzaniu, jak prezentuje się moja teoria na tle
statystyki sportowej. Co można na podstawie tej teorii stwierdzić
w odniesieniu do sytuacji na boisku?
Otóż można dać trzy podstawowe prognozy. Po pierwsze,
w tych samych warunkach jednostka charakteryzująca eię opty-
mistycznym stylem wyjaśniania wygra z jednostką mającą pesy-

236 Dziedziny życia


mistyczny styl wyjaśniania. Wygra, ponieważ będzie się o wiele
bardziej starała, szczególnie po porażce lub w warunkach dużego
obciążenia psychicznego.
Po drugie, to samo odnosi się do zespołów sportowych. Jeśli
można ocenić poziom optymizmu zespołów, to — przy tych samych
zdolnościach — wygra zespół nastawiony bardziej optymistycznie,
a zjawisko to będzie najbardziej widoczne w sytuacji dużego ob-
ciążenia psychicznego.
Po trzecie, i jest to najbardziej fascynujące, jeśli zmieni się styl
wyjaśniania sportowców z pesymistycznego na optymistyczny, to
powinni oni wygrywać częściej, szczególnie w sytuacjach dużego
obciążenia psychicznego.
Krajowa liga baseballowa
ZAJMIJMY SIĘ TERAZ ulubioną rozrywką Amerykanów — basebal-
lem. Muszę wyznać na wstępie, że bardzo lubię wiedzę na ten
temat. Mimo niezliczonych godzin poświęconych na oglądanie mi-
krofilmów, mimo ślęczenia po nocach nad nie kończącymi się ko-
lumnami cyfr dotyczącymi średnich wyników, mimo bezskutecz-
nych usiłowań sporządzenia nowych statystyk, ten rodzaj badań
dostarcza mi większej przyjemności niż jakiekolwiek inne bada-
nia. Jest tak nie tylko dlatego, że lubię baseball (można mnie
znaleźć w trzecim rzędzie widzów na najbliższym od mego domu
boisku podczas prawie wszystkich meczów), ale również dlatego,
że wyniki tych badań przybliżają nas do sedna ludzkich sukcesów
i porażek. Ukazują nam one, czym jest w istocie „ból porażki"
i „radość ze zwycięstwa".
Jednak stawianie prognoz jest tu o wiele łatwiejsze niż ich
sprawdzanie. Wiąże się to z trzema rodzajami problemów.
Po pierwsze, czy zespół — grupa osób — ma swój styl wyjaś-
niania? Wszystkie nasze poprzednie badania wykazały, że osoby
nastawione pesymistycznie radzą sobie o wiele gorzej niż optymi-
ści, ale czy istnieje coś takiego jak pesymistyczny zespół? A jeśli

Sport 237
tak, to czy pesymistyczny zespół radzi sobie gorzej od optymisty-
cznego? Aby odpowiedzieć na te pytania, zastosowaliśmy metodę
CAVE (Analizę zawartości wypowiedzi dosłownych) i przez cały
sezon rozgrywek studiowaliśmy wszystkie prasowe doniesienia na
ich temat, starając się wyłowić wyjaśnienia przyczynowo-skutko-
we podawane przez poszczególnych zawodników różnych zespo-
łów. Dziennikarze sportowi koncentrują się przeważnie na niepo-
wodzeniach, a więc można znaleźć mnóstwo takich wypowiedzi
w działach sportowych wszystkich gazet. Dajemy je do oszacowa-
nia ludziom, którzy nie wiedzą, czyje to są wypowiedzi i jakich
dotyczą zespołów, a na podstawie uzyskanych wyników sporzą-
dzamy sylwetkę danego sportowca. Opracowujemy nie tylko syl-
wetki wszystkich zawodników drużyny, ale także jej kierownika.
Potem „uśredniamy" wyniki wszystkich osób i otrzymujemy styl
wyjaśniania zespołu. Na koniec możemy porównać wszystkie ze-
społy ligi.
Druga grupa problemów łączy się z samymi wypowiedziami
zawodników cytowanymi przez gazety. Nie mamy ani ochoty, ani
pieniędzy na to, by sami przepytać wszystkich czołowych zawod-
ników. Musimy więc polegać na doniesieniach lokalnych gazet
i na prawdziwej kopalni informacji, jaką jest magazyn „Sporting
News". Otóż, niestety to, co zawodnik mówi reporterowi, nie jest
rzetelnym materiałem naukowym. Cytat może być niedokładny,
zniekształcony przez reportera, aby brzmiał bardziej ekscytująco.
Poza tym zawodnik może mówić co innego, niż myśli. Może zrzucić
winę na kogoś innego albo — odwrotnie — wziąć winę na siebie.
Może udawać przesadnie skromnego albo przesadnie pewnego sie-
bie. Tak więc nie wiemy, czy te wypowiedzi dokładnie odzwier-
ciedlają styl wyjaśniania. Można się o tym przekonać tylko w je-
den sposób — jeśli prognozy na temat gry zespołu, postawione na
podstawie analizy tych wypowiedzi, okażą się trafne, to znaczy,
że wypowiedzi te były prawdziwe, jeśli natomiast prognozy nie
sprawdzą się, to znaczy, że albo teoria jest błędna, albo wypowie-
dzi zawodników nie są rzetelnymi wskaźnikami optymizmu.
Nie jest to jedyna trudność, jaką stwarzają cytowane w gaze-
tach wypowiedzi zawodników. Żeby odkryć styl wyjaśniania ze-

238 Dziedziny życia


społu, trzeba przebrnąć przez ogromne stosy materiałów. Przez
cały sezon baseballowy 1985 roku, to jest od kwietnia do paździer-
nika, czytaliśmy wszystkie kolumny sportowe gazet lokalnych
w dwunastu miejscowościach, będących siedzibami zespołów ba-
seballowych ligi krajowej. Rezultaty były zadziwiające, więc po-
wtórzyliśmy badania w następnym roku. W sumie przeanalizowa-
liśmy za pomocą metody CAVE około piętnastu tysięcy stron
doniesień sportowych.
Trzecia grupa problemów łączy się z wykazaniem, że optymizm
prowadzi do zwycięstwa, a nie odwrotnie. Jak się za chwilę okaże,
„The New York Mets" był w 1985 roku zespołem bardzo optymi-
stycznym. Grali też bardzo dobrze, ustępując tylko „St. Louis Car-
dinals", z którym przegrali ostrą rywalizację dopiero w ostatnim
tygodniu rozgrywek. Czy grali tak dobrze dlatego, że byli optymi-
stami, czy też stali się optymistami, bo szło im tak dobrze? Żeby
rozwiązać ten problem, musieliśmy postawić prognozę, wychodząc
z założenia, że skoro w jednym sezonie byli optymistami, to w na-
stępnym powinni wygrać. Oczywiście wzięliśmy pod uwagę zmia-
ny w składzie drużyny. Zawodnicy, którzy przestali grać w tym
zespole, nie zostali uwzględnieni przy sporządzaniu wizerunku
zespołu.
Ale nawet to nie wystarcza. Musimy również brać poprawkę
na to, jak wypadł dany zespół w pierwszym sezonie. Weźmy, na
przykład, „The New York Mets". W roku 1985 był to najbardziej
optymistyczny zespół w lidze. Zajęli również drugie miejsce w ta-
beli (odnieśli 98 zwycięstw i 64 porażki). Według naszej prognozy,
w 1986 roku powinni byli wypaść jeszcze lepiej i faktycznie osiąg-
nęli lepsze rezultaty. Czy stało się tak dlatego, że byli optymistami
(na co wskazywała analiza ich wypowiedzi z 1985 roku), czy po
prostu dlatego, że byli tak dobrymi graczami (co odzwierciedlały
osiągnięte przez nich w 1985 roku wyniki)? Aby uzyskać odpowie-
dzi na takie pytania, trzeba skorygować wcześniejsze wyniki, tak
aby były one „statystycznie stałe", i sprawdzić, czy na podstawie
pomiaru poziomu optymizmu można prognozować przyszłe sukce-
sy bardziej precyzyjnie niż na podstawie wyników z poprzedniego
sezonu. Tak właśnie postąpiliśmy w naszych badaniach nad su-

Sport 239
kcesami na uczelni, kiedy to poszukiwaliśmy odpowiedzi na py-
tanie, czy o przyszłych sukcesach można wnioskować raczej na
podstawie pomiaru optymizmu, niż opierając się na wynikach
osiąganych w szkole średniej i w teście SAT.
Chcieliśmy również dowiedzieć się, czy optymizm — jak to
zakłada teoria — wpływa na zachowanie się zespołu w trudnej
sytuacji. Mój syn David zebrał wyniki wszystkich meczów (w cią-
gu sezonu liga krajowa rozgrywa ogółem 172 mecze) i na ich pod-
stawie opracowaliśmy tabele statystyczne dotyczące sytuacji du-
żego obciążenia psychicznego. Już po ich sporządzeniu odkryli-
śmy, że „Elias", jeden ze statystycznych magazynów poświęconych
baseballowi, sporządził jeszcze lepsze tabele dotyczące takich sy-
tuacji. Zostawiliśmy więc nasze i skorzystaliśmy z ich zestawień.
Na ich podstawie przewidzieliśmy, że zespoły, które były nasta-
wione optymistycznie w 1985 roku, uzyskają w wyjątkowo stre-
sujących warunkach ostatniej fazy rozgrywek lepsze wyniki niż
zespoły, które w roku 1985 nastawione były pesymistycznie. I zno-
wu musieliśmy wykazać, korygując statystyczne dane dla sytuacji
nie stresujących, że przewidywania oparte na tej podstawie są
bardziej precyzyjne niż oparte na wynikach przeciętnych.
Mets" w 1985 i „Cardinals" w 1986 roku
TE DWA ŚWIETNE ZESPOŁY szły przez cały sezon 1985 łeb w łeb,
walcząc o proporzec Eastern Division. Również przez cały sezon
skrzętnie wyławialiśmy z doniesień prasowych wszystkie wyjaś-
nienia przyczynowe dawane przez zawodników obu drużyn. Po
zakończeniu sezonu podsumowaliśmy wyniki.
A oto, co mieli do powiedzenia „Mets" w trakcie sezonu. Przy
każdej wypowiedzi umieszczam liczbę punktów CAVE. Ich rozpię-
tość wynosi od 3 (przyczyny zupełnie chwilowe, lokalne i zewnę-
trzne) do 21 (przyczyny absolutnie stałe, uniwersalne i osobiste).
Wyniki od 3 do 8 punktów świadczą o dużym optymizmie, powyżej
13 punktów — o dużym pesymizmie.

240 Dziedziny życia


Zacznijmy od kierownika zespołu, Daveya Johnsona, który —
pytany o przyczyny porażki jego zespołu — odparł: „Przegraliśmy,
bo oni [przeciwnicy] grali dziś wieczorem". (Personalizacja zewnę-
trzna — „oni", przyczyna chwilowa — „dziś wieczorem", zasięg
lokalny — „dzisiejszy przeciwnik"; 7 punktów).
Zawodnicy* przedstawiali to tak:
George Foster: „Nie udało mi się", ponieważ „miałem kiepski
dzień" (7 punktów).
Darryl Strawberry na pytanie, dlaczego nie złapał piłki, odparł:
„Naprawdę szybko leciała, ale już prawie miałem ją w rękawicy"
(6 punktów).
Ten sam zawodnik tak wyjaśnia, dlaczego „Mets" zostali wy-
eliminowani: „Czasami zdarzają się takie dni" (8 punktów).
Keith Hernandez, komentując fakt wygrania tylko dwóch rund:
„Eliminacje wyczerpały nas" (8 punktów).
I ponownie Hernandez, wyjaśniając, dlaczego „Mets" stracili
prowadzenie w połowie meczu: „Oni [przeciwnicy] nie grali w po-
rządku" (3 punkty).
Dwight Gooden tak tłumaczył, dlaczego zagrywający odbił pił-
kę daleko za niego: „Dziś wieczorem dobrze uderzał" (7 punktów).
Komentując przegraną swojego zespołu, Gooden stwierdził:
„Mieliśmy zły dzień" (7 punktów), „Nie miałem dobrego dnia"
(8 punktów), „Było za gorąco" (8 punktów).
Gooden źle rzucił piłkę, bo: „Musiała być mokra" (3 punkty).
Obraz jest chyba wystarczająco jasny. Kiedy „Mets" nie wy-
chodzi gra, to dzieje się tak tylko tego dnia, to skutek postawy
przeciwników, to nie ich wina. Jest to podręcznikowy przykład
optymistycznego stylu wyjaśniania w sporcie. W 1985 roku „Mets"
mieli najbardziej optymistyczny styl wyjaśniania spośród wszy-
stkich zespołów ligi krajowej. Przeciętna suma punktów uzyska-
* Baseball, niezwykle — jak wynika choćby z tej książki — popularny w USA,
jest w Polsce grą prawie nieznaną, w związku z czym brak jest w języku polskim
odpowiedników angielskich terminów baseballowych. Z tego względu zamiast nazw
określających poszczególnych graczy, używam w tłumaczeniu terminu „zawod-
nik". Podobnie nie są ściśle oddane nazwy poszczególnych zagrań i części gry
(przyp. tłum.)

Sport 241
nych za wyjaśnianie niepowodzeń wynosiła w tym zespole 9,39,
co znaczy, że jego członkowie byli tak wielkimi optymistami, iż
mogliby z powodzeniem pracować jako agenci firm ubezpieczenio-
wych.
Posłuchajmy teraz, co mieli do powiedzenia zawodnicy „St.
Louis Cardinals", zespołu, który pokonał „The New York Mets",
potem wygrywał mecze poremisowe i na koniec przegrał — z winy
sędziego — mecz o pierwsze miejsce z drużyną z Kansas City.
„Cardinals" byli jeszcze lepsi technicznie niż „Mets", zdobyli więcej
punktów niż tamci.
Whitey Herzog (bezsprzecznie najlepszy obecnie trener w base-
ballu) uważał, że jego zespół przegrał, ponieważ: „Nie potrafimy
dobrze uderzać. Trzeba, do diabła, spojrzeć prawdzie w oczy" (przy-
czyna stała, o zasięgu uniwersalnym, spersonalizowana wewnętrz-
nie; 20 punktów).
Komentując fakt, że dziennikarze częściej rozmawiają z Petem
Rosem (wówczas trenerem „Cincinnati Reds") niż z nim, Herzog
powiedział: „A czego oczekujecie? On ma 3800 trafień więcej niż
ja" (przyczyna stała, o zasięgu uniwersalnym, spersonalizowana
wewnętrznie; 14 punktów).
Natomiast fakt, że zespół grał gorzej po dniach wolnych od
meczów i treningów, wyjaśnił Herzog w taki sposób: „To sprawa
psychiki. Byliśmy za bardzo rozluźnieni" (14 punktów).
Willie McGee, najlepiej odbijający piłkę zawodnik ligi krajowej
w 1985 roku, powiedział, że nie zdobył tylu baz*, ile powinien
zdobyć, bo: „Nie jestem w tym zbyt dobry" (16 punktów).
W 1984 roku McGee grał źle, ponieważ: „Byłem rozstrojony.
Nie wiedziałem, jak podjąć walkę (15 punktów)
Jack Clark nie złapał piłki i wyjaśniał to tak: „Ona była na-
prawdę do złapania. Po prostu jej nie złapałem" (12 punktów).
Tom Herr powiedział, że średni wynik jego uderzeń piłki spadł
o dwadzieścia jeden punktów, bo: „Trudno mi się skoncentrować
na grze" (17 punktów).
Jest to obraz zespołu składającego się z niezwykle utalentowa-
' ang. „base" — od czego pochodzi nazwa gry (przyp. tłum.)

242 Dziedziny życia


nych zawodników, ale o pesymistycznym stylu wyjaśniania. To
właśnie to mają, między innymi, na myśli trenerzy, kiedy mówią,
że jakiś sportowiec ma „złe podejście" do gry. W rzeczywistości
taki styl wyjaśniania może być jedynym aktywnym składnikiem
tego podejścia. Statystycznie biorąc, „Cardinals" cechują się sty-
lem wyjaśniania niepomyślnych wydarzeń plasującym się poniżej
średniej. Przeciętna suma punktów wyjaśnień niepowodzeń wy-
nosi w tym zespole 11,09, co daje mu dziewiąte miejsce wśród
dwunastu zespołów ligi krajowej. Zgodnie z naszą teorią, zespół,
który — mimo pesymistycznego stylu wyjaśniania — uzyskuje
dobre wyniki w rozgrywkach w danym sezonie, musi składać się
ze szczególnie utalentowanych zawodników.
Zgodnie z tą teorią prognoza na następny sezon brzmiała na-
stępująco: jeśli chodzi o poddane tu analizie zespoły, to — w sto-
sunku do roku 1985 — „Mets" powinni się znacznie poprawić,
natomiast „Cardinals" osiągnąć znacznie gorsze wyniki.
I tak się właśnie stało. W 1986 roku „Mets" grali cudownie.
Zdobyli proporzec okręgu, wygrali mecze poremisowe i ostatecznie
odebrali „Boston Red Sox" puchar.
„The Cardinals" odpadli. Wygrali tylko 49 procent meczów.
Opierając się na cytowanych w prasie wypowiedziach zawod-
ników, oszacowaliśmy styl wyjaśniania wszystkich dwunastu ze-
społów ligi krajowej. Statystycznie rzecz biorąc, zespoły o nasta-
wieniu optymistycznym poprawiły swe wyniki w stosunku do roku
1985, natomiast zespoły o nastawieniu pesymistycznym wypadły
gorzej niż w poprzednim sezonie. Zespoły, które w 1985 roku ce-
chował optymizm, miały — w porównaniu z normalnie uzyskiwa-
nymi wynikami — o wiele więcej dobrych zagrań w sytuacjach
stresujących w następnym sezonie, natomiast zespoły nastawione
w 1985 roku pesymistycznie zawodziły w sytuacjach stresujących.
Z zasady nie uważam wyników swych badań za przekonujące,
dopóki następne badania ich nie potwierdzą. Tak samo postąpiłem
i w tym wypadku. W następnym roku powtórzyliśmy badania,
chcąc sprawdzić, czy znowu, opierając się na analizie stylu wyjaś-
niania, można przewidzieć rezultaty poszczególnych zespołów. Na
podstawie wypowiedzi zawodników z 1986 roku sporządziliśmy

Sport 243
prognozę na rok 1987. Zasadniczo nasze przewidywania spraw-
dziły się. Zespoły nastawione optymistycznie radziły sobie w roz-
grywkach lepiej, niż można by przypuszczać na podstawie wy-
ników ich meczów z poprzedniego sezonu, natomiast zespoły
nastawione pesymistycznie wypadły gorzej, niż można by się było
spodziewać, biorąc za punkt wyjścia ich wyniki z poprzedniego
sezonu. W warunkach dużego obciążenia psychicznego zespoły
optymistyczne wypadają lepiej, natomiast zespoły pesymistyczne
gorzej.
Koszykówka

KOSZYKÓWKA ZAPEWNIA NAM DWIE RZECZY, których nie ma w ba-


seballu. Po pierwsze, gra w nią mniej zawodników, dzięki czemu
przeprowadzanie CAVE jest trochę mniej pracochłonne. Po drugie,
i co ważniejsze, koszykówka jest przedmiotem wielu zakładów
sportowych. Prowadzący te zakłady przewidują nie tylko to, która
drużyna powinna zwyciężyć, ale również jaką różnicą punktów.
I tak w połowie lat osiemdziesiątych w każdym meczu między
„New Jersey Nets" a „Boston Celtics" drużyną faworyzowaną był
ten drugi zespół. Nie można było jednak czynić zakładów, stawia-
jąc po prostu na „Boston Celtics", ponieważ — wiedząc o tym, że
i tak najprawdopodobniej oni właśnie wygrają — nikt nie posta-
wiłby na zespół grający przeciw nim. Trzeba było zatem założyć
się o to, że „Celtics" wygrają różnicą, powiedzmy, dziewięciu pun-
któw. Jeśli mecz rzeczywiście kończył się takim wynikiem, to ten,
kto stawiał na niego, wygrywał dwa razy tyle, ile postawił, ale
jeśli różnica była mniejsza niż dziewięć punktów (albo jeśli, nie
daj Boże, „Celtics" przegrali), to stawiający na nich tracił pienią-
dze. Organizatorzy zakładów są tak biegli w swym fachu, że za-
wsze połowa zakładających się obstawiała „Boston Celtics", a po-
łowa „New Jersey Nets", przy czym chodziło, rzecz jasna, tylko
o różnicę punktów, jaką pierwsza drużyna wygra mecz.
Nie biorę udziału w zakładach sportowych — prawdę mówiąc,

244 Dziedziny życia


tylko raz w życiu założyłem się o poważną sumę (przeczytasz
o tym w rozdziale jedenastym) — a więc to nie one mnie intere-
sują. Chodzi o to, że prognozowana w zakładach różnica punktów
zdobytych przez oba zespoły jest wielkim udogodnieniem dla ba-
dacza, gdyż bierze się w tych przewidywaniach pod uwagę wszy-
stkie znane czynniki mające wpływ na grę obu zespołów, takie
jak technika gry, przewaga, którą daje fakt gry na własnym par-
kiecie, kontuzje zawodników, spadek formy i tak dalej. Teoria
stylu wyjaśniania twierdzi, że jest jeszcze jeden dodatkowy czyn-
nik, którego nikt nie bierze pod uwagę, a mianowicie optymizm
zespołu, który w o wiele większym stopniu niż wszystkie znane
czynniki decyduje o tym, jak dany zespół zachowa się w sytuacji
stresującej. Zespół nastawiony bardziej optymistycznie powinien
grać lepiej, niż przewidują organizatorzy zakładów, natomiast ze-
spół bardziej pesymistyczny gorzej. Powinno tak jednak być tylko
w nie sprzyjającej sytuacji, na przykład po wcześniejszym prze-
granym meczu. Znaczy to, że zespół nastawiony optymistycznie
powinien raczej uzyskać zakładaną różnicę punktów w następnym
meczu, natomiast zespół nastawiony pesymistycznie raczej nie.
„Boston Celtics" i „New Jersey Nets"
W DRUGIM Z NAJBARDZIEJ PRACOCHŁONNYCH PROGRAMÓW badaw-
czych, jakie kiedykolwiek prowadziłem, zajęliśmy się zespołami
Regionu Atlantyckiego Krajowego Związku Koszykówki. Przeczy-
taliśmy reportaże z meczów w sezonie 1982 - 1983, analizowali-
śmy styl wyjaśniania wszystkich zespołów i na podstawie pomiaru
poziomu ich optymizmu opracowaliśmy prognozę dotyczącą ich
postawy w trudnych sytuacjach w sezonie 1983 - 1984. Następnie
powtórzyliśmy badania, używając wypowiedzi zawodników udzie-
lanych gazetom w sezonie 1983 - 1984 za podstawę dla sporzą-
dzenia prognozy na sezon 1984 - 1985. W sumie przeczytaliśmy
ponad dziesięć tysięcy stron i zgromadziliśmy po około sto wyjaś-
nień przyczynowych dla każdego zespołu.

Sport 245
A teraz przypatrzmy się dwom skrajnym postawom. Najpierw
zacytuję kilka wyjaśnień niepowodzeń typowych dla „Boston Cel-
tics".
Porażka: „Ich [przeciwników] fani [na własnym parkiecie] to
najbardziej wrzeszczący i wrogo nastawiony tłum w całej lidze"
(9 punktów).
Inna porażka: „Przydarzają się nam tam [na parkiecie prze-
ciwnej drużyny] dziwne rzeczy" (8 punktów).
Ćwiartka meczu, w której uzyskano niewiele punktów: „Kibice
milczeli jak umarli" (6 punktów).
Przegrana w pierwszym meczu poremisowym: „Dobrze grali
[przeciwnicy], szybko wchodzili pod kosz" (6 punktów).
Przegrana w pierwszym meczu w finałach: „Jeszcze nie widzia-
łem tak dobrze grającej drużyny" (8 punktów) i „[Przeciwnicy]
rzucili wszystko na jedną szalę" (4 punkty).
Komentarz na temat zdobycia czterdziestu punktów przez jed-
nego z zawodników drużyny przeciwnej: „Dzisiaj grał jak w transie
i zdobyłby te czterdzieści punktów, choćby nie wiem kto go ata-
kował. Wieszaliśmy się na nim. Łapaliśmy go. Potrącaliśmy go,
przewracaliśmy, ale wszystko na nic. Ten facet był niesamowity"
(5 punktów).
Zawodnicy „Boston Celtics" wypowiadają się zupełnie jak pa-
cjenci z zespołem maniakalnym. Niepowodzenia są dla nich za-
wsze chwilowe, mają zasięg lokalny i nigdy nie wynikają z ich
winy. W sezonie 1983 - 1984 wygrali wyżej, niż zakładano w 68,4
procent meczów rozgrywanych po porażce, a w sezonie 1984 —
1985 aż w 81,3 procent meczów. (Proszę pamiętać, że — przecięt-
nie biorąc — drużyna koszykarska uzyskuje zakładany wynik
w 50 procentach meczów po porażce. Jeśli chodzi o mecze nastę-
pujące po zwycięstwach, to „Boston Celtics" wygrywali zakładaną
różnicą punktów w 51,8 procent meczów w sezonie 1983 - 1984
i w 47,3 procent meczów w sezonie 1984 - 1985.) Byli zespołem,
który w sposób wprost niesamowity nadrabiał zaległości i wracał
na utraconą pozycję.
A teraz zobaczmy, w jaki sposób wyjaśniali niepowodzenia
„New Jersey Nets".

246 Dziedziny życia


Przegrany mecz poremisowy: „Nic się nam nie udaje" (18 pun-
któw) i „Sami wszystko sknociliśmy i pogrzebaliśmy nasze możli-
wości" (16 punktów).
Inne porażki: „To jest jeden z najsłabszych fizycznie zespołów,
jakie kiedykolwiek trenowałem" (18 punktów); „Cały czas nie grze-
szyliśmy inteligencją" (15 punktów); „Nie trafiamy do kosza. Brak
nam wiary w siebie" (17 punktów).
W sezonie 1983 - 1984 „New Jersey Nets" nie byli bynajmniej
drużyną słabą fizycznie. Wygrali 51,8 procent meczów. Psychicz-
nie jednak byli kompletną ruiną. Jak widać z cytowanych wyżej
wypowiedzi, zawodnicy tego zespołu traktowali przyczyny swych
porażek jako stałe, o zasięgu uniwersalnym i wynikające z ich
winy. Jak radzili sobie po przegranych meczach w sezonie 1983 -
1984? Otóż zaledwie w 37,8 procentach uzyskiwali oni zakładaną
różnicę punktów. Jednakże po zwycięstwie udało im się dokonać
tego już w 48,7 procent. W trakcie sezonu 1983 - 1984 „New Jer-
sey Nets" poprawili swój styl wyjaśniania, głównie dzięki zmia-
nom w składzie drużyny, i w sezonie 1984 - 1985 przez 62,2 pro-
cent rozgrywek uzyskiwali zakładaną różnicę punktową.
Podsumujmy teraz wyniki tych badań. Zespołowy styl wyjaś-
niania niepowodzeń pozwala z dużą dozą prawdopodobieństwa
przewidzieć osiągnięcie różnic punktowych w meczach kolejnego
sezonu. Zespoły nastawione optymistycznie osiągają zakładane
różnice o wiele częściej niż drużyny o nastawieniu pesymistycz-
nym. Optymizm ma na to dużo większy wpływ niż Jakość" zespo-
łu. Wiemy to stąd, że różnica punktowa jest pewną jakościową
stałą (przeciętnie biorąc, zespoły koszykarskie powinny uzyskiwać
ją w 50 procentach czasu trwania meczów, bez względu na to, czy
są złe, czy dobre), a także stąd, iż opieramy się na zestawieniu
zwycięstw i porażek zarówno z danego, jak i poprzedniego sezonu
oraz na tym, jak często dany zespół uzyskuje przewidywaną róż-
nicę po wygranym meczu.
Z tym samym zjawiskiem zetknęliśmy się w badaniach nad
krajową ligą baseballową — na podstawie stylu wyjaśniania dru-
żyny w danym sezonie można przewidzieć jej ogólny bilans zwy-
cięstw i porażek w następnym sezonie.

Sport 247
Zestawmy teraz razem wyniki badań nad koszykówką i base-
ballem. Okazuje się, że:
• Nie tylko jednostki, ale również zespoły mają znaczący, da-
jący się zmierzyć styl wyjaśniania.
• Styl wyjaśniania w o wiele większym stopniu niż jakość"
zespołu pozwala przewidzieć jego wyniki.
• Optymizm wróży sukces w sporcie.
• Pesymizm w sporcie jest zapowiedzią porażki.
• Styl wyjaśniania ma przemożny wpływ na to, jak zachowuje
się zespół w sytuacji szczególnego obciążenia psychicznego,
na przykład w następnym meczu po porażce albo w grach
finałowych.
Pływacy z Berkeley
PRZED OLIMPIADĄ W SEULU W 1988 roku prasa szeroko rozpisywała
się na temat szans gwiazdy pływania z Berkeley, Matta Biondie-
go. Miał on wystąpić w siedmiu konkurencjach i z tonu doniesień
prasowych można było wywnioskować, iż wszyscy spodziewają się,
że może on powtórzyć niewiarygodny wyczyn Marka Spitza, który
z olimpiady w 1972 roku przywiózł siedem złotych medali. Jednak
dla fachowców było rzeczą oczywistą, że wobec tak silnej konku-
rencji, jaka oczekiwała Biondiego w Seulu, zdobycie jakichkolwiek
siedmiu medali — złotych, srebrnych czy brązowych — byłoby
niesamowitym osiągnięciem.
Pierwszą konkurencją było dwieście metrów w stylu dowol-
nym. Biondi przypłynął jako trzeci, co i dla niego, i dla jego kibi-
ców było wielkim rozczarowaniem. Potem wystartował w wyścigu
na sto metrów stylem motylkowym, który nie był jego koronnym
dystansem. Mimo to prowadził przez cały czas. Jednak na dwa
metry przed metą, zamiast zdobyć się na ostatni wysiłek i rzucić
do przodu, rozluźnił się, przynajmniej tak to wyglądało, i płynął
248 Dziedziny życia
już tylko siłą rozpędu. Na trybunach rozległ się jęk zawodu, kiedy
wyprzedził go, dosłownie o centymetry, Anthony Nesty, zdobywa-
jąc w ten sposób pierwszy w historii igrzysk olimpijskich medal
dla Surinamu. Zdobycie brązowego i srebrnego medalu dzienni-
karze określili jako porażkę Biondiego i zaczęli spekulować, czy
pływak „pogrążony w bólu po klęsce" zdoła dojść do siebie i zgar-
nąć złoto w pozostałych pięciu konkurencjach. „Czy Biondi, po tym
deprymującym starcie, wróci do domu z pięcioma złotymi meda-
lami?" — zadawano sobie pytanie.
Siedziałem przed telewizorem przekonany, że dokona tego.
Miałem powody, aby w to wierzyć, gdyż cztery miesiące wcześniej
badaliśmy w Berkeley Matta Biondiego, starając się ustalić, czy
potrafi zrobić to, czego właśnie wymagała od niego sytuacja —
pozbierać się szybko po niepowodzeniach.
Razem z innymi członkami drużyny olimpijskiej, Biondi został
przebadany za pomocą testu ASQ i osiągnął rezultat dający mu
miejsce w grupie największych optymistów. Później przystąpili-
śmy do drugiej części badania, polegającej na symulacji przegranej
w kontrolowanych warunkach. Nort Thornton, trener Biondiego,
polecił mu przepłynąć samotnie sto metrów stylem motylkowym.
Biondi przepłynął ten dystans w 50,2 sekund, czyli w bardzo do-
brym czasie, ale Thornton oznajmił mu, że uzyskał 51,7 sekund,
co —jak na Biondiego — było słabym rezultatem. Biondi wyglądał
na zaskoczonego i rozczarowanego. Thornton polecił mu odpocząć
parę minut i jeszcze raz przepłynąć ten dystans w takich samych
warunkach, to znaczy samotnie. Tym razem Biondi uzyskał jesz-
cze lepszy wynik, równe 50 sekund. Ponieważ zatem jego styl
wyjaśniania był bardzo optymistyczny i Biondi udowodnił, że po
porażce potrafi płynąć szybciej, a nie wolniej, uważałem, że przy-
wiezie złoto z Seulu.
W pozostałych pięciu konkurencjach Biondi zwyciężył i zdobył
złote medale.
Badania nad baseballem i koszykówką udowodniły, że zespoły
mają styl wyjaśniania, który predestynuje je do odnoszenia zwy-
cięstw. Czy jednak styl wyjaśniania pojedynczych sportowców pre-
destynuje ich również do odnoszenia sukcesów, szczególnie w sy-

Sport 249
tuacji szczególnego obciążenia psychicznego? Biondi i jego kole-
żanki i koledzy z reprezentacji pomogli nam odpowiedzieć na to
pytanie.
Nigdy nie spotkałem się osobiście z Nortem Thorntonem, wi-
działem go tylko w telewizji. Mimo to Nort i jego żona, Karen Moe
Thornton, która jest trenerką pływaczek w tej samej uczelni, co
mąż, to jest na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, należą
do grupy moich najcenniejszych współpracowników. Tacy współ-
pracownicy jak Thorntonowie są nieocenionym nabytkiem dla na-
ukowca. Rozmawiałem z Nortem tylko telefonicznie. Po raz pier-
wszy zadzwonił w marcu 1987 roku.
— Czytałem o pana badaniach nad agentami firm ubezpiecze-
niowych — powiedział — i zastanawiam się, czy nie można by
przeprowadzić podobnych nad pływakami. Pozwoli pan, że wyjaś-
nię, dlaczego uważam, że warto by je przeprowadzić.
Robiłem, co mogłem, aby zapanować nad sobą i nie krzyknąć
w słuchawkę: „Tak! Tak!", zanim Nort skończy przedstawiać mi
swój punkt widzenia.
— Wygląda na to — ciągnął Nort — że może pan mierzyć
głęboko ukryte pozytywne przekonania, z których istnienia my,
trenerzy, nie zdajemy sobie sprawy. Wiemy, że postawa jest bar-
dzo ważna, ale chłopaki mogą udawać chojraków i zupełnie za-
wieść, kiedy przyjdzie co do czego. Nie wiemy też, w jaki sposób
zmienić niewłaściwą postawę.
W październiku 1988 roku, przed rozpoczęciem sezonu pływac-
kiego, wszystkich zawodników i zawodniczki uniwersytetu, ogó-
łem pięćdziesiąt osób, poddano testowi ASQ.2 Poza tym Nort i Ka-
ren przedstawili oceny każdego pływaka i pływaczki, podając, jak
— ich zdaniem — powinni oni wypaść w zbliżającym się sezonie,
szczególnie w sytuacjach znacznego obciążenia psychicznego. Po-
stąpiliśmy tak, ponieważ chcieliśmy się przekonać, czy ASQ może
powiedzieć Thorntonom coś, czego — znając dobrze swoich pod-
opiecznych — wcześniej nie wiedzieli.
Z miejsca zorientowałem się, że wiem coś, o czym oni nie mieli
pojęcia. Otóż wyniki pomiaru optymizmu testem ASQ były zupeł-
nie inne od podanych przez Thomtonów ocen zachowania się po-

250 Dziedziny życia


szczególnych zawodników w sytuacji znacznego obciążenia psychi-
cznego. Czy jednak na podstawie tych wyników można było prze-
widzieć rzeczywiste sukcesy w pływaniu?
Aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, Nort i Karen oceniali
przez cały sezon wyniki wszystkich zawodników jako „gorsze, niż
można się było spodziewać" i „lepsze, niż można się było spodzie-
wać". Oceniali się również sami pływacy i od początku było jasne,
że i trenerzy, i oni „nadają na tej samej fali", gdyż ich oceny były
absolutnie zgodne. Zsumowałem liczbę ocen „gorszych, niż można
się było spodziewać" za cały sezon i okazało się, że zawodnicy,
którzy w ASQ wypadli jako pesymiści, mieli dwa razy więcej ocen
tego rodzaju niż optymiści. Optymiści wykorzystywali w pełni
swoje umiejętności, natomiast pesymiści wypadli poniżej swych
możliwości.
Czyżby i tu, podobnie jak to było w przypadku agentów firm
ubezpieczeniowych, zespołów baseballowych i koszykarskich, styl
wyjaśniania określał sposób, w jaki ludzie reagują na porażkę?
Aby sprawdzić to, opracowaliśmy symulację porażki w warun-
kach kontrolowanych. Pod koniec sezonu każdej zawodniczce i za-
wodnikowi polecono przepłynąć dystans, na którym byli najlepsi.
Potem Nort lub Karen podawali im czas — w zależności od dys-
tansu — o 1,5 do 5 sekund gorszy, niż w rzeczywistości osiągnęli.
Biondiemu powiedziano, na przykład, że przepłynął sto metrów
stylem motylkowym w 51,7 sekund, podczas gdy w rzeczywistości
uzyskał na tym dystansie 50,2 sekund. Ustaliliśmy takie akurat
różnice, ponieważ wiedzieliśmy, że z jednej strony takie czasy
będą przykrą niespodzianką dla zawodników (jeden z pływaków
usiadł w rogu i przez dwadzieścia minut kołysał się jak dziecko
w przód i w tył), z drugiej natomiast nie zorientują się oni, że
rezultaty te są nieprawdziwe. Następnie każdemu zawodnikowi
i zawodniczce polecono odpocząć i raz jeszcze przepłynąć ten sam
dystans w jak najszybszym tempie. Pesymiści, tak jak spodziewa-
liśmy się, wypadli gorzej. Dwoje świetnych pływaków, rekordzi-
stów, którzy jednak byli pesymistami, uzyskało w drugiej próbie
wynik o pełne dwie sekundy gorszy. Taka różnica dzieli podczas
zawodów zwycięzcę od ostatniego na mecie. Optymiści albo uzy-

Sport 251
skiwali taki sam czas jak w pierwszej próbie, albo — jak Biondi
— poprawiali go. Kilku optymistów poprawiło swój rezultat o dwie
do pięciu sekund, czyli — powtórzmy raz jeszcze — czas dzielący
na mecie zwycięzcę od ostatniego pływaka. Oczywiście, później
powiedziano wszystkim zawodnikom całą prawdę.
Tak więc przykład pływaków z Berkeley pokazuje jasno, że
styl wyjaśniania przyczynia się do sukcesu lub porażki tak samo
na płaszczyźnie jednostkowej, jak i zespołowej. Co więcej i na
poszczególnych zawodników, i na zespoły wpływa w identyczny
sposób. Sprawia, że zawodnicy dają z siebie więcej w warunkach
dużego obciążenia psychicznego. Jeśli są oni optymistami, to bar-
dziej się starają i szybciej dochodzą do siebie po porażce.
Co powinien wiedzieć każdy trener
JEŚLI JESTEŚ TRENEREM albo zawodnikiem, to powinieneś poważ-
nie potraktować przedstawione tu rezultaty badań. Wynika z nich
kilka ważnych praktycznych wniosków dla ciebie.
f Optymizm nie jest czymś, o czym można wiedzieć intuicyj-
,, nie. Test ASQ mierzy to, czego w inny sposób nie jesteś
w stanie zmierzyć. Na jego podstawie można przewidzieć
przyszłe sukcesy o wiele lepiej niż na podstawie opinii do-
?I świadczonych trenerów.
f Wybierając zawodników do poszczególnych konkurencji, na-
leży kierować się nie tylko ich umiejętnościami, ale też po-
ziomem ich optymizmu. Weźmy, na przykład, sztafetę. Masz
szybkiego zawodnika, ale jest on pesymistą, który przegrał
... w konkurencji indywidualnej. Weź innego. Wystawiaj pesy-
mistów dopiero wtedy, kiedy dobrze im poszło w konkuren-
• cjach indywidualnych.
• Prowadząc selekcję do kadry, kieruj się poziomem optymi-
zmu zawodników. Jeśli dwóch zawodników jest mniej więcej

f

252 Dziedziny życia


jednakowo utalentowanych, to wybierz tego, który jest op-
tymistą. Na dłuższą metę on będzie lepszy.
• Możesz nauczyć swoich pesymistów, jak być optymistami.
Nie napisałem jeszcze, czego — oprócz sprawdzenia zawodni-
ków — chcieli Thorntonowie. Spytali, czy mógłbym pesymistycz-
nie nastawionych pływaków zmienić w optymistów. Odparłem, że
nie jestem tego pewien, ale że właśnie opracowujemy odpowiedni
program i wygląda on obiecująco. Chcąc się im zrewanżować za
współpracę, obiecałem, że będą pierwszymi trenerami, którym
udostępnię ten program. Akurat w chwili, kiedy piszę ten rozdział,
nasi trenerzy są w drodze do Berkeley, aby nauczyć cały uniwer-
sytet technik optymizmu. Techniki te znajdziesz w ostatniej części
niniejszej książki.

Rozdział dziesiąty
Zdrowie
Daniel miał zaledwie dziesięć lat, kiedy lekarze stwier-
dzili u niego chłonniaka Burkitta, pewnego rodzaju raka żołądka.1
Po roku, mimo intensywnego leczenia radio- i chemioterapią, rak
nadal się rozwijał. Lekarze i prawie cała rodzina stracili nadzieję.
Ale Daniel nie poddał się.
Daniel snuł plany. Chciał zostać naukowcem i odkryć sposób
leczenia takich chorób, jak ta, na którą cierpiał, żeby inne dzieci
nie musiały się ich obawiać. Wszystkim o tym opowiadał. Choć
jego ciało było coraz bardziej wątłe, Daniel pałał silnym optymi-
zmem.
Mieszkał w Salt Lakę City. Główną nadzieję pokładał w leka-
rzu, którego określił mianem „słynnego specjalisty ze Wschodniego
Wybrzeża". Lekarz ten, autorytet w sprawach chłonniaków Bur-
kitta, zainteresował się przypadkiem Daniela i był w telefonicznym
kontakcie z jego lekarzami. Zamierzał zatrzymać się w Salt Lakę
City w drodze na konferencję pediatryczną na Zachodnim Wybrze-
żu, zbadać Daniela i porozmawiać z zajmującym się nim zespołem.
Daniel przez wiele tygodni był bardzo podekscytowany. Miał
tyle do powiedzenia specjaliście. Prowadził dziennik i miał na-
dzieję, że na podstawie jego zapisków można będzie obmyślić spe-
cjalną kurację. Uważał, że teraz on sam będzie pomagał lekarzom
w leczeniu swojej choroby.
W dniu, w którym miał przylecieć specjalista, Salt Lakę City
spowiła gęsta mgła i musiano zamknąć lotnisko. Wieża kontrolna
skierowała samolot, którym leciał ów lekarz, do Denver, więc zde-
cydował się on udać bezpośrednio do San Francisco. Gdy Daniel

254 Dziedziny życia


dowiedział się o tym, rozpłakał się. Rodzice powiedzieli mu, żeby
się uspokoił i wypoczął, i obiecali, że zadzwonią do San Francisco,
aby mógł porozmawiać z lekarzem. Jednak następnego ranka Da-
niel wpadł w apatię, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzało. Dostał
potem wysokiej gorączki i wywiązało się zapalenie płuc. Przed
wieczorem wpadł w śpiączkę. Następnego dnia po południu zmarł.
Jaki wniosek wyciągasz z tej historii? Jestem pewien, że nie
po raz pierwszy usłyszałeś taką chwytającą za serce opowieść
0 śmierci osoby, której nadzieje okazały się płonne, czy o cofnięciu
się choroby pod wpływem rozbudzonej nagle nadziei. Opowiada
się je wszędzie, jak świat długi i szeroki, i to na tyle często, że
można nabrać przekonania, iż nadzieja utrzymuje ludzi przy ży-
ciu, natomiast jej brak niszczy życie.
Można jednak podać inne, równie wiarygodne interpretacje te-
go zjawiska. Można założyć, że jakiś inny czynnik — na przykład
doskonały system immunologiczny — chroni życie i jednocześnie
rozbudza nadzieję. Można też przyjąć, że tak bardzo pragniemy
uwierzyć w to, iż nadzieja sprawia cuda, że bez przerwy opowia-
damy o tych nielicznych historiach, które zdają się potwierdzać
tę wiarę, a w rzeczywistości są przypadkowymi zbiegami okolicz-
ności, zapominając o dużo częściej zdarzających się sytuacjach
odwrotnych, kiedy to człowiek pełen nadziei wpada w chorobę,
natomiast ten, kto stracił wszelką nadzieję i uległ depresji, wraca
do zdrowia.
Wiosną 1976 roku na moim biurku wylądowało niezwykłe po-
danie o dopuszczenie do udziału w moim seminarium. Złożyła je
niejaka Madelon Visintainer, pielęgniarka z Salt Lakę City. To
właśnie ona, i to w tym podaniu, opisała mi historię Daniela.
Dodała, że zetknęła się z wieloma takimi przypadkami, i to za-
równo u dzieci chorujących na raka, jak też podczas pobytu
w Wietnamie, przy czym nie wspomniała ani słowem o tym, co
tam robiła. Pisała, że takie „historie" nie są dla niej zadowalają-
cym dowodem na istnienie zależności między nadzieją a stanem
zdrowia. Chciała się przekonać, czy rzeczywiście beznadzieja
1 bezradność mogą, same z siebie, zabijać, a jeśli tak, to jaki jest
tego mechanizm. W związku z tym pragnęła podjąć badania pod

Zdrowie 255
moim kierunkiem i prowadzić eksperymenty ze zwierzętami, by
później spożytkować ich wyniki dla dobra ludzi.
Proste i bezpretensjonalne oświadczenie Visintainer, które ab-
solutnie nie przypominało podań dotychczas do nas kierowanych,
wzruszyło jednego z członków komisji rekrutacyjnej do łez. Co
więcej, oceny na świadectwie ukończenia szkoły i wyniki egzami-
nów końcowych Visintainer były celujące. Mimo to jej podanie za-
wierało pewne luki. Z dat podanych w życiorysie trudno się było
zorientować, gdzie i kiedy była i co robiła przez długi czas po
ukończeniu szkoły. Wyglądało na to, że bardzo często lubi znikać.
Po paru bezowocnych próbach rozwikłania tej tajemnicy przy-
jęliśmy Visintainer. We wrześniu 1976 roku z niecierpliwością
oczekiwałem jej przybycia. Nie pokazała się jednak. Zamiast tego
zadzwoniła z wiadomością, że musi jeszcze przez rok zostać w Salt
Lakę City, bo nadzoruje badania z funduszu badań nad rakiem.
Kierowanie programem badań nad rakiem jakoś nie pasowało mi
do osoby, która przedstawiła się jako „zwykła" pielęgniarka.
Zapytała, czy moglibyśmy zatrzymać dla niej miejsce na nastę-
pny rok.
Na to ja ją zapytałem, czy naprawdę chce przyjechać na Uni-
wersytet Pensylwański i zająć się tak niewdzięcznym tematem.
Przestrzegłem ją, że większość psychologów i prawie wszyscy le-
karze nie wierzą, że takie stany psychologiczne jak bezradność
rzeczywiście powodują choroby fizyczne. Powiedziałem, że wkro-
czy na naukowe pole minowe i będzie napotykać przeszkodę za
przeszkodą. Odparła mi, że nie urodziła się wczoraj i doskonale
wie, w co się wdaje.
Pojawiła się w styczniu 1977 roku, tak samo prosta i bezpre-
tensjonalna jak jej podanie i równie tajemnicza. Unikała rozmów
0 swojej przeszłości i o planach na przyszłość, ale w bieżącej pracy
radziła sobie świetnie. Była niczym trąba powietrzna i zmiatała
wszystkie przeszkody na swej drodze. Jako temat swoich badań
na pierwszym roku wybrała przykre zadanie udowodnienia, że
bezradność może powodować śmierć.
Była niezwykle podekscytowana wynikami badań EUen Langer
1 Judy Rodin, młodych naukowców z Yale.2 Prowadzili oni wów-

256 Dziedziny życia


czas badania w domu starców, nad tym, w jaki sposób wpływa na
pensjonariuszy różny stopień ich kontroli nad codziennymi zda-
rzeniami w ich życiu.
Dom starców podzielono, według pięter, na oddziały. Miesz-
kańcom parteru dano większą swobodę wyboru i decydowania
0 swych zajęciach. Pewnego dnia dyrektor zebrał ich i powiedział:
„Chciałbym poinformować państwa o wszystkim, co możecie tu
robić samodzielnie. Na śniadanie jest omlet lub jajecznica, ale
wybór należy do państwa. Musicie zdecydować wieczorem, co chce-
cie jeść rano. W środy i czwartki wieczorem są wyświetlane filmy,
ale musicie wcześniej zdecydować się, kiedy chcecie je oglądać. Są
tutaj różne rośliny doniczkowe, proszę sobie wybrać któreś z nich
1 zabrać do swojego pokoju, ale będziecie państwo musieli sami je
podlewać".
Do rezydentów z pierwszego piętra wygłosił natomiast taką
mowę: „Chciałbym poinformować państwa o wszystkich dostęp-
nych tu udogodnieniach. Na śniadanie jest omlet lub jajecznica.
Omlety podajemy w poniedziałki, środy i piątki, jajecznicę w po-
zostałe dni. W środę i czwartek wieczorem są wyświetlane filmy.
Pensjonariusze z lewej części korytarza mogą je oglądać w środy,
pensjonariusze z prawej strony — w czwartki. Są tutaj różne
rośliny doniczkowe. Pielęgniarka wybierze po jednej dla każdego
z państwa i będzie się później nimi zajmować".
Tak więc wszystkie dodatkowe udogodnienia zależały od wy-
boru mieszkańców parteru, natomiast mieszkańcy piętra, choć też
mogli z nich korzystać, nie mieli na ich wybór żadnego wpływu.
Po półtora roku Langer i Rodin ponownie przyjechały do domu
starców. Stwierdziły za pomocą różnorodnych testów, że osoby
z pierwszej grupy były bardziej aktywne i szczęśliwsze. Okazało
się też, że z tej grupy umarło mniej osób niż z drugiej. Ten zadzi-
wiający fakt wskazywał na to, iż możliwość wyboru i kierowania
swoim postępowaniem może przedłużyć życie i że, być może, bez-
radność i ubezwłasnowolnienie mogą je skrócić.
Madelon Visintainer chciała zbadać to zjawisko w laborato-
rium, gdzie można doskonale regulować warunki bytowe.3 Chciała
zrozumieć, w jaki sposób panowanie nad swoim życiem i bezrad-

Zdrowie 257
ność mogą wpływać na zdrowie. Przeprowadziła eksperyment na
szczurach. Podzieliła je na trzy grupy. Osobnikom z grupy pier-
wszej aplikowano łagodne wstrząsy, przed którymi mogły uciec,
osobnikom z drugiej grupy — wstrząsy, przed którymi w żaden
sposób nie mogły się ochronić, natomiast trzeciej grupy nie pod-
dawano żadnym wstrząsom. Przed rozpoczęciem eksperymentu
Visintainer wstrzyknęła każdemu szczurowi w pachwinę parę ko-
mórek mięsaka. Był to guz tego typu, który — jeśli nie zostanie
zwalczony przez system immunologiczny zwierzęcia i zacznie się
rozrastać — prowadzi nieuchronnie do śmierci. Madelon wstrzyk-
nęła akurat tyle komórek, by w normalnych warunkach u 50 pro-
cent szczurów organizm zwalczył chorobę.
Był to znakomicie zaprojektowany eksperyment. Wszystkie
czynniki fizyczne — wielkość i czas trwania wstrząsu, pokarm,
warunki bytowe, liczba komórek nowotworowych — znajdowały
się pod ścisłą kontrolą. Wszystkie trzy grupy różniły się tylko pod
jednym względem — stanu psychicznego zwierząt. Pierwsza grupa
cierpiała na wyuczoną bezradność, druga nauczyła się wpływać
na swą sytuację, trzecia pozostawała psychologicznie nie zmienio-
na. Gdyby okazało się, że te trzy grupy różnią się zdolnością zwal-
czania choroby, znaczyłoby to, że przyczyną tej różnicy mógłby
być tylko stan psychiczny osobników z poszczególnych grup.
W ciągu miesiąca od rozpoczęcia eksperymentu zdechła połowa
szczurów nie poddawanych wstrząsom, natomiast druga połowa
tej grupy zwalczyła guz. Były to normalne proporcje. W grupie,
która opanowała metodę uciekania przed wstrząsem przez naciś-
nięcie pręta, chorobę zwalczyło 70 procent szczurów. Natomiast
w grupie z wyuczoną bezradnością, która poddawana była wstrzą-
som bez żadnej możliwości ucieczki przed nimi, zwalczyło ją tylko
27 procent osobników.
Tak oto Madelon Visintainer udowodniła jako pierwsza, że stan
psychiczny — wyuczona bezradność — może powodować raka.
W istocie rzeczy była prawie pierwsza. Akurat kiedy opisywała
wyniki swych badań, by posłać je do magazynu „Science", zajmu-
jącego się publikacją przełomowych prac naukowych, otworzyłem
jego ostatni numer. Zawierał on artykuł dwóch badaczy kanadyj-

258 Dziedziny życia


skich Larry'ego Sklara i Hymie Anismun4, w którym donosili oni
o podobnym eksperymencie, tyle że przeprowadzonym nie na
szczurach, lecz myszach. Interesowało ich raczej tempo rozrostu
nowotworu niż zdolność zwierząt do jego zwalczania, ale wyniki
były identyczne — bezradność powodowała o wiele szybsze roś-
niecie guza.
Inne odkrycie Madelon dotyczyło dzieciństwa szczurów.5 Otóż
stwierdziła ona, że szczury, które opanowały w młodości metodę
uciekania przed wstrząsem, w wieku dojrzałym były uodpornione
na nowotwór. Podzieliła młode szczury na trzy grupy, którym
aplikowała — odpowiednio — wstrząsy, przed którymi mogły one
uciec, wstrząsy, przed którymi nie mogły uciec, oraz żadnych
wstrząsów i czekała, aż dorosną. Wtedy wstrzyknęła im komórki
mięsaka i podzieliła ponownie każdą z grup na trzy. Szczury
z pierwszej grupy poddano następnie wstrząsom, przed którymi
mogły uciec, z drugiej — wstrząsom, przed którymi nie mogły
uciec, natomiast trzeciej grupie nie aplikowano żadnych wstrzą-
sów. Organizmy większości szczurów, które w młodości nauczyły
się bezradności, nie odrzuciły nowotworu, natomiast organizmy
większości z tych, które nauczyły się uciekać przed wstrząsem,
odrzuciły go. Tak więc okazało się, że doświadczenia z okresu
dzieciństwa odgrywają kluczową rolę w odrzuceniu nowotworu
w wieku późniejszym. Opanowanie w dzieciństwie metody uciecz-
ki przed wstrząsem uodporniało szczury na chorobę, natomiast
wyuczona w młodym wieku bezradność była czynnikiem sprzyja-
jącym rozwojowi raka.
Po uzyskaniu doktoratu Madelon starała się o posadę docenta
na różnych uniwersytetach, z których kilka domagało się od niej
podania dokładnego i pełnego życiorysu. Zapoznawszy się z nim,
dowiedziałem się ku swemu zdumieniu, że już wcześniej była do-
centem na wydziale pielęgniarstwa w Yale. Co więcej, dowiedzia-
łem się, że została odznaczona Srebrną Gwiazdą i wieloma innymi
medalami za odwagę wykazaną podczas wojny w Wietnamie. Pod-
czas inwazji na Wietnam w 1970 roku kierowała szpitalem w Par-
rots Beak, w Kambodży.
Więcej nie udało mi się z niej wydusić. Zrozumiałem jednak

Zdrowie 259
wówczas, skąd brała się odwaga i siła charakteru, których potrze-
bowała Madelon w roku 1976, wkraczając na wybrane przez siebie
intelektualne pole bitwy. Kiedy na nie wchodziła, wpływ psychiki
na zdrowie fizyczne był terenem działania uzdrowicieli i szarla-
tanów. Chciała udowodnić naukowo, że psychika ma wpływ na
uleganie chorobom, ale te ambitne plany spotykały się z drwinami
jej kolegów — lekarzy, obowiązywał bowiem wówczas w medycy-
nie dogmat, zgodnie z którym na powstanie i przebieg choroby
mają wpływ jedynie procesy fizjologiczne, nigdy zaś psychiczne.
W poszukiwaniu zrozumienia i poparcia zwróciła się więc do psy-
chologów. Kiedy uzyskała, będący kamieniem milowym w bada-
niach nad powstawaniem chorób, doktorat, przyczyniła się do udo-
wodnienia, że psychika rzeczywiście ma wpływ na zdrowie fizy-
czne. Zaczął w to wierzyć nawet świat lekarski. Dziś Madelon jest
przewodniczącą Rady Wydziału Pielęgniarstwa Pediatrycznego
w Yale School of Medicine.
Problem związków między ciałem
a psychiką
DLACZEGO PRZYPUSZCZENIE, że życie psychiczne wpływa na choro-
by fizyczne napotyka na taki opór? Odpowiedź na to pytanie od-
zwierciedla najbardziej zawiły ze znanych mi problemów filozofi-
cznych.
Wielki siedemnastowieczny racjonalista, Kartezjusz, twierdził,
że we wszechświecie istnieją dwa rodzaje substancji — fizyczna
i psychiczna. W jaki sposób oddziałują one na siebie? Widzimy,
jak kula bilardowa, uderzając w drugą kulę, wprawia ją w ruch.
Ale w jaki sposób psychiczny akt woli uniesienia ręki powoduje
fizyczny akt — ruch tej ręki? Kartezjusz udzielił tu wykrętnej
odpowiedzi. Utrzymywał, iż mózg kieruje ciałem poprzez szyszyn-
kę, część mózgu, której funkcja nadal nie jest dobrze poznana.
Kartezjusz mylił się, a uczeni i filozofowie próbują od tamtego

