You are on page 1of 342

Allan Bloom

UMYS ZAMKNI TY

O tym, jak ameryka skie szkolnictwo wy sze zawiod o demokracj i zubo y o dusze dzisiejszych studentw

S owo wst pne Saul Bellw Przek ad Tomasz Biero

Zysk i S-ka Wydawnictwo

716622

Tytu orygina u THE CLOS1NG OF THE AMERICAN M1ND How Higher Education Has Failed Democracy and lmpoverished the Souls of Today 's Studenta

Copyright 1987 by Allan Bloom Foreword copyright 1987 by Saul Bellw Ali rights reserved Copyright 1997 for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c., Pozna Copyright for the cover illustration by J. Beauchamp/SYGMA via AXXA International Sp. z o.o.. Agencja Fotograficzna Free

Konsultacja merytoryczna prof. dr hab. Ryszard Legutko Opracowanie graficzne ok adki Miros aw Adamczyk Redaktor Renata Korewo

Wydanie I ISBN 83-7150-148-X Zysk i S-ka Wydawnictwo s.c. ul. Wielka 10, 61-774 Pozna fax 526-326

Dzia handlowy tel./fax 532-751 Redakcja tel. 532-767 Moim studentom

Sk ad i amanie VIS, os. Or a Bia ego 76/88 61-251 Pozna , tel. 789-231

SPIS TRE CI

S owo wst pne Przedmowa

9 19 27

Wprowadzenie: Najwi ksza cnota naszych czasw

CZ

PIERWSZA

STUDENCI 51

Niezapisana karta Lektura 70 Muzyka 78.

Stosunki mi dzyludzkie 95 Egocentryzm 95. Rwno 102. Rasa 106, Ple 113. Izolacja 128. Rozwody 139. Mi o 143. Eros 156.

CZ

DRUGA

NIHILIZM PO AMERYKA SKU

Niemiecki cznik

163 183

Dwie rewolucje i dwa stany natury Ja 204 213

Twrczo Kultura 219 Wartos'ci

230 259

Nietzscheanizacja lewicy lub vice versa Nasza ignorancja 272

CZ

TRZECIA

UNIWERSYTET

Od Obrony Sokratesa po mow rektorsk Heideggera 289 Tocqueville o yciu intelektualnym w demokracji 292. Filozofia a spo ecze stwo obywatelskie 305. Do wiadczenie filozoficzne 319. Transformacja o wiecenio-wa 338. W tpliwo ci Swifta 349. Radykalizacja Russowska a uniwersytet nie-miecki 355. Lata sze dziesi te 373

Student i uniwersytet 401 Edukacja liberalna 401. Rozk ad uniwersytetu 414. Dzia y wiedzy 426. Zako czenie 456

S OWO WST PNE Profesor Bloom lubi robi wszystko po swojemu. Pisz c o szkol-nictwie wy szym w Ameryce, nie przestrzega obyczajw, ceremo-nia w i rytua w tak zwanej (przede wszystkim przez ni sam ) spo eczno ci akademickiej. Jego kwalifikacje s wszak e nie do podwa enia. Jest autorem znakomitej ksi ki o polityce u Szekspi-ra , przet umaczy na angielski Pa stwo Platona i Emila Rousseau. Ura onym kolegom trudno b dzie machn r k na jego argumen-ty, lecz wielu z nich zapewne to zrobi, poniewa przy swojej erudycji Bloom pisze ostro i z temperamentem, a ponadto jest wietnym obserwatorem wy szego kszta cenia", jak mawia Men-cken, kiedy chcia by z o liwy.

Jednak e profesor Bloom nie jest ani demaskatorem, ani saty-rykiem, powaga za tak jak j rozumie wynosi go daleko poza perspektyw akademick . Nie zwraca si przede wszystkim do profesorw. Ich obecno na trybunach jest mile widziana z Pewno ci ci gn t umnie, gdy padaj pod ich adresem ostre zarzuty lecz Bloom szerzej pojmuje wsplnot ludzi my l cych i cz ciej ni do naszych wsp czesnych odwo uje si do Sokrate-sa, Platona, Machiavellego, Rousseau i Kanta: Prawdziwa wspl-nota ludzka, po rd swych wszystkich sprzecznych wewn trznie namiastek, to wsplnota poszukiwaczy prawdy, potencjalnych A. Bloom, Szekspir i polityka, przet. Z. Janowski, Krakw 1995.

posiadaczy wiedzy, to jest, w zasadzie, wszystkich ludzi, o ile pragn poznania. Faktycznie jednak obejmuje ona niewielu, tych prawdziwych przyjaci , jakimi Platon i Arystoteles byli w a nie wtedy, kiedy spierali si o natur dobra. [...] Kiedy rozpatrywali to zagadnienie, byli jedn dusz . Zdaniem Platona jest to jedyna prawdziwa przyja , jedyne prawdziwe wsplne dobro. To tutaj ludzie mog znale kontakt, ktrego tak rozpaczliwie poszukuj . [...] Takie jest rozwi zanie zagadki nieprawdopodobie stwa za-istnienia krlw-filozofw. To oni tworz prawdziw wsplnot , ktra stanowi wzorzec dla wszystkich innych wsplnot". Wsp czesnym czytelnikom tego rodzaju styl wyda si archa-iczny i dr twy Prawda", M dro ", Dobro", Cz owiek" lecz trudno nam b dzie zaprzeczy , e obiekcje wobec takiego j zyka rodz si z nieczystego sumienia: j zyk Blooma obna a p ytko , a czasami wr cz mia ko naszego mwienia o warto ciach". Powy szy cytat zaczerpni ty zosta z ko cowych fragmentw ksi ki Blooma, ktry rozstaj c si z czytelnikami, uderza w ton najwy szej powagi. Pisze inaczej, kiedy omawia zasi g w adzy zawodowych ekonomistw, oddzielenie si wsp czesnej nauki od filozofii naturalnej", ktra j poprzedzi a, zjawisko zwane relatywizmem kulturowym" czy te rzeczywiste znaczenie przy-znawania przez uniwersytety dyplomw z zarz dzania. Cz sto pozwala sobie na prowokacje i z o liwo ci. Mwi c o miejscu humanistyki na uniwersytetach, nazywaj zatopion Atlantyd ", ku ktrej znowu si zwracamy, aby sprbowa odnale siebie w czasach, gdy wszyscy inni zaprzestali poszukiwa ". Humani-styka przypomina wspania y dawny pchli targ w Pary u, gdzie po rd stosw tandety ludzie o bystrym oku odnajdowali wyrzu-cone przez innych skarby". Przypomina te obz uchod cw, gdzie wszyscy geniusze, zwolnieni z pracy i wygnani z kraju przez nieprzyjazne re imy, gnu niej bezczynnie. [...] Pozosta e dwa dzia y uniwersytetu nie maj adnego po ytku z przesz o ci". Kiedy Bloom nie zajmuje si natur Dobra, potrafi zada celny cios, pos uguj c si najlepszymi (czy te , wypada oby rzec, naj-gorszymi) przyk adami humanistyki. Jako uczony pragnie nas o wieci , jako pisarz za nauczy si od Arystofanesa i innych

mistrzw, e dydaktyka winna by rwnie przyjemna w odbiorze. Moim zdaniem nie mamy przed sob ksi ki profesora, lecz my- liciela, ktry gotw jest zdoby si na ryzyko podejmowane raczej przez pisarzy. Jest bowiem ryzykowne, by w ksi ce po- wi conej ideom mwi w asnym g osem, co przypomina nam jednak, e rd a najprawdziwszych prawd s zawsze g boko osobiste.i Bloom mwi nam: Raz po raz wraca em w tej ksi ce do Pa stwa Platona, ktre jest dla mnie podstawowym dzie em na temat edukacji, poniewa t umaczy mi moje do wiadczenia jako cz owieka i nauczyciela". Akademicy, nawet ci okre laj cy si jako egzystencjali ci, bardzo rzadko ods aniaj si nam jako jed-nostki, jako osoby. Profesor Bloom jest zatem o nierzem, ktry walczy w pierwszej linii bojw umys owych naszych czasw, i z tej racji budzi moj szczegln sympati . (Skoro on potrafi by osobisty, nie widz powodu, bym ja pozosta anonimowym ko-mentatorem). Na ko cowych kartach ksi ki Bloom opowiada o studencie, ktry po przeczytaniu Uczty stwierdzi , i dzi trudno jest sobie wyobrazi magiczn atmosfer staro ytnych Aten, w ktrej sym-patyczni, wykszta ceni ludzie o ywych umys ach, kulturalni, lecz naturalni, spotykali si na rwnej stopie i opowiadali cudowne historie o sensie swych pragnie . Odpowiedzia em mu, e takie do wiadczenia s mo liwe zawsze. Przecie ta weso a dysputa odby a si po rd straszliwej wojny, ktr Ateny mia y przegra , a przynajmniej dwch rozmwcw, Arystofanes i Sokrates, potra-fi o przewidzie , e b dzie to oznacza o upadek cywilizacji grec-kiej. Nie rozpaczali jednak nad stanem kultury; w tej strasznej sytuacji politycznej umieli rozkoszowa si natur , dowodz c ywotno ci tego, co jest w cz owieku najlepsze, niezale ne od Przypadkowych okoliczno ci. My czujemy si zbyt zale ni od historii i kultury. [...] To, co jest istotne [...] we wszystkich dialogach Platona, mo na odtworzy w prawie ka dym czasie i miejscu. [...] Potrzeba g bokiej refleksji, aby zrozumie , ze wsplne my lenie to w a nie to, o co chodzi. Niestety, w tym punkcie zaczynamy ponosi kl sk . Niemniej jest ono ca y czas zasi gu r ki, ma o prawdopodobne, lecz zawsze obecne".

10

11

Traktuj to stwierdzenie bardzo powa nie i jestem nim g boko poruszony, widz w nim bowiem ziarno, z ktrego wyros o moje w asne ycie. Jako mieszkaniec rodkowego Zachodu, syn imi-grantw z Europy, w m odym wieku zrozumia em, e mam obo-wi zek sam zdecydowa , do jakiego stopnia moje ydowskie pochodzenie, moje rodowisko (przypadkowy fakt zamieszkania w Chicago) i wykszta cenie maj przes dzi o moim przysz ym yciu. Nie zamierza em by niewolnikiem historii i kultury. Ca -kowita zale no tego rodzaju oznacza aby kl sk . Najbardziej rozpowszechniony pogl d, jaki ywi cywilizowani ludzie na-szych czasw, mo na uj w prostych s owach: Powiedz mi, sk d

pochodzisz, a powiem ci, kim jeste ". Tymczasem nie mia em zamiaru dopu ci do tego, by Chicago, za zgod mojej gorliwie amerykanizuj cej si rodziny, uczyni o mnie na swj obraz i po-dobie stwo. Zanim sta em si zdolny do jasnego i samodzielnego my lenia, mj opr wobec presji tego miasta przejawi si ch o-pi c przekor . Nie potrafi em powiedzie , dlaczego nie chc sta si wytworem mojego rodowiska. Wiedzia em jednak, e nie poci ga mnie skrz tno , gospodarno , oszcz dno i robienie interesw. Moja matka pragn a, ebym zosta skrzypkiem, ewen-tualnie rabinem. Mia em do wyboru: przygrywa na kolacjach w Palmer House b d przewodniczy w synagodze. W tradycyj-nych, ortodoksyjnych rodzinach ydowskich od ma ego uczono ch opcw przek adu Ksi gi Rodzaju i Ksi gi Wyj cia, tote bez wi kszego wysi ku mg bym zosta rabinem, gdyby ogromny wiat za oknami nie by tak kusz cy. Ponadto pobo ny ywot wed ug nakazw Talmudu nie szed w parze z moim charakterem. Tak czy inaczej, ju jako m ody ch opiec zacz em du o czyta i niebawem odszed em od wiary przodkw. Gdy mia em siedem-na cie lat, ojciec zgodzi si z niech ci , bym wst pi na uniwer-sytet, gdzie by em entuzjastycznym, niemal fanatycznym, lecz rozwichrzonym i niepos usznym studentem. Kiedy zapisa em si na kurs ekonomii, wi kszo czasu po wi ca em, rzecz jasna, lekturze Ibsena i Shawa. Kiedy zdecydowa em si na kurs poetyki, budowa stroficzna wiersza szybko mnie znudzi a, tote przerzuci- em uwag na Zapiski rewolucjonisty Kropotkina i Co robi ?

Lenina. Mia em upodobania i przyzwyczajenia pisarza. Wola em zvta poezj na w asn r k , nie korzystaj c z wyk adw na temat redniwki. Aby da odpocz znu onym lektur oczom, szed em do klubu pogra w bilard i ping-ponga. Szybko zda em sobie spraw , e w opinii g bokich my licieli europejskich oczekiwania kulturalne m odego cz owieka yj cego w Chicago, tym siedlisku brutalnego materializmu, nie mog zosta zaspokojone. Ubojnie, huty stali, bocznice towarowe, rude-ry dzielnic n dzy, ponura dzielnica finansowa, stadiony basebal-lowe i walki pi ciarzy, partyjny aparat polityczny, prohibicyjne wojny gangw wszystko to sk ada o si na grub warstw spo ecznego darwinizmu", nieprzeniknion dla promieni kultury. Moja sytuacja by a zupe nie beznadziejna w oczach wyrafino-wanych Anglikw, Francuzw, Niemcw i W ochw, heroldw sztuki w jej najnowocze niejszych formach. Niektrzy z tych zagranicznych obserwatorw uwa ali, e Ameryka pod wieloma wzgl dami przewy sza Europ , jest wydajniejsza gospodarczo, energiczniejsza, bardziej wolna, w znacznie mniejszym stopniu n kana skorumpowan polityk i wyniszczaj cymi wojnami; lecz co si tyczy sztuki, je eli kto pragnie zosta malarzem, to lepiej jest jak to uj Wyndham Lewis urodzi si Eskimosem ani eli prezbiterianinem z Minnesoty. Kulturalni Europejczycy, cz sto w zaskakuj cej mierze wyzbyci uprzedze klasowych, pa-nuj cych w ich w asnych krajach, z ulg lokowali swe nie do ko ca jednak wyt pione uprzedzenia w Stanach Zjednoczonych, uniwer-salnym ch opcu do bicia. Jednego nikt nie by w stanie przewi-dzie : e wszystkim cywilizowanym krajom pisane jest upa do poziomu powszechnego kosmopolityzmu oraz e os abienie star-szych odng cywilizacji, cho zasmucaj ce, otworzy nowe mo li-wo ci i wyzwoli nas z p t historii i kultury. Nie przewidziano zatem, e upadek cywilizacyjny przyniesie ze sob ukryte korzy- ci ze prcz barbarzy stwa pojawi si nowe formy niezale no ci. Pod tym wzgl dem czuj si troch jak mi dzy m otem a ko-wad em- Krytycy europejscy widz we mnie czasem dziwaczn hybryd , pisarza ani w pe ni ameryka skiego, ani zadowalaj co europejskiego, pisarza, ktry faszeruje swe teksty odniesieniami

12

13

do filozofw, historykw i poetw przeczytanych bez w a ciwe-go przygotowania w latach szczeni cych. Jak wszyscy wsp cze -ni pisarze, jestem oczywi cie samoukiem. Dziewi tnastowieczny powie ciopisarz, ten pe en temperamentu przybysz, snu domys y, wypuszcza si na nieznane tereny, porywa si na mia e hipotezy. Samodzielny umys dokona syntezy. wiat nale y do mnie, poniewa go rozumiem" twierdzi Balzac. Lektura ksi ki profesora Blooma wzbudzi a moj obaw , e ksi ga wiata, tak gorliwie wertowana przez samoukw, zostanie wkrtce zamkni ta przez uczonych", ktrzy wznosz mury idei, by odgrodzi nas od wiata. Z kolei czytelnicy ameryka scy narzekaj czasem, e moje ksi ki maj w sobie co obcego. Cytuj europejskich pisarzy, pusz si i stroj w pirka wielkiego intelektualisty. To prawda, e nie zawsze czyta si mnie atwo, a b dzie si czyta o jeszcze trudniej, je eli poziom wykszta cenia moich czytelnikw b dzie wci spada . Okre lenie poziomu umys owego czytelnikw nie stanowi atwego zadania. Istnieje pewne minimum wiedzy, po-trzebne do tego, by w ogle czyta . Z szacunku dla czytelnika, czy te dla ratowania pozorw, pisarze zak adaj na przyk ad wi ksz przeci tn znajomo historii XX wieku, ni jest to uzasadnione. Nie kwestionuj te nigdy pewnej duchowej wsplnoty z czytel-nikami: Nie licz c pomniejszych r nic, inni s w swej psychi-cznej konstrukcji tacy sami jak ja, a ja jestem taki sam jak oni". Dzie o pisarskie jest ofiar , ktr sk ada si na o tarzu w nadziei, e zostanie przyj ta. Pisarz poleca si Bogu w modlitwie, by odrzucenie jego ofiary nie uczyni o ze Kaina. Troch naiwnie znosi do wi tyni swoje najukocha sze skarby i sk ada je na bez adn stert . By mo e ludzie nie od razu poznaj si na ich warto ci. Zreszt pisarz nie zawsze czuje, e tworzy dla swoich wsp czesnych. Bardzo mo liwe, i prawdziwi czytelnicy jeszcze si nie narodzili dopiero jego ksi ki pozwol im zaistnie . Czasem miewam ochot , by sobie zakpi z wykszta conego Amerykanina. Na przyk ad Herzog by w zamierzeniu powie ci komiczn : doktor humanistyki z cenionego uniwersytetu amery-ka skiego za amuje si , gdy jego ona odchodzi z innym m czyzn .

Ow adni ty gor czk epistolarn , pisze ponure, k liwe, ironiczne i gorzkie listy, nie tylko do przyjaci i znajomych, lecz tak e do wielkich my licieli, na ktrych si wychowa . Co mo e zrobi intelektualista po takiej katastrofie: zdj z p ki Arystotelesa czy Spinoz , by znale u nich pociech i porad ? Gdy zgn biony prbuje wzi si w gar , nada swemu do wiadczeniu jak interpretacj ,

a yciu sens, u wiadamia sobie zupe n niedorzecz-no tych usi owa . Nasz kraj pisze pod koniec, godz c si na absurd swego po o enia potrzebuje dobrej syntezy za pi centw". Odwo uje si tutaj do s w pana Marshalla, wiceprezy-denta za kadencji Woodrowa Wilsona, ktry powiedzia podczas pierwszej wojny wiatowej: Nasz kraj potrzebuje dobrego cygara za pi centw". Niektrzy czytelnicy Herzoga skar yli si , e ksi ka jest trudna. Je li nawet ywili najszczersze wsp czucie dla nieszcz liwego i komicznego profesora historii, jego d ugie, erudycyjne listy czasem ich irytowa y. Niektrzy odnie li wra e-nie, jakby kazano im zdawa trudny egzamin z historii idei, i uznali, e post pi em nie adnie, cz c humor i wsp czucie dla bohatera z zawoalowanymi aluzjami i erudycyjnymi wtr tami. A przecie chcia em wykpi w a nie t erudycyjno ! Odpowiedziano mi: Je eli taki by pa ski zamys , troch si pan min z celem. Niektrzy z pa skich czytelnikw s dzili, e ka e im pan wyst pi w teleturnieju b d rozwi za skompliko-wan amig wk dla cz onkw MENSY". Kilku z nich to pochle-bi o, inni poczuli si ura eni, e si ich egzaminuje. Ludzie kieruj wysi ek umys owy na sprawy zawodowe, a w dalszej kolejno ci na powa ne kwestie, ktre nurtuj porz dnego obywatela, zatro-skanego o dobro swego kraju gospodark , polityk , sk adowa-nie odpadw nuklearnych etc. Po pracy pragn rozrywek. Nie rozumiej , dlaczego rozrywka mia aby nie by wy cznie zabaw , Przyznaj im nieco racji, bo ja sam, kiedy zdarzy mi si si gn po Montaigne'a, z regu y opuszczam jego tasiemcowe cytaty klasykw, ktre wystawiaj na prb moj acin z oglniaka; nie nale y do przyjemno ci posy anie si z powrotem do szko y redniej. Aby zako czy ju temat Herzoga: w powie ci tej chcia em

14

15

pokaza , jak niewiele daje wy sze wykszta cenie" cz owiekowi, ktry znalaz si w k opotach. Cz owiek ten, koniec ko cw, u wiadamia sobie, e nie uzyska adnego wykszta cenia potrzeb-nego do ycia (czy na uczelni by kto , kto nauczy go radzi sobie z potrzebami erotycznymi, z kobietami, ze sprawami rodzinny-mi?), tote powrci do punktu wyj cia czy te , jak to sobie wymy li em w trakcie pisania do jakiego pierwotnego punktu rwnowagi. Ze sw pogr on w zam cie dusz Herzog jest barbarzy c . Kim e innym mg by by ? Istnieje jednak co , czego za pomoc autoironii mo e si uchwyci . Nawet w chwilach najwi kszego zam tu istnieje kana cz cy go z dusz . Trudno go odnale , poniewa w wieku rednim jest zupe nie zaro ni ty, a najbujniej rozkrzewione zaro la s wykwitem tego, co nazywa-my wykszta ceniem. Kana jednak zawsze istnieje, a naszym za-daniem jest nie pozwoli mu zarosn , zachowa dost p do tego, co w nas najg bsze co

posiada styczno z wy sz wiadomo- ci , wiadomo ci scalaj c i nadaj c ostateczny sens naszemu yciu. Sprawi , aby ta wiadomo pozosta a wolna, aby nie wypaczy a jej historia i nie zag uszy zgie k naszego bezpo red-niego otoczenia taki jest rzeczywisty sens walki, ktr nazywa-my yciem. Dusza musi odnale grunt, na ktrym oprze si wrogim si om, niekiedy uciele nionym w ideach zaprzeczaj cych jej istnieniu, ideach, ktre cz sto sprawiaj wra enie, jakby pra-gn y j wr cz unicestwi . Poeci romantyczni i inni moralizuj cy my liciele dziewi tna-stowieczni mylili si poeci i powie ciopisarze nigdy nie b d prawodawcami i nauczycielami ludzko ci. Je eli dzie o artystycz-ne musi mie jaki okre lony cel, niech to b dzie otwieranie ludziom oczu na inne sposoby widzenia wiata, odwodzenie ich od potocznych do wiadcze . Nawet to skromne zadanie jest wy-j tkowo trudne wobec szerzenia si uczonego nieuctwa i marnego my lenia. Brutalnie mwi c, yjemy w wiecie my li, w ktrym my lenie stoi na enuj co niskim poziomie. St d te artysta, nawet je eli nie uwa a si za intelektualist , wdaje si w spory my lowe. Samo my lenie nigdy jednak nie u mierzy jego bol czek, tote ka dy artysta winien by wdzi czny za ask spontaniczno ci,

ktra pozwala mu wznie si ponad potrzeb logicznego rozumo-ania Uniwersytet pozostaje dla mnie szko samowydziedzi-zenia: znajduj tam pomoc w mozolnym trudzie, ktry polega na wyzbywaniu si z ych nawykw my lowych. Nie gdzie indziej, tvlko na uniwersytecie zacz em si przedziera przez wsp czes-ne ideologie, marksistowskie i kapitalistyczne, rozmaite teorie psychologiczne, spo eczne i historyczne, jak rwnie filozofie (pozytywizm logiczny, naturalizm, egzystencjalizm itd.). Odrzu-caj c nadmiar wiedzy, aby mj umys mg znowu oddycha , jak rwnie piel gnuj c najg bsze korzenie bycia, nigdy nie uwa a- em uniwersytetu za sanktuarium czy schronienie przed wiatem zewn trznym". ycie w otoczeniu ci le akademickim, z dala od zawirowa wielkiego miasta, by oby dla mnie tortur . Nigdy wi c nie by em pisarzem z campusu", jak nazwa mnie ostatnio pewien lewicowy powie ciopisarz rodkowoeuropejski. Przeciwnie, na-uczy em si rozpoznawa niezliczone warianty r nych pogl dw lewackich czy ultraprawicowych, tote potrafi z daleka wyczu (zmys nie do pozazdroszczenia) odr nie przetrawionej retoryk i rewolucyjnej czy te , z drugiej strony barykady, zauwa y w ory-ginalnych" pogl dach geopolitycznych, jakie prezentuje ostatnio Gore Vidal, temat tego zagro enia", ktrym straszy Randolph Hearst w swoim dodatku niedzielnym odr ten jest dzi rwnie przykry jak w latach trzydziestych. Nie ma absolutnie nic nowego w p omiennej agitacji i patriotycznym" pozerstwie tych pisarzy. Gdyby byli w stanie zaproponowa co od siebie, uniwersytety utraci yby pozycj monopolisty w yciu intelektualnym. Profesor Bloom twierdzi, i taka jest g wna my l jego wywodu, ze w spo ecze stwie rz dzonym przez opini publiczn uniwersy-tet mia by enklaw intelektualnej wolno ci, gdzie bez adnych ogranicze bada oby si najr niejsze punkty widzenia. Swobod t wiat nau otrzyma w darze od ki liberalnej demokracji. Jednak e godz c si na aktywn rol w spo ecze stwie, na zaanga owanie w jego sprawy, uniwersytet zosta wci gni ty w wir problemw spo ecznych". Uczeni robi karier i pieni dze, zajmuj c si kwe-st iami zdrowia, p ci, rasy, wojny, uniwersytet za sta si hurtowni ojec, w ktrej zaopatruje si spo ecze stwo, cz sto ze zgubnymi

16

dla siebie skutkami. Wszelkie reformy, ktrych celem by aby poprawa wykszta cenia oglnego studentw, postawi yby uniwer-sytet w stan konfliktu z ca ym krajem. S wi c nie do pomy lenia. W rezultacie ludzie wewn trz" uniwersytetu coraz mniej si r ni w swych d eniach i motywacjach od ludzi z zewn trz". Tak rozumiem g wn tez Blooma. Gdyby postawi j publicysta, mo na by j zlekcewa y . Argumentacja Blooma jest jednak nie do odparcia, poniewa towarzyszy jej wnikliwa analiza historyczna. Z niezwyk ym znawstem teorii politycznych Bloom t umaczy, jak do tego wszystkiego dosz o, jak powsta a nowoczesna demokra-cja, czego pragn li Machiavelli, Hobbes, Locke, Rousseau i inni filozofowie o wiecenia oraz w jaki sposb ich pragnienia zosta y b d nie zosta y zrealizowane. Spr pomi dzy lewic a prawic sta si w ostatnim dziesi -cioleciu tak brutalny, e zagubi y si gdzie cywilizowane oby-czaje polemiczne. Antagoni ci nie sprawiaj ju wra enia, jakoby si nawzajem s uchali. Sta aby si wielka szkoda, gdyby ksi ki Blooma nie przeczytali inteligentni przeciwnicy jego pogl dw. Pada w niej wa kie stwierdzenie, ktre zas uguje na uwa n analiz . Profesor Bloom daje nam rygorystycznie skonstruowan , udokumentowan i wiarygodn histori ewolucji naszych uniwer-sytetw, tote niezale nie od tego, czy zgadzamy si z zawartymi tu wnioskami, jest to niezwykle cenny przewodnik do dyskusji na temat ycia intelektualnego w demokratycznej Ameryce.

SAUL BELLOW

PRZEDMOWA Esej ten, ktry rozwa a stan naszego ducha, a szczeglnie stan ducha ludzi m odych i ich wykszta cenie, zosta napisany z punktu widzenia nauczyciela. Mimo wielu ogranicze i niebezpiecznych pokus, jakie podsuwa, jest to punkt widzenia uprzywilejowany. Nauczyciel, szczeglnie maj cy zapewni swym studentom edu-kacj liberaln *, musi stale mie przed oczyma wzorzec sko czo-nej istoty ludzkiej, a w pami ci natur studentw jako konkretnych jednostek, musi poddawa w wzorzec nieustannej weryfikacji i ocenia zdolno studentw do jego osi gni cia. Sens powo a-nia nauczycielskiego polega na tym, by zna pragnienia swych uczniw i wiedzie , co mo e je zaspokoi . Trzeba je wytropi i wydoby na wierzch. Wykszta cenie, ktre nie odpowiada rze-czywistym potrzebom, jest tylko schlebianiem pr no ci nauczy-ciela. Charakter ka dego pokolenia najlepiej przejawia si w jego stosunku do wiecznych pyta " ludzko ci. Stosunek ten z kolei mo na pozna stwierdzaj c, co si danemu pokoleniu podoba, co je bawi, a zw aszcza co je gniewa (metoda ta sprawdza si

Edukacja liberalna (liberal education), temat niniejszej ksi ki, to poj cie ywodz ce si od redniowiecznych sztuk wyzwolonych (arles liberales). Jej liberalno oznacza nieskr powanie wymogami u yteczno ci czy praktyczno ci Podleg o jedynie zasadom rozumu. Polskie odpowiedniki tego terminu, takie kszta cenie oglne czy edukacja kulturalna, wskazuj raczej na takie cechy, jak og ada czy erudycja, tote zachowane zosta o sformu owanie angielskie. Por. tak e przypis na pocz tku ostatniego rozdzia u tej ksi ki (przyp. t um.).

19

szczeglnie w epoce, ktra chlubi si ch odn autoanaliz ). Bardzo wiele mo na si dowiedzie , obserwuj c rozmaitych szarlatanw, ktrzy robi pieni dze, prbuj c przyci gn do siebie m odych. Poniewa ci kramarze kultury maj najsilniejsz motywacj , by dotrze do potrzeb m odzie y, s u ytecznymi przewodnikami po labiryncie ducha naszych czasw. Punkt widzenia nauczyciela nie jest arbitralny. Nie bierze si bezpo rednio z tego, co my l i kim s uczniowie w danym miejscu i czasie, nie jest rwnie narzucony przez wymagania konkretnego spo ecze stwa ani kaprysy rynku. Po wi cono wprawdziwe wiele wysi ku, by dowie , e nauczyciel jest zawsze bezwolnym narz -dziem w r kach tych si , lecz nauczycielowi z prawdziwego zdarzenia przy wieca wiadomo b d intuicja, e istnieje co takiego jak natura ludzka, a jego zadaniem jest dopomc w jej urzeczywist-nieniu. Nie dochodzi do tego metod abstrahowania z poj czy przez skomplikowane operacje logiczne. Dostrzega to w oczach swych studentw. Natura ludzka jego uczniw to tylko co poten-cjalnego, lecz w potencja wskazuje co wi cej. Jest rd em nadziei, nigdy nie spe nionej, lecz wci si odradzaj cej, nadziei, e cz owiek nie jest wy cznie dzie em przypadku, przykutym do ciany jaskini, w ktrej si narodzi , i przez ni uformowanym. Zamiast u ywa modnego s owa socjalizacja", nauczanie porw-na bym raczej do po o nictwa na wiat przychodz dzieci, czego sprawc jest natura, a nie akuszerka. Narodziny zdrowego dziecka, ktre nie potrzebuje ju pomocy akuszerki, to prawdziwa rado nauczyciela, rado stanowi ca skuteczniejsz motywacj ni poczucie bezosobowego obowi zku moralnego: jest to pier-wotne do wiadczenie kontemplacji, bardziej satysfakcjonuj cej ni jakiekolwiek dzia anie. aden prawdziwy nauczyciel nie ma w tpliwo ci, e jego zadaniem jest dopomc uczniowi w urze-czywistnieniu jego ludzkiej natury, wbrew wypaczaj cym si om nacisku spo ecznego i przes dw. Zale nie od nauczyciela wizja natury ludzkiej mo e by mniej lub bardziej wyrazista, mniej lub bardziej ograniczona, lecz zawsze podsuwa mu niezale ne normy, ktre pozwalaj oceni zdolno ci i osi gni cia studentw. Ponadto nie ma nauczyciela z prawdziwego zdarzenia, ktry w praktyce nie

erzy by w istnienie duszy, jak rwnie w magiczne oddzia ywa-nie, jakie mo na na ni wywrze za pomoc s w. Nauczyciel musi obie powiedzie , e cho na pocz tku procesu kszta cenia aktyw-no duszy wymaga czasem pobudzania z zewn trz poprzez na-grody i kary, to na ko cu aktywno ta jest sama dla siebie nagrod i pobudza si sama. Tym si t umaczy osobliwe powo anie doros ego, ktry przed-k ada towarzystwo m odych n ad towarzystwo w asnego pokole-nia. Nauczyciel woli obiecuj ce by mo e" od niedoskona ego ,jest". Taki doros y ulega wielu pokusom szczeglnie pr no- ci i uprawiania propagandy zamiast uczenia. Ponadto sama czyn-no nauczania kryje w sobie niebezpiec stwo, e ograniczymy si do ze przekazu wiedzy, zamiast j stale zdobywa , e dostosujemy si do tego, co studenci potrafi lub czego chc si nauczy , e b dziemy znali siebie tylko poprzez naszych studentw. Nauczanie mo e zatem zagrozi filozofii, poniewa filozofo-wanie jest samotnym dociekaniem i kto si na nie decyduje, nie mo e si ogl da na swoje audytorium. Nie mo na jednak wyma-ga od nauczycieli, aby byli filozofami, a z kolei cho by odrobina sympatii do publiczno ci jest w a ciwie nieunikniona. Je eli na-uczyciel umie sobie z tym m drze radzi , ta drobna rysa na jego obiektywno ci mo e sta si jego si i zach ca do filozofowania. Z fascynacji studentami rodzi si wiadomo , e istniej r ne, rodzaje dusz. obdarzone niejednakowymi predyspozycjami do prawdy i b du, jak rwnie do uczenia si . Do wiadczenie to stanowi konieczny warunek, je eli chcemy znale odpowied jia najwa niejsze pytanie: Kim jest cz owiek?", rozpi ty pomi dzy najszczytniejszymi d eniami a niskimi, pospolitymi potrzebami. Edukacja liberalna polega w a nie na tym, by pomc studen-tom w postawieniu sobie tego pytania, w u wiadomieniu sobie,_ e odpowied nie jest ani oczywista, anijgdnoznaczniej eosi galna, e nie mo na nazwa powa nym ycia, w ktrym pytanie to stale nie rozbrzmiewa. Pomimo najrozmaitszych stara , by pytanie to uniewa ni (niektre z tych stara omawiam w tej ksi ce), kiedy m ody cz owiek zastanawia si : Kim jestem?", kiedy odczuwa Przemo n ch , by pj za delfickim wezwaniem: Poznaj sa21

20

mego siebie", ch , ktra jest nam wrodzona, w istocie ma na my li to samo: Kim jest cz owiek?" Poniewa nasza niepewno jest nieuleczalna, sprowadza si to do poznania wszystkich mo liwych odpowiedzi i zastanawiania si nad nimi. Edukacja liberalna udziela odpowiedzi, z ktrych wiele sprzeciwia si sk onno ciom naszej natury b d duchowi naszych czasw. Osoba tak wykszta cona potrafi oprze si odpowiedziom atwym i obecnie lansowanym, nie dlatego, e jest przekorna, lecz

dlatego, e zna inne, rwnie warte rozwa enia. Cho by oby g upot s dzi , e wiedza ksi -kowa wystarczy za ca edukacj , jest ona zawsze konieczna, zw aszcza w czasach, kiedy samo ycie dostarcza niewielu god-nych na ladowania wzorcw cz owiecze stwa. Wiedza ksi kowa to najlepsza rzecz, jak nauczyciel mo e zaofiarowa studentom, je eli jest tak podana, by jej zwi zek z yciem wydawa si wiarygodny. Zycie przyjdzie do studentw samo. Nauczyciel mo- e tylko mie nadziej , e to, co daje swym studentom, wype ni ycie tre ci . Wi kszo uczniw zadowoli si tym, co tera -niejszo uwa a za istotne. Inni oka entuzjazm, ktry b dzie stopniowo zanika , w miar jak rodzina i kariera dostarcz innych zainteresowa . Nieliczna garstka po wi ci ca e ycie temu, by si uniezale ni od cudzych opinii. Edukacja liberalna istnieje przede wszystkim dla tej ostatniej grupy. Stanowi oni przyk ad, jak mo na spo ytkowa najszlachetniejsze ludzkie d enia, st d te winni my im wszyscy wdzi czno , mniej za to, co czyni , a bardziej za to, czym s . Gdy tacy ludzie nie istniej (lub gdy nie ciesz si powszechnym powa aniem), spo ecze stwo nie ma prawa nazywa si cywilizowanym, cho by osi gn o wysoki poziom dobrobytu, rozwoju technologicznego czy nawet kultury bycia. Z tak rozumianego punktu widzenia nauczyciela przez ponad trzydzie ci lat z ogromnym zainteresowaniem przygl da em si i przys uchiwa em studentom. To, co przynosz ze sob na studia w postaci zami owa , upodoba , a szczeglnie wcze niejszych do wiadcze yciowych, zmieni o si , a jednocze nie zmieni o si zadanie, przed jakim staje nauczyciel. W ksi ce tej chc pokaza , jak rozumiem obecne pokolenie, aby u atwi rozumienie innym. 22

Ne moralizuj . Nie zamierzam by ani Jeremiaszem, ani Pollyann . Ksi k nale y rozumie przede wszystkim jako sprawozdanie z pola walki. Powag sytuacji, w jakiej si znajdujemy, czytelnik mo e oceni sam. Ka da epoka ma swoje problemy i nie twierdz , e przesz o malowa a si wy cznie w jasnych kolorach. Opisuj tera niejszo i nie jest moim zamiarem porowy wa j z przesz o- ci , aby potem pogratulowa naszym czasom b d je skrytyko-wa . Chc tylko sprbowa okre li , co jest dla nas wa ne, oraz znale to, co jest w naszej sytuacji wyj tkowe. Dwa s owa o prbie", ktra pos u y a za materia do tego studium. Sk ada si ona z tysi cy studentw o ponadprzeci tnej inteligencji, posiadaj cych warunki materialne i duchowe, by zrobi co zechc z czterema latami w college'u, ktrymi ich obdarowano inaczej mwi c, m odzie y, ktra ucz szcza na dwadzie cia czy trzydzie ci naszych najlepszych uniwersytetw. S te inni studenci, ktrym takie czy inne okoliczno ci nie pozwalaj sko-rzysta z dobrodziejstwa edukacji liberalnej. Maj oni inne potrze-by, a by mo e rwnie zupe nie odmienne charaktery ni moja prba". Jednak e studenci, ktrymi si zajmuj , cho by nale e i do bardzo w skiej grupy, ze wzgl du na swoje wykszta cenie maj najwi ksze predyspozycje, by wywrze w przysz o ci znacz cy wp yw moralny i intelektualny na ca y nard. Mwi si czasem, e ta uprzywilejowana m odzie mniej potrzebuje naszej troski i podatniczych pieni dzy, poniewa ju i tak wystarczaj co dobrze jej si powodzi. Jednak e to w a nie oni najbardziej potrzebuj edukacji, poniewa najwi ksze talenty najtrudniej jest przywie do doskona o ci, im bardziej za z o ona natura, tym bardziej podatna na zwyrodnienie.

Nie potrzeba dowodzi , jak wa na jest edukacja. Nale y jed-nak zauwa y , e dla narodw wsp czesnych, ktre w wi kszym stopniu ni dawne opieraj si na rozumie, kryzys uniwersytetu, siedliska rozumu, jest bodaj najpowa niejszym kryzysem, ktre-mu musz stawi czo o. Wksi ce tej skupia si do wiadczenie ca ego mojego ycia

* Bohaterka powie ci pisarki ameryka skiej Eleonor Porter (1868-1920), Maczaj ca si niezmiernym optymizmem (przyp. t um.).

23

nauczycielskiego. St d te moje podzi kowania dotycz nie tyle tej jednej ksi ki, ile wszystkiego, co zawdzi czam wymienionym tu osobom w ca o ci mojego do wiadczenia akademickiego. Po pierwsze pragn wi c podzi kowa wszystkim studentom, ktrych przez ponad trzydzie ci lat mia em zaszczyt uczy tekstw klasy-cznych, szczeglnie tym, ktrych pozna em bli ej i od ktrych wiele si dowiedzia em na temat omawianych tu zagadnie . S po rd nich dawni studenci, teraz niezale ni my liciele, ktrzy opowiedzieli mi swoje do wiadczenia i spostrze enia oraz pomogli mi zinterpretowa moje: Christopher J. Bruell, Hillel G. Fradkin, James H. Nichols Jr., Clifford Orwin, Thomas L. Pangle, Abram N. Skulsky, Nathan i Susan Tarcov. David S. Bolotin utwierdzi mnie w przekonaniu, e moja teza rzeczywi cie zas u-guje na uwag . Wszyscy wy ej wymienieni pobudzali b d po-w ci gali mj entuzjazm, ka dy na swj sposb. Michael Z. Wu niezwykle mi pomg swymi przenikliwymi uwagami krytycz-nymi. Spo rd moich kolegw akademickich, z ktrymi cz mnie cz ste rozmowy i wsplni studenci, pragn bym wymieni Saula Bellowa i Wernera J. Dannhausera. Pierwszy z nich, ze swym niezwyk ym darem rozumienia, wczu si w moje my li i skiero-wa mnie na nie znane mi wcze niej tropy. Drugi, intelektualny towarzysz ca ego mojego doros ego ycia, jak zwykle zechcia przeczyta moj prac w maszynopisie i poczyni wiele cennych uwag. W przygotowaniu pracy do druku z wielkim oddaniem pomo-g y mi Judy Chernick, Teres Denov i Erica Aronson, dzi ki czemu naj mudniejsza faza procesu publikacji ksi ki wydawa a si ekscytuj ca. Mia em wyj tkowe szcz cie do redaktorw: Ro-berta Asahiny, z wydawnictwa Simon and Schuster, i Bernarda de Fallois, z Editions Julliard, ktrzy zmobilizowali mnie do napisa-nia ksi ki, a potem po wi cili jej wi cej czasu, ni mg bym sobie zamarzy . Earhart Foundation i John M. Olin Foundation od d u szego czasu wspomagaj mnie w mojej pracy dydakty-cznej i naukowej ich przedstawicielom winien jestem ogromn wdzi czno .

Na koniec chcia bym wyrazi swj podziw dla AllanaP.Sindlera, ktry zawsze by dla mnie wzorem nauczyciela akademickiego. Ca e jego ycie dowodzi, e powo anie to jest nadal mo liwe i warte stara . Musz wspomnie , nie tylko pro forma, e wymieniaj c te osoby bynajmniej nie sugeruj , i podzielaj one moje pogl dy.

ALLAN BLOOM

24

WPROWADZENIE Najwi ksza cnota naszych czasw Jest jedna rzecz, ktrej nauczyciel akademicki mo e by ca -kowicie pewien: niemal ka dy student przychodz cy na uniwer-sytet s dzi, a przynajmniej tak mu si wydaje, e prawda jest wzgl dna. Kiedy odnie si do tego przekonania sceptycznie, reakcja studentw jest zawsze taka sama: zdumienie. Kwestiono-wanie wzgl dno ci prawdy jest dla nich rwnie zaskakuj ce, jak podawanie w w tpliwo sumowania 2 + 2 - 4. S to rzeczy, nad ktrymi nikt si nie zastanawia. rodowiska, z ktrych wywodz si studenci, s tak zr nico-wane jak sama Ameryka. Jedni s religijni, inni nie wierz w Boga; jedni s lewicowi, drudzy prawicowi; niektrzy zamierzaj zosta naukowcami, niektrzy humanistami, prawnikami, lekarzami czy przedsi biorcami; jedni s bogaci, drudzy biedni. Tym, co ich czy, jest relatywizm i postulat powszechnej rwjno ci. Te dwa czynniki s ze sob intencjonalnie zwi zane w wymiarze moral-nym. Wzgl dno prawdy nie jest w ich oczach jak przes ank teoretyczn , lecz wymogiem moralnym, koniecznym warunkiem wolno ci spo ecze stwa. Opini t nabyli w m odym wieku, jest to bowiem wsp czesna wersja niezbywalnych praw naturalnych, ktre w tradycji ameryka skiej odgrywa y rol fundamentu wol-nego spo ecze stwa. To, e sprawa ma dla studentw wymiar

27

moralny, uwidacznia si w ich reakcjach, kiedy ich pogl d zostanie podany w w tpliwo niedowierzanie po czone z oburzeniem: Wierzy pan w prawd absolutn ?" adnej innej mo liwo ci

nie znaj , a stawiaj to pytanie takim tonem, jakby mwili: Jest pan monarchist ?" lub Naprawd wierzy pan w czarownice?" St d oburzenie, poniewa kto , kto wierzy w czarownice, zapewne ch tnie spali by je na stosie. Tym, czego nauczono ich si obawia w absolutyzmie, jest nie pomy ka w ocenie, lecz nietolerancja. Bez relatywizmu nie ma otwarto ci na inno , tej wielkiej cnoty, jedynej cnoty, ktrej krzewieniu od pi dziesi ciu lat oddaje si szkolnictwo podstawowe i rednie. Otwarto jest wielkim odkry-ciem naszych czasw a wraz z ni relatywizm, ktry stanowi jedyn mo liw postaw w obliczu rozmaito ci roszcze do pra-wdy, sposobw ycia i ludzkich charakterw. Prawdziwym zagro- eniem sta si wyznawca prawdy. Badania historii i kultury ucz , e w przesz o ci ca y wiat by szalony. Wszyscy wierzyli, e maj racj , co prowadzi o do wojen, prze ladowa , niewolnictwa, kse-nofobii, rasizmu i szowinizmu. Nie chodzi o to, by skorygowa b dy i naprawd mie racj nale y w ogle wyrzec si prze-konania, e ktokolwiek mo e mie racj . Rzecz jasna, studenci nie potrafi swej opinii obroni . Zosta a im ona wpojona jako niepodwa alny aksjomat. W najlepszym razie argumentuj nast puj co: Istnia o i istnieje tyle r nych pogl dw i kultur jakie mamy prawo os dza , ktre z nich s lepsze, a ktre gorsze? Je eli zadaj im sztampowe pytania, ktre maj za zadanie zbi ich z tropu i zmusi do my lenia na przyk ad: Gdyby by brytyjskim gubernatorem w Indiach, czy pozwoli by podlegaj cym ci autochtonom spali wdow na po-grzebie jej zmar ego m a?" milcz lub odpowiadaj , e Bry-tyjczycy nie powini byli w ogle si w Indiach znale . Przy tym wszystkim wiedza studentw na temat innych narodw, a nawet swego w asnego, nie jest wcale imponuj ca. Ich dotychczasowe wykszta cenie nie mia o na celu uczyni z nich erudytw, lecz zaopatrzy ich w moraln cnot otwarto . Ka dy system edukacyjny stawia sobie jaki cel moralny, pod k tem ktrego u o ony jest program nauczania. Pragnie wytwo-

rzy pewien okre lony typ jednostki. Zamiar ten jest mniej lub bardziej jawnie wypowiedziany, w mniejszym lub wi kszym sto-pniu wynika ze wiadomej refleksji. Jednak e nawet najbardziej neutralne przedmioty, takie jak abecad o czy rachunki, maj swoje miejsce we wzorcu osoby wykszta conej. Dla niektrych narodw wzorcem by a osoba pobo na, dla innych wojownicza, dla jeszcze innych przedsi biorcza. Zawsze istotne s wymogi ustroju polity-cznego, ktry potrzebuje obywateli yj cych w zgodzie z jego podstawowymi zasadami. Arystokracje chc d entelmenw, oli-garchie ludzi ceni cych bogactwo, a demokracje mi o nikw rwno ci. Demokratyczny system edukacyjny, czy si do tego przyznaje czy nie, chce i potrzebuje stworzy ludzi obdarzonych takimi upodobaniami, wiedz i charakterem, ktre sprzyjaj ustro-jowi demokratycznemu. W historii republiki ameryka skiej pogl -dy na temat tego, jaka jednostka jest najkorzystniejsza dla naszego ustroju, z pewno ci si zmienia y. Rozpocz li my od modelu cz owieka racjonalnego i przedsi biorczego, uczciwego, prze-strzegaj cego prawa i oddanego rodzinie (swej w asnej rodzinie, czyli tej, ktra w stadium swego rozk adu zyska a przydomek rodziny nuklearnej). Przede wszystkim po dana jednostka mia a zna doktryn praw cz owieka, konstytucj uciele niaj c t do-ktryn oraz histori Ameryki, ktra opiewa a powstanie narodu pocz tego w wolno ci i oddanego idei przyrodzonej rwno ci wszystkich ludzi". Celem, jaki stawia a sobie demokratyczna edu-kacja, by o wpojenie uczniom arliwej lojalno ci wobec litery i ducha Deklaracji Niepodleg o ci Stanw Zjednoczonych, wpo-jenie nie si , lecz przez odwo anie si do rozumu. Lojalno ta znacznie si r ni a od wymaganej w dawnych wsplnotach, gdzie z plemiennego mitu i nami tno ci, jak rwnie

surowej dyscypli-ny, autorytetu w adzy i wielopokoleniowej rodziny, rodzi si instynktowny, bezwarunkowy, a nawet fanatyczny patriotyzm, ca kowicie odmienny od przemy lanego, racjonalnego, ch odne-go, a nawet egoistycznego przywi zania nie tyle do kraju, ile do ormy i racjonalnych zasad rz dzenia wymaganego w Stanach jednoczonych. By to pierwszy tego rodzaju eksperyment polity-cy, ktry nis za sob now form kszta cenia. W ubieg ym

28

29

stuleciu nast pi! prze om: edukacja demokratycznego cz owieka-zosta a wyparta przez edukacj demokratycznej osobowo ci. Aby zrozumie t r nic , wystarczy prze ledzi , jakim zmia-nom uleg o poj cie tego, co znaczy by Amerykaninem. Wed ug dawnego pogl du, uznaj c i respektuj c przyrodzone prawa cz o-wieka, ludzie odnajdywali fundament swej jedno ci. Klasa, rasa, wyznanie, pochodzenie narodowe, kultura wszystkie te czynni-ki znikaj lub staj si nieostre, kiedy pada na nie wiat o przyro-dzonych praw. Wsplna to samo czyni z wszystkich ludzi bra-ci i kieruje ich ku tym samym celom. Imigrant zmuszony jest zrzuci baga ideologii Starego wiata na rzecz nowej, atwej do przyswojenia edukacji. Nie oznacza o to konieczno ci wyzbycia si codziennych nawykw czy przekona relgijnych, lecz i nawyki te i przekonania nale a o podporz dkowa nowym zasadom. Ist-nia a presja, je eli nie konieczno , by ujednorodni natur ludzk . Dzisiejsza edukacja ku otwarto ci" wszystko to odrzuci a. Nie zwraca si ju uwagi na prawa przyrodzone czy historyczne korzenie naszego ustroju, ktre uchodz dzi za wypaczone i wste-czne. Wsp czesna edukacja nie wymaga przyj cia adnego nie -kwestionowalnego zespo u przekona , uchodz cych za naturalne dla wszystkich ludzi, ani wyrzeczenia si innych pogl dw. Jest otwarta na wszelkie typy ludzkie, na wszelkie style ycia, na wszelkie ideologie. Je eli jednak nie istniej wsplne cele ani wsplne poj cie dobra publicznego, to czy umowa spo eczna jest jeszcze mo liwa? W my li liberalnej od samego pocz tku widoczny jest p d ku niczym nie ograniczonej wolno ci. Hobbes i Locke, jak rwnie czerpi cy z ich idei za o yciele pa stwa ameryka skiego, d yli do utemperowania skrajnych przekona , szczeglnie religijnych, jako rodz cych obywatelsk niezgod . Cz onkowie sekt obowi -zani byli przestrzega prawa i zachowa wierno konstytucji. Je eli si do tego stosowali, spo ecze stwo mia o zostawi ich w spokoju, cho by g osili najbardziej odra aj ce pogl dy. Aby rozwi zanie to sprawdzi o si w praktyce, podj to wiadomy, cho niejawny wysi ek

st pienia wiary religijnej, szczeglnie poprzez przesuni cie religii sfery

na gruncie teorii poznania

ze

wiedzy do sfery opinii. Jednak e wolno wyznania, jako prawo gwarantowane konstytucj , nale a a do sfery wiedzy. Tego rodza-ju prawa nie s kwesti opinii. St pienie przekona w tej dziedzi-nie nie by o po dane, przeciwnie: prawa cz owieka mia y by t sfer demokracji, w ktrej znajduj uj cie najwy sze uczucia moralne. Powi kszenie obszaru wolnego od uregulowa spo eczny i politycznych mo liwe by o tylko ch kosztem roszcze do moral-nych i politycznych pewnikw. Istniej ce w cz owieku nienasyco-ne pragnienie wolno ci wolno ci, by y , jak si komu podoba rozwin o si jeszcze pe niej dzi ki temu aspektowi nowoczes-nej my li demokratycznej. W tym uj ciu wydaje si bowiem, e pe n wolno mo na osi gn jedynie wtedy, gdy nie istniej adne moralne i polityczne pewniki. Skutecznym sposobem unie-szkodliwienia prze ladowcw jest przekona ich, e nie wiedz , czym jest dobro. Z tej radykalnej teorii demokratycznej rodzi si pewna nadwra liwo , ktra ka de ograniczenie ka e postrzega jako arbitralne i despotyczne. Absoluty nie istniej absolutna jest tylko wolno . Skutek jest dwojaki: uzasadnienie wolno ci staje si niemo liwe, a rozwodnienie pogl dw, ktre z pocz tku mia o cechowa wy cznie przekonania religijne, rozci ga si na wszystkie przekonania. Stopniowe odej cie od doktryny praw ku otwarto ci uwidocz-ni o si na przyk ad, kiedy Oliver Wendell Holmes odrzuci meto-d poszukiwania oglnej zasady, ktra mia aby okre la , jakie wypowiedzi i zachowania s w spo ecze stwie demokratycznym niedopuszczalne, lecz odwo a si do nieprecyzyjnego i w praktyce nic nie znacz cego kryterium realnego i bezpo redniego za-gro enia". Zgodnie z tym kryterium praktycznie jedynym wsplnym dobrem staje si zachowanie porz dku publicznego. Za postulatem tym kry a si optymistyczna wizja post pu, w my l ktrej ca ko-wity rozk ad zasad demokracji i powrt do barbarzy stwa nie jest mo liwy, a prawda sama z siebie zawsze zwyci y na targowisku idei. Optymizmu tego nie podzielali za o yciele pa stwa, ktrzy podkre lali, e do zasad demokratycznego rz dzenia nale y stale powraca , cho by mia o si to okaza niekorzystne, cho by nie-

30

31

ktre pogl dy nie cieszy y si powa aniem, a niektre zosta y wr cz zakazane. Zgodnie z ich sposobem my lenia nie powinno by tolerancji dla nietolerancyjnych. Gdyby przyj , e nie wolno narzuca adnych ogranicze swobodzie wypowiedzi, o ile nie wyka e si , e jaki pogl d stwarza realne i bezpo rednie zagro e-nie, Lincoln nie mia by podstaw twierdzi , e kompromis w kwe-stii zasady rwno ci nie jest mo liwy; e zasada ta nie podlega decyzji lub wyrokowi wyborcw, lecz stanowi wst pny warunek demokratycznych wyborw; e poddanie kwestii niewolnictwa Murzynw woli ludu jest niedopuszczalne, cho by pozwoli o to unikn realnego i bezpo redniego zagro enia krwawej wojny domowej. Jednak e otwarto ostatecznie wypar a prawa naturalne, cz - ciowo skutkiemkrytyki teoretycznej, cz ciowo skutkiem poli-tycznego buntu przeciwko ostatnim okowom natury. Wychowanie obywateli przesta o si koncentrowa na akcie za o ycielskim, aby skupi si na otwarto ci, korzystaj c z pomocy nauk historycznych i spo ecznych. Akt za o ycielski poddano ca kowitej demistyfika-cji, aby dowie , e pocz tki by y wadliwe, co mia o uzasadni jeszcze wi ksz otwarto na wszystko co nowe. Marksizm Char-lesa Bearda i historyzm Carla Beckera zla y si w g o ny chr pot pienia. Nieustannie s yszymy, e za o yciele pa stwa byli rasistami, mordercami Indian, przedstawicielami interesw klaso-wych. Spyta em mojego pierwszego profesora historii na uniwer-sytecie, bardzo znanego uczonego, czy odra aj cy obraz Jerzego Waszyngtona, jaki nam odmalow , nie podcina a korzeni naszego ustroju. Wcale nie odpar . Ustrj nie opiera si na jedno-stkowych uczuciach, lecz na warto ciach demokratycznych". Na co zareplikowa em: Ale przecie pan w a nie wykaza , e Wa-szyngton tylko wykorzystywa te warto ci w s u bie interesw klasowych w a cicieli ziemskich w Wirginii". Zez o ci si i taki by koniec naszej dyskusji. Znajdowa pociech w przekonaniu, e warto ci demokratyczne p yn z nurtem historii, tote nie ma potrzeby, by je artyku owa lub stawa w ich obronie. Prowadzi swe badania historyczne, maj c moraln pewno , e doprowadz one do wi kszej otwarto ci, a co za tym idzie do dalszej

demokratyzacji. Niedawna lekcja faszyzmu, ktry dowid kru-cho ci demokracji, nie da a mu do my lenia. Liberalizm bez praw naturalnych, jaki znamy od czasw Johna Stuarta Milla i Johna Deweya, uczy , e jedyne, co nam grozi, to zamkni cie si na to, co nowe i dopiero powstaj ce, na owoce post pu. Nie trzeba zwraca uwagi na fundamentalne zasady oraz cnoty moralne, ktre kieruj ku yciu zgodnemu z tymi zasadami. Pos uguj c si modnym ostatnio okre leniem, zaniedbana zosta a kultura obywatelska". Ten zwrot w filozofii liberalizmu przygo-towa grunt pod relatywizm kulturalny i spowodowa oddzielenie faktw od warto ci, co pozwoli o rozci gn relatywizm na wi -kszy obszar rzeczywisto ci i da o mu podstaw teoretyczn . Dla przezwyci enia dawnych przes dw wykorzystuje si na rozmaite sposoby histori i nauki spo eczne. Antropologia uku a termin etnocentryzm", ktry jest zjawiskiem nagannym, dzi ki czemu mo emy doprecyzowa znaczenie otwarto ci: nie wolno nam s dzi , e nasza kultura jest lepsza od innych. Zamiarem antropologw jest nie tyle przekaza studentom jak wiedz na temat innych miejsc i epok, lecz u wiadomi im, e ich preferencje s jedynie przypadkowym wytworem miejsca i czasu. Wyznawane przekonania nie upowa niaj do tego, by jako jednostki lub zbiorowo jako nard uwa a si za lepszych od kogokolwiek innego. Karykatur tego nurtu jest pisarstwo Johna Rawlsa, ktry niestrudzenie przekonuje, e ludziom nie wolno na nikogo patrze z gry, a nawet

wymy li form rz dw, ktra by to uniemo liwia- a. W Teorii sprawiedliwo ci pisze, e fizyk czy poeta nie powinni si wywy sza nad cz owieka, ktry ca e ycie liczy d b a trawy lub oddaje si innym fry wolnym b d odra aj cym upodobaniom. Ba, nale y takiego cz owieka powa a , poniewa podstawow potrzeb ludzk jest szacunek dla innych, nie za dla samego siebie. Odmowa czynienia rozr nie jest zatem nakazem moral-nym, jej przeciwie stwem bowiem jest dyskryminacja. Ten ob -anczy pogl d oznacza, e cz owiekowi nie wolno odnajdywa w innych dobra i go chwali , gdy odkrycie dobra to jednocze nie odkrycie z a i pogarda dla niego. Instynkt i rozum nale y zd awi przez wychowanie. Naturaln dusz nale y zast pi sztuczn .

