Professional Documents
Culture Documents
SELIGMAN
JAK ZMIENIĆ SWQJE MYŚLENIE
I SWOJE ŻYCIE
Przełożył Andrzej Jankowski
MEDIA RODZINA O F POZNAŃ
Tytuł oryginału
LEARNED OPTIMISM
Projekt okładki
Piotr Sikorski
Copyright © 1990 by Martin E.P. Seligman
Wszystkie prawa zastrzeżone. Bez pisemnej zgody Wydawcy nie wolno
reprodukować i przekazywać w żadnej postaci ani za pomocą jakichkolwiek
środków elektronicznych czy mechanicznych włącznie z fotokopiowaniem
i nagrywaniem, ani za pomocą innego systemu pozyskiwania i odtwarzania
informacji, żadnej części niniejszej książki
Copyright © 1993 for Polish edition
by Media Rodzina of Poznań, Inc.
Copyright © 1993 for Polish translation
by Andrzej Jankowski
.lamowej KOBI-Art
Książkę tę,
patrząc optymistycznie w przyszłość,
dedykuję mojej córeczce
LARZE CATRINIE SELIGMAN
Spis treści
Wstęp do wydania polskiego 9
Część pierwsza: POSZUKIWANIE 13
1. Dwa sposoby patrzenia na życie 15
2. Uczenie się bezradności 34
3. Wyjaśnianie nieszczęścia 54
4. Głęboki pesymizm 88
5. Jak myślisz, jak się czujesz 113
Część druga: DZIEDZINY ŻYCIA 145
6. Sukces w pracy 147
7. Dzieci i rodzice. Geneza optymizmu 179
8. Szkoła 206
9. Sport 234
Wstęp do wydania
polskiego
AMERYKAŃSKI PSYCHOLOG Martin E.P. Seligman jest
uczonym o światowej sławie. Rozgłos nadała mu koncepcja wy-
uczonej bezradności, w której wyjaśnił mechanizm powstawania
bierności i rezygnacji. W mechanizmie tym istotną rolę odgrywa
przekonanie człowieka, że żadne z jego działań nie ma wpływu
na to, co się wydarzyło.
Bezradność jest podstawą pesymizmu, który prowadzi do de-
presji (szczególnie wówczas, gdy otoczenie jest wrogie). Badania
epidemiologiczne — wskazujące na znaczący wzrost depresji w ko-
lejnych pokoleniach naszego stulecia, nie wyłączając dzieci — na-
dały badaniom Seligmana szczególnego dramatyzmu. Mamy bo-
wiem do czynienia z zagrożeniem cywilizacyjnym.
Poszukując sposobów przeciwdziałania temu zagrożeniu, Selig-
man zwrócił uwagę na zjawisko optymizmu.
Wychodząc z założeń psychologii kognitywnej, przyjmującej, że
depresja (a przynajmniej jedna z jej postaci) wynika z utrwalonych
nawyków myślenia, Seligman wraz ze swoimi współpracownikami
opracował metodę badania stylu wyjaśniania wydarzeń, jakie wy-
stępują w codziennym życiu ludzi. Styl wyjaśniania (wydarzeń
pomyślnych i niepomyślnych) odgrywa zarówno w jego teorii, jak
i w oddziaływaniu psychoterapeutycznym, kluczową rolę.
Seligman udostępnia Czytelnikowi tajniki tego oddziaływania,
jak również metody oceny poziomu własnego optymizmu czy pe-
symizmu, a także depresji. Ponieważ podstawy stylu wyjaśniania
kształtują się w dzieciństwie, Seligman poświęca dużo uwagi dzie-
część pierwsi
Poszukiwanie
Rozdział pierwszy
Dwa sposoby
patrzenia na życie
OJCIEC PATRZY na leżącą w łóżeczku niedawno urodzoną,
dopiero przed chwilą przywiezioną ze szpitala córeczkę. Jego serce
przepełnia duma i zachwyt dla jej urody.
Niemowlę otwiera oczy i patrzy w sufit.
Ojciec mówi do niej po imieniu, spodziewając się, że dziecko
odwróci główkę i spojrzy na niego, ale oczy dziewczynki pozostają
nieruchome.
Ojciec podnosi przywiązaną do poręczy łóżeczka małą, puszy-
stą zabawkę i potrząsa nią, uruchamiając znajdujący się we-
wnątrz dzwonek. Dziecko nie porusza oczami.
Serce ojca zaczyna bić przyspieszonym rytmem. Biegnie do
żony i mówi jej, co się stało:
— Ona w ogóle nie reaguje na dźwięki. Zupełnie jakby nic nie
słyszała.
— Na pewno nic jej nie jest — odpowiada żona, owijając się
szlafrokiem. Idą razem do pokoju dziecka.
Matka mówi do niemowlęcia, potrząsa dzwonkiem, klaszcze
w dłonie. Potem bierze dziecko, które natychmiast ożywia się, za-
czyna kręcić się i gurzyć.
— O Boże — zauważa ojciec — ona jest głucha.
— Nie jest głucha — mówi matka. — W każdym razie za
wcześnie, żeby można to było stwierdzić. Przecież ma dopiero parę
dni. Nie potrafi jeszcze utrzymać wzroku na przedmiocie.
— Ale nawet się nie poruszyła, kiedy klaskałaś z całej siły.
Matka bierze książkę z półki.
16 Poszukiwanie
— Przeczytajmy, co o tym piszą w książce o niemowlętach —
mówi. Wyszukuje hasło „słyszenie" i czyta głośno: — „Nie należy
się niepokoić, jeśli kilkudniowe niemowlę nie reaguje na głośne
hałasy albo nie stara się odkryć źródła dźwięku. Na wykształcenie
się odpowiedniej reakcji trzeba często trochę czasu. Pediatra może
sprawdzić słuch dziecka za pomocą badań neurologicznych". No
widzisz — dodaje matka. — Uspokoiło cię to?
— Nie bardzo — odpowiada ojciec. — Nie ma tu nawet
wzmianki o innej możliwości — że dziecko może być głuche. A ja
wiem tylko tyle, że moje dziecko nic nie słyszy. Mam jak najgorsze
przeczucia. Może to po moim dziadku, który był głuchy. Jeśli
dziecko jest głuche z mojej winy, to nigdy tego sobie nie wybaczę.
— Zaraz, spokojnie — mówi żona. — Od razu wybierasz naj-
gorszą możliwość. Pierwszą rzeczą, jaką zrobimy w poniedziałek,
będzie wezwanie pediatry. A na razie głowa do góry. No, potrzy-
maj dziecko. Muszę poprawić kocyk, jest zupełnie ściągnięty.
Ojciec bierze dziecko na ręce, ale gdy tylko żona kończy pracę,
zaraz je oddaje. Przez cały weekend nie jest nawet w stanie otwo-
rzyć teczki i przygotować się do przyszłotygodniowych zajęć. Cią-
gle chodzi za żoną i biadoli, że głuchota zrujnuje dziecku życie.
Wyobraża sobie najgorsze — jego śliczne dziecko nigdy nie nau-
czy się mówić, będzie odizolowane od społeczeństwa, zamknięte
w okropnej klatce ciszy. W niedzielę wieczorem wpada w prawdzi-
wą rozpacz.
Tymczasem matka zamawia wizytę pediatry na poniedziałek
i spędza weekend, oddając się swoim zajęciom, lekturze i pocie-
szaniu męża.
Badanie wypada pozytywnie, ale nie podnosi to ojca na duchu.
Dopiero tydzień później, kiedy dziecko wzdryga się gwałtownie na
odgłos przejeżdżającej z hałasem ciężarówki, ojciec zaczyna docho-
dzić do siebie i cieszyć się dzieckiem na nowo.
OJCIEC I MATKA patrzą na świat w zupełnie odmienny sposób.
Kiedy jemu przydarzy się coś niemiłego — kontrola skarbowa,
sprzeczka małżeńska czy nawet niezadowolona mina pracodawcy
18 Poszukiwanie
.J
Terytorium niczyje
U PODŁOŻA zjawiska pesymizmu leży bezradność. Bezradność jest
stanem, w którym nic z tego, co robisz, nie ma wpływu na to, co
ci się przydarza. Jeśli na przykład obiecam ci, Czytelniku, tysiąc
dolarów za to, że przekartkujesz tę książkę do strony 104, to
prawdopodobnie przystaniesz na to i uda ci się tego dokonać. Jeśli
jednak obiecam ci tysiąc dolarów za to, żebyś zwęził źrenicę swego
oka, posługując się jedynie siłą woli, to, nawet gdy się zgodzisz,
nic z tego nie wyjdzie. W tej sprawie jesteś bezradny. Przewraca-
nie stron znajduje się pod kontrolą twojej woli, natomiast praca
mięśni zmieniających średnicę źrenicy nie.
Życie zaczyna się w zupełnej bezradności. Noworodek nie po-
trafi zrobić nic koło siebie, gdyż prawie na wszystko reaguje od-
ruchowo. Kiedy płacze, przychodzi matka, co jednak wcale nie
20 Poszukiwanie
szyć lub zwiększyć naszą kontrolę nad nią. Nasze myśli nie są
jedynie reakcjami na wydarzenia, mają wpływ na to, co się dzieje
potem. Jeśli, na przykład, uważamy, że nie mamy wpływu na to,
jakie będą nasze dzieci, to w tej sferze będziemy jakby sparaliżo-
wani. Sama myśl: „Bez względu na to, co robię, i tak nic nie
zmienię", powstrzyma nas od działania. I tak oto pozostawimy
kontrolę nad naszymi dziećmi ich rówieśnikom i nauczycielom lub
zdamy się na okoliczności. Kiedy wyolbrzymimy naszą bezrad-
ność, przyszłość naszych dzieci zaczynają kształtować inne siły.
W toku dalszych rozważań zobaczymy, że ostrożnie stosowany,
umiarkowany pesymizm ma swoje zalety. Dwadzieścia pięć lat
badań przekonało mnie jednak, że jeśli niezmiennie uważamy —
jak to czynią pesymiści — iż niepowodzenia wynikają z naszej
winy i kładą się cieniem na wszystko, co robimy, to istotnie spad-
nie na nas więcej klęsk, niż gdybyśmy myśleli inaczej. Jestem
również przekonany, że jeśli będziemy mieli taki punkt widzenia,
to łatwo będziemy wpadali w depresję, osiągniemy w życiu mniej,
niż nas na to stać, a nawet będziemy częściej chorować. Pesy-
mistyczne przewidywania są samospełniającymi się proroctwami.
Dobitnym tego przykładem jest przypadek studentki na uni-
wersytecie, na którym kiedyś uczyłem. Studiowała literaturę an-
gielską. Promotor bardzo pomagał jej przez trzy lata. Dzięki jego
poparciu oraz dobrym ocenom uzyskała roczne stypendium na Ox-
fordzie. Kiedy wróciła z Anglii, przestała interesować się Dicken-
sem, który był specjalnością jej promotora, natomiast zajęła się
wcześniejszymi powieściopisarzami angielskimi, szczególnie Jane
Austen, co było specjalnością kolegi owego profesora. Promotor usi-
łował namówić ją, by napisała pracę na temat Dickensa, ale osta-
tecznie zaakceptował — wydawało się bez urazy—jej decyzję zaję-
cia się Jane Austen, a nawet zgodził się być recenzentem tej pracy.
Na trzy dni przed obroną profesor ów przesłał komisji egzami-
nacyjnej recenzję, w której oskarżył studentkę o plagiat. Dowodził
tam, że zacytowała dwa źródła, nie wymieniła ich jednak, ani nie
wspomniała o ich autorach i w ten sposób przywłaszczyła sobie
ich spostrzeżenia. Plagiat jest najcięższym grzechem naukowca,
więc cała kariera studentki została zagrożona.
22 Poszukiwanie
Wszystkiemu winien jest nawyk pesymistycznego myślenia.
Gdyby powiedziała sobie: „Obrabowano mnie. Ten zawistny dar-
mozjad podstawił mi nogę", to zaczęłaby się bronić i opowiedziała,
jak było naprawdę. Przy okazji może wydałoby się, że ów profesor
został wcześniej zwolniony z innej uczelni za taką samą historię.
Uzyskałaby dyplom z wyróżnieniem... gdyby tylko podchodziła
w inny sposób do przeciwności losu, gdyby miała nawyk innego
myślenia. ,
Sposoby myślenia nie muszą być niezmienne. Jednym z naj-
ważniejszych odkryć psychologii ostatnich dwudziestu lat jest spo-
strzeżenie, że jednostka może wybierać sobie sposób myślenia.
Nauka psychologii nie zawsze zajmowała się indywidualnymi
sposobami myślenia, działaniami poszczególnych jednostek, a na-
wet jednostką jako taką. Wprost przeciwnie. Kiedy dwadzieścia
pięć lat temu zostałem absolwentem psychologii, dylematów po-
dobnych do opisanego wyżej nie wyjaśniano tak, jak robi się to
obecnie. W owym czasie zakładano, że ludzie są produktami śro-
dowiska, w którym żyją. Dominującą pozycję zdobyło wyjaśnianie
ludzkich działań jako skutków wewnętrznego „popychania" lub
zewnętrznego „przyciągania". Choć szczegóły tego „popychania"
i „przyciągania" ujmowano różnie, w zależności od wyznawanej
teorii, to jednak w ogólnym zarysie wszystkie modne podówczas
teorie były ze sobą zgodne. Freudyści utrzymywali, iż zachowa-
niem człowieka kierują nie rozwiązane konflikty z czasów dzie-
ciństwa. Zwolennicy teorii B.F. Skinnera twierdzili, że zachowa-
nia człowieka powtarzają się tylko wtedy, kiedy otrzymują
wzmocnienie zewnętrzne. Etologowie uważali, że zachowanie jest
wynikiem pewnych, zdeterminowanych genetycznie, utrwalonych
wzorów działania, natomiast behawioryści spod znaku Clarka
Hulla wyznawali pogląd, iż stymuluje nas do działania koniecz-
ność redukowania popędów i zaspokajania potrzeb biologicznych.
Od 1965 roku poglądy te zaczęły się radykalnie zmieniać. Od
tej pory coraz mniejsze znaczenie przypisuje się wpływowi otocze-
nia na zachowanie jednostki. Cztery różne linie rozumowania
wpłynęły na to, że działania człowieka można wyjaśnić raczej jego
samosterowaniem niż podleganiem siłom zewnętrznym.
24 Poszukiwanie
czy również naszych sposobów myślenia. Ogólnie biorąc, ludzie
z radością powitali nową sytuację. Należymy do społeczeństwa,
które zapewnia swym członkom władzę, jakiej nie mieli nigdy
dotąd, do społeczeństwa, które poważnie traktuje przyjemności
i cierpienia jednostki, które uważa, że samorealizacja jest właści-
wym celem, niemal świętym prawem każdego człowieka.
Depresja
RAZEM Z TYMI swobodami przyszły jednak zagrożenia.2 Epoka jed-
nostki jest bowiem również epoką innego, ściśle łączącego się z pe-
symizmem, zjawiska depresji. Depresja jest skrajną postacią pe-
symizmu. Stanęliśmy w obliczu epidemii depresji, epidemii nad-
zwyczaj groźnej w skutkach, jako że — prowadząc do samobójstw
— pochłania ona więcej istnień ludzkich niż AIDS, a przy tym jej
zasięg jest o wiele szerszy. Przypadki głębokiej depresji zdarzają
się dzisiaj dziesięć razy częściej niż pięćdziesiąt lat temu. Kobiety
dotyka ona dwa razy częściej niż mężczyzn i — średnio biorąc —
przypada na okres życia o dziesięć lat wcześniejszy niż w poprze-
dnim pokoleniu.
Do niedawna przyjęte były powszechnie dwa sposoby podejścia
do depresji: psychoanalityczny i biochemiczny. Podejście psycho-
analityczne opiera się na artykule Zygmunta Freuda napisanym
prawie siedemdziesiąt pięć lat temu.3 Freud stworzył swoją teorię
na podstawie obserwacji niewielu dość swobodnie zinterpretowa-
nych przypadków, posługując się przy tym wyobraźnią. Stwierdził,
że depresja nie jest niczym innym niż złością skierowaną prze-
ciwko własnej osobie; człowiek w depresji uważa siebie za jedno-
stkę bezwartościową i pragnie się zabić. Według niego jednostka
cierpiąca na depresję uczy się nienawidzić własnej osoby już na
kolanach matki. Wcześniej czy później w życiu dziecka zdarza się
sytuacja, w której matka odrzuca je, a przynajmniej dziecku tak
się wydaje (matka wyjeżdża na wakacje, wraca za późno do domu
albo zajmuje się drugim dzieckiem). U niektórych dzieci wywołuje
26 Poszukiwanie
i odmawiać jej wszelkich zalet. Bez wątpienia Freud dokonał wiel-
kiego przełomu. Zajmując się we wczesnym stadium swej kariery
histerią — zaburzeniami fizycznymi o objawach podobnych do pa-
raliżu, lecz nie wywołanych żadną fizjologiczną przyczyną —
ośmielił się badać sferę seksu i wydobyć na światło dzienne jej
ciemne strony. Jednak sukces, jaki osiągnął, odwołując się w wy-
jaśnianiu histerii do jej seksualnego podłoża, sprawił, iż pozostał
on wierny temu modelowi do końca życia. Dla Freuda wszystkie
cierpienia psychiczne miały swe źródło w jakiejś nikczemnej części
ludzkiej osobowości, to zaś, co nikczemne, stanowiło najbardziej
podstawowy i uniwersalny jej składnik. To niemożliwe do utrzy-
mania, obraźliwe dla ludzkiej natury założenie zapoczątkowało
epokę, w której wszystko można powiedzieć:
Chcesz kochać się ze swą matką.
Chcesz zabić własnego ojca.
Snujesz wyobrażenia o tym, że twoje nowo narodzone
dziecko może umrzeć... ponieważ chcesz, żeby umarło.
Chcesz, żeby twoje dni były nie kończącym się pasmem
udręki.
Twoje najohydniejsze, najbardziej skrywane tajemnice są
najistotniejszą częścią twojej osobowości.
Wypowiedzi tego typu tracą związek z rzeczywistością, są zu-
pełnie oderwane od ludzkich uczuć i powszechnego, będącego
udziałem wszystkich doświadczenia. Niechby tylko spróbował ktoś
powiedzieć coś takiego uzbrojonemu Sycylijczykowi.
Drugim, łatwiejszym do przyjęcia, jest podejście biomedyczne.4
Zwolennicy tego poglądu uważają, że depresja ma podłoże fizjo-
logiczne. Powoduje ją jakoby dziedziczny defekt biochemiczny —
usadowiony być może wygodnie na ramieniu chromosomu numer
11 — który zakłóca zachodzące w mózgu procesy. Psychiatrzy spod
tego znaku leczą depresję środkami farmakologicznymi albo ele-
ktrowstrząsami (tzw. sejsmografia). Metody te są niezbyt drogie
i przynoszą szybko pewną poprawę stanu pacjenta.
W odróżnieniu od psychoanalitycznego, podejście biomedyczne
28 Poszukiwanie
• A jeśli depresja nie jest czymś, co sprowadzasz sam na sie-
bie, lecz czymś, co po prostu na ciebie spada?
• A jeśli depresja nie jest chorobą, lecz stanem znacznego po-
gorszenia nastroju?
• A jeśli nie jesteś więźniem konfliktów z czasów dzieciństwa?
Jeśli depresję wywołują w rzeczywistości twoje aktualne kło-
poty?
• A jeśli nie jesteś ubezwłasnowolniony przez swoje geny czy
zachodzące w twoim mózgu procesy chemiczne?
• A jeśli depresja jest wynikiem błędnych wniosków, które
wyciągamy z tragedii i niepowodzeń, jakich wszyscy do-
świadczamy w życiu?
• A jeśli depresja występuje po prostu wtedy, kiedy pesymi-
stycznie oceniamy przyczyny naszych niepowodzeń?
• A jeśli możemy oduczyć się pesymizmu i posiąść umiejętność
patrzenia optymistycznie na nasze niepowodzenia?
Sukces
TRADYCYJNE rozumienie sukcesu, tak jak tradycyjne rozumienie
depresji, wymaga rewizji. Funkcjonowanie naszych szkół i zakła-
dów pracy opiera się na konwencjonalnym założeniu, że sukces
jest wynikiem połączenia talentu i chęci. Uważa się, że przyczyną
niepowodzeń jest albo brak talentu, albo brak chęci. Zdarza się
jednak i tak, że mimo ogromnego talentu i wielkich chęci spotyka
nas niepowodzenie, gdyż brak nam optymizmu.
Poczynając od przedszkola, dziecko poddawane jest różnym te-
stom — na inteligencję, SAT-om, MCAT-om*, i tak dalej — które
* Są to baterie testów mierzących poziom sprawności intelektualnych oraz
osiągnięć uczniów szkół ponadpodstawowych w USA (nowsze opracowania obej-
mują także dzieci przedszkolne). Testy te pozwalają ocenić m.in. umiejętności
czytania, posługiwania się językiem, rozumowania materialnego, a także poziom
wiedzy w zakresie poszczególnych przedmiotów. Są to testy grupowe, bardzo roz-
budowane, np. Stanford Achievement Test, SAT, składa się z ok. 170 subtestów
i 700 itemów (przyp. red.)
32 Poszukiwanie
mobójstwa stające się powoli chlebem powszednim naszego społe-
czeństwa, samorealizację jednostki wyniesioną do rangi prawa,
ludzi zapadających w przerażająco młodym wieku na chroniczne
choroby i przedwcześnie umierających, inteligentnych, pełnych po-
święcenia rodziców wychowujących delikatne, zepsute dzieci, me-
todę leczenia depresji poprzez zmianę świadomego myślenia. Choć
inni skłonni byliby traktować to zestawienie porażek i sukcesów,
cierpień i tryumfów jako nonsensowne i bezładne, ja widzę to
wszystko jako jedną całość. Ta książka jest rezultatem takiego
właśnie punktu widzenia.
Zaczniemy od teorii kontroli nad własną osobą. Kluczowe zna-
czenie mają w niej dwa pojęcia — wyuczonej bezradności i stylu
wyjaśniania. Są one ściśle ze sobą związane.
Wyuczona bezradność jest poddaniem się, zaprzestaniem dzia-
łania wynikającym z przekonania, że cokolwiek się zrobi, nie bę-
dzie to miało żadnego znaczenia. Styl wyjaśniania to sposób, w ja-
ki zwykle tłumaczymy sobie, dlaczego coś się wydarza. Modyfikuje
on w znacznym stopniu wyuczonĄ bezradność. Optymistyczny styl
wyjaśniania kładzie kres bezradności, natomiast pesymistyczny
styl wyjaśniania jeszcze ją pogłębia. Sposób, w jaki wyjaśniamy
sobie różne wydarzenia, określa nasze do nich podejście i sprawia,
że stajemy się bezradni, albo że, traktując spotykające nas niepo-
wodzenia jako chwilowe, mobilizujemy się do większej aktywności.
Uważam, że styl wyjaśniania odzwierciedla to, co mówiąc meta-
forycznie, czujemy w głębi serca, to słowo, które każdy z nas „nosi
w sercu".5
Każdy z nas ma ukryte w głębi serca jakieś słowo — jakieś
„nie" lub jakieś „tak". Prawdopodobnie nie wiesz, jakie słowo jest
ukryte w twoim sercu, ale to nie szkodzi, możesz się tego, z dużą
dozą pewności, dowiedzieć. Niebawem poddasz się testowi i od-
kryjesz, jaki jest poziom twojego optymizmu czy pesymizmu.
Optymizm odgrywa ważną rolę w wielu, choć nie we wszy-
stkich, dziedzinach naszego życia. Nie jest on panaceum, ale może
uchronić nas przed depresją, może poprawić naszą kondycję fizy-
czną i psychiczną, dać nam dobre samopoczucie. Wszelako pesy-
mizm też ma pewne zalety; jakie to są zalety, wyjaśnię dalej.
Rozdział drugi
Uczenie się bezradności
ZANIM SKOŃCZYŁEM trzynaście lat, zorientowałem się, że
zawsze kiedy rodzice wysyłają mnie na noc do mojego najlepszego
przyjaciela, Jeffreya, w domu są poważne kłopoty. Tak było i tam-
tym razem, bo jakiś czas po powrocie do domu dowiedziałem się,
że matce wycięto macicę. Już wcześniej wyczuwałem, że to ojciec
ma problemy. Ostatnio dziwnie się zachowywał. Zazwyczaj był
spokojny i zrównoważony, taki, jaki moim zdaniem powinien być
ojciec. Jednak od pewnego czasu stał się nerwowy, czasami złościł
się, czasami znowu wpadał w przygnębienie.
Wioząc mnie tego wieczoru do Jeffreya przez pogrążone w za-
padających ciemnościach ulice willowej dzielnicy Albany w stanie
Nowy Jork, wziął nagle głęboki oddech, a potem zatrzymał samo-
chód przy krawężniku. Przez chwilę siedzieliśmy obaj w milcze-
niu. W końcu powiedział mi, że na minutę czy dwie stracił czucie
w lewej części ciała. W jego głosie słychać było strach. Przerazi-
łem się.
Miał dopiero czterdzieści dziewięć lat i był w szczytowej formie.
Ukończył ze znakomitym wynikiem studia prawnicze, ale jako
typowy produkt lat wielkiego kryzysu wybrał skromną, lecz bez-
pieczną posadę w administracji państwowej zamiast zaryzykować
i postarać się o lepiej płatną, ale nie tak pewną pracę w sektorze
' .prywatnym. Ostatnio jednak po raz pierwszy w życiu zdecydował
się na śmiały krok — miał zamiar ubiegać się o wysokie stano-
wisko we władzach stanowych. Byłem z niego niezmiernie dumny.
38 Poszukiwanie
sząc ten dźwięk, reagowały na niego, jak na wstrząs, tzn. lękiem.
I to wszystko.
Potem rozpoczęła się główna faza eksperymentu. Psy umiesz-
czono w klatkach przedzielonych niską przegrodą na dwie części.
Chciano sprawdzić, czy będą reagować na wysoki ton w taki sam
sposób, w jaki nauczyły się reagować na wstrząs, to znaczy, czy
będą przeskakiwać przez przeszkodę, aby uchronić się przed
wstrząsem. Gdyby zachowywały się w ten sposób, to tym samym
wykazano by, że uczenie się emocji może podlegać przeniesieniu
(transferowi) na zupełnie inne sytuacje.
Psy musiały najpierw nauczyć się, że po to, by uciec przed
wstrząsem, należy przeskoczyć przez przegrodę, potem można by
już sprawdzić, czy sam wysoki ton wywołuje identyczną reakcję.
Powinno to być dla nich proste. Wystarczyło przeskoczyć przez
niską przegrodę dzielącą skrzynię, by uciec przed wstrząsem. Psy
zazwyczaj szybko się tego uczą.
— Natomiast te psy — powiedział Overmier — po prostu leżą
i piszczą. Nawet nie próbowały uciec przed wstrząsem. A to, oczy-
wiście, znaczy, że nikt nie może robić tego, co chciał, czyli badać,
jak psy zareagują na sam dźwięk.
Kiedy słuchałem Overmiera i patrzyłem na piszczące psy, zda-
łem sobie naraz sprawę, że zdarzyło się coś znacznie ważniejszego
niż mogłyby przynieść jakiekolwiek eksperymenty nad przeniesie-
niem wiedzy. Oto, zupełnie przypadkowo, we wczesnej fazie eks-
perymentu psy zostały nauczone bezradności. Właśnie dlatego
poddały się. Dźwięki nie miały z tym nic wspólnego. W trakcie
wykształcania u nich odruchów warunkowych czuły, że ból nacho-
dzi je i mija bez względu na to, czy się miotają, skaczą i szczekają,
czy nie. Wywnioskowały z tego, albo „nauczyły się", że nic, co
robią, nie ma wpływu na ich sytuację. Po co więc próbować cokol-
wiek robić?
Implikacje tego odkrycia oszołomiły mnie. Jeśli psy potrafiły
nauczyć się czegoś tak skomplikowanego, jak fakt, że wszelkie ich
wysiłki nie zdają się na nic, to można to było odnieść przez analogię
do bezradności ludzi, a przy tym zachowanie psów można było ba-
dać laboratoryjnie. Bezradność otaczała nas ze wszystkich stron —
42 Poszukiwanie
Urządzenie wywołujące wstrząsy u psów z drugiej grupy miało
być „sprzężone" z urządzeniem stymulującym psy z grupy pier-
wszej. Psy z tej grupy otrzymywałyby takie same uderzenia, jak
psy z grupy pierwszej, ale żadna ich reakcja nie miałaby wpływu
na ból. Ustawałby on dopiero wtedy, kiedy pies z grupy pierwszej
„sprzężony" z psem z grupy drugiej, nacisnąłby płytkę.
Trzecia grupa miała nie otrzymywać żadnych uderzeń.
Po zakończeniu tej fazy eksperymentu psy z wszystkich grup
miały zostać umieszczone w klatkach przedzielonych niskimi
przegrodami. Powinny szybko nauczyć się, że wystarczy przesko-
czyć przez przegrodę, by ból ustał. Zakładaliśmy jednak, że psy
z drugiej grupy, które przekonały się, że żadne ich reakcje nie
odnoszą skutku, będą po prostu leżały, odczuwały ból i nie robiły
nic, by od niego uciec.
Profesor Soiomon odniósł się do tego projektu bardzo scepty-
cznie. Modne podówczas teorie psychologiczne nie dopuszczały na-
wet myśli, by zwierzęta — czy ludzie — mogły nauczyć się bez-
radności.
— Każde stworzenie — powiedział Soiomon, kiedy poszliśmy
przedstawić mu nasz projekt — może nauczyć się odpowiednich
reakcji tylko wtedy, gdy reakcje te przynoszą nagrodę albo karę.
W eksperymentach, które proponujecie, reakcje nie byłyby powią-
zane ani z nagrodą, ani z karą. I nagroda, i kara pojawiałaby się
bez względu na to, co zwierzę by zrobiło. Żadna z istniejących
obecnie teorii uczenia się nie dopuszcza, by w takich warunkach
można się było czegokolwiek nauczyć,
Wtedy włączył się Bruce Overmier.
— Jak zwierzęta mogą przekonać się, że żadne ich działania
nie skutkują? — spytał. — Zwierzęta nie znają wyższych form
życia umysłowego, prawdopodobnie w ogóle nie myślą.
Ale obaj, choć nastawieni sceptycznie, udzielili nam pomocy.
Ostrzegali nas tylko, byśmy zbyt pochopnie nie formułowali wnio-
sków z naszego eksperymentu. Mogło przecież okazać się, że zwie-
rzęta nie próbowały uciec przed bólem nie dlatego, iż nauczyły
się, że wszelka reakcja jest bezskuteczna, ale z jakiegoś innego
powodu. Nawet sam stres spowodowany uderzeniem prądu mógł-
44 Poszukiwanie
zwierzęta mogły przed nim uciec. Najwyraźniej zwierzęta potrafią
się zorientować, że ich działania nic nie dają, i kiedy już to wiedzą,
nie próbują nic robić, stają się bierne. Tak oto udowodniliśmy, że
podstawowe założenie teorii uczenia się, mówiące, iż można na-
uczyć się czegokolwiek tylko wtedy, gdy reakcja spotyka się z na-
grodą lub z karą, jest błędne.
Opisaliśmy nasze odkrycie i, ku naszemu zdziwieniu, naczelny
redaktor „Journal of Experimental Psychology", najbardziej kon-
serwatywnego z fachowych pism psychologicznych, nie tylko uz-
nał, iż artykuł nadaje się do druku, ale umieścił go na pierwszym
miejscu. Tym samym rzuciliśmy wyzwanie teoretykom psychologii
uczenia się na całym świecie. Dwóch żółtodziobów ośmieliło się
głosić, że wielki B.F. Skinner, guru behawioryzmu, i całe grono
jego uczniów mylili się, a ich podstawowe założenie było zupełnie
fałszywe.
Behawioryści bynajmniej nie poddali się. Najbardziej szano-
wany profesor na moim macierzystym wydziale — sam był przez
dwadzieścia lat naczelnym redaktorem „Journal of Experimental
Psychology" — napisał mi kartkę, w której wyznał, że po przeczy-
taniu naszego artykułu „zrobiło mu się niedobrze". Na między-
narodowym sympozjum zaczepił mnie — i to w toalecie męskiej
— wybitny uczeń Skinnera i poinformował, że zwierzęta „nie uczą
się tego czy tamtego, one uczą się tylko reakcji na bodźce".
Niewiele jest w historii psychologii eksperymentów, które moż-
na nazwać rozstrzygającymi, ale Steve Maier, mający wówczas
dwadzieścia cztery lata, obmyślił i wykonał taki. Był to czyn wy-
magający odwagi, jako że eksperyment ten był frontalnym ata-
kiem na silnie okopaną twierdzę behawioryzmu. Behawioryzm
przez sześćdziesiąt lat był dominującym kierunkiem w psychologii
amerykańskiej. Wszyscy, którzy liczyli się w tamtych czasach
w dziedzinie teorii uczenia się, byli behawiorystami, prawie wszy-
stkie dobre stanowiska na wydziałach psychologii obsadzone były
przez kilkadziesiąt lat przez behawiorystów. Taki stan utrzymy-
wał się, choć było jasne, że behawioryzm jest kierunkiem mocno
naciąganym.
Podobnie jak w przypadku freudyzmu, naczelna zasada beha-
46 Poszukiwanie
taryzmu. Hasła: „Wszyscy ludzie są równi" i „Od każdego na miarę
jego możliwości, każdemu według potrzeb" były ideologiczną pod-
budową behawioryzmu tak w amerykańskim, jak i w sowieckim
systemie politycznym.
Tak miały się sprawy w 1965 roku, kiedy przygotowywaliśmy
atak na behawiorystów. Uważaliśmy ich pogląd, sprowadzający
wszystko do nagród i kar wzmacniających skojarzenia, za kom-
pletną bzdurę. Oto, dla przykładu, behawiorystyczne wyjaśnianie
zachowania szczura naciskającego pręt w celu uzyskania pożywie-
nia: kiedy szczur, który wcześniej zdobył pożywienie, naciskając
pręt, zabiera się znowu do naciśnięcia pręta, to robi to dlatego,
że skojarzenie naciskania pręta ze zdobyciem pożywienia zostało
uprzednio wzmocnione nagrodą. Albo weźmy behawiorystyczne
wyjaśnienie faktu ludzkiej pracy: człowiek chodzi do pracy nie
dlatego, że spodziewa się za nią wynagrodzenia, lecz po prostu
z tej przyczyny, iż reakcja chodzenia do pracy została wcześniej
wzmocniona zapłatą. W behawiorystycznym poglądzie na świat
życie psychiczne człowieka czy szczura nie istnieje, albo — jeśli
istnieje — nie odgrywa żadnej roli w motywacji jego zachowań.
My, przeciwnie, uważaliśmy, że procesy psychiczne determinują
zachowanie człowieka i zwierzęcia. Szczur spodziewa się, że po
naciśnięciu pręta otrzyma pożywienie, człowiek spodziewa się, że
za pracę otrzyma zapłatę. Uważaliśmy, że zachowanie jest świa-
dome i że jednostkę motywuje do niego rezultat, którego po takim
zachowaniu się oczekuje.
Jeśli chodzi o wyuczoną bezradność, to uważaliśmy, że psy
zachowywały się biernie dlatego, iż nauczyły się, że żadne ich
działania nic nie dają, i przeto spodziewały się, że również w przy-
szłości nic dawać nie będą. Kiedy utrwaliły się już w tym przeko-
naniu, nie próbowały żadnych działań.
— Bierność może wynikać z dwóch źródeł — powiedział Steve
swym zupełnie nie pasującym do sytuacji, miękkim akcentem
z Bronxu, przemawiając do coraz bardziej krytycznie nastawio-
nych uczestników naszego cotygodniowego seminarium. — Podo-
bnie jak starzy ludzie w domach opieki, możecie nauczyć się być
biernymi, jeśli to się opłaca. Personel jest o wiele milszy w sto-
48 Poszukiwanie
a rezultat tego był taki, iż zorientowały się — a więc nauczyły,
że każde ich działanie będzie nieskuteczne.
W tym właśnie punkcie dyskusji Steve Maier wpadł na pomysł
genialnego testu.
— Poddajmy psy temu procesowi, który zdaniem behawio-
rystów sprawia, że stają się coraz bardziej bezradne — powie-
dział. — Mówią, że psy są nagradzane za leżenie nieruchomo, tak?
Dobrze, będziemy je nagradzać za takie zachowanie. Za każdym
razem kiedy będą leżeć nieruchomo przez pięć sekund, wstrzyma-
my wstrząsy.
Krótko mówiąc, mieliśmy robić celowo to, co według behawio-
rystów działo się przypadkowo.
Zgodnie z przewidywaniami behawiorystów nagroda za leżenie
nieruchomo powinna by skłonić psa do bezruchu. Steve nie zga-
dzał się z tym.
— Obaj wiemy — rzekł — że psy zorientują się, iż samo leżenie
nieruchomo doprowadzi do ustania wstrząsów. Będą wiedziały, że
mogą zapobiec dalszym wstrząsom, pozostając nieruchomo przez
pięć sekund. Powiedzą sobie: „Oho, mam duży wpływ na to, co się
dzieje". I, zgodnie z naszą teorią, nigdy nie staną się bezradne.
Steve opracował dwufazowy eksperyment. W pierwszej fazie
psy, które Steve nazwał Grupą Leżącą Nieruchomo, miały do-
świadczać wstrząsów, ustających dopiero wtedy, kiedy psy leżały-
by bez ruchu przez pięć sekund. Tak więc mogłyby panować nad
swoją sytuacją, pozostając bez ruchu. Druga grupa, tak zwana
Grupa Sprzężona, byłaby poddawana wstrząsom równocześnie
z grupą pierwszą, ale żadne zachowania psów z tej grupy nie
miałyby wpływu na trwanie wstrząsów. Wstrząsy ustawałyby do-
piero wtedy, kiedy psy z pierwszej grupy leżałyby bez ruchu. Trze-
cią grupę nazwaliśmy Grupą Bezwstrząsową i, jak wskazuje na-
zwa, nie miała być ona w ogóle poddawana wstrząsom.
W drugiej fazie eksperymentu wszystkie psy miały być umie-
szczone w klatce z przegrodą, aby nauczyć się, że można uciec
przed wstrząsami, przeskakując do drugiej części klatki. Beha-
wioryści oczekiwaliby, że zarówno psy z Grupy Leżącej Nierucho-
mo, jak też z Grupy Sprzężonej będą leżały bez ruchu i sprawiały
50 Poszukiwanie
ty zdają się zbaczać ze swych orbit. Astronomowie, którzy wierzy-
li, że Słońce krąży wokół Ziemi, wyjaśniali te odchylenia za po-
mocą pojęcia epicykli — małych okręgów, których środek obraca
się jednostajnie po innym okręgu. Otóż, zgodnie z tą teorią, obrót
planety po małym okręgu zniekształcał jej tor obiegu wokół Ziemi.
W miarę jak przybywało obserwacji, astronomowie-tradycjonaliści
zmuszeni byli postulować istnienie coraz to nowych epicykli. Osta-
tecznie zwyciężyli zwolennicy teorii głoszącej, iż to nie Słońce krą-
ży wokół Ziemi, lecz Ziemia wokół Słońca. Odtąd przyjęło się uży-
wać określenie „dodawanie epicykli" w odniesieniu do wysiłków
uczonych, którzy mając kłopoty z obronieniem walącej się teorii,
rozpaczliwie wynajdują nieprawdopodobne argumenty, w nadziei,
że podeprą nimi nadwątlone twierdzenia.
Nasze odkrycia, razem z odkryciami Noama Chomskj^ego, Je-
ana Piageta i psychologów opierających się na teorii przetwarza-
nia informacji, rozszerzyły pole badania, które objęły również
mózg, i zmusiły behawiorystów do odwrotu.
Już przed 1975 rokiem ulubionym przedmiotem rozpraw do-
ktorskich z zakresu psychologii stało się badanie procesów psy-
chicznych u ludzi i zwierząt. Zachowaniem się szczurów przestano
się interesować.
STEVE MAIER i ja odkryliśmy, w jaki sposób można nauczyć się
bezradności. Czy jednak, nauczywszy się ją wywoływać, mogliśmy
też ją leczyć?
Wzięliśmy grupę psów, które nauczyliśmy bezradności, wsa-
dziliśmy te biedne, nieskore do jakiegokolwiek działania stworze-
nia z powrotem do dwuczęściowej klatki, zmuszaliśmy je do prze-
skakiwania tam i z powrotem przez przegródkę, aż zaczęły to robić
z własnej woli i przekonały się, że ich wysiłki odnoszą skutek.
Wtedy wiedzieliśmy już, że terapia jest skuteczna w stu procen-
tach i że jej efekty są trwałe.
Potem zajęliśmy się zapobieganiem bezradności i odkryliśmy
zjawisko, które ochrzciliśmy mianem immunizacji (uodpornienia).
Polega ono na tym, że uprzednie nabycie przekonania, iż działanie
przynosi skutek, zapobiega nauczeniu się bezradności. Stwierdzi-
52 Poszukiwanie
wyłączyć. Inna grupa mogła wyłączyć taśmę, naciskając guziki
z prawej strony tablicy. Trzeciej grupie nie puszczono taśmy.
Potem Hiroto zabrał uczestników eksperymentu do innego po-
mieszczenia, w którym znajdowało się urządzenie będące odpo-
wiednikiem naszej dwuczęściowej klatki.
— Jeśli położycie dłoń z jednej strony — powiedział — i usły-
szycie drażniący dźwięk, to połóżcie ją z drugiej strony, a wtedy
dźwięk ustanie.
Pewnego dnia w 1971 roku Hiroto zadzwonił do mnie.
— Martin — powiedział. — Chyba uzyskaliśmy wyniki, które
mogą mieć jakieś znaczenie... może nawet duże znaczenie. Czy
uwierzysz, że ludzie, którzy na początku nie mogli w żaden sposób
wyłączyć taśmy, kiedy znaleźli się w „klatce", po prostu w większo-
ści przypadków siedzieli tam i nie próbowali nic zrobić?! — Hiroto
był wyraźnie podekscytowany, choć usiłował zachować należny
profesjonaliście spokój. — Zupełnie jakby nauczyli się bierności.
Ponieważ za pierwszym razem nie mogli wyłączyć taśmy, za dru-
gim razem nawet nie próbowali tego zrobić, mimo że wszystko inne
— czas, miejsce i tak dalej — zmieniło się. Przenieśli tę bezradność
do drugiego etapu eksperymentu. Ale posłuchaj tego: wszyscy po-
zostali — ci, którzy mogli w pierwszym etapie wyłączyć taśmę, i ci,
którzy jej nie słuchali — całkiem szybko nauczyli się ją wyłączać!
Czułem, że może to być ukoronowaniem lat badań, wielu lat
pracy. Jeśli ludzi można było nauczyć bezradności wobec tak bła-
hego zjawiska jak przykry dźwięk, to być może także w rzeczywi-
stym otoczeniu ludzie, którzy doświadczając poważnych wstrzą-
sów, przekonują się, że ich próby przeciwdziałania im są bezsku-
teczne, uczą się bezradności. Może ludzkie reakcje w ogóle — na
odrzucenie przez tych, których kochamy, na niepowodzenia w pra-
cy, na śmierć małżonka — można zrozumieć dzięki modelowi wy-
uczonej bezradności*.