260 Dziedziny życia


czasu odkryć, w jaki sposób substancja psychiczna może oddzia-
ływać na substancję fizyczną.
Kartezjusz był dualistą. Uważał, iż to, co psychiczne, może
oddziaływać na to, co fizyczne. W odpowiednim czasie wykształciła
się przeciwstawna szkoła myślenia i zwyciężyła. Był to materia-
lizm. Jego zwolennicy uważali, że albo istnieje tylko jeden rodzaj
substancji — substancja fizyczna, albo że —jeśli istnieje substan-
cja psychiczna — nie wywiera ona na fizyczną żadnego wpływu.
Prawie wszyscy współcześni uczeni i lekarze są materialistami.
Kategorycznie odrzucają możliwość wpływu myśli i emocji na cia-
ło. Dla nich taki pogląd równoznaczny jest ze spirytyzmem. Twier-
dzenie, że stany emocjonalne i stan umysłu wpływają na chorobę,
jest sprzeczne z materializmem.
Przez ostatnie dwadzieścia lat zmagałem się z trzema pyta-
niami na temat zdrowia i nadziei. Każde z tych pytań jest próbą
zrozumienia dolegliwości fizycznych, próbą, która jest współczes-
ną wersją starego problemu związków między psychiką a ciałem.
Pierwsze pytanie dotyczy przyczyny. Czy nadzieja rzeczywiście
podtrzymuje nas przy życiu? Czy brak nadziei i bezradność rze-
czywiście mogą zabijać?
Drugie dotyczy mechanizmu. Jak w tym materialistycznym
świecie mogą oddziaływać na organizm nadzieja i bezradność? Za
pomocą jakiego mechanizmu substancja tak ewidentnie duchowa
wpływa na substancję tak oczywiście fizykalną?
Trzecie pytanie dotyczy terapii. Czy zmiana sposobu myślenia,
stylu wyjaśniania, może wpłynąć na poprawę zdrowia i przedłużyć
życie?
Optymizm i dobre zdrowie
W CIĄGU OSTATNICH PIĘCIU LAT laboratoria na całym świecie do-
starczyły mnóstwo dowodów na to, że czynniki psychologiczne,
szczególnie optymizm, mogą przyczyniać się do dobrego stanu
zdrowia. Dowody te sprawiają, że niezliczone opowieści o osobach,

Zdrowie 261
którym stany psychiczne i emocjonalne, od śmiechu poczynając,
na woli życia kończąc — poprawiły nie tylko samopoczucie, ale
i — wydaje się — zdrowie, nabierają sensu.
Teoria wyuczonej bezradności zakłada, że optymizm może
wpływać na dobry stan zdrowia w cztery różne sposoby.
Na pierwszy sposób wskazuje odkrycie Madelon Visintainer,
że wyuczona bezradność u szczurów czyni ich organizmy bardziej
podatnymi na rozwój komórek rakowych. Odkrycie to zostało szyb-
ko potwierdzone bardziej szczegółowymi badaniami nad systemem
immunologicznym u bezradnych szczurów. System immunologicz-
ny, system obrony komórkowej organizmu przed chorobą, składa
się z różnych rodzajów komórek, których zadaniem jest rozpozna-
wanie i niszczenie obcych ciał, takich jak wirusy, bakterie i ko-
mórki nowotworowe. Jeden rodzaj, komórki T, rozpoznaje ciała
obce, na przykład wirusy odry, potem znacznie rozmnaża się i za-
bija najeźdźców. Inny rodzaj komórek, naturalne komórki cytoto-
ksyczne, zabija wszelkie napotkane ciała obce.
Naukowcy badający system immunologiczny bezradnych
szczurów odkryli6, że doświadczanie wstrząsów, przed którymi nie
można uciec, osłabia ten system. Komórki T w krwi szczurów,
które stały się bezradne, nie rozmnażają się już gwałtownie, gdy
napotkają te mikroorganizmy, które powinny niszczyć. Komórki
T w śledzionie bezradnych szczurów tracą zdolność zabijania ciał
inwazyjnych.
Odkrycia te wykazują, że wyuczona bezradność nie tylko wpły-
wa na zachowanie, ale też sięga niżej, aż do poziomu komórko-
wego, i osłabia system immunologiczny. Znaczy to, że jedną
z przyczyn, iż organizmy bezradnych szczurów Visintainer nie po-
trafiły zwalczyć guzów, mógł być fakt, że bezradność upośledziła
ich system immunologiczny.
Co to oznacza w terminach stylu wyjaśniania? Styl wyjaśnia-
nia jest wielkim modulatorem wyuczonej bezradności. Jak prze-
konaliśmy się wcześniej, optymiści nie poddają się bezradności.
Kiedy coś im się nie powiedzie, nie ulegają łatwo depresji. Nie
zaniechają działań. Osoba optymistyczna ma w ciągu życia mniej
okresów wyuczonej bezradności niż osoba o nastawieniu pesymi-

262 Dziedziny życia


stycznym, a im mniej takich okresów, w tym lepszym stanie po-
winien być system immunologiczny. A zatem pierwszy sposób,
w jaki optymizm może wpływać na stan twego zdrowia, polega na
zapobieganiu bezradności, a przez to na wzmacnianiu twego sy-
stemu immunologicznego.
Drugi sposób dobroczynnego wpływu optymizmu na zdrowie
zasadza się na przestrzeganiu zdrowego trybu życia i zasięganiu
porad lekarskich. Weźmy pesymistę, który uważa, że choroba
jest stała, ma zasięg uniwersalny i przyczynę wewnętrzną. „Nic,
co robię, nie ma na to żadnego wpływu, więc po co robić cokol-
wiek?" — uważa taki nieszczęśnik. Jest mało prawdopodobne, by
osoba taka rzuciła palenie, brała leki przeciwgrypowe, przestrze-
gała diety, uprawiała ćwiczenia fizyczne, a nawet przestrzegała
zaleceń lekarza. W trakcie trwających trzydzieści pięć lat badań
stu absolwentów Uniwersytetu Harvarda okazało się, iż rzeczy-
wiście pesymiści byli mniej skłonni do rzucenia palenia i bardziej
podatni na choroby. Tak więc optymiści, którzy chętnie biorą włas-
ne sprawy w swoje ręce, są bardziej skłonni podjąć kroki zapobie-
gające chorobie czy też zastosować się do terapii w przypadku,
gdy zachorują.
Trzeci sposób, w jaki optymizm oddziałuje na zdrowie, dotyczy
liczby niepomyślnych wydarzeń przytrafiających się danej osobie.
Udowodniono statystycznie, że im więcej niepomyślnych wydarzeń
spotyka daną osobę w danej, dowolnej, jednostce czasu, tym czę-
ściej ona choruje. Osoby, które w okresie półrocznym przeprowa-
dziły się, zostały zwolnione z pracy i rozwiodły się, są narażone
na znacznie większe ryzyko zapadnięcia na chorobę zakaźną,
a nawet na raka czy na zawał niż osoby, w których życiu nie
wydarzyło się nic specjalnego. Dlatego też, kiedy w twoim życiu
zajdzie jakaś poważna zmiana, powinieneś poddawać się bada-
niom lekarskim częściej niż normalnie. Kiedy zmieniasz pracę,
rozstajesz się z bliską osobą, przechodzisz na emeryturę albo kie-
dy umiera ktoś, kogo kochasz, i to nawet jeśli czujesz się dosko-
nale, powinieneś to koniecznie zrobić. Wdowcy umierają parokrot-
nie częściej w pierwszych sześciu miesiącach po śmierci żony niż
później. Jeśli umrze ci matka, powinieneś zadbać o to, by ojciec

Zdrowie 263
poddał się dokładnym badaniom lekarskim przynajmniej raz po
jej śmierci — może mu to przedłużyć życie.
Zgadnijmy, komu przytrafia się więcej niepomyślnych wyda-
rzeń? Oczywiście, pesymistom. Są bardziej bierni, a zatem mniej
skłonni do tego, by podjąć kroki, które mogą zapobiec niepomyśl-
nym wydarzeniom, oraz mniej skłonni do tego, by położyć im kres,
kiedy już się zaczną. A zatem jasne jak dwa razy dwa, że jeśli
pesymistom przytrafia się więcej niepomyślnych wydarzeń i jeśli
niepomyślne wydarzenia przyczyniają się do częstszych chorób, to
pesymiści powinni chorować częściej niż optymiści.
Ostatnia przyczyna, z powodu której optymiści powinni się cie-
szyć lepszym zdrowiem niż pesymiści, dotyczy oparcia u innych
osób. Zdolność utrzymywania głębokich przyjaźni i zdolność kocha-
nia innych zdaje się mieć istotne znaczenie dla zdrowia fizycznego.
Ludzie w średnim wieku, mający przynajmniej jedną osobę, do
której mogą zadzwonić w środku nocy i zwierzyć się ze swoich
kłopotów, cieszą się lepszym zdrowiem niż ludzie nie mający przy-
jaciół. Osoby stanu wolnego są bardziej narażone na depresję niż
osoby żyjące w związku małżeńskim. Nawet zwykły kontakt towa-
rzyski jest obroną przed chorobą. Osoby, które w czasie choroby
dążą do odosobnienia, są narażone na jej zaostrzenie się.
Moja matka w wieku siedemdziesięciu paru lat poddała się
operacji, po której przez parę miesięcy musiała pozostawać ze
sztucznym odbytem — przewodem prowadzącym od nacięcia w ki-
szce do podwieszonego z zewnątrz woreczka. Wielu osobom robi
się niedobrze na widok czegoś takiego, więc matce było ogromnie
wstyd z tego powodu. Unikała przyjaciółek, przestała grać w bri-
dża, nie chciała, byśmy ją odwiedzali, i nie wychodziła z domu,
dopóki nie usunięto sztucznego odbytu. Niestety, w tym, spędzo-
nym w zupełnej samotności okresie, powróciła gruźlica, której
matka nabawiła się w dzieciństwie na Węgrzech. Stało się to, co —
statystycznie rzecz biorąc — jest kosztem samotności, zmniejszyła
się jej odporność na choroby, szczególnie na nawrót chorób, któ-
rych nigdy nie daje się całkowicie wyleczyć.
Pesymiści mają ten sam problem. Kiedy znajdą się w trudnej
sytuacji, stają się bardziej pasywni i podejmują mniej starań, aby

264 Dziedziny życia


znaleźć oparcie w innych osobach. Związek między brakiem ta-
kiego oparcia a chorobą jest czwartą przyczyną, dla której należy
wierzyć, iż optymistyczny styl wyjaśniania przyczynia się do do-
brego stanu zdrowia.
Pesymizm, złe zdrowie i rak
PIERWSZE SYSTEMATYCZNE BADANIA nad rolą pesymizmu w po-
wstawaniu choroby zostały przeprowadzone przez Chrisa Peter-
sona.7 W połowie lat osiemdziesiątych, kiedy Chris wykładał psy-
chologię zaburzeń w Virginia Tech, poddał wszystkich swych
studentów, ogółem 150 osób, testowi ASQ. Poza tym wszyscy stu-
denci opisali swój stan zdrowia i podali liczbę wizyt u lekarza
w ostatnim czasie. Następnie Chris badał swych studentów przez
cały rok. Stwierdził, iż pesymiści przeszli dwa razy więcej chorób
zakaźnych i dwa razy częściej odwiedzali lekarzy niż optymiści.
Czy było tak po prostu dlatego, że zarówno wypełniając kwe-
stionariusz testu, jak też informując o swoim zdrowiu, pesymiści
narzekali częściej i bardziej uskarżali się na bóle i dolegliwości,
niżby to wynikało ze stanu faktycznego? Nie. Chris sprawdził
liczbę zachorowań i wizyt u lekarza tak przed, jak i po teście ASQ.
Wysoki stopień zachorowalności i wizyt u lekarza rzeczywiście
występuje wśród pesymistów i znacznie przekracza poziom wcześ-
niejszy, sprzed badań.
Inne badania dotyczyły raka piersi.8 Pionierskie w tej dziedzi-
nie badania przeprowadzono w Anglii. Objęto nimi sześćdziesiąt
dziewięć kobiet cierpiących na raka piersi i prowadzono je przez
pięć lat. Kobiety, u których nie stwierdzono przerzutów, starały
się walczyć z chorobą, natomiast te, które umarły, i te, u których
stwierdzono przerzuty, z reguły przyjmowały wstępną diagnozę
z rezygnacją i stawały się bezradne.
W późniejszych badaniach9 zajęto się trzydziestoma czterema
kobietami, które znalazły się w Krajowym Instytucie Raka z na-j
wrotem raka piersi. Z każdą z nich przeprowadzono drobiazgowj
Zdrowie 265
wywiad, pytając o małżeństwo, dzieci, pracę i chorobę. Potem za-
częto leczenie radio- i chemioterapią. Otrzymaliśmy te wywiady
i przeprowadziliśmy ich analizę według metody CAVE, starając
się określić poziom optymizmu poszczególnych pacjentek.
Po powtórnym pojawieniu się raka piersi szansę na przeżycie
dłuższego okresu są prawie żadne, a więc po roku kobiety te za-
częły umierać. Niektóre zmarły w czasie kilku miesięcy, inne —
znikoma mniejszość — żyją nadal. Kto przeżył najdłużej? Te, które
czerpią radość z życia, i te, które mają optymistyczny styl wyjaś-
niania.
Czy nie jest aby tak, że te optymistycznie nastawione kobiety
nie były aż tak ciężko chore i żyły dłużej po prostu dlatego, że
postać raka, na którą cierpiały, była łagodniejsza i że radość życia
i optymizm nie miały z tym nic wspólnego? Otóż nie. W Krajowym
Instytucie Raka przechowuje się bezcenne, dokładne karty choro-
by, z zapisem aktywności komórek cytotoksycznych (NK), liczby
rakowatych węzłów limfatycznych, stopnia rozrostu nowotworu.
Życiodajne cechy radości życia i optymistycznego stylu wyjaśnia-
nia ujawniały się bez względu na stopień zaawasowania choroby.
Takie wyniki nie są przyjmowane bez sprzeciwu.10 W 1985
roku Barrie Cassileth przeprowadziła bardzo nagłośnione badania
nad pacjentami w ostatecznym stadium raka, w wyniku których
stwierdziła, że żadna zmienna psychologiczna nie ma wpływu na
długość ich życia. W specjalnym artykule wstępnym w „New En-
gland Journal of Medicine" zastępczyni redaktora naczelnego
Marcia Angell ogłosiła wszem i wobec, że „nasza wiara w to, iż
choroba jest bezpośrednim odzwierciedleniem stanu psychicznego
jest po prostu elementem folkloru". Pomijając milczeniem wszy-
stkie starannie przeprowadzone badania świadczące o czymś zu-
pełnie przeciwnym i cytując wyniki najgorszych badań, jakie mog-
ła znaleźć, Angell ostro skrytykowała całą dziedzinę psychologii
zdrowia, oskarżając ją o propagowanie „mitu", iż psychika może
wpływać na procesy chorobowe. Materialiści, chwytający się wszy-
stkiego, co mogłoby potwierdzić dogmat, iż stany psychiczne nie
mogą nigdy wpływać na zdrowie fizyczne, święcili swój wielki
dzień.

266 Dziedziny życia


Czy można pogodzić wyniki badań Cassileth z badaniami
wykazującymi, iż stan psychiczny ma wpływ na zdrowie i chorobę?
Otóż, po pierwsze, testy psychologiczne zastosowane przez Cassi-
leth nie odpowiadały wymaganiom. Zamiast przeprowadzić pełne
testy, użyła jedynie ich fragmentów. Czynniki, których zmierzenie
wymaga zadania wielu dziesiątków pytań, mierzyła za pomocą
jednego — dwóch krótkich pytań. Po drugie, wszyscy badani przez
nią pacjenci znajdowali się w ostatnim stadium choroby. Jeśli
potrąci cię ciężarówka, to fakt, że masz wysoki czy niski poziom
optymizmu, nie sprawia wielkiej różnicy, ale jeśli zostaniesz po-
trącony przez rowerzystę, to optymizm może odegrać wielką rolę
w leczeniu się z obrażeń. Nie sądzę, by pacjentowi, w którego
organizmie rak poczynił tak wielkie spustoszenia, że został on
uznany za nieuleczalnie chorego, i który ma przed sobą niewiele
tygodni czy dni życia, mogły wiele pomóc procesy psychiczne. Jed-
nakże w sytuacji, gdy guz jest mały, a choroba zaczyna dopiero
robić postępy, optymizm może znaczyć tyle, co różnica między
życiem a śmiercią. Stwierdziliśmy to w badaniach nad wpływem
utraty bliskiej osoby i nad wpływem optymizmu na system immu-
nologiczny.
System immunologiczny
MATERIALIŚCI UWAŻAJĄ, że system immunologiczny jest odizolo-
wany od psychiki. Sądzą oni, że zmienne psychologiczne, takie
jak optymizm i nadzieja, są tak samo ulotne i niematerialne, jak
duch czy dusza, a zatem nie wierzą, że optymizm, depresja czy
poczucie utraty czegoś lub kogoś wpływa na system odpornościowy
organizmu. Zapominają jednak o tym, że system ten łączy się
z mózgiem i że stanowi psychicznemu, takiemu jak nadzieja, od-
powiadają pewne stany mózgu, które są odzwierciedleniem psy-
chiki jednostki. Owe stany mózgu wpływają na resztę organizmu.
A zatem w procesie wpływania emocji i myśli na stan chorobowy
nie ma niczego tajemniczego, a głoszenie takich poglądów nie ma
nic wspólnego ze spirytualizmem.

Zdrowie 267
Mózg łączy się z systemem odpornościowym nie za pośrednic-
twem nerwów, lecz hormonów, chemicznych kurierów, które prze-
mieszczają się przez system krwionośny i mogą przekazywać sta-
ny emocjonalne z jednej części ciała do innej. Udowodniono ponad
wszelką wątpliwość, że kiedy jednostka ulega depresji, zmienia
się stan jej mózgu. Liczba neurotransmiterów, to znaczy hormo-
nów przenoszących informacje od nerwu do nerwu, może ulec
zmniejszeniu. Podczas depresji zmniejsza się liczba pewnego ro-
dzaju hormonów przenoszących informacje między nerwami, zwa-
nych katecholaminami.
Za pomocą jakiego łańcucha zjawisk fizycznych system immu-
nologiczny jednostki otrzymuje informacje o tym, że jest ona na-
stawiona pesymistycznie, znajduje się w depresji czy ma zmar-
twienia? Okazuje się, że gdy zmniejsza się liczba katecholamin,
zwiększa się aktywność innych związków chemicznych, zwanych
endorfinami, które są czymś w rodzaju wytwarzanej przez orga-
nizm morfiny. Komórki systemu immunologicznego posiadają re-
ceptory, które reagują na poziom endorfin w organizmie. Kiedy,
jak ma to miejsce podczas depresji, poziom katecholamin jest ni-
ski, wzrasta poziom endorfin. System immunologiczny, reagując
na to, obniża swoją aktywność.
Czy to wszystko jest tylko fantazją biologiczną, czy też depre-
sja, poczucie utraty i pesymizm rzeczywiście wyłączają system
immunologiczny?
Mniej więcej dziesięć lat temu zespół uczonych australijskich
przeprowadził badania dwudziestu sześciu mężczyzn, których żo-
ny tuż przedtem zmarły lub zginęły w wypadkach.11 Przekonali
każdego z badanych, aby dwukrotnie poddał się badaniu krwi —
po raz pierwszy w tydzień, a po raz drugi w sześć tygodni po
śmierci żony. Dzięki temu można było ocenić działanie systemu
immunologicznego w okresie żałoby. Stwierdzono, że praca syste-
mu odpornościowego ulega w tym okresie znacznemu obniżeniu.
Komórki odpornościowe nie mnożyły się tak szybko jak normalnie.
Po pewnym czasie system immunologiczny wracał do normy. Prze-
prowadzone później badania amerykańskie potwierdziły i uzupeł-
niły te rewelacyjne wyniki.

268 Dziedziny życia


Depresja zdaje się również wpływać na sposób, w jaki reaguje
system immunologiczny.12 Przebadano trzydzieści siedem kobiet,
mierząc ich poziom depresji, liczbę spotykających ich niepomyśl-
nych wydarzeń, a także liczbę komórek T (limfocyty T) i komórek
cytotoksycznych (NK) w ich krwi. U kobiet przechodzących po-
ważne zmiany w dotychczasowym trybie życia zanotowano niż-
szy poziom aktywności naturalnych komórek cytotoksycznych niż
u kobiet nie przechodzących takich zmian. W im większej depresji
znajdowała się badana, tym gorzej reagował jej system immunolo-
giczny.
Jeśli depresja i rozpacz mogą przejściowo obniżać sprawność
systemu immunologicznego, to depresja, stan bardziej przewlekły,
powinna obniżać jego sprawność na czas dłuższy. Jak zauważyli-
śmy w rozdziale piątym, osoby pesymistyczne bardziej i częściej
ulegają depresji niż jednostki optymistyczne. Może to oznaczać,
że pesymiści mają, generalnie, słabszy system odpornościowy.
Aby sprawdzić tę hipotezę, przeprowadziłem stosowne badania
wespół z Leslie Karmen, magistrantką z Uniwersytetu Pensyl-
wańskiego, i Judy Rodin z Yale.13 Judy już od pewnego czasu
badała dużą grupę starszych ludzi z New Haven w Connecticut
i jego okolic. Ich średni wiek wynosił siedemdziesiąt jeden lat.
Kilka razy w ciągu roku z osobami tymi przeprowadzano długie
wywiady, pytając o ich odżywianie się, zdrowie i wnuki. Raz w ro-
ku pobierano im krew w celu zbadania funkcjonowania systemu
immunologicznego. Na podstawie tych wywiadów ocenialiśmy po-
ziom pesymizmu poszczególnych osób, a potem badaliśmy próbki
ich krwi, aby sprawdzić, czy nasze przewidywania okazały się
słuszne. Tak jak się spodziewaliśmy, system immunologiczny op-
tymistów funkcjonował lepiej niż pesymistów. Co więcej, stwier-
dziliśmy, że ani stan ich zdrowia, ani poziom depresji w momencie
przeprowadzania wywiadu nie pozwalał przewidzieć reakcji syste-
mu immunologicznego. Sprawność reakcji systemu zdawał się ob-
niżać jedynie pesymizm, a nie zły stan zdrowia czy depresja.
Podsumowując, wszystkie te dowody świadczą dobitnie o tym,
że stan psychiczny jednostki może zmienić reakcje jej systemu
immunologicznego. Poczucie straty, depresja i pesymizm mogą
Zdrowie 269
obniżyć sprawność funkcjonowania systemu odpornościowego.
W jaki sposób się to wszystko odbywa, na razie nie wiadomo do-
kładnie, ale jeden mechanizm wydaje się najbardziej prawdopo-
dobny. Jak wcześniej wspomniano, podczas takich stanów psychi-
cznych zmniejsza się liczba pewnych neurotransmiterów w mózgu,
co z kolei podnosi poziom endorfin. System immunologiczny po-
siada odpowiednie receptory reagujące na te hormony i „zamyka
się", kiedy wzrasta aktywność endorfin.
Skoro poziom pesymizmu może osłabić działanie systemu
immunologicznego, to wydaje się prawdopodobne, że pesymizm
może mieć niekorzystny wpływ na zdrowie w okresie całego życia
jednostki.
Optymizm a zdrowsze życie
CZY JEST MOŻLIWE, że optymiści żyją dłużej niż pesymiści? Czy
jest bardziej prawdopodobne, że jeśli w młodości masz optymisty-
czny styl wyjaśniania, to przez resztę życia będziesz zdrowszy?
Na pytania te nie jest łatwo odpowiedzieć w sposób naukowy.
Nie wystarczy wskazać na legiony bardzo starych ludzi i udowod-
nić, że większość z nich to optymiści. Być może są optymistami
właśnie dlatego, że przeżyli wiele lat w dobrym zdrowiu, a nie
odwrotnie.
Zanim spróbowaliśmy odpowiedzieć na te pytania, musieliśmy
odpowiedzieć na kilka innych.14 Po pierwsze musieliśmy spraw-
dzić, czy styl wyjaśniania pozostaje przez całe życie niezmienny.
Jeśli optymizm w okresie młodości ma mieć wpływ na zdrowie
jednostki aż do późnej starości, to jej optymizm powinien utrzy-
mywać się przez całe życie na tym samym poziomie. W celu zba-
dania tego zamieściłem z Melanie Burns, moją magistrantką,
ogłoszenie w pismach dla ludzi starszych, że poszukujemy osób,
które przechowują pamiętniki pisane w młodości. Odpowiedziało
na nie i przesłało nam swoje pamiętniki trzydzieści osób. Prze-
prowadziliśmy analizę ich treści metodą CAVE (analiza zawarto-

270 Dziedziny życia


ści wypowiedzi dosłownych) i opracowaliśmy na tej podstawie
schemat stylu wyjaśniania tych osób w młodości. W dodatku wszy-
scy nasi respondenci opisali szczegółowo swoje życie w chwili bie-
żącej — zdrowie, rodzinę, pracę. Również te wypowiedzi poddali-
śmy analizie i na ich podstawie opracowaliśmy schemat stylu
wyjaśniania poszczególnych respondentów w starości. Jak mają
się do siebie te schematy?
Otóż stwierdziliśmy, że w ciągu pięćdziesięciu lat styl wyjaś-
niania pomyślnych wydarzeń ulegał zupełnym zmianom. Ta sama
osoba mogła, na przykład, w pewnym momencie swego życia przy-
pisywać pomyślne wydarzenia ślepemu trafowi, a w innym mo-
mencie uważać, że są one rezultatem jej własnych działań. Jeśli
natomiast chodzi o styl wyjaśniania wydarzeń niepomyślnych, to
stwierdziliśmy, że w okresie dłuższym nawet niż pięćdziesiąt lat
jest on bardzo stały. Kobiety, które jako nastolatki pisały w pa-
miętnikach, że chłopcy nie interesują się nimi, bo są one „niesym-
patyczne", pół wieku później informowały, że nie odwiedzają ich
wnuki, bo są... „niesympatyczne". Sposób, w jaki postrzegamy wy-
darzenia niepomyślne — nasza prywatna teoria tragedii — pozo-
staje niezmienny przez całe życie.
To kluczowe odkrycie zbliżyło nas do punktu, w którym mo-
gliśmy spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy styl wyjaśniania
w młodości ma wpływ na zdrowie danej osoby wiele lat później.
Czego jeszcze potrzebowaliśmy, by móc na nie odpowiedzieć?
Potrzebna nam była duża grupa osób o następujących ce-
chach:15
1. W młodości zapisały wiele stwierdzeń przyczynowo-skutko-
wych, które przetrwały do czasów dzisiejszych i mogły zo-
stać poddane analizie metodą CAVE.
2. Musieliśmy mieć pewność, że osoby te były zdrowe i osiągały
sukcesy w chwili zapisywania owych stwierdzeń przyczyno-
wo-skutkowych. Był to warunek niezbędny, bo gdyby nie
cieszyły się już w tamtym czasie dobrym zdrowiem, albo
gdyby już odnosiły porażki, to mogłoby to uczynić je później
pesymistami i mieć niekorzystny wpływ na ich zdrowie.
1.
Zdrowie 271
A gdyby tak było, to co prawda optymizm w okresie młodo-
ści korelowałby z dłuższym życiem w dobrym zdrowiu, ale
byłoby tak być może tylko dlatego, że zły stan zdrowia albo
niepowodzenia doznane w młodości przyczyniałyby się do
złego stanu zdrowia w okresie późniejszym.
3. Osoby te musiały ponadto poddawać się w przeszłości regu-
larnym badaniom lekarskim, tak abyśmy mogli ocenić ich
stan zdrowia w całym okresie życia.
4. Na koniec osoby te powinny być bardzo stare, tak aby moż-
na było na podstawie ich zapisków młodzieńczych stawiać
prognozy na długi okres.
Były to bardzo ostre warunki. Gdzie mogliśmy znaleźć takich
ludzi?
Mężczyźni z programu badań Granta
GEORGE VAILLANT jest psychoanalitykiem, którego bardzo powa-
żam. W latach 1978 - 1979 byliśmy w jednej „klasie" w Centrum
Zaawansowanych Badań Nauk Behawioralnych w Stanford w Ka-
lifornii. George wyodrębnił z psychoanalizy pojęcie obrony i zajął
się nim. To, co zdarza się nam w życiu — argumentował — nie
jest po prostu rezultatem liczby nieszczęść, które nas spotykają,
ale tego, w jaki sposób bronimy się przed nimi psychicznie. Uwa-
żał również, że sposób, w jaki wyjaśniamy sobie nieszczęścia, na-
leży do naszych środków obronnych. Teorię tę sprawdził na uni-
kalnej próbce społeczeństwa. Przez ponad dziesięć lat badał
niezwykłą grupę mężczyzn, przeprowadzając z nimi wywiady
w czasie, gdy przechodzili z wieku średniego w okres starości.
W połowie lat trzydziestych Fundacja Williama T. Granta po-
stanowiła zająć się badaniem zdrowych ludzi i kontynuować to
przez całe ich życie. Inicjatorzy tego programu chcieli prześledzić
życie wyjątkowo uzdolnionych jednostek, aby poznać determinan-
ty sukcesów i dobrego zdrowia. Za pomocą starannych i drobiaz-

272 Dziedziny życia


gowych testów wybrano spośród pięciu kolejnych pierwszych rocz-
ników studentów Uniwersytetu Harvarda dwustu mężczyzn, co
stanowiło około 5 procent ogółu przyjętych w latach 1939 - 1944,
i od tamtej pory przez wiele lat śledzono ich losy. Osoby te, obecnie
zbliżające się do siedemdziesiątki, przez cały czas chętnie współ-
pracowały i współpracują z organizatorami tych, uciążliwych prze-
cież, badań. Co pięć lat poddają się one kompleksowym badaniom
lekarskim, bez końca wypełniają kwestionariusze ankiet, a okre-
sowo przeprowadza się z nimi szczegółowe wywiady. Są oni pra-
wdziwą kopalnią wiadomości o tym, co sprawia, iż jednostka cie-
szy się dobrym zdrowiem i odnosi sukcesy.
Kiedy inicjatorzy tego programu sami postarzeli się i nie mogli
kontynuować badań, zaczęli poszukiwać następcy, który byłby wy-
starczająco młody, aby prowadzić je do końca, to znaczy do śmierci
badanych. Było to akurat w czasie dwudziestego piątego zjazdu
absolwentów Harvardu. Na kontynuatora wybrano George'a, któ-
ry — mając wówczas trzydzieści parę lat — był jednym z najlepiej
zapowiadających się amerykańskich psychiatrów klinicznych.
Pierwszym ważnym odkryciem, którego dokonał George, zają-
wszy się owym programem, było stwierdzenie, że zamożność
w wieku dwudziestu lat nie gwarantuje ani późniejszych sukce-
sów, ani dobrego zdrowia. Znaczna bowiem liczba osób objętych
programem Granta doznała wielu niepowodzeń i cierpi na licz-
ne choroby. Ich udziałem są nieudane małżeństwa, bankructwa,
zawały, alkoholizm, samobójstwa i inne tragedie; jeden z ba-
danych został nawet zamordowany. Pod względem stosunku licz-
by zawałów serca i śmiertelnych zagrożeń do ogółu populacji —
ludzie ci nie różnią się od swoich rówieśników z ubogich dzielnic
miasta. George postawił sobie ambitne zadanie teoretyczne —
mianowicie postanowił przewidzieć na podstawie materiałów j
z wczesnego okresu badań, którym spośród objętych nimi osób
życie ułoży się dobrze, a którym nie, i zrozumieć, jakie są tego
przyczyny. s
Jak już wyżej wspomniałem, głównym przedmiotem jego zain-ś|
teresowania było to, co określał mianem obrony jednostki przed
niepomyślnymi wydarzeniami, czyli charakterystyczny dla każde-

Zdrowie 273
go sposób, w jaki reaguje na takie przypadki. Niektóre spośród
osób badanych radziły sobie jeszcze w trakcie studiów z niepowo-
dzeniami, stosując tak zwane „dojrzałe środki obrony" — humor,
altruizm, sublimację. Inne osoby nigdy ich nie stosowały — na
przykład kiedy zrywały z nimi dziewczyny, uciekały się do proje-
kcji, zaprzeczenia i tym podobnych „niedojrzałych środków obro-
ny". Godne uwagi jest to, że mężczyźni, którzy w wieku dwudzie-
stu paru lat stosowali dojrzałe środki obrony, byli później zdrowsi
niż pozostali i mieli bardziej udane życie. Koło sześćdziesiątki
żaden z nich nie był przewlekle chory, podczas gdy jedna trzecia
mężczyzn nie stosujących w młodości dojrzałych środków obrony
miała w tym wieku poważne problemy ze zdrowiem.
A zatem była to grupa, jakiej potrzebowaliśmy. Wszyscy jej
członkowie legitymowali się dobrze udokumentowanymi stwier-
dzeniami przyczynowo-skutkowymi z okresu młodości, wszyscy
w okresie, z którego pochodziły te stwierdzenia, cieszyli się do-
brym zdrowiem i odnosili sukcesy, przez całe życie skrupulatnie
kontrolowano stan ich zdrowia, a teraz kończyli wiek średni.
W dodatku było dużo innych informacji o ich osobowości i życiu.
Czy ci spośród nich, którzy byli optymistami, prowadzili zdrowsze
życie? Izy żyli dłużej?
George wspaniałomyślnie zgodził się na współpracę z Chrisem
Petersonem i ze mną. Uważa się on za strażnika niezwykle cen-
nego skarbu, jakim jest owa unikalna próbka społeczeństwa i „wy-
pożycza" go od czasu do czasu (zawsze bardzo dbając o to, by
zachować anonimowość osób badanych) poważnym naukowcom,
którzy pragną odkryć wyznaczniki zdrowia i sukcesów promieniu-
jące na całe życie jednostki.
Postanowiliśmy użyć techniki „zalakowanej koperty". George
osobiście zatroszczył się o to, byśmy nie mieli pojęcia, kim są
badane przez nas osoby i które z nich cieszą się dobrym zdrowiem.
Najpierw wybrał losową próbkę obejmującą połowę (dziewięćdzie-
siąt dziewięć osób) jego grupy i wręczył nam protokoły, które spo-
rządziły po powrocie z wojny, w latach 1945 - 1946. Były to bogate
treściowo, pełne wyjaśnień zarówno optymistycznych, jak i pesy-
mistycznych, dokumenty. A oto dwa przykłady:

274 Dziedziny życia


„Okręt poszedł na dno, ponieważ admirał był wyjątkowo
głupi".
„Nigdy nie będzie mi się dobrze pracowało z tymi ludźmi,
bo czują się dotknięci moją uprzywilejowaną pozycją, którą
dało mi ukończenie Harvardu".
Wszystkie protokoły poddaliśmy obróbce metodą CAVE i na
tej podstawie sporządziliśmy obraz stylu wyjaśniania każdego
z badanych.
Później, pewnego zimowego dnia, poleciałem z Chrisem do
Dartmouth, gdzie George jest profesorem psychiatrii, aby dokonać
otwarcia „kopert", to znaczy dowiedzieć się, jak faktycznie wyglą-
dało życie tych ludzi. Stwierdziliśmy, że między dobrym stanem
zdrowia po sześćdziesiątce a optymizmem w wieku dwudziestu
pięciu lat istnieje silny związek. Pesymiści zaczęli cierpieć na cho-
roby wieku średniego o wiele wcześniej niż optymiści, a przy tym
choroby te występowały u nich w cięższej postaci. Około czterdzie-
stego piątego roku życia różnica ta była już znaczna. W tym wieku
organizm mężczyzny zaczyna tracić sprawność. Jak szybko i w ja-
kim natężeniu postępuje ten proces, można dobrze przewidzieć na
podstawie pomiaru optymizmu w wieku dwudziestu pięciu lat. Co
więcej, kiedy wprowadziliśmy do równania parę innych czynników
— środki obrony osoby badanej, jej zdrowie fizyczne i psychiczne
w wieku dwudziestu pięciu lat — okazało się, że optymizm jest
podstawową determinantą stanu zdrowia w okresie od czterdzie-
stego piątego do sześćdziesiątego piątego roku życia. Osoby te
wkraczają właśnie w okres schyłkowy, kiedy ludzie zaczynają
umierać, a więc za dziesięć lat będziemy mogli się przekonać, czy
optymizm gwarantuje nie tylko lepsze zdrowie, ale też dłuższe
życie.

Zdrowie 275
Problem związków między ciałem
a psychiką raz jeszcze
ISTNIEJĄ PRZEKONYWAJĄCE DOWODY na to, iż stany psychiczne
wpływają na zdrowie człowieka. Depresja, żałoba, pesymizm zdają
się wywoływać zarówno przejściowe, jak i długotrwałe pogorszenie
stanu zdrowia. Co więcej, nie jest już tajemnicą, w jaki sposób do
tego dochodzi. Składa się na to wysoce prawdopodobny łańcuch
wydarzeń, który zaczyna się od niepowodzeń, a kończy złym sta-
nem zdrowia.
Łańcuch ten zapoczątkowuje szczególny zespół niepomyślnych
wydarzeń — utrata kogoś lub czegoś, niepowodzenie lub porażka
w jakiejś dziedzinie życia — które sprawiają, iż człowiek czuje się
bezradny. Jak się przekonaliśmy, każdy reaguje w takiej sytuacji
przynajmniej chwilową bezradnością, a osoby o pesymistycznym
stylu wyjaśniania wpadają wówczas w depresję. Depresja prowa-
dzi do zmniejszenia się liczby katecholamin i wzrostu wydzielania
endorfin. Wzrost poziomu endorfin może upośledzić funkcjonowa-
nie systemu immunologicznego. Organizm człowieka jest cały czas
wystawiony na działanie patogenów — czynników chorobotwór-
czych — którym w normalnych warunkach przeciwstawia się
system immunologiczny. Kiedy jednak system ten zostaje częścio-
wo wyłączony wskutek zachwiania równowagi katecholamin i en-
dorfin, patogeny mogą zacząć działać w sposób niekontrolowany.
Choroba, niekiedy zagrażająca życiu, staje się bardziej prawdo-
podobna.
Można zbadać każde ogniwo łańcucha utrata — pesymizm —
depresja — zmniejszenie się poziomu katecholamin — wzrost po-
ziomu endorfin — upośledzenie funkcjonowania systemu immu-
nologicznego — choroba i dysponujemy dowodami na działanie
każdego z tych ogniw. Ten ciąg wydarzeń nie ma nic wspólnego
z żadnymi duchami ani tajemniczymi, nie dającymi się zaobser-
wować i zmierzyć procesami. Co więcej, jeśli zależności te łączą
się w taki łańcuch, to na każdym etapie można stosować terapię
i prewencję.

276 Dziedziny życia


Prewencja i terapia psychologiczna
TAKA OKAZJA ZDARZA SIĘ TYLKO RAZ W ŻYCIU — powiedziała Judy
Rodin. — Nie powinniśmy zgłaszać żadnych bezpiecznych proje-
któw. Powinniśmy zaproponować projekt, o którego zrealizowaniu
zawsze marzyliśmy.
Judy, z którą prowadziłem w New Haven badania nad wpły-
wem pesymizmu na system immunologiczny człowieka, była po-
irytowana. Znaleźliśmy się oto — mała grupa wybitnych uczonych,
czołowych specjalistów w dziedzinie psychologii zdrowia — wobec
fantastycznej perspektywy uzyskania wreszcie dostatecznej sumy
pieniędzy na zrealizowanie naszych naukowych marzeń, ale gdzie
podziały się te wielkie marzenia?
Judy jest fenomenem — prowadzi katedrę psychologii Uniwer-
sytetu Yale, jest przewodniczącą Stowarzyszenia Psychologów
Wschodniego Wybrzeża i członkiem prestiżowego Narodowego In-
stytutu Medycyny, a wszystkie te godności otrzymała przed czter-
dziestką. Tego popołudnia występowała w roli koordynatora ba-
dań nad zdrowiem i zachowaniem sponsorowanych przez Funda-
cję MacArthura. Zwołała nas pewnego mroźnego zimowego
poranka w New Haven, aby zakomunikować, że nadszedł czas, by
zwrócić się do Fundacji MacArthura o przyznanie funduszy na
rozwój nowej dziedziny nauki — psychoneuroimmunologii, zajmu-
jącej się badaniem wpływu stanów psychicznych na zdrowie i dzia-
łanie systemu immunologicznego.
— Fundacja MacArthura nie jest ciałem zachowawczym i nie-
ruchawym — oznajmiła. — Szuka ona projektów badań, które
mogą zmienić oblicze współczesnej medycyny, lecz wydają się zbyt
śmiałe i ryzykowne, aby mógł je traktować poważnie taki poważny
sponsor, jak Narodowy Instytut Zdrowia. A my prowadzimy ru-
tynowe badania, według ustalonych wzorców, i co trzy lata zwra-
camy się do NIZ-u z prośbą o fundusze. Co tak naprawdę, w głębi
duszy, chcielibyście robić, ale boicie się zgłosić taki projekt nasze-
mu medycznemu establishmentowi?
Wtedy odezwała się, zazwyczaj nieśmiała, Sandra Levy, młoda

Zdrowie 277
profesorka z Pittsburgha zajmująca się psychologicznymi proble-
mami chorych na raka.
— Tak naprawdę — powiedziała drżącym z emocji głosem —
chciałabym wypróbować terapię i prewencję. Judy i Martin prze-
konali nas, że pesymistyczny styl wyjaśniania prowadzi do zabu-
rzeń w funkcjonowaniu systemu immunologicznego i wpływa na
pogorszenie stanu zdrowia. Przedstawiony przez nich łańcuch wy-
darzeń, który może prowadzić do takich efektów, wydaje się wielce
prawdopodobny. Istnieją też przekonywające dowody na to, że te-
rapia kognitywna zmienia styl wyjaśniania. A zatem zajmijmy się
psychologicznym ogniwem tego łańcucha. Zmieńmy styl wyjaśnia-
nia i — tak, czytacie to z moich ust — wyleczmy raka.
Po jej wystąpieniu zapadło długie, ambarasujące milczenie.
Prawie nikt spoza tego pokoju nie uwierzyłby, że terapia psycho-
logiczna może zaktywizować źle działający system immunologicz-
ny. Jeszcze mniej osób byłoby skłonnych uwierzyć w to, że za
pomocą psychoterapii można leczyć raka. Dla reszty świata lekar-
skiego byłoby to szarlatanerią, policzkiem wymierzonym w twarz
oficjalnej medycyny. A nic nie mogłoby tak szybko zniszczyć re-
putacji naukowca jak zarzut uprawiania szarlatanerii. Psycholo-
gia jako metoda leczenia chorób fizycznych — coś takiego!
Zebrałem się na odwagę i przerwałem milczenie.
— Zgadzam się z Sandy — powiedziałem, nie bardzo wiedząc,
w co nas wszystkich pakuję. — Jeśli Judy chce czegoś wizjoner-
skiego, jeśli chce marzeń, to spróbujmy zmienić system immunolo-
giczny środkami psychologicznymi. Jeśli mylimy się, to zmarnu-
jemy parę lat. Jeśli jednak mamy rację i jeśli uda nam się prze-
konać świat medyczny — co stoi pod wielkim znakiem zapytania
— to zrewolucjonizuje to system opieki zdrowotnej.
Tego dnia Judy Rodin, Sandra Levy i ja postanowiliśmy spró-
bować. Najpierw złożyliśmy w fundacji podanie o przyznanie fun-
duszy na pilotażowe badania nad wpływem terapii kognitywnej
na aktywizację systemu immunologicznego. Szybko je nam przy-
znano i przez następne dwa lata zajmowaliśmy się leczeniem
czterdziestu pacjentów cierpiących na czerniaka i raka okrężnicy,
dwie ostre postacie raka. Pacjenci ci przez cały czas poddawani

278 Dziedziny życia


byli normalnemu leczeniu chemio- i radioterapią. W dodatku do
zwykłych w takich przypadkach metod stosowano wobec nich
przez dwanaście tygodni — raz w tygodniu — zmodyfikowaną
formę terapii kognitywnej. Terapia ta miała na celu nie wylecze-
nie ich z depresji, lecz uzbrojenie ich w nowe sposoby myślenia
o stratach — rozpoznawanie myśli automatycznych, oderwanie
uwagi od choroby, przeciwstawianie się wyjaśnieniom pesymisty-
cznym. (Patrz: rozdział dwunasty). Terapię kognitywną uzupełni-
liśmy treningiem relaksacyjnym w celu zwalczania stresu. Stwo-
rzyliśmy również kontrolną grupę pacjentów chorych na raka,
których poddawano takiemu samemu leczeniu fizycznemu, ale wo-
bec których nie stosowano ani terapii kognitywnej, ani treningu
relaksacyjnego.
— O rany, powinieneś zobaczyć te liczby! — Nigdy jeszcze nie
słyszałem Sandy tak podekscytowanej, jak owego listopadowego
ranka dwa lata później, kiedy do mnie zadzwoniła. — U pacjen-
tów, których poddaliśmy terapii kognitywnej, aktywność komórek
cytotoksycznych (NK) bardzo ostro poszła w górę. Błąd aparatury
wykluczony. O rany!
Krótko mówiąc, terapia kognitywna bardzo wzmocniła aktyw-
ność systemu immunologicznego — tak jak się spodziewaliśmy.
Jest jeszcze za wcześnie na to, by stwierdzić, czy terapia ta
zmieniła przebieg choroby albo czy uratowała życie poddanym jej
pacjentom. Choroba rozwija się lub mija w wolnym tempie w sto-
sunku do funkcjonowania systemu immunologicznego, które może
zmienić się z dnia na dzień. Czas pokaże, jaki skutek odniosła
psychoterapia. Jednak wyniki tych badań pilotażowych wystar-
czyły Fundacji MacArthura. Jak na ryzykantów przystało, zgodzili
się sfinansować projekt badań długookresowych. Poczynając od
1990 roku, będziemy stosować na dużą skalę terapię kognitywną
wobec pacjentów chorych na raka, spróbujemy zaktywizować ich
system immunologiczny i powstrzymać proces chorobowy — a mo-
że nawet przedłużyć im życie.
Będziemy także, co jest równie ekscytujące, starali się stoso-
wać prewencję. Ludziom narażonym na duże ryzyko wystąpienia
choroby — świeżo rozwiedzionym i znajdującym się od niedawna

Zdrowie 279
w separacji, rekrutom odbywającym służbę w mroźnej Arktyce —
będziemy dawali ćwiczenia, które znajdziesz w rozdziale dwuna-
stym. W grupach tych normalnie notuje się niezwykle wysoki sto-
pień zapadalności na choroby. Czy zmiana pesymistycznego stylu
wyjaśniania na optymistyczny zaktywizuje ich system immunolo-
giczny i zapobiegnie chorobom?
Mamy wielką nadzieję, że się tak stanie.

Rozdział jedenasty
Polityka, religia
i kultura:
nowa psychohistoria
LEKTURA. DZIEŁ Zygmunta Freuda w latach młodzień-
czych wywarła przemożny wpływ na moje zainteresowania. To
one obudziły we mnie fascynację psychologią „gorącą" — motywa-
cją, emocjami, chorobami psychicznymi, to one sprawiły, że psy-
chologia „zimna" — percepcja, przetwarzanie informacji, słysze-
nie, widzenie — zawsze była mi dziwnie obojętna. Jednak inny
popularny pisarz z czasów mojej młodości, zwykle mniej ceniony
niż Freud, wywarł na mnie jeszcze głębszy wpływ. Pisarzem tym
był Isaac Asimov, niezwykle płodny twórca, autor powieści scien-
ce-fiction i wizjoner.
W swej Trylogii Fundacji, od której nie sposób się oderwać
(przeczytałem ją w porywie młodzieńczego uniesienia w ciągu
trzydziestu godzin), Asimov stworzył bohatera rozpalającego wyo-
braźnię pryszczatych, inteligentnych młokosów. Hari Seldon jest
uczonym, który tworzy „psychohistorię" — naukę umożliwiającą
przewidywanie przyszłości. Jednostki są, zdaniem Seldona, nie-
obliczalne, ale zachowanie masy jednostek, podobnie jak zacho-
wanie masy atomów, da się w znacznym stopniu przewidzieć. Po-
trzeba jedynie równań Hariego Seldona i zasad behawioralnych
(do czego Asimov nigdzie się nie przyznaje), by przewidzieć bieg
historii, a nawet wystąpienie różnych kryzysów. „O rety!", myślał
taki podekscytowany nastolatek. „Przewidywanie przyszłości na
podstawie reguł psychologicznych!"

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 281


To „O rety!" pozostało mi na całe życie. We wczesnych latach
siedemdziesiątych, będąc świeżo upieczonym profesorem psycho-
logii, dowiedziałem się ku swemu wielkiemu zdumieniu, że nauka
zwana „psychohistorią" rzeczywiście istnieje. Wiadomość ta wpra-
wiła mnie w wielkie podniecenie. Po pewnym czasie zorganizowa-
łem, wespół z Alanem Korsem, moim bliskim przyjacielem, wów-
czas docentem na Wydziale Historii Uniwersytetu Pensylwańskie-
go, seminarium na ten temat. Seminarium to dało nam wszystkim
możliwość dokładnego przyjrzenia się akademickiemu wariantowi
wizji Asimova. Cóż to było za rozczarowanie!
Zapoznaliśmy się z pracą Erika Eriksona, będącą próbą zasto-
sowania zasad Freudowskiej psychoanalizy do Marcina Lutra.1
Zdaniem Eriksona bunt Lutra przeciwko katolicyzmowi był skut-
kiem niewłaściwego wykształcenia u niego sposobów wypróżnia-
nia się. Profesor Erikson postawił tę zdumiewającą hipotezę na
podstawie paru strzępów informacji o dzieciństwie Lutra. Taka
naciągana ekstrapolacja nie miała absolutnie nic wspólnego z ideą
Hariego Seldona. Po pierwsze, jej reguły nie pozwalają osiągnąć
zbyt wiele. Nie pomogłyby terapeucie wyjaśnić dokładnie nawet
przyczyn buntowniczego nastawienia pacjenta leżącego na kozetce
w jego gabinecie i opowiadającego mu o swoim dzieciństwie tak
szczegółowo, jak tylko mógłby zapragnąć, a co dopiero mówić
0 buntowniczym charakterze kogoś, kto zmarł przed kilkuset laty.
Po drugie, to, co w owym czasie uchodziło za „psychohistorię",
składało się ze studiów pojedynczych przypadków, podczas gdy —
co podkreślał Asimov — po to, by móc stawiać przekonywające
1 uzasadnione prognozy, trzeba przeanalizować mnóstwo przypad-
ków i w ten sposób wyeliminować nie dające się zupełnie przewi-
dzieć sytuacje, w jakich może znaleźć się jednostka. Po trzecie, co
zarazem jest najważniejsze, psychohistorią tego typu nie przewi-
duje w ogóle niczego. Bierze na warsztat sprawy dawno zakoń-
czone i wymyśla historie, które — z psychoanalitycznego punktu
widzenia — nadają im sens.
Kiedy, w 1981 roku, podjąłem wyzwanie rzucone przez Glena
Eldera i zabrałem się do obmyślania konstrukcji „wehikułu cza-
su", nadal znajdowałem się pod urokiem wizji stworzonej przez

282 Dziedziny życia


Asimova. Chciałem użyć metody analizy zawartości wypowiedzi
dosłownych — analizy wypowiedzi pisemnych i ustnych dostar-
czającej danych na temat stylu wyjaśniania — do zbadania pozio-
mu optymizmu ludzi, którzy — z różnych przyczyn — nie mogli
lub nie chcieli wypełnić stosownego kwestionariusza: par matek
i córek, gwiazd sportu, szefów firm, którym zagrażało przejęcie
majątku, przywódców państw. Jest jednak jeszcze inna, bardzo
liczna grupa ludzi, którzy nigdy nie wypełniają kwestionariusza
— są to umarli: ci, których działania tworzą historię. Powiedzia-
łem Glenowi, że CAVE jest wehikułem czasu, o którym marzył.
Zasugerowałem mu również, by używać tej techniki nie tylko
w stosunku do ludzi nam współczesnych, którzy nie zechcą poddać
się testowi, ale także w odniesieniu do osób, które nie mogą mu
się poddać, bo od dawna nie żyją. Powiedziałem, że jeśli tylko
będziemy dysponować ich wypowiedziami dosłownymi, będziemy
mogli przy zastosowaniu tej metody zmierzyć ich styl wyjaśniania.
Wskazałem też na fakt, że mamy w tym względzie do dyspozycji
nieprzebrane bogactwo materiałów: autobiografie, testamenty,
stenogramy z konferencji prasowych, dzienniki, zapisy posiedzeń
terapeutycznych, listy wysyłane z frontu do domu, przemówienia
z okazji nominacji na kandydata do urzędu prezydenta.
— Glen — powiedziałem — możemy stworzyć psychohistorię.
Mieliśmy przecież trzy podstawowe rzeczy, które według Sel-
dona potrzebne były psychohistorykowi. Po pierwsze, dysponowa-
liśmy rzetelną regułą psychologiczną — optymistyczny styl wy-
jaśniania wróży zdolność pokonania depresji, duże osiągnięcia
i wytrwałość. Po drugie, mieliśmy niezawodną metodę pomiaru
stylu wyjaśniania zarówno osób nam współczesnych, jak i od daw-
na nie żyjących. Po trzecie, mogliśmy przebadać dużą liczbę osób,
liczbę na tyle dużą, że dawała nam podstawę do snucia prognoz
statystycznych.
Pewnego wiosennego dnia 1983 roku wyjaśniałem to wszystko
jednemu z najzdolniejszych studentów, jakich znałem, dwudzie-
stoletniemu podówczas Haroldowi Zullowowi. Miał on świetne,
oryginalne pomysły, a przy tym tryskał energią i zapałem do pra-
cy- Wyjaśniałem mu, na czym polega metoda CAVE, starając się

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 283


wywrzeć na nim wrażenie i skłonić go do studiów na Uniwersy-
tecie Pensylwańskim.
— Czy myślał pan o tym, aby zastosować ją do polityki? —
spytał Harold. — Może udałoby się nam przewidzieć wyniki wy-
borów. Założę się, że Amerykanie chcą mieć optymistycznych przy-
wódców, ludzi, którzy powiedzą im, że ich problemy zostaną
rozwiązane, a nie jakichś chwiejów czy mięczaków. Potrzebuje
pan dużej liczby ludzi? A co pan powie na wyborców? Nie można
przewidzieć, jak będą głosowali pojedynczy ludzie, ale może uda-
łoby się nam przewidzieć, jak będą głosowali w swej masie. Mo-
glibyśmy zmierzyć optymizm obu kandydatów do urzędu prezy-
denta na podstawie ich wypowiedzi i przewidzieć, który z nich
wygra.
Spodobała mi się forma „my", bo znaczyła ona, że Harold ma
zamiar przenieść się na Uniwersytet Pensylwański. I rzeczywiście
przeniósł się, a to, czego dokonał w ciągu następnych pięciu lat,
było naprawdę wyjątkowe. Z moją niewielką pomocą stał się pier-
wszym psychologiem, któremu udało się przewidzieć wydarzenie
historyczne.
Wybory prezydenckie w Ameryce
w latach 1948 - 1984
JAKIEGO PREZYDENTA chcą Amerykanie? Czy dla wyborców w Ame-
ryce ważny jest optymizm kandydata do tego urzędu?
Nauki polityczne były konikiem Harolda Zullowa; zbierając
materiały do pracy dyplomowej, oddał się w pełni swemu hobby.
Przeczytaliśmy wspólnie przemówienia wygłoszone z okazji nomi-
nacji na kandydata do urzędu prezydenta przez największych
przegranych i zwycięzców w ostatnich czasach. Uderzyły nas róż-
nice między poziomem optymizmu jednych i drugich. Spójrzmy na
tekst przemówienia, które wygłosił w roku 1952 Adlai Stevenson,
dwukrotnie pokonany w wyborach, przyjmując po raz pierwszy
nominację z ramienia Partii Demokratów:

284 Dziedziny życia


„Kiedy zamiera zgiełk i krzyk, kiedy milknie orkiestra
i gasną światła, pojawia się naga rzeczywistość. W tym mo-
mencie dziejów, gdy w ojczyźnie straszą ponure widma waśni,
walki i materializmu, a za granicą rośnie w siłę bezwzględne,
nieobliczalne i wrogie nam mocarstwo, potrzeba nam odpowie-
dzialności".
Być może jest to nieśmiertelna proza, ale składa się ona z na-
stępujących jedno po drugim, przemyśliwań charakterystycznych
dla przeżuwania myśli, dla roztrząsania problemów. Zgodnie ze
swą reputacją intelektualisty Stevenson kładł nacisk na analizę
niepomyślnych wydarzeń, nie proponując żadnych działań, które
mogłyby je odwrócić. Proszę posłuchać jego stylu wyjaśniania:
„Ciężkie próby, przed jakimi stawia nas wiek dwudziesty —
najkrwawszy, najbardziej niespokojny okres ery chrześcijań-
skiej — bynajmniej się nie skończyły. Ofiary, cierpliwość i nie-
ubłagane dążenie do celu mogą być naszym udziałem jeszcze
przez wiele lat [...]
Nie starałbym się o nominację na kandydata do urzędu
prezydenta, bowiem ciężar tego urzędu jest wprost niewyobra-
żalny" [podkreślenia moje].
Oto dwa charakterystyczne dla Stevensona wyjaśnienia. Tekst
pisany kursywą to wyjaśnienie, tekst złożony drukiem prostym to
fakt, który jest wyjaśniany. Wyjaśnienia te mają bardzo stały cha-
rakter — ciężkie próby, na które zostaniemy wystawieni, potrwają
wiele lat i będą wymagały ofiar. Mają one również zasięg uniwer-
salny — budzący przerażenie ciężar urzędu sprawia, iż Stevenson
nie chce ubiegać się o nominację. Adlai Stevenson, człowiek o wiel-
kiej inteligencji, był pod względem emocjonalnym czarną dziurą.
Miał depresyjny styl wyjaśniania i takie same przemyśliwania.
Przemówienia Dwighta D. Eisenhowera, jego dwukrotnego
przeciwnika w wyborach, były diametralnym przeciwieństwem
przemówień Stevensona — mało było w nich przeżuwania myśli,
przesycone były zachętami do działania, cechował je optymistycz-

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 285


ny styl wyjaśniania. A oto, co powiedział Eisenhower, przyjmując
nominację z ramienia partii republikańskiej w 1952 roku:
„Dziś jest pierwszy dzień naszej walki. Droga, która pro-
wadzi do czwartego listopada, jest drogą walki. W walce tej
nie będziemy szczędzili sił. Bywałem już w wielu bitwach.
Przed każdym atakiem odwiedzałem zawsze naszych ludzi
w obozach i w okopach, rozmawiałem z nimi o ich troskach
i obawach, i o wielkiej misji, którą los wyznaczył nam do speł-
nienia".
W przemówieniach Eisenhowera nie ma wdzięku i subtelności
prozy Stevensona. Mimo to Eisenhower odniósł niespodziewanie
miażdżące zwycięstwo w wyborach w 1952 i 1956 roku. Oczywi-
ście, był on bohaterem wojennym i w porównaniu z nim, jego
przeciwnik mógł się pochwalić skromnymi sukcesami. Historycy
wątpią, by ktokolwiek mógł był pobić Eisenhowera, i faktycznie
nominacji chcieli mu udzielić zarówno demokraci, jak i republi-
kanie. Czy jednak optymizm Eisenhowera i pesymizm Stevensona
nie odegrały decydującej roli w wyborach? Uważamy, że tak.
Co może przydarzyć się kandydatowi na urząd prezydencki,
który ma bardziej pesymistyczny styl wyjaśniania i jest bardziej
skłonny do przeżuwania myśli niż jego rywal? Konsekwencje tego
stanu rzeczy mogą być trojakie, wszystkie negatywne.
Po pierwsze, kandydat o bardziej ponurym stylu może być bar-
dziej bierny, zatrzymywać się w mniejszej liczbie miejscowości
w trakcie kampanii prezydenckiej i bardziej niechętnie podejmo-
wać wyzwania.
Po drugie, może być mniej lubiany; w kontrolowanych ekspe-
rymentach okazywało się, że ludzie znajdujący się w depresji są
mniej lubiani niż ludzie, którzy nie cierpią na depresję i że inni
bardziej ich unikają. Nie znaczy to, że kandydaci do urzędu pre-
zydenta znajdują się w depresji — zazwyczaj nie zdarza się tak —
ale że wyborca jest wyjątkowo wyczulony na cały wymiar optymi-
zmu i wychwytuje nawet niewielkie różnice między dwoma kan-
dydatami.