32

33

U podstaw tej moralnej przemiany leg o ogromne zr nicowa-nie narodowe, religijne i rasowe mieszka cw Stanw Zjednoczo-nych oraz fakt, e wiele osb spotka y prze ladowania zewzgl du na przynale no do grup mniejszo ciowych. Franklin Roosevelt o wiadczy , e pragniemy spo ecze stwa, ktre nikogo nie wy-klucza ze swych szeregw". Chocia prawa naturalne, stanowi ce podstaw naszego ustroju, s wystarczaj cym rozwi zaniem tego problemu pod warunkiem e przedstawiciele mniejszo ci w -cz si do szeregw, to jest zastosuj si do tych praw ni^ zadowoli o to my licieli, ktrzy ukszta towali nasz obecny model wychowania, poniewa prawo wyborcze oraz inne prawa polity-czne nie zapewniaj automatycznie akceptacji spo ecznej. Rwna dla wszystkich ochrona prawna nie chroni cz owieka od pogardy i nienawi ci jako yda, W ocha czy Murzyna. Reakcj na ten problem by , po pierwsze, atak na pogl d, e imigranci powinni albo wyrzec si swej indywidualno ci kultu-rowej" i wtopi w uniwersalny, abstrakcyjny byt, ktry uczestni-czy w prawach naturalnych, albo istnie na obrze ach nowej kultury; po drugie za gniew na wi kszo narzucaj c sw kultur osobom, ktrym konstytucja jest oboj tna. Celem otwar-to ci by o wymuszenie powa ania dla mniejszo ci na ludziach, ktrzy im tego odmawiali, oraz os abienie poczucia wy szo ci u dominuj cej wi kszo ci (niedawno nazwanej WASP-ami. Ka-riera, jak zrobi o to s owo, dowodzi, jak ogromny wp yw na kszta towanie wiadomo ci narodowej ma socjologia). Dominuj -cej wi kszo ci kraj nasz zawdzi cza sw kultur , literatur , j zyk i protestanckie wyznania. Wysi ek intelektualny ameryka skiej my li politycznej i nauk spo ecznych XX wieku ukierunkowany by w du ym stopniu na zdyskredytowanie tej wi kszo ci. Zasa-dy, ktre leg y u podstaw konstytucji, zosta y potraktowane jako utrudnienia; podwa ono rwnie drugi cz on naszej tradycji poli-tycznej

demokracj wi kszo ciow , ktr mia y zast pi rz dy narodu z o onego z mniejszo ci etnicznych i innych grup, wier-nych w asnym pogl dom i upodobaniom. O wy szy status ubiega- a si szczeglnie mniejszo intelektualistw, przedstawiaj ca si jako obro ca i rzecznik wszystkich pozosta ych grup.

34

To odwrcenie intencji za o ycieli pa stwa w kwestii mniej-szo ci jest zjawiskiem ogromnej wagi. Oglnie bior c, za o yciele traktowali mniejszo ci jako co z ego, stawiali je niemal na rwni z koteriami, egoistycznymi frakcjami, ktre nie dbaj o wsplne dobro. W przeciwie stwie do dawniejszych my licieli politycznych, nie udzili si , e mo liwe jest wyplenienie koterii i wykszta cenie spo ecze stwa podobnych do siebie obywateli o zbli onych d e-niach. Stworzyli natomiast skomplikowan konstrukcj , w ramach ktrej koterie nawzajem si neutralizuj , co otwiera drog do dobra wsplnego. Dobro wsplne_w ich my li politycznej nadal stanowi kryterium nadrz dne, lecz osi ga sieje poprzez tolerowa-nie koterii, a wi c bardziej po rednio ni w my li klasycznej. Za o yciele pragn li skupi wi kszo wok idei fundamental-nych praw, a rwnocze nie uniemo liwi tej wi kszo ci wykorzy-stanie swej w adzy do uniewa nienia tych praw. Tymczasem w dwudziestowiecznych naukach spo ecznych znika poj cie do-bra wsplnego, a wraz z nim negatywny obraz mniejszo ci. Dla ochrony mniejszo ci likwiduje si sam ide wi kszo ci teraz rozumianej jako grupa realizuj ca swe egoistyczne interesy. Skutkiem tej wolty za amuje si delikatna rwnowaga pomi dzy wi kszo -ci i mniejszo ci , ktra by a zamys em twrcw konstytucji. Dzisiaj, gdy nie ma dobra wsplnego, mniejszo ci nie stanowi ju problemu, a ich ochrona staje si naczeln funkcj rz du. Do czego to prowadzi, wida na przyk ad we Wprowadzeniu do teorii demo-kracji Roberta Dahla. Grupy czy jednostki, ktrym naprawd na czym , zale y w przeciwie stwie do ludzi beznami tnych zas uguj na szczeglne traktowanie lub szczeglne prawa za sw pasj " czy zaanga owanie" to ostatnie okre lenie uros o do rangi politycznej warto ci, ktra wypar a rozum. Za o yciele pa -stwa pragn li utemperowa fanatyzm i odebra mu racj bytu, natomiast Dahl do niego zach ca. Formu a mniejszo ci cieszy a si ogromnym powodzeniem u wszystkich tych, zarwno reakcjonistw, jak i zwolennikw post pu, ktrzy w latach dwudziestych i trzydziestych nadal nie akceptowali rozwi zania politycznego, narzucanego przez konstytucj . Reakcjonistom nie podoba o si zniesienie przywilejw

35

klasowych i religii pa stwowej. Z rozmaitych powodw nie go-dzili si na rwno . Mieszka cy Po udnia doskonale wiedzieli, e istot konstytucji jest moralne zaanga owanie na rzecz rwno- ci, a zatem pot pienie segregacji rasowej. Konstytucja nie by a jedynie zespo em regu rz dzenia, lecz wynika z niej porz dek moralny, ktry nale a o zaprowadzi na ziemiach ca ej Unii. Jed-nak e pisarze i historycy z Po udnia wywarli znaczny, cho nie-doceniany wp yw na widzenie przez Amerykanw swej historii. Szczegln instytucj " niewolnictwa zdo ali ukaza jako malow-niczy przejaw odr bno ci i wyj tkowo ci swej kultury, wobec ktrej konstytucja by a bardziej ni oboj tna. Dwudziestowiecz-ny idea otwarto ci, znosz cej etnocentryzm, stanowi dla Po u-dniowcw wymarzony prezent. Wykorzystali to poj cie do obrony swej tradycji przed ingerencjami obcych przybyszw, ktrzy ro- cili sobie rwne prawa ze swojakami. Romantyczne ale Po u-dniowcw na temat rzekomych usterek konstytucji, ich wrogo do spo ecze stwa masowego", ktre technologi , indywidua-lizmem i egoistycznym stylem ycia, opartym na pogoni za pie-ni dzem, zagra a bytowi organicznej, zakorzenionej wsplnoty, oczarowa a wszelkiego rodzaju malkontentw z r nych opcji politycznych. W latach sze dziesi tych Nowa Lewica g osi a tak sam ideologi , jak na Po udniu stworzono dla ochrony przed doktryn praw, zagra aj c tamtejszym obyczajom. Po raz kolejny w historii mamy tu do czynienia z sojuszem prawicy i lewicy przeciwko demokracji liberalnej, okre lanej prze miewczym mia-nem spo ecze stwa bur uazyjnego". Post powcom z lat dwudziestych i trzydziestych w konstytucji nie podoba a si ochrona w asno ci prywatnej oraz ograniczenia narzucone woli wi kszo ci i dowolne kierowanie ich yciem. Uwa ali oni, e rwno nie si ga jeszcze wystarczaj co daleko. Definicja demokracji jako otwarto ci okaza a si przydatna rw-nie dla stalinistw. Zasady konstytucji ameryka skiej jawnie sprzeciwia y si radzieckiej teorii i praktyce rz dzenia. Je eli jednak demokracja oznacza otwarto celw, a szacunek dla in-nych kultur uniemo liwia doktrynerskie pot pienie radzieckiej rzeczywisto ci za amanie praw naturalnych, obie te rzeczywisto-

36

ci mog si kiedy do siebie upodobni . Z mojego szkolnego podr cznika do historii, wie o wydrukowanego na g adkim, b y-szcz cym papierze, pami tam intryguj ce fotografie ko chozw, gdzie rolnicy razem mieszkali i wsplnie pracowali, cho ich praca nie przynosi a zysku. (Dzieci w podstawwce nie rozumiej za-wartych tu problemw, lecz s podatne na tego rodzaju propagan-d ). Skolektywizowane rolnictwo by o w Ameryce czym zupe -nie obcym, lecz nie wolno nam by o si na nie zamyka , folgowa naszym kulturowym przes dom. Wielu intelektualistw uwa a o Ameryk za zbyt za ciankow twierdz c, e nie tylko musimy zna i szanowa inne kultury, lecz tak e mo emy si od nich wiele nauczy . Odwa ni badacze oby-czajw seksualnych, z Margaret Mead na czele, mwili nam, e winni my skorzysta z przyk adu kultur plemiennych i wyzwoli si od przekonania, i kr puj ce nas zakazy maj jak kolwiek in-n sankcj prcz spo ecznej. Winni my si uda na targowisko kultur, aby znale usprawiedliwienie sk onno ci, ktre w sobie t umili my za spraw naszej puryta skiej obyczajowo ci. Stosu-nek wszystkich tych

zwolennikw otwarto ci wobec Deklaracji Niepodleg o ci i konstytucji by albo oboj tny, albo jednoznacznie wrogi. Dobrym przyk adem tej zmiany w sposobie my lenia jest ruch praw obywatelskich. W okresie pocz tkowym wszyscy licz cy si przywdcy ruchu, cho r nili si mi dzy sob taktyk i charakte-rem, szukali oparcia w Deklaracji Niepodleg o ci i konstytucji. Na tej podstawie mogli oskar y bia ych nie tylko o haniebne okru-cie stwa, ale tak e o sprzeniewierzanie si w asnym naj wi tszym zasadom. Jako prawdziwi Amerykanie czarni jak najs uszniej dali rwno ci, ktra jest ich przyrodzonym i politycznym pra-wem. W postawie tej kry o si silne przekonanie o s uszno ci zasad naturalnego uprawnienia, jak rwnie o tym, e tradycja konsty-tucyjna, cho nie zawsze chlubna, na d u sz met jest jednak skuteczna w urzeczywistnianiu tych zasad. St d te ruch praw obywatelskich dzia a za po rednictwem instytucji kongresu, pre-zydenta, a przede wszystkim s downictwa. Zupe nie inne by y natomiast za o enia Black Power, organizacji, ktra z czasem

37

zdominowa a walk o rwno czarnych. Ruch ten pomijam tu zarwno jego ekscesy, jak i zupe nie zrozumia y nacisk na w asn godno i odmow b agania bia ych o uznanie przyj za podstaw pogl d, e konstytucja zosta a stworzona dla ochrony niewolnictwa, a tradycja konstytucyjna nigdy nie promowa a rw-no ci. Organizacja walczy a o to samo czarnych, nie o uniwer-salne prawa. Liczy y si nie prawa, lecz w adza. Black Power da a szacunku dla czarnych jako czarnych, nie za po prostu jako jednostek ludzkich. Jednak e konstytucja nie obiecuje szacunku dla czarnych, bia ych, tych, katolikw, protestantw czy ydw. Gwarantuje ochron praw poszczeglnych jednostek ludzkich. Okaza o si jednak, e wielu Amerykanom, w naszych czasach bodaj e wi -kszo ci, to nie wystarcza. Cierpi na tym wykszta cenie ameryka skiej m odzie y, ktra coraz s abiej zna histori swego kraju i yciorysy osb dawniej uchodz cych za jej bohaterw. By a to niemal e jedyna wiedza wyniesiona ze szko y redniej, maj ca cokolwiek wsplnego z y-ciem studentw. Miejsce ameryka skiej historii zaj a gar faktw-o innych narodach i kulturach oraz kilka formu zaczerpni tych z nauk spo ecznych. Po ytek jest z tego niewielki, jako e nie postarano si o przekazanie m odzie y ducha innych krajw i epok, cz ciowo dlatego, e studeci nie widz , jaki to mia oby mie zwi zek z ich przysz ym yciem lub tym wszystkim, co ich naj-bardziej zajmuje. Rzadko si zdarza, by nauka w szkole wpoi a jakiemu nastolatkowi pragnienie dog bnego poznania kultury chi skiej, rzymskiej czy ydowskiej. Nast pi o co wr cz przeciwnego: inne kultury budz ca kowi-t oboj tno , poniewa relatywizm wykorzeni prawdziwy cel edukacji, jakim jest poszukiwanie godziwego ycia. M odzi Ame-rykanie coraz mniej wiedz o obcych krajach i coraz mniej si nimi interesuj . Dawniej wielu studentw marzy o o d u szym pobycie w Anglii, Francji, Niemczech czy W oszech b d uwa a o, e ich ycie

b dzie ciekawsze, je eli poznaj j zyk i literatur tych krajw. Takich studentw ju si niemal nie spotyka; wyparli ich w najlepszym razie tacy, ktrych interesuj problemy poli-

tyczne Trzeciego wiata i pomoc tamtejszym krajom w post pie, oczywi cie przy zachowaniu szacunku do ich starej kultury. Nie jest to postawa kogo , kto chce si czego nauczy od innych, lecz ukryty protekcjonalizm i nowa forma imperializmu. Mamy tu do czynienia z mentalno ci w stylu Peace Corps*,, organizacji, ktrej celem nie jest samokszta cenie, lecz wiecka wersja dobroczynno ci. Paradoksalnie, z otwarto ci rodzi si ameryka ski konformizm poza granicami kraju panuje monotonna r norodno , ktra uczy nas tylko tego, e wszystkie warto ci s wzgl dne, w Ame-ryce za mo emy tworzy wszystkie style ycia, jakie zechcemy. Nasza otwarto oznacza, e inni ludzie nie s nam do niczego potrzebni, a zatem to, co jest reklamowane jako wielkie otwarcie, okazuje si wielkim zamkni ciem. Zarzucili my ju nadziej , e w innych miejscach i czasach znajd si wielcy m drcy, ktrzy objawi nam prawd o yciu. (Pomijam t nieliczn grup m o-dzie y, ktra oczekuje m dro ci w pigu ce od jakiego guru). Zanik o poczucie historii Machiavellego, ktry z ka dego ze swych pracowitych dni skrad par godzin, aby wdzia purpurow tog i uda si na pogaw dk ze staro ytnymi". Faworyzowy obecnie nowy program nauczania stawia sobie inne cele. M odzie y nale y wpoi uszanowanie innych sposobw ycia. Naj atwiej to osi gn , je eli uczniom oboj tna jest pra-wdziwa tre tych sposobw ycia. Czasy, gdy ameryka scy ka-tolicy i protestanci ywili wobec siebie wzajemn podejrzliwo i nienawi , nie by y mo e wietlane, lecz wrogie obozy toczy y przynajmniej powa ny spr na temat swych przekona , a mniej lub bardziej zadowalaj ce kompromisy, jakich si dopracowano, nie by y rezultatem duchowego marazmu. Dzisiaj praktycznie wszyscy m odzi Amerykanie posiadaj nie opart na g bszych przemy leniach wiadomo , e istnieje wiele kultur, czemu towa-rzyszy sentymentalny mora : Musimy wszyscy jako ze sob wsp y . Po co walczy ze sob ?" Obowi zuj c dzi filozofi edukacji znakomicie wyrazi a matka jednego z zak adnikw pod-czas kryzysu ira skiego w 1980 roku. Wbrew jednoznacznym

*Organizacja pomocy krajom rozwijaj cym si , stworzona przez prezydenta Kennedyego (przyp. t um.).

38

39

zaleceniom rz du swego kraju, pojecha a do Iranu b aga o uwol-nienie swego syna, w tym samym tygodniu, w ktrym dokonano prby odbicia zak adnikw. Usprawiedliwi a sw decyzj tym, e jako matka ma prawo ratowa dziecko, a ponadto ma prawo pozna now kultur . S to dwa podstawowe prawa cz owieka, a podr do Iranu pozwoli a tej kobiecie upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Problem r nic kulturowych ze znacznie wi ksz ostro ci rysowa si w Ameryce czterdzie ci lat temu. Kiedy by em na studiach, w moim pokoju w akademiku zatrzyma si na kilka dni pewien m ody cz owiek ze stanu Missisipi, cz onek grupy dyskusyj-nej, ktra przyjecha a do nas z uniwersytetu w Wirginii. By to mj pierwszy kontakt z inteligentnym, wykszta conym Po udniow-cem. Wyja ni mi, na czym polega ni szo czarnych i sk d si wzi a segregacja rasowa, oraz wyt umaczy , e wszystko to jest nierozerwalnie zwi zane z jedynym w swoim rodzaju stylem ycia na Po udniu. By to przystojny, b yskotliwy, sympatyczny, zdrowy m ody cz owiek. Mnie jednak przerazi , poniewa nadal tkwi em w etnocentryzmie. Wyobra a em sobie naiwnie, e moje p nocne pogl dy s uniwersalne. Filozofia ka dy po swojemu"* jeszcze nie wsz dzie zapu ci a korzenie. Na szcz cie kultura ameryka -ska uleg a od tego czasu ujednorodnieniu, co pozwala unika takich przykrych star pogl dw. Rasizm w wydaniu mojego m odego go cia jest dzi patologi ograniczon do spo ecznych nizin. Po udniowcy pomogli nam stworzy pewn teori kultury, lecz ich w asna kultura, ktrej pragn li za pomoc tej teorii obro-ni , znik a z powierzchni ziemi. Jednym ze sposobw na otwieranie" m odzie y jest wymg, by studenci zapisali si na przynajmniej jeden kurs po wi cony jakiej niezachodniej kulturze. Cho wyk adowcami na tych kur-sach s cz sto prawdziwi uczeni i pasjonaci swej dziedziny, w ka -dym znanym mi przypadku intencja samego wymogu w sy-tuacji, kiedy wiele tak wa nych przedmiotw, jak filozofia i reli-gia, nie jest ju obowi zkowych by a demagogiczna. Kursy * W oryginale: different strokes for different folks w ubieg ym stuleciu (przyp. t um.). 40 maj za zadanie wymusi na studentach konstatacj , e istniej inne wiatopogl dy, a wiatopogl d zachodni nie jest od nich lepszy. Znw nie liczy si tre , lecz z gry za o ony mora . Tego rodzaju wymogi stanowi element szerszych d e do stworzenia wsplnoty oglno wiatowej i wykszta cenia cz onka tej wsplno-ty osoby pozbawionej przes dw. Tymczasem gdyby studen-tom pozwolono g biej wnikn w istot kultur niezachodnich, stwierdziliby, e ka da z nich jest etnocentryczna, ka da uwa a swj sposb na ycie za najlepszy, a wszystkie inne za po ledniej-sze. Herodot pisze, e Persowie mieli si za najlepszych, nast pne w kolejno ci by y w ich mniemaniu narody o cienne, potem naro-dy granicz ce z o ciennymi i tak dalej warto spada a w miar oddalania si koncentrycznych kr gw od perskiego rodka. Taka jest w a nie definicja slogan antyrasistowski, ktry zyska popularno

etnocentryzmu, zjawiska rwnie powszech-nego jak zakaz kazirodczych stosunkw pomi dzy matk i synem. Tylko u narodw zachodnich, to jest pozostaj cych pod wp y-wem my li greckiej, pojawi y si w tpliwo ci, czy mo na posta-wi znak rwno ci pomi dzy dobrem a tym, co te narody sob reprezentuj . Badania nad kulturami niezachodnimi prowadz do wniosku, e wynoszenie swego w asnego sposobu ycia ponad wszystkie inne jest czym powszechnym, a nawet naturalnym przewa a zatem postawa dok adnie odwrotna od tej, ktr pragnie si wyrobi w studentach. Na uniwersytetach dokonuje si w isto-cie nast puj cej operacji: stosujemy w praktyce pewien zachodni przes d- ktry implicite uwa amy za dowd wy szo ci naszej kultury i naginamy rzeczywisto innych kultur, aby temu przes dowi podlega y. Naukowe badanie innych kultur jest zjawi-skiem niemal wy cznie zachodnim, ktre u swych pocz tkw mia o za cel poszukiwanie nowych i lepszych sposobw ycia, a przynajmniej potwierdzenie nadziei, e nasz sposb ycia jest rzeczywi cie najlepszy w adnej innej kulturze nie istnieje potrzeba takiego potwierdzenia. Je eli mamy si czego od tych kultur nauczy , to przede wszystkim powstaje pytanie, czy tego rodzaju badanie naukowe ma sens. Konsekwencja nakazywa aby nauczycielom otwarto , by uszanowali etnocentryzm i zamkni -cie, ktre znajduj w ca ym wiecie niezachodnim. Tymczasem, 41

podwa aj c etnocentryzm, w istocie mimowolnie stwierdzaj wy- szo swej postawy naukowej oraz ni szo kultur, ktre tej postawy nie uznaj . Profesorowie ci zarazem potwierdzaj i negu-j warto uprawianej przez siebie nauki. Staj przed tym samym problemem co Pascal: przed problemem sprzeczno ci rozumu i objawienia, lecz brak im intelektualnego samozaparcia, ktre kaza o francuskiemu my licielowi odrzuci nauk na rzecz wiary. Przyczyny niezachodniego zamkni cia czy etnocentryzmu s oczywiste. Ludzie musz kocha iby wierni swej rodzinie i swe-mu narodowi, aby nie dosz o do ich rozpadu. Musz uwa a to, co maj , za dobre, aby byli z tego zadowoleni. Ojciec musi wole swoje dziecko od innych dzieci, obywatel musi wole swj kraj od innych krajw. Dlatego powstaj mity aby uzasadni te pre-ferencje. Cz owiek potrzebuje swojego miejsca oraz pogl dw, ktre odegraj rol punktw orientacyjnych. To maj na my li wszyscy ci, ktrzy mwi o potrzebie zakorzenienia. Problem stosunkw z obcymi jest drugorz dny, a niekiedy stoi w sprzecz-no ci z posiadaniem w asnego kr gu, w asnego narodu, kultury, sposobu ycia. Ca kowite zamkni cie nie jest zdrowe ani dla jednostki, ani dla narodu, lecz ca kowite otwarcie nieuchronnie prowadzi do rozk adu. Silne uto samienie tego, co dobre z tym, co , w asne, odmowa ich rozr nienia, wizja kosmosu, w ktrym dany nard zajmuje szczeglne miejsce wydaje si , e nie mo e istnie kultura, ktra nie spe nia tych warunkw. Taki p ynie faktyczny wniosek z proponowanych studentom rozwa a nad kulturami niezachodnimi. Badania innych kultur popychaj stu-dentw ku arliwemu przywi zaniu do tego, co w asne, natomiast odci gaj od nauki, ktra z tego przywi zania wyzwala. Nauka jawi im si teraz jako zagro enie dla kultury i niebezpieczny preparat o dzia aniu wykorzeniaj cym. Studenci b kaj si po ziemi niczyjej pomi dzy warto ci wiedzy a warto ci kultury, gdzie zostali umieszczeni przez nauczycieli, ktrzy nie potrafi ju wskaza im drogi. Pomocy nale y szuka gdzie indziej.

Pierwszymi znanymi nam lud mi, ktrzy podj li problem et-nocentryzmu, byli filozofowie greccy. Charakterystyczne dla tego nurtu my lowego s takie rozr nienia, jak dobre/w asne, na tura/konwencja, sprawiedliwo /prawo. Grecy powi zali dobro z urzeczywistnieniem wszystkich wrodzonych mo liwo ci ludz-kich i zdawali sobie spraw , e niewiele narodw, a by mo e aden, nie posiada sposobw, by si o to urzeczywistnienie poku-si . Filozofowie greccy otworzyli si na dobro. Pos ugiwali si dobrem, ktre nie by o ich w asno ci , do oceny siebie samych. By y to niebezpieczne igraszki, poniewa nadw tla y wi zy z tym, co w asne, i os abia y ich nard, jak rwnie nara a y ich na gniew rodziny, przyjaci i rodakw. W yciu ludzkim pojawi o si nieusuwalne napi cie: pomi dzy wierno ci wobec swoich a d e-niem do dobra. Jednak e wiadomo samoistnego dobra i pragnienie jego posiadania s bezcennym osi gni ciem cywilizacyjnym. Taki jest, w moim rozumieniu, istotny problem otwarto ci (bo jest te wiele innych, ma o istotnych). Aby by w pe ni cz owie-kiem, nie mo na si zadowala tym, co daje nam kultura. To mia na my li Platon, kiedy ukaza nas w Pa stwie jako wi niw zamkni tych w jaskini. Kultura jest jaskini . Platon nie sugerowa , by my rozgl dn li si po innych kulturach, aby przezwyci y ograniczenia jaskini. Norm , wed ug ktrej oceniamy nasze ycie i ycie narodw, winna by natura. St d te najwa niejsz nauk o cz owieku jest filozofia, nie za historia czy antropologia. Je eli nasi wychowawcy s tacy pewni, i jedyn ucieczk od ogranicze naszego miejsca i czasu jest badanie innych kultur, to tylko dzi ki dogmatycznemu przekonaniu, e my l jest kszta towana wy cz-nie przez kultur , e nie istnieje natura. Histori i antropologi Grecy uwa ali za nauki po yteczne tylko o tyle, o ile pozwalaj si dowiedzie , jakie w przesz o ci inne narody poczyni y odkry-cia w dziedzinie natury. Zadaniem historykw i antropologw by a weryfikacja utartych opinii, jak to czyni Sokrates z jednostkami, a nast pnie wzniesienie si ponad nie. Naukowcy ci przewy szali badanych przez siebie ludzi, poniewa dostrzegali problemy, na ktre inni woleli by lepi, oraz d yli do rozwi zania tych pro-blemw. Pragn li zyska mo liwo oceny siebie i innych. Ten punkt widzenia a szczeglnie potrzeba poznania natury, aby uzyska jak norm le y u podstaw naszych nauk huma-nistycznych, czy si to humanistom podoba czy nie, a jednocze nie

42 43

t umaczy dwuznaczno ci i sprzeczno ci, na ktre wskazywa em. Pragnie si z nas uczyni wytwory kultury za pomoc narz dzi, ktre zosta y wymy lone po to, by nas od kultury wyzwoli . Otwarto by a niegdy cnot , ktra pozwala a na poszukiwanie dobra za pomoc rozumu. Dzi oznacza akceptowanie wszystkiego i negowanie w adzy umys u. Niczym nie ograniczone i bezmy lne uprawianie otwarto ci, nie poparte wiadomo ci celu, ktrym jest poznanie natury, oraz wiadomo ci nieuchronnych problemw politycznych, spo ecznych i kulturowych, jakie si z tym celem wi , pozbawi o otwarto jakiegokolwiek znaczenia. Relaty-wizm kulturowy niszczy zarwno podmiotowo , jak i samoistne dobro. Najwi kszym wyr nikiem Zachodu jest nauka, zw aszcza rozumiana jako d enie do poznania natury, i wynikaj ce z tego podwa enie konwencji czyli kultury, b d te Zachodu rozu-mianego jako kultura na rzecz tego, co jest dost pne wszystkich ludziom jako ludziom za po rednictwem wsplnej i wyr niaj cej cz owieka w adzy: rozumu. Wsp czesne prby zrozumienia kon-dycji ludzkiej przez nauk relatywizm kulturowy, historyzm, oddzielenie faktw od warto ci s samobjstwem nauki. Nie-podzielnie panuje kultura, a st d zamkni cie. Tym, czego uczymy, jest otwarcie na zamkni cie. Relatywizm kulturowy przezwyci y imperializm intelektu-alny Zachodu, czyli jego roszczenia do uniwersalizmu Zachd sta si kultur jak ka da inna. W republice kultur panuje rwno . Na nieszcz cie jednak kultur Zachodu okre la potrzeba uzasad-nienia samej siebie czy swych warto ci, potrzeba poznania natury, potrzeba filozofii i nauki. Je eli zostanie tego pozbawiona, upad-nie. Stany Zjednoczone nale do najwi kszych i najbardziej radykalnych osi gni rozumowego d enia do dobrego ycia zgodnego z natur . Pa stwo to zbudowano wed ug rozumowych zasad naturalnego uprawnienia, ktre wi ze sob dobro i pod-miotowo . Inaczej mwi c, powsta y tutaj ustrj obiecuje niczym nie skr powan wolno my lenia nie wolno totaln , lecz wolno my lenia, ktra jest podstawowa i dopiero z niej wyp y-waj inne swobody. Aby jej w niczym nie uszczupla , toleruje si rwnie znaczne odchylenia. Otwarto , ktra neguje szczegln pozycj rozumu, zrywa g wn spr yn , ktra wprawia w ruch mechanizm naszego ustroju. Ustrj ten, cokolwiek by na ten temat twierdzono, powsta w celu przezwyci enia etnocentryzmu, kt-ry bynajmniej nie jest odkryciem nauk spo ecznych. Nale y koniecznie podkre li , e nauka, ktr studenci czerpi ze studiw nad innymi kulturami, jest po prostu fa szywa. Historia i antropologia nie ucz i nie dowodz , e warto ci lub kultury s relatywne. Przeciwnie, jest to przes anka filozoficzna, z ktr przyst pujemy dzi do badania innych kultur. Przes anka ta jest nie dowiedziona, a przyjmuje si j dogmatycznie za pewnik z przyczyn g wnie politycznych. Z przes anki tej wyprowadza si interpretacje historii i kultury, a nast pnie stwierdza, e dowodz jej prawdziwo ci. Jednak fakt, e w r nych miejscach i czasach istnia y r ne pogl dy na temat dobra i z a, wcale nie dowodzi, e aden z tych pogl dw nie jest prawdziwy b d prawdziwszy od innych. Logika takiego dowodu" by aby mniej wi cej taka jak logika stwierdzenia, e rozmaito pogl dw wyg aszanych przez studentw w kawiarnianej dyskusji wykazuje, i prawda nie ist-nieje. A przecie r nica pogl dw powinna rodzi pytanie, ktry pogl d jest prawdziwy, a nie rezygnacj z poj cia prawdy. Natu-raln reakcj jest prba rozstrzygni cia problemu, zbadanie za o- e i rozumowa , ktre do danego pogl du doprowadzi y. Tylko ignoruj ce histori i cz owieka przekonanie, e pogl dy ma si bez adnego uzasadnienia, uniemo liwia oby to fascynuj -ce zaj cie. Ka dy cz owiek i ka dy nard uwa a, e jego pogl dy s uzasadnione, i wydaje si , e wyartyku owanie i sprawdzenie tych uzasadnie powinno by

najwa niejszym obowi zkiem hi-storykw i socjologw. Zawsze wiedziano, e istnieje wiele wza-jemnie sprzecznych pogl dw na dobro i wiele wyznaj cych te pogl dy narodw. Herodot przynajmniej dorwnywa nam wia-domo ci wielkiej r norodno ci kultur. Konstatacj t traktowa jednak jako bodziec do badania dobrego i z ego we wszystkich tych kulturach, by stwierdzi , czego mo emy si od nich nauczy o naturze dobra i z a. Wsp cze ni relaty wi ci t sam konstatacj uznaj za dowd, e badanie jest niemo liwe i musimy jednakowo szanowa wszystkie obce kultury. St d te studenci, a wraz z nimi

44 45

my wszyscy zostali my pozbawieni wielkiej przygody odkrywa-nia r norodno ci, pobudki Odyseusza, ktry jak pisze Dante zw drowal wiat, aby pozna ludzkie cnoty i przywary. Historia i antropologia nie daj odpowiedzi na temat natury dobra i z a, lecz dostarczaj materia u, na ktrym mo emy oprze nasz os d. Zdaj sobie spraw , e przy ocenie innych narodw ludzie cz sto pos uguj si wy cznie przes dami. Wyrugowanie tego zjawiska jest jednym z g wnych zada edukacji. Jednak e je eli usi ujemy to uczyni , odbieraj c autorytet rozumowi, rezygnuje-my zarazem z narz dzia, ktre pozwala sprostowa przes dy. Prawdziwej otwarto ci towarzyszy pragnienie poznania, a zatem wiadomo niewiedzy. Zanegowa mo liwo poznania dobra i z a to u mierci autentyczn otwarto . W a ciwa perspektywa historyczna ka e w tpi w prawdziwo historyzmu (pogl du, zgodnie z ktrym wszelka my l jest wytworem swej epoki i nie mo e wznie si ponad ni ) i uzna go za pewn wsp czesn osobliwo . Historyzm i relatywizm kulturowy de facto uniemo- liwiaj nam sprawdzenie naszych przes dw i rozstrzygni cie, na przyk ad, kwestii, czy ludzie rzeczywi cie s sobie rwni, czy te pogl d ten jest niczym wi cej jak demokratycznym przes dem. Nasuwa si przypuszczenie, e m dro proponowana nam dzisiaj przez histori i antropologi jest tylko niezbyt zr czn przerbk dylematu romantycznego, ktry wydawa si tak nie-uchronny i tragiczny na pocz tku XIX stulecia, ktry zrodzi t sknot do odleg ej przesz o ci i egzotycznych krain oraz sztuk zaspokajaj c t t sknot . Dylemat przedstawia si nast puj co: jako cywilizacja naukowa wiemy wi cej ni narody innych epok i krain, sp tane antynaukowymi uprzedzeniami i z udzeniami, lecz narody te by y, lub s , od nas szcz liwsze. Dylemat wyra a si w Schillerowskim

rozr nieniu pomi dzy sztuk naiwn i senty-mentaln . Potwierdzeniem mojej hipotezy jest antropologia Levi--Straussa. Na pobie nej lekturze dzie Rousseau zbudowa on pogl d, e najlepsza jest taka kultura, ktra w a nie przesz a ze stadium natury do stadium wsplnoty pierwotnej, gdzie nie wyst -puje w asno prywatna i rozbuchana mi o w asna. Dla powsta-nia takiego pogl du konieczna jest nauka, ktra z kolei wymaga rozwini tego, a zatem zdemoralizowanego spo ecze stwa. Sama nauka jest jednym z wariantw amour-propre umi owania nierwno ci. Tego rodzaju antropologia automatycznie przedsta-wia wi c nauk w niekorzystnym wietle. Jednak e dylemat ro-mantyczny wydaje si nieuchronny tylko wtedy, kiedy mamy pewno , e nasza wiedza jest ogromna, a to daje nam nauka. Bez tej pewno ci by mo e zechcieliby my zbada pogl dy tych szcz - liwszych narodw, by stwierdzi , czy mo e wiedz co , czego my nie wiemy. By mo e geniusz Homera nie by tak naiwny, jak s dzi Schiller. Je eli wyzb dziemy si dumy z naszej wiedzy, ktra stroi si w pirka pokory, dyskusja zyska nowy wymiar. Mo emy wtedy uda si w jednym z dwch kierunkw: zrezyg-nowa z nauki b d powrci do ycia kontemplacyjnego. Oba modele s mo liwe do zrealizowania, samowystarczalne i prowa-dz do szcz cia. Romantyczna poza heroicznego samozaparcia jest w istocie zamykaniem oczu na te skrajno ci. Nasze dzisiejsze niezdecydowanie, czy wybra nauk czy kultur , jest strywializo-wan wersj tej pozy. Istniej dwa rodzaje otwarto ci. Otwarto oboj tna ma dwa cele: ukrci nasz intelektualn pych i pozwoli nam by , kim zechcemy, pod warunkiem e nie zechcemy by lud mi uczonymi. Drugi rodzaj otwarto ci s u y poszukiwaniu wiedzy i pewno ci, w ktrym to zadaniu historia i r ne kultury dostarczaj nam niezwyk ej obfito ci materia u do analizy. Otwarto poszukuj ca pobudza fascynacj , ktra cechuje ka dego powa nego studenta Chc wiedzie , co jest dla mnie dobre, co uczyni mnie szcz - liwym". Otwarto oboj tna fascynacj t zag usza. Otwarto we wsp czesnym rozumieniu sankcjonuje ycie polegaj ce na schlebianiu bie cym gustom, na ladowaniu najbar-dziej prymitywnych wzorcw. Zabieg, ktry przeprowadzi histo-ryzm, polega na ca kowitej rezygnacji z oporu wobec historii, ktra w naszych czasach oznacza wszechw adn opini publiczn . Jak e cz sto s ysza em, e rezygnacja z wymogu nauki j zykw obcych, filozofii i nauk cis ych stanowi dalszy post p ku otwar-to ci. W a nie w tym punkcie dwa rodzaje otwarto ci koliduj ze sob . Otwarto na wiedz oznacza gotowo poznania rzeczy,

46 47

ktrych wi kszo ludzi nie chce si dowiedzie , poniewa wydaj si nudne i nieistotne. ycie kontemplacyjne cz sto wydaje si nieciekawe, a bezu yteczna" wiedza, czyli taka, ktra raczej nie przyda si w karierze zawodowej, nie znajduje miejsca w wybie-ranym przez studenta programie studiw. St d te uniwersytet, ktry niez omnie broni wiedzy czystej, musi sprawia wra enie zamkni tego i ma o elastycznego. Wsp czesna otwarto ka e p yn z pr dem", dostosowa si do tera niejszo ci. Tera -niejszo jest za zamkni ta na w tpliwo ci, ktre utrudniaj rozwj rz dz cych ni zasad. Bezkrytyczna otwarto na tera niejszo oznacza aby, e inne wzorce ycia, dzi pogardzane, kiedy zosta-n w ogle zapomniane, a wraz z nimi zapomnieniu ulegnie wiadomo tego, co w tera niejszo ci jest w tpliwe. Prawdziwa otwarto ka e zamkn si na pokus ca kowitej akceptacji te-ra niejszo ci. Kiedy by em m odym profesorem Cornell University, odby- em dyskusj o szkolnictwie z profesorem psychologii. Stwierdzi , e jego zadaniem jest usun u studentw przes dy. Obala je zatem jak kr gle. Zainteresowa o mnie, co wpaja im zamiast zlikwidowanych przes dw. Okaza o si , e nie bardzo wie, co mog oby stanowi przeciwie stwo przes du. To nasun o mi sko-jarzenie z ma ym ch opcem, ktry, gdy mia em cztery lata, poinfor-mowa mnie z przej ciem, e wi ty Miko aj nie istnieje. Pragn , bym i ja zazna cudownego blasku prawdy. Czy profesor wiedzia , co te przes dy oznaczaj dla studentw i co si stanie, gdy zostan ich pozbawieni? Czy wierzy w istnienie prawd, ktre pokieruj ich yciem, tak jak uprzednio czyni y to przes dy? Czy zastanowi si , jak wpoi studentom umi owanie prawdy, konieczne do po-szukiwania nieprzes dnych przekona , czy te pragn z nich uczyni ludzi biernych, apatycznych, oboj tnych, pos usznych autorytetom takim jak on lub modni my liciele wsp cze ni? Ch opiec od wi tego Miko aja tylko si popisywa , chcia do-wie swojej wy szo ci nade mn . To nie on wymy li wi tego Miko aja, ktry by konieczny, aby zdemaskowa jego nieistnie-nie. Ile mo na si dowiedzie o wiecie na podstawie wiary w wi tego Miko aja, ile mo na si dowiedzie o duszy ludzkiej od tych, ktrzy we wierz . Natomiast metodyczne wytrzebienie wyobra ni, ktra rzuca na cian jaskini cienie bogw i herosw, nie sprzyja poznaniu duszy, lecz j okalecza, wysysa z niej soki ywotne. Odpowiedzia em profesorowi psychologii, e osobi cie staram si naucza przes dw, poniewa w dzisiejszych czasach dzi ki powszechnym sukcesom jego metody studenci s podejrzliwi wobec wszelkich przekona , jeszcze zanim sami jakiekolwiek powezm . Gdyby nie tacy ludzie jak ja, profesor psychologii by by bez pracy. Kartezjusz, nim przyst pi do systematycznego i rady- kalnego w tpienia, sta wobec cudownego wiata dawnych prze-kona , przednaukowych wierze dotycz cych porz dku rzeczy, pogl dw g oszonych stanowczo, a nawet fanatycznie. Trzeba najpierw prze y do wiadczenie prawdziwej wiary, eby dozna euforii wyzwolenia. Zaproponowa em wi c podzia pracy: ja b d zasiewa ki kwiatami, aby psycholog mg przyj z kos . Przes dy, silnie zakorzenione uprzedzenia to wizje porz d-ku wiata. Przes dy to epifanie ca o ci, st d te droga do poznania ca o ci prowadzi przez b dne opinie na jej temat. B d jest, rzecz jasna, naszym wrogiem, lecz on jeden mo e wskaza drog do prawdy, tote zas uguje na przyzwoite traktowanie. Umys , ktry nie zawiera adnych przes dw, jest pusty. Umys taki musia zosta

uformowany za pomoc metody, ktra nie zdaje sobie sprawy, jak trudno jest rozpozna w jakim pogl dzie przes d. Tylko Sokrates, po ca o yciowym trudzie, wiedzia , e nic nie wie. Teraz wie o tym ka dy ucze szko y redniej. Jakim sposobem niewiedza sta a si taka atwa? Czym wyt umaczy ten nadzwy-czajny post p? Czy to mo liwe, e r ne metody nauczania, z ktrych otwarto jest tylko ostatni z wielu, tak zubo y y nasze prze ycia, e nie pozosta o w nas nic na tyle silnego, by opar o si krytyce, i wiat, o ktrym mogliby my prawdziwie nic nie wie-dzie , sta si niesko czenie ma y? Czy na tyle upro cili my nasz dusz , e nie jest ju trudno j poj ? Dla oka wyszkolonego w dogmatycznym sceptycyzmie sama natura, w swej bujnej obfi-to ci przejawie , mo e si zda przes dem. W jej miejsce k adzie-my symetryczn siatk krytycznych poj , ktre wynale li my po

48 49

to, by wyja nia y zjawiska natury, lecz poj cia u mierci y natur , same trac c racj bytu. By mo e naszym pierwszym zadaniem jest przywrci ycie zjawiskom. Odzyskamy wtedy wiat, ktre-mu b dziemy mogli stawia pytania, i filozofia znw stanie si mo liwa. Wydaje si , e przed takim wyzwaniem stoj wychoCZ SC PIERWSZA STUDENCI

wawcy.

NIEZAPISANA KARTA Kiedy s dzi em, e Amerykanie zaczynaj zdobywa wy-kszta cenie w wieku lat osiemnastu, e ich wcze niejsze ycie jest duchowo puste i e na uniwersytet przychodz jako niezapisana karta, nie wiadomi swego g bszego ja i wiata wykraczaj cego poza ich powierzchowne do wiadczenie. Kontrast pomi dzy nimi a ich rwie nikami z Europy by silnie podkre lany w europejskich

powie ciach i filmach, z ktrymi zaznajamiano nas na uczelni. Europejczycy sw znajomo kultury zawdzi czali przede wszy-stkim rodowisku domowemu i pa stwowym szko om rednim, gdzie wprowadzano ich w rodzim tradycj literack , na ktrej z kolei opiera a si ich tradycja narodowa. Nie chodzi o o uprasz-czaj ce stwierdzenie, e europejscy uczniowie posiadaj znacz-nie bardziej wyrafinowan znajomo ludzkiego serca, ni my zwykli my oczekiwa od ludzi m odych (jak rwnie doros ych): u m odzie y europejskiej znajomo siebie pochodzi a z ksi ek, a jej aspiracje ukszta towane by y przez wzorce napotkane w rw-nym stopniu w ksi kach co w yciu. Ksi ki odgrywa y istotn rol w codziennym yciu i stanowi y znaczn cz tego, co spo ecze stwo jako ca o stawia o sobie za idea . W wyobra ni dzieci z tak zwanych dobrych domw powszechne by y nadzieje na powa n karier literack czy filozoficzn , podczas gdy nasze dzieci marzy y o karierze w rozrywce czy biznesie. Tego rodzaju aspiracje podsuwano im w m odym wieku, tote gdy osi gn y

51

nastoletnio , stanowi y one cz uposa enia ich dusz, pryzmat, przez ktry postrzega y wiat i ktry mia zabarwi ich dalsz nauk i do wiadczenia. Na uniwersytet sz y po to, by zdoby specjalizacj w konkretnej dziedzinie. W zestawieniu z m odzie europejsk Amerykanie przycho-dz cy na uniwersytet wydawali si nieokrzesanymi dzikusami. Nazwiska autorw, z ktrymi ich rwie nicy zza Atlantyku byli za pan brat, nic im nie mwi y, nie wspominaj c ju o tym, by mieli do nich ywi jaki osobisty stosunek. Czym dla Hekuba, czym on dla Hekuby?" Nale eli do ca ego wiata, korzystali z rozumu, by dostrzec rzeczy wsplne wszystkim ludziom, by rozwi za problemy bytu, ca y czas w swej niewinno ci i nie wiadomo ci depcz c o tarze wi te dla rozmaitych ludw i narodw tej ziemi, ktre wierz , e yj we wsplnocie ukonstytuowanej przez bo-gw i bohaterw, a nie przez fakt posiadania przez wszystkich takiego samego cia a. Ta ameryka ska intelektualna t pota mog a si wydawa przera aj cym barbarzy stwem, ktre uniemo liwia pe ne do wiadczanie cz owiecze stwa i pi kna, wyrzeka si udzia- u w nieprzerwanym dialogu cywilizacji. Dla mnie jednak, jak rwnie dla wielu bardziej spostrzegaw-czych obserwatorw, w du ej mierze stanowi o to o uroku amery-ka skich studentw. Bardzo cz sto, wraz z pierwszymi oznakami dojrza o ci, ujawnia a si u nich wrodzona ciekawo i umi owa-nie wiedzy. Bez tradycyjnych zakazw i podniet, bez spo ecznych kar i nagrd, bez snobizmu i elitaryzmu niektrzy odkrywali w sobie wielkie pragnienie zdobycia istotnej wiadomo ci, od-najdywali nie u wiadomione wcze niej obszary duszy, ktre do-maga y si wype nienia. Studenci europejscy, ktrych uczy em, zawsze znali na wylot dzie a Rousseau i Kanta, lecz pisarzy tych wbijano im do g owy od dzieci stwa. W nowym, powojennym wiecie ich znajomo sta a si rutynowa, by a raczej jedn z uci - liwo ci dzieci stwa, jak krtkie spodenki, ani eli rd em inspi-racji. Studenci owi spragnieni byli zatem czego nowego,

bardziej egzotycznego. Dla Amerykanw dzie a wielkich pisarzy bywa y jasnymi, s onecznymi przestrzeniami, gdzie mo na znale rze-czywiste wyzwolenie, o ktre ten esej jest wo aniem. Dla tych studentw stare by o nowe, i mieli s uszno , ka da bowiem istotna stara my l jest wiecznie nowa. Niewykluczone, e nigdy nie osi gn li bezpo redniej, zakorzenionej wi zi z dokonaniami artystycznymi i filozoficznymi, ktre wydaj si organicznie wro- ni te w poszczeglne kultury. Ich postaw wobec tych dzie znamionowa jednak wolny wybr i mo liwo , by cz owiek jako taki niezale nie od czasu, miejsca, pozycji spo ecznej i maj tku mg uczestniczy w tym, co najwy sze. Kondycja ludzka jawi aby si w ponurych barwach, gdyby wsplnota ludzka zbu-dowana by a na tym, co w cz owieku najni sze, a piel gnacja wy szych aspiracji wymaga a istnienia zamkni tych wobec siebie nawzajem kultur". Casus ameryka skich studentw uzasadnia optymistyczne przek onanie, e nie tylko cia o, ale i dusza jest uniwersalna, e dost p do tego, co najlepsze, nie zale y od przy-padku. M odzi Amerykanie, a mwi c ci lej, niektrzy m odzi Amerykanie, stwarzali nadziej , e tradycja nie utraci ci g o ci i ywotno ci, poniewa jej za tradycj nie uwa ali. Ta buduj ca perspektywa rysowa a si szczeglnie wyrazi cie, gdy zaczyna em prac ze studentami w pierwszych latach po wystrzeleniu na orbit Sputnika. W 1965 roku napisa em: Pod wzgl dem sytuacji yciowej obecne pokolenie studentw jest wyj tkowe i zupe nie odmienne od swych nauczycieli. Mam tu na my li dobrych studentw na lepszych uczelniach, do ktrych przede wszystkim skierowane s kursy edukacji liberalnej, wymagaj ce ko-rzystania z najlepszego materia u intelektualnego. Ci m odzi ludzie nigdy nie zaznali l ku o swj materialny byt, ktrego do wiadczyli ich rodzice w czasach wielkiego kryzysu. Zostali wychowani w kom-fortowych warunkach i oczekiwaniu ich sta ej poprawy, tote jest to dla nich temat w du ej mierze oboj tny. Ich pozycja maj tkowa nie napawa ich dum , nigdy nie zajmowa y ich trywialne i czasem wypa-czaj ce charakter kwestie zwi zane z jej zdobywaniem. Poniewa szczeglnie im na niej nie zale y, z tym wi ksz ochot gotowi s wyrzec si jej w imi wielkich idea w. W istocie wr cz pragn to uczyni , by dowie , e nie s do maj tku przywi zani, lecz otwarci na wy sze powo ania. Krtko mwi c, studenci ci s swoist demo-

52 53

kratyczn wersj arystokracji. Nieprzerwany dobrobyt ostatnich dwu-dziestu lat pozwala im wierzy , e zawsze potrafi zarobi na utrzy-manie. S zatem gotowi podj ka d karier czy zaj cie, o ile

wyda si im to wystarczaj co powa ne. Wi zy tradycji, rodziny i odpo-wiedzialno ci finansowej s s abe. Towarzyszy temu wszystkiemu otwarty, szlachetny charakter. Z regu y s znakomitymi studentami, ogromnie wdzi cznymi za wszystko, czego si naucz . Spojrzenie na ten szczeglny od am spo ecze stwa ka e my le optymistycznie o moralnym i intelektualnym zdrowiu narodu. Panowa o wtedy duchowe wyg odzenie, pot ne napi cie duszy, ktre zelektryzowa o atmosfer na uniwersytetach. Wyprzedzenie nas przez Zwi zek Radziecki w podboju kosmosu wstrz sn o narodem, tote na jaki czas wstrzymano program wyrwnywania szans w szkolnictwie. Wydawa o si , e nie ma czasu na t bzdur , e od lepszego wykszta cenia dla najlepszych zale y przetrwanie narodu. Pod naciskiem zewn trznej potrzeby w spokojnym wie-cie szkolnictwa zapanowa o o ywienie, ktre zawsze powinno ten wiat cechowa . W mgnieniu oka pojawi y si pieni dze i wysokie normy nauczania. Celem by o stworzenie kadry naukowcw-tech-nikw, dzi ki ktrym nie byliby my zdani na ask i nie ask tyranw. Szko y rednie skoncentrowa y si na matematyce i fizy-ce, a na uczniw, ktrzy w tych przedmiotach celowali, czeka y wyr nienia i obietnice wspania ej przysz o ci. Test zdolno ci uczenia si " uchodzi za wiarygodny miernik warto ci, a wysi ek intelektualny sta si ulubionym sposobem sp dzania wolnego czasu. Ju sam fakt uruchomienia sflacza ych, nie u ywanych mi ni jest uzdrawiaj cy, a wiadomo , e jest to przedsi wzi cie patriotyczne, dostarcza a dodatkowej inspiracji. Studenci byli le-psi, mieli wi ksz motywacj do nauki. Zacz em wtedy dostrzega dziwne rzeczy. Na przyk ad, po raz pierwszy w dziejach ameryka scy studenci zaczynali si na-prawd uczy j zykw. Pojawi y si te oznaki podskrnej t sknoty za czym innym. Nauki cis e zosta y przereklamowane. Prawdzi-we powo anie naukowe jest czym bardzo rzadkim, a w szko ach rednich praca naukowca ukazywana by a zbyt technicznie i bez polotu. Studenci umieli to, czego kazano im si nauczy , lecz wielkie nadzieje nie do ko ca rekompensowa y znudzenie. Nowa aktywno umys owa i pragnienie osi gni rozmin y si nieco ze swym w a ciwym celem. Zauwa y em, e u wielu spo rd najlepszych studentw zami owanie do nauk cis ych to s omiany ogie . Wielka u omno teoretyczna wsp czesnego przyrodo-znawstwa ktre nie umie wykaza swej warto ci znajdowa a skutek praktyczny. W powietrzu wisia o pytanie: Po co?" W re-zultacie, cho urz dnikw i politykw interesowa y wy cznie nauki cis e, na owym p dzie do wiedzy skorzysta y tak e nauki spo eczne i humanistyka (ju cho by dlatego, e uniwersytety nie mog y zanegowa ich znaczenia). Nawet niewielka dawka eduka-cji liberalnej wystarcza a, by odci gn wielu spo rd najbardziej utalentowanych studentw od nauk cis ych. Czuli, e ukrywano przed nimi inne mo liwo ci. A poniewa yli w wolnym kraju, dostawszy si na uniwersytet, mieli prawo zmieni zainteresowa-nia, kiedy odkryli, e obok nauk cis ych istnieje co jeszcze. By to moment napi cia, pe en aspiracji, nie ukierunkowanych na wyra nie dostrzegany cel. Na pocz tku lat sze dziesi tych by em przekonany, e kursy edukacji liberalnej s potrzebne, aby da studentom narz dzia do analizy swego ycia i oceny swych mo liwo ci. Tymczasem w a -nie tego uniwersytety nie potrafi y i nie chcia y im zaoferowa . Kapry na, nie kontrolowana energia studentw znalaz a uj cie w polityce. W po owie lat sze dziesi tych uniwersytety sz y wo-bec nich na wszelkie ust pstwa (z wyj tkiem odpowiedniego programu studiw), lecz taktyka ta nie sprawdzi a si i wkrtce ca y eksperyment w oglnonarodowym samodoskonaleniu run , nie pozostawiaj c po sobie ani ladu. W rozmaitych wyzwole-niach" zatraci a si ta wspania a energia i

napi cie, a dusze studen-tw, spustoszone i sflacza e, zdolne by y do ch odnej kalkulacji, lecz nie do pami tnego wejrzenia w tajemnice wiata. Niewykluczone, e si myli em, i tym, co przybiera o na sile na pocz tku lat sze dziesi tych, by decyduj cy atak na ostatnie nie przezwyci one ograniczenia, e pozr t sknoty intelektualnej by tylko jedn z wersji najpot niejszej ze wsp czesnych t sknot