* Spieszę z wyjaśnieniem, że osoby biorące udział w tych i innych ekspery-
mentach badających zjawisko bezradności nie opuszczały laboratorium w stanie
depresji. Pod koniec każdej sesji demonstrowano jej uczestnikom, że — z przyczyn
od nich niezależnych — problem był nierozwiązywalny, bowiem kryło się w tym
pewne oszustwo. Wówczas ustępowały ewentualne symptomy załamania.
Rozdział trzeci
Wyjaśnianie
nieszczęścia
UNIWERSYTET OJCFORDZKI onieśmiela gościa, który przy-
był tu, aby wygłosić wykład. Sprawia to nie tyle atmosfera tego
miejsca, stare wieże, wieżyczki i chimery, nawet nie gromadzona
przez ponad siedemset lat wiedza, dzięki której uczelnia ta zdo-
była przodujące miejsce na świecie, ale wykładowcy.
Owego kwietniowego dnia 1975 roku zjawili się tłumnie, aby
posłuchać parweniusza, nieopierzonego amerykańskiego psycho-
loga, który otrzymawszy roczny urlop z macierzystej uczelni, pra-
cował w Instytucie Psychiatrii Szpitala Maudsleya w Londynie
i przyjechał do Oxfordu, aby opowiedzieć o wynikach swych ba-
dań. Kiedy wszedłem na podium i rozejrzałem się nerwowo po
sali, dostrzegłem Niko Tinbergena, laureata nagrody Nobla z 1973
roku i Jerome'a Brunera, słynnego uczonego, który niedawno
przybył tu z Harvardu, aby objąć profesurę w katedrze psychologii
rozwoju dziecka. Był tam też Donald Broadbent, twórca współ-
czesnej psychologii kognitywnej i czołowy przedstawiciel socjologii
„stosowanej" na świecie, oraz Michael Gelder, dziekan wydziału
psychiatrii, a także Jeffrey Gray, wybitny specjalista od badań
nad mózgiem i nad lękiem. Najwybitniejsi uczeni w mojej profesji.
Czułem się jak aktor, którego wypchnięto na scenę, aby wyrecy-
tował monolog przed Guinnessem, Gielgudem i 01ivierem.
Rozpocząłem wykład o wyuczonej bezradności i ku swej nie-
zmiernej uldze spostrzegłem, że szacowne grono słucha z pewnym
Wyjaśnianie nieszczęścia 55
zainteresowaniem, niektórzy nawet kiwają głowami, kiedy przed-
stawiam wnioski ze swych badań, a inni śmieją się z dowci-
pów, którymi ubarwiłem przemowę. Jednak w samym środku
pierwszego rzędu siedział jakiś nie znany mi facet, który napełniał
mnie niepokojem. Nie śmiał się z moich dowcipów, a w wielu
kluczowych miejscach wyraźnie kręcił z dezaprobatą głową.
Zdawał się sporządzać rejestr błędów, które nieświadomie popeł-
niłem.
Wreszcie skończyłem. Oklaski świadczyły, że wykład został do-
brze przyjęty. Odetchnąłem, bo było już po wszystkim. Pozostało
mi jeszcze tylko wysłuchać paru banalnych komplementów, które
zwyczajowo prawił profesor wyznaczony na „dyskutanta". Okazało
nie jednak, że tym dyskutantem jest ów milczący dotąd opo-
nent z pierwszego rzędu. Przedstawiono go jako Johna Teasdale-
ii. Już wcześniej słyszałem gdzieś to nazwisko, ale nic mi ono nie
mówiło. Wkrótce wyjaśniło się, że jest on nowym wykładowcą na
wydziale psychiatrii, świeżo po praktyce w Szpitalu Maudsleya
w Londynie.
— Nie powinniście się dać, panowie, zwieść tej czarującej opo-
wieści — zwrócił się do słuchaczy. — Ta teoria nie nadaje się do
niczego. Pan Seligman nie przedstawił wyjaśnienia faktu, że jedna
I rzecia badanych osób nigdy nie staje się bezradna. Dlaczego tak
nie dzieje? Natomiast z tych, którzy poddali się bezradności, część
wyzwoliła się z niej, inni nie. Niektórzy byli bezradni tylko w tej
Hpecyficznej sytuacji, w której nauczyli się bezradności; po prostu
nie podejmowali już więcej prób ucieczki przed nieprzyjemnym
dźwiękiem. Jeszcze inni poddali się, znalazłszy się po raz pierwszy
w tej sytuacji. Zadajmy sobie pytanie, dlaczego tak się stało. Nie-
którzy stracili szacunek dla siebie i obwiniali się za to, że nie
udało im się uciec przed hałasem, natomiast inni obarczali winą
eksperymentatora, mając do niego pretensję, że dał im nieroz-
wiązywalne zadanie. Dlaczego tak się działo?
Na twarzach szacownego gremium pojawił się wyraz zakłopo-
tania. Miażdżąca krytyka Teasdale'a postawiła wszystko pod zna-
kiem zapytania. Dziesięć lat badań, które — kiedy zacząłem wy-
kład — wydawały mi się zakończone, teraz wyglądało zupełnie
56 Poszukiwanie
inaczej. Wszystko zdawało się wskazywać na to, że jest w nich
wiele luk.
Byłem prawie ogłuszony. Uważałem, że Teasdale ma rację
i byłem zły na siebie, że sam nie pomyślałem o wadach teorii,
które wytknął. Wybąkałem coś o tym, że właśnie w taki sposób
rozwija się nauka, a potem spytałem Teasdale'a, czy potrafiłby
rozwiązać paradoks, przed którym mnie postawił.
— Myślę, że tak — odparł — ale teraz ani czas, ani miejsce
po temu.
Rozwiązanie Teasdale'a przedstawię nieco dalej, gdyż chciał-
bym, abyście najpierw wykonali krótki test, który pomoże wam
zorientować się, czy jesteście pesymistami, czy optymistami. Zna-
jomość udzielonego przez Teasdale'a wyjaśnienia faktu, że niektó-
rzy ludzie nigdy nie poddają się bezradności, mogłaby zniekształ-
cić wyniki tego testu.
Sprawdź, czy jesteś optymistą
NA ODPOWIEDZI na poszczególne pytania przeznacz tyle czasu, ile
ci będzie potrzeba. Rozwiązanie testu zajmuje przeciętnie piętna-
ście minut. Nie ma tu dobrych i złych odpowiedzi. Ważne jest to,
żebyś poddał się temu testowi przed przeczytaniem następującej
za nim analizy. Chodzi o to, by mieć pewność, że nie wpłynie ona
na treść odpowiedzi.
Przeczytaj opis każdej sytuacji i wyobraź sobie, że przytrafia
się ona tobie. Prawdopodobnie nigdy nie znalazłeś się w niektó-
rych z tych sytuacji, ale to nie ma żadnego znaczenia. Może żadna
z odpowiedzi nie wyda ci się właściwa, ale mimo to wybierz tę,
która bardziej do ciebie przemawia i zakreśl kółeczkiem A lub B.
Może nie spodobać ci się brzmienie niektórych odpowiedzi, ale nie
kieruj się tym, co powinieneś powiedzieć czy co brzmiałoby dobrze
w ustach innych, wybierz odpowiedź, która — twoim zdaniem —
jest bardziej prawdopodobna.
Wyjaśnianie nieszczęścia 57
58 Poszukiwanie
ZP
0
1
PP
0
1
Wyjaśnianie nieszczęścia 59
12. Przez cały rok w ogóle nie chorowałeś(aś).
PP
A. Chorowało niewiele osób z mojego otoczenia,
więc nie byłem(am) narażony(a) na zarazki. 0
B. Dołożyłem(am) starań, aby dobrze jeść i dużo
wypoczywać. 1
13. Jesteś winien/winna bibliotece pięćdziesiąt tysięcy zło-
tych za książkę, którą za długo przetrzymywałeś(aś).
W. SN
A. Kiedy wciągnie mnie lektura, często zapominam,
kiedy mam zwrócić książkę. 1
B. Byłem(am) tak zajęty pisaniem sprawozdania,
że zapomniałem zwrócić tę książkę. 0
14» Akcje, które posiadasz, przynoszą ci dużo pieniędzy.
SP
A. Mój agent postanowił postawić na coś nowego. 0
B. Mój agent jest znakomitym inwestorem. 1
SP
0
1
ZN
1
0
60 Poszukiwanie
PN
1
0
SN
1
0
SN
1
0
ZN
1
0
Wyjaśnianie nieszczęścia 61
23. Osoba prowadząca teleturniej wybiera cię spośród
publiczności do udziału w nim.
PP
A. Siedziałem(am) w odpowiednim rzędzie. 0
B. Wyglądałem(am) na najbardziej pasjonującego I
pasjonującą się grą. 1
24. Na przyjęciu często proszą cię do tańca.
SP
A. Na przyjęciach dobrze się bawię. 1
B. Tego wieczoru bytem(am) w świetnej formie. 0
25. Kupujesz małżonce/małżonkowi/dziewczynie/chłopcu
prezent, z którego on/ona nie jest zadowolony(a).
PN
A. Nie przykładam zbytniej wagi do takich spraw. 1
B. On łona ma wybredny gust. 0
26. Starając się o pracę, wypadasz wyjątkowo dobrze
podczas wstępnej rozmowy.
SP
A. Podczas tej rozmowy czułem(am) się bardzo
pewny(a) siebie. 0
B. Dobrze wypadam podczas takich rozmów. 1
27. Wszyscy śmiali się z opowiedzianego przeze mnie
dowcipu.
i PP
A. Me przykładam zbytniej wagi do takich spraw. 1
B. Opowiedziałem(am) go w odpowiedni sposób. 1
28. Twój szef daje ci za mało czasu na zrobienie czegoś, ale
ty mimo to wykonujesz zadanie.
ZP
A. Jestem dobry(a) w swoim fachu. 1
B. Jestem wydajnym pracownikiem. 1
62 Poszukiwanie
29. Ostatnio czujesz się zmęczony(a).
SN
A. Me miałem(am) czasu wypocząć. 1
B. W tym tygodniu bylem(am) bardzo zajęty(a). 0
PN
1
0
ZP
0
1
Wyjaśnianie nieszczęścia 63
35. Przyjaciel/przyjaciółka dziękuje ci, że pomogłeś(aś) mu
w trudnym okresie.
ZP
A. Lubię pomagać mu I jej w trudnych chwilach. 0
B. Lubię pomagać ludziom. 1
36. Cudownie bawisz się na przyjęciu.
PP
A. Wszyscy byli bardzo mili. 0
B. Byłem(am) bardzo miły(a). 1
37. Lekarz mówi ci, że jesteś w dobrej formie.
ZP
A. Dbam o to, żeby często ćwiczyć. 0
B. Bardzo dbam o zdrowie. 1
38. Małżonek/małżonka/chłopiec/dziewczyna zabiera cię na
romantyczny weekend.
SP
A. Potrzebował(a) zmiany otoczenia na parę dni. 0
B. On I ona lubi zwiedzać nowe okolice. 1
3% Lekarz mówi ci, że spożywasz za dużo cukru.
PN
A. Me przywiązuję specjalnej wagi do swojej diety. 1
B. Nie sposób uniknąć cukru, jest we wszystkim. 0
40. Otrzymujesz propozycję pokierowania ważnym zadaniem.
SP
A. Właśnie dobrze wykonałem(am) podobne zadanie. 0
B. Dobrze kontroluję pracę podwładnych. 1
64 Poszukiwanie
PN
1
0
SN
1
0
ZP
0
1
ZN
1
0
PP
0
1
Wyjaśnianie nieszczęścia 65
47. Jesteś w szpitalu i niewiele osób przychodzi
w odwiedziny.
PN
A. Działam ludziom na nerwy, kiedy jestem
chory(a). 1
B. Moi przyjaciele zapominają o takich rzeczach. 0
48. W sklepie nie chcą honorować twojej karty kredytowej.
ZN
A. Czasami zdarza się, że myślę, iż mam wyższe
'?? konto, niż jest w istocie. 1
B. Czasami zapominam wyrównać rachunek. 0
Podsumowanie wyników
SN SP
ZN ZP
ZN + SN
PN PP_
Ogółem N Ogółem P
P-N
Odłóż na razie ten test. Podsumujesz wyniki później, po prze-
czytaniu reszty tego rozdziału.
Styl wyjaśniania
KlKDY PO MOIM WYKŁADZIE w Oxfordzie John Teasdale przedstawił
Hwoje zarzuty, wydawało mi się, że lata pracy poszły na marne.
Ni o przypuszczałem nawet, że jego surowa krytyka zaowocuje
66 Poszukiwanie
tym, czego pragnąłem najbardziej — praktycznym zastosowaniem
naszych odkryć w niesieniu ulgi cierpiącym ludziom.
— Owszem — stwierdził Teasdale — dwie na trzy osoby sta-
wały się bezradne. Ale — co podkreślił z naciskiem — jedna nie
poddawała się. Bez względu na to, co się im przytrafiło, ci ludzie
nigdy nie stawali się bezradni.
Był to paradoks. „Dopóki nie zostanie rozwiązany, moja teoria
nie może być traktowana poważnie" — myślałem.
Kiedy wychodziłem razem z Teasdale'em z sali wykładowej,
spytałem go, czy nie zechciałby pracować ze mną i sprawdzić, czy
uda się nam stworzyć teorię adekwatnie wyjaśniającą zjawisko
bezradności. Zgodził się i zaczęliśmy regularnie się spotykać.
Przyjeżdżałem z Londynu i odbywaliśmy długie spacery po wypie-
lęgnowanych, obrzeżonych drzewami łąkach, ciągnących się za
uniwersytetem, rozmawiając o jego zarzutach. Pytałem, jakie pro-
ponuje rozwiązanie problemu, który postawił: kto — jego zda-
niem — jest podatny na bezradność, a kto nie. Dowiedziałem się,
że dla niego rozwiązanie sprowadza się do sposobu, w jaki ludzie
wyjaśniają sobie przyczyny własnych niepowodzeń. Zdaniem Te-
asdale^ ci, którzy przywykli do pewnego sposobu wyjaśniania so-
bie przyczyn swoich porażek, skazani są na bezradność. Nauczenie
ich innego sposobu wyjaśniania mogłoby okazać się skuteczną me-
todą leczenia ich depresji.
W czasie pobytu w Anglii mniej więcej co dwa miesiące wra-
całem do Stanów Zjednoczonych. Podczas pierwszej z tych podróży
odwiedziłem Uniwersytet Pensylwański, gdzie dowiedziałem się,
że moja teoria spotkała się tam z zarzutami identycznymi z tymi,
które postawił Teasdale. Krytykami okazały się dwie odważne
studentki z mojej grupy badawczej, Lyn Abramson i Judy Garber.
Lyn i Judy zafascynowała modna wówczas teoria, stworzona
przez Bernarda Weinera, młodego psychologa z Uniwersytetu
Kalifornijskiego w Los Angeles. Weinera zaintrygowało w drugiej
połowie lat sześćdziesiątych ciekawe zjawisko, mianowicie, że nie-
którzy ludzie osiągają stale sukcesy, podczas gdy innym nic się
nie udaje. W toku badań doszedł do wniosku, że największą rolę
odgrywa w tym sposób, w jaki ludzie przedstawiają sobie przy-i
Wyjaśnianie nieszczęścia 67
czyny swoich osiągnięć i niepowodzeń. Skonstruowana przez niego
teoria została nazwana teorią atrybucyjną (od słowa attribute —
przypisywać), jako że zajmowała się czynnikami, którym ludzie
przypisują swoje sukcesy i porażki.
Teoria ta była sprzeczna z powszechnie przyjętym poglądem
na temat przyczyn sukcesów1, którego klasyczną ilustracją był
nfekt zniesienia częściowego wzmocnienia.* Efekt ten to dowcip
prawie tak stary, jak teoria uczenia się. Jeśli daje się szczurowi
porcję jedzenia za każdym razem, gdy naciśnie on pręt, to jest to
Ink zwane „wzmocnienie stałe", wysiłek i nagroda pozostają do
niebie w stosunku jak jeden do jednego — jedna porcja pokarmu
/.H jedno naciśnięcie pręta. Jeśli później przestanie się go nagra-
dzać za naciśnięcie pręta („zniesienie wzmocnienia"), to naciśnie
K<> jeszcze trzy, cztery razy i zrezygnuje z dalszych wysiłków, gdyż
przekona się, że nie otrzyma już więcej pokarmu. Po prostu kon-
l.mst między sytuacją, w której był nagradzany, a późniejszą, jest
zbyt duży. Jeśli jednak zamiast wzmocnienia w stosunku jeden
do jednego zastosuje się wzmocnienie częściowe — powiedzmy,
ptzeciętnie jedna porcja pokarmu na pięć czy dziesięć naciśnięć
mi pręt — i potem zniesie się wzmocnienie, to szczur naciśnie
pręt jeszcze ze sto razy, zanim zrezygnuje z dalszych prób.
Opisany powyżej efekt zademonstrowano w latach trzydzies-
tych. Był to ten rodzaj eksperymentu, który przysporzył sławy
U.K. Skinnerowi i uczynił zeń proroka behawioryzmu. Jednakże,
mimo iż podana zasada sprawdzała się w zastosowaniu do szczu-
ttiw i gołębi, w odniesieniu do ludzi nie przyniosła zbyt dobrych
wyników. Niektórzy rezygnowali, gdy tylko zaczynało się „zniesie-
nie", inni próbowali dalej.
Weinerowi przyszło do głowy, że być może nie sprawdza się to
w odniesieniu do ludzi dlatego, że ci, którzy uważają, iż „zniesie-
nie" jest stałe (którzy, na przykład, myślą: „Eksperymentator po-
Ntunowił mnie już więcej nie nagradzać"), rezygnują od razu z dal-
N/.ych prób, natomiast ci, którzy są zdania, że „zniesienie" jest
••hwilowe („Nastąpiło jakieś spięcie w tej cholernej aparaturze"),
*Partial reinforcement extinction effect (PREE).
68 Poszukiwanie
próbują dalej, wychodząc z założenia, że sytuacja może się zmie-
nić, i ponownie otrzymają nagrodę. Eksperyment, który przepro-
wadził Weiner, potwierdził słuszność jego rozumowania. Podat-
ność ludzi na efekt zniesienia częściowego wzmocnienia deter-
minował nie schemat „wzmocnienia", lecz sposób, w jaki ludzie
wyjaśniali sobie zmianę sytuacji. Zgodnie z tym teoria atrybucji
zakładała, że zachowanie ludzi określa nie tyle zewnętrzny „sche-
mat wzmocnienia", czyli środowisko, ile ich stan psychiczny, czyli
sposób wyjaśniania przyczyn, dlaczego środowisko oddziaływuje
takimi, a nie innymi wzmocnieniami.
Badania Weinera odbiły się głośnym echem w psychologii.
Szczególny wpływ wywarły na młodych naukowców, takich jak
Lyn Abramson i Judy Garber, ukształtowały ich sposób widzenia.
Nic zatem dziwnego, że patrzyły na teorię wyuczonej bezradności
przez pryzmat teorii atrybucji. Kiedy po pierwszym przyjeździe
z Anglii przedstawiłem swojemu zespołowi zarzuty Johna Teas-
dale'a, Lyn i Judy stwierdziły, że są one słuszne i że cała teoria
musi być zmieniona.
Lyn Abramson pojawiła się w Uniwersytecie Pensylwańskim
zaledwie rok wcześniej, jako świeża absolwentka psychologii. Na-
tychmiast dała się poznać jako jedna z najlepszych od wielu lat
asystentek. Choć zewnętrzne oznaki — zaniedbany wygląd, poła-
tane dżinsy, podarte bawełniane koszule — zupełnie na to nie
wskazywały, miała świetny umysł. Na początku zajęła się bada-
niem tego, które leki powodują wyuczoną bezradność u zwierząt,
a które jej zapobiegają lub sprawiają, że wystąpienie tego stanu
jest mniej prawdopodobne. Starała się dowieść, iż bezradność i de-
presja są w istocie tożsame, gdyż powodują je identyczne procesy
chemiczne zachodzące w mózgu.
Judy Garber wypadła, w wyniku kłopotów osobistych, z zespo-
łu realizującego program badań z psychologii klinicznej na jednym
z uniwersytetów na południu Stanów. Ułożywszy sobie na nowo
życie, zgłosiła się do pracy w moim laboratorium. Zaproponowała,
że przez kilka lat będzie pracować bez wynagrodzenia. Powiedzia-
ła mi, że chce udowodnić światu, iż potrafi wnieść znaczący wkład
do psychologii. Ludzi w laboratorium zawsze zdumiewał widok tej
Wyjaśnianie nieszczęścia 69
tilegancko i modnie ubranej kobiety, z długimi, polakierowanymi
paznokciami, karmiącej szczury. Wkrótce jednak stało się jasne,
sfco Judy jest, jak Lyn, wyjątkowo uzdolniona, zajęła się więc po-
ważniejszymi sprawami. Wiosną 1975 roku Judy też prowadziła
I >ndania nad bezradnością u zwierząt, wszakże kiedy Teasdale
/unegował moją teorię, obie porzuciły swoje badania i zajęły się
niżem z nami jej przeformułowaniem.
Nigdy nie podobała mi się powszechna wśród psychologów
akłonność do lekceważenia krytycznych osądów własnej pracy.
•Skłonność tę przejęli psycholodzy od psychiatrów, których zawsze
(•uchowała autorytatywność i niechęć do przyznawania się do błę-
tlow. Co najmniej od czasów Freuda świat psychiatrów-teoretyków
/.dominowany jest przez garstkę despotów, którzy traktują myślą-
cych inaczej niż oni jak barbarzyńców uzurpujących sobie władzę
nud ich królestwem. Wystarczy jedna krytyczna uwaga ucznia
i jest on już zgubiony.
Mnie bardziej odpowiada tradycja humanistyczna. Dla uczo-
nych renesansu krytyk był w rzeczywistości sprzymierzeńcem po-
magającym w dopasowaniu teorii do rzeczywistości. Krytycy w na-
tico to nie krytycy teatralni, od których zależy, czy wystawienie
»/luki będzie klapą, czy sukcesem. Dla naukowca krytyka jest po
prostu jednym ze środków pozwalających na ustalenie, czy ma się
rncję, czy też jest się w błędzie, jest czymś w rodzaju eksperymen-
lu, który ma potwierdzić lub obalić zakładaną teorię. Tak jak
wymóg uczestniczenia obrońcy w procesie sądowym jest jednym
t najlepszych sposobów, które wytworzyła ludzkość, by jak naj-
bardziej przybliżyć się do prawdy.
Stale powtarzam studentom, jak ważne jest przyjmowanie
a Iow krytyki. Zawsze mówię:
— Chcę znać wszystkie zastrzeżenia i zarzuty. W tej pracowni
ci>ni się oryginalność, a nie podlizywanie się. — No i oto Abramson
i (Inrber, nie wspominając już o Teasdale'u, przedstawili mi swoje
/ustrzeżenia i zarzuty. Zgodnie ze swoją zasadą, nie miałem za-
nuitru się boczyć. Przeciwnie, z miejsca wciągnąłem całą trójkę
nn listę sprzymierzeńców, którzy mogą pomóc mi ulepszyć moją
(norie i sprawić, by bardziej przystawała do rzeczywistości. By-
70 Poszukiwanie
wało, że dyskutowałem z moimi bystrymi asystentkami przez
dwanaście godzin bez przerwy, starając się tak zmodyfikować swo-
ją teorię, by uwzględniała ich zastrzeżenia.
Prowadziłem rozmowy w dwóch zespołach. Pierwszy tworzyłem
w Oxfordzie z Teasdale'em. John zajmował się terapią, a więc siłą
rzeczy dyskutując o tym, jakie zmiany wprowadzić do mojej teorii,
badaliśmy możliwość leczenia depresji poprzez zmianę sposobów,
w jakie tłumaczą sobie przyczyny niepowodzeń ulegający jej ludzie.
Na kierunek rozważań drugiego zespołu, który utworzyłem z Ab-
ramson i Garber w Filadelfii, wpłynęło silne zainteresowanie Lyn
etiologią, czyli przyczynami chorób psychicznych.
Razem z Teasdale'em zacząłem pisać artykuł o tym, jak oprzeć
leczenie bezradności i depresji na zmianie sposobów wyjaśniania
niepomyślnych wydarzeń stosowanych przez dotkniętych tymi
przypadłościami ludzi. Jednocześnie Abramson i ja zaczęliśmy
przygotowywać inny artykuł, w którym dociekaliśmy, jak przyjęty
styl wyjaśniania powoduje bezradność i depresję.
Akurat w tym czasie skontaktował się ze mną redaktor naczelny
pisma „Journal of Abnormal Psychology".2 Powiedział mi, że spory
wokół wyuczonej bezradności spowodowały, iż dostał wiele artyku-
łów na ten temat, z których znaczna część była atakami na moją
teorię. Stawiano mi w nich zarzuty w rodzaju tych, które przed-
stawili John, Lyn i Judy. Redakcja miała zamiar poświęcić cały
numer tej batalii, w związku z czym zaproponowano mi napisanie
specjalnego artykułu. Zgodziłem się na tę propozycję i przekona-
łem Lyn i Judy, że warto połączyć w jeden artykuł to, nad czym
pracowałem z nimi, i to, co pisałem z Johnem. Uważałem, że jest
to bardzo istotne, bowiem zmodyfikowana, oparta na szerszej pod-
stawie teoria mogła już zawierać odpowiedzi na ataki oponentów.
Nasze podejście wykorzystywało teorię atrybucji Bernarda Wei-
nera, ale różniło się od niej pod trzema względami. Po pierwsze,
interesowały nas sposoby wyjaśniania, stosowane stale, a nie tylko
pojedyncze wyjaśnienia, jakie jednostka tworzy dla wytłumaczenia
jednej porażki. Twierdziliśmy, że istnieje coś takiego, jak styl wy-
jaśniania, że każdy ma pewien sposób patrzenia na przyczyny wy-
darzeń i w odpowiednich okolicznościach podporządkowuje temu
Wyjaśnianie nieszczęścia 71
obraz otaczającego go świata. Po drugie, Weiner rozróżniał dwa
wymiary wyjaśniania — stałość i personalizację, my wprowadzili-
śmy jeszcze jeden — zasięg. (Niebawem wyjaśnię te pojęcia.) Po
trzecie, Weinera interesowały przyczyny osiągania sukcesów, my
iwitomiast skupiliśmy się na chorobach psychicznych i ich leczeniu.
Specjalny numer „Journal of Abnormal Psychology" ukazał się
w lutym 1978 roku. Zawierał artykuł napisany wspólnie przez
Lyn, Johna i mnie, odpowiadający z góry na główne zarzuty pod
adresem pierwotnej teorii wyuczonej bezradności. Artykuł ten zo-
utał dobrze przyjęty i spowodował znacznie większą falę badań
niż pierwsza wersja teorii bezradności. My też nie spoczęliśmy na
laurach i ułożyliśmy test przedstawiony w poprzednim podroz-
dziale. Po skonstruowaniu tego testu można już było łatwo mie-
rzyć indywidualny styl wyjaśniania, a tym samym wyjść poza
loren laboratorium i zastosować naszą teorię do badania i rozwią-
zywania rzeczywistych problemów ludzi.
Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne przyznaje corocz-
nie specjalną nagrodę (Early Career Award) psychologowi, który
wyróżnił się „znaczącymi osiągnięciami naukowymi" podczas pier-
WH/.ych dziesięciu lat pracy badawczej. W 1976 roku uzyskałem
tt,< nagrodę za stworzenie teorii bezradności. W 1982 roku otrzy-
mała ją Lyn Abramson za modyfikację tej teorii.
Kto nigdy się nie poddaje?
('() MYŚLISZ o przyczynach większych i mniejszych niepowodzeń,
kl.ńre cię spotykają? Ci, którzy łatwo się poddają, wyjaśniają swe
niopowodzenia w taki mniej więcej sposób: „To moja wina, to się
nigdy nie zmieni, to się kładzie cieniem na wszystko, do czego się
wozmę". Natomiast ci, którzy nie poddają się zwątpieniu, mówią
Nobie: „To wina okoliczności, za jakiś czas sytuacja się zmieni,
« zresztą życie nie kończy się na tym".
Sposób, w jaki zwykle tłumaczysz sobie niepomyślne zdarze-
niu, twój styl wyjaśniania, nie ogranicza się do słów, które wypo-
72 Poszukiwanie
wiadasz, kiedy spotyka cię niepowodzenie. Jest to pewien sposób
myślenia, nawyk wykształcony w dzieciństwie i okresie dojrzewa-
nia. Twój styl wyjaśniania wywodzi się wprost z opinii, jaką masz
o samym sobie i o swoim miejscu w świecie i zależy bezpośrednio
od tego, czy uważasz się za jednostkę wartościową i zasługującą
na wiele, czy też za beznadziejną miernotę. Styl wyjaśniania de-
cyduje o tym, czy jesteś optymistą, czy pesymistą.
Celem testu, któremu poddałeś się, odpowiadając na pytania
zamieszczone w drugiej części tego rozdziału, jest ujawnienie two-
jego stylu wyjaśniania.
STYL WYJAŚNIANIA ma trzy istotne wymiary: stałość, zasięg i per-
sonalizację.
Stałość
LUDZIE, którzy łatwo poddają się rezygnacji, uważają, że ich nie-
powodzenia mają trwały charakter, że spotykały ich, spotykają
i będą spotykać przez całe życie. Natomiast osoby, które nie pod-
dają się i nie zachowują bezradnie, wierzą, że przyczyny ich nie-
powodzeń są chwilowe. A oto przykłady dwu różnych typów wy-
jaśnień tych samych sytuacji.
Stały charakter
niepowodzeń
(styl pesymistyczny)
„Jestem skonany(a)".
„Diety nigdy nie skutkują".
„Zawsze zrzędzisz".
„Mój szef to darmozjad".
„Nigdy ze mną nie
rozmawiasz".
Chwilowy charakter
niepowodzeń
(styl optymistyczny)
„Jestem wyczerpany(a)".
„Diety nie skutkują, jeśli
się pojada między posiłkami"
„Zrzędzisz, kiedy nie
posprzątam pokoju".
„Szef jest w złym humorze".
„Ostatnio nie rozmawiasz ze
mną".
Wyjaśnianie nieszczęścia 73
Jeśli o niepomyślnych sytuacjach i przykrych wydarzeniach
myślisz w kategoriach zawsze i nigdy i przypisujesz im trwały
charakter, to masz pesymistyczny styl wyjaśniania. Jeśli nato-
miast myślisz o nich w kategoriach czasami i ostatnio, jeśli swoje
wnioski o ich przyczynach opatrujesz zastrzeżeniami i uważasz,
?<> wszelkie kłopoty i trudności mają charakter przejściowy, to
twój styl wyjaśniania jest optymistyczny. Wróćmy teraz do testu.
•Spójrz na pytania oznaczone z prawej strony symbolem „SN" (Sta-
le Niepowodzenia). Jest ich osiem, są to — kolejno — pytania 5,
12, 20, 21, 29, 33, 42 i 46.
Twoje odpowiedzi na te pytania pokazują, w jakim stopniu
Hkłonny jesteś uważać, że przyczyny niepomyślnych sytuacji mają
Mtnły charakter. Każda odpowiedź za 1 punkt jest odpowiedzią
pesymistyczną. Jeśli, na przykład, wybrałeś wersję „Nie mam pa-
mięci do dat urodzin" (pytanie 4), zamiast „Byłem/byłam zajęty(a)
innymi sprawami" jako wyjaśnienie faktu, że zapomniałeś(aś)
o urodzinach małżonki/małżonka/dziewczyny/chłopca, to tym sa-
mym wybrałeś(aś) bardziej stałą, a zatem pesymistyczną, odpo- -
wiedź.
Podlicz teraz punkty, które otrzymałeś za odpowiedź na pyta-
niu opatrzone z prawej strony symbolem „SN". Ich sumę wpisz
w odpowiedniej rubryce, również oznaczonej tym symbolem, znaj-
dującego się pod testem (s. 65 ) „Podsumowanie wyników".
Jeśli uzyskałeś w sumie 0 lub 1 punkt, to w tym wymiarze
jesteś wielkim optymistą;
2 lub 3 punkty — jesteś umiarkowanym optymistą;
4 punkty oznaczają przeciętny pesymizm;
5 lub 6 punktów — jesteś umiarkowanym pesymistą;
7 lub 8 punktów — jeśli uzyskałeś taki wynik, to trzecia część
tej książki „Zmiana. Od pesymizmu do optymizmu" pomoże
ci zmienić nastawienie do rzeczywistości.
Oto dlaczego wymiar nazwany przez nas stałością ma tak wiel-
kio znaczenie. Jest to jednocześnie odpowiedź na pytanie Johna
Toasdale'a, dlaczego niektórzy ludzie pozostają na zawsze bezrad-
ni, a inni dochodzą po niepowodzeniach szybko do siebie.
74 Poszukiwanie
Każdy, kogo spotkało jakieś niepowodzenie, czuje się przez pe-
wien czas bezradny. Można to porównać z ciosem w żołądek. Nie
ma człowieka, który po takim ciosie nie odczuwałby bólu. Jednak
ból mija, niektórzy zapominają o nim niemal natychmiast. To są
właśnie ci, którzy osiągnęli wynik 0 lub 1. U innych ból utrzymuje
się dłużej i przechodzi w zniechęcenie. Ci zdobywają 7 lub 8 pun-
któw. Nawet niewielkie niepowodzenia sprawiają, że przez wiele
dni, bywa że i miesięcy, czują się bezradni. Po większych niepo-
wodzeniach mogą nigdy nie dojść do siebie.
OPTYMISTYCZNY STYL wyjaśniania pomyślnych wydarzeń jest do-
kładnym przeciwieństwem optymistycznego stylu wyjaśniania
wydarzeń niepomyślnych. Ci, którzy uważają, że pomyślne wyda-
rzenia mają przyczyny o stałym charakterze, są większymi opty-
mistami niż ci, którzy sądzą, że przyczyny te mają charakter krót-
kotrwały. Niżej podaję przykłady odmiennego wyjaśniania przy-
czyn tych samych wydarzeń.
Chwilowy charakter
pomyślnych wydarzeń
(styl pesymistyczny)
„To mój szczęśliwy dzień".
„Ciężko pracuję".
„Mój rywal się zmęczył".
Stały charakter
pomyślnych wydarzeń
(styl optymistyczny)
„Zawsze dopisuje mi
szczęście".
„Jestem zdolny".
„Mój rywal jest słaby".
Wyjaśnianie nieszczęścia 75
niędzy". Są to pytania 2, 10, 14, 15, 24, 26, 38 i 40, oznaczone
Hymbolem „SP" (Stałe Powodzenia).
Odpowiedzi za 1 punkt wskazują na optymizm, za 0 pun-
któw — na pesymizm. Podlicz teraz punkty, które uzyskałeś za
odpowiedzi na pytania „SP" i ich sumę wpisz w oznaczonej tym
nymbolem rubryce „Podsumowania wyników" (s. 65).
Jeśli uzyskałeś 7 lub 8 punktów, to zapatrujesz się optymisty-
cznie na prawdopodobieństwo dalszych pomyślnych wyda-
rzeń;
6 punktów — jesteś umiarkowanym optymistą w tym wzglę-
dzie;
4 lub 5 punktów — jesteś przeciętnym pesymistą;
3 — jesteś umiarkowanym pesymistą;
0, 1 lub 2 — jesteś wielkim pesymistą.
Ci, którzy uważają, że pomyślne wydarzenia mają trwałe przy-
czyny, starają się jeszcze bardziej, jeśli ich starania — obojętnie
w jakiej dziedzinie — uwieńczone zostały sukcesem. Ci natomiast,
którzy uważają, że przyczyny tych wydarzeń są krótkotrwałe, mo-
gą w takiej samej sytuacji zaprzestać dalszych starań, traktując
oHiągnięty przez siebie sukces jako szczęśliwy przypadek.
Zasięg (ograniczony i uniwersalny)
HTAŁOŚĆ przekonań dotyczy ich trwania w czasie. Zasięg nato-
miast — ich aspektu przestrzennego.
Rozpatrzmy taki oto przykład. Połowa pracowników działu
knięgowości dużej firmy handlowej została zwolniona z pracy.
Dwoje spośród zwolnionych księgowych, Nora i Kevin, wpadło
w depresję. Przez wiele miesięcy żadne z nich nie próbowało na-
wet znaleźć innej pracy, a sama myśl o podliczeniu wydatków,
Mporządzeniu zeznania dochodowego czy czegokolwiek innego, co
przypominało im o księgowości, napawała ich wstrętem. Nora jed-
nak była nadal kochającą żoną i aktywnie zajmowała się domem
76 Poszukiwanie
i wszystkimi związanymi z tym sprawami. Jej życie towarzyskie
biegło bez zakłóceń, cieszyła się świetnym zdrowiem i trzy razy
w tygodniu uprawiała ćwiczenia fizyczne. Kevin natomiast pogrą-
żył się w apatii. Przestał się interesować żoną i niedawno urodzo-
nym synkiem i całymi wieczorami siedział bezczynnie, pogrążony
w ponurych myślach. Nie chodził na przyjęcia, mówiąc, że nie
może znieść widoku innych ludzi, nie śmiał się z dowcipów. Złapał
przeziębienie, z którego nie mógł się wyleczyć przez całą zimę,
i przestał uprawiać biegi.
Niektórzy ludzie potrafią odłożyć zmartwienia na bok i iść da-
lej przez życie, mimo iż jakiś jego ważny aspekt — na przykład
praca czy miłość — szwankuje. Innym sfera, w której doznali
niepowodzeń, przesłania cały świat. Patrzą oni na życie katastro-
ficznie. Kiedy pęka jedna nitka, psuje się cała tkanina ich życia.
Sprowadza się to do tego, że ludzie, którzy tłumaczą sobie
własne niepowodzenia zjawiskami o zasięgu uniwersalnym, prze-
żywszy niepowodzenie w jednej dziedzinie życia, poddają się rów-
nież we wszystkich pozostałych. Natomiast jednostki, które przy-
pisują swe niepowodzenia działaniu przyczyn o ograniczonym
zasięgu, mogą stać się bezradne w tej dziedzinie życia, w której
spotkało ich niepowodzenie, ale nie rezygnują z osiągnięcia wyty-
czonych sobie celów w innych dziedzinach.
Oto kilka przykładów wyjaśnień obu rodzajów, zastosowanych
w tej samej sytuacji:
Zasięg uniwersalny
(styl pesymistyczny)
„Wszyscy nauczyciele są
niesprawiedliwi".
„Jestem odrażający".
„Książki są do niczego".
Zasięg ograniczony
(styl optymistyczny)
„Profesor Seligman jest
niesprawiedliwy".
„Dla niego jestem
odrażający".
„Ta książka jest do niczego".
Wyjaśnianie nieszczęścia 77
względzie oboje okazali się pesymistami. Kiedy zwolniono ich
K pracy, oboje przez dłuższy czas przeżywali depresję. Jednak ich
wyniki w drugim wymiarze diametralnie różniły się od siebie.
Kevin uważał, że zwolnienie z pracy rujnuje mu życie, myślał, że
nie nadaje się już do niczego. Nora uważała, że każde niepomyślne
wydarzenie ma ściśle określone, ograniczone do danej sfery życia,
przyczyny. Kiedy ją zwolniono, pomyślała, że nie jest dobrą księ-
gową, ale nie przenosiła tego na inne sfery.
Podczas owych długich spacerów z Johnem Teasdale'em w Ox-
fordzie zabraliśmy się do rozwiązania paradoksu, który znalazł on
w teorii przedstawionej przeze mnie na wykładzie, a mianowicie
ti<Ko, że niektórzy poddają się od razu, a inni nigdy. Rozbiliśmy ten
problem na trzy części i postawiliśmy, odpowiednio, trzy hipotezy.
Pierwsza hipoteza zakładała, że wymiar „stałość" decyduje
n lym, jak długo jednostka poddaje się rezygnacji. Wyjaśnianie
niepowodzeń poprzez doszukiwanie się ich trwałych przyczyn pro-
wndzi do długotrwałej bezradności, natomiast wyjaśnianie ich za
pomocą przyczyn krótkotrwałych uodparnia na bezradność.
Hipoteza druga dotyczyła „zasięgu". Wyjaśnienia o zasięgu uni-
wersalnym powodują bezradność w wielu różnych sytuacjach, na-
tomiast wyjaśnienia o zasięgu ograniczonym jedynie w sferze,
w której stosująca je jednostka doznała niepowodzenia. Kevin był
ofiarą tego właśnie wymiaru. Kiedy zwolniono go z pracy, doszedł
ilo wniosku, że przyczyna tego ma zasięg uniwersalny i zachowy-
wał się tak, jakby poniósł klęskę na wszystkich frontach. Badanie
poziomu tego wymiaru wykazało u niego, że jest on katastrofistą.
Trzecia hipoteza dotyczyła personalizacji. O tym wymiarze
przeczytasz kilka stron dalej.
Czy jesteś katastrofistą? Czy rozwiązując test, wybierałeś wi-
zjo katastroficzne? Czy, na przykład, odpowiadając na pytanie 18
wnkazałeś jako przyczynę porażki fakt, że nie jesteś zbyt wyspor-
towany (wyjaśnienie o zasięgu uniwersalnym), lub że nie jesteś
dobry w tej konkurencji (wyjaśnienie o zasięgu ograniczonym)?
Podsumuj teraz punkty uzyskane za odpowiedzi na pytania ozna-
r/one symbolem „ZN" (Zasięg Niepowodzeń). Są to pytania: 8, 16,
17, 18, 22, 32, 44 i 48.
78 Poszukiwanie
Zsumuj następnie wyniki i zapisz je w rubryce oznaczonej sym-
bolem „ZN" w „Podsumowaniu wyników" (s. 65)
0 lub 1 punkt — jesteś wielkim optymistą;
2 lub 3 punkty — jesteś umiarkowanym optymistą;
4 punkty — jesteś przeciętnym pesymistą;
5 lub 6 punktów — jesteś umiarkowanym pesymistą;
7 lub 8 punktów — jesteś wielkim pesymistą.
A teraz weźmy odwrotność tych sytuacji. Optymistyczny styl
wyjaśniania pomyślnych wydarzeń jest dokładnym przeciwień-
stwem optymistycznego stylu wyjaśniania wydarzeń niepomyśl-
nych. Optymista uważa, że złe wydarzenia mają przyczyny o ogra-
niczonym zasięgu, natomiast wydarzenia pomyślne wpływają ko-
rzystnie na jego wszelkie poczynania. Pesymista natomiast sądzi,
iż wydarzenia niepomyślne mają przyczyny o zasięgu uniwersal-
nym, a pomyślne powodowane są przez czynniki o zasięgu ogra-
niczonym. Gdy Norze zaproponowano ponownie, choć na okres
zamknięty, pracę w firmie, z której ją zwolniono, pomyślała:
„W końcu zdali sobie sprawę, że nie dadzą sobie rady beze mnie".