286 Dziedziny życia


Po trzecie, kandydat będący większym pesymistą może wzbu-
dzać w wyborcy mniejszą nadzieję. Stwierdzenia o stałym chara-
kterze i uniwersalnym zasięgu, które pesymiści wygłaszają na
temat niepomyślnych wydarzeń, sygnalizują brak nadziei. Im bar-
dziej kandydat roztrząsa problemy, tym mniejszą wzbudza na-
dzieję u wyborców. Jeśli chcą oni prezydenta, który przekona ich,
że potrafi rozwiązać problemy, przed którymi stoi kraj, to wybiorą
optymistę.
Te trzy skutki wzięte razem pozwalają przewidzieć, że bardziej
pesymistycznie nastawiony i bardziej roztrząsający problemy kan-
dydat do urzędu prezydenta będzie tym, który przegra wybory.
Po to, by sprawdzić, czy optymizm kandydatów rzeczywiście
wpływa na wynik wyborów, potrzebowaliśmy typowych sytuacji,
w których przemówienia obu kandydatów są możliwe do po-
równania ze sobą nawzajem, jak też z przemówieniami ich
poprzedników. Idealną w tym względzie sytuacją są przemówienia
wygłaszane przez kandydatów z okazji przyjęcia przez nich no-
minacji partyjnej, przemówienia, w których określają oni swój
program i wizję przyszłości kraju. Do 1948 roku przemówienie
takie wygłaszał kandydat na zebraniu swej partii i nie docierało
ono do większości amerykańskich domów. Jednak od roku 1948
przemówienia te są transmitowane przez telewizję dla ogromnej
rzeszy odbiorców. Zaczęliśmy zatem od tej daty. Wybraliśmy wszy-
stkie stwierdzenia przyczynowo-skutkowe z przemówień wszy-
stkich kandydatów startujących w ostatnich dziesięciu wyborach,
przemieszaliśmy je i daliśmy do przeanalizowania metodą CAVE
osobom, które nie wiedząc, czyje są poszczególne wypowiedzi, mia-
ły oszacować poziom optymizmu ich autorów. Poza tym zmie-
rzyliśmy poziom roztrząsania problemów (przeżuwanie myśli),
określając procentowo udział wypowiedzi, w których ich autorzy
oceniali lub analizowali niepomyślne wydarzenia, nie proponując
jednak żadnych przeciwdziałań. Oszacowaliśmy również „ukierun-
kowanie na działanie", określając procent zdań mówiących o tym,
co kandydat zrobił lub zrobi. Do wyniku pomiaru stylu wyjaśnia-
nia dodaliśmy wynik pomiaru ruminacji (przeżuwanie, roztrząsa-
nie myśli), a ich sumę nazwaliśmy pesrum (pesymizm + rumina-

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 287


cja). Im wyższe było pesrum, tym gorszy był styl wyjaśniania
kandydata.
Kiedy porównaliśmy wyniki pesrum każdej pary kandyda-
tów do fotela prezydenta w wyborach od roku 1948 do 1984, od-
kryliśmy, że kandydaci legitymujący się niższymi wynikami,
a więc więksi optymiści, wygrali w dziewięciu z dziesięciu wybo-
rów. Opierając się jedynie na analizie treści przemówień, osiąg-
nęliśmy lepsze rezultaty niż przeprowadzający sondaże przedwy-
borcze.
Pomyliliśmy się tylko w jednym przypadku, mianowicie w wy-
borach z roku 1968, kiedy to rywalizowali ze sobą Nixon i Hump-
hrey. W przemówieniu z okazji przyjęcia nominacji Hubert Hump-
hrey wypadł nieco bardziej optymistycznie niż Richard Nixon, więc
wybraliśmy jego. Tymczasem po drodze do niechybnego zwycięstwa
Humphreya w wyborach zdarzyło się coś nieprzewidzianego. Prze-
mówieniu Humphreya w Chicago towarzyszyły zamieszki na uli-
cach miasta, starcia policji z hippisami. Jego popularność natych-
miast spadła i zaczął kampanię wyborczą — najkrótszą we
współczesnej historii Stanów Zjednoczonych — mając według son-
daży 15 procent strat do rywala. Nie jest to jednak koniec tej
historii. W miarę trwania kampanii Humphrey stopniowo zdoby-
wał coraz większe poparcie i w dniu wyborów przegrał z Nixonem
różnicą zaledwie 1 procenta głosów. Gdyby kampania potrwała
jeszcze trzy dni, wygrałby optymista Humphrey.
Jaki wpływ ma różnica wyników pesrum kandydatów na roz-
miary ich zwycięstwa? Bardzo duży. Kandydaci, którzy byli dużo
większymi optymistami niż ich rywale, wygrywali miażdżącą
przewagą głosów. Tak było z (podwójnym) zwycięstwem Eisenho-
wera nad Stevensonem, Lyndona B. Johnsona nad Goldwaterem,
Nixona nad McGovernem i Reagana nad Carterem. Kandydaci,
którzy byli tylko nieco większymi optymistami niż ich rywale,
wygrywali o włos, na przykład Carter z Fordem.
Zaraz, chwileczkę. Co jest najpierw — optymizm czy prowa-
dzenie w wyborach? Czy większy optymizm przyszłego zwycięzcy
sprawia, iż wyborcy głosują na niego, czy też jest po prostu od-
zwierciedleniem faktu, że już prowadzi? Czy optymizm jest przy-

288 Dziedziny życia


czyną, czy też po prostu zjawiskiem wtórnym, towarzyszącym fa-
ktowi bycia faworytem?
Doskonałym sposobem przekonania się o tym jest prześledze-
nie drogi wyborczej kandydatów, którzy startowali z gorszej po-
zycji, a mimo to wygrali. Zgodnie z przewidywaniami każdy z nich
w sondażach przedwyborczych plasował się z tyłu, w paru przy-
padkach daleko z tyłu. A zatem, skoro nie prowadzili w sondażach,
prowadzenie nie mogło natchnąć ich większym optymizmem.
W 1948 roku Truman zaczął kampanię wyborczą mając 13 procent
straty do Thomasa E. Deweya, ale wynik jego pesrum był dużo
bardziej optymistyczny niż Deweya. Wygrał różnicą 4,6 procent,
wprowadzając w zakłopotanie wszystkich badaczy opinii publicz-
nej. W roku 1960 John Kennedy zaczął kampanię ze stratą 6,4
procent głosów do Richarda Nixona. Wynik pesrum Kennedj^ego
był jednak o wiele bardziej optymistyczny i Kennedy ostatecznie
wygrał wybory, zwyciężając różnicą 0,2 procent głosów, co było
najniższym wynikiem w historii współczesnych wyborów prezy-
denckich. W 1980 roku Ronald Reagan rozpoczął wyścig do fotela
prezydenta, mając o 1,2 procent mniej głosów niż piastujący urząd
Jimmy Carter. Pesrum Reagana wskazywało na jego większy op-
tymizm, toteż wygrał on różnicą 10 procent głosów.
Można kontrolować statystycznie prowadzenie w sondażach
przedwyborczych i pełnienie urzędu, dwa czynniki, które wzmagają
optymizm. Kiedy czynniki te są kontrolowane, optymizm w dal-
szym ciągu wywiera wpływ — prawdę mówiąc, znaczny wpływ —
na rozmiar zwycięstwa, przy czym różnica pesrum kandydatów jest
o wiele pewniejszą podstawą niż jakikolwiek inny znany czynnik
do prognozowania różnicy głosów w wyborach powszechnych.
Możliwe są trzy powody, dzięki którym optymizm kandydata
na prezydenta wpływa tak na wyborców: optymista prowadzi bar-
dziej energiczną kampanię wyborczą, wyborcy darzą mniejszą
sympatią pesymistę, optymista stwarza większe nadzieje na przy-
szłość. Nie dysponujemy żadną metodą bezpośredniego pomiaru
czynników drugiego i trzeciego, ale w siedmiu spośród dziesięciu
wyborów byliśmy w stanie policzyć spotkania z wyborcami, które
każdy z kandydatów odbył podczas każdego dnia kampanii wy-

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 289


borczej. Była to miara energii, z jaką prowadzono kampanię wy-
borczą. Jak można było przewidzieć, kandydaci będący większymi
optymistami odbywali więcej spotkań z wyborcami, czyli prowa-
dzili bardziej energiczną kampanię niż pesymiści.
Przemowy z okazji przyjęcia nominacji pisane są zazwyczaj
przez współpracowników kandydatów na prezydenta i parokrotnie
zmieniane. Czy wobec tego odzwierciedlają one naprawdę poziom
optymizmu kandydata, czy raczej optymizm autora tekstu prze-
mowy? A może zawierają po prostu to, co zdaniem kandydata
publiczność chce usłyszeć? Z pewnego punktu widzenia nie jest to
istotne. Analiza poziomu optymizmu pozwala przewidzieć, jak za-
chowują się wyborcy, opierając się na wrażeniu, jakie wywarł na
nich kandydat, bez względu na to, czy jest on taki naprawdę, czy
też tak go tylko przedstawiono. Jednak z innego punktu widzenia
ważne jest, by wiedzieć, jaki kandydat jest naprawdę. Jednym ze
sposobów przekonania się o tym jest porównanie konferencji pra-
sowych i dyskusji, które prowadzone są bardziej swobodnie i gdzie
nie wygłasza się wcześniej przygotowanych przemówień. Zasto-
sowaliśmy tę metodę do czterech kampanii wyborczych, w trakcie
których prowadzone były takie dyskusje. W każdym przypadku
okazywało się, że kandydat, którego pesrum mierzone przy okazji
nominacji było lepsze, wypadał lepiej również w dyskusjach.
Później oszacowałem przygotowane przemówienia i wypowie-
dzi na konferencjach prasowych pół tuzina przywódców wielkich
państw (których tożsamości nie znałem) pod względem stylu wy-
jaśniania. Jest zadziwiające, że w każdym przypadku odkryłem
coś, co można by porównać do śladu linii papilarnych, a co widać
było zarówno w oficjalnych przemówieniach, jak też w wypowie-
dziach udzielonych podczas konferencji prasowych. Wyniki mie-
rzone na wymiarach stałości i uniwersalności były identyczne
w przemówieniach oficjalnych i wygłaszanych ad hoc, a przy tym
każdy z przywódców, których wypowiedzi przeanalizowałem, od-
znaczał się pod tym względem wyraźnym profilem osobowościo-
wym. (Myślę, że z techniki tej można skorzystać przy ocenie, czy
pisemna wypowiedź jest rzeczywiście autorstwa danej osoby, na
przykład, czy pisał ją zakładnik, czy też osoby, które go przetrzy-

290 Dziedziny życia


mują.) Natomiast wyniki na wymiarze personalizacji różniły się.
Innymi słowy, wyjaśnienia osobiste, takie jak przyjmowanie na
siebie winy za coś, są wykreślane z przemówień oficjalnych, ale
nieco częściej pojawiają się w rozmowach nieoficjalnych.
Ostateczny wniosek jest zatem taki, że przemowa — bez wzglę-
du na to, czy jest rzeczywiście autorstwa danej osoby, czy też
została napisana przez jego współpracownika — odzwierciedla
osobowość mówcy. Jest tak albo dlatego, że wprowadza on do niej
zmiany zgodnie ze swym poziomem optymizmu, albo że wybiera
„murzynów", którzy pod tym względem zgadzają się z nim. Jest
jednak przynajmniej jeden wyjątek — Michael Dukakis.
1900 — 1944
POSTANOWILIŚMY SPRAWDZIĆ, czy fakt, iż nasze przewidywania
dotyczące wyników dziewięciu spośród dziesięciu powojennych wy-
borów okazały się trafne, nie był tylko wynikiem szczęśliwego
trafu albo czy głosowanie na optymistów nie jest tylko zjawiskiem
epoki telewizji. Przeczytaliśmy wszystkie przemówienia wygłoszo-
ne przez kandydatów z okazji przyjęcia nominacji, poczynając od
rywalizacji o urząd prezydenta między McKinleyem a Bryanem
w roku 1900. Przeanalizowaliśmy je, nie wiedząc, kto wygłaszał
które zdania, badając styl wyjaśniania i ruminację (przeżuwanie
myśli) autorów. Wzbogaciło to naszą tekę o dodatkowe dwanaście
kampanii wyborczych.
Wynik był ten sam, co w poprzednio analizowanych przez nas
wyborach. W dziewięciu na dwanaście elekcji zwyciężył kandydat
o lepszym wyniku pesrum. I znowu rozmiary zwycięstwa pozosta-
wały w ścisłym związku z tym, o ile lepszy był wynik pesrum.
zwycięzcy. Trzy przypadki, w których pomyliliśmy się — identy-
cznie jak w przypadku rywalizacji między Humphreyem a Nixo-
nem — były znamienne. Wszystkie pomyłki dotyczyły ponownego
wyboru Franklina D. Roosevelta. Za każdym razem Roosevelt
zwyciężył znaczną przewagą głosów, mimo iż jego pesrum było

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 291


dużo gorsze niż jego rywali — Alfreda M. Landona, Weldena L.
Wilkiego i Thomasa E. Deweya. Podejrzewamy jednak, iż w tych
wyborach na wynik głosowania wpłynęła raczej opinia o Roose-
velcie z okresu wielkiego kryzysu niż optymizm i pogoda ducha
promieniujące z przemówień jego rywali.
W czasie od 1900 do 1984 roku wybory prezydenckie odbyły
się w Ameryce dwadzieścia dwa razy. Osiemnaście razy Amery-
kanie wybrali prezydentów, którzy przemawiali bardziej optymi-
stycznie. We wszystkich wyborach, w których zwycięstwo odniósł
kandydat stojący początkowo na gorszej pozycji, spośród dwóch
rywali wygrywał większy optymista. Rozmiary zwycięstwa pozo-
stawały w ścisłym związku z różnicą między pesrum kandydatów,
przy czym kandydaci, którzy byli dużo większymi optymistami
niż ich rywale, odnosili miażdżące zwycięstwa.
Przewidziawszy udanie przeszłość, Harold Zullow i ja doszli-
śmy do wniosku, że czas spróbować przewidzieć przyszłość.
Wybory roku 1988
PSYCHOHISTORIA W POSTACI PRAKTYKOWANEJ na uniwersytetach
próbuje „przewidywać" wydarzenia minione badając wydarzenia
wcześniejsze od nich. I tak, w głośnej książce Young Man Luther
Erik Erikson na podstawie wszystkiego, co udało mu się zebrać
na temat ćwiczenia u Lutra nawyków toaletowych, „przewiduje",
że Marcin Luter stanie się religijnym rewolucjonistą, który posta-
wi sobie za cel zniszczenie autorytetu i władzy Kościoła katolic-
kiego. I, co nie jest wcale rzeczą zbytnio zdumiewającą, Luter
rzeczywiście takim się staje. Kiedy wynik jest z góry znany, można
szperać, gdzie się podoba, i tworzyć różnorodne teorie.
Tak samo rzecz się miała z naszymi analizami wydarzeń mi-
nionych dotyczącymi ostatnich dwudziestu dwóch wyborów prezy-
denckich. Wiedzieliśmy przecież, kto je wygrał, i chociaż starali-
śmy się opierać na czystej analizie wypowiedzi, a osoby określa-
jące poziom optymizmu nie miały pojęcia, czyimi wypowiedziami

292 Dziedziny życia


się zajmują, sceptyczny czytelnik miałby święte prawo powiedzieć:
„No to teraz przewidźcie coś naprawdę!" Psychohistoria staje się
dziedziną interesującą praktycznie, a metodologicznie wolną od
podejrzeń dopiero wtedy, kiedy faktycznie zabiera się do przewi-
dywania przyszłości, tak jak postulował Hari Seldon.
Pod koniec roku 1987, po dwóch latach pracy, Harold Zullow
zakończył analizowanie wyborów z lat 1900 - 1989.
Byliśmy w końcu gotowi spróbować przewidzieć, co zdarzy się
w roku 1988. Nigdy jeszcze żaden przedstawiciel nauk społecz-
nych nie przewidział ważnego wydarzenia historycznego, zanim
ono nastąpiło. Ekonomiści zawsze przewidywali okresy świetnej
koniunktury i okresy kryzysu, ale kiedy zdarzyło się coś zupełnie
odwrotnego, niż zapowiadali, nigdy się nie przyznawali do swojej
pomyłki. Wyniki naszych badań nad przeszłością wyglądały tak
zachęcająco, że uważaliśmy, iż możemy się wychylić.
Postanowiliśmy opracować prognozy dotyczące trzech aren
walki. Po pierwsze, zebrania przedwyborcze — kto dostanie no-
minację swojej partii? Po drugie, kto wygra wybory. I po trzecie,
kto zdobędzie trzydzieści trzy wakujące miejsca w Senacie. Od
razu zabraliśmy się do pracy i zaczęliśmy zbierać przemówienia
tylu kandydatów, ilu się dało.
Zebrania przedwyborcze w 1988 roku
W STYCZNIU 1988 roku trzynastu rywali stanęło w szranki, prze-
mawiając dzień po dniu w New Hampshire, Iowie i w innych
stanach. Walczyło ze sobą sześciu republikanów, z Robertem Do-
łem i Georgem Bushem na czele, idącymi według sondaży przed-
wyborczych łeb w łeb. Spodziewano się, że Bush przegra; Dole był
twardy, a Bush wyglądał na mięczaka. Nie można było jednak
wykluczyć zwycięstwa ewangelisty Pata Robertsona, konserwaty-
sty Jacka Kempa czy generała Alexandra Haiga.
Wśród demokratów sprawa wydawała się zupełnie otwarta.
Wydawało się, że Gary Hart, wracający po skandalach erotycz-

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 293


nych na scenę polityczną, raz jeszcze będzie przewodził całej staw-
ce demokratów w sondażach przedwyborczych. Uważano, że szan-
sę mają także senator Paul Simon, gubernator Michael Dukakis,
senator Albert Gore i członek Izby Reprezentantów Richard Gep-
hardt. Myślano natomiast, że wielebny Jesse Jackson dostanie
jedynie głosy czarnych wyborców.
„The New York Times" opublikował przemówienia wzorcowe,
to znaczy takie, które wygłaszają kandydaci — z drobnymi zmia-
nami — parę razy dziennie. Wszystkie trzynaście przemówień
przeanalizowaliśmy pod kątem pesrum. Na podstawie wyników
tych analiz sporządziliśmy prognozy. Na tydzień przed zebraniami
komitetów organizacyjnych partii w Iowa, na których miano wrę-
czyć nominacje kandydatom obu partii, Harold Zullow — obawia-
jąc się, że nikt nie uwierzy, iż przewidzieliśmy przyszłość, jeśli
nasze prognozy okażą się trafne — wymógł na mnie, byśmy za-
mknęli je w zalakowanych kopertach i złożyli u dyrektora admi-
nistracyjnego Wydziału Psychologii na naszym uniwersytecie.
— Jeśli okaże się, że mieliśmy rację — oświadczył Harold —
to chcę mieć pewność, że nikt nie powie, że podsłuchiwaliśmy albo
podglądaliśmy.
Prognozy były jasne i niedwuznaczne. Wśród demokratów był
jeden, który musiał wygrać. Był to nie znany jeszcze szerzej gu-
bernator stanu Massachusetts, Michael Dukakis. Wynik jego pes-
rum był o parę stopni wyższy niż reszty. Był też jeden, który
ewidentnie musiał przegrać — Gary Hart, oczerniany przez prasę
senator ze stanu Colorado. Wynik jego pesrum był najniższy i sta-
wiał go, prawdę mówiąc, w jednym rzędzie z chorymi depresyjny-
mi. Jesse Jackson miał zupełnie dobre pesrum, na tyle wysokie,
że można było uważać, iż jest w stanie zaskoczyć różnych mądrali.
Oczywiście wygrał Dukakis, a Hart uplasował się na ostatnim
miejscu, nie uzyskawszy poparcia nawet jednego delegata. Jack-
son zaskoczył cały świat i wynikła z tego niezła walka.
Również wśród republikanów był ewidentny zwycięzca —
George Bush. Był największym optymistą spośród ubiegających
się o nominację nie tylko z ramienia tej partii — wynik jego pes-
rum był lepszy nawet od wyniku Dukakisa. Robert Dole znalazł

294 Dziedziny życia


się dużo niżej na liście, a różnica między jego pesrum a Busha|
była jeszcze większa niż między pesrum Dukakisa i Harta. Zgod-|
nie z naszymi przewidywaniami, Dole powinien szybko odpaść
z wyścigu do fotela prezydenta. Jeszcze niżej znalazł się Robert-
son, a na samym dole listy, z najgorszym pesrum, uplasował się
Haig. Przewidywaliśmy, że Robertson nie zajdzie daleko, a Haig ]
padnie od razu.
Jak się okazało, Bush pokonał Dole'a szybciej, niż ktokolwiek
się spodziewał. Ku wielkiemu zmartwieniu Moralnej Większości,
kandydatury Robertsona w ogóle nie wzięto pod uwagę, a najwię-
kszym przegranym został Haig, nie przekonawszy do siebie ani
jednego delegata.
Kiedy na początku maja usiedliśmy z Haroldem, aby sprawdzić
nasze prognozy zamknięte w zalakowanych kopertach na począt-
ku lutego, nie mogłem uwierzyć, że sprawdziły się one tak dokład-
nie, jota w jotę.
Kampania prezydencka w 1988 roku
ZEBRANIA PRZEDWYBORCZE osiągnęły dopiero półmetek, kiedy do-
staliśmy telefon z „New York Timesa". Reporter, któremu posła-
liśmy nasze prognozy (w istocie rzeczy to właśnie on pierwszy
zasugerował nam, żebyśmy zbadali metodą CAVE przemówienia
wzorcowe), widząc, że się sprawdziły, napisał o tym artykuł.
— Chcemy go dać na pierwszej stronie — powiedział i spytał,
kto wygra wybory.
Próbowaliśmy wykręcić się od odpowiedzi. Ustaliliśmy, że
w przemówieniu wzorcowym Bush wypadł wyraźnie lepiej niż Du-
kakis. Zgodnie z naszymi obliczeniami powinien wygrać wybory
różnicą 6 procent głosów. Nie chcieliśmy jednak sporządzać pro-
gnozy na podstawie jedynie przemówień wzorcowych, albowiem
mało tego, że w przemówieniu Busha było zaledwie kilka wyjaś-
nień przyczynowo-skutkowych, to jeszcze wszystkie nasze poprze-
dnie dane dotyczące wyborów prezydenckich oparte były nie na

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 295


mowach przedwyborczych, lecz na przemówieniach z okazji przy-
jęcia nominacji na kandydata partii do urzędu prezydenta.
Harold był zmartwiony, ale z innego powodu. Sztaby wyborcze
obu partii, republikanów i demokratów, skontaktowały się z nami
bezpośrednio, prosząc o wytłumaczenie, na czym polega nasza
metoda prognozowania. Harold powiedział, że nie ma nic przeciw-
ko pytaniom dziennikarza (mogę powiedzieć, że nawet się z tego
cieszył), ale nie wie, jak zareagować na prośby obu kandydatów.
Co będzie, jeśli korzystając z naszych reguł, przepiszą na nowo
swoje przemówienia, aby wyborcy usłyszeli to, co chcą usłyszeć?
W takiej sytuacji nasze prognozy wzięłyby w łeb.
Powiedziałem mu, choć niezbyt szczerze, żeby się nie przejmo-
wał. Stwierdziłem, że politycy amerykańscy są zbyt trzeźwi, aby
brać nasze prognozy od razu poważnie. Argumentowałem, że mnie
samemu trudno jeszcze uwierzyć w nasze przewidywania, więc
nie sądzę, aby sztaby wyborcze tak się tym przejęły, by z miejsca
zmienić teksty przemówień obu kandydatów. Zaproponowałem,
żebyśmy wysłali nasze materiały zarówno do demokratów, jak i do
republikanów, gdyż wyniki naszych badań są własnością całego
społeczeństwa. Sztaby wyborcze mają do nich takie same prawo,
jak wszyscy inni.
Pewnego parnego lipcowego wieczoru tego roku usiedliśmy
z Haroldem w moim salonie, aby wysłuchać transmitowanej na
żywo przemowy gubernatora Michaela Dukakisa z okazji przyjęcia
nominacji. Wieść niosła, że Dukakis przywiązuje wielką wagę do
tego przemówienia oraz że wygrzebano na powrót Theodore'a So-
rensona — autora świetnych przemówień Johna F. Kennedyego —
aby sporządził jego pierwszą wersję. Siedzieliśmy z ołówkami w rę-
kach, licząc ruminacje i wyjaśnienia Dukakisa. Ja liczyłem wyjaś-
nienia, a Harold ruminacje.
W połowie transmisji szepnąłem do Harolda:
— Oho! Jeśli będzie dalej nadawał w tym stylu, to nikt go nie
pobije.
„Nadszedł czas, aby ożywić ducha amerykańskiej inwencji
i odwagi, aby gospodarkę liczącą na cud zastąpić gospodarką

Ii

296 Dziedziny życia


zbierającą miód, aby zbudować najlepszą z możliwych Amerykę
poprzez wykorzystanie tego, co najlepsze w Amerykanach".
To było to. Pesrum Dukakisa okazało się niesamowicie opty-
mistyczne. Było to jedno z najlepszych przemówień z okazji przy-
jęcia nominacji w naszej najnowszej historii, lepsze było tylko
wystąpienie Eisenhowera w 1952 roku i Humphreya w roku 1968.
Jeśli chodzi o pesrum, to było ono lepsze niż przemówienie wzor-
cowe Dukakisa. Wyglądało na to, że od czasu rozpoczęcia spotkań
przedwyborczych optymizm Dukakisa niepomiernie wzrósł.
Publiczności przemówienie też się podobało. Ze zjazdu demo-
kratów Dukakis wyszedł ze znaczną przewagą nad rywalami
w sondażach przedwyborczych.
Czy George Bush mógł wypaść jeszcze lepiej?
Nie mogliśmy się doczekać końca sierpnia, kiedy to George
Bush miał wygłosić przemówienie na zjeździe republikanów w No-
wym Orleanie. Jego przemówienie było również majstersztykiem.
Bush wyjaśniał nasze problemy, używając terminów o bardzo
ograniczonym zasięgu czasowym i miejscowym:
„W ratuszu kwitnie łapówkarstwo, na Wall Street chciwość,
w Waszyngtonie kupczenie wpływami i wyprzedaż za małe
pieniądze swoich ambicji".
Sądząc z wyniku pesrum, przemówienie Busha dałoby mu
w większości wyborów doby współczesnej znaczną przewagę nad
rywalami. Nie mogło się ono jednak równać z lipcowym przemó-
wieniem Dukakisa. Wstawiliśmy rezultaty pesrum tych przemó-
wień do naszych równań (które uwzględniają czynniki wcześniej-
szego pełnienia urzędu i wpływ badań opinii publicznej przed
wyborami) i nacisnęliśmy guzik. Na podstawie przemówień z oka-
zji przyjęcia nominacji przewidzieliśmy zwycięstwo Dukakisa nie-
wielką przewagą — 3 procent głosów.
Nigdy nie zakładałem się o żaden wynik — ani w sporcie, ani
w żadnej innej dziedzinie. Tym razem jednak wyglądało na to, że
mam pewniaka. Zazdwoniłem do firm przyjmujących zakłady

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 297


w Las Vegas. Odmówili. Powiedzieli mi, że zakłady na wybory
prezydenckie w Ameryce są prawnie zakazane. Ma to na celu znie-
chęcenie ewentualnych graczy do ukartowania wyniku wyborów.
— Niech pan spróbuje w Anglii — poradzono mi.
Tak się złożyło, że na początku września miałem serię wykła-
dów w Szkocji. Zaoszczędziłem trochę funtów i chciałem postawić
je na Dukakisa. Znajomy prowadził mnie od jednego punktu przyj-
mującego zakłady do drugiego. Ponieważ od czasu ich przemówień
na zjazdach partii Bush wysforował się w sondażach przedwy-
borczych przed Dukakisa, udało mi się zawrzeć zakład jak 6 do 5.
Kiedy wróciłem do Filadelfii, powiedziałem Haroldowi o tym
zakładzie i zaoferowałem mu współudział. Harold odparł na to,
że nie wie, czy przyjąć tę propozycję. Jego głos wzrósł przy tym
o oktawę i ciarki przeszły mi po plecach. Powiedział mi, że nie
jest pewien, czy to, co słyszeliśmy w lipcu, było naprawdę prze-
mówieniem Dukakisa. Czytał przemówienia Dukakisa wygłoszone
od dnia Święta Pracy* i bynajmniej nie przypominały one jego
przemówienia wygłoszonego na zjeździe demokratów w dniu przy-
jęcia nominacji na kandydata do urzędu prezydenta. Nie przypo-
minały one również jego przemówienia wzorcowego, z którego ko-
rzystał podczas spotkań przedwyborczych. W związku z tym
Harold zaczął się zastanawiać, czy przemówienie z okazji przyję-
cia nominacji nie było bardziej dziełem Sorensona niż Dukakisa
albo, co gorsza, czy nie zostało tak spreparowane, aby wynik pes-
rum był jak najwyższy. Ostatecznie Harold stwierdził, że woli
poczekać do czasu pierwszej dyskusji między oboma rywalami,
zanim przyjmie zakład, ryzykując utratę całego stypendium.
W pozostałych czterech dyskusjach między kandydatami, które
odbyły się w czasie kampanii wyborczej i były transmitowane
przez telewizję, ten, kto miał wyższe pesrum w przemówieniu
z okazji przyjęcia nominacji, uzyskał wyższe pesrum również
w dyskusji. Tym razem jednak było inaczej. Wyglądało na to, że
ostrożność Harolda nie była bezpodstawna. W porównaniu z prze-
* Święto Pracy [Labor Day] — pierwszy poniedziałek sierpnia, święto pań-
stwowe w USA [przyp. tłum.]

298 Dziedziny życia


mówieniem wygłoszonym podczas zjazdu demokratów obecne jego
wystąpienie wypadło bardzo blado. Wynik pesrum spadł do pozio-
mu z przemówienia wzorcowego. Natomiast Bush stale utrzymy-
wał się na tym samym poziomie i tym razem prezentował o wiele
bardziej optymistyczny styl niż Dukakis.
Na drugi dzień po telewizyjnym pojedynku Busha z Dukaki-
sem Harold powiedział, że jeszcze nie zdecydował się, czy wziąć
udział w zakładzie. Miał coraz większe wątpliwości, czy dobrze
wytypowałem — kampania wyborcza Busha i jego przemówienie
'z okazji przyjęcia nominacji były bardzo optymistyczne, prawdzi-
wie Bushowskie. Natomiast Dukakis nie sprawiał już wrażenia
wielkiego optymisty i Harold utwierdzał się coraz bardziej w prze-
konaniu, że lipcowe przemówienie Dukakisa nie było jego włas-
nym dziełem. Sondaże przedwyborcze zdawały się potwierdzać
wątpliwości Harolda. Bush wysforował się przed Dukakisa i dys-
tans między nimi stale się zwiększał.
Druga dyskusja była, jeśli chodzi o pesrum, absolutną klęską
Dukakisa. Kiedy zapytano Dukakisa, dlaczego nie może obiecać,
że budżet będzie zrównoważony, odparł: „Nie sądzę, żeby któryś
z nas mógł to obiecać. Naprawdę nie sposób przewidzieć, co się
może zdarzyć". Wypowiedź ta, sugerująca, że problem ten jest
stały i wymyka się kontroli, była utrzymana w dużo bardziej pesy-
mistycznym tonie niż lipcowe, czy nawet sierpniowe, wystąpienia
Dukakisa. Ten ton z upływem czasu pojawiał się coraz częściej
i stał się dla niego typowy. Tymczasem Bush pozostawał nie-
zmiennie optymistą.
Reszta kampanii wykazywała tę samą różnicę w pesrum —
przemówienia Busha były stale bardziej optymistyczne niż Duka-
kisa. Kiedy śledziliśmy jej przebieg, wydawało się nam, że gdzieś
na początku października Dukakis w głębi duszy poddał się. Pod
koniec października wprowadziliśmy wartości dyskusji telewizyj-
nych i jesiennych przemówień wzorcowych obu kandydatów do
naszego równania i uzyskaliśmy ostateczną prognozę — zwycię-
stwo Busha przewagą 9,2 procent głosów.
W listopadzie George Bush pokonał Michaela Dukakisa różni-
cą 8,2 procent głosów.

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 299


Wybory do Senatu w 1988 roku
RYWALIZOWANO RÓWNIEŻ O trzydzieści trzy miejsca w Senacie.
Udało nam się uzyskać przemówienia każdej pary kandydatów
ubiegających się o dwadzieścia dziewięć z tych miejsc. Przemó-
wienia pochodziły przeważnie z wiosny i lata. Większość z nich
wygłosili potencjalni senatorowie, kiedy oznajmiali o swej chęci
kandydowania do senatu, to znaczy na długo przed końcem kam-
panii. A zatem na różnice w pesrum kandydatów — w odróżnieniu
od finałowego pojedynku między Bushem a Dukakisem — nie
mogło mieć wpływu ani prowadzenie w sondażach przedwybor-
czych, ani zajmowanie w nich przez poszczególnych kandydatów
dalszych miejsc. Na dzień przed wyborami Harold sporządził osta-
teczne analizy pesrum kandydatów ubiegających się o te dwadzie-
ścia dziewięć miejsc, zamknął je w zalakowanych kopertach i po-
wierzył paru osobom o nieposzlakowanej opinii.
Wyniki wyborów do Senatu ogłoszono szybko, ale my czekali-
śmy w napięciu przez całą noc. Rano okazało się, że nie tylko
przewidzieliśmy poprawnie obsadzenie dwudziestu pięciu spośród
dwudziestu dziewięciu miejsc, ale że — z jednym wyjątkiem —
przewidzieliśmy również dokładnie różnice głosów, jakimi kandy-
daci do tych miejsc pobili swoich rywali.
Przewidzieliśmy, że w Connecticut Joe Lieberman pokona
o włos faworyzowanego Lowella Weickera, który — piastując już
to stanowisko — wystartował do wyborów z lepszej pozycji. I fa-
ktycznie, Lieberman pokonał rywala różnicą 0,5 procent głosów.
Przewidzieliśmy, że na Florydzie Connie Mack pokona Bud-
d^ego MacKaya. Optymista Connie Mack wyjaśnił w taki oto spo-
sób, dlaczego zostały podniesione podatki: „Lawton Chiles [sena-
tor poprzedniej kadencji] poszedł ręka w rękę z wielkimi
utracjuszami i przegłosował dla siebie podwyżkę płacy" (było to
wyjaśnienie o chwilowym charakterze, zasięgu lokalnym i per-
sonalizacji wewnętrznej; Harold ocenił je na 4 punkty). Rywal
Macka, Buddy MacKay, pesymistycznie stwierdził, iż źródłem pro-
blemów, z którymi boryka się Floryda, jest jej „samopercepcja".

300 Dziedziny życia


(To wyjaśnienie, o stałym charakterze, zasięgu uniwersalnym
i personalizacji wewnętrznej, zostało ocenione przez Harolda na
14 punktów). Connie Mack, mimo iż wystartował z dalekiej pozy-
cji, wygrał różnicą około 1 procenta głosów.
Nie przewidzieliśmy jednak zaskakującego zwycięstwa Conra-
da Burnsa nad uprzywilejowanym z racji pełnionej już funkcji
Johnem Melcherem w Montanie.
No i proszę, opierając się jedynie na analizie stylu wyjaśniania
widocznego w przemówieniach i stopnia ruminacji, który przemó-
wienia te ujawniały, spróbowaliśmy przewidzieć wyniki spotkań
przedwyborczych, wyborów prezydenckich i wybór dwudziestu
dziewięciu senatorów. Jeśli chodzi o spotkania przedwyborcze,
udało się to nam w stu procentach — podaliśmy nazwiska zwy-
cięzców i pokonanych na długo przed ich oficjalną nominacją. Na-
sze prognozy dotyczące wyborów prezydenckich nie były już tak
jednoznaczne. Przegrałem wprawdzie zakład, stawiając na nie-
właściwego kandydata, ale Harold uważał, że przemówienie Du-
kakisa z okazji przyjęcia nominacji nie było jego autorstwa i nie
ukazywało w związku z tym rzeczywistego Dukakisa. Analiza
przemówień z okresu jesieni wskazywała na zwycięstwo Busha.
Ale też wówczas wszyscy już spodziewali się jego wygranej. Prze-
widzieliśmy prawidłowo wyniki 86 procent wyborów do Senatu,
w tym wszystkie — oprócz jednego — zwycięstwa znaczną i nie-
wielką różnicą głosów. Nikomu, oprócz nas, nie udało się tego
przewidzieć tak dokładnie.
Jest to zatem pierwszy znany mi wypadek, kiedy to przedsta-
wiciele nauk społecznych przewidzieli istotne wydarzenia histo-
ryczne przed ich zaistnieniem.2
Styl wyjaśniania w innych krajach
W 1983 ROKU brałem udział w zorganizowanym w Monachium
kongresie Międzynarodowego Stowarzyszenia Badań nad Rozwo-
jem Behawioralnym (International Society for the Study of Beha-

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 301


vioral Development). W drugim dniu kongresu wdałem się w roz-
mowę z bystrą studentką niemiecką, która przedstawiła się po
prostu jako Ele.
— Pozwoli pan, że powiem, co przyszło mi do głowy, kiedy
dzisiaj rano słuchałam pana referatu o metodzie CAVE — rzek-
ła. — Ale najpierw chciałabym o coś zapytać. Czy uważa pan, że
dobroczynny wpływ optymizmu oraz niebezpieczeństwa, jakie nio-
są ze sobą pesymizm, bezradność i bierność, odzwierciedlają uni-
wersalne prawa ludzkiej natury, czy też sprawdzają się jedynie
w odniesieniu do naszego, to znaczy zachodniego społeczeństwa,
takiego, jakie mamy w Ameryce i Niemczech Zachodnich?
Było to znakomite pytanie. Odparłem, że czasami sam się za-
stanawiam, czy nasze zainteresowanie kontrolą i optymizmem nie
jest aby uwarunkowane z jednej strony reklamą, a z drugiej etyką
purytańską. Powiedziałem, że w społeczeństwach innych niż za-
chodnie depresja wydaje się znacznie mniej powszechnym zjawi-
skiem i nie przybiera rozmiarów epidemii, co widać na Zachodzie.
Być może w kulturach, w których nie panuje obsesja sukcesu,
ludzie nie cierpią z powodu bezradności i pesymizmu tak bardzo,
jak w naszej kulturze.
Dodałem jednak, że być może pewną pomocą mogą być tu ob-
serwacje poczynione w królestwie zwierząt. Otóż nie jest bynaj-
mniej tak, że jedynie mężczyźni i kobiety z Zachodu wykazują
oznaki depresji, gdy doświadczają uczucia bezradności i straty.
Zarówno w warunkach naturalnych, jak i laboratoryjnych, zwie-
rzęta reagują na bezradność w sposób zadziwiająco podobny
do członków naszych społeczeństw. Szympansy reagujące na
śmierć innych szympansów, szczury reagujące na wstrząs, przed
którym nie mogą uciec, psy, złote rybki, a nawet karaluchy za-
chowują się w sposób bardzo podobny do naszego. Podejrzewam,
że jeśli ludzie należący do jakiejś kultury nie reagują depresją
na uczucie bezradności i straty, to dzieje się tak dlatego, że ty-
siące lat życia w skrajnej nędzy i oglądania śmierci dwojga z trój-
ki dzieci zniszczyło u tych ludzi naturalną reakcję, jaką jest de-
presja.
— Nie wierzę, że depresja u ludzi Zachodu jest skutkiem pro-

302 Dziedziny życia


pagandy i prania mózgów, które zaszczepiły u nich etykę kon-
troli — powiedziałem. — Ale stwierdzenie, że pragnienie władzy
czy kontroli oraz rujnująca organizm reakcja na bezradność są
zjawiskami naturalnymi, nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem,
że działanie optymizmu jest uniwersalne. Weźmy, na przykład,
sukces w pracy czy w polityce. Optymizm pomaga odnosić sukcesy
agentom amerykańskich firm ubezpieczeniowych i kandydatom
do urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ale trudno sobie
wyobrazić pozytywną reakcję pełnego rezerwy Anglika na nalega-
nia nie dającego za wygraną agenta ubezpieczeniowego, chłodnego
Szweda głosującego na Eisenhowera albo Japończyka obdarzają-
cego sympatią człowieka, który stale winę za swoje niepowodzenia
zrzuca na innych.
Powiedziałem, że sądzę, iż metoda wyuczonego optymizmu ul-
żyłaby prawdopodobnie ludziom należącym do tych kultur i cier-
piącym na depresję, ale że optymizm musiałby zostać zaadapto-
wany do innych stylów w miejscu pracy czy w polityce. Kłopot
polegał jednak na tym, że do tej pory niewiele się zajmowano
badaniem tego, w jaki sposób działa optymizm w różnych kultu-
rach.
— Ale proszę mi powiedzieć — rzekłem na koniec — jaki to
pomysł przyszedł pani do głowy, kiedy słuchała pani mojego wy-
kładu na temat metody CAVE?
— Myślę — odparła Ele — że znalazłam sposób, w jaki można
odkryć, ile nadziei i rozpaczy jest w poszczególnych kulturach
i w różnych okresach dziejów. Czy, na przykład, istnieje coś ta-
kiego, jak narodowy styl wyjaśniania, styl, który określa, w jaki
sposób dany naród zachowa się w czasie kryzysu? Dalej, czy jakaś
szczególna forma rządów budzi w ludziach więcej optymizmu niż
inne formy?
Odpowiedziałem, że pytanie jest świetne, ale raczej nie można
będzie znaleźć na nie odpowiedzi. Załóżmy, że analizując za po-
mocą metody CAVE to, co mówią czy piszą Bułgarzy i Indianie
Navajo, stwierdzimy, że ci pierwsi mają lepszy styl wyjaśniania.
Wyniku tych badań nie można by w żaden sposób zinterpretować,
może być bowiem tak, że w danej kulturze uważa się, iż mówienie

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 303


rzeczy optymistycznych jest bardziej na miejscu. Różne ludy żyją
na różnych kontynentach, w różnych klimatach, mają swoje spe-
cyficzne, odmienne od innych, dzieje. Każdą różnicę między stylem
wyjaśniania Bułgarów a stylem wyjaśniania Indian Navajo można
wyjaśniać na tysiąc sposobów, niekoniecznie różnicą między po-
ziomem ich nadziei czy rozpaczy.
— Użyłam złego porównania, zgoda — powiedziała Ele — ale
nie myślałam o Indianach Navajo i Bułgarach. Myślałam o dwóch
dużo bardziej podobnych do siebie kulturach — zachodnio-
i wschodnioberlińskiej. Ludzie należący do tych kultur żyją w tym
samym miejscu, w tym samym klimacie, mówią tym samym ję-
zykiem, ich gesty i nacechowane emocjonalnie słowa znaczą to
samo, do 1945 roku mieli tę samą historię. Od tamtej daty poczy-
nając, różni ich tylko system polityczny. Wydaje się, że jest to
idealna sytuacja dla zbadania, czy poziom depresji różni się w za-
leżności od systemu politycznego, przy innych niezmiennych wa-
runkach.
Następnego dnia opowiedziałem znajomemu profesorowi z Zu-
richu o tej bystrej studentce. Kiedy mu ją opisałem i rzekłem, że
ma na imię Ele, odparł mi, że jest to księżna Gabriele zu Oettin-
gen-Oettingen und Oettingen-Spielberg, jedna z najlepiej zapo-
wiadających się młodych bawarskich badaczek.
Tego samego dnia kontynuowałem przy herbacie rozmowę
z Gabriele. Przyznałem, że różnice między stylem wyjaśniania za-
chodnich i wschodnich berlińczyków — gdyby je faktycznie zna-
leziono — można by zinterpretować jako wyłączny skutek wpływu
dwu odmiennych systemów politycznych — kapitalizmu i socjali-
zmu. Ale w jaki sposób zdobyć materiał, który stałby się przed-
miotem porównania? Gabriele nie mogłaby, ot tak sobie, przekro-
czyć Muru i dać wybranym na chybił trafił mieszkańcom Berlina
Wschodniego do wypełnienia testy do badania optymizmu.
— W obecnym klimacie politycznym na pewno nie — przyzna-
ła. (Szefem Związku Radzieckiego był wówczas Andropow.) — Ale
wystarczą mi wypowiedzi pisemne z obu części miasta, wypowie-
dzi, które można będzie dokładnie porównać. Musiałyby to być
wypowiedzi dotyczące tych samych wydarzeń zachodzących w tym

304 Dziedziny życia

samym czasie. Powinny to przy tym być wydarzenia neutralne —


nie z dziedziny polityki, ekonomii czy zdrowia psychicznego. Aku-
rat mam coś takiego. Za około cztery miesiące odbędzie się w Ju-
gosławii olimpiada zimowa. Będą o niej obszernie pisały gazety
we Wschodnim i Zachodnim Berlinie. Jak większość sportowych
doniesień, reportaże te przepełnione będą stwierdzeniami o związ-
kach przyczynowo-skutkowych na temat zwycięstw i porażek, wy-
głaszanymi zarówno przez zawodników, jak też dziennikarzy.
Chcę je wszystkie przeanalizować metodą CAVE i przekonać się,
która z tych dwóch kultur jest bardziej pesymistyczna. Będzie
to dowód na to, że można porównać ilość nadziei w różnych kul-
turach.
Zapytałem, jakie przewiduje wyniki. Odparła, że spodziewa
się, iż styl wyjaśniania wschodnich Niemców będzie, przynajmniej
w doniesieniach sportowych, bardziej optymistyczny niż Niemców
zachodnich. W końcu Niemcy Wschodnie były potęgą sportową,
a gazety narzędziami w rękach państwa. Ich zadaniem było
w znacznej części podtrzymywanie morale społeczeństwa.
Moje przewidywania były zgoła inne, ale zachowałem je dla
siebie.
W ciągu następnych trzech miesięcy odbyłem wiele rozmów
telefonicznych z Gabriele i otrzymałem od niej dużo listów. Mar-
twiło ją, w jaki sposób uzyska materiały do pracy, bo czasami
trudno było dostać gazety zza Muru. Umówiła się z przyjacielem]
z Berlina Wschodniego, że będzie jej przysyłał pocztą bezwarto-r j
ściowe przedmioty kuchenne, takie jak potłuczone filiżanki i po-
gięte noże, zawinięte w gazety, oczywiście sportowe. Okazało się* I
to jednak niepotrzebne, jako że w czasie trwania olimpiady mogła
bez przeszkód przechodzić do Berlina Wschodniego i wracać z taką |
ilością gazet, jaką chciała wnieść.
Potem zaczęła się właściwa praca, polegająca na przeczesywa-ij
niu trzech gazet zachodnioberlińskich i trzech gazet wschodnio*!
berlińskich podczas całego okresu olimpiady, wyszukiwaniu i ana|
lizowaniu wyjaśnień przyczynowo-skutkowych. W sumie znalazłg
381 stwierdzeń tego rodzaju. A oto kilka wyjaśnień optymistycz
nych udzielanych przez sportowców i dziennikarzy.

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 305


Łyżwiarz nie mógł wytrzymać tempa wyścigu, ponieważ „tego
dnia rano nie było słońca i lód nie pokrył się gładką jak lustro
warstewką lodu" (wydarzenie niepomyślne, 4 punkty). Narciarka
upadła, gdyż „czapa śniegu, która spadła z drzewa stojącego przy
trasie, zakryła jej okulary" (wydarzenie niepomyślne, 4 punkty).
Zawodnicy nie obawiali się przed startem, ponieważ „po prostu
wiedzieliśmy, że będziemy silniejsi niż nasi przeciwnicy" (wyda- -
rżenie pomyślne, 16 punktów).
Wśród wyjaśnień pesymistycznych znalazły się takie oto: Za-
wodniczka odniosła porażkę, bo ,jest w takiej kiepskiej kondycji"
(wydarzenie negatywne, 17 punktów). „Musiał powstrzymywać
łzy. Jego nadzieje na medal prysły" (wydarzenie negatywne, 17
punktów). Zawodnik wygrał, ponieważ „nasi przeciwnicy pili przez
całą noc" (wydarzenie pozytywne, 3 punkty).
Kim byli jednak autorzy wyjaśnień optymistycznych, a kim
wyjaśnień pesymistycznych? Odpowiedź całkowicie zaskoczyła
Gabriele. Wyjaśnienia udzielane przez wschodnich Niemców były
znacznie bardziej pesymistyczne niż te, których udzielali Niemcy
zachodni. Było to tym bardziej dziwne, że zawodnicy z NRD wy-
padli na olimpiadzie bardzo dobrze — zdobyli dwadzieścia cztery
medale, podczas gdy ich sąsiedzi tylko cztery. A zatem gazety
wschodnioberlińskie miały do zrelacjonowania dużo więcej wyda-
rzeń pomyślnych niż gazety z Berlina Zachodniego. Badania wy-
kazały, że 61 procent wyjaśnień zamieszczonych w gazetach,
z Berlina Wschodniego odnosiło się do wydarzeń pomyślnych dla
mieszkańców Niemiec Wschodnich, gdy tymczasem wydarzeń po-
myślnych dla Niemców zachodnich dotyczyło tylko 47 procent wy-
jaśnień zamieszczonych w gazetach zachodnioberlińskich. Mimo
to ogólny ton doniesień gazet wschodnioberlińskich był o wiele
bardziej ponury niż ton doniesień gazet zachodnioberlińskich.
— Jestem zaskoczona tymi wynikami — powiedziała mi Ga-
briele. — Chociaż są niezbite, nie uwierzę w nie, dopóki nie znajdę
jakiegoś innego sposobu sprawdzenia, czy mieszkańcy Berlina
Wschodniego są większymi pesymistami i bardziej cierpią na de-
presję niż mieszkańcy Berlina Zachodniego. Próbowałam uzyskać
dokładną statystykę samobójstw i statystyki szpitalne z Berlina

306 Dziedziny życia


Wschodniego, żeby porównać je z odpowiednimi statystykami
z Berlina Zachodniego, ale oczywiście nie dostanę ich.
Gabriele zrobiła doktorat nie z psychologii, lecz z etologii ludzi,
dziedziny biologii zajmującej się obserwowaniem zachowań ludzi
w otoczeniu naturalnym. Naukę tę zapoczątkował Konrad Lorenz,
który obserwował zachowanie piskląt kaczych uważających go za
swoją matkę i chodzących za nim*. Jego dokładne obserwacje
świata zwierząt wkrótce przerodziły się w systematyczne obser-
wowanie zachowań ludzkich. Gabriele uzyskała stopień naukowy,
pisząc doktorat pod kierunkiem dwóch wybitnych następców Lo-
renza. Wiedziałem, że poczyniła wiele drobiazgowych obserwacji
w klasach szkolnych, ale zacząłem się trochę o nią obawiać, kiedy
wyznała mi, że chce prowadzić obserwacje w barach we Wschod-
nim i Zachodnim Berlinie.
„Przychodzi mi do głowy tylko jeden sposób, w jaki mogę uzy-
skać dane potwierdzające wyniki moich badań — pisała. — Muszę
iść do Berlina Wschodniego, dokładnie policzyć oznaki rozpaczy,
a potem porównać je z oznakami uzyskanymi w takich samych
warunkach w Berlinie Zachodnim. Nie chcę wzbudzać podejrzeń
i zainteresowania policji, więc wybrałam bary".
I dokładnie tak zrobiła. Zimą 1985 roku odwiedziła trzydzieści
jeden barów w dzielnicach przemysłowych, z czego czternaście
w Berlinie Zachodnim a siedemnaście we Wschodnim. Do barów
tych, nazywanych knajpami, zachodzą robotnicy po pracy, aby się
napić. Wszystkie bary znajdowały się blisko siebie, wschodniober-
lińskie od zachodnioberlińskich oddzielał tylko mur. Gabriele od-
wiedzała je przez pięć kolejnych dni roboczych.
Wchodziła do baru i siadała gdzieś w kącie, starając się nie
zwracać na siebie uwagi. Potem koncentrowała się na grupkach
stałych bywalców baru i liczyła wszystko, co robili, w pięciominu-
towych blokach. Liczyła wszystkie obserwowalne cechy i czynno-
* Zjawisko to nazywane imprintem albo wdrukowaniem polega na szczegól-
nym rodzaju uczenia się, które występuje w bardzo wczesnej fazie i decyduje
o tym, jaką formę przyjmą niektóre zachowania. Na przykład kacze pisklęta podą-
żają za pierwszym spostrzeżonym, poruszającym się przedmiotem, wykazując po-
tem trwałe do niego przywiązanie (przyp. red.)