54 55

za pokonaniem konieczno ci, napi cia i konfliktu, za odpo-czynkiem duszy od wiecznej udr ki. Nadal jednak s dz , e aspi-racje intelektualne by y w du ej mierze autentyczne, a wygas y tylko wskutek zmarnowania okazji przez uniwersytety. Po okresie, ktrego zacz tkiem by prze om lat pi dziesi tych i sze dziesi tych, przysz o kolejne pokolenie studentw, a wraz z nimi kulturowe pijawki, zawodowe czy amatorskie, ktre pod-j y dzie o wielkiego duchowego wykrwawiania naszej kultury. Obserwuj c to nowe pokolenie, zacz em si zastanawia , czy moje przekonanie przekonanie wyra one w wielkich ksi gach klasykw by o s uszne. Przekonanie to brzmi, e w edukacji liczy si tylko natura, e ludzkie pragnienie wiedzy jest niezmien-ne, e nale y je tylko odpowiednio pobudza , e edukacja polega tylko na postawieniu po ywienia na stole. Teraz jest dla mnie jasne, e w najlepszym razie natura potrzebuje wsp pracy kon-wencji, podobnie jak konieczne jest dzia anie cz owieka, by zbu-dowa porz dek polityczny, ktry stwarza warunki dla jego na-turalnego samospe nienia. Obawiam si jednak, i jeste my wiad-kami czego znacznie gorszego, a mianowicie duchowej entropii i ulatywania wrz cej krwi duszy: obaw t uwa a za uzasadnion Nietzsche i uczyni z niej osnow swej my li. Twierdzi , e uk naszego ducha prostuje si i ci ciwa mo e na zawsze utraci napi cie. Uwa a , e aktywno duchowa rodzi si z kultury, tote upadek kultury oznacza nie tylko upadek cz owieka w kulturze, lecz upadek cz owieka w ogle. Kryzysowi temu usi owa odwa -nie stawi czo o: ywi przekonanie, i przetrwanie cz owieka jako takiego, jako istoty szlachetnej, zale y od niego i podobnych mu ludzi. By mo e si myli , ale jego diagnoza z up ywem lat wydaje si coraz trafniejsza. W ka dym razie wra enie naturalnej dziko- ci, jakie sprawiali Amerykanie, okaza o si zwodnicze. Wydawali si takimi tylko w porwnaniu

z Europejczykami. Dzisiejsi najle-psi studenci wiedz o tyle mniej, s o tyle bardziej odci ci od tradycji i intelektualnie upo ledzeni, e ich poprzednicy sprawiaj na ich tle wra enie tytanw kultury. Gleba jest coraz bardziej ja owa i w tpi , czy zdo a zrodzi jaki plon. Dla kontrastu przyjrzyjmy si teraz systemowi edukacji, ktry ' w bardzo zubo onej formie nadal zachowa si we Francji. Mo na z niewielk przesad powiedzie , e granice umys owo ci wy-kszta conych Francuzw wyznaczaj dwaj pisarze. Ka dy Fran-cuz rodzi si , b d te staje si w m odym wieku wyznawc Kartezjusza b d Pascala. (Mniej wi cej to samo mo na powie-dzie o roli Szekspira w edukacji Anglikw, Goethego u Niemcw oraz Dantego i Machiavellego u W ochw). Kartezjusz i Pascal s pisarzami narodowymi, ktrzy informuj Francuzw, jakie s alternatywy, jak rwnie dostarczaj szczeglnego i fascynuj ce-go spojrzenia na odwieczne problemy ycia. Tkaj osnow dusz. Podczas swojej ostatniej podr y do Francji us ysza em, jak jeden z kelnerw nazywa swojego koleg kartezjaninem". Nie by o w tym snobizmu: szufladkowa go tylko jako pewien typ cz owie-ka. Nie chodzi mi o to, e Kartezjusz i Pascal stanowi dla Francuzw rd a zasad, lecz e podsuwaj pewien wzorzec umy-s owo ci. Reprezentuj wybr pomi dzy rozumem i objawieniem, nauk i pobo no ci , z ktrego to wyboru wynika ca a reszta. Kiedy Francuzi zastanawiaj si nad sob i swymi problemami, zawsze staje im przed oczyma jedna lub druga z tych ca o ciowych wizji. Ci wielcy adwersarze, ktrych nie mo e pogodzi adna synteza gdy uciele niaj opozycj pomi dzy bon sens a wiar wbrew wszystkiemu wprawiaj w ruch dualizm, ktrego istnie-nie uznajemy, gdy mwimy z jednej strony o francuskiej precyzji my lenia, a z drugiej o francuskiej nami tno ci. W adnym kraju nie by o tak uporczywego i nierozstrzygalnego sporu pomi -dzy wiecko ci a religijno ci jak we Francji, gdzie strony sporu nie znajduj wsplnego pola porozumienia, gdzie za aspiracjami obywateli tego samego kraju kryje si tak rozbie ne poczucie sensu ycia. Dla Anglikw te dwa przeciwstawne bieguny zbli y ku sobie Szekspir, lecz nikt nie zdo a tego uczyni dla Francuzw, cho dzielnie podj si tego zadania Szwajcar Rousseau. My l zarwno o wieceniowa, jak i katolicka od ponad trzech stuleci zajmuje we Francji poczesne miejsce. Kartezjusz i Pascal wyja -nili, jak Francuzi maj rozumie wspln wiar Zachodu chrze- cija stwo, a jednocze nie usytuowali ich wobec innego, bardziej odleg ego rd a inspiracji kultury greckiej. Kolejne pokolenia

56 57

pisarzy, dla ktrych punktem wyj cia by spr Kartezjusza z Pa-scalem, rozwin y i urozmaici y postawione przez nich kwestie. Podstawowe do wiadczenia duchowe zawarte w ich twrczo ci

zosta y powtrzone z jednej strony u Woltera, Monteskiusza, Constanta, Balzaka i Zoli, z drugiej u Malebranche'a, Chateau-brianda, de Maistre'a, Baudelaire'a, Prousta i Celine'a. Wszyscy ci pisarze mieli w wiadomo ci pogl dy pozosta ych i prowadzili z nimi dialog b d polemik . Tocqueville postawi zatem spraw bardzo po francusku, kiedy stwierdzi , e sposb my lenia Amerykanw jest silnie kartezja -ski, cho Kartezjusza nie czytali, i kiedy zada sobie pytanie, czy potrafiliby zrozumie lub stworzy my l podobn Pascalowskiej, doszed do wniosku, e Amerykanie nie s narodem czytelnikw. U pod o a uczu Francuzw le a a tradycja literacka, natomiast Amerykanin kierowa si zasadami rozumu. Zasady te zosta y oczywi cie sformu owane przez pisarzy, lecz jak powiedzia Kant o swojej filozofii moralno ci wyra a y jedynie to, co wie ka de dziecko odpowiednio wychowane. Uznanie praw innych ludzi wymaga niewielu wicze i adnej filozofii oraz rodzi si w oderwaniu od r nic w charakterze narodowym. Amerykanom mwiono w istocie, e mog by , kimkolwiek by zapragn , pod warunkiem e to samo b dzie si stosowa o do wszystkich innych ludzi; dlatego byli gotowi utrzymywa i broni rz du, ktry to zagwarantuje. Amerykaninem mo na zosta w jeden dzie . Nie umniejsza to wcale znaczenia tego, co znaczy by Amerykaninem. Wsp praca przyrodzonych afektw i przyrodzonego rozumu pod-wa a staro ytne maksymy, ktre mwi y, e pa stwo winno by tworem organicznym, zrodzonym z ojczystej ziemi, a relacja obywatela do pa stwa winna by taka jak li cia do drzewa. Nie-mo liwe jest natomiast, a przynajmniej by o niemo liwe jeszcze do niedawna, sta si z dnia na dzie Francuzem, Francuz bowiem od urodzenia stanowi wielowarstwow harmoni , b d te dyso-nans, historycznych odg osw. J zyk francuski, ktrym niegdy uczono Francuzw bardzo dobrze w ada , istnia nie po to, by przekazywa informacje czy wyra a bie ce potrzeby: by to -samy ze wiadomo ci historyczn . Definicj francusko ci jest 58 uczestnictwo w tym j zyku, powsta ej w nim literaturze i ca ym bogactwie rodkw j zykowych. Legalistyczne argumenty doty-cz ce praw cz owieka z jakiego powodu nie obejmuj przywileju, jakim jest uczestnictwo w tym j zyku. W Ameryce z zasady nie ma ludzi obcych, we Francji natomiast istniej grupy obywateli na przyk ad ydzi ktre pozostaj na uboczu tej tradycji i musz stale zadawa sobie pytanie, gdzie naprawd przynale . Stosunek francuskich ydw do tego, co stanowi o istocie francusko ci, jest wielkim i z o onym tematem literackim. Z r norodnych odpo-wiedzi na t kwesti rodzi si interesuj cy wachlarz typw ludz-kich. Inaczej rzecz si ma w przypadku yda ameryka skiego, ktry jest w rwnym stopniu Amerykaninem jak wszyscy jego rodacy, je e za kto li go w jakikolwiek sposb wyr nia b d traktuje odmiennie, ci ga na siebie bezwarunkowe oburzenie. Brak ameryka skich odpowiednikw Kartezjusza i Pascala, a na dobr spraw tak e Montaigne'a, Rabelais'go, Racine'a, Mon-teskiusza i Rousseau, nie wynika z niskiego poziomu ycia literac-kiego w naszym kraju. Rzecz raczej w tym, czy istniej pisarze, ktrzy s niezb dni do budowy gmachu naszej duchowo ci, kt-rych nale y mie przeczytanych i przemy lanych, aby zyska miano osoby wykszta conej, ktrzy interpretuj , a nawet wsp -tworz nasze narodowe . ycie. Przychodz oczywi cie na my l ameryka scy autorzy i ameryka skie teksty, ktre czyta si po-winno i ktre cz sto s czytane, lecz o tyle, o ile Amerykanie w ogle s bibliofilami, ich bibliotek jest ca y wiat. Inaczej ni w Europie, poznanie pi miennictwa w asnego kraju nie jest wa-runkiem to samo ci narodowej. Zjawisko w rodzaju Gesamtkun-stwerk Wagnera, dzie a z zamiaru na wskro

niemieckiego, ktre jest wyrazem zbiorowej wiadomo ci, dla Amerykanw jest czym niewyobra alnym. Z kolei u Francuzw dziwi, w jak niewielkim stopniu znaj oni i lubi wszystko, co niefrancuskie. Dla Amery-kanw natomiast Homer, Wergiliusz, Dante, Szekspir i Goethe nale do ka dego kr gu b d do ca ej cywilizacji". By mo e na d u sz met jest to pogl d s uszny. Nie zgadzali si z nim jednak Grecy, Rzymianie, W osi, Anglicy i Niemcy, czy te ydzi z ich ksi g , ktra nale a a do nich, opowiada a ich dzieje 59

i wyra a a i c h instynkt. Amerykanie wierz w rwny dost p do dzie kultury. Umia to dostrzec Mortimer Adler, tote wydana przez niego seria Great Books" ( Wielkie Ksi gi") przynios a mu olbrzymi sukces handlowy. Co charakterystyczne, Adler nie by zainteresowany jako ci przek adw, nie mwi c ju o znajomo- ci j zykw, w ktrych dzie a te powsta y. Wi kszo dawnych pisarzy nie wierzy a, by mogli ich zrozumie ci, ktrzy nie yli w ich j zyku. Heidegger, ktry za wszelk cen stara si przywr-ci ten pogl d, uwa a , e J zyk jest mieszkaniem Bytu", e wiara w sam mo liwo przek adu wiadczy o sp yconym rozumieniu problemu. Jednak e moje wczesne do wiadczenia z ameryka sk pro-stoduszno ci przekona y mnie, i mieli my s uszno : mo na zacz od zera, wystarczy sama nie piel gnowana natura. Nie zwraca em wszak e wystarczaj cej uwagi na to, co studenci ze sob przynosili, na ju zdobyte przez nich wykszta cenie. Mo na by o liczy na to, e wi kszo zna Bibli , to wszechobecne rd o dawnych tradycji. W Ameryce Biblia nie zosta a przetrawiona przez wielkich narodowych egzegetw, lecz odbierano j bezpo- rednio, na mod wczesnego protestantyzmu: ka dy cz owiek sam sobie egzeget . Stosunek do Biblii odzwierciedla zatem ameryka sk oboj tno dla kultur narodowych. Wi kszo stu-dentw uczestniczy a tak e w wyj tkowo jednolitej i czytelnej tradycji politycznej, w ktrej sk ad wchodzi tekst, znany przez wszystkich, a przez wi kszo uznawany: Deklaracja Niepodle-g o ci. Wbrew cz stym dzi przekonaniom, Ameryka ma jedn z naj-d u szych nieprzerwanych tradycji politycznych na wiecie. Co wi cej, tradycja ta jest jednoznaczna. Jej sens wyra a si prostym, racjonalnym j zykiem, o du ej sile przekonywania, bezpo rednio zrozumia ym dla wszystkich normalnych istot ludzkich. Dzieje Ameryki to jedna wielka opowie o post pach wolno ci i rwno- ci. Od przybycia pierwszych osadnikw i powstania pierwszych instytucji politycznych nigdy

nie ulega o kwestii, e wolno i rwno stanowi dla nas sedno sprawiedliwo ci. Tylko szale-niec lub bufon (mam na my li, odpowiednio, Henry'ego Adamsa i H.L. Menckena) mg zwrci na siebie uwag jako osoba, ktra nie wierzy w demokracj . Wszystkie istotne dysputy polityczne dotyczy y znaczenia wolno ci i rwno ci, a nie ich s uszno ci. Nigdzie na wiecie nie istnieje tradycja czy kultura, ktrej prz s a-, nie jest tak wyra ne i jednoznaczne z pewno ci nie we Francji, W oszech i Niemczech, czy nawet w Anglii. Najwi ksze wydarze-nia i najwi ksi bohaterowie oprcz demokracji or duj tam za monarchi i arystokracj , za toleran , ale cj tak e za religi pa -stwow , za patriotyzmem, ktry odsuwa na dalszy plan wolno , za przywilejem, ktry odsuwa na dalszy plan rwno praw. Przynale no do jednego z tych narodw mo na okre li jako przywi zanie do tego, co w asne, podobne przywi zaniu do ojca i matki. Francusko , angielsko czy niemiecko pozostaj czym niewys awialnym, podczas gdy ka dy potrafi wyrazi , czym jest ameryka sko . Zrodzi o j wielu bohaterw Fran-klin, Waszyngton, Hamilton, Jefferson, Lincoln itd. z ktrych wszyscy przys u yli si sprawie rwno ci. Nasza wyobra nia nie kieruje si ku jakiej Joannie d'Arc, Ludwikowi XIV lub Napo-leonowi, ktrzy stanowi przeciwwag wobec naszego odpowied-nika rewolucji francuskiej. Nasi bohaterowie zrodzili mitologi narodow , a j zyk Deklaracji Niepodleg o ci leg u podstaw czci, jak nard ywi wobec konstytucji, rwnie zjawiska jedynego w swoim rodzaju. Wszystko to sk ada si na wyartyku owan wiadomo narodow , przydaje wy szego znaczenia moralnego pospolitej codzienno ci i dostarcza materia u do studiw. Jednolito , wznios o i oprawa mitologiczna naszej za o y-cielskiej spu cizny zosta y jednak w przeci gu ostatniego p wie-cza zaatakowane z tak wielu stron, e stopniowo znikn y z ycia codziennego i podr cznikw. Wszystko zacz o si wydawa po-dobne do anegdoty o Waszyngtonie i wi ni* tre ci zbyt niepo-wa ne, by zawraca nimi g ow dzieciom.. Najnowsze trendy panuj ce w wy szych kr gach intelektualnych zawsze trafiaj w ko cu do szk . Podstawowe idee Deklaracji Niepodleg o ci * Jerzy Waszyngton z ama pono jako dziecko m ode drzewko wi niowe, do czego nie zawaha si przyzna ojcu, co mia o wiadczy o jego uczciwo ci (przyp. t um.).

60 61

zacz y by rozumiane jako osiemnastowieczne mity lub ideolo-gie. Historyzm w wydaniu Carla Beckera (The Declaration of Independence: A Study in the History of Political Ideas, 1922) poda w w tpliwo nauk o prawach naturalnych i optymistycz-nie obieca , e dostarczy czego w zamian. Rwnie pragmatyzm Deweya metoda naukowa jako metoda demokracji, indywidu-alny rozwj bez ogranicze , szczeglnie naturalnych widzia przesz o jako w du ym stopniu niedoskona , a nasze dzieje uwa a za nieistotne b d te za przeszkod w racjonalnej analizie tera niejszo ci. Mieli my te marksistowskie odbr zawianie me-tod Charlesa Bearda, ktry usi owa wykaza , e Ojcowie Za o- yciele troszczyli si nie o dobro publiczne, lecz o w asno prywatn , co nadw tli o nasze przekonania o s uszno ci amery-ka skich zasad czy wy szo ci na szych bohaterw (An Economic Interpreta ion of the Constitution, 1913). Z kolei historycy i pisa-rze z Po udnia pom cili zwyci stwo przeciwnej niewolnictwu Unii, przypisuj c P nocy niskie motywy i idealizuj c sposb ycia stanw po udniowych. I wreszcie, w dziwnej harmonii z pi-sarzami z Po udnia radykalni cz onkowie ruchu obrony praw obywatelskich zdo ali wytworzy powszechne przekonanie, e akt za o ycielski by rasistowski, a zatem' rasistowskie s ameryka -skie zasady. Wyrzuty sumienia, jakie rozbudzili, u mierci y naj-istotniejszy sk adnik kultury masowej, ktry opiewa narodowe dzieje western. Otwarto wyp dzi a zatem lokalne bstwa, pozostawiaj c jedynie niem , pozbawion sensu ziemi . Nie istnieje bezpo red-nie, zmys owe do wiadczenie sensu narodu i jego celw, ktre stanowi oby podstaw dojrza ego namys u nad systemem rz dze-nia i racj stanu. Studenci, ktrzy przychodz dzi na uniwersytet, nie mog si krytycznie ustosunkowa do naszej tradycji politycz-nej, gdy s abo j znaj , nie mog te si ni inspirowa , gdy my l o niej z cynizmem. Innym sk adnikiem powszechnego wykszta cenia, ktry znik-n , jest religia. Przy ogromnym zasi gu mody na sacrum prawdzi-wa religia i znajomo Biblii niemal zupe nie zagin y. Bogowie zawsze zajmowali do po lednie miejsce w naszym yciu politycznym i w naszych szko ach. Modlitwa, z ktr zwracali my si do Pana w szkole podstawowej, wywiera a na nas znacznie mniej-szy wp yw ni przysi ga lojalno ci, ktr tak e recytowali my. Mieszkaniem religii by dom rodzinny i zwi zane z nim miejsca kultu. Dni wi teczne, j zyk liturgii i zestaw wsplnych odniesie religijnych stanowi y wa n cz wi zi rodzinnej, nadawa y y-ciu rodzinnemu istotn tre . Moj esz i dekalog, Chrystus i nauka o mi o ci bli niego wszystko to istnia o w wyobra ni. Fragmen-ty psalmw i ewangelii kr y y w umys ach dzieci. Chodzenie do ko cio a i synagogi, modlitwa przy stole sk ada y si na sposb ycia, nieod czny od edukacji moralnej, ktra w demokracji mia a by szczeglnym obowi zkiem rodziny. Nauka moralna by a w istocie nauk religijn . Nie istnia a adna abstrakcyjna doktryna. Nakazy moralne, wraz z poczuciem, e wiat je uznaje i karze za niepos usze stwo, zawarte by y w opowie ciach biblij-nych. Utrat bogatego ycia wewn trznego u osb wychowanych na Biblii nale y przede wszystkim przypisa nie szko om czy yciu politycznemu, lecz rodzinie. Ciesz c si prawem do ca ko-witej prywatno ci, nie zdo a a ona zachowa jakiejkolwiek w asnej tre ci. Ja owo duchowego krajobrazu rodziny jest niewiarygod-na. Krajobraz w jest rwnie jednobarwny i pozbawiony wi zi z tymi, ktrzy przez niego w druj , jak nagie stepy nomadw, ktrzy jad dalej, zaspokoiwszy swe potrzeby bytowe. Delikatna osnowa cywilizacji, w ktr wplecione s kolejne pokolenia, spru- a si : dzi dzieci s hodowane, lecz nie wychowywane. Mwi tu nie o nieszcz liwych, rozbitych domach, ktrych jest w Ameryce wiele, lecz o rodzinach stosunkowo szcz liwych, w ktrych m i ona kochaj si wzajemnie i troszcz o dzieci, cz sto

altruistycznie po wi caj c dla nich najlepszy okres swego ycia. Nie maj jednak dzieciom nic do zaofiarowania, je li chodzi o wizj wiata, szczytne wzorce post powania czy g bokie po-czucie wi zi z bli nimi. Aby przetrwa i spe nia sw funkcj , rodzina wymaga szczeglnie delikatnego po czenia natury i kon-wencji, wymiaru ludzkiego i boskiego. Jej podstaw jest przed u- anie gatunku, lecz celem kszta towanie cywilizowanych istot ludzkich: Nauczaj c j zyka i nadaj c wszystkiemu nazwy, prze-

62 63

kazuje interpretacj porz dku wszechrzeczy. ywi si ksi kami, w ktre ta ma a spo eczno wierzy, ktre mwi , co jest s uszne i dobre, a co nies uszne i z e, i dlaczego. Rodzina wymaga pewne-go autorytetu i znajomo ci spraw boskich i ludzkich. Rodzice musz posiada wiedz o przesz o ci i program na przysz o , aby potrafili si oprze filisterstwu czy przewrotno ci tera niejszego czasu. Cz sto si powtarza, e rodzinie potrzebny jest rytua i ceremonia , ktrych teraz brak. Rodzina musi by jednak zwi z-kiem wi tym, ktry wierzy w trwa o tego, czego naucza, je eli jej rytua i ceremonia ma wyrazi i przekaza cud prawa moral-nego: cud,ktry tylko rodzina zdolna jest przekaza , dzi ki czemu w wiecie zaprzedanym ludzkiej, arcyludzkiej u yteczno ci jest czym wyj tkowym. Kiedy, jak to si zdarzy o, wiara w t zdol-no upada, spoisto rodziny jest w najlepszym razie tymczaso-wa. Ludzie wsplnie si posilaj , bawi i podr uj , lecz wsplnie nie my l . W bardzo nielicznych domach istnieje jakie ycie intelektualne, nie mwi c ju o takim, ktre dotyka oby najistot-niejszych problemw ludzkiego losu. Szczytowym momentem ycia

intelektualnego rodziny jest ogl danie telewizji edukacyjnej. Przyczyna rozk adu tradycyjnej roli rodziny jako przekaziciela tradycji jest identyczna z przyczyn rozk adu edukacji liberalnej: nikt nie wierzy, e w starych ksi gach zawarta jest, lub cho by mog a by zawarta, prawda. Ksi ki sta y si zatem kultur ", a wi c czym nudnym. Jak to uj Tocqueville, w demokracji tradycja jest tylko informacj . Dzi tradycja ginie w zalewie infor-macji. Umiera z chwil , gdy zostaje rozpoznana jako tradycja: wyg asza si ju tylko na jej cze go os owne pochwa y w pr nej nadziei wzbudzenia dla niej szacunku dzieci. W Stanach Zjedno-czonych, praktycznie rzecz bior c, jedyn wspln kultur by a Biblia, ktra jednoczy a ludzi prostych i wiatowych. bogatych i biednych, m odych i starych. Jako podstawowa wizja porz dku wszechrzeczy, jak rwnie klucz do dziedzictwa zachodniej sztu ktrej -ki, najwi ksze dzie a by y ni inspirowane, Biblia dawa a dost p do powagi ksi g. Wraz ze stopniowym i nieuniknionym jej znikaniem w codziennym yciu zatraca si tak e sama idea tak totalnej ksi gi, jak rwnie mo liwo ci i konieczno ci wyja nienia 64 wiata. Rodzice zatracili poczucie, e najwy sz aspiracj , jak mog ywi wobec swych dzieci, jest zdobycie m dro ci m -

dro ci kap anw, prorokw i filozofw. Nie s sobie w stanie wyobrazi nic prcz wyspecjalizowanej kompetencji i sukcesu. Wbrew powszechnemu przekonaniu, bez Ksi gi utracona zostaje sama idea porz dku wszechrzeczy. Rodzice nie posiadaj autorytetu prawnego i moralnego, kt-rym cieszyli si w Starym wiecie. Brak im wiary w siebie jako wychowawcw w asnych dzieci. Oczekuj , e b d one lepsze od nich, nie tylko pod wzgl dem dostatku, lecz tak e cnt moralnych, cielesnych i intelektualnych. Zawsze daje si spostrzec mniej lub bardziej jawna wiara w post p, co oznacza, e przesz o wydaje si n dzna i godna pogardy. Rodzice nie posiadaj recept na przysz o , ktra pozostaje ca kowicie otwarta i przy miewa prze-sz o , o ktrej wiedz , e jest niedobra. Wraz z nieustann nowo ci wszystkiego i niestrudzonym przenoszeniem si z miejsca na miejsce, najpierw radio, a potem telewizja zaatakowa y i zburzy y prywatno domu, prawdziw ameryka sk prywatno , ktra pozwala a na rozwj wy szego i bardziej niezale nego ycia w onie spo ecze stwa demokratycz-nego. Rodzice nie sprawuj ju kontroli nad atmosfer w domu, a nawet nie maj ju ochoty podejmowa takich prb. Z wielk subtelno ci i energi telewizja wkracza nie tylko do pokoju, ale tak e w gusta starych i m odych, odwo uj c si do tego, co sprawia natychmiastow przyjemno , a podkopuj c wszystko, co w jej doznawaniu przeszkadza. Nietzsche powiedzia , e gazeta co-dzienna zaj a w yciu wsp czesnego mieszczanina miejsce mod-litwy, a zatem to, co pospieszne, tandetne i przemijaj ce wypar o z codzienno ci wieczno . Teraz gazet zast pi a telewizja. Niepokoi mnie tutaj nie tyle niska jako programw, ile niewyobra alno modelu ycia rodziny, ktry harmonijnie czy by przyjemno ci i nauk , a zarazem pozosta na uboczu kultury masowej i opar si wizjom tego, co interesuj ce i godne na ladowania, a co bombar-duje rodzin w jej w asnym domu.

Autorytet rodziny zosta tak e os abiony przez wzrost poziomu wykszta cenia po rd ogromnie rozros ych klas rednich, jaki 65 3 Umys zamkni ty

nast pi w przeci gu ostatniego p wiecza. Prawie ka dy przed-stawiciel tej klasy posiada dyplom uko czenia college'u, a wi -kszo ma za sob bardziej zaawansowane studia. Kiedy przy-pomnimy sobie skromn pozycj spo eczn naszych rodzicw i dziadkw, ktrzy cz sto nigdy nie widzieli wy szej uczelni, mo emy sobie pogratulowa . Ale nieuniknione ale wra e-nie, e ludno Ameryki jest teraz lepiej wykszta cona, opiera si na dwuznaczno ci s owa wykszta cenie, czy te na zatarciu roz-r nienia pomi dzy studiami technicznymi i liberalnymi. Wybitny fachowiec od komputerw niekoniecznie posiada wi ksz wiedz w dziedzinie moralno ci, polityki i religii ni osoby o znikomym wykszta ceniu. Wr cz przeciwnie, jego w ska wiedza, z towarzy-sz cymi jej przes dami i pych , jak rwnie literatura przedmiotu, ktra z dnia na dzie si dezaktualizuje i bezkrytycznie przyjmuje chwilow m dro , odcinaj go od kultury oglnej, ktr prostszy lud wch ania kiedy z rozmaitych tradycyjnych rde . Nie jest dla mnie oczywiste, czy regularny czytelnik Time'a", Playboya" i Scientific American" posiada g bsz m dro ni dawny ucze z prowincji, na ktrego lektur sk ada si encyklopedyczny almanach McGuffeya. Kiedy nastoletni Lincoln zapragn zdoby wykszta -cenie, narzucaj c si lektur by a Biblia, Szekspir i Euklides. Czy rzeczywi cie by upo ledzony w porwnaniu z tymi, ktrzy usi uj si odnale w technicznym labiryncie obecnego systemu szkol-nictwa, gdzie tylko wymagania rynku informuj o tym, co jest istotne? Moi dziadkowie byli wed ug naszych kryteriw lud mi cie-mnymi, a dziadek wykonywa tylko podrz dne prace. Atmosfera duchowa ich domu by a jednak bogata, poniewa wszystko, co si tam robi o nie tylko rytua y o pod o u jawnie religijnym mia o swj pocz tek w przykazaniach biblijnych, swoje wyja nie-nie w biblijnych opowie ciach i komentarzach, a swj odpowied-nik mitologiczny w czynach niezliczonych bohaterw stawianych za przyk ad. Moi dziadkowie umieli znale uzasadnienie istnienia swej rodziny i konieczno ci wype niania obowi zkw w powa -nych ksi gach, a swe cierpienia interpretowali w odniesieniu do wielkiej i buduj cej przesz o ci. Ich prosta wiara i uczynki czy y

ich z wielkimi m drcami i my licielami, ktrzy podejmowali te same problemy nie z oddalenia, lecz z perspektywy tej samej wiary, tyle e docierali g biej i dostarczali wskazwek. Moi dziadkowie ywili szacunek dla prawdziwej nauki, poniewa od-czuwali jej zwi zek z ich w asnym yciem. Takie jest w a nie znaczenie wsplnoty i historii: wsplne do wiadczenie cz ce wielkich i maluczkich w jednym ciele wiary. Nie wierz , eby moje pokolenie, moi kuzyni, ktrzy zdobyli wykszta cenie na sposb ameryka ski (wszyscy maj stopie do-ktorski), posiadali cho by porwnywaln wiedz . Kiedy mwi o niebie i ziemi, zwi zkach pomi dzy m czyznami i kobietami, rodzicami i dzie mi, o kondycji ludzkiej, s ysz tylko powierz-chowne frazesy, doskona y materia dla satyryka Nie zmierzam do trywialnego stwierdzenia, e ycie jest pe niejsze, je eli kieruje si mitami. Chodzi mi raczej o to, e. ycie oparte na Ksi dze jest bli sze prawdy, daje podstaw do g bszych studiw nad rzeczy-wist natur rzeczy i dost p do niej. Bez wielkich objawie , eposw i systemw filozoficznych jako sk adnikw naturalnego widzenia wiat zewn trzny jest pusty, a i wewn trz wkrtce nie-wiele pozostaje. Biblia nie jest jedynym sposobem wyposa enia umys u, lecz bez ksi gi o zbli onej powadze, czytanej z powag przez potencjalnego wierz cego, umys pozostanie pusty. Edukacja moralna, ktra dzi spoczywa na rodzinie, nie mo e mie miejsca, je eli wyobra ni m odych nie zostanie ukazana wizja moralnego kosmosu, z nagrodami i karami za dobro i z o, z podnios ymi s owami, ktre towarzysz czynom i je interpretuj , z protagonistami i antagonistami w dramacie moralnego wyboru, z poczuciem wielkich konsekwencji, jakie ten wybr za sob poci ga, z rozpacz , ktra wynika z odczarowania" wiata. W prze-ciwnym razie edukacja staje si daremn prb przekazania dzie-ciom warto ci". Pomijaj c fakt, e rodzice nie wiedz , w co wierz , i nie maj odwagi powiedzie dzieciom nic ponadto, e pragn ich szcz cia i spe nienia mo liwo ci, jaka n dzna jest idea warto ci! Co to s warto ci i jak si je przekazuje? Kursy rozpoznawania warto ci", ktrych namno y o si ostatnio w szko- ach, maj za zadanie dostarczy rodzicom wzorcw do rozmowy

66

67

z dzie mi, a same dzieci sk onie do rozwa a o aborcji, seksizmie i wy cigu zbroje , tematach, ktrych znaczenia nie s w stanie zrozumie . Tego rodzaju edukacja jest niewiele wi cej jak propan gand , i to propagand nieskuteczn , gdy powzi te opinie czy warto ci s ulotne, nietrwa e, nie

zakorzenione w do wiadczeniu i afektach, ktre stanowi podstaw rozumowania moralnego. Warto ci" te niechybnie ulegn zmianie wraz ze zmian klimatu opinii publicznej. Nowa edukacja moralna nie posiada ani krzty owego geniuszu, z ktrego rodzi si moralny instynkt czy druga natura, podstawa nie tylko charakteru, ale tak e my lenia. W isto-cie, nauka moralna w rodzinie sprowadza si obecnie do wpojenia absolutnego minimum regu zachowa spo ecznych (jak zakaz k amstwa i kradzie y). W rezultacie studenci na uniwersytecie o pod o u swych dzia a moralnych nie potrafi powiedzie nic wi cej ponad: Je libym mu to zrobi , on mg by zrobi to samo mnie" wyja nienie to nie zadowala nawet tych, ktrzy si nim pos uguj . To stopniowe umilkni cie dawnych g osw politycznych i religijnych w duszach m odzie y t umaczy r nic pomi dzy studentami z pocz tkw mojej kariery akademickiej a tymi, ktrych + ucz obecnie. Wskutek utraty ksi ek ich my lenie sta o si ciasne i p askie. Ciasne, poniewa brakuje im tego, co najpotrzebniejsze: prawdziwej podstawy do niezadowolenia z tera niejszo ci i wiadomo ci, e istniej inne alternatywy. S bardziej zadowoleni z tego, co jest, i boj si my le o jakiejkolwiek odmianie. T sknota za si ganiem w nieznane os ab a. Znikn y wzorce tego, co godne podziwu i pogardy. P askie, poniewa bez interpretacji wiata, bez poezji i aktywno ci wyobra ni ich dusze s jak zwierciad a: nie natury, lecz tego, co znajduje si doko a. Subtelno oka duszy, ktra pomaga mu dostrzega delikatne r nice pomi dzy lud mi, pomi dzy ich czynami i motywacjami, a ktra stanowi o prawdziwym smaku, jest niemo liwa bez pomocy literatury najwy szego lotu. Zacie ni si zatem obszar, na ktrym mo e rozkwita pra-wdziwe nauczanie uniwersyteckie; mniej jest entuzjazmu i cie-kawo ci m odego Glaukona z Pa stwa, ktremu Eros ka e wyobrazi sobie niezwyk e rozkosze, jakie na niego czekaj , a poniewa nie chce si co do nich pomyli , szuka nauczyciela i przewodnika. Dzisiaj znacznie trudniej jest powi za klasyczne ksi gi z do- wiadczeniem studentw lub odczuwanymi przez nich potrze-bami.

68

LEKTURA Nurtuje mnie pytanie, czy obcowanie z najwi kszymi tekstami literackimi od wczesnego dzieci stwa nie jest warunkiem konie-cznym, aby przez ca e ycie docenia znaczenie literatury. Niewy-kluczone, e wysokie aspiracje, poczucie rozdra nienia w p tach tego, co uwarunkowane i ograniczone, wymaga jak najwcze niej-szej zach ty. Tak czy inaczej, abstrahuj c od przyczyny, nasi studenci utracili nawyk czytania. Nie posiedli umiej tno ci czyta-nia, nie spodziewaj si znale w lekturze ani przyjemno ci, ani korzy ci. W przeciwie stwie do poprzednich pokole studentw s autentyczni", w tym znaczeniu, e obcy im jest literacki snobizm i nie chc sk ada nieszczerych, rytualnych ho dw kul-turze wysokiej. Kiedy pod koniec lat sze dziesi tych po raz pierwszy zwr-ci em uwag na upadek czytelnictwa, zacz em pyta uczestnikw kursw przygotowawczych i innych studentw ni s zych lat, jakie ksi ki s dla nich naprawd wa ne. Wi kszo milcza a, zak o-potana tym pytaniem. Idea ksi ek jako towarzyszy ycia jest im obca. Przyk ad s dziego Blacka*, zawsze nosz cego w kieszeni wymi toszony egzemplarz Konstytucji, nie przemwi by do nich. Nie istnieje s owo drukowane, w ktrym szukaliby porady, inspi-racji czy rado ci. Od czasu do czasu ktry student wymieni Bibli . * Stynny s dzia ameryka skiego S du Najwy szego, niedawno zmar y (przyp. t um.). rpozna j w domu, na uniwersytecie zazwyczaj nie kontynuuje studiw biblijnych). Zawsze znajdzie si dziewczyna, ktra wy-mieni The Fountainhead ( rd o) Ayn Rand; ksi k t trudno nazwa literatur , lecz swymi pseudonietzschea skimi tezami cz sto kieruje ona ycie bardziej ekscentrycznej m odzie y na inne tory. Nieliczni studenci wspominaj o niedawno przeczytanych ksi kach, ktre ich zafrapowa y i potwierdzi y ich w asn inter-pretacj samych siebie, takie jak Buszuj cy w zbo u. (Ich od-powied jest zazwyczaj najbardziej autentyczna i wskazuje na g boko odczuwan potrzeb pomocy w zrozumieniu samych siebie. Jest to jednak odpowied nieo wiecona. Nauczyciele po-winni wykorzysta wyra aj c si w niej potrzeb i wyja ni studentom, e wi ksz pomoc b d dla nich wybitniejsi pisarze). Po tego rodzaju zaj ciach zawsze zg aszaj si do mnie jacy studenci, ktrzy chc mnie przekona , e ksi ki naprawd odgry-waj w ich yciu istotn rol , i to nie jedna czy dwie, lecz wiele. Nast pnie recytuj list klasykw, z ktrymi najprawdopodobniej zetkn li si w szkole redniej.

Wyobra cie sobie tak osob zwiedzaj c Luwr lub Uffizi, a natychmiast zrozumiecie stan jej duszy. Przy zupe nej niezna- jomo ci historii biblijnych, starogreckich i starorzymskich Ra-fael, Leonardo da Vinci, Micha Anio , Rembrandt i inni nic dla niej nie znacz . Taki student dostrzega wy cznie formy i kolory, czyli sztuk wsp czesn . Inaczej mwi c, obrazy i pos gi s dla niego abstrakcyjne, podobnie jak prawie ca e jego ycie du-chowe. Wbrew temu, co si cz sto dzi utrzymuje, wspomniani arty ci mogli liczy na to, e tematy ich dzie zostan natychmiast rozpoznane, a nawet wi cej e maj dla widzw istotne znacze-nie. Ich dzie a wyra a y te tematy, uzupe nia y je, nadaj c im obraz zmys owy. Je eli znaczenia te gin lub przestaj by czym roz-strzygaj cym dla widza jako istoty moralnej, politycznej i religij-nej, dzie a sztuki trac sw zasadnicz racj bytu. Kiedy milknie uformowany przez tysi clecia g os cywilizacji, gubi si nie tylko tradycja: za rozmytym horyzontem znika sam byt. Za jeden z naj-wi kszych komplementw w mojej karierze nauczycielskiej uwa- am pocztwk z pierwszej podr y do W och, ktr przys a mi

70 71

pewien bardzo dobry student. Napisa do mnie: Pan nie jest profesorem filozofii politycznej, lecz agentem turystycznym". Nic nie mog o lepiej wyrazi mojej intencji jako pedagoga: uzna , e nauczy em go patrze . Potem mg zacz samodzielnie my le , posiadaj c materia do przemy lenia. Autentyczne wczucie si w atmosfer Florencji, w ktrej mo liwy jest Machiavelli, warte jest dziesi kro wi cej ni wszystkie formu y metafizyki. Eduka-cja w naszych czasach musi si stara odnale w studentach wszystko, co w nich pragnie spe nienia, i odtworzy w nich wiedz , ktra pomog aby im samodzielnie tego spe nienia poszukiwa . Przechodz c do mniej grnolotnych rozwa a dzisiejsi-studenci nie dysponuj adnymi wzorami z ycia, ktre umo li- wia yby im zrozumienie tylu niezapomnianych postaci z powie ci Dickensa, jak chocia by Peckniff, Micawber czy Pip. Na posta-ciach tych szlifowali my swoj psychologiczn przenikliwo i uczyli my si rozr nia typy ludzkie. Jest to z o ony zesp do wiadcze , ktry pozwala powiedzie o kim po prostu: Ale z niego Scrooge"*. Bez literatury tego rodzaju obserwacja

ludzkiej psychiki jest niemo liwa i zanika wspania a sztuka porwnywa-nia. Psychologiczna lepota naszych studentw jest przera aj ca, co wynika z faktu, e o tym, jacy s ludzie i co ich motywuje, mwi im tylko psychologia w wydaniu popularnonaukowym. Gdy upada wiadomo , ktr zawdzi czali my prawie wy cznie literackim geniuszom, ludzie coraz bardziej si do siebie upodabniaj , gdy nie zdaj sobie sprawy, e mogliby by inni. Jakimi n dznymi namiastkami prawdziwej r norodno ci s pstrokacizny farbowa-nych w osw i inne powierzchowne r nice, ktre nic nie mwi o wn trzu. Brak wykszta cenia powoduje, e studenci szukaj o wiecenia tam, gdzie jest ono atwo dost pne, nie potrafi c odr ni podnio-s o ci od intelektualnej tandety, m dro ci od propagandy. Z regu y zwracaj si ku filmom, padaj c atwym upem interesownego moralizatorstwa, jakim by y na przyk ad biografie Gandhiego i Tomasza Morusa (powsta e przede wszystkim w celu poprawy * Bohater Opowie ci wigilijnej Dickensa, stary sk piec, odpowiednik Molie-rowskiego Harpagona (przyp. t um.). wizerunku efemerycznych ruchw politycznych, a odwo uj ce si do prostackiej potrzeby wielko ci), b d te bior c za dobr mo-net zawoalowane pochwa y swych w asnych d e i s abo ci, co wp ywa korzystnie na ich samoocen . Film Sprawa Kramerw jest by mo e na czasie, je li chodzi o rozwody i obyczaje seksualne, lecz je eli czyj zmys krytyczny nie ukszta towa si na Annie Kareninie czy Czerwonym i czarnym, to nie zorientuje si , e filmowym ramotkom czego brakuje, nie dostrze e r nicy pomi dzy uczciw analiz i tani propagand , tandetnym sentymentalizmem i gr szlachetnych uczu . Odk d kinematografia wyzwoli a si spod uci liwej tyranii literatury, ktra j przyprawia a o nieczyste sumienie, filmy o wy szych aspiracjach cechuje niezno na igno-rancja i manipulacja. W dzisiejszym kinie, ktre zna jedynie tera niejszo , nie mo na znale dystansu wobec epoki wsp -czesnej i jej sztucznej powagi dystansu, ktrego studenci bar-dzo potrzebuj , aby nie ulec swym trywialnym zachciankom, lecz odkry , co w nich jest naprawd istotnego. A zatem zaniechanie lektury dobrych ksi ek zarazem os abia zmys widzenia i umac-nia najzgubniejsz z naszych sk onno ci przekonanie, e nie istnieje nic prcz tu i teraz". Jedynym sposobem przeciwstawienia si tej sk onno ci jest stanowcza ingerencja w wykszta cenie tych nielicznych studen-tw, ktrzy przychodz na uniwersytet z siln t sknot za niezna-nym, l kaj si , e nie znajd drogi, i wiedz , e tylko piel gnacja umys u mo e im zapewni sukces. Dawno min a epoka, w ktrej mo na by o zmagazynowa we wszystkich studentach ca trady-cj po to, aby p niej niektrzy z nich mogli j z po ytkiem wy-korzysta . Zdatni do literackiej przygody s dzi tylko ci, ktrzy umiej podj ryzyko i uwierzy w niewiarygodne. Pragnienie to musi pochodzi z wn trza. Ludzie robi to, na co maj ochot , a dzi rzeczy najpotrzebniejsze uchodz za tak ekscentryczne, e prba powszechnej reformy jest z gry skazana na kl sk . Osoby prowadz ce kursy pisania na uniwersytetach stanowych, nale -ce do najzacniejszych i najmniej cenionych wyrobnikw wiata akademickiego, powiedzia y mi, e nie mo na uczy pisania stu-dentw, ktrzy nie czytaj , a zmuszenie ich do czytania jest

72 73

praktycznie niemo liwe. W tej w a nie sprawie najbardziej za-wiod y szko y rednie, pe ne nauczycieli, ktrzy wychowali si w latach sze dziesi tych i przenosz do szk niski poziom kszta -cenia oglnego na wy szych uczelniach. Nauczycieli starego typu, ktrzy kochali Szekspira, Austen i Donne'a, a jedynym ich pra-gnieniem by o zarazi uczniw swym entuzjazmem, prawie si ju nie spotyka. Kolejnym wrogiem, jakiego zyska a sobie ostatnio klasyka literatury, jest feminizm. Prowadzona w latach sze dziesi tych i siedemdziesi tych walka z elitaryzmem i rasizmem wywar a bezpo rednio niewielki wp yw na stosunek studentw do ksi ek. Demokratyzacja uniwersytetu przyczyni a si do demonta u jego struktury i rozmycia jego celw, lecz aktywi ci nie mieli wi -kszych zastrze e do klasyki, a nawet, wzorem swych mistrzw ze szko y frankfurckiej, lubili popisywa si sw za y o ci z kul-tur wysok . Ju we wcze niejszej fazie egalitaryzmu radyka owie rozprawili si z monarchicznym, arystokratycznym i antydemo-kratycznym charakterem wi kszo ci klasycznych dzie literackich, tote przestali zwraca uwag na ich jawn zawarto polityczn . Krytyka literacka skupi a si na sferze prywatnej, intymnej, na uczuciach, my lach i stosunkach pomi dzy bohaterami, natomiast fakt, e bohaterowie wielu tekstw klasycznych byli o nierzami i m ami stanu, staj cymi przed problemami rz dzenia, sk adano na karb dawnych konwencji literackich. W wersji, w jakiej go odczytywano przez wi kszo naszego stulecia, Szekspir nie sta-nowi zagro enia dla egalitarnego, s usznego" my lenia. Co si tyczy rasizmu, nie odgrywa on w klasyce adnej roli, przynaj-mniej w formach, ktre dzisiaj znamy, tote w zasadzie adne wielkie dzie o literackie nie uchodzi za rasistowskie. Z drugiej strony ca a dotychczasowa literatura jest seksi-stowska". Muzy nigdy nie piewa y poetom o kobietach wyzwo-lonych. Od Biblii i Homera po Prousta i Joyce'a wci ta sama stara chanson. Jest to szczeglnie istotne o tyle, e pooczyszczeniu klasyki z zawarto ci politycznej sfera mi osna by a dla studentw w a ciwie jedyn rzecz , ktra ich do tych tekstw przyci ga a. Ksi ki te odwo ywa y si do Erosa, lecz przedstawia y go w spo-

sb zniekszta cony. Wzi si wi c za to feminizm. Najnowszy przek ad Biblii pod egid Krajowej Rady Ko cio w Chrystusa usuwa wszelkie odniesienia do Boga, ktre sugerowa yby rodzaj m ski, aby przysz e pokolenia nie musia y k opota si faktem, e Pan Bg by kiedy seksist . Strategia ta znajduje jednak tylko ograniczone zastosowanie. Inna polega na elimino-waniu nagannych autorw na przyk ad Rousseau z progra-mw szkolnych lub te zamieszczaniu w uniwersyteckich wy-pisach feministycznych komentarzy, ktre wskazuj na wypacza-j ce obraz kobiety uprzedzenia; ksi ki analizowane s wy cznie pod k tem b dnego rozumienia natury kobiety i niesprawiedliwo- ci, jaka na przestrzeni wiekw spotyka a s absz p e . Ponadto wielkich postaci kobiecych mo na u y po to, by pokaza , jak r nymi sposobami kobiety radzi y sobie ze swym zniewoleniem do roli seksualnej. Pod adnym pozorem nie wolno natomiast studentowi czy studentce zapa a sympati do dawnych obycza-jw i uczyni z nich wzorce dla siebie. Ca y ten wysi ek jest jednak niepotrzebny: studenci tak czy owak nie potrafi sobie wyobrazi , aby dawna literatura mog a ich czegokolwiek nauczy w sferze stosunkw mi dzy lud mi, pozostaj wi c na oboj tni. Przez lata s ysz c te same odpowiedzi na moje pytanie o ulu-bione ksi ki, zacz em pyta studentw, kogo stawiaj sobie za bohaterw. I tutaj reakcj jest zazwyczaj milczenie. Dlaczego ktokolwiek mia by mie bohaterw? Ka dy powinien by sob , a nie przykrawa si do cudzego szablonu. Wspiera ich w tym przekonaniu ideologia samoafirmacji: zerwanie z kultem bohate-rw jest oznak dojrza o ci. Ustanawiaj dla siebie w asne warto ci. Id tutaj drog wytyczon po raz pierwszy na kartach Pa stwa przez Sokratesa, ktry wyzwoli si spod wp ywu Achillesa, a uwa -niej przemierzon przez Rousseau w Emilu. Podejmuj c my l Rousseau, To stoj ukazuje w Wojnie i pokoju ksi cia Andrzeja Bo ko skiego, ktry wychowa si na Plutarchu, a podziw dla Napoleona sprawia, e staje si on obcy sobie samemu. Cz sto jednak zapominamy, e Andrzej jest cz owiekiem rzadkiej szla-chetno ci, e heroiczne aspiracje nadaj jego duszy blasku, ktry przy miewa przyziemne, pr ne i egoistyczne upodobania otacza-

74 75

j cego go mieszcza stwa. Dla To stoja tylko melan naturalnych afektw i umi owania ducha Rosji oraz jej dziejw mo e stworzy istoty ludzkie przewy szaj ce Andrzeja, i to przewy szaj ce go w sposb wcale niejednoznaczny. W Ameryce mamy jednak tylko mieszcza stwo, tote umi owanie heroizmu jest niemal e jedyn dost pn przeciwwag . Pobrzmiewaj ca w nas pogarda dla hero-izmu to tylko jedna z wersji b dnie pojmowanej zasady demokra-tyzmu, ktra odmawia ludziom wielko ci i postuluje, aby ka dy czu si dobrze we w asnej skrze, nie musz c cierpie niepochleb-nych dla siebie porwna . Studenci nie wiedz , jak wielkim do-konaniem jest wyzwoli si spod publicznej kurateli i w sobie samym odnale pomys na pokierowanie w asnym losem. W ja-kim wewn trznym rdle mieliby znale cele, ktre ich zdaniem sami dla siebie ustanawiaj ? Wolno od heroizmu oznacza, e jedynym rozwi zaniem jest dla nich na ladowanie efemerycznych idoli. Ci gle my l o sobie w kategoriach ustalonych norm, ktre nie s ich dzie em. Zamiast by pod wra eniem Cyrusa, Tezeusza, Moj esza czy Romulusa, pod wiadomie odgrywaj role lekarzy, prawnikw, ludzi interesu czy gwiazdorw telewizyjnych, ktrych widz wok siebie. Mo na czu tylko lito wobec m odych ludzi, ktrzy nie maj kogo podziwia i na ladowa , ktrych pragnienie wielkiego m stwa jest sztucznie gaszone. Sprzyjaj c temu katastrofalnemu zjawisku, demokratyczny re-latywizm znajduje sojusznika w pewnej odmianie konserwaty-zmu, ktra przestrzega przed niebezpiecznymi konsekwencjami politycznymi idealizmu. Konserwaty ci owi pragn zaszczepi m odym ludziom wiadomo , e na naszym pospolitym wiecie ich pragnienia doskona o ci s nie do spe nienia. Maj c do wyboru realizm i idealizm, rozs dna osoba wybra aby albo jedno i drugie, albo odrzuci aby tak alternatyw . Je eli na chwil przyjmiemy ten arbitralny podzia , z ktrym si nie zgadzam, idealizm (w po-tocznym rozumieniu tego s owa) winien mie w wychowaniu pierwsze stwo, poniewa cz owiek jest istot , ktra musi kiero-wa si ku swej potencjalnej doskona o ci. Prba st umienia tej najbardziej naturalnej spo rd wszystkich ludzkich sk onno ci ze wzgl du na ewentualne szkodliwe skutki jest, niemal dos ownie, wylewaniem dziecka z k piel . Utopizm, jak u zarania filozofii nauczy nas Platon, to ogie , z ktrym musimy igra , gdy tylko w ten sposb mo emy si dowiedzie , jakie jest nasze miejsce w wiecie. Nale y krytykowa fa szywe utopie, lecz proste roz-wi zanie, jakim jest realizm, to mier . W dzisiejszych czasach studenci bombardowani s obrazami doskona ego cia a i nieustan-nie za tymi obrazami pod aj . Pozbawieni przewodnictwa litera-tury nie posiadaj ju jednak adnego obrazu doskona ej duszy, dlatego nie staraj si tej doskona o ci osi gn . Nie podejrzewaj nawet, e co takiego istnieje. Opieraj c si na tym, czego nauczy y mnie odpowiedzi na drugie pytanie, zacz em stawia trzecie: Co to jest z o? Tutaj zawsze odpowied jest natychmiastowa: Hitler. (Ma o kto wymie-nia Stalina). Kto jeszcze? Do niedawna niektrzy studenci wska-zywali na Nixona, lecz p niej zosta zapomniany, a

zreszt teraz podejmowane s prby jego rehabilitacji. Na tym odpowiedzi si ko cz . Studenci nie maj adnego wyobra enia z a; pow tpiewa-j , czy co takiego istnieje. Hitler jest tylko kolejn abstrakcj , elementem, ktry wype nia pust kategori . Cho yj w wiecie, w ktrym dokonuj si najstraszliwsze zbrodnie, cho s wiadka-mi brutalnych morderstw na ulicach, odwracaj si od tego poj -cia. Mo e uwa aj , e osobie, ktra pope ni a co z ego, potrzeba tylko odpowiedniej terapii e istniej z e post pki, lecz nie li ludzie. W tej komedii nie ma cz ci zatytu owanej Inferno. Zatem w wiatopogl dzie przeci tnego studenta brakuje wiadomo ci nie tylko wy yn, ale i otch ani ludzkiego ducha: brakuje wi c powagi.