Kiedy taką samą propozycję otrzymał Kevin, pomyślał: „Na pewno
brakuje im rąk do pracy". A oto przykłady tych dwóch różnych
sposobów wyjaśniania.
Zasięg ograniczony
(styl pesymistyczny)
„Jestem bystry w matematyce".
„Mój makler orientuje się
w akcjach naftowych".
„Byłem dla niej czarujący".
Zasięg uniwersalny
(styl optymistyczny)
„Jestem bystry".
„Mój makler orientuje się
w sytuacji na giełdzie".
„Byłem czarujący".
Wyjaśnianie nieszczęścia 79
Odpowiedzi wycenione na 0 punktów wskazują na pesymizm
(/.nsięg ograniczony). Czy — odpowiadając na pytanie 35 o twoją
ICH keję na podziękowania przyjaciela za okazaną mu pomoc —
wybrałeś odpowiedź: „Lubię pomagać mu w trudnych chwilach"
(zasięg ograniczony, styl pesymistyczny), czy też: „Lubię pomagać
ludziom" (zasięg uniwersalny, styl optymistyczny)?
Teraz zsumuj wyniki i zapisz je w rubryce oznaczonej litera-
mi „ZP".
Wynik w granicach 7-8 punktów — jesteś wielkim optymistą;
6 punktów — jesteś umiarkowanym optymistą;
4 lub 5 punktów — jesteś przeciętnym pesymistą;
3 punkty — jesteś umiarkowanym pesymistą;
0-2 punkty — jesteś wielkim pesymistą.
Pokłady nadziei
NADZIEJA była dotychczas domeną kaznodziejów, polityków i kra-
marzy. Stworzenie pojęcia stylu wyjaśniania sprawiło, iż nadzieja
znalazła się w laboratoriach, gdzie naukowcy poddają ją drobiaz-
gowej analizie, chcąc zrozumieć, na czym polega jej działanie.
To, czy mamy nadzieję, czy też nie3, zależy od dwóch wymiarów
naszego stylu wyjaśniania — od zasięgu i stałości. Odkrywanie
krótkotrwałych, o ograniczonym zasięgu przyczyn niepowodzeń
lont sztuką znajdowania nadziei. Krótkotrwałe przyczyny ograni-
czają bezradność w czasie, przyczyny o ograniczonym zasięgu re-
dukują jej zakres do sytuacji, w których doznaliśmy niepowodzeń.
I odwrotnie, przyczyny trwałe powodują bezradność w przyszłości,
rtuń przyczyny o zasięgu uniwersalnym sprawiają, iż rozprzestrze-
nia się ona na wszystkie obszary naszego działania. Znajdowanie
I rwałych, o uniwersalnym zasięgu, przyczyn niepowodzeń sytuuje
n itH w przedsionku rozpaczy. A oto kilka przykładów wyjaśnień
dających i odbierających nadzieję.
80 Poszukiwanie
Wyjaśnienia dające nadzieję Wyjaśnienia odbierające nadzieję
„Jestem wytrącona z równo- „Jestem głupia".
wagi".
„Mój mąż jest w złym „Mężczyźni to tyrani".
nastroju".
„Ten guz to na pewno nic „Ten guz to na pewno rak".
groźnego".
Prawdopodobnie najważniejszym z poszczególnych wyników
testu jest wynik wskazujący na poziom twojej nadziei. Dodaj sumę
wyników oznaczonych symbolem „ZN" do sumy wyników „SN",
a otrzymasz liczbę wskazującą na twój poziom nadziei.
Jeśli wynosi ona 0-2 punkty, to jesteś pełen nadziei;
3-6 punktów — patrzysz w przyszłość z umiarkowaną na-
dzieją;
7 — 8 punktów — masz pewną nadzieję;
9 — 11 punktów — trochę brak ci nadziei;
12 — 16 punktów — rozpaczliwie brak ci nadziei.
Ludzie, którzy tłumaczą sobie swoje kłopoty działaniem przy-
czyn trwałych i o uniwersalnym zasięgu, są w obliczu niepowodzeń
skłonni do długotrwałych i kładących się cieniem na całym ich
życiu załamań.
Żaden inny wynik nie jest tak ważny, jak wynik wskazujący
na poziom twojej nadziei.
Personalizacja wewnętrzna i zewnętrzna
OSTATNIM ASPEKTEM stylu wyjaśniania jest personalizacja.
Żyłem kiedyś z kobietą, która winą za wszelkie niepowodzenia
obarczała mnie. Złe jedzenie w restauracji, opóźniony odlot lub
przylot samolotu, nawet niezbyt ostre kanty w jej świeżo i sta-
rannie wyprasowanych spodniach — wszystko to była moja wina.
I
Wyjaśnianie nieszczęścia 81
/c
Morsonalizacja wewnętrzna
(niska samoocena)
t,»l<'Hl,em głupi".
,Nm mam talentu do pokera".
,Ni<> czuję się bezpiecznie".
Personalizacja zewnętrzna
(wysoka samoocena)
„Jesteś głupi".
„Nie mam szczęścia w pokerze."
„Wychowałem się w biedzie".
Personalizacja zewnętrzna
(styl pesymistyczny)
„Zły los..."
„Umiejętności mojego kolegi../
Personalizacja wewnętrzna
(styl optymistyczny)
„Potrafię wykorzystać swój
los".
„Moje umiejętności..."
Wyjaśnianie nieszczęścia 83
Owlnt.nim wynikiem jest „PP" (Personalizacja Powodzenia).
§M(> pytania mają numery 1, 4, 11, 12, 23, 27, 36 i 45.
Odpowiedzi wycenione na 0 punktów dotyczą czynników zew-
^|i'Kiiych i są pesymistyczne, natomiast wycenione na 1 punkt
"!vi"/.ii czynników wewnętrznych i są optymistyczne.
\'P1HZ sumę punktów z grupy „PP" do odpowiedniej rubryki
iUdnumowaniu wyników" s.
Wynik 7 lub 8 punktów —jesteś wielkim optymistą;
'i punktów —jesteś umiarkowanym optymistą;
i lub 5 punktów —jesteś przeciętnym pesymistą;
i - jesteś umiarkowanym pesymistą;
11 2 — jesteś wielkim pesymistą.
111 raz możesz zliczyć wszystkie wyniki.
Niypierw dodaj wszystkie wyniki typu N (SN + ZN + PN). Jest
I I woj ogólny wynik N (niepomyślnych wydarzeń).
1'otem zsumuj wszystkie wyniki typu P (SP + ZP + PP). Jest
i (woj całościowy wynik P (pomyślnych wydarzeń).
NiiHtępnie odejmij N od P. To twój ogólny wynik (P - N).
A oto znaczenie tych wyników:
linii twoja suma N wynosi 3-6 punktów, to jesteś cudownym
optymistą i nie potrzebujesz czytać części trzeciej;
?li-uli uzyskałeś od 6 do 9 punktów, to jesteś umiarkowanym
optymistą;
10 - 11 punktów —jesteś przeciętnym optymistą;
12 - 14 punktów — jesteś umiarkowanym pesymistą;
powyżej 14 punktów — musisz się szybko zmienić.
Jeśli sumą twoich odpowiedzi typu P wynosi 19 punktów lub
więcej, to bardzo optymistycznie zapatrujesz się na pomy-
ślne wydarzenia;
Jońli wynosi ona 17 - 19 punktów, to twoje myślenie jest
umiarkowanie optymistyczne;
14 - 16 punktów to wynik przeciętny;
84 Poszukiwanie
11-13 punktów wskazuje, że myślisz o tym dość pesymisty-j
cznie;
10 punktów lub mniej świadczy o głębokim pesymizmie.
I na koniec, jeśli różnica P - N wynosi ponad 8 punktów, to]
jesteś optymistą w pełnej skali;
Jeśli wynosi 6-8 punktów, to jesteś umiarkowanym optymistą;|
3 — 5 punktów to wynik przeciętny;
1-2 punkty świadczą o umiarkowanym pesymizmie;
0 punktów lub wynik ujemny wskazują na wielki pesymizm.
Pochwała odpowiedzialności
CHOCIAŻ KORZYŚCI płynące z nauczenia się optymizmu są oczywi-j
ste, kryją się w tym również pewne niebezpieczeństwa. Krótko-^
trwałe niepowodzenia? O ograniczonym zasięgu? Świetnie. ChcęJ
żeby moje przygnębienie trwało krótko i miało ograniczony cha-|
rakter. Chcę szybko dojść do siebie. Ale szukanie czynników zewJ
nętrznych? Czy godzi się obarczać innych winą za swoje niepowo-j
dzenia?
Zdecydowanie pragniemy tego, by ludzie przyznawali się do
kłopotów, w które wpadają, by czuli się odpowiedzialni za swojt
czyny. Niektóre doktryny psychologiczne poważnie zaszkodził;
naszemu społeczeństwu, doprowadzając do erozji poczucie osobi-|
stej odpowiedzialności. Wyznawcy tych doktryn, zamiast nazwa«j
zło po imieniu, uważają je za chorobę, a niewłaściwe zachowanie
się określają mianem nerwicy. Ich „skutecznie wyleczeni" pacjenc
zrzucają swoje obowiązki i powinności na swe rodziny, bowier
przeszkadzają im one w samorealizacji. Problem polega na tymj
czy zmiana nastawienia wobec niepowodzenia z wewnętrznego
zewnętrzne („To nie moja wina... to po prostu brak szczęścia") nid
podkopie poczucia odpowiedzialności.
Nie chcę propagować żadnej strategii, która by jeszcze bardzie
Wyjaśnianie nieszczęścia 85
86 Poszukiwanie
prawdopodobnie twoje osiągnięcia zawodowe są mniejsze, niż po
winny być, biorąc pod uwagę twoje zdolności. Po trzecie, twojt
zdrowie fizyczne — i odporność na choroby — nie jest prawdopo
dobnie tak dobre, jak powinno być i z wiekiem będzie się jeszcze
bardziej pogarszać. Po czwarte, życie nie jest dla ciebie tak przy
jemne, jak mogłoby być. Pesymistyczny styl wyjaśniania to nie
szczęście.
Jeśli twój pesymizm utrzymuje się na poziomie przeciętnym
to w normalnych okolicznościach nie stwarza to żadnych próbie
mów, jednak w momentach kryzysowych, w ciężkich chwilach
których nikomu z nas nie szczędzi życie, płacisz prawdopodobni
zbyt wysoką cenę. Kiedy spotkają cię większe niepowodzenia, mo
że okazać się, że jesteś bardziej przygnębiony, niż powinieneś być
biorąc pod uwagę twoją sytuację. Jak zareagowałbyś, gdyby twoje
akcje poszły w dół, gdybyś został odtrącony przez ukochaną osob(
albo gdybyś nie otrzymał takiej pracy, jaka ci odpowiada? Jal
pokażą dalsze rozdziały tej książki, byłbyś bardzo smutny. Życii
straciłoby smak. Byłoby ci bardzo ciężko zabrać się do jakiegoś
śmiałego przedsięwzięcia. Przyszłość rysowałaby się czarno. A przj
tym czułbyś się tak przez wiele tygodni, a nawet miesięcy. Pra
wdopodobnie zdarzyło ci się już parę razy czuć się tak; zdarza sv
to większości ludzi. Jest to reakcja tak powszechna, że podręcznik
nazywają ją normalną.
Fakt, że uczucie przygnębienia w obliczu kłopotów jest tal
powszechne, nie oznacza wszakże, że trzeba się z tym pogodzić
ani że życie musi tak wyglądać. Jeśli będziesz stosował inny sty
wyjaśniania, to będziesz lepiej przygotowany na to, aby stawi
czoło trudnym sytuacjom i nie dopuścić, by popchnęły cię one ki
depresji.
Nie jest to bynajmniej wyczerpująca lista potencjalnych korzy!
ści, jakie daje nowy styl wyjaśniania. Jeśli jesteś przeciętnyn
pesymistą, to osiągasz w życiu nieco mniej, niż mógłbyś osiągną
przy swoich zdolnościach, gdybyś nim nie był. Jak przekonasz si
podczas lektury rozdziałów szóstego, ósmego i dziewiątego, nawę
przeciętny poziom pesymizmu powoduje, iż masz niższe ocen;
w szkole, mniej osiągasz w pracy i w sporcie. Odnosi się to takż
r
Wyjaśnianie nieszczęścia 87
'I" zdrowia fizycznego. Rozdział dziesiąty udowadnia, że nawet
i? li jesteś tylko umiarkowanym pesymistą, to twoje zdrowie może
gorsze, niż powinno być. Prawdopodobnie zaczniesz wcześniej
il.kliwiej, niż można by się spodziewać w normalnych okolicz-
riach, odczuwać chroniczne schorzenia związane z procesem
/.unia się. Twój system immunologiczny może nie działać tak
iwnie, jak powinien; prawdopodobnie będziesz częściej choro-
<l na choroby zakaźne i wolniej dochodził do zdrowia.
? Jeśli jednak zastosujesz techniki przedstawione w rozdziale
inastym, to będziesz w stanie podnieść swój poziom optymi-
'i. Zaczniesz bardziej pozytywnie reagować na normalne poraż-
? niepowodzenia, których życie jest pełne, i znacznie szybciej
ilotychczas dochodzić do siebie po klęskach. Osiągniesz o wiele
• ej w szkole, w pracy i na boisku. A w dalszej perspektywie
im wet zdrowie będzie ci lepiej służyć.
Rozdział czwarty
Głęboki pesymizm
KIEDY MAMY pesymistyczny, melancholijny nastrój, to
znajdujemy się w łagodnej formie poważniejszego zaburzenia psy-
chicznego — depresji.1 Zrozumienie tak subtelnego zjawiska jak
pesymizm pomaga przyjrzeniu się jego wyolbrzymionej postaci,
a depresja to właśnie pesymizm podniesiony do kwadratu. Taką
technikę przedstawiania budowy i zasad działania prostych, uży-
wanych na co dzień urządzeń stosuje David Macaulay.2 W jednej
ze swych najlepiej sprzedających się książek wyjaśnia on na przy-
kład zasadę działania zegarka ręcznego, przedstawiając powię-
kszony do znacznych rozmiarów rysunek jego mechanizmu, na
którym łatwo jest rozróżnić wszystkie jego części i zorientować
się w opisanej przez autora ich wzajemnej zależności. W bardzo
podobny sposób studium depresji ilustruje zjawisko pesymizmu.
Depresja jest oczywiście sama w sobie problemem wartym stu-
diów, ale jej analiza może też wiele wyjaśnić tym, których inte
resuje jedynie niekorzystny stan psychiczny określany mianem
pesymizmu.
Prawie wszyscy z nas przeżywali kiedyś depresję i doskonale
wiedzą, jak potrafi ona zatruć człowiekowi życie. Niektórym zda-
rza się ona bardzo rzadko, spada na nich tylko wtedy, kiedy naraa
zawiodą ich wszystkie nadzieje. Dla wielu z nas jest ona jednak
zjawiskiem dobrze znanym, stanem, który ogarnia nas za każdym
razem, gdy doznamy jakiegoś niepowodzenia. Jeszcze innym to
warzyszy ona stale, odbiera im radość życia nawet w najlepszych,
zdawałoby się, chwilach i sprawia, że momenty trudniejsze, szara
rzeczywistość, jawią się im w najczarniejszych barwach.
Głęboki pesymizm 89
Do niedawna depresja była tajemnicą. Kto jest na nią najbar-
dziej narażony, skąd się bierze, jak ją leczyć — to wszystko było
•ii^adką. Obecnie, dzięki dwudziestu pięciu latom wytężonych ba-
? Imi setek psychologów i psychiatrów na całym świecie, znamy
odpowiedzi na te pytania.
Są trzy rodzaje depresji. Pierwsza zwana jest depresją zwy-
• 'njną i jest to właśnie ten jej rodzaj, który wszyscy znamy dobrze
własnego doświadczenia. Bierze się ona z cierpień i kłopotów,
i lóre są nieodłączną częścią życia istot z rodzaju homo sapiens,
? tot myślących o przyszłości. Nie dostajemy takiej pracy, jaką
? Ucięlibyśmy dostać. Akcje, które zakupiliśmy, idą w dół. Odtrą-
• iJQ nas ci, których kochamy, umierają nasi bliscy. Wygłaszamy
/\r. wykłady i piszemy nieudane książki. Starzejemy się. Kiedy
«potka nas coś takiego, łatwo jest przewidzieć, co będzie potem:
poczujemy smutek i bezradność. Staniemy się bierni i apatyczni.
Bodziemy absolutnie przekonani, że nasza przyszłość rysuje się
i /urno i że brak nam możliwości i zdolności, aby ją choć trochę
rozjaśnić. Nie będziemy dobrze wykonywali naszej pracy, a może
/nczniemy w niej rzadziej bywać. Przestanie nas cieszyć to, co
jeszcze niedawno sprawiało nam przyjemność, stracimy zaintere-
n< iwanie jedzeniem, towarzystwem innych osób, seksem. Będziemy
mieli kłopoty ze snem.
Jednak po pewnym czasie, dzięki jednej z dobroczynnych taje-
ni nic natury, zaczniemy czuć się lepiej. Depresja zwyczajna (przy-
gnębienie) jest bardzo powszechna — można by rzec, że jest wśród
dolegliwości psychicznych tym, czym przeziębienie wśród dolegli-
wości fizycznych. Moje badania dowiodły, że bez względu na dzień
czy porę roku około 25 procent ludzi przechodzi depresję zwyczaj-
mi, przynajmniej w łagodnej postaci.
Pozostałe dwa rodzaje depresji zwane są zaburzeniami depre-
syjnymi. Są to depresja dwubiegunowa i jednobiegunowa. One to
Hprawiają, że psychiatrzy i psycholodzy kliniczni mają pełne ręce
roboty. Różnica między tymi dwoma rodzajami depresji sprowadza
Mię do występowania lub nie tak zwanych faz maniakalnych.'Ma-
nia jest stanem psychicznym, dającym o sobie znać pewnym ze-
społem objawów, który przedstawia obraz przeciwstawny depresji:
90 Poszukiwanie
niczym nie uzasadniona euforia, urojenia wielkościowe, entuzjazm
w mowie i działaniu, przeskakiwanie z tematu na temat i nad-
zwyczaj wysokie mniemanie o sobie.
Otóż depresja dwubiegunowa3 charakteryzuje się naprzemien-
nym występowaniem faz depresyjnej i maniakalnej (mania wy-
znacza jeden, depresja drugi biegun, stąd nazwa tej depresji).
W depresji jednobiegunowej fazy maniakalne nigdy się nie zda-
rzają. Poza tym depresja dwubiegunowa różni się od jednobie-
gunowej tym jeszcze, że obciążenie dziedziczne jest w niej o wiele
większe. Jeśli jedno z bliźniąt jednojajowych cierpi na depresję
dwubiegunową, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że
choruje też na nią drugie. Jak wykazały badania, dotyczy to 72
procent tych bliźniąt. (Natomiast w przypadku bliźniąt dwujajo-
wych wskaźnik ten wynosi jedynie 14 procent. Między bliźniętami
dwujajowymi nie ma ściślejszej więzi niż między normalnym ro-
dzeństwem, tyle tylko, że rodzą się one w tym samym czasie i są
razem wychowywane przez tych samych rodziców, a więc porów-
nanie obu typów bliźniąt pozwala nam na odróżnienie cech naby-
tych, wyuczonych, od cech odziedziczonych genetycznie.) Depresja
dwubiegunowa bardzo dobrze poddaje się terapii „cudownym le-
kiem" — węglanem litu. W ponad 80 procentach przypadków tej
depresji sól litu znacznie redukuje objawy maniakalne, a w mniej-
szym stopniu również depresyjne. W odróżnieniu od depresji zwy-
czajnej i jednobiegunowej depresja maniakalna jest chorobą; uwa-
ża się, że ma ona podłoże fizjologiczne i leczy się ją za pomocą
odpowiednich środków medycznych.
Powstaje tu pytanie, czy depresja jednobiegunowa, która jest
określonym zaburzeniem, i depresja zwyczajna mają te same przy-
czyny, czy istnieje między nimi jakiś związek. Uważam, że są to
w gruncie rzeczy dwie postacie tego samego stanu psychicznego,
różniące się jedynie liczbą i stopniem natężenia objawów. Może
być tak, że u jednej osoby rozpozna się depresję jednobiegunowa
i potraktuje się ją jako chorą, natomiast u drugiej stwierdzi się
tylko ostre objawy depresji zwyczajnej i uzna ją za osobę zdrową.
Różnica między tymi dwoma rodzajami depresji jest niewielka
i nieostra. Może ona wynikać po prostu z nastawienia cierpiących
Głęboki pesymizm 91
na depresję ludzi, z których jedni chętniej szukają pomocy lekarza
i odpowiedniej terapii, a inni nie chcą nosić piętna chorych.
Mój pogląd różni się radykalnie od panującej w medycynie
opinii, zgodnie z którą depresja jednobiegunową jest chorobą, na-
lumiast depresja zwyczajna (przygnębienie) przemijającym obni-
oniem nastroju, które nie leży w obrębie zainteresowań klinicy-
l/iw. Jest to opinia dominująca, mimo że kompletnie brak jest
'Iowodów na to, by depresja jednobiegunową była czymś jakościo-
wo różnym od ostrej depresji zwyczajnej. Jak dotąd, nikomu nie
udało się ustalić różnicy między tymi dwoma postaciami depresji,
w rodzaju chociażby takiej, jaka istnieje między karłami a nor-
malnymi, lecz niskimi ludźmi, a więc różnicy jakościowej.
Rozstrzygający moim zdaniem jest fakt, że zarówno depresję
/ wyczajną, jak i jednobiegunową rozpoznaje się na podstawie tych
innych objawów. W obu przypadkach mamy do czynienia z tymi
niinymi czterema typami zmian — zmianami w myśleniu, nastro-
in, zachowaniu i reakcjach fizjologicznych.
Pamiętam pewną swoją studentkę, nazwijmy ją Sophie. Szkołę
n rodnią ukończyła z celującymi wynikami. Na uniwersytecie zo-
rała starościną roku, przewodniczyła też grupie dziewcząt dopin-
gujących kolegów podczas zawodów sportowych. Była nie tylko
/.dolna, ale też ładna i zgrabna. Miała wszystko, czego chciała.
I łez wysiłku uzyskiwała dobre oceny, chłopcy rywalizowali o jej
względy. Była jedynaczką, rodzice — oboje pracujący w wolnych
y.awodach — darzyli ją ogromną miłością, jej sukcesy były ich
Tryumfami, niepowodzenia — ich klęskami. Przyjaciele mówili, że
|CHt w czepku urodzona.
Kiedy ją poznałem, nie była już w czepku urodzona. Jej życie
uczuciowe i akademickie leżało w gruzach i była pogrążona w głę-
bokiej depresji. Jak większość ludzi znajdujących się w depresji,
nie próbowała szukać terapii po jednorazowym niepowodzeniu, lecz
dopiero po całej, trwającej przez parę miesięcy ich serii. Mówiła,
*»» czuje się „pusta". Uważała, że nie ma dla niej żadnej nadziei,
ndyż jest „pozbawiona zdolności", „niesympatyczna", „nic jej się nie
udaje" i w ogóle jest „nieudacznikiem". Zajęcia ją męczyły, cały
kształcenia uniwersyteckiego był „spiskiem mającym zdu-
92 Poszukiwanie
sić" jej samodzielność, a działalność w grupie feministek „bezsen-
sownym oszustwem". W ostatnim semestrze dostała dwie oceny
niedostateczne. Nie mogła zacząć pracy nad żadnym z referatów,
które powinna była przygotować. Kiedy siadała przy biurku, żeby
je napisać, patrzyła na rosnącą z dnia na dzień górę papierów i nie
potrafiła się zdecydować, od czego ma zacząć. Przez mniej więcej
piętnaście minut tkwiła przy biurku, gapiąc się na nie z rozpaczą,
a potem poddawała się i włączała telewizor. Mieszkała wtedy
z chłopakiem, który wyleciał ze studiów. Kiedy się kochali, czuła
się wyzyskiwana i bezwartościowa, a seks, który dawniej dopro-
wadzał ją do ekstazy, był teraz dla niej czymś prawie odrażającym.
Jako specjalizację wybrała filozofię. Szczególnie pociągał ją eg-
zystencjalizm. Zaakceptowała kierunek twierdzący, że życie jest
absurdem, i to też napełniało ją rozpaczą.
Przypomniałem jej, że jest zdolną studentką i atrakcyjną
dziewczyną. Wybuchnęła płaczem. „Ty też się na to nabrałeś!" —
zawołała przez łzy.
JAK JUŻ WYŻEJ STWIERDZIŁEM, jedną z czterech oznak depresji jest
negatywna zmiana w myśleniu. Sposób, w jaki myślisz, kiedy je-
steś w depresji, różni się od stylu twojego myślenia, kiedy nie
jesteś nią ogarnięty. Gdy jesteś pod wpływem depresji, widzisz
siebie, świat i przyszłość w czarnych barwach. Dla Sophie jej przy-
szłość wyglądała beznadziejnie, a przypisywała to temu, że brak
jej zdolności.
Kiedy ogarnia cię depresja, niewielkie przeszkody urastają do
rozmiarów barier nie do przebycia. Uważasz, że wszystko, czego
się tkniesz, zaraz się sypie. Każdy swój sukces traktujesz jako
porażkę i wykazujesz nieograniczoną pomysłowość w wynajdywa-
niu przyczyn tych rzekomych niepowodzeń. Sterta papierów na
biurku wydawała się Sophie prawdziwą górą nie do zdobycia.
Aaron Beck, jeden z czołowych terapeutów na świecie, miał
kiedyś pacjenta, który w okresie głębokiej depresji wytapetował
kuchnię. Swoje niewątpliwe osiągnięcie ów pacjent potraktował
jako zupełne niepowodzenie. A oto zapis rozmowy Becka z. pacjen-
tem:4
Głęboki pesymizm 93
Terapeuta: Dlaczego nie uważa pan, że tapetowanie udało się
panu znakomicie?
Pacjent: Bo kwiaty na tapecie nie wyszły mi w jednej linii.
Terapeuta: A w ogóle skończył pan to tapetowanie?
Pacjent: Tak.
'Terapeuta: To była pańska kuchnia?
Pacjent: Nie, pomagałem sąsiadowi.
'Terapeuta: On wykonał większość pracy?
Pacjent: Nie, praktycznie wszystko zrobiłem ja sam. On
nigdy wcześniej nie kładł tapet.
Terapeuta: Czy coś jeszcze wyszło nie tak? Pochlapał pan kle-
jem kuchnię? A może zniszczył dużo tapety? Albo
zostawił straszny bałagan?
Pacjent: Nie, jedyny problem, to te kwiaty, które nie wyszły
mi równo.
Terapeuta: A jak duża była różnica?
Pacjent: (rozsuwając palce na około trzy milimetry): Gdzieś
taka.
Terapeuta: Między wszystkimi pasami tapety?
Pacjent: Nie... między dwoma czy trzema.
Terapeuta: Na ile pasów ogółem?
Pacjent: Na dwadzieścia czy dwadzieścia pięć.
Terapeuta: Czy ktoś jeszcze to zauważył?
Pacjent: Nie. Prawdę mówiąc, sąsiad uważał, że wyszło
świetnie.
Terapeuta: A czy dostrzegł pan tę różnicę, kiedy odszedł pan
parę kroków i przyjrzał się całej ścianie?
Pacjent: Prawdę mówiąc, nie.
U podłoża myślenia człowieka ogarniętego depresją leży pesy-
mistyczny styl wyjaśniania. Negatywny obraz przyszłości, samego
niobie i świata bierze się z traktowania przyczyn niepomyślnych
wydarzeń jako zjawisk stałych, o dużym zasięgu, za które jest się
mimemu odpowiedzialnym, zaś przyczyn wydarzeń pomyślnych —
w sposób dokładnie przeciwstawny. Na przykład moja studentka,
Hophie, przyczyn swych niepowodzeń upatrywała w tym, że brak
94 Poszukiwanie
jej zdolności, że nie jest atrakcyjna, a życie nie ma sensu. Pacjent
doktora Becka traktował drobny błąd we właściwym dopasowaniu
dwóch czy trzech pasów tapety, jako oznakę swej ogólnej życiowej
nieudolności.
Drugim symptomem charakteryzującym zarówno depresję jed-
nobiegunową jak i zwyczajną jest zmiana nastroju. Kiedy jesteś
ogarnięty depresją, czujesz się podle — jesteś smutny, zniechęco-
ny do wszystkiego, znajdujesz się na samym dnie rozpaczy. Mo-
żesz ustawicznie płakać, ale możesz też nie znajdować siły nawet
na płacz. W dni, kiedy Sophie czuła się najgorzej, leżała w łóżku
aż do obiadu, szlochając bez przerwy. Życie staje się dla ciebie
trudne do zniesienia. Zajęcia, które przedtem uwielbiałeś, stają
się męczącą farsą. Żarty i dowcipy, zamiast śmieszyć, stają się
nieznośnymi drwinami.
Stan taki zazwyczaj nie utrzymuje się bez zmiany przez cały
dzień. Zwykle bardzo złe samopoczucie występuje tuż po przebu-
dzeniu. Dopóki leżysz w łóżku, nawiedzają cię myśli o niepowo-
dzeniach i porażkach, jakich doznałeś w przeszłości i o tych, które
na pewno przyniesie nowy dzień. Jeśli poddasz się im i zostaniesz
w łóżku, zły nastrój spowije cię niczym zimna i wilgotna kołdra.
Wstanie z łóżka i rozpoczęcie dnia polepsza nastrój, który zazwy-
czaj poprawia się dalej wraz z upływem godzin, chociaż ponownie
pogorszy się on nieco w porze osłabienia twego podstawowego
cyklu aktywności i odpoczynku, która zwykle przypada między
trzecią a szóstą godziną po południu. Wieczór jest porą dnia,
w której zapewne poczujesz się najmniej przygnębiony. Najgorsze
są godziny od trzeciej do piątej rano, jeśli oczywiście wtedy nie
śpisz.
Smutek nie jest jedynym nastrojem ogarniającym człowieka
w depresji. Często nawiedza go również lęk i rozdrażnienie. Kiedy
jednak depresja osiąga największe natężenie, lęk i rozdrażnienie
czy wrogość nikną i cierpiący człowiek popada w odrętwienie i zo-
bojętnienie na wszystko.
Trzecim wskaźnikiem depresji jest zmiana zachowania. Zmia-
na ta objawia się zazwyczaj biernością, niezdecydowaniem i pró-
bami samobójczymi.
Głęboki pesymizm 95
Ludzie ogarnięci depresją często nie są w stanie podjąć innych
czynności niż te najbardziej podstawowe i codzienne, a w przy-
p«dku napotkania jakichś przeszkód szybko z nich rezygnują. Pi-
mirz nie jest w stanie napisać pierwszego słowa dzieła, nad którym
pracuje. Kiedy w końcu uda mu się to zrobić, rzuca pisanie, bo
tuńma maszyny nie chce się przesuwać, i przez miesiąc nie wraca
do przerwanej pracy.
Ludzie ogarnięci depresją nie potrafią zdecydować się na wybór
J«dnej z kilku możliwości. Student w depresji chce kupić pizzę,
nie kiedy sprzedawca pyta go, czy woli zwykłą, czy z dodatkami,
ton stoi jak sparaliżowany. Po piętnastu sekundach milczenia re-
nygnuje z zamiaru kupna i wycofuje się. Sophie nie mogła rozpo-
M,i\ć pracy nad referatem, ba, nie mogła się nawet zdecydować,
który temat wybrać jako pierwszy.
Wielu z cierpiących na depresję myśli o samobójstwie i usiłuje
|<< popełnić. Na ogół motywem takiego kroku jest jeden lub obydwa
t następujących powodów. Pierwszy to chęć skończenia ze wszy-
wlkim, skoro życie staje się nie do zniesienia. Drugim jest chęć
wpłynięcia na otoczenie — odzyskania utraconej miłości, zem-
szczenia się lub uzyskania ostatniego słowa w sporze.
Ostatnim z symptomów depresji jest zmiana reakcji fizjo-
logicznych. Depresji często towarzyszą bowiem nieprzyjemne ob-
jiiwy fizjologiczne, a im głębsza jest depresja, tym więcej tych
ohjuwów. I tak człowiek traci, na przykład, apetyt. Nie odczuwa
tuz popędu seksualnego. Dla Sophie współżycie z chłopcem, z któ-
ry m mieszkała, było czymś bardzo istotnym, kiedy jednak wpadła
w depresję, stało się odrażające. Stan depresji wpływa ujemnie
nn wet na sen — budzisz się wcześnie, kręcisz się i wiercisz, bez-
skutecznie usiłując zasnąć z powrotem. W końcu dzwoni budzik
I zuczynasz nowy dzień, będąc nie tylko przygnębiony, ale i wy-
tmorpany.
Te cztery symptomy — negatywne zmiany w sposobie myśle-
niu, nastroju, zachowaniu i reakcjach fizjologicznych — składają
»i(,f na obraz depresji zarówno zwyczajnej, jak i jednobiegunowej.
Trzeba jednak powiedzieć wyraźnie, że nie u każdego, kto wpada
w depresję, muszą one wszystkie wystąpić. Co więcej, może się
96 Poszukiwanie
zdarzyć, że nie widać żadnego z tych symptomów. Jednakże im
więcej tych symptomów stwierdzasz u siebie i w im większym
występują nasileniu, tym jest pewniejsze, że źródłem twoich kło-
potów jest depresja.
Sprawdź, czy nie jesteś w depresji
CHCIAŁBYM TERAZ, żebyś poddał się szeroko stosowanemu testowi
na depresję, opracowanemu przez Lenore Radloff z Centrum Stu-
diów Epidemiologicznych Narodowego Instytutu Zdrowia Psychi-
cznego USA.5) Test ten, zwany od początkowych liter Centrum,
w którym został opracowany, oraz zjawiska, które diagnozuje
CES-D (Center for Epidemiological Studies — Depression), bada
wszystkie objawy depresji. Zakreśl kółkiem odpowiedź, która naj-
lepiej opisuje, jak się czułeś przez cały ubiegły tydzień.
W minionym tygodniu
1. Martwiły mnie, rzeczy, które zazwyczaj mnie nie martwią.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5 — 7
dni).
2. Nie chciało mi się jeść, nie miałem(am) apetytu.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czasu
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas
(5-7 dni).
0
Głęboki pesymizm 97
3.
4.
5.
6.
7.
Głęboki pesymizm 99
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
14. Czułem(am) się samotny(a).
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
15. Ludzie odnosili się do mnie nieprzyjaźnie.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
1.6. Nie cieszyło mnie życie.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1—2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5—7 dni).
»??
17. Miałem(am) napady płaczu.
f 0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
18. Czułem(am) smutek.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
0
100 Poszukiwanie
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
19. Wydawało mi się, że ludzie mnie nie lubią.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1-2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
20. Nic mi nie wychodziło.
0 Rzadko lub w ogóle nie (krócej niż przez 1 dzień).
1 Trochę lub przez krótki czas (1—2 dni).
2 Od czasu do czasu lub przez pewien czas
(3-4 dni).
3 Przez większość czasu lub przez cały czas (5-7 dni).
Wynik testu łatwo obliczyć. Dodaj cyfry, które zakreśliłeś przy
odpowiedziach na poszczególne pytania. Jeśli nie mogłeś się zde-
cydować i zakreśliłeś przy niektórych pytaniach dwie odpowiedzi,
to przy obliczaniu dodaj tylko jedną, wyższą cyfrę. Ogólny wynik
będzie wahał się w granicach 0-60 punktów.
Zanim przystąpisz do interpretacji swego wyniku, powinieneś
wiedzieć, że wysoka liczba punktów nie jest równoznaczna ze
stwierdzeniem depresji. Diagnoza zależy również od innych czyn-
ników, takich jak długość czasu, przez który utrzymują się objawy,
i może być postawiona tylko przez wykwalifikowanego psychologa
lub psychiatrę po uprzednim przeprowadzeniu dokładnego wywia-
du z osobą zbadaną za pomocą testu. Test ten wskazuje dokładnie
jedynie poziom, na którym utrzymują się objawy depresji w chwili
obecnej.
Jeśli uzyskałeś od 0 do 9 punktów, to znajdujesz się w grupie
nie dotkniętej depresją. Jest to wynik poniżej średniej uzyskiwa-
nej przez dorosłych Amerykanów. Wynik w granicach od 10 do 15
102 Poszukiwanie
w różnym wieku, pytając ich, czy i kiedy dostrzegli pierwsze po-
ważniejsze objawy zaburzeń psychicznych, program ten przyniósł
w efekcie bezprecedensowy obraz chorób psychicznych na prze-
strzeni wielu lat i umożliwił prześledzenie zmian, jakim ulegał on
w naszym stuleciu. Jedna z najbardziej uderzających zmian do-
tyczyła tak zwanego życiowego wskaźnika zapadalności na depre-
sję, to jest procentu populacji w danym wieku, który przynajmniej
raz w życiu uległ depresji. (Oczywiście, im starsza jest dana osoba,
tym częściej narażona była na ryzyko zapadnięcia na daną cho-
robę. Na przykład życiowy wskaźnik zapadalności w odniesieniu
do złamań nóg rośnie z wiekiem, ponieważ im starsza jest dana
osoba, tym częściej narażona była na ryzyko złamania nogi.)
Wszyscy zajmujący się zjawiskiem depresji spodziewali się, że
im dawniej (tzn. im bliżej początku naszego wieku) urodziła się
dana osoba, tym wyższy będzie jej życiowy wskaźnik zapadalności
na depresję, to jest, że tym więcej przeżywała w swoim życiu
okresów depresji. Ktoś, kto urodził się w 1920 roku, był — spo-
dziewano się — częściej narażony na ryzyko popadnięcia w depre-
sję niż ktoś, kto urodził się w roku 1960. Przed zapoznaniem się
z wynikami badań objętych programem specjaliści z zakresu sta-
tystyki medycznej najpewniej prognozowaliby, że osoba, która
w chwili wypełniania kwestionariusza ECA miała dwadzieścia
pięć lat, czyli urodziła się około 1955 roku, miałaby około sześcio-
procentowy wskaźnik ryzyka popadnięcia przynajmniej raz w ży-
ciu w głęboką depresję, natomiast dla osób między dwudziestym
piątym a czterdziestym czwartym rokiem życia wskaźnik ten był-
by odpowiednio wyższy, powiedzmy — dziewięcioprocentowy.
Kiedy jednak statystycy przejrzeli wyniki, stwierdzili rzecz
dziwną. Otóż osoby urodzone około 1925 roku — które, jako star-
sze, były częściej narażone na ryzyko popadnięcia w depresję —
wcale nie wpadały w nią częściej niż osoby urodzone znacznie
później. Okazało się, że bynajmniej nie 9, lecz tylko 4 procent
z nich uległo kiedyś depresji. Gdy przejrzano wyniki badań osób
urodzonych wcześniej, przed I wojną światową, stwierdzono coś
jeszcze bardziej zdumiewającego. Wskaźnik zapadalności na de-
presję spadł w tej grupie do zaledwie 1 procenta.
104 Poszukiwanie
trzydziestu lat), prawdopodobieństwo wystąpienia depresji było
dziesięciokrotnie większe niż u kobiet urodzonych w okresie I woj-
ny światowej, mimo iż te ostatnie powinny być — z racji wieku —
narażone na znacznie wyższe ryzyko popadnięcia w nią.
W czasie, kiedy kobiety z pokolenia I wojny światowej miały
po trzydzieści lat (a więc tyle, ile kobiety urodzone po II wojnie
światowej miały w momencie przeprowadzania badań), tylko
3 procent spośród nich przeżywało okresy depresji. Porównajmy
to z odpowiednimi danymi dotyczącymi kobiet z pokolenia po II
wojnie światowej: przed ukończeniem trzydziestki 60 procent
z nich miało za sobą okresy poważnej depresji. Różnica jest więc
dwudziestokrotna.
Dane statystyczne odnoszące się do mężczyzn potwierdziły tę
tendencję. Mimo iż mężczyźni cierpieli na depresję prawie o po-
łowę rzadziej niż kobiety (fakt o istotnym znaczeniu, którym zaj-
mę się w następnym rozdziale), to również i wśród nich nastąpił
w tym czasie znaczny procentowy wzrost jej przypadków.
Głęboka depresja jest obecnie nie tylko znacznie powszechniej-
sza, ale też zdarza się w dużo młodszym wieku niż dawniej.7 Gdy-
byś urodził się w latach trzydziestych, a ktoś spośród twych naj-
bliższych krewnych cierpiał na depresję, to po raz pierwszy —
jeśli w ogóle — wpadłbyś w depresję najprawdopodobniej między
trzydziestym a trzydziestym piątym rokiem życia. Gdybyś nato-
miast urodził się w roku 1956, to prawdopodobnie depresja zaata-
kowałaby cię po raz pierwszy między dwudziestym a dwudziestym
piątym rokiem życia, a więc o dziesięć lat wcześniej. Ponieważ
prawie u połowy z tych, którzy mieli już napad głębokiej depresji,
zdarza się ona ponownie, te dziesięć dodatkowych lat podatności
na depresję przysporzyłoby morza łez.
Łez mogą być całe oceany, gdyż omówione tu badania zajmo-
wały się tylko głęboką depresją. Niewykluczone, że ta sama, wzro-
stowa tendencja dotyczy również lżejszych form depresji. Ogólnie
rzecz biorąc, Amerykanie być może ulegają teraz depresji częściej
i w młodszym wieku niż dawniej.
W każdym razie mamy wystarczające powody, by mówić o epi-
demii.
106 Poszukiwanie
W 1903 roku problem ten został definitywnie rozstrzygnięty,
a rozwiązanie przyszło z zupełnie nieoczekiwanej strony.
Oto Wilbur i Orville Wrightowie zbudowali samolot, który latał.
Zatem fizycy zabrali się do skonstruowania modelu samolotu, sięg-
nęli do uświęconej tradycją metody rozstrzygania sporów nauko-
wych. Stworzenie modelu fizycznego poprzedza stworzenie modelu
logicznego czy też teoretycznego8, posiadającego identyczne włas-
ności jak badane tajemnicze zjawisko; w przypadku braci Wright
modelu urządzenia latającego, w naszym przypadku — modelu,
depresji. Jeśli model teoretyczny posiada wszystkie właściwości,
które ma obiekt rzeczywisty, to proces sprawiający, iż model dzia-
ła, wyjaśnia tajemnicę działania obiektu rzeczywistego.
Samolot braci Wright — logiczny model latającego ptaka
oderwał się od ziemi i, mirabile dictu, poleciał. Wobec tego fizycy
skonkludowali, że lot ptaka musi odbywać się według tych samych
zasad.
Moim zadaniem było stworzenie modelu logicznego posiadają-
cego wszystkie cechy charakterystyczne dla depresji. Zadanie
składało się z dwóch części — po pierwsze, musiałem zbudować
ten model, po drugie — wykazać, że pasuje on do depresji. Pewne
podobieństwa widziałem od samego początku, ale udowodnienie,
że tak jest istotnie i że wyuczona bezradność jest laboratoryjnym
modelem rzeczywistego zjawiska zwanego depresją, było zupełnie
inną sprawą.