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 307


ści, które w literaturze fachowej uznawane są za mające związek
z depresją — śmiech, uśmiechy, pozy, energiczne ruchy rąk, ob-
gryzanie paznokci i temu podobne zachowania.
W wyniku tych pomiarów okazało się raz jeszcze, że wschodni
berlińczycy są dużo bardziej przygnębieni niż zachodni. Uśmie-
chało się 69 procent mieszkańców Berlina Zachodniego i tylko 23
procent mieszkańców Berlina Wschodniego. Stało lub siedziało
prosto 50 procent berlińczyków zachodnich, ale tylko 4 procent
(sic!) berlińczyków wschodnich. 80 procent robotników z Berlina
Zachodniego, ale tylko 7 procent (sic!) robotników z Berlina
Wschodniego było zwróconych ku innym osobom znajdującym się
w barze. Berlińczycy zachodni śmiali się dwa i pół raza częściej
niż berlińczycy wschodni.
Wyniki te dowodzą, że jeśli za miarę tego zjawiska uznać sło-
wa i gesty, to mieszkańcy Berlina Wschodniego cierpią na de-
presję znacznie bardziej niż mieszkańcy Berlina Zachodniego.
Nie wskazują one jednak na to, co dokładnie powoduje ową róż-
nicę. Ponieważ kultury te tworzyły do roku 1945 jedną całość,
rezultaty tych badań mówią, oczywiście, nieco o ilości nadziei
wytwarzanej u obywateli przez dwa odmienne systemy polityczne,
nie wskazują wszakże, który aspekt tych systemów jest odpo-
wiedzialny za, odpowiednio, potęgowanie i obniżanie nadziei. Mo-
że to być rezultatem różnicy w poziomie życia albo różnicy w wol-
ności wypowiedzi czy swobodzie, podróżowania. Może to być jednak
równie dobrze wynikiem różnicy w żywieniu, muzyce czy litera-
turze.
Odkrycia te nie mówią nam również nic o tym, czy mieszkańcy
Berlina Wschodniego zaczęli tracić nadzieję wraz z nastaniem
w ich kraju komunizmu i zbudowaniem Muru, albo czy mieszkań-
cy Berlina Zachodniego stali się większymi optymistami po roku
1945. Wiemy tylko tyle, że obecnie istnieje między nimi różnica,
polegająca na tym, iż mieszkańcy Niemiec Wschodnich wykazują
dużo więcej oznak braku nadziei niż mieszkańcy Niemiec Zachod-
nich. Analizujemy wszakże za pomocą metody CAVE doniesienia
prasowe z wszystkich olimpiad zimowych od zakończenia drugiej
wojny światowej. Wyniki tych badań pokażą nam, jak w tym cza-

308 Dziedziny życia


sie zmienił się poziom nadziei u ludzi żyjących we Wschodnim
i Zachodnim Berlinie.*
Wyniki tych badań dowodzą jeszcze czegoś — tego mianowicie,
że istnieje metoda mierzenia poziomu nadziei i rozpaczy w róż-
nych kulturach. Metoda ta pozwoliła Gabrieli Oettingen porównać
zjawiska, które, zdaniem innych uczonych, były nieporówny-
walne.3
Religia i optymizm
CZĘSTO UWAŻA SIĘ, że wiara budzi nadzieję i pozwala przygnębio-i
nym i zrozpaczonym stawić czoło wyzwaniom, które niesie ze sobą |
życie. Religia zinstytucjonalizowana szerzy przekonanie, że życie {
ma więcej dobrych stron, niż można dostrzec wzrokiem. Niepowo-
dzenia jednostki są kompensowane wiarą w to, że jest ona częścią
większej całości, a kompensacja ta zachodzi zarówno wtedy, kiedy
nadzieja jest tak konkretna, jak wizja życia w pośmiertnej wiecz-,
nej szczęśliwości, jak i wtedy, gdy jest tak abstrakcyjna, jak wiara 1
w to, iż jest się częścią boskiego planu lub tylko ogniwem w proce- ?]
sie ewolucji. Badania nad depresją potwierdzają to. George Brown,;;
londyński socjolog, który zyskał sławę badając cierpiące na depre-'
sję gospodynie domowe, kontynuował swą pracę na Hybrydach.
Jej wyniki dowodzą, że ludzie, którzy regularnie chodzą do ko-
ścioła, rzadziej cierpią na depresję niż ludzie niepraktykujący.
Czy jednak jedne religie dają swym wyznawcom więcej nadziei
i otuchy niż inne? Problem ten pojawił się w 1986 roku, kiedy
* Teraz, kiedy redaguję maszynopis tej pracy (kwiecień 1990 roku), zastana-,
wiam się, na ile w ostatnich kilku miesiącach zmienił się styl wyjaśniania mie-|
szkańców Niemiec Wschodnich. Teoria twierdzi, że przebudowa i dobrobyt zależą, |
przynajmniej częściowo, od stylu wyjaśniania. Jeśli stał się on optymistyczny, to|
przyszłość Niemiec Wschodnich wygląda różowo. Jeśli pozostał tak ponury jak*
w roku 1984, to odnowa gospodarcza i duchowa będzie o wiele wolniejsza, niż się
ogólnie sądzi. Przewidywanie: zmiany w stylu wyjaśniania we Wschodnich Niem-
czech, Czechosłowacji, Rumunii, Polsce, Węgrzech i Bułgarii powinny określić,
z jakim powodzeniem kraje wykorzystują świeżo odzyskaną wolność.

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 309


Gabriele, po zrobieniu doktoratu, uzyskała stypendium Fundacji
MacArthura i Niemieckiej Fundacji Nauki i przyjechała na Uni-
wersytet Pensylwański. Argumentowała, że porównanie dwóch re-
ligii powinno być w zasadzie podobne do porównania stopnia na-
dziei i przygnębienia w dwu kulturach. Chodziło tylko o to, by
znaleźć dwie religie równie blisko związane ze sobą w czasie
i przestrzeni jak Berlin Wschodni z Zachodnim.
Sprawa utknęła w tym punkcie do czasu, aż poznaliśmy Evę
Morawską, młodą, pełną zapału adeptkę socjologii historii. Popro-
siłem ją, by wygłosiła dla moich seminarzystów wykład na temat
bezradności wśród rosyjskich Żydów i Słowian w dziewiętnastym
wieku. Eva przedstawiła dowody na to, że Żydzi byli o wiele mniej
bezradni wobec ucisku i ciemiężenia niż Rosjanie. Potem posta-
wiła pytanie, dlaczego — kiedy sytuacja stawała się nie do wy-
trzymania — Żydzi wynosili się, a Słowianie nie.
— Obie grupy — utrzymywała Eva — były straszliwie ciemię-
żone. Chłopi rosyjscy żyli w okropnej nędzy, w nędzy, której nie
znał ten kraj. Żydzi żyli nie tylko w nędzy, ale też w ciągłej obawie
przed pogromami. Mimo to Żydzi emigrowali, a Słowianie zosta-
wali. Może prawosławni rosyjscy chłopi czuli się bardziej bezrad-
nie i mieli w sobie mniej nadziei niż Żydzi — mówiła Ewa. —
Może każda z tych dwóch religii wszczepiała swym wyznawcom
różną dawkę optymizmu. Czyżby prawosławie było religią bardziej
pesymistyczną niż judaizm? Obie kultury istniały obok siebie
w wielu wsiach rosyjskich, a więc można porównać styl wyjaśnia-
nia obecny w ich modlitwach, bajkach i opowieściach. Czy to, czego
codziennie słuchali Słowianie i Żydzi, różniło się w tonie?
Niebawem Eva i Gabriele zaczęły ze sobą współpracować. Z po-
mocą rosyjskich duchownych prawosławnych Eva wybrała duże
próbki materiału religijnego i świeckiego z obu kultur — liturgię
dnia powszedniego, liturgię świąt, opowieści religijne, opowieści
i piosenki ludowe oraz przysłowia. Były to teksty, które sponta-
nicznie opowiadano i śpiewano w życiu codziennym członków obu
kultur. Powinny mieć one zatem wielki wpływ na kształtowanie
ich stylu wyjaśniania. Później Gabriele oszacowała cały materiał
metodą CAVE. Materiał świecki należący do obu kultur nie różnił

310 Dziedziny życia


się, ale materiał religijny tak. Materiał religijny rosyjskich Żydów
tchnął znacznie większym optymizmem niż materiał prawosław-
nych Słowian, szczególnie w wymiarze stałości. W materiale ży- i
dowskim wydarzenia pozytywne były przedstawiane jako trwające :|
dłużej, natomiast wydarzenia negatywne przedstawiano jako krót-
kotrwałe.
Eva i Gabriele wykazały, że Żydzi rosyjscy byli w swych opo-
wieściach i modlitwach większymi optymistami niż prawosławni
Rosjanie. Oczywiście byłoby wielkim uproszczeniem twierdzić, że
przyczyną faktu, iż Żydzi emigrowali, a Słowianie zostawali na
miejscu, była większa bezradność tych drugich, którą sączyły
w nich nieustannie codziennie słuchane przekazy religijne. Przy-
czyny emigracji są bardzo skomplikowane. Jednak względny op-
tymizm, którym przesiąknięty jest judaizm, wydaje się prawdo-
podobną przyczyną, a przy tym nikt wcześniej nie postawił takiej
hipotezy. Sprawdzanie jej będzie wymagało żmudnych badań hi-
storycznych i psychologicznych. W trakcie swoich badań Gabriele
i Eva stworzyły jednak przynajmniej nową metodę porównywania
stopnia nadziei, którą napawają swych wyznawców dwie religie.
Psychohistoria raz jeszcze
TO, CO UCHODZIŁO ZA PSYCHOHISTORIĘ, było bardzo odległe od tego,
co mógłby zaaprobować Hari Seldon. Nauka ta niczego nie prze-
widywała, lecz uprawiała przewidywanie wydarzeń minionych,
a przy tym kierowała się znanym z góry wynikiem. Rekonstruo-
wała życie jednostek, nie zaś działania całych zbiorowisk ludzi.
Opierała się na dyskusyjnych zasadach psychologicznych i nie
korzystała z narzędzi statystycznych.
W naszych rękach wszystko to uległo zmianie. Staramy się
przewidywać wydarzenia, ważniejsze wydarzenia, zanim do nich
dochodzi. Kiedy stosujemy naszą metodę, nie znamy zawczasu jej
wyniku. Robimy to tak, jak byśmy przewidywali przyszłość. Sta-
ramy się przewidywać zachowania dużych zbiorowisk ludzkich —

Polityka, religia i kultura: nowa psychologia 311


wyniki głosowania w wyborach, emigrację całego narodu. Opiera-
my się na rzetelnych prawidłowościach psychologicznych i korzy-
stamy z dobrze sprawdzonych narzędzi statystycznych.
Jest to jednak dopiero początek. Wyniki naszych badań każą
przypuszczać, że w przyszłości psycholodzy nie będą musieli ogra-
niczać się do dyskusyjnych eksperymentów laboratoryjnych czy
kosztownych badań nad dużymi grupami ludzi, aby sprawdzić
swoje teorie. Dokumenty historyczne tworzą bogate pole do do-
świadczeń, a przewidywanie przyszłości może stać się jeszcze bar-
dziej przekonującym sprawdzianem ich teorii.
Sądzę, że Hari Seldon byłby z nas dumny.

Jl

"h

część trzecia
Przemiana:
od pesymizmu
do optymizmu

Stary człowiek to tylko licha rzecz,


Połatany płaszcz na kiju, chyba że
Dusza klaśnie w dłonie i głośniej zaśpiewa
Dla każdej łaty w swym śmiertelnym ubiorze.
An aged man is but a paltry thing,
A tattered coat upon a stick, unless
Soul clap its hands and sing, and louder sing
For euery tatter in its mortal dress...
W. B. Yeats
„Sailing to Byzantium"
The Tower (1928)

Rozdział dwunasty
Optymistyczne życie1
OPTYMISTĘ SPOTYKA W ŻYCIU tyle samo niepowodzeń
i tragedii, co pesymistę, ale optymista znosi to lepiej. Jak się prze-
konaliśmy, optymista dochodzi po porażce szybko do siebie i choć
żyje mu się już trochę gorzej, podnosi się i zaczyna działać na
nowo. Natomiast pesymista poddaje się i popada w depresję. Dzię-
ki swej odporności na przeciwności, optymista odnosi większe niż
pesymista sukcesy w pracy, w szkole i na boisku. Optymista cieszy
się lepszym zdrowiem, a nawet żyje dłużej. Amerykanie wolą opty-
mistycznych niż pesymistycznych przywódców. Pesymista lęka się
katastrofy, nawet jeśli wszystko idzie mu dobrze.
Jest to zła wieść dla pesymistów. Ale jest i dobra. Otóż pesymiś-
ci mogą posiąść umiejętność optymistycznego patrzenia na świat,
nauczyć się techniki myślenia optymistycznego i stale polepszać ja-
kość swego życia. Techniki te mogą się przydać nawet optymistom,
ponieważ i im zdarzają się okresy przynajmniej lekkiej depresji.
Części czytelników może wydawać się, iż wyzwolenie się z pe-
symizmu i stanie się optymistą jest niepożądane. Być może wy-
obrażają oni sobie optymistę jako okropnego nudziarza, chwalą-
cego się swymi przewagami bufona, który winę za wszelkie
niepowodzenia zrzuca stale na innych i nigdy nie przyznaje się
do swoich błędów. Jednak ani optymizm, ani pesymizm nie ma
nic wspólnego ze złymi manierami. Jak przekonacie się podczas
lektury tego rozdziału, przemiana pesymisty w optymistę nie po-
lega na tym, by nauczyć się, jak być większym egoistą, człowie-
kiem pewnym siebie i arogantem, narzucającym innym swoje ja,
lecz na tym, by nauczyć się zestawu technik, które umożliwiają

316 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


skuteczną rozmowę z samym sobą w chwilach niepowodzeń. Na-
uczycie się z tego rozdziału, jak należy rozmawiać z samym sobą,
by ujrzeć sprawy w korzystniejszym świetle.
Jest jednak jeszcze jeden powód, dla którego nauczenie się
optymizmu może wydać się pewnym osobom niepożądane. Otóż
w rozdziale szóstym przedstawiliśmy bilans plusów i minusów op-
tymizmu i pesymizmu, z którego wynika, iż aczkolwiek optymizm
ma wiele zalet wymienionych w tym rozdziale, to brakuje mu
jednej ważnej cechy będącej zaletą pesymizmu, a mianowicie pra-
widłowej percepcji rzeczywistości. Czy zatem nauczenie się opty-
mizmu jest równoznaczne z wyrzeczeniem się realizmu?
Jest to bardzo istotne pytanie. Przedstawię tu więc cel, który
przyświecał mi przy pisaniu rozdziałów poświęconych „przemia-
nie". Otóż nie oferują one bynajmniej absolutnego, bezwarunkowe-
go optymizmu, który należałoby ślepo stosować we wszelkich mo-
żliwych sytuacjach, przeciwnie — proponują elastyczny optymizm.
Ich celem jest zwiększenie twojej kontroli nad sposobem, w jaki
myślisz o przeciwnościach losu. Jeśli masz negatywny styl wyjaś-
niania, to — po zapoznaniu się z przedstawionymi tu technika-
mi — nie będziesz już musiał żyć pod tyranią pesymizmu. Kiedy
będą spotykać cię niepowodzenia, nie będziesz musiał traktować
ich jako trwałych, uniwersalnych i wynikających z twojej winy,
z wszelkimi negatywnymi, paraliżującymi chęć działania konse-
kwencjami, które niesie ze sobą pesymistyczny styl wyjaśniania.
Rozdziały te dadzą ci możliwość wyboru sposobu patrzenia na
twoje nieszczęścia, a więc alternatywę, która wcale nie wymaga,
abyś stał się niewolnikiem ślepego optymizmu.
Ogólne wskazówki, jak korzystać
z optymizmu
WYNIK, JAKI UZYSKAŁEŚ W teście przedstawionym w rozdziale trze-
cim, wskazuje na to, czy potrzebujesz, czy też nie, korzystać z opi-
sanych niżej technik. Jeśli uzyskałeś wynik P - N (ogólny wynik

Optymistyczne życie 317


testu) niższy niż 8 punktów, to na pewno przydadzą ci się te
techniki. Im niższy wynik osiągnąłeś, tym większy będziesz miał
z nich pożytek. Jednak nawet jeśli uzyskałeś 8 punktów lub wię-
cej, powinieneś odpowiedzieć sobie szczerze na podane niżej py-
tania — jeśli odpowiedź na przynajmniej jedno z nich będzie po-
zytywna, to również ty możesz skorzystać na zapoznaniu się
z tymi technikami.
• Czy łatwo się zniechęcam?
• Czy ulegam przygnębieniu częściej, niżbym tego chciał?
• Czy niepowodzenia spotykają mnie częściej, niż powinny
spotykać?
W jakich sytuacjach powinieneś zastosować przedstawione
w tych rozdziałach techniki zmieniające styl wyjaśniania? Przede
wszystkim postaw sobie pytanie, co starasz się osiągnąć.
• Jeśli znajdujesz się w sytuacji, kiedy chcesz osiągnąć sukces
(uzyskać awans, sprzedać jakiś produkt, napisać trudny ra-
port, wygrać mecz), korzystaj z optymizmu.
• Jeśli przejmujesz się swoim samopoczuciem (zwalczeniem
depresji, stanem ducha), kieruj się optymizmem.
• Jeśli wygląda na to, że sytuacja, w której się znalazłeś, może
potrwać dłużej, a zagrożone jest twoje zdrowie, kieruj się
optymizmem.
• Jeśli chcesz być przywódcą, jeśli chcesz inspirować innych,
jeśli chcesz, by głosowano na ciebie, kieruj się optymizmem.
Z drugiej strony są sytuacje, w których nie należy stosować
tych technik.
• Jeśli planujesz coś, co łączy się z ryzykiem, a przyszłość
rysuje się niepewnie, nie kieruj się optymizmem.
• Jeśli udzielasz rad osobie, której przyszłość rysuje się ponu-
ro, nie kieruj się początkowo optymizmem.
• Jeśli chcesz, by inni odnieśli wrażenie, że współczujesz im

318 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu
w kłopotach, nie zaczynaj od optymizmu, aczkolwiek później,
gdy zdobędziesz ich zaufanie, optymizm może być pomocny.
Podstawowym kryterium decydującym o tym, czy należy, czy
nie, stosować optymizm, jest odpowiedź na pytanie, jakie są koszta
porażki w poszczególnych sytuacjach. Jeśli koszt porażki jest wy-
soki, to optymizm jest w takiej sytuacji niewłaściwą strategią.
Pilot podejmujący decyzję, czy jeszcze raz oczyścić kadłub samo-
lotu z lodu, uczestnik przyjęcia podejmujący decyzję, czy po wy-
piciu alkoholu wracać do domu samochodem, sfrustrowany mał-
żonek podejmujący decyzję, czy wdać się w przygodę miłosną,
która — gdyby wyszła na jaw — zniszczyłaby małżeństwo, nie
powinni kierować się optymizmem. W tych przypadkach kosztami
niepowodzenia są, odpowiednio, śmierć, wypadek drogowy i roz-
wód. Korzystanie z technik, które minimalizują te koszty, jest
niewskazane. Jeśli natomiast koszt niepowodzenia jest niski, kie-
ruj się optymizmem. Akwizytor, który zdecyduje się wykonać je-
szcze jeden telefon, straci tylko czas, jeśli nie sprzeda oferty. Oso-
ba nieśmiała, która zdecyduje się na otwartą rozmowę, ryzykuje
tylko to, że rozmówca nie podejmie tematu. Nastolatek, który
zastanawia się, czy nie zacząć uprawiać nowego sportu, ryzykuje
jedynie tyle, że się rozczaruje. Niezadowolony urzędnik, pominięty
przy awansie, ryzykuje jedynie to, że spotka się z odmową, jeśli
spokojnie wysonduje możliwość uzyskania wyższego stanowiska.
Wszystkie osoby w takich sytuacjach powinny kierować się opty-
mizmem.
Rozdział ten podaje podstawowe zasady przejścia z pesymizmu
na optymizm w życiu codziennym. W odróżnieniu od środków za-
lecanych przez prawie wszystkie porady typu „pomóż sam sobie",
które składają się z paru litrów wiedzy klinicznej i łyżeczki pracy
badawczej, zasady te zostały dokładnie przebadane i sprawdzone,
a skorzystały z nich już tysiące osób, zmieniając na stałe swój styl
wyjaśniania.
Ułożyłem te trzy rozdziały, dotyczące zmiany stylu wyjaśniania
tak, że każdy jest osobną całością. Do rad podanych w niniejszym
rozdziale możesz się stosować we wszystkich dziedzinach swego

Optymistyczne życie 319


życia, z wyjątkiem pracy. Rozdział drugi przeznaczony jest dla
dzieci. Rozdział trzeci dotyczy pracy. W każdym z nich przedsta-
wiono zasadniczo te same techniki wyuczonego optymizmu, tyle
że do zastosowania w innym otoczeniu, a zatem może się wyda-
wać, że rozdziały te zawierają nieco powtórzeń. Jeśli interesuje
cię tylko jeden z tych trzech tematów, to nie jest konieczne, abyś
czytał pozostałe dwa rozdziały.
TPS: Trudność, przekonanie i skutek
KATIE JEST OD DWÓCH TYGODNI na ścisłej diecie. Dziś po pracy
idzie z przyjaciółmi na piwo i zjada sałatkę i galaretkę, które
tamci zamówili. Natychmiast potem czuje wyrzuty sumienia, że
„zniszczyła" cały dwutygodniowy trud.
Myśli sobie: „No, Katie, dzisiejszego wieczoru diabli wzięli całą
dietę. Mam strasznie słaby charakter. Nie mogę nawet iść do baru
z przyjaciółmi, żeby nie zrobić z siebie żarłoka. Musieli pomyśleć,
że jestem idiotką. No, skoro dwa tygodnie przestrzegania diety
i tak diabli wzięli, to mogę naprawdę zachować się jak świnia
i zjeść całe ciasto z lodówki".
Katie otwiera lodówkę i zjada całe ciasto czekoladowe. Dieta,
której tak skrupulatnie przestrzegała aż do tego wieczoru, zaczyna
rzeczywiście iść na marne.
Związek pomiędzy zjedzeniem przez Katie sałatki i galaretki
a nadmiernym pofolgowaniem swemu apetytowi nie jest bynaj-
mniej związkiem koniecznym. Tym, co łączy te dwa fakty, jest
sposób, w jaki wyjaśniła sobie, dlaczego zjadła sałatkę. Jej wyjaś-
nienie jest bardzo pesymistyczne: „Mam słaby charakter". Taki
też jest wniosek, który z tego wyciąga: „Całą moją dietę diabli
wzięli". W rzeczywistości nie stało się nic takiego, dopóki nie
udzieliła sama sobie stałego, uniwersalnego i wewnątrzperso-
nalnego wyjaśnienia. Dopiero wtedy się załamała.
Konsekwencje zjedzenia sałatki i galaretki byłyby zgoła inne,

320 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


gdyby Katie po prostu zakwestionowała swoje pierwsze, automa-
tyczne wyjaśnianie.
„Nie tak szybko, Katie — mogłaby sobie powiedzieć. — Przede
wszystkim nie zrobiłam z siebie przy barze aż tak wielkiego żar-
łoka. Wypiłam dwa piwa i zjadłam sałatkę i galaretkę. Nie jadłam
obiadu, więc myślę, że w ogólnym bilansie spożyłam tylko trochę
więcej kalorii niż pozwala na to moja dieta. A to, że raz złamałam
dietę, nie znaczy wcale, że mam słaby charakter. Przecież prze-
strzegając jej ściśle przez dwa tygodnie, udowodniłam, że jestem
silna. Poza tym nikt nie uważa mnie za idiotkę. Wątpię, czy kto-
kolwiek zwraca uwagę na to, co jem, a parę osób zauważyło nawet
ostatnio, że zeszczuplałam. A co najważniejsze, fakt, że zjadłam
parę rzeczy, których nie powinnam była jeść, nie znaczy, że mogę
sobie zupełnie odpuścić i zjeść jeszcze więcej. To nie ma sensu.
Najlepiej wziąć się w garść, nie obwiniać samej siebie za drobne
odstępstwo od diety i dalej przestrzegać jej tak samo ściśle, jak
przez ostatnie dwa tygodnie".
To SPRAWA TPS*. Kiedy napotykamy na trudności, reagujemy
w ten sposób, że o nich myślimy. Nasze myśli szybko zamieniają
się w przekonania. Przekonania te mogą tak wejść nam w zwyczaj,
że nie zdajemy sobie nawet sprawy z tego, że je żywimy, dopóki
nie skupimy się na nich. A nie tkwią one w nas tylko tak sobie,
lecz mają konsekwencje. Przekonania te są bezpośrednimi przy-
czynami tego, co czujemy i co robimy potem. One właśnie często
wyznaczają różnicę między przygnębieniem i poddaniem się z jed-
nej strony, a dobrym samopoczuciem i konstruktywnym działa-
niem z drugiej.
Wykazałem już w tej książce, że pewne rodzaje przekonań wy-
zwalają reakcję w postaci poddania się. Teraz chcę nauczyć cię,
jak przerwać to błędne koło. Pierwszym krokiem w tym kierunku
jest dostrzeżenie związku między trudnością, przekonaniem
i skutkiem (TPS). Drugim krokiem jest sprawdzenie, w jaki spo-
* W rozdziałach poświęconych zmianie stylu wyjaśniania używam schematu
modelu TPS opracowanego przez znakomitego pBychologa Alberta Ellisa. (W ory-
ginale użyty jest skrót ABC, od słów: adversity, belief, conseąuence. (Przyp. red.)

Optymistyczne życie 321


sób TPS wyznacza każdy dzień w twoim życiu. Techniki te są
częścią kursu opracowanego przez dwóch czołowych przedstawi-
cieli terapii kognitywnej — doktora Stevena Hollona, profesora
psychologii na Uniwersytecie Vanderbildta i naczelnego redaktora
wiodącego periodyku w tej dziedzinie, oraz doktora Artura Freed-
mana, profesora psychiatrii w Akademii Medycznej w New Jer-
sey — we współpracy ze mną. Zadaniem tego kursu była zmiana
stylu wyjaśniania u normalnych osób.
Ustalanie TPS
1. T. Ktoś zajął miejsce na parkingu, gdzie zamierzałeś po-
stawić samochód.
P. Myślisz
S. Wpadasz w złość, opuszczasz szybę i krzyczysz na tego
kierowcę.
2. T. Wrzeszczysz na dzieci za to, że nie odrobiły lekcji.
P. Myślisz: „Jestem złą matką."
S. Czujesz (lub robisz)
3. T. Twój najlepszy przyjaciel (twoja najlepsza przyjaciół-
ka) nie odpowiada na twoje telefony.
P. Myślisz
S. Przez cały dzień jesteś przygnębiony (przygnębiona).
4. T. Twój najlepszy przyjaciel (twoja najlepsza przyjaciół-
ka) nie odpowiada na twoje telefony.
P. Myślisz
S. Nie przejmujesz się tym i zajmujesz się innymi spra-
wami.
5. T. Masz kłótnię z małżonką (małżonkiem).
P. Myślisz: „Nigdy nie robię nic, jak trzeba".
S. Czujesz (lub robisz) '

322 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu

6.

T. Masz kłótnię z małżonką (małżonkiem).


P. Myślisz: „Ona (on) była (był) w okropnym nastroju".
S. Czujesz (lub robisz)

7.

T. Masz kłótnię z małżonką (małżonkiem).


P. Myślisz: „Zawsze mogę wyjaśnić nieporozumienie".
S. Czujesz (lub robisz) :

A teraz przypatrzmy się tym siedmiu sytuacjom i zobaczmy,


w jakie interakcje wchodzą ze sobą poszczególne elementy tego
układu.
1. W pierwszym przykładzie myśl o tym, że naruszono twoje
prawa, wkraczając na twój teren, wywołuje u ciebie gniew. My-
ślisz: „Ten drań zabrał mi miejsce"; „To cham i egoista".
2. Kiedy wyjaśniłaś sobie takie potraktowanie dzieci stwier-
dzeniem „Jestem złą matką", to w konsekwencji ogarnął cię smu-
tek i poczułaś niechęć do tego, aby nakłonić je do odrobienia lekcji.
Jeśli wyjaśniamy sobie niepomyślne wydarzenia jako skutki ta-
kich stałych, uniwersalnych, osobowościowych cech jak bycie złą
matką, to rezultatem jest zniechęcenie i poddanie się, zaniechanie
działania. Im bardziej stała w naszym mniemaniu jest to cecha,
tym dłużej będzie trwało zniechęcenie.
3 i 4. Możesz przekonać się o tym, kiedy twój najlepszy przy-
jaciel czy przyjaciółka nie oddzwania do ciebie. Jeśli, jak w przy-
kładzie trzecim, pomyślisz o czymś stałym i uniwersalnym — po-
wiedzmy: „Jestem nieuprzejmym egoistą (nieuprzejmą egoistką),
nic dziwnego, że do mnie nie dzwoni" — to skutkiem tego wpad-
niesz w depresję. Jeśli jednak, jak w przykładzie czwartym, twoje
wyjaśnienie było chwilowe, lokalne i uzewnętrznione, to nie bę-
dziesz się tym przejmował (przejmowała). Pomyślisz sobie: „Jest
zapracowany (zapracowana) w tym tygodniu", albo „Jest w kiep-
skim nastroju".
5, 6 i 7. A jak przedstawia się to w sytuacji, kiedy kłócisz się
z żoną (mężem)? Jeśli, jak w przykładzie 5, myślisz: „Nigdy nie
robię nic, jak trzeba" (wyjaśnienie o charakterze stałym, zasięgu
uniwersalnym i uwewnętrznione), to wpadniesz w przygnębienie

Optymistyczne życie 323


i nie będziesz próbował (próbowała) nic zrobić, żeby załagodzić
spór. Jeśli, z kolei, pomyślisz — jak w przykładzie 6 — „ona (on)
był (była) w okropnym nastroju", to poczujesz lekką złość, pewne
zniechęcenie i tylko na krótko powstrzymasz się od działania.
Kiedy atmosfera nieco się poprawi, prawdopodobnie postarasz się
załagodzić konflikt. Jeśli natomiast, jak w przykładzie 7, pomy-
ślisz: „Zawsze mogę wyjaśnić nieporozumienie", to szybko przy-
stąpisz do działania i niebawem poczujesz się bardzo dobr/^ " pe-
łen (pełna) energii.
Zapis twojego TPS
ABY SPRAWDZIĆ, jak
nym, musisz prowao.
Powinno to wystarczy
z twego dnia powszedn
W tym celu powinie
który ma miejsce w two.
zdajesz sobie sprawy. Cho
jakąś trudnością, nawet bai
kiem napotkania tej trudnoŁ
z przyjaciółką czy znajomą p.
chce ona jak najszybciej żako
niewielka, lecz przykra trudność ^
smutek (skutek napotkania tej ti -.ud staje
się schematem twojego TPS.
Schemat taki składa się z trzeć.
W części pierwszej, „Trudność", może znaleźć się prawie wszy-
stko — od cieknącego kranu czy zmarszczki na czole przyjaciela,
poprzez bez przerwy płaczące niemowlę, duży rachunek do zapła-
cenia, do braku zrozumienia ze strony żony czy męża. Oceniaj
swoją sytuację obiektywnie. Zamieszczaj opis, a nie ocenę tego, co
się zdarzyło. A więc jeśli, na przykład, miałeś (miałaś) sprzeczkę
z żoną (mężem), to zapisz, że była (był) niezadowolona (niezado-
wolony) z czegoś, co powiedziałeś (powiedziałaś). Nie zapisuj jed-

324 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


nak w rubryce „Trudność", że „była (był) niesprawiedliwa (nie-
sprawiedliwy)". Jest to wniosek, który wyciągnąłeś (wyciągnęłaś)
z tej sytuacji, możesz go więc zapisać w części drugiej, zatytuło-
wanej: „Przekonanie".
Twoje przekonania to interpretacje trudności, które napoty-
kasz. Zadbaj o to, żeby oddzielić myśli od tego, co w danej chwili
czujesz. (Uczucia zapisujesz w części zatytułowanej: „Skutki".)
„Całą dietę diabli wzięli" czy „Uważam, że jestem nieudolny" to
przekonania. Ich ścisłość może podlegać ocenie. Natomiast stwier-
dzenie „Czuję smutek" wyraża uczucie. Nie ma sensu sprawdzać
ścisłości stwierdzenia „Czuję smutek". Jeśli czujesz smutek, to jest
ci smutno i tyle.
„Skutki". W tej części zapisujesz swoje uczucia i to, co zrobiłeś.
Czy czułeś się smutny, niespokojny, wesoły, winny czy jeszcze
inaczej? Często będziesz doświadczał kilku uczuć jednocześnie.
Zapisz tyle uczuć i działań, z ilu zdasz sobie sprawę. Co wówczas
zrobiłeś? „Czułem się wyżęty", „Postanowiłem nakłonić ją do prze-
prosin", „Wróciłem do łóżka" — to wszystko uczucia i działania
będące skutkami przekonań.
Zanim zaczniesz, zapoznaj się z podanymi niżej przykładami
sytuacji, w jakich możesz się znaleźć.
Trudność: Mąż miał wykąpać dzieci i położyć je spać, ale
kiedy wróciłam z zebrania do domu, wszystkie siedziały z ocza-
mi wlepionymi w telewizor.
Przekonanie: Dlaczego on nie może zrobić tego, o co go po-
proszę? Czy to tak ciężko wykąpać dzieci i położyć je spać?
Jeśli teraz wyłączę telewizor, to będę wyglądała jak prawdziwa
zgaga.
Skutki: Byłam naprawdę wkurzona na Jacka i zaczęłam się
na niego drzeć, nie dając mu nawet możliwości wytłumaczenia
się. Weszłam do pokoju i nie mówiąc ani słowa, wyłączyłam
telewizor. Wyglądałam jak zgaga.
Trudność: Wróciłam wcześniej z pracy i zastałam syna z ko-
legami palących trawkę.

Optymistyczne życie 325


Przekonanie: Co on sobie wyobraża? Chyba go uduszę! Do-
piero teraz widać, jaki jest nieodpowiedzialny. W ogóle nie
można mu ufać. Wszystko, co mówi, to kłamstwa. Nie mam
zamiaru dłużej wysłuchiwać tych łgarstw.
Skutki: Byłam tak wściekła, że wyszłam z siebie. Nie chcia-
łam w ogóle rozmawiać z nim o tym, co zaszło. Powiedziałam
mu, że jest „nie zasługującym n? ^anie łobuzem", i byłam
zła przez cały wieczór.

Trudność: Zad1*-
\tóry mi się podoba,
i zaproponov
\ncert. Odparł, że
jest mu '
\porze zebranie.

\eiał oszczędzić
\mieć ze mną

\ Jestem dla

\a wspólne

Vnować
pójśt

Truć
Jed-
łem do &
.<; samych
muskulan.

Przekona
-cniu z tymi facetami
wyglądam jai
wieloryb! Jeśli mam god-
ność, powinien
-j stąd wyjść.
Skutki: Czuł..
,oiutnie zażenowany i po piętnastu
minutach już mm
.xn nie było.
A teraz kolej na ciebie. Przez następne parę dni skoncentruj
się na podobnych sytuacjach i zapisz pięć ciągów TPS.
Trudność:

326 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:

Optymistyczne życie 327


Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
\ Przekonanie:
Skutki:

I
Po zapisaniu pięciu epizodów TPS, przeczytaj je wnikliwie.
Poszukaj więzi łączącej twoje przekonania z ich skutkami. Prze-
konasz się, że wyjaśnienia pesymistyczne prowadzą do bierności
i zniechęcenia, podczas gdy wyjaśnienia optymistyczne wyzwalają
twoją energię.
A oto następny krok: jeśli zmienisz przekonania, które zazwy-
czaj żywisz wobec napotykanych przez siebie trudności, to w kon-
sekwencji zmienią się twoje reakcje na te trudności. Istnieją nie-
zawodne metody dokonania takiej zmiany.

328 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Zakwestionowanie i odwrócenie uwagi

SĄ DWA
pu

^SOBY uporania się z pesymistycznymi przeko-


\?bie uświadomimy. Pierwszy polega po prostu
\yvagę od tych przekonań, kiedy się pojawią,
czymś innym. Drugim jest zakwestiono-
v samym sobą. Ten drugi sposób jest na
\|ywny, gdyż jest mniej prawdopodobne,
pane przekonania doszły znowu do
się w sytuacji podobnej do tej,

| by myśleć zarówno o złych, jak


^ciągają ich uwagę lub które na-
dzenia ewolucji ma to głęboki
Nyśmy nie potrafili z miejsca
jących nam niebezpieczeństw
.anowani tak, aby martwić się, jak
.owe pesymistyczne myśli po prostu po-
...rok dalej, ale krok ten jest dla nas szkodliwy.
j-iKo zaprzątają naszą uwagę, ale też nieustannie
v w naszych głowach. Ze względu na swą naturę nie
walają o sobie zapomnieć. Są pierwotnymi biologicznymi środ-
kami zapobiegającymi zapomnieniu o potrzebach i niebezpieczeń-
stwach. Wydaje się, że tak jak ewolucja zadbała o to, by dzieci
przed okresem pokwitania były niepoprawnymi optymistami, tak
też postarała się, by dorośli, którzy martwią się o przyszłość i pla-
nują swe działania, mieli większą szansę przeżycia, spłodzenia
i wychowania dzieci. Jednak w dobie współczesnej te pierwotne
środki podtrzymywania uwagi mogą stanąć na przeszkodzie na-
szym działaniom, obniżyć sprawność naszego funkcjonowania i ze-
psuć nasze życie emocjonalne.
Prześledźmy teraz różnicę między odwróceniem uwagi a zakwe-
stionowaniem myśli nawykowych.

Optymistyczne życie 329


Odwrócenie uwagi
CHCIAŁBYM TERAZ, żebyś nie myślał o gorącej szarlotce z lodami
waniliowymi. Szarlotka i lody tworzą apetyczny kontrast.
Prawdopodobnie stwierdzisz, że prawie nie możesz oderwać się
od myśli o tych smakołykach. Mimo to możesz skierować swoją
uwagę w innym kierunku.
Pomyśl jeszcze raz o szarlotce. No właśnie. Cieknie ci ślinka?
A teraz wstań, uderz pięścią w stół i krzyknij: „Dość tego!"
Wyobrażenie szarlotki zniknęło, prawda?
Jest to jedna z wielu prostych, ale bardzo skutecznych technik
stosowanych przez osoby, które chcą przerwać nawykowe, natręt-
ne myślenie o jakiejś rzeczy. Niektórzy uruchamiają w takich
przypadkach głośny dzwonek, inni noszą lub wywieszają kartki
z wypisanym dużymi, czerwonymi literami hasłem „STOP". Wiele
osób twierdzi, że dobrze jest nosić na przegubie ręki gumkę, którą
w takich sytuacjach wystarczy energicznie pociągnąć i puścić, by
odgonić natrętne myśli.
Jeśli połączysz którąś z tych technik z techniką zwaną prze-
mieszczeniem uwagi, to uzyskasz bardziej długotrwałe rezultaty.
Aby nie dopuścić do powrotu natrętnych myśli po ich odgonieniu
(przez pociągnięcie gumki założonej na nadgarstek czy też w inny
sposób), zwróć swoją uwagę w innym kierunku. Robią to aktorzy,
kiedy muszą nagle przerzucić się z jednego stanu emocjonalnego
w drugi. Wypróbuj taką oto metodę. Weź jakiś mały przedmiot
i przez parę sekund wpatruj się weń intensywnie albo badaj go
dokładnie — obracaj w dłoniach, spróbuj, jaki ma smak, powąchaj,
popukaj w niego palcem, aby przekonać się, jaki wydaje dźwięk.
Stwierdzisz, że taka koncentracja na jakimś przedmiocie bardzo
pomogła ci w przemieszczeniu uwagi.
Możesz też przeciąć natrętny tok myśli, wykorzystując samą
ich naturę. Chodzi o to, że takie natrętne myśli bez przerwy krążą
ci po głowie po to, żebyś ich nie zapomniał, żebyś działał stosownie
do nich. Kiedy napotkasz na trudności, wyznacz sobie jakąś póź-
niejszą porę na przemyślenie spraw, powiedzmy godzinę szóstą
po południu. Potem, kiedy zdarzy się coś, co nie daje ci spokoju,

I pesymizmu do optymizmu
możesz przestać o tym myśleć, powiedz sobie:
\ potem... o... [tu podajesz taką a taką godzinę]".
\zapisać niepokojące cię myśli, w chwili kiedy
jwy. To połączenie zapisywania ich — które
na światło dzienne i pozbyciu się ich w ten
aczenie sobie jakiejś późniejszej pory na ich
akomite efekty. Wykorzystuje się w ten spo-
w ogóle istnieje ruminacja — powodem
przypominanie o tych myślach właśnie —
Jeśli zapiszesz owe natrętne myśli i wy-
\ich przemyślenie, to znika powód, dla któ-
tacają, a brak powodu osłabia siłę ich od-
Zakwestionowanie natrętnych myśli
UNIKANIE NIEPOKOJĄCYCH NAS PRZEKONAŃ może być dobrym środ-
kiem pierwszej pomocy, ale lekiem dużo skuteczniejszym i o dłuż-
szym działaniu jest kwestionowanie ich. Znajdź argumenty prze-
ciw nim. Przejdź do ataku. Skutecznie kwestionując przekonania,
które wywoływane są pojawianiem się trudności, możesz zmienić
swe zwyczajowe reakcje — zniechęcenie i poddanie się — na
aktywność i pogodę ducha.
Trudność: Ostatnio podjęłam studia wieczorowe, aby uzy-
skać dyplom magistra. Jestem po pierwszej sesji egzamina-
cyjnej, podczas której nie wypadłam tak dobrze, jak chciałam.
Przekonanie: Co za marne oceny, Judy! Bez wątpienia wy-
padłam najgorzej z całej grupy. Jestem po prostu głupia, i to
wszystko. Trzeba pogodzić się z faktami. Jestem po prostu
za stara, żeby rywalizować z tymi dzieciakami. Nawet jeśli
wytrzymam, to kto zatrudni czterdziestoletnią kobietę, kiedy
może przyjąć dwudziestotrzyletnią dziewczynę? Co ja sobie
wyobrażałam, kiedy się zapisywałam? Dla mnie jest już za
późno.

Optymistyczne życie 331


Skutki: Czułam się zupełnie bezużyteczna i byłam zniechę-
cona. Byłam zła, że w ogóle spróbowałam jeszcze studiować,
i postanowiłam, że dam sobie z tym spokój i zadowolę się swoją
obecną pracą.
Zakwestionowanie: Wyolbrzymiam swoje niepowodzenia.
Miałam nadzieję, że dostanę ze wszystkich przedmiotów piątki,
a dostałam czwórkę, czwórkę plus i czwórkę minus. Przecież
to nie są złe oceny. Może nie wypadłam najlepiej z całej grupy,
3 ale na pewno nie najgorzej. Sprawdziłam to. Chłopak, który
j siedział na egzaminie obok mnie, miał trójki, a nawet trójkę
I minus. To, że nie poszło mi tak dobrze, jak chciałam, nie ma
1 nic wspólnego z moim wiekiem. To, że mam czterdzieści lat,
f wcale nie znaczy, że jestem najmniej inteligentna z całej grupy.
I Być może nie poszło mi tak dobrze, jak się spodziewałam, dla-
i tego że mam dużo innych obowiązków i nie mogę poświęcić
?' wiele czasu na naukę. Pracuję na pełnym etacie. Mam rodzinę.
' Myślę, że biorąc pod uwagę moją sytuację, wypadłam zupełnie
nieźle. Po tej sesji egzaminacyjnej wiem, jak ciężko będę mu-
siała pracować, żeby w przyszłości wypaść jeszcze lepiej. A jeśli
chodzi o to, kto mnie potem zatrudni, to za wcześnie jeszcze,
by się o to martwić. Poza tym prawie wszyscy absolwenci tego
kierunku studiów dostają dobrą pracę. Teraz muszę się skon-
centrować na nauce i zrobić magisterium. Kiedy już będę miała
dyplom, będę mogła zająć się szukaniem lepszej pracy.
Wynik: Poczułam się o wiele lepiej. Nie myślę już o rzuceniu
studiów i nie dopuszczę do tego, żeby mój wiek przeszkodził
mi w osiągnięciu tego, co chcę osiągnąć. Wprawdzie nadal uwa-
żam, że wiek jest pewną przeszkodą, ale pokonam ją, kiedy
będzie trzeba.
Judy skutecznie zakwestionowała swoje przekonania na temat
wyników egzaminów. Dzięki temu zmieniła swoje uczucia i za-
miary. Rozpacz ustąpiła miejsca nadziei, a chęć rzucenia studiów
przerodziła się w niezłomne postanowienie ich kontynuowania.
Stało się tak, bo Judy zna techniki, których wkrótce ty też się
nauczysz.

izmu do optymizmu
ii jest to, abyś uświadomił sobie, że twoje
sekonaniami. Mogą one, lecz nie muszą,
v. Jeśli znajoma wrzaśnie na ciebie w zło-
ką! Jesteś głupią, bezmyślną egoistką!",
Najprawdopodobniej nie przejmiesz się
jednak dopieką ci one, to zakwestionu-
j wprost do oszczerczym, albo prowadząc
[ożesz powiedzieć: „Moje dzieci kochają
stwo czasu. Uczę je algebry, różnych gier
bie radzić w życiu. A ona po prostu za-
zdrości mi, bo jej dzieciaki są do niczego".
Możemy dość łatwo zdystansować się od nieuzasadnionych
oskarżeń stawianych nam przez inne osoby. Jednak dużo trudniej
jest nam zachować dystans w stosunku do oskarżeń, które sta-
wiamy sobie sami. Przecież jeśli to my tak o sobie myślimy, to
musi to być prawda.
Fałszywy wniosek!
To, co mówimy sobie, kiedy spotka nas niepowodzenie, może
być tak samo bezpodstawne jak brednie zazdrosnej znajomej. Wy-
jaśnienia, które wówczas tworzymy na własny użytek, zazwyczaj
wykoślawiają obraz rzeczywistości. Są to po prostu złe nawyki
myślenia będące wynikiem nieprzyjemnych doświadczeń z naszej
przeszłości — konfliktów z okresu dzieciństwa, wymagań suro-
wych rodziców, nadmiernie wymagającego trenera drużyny mło-
dzieżowej, w której występowaliśmy, zawiścią starszej siostry —
ale skoro wydają się wytworami naszych umysłów, traktujemy je
jak ewangelię.
Tymczasem są to tylko przekonania, wierzenia, a to, że się jest
o czymś przekonanym, czy że się w coś wierzy, nie znaczy wcale,
że jest tak istotnie. Jeśli ktoś uważa, że jest niesympatyczny, nie
nadaje się do niczego i nikt go nigdzie nie zatrudni, nie znaczy,
że jest tak naprawdę. Trzeba na moment zawiesić nasze przeko-
nania i zdystansować się od swoich pesymistycznych wyjaśnień
przynajmniej na czas potrzebny do ich zweryfikowania. Spraw-

Optymistyczne życie 333


dzanie poprawności naszych przekonań to cała istota i sens ich
kwestionowania.
Pierwszy krok polega na uświadomieniu sobie tego, że przeko-
nania można zakwestionować. Drugim krokiem jest praktyczne
zastosowanie tej wiedzy.
Nauka spierania się z samym sobą
NA SZCZĘŚCIE masz już niemałe doświadczenie w kwestionowaniu
różnych opinii. Korzystasz z tej umiejętności, ilekroć spierasz się
z innymi osobami. Kiedy zaczniesz kwestionować nieuzasadnione
oskarżenia, które kierujesz pod swoim własnym adresem, ta daw-
no nabyta umiejętność będzie jak znalazł.
Nie wystarczy coś zakwestionować, trzeba to jeszcze zrobić tak,
aby wypadło przekonująco. W tym celu należy odpowiedzieć sobie
na następujące pytania:
• Dowody?
• Alternatywy?
• Implikacje?
• Przydatność?
Dowody
NAJBARDZIEJ PRZEKONUJĄCYM SPOSOBEM zakwestionowania nega-
tywnego przekonania jest wykazanie, iż jest ono niezgodne z fa-
ktami. W przeważającej większości przypadków fakty będą świad-
czyły na twoją korzyść, gdyż pesymistyczne reakcje na trudności
są często znacznie przesadzone. Przyjmujesz rolę detektywa i py-
tasz: „A na jakich dowodach opiera się to przekonanie?"
Postąpiła tak Judy. Była przekonana, że uzyskała „najgorsze
oceny z całej grupy", ale sprawdziła dowody. Osoba, która podczas
egzaminu siedziała obok niej, miała dużo gorsze stopnie.
Katie, której dietę rzekomo „diabli wzięli", mogła policzyć, ile
kalorii miała sałatka, galaretka i dwa piwa. Stwierdziłaby wtedy,

oesymizmu do optymizmu
więcej kalorii, niż zawierał obiad, z którego
tójść z przyjaciółmi na piwo.
te, abyś dostrzegł różnicę między tym podej-
iłą pozytywnego myślenia". Pozytywne myśle-
I próbach uwierzenia w takie podniosłe niby-
clnia na dzień w każdej dziedzinie wiedzie mi
lo iż brak jest na to dowodów, a nawet — co
ą temu. Jeśli rzeczywiście potrafisz dać wiarę
nej dla ciebie, jednak wiele wykształconych
jeptycyzmu, nie jest w stanie traktować po-
rych oświadczeń. W przeciwieństwie do tego,
-riiera się na dokładnym rozpoznaniu sytuacji.
Stwierdziliśmy, że samo powtarzanie sobie pozytywnych sądów
niezbyt, jeśli w ogóle, podnosi na duchu tego, kto to robi, czy
poprawia jego osiągnięcia w jakiejkolwiek dziedzinie. Efekt daje
dopiero stawienie czoła sądom negatywnym. Negatywne przeko-
nania, które wywołane są trudnościami, są zazwyczaj nieścisłe lub
nawet mylne. Większość osób ma skłonność do katastrofizowa-
nia — ze wszystkich potencjalnych przyczyn wybierają one tę,
która pociąga za sobą najgorsze skutki. Jedna z najbardziej sku-
tecznych technik kwestionowania przekonań polega na szukaniu
dowodów, które świadczą, iż wyjaśnienia katastroficzne znie-
kształcają rzeczywisty obraz wydarzeń. W przeważającej większo-
ści przypadków rzeczywistość będzie świadczyła na twoją korzyść.
Wyuczony optymizm oddziałuje na nas nie poprzez nieuzasa-
dnione pozytywne myślenie o świecie, lecz dzięki potędze myślenia
„nienegatywnego".2
Alternatywy
PRAWIE ŻADNE WYDARZENIE nie jest skutkiem jednej tylko przy-
czyny; większość wydarzeń ma wiele przyczyn. Jeśli wypadłeś źle
na egzaminie, to mogły się na to złożyć wszystkie z podanych niżej
przyczyn: to, czy trudny był egzamin, czy długo się uczyłeś, czy
jesteś bystry, czy sprawiedliwy był egzaminator, czy poszło innym
zdającym, czy byłeś zmęczony. Pesymiści mają skłonność do wy-

Optymistyczne życie 335


szukiwania tylko jednej, za to najgorszej ze wszystkich możliwych,
przyczyny — najbardziej stałej, najbardziej uniwersalnej i najbar-
dziej wewnętrznej. Judy uznała, że wypadła podczas egzaminów
gorzej, niż się spodziewała, dlatego że była za stara („Jestem za
stara, żeby rywalizować z tymi dzieciakami").
I w tym przypadku kwestionowanie można zazwyczaj poprzeć
faktami. Skoro przyczyn jest wiele, to dlaczego mamy wybierać
najgorszą z nich? Zadaj sobie pytanie: „Czy nie można na to spoj-
rzeć w mniej destrukcyjny sposób?" Judy, która miała już spore
doświadczenie w kwestionowaniu swych spontanicznych przeko-
nań, szybko odkryła, że można, i znalazła bardziej przekonujące
wyjaśnienie: „Pracuję na pełnym etacie i mam rodzinę". Katie,
która także nabyła takie doświadczenie, udało się zmienić prze-
konanie, że ma „słabą" wolę, na przekonanie dokładnie przeciwne:
„Mam jednak silną wolę, skoro przez pełne dwa tygodnie prze-
strzegałam tak ściśle diety".
Chcąc zakwestionować swe przekonania, szukaj wszelkich mo-
żliwych przyczyn danego stanu rzeczy. Skoncentruj się na przy-
czynach zmiennych (niewystarczająca ilość czasu poświęconego na
naukę), lokalnych (ten akurat egzamin był wyjątkowo trudny)
i niewewnętrznych (egzaminator stawiał niesprawiedliwe oceny).
Być może wytwarzanie alternatywnych przekonań będzie ci przy-
chodziło z trudem, być może nie będziesz w pełni przekonany, że
inne możliwe przyczyny są prawdziwe. Pamiętaj jednak, że my-
ślenie pesymistyczne polega na czymś zupełnie odwrotnym, na
wytwarzaniu najbardziej ponurych przekonań, i to bynajmniej nie
dlatego, że znajdują one potwierdzenie w faktach, lecz że są naj-
bardziej ponure. Twoim zadaniem jest wyzbycie się tego zgubnego
nawyku poprzez nauczenie się odkrywania alternatyw.
Implikacje
TAK SIĘ JEDNAK SPRAWY MAJĄ na tym świecie, że fakty nie zawsze
będą świadczyły na twoją korzyść. Negatywne przekonanie, które
masz o sobie, może być prawdziwe. W takiej sytuacji należy użyć
techniki zwanej dekatastrofizacją.

pesymizmu do optymizmu
k: „Nawet jeśli moje przekonanie jest prawdzi-
jo implikacje?" Judy była starsza niż reszta
) implikuje? Nie znaczy to przecież, że jest ona
niż pozostali ani że nikt nie będzie chciał jej
Katie złamała dietę, nie znaczy, że jest ona
st głupia, a już na pewno nie znaczy, że po-
wyrzeczenia dwóch tygodni poszły na marne,
i zadać pytanie, jak prawdopodobne są okro-
ili przekonań. Czy jest prawdopodobne, by trzy
minów znaczyły, że nikt nigdy nie zatrudni
p sałatki i galaretki rzeczywiście oznacza, że
inym żarłokiem? Kiedy zadasz już sobie pyta-
nie, czy implikacje twoich przekonań są rzeczywiście tak strasz-
ne, jak ci się wydaje, zastosuj ponownie technikę przedstawioną
wcześniej i zacznij szukać dowodów. Katie przypomniała sobie
w końcu, że przecież przez okrągłe dwa tygodnie przestrzegała
ścisłej diety, co było dowodem na to, że trudno by ją nazwać nie-
nasyconym żarłokiem. Judy z kolei przypomniała sobie, że prawie
każdy, kto uzyskał dyplom magisterski ze specjalności, którą stu-
diowała, otrzymał dobrą pracę.
Przydatność
NIEKIEDY SKUTKI posiadania pewnych przekonań są znacznie waż-
niejsze niż ich prawdziwość. Czy dane przekonanie ma zgubne
skutki? Przekonanie* Katie, iż jest żarłokiem, nawet gdyby było
prawdziwe, ma zgubne skutki. Prowadzi ono bowiem do całkowi-
tego zarzucenia diety.
Niektóre osoby ogarnia przygnębienie, kiedy okazuje się, że na
świecie nie ma sprawiedliwości. Możemy podzielać to uczucie, ale
przekonanie, iż na świecie powinna panować sprawiedliwość, mo-
że prowadzić do tylu przykrych rozczarowań, że lepiej o tym nie
myśleć. I co mi przyjdzie z tego, że będę się go uparcie trzymał?
Czasami, zamiast zastanawiać się nad słusznością swoich prze-
konań i kwestionować je, lepiej jest nie myśleć o nich i robić swoje.
Na przykład saper rozbrajający minę może pomyśleć: „Może wy-

Optymistyczne życie 337


buchnąć i wtedy po mnie". Skutek tego będzie taki, że zaczną mu
się trząść ręce i mina rzeczywiście może wybuchnąć. W takim
przypadku zalecałbym nie kwestionowanie, lecz odwrócenie uwagi
od swych myśli. Kiedy będziesz musiał zrobić coś natychmiast,
przekonasz się, że bardziej przydatne jest odwrócenie uwagi od
swych przekonań. W takiej chwili nie powinieneś zadawać sobie
pytania: „Czy to przekonanie jest prawdziwe?", lecz: „Czy to, że
będę o tym myślał akurat teraz, pomoże mi?" Jeśli odpowiedzią
będzie „nie", to zastosuj technikę odwrócenia uwagi (Stop!) Wy-
znacz sobie inny czas, żeby się tym martwić. Zapisz sobie tę myśl.
Inna taktyka polega na tym, by wyszczególnić wszystkie spo-
soby, jakimi w przyszłości można zmienić daną sytuację. Trzeba
pomyśleć: „Nawet jeśli w tej chwili przekonanie to jest prawdziwe,
to czy nie da się zmienić tej sytuacji?" Jak można by ją zmienić?
Zapis twojego kwestionariusza natrętnych
myśli
CHCIAŁBYM TERAZ, żebyś przećwiczył wzór swego TPSKA. Wiesz
już, co oznaczają litery TPS. K oznacza kwestionowanie, A —
aktywizację.
W pięciu kolejnych sytuacjach, w których napotkasz trudności,
przyjrzyj się uważnie swoim przekonaniom i ich skutkom, a potem
energicznie zakwestionuj te przekonania. Następnie obserwuj
uważnie proces aktywizacji, który zacznie się, kiedy uda ci się
zakwestionować swe negatywne przekonania, i zapisz to wszystko.
Mogą to być błahe trudności, na przykład dostajesz list z opóźnie-
niem, nikt nie odbiera twojego telefonu, niedokładnie umyto ci
szybę samochodu. W każdym z tych przypadków zastosuj cztery
techniki skutecznego kwestionowania swoich przekonań.
Zanim do tego przystąpisz, przestudiuj podane niżej przykłady.
Trudność: Pożyczyłam od przyjaciółki cenne klipsy, ale zgu-
biłam jeden z nich podczas tańca.