76

MUZYKA O ile studenci nie s mi o nikami literatury, o tyle z ca pewno ci przepadaj za muzyk . Nic bardziej nie wyr nia tego pokolenia ani eli na g s uchania muzyki. yjemy w epoce muzy-ki i stanw duszy, ktre jej towarzysz . Aby znale tej miary entuzjazm, trzeba by si cofn przynajmniej o sto lat do Niemiec, trawionych pasj do oper Wagnera. Istnia o wwczas religijne niemal poczucie, e Wagner stwarza sens ycia, a publiczno nie tylko s ucha jego dzie , lecz one jej tego sensu u yczaj . Dzisiaj bardzo du y odsetek ludzi w wieku od dziesi ciu do dwudziestu lat yje dla muzyki. Muzyka jest ich nami tno ci ; nic ich tak bardzo nie przejmuje jak muzyka; nie potrafi traktowa powa nie niczego, co jest muzyce obce. Kiedy s w szkole lub z rodzin , t skni za tym, by powrci do swej muzyki. Wszystko, o ich otacza szko a, rodzina, ko ci pozostaje poza ich muzycz-nym uniwersum. To zwyczajne ycie w najlepszym razie jest neutralne, lecz z regu y stanowi przeszkod , co pozbawionego istotnych tre ci, a nawet rzecz, przeciw ktrej nale y si zbun-towa . Oczywi cie, wagneryzm by ograniczony do bardzo w -skiego kr gu ludzi, znajdowa upust jedynie z rzadka i tylko w wybranych o rodkach kultu, a nowe dzie a powstawa y bardzo powoli. Tymczasem muzyka nowych pasjonatw nie zna barier ani klasowych, ani narodowych. Jest dost pna w ka dym miejscu, o ka dym czasie. Mo na jej s ucha w domu i w samochodzie, na

koncertach, z wideo, ze specjalnych kana w telewizyjnych nada-j cych wy cznie muzyk przez dwadzie cia cztery godziny na dob . S wreszcie walkmany, wobec czego studenci mog obco-wa z Muz absolutnie wsz dzie: w metrze i autobusie, w biblio-tece nawet podczas nauki. Przede wszystkim za muzyczna d ungla rozkwita z tropikaln bujno ci . Nie ma ju potrzeby czeka na jednego kapry nego geniusza. Geniuszy jest wielu, stale obecnych na rynku. Ci gle pojawiaj si te nowi twrcy, by zaj miejsce upad ych bohaterw. Nie mo na narzeka na brak no-wych, zaskakuj cych dokona . Moc, z jak muzyka obezw adnia dusz tak wspaniale opisana przez Lorenza w Kupcu weneckim znw si po d ugiej przerwie odrodzi a. Dokona o si to wy cznie za spraw muzyki rockowej. Muzyka klasyczna jest wsrd m odzie y martwa. Zdaj sobie spraw , e wiele osb, nie chc c przyzna , i nast pi y w tej dziedzinie prze omowe zmiany, b dzie si z tym stwierdzeniem gor co spiera . Za argument pos u y im mno enie si na uczel-niach kursw teoretycznych i praktycznych z muzyki klasycznej, jak rwnie powstawanie licznych zespo w studenckich. Jest to rzeczywi cie zjawisko niezaprzeczalne, lecz dotyczy nie wi cej ni 5-10% studentw. Muzyka klasyczna stanowi dzi elitarne.. hobby, tak jak greka czy archeologia prekolumbijska, nie za powszechn kultur , ktra jest rodkiem porozumienia i stenogra-fii psychologicznej. Trzydzie ci lat temu dawna muzyka euro-pejska stanowi a nieod czny element ycia wi kszo ci miesz-cza skich domw, cz ciowo dlatego, e rodzice lubili jej s ucha , cz ciowo dlatego, e s dzili, i wyjdzie to dzieciom na dobre". Studenci uniwersyteccy mieli zazwyczaj stosunek emocjonalny do Beethovena, Chopina i Brahmsa. Stanowi o to trwa y sk adnik ich wyposa enia psychicznego i bodaj jedyny niezmienny czynnik, ktry odr nia w Ameryce klas ludzi wykszta conych od niewy-kszta conych. Wiele osb z tego pokolenia o ile nie wi kszo ta czy o rwnie swinga do muzyki Benny Goodmana, ale wyp ywa o to ze sztucznej motywacji chcieli oni by modni, pragn li pokaza , e nie s snobami, e solidaryzuj si z demo-kratycznym idea em kultury masowej, z ktrej wyro nie nowa

78 n 79

kultura wysoka. R nica klasowa pomi dzy kultur wysok i ni-sk zosta a zatem zachowana, chocia tu i wdzie zacz y si rodzi w tpliwo ci, czy kultura wysoka rzeczywi cie tak bardzo si podoba. Wszystko to uleg o jednak zmianie. Muzyka rockowa jest dzi tak niekwestionowana i oczywista jak powietrze, ktrym studenci oddychaj , tylko nieliczni za posiadaj minimaln zna-jomo muzyki klasycznej. Zjawisko to nie przestaje mnie zdu-miewa . W mych stosunkach z dobrymi studentami, z ktrymi zawieram bli sz znajomo , bodaj najwi ksz niespodziank po-zostaje dla mnie fakt, e cz sto zawdzi czaj mi swj pierwszy kontakt z muzyk Mozarta. Sprawia mi to przyjemno , poniewa mi o jest dawa ludziom prezenty, ktre przynosz im rado . Ciekawe by oby sprawdzi , czy i w jaki sposb muzyka ta uzupe -nia ich studia. Tak czy inaczej, obserwuj to jako co zupe nie nowego w mojej pracy dydaktycznej: dawniej studenci z regu y znali si na muzyce klasycznej znacznie lepiej ode mnie. Dla poprzedniego pokolenia studentw muzyka by a o wiele mniej istotna. Romantyzm, ktry zdominowa muzyk powa n od czasw Beethovena, odwo uje si do wyrafinowania by mo e przerafinowania uczu , ktre we wsp czesnym wiecie trudno znale . ycie, jakie ludzie prowadz , b d te pragn prowadzi , oraz nami tno ci, ktre nimi kieruj , nale do innego rodzaju ni w przypadku wykszta conej bur uazji niemieckiej i francuskiej, ktra z zapa em czyta a Rousseau, Baudelaire'a, Goethego i Heinego, chc c zaspokoi swoje duchowe aspiracje. Muzyka, ktrej celem by o zadowoli , a zarazem wytworzy tak wysublimowan wra liwo , posiada a nik y zwi zek z yciem wi kszo ci Amerykanw. Romantyczna kultura muzyczna od d u -szego czasu mia a zatem w Ameryce charakter snobistycznego dodatku, rwnie podatnego na o mieszenie jak kokieteryjne dzie-wictwo Margaret Dumont*, co tak zr cznie wykorzysta Groucho Marx w Nocy w operze. Po raz pierwszy to zauwa y em, gdy jako pocz tkuj cy nauczyciel zamieszka em w akademiku dla uzdol * Aktorka graj ca w wielu filmach braci Marx, pi kna, wynios a dama, ktrej wielko wiatowe maniery ostro kontrastowa y z nieokrzesaniem komikw (przyp. t um.). nionych studentw. Ci dobrzy" l czeli nad fizyk , po czym s uchali muzyki klasycznej. Studenci, ktrzy nie umieli si tak atwo przystosowa do akademickich rygorw, czasem ludzie po prostu prymitywni i oporni wobec kulturowej tyranii uniwersytetu lecz cz sto tak e powa ni rozgl dali si za czym , co rzeczywi cie odpowiada oby ich potrzebom. Prawie zawsze znaj-dowa w nich odzew rytm raczkuj cej wtedy muzyki rockowej. Byli troch zawstydzeni swymi upodobaniami, gdy nie cieszy y si one szacunkiem. Ja jednak instynktownie stan em po stronie tej drugiej grupy, obdarzonej autentycznymi, cho nieokrzesany-mi uczuciami, nie za sztucznymi i martwymi. P niej ich muzy-czny sankiulotyzm wygra rewolucj i dzi panuje niepodzielnie bez krzty za enowania. Do tej pory nie powsta a jeszcze muzyka klasyczna, ktra by aby zdolna przemwi do tego pokolenia. Symptomem przemiany jest powa ne traktowanie przez dzi-siejszych studentw s ynnych ust pw Pa stwa Platona, po wi -conych wychowaniu muzycznemu. Dawniej studenci, jak zawsze zagorzali libera owie, byli oburzeni cenzurowaniem poezji jako zagro eniem dla wolno ci my lenia. Tak naprawd chodzi o im jednak o nauk i polityk . Prawie wcale nie zwracali uwagi na fragmenty dotycz ce muzyki, a je li si w ogle nad nimi zastana-wiali, dziwi o ich wr cz, e Platon po wi ca tyle miejsca rytmowi i melodii w powa nej rozprawie z dziedziny filozofii politycznej. Do wiadczali muzyki jako rozrywki, czego oboj tnego wobec ycia politycznego i moralnego. Dzisiejsi studenci doskonale wie-dz , dlaczego Platon traktuje muzyk tak powa nie. Wiedza, e ma ona bardzo g boki wp yw na ycie, i s oburzeni, gdy Platon sprawia wra enie, jakby chcia ich pozbawi najbardziej

intymnej przyjemno ci. Wdaj si z nim w spr na temat odbioru muzyki. Dysputa skupia si na tym, jak przypisa muzyce warto i jak j skategoryzowa . To zderzenie stanowisk nie tylko pomaga na- wietli zjawisko dzisiejszej muzyki, lecz tak e dostarcza wzoru, wed ug ktrego mo na prowadzi zaj cia z klasyki ze wsp czes-nymi studentami. Sam fakt, e Platon budzi w nich tak w cie-k o , wiadczy, e stanowi on zagro enie dla czego , co jest im drogie i bliskie. Zupe nie nie potrafi broni swego do wiadczenia,

80 81

ktre wydawa o si niekwestionowane, dopki zakwestionowane nie zosta o, i ktre wydaje si odporne na ch odn analiz . Jednak je eli student potrafi co jest bardzo trudne i nale y do rzadko ci cofn si o krok, aby uzyska krytyczny dystans wobec tego, czego si kurczowo trzyma, je eli poda w w tpliwo ostateczn warto tego, co kocha postawi pierwszy, najtrudniejszy krok na drodze do filozoficznego nawrcenia. Gniew jest or em, jakim pos uguje si dusza, aby nie pozwoli si zrani zw tpieniu w war-to tego, co ho ubi. Gniew ustanawia nowy porz dek w kosmosie, aby w asna sprawa wydawa a si s uszna. Usprawiedliwia m&rd na Sokratesie. Zrozumie , czym jest naprawd gniew, to pozna sw dusz : jest to zatem do wiadczenie dziesi kro bardziej filozoficzne ani eli studiowanie matematyki. Platon naucza , e muzyka ze swej natury ogarnia wszystko, co jest dzisiaj najbar-dziej oporne wobec filozofii. By mo e zatem przez g stwin naszego najwi kszego zepsucia wiedzie cie ka ku poznaniu naj-starszych prawd. Pogl d Platona na muzyk przedstawia si , w uproszczeniu, nast puj co: rytm i melodia, po czone z ta cem, stanowi barba-rzy sk ekspresj duszy. Barbarzy sk , nie zwierz c . Muzyka jest motorem ludzkiej duszy w stanie najwy szego zachwytu i trwogi. Nietzsche, ktry w du ej mierze zgadza si z analiz Platona, mwi w Narodzinach tragedii (nie nale y zapomina o pozosta ej cz ci tytu u: z ducha muzyki), e stan ten (ktry by oczywi cie religijny, oddany na s u b bogom) charakteryzowa o po czenie okrucie stwa i prymitywnej zmys owo ci. Muzyka jest pierwotnym i podstawowym j zykiem duszy, jej analogonem, pozbawionym artyku owanej mowy czy rozumowania. Nie tylko nie

jest rozumna jest wr cz rozumowi wroga. Nawet kiedy do czona zostaje artyku owana mowa, pozostaje ca kowicie pod-porz dkowana i zdeterminowana przez muzyk i nami tno ci, ktre wyra a. Cywilizacja, czy te , co oznacza to samo, edukacja, polega na oswajaniu b d przysposabianiu surowych poryww duszy: nie t umi ich ani nie amputuje, gdy pozbawi oby to dusz energii, lecz je kszta tuje i nadaje im sens. Owym kszta towaniem i nadawa82 niem sensu prymitywnym nami tno ciom jest sztuka. Absolutne zestrojenie impulsywnej cz ci duszy z cz ci rozumn , ktra rozwija si p niej, jest chyba nieosi galne, lecz bez tego cz owiek zawsze pozostanie nie doko czony. Muzyka b d poezja, w kt-r przeradza si muzyka, gdy pojawia si rozum zawsze balan-suje chybotliwie pomi dzy nami tno ciami a rozumem. Nawet w najwy szych i najbardziej rozwini tych formach w muzyce religijnej, wojennej i mi osnej rwnowaga ta zawsze ci y ku nami tno ciom. Muzyka, czego ka dy do wiadczy , dostarcza niekwestionowalnego uzasadnienia czynno ciom, ktrym towa-rzyszy, przepajaj c je rado c : i o nierz, ktry kroczy w takt marsza bojowego, czuje uniesienie i pewno , e walczy w s usz-nej sprawie; cz owieka religijnego wspomaga w modlitwie gra organw w ko ciele; kochanek daje si porwa nami tno ciom i nie s yszy wyrzutw sumienia przy romantycznych d wi kach gitary. Uzbrojony w muzyk cz owiek mo e sobie drwi z podsu-wanych przez rozum w tpliwo ci. Z muzyki rodz si zestrojeni z ni bogowie, po czym nauczaj ludzko swym przyk adem i swymi przykazaniami. Plato ski Sokrates poskramia swe zachwyty, tote daje lu-dziom niewiele pociechy i nadziei. Zgodnie z formu sokratyczn , muzyk , czyli harmoni i rytm, musi okre la tekst, czyli mowa, a co za tym idzie rozum. Muzyka czysta nie spe nia tego wymogu. Studenci nie s odpowiednio przygoto wani, by zazna-wa rozkoszy rozumu, tote widz w nim tylko karz cego i trzy-maj cego w ryzach rodzica. Widz jednak tak e, w przypadku Platona, e rodzic odgad , co im chodzi po g owie. Platon naucza, e aby zmierzy duchow temperatur jednostki lub spoecze -stwa, nale y sprawdzi , jakiej muzyki s uchaj . Dla Platona i Nie-tzschego historia muzyki stanowi ci g prb, by nada kszta t i pi kno mrocznym, chaotycznym, instynktownym porywom du-szy, by odda je w s u b wy szego celu idea u. Wystarczaj co czytelnymi tego przyk adami s tre ci religijne u Bacha czy rewo-lucyjne i humanistyczne u Beethovena. Tego rodzaju wykorzysta-nie nami tno ci nie tylko je zaspokaja, lecz i sublimuje, a tak e nadaje im artystyczn jedno . Cz owiek, ktrego najwznio lej83

szym czynno ciom towarzyszy muzyka, wyra aj ca te czynno ci, a jednocze nie dostarczaj ca przyjemno ci od najni szych cielesnych po najwy sze duchowe, nie jest rozdarty, lecz jedynie przeywa napi cie pomi dzy tym, co przyjemne, a tym, co dobre. Natomiast cz owiek, ktrego praca jest prozaiczna i pozbawiona muzyki, a czas wolny wype niaj mu prymitywne, frenetyczne rozrywki, jest podzielony, a dwie strony jego istnienia s ze sob w stanie wojny. Dla tych zatem, ktrym le y na sercu zdrowie psychiczne muzyka stanowi samo sedno wychowania, zarwno ze wzgl du na zaspokajanie nami tno ci, jak i na przygotowanie duszy do nie-skr powanego u ycia rozumu. Naczelne miejsce muzyki w wy-chowaniu uznawali wszyscy staro ytni pedagodzy. Rzadko si dzi zauwa a, e w Polityce Arystotelesa najwa niejsze fragmenty na temat najlepszego ustroju dotycz edukacji muzycznej czy te e Poetyka stanowi dodatek do Polityki. Filozofia klasyczna nie stosowa a wobec piewakw cenzury, ale perswazj . A tak e postawi a przed nimi cel, ktry jeszcze ca kiem niedawno by przez nich rozumiany. Ci jednak, ktrzy nie zauwa aj roli muzyki u Arystotelesa i sprzeciwiaj si pogl dom Platona, chodzili do szko y z Hobbesem, Lockiem i Smithem, dla ktrych tego rodzaju rozwa ania sta y si zb dne. Triumfuj cy racjonalizm o wiecenio-wy s dzi , e odkry inne metody na irracjonaln stron duszy oraz e rozum potrzebuje od niej niewiele wsparcia. Muzyka powraca tylko u dwch wielkich krytykw o wiecenia i racjonalizmu Rousseau i Nietzschego, najbardziej muzykalnych spo rd filozo-fw. Obaj uwa ali, e nami tno ci a zarazem s u ebne im dziedziny sztuki skarla y pod w adz rozumu, wobec czego skarla te cz owiek i to, co dostrzega on w wiecie. Pragn li piel gnowa wznios e stany duszy i na nowo do wiadczy kory-banckiego op tania, ktre Platon mia za rodzaj patologii. Szcze-glnie Nietzsche pragn powrotu do irracjonalnych rde _naszej_ ywotno ci, pragn , by wysch y strumie znw sp yn wod z barbarzy skiej krynicy. Drog do tego celu widzia w dionizyj-sko ci i jej pochodnej muzyce. Takie jest znaczenie muzyki rockowej. Nie sugeruj , e zrodzi a si ona z jakich intelektualnych inspiracji. Do swej olbrzy-miej roli w wychowaniu m odzie y uros a jednak na zgliszczach muzyki klasycznej, w klimacie braku intelektualnego sprzeciwu wobec czerpania z najni szych instynktw. Wsp cze ni racjona-li ci, z ekonomistami na czele, s oboj tni wobec muzyki rockowej i tego, co ona reprezentuje. Ca ym sercem opowiadaj si za ni irracjonali ci. Nie ma potrzeby si l ka , e ze zblazowanych dusz naszych nastolatkw wype zn nietzschea skie p owe bestie". Jednak e muzyka rockowa odwo uje si tylko do jednej, najbar-dziej barbarzy skiej ze wszystkich nami tno ci: po dania p cio-wego; nie do mi o ci, nie do Erosa, lecz do raczkuj cego i nie wykszta conego po dania p ciowego. Dostrzega pierwsze prze-jawy rodz cej si

zmys owo ci u dzieci i traktuje je powa nie, nie jako male kie zarodki, ktre nale y starannie piel gnowa , aby rozkwit y w pi kne kwiaty, lecz jako co w pe ni dojrza ego. Muzyka rockowa podaje dzieciom, na srebrnej tacy i sygnowane autorytetem przemys u rozrywkowego, wszystko to, o czym ro-dzice mwili: zaczekaj, a doro niesz i lepiej zrozumiesz. M odzi ludzie wiedz , e rock ma rytm stosunku p ciowego. Dlatego te jedynym utworem klasycznym, ktry wi kszo z nich zna i lubi, jest Bolero Ravela. Niekiedy w przymierzu z prawdziw sztuk , lecz zazwyczaj z pseudosztuk , pot ny przemys muzy-czny krzewi zami owanie do orgiastycznych stanw uczu zwi -zanych z seksem i dostarcza ar ocznym odbiorcom stale nowej strawy. Jeszcze adna dziedzina sztuki nie by a przeznaczona a tak wy cznie dla dzieci. Do pot nego rytmu dostosowane s teksty, podporz dkowane podniecaj cej i pe ni cejfunkcj katharsis muzyki. Opiewaj one pierwsze mi o ci i r norakie szczeni ce dze, cieraj c z nich tradycyjne pi tno mieszno ci i wstydu. Aluzyjnie b d te do-s ownie opisuj akty cielesne, ktre zaspokajaj po danie p cio-we, traktuj c je jako zwyczajne i jedynie naturalne spe nienie u dzieci, nie maj cych jeszcze adnego wyobra enia o mi o ci, ma e stwie i rodzinie. Oddzia uje to na nastolatkw znacznie silniej ni pornografia, gdy nie maj potrzeby ogl da , jak inni w sposb wulgarny robi to, co oni mog z atwo ci zrobi sami.

84 85

Voyerism jest dla starych zbocze cw, a dla m odych aktywne stosunki p ciowe. Potrzeba im tylko zach ty. Nieuniknionym skutkiem ubocznym wczesnych zaintereso-wa seksualnych jest bunt wobec autorytetu rodzicw, ktrzy usi uj te zainteresowania st umi . Egoizm przechodzi t drog w oburzenie, po czym przekszta ca si w system moralny. Rewo-lucja seksualna musi zniszczy

wszystkie si y dominacji, pokona wszystkich wrogw natury i szcz cia. Pod p aszczykiem reformy spo ecznej z mi o ci rodzi si nienawi . Seks staje si osi wia-topogl du. Uprzednio nie wiadome lub p wiadome d -ieci ce resentymenty staj si nowym Pismem wi tym. Potem przycho-dzi t sknota za bezklasowym, wolnym od uprzedze i konfliktw, uniwersalnym spo ecze stwem, ktre jest koniecznym skutkiem wyzwolonej wiadomo ci. We Are the World to nastoletnia wersja Alle Menschen werden Briider, wizji, ktrej spe nienie uniemo li-wiali polityczni odpowiednicy mamy i taty. Oto trzy wielkie tematy tekstw: seks, nienawi i ba amutna, ob udna wersja bra-terskiej mi oj ci. Z tych ska onych rde wyp ywa b otnisty stru -mie , w ktrym p ywa mog tylko potwory. Wystarczy rzut oka na obrazy wy wietlane na cianie jaskini Platona, odk d jej admi- _ nistracj przej o MTV, aby si przekona o s uszno ci tego go-gl du. Zdumiewaj co cz sto w pikantnych kontekstach pojawia si tam posta Hitlera. W ukazywanych scenkach nie ma miejsca na nic szlachetnego, podnios ego, g bokiego, delikatnego, wy-smakowa nego czy cho by przyzwoitego. Znajduje si natomiast wszystko, co gwa towne, zmienne, prymitywne i bezpo rednie Tocqueville ostrzega nas, e taki w a nie b dzie charakter demo-kratycznej sztuki, lecz jej obecna si a oddzia ywania, autorytet spo eczny i zawarto przeros y jego najgorsze oczekiwania. Wyobra cie sobie trzynastolatka siedz cego w salonie rodzin-nego domu i odrabiaj cego zadanie z matematyki ze s uchawkami walkmana na uszach lub przy telewizorze nastawionym na MTV. Ch opiec korzysta ze swobd wywalczonych na przestrzeni wiekw dzi ki przymierzu politycznego geniuszu i politycznego heroiz-mu, swobd u wi conych krwi m czennikw; korzysta z wygd i czasu wolnego dzi ki najbardziej wydajnej gospodarce w historii 86

ludzko ci; nauka zg bi a tajemnice natury, aby dostarczy mu wspania ego systemu odtwarzania d wi ku i obrazu. Co stanowi uwie czenie tego post pu? Dorastaj ce dziecko, ktrego cia o podryguje w takt orgiastycznych rytmw; ktrego uczucia wyraaj si w hymnach na cze rozkoszy onanizmu b d mordowania

rodzicw; ktrego ambicj jest zdobycie s awy i bogactwa poprzez na ladowanie rockmana nieokre lonej p ci. S owem, ycie zamienia si w nieprzerwan , komercyjnie konfekcjonowan fantazj masturbacyjn . Opis ten mo e si wyda przesadny Jednak e tylko tym, ktrzy nie chc dopu ci do siebie my li o jego prawdziwo ci. Sta a obecno muzyki w yciu m odzie y jest faktem, nie ograniczonym do konkretnej klasy spo ecznej czy charakteru dziecka. Wystarczy zapyta studentw pierwszego roku uniwersytetu, jak cz sto s u-chaj muzyki, jakiej i jak wiele ona dla nich znaczy, aby si przekona , e zjawisko to jest w Ameryce powszechne, e zaczyna si w wieku dojrzewania lub nieco wcze niej i utrwala w szkole redniej. Muzyka rockowa jest to sama z kultur m odzie ow : jak ju wielokrotnie

twierdzi em, nie istnieje obecnie adna kon-kurencyjna strawa dla ducha. Pot ga tej kultury bierze si cz cio-wo z faktu, e muzyka jest taka g o na. Poniewa uniemo liwia rozmow , przyja musi w du ej mierze obywa si bez wsp -uczestnictwa w mowie, ktra wed ug Arystotelesa stanowi istot przyja ni i jedyny obszar prawdziwego spotkania. W przypadku muzyki rockowej podstaw wsp ycia s z udzenia wsplnych uczu , kontakt cielesny i be kotliwe formu ki. To wszystko nie przeszkadza w udziale w codziennym yciu, chodzeniu do szko y i odrabianiu zada . Istotne ycie wewn trzne ca kowicie zawiera si jednak w kr gu muzyki. Zjawisko to, cho szokuj ce i nie do przyj cia, pozostaje jednak prawie nie zauwa ane, jakby by o czym zwyczajnym i nie ulegaj cym w tpliwo ci. Tymczasem fakt, e m odzie w ten spo-sb po ytkuje sw najlepsz energi , ma wymiar historyczny. Przysz e cywilizacje zadumaj si nad tym i uznaj za co rwnie niezrozumia ego, jak dla nas nie do poj cia jest system kastowy, palenie czarownic na stosie, haremy, ludo erstwo i walki gladia87

torw. By mo e nale y do regu y, e najwi kszy ob d, jaki trawi spo ecze stwo, jemu samemu wydaje si czym normalnym. Opi-sane przeze mnie dziecko ma rodzicw, ktrzy po wi cali si , aby zapewni mu godziwe ycie i zrobiliby wszystko, aby ujrze go w przysz o ci szcz liwym. Z pewno ci nie s dz , aby do jego szcz cia w zbyt du ej mierze przyczyni o si muzyczne powo a-nie. Nie potrafi jednak nic w tej sprawie zrobi . Duchowa pustka w rodzinie pozostawi a otwarte pole dla muzyki rockowej, a ro- . dzice nie mog zakaza dziecku jej s uchania. Muzyka rockowa jest wsz dzie, s uchaj jej wszystkie dzieci, a zakaz oznacza by utrat rodzicielskiego autorytetu i uczu dzieci. Kiedy w cz telewizj , zobacz Ronalda Reagana, ktry serdecznie ciska po-dan z ksi cym majestatem d o Michaela Jacksona, zasypa-nego nast pnie deszczem prezydenckich pochwa . Lepiej przy-mkn oczy i uzna , e dziecko jako sobie poradzi. Je li wcze -nie zacznie ycie seksualne, nie przeszkodzi mu to w p niejszym utrzymywaniu sta ych zwi zkw; branie narkotykw sko czy si na marihuanie; szko a przeciwstawi temu wszystkiemu autentycz-ne warto ci. Ostatecznego za rozgrzeszenia udziela popularny historyzm: dla ka dej nowej sytuacji istnieje nowy styl ycia, a rol starszego pokolenia nie jest narzucanie warto ci, lecz po-moc m odym w znalezieniu swoich w asnych. Telewizja, ktra w porwnaniu z muzyk odgrywa niewielk rol w kszta towaniu charakteru

m odzie y, to monstrum kompromisu prawica spraw-dza, czy w programach nie ma zbyt wiele seksu, lewica sprzeciwia si nadmiarowi przemocy, a liczne inne zainteresowane sekty pragn ocenzurowa wiele innych dziedzin. Muzyka pozosta a jednak prawie nietkni ta, a podejmowane dotychczas wysi ki s nieskuteczne i opieraj si na b dnych przes ankach co do natury i zasi gu problemu. Rezultatem tego zjawiska jest zupe na utrata kontroli rodzicw nad wychowaniem moralnym dzieci w epoce, w ktrej nikt inny si tym powa nie nie zajmuje. Osi gni cie to mo e sobie przypi-sa sojusz dziwacznych m odych m czyzn, ktrzy posiadaj dar krystalizowania nieokre lonych pragnie t umu wsp czesna wersja Trazymacha, retorycznego adwersarza Sokratesa i dyktorw wytwrni p ytowych, nowych baronw-z odziei"*'kt-v znale li w rocku kopalni z ota. Kilka lat temu odkryli, e dzieci stanowi jedn z nielicznych w kraju grup spo ecznych o sporych wolnych dochodach w postaci kieszonkowego. Rodzice wydaj wszystkie pieni dze na ich utrzymanie. Odwo uj c si do dzieci ponad g owami rodzicw i buduj c dla nich sztuczny raj, wytwrnie p ytowe stworzy y jeden z najwi kszych rynkw zbytu w powojennej gospodarce. Przemys rockowy to modelowy przy-k ad kapitalizmu, ktry zaspokaja popyt, zarazem go kreuj c. Pod wzgl dem statusu moralnego dorwnuje handlowi narkotykami, lecz zjawisko by o tak nowe i nieoczekiwane, e nikt nie pomy la o jego kontrolowaniu, a teraz jest ju za p no. Jaki post p da si osi gn w walce z paleniem papierosw, poniewa nasz relaty-wizm i brak norm nie rozci ga si na sprawy dotycz ce zdrowia cielesnego. We wszystkich innych dziedzinach warto okre la rynek. (Do nielicznej w Ameryce grupy miliarderw zalicza si Yoko Ono, wraz z potentatami naftowymi i komputerowymi, jej m bowiem wyprodukowa i sprzeda towar o porwnywalnej warto ci). Rock to pot ny biznes, wi kszy ni przemys filmowy, sport zawodowy, wi kszy nawet ni telewizja, co cz ciowo t u-maczy, dlaczego przemys muzyczny cieszy si takim presti em. Trudno jest uchwyci zmiany, ktre zasz y w gospodarce, i do-strzec, co si w niej naprawd liczy. McDonald's zatrudnia dzi wi cej pracownikw ni ameryka skie hutnictwo; analogicznie dostarczyciele szybkiej strawy dla ducha wyparli zawody, ktre zaspokajaj bardziej podstawowe potrzeby. Zmiana ta trwa ju od wielu lat. Pod koniec lat pi dziesi tych de Gaulle przyzna Brigitte Bardot jedno z najwy szych francu-skich odznacze pa stwowych. Nie mog em tego zr ozumie , lecz okaza o si , e obok samochodw Peugeota, aktorka stanowi a najwa niejszy towar eksportowy Francji. W miar jak narody zachodnie ros y w dostatek, czas wolny z ktrego przez kilka stuleci nie korzystano, aby zdoby maj tek (ktry korzystanie * Ukute przez dziewi tnastowiecznych dziennikarzy okre lenie magnatw przemys owych, ktrzy doszli do maj tku rzekomo nieuczciwymi i bezwzgl dnymi metodami (przyp. t um.).

88 89

z wolnego czasu umo liwia) nareszcie wysun si na pierwsze miejsce. Zarazem jednak ca kowicie zagubi a si idea powa nego ycia wolnego od pracy, jak rwnie poczucie smaku i zdolno ludzi, by takie ycie prowadzi . Czas wolny sta si rwnoznaczny z rozrywk . Celem, do ktrego przez tyle lat z mozo em d ono, okaza a si zabawa, co mo na uzna za usprawiedliwione, o ile rodki u wi caj cele. Przemys muzyczny jest tutaj czym szcze-glnym tylko w tej mierze, i zwraca si niemal wy cznie do dzieci, traktuj c prawnie i biologicznie nie doko czone istoty, jakby by y gotowe czerpa z wszelkich yciowych rozkoszy. By mo e przemys muzyczny obna a tym samym natur naszej roz-rywki w ogle, nasz utrat jasnego pogl du na to, czym jest doros o i dojrza o , jak rwnie nasz niezdolno do stawiania sobie celw. Z pustki warto ci rodzi si uznanie za cele natu-ralnych faktw. W tym wypadku celem jest dzieci cy seksu-alizm; podejrzewam, e nieobecno innych jasno wytyczonych celw sk ania wielu doros ych do uznania, e p ciowo m odzie y mo e by celem samym w sobie. Interesuj ce jest spostrze enie, e lewica, ktra chlubi si krytycznym stosunkiem do schy kowego kapitalizmu", a w oce-nie innych zjawisk kultury jest bezlitosna i surowa, muzyce roT ckowej, oglnie bior c, udzieli a amnestii. Wydzielaj c j z kapi-talistycznego ywio u, w ktrym tak znakomicie si rozwija, lewi-ca uwa a muzyk rockow za sztuk mas, ktra przebi a skorup bur uazyjnej represji kulturowej. Jej bunt wobec spo ecznych regu i t sknota za wiatem bez ogranicze mo e si wydawa wezwaniem do rewolucji proletariackiej. Marksi ci z pewno ci dostrzegaj rwnie , e muzyka rockowa rozsadza przekonania i zasady moralne konieczne dla istnienia spo ecze stwa liberalne-go i ju z tego powodu darz j aprobat . Za y o pomi dzy m od intelektualn lewic a rockiem przypuszczalnie oparta jest jednak na jeszcze g bszych podstawach. Herbert Marcuse zafa-scynowa studentw w latach sze dziesi tych po czeniem Mar-ksa i Freuda. W ksi kach: Eros i cywilizacja oraz Cz owiek jednowymiarowy obiecywa , e pokonanie kapitalizmu z jego fa szyw wiadomo ci to droga do spo ecze stwa, w ktrym najwi ksze gratyfikacje b d mia y charakter seksualny, z rodzaju tych, ktre bur uazyjny moralista Freud nazywa polimorficznymi i infantylnymi. Muzyka rockowa dotyka u m odzie y tej samej struny. Swoboda w wyra aniu swego seksualizmu, anarchizm, czerpanie z irracjonalnej pod wiadomo ci i spuszczanie jej z wo-dzy to wszystko jest im wsplne. Wznios e ycie intelektualne, ktre opisuj w cz ci II, i prymitywny wiat rocka s partnerami w tym samym przedsi wzi ciu rozrywkowym. Nale y je interpre-towa jako wros e w kulturow substancj schy kowego kapitali-zmu. Ich sukces

wywodzi si z potrzeby mieszczanina, by nie czu si mieszczaninem, by prowadzi niegro ny flirt z nieograniczo-nym. Za te eksperymenty gotw jest on drogo zap aci . Do inter-pretacji lewicy lepiej s u y Nietzsche ni Marks. Krytyczna teoria schy kowego kapitalizmu w wykonaniu szko y frankfurckiej jest tego kapitalizmu najsubtelniejszym, a jednocze nie najbardziej prostackim wyrazem. Antymieszcza ski gniew to opium dla Nie-tzschea skiego ostatniego cz owieka". Silny rodek pobudzaj cy, ktry Nietzsche nazywa nihilin , przez d ugi czas niemal przez pi tna cie lat znajdowa uciele nienie w jednej osobie, Micku Jaggerze. Ten operatywny syn rodziny z klas rednich a do czterdziestki odgrywa op tanego demona z nizin spo ecznych i nastoletniego satyra, jednym okiem zerkaj c na t umy dzieci obojga p ci, ktre doprowadza do zmy-s owego szale stwa, drugim mrugaj c do aseksualnych doros ych, ktrzy zajmowali si pieni dzmi. Na scenie by zarazem m ski i kobiecy, heteroseksualny i homoseksualny; nieskr powany re-gu ami przyzwoito ci, mg wej w wiat marze ka dego, obie-cuj c spe nienie dowolnych zachcianek. Przede wszystkim za uprawomocni narkotyki, z ktrych korzystania jego m od publi-czno usi owali wsplnymi si ami pozbawi policjanci i rodzice. Sta ponad prawem, moralno ci i polityk , z ktrych drwi . Prcz tego odwo ywa si niekiedy dyskretnie do t umionych sk onno ci do seksizmu, rasizmu i przemocy, ktrych praktykowanie nie cieszy si dzi publicznym szacunkiem. Mimo to zdo a utrzyma wra enie, e nie zaprzedaje rockowego idea u powszechnego spo- ecze stwa bezklasowego zbudowanego na mi o ci, z zamazan

90 91

granic pomi dzy mi o ci bratersk i cielesn . By bohaterem i wzorem dla niezliczonych m odych ludzi na uniwersytetach i nie tylko. Odkry em, e studenci chlubi cy si nieposiadaniem ad-nych bohaterw, ywili sekretne pragnienie, by by takim jak Mick Jagger, y takim samym yciem, cieszy si tak sam s aw . Wstydzili si do tego przyzna na uniwersytecie, lecz nie jestem wcale pewien, czy wynika o to z obowi zuj cych tam wy szych norm gustu. Przypuszczalnie chodzi o o to , e Amery-kanom nie wypada mie bohaterw. Muzyka rockowa i niesko -czenie powa ne dysputy

na jej temat nie budz najmniejszych zastrze e . Rock okaza si ostatecznym pogromc intelektualne-go snobizmu. Nie wypada mwi , e rock umo liwia osobom s abym i pospolitym stanie si modnymi: na laduj c gwiazdy, zyskuj one szacunek innych i poprawiaj swj obraz we w asnych oczach. Nie wiadomie i wbrew sobie Mick Jagger odegra w yciu m odzie y tak sam rol jak Napoleon po rd dziewi tnasto-wiecznych m odych Francuzw. Wszyscy inni byli tacy nudni i niezdolni do skupienia na sobie m odzie czych nami tno ci. Jaggerowi si uda o. W ci gu ostatnich kilku lat gwiazda Jaggera zacz a przygasa . Nie jest pewne, czy jego miejsce potrafi zaj Michael Jackson, Prince albo Boy George. S jeszcze bardziej cudaczni od niego: do jakich to nowych pok adw smaku si dokopali? Cho wszy-scy trzej r ni si od siebie, charakter przemys u muzycznego nie zmieni si w swej istocie stale poszukuje tylko wariacji na jeden temat. To rynsztokowe zjawisko jest najwyra niej spe nie-niem zapowiedzi, ktra tak cz sto pojawia a si w psychologii i literaturze, a mianowicie, e nasza s aba i znu ona cywilizacja zachodnia zacznie na powrt czerpa si y z prawdziwego rd a: pod wiadomo ci. P noromantyczna wyobra nia doszukiwa a si tego rd a w Afryce, kontynencie mrocznym i niezbadanym. Teraz wszystko zosta o zbadane, na wszystko rzucono wiat o, nie wiadome sta o si wiadome, st umione zosta o wyra one. I c znale li my? Nie twrcze demony, lecz blichtr showbiznesu. Wymakija owany Mick Jagger w pstrokatych szmatkach to wszy-stko, co przywie li my z podr y do piek a. 92 Nie zajmuj si tutaj moralnymi skutkami tej muzyki czy prowadzi aby ona do przedwczesnego seksu, przemocy czy narko-manii. Zajmuj si skutkami, jakie wywiera na wychowanie: uwa- am, e rujnuje wyobra ni m odych ludzi i niemal uniemo liwia jakikolwiek arliwy stosunek do sztuki i my li, ktre s tre ci edukacji liberalnej. Pierwsze do wiadczenia zmys owe przes dza-j o smaku na ca e ycie, stanowi ogniwo pomi dzy aspektem zwierz cym i aspektem duchowym cz owieka. Okres budz cej si zmys owo ci zawsze s u y sublimacji: m odzie cze sk onno ci i t sknoty znajdowa y swj przedmiot w muzyce, obrazach i opo-wie ciach, ktre umo liwiaj przej cie do wype niania ludzkich obowi zkw i czerpania z ludzkich rado ci. Lessing napisa o grec-kiej rze bie: Pi kni ludzie wyrze bili pi kne pos gi, a miasto mia o pi kne pos gi cz ciowo w podzi ce za pi knych mieszka -cw". Sformu owanie to streszcza podstawow zasad estetycznego wychowania cz owieka. M odych ludzi poci ga o pi kno bohate-rw, ktrych cia a wyra a y ich szlachetno . G bsze zrozumie-nie znaczenia szlachetno ci przychodzi p niej, lecz jest ono przez do wiadcze nie zmys owe przygotowane i faktycznie w nim za-warte. Dzi ki temu nie wyst puje napi cie pomi dzy tym, za czym t skni zmys y, a tym, co rozum p niej uznaje za dobre. Edukacja nie polecana prawieniu dzieciom kaza na temat ich instynktw i przyjemno ci, lecz na zapewnianiu naturalnej ci g o ci pomi dzy tym, co czuj , a tym, czym mog i powinny by . Umiej tno ta zatraci a si jednak. Dzi dotarli my do przeciwnego bieguna. Muzyka rockowa rozbudza nami tno ci i dostarcza wzorcw, ktre nie maj nic wsplnego z yciem, jakie mog aby prowadzi m odzie uniwersytecka, b d te z podziwem dla sztuki i my li, do ktrego zach ca edukacja liberalna. Bez udzia u uczu ka de studia prcz technicznych s martw liter . Muzyka rockowa dostarcza przedwczesnej ekstazy i pod tym wzgl dem podobna jest do sprzymierzonych z ni narkotykw. Sztucznie wytwarza uniesienie, ktre w sposb naturalny czy si

ze spe nieniem najwznio lejszych osi gni zwyci stwem w s usznej wojnie, skonsumowan mi o ci , twrczo ci artysty-czn , obrz dkiem religijnym i odkryciem prawdy. Bez wysi ku,

93

bez talentu, bez m stwa, bez zaanga owania w adz umys owych wsz dzie i ka demu przyznane jest rwne prawo do korzystania z ich owocw. Z mojego do wiadczenia wynika, e studentom, ktrzy mieli powa niejsz styczno z narkotykami - i zdo ali si od nich wyzwoli z trudno ci przychodzi si zdoby na wielki entuzjazm i wielkie nadzieje. Przyjemno , ktrej do wiadczyli na pocz tku, by a tak intensywna, e ju jej nie oczekuj na ko cu, nie widz te w niej celu. Zdarza si , e doskonale funkcjonuj , lecz beznami tnie, rutynowo. Ich zasoby energii zosta y wyczer-pane, nie spodziewaj si , eby ich aktywno yciowa przynios a cokolwiek innego prcz rodkw do ycia, natomiast edukacja liberalna ma za zadanie wytworzy przekonanie, e przyjemne jest dobre ycie, a najprzyjemniejsze jest ycie najlepsze. Podejrze-wam, e na g rockowy, szczeglnie przy braku silnych czynni-kw rwnowa cych, wywiera podobny skutek jak narkotyki. Studenci otrz sn si kiedy spod wp ywu tej muzyki, a przynaj-mniej przestanie ona by ich jedyn nami tno ci . Zrobi to jed-nak w ten sam sposb, w jaki zdaniem Freuda ludzie uznaj zasad rzeczywisto ci jako co trudnego, ponurego i z natury nieprzy-jemnego, jako czyst konieczno . B d studiowa ekonomi lub wolne zawody i gdy opadnie z nich kostium Michaela Jacksona, pod spodem uka e si nieskazitelny, trzycz ciowy garnitur. B d pragn li kariery i komfortowego ycia. ycie to b dzie jednak rwnie puste i fa szywe jak to, ktre pozostawili za sob . Maj c do wyboru wiat mocnych prze y i nudn kalkulacj , wybior to drugie. Tymczasem edukacja liberalna mia a ich nauczy , e jest to fa szywa alternatywa. Dopki jednak b d mie na uszach s uchawki walkmana, dopty nie us ysz , co ma im do powiedze-nia wielka tradycja. A kiedy po d ugim czasie nareszcie zdejm s uchawki, stwierdz , e s g usi. STOSUNKI MI DZYLUDZKIE Egocentryzm Dzisiejsi studenci s , oglnie bior c, sympatyczni. Przymiot-nikiem tym pos uguj si z rozmys em. Nie s szczeglnie moral-ni czy szlachetni. Sympatyczny charakter cechuje demokracj w okresach dobrej koniunktury. Ci m odzi ludzie nie zhardzieli wskutek wojny, tyranii czy niedostatku, ycie nie postawi o ich wobec wielkich wymaga . Rywalizacja i urazy wynik e z r nic klasowych znikn y wraz z silnym poczuciem przynale no ci klasowej (ktre niegdy istnia o na uniwersytetach ameryka skich i nadal zatruwa ycie akademickie w Anglii). Studenci s wolni od wi kszo ci ogranicze . Rodzice po wi caj si dla nich, nie daj c w zamian zbytniego pos usze stwa czy szacunku. Religia i pochodzenie narodowe wywieraj ledwie zauwa alny wp yw na ich kontakty towarzyskie czy

perspektywy zawodowe. Cho nie-wielu naprawd wierzy w system", nie trawi ich poczucie, e dzieje si im jaka niesprawiedliwo . Narkotyki i seks, ktre niegdy uchodzi y za zakazane, s dzi dost pne w ilo ciach wystarczaj cych do rozs dnego u ytku. Garstka radykalnych fe-ministek nadal wyznaje sw dawn religi , lecz wi kszo kobiet yje w komfortowym przekonaniu, e nie napotka wi kszych przeszkd na drodze do kariery. W stosunkach ze starszymi panuje atmosfera swobodnej za y o ci. Mo na nawet powiedzie , e wyzwolona m odzie czuje wobec starszych rodzaj szacunku, ktry, zdaniem Tocqueville'a, rodzi si z rwno ci. Przede wszy-

95

stkim za zanik y aspiracje, romantyczne b d inne, ktre powo-dowa y, e spo ecze stwo bur uazyjne, czy te spo ecze stwo w ogle, by o dla m odych odra aj ce. Marzenia, ktre w latach sze dziesi tych zdawa y si mrzonkami, w dzisiejszej epoce roz-k adu spo ecznego okaza y si zupe nie realne. Dzisiejsi studenci s mili i przyjacielscy, a je li nie grzesz heroizmem, to trudno ich rwnie oskar y o ma ostkowo . Zainteresowani s przede wszyst-kim sob , co nale y rozumie w najw szym sensie. Swego czasu dozna em ol nienia, gdy prowadzi em pewnego wieczoru bardzo szczer rozmow z grup inteligentnych studen-tw presti owego college'u, w ktrym przez jaki czas wyk ada- em. Podczas zaj wytworzy o si mi dzy nami swoiste pole porozumienia, gdy powa na lektura Platona cz sto sk ania stu-dentw do wyj cia poza p taj ce ich konwencje. Po zako czeniu roku pojechali my na po egnalny piknik, na ktrym panowa a swobodna atmosfera, sprzyjaj ca szczero ci. Ni co e podst pnie poruszy em w rozmowie pewne tematy, co do ktrych by em ciekaw opinii studentw. Poprzedniego wieczoru jad em kolacj z profesorami i cz onkami administracji uczelni. ona jednego z wysokich urz dnikw opowiedzia a mi o swoim synu. Posiada dyplom prawa, jednak e z racji niewielkich ambicji, podobnie jak i jego znajomi ima si coraz to innych zaj . Kobieta nie wydawa a si zbytnio zmartwiona takim post powaniem, a mo e nawet by a troch dumna jako nowoczesna matka, ktra pragnie wierzy w wy szo m odszego pokolenia nad jej w asnym, zw a-szcza e to pierwsze nie szanuje norm tego drugiego. Spyta em, dlaczego, jej zdaniem, syn tak si zachowuje. Odpar a stanowczo, spokojnie i bez wahania: Ze strachu przed wojn j drow ". Sk oni o mnie to do postawienia mojej grupie studentw pyta-nia, czy boj si wojny j drowej. W odpowiedzi us ysza em ogl-ny, nieco za enowany chichot. Wiedzieli, wok czego obracaj si ich codzienne my li: my li te nie mia y nic wsplnego z kwe-stiami publicznymi. Wiedzieli rwnie , e jest wielu prawomy- lnych" doros ych, ktrzy spodziewaj si po nich, e wykorzysta-j zagro enie nuklearne jako pretekst, by za da przekszta cenia wiatowego porz dku publicznego; ktrzy chc przedstawi rzekomo okaleczone dusze m odzie y jako dowd rzeczowy w roz-prawie przeciwko ob ka czemu wy cigowi zbroje , do ktrego pod egaj nasi politycy". Dzisiejsi studenci to samo pytanie zada em p niej jeszcze wielu grupom nie ywi wielkich aspiracji moralnych i mwi o sobie z ironi , gdy zapyta ich o wielkie kwestie etyczne. Niektrzy z nostalgi my l o studen-tach z lat

sze dziesi tych jako o ludziach, ktrzy w co wierzyli. Perspektywa znalezienia si na froncie w Wietnamie by a rzeczy-wi cie przera aj ca. Dzisiejsza m odzie , z nielicznymi wyj tka-mi, w nie wi kszym stopniu daje si oszuka psychologicznym szarlatanom ktrzy t umacz ich apati w kwestii wojny nu-klearnej m odzie czym buntem" i wykorzystuj nauk , aby do-wie , e istniej przyczyny bez skutkw ni kiedy ameryka -skie spo ecze stwo wierzy o pewnemu prezydentowi, ktry utrzy-mywa , e problem wojny nuklearnej omawia ze swoj creczk . Ich zainteresowania le gdzie indziej. Rzeczywi cie da si u nich dostrzec pewn bierno , brak szerokiego spojrzenia w przysz o , lecz z rwnym prawdopodobie stwem jak l kowi przed wojn nuklearn mo na to przypisa brakowi ziem do zasiedlenia na Dzikim Zachodzie czy mierci Boga. Nie atwo sprecyzowa , dlaczego obecne pokolenie, w porw-naniu z poprzednim, z regu y jest mniej ob udne. Oczywi cie, nadal jest wielu smarkaczy, ktrzy bior si za sprawy publiczne, czego dowodz wyniki g osowania na posiedzeniu samorz du studenckiego w Brown (instytucji, ktra w latach sze dziesi tych sta a w awangardzie demonta u uniwersytetu liberalnego), gdzie za dano, aby na wypadek ataku j drowego uniwersytet udost -pni cyjanek. Ta deklaracja" mia a nam u wiadomi , jakim tortu-rom psychicznym poddajemy m odzie . Jednak e przyt aczaj ca wi kszo studentw ma wiadomo , e poch ania ich w asna kariera i ycie prywatne, cho i oni, jak ka dy cz owiek, chc zachowa o sobie dobr opini . Miejsce heroizmu, jako cechy godnej podziwu, zaj a moralno samozachowawcza". To zwr-cenie si ku sobie nie jest, jak si czasem twierdzi, powrotem do normalno ci po gor czce lat sze dziesi tych ani te nie wynika z wrodzonego egoizmu. To zapatrzenie si w siebie wynika z fa-

96 4 97 Umys zamkni ty

ktu, e osi gn li my kolejny szczebel atomizacji spo ecznej, gdzie nie ma ju miejsca na inne mo liwo ci. Sprawy, ktre w sposb niemal naturalny budz zainteresowanie kwestiami bardziej ogl-noludzkimi, s po prostu nieobecne. G d w Etiopii, ludobjstwo w Kambod y czy wreszcie wojna nuklearna s rzeczywistymi katastrofami, ktre winny przyci ga uwag . Nie posiadaj one jednak bezpo redniego, organicznego zwi zku z yciem studen-tw. Problemy ycia codziennego rzadko zahaczaj o sprawy szerszej zbiorowo ci, tak aby to, co publiczne, i to, co prywatne, stopi o si w jedn my l. Chodzi tu o co wi cej ni swoboda zaanga owania b d niezaanga owania, ni brak

potrzeby zaan-ga owania: chodzi o to, e wszystko si zaanga owaniu sprzeciwia. Tocqueville ukazuje jedynie wierzcho ek gry lodowej zaawan-sowanego egalitaryzmu, kiedy opisuje trudno , z jak cz owieko-wi pozbawionemu ziemi rodzinnej lub tradycji rodzinnej, za ktrej przed u enie jest odpowiedzialny, przyjdzie unikn indywiduali-zmu i widzie siebie jako anonimowy atom w nieustannie zmie-niaj cym si kontinuum, a nie jako integraln cz przesz o ci i przysz o ci. Nowoczesna zasada ekonomiczna, ktra mwi, e prywatne z o jest publicznym dobrem, w takim stopniu prze-nikn a wszystkie aspekty codzienno ci, e trudno dostrzec powd, dla ktrego warto by wzi wiadomy udzia w yciu obywatel-skim. Jak to uj Saul Bellow, publiczna cnota jest jak wymar e miasto, do ktrego ka dy mo e si wprowadzi i obwo a si szeryfem. Ojczyzna, religia, rodzina, cywilizacja wszystkie czynniki uczuciowe i historyczne, ktre sta y pomi dzy jednostk a nie-sko czono ci kosmosu, daj c jej poczucie umiejscowienia w ca- o ci zosta y zracjonalizowane i utraci y si przyci gania. Ameryka odbierana jest nie jako wsplne przedsi wzi cie, lecz jako struktura ramowa, w ktrej ludzie s tylko jednostkami, pozostawionymi samym sobie. Jedynym przedsi wzi ciem, o ja-kim mo na mwi , jest wywalczenie dla rzekomo upo ledzonych takiego ycia, na jakie maj ochot . Post powa lewica mwi o samourzeczywistnieniu; prawica to dzi najcz ciej libertaria-nie, czyli prawicowa wersja lewicy: ka dy winien y wedle w asnego upodobania. Jedyne formy ingerencji w ycie prywatne, ktre dopuszcza demokracja liberalna podatki i s u ba wojsko-wa w yciu studentw s na razie nieobecne. Je eli cz owiek posiada wrodzony instynkt polityczny, z pewno ci si on marnu-je. Jednak e wsp czesno w takim stopniu instynkt ten st pi a, e ledwie daje on o sobie zna . Studenci rzeczywi cie mog doznawa poczucia niemocy poczucia, e wywieraj znikomy b d aden wp yw na ycie zbiorowe z regu y jednak czuj si dobrze w pa stwie admini-stracyjnym, ktre zast pi o polityk . Wojna j drowa jest perspe-ktyw autentycznie przera aj c , lecz studenci zastanawiaj si nad ni dopiero wtedy, gdy wydaje si nieunikniona. Nawet tak pot ne kampan ie u wiadamiaj ce, jak szum wok zimy j dro-wej", z towarzysz cymi im widowiskami (w rodzaju filmu The Day After), nie maj nic wsplnego z yciem, jakie studenci prowadz jest to dla nich jeszcze jedna rozrywka. Bardzo niewielu z nich pisana jest kariera polityczna. Je eli niektrzy zostaj politykami, to przez przypadek nie d do tego od wczesnych lat poprzez odpowiednie wykszta cenie. Na uniwersy-tetach, opisywanych przeze mnie w tej ksi ce, prawie nie ma studentw pochodz cych z rodzin, ktre odziedziczy y przywilej i powinno s u by publicznej, gdy rodziny takie praktycznie ju nie istniej . Ani przyjemno , ani obowi zek nie popychaj stu-dentw ku polityce. W naszym kraju w stopniu skrajnym spe nia si przepowiednia Burke'a i Tocqueville'a, ktrzy prorokowali uwi d rasy obywateli i m w stanu. Obecne pokolenie studentw w swym braku ob udy posuwa si do tego, e gdy zach ca ich do odegrania istotnej roli w historii wiata, wybuchaj miechem. Przekonani s o prawdziwo ci stwierdzenia Tocqueville'a, e w demokracji ka dego obywatela najbardziej interesuje jego w as-na osoba. Dzi zjawisko to jeszcze bardziej si nasili o wskutek oboj tno ci wobec historii i utraty oglnonarodowej wizji przy-sz o ci. Jedynym wsplnym przedsi wzi ciem, ktre pobudza m o-dzie cz wyobra ni , pozosta o badanie przestrzeni kosmicznej, o ktrej ka dy wie, e jest pusta. Nieunikniony indywidualizm, endemiczny dla naszego ustro-

98 99

ju, jest dodatkowo pog biany przez kolejny niezamierzony i nie-oczekiwany czynnik: upadek rodziny. Rodzina pe ni a niegdy funkcj po rednika pomi dzy jednostk a spo ecze stwem, dostar-czaj c quasi-naturalnych wi zi, wykraczaj cych poza jednostk , ktre obarcza y ludzi trosk przynajmniej o niektrych bli nich i stwarza y stosunki spo eczne zupe nie odmienne od tych, w kto- rych znajduje si wyizolowanajednostka. Rodzice, m owie, ony i dzieci s zak adnikami zbiorowo ci. agodz oboj tno wobec niej i kreuj materialny bodziec do zainteresowania jej przysz o- ci . Nie jest to wprawdzie instynktowna mi o ojczyzny, lecz mi o ojczyzny z mi o ci do bliskich. Jest to agodna forma patriotyzmu, ktra nie wymaga wielkich wyrzecze i nie k ci si z zabieganiem o w asny interes. Rozk ad rodziny oznacza, e zbiorowo wymaga skrajnego po wi cenia w epoce, w ktrej trudno znale motywacj do czegokolwiek oprcz hedonistycz-nych rozkoszy. Rozk ad rodziny to nie tylko rozwody, ktrych wielu studen-tw do wiadczy o we w asnych domach i ktrych statystyka ka e im si spodziewa we w asnej przysz o ci. Mo e nawet bardziej chodzi o brak oczekiwa z ich strony, e b d kiedy musieli si opiekowa rodzicami lub innymi krewnymi, a nawet e b d si z nimi regularnie widywa . Ubezpieczenia spo eczne i zdrowotne oraz fundusze emerytalne zwalniaj dzieci od obowi zku wspie-rania rodzicw finansowo, nie mwi c ju o zabieraniu ich na staro do siebie. Kiedy crka czy syn wyje d aj na studia, jest to w istocie pocz tek ko ca ywotnych wi zi z rodzin , cho w tym momencie nie zdaj sobie z tego sprawy. Po opuszczeniu przez nich domu rodzice maj niewielki wp yw na swoje potom-stwo, ktre zmuszone jest patrze w przysz o , w szerszy hory-zont. Dzieci nie s ozi b e: sedno ich zainteresowa le y po prostu gdzie indziej. Pod wzgl dem duchowym dom rodzinny by zreszt do pusty, a w miar jak przesz o ga nie w pami ci, w polu widzenia pojawiaj si coraz to nowe przedmioty. Do tej separacji w znacznej mierze przyczynia si geografia Ameryki. Kraj jest du y, a ludzie bardzo mobilni, szczeglnie po drugiej wojnie wiatowej, mi dzy innymi skutkiem rozwoju pasa erskich linii

lotniczych. W zasadzie aden student nie wie, gdzie b dzie mie-szka po uzyskaniu dyplomu, lecz najprawdopodobniej b dzie to gdzie daleko od domu i miejsca urodzenia. W Kanadzi czy we e Francji, cho dokonuj si tam podobne przemiany kulturowe, ludzie prawie nie maj si gdzie uda . Dla angloj zycznego Ka-nadyjczyka urodzonego w Toronto atrakcyjn alternatyw stanowi w a ciwie tylko Vancouver, a dla pary anina alternatywa taka w ogle nie istnieje. Bezkresny, b d te rozmyty horyzont, ktry jest znakiem rozpoznawczym naszej epoki troch mniej si w tych krajach uwidacznia. Ludzie s tam mo ejii tyiehardziej zakorze-nieni, ile uwi zani. St d te stale widuia si z krewnymi i wszy-stkimi lud mi, z_ktrymi dorastali. Ich krajobraz nie zmienia si . Dla m odego Amerykanina w a ciwie wszystko zaczyna si od nowa i ka da droga stoi otworem. Mo e mieszka na P nocy, Po udniu, Wschodzie, Zachodzie, w mie cie, na przedmie ciach, na prowincji kt to potrafi przewidzie ? Na ka dy wybr potrafi znale argumenty i jest w swej decyzji niczym nie ogra-niczony. Znalezienie pracy i inne przypadkowe czynniki mog zabra go daleko od miejsca, z ktrym by zwi zany i jest na to psychicznie przygotowany. Jego inwestycje w przesz o oraz w tych, z ktrymi j dzieli , s niewielkie. Nieokre lona przysz o bez wytkni tych celw i brak wi zi z przesz o ci pod wzgl dem duchowym upodabniaj m odzie do cz owieka pierwotnego, yj cego w stanie natury duchowa nago , izolacja, brak odziedziczonej lub bezwarunkowej zale -no ci wobec czegokolwiek lub kogokolwiek. Studenci mog zo-sta , kim zechc , lecz nie istnieje nic, co by ich w jakikolwiek sposb ukierunkowa o. Maj zupe n swobod nie tylko przy wyborze miejsca zamieszkania, mog rwnie dowolnie zdecydo-wa , czy b d lud mi wierz cymi czy ateistami, b d zostawi sobie furtk agnoslycyzmu; czy b d hetero- czy homoseksualni, znw z ewentualn furtk biseksualizmu; czy zawr zwi zek ma e ski i na jak d ugo; czy b d mieli dzieci i tak bez ko ca. Nie istnieje konieczno , oglnie przyj ta moralno , presja spo- eczna czy kult heroizmu co , co wyr nia oby ktrykolwiek z kierunkw. Istniej tylko pragnienia, popychaj ce we wszystkich