W wyniku ponad trzystu programów eksperymentalnych reali-
zowanych przez dwadzieścia lat w uniwersytetach na całym świe-
cie udało się stworzyć model wyuczonej bezradności. Pierwsza
badania przeprowadzałem na psach, potem psy zastąpiłem szczu-i
rami, a w końcu szczury zostały zastąpione przez ludzi. Wszystkie
badania miały tę samą formę — były eksperymentami przeprowa-
dzanymi na trzech grupach zwierząt, a później na ludziach. Jednej
grupie dawano możliwość wpływania na przebieg wydarzeń, czyli
znikanie lub pojawianie się jakiegoś zdarzenia albo przedmiotu:!
dźwięku, wstrząsu elektrycznego, pieniędzy, pokarmu. Na przy-j
kład szczur mógł wyeliminować wstrząs elektryczny — za każdym
razem, gdy trącał nosem pręt, wstrząs ustawał. Druga grupa
;
108 Poszukiwanie
Wyuczoną bezradność można leczyć, wykazując dotkniętemu
nią osobnikowi, że jego działania odnoszą skutek. Można ją rów-
nież leczyć ucząc go odmiennego od dotychczasowego myślenia
0 przyczynach jego niepowodzeń. Można jej też zapobiec, jeśli — j
przed znalezieniem się w sytuacji powodującej w normalnych wa- j
runkach bezradność — dany osobnik przekona się, że jego dzia-\
łania nie są bez znaczenia, że odnoszą skutek. W im wcześniej-
szym okresie życia nauczy się tego, tym bardziej będzie uodpor-
niony na bezradność.
Tak oto powstała, została sprawdzona i udoskonalona teoria
wyuczonej bezradności.9 Ale czy była modelem depresji? Czy mo-
del laboratoryjny odpowiadał zjawisku rzeczywistemu? Czy paso-
wał do niego? Były na to duże szansę, bo gdy istnieje model, można
laboratoryjnie wywołać zaburzenia, co oznacza, iż jest bardzo pra-
wdopodobne, że zostanie zidentyfikowany ich ukryty mechanizm
1 znaleziona odpowiednia metoda ich leczenia. Gdyby okazało się,
że faktycznie odkryliśmy laboratoryjny model jednej z najstar-
szych udręk ludzkości, depresji, to byłoby to osiągnięcie naukowe
wysokiego rzędu.
Nie trzeba było robić wiele, by wykazać, że zasady działania
samolotu braci Wright odpowiadają zasadom latania ptaków. Ich
„symptomy" były ewidentnie takie same — zarówno ptaki, jak
i samolot podrywały się w powietrze, leciały i lądowały. W przy-
padku wyuczonej bezradności trzeba się było znacznie bar-
dziej napracować, by udowodnić, że eksperymenty odzwierciedla-
ły, punkt po punkcie, wszystkie symptomy depresji. Uzyskanie
przekonywającego obrazu rzeczywistości jest kluczowym mo-
mentem w konstruowaniu wszelkich laboratoryjnych modeli cho-
rób psychicznych. Musieliśmy wiedzieć, czy symptomy wyuczonej
bezradności uzyskiwane w warunkach laboratoryjnych są takie
same jak symptomy depresji. Im jest większe podobieństwo mię-
dzy rzeczywistością a jej laboratoryjnym modelem, tym lepszy
model.
Zacznijmy od najcięższego przypadku — w pełni rozwiniętej
depresji jednobiegunowej, takiej, na jaką cierpiała Sophie, młoda
pacjentka, o której pisałem na początku tego rozdziału.
110 Poszukiwanie
bników z grup, które nie miały żadnej możliwości wpływu naj
sytuację, występowało nie mniej niż osiem objawów, a więc o dwaj
więcej niż u znajdującej się w głębokiej depresji Sophie.
1. Ludzie, którym aplikowano nie dające się wyłączyć dźwięki j
albo dawano do rozstrzygnięcia nierozwiązywalne próbie- j
my, twierdzili, że odczuwali obniżenie nastroju.
2. Zwierzęta, którym aplikowano wstrząsy, nie dając możli-
wości ucieczki od nich, traciły zainteresowanie swymi zwy-
kłymi czynnościami. Nie rywalizowały z konkurentami, za-
atakowane, wycofywały się albo nie opiekowały się swymi
młodymi.
3. Zwierzęta, którym aplikowano wstrząsy, nie dając możli-
wości ucieczki od nich, traciły apetyt. Jadły mniej, piły
mniej wody (natomiast więcej alkoholu, gdy go im poda-
wano) i traciły na wadze. Traciły też popęd płciowy (nie
interesowały się kopulacją).
4. Bezradne zwierzęta cierpiały na zaburzenia snu, szcze-
gólnie często zdarzały się im przebudzenia wczesnym
rankiem, co występuje też u ludzi znajdujących się w de-:
presji.
5. i 6. U bezradnych ludzi i zwierząt stwierdzono spowolnienie
reakcji psychomotorycznych i utratę energii. Zwierzęta nie
próbowały uciec przed wstrząsami ani zdobyć jedzenia, lu-
dzie nie próbowali rozwiązywać stawianych im zadań. Za-
atakowane zwierzęta czy obrażani ludzie nie próbowali się
bronić. Szybko rezygnowali w obliczu nowych zadań. Nie|
próbowali nawet zbadać nowego otoczenia.
7. Bezradni ludzie składali swoje niepowodzenia w rozwiązy-
waniu zadań na karb własnej bezwartościowości i braku
zdolności. W im większej byli depresji, tym gorszy był ten
aspekt ich pesymistycznego stylu wyjaśniania.
8. Bezradni ludzie (i zwierzęta) mieli zmniejszoną zdolność1
myślenia i koncentracji. Mieli niezwykłe trudności w na-
uczeniu się czegoś nowego, a zwracanie uwagi na sygnały
zwiastujące nagrodę lub bezpieczeństwo też przychodziło
im z dużym trudem.
7.
Głęboki pesymizm 111
Jedynym symptomem, którego nie stwierdziliśmy, były myśli
|i próby samobójcze, ale brak ich było prawdopodobnie tylko dla-
tego, że niepowodzenia w warunkach laboratoryjnych były zupeł-
nie błahe, np. niemożność wyłączenia dźwięku lub rozwiązania
anagramu.
A zatem zbieżność między modelem i zjawiskiem rzeczywistej
depresji była niezwykle duża. Dźwięk, którego nie można było
wyciszyć, nierozwiązywalne zadania i wstrząs, przed którym nie
można było uciec, powodowały wystąpienie ośmiu spośród dzie-
więciu objawów, które stanowiły podstawę do stwierdzenia głębo-
kiej depresji.
Ta zbieżność modelu z rzeczywistością zainspirowała badaczy
do zweryfikowania teorii w jeszcze jeden sposób. Pewne leki leczą
depresję u ludzi. Badacze podawali je wszystkie zwierzętom. I zno-
tyu rezultaty przeszły najśmielsze wyobrażenia — każdy z leków
Antydepresyjnych (jak również kuracja elektrowstrząsami) powo-
llował ustąpienie wyuczonej bezradności. Prawdopodobnie działo
Kle tak wskutek podniesienia przez leki poziomu neurotransmite-
tiiw w mózgu. Stwierdzono również, że leki, które nie zwalczają
depresji u ludzi, takie jak kofeina, valium i amfetamina, nie usu-
wąjn wyuczonej bezradności u zwierząt.
A więc zbieżność wydawała się prawie idealna. Ze względu na
objawy wyuczona w laboratorium bezradność wydawała się pra-
wie tożsama z depresją.
Kiedy teraz spojrzeliśmy na epidemię depresji, zobaczyliśmy
IH jako epidemię wyuczonej bezradności. Znaliśmy przyczynę wy-
uczonej bezradności, mogliśmy ją więc potraktować jako przyczynę
? Inpresji. Przyczyną tą jest przekonanie jednostki, że jej działania
i\ daremne. Przekonanie to.rodzi się w wyniku doznanych pora-
ek i niepowodzeń, jak również znajdowania się w sytuacjach, na
i loro nie ma się wpływu. Depresję może powodować porażka, nie-
i •uwodzenie, utrata czegoś lub kogoś i będące wynikiem tego prze-
i ominie, że wszystkie działania są daremne.
.Nudzę, że właśnie to przekonanie leży u podstaw epidemii de-
Człowiek współczesny musi być bardziej podatny na wy-
bezradność, której wyrazem jest coraz powszechniejsze
112 Poszukiwanie
przekonanie, że nie ma się absolutnie wpływu na bieg wydarzeń.
Sądzę, że wiem, dlaczego tak się dzieje. Wyjaśnię to w rozdziale
końcowym.
To wszystko przedstawia jednak przeraźliwie ponury obraz.
Na szczęście są w nim i budzące nadzieję tony i w tym właśnie
punkcie ważny się staje styl wyjaśniania.
Rozdział piąty.
Jak myślisz,
jak się czujesz
GDYBY SOPHIE cierpiała na depresję dwadzieścia lat te-
mu, byłaby w ciężkiej sytuacji. Musiałaby czekać, aż depresja sa-
ma minie — czekać wiele miesięcy, a może nawet rok. Ponieważ
|»>Hnak przydarzyło się to jej w ostatniej dekadzie, miała o wiele
większe szansę na szybkie wyjście z niej, bo w tym czasie opra-
cowano już szybką i skuteczną metodę leczenia tego zaburzenia,
•loj odkrywcami byli psycholog Albert Ellis i psychiatra Aaron
T. Beck. Gdy zostanie napisana historia współczesnej psychiatrii
i psychologii, to wierzę, że ich nazwiska znajdą się w niej na
poczesnym miejscu, obok nazwisk Freuda i Junga. Udało im się
bowiem pozbawić depresję otaczającej ją aury tajemniczości. Wy-
kazali, że jest zaburzeniem o wiele prostszym i łatwiej poddającym
nic.) leczeniu, niż dotychczas uważano.
Zanim Beck i Ellis rozwinęli swe teorie, pogląd, że każda de-
presja jest zespołem maniakalno-depresyjnym, był niewzruszo-
nym dogmatem. Natomiast zapatrywania na przyczyny powsta-
wania depresji różniły się. Były dwie przeciwstawne teorie
dotyczące tego zagadnienia. Szkoła biomedyczna głosiła, iż depre-
«JH ma podłoże organiczne, teoria konkurencyjna zasadzała się na
l wiordzeniu Freuda, że depresja jest agresją skierowaną przeciw
włiiHnej osobie. Opierając się w leczeniu na tym szkodliwym non-
, freudyści nakłaniali swych pacjentów do uzewnętrzniania
114 Poszukiwanie
nurtujących ich uczuć, co w efekcie powiększało tylko depresję,
a nawet prowadziło do samobójstw.
Ellis również był zwolennikiem uzewnętrzniania emocji, ale
w zupełnie inny sposób. Po uzyskaniu w 1947 roku doktoratu na
Uniwersytecie Columbia podjął prywatną praktykę, specjalizując
się w psychoterapii rodzinnej i małżeńskiej. Być może pod wpły-
wem wynurzeń swych pacjentów rozpoczął wkrótce kampanię
przeciwko tłumieniu popędów seksualnych, którą prowadził przez
całe życie. Już same tytuły jego książek świadczą o tym, czego
nauczał: Is This Be Sexual Heresy {Jeśli to jest seksualna herezja),
The Case for Sexual Liberty {Argumenty na rzecz swobody seksu-
alnej), The Ciuilized Couples Guide to Extramavital Aduenture
{Wprowadzenie do przygód pozamałżeńskich dla cywilizowanych
małżeństw). Naturalną koleją rzeczy Ellis stał się wkrótce guru
pokolenia beatników, dostarczając swoimi publikacjami teoretycz-
nego uzasadnienia dla ich stylu życia. Po raz pierwszy zetknąłem
się z jego działalnością we wczesnych latach sześćdziesiątych, kie-
dy to, jako student drugiego roku Uniwersytetu Princeton, byłem
jednym ze współorganizatorów studenckiego programu badań nad
seksem. Ellis, otrzymawszy zaproszenie do wygłoszenia wykładu,
zaproponował jakiś temat w rodzaju „Masturbuj się teraz". Rektor
Princeton, normalnie człowiek wielkiej dobroci, natychmiast wy-
cofał zaproszenie.
Wielu kolegów z branży traktowało Ellisa z zakłopotaniem, ale
inni zorientowali się, że jest on niezwykle uzdolnionym klinicystą.
Słuchając wynurzeń pacjentów, myślał głęboko i niekonwencjonal-
nie. Jego wnioski były obrazoburcze. W latach siedemdziesiątych
z charakterystyczną dla siebie bezpośredniością zajął się depresją,
na której temat panowało tyle samo przesądów, uprzedzeń i błęd-
nych opinii na temat życia seksualnego. Od tej pory badania nad
depresją nigdy już nie były takie jak przed nim.
W nowej dziedzinie Ellis zachowywał się tak samo skandali-
cznie, jak w poprzedniej. Chudy i kanciasty, zawsze w ruchu,
gadał jak bardzo skuteczny sprzedawca odkurzaczy. Cisnął i ma-
glował swoich pacjentów, dopóki nie przekonał ich, by odrzucili
irracjonalne przekonania, które trzymały ich w depresji. „Co roi
118 Poszukiwanie'
to tym samym wyleczono by fobię. Gdyby pacjent mógł pozbyć się
swego lęku przed kotami, to jego problem zostałby rozwiązany.
Wbrew temu, co twierdzili psychoanalitycy i wyznawcy teorii bio-
medycznej, fobia wcale nie pojawiłaby się na nowo w innej formie.
Wolpe i jego zwolennicy, którzy określali się mianem psychiatrów
behawiorystycznych, rutynowo leczyli fobię w ciągu miesiąca czy
dwóch i nigdy nie zdarzyło się, by powróciła ona w innej formie.
Z powodu tej impertynencji, jaką było utrzymywanie, że zaburze-
nia psychiczne nie są szczególnie skomplikowane, utrudniano
Wolpe'owi życie na różne sposoby. WTyjechał więc z Afryki Połu-
dniowej i osiadł najpierw w Londynie, gdzie pracował w Szpitalu
Maudsley, potem przeniósł się na Uniwersytet w Wirginii, a na
koniec na Uniwersytet Tempie w Filadelfii, gdzie w dalszym ciągu
leczył choroby psychiczne metodą behawiorystyczną. Uparty i za-
wzięty, stale wdawał się ze wszystkimi w utarczki. Kiedy jego
uczniowie pozwalali sobie choćby na małe odstępstwo od jego ka-
nonów, z miejsca ich wyklinał. Choć był to niewątpliwie rys chara-
kterystyczny dla ortodoksyjnej szkoły psychoanalitycznej, od któ-
rej sam niemało wycierpiał, nie mógł się tego pozbyć. Trzeba
jednak przyznać, że obok tego cechował się odwagą i niezależ-
nością.
W późnych latach sześćdziesiątych Filadelfia stała się Atenami
nowej psychologii. Na Uniwersytecie Tempie grzmiał z katedry
Joseph Wolpe, na Uniwersytecie Pensylwańskim Tim Beck zbierał
coraz większą rzeszę zwolenników. To samo, co Wolpe wykrzyki-
wał o fobiach, Beck spokojnie mówił o depresji. To, co zwykliśmy
uważać za objawy depresji, jest właśnie depresją. Powodują ją nie
kryjące się w podświadomości nie rozwiązane konflikty z okresu
dzieciństwa, nie zaburzenia w przebiegu procesów biochemicznych
w mózgu, lecz świadome negatywne myślenie. Emocje wypływają
wprost z tego, co myślimy. Jeśli pomyślę: „Jestem w niebezpie-
czeństwie", natychmiast odczuję strach. Jeśli pomyślę: „Znowu
naruszono moje prawa*', poczuję gniew. Jeśli pomyślę: „Utraciłem
coś", poczuję smutek.
Byłem zwolennikiem takiego podejścia, uważając, iż ten sam
proces — świadome myślenie skierowane w złą stronę — może
120 Poszukiwanie
skłonności do przeżuwania własnych myśli, ale dokładnie oddaje
sytuację. Przeżuwanie myśli połączone z pesymistycznym stylem
wyjaśniania to przepis na głęboką depresję.
Na tym kończą się złe wiadomości. Dobrą wiadomością jest
natomiast to, że zarówno przeżuwania myśli, jak też pesymisty-
cznego stylu wyjaśniania można się oduczyć, i to na zawsze. Te-
rapia kognitywna może wytworzyć optymistyczny styl wyjaśnia-
nia i ukrócić przeżuwanie myśli. Zapobiega ona następnym
depresjom poprzez uczenie umiejętności niezbędnych do tego, by
podnieść się po porażce. Zobaczysz zaraz, jak działa ona na innych,
a potem nauczysz się stosować te techniki w odniesieniu do siebie.
Wyuczona bezradność i styl wyjaśniania
WSZYSCY CZUJEMY się przez pewien czas bezradni, kiedy spotka
nas niepowodzenie. Jesteśmy smutni, przyszłość rysuje się w czar-
nych kolorach, a zdopingowanie się do jakiegokolwiek wysiłku jest
niezmiernie trudne. Niektórzy dochodzą do siebie prawie natych-
miast, wszystkie przejawy wyuczonej bezradności mijają u nich
bez śladu w ciągu kilku godzin. Inni pozostają bezradni przez parę
tygodni albo, jeśli niepowodzenie było szczególnie dotkliwe, mie-
sięcy, a nawet dłużej.
Na tym polega zasadnicza różnica między krótkim pogorsze-
niem nastroju a okresem depresji. Zapewne przypominasz sobie,
że osiem spośród dziewięciu objawów depresji opisanych w DSM-
III-R, „chińskim jadłospisie" (rozdział czwarty) jest skutkiem wy-
uczonej bezradności. Musisz mieć pięć spośród tych dziewięciu
objawów, by lekarz stwierdził, że przechodzisz depresję. Potrzebny
jest wszakże jeszcze jeden czynnik — objawy nie mogą być chwi-
lowe, muszą utrzymywać się co najmniej dwa tygodnie.
Różnica między ludźmi, u których wyuczona bezradność szybko
mija, a ludźmi, którzy wykazują jej symptomy przez dwa tygodnie
i dłużej, jest zwykle prosta. Ci drudzy mają pesymistyczny styl
wyjaśniania, a pesymistyczny styl wyjaśniania sprawia, iż wyuczo-
122 Poszukiwanie
sie, jak palenie jest czynnikiem zwiększającym prawdopodobień-
stwo zachorowania na raka płuc, a otyłość czynnikiem zwiększa-
jącym prawdopodobieństwo zawału.
Czy pesymizm powoduje depresję?
W CIĄGU OSTATNICH DZIESIĘCIU LAT wiele czasu poświęciłem na
zweryfikowanie tej prognozy. Pierwsza część zadania była prosta.
Rozdaliśmy ludziom cierpiącym na depresję kwestionariusze ba-
dające styl wyjaśniania. Wypełniły je tysiące osób przeżywających
depresje różnego rodzaju i o różnym stopniu nasilenia. We wszy-
stkich przypadkach okazało się, że styl wyjaśniania był pesymi-
styczny. Wyniki tych badań były tak zgodne i powtarzały się tak
często, że według jednej z ocen trzeba by było dziesięciu tysięcy
wyników negatywnych, aby je podważyć.
Nie znaczy to jednak, że pesymizm powoduje depresję, a tylko
tyle, że ludzie znajdujący się w depresji są w tym samym czasie
pesymistami. Z tym samym mielibyśmy do czynienia, gdyby —
żeby odwrócić sytuację — depresja powodowała pesymizm albo
gdyby coś innego (jak, na przykład, zakłócenia procesów bioche-
micznych w mózgu) powodowało oba stany. W końcu depresję roz-
poznajemy po części na podstawie tego, co mówi pacjent. Jeśli
powiada nam, że nie jest nic wart, to to pesymistyczne wyjaśnienie
jest jednym z elementów, na podstawie których wydajemy diag-
nozę. Tak więc związek pomiędzy pesymistycznym stylem wyjaś-
niania i depresją może być czymś w rodzaju błędnego koła.
W celu udowodnienia, że pesymizm powoduje depresję, musie-
liśmy znaleźć grupę ludzi, którzy nie byliby w depresji, i wykazać,
że po jakiejś katastrofie pesymiści poddali się depresji o wiele
łatwiej niż optymiści. Idealnym eksperymentem byłoby na przy-
kład przetestowanie na depresję i styl wyjaśniania wszystkich
mieszkańców jakiegoś miasteczka z delty Missisipi, a potem cze-
kanie na huragan. Po przejściu huraganu sprawdzilibyśmy, kto
leży biernie w błocie, a kto podniósł się i wziął do odbudowy
124 Poszukiwanie
scy wychodzili z więzienia z depresją. Być może, powie ktoś, że
oznacza to, iż więzienie spełnia swoją funkcję, ale mnie wydaje
się, że podczas przebywania w więzieniu zachodzi coś głęboko
zaburzającego procesy psychiczne. W każdym razie ponownie
przewidzieliśmy poprawnie, kto znajdzie się w najgłębszej depre-
sji: ci, którzy już przed umieszczeniem w więzieniu byli pesymi-
stami. Znaczy to, że pesymizm jest żyzną glebą, na której wyrasta
depresja, szczególnie wtedy, gdy otoczenie jest wrogie.
Wszystkie te odkrycia wskazują na to, że przyczyną depresji
jest pesymizm. Wiedzieliśmy, że możemy wziąć dowolną grupę
normalnych ludzi i z góry przewidzieć, którzy spośród nich naj-
bardziej narażeni są na popadniecie w depresję, gdy zdarzy się
im coś niepomyślnego.
Innym sposobem przekonania się, czy pesymizm naprawdę po-
woduje depresję, było badanie jakiejś grupy osób w dłuższym cza-
sie. Jest to tak zwane studium longitudinalne. Zajęliśmy się grupą
400 uczniów trzecich klas szkoły podstawowej i badaliśmy ich aż
do ukończenia szóstej klasy (nadal zresztą śledzimy ich losy), mie-
rząc dwa razy w roku ich styl wyjaśniania, depresję, wyniki uzy-J
skiwane w nauce i popularność. Stwierdziliśmy, że największy!
stopień prawdopodobieństwa popadnięcia w ciągu tych czterech;}
lat w depresję i pozostawania w niej odnosi się do tych dzieci,*
które na początku były pesymistami. Dzieci, które na początku!
były optymistami, nie poddawały się depresji, a jeśli w nią wpadły,!
szybko się z tego stanu wydobywały. W poważniejszych niepomyśl-|
nych sytuacjach, takich jak separacja czy rozwód rodziców, najła^l
twiej wpadali w depresję pesymiści. Badaliśmy również młodzież|
pełnoletnią i uzyskaliśmy takie same rezultaty.
Czy badania te rzeczywiście dowodzą, że pesymizm powodujei
depresję, czy też tylko, że ją poprzedza i zapowiada? A oto szcze->|
gólnie diabelski argument. Załóżmy, że ludzie mają głęboki wgląclj
w swoje reakcje na niepomyślne wydarzenia. Niektórzy co chwilą
widzą, jak przygnębiają ich takie wydarzenia. Świadomość tegci
sprawia, że stają się pesymistami. Inni widzą, jak szybko dochoi
dzą do siebie po niepowodzeniach i stają się optymistami. Jeć
zostają pesymistami, a drudzy optymistami, ponieważ zaobserwo|
126 Poszukiwanie
Tania była zła na siebie, „bo zawsze wrzeszczę na swoje
dzieci i nigdy ich za to nie przepraszam" (charakter stały, ra-
czej o zasięgu uniwersalnym i wewnętrzny; 17).
Nie miała żadnego hobby, „ponieważ w niczym nie jestem
dobra" (charakter stały, zasięg uniwersalny, personalizacja
wewnętrzna; 21).
Nie brała przepisanego jej leku przeciw depresji, „bo nie
mogę go brać, jestem za słaba" (charakter stały, zasięg uniwer-
salny, internalizacja; 15).
Wyjaśnienia Tani były jednostajnie pesymistyczne. Jeśli coś
było złe, to miało trwać stale, na wszystko działać niszcząco, a po-
za tym było jej winą.
Jak wszyscy w jej grupie, została poddana dwunastotygo-
dniowej terapii. Wyniki były znakomite. Nim minął miesiąc, de-
presja zaczęła wyraźnie ustępować, a pod koniec kuracji ustąpiła
całkowicie. Jej życie na zewnątrz nie zmieniło się. Małżeństwo
dalej powoli rozpadało się, dzieci nie zachowywały się jak należy
ani w domu, ani w szkole, ale teraz bardziej optymistycznie
patrzyła na przyczyny swych kłopotów. A oto, jak przedstawiała
to sobie teraz.
„Musiałam iść sama do kościoła, bo mój mąż był podły i nie
chciał iść" (charakter chwilowy, zasięg ograniczony, eksternali-
zacja; 8).
„Chodziłam ubrana jak łachmaniarka, bo dzieciaki musiały
mieć ubrania do szkoły" (zupełnie chwilowy charakter, zasięg
ograniczony, eksternalizacja; 8).
„Wyjął wszystkie pieniądze z naszego konta i wydał na swoje
sprawy. Gdybym miała rewolwer, to bym go zastrzeliła" (cha-
rakter chwilowy, zasięg ograniczony, eksternalizacja; 9).
Miała kłopoty z prowadzeniem samochodu, „bo moje okula-
ry nie są dobre, gdy świeci słońce" (charakter chwilowy, zasięg
ograniczony, eksternalizacja; 6).
Kiedy zdarzały się przykre sytuacje, a zdarzały się prawie co-
128 Poszukiwanie
metodą terapii kognitywnej nie zaobserwowano tak wielu nawro-
tów. Pacjenci, którzy zmienili swój styl wyjaśniania na optymi-
styczny, nie byli narażeni na nawroty depresji w takim samym
stopniu jak ci, którzy pozostali pesymistami.
Znaczy to, że terapia kognitywna działa w specyficzny sposób,
czyniąc pacjenta optymistą. Zapobiega nawrotom depresji dlatego,
że pacjenci zdobywają umiejętność, z której mogą zawsze korzy-
stać, bez potrzeby uciekania się do leków czy pomocy lekarzy.
I owszem, leki usuwają depresję, ale tylko na pewien czas; w prze-
ciwieństwie do terapii kognitywnej nie usuwają pesymizmu, który
leży u podstaw depresji.
Wyciągnąłem z tych badań wniosek, że spośród ludzi, którzy
dotychczas nie ulegli depresji, padną jej ofiarami ci, którzy mają
pesymistyczny styl wyjaśniania. Pesymistyczny styl wyjaśniania
określa poza tym, kto będzie pozostawał w depresji i u kogo po
terapii nastąpi nawrót depresji. Zmiana stylu wyjaśniania z pe-
symistycznego na optymistyczny w znacznym stopniu usuwa de-
presję.
Jak pamiętamy, braliśmy pod uwagę możliwość, że pesymizm
nie jest przyczyną depresji, lecz po prostu ujawnia fakt, że ktoś
w wyniku doznanych niepowodzeń łatwo jej ulega. Dobrym spo-
sobem sprawdzenia, czy pesymizm jest przyczyną depresji, może
być zmiana pesymistycznego stylu myślenia na optymistyczny.
Gdyby pesymizm był tylko, podobnie jak szybkościomierz w sa-
mochodzie, wskaźnikiem, to zmiana pesymizmu na optymizm nie
powinna w żaden sposób wpływać na reakcję danej osoby na nie-
pomyślne wydarzenia. Gdyby jednak pesymizm był przyczyną te-
go, że ktoś łatwo ulega depresji, to zmiana taka powinna uśmie-
rzyć depresję. I tak właśnie się stało. Dowodzi to, iż pesymizm
jest przyczyną depresji. Oczywiście, nie jest jej jedyną przyczyną
— geny, niepomyślne wydarzenia, hormony również przyczyniają
się do jej powstania — ale wydaje się faktem niezaprzeczalnym,
że jest jedną z głównych przyczyn.
130 Poszukiwanie
w ogóle o działaniu. Jej depresję podtrzymywał nie tylko pesy-
mizm, ale również to natrętne powracanie tych samych myśli.
A oto w jaki sposób łańcuch pesymizm — przeżuwanie myśli
prowadzi do depresji. Najpierw istnieje jakieś zagrożenie, wobec
którego jesteś — twoim zdaniem — bezradny. Potem szukasz przy-
czyny tego zagrożenia i — jeśli jesteś pesymistą — znajdujesz ta-
ką, która jest stała, ma zasięg uniwersalny i znajduje się w tobie.
W rezultacie spodziewasz się, że również w przyszłości i w innych
sytuacjach będziesz bezradny. Jest to zupełnie świadome oczekiwa-
nie, ostatnie ogniwo w tym łańcuchu, które wyzwala depresję.
To przewidywanie bezradności może zdarzać się rzadko, ale
może też trwać stale. Im bardziej jesteś skłonny do przeżuwania
myśli, tym częściej się pojawia. Rozmyślanie o tym, jak kiepsko
stoją sprawy, rozpoczyna ten cykl. U przeżuwaczy myśli proces
ten trwa cały czas. Najdrobniejsza rzecz przypominająca o pier-
wotnym zagrożeniu uruchamia ponownie cały proces i poprzez
przewidywanie niepowodzenia prowadzi do depresji.
Osoby, które nie przeżuwają myśli, z reguły unikają depresji,
nawet jeśli są pesymistami. Rzadko zdarza się, by rozpoczął się
u nich proces prowadzący od szukania przyczyny zagrożenia do
depresji. Nie poddają się jej także optymiści ze skłonnościami do
przeżuwania myśli. Oduczenie się przeżuwania myśli lub pesymi-
zmu pomaga uniknąć depresji. Oduczenie się jednego i drugiego
pomaga najbardziej.
Okazuje się zatem, że na największe niebezpieczeństwo popad-
nięcia w depresję narażeni są pesymistyczni przeżuwacze myśli.
Terapia kognitywna ogranicza przeżuwanie myśli i prowadzi do
wytworzenia optymistycznego stylu wyjaśniania. Oto, co mówiła
Tania pod koniec kuracji:
„Nie chcę znowu zatrudnienia w pełnym wymiarze godzin,
chcę jakieś pół etatu, cztery godziny dziennie, żebym nie mu-
siała przez cały dzień siedzieć w domu..." (działanie).
„Będę czuła, że mam swój wkład do domowego budżetu,
żebyśmy, kiedy przyjdzie nam ochota gdzieś iść, mogli tam
pójść" (działanie).
132 Poszukiwanie
wpływ na powstawanie depresji, to jednak nie jest on tak duży,
by można nim było wytłumaczyć proporcję dwa do jednego.
Czy jest to różnica genetyczna? Dokładne badania nad tym,
jak często depresja zdarza się wśród synów i córek osób chorych
na depresję obu płci, wykazują, że — biorąc pod uwagę sposób
przekazywania chromosomów synom przez ojców, a córkom przez
matki — depresja występuje zbyt często u synów mężczyzn cier-
piących na depresję, by można było wytłumaczyć ową niekorzyst-
ną dla kobiet proporcję czynnikami genetycznymi. Są dowody na
pewną genetycznie uwarunkowaną skłonność do ulegania depre-
sji, ale nie ma żadnego dowodu na to, że geny bardziej przyczy-
niają się do występowania depresji u kobiet niż u mężczyzn.
Pozostają trzy interesujące teorie wyjaśniające ten stan rzeczy.
Pierwsza dotyczy ról płciowych i sugeruje, że jest coś związa-
nego z rolą kobiety w naszym społeczeństwie, co sprawia, iż jej
psychika staje się podatna na depresję.
Ulubionym argumentem przedstawianym na rzecz tej teorii
jest twierdzenie, że kobiety są wychowywane tak, aby lokować
swe nadzieje w miłości i stosunkach towarzyskich, natomiast
mężczyźni tak, by lokować swe nadzieje w sukcesach na różnych
połach. Samoocena kobiety zależy — według tej argumentacji —
od tego, jak układa się jej w miłości i przyjaźni, a zatem niepo-
wodzenie w tej dziedzinie — poczynając od rozwodu i separacji,
poprzez usamodzielnienie się dzieci, które opuszczają dom, na nie-
udanym wieczorze poświęconym spotkaniu z kimś, kto okazał się
tego niewart, kończąc — uderza w kobiety boleśniej niż w męż-
czyzn. Być może to prawda, ale nie wyjaśnia, dlaczego kobiety
dwa razy częściej ulegają depresji. Ten argument można bowiem
odwrócić — zgodnie z tą hipotezą mężczyźni bardziej poważnie
przyjmują niepowodzenia w pracy. Złe oceny, brak awansu, prze-
grany mecz — to wszystko też obniża samoocenę mężczyzn, a nie-
powodzenie w pracy zdaje się tak samo powszechne jak niepowo-
dzenie w miłości, a więc powinno wywoływać depresję u mężczyzn
tak samo często jak u kobiet.
Inny modny, a odwołujący się również do ról płciowych, argu-
ment opiera się na konflikcie pełnionych ról. W naszych czasach
134 Poszukiwanie
czegoś zupełnie przeciwnego. Otóż w klasach trzeciej, czwartej
i piątej chłopcy są większymi pesymistami niż dziewczynki i czę-
ściej wpadają w depresję. Kiedy rodzice się rozwodzą, chłopcy są
bardziej przygnębieni niż dziewczynki. (To wszystko może zmienić
się w okresie pokwitania i faktycznie wydaje się, że właśnie w tym
czasie proporcje zaczynają się układać dwa do jednego na nieko-
rzyść dziewczynek. W okresie pokwitania może wydarzyć się coś,
co wtrąca dziewczynki w depresję, natomiast wyzwala z niej chło-
pców. Więcej powiem o tym w rozdziałach siódmym i ósmym, gdzie
piszę o rodzicielstwie i o szkole.) Inny problem polega na tym, że
nikt nie wykazał, by kobiety uważały, że mają mniejszy wpływ
na swoje życie niż mężczyźni.
Ostatnia z tych trzech teorii bazuje na zjawisku przeżuwania
myśli. Według niej, kiedy pojawiają się kłopoty, kobiety myślą,
a mężczyźni działają. Kiedy kobieta zostaje zwolniona z pracy, to
usiłuje znaleźć tego powody — rozmyśla, obraca to cały czas w gło-
wie. Mężczyzna w tej samej sytuacji działa — upija się, bije kogoś
albo w jakiś inny sposób odrywa swoje myśli od tego wydarzenia.
Może nawet z miejsca zacząć szukać innej pracy, nie łamiąc sobie
głowy nad tym, co było powodem zwolnienia. Jeśli depresja jest
zaburzeniem myślenia, to pesymizm i przeżuwanie myśli roznie-
cają ją. Skłonność do analizowania jest dla niej znakomitą poży-
wką, skłonność do działania podcina jej korzenie.
Prawdę mówiąc, sama depresja może częściej wyzwalać skłon-
ność do nadmiernego rozważania u kobiet niż u mężczyzn. Co
robimy, kiedy jesteśmy w depresji? Kobiety próbują odkryć jej
źródło, mężczyźni wychodzą pograć sobie w koszykówkę czy inną
grę albo do biura, żeby oderwać myśli od swoich kłopotów. Alko-
holizm występuje częściej u mężczyzn niż u kobiet. Różnica ta jest
na tyle duża, że być może uprawnia nas do stwierdzenia, iż męż-
czyźni piją, zaś kobiety wpadają w depresję. Być może mężczyźni
piją, żeby zapomnieć o swoich kłopotach, gdy tymczasem kobiety
w takiej sytuacji przeżuwają myśli o tym, skąd się te kłopoty
biorą. Myśląc bez przerwy o źródłach swych kłopotów, kobiety
popadają w jeszcze większą depresję, podczas gdy mężczyźni, zaj-
mując się czymś, mogą stłumić depresję.
1
Jak myślisz, jak się czujesz 135
Być może teoria przeżuwania myśli wyjaśnia zarówno genezę
depresji w ogóle, jak też tłumaczy, dlaczego kobiety ulegają jej
dwa razy częściej niż mężczyźni. Skoro żyjemy w epoce świado-
mości, skoro tak wielki kładzie się obecnie nacisk na to, byśmy
poważniej brali nasze problemy i raczej analizowali je bez końca,
niż działali, to rezultatem tego może właśnie być depresja. Prob-
lem ten omówię szerzej w rozdziale piętnastym.
Mamy ostatnio coraz więcej dowodów na to, iż przeżuwanie
myśli odgrywa kluczową rolę w tak różnej podatności obu płci na
depresję. W badaniach tego zjawiska prym wiedzie Susan Nolen-
-Hoeksema z Uniwersytetu Stanford, która stworzyła teorię ru-
minacji. Większość kobiet pytanych o to, co robią (a nie o to, co
powinny robić), kiedy są w depresji, odpowiada: „Próbowałam
przeanalizować swój nastrój" albo: „Starałam się znaleźć przyczy-
ny mego złego samopoczucia". Natomiast większość mężczyzn od-
powiada, że robią to, co sprawia im przyjemność, na przykład
uprawiają sport czy grają na instrumentach muzycznych, albo też
mówi: „Postanowiłem nie przejmować się swoim nastrojem".
Taki sam obraz wyłania się z badań, w których mężczyzn i ko-
biety poproszono o zapisywanie w dziennikach wszystkiego, co
robią w chwilach złego nastroju. Kobiety analizowały swój nastrój
i myślały o nim, natomiast mężczyźni zajmowali się czymś, co
pomagało im zapomnieć o tym. W badaniach małżeństw znajdu-
jących się w konflikcie każde z małżonków nagrywało na magne-
tofon informacje o tym, co robią za każdym razem, gdy dochodzi
do rozdźwięków. Przeważająca większość kobiet skupiała się na
swoich uczuciach, natomiast mężczyźni starali się czymś zająć
albo nie przejmować się swoim nastrojem. Na koniec przeprowa-
dzono badania laboratoryjne. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety
mieli do wyboru jedno z dwóch zadań w chwilach, kiedy odczuwali
smutek. Jedno polegało na wypisaniu słów najlepiej opisujących
ich nastrój (koncentracja na depresji), drugie na ułożeniu listy
państw w kolejności ich bogactwa (oderwanie się od myślenia
o swoim nastroju). Zadanie polegające na koncentracji na swoich
odczuciach i uczuciach wybrało siedemdziesiąt procent kobiet.
U mężczyzn proporcje te były dokładnie odwrotne.
136 Poszukiwanie
A zatem wydaje się, iż analizowanie stanu uczuć i pławienie
się w smutku i przygnębieniu może być z dużym prawdopodobień-
stwem przyczyną faktu, że kobiety częściej ulegają depresji niż
mężczyźni. Implikuje to jednocześnie, że kobiety i mężczyźni ule-
gają łagodnej formie depresji w takim samym stopniu, ale że u ko-
biet, które rozmyślają nad swoim stanem ducha, depresja przy-
biera ostrzejszą postać, natomiast u mężczyzn, którzy starają się
odwrócić uwagę od nękających ich zmartwień albo zapijają smu-
tek, depresja mija.
Ostatecznie zostają nam więc dwie, mające pewne uzasadnie-
nie w faktach, teorie. Jedna twierdzi, że kobiety częściej uczą się
bezradności i pesymizmu, druga — że częściej spotykana u kobiet
pierwsza reakcja na kłopoty — przeżuwanie myśli — prowadzi
wprost do depresji.
Depresja jest uleczalna
STO LAT TEMU najmodniejsze było wyjaśnianie ludzkich działań,
szczególnie złych, charakterem. Uważano, że słowa takie, jak pod-
ły, głupi, zbrodniczy, zły, wyjaśniają złe zachowanie w sposób wy-
starczający. Przyjmowano, iż określenie szalony wyjaśnia chorobę
psychiczną. Terminy te oznaczają cechy, które nie łatwo jest zmie-
nić, jeśli w ogóle zmiana jest możliwa. Jako przewidywanie za-
chowania, każdy z nich jest samospełniającym się proroctwem.
Ludzie, którzy uważają, że są głupi i niewykształceni, nie podej-
mują żadnych działań dla podniesienia swego poziomu umysłowe-
go. Społeczeństwo, które uważa, że wszyscy przestępcy są złymi
i chorymi psychicznie ludźmi, nie popiera instytucji zajmujących
się resocjalizacją, lecz instytucje, których celem jest odwet na
przestępcach i zamykanie ich w więzieniach.
Pod koniec dziewiętnastego wieku te etykietki i pojęcia zaczęły
się zmieniać. Transformację tę zapoczątkowały prawdopodobnie
szybko powiększające się zasoby siły roboczej. Potem nastąpił ma-
sowy napływ przybywających kolejnymi falami emigrantów z Eu-
138 Poszukiwanie
doskonali się. Można naprawdę zrzucić wagę, obniżyć sobie po-
ziom cholesterolu, stać się silniejszym fizycznie i bardziej atra-
kcyjnym, mniej zabieganym i przyjaźniej nastawionym do ludzi,
bardziej optymistycznie patrzącym na życie.
Wiara w samodoskonalenie się jest tak samo samospełniają-
cym się proroctwem jak dawniej przekonanie, że charakteru nie
można w żaden sposób zmienić. Ludzie, którzy wierzą w to, że
nie muszą ustawicznie prowadzić siedzącego trybu życia czy być
wrogo nastawieni do wszystkich, zaczną uprawiać jogging czy po-
myślą dwa razy, zanim podejmą działanie, gdy ktoś ich urazi.
Społeczeństwo, które wierzy w samodoskonalenie, będzie utrzy-
mywać kluby sportowe, rozwijać psychoterapię i ruch anonimo-
wych alkoholików. Społeczeństwo, które uważa, że przyczyną
złych zachowań jest zły charakter i że zachowań tych nie da się
zmienić, nawet nie spróbuje tego zrobić.
Uczeni, którzy twierdzą, że jednostka może działaniem zmienić
samą siebie, nie głoszą bynajmniej teorii jakichś metafizycznych
wzmocnień. Fizykalnego modelu takiego procesu dostarcza kom-
puter. Komputer, nawet kieszonkowy, potrafi porównać swoje da-
ne wyjściowe z wzorcem (sytuacją idealną), znaleźć miejsca,
w których dane te nie pokrywają się, i usunąć niezgodności. Zro-
biwszy to, może jeszcze raz porównać to, co zrobił, z tym, co po-
winien zrobić, i jeśli nadal będą występowały niezgodności, po-
nownie dokonać korekty. Kiedy zgodność będzie dokładna, prze-
rwie to działanie. Jeśli czegoś takiego potrafi dokonać zwykły
komputer osobisty, to dla o wiele bardziej skomplikowanego móz-
gu ludzkiego samodoskonalenie się powinno być drobnostką.
Rodzaj ludzki ulega depresji od chwili, kiedy zaczęły się jego
niepowodzenia — może kiedyś nie w takim stopniu, jak obecnie,
ale nie zmienia to istoty rzeczy. Kiedy w średniowieczu zakocha-
nemu młodzieńcowi nie udawało się zdobyć serca pięknej dziewicy,
matka radziła mu, aby przestał o tym myśleć. Prawdopodobnie
odnosiło to taki sam skutek, jak obecnie, gdy matki pocieszają
dzieci wracające z depresją do domu. W latach osiemdziesiątych
pojawiła się terapia kognitywna, która próbuje zmienić sposób
myślenia ludzi o przeżywanych przez nich porażkach. Jej hasła
140 Poszukiwanie
Po trzecie, pacjent uczy się tworzyć nowe wyjaśnienia, zwane
reatrybucjami, i stosować je w zwalczaniu myśli automatycznych.