338 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Przekonanie: Jestem zupełnie nieodpowiedzialna. To były
ulubione klipsy Kay i oczywiście musiałam jeden zgubić. Bę-
dzie na mnie wściekła i nie bez powodu. Gdybym była na jej
miejscu, też bym się wściekała. Ależ ze mnie niedorajda! Nie
będę zdziwiona, jeśli Kay powie mi, że nie chce mieć już ze
mną nic wspólnego.
Skutki: Czułam się fatalnie. Było mi okropnie wstyd. Bałam
się zadzwonić do niej i powiedzieć, co się stało. Przez dłuższy
czas siedziałam tylko i starałam się zebrać odwagę, żeby do
niej zadzwonić.
Kwestionowanie: No cóż, to naprawdę pożałowania godne,
że zgubiłam ten klips. Były to ulubione klipsy Kay [dowód]
i na pewno będzie z tego powodu niezadowolona [implikacja].
Zrozumie jednak, że to był przypadek [alternatywa], i wątpię,
by tylko dlatego zerwała ze mną wszelkie stosunki [implika-
cja]. Nie uważam, żebym naprawdę była zupełnie nieodpowie-
dzialna tylko dlatego, że zgubiłam klips [implikacja].
Aktywizacja: Nadal czułam się źle, ale nie było mi już tak
okropnie wstyd jak przedtem i przestałam się martwić, że z po-
wodu tego zgubionego klipsa stracę przyjaciółkę. Przemogłam
się na tyle, by wreszcie do niej zadzwonić.
Oto zapis sytuacji, którą częściowo już poznałeś.
Trudność: Wróciłam wcześniej z pracy i zastałam syna z ko-
legami palących trawkę.
Przekonanie: Co on sobie wyobraża? Chyba go uduszę! Do-
piero teraz widać, jaki jest nieodpowiedzialny. W ogóle nie
można mu ufać. Wszystko, co mówi, to kłamstwa. Nie mam
zamiaru dłużej wysłuchiwać tych łgarstw.
Skutki: Byłam tak wściekła, że wyszłam z siebie. Nie chcia-
łam w ogóle rozmawiać z nim o tym, co zaszło. Powiedziałam
mu, że jest „nie zasługującym na zaufanie łobuzem", i byłam
zła przez cały wieczór.
A tak zakończyłaby ten wewnętrzny dialog kobieta mająca
wprawę w kwestionowaniu swoich przekonań.
Optymistyczne życie 339

Kwestionowanie: No dobrze, nie ma absolutnie żadnych


wątpliwości, że Joshua postąpił nieodpowiedzialnie paląc tra-
wkę, ale to przecież nie znaczy, że jest zupełnie nieodpowie-
dzialny i „nie zasługuje na zaufanie" [implikacje]. Nigdy nie
wagarował ani nie wracał późno, a w domu wywiązuje się
z wszystkich swoich obowiązków [dowody]. To bardzo poważna
sprawa, ale nic mi nie da zakładanie z góry, że wszystko, co
mówi, to kłamstwa [przydatność]. W przeszłości zawsze poro-
zumiewałam się z nim bez problemów i jeśli teraz zachowam
spokój, to wszystko może się ułożyć lepiej [przydatność]. Jeśli
nie będę chciała rozmawiać z nim o tym, to sytuacja będzie
bez wyjścia [przydatność].
Aktywizacja: Zdołałam się uspokoić i wziąć sprawy w swoje
ręce. Zaczęłam od przeproszenia go za to, że nazwałam go „nie
zasługującym na zaufanie" i powiedziałam, że musimy poważ-
nie porozmawiać o tym, co zaszło. Dyskusja momentami sta-
wała się gorąca, ale przynajmniej rozmawialiśmy.
Trudność: Wydałem kolację dla grupki znajomych, a osoba,
na której chciałem wywrzeć dobre wrażenie, prawie nie tknęła
jedzenia.
Przekonanie: Potrawy miały obrzydliwy smak. Jako kucharz
jestem do niczego. Mogę pożegnać się z pragnieniem jej bliż-
szego poznania. I tak mam szczęście, że nie wstała i nie wyszła
w połowie kolacji.
Skutki: Byłem rozczarowany i zły na siebie. Byłem tak spe-
szony swym brakiem umiejętności kulinarnych, że już chcia-
łem unikać jej przez resztę wieczoru. Sprawy potoczyły się
zupełnie inaczej, niż oczekiwałem.
Kwestionowanie: Przecież to jest śmieszne. Wiem, że jedze-
nie nie miało obrzydliwego smaku [dowód]. Co prawda ona nie
jadła dużo, ale wszyscy pozostali zajadali się tym, co zrobiłem.
Może być sto powodów, że jadła tak mało [alternatywy]. Może
jest na diecie, może źle się czuła, może nie ma apetytu [alter-
natywy]. Przecież opowiadała dowcipy i wyglądało na to, że się
dobrze bawi [dowód]. Zaproponowała mi nawet pomoc w zmy-

340 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


waniu naczyń [dowód]. Nie zrobiłaby tego, gdyby żywiła do
mnie niechęć [alternatywa].
Aktywizacja: Nie byłem już tak zły na siebie i speszony.
Zdałem sobie sprawę, że jeśli będę jej unikał, to rzeczywiście
zaprzepaszczę szansę na bliższe jej poznanie. Udało mi się
wreszcie odprężyć i nie dopuścić do tego, by wyobraźnia zepsu-
ła mi cały wieczór.
A teraz ty przystąp do działania. Przez najbliższy tydzień za-
pisuj podobne do tych sytuacje, w których się znalazłeś. Nie wy-
szukuj specjalnie trudności, ale gdy na nie napotkasz, wsłuchaj
się uważnie w swój wewnętrzny dialog. Kiedy usłyszysz głos wy-
rażający przekonanie negatywne, zakwestionuj je. Pokonaj je. Po-
tem zapisz swoje TPSKA.
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:

Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:

Optymistyczne życie 341

342 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:

Optymistyczne życie 343


j Uzewnętrznianie głosów
JEŚLI CHCEMY przećwiczyć kwestionowanie, to nie musimy czekać,
aż pojawią się przed nami jakieś trudności. Możesz poprosić przy-
jaciółkę czy przyjaciela, żeby głośno wymieniał twoje przekonania
negatywne, a ty będziesz je kwestionować, również głośno. Ćwi-
czenie to nazywa się „uzewnętrznianiem głosów". A więc wybierz
sobie do tego celu przyjaciela czy przyjaciółkę (może to być mąż
lub żona). Całość zajmie około dwudziestu minut. Ponieważ za-
danie drugiej osoby będzie polegało na krytykowaniu ciebie, mu-
sisz dobrać tę osobę bardzo starannie. Wybierz kogoś, komu ufasz
i możesz się zwierzyć ze swych uczuć i w stosunku do kogo nie
przyjmiesz postawy defensywnej.
Wyjaśnij przyjacielowi (przyjaciółce), że w tej sytuacji nie tylko
może, ale musi cię krytykować, że nie obrazisz się o to, co powie,
gdyż jest to ćwiczenie, którego celem jest udoskonalenie sposobu
kwestionowania takich zarzutów wtedy, kiedy stawiasz je sam(a)
sobie. Pomóż przyjacielowi wybrać zarzuty odpowiedniego rodza-
ju, pokazując mu zapis swojego TPS i wskazując na przekonania
negatywne, które ci stale dokuczają. Kiedy to ustalicie, przeko-
nasz się, że rzeczywiście nie poczujesz się urażony tymi oskarże-
niami i że ćwiczenie to nawet pozwoli wam jeszcze bardziej zacis-
nąć więzi przyjaźni.
Twoje zadanie polegać będzie na głośnym kwestionowaniu,
przy użyciu wszelkich środków obrony, jakimi będziesz dyspono-
wał, tych uwag krytycznych. Przytaczaj wszelkie dowody przeciw-
ko zarzutom przyjaciela, jakie będziesz w stanie znaleźć, twórz
wyjaśnienia alternatywne, argumentuj, że implikacje wcale nie są
tak ponure, jak twierdzi przyjaciel. Jeśli stwierdzisz, że jakiś za-
rzut jest w danej chwili prawdziwy, to wymień szczegółowo wszy-
stko, co możesz zrobić, aby zmienić sytuację. Przyjaciel może też
kwestionować twoje argumenty. Po wysłuchaniu go, odpowiedz na
jego kontrargumenty.
Zanim zaczniecie, przeczytajcie wspólnie poniższe przykłady.
W każdym z nich zawarty jest opis sytuacji, którą przyjaciel osoby

344 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


będącej jej bohaterem (bohaterką) wykorzystuje dla sformułowa-
nia przykrych dla niego (dla niej) zarzutów.
Sytuacja: Karolina, porządkując ubrania w pokoju swej
piętnastoletniej córki znajduje, ukryte pod bielizną tabletki
antykoncepcyjne.
Zarzut (postawiony przez przyjaciółkę): Jak to możliwe, że-
by córka robiła coś takiego, a ty nic o tym nie wiesz? Przecież
ona ma dopiero piętnaście lat. Kiedy byłaś w jej wieku, to
nawet do głowy ci nie przyszło, żeby umówić się z chłopakiem.
Jak to się stało, że nic nie zauważyłaś? Twoje stosunki z córką
muszą być okropne, skoro nie zdawałaś sobie w ogóle sprawy
z tego, że prowadzi życie seksualne. Co z ciebie za matka?
Kwestionowanie: Nie ma sensu porównywać tego, jaka ja
byłam w jej wieku, z tym, jaka jest ona [przydatność]. Czasy
się zmieniły. Teraz świat jest zupełnie inny niż za mojej mło-
dości [alternatywa]. To prawda, że nie miałam pojęcia, iż Su-
san z kimś sypia [dowód], ale to nie znaczy, że nasze stosunki
są okropne. Rozmowy, które z nią prowadziłam na temat za-
pobiegania ciąży, musiały jednak odnieść skutek, skoro używa
tych tabletek [dowód]. To przynajmniej dobry znak.
Przyjaciółka przerywa: Jesteś tak zaabsorbowana swoimi
sprawami i swoją pracą, że nie masz zielonego pojęcia, jak
wygląda życie córki. Jesteś fatalną matką.
Ciąg dalszy kwestionowania: Ostatnio faktycznie byłam za
bardzo zajęta swoją pracą i być może nie poświęciłam Susan
tyle uwagi, ile bym chciała [alternatywa], ale mogę to zmienić
[przydatność]. Zamiast zupełnie wypuścić sprawy z ręki albo
mieć do siebie pretensje, mogę skorzystać z tej okazji, zacząć
z nią więcej rozmawiać i przedyskutować z nią sprawę seksu
i inne jej problemy. Na początku nie będzie to łatwe. Podej-
rzewam, że nie będzie chciała-o tym rozmawiać, ale nakłonię
ją do tego.
Sytuacja: W tym przypadku pesymistą jest mężczyzna imie-
niem Doug. Razem ze swoją dziewczyną, Barbarą, był na przy-

Optymistyczne życie 345


jęciu u jej znajomych. Barbara przez część wieczoru rozmawia-
ła z Nickiem, którego Doug nie znał przedtem. W drodze po-
wrotnej z przyjęcia Doug nie mógł się powstrzymać, by nie
zauważyć zgryźliwie: „Wygląda na to, że ty i ten chłopak macie
dużo wspólnych spraw. Już od dawna nie widziałem, żebyś
była tak podekscytowana. Mam nadzieję, że wzięłaś numer
jego telefonu. Szkoda by było, żeby tak świetnie zapowiadająca
się znajomość miała się skończyć". Barbara była zaskoczona
reakcją Douga. Odparła ze śmiechem, że nie musi się obawiać,
gdyż Nick jest po prostu jej kolegą z pracy.
Zarzut (postawiony przez przyjaciela): To nieładnie ze stro-
ny Barbary, że spędziła cały wieczór, rozmawiając z kim in-
nym. W końcu to byli jej znajomi, więc wiedziała, że będziesz
się tam czuł obco.
Kwestionowanie: Myślę, że jednak moja reakcja była trochę
przesadna. Nie rozmawiała z nim przez cały wieczór [dowód].
Byliśmy na tym przyjęciu cztery godziny, a rozmawiała z nim
ze trzy kwadranse [dowód]. To, że była tam kupa ludzi, których
wcześniej nie znałem, wcale nie znaczy, że musiała się mną
zajmować cały czas jak niańka [alternatywa]. Przez pierwszą
godzinę przedstawiała mnie swoim znajomym, a z Nickiem
zaczęła rozmawiać dopiero po kolacji [dowód]. Myślę, że nie
obawia się o nasz związek i dlatego nie musi cały czas trzymać
się przy mnie [alternatywa]. Wie, że sam potrafię zapoznawać
się z ludźmi i dobrze bawić się w nowym towarzystwie [dowód].
Przyjaciel przerywa: Gdyby naprawdę zależało jej na tobie,
to nie spędziłaby wieczoru flirtując z tamtym facetem. Najwi-
doczniej tobie bardziej zależy na niej niż jej na tobie, a skoro
tak, to możesz się pożegnać z myślą o niej.
Ciąg dalszy kwestionowania: Wiem, że Barbara mnie kocha
[dowód]. Już od dawna jesteśmy razem i nigdy nawet nie wspo-
mniała o zerwaniu czy choćby o tym, że chce gdzieś sama wyjść
[dowód]. Ona ma rację, chyba byłem trochę zdenerwowany tym,
że znalazłem się wśród tylu obcych ludzi [alternatywa]. Powi-
nienem ją przeprosić za ten złośliwy przycinek i wytłumaczyć
jej, dlaczego tak zareagowałem [przydatność].

346 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Sytuacja: Żona Andrzeja, Lori, jest alkoholiczką. Od trzech
lat nie wzięła do ust kropli alkoholu, ale ostatnio znowu za-
częła pić. Andrzej starał się, jak mógł, skłonić ją do tego, by
przerwała — prosił ją, groził, perswadował — ale za każdym
razem, gdy wraca z pracy, Lori jest pijana.
Zarzut (postawiony przez przyjaciela): To straszne. Powi-
nieneś ją powstrzymać. Powinieneś był uświadomić sobie, że
coś ją dręczy, jeszcze zanim sprawy zaszły tak daleko. Jak
mogłeś być tak ślepy? Dlaczego nie potrafisz jej przekonać, że
sama sobie wyrządza krzywdę?
Kwestionowanie: Byłoby wspaniale, gdyby udało mi się na-
kłonić Lori, żeby przestała pić, ale to marzenie ściętej głowy
[dowód]. Przeszedłem już z nią przez to i wiem, że nie ma
takiej siły, żeby powstrzymać ją od picia [dowód]. Jeśli sama
nie postanowi odstawić butelki, to nie ma absolutnie mowy,
żeby udało mi się ją przekonać, że sobie szkodzi [alternatywa].
To nie znaczy, że nie potrafię sobie poradzić z tym, co ja sam
czuję z przyczyny jej picia [implikacja]. Mogę zacząć chodzić
na spotkania grupy rodzin alkoholików, żeby nie wpaść w pu-
łapkę i nie zacząć obwiniać samego siebie [przydatność].
Przyjaciel przerywa: Uważasz, że przez trzy lata dobrze się
wszystko między wami układało. Wasze małżeństwo na pewno
nic dla niej nie znaczy.
Ciąg dalszy kwestionowania: Fakt, że Lori znowu zaczęła
pić, nie dyskwalifikuje ostatnich trzech lat naszego małżeń-
stwa [alternatywa]. Pożycie dobrze się nam układało [dowód]
i znowu będzie lepiej. To jej problem [alternatywa] i muszę to
sobie bez przerwy powtarzać [przydatność]. Ona nie pije dla-
tego, że ja coś zrobiłem albo czegoś nie zrobiłem [alternatywa].
Najlepsze, co mogę teraz zrobić dla nas obojga, to porozmawiać
z kimś o tym, jak mnie to smuci, o moich problemach i zmar-
twieniach [przydatność]. Ciężko będzie przez to przejść, ale
spróbuję.
Sytuacja: Brenda i jej siostra Andrea zawsze dobrze żyły
ze sobą. Chodziły do tej samej szkoły, obracały się w tym sa-

Optymistyczne życie 347


mym towarzystwie, gdy dorosły i założyły rodziny, zamieszkały
obok siebie. Syn Andrei został przyjęty na studia w Dartmouth.
I Andrea, i Brenda bardzo chcą pomóc Joeyowi, synowi Brendy,
znaleźć odpowiadającą mu uczelnię. Na początku klasy matu-
ralnej Joey oświadcza rodzicom, że nie chce iść na studia, że
woli pracować w firmie remontowo-budowlanej. Kiedy Andrea
pyta Brendę, dlaczego Joey nie chce iść na studia, Brenda traci
panowanie nad sobą i mówi ze złością: „To nie twoja sprawa.
Nie każdy musi iść w ślady twego syna".
Zarzut (ze strony przyjaciółki): Musisz mieć dosyć tego,
że Andrea wie wszystko o tym, co się dzieje w twoim życiu.
W końcu ma swoją rodzinę i nie musi stale wścibiać nosa
w twoje sprawy.
Kwestionowanie: Myślę, że trochę przesadzasz. Andrea za-
pytała mnie tylko, dlaczego Joey nie chce iść na studia [dowód].
To niewinne pytanie [alternatywa]. Myślę, że sama bym ją o to
zapytała, gdyby sytuacja była odwrotna i to jej syn, a nie mój,
zadecydował, że nie pójdzie na studia [dowód].
Przyjaciółka wtrąca: Myśli, że jest lepsza, bo to jej syn,
a nie twój, został przyjęty na studia. Na pewno nie chcesz,
żeby twoja siostra miała do ciebie taki stosunek. Niech się
odczepi.
Dalszy ciąg kwestionowania: Ona się nie wywyższała ani
nie próbowała przytrzeć mi nosa. Jest po prostu zmartwiona,
bo bardzo lubi Joeya [alternatywa]. Chyba po prostu trochę mi
wstyd z powodu decyzji Joeya i zazdroszczę Brendzie, że jej
syn będzie studiował [alternatywa]. Prawdę mówiąc, jestem
dumna, że Andrea i ja jesteśmy ze sobą w takich bliskich
stosunkach. Na pewno czasami wkrada się w nasze stosunki
rywalizacja, ale za nic w świecie nie chciałabym się z nią po-
kłócić [przydatność].
Sytuacja: Donald jest studentem ostatniego roku uniwersy-
tetu. Jego ojciec zmarł przed czterema laty, po długiej chorobie.
Kiedy Donald przyjeżdża do domu na Boże Narodzenie, matka
oświadcza mu, że ma zamiar wyjść za mąż za Geoffa, mężczy-

348 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


znę, z którym spotyka się od paru miesięcy. Donald wie, że
zaangażowała się uczuciowo w związek z Geoffem, ale jej plany
matrymonialne są dla niego absolutnym zaskoczeniem. Ponie-
waż Donald nie odpowiada na jej oświadczenie, matka pyta go,
co o tym myśli. Donald wybucha: „To wstrętne! Chcesz wyjść
za mąż za tego gamonia?" i trzaskając drzwiami, wychodzi.
Zarzut (postawiony przez przyjaciela): Nie mogę uwierzyć,
że twoja mama chce wyjść za tego faceta. Prawie go nie zna.
Jest od niej dużo starszy i zupełnie do niej nie pasuje. Jak ona
mogła zrobić ci coś takiego?
Kwestionowanie: Chwileczkę. Czy sprawy naprawdę wyglą-
dają aż tak źle? Przede wszystkim nie wiem, jak dobrze zna
ona Geoffa [dowód]. Przez cały rok byłem poza domem [dowód].
Znają się dopiero parę miesięcy, ale może każdą chwilę spę-
dzają razem [alternatywa]. A to, że jest dla niej za stary, to
nieprawda [dowód]. Jest od niej starszy tylko o dziesięć lat,
a tata był starszy o trzynaście lat [dowód].
Przyjaciel wtrąca: Jak ona mogła zrobić coś takiego twoje-
mu ojcu? Niedawno umarł, a ona już chce go zastąpić innym
facetem. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Co to za
kobieta, żeby robić coś tak wstrętnego?
Ciąg dalszy kwestionowania: Mama sprawia wrażenie we-
selszej niż poprzednio [dowód]. Przypuszczam, że tak napra-
wdę nie podoba mi się to ze względu na pamięć taty. Nie mogę
zrozumieć, jak mama mogła tak szybko zapomnieć o nim i za-
kochać się na nowo [alternatywa]. Może porozmawiam z nią
o tym. Faktem jest, że od śmierci taty mija już cztery lata
[dowód] i bez względu na to, czy mi się to podoba, czy nie,
mama musi sobie radzić bez niego [alternatywa]. Nie chcę,
żeby była sama. W pewnym sensie sprawia mi to ulgę [impli-
kacje]. Teraz nie będę już musiał się martwić, że jest samotna.
To znaczy, nie jest tak, że ona chce, by ten facet zastąpił tatę,
ale po prostu znalazła kogoś, kto daje jej szczęście [alternaty-
wa]. Jestem pewien, że tata chciałby tego [dowód]. Nie życzyłby
sobie, żeby nigdy już nie zaznała miłości [dowód]. Chodzi o to,
że było to dla mnie wielkim zaskoczeniem [alternatywa]. My-

Optymistyczne życie 349


ślę, że poczuję się lepiej, kiedy poznam Geoffa [przydatność].
To na pewno porządny człowiek.
Teraz zrób to ty.
Podsumowanie
POWINIENEŚ JUŻ BYĆ PRZYGOTOWANY do stosowania kwestionowa-
nia, podstawowej techniki prowadzącej do wyuczonego optymizmu
w twoim życiu powszednim. Przekonałeś się o związku między
poszczególnymi elementami TPS, o tym, że specyficzne przekona-
nia prowadzą do zniechęcenia i bierności. Emocje i działania nie
są zazwyczaj bezpośrednim następstwem pojawienia się trudno-
ści, lecz raczej wynikają bezpośrednio z twoich przekonań o trud-
nościach. Znaczy to, że jeśli zmienisz sposób myślenia o trudno-
ściach, to o wiele lepiej będziesz mógł stawić czoło rzeczywistości.
Podstawowym narzędziem służącym do zmiany twoich reakcji
jest kwestionowanie. Od tej pory poczynając, ćwicz cały czas kwe-
stionowanie swych pojawiających się automatycznie interpreta-
cji. Za każdym razem gdy będziesz przybity, niespokojny czy zły,
sprawdź, co mówisz sobie w duchu. Niekiedy okaże się, że twoje
przekonanie jest prawdziwe. W takim przypadku skoncentruj się
na szukaniu sposobów, dzięki którym można zmienić sytuację i za-
pobiec temu, aby trudności nie przeobraziły się w katastrofę. Zwy-
kle jednak twoje negatywne przekonania są zniekształconym ob-
razem rzeczywistości. Zakwestionuj je. Nie pozwól, by zniszczyły
twoje życie emocjonalne. W przeciwieństwie do diety, wyuczony
optymizm łatwo jest zachować, kiedy już zacznie się go stosować.
Kiedy nabierzesz wprawy w kwestionowaniu swych negatywnych
przekonań, twoje życie stanie się łatwiejsze i będziesz dużo szczę-
śliwszy.

Rozdział trzynasty
Jak pomóc dziecku
uniknąć pesymizmu
LUBIMY MYŚLEĆ O DZIECIŃSTWIE jako o idyllicznym okre-
sie życia, wolnym od ciężaru odpowiedzialności, która spływa na
nas z wiekiem, jako o bezpiecznym azylu, w którym chronimy się
przed przeciwnościami tego świata. A jednak, jak przekonałeś się
podczas lektury poprzednich rozdziałów, nie ma twierdzy, która
broniłaby nas przed pesymizmem i jego groźną sukcesorką —
depresją. Wiele dzieci bardzo cierpi z powodu pesymizmu, który
kładzie się ponurym cieniem na ich przyszłość, ma destrukcyjny
wpływ na ich wyniki w nauce i nie pozwala im cieszyć się życiem.
Dzieci w wieku szkolnym popadają w depresję w tym samym
stopniu, co dorośli, a jej postać nie jest u nich wcale łagodniejsza.
Co gorsza, pesymizm kształtuje ich sposób widzenia świata i by-
najmniej nie znika z wkroczeniem w wiek dojrzały.
Jak pamiętamy, badania wykazały, że dzieci uczą się pesymi-
zmu od swoich matek. Mogą go też wywołać krytyczne uwagi
dorosłych. Skoro jednak dzieci mogą nauczyć się pesymizmu, to
mogą się go również oduczyć, i to w dokładnie taki sam sposób
jak dorośli, to znaczy przez wykształcenie bardziej optymistycz-
nych stylów wyjaśniania sobie niepowodzeń. Co prawda, techniki
TPS zostały opracowane z myślą o dorosłych, ale mimo iż mniej
uwagi poświęcono badaniu ich skuteczności w odniesieniu do dzie-
ci, mogę je z czystym sumieniem zalecić twemu dziecku. Można
powiedzieć, iż nauczenie dzieci optymizmu jest nie mniej ważne
niż nauczenie ich rzetelnej pracy i uczciwości, jako że optymizm

Jak porąóc dziecku uniknąć pesymizmu 351


ma również wielki wpływ na ich przyszłe życie. Czy twemu dziec-
ku potrzebna jest znajomość technik optymizmu?
Niektórzy rodzice wzdragają się przed wkroczeniem w natu-
ralny proces emocjonalnego dojrzewania swych dzieci. Prawdopo-
dobnie zalecane tu techniki bardzo przydadzą się twemu dziecku,
trzeba jednak wpierw ustalić, czy są mu one istotnie potrzebne.
Należy przy tym trzymać się trzech ogólnych zasad.
Po pierwsze, ważny jest wynik, który twoje dziecko uzyskało
w teście CASQ przedstawionym w rozdziale siódmym. Jeśli córka
uzyskała mniej niż 7, a chłopiec mniej niż 5 punktów, to jest ona czy
on dwukrotnie bardziej narażona/narażony na ryzyko popadnięcia
w depresję niż dzieci o bardziej optymistycznym usposobieniu,
a w związku z tym zalecenia podane w niniejszym rozdziale bardzo
się jej/jemu przydadzą. Im niższy wynik uzyskało dziecko, tym wię-
kszą korzyść odniesie z nauczenia się przedstawionych tu technik.
Po drugie, ważny jest rezultat, który dziecko uzyskało w teście
na depresję zamieszczonym w rozdziale ósmym. Jeśli wynik ten
wynosił 10 punktów lub więcej, to dziecko może korzystać z tych
technik. Jeśli jednak dziecko zgromadziło aż 16 czy jeszcze więcej
punktów, to uważam, że znajomość tych technik jest mu wprost
niezbędna.
Po trzecie, ważna jest sytuacja w domu. Czy w twoim małżeń-
stwie dochodzi do częstych awantur albo, co znacznie gorsze, czy
grozi mu rozpad w wyniku separacji lub rozwodu? Jeśli tak, to
twoje dziecko pilnie potrzebuje tych technik. Stwierdziliśmy, że
w takich sytuacjach dzieci masowo popadają w depresję, która
utrzymuje się latami, wpływa ujemnie na ich wyniki w nauce
i przyczyni się do wytworzenia pesymistycznego stylu wyjaśnia-
nia. W takiej sytuacji interwencja rodzicielska w ów proces może
mieć decydujące znaczenie dla przyszłości dziecka.
Z pomocą tego rozdziału możesz zapoznać swe dziecko z syste-
mem TPS, którego nauczyłeś się w rozdziale poprzednim. Jeśli
nie przeczytałeś jeszcze tamtego rozdziału, to powinieneś go prze-
czytać, jeśli przeczytałeś go dawno, to powinieneś przeczytać je-
szcze raz, gdyż pomoże ci to wprowadzić swe dziecko w techniki
optymistycznego patrzenia na świat.

352 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


TPS dla twego dziecka
DOSTRZEŻENIE ZWIĄZKU między trudnością, przekonaniem i jego
skutkami jest pierwszym krokiem dziecka ku nauczeniu się opty-
mizmu. Podane niżej ćwiczenia zostały przygotowane właśnie
w tym celu. Są one przeznaczone dla dzieci w wieku od ośmiu
do czternastu lat. Dla młodszych dzieci mogą one okazać się trud-
ne, ale jeśli będziesz cierpliwy, a twoje dziecko jest wystarczająco
pojętne, to możesz je przeprowadzić nawet z siedmiolatkiem. Star-
sze dzieci, nastolatki, powinny stosować ćwiczenia przeznaczo-
ne dla dorosłych. Przykłady opracowane specjalnie dla dzieci
młodszych mogą wywołać u nich uczucie, że traktuje się je niepo-
ważnie.
Ucząc dziecko optymizmu, sam też z tego skorzystasz. Pożytek,
jaki wyniesie z tego dziecko, jest oczywisty, ale nauczenie kogoś
jest również najlepszym sposobem nauczenia się tego same-
mu. Ucząc dziecko tych technik, ty sam opanujesz je jeszcze lepiej.
A oto, jak należy zacząć. Kiedy przeczytasz już poprzedni roz-
dział i zrobisz ćwiczenia przeznaczone dla dorosłych, poświęć pół
godziny dziecku. Najpierw wyjaśnij mu, na czym polega schemat
TPS. Chodzi o to, byś przekonał je, że to, jak się czuje, nie bierze
się znikąd. Wytłumacz mu, że to, co myśli, kiedy sprawy układają
się źle, wpływa na to, jak się czuje. Kiedy nagle dziecko poczuje
smutek, złość, strach czy wstyd, to uczucie to wywołane zostało
jakąś jego myślą. Jeśli potrafi nauczyć się znajdować tę myśl, to
będzie mogło ją zmienić.
Kiedy dziecko będzie już miało ogólne pojęcie o schemacie dzia-
łania TPS, przeanalizuj wspólnie z nim podane niżej trzy przy-
kłady. Po każdym przykładzie poproś je, by wyjaśniło ci opisaną
w nim sytuację swymi własnymi słowami, koncentrując się na
związku między przekonaniami a skutkami. Potem przerób z nim
pytania podane po przykładzie.
Trudność: Mój nauczyciel, pan Minner, nakrzyczał na mnie
przed całą klasą i wszyscy śmiali się ze mnie.

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 353


Przekonanie: On mnie nie lubi i teraz cała klasa myśli, że
jestem głupkiem.
Skutek: Było mi bardzo smutno. Najchętniej schowałbym
się pod ławkę.
Zapytaj dziecko, dlaczego chłopcu było smutno. Dlaczego chciał
się schować pod ławką? Zapytaj, czy gdyby chłopiec miał inne
przekonanie, gdyby inaczej myślał o nauczycielu — na przykład:
„Cała klasa wie, że pan Minner jest niesprawiedliwy — to skutki
byłyby inne? Czy cała klasa myślałaby, że chłopiec jest głupi?
Przekonania decydują o skutkach — jeśli one się zmienią, to
zmienią się również skutki.
Trudność: Moja najlepsza przyjaciółka, Susan, powiedziała
mi, że teraz przyjaźni się z Joannie i w stołówce będzie sie-
działa z nią, a nie ze mną.
Przekonanie: Susan przestała mnie lubić, bo nie jestem faj-
na, Joannie opowiada śmieszne kawały, a kiedy ja opowiem
jakiś kawał, to nikt się nie śmieje. Joannie ma fajne ciu-
chy, a ja chodzę ubrana jak kopciuszek. Założę się, że gdy-
bym była bardziej lubiana, to Susan dalej chciałaby się ze mną
przyjaźnić. Teraz będę siedziała sama przy obiedzie i wszyscy
będą wiedzieli, że moją najlepszą przyjaciółką Susan jest Jo-
annie.
Skutki: Bałam się iść na obiad do stołówki, bo nie chciałam,
* żeby wszyscy śmiali się, że siedzę sama, więc powiedziałam
pani Frankel, że boli mnie brzuch i że chcę iść do lekarza.
1 Czułam się okropnie i chciałam zmienić szkołę.
Dlaczego ta dziewczynka chciała zmienić szkołę? Czy dlatego,
że Susan powiedziała, że będzie teraz siedzieć w stołówce z Joan-
nie? Czy może dlatego, że była przekonana, że nikt z nią nie będzie
już chciał siedzieć? Dlaczego czuła się okropnie? Jaką rolę ode-
grało w tym jej przekonanie, że jest ubrana jak kopciuszek? Jakie
byłyby skutki, gdyby dziewczynka pomyślała, że Susan jest ka-
pryśna?

354 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Trudność: Kiedy czekałem z kolegami na przystanku auto-
busowym, przechodziła koło nas grupka ośmioklasistów. Za-
częli przy wszystkich wołać na mnie „Gruby" i „Spaślak".
Przekonanie: Nie mogłem nic na to powiedzieć, bo mieli
rację. Ja naprawdę jestem gruby. Teraz wszyscy koledzy będą
mnie wyśmiewali i nikt nie będzie chciał ze mną siedzieć.
Wszyscy zaczną mnie przezywać i będę musiał to znosić.
Skutki: Czułem się tak, jakbym miał umrzeć. Było mi tak
wstyd, że chciałem uciec, ale nie mogłem, bo to był ostatni
autobus. A więc spuściłem głowę i udawałem, że nikogo nie
widzę.
Dlaczego ten chłopiec chciał uciec od kolegów? Czy dlatego, że
przezwano go „Gruby", czy też dlatego, że był przekonany, iż ko-
ledzy będą się z niego śmiać? Czy mógł sobie pomyśleć coś innego,
na przykład: „Mam dobrych kolegów i nie opuszczą mnie" albo:
„Koledzy myślą, że ci z ósmej klasy to głupki"? Co byłoby wtedy?
Kiedy dziecko zrozumie już, na czym polega TPS, przerwij.
Następnego dnia poświęć mu znowu pół godziny i naucz, jak sto-
sować TPS w praktyce. Zacznij od przypomnienia, na czym polega
związek między trudnościami, przekonaniami i skutkami, i jeśli
to będzie konieczne, przerób jeszcze raz któryś z podanych wyżej
przykładów. Potem poproś je, by podało jakiś przykład ze swojego
życia i zapisz to. Jeśli trzeba je będzie do tego zachęcić, przedstaw
mu zapis któregoś z twoich TPS.
Następnie powiedz mu, że teraz już nadszedł czas, żeby zna-
lazło swoje TPS. Przez kolejnych kilka dni powinno ci je przed-
stawiać i omawiać z tobą. Codziennie po jego powrocie ze szkoły
zapisuj jego TPS i omawiaj je z nim. Musisz kłaść nacisk na to,
że smutek, złość, lęk i rezygnacja wynikają z przekonań, i pod-
kreślać, że przekonania nie są niezmienne. Może zdarzyć się, że
już pierwszego dnia przedstawi ci pięć przykładów, czyli tyle, ile
trzeba. W takiej sytuacji będziecie mogli przejść do następnej fazy,
a mianowicie kwestionowania.

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 355


Zapis TPS twojego dziecka
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:

356 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 357


TPSKA dla twego dziecka
KWESTIONOWANIE U DZIECI jest takim samym procesem, jak kwe-
stionowanie u dorosłych. Kiedy twoje dziecko zrozumie, na czym
polega związek między trudnościami, przekonaniami i skutkami,
możesz mu wyjaśnić istotę związku między kwestionowaniem
i aktywizacją. Przeznacz na to czterdzieści minut. Zacznij od przy-
pomnienia schematu TPS, używając do tego celu przykładów TPS
dziecka. Wyjaśnij, że fakt, iż ma ono takie myśli, nie znaczy, iż
są one prawdziwe. Można je kwestionować, postępując tak, jak
gdyby słowa te mówiło inne dziecko, które go nie lubi.
Weź jeden z jego przykładów i poproś dziecko, by wyobraziło
sobie, że to, co ono samo o sobie myśli, powiedział jego wróg. Jaka
będzie odpowiedź twego dziecka? Jeśli da dobrą odpowiedź na te
zarzuty, powiedz mu, żeby postarało się znaleźć jeszcze inną
odpowiedź, potem jeszcze inną, i tak dalej, dopóki nie będzie
w stanie już nic wymyślić. Wtedy wyjaśnij mu, że może kwestio-
nować swoje własne negatywne myśli w taki sam sposób, w jaki
kwestionuje zarzuty innych osób, ale z o wiele lepszym skutkiem,
bo kiedy zakwestionuje swoje negatywne przekonania, przestanie
w nie wierzyć, będzie weselsze i zdolne do większego wysiłku.
Będziesz potrzebował paru przykładów, żeby przerobić je do-
kładnie z dzieckiem. Podaję niżej cztery przykłady, z których dwa
przedstawiłem już wcześniej, natomiast pozostałe dwa to przykła-
dy nowe.
Trudność: Mój nauczyciel, pan Minner, nakrzyczał na mnie
przed całą klasą i wszyscy śmiali się ze mnie.
Przekonanie: On mnie nie lubi i teraz cała klasa myśli, że
jestem głupkiem.
Skutek: Było mi bardzo smutno. Najchętniej schowałbym
się pod ławkę.
Kwestionowanie: To, że pan Minner na mnie nakrzyczał,
nie znaczy, że mnie nie lubi. Pan Minner drze się prawie na
wszystkich, a kiedyś powiedział nam, że naszą klasę lubi naj-

358 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


bardziej. Myślę, że trochę się wygłupiałem, więc trudno się
dziwić, że się wściekł. Nie ma takiej osoby w klasie, no może
jest jedna, Linda, ale Linda to świętoszek, a więc nie ma takiej
osoby, z wyjątkiem Lindy, na którą pan Minner nie nakrzy-
czałby przynajmniej raz, a więc wątpię, żeby pomyśleli, że je-
stem głupkiem.
Aktywizacja: Nadal było mi smutno, ale już nie tak, jak
przedtem, i nie miałem już ochoty schować się pod ławkę.
Przeczytaj jeszcze raz, głośno, przekonanie, którym zareagował
na trudność chłopiec z powyższego przykładu. Poproś dziecko, aby
zakwestionowało je swymi własnymi słowami. Powiedz, aby wy-
jaśniło, w jaki sposób oddziałują na zmianę przekonania kolejne
punkty kwestionowania, w jaki sposób przypomnienie sobie, że
pan Minner krzyczy na wszystkich, przeciwstawiło się przekona-
niu: „Pan Minner mnie nie lubi".
Trudność: Moja najlepsza przyjaciółka, Susan, powiedziała
mi, że teraz przyjaźni się z Joannie i w stołówce będzie sie-
działa z nią, a nie ze mną.
Przekonanie: Susan przestała mnie lubić, bo nie jestem faj-
na. Joannie opowiada śmieszne kawały, a kiedy ja opowiem
jakiś kawał, to nikt się nie śmieje. Joannie ma fajne ciuchy,
a ja chodzę ubrana jak kopciuszek. Założę się, że gdybym była
bardziej lubiana, to Susan dalej chciałaby się ze mną przyjaź-
nić. Teraz będę siedziała sama przy obiedzie i wszyscy będą
wiedzieli, że moją najlepszą przyjaciółką Susan jest Joannie.
Skutki: Bałam się iść na obiad do stołówki, bo nie chciałam,
żeby wszyscy śmiali się, że siedzę sama, więc powiedziałam
pani Frankel, że boli mnie brzuch i że chcę iść do lekarza.
Czułam się okropnie i chciałam zmienić szkołę.
Kwestionowanie: Susan jest fajna, ale już nie raz mówiła
mi, że teraz przyjaźni się z kim innym. Pamiętam, że nie tak
dawno powiedziała mi, że teraz jej najlepszą przyjaciółką bę-
dzie Connie, a jeszcze wcześniej, że przyjaźni się z Jacklyn.
Myślę, że to, iż moje kawały nie są śmieszne, nie ma nic do

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 359


rzeczy, tak samo ciuchy, bo ostatnim razem na deptaku kupi-
łyśmy sobie takie same sukienki. Ona chyba po prostu lubi
zmieniać przyjaciółki. Mam ją w nosie, nie jest moją jedyną
przyjaciółką. W stołówce mogę siedzieć z Jessicą i Latanyą.
Aktywizacja: Przestałam się martwić, z kim będę siedziała
przy obiedzie, i nie czułam się już źle.
Przeczytaj jeszcze raz, głośno, przekonanie, którym zareago-
wała na trudność dziewczynka z powyższego przykładu, i skutki,
jakie to za sobą pociągnęło. Poproś dziecko, aby zakwestionowało
je swymi własnymi słowami. Jeśli to będzie konieczne, pomóż mu
w przedstawieniu sytuacji. Potem powiedz, aby wyjaśniło, w jaki
sposób kolejne jego argumenty przeciwstawiają się temu przeko-
naniu, w jaki sposób fakt uświadomienia sobie przez bohaterkę
tej sytuacji, że Susan co parę tygodni zmienia przyjaciółkę, do-
starcza dowodów przeciwko przekonaniu: „Susan już mnie nie lu-
bi". Jakie dowody świadczą o tym, że przekonanie: „Chodzę ubra-
na jak kopciuszek", nie jest słuszne?
Trudność: Dziś na lekcji wuefu pan Riley wziął dwóch chło-
paków i powiedział, żeby wybrali sobie zawodników do swoich
drużyn. Mieliśmy grać w nogę. Mnie wybrano jako trzeciego
od końca.
Przekonanie: Chrissy i Seth nie lubią mnie. Żaden nie chce
mieć mnie w swojej drużynie. Teraz cała klasa będzie myśleć,
że jestem fajtłapą, i nikt nie będzie chciał grać ze mną w jednej
drużynie. Ja naprawdę jestem fajtłapą i nic dziwnego, że nikt
nie chce ze mną grać.
Skutki: Czułem się głupio i chciało mi się płakać, ale wie-
działem, że jak zacznę ryczeć, to wszyscy jeszcze bardziej będą
się ze mnie śmiać. Trzymałem się więc z boku i modliłem się,
żeby nikt nie podał do mnie piłki.
Kwestionowanie: To fakt, że nie jestem zbyt dobry z wuefu,
ale kiedy sam nazywam siebie fajtłapą, jest jeszcze gorzej. No
dobra, nie jestem dobry na boisku, ale z innych przedmiotów
jestem najlepszy. Na przykład kiedy na innych zajęciach na-

360 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


uczyciel dzieli klasę na grupy dla rozwiązania jakiegoś zada-
nia, to wszystkie chłopaki chcą być w mojej grupie. A moje
wypracowanie na temat rewolucji amerykańskiej było najle-
psze. Nie myślę, żeby Chrissy i Seth mnie nie lubili. Oni po
prostu chcieli mieć najlepszych graczy w swoich drużynach.
Przecież nigdy nie śmieją się ze mnie ani mi nie dokuczają.
Tak się składa, że jestem dobry również z innych przedmiotów.
Aktywizacja: Kiedy sobie powiedziałem to wszystko, od razu
poczułem się dużo lepiej. Chciałbym być dobry ze wszystkiego
i wolałbym, żeby nie wybierano mnie do drużyny na samym
końcu, ale przynajmniej wiem, że w pewnych sprawach wybie-
rają mnie jako pierwszego i że Chrissy i Seth nic do mnie nie
mają.
Poproś dziecko, żeby zakwestionowało przedstawione wyżej
przekonanie swoimi własnymi słowami i wyjaśniło, na czym po-
legają dowody świadczące, że przekonanie: „Chrissy i Seth nie
lubią mnie", jest niesłuszne.
Trudność: Wczoraj były urodziny mojego brata. Mama i tata
dali mu mnóstwo prezentów i olbrzymi tort, a na mnie nawet
nie spojrzeli.
Przekonanie: Zawsze bardziej kochali Boba. Bob dostaje, co
zechce. Mnie nawet nie zauważają. Wiem, skąd się to bierze —
on ma lepsze stopnie niż ja, nosi odznakę wzorowego ucznia,
a o mnie moja wychowawczyni stale mówi, że muszę się po-
prawić.
Skutki: Było mi smutno, czułem się opuszczony i samotny
i bałem się, że mama powie, że nie chce mnie już nigdy widzieć.
Kwestionowanie: To normalne, że rodzice dali Bobowi kupę
prezentów — przecież to jego urodziny. Kiedy ja miałem uro-
dziny, też dostałem dużo prezentów. To, że dziś zajmują się
nim więcej niż mną, nie znaczy, że kochają go bardziej. Tra-
ktują go specjalnie, bo to jego urodziny. Chciałbym być wzoro- j
wym uczniem, ale moja wychowawczyni nie mówi o mnie tylko j
źle. Powiedziała przecież, że jestem dobry z matematyki. Zre-

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 361


sztą tata i mama zawsze powtarzają, że nie porównują moich
ocen z ocenami Boba, tylko patrzą, jak się przykładamy do
nauki, i że są zadowoleni, iż obaj się staramy.
Aktywizacja: Przestałem się bać, że mama powie, iż nie chce
mnie już nigdy oglądać, i przestało mi przeszkadzać, że tak się
zajmują Bobem, bo wiem, że kiedy będą moje urodziny, to on
będzie się czuł tak samo, jak ja teraz.
Kiedy dziecko połapie się już, o co chodzi w tych przykładach,
zakończ tę sesję. Następnego dnia poświęć mu znowu czterdzieści
minut. Zacznij od przypomnienia, na czym polega związek między
kwestionowaniem i aktywizacją, korzystając z przykładów, które
najlepiej wyjaśniło poprzedniego dnia.
Teraz jego kolej. Wróć do zapisu jego TPS. Każ mu zakwestio-
nować przekonania we wszystkich pięciu zapisanych przez nie
przypadkach. Pomóż mu, stosując techniki dowodów, alternatyw,
implikacji i przydatności, ale nie musisz uczyć go teorii, na której
się opierają. Po prostu naucz go korzystać z nich.
Potem daj mu zadanie, polegające na tym, by przez pięć kolej-
nych dni kwestionował jedno swoje negatywne przekonanie dzien-
nie. Każdego wieczoru przez tych pięć dni zapisuj owe przeko-
nania i ich kwestionowanie, i omawiaj z dzieckiem. Na koniec
każdego z tych posiedzeń przypomnij mu o prawdopodobnych trud-
nościach, na które może napotkać następnego dnia, i poradź mu,
w jaki sposób może zakwestionować wywołane nimi negatywne
przekonania.
Zapis TPSKA twego dziecka
Trudność:

362 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:

Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
i Kwestionowanie:
Aktywizacja:

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 363

364 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
Uzewnętrznienie głosów w przypadku
twego dziecka
OSTATNIM ĆWICZENIEM, które powinieneś przeprowadzić ze swym
dzieckiem, jest uzewnętrznienie głosów. Ta technika psychologi-
czna wykorzystuje fakt, że łatwiej jest nam kwestionować stawia-
ne nam zarzuty i uwagi krytyczne, jeśli wypowiadane są one przez
neutralne względem nas osoby trzecie, niż kiedy zgłasza je pod
naszym adresem osoba, która jest do nas uprzedzona albo nasta-
wiona przychylnie. W tym przypadku samooskarżenia rodzące się
w głowie dziecka wkładamy w usta lalki, misia czy matki lub ojca
pomagających mu uporać się z nimi.
Z pomocą dziecka łatwo dobierzesz odpowiednie uwagi kryty-
czne. Zadaniem dziecka będzie odpowiedzieć na nie. Poproś je,
aby najlepiej powiedziało ci, jakiego rodzaju zarzuty masz mu

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 365


stawiać. Przejrzyj wspólnie z nim zapis jego TPS i wybierz zarzu-
ty, które najczęściej samo sobie stawia.
Wytłumacz mu, że dzięki temu ćwiczeniu nabierze dużej wpra-
wy w kwestionowaniu różnego rodzaju stawianych sobie samemu
zarzutów, a twoja rola polega po prostu na głośnym przedstawia-
niu negatywnych przekonań, które dziecko powtarza lub może
powtarzać sobie w głębi duszy.
W czasie ćwiczenia pamiętaj o tym, aby często mówić dziecku,
że nie wierzysz w te zarzuty, że nie są one prawdziwe i że stawiasz
mu je tylko dlatego, że mogły się zrodzić w jego głowie. Bądź przy
tym bardzo ostrożny — w końcu jesteś jego rodzicem, znasz je do-
kładnie i to, co mówisz, może być bliskie, niekiedy zbyt bliskie, pra-
wdy. Na pewno nie chciałbyś (chciałabyś) czynić poważnych zarzu-
tów, które dziecko mogłoby wziąć sobie do serca, tak by je zranić.
Jeśli dziecko bawi się jeszcze lalkami, to dobrym sposobem na
stworzenie odpowiedniego dystansu między tobą jako kochającym
rodzicem a poważniejszymi zarzutami jest zaproponowanie zaba-
wy z lalką, w trakcie której to ona będzie „wypowiadała" uwagi
krytyczne pod adresem dziecka. A oto jak należy przedstawić za-
sady tej zabawy:
„Wiadomo, że czasami dzieci mówią źle o innych dzieciach.
Kiedy jakieś dziecko mówi o tobie źle czy niesprawiedliwie, to
zazwyczaj bronisz się przed tym. I dobrze, tak należy robić.
Ale z tego, co już zrobiliśmy, rozmawiając o TPS i ćwicząc to,
oboje wiemy, że czasami ludzie sami mówią o sobie rzeczy,
które są naprawdę niedobre. Musisz nauczyć się bronić przed
tymi zarzutami, które sobie sam (sama) stawiasz, prawda? No
dobrze, wobec tego twoja lalka nauczy cię, jak to robić. Prze-
czytała ona zapis twojego TPS i wie, co do siebie mówisz. Ale
niezły z niej gagatek, więc musisz udowodnić, że jej zarzuty
?; są niesłuszne i niesprawiedliwe".
Zanim zaczniesz, przeczytaj głośno podane niżej przykłady, że-
by dziecko zorientowało się, jakiemu rodzajowi przekonań ma się
przeciwstawiać, i zobaczyło, jak to robić.

366 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Sytuacja: Ken jest w siódmej klasie. Chodzi do bardzo do-'
brej szkoły w dzielnicy zamieszkanej przez dość zamożnych fj
ludzi. Ken uczy się dobrze, lubi szkołę i ma wielu przyjaciół
w klasie. Codziennie po szkole idą całą paczką do domu któ-1
regoś z nich, rozmawiają tam, grają w różne gry, słuchając
muzyki. Ken chciałby zaprosić ich do siebie, ale wstydzi się
swoich rodziców i mieszkania. Pewnego dnia ktoś zapropono- 1
wał, żeby pojechać do Kena. Ken bardzo się speszył i powie-
dział, że nie mogą do niego jechać, bo jego ojciec jest lekarzem
i ma gabinet w domu. Potem, czując wstyd z powodu okłamania :
kolegów, powiedział im, że nie czuje się dobrze, i pojechał do
domu.
Zarzut (postawiony przez matkę, używającą kukiełki dla
sformułowania wyjątkowo ostrych uwag krytycznych): Jesteś
kłamcą [to mówi kukiełka]. Twój ojciec lekarzem? Niezły do-
wcip! Nigdy nie zaprosisz kolegów do siebie. Wcześniej czy
później wyjdzie na jaw, że nikt z nich nie był nigdy u ciebie
ani nie zna twoich rodziców.
Kwestionowanie: Chciałbym mieć takich rodziców i taki
dom jak Ricky. Dość już mam ciągłego wstydzenia się rodziców
i domu, ale co ja mogę zrobić, żeby to zmienić? W każdym razie
nie jestem jedynym chłopakiem z naszej paczki, u którego nig-
dy nie byliśmy. Prawdę mówiąc, najczęściej chodzimy do Hen-
ryego, bo on mieszka najbliżej.
Przerywa mu matka (czasami przemawiając jako kukiełka):
W końcu koledzy odkryją, że mieszkasz w norze, że twój ojciec
jest pijakiem, a matka służącą. A kiedy dowiedzą się o tym,
nie będą w ogóle chcieli zadawać się z tobą. Staniesz się po-
śmiewiskiem całej szkoły [mówi to kukiełka].
Dalszy ciąg kwestionowania: Na pewno będę się czuł głupio,
jeśli koledzy odkryją, że mój ojciec jest pijakiem, ale myślę, że
nie przestaną się ze mną przyjaźnić z tego powodu. Nie dlatego
lubią moje towarzystwo, że myślą, iż jestem z bogatej rodziny.
Na przykład ja, gdybym się dowiedział, że ojciec Stewiego jest
bezrobotnym, to pewnie czułbym się głupio, ale nie przestał-
bym się z nim kolegować. Zresztą ja też nie znam rodziców

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 367


wszystkich chłopaków i nie wiem, kim są ani gdzie mieszkają.
O ile się orientuję, to rodzicom paru chłopaków też może się
tak źle powodzić, jak moim. Nie zamierzam, przynajmniej
w najbliższej przyszłości, zapraszać naszej paczki do siebie, ale
też nie będę ich już więcej okłamywał.
Przeczytaj jeszcze raz, głośno, te zarzuty. Poproś swoje dziecko,
żeby je zakwestionowało swoimi własnymi słowami. Przerywaj
mu, rzucając nowe oskarżenia i zachęcając do ich kwestionowania.
Sytuacja: Lynn została zaproszona na prywatkę przez ko-
leżankę, którą uważa za bardzo miłą dziewczynę. Kiedy matka,
która ją tam przywiozła, odjeżdża do domu, Lynn orientuje się,
że rodziców Betsy nie ma w domu i dziewczyny chcą wypić coś
mocniejszego z barku rodziców Betsy. Lynn czuje się niezręcz-
nie. Udaje, że poczuła się źle, i dzwoni do mamy, żeby po nią
przyjechała.
Zarzut (postawiony przez któreś z rodziców): Jeśli nie chcia-
łaś pić alkoholu, to mogłaś powiedzieć to otwarcie, a nie uda-
wać, że czujesz się źle. Wybrałaś łatwiejszy sposób. Jesteś mię-
czakiem [to mówi kukiełka lub lalka].
Kwestionowanie: Nie jestem mięczakiem. Najłatwiej byłoby
zrobić to, co reszta, i pić z nimi. Wybrałam lepsze wyjście,
udając, że czuję się źle, bo uniknęłam picia, nie narażając się
na przezwiska ze strony pozostałych.
Matka (lub ojciec) wtrąca (jako kukiełka): Jesteś jeszcze
takim dzieciakiem. Zaproszono cię pierwszy raz na taką im-
prezę, a ty co robisz? Psujesz wszystko, bo jesteś grzeczną
dziewczynką.
Ciąg dalszy kwestionowania: Nie zepsułam przecież przy-
jęcia. Gdybym tam została, to nie bawiłabym się dobrze, bo
cały czas bałabym się, że wrócą rodzice Betsy. Może ona wcale
nie jest taką dobrą przyjaciółką.
Teraz przeczytaj ponownie zarzuty, tym razem głośno, i poproś
dziecko, aby zakwestionowało je swoimi własnymi słowami. Jeśli

368 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


to będzie konieczne, możesz stawiać nowe zarzuty. Czy twoje
dziecko może znaleźć jakieś dodatkowe argumenty, aby kwestio-
nowanie zarzutów było bardziej przekonujące?
Sytuacja: Po długich naleganiach rodzice Anity kupili jej
psa, Hogana, którego bardzo chciała mieć. Jednak już po paru
tygodniach Anita przestała się interesować Hoganem i często
zapominała o tym, że trzeba dać mu jeść albo wyprowadzić go
na spacer. W końcu rodzice powiedzieli, że jeśli nie będzie się
zajmowała psem, to go oddadzą. Anita zaczęła płakać: „Jeste-
ście tacy niedobrzy. Najpierw w ogóle nie chcieliście słyszeć
o psie, a teraz tylko szukacie pretekstu, żeby się go pozbyć".
Zarzut (postawiony przez matkę): Masz najgorszych rodzi-
ców na świecie!
Kwestionowanie: Myślę, że nie najgorszych na świecie. Są
w porządku. Zgodzili się na Hogana, a w moje urodziny tata
zabrał mnie i Dęby na cały dzień do Nowego Jorku. Było wspa-
niale.
Matka (jako kukiełka) wtrąca: To twój pies. Kupili ci go,
a teraz chcą się go pozbyć. Nic ich nie obchodzi, że ten pies
daje ci dużo radości.
Ciąg dalszy kwestionowania: Może rozgniewali się tak dla-
tego, że zapomniałam o tym, żeby go karmić i wyprowadzać
na spacer. Powiedziałam im, że jeśli kupią mi psa, to będę się
nim sama zajmowała. Nie przypuszczałam jednak, że pies wy-
maga tyle zachodu. Może gdybym bardziej się przykładała,
częściej wyprowadzała go na spacer i dawała mu jeść, to byliby
bardziej skłonni pomóc mi przy nim. Chyba będę musiała po-
rozmawiać z nimi o tym.
Przeczytaj ponownie, głośno, zarzut i poproś dziecko, aby za-
kwestionowało go swymi własnymi słowami.
Następnie zajmij się zarzutami, które stawia sobie twoje dziec-
ko i które znalazły się w zapisach jego TPS, używając do ich
przedstawiania lalki czy kukiełki. Po ich zakwestionowaniu przez
dziecko pochwal je i jeśli nie będzie jeszcze zmęczone, przejdź do

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 369


ostatniego z podanych tu przykładów. W przykładzie tym oskar-
żają się i kwestionują swoje zarzuty trzy osoby. Jest to zatem
nieco bardziej złożona sytaucja, którą można przedstawić dziecku
starszemu, co najmniej dziesięcioletniemu. Jeśli uważasz, że twoje
dziecko jest za małe, pomiń ten przykład i przejdź od razu do
materiału znajdującego się po nim.
Sytuacja: Hope ma czternaście lat, jej siostra, Meagan, pięt-
naście. Przed kilkoma miesiącami ich rodzice rozwiedli się.
Hope i Meagan zostały z matką, ale spędzają z ojcem wszystkie
niedziele i czwartkowe popołudnia aż do kolacji. Co niedziela
powtarza się ten sam schemat. Ojciec przyjeżdża po nie do
matki samochodem. Hope siada na przednim siedzeniu, Me-
agan na tylnym. Hope z miejsca włącza radio. Ojciec ścisza je
i pyta: „Jak sprawy?" Hope mruczy: „Dobrze" i z powrotem
nastawia radio głośniej. Meagan nie podoba się zachowanie
Hope, więc przejmuje całą rozmowę z ojcem na siebie. W końcu
ojciec, zły i zawiedziony, gwałtownie wyłącza radio. Hope mru-
czy coś ironicznie pod nosem, a Meagan milczy.
Zarzut, który stawia sobie Hope: No i mamy to znowu. Je-
szcze jedna przyjemna, radosna niedziela. Tata myśli sobie, że
może się włączyć w nasze życie na jeden dzień i jedno popo-
łudnie w tygodniu i wszystko jest w porządku. Pyta się: „Jak
sprawy?" i co ja niby mam mu odpowiedzieć? Że dobrze? Oczy-
wiście, że niedobrze. Rozwiódł się z mamą i teraz muszę po-
święcać każdą niedzielę, żeby zobaczyć się z kimś, kogo powin-
nam widywać codziennie. Gdyby mu naprawdę zależało na
tym, jak mi się wiedzie, to odwiedzałby nas częściej, a nie
spędzał czas z nami w ściśle określony dzień tygodnia.
Kwestionowanie zarzutu: Niedziele są do kitu. Może są tak
beznadziejne częściowo przez to, że jesteśmy wszyscy tacy spię-
ci. Nie powinno tak być. Chyba mogłabym spróbować trochę
się rozluźnić i przestać denerwować tatę włączaniem radia na
cały regulator i odpowiadaniem półsłówkami. Może nie wie, że
trudno odpowiedzieć na takie pytanie? A może nie wie, jak
zacząć rozmowę? To na pewno nie jest idealna sytuacja, ale

370 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


i tak mam szczęście, że ojciec mieszka niedaleko i możemy się
spotykać. Niektóre z moich koleżanek, których rodzice się roz-
wiedli, w ogóle nie widują swoich ojców. Ale nie chcę spędzać
z nim każdej niedzieli. Czasem chciałabym pójść w niedzielę
do koleżanki. Wolałabym, żebyśmy co tydzień wybierali dzień,
który nam wszystkim najbardziej pasuje. Wtedy spotkanie
z tatą nie byłoby jeszcze jednym obowiązkiem. Powinnam mu
to powiedzieć. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie odwiedza
nas częściej, ale nie mogę automatycznie zakładać, że nie robi
tego, bo go nie obchodzimy. W końcu jeśli mam ochotę z nim
porozmawiać, to sama mogę pójść do niego i nie muszę czekać,
aż on do nas przyjdzie. Martwi mnie, że tata nie odwiedza nas
częściej, ale chyba bardziej rozsądnie będzie zapytać go, dla-
czego tego nie robi, niż pochopnie wyciągać wnioski. Może po-
rozmawiam z nim o tym dzisiaj.
Zarzut, który stawia sobie ojciec: Co się dzieje, co jest do
cholery? Co niedziela to samo. Jak tylko znajdziemy się w sa-
mochodzie, Hope włącza radio i w ogóle nie słucha, co do niej
mówię. Zupełnie tego nie rozumiem. Nie chce mnie widywać,
czy co? Wiem, że obie chciałyby, żeby ich rodzice nadal żyli ze
sobą, ale muszą się pogodzić z myślą, że to niemożliwe, i robić
dobrą minę do złej gry. Meagan umie się znaleźć w tej sytuacji,
ale Hope stale wszystko psuje. Pewnie obie myślą, że rozwód
był z mojej winy. Matkę mają na co dzień, ja spotykam się
z nimi dwa razy w tygodniu, ale zamiast okazać mi trochę
serdeczności, traktują mnie jak obcego. Nie zasłużyłem sobie
na to.
Kwestionowanie zarzutu: Sytuacja jest teraz rzeczywiście
trudna. Będę musiał ją przemyśleć. Przede wszystkim Hope
nigdy nie powiedziała, że nie chce się ze mną widywać. Może
jest do mnie tak wrogo nastawiona dlatego, że nie doszła je-
szcze do siebie po moim rozwodzie z jej matką? Zapominam,
że Hope i Meagan to przecież jeszcze dzieci i że ten rozwód
zachwiał ich całym światem. Chyba nie ma sensu porównywać
zachowania Meagan i Hope, bo Meagan jest starsza i zawsze
była spokojniejsza od Hope. Prawdę mówiąc to, że Meagan nie

Jak pomóc dziecku uniknąć pesymizmu 371


odnosi się do mnie wrogo, wcale nie oznacza, że ona pogodziła
się z obecną sytuacją. Jeśli chodzi o Hope, to przynajmniej
wiem, że jest wytrącona z równowagi, ale jeśli chodzi o Me-
agan, to nie mam najmniejszego pojęcia, co ona o tym wszy-
stkim myśli. Może dlatego wpadam tak szybko w złość, że
niepokoi mnie ta sytuacja. Chcę, żeby było dobrze, ale trudno
mi jest porozmawiać z nimi o rozwodzie. Muszę z nimi poważ-
nie o tym porozmawiać, bo to przecież jeszcze dzieci, a moim
obowiązkiem jako ojca jest poruszyć ten temat, nawet jeśli
mówienie o rozwodzie sprawia mi ból.
Teraz zajmij się następnymi zapisami TPS swego dziecka. Jeśli
korzystasz przy tym z lalki czy kukiełki, to udawaj, że czyta ona
głośno zarzuty, które stawia sobie dziecko. Powiedz dziecku, żeby
przyjęło rolę oskarżonego i swymi własnymi słowami kwestiono-
wało te zarzuty.
KWESTIONOWANIE swych negatywnych myśli jest umiejętnością,
której może nauczyć się każde dziecko. Jak każda świeżo nabyta
umiejętność, wydaje się na początku sztuczna i sprawia trochę
kłopotu. Przypomnij sobie chociażby, jak nienaturalne wydawało
ci się trzymanie pióra w palcach, kiedy nauczyłeś się stawiać
pierwsze litery. Kwestionowanie swych myśli przypomina naukę
pisania. Jednak w miarę upływu czasu, dzięki stałemu ćwiczeniu,
pisanie stało się dla ciebie rzeczą zupełnie naturalną. Nie inaczej
będzie też z kwestionowaniem swych negatywnych przekonań. Im
wcześniej twoje dziecko posiądzie tę umiejętność, tym więcej za-
oszczędzisz mu zmartwień w przyszłości.
Optymizm, wyuczony wcześnie, staje się czynnikiem o podsta-
wowym znaczeniu. Podobnie jak nawyki higieniczne, wchodzi on
tak w krew, że stosowanie go staje się czymś zupełnie automaty-
cznym i nie sprawia wrażenia uciążliwego obowiązku. Optymizm
jest jednak nawykiem dużo ważniejszym niż nawyk utrzymywania
czystości, szczególnie jeśli twoje dziecko wypadło źle w teście na
depresję czy teście CASQ, albo jeśli twoje małżeństwo jest rozbite.
W takich przypadkach dzieci narażone są na poważne ryzyko po-

372 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


padnięcia w depresję i opuszczenia się w nauce... chyba że posiądą
umiejętność optymistycznego patrzenia na świat. Jeśli dziecko na-
uczy się przedstawionych tu technik, to będzie uodpornione na
przygnębienie i bezradność, które w przeciwnym razie mogłyby
zatruć mu życie.