100 101

kierunkach, oraz wzajemnie sprzeczne uzasadnienia wszystkich mo liwych decyzji. Dzisiejsi studenci stanowi przerysowan wer-sj demokratycznej m odzie y u Platona: [M ody cz owiek w ustroju demokratycznym] yje z dnia na dzie , folguj c w ten sposb ka demu po daniu, jakie si nadarzy. Raz si upija i upaja muzyk fletw, to znowu pije tylko wod i odchudza si , to znw zapala si do gimnastyki, a bywa, e w ogle nic nie robi i o nic nie dba, a potem niby to zajmuje si filozofi . Cz sto bierze si do polityki, porywa si z miejsca i mwi byle co, i to samo robi. Jak cza-sem zacznie zazdro ci jakim wojskowym, to rzuca si w t stron , a jak tym, co robi pieni dze, to znowu w tamt . Ani jakiego po-rz dku, ani konieczno ci nie ma w jego yciu ani nad nim. On to ycie na-zywa przyjemnym i wolnym, i szcz liwym, i u ywa go a do ko ca*. Czy mo emy czu si zaskoczeni, e takie nie uposa one duchowo osoby zaj te s przede wszystkim sob i szukaniem sposobw, by unikn nieustannego wolnego orbit wania? Nic dziwnego, e do o najbardziej lubianych przez studentw powie ci nieprzerwanie zalicza si Obcy Camusa. Rwno Inn uderzaj c cech studentw, oprcz autoironicznej sym-patyczno ci", jest ich egalitaryzm. Niezale nie od pogl dw poli-tycznych ywi przekonanie, i wszyscy ludzie rodz si rwni i posiadaj rwne prawa. Jest to co wi cej ni przekonanie, jest to pewno , ktr odczuwaj niemal dotykalnie. Kiedy poznaj kogo nowego, czynniki p ci, koloru skry, religii, pochodzenia spo ecznego , zamo no ci czy narodowo ci nie maj wp ywu ich reakcje. To, e kiedy czynniki te odgrywa y znaczn rol , uwa aj za mit. Stwierdzenie to mo e wydawa si dziwne w do-bie tak wielkiego zainteresowania korzeniami, etniczno ci , sac-rum a wi c tym, co kiedy ludzi dzieli o. Jednak e etniczno i sacrum fascynuj w a nie dlatego, e nie s ju realne. W oski * Platon, Pa stwo, przel. W. Witwicki, 561 c-d. 102 imigrant w latach dwudziestych nie martwi si o etniczne korze-nie, poniewa je posiada . Chocia by Amerykaninem, z koniecz-no ci i wyboru y po w osku, po rd W ochw. Jego wnuk, studiuj cy dzi w Harvardzie, mo e zechcie powrci do swej w osko ci ktra dla jego ojca stanowi a rd o upo ledzenia spo ecznego, tote pragn od niej odej przy doborze znajo-mych nie b dzie si jednak kierowa swym w oskim pochodze-niem, lecz tym, co wsplne dla ameryka skiego ycia. Na jego upodobania seksualne, a zatem na wybr partnera yciowego, nie wp ynie ani narodowo , ani nawet tradycyjny katolicyzm. Nie stanie si tak dlatego, e przyci gaj go przeciwie stwa b d pragnie wkr ci si w elity. Przyczyna jest taka, e czynniki narodowo ciowe praktycznie przesta y si liczy , chocia podej-muje si celowe dzia ania, by przywrci im wa no . Nie istnieje zbiorowo , ktra odrzuci studenta za mezalians", nawet rodzice nie b d zbytnio oponowa . Rwie nicy w adnym istotnym zna-czeniu nie postrzegaj go jako W ocha. Nawet je eli studenci chodzili do szk gminnych, gdzie podlegali religijnej lub narodo-wo ciowej segregacji, kultura powszechna z regu y bierze gr , kiedy za dostaj si na uniwersytet, niemal od pocz tku przestaj przede wszystkim z lud mi, ktrzy dotychczas byli dla nich obcy. Swego baga u kulturowego po prostu si pozbywaj . Nic nie pozosta o z podnios ej atmosfery spotka mi dzywyznaniowych czy mi dzynarodowo ciowych z czasw mojego dzieci stwa. Na spot-kaniach tych osoby, ktre we w asnym mniemaniu bardzo si od siebie r ni y i ktre cz sto zarwno ywi y uprzedzenia, jak i by y ich ofiarami, z czci odwo ywa y si

do idei braterstwa wszystkich ludzi. Dzisiejsza m odzie do nikogo nie ywi uprze-dze . Czy dzieje si tak dlatego, e cz owiek jest postrzegany jako nagie zwierz , ogo ocone ze znamion kultury, ktre go odr niaj od innych, czy te dlatego, e uznajemy w sobie nawzajem nasze uniwersalne cz owiecze stwo to pozostaje kwesti interpreta-cji. Faktem jest jednak, e na naszych najlepszych uniwersytetach ka dy jest indywidualn osob nawet je eli nie osobowo ci . Ka dy jest cz owiekiem i to go wystarczaj co okre la. Stu-dentom obca jestjny l, e czynniki, ktre nawet w egalitarnej 103

Ameryce tradycyjnie dzieli y ludzi, mia yby ich od kogokolwiek odgrodzi . St d te Harvard, Yale i Princeton nie s ju tym, czym onegdaj ostatnimi bastionami arystokratyzmu po rd demokracji. Roz-r nienia oparte na pochodzeniu lub maj tku zosta y uniewa nio-ne. Bolesne rany zadawane przez cz onkw rozmaitych klubw tym, ktrzy nie posiadaj odpowiednich referencji, by si ubiega o cz onkostwo nasza agodna wersja angielskiego systemu klasowego zagoi y si , poniewa kluby nie s ju traktowane powa nie. Demokratyzacja ta datuje si od ko ca drugiej wojny wiatowej, jej pocz tek wyznacza G.I. Bill*. Od tej pory college sta si dost pny dla wszystkich. Presti owe uniwersytety stopnio-wo odesz y od preferencji dla dzieci swych absolwentw i zakazu wst pu dla obcych", szczeglnie ydw. Kryterium przyj cia na studia sta y si oceny szkolne i wyniki testw na sprawno umys ow . Stary system preferencji, ktry podtrzymywa podzia y klasowe, zosta zast piony nowym szczeglnie korzystnym dla czarnych ktry te podzia y znosi. Populacje studenckie na wszystkich presti owych uniwersytetach bardzo si do siebie upo-dobni y, poniewa przyjmowani s najlepsi spo rd ch tnych, przy czym najlepszy" oznacza najlepszy w nauce. Trudno ju teraz mwi o typowym harvardczyku czy princeto czyku. aden uniwersytet nie czuje si ju powo any do tego, by kszta ci d entelmenw, a nie tylko uczonych. Znikn dawny snobizm. Oczywi cie, studentw napawa dum fakt, e znale li si na jednej z presti owych uczelni, cho by nie chcieli si do tego przyzna . Czuj si wyr nieni. Uwa aj jednak, zapewne s usznie, e wy-r nienie to zawdzi czaj wy cznie wrodzonym zdolno ciom i ci kiej pracy. Je eli do ich dobrych wynikw w szkole redniej przyczyni a si zamo no rodzicw, a dzieci z biedniejszych rodzin mia y utrudnione warunki do nauki, uwa aj to za spo eczn niesprawiedliwo . Zbytnio si tym jednak nie przejmuj , szcze-glnie je eli chodzi o bia ych, poniewa znaczna wi kszo * G.I. Bill przeg osowana w 1945 roku ustawa przyznaj ca wszystkim m odym ludziom, ktrzy s u yli na wojnie, prawo do bezp atnych studiw na wybranej przez siebie uczelni (przyp. t um.). 1 ldno ci kraju to obecnie klasa rednia, a ponadto nietrudno o sty-nendium dla tych, ktrzy nie maj rodkw na op acenie studiw. Studenci widz wok siebie m odzie bardzo zr nicowan . Tyl-ko nieliczni czuj si kulturowo upo ledzeni i z gorycz patrz na uorzy wilejowanych, ktrzy odmawiaj

im wst pu do swego towa-rzystwa. Nie ma te arywistw, poniewa nie istnieje poj cie wy szych sfer, do ktrych mo na by si wkr ci . Analogicznie nie ma ju , jak dawniej, szk my lenia, ktre podwa a yby demo-kracj i rwno . Temu rwnie po o y a kres druga wojna wia-towa. Wszyscy studenci wyznaj egalitaryzm i merytokracj , to jest wierz , i ka da jednostka winna mie zapewnion mo li-wo urzeczywistnienia swych szczeglnych nieegalitarnych zdolno ci, w oderwaniu od rasy, p ci, pochodzenia spo ecznego i narodowego, wyznania i zamo no ci. Jest to jedyna forma spra-wiedliwo ci, jak znaj , i nie potrafi sobie nawet wyobrazi , e mog yby istnie jakiekolwiek rozs dne argumenty za arystokracj czy monarchi . Te formy rz dw s dla nich jakim niepoj tym dziwol giem z zamierzch ych czasw. Z kolei r nice pomi dzy m czyznami i kobietami w prze-ciwie stwie do r nic pomi dzy ydem i katolikiem, Niemcem i Irlandczykiem, star imigracj i now imigracj , ktre s tylko wspomnieniami z czasw m odo ci rodzicw i nie maj wp ywu na obecne ycie posiadaj wprawdzie istotne znaczenie, jed-nak e studenci bez adnych zastrze e uznaj rwne prawa ko-biet do wykszta cenia i uprawiania tych samych zawodw co m czy ni, jak rwnie ich co najmniej rwne osi gni cia w tych zawodach. Nie s yszy si antyfeministycznych dowcipw, temat ten jakby w ogle nie istnia ; innymi s owy, obecny stan rzeczy uchodzi za rwnie naturalny jak oddychanie powietrzem. S tudenci nie doszli do tych przekona wiadomie, drog dedukcji z zasad czy jakimkolwiek wysi kiem umys owym. Jest to czyste odczucie, sposb ycia, urzeczywistnienie demokratycznego idea u, zgodnie z ktrym ka dy cz owiek jest traktowany jak cz owiek, abstrahuj c od wszystkiego, prcz istoty jego cz owiecze stwa. Tyle e adne abstrahowanie nie jest potrzebne. Wbrew lansowanym pogl dom, uniwersytety s owym os awionym melting pot tyglem, w kt-

104 105

rym stapia si r norodno , nawet je eli nie jest to prawda w odniesieniu do reszty spo ecze stwa. Na uczelniach pochodze-nie narodowe liczy si nie bardziej ni wzrost czy kolor w osw. Cechy, ktre cz tych m odych ludzi, niepomiernie przewa aj nad tym, co ich dzieli. Modne obecnie

poszukiwanie korzeni i tradycji potwierdza jedynie moj tez , poniewa zjawisko to rodzi si z opisanego przeze mnie ujednorodnienia. Brak uprze-dze u studentw jest skutkiem niedostrzegania r nic, jak rw-nie ich stopniowego zaniku. Kiedy studenci mwi o swych kole ankach i kolegach, bardzo rzadko s yszy si rzeczy, ktre pozwoli yby ich przypisa do jakiej szerszej grupy. Zawsze m-wi o jednostkach. Wra liwo na charakter narodowy, niekiedy nazywana widzeniem wiata przez pryzmat stereotypw, zanik a. Rasa Jedyn skaz na tym obrazie z tym w a nie wi zano najwi ksze nadzieje s stosunki pomi -dzy czarnymi i bia ymi. Biali i czarni studenci rzadko zawieraj ze sob prawdziwe przyja nie. Przepa r nic okaza a si tutaj nie do przebycia. Czynnik rasowy na uniwersytetach nie znikn , chocia takie by y nadzieje i oczekiwania po zniesieniu ogranicze w przyjmowaniu czarnych na studia. Odsetek czarnych na najwi -kszych uczelniach cz sto dorwnuje proporcjom obowi zuj cym-dla ca ej ludno ci Stanw Zjednoczonych. Z regu y jednak spo g-czno akademicka nie zdo a a ich sobie przyswoi . Wi kszo czarnych trzyma si razem. Biali studenci chc za wszelk cen udowodni , e ich stosunki z czarnymi s rwnie bezpo rednie i pozbawione uprzedze jak z innymi mniejszo ciami ( cznie z ras t ). Cho s owas -adpawiednie, muzyka brzmi fa szy-wie. Daje si tu wyczu atmosfera narzucania sobie pewnych zasad i postaw wiadomy wysi ek, a nie odruch bezwajunkowy. Brakuje instynktownej kole e sko ci, typowej dla dzisiejszych studentw. Prawdziwe przywi zanie, ktre nie zna adnych barier, w tym miejscu si zatrzymuje. Lansowane w latach sze dziesi -tych programowe braterstwo nie doprowadzi o do integracji, lecz 106 przerodzi o si w separatyzm czarnych. Biali studenci czuj si tym zak opotani i nie lubi na ten temat rozmawia . Uwa aj , e tak by nie powinno. Odr bno czarnych burzy ich prze wiad-czenie, e wszyscy ludzie s do siebie podobni, przyja za stanowi jeszcze jeden przejaw rwno ci szans. Udaj , e nie dostrzegaj segregacji na uczelnianych sto wkach, gdzie biali studenci nie mieliby usi przy stole z czarnymi. Jest to tylko jeden z bardziej widocznych aspektw segregacji, ktra panuje w yciu uniwersyteckim i obejmuje tak e akademiki oraz obierane kierunki tylko nieliczni czarni decyduj si na nauki cis e i humanistyk . Formalnie segregacja na uniwersytetach zosta a ca kowicie zniesiona, a czarni i biali przyzwyczaili si nawzajem do swej obecno ci. Jednak e g bokie kontakty mi dzyludzkie oboj tne na kolor skry, powszechne pomi dzy innymi mniejszo- ciami, w przypadku tych dwch ras z regu y po prostu nie istnie-j . Ca kowicie zintegrowani czarni studenci nale do wyj tkw i znajduj si w k opotliwej sytuacji. Nie s dz , by za ten ponury stan rzeczy nale a o wini bia ych studentw, ktrzy s w tych sprawach dosy prostolinijni, a cz sto wr cz enuj co gorliwie pragn dowie swego liberalizmu; jak wi kszo Amerykanw, uwra liwieni s na histori krzywd, jakie spotka y w tym kraju Murzynw. Studenci ci bez problemu przy-stosowali si do rozmaitych wyzna i narodowo ci, do asymilacji tych czy do zmian, jakie zasz y w aspiracjach i pozycji spo e-cznej kobiet. Nie atwo by oby mnie przekona , e podskrnie pozostaj rasistami. Chocia preferencyjne traktowanie czarnych sprzeciwia si ich szczeglnie widoczn , jako e

g boko zakorzenionemu przekonaniu, e wszy-scy ludzie niezale nie od rasy posiadaj rwne prawa, wi kszo bia ych studentw umia a sobie wyperswadowa , e 'bowi zkowe dolne limity przyj dla czarnych s dopuszczalne jako tymczasowy rodek, dzi ki ktremu w przysz o ci zapanuje rwnos . Czuj si jednak nieswojo, bo chocia przywykli do propagandy i odgrnego narzucania coraz to nowej moralno ci, bia ych Cdziennym zachowuj si tak, jak my l i czuj . Po rd kia ych studentw przewa a zatem sk onno do pomijania tej kwestiami milczeniemniem. Biali studenci zachowuj si tak, jakby prob107

lem nie istnia ; przestaj z tymi spo rd czarnych, ktrzy maja to ochot , o pozosta ych za staraj si nie pami ta . Nie mog przyja ni si z czarnymi jako czarnymi, a upojne czasy wspl-nych d e odesz y w przesz o . Prawa dyskryminuj c rzarnych to ju zamierzch a historia, a na uczelniach studiuje wielka liczba Murzynw. Bia ym studentom wyczerpa y si ju rodki, za pomoc ktrych mogliby znacz co poprawi swe stosunki z czarnymi. Podsumowuj c w chwili, kiedy wszyscy inni stali si oso-bami", czarni stali si czarnymi. Nie jest to sprawa ideologii (tak by o na pocz tku), lecz powszechnego odczucia. Trzymaj si razem", nikogo do siebie nie dopuszczaj " tak w przesz o ci mwili uprzedzeni o jakiej wyr niaj cej si grupie. W odniesie-niu do czarnych stwierdzenia te sta y si w du ym stopniu pra-wdziwe. Rzadko oczekuje si dzi czego wykraczaj cego poza rutynowe kontakty na zaj ciach czy w pracy na campusie (zreszt na og zupe nie poprawne). Jest to o tyle szczeglne, e czynnik rasy mniej odr nia pod wzgl dem duchowym ni religia, jak rwnie dlatego, e integracja by a skutecznie realizowanym d - eniem czarnych studentw do lat sze dziesi tych, kiedy ich liczba by a mniejsza, a wymierzone przeciwko nim uprzedzenia wi ksze. Osobliwe jest rwnie , e czarni wydaj si jedyn grup , ktra instynktownie podchwyci a poj cie etniczno ci" odkrycie b d te twr lat sze dziesi tych, a jednocze nie Mu-rzyni utracili wiar i zainteresowanie swoist czarn kultur ". Czarni nie maj jakiego wsplnego wiata warto ciowych prze- y intelektualnych czy moralnych; w pe ni korzystaj ze wsplnej kultury, maj te same cele i upodobania co reszta spo ecze stwa, >lecz realizuj je osobno. Nadal piel gnuj poczucie odr bno ci, wynik e z zakazu wst pu na teren wsplnej kultury, chocia zakaz ten praktycznie przesta ju obowi zywa . Tygiel wrze, lecz w prze-ciwie stwie do wszystkich innych grup czarni nie wtapiaj si w ca o . Istnieje, oczywi cie, przekonuj ce uzasadnienie zachodz cych zjawisk, a ponadto ka da du a spo eczno funkcjonuj ca w plu-ralistycznym spo ecze stwie ma prawo si od niego odseparowa . Jednak e czarni stoj w opozycji nie tylko wobec reszty spo ecze lecz tak e wobec swych w asnych najszczytniejszych aspi-racji i tradycji. Podzia y rasowe nie maj racji bytu w wiecie telektualnym, gdzie separatyzm nie znajduje adnego uzasad-enia i gdzie musi zwyci y idea wsplnego cz owiecze stwa. Na gruncie uniwersytetu rozpleni y si spory i swary, przeszcze-nione ze wiata polityki. Cz ciowo winna jest temu utrata przez uniwersytet poczucia misji

uniwersalizuj cej. Od ko ca drugiej wojny wiatowej na wi kszo ci presti owych uniwersytetw na-rastaj wysi ki, by wykszta ci wi cej czarnych zrodzone z silne-go w Ameryce prze wiadczenia, e edukacja jest czym po da-nym, a wci gni cie czarnych w sfer najwy szych zdobyczy inte-lektualnych odegra oby rozstrzygaj c rol w rozwi zaniu pro-blemu rasowego. W rzeczywisto ci nikt nie mia w tej mierze adnych w tpliwo ci, toczy y si jedynie indywidualne dyskusje, czy nie nale a oby nieformalnie obni y wymaga dla zdolnych, lecz spo ecznie upo ledzonych czarnych, aby umo liwi im nadro-bienie zaleg o ci. Kwestia ta podzieli a ludzi, ktrych czy o przychylne nastawienie do czarnych. Jedni uwa ali, e poniewa studenci maj stanowi przyk ad dla innych czarnych, jak rwnie ze wzgl du na ich poczucie godno ci, nale y postawi im najwy- sze wymagania; inni twierdzili, e post py przyjd z up ywem pokole . Nikt yczliwy nie w tpi , e projekt si powiedzie, e neutralizacja konfliktw, jaka nast pi a w sferze religijnej i naro-dowo ciowej, nast pi rwnie w sferze r nic rasowych. Gdy ruch praw obywatelskich osi gn swj najwi kszy rozmach, istnia o poczucie, e nale y zapisa na uniwersytety wi ksz liczb czar-nych, aby dowie braku dyskryminacji. Znakiem czasw by powrt do obowi zku za czania fotografii do poda o przyj cie na studia, aby mo na by o zidentyfikowa czarnych dziesi lat wcze niej obowi zek ten zniesiono, aby czarnych nie da o si rozpozna . Zacz to krytykowa wiadectwa szkolne i wyniki znor-malizowanych testw jako niewystarczaj ce mierniki rzeczywistych zdolno ci. Nie zmieni sie jednak cel wykszta ci czarnych Studentw tak samo jak wszystkich innych i oceni ich wed ug tych samych norm. Istnia o przekonanie, e zbyt ma o wysi ku w o ono w akcj uzdolnionych czarnych ci gania na uczelnie

108 109

studentw. Cornell University, gdzie wyk ada em przez kilka lat, by jedn z wielu uczelni, ktre og osi y znaczne zwi ksze liczby miejsc dla czarnych. Rektor uniwersytetu z wielkimzapa- em

oznajmi , e Cornell b dzie aktywnie poszukiwa kand i to nie po rd lepiej sytuowanych Murzynw, lecz w wielko-miejskich dzielnicach n dzy. Na pocz tku roku akademickiego 1967/68 na campusie znalaz o si znacznie wi cej czarnych. Rzecz jasna, aby przyj ich tak wielu, szczeglnie spo rd biedoty, po kryjomu drastycznie obni ono wymagania. Nie uczyniono nicze-go, by przygotowa tych studentw na wielkie wyzwania intele-ktualne i spo eczne, ktre oczekiwa y ich na uczelni. Cornell mia zatem du liczb studentw, ktrzy nie byli wystarczaj co kom-petentni i przygotowani, by podj studia; zrodzi a si wi c alter-natywa: obla wi kszo z nich lub wypu ci niedouczonych. Atmosfera presji moralnej i czujno prasy wyklucza y pierwsz ewentualno ; druga by a tylko cz ciowo mo liwa (wymaga a zgody wyk adowcw oraz pracodawcw, dla ktrych wystarczaj -c r kojmi musia by by dyplom bez pokrycia w kompetencjach), jak rwnie niezno nie upokarzaj ca dla czarnych studentw, a tak e dla uczelni; w efekcie rwna a si naznaczeniu czarnych pi tnem obywateli drugiej klasy. Trzeci drog okaza a si Black Power, ktra w a nie w tym okresie spad a na uniwersytety huraganow fal . Ideologia inte-gracji by a dobra dla bia ych i wujw Tomw. Kto powiedzia , e uniwersytety ucz prawdy, a nie mitw s u cych umacnianiu ] systemu dyskryminacji? Czarni studenci s podrz dnymi obywa-telami nie dlatego, e brak im uzdolnie do nauki, lecz dlatego, e zmusza si ich do ma powania bia ej kultury. Relatywizm i mar-ksizm cz ciowo uwiarygodnia y to twierdzenie, wszelkie za dalsze w tpliwo ci pad y ofiar nieczystego sumienia bia ych. Czarnym nale a o zapewni poczucie dumy, a uniwersytety winny si od nich dowiedzie o swojej niedoskona o ci. Perspektywa ta by a niew tpliwie poci gaj ca dla m odych ludzi, ktrzy stali si ofiarami uniwersyteckich manipulacji. Rozwi zaniem by y kursy historii i kultury murzy skiej, murzy ski" angielski i wiele in-nych ust pstw tego rodzaju. Z nadziej zak adano, e nie dopro adzi to do podwa enia idei uniwersytetu czy do zasadniczych mian w wymaganiach edukacyjnyc dla h czarnych. Nowinki te mia y jedynie wzbogaci program. Faktycznie jednak takie ro -wi zanie by o uchyleniem si od trudnej decyzji i zgod na now segregacj , co pozwoli o bia ym libera om wyj ze lepej uliczki, w ktr si sami wp dzili. Pozwolono czarnym, by nie wychylali nosa poza czarne do wiadczenie i uczyli si o nim, co nie stawia o ich wobec adnych wymaga , w przeciwie stwie do nauki dost -pnej ka demu cz owiekowi. Kiedy czarni studenci z Uniwersytetu Cornell zdali sobie spra-w , e w adze si ich boj , a oni nie s zwyk ymi studentami, lecz negocjatorami maj cymi prawo wsp decydowa o kszta cie edu-kacji za dali zwolnienia Murzynki zajmuj cej stanowisko wicedziekana do spraw studenckich, zagorza ej integracjonistki w starym stylu. Administracja bezzw ocznie zastosowa a si do tego dania. Tak posz a w ruch lawina ust pstw, do ktrych dzi jeste my tak przyzwyczajeni. Kursy kultury murzy skiej w du ym stopniu ponios y pora k , poniewa to, co by o w nich istotne, nie interesowa o studentw, na reszt za sk ada y si bezu yteczne komuna y. Program uni-wersytecki powrci zatem na normalne tory. Powsta a jednak pewna sfera ycia uniwersyteckiego nie do ko ca zinstytucjo-nalizowana, lecz niekwestionowana w ktrej czarni funkcjonu-j na specjalnych prawach: dolny limit przyj , preferencje przy przyznawaniu stypendiw, kryteria rasowe przy zatrudnianiu ka-dry nauczycielskiej, trudno ci ze stawianiem czarnym ocen nie-dostatecznych i wreszcie zorganizowany system skarg i resen-tymentw. Towarzyszy temu powszechna hipokryzja, k amliwe przedstawianie sytuacji i tuszowanie problemw, co rodzi pogard u innych studentw. Racj istnienia tego ma ego murzy skiego imperium jest rzekomy rasizm, ktry czyha za jego

granicami i przed ktrym broni ono swych poddanych. Widzialnym znakiem tego imperium s osobne sto y w jadalniach powielenie rozwi -zania, jakie stosowano na Po udniu za czasw usankcjonowanej przez prawo segregacji. Aby zaprowadzi ten system, w Cornell i na innych uczelniach czarni bojwkarze grozili u yciem si y

110 111

i cz sto gro b t spe niali wobec czarnych studentw o sk on-no ciach asymilacyjnych. Teraz system funkcjonuje samoczynnie. Dla wi kszo ci czarnych studentw uniwersytet jest zatem innym do wiadczeniem ni dla pozosta ych, inne jest rwnie wykszta -cenie, jakie tam pobieraj . Czarny, ktry chce by po prostu studentem, a nie poddanym murzy skiego imperium, musi zap a-ci ogromn cen , poniewa jest oceniany negatywnie przez czar-nych rwie nikw, natomiast w oczach bia ych jego zachowanie uchodzi za nietypowe. Biali studenci milcz co i pod wiadomie przystosowali si do klanowo ci Murzynw, to te czarny, ktry nie chce by okre lany przez sw przynale no grupow , wyma-ga od nich ponownej zmiany optyki. Student taki ma bolesn wiadomo , e wielu bia ych ocenia go wed ug szczeglnych kryteriw i e nie wynika to ze z ej woli. Zjawiska te s niezwykle przygn biaj ce. Zgoda na to, by jaka grupa studentw ingerowa a w podstawow powinno uniwersytetu, jak jest zapewnienie wykszta cenia wszystkim osobom o odpowiednich zdolno ciach winna po o y si ci kim brzemieniem na zbiorowym sumie-niu akademickim. Akcja afirmatywna* zinstytucjonalizowa a najgorsze aspekty separatyzmu. Nie da si ukry , e na najlepszych uczelniach przeci tny czarny student pod wzgl dem wynikw w nauce ust -puje przeci tnemu bia emu studentowi, o czym wszyscy wiedz . Faktem jest rwnie , e dyplom uniwersytecki czarnego to doku-ment problematycznej rangi, ktry pracodawcy traktuj nieufni , e b d staj si wsp winni tolerowania niekompetencji. Najgorsze jest w tym wszystkim to, e czarni studenci, z ktrych wi kszo gorliwie popiera ten system, nienawidz jego konsekwencji. Wie-lu czarnych studentw, ktrzy korzystaj z preferencyjnego tra-ktowania, przyjmuje postaw b d c po czeniem zawstydzenia i urazy. Niemi a jest dla nich wiadomo sytuacji, w ktrej biali wy wiadczaj im przys ug . S przekonani, e wszyscy pow tpie-waj w ich kwalifikacje, ich zdolno do dorwnania innym. Kwestionuj swe w asne osi gni cia. Dobrzy studenci obawiaj

* Dzia ania wykraczaj ce poza przyznanie Murzynom rwnych praw, czyli swoista dyskryminacja a rebours (przyp. t um.). e s zrwnywani ze studentami gorszymi, e ich ci ko spracowane referencje nie s wiarygodne. Padaj ofiar stereoty-lecz stereotyp ten jest dzie em czarnego przywdztwa. Jednak- e s abi studenci, ktrzy korzystaj z tych samych przywilejw co ucz cy si lepiej, pragn zachowa sw pozycj , lecz prze laduje ich poczucie, e na ni jiie zas uguj . Daje im to pot ny bodziec do unikania. bli szych kontaktw z bia ymi, ktrzy mogliby posia-da lepsze kwalifikacje i patrze na nich z wy szo ci . Lepiej trzyma si razem, a wtedy uniknie si tych subtelnych, lecz bolesnych dokuczliwo ci. Nie jest zaskoczeniem, e polityka mu-rzy skich ekstremistw zyskuje dzi niespotykane dawniej popar-cie ze strony czarnych klas rednich i wy szych. Wsplne rd o, ktre w przesz o ci jednoczy o najwarto ciowszych przedstawi-cieli wszystkich ras, uleg o ska eniu. Rozum odrzuca wszelkie grupowe roszczenia do w adzy, spo ecze stwo za demokratyczne nie mo e przyj adnych innych kryteriw sukcesu prcz zas ug. Jak ju zaznaczy em, biali studenci nie wierz w s uszno akcji afirmatywnej, lecz umywaj od tego r ce i bez s owa zwracaj si ku bia emu a raczej, przy du ym obecnie odsetku Azjatw, nieczarnemu spo ecze stwu. Akcja afirmatywna mam na my li przede wszystkim limity przyj przynajmniej na uniwer-sytetach, jest powodem pogorszenia si stosunkw mi dzyraso-wych w Ameryce. Obawiam si , e d ugotrwa ego. Pe Wbrew rozpowszechnionej wizji Ameryki jako kraju antyinte-lektualnego i pragmatycznego, gdzie idee s w najlepszym razie rodkami do celu, Ameryka to w istocie nic innego jak wielka, scena, na ktrej w formie tragedii komedii rozgrywaja si teorie. Budowniczymi naszej pa stwowo ci byli filozofowie i ich uczniowie. Oporna materia historycznego tak jest ust pi a praktycznemu i filozoficznemu tak by powinno; nie prze-tworzona natura tego dzikiego kontynentu potulnie poda a kark jarzmu nauk teoretycznych. Inne ludy by y autochtoniczne i kie-rowa y si m dro ci swych lokalnych bstw. Kiedy i one postano-

112 113

wi y pj za zasadami, ktre my wyprbowali my jako pierwsi ku tyka y niezdarnie, poniewa nie potrafi y si zr cznie wywi-k a ze swej przesz o ci. Nasza historia to wspania y i triumfalny marsz ku zasadom wolno ci i rwno ci, ktre nadaj sens wszy-stkiemu, co czynili my i czynimy. Nie zdarzy y si prawie adne wypadki; wszystko, co si dzieje, ma zwi zek zjedna lub obiema tymi zasadami jest zwyci stwem nad opozycj wobec nich, odkryciem jakiego nowego ich znaczenia, sporem na temat nad-rz dno ci ktrej z zasad itd. Teraz dotarli my do jednego z ostatnich aktw dramatu, kszta -towania i przekszta cania najbardziej intymnych sfer ycia przez nasze zasady. P e i jej konsekwencje mi o , ma e stwo, rodzina ostatecznie sta y si tematem projektu narodowego, w tej za sferze natura, zawsze obecna, lecz zawsze t umiona przy rekonstrukcji cz owieka wymaganej przez wolno i rwno , g o no dopomina si o swe prawa. Aby sobie uzmys owi , jakie znaczenie mo e przybra w tej sytuacji rwno , nie potrzeba nam szalonej wyobra ni Arystofanesa, ktry w Sejmie kobiet wymy la stare wied my ustawowo uprawnione do zaspokojenia seksualne-go przez przystojnych m odzie cw, czy te geniuszu Platona, ktry w Pa stwie zaleci m czyznom i kobietom wsplne wi-czenia nago. Wystarczy, e uwa nie rozejrzymy si wok siebie. Zmiana obyczajw seksualnych, ktre obecnie dostarczaj nie-ustannego wyzwania ludzkiej przemy lno ci, odby a si w dwch kolejnych falach w ci gu ostatniego dwudziestolecia. Pierwsz fal by a rewolucja seksualna, drug feminizm. Rewolucja seksualna maszerowa a pod sztandarem wolno ci, feminizm wal-czy o rwno . Przez jaki czas ruchy te kroczy y rami w rami , lecz istniej ce mi dzy nimi r nice w ko cu je sk ci y; ju Tocqueville orzek , e w przypadku wolno ci i rwno ci roz-d wi k ten jest nieuchronny. Jego przejawem jest cho by spr o pornografi , gdzie wyzwolone po danie walczy z feministycz-n niech ci do wt aczania kobiet w stereotypowe role seksualne. Przygotowano dla nas zabawny spektakl, w ktrym pornografia odziana w kostium zapo yczony od bojownikw o wolno s owa i pos uguj ca si heroiczn retoryk toczy bj z feminizmem, troionym w pirka str a moralno ci publicznej i u ywaj cym crumentw konserwatystw broni cych tradycyjnych rl p cio-h a jednocze nie podwa a ugruntowane tabu, ktre zabrania sugerowania jakiegokolwiek zwi zku pomi dzy tym, co si czyta ' widzi wok siebie, a w asnymi praktykami seksualnymi. W tle sceny stoj libera owie, ktrzy bezradnie ami palce, poniewa najch tniej przyznaliby racj obu stronom. Ruch wyzwolenia seksualnego chcia by postrzegany jako afirmacja zmys w i niezaprzeczalnego wrodzonego odruchu sprzeciwu wobec naszej puryta skiej tradycji, spo ecznych p t i konwenansw, wspomaganych przez biblijny mit grzechu pier-worodnego. Z pocz tkiem lat sze dziesi tych wszcz to ekspery-ment, ktry mia na celu sprawdzenie, jakie s dopuszczalne granice swobodnego wyra ania seksualizmu; granice te wkrtce rozwia y si b d te znikn y niepostrze enie ju wcze niej. Dezaprobata rodzicw i nauczycieli wobec sypiaj cych i miesz-kaj cych ze sob nastolatkw okaza a si przeszkod atw do pokonania. Skrupu y moralne, l k przed chorobami weneryczny-mi, ryzyko ci y, rodzinne i spo eczne konsekwencje stosunkw przedma e skich, trudno ci ze znalezieniem wolnej chaty" wszystkie te niedogodno ci nagle si ulotni y. ycie na koci ap ", niebezpieczne, w latach dwudziestych, a w trzydziestych i czterdziestych uchodz ce za obyczaj artystowski, sta o si rw-nie zwyczajne jak przynale no do dru yny skautw. Studenci, a szczeglnie studentki, przesta y si wstydzi publicznego oka-zywania po dania lub jego zaspokojenia. Mwi szczeglnie studentki", poniewa m odzi m czy ni zawsze pono d yli do natychmiastowego u pienia dz, podczas gdy m ode kobiety, wiedzione wstydliwo ci ,mia y si

temu opiera . W a nie to nadw tlenie, b d wr cz zanik kobiecej wstydliwo ci, otworzy o drog do nowych obyczajw. Poniewa jednak wstydliwo ucho-dzi a za konwenans lub nawyk, jej przezwyci enie nie nastr cza- o adnych trudno ci. Intencj i skutkiem tej emancypacji by o podkre laj c r nic mi dzy p ciami. Seks mia si sta wiod c aktywno ci w yciu cz owieka, aby m czy ni Hyli hardziej Rzecz jasna, wyzwolenie przym scy, a knhiety hardziej kobiece.

114 115

pad o w udziale rwnie homoseksualistom, lecz dla znakomitej wi kszo ci ludzi by wolnym i naturalnym oznacza o rozkosze heteroseksualne p cie zosta y stworzone dla siebie na wzajem Swoboda seksualna obiecywa a ni mniej, ni wi cej tylko szcz - cie, rozumiane jako wyzwolenie olbrzymich energii skumu- lowanych przez mroczne tysi clecia t umienia w jednych wiel-kich bachanaliach. Tymczasem rycz cy w szafie straszliwy lew po otwarciu drzwi okaza si udomowionym kotkiem. W d ugiej perspektywie historycznej wyzwolenie seksualne mo na nawet interpretowa jako stopniowe u wiadomienie sobie, e seksualne dze nie s ju gro ne, e bezpieczniej jest spu ci je z postronka, ani eli ryzykowa bunt, p taj c je. Spyta em kiedy studentw, jak to mo liwe, e jeszcze stosunkowo niedawno rodzice mwili i zesz ym na z drog crkom: eby twoja noga wi cej tu nie posta a", teraz za rzadko si sprzeciwiaj , gdy ich ch opcy zostaj w domu na noc. Bardzo sympatyczna, bardzo normalna m oda kobieta odpowiedzia a: Bo to adna sprawa". Znakomite podsu- mowanie. Ta beznami tno jest najbardziej uderzaj cym-skut-kiem, b d te odkryciem, rewolucji seksualnej i czyni m ode pokolenie ma o zrozumia ym dla starszych ludzi. W tym sensie rewolucja seksualna rzeczywi cje by a tym, za co chcia a uchodzi wyzwoleniem. Spod gruzw konwencji ponownie jednak wychyn a brutalna natura: oglnie bior c, na rewolucji seksualnej wi cej skorzystali m odzi ni st rzy, pi kni ni brzydcy. Dawna zas ona dyskrecji powodowa a, e te bar-barzy skie i niesprawiedliwie rozdzielone wrodzone przymioty mniej si liczy y w yciu i ma e stwie. Teraz jednak nie trosz-czono si zbytnio o egalitaryzm w tych sprawach, w przeciwie -stwie do Aten Arystofanesa, gdzie brzydkie staruchy, w a nie ze wzgl du na sw odra aj c powierzchowno , mia y prawo pier-wokupu w korzystaniu z us ug urodziwych m odzie cw. Brak demokratyzmu w wolnej mi o ci powetowali my sobie jak zawsze ma o

skutecznie i troch idiotycznie: usilniej ni kiedykolwiek g oszono has a typu: pi kno jest w oczach patrz cego" czy mi- o jest lepa"; przemys kosmetyczny prze ywa rozkwit; po-wszechna sta a si edukacja i terapia seksualna a la Masters i Jo hnson, gwarantuj ca wybuchowe orgazmy ka demu subskry-bentowi. Moim faworytem by kurs seksu dla ludzi starszych, rganizowany przez lokalne YMCA, a reklamowany w radiu za pomoc has a: Use It or Lose It"*. W a nie w tych czasach pornografia zerwa a si ze smyczy. Z kolei feminizm, o ile przedstawia si jako wyzwolenie, stanowi raczej wyzwolenie od natury ni konwenansu czy spo e-cze stwa. St d te by to projekt mniej radosny, mniej erotyczny, a bardziej abstrakcyjny, wymaga nie zniesienia praw, lecz ich wprowadzenia i politycznego akty wizmu. Instynkt nie wystarcza . Istnia o negatywne odczucie zniewolenia, lecz nie by o jasne (nie by tego pewien rwnie sam Freud), jakie pragnienia s t umione. J zyk doktryny feministycznej przeszed od has a yj naturalnie" (z odniesieniem do konkretnych funkcji cielesnych) do mniej jednoznacznych sformu owa , takich jak samookre lenie", samo-realizacja", ustalenie priorytetw", kszta towanie nowego stylu ycia" itd. Ruch kobiecy nie szuka oparcia w naturze. W stanowi-sku feministycznym kryje si jednak sprzeczno : chocia w niedoli kobiety widzi si rezultat presji spo ecznej, a nie uwarunkowa natury, naczelny postulat feminizmu brzmi, e przeznaczeniem kobiety nie powinna by biologia, a biologia to z pewno ci natu-ra. Nie mo na wykluczy , cho nie jest to wcale oczywiste, e rol kobiety zawsze okre la y stosunki spo eczne oparte na przymusie, podobnie jak w niewolnictwie. Teza ta wymaga reinterpretacji wielu faktw, ktre j podwa aj na przyk ad podczas rewolu-cji seksualnej zachowaniem kobiet rz dzi y ich w asne pragnienia cielesne. Ponadto cz sto si podkre la, e podbj natury przez nauk w tym wypadku pigu ka antykoncepcyjna i automatyza-cja gospodarstwa domowego umo liwi wyzwolenie kobiety od roli gospodyni. Feminizm uruchomi niepowstrzymany proces podnoszenia i przemiany wiadomo ci, ktry rozpocz si od impulsu, by mo e zawsze obecnego w naturze cz owieka, a z pewno ci bardzo silnego wsp cze nie t sknoty za brakiem jakich-kolwiek ogranicze . Podobnie jak wiele innych wsp czesnych * W wolnym przek adzie: Organy nie u ywane ulegaj atrofii" (przyp. t um).

116 117

ruchw, ktre d do abstrakcyjnie poj tej sprawiedliwo ci, pro-ces ten doprowadzi do gwa tu na naturze ludzkiej, dokonywanego po to, aby sprawiedliwo umo liwi . Feminizm wsp gra z wieloma czynnikami rewolucji seksual-nej i podsyca je, lecz wykorzystuje je do innych celw. Liberty-nizm pozwala osi gn to, co nawet Rousseau nazywa najwy sz rozkosz . Jednak e atwy seks staje si trywialny, odarty z eroty-zmu i aury tajemniczo ci. Kobieta, ktra mo e atwo zaspokoi -po danie i nie anga uje si ca dusz w zwi zki oparte na wy czno ci, wyzwala si spod psychicznej tyranii m czy ni mo e-si po wi ci wa niejszym sprawom. Feminizm dzia a jak brom na orgiastyczne nastroje rewolucji seksualnej, podobnie jak na-go w Pa stwie Platona nie wiod a do wielkiej rozwi z o ci, lecz do ma o romantycznego sterowania po daniem p ciowym dla celw publicznych. Tak jak palenie i picie wyzby y si pi tna puryta skiego pot pienia po to, by po krtkim okresie wolno ci znale si pod rwnie moralistycznym obstrza em, ju nie w imi Boga, lecz w budz ce wi kszy respekt imi zdrowia i bezpiecze -stwa tak te seks mg si przez krtk chwil wyhasa , nim ci gni to mu wodze, aby nie urazi feministycznej wra liwo ci. Jako nard, celujemy nie w zaspokajaniu naszych pragnie , lecz w odsuwaniu zaspokojenia na rzecz projektw, ktre obiecuj przysz e dobro. Tym razem projekt polega na przezwyci eniu tego, co nazywamy dominacj m czyzn, kultem macho, fallokra-cj , patriarchatem itd. M czy ni, jak rwnie kolaborantki z wro-giego obozu, wydaj si bardzo przywi zani do tego ustroju, skoro trzeba przeciwko niemu wytacza tyle machin wojennych. M skie po danie znw sta o si grzeszne, poniewa prowadzi do seksizmu. Kobiety s traktowane przedmiotowo, gwa cone nie tylko przez obcych, ale rwnie przez swych m w, molestowa-ne seksualnie przez profesorw i pracodawcw, a ich dzieci pozostawiane w obkach, aby matki mog y pracowa zawodowo seksualnie wykorzystywane przez opiekunw. Wszystkie te zbrodnie nale y ukara , wprowadziwszy odpowiednie ustawy. Czy wra liwy m czyzna mo e nie rozumie , jak niebezpieczne jest jego po danie? Mo e naprawd istnieje grzech pierworodny? M czy ni nie wczytali si wystarczaj co uwa nie w Proklamacj malicypacyjn . Nowe ingerencje w po danie seksualne maj wi kszy zakres, s dotkliwsze i trudniej si przed nimi schroni ni przed dawnymi konwenansami, z ktrych ucisku niedawno si wyzwolili my. Czternasty lipca rewolucji seksualnej by w istocie tylko interludium pomi dzy obaleniem ancien regime 'u a pocz t-kiem terroru. Nowa w adza cnoty, wspomagana przez nieub agan propagand w radiu, telewizji i prasie, sporz dzi a swj katechizm, ktry wymaga od m czyzn, by zajrzeli w najg bsze tajnie swego serca i zdali rachunek sumienia z wszelkich ladw zaborczo ci, zazdro ci i opieku czo ci z wszystkich uczu , jakie m czy ni ywili niegdy wobec kobiet. Jest te , oczywi cie, ca a rzesza p on cych wi tym oburzeniem stra nikw moralno ci, wyposa- onych w megafony i trybuna y inkwizycyjne. Ide przewodni projektu feministycznego jest wyplenienie wstydliwo ci, w czym niezwykle istotn rol przygotowawcz odegra a rewolucja seksualna, podobnie jak kapitalizm, wed ug historiozofii marksistowskiej, utorowa drog socjalizmowi, po-niewa zerwa zas on wi to ci z hochsztaplerki feudalnego ry-cerstwa. Jednak e rewolucja seksualna mia a zbli y ciele nie m czyzn do kobiet, natomiast pragnieniem feminizmu jest, by obie strony mog y si atwo bez siebie obej . Wed ug dawnej recepty na seksualizm wstydliwo by a cnot g wn kobiety, poniewa ujmowa a po danie w pewne karby i zestraja a jego zaspokojenie z prokreacj i wychowaniem dzieci, ryzyko za i odpowiedzialno spada y naturalnie to jest biologicznie na kobiety. Chocia wstydliwo utrudnia a po ycie seksualne, tak rozumiane zaspokojenie po dania by o tre ci powa nego ycia i

uatrakcyjnia o subteln gr p ci, poniewa skruszy wol kobiety by o czym rwnie istotnym, jak posi jej cia o. Umniejszenie czy wykorzenienie wstydliwo ci bez w tpienia u atwia osi gni -cie celu po dania co by o intencj rewolucji seksualnej lecz tak e burzy ca konstrukcj zaanga owania i przywi zania, spro-wadzaj c seks wy cznie do cielesno ci. W tym momencie poja-wia si feminizm. Kobieca wstydliwo rozci ga r nic p ci z aktu seksualnego

118 119

na ca o ycia. Dzi ki niej m czy ni s zawsze m czyznami kobiety zawsze kobietami. Ka de, nawet najpospolitsze zachowa-nia nacechowane s wiadomo ci ukierunkowania p ci k sobie, u wiadomo ci przyci gania i odpychania. Dopki funkcjonuj wstydliwo , dopty m czyzna z kobiet nigdy nie s tylk-dwojgiem prawnikw czy dwojgiem pilotw. czy ich co jesz cze, potencjalnie zawsze bardzo wa nego ostateczne cele czy, jak to si mwi, cele yciowe". Czy najwa niejsze jest wygranie rozprawy b d bezpieczne posadzenie samolotu na ziemi, czy te mi o i rodzina? Jako prawnikw czy pilotw, m czyzn i kobiet nic od siebie nie odr nia, podporz dkowani s temu samemu celowi. Jako kochankowie i rodzice r ni si w stopniu skrajnym, lecz wewn trznie czy ich naturalnie dany cel przed u enia ga-tunku. Jednak e wsplna praca automatycznie stawia kwesti rl", a co za tym idzie, priorytetw", czego nie ma, gdy pracuj razem sami m czy ni b d same kobiety. Wstydliwo stale przypomina o tej szczeglnej relacji kobiet do m czyzn, o jej zewn trznych formach i wewn trznych uczuciach, ktre nie po-zwalaj na swobodne kszta towanie swego ja oraz czysto techni-czny, kapitalistyczny podzia pracy. Jest to g os, ktry bezustannie powtarza, e m czyzna i kobieta maj do wykonania wspln prac , zupe nie inn od tej op acanej przez rynek i znacznie od niej wa niejsz . Z tych w a nie powodw wstydliwo by a pierwsz ofiar ktrej domaga si Sokrates w Pa stwie Platona, o ile mia a powsta polis, w ktrej kobiety otrzymuj to samo wykszta cenie, wiod takie samo ycie i wykonuj t sam prac co m czy ni. Je eli r nica pomi dzy m czyznami i kobietami nie b dzie okre la ich celw, je eli nie b dzie istotniejsza od r nicy pomi -dzy blondynami i brunetami, w takim razie musz si rozebra i wiczy wsplnie nago, tak jak to czynili greccy m czy ni w gimnazjonie. Z pewnymi zastrze eniami feministki uwa aj ten fragment za proroczy i chwal za Platona, poniewa proponowa-ne rozwi zanie prowadzi do ca kowitego wyzwolenia kobiet z p t ma e stwa i macierzy stwa; wszystko to staje si bowiem nie bardziej uci liwe ani eli ka da inna konieczna i chwilowa czyn-

biologiczna. Sokrates zapewnia kontrol urodze , aborcj i obki jak rwnie ma e stwa, ktre trwaj jeden dzie lub noc za cel 'wy cznie dostarczanie pa stwu wie ego materia u biol0gicznego, z ktrego polis wychowa sobie nowych obywateli, drowych na ciele i umy le. Do listy udogodnie dopisuje nawet dzieciobjstwo. Kobieta po wi ci aby macierzy stwu nie wi cej zasu i wysi ku ni m czyzna leczeniu r yczki. Dopiero w tej sytuacji mo na b dzie uzna kobiety za zdolne do podj cia tych samych rl co m czy ni. Radykalizm Sokratesa rozci ga si na zwi zek pomi dzy rodzicem i dzieckiem. Obywatele nie b d znali swych dzieci, poniewa gdyby stawiali je ponad inne, zda-rzenie, dzi ki ktremu przysz y na wiat po ycie tego konkret-nego m czyzny z t konkretn kobiet zyska oby szczegln wag . Oznacza oby to powrt do prywatnej rodziny i charaktery-stycznych dla niej wi zi mi dzyludzkich. Sokrates podejmuje rwnie najbardziej kontrowersyjn pro-pozycj zwolennikw rwnego traktowania kobiet kwesti s u by wojskowej. Wszyscy obywatele polis s wojownikami, tote Sokrates twierdzi, e kobiety zostana wyzwolone spd podporz dkowania m czyznom i zajm rwnoprawne miejsce obok nich, m czy ni musz zosta zwolnieni z obowi zku oka-zywania kobietom szczeglnych wzgl dw. M czyzna jednakowo bezlito nie b dzie zabija w boju m czyzn i kobiety, a heroiny walcz cej po swej prawicy b dzie broni nie bardziej ni herosa po lewicy. Rwne szanse i rwne ryzyko. Jedyn trosk jest wsplne dobro, a jedyn wi zi wi ze wsplnot , z pomini ciem relacji po rednich, ktre na og zaczynaj y w asnym yciem, a daw-niej uwa ano, e s naturalnie zakorzenione we wzajemnym przy-ci ganiu p ci i w mi o ci do w asnych dzieci. Sokrates umy lnie rwie delikatn sie stosunkw mi dzyludzkich, uplecion z p cio-wo ci cz owieka. Po zniszczeniu tej sieci atomizacja spo ecze -stwa staje si nieuchronna. Sokrates jednoznacznie stwierdza, e rwne traktowanie kobiet wymaga odebrania znaczenia stosun-kom seksualnym starego typu niezale nie od tego, czy by y zbudowane na naturze czy konwenansach i zast pienia utraco-nych w ten sposb wi zi mi dzyludzkich wsplnym dobrem polis.

120 121

I W wietle projektu Sokratesa zaczynaj si wy ania kontury zjawisk zachodz cych ostatnio w naszym kraju. Konserwaty ci 1 ktrzy ucieszyli si z niedawnych przemian, jakie zasz y w ruchu kobiecym, s w b dzie, je eli s dz , e stoj z feministkami na tym samym gruncie. Z pewno ci obie strony sprzeciwiaj si pornografii, lecz feministki przyj y tak postaw dlatego, te pornografia przypomina o dawnych zwi zkach mi osnych, opar-tych na zr nicowaniu rl p ciowych dzisiaj

interpretowanych jako zniewolenie kobiet przez m czyzn. Pornografia wulgaryzuje te zwi zki, pozostawiaj c tylko czynnik czysto fizyczny, odziera-j c je z erotyki, romantyczno ci, moralno ci i idealizmu. Podsyca m skie po danie i s u y jego nieskr powanemu, cho zubo a e mu zaspokajaniu. Przeciwko temu zwracaj si zwalczaj ce por- nografi feministki nie za przeciwko deprecjonowaniu uczu i zagro eniu dla rodziny. Dlatego te wy czaj spod cenzury pornografi homoseksualn , homoseksualizm bowiem z definicji nie jest wsplnikiem m skiej dominacji, a nawet przeciwnie podcina jej korzenie. Feministki wr cz pochwalaj demistyfikuj -c rol , jak odgrywa pornografia, obna aj ca prawdziw natur dawnych zwi zkw mi dzyludzkich. Nie pragn na powrt okry zu ytych modeli wsp ycia zas on tajemniczo ci, lecz chc u-parcie zmierza ku sferze ca kowitej wolno ci. Nie opowiadaj si za powrotem do romantycznych opowie ci typu Brief Encounter (Spotkanie) Davida Leana, ktre odmalowuj staro wieck mi o w urokliwych barwach. Wiedz , e tego ju si nie o ywi, to-te wyda y wojn niedobitkom rozpaczliwego, prostodusznego, na po y zbrodniczego po dania, na ktre nie ma ju miejsca w wiecie. Tradycyjna moralno pragn a ochroni kobiety przed gwa -tem i sponiewieraniem, domagaj c si szacunku dla wstydliwo ci i czysto ci, jak rwnie wyznaczaj c odpowiedzialnych m czyzn do roli obro cw przed przemoc ; feminizm pragnie uchroni kobiety przed m skim po daniem tout court, aby mog y y , jak im si podoba. Feminizm wykorzystuje wi c tradycyjn moral-no do w asnych celw. Jest to dalszy ci g, do dzi brzemienne w skutki, samobjczego sojuszu, ktry w ubieg ym stuleciu zaw li konserwaty ci i lewica. Nie czy o ich nic prcz nienawi ci do italizmu: konserwaty ci pragn li powrotu do rz dw tronu o tarza nad pobo n ludno ci , lewica patrzy a w przysz o ku niwersalnemu, jednorodnemu spo ecze stwu pe nej wolno ci kcjoni ci j pr0gresi ci zjednoczeni przeciwko tera niejszo ci. Amunicji dostarczaj im wewn trzne sprzeczno ci bur uazji. Kiedy fundamentali ci i feministki wsp pracuj przy uchwalaniu lokal-nych zakazw rozpowszechniania pornografii, feministki czyni to w ramach swej kampanii przeciwko bur uazyjnym swobo-dom", z ktrych, co trzeba ze smutkiem przyzna , korzystaj tak e ludzie pragn cy ogl da niecenzuralne filmy lub kupowa sprz t do odgrywania swych groteskowych fantazji. W tpliwe, czy fun-damentali ci wiele zyskaj na tym sojuszu, poniewa prowadzi on do zwyci stwa rosn cej si y moralnej, wymierzonej przeciwko yciu i rodzinie". Ju w kwestii aborcji trudno si przecie dopa-trzy wsplnoty pogl dw! Natomiast ludzie, ktrzy ogl daj spro no ci, s zawsze przynajmniej troch zawstydzeni i z regu y nie broni pornografii jako takiej. W najlepszym razie przeb kuj co niepewnie i ma o dono nie na temat wi to ci konstytucji i pierwszej poprawki, licz c na to, e b d postrzegani jako obro -cy wolno ci s owa i prasy". Nie stanowi oni zagro enia dla adnych zasad. Niektrych konserwatystw podnosi rwnie na duchu podj cie przez feministki tematu r nic pomi dzy m czyznami i kobie-tami oraz spe niania si w rodzicielstwie" tematu zakazanego we wcze niejszej fazie ruchu, kiedy naczelnym problemem by a rwno praw. Zupe nie mo liwe, e istnieje kobieca natura lub ja , lecz zosta a ona zerwana ze swego zakotwiczenia teleologi-cznego. Natura kobiety nie pozostaje ju w relacji zwrotnej z na-tur m czyzny, nie okre laj si one wzajemnie. Wsp czesny mit mwi, e m skie i e skie organy p ciowe s nacechowane nie wi ksz celowo ci ni bia y i czarny kolor skry; e s ku sobie naturalnie ukierunkowane w nie wi kszym stopniu ni bia y pan i czarny niewolnik. Kobiety s wprawdzie inaczej zbudowane, ale mog ten fakt

wykorzystywa wedle w asnych upodoba , nie p ac c za to adnej ceny. Natura kobieca jest zagadk , ktr nale y

122 123

rozstrzyga w oderwaniu od natury m skiej, co jest dzi mo liwe, poniewa roszczenia m czyzn zosta y przezwyci one. Z bar-dziej przychylnego nastawienia ku posiadaniu dzieci nie wynika bynajmniej ch odtworzenia tradycyjnego ojcostwa, ktre dope -nia oby macierzy stwo. Dzieci maj si rodzi na warunkach okre lanych przez kobiet , a ojcowie niezale nie od tego, czy zostan do dziecka dopuszczeni nie maj prawa ingerowa w swobodny rozwj kobiety. Dzieci zawsze w wi kszym stopniu nale a y do matek. Co najmniej 90% dzieci po rozwodzie rodzi-cw zostaje z matkami, ktrych wi ksze prawo do nich zosta o wzmocnione wskutek da feministek i atwych uoglnie na temat m skiego braku odpowiedzialno ci. Mamy wi c do czynie-nia z prokreacj bez rodziny je li rodzina oznacza obecno m czyzny pe ni cego sprecyzowane funkcje. Powrt macierzy -stwa jako feministycznego idea u sta si mo liwy tylko dlatego, e feminizm zatriumfowa nad rodzin w dawnym rozumieniu, tote wolno kobiety nie jest ju przez ni ograniczona. Moda na macierzy stwo nie oznacza wi c powrotu do warto ci rodzinnych i nie rokuje zbyt dobrze rodzinie jako instytucji oznacza tylko, e kobiety maj teraz wi ksz swobod w rozwi zywaniu swej z o onej sytuacji. K opotliwe po ycie rewolucji seksualnej z feminizmem wy-tworzy o osobliwe napi cie, w wyniku ktrego znikn y wszelkie moralne ograniczenia nak adane naturze, lecz wraz z nimi znikn a tak e sama natura. Euforia wyzwolenia wygas a jednak, poniewa nie jest jasne, od czego zostali my wyzwoleni i czy nie spad y na nas nowe, jeszcze uci liwsze obowi zki. W tym miejscu powra-camy do studentw, dla ktrych wszystko jest nowo ci . Nie s pewni, co czuj do siebie nawzajem, i nie ma kto im doradzi , jak winni pokierowa swymi uczuciami. Studenci, o ktrych tutaj mowa, ocieraj si o wszystkie posta-cie seksualizmu od bardzo m odego wieku i uwa aj , e dozwo-lone s wszelkie formy po ycia, ktre nie wyrz dzaj nikomu krzywdy. Seks nie jest dla nich czym wstydliwym b d rodz cym nieczyste sumienie. Mieli wychowanie seksualne w szkole, w wer-sji: niech znaj fakty biologiczne, o warto ciach zadecyduj sami", o ile nie w wersji opcje i orientacje". yj w wiecie, w ktrym bez enady rozmawia si o seksie i pokazuje go bez adnych os onek. Nie boj si chorb wenerycznych*. rodki

antykoncepcyjne i aborcja sta y si dla nich dost pne, odk d osi gn li wiek dojrzewania. Dla znacznej wi kszo ci seks by w szkole redniej czym powszednim, nie istnia a obawa przed spo ecznym pot pieniem czy znacz cy sprzeciw ze strony rodzi-cw. Dziewcz ta mia y wi cej swobody w stosunkach z ch opcami ni kiedykolwiek w historii. Studenci nie s mo e do cna pogana-mi, ale w m odym wieku oswoili si z cudz cielesno ci i maj niewiele zahamowa , je eli chodzi o wykorzystywanie w asnej cielesno ci do szeroko zakrojonych celw seksualnych.Dziewic-two nie jest cenione ani u siebie, ani u partnerw. Wszyscy z gry zak adaj , e nie s pierwsi w yciu swego wybranka i co dla ludzi starszych jest niepoj te specjalnie ich to nie martwi, cho daje podstaw do przewidywa na przysz o . Nie s jednak lud mi rozwi z ymi, ktrzy oddaj si orgiom lub sypiaj , z kim popadnie, jak jeszcze niedawno uwa ano. Z regu y ograniczaj si do jednego partnera, lecz wi kszo mia a wielu partnerw przed-tem. Koedukacyjne akademiki s dla nich norm . Wiele par mie-szka razem, prawie zawsze bez my li o ma e stwie. Jest to tylko wygodny uk ad. Nie stanowi zwi zkw w tym sensie, by stwa-rzali jaki quasi-ma e ski styl ycia, r ny od tego, ktry prezentuj studenci yj cy w danej chwili bez partnera. O swych partnerach mwi , wynajmuje ze mn mieszkanie", a seks to jedna z wygd, obok pr du i bie cej wody, ktre wchodz w op at za czynsz. Wszelkie przeszkody na drodze do seksu przedma e skiego w rd m odzie y zosta y usuni te, a ycie na koci ap " wesz o w studenck rutyn . Dla przybyszw z obcej planety najbardziej frapuj ce by oby to, e dla Ziemian nami tno seksualna nie kryje ju w sobie z udzenia wieczno ci. Studenci przyzwyczaili si do tego, e m czy ni i kobiety yj dok adnie tak samo, studiuj te same przedmioty i maj takie same * Jeszcze nie wiadomo, jaki b dzieefekt AIDS. Zorganizowanaprzed kilkoma laty kampania u wiadamiaj ca na temat opryszczki nie odnios a prawie adnych zauwa alnych skutkw psychologicznych.