Owa matka mogłaby nauczyć się takiego, na przykład, wyjaśnie-
nia: „Jestem wspaniała dla dzieci po południu, a straszna rano.
Może nie jestem rannym ptaszkiem". Jest to znacznie mniej stałe
i o znacznie mniejszym zasięgu wyjaśnienie faktu wrzeszczenia
rano na dzieci. Jeśli chodzi o dalszy ciąg łańcucha wyjaśnień ne-
gatywnych, który wygląda mniej więcej tak: „Jestem straszną
matką, nie powinnam mieć dzieci i dlatego nie zasługuję na to,
aby żyć", to uczy się ona przerywać go poprzez wstawianie między
jego ogniwa nowych, przeciwstawnych starym, wyjaśnień.
Po czwarte, pacjent uczy się uwalniać od przygnębiających my-
śli. Owa matka dowiaduje się, że myślenie o tych przykrych spra-
wach właśnie teraz nie jest wcale od niej niezależne i nieuniknio-
ne. Przeżuwanie myśli, szczególnie wtedy, kiedy znajduje się pod
presją, aby wypaść dobrze, tylko pogarsza sytuację. Często lepiej
jest odłożyć myślenie na potem, aby w danej chwili wypaść jak
najlepiej. Można nauczyć się kontrolować nie tylko to, co się myśli,
ale także, kiedy się to myśli.
Po piąte, pacjent uczy się rozpoznawać zawierające w sobie
zarodek depresji założenia, kierujące w znacznym stopniu jego
poczynaniami, takie jak na przykład:
„Nie mogę żyć bez miłości".
„Jeśli to, co robię, nie jest doskonałe, to jestem do niczego".
„Jeśli wszyscy mnie nie polubią, to jestem do niczego".
„Każdy problem ma tylko jedno właściwe rozwiązanie. Mu-
szę je znaleźć".
Tego typu założenia czynią cię podatnym na depresję. Jeśli
przystaniesz — jak to czyni wielu z nas — na nie, to twoje życie
pełne będzie czarnych dni i smutnych tygodni. Podobnie jednak
jak każdy może zmienić swój styl wyjaśniania z pesymistycznego
na optymistyczny, tak też każdy może sobie wybrać zupełnie inny
zbiór założeń kierujących jego postępowaniem, chociażby taki:
142 Poszukiwanie
automatycznym myślom. Przypomniała sobie, na przykład, że pro-
fesor, który udzielił jej pochwały, bynajmniej nie chwalił wszy-
stkich, bo bardzo uszczypliwie skomentował uwagi innego studen-
ta. Przypomniała też sobie, że kochanek, który nie stanął w nocy
na wysokości zadania, na godzinę przed pójściem do łóżka wypił
sześć piw. Nauczyła się podstawowej umiejętności — prowadzenia
optymistycznego dialogu z samą sobą. Nauczyła się, jak rozma-
wiać z sobą w chwilach niepowodzeń i jak nie rozmawiać w mo-
mentach sukcesu. Zrozumiała, że kiedy oczekuje porażki, porażka
staje się bardziej realna. Jej styl wyjaśniania zmienił się na stałe
z pesymistycznego na optymistyczny.
Sophie znowu nabrała zapału do nauki i skończyła studia
z bardzo dobrymi wynikami. Nawiązała nowy romans, który za-
kończył się szczęśliwym małżeństwem.
W odróżnieniu od większości podatnych na depresję ludzi, So-
phie nauczyła się, jak zapobiegać jej nawrotom. Różnica między
Sophie a osobą, która zażywa leki przeciwdepresyjne, polega na
tym, że opanowała ona zestaw technik, z których może skorzystać
zawsze w obliczu niepowodzenia czy porażki — technik, które
zawsze ma na podorędziu. Zwycięstwo nad depresją zawdzięcza
samej sobie, nie lekarzom i lekom, które przedtem brała.
Dlaczego terapia kognitywna
jest skuteczna?
NA TO PYTANIE są dwie różne odpowiedzi. Na poziomie czysto
mechanicznym terapia kognitywna jest skuteczna dlatego, że
zmienia styl wyjaśniania z pesymistycznego na optymistyczny
i zmiana ta jest trwała. Terapia ta wyposaża cię w zestaw technik
kognitywnych, z których możesz korzystać w wewnętrznej rozmo-
wie z samym sobą w momentach niepowodzeń. Techniki te sku-
tecznie zapobiegają w takich chwilach depresji.
Na poziomie filozoficznym terapia kognitywna jest skuteczna
Rozdział szósty
Sukces w pracy
PODCZAS DŁUŻSZYCH PODRÓŻY samolotem zazwyczaj sia-
dam przy oknie, odwracam się bokiem i patrzę przez nie, głównie
dlatego, żeby uniknąć pogaduszek z sąsiadem z drugiego fotela.
Toteż pewnego dnia marca 1982 roku, na samym początku lotu
nr 79 z San Francisco do Filadelfii, zirytowałem się, widząc, że
moja taktyka na nic się nie zdaje.
— Cześć — powiedział serdecznie mój sąsiad, łysiejący sześć-
dziesięciolatek — nazywam się John Leslie. A pan?
Wcisnął swoją dłoń w moją. O nie — pomyślałem — tylko nie
to. Jakiś gadatliwy.
Przedstawiłem się półgębkiem i niedbale uścisnąłem jego rękę,
mając nadzieję, że zrozumie, o co mi chodzi.
Leslie nie dał za wygraną.
— Zajmuję się końmi — powiedział, gdy samolot toczył się po
pasie startowym. — Kiedy dojadę do skrzyżowania, muszę tylko
pomyśleć, w którą drogę chcę skierować konia, i jedzie tam, gdzie
chcę. W mojej pracy zajmuję się też ludźmi i muszę tylko pomy-
śleć, co chcę, żeby robili, i robią to.
Tak oto zaczęła się przypadkowa rozmowa, która skierowała
moją pracę na zupełnie inne tory.
Leslie był niezłomnym, stuprocentowym optymistą i wydawało
się, iż nie ma żadnych wątpliwości, że dam się oczarować jego
mądrością. I prawdę mówiąc, kiedy samolot zbliżał się do Nevady
i widzieliśmy już pod sobą pokryte śniegiem szczyty gór Sierry,
stwierdziłem, że rozmowa z nim intryguje mnie.
Rozdział siódmy
Dzieci i rodzice:
Geneza optymizmu
STYL WYJAŚNIANIA ma przemożny wpływ na życie doro-
słych. Może on wywołać depresję jako reakcję na nasze codzienne
niepowodzenia albo — przeciwnie — uodpornić nas nawet na pra-
wdziwe tragedie. Może spowodować, że człowiek stanie się obojęt-
ny na wszelkie przyjemności życia albo będzie się nimi cieszył
w pełni. Może przeszkodzić nam w osiągnięciu upragnionego celu,
ale może też pomóc nam cel ten osiągnąć. Jak się wkrótce prze-
konamy, styl wyjaśniania danej osoby wpływa również na sposób,
w jaki postrzegają ją inni, usposobiając ich do niej przychylnie
lub nieprzyjaźnie. Ma też wpływ na zdrowie fizyczne.
Styl wyjaśniania kształtuje się w dzieciństwie. Wówczas to
formuje się w człowieku optymizm lub pesymizm, który ma fun-
damentalne znaczenie dla jego przyszłych poczynań. Jest to rodzaj
filtru, przez który postrzegamy nasze niepowodzenia i sukcesy
i z czasem przechodzi w pewien zwyczaj myślenia o nas i o ota-
czającym nas świecie. W rozdziale tym zajmiemy się źródłem stylu
wyjaśniania, prześledzimy jego konsekwencje, a także zastanowi-
my się, jak można go zmienić.
PN
1
0
PP
0
1
SP
0
1
PP
1
0
ZP
1
0
ZP
0
1
SN
1
O
ZP
1
0
35. Nauczyciel pyta cię, a ty dajesz złą odpowiedź
A. Denerwuję się, kiedy mam odpowiadać.
B. Tego dnia zdenerwowałem się, kiedy miałem
odpowiedzieć.
SN
1
0
ZP
0
1
PN
1
0
SP
1
0
SP
0
1
SP
SP
1
0
PP
1
0
PP
0
ZN
1
0
Rozdział ósmy
Szkoła
PEWNEGO ZIMNEGO, wietrznego, kwietniowego dnia roku
1970, kiedy byłem świeżo upieczonym profesorem Uniwersytetu
Pensylwańskiego, oczekiwałem w sporej kolejce na zameldowanie
w „Haddon Hali", niegdyś wspaniałym, wówczas już nieco pod-
upadłym hotelu, który czekał na tę doniosłą chwilę, gdy Atlantic
City stanie się wreszcie Las Vegas wschodniego wybrzeża Stanów
Zjednoczonych. Znalazłem się tam z okazji kolejnego, corocznego
zjazdu członków Eastern Psychological Association. Przede mną
stała jakaś kobieta. Kiedy odwróciła głowę, zaparło mi dech ze
zdumienia. Była to moja serdeczna przyjaciółka z czasów dzie-
ciństwa.
— Joan Stern! — zawołałem. — Czy to ty?
— Marty Seligman! Co ty tu robisz?
— Jestem psychologiem — odparłem.
— Ja też!
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Kim bowiem mogliśmy być,
rejestrując się właśnie w tym hotelu akurat w dniu zjazdu? Joan
zrobiła doktorat z psychologii w New School for Social Research,
ja na Uniwersytecie Pensylwańskim i oto oboje, jako profesorowie,
znaleźliśmy się w Atlantic City.
Chodziliśmy razem do przedszkola („Pamiętasz pannę Manvil-
le?") i mieszkaliśmy niedaleko siebie („Czy jest tam jeszcze Stit-
tig?") Kiedy ja poszedłem do renomowanej Albany Academy, ją
wysłano do Saint Agnes, równie znanej szkoły średniej dla dziew-
cząt. Jednak dopiero na studiach życie nabrało dla nas nowych
Szkoła 207
barw — oboje odkryliśmy, że na świecie jest więcej takich ludzi
jak my i że nie wszystkim podoba się Debbie Reynolds i muzyka
Elvisa Presleya oraz że nie wszyscy mają w pogardzie życie umy-
słowe. Gdy spotkaliśmy się w hotelu, Joan była mężatką, nazy-
wała się Joan Girgus.
Spytałem ją, nad czym pracuje.
— Nad dziećmi — odparła. — Nad tym, co postrzegają i myślą,
i nad tym, jak ich percepcja rzeczywistości i sposób myślenia zmie-
nia się, kiedy dorastają.
Opowiedziała mi o fascynujących badaniach nad złudzeniami
wzroku, ja natomiast przedstawiłem jej teorię wyuczonej bezrad-
ności.
— Czy twój ojciec jeszcze żyje? — spytała. — Musiało to być
dla ciebie ciężkie przeżycie — rzekła, kiedy opowiedziałem jej
o jego śmierci. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co wtedy
czułem, ponieważ kiedy miała kilkanaście lat, umarła jej matka.
Podczas kilku dni konferencji spędzaliśmy razem coraz więcej
czasu, starając się połączyć naszą wspólną przeszłość z tym, co
działo się aktualnie. Zanim się rozstaliśmy, przyszło nam do gło-
wy, że pewnego dnia nasze drogi zawodowe — jej badania nad
okresem dzieciństwa i moje badania nad wpływem, jaki ludzie
mają na swoje poczynania — mogą się spotkać.
Joan została później dziekanem Wydziału Nauk Społecznych
w City College w Nowym Jorku, a w parę lat potem dziekanem
takiego samego wydziału na Uniwersytecie Princeton, a ja dalej
zajmowałem się stylem wyjaśniania. Minęło dziesięć lat, zanim
nasze drogi się zeszły. Oboje skupiliśmy się na problemie optymi-
zmu w szkole.
W JAKI SPOSÓB styl wyjaśniania dziecka wpływa na jego zacho-
wanie się w szkole?
Zacznijmy od przypomnienia podstawowej teorii. Kiedy coś się
nam nie powiedzie, jesteśmy, przynajmniej chwilowo, bezradni
i przygnębieni. Nie przystępujemy do nowych działań tak szybko,
jak zrobilibyśmy to w innych okolicznościach, a może się też zda-
208 Dziedziny życia
rzyć, że w ogóle nie będziemy się starali nic robić. Jeśli mimo
wszystko weźmiemy się do czegoś, to długo przy tym nie wytrwa-
my. Jak już wiesz, styl wyjaśniania ma przemożny wpływ na bez-
radność. Optymiści natychmiast wyzwalają się ze stanu chwilowej
bezradności. Po porażce szybko dochodzą do siebie i próbują na
nowo osiągnąć to, czego za pierwszym razem nie udało im się
zdobyć. Niepowodzenie jest dla nich wyzwaniem, drobną przeszko-
dą na drodze do pewnego sukcesu. Traktują je jako chwilowe
i o zasięgu ograniczonym, nie uniwersalnym.
Pesymiści długo nie mogą dojść do siebie po porażce, którą
uważają za spowodowaną przyczynami stałymi, o zasięgu uniwer-
salnym. Przez długi okres są przygnębieni i bezradni. Nawet drob-
ne niepowodzenie jest dla nich porażką. Przegranie jednej bitwy
jest w ich oczach równoważne z klęską na całym froncie. Przez
wiele tygodni, a nawet miesięcy, nie mogą zebrać się na tyle, by
spróbować od nowa, a jeśli już to zrobią, to najdrobniejsze niepo-
wodzenie wywołuje na powrót bezradność.
Teoria wyuczonej bezradności wyraźnie stwierdza, że zarówno
w szkole, jak też — o czym przekonasz się podczas lektury nastę-
pnego rozdziału — na boisku, sukcesy niekoniecznie osiągają oso-
by najbardziej utalentowane. Górą są ci, którzy przy odpowiednim
talencie odznaczają się jednocześnie optymizmem.
Czy prognozy stawiane na podstawie tej teorii sprawdzają się?
Klasa szkolna
NIEDAWNO POZNAŁEM przypadkowo chłopca, którego będę tu na-
zywał Alanem. W wieku dziewięciu lat był klasycznym przykła-
dem dziecka, które niektórzy psychologowie określają mianem ty-
pu omega — nieśmiały, o nieskoordynowanych ruchach, zawsze
najgorszy we wszystkich grach. Był jednakże bardzo bystry, a przy
tym wyjątkowo uzdolniony plastycznie. Nauczyciel plastyki nigdy
jeszcze w swej karierze nie zetknął się z dzieckiem, które by już
w szkole podstawowej tak świetnie rysowało. Kiedy Alan miał
Szkoła 209
dziesięć lat, jego rodzice rozwiedli się. Alan popadł w depresję,
opuścił się w nauce, rzadko się odzywał i zupełnie stracił zain-
teresowanie rysowaniem.
Nauczyciel plastyki nie mógł się z tym pogodzić. Nakłonił chło-
pca do zwierzeń i okazało się, że Alan sądzi, iż jest głupim nie-
dorajdą i... że to on ponosi winę za to, że rodzice się rozwiedli.
Nauczyciel cierpliwie udowadniał mu, że każdy z tych sądów jest
błędny, i po pewnym czasie doprowadził do tego, że Alan zaczął
patrzeć na siebie bardziej realistycznie i widzieć rzeczy takimi,
jakimi były. Zrozumiał, że nie tylko nie jest głupi, ale wyjątkowo
uzdolniony. Dowiedział się, że u niektórych chłopców pełna koor-
dynacja ruchów występuje dość późno i że fakt, iż w pewnych
dziedzinach sportu niezbyt sobie radzi, czyni jego starania tym
bardziej godnymi podziwu. Nauczyciel znał rodziców Alana, mógł
mu więc wykazać, że nie odegrał on absolutnie żadnej roli w ich
separacji.
W rezultacie nauczyciel plastyki pomógł Alanowi zmienić styl
wyjaśniania. Po paru miesiącach chłopiec zaczął zdobywać nagro-
dy za osiągnięcia w nauce, a w dodatku poprawił się w sporcie,
nadrabiając zapałem i pracą brak talentu. Przestał być dzieckiem
typu omega i był na dobrej drodze do tego, by stać się dzieckiem
alfa.
Kiedy twoje dziecko źle sobie radzi w szkole, to nauczyciele,
a nawet ty sam, mogą łatwo dojść do wniosku, że jest ono nie-
zdolne czy wręcz głupie. Tymczasem twoje dziecko może przeży-
wać depresję i to ona właśnie może powstrzymywać je przed pró-
bami osiągnięcia lepszych wyników, przed podjęciem ryzyka,
przed wykazaniem pełni jego możliwości. Co gorsza, jeśli dojdziesz
do wniosku, że przyczyną jego niepowodzeń jest brak zdolności
lub głupota, to twoje dziecko zda sobie sprawę z tego, jaką masz
o nim opinię, i może na jej podstawie stworzyć obraz własnej
osoby. W takim przypadku jego styl wyjaśniania jeszcze się po-
gorszy, a złe wyniki w szkole staną się normą.
Szkoła 211
3. Nic mnie nie cieszyło, nawet wtedy gdy rodzina albo przy-
jaciele starali się mnie rozweselić.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często
4. Wydawało mi się, że jestem gorszy niż inne dzieci.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często
5. Czułem, że nie mogę się skupić na tym, co robię.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_
6. Czułem się przybity.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_
7. Czułem się zbyt zmęczony, żeby coś robić.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często^
8. Wydawało mi się, że zdarzy się coś złego.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_
9. Wydawało mi się, że to, co zrobiłem przedtem, jest do ni-
czego.
v Wcale nie Czasami Dosyć często Często
W. Byłem wystraszony.
;'! Wcale nie Czasami Dosyć często Często^
13L Nie spałem tak dobrze, jak zawsze.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często^
12. Czułem się nieszczęśliwy.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często^
13. Byłem bardziej cichy niż normalnie.
Wcale nie Czasami Dosyć często Często_
Szkoła 213
duje się w stanie głębokiej depresji. Muszę jednak od razu prze-
strzec, że żaden test tego typu nie może zastąpić profesjonalnej
diagnozy. Powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, że istnieją tu
dwie możliwości popełnienia błędu. Po pierwsze, wiele dzieci ukry-
wa objawy depresji, szczególnie przed rodzicami. A zatem niektóre
dzieci, które uzyskały poniżej 20 punktów, mogą w rzeczywistości
przeżywać depresję. Po drugie, niektóre dzieci, które uzyskały
wysokie wyniki, mogą mieć problemy zupełnie inne niż depresja,
wpływające jednak na rezultaty testu.
Jeśli twoje dziecko uzyskało 10 punktów lub więcej i źle radzi
sobie w szkole, to powodem tego może być depresja, a nie odwrot-
nie. Nasze badania przeprowadzone wśród dzieci klas czwartych
wykazały, że im wyższy wynik uzyskują one w teście na depresję,
tym gorzej radzą sobie z rozwiązywaniem anagramów, tym mniej-
szy mają iloraz inteligencji i tym gorsze oceny w szkole. Dotyczy
to również dzieci, które są bardzo zdolne i bardzo inteligentne.
A zatem jeśli twoje dziecko uzyska w okresie kolejnych dwóch
tygodni ponad 15 punktów, powinieneś poszukać pomocy psycho-
loga. Tak samo powinieneś postąpić, jeśli dziecko uzyskało powy-
żej 9 punktów i mówi o samobójstwie.
Wspólny program badań
longitudinalnych
Uniwersytetu Pensylwańskiego
i Uniwersytetu Princeton
CZY PESYMISTYCZNY styl wyjaśniania u dzieci może być, tak jak
u osób dorosłych, podstawową przyczyną depresji i marnych
osiągnięć? W 1981 roku problem ten wyłonił się z moich badań.
Z miejsca pomyślałem o Joan Girgus. Od czasu spotkania na zjeź-
dzie w Atlantic City byliśmy ze sobą w stałym kontakcie i na
bieżąco informowaliśmy się, nad czym pracujemy. Joan od lat
koncentrowała się na badaniu rozwoju percepcji u dziecka w okre-
Szkoła 219
Zdycha ulubione zwierzątko. Dorosłym może wydawać się to
błahą sprawą, ale zdarzenie to ma katastrofalny wpływ na
psychikę dziecka.
Umiera dziadek lub babcia, z którymi dziecko łączyły zażyłe
stosunki.
Dziecko przenosi się do nowej szkoły. Utrata przyjaciół i ko-
legów może być bardzo przygnębiająca.
Kłócisz się z żoną/mężem.
Rozwodzisz się z żoną/mężem. Obok stałych kłótni rodziców
jest to problemem numer jeden.
Rozwód i kłótnie między rodzicami
ROZWODY I POWAŻNE AWANTURY między rodzicami zdarzają się
coraz częściej i są najpowszechniejszymi czynnikami wpływający-
mi przygnębiająco na dzieci, dlatego też w naszym programie ba-
dań Pensylwania — Princeton skupiliśmy się na dzieciach, które
przeżyły bądź przeżywały takie sytuacje.4
W momencie rozpoczęcia badań sześćdziesięcioro dzieci — czyli
mniej więcej 15 procent badanych — powiedziało nam, że ich
rodzice są rozwiedzeni albo żyją w separacji. Przez ostatnie trzy
lata bacznie obserwowaliśmy te dzieci i porównywaliśmy je z re-
sztą badanych. Rezultaty tych badań mają istotne znaczenie dla
naszego społeczeństwa w ogóle i dla rozwiedzionych rodziców
w szczególności. Pokazują one również, w jaki sposób powinieneś
odnieść się do swego dziecka, jeśli i tobie przydarzy się rozwód.
Przede wszystkim — i to jest najważniejsze — dzieci rozwie-
dzionych rodziców, ogólnie biorąc, radzą sobie źle w życiu. Dzieci
te poddawaliśmy dwa razy w roku testom i za każdym razem
okazywało się, że są one o wiele bardziej przygnębione i częściej
wpadają w depresję niż dzieci z rodzin nie rozbitych. Mieliśmy
nadzieję, że różnica ta z czasem zmniejszy się, ale tak się, nieste-
ty, nie stało. Po trzech latach dzieci osób rozwiedzionych nadal
o wiele bardziej cierpią na depresję niż inne dzieci. Odnosi się to
Szkoła 221
dzieci z rozbitych małżeństw cierpią bardziej niż ich rówieśnicy.
Dotąd nie wiemy, co począć z tymi wynikami i jak ustosunkować
się do tych zastanawiających faktów, ale uważamy, że powinieneś
o nich wiedzieć. Otóż:
• Dzieci z rozbitych małżeństw trzy i pół raza częściej niż
dzieci z rodzin pełnych stykają się z tym, że ich brat lub
siostra trafia do szpitala.
• Prawdopodobieństwo, że takie dziecko samo znajdzie się
w szpitalu jest również trzy i pół raza większe.
• Prawdopodobieństwo, że przyjaciel/przyjaciółka takiego
dziecka umrze, jest dwukrotnie większe niż w przypadku
dzieci z pełnych rodzin.
• Prawdopodobieństwo, że umrze dziadek lub babka takiego
dziecka jest również dwukrotnie większe.
Niektóre z tych wydarzeń mogą być przyczynami lub skutkami
rozwodu. Jednak rozwiedzione rodziny zdają się — oprócz tego —
trapić dwa rodzaje nieszczęść, z których żadne nie wydaje się mieć
nic wspólnego z rozwodem, ani jako jego przyczyna, ani jako sku-
tek. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób śmierć przyjacie-
la/przyjaciółki czy zgon dziadka lub babki może stać się nastę-
pstwem rozwodu lub przyczynić się do niego. Mimo to statystyka
pokazuje właśnie taki obraz, jak przedstawiłem wyżej.
To wszystko stwarza wyjątkowo nieprzyjemne perspektywy dla
dziecka rozwiedzionych rodziców. Utarło się powiedzenie, że dla
dzieci lepiej jest, by rodzice, którzy są ze sobą nieszczęśliwi, roz-
wiedli się, niż żeby żyli razem, nienawidząc się wzajemnie. Jednak
z naszych badań wyłania się bardzo smutny wizerunek takich
dzieci — czekają je długie okresy ciężkiej depresji, są one o wiele
bardziej niż ich rówieśnicy narażenie na ryzyko zetknięcia się
z niepomyślnymi wydarzeniami i — co najdziwniejsze — z innymi
zupełnie, jak się wydaje, z rozwodem nie związanymi nieszczę-
ściami. Byłbym nie w porządku wobec samego siebie, gdybym nie
poradził ci, byś poważnie zastanowił się nad tymi danymi, jeśli
myślisz o rozwodzie.
Ale być może problemem nie jest sam rozwód, być może u pod-
staw kłopotów dzieci leżą awantury i kłótnie rodziców. Przez trzy
lata śledziliśmy równie uważnie losy siedemdziesięciorga pięcio-
rga dzieci, których rodzice nie byli rozwiedzeni, ale — jak powie-
działy nam dzieci — ustawicznie kłócili się ze sobą. Dzieci z takich
rodzin przedstawiają równie smutny obraz, jak dzieci z rozwie-
dzionych małżeństw, i są niezwykle podatne na depresję, która
nie opuszcza ich jeszcze długo po zakończeniu przez rodziców kłót-
ni, i są bardziej narażone na niepomyślne wydarzenia niż dzieci
z małżeństw nie rozwiedzionych, w których nie dochodzi do kłótni
między rodzicami.
Możliwe są dwa różne wyjaśnienia faktu, iż dziecko przez tak
długi czas przeżywa kłótnie rodziców. Według pierwszego z nich
rodzice, którzy czują się we wzajemnym pożyciu ze sobą nieszczę-
śliwi, kłócą się, a potem rozchodzą, przy czym owe kłótnie i póź-
niejsza separacja lub rozwód bezpośrednio zaburzają psychikę
dziecka, powodując długotrwałą depresję. Drugie wyjaśnienie od-
wołuje się do wiedzy potocznej — rodzice, którzy kłócą się i roz-
chodzą, są nieszczęśliwi we wspólnym związku. Kłótnie i separa-
cja rodziców mają niewielki wpływ bezpośredni na dziecko, ale
zdaje sobie ono sprawę, że rodzice są nieszczęśliwi, i świadomość
tego tak martwi i niepokoi dziecko, że w efekcie wywołuje u niego
długotrwałą depresję. Nasze dane nie pozwalają nam opowiedzieć
się za żadną z tych teorii.
Jakie znaczenie może to mieć dla ciebie?
Życie wielu małżeństw jest bardzo burzliwe, pełne sporów
i konfliktów. Mniej dramatyczna, ale znacznie powszechniejsza
jest inna sytuacja — po latach małżeństwa wiele osób nie darzy
już swych partnerów wielkim uczuciem. Stwarza to podatny grunt
dla kłótni. Jednak często zdarza się, że jednocześnie obojgu mał-
żonkom bardzo zależy na dobru dziecka.
Wydaje się, że jest faktem bezspornym — przynajmniej w uję-
ciu statystycznym — iż separacja lub kłótnie jako reakcja na nie-
udane małżeństwo mogą w trwały sposób uszkodzić psychikę dzie-
cka. Jeśliby okazało się, że to raczej brak szczęścia rodziców niż
ich kłótnie są temu winne, to doradzałbym w takiej sytuacji po-
Szkoła 223
ważną rozmowę z małżonkiem lub małżonką i położenie kresu
nieudanemu małżeństwu.
Jeśli jednak okaże się, że to kłótnie i decyzja wzięcia rozwodu
są przyczynami depresji dziecka, to radzę zrobić coś zupełnie in-
nego, jeśli — oczywiście — bardziej ważny jest dla ciebie interes
dziecka niż twoje własne zadowolenie. Czy zdecydujesz się zre-
zygnować z rozwodu? I jeszcze trudniejsza decyzja — czy po-
wstrzymasz się od nieustannych kłótni?
Nie jestem tak naiwny, aby namawiać do tego, by nigdy nie
wdawać się w kłótnie i sprzeczki.5 Kłótnie czasami pomagają —
nabrzmiały problem ulega rozwiązaniu i sytuacja poprawia się.
Jednak wiele kłótni małżeńskich do niczego nie prowadzi. Nie
mogę ci, niestety, doradzić, w jaki sposób kłócić się produktywnie,
by wynikało z tego coś pożytecznego, gdyż nie mam odpowiedniej
ku temu wiedzy. Jedyny znany mi fragment rzetelnej wiedzy na-
ukowej na temat kłótni dotyczy sposobu ich rozwiązywania. Dzie-
ci, które oglądają na filmach kłótnie osób dorosłych, są o wiele
mniej zdenerwowane, jeśli kłótnia ma jasne zakończenie. Płynie
stąd wniosek, że kiedy się kłócisz, powinieneś odstąpić od swoich
zwyczajów i zakończyć kłótnię jednoznacznie, i to w obecności
dziecka.
Poza tym uważam, iż jest bardzo ważne, byś w momencie kiedy
decydujesz się na kłótnię czy awanturę, zdawał sobie sprawę z te-
go, że ta kłótnia czy awantura może zaszkodzić twemu dziecku.6
Być może uważasz, że masz święte prawo do walki o swoje, a za-
tem do kłótni. W końcu żyjemy w epoce, w której wielu ludzi
uważa, że otwarte demonstrowanie swej złości i niechęci jest słu-
szne i zdrowe. Stanowisko to wywodzi się wprost z poglądów Freu-
da, który twierdził, że duszenie w sobie gniewu i złości ma ujemne
skutki dla zdrowia. Ale co zdarzy się, jeśli zamiast zareagować
gwałtownie, nadstawisz drugi policzek? Z jednej strony stłumiony
gniew spowoduje przynajmniej chwilowy wzrost ciśnienia krwi
i przez to może — na dłuższą metę — przyczynić się do powstania
zaburzeń psychosomatycznych. Z drugiej wszakże strony wybuch
złości często powoduje, że krucha równowaga między małżonkami
załamuje się. Wybuch gniewu powoduje identyczną reakcję u dru-
I
giej strony, złość wyzwala się spod kontroli i zaczyna żyć swoim
własnym życiem. Małżonkowie, chcąc zachować równowagę, za-
czynają obwiniać się wzajemnie i ich wspólne życie staje się nie
kończącym się pasmem udręk.
Jednak te skutki powstrzymania się od kłótni mają wpływ tylko
na ciebie i na twoją żonę/twojego męża. Jeśli chodzi o dzieci, to
niewiele da się powiedzieć w obronie kłótni. Dlatego zdecydowałem
się wystąpić przeciwko powszechnie panującej opinii i radzę, żebyś
— jeśli zależy ci na dobru twoich dzieci — pomyślał dwa razy,
zanim rozpoczniesz kłótnię. Prawo do gniewu, złości i awantur nie
figuruje w rejestrze praw człowieka. Zastanów się, czy nie warto
zdusić złość, odłożyć na bok urażone ambicje i pretensje, że mał-
żonek/małżonka nie traktuje cię tak, jak na to zasługujesz. Nie
prowokuj drugiej strony i nie odpowiadaj na zaczepki. Do tego,
żeby wywołać kłótnię, potrzeba woli obu stron. Od tego, jaką wy-
bierzesz postawę, może zależeć dobro twojego dziecka.
Nasze badania wykazują, że najczęściej wydarzenia łączą się
w taki oto łańcuch. Kłótnie rodziców albo ich separacja w znacz-
nym stopniu zwiększają depresję dziecka. Z kolei depresja spra-
wia, iż dziecko zaczyna mieć coraz więcej kłopotów w szkole i że
jego styl wyjaśniania staje się bardziej pesymistyczny. Problemy
w szkole w połączeniu z pogłębionym pesymizmem przyczyniają
się do utrwalenia depresji i w ten sposób zaczyna się błędne koło.
Od tej pory dziecko żyje w stałej depresji.
Eskalacja kłótni i awantur między rodzicami czy też ich decy-
zja o separacji wyznacza dokładnie punkt, w którym dziecko po-
trzebuje pomocy, aby nie wpaść w depresję i pesymizm i nie opu-
ścić się w nauce. To jest właśnie moment, w którym potrzebuje
ono szczególnej pomocy twojej i nauczycieli. Spróbuj wtedy zbliżyć
się do dziecka, nawiązać z nim lepszy kontakt. Zainteresowanie
ze strony jednego z rodziców i miłość, jaką się je otacza, może
zneutralizować ujemne skutki awantur domowych. Jest to rów-
nież czas, kiedy warto zasięgnąć porady specjalisty. Odpowiednia
terapia może nauczyć ciebie i twojego małżonka/twoją małżonkę,
co należy robić, aby kłócić się mniej i w sposób bardziej produ-
ktywny, by kłótnie nie zaostrzały problemów, lecz prowadziły do
Szkoła 225
ich złagodzenia. Natomiast odpowiednia terapia w tym stadium
twojego małżeństwa może zaoszczędzić dziecku długotrwałej i kła-
dącej się cieniem na całe jego życie depresji.
Chłopcy a dziewczynki
FATALNE, DŁUGOTRWAŁE SKUTKI ROZWODU i kłótni rodziców nie
były jedynymi wynikami badań, .które nas zaskoczyły. Bardzo
interesowały nas różnice w podatności na pesymizm i depresję
między obu płciami. Właściwie spodziewaliśmy się, że zebrane
dane potwierdzą nasze przypuszczenia co do tego, która płeć czę-
ściej ulega pesymizmowi i depresji, ale kiedy je przeanalizowali-
śmy, wyłonił się z nich obraz zupełnie przeciwny.
Jak pisałem w rozdziałach czwartym i piątym, kobiety — ogól-
nie biorąc — częściej ulegają depresji niż mężczyźni.7 Bez względu
na to, czy zjawisko to ocenia się na podstawie statystyk lekar-
skich, wywiadów ankietowych czy liczby objawów, okazuje się, że
kobiety cierpią na depresję dwa razy częściej niż mężczyźni. Przy-
puszczaliśmy, że dziewczęta częściej ulegają depresji niż chłopcy
i mają bardziej od nich pesymistyczny styl wyjaśniania.
Otóż nic podobnego. W każdym momencie badań okazywało
się, że chłopcy cierpią na depresję częściej niż dziewczęta. U prze-
ciętnego chłopca występuje o wiele więcej objawów depresji
i o wiele częściej popada on w głęboką depresję niż przeciętna
dziewczynka. Stwierdziliśmy, że 35 procent chłopców z klas trze-
ciej i czwartej przynajmniej raz w czasie nauki w tych klasach
znalazło się w głębokiej depresji. Tymczasem tę samą postać de-
presji przechodziło tylko 21 procent dziewcząt. Różnice ogranicza-
ją się do dwóch zespołów objawów — u chłopców występuje więcej
zaburzeń zachowania (np. „Cały czas wpadam w kłopoty") i wię-
ksza anhedonia (brak uciech i niezadowolenie, mało przyjaciół,
wycofanie się z kontaktów towarzyskich). Jeśli natomiast chodzi
o smutek, niską samoocenę i dolegliwości fizyczne, to chłopcy nie
wykazują tych objawów w stopniu większym niż dziewczynki.
Szkoła 227
— W końcu — rzekł Stetson — jest to tylko czysto statysty-
czne prawdopodobieństwo. Musimy godzić się z pewną liczbą po-
myłek.
Spytałem go, w jaki sposób przebiega rekrutacja.
— Bierzemy pod uwagę trzy ważne czynniki — odparł. — Oce-
ny w szkole średniej, oceny uczelnianej komisji kwalifikacyjnej
i rezultaty testu wstępnego. Mamy równanie regresywne — dzięki
Bogu, panu nie muszę tłumaczyć, co to takiego. Wszystkie trzy
rezultaty podstawiamy w odpowiednie miejsca równania i uzysku-
jemy pewną liczbę, powiedzmy 3,1. Nawiasem mówiąc taki ogólny
wynik powinien uzyskać kandydat, żeby zostać przyjęty. Wynik
ten nazywamy PW, czyli przewidywanym wskaźnikiem. Musi pan
przyznać, że jest on dosyć wysoki.
Rzeczywiście wiedziałem, co to równania regresywne i jak są
one zawodne. W równaniu regresywnym bierze się pod uwagę
czynniki minione, takie jak wyniki testów SAT i oceny ze szkoły
średniej, i odnosi je do pewnych przyszłych kryteriów, takich, na
przykład, jak przeciętna ocen na studiach. Potem odwraca się
liczby po to, by każdemu z owych minionych czynników nadać
określoną wagę i dopasować go do przyjętego kryterium. Jeśli, na
przykład, chciałbyś przewidzieć, ile będzie ważyło dziecko po po-
rodzie, to mógłbyś zapisać wagę każdego z ostatniego tysiąca no-
worodków w jakimś szpitalu, potem wagę ich rodziców i na koniec
stwierdzić, że jeśli podzielisz wagę matki przez 21,7, a wagę ojca
przez 43,4 i „uśrednisz" obydwa wyniki, to ostateczny rezultat
będzie odpowiadał wadze noworodka. Liczby 21,7 i 43,4 nie mia-
łyby żadnego znaczenia, waga rodziców i waga noworodka nie
miałyby nic wspólnego z żadnym prawem natury, byłyby to liczby
czysto statystyczne. Równania regresywne stosuje się w sytuacji,
kiedy nie wiadomo, co innego można zrobić.
W takiej sytuacji był właśnie dział rekrutacji mojego uniwer-
sytetu. Zbierał wyniki testów SAT i oceny ze szkoły średniej stu-
dentów. Okazywało się, że z grubsza — ale tylko z grubsza —
można było przewidzieć, że im wyższe wyniki uzyskiwał student
w teście SAT, tym lepsze oceny będzie miał na studiach, i im wyż-
sze oceny w szkole średniej, tym wyższe oceny na uniwersytecie.
Szkoła 229
odpadną. I dla jednych, i dla drugich jest to prawdziwa tragedia,
a i dla uniwersytetu jest to niedobre.
W końcu Stetson rzekł:
— Dobrze, sprawdźmy tę metodę. Wypróbujemy ją na studen-
tach przyjętych w 1987 roku.
I tak oto w pierwszym tygodniu studiów rocznik 1987 został
poddany testowi.8 Było to w sumie ponad trzystu studentów. Po-
tem po prostu czekaliśmy. Czekaliśmy, aż przejdą przez pierwszy
semestr i wyczerpującą dwutygodniową sesję egzaminacyjną. Cze-
kaliśmy, aż studenci ci — z których wielu było prymusami w szko-
le średniej — przekonają się, na czym polega i jak wygląda współ-
zawodnictwo w szkole wyższej. Czekaliśmy, aż niektórzy podejmą
wyzwanie, a inni mu nie sprostają.
Pod koniec pierwszego semestru dostrzegliśmy błędy, które tak
martwiły dyrektora działu rekrutacji. Jedna trzecia studentów
wypadła albo dużo lepiej, albo dużo gorzej, niż przewidywano na
podstawie ich wyników w testach SAT, ocen ze szkoły średniej
i rezultatów testów wstępnych. Z tej setki dużo gorzej wypadło
około dwudziestu, a dużo lepiej około osiemdziesięciu studentów.
Stwierdziliśmy to, czego się spodziewaliśmy — to samo, co
stwierdziliśmy badając agentów firmy ubezpieczeniowej i uczniów
czwartej klasy szkoły podstawowej. Studenci, którzy sprostali wy-
zwaniu i osiągnęli rezultaty o wiele lepsze, niż wskazywał na to
poziom ich „zdolności", byli — ogólnie biorąc — optymistami, gdy
zaczynali studia. Ci, którzy wypadli dużo gorzej, niż powinni, byli
już w momencie przyjęcia pesymistami.
„Zwierzęce Baraki"
OBLANIE EGZAMINU SEMESTRALNEGO na uczelni i niedopuszczenie
ucznia trzeciej klasy szkoły podstawowej do udziału w świątecz-
nym przedstawieniu to, w porównaniu z ogromem poważnych,
spotykających ludzi niepowodzeń, błahe przypadki. Jednak przy-
najmniej jedno otoczenie szkolne wywołuje stres o dużym nasilę-
Szkoła 231
rzęcych Barakach". Już pierwszego dnia rezygnuje sześciu, a do
końca sierpnia, tuż przed początkiem roku akademickiego, rzuca
akademię sto osób. Czy mógłby pan pomóc nam przewidzieć, kto
odpadnie?
Chętnie na to przystałem. Wydawało się, że jest to idealna
sytuacja dla sprawdzenia potęgi optymizmu. Ciekawe było, jak
optymizm wpływa na wolę przetrwania w tych surowych warun-
kach. W zasadzie, tak jak w przypadku agentów ubezpieczenio-
wych „Metropolitan Life" i studentów pierwszego roku Uniwersy-
tetu Pensylwańskiego, tymi, którzy nie wytrzymywali i rzucali
akademię, powinni być pesymiści.
Tak więc 2 lipca pojechałem na północ, ze specjalnym asysten-
tem, moim czternastoletnim synem Davidem, który miał mi pomóc
w przeprowadzeniu testu. Kadra szkoły wprowadziła wszystkich
kadetów zwartym szykiem do lśniącego, świeżo oddanego do użyt-
ku Audytorium Eisenhowera i tysiąc dwustu młodych ludzi wy-
branych spośród wielu tysięcy kandydatów stanęło na baczność,
czekając na pozwolenie zajęcia miejsc w ławkach i przystąpienia
do rozwiązywania testu. Powiedziano nam, że po raz pierwszy
od dziesiątków lat złagodzono regulamin w „Barakach Zwierzę-
cych" i że zabronione zostało przetrzymywanie kadetów godzinami
w pozycji na baczność i skazywanie ich za najdrobniejsze przewi-
nienia na siedzenie jedynie o chlebie i wodzie. W każdym razie
widok ten wywarł na mnie duże wrażenie, a David wręcz osłupiał
ze zdumienia.
Dane statystyczne przekazane mi przez Dicka Butlera okazały
się dokładne. Pierwszego dnia zrezygnowało sześciu kadetów,
przy czym jeden w połowie testu. Wstał, zwymiotował i wybiegł
z audytorium. Przed końcem sierpnia z tysiąca dwustu zostało
tysiąc stu.
Od tamtej pory do czasu napisania tej książki minęły dwa lata.
Nadal śledzę losy tych kadetów i przeprowadzam badania. Mogę
już jednak odpowiedzieć na pytanie, kto rezygnuje z nauki w aka-
demii. Raz jeszcze okazało się, że pesymiści. Kadeci, którzy wy-
jaśniają niepowodzenia, mówiąc sobie: „To moja wina, tak będzie
zawsze i ze wszystkim, do czego się wezmę", mają najmniejsze
232 Dziedziny życia
szansę na przetrzymanie rygorów „Baraków Zwierzęcych". Kto
uzyskuje lepsze wyniki, niż przewidywano na podstawie badań
testem SAT? Optymiści. Natomiast pesymiści uzyskują wyniki
gorsze, niż można by się spodziewać na podstawie SAT.
Na razie nie mogę jeszcze zalecać, by uczelnia o takich trady-
cjach jak West Point zmieniła swoją politykę naboru i szkolenia
kadetów. Trzeba zaczekać na zakończenie całego programu badań.