Rozdział czternasty
Optymistyczna
organizacja1
POMYŚL O NAJTRUDNIEJSZEJ SYTUACJI, na jaką napoty-
kasz w swojej pracy, o tym, kiedy ogarnia cię zniechęcenie do tego,
co robisz, o sytuacjach, kiedy nagle natrafiasz na mur nie do
przebycia. Co robisz, kiedy znajdziesz się przed takim murem?
Steve Prosper jest agentem firmy sprzedającej polisy ubezpie-
czeniowe na życie i prawie każdego wieczoru między piątą trzy-
dzieści a dziewiątą trzydzieści musi dzwonić do absolutnie nie
znanych sobie ludzi. Nie cierpi tego. Nazwiska swych rozmówców
wybiera z listy wszystkich małżeństw z Chicago, którym ostatnio
urodziły się dzieci. Typowy wieczór wygląda tak:
Pierwszy rozmówca odkłada słuchawkę już po piętnastu se-
kundach. Drugi mówi mu, że ma już wszystkie ubezpieczenia,
jakie są mu potrzebne. Trzeci okazuje się osobą samotną — po-
zwala Steve'owi mówić, a potem opowiada mu długo i rozwlekle
0 meczu, który oglądał poprzedniego wieczoru w telewizji. Po pół
godzinie Steve dowiaduje się, że osoba ta utrzymuje się z zasiłku
1 nie jest zainteresowana wykupieniem polisy ubezpieczeniowej.
Czwarty rzuca w słuchawkę: „Nie zawracaj mi głowy, cymbale".
W tym momencie Steve napotyka na mur. Patrzy ponurym wzro-
kiem na telefon, na listę i znowu na telefon. Przegląda gazetę.
Potem spogląda jeszcze raz na telefon. Nalewa sobie whisky i włą-
cza telewizor.
Na swoje nieszczęście Steve współzawodniczy w pozyskiwaniu
klientów z Naomi Sargent. Ma ona taką samą listę nazwisk jak

374 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


on i pracuje dla innego towarzystwa ubezpieczeniowego. Ona jed-
nak, natrafiwszy na mur, nie zniechęca się. Dzwoni do piątej,
szóstej, dziesiątej osoby. Dwunasta rozmowa kończy się sukcesem.
Kiedy, trzy dni później, Steve wreszcie dochodzi do nazwiska tego
potencjalnego klienta i dzwoni do niego, ten uprzejmie informuje
go, że właśnie wykupił polisę.
Naomi odniosła sukces, a Steve przeżywa porażkę, nie powinno
więc być nic dziwnego w tym, że Naomi jest nastawiona optymi-
stycznie i z zapałem zabiera się do dalszej pracy, natomiast Steve
jest pesymistą i popadł w depresję. Zdrowy rozsądek podpowiada
nam, że sukcesy i powodzenie nastrajają ludzi optymistycznie.
W książce tej wykazaliśmy jednak wielokrotnie, że istnieje też
odwrotna zależność, że optymizm przyczynia się do osiągnięcia
sukcesu. W szkole, na boisku i w pracy najpełniej wykorzystują
swoje talenty optymiści.
Wiemy już teraz, dlaczego tak się dzieje. Optymista nie pod-
daje się i dąży wytrwale do celu. Nie załamują go nie tylko drobne
niepowodzenia, ale nawet poważne porażki. Kiedy napotka w pra-
cy na przeszkodę, na mur, stara się ją pokonać, szczególnie jeśli
zdarzy się to w momencie krytycznym, kiedy jego konkurent rów-
nież staje przed tym murem i opada z sił.
Według tej zasady działa Naomi. Wie, że w jej zawodzie prze-
ciętnie tylko jedna na dziesięć rozmów telefonicznych kończy się
umówieniem na bezpośrednie spotkanie z klientem, a z tych spot-
kań zaledwie jedno na trzy wieńczy sprzedaż polisy. Cała psycho-
logia Naomi nastawiona jest na pokonywanie muru wstępnych
rozmów telefonicznych, przy czym wypracowała ona sobie pewne
techniki podtrzymywania się na duchu. Technik tych brakuje Ste-
vowi.
Optymizm pomaga w pracy i to nie tylko takiej, która wymaga
ostrej rywalizacji z konkurentami. Może pomóc ci w każdej sytu-
acji, w której praca staje się bardzo trudna i uciążliwa. Optymizm
i jego brak mogą wyznaczać różnicę między — odpowiednio —
dobrym i złym wykonaniem zadania. Weźmy zajęcie, w którym
nie ma żadnych elementów rywalizacji, na przykład pisanie. Cho-
ciażby pisanie tego właśnie rozdziału.

Optymistyczna organizacja 375


W odróżnieniu od Naomi Sargent, ja nie byłem urodzonym
optymistą. Musiałem nauczyć się technik pokonywania muru, cza-
sami — stworzyć je. Najtrudniejsze w pisaniu jest dla mnie wy-
najdywanie przykładów, konkretnych przykładów, będących ucie-
leśnieniem abstrakcyjnych prawidłowości, o których piszę. Pisanie
o prawidłowościach zawsze przychodziło mi łatwo, gdyż od ćwierć
wieku zajmuję się ich badaniem. Ilekroć jednak dochodziłem do
momentu, w którym prawidłowości te i zasady trzeba było zilu-
strować przykładami, zaczynała mnie boleć głowa. Był to nieomyl-
ny znak świadczący o tym, że znalazłem się przed murem. Wy-
szukiwałem wtedy sobie przeróżne zajęcia, żeby tylko nie wracać
do pisania — przeprowadzałem rozmowy telefoniczne, przegląda-
łem arkusze danych. Jeśli mur był wyjątkowo wysoki, wychodzi-
łem na bridża. Stan taki utrzymywał się przez wiele godzin, a na-
wet dni. Nie tylko nie posuwałem się z pracą naprzód, ale w miarę
upływu czasu ogarniało mnie coraz silniejsze poczucie winy i przy-
gnębienie.
Trwało to wiele lat, ale w końcu uległo zmianie. W dalszym
ciągu często napotykam na mur, ale odkryłem techniki, które za-
wsze pomagają mi w takich sytuacjach. W niniejszym rozdziale
poznasz dwie z tych technik: wsłuchiwanie się w swój wewnętrzny
dialog i kwestionowanie jego negatywnych elementów. Z technik
tych będziesz mógł korzystać przy wykonywaniu swojej pracy.
Każdy ma swój mur, każdy kiedyś dochodzi do punktu, w któ-
rym ogarnia go zniechęcenie. To, co robisz, kiedy napotkasz na
ten mur, wyznacza różnicę między bezradnością a zaradnością,
między porażką a sukcesem. Porażka w takiej sytuacji nie wypły-
wa bynajmniej, jak to się potocznie przywykło uważać, z lenistwa,
z braku zdolności czy braku wyobraźni. Jest ona po prostu skut-
kiem nieznajomości pewnych, niezwykle ważnych umiejętności,
których jednak, niestety, nie uczy się w żadnej szkole.
Kiedy napotykasz na mur w swojej pracy? Przypomnij sobie
sytuacje, w których najczęściej ogarnia cię zniechęcenie. Mogą to
być rozmowy telefoniczne z klientami. Może to być pisanie dialo-
gów. Może to być spór o wysokość rachunku. Może to być zawarcie
kontraktu. Może to być sporządzanie dokładnych bilansów strat

376 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


i zysków przed dokonaniem zakupu. Może to być wyraz apatii
w oczach twoich uczniów czy studentów. Może to być zmuszanie
się do cierpliwości, gdy twój współpracownik robi coś dłużej, niż —
twoim zdaniem — powinien robić. Może to być dostarczanie moty-
wacji do lepszej pracy twemu podwładnemu. Trzymaj się swego
własnego przykładu, ponieważ znaczna część tego rozdziału będzie
poświęcona nauczeniu cię pokonywania przeszkód piętrzących
się przed tobą w pracy, rozbijaniu muru twej własnej niemożności.
Trzy pożytki z optymizmu
WYUCZONY OPTYMIZM pozwala na pokonanie tego muru, i to by-
najmniej nie tylko jednostkom. Jak przekonaliśmy się w rozdziale
dziewiątym, styl wyjaśniania całego zespołu może w znacznym
stopniu przyczynić się do jego sukcesu lub porażki. Zarówno du-
żym, jak i małym organizacjom potrzebny jest optymizm, potrze-
bują one ludzi, którzy — oprócz talentu i energii — mają w sobie
optymizm. Organizacja składająca się z optymistów albo przynaj-
mniej mająca optymistów na kluczowych stanowiskach posiada
przewagę nad innymi. Z przewagi tej może korzystać na trzy spo-
soby:
Pierwszy sposób, a mianowicie selekcja, był tematem rozdziału
szóstego, zatytułowanego „Sukces w pracy". Twoja firma może dla
obsadzenia różnych stanowisk wybierać optymistów w identyczny
sposób, jak zrobiło to „Metropolitan Life". Jednostki optymistycz-
ne pracują wydajniej, szczególnie w trudnych sytuacjach, niż pe-
symiści. Talent i energia nie wystarczą. Jak mogliśmy się prze-
konać, bez niezłomnej wiary w sukces, talent i niewyczerpana
energia mogą nie dać żadnych rezultatów. W chwili obecnej ponad
pięćdziesiąt firm, przeprowadzając nabór pracowników, korzysta
z testów badających optymizm, by wyselekcjonować osoby, które
odznaczają się nie tylko talentem i energią, ale również optymi-
zmem, potrzebnym dla osiągnięcia sukcesu. Okazało się to szcze-
gólnie ważne w zawodach, w których są wysokie koszta naboru
Optymistyczna organizacja 377
i szkolenia, a jednocześnie wysoki jest odsetek osób porzucających
pracę. Selekcja kandydatów do pracy w takich zawodach, dokony-
wana pod kątem ich optymizmu, znacznie obniża, dzięki zmniej-
szeniu liczby rezygnacji, koszty, zwiększa wydajność i daje wię-
kszą satysfakcję z pracy całemu zespołowi firmy. Na tym nie
kończą się bynajmniej pożytki płynące z optymizmu.
Drugi sposób wykorzystywania optymizmu w działalności
przedsiębiorstwa polega na doborze odpowiednich osób na po-
szczególne stanowiska w strukturze firmy. Wielki optymizm jest
oczywiście pożądaną cechą u osób piastujących stanowiska, na
których jest się szczególnie narażonym na stres i porażki, to zna-
czy takich, które wymagają inicjatywy, uporu i śmiałego patrzenia
w przyszłość. Jest równie oczywiste, że głęboki pesymizm nie jest
cechą pożądaną na żadnym stanowisku. Jednakże niektóre zawo-
dy i stanowiska wymagają pewnej dozy pesymizmu. Jak stwier-
dziliśmy w rozdziale szóstym, pesymiści trafniej rozpoznają rze-
czywistość niż optymiści. Każde przedsiębiorstwo, podobnie zre-
sztą jak każdy człowiek, musi — jeśli chce odnosić sukcesy —
kierować się w swej działalności trafną oceną rzeczywistości, ale
jednocześnie snuć śmiałe i ambitne plany na przyszłość.
Owe dwie cechy: umiejętność trzeźwej oceny aktualnej sytuacji
oraz umiejętność snucia śmiałych planów nie zawsze — jak uczy
doświadczenie — można znaleźć u jednej osoby; co więcej, tylko
nieliczni mogą poszczycić się umiejętnością, którą nabędziesz dzię-
ki temu rozdziałowi, umiejętnością korzystania — w zależności
od sytuacji — z dobrodziejstw optymizmu lub pesymizmu. W każ-
dym większym przedsiębiorstwie różne osoby wykonują różne za-
dania. Jak sprawić, by właściwi ludzie znaleźli się n;i właściwych
miejscach?
Po to, by stwierdzić, jakimi cechami powinien odznaczać się
kandydat na dane stanowisko, trzeba udzielić odpowiedzi na dwa
pytania. Po pierwsze, czy na stanowisku tym konieczne są upór
i inicjatywa, po drugie — czy z jego piastowaniem łączy się częste
występowanie uczucia zawodu, odrzucenia, a nawet porażki?
A oto dziedziny, w których optymistyczny styl wyjaśniania jest
niezbędnym warunkiem osiągnięcia sukcesu:

378 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


• Zbyt i sprzedaż
• Maklerstwo
• Aktorstwo i prezenterstwo
• Reklama, promocja i stosunki ze środkami masowego prze-
kazu
• Gromadzenie funduszy na jakąkolwiek działalność
• Stanowiska wymagające pracy twórczej
• Stanowiska, z których pełnieniem łączy się duża utrata sił
i energii
Na przeciwnym biegunie znajdują się zawody i stanowiska, przy
których potrzebna jest dokładna znajomość i ocena rzeczywistości.
Są to zwykle stanowiska, na których ryzyko porażki jest niewielkie,
na których nie ma dużej rotacji kadr, na których potrzebne są
specjalistyczne umiejętności techniczne i nie pracuje się pod silną
presją. Nadają się one raczej dla skłonnych do refleksji realistów
niż dla uparcie prących do przodu indywidualistów, którzy zapeł-
niają kluby „sprzedawców towarów o milionowej wartości". Do tej
grupy należą również wyższe stanowiska kierownicze, które wy-
magają dobrego wyczucia rzeczywistości. Zbytni optymizm jest tam
zupełnie nie na miejscu, przeciwnie — zalecany jest umiarkowany
pesymizm. Na takie stanowiska potrzebni są ludzie, którzy wiedzą,
kiedy nie przeć do przodu i kiedy warto zgrzeszyć raczej zbytnią
ostrożnością niż nadmiernym optymizmem. Umiarkowani pesymi-
ści odnoszą sukcesy w następujących dziedzinach:
• Projektowanie i bezpieczeństwo pracy
• Kontrola techniczna i szacowanie kosztów
• Negocjowanie kontraktów
• Kontrola finansowa i księgowość
• Prawo (lecz nie sprawy sądowe)
• Zarządzanie przedsiębiorstwem
• Statystyka
• Piśmiennictwo techniczne
• Kontrola jakości
• Sprawy osobowe i organizacyjne

Optymistyczna organizacja 379
A zatem w optymistycznej organizacji jest miejsce dla optymi-
stów wszelkiej maści, jak też dla pesymistów, z wyjątkiem pesy-
mistów skrajnych. Sprawą zasadniczej wagi jest poznanie pozio-
mu optymizmu kandydata i umieszczenie go na stanowi:-^n, n-
którym będzie działał najbardziej efektywnie.
Jednakże każda organizacja ma w swych szeregach jednostki,
które są zbyt wielkimi pesymistami jak na wymogi stanowisk,
które piastują. Osoby te często posiadają odpowiednie zdolności
i energię i byłoby zabiegiem zbyt kosztownym, a nawet nieludz-
kim, zastępować je innymi. Na szczęście osoby te mogą nauczyć
się optymizmu.
Uczenie się optymizmu
TRZECIĄ KORZYŚCIĄ, którą organizacja czerpie z optymizmu, jest
to, co stało się tytułem tego rozdziału — uczenie się optymizmu
w pracy.
Tylko dwie grupy ludzi nie muszą się uczyć optymizmu w swo-
im miejscu pracy: ci, którzy mieli szczęście urodzić się optymista-
mi, oraz ci, którzy wykonują pracę nie obarczoną dużym ryzykiem
porażki, a więc zajmują się dopiero co wymienionymi dziedzinami.
Cała reszta może odnieść pożytek z nauczenia się optymizmu,
niektórzy z nas nawet wielki pożytek.
Weźmy choćby Steve'a Prospera. Podobał mu się zawód agenta
ubezpieczeniowego. Steve lubił związaną z nim niezależność —
nikt nie zaglądał mu przez ramię, żeby sprawdzić, co robi, sam
wyznaczał sobie godziny pracy, urlop brał wtedy, kiedy miał na
to ochotę. Steve był bardzo uzdolnionym sprzedawcą polis, miał
też silną motywację do pracy. Tylko jedna rzecz przeszkadzała
mu w osiągnięciu oszałamiającego sukcesu — mur zniechęcenia,
który wyrastał przed nim po czwartej czy piątej bezskutecznej
próbie telefonicznego znalezienia klienta.
Steve przeszedł czterodniowy kurs nauki optymizmu. Kurs ten
został przygotowany przez dwóch czołowych, wspomnianych już

380 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


przeze mnie w rozdziale dwunastym, psychologów kognitywnych,
doktora Stevena Hollona z Uniwersytetu Vanderbildta i doktora
Arthura Freemana z Akademii Medycznej w New Jersey, oraz
przeze mnie na zamówienie Foresight Inc., z Falls Church w Vir-
ginii. Towarzystwo to, kierowane przez doktora Dana Orana, pod-
daje swych pracowników naszym testom na optymizm i organizuje
dla nich kursy, na których uczą się optymizmu. W odróżnieniu od
większości kursów szkoleniowych dla agentów firm ubezpieczenio-
wych, na których uczy się ich, jak mają rozmawiać z klientami,
na tym kursie główną uwagę przywiązuje się do tego, jak rozma-
wiają oni sami ze sobą, co mówią sobie, kiedy klient udzieli od-
powiedzi odmownej. To zasadnicza różnica. Na przykład Steve
Prosper nauczył się zestawu technik, które zupełnie odmieniły
jego pracę. Rozdział ten ma nauczyć cię najbardziej podstawowych
z tych technik, tak byś mógł je stosować w swojej pracy.
Zmiana twego wewnętrznego dialogu
w miejscu pracy. Schemat TPSKA
To, CO MYŚLISZ, kiedy sprawy idą źle, co mówisz sam do siebie,
kiedy natrafiasz na piętrzący się przed tobą mur, określa to, co
zrobisz: czy poddasz się, czy też zaczniesz działać, by sprawy ru-
szyły właściwym torem. Schemat myślenia w takiej sytuacji po-
winien odzwierciedlać zaproponowany przez Alberta Ellisa model
TPSKA, model, który poznałeś już w rozdziale dwunastym.
TPS
„T" OZNACZA TRUDNOŚĆ. Dla niektórych osób trudność jest końcem
ich starań. Mówią sobie: „I po co się wysilać? I tak nie dam rady.
Po co to dalej ciągnąć? Nic z tego nie wyjdzie", i poddają się. Dla

Optymistyczna organizacja 381


innych trudność jest wyzwaniem i oznacza początek drogi wiodą-
cej do sukcesu. Trudnością może być niemal wszystko: przymus
zarobienia większych pieniędzy, uczucie odtrącenia, krytyka ze
strony szefa, znudzone ziewnięcie ucznia czy studenta, mąż (żona)
nie spuszczający (spuszczająca) cię z oka.
Trudność zawsze wywołuje w nas pewne przekonania, będące
jej interpretacją. Kiedy napotykamy przeszkodę, pierwszą naszą
reakcją jest próba wyjaśnienia, dlaczego sprawy przybrały zły
bieg. Jak wykazują badania, których rezultaty przedstawiono
w tej książce, nasza interpretacja trudności, wyjaśnienie sobie jej
przyczyn, ma ogromny wpływ na nasze dalsze postępowanie.
Jakie są skutki różnych wchodzących w grę przekonań wy-
wołanych napotkanymi przez nas trudnościami? Otóż jeśli przy-
czyn trudności doszukujemy się w czynnikach osobistych, o trwa-
łym charakterze i uniwersalnym zasięgu (mówiąc sobie, na
przykład: „To moja wina... zawsze tak będzie... to się będzie kłaść
cieniem na wszystko, co będę robić"), to w konsekwencji poddaje-
my się i stajemy się niezdolni do działania. Jeśli natomiast nasze
wyjaśnienia przyjmują dokładnie odwrotny kształt, to napełnia-
ją nas one energią i aktywizują do dalszych działań. Skutkami
naszych przekonań są bowiem nie tylko działania, ale również
uczucia.
Chciałbym teraz, abyś przyjrzał się kilku przykładom TPS.
Niektóre z nich odnoszą się na pewno do twojego życia, inne nie.
W każdym z tych przykładów podaję trudność oraz przekonanie
albo jego skutek. Twoim zadaniem jest uzupełnienie schematu
o brakujące ogniwo, tak aby tworzyło ono wraz z podanymi tu
sensowną całość.
Ustalanie TPS
1. T. Ktoś zajeżdża ci drogę, kiedy prowadzisz samochód.
P. Myślisz
S. Wpadasz w złość i naciskasz klakson.

382 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


2. T. Tracisz okazję łatwego sprzedania oferty.
P. Myślisz: „Jestem kiepskim akwizytorem".
S. Czujesz (lub robisz)
3. T. Szef krytykuje cię.
P. Myślisz
S. Cały dzień jesteś przygnębiony.
4. T. Szef krytykuje cię.
P. Myślisz
S. Nie przejmujesz się tym, co się stało.
5. T. Żona (mąż) prosi, żebyś każdy wieczór spędzał (spę-
dzała) w domu.
P. Myślisz
S. Czujesz złość i zniechęcenie.
6. T Żona (mąż) prosi, żebyś wieczory spędzał (spędzała)
w domu.
P. Myślisz
S. Czujesz smutek.
Przy czytaniu następnych trzech przykładów wyobraź sobie,
że jesteś przedstawicielem firmy zajmującym się sprzedażą jej
wyrobów.
7. T. Przez cały tydzień nie udało ci się umówić z żadnym
klientem.
P. Myślisz: „Nigdy nie robię nic jak trzeba".
S. Czujesz (lub robisz)
8. T. Przez cały tydzień nie udało ci się umówić z żadnym
klientem.
P. Myślisz: „Poprzedni tydzień był dobry".
S. Czujesz (lub robisz)

Optymistyczna organizacja 383


9. T. Przez cały tydzień nie udało ci się umówić z żadnym
klientem.
P. Myślisz: „Szef dał mi złe zlecenia w tym tygodniu".
S. Czujesz (lub robisz)
W ćwiczeniu tym chodzi o to, byś zorientował się, w jaki sposób
trudności wpływają na zmianę twego sposobu myślenia, jak się
w ich obliczu czujesz i co wtedy robisz.
W pierwszym przykładzie prawdopodobnie wstawiłeś coś w ro-
dzaju: „Co za kretyn!", „Co mu się tak spieszy?" albo: „Co za głupi
palant!" W piątym przykładzie mógłbyś wstawić: „Ona nigdy nie
pomyśli o moich potrzebach". Kiedy wyjaśnienia trudności szuka-
my w przyczynach zewnętrznych oraz kiedy jesteśmy przekonani,
iż trudność jest wynikiem czyjegoś wtargnięcia na nasz teren lub
pogwałcenia naszych praw, ogarnia nas złość.
W sytuacji zilustrowanej drugim przykładem powinieneś czuć
smutek i przygnębienie oraz popaść w apatię. Wyjaśnienie: „Je-
stem kiepskim akwizytorem" jest wyjaśnieniem personalnym,
o stałym charakterze i uniwersalnym zasięgu i jako takie jest
idealnym przepisem na depresję. Podobnie w przykładzie szóstym,
kiedy żona prosi, byś wieczory spędzał w domu, a ty czujesz smu-
tek, musiałeś wcześniej powiedzieć sobie coś w rodzaju: „Jestem
egoistą" albo „Jestem złym mężem".
Jakie wyjaśnienie mogło spowodować, że przez cały dzień byłeś
przygnębiony, kiedy skrytykował cię szef w przykładzie trzecim?
Musiało to być coś personalnego, o stałym charakterze i uniwer-
salnym zasięgu, coś w rodzaju: „Nie potrafię dobrze sporządzić
sprawozdania" czy: „Zawsze coś spieprzę". A jak musiałeś zmienić
swoje wyjaśnianie, żeby nie przejmować się tym, co się stało w ta-
kiej samej sytuacji (przykład 4)? Po pierwsze, musiałeś uznać, że
to, co dało szefowi powód do skrytykowania cię, można zmienić,
że nie jest to przyczyna stała, na przykład: „Wiem, kto mi może
pomóc nauczyć się sporządzać sprawozdania" albo: „Powinienem
był je najpierw sam przeczytać i poprawić". Po drugie, musiałeś
uznać, że przyczyna tego stanu rzeczy nie jest stała, na przykład

384 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


pomyśleć: „Tylko to jedno sprawozdanie było do kitu". Po trzecie,
musiałeś przestać obwiniać o to samego siebie, kwitując krytykę
czymś w rodzaju: „Oho, szef nie jest w humorze" lub: „Dał mi na
napisanie tego za mało czasu". Jeśli potrafisz wykształcić u siebie
nawyk takich trzech posunięć zmieniających pierwotne przekona-
nia, to trudności mogą stać się dla ciebie odskocznią do sukcesu.
Na podstawie ostatnich trzech przykładów możesz przekonać
się, że gdybyś pomyślał — jak w przykładzie 7 — „Nigdy nie robię
nic jak trzeba", co jest wyjaśnieniem personalnym, stałym i uni-
wersalnym, to poczułbyś smutek i zniechęcenie i nie zrobił nic, co
mogłoby zmienić sytuację. Gdybyś — jak w przykładzie 8 — po-
myślał: „Poprzedni tydzień był dobry", to przemógłbyś zniechęce-
nie i zabrał się do roboty. Gdybyś — jak w przykładzie 9 — po-
myślał: „Szef dał mi złe zlecenia w tym tygodniu", co jest
wyjaśnieniem zewnątrzpersonalnym, chwilowym i lokalnym, to
byłbyś zły na szefa, ale jednocześnie miał nadzieję, że następny
tydzień będzie lepszy.
TPSKA
ZWIĄZEK MIĘDZY TPS, między twoimi przekonaniami na temat
przyczyn trudności a tym, co potem czujesz, powinien już być dla
ciebie jasny. Jeśli jednak nadal nie czujesz się przekonany, że
związek taki rzeczywiście istnieje, to przerób ćwiczenia TPS po-
dane w rozdziale dwunastym (strony 323 - 327), korzystając z za-
pisów swoich TPS z pracy. Za każdym razem, gdy nagle poczujesz
przygnębienie, smutek, złość, niepokój czy zniechęcenie, zapisz
myśl, która przyszła ci do głowy bezpośrednio przedtem. Przeko-
nasz się, że myśli te będą bardzo przypominały odpowiedzi, któ-
rych udzielałeś, rozwiązując ćwiczenia TPS.
Znaczy to, że jeśli zmienisz P, a więc swoje przekonania wy-
wołane trudnościami i wyjaśnienie tych trudności, to zmieni się
również S, czyli skutki tych przekonań. Zamiast reagować na
trudności smutkiem, złością, niepokojem czy zniechęceniem, bę-

Optymistyczna organizacja 385


dziesz reagował zwiększoną aktywnością. Jednak zmiana ta zale-
ży od tego, czy potrafisz skutecznie stosować następny element
tego ciągu przyczynowo-skutkowego, a mianowicie K.
„K" oznacza kwestionowanie swoich przekonań.
Kwestionowanie swoich przekonań
POWRÓCĘ TU DO wcześniej podanego przykładu. Jeśli zataczający
się pijak krzyknie do ciebie na ulicy: „Zawsze wszystko spieprzysz!
Jesteś do niczego! Zwolnij się!", to jak na to zareagujesz? Oczy-
wiście, nie potraktujesz jego oskarżeń poważnie. Albo w ogóle
puścisz to pijackie gadanie mimo uszu i zajmiesz się swoimi spra-
wami, albo — jeśli przypadkiem dotknęło cię to — zakwestionu-
jesz jego zarzuty, mówiąc sobie na przykład: „Właśnie napisałem
sprawozdanie, które wykazuje, że sytuacja firmy wybitnie się po-
prawiła", „Właśnie awansowano mnie na wicedyrektora" albo:
„Nic o mnie nie wie. Jest po prostu pijany".
Co się jednak dzieje, kiedy ty sam wykrzykujesz — choć w du-
chu — takie lub podobne zarzuty pod swoim adresem? Nie kwe-
stionujesz ich, bo przecież skoro ty sam je sobie stawiasz, to muszą
być absolutnie prawdziwe.
To karygodny błąd.
Jak przekonałeś się z lektury poprzednich rozdziałów, to co
sobie mówimy, kiedy spotka nas niepowodzenie, może być równie
bezpodstawne, jak bredzenie pijaka spotkanego przypadkiem na
ulicy. Wyjaśnienia, które tworzymy sobie w takiej sytuacji na
własny użytek, na ogół nie odpowiadają prawdzie i nie znajdują
oparcia w faktach. Są one skutkiem złych nawyków, których na-
braliśmy w przeszłości pod wpływem surowych rodziców czy nad-
miernie krytycznego nauczyciela, które ukształtowały w nas kon-
flikty z czasów dzieciństwa czy wczesnej młodości. Ponieważ
jednak sądy takie zdają się płynąć z naszych ust i być wynikiem
naszych własnych przemyśleń, traktujemy je niczym prawdy ob-
jawione, bo któż w naszych oczach może być bardziej wiarygodny

386 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


w tych sprawach niż my sami? Pozwalamy zatem, aby kształto-
wały nasze życie, nie próbując nawet dyskutować z nimi.
Umiejętność radzenia sobie z niepowodzeniami, umiejętność po-
konywania wyrastających nagle przed nami przeszkód polega
w dużej mierze na nauczeniu się kwestionowania swoich pier-
wszych myśli wywoływanych niepowodzeniem. Owe nawyki wyjaś-
niania sobie przyczyn niepowodzeń są tak głęboko zakorzenione
w naszej psychice, że nauczenie się skutecznego ich kwestionowa-
nia wymaga wiele czasu i praktyki. Aby nauczyć się kwestionować
swe automatyczne myśli, musisz najpierw nauczyć się wsłuchiwać
w wewnętrzny dialog, który toczysz z sobą w miejscu pracy. A oto
gra, dzięki której dowiesz się, jak należy to robić.
Przeskakiwanie przez mur
W TEJ GRZE chodzi o przeskoczenie przez mur, który wyrasta przed
tobą w miejscu pracy, o tę część pracy, która sprawia, iż masz
ochotę rzucić wszystko w diabły. W przypadku agentów firm ubez-
pieczeniowych część tę łatwo jest zidentyfikować i oddzielić od
pozostałych. Składają się na nią rozmowy telefoniczne, które mu-
szą oni przeprowadzać z zupełnie nie znanymi sobie ludźmi, aby
umówić się z nimi na spotkanie. Rozmowy te trzeba prowadzić
wiele godzin dziennie, a tylko niektóre z nich kończą się ustale-
niem terminu spotkania. Agenci, którzy łatwo się zniechęcają,
którzy nie potrafią szybko dojść do równowagi po odmowie, wkrót-
ce odpadają z pracy. Natomiast ci, którzy potrafią wykonać swoje
dwadzieścia rozmów dziennie, odnoszą sukcesy.
Rozmów z nieznajomymi potencjalnymi klientami, rozmów J
w ciemno, jak nazywają je agenci, używamy jako narzędzia dla
ustalenia ich TPS w pracy. Na spotkania podczas kursu agenci
przynoszą listy osób, do których mieli zadzwonić. Jako zadanie
domowe pierwszego wieczoru mają wykonać dziesięć rozmów
w ciemno z osobami ze swoich list. Po każdej rozmowie zapisują 1
trudność, na jaką się podczas niej natknęli, przekonanie, jakie

Optymistyczna organizacja 387


trudność ta w nich wywołała oraz skutki tego przekonania. A oto,
co znajduje się w tych zapiskach:
Trudność: Zabieram się do rozmów w ciemno.
Przekonanie: Nie cierpię tego. Dlaczego muszę przeprowa-
dzać te rozmowy?
Skutki: Byłem zły i spięty. Trudno mi było zmusić się do
podjęcia słuchawki.
Trudność: Pierwszy facet, do którego dziś zadzwoniłem,
rzucił słuchawkę.
Przekonanie: To cham. Nie dał mi nawet wyjaśnić, o co
chodzi. Nie powinien był mnie tak potraktować.
Skutki: Czułem się jak obity i musiałem zrobić sobie prze-
rwę przed następną rozmową.
Trudność: Pierwszy klient, do którego dziś zadzwoniłem,
odłożył słuchawkę.
Przekonanie: No dobra, jedną odmowę mam z głowy. Dzięki
temu jestem bliżej klienta, który zgodzi się na spotkanie.
Skutki: Byłem odprężony i przepełniała mnie energia.
Trudność: Trzymałem tę kobietę przy telefonie prawie dzie-
sięć minut, a na koniec powiedziała mi, że nie ma ochoty na
spotkanie.
Przekonanie: Spieprzyłem okazję. Co się ze mną dzieje? Je-
śli w trakcie takiej długiej rozmowy nie potrafię przekonać
klientki do spotkania, to marny ze mnie agent.
Skutki: Byłem zniechęcony i sfrustrowany i obawiałem się
następnej rozmowy.
Jak widać, kiedy przyczyny trudności wyjaśniamy sobie dzia-
łaniem czynników personalnych o trwałym charakterze i uniwer-
salnym zasięgu („Marny ze mnie agent"), to skutkiem jest znie-
chęcenie i opuszczenie rąk. Kiedy natomiast przyczyny trudności

388 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


wyjaśniamy sobie w sposób dokładnie przeciwny („Jedną odmowę
mam z głowy"), to skutkiem jest odprężenie i przypływ energii.
Teraz kolej na ciebie. Wsłuchaj się w swój wewnętrzny dialog
w chwili, kiedy napotkasz w pracy trudności, i zobacz sam, jak
wywołane przez nie przekonania decydują o tym, jak się czujesz
i co robisz. Są trzy warianty tej gry. Wybierz ten, który najbardziej
pasuje do charakteru twojej pracy.
1. Jeśli twoja praca wymaga prowadzenia rozmów telefonicz-
nych z nie znanymi ci osobami, to weź listę z ich nazwiskami
i przeprowadź pięć rozmów. Po każdej z nich zapisz trudność, na
jaką się podczas niej natknąłeś, potem myśli, które w tym mo-
mencie przyszły ci do głowy, a na koniec opisz, jak się wtedy czułeś
i co zrobiłeś. Zapisz to wszystko w odpowiednich rubrykach poda-
nych niżej, na stronach.
2. Jeśli twoja praca nie wymaga prowadzenia rozmów w ciem-
no, to musisz znaleźć mur, który wyrasta przed tobą codziennie
w pracy, tak byś mógł zapisywać swoje TPS. Jeśli nie bardzo
wiesz, gdzie szukać tego muru, to podaję kilka przykładów, które
powinny ci w tym pomóc.
Jedną z przeszkód, na które natrafia nauczyciel, jest apatia
uczniów. Wydaje mi się, że jest grupa uczniów, która — bez
względu na to, co robię, bez względu na moje wysiłki uatrak-
cyjnienia lekcji — po prostu nie chce się uczyć. Mam uczucie,
że wciskam im wiedzę na siłę, jak pokarm tuczonej gęsi. Nie
cierpię tego uczucia. Świadomość tego, że nie mogę dotrzeć
do tych uczniów, sprawia, iż coraz trudniej jest mi się zdobyć
na wysiłek atrakcyjnego podania materiału, gdyż w głębi du-
szy zadaję sobie pytanie: „I po co się męczyć, skoro i tak nic
to nie da?"
W pracy pielęgniarki jednym z głównych powodów zmęcze-
nia i zniechęcenia jest presja wywierana na nią zarówno przez
pacjentów, jak i przez lekarzy, z góry i z dołu. Pacjenci są
często kapryśni, odnoszą się wrogo i mają pretensje o byle co.
Może to sprawić, iż pielęgniarka jest przepracowana i czuje się

Optymistyczna organizacja 389


przy tym niedoceniana. Toteż wiele z nich narzeka: „Na po-
czątku każdego dyżuru mówię sobie, że tym razem nie dam
się i zachowam pogodę ducha. Nie można się dziwić pacjentom,
że kapryszą i mają pretensje o byle co — w końcu są chorzy
i leżą w szpitalu. Kto na ich miejscu zachowywałby się inaczej?
Ale czym wyjaśnić zachowanie lekarzy i sposób, w jaki mnie
traktują? Zamiast uważać mnie za członka zespołu, odnoszą
się do mnie tak, jakby moja praca była nieważna, a ja głupia.
Po pewnym czasie, choćbym nie wiem jak napompowała się
energią przed pracą, poddaję się i zaczynam liczyć godziny do
końca dyżuru. Ogarnia mnie zmęczenie i apatia, jestem w złym
nastroju i z nienawiścią myślę o następnym dyżurze.
Teraz postaraj się określić przeszkodę, na którą codziennie
natrafiasz w swej pracy. W następnym tygodniu stawaj śmiało
przed nią i gdy tylko znajdziesz parę wolnych chwil, zapisuj, co
to za przeszkoda, jakie wytwarza u ciebie przekonania i jakie są
skutki tych przekonań. Rób to codziennie i zapisuj wszystko w od-
powiednich rubrykach na stronach 390 - 391.
3. Trzeci wariant przeznaczony jest dla osób, które nie napo-
tykają codziennie na przeszkody w pracy. Przed niemożnością na-
pisania ważnego sprawozdania czy zabrania się do realizacji no-
wego planu lub projektu stajemy zazwyczaj parę razy w roku.
Kierowanie zespołem ludzi jest innym przykładem pracy, w której
nie co dzień napotyka się przeszkody.
Jedną z przeszkód, która wyrasta przed dyrektorami i kierow-
nikami, jest konieczność utrzymania wśród podległych im ludzi
zapału do pracy. Jeden z dyrektorów ujął to tak: „Kierowanie
zespołem ludzi bywa niekiedy frustrujące. Najtrudniejszym zada-
niem, zadaniem, które autentycznie przyprawia mnie o ból głowy,
jest utrzymanie wśród ludzi właściwej motywacji i wydajności.
Staram się również świecić własnym przykładem, ale czasami nie
rozumiem, co im chodzi po głowach. No i oczywiście, kiedy dobiorę
się do kogoś, czuję się jak stary zrzęda. Nie chcę być zbyt pobła-
żliwy, nie chcę być zbyt surowy i w rezultacie mam wrażenie, że

390 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


jestem po prostu nieudolny. Jak powiedziałem, to jest naprawdę
frustrujące".
Jeśli należysz do tej trzeciej kategorii, po powrocie z pracy do
domu zamknij się sam w pokoju na dwadzieścia minut. Wyobraź
sobie tak żywo, jak potrafisz, sytuację, która jest dla ciebie prze-
szkodą. Skorzystaj z odpowiednich akcesoriów, jeśli je posiadasz.
Jeśli przeszkodą jest pisanie sprawozdań, połóż przed sobą czystą
kartkę i wyobraź sobie, że masz napisać na jutro pilne sprawoz-
danie. Pozwól, by ogarnęło cię przygnębienie lub rozpacz, wyobraź
sobie, że się pocisz. Jeśli jesteś dyrektorem czy kierownikiem,
przywołaj w pamięci twarz swego najbardziej krnąbrnego pod-
władnego. Odegraj swój wewnętrzny dialog. Zapisz, na czym po-
lega trudność, jakie wywołuje w tobie przekonania, jakie są ich
skutki. Zrób to pięciokrotnie, za każdym razem wyobrażając sobie
nieco inną trudność. Zapisz to w podanych niżej rubrykach.
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:

Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:

Optymistyczna organizacja 391

392 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Po zapisaniu pięciu TPS przyjrzyj się dokładnie swoim prze-
konaniom. Zobaczysz, że wyjaśnienia pesymistyczne wywołują
u ciebie bierność i zniechęcenie, natomiast wyjaśnienia optymi-
styczne wyzwalają twą energią. A zatem następnym krokiem jest
zmiana tych przekonań — wyzbycie się nawyku pesymistycznego
wyjaśniania sobie przyczyn trudności. W tym celu musisz przy-
stąpić do drugiej rundy gry — kwestionowania.
Kwestionowanie
DRUGA RUNDA GRY polega na powtórzeniu tego, co robiłeś w pier-
wszej rundzie, z tym, że teraz za każdym razem, gdy pojawią się
przekonania i wyjaśnienia pesymistyczne, masz je kwestionować.
Na szczęście opanowanie tej umiejętności nie wymaga długiego
treningu. Robisz to codziennie, spierając się w rzeczywistości albo
w duchu, to znaczy z innymi albo z samym sobą. Masz już za sobą
długą praktykę w kwestionowaniu negatywnych przekonań in-
nych osób. Brak ci jednak doświadczenia w kwestionowaniu swych
własnych negatywnych przekonań, tak jak gdyby nie były twoimi
sądami, lecz opiniami zawistnego kolegi z pracy, krnąbrnego ucz-
nia czy twego najgorszego wroga.
Wieczorem, będąc w domu, skorzystaj z tego samego scenariu-
sza, którego używałeś w pierwszej fazie gry — weź listę osób, do
których masz zadzwonić, albo w ciszy pokoju wyobraź sobie, że
stoisz przed przeszkodą, na jaką napotykasz w pracy. Teraz,
w każdym z pięciu przypadków zderzenia się z wyrastającym na-
gle przed tobą murem, skoncentruj się na swych negatywnych
myślach, a potem zakwestionuj je. Skończywszy z każdą z tych
przeszkód, zapisz swoje TPS, łącznie z kwestionowaniem (K) oraz
będącą jego rezultatem aktywizacją i tym, co wtedy czujesz (A).
Zanim zaczniesz, przeczytaj poniższe przykłady, które pomogą ci
w kwestionowaniu swych negatywnych przekonań.

Optymistyczna organizacja 393


Rozmowy telefoniczne w ciemno
Trudność: Osoba, do której zadzwoniłem, słuchała mnie
dość długo, po czym odłożyła słuchawkę.
Przekonanie: Powinien dać mi skończyć, skoro już i tak
słuchał mnie tyle czasu. Musiałem coś spieprzyć, że przerwał
w takim punkcie.
Skutki: Byłem rozczarowany i zły na siebie. Chciałem dać
sobie spokój z rozmowami na ten wieczór.
Kwestionowanie: Może robił coś, kiedy zadzwoniłem, i chciał
jak najszybciej do tego wrócić. Musiałem wypaść całkiem
nieźle, jeśli udało mi się tak długo utrzymać przy telefonie
faceta zajętego innymi sprawami. Przecież nie mam wpływu
na to, co robi. Mogę tylko starać się jak najlepiej przedstawić
ofertę i mieć nadzieję, że facet po drugiej stronie ma otwarty
umysł i czas, żeby mnie wysłuchać. Ten najwyraźniej nie miał.
Jego strata.
Aktywizacja: Byłem gotowy do przeprowadzenia następnej
rozmowy. Czułem zadowolenie, że potrafię dobrze przedstawić
ofertę, i byłem pewien, że prędzej czy później znajdę klienta.
Trudność: Facet był zainteresowany ofertą, ale powiedział,
że nie umówi się na spotkanie, dopóki nie porozmawiam naj-
pierw z jego żoną.
Przekonanie: Co za strata czasu! Teraz, zamiast zadzwonić
do kogoś innego, będę musiał dzwonić tam jeszcze raz. Nie
mógł sam się zdecydować?
Skutki: Byłem zniecierpliwiony i trochę zły.
Kwestionowanie: Spokojnie, przynajmniej nie powiedział
„nie". To żadna strata czasu, bo może się jeszcze okazać, że
zgodzą się ze mną spotkać. Skoro przekonałem go, to może uda
mi się też przekonać jego żonę.
Aktywizacja: Zyskałem pewność siebie. Miałem nadzieję, że
przy jeszcze odrobinie wysiłku sprzedam ofertę.

394 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Trudność: Odbyłem dwadzieścia rozmów i umówiłem się
tylko z sześcioma osobami.
Przekonanie: To strata czasu. Mam za mało energii, żeby
odnieść sukces. Jestem niezorganizowany.
Skutki: Czułem się sfrustrowany, zmęczony, przygnębiony
i zmiażdżony.
Kwestionowanie: Sześciu klientów w ciągu godziny to nie
jest zły wynik. Jest dopiero pół do ósmej, więc mogę dzwonić
jeszcze przez półtorej godziny. Zrobię sobie teraz dziesięć mi-
nut przerwy, żeby się lepiej zorganizować, i potem będę mógł
wykonać więcej telefonów na godzinę niż dotąd.
Aktywizacja: Nie byłem już tak przygnębiony i zdruzgotany.
Miałem więcej energii, bo zaplanowałem dalszy ciąg działania.
Trudność: Kiedy byłam akurat w połowie listy, zadzwonił
mąż.
Przekonanie: Dlaczego dzwoni właśnie teraz? Wybija mnie
z rytmu i zabiera mi czas.
Skutki: Byłam zirytowana i ucięłam rozmowę.
Kwestionowanie: Nie wściekaj się na niego. Nie zdawał so-
bie sprawy, że odrywa mnie od pracy i wybija z rytmu. Pewnie
myślał, że da mi w ten sposób trochę wytchnienia. To miło, że
myśli o mnie, kiedy jest poza domem. Cieszę się, że mam tak
troskliwego męża.
Aktywizacja: Odprężyłam się i czułam się świetnie, myśląc,
że moje małżeństwo jest tak udane. Zadzwoniłam do męża
i wyjaśniłam mu, dlaczego ucięłam rozmowę.
Trudność: Przeprowadziłem, czterdzieści rozmów i nie zdo-
byłem ani jednego klienta.
Przekonanie: To do niczego nie prowadzi. To idiotyczne. Nie
mam żadnych rezultatów. Szkoda czasu i zachodu.
Skutki: Byłem sfrustrowany i zły, że zmarnowałem na to
tyle czasu.

Optymistyczna organizacja 395


Kwestionowanie: To było tylko jedno popołudnie i tylko
czterdzieści telefonów. Każdemu trudno jest dzwonić w ciemno
i takie dni jak dzisiaj zdarzają się od czasu do czasu. W każdym
razie skorzystałem na tym, bo nauczyłem się lepiej przedsta-
wiać ofertę, a więc jutro będzie lepiej.
Aktywizacja: W dalszym ciągu byłem sfrustrowany, ale
o wiele mniej niż na początku, i przestałem się złościć. Jutro
będę miał lepsze wyniki.
Nauczanie
Trudność: Nie potrafiłem się przebić przez mur apatii i nie-
chęci do nauki, jaką okazują niektórzy moi uczniowie.
Przekonanie: Dlaczego nie potrafię dotrzeć do tych dzieci?
Gdybym był bardziej dynamiczny, bardziej inteligentny albo
bardziej pomysłowy, to udałoby mi się zainteresować ich na-
uką. Skoro nie potrafię znaleźć wspólnego języka z dziećmi,
które najbardziej potrzebują mojej pomocy, to nie nadaję się
do tej pracy. Nie powinienem być nauczycielem.
Skutki: Nie wiem, co robić. Brak mi pomysłów i energii.
Czuję przygnębienie i zniechęcenie.
Kwestionowanie: Nie mogę oceniać swojej przydatności do
zawodu nauczyciela na podstawie zachowania małej grupy ucz-
niów. Przecież potrafię zainteresować przedmiotem większość
uczniów i poświęcam dużo czasu na przygotowanie lekcji, sta-
rając się trafić indywidualnie do każdego ucznia. Pod koniec
semestru, kiedy mam trochę więcej czasu, mogę zorganizować
spotkania z innymi nauczycielami, którzy borykają się z tym
samym problemem. Może w grupie będziemy mogli znaleźć
jakieś rozwiązanie, które pozwoli nam dotrzeć do tych apaty-
cznych uczniów.
Aktywizacja: Przestałem wątpić w swoją przydatność do za-
wodu nauczyciela. Nadzieja, że w dyskusji z innymi kolegami
znajdę być może jakieś rozwiązanie, natchnęła mnie energią
i zapałem do pracy.

396 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Pielęgniarstwo
Trudność: Zostało mi sześć godzin do końca dyżuru, brakuje
personelu, a lekarka powiedziała mi właśnie, że pracuję za
wolno.
Przekonanie: Ona ma rację. Jestem zbyt powolna. Wszystko
powinno mi cały czas iść gładko, a nie idzie. Inne pielęgniarki
dają sobie radę. Chyba nie nadaję się do tej pracy.
Skutki: Jestem przybita i czuję się winna, że nie pracuję
tak dobrze, jak powinnam. Mam ochotę uciec ze szpitala
w środku dużuru.
Kwestionowanie: Byłoby fantastycznie, gdyby przez cały
czas wszystko szło gładko, ale to niemożliwe, szczególnie
w szpitalu. W każdym razie nie tylko ja jestem odpowiedzialna
za to, żeby wszystko szło gładko. Nie mam obowiązku doglądać
wszystkiego. Nie pracuję gorzej niż inne pielęgniarki z mojej
zmiany. Może dzisiaj idzie mi trochę wolniej niż normalnie,
ale kilka koleżanek nie przyszło do pracy i mam dodatkowe
obowiązki, co zabiera mi więcej czasu. Mam dodatkową robotę,
więc nie powinnam się przejmować tym, że sprawia to lekki
kłopot lekarce.
Aktywizacja: Czuję się dużo lepiej i przestałam mieć poczu-
cie winy za to, że lekarce pracuje się gorzej. Przestała mnie
przerażać myśl o tym, że zostało mi jeszcze sześć godzin do
końca dyżuru.
Kierowanie zespołem ludzi
Trudność: Mój wydział nie wykonuje planu i szef zaczyna
narzekać.
Przekonanie: Dlaczego moi ludzie nie mogą zrobić tego, cze-
go się od nich wymaga? Pokazałem im wszystko, co muszą
wiedzieć, ale olewają to. Czemu nie mogę ich skłonić do lepszej
pracy? W końcu za to mi płacą. Teraz szef narzeka. Myśli, że
to wszystko moja wina i że kiepski ze mnie kierownik.