124 125

oczekiwania co do kariery. Dzi nikt nie kpi by z dziewczyny, i ktra zdecydowa a si studiowa medycyn czy prawo, nie twier- J dzi by, e s to dla kobiet dziedziny nieodpowiednie czy e kobie- j ta winna stawia rodzin ponad karier . Medycyn i prawo studiu-je coraz wi cej kobiet, a ich odsetek zbli a si do proporcji 3 obowi zuj cych dla ca ej ludno ci. Wi kszo ci z nich obca jest ideologia czy wojuj cy feminizm, poniewa nie jest im to potrzeb-ne. Agresywne g osy da si s ysze w uniwersyteckich gazetach i samorz dzie studenckim. I tutaj jednak bitwa zosta a wygrana. Oglnie bior c, studentki nie czuj si dyskryminowane czy po-gardzane za swe aspiracje zawodowe. Gospodarka znajdzie dla nich miejsce, ich oczekiwania wzrastaj . Nie potrzebuj ju opieki organizacji feministycznych, podobnie jak reszta kobiet, ktrym powodzi o si za Reagana co najmniej tak dobrze jak za Cartera. W sferze akademickiej r nice p ci zacieraj si ; powracaj tylko chwilowo na czas stosunku seksualnego. Seks nie stanowi ju na uniwersytetach g wnego punktu adnego programu polityczne-go, nie licz c homoseksualistw, ktrzy nie s jeszcze zupe nie zadowoleni ze swej sytuacji. Jednak fakt, e obecno homoseksu-alistw jest zupe nie jawna, a ich prawa przynajmniej formalnie uznawane przez w adze uczelniane i prawie wszystkich studen-tw, wiele mwi o obecnym yciu akademickim. Dzisiejsi studenci uwa aj , e w stosunkach spo ecznych do-kona si post p, niezwykle dla nich korzystny. Dlatego te z pew-n pogard my l o rodzicach, szczeglnie o swych biednych matkach, ktre by y ma o do wiadczone seksualnie i nie uprawia y zawodw ciesz cych si rwnym szacunkiem co profesje ich m w. Wi ksze do wiadczenie seksualne nale a o niegdy do wymiernych przewag, jakie rodzice i nauczyciele mieli nad m o-dzie , z aknion poznania tajemnic ycia. Dzi przewaga ta znik- a, a w ka dym razie studenci maj takie przekonanie. miej si pod nosem z profesorw, ktrzy prbuj epatowa mwieniem bez ogrdek o tych sprawach", co przez ca e pokolenia by o nieza-wodn metod na wzbudzenie zainteresowania u jeszcze nie zbla-zowanej m odzie y. Freud i D.H. Lawrence to ju starocie. Lepiej o nich nie wspomina . W jeszcze mniejszym stopniu studenci oczekuj , e dowiedz czego o swej sytuacji z dawnej literatury, ktra od czasw Ogrodu Rajskiego ukazywa a mi o jako co niezwykle mrocz-nego i skomplikowanego. Gdy si nad tym zastanowi , s zdzi-wieni, o co ten ca y raban. Wielu z nich uwa a, e seks we wsp czesnym wydaniu odkryli ich bracia i siostry w latach sze -dziesi tych. Kilku moich studentw ze zdumieniem dowiedzia o si z Wyzna Rousseau, e w XVIII wieku ludziom zdarza o si y ze sob bez lubu. Jak Rousseau wpad na ten pomys ? Oczywi cie, istnieje literatura, ktra wywiera g boki wp yw na swoj epok , lecz nie budzi ju adnego zainteresowania u nast p-nych pokole , poniewa jej g wny temat okazuje si efemeryczny, natomiast wielka literatura podejmuje problemy ponadczasowe. Na przyk ad Upiory Ibsena zupe nie utraci y si oddzia ywania na m odzie , odk d syfilis przesta by zagro eniem. Arystoteles uczy, e aby my odczuli lito dla niedoli innych, konieczne jest, aby to samo mog o si zdarzy nam samym. Tymczasem wiecz-ne" problemy p ci przesta y odgrywa wi ksz rol w yciu stu-dentw. Rodz si obawy, czy w ogle istnieje dla nich jaka nieprzemijaj ca literatura, skoro nie istniej nieprzemijaj ce pro-blemy. Jak ju wcze niej wspomnia em, mamy do czynienia z pier-wszym pokoleniem, ktrego wiadomo ukszta towa a si ca ko-wicie pod wp ywem historyzmu, nie tylko w teorii, ale tak e w praktyce. Z historyzmu nie narodzi o si jednak wielkie zami- owanie do odleg ych czasw i miejsc, lecz skupienie si wy cz-nie na sobie. Anna Karenina i Madame Bovary s cudzo o nicami, lecz kosmos nie buntuje

si ju przeciwko ich zbrodni. Dzisiaj Anna otrzyma aby zapewne prawo do opieki nad synem w polu-bownej rozprawie rozwodowej Kareninw. Wszystkie romantycz-ne powie ci, ktre ukazuj dalece od siebie r nych m czyzn i kobiety, ich rozbuchan , sublimowan zmys owo i obstawanie przy sakramentalnym charakterze ma e stwa, nie odnosz si ju do adnej rzeczywisto ci, ktra dotyczy aby dzisiejszych m odych ludzi. Przestali interesowa Romeo i Julia, ktrych mi o pokrzy- owali rodzice, przesta interesowa Otello z jego zazdro ci czy

126 127

strzeg ca swej niewinno ci Miranda. Jak mi kiedy powiedziano na seminarium, wi ty Augustyn cierpia na zahamowania seksu-alne. Nie warto nawet wspomina o Biblii, gdzie ka de nie" przeistoczy o si w tak". Z prawdopodobnym wyj tkiem kazir dztwa, wszelkie zakazy znikn y, posz y ladem wstydliwo ci. Kiedy dzisiejsza m odzie prze ywa trudne problemy w s wych zwi zkach seksualnych, nie odnosi ich do dwuznacznej moralni natury seksualizmu cz owieka. Tak czyniono w przesz o ci, c by o pomy k . Izolacja Cywilizacja pozornie doprowadzi a nas z powrotem do punktu wyj cia, do stanu natury, g oszonego przez twrcw my li nowo- ytnej. Jednak e to, co kiedy by o tylko retoryk , sta o si rzeczy-wisto ci . Dla pierwszych wyznawcw stanu natury stanowi on tylko hipotez . Co by si sta o, gdyby wyzwoli cz owieka od obecnie istniej cych wi zw religijnych, narodowych i rodzin-nych? Jak ukszta towa by sobie ycie, jak odtworzy by te wi zy w warunkach pe nej swobody? By to eksperyment my lowy, ktry stawia sobie za cel uzmys owi ludziom, na czym im naprawd zale y, i ku temu ukierunkowa ich uczucia. Tymcza-sem mo na bez wi kszej przesady powiedzie , e dzisiejszy m o-dy cz owiek przyst puje do eksperymentu bez adnych danych wyj ciowych, bez adnych warunkw, ktre jeszcze niedawno obowi zywa y. Kraj da od niego niewiele, a jednocze nie za-pewnia dobrobyt, religia jest dla niego ca kowicie spraw wyboru, podobnie jak od niedawna jego praktyki seksualne. Nareszcie mo e wybiera , jednak e nie znajduje ju wystarczaj cej moty-wacji dla adnej decyzji, ktra by aby czym wi cej ni kaprysem, ktra by aby wi ca. Odtworzenie wi zw okazuje si niemo liwe. Po rozpoznaniu i osi gni ciu stanu natury mia o doj do zawarcia umowy, ktra z jednostek czyni spo ecze stwo. Umowa wymaga nie tylko wsplnoty interesw kontrahentw, lecz tak e instancji,

maj cej za zadanie egzekwowa jej przestrzeganie. Przy braku wsplnoty interesw nie ma wi zi; przy braku instancji gzekwuj cej nie ma wzajemnego zaufania. W sferze przyja ni rni o ci, gdzie krluje dzi stan natury, w tpliwa jest zarwno wie , jak i zaufanie, st d t sknota za utracon wspln podstaw yciow , zwan korzeniami, jak rwnie postawy l kowe i obron-ne w zwi zkach, ktrych nie pod yrowa a ani natura, ani kon-wencja. Z powszechnego odczucia, e przyja i mi o nie s w niczym zakorzenione, co stanowi bodaj najwa niejszy aspekt dzisiejszego poczucia wykorzenienia, narodzi o si znacznie m t-niejsze i bardziej subiektywne poj cie zaanga owania" podej-mowanego w pr ni wyboru, ktrego racje tkwi tylko w woli lub w ego. M odzi pragn zaanga owa , ktre okre l sens ich ycia, poniewa mi o i natura tego nie zapewnia. Stale o tym rozpra-wiaj , lecz dr czy ich wiadomo , e mwienie znaczy bardzo niewiele, a zaanga owania s lekkie jak puch. Gdy wsp czesna doktryna naturalnych uprawnie dopiero powstawa a, wolno i rwno rozumiane by y jako zasady poli-tyczne, dzi ki ktrym stosunki pomi dzy rz dz cym i rz dzo-nymi i b d si odznacza zarwno sprawiedliwo ci , jak i skute-czno ci ; zasady te mia y zast pi mniemane uprawnienia, ugrun-towane w sile, maj tku, tradycji, wieku i urodzeniu, ktre rz dzi y dawnym porz dkiem ustrojowym. Ujawniono, e stosunki cz ce krla i poddanych, pana i niewolnika, pana i wasala, biednego i bogatego, s wy cznie dzie em cz owieka, a zatem nie s moral-nie wi ce, chyba e tak uzgodni obie strony; oboplna zgoda sta a si jedynym rd em prawomocno ci w adzy. Spo ecze stwo obywatelskie mia o zosta zbudowane od nowa, na naturalnej podstawie wsplnego cz owiecze stwa. Mog oby si wydawa , e wszelkie stosunki wewn trz spo ecze stwa obywatelskiego b d oparte na dobrowolnej zgodzie jednostek. Stosunki pomi dzy kobiet i m czyzn oraz rodzicem i dzieckiem le raczej w sfe-rze natury ni konwencji, zw aszcza w rozumieniu nowo ytnej doktryny naturalnych uprawnie . Nie mo na ich pojmowa jako wy cznie umownych, wynik ych z aktw ludzkiej wolno ci, po-niewa zatraci yby wtedy swj charakter i rozprz g y si . Jak si wydaje, charakter tych stosunkw ogranicza ow wolno , prze-ciwstawia si , panuj cej w yciu politycznym, swobodzie tworze-

128 5 129 Umys zamkni ty

nia uk adw opartych na zgodzie. Trudno jednak dowodzi , e natura okre la pewne zwi zki w spo ecze stwie obywatelskim, a jednocze nie ich nie okre la. Nieuchronn konsekwencj no-wej polityki umowy spo ecznej by o radykalne przekszta cenie stosunkw pomi dzy kobietami i m czyznami oraz rodzicami i dzie mi. Mo na z pewn przesad stwierdzi , e g osiciele stanu natury nie zwracali wi kszej uwagi na teleologi p ci, poniewa po wi -cili si przede wszystkim analizie fa szywych pozorw teleologii w istniej cych strukturach politycznych. (Przez teleologi rozu-miem narzucaj ce si w sposb oczywisty poczucie celu, ktre mo e by z udne, lecz z regu y kieruje codziennym ludzkim y-ciem poczucie widoczne na przyk ad w procesie prokreacji). Hobbes i Locke oddali swj wielki talent dzie u rozwiania mitw, za ktrymi kry a si demoralizacja i egoizm istniej cych ustrojw politycznych. Demaskatorska pasja powoduje te Szekspirowskim Meneniusem: Pewnego razu wszystkie cz onki cia a Powsta y przeciw brzuchowi z zarzutem, e jak wir ss cy tkwi po rodku cia a: Leniwy, gnu ny, ch on c nieustannie Jad o i nie chc c pracowa jak inne, Podczas gdy one patrzy y, s ucha y. Chodzi y, czu y, my la y, tworzy y, Oddane sobie nawzajem, by przynie Korzy pragnieniom i wszelkim potrzebom

Ca ego cia a. Brzuch [...] odpar obel ywie Wzburzonym cz onkom, zbuntowanym cz ciom, Tak zazdroszcz cym mu tego, co wch ania; A rzek stosownie, jakby do was mwi . Ktrzy l y chcecie senatorw za to, e nie s tacy jak wy [...],Jest to prawda, O wsp ciele ni przyjaciele moi" Tak rzek e bior pierwszy ca straw .

Ktra nas wszystkich ywi; jest to s uszne. Gdy jestem spichrzem dla ca ego cia a. A przypomnijcie sobie, e rozsy am Wszystko rzekami krwi na dwr 130 I do siedziby, w ktrej mzg krluje; A meandrami przewodw cz owieczych Najt sze mi nie i najmniejsze y ki Ode mnie bior sw moc przyrodzon I sw ywotno . A cho [...] do serca

[...] Nie wszyscy od razu Mo ecie ujrze wszystko, co wysy am Do wszystkich innych; lecz mog sporz dzi Wykaz mwi cy, e wszyscy przyjmuj M k ode mnie, a mnie pozostaj Tylko otr by". [...] To senat rzymski jest tym dobrym brzuchem, A wy cz onkami, ktre bunt ogarn . Zwa cie ich rady i trosk , rozwa cie Roztropnie wszystko, co jest wsplnym dobrem, A odkryjecie, e ka dy przywilej Publiczny jest ich, a nie waszym dzie em*. T organiczn " przypowie filozofowie zast pili racjonal-nym uzasadnieniem prawomocno ci, zgodnie z ktrym ka da jednostka sama ocenia, co jest w jej interesie, i ma prawo do wyboru w adcw, ktrzy jej zdaniem interes ten b d najlepiej ochrania ; uzasadnienie to abstrahuje natomiast od nawykw my- lowych i emocjonalnych, ktre pozwala y patrycjuszom na wyko-rzystywanie plebsu dla swych w asnych, drapie nych celw pod sztandarem dobra wsplnego. Hobbes i Locke przyznali plebso-wi rwne prawa do samolubstwa. Natura nie sk ania rz dzonych do pos usze stwa wzgl dem rz dz cych, tak samo jak rz dz cy z natury nie zabiegaj wy cznie o dobro rz dzonych. Rz dz cy i rz dzeni mog zawrze umow , ktra b dzie chroni odr bne inter esy jednych i drugich, lecz nie b d nigdy zespoleni w d eniu do tego samego celu, jak cz onki cia a w

przypowie ci Meneniusa. Nie istnieje cia o polityczne, tylko jednostki, ktre schodz si dobrowolnie i maj prawo dobrowolnie si rozej , nie czyni c sobie nawzajem krzywdy. Hobbes i Locke zak adali, e chocia porz dek polityczny b dzie si sk ada z jednostek, mniejsze struktury pozostan na * W. Szekspir, Tragedia Coriolanusa, prze . M. S omczy ski. 131

og nienaruszone. Liczyli zw aszcza na to, e rodzina, jako po- rednik pomi dzy jednostk a narodem, cz ciowo zast pi uczucie przywi zania do pa stwa, ktre zniszczy demistyfikacja. Bezpo- rednia i wrodzona naturze ludzkiej mi o do tego, co w asne, cznie z on i dzie mi, stanowi skuteczniejsz przeciwwag dla czysto indywidualnego egoizmu ani eli abstrakcyjne, ywione na odleg o umi owanie swego kraju. Ponadto troska o bezpiecze -stwo rodziny daje siln pobudk , by zachowa wierno wobec pa stwa, ktre zapewnia ochron swym obywatelom. Formu a narodu jako wsplnoty rodzin do niedawna sprawdza a si znako-micie w Stanach Zjednoczonych. Mo na jednak w tpi , czy roz-wi zanie to da si utrzyma na d u sz met . Zawiera ono w sobie dwie przeciwstawne koncepcje natury, a jak ucz filozofowie polityczni koncepcja obowi zuj ca w sferach w adzy zawsze ostatecznie sp ynie na ca e spo ecze stwo. Zgodnie z koncepcj umowy spo ecznej natura nie ma nic do powiedzenia na temat stosunkw podporz dkowania i hierarchii spo ecznej. Zgodnie ze starszym pogl dem, nieod cznym od staro ytnej filozofii polity-cznej, natura jest normatywna. Czy stosunki pomi dzy m czy-znami i kobietami oraz rodzicami i dzie mi okre lone s przez wrodzone odruchy, czy te s dzie em wyboru i konwencji? Ary-stoteles twierdzi w Polityce, e charakter przedpolitycznych stosunkw rodzinnych wskazuje na konieczno istnienia w adzy politycznej i jest przez ni udoskonalany, natomiast g osiciele sta-nu natury utrzymuj , e w adza polityczna wywodzi si wy cznie z potrzeby ochrony jednostek, lecz zupe nie nie dotyczy sto-sunkw spo ecznych pomi dzy nimi. Czy mamy do czynienia z istotami stworzonymi do ycia w pa stwie, czy te z m czy-znami i kobietami? W pierwszym przypadku jednostki maj pra-wo budowa stosunki osobiste wedle w asne woli; w drugim istniej j uwarunkowania, poprzedzaj ce wszelki wybr, ktre w du- ym stopniu okre laj stosunki pomi dzy m czyznami i kobie-tami. Istniej trzy klasyczne metafory pa stwa, pozwalaj ce lepiej zrozumie ten problem. Pierwszy obraz to nawa pa stwowa; jej pasa erowie b d sobie przedstawia wzajemne relacje kra cowo

odmiennie, zale nie od tego, czy statek ma na wieki eglowa po morzu, czy te zawin do portu, aby pasa erowie rozeszli si ka dy w swoj stron . Przypadek pierwszy to staro ytna polis; drugi pa stwo nowo ytne. Pozosta e metafory, przeciwstawne sobie, to stado i ul. Stado potrzebuje by mo e pasterza, lecz ka de zwierz pasie si dla siebie i mo e si od stada od czy . W ulu s za robotnice, trutnie i krlowa; istnieje podzia pracy oraz wspl-ny tej pracy cel; od czenie si od ula oznacza mier . Stado jest nowo ytne, ul staro ytny. Rzecz jasna, aden z tych obrazw nie odwzorowuje precyzyjnie wsplnoty ludzkiej. Ludzie nie s ani atomami, ani cz onkami cia a. W a nie dlatego trzeba si odwo y-wa do takich obrazw, poniewa tylko dla zwierz t sprawy te nie s przedmiotem dyskusji i rozwa a . Cz owiek jest istot niejed-noznaczn . W zwartych wsplnotach, przynajmniej od czasw Odyseusza, odzywa si w cz owieku co , co pragnie wyrwa si na wolno i wyczuwa, e jego rozwj jest okaleczony przez bycie tylko cz ci wi kszej ca o ci, a nie ca o ci sam w sobie. Z kolei w sytuacjach pe nej niezale no ci cz owiek t skni za bezwarun-kowymi wi zami. Napi cie pomi dzy wolno ci i przywi zaniem, jak rwnie niewykonalne prby pogodzenia tych aspiracji ze so-b s na trwa e wro ni te w kondycj ludzk . Jednak w nowo yt-nych ustrojach politycznych, stawiaj cych prawa przed obowi z-kami, wolno jest zdecydowanie nadrz dna wobec wsplnoty, rodziny, a nawet natury. Stan ducha, z ktrego wyrs ten wybr, z konieczno ci przenika wszystkie szczeg y ycia. Wspomnian przeze mnie niejednoznaczno cz owieka do-brze ilustruje po danie seksualne i towarzysz ce mu uczucia. Seks mo na traktowa jako jedn z wielu rozrywek, uprawian wedle woli w formach zale nych od indywidualnych upodoba , mniej lub bardziej istotn w yciu poszczeglnych jednostek. Je eli tak przynajmniej zdaniem takich my licieli, jak Hobbes i Locke to na pierwszy plan wysun si mi o w asna i instynkt samozachowawczy, obiektywne nakazy natury. Mo na jednak rozumie seks jako czynnik konstytutywny dla ca ego prawa y-ciowego, ktremu instynkt samozachowawczy jest podporz d-kowany i w ktrym sprawa najwa niejsza to mi o , ma e stwo

132 133

i wychowywanie dzieci. Koncepcji tych nie da si ze sob pogo-dzi . Oczywiste jest, w ktrym kierunku zmierzamy. B dem by oby jednak twierdzi , e wszyscy ludzie potrafi traktowa seks jako sfer wolnego wyboru, nie rodz c wzaje-mnych zobowi za . W wiecie, w ktrym za ama a si naturalna podstawa rozr nienia rl p ciowych, mo liwo t posiadaj m czy ni, natomiast w mniejszym stopniu kobiety. M czyzna yj cy w stanie natury, czy pierwotnym, czy obecnym, ma mo li-wo odby akt seksualny, po czym natychmiast o nim zapomnie . Kobieta za mo e zaj w ci , a co wi cej jak przyznaj ju nawet feministki mo e tego chcie . Seks mo e by czym zupe nie

oboj tnym dla m czyzn, lecz dla kobiet nigdy nie w sto-pniu tak kra cowym. Na tym polega, by tak rzec, dramat kobie-ty. Nowo ytno nios a ze sob obietnic rwnego traktowania wszystkich ludzi. Kobiety odnios y si do tej obietnicy powa nie i zbuntowa y si przeciwko staremu porz dkowi. Ich zwyci stwo oznacza o jednak tak e wyzwolenie m czyzn od dawnych ogra-nicze . Kobiety, cho wolne i rwne w swych d eniach do kariery, stwierdzaj jednak, e nadal pragn mie dzieci; nie maj ju jednak podstaw da od m czyzn, aby podzielali to pragnie-nie b d wzi li na siebie odpowiedzialno za dzieci. Natura ci y wi c bardziej kobietom. W starym porz dku podlega y m czy-znom i by y od nich zale ne; w nowym s osamotnione, potrzebuj m czyzn, lecz nie mog na nich liczy i s skr powane w swo-bodnym rozwoju swej indywidualno ci. Wobec kobiet nowo yt-no nie dotrzyma a obietnicy. Pierwsi my liciele nowo ytni nie przewidzieli rozk adu natu-ralnych podstaw stosunkw rodzinnych i nie byli na przygotowani. Proponowali jednak pewne reformy ycia rodzinnego. Sugerowa-li, by nie opiera go wy cznie na obowi zkach, lecz w wi kszym stopniu na szczerych, p yn cych z serca uczuciach poszczegl-nych cz onkw rodziny. Locke opowiada si za zniesieniem abso-lutnej i do ywotniej w adzy ojca z boskiego nadania na rzecz prawa matki i ojca do opieki nad dzieckiem, dopki opieka jest potrzebna, w interesie wolno ci dziecka osi gn wszy pe nolet-nio , dziecko natychmiast zrozumie, e rodzice sprawowali nad nim w adz dla jego w asnego dobra. Nic nie pozostaje z czci, ^ ktr otaczany by ojciec jako symbol bosko ci na ziemi, niekwe-stionowany namiestnik boskiej w adzy. Synowie i crki zrachuj sobie teraz, e opieka rodzicielska op aci a im si , poniewa przygotowa a ich do ycia w wolno ci; b d wdzi czni rodzicom, lecz nie poci gnie to za sob adnych zobowi za wobec nich, mo e z wyj tkiem utrwalenia takiego modelu rodziny w stosun-kach z w asnymi dzie mi. Je eli zechc , mog nadal okazywa pos usze stwo ojcu, aby odziedziczy po nim maj tek (o ile go posiada), ktrym jednak ojciec mo e dysponowa wedle woli. Z punktu widzenia dzieci rodzina nadal jest instytucj potrzebn w wietle nowo ytnych zasad. Locke toruje wi c drog rodzinie demokratycznej, tak poruszaj co opisanej przez Tocqueville'a w jego ksi ce O demokracji w Ameryce. Do tego momentu sytuacja rozwija si po my li filozofw. Dzieci zgadzaj si y w rodzinie na zasadach okre lanych przez rodzicw. Moim zdaniem powstaje jednak problem: jak motywa-cj maj rodzice, by opiekowa si swymi dzie mi? Dzieci mwi do nich: Wy jeste cie silni, my jeste my s abi. Pom cie nam. Wy jeste cie bogaci, my jeste my biedni. Wydawajcie na nas pieni dze. Wy jeste cie o wieceni, my jeste my ciemni. Uczcie nas". Z jakiej racji jednak rodzice mieliby podj tak wielki wysi ek i wyrzeczenie, skoro nie czeka ich za to adna nagroda? Mo e opieka rodzicielska jest powinno ci , b d te ycie rodzin-ne niesie ze sob wielkie rado ci. Jednak adna z tych przyczyn nie jest wystarczaj ca, kiedy wchodz w gr indywidualne prawa i wolno ci. Dzieci odczuwaj bezwarunkow potrzeb pomocy ze strony rodzicw i czerpi od nich niew tpliwe korzy ci; tego samego nie da si stwierdzi o rodzicach. Locke uwa a , a nasza epoka przekonanie to potwierdza, e kobiet cechuje instynktowne przywi zanie do dzieci, ktrego nie mo na sprowadzi do wyrachowania czy dzia ania we w asnym interesie. Przywi zanie cz ce matk i dziecko to bodaj jedyna niezaprzeczalna naturalna wi ponadjednostkowa. Nie zawsze jest skuteczna, istniej metody, by j os abi , lecz, jak to dzisiaj widzimy, zawsze si odzywa. Co jednak z ojcem? By mo e do-

134 135

strzeg on wieczno w pokoleniach zrodzonych ze swych l d wi. Ta wizja nie miertelno ci jest jednak tylko dzie em wyobra ni, miarkowanym przez inne aspiracje i rachuby, ponadto w wizj t mo na atwo przesta wierzy w zmiennych warunkach demokra-cji. St d te filozofowie uwa ali, e zadaniem kobiety jest zatrzy-ma przy sobie m czyzn swoj pon tno ci i przebieg o ci , poniewa w naturze m czyzny nie istnieje nic, co kaza oby mu wyrzec si wolno ci na rzecz uci liwych obowi zkw rodzin-nych. Kobiety nie maj ju jednak ochoty wdzi czy si i ucieka do forteli, s usznie uwa aj c ten model za niesprawiedliwy w my l rz dz cych nami zasad. Zatem spoiwo cz ce rodzin skruszy o si . To nie dzieci wy amuj si ; to rodzice je porzucaj . Kobiety nie chc ju anga owa si bezwarunkowo i do ywotnio na niespra-wiedliwych zasadach, a ponadto, wbrew wszelkim ich nadziejom, nie istnieje skuteczny sposb, by zmusi m czyzn do rwnego udzia u w obowi zkach wychowawczych. Stopa rozwodw jest tyl-ko najbardziej uderzaj cym z licznych objaww rozpadu rodziny. Przyczyn tego kryzysu nie nale y szuka w kontrkulturze z lat sze dziesi tych, w podsycaniu m skiej pr no ci przez reklamia-rzy, co zacz o si w latach pi dziesi tych, czy w jakichkolwiek powierzchownych zjawiskach kultury masowej. Ponad dwie cie lat temu zaniepokojony Rousseau dostrzega zal ki rozpadu ro-dziny w spo ecze stwie liberalnym i wysili swj geniusz, by znale jakie rodki zaradcze. Stwierdzi , e win za zerwanie arcyistotnej wi zi pomi dzy m czyzn i kobiet nale y obarczy indywidualizm, lekarstwa za doszukiwa si zarwno w teorii, jak i we w asnym yciu w arliwej, romantycznej mi o ci. Pragn odbudowa i wzmocni t wi dawniej utrudnian przez obostrzenia religijne i prawne, teraz zarzucone na nowo- ytnym gruncie po dania i oboplnej zgody. Na nowo sporz dzi obraz natury, ktry sta si palimpsestem, cierany przez nowo-czesn krytyk , po czym stara si wznieci w ludziach podziw dla teleologicznego adu natury szczeglnie dla wsp zale no ci obu p ci, ktre cz c si ze sob , uruchamiaj maszyneri ycia, ktre r ni si od siebie i wzajemnie si potrzebuj , od g bin cia a po wy yny duszy. Przeciwstawi zatracenie si w uczuciach i wyobra eniach o idealnej mi o ci egoistycznym rachubom. Rousseau by inspiracj dla ca ego gatunku literatury powie ciowej i poezji, bujnie rozkwitaj cej przez ponad stulecie, wsp istniej c z

pisarstwem r nych Benthamw i Millw, ktrzy postawili sobie za cel ujednorodnienie p ci. Rousseau podj si niezwykle wa -kiego zadania, poniewa zagro ona by a wsplnota ludzka. Ujmu-j c rzecz skrtowo, przekonywa kobiety, aby by y r ne od m czyzn oraz aby dobrowolnie wzi y na siebie ci ar pozy-tywnego traktatu z rodzin , ktry przeciwstawia negatywnej, in-dywidualnej umowie z pa stwem, zawieranej dla w asnej ochrony. Podj ten w tek Tocqueville i opisa skrajne zr nicowanie rl i sposobw ycia m czyzn i kobiet w ameryka skiej rodzinie, sukces za demokracji w Ameryce przypisa kobietom, dobrowol-nie wybieraj cym swj los. Z kolei bez ad, wr cz chaos, panuj cy w Europie przypisa b dnemu rozumieniu i zastosowaniu zasady rwno ci, ktra jest abstrakcj , je eli nie podporz dkowa jej nakazom natury. Projekt sentymentalny upad i obecnie budzi w kobietach al-bo gniew jako prba odebrania im praw przynale nych wszy-stkim ludziom, albo oboj tno jako pozbawiony odniesienia w czasach, gdy kobiety robi dok adnie to samo co m czy ni i zmagaj si z tymi samymi trudno ciami w walce o niezale no . Rousseau, Tocqueville i inni maj dzi jedynie znaczenie history-czne i w najlepszym razie pozwalaj spojrze na nasz sytuacj z istotnego punktu widzenia. Romantyczna mi o jest nam dzi-siaj rwnie obca jak b dne rycerstwo m odzi ludzie niech tniej b d si szarmancko zaleca do kobiety, ani eli za o zbroj , nie tylko dlatego, e to anachronizm, ale rwnie dlatego, e dla kobiet by by to kamie obrazy. Pewien student, przy aprobacie swych kolegw, oburzy si na mnie: Czego pan ode mnie oczekuje? Mam gra dziewczynie pod oknem na gitarze?" Takie popisy uwa a za rwnie absurdalne jak po ykanie z otych rybek. Okaza o si , e rodzice tego m odego cz owieka s rozwiedze-ni. G o no, cho chaotycznie, wyrazi swj smutek i odegra lament za utraconymi korzeniami, co nabra o ju charakteru rytu-alnego. Dzi ki Rousseau, ktry ujawni , co si kryje za tym d e-

136 137

niem, wiemy, e odwo ywanie si do korzeni to czysty unik. Gdy obserwuj moich studentw, stale mi si przypomina fragment Emila, jego powie ci edukacyjnej. Wychowawca uk ada si z ro-dzicami ucznia, ktremu ma zapewni ca o ciowe wykszta cenie, w sytuacji gdy wszelkie organiczne wi zi pomi dzy m ami i o-nami oraz rodzicami i dzie mi uleg y trawi cemu dzia aniu nowo- ytnej teorii i praktyki: [W]ychowanek i wychowawca powinni nawet uwa a si do tego stopnia za nieroz cznych, eby losy ich ycia stanowi y dla nich zawsze spraw wspln . Skoro tylko zastanawiaj si nad przysz sw

roz k , skoro tylko przewiduj chwil , ktra uczyni ich obcymi sobie, ju tym samym s sobie obcy; ka dy tworzy sobie swoje odr bne ycie i obydwaj zaj ci my l o czasie, kiedy ju wi cej nie b d razem, pozostaj ze sob z niech ci *. Nic doda , nic uj . Ka dy tworzy sobie swoje odr bne ycie. Stan ducha dzisiejszych studentw najtrafniej, moim zdaniem, oddaje psychologia odr bno ci. Kiedy mo liwo odr bnego losu jest u wiadomiona, odr b-no staje si faktem cz owiek wie, e musi by zupe ny i samowystarczalny, nie mo e ryzykowa wsp zale no ci. Wy-obra nia ka e wybiec w przysz o do dnia rozstania, aby my mogli si przekona , czy poradzimy sobie w pojedynk . Energia, ktr ludzie powinni po wi ca wsplnym przedsi wzi ciom, trwoni si w przygotowaniach do niezale no ci. Kamie w gielny potencjalnego zwi zku staje si przeszkod na drodze do secesji. To, z czym trzeba y , mo na zaakceptowa , a cele tych, ktrzy s razem, w sposb naturalny i konieczny staj si dobrem wspl-nym. Dla yj cych osobno dobro wsplne nie istnieje. Ju sama mo- liwo wyboru zmienia charakter wi zi mi dzyludzkich. Osob-no narasta w post pie geometrycznym. mier rodzica, dziecka, m a, ony lub przyjaciela jest zawsze mo liwo ci , a czasem fak-tem, lecz osobno wiadomie i z gry odrzuca danie wzajemne* J.J. Rousseau, Emil, przet. W. Husarski, Wroctaw 1955, s. 32. go przywi zania, bez ktrego stosunki te s czym pustym. Mo na nadal by przywi zanym do zmar ego ukochanego; nie mo na by przywi zanym do yj cego ukochanego, ktry ju nie kocha lub nie chce by kochany. To nieustanne przesuwanie si piaskw na naszej pustyni rozstania z miejscami, osobami, pogl dami wytwarza psychiczny stan natury, w ktrym dominuj pow ci gli-wo i l kliwo . Jeste my zbiorowo ci samotnikw. Rozwody Najbardziej widocznym znakiem naszej pog biaj cej si osob-no ci, jak rwnie przyczyn jej narastania, s rozwody. Rozwody wywieraj ogromny wp yw na ycie uniwersytetw, poniewa coraz wi ksza liczba studentw pochodzi z rozbitych rodzin, nie tylko przynosz c ze sob osobiste problemy, lecz tak e oddzia u-j c na kolegw i ogln atmosfer campusu. Liczba rozwodw w Ameryce jest najbardziej konkretnym wiadectwem, e ludzie nie zostali stworzeni do ycia razem; e chocia pragn i potrze-buj si po czy , wsplnota woli nie jest mo liwa, poniewa ka da poszczeglna wola jednostkowa wiecznie domaga si swe-go. Istnieje d enie, coraz mniej skuteczne, by wynegocjowa jaki uk ad i na powrt poskleja rozbite okruchy. Zadanie przy-pomina kwadratur ko a, poniewa ka dy najbardziej kocha sie-bie, lecz od innych wymaga, by ukochali go ponad siebie samych. Szczeglnie dzieci wysuwaj takie danie, przeciwko ktremu buntuj si dzi rodzice. Jak mwi Rousseau, pod nieobecno wsplnego celu rozpad spo ecze stwa na poszczeglne wole jest nieunikniony. Przy braku dobra wsplnego egoizm nie jest moral-n przywar czy grzechem, lecz naturaln konieczno ci . Kiedy kto mwi o pokoleniu samolubw" czy o narcyzmie", opisuje tylko zjawisko, lecz nie podaje jego przyczyn. Samotny dziki w stanie natury musi my le przede wszystkim o sobie; analogi-cznie nie mo na krytykowa za sobkowstwo cz owieka, ktry yje w wiecie, gdzie najwa niejsze instytucje spo eczne daj przyk ad wy cznego skupienia na sobie, gdzie utrzymuje si prapierwotny egoizm stanu natury, gdzie wyraz troski o dobro

138 139

wsplne wiadczy o hipokryzji, gdzie moralno jednoznacznie opowiada si po stronie egoizmu. Mwi c agodniej, has a osobi-stego rozwoju, samorealizacji czy bycia sob , ktre zrodzi y si z optymistycznej wiary w to, e istnieje przedustawna harmonia pomi dzy dba o ci o siebie a dobrem spo ecze stwa ostatecz-nie okaza y si wrogie wsplnocie. Je eli m ody cz owiek jest tylko cz ciowo i warunkowo przywi zany do swych rozwie-dzionych rodzicw, to dlatego, e odwzajemnia ich warunkowe przywi zanie do siebie; zjawisko to r ni si zasadniczo od klasy-cznego problemu lojalno ci wobec rodziny czy innych instytucji, ktre by y szczerze oddane swym cz onkom. Dawniej tego rodzaju zerwanie by o niekiedy konieczne, lecz zawsze moralnie w tpli-we. Dzi sta o si norm , co jest jeszcze jedn przyczyn , dla ktrej nasza m odzie w wi kszo ci postrzega literatur klasyczn jako obc : podejmuje ona bowiem temat wyzwolenia od rzeczywistych roszcze > wysuwanych przez rodzin , religi lub pa stwo podczas gdy w naszych czasach mamy do czynienia z ruchem w przeciwnym kierunku, z poszukiwaniem uzasadnionych rosz-cze wobec nas samych. Nale y si spodziewa , e dzieci wycho-wane w atmosferze zwi zkw warunkowych b d postrzega y wiat przez pryzmat tego, czego si za m odu nauczy y. Dzieciom mo na w k ko powtarza , e ich rodzice maj prawo do w asnego ycia, e czas, jaki dla nich przeznaczaj , liczy si ze wzgl du na sw jako , a nie ilo , e rodzice po rozwodzie nadal ich gor co kochaj , lecz dzieci w to wszystko nie wierz . Uwa aj , e maj wy czne prawo do ycia swych rodzicw. Nie da si wyt umaczy , e to niemo liwe, wi c kiedy rodzice nie yj tylko dla nich, dzieci s oburzone i maj poczucie g bokiej krzywdy. Dobrowolne rozstanie rodzicw jest dla nich gorsze ni mier , w a nie ze wzgl du na t dobrowolno . Chwiej no woli, brak jej ukierunkowania na dobro wsplne takie s rd a Hobbesowskiej wojny wszystkich ze wszystkimi. Dzieci ucz si w rodzinie strachu przed poddaniem si woli innych, jak rwnie potrzeby podporz dkowania sobie ich woli, cho rodzina jest jedynym miejscem, gdzie mog si nauczy czego przeciwnego. Kto powie, e istnieje przecie wiele szcz liwych rodzin, ale to

nie ma nic do rzeczy. Najwa niejsz lekcj , jakiej uczy a niegdy rodzina, by o istnienie tej jedynej nierozerwalnej wi zi, ktra czy a ludzi na dobre i na z e. Rozpad tej wi zi jest z pewno ci najbardziej dotkliwym pro-blemem spo ecznym w Ameryce. Nikt jednak nie stara si temu zaradzi . Fala wydaje si niepowstrzymana. Po rd tematw licz-nych artyku w programowych wysuwanych przez bojownikw o odrodzenie moralne Ameryki nigdy nie widzia em problematyki ma e stwa i rozwodu. Ostatni przypadek publicznego podj cia tej kwestii mia miejsce, gdy Jimmy Carter wezwa pracownikw administracji federalnej yj cych w konkubinacie, by zalegalizo-wali swj zwi zek. Tymczasem pierwszy od p wiecza konserwa-tywny prezydent jest rozwodnikiem, a minister zdrowia i spraw socjalnych spo rd funcjonariuszy pa stwowych osoba najbli -sza problemom rodziny o wiadczy a, e przyk ad prezydenta dodawa jej odwagi podczas jej w asnego, szeroko nag o nionego rozwodu. Pedagog, ktry naucza na uniwersytecie przedmiotw huma-nistycznych, nie mo e nie dostrzega pewnych upo ledze , pewnych duchowych skrzywie u coraz liczniejszych studentw, ktrych rodzice si rozwiedli. Nie mam najmniejszych w tpliwo ci, e wspomniani studenci doskonale sobie radz ze wszystkimi przed-miotami specjalistycznymi, lecz nie s rwnie otwarci na powa ne zg bianie filozofii i literatury jak niektrzy spo rd ich kolegw. Podejrzewam, e s mniej ch tni do rozwa a na temat sensu swego ycia, poniewa boj si zachwiania pogl dw, ktrymi si w yciu kieruj . Aby jako funkcjonowa w chaosie, w jaki wtr ci ich rozwd rodzicw, z regu y buduj sobie sztywny system przekona , ktry pozwala unikn rozterek. Nie schodz im z ust rozpaczliwe komuna y na temat stanowienia o w asnym losie, szanowania praw i decyzji innych, potrzeby wypracowania indy-widualnych warto ci i zaanga owa itd. Spod hase tych przebija k bowisko gniewu, zw tpienia i l ku. M odzi ludzie z regu y potrafi zrezygnowa ze swych nawy-kw my lowych dla jakiej fascynuj cej idei. Maj niewiele do stracenia. Cho dalece to odbiega od prawdziwej filozofii, ponie-

140 141

wa nie u wiadamiaj sobie, o jak wielk stawk toczy si gra, w tym okresie swego ycia s w stanie dokonywa eksperymen-tw my lowych i przyswoi sobie bardziej ugruntowane przeko-nania, wraz

z towarzysz c im wiedz . Dzieciom z rozbitych rodzin cz sto jednak brakuje tej intelektualnej mia o ci, poniewa utraci y naturaln m odzie cz wiar w przysz o . Sprzeczne l ki przed samotno ci i zale no ci k ad si cieniem na ich perspe-ktywach yciowych. Ich entuzjazm zosta w du ej mierze zgaszo-ny i zast piony samozachowawczo ci . Okaleczona jest rwnie ich wiara w przyja , a przyja jest niezb dna podczas poszuki-wa dobra, do ktrych zostali w a nie zaproszeni. Si a popychaj -ca ku poznaniu natury, w Eros Glaukona, dozna a u nich wi kszej szkody ni u innych studentw. Zdarza si , rzecz jasna, e ze swego zagubienia w kosmosie czyni temat do refleksji, lecz jest to zaj cie ponure i niebezpieczne; bardziej ni wszyscy inni stu-denci, z ktrymi mia em do czynienia, budz we mnie lito . Dodatkowym przyczynkiem do charakterystyki stanu ducha tych studentw jest fakt, e wi kszo z nich podda a si psycho-terapii. Psychologowie, ktrym rodzice zap acili za to, by wszy-stko odby o si mo liwie bezbole nie (oczywi cie dla rodzicw) w ramach polubownego rozwodu, podyktowali studentom, co maj czu i my le . Konflikt interesw jest tutaj oczywisty. Roz-wodnicy gotowi s przeznaczy na psychoterapi du e pieni dze, poniewa chc jak najpr dzej powrci do zbo nych uczynkw w rodzaju t pienia tych n dznikw palaczy, powstrzymania wy- cigu zbroje czy ocalenia cywilizacji zachodniej. Tymczasem psychologowie g osz ideologi usprawiedliwiaj c rozwd mwi na przyk ad, e pozostanie w stresogennym rodowisku rodzinnym by oby dla dzieci bardziej szkodliwe (co daje poten-cjalnym uciekinierom to jest rodzicom motywacj , by stwa-rza w domu mo liwie jak najgorsz atmosfer ). Psychologowie s zaprzysi onymi wrogami nieczystego sumienia. Posiadaj sztu-czny j zyk na okre lenie sztucznych uczu , ktre wpajaj dzie-ciom. Niestety, protezy te nie u atwiaj dzieciom poruszania si po wiecie. Oczywi cie, nie ka dy psycholog jest gotw za piewa tak, jak mu zagra klient, lecz realia wolnego rynku oraz zdolno do samooszukiwania si ktr dzi nazywamy kreatywno ci niew tpliwie maj wp yw na terapi . Rodzice mog sobie dobra psychologa, tak jak niegdy katolicy dobierali sobie spo-wiednika. Kiedy ich dzieci id na studia, s nie tylko wewn trznie spustoszone skutkiem za amania si wiary w trwa o wi zw mi dzyludzkich, ale i og uszone k amliwym, ob udnym, pseudo-naukowym argonem. Nawet w swym najlepszym wydaniu psy-chologia wsp czesna ma w tpliwe poj cie o duszy. Pojmowanie to zapoznaje wy szo ycia filozoficznego i ogromn rol wy-chowania. Dzieci, przesi kni te t psychologi , yj w tym, co nazwa em podpiwniczeniem, i czeka je d uga wspinaczka, zanim dotr cho by do jaskini, czyli wiata powszechnych mniema , sk d dopiero mo na wyruszy na poszukiwanie m dro ci. Nie maj zaufania do tego, co czuj i widz , a ideologia, ktr otrzy-mali, nie tyle wyja nia, ile racjonalizuje t l kliwo . Wspomniani studenci symbolizuj intelektualno-polityczne prob-lemy naszych czasw. Uosabiaj w skrajnej formie duchowy zam t, ktry rozp tuje si w cz owieku w chwili utraty kontaktu z innymi lud mi i porz dkiem natury. W wirze tym tkwi jednak, w sensie zupe nie praktycznym i codziennym, wszyscy studenci, lecz nie s tego wiadomi, poniewa ich wychowanie nie wyposa- y o ich w adne trwa e odniesienia. Mi o Aby wnikn w osobliwy wiat zamieszkiwany przez dzisiej-szych studentw, najlepiej jest wyj od pewnego zaskakuj cego faktu: kiedy studenci jak to si dawniej mwi o wdaj si w romanse,

zazwyczaj nie mwi sobie: kocham ci ", a ju tym bardziej nigdy: b d ci zawsze kocha ". Pewien student powiedzia mi, e owszem, mwi dziewczynom: kocham ci " kiedy si z nimi rozstaje. Studenci celuj w atwych i przyjemnych zerwaniach z niczyjej winy, bez adnych szkd emocjonalnych. Tak rozu-miej moralno , ktra polega na respektowaniu cudzej wolno ci. By mo e m odzi ludzie nie mwi : kocham ci ", poniewa s szczerzy. Nie czuj w sobie mi o ci zbyt dobrze znaj seks,

142 143

by myli go z mi o ci , i za bardzo przejmuj si w asnym losem, by poddawa si torturze mi osnego samowyrzeczenia, ostatniego autentycznego fanatyzmu, ktry nie zosta do ko ca wytrzebiony. Ponadto mi o ma fatalne referencje historyczne seksualny podzia rl, uprzedmiotowienie kobiety, odebranie jej prawa do samostanowienia. Dzisiejsza m odzie boi si zaanga owa , a mi- o jest zaanga owaniem, jak rwnie czym wi cej. S owo zaan-ga owanie wymy li a nowo ytno , lubuj ca si w abstrakcjach, na oznaczenie stanu duszy, ktra nie znajduje w sobie autentycz-nych pobudek do moralnego po wi cenia. Zaanga owanie jest przypadkowe, niczym nie umotywowane, poniewa prawdziwe uczucia s niskie i egoistyczne. Mo na czu do kogo poci g seksualny, ale nie jest to wystarczaj cy powd do trwa ego zatro-skania losem partnera. M odzi ludzie, i nie tylko m odzi, poznaj i uprawiaj kalekiego Erosa, ktry nie potrafi ju rozwin skrzy-de , zapoznaje t sknot za wieczno ci i przeczucie wi zi z bytem. S praktycznymi kantystami: nic, co ska one chuci lub rozkosz , nie mo e by moralne. Nie zdo ali jednak odkry czystej moral-no ci. Pozostaje ona pustym has em, za pomoc ktrego dyskre-dytuje si wszelkie powa ne sk onno ci, jakie niegdy uchodzi y za uszlachetniaj ce. Nadmierny nacisk na autentyczno podwa- y zaufanie do w asnych instynktw, a nadmiar powagi w spra-wach seksu nie pozwala go traktowa powa nie. M odzi ludzie darz erotyk zbytni nieufno ci , aby dostrzega w niej wystar-czaj cy drogowskaz yciowy. Powinno ci, ktre nak ada i u wi ca Eros, postrzegane s jako zabjcze dla erotyki. Nie jest tchrzo-stwem uchylanie si od odpowiedzialno ci, ktra z gry wydaje si pozbawiona wszelkiego uroku. Kiedy dochodzi do ma e stwa, zazwyczaj nie jest to wynik decyzji i u wiadomionej woli podj cia si ma e skich zobowi -za . Para yje ze sob od d ugiego czasu, by skutkiem jakiego podskrnego, niemal niedostrzegalnego procesu znale si na lubnym kobiercu, nie tyle z nami tno ci, ile dla wygody, i bez oczekiwa , e poprawi to ich sytuacj (maj oczy i widz , jak bardzo niedopasowane s wszystkie zwi zki wok nich). Po rd ludzi wykszta conych do ma e stwa dochodzi si dzi najlepiej w chwili roztargnienia (jak wyrazi si kiedy Macaulay w odnie-sieniu do imperium brytyjskiego).