Wydaje mi się jednak, iż selekcja kandydatów na oficerów pod
kątem ich optymizmu przyczyniłaby się do poprawienia jakości
naszej kadry wojskowej. Jeszcze bardziej zachęcająca wydaje
się możliwość zmniejszenia liczby kadetów porzucających studia
i dania im szansy zostania oficerami na miarę ich talentu. Możli-
wość taką stwarzają techniki przedstawione w ostatniej części tej
książki.
Tradycyjne wyobrażenia
na temat źródeł sukcesów w szkole
Przez prawie sto lat słowa: zdolności i talent uważano za klu-
cze do złamania tajemniczego szyfru sukcesów w nauce. Pojęcia ||
te, traktowane jak idole, zajmowały poczesne miejsca na ołtarzach
wznoszonych przez wszystkie działy kadr i rekrutacji. W Ameryce
nie możesz nawet marzyć o tym, by dano ci szansę wypróbowania
swych sił w jakiejś dziedzinie, jeśli twój iloraz inteligencji, wynik
testu SAT lub MCAT, nie jest odpowiednio wysoki, a w Europie
sytuacja jest jeszcze gorsza.
Uważam, że stanowczo przecenia się „talent". Nie tylko nie da
się go prawidłowo zmierzyć, nie tylko nie jest on dobrym progno-
stykiem sukcesów, ale tradycyjne wyobrażenia o nim są błędne.
Wyobrażenia te ignorują bowiem czynnik, który może skompen-
sować słabe wyniki wspomnianych testów, a z drugiej strony wpły-
nąć ujemnie na osiągnięcia skądinąd bardzo utalentowanych osób.
Czynnikiem tym jest styl wyjaśniania.
Co jest pierwsze — optymizm czy osiągnięcia w szkole? Według
Szkoła 233
opinii potocznej ludzie stają się optymistami dlatego, że są bardzo
uzdolnieni lub dlatego, że świetnie sobie radzą. Jednak nasze ba-
dania przekonują, że kierunek tej zależności należy odwrócić.
W badaniach tych przyjmowaliśmy talent — wyniki testów SAT,
iloraz inteligencji, wyniki testów kwalifikacyjnych, którym podda-
wano kandydatów na agentów ubezpieczeniowych — za stałą wyj-
ściową, a potem obserwowaliśmy, co dzieje się z optymistami i pe-
symistami z grupy osób bardzo uzdolnionych. Zawsze okazywało
się, że pesymiści wypadają grubo poniżej swych możliwości, na-
tomiast optymiści znacznie je przekraczają.
Doszedłem zatem do wniosku, że pojęcie „możliwości" ma bez
pojęcia „optymizm" bardzo małe znaczenie.
Rozdział dziewiąty
Sport
NIE ZNOSZĘ WIECZORNYCH WIADOMOŚCI telewizyjnych.
Nie chodzi tu już o fakt, że prezentują je modelki. Chodzi o to, co
prezentują — co czytają i jakie pokazują reportaże. Wczoraj głów-
nym tematem dnia był wielki pożar w północnej Filadelfii. Przez
trzydzieści sekund pokazywano mi płomienie buchające z okien,
przez minutę raczono wywiadami z osobami ocalałymi z pożaru,
które w większości rozpaczały po stracie majątku i przez następną
minutę — rozmową z płaczącą żoną strażaka, który zatruł się
dymem. Proszę mnie nie zrozumieć źle — było to wydarzenie
tragiczne i należała się widzom pewna wzmianka o nim. Problem
w tym, że producenci dziennika wieczornego wydają się uważać,
iż widownia telewizyjna składa się w przeważającej części z kre-
tynów, których interesują jedynie wyciskające łzy z oczu historyjki
i którzy nie są w stanie zrozumieć danych statystycznych i analiz.
Zgodnie z tym założeniem tego, co naprawdę warte było uwagi
przy okazji doniesienia o tym pożarze, po prostu nie pokazano.
Nie wspomniano ani słowem o malejącej liczbie zatruć dymem
wśród strażaków, o niskim procencie pełnych odszkodowań dla
pogorzelców płaconych przez towarzystwa ubezpieczeniowe, krót-
ko mówiąc, o danych statystycznych leżących u podłoża poszcze-
gólnych sensacyjnych wydarzeń.
Bertrand Rusell powiedział, iż o tym, że człowiek jest cywili-
zowany, świadczy fakt, że po przeczytaniu kolumny liczb potrafi
on zapłakać. Czy amerykańska publiczność telewizyjna jest aż tak
„nieucywilizowana", jak wydają się sądzić producenci wiadomości
Sport 235
telewizyjnych? Czy nie potrafimy zrozumieć argumentów staty-
stycznych, czy jesteśmy w stanie pojąć tylko historyjki?
Wystarczy spędzić jedno popołudnie w jakimkolwiek parku ba-
seballowym w Ameryce, aby przekonać się, jak błędnie ludzie
kształtujący nasze gusta oceniają zdolność przeciętnego obywatela
do prawidłowego rozumienia danych statystycznych. Każde dziec-
ko powyżej sześciu lat obecne w takim parku doskonale wie, że
Tony Gwynn ma większe szansę na zdobycie punktu niż Juan
Samuel. Każdy dorosły pociągający piwo w tym parku wie, co to
jest przeciętna zarobionych biegów, chociaż dane statystyczne na
ten temat są bardziej skomplikowane niż podstawowe dane sta-
tystyczne dotyczące odszkodowań dla pogorzelców i niebezpieczeń-
stwa spowodowania pożaru awarią grzejnika olejowego.
Amerykanie uwielbiają statystyki sportowe. Dosłownie rozko-
szują się analizowaniem różnego rodzaju stopni prawdopodobień-
stwa, kiedy rzecz dotyczy Jose Canseco, Dwighta Goodena czy
Larry'ego Birda. Entuzjazmują się zawieraniem zakładów sporto-
wych, co stało się obecnie dziedziną równie dochodową jak trady-
cyjne gałęzie przemysłu. Bili James i „Elias Sports Bureau" spo-
rządzają co roku rozbudowane i rozbite na przeróżne działy
statystyki dotyczące baseballu, które rozchodzą się w dziesiątkach
tysięcy egzemplarzy. Materiały te są ulubioną lekturą nie tylko
szerokich rzesz przeciętnych obywateli, ale też naukowców, ponie-
waż sport zawodowy stał się obecnie jedną z najlepiej liczbowo
udokumentowanych dziedzin ludzkiej działalności. Z tych pra-
wdziwych almanachów sportowych można korzystać przy weryfi-
kowaniu teorii będących podstawą do snucia dokładnych prognoz
na temat możliwości fizycznych człowieka.
Dotyczy to również teorii stylu wyjaśniania. Spędziłem ze swy-
mi studentami tysiące godzin na czytaniu kolumn sportowych
w gazetach i sprawdzaniu, jak prezentuje się moja teoria na tle
statystyki sportowej. Co można na podstawie tej teorii stwierdzić
w odniesieniu do sytuacji na boisku?
Otóż można dać trzy podstawowe prognozy. Po pierwsze,
w tych samych warunkach jednostka charakteryzująca eię opty-
mistycznym stylem wyjaśniania wygra z jednostką mającą pesy-
Sport 237
tak, to czy pesymistyczny zespół radzi sobie gorzej od optymisty-
cznego? Aby odpowiedzieć na te pytania, zastosowaliśmy metodę
CAVE (Analizę zawartości wypowiedzi dosłownych) i przez cały
sezon rozgrywek studiowaliśmy wszystkie prasowe doniesienia na
ich temat, starając się wyłowić wyjaśnienia przyczynowo-skutko-
we podawane przez poszczególnych zawodników różnych zespo-
łów. Dziennikarze sportowi koncentrują się przeważnie na niepo-
wodzeniach, a więc można znaleźć mnóstwo takich wypowiedzi
w działach sportowych wszystkich gazet. Dajemy je do oszacowa-
nia ludziom, którzy nie wiedzą, czyje to są wypowiedzi i jakich
dotyczą zespołów, a na podstawie uzyskanych wyników sporzą-
dzamy sylwetkę danego sportowca. Opracowujemy nie tylko syl-
wetki wszystkich zawodników drużyny, ale także jej kierownika.
Potem „uśredniamy" wyniki wszystkich osób i otrzymujemy styl
wyjaśniania zespołu. Na koniec możemy porównać wszystkie ze-
społy ligi.
Druga grupa problemów łączy się z samymi wypowiedziami
zawodników cytowanymi przez gazety. Nie mamy ani ochoty, ani
pieniędzy na to, by sami przepytać wszystkich czołowych zawod-
ników. Musimy więc polegać na doniesieniach lokalnych gazet
i na prawdziwej kopalni informacji, jaką jest magazyn „Sporting
News". Otóż, niestety to, co zawodnik mówi reporterowi, nie jest
rzetelnym materiałem naukowym. Cytat może być niedokładny,
zniekształcony przez reportera, aby brzmiał bardziej ekscytująco.
Poza tym zawodnik może mówić co innego, niż myśli. Może zrzucić
winę na kogoś innego albo — odwrotnie — wziąć winę na siebie.
Może udawać przesadnie skromnego albo przesadnie pewnego sie-
bie. Tak więc nie wiemy, czy te wypowiedzi dokładnie odzwier-
ciedlają styl wyjaśniania. Można się o tym przekonać tylko w je-
den sposób — jeśli prognozy na temat gry zespołu, postawione na
podstawie analizy tych wypowiedzi, okażą się trafne, to znaczy,
że wypowiedzi te były prawdziwe, jeśli natomiast prognozy nie
sprawdzą się, to znaczy, że albo teoria jest błędna, albo wypowie-
dzi zawodników nie są rzetelnymi wskaźnikami optymizmu.
Nie jest to jedyna trudność, jaką stwarzają cytowane w gaze-
tach wypowiedzi zawodników. Żeby odkryć styl wyjaśniania ze-
Sport 239
kcesami na uczelni, kiedy to poszukiwaliśmy odpowiedzi na py-
tanie, czy o przyszłych sukcesach można wnioskować raczej na
podstawie pomiaru optymizmu, niż opierając się na wynikach
osiąganych w szkole średniej i w teście SAT.
Chcieliśmy również dowiedzieć się, czy optymizm — jak to
zakłada teoria — wpływa na zachowanie się zespołu w trudnej
sytuacji. Mój syn David zebrał wyniki wszystkich meczów (w cią-
gu sezonu liga krajowa rozgrywa ogółem 172 mecze) i na ich pod-
stawie opracowaliśmy tabele statystyczne dotyczące sytuacji du-
żego obciążenia psychicznego. Już po ich sporządzeniu odkryli-
śmy, że „Elias", jeden ze statystycznych magazynów poświęconych
baseballowi, sporządził jeszcze lepsze tabele dotyczące takich sy-
tuacji. Zostawiliśmy więc nasze i skorzystaliśmy z ich zestawień.
Na ich podstawie przewidzieliśmy, że zespoły, które były nasta-
wione optymistycznie w 1985 roku, uzyskają w wyjątkowo stre-
sujących warunkach ostatniej fazy rozgrywek lepsze wyniki niż
zespoły, które w roku 1985 nastawione były pesymistycznie. I zno-
wu musieliśmy wykazać, korygując statystyczne dane dla sytuacji
nie stresujących, że przewidywania oparte na tej podstawie są
bardziej precyzyjne niż oparte na wynikach przeciętnych.
Mets" w 1985 i „Cardinals" w 1986 roku
TE DWA ŚWIETNE ZESPOŁY szły przez cały sezon 1985 łeb w łeb,
walcząc o proporzec Eastern Division. Również przez cały sezon
skrzętnie wyławialiśmy z doniesień prasowych wszystkie wyjaś-
nienia przyczynowe dawane przez zawodników obu drużyn. Po
zakończeniu sezonu podsumowaliśmy wyniki.
A oto, co mieli do powiedzenia „Mets" w trakcie sezonu. Przy
każdej wypowiedzi umieszczam liczbę punktów CAVE. Ich rozpię-
tość wynosi od 3 (przyczyny zupełnie chwilowe, lokalne i zewnę-
trzne) do 21 (przyczyny absolutnie stałe, uniwersalne i osobiste).
Wyniki od 3 do 8 punktów świadczą o dużym optymizmie, powyżej
13 punktów — o dużym pesymizmie.
Sport 241
nych za wyjaśnianie niepowodzeń wynosiła w tym zespole 9,39,
co znaczy, że jego członkowie byli tak wielkimi optymistami, iż
mogliby z powodzeniem pracować jako agenci firm ubezpieczenio-
wych.
Posłuchajmy teraz, co mieli do powiedzenia zawodnicy „St.
Louis Cardinals", zespołu, który pokonał „The New York Mets",
potem wygrywał mecze poremisowe i na koniec przegrał — z winy
sędziego — mecz o pierwsze miejsce z drużyną z Kansas City.
„Cardinals" byli jeszcze lepsi technicznie niż „Mets", zdobyli więcej
punktów niż tamci.
Whitey Herzog (bezsprzecznie najlepszy obecnie trener w base-
ballu) uważał, że jego zespół przegrał, ponieważ: „Nie potrafimy
dobrze uderzać. Trzeba, do diabła, spojrzeć prawdzie w oczy" (przy-
czyna stała, o zasięgu uniwersalnym, spersonalizowana wewnętrz-
nie; 20 punktów).
Komentując fakt, że dziennikarze częściej rozmawiają z Petem
Rosem (wówczas trenerem „Cincinnati Reds") niż z nim, Herzog
powiedział: „A czego oczekujecie? On ma 3800 trafień więcej niż
ja" (przyczyna stała, o zasięgu uniwersalnym, spersonalizowana
wewnętrznie; 14 punktów).
Natomiast fakt, że zespół grał gorzej po dniach wolnych od
meczów i treningów, wyjaśnił Herzog w taki sposób: „To sprawa
psychiki. Byliśmy za bardzo rozluźnieni" (14 punktów).
Willie McGee, najlepiej odbijający piłkę zawodnik ligi krajowej
w 1985 roku, powiedział, że nie zdobył tylu baz*, ile powinien
zdobyć, bo: „Nie jestem w tym zbyt dobry" (16 punktów).
W 1984 roku McGee grał źle, ponieważ: „Byłem rozstrojony.
Nie wiedziałem, jak podjąć walkę (15 punktów)
Jack Clark nie złapał piłki i wyjaśniał to tak: „Ona była na-
prawdę do złapania. Po prostu jej nie złapałem" (12 punktów).
Tom Herr powiedział, że średni wynik jego uderzeń piłki spadł
o dwadzieścia jeden punktów, bo: „Trudno mi się skoncentrować
na grze" (17 punktów).
Jest to obraz zespołu składającego się z niezwykle utalentowa-
' ang. „base" — od czego pochodzi nazwa gry (przyp. tłum.)
Sport 243
prognozę na rok 1987. Zasadniczo nasze przewidywania spraw-
dziły się. Zespoły nastawione optymistycznie radziły sobie w roz-
grywkach lepiej, niż można by przypuszczać na podstawie wy-
ników ich meczów z poprzedniego sezonu, natomiast zespoły
nastawione pesymistycznie wypadły gorzej, niż można by się było
spodziewać, biorąc za punkt wyjścia ich wyniki z poprzedniego
sezonu. W warunkach dużego obciążenia psychicznego zespoły
optymistyczne wypadają lepiej, natomiast zespoły pesymistyczne
gorzej.
Koszykówka
Sport 245
A teraz przypatrzmy się dwom skrajnym postawom. Najpierw
zacytuję kilka wyjaśnień niepowodzeń typowych dla „Boston Cel-
tics".
Porażka: „Ich [przeciwników] fani [na własnym parkiecie] to
najbardziej wrzeszczący i wrogo nastawiony tłum w całej lidze"
(9 punktów).
Inna porażka: „Przydarzają się nam tam [na parkiecie prze-
ciwnej drużyny] dziwne rzeczy" (8 punktów).
Ćwiartka meczu, w której uzyskano niewiele punktów: „Kibice
milczeli jak umarli" (6 punktów).
Przegrana w pierwszym meczu poremisowym: „Dobrze grali
[przeciwnicy], szybko wchodzili pod kosz" (6 punktów).
Przegrana w pierwszym meczu w finałach: „Jeszcze nie widzia-
łem tak dobrze grającej drużyny" (8 punktów) i „[Przeciwnicy]
rzucili wszystko na jedną szalę" (4 punkty).
Komentarz na temat zdobycia czterdziestu punktów przez jed-
nego z zawodników drużyny przeciwnej: „Dzisiaj grał jak w transie
i zdobyłby te czterdzieści punktów, choćby nie wiem kto go ata-
kował. Wieszaliśmy się na nim. Łapaliśmy go. Potrącaliśmy go,
przewracaliśmy, ale wszystko na nic. Ten facet był niesamowity"
(5 punktów).
Zawodnicy „Boston Celtics" wypowiadają się zupełnie jak pa-
cjenci z zespołem maniakalnym. Niepowodzenia są dla nich za-
wsze chwilowe, mają zasięg lokalny i nigdy nie wynikają z ich
winy. W sezonie 1983 - 1984 wygrali wyżej, niż zakładano w 68,4
procent meczów rozgrywanych po porażce, a w sezonie 1984 —
1985 aż w 81,3 procent meczów. (Proszę pamiętać, że — przecięt-
nie biorąc — drużyna koszykarska uzyskuje zakładany wynik
w 50 procentach meczów po porażce. Jeśli chodzi o mecze nastę-
pujące po zwycięstwach, to „Boston Celtics" wygrywali zakładaną
różnicą punktów w 51,8 procent meczów w sezonie 1983 - 1984
i w 47,3 procent meczów w sezonie 1984 - 1985.) Byli zespołem,
który w sposób wprost niesamowity nadrabiał zaległości i wracał
na utraconą pozycję.
A teraz zobaczmy, w jaki sposób wyjaśniali niepowodzenia
„New Jersey Nets".
Sport 247
Zestawmy teraz razem wyniki badań nad koszykówką i base-
ballem. Okazuje się, że:
• Nie tylko jednostki, ale również zespoły mają znaczący, da-
jący się zmierzyć styl wyjaśniania.
• Styl wyjaśniania w o wiele większym stopniu niż jakość"
zespołu pozwala przewidzieć jego wyniki.
• Optymizm wróży sukces w sporcie.
• Pesymizm w sporcie jest zapowiedzią porażki.
• Styl wyjaśniania ma przemożny wpływ na to, jak zachowuje
się zespół w sytuacji szczególnego obciążenia psychicznego,
na przykład w następnym meczu po porażce albo w grach
finałowych.
Pływacy z Berkeley
PRZED OLIMPIADĄ W SEULU W 1988 roku prasa szeroko rozpisywała
się na temat szans gwiazdy pływania z Berkeley, Matta Biondie-
go. Miał on wystąpić w siedmiu konkurencjach i z tonu doniesień
prasowych można było wywnioskować, iż wszyscy spodziewają się,
że może on powtórzyć niewiarygodny wyczyn Marka Spitza, który
z olimpiady w 1972 roku przywiózł siedem złotych medali. Jednak
dla fachowców było rzeczą oczywistą, że wobec tak silnej konku-
rencji, jaka oczekiwała Biondiego w Seulu, zdobycie jakichkolwiek
siedmiu medali — złotych, srebrnych czy brązowych — byłoby
niesamowitym osiągnięciem.
Pierwszą konkurencją było dwieście metrów w stylu dowol-
nym. Biondi przypłynął jako trzeci, co i dla niego, i dla jego kibi-
ców było wielkim rozczarowaniem. Potem wystartował w wyścigu
na sto metrów stylem motylkowym, który nie był jego koronnym
dystansem. Mimo to prowadził przez cały czas. Jednak na dwa
metry przed metą, zamiast zdobyć się na ostatni wysiłek i rzucić
do przodu, rozluźnił się, przynajmniej tak to wyglądało, i płynął
248 Dziedziny życia
już tylko siłą rozpędu. Na trybunach rozległ się jęk zawodu, kiedy
wyprzedził go, dosłownie o centymetry, Anthony Nesty, zdobywa-
jąc w ten sposób pierwszy w historii igrzysk olimpijskich medal
dla Surinamu. Zdobycie brązowego i srebrnego medalu dzienni-
karze określili jako porażkę Biondiego i zaczęli spekulować, czy
pływak „pogrążony w bólu po klęsce" zdoła dojść do siebie i zgar-
nąć złoto w pozostałych pięciu konkurencjach. „Czy Biondi, po tym
deprymującym starcie, wróci do domu z pięcioma złotymi meda-
lami?" — zadawano sobie pytanie.
Siedziałem przed telewizorem przekonany, że dokona tego.
Miałem powody, aby w to wierzyć, gdyż cztery miesiące wcześniej
badaliśmy w Berkeley Matta Biondiego, starając się ustalić, czy
potrafi zrobić to, czego właśnie wymagała od niego sytuacja —
pozbierać się szybko po niepowodzeniach.
Razem z innymi członkami drużyny olimpijskiej, Biondi został
przebadany za pomocą testu ASQ i osiągnął rezultat dający mu
miejsce w grupie największych optymistów. Później przystąpili-
śmy do drugiej części badania, polegającej na symulacji przegranej
w kontrolowanych warunkach. Nort Thornton, trener Biondiego,
polecił mu przepłynąć samotnie sto metrów stylem motylkowym.
Biondi przepłynął ten dystans w 50,2 sekund, czyli w bardzo do-
brym czasie, ale Thornton oznajmił mu, że uzyskał 51,7 sekund,
co —jak na Biondiego — było słabym rezultatem. Biondi wyglądał
na zaskoczonego i rozczarowanego. Thornton polecił mu odpocząć
parę minut i jeszcze raz przepłynąć ten dystans w takich samych
warunkach, to znaczy samotnie. Tym razem Biondi uzyskał jesz-
cze lepszy wynik, równe 50 sekund. Ponieważ zatem jego styl
wyjaśniania był bardzo optymistyczny i Biondi udowodnił, że po
porażce potrafi płynąć szybciej, a nie wolniej, uważałem, że przy-
wiezie złoto z Seulu.
W pozostałych pięciu konkurencjach Biondi zwyciężył i zdobył
złote medale.
Badania nad baseballem i koszykówką udowodniły, że zespoły
mają styl wyjaśniania, który predestynuje je do odnoszenia zwy-
cięstw. Czy jednak styl wyjaśniania pojedynczych sportowców pre-
destynuje ich również do odnoszenia sukcesów, szczególnie w sy-
Sport 249
tuacji szczególnego obciążenia psychicznego? Biondi i jego kole-
żanki i koledzy z reprezentacji pomogli nam odpowiedzieć na to
pytanie.
Nigdy nie spotkałem się osobiście z Nortem Thorntonem, wi-
działem go tylko w telewizji. Mimo to Nort i jego żona, Karen Moe
Thornton, która jest trenerką pływaczek w tej samej uczelni, co
mąż, to jest na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, należą
do grupy moich najcenniejszych współpracowników. Tacy współ-
pracownicy jak Thorntonowie są nieocenionym nabytkiem dla na-
ukowca. Rozmawiałem z Nortem tylko telefonicznie. Po raz pier-
wszy zadzwonił w marcu 1987 roku.
— Czytałem o pana badaniach nad agentami firm ubezpiecze-
niowych — powiedział — i zastanawiam się, czy nie można by
przeprowadzić podobnych nad pływakami. Pozwoli pan, że wyjaś-
nię, dlaczego uważam, że warto by je przeprowadzić.
Robiłem, co mogłem, aby zapanować nad sobą i nie krzyknąć
w słuchawkę: „Tak! Tak!", zanim Nort skończy przedstawiać mi
swój punkt widzenia.
— Wygląda na to — ciągnął Nort — że może pan mierzyć
głęboko ukryte pozytywne przekonania, z których istnienia my,
trenerzy, nie zdajemy sobie sprawy. Wiemy, że postawa jest bar-
dzo ważna, ale chłopaki mogą udawać chojraków i zupełnie za-
wieść, kiedy przyjdzie co do czego. Nie wiemy też, w jaki sposób
zmienić niewłaściwą postawę.
W październiku 1988 roku, przed rozpoczęciem sezonu pływac-
kiego, wszystkich zawodników i zawodniczki uniwersytetu, ogó-
łem pięćdziesiąt osób, poddano testowi ASQ.2 Poza tym Nort i Ka-
ren przedstawili oceny każdego pływaka i pływaczki, podając, jak
— ich zdaniem — powinni oni wypaść w zbliżającym się sezonie,
szczególnie w sytuacjach znacznego obciążenia psychicznego. Po-
stąpiliśmy tak, ponieważ chcieliśmy się przekonać, czy ASQ może
powiedzieć Thorntonom coś, czego — znając dobrze swoich pod-
opiecznych — wcześniej nie wiedzieli.
Z miejsca zorientowałem się, że wiem coś, o czym oni nie mieli
pojęcia. Otóż wyniki pomiaru optymizmu testem ASQ były zupeł-
nie inne od podanych przez Thomtonów ocen zachowania się po-
Sport 251
skiwali taki sam czas jak w pierwszej próbie, albo — jak Biondi
— poprawiali go. Kilku optymistów poprawiło swój rezultat o dwie
do pięciu sekund, czyli — powtórzmy raz jeszcze — czas dzielący
na mecie zwycięzcę od ostatniego pływaka. Oczywiście, później
powiedziano wszystkim zawodnikom całą prawdę.
Tak więc przykład pływaków z Berkeley pokazuje jasno, że
styl wyjaśniania przyczynia się do sukcesu lub porażki tak samo
na płaszczyźnie jednostkowej, jak i zespołowej. Co więcej i na
poszczególnych zawodników, i na zespoły wpływa w identyczny
sposób. Sprawia, że zawodnicy dają z siebie więcej w warunkach
dużego obciążenia psychicznego. Jeśli są oni optymistami, to bar-
dziej się starają i szybciej dochodzą do siebie po porażce.
Co powinien wiedzieć każdy trener
JEŚLI JESTEŚ TRENEREM albo zawodnikiem, to powinieneś poważ-
nie potraktować przedstawione tu rezultaty badań. Wynika z nich
kilka ważnych praktycznych wniosków dla ciebie.
f Optymizm nie jest czymś, o czym można wiedzieć intuicyj-
,, nie. Test ASQ mierzy to, czego w inny sposób nie jesteś
w stanie zmierzyć. Na jego podstawie można przewidzieć
przyszłe sukcesy o wiele lepiej niż na podstawie opinii do-
?I świadczonych trenerów.
f Wybierając zawodników do poszczególnych konkurencji, na-
leży kierować się nie tylko ich umiejętnościami, ale też po-
ziomem ich optymizmu. Weźmy, na przykład, sztafetę. Masz
szybkiego zawodnika, ale jest on pesymistą, który przegrał
... w konkurencji indywidualnej. Weź innego. Wystawiaj pesy-
mistów dopiero wtedy, kiedy dobrze im poszło w konkuren-
• cjach indywidualnych.
• Prowadząc selekcję do kadry, kieruj się poziomem optymi-
zmu zawodników. Jeśli dwóch zawodników jest mniej więcej
•
f
Rozdział dziesiąty
Zdrowie
Daniel miał zaledwie dziesięć lat, kiedy lekarze stwier-
dzili u niego chłonniaka Burkitta, pewnego rodzaju raka żołądka.1
Po roku, mimo intensywnego leczenia radio- i chemioterapią, rak
nadal się rozwijał. Lekarze i prawie cała rodzina stracili nadzieję.
Ale Daniel nie poddał się.
Daniel snuł plany. Chciał zostać naukowcem i odkryć sposób
leczenia takich chorób, jak ta, na którą cierpiał, żeby inne dzieci
nie musiały się ich obawiać. Wszystkim o tym opowiadał. Choć
jego ciało było coraz bardziej wątłe, Daniel pałał silnym optymi-
zmem.
Mieszkał w Salt Lakę City. Główną nadzieję pokładał w leka-
rzu, którego określił mianem „słynnego specjalisty ze Wschodniego
Wybrzeża". Lekarz ten, autorytet w sprawach chłonniaków Bur-
kitta, zainteresował się przypadkiem Daniela i był w telefonicznym
kontakcie z jego lekarzami. Zamierzał zatrzymać się w Salt Lakę
City w drodze na konferencję pediatryczną na Zachodnim Wybrze-
żu, zbadać Daniela i porozmawiać z zajmującym się nim zespołem.
Daniel przez wiele tygodni był bardzo podekscytowany. Miał
tyle do powiedzenia specjaliście. Prowadził dziennik i miał na-
dzieję, że na podstawie jego zapisków można będzie obmyślić spe-
cjalną kurację. Uważał, że teraz on sam będzie pomagał lekarzom
w leczeniu swojej choroby.
W dniu, w którym miał przylecieć specjalista, Salt Lakę City
spowiła gęsta mgła i musiano zamknąć lotnisko. Wieża kontrolna
skierowała samolot, którym leciał ów lekarz, do Denver, więc zde-
cydował się on udać bezpośrednio do San Francisco. Gdy Daniel
Zdrowie 255
moim kierunkiem i prowadzić eksperymenty ze zwierzętami, by
później spożytkować ich wyniki dla dobra ludzi.
Proste i bezpretensjonalne oświadczenie Visintainer, które ab-
solutnie nie przypominało podań dotychczas do nas kierowanych,
wzruszyło jednego z członków komisji rekrutacyjnej do łez. Co
więcej, oceny na świadectwie ukończenia szkoły i wyniki egzami-
nów końcowych Visintainer były celujące. Mimo to jej podanie za-
wierało pewne luki. Z dat podanych w życiorysie trudno się było
zorientować, gdzie i kiedy była i co robiła przez długi czas po
ukończeniu szkoły. Wyglądało na to, że bardzo często lubi znikać.
Po paru bezowocnych próbach rozwikłania tej tajemnicy przy-
jęliśmy Visintainer. We wrześniu 1976 roku z niecierpliwością
oczekiwałem jej przybycia. Nie pokazała się jednak. Zamiast tego
zadzwoniła z wiadomością, że musi jeszcze przez rok zostać w Salt
Lakę City, bo nadzoruje badania z funduszu badań nad rakiem.
Kierowanie programem badań nad rakiem jakoś nie pasowało mi
do osoby, która przedstawiła się jako „zwykła" pielęgniarka.
Zapytała, czy moglibyśmy zatrzymać dla niej miejsce na nastę-
pny rok.
Na to ja ją zapytałem, czy naprawdę chce przyjechać na Uni-
wersytet Pensylwański i zająć się tak niewdzięcznym tematem.
Przestrzegłem ją, że większość psychologów i prawie wszyscy le-
karze nie wierzą, że takie stany psychologiczne jak bezradność
rzeczywiście powodują choroby fizyczne. Powiedziałem, że wkro-
czy na naukowe pole minowe i będzie napotykać przeszkodę za
przeszkodą. Odparła mi, że nie urodziła się wczoraj i doskonale
wie, w co się wdaje.
Pojawiła się w styczniu 1977 roku, tak samo prosta i bezpre-
tensjonalna jak jej podanie i równie tajemnicza. Unikała rozmów
0 swojej przeszłości i o planach na przyszłość, ale w bieżącej pracy
radziła sobie świetnie. Była niczym trąba powietrzna i zmiatała
wszystkie przeszkody na swej drodze. Jako temat swoich badań
na pierwszym roku wybrała przykre zadanie udowodnienia, że
bezradność może powodować śmierć.
Była niezwykle podekscytowana wynikami badań EUen Langer
1 Judy Rodin, młodych naukowców z Yale.2 Prowadzili oni wów-
Zdrowie 257
ność mogą wpływać na zdrowie. Przeprowadziła eksperyment na
szczurach. Podzieliła je na trzy grupy. Osobnikom z grupy pier-
wszej aplikowano łagodne wstrząsy, przed którymi mogły uciec,
osobnikom z drugiej grupy — wstrząsy, przed którymi w żaden
sposób nie mogły się ochronić, natomiast trzeciej grupy nie pod-
dawano żadnym wstrząsom. Przed rozpoczęciem eksperymentu
Visintainer wstrzyknęła każdemu szczurowi w pachwinę parę ko-
mórek mięsaka. Był to guz tego typu, który — jeśli nie zostanie
zwalczony przez system immunologiczny zwierzęcia i zacznie się
rozrastać — prowadzi nieuchronnie do śmierci. Madelon wstrzyk-
nęła akurat tyle komórek, by w normalnych warunkach u 50 pro-
cent szczurów organizm zwalczył chorobę.
Był to znakomicie zaprojektowany eksperyment. Wszystkie
czynniki fizyczne — wielkość i czas trwania wstrząsu, pokarm,
warunki bytowe, liczba komórek nowotworowych — znajdowały
się pod ścisłą kontrolą. Wszystkie trzy grupy różniły się tylko pod
jednym względem — stanu psychicznego zwierząt. Pierwsza grupa
cierpiała na wyuczoną bezradność, druga nauczyła się wpływać
na swą sytuację, trzecia pozostawała psychologicznie nie zmienio-
na. Gdyby okazało się, że te trzy grupy różnią się zdolnością zwal-
czania choroby, znaczyłoby to, że przyczyną tej różnicy mógłby
być tylko stan psychiczny osobników z poszczególnych grup.
W ciągu miesiąca od rozpoczęcia eksperymentu zdechła połowa
szczurów nie poddawanych wstrząsom, natomiast druga połowa
tej grupy zwalczyła guz. Były to normalne proporcje. W grupie,
która opanowała metodę uciekania przed wstrząsem przez naciś-
nięcie pręta, chorobę zwalczyło 70 procent szczurów. Natomiast
w grupie z wyuczoną bezradnością, która poddawana była wstrzą-
som bez żadnej możliwości ucieczki przed nimi, zwalczyło ją tylko
27 procent osobników.
Tak oto Madelon Visintainer udowodniła jako pierwsza, że stan
psychiczny — wyuczona bezradność — może powodować raka.
W istocie rzeczy była prawie pierwsza. Akurat kiedy opisywała
wyniki swych badań, by posłać je do magazynu „Science", zajmu-
jącego się publikacją przełomowych prac naukowych, otworzyłem
jego ostatni numer. Zawierał on artykuł dwóch badaczy kanadyj-
Zdrowie 259
wówczas, skąd brała się odwaga i siła charakteru, których potrze-
bowała Madelon w roku 1976, wkraczając na wybrane przez siebie
intelektualne pole bitwy. Kiedy na nie wchodziła, wpływ psychiki
na zdrowie fizyczne był terenem działania uzdrowicieli i szarla-
tanów. Chciała udowodnić naukowo, że psychika ma wpływ na
uleganie chorobom, ale te ambitne plany spotykały się z drwinami
jej kolegów — lekarzy, obowiązywał bowiem wówczas w medycy-
nie dogmat, zgodnie z którym na powstanie i przebieg choroby
mają wpływ jedynie procesy fizjologiczne, nigdy zaś psychiczne.
W poszukiwaniu zrozumienia i poparcia zwróciła się więc do psy-
chologów. Kiedy uzyskała, będący kamieniem milowym w bada-
niach nad powstawaniem chorób, doktorat, przyczyniła się do udo-
wodnienia, że psychika rzeczywiście ma wpływ na zdrowie fizy-
czne. Zaczął w to wierzyć nawet świat lekarski. Dziś Madelon jest
przewodniczącą Rady Wydziału Pielęgniarstwa Pediatrycznego
w Yale School of Medicine.
Problem związków między ciałem
a psychiką
DLACZEGO PRZYPUSZCZENIE, że życie psychiczne wpływa na choro-
by fizyczne napotyka na taki opór? Odpowiedź na to pytanie od-
zwierciedla najbardziej zawiły ze znanych mi problemów filozofi-
cznych.
Wielki siedemnastowieczny racjonalista, Kartezjusz, twierdził,
że we wszechświecie istnieją dwa rodzaje substancji — fizyczna
i psychiczna. W jaki sposób oddziałują one na siebie? Widzimy,
jak kula bilardowa, uderzając w drugą kulę, wprawia ją w ruch.
Ale w jaki sposób psychiczny akt woli uniesienia ręki powoduje
fizyczny akt — ruch tej ręki? Kartezjusz udzielił tu wykrętnej
odpowiedzi. Utrzymywał, iż mózg kieruje ciałem poprzez szyszyn-
kę, część mózgu, której funkcja nadal nie jest dobrze poznana.
Kartezjusz mylił się, a uczeni i filozofowie próbują od tamtego
Zdrowie 261
którym stany psychiczne i emocjonalne, od śmiechu poczynając,
na woli życia kończąc — poprawiły nie tylko samopoczucie, ale
i — wydaje się — zdrowie, nabierają sensu.
Teoria wyuczonej bezradności zakłada, że optymizm może
wpływać na dobry stan zdrowia w cztery różne sposoby.
Na pierwszy sposób wskazuje odkrycie Madelon Visintainer,
że wyuczona bezradność u szczurów czyni ich organizmy bardziej
podatnymi na rozwój komórek rakowych. Odkrycie to zostało szyb-
ko potwierdzone bardziej szczegółowymi badaniami nad systemem
immunologicznym u bezradnych szczurów. System immunologicz-
ny, system obrony komórkowej organizmu przed chorobą, składa
się z różnych rodzajów komórek, których zadaniem jest rozpozna-
wanie i niszczenie obcych ciał, takich jak wirusy, bakterie i ko-
mórki nowotworowe. Jeden rodzaj, komórki T, rozpoznaje ciała
obce, na przykład wirusy odry, potem znacznie rozmnaża się i za-
bija najeźdźców. Inny rodzaj komórek, naturalne komórki cytoto-
ksyczne, zabija wszelkie napotkane ciała obce.
Naukowcy badający system immunologiczny bezradnych
szczurów odkryli6, że doświadczanie wstrząsów, przed którymi nie
można uciec, osłabia ten system. Komórki T w krwi szczurów,
które stały się bezradne, nie rozmnażają się już gwałtownie, gdy
napotkają te mikroorganizmy, które powinny niszczyć. Komórki
T w śledzionie bezradnych szczurów tracą zdolność zabijania ciał
inwazyjnych.
Odkrycia te wykazują, że wyuczona bezradność nie tylko wpły-
wa na zachowanie, ale też sięga niżej, aż do poziomu komórko-
wego, i osłabia system immunologiczny. Znaczy to, że jedną
z przyczyn, iż organizmy bezradnych szczurów Visintainer nie po-
trafiły zwalczyć guzów, mógł być fakt, że bezradność upośledziła
ich system immunologiczny.
Co to oznacza w terminach stylu wyjaśniania? Styl wyjaśnia-
nia jest wielkim modulatorem wyuczonej bezradności. Jak prze-
konaliśmy się wcześniej, optymiści nie poddają się bezradności.
Kiedy coś im się nie powiedzie, nie ulegają łatwo depresji. Nie
zaniechają działań. Osoba optymistyczna ma w ciągu życia mniej
okresów wyuczonej bezradności niż osoba o nastawieniu pesymi-
Zdrowie 263
poddał się dokładnym badaniom lekarskim przynajmniej raz po
jej śmierci — może mu to przedłużyć życie.
Zgadnijmy, komu przytrafia się więcej niepomyślnych wyda-
rzeń? Oczywiście, pesymistom. Są bardziej bierni, a zatem mniej
skłonni do tego, by podjąć kroki, które mogą zapobiec niepomyśl-
nym wydarzeniom, oraz mniej skłonni do tego, by położyć im kres,
kiedy już się zaczną. A zatem jasne jak dwa razy dwa, że jeśli
pesymistom przytrafia się więcej niepomyślnych wydarzeń i jeśli
niepomyślne wydarzenia przyczyniają się do częstszych chorób, to
pesymiści powinni chorować częściej niż optymiści.
Ostatnia przyczyna, z powodu której optymiści powinni się cie-
szyć lepszym zdrowiem niż pesymiści, dotyczy oparcia u innych
osób. Zdolność utrzymywania głębokich przyjaźni i zdolność kocha-
nia innych zdaje się mieć istotne znaczenie dla zdrowia fizycznego.
Ludzie w średnim wieku, mający przynajmniej jedną osobę, do
której mogą zadzwonić w środku nocy i zwierzyć się ze swoich
kłopotów, cieszą się lepszym zdrowiem niż ludzie nie mający przy-
jaciół. Osoby stanu wolnego są bardziej narażone na depresję niż
osoby żyjące w związku małżeńskim. Nawet zwykły kontakt towa-
rzyski jest obroną przed chorobą. Osoby, które w czasie choroby
dążą do odosobnienia, są narażone na jej zaostrzenie się.
Moja matka w wieku siedemdziesięciu paru lat poddała się
operacji, po której przez parę miesięcy musiała pozostawać ze
sztucznym odbytem — przewodem prowadzącym od nacięcia w ki-
szce do podwieszonego z zewnątrz woreczka. Wielu osobom robi
się niedobrze na widok czegoś takiego, więc matce było ogromnie
wstyd z tego powodu. Unikała przyjaciółek, przestała grać w bri-
dża, nie chciała, byśmy ją odwiedzali, i nie wychodziła z domu,
dopóki nie usunięto sztucznego odbytu. Niestety, w tym, spędzo-
nym w zupełnej samotności okresie, powróciła gruźlica, której
matka nabawiła się w dzieciństwie na Węgrzech. Stało się to, co —
statystycznie rzecz biorąc — jest kosztem samotności, zmniejszyła
się jej odporność na choroby, szczególnie na nawrót chorób, któ-
rych nigdy nie daje się całkowicie wyleczyć.
Pesymiści mają ten sam problem. Kiedy znajdą się w trudnej
sytuacji, stają się bardziej pasywni i podejmują mniej starań, aby
Zdrowie 267
Mózg łączy się z systemem odpornościowym nie za pośrednic-
twem nerwów, lecz hormonów, chemicznych kurierów, które prze-
mieszczają się przez system krwionośny i mogą przekazywać sta-
ny emocjonalne z jednej części ciała do innej. Udowodniono ponad
wszelką wątpliwość, że kiedy jednostka ulega depresji, zmienia
się stan jej mózgu. Liczba neurotransmiterów, to znaczy hormo-
nów przenoszących informacje od nerwu do nerwu, może ulec
zmniejszeniu. Podczas depresji zmniejsza się liczba pewnego ro-
dzaju hormonów przenoszących informacje między nerwami, zwa-
nych katecholaminami.
Za pomocą jakiego łańcucha zjawisk fizycznych system immu-
nologiczny jednostki otrzymuje informacje o tym, że jest ona na-
stawiona pesymistycznie, znajduje się w depresji czy ma zmar-
twienia? Okazuje się, że gdy zmniejsza się liczba katecholamin,
zwiększa się aktywność innych związków chemicznych, zwanych
endorfinami, które są czymś w rodzaju wytwarzanej przez orga-
nizm morfiny. Komórki systemu immunologicznego posiadają re-
ceptory, które reagują na poziom endorfin w organizmie. Kiedy,
jak ma to miejsce podczas depresji, poziom katecholamin jest ni-
ski, wzrasta poziom endorfin. System immunologiczny, reagując
na to, obniża swoją aktywność.
Czy to wszystko jest tylko fantazją biologiczną, czy też depre-
sja, poczucie utraty i pesymizm rzeczywiście wyłączają system
immunologiczny?