Optymistyczna organizacja 397


Skutki: Byłem zły i wkurzony na cały wydział. Chciałem
ich wezwać do swojego gabinetu i opieprzyć. Byłem też zły na
siebie i denerwowałem się, że mogę stracić pracę. Pomyślałem,
że będę unikał dyrektora, dopóki nie wyrobimy planu.
Kwestionowanie: Przede wszystkim to prawda, że mój wy-
dział nie wykonuje planu, ale dostałem nowych pracowników
i trochę potrwa, zanim nauczą się robić wszystko właściwie
i szybko. Byłem już w takiej sytuacji, ale jeszcze nigdy nie
dostałem tylu nowych naraz. Poinstruowałem wszystkich jak
należy, co i jak mają robić, ale i tak trzeba trochę czasu, żeby
nabrali wprawy. Zrobiłem wszystko, co do mnie należy. Poza
tym starzy pracownicy spisują się dobrze, trzeba więc uzbroić
się w cierpliwość i poświęcić więcej uwagi nowym. Wyjaśniłem
to wszystko staremu. Wie, że to prawda, bo nie próbował dawać
mi żadnych wskazówek. Założę się, że naciskają na niego z gó-
ry. Nie chcą mu nic popuścić, więc on nie chce mnie popuścić.
Pogadam z nim jeszcze raz i spytam wprost, czy coś zrobiłem
nie tak. Poza tym postaram się przycisnąć i zdopingować za-
łogę. Zobaczę też, czy starzy pracownicy nie będą mogli jakoś
pomóc nowym.
Aktywizacja: Przeszła mi złość i chęć opieprzenia załogi.
Będę mógł omówić z nimi spokojnie całą sytuację. Nie dener-
wuję się już też, że mogę stracić pracę, bo wiem, że mam opinię
dobrego fachowca. A poza tym, zamiast unikać dyrektora, spot-
kam się z nim, żeby przedstawić wyniki i odpowiedzieć na
wszystkie pytania, jakie będzie do mnie miał.
Teraz twoja kolej na zakwestionowanie przekonań. Zrób to pięć
razy.
Trudność:

398 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:

Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
. Trudność:
i Przekonanie:
Skutki:
t11 Kwestionowanie:
',' Aktywizacja:
4

Optymistyczna organizacja 399

400 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
Na pewno stwierdziłeś, że kiedy zacząłeś kwestionować swe
negatywne przekonania na temat trudności, które napotykasz
w pracy, ich skutki zmieniły się i zamiast przygnębienia i znie-
chęcenia, poczułeś przypływ energii i optymizmu.
Zapewne brak ci jeszcze wprawy w kwestionowaniu swych,
pojawiających się automatycznie, pesymistycznych myśli. Przejdź-
my zatem do ćwiczenia, dzięki któremu nabierzesz takiej wprawy.
Uzewnętrznienie głosów
SZEF ZMARSZCZYŁ CZOŁO, kiedy wszedłeś do biura. Myślisz: „Na
pewno schrzaniłem to sprawozdanie. Może mnie wylać". Wślizgu-
jesz się przygnębiony do swojego pokoju i gapisz się posępnie na
sprawozdanie. Nie możesz się nawet zdobyć na to, żeby je powtór-

Optymistyczna organizacja 401


nie przeczytać. Następne minuty spędzasz na smętnym rozmyśla-
niu i twój nastrój staje się jeszcze bardziej ponury.
Kiedy zdarzy ci się coś takiego, musisz się otrząsnąć z ponu-
rego nastroju, kwestionując swe pesymistyczne wyjaśnienia zmar-
szczek na czole szefa, które wywołały ten nastrój. Jak przekona-
liśmy się w poprzednich rozdziałach, istnieją zazwyczaj cztery
różne taktyki efektywnego kwestionowania swych negatywnych
sądów. Pytamy sami siebie o:
• Dowody
• Alternatywy
• Implikacje
• Przydatność naszych przekonań.
Dowody
ZABAW SIĘ W DETEKTYWA i spytaj siebie: „Jakie są dowody świad-
czące na korzyść tego przekonania, a jakie dowody świadczą prze-
ciwko niemu?"
Na przykład: Na jakiej podstawie pomyślałem, że przyczyną
zmarszczki na czole szefa było moje sprawozdanie? Czy wiedzia-
łem, że coś się nie zgadza w tym sprawozdaniu, że jest tam coś,
co mogłoby go wprawić w zły nastrój? Czy uwzględniłem w nim
wszystkie oczywiste czynniki? Czy wniosek, jakim je zakończyłem,
wypływa logicznie z przesłanek? Czy szef przeczytał już sprawoz-
danie, czy może nadal leży ono na biurku jego sekretarki?
Przeko/iasz się, że często tragizujesz, wyciągasz najgorszy
z możliwych wniosków, mimo iż brak jest na jego poparcie jakich-
kolwiek dowodów.
Alternatywy
CZY MOŻNA SPOJRZEĆ na trudność w inny sposób?
Na przykład: Jakie są alternatywne wyjaśnienia faktu, iż na
czole szefa pojawiła się zmarszczka? Może nie będzie ci łatwo

402 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


znaleźć inne wyjaśnienie, gdyż nie walcząc z pojawiającymi się od
lat automatycznymi wyjaśnieniami pesymistycznymi, pozwoliłeś
im głęboko zakorzenić się w swej psychice. Musisz jednak świa-
domie szukać wszelkich prawdopodobnych, alternatywnych wyjaś-
nień. „Może ma chandrę?" „Może przez większą część nocy przy-
gotowywał wystąpienie na zebranie zarządu?" „A jeśli zmarszczył
czoło na mój widok, to czy przypadkiem nie dlatego, że włożyłem
krawat w krzykliwych kolorach?"
Kiedy już zgromadzisz kilka alternatywnych wyjaśnień, mo-
żesz wrócić do pierwszego stadium i sprawdzić, czy są dowody na
poparcie któregoś z nich.
Implikacje
A JEŚLI TWOJE ponure wyjaśnienie jest prawdziwe, to co? Czy to
koniec świata?
Załóżmy, że szefa wprawiło w złość twoje sprawozdanie. Czy
to znaczy, że chce cię zwolnić? Przecież to twoje pierwsze potknię-
cie. Jeśli obawiasz się, że zaczyna powątpiewać w twoje umiejęt-
ności, to co możesz zrobić, żeby zmienić to wrażenie? I w tym
przypadku wróć do stadium pierwszego: Jakie są dowody na to,
że zwolniłby cię, nawet gdyby nie podobało mu się twoje sprawoz-
danie?
To, że sytuacja jest niekorzystna, nie znaczy zaraz koniecznie,
że jest ona równoznaczna z katastrofą. Postaraj się opanować
ważną umiejętność dekatastrofizacji polegającą na badaniu naj-
bardziej realistycznych, najbardziej prawdopodobnych implikacji
danej sytuacji. 9
Przydatność
NIEKIEDY POPRAWNOŚĆ wyjaśniania nie jest tym, co się najbardziej
liczy. Tym, co liczy się w takich sytuacjach, jest rozstrzygnięcie,
czy myślenie o trudnościach w danym momencie może ci pomóc.
Gdybyś był linoskoczkiem, to myślenie podczas balansowania
na wysoko rozpiętej linie o tym, co mogłoby się zdarzyć, gdybyś

Optymistyczna organizacja 403


spadł, byłoby zupełnie idiotyczne. Może przydałoby się, żebyś po-
myślał o tym innym razem, kiedy będziesz na ziemi, ale nie
w chwili, kiedy całą uwagę musisz skupić na tym, by nie spaść.
Czy rozmyślanie o najgorszych z możliwych implikacji faktu,
że szef zmarszczył czoło, kiedy wszedłeś do biura, sprawi, że po-
czujesz się jeszcze gorzej? Albo czy spowoduje ono, że będziesz
w kiepskim nastroju podczas ważnego spotkania, na które jesteś
umówiony po południu? Jeśli tak, to powinieneś odwrócić uwagę
od swych negatywnych przekonań.
Istnieją trzy sprawdzone sposoby odwrócenia uwagi w takich
przypadkach. Wszystkie są bardzo proste, ale niezawodne. A oto
one:
• Wykonaj jakąś czynność manualną, która skieruje twoją
uwagę w innym kierunku, na przykład pstryknij gumką ob-
wiązaną wokół przegubu dłoni albo pryśnij sobie w twarz
zimną wodą, mówiąc: „Dość!"
• Wyznacz jakąś późniejszą porę na przemyślenie absorbują-
cej cię sprawy. Może to być pół godziny wieczorem tego sa-
mego dnia, może to być inna odpowiadająca ci pora. Jeśli
złapiesz się na ruminacji, na tym, że przeżuwasz myśli, mo-
żesz sobie powiedzieć: „Stop! Zajmę się tym dziś o siódmej".
To męczące, natrętne powracanie myśli ma ściśle określony
cel — chodzi o to, byś nie zapomniał o sprawie, która je
wywołała, a którą musisz się zająć. Jeśli jednak wyznaczymy
sobie konkretną porę na przemyślenie tej sprawy, ustanie
powód, dla którego myśli te nie dają nam spokoju, roztrzą-
sanie ich stanie się psychologicznie zbyteczne.
• Zapisz nieznośną myśl w tej samej chwili, w której przyszła
ci do głowy. Będziesz teraz mógł do niej powrócić nie pod jej
przymusem, lecz wtedy, kiedy będzie ci wygodnie. Podobnie
jak drugi sposób odwrócenia uwagi, ten również usuwa przy-
czynę natrętnego pojawiania się tych samych myśli.
UZBROJONY W TE CZTERY METODY kwestionowania swych pesymi-
stycznych wyjaśnień — dowody? alternatywy? implikacje? przy-

404 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


datność? — możesz teraz przystąpić do ćwiczenia uzewnętrzniania
twego wewnętrznego dialogu, to znaczy wydobywania swych myśli
na światło dzienne, gdzie można się z nimi rozprawić. A oto te-
chnika, która sprawdziła się na kursach optymizmu — wybierz
zaufanego współpracownika, z którym będziesz ćwiczyć. Jeśli
w pracy nie możesz znaleźć odpowiedniej osoby, to rolę tę możesz
powierzyć żonie (mężowi) lub odznaczającemu się cierpliwością
przyjacielowi (przyjaciółce). Ich zadanie polegać będzie na stawia-
niu ci zarzutów w rodzaju tych, które sam sobie normalnie czy-
nisz. Przejrzyj z nimi zapis twoich TPSKA, tak by zorientowali
się, jakie to są zarzuty. Twoje natomiast zadanie polegać będzie
na głośnym zbijaniu tych zarzutów, na ich kwestionowaniu. Uży-
waj wszelkich argumentów, jakie przyjdą ci do głowy. Zanim za-
czniesz, zapoznaj się z podanymi niżej przykładami.
Współpracowniczka (atakująca cię w taki sam sposób, w ja-
ki sama na siebie napadasz): Kiedy mówiłaś, szefowa nie pa-
trzyła na ciebie. Musiała pomyśleć, że nie masz nic ważnego
do powiedzenia.
Ty: To prawda, że przez większość czasu, kiedy mówiłam,
nie patrzyła na mnie. Wydawało się, że nie słucha mnie zbyt
uważnie [dowody]. Nie znaczy to jednak, że moje pomysły są
nieistotne albo że ona myśli, że są nieistotne [implikacje]. Może
ma za dużo spraw na głowie [alternatywa]. Przedtem słuchała
uważnie, co mam do powiedzenia, a nawet zasięgała mojej
opinii w paru sprawach [dowody].
Współpracowniczka (przerywając ci): Musisz być głupia.
Ty (kontynuując kwestionowanie): Nawet jeśli nie podobały
się jej moje pomysły, to nie znaczy, że jestem głupia [implika-
cje]. Mam głowę nie od parady i zwykle wnoszę coś istotnego
do rozmowy, w której biorę udział [dowody]. W przyszłości,
zanim zacznę do niej mówić, spytam, czy ma czas, żeby wysłu-
chać tego, co chcę powiedzieć [implikacje]. W ten sposób wy-
eliminuję możliwość interpretowania jej zaabsorbowania inny-
mi sprawami jako braku zainteresowania moimi pomysłami
[alternatywa].

Optymistyczna organizacja 405


Nauczycielka z tej samej szkoły (robiąca uwagi krytyczne
podobne do tych, które sama kierujesz pod swoim adresem):
Nie potrafisz zainteresować uczniów lekcją. Wolą dłubać w no-
sie, niż słuchać tego, co mówisz.
Ty: To prawda, że jest pewna grupa uczniów, których nie
udaje mi się zainteresować [dowód]. Nie znaczy to jednak, że
nie jestem dobrą nauczycielką [implikacja]. Potrafię zaintere-
sować większość uczniów i jestem dumna z pomysłowych pla-
nów lekcji, które ułożyłam [dowód]. Byłoby znakomicie, gdyby
wszyscy uczniowie interesowali się moim przedmiotem, ale to
tylko marzenie [alternatywa]. Cały czas staram się wciągnąć
tych uczniów do aktywnego uczestnictwa w lekcji i zachęcam
ich, by bardziej udzielali się w szkole [dowód].
Koleżanka (przerywając): Nie możesz być dobrą nauczyciel-
ką, jeśli nie potrafisz zaabsorbować ich uwagi choćby przez
czterdzieści pięć minut.
Ty (kontynuując kwestionowanie): To, że nie mogę sobie
poradzić z paroma uczniami, nie zmienia faktu, że dobrze mi
idzie praca z większością dzieci, które uczę [implikacja].
Koleżanka z pracy: Pozwoliłaś jej przejechać się po sobie.
Nie masz za grosz poczucia własnej godności. Jesteś śmierdzą-
cym tchórzem.
Ty: Dyskutowanie ze zwierzchnikami sprawia kłopot wielu
osobom [alternatywa]. Myślę, że w rozmowie z nią nie byłam
tak stanowcza, jak w rozmowach z koleżankami, ale wyraziłam
swoje zdanie jasno i spokojnie [dowód]. Fakt, że jestem ostroż-
na, nie świadczy, że jestem tchórzem. Jest moją kierowniczką
i ma przewagę nade mną [alternatywa]. To była delikatna
sprawa, więc wolałam być nawet przesadnie ostrożna, żeby jej
nie obrazić, bo to zamknęłoby mi drogę do dalszej dyskusji
[implikacja]. Dzięki temu, zanim znowu porozmawiam z nią
na ten temat, będę miała czas przygotować się, żeby to, co
mam jej powiedzieć, zabrzmiało stanowczo, ale nie zaczepnie
[przydatność].

II!
406 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu
Kolega: Ten gość odłożył słuchawkę, bo zupełnie źle przed-
stawiłeś mu ofertę.
Ty: Może nie było to arcydzieło reklamy, ale wcale nie zro-
biłem tego źle. Przedstawiłem ofertę jasno i fachowo [dowody].
Ta propozycja nie różniła się od innych, które dziś przedsta-
wiłem innym osobom, a na dwudziestu rozmówców tylko on
jeden się wyłączył [dowody].
Nie sądzę, żeby mój sposób przedstawiania oferty miał coś
wspólnego z faktem, że on odłożył słuchawkę. Może był czymś
zajęty, a może z zasady nie słucha żadnych ofert składanych
telefonicznie [alternatywy]. Tak czy inaczej, to przykre, że od-
łożył słuchawkę, ale nie świadczy to źle o moich umiejętno-
ściach [implikacje].
Jeśli masz jakieś ciekawe uwagi dotyczące składania ofert
przez telefon, to chętnie ich wysłucham, ale trochę później, gdy
będę miał przerwę [przydatność].
Koleżanka pielęgniarki: Nigdy nie możesz z niczym zdążyć.
Stale wołają cię pacjenci, a lekarze bez przerwy krytykują two-
ją pracę. Gdybyś była lepszą pielęgniarką, to i pacjenci, i le-
karze byliby szczęśliwi i zadowoleni.
Ty: To prawda. Choćbym nie wiem jak się starała, stale jest
jeszcze coś do zrobienia [dowód]. Niestety, to taka praca i wcale
nie znaczy to, że nie jestem dobrą pielęgniarką [implikacja].
Koleżanka (wtrącając się): To ciężka i nerwowa praca, stale
w napięciu. Jesteś za słaba, żeby podołać tym obowiązkom.
Ty: Uszczęśliwianie pacjentów czy lekarzy nie należy do
moich obowiązków. Zresztą nie mam takiej władzy. Mogę tylko
starać się, żeby pacjenci czuli się jak najlepiej, i pomagać
lekarzom w ich pracy tak, jak umiem, ale to, czy są szczęśliwi,
czy nie, nie zależy ode mnie [alternatywy].
Faktem jest, że praca w szpitalu jest ciężka i nerwowa.
Chciałabym nauczyć się znosić to ustawiczne napięcie. Będę
musiała porozmawiać z pielęgniarkami, które mają większe
doświadczenie, i dowiedzieć się, jak one sobie z tym radzą.

Optymistyczna organizacja 407


Teraz twoja kolej. Wygospodaruj dwadzieścia minut i usiądź
na ławie oskarżonych, a twoja przyjaciółka (twój przyjaciel) niech
miota pod twym adresem dokładnie takie same oskarżenia, jakimi
ty sama (sam) się obrzucasz. Kwestionuj je, używając wszelkich
dostępnych argumentów. Kiedy przekonasz samą (samego) siebie
i przyjaciółkę (przyjaciela), że odparłeś zarzuty w sposób wiaro-
godny, przejdziesz do następnego oskarżenia. Po dwudziestu mi-
nutach zamieńcie się rolami.
Podsumowanie
ZADANIEM TEGO ROZDZIAŁU było nauczenie cię dwóch podstawo-
wych umiejętności, przydatnych w każdej pracy.
Przede wszystkim nauczyłeś się wsłuchiwać w swój wewnętrz-
ny negatywny dialog i zapisywać przekonania, które dochodzą do
głosu, gdy napotykasz na jakąś trudność czy przeszkodę. Przeko-
nałeś się, że skutkiem pesymistycznego myślenia o przyczynach
trudności jest zazwyczaj zniechęcenie i bierność. Gdybyś mógł
zmienić te pojawiające się automatycznie wyjaśnienia przyczyn
trudności, to tym samym zmieniłbyś uczucia wywoływane przez
te wyjaśnienia — zamiast przygnębienia, zniechęcenia i apatii,
odczuwałbyś przypływ sił i energii, miałbyś chęć do działania
i optymistycznie patrzył w przyszłość.
W tym właśnie celu ćwiczyłeś kwestionowanie swych pesymi-
stycznych przekonań. Robiłeś to, zapisując trudności rzeczywiście
pojawiające się przed tobą w pracy i wyobrażone przekonania,
którymi na nie reagowałeś, skutki tych przekonań i na koniec
świadczące przeciw nim argumenty. Potem, dla nabycia większej
wprawy, ćwiczyłeś uzewnętrznianie głosów.
To dopiero początek. Reszta zależy od ciebie. Za każdym ra-
zem, gdy natrafisz na przeszkodę w pracy, wsłuchaj się uważnie
w to, jak ją sobie wyjaśniasz. Kiedy wyjaśnienia będą pesymisty-
czne, energicznie je kwestionuj. Podczas kwestionowania spraw-
dzaj dowody, alternatywy, implikacje i przydatność poszczegól-

p
IHt
m

408 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu

nych wyjaśnień. Jeśli będzie to konieczne, staraj się odwrócić uwa-


gę od stojących przed tobą trudności i zajmij się nimi później,
kiedy będziesz miał na to czas. Postaraj się, by weszło ci to w na-
wyk i by ten nowy nawyk zastąpił nawyk automatycznego wyjaś-
niania przyczyn trudności w sposób pesymistyczny.

Rozdział piętnasty
Elastyczny optymizm1
„Nadzieja" to ta rzecz z piórami —
Która siedzi w duszy —
I śpiewa pieśń bez słów —
I nigdy nie przestaje — nigdy —
Emily Dickinson
Nr 254 (ok. 1861 r.)
OBAWY, KTÓRE nawiedzają mnie o czwartej nad ranem,
od dwóch miesięcy zmieniły się. Tak zresztą, jak i całe moje życie.
Mam maleńką córkę, Larę Catrinę Seligman. Jest prześliczna.
Teraz, kiedy piszę, ssie pierś matki, ale prawie co minutę prze-
rywa ssanie, przygląda mi się badawczo swymi błękitnymi oczami
i uśmiecha się. Uśmiechanie się to jej najnowsze osiągnięcie. Kie-
dy to robi, uśmiech ogarnia jej całą buzię. Przypominam sobie
małego wieloryba, którego widziałem zeszłej zimy na Hawajach.
Cieszył się życiem, baraszkując radośnie w wodzie, podczas gdy
jego stateczni rodzice czuwali, aby nikt mu nie zagroził. Uśmiech
Lary jest zniewalający. Wraca do mnie o czwartej nad ranem.
Co jej zgotuje przyszłość? Co stanie się z jej afirmacją świata?
Rodzi się nowe, liczne pokolenie. „New York Times" donosi, że
obecnie dwa razy więcej niż dziesięć lat temu zamężnych Amery-
kanek chce mieć dzieci. To nowe pokolenie jest naszą afirmacją
przyszłości. Będzie to jednak pokolenie żyjące w zagrożeniu — do
znanego nam już zagrożenia wojną jądrową, zanieczyszczeniem
środowiska i zagrożenia politycznego dojdzie zagrożenie psycho-
logiczne i duchowe.
Jednakże z zagrożeniem tym można się uporać, a niepoślednią
rolę w jego zwalczaniu odegrać może wyuczony optymizm.

410 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Depresja raz jeszcze
JAK STWIERDZILIŚMY W rozdziale czwartym, od czasu drugiej wojny
światowej depresja staje się coraz powszechniejszym zjawiskiem.
Młodzi ludzie są dzisiaj dziesięciokrotnie bardziej narażeni na
ryzyko popadnięcia w depresję niż ich dziadkowie. Depresja zbiera
szczególnie obfite żniwo wśród kobiet i ludzi młodych. Nic nie
świadczy o tym, by zjawisko to zmniejszało się i dręczące mnie
o czwartej nad ranem obawy tego właśnie dotyczą. Lękam się, że
dla pokolenia Lary jest to prawdziwe zagrożenie.
Zanim wyjaśnię, dlaczego depresja jest obecnie o wiele po-
wszechniejszym zjawiskiem niż niegdyś i dlaczego życie w krajach
rozwiniętych sprawia, iż dzieci są tak na nią podatne, chcę wpierw
przyjrzeć się dwu innym alarmującym zjawiskom — wyolbrzymia-
niu roli jednostki i zanikaniu więzi społecznych.
Wyolbrzymianie roli jednostki
SPOŁECZEŃSTWO, W którym żyjemy, stawia jednostkę na piedestał.
Rozkosze i cierpienia, sukcesy i niepowodzenia jednostki traktuje
ono z niespotykaną dotąd powagą. Nasza gospodarka rozwija się
dzięki zaspokajaniu kaprysów jednostki. Nasze społeczeństwo za-
pewnia jednostce władzę, jakiej nie miała ona nigdy w dziejach —
może zmieniać samą siebie, może nawet zmienić swój sposób my-
ślenia. Żyjemy w epoce samokontroli, samodoskonalenia i decydo-
wania o samym sobie. Rolę i wagę jednostki wyolbrzymia się tak
bardzo, że bezradność pojedynczej osoby uważa się za coś, czemu
trzeba zaradzić i co trzeba leczyć, a nie za to, co jej los przepisał
i zgotował.
Kiedy na początku obecnego stulecia stworzono linię montażo-
wą, jej istnienie nie przysporzało jednostce żadnych problemów
związanych z decydowaniem o swych sprawach. Mogliśmy kupo-
wać lodówki, ale tylko białe, gdyż na taśmie montażowej bardziej
opłacalne było malowanie ich tym samym kolorem. Jednakże

Elastyczny optymizm 411


w łatach pięćdziesiątych, wraz z pojawieniem się tranzystorów
i pierwszych mózgów elektronicznych, zmuszono nas do dokony-
wania wyboru, gdyż — jeśli był tylko rynek na takie wyroby —
opłacało się inkrustować co setną lodówkę sztucznymi diamenta-
mi. Mózgi elektroniczne, sztuczna inteligencja, otworzyły wielki
rynek zbytu dla przeróżnych odmian tych samych towarów, rynek,
który zależał od gustów i potrzeb poszczególnych nabywców i któ-
ry znakomicie prosperował dzięki zaspokajaniu tych gustów i po-
trzeb. Obecnie nie wszystkie dżinsy są niebieskie, można je nabyć
w dziesiątkach kolorów i setkach wzorów. Nabywca ma do wyboru
dziesiątki milionów modeli samochodów. Są setki rodzajów aspi-
ryny i tysiące gatunków piwa.
Aby stworzyć rynek dla tych wszystkich towarów, reklama wy-
chwalała pod niebiosa walory niczym nie skrępowanego, swobod-
nego wyboru i zalety decydowania o samym sobie i swym życiu.
Stale wybierająca, decydująca się na coś, hedonistycznie nasta-
wiona jednostka stała się istną kopalnią pieniędzy, stworzyła
szansę dla robienia wielkich interesów. Kiedy jednostka ma dużo
pieniędzy do wydania, indywidualizm staje się panującym —
i przynoszącym niezłe zyski — światopoglądem.
W tym samym okresie Ameryka stawała się krajem krezusów.
Choć milionom ludzi w USA nie wiedzie się dobrze, ogólnie rzecz
biorąc Amerykanie dysponują obecnie o wiele większą siłą nabyw-
czą niż jakikolwiek inny naród w dziejach świata. Dzisiaj bogactwo
jest czymś innym niż w minionych wiekach. Średniowieczny książę
był bogaty, ale większa część jego majątku była nieprzenośna. Nie
mógł sprzedać swych włości i za uzyskane za nie pieniądze kupić
koni, tak samo jak nie mógł sprzedać swego książęcego tytułu. Jego
majątek, w odróżnieniu od naszego, nie mógł być bezpośrednio
zamieniony na siłę nabywczą. Nasze bogactwo natomiast łączy się
z oszałamiającymi możliwościami wyboru, jakie otworzył przed na-
mi ten sam proces, który doprowadził do produkcji lodówek inkru-
stowanych sztucznymi diamentami. Mamy więcej żywności, więcej
ubrań, więcej wykształcenia, więcej koncertów i książek, więcej
wiedzy, zdaniem niektórych — nawet większy wybór w miłości niż
jakikolwiek inny naród w dziejach świata.

412 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Tej eskalacji potrzeb materialnych towarzyszyła eskalacja te-
go, co można uważać za możliwe do przyjęcia w pracy i w miłości.
Dawniej uważano, że ma się dobrą pracę, jeśli za zapłatę za nią
można było kupić szynkę. Dziś już się tak nie uważa. Praca musi
być sensowna. Musi stwarzać szansę na awans. Musi zapewnić
człowiekowi przyzwoitą emeryturę. Współpracownicy muszą być
sympatyczni, a otoczenie ekologicznie zdrowe.
Również od małżeństwa wymaga się obecnie więcej niż daw-
niej. Małżeństwo nie jest już instytucją, której celem jest tylko
spłodzenie i wychowanie dzieci. Partner (partnerka) musi być wie-
cznie seksualnie sprawny (sprawna), szczupły (szczupła), dobry
(dobra) w tenisie, a rozmowa z nim (z nią) powinna być interesu-
jąca. Korzenie tych przesadnych oczekiwań i wymagań tkwią
w wyolbrzymieniu znaczenia swobody wyboru.
Kto dokonuje wyboru?2 Jednostka. Współczesna jednostka nie
jest chłopem z zamierzchłych czasów, którego przyszłość była ści-
śle określona. On (a teraz i ona, skutecznie podwajająca rzesze
nabywców towarów) biega jak oszalały, miotając się między swo-
bodą wyboru, decyzją i preferencją. A rezultatem tego jest nowy
gatunek jednostki — jednostka „maksymalna".
Pojęcie jednostki ma swoją historię.3 W tej czy innej formie
jednostka pojawiała się w życiu społeczeństw od dawna, aczkol-
wiek jej właściwości różniły się w zależności od epoki i kultury.
Począwszy od średniowiecza aż po późny renesans rola i pozycja
jednostki były znikome — na obrazie Giotta wszyscy, oprócz Chry-
stusa, wyglądają tak samo. Pod koniec renesansu rola jednostki
zyskała na znaczeniu — na obrazach Rembrandta i El Greca
postacie drugoplanowe nie wyglądają już jak kopie tego samego
wzoru.
Ta ekspansja jednostki trwa nadal. Nasze bogactwo i technika
doprowadziły do powstania jednostki, która odczuwa rozkosz i ból,
która narzuca sobie kierunek i rytm działania, która optymalizuje
swoje potrzeby, która ma nawet tak rzadko dotąd spotykane ce-
chy, jak szacunek dla samej siebie i skuteczność oraz wiarę w sie-
bie i władzę nad sobą. Tę nową, odznaczającą się niezwykłym
wyczuleniem na swe sukcesy i porażki jednostkę nazywam jedno-

Elastyczny optymizm 413


stką maksymalną, aby odróżnić ją od tej, którą zastąpiła, czyli
jednostki minimalnej, jednostki z pokolenia naszych dziadków.
Jednostka minimalna, mówiąc inaczej, jednostka jankeska4, a kró-
cej, Jankes, zachowywała się jak jednostka z okresu średniowie-
cza, to znaczy robiła niewiele ponad to, co jej przysługiwało czy
wypadało robić. Na pewno w tamtych czasach człowiek mniej
przejmował się tym, jak się czuje. Mniej uwagi poświęcał swoim
uczuciom i doznaniom, a więcej obowiązkom.
Bez względu na to, czy lepiej to czy gorzej, jesteśmy społeczeń-
stwem składającym się z jednostek maksymalnych. Wybieramy,
co chcemy, z mnóstwa oferowanych nam towarów i usług, i się-
gamy jeszcze dalej, by zyskać bardziej nieograniczoną swobodę
wyboru. Jednak tym swobodom towarzyszą też niebezpieczeń-
stwa. Głównym z nich jest depresja. Jestem głęboko przekonany,
że nękająca nas epidemia depresji jest skutkiem pojawienia się
jednostki maksymalnej.
Gdyby wyniesieniu roli jednostki nie towarzyszyły inne proce-
sy, to mogłoby to mieć pozytywne znaczenie dla ludzi i prowadzić
do korzystania z życia w całej pełni. Stało się jednak inaczej.
Wyolbrzymianie roli i znaczenia jednostki zbiegło się z umniej-
szaniem roli społeczności, roli powszechnych wartości i zanika-
niem wyższych celów. Wszystkie te zjawiska stworzyły łącznie
znakomitą glebę dla rozwoju depresji.
Umniejszanie roli społeczności
ŻYCIE, KTÓREGO JEDYNYM CELEM i sensem istnienia, jest ono samo,
jest ubogie i jałowe. Ludziom potrzebny jest szerszy kontekst,
kontekst znaczenia i nadziei. Kiedyś mieliśmy taki kontekst i gdy
dotknęło nas niepowodzenie, mogliśmy znaleźć w nim oparcie i na
nowo odkryć sens istnienia. Ten szerszy kontekst, nasze otoczenie,
określam mianem powszechnych wartości. Na wartości te składa-
ła się wiara w Boga, w swój naród, w rodzinę i w cel, który nie
kończy się z naszym życiem.
W ostatnich dwudziestu pięciu latach miały miejsce wydarzę-

414 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


nia, które tak osłabiły nasze przywiązanie do owych wyższych
wartości, że stanęliśmy nadzy i prawie bezbronni wobec wyzwań,
które niesie z sobą życie. Nieraz już wskazywano, że zabójstwa,
wojna wietnamska i Watergate dla wielu osób oznaczały koniec
marzeń o tym, że naród nasz osiągnie szczytne cele. Ci z was,
którzy wkraczali w życie dorosłe na początku lat sześćdziesią-
tych, odczuli chyba, podobnie jak ja, że 22 listopada 1963 roku
znikła ta świetlana wizja przyszłości. Straciliśmy nadzieję, że
nasze społeczeństwo może zaradzić ludzkim nieszczęściom. Być
może zabrzmi to banalnie, choć jest niewątpliwie prawdziwym
spostrzeżeniem, ale wiele osób z mojego pokolenia, z lęku i z roz-
paczy, zrezygnowało z karier w życiu publicznym, by poświęcić
się zajęciom, które przynajmniej dostarczały im przyjemności oso-
bistych.
Ta tendencja do wycofywania się ze służby dla dobra powszech-
nego została jeszcze wzmocniona zabójstwami Martina Luthera
Kinga, Malcolma X i Roberta Kennedy'ego. Ludzie nieco młodsi
wyciągnęli tę samą naukę z wojny wietnamskiej. Dziesięć lat bez-
owocnych, okrutnych zmagań zachwiało ich patriotyzmem i wiarą
w Amerykę. Tym, których ominęła wietnamska lekcja, trudno było
zignorować Watergate.
Tak więc zaangażowanie się w sprawy państwa i narodu osłab-
ło, a wraz z nim nadzieje na lepszą przyszłość. To z kolei spowo-
dowało, że ludzie zaczęli szukać spełnienia w zaspokajaniu swych
prywatnych potrzeb, skoncentrowali się na swym życiu osobistym.
W tym samym czasie gdy wydarzenia polityczne unicestwiały sta-
rą ideę państwa i narodu, pewne nurty społeczne, co nie uszło
uwagi uczonych, unicestwiały pojęcie Boga i rodziny. Wiara w Bo-
ga czy wiara w rodzinę mogła zastąpić wiarę w kraj i naród, i stać
się nowym źródłem nadziei, powstrzymując nas przed zamknię-
ciem się w sobie. Niestety, tak się złożyło, że erozja wiary w pań-
stwo i naród zbiegła się w czasie z upadkiem instytucji małżeń-
stwa i wiary w Boga.
Do upadku instytucji małżeństwa przyczyniły się: wysoka li-
czba rozwodów, zwiększona mobilność społeczeństwa oraz dwu-
dziestoletni okres spadku liczby urodzeń. Z powodu rozwodów

Elastyczny optymizm 415


małżeństwo nie jest już trwałą instytucją, jaką było niegdyś, san-
ktuarium, w którym możemy leczyć nasze rany, szukać pociechy
w chwilach niepowodzeń. Duża mobilność i ruchliwość — zdolność
do przemieszczania się w krótkim czasie w odległe miejsca —
również wpływa ujemnie na trwałość i stabilność rodziny. I, na
ostatek, brak rodzeństwa albo, w najlepszym wypadku, dwoje
dzieci — co ma miejsce w większości amerykańskich rodzin —
przyczynia się do wyizolowania jednostki. Większa uwaga, jaką
rodzice mogą poświęcić jednemu dziecku, daje dosyć dobre rezul-
taty na krótką metą (średnio biorąc, dzieci z takich rodzin uzu-
skują około pół punkta więcej w testach na inteligencję), lecz na
dłuższą metę wywołuje u dzieci wrażenie, że ich przyjemności
i cierpienia są bardziej ulotne niż w rzeczywistości.
Zsumujmy teraz: brak wiary w Boga, załamanie się wiary
w dobroczynną funkcję państwa i krach instytucji małżeństwa.
Co pozostaje, gdzie można zwrócić się w poszukiwaniu sensu swe-
go istnienia, swej tożsamości i nadziei? Kiedy szukamy sprzętów,
które tworzyły swoiste umeblowanie naszego życia duchowego,
odkrywamy z przerażeniem, że wszystkie te wygodne, kryte skórą
kanapy i miękkie fotele zostały usunięte, że zostało tylko małe
i chybotliwe składane krzesło — nasza jaźń, my sami, jednostka.
A maksymalna jednostka, pozbawiona stroju ochronnego, jakim
są wartości ponadczasowe, jest bezbronna wobec depresji.
Coraz większy indywidualizm i upadek powszechnie uznawa-
nych wartości mogłyby, nawet każde z osobna, doprowadzić do
zwiększonej podatności na depresję. Fakt, że oba te zjawiska za-
istniały w Ameryce w tym samym czasie, stał się — moim zda-
niem — przyczyną obecnej epidemii depresji. Mechanizmem, któ-
ry zjawiska te uruchamiają, a który prowadzi do depresji, jest
wyuczona bezradność.
W rozdziałach czwartym i piątym wykazałem, że kiedy jedno-
stka natrafia na przeszkody, których nie jest w stanie usunąć,
kiedy spotykają ją niepowodzenia, na których przyczyny nie ma
wpływu, ogarnia ją bezradność. A bezradność, jak udowadniam
w tej książce, przeistacza się w brak nadziei i kończy się głęboką
depresją. Pogrążona w niej osoba wyjaśnia sobie przyczyny swych

416 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


niepowodzeń działaniem czynników o stałym charakterze, uniwer-
salnym zasięgu i pochodzeniu wewnętrznym.
W życiu doznajemy wielu niepowodzeń. Rzadko zdobywamy
wszystko, co chcemy. Frustracja, przygnębienie, zniechęcenie są
uczuciami, których doznajemy codziennie. W kulturze takiej jak
nasza, wyolbrzymiającej znaczenie jednostki i nie przywiązującej
zbytniej wagi do tego, co nie dotyczy jednostki, może ona liczyć
na bardzo skromną pomoc społeczeństwa, gdy spotka ją niepowo-
dzenie. Społeczeństwa bardziej „prymitywne" mają sposoby poma-
gania jednostce w takich sytuacjach. W ten sposób nie dopuszczają
one do wytworzenia się u swych członków poczucia bezradności.
Antropolog i psycholog Buck Schieffelin próbował, bez powodze-
nia, znaleźć odpowiednik depresji wśród plemienia Kaluli żyjącego
na Nowej Gwinei, którego rozwój cywilizacyjny znajduje się na
poziomie kamienia łupanego. Schieffelin uważa5, iż więzy łączące
jednostkę z całym plemieniem zapobiegają depresji. Gdy któryś
z członków plemienia traci świnię i publicznie rozpacza z tego
powodu, plemię obdarowuje go inną świnią. Grupa, do której na-
leży jednostka, rekompensuje jej stratę, w związku z czym przy-
gnębienie i bezradność nie przeistaczają się w beznadziejność, po-
czucie straty nie prowadzi do rozpaczy.
Jednakże nękająca nas epidemia depresji nie jest jedynie wy-
nikiem skąpego pocieszenia, które daje nam społeczeństwo. Wybu-
jały indywidualizm prowadzi do nadmiernie pesymistycznego stylu
wyjaśniania, który każe ludziom upatrywać przyczyn ich niepowo-
dzeń w skrajnie stałych, uniwersalnych i osobistych czynnikach.
Skoro jednostka jest tak ważna, to każdy myśli sobie: „Niepowo-
dzenie wypływa wyłącznie z mojej winy, bo na moje losy nie ma
wpływu nikt inny oprócz mnie". Upadek powszechnie akceptowa-
nych wartości oznacza, że niepowodzenie jest stałe i na całej linii.
? Skoro nie liczą się już większe, trwalsze i pozytywne wartości (Bóg,
naród, ojczyzna, rodzina), to niepowodzenie osobiste urasta do roz-
miarów katastrofy. Jedno niepowodzenie zatruwa całe życie. Nig-
dzie nie można znaleźć pocieszenia. Jeśli wierzy się w wyższe war-
tości, to osobiste niepowodzenie nie wydaje się mieć wiecznych
negatywnych skutków ani ogarniać wszystkich obszarów życia.

Elastyczny optymizm 417


Zmiana proporcji
A ZATEM MOJA DIAGNOZA BRZMI: epidemia depresji spowodowana
jest wzrostem indywidualizmu oraz spadkiem zainteresowania do-
brem publicznym i wartościami wyższymi. Oznacza to, że z tej
sytuacji możliwe są dwie drogi wyjścia: po pierwsze, zmiana pro-
porcji między indywidualizmem a wartościami nadrzędnymi, po
drugie — pełne wykorzystanie możliwości jednostki maksymalnej.
Granice indywidualizmu
CZY JEDNOSTKA MAKSYMALNA i jej pułapki mówią nam coś o dal-
szej przyszłości indywidualizmu? Uważam, iż nieokiełznany indy-
widualizm ma negatywne konsekwencje, które mogą zniszczyć go,
tak jak on niszczy nas.
Po pierwsze, społeczeństwo, które — tak jak nasze — wyol-
brzymia rolę jednostki, będzie ustawicznie nękane depresją. Kiedy
stanie się dla wszystkich jasne, że rozbuchany indywidualizm do-
prowadził do dziesięciokrotnego wzrostu przypadków depresji,
przestanie on być atrakcyjny.
Drugim, i być może ważniejszym, czynnikiem jest brak sensu
życia. Nie jestem tak głupi, aby próbować zdefiniować sens życia,
ale mogę podać jeden niezbędny warunek, który musi spełniać to,
co ma się stać sensem czyjegoś życia — otóż musi to być rzecz
czy istota, która jest większa, ważniejsza od nas i do której jes-
teśmy przywiązani. Im większą jest ta rzecz, tym większe ma
dla nas znaczenie. Młodym ludziom będzie tym trudniej odnaleźć
sens życia, im mniej dla nich znaczy Bóg, dobro ich kraju i rodzina.
Ujmując to inaczej, jednostka, która sensem swego życia czyni
samą siebie, zaczyna wkrótce odczuwać brak sensu w życiu.
Jeśli indywidualizm i brak wyższych wartości prowadzą do
depresji i poczucia braku sensu życia w masowej skali, to coś musi
osłabnąć. Co? Istnieje możliwość, że epoka nieokiełznanego indy-
widualizmu wreszcie skończy się, a jednostka maksymalna na
powrót stanie się jednostką minimalną. Jest też jednak inna, prze-

418 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


rażająca możliwość, że po to, by wyzwolić się z depresji i odzyskać
sens życia, chętnie zrezygnujemy z wolności, którą daje indywi-
dualizm, wyrzekniemy się możliwości decydowania o sobie i prze-
staniemy troszczyć się o dobro jednostki. Wiek dwudziesty dostar-
cza nam aż nadto straszliwych przykładów społeczeństw, które
postąpiły tak, chcąc znaleźć remedium na swoje kłopoty. Wydaje
się, że obserwowana obecnie na całym świecie tęsknota za funda-
mentalistyczną religią jest właśnie taką reakcją.
Siła jednostki maksymalnej
SĄ JESZCZE dwie inne możliwości, obie znacznie bardziej optymi-
styczne. Opierają się one na wykorzystaniu siły jednostki maksy-
malnej. Pierwsza z nich polega na zmianie proporcji między jed-
nostką a dobrem ogólnym poprzez zaangażowanie się w pracę
na rzecz tego dobra. Druga opiera się na wyuczonym optymizmie.
Moralny jogging
CHOCIAŻ DO NIEDAWNA nie znano żadnych środków obrony, który-
mi dysponowałaby jednostka maksymalna, nie znaczy to, że jest
ona bezbronna. Przeciwnie — dysponuje ona dobrą metodą samo-
obrony, którą jest samodoskonalenie się. Być może, dzięki same-
mu procesowi samodoskonalenia, jednostka maksymalna przeko-
na się wkrótce, że jej nadmierne zainteresowanie sobą, choć
korzystne na krótszą metę, na dalszą metę jest jednak dla niej
niedobre.
Wśród różnych wyborów, jakich może dokonywać jednostka
maksymalna, jest też taki, który wydaje się paradoksalnym. Dzia-
łając z pobudek czysto egoistycznych, może wybrać taką taktykę
samodoskonalenia — opartą na wiedzy o tym, że zbytnie zajmo-
wanie się sobą prowadzi do depresji i utraty poczucia sensu życia
— która zmniejszy jej rolę, wagę i znaczenie. Być może mogliby-

Elastyczny optymizm 419


śmy zachować wiarę w znaczenie jednostki, ale jednocześnie po-
winniśmy przestać się tak bardzo przejmować swym samopoczu-
ciem, swymi przyjemnościami i przykrościami. Stworzyłoby to mo-
żliwość poświęcenia się sprawom wyższym.
Nawet gdybyśmy bardzo tego pragnęli, w społeczeństwie tak
wyolbrzymiającym rolę jednostki jak nasze, przemiana taka
nie dokona się w ciągu jednego dnia. Potrzebna jest nowa taktyka.
Weźmy na przykład jogging. Wielu z nas postanowiło biegać.
Biegamy bez względu na pogodę, wstajemy o nieprzyzwoitych go-
dzinach, żeby sobie pobiegać. Większości z nas nie sprawia to
żadnej przyjemności. Niekiedy jest to męczące, a czasami przykre.
Robimy to jednak w swoim własnym interesie, bo na dłuższą metę
ma to dla nas pozytywne skutki. Wierzymy, że dzięki temu bę-
dziemy się lepiej czuli, będziemy zdrowsi i bardziej atrakcyjni,
będziemy żyć dłużej. Tylko dlatego poddajemy się tym codziennym
umartwieniom. Trochę wyrzeczeń co dnia ma nam dać lepszą kon-
dycję i zdrowie w przyszłości. Kiedy przekonaliśmy się, że brak
ćwiczeń fizycznych może się odbić źle na naszym zdrowiu i samo-
poczuciu, bieganie stało się atrakcyjne.
Indywidualizm i egoizm stwarzają analogiczną sytuację.6 Jak
już pisałem, depresja jest częściowo wynikiem nadmiernego zaj-
mowania się sobą i niedostatecznego zajmowania się dobrem po-
wszechnym. Ten stan rzeczy jest tak samo groźny dla naszego
zdrowia i dla naszej pomyślności jak brak ćwiczeń fizycznych
i niektóre odmiany cholesterolu. Skutkiem nadmiernego zajmo-
wania się własną osobą i braku zainteresowania dobrem po-
wszechnym jest właśnie depresja, kiepskie zdrowie i brak sensu
życia.
W jaki sposób — działając w swoim własnym interesie — mo-
żemy ograniczyć zajmowanie się własną osobą i zwiększyć zain-
teresowanie dobrem powszechnym? Rozwiązaniem może tu być
„moralny jogging".
Obecne pokolenie nie jest skore do poświęceń polegających na
dawaniu innym i zaangażowaniu swego czasu, pieniędzy i wysiłku
na rzecz dobra powszechnego. W naszych czasach rzeczą natural-
ną wydaje się dążenie do tego, by być osobą najważniejszą. Dla

420 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


poprzedniego pokolenia rzeczą naturalną był odpoczynek i biesia-
da — wyobrażenie idealnej niedzieli, jednakże my nabraliśmy
przekonania, że lepiej dla nas jest zapomnieć o tych przyjemno-
ściach, i spędzamy niedziele na czymś dokładnie odwrotnym — na
intensywnych ćwiczeniach i przestrzeganiu diety. A zatem mamy
dużą szansę również na zmianę innych ideałów i przyzwyczajeń.
Jak możemy przełamać silny egoizm tkwiący w nas samych
i w naszych dzieciach? Na potrzebną nam taktykę antydepresyjną
mogą złożyć się ćwiczenia — nie fizyczne, lecz moralne. Wybierz
dla siebie którąś z następujących propozycji:
• Przeznacz 5 procent swych rocznych dochodów na cele spo-
łeczne, jednak nie za pośrednictwem jakichś instytucji cha-
rytatywnych, które wykonają za ciebie całą pracę. Musisz to
zrobić sam. Rozgłoś wśród potencjalnych odbiorców twej po-
mocy w interesującej cię dziedzinie, że przeznaczasz na takie
to a takie cele, powiedzmy, sumę 3000 dolarów (czy jakąkol-
wiek inną). Przejrzyj podania o tę pomoc i wybierz osobę,
która wyda ci się najbardziej odpowiednia. Daj jej pieniądze
i kontroluj ich wydawanie aż do pomyślnego końca projektu.
• Przestań robić coś, co robisz regularnie tylko dla swej włas-
nej przyjemności — może to być chodzenie raz w tygodniu
do restauracji, oglądanie filmów w któryś dzień tygodnia,
gry komputerowe po powrocie z pracy do domu, chodzenie
po sklepach, polowanie — i przeznacz ten czas (na ogół bę-
dzie to jedno popołudnie) na działalność społeczną: pomoc
w kuchni przygotowującej posiłki dla ubogich, udział w pra-
cy rady szkoły, odwiedzanie chorych na AIDS, sprzątanie
w parku publicznym, zbieranie funduszy na swoją alma ma-
ter. Pieniądze, które zaoszczędziłeś rezygnując z ulubionej
rozrywki, przeznacz na działalność społeczną.
• Kiedy bezdomna osoba poprosi cię o wsparcie, porozmawiaj
z nią. Postaraj się zorientować, czy nie wyda pieniędzy na
destrukcyjne cele. Jeśli dojdziesz do wniosku, że nie wyda,
to daj jej jakąś sumę (ale nie mniej niż pięć dolarów). Od-
wiedzaj dzielnice, gdzie można znaleźć żebraków, rozmawiaj

Elastyczny optymizm 421
z bezdomnymi i dawaj pieniądze tym, którzy są naprawdę
w potrzebie. Poświęć na to trzy godziny tygodniowo.
• Kiedy przeczytasz o szczególnie bohaterskich czy odrażają-
cych czynach, pisz listy do tych, którzy ich dokonali. Prze-
syłaj wyrazy poparcia dla osób, którym może się ono przydać
i wyrazy oburzenia z powodu działalności osób i organizacji,
którymi gardzisz. Pisz o tym do polityków i innych osób,
które mogą podjąć w tych sprawach bezpośrednie działania.
Poświęć na to trzy godziny tygodniowo. Działaj powoli i roz-
ważnie. Układaj te listy tak starannie, jak gdybyś sporzą-
dzał bardzo ważne sprawozdanie.
• Naucz swoje dzieci umiejętności dzielenia się z innymi. Na-
kłoń je, by przeznaczały jedną czwartą swego kieszonkowego
na rzecz biednych. Dziecko powinno samo znaleźć osobę bę-
dącą w potrzebie i osobiście dać jej pieniądze.
Podejmując działania tego typu, nie musisz być przepojony du-
chem bezinteresowności. Nie będzie absolutnie nic złego w tym,
że będziesz to robił dla swego własnego dobra, bez względu na to,
że przyczynisz się w ten sposób dla dobra powszechnego.
Można by dowodzić, że zwiększone kontakty tego typu mogą
być przygnębiające i że jeśli chce się uniknąć depresji, to lepiej
jest przebywać w gronie osób pięknych i bogatych w Acapulco, niż
spędzać wieczory na pracy w schronisku dla bezdomnych. Mógłby
ktoś pomyśleć, że odwiedzanie śmiertelnie chorych na AIDS jest
gotową receptą na depresję. Oczywiście, nie sposób zaprzeczyć, iż
w przypadku niektórych osób mogłoby to rzeczywiście tak się
skończyć. Uważam wszakże, że kontakt z ludzkim cierpieniem,
mimo iż napawa smutkiem, nie jest czynnikiem prowadzącym do
powstania depresji w tym sensie owego terminu, w jakim używam
go w tej książce. Autentycznie przygnębiające jest coś zupełnie
innego — wyobrażenie, że żyjemy w świecie pełnym potworów,
owych dzikich i niechlujnych żebraków, przypominających kościo-
trupy indywiduów z pełnoobjawowym AIDS, i tak dalej. Osoby
mające doświadczenie w ochotniczej pracy na rzecz osób cierpią-
cych twierdzą, że wielkim zaskoczeniem dla nich był fakt, iż dzia-

422 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


łalność ta podnosi ich na duchu i wyzwala w nich wielką energię.
Dzięki kontaktom z nędzarzami i nieuleczalnie chorymi odkrywa-
ją, że nie są to bynajmniej potwory, lecz normalni, cierpiący lu-
dzie, że cichy heroizm jest wśród tych osób raczej regułą niż wy-
jątkiem, że choć to, z czym się spotykają w swej pracy społecznej,
przejmuje ich wielkim smutkiem, to wcale nie wtrąca ich w ot-
chłań depresji, że często głęboko ich to porusza. Nic tak nie pod-
nosi na duchu jak naoczne przekonanie się, że wśród osób, które —
teoretycznie rzecz biorąc — powinny być absolutnie bezradne, jest
wiele takich, które nie poddały się.
Jeśli zaangażujesz się w działalność na rzecz dobra powszech-
nego, to nada to sens twemu życiu. Może stwierdzisz wówczas, że
nie ulegasz już tak często depresji, że rzadziej chorujesz i że czu-
jesz się dużo lepiej, poświęcając się służbie dla dobra powszech-
nego niż swym rozrywkom. A co najważniejsze, przestaniesz od-
czuwać wewnątrz siebie pustkę, którą wytwarza drapieżny indy-
widualizm.
W epoce ciągłych wyborów, w której żyjemy, wybór ten z pew-
nością należy do nas.
Wyuczony optymizm
DRUGA MOŻLIWOŚĆ wykorzystania siły jednostki maksymalnej jest
tematem tej książki. Przekonaliśmy się, że depresja rodzi się
z pesymistycznego myślenia o przyczynach niepowodzeń i strat.
Nauczenie się bardziej optymistycznego myślenia w momentach
niepowodzeń chroni nas przed popadnięciem w depresję. Dzięki
nauczeniu się tej sztuki możemy też osiągnąć w życiu więcej i cie-
szyć się lepszym zdrowiem.
Głoszenie poglądu, iż możemy nauczyć się optymizmu, nie mia-
łoby jednak wielkiego sensu przed pojawieniem się jednostki ma-
ksymalnej. Społeczeństwo, które przyczyn depresji upatruje
w czynnikach genetycznych czy też niewłaściwych procesach bio-
logicznych, nie widziałoby potrzeby zmiany sposobu myślenia

Elastyczny optymizm 423


w momentach, kiedy doznajemy niepowodzeń. Przede wszystkim
społeczeństwo takie nie interesowałoby się psychologią. Kiedy jed-
nak w jakimś społeczeństwie, tak jak w naszym, wyolbrzymia się
rolę jednostki, to jej myśli i skutki tych myśli stają się przedmio-
tem badań naukowych i obiektem zainteresowania medycyny,
a coraz więcej uwagi zaczyna się poświęcać samodoskonaleniu.
Samodoskonalenie nie jest czczym wymysłem. Jak się przekona-
liśmy, poziom optymizmu jednostki może mieć wielki wpływ na to,
co się jej przydarza, a poza tym poziom ten można zmienić.
Jeśli szczęście nam dopisze, pokolenie mojej córki Lary może
upatrywać przyczyn depresji w sposobie naszego myślenia oraz —
co ważniejsze — nabrać przekonania, że sposób ten można zmie-
nić. Jednym z wielkich plusów jednostki maksymalnej jest to, iż
wierzy ona, że może zmienić sposób swojego myślenia. Wiara ta
sprawia, że zmiana taka jest faktycznie możliwa.
Nie sądzę, by sam wyuczony optymizm położył tamę depresji
w skali całego społeczeństwa. Optymizm jest bowiem tylko poży-
tecznym dodatkiem do mądrości. Sam z siebie nie może zapewnić
nikomu poczucia sensu życia. Optymizm jest narzędziem pozwala-
jącym jednostce osiągnąć cele, które sama sobie stawia. To właśnie
od wyboru tych celów zależy, czy życie będzie dla nas miało sens, czy
też będzie wypełnione pustką. Epidemia depresji i poczucia braku
sensu życia może się zakończyć wtedy, kiedy połączymy wyuczony
optymizm z zaangażowaniem na rzecz dobra powszechnego.
Elastyczny optymizm
NIE MOŻE BYĆ WĄTPLIWOŚCI CO do tego, że optymizm jest dla nas
korzystny. Jest także przyjemniejszy niż pesymizm. Jednakże
sam optymizm nie jest lekarstwem na depresję, niepowodzenia
i złe zdrowie. Optymizm nie jest panaceum na wszelkie trapiące
nas zmartwienia. Jak przekonaliśmy się we wcześniejszych roz-
działach tej książki, optymizm ma granice. Po pierwsze, w pew-
nych kulturach może bardziej oddziaływać na ludzi niż w innych.

424 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu


Po drugie, niekiedy może przeszkadzać nam w dokładnej ocenie
rzeczywistości. Po trzecie, może doprowadzić do wykształcenia
w nas mniemania, iż nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za
swe porażki. Jednak te granice są tylko granicami. Nie przekre-
ślają one pożytków płynących z optymizmu, lecz jedynie osadzają
je w szerszym kontekście.
W pierwszym rozdziale pisałem o dwu sposobach widzenia
świata — o sposobie optymistycznym i pesymistycznym. Aż do
chwili obecnej fakt, że byłeś pesymistą, oznaczał, że przez całe
życie skazany jesteś na pesymizm. Nie miałeś wyboru. Popadałeś
często w depresję, cierpiała na tym twoja praca i zdrowie, cały
czas gnębiły cię ponure myśli. Być może pewną rekompensatą było
dla ciebie ostrzejsze widzenie rzeczywistości i silne poczucie odpo-
wiedzialności.
Teraz masz wybór. Jeśli nauczysz się optymizmu, będziesz
mógł korzystać z jego technik wtedy, kiedy będzie ci to potrzebne,
bez popadania w jego niewolę.
Załóżmy, że nauczyłeś się tych technik. Kiedy staniesz w ob-
liczu trudności, kiedy spotka cię niepowodzenie, możesz teraz
zwalczyć depresję, kwestionując nękające cię katastroficzne myśli.
Stajesz oto wobec nowej trudności. Twoja córka, powiedzmy Kasia,
chodzi do przedszkola. Jest tam jednym z najmłodszych i naj-
mniejszych dzieci. Grozi jej, że zawsze będzie mniej dojrzała niż
koleżanki i koledzy. Przedszkolanka chce, żeby została na drugi
rok w tej samej grupie. Martwisz się tym, bo strata roku to przy-
kra perspektywa.
Mógłbyś, gdybyś się na to zdecydował, zacząć kwestionować
swoje przekonania, tak by udowodnić sobie, że Kasia powinna
jednak pójść od przyszłego roku do zerówki — jest bardzo inteli-
gentnym dzieckiem, ma zdolności muzyczne, jest bardzo ładna itd.
Możesz jednak równie dobrze powstrzymać się od kwestionowa-
nia. Możesz powiedzieć sobie, że jest to właśnie jeden z tych mo-
mentów, kiedy należy spojrzeć trzeźwo na rzeczywistość, a nie,
zwalczać przygnębienie. Stawką jest tu dobro twojego dziecka. <
Koszt pomyłki spowodowanej zbyt optymistycznym widzeniem
rzeczywistości byłby wyższy niż koszt poddania się przygnębieniu.