Niezdolno do zaanga owa seksualnych bierze si cz cio-wo z pewnej ideologii uczu . Moi studenci cz sto wypowiadaj si tak rozs dnie na temat zazdro ci, zaborczo ci, a nawet swych marze na przysz o . Jednak marze na wspln przysz o z dru-gim cz owiekiem nie maj . To oznacza oby wt oczenie przy-sz o ci w sztywne, autorytarne ramy, a przecie ycie powinno p yn spontanicznie. Oznacza to, e nie potrafi przysz o ci przewidzie b d e ich naturalnych wyobra e o przysz o ci zakazuje dzisiejsza moralno , poniewa s seksistowskie. Ideo-logia ta zabrania rwnie zazdro ci o partnera, ktry sypia z kim innym. Nikt powa ny nie chce dzisiaj wymusza uczu na drugiej osobie. To samo dotyczy zaborczo ci. Kiedy s ucham takich wy-powiedzi, jak e rozs dnych i zgodnych z modelem spo ecze stwa liberalnego, mam wra enie, e jestem w rd robotw. Ich wypre-parowana z ycia ideologia sprawdza si tylko w przypadku ludzi, ktrzy nigdy nie do wiadczyli prawdziwych uczu , ktrzy nigdy nie kochali. Te tytany rozumu mog si nie obawia losu Otella. Zabi z mi o ci! C to mo e znaczy ? Niewykluczone, e ich apatheia bierze si st d, i d awi w sobie uczucia, aby uodporni si na ciosy. By mo e jednak uwi d uczu jest realny? By mo e, przetrawiwszy niewsp mierno celw, do jakich d obie p cie, ludzie wyhodowali sobie nowy rodzaj duszy? O wszystkich od-mianach seksualizmu, ktre uskuteczniali studenci, ju wcze niej s ysza em. Jednak ich brak nami tno ci, nadziei, rozpaczy, poczu-cia pokrewie stwa mi o ci i mierci jest dla mnie nie do poj cia. Kiedy widz , jak m odzi ludzie, ktrzy byli ze sob przez ca e studia, egnaj si u ciskiem d oni, by wyruszy w dalsze ycie, odbiera mi mow . Studenci nie chodz ju na randki, poniewa randki to prze-malowana wersja staro wieckich zalotw. yj stadnie czy te gromadnie, przy zr nicowaniu seksualnym nie wi kszym ni w stadzie zwierz t poza okresem rui. Ludzie mog , oczywi cie, utrzymywa stosunki seksualne w ka dym czasie. Zanik y jednak wszelkie regu y, ktre kultura stworzy a w miejsce rui, aby wt o-

144 145

czy po ycie w pewne ramy, a mo e nawet nada mu pewien kierunek. Nie ma ju pewno ci, kto powinien uczyni pierwszy krok, czy nale y wprowadzi podzia na uwodz cego i uwodzo-nego oraz jaki sens przypisa ca emu zdarzeniu. Trzeba improwi-zowa , poniewa role s zakazane, a za b dn ocen stopnia rozochocenia partnerki m czyzna p aci wysok cen . Kiedy do-chodzi do po ycia, par a nie od cza si od stada, lecz powraca do niego niezw ocznie, jak przedtem, niezr nicowana. M czy ni atwiej ni kiedy uzyskuj zaspokojenie, wielu spotyka te przyjemno bycia uwodzonym. Zostali zwolnieni ze wszystkich stara i atencji, wymaganych niegdy od m czyzn. Upad y wszelkie bariery. Korzy ci te cz ciowo rwnowa y jed-nak zaniepokojenie m czyzn o sw sprawno seksualn . Daw-niej m czyzna uwa a , e sprawia kobiecie wspania y prezent i oczekiwa zachwytw. Teraz jednak mo e by pewien, e kobie-ta porwnuje go z innymi i wystawia mu cenzurk , co zbija z tropu. Ponadto pewien aspekt m skiej fizjologii nie pozwala m czy-znom sprawdza si na okr g o, tote woleliby by stron inicja-tywn . Kobiety nadal ciesz si ze swej wolno ci i mo liwo ci nieza-le nego uk adania sobie ycia. Cz sto jednak odczuwaj , e s wykorzystywane, e na d u sz met bardziej one potrzebuj m czyzn ni vice versa, a po nieudacznym wsp czesnym samcu niewiele mog si spodziewa . Gardz dawnym m skim pogl -dem, e ka da kobieta pr dzej czy p niej si odda (mi dzy innymi dlatego teraz oddaj si dobrowolnie), lecz dr czy je w tpliwo , czy ich obecna oferta seksualna robi na m czyznach wi ksze wra enie. Pozornie swobodne stosunki mi dzy p ciami podszyte s nieufno ci . Mno si rozstania, z pewno ci nie-przyjemne, lecz nie katastrofalne. Dla studentw najlepsz por na rozstania jest sesja egzaminacyjna. S zbyt zestresowani i zaj ci, eby znosi dodatkowe obci enia. Zwi zek, nie mi o , oto, co czy dzisiejszych studentw. Mi o sugeruje co cudownego, fascynuj cego, pozytywnego i osadzonego w uczuciach. Zwi zek jest szary, bezpostaciowy, sugeruje pewien projekt, prbny i bez zadanej z gry tre ci. Nad 146 zwi zkiem trzeba pracowa , podczas gdy mi o sama si sob zajmie. W zwi zku na pierwszy plan wychodz trudno ci, naczel-nym zadaniem jest poszukiwanie kompromisu. Mi o podsuwa wyobra ni z udzenie doskona o ci i nie chce pami ta o natural-nych barierach, ktre dziel ludzi. O zwi zek trzeba si nieustannie stara i walczy , tote w studenckich knajpach i restauracjach bez przerwy s yszy si obsesyjne dyskusje, tak wspaniale uchwycone w skeczach Nicholsa i May* czy filmach Woody'ego Allena. W jednym ze skeczw Nicholsa i May po pierwszej nocy sp dzo-nej ze sob para stwierdza, ze zdziwieniem i bez przekonania: B dziemy mieli zwi e k". Opieraj c si na tego rodzaju spo-strze eniach, w latach pi dziesi tych socjolog David Riesman z uniwersytetu w Chicago dokona odkrycia samotnego t umu". Riesman pope ni jednak jeden b d: s dzi , e przez wi ksz wewn trzsterowno ", czyli uniezale nienie si od opinii og u, ludzie stan si mniej samotni. Tymczasem problem nie polega na tym, e ludzie s nie do autentyczni, lecz e nie maj wsplnego celu, wsplnego dobra, do ktrego osi gni cia s sobie nawzajem potrzebni. Odr bna ja jest zamkni ta w sobie, dlatego te tak wielkim problemem staje si os awiona komunikacja". Nie da si zaprzeczy , e istnieje instynkt gromadny, tak jak u zwierz t w stadzie. Wszyscy pas si na jednej ce, obijaj c si o siebie bokami, lecz istnieje rwnie potrzeba i konieczno czego wi cej, przej cia od stada do ula, gdzie wyst puje prawdziwa wsp zale -no . St d te idea ula wsplnoty, korzeni, rodziny wielopoko-leniowej ma dobr pras , lecz brakuje woli, by przekszta ci

swe nieokre lone, ja" w pracowit robotnic , trutnia czy krlow , by podporz dkowa si hierarchii i podzia owi pracy, ktre s konieczne, je eli ca o ma by czym wi cej ni chaotyczn zbieranin poszczeglnych cz ci. Ja nie pragn utworzy ca o , lecz od niedawna chcia yby rwnie pozosta cz ciami. W a nie dlatego rozmowy o zwi zkach s takie puste, abstrakcyjne i nie ukierunkowane ca a ich zawarto mie ci si w fiolce opatrzo* Para satyrykw, ciesz cych si du popularno ci w latach pi dziesi tych. Nichols zosta p niej stawnym re yserem filmowym, jego filmy to m.in. Absol-went, Paragraf 22 (przyp. t um.). 147

nej etykietk zaanga owanie". St d te tak cz sto mwi si o takich zjawiskach jak wi zanie" (bonding). Nie znajduj c wi zi w swych duszach, ludzie odwo uj si do ja owych analogii z me-chanizmami wyst puj cymi w wiecie przyrody. Na pr no jed-nak, poniewa w wi ziach mi dzyludzkich zawsze obecny jest czynnik wiadomego wyboru, negowany przez przywo ywane analogie. Wystarczy porwna niezliczone powie ci i filmy o m s-kiej stadno ci" z analiz przyja ni, ktr przeprowadza Arystote-les w Etyce. Przyja , podobnie jak pokrewna jej mi o , pozostaje poza zasi giem naszego rozumienia, poniewa wymaga to poj duszy i natury ludzkiej, ktre z r nych przyczyn teoretycznych i politycznych wykluczyli my z naszego j zyka. Kto wierzy w zwi zki, ulega samoz udzeniu, gdy zwi zki s czym wewn trznie sprzecznym. Relacje mi dzy p ciami zawsze by y trudne, st d w literaturze tyle sk conych m czyzn i kobiet. Istniej powody, by w tpi , czy p cie zosta y dla siebie stworzone, bior c pod uwag ca y wachlarz rzeczywistych i wyobra onych mo liwo ci wzajemnych stosunkw pocz wszy od haremu, a sko czywszy na Pa stwie Platona. Nie jest w tym kontek cie istotne, czy to natura odegra a rol z ej wr ki, czy te jak utrzymywali niektrzy romantycy po ca ym tygodniu pracy Bg by ju zm czony i sfuszerowa wyko czenie swego dzie a. e cz owiek nie jest stworzony do samotno ci, to oczywiste, ale kogo mu dano na towarzysza ycia? St d wzi y si d ugie waha-nia przed ma e stwem i pogl d, e musi je poprzedzi okres zalotw jako sprawdzian oraz jako w pewnym stopniu szko a wzajemnego przystosowania. Nikt nie chcia ugrz zn na ca e ycie z nieodpowiednim partnerem. Przy tym wszystkim jednak narzeczeni w du ej mierze wiedzieli, czego od siebie oczekuj . Pozostawa o tylko pytanie, czy mog na to liczy , a nie jak dzisiaj czego chc . M czyzna mia zapewni onie i dzieciom utrzymanie i opiek , ona za mia a troszczy si o dom. Cz sto podzia ten niespecjalnie sprawdza si w praktyce, poniewa ktry z partnerw, lub te oboje, nie nadawa si do swych funkcji b d te nie pali si do ich wype niania. Aby przywrci rzeczom w a ciwy porz dek, niektre kobiety u Szekspira, na przyk ad Porcja i Rozalinda, zmuszone s przybra strj m czyzn, ponie-wa prawdziwi m czy ni nie staj na wysoko ci zadania i trzeba ich doszkoli . Zdarza si to tylko w komediach; kiedy zabraknie takich nieustraszonych kobiet, sytuacja obraca si w tragedi . W teatrze przywdzianie m skich szat nie

wykracza poza obowi -zuj c obyczajno . Transwestytki* wykonuj tylko to, co winni wykona m czy ni; kiedy sytuacja wraca do normy, staj si znowu kobietami i podporz dkowuj si m czyznom, aczkol-wiek z taktown , ironiczn wiadomo ci , e musz troch udawa , aby nie burzy po danego adu. Uk ad w domy le wymagany przez ma e stwo, nawet je eli jest tylko umowny, informuje obie strony, jakich obci e i jakich korzy ci mog si spodziewa . Upraszczaj c spraw , rodzina jest miniaturowym organizmem politycznym, w ktrym wola m a jest wol ca o ci. ona mo e wsp kszta towa wol m a, ktry z kolei winien si kierowa mi o ci do ony i dzieci. Model ten rozpad si zupe nie. Nie istnieje i nie uchodzi za po dany. Nie zosta jednak zast piony niczym okre lonym. Ani m czy ni, ani kobiety nie wiedz ju , w co si anga uj , a nawet maj powody obawia si najgorszego. Wola m a i wola ony s rwnowa ne, przy braku zasad wypo rodkowuj cych i trybuna u odwo awczego. Ponadto adne z partnerw nie jest przekonane o s uszno ci swej woli. St d bierze si kwestia priorytetw", zw aszcza u kobiet, ktre nie zdecydowa y jeszcze, co jest dla nich wa niejsze: kariera czy dzieci. Ludzie nie s ju wychowywani w prze wiadczeniu, e powinni uwa a ma e stwo za swj nad-rz dny cel i powinno , a w chwiejno ci pogl dw na ten temat utwierdza ich statystyka rozwodw, ktra sugeruje, e postawienie wszystkiego na kart ma e stwa jest ogromnym ryzykiem. Cel i wola m czyzn i kobiet sta y si liniami rwnoleg ymi potrze-ba wyobra ni obaczewskiego, by mie nadziej , e linie te si spotkaj . Rozbie no ostatecznych celw znajduje najbardziej konkret-ny wyraz w karierach zawodowych kobiet, ktre niczym si dzi * S owo to etymologicznie oznacza nie wi cej ni w a nie zmian ubioru (przyp. t um.).

148 149

nie r ni od karier m czyzn. Niemal we wszystkich ma e -stwach, w ktrych partnerzy maj wy sze wykszta cenie i nie przekroczyli trzydziestego pi tego roku ycia, oboje pn si rw-nolegle po szczeblach kariery. Przy tym praca zawodowa nie s u y celom ca ej rodziny, lecz samorealizacji. W tym kraju nomadw istnieje du e prawdopodobie stwo, e jedno z ma onkw stanie przed konieczno ci lub szans podj cia pracy w innym mie cie. Co robi ? Mo na zosta razem, a wtedy jeden z partnerw po wi -ci si dla rodziny i zrezygnuje ze swej kariery; mo na doje d a ; wreszcie mo na si rozsta . adne z tych rozwi za nie jest zadowalaj ce. Co wa niejsze, nie mo na z gry przewidzie , ktre zostanie wybrane. Co oka e si istotniejsze, ma e stwo czy ka-riera? Kariery kobiet s dzi jako ciowo r ne od tych sprzed dwudziestu lat, wi c tego rodzaju konflikt jest nieunikniony. W re-zultacie zarwno ma e stwo, jak i kariera trac na znaczeniu.

Od d u szego czasu kobiety z klasy redniej podejmuj prac zawodow za zgod swych m w. Uznano, e maj prawo roz-wija swe wy sze talenty, nie za trwoni je na domow rutyn . Oczywi cie, kry si za tym pogl d, e pracuj c zawodowo, cz o-wiek realizuje swoje mo liwo ci, rodzina za , a zw aszcza zwi -zana z ni praca kobiety, jest sfer konieczno ci, ograniczon i ograniczaj c . Rozumni i powa ni m czy ni w najlepszej wie-rze s dzili, e maj obowi zek zezwoli swym onom na rozwj. Jednak e, poza nielicznymi wyj tkami, obie strony uwa a y za bezsporne, e rodzina jest obowi zkiem kobiety i w razie konfliktu jej kariera zostanie odsuni ta na dalszy plan lub wr cz przerwana. Kobieta wiedzia a, e nie wolno jej traktowa swego ycia zawo-dowego do ko ca powa nie. Uk ad ten by na d u sz met nie do utrzymania i wkrtce sta o si oczywiste, na ktr stron przechyla si szala. M owie przyznali onom racj , e prowadz c gospo-darstwo domowe, kobieta nie spe nia si duchowo, a przecie posiada rwne prawa. P dzenie kobiet do garw" sta o si zjawi-skiem w bardzo z ym tonie. Dlaczego kobiety mia yby nie trakto-wa swych karier rwnie powa nie jak m czy ni? Sk d bierze si przekonanie m czyzn, e to, co robi , jest istotniejsze? Do-tkliwe poczucie niesprawiedliwo ci, jaka spotyka a kobiety na skutek obowi zuj cej wyk adni tego, co jest sprawiedliwe, znalaz o swj wyraz w daniach uwa anych za ca kowicie uzasadnione tak e przez m czyzn aby m czy ni mniej si anga owali w swoj karier i odci yli kobiety w prowadzeniu domu i wycho-wywaniu dzieci. Rezygnacja z kobiecej osobowo ci przysz a ko-bietom o tyle atwiej, e ta osobowo sama je opu ci a. Wskutek zmian ekonomicznych praca kobiet sta a si po dana i konieczna; spadek miertelno ci niemowl t oznacza mniejsz liczb ci ; d ugowieczno i wy szy poziom zdrowotno ci sprawi , e kobie-ty po wi ca y mniejsz cz swego ycia dzieciom; zmiana sto-sunkw rodzinnych spowodowa a natomiast, e kobietom coraz trudniej by o wype ni czas, zajmuj c si wy cznie dzie mi i wnukami. W wieku lat czterdziestu pi ciu stwierdza y, e nie maj nic do roboty i e zosta o im jeszcze kilkadziesi t lat tej bezczynno ci. Okres ycia, w ktrym mo na realizowa si zawo-dowo, zosta zmarnowany, a wraz z nim mo liwo rywalizacji z m czyznami. Coraz trudniej by o pozosta kobiet w tradycyj-nym znaczeniu, a dodatkowym obci eniem by a wrogo opinii publicznej wobec takic h aspiracji. Feministki dysponowa y bardzo przekonuj cymi argumentami. Dawny model ma e stwa zosta wi c zlikwidowany, lecz w jego miejsce nie powsta nowy. Postulat feministek, by usun niesprawiedliwo poprzez rwny podzia obowi zkw domowych, nie jest rozwi zaniem, lecz p rodkiem. M czy ni s mniej oddani swym karierom, a kobiety rodzinom, i cho mo na dowodzi , e ycie jednych i drugich jest teraz bogatsze, to z pewno ci tak e bardziej rozpro-szone. Problem posady w innym mie cie nie znika, nadal zatruwa stosunki rodzinne, pozostaje rd em nieufno ci i urazy, zarze-wiem konfliktu. Ponadto p rodek ten nie reguluje kwestii wy-chowania dzieci. Czy oboje rodzice maj traktowa priorytetowo karier , a nie dzieci? Poprzednio dzieci mog y liczy na bez-warunkowe oddanie przynajmniej jednej osoby matki, dla ktrej by y najwa niejsz spraw w yciu. Czy po owiczne odda-nie przemno one przez dwie osoby daje w wyniku to samo? Czy te po prawej stronie tego rwnania mamy brak troski o dzieci? W takich warunkach rodzina przestaje by ca o ci , a ma e stwo

150 151

staje si ci arem, przed ktrym atwo si uchyli , szczeglnie m czyznom. W tym momencie problem staje si brutalny. Dusze m czyzn ich ambitny, wojowniczy, opieku czy, zaborczy charakter musz zosta zdemontowane, aby po o y kres ich dominacji nad kobietami. Machismo" ta polemiczna charakterystyka m sko- ci czy te m no ci, ktra dla psychologii staro ytnej by a pod-stawow wrodzon cnot m czyzny, odpowiedzialn tak e za przywi zanie i wierno teraz jest winne wszelkiego z a, ze zr nicowaniem p ci na czele. Feministki doko czy y tylko dzie a rozpocz tego przez Hobbesa, ktry postulowa okie znanie co dzikszych poryww duszy. Skoro machismo zosta o zdyskredyto-wane, zadan konstruktywnym iem jest uczyni z m czyzny istot troskliw , wra liw , wr cz macierzy sk , dopasowan do struktu-ry przebudowanej rodziny. M czy ni musz si zatem znowu podda reedukacji wed ug abstrakcyjnego programu. Musz po-godzi si z kobiec stron " swej natury. W szko ach, popularnej psychologii, telewizji i kinie wyl g a si chmara postaci typu Dustin Hoffman i Meryl Streep*, ktre maj uwiarygodni ten projekt. M czy ni poddaj si reedukacji bez entuzjazmu, lecz karnie, aby unikn ha bi cej etykietki seksisty i nie zaognia stosunkw ze swymi onami i dziewczynami. Uczyni m czyzn zniewie cia ym jest rzeczywi cie mo liwe. Troskliwo to jednak zupe nie inna sprawa, tote projekt skazany jest na niepowodzenie. Projekt musi upa , poniewa w epoce indywidualizmu adnej z p ci nie da si nauczy , by otworzy a si na bli nich, zw aszcza je eli sami nauczyciele coraz bardziej si zamykaj . Ponadto troskliwo jest albo afektem, albo cnot , nie za cech opisow , tak jak wra liwo ". Cnota miarkuje afekt: umiar miarkuje po danie, odwaga miarkuje strach. Jaki afekt miarkuje troskli-wo ? Zapewne zaborczo , lecz w naszych czasach zaborczo ma zosta wypleniona, nie zmiarkowana. Poszukuje si cechy, ktra by si przeciwstawi a wrodzonemu egoizmowi, lecz abstra-kcyjne nawo ywania moralizatorw nie zmieni faktu, e to tylko * Aluzja do filmu Sprawa Kramerw, gdzie role rodzinne s odwrcone (przyp. t um.). pobo ne yczenie. Dawny porz dek moralny, mimo ca ej swej niedoskona o ci, przynajmniej kierowa ludzkie afekty ku cnocie. Poniewa ludzie ze swej natury troszczyli si o siebie samych, moralno pragn a rozci gn t troskliwo rwnie na innych, zamiast przykazywa ludziom, by przestali zajmowa si sob . Ta druga metoda jest zarwno tyra ska, jak i nieskuteczna. W porz d-ku politycznym lub spo ecznym z prawdziwego zdarzenia dusza jest jak katedra gotycka samolubne si y napr aj ce i rozpiera-j ce d wigaj do gry ca konstrukcj . Abstrakcyjny moralizm pot pia

pewne zworniki, usuwa je, po czym za upadek budowli obarcza win natur kamieni i architekta. Najlepszym przyk adem tego b du w sferze politycznej jest upadek kolektywnego rolnic-twa w krajach socjalistycznych. Rzeczywista motywacja zostaje zast piona wyimaginowan , a gdy ta nie przynosi oczekiwanych efektw, rolnicy, ktrzy nie poczuli si pobudzeni do dzia ania, s obwiniani i prze ladowani. Powr my jednak do cnt rodzinnych. Poniewa uchodzi o za pewnik, e m czy ni przywi zuj wielk wag do w asno ci prywatnej, dawna m dro usi owa a po czy t motywacj z trosk o rodzin : m czyzna mia prawo traktowa rodzin jak swoj w asno , i by do tego zach cany, aby instyn-ktowna troska o w asno przenios a si na rodzin . Metoda ta by a skuteczna, cho oczywi cie pozostawia a wiele do yczenia z pun-ktu widzenia sprawiedliwo ci. Kiedy ony i dzieci przychodz do m a i ojca, by mu powiedzie : Nie jeste my twoj w asno ci ; jeste my celami samymi w sobie i damy, by nas odpowiednio traktowa ", bezstronny obserwator mo e temu tylko przyklasn . Trudno pojawia si jednak z chwil , gdy ona i dzieci dodatkowo za daj , by ojciec troszczy si o nie tak jak przedtem, chocia w a nie da y mu przyk ad troski wy cznie o siebie. Oponuj przeciwko interesownej motywacji ojca i daj , by za pomoc jakich czarw wzbudzi w sobie motywacj altruistyczn , ktr chc wykorzysta do w asnych celw. Ojciec w wi kszo ci przy-padkw zrezygnuje z pozycji w a ciciela, lecz zamiast przeistoczy si w opatrzno ciowego Boga, czego yczy aby sobie rodzina, przestanie by ojcem i stanie si tylko m czyzn . W Pa stwie, ktre odmalowa nam Platon, najbardziej niezno ny jest wymg,

152 153

by m czy ni wyrzekli si ziemi, pieni dzy, on i dzieci na rzecz dobra og u, o ktre wcze niej troszczyli si po rednio, motywo-wani ni szymi pobudkami. Sokrates buduje szcz liw polis, sk ada-j c si z samych nieszcz liwych ludzi. Podobne dania stawia si dzisiaj, w epoce rozprz enia moralnego i powszechnego hedo-nizmu. Platon uczy, e chocia sprawiedliwo jest ze wszech miar po dana, nie mo na oczekiwa doskona o ci moralnej od zwyk ych ludzi. Lepsze rzeczywiste miasto ska one egoizmem ani eli takie, ktre istnieje tylko w s owach, lecz popycha ku tyranii.

Nie twierdz , e dawna struktura rodziny by a w a ciwa lub e mo na i nale y do niej powrci . Zale y mi tylko na tym, aby my sobie nie wmawiali, e istniej inne, skuteczne rozwi zania, tylko dlatego, e ich chcemy i potrzebujemy. Szczeglne przywi zanie matek do dzieci by o i do pewnego stopnia nadal pozostaje faktem, niewa ne, czy wynik ym z natury, czy z kultury. Nie znamy natomiast przyk adw tego rodzaju przywi zania u ojcw. Mo e-my go wymaga , ale je eli natura odmwi nam wsp pracy, wszel-kie nasze wysi ki pjd na marne. Biologia zmusza kobiety do urlopw macierzy skich. Prawo mo e wymc na m czyznach urlopy ojcowskie", lecz nie potrafi wymusi po danych uczu . Tylko za lepiony ideolog nie dostrze e r nicy pomi dzy tymi urlopami, jak rwnie sztuczno ci, a nawet mieszno ci tego dru-giego. Mo na zrwna w prawach samcze i samicze piersi, lecz m skie nie sp yn mlekiem. Przywi zanie kobiet do dzieci ma zosta cz ciowo zast pione wekslami obiecuj cymi m skie przy-wi zanie. Czy skutkiem jakiej tajemnej alchemii weksle zamieni si w brz cz c monet ? Czy te ka dy za o y sobie osobne konto bankowe rzecz jasna, w sensie psychologicznym? Analogicznie poniewa na m czyznach nie mo na pole-ga , kobiety musia y zapewni sobie niezale no finansow . M czyznom da o to pretekst, by mniej si interesowa sytuacj materialn p ci przeciwnej. Zale na, s aba kobieta jest rzeczywi- cie zdana na ask m czyzny. S abo ta chwyta a jednak za serce ogromnie wielu m czyzn. Dzisiaj natomiast jako lekarstwo na ich nieodpowiedzialno proponuje si jeszcze wi ksz nieod-powiedzialno . Ponadto kobieta, ktra potrafi by niezale na, nie ma wi kszej motywacji, by wzbudza w m czy nie troskliwo o siebie i dzieci. Inny przyk ad z tego zakresu: pewna pani pod-pu kownik powiedzia a w radiu, e ostatni przeszkod na drodze do rwno ci p ci w wojsku jest opieku czo m czyzn. Wi c sko czmy z ni ! A przecie opieku czo m czyzn bior ca si z m skiej dumy i ch ci okrycia si chwa za obron honoru i ycia s abej niewiasty by a zarwno form wi zi, jak i meto-d uszlachetnienia egoizmu. Dzi natomiast po c m czyzna mia by ryzykowa ycie, broni c mistrzyni karate, ktra dok adnie wie, na jakiej cz ci m skiej anatomii powinna si skoncentrowa , kiedy zostanie napadni ta? Czym zast pi formy wi zi, ktre s likwidowane w imi nowej sprawiedliwo ci? By pos u y si analogi , do ktrej ju si odwo ywa em, pod obci eniem naszych reform star y si tryby spo ecznej przek ad-ni, tote k ka tej machiny ju si nie zaz biaj . Kr c si luzem obok siebie, nie wprawiaj c w ruch maszynerii stosunkw mi -dzyludzkich. Nad tym marnotrawieniem energii na ja owym biegu powinni si zastanowi m odzi ludzie, kiedy my l o przysz o ci. Kobiety ciesz si ze swych osi gni , z nowych mo liwo ci, z programu na przysz o , ze swej moralnej wy szo ci. Euforia ta podszyta jest jednak mniej lub bardziej u wiadomionym poczu-ciem, e s z natury istotami dwoistymi: potrafi robi prawie wszystko, co robi m czy ni, ale tak e pragn mie dzieci. Nawet je eli po cichu marz , i b dzie inaczej, s w pe ni przygotowane na karier zawodow przy jednoczesnym wychowywaniu dzieci w pojedynk . A poniewa spodziewaj si tego i odpowiednio uk adaj sobie ycie, ro nie prawdopodobie stwo, e tak si w a nie stanie. M czy ni stoj dzi ideologicznie na znacznie gorszych pozycjach, lecz mog tanim kosztem zdezerterowa . W swych zwi zkach z kobietami maj niewiele do powiedzenia; prze wiad-czeni o niesprawiedliwo ci starego porz dku, za ktry byli odpowie-dzialni, oraz praktycznie niezdolni zmieni kierunku, w ktrym porusza si taran przemian s uchaj , czego si od nich oczekuje, i prbuj si do tego dostosowa , lecz gotowi s w ka dej chwili wycofa si z gry. Nie s przeciwni sta ym zwi zkom, ale sytuacja jest tak niepewna. Przewiduj ogromn inwestycj energii emo-

154 155

cjonalnej, ktra atwo mo e zako czy si bankructwem; nie chc po wi ca kariery, nie maj c jasno ci, co otrzymaj w zamian prcz oglnikowego bycia razem. Tymczasem jedna z najsilniej-szych i najstarszych pobudek do zawarcia ma e stwa przesta a dzia a . M czy ni nie potrzebuj si ju eni , aby zapewni sobie zaspokojenie seksualne. Wy wiechtany komuna , ktrym ciemni" rodzice raczyli swe crki: Nie b dzie ci szanowa , nie o eni si z tob , je eli oddasz mu si zbyt atwo", okazuje si najtrafniej, najwnikliwiej charakteryzowa obecn sytuacj . Ko-biety mwi , e tak by powinno, e chc , aby m czy ni enili si z czystych pobudek albo wcale, lecz wszyscy wiedz , a one same najlepiej, e nie s wobec siebie szczere. Eros Taki jest zatem obraz ycia seksualnego na uniwersytetach. Relatywizm w teorii i brak wi zi w praktyce powoduje, e studenci nie potrafi wyobrazi sobie przysz o ci i my le o niej z nadziej , tote tkwi w skorupie swego tera niejszego i materialistycznego ja. Ch tnie recytuj narzucony katechizm, ktry zwalnia od my- lenia i obiecuje zbawienie, ale wiara we jest nik a. Pewien bardzo inteligentny student powiedzia mi: Obsesyjnie pielgrzy-mujemy do rd a, ale ci gle mamy sucho w ustach". Potwierdza to retoryka uniwersyteckich gejw. Od da i skarg na istniej cy porz dek Nie dyskryminujcie nas; nie regulujcie moralno ci ustawami; nie stawiajcie w ka dej alkowie policjanta; uszanujcie nasz orientacj seksualn " przeszli do pozbawionych tre ci hase

poszukiwania stylu ycia. Nie ma i nie b dzie nic konkretniej-szego. Wszystkie rodzaje zwi zkw sta y si jednakowe w swej nieokre lono ci. Erotyzm naszych studentw jest cherlawy. Nie ma nic wsplnego z boskim szale stwem opiewanym przez Sokratesa; ze wiadomo- ci niezupe no ci, budz c t sknot za dope nieniem; z naturaln ask , ktra pozwala cz stkowej istocie odzyska pe ni w ramio-nach innej, czy te istocie czasowej ywi pragnienie wieczno ci w sta ym odradzaniu si swego nasienia; z nadziej , e nasze ziemskie dokonania nie zostan zapomniane; z kontemplacj do -skona o ci. Prawdziwy erotyzm jest swoist chorob , lecz zara-zem jej uleczeniem, a ponadto potwierdza dobro stworzenia. Jest dowodem subiektywnym, lecz niefalsyfikowalnym wi zi cz owieka, cho by niedoskona ej, z innymi lud mi i ca o ci na-tury. Najcz ciej wyra a si zachwytem, rd em poezji i filozofii. Eros wymaga od swych czcicieli odwagi, ale te wiele obiecuje. Owa t sknota za pe ni jest t sknot za edukacj , a edukacja to nic innego jak poznanie Erosa. Sokratesowskie Wiem, e nic nie wiem" oznacza doskona znajomo erotyki. T sknota do rozmo -wy, ktr zarazi swych towarzyszy, ktra przetrwa a jego mier i zrodzi a filozofi , by a dla zarwno najpo dliwszym, naj-bardziej zaborczym kochankiem, jak i najbogatszym, najszczo-drzejszym ukochanym. ycie seksualne, jakie prowadz studenci, oraz ich pogl dy na ten temat parali uj t t sknot i czyni j dla nich niezrozumia . Eros zosta wyzuty ze swych w adz poznaw-czych. Poniewa studenci mu nie ufaj , pozbawieni s czci wobec samych siebie. Nie potrafi ju dostrzec prawie adnego zwi zku pomi dzy Uczt Platona a tym, czego ucz si na wychowaniu seksualnym. A przecie tylko z tak niebezpiecznych wy yn mo emy ujrze nasze po o enie we w a ciwej perspektywie. Fakt, e plato ska perspektywa przesta a by dla nas wiarygodna, jest miar naszego kryzysu. Dopiero kiedy uznamy Fajdrosa i Uczt za w a ciw interpretacj naszych prze y , mo emy by pewni, e doznajemy ich w ca ej pe ni i e posiedli my niezb dne minimum wychowa-nia. Nawet Rousseau, twrca jednej z najbardziej wp ywowych redukcjonistycznych koncepcji Erosa, orzek , e Uczta na zawsze pozostanie ksi g kochankw. Czy jeste my jeszcze kochankami Tak formu uj ? problem wychowania w naszych czasach. U wszystkich gatunkw zwierz t, prcz cz owieka, kresem rozwoju jest osi gni cie dojrza o ci p ciowej. Stadium to stanowi wyra nie wytyczony cel, do ktrego zmierza wychowanie i wzrost organizmu. ycie zwierz cia nastawione jest na rozrd. Dojrza y osobnik bytuje na tym p askowy u, po czym zst puje w dolin . Tylko u cz owieka dojrzewanie p ciowe jest dopiero pocz tkiem.

156 157

Najd u sza i najciekawsza faza jego wychowania moralnego i in-telektualnego przychodzi p niej, a u ludzi cywilizowanych wy-chowanie to obejmuje rwnie poci g seksualny. W tej szkole uczu " kszta tuj si jego upodobania, a co za tym idzie dobr partnerw. Mo na odnie wra enie, e wychowanie s u y jego seksualizmowi. Jest to relacja zwrotna: znaczn cz energii potrzebnej do nauki cz owiek czerpie ze swego seksualizmu. My, ludzie, nie traktujemy dzieci, ktre osi gn y dojrza o p ciow , jako doros ych. S usznie wyczuwamy, e do doros o ci stanu, w ktrym dana osoba umie pokierowa swym yciem i mo e by matk lub ojcem z prawdziwego zdarzenia droga jeszcze dale-ka. Droga ta stanowi wa n cz procesu wychowania, w ktrej seksualizm zwierz cy przekszta ca si w seksualizm ludzki instynkt ust puje wiadomym decyzjom, podejmowanym pod k -tem prawdy, dobra i pi kna. W przeciwie stwie do innych zwie-rz t, dojrzewanie nie wyposa a cz owieka we wszystko, czego on potrzebuje, by od czy si od swego rodzaju. Oznacza to, e zwierz ca cz jego seksualizmu jest nierozerwalnie spleciona z wy szymi czynno ciami duchowymi, ktre musz naznaczy po danie sw tre ci ; utrzymanie tych dwch sfer w harmonii jest najtrudniejszym zadaniem wychowania. Nie b d udawa , e znam te tajemnicze sprawy na wylot, lecz wiadomo niewiedzy uczula mnie na te zjawiska ludzkiej natu-ry, ktre cz w sobie to, co w nas najwy sze i najni sze, a przy tym nie pozwala mi przyj na wiar rozpowszechnionych, obec-nie uproszczonych s dw w tej dziedzinie. Uwa am, e najcieka-wsi s ci uczniowie, ktrzy nie rozstrzygn li jeszcze problemu seksualnego, ktrzy s jeszcze m odzi, ktrzy wygl daj m odo na swj wiek, ktrzy ciesz si my l , e wiele maj jeszcze przed sob i e do wielu rzeczy musz jeszcze dorosn , zafascynowa-ni zagadkami, w ktre nie zostali jeszcze wtajemniczeni. Zdarza-j si m odzi ludzie, ktrzy s m czyznami i kobietami w wieku lat szesnastu i erotyka nie kryje w sobie dla nich adnych niewia-domych. S doro li, w tym sensie, e ju si specjalnie nie zmieni . By mo e zostan wybitnymi fachowcami w swej dziedzinie, lecz ich dusze s jak nie nadmuchany balon. wiat jest dla nich taki, jaki jawi si zmys om, nie ubarwiony przez wyobra ni , wytra-wiony z idea w. Z doktryny seksualnej naszej epoki rodz si miliony nie nadmuchanych dusz. Zbyt atwy dost p do rozkoszy seksu w rd nastolatkw zrywa z ot ni cz c Erosa z wychowaniem. Zwulgaryzowany freu-dyzm wie czy dzie o, autorytetem nauki pod yrowuj c nieeroty-czne rozumienie seksu. Nastolatek, u ktrego seksualne apetyty wiadomie lub pod wiadomie oddzia uj na nauk , ma zupe nie inny wiat prze y od m odzie ca, u ktrego ten czynnik nie wyst puje. Wycieczka do Florencji czy Aten jest czym innym dla m odego cz owieka, ktry pragnie spotka sw Beatrice na Ponte Santa Trinita czy swego Sokratesa na Agorze, czym innym za dla ucznia nie trawionego t rozdzieraj c potrzeb . Ten drugi jest tylko turyst , pierwszy szuka pe ni ycia. Flaubert, wielki znawca problemu t sknoty we wsp czesnym wiecie, posy a Emm

Bovary na bal u dekadenckiego arystokraty, gdzie jej oszo omionym oczom ukazuje si nast puj cy widok: Na pierwszym miejscu, sam w rd tych wszystkich kobiet, z serwet zawi zan pod brod jak u dziecka, siedzia nad pe nym talerzem jaki zgarbiony starzec, a krople sosu kapa y mu z ust. Powieki mia zaczerwienione i wy arte, a z ty u stercza mu krtki kosmyk w osw zwi zanych czarn wst k . By to te markiza, stary ksi de la Laverdiere, dawny faworyt hrabiego dArtois z czasw polowa w Vaudreuil, u markiza de Conflans. Powiadano, e by kochankiem krlowej Marii Antoniny, mi dzy panem de Coigny a panem de Lauzun. Ku przera eniu rodziny roztrwoni ca y maj tek i prowadzi ycie g o ne z rozpusty, pe ne pojedynkw, zak adw i porywanych kobiet. Lokaj, stoj cyza jego krzes em, pochylaj c si do ucha, wymienia mu g o no potrawy, ktre ksi , be koc c co , wskazywa palcem. Oczy Emmy wraca y wci mimo woli do tego starca o ob-wis ych wargach, jak do czego niezwyk ego i dostojnego. Bywa na dworze, sypia w o ach krlowych!* * G. Flaubert, Madame Bovary, prze . A. Mici ska.

158 159

Inni dostrzegaj tylko odra aj cego starca, lecz Emma widzi ancien regime. Jej widzenie jest prawdziwsze, poniewa kiedy rzeczywi cie istnia ancien regime, a w nim wspaniali kochanko-wie. Upo ledzona tera niejszo nie uczy o przesz o ci, je eli nie istniej aspiracje, ktre wzbudza yby niezadowolenie z tera nie-jszo ci. Aspiracji tych bardzo potrzebuj studenci, poniewa wiel-kie tradycje zramola y pod nasz piecz . Potrzeba wyobra ni, aby przywrci im m odo , pi kno i ywotno i mc czerpa z nich inspiracj . Student, ktrego ubawi pomys wygrywania serenad pod ok-nem bogdanki, nigdy nie b dzie czyta ani pisa poezji pod jej natchnieniem. Jego wybrakowany Eros nie nape ni mu duszy obrazami pi kna, tote pozostanie ona barbarzy ska i sflacza a. Nie namawiam go bynajmniej, by idealizowa wiat, postrzega go przez barwne okulary; twierdz , e nie zobaczy wiata takim, jaki jest naprawd . Znaczna liczba studentw wst powa a niegdy w progi uni-wersytetu w stadium fizycznego i duchowego dziewictwa, spo-dziewaj c si utraci tam niewinno . Pragnienie to przenika o wszystkie

ich my li i poczynania. Trawi a ich bolesna wiado-mo , e czego chc , lecz nie byli dok adnie pewni, co to jest, jak przyjmie posta i co oznacza. Zakres zaspokoje , ktrych domaga o si to po danie, mie ci si w przedziale od prostytutek po Platona, od zbrodni po heroiczne wyczyny. Nade wszystko chcieli pouczenia. Praktycznie ka da lektura z humanistyki i nauk spo ecznych mog a im obja ni rd a ich blu i wskaza drog do jego u mierzenia. Wychowawca widzia w ich oczach to pot -ne napi cie, t dz w biologicznym sensie tego s owa wiedzy, co mu pochlebia o, gdy czu si bardzo potrzebny. Znaj-dowa satysfakcj w karmieniu tych zg odnia ych dusz, w nape nianiu ich nadmiarem, ktry go rozsadza . Cieszy si , s ysz c ekstatyczne O, tak!", gdy syci ich potrzeby Szekspirem i He-glem. czy w sobie, rzec mo na, alfonsa i akuszerk . Ci goty, ktre wydawa y si czysto seksualne, by y tylko fizycznie uze-wn trznionym odzewem na nakaz wyroczni delfickiej: Poznaj samego siebie", ktry to nakaz jest tylko przypomnieniem o naj-niezb dniejszej potrzebie ludzkiej. Syty atwo dost pnych, klinicznych, sterylnych zaspokoje cia a i duszy dzisiejszy student, po raz pierwszy przekroczy-wszy bramy uniwersytetu, nie czuje si ju , jakby wst pi do zaczarowanej krainy. Oboj tnie mija ruiny, nie prbuj c wznie w wyobra ni ich dawnych kszta tw. Duchowo oklap y, nie szuka ju na uniwersytecie wype nienia. Najbardziej produktywne lata nauki czas, kiedy Alkibiadesowi sypa y si pierwsze w osy na brodzie id na marne skutkiem sztucznego nadrozwoju i sofi-stycznej m drkowato ci nabytej w szkole redniej. Przechodzi najlepsza chwila na wychowanie seksualne i prawie nikt nie u wia-damia sobie, co utraci . Przeciwnie, uniwersytet nie czuje si powo any do zaspokajania takich potrzeb i nie wierzy, by mumie wystawione w uniwersytec-kim muzeum mog y przemwi do zwiedzaj cych lub, o zgrozo, sta si w ich yciu czym wa nym. Humani ci to stare panny pracuj ce w bibliotece. Dochodz do wniosku, e ostatnim p od-nym okresem, w ktrym uniwersytet i studenci tworzyli dobran par , by flirt z Freudem w latach czterdziestych i pi dziesi tych. Freudyzm by reklam prawdziwej psychologii, przysposobion do wsp czesnych gustw wersj odwiecznego roztrz sania zja -wisk duszy. Pami tam dreszcz emocji, gdy moja pierwsza dziew-czyna w college'u powiedzia a mi, e uniwersytecka dzwonnica to symbol falliczny. Moje utajone obsesje z czy y si tu z autory-tetem wiedzy, ktrego oczekiwa em od uniwersytetu. W szkole redniej tego nie by o. Czy niecierpliwi em si , by utraci dziewictwo, czy te by przenikn tajemnice bytu? Chwalebne pomieszanie! Nareszcie wszystkie karty zosta y wy o one na st . wi stwa" przesta y by zakazan domen filozofii umys u, poniewa Freud obieca przywrci dusz i potraktowa powa nie wszystko, co si w niej dzieje. Mia si za nowego, ulepszonego Platona, co pozwala o nam ponownie czci twrc Akademii, tym razem jako prekursora Freuda. Jednak e freudyzm okaza si psychologi bez psyche, czyli bez

160 6 Umys zamkni ty

161

duszy. Freud nie potrafi zadowalaj co wyja ni tego, co prze- ywali my. Wszystko, co wznios e, musia o by st umieniem cze-go ni szego b d tylko symbolem jakich innych d e . Najwi -kszym osi gni ciem artystycznym, inspirowanym freudowskim widzeniem intelektualnych d e cz owieka, by a mier w We-necji niezbyt yzne pole do refleksji dla wyrafinowanych umys w! Arystoteles powiedzia , e cz owiek zna dwa najwy sze uniesienia, ktrym towarzyszy intensywna rozkosz: stosunek seksu-alny i my lenie. Dusza ludzka jest rodzajem elipsy lub hiperboli: jej zjawiska rozpi te s pomi dzy dwoma ogniskami, ukazuj c sw tropikaln r norodno i niejednoznaczno . Freud dostrze-ga tylko jedn ogniskow duszy, t , ktr posiadaj zwierz ta, wszelkie za wy sze zjawiska psychologiczne t umaczy represyj-no ci spo ecze stwa lub stosowa inne tego rodzaju wybiegi. De facto nie wierzy w dusz , lecz tylko w cia o, wraz z jego biernym organem wiadomo ci, umys em. Za mi o to jego widze-nie wy szych zjawisk, czego dowodz jego zgrubne spostrze enia z dziedziny sztuki i filozofii. Studenci nie szukali wy cznie za-spokojenia seksualnego, lecz tak e poznania siebie samych, a tego Freud nie umia im zapewni . Freudowskie poznaj samego sie-bie" wiod o ludzi na kozetk terapeuty, gdzie opr niali zbiornik spr onego paliwa, ktre mia o wystarczy na podr od mniema do wiedzy. Dla Freuda poznaj samego siebie" nie oznacza o poznania miejsca cz owieka w porz dku wszechrzeczy. Psycholo--gia akademicka ju dawno straci a powab dla studentw o zaci ciu filozoficznym. Freudyzm sta si dochodowym przedsi wzi ciem komercyjnym, zaj w yciu publicznym miejsce rwne rang in ynierii i bankowo ci. Intelektualnie kusi jednak nie wi cej od nich. Chc c znale siebie, musimy szuka gdzie indziej. 162 CZ SC DRUGA NIHILIZM PO AMERYKA SKU NIEMIECKI CZNIK

Kiedy prezydent Ronald Reagan okre li Zwi zek Radziecki mianem imperium z a", chr prawomy lnych gromko zaprotesto-wa przeciwko takiej j trz cej retoryce. Kiedy za pan Reagan mawia , e Stany Zjednoczone i Zwi zek Radziecki wyznaj odmienne warto ci" (podkre lenie moje), te same osoby w naj-gorszym razie kwitowa y to stwierdzenie milczeniem, a nawet cz sto mu

przyklaskiwa y. S dz , e prezydent za ka dym razem chcia powiedzie to samo, a odmienna reakcja na te r ne sfor-mu owania wprowadza nas w najdonio lejsze i najbardziej zdu-miewaj ce zjawisko naszych czasw, tym bardziej zdumiewaj ce, e niemal nie dostrzegane: istnieje dzisiaj zupe nie nowy j zyk dobra i z a, zrodzony z prb wyj cia poza dobro i z o"; j zyk ten nie pozwala ju z przekonaniem rozgranicza dobra i z a. Nawet osoby, ktre ubolewaj nad nasz obecn kondycj moral-n , wyra aj swe zatroskanie j zykiem, ktry jest tej kondycji przyk adem. Wspomniany nowy j zyk to j zyk relatywizmu warto ci, cha-rakterystyczny dla przemiany moralnopolitycznej dorwnuj cej skal tej, ktra nast pi a po nastaniu chrze cija stwa w miejsce greckorzymskiego poga stwa. Nowy j zyk zawsze odzwiercie-dla nowy punkt widzenia; stopniowe, nie u wiadomione rozpo-wszechnianie si nowego s ownictwa jest nieomylnym znakiem g bokich zmian w sposobie ujmowania wiata. Kiedy w jedno

163

pokolenie po mierci Hobbesa biskupi dobrowolnie pos ugiwali si j zykiem stanu natury, umowy spo ecznej i praw cz owieka, sta o si oczywiste, e autor Lewiatana odnis zwyci stwo nad w adzami ko cielnymi, ktre nie potrafi y ju rozumie swej roli tak jak dawniej. Rozpocz si nieuchronny proces, w wyniku ktrego dzisiejsi biskupi Canterbury maj nie wi cej wsplnego z dawnymi ani eli druga El bieta z pierwsz . Tym, co urazi o wsp czesne uszy, kiedy prezydent Reagan pos u y si s owem z o", by a kulturowa arogancja, supozycja, jakoby prezydent, a z nim Ameryka, wiedzieli, co jest dobre; odmwienie godno ci innym wzorcom ycia; domy lna pogarda dla tych, ktrzy nie podzielaj naszych wzorcw. Politycznie wypowied prezydenta wskazuje, e nie jest on gotw do negocja-cji. Przeciwstawienie dobra i z a nie podlega negocjacjom i mo e by powodem wojny. Osobom zainteresowanym rozwi zaniem konfliktu" znacznie atwiej jest z agodzi napi cie pomi dzy war-to ciami ni pomi dzy dobrem a z em. Warto ci s substancj lotn , ktra istnieje g wnie w wyobra ni, lecz mier jest czym rzeczywistym. Termin warto ", sygnalizuj cy skrajny subiekty-wizm wszystkich

przekona na temat dobra i z a, s u y wygodzie tych, ktrym zale y wy cznie na utrzymaniu si przy yciu. Relatywizm warto ci mo na uzna za wiekopomne wyzwole-nie od tyranii dobra i z a, ci cej brzemieniem wstydu i winy, nakazuj cej bez ustanku zmierza za g osem dobra i zatyka uszy na wo anie z a. Nieuchwytne dobro i z o s rd em niesko czo-nych udr k na przyk ad wojny i t umienia seksualizmu ktre ust puj niemal natychmiast, z chwil gdy wprowadzimy bardziej elastyczne poj cie warto ci. Nie ma potrzeby si zadr cza lub my le o sobie le, kiedy wystarczy odrobin podretuszowa warto ci. T sknota za zrzuceniem wszelkich okoww i szcz li wym, nie szarpanym sprzeczno ciami wiatem, ktra znalaz a swj wyraz w krytyce przemwienia prezydenta Reagana, to jeden z licznych elementw wi cych rzeczywisto Ameryki z filozo-fi niemieck w jej najbardziej zaawansowanej formie. Istnieje jednak druga strona medalu. Osoby szczerze oddane warto ciom budz powa anie. Ich g boka wiara, troska i zaangaowanie, przekonanie o s uszno ci czego to dowody na ich niezale no , wolno i kreatywno . Z pewno ci nie mo na ich oskar y o pj cie na atwizn ; posiadaj pewne normy post po -wania, ktre s tym cenniejsze, e nie przej te z tradycji, nie oparte na obserwacji codziennej rzeczywisto ci, nie b d ce w tpliw racjonalizacj materialistycznych, egoistycznych rachub. Herosi i arty ci oddaj si idea om w asnego chowu. S antybur uazyjni. Warto s u y tutaj nie wygodnickim, lecz osobom szukaj cym o ywczych inspiracji, nowych przekona w kwestii dobra i z a, przynajmniej dorwnuj cych si dawnym przekonaniom, ktre zosta y odczarowane, odmitologizowane i zdemistyfikowane przez naukowy rozum. Z interpretacji tej wynika, e nie ma nic szlachet-niejszego nad umieranie za warto ci, podczas gdy dawny realizm i obiektywizm os abia zaanga owanie we w asne cele. Natura jest oboj tna na dobro i z o; ludzkie interpretacje narzucaj naturze prawo ycia. J zyk warto ci w swym obecnym u yciu popycha nas zatem w dwch przeciwstawnych kierunkach i po linii najmniejsze-go oporu b d przyj silne postawy i fanatyczne cele. Alternaty-wa ta jest jednak tylko r nymi wnioskami wywiedzionymi z tego samego za o enia. Warto ci nie odkrywa si rozumem i daremnie jest ich poszukiwa , d y do prawdy czy tajemnicy godziwego ycia. Wyprawa rozpocz ta przez Odyseusza i kontynuowana przez tysi clecia zako czy a si odkryciem, e cel poszukiwa nie istnieje. Ten rzekomy fakt obwie ci nie dalej jak sto lat temu Nietzsche s owami Bg umar ". Dobro i z o po raz pierwszy przyj y posta warto ci, ktrych mamy tysi c i jedn z rozumowego czy obiektywnego punktu widzenia wszystkie s rwnie godne wyboru. Zdrowe z udzenie istnienia dobra i z a zosta o definitywnie rozwiane. Nietzsche widzia w tym najtragiczniejsz z katastrof, nios c ze sob rozk ad kultury i utrat ludzkich aspiracji. Sokratyczne ycie przemy lane" przesta o by mo liwe i po dane. Sam idea ycia filozoficznego nie podlega analizie, tote je eli w przysz o ci mia o istnie jakie ludzkie ycie, pun-ktem wyj cia musia a sta si prostoduszna zdolno do ycia naiwnego. Model ycia filozoficznego sta si miertelnie szkod-

164

165

liwy. S owem, Nietzsche z ca powag oznajmi cz owiekowi nowo ytnemu, e ten spada bezw adnie w otch a nihilizmu. Istnieje nadzieja, e je eli ludzie wyjd ca o z tego przera aj cego do wiadczenia, wys cz je do samego dna, po czym nastanie nowa era tworzenia warto ci, rodzenia si nowych bo yszcz. Przedmiotem krytyki Nietzschego by a oczywi cie nowo ytna demokracja. Jej racjonalizm i egalitaryzm s zabjcze dla twr-czo ci. Codzienne ycie w demokracji oznacza dla niemieckiego filozofa wtrne zezwierz cenie cz owieka w warunkach cywiliza-cji. Nikt i w nic ju naprawd nie wierzy, ka dy pogr a si we frenetycznej pracy i frenetycznej zabawie, nie chc c spojrze w oczy prawdzie o mierci Boga, nie chc c zagl da w otch a . Nawo ywanie do buntu przeciwko demokracji liberalnej jest u Nietzschego dobitniejsze i bardziej radykalne ni u Marksa. Nietzsche dodaje, e lewica, czyli socjalizm, nie stanowi przeci-wie stwa szczeglnej odmiany prawicy, czyli kapitalizmu, lecz jej uzupe nienie. Wo anie Nietzschego rozlega si z prawicy, lecz prawicy nowego rodzaju wykraczaj cej poza kapitalizm i so-cjalizm, g wne si y nap dowe wiata. Na przekr powy szej charakterystyce, wiatopogl d Nietz-schego znajduje uznanie u twrcw najnowszych modeli wsp -czesnego cz owieka demokratycznego czy egalitarnego. Oznak wielkiej si y oddzia ywania rwno ci, jak rwnie pora ki Nie-tzschego w walce z rwno ci , nale y widzie w tym, e jego filozofia jest teraz znacznie lepiej znana i bardziej wp ywowa w rd lewicy. Na pierwszy rzut oka mo e si to wydawa zaskakuj ce, jako e Nietzsche zwraca si ku temu, co wyj tkowe i wybijaj ce si ponad rwno , a nie ku temu, co zwyczajne i pospolite. Jednak cz owiek demokratyczny, jak ka da w adza, domaga si , by mu schlebia , a wcze niejsze teorie demokracji tego mu nie zapew-nia y. Uzasadnia y demokracj jako ustrj, w ramach ktrego zupe nie zwyczajni ludzie zyskuj ochron , aby mogli realizowa zupe nie zwyczajne i pospolite cele. Mia to by rwnie ustrj sterowany przez opini publiczn , ktra zrwnuje wszystkie g o-sy. Demokracja chce by postrzegana jako przyzwoita przeci tno na tle pe nego blasku zepsucia dawnych ustrojw. Czym zupe nie innym jest jednak ustrj, w ktrym wszystkich obywateli mo na uwa a za przynajmniej potencjalnie niezale nych, two-rz cych w asne warto ci. Cz owiek tworz cy warto ci jest do przyj cia jako nast pca cz owieka godziwego; powstanie tego nowego gatunku jest nieuchronne w klimacie zwulgaryzowanego relatywizmu, poniewa bardzo niewiele osb potrafi powiedzie sobie: Jestem nikim". Godno i powa anie cz owiek zdobywa, nie poszukuj c godziwego ycia, lecz tworz c swj w asny styl ycia", r ny od

wszystkich innych. Kto posiada swj styl ycia", z nikim nie rywalizuje, a zatem nie jest od nikogo gorszy, zas uguje na szacunek we w asnych oczach i w oczach innych. Tego rodzaju my lenie podbi o Ameryk ; najpopularniejsze szko y psychologiczne i stosowane przez nie psychoterapie uznaj tworzenie warto ci za miernik zdrowej osobowo ci. Wi kszo komedii Woody'ego Allena to wariacje na temat cz owieka, ktry pozbawiony prawdziwego , ja", czy te to samo ci" czuje si lepszy od wszystkich zadowolonych z siebie ludzi, poniewa w przeciwie stwie do nich jest wiadomy swej sytuacji, ale jedno-cze nie czuje si od nich gorszy, poniewa inni s przystosowa-ni". Ta zapo yczona psychologia zyskuje wr cz podr cznikowy wyk ad w filmie Zelig. Jest to opowie o cz owieku zewn trz-sterownym", w przeciwie stwie do wewn trzsterownego": ten wspomniany ju podzia wprowadzi w latach pi dziesi tych David Riesman, ktry znalaz poj cie wewn trzsterowno ci u swe-go psychoanalityka Ericha Fromma, zaczerpni te z kolei (w for-mie innige Mensch) od jedynego powa nego my liciela w tym gronie, Martina Heideggera, duchowego wychowanka Nietzsche-go. Zdumia o mnie, gdy zauwa y em, jak bardzo doktrynerski jest Woody Allen i w jak wielkim stopniu jego spojrzenie na wiat bezpo rednio zakorzenione w najg bszej filozofii niemieckiej sta o si norm w ameryka skim przemy le rozrywkowym. Jeden z naukowcw uosabiaj cych wi zi niemiecko-ameryka skie, psycholog Bruno Bettelheim, gra w filmie niewielk rlk . Zelig to cz owiek, ktry jak najdos owniej staje si tym, czego si po nim oczekuje w towarzystwie ludzi borepublikaninem

166 167

gatych; gangsterem w rd mafiosw; czarnym, Chi czykiem lub kobiet , kiedy jest z czarnymi, Chi czykami lub kobietami. Sam z siebie jest nikim, tylko zbiorem rl narzucanych przez innych. Rzeczjasna, poddaje si leczeniu psychiatrycznemu, dzi ki czemu dowiadujemy si , e kiedy by sterowany tradycj ", tj. pochodzi z rodziny g upkowatych, rozta czonych ydowskich rabinw. Osoba sterowana tradycj " to taka, ktra kieruje si w yciu dawnymi warto ciami, odziedziczonymi po przodkach, zazwyczaj religijny-mi; warto ci te narzucaj jej pewn konwencjonaln rol , ktr ona

jednak traktuje jako co wi cej. Nie trzeba dodawa , e powrt do dawnego modelu przystosowania i pozornego zdrowia psychi-cznego nie jest ani mo liwy, ani wskazany. Nie ulega w tpliwo ci, e yd jest pariasem to okre lenie Maxa Webera zyska o pewien rozg os dzi ki Hannah Arendt, u Allena za oznacza kogo , kto jest ciekawy tylko jako cz owiek obcy, o wie ym spojrzeniu na ludzi st d", lecz jego ydowsko sama w sobie nie jest nic warta. O jego warto ci przes dza wiat, ktrym on w danym momencie si interesuje. Odzyskuje zdrowie, kiedy staje si we-wn trzsterowny", kiedy pod a za swymi rzeczywistymi instyn-ktami i ustanawia w asne warto ci. Je li przy dobrej pogodzie pozdrowi si Zeliga s owami: adny mamy dzi dzie ", odpowia-da, e paskudny. Zostaje wi c na powrt zamkni ty w zak adzie psychiatrycznym przez ludzi, do ktrych usi owa si uprzednio upodobni , a ktrych pogl dom wypowiedzia teraz wojn . W ten oto sposb spo ecze stwo narzuca swe warto ci ludziom tworz cym warto ci. Pod koniec filmu Zelig z w asnej inicjatywy rozpoczyna lektur Moby Dicka, ksi ki, o ktrej poprzednio rozprawia , nie przeczytawszy jej, aby zrobi na rozmwcach wra enie. Jego zdrowie psychiczne jest po czeniem dra liwo ci i wystudiowanej dezynwoltury. Komedie Woody'ego Allena stawiaj nast puj c diagnoz : nasza choroba to relatywizm warto ci, na co lekarstwem jest ustanawianie w asnych warto ci. Si a jego filmw tkwi w ukaza-niu wiadomego swej sztuczno ci aktora, nigdy do ko ca nie zespolonego ze sw rol ; jest to posta ciekawa, poniewa za wszelk cen stara si upodobni do innych ludzi, ktrzy s mieszni, bo nie wiadomi swej pustki. Allen przekracza jednak granice dobrego smaku, igraj c w sposb powierzchowny ze sw ydowsko ci , ktra najwyra niej nie posiada dla niego wewn -trznej godno ci. Ca kowit kl sk ponosi natomiast w swej pre-zentacji zdrowego cz owieka wewn trzsterownego, ktry nie jest ani zabawny, ani interesuj cy. A przecie na tle tej postaci postrzegani i os dzani s inni, rwnie mieszni, jak sk piec na tle cz owieka, ktry zna prawdziw warto pieni dzy. Wewn trz-sterowny cz owiek Allena jest pusty lub wr cz nie istnieje, co sk ania do pytania, na ile g bokie s przemy lenia jego twrcy. W a nie ta posta uosabia nico , lecz nie jest oczywiste, czy Allen o tym wie. Wewn trzsterowno to egalitarna obietnica, pozwala-j ca nam pogardza i drwi z bur uazji", ktr widzimy wok siebie. Rozwi zanie to jest nad wyraz trywialne i zwodnicze, poniewa zapewnia si nas, e m ki nihilizmu, ktre cierpimy, to tylko nerwice, uleczalne za pomoc odrobiny terapii i rozprosto-wania kr gos upa. Ucieczka od wolno ci Ericha Fromma to nic innego jak receptura na lepsze ycie a la Dale Carnegie, serwowa-na ze mietank wiede skiej kultury. Pozb d my si kapitalisty-cznej alienacji i puryta skich zahamowa , a ycie stanie si pi kne, poniewa ka dy wybierze to, co mu najbardziej odpowiada. Jed-nak e Woody Allen nie ma nam w a ciwie nic do powiedzenia na temat wewn trzsterowno ci, podobnie jak Riesman czy Erich Fromm. Aby dotrze do ca o ci ponurych znacze , jakie mo e przybra wewn trzsterowno , nale y przestudiowa Heideggera. Allen nie jest ani w po owie tak zabawny jak Kafka, ktry po-traktowa problem naprawd powa nie, bez propagandowych za-pewnie , e lewicowy progresy wizm wszystko rozwi e. Zelig na chwil poddaje si urokowi Hitlera ktry, ma si rozumie , dzia a wy cznie na osoby zewn trzsterowne" b d te , by pos u- y si rwnowa nym terminem wylansowanym przez innego niemieckiego psychosocjologa Theodore'a Adorno osobowo ci , autorytarne"* lecz zostaje ocalony przez swego psychiatricus ex machina. (Flirt ze Stalinem w tym kr gu intelektualnym nie * T sam tez , lecz bez przeciwwagi dowcipu Allena, stawia Bertolucci w Konformi cie.