Mniej więcej dziesięć lat temu zespół uczonych australijskich
przeprowadził badania dwudziestu sześciu mężczyzn, których żo-
ny tuż przedtem zmarły lub zginęły w wypadkach.11 Przekonali
każdego z badanych, aby dwukrotnie poddał się badaniu krwi —
po raz pierwszy w tydzień, a po raz drugi w sześć tygodni po
śmierci żony. Dzięki temu można było ocenić działanie systemu
immunologicznego w okresie żałoby. Stwierdzono, że praca syste-
mu odpornościowego ulega w tym okresie znacznemu obniżeniu.
Komórki odpornościowe nie mnożyły się tak szybko jak normalnie.
Po pewnym czasie system immunologiczny wracał do normy. Prze-
prowadzone później badania amerykańskie potwierdziły i uzupeł-
niły te rewelacyjne wyniki.
Zdrowie 273
go sposób, w jaki reaguje na takie przypadki. Niektóre spośród
osób badanych radziły sobie jeszcze w trakcie studiów z niepowo-
dzeniami, stosując tak zwane „dojrzałe środki obrony" — humor,
altruizm, sublimację. Inne osoby nigdy ich nie stosowały — na
przykład kiedy zrywały z nimi dziewczyny, uciekały się do proje-
kcji, zaprzeczenia i tym podobnych „niedojrzałych środków obro-
ny". Godne uwagi jest to, że mężczyźni, którzy w wieku dwudzie-
stu paru lat stosowali dojrzałe środki obrony, byli później zdrowsi
niż pozostali i mieli bardziej udane życie. Koło sześćdziesiątki
żaden z nich nie był przewlekle chory, podczas gdy jedna trzecia
mężczyzn nie stosujących w młodości dojrzałych środków obrony
miała w tym wieku poważne problemy ze zdrowiem.
A zatem była to grupa, jakiej potrzebowaliśmy. Wszyscy jej
członkowie legitymowali się dobrze udokumentowanymi stwier-
dzeniami przyczynowo-skutkowymi z okresu młodości, wszyscy
w okresie, z którego pochodziły te stwierdzenia, cieszyli się do-
brym zdrowiem i odnosili sukcesy, przez całe życie skrupulatnie
kontrolowano stan ich zdrowia, a teraz kończyli wiek średni.
W dodatku było dużo innych informacji o ich osobowości i życiu.
Czy ci spośród nich, którzy byli optymistami, prowadzili zdrowsze
życie? Izy żyli dłużej?
George wspaniałomyślnie zgodził się na współpracę z Chrisem
Petersonem i ze mną. Uważa się on za strażnika niezwykle cen-
nego skarbu, jakim jest owa unikalna próbka społeczeństwa i „wy-
pożycza" go od czasu do czasu (zawsze bardzo dbając o to, by
zachować anonimowość osób badanych) poważnym naukowcom,
którzy pragną odkryć wyznaczniki zdrowia i sukcesów promieniu-
jące na całe życie jednostki.
Postanowiliśmy użyć techniki „zalakowanej koperty". George
osobiście zatroszczył się o to, byśmy nie mieli pojęcia, kim są
badane przez nas osoby i które z nich cieszą się dobrym zdrowiem.
Najpierw wybrał losową próbkę obejmującą połowę (dziewięćdzie-
siąt dziewięć osób) jego grupy i wręczył nam protokoły, które spo-
rządziły po powrocie z wojny, w latach 1945 - 1946. Były to bogate
treściowo, pełne wyjaśnień zarówno optymistycznych, jak i pesy-
mistycznych, dokumenty. A oto dwa przykłady:
Zdrowie 275
Problem związków między ciałem
a psychiką raz jeszcze
ISTNIEJĄ PRZEKONYWAJĄCE DOWODY na to, iż stany psychiczne
wpływają na zdrowie człowieka. Depresja, żałoba, pesymizm zdają
się wywoływać zarówno przejściowe, jak i długotrwałe pogorszenie
stanu zdrowia. Co więcej, nie jest już tajemnicą, w jaki sposób do
tego dochodzi. Składa się na to wysoce prawdopodobny łańcuch
wydarzeń, który zaczyna się od niepowodzeń, a kończy złym sta-
nem zdrowia.
Łańcuch ten zapoczątkowuje szczególny zespół niepomyślnych
wydarzeń — utrata kogoś lub czegoś, niepowodzenie lub porażka
w jakiejś dziedzinie życia — które sprawiają, iż człowiek czuje się
bezradny. Jak się przekonaliśmy, każdy reaguje w takiej sytuacji
przynajmniej chwilową bezradnością, a osoby o pesymistycznym
stylu wyjaśniania wpadają wówczas w depresję. Depresja prowa-
dzi do zmniejszenia się liczby katecholamin i wzrostu wydzielania
endorfin. Wzrost poziomu endorfin może upośledzić funkcjonowa-
nie systemu immunologicznego. Organizm człowieka jest cały czas
wystawiony na działanie patogenów — czynników chorobotwór-
czych — którym w normalnych warunkach przeciwstawia się
system immunologiczny. Kiedy jednak system ten zostaje częścio-
wo wyłączony wskutek zachwiania równowagi katecholamin i en-
dorfin, patogeny mogą zacząć działać w sposób niekontrolowany.
Choroba, niekiedy zagrażająca życiu, staje się bardziej prawdo-
podobna.
Można zbadać każde ogniwo łańcucha utrata — pesymizm —
depresja — zmniejszenie się poziomu katecholamin — wzrost po-
ziomu endorfin — upośledzenie funkcjonowania systemu immu-
nologicznego — choroba i dysponujemy dowodami na działanie
każdego z tych ogniw. Ten ciąg wydarzeń nie ma nic wspólnego
z żadnymi duchami ani tajemniczymi, nie dającymi się zaobser-
wować i zmierzyć procesami. Co więcej, jeśli zależności te łączą
się w taki łańcuch, to na każdym etapie można stosować terapię
i prewencję.
Zdrowie 277
profesorka z Pittsburgha zajmująca się psychologicznymi proble-
mami chorych na raka.
— Tak naprawdę — powiedziała drżącym z emocji głosem —
chciałabym wypróbować terapię i prewencję. Judy i Martin prze-
konali nas, że pesymistyczny styl wyjaśniania prowadzi do zabu-
rzeń w funkcjonowaniu systemu immunologicznego i wpływa na
pogorszenie stanu zdrowia. Przedstawiony przez nich łańcuch wy-
darzeń, który może prowadzić do takich efektów, wydaje się wielce
prawdopodobny. Istnieją też przekonywające dowody na to, że te-
rapia kognitywna zmienia styl wyjaśniania. A zatem zajmijmy się
psychologicznym ogniwem tego łańcucha. Zmieńmy styl wyjaśnia-
nia i — tak, czytacie to z moich ust — wyleczmy raka.
Po jej wystąpieniu zapadło długie, ambarasujące milczenie.
Prawie nikt spoza tego pokoju nie uwierzyłby, że terapia psycho-
logiczna może zaktywizować źle działający system immunologicz-
ny. Jeszcze mniej osób byłoby skłonnych uwierzyć w to, że za
pomocą psychoterapii można leczyć raka. Dla reszty świata lekar-
skiego byłoby to szarlatanerią, policzkiem wymierzonym w twarz
oficjalnej medycyny. A nic nie mogłoby tak szybko zniszczyć re-
putacji naukowca jak zarzut uprawiania szarlatanerii. Psycholo-
gia jako metoda leczenia chorób fizycznych — coś takiego!
Zebrałem się na odwagę i przerwałem milczenie.
— Zgadzam się z Sandy — powiedziałem, nie bardzo wiedząc,
w co nas wszystkich pakuję. — Jeśli Judy chce czegoś wizjoner-
skiego, jeśli chce marzeń, to spróbujmy zmienić system immunolo-
giczny środkami psychologicznymi. Jeśli mylimy się, to zmarnu-
jemy parę lat. Jeśli jednak mamy rację i jeśli uda nam się prze-
konać świat medyczny — co stoi pod wielkim znakiem zapytania
— to zrewolucjonizuje to system opieki zdrowotnej.
Tego dnia Judy Rodin, Sandra Levy i ja postanowiliśmy spró-
bować. Najpierw złożyliśmy w fundacji podanie o przyznanie fun-
duszy na pilotażowe badania nad wpływem terapii kognitywnej
na aktywizację systemu immunologicznego. Szybko je nam przy-
znano i przez następne dwa lata zajmowaliśmy się leczeniem
czterdziestu pacjentów cierpiących na czerniaka i raka okrężnicy,
dwie ostre postacie raka. Pacjenci ci przez cały czas poddawani
Zdrowie 279
w separacji, rekrutom odbywającym służbę w mroźnej Arktyce —
będziemy dawali ćwiczenia, które znajdziesz w rozdziale dwuna-
stym. W grupach tych normalnie notuje się niezwykle wysoki sto-
pień zapadalności na choroby. Czy zmiana pesymistycznego stylu
wyjaśniania na optymistyczny zaktywizuje ich system immunolo-
giczny i zapobiegnie chorobom?
Mamy wielką nadzieję, że się tak stanie.
Rozdział jedenasty
Polityka, religia
i kultura:
nowa psychohistoria
LEKTURA. DZIEŁ Zygmunta Freuda w latach młodzień-
czych wywarła przemożny wpływ na moje zainteresowania. To
one obudziły we mnie fascynację psychologią „gorącą" — motywa-
cją, emocjami, chorobami psychicznymi, to one sprawiły, że psy-
chologia „zimna" — percepcja, przetwarzanie informacji, słysze-
nie, widzenie — zawsze była mi dziwnie obojętna. Jednak inny
popularny pisarz z czasów mojej młodości, zwykle mniej ceniony
niż Freud, wywarł na mnie jeszcze głębszy wpływ. Pisarzem tym
był Isaac Asimov, niezwykle płodny twórca, autor powieści scien-
ce-fiction i wizjoner.
W swej Trylogii Fundacji, od której nie sposób się oderwać
(przeczytałem ją w porywie młodzieńczego uniesienia w ciągu
trzydziestu godzin), Asimov stworzył bohatera rozpalającego wyo-
braźnię pryszczatych, inteligentnych młokosów. Hari Seldon jest
uczonym, który tworzy „psychohistorię" — naukę umożliwiającą
przewidywanie przyszłości. Jednostki są, zdaniem Seldona, nie-
obliczalne, ale zachowanie masy jednostek, podobnie jak zacho-
wanie masy atomów, da się w znacznym stopniu przewidzieć. Po-
trzeba jedynie równań Hariego Seldona i zasad behawioralnych
(do czego Asimov nigdzie się nie przyznaje), by przewidzieć bieg
historii, a nawet wystąpienie różnych kryzysów. „O rety!", myślał
taki podekscytowany nastolatek. „Przewidywanie przyszłości na
podstawie reguł psychologicznych!"
Ii
Jl
"h
część trzecia
Przemiana:
od pesymizmu
do optymizmu
Rozdział dwunasty
Optymistyczne życie1
OPTYMISTĘ SPOTYKA W ŻYCIU tyle samo niepowodzeń
i tragedii, co pesymistę, ale optymista znosi to lepiej. Jak się prze-
konaliśmy, optymista dochodzi po porażce szybko do siebie i choć
żyje mu się już trochę gorzej, podnosi się i zaczyna działać na
nowo. Natomiast pesymista poddaje się i popada w depresję. Dzię-
ki swej odporności na przeciwności, optymista odnosi większe niż
pesymista sukcesy w pracy, w szkole i na boisku. Optymista cieszy
się lepszym zdrowiem, a nawet żyje dłużej. Amerykanie wolą opty-
mistycznych niż pesymistycznych przywódców. Pesymista lęka się
katastrofy, nawet jeśli wszystko idzie mu dobrze.
Jest to zła wieść dla pesymistów. Ale jest i dobra. Otóż pesymiś-
ci mogą posiąść umiejętność optymistycznego patrzenia na świat,
nauczyć się techniki myślenia optymistycznego i stale polepszać ja-
kość swego życia. Techniki te mogą się przydać nawet optymistom,
ponieważ i im zdarzają się okresy przynajmniej lekkiej depresji.
Części czytelników może wydawać się, iż wyzwolenie się z pe-
symizmu i stanie się optymistą jest niepożądane. Być może wy-
obrażają oni sobie optymistę jako okropnego nudziarza, chwalą-
cego się swymi przewagami bufona, który winę za wszelkie
niepowodzenia zrzuca stale na innych i nigdy nie przyznaje się
do swoich błędów. Jednak ani optymizm, ani pesymizm nie ma
nic wspólnego ze złymi manierami. Jak przekonacie się podczas
lektury tego rozdziału, przemiana pesymisty w optymistę nie po-
lega na tym, by nauczyć się, jak być większym egoistą, człowie-
kiem pewnym siebie i arogantem, narzucającym innym swoje ja,
lecz na tym, by nauczyć się zestawu technik, które umożliwiają
6.
7.
Trudność: Zad1*-
\tóry mi się podoba,
i zaproponov
\ncert. Odparł, że
jest mu '
\porze zebranie.
\eiał oszczędzić
\mieć ze mną
\ Jestem dla
\a wspólne
Vnować
pójśt
Truć
Jed-
łem do &
.<; samych
muskulan.
Przekona
-cniu z tymi facetami
wyglądam jai
wieloryb! Jeśli mam god-
ność, powinien
-j stąd wyjść.
Skutki: Czuł..
,oiutnie zażenowany i po piętnastu
minutach już mm
.xn nie było.
A teraz kolej na ciebie. Przez następne parę dni skoncentruj
się na podobnych sytuacjach i zapisz pięć ciągów TPS.
Trudność:
I
Po zapisaniu pięciu epizodów TPS, przeczytaj je wnikliwie.
Poszukaj więzi łączącej twoje przekonania z ich skutkami. Prze-
konasz się, że wyjaśnienia pesymistyczne prowadzą do bierności
i zniechęcenia, podczas gdy wyjaśnienia optymistyczne wyzwalają
twoją energię.
A oto następny krok: jeśli zmienisz przekonania, które zazwy-
czaj żywisz wobec napotykanych przez siebie trudności, to w kon-
sekwencji zmienią się twoje reakcje na te trudności. Istnieją nie-
zawodne metody dokonania takiej zmiany.
SĄ DWA
pu
I pesymizmu do optymizmu
możesz przestać o tym myśleć, powiedz sobie:
\ potem... o... [tu podajesz taką a taką godzinę]".
\zapisać niepokojące cię myśli, w chwili kiedy
jwy. To połączenie zapisywania ich — które
na światło dzienne i pozbyciu się ich w ten
aczenie sobie jakiejś późniejszej pory na ich
akomite efekty. Wykorzystuje się w ten spo-
w ogóle istnieje ruminacja — powodem
przypominanie o tych myślach właśnie —
Jeśli zapiszesz owe natrętne myśli i wy-
\ich przemyślenie, to znika powód, dla któ-
tacają, a brak powodu osłabia siłę ich od-
Zakwestionowanie natrętnych myśli
UNIKANIE NIEPOKOJĄCYCH NAS PRZEKONAŃ może być dobrym środ-
kiem pierwszej pomocy, ale lekiem dużo skuteczniejszym i o dłuż-
szym działaniu jest kwestionowanie ich. Znajdź argumenty prze-
ciw nim. Przejdź do ataku. Skutecznie kwestionując przekonania,
które wywoływane są pojawianiem się trudności, możesz zmienić
swe zwyczajowe reakcje — zniechęcenie i poddanie się — na
aktywność i pogodę ducha.
Trudność: Ostatnio podjęłam studia wieczorowe, aby uzy-
skać dyplom magistra. Jestem po pierwszej sesji egzamina-
cyjnej, podczas której nie wypadłam tak dobrze, jak chciałam.
Przekonanie: Co za marne oceny, Judy! Bez wątpienia wy-
padłam najgorzej z całej grupy. Jestem po prostu głupia, i to
wszystko. Trzeba pogodzić się z faktami. Jestem po prostu
za stara, żeby rywalizować z tymi dzieciakami. Nawet jeśli
wytrzymam, to kto zatrudni czterdziestoletnią kobietę, kiedy
może przyjąć dwudziestotrzyletnią dziewczynę? Co ja sobie
wyobrażałam, kiedy się zapisywałam? Dla mnie jest już za
późno.
izmu do optymizmu
ii jest to, abyś uświadomił sobie, że twoje
sekonaniami. Mogą one, lecz nie muszą,
v. Jeśli znajoma wrzaśnie na ciebie w zło-
ką! Jesteś głupią, bezmyślną egoistką!",
Najprawdopodobniej nie przejmiesz się
jednak dopieką ci one, to zakwestionu-
j wprost do oszczerczym, albo prowadząc
[ożesz powiedzieć: „Moje dzieci kochają
stwo czasu. Uczę je algebry, różnych gier
bie radzić w życiu. A ona po prostu za-
zdrości mi, bo jej dzieciaki są do niczego".
Możemy dość łatwo zdystansować się od nieuzasadnionych
oskarżeń stawianych nam przez inne osoby. Jednak dużo trudniej
jest nam zachować dystans w stosunku do oskarżeń, które sta-
wiamy sobie sami. Przecież jeśli to my tak o sobie myślimy, to
musi to być prawda.
Fałszywy wniosek!
To, co mówimy sobie, kiedy spotka nas niepowodzenie, może
być tak samo bezpodstawne jak brednie zazdrosnej znajomej. Wy-
jaśnienia, które wówczas tworzymy na własny użytek, zazwyczaj
wykoślawiają obraz rzeczywistości. Są to po prostu złe nawyki
myślenia będące wynikiem nieprzyjemnych doświadczeń z naszej
przeszłości — konfliktów z okresu dzieciństwa, wymagań suro-
wych rodziców, nadmiernie wymagającego trenera drużyny mło-
dzieżowej, w której występowaliśmy, zawiścią starszej siostry —
ale skoro wydają się wytworami naszych umysłów, traktujemy je
jak ewangelię.
Tymczasem są to tylko przekonania, wierzenia, a to, że się jest
o czymś przekonanym, czy że się w coś wierzy, nie znaczy wcale,
że jest tak istotnie. Jeśli ktoś uważa, że jest niesympatyczny, nie
nadaje się do niczego i nikt go nigdzie nie zatrudni, nie znaczy,
że jest tak naprawdę. Trzeba na moment zawiesić nasze przeko-
nania i zdystansować się od swoich pesymistycznych wyjaśnień
przynajmniej na czas potrzebny do ich zweryfikowania. Spraw-
oesymizmu do optymizmu
więcej kalorii, niż zawierał obiad, z którego
tójść z przyjaciółmi na piwo.
te, abyś dostrzegł różnicę między tym podej-
iłą pozytywnego myślenia". Pozytywne myśle-
I próbach uwierzenia w takie podniosłe niby-
clnia na dzień w każdej dziedzinie wiedzie mi
lo iż brak jest na to dowodów, a nawet — co
ą temu. Jeśli rzeczywiście potrafisz dać wiarę
nej dla ciebie, jednak wiele wykształconych
jeptycyzmu, nie jest w stanie traktować po-
rych oświadczeń. W przeciwieństwie do tego,
-riiera się na dokładnym rozpoznaniu sytuacji.
Stwierdziliśmy, że samo powtarzanie sobie pozytywnych sądów
niezbyt, jeśli w ogóle, podnosi na duchu tego, kto to robi, czy
poprawia jego osiągnięcia w jakiejkolwiek dziedzinie. Efekt daje
dopiero stawienie czoła sądom negatywnym. Negatywne przeko-
nania, które wywołane są trudnościami, są zazwyczaj nieścisłe lub
nawet mylne. Większość osób ma skłonność do katastrofizowa-
nia — ze wszystkich potencjalnych przyczyn wybierają one tę,
która pociąga za sobą najgorsze skutki. Jedna z najbardziej sku-
tecznych technik kwestionowania przekonań polega na szukaniu
dowodów, które świadczą, iż wyjaśnienia katastroficzne znie-
kształcają rzeczywisty obraz wydarzeń. W przeważającej większo-
ści przypadków rzeczywistość będzie świadczyła na twoją korzyść.
Wyuczony optymizm oddziałuje na nas nie poprzez nieuzasa-
dnione pozytywne myślenie o świecie, lecz dzięki potędze myślenia
„nienegatywnego".2
Alternatywy
PRAWIE ŻADNE WYDARZENIE nie jest skutkiem jednej tylko przy-
czyny; większość wydarzeń ma wiele przyczyn. Jeśli wypadłeś źle
na egzaminie, to mogły się na to złożyć wszystkie z podanych niżej
przyczyn: to, czy trudny był egzamin, czy długo się uczyłeś, czy
jesteś bystry, czy sprawiedliwy był egzaminator, czy poszło innym
zdającym, czy byłeś zmęczony. Pesymiści mają skłonność do wy-
pesymizmu do optymizmu
k: „Nawet jeśli moje przekonanie jest prawdzi-
jo implikacje?" Judy była starsza niż reszta
) implikuje? Nie znaczy to przecież, że jest ona
niż pozostali ani że nikt nie będzie chciał jej
Katie złamała dietę, nie znaczy, że jest ona
st głupia, a już na pewno nie znaczy, że po-
wyrzeczenia dwóch tygodni poszły na marne,
i zadać pytanie, jak prawdopodobne są okro-
ili przekonań. Czy jest prawdopodobne, by trzy
minów znaczyły, że nikt nigdy nie zatrudni
p sałatki i galaretki rzeczywiście oznacza, że
inym żarłokiem? Kiedy zadasz już sobie pyta-
nie, czy implikacje twoich przekonań są rzeczywiście tak strasz-
ne, jak ci się wydaje, zastosuj ponownie technikę przedstawioną
wcześniej i zacznij szukać dowodów. Katie przypomniała sobie
w końcu, że przecież przez okrągłe dwa tygodnie przestrzegała
ścisłej diety, co było dowodem na to, że trudno by ją nazwać nie-
nasyconym żarłokiem. Judy z kolei przypomniała sobie, że prawie
każdy, kto uzyskał dyplom magisterski ze specjalności, którą stu-
diowała, otrzymał dobrą pracę.
Przydatność
NIEKIEDY SKUTKI posiadania pewnych przekonań są znacznie waż-
niejsze niż ich prawdziwość. Czy dane przekonanie ma zgubne
skutki? Przekonanie* Katie, iż jest żarłokiem, nawet gdyby było
prawdziwe, ma zgubne skutki. Prowadzi ono bowiem do całkowi-
tego zarzucenia diety.
Niektóre osoby ogarnia przygnębienie, kiedy okazuje się, że na
świecie nie ma sprawiedliwości. Możemy podzielać to uczucie, ale
przekonanie, iż na świecie powinna panować sprawiedliwość, mo-
że prowadzić do tylu przykrych rozczarowań, że lepiej o tym nie
myśleć. I co mi przyjdzie z tego, że będę się go uparcie trzymał?
Czasami, zamiast zastanawiać się nad słusznością swoich prze-
konań i kwestionować je, lepiej jest nie myśleć o nich i robić swoje.
Na przykład saper rozbrajający minę może pomyśleć: „Może wy-
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
Rozdział trzynasty
Jak pomóc dziecku
uniknąć pesymizmu
LUBIMY MYŚLEĆ O DZIECIŃSTWIE jako o idyllicznym okre-
sie życia, wolnym od ciężaru odpowiedzialności, która spływa na
nas z wiekiem, jako o bezpiecznym azylu, w którym chronimy się
przed przeciwnościami tego świata. A jednak, jak przekonałeś się
podczas lektury poprzednich rozdziałów, nie ma twierdzy, która
broniłaby nas przed pesymizmem i jego groźną sukcesorką —
depresją. Wiele dzieci bardzo cierpi z powodu pesymizmu, który
kładzie się ponurym cieniem na ich przyszłość, ma destrukcyjny
wpływ na ich wyniki w nauce i nie pozwala im cieszyć się życiem.
Dzieci w wieku szkolnym popadają w depresję w tym samym
stopniu, co dorośli, a jej postać nie jest u nich wcale łagodniejsza.
Co gorsza, pesymizm kształtuje ich sposób widzenia świata i by-
najmniej nie znika z wkroczeniem w wiek dojrzały.
Jak pamiętamy, badania wykazały, że dzieci uczą się pesymi-
zmu od swoich matek. Mogą go też wywołać krytyczne uwagi
dorosłych. Skoro jednak dzieci mogą nauczyć się pesymizmu, to
mogą się go również oduczyć, i to w dokładnie taki sam sposób
jak dorośli, to znaczy przez wykształcenie bardziej optymistycz-
nych stylów wyjaśniania sobie niepowodzeń. Co prawda, techniki
TPS zostały opracowane z myślą o dorosłych, ale mimo iż mniej
uwagi poświęcono badaniu ich skuteczności w odniesieniu do dzie-
ci, mogę je z czystym sumieniem zalecić twemu dziecku. Można
powiedzieć, iż nauczenie dzieci optymizmu jest nie mniej ważne
niż nauczenie ich rzetelnej pracy i uczciwości, jako że optymizm
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
i Kwestionowanie:
Aktywizacja:
Rozdział czternasty
Optymistyczna
organizacja1
POMYŚL O NAJTRUDNIEJSZEJ SYTUACJI, na jaką napoty-
kasz w swojej pracy, o tym, kiedy ogarnia cię zniechęcenie do tego,
co robisz, o sytuacjach, kiedy nagle natrafiasz na mur nie do
przebycia. Co robisz, kiedy znajdziesz się przed takim murem?
Steve Prosper jest agentem firmy sprzedającej polisy ubezpie-
czeniowe na życie i prawie każdego wieczoru między piątą trzy-
dzieści a dziewiątą trzydzieści musi dzwonić do absolutnie nie
znanych sobie ludzi. Nie cierpi tego. Nazwiska swych rozmówców
wybiera z listy wszystkich małżeństw z Chicago, którym ostatnio
urodziły się dzieci. Typowy wieczór wygląda tak:
Pierwszy rozmówca odkłada słuchawkę już po piętnastu se-
kundach. Drugi mówi mu, że ma już wszystkie ubezpieczenia,
jakie są mu potrzebne. Trzeci okazuje się osobą samotną — po-
zwala Steve'owi mówić, a potem opowiada mu długo i rozwlekle
0 meczu, który oglądał poprzedniego wieczoru w telewizji. Po pół
godzinie Steve dowiaduje się, że osoba ta utrzymuje się z zasiłku
1 nie jest zainteresowana wykupieniem polisy ubezpieczeniowej.
Czwarty rzuca w słuchawkę: „Nie zawracaj mi głowy, cymbale".
W tym momencie Steve napotyka na mur. Patrzy ponurym wzro-
kiem na telefon, na listę i znowu na telefon. Przegląda gazetę.
Potem spogląda jeszcze raz na telefon. Nalewa sobie whisky i włą-
cza telewizor.
Na swoje nieszczęście Steve współzawodniczy w pozyskiwaniu
klientów z Naomi Sargent. Ma ona taką samą listę nazwisk jak
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Trudność:
Przekonanie:
Skutki:
Kwestionowanie:
Aktywizacja:
. Trudność:
i Przekonanie:
Skutki:
t11 Kwestionowanie:
',' Aktywizacja:
4
II!
406 Przemiana: od pesymizmu do optymizmu
Kolega: Ten gość odłożył słuchawkę, bo zupełnie źle przed-
stawiłeś mu ofertę.
Ty: Może nie było to arcydzieło reklamy, ale wcale nie zro-
biłem tego źle. Przedstawiłem ofertę jasno i fachowo [dowody].
Ta propozycja nie różniła się od innych, które dziś przedsta-
wiłem innym osobom, a na dwudziestu rozmówców tylko on
jeden się wyłączył [dowody].
Nie sądzę, żeby mój sposób przedstawiania oferty miał coś
wspólnego z faktem, że on odłożył słuchawkę. Może był czymś
zajęty, a może z zasady nie słucha żadnych ofert składanych
telefonicznie [alternatywy]. Tak czy inaczej, to przykre, że od-
łożył słuchawkę, ale nie świadczy to źle o moich umiejętno-
ściach [implikacje].
Jeśli masz jakieś ciekawe uwagi dotyczące składania ofert
przez telefon, to chętnie ich wysłucham, ale trochę później, gdy
będę miał przerwę [przydatność].
Koleżanka pielęgniarki: Nigdy nie możesz z niczym zdążyć.
Stale wołają cię pacjenci, a lekarze bez przerwy krytykują two-
ją pracę. Gdybyś była lepszą pielęgniarką, to i pacjenci, i le-
karze byliby szczęśliwi i zadowoleni.
Ty: To prawda. Choćbym nie wiem jak się starała, stale jest
jeszcze coś do zrobienia [dowód]. Niestety, to taka praca i wcale
nie znaczy to, że nie jestem dobrą pielęgniarką [implikacja].
Koleżanka (wtrącając się): To ciężka i nerwowa praca, stale
w napięciu. Jesteś za słaba, żeby podołać tym obowiązkom.
Ty: Uszczęśliwianie pacjentów czy lekarzy nie należy do
moich obowiązków. Zresztą nie mam takiej władzy. Mogę tylko
starać się, żeby pacjenci czuli się jak najlepiej, i pomagać
lekarzom w ich pracy tak, jak umiem, ale to, czy są szczęśliwi,
czy nie, nie zależy ode mnie [alternatywy].
Faktem jest, że praca w szpitalu jest ciężka i nerwowa.
Chciałabym nauczyć się znosić to ustawiczne napięcie. Będę
musiała porozmawiać z pielęgniarkami, które mają większe
doświadczenie, i dowiedzieć się, jak one sobie z tym radzą.
p
IHt
m
Rozdział piętnasty
Elastyczny optymizm1
„Nadzieja" to ta rzecz z piórami —
Która siedzi w duszy —
I śpiewa pieśń bez słów —
I nigdy nie przestaje — nigdy —
Emily Dickinson
Nr 254 (ok. 1861 r.)
OBAWY, KTÓRE nawiedzają mnie o czwartej nad ranem,
od dwóch miesięcy zmieniły się. Tak zresztą, jak i całe moje życie.
Mam maleńką córkę, Larę Catrinę Seligman. Jest prześliczna.
Teraz, kiedy piszę, ssie pierś matki, ale prawie co minutę prze-
rywa ssanie, przygląda mi się badawczo swymi błękitnymi oczami
i uśmiecha się. Uśmiechanie się to jej najnowsze osiągnięcie. Kie-
dy to robi, uśmiech ogarnia jej całą buzię. Przypominam sobie
małego wieloryba, którego widziałem zeszłej zimy na Hawajach.
Cieszył się życiem, baraszkując radośnie w wodzie, podczas gdy
jego stateczni rodzice czuwali, aby nikt mu nie zagroził. Uśmiech
Lary jest zniewalający. Wraca do mnie o czwartej nad ranem.
Co jej zgotuje przyszłość? Co stanie się z jej afirmacją świata?
Rodzi się nowe, liczne pokolenie. „New York Times" donosi, że
obecnie dwa razy więcej niż dziesięć lat temu zamężnych Amery-
kanek chce mieć dzieci. To nowe pokolenie jest naszą afirmacją
przyszłości. Będzie to jednak pokolenie żyjące w zagrożeniu — do
znanego nam już zagrożenia wojną jądrową, zanieczyszczeniem
środowiska i zagrożenia politycznego dojdzie zagrożenie psycho-
logiczne i duchowe.
Jednakże z zagrożeniem tym można się uporać, a niepoślednią
rolę w jego zwalczaniu odegrać może wyuczony optymizm.
Przypisy
Rozdział pierwszy
3 N. Chomsky, Reuiew of „Verbal Behaoior" by B.F. Skinner, Language,
35(1959), ss. 26-58.
2 Gerald Klerman, w okresie kiedy kierował federalną Agencją do Spraw Al-
koholizmu, Narkomanii i Zdrowia Psychicznego (Alcohol, Drug Abuse, and Mental
Health Admimstration — ADAMHA), sponsorował kilka programów badań na
dużą skalę, które miały udzielić odpowiedzi na pytanie o rozpowszechnienie chorób
psychicznych w Ameryce. W „The Age of Melancholy", Psychology Today, kwiecień
1979, ss. 37-42 Klerman przedstawia alarmujące dane statystyczne, świadczące
o wzrastającej liczbie przypadków depresji.
3 Zygmunt Freud przedstawia teorię psychoanalityczną w bardzo spekulatyw-
nym. ale urzekającym artykule „Mourning and Melancholia", w. Standard Edition
of the Complete Psychologieal Works of Sigmund Freud, red. i tłum. J. Strachey,
vol. 14 (London: Hogarth Press, 1957; pierwsze wydanie 1917), ss. 237-58. Freud
odróżnia smutek, który jest stanem normalnym, od melancholii, będącej zaburze-
niem psychicznym. We współczesnej psychologii natomiast podkreśla się związek
między obu tymi stanami.
4 Dwie ważne prace zwolenników podejścia biomedycznego to: R.R. Fieve, Mo-
odswing (New York: William Morrow, 1975) i — napisana bardziej technicznym
językiem — pozycja D.F. Kleina i J.M. Davisa, Diagnosis and Drug Treatment of
Psychiatrie Disorders (Baltimore: Williams and Wilkins, 1969).
6 Trafne określenie: „Słowo, które każdy z nas nosi w sercu", zaczerpnąłem
ze wspaniałego eseju Robertsona Daviesa „What Every Girl Should Know" w: One
Half of Robertson Dauies (New York: Viking, 1977). R. Daviesowi zawdzięczam
zresztą dużo więcej.
Rozdział drugi
1 Eksperymenty „przeniesienia" ostatecznie wykazały, że odruchy Pawiowa
mogą usprawnić albo zahamować proces uczenia się (zob. R.A. Rescorla i R.L.
Sołomon, „Two-Process Learning Theory: Relationship Between Pavlovian
Przypisy 427
Conditioning and Instrumental Learning", Psychological Reuiew, 74[1967J, ss.
151-82).
2 Pełniejsze przedstawienie badań nad bezradnością u zwierząt i pełną biblio-
grafię znaleźć można w: M. Sełigman, Helplessness: On Depression, Deuelopment,
and Death (San Francisco: Freeman, 1975). Zobacz też S.F. Maier i M. Sełigman,
„Learned Helplessness: Theory and Evidence", Journal of Experimental Psycho-
logy: General, 105(1976), ss. 3-46.
3 Sprawozdanie z kilkudniowej dyskusji na temat wyuczonej bezradności mię-
dzy zwolennikami podejść behawiorystycznego i kognitywnego opublikowane zo-
stało w: Behauior Research and Therapy 18(1980), ss. 459-512. Możesz się sam
przekonać, kto wygrał ten spór.
4 Omówienie roli epicykli znaleźć można w: T. Kuhn, The Copernican Revo-
lution: Planetary Astronomy in the Development of Western Thought (Cambridge,
Mass.: Harvard University Press, 1957), ss. 59-64.
6 Zob. D.S. Hiroto, „Locus of Control and Learned Helplessness", Journal of
Experimental Psychology, 102(1974), 187-93.
Rozdział trzeci
1 W kwestii opisu roli, jaką teoria atrybucji odgrywa w osiąganiu sukcesów
zob. B. Weiner, I. Frieze, A. Kukła, L. Reed i R.M. Rosenbaum, Percewing the
Causes of Success and Failure (Morristown, N.J.: Generał Learning Press, 1971)
oraz klasyczna monografia Juliana Rottera, „Generalized Expectancies for Inter-
nal Versus External Control of Reinforeement", Psychological Monographs,
80(1966) (I, Whołe No. 609).
2 Specjalny numer Journal of Abnormal Psychology, 87(1978), zawiera zmo-
dyfikowaną teorię Abramson, Sełigmana i Teasdale'a, prawie tuzin innych arty-
kułów, w większości ustosunkowujących się krytycznie do teorii bezradności, oraz
polemikę z zarzutami przeciwników teorii.
Od tamtej pory ukazały się setki artykułów na temat stylu wyjaśniania, wy-
uczonej bezradności i depresji, opublikowano także kilkadziesiąt rozpraw doktor-
skich z tej dziedziny. W pracach tych wyrażone są sprzeczne opinie, osiągnięto
wszakże zgodę w jednej sprawie, że mianowicie pesymistyczny styl wyjaśniania
i depresja są ściśle ze sobą związane, tak jak postuluje to nasza teoria. P. Swe-
eney, K. Anderson i S. Bailey, „Attributional Style in Depression: A Metaanalityc
Review", Journal of Personality and Social Psychology, 50(1956), ss. 974-91, za-
mieszczają recenzję 104 programów badawczych, z których wszystkie wykonane
zostały poza moją pracownią. C. Robins, „Attributions and Depression: Why is
the Literaturę So Inconsistent?", Journal of Personality and Social Psychology,
54(1988), ss. 880-889, dochodzi do wniosku, że badania, które nie potwierdziły
istnienia związku między pesymizmem i depresją, były prowadzone na zbyt ma-
łych próbach.
H. Tenen i S. Herzberger, „Attributional Style Questionnaire", w: J. Keyser
i R.C. Sweetland (red.), Test Critiques, vol. 4(1986), ss. 20-30, przedstawiają hi-
storię i zastosowanie tego kwestionariusza.
428 Przypisy
3 Najnowszą wersję teorii nadziei przedstawia L.Y. Abramson, G.I. Metalsky
i L.B. Alloy, „Hopełessness Depression: A Theory-Based Process-Oriented Sub-ty-
pe of Depression", Psychological Reuiew, 96(1989), ss. 358-72.
4 Konflikt między samooskarżaniem się a odpowiedzialnością z jednej oraz
bezradnością z drugiej strony został po raz pierwszy omówiony w klarownym
artykule na temat depresji pióra L.Y. Abramson i H. Sackeim, „A Paradox in
Depression: Uncontrollability and Self-Blame", Psychological Bulletin, 84(1977),
ss. 835-51. Jak to możliwe, pytają autorki, by osoba depresyjna wierzyła, że sama
ponosi winę za swe życiowe tragedie, a jednocześnie była przekonana, że jest
bezradna?
Rozdział czwarty
1 Najlepszą ogólną znaną mi pozycją z dziedziny psychologii depresji jest nadal
klasyczne dzieło Aarona T. Becka, Depression, z roku 1967 (New York: Hoeber).
Świetnymi poradnikami terapeutycznymi są natomiast Albert Ellis, Reason and
Bmotion in Psychotherapy (New York: Stuart, 1962) oraz A.T. Beck, A.J. Rush,
B.F. Shaw i G. Emery, Cognitive Therapy of Depression: A Treatment Manuał
(New York: Guilford, 1979).
2 Zob. David Macaulay, The Way Things Work (Dorling Kindersley, 1988).
3 M.G. Allen, „Twin Studies of Affective IUness", Archives of General Psychia-
try, 33(1976), ss. 1476-1478.
4 Rozmowa ta pochodzi z Beck i in., Cognitwe Therapy of Depression, ss.
130-131.
5 Test CES-D (Center for Epidemiological Studies-Depression) jest szeroko
stosowaną metodą stwierdzania objawów depresji. Skala wyników CES-D: a self-
report depression scalę for research in the generał population, L. Radloff, Applied
Psychological Measurement, 1(1977), ss. 385-401.
6 W „The Age of Melancholy?" (Psychology Today, April 1979, ss. 37-42), Ge-
rald Herman przedstawia niektóre z zebranych przez siebie i współpracowników
alarmujących danych statystycznych dotyczących zjawiska depresji. Właśnie one
sprawiły, iż nazwał obecną epokę „wiekiem melancholii" („age of melancholy").
Wśród najważniejszych prac, które przyczyniły się do stwierdzenia epidemii de-
presji, są: L. Robins, J. Helzer, M. Weissman, H. Orvaschel, E. Gruenberg, J. Bur-
kę i D. Regier, „Lifetime Prevalence of Specific Psychiatrie Disorders in Three
Sites", Archiues of General Psychiatry, 41(1984), ss. 949-58 oraz G. Herman,
P. Lavori, J. Rice, T. Reich, J. Endicott, N. Andreasen, M. Keller i R. Hirschfeld,
„Birth Cohort Trends in Rates of Major Depressive Disorder Among Relatives of
Patients with Affective Disorder, Archiues of General Psychiatry, 42(1985), ss.
689-93. Obie prace są prawdziwymi kopalniami informacji dla poważnych badaczy
zaburzeń psychicznych.
Nie zgadzam się z autorami tylko w jednym punkcie, mianowicie gdy — pod
wpływem teorii biomedycznej — twierdzą, iż wyniki ich badań wskazują na
„współdziałanie czynników genetycznych i środowiskowych" prowadzące do tak
wielkiej obecnie liczby przypadków depresji. Wśród przytoczonych przez nich da-
Przypisy 429
nych nie znalazłem absolutnie żadnych dowodów na poparcie takiej hipotezy.
Wydaje się raczej, że zwiększona liczba przypadków depresji jest wynikiem dzia-
łania jedynie czynników środowiskowych. Na depresję cierpią ostatnio w znacznie
większym stopniu zarówno osoby, które są na nią bardziej podatne z przyczyn
genetycznych (rodziny pacjentów depresyjnych), jak też całe społeczeństwo (popu-
lacja ECA).
7 Stwierdzenie, iż depresji ulegają obecnie osoby znacznie młodsze niż dawniej,
jest wynikiem obliczeń przeprowadzonych na podstawie zebranych danych w:
T. Reich, P. Van Eerdeweigh, J. Rice, J. Mullaney, G. Klerman i J. Endicott, „The
Family Transmission of Primary Depressive Disorder", Journal of Psychiatrie
Research, 21(1987), ss. 613-24.
8 To znakomite spostrzeżenie dotyczące tworzenia modelu inteligencji zawdzię-
czam Seymourowi Papertowi, który podzielił się nim w roku 1970 z członkami
grupy, przypuszczalnie już nie istniejącej (Psychological Round Table).
9 Kryteria adekwatności modelu psychopatologii zostały podane w L.Y. Ab-
ramson i M. Seligman, „Modeling Psychopathology in the Laboratory: History and
Rationale", w: J. Maser i M. Seligman (red.), Psychopathology: Experimental Mo-
dels (San Francisco: Freeman, 1977), ss. 1-27. Głównym kryterium jest odwzoro-
wanie w modelu objawów patologii. Jak można łatwo się przekonać, w tym przy-
padku kryterium to jest spełnione.
Najbardziej przekonujących, szczegółowych dowodów świadczących o tym, iż
objawy wyuczonej bezradności ściśle korespondują z objawami depresji stwierdzo-
nej na podstawie DSM-III-R, dostarczają J.M. Weiss, P.G. Simson, M.J. Ambrose,
A. Webster i L. J. Hoffman, „Neurochemical Basis of Behavioral Depression",
Aduances in Behavioral Medicine, 1(1985), ss. 253-75. Artykuł ten oraz ważne
badania Shermana i Petty'ego wskazują również na znaczne podobieństwa między
procesami biochemicznymi zachodzącymi w mózgu w stanach wyuczonej bezrad-
ności i depresji (zob. na przykład A.D. Sherman i F. Petty, „Neurochemical Basis
of Antidepressants on Learned Helplessness", Behauioral and Neurological Bio-
logy, 30[1982], ss. 119-34.
Rozdział piąty
1 A.T. Beck, Cognitive Therapy and the Emotional Disorders (New York: New
American Library, 1976).