Elastyczny optymizm 425


A więc musisz rozstrzygnąć, co jest lepsze. Możesz postanowić nie
kwestionować swych pesymistycznych myśli.
Masz teraz większą swobodę wyboru. Jeśli stwierdzisz, że gra
idzie o to, czy będziesz się czuł lepiej, odnosił większe sukcesy
w pracy i nie poddawał się depresji, będziesz mógł skorzystać
z optymizmu. Będziesz jednak mógł też nie korzystać z niego, jeśli
dojdziesz do wniosku, że chodzi o trafne rozpoznanie rzeczywisto-
ści. Nauczenie się optymizmu nie zachwieje twym systemem war-
tości ani zdolnością osądu, da ci natomiast do ręki narzędzie umo-
żliwiające osiągnięcie celów, które sobie wytyczyłeś. Pozwoli ci
lepiej wykorzystać mądrość, której nauczyło cię życie.
A co z urodzonymi optymistami? Do chwili obecnej byli oni
w niewoli optymizmu tak samo, jak pesymiści w niewoli pesymi-
zmu. Korzystali na tym, bo mieli lepsze zdrowie, większe osiąg-
nięcia w różnych dziedzinach i rzadziej cierpieli z powodu depresji
niż pesymiści. Mieli większe szansę wyboru na wysokie urzędy.
Płacili jednak za to pewną cenę — mieli słabsze poczucie odpo-
wiedzialności i częściej żyli złudzeniami. Było tak do chwili obecnej.
Teraz również optymiści zyskali większą wolność dzięki wiedzy
o tym, czym jest optymizm i jak działa. Mogą odwołać się do swego
systemu wartości i zdolności osądu i powiedzieć sobie, że sytuacja
w danym momencie nie wymaga, by — jak to mają w zwyczaju —
zaczęli kwestionować wywołane nią ponure myśli, że przeciw-
nie — należy wziąć je pod uwagę. Teraz, kiedy znają pożytki,
które daje im stosowana przez nich taktyka, ale też i związane
z nią koszty, mogą zdecydować, czy korzystać z niej, czy nie.
Tak więc pożytki płynące z optymizmu nie są nieograniczone.
Również pesymizm ma swoje miejsce, i to zarówo w życiu społe-
czeństwa, jak i w życiu jednostki. Musimy mieć odwagę znoszenia
go, jeśli otwiera to przed nami korzystne perspektywy. Tym, czego
nam trzeba, nie jest ślepy optymizm, lecz optymizm elastyczny —
optymizm z otwartymi oczami. Musimy umieć korzystać, kiedy
jest to potrzebne, z trzeźwego oglądu rzeczywistości, który zapew-
nia nam pesymizm, nie będąc jednakże skazanymi na ustawiczne
życie w jego ponurym cieniu.
Sądzę, że pożytki z tego rodzaju optymizmu nie mają granic.

Przypisy
Rozdział pierwszy
3 N. Chomsky, Reuiew of „Verbal Behaoior" by B.F. Skinner, Language,
35(1959), ss. 26-58.
2 Gerald Klerman, w okresie kiedy kierował federalną Agencją do Spraw Al-
koholizmu, Narkomanii i Zdrowia Psychicznego (Alcohol, Drug Abuse, and Mental
Health Admimstration — ADAMHA), sponsorował kilka programów badań na
dużą skalę, które miały udzielić odpowiedzi na pytanie o rozpowszechnienie chorób
psychicznych w Ameryce. W „The Age of Melancholy", Psychology Today, kwiecień
1979, ss. 37-42 Klerman przedstawia alarmujące dane statystyczne, świadczące
o wzrastającej liczbie przypadków depresji.
3 Zygmunt Freud przedstawia teorię psychoanalityczną w bardzo spekulatyw-
nym. ale urzekającym artykule „Mourning and Melancholia", w. Standard Edition
of the Complete Psychologieal Works of Sigmund Freud, red. i tłum. J. Strachey,
vol. 14 (London: Hogarth Press, 1957; pierwsze wydanie 1917), ss. 237-58. Freud
odróżnia smutek, który jest stanem normalnym, od melancholii, będącej zaburze-
niem psychicznym. We współczesnej psychologii natomiast podkreśla się związek
między obu tymi stanami.
4 Dwie ważne prace zwolenników podejścia biomedycznego to: R.R. Fieve, Mo-
odswing (New York: William Morrow, 1975) i — napisana bardziej technicznym
językiem — pozycja D.F. Kleina i J.M. Davisa, Diagnosis and Drug Treatment of
Psychiatrie Disorders (Baltimore: Williams and Wilkins, 1969).
6 Trafne określenie: „Słowo, które każdy z nas nosi w sercu", zaczerpnąłem
ze wspaniałego eseju Robertsona Daviesa „What Every Girl Should Know" w: One
Half of Robertson Dauies (New York: Viking, 1977). R. Daviesowi zawdzięczam
zresztą dużo więcej.
Rozdział drugi
1 Eksperymenty „przeniesienia" ostatecznie wykazały, że odruchy Pawiowa
mogą usprawnić albo zahamować proces uczenia się (zob. R.A. Rescorla i R.L.
Sołomon, „Two-Process Learning Theory: Relationship Between Pavlovian

Przypisy 427
Conditioning and Instrumental Learning", Psychological Reuiew, 74[1967J, ss.
151-82).
2 Pełniejsze przedstawienie badań nad bezradnością u zwierząt i pełną biblio-
grafię znaleźć można w: M. Sełigman, Helplessness: On Depression, Deuelopment,
and Death (San Francisco: Freeman, 1975). Zobacz też S.F. Maier i M. Sełigman,
„Learned Helplessness: Theory and Evidence", Journal of Experimental Psycho-
logy: General, 105(1976), ss. 3-46.
3 Sprawozdanie z kilkudniowej dyskusji na temat wyuczonej bezradności mię-
dzy zwolennikami podejść behawiorystycznego i kognitywnego opublikowane zo-
stało w: Behauior Research and Therapy 18(1980), ss. 459-512. Możesz się sam
przekonać, kto wygrał ten spór.
4 Omówienie roli epicykli znaleźć można w: T. Kuhn, The Copernican Revo-
lution: Planetary Astronomy in the Development of Western Thought (Cambridge,
Mass.: Harvard University Press, 1957), ss. 59-64.
6 Zob. D.S. Hiroto, „Locus of Control and Learned Helplessness", Journal of
Experimental Psychology, 102(1974), 187-93.
Rozdział trzeci
1 W kwestii opisu roli, jaką teoria atrybucji odgrywa w osiąganiu sukcesów
zob. B. Weiner, I. Frieze, A. Kukła, L. Reed i R.M. Rosenbaum, Percewing the
Causes of Success and Failure (Morristown, N.J.: Generał Learning Press, 1971)
oraz klasyczna monografia Juliana Rottera, „Generalized Expectancies for Inter-
nal Versus External Control of Reinforeement", Psychological Monographs,
80(1966) (I, Whołe No. 609).
2 Specjalny numer Journal of Abnormal Psychology, 87(1978), zawiera zmo-
dyfikowaną teorię Abramson, Sełigmana i Teasdale'a, prawie tuzin innych arty-
kułów, w większości ustosunkowujących się krytycznie do teorii bezradności, oraz
polemikę z zarzutami przeciwników teorii.
Od tamtej pory ukazały się setki artykułów na temat stylu wyjaśniania, wy-
uczonej bezradności i depresji, opublikowano także kilkadziesiąt rozpraw doktor-
skich z tej dziedziny. W pracach tych wyrażone są sprzeczne opinie, osiągnięto
wszakże zgodę w jednej sprawie, że mianowicie pesymistyczny styl wyjaśniania
i depresja są ściśle ze sobą związane, tak jak postuluje to nasza teoria. P. Swe-
eney, K. Anderson i S. Bailey, „Attributional Style in Depression: A Metaanalityc
Review", Journal of Personality and Social Psychology, 50(1956), ss. 974-91, za-
mieszczają recenzję 104 programów badawczych, z których wszystkie wykonane
zostały poza moją pracownią. C. Robins, „Attributions and Depression: Why is
the Literaturę So Inconsistent?", Journal of Personality and Social Psychology,
54(1988), ss. 880-889, dochodzi do wniosku, że badania, które nie potwierdziły
istnienia związku między pesymizmem i depresją, były prowadzone na zbyt ma-
łych próbach.
H. Tenen i S. Herzberger, „Attributional Style Questionnaire", w: J. Keyser
i R.C. Sweetland (red.), Test Critiques, vol. 4(1986), ss. 20-30, przedstawiają hi-
storię i zastosowanie tego kwestionariusza.

428 Przypisy
3 Najnowszą wersję teorii nadziei przedstawia L.Y. Abramson, G.I. Metalsky
i L.B. Alloy, „Hopełessness Depression: A Theory-Based Process-Oriented Sub-ty-
pe of Depression", Psychological Reuiew, 96(1989), ss. 358-72.
4 Konflikt między samooskarżaniem się a odpowiedzialnością z jednej oraz
bezradnością z drugiej strony został po raz pierwszy omówiony w klarownym
artykule na temat depresji pióra L.Y. Abramson i H. Sackeim, „A Paradox in
Depression: Uncontrollability and Self-Blame", Psychological Bulletin, 84(1977),
ss. 835-51. Jak to możliwe, pytają autorki, by osoba depresyjna wierzyła, że sama
ponosi winę za swe życiowe tragedie, a jednocześnie była przekonana, że jest
bezradna?
Rozdział czwarty
1 Najlepszą ogólną znaną mi pozycją z dziedziny psychologii depresji jest nadal
klasyczne dzieło Aarona T. Becka, Depression, z roku 1967 (New York: Hoeber).
Świetnymi poradnikami terapeutycznymi są natomiast Albert Ellis, Reason and
Bmotion in Psychotherapy (New York: Stuart, 1962) oraz A.T. Beck, A.J. Rush,
B.F. Shaw i G. Emery, Cognitive Therapy of Depression: A Treatment Manuał
(New York: Guilford, 1979).
2 Zob. David Macaulay, The Way Things Work (Dorling Kindersley, 1988).
3 M.G. Allen, „Twin Studies of Affective IUness", Archives of General Psychia-
try, 33(1976), ss. 1476-1478.
4 Rozmowa ta pochodzi z Beck i in., Cognitwe Therapy of Depression, ss.
130-131.
5 Test CES-D (Center for Epidemiological Studies-Depression) jest szeroko
stosowaną metodą stwierdzania objawów depresji. Skala wyników CES-D: a self-
report depression scalę for research in the generał population, L. Radloff, Applied
Psychological Measurement, 1(1977), ss. 385-401.
6 W „The Age of Melancholy?" (Psychology Today, April 1979, ss. 37-42), Ge-
rald Herman przedstawia niektóre z zebranych przez siebie i współpracowników
alarmujących danych statystycznych dotyczących zjawiska depresji. Właśnie one
sprawiły, iż nazwał obecną epokę „wiekiem melancholii" („age of melancholy").
Wśród najważniejszych prac, które przyczyniły się do stwierdzenia epidemii de-
presji, są: L. Robins, J. Helzer, M. Weissman, H. Orvaschel, E. Gruenberg, J. Bur-
kę i D. Regier, „Lifetime Prevalence of Specific Psychiatrie Disorders in Three
Sites", Archiues of General Psychiatry, 41(1984), ss. 949-58 oraz G. Herman,
P. Lavori, J. Rice, T. Reich, J. Endicott, N. Andreasen, M. Keller i R. Hirschfeld,
„Birth Cohort Trends in Rates of Major Depressive Disorder Among Relatives of
Patients with Affective Disorder, Archiues of General Psychiatry, 42(1985), ss.
689-93. Obie prace są prawdziwymi kopalniami informacji dla poważnych badaczy
zaburzeń psychicznych.
Nie zgadzam się z autorami tylko w jednym punkcie, mianowicie gdy — pod
wpływem teorii biomedycznej — twierdzą, iż wyniki ich badań wskazują na
„współdziałanie czynników genetycznych i środowiskowych" prowadzące do tak
wielkiej obecnie liczby przypadków depresji. Wśród przytoczonych przez nich da-

Przypisy 429
nych nie znalazłem absolutnie żadnych dowodów na poparcie takiej hipotezy.
Wydaje się raczej, że zwiększona liczba przypadków depresji jest wynikiem dzia-
łania jedynie czynników środowiskowych. Na depresję cierpią ostatnio w znacznie
większym stopniu zarówno osoby, które są na nią bardziej podatne z przyczyn
genetycznych (rodziny pacjentów depresyjnych), jak też całe społeczeństwo (popu-
lacja ECA).
7 Stwierdzenie, iż depresji ulegają obecnie osoby znacznie młodsze niż dawniej,
jest wynikiem obliczeń przeprowadzonych na podstawie zebranych danych w:
T. Reich, P. Van Eerdeweigh, J. Rice, J. Mullaney, G. Klerman i J. Endicott, „The
Family Transmission of Primary Depressive Disorder", Journal of Psychiatrie
Research, 21(1987), ss. 613-24.
8 To znakomite spostrzeżenie dotyczące tworzenia modelu inteligencji zawdzię-
czam Seymourowi Papertowi, który podzielił się nim w roku 1970 z członkami
grupy, przypuszczalnie już nie istniejącej (Psychological Round Table).
9 Kryteria adekwatności modelu psychopatologii zostały podane w L.Y. Ab-
ramson i M. Seligman, „Modeling Psychopathology in the Laboratory: History and
Rationale", w: J. Maser i M. Seligman (red.), Psychopathology: Experimental Mo-
dels (San Francisco: Freeman, 1977), ss. 1-27. Głównym kryterium jest odwzoro-
wanie w modelu objawów patologii. Jak można łatwo się przekonać, w tym przy-
padku kryterium to jest spełnione.
Najbardziej przekonujących, szczegółowych dowodów świadczących o tym, iż
objawy wyuczonej bezradności ściśle korespondują z objawami depresji stwierdzo-
nej na podstawie DSM-III-R, dostarczają J.M. Weiss, P.G. Simson, M.J. Ambrose,
A. Webster i L. J. Hoffman, „Neurochemical Basis of Behavioral Depression",
Aduances in Behavioral Medicine, 1(1985), ss. 253-75. Artykuł ten oraz ważne
badania Shermana i Petty'ego wskazują również na znaczne podobieństwa między
procesami biochemicznymi zachodzącymi w mózgu w stanach wyuczonej bezrad-
ności i depresji (zob. na przykład A.D. Sherman i F. Petty, „Neurochemical Basis
of Antidepressants on Learned Helplessness", Behauioral and Neurological Bio-
logy, 30[1982], ss. 119-34.
Rozdział piąty
1 A.T. Beck, Cognitive Therapy and the Emotional Disorders (New York: New
American Library, 1976).
2 Rewolucyjne odkrycia Wolpe'a zostały opublikowane w: J. Wolpe, Psychoth-
erapy by Reciprocal Inhibition (Stanford: Stanford University Press, 1958). Freud
wyłożył swoją teorię fobii w analizie słynnego przypadku małego Hansa z 1909
roku (S. Freud, „The Analysis of a Phobia in a Five-year-old Boy, w: Collected
Papers of Freud, vol. III [London: Hogarth Press, 1950], ss. 149-289).
Stosowana przez Wolpe'a metoda terapii wywołała falę badań, które zasadni-
czo potwierdziły, iż daje ona bardzo dobre wyniki w leczeniu fobii, bez zakładanej
przez teorię Freuda substytucji symptomów. Nadal wszakże trwa dyskusja nad
tym, jakie są w rzeczywistości jej aktywne składniki. Zob. A.E. Kazdin i L.A. Wil-
coxon, „Systematic Desensitization and Nonspecific Treatment Effects: A Met-
hodological Evaluation", Psychological Bulletin, 83(1976), ss. 729-58.

430 Przypisy
3 Wyniki tych badań zostały ostatnio opublikowane w: I. Elkin, P. Pilkonis,
J.P. Docherty i S. Sotsky, „Conceptual and Methodological Issues in Comparative
Studies of Psychotherapy and Pharmacotherapy", American Journal ofPsychiatry,
145(1988), ss. 909-17.
Być może jeszcze ważniejszy, jako że jego autorzy badali także, w jaki sposób
oddziałuje terapia kognitywna, jak też udowodnili, że jest ona równie skuteczna
jak leki trójfazowe, jest artykuł S.D. Hollona, R.J. DeRubeisa i M.D. Evansa,
„Combined Cognitive Therapy and Pharmacotherapy in the Treatment of Depres-
sion", w: D. Manning i A. Frances (red.), Combination Drug and Psychotherapy
in Depression (Washington, D.C.: American Psychiatrie Press, 1990). Uważam, że
artykuł ten stanie się klasyczną pozycją w tej dziedzinie.
4 Szczegółowe przedstawienie zależności między stylem wyjaśniania a depre-
sją, wraz z obszerną bibliografią prac na ten temat można znaleźć w: C. Peterson
i M. Seligman, „Causal Explanations as a Risk Factor for Depression: Theory and
Evidence", Psychological Review, 91(1984), ss. 347-74; P. Sweeney, K. Anderson
i S. Bailey, „Attributional Style in Depression: A Meta-Analytic Review", Journal
of Personality and Social Psychology, 50(1986), ss. 974-91; L.Y. Abramson, G.I.
Metalsky i L.B. Alloy, „Hopelessness Depression: A Theory-Based Process-Orien-
ted Sub-type of Depression", Psychological Review, 96(1989), ss. 358-72.
5 Przytoczone tu informacje, że terapia kognitywna usuwa depresję równie
skutecznie jak leki antydepresyjne, że dzieje się tak wskutek zmiany stylu wy-
jaśniania oraz że styl wyjaśniania pacjenta pod koniec terapii pozwala przewi-
dzieć, czy dojdzie do nawrotów depresji, pochodzą z trzech ważnych, znajdujących
się w tej chwili w druku, artykułów Steve'a Hollona, Roba DeRubeisa i Marka
Evansa. Wypowiedzi „Tani" zostały zacytowane na podstawie rozmów z pacjentami
prowadzonych w czasie tych badań. Podobnie jak w przypadku wszystkich innych
wypowiedzi pacjentów cytowanych w tej książce, zmieniono imiona ich autorów
oraz fakty, które pozwoliłyby na ich zidentyfikowanie.
6 Duży wkład do badań nad ruminacją wniosło ostatnio troje psychologów:
Julius Kuhl, Susan Nolen-Hoeksema i Harold Zullow. Zob. J. Kuhl, „Motivational
and Functional Helplessness: The Moderating Effect of State Versus Action-Orien-
tation", Journal of Personality and Social Psychology, 40(1981), ss. 155-170; H.M.
Zullow, „The Interaction of Rumination and Explanatory Style in Depression",
praca magisterska, University of Pensylwania, 1984; S. Nolen-Hoeksema, Sex
Differences in Depression (Stanford: Stanford University Press, 1990).
7 Nie podlega dyskusji fakt, że kobiety cierpią na depresję częściej niż
mężczyźni. Dyskusyjne jest jedynie to, dlaczego tak się dzieje. Prawdodopobnie
najlepiej przedstawiony jest ten problem w S. Nolen-Hoeksema, „Sex Differences
in Depression: Theory and Evidence", Psychological Bulletin, 101(1987), ss. 259-82
i w jej ważnej książce Sex Differences in Depression.
8 Cztery z pięciu podstawowych faz terapii kognitywnej przytaczam za A.T.
Beck, A.J. Rush, B.F. Shaw i G. Emery, Cognitiue Therapy of Depression: A Treat-
ment Manuał (New York: Guilford, 1979). Piąta faza, kwestionowanie założeń,
występuje jedynie w metodzie Ellisa (A. Ellis, Reason and Emotion in Psychothe-
rapy, [New York: Stuart, 1979]). Metody Becka i Ełlisa są obecnie bardzo podobne;
jedna z niewielu różnic dotyczy właśnie kwestionowania założeń. Faza ta z reguły

Przypisy 431

nie występuje w sokratejskiej metodzie Becka, jest natomiast ważną częścią skła-
dową bardziej antypropagandystycznej metody Ellisa.
Rozdział szósty
1 Od lat zbieram wiersze, dowcipy, powiedzenia i anegdoty o optymizmie i pe-
symizmie. Poemat Wagonera, „The Labors of Thor", z tomu Collected Poems (1956-
76) (Bloomington: Indiana University Press, 1976), znajduje się na górze mej listy.
Dwie przytoczone tu zwrotki są ostatnimi zwrotkami utworu, który — moim zda-
niem — jest jednym z największych arcydzieł współczesnej poezji amerykańskiej.
Jestem wdzięczny Bertowi Brimowi za wskazanie mi go.
2 Większość danych dotyczących zależności między stylem wyjaśniania a re-
zultatami sprzedaży polis znajduje się w przeznaczonych do użytku wewnętrznego
sprawozdaniach Foresight, Inc. w Falls Church, Virginia. Są jednak dostępne dwa
traktujące o tym artykuły: M. Seligmana i P. Schulmana, „Explanatory Style as
a Predictor of Performance as a Life Insurance Agent", Journal of Personality
and Social Psychology, 50(1986), ss. 832-838 oraz M. Seligmana i D. Orana, „Ex-
planatory Style Predicts Productivity Among Life Insurance Agents: The Special
Force Study" (maszynopis niepublikowany, dostępny w Foresight, Inc., 3516 Duff
Drive, Falls Church, Va. 22041 [703-820-8170]).
3 Jill Neimark, „The Power of Positive Thinkers", Success Magazine, Septem-
ber 1987, ss. 38-41.
4Lionel Tiger, Optimism: The Biology of Hope (N.Y.: Simon and Schuster,
1979).
6 Klasyczny już dziś artykuł L.B. Alloy i L.Y. Abramson, „Judgment of Con-
tingency in Depressed and Nondepressed Students: Sadder but Wiser", Journal
of Experimental Psychology. General, 108(1979), ss. 441-85, był pierwszym stu-
dium, które wykazało realizm osób depresyjnych.
6 P. Lewinsohn, W. Mischel, W. Chaplin i R. Barton, „Social Competence and
Depression: The Role of Ulusory Self-perceptions", Journal of Abnormal Psycho-
logy, 89(1980), ss. 203-12, udowodnili, że osoby depresyjne wykazują realizm
w ocenie swych umiejętności.
7 Wydaje się, że realizm osób depresyjnych dotyczy również sfery pamięci, ale
dowody przeczą temu. Zob., na przykład, R. DeMonbreun i E. Craighead, „Distor-
tion of Perception and Recall of Positive and Neutral Feedback in Depression",
Cognitwe Therapy and Research, 1(1977), ss. 311-29.
8 C. Peterson i M. Seligman, „Causal Explanations as a Risk Factor for De-
pression: Theory and Evidence", Psychological Review, 91(1984), ss. 347-74.
9 Ambrose Bierce, The Deuils Dictionary (N.Y.: Dover, 1958 [pierwsze wydanie
1911]).

432 Przypisy
Rozdział siódmy
1 The Children's Attributional Style Questionnaire (CASQ) jest najszerzej sto-
sowanym narzędziem pomiaru stylu wyjaśniania u dzieci między ósmym a dwu-
nastym rokiem życia. Zob. M. Seligman, N.J. Kaslow, L.B. Alloy, C. Peterson,
R. Tannenbaum i L.Y. Abramson, attributional Style and Depressive Symptoms
Among Children", Journal of Abnormal Psychology, 93(1984), ss. 235-8.
2 Zob. na przykład: J. Puig-Antich, E. Lukens, M. Davies, D. Goetz, J. Bren-
nan-Quattrock i G. Todak, „Psychosocial Functioning in Prepubertal Major De-
pressive Disorders: I. Interpersonal Relationships During the Depressive Episode",
Archives of General Psychiatry, 42(1985), ss. 500-507. W czasie gdy przygotowy-
wałem tę książkę do druku, zmarła nagle, w wieku czterdziestu siedmiu lat, Kim
Puig-Antich, czołowa amerykańska badaczka depresji u małych dzieci. Psychiatria
i psychologia poniosły dotkliwą stratę:
3 Najwybitniejszą badaczką zjawiska bezradności w szkole jest Carol Dweck.
Wyniki przedstawione w tym rozdziale są efektem pracy jej i jej kolegów. Zob.
C.S. Dweck i B. Licht, „Learned Helplessness and Intellectual Achievement", w:
J. Garbey i M. Seligman (red.), Human Helplessness: Theory and Applications
(New York: Academic Press, 1980), ss. 197-222.
4 W dodatku do: P. Schulman, C. Castellon i M. Seligman, „Assessing Expla-
natory Style: The Content Analysis of Verbatim Explanations and the Attributio-
nal Style Questionnaire", Behavior Research and Therapy, 27(1989), ss. 505-12,
znajdują się zasady oceny wypowiedzi dosłownych. Wystarczy pół dnia, by się
z nimi zapoznać i nabrać wprawy w tej pracy.
5 Zob. M. Seligman i G. Elder, „Learned Helplessness and Life-Span Develop-
ment", w: A. Sorenson, F. Weinert i L. Sherrod (red.), Human Deuelopment and
the Life Course: Multidisciplinary Perspectiues (Hillsdale, N.J. Erlbaum, 1985),
ss. 377-427.
6 Tę ważną pracę na temat czynników zwiększających podatność na depresję
można znaleźć w: G.W. Brown i T. Harris, Social Origins of Depression (London:
Tavistock, 1978).
Rozdział ósmy
1 Skala do oceny depresji dziecka jest nieco zmodyfikowaną przeze mnie wer-
sją testu CES-DC (Center for Epidemiological Studies-Depression Child). Test ten
został opracowany i przedstawiony w: M. Weissman, H. Orvaschell i N. Padian,
„Children's Symptoms and Social Functioning: Self-Report Scales", Journal of
Nervous and Mental Disease, 168(1980), ss. 736-40.
2 Więcej na temat badań Carol Dweck dowiedzieć się można z: C.S. Dweck
i B. Licht, „Learned Helplessness and Intellectual Achievement", w: J. Garber
i M. Seligman (red.), Human Helplessness: Theory and Applications (New York:
Academie Press, 1980), ss. 197-222.
3 Zob. S. Nolen-Hoeksema, J. Girgus i M. Seligman, „Learned Helplessness

Przypisy 433
in Children: A Longitudonal Study of Depression, Achievement and Explanatory
Style", Journal of Personality and Social Psychology, 51(1986), ss. 435-42.
4 Ostatnio zarysowała się pewna zbieżność stanowisk w badaniach nad zadzi-
wiająco szkodliwym wpływem na dzieci rozwodu lub separacji rodziców oraz kłótni
między nimi. Ważniejsze pozycje dotyczące tej problematyki to: J. Wallerstein
i S. Blakeslee, Second Chances: Men, Women, and Children a Decade After Di-
vorce (New York: Tickner and Fields, 1989); E.M. Hetherington, M. Cox i C. Roger,
„Effects of Divorce on Parents and Children", w: M.E. Lamb (red.), Non-traditional
Families (Hillsdałe, N.J.: Erlbaum, 1982), ss. 233-88; E.M. Cummings, D. Vogel,
J.S. Cummings i M. El-Sheikh, „Children's Responses to Different Forms of Ex-
pression of Anger Between Adults", Child Deuelopment, 60(1989), ss. 1392-1404.
5 W kwestii eksperymentów nad rozwiązaniem sporów i kłótni zob. E.M. Cum-
mings i in., „Children's Response to Different Forms of Expression of Anger Be-
tween Adults".
6 Szkodliwe skutki złości, jak również jej (przesadnie uwypuklone) aspekty
konstruktywne zostały znakomicie przedstawione w śmiałym dziele Carol Travis
Anger: The Misunderstood Emotion (New York: Simon and Schuster, 1982).
7 Różnice między płciami w zapadlności na depresję i w jej przebiegu dosko-
nale opisuje S. Nolen-Hoeksema w: „Sex Differences in Depression: Theory and
Evidence", Psychological Bulletin, 101(1987), ss. 259-82 oraz w pracy Sex Diffe-
rences in Depression (Stanford: Stanford University Press, 1900).
8 Prowadziłem te badania razem z Leslie Kamenem, ale nie doszło do opub-
likowania wyników, ponieważ uprzedzili nas Peterson i Barrett, którzy w tym
samym czasie prowadzili podobne badania na innym uniwersytecie. C. Peterson
i L. Barrett, „Explanatory Style and Academie Performance Among University
Freshmen", Journal of Personality and Social Psychology, 53(1987), ss. 603-607.
9 Badania w West Point prowadziłem wspólnie z Dickiem Butlerem, Bobem
Priestem i Williamem Burkem z West Point oraz z Peterem Schulmanem. Naj-
większy wkład do nich wniosło jednakże tysiąc dwustu kadetów, którzy dotąd
współpracują z nami.
Rozdział dziewiąty
1 Źródłem, z którego czerpaliśmy dane statystyczne na temat gry w warunkach
szczególnego obciążenia, były coroczne zestawienia „Eliasa". Zob.: S. Siwoff,
S. Hirdt i T. Hirdt, The 1988 Elias Baseball Analyst (New York: Collier, Macmil-
lan Publishing Company, 1988). Korzystaliśmy również z tomów z lat 1985, 1986
i 1987.
2 Zob.: M. Seligman, S. Nolen-Hoeksema, N. Thornton, K.M. Thomton, „Ex-
planatory Style as a Mechanism of Disappointing Athletic Performance", Psycho-
logical Science, 1(1990), ss. 143-146.

434 Przypisy
Rozdział dziesiąty
1 Historia Daniela opisana jest w: M. Visintainer i M. Seligman, „The Hope
Factor", American Health, 2(1983), ss. 58-61.
2Zob.: E.J. Langer i J. Rodin, „Effects of Choice and Enhanced Personal
Responsibility of the Aged: A Field Experiment in an Institutional Setting", Jour-
nal of Personality and Social Psychology, 34(1976), ss. 191-199.
3 Zob.: M. Visintainer, J. Volpicelli i M. Seligman, „Tumor Rejection in Rats
After Inescapable or Escapable Shock", Science, 216(1982), ss. 432-439.
4 Zob.: L.S. Sklar i H. Anisman, „Stress and Coping Factors Influence Tumor
Growth", Science, 205(1979), ss. 513-15.
5 M. Seligman i M. Visintainer, „Tumor Rejection and Early Experience of
Uncontrollable Shock in the Rat", w: F.R. Brush i J.B. Overmier (red.), Affect,
Conditioning, and Cognition: Essays on the Determinants of Behavior (Hillsdale,
N.J.: Erlbaum, 1985), ss. 203-10.
6 Pewien wgląd w te bardzo specjalistyczne badania daje S.F. Maier, M. Lau-
denslager i S.M. Ryan, „Stressor Controllability, Immune Function, and Endoge-
nons Opiates", w: Affect, Conditioning, and Cognition, ss. 203-10.
7 Zob.: C. Peterson, „Explanatory Style as a Risk Factor for Illness", Cognitive
Therapy and Research, 12(1988), ss. 117-30.
8 Zob.: S. Greer, T. Morris i K.W. Pettingale, „Psychological Response to
Breast Cancer: Effect on Outcome", The Lancet, 11(1979), ss. 785-787.
9 Zob.: S. Levy, M. Seligman, L. Morrow, C. Bagley i M. Lippman, „Survival
Hazards Analysis in First Recurrent Breast Cancer Patients: Seven Year Foliow-
up" (maszynopis nie publikowany).
10 B.R. Cassileth, E.G. Lusk, D.S. Miller, L.L. Brown i C. Miller, „Psycholo-
gical Correlates of Survival in Malignant Disease", New England Journal of Me-
dicine, 312(1985), ss. 1551-55; M. Angell, „Disease as a Reflection of the Psyche",
New England Journal of Medicine, 312(1985), ss. 1570-72.
11 Zob.: R. Bartrop, L. Lockhurst, L. Lazarus, L. Kiloh i R. Penney, „Decreased
Lymphocyte Function After Bereavement", The Lancet, 1(1979), ss. 834-46.
12 Zob.: M. Irwin, M. Daniels, E.T. Bloom, T.L. Smith i H. Weiner, „Life
Events, Depressive Symptoms, and Immune Function", American Journal of Psy-
chiatry, 144(1987), ss. 437-41.
13 L. Kamen, J. Rodin, C. Dwyer i M. Seligman, „Pessimism and Cell-mediated
Immunity" (maszynopis nie publikowany).
14 Zob.: M. Burns i M. Seligman, „Explanatory Style Across the Lifespan:
Evidence for Stability over 52 years", Journal of Personality and Social Psycho-
logy, 56(1989), ss. 471-477.
15 Zob.: C. Peterson, M. Seligman i G. Vaillant, „Pessimistic Explanatory Style
as a Risk Factor for Physical Illness: A Thirty-five-year Longitudinal Study",
Journal of Personality and Social Psychology, 55(1988), ss. 23-27.

Przypisy 435
Rozdział jedenasty
1 E. Erikson, Young Man Luther (New York: Norton, 1957).
2 Zob.: H.M. Zullow, G. Oettingen, C. Peterson i M. Seligman, „Pessimistic
Explanatory Style in the Historical Record: CAVEing LBJ, Presidential Candida-
tes and East versus West Berlin", American Psychologist 43(1988), ss. 673-82;
H.M. Zullow i M. Seligman, „Pessimistic Rumination Predicts Defeat of Presiden-
tial Candidates: 1900-1984", Psychological Inąuiry 1(1990).
3 Zob.: Zullow i in. „Pessimistic Explanatory Style in the Historical Record",
oraz G. Oettingen i M. Seligman, „Pessimism and Behavioural Signs of Depression
in East versus West Berlin", European Journal ofSocial Psychology 20(1990), ss.
207-20.
Rozdział dwunasty
1 Ćwiczenia zamieszczone w rozdziałach od czternastego do piętnastego są
wzorowane na ćwiczeniach ułożonych przez Aarona Becka i Alberta Ellisa, bada-
czy, o których piszę w rozdziałach czwartym i piątym. Beck i Ellis są autorami
pierwszej wersji przedstawionych w tej książce technik. W ich zamierzeniu miały
one pomóc osobom cierpiącym na depresję. W 1987 roku „Metropolitan Life" po-
prosiło „Foresight, Inc." o przystosowanie tych technik dla potrzeb prewencji, tak
aby mogli je stosować ich agenci ubezpieczeniowi, a więc osoby bardzo dalekie od
depresji. O pomoc w zmianie podstawowych technik terapii kognitywnej w sposób
przedstawiony wyżej zwróciłem się do Steve'a Hollona, profesora Vanderbildt Uni-
versity i redaktora naczelnego Cognitive Research and Therapy oraz Arta Fre-
emana, profesora New Jersey College of Medicine and Dentistry i jednego z naj-
większych w skali światowej propagatorów i nauczycieli terapii kognitywnej.
Pracami administracyjnymi związanymi z badaniami i szkoleniem kierowali Dan
Oran z „Foresight, Inc." oraz Dick Calogero z „Metropolitan Life", natomiast głów-
ną redaktorką opracowanych przez nas podręczników była Karen Reivich.
W ostatnich trzech rozdziałach wykorzystuję w znacznej mierze wyniki na-
szych prac wykonanych na zlecenie obu tych firm.
2 Jeśli się nie mylę, zwrotu „siła myślenia nienegatywnego" użył po raz pier-
wszy dla opisania zasady działania terapii kognitywnej Phillip Kendall, profesor
psychologii z Tempie University.
Rozdział czternasty
1 Techniki przedstawione w niniejszym rozdziale zostały opracowane pod pa-
tronatem „Foresight, Inc." Steve Hollon, Art Freeman, Dan Oran, Karen Reivich
i ja przystosowaliśmy techniki terapii kognitywnej dla potrzeb niedepresyjnych
agentów ubezpieczeniowych, z myślą o prewencji. Opierając się na tym materiale

436 Przypisy
„Foresight, Inc." zorganizowała jedno-, dwu- i czterodniowe kursy dla ludzi inte-
resu. Kopie materiałów można uzyskać w „Foresight, Inc.", 3516 Duff Drive, Falls
Church, Va. 22041[703-820-8170].
Rozdział piętnasty
1 Bardziej szczegółowe przedstawienie roli indywidualizmu w obecnej epidemii
depresji znaleźć można w: M. Seligman, „Why Is There So Much Depression
Today? The Waxing of the Individual and the Waning of the Commons", The
G. Stanley Hali Lectures Series, 9 (Washington, D.C.) American Psychological
Association, 1989). Zob. też: M. Seligman, „Boomer Blues", Psychology Today,
October 1988, ss. 50-55.
2 Christopher Lasch we wnikliwym dziele The Culture of Narcissism (New
York: Norton, 1979) czyni podobną uwagę, choć w nieco innym kontekście.
3 Jest to spostrzeżenie Henry"ego Gleitmana, którym podzielił się ze mną pew-
nego wieczoru podczas partii pokera. Mam nadzieję, że moja odżywka nie zamknę-
ła licytacji i Głeitman będzie mógł wykorzystać to spostrzeżenie w swoim własnym
bestsellerze z dziedziny psychologii.
4 Terminu Jednostka jankeska" po raz pierwszy użył Harold ZuUow na jednym
z prowadzonych przeze mnie seminariów.
5 E. Schieffelin, „The Cultural Analysis of Depressive Affect: An Example from
New Guinea", w: A. Kleinman i B. Goods (red.), Culture and Depression (Univer-
sity of California Press, 1985).
6 Egoizm nie jest być może tak silnie utrwaloną cechą, jak się nam wydaje,
i stąd może łatwiej wyzbyć się go, niż się na ogół sądzi. Zob.: B. Schwartz, The
Battle for Human Naturę (New York: Norton, 1988).

Podziękowania
KSIĄŻKA TA nigdy by nie powstała, gdyby nie pomoc czte-
rech osób.
Pierwszej i najważniejszej z nich udzielił mi Tom Congdon.
Kiedy wreszcie zdecydowałem się napisać książkę, która wyjaś-
niałaby laikowi, na czym polega kontrola nad sobą, wiedziałem,
że nie obędę się bez pomocy innych osób. Pochlebiam sobie wpraw-
dzie, być może z wrodzonej próżności, że moje teksty naukowe
napisane są całkiem dobrze, wiem jednak, że pisanie dialogów,
stwarzanie napięcia, charakteryzacja postaci to zadanie ponad
moje siły. Poznałem Toma i udało mi się przekonać go do współ-
pracy ze mną. Tom nie tylko poprawił większość zdań w tej książ-
ce, ale pomógł mi też zmienić jej układ. Zakwestionował pewne
pojęcia, które uszły uwagi profesjonalistów i skłonił mnie do prze-
myślenia ich na nowo. Nade wszystko jednak dodawał mi ducha,
kiedy praca kulała, kiedy z moich wysiłków kpili redaktorzy, kiedy
brakowało mi pomysłów, kiedy pękały twarde dyski w kompute-
rach. Stał się moim przyjacielem.
Do napisania tej książki namówił mnie Dan Oran, prezes „Fo-
resight, Inc." Nie bardzo miałem na to ochotę. Było jeszcze zbyt
dużo do zrobienia — trzeba było przeprowadzić wiele eksperymen-
tów w dziedzinie kontroli nad sobą, napisać wiele podręczników
z zakresu zapobiegania depresji, sprawdzić, jaki wpływ ma opty-
mizm na tyle innych dziedzin życia. W końcu Dan przełamał mój
opór, proponując, żebyśmy napisali tę książkę razem. Kiedy jed-
nak zabrałem się poważnie do pracy nad nią, uświadomiłem sobie,

438 Podziękowania
że jest to opowieść o dziele mego życia i chciałem być jej jedynym
autorem.
Dan przedstawił mnie również Richardowi Pincowi, który zo-
stał moim agentem. Wyczytałem ostatnio w „The New York Ti-
mes", że agenci to ludzie, którzy podobno „nigdy nie odpowiadają
na telefony osób, których interesy reprezentują". Z pewnością nie
odnosi się to do Richarda. Lepszego agenta nie mógłby sobie wy-
marzyć żaden pisarz. Przeczytał maszynopis tej książki przynaj-
mniej cztery razy. Niejedno w niej poradził mi zmienić. Pod koniec
naszego pierwszego spotkania, wyczuwając u mnie brak zapału
do pracy, powiedział: „Modlę się o to, by ta książka powstała. To
jest to, z czego robi się religie".
Zaskoczyło mnie to stwierdzenie. Powtórzyłem je swemu te-
ściowi, chłodnemu i opanowanemu brytyjskiemu przemysłowcowi,
Dennisowi McCarthy. „Nie znam się na tym — odparł — ale po-
myśl o dużych przedsiębiorstwach. Dobre przedsiębiorstwo ma za-
równo dział badań, jak też dział rozwoju. Przez dwadzieścia pięć
lat prowadziłeś podstawowe badania w dziedzinie samokontroli,
a teraz wkroczyłeś w fazę rozwoju. Ta książka, zaznajamiająca
laika, który chce wiedzieć, jak prowadzić bardziej racjonalne życie,
z podstawowymi informacjami na ten temat, jest osiągnięciem
wskazującym na wielki rozwój". W tym momencie moje wątpliwo-
ści ostatecznie zniknęły i postanowiłem napisać tę książkę. Przez
następne półtora roku praca nad nią pochłaniała większość mojego
czasu. Dennis dał mi również cenne wskazówki, z których skorzy-
stałem przy pisaniu rozdziałów poświęconych interesom.
Skorzystałem również z pożytecznych rad paru innych osób.
Odnosiły się one do całości książki albo do jej dużych części.
Najpierw winienem tu wymienić Jonathana Segala. Zwracał
on uwagę nie tylko na styl („Staraj się zawsze pisać opisowo"),
ale również na treść („Podkreśl znaczenie optymizmu elastyczne-
go. Chcesz, żeby ludzie nie byli niewolnikami nie tylko pesy-
mizmu, ale także optymizmu. W jakich sytuacjach lepszy jest pe-
symizm? W jakich sytuacjach powinno się korzystać raczej
z pesymizmu niż z optymizmu? Napisz o tym szerzej"). Dzięki
pomocy Jonathana ta książka jest bardziej treściwa.

Podziękowania 439
W drugiej kolejności wymienię Karen Reivich. Karen pisze
świetnie dialogi, poprosiłem ją więc, by — opierając się na do-
świadczeniu* które zdobyła, organizując i prowadząc dla „Fore-
sight, Inc." kursy poświęcone zmianie stylu wyjaśniania — przy-
gotowała coś dla mnie. W rezultacie wiele z przytoczonych tu
rozmów między terapeutą i pacjentem oraz matką i dzieckiem jest
pióra Karen. Część z nich to dialogi autentyczne, część — wymy-
ślona przez nią. Poza tym dyskutowała ze mną zawzięcie na temat
tytułu (i podtytułu) książki oraz pomogła wybrać odpowiednie
fragmenty poezji. Mam nadzieję, że Karen zostanie psychologiem.
Tom Congdon uważa, że powinna zostać pisarką. Obaj mamy duże
uznanie dla jej zdolności.
Peter Schulman pracował ze mną przez ostatnie osiem lat jako
administrator mojego programu badawczego i wiceprezes do
spraw badań w „Foresight, Inc." Wide razy podczas pisania tej
książki szedłem do niego i prosiłem, żeby przeanalizował więcej
danych. „O ile większą średnią ocen mają w West Point optymiści
niż pesymiści? Czy oddział specjalny Prudentialu radzi sobie rów-
nie dobrze, jak oddział specjalny Metropolitan Life"? Zadawałem
mu wiele pytań tego typu. Jego odpowiedzi były szybkie, dokładne
i nierzadko błyskotliwe.
Moja córka, Amanda Seligman, obecnie studentka ostatniego
roku filologii klasycznej w Princeton, przeczytała jedną trzecią
pierwszej wersji maszynopisu i pomogła mi lepiej dostosować ją
do przyziemnej rzeczywistości.
Terry Silver, moja sekretarka, pomogła mi w tylu rzeczach, że
nie sposób tu je wymienić.
Wreszcie dwadzieścia studentek i ośmiu absolwentów, którzy
w roku akademickim 1989 - 1990 brali udział w moim semina-
rium na Uniwersytecie Pensylwańskim, przeczytało całą pierwszą
wersję maszynopisu i podzieliło się ze mną wieloma uwagami na
jego temat.
Przy pisaniu poszczególnych rozdziałów pomogło mi wiele in-
nych osób. Korzystam z okazji, aby podziękować im wszystkim.
Wielu z nich zgodziło się, bym współpracował z nimi, praca innych
z kolei miała bezpośredni wpływ na moje przemyślenia.

440 Podziękowania
Rozdział pierwszy. Poprosiłem parę osób znających się na pi-
saniu, aby pomogły mi zacząć. Pierwszy szkic tego rozdziału prze-
czytali Ralph Keyes, Carol Stillman i Bob Trotter. Każdy z nich
starał się właściwie mnie ukierunkować.
Rozdział drugi opisuje historię prac nad wyuczoną bezradno-
ścią. Aczkolwiek w tekście właściwym wymieniam wszystkie oso-
by, które miały spory udział w tych pracach, to muszę tu jeszcze
raz wspomnieć o Stevie Maierze, Bruce Overmierze, Dicku Solo-
monie i Donie Hiroto, jako tych, którzy pomogli mi stworzyć tę
nową dziedzinę badań. W tym okresie wspierały mnie finansowo
Krajowy Instytut Zdrowia Psychicznego, Krajowa Fundacja Na-
uki, Fundacja Guggenheima i Fundacja Woodrowa Wilsona.
Rozdział trzeci poświęcony jest stylowi wyjaśniania. W stwo-
rzeniu koncepcji stylu wyjaśniania mieli swój udział Lyn Abram-
son, Chris Peterson, John Teasdale i Judy Garber. Piszę o nich
w tym rozdziale. Karen Reivich pomogła mi w opracowaniu kwe-
stionariusza. Specjalne podziękowania należą się Krajowemu In-
stytutowi Zdrowia Psychicznego (szczególnie Jackowi Maserowi
i Bobowi Hirschfeldowi), który przez ponad dwadzieścia lat wspie-
rał finansowo moje badania, a także Krajowej Fundacji Nauki.
W tym okresie korzystałem również z funduszy Centrum Zaawan-
sowanych Badań w Naukach Behawioralnych.
Rozdziały czwarty i piąty poświęcone są depresji. Trzeba tu
wymienić Aarona Becka i Alberta Ellisa, którzy pozbawili depre-
sję otaczającej ją poprzednio aury tajemniczości i wydobyli z cie-
mności na światło dzienne. Obok Deana Schuylera i Mickeya
Stunkarda, Beck był tym, który pokazał mi, jak można leczyć
depresję. Fundamentalny wkład do zrozumienia depresji wnieśli
Gerry Klerman, Myrna Weissman, Janice Egeland i Buck Schief-
felin. Test CES-D opracowała Lenore Radloff. Steve Hollon, Rob
DeRubeis i Mark Evans prowadzili badania, które ostatecznie wy-
kazały przydatność terapii kognitywnej w leczeniu depresji. Je-
stem im bardzo wdzięczny za współpracę. Susan Nolen-Hoeksema
opracowała i sprawdziła teorię ruminacji oraz różnice w zapadal-
ności na depresję między obu płciami. Moje badania w tej dzie-
dzinie finansuje Krajowy Instytut Zdrowia Psychicznego i trzeba

Podziękowania 441
wyraźnie powiedzieć, że bez pomocy, jakiej instytucja ta udziela
setkom naukowców zajmujących się zaburzeniami emocjonalnymi,
depresja byłaby nadal tajemniczą i nie poddającą się leczeniu cho-
robą. Ludzkość wiele zawdzięcza tej wspaniałej amerykańskiej
instytucji.
Rozdział szósty poświęcony jest sukcesowi w pracy. Tu inspi-
racją było „Metropolitan Life". W firmie tej sprawdziliśmy również
i poddaliśmy weryfikacji wiele pomysłów. Dziękuję szczególnie
Dickowi Calogero, który przez siedem lat cierpliwie współpraco-
wał ze mną, Johnowi Creedonowi, który to wszystko zainicjował,
Howardowi Maseowi i Bobowi Crimminsowi, którzy zajmowali się
organizacją tego przedsięwzięcia, Alowi Oberlanderowi, Joyce Jig-
getts i Yvonne Miesse oraz blisko 200 000 agentów i osób ubie-
gających się o pracę agenta, które poddały się testowi ASQ.
Chciałbym w tym miejscu podziękować dr Mary Annę Layden za
znaczący wkład wniesiony w opracowanie tego testu. Został on
następnie udoskonalony podczas licznych spotkań z udziałem Amy
Semmel, Lyn Abramson, Lauren Alloy i Nadine Kaslow.
John Riley poznał mnie z szefami firm ubezpieczeniowych,
a Dan Oran i Peter Schulman z „Foresight, Inc." prowadzili ba-
dania i analizowali ich wyniki. Robert Dell jest wzorcowym przy-
kładem „specjalnego agenta" i dziękuję mu, że zezwolił mi na
opisanie jego historii. Dziękuję również wielu agentom i starają-
cym się o pracę agenta z firm „Mutual" w Omaha, „Prudential"
i „Reliance", którzy poddali się testowi ASQ.
Dennis McCarthy dał mi wgląd w sferę przemysłu, co pozwoliło
sprawdzić, jaka jest rola optymizmu w tej dziedzinie. Lauren Alloy
i Lyn Abramson przyczyniły się najbardziej do odkryć w kwestii
realizmu osób depresyjnych.
Rozdziały siódmy i ósmy poświęcone są rodzicom i dzieciom.
Nadine Kaslow i Richard Tanenbaum odegrali wiodącą rolę
w stworzeniu testu CASQ. Badania Carol Dweck nad bezradno-
ścią u dzieci w wieku szkolnym otworzyły przed nami pole badań
nad związkiem między stylem wyjaśniania a osiągnięciami. Chris
Peterson stworzył metodę CAVE, a Glen Elder użył jej po raz
pierwszy do badania historii. The Social Science Research Council

442 Podziękowania
Committee on Life Span Development, któremu przewodniczyli
Matilda Riley, Bert Brim, Paul Baltes, Dave Featherman i Judy
Dunn, zainspirował i podtrzymywał nasze długookresowe badania
nad dziećmi. Finansował je natomiast Krajowy Instytut Zdrowia
Psychicznego.
W badaniach nad związkiem między stylem wyjaśniania i de-
presją u dzieci największe zasługi mają Joan Girgus i Susan No-
len-Hoeksema. Obie przeczytały rozdział ósmy i dokonały w nim
poważnych zmian. Władze szkolne w okręgach Princeton, Trenton
i East Windsor cierpliwie pozwalały nam przez pięć lat testować
swych podopiecznych. Bardzo dziękujemy nauczycielom, rodzicom
dzieci, administracji szkolnej, a przede wszystkim samym ucz-
niom z tych szkół. Badania te prowadziły Cindy Fruchtman i Gil-
da Paul. Chętnie współpracowali z nami Willis Stetson i pracow-
nicy działu rekrutacji z Uniwersytetu Pensylwańskiego oraz Dick
Butler, Bob Priest i William Burkę z West Point. Mój syn, David
Seligman, pomógł mi przetestować kadetów w West Point.
Wielu z moich studentów wykazywało mi, że rady dla wojują-
cych ze sobę małżeństw, aby dały spokój utarczkom, grzeszą na-
iwnością. Rozdział ten przeczytali uważnie i wpłynęli na zmianę
sposobu przedstawienia tego zagadnienia Lisa Jaycox, Deborah
Stearns, Jane Eisner, Greg Buchanan, Nicholas Maxwell, Karen
Reivich i Jane Gillham.
Rozdział dziewiąty traktuje o sporcie. Pierwszy wpływem stylu
wyjaśniania na wyniki sportowców zajął się Chris Peterson. Po-
tem długo i ciężko pracowali nad tym problemem David Rettew,
Karen Reivich i David Seligman. David Rettew rozpoczął też jako
pierwszy badania nad Krajową Ligą Koszykówki. Bardzo pomogły
nam cudowne statystyki dotyczące baseballu, sporządzone przez
„Elias Sports Bureau". Badania nad pływakami z Berkeley pro-
wadziła Susan Nolen-Hoeksema; specjalne podziękowania należą
się też Nortowi i Karen Thorntonom, trenerom tych pływaków,
a także wszystkim zawodnikom i zawodniczkom z tego zespołu.
Rozdział dziesiąty poświęcony jest zdrowiu. Pionierami badań
nad wzajemnymi związkami między wyuczoną bezradnością, sty-
lem wyjaśniania i zdrowiem byli Madelon Visintainer, Joe Volpi-

Podziękowania 443
celli, Steve Maier, Leslie Kamen i Judy Rodin. Badania nad wpły-
wem stylu wyjaśniania na zdrowie w okresie całego życia jednostki
prowadzili Chris Peterson i George Vaillant. Judy Rodin i Sandy
Levy są inicjatorami sponsorowanych przez Fundację MacArthura
badań nad zdrowiem, systemem odpornościowym i osobowością.
T. George Harris bez przerwy przypominał mi, jak ważne są te
badania i nadał im duży rozgłos. Oprócz Fundacji MacArthura,
badania te finansuje Krajowy Instytut Problemów Starzenia Się.
Rozdział jedenasty dotyczy polityki, kultury i religii. Na po-
mysł zastosowania naszej teorii do polityki amerykańskiej wpadł
Harold Zullow. Zachęciłem go, żeby się tym zajął. Podobnie Ga-
briele Oettingen wpadła na pomysł zbadania stylu wyjaśniania
w różnych kulturach. Ją też zachęciłem do wprowadzenia tego
pomysłu w życie. Eva Morawska i Gabriele Oettingen prowadziły
studia porównawcze nad judaizmem i rosyjskim prawosławiem.
Dan Goleman zasugerował, żeby spróbować przewidzieć wyniki
prawyborów prezydenckich w 1988 roku, natomiast Alan Kors,
prawie dwadzieścia lat temu, twierdził, że możliwe jest stworzenie
ścisłej i odnoszącej się do przyszłości psychohistorii. On również
piętnaście lat temu, kiedy ukazała się drukiem moja książka Hel-
plessness (Bezradność) powiedział, iż ma nadzieję, że moja nastę-
pna książka będzie o zjawisku zupełnie odwrotnym. No i jest. Jack
Rachman zaprowadził mnie w Edynburgu do punktu przyjmują-
cego zakłady. Biedak — on też postawił na Dukakisa.
Rozdziały dwunasty, trzynasty i czternasty są o tym, jak zmie-
nić styl wyjaśniania. W pracach nad przekształceniem zasad kog-
nitywnej terapii osób depresyjnych autorstwa Becka tak, aby mogli
z nich korzystać również ludzie nie znajdujący się w depresji, prym
wiedli Art Freeman i Steve Hollon. Udało się — mamy ćwiczenia,
które skutecznie zapobiegają depresji. Sprawami organizacyjnymi
zajmowali się Dan Oran i Karen Reivich. Oboje wnieśli też do tych
badań wkład merytoryczny. Całą tę dziedzinę wiedzy stworzyli Tim
Beck i Albert Ellis. Przejęliśmy wiele z ich pomysłów.
Pierwszy program prewencyjny dla dzieci opracowali Ed Craig-
hed i Robert DeMonbreun prawie piętnaście lat temu, kiedy było
na to jeszcze za wcześnie i pozostał on nie zauważony. Susan

444 Podziękowania
Nolen-Hoeksema i Judy Garber również przyczyniły się walnie do
zrozumienia tego, jak zapobiegać depresji u dzieci, i podzieliły się
ze mną cennymi uwagami na temat tego, co powinien zawierać
rozdział trzynasty.
„Metropolitan Life", a w szczególności jego pracownicy: Dick
Calogero, Howard Masę, Bob Crimmins, Yvonne Miesse, Joyce
Jiggets i John Creedon, odegrali ważną rolę w naszych badaniach
nad tym, jak zmienić styl wyjaśniania w pracy. Dziękuję też agen-
tom „Metropolitan Life", którzy uczestniczyli w organizowanych
przez „Foresight, Inc." kursach.
Rozdział piętnasty poświęcony jest przyszłości. Szczególnie
dziękuję Larze Catrinie Seligman za to, że jest po prostu jej czę-
ścią. T. George Harris nalegał, abym napisał o depresji i indywi-
dualizmie, a zaproszenie do wygłoszenia wykładu w G. Stanley
Lecture Hali, wystosowane do mnie w 1988 roku przez Amery-
kańskie Stowarzyszenie Psychologów, dało mi po raz pierwszy
okazję do podzielenia się z innymi myślami na ten temat. Muszę
tu wyrazić swoje uznanie dla anonimowej redaktorki z wydawnic-
twa Knopfa. Specjalnie pofatygowała się obejrzeć zbiory Cloistera,
aby sprawdzić, czy moja uwaga o malarstwie renesansowym jest
trafna. To jest praca redakcyjna na najwyższym poziomie. Do
przemyślenia na nowo kwestii egoizmu i indywidualizmu zmusił
mnie Barry Schwartz, od ponad dwudziestu lat mój partner bri-
dżowy i źródło intelektualnej stymulacji.
Na koniec muszę wspomnieć o dwóch instytucjach, które wy-
wierają wpływ na całe moje życie, a zatem wywarły wpływ i na
tę książkę. Jednym z nich jest Wydział Psychologii na Uniwersy-
tecie Pensylwańskim, który przez dwadzieścia pięć lat umożliwiał
mi pracę nad tym, co stało się tematem tego dzieła. Nigdy nie
będę w stanie spłacić długu wdzięczności, który mam wobec moich
nauczycieli, studentów i kolegów.
Drugą instytucją jest Mandy McCarthy, matka Lary. Jej naj-
bardziej pragnę podziękować. Książka ta mogła powstać dzięki jej
miłości, szerokim horyzontom^intełelstuamym i nieustannemu
wsparciu, jakie w niej znajdowałem^ <
24 stycznia, 1990 roku

MEDIA RODZINA of POZNAŃ proponuje


Światowy bestseller pośród publikacji poświę-
conych problemom, z jakimi każdego dnia
zmagają się rodzice i dzieci.
Poradnik dla rodziców, nauczycieli i wychowa-
wców proponujący praktyczne rady, zalecenia
i wskazówki dojrzałego i godnego postępowa-
nia z dziećmi.
Książkę uzupełnia suplement zawierający do-
świadczenia rodziców polskich.

MEDIA RODZINA of POZNAŃ proponuje


Popularny na świecie poradnik dla rodziców
i wychowawców zawierający praktyczne i ży-
ciowe przykłady, jak pomóc własnym dzieciom
żyć w zgodzie, by samemu żyć godnie.
Przez długi czas książka ta zajmowała pier-
wsze miejsce na liście bestsellerów „New York
Timesa".
Jej polską edycję wzbogaca suplement zawie-
rający doświadczenia rodziców polskich.

You might also like