2 Rewolucyjne odkrycia Wolpe'a zostały opublikowane w: J. Wolpe, Psychoth-
erapy by Reciprocal Inhibition (Stanford: Stanford University Press, 1958). Freud
wyłożył swoją teorię fobii w analizie słynnego przypadku małego Hansa z 1909
roku (S. Freud, „The Analysis of a Phobia in a Five-year-old Boy, w: Collected
Papers of Freud, vol. III [London: Hogarth Press, 1950], ss. 149-289).
Stosowana przez Wolpe'a metoda terapii wywołała falę badań, które zasadni-
czo potwierdziły, iż daje ona bardzo dobre wyniki w leczeniu fobii, bez zakładanej
przez teorię Freuda substytucji symptomów. Nadal wszakże trwa dyskusja nad
tym, jakie są w rzeczywistości jej aktywne składniki. Zob. A.E. Kazdin i L.A. Wil-
coxon, „Systematic Desensitization and Nonspecific Treatment Effects: A Met-
hodological Evaluation", Psychological Bulletin, 83(1976), ss. 729-58.
430 Przypisy
3 Wyniki tych badań zostały ostatnio opublikowane w: I. Elkin, P. Pilkonis,
J.P. Docherty i S. Sotsky, „Conceptual and Methodological Issues in Comparative
Studies of Psychotherapy and Pharmacotherapy", American Journal ofPsychiatry,
145(1988), ss. 909-17.
Być może jeszcze ważniejszy, jako że jego autorzy badali także, w jaki sposób
oddziałuje terapia kognitywna, jak też udowodnili, że jest ona równie skuteczna
jak leki trójfazowe, jest artykuł S.D. Hollona, R.J. DeRubeisa i M.D. Evansa,
„Combined Cognitive Therapy and Pharmacotherapy in the Treatment of Depres-
sion", w: D. Manning i A. Frances (red.), Combination Drug and Psychotherapy
in Depression (Washington, D.C.: American Psychiatrie Press, 1990). Uważam, że
artykuł ten stanie się klasyczną pozycją w tej dziedzinie.
4 Szczegółowe przedstawienie zależności między stylem wyjaśniania a depre-
sją, wraz z obszerną bibliografią prac na ten temat można znaleźć w: C. Peterson
i M. Seligman, „Causal Explanations as a Risk Factor for Depression: Theory and
Evidence", Psychological Review, 91(1984), ss. 347-74; P. Sweeney, K. Anderson
i S. Bailey, „Attributional Style in Depression: A Meta-Analytic Review", Journal
of Personality and Social Psychology, 50(1986), ss. 974-91; L.Y. Abramson, G.I.
Metalsky i L.B. Alloy, „Hopelessness Depression: A Theory-Based Process-Orien-
ted Sub-type of Depression", Psychological Review, 96(1989), ss. 358-72.
5 Przytoczone tu informacje, że terapia kognitywna usuwa depresję równie
skutecznie jak leki antydepresyjne, że dzieje się tak wskutek zmiany stylu wy-
jaśniania oraz że styl wyjaśniania pacjenta pod koniec terapii pozwala przewi-
dzieć, czy dojdzie do nawrotów depresji, pochodzą z trzech ważnych, znajdujących
się w tej chwili w druku, artykułów Steve'a Hollona, Roba DeRubeisa i Marka
Evansa. Wypowiedzi „Tani" zostały zacytowane na podstawie rozmów z pacjentami
prowadzonych w czasie tych badań. Podobnie jak w przypadku wszystkich innych
wypowiedzi pacjentów cytowanych w tej książce, zmieniono imiona ich autorów
oraz fakty, które pozwoliłyby na ich zidentyfikowanie.
6 Duży wkład do badań nad ruminacją wniosło ostatnio troje psychologów:
Julius Kuhl, Susan Nolen-Hoeksema i Harold Zullow. Zob. J. Kuhl, „Motivational
and Functional Helplessness: The Moderating Effect of State Versus Action-Orien-
tation", Journal of Personality and Social Psychology, 40(1981), ss. 155-170; H.M.
Zullow, „The Interaction of Rumination and Explanatory Style in Depression",
praca magisterska, University of Pensylwania, 1984; S. Nolen-Hoeksema, Sex
Differences in Depression (Stanford: Stanford University Press, 1990).
7 Nie podlega dyskusji fakt, że kobiety cierpią na depresję częściej niż
mężczyźni. Dyskusyjne jest jedynie to, dlaczego tak się dzieje. Prawdodopobnie
najlepiej przedstawiony jest ten problem w S. Nolen-Hoeksema, „Sex Differences
in Depression: Theory and Evidence", Psychological Bulletin, 101(1987), ss. 259-82
i w jej ważnej książce Sex Differences in Depression.
8 Cztery z pięciu podstawowych faz terapii kognitywnej przytaczam za A.T.
Beck, A.J. Rush, B.F. Shaw i G. Emery, Cognitiue Therapy of Depression: A Treat-
ment Manuał (New York: Guilford, 1979). Piąta faza, kwestionowanie założeń,
występuje jedynie w metodzie Ellisa (A. Ellis, Reason and Emotion in Psychothe-
rapy, [New York: Stuart, 1979]). Metody Becka i Ełlisa są obecnie bardzo podobne;
jedna z niewielu różnic dotyczy właśnie kwestionowania założeń. Faza ta z reguły
Przypisy 431
nie występuje w sokratejskiej metodzie Becka, jest natomiast ważną częścią skła-
dową bardziej antypropagandystycznej metody Ellisa.
Rozdział szósty
1 Od lat zbieram wiersze, dowcipy, powiedzenia i anegdoty o optymizmie i pe-
symizmie. Poemat Wagonera, „The Labors of Thor", z tomu Collected Poems (1956-
76) (Bloomington: Indiana University Press, 1976), znajduje się na górze mej listy.
Dwie przytoczone tu zwrotki są ostatnimi zwrotkami utworu, który — moim zda-
niem — jest jednym z największych arcydzieł współczesnej poezji amerykańskiej.
Jestem wdzięczny Bertowi Brimowi za wskazanie mi go.
2 Większość danych dotyczących zależności między stylem wyjaśniania a re-
zultatami sprzedaży polis znajduje się w przeznaczonych do użytku wewnętrznego
sprawozdaniach Foresight, Inc. w Falls Church, Virginia. Są jednak dostępne dwa
traktujące o tym artykuły: M. Seligmana i P. Schulmana, „Explanatory Style as
a Predictor of Performance as a Life Insurance Agent", Journal of Personality
and Social Psychology, 50(1986), ss. 832-838 oraz M. Seligmana i D. Orana, „Ex-
planatory Style Predicts Productivity Among Life Insurance Agents: The Special
Force Study" (maszynopis niepublikowany, dostępny w Foresight, Inc., 3516 Duff
Drive, Falls Church, Va. 22041 [703-820-8170]).
3 Jill Neimark, „The Power of Positive Thinkers", Success Magazine, Septem-
ber 1987, ss. 38-41.
4Lionel Tiger, Optimism: The Biology of Hope (N.Y.: Simon and Schuster,
1979).
6 Klasyczny już dziś artykuł L.B. Alloy i L.Y. Abramson, „Judgment of Con-
tingency in Depressed and Nondepressed Students: Sadder but Wiser", Journal
of Experimental Psychology. General, 108(1979), ss. 441-85, był pierwszym stu-
dium, które wykazało realizm osób depresyjnych.
6 P. Lewinsohn, W. Mischel, W. Chaplin i R. Barton, „Social Competence and
Depression: The Role of Ulusory Self-perceptions", Journal of Abnormal Psycho-
logy, 89(1980), ss. 203-12, udowodnili, że osoby depresyjne wykazują realizm
w ocenie swych umiejętności.
7 Wydaje się, że realizm osób depresyjnych dotyczy również sfery pamięci, ale
dowody przeczą temu. Zob., na przykład, R. DeMonbreun i E. Craighead, „Distor-
tion of Perception and Recall of Positive and Neutral Feedback in Depression",
Cognitwe Therapy and Research, 1(1977), ss. 311-29.
8 C. Peterson i M. Seligman, „Causal Explanations as a Risk Factor for De-
pression: Theory and Evidence", Psychological Review, 91(1984), ss. 347-74.
9 Ambrose Bierce, The Deuils Dictionary (N.Y.: Dover, 1958 [pierwsze wydanie
1911]).
432 Przypisy
Rozdział siódmy
1 The Children's Attributional Style Questionnaire (CASQ) jest najszerzej sto-
sowanym narzędziem pomiaru stylu wyjaśniania u dzieci między ósmym a dwu-
nastym rokiem życia. Zob. M. Seligman, N.J. Kaslow, L.B. Alloy, C. Peterson,
R. Tannenbaum i L.Y. Abramson, attributional Style and Depressive Symptoms
Among Children", Journal of Abnormal Psychology, 93(1984), ss. 235-8.
2 Zob. na przykład: J. Puig-Antich, E. Lukens, M. Davies, D. Goetz, J. Bren-
nan-Quattrock i G. Todak, „Psychosocial Functioning in Prepubertal Major De-
pressive Disorders: I. Interpersonal Relationships During the Depressive Episode",
Archives of General Psychiatry, 42(1985), ss. 500-507. W czasie gdy przygotowy-
wałem tę książkę do druku, zmarła nagle, w wieku czterdziestu siedmiu lat, Kim
Puig-Antich, czołowa amerykańska badaczka depresji u małych dzieci. Psychiatria
i psychologia poniosły dotkliwą stratę:
3 Najwybitniejszą badaczką zjawiska bezradności w szkole jest Carol Dweck.
Wyniki przedstawione w tym rozdziale są efektem pracy jej i jej kolegów. Zob.
C.S. Dweck i B. Licht, „Learned Helplessness and Intellectual Achievement", w:
J. Garbey i M. Seligman (red.), Human Helplessness: Theory and Applications
(New York: Academic Press, 1980), ss. 197-222.
4 W dodatku do: P. Schulman, C. Castellon i M. Seligman, „Assessing Expla-
natory Style: The Content Analysis of Verbatim Explanations and the Attributio-
nal Style Questionnaire", Behavior Research and Therapy, 27(1989), ss. 505-12,
znajdują się zasady oceny wypowiedzi dosłownych. Wystarczy pół dnia, by się
z nimi zapoznać i nabrać wprawy w tej pracy.
5 Zob. M. Seligman i G. Elder, „Learned Helplessness and Life-Span Develop-
ment", w: A. Sorenson, F. Weinert i L. Sherrod (red.), Human Deuelopment and
the Life Course: Multidisciplinary Perspectiues (Hillsdale, N.J. Erlbaum, 1985),
ss. 377-427.
6 Tę ważną pracę na temat czynników zwiększających podatność na depresję
można znaleźć w: G.W. Brown i T. Harris, Social Origins of Depression (London:
Tavistock, 1978).
Rozdział ósmy
1 Skala do oceny depresji dziecka jest nieco zmodyfikowaną przeze mnie wer-
sją testu CES-DC (Center for Epidemiological Studies-Depression Child). Test ten
został opracowany i przedstawiony w: M. Weissman, H. Orvaschell i N. Padian,
„Children's Symptoms and Social Functioning: Self-Report Scales", Journal of
Nervous and Mental Disease, 168(1980), ss. 736-40.
2 Więcej na temat badań Carol Dweck dowiedzieć się można z: C.S. Dweck
i B. Licht, „Learned Helplessness and Intellectual Achievement", w: J. Garber
i M. Seligman (red.), Human Helplessness: Theory and Applications (New York:
Academie Press, 1980), ss. 197-222.
3 Zob. S. Nolen-Hoeksema, J. Girgus i M. Seligman, „Learned Helplessness
Przypisy 433
in Children: A Longitudonal Study of Depression, Achievement and Explanatory
Style", Journal of Personality and Social Psychology, 51(1986), ss. 435-42.
4 Ostatnio zarysowała się pewna zbieżność stanowisk w badaniach nad zadzi-
wiająco szkodliwym wpływem na dzieci rozwodu lub separacji rodziców oraz kłótni
między nimi. Ważniejsze pozycje dotyczące tej problematyki to: J. Wallerstein
i S. Blakeslee, Second Chances: Men, Women, and Children a Decade After Di-
vorce (New York: Tickner and Fields, 1989); E.M. Hetherington, M. Cox i C. Roger,
„Effects of Divorce on Parents and Children", w: M.E. Lamb (red.), Non-traditional
Families (Hillsdałe, N.J.: Erlbaum, 1982), ss. 233-88; E.M. Cummings, D. Vogel,
J.S. Cummings i M. El-Sheikh, „Children's Responses to Different Forms of Ex-
pression of Anger Between Adults", Child Deuelopment, 60(1989), ss. 1392-1404.
5 W kwestii eksperymentów nad rozwiązaniem sporów i kłótni zob. E.M. Cum-
mings i in., „Children's Response to Different Forms of Expression of Anger Be-
tween Adults".
6 Szkodliwe skutki złości, jak również jej (przesadnie uwypuklone) aspekty
konstruktywne zostały znakomicie przedstawione w śmiałym dziele Carol Travis
Anger: The Misunderstood Emotion (New York: Simon and Schuster, 1982).
7 Różnice między płciami w zapadlności na depresję i w jej przebiegu dosko-
nale opisuje S. Nolen-Hoeksema w: „Sex Differences in Depression: Theory and
Evidence", Psychological Bulletin, 101(1987), ss. 259-82 oraz w pracy Sex Diffe-
rences in Depression (Stanford: Stanford University Press, 1900).
8 Prowadziłem te badania razem z Leslie Kamenem, ale nie doszło do opub-
likowania wyników, ponieważ uprzedzili nas Peterson i Barrett, którzy w tym
samym czasie prowadzili podobne badania na innym uniwersytecie. C. Peterson
i L. Barrett, „Explanatory Style and Academie Performance Among University
Freshmen", Journal of Personality and Social Psychology, 53(1987), ss. 603-607.
9 Badania w West Point prowadziłem wspólnie z Dickiem Butlerem, Bobem
Priestem i Williamem Burkem z West Point oraz z Peterem Schulmanem. Naj-
większy wkład do nich wniosło jednakże tysiąc dwustu kadetów, którzy dotąd
współpracują z nami.
Rozdział dziewiąty
1 Źródłem, z którego czerpaliśmy dane statystyczne na temat gry w warunkach
szczególnego obciążenia, były coroczne zestawienia „Eliasa". Zob.: S. Siwoff,
S. Hirdt i T. Hirdt, The 1988 Elias Baseball Analyst (New York: Collier, Macmil-
lan Publishing Company, 1988). Korzystaliśmy również z tomów z lat 1985, 1986
i 1987.
2 Zob.: M. Seligman, S. Nolen-Hoeksema, N. Thornton, K.M. Thomton, „Ex-
planatory Style as a Mechanism of Disappointing Athletic Performance", Psycho-
logical Science, 1(1990), ss. 143-146.
434 Przypisy
Rozdział dziesiąty
1 Historia Daniela opisana jest w: M. Visintainer i M. Seligman, „The Hope
Factor", American Health, 2(1983), ss. 58-61.
2Zob.: E.J. Langer i J. Rodin, „Effects of Choice and Enhanced Personal
Responsibility of the Aged: A Field Experiment in an Institutional Setting", Jour-
nal of Personality and Social Psychology, 34(1976), ss. 191-199.
3 Zob.: M. Visintainer, J. Volpicelli i M. Seligman, „Tumor Rejection in Rats
After Inescapable or Escapable Shock", Science, 216(1982), ss. 432-439.
4 Zob.: L.S. Sklar i H. Anisman, „Stress and Coping Factors Influence Tumor
Growth", Science, 205(1979), ss. 513-15.
5 M. Seligman i M. Visintainer, „Tumor Rejection and Early Experience of
Uncontrollable Shock in the Rat", w: F.R. Brush i J.B. Overmier (red.), Affect,
Conditioning, and Cognition: Essays on the Determinants of Behavior (Hillsdale,
N.J.: Erlbaum, 1985), ss. 203-10.
6 Pewien wgląd w te bardzo specjalistyczne badania daje S.F. Maier, M. Lau-
denslager i S.M. Ryan, „Stressor Controllability, Immune Function, and Endoge-
nons Opiates", w: Affect, Conditioning, and Cognition, ss. 203-10.
7 Zob.: C. Peterson, „Explanatory Style as a Risk Factor for Illness", Cognitive
Therapy and Research, 12(1988), ss. 117-30.
8 Zob.: S. Greer, T. Morris i K.W. Pettingale, „Psychological Response to
Breast Cancer: Effect on Outcome", The Lancet, 11(1979), ss. 785-787.
9 Zob.: S. Levy, M. Seligman, L. Morrow, C. Bagley i M. Lippman, „Survival
Hazards Analysis in First Recurrent Breast Cancer Patients: Seven Year Foliow-
up" (maszynopis nie publikowany).
10 B.R. Cassileth, E.G. Lusk, D.S. Miller, L.L. Brown i C. Miller, „Psycholo-
gical Correlates of Survival in Malignant Disease", New England Journal of Me-
dicine, 312(1985), ss. 1551-55; M. Angell, „Disease as a Reflection of the Psyche",
New England Journal of Medicine, 312(1985), ss. 1570-72.
11 Zob.: R. Bartrop, L. Lockhurst, L. Lazarus, L. Kiloh i R. Penney, „Decreased
Lymphocyte Function After Bereavement", The Lancet, 1(1979), ss. 834-46.
12 Zob.: M. Irwin, M. Daniels, E.T. Bloom, T.L. Smith i H. Weiner, „Life
Events, Depressive Symptoms, and Immune Function", American Journal of Psy-
chiatry, 144(1987), ss. 437-41.
13 L. Kamen, J. Rodin, C. Dwyer i M. Seligman, „Pessimism and Cell-mediated
Immunity" (maszynopis nie publikowany).
14 Zob.: M. Burns i M. Seligman, „Explanatory Style Across the Lifespan:
Evidence for Stability over 52 years", Journal of Personality and Social Psycho-
logy, 56(1989), ss. 471-477.
15 Zob.: C. Peterson, M. Seligman i G. Vaillant, „Pessimistic Explanatory Style
as a Risk Factor for Physical Illness: A Thirty-five-year Longitudinal Study",
Journal of Personality and Social Psychology, 55(1988), ss. 23-27.
Przypisy 435
Rozdział jedenasty
1 E. Erikson, Young Man Luther (New York: Norton, 1957).
2 Zob.: H.M. Zullow, G. Oettingen, C. Peterson i M. Seligman, „Pessimistic
Explanatory Style in the Historical Record: CAVEing LBJ, Presidential Candida-
tes and East versus West Berlin", American Psychologist 43(1988), ss. 673-82;
H.M. Zullow i M. Seligman, „Pessimistic Rumination Predicts Defeat of Presiden-
tial Candidates: 1900-1984", Psychological Inąuiry 1(1990).
3 Zob.: Zullow i in. „Pessimistic Explanatory Style in the Historical Record",
oraz G. Oettingen i M. Seligman, „Pessimism and Behavioural Signs of Depression
in East versus West Berlin", European Journal ofSocial Psychology 20(1990), ss.
207-20.
Rozdział dwunasty
1 Ćwiczenia zamieszczone w rozdziałach od czternastego do piętnastego są
wzorowane na ćwiczeniach ułożonych przez Aarona Becka i Alberta Ellisa, bada-
czy, o których piszę w rozdziałach czwartym i piątym. Beck i Ellis są autorami
pierwszej wersji przedstawionych w tej książce technik. W ich zamierzeniu miały
one pomóc osobom cierpiącym na depresję. W 1987 roku „Metropolitan Life" po-
prosiło „Foresight, Inc." o przystosowanie tych technik dla potrzeb prewencji, tak
aby mogli je stosować ich agenci ubezpieczeniowi, a więc osoby bardzo dalekie od
depresji. O pomoc w zmianie podstawowych technik terapii kognitywnej w sposób
przedstawiony wyżej zwróciłem się do Steve'a Hollona, profesora Vanderbildt Uni-
versity i redaktora naczelnego Cognitive Research and Therapy oraz Arta Fre-
emana, profesora New Jersey College of Medicine and Dentistry i jednego z naj-
większych w skali światowej propagatorów i nauczycieli terapii kognitywnej.
Pracami administracyjnymi związanymi z badaniami i szkoleniem kierowali Dan
Oran z „Foresight, Inc." oraz Dick Calogero z „Metropolitan Life", natomiast głów-
ną redaktorką opracowanych przez nas podręczników była Karen Reivich.
W ostatnich trzech rozdziałach wykorzystuję w znacznej mierze wyniki na-
szych prac wykonanych na zlecenie obu tych firm.
2 Jeśli się nie mylę, zwrotu „siła myślenia nienegatywnego" użył po raz pier-
wszy dla opisania zasady działania terapii kognitywnej Phillip Kendall, profesor
psychologii z Tempie University.
Rozdział czternasty
1 Techniki przedstawione w niniejszym rozdziale zostały opracowane pod pa-
tronatem „Foresight, Inc." Steve Hollon, Art Freeman, Dan Oran, Karen Reivich
i ja przystosowaliśmy techniki terapii kognitywnej dla potrzeb niedepresyjnych
agentów ubezpieczeniowych, z myślą o prewencji. Opierając się na tym materiale
436 Przypisy
„Foresight, Inc." zorganizowała jedno-, dwu- i czterodniowe kursy dla ludzi inte-
resu. Kopie materiałów można uzyskać w „Foresight, Inc.", 3516 Duff Drive, Falls
Church, Va. 22041[703-820-8170].
Rozdział piętnasty
1 Bardziej szczegółowe przedstawienie roli indywidualizmu w obecnej epidemii
depresji znaleźć można w: M. Seligman, „Why Is There So Much Depression
Today? The Waxing of the Individual and the Waning of the Commons", The
G. Stanley Hali Lectures Series, 9 (Washington, D.C.) American Psychological
Association, 1989). Zob. też: M. Seligman, „Boomer Blues", Psychology Today,
October 1988, ss. 50-55.
2 Christopher Lasch we wnikliwym dziele The Culture of Narcissism (New
York: Norton, 1979) czyni podobną uwagę, choć w nieco innym kontekście.
3 Jest to spostrzeżenie Henry"ego Gleitmana, którym podzielił się ze mną pew-
nego wieczoru podczas partii pokera. Mam nadzieję, że moja odżywka nie zamknę-
ła licytacji i Głeitman będzie mógł wykorzystać to spostrzeżenie w swoim własnym
bestsellerze z dziedziny psychologii.
4 Terminu Jednostka jankeska" po raz pierwszy użył Harold ZuUow na jednym
z prowadzonych przeze mnie seminariów.
5 E. Schieffelin, „The Cultural Analysis of Depressive Affect: An Example from
New Guinea", w: A. Kleinman i B. Goods (red.), Culture and Depression (Univer-
sity of California Press, 1985).
6 Egoizm nie jest być może tak silnie utrwaloną cechą, jak się nam wydaje,
i stąd może łatwiej wyzbyć się go, niż się na ogół sądzi. Zob.: B. Schwartz, The
Battle for Human Naturę (New York: Norton, 1988).
Podziękowania
KSIĄŻKA TA nigdy by nie powstała, gdyby nie pomoc czte-
rech osób.
Pierwszej i najważniejszej z nich udzielił mi Tom Congdon.
Kiedy wreszcie zdecydowałem się napisać książkę, która wyjaś-
niałaby laikowi, na czym polega kontrola nad sobą, wiedziałem,
że nie obędę się bez pomocy innych osób. Pochlebiam sobie wpraw-
dzie, być może z wrodzonej próżności, że moje teksty naukowe
napisane są całkiem dobrze, wiem jednak, że pisanie dialogów,
stwarzanie napięcia, charakteryzacja postaci to zadanie ponad
moje siły. Poznałem Toma i udało mi się przekonać go do współ-
pracy ze mną. Tom nie tylko poprawił większość zdań w tej książ-
ce, ale pomógł mi też zmienić jej układ. Zakwestionował pewne
pojęcia, które uszły uwagi profesjonalistów i skłonił mnie do prze-
myślenia ich na nowo. Nade wszystko jednak dodawał mi ducha,
kiedy praca kulała, kiedy z moich wysiłków kpili redaktorzy, kiedy
brakowało mi pomysłów, kiedy pękały twarde dyski w kompute-
rach. Stał się moim przyjacielem.
Do napisania tej książki namówił mnie Dan Oran, prezes „Fo-
resight, Inc." Nie bardzo miałem na to ochotę. Było jeszcze zbyt
dużo do zrobienia — trzeba było przeprowadzić wiele eksperymen-
tów w dziedzinie kontroli nad sobą, napisać wiele podręczników
z zakresu zapobiegania depresji, sprawdzić, jaki wpływ ma opty-
mizm na tyle innych dziedzin życia. W końcu Dan przełamał mój
opór, proponując, żebyśmy napisali tę książkę razem. Kiedy jed-
nak zabrałem się poważnie do pracy nad nią, uświadomiłem sobie,
438 Podziękowania
że jest to opowieść o dziele mego życia i chciałem być jej jedynym
autorem.
Dan przedstawił mnie również Richardowi Pincowi, który zo-
stał moim agentem. Wyczytałem ostatnio w „The New York Ti-
mes", że agenci to ludzie, którzy podobno „nigdy nie odpowiadają
na telefony osób, których interesy reprezentują". Z pewnością nie
odnosi się to do Richarda. Lepszego agenta nie mógłby sobie wy-
marzyć żaden pisarz. Przeczytał maszynopis tej książki przynaj-
mniej cztery razy. Niejedno w niej poradził mi zmienić. Pod koniec
naszego pierwszego spotkania, wyczuwając u mnie brak zapału
do pracy, powiedział: „Modlę się o to, by ta książka powstała. To
jest to, z czego robi się religie".
Zaskoczyło mnie to stwierdzenie. Powtórzyłem je swemu te-
ściowi, chłodnemu i opanowanemu brytyjskiemu przemysłowcowi,
Dennisowi McCarthy. „Nie znam się na tym — odparł — ale po-
myśl o dużych przedsiębiorstwach. Dobre przedsiębiorstwo ma za-
równo dział badań, jak też dział rozwoju. Przez dwadzieścia pięć
lat prowadziłeś podstawowe badania w dziedzinie samokontroli,
a teraz wkroczyłeś w fazę rozwoju. Ta książka, zaznajamiająca
laika, który chce wiedzieć, jak prowadzić bardziej racjonalne życie,
z podstawowymi informacjami na ten temat, jest osiągnięciem
wskazującym na wielki rozwój". W tym momencie moje wątpliwo-
ści ostatecznie zniknęły i postanowiłem napisać tę książkę. Przez
następne półtora roku praca nad nią pochłaniała większość mojego
czasu. Dennis dał mi również cenne wskazówki, z których skorzy-
stałem przy pisaniu rozdziałów poświęconych interesom.
Skorzystałem również z pożytecznych rad paru innych osób.
Odnosiły się one do całości książki albo do jej dużych części.
Najpierw winienem tu wymienić Jonathana Segala. Zwracał
on uwagę nie tylko na styl („Staraj się zawsze pisać opisowo"),
ale również na treść („Podkreśl znaczenie optymizmu elastyczne-
go. Chcesz, żeby ludzie nie byli niewolnikami nie tylko pesy-
mizmu, ale także optymizmu. W jakich sytuacjach lepszy jest pe-
symizm? W jakich sytuacjach powinno się korzystać raczej
z pesymizmu niż z optymizmu? Napisz o tym szerzej"). Dzięki
pomocy Jonathana ta książka jest bardziej treściwa.
Podziękowania 439
W drugiej kolejności wymienię Karen Reivich. Karen pisze
świetnie dialogi, poprosiłem ją więc, by — opierając się na do-
świadczeniu* które zdobyła, organizując i prowadząc dla „Fore-
sight, Inc." kursy poświęcone zmianie stylu wyjaśniania — przy-
gotowała coś dla mnie. W rezultacie wiele z przytoczonych tu
rozmów między terapeutą i pacjentem oraz matką i dzieckiem jest
pióra Karen. Część z nich to dialogi autentyczne, część — wymy-
ślona przez nią. Poza tym dyskutowała ze mną zawzięcie na temat
tytułu (i podtytułu) książki oraz pomogła wybrać odpowiednie
fragmenty poezji. Mam nadzieję, że Karen zostanie psychologiem.
Tom Congdon uważa, że powinna zostać pisarką. Obaj mamy duże
uznanie dla jej zdolności.
Peter Schulman pracował ze mną przez ostatnie osiem lat jako
administrator mojego programu badawczego i wiceprezes do
spraw badań w „Foresight, Inc." Wide razy podczas pisania tej
książki szedłem do niego i prosiłem, żeby przeanalizował więcej
danych. „O ile większą średnią ocen mają w West Point optymiści
niż pesymiści? Czy oddział specjalny Prudentialu radzi sobie rów-
nie dobrze, jak oddział specjalny Metropolitan Life"? Zadawałem
mu wiele pytań tego typu. Jego odpowiedzi były szybkie, dokładne
i nierzadko błyskotliwe.
Moja córka, Amanda Seligman, obecnie studentka ostatniego
roku filologii klasycznej w Princeton, przeczytała jedną trzecią
pierwszej wersji maszynopisu i pomogła mi lepiej dostosować ją
do przyziemnej rzeczywistości.
Terry Silver, moja sekretarka, pomogła mi w tylu rzeczach, że
nie sposób tu je wymienić.
Wreszcie dwadzieścia studentek i ośmiu absolwentów, którzy
w roku akademickim 1989 - 1990 brali udział w moim semina-
rium na Uniwersytecie Pensylwańskim, przeczytało całą pierwszą
wersję maszynopisu i podzieliło się ze mną wieloma uwagami na
jego temat.
Przy pisaniu poszczególnych rozdziałów pomogło mi wiele in-
nych osób. Korzystam z okazji, aby podziękować im wszystkim.
Wielu z nich zgodziło się, bym współpracował z nimi, praca innych
z kolei miała bezpośredni wpływ na moje przemyślenia.
440 Podziękowania
Rozdział pierwszy. Poprosiłem parę osób znających się na pi-
saniu, aby pomogły mi zacząć. Pierwszy szkic tego rozdziału prze-
czytali Ralph Keyes, Carol Stillman i Bob Trotter. Każdy z nich
starał się właściwie mnie ukierunkować.
Rozdział drugi opisuje historię prac nad wyuczoną bezradno-
ścią. Aczkolwiek w tekście właściwym wymieniam wszystkie oso-
by, które miały spory udział w tych pracach, to muszę tu jeszcze
raz wspomnieć o Stevie Maierze, Bruce Overmierze, Dicku Solo-
monie i Donie Hiroto, jako tych, którzy pomogli mi stworzyć tę
nową dziedzinę badań. W tym okresie wspierały mnie finansowo
Krajowy Instytut Zdrowia Psychicznego, Krajowa Fundacja Na-
uki, Fundacja Guggenheima i Fundacja Woodrowa Wilsona.
Rozdział trzeci poświęcony jest stylowi wyjaśniania. W stwo-
rzeniu koncepcji stylu wyjaśniania mieli swój udział Lyn Abram-
son, Chris Peterson, John Teasdale i Judy Garber. Piszę o nich
w tym rozdziale. Karen Reivich pomogła mi w opracowaniu kwe-
stionariusza. Specjalne podziękowania należą się Krajowemu In-
stytutowi Zdrowia Psychicznego (szczególnie Jackowi Maserowi
i Bobowi Hirschfeldowi), który przez ponad dwadzieścia lat wspie-
rał finansowo moje badania, a także Krajowej Fundacji Nauki.
W tym okresie korzystałem również z funduszy Centrum Zaawan-
sowanych Badań w Naukach Behawioralnych.
Rozdziały czwarty i piąty poświęcone są depresji. Trzeba tu
wymienić Aarona Becka i Alberta Ellisa, którzy pozbawili depre-
sję otaczającej ją poprzednio aury tajemniczości i wydobyli z cie-
mności na światło dzienne. Obok Deana Schuylera i Mickeya
Stunkarda, Beck był tym, który pokazał mi, jak można leczyć
depresję. Fundamentalny wkład do zrozumienia depresji wnieśli
Gerry Klerman, Myrna Weissman, Janice Egeland i Buck Schief-
felin. Test CES-D opracowała Lenore Radloff. Steve Hollon, Rob
DeRubeis i Mark Evans prowadzili badania, które ostatecznie wy-
kazały przydatność terapii kognitywnej w leczeniu depresji. Je-
stem im bardzo wdzięczny za współpracę. Susan Nolen-Hoeksema
opracowała i sprawdziła teorię ruminacji oraz różnice w zapadal-
ności na depresję między obu płciami. Moje badania w tej dzie-
dzinie finansuje Krajowy Instytut Zdrowia Psychicznego i trzeba
Podziękowania 441
wyraźnie powiedzieć, że bez pomocy, jakiej instytucja ta udziela
setkom naukowców zajmujących się zaburzeniami emocjonalnymi,
depresja byłaby nadal tajemniczą i nie poddającą się leczeniu cho-
robą. Ludzkość wiele zawdzięcza tej wspaniałej amerykańskiej
instytucji.
Rozdział szósty poświęcony jest sukcesowi w pracy. Tu inspi-
racją było „Metropolitan Life". W firmie tej sprawdziliśmy również
i poddaliśmy weryfikacji wiele pomysłów. Dziękuję szczególnie
Dickowi Calogero, który przez siedem lat cierpliwie współpraco-
wał ze mną, Johnowi Creedonowi, który to wszystko zainicjował,
Howardowi Maseowi i Bobowi Crimminsowi, którzy zajmowali się
organizacją tego przedsięwzięcia, Alowi Oberlanderowi, Joyce Jig-
getts i Yvonne Miesse oraz blisko 200 000 agentów i osób ubie-
gających się o pracę agenta, które poddały się testowi ASQ.
Chciałbym w tym miejscu podziękować dr Mary Annę Layden za
znaczący wkład wniesiony w opracowanie tego testu. Został on
następnie udoskonalony podczas licznych spotkań z udziałem Amy
Semmel, Lyn Abramson, Lauren Alloy i Nadine Kaslow.
John Riley poznał mnie z szefami firm ubezpieczeniowych,
a Dan Oran i Peter Schulman z „Foresight, Inc." prowadzili ba-
dania i analizowali ich wyniki. Robert Dell jest wzorcowym przy-
kładem „specjalnego agenta" i dziękuję mu, że zezwolił mi na
opisanie jego historii. Dziękuję również wielu agentom i starają-
cym się o pracę agenta z firm „Mutual" w Omaha, „Prudential"
i „Reliance", którzy poddali się testowi ASQ.
Dennis McCarthy dał mi wgląd w sferę przemysłu, co pozwoliło
sprawdzić, jaka jest rola optymizmu w tej dziedzinie. Lauren Alloy
i Lyn Abramson przyczyniły się najbardziej do odkryć w kwestii
realizmu osób depresyjnych.
Rozdziały siódmy i ósmy poświęcone są rodzicom i dzieciom.
Nadine Kaslow i Richard Tanenbaum odegrali wiodącą rolę
w stworzeniu testu CASQ. Badania Carol Dweck nad bezradno-
ścią u dzieci w wieku szkolnym otworzyły przed nami pole badań
nad związkiem między stylem wyjaśniania a osiągnięciami. Chris
Peterson stworzył metodę CAVE, a Glen Elder użył jej po raz
pierwszy do badania historii. The Social Science Research Council
442 Podziękowania
Committee on Life Span Development, któremu przewodniczyli
Matilda Riley, Bert Brim, Paul Baltes, Dave Featherman i Judy
Dunn, zainspirował i podtrzymywał nasze długookresowe badania
nad dziećmi. Finansował je natomiast Krajowy Instytut Zdrowia
Psychicznego.
W badaniach nad związkiem między stylem wyjaśniania i de-
presją u dzieci największe zasługi mają Joan Girgus i Susan No-
len-Hoeksema. Obie przeczytały rozdział ósmy i dokonały w nim
poważnych zmian. Władze szkolne w okręgach Princeton, Trenton
i East Windsor cierpliwie pozwalały nam przez pięć lat testować
swych podopiecznych. Bardzo dziękujemy nauczycielom, rodzicom
dzieci, administracji szkolnej, a przede wszystkim samym ucz-
niom z tych szkół. Badania te prowadziły Cindy Fruchtman i Gil-
da Paul. Chętnie współpracowali z nami Willis Stetson i pracow-
nicy działu rekrutacji z Uniwersytetu Pensylwańskiego oraz Dick
Butler, Bob Priest i William Burkę z West Point. Mój syn, David
Seligman, pomógł mi przetestować kadetów w West Point.
Wielu z moich studentów wykazywało mi, że rady dla wojują-
cych ze sobę małżeństw, aby dały spokój utarczkom, grzeszą na-
iwnością. Rozdział ten przeczytali uważnie i wpłynęli na zmianę
sposobu przedstawienia tego zagadnienia Lisa Jaycox, Deborah
Stearns, Jane Eisner, Greg Buchanan, Nicholas Maxwell, Karen
Reivich i Jane Gillham.
Rozdział dziewiąty traktuje o sporcie. Pierwszy wpływem stylu
wyjaśniania na wyniki sportowców zajął się Chris Peterson. Po-
tem długo i ciężko pracowali nad tym problemem David Rettew,
Karen Reivich i David Seligman. David Rettew rozpoczął też jako
pierwszy badania nad Krajową Ligą Koszykówki. Bardzo pomogły
nam cudowne statystyki dotyczące baseballu, sporządzone przez
„Elias Sports Bureau". Badania nad pływakami z Berkeley pro-
wadziła Susan Nolen-Hoeksema; specjalne podziękowania należą
się też Nortowi i Karen Thorntonom, trenerom tych pływaków,
a także wszystkim zawodnikom i zawodniczkom z tego zespołu.
Rozdział dziesiąty poświęcony jest zdrowiu. Pionierami badań
nad wzajemnymi związkami między wyuczoną bezradnością, sty-
lem wyjaśniania i zdrowiem byli Madelon Visintainer, Joe Volpi-
Podziękowania 443
celli, Steve Maier, Leslie Kamen i Judy Rodin. Badania nad wpły-
wem stylu wyjaśniania na zdrowie w okresie całego życia jednostki
prowadzili Chris Peterson i George Vaillant. Judy Rodin i Sandy
Levy są inicjatorami sponsorowanych przez Fundację MacArthura
badań nad zdrowiem, systemem odpornościowym i osobowością.
T. George Harris bez przerwy przypominał mi, jak ważne są te
badania i nadał im duży rozgłos. Oprócz Fundacji MacArthura,
badania te finansuje Krajowy Instytut Problemów Starzenia Się.
Rozdział jedenasty dotyczy polityki, kultury i religii. Na po-
mysł zastosowania naszej teorii do polityki amerykańskiej wpadł
Harold Zullow. Zachęciłem go, żeby się tym zajął. Podobnie Ga-
briele Oettingen wpadła na pomysł zbadania stylu wyjaśniania
w różnych kulturach. Ją też zachęciłem do wprowadzenia tego
pomysłu w życie. Eva Morawska i Gabriele Oettingen prowadziły
studia porównawcze nad judaizmem i rosyjskim prawosławiem.
Dan Goleman zasugerował, żeby spróbować przewidzieć wyniki
prawyborów prezydenckich w 1988 roku, natomiast Alan Kors,
prawie dwadzieścia lat temu, twierdził, że możliwe jest stworzenie
ścisłej i odnoszącej się do przyszłości psychohistorii. On również
piętnaście lat temu, kiedy ukazała się drukiem moja książka Hel-
plessness (Bezradność) powiedział, iż ma nadzieję, że moja nastę-
pna książka będzie o zjawisku zupełnie odwrotnym. No i jest. Jack
Rachman zaprowadził mnie w Edynburgu do punktu przyjmują-
cego zakłady. Biedak — on też postawił na Dukakisa.
Rozdziały dwunasty, trzynasty i czternasty są o tym, jak zmie-
nić styl wyjaśniania. W pracach nad przekształceniem zasad kog-
nitywnej terapii osób depresyjnych autorstwa Becka tak, aby mogli
z nich korzystać również ludzie nie znajdujący się w depresji, prym
wiedli Art Freeman i Steve Hollon. Udało się — mamy ćwiczenia,
które skutecznie zapobiegają depresji. Sprawami organizacyjnymi
zajmowali się Dan Oran i Karen Reivich. Oboje wnieśli też do tych
badań wkład merytoryczny. Całą tę dziedzinę wiedzy stworzyli Tim
Beck i Albert Ellis. Przejęliśmy wiele z ich pomysłów.
Pierwszy program prewencyjny dla dzieci opracowali Ed Craig-
hed i Robert DeMonbreun prawie piętnaście lat temu, kiedy było
na to jeszcze za wcześnie i pozostał on nie zauważony. Susan
444 Podziękowania
Nolen-Hoeksema i Judy Garber również przyczyniły się walnie do
zrozumienia tego, jak zapobiegać depresji u dzieci, i podzieliły się
ze mną cennymi uwagami na temat tego, co powinien zawierać
rozdział trzynasty.
„Metropolitan Life", a w szczególności jego pracownicy: Dick
Calogero, Howard Masę, Bob Crimmins, Yvonne Miesse, Joyce
Jiggets i John Creedon, odegrali ważną rolę w naszych badaniach
nad tym, jak zmienić styl wyjaśniania w pracy. Dziękuję też agen-
tom „Metropolitan Life", którzy uczestniczyli w organizowanych
przez „Foresight, Inc." kursach.
Rozdział piętnasty poświęcony jest przyszłości. Szczególnie
dziękuję Larze Catrinie Seligman za to, że jest po prostu jej czę-
ścią. T. George Harris nalegał, abym napisał o depresji i indywi-
dualizmie, a zaproszenie do wygłoszenia wykładu w G. Stanley
Lecture Hali, wystosowane do mnie w 1988 roku przez Amery-
kańskie Stowarzyszenie Psychologów, dało mi po raz pierwszy
okazję do podzielenia się z innymi myślami na ten temat. Muszę
tu wyrazić swoje uznanie dla anonimowej redaktorki z wydawnic-
twa Knopfa. Specjalnie pofatygowała się obejrzeć zbiory Cloistera,
aby sprawdzić, czy moja uwaga o malarstwie renesansowym jest
trafna. To jest praca redakcyjna na najwyższym poziomie. Do
przemyślenia na nowo kwestii egoizmu i indywidualizmu zmusił
mnie Barry Schwartz, od ponad dwudziestu lat mój partner bri-
dżowy i źródło intelektualnej stymulacji.
Na koniec muszę wspomnieć o dwóch instytucjach, które wy-
wierają wpływ na całe moje życie, a zatem wywarły wpływ i na
tę książkę. Jednym z nich jest Wydział Psychologii na Uniwersy-
tecie Pensylwańskim, który przez dwadzieścia pięć lat umożliwiał
mi pracę nad tym, co stało się tematem tego dzieła. Nigdy nie
będę w stanie spłacić długu wdzięczności, który mam wobec moich
nauczycieli, studentów i kolegów.
Drugą instytucją jest Mandy McCarthy, matka Lary. Jej naj-
bardziej pragnę podziękować. Książka ta mogła powstać dzięki jej
miłości, szerokim horyzontom^intełelstuamym i nieustannemu
wsparciu, jakie w niej znajdowałem^ <
24 stycznia, 1990 roku