168 169

wymaga usprawiedliwienia). Woody Allen pomaga nam oswoi si z nihilizmem, zamerykanizowa go. Ja jestem OK i ty jeste OK, pod warunkiem e b dziemy si wsplnie napawa dr cz cy-mi nas zmorami". W polityce, w rozrywce, w religii na ka dym kroku napo-tykamy j zyk zwi zany z Nietzschea skim przewarto ciowaniem wszystkich warto ci, j zyk, ktrego wymaga nowe spojrzenie na wszystko, co dla nas najistotniejsze. Takie s owa, jak charyzma", styl ycia", zaanga owanie", to samo " i wiele innych, wy-wodz cych si w prostej linii od Nietzschego, wesz y do ameryka -skiego j zyka potocznego, cho by yby niezrozumia e dla naszych ojcw, nie mwi c ju o ojcach za o ycielach", zarwno same s owa, jak i to, co oznaczaj . Kilka lat temu rozmawia em z ta-kswkarzem w Atlancie, ktry powiedzia mi, e w a nie wyszed z wi zienia, po odsiadce za handel narkotykami. Mia to szcz cie, e poddano go terapii". Spyta em, co to by a za terapia. R ne psychologia g bi, analiza transakcyjna, ale najbardziej po-doba o mi si Gestalt". Niektre niemieckie patenty nie potrzebo-wa y nawet angielskich nazw, eby trafi pod strzechy. Zjawisko rzeczywi cie niezwyk e wyrafinowany j zyk niemieckich elit kulturalnych sta si na ameryka skich ulicach czym rwnie naturalnym jak ucie gumy. J zyk ten nie pozosta bez wp ywu na mojego takswkarza. Powiedzia mi on, e odnalaz swoj to samo i polubi siebie. Pokolenie wcze niej odnalaz by Boga i wzgardzi-by sob jako grzesznikiem. Teraz problemem by o jego poczucie w asnego ja, nie grzech pierworodny czy k bi ce si w duszy demony. Przetrawili my europejsk rozpacz na swoi cie amery-ka sk mod wyznajemy nihilizm z happy endem. Popularyzacja niemieckiej filozofii w Stanach Zjednoczonych szczeglnie mnie interesuje, poniewa rozegra a si za mojego ycia, tote czuj si troch jak kto , kto zna Napoleona jako sze cioletniego smyka. Kt w latach dwudziestych mg przypu-szcza , e techniczna terminologia socjologiczna Maxa Webera wejdzie kiedy do codziennego j zyka Ameryki, kraju Filistynw, ktry w tym czasie stanie si najwi ksz pot g wiata? wiato-pogl d hippisw, yippiesw, yuppiesw, panter, pra atw i prezydentw pod wiadomie czerpa natchnienie z my li niemieckiej sprzed po owy stulecia; akcent Herberta Marcusego zmutowa w nosow mow rodem ze rodkowego Zachodu; etykietk echt

Deutsch zaklejono etykietk Made in America, nowy za amery-ka ski styl ycia sta si disneylandow wersj Republiki Weimar-skiej dla ca ej rodziny. Moje przemy lenia na temat obecnej sytu-acji Ameryki zawiod y mnie wi c nieuchronnie ku na po y ukry-tym i fascynuj cym pocz tkom tych zjawisk, daj c punkt widze-nia, z ktrego mog spojrze w obu kierunkach: w przysz o zmieniaj cego si ycia Ameryki i w przesz o ku g bokiej refleksji filozoficznej, ktra zerwa a z tradycj filozofii, a nast -pnie j u mierci a, co przynios o niezwykle z o one konsekwencje intelektualne, moralne i polityczne. Znajomo fascynuj cej histo-rii intelektualnej naszej epoki jest konieczna, je eli mamy zrozu-mie siebie samych i dotrze do rozwi za , ktre nie oka si pozorne; w tym celu historycy musieliby jednak uwierzy , e umys wywiera wp yw na histori , e, jak powiedzia Nietzsche, najwi ksze z czynw to my li", a wiat obraca si bezg o nie wok nadawcw warto ci". Nietzsche nale a do takich nadaw-cw, my za nadal kr cimy si wok niego, chocia do zgrzyt-liwie. Na scharakteryzowanej powy ej scenie rozegra si dwoisty spektakl: pogl dy Nietzschego zosta y strywializowane przez cz o-wieka demokratycznego, ktry lubi si stroi w po yczone pirka, demokracja za uleg a ska eniu obcymi pogl dami i obcymi upo-dobaniami. Na widowni tej sceny po raz pierwszy zasiad em w rodkowej cz ci spektaklu, gdy ameryka skie ycie akademickie rewolucjo-nizowa a my l niemiecka, wtedy jeszcze domena powa nych intelektualistw. Kiedy tu po wojnie przyby em na uniwersytet w Chicago, takie terminy jak s d warto ciuj cy" by y czym nowym, zarezerwowanym dla elity i obiecuj cym szczeglne wtajemniczenie. Nauki spo eczne roztacza y wspania e wizje pocz t-ku nowej ery, w ktrej cz owiek i spo ecze stwo b d rozumiane lepiej ni kiedykolwiek przedtem. St ch y akademizm wydzia w filozoficznych, z ich zu yt i nu c metodologi pozytywistycz-n , sprawia , e ludzie zainteresowani odwiecznymi i wiecznie

170 171

ywymi pytaniami o kondycj ludzk sk aniali si ku naukom spo ecznym. By o dwch autorw, ktrzy nadawali ton i wzbudza li prawdziwy entuzjazm Freud i Weber. Marks cieszy si wielkim

powa aniem, ale, co zreszt nie by o nowe, ma o kto go czyta i ma o kto pos ugiwa si marksizmem do rozwi zywania problemw odczuwanych jako istotne. Cho jeszcze dzi nie zo sta o to w wystarczaj cym stopniu rozpoznane, zarwno Freud, jak i Weber pozostawali pod g bokim wp ywem Nietzschego, co jest oczywiste dla ka dego, kto zna my l autora Narodzin tragedii i wie, co si dzia o w niemieckoj zycznym wiecie intelektualnym pod koniec XIX wieku. Jakby si ze sob umwili, Freud i Weber podzielili si psychologicznymi i spo ecznymi zainteresowaniami Nietzschego. Freud skupi si na id, czy te pod wiadomo ci, jako czynniku nap dzaj cym najciekawsze zjawiska duchowe, jak rw nie na sublimacji i nerwicy, zjawiskach powi zanych z pod wia domo ci . Weber zajmowa si przede wszystkim warto ciami, rol religii w ich powstawaniu oraz spo ecze stwem. Freud i We ber maj prawa autorskie do wi kszo ci argonu, ktry jest nam dzi tak dobrze znany. Nikomu nie przeszkadza o, e byli to my liciele niemieccy, ktrych niemieck my l wyk adali niemieccy uchod cy b d Amerykanie, ktrzy studiowali w Niemczech przed doj ciem Hit lera do w adzy lub pobierali nauki u tych emigrantw. Freud i Weber nale eli do wielkiej, przedhitlerowskiej niemieckiej tra dycji klasycznej, ktra cieszy a si powszechnym szacunkiem. Nietzsche by wtedy niezbyt popularny ze wzgl du na swe kom promituj ce afiliacje z faszyzmem oraz fakt, e zwolennicy Nie tzschego w wiecie anglosaskim (gdzie wywar on najwi kszy bezpo redni wp yw na artystw, w tym szczeglnie, jak wiadomo, na Ezr Pounda) okazali si niewystarczaj co wyczuleni na gro b faszyzmu i antysemityzmu (cho sam Nietzsche by ca kowitym przeciwie stwem antysemity). Fakt, e my l niemiecka posz a u Nietzschego, a w jeszcze wi kszym stopniu u Heideggera, w kie runku antyracjonalnym i antyliberalnym, nie ulega w tpliwo ci. Przymykano jednak na to oczy, jak rwnie na wp yw, jaki filo zofowie ci wywarli na swych wsp czesnych. Podejmowano powierzchowne prby obarczenia Hegla, Fichtego i Nietzschego win za to, co sta o si w Niemczech, lecz klasyczna tradycja niemiecka w sensie oglnym, jak rwnie niemiecki historyzm, nie wypad y z ask; najja niejsze gwiazdy na naszym firmamencie intelektualnym by y traktowane jako kolejny rozb ysk my li nie mieckiej b d supernowe. Ca y k opot z Weimarem sprowadzano do tego, e do w adzy dorwali si bandyci. Moi profesorowie nazwiska wielu z nich sta y si p niej bardzo g o ne nie mieli sk onno ci filozoficznych i nie zag biali si w rd a nowego j zyka i nowych kategorii poj ciowych, ktrymi si pos ugiwali. Uznali je za normalne odkrycia naukowe, ktrych nale y u ywa , chc c poczyni nowe odkrycia. Mieli zami owanie do abstrakcji i uoglnie , co przepowiedzia im Tocqueville. Wierzyli w post p naukowy i zdawali si przekonani (by mo e kry a si w tym pr no lub autoironia), e stoj u progu historycznego prze omu w naukach spo ecznych, rwne go rang rewolucji, ktra dokona a si w XVI i XVII wieku w przyrodoznawstwie za spraw Galileusza, Keplera, Kartezjusza i Newtona: w wyniku obecnego prze omu dawna socjologia stanie si rwnie bezu yteczna, jak Ptolemeusz po Koperniku. Profeso rowie ci wr cz upajali si pod wiadomo ci i warto ciami. Nie mieli adnych w tpliwo ci, e za post pem naukowym pjdzie post p spo eczny i polityczny. Wszyscy byli albo marksistami, albo libera ami spod znaku New Deal. Wojna z prawic zako czy a si podwjnym zwyci stwem: w kraju przy urnach wyborczych, za granic na polach bitwy. Kwestia podstawowych zasad zosta a rozstrzygni ta. Rwno i pa stwo opieku cze by y teraz wpisane w naturalny porz dek rzeczy, pozosta o jedynie doprowadzi pro jekt demokratyczny do ko ca. Psychoterapia mia a da jedno stkom szcz cie, socjologia za usprawni spo ecze stwa.

Nie s dz , by profesorowie ci dostrzegali mroczniejsz stron freudyzmu i weberyzmu, nie wspominaj c ju o podskrnym ekstremizmie Nietzschego i Heideggera. Je eli za dostrzegali, uznawali to za fakty o znaczeniu biograficznym, a nie merytory cznym. Zdumiewaj ce, e irracjonalne rd o ca ego wiadomego ycia u Freuda czy wzgl dno wszystkich warto ci u Webera nie

172 173

budzi y w moich nauczycielach niepokoju i nie m ci y ich opty-mistycznej wizji nauki. Freud w wyj tkowo ciemnych barwach odmalowywa przysz o cywilizacji i rol rozumu w yciu cz o-wieka. Z pewno ci nie by programowym zwolennikiem demo-kracji i rwno ci. Z kolei Weber, ktry znacznie roztropniej ni Freud traktowa nauk , moralno i polityk , y w atmosferze nieustannej tragedii. Sformu owa sw filozofi jako niepewne wyzwanie wobec chaosu, lecz warto ci uwa a za le ce poza obr bem nauki: tak nale y rozumie kruche, eby nie powiedzie eteryczne, rozr nienie pomi dzy faktami i warto ciami. Na tere-nie polityki rozum prowadzi do dehumanizuj cej biurokracji. We-ber twierdzi , e racjonalnej polityki nie mo na stawia wy ej od polityki irracjonalnego zaanga owania. Uwa a , e rozum i nauka s tak e zaanga owaniem w warto ci, ktre si nie r ni od innych zaanga owa : poniewa rozum i nauka nie potrafi ju niczym podeprze swej wy szo ci, utraci y to, co zawsze stanowi o o ich wyj tkowo ci. Polityka wymaga niebezpiecznego i nie kontrolowanego stanowienia warto ci, quasi-religijnego: Weber dos-trzega walk bogw o cz owieka i spo ecze stwo, nie potrafi c przewidzie , kto zwyci y. S dzi , e wyrachowany rozum doprowadzi by do mechanicznej, bezdusznej biurokratyzacji, nie za do kszta towania wsplnotowo ci i podtrzymywania warto ci; uczu-cie wiod oby ku p ytkiemu hedonizmowi; polityczne zaanga owa-nie prawdopodobnie zrodzi oby fanatyzm w sumie nasuwa o si pytanie, czy cz owiekowi starczy jeszcze energii na tworzenie warto ci. Wszystko by o niepewne i nie istnia a teodycea, ktra krzepi aby cz owieka w tej udr ce. Weber, wraz z innymi niemiec-kimi epigonami Nietzschego, dostrzega , e wszystko, na czym nam zale y, jest zagro one przez idee Nietzschea skie oraz e brak

nam zasobw intelektualnych i moralnych, aby zapanowa nad rozwojem wypadkw. Potrzebujemy warto ci, a te z kolei potrzebuj szczeglnej kreatywno ci, ktra w cz owieku obumie-ra, pozbawiona kosmicznego oparcia. Nauka sama stwierdza, e rozum jest bezsilny, jednocze nie usuwaj c horyzont warto ci. Weber nie by jedynym, ktry snu takie wizje; nie rodzi y si one wy cznie z jego pesymistycznego usposobienia, ktre z kolei 174 cz ciowo wynika o z ponurych perspektyw, jakie si przed nim rysowa y. Nie ulega w tpliwo ci, e relatywizm warto ci, o ile jest autentyczny i konsekwentny, wiedzie ku bardzo mrocznym obsza-rom duszy i niebezpiecznym eksperymentom politycznym. W za-czarowanej krainie, jak jest Ameryka, nie ma jednak miejsca na poczucie tragizmu, tote pionierzy nowej socjologii z rado ci przyj li teori warto ci, a b d c przekonani, e ich warto ciom nic nie dolega, pracowali dalej nad swoj socjologi . Wystarczy porwna styl i ci ar gatunkowy pisarstwa Talcotta Parsonsa z pisarstwem Webera, aby uzyska miar odleg o ci, jaka dzieli Ameryk od Europy. Parsons to zbanalizowany Weber. W Ameryce teoria warto ci zacz a wywiera rzeczywisty wp yw w la-tach sze dziesi tych, trzydzie ci lub czterdzie ci lat p niej ni w Niemczech. Nagle pojawi o si nowe pokolenie, ktre nie wy-ros o na odziedziczonych warto ciach, lecz zosta o wychowane w duchu filozoficznej i naukowej oboj tno ci na dobro i z o: lansuj c zaanga owanie w warto ci, da o starszym pokoleniom przykr nauczk . T zdumiewaj c amerykanizacj niemieckiego patosu dosko-nale symbolizuje u miechni ta mina Louisa Armstronga, ktry wy piewuje s owa swojego wielkiego szlagieru Mack the Knife. Jak wiadomo wi kszo ci ameryka skich intelektualistw, jest to t umaczenie songu Mackie Me sser z Opery za trzy grosze, pomni-ka kultury masowej Republiki Weimarskiej, dzie a dwjki boha-terw artystycznej lewicy, Bertolta Brechta i Kurta Weilla. W rd inteligencji ameryka skiej panuje osobliwa nostalgia za tym okre-sem tu przed doj ciem Hitlera do w adzy. Songi z Opery za trzy grosze w wykonaniu Lotte Lenyi, obok Marleny Dietrich piewa-j cej w B kitnym aniele: Ich bin von Kopf bis Fuss auss Liebe eingestellt", uosabiaj urokliw , neurotyczn , uwodzicielsk , de-kadenck t sknot za jakim nieokre lonym spe nieniem, ktre wymyka si wiadomo ci. Mniej znana naszej inteligencji pozo-staje powiastka Nietzschego z Tako rzecze Zaratustra, ksi ki dobrze znanej Brechtowi, zatytu owana O bladym przest pcy". Jest to historia neurotycznego mordercy mgli cie przypominaj cego Raskolnikowa ze Zbrodni i kary ktry nie wie, nie 175

mo e wiedzie , e pope ni morderstwo z motywu rwnie prawo-mocnego jak ka dy inny i u ytecznego w wielu wa nych sytu-acjach, lecz zdelegalizowanego w naszych pacyfistycznych cza-

sach: blady przest pca pragn rado ci no a". Ten scenariusz do Mack the Knife daje asumpt amoralnej postawie oczekiwania: zobaczymy, co wyrzuci z siebie wulkan id, postawie, ktra tak si podoba a Weimarowi i jego ameryka skim mi o nikom. To wszy-stko jest takie urocze, a faszyzm nasta dopiero p niej! Gdy Armstrong zajmuje miejsce Lenyi, a Mai Britt Marleny Die-trich, masowo konfekcjonowane przes anie staje si mniej niebez-pieczne, cho nie mniej zdemoralizowane. wiadomo obcych korzeni zanika songi te powszechnie uwa ane s za czysto ameryka ski produkt ameryka skiego stulecia, podobnie jak stay loose wyluzuj si " (w przeciwie stwie do uptight trzymaj si prosto") uchodzi za odkrycie muzykw rockowych, a nie przek ad Heideggerowskiego Gelassenheit. Poczucie historii i dy-stans do w asnych czasw jedyne dobre strony nostalgii za Weimarem ulatniaj si , pozostaje tylko ameryka skie samozadowolenie poczucie, e wiat nale y do nas, a przesz o nie ma nam nic ciekawego do powiedzenia o yciu. Ten obraz bezmy lnego na ladownictwa mo na przetranspo -nowa na inne dziedziny naszego ycia intelektualnego: para Armstrong/Lenya staje si par Mary McCarthy/Hannah Arendt czy David Riesman/Erich Fromm. Nasze gwiazdy piewaj pio-senk , ktrej nie rozumiej , przet umaczon z niemieckiego ory-gina u, a jej ogromny sukces komercyjny poci ga za sob nie-znane, lecz daleko id ce konsekwencje, gdy pop uczyny po ory-ginalnym przes aniu dotykaj jakiej czu ej struny w ameryka -skiej duszy. Autorzy najpierwotniejszej wersji tekstu nazywaj si Nietzsche i Heidegger. S owem, po wojnie, gdy Ameryka posy a a m odzie y wszy-stkich krajw niebieskie d insy w tej konkretnej formie reali-zowa si demokratyczny uniwersalizm, ktry podzia a wyzwa-laj co na wiele zniewolonych narodw sama sprowadza a niemieckiej produkcji okrycia duchowe, co podwa a o sens ame-rykanizacji wiata, ktrej si podj li my, przekonani, e to, co oferujemy, jest dobre i zgodne z prawami cz owieka. Nasz krajo-braz intelektualny zosta przebudowany przez my licieli niemiec-kich jeszcze gruntowniej ni nasz krajobraz urbanistyczny przez niemieckich architektw*. Podkre lanie niemiecko ci naszej powojennej my li nie jest z mojej strony wezwaniem do obskuranckiej ksenofobii, tropienia niemieckich intelektualistw pod ka dym kiem; pragn jedynie zwrci uwag , gdzie powinni my szuka , je eli chcemy zrozu-mie to, co mwimy i my limy, poniewa zagra a nam amnezja. Zjawisko wielkiego wp ywu narodu o wysoko rozwini tym yciu intelektualnym na narody znajduj ce si na ni szym szczeblu kultury, a nawet na armie tych narodw, nie jest w historii niczym wyj tkowym. Narzucaj ce si przyk ady to wp yw Grecji na Rzym oraz Francji na Niemcy i Rosj . Istniej jednak r nice, z racji ktrych przypadek Niemiec i Stanw Zjednoczonych jest tak kontrowersyjny. Filozofia grecka i francuska by y w swym zamy- le uniwersalistyczne. Odwo ywa y si do w a ciwo ci potenc-jalnie posiadanej przez wszystkich ludzi wszystkich czasw. Okre lenie filozofii staro ytnej jako greckiej jest merytorycznie rwnie nieistotne co okre lenie filozofii o wieceniowej jako fran-cuskiej. (To samo dotyczy renesansu w oskiego, odrodzenia my li klasycznej, ktre dowodzi przypadkowo ci narodw i uniwersal-no ci greckiej filozofii). Godziwe ycie i sprawiedliwy ustrj, idea y g oszone przez filozofw antyku, nie uznawa y granic ra-sowych, narodowych, religijnych i klimatycznych. W tym stosun-ku do cz owieka jako takiego zawiera a si ca a istota filozofii. Jeste my wiadomi tego uniwersalizmu na gruncie nauk cis ych, poniewa nikt nie twierdzi by powa nie, e istnieje co takiego, jak niemiecka, w oska czy angielska fizyka. Z kolei kiedy my, Amerykanie, wypowiadamy si powa nie na temat polityki, utrzy-

mujemy, e nasze zasady wolno ci i rwno ci, wraz z opartymi na tych zasadach prawami cz owieka, s rozumne i powszechnie obowi zuj ce. Druga wojna wiatowa by a w istocie przedsi * Mies van der Rohe by wp ywow postaci w Chicago, jeszcze zanim zacz tam budowa , a wytworem Weimaru, ci le zwi zanym z opisanymi przeze mnie pr dami umys owymi, by rwnie Bauhaus.

176 177

wzi ciem wychowawczym, ktre mia o zmusi opornych do przy-j cia tych zasad. Jednak e poheglowska filozofia niemiecka podwa y a te zasa-dy, co nie pozosta o bez zwi zku z niemieck polityk . Historyzm uczy , e umys jest istotowo zespolony z histori i kultur . P -niejsi filozofowie niemieccy dodali, e zasadniczym rdzeniem ich my li jest niemiecko . Dla Nietzschego i jego adeptw warto ci s wytworem umys w ludu i maj znaczenie tylko dla tych umys w. Jak ju wspomnia em, Heidegger pow tpiewa w sam mo liwo przek adu. aci skie t umaczenia greckich terminw filozoficznych s dla niego powierzchowne i nie oddaj istoty przek adanego tekstu. W przeciwie stwie do dawnej filozofii, my l niemiecka nie d y a do wyzwolenia si z ogranicze w asnej kultury, lecz do powtrnego w niej zakorzenienia, zniszczonego przez filozoficzny i polityczny kosmopolityzm. My jeste my jak milioner z Upiora na sprzeda *, ktry przenosi gotycki zamek z melancholijnej Szkocji na s oneczn Floryd , po czym dla ko-lorytu lokalnego" dodaje kana y i gondole. Wybrali my sobie system my lowy, ktry, jak niektre wina, le znosi podr e; wybrali my sobie sposb patrzenia na wiat, w przesz o ci nie b d cy nigdy naszym w asnym, maj cy za pod o e niech do nas i naszych aspiracji. Stany Zjednoczone uwa ane by y za antykul-tur , za zbiorowisko odrzutkw innych kultur, pragn cych jedynie wygody i bezpiecze stwa w ustroju opartym na p ytkim kosmopo-lityzmie my li i czynw. Nasza sympatia do my li niemieckiej wiadczy a o tym, e jej nie rozumieli my. Historyzm, szczeglnie w radykalnym wydaniu Nietzschea skim, za rozstrzygaj cy

uzna-je charakter narodowy i warto ci narodowe, przeciwstawiaj c filozofi niemieck greckiej. R nic t akcentuje odmienna po-stawa, ktr z jednej strony Cyceron, a z drugiej Nietzsche zaj li wobec Sokratesa. Dla Cycerona Sokrates jest przyjacielem i cz owie-kiem wsp czesnym; dla Nietzschego jest wrogiem i cz owiekiem staro ytnym. Zwa ywszy na panuj cy w naszym kraju skrajny * Aluzja do filmu Renego Claira, zatytu owanego po angielsku The Ghost Goes West Upir jedzie na zachd", przy czym angielskie ghost jest rw-nowa ne niemieckiemu Geist (przyp. t um.). uniwersalizm o wieceniowy, nasze zachwyty nad Nietzschem i Hei-deggerem by yby dla tych autorw policzkiem. Z narzucaj cym si pytaniem, czy relatywizm warto ci wsp -gra z demokracj , rozprawili my si w ten sposb, e nigdy go sobie nie postawili my. Socjologia rozprawi a si z nazizmem jako psychopatologi , produktem osobowo ci autorytarnych b d zew trzsterownych, ktrych -n przypadek nadaje si dla psychiatry, jak to ukaza Woody Allen. Socjologia zaprzecza, jakoby my l, szcze-glnie my l powa na, czy te w ogle umys owo jako taka, mog a mie cokolwiek wsplnego z sukcesem Hitlera. Tymcza-sem w Republice Weimarskiej, ktra w swej lewicowej wersji jest tak lubiana przez Amerykanw, by o wiele inteligentnych osb, ktrych faszyzm, przynajmniej na pocz tku, bardzo poci ga , i to ze wzgl dw interesuj cych rwnie dla ideologw lewicy, a mianowicie kwestii autonomii i swobodnego tworzenia warto ci. Kie-dy cisn si w otch a relatywizmu, nie ma pewno ci, e na drugim brzegu czeka b dzie rwno , demokracja lub socjalizm. Przysz e samookre lenie jest w najlepszym razie nieprzewidywal-ne, jednak e proces tworzenia warto ci, a szczeglnie jego auto-rytarny, quasi-religijny i charyzmatyczny charakter, raczej nie idzie w parze z demokratycznym racjonalizmem. wi to korzeni wsplnoty sprzeciwia si prawom jednostek i liberalnej tolerancji. To religijne pojmowanie wsplnoty i kultury sk oni o na prawo ludzi, ktrzy patrz na wszystko z perspektywy twrczo ci. Z lewicy pad o tylko stwierdzenie, e po swej rewolucji Marks tworzy by to, co obiecywa Nietzsche, natomiast na prawicy rozmy lano o warunkach, ktre najbardziej sprzyjaj twrczo ci. Nie zamie-rzam komentowa nazistowskiego okresu zdenacyfikowanego ju Heideggera, pragn tylko zwrci uwag , i coraz powszechnie -jsze uznawanie go za najciekawszego my liciela naszego stulecia (poprzednio kamuflowane podziwem dla filozofw, ktrych uwa a-no za mniej kompromituj cych mandatariuszy jego my li) wiad-czy o tym, e igramy z ogniem. Zainteresowanie Heideggera nowymi bo yszczami kaza o mu, podobnie jak Nietzschemu, wy-s awia w swej nauce brak umiaru i wyszydza moralno . Obaj przyczynili si do powstania w Weimarze tej dwuznacznej atmo-

178 179

sfery, w ktrej libera owie sprawiali wra enie prostaczkw, a kaba-retowi chwalcy szcz cia no a" nie napotykali adnego sprze-ciwu. Przyzwoici ludzie na co dzie s yszeli rzeczy, o ktrych w przesz o ci l kaliby si nawet pomy le , a ktre nigdy nie uzy-ska yby publicznego wyrazu. Weimarska walka pomi dzy prawi-c i lewic musia a doprowadzi do skrajnych rezultatw. Wielk tajemnic pozostaje poczucie duchowego pokrewie -stwa Amerykanw z tym, do czego nie przygotowa o ich ani wychowanie, ani do wiadczenie historyczne. Pierre Hassner po-stawi kiedy pytanie, czy niebywa y sukces freudyzmu w Ame-ryce wynika z prostego faktu, e wielu uczniw wiede skiego psychoanalityka znalaz o tu schronienie przed Hitlerem i przepro-wadzi o bardzo skuteczn akcj propagandow , czy te istnia o jakie szczeglne zapotrzebowanie na jego nauki w kraju, ktry niezbyt ceni . Jako ch opak z Chicago nie mog em si nadziwi , kiedy Marshall Field III, potomek wielkiej rodziny handlowej, archetyp sukcesu Weberowskiej etyki protestanckiej, podda si psychoanalizie u Gregory'ego Zilboorga, jednego z pierwszych wp ywowych freudystw w Ameryce, po czym zosta zagorza ym lewicowcem i trwoni ca e fortuny na gazety publikowane przez swych politycznych przyjaci . W podpiwniczeniu" musia o si dzia znacznie wi cej, ni podejrzewali my. Czy w ameryka skiej pod wiadomo ci tkwi o co , co w zbyt ma ym stopniu rozumieli- my lub zaspokajali my? Kiedy Amerykanie nabrali przekonania, e rzeczywi cie ist-nieje podpiwniczenie, do ktrego klucz maj psychiatrzy, skiero-wali sw uwag na "ja", ten tajemniczy, wolny, nieskr powany rdze naszego bycia. Wywodz si z niego wszelkie nasze pogl dy i nie znajduj innego ugruntowania. Chocia nihilizm i towarzy-sz ca mu rozpacz egzystencjalna s u Amerykanw wy cznie poz , odk d j zyk nihilizmu sta si cz ci ich wychowania i wnikn w ich codzienne ycie, d do szcz cia drogami wy-znaczonymi przez ten j zyk. Istnieje ca y arsena terminw s u -cych do mwienia o niczym zaanga owanie, samorealizacja, poszerzanie wiadomo ci i tak dalej, niemal bez ko ca. Nie ma w tym nic okre lonego, posiadaj cego jakiekolwiek odniesienie, jak widzieli my u Allena i Riesmana. Widzimy wysi ek, eby co powiedzie , poszukiwanie g bi, ktra na pewno w nas tkwi, ale pozostaje przyczyn bez skutku. Wn trze wydaje si nie mie adnego zwi zku z tym, co jest na zewn trz. To, co na zewn trz, staje si rozmyte i bezkszta tne w wietle wn trza, wn trze za jest b dnym ognikiem lub niczym nie zm con pr ni . Nic dziwne-go, e sam d wi k nico ci egzystencjalistw czy heglowskiej negacji brzmi tak uwodzicielsko dla wsp czesnych uszu. Ame-ryka ski nihilizm jest nastrojem nastrojem nieco melancholij-nym, mglistym niepokojem. Jest to nihilizm bez otch ani. Nihilizm jako stan duszy ujawnia si nie tyle brakiem zdecy-dowanych przekona , ile chaosem instynktw i uczu . Ludzie nie wierz ju w naturaln hierarchi zr nicowanych i wzajemnie sprzecznych pop dw duszy, a tradycja, ktra wyr cza a natur w tej roli, rozpad a si . Dusza staje si scen teatru, ktry regular-nie zmienia repertuar raz graj tragedi , raz komedi ; jednego dnia o mi o ci, innego o polityce, jeszcze innego o religii; niektre sztuki s kosmopolityczne, niektre patriotyczne; niektre indy-widualistyczne, niektre spo eczne; niektre sentymentalne, nie-ktre brutalne. Nie istnieje ani zasada porz dkuj ca, ani wola, by podda repertuar jakiej hierarchii. Na scenie tej mog wyst po-wa wszystkie kraje i epoki, wszystkie rasy i kultury. Nietzsche uwa a , e

szalony bal kostiumowy nami tno ci jest zarwno siln , jak i s ab stron p nej nowo ytno ci. S ab stron jest niew tpliwie rozk ad jedno ci duszy czy osobowo ci", co na d u sz met doprowadzi do psychicznej entropii. Domnieman siln stron jest to, e bogactwo nowo ytnej duszy i szarpi ce ni napi cia mog sta si podstaw nowych, kompleksowych wia-topogl dw, ktrych w a ciciele potraktuj powa nie to, co uprze-dnio przeznaczano na duchowy mietnik. Na bogactwo to, zdaniem Nietzschego, sk adaj si tysi ce lat odziedziczonych, a obe-cnie nie zaspokajanych t sknot religijnych. Jednak e ta potencjal-na silna strona nowo ytno ci nie istnieje dla m odych Amerykanw, poniewa marne wychowanie zubo y o ich aspiracje: m o-dzie w nik ym stopniu zdaje sobie spraw z wielkich skarbw przesz o ci, o ktrych mwi i ktre mia w sobie Nietzsche.

180 181

M odzie dysponuje dzi nie uporz dkowanym k bowiskiem do pospolitych uczu , ktre przewijaj si przez ich wiadomo jak monochromatyczny kalejdoskop. S egotystami, lecz nie w diabolicznym znaczeniu ludzi, ktrzy wiedz , co jest dobre, sprawied-liwe i szlachetne, ale to odrzucaj w my l obecnej teorii i obecnego wychowania prcz ego nic nie istnieje. Jeste my troch jak barbarzy cy, ktrzy pod wp ywem misji ewangelicznej nawrcili si na chrze cija stwo, nie do wiadczy-wszy wszystkiego, co przysz o przed i po objawieniu. Fakt, e wi kszo z nas nigdy nie us ysza aby o Edypie, gdyby nie Freud, winien nam uzmys owi , e swoj znajomo staro ytno ci grec-ko-rzymskiej, judaizmu i chrze cija stwa zawdzi czamy niemal wy cznie niemieckim misjonarzom czy po rednikom; e cho by znajomo ta by a bardzo dog bna, otrzymujemy tylko jedn z interpretacji; oraz e misjonarze powiedzieli nam tylko tyle, ile uwa ali za konieczne. Pilnym zadaniem ka dego, kto szuka samo- wiadomo ci, jest zrozumie znaczenie tej zale no ci, ktra wp -dzi a nas w lepy zau ek. Poni szy s ownik interpretacyjny na-szego dzisiejszego j zyka pomy lany jest jako skromny przyczy-nek do tego przedsi wzi cia.

182 DWIE REWOLUCJE I DWA STANY NATURY Odkrycie i badanie podpiwniczenia" duszy, jak rwnie po-ci g do jego mrocznej zawarto ci, od dawna by y specjalno ci europejsk . Mgliste t sknoty i poszukiwanie nieuchwytnej esencji wszystkiego to najwa niejsze tematy dziewi tnasto- i dwudzie-stowiecznej literatury francuskiej, niemieckiej i (do rewolucji) rosyjskiej. Europejsk g bi " intelektuali ci przeciwstawiali ameryka skim mieliznom". Ameryka skie dusze budowane by y bez podp iwniczenia, ch tniej

godzi y si na ten wiat i nie si ga y obsesyjnie poza niego, nie dr czy o ich prze wiadczenie, e ycie jest w niczym nie zakorzenione. Zatem kiedy Amerykanw sta by o na luksus skosztowania europejskiej literatury, wraz z euro-pejsk kuchni , narzuca o si pytanie, czy apetyt ten jest realny i jak organizm zareaguje na tak diet . Spr pomi dzy Europ i Ameryk streszcza si w s owie bur uazyjny". Nowy cz owiek nowego ustroju demokratycznego od ponad dwustu lat opatrywany jest przez europejskich filozofw i artystw etykietk mieszczanina. Pierwotnie s owo to oznacza o przeci tniaka, egotyst i materialist o duszy pozbawionej wznio-s o ci i pi kna, i ten pejoratywny wyd wi k najlepiej znany Amerykanon poprzez Marksa zachowa o do dzi . Chocia up yn o ju sto lat od stwierdzenia Nietzschego, e temat ten sta si nudny, my licieli europejskich nadal trawi obsesja bur uja jako

183

symbolu najtragiczniejszej i najnikczemniejszej pora ki nowo yt-no ci, ktr nale y za wszelk cen przezwyci y . Nihilizm w swym najbardziej konkretnym sensie oznacza przekonanie, e bur uj zwyci y , e wszelka wyobra alna przysz o nale y do niego, e wszystko, co jest dla niego zbyt wznios e lub zbyt g bokie, to tylko z udzenie, a na takich warunkach nie warto y . Nihilizm oznajmia, e wszystkie rozwi zania alternatywne lub koryguj ce na przyk ad idealizm, romantyzm, historyzm i mar-ksizm zawiod y. Tymczasem Amerykanie na og wierzyli, e nowo ytny projekt demokratyczny jest w ich kraju realizowany, mo e by zrealizowany gdzie indziej i jest wart stara . Naturalnie, wobec samych siebie, i w ogle wobec kogokolwiek, nie stosuj terminu mieszcza stwo". Wol nazywa si klas redni , lecz to okre lenie nie niesie ze sob adnej okre lonej tre ci duchowej. W przeciwie stwie do mieszcza stwa, termin klasa rednia" nie stanowi przeciwleg ego bieguna wobec takich pozytywnych postaci, jak arystokrata, wi ty, bohater czy artysta; jedynym bodaj wrogiem klasy redniej jest proletariusz czy socjalista. Geist jest wi c w Ameryce zadomowiony, cho nie do ko ca szcz liwy. Nowo ytno konstytuuj ustroje polityczne zbudowane na wolno ci i rwno ci, i st d na zgodzie rz dzonych, a umo liwione dzi ki nowym naukom przyrodniczym, ktre kie znaj i podpo-rz dkowuj sobie natur , zapewniaj c ludzko ci dobrobyt i zdrowie. Nowo ytna demokracja jest wiadomym projektem politycznym, najradykalniejszym przeobra eniem stosunkw cz owieka z bli -nimi i natur , jakie kiedykolwiek osi gni to. Rewolucja amery-ka ska da a ten system rz dzenia Amerykanom, ktrzy, oglnie bior c, byli zadowoleni z rezultatu i mieli do jasne poj cie tego, co przedsi wzi li. Kwestie zasad politycznych i praw cz owieka zosta y raz na zawsze rozwi zane. adna rewolucja nie b dzie ju potrzebna, je eli przez rewolucj rozumie zmian podstawowych zasad prawomocno ci rz dw, w zgodzie z rozumem i naturalnym porz dkiem rzeczy, wymagaj c zbrojnej walki przeciw tym, kt-rzy trzymaj si starego porz dku i niesprawiedliwych form spra-wowania w adzy. Rewolucja" termin stosunkowo wie ej daty w naszym s owniku politycznym, zosta po raz pierwszy u yty

w odniesieniu do chwalebnej rewolucji" angielskiej z 1688 roku, zbli onej w swych celach do naszej: by wtedy aluzj do obro-tw" S o ca, ktre noc zamieniaj w dzie . Rewolucja francuska, nazwana przez Kanta now jutrzenk , w oczach wiata by a wydarzeniem znacznie donio lejszym od rewolucji ameryka skiej, poniewa dotyczy a jednego z dwjki wczesnych mocarstw, swoistej szko y Europy i jednego z jej najstarszych, najbardziej cywilizowanych ludw. Walczono tam i zwyci ono, podobnie jak w Anglii i Ameryce, w imi wolno ci i rwno ci. Wydawa oby si , e rewolucja francuska uwie czy a niepowstrzymany triumf nowo ytnego projektu filozoficznego i ostatecznie dowiod a teodycei wolno ci i rwno ci. Jednak e, inaczej ni swe poprzedniczki, rewolucja francuska sta a si rd- em zdumiewaj cej mnogo ci interpretacji i wzbudzi a najprzer -niejsze reakcje, ktre do dzi nie wyczerpa y nadanego im impetu. Prawica w swym jedynym powa nym znaczeniu stronnictwa przeciwnego rwno ci (nie ekonomicznej, lecz rwno ci praw) pocz tkowo pragn a przywrci stan sprzed rewolucji w imi tronu i o tarza; ta reakcja wyda a swe ostatnie tchnienie przypusz-czalnie dopiero wraz z Francisco Franco w 1975 roku. Inny od am prawicy, by tak rzec post powej, chcia wytworzy i narzuci wiatu nowy rodzaj nierwno ci, now arystokracj europejsk czy niemieck , lecz zosta zmieciony z powierzchni ziemi w 1945 roku w Berlinie. Lewica, ktra zamierza a doko czy dzie a rewo-lucji, znosz c w asno prywatn , nadal utrzymuje si przy yciu, lecz nigdy nie osi gn a znacz cych sukcesw w krajach pozosta-j cych pod najwi kszym wp ywem rewolucji francuskiej, a zw a-szcza w samej Francji. Na d u sz met przewa y o centrum rozwi zanie mieszcza skie ktre zapanowa o we Francji, Nie-mczech, Austrii, Belgii, W oszech, Hiszpanii i Portugalii, tak jak kiedy zapanowa o w Anglii i Ameryce, cho w tych pierwszych krajach zwyci stwo bur uazji zosta o okupione licznymi urazami i straconymi z udzeniami. Ostatni mieszczano ercy wielkiego for-matu zmarli mniej wi cej w tym samym czasie, a byli to Sartre, de Gaulle i Heidegger. (Amerykanie nie do ko ca sobie u wiadamia-j , e nienawi do mieszcza stwa jest domen nie tylko lewicy,

184 185

ale tak e, przynajmniej w tym samym stopniu, prawicy). Pewne echa daj si jeszcze s ysze w literaturze, czemu nie nale y si dziwi , poniewa obszczekiwanie mieszczan jest w rd pisarzy niemal odruchem, trudno oduczalnym; mieli my tego dowd, kiedy tylu literatw nadal oddawa o si swej ulubionej rozrywce, chocia mieli mo no zwrci uwag na nazistw i komunistw. Aby antybur uazyjny ar nie wygas , wielu literatw interpre-towa o Hitlera jako zjawisko mieszcza skie, a nast pnie utrwali o t interpretacj w powszechnej wiadomo ci metod powtrze . Wygl da na to, e wyczerpa si repertuar nowych rewolucji i uzasadniaj cych je nowych systemw metafizycznych, ktrych celem by o skorygowanie domniemanych b dw rewolucji francuskiej, jednak pogodzenie si z rzeczywisto ci wynika ra-czej ze zm czenia ni z entuzjazmu. U y em okre lenia domnie-manych", poniewa sugeruj c si r norodno ci odczyta re-wolucji francuskiej przez monarchistw, katolikw, libera w, socjalistw, stronnikw Robespierre'a, bonapartystw ktre nie by y czczymi dywagacjami akademickimi, lecz czym g boko prze ytym i pobudzaj cym do dzia ania, Nietzsche orzek , i nie istnieje tekst, tylko interpretacja. Spostrze enie to da o podstaw popularnemu obecnie pogl dowi, e nie istnieje b y t, a jedynie widziane z r nych perspektyw stawanie si , e ca a rzeczy-wisto zawiera si w tym, co postrzegane, e wszystko jest tym, czym si wydaje. Pogl d ten umacnia/oczywi cie, wizj cz owie-kajako istoty stwarzaj cej warto ci, a nie odkrywaj cej dobro. Nie powinno dziwi , e rd a tego pogl du kryj si , przynajmniej cz ciowo, w najwa niejszych wydarzeniach politycznych nowo- ytno ci. Nieporozumienie pomi dzy Ameryk i Europ polega na tym, e tam, gdzie Amerykanie widzieli rozwi zanie, Europejczycy widzieli problem. Rewolucja ameryka ska wytworzy a czyteln i jednolit rzeczywisto historyczn ; rewolucja francuska sze-reg pyta i problemw. Amerykanie traktuj rewolucj francusk z yczliwym politowaniem. Uwa aj , e stawia a sobie w a ciwe cele, pokrewne naszym, lecz nie zdo a a im zapewni stabilnej struktury instytucjonalnej. Tymczasem znaczny i najbardziej wp ywowy od am opinii intelektualnej w Europie uzna rewolucj francusk za pora k z powodw wr cz odwrotnych: nie zarzuca si rewolucji, e nie zaprowadzi a demokracji liberalnej, lecz e nazbyt skutecznie wytworzy a liberalno-demokratyczny gatunek cz owieka, to jest mieszczanina, i odda a jego klasie, bur uazji, w adz nad spo ecze stwem. Nawet tak proameryka ski i prolibe-ralny pisarz jak Tocqueville, ktry uwa a , e, przeciwnie, prob-lem Francuzw polega na niemo no ci przystosowania si do instytucji liberalnych, pesymistycznie zapatrywa si na mo li-wo w pe ni ludzkiego ycia w ramach tych instytucji*. Amerykanie nigdy nie poddali si urokowi francuskiego an-cien regime'u. Przymierze tronu i o tarza tworzy o rzeczywisto niesprawiedliwej nierwno ci i uprzedze , ktr to rzeczywisto ustrj ameryka ski mia wyrugowa z powierzchni ziemi. Ame-rykanie wierzyli, e ich projekt powiedzie si stosunkowo atwo, poniewa u nas wszyscy mieli na starcie rwne warunki. Nie musieli mordowa krla, usuwa arystokracji, ktra mog aby wie-le nabru dzi , nie musieli rozdziela ko cio a od pa stwa czy wr cz go likwidowa . Konieczno uczynienia tego wszystkiego, jak rwnie obecno paryskiego mot ochu, nie respektuj cego prawa, uniemo liwi y Francuzom osi gni cie rozs dnego konsen-su, ktry jest koniecznym warunkiem rz dw demokratycznych.

Jednak e w publicznej dyskusji na temat tych wydarze , jaka toczy a si w Europie, zwyci y inny pogl d. Dla niektrych Europejczykw Ameryka oznacza a karygodne zaw enie ludz -kich horyzontw, stanowi ce zbyt wysok cen za sprawiedliwy porz dek spo eczny i dobrobyt. Francuska arystokracja mia a w sobie szlachetno , blask i dobry smak, ktre ostro si odcina y od ma odusznego i szarego ycia geszefciarzy w spo ecze stwie libe-ralnym. Utrata tego, co reprezentowa a sob arystokracja, zubo y wiat. Co wa niejsze, zdemontowana religia by a wyrazem g bi * My liciele, ktrzy (jak TocqueviIle) z pewnymi zastrze eniami popierali rozwi zanie ameryka skie, s we Francji rzadko czytani i ma o cenieni, a Mon-teskiusz pisarz najbli szy angielskiej i ameryka skiej tradycji politycznej, ktry wywar znaczny wp yw na ameryka skich za o ycieli nale y do tych wielkich autorw francuskich, ktrzy najmniej poruszaj swych rodakw.

186 187

i powagi ycia. Je eli w demokracji nie ma miejsca na szlachetno i wi to , nale y pow tpiewa , czy jest to ustrj wart stara . Takie s argumenty, do demagogiczne, wydziedziczonych z an-cien r gime 'u reakcjonistw. Bardziej istotne s dla nas argumenty rewolucjonistw, ktrzy przyj li nasze zasady wolno ci i rwno ci. Wielu z nich s dzi o, e nie przemy leli my tych cennych idea w wystarczaj co do-g bnie. Czy rwno rzeczywi cie powinna oznacza tylko rwne szanse nabywania w asno ci przez ludzi o nierwnych uzdolnie-niach? Czy roztropne gromadzenie maj tku zas uguje na wi ksz nagrod ni zalety moralne? Czy rwno mo e bez skrupu w wsp istnie z w asno ci prywatn , skoro nawet Platon domaga si komunizmu po rd rwnych sobie? W Stanach Zjednoczonych komunizm i socjalizm nigdy nie poczyni y wi kszego wy omu w powszechnym respektowaniu w asno ci prywatnej. Definicja w asno ci, ktr da nam Locke, zawsze doskonale odpowiada a naszemu

temperamentowi, a krytyka w asno ci przez Rousseau nie wywar a tu prawie adnego wra enia, chocia w Europie do dzisiaj pozostaje bardzo wp ywowa. Z kolei wolno , zdaniem rewolucjonistw francuskich, oznacza a dla nas tylko mo no dzia ania wedle woli, ograniczonego jedynie najbardziej podsta-wowymi wymogami wsp ycia spo ecznego. Nie umieli my w a- ciwie zrozumie , co naprawd oznacza ustanawianie praw dla siebie samych, nie potrafili my wyj poza wy cznie negatywne poj cie wolno ci jako prawa do zaspokajania zwierz cych pop -dw. Co si tyczy religii, przeszczepione na grunt ameryka ski ko cio y utrzyma y chrze cija ski zabobon, ktrego przezwyci enie jest bodaj kluczem do wyzwolenia cz owieka. Czy dobry ustrj winien by ateistyczny, czy powinien ustanowi wieck religi ? I wreszcie, co nale y uczyni z napoleonizmem heroi-czn ambicj i wojenn chwa je eli nie zlekcewa y go i zdemistyfikowa ? Takie by y pytania wielkiego historycznego dialogu, ktre rewolucja francuska postawi a we krwi, co uznali my za pretekst, by zby je milczeniem. Pytania te dostarczy y materia u powa nej filozofii dziewi tnastowiecznej w Europie kontynentalnej, dok d duch filozofii pierzchn z Anglii. Nawet Mili, spadkobierca uty-litaryzmu jeszcze w szej i bardziej zadufanej w sobie wersji wcze niejszego liberalizmu musia zwrci si do my liciela niemieckiego, Humboldta, po poj cie spontaniczno ci, aby ubra sens wolno ci w powabne, nowo ytne szaty i zabezpieczy j przed gro b tyranii wi kszo ci. Prawdziwa filozofia rozpoczyna si z chwil , gdy trzeba si zmierzy z podstawowymi wariantami politycznymi. Z prawdziwie wielkich filozofw porewolucyjnych jedynie Kant by zwolennikiem demokracji liberalnej, lecz i on czu si zmuszony nada jej nieatrakcyjn interpretacj , w ktrej ju nie rozpoznajemy liberalizmu. Rozwin now epistemologi , ktra dopuszcza wolno przy deterministycznym pojmowaniu natury, now moralno , ktra dopuszcza ludzk godno przy pojmowaniu natury cz owieka jako z o onej z egoistycznych wro-dzonych pobudek, now estetyk , ktra ocala pi kno i wznios o przed subiektywizmem. adna z tych kwestii nie znalaz a od-zwierciedlenia we wcze niejszej, egalitarnej my li twrcw libe-ralizmu. To, co odegrano na ywo podczas rewolucji ameryka skiej i francuskiej, zosta o wcze niej przemy lane w pismach Locke'a i Rousseau, scenarzystw dramatu nowo ytnej polityki. Ci Kolumbowie umys u pierwszy wytyczy drog Hobbes, lecz Locke i Rousseau poszli jego tropem i zostali uznani za bardziej wiary-godnych sprawozdawcw zbadali nowo odkryte terytorium, zwane stanem natury, gdzie bytowali niegdy nasi protopla ci, i przywie li ze sob wa n wiadomo , e z natury wszyscy ludzie s wolni i rwni oraz e maj prawo do ycia, wolno ci i groma-dzenia w asno ci. Tego rodzaju wiadomo wznieca rewolucje, poniewa wyszarpuje spod stp krlw i szlachty lataj cy dywan, ktry ich wynosi nad innych. Locke i Rousseau zgadzali si ze sob w kwestii tych podstaw, ktre sta y si niewzruszonym fundamen-tem nowo ytnej polityki. Tam, gdzie si nie zgadzali, w obr bie epoki nowo ytnej mia y wybuchn powa ne konflikty. Locke odnis wielki sukces polityczny: nowe ustroje Anglii i Ameryki zosta y ukonstytuowane wed ug jego zalece . Rousseau, maj cy na swym koncie bodaj najwi kszy sukces literacki wszechczasw,

188 189

by inspiracj wszystkich p niejszych prb teoretycznych i praktycznych, prywatnych i publicznych zmodyfikowania lub skorygowania ca kowitego zwyci stwa Locke'a, b d przynaj-mniej ucieczki przed jego nieuchronno ci . W dobrym tonie jest dzisiaj przeczy , jakoby kiedykolwiek istnia stan natury. Jeste my jak arystokraci, ktrzy nie chc pa-mi ta , e ich przodkowie byli dzikusami, motywowanymi jedy-nie strachem przed mierci i niedostatkiem, morduj cymi si wzajemnie w bijatykach o o dzie. Jednak e nadal yjemy z ka-pita u przekazanego nam przez tych odrzuconych antenatw. Wszyscy wierz w wolno i rwno oraz wynikaj ce z nich prawa. Spo ecze stwo obywatelskie zaczerpn o jednak te poj -cia ze stanu natury; poniewa nie znajduj one adnej innej pod-stawy, musz by rwnie mityczne jak ba o stanie natury, opowiedziana przez nie zas uguj cych na wiar podr nikw. O wieceni przez nowe nauki przyrodnicze, ktre pos u y y im za busol , udali si ku pocz tkom, a nie ku ko cowi, jak to czynili dawniejsi my liciele polityczni. Sokrates wyobrazi w s owach pa stwo doskona e; Hobbes odkry wyizolowan jed-nostk , ktrej ycie by o samotne, n dzne, okrutne i krtkie". Odkrycie to stawia w nowym wietle oczekiwania i pragnienia, jakie pok adamy w polityce. Roztropno nakazuje, by zamiast budowa ustroje, w ktrych b d piel gnowane rzadkie i trudne, a by mo e nawet nieosi galne, cnoty stworzy dobr policj , ktra obroni ludzi przed sob i innymi. Hobbes, Locke i Rousseau zgodnie stwierdzili, e natura na ten lub inny sposb prowadzi ludzi do wojny, a celem spo ecze stwa obywatelskiego nie jest wspieranie cz owieka w jego wrodzonym d eniu do doskona o- ci, lecz agodzenie konfliktw tam, gdzie niedoskona o natury wznieca wojn . W sprawozdaniach ze stanu natury dobre wiadomo ci miesza y si ze z ymi. Ogrd Edenu nie istnieje, to by o chyba najwa niejsze odkrycie; Eldorado umys u okaza o si zarazem pustyni i d un . U -gl

pocz tkw natura nie zaopiekowa a si cz owiekiem jego obecny stan nie jest wynikiem ludzkiego grzechu, lecz sk pstwa natury. Cz owiek jest zdany na samego siebie. Bg ani troszczy si o niego, ani go karze. Natura jest oboj tna na sprawiedliwo . Oto, w jakiej strasznej i smutnej rzeczywisto ci yje cz owiek. Musi dba o siebie pozbawiony nadziei, ktr zawsze mieli dobrzy ludzie: e za zbrodnie przyjdzie zap aci , e nikczemnych spotka cierpienie. Jest to jednak zarazem wielkie wyzwolenie od Bo ego nadzoru, od roszcze krlw, szlachty i kap anw, od winy i nieczystego sumienia. Najwi ksze nadzieje rozprys y si , lecz znik y tak e najstraszniejsze zmory i wewn trzne zniewo-lenie.

Bezbronno , nago , cierpienie bez nadziei na odkupienie i zgroza mierci to perspektywy, ktrym musi stawi czo o cz o-wiek pozbawiony z udze . Z punktu widzenia ju istniej cego spo ecze stwa cz owiek jednak mo e by z siebie dumny. W as-nym wysi kiem osi gn post p. Ma podstawy do zadowolenia z siebie. A teraz, posiad szy prawd , ma jeszcze wi ksz swobod bycia sob i poprawy swego po o enia. Mo e wedle woli tworzy rz dy, ktre, nieskr powane mitycznymi powinno ciami i tytu a-mi do w adzy, s u jego interesom. Badanie prapocz tkw przez Hobbesa, Locke'a i Rousseau umo liwi o nowy pocz tek w teorii, projekt przebudowy polityki, tak jak odkrycie Nowego wiata obiecywa o nowy pocz tek w praktyce. Oba pocz tki zbiegy si ze sob i wyda y na wiat, prcz innych cudotworw, Stany Zjednoczone. Ze swych rozwa a na temat stanu natury Locke wysnu for-mu filozofii o wieceniowej, z jej szczeglnym po czeniem nauk cis ych i politycznych. Punktem wyj cia jest dla niej nie-skr powane u ycie rozumu. Pod tym wzgl dem Locke nie odbiega od filozofw antycznych. Wolno oznacza dla cz owieka mo li-wo u o enia sobie ycia zgodnie z tym, co sam widzi za pomoc tego najczulszego narz du postrzegania, wyzwolony spod w adzy tyranw i autorytetu k amstw, to jest mitw. Pos uguj c si samym rozumem, cz owiek jako taki, w przeciwie stwie do cz owieka okre lonego przez konkretne miejsce, epok , nard czy religi , mo e pozna przyczyny rzeczy, mo e sobie przyswoi rozumienie natury. Autonomia, wbrew powszechnemu dzi przekonaniu, nie wynika z podj tej w pr ni, w niczym nie ugruntowanej decyzji,

190 191

lecz polega na samostanowieniu zgodnie z tym, co rzeczywiste. Sens ludzkiego ycia nie tkwi w nim samym. Tak s dzi Locke oraz jego filozoficzni poprzednicy i nast pcy. Tym, co odr nia o o wiecenie od wcze niejszej filozofii, by o pragnienie rozci gni cia na wszystkich ludzi przywileju garstki wybranych: ycia prze ywanego zgodnie z rozumem. Filozofami tymi powodowa nie idealizm" czy optymizm", lecz nowa na-uka, metoda", i sprzymierzona z ni nowa nauka polityczna. Czytelna i jednoznaczna teoria ruchu cia , odkryta za pomoc prostej metody atwo zrozumia ej przez zwyk ych ludzi, uprzyst -pni a im wiedz o przyrodzie, nawet je eli nie dany im by geniusz samodzielnego odkrycia tej wiedzy. Mo na b dzie odrzuci r ne mityczne i poetyckie wizje kosmosu, ktre wyznacza y horyzonty narodom i w ktrych filozofowie zawsze byli osamotnieni i nie rozumiani: fundamentalna r nica punktw widzenia, ktra dzie-li a naukowca od nienaukowca, zostanie przezwyci ona. Ponad-to, je eli cz owiek wyswobodzi si z krlestwa cienia i przyjrzy si sam sobie w wietle nauki, dostrze e, e i on ze swej natury nale y do dziedziny cia w ruchu, e i on kieruje si zasad zachowania ruchu, czyli swego ycia. Ka dy cz owiek trawiony jest przemo nym strachem przed mierci , co jest wpisane w na-tur rzeczy. Krytyczna, naukowa, metodyczna analiza innych ce-lw prcz zachowania ycia jakie stawiano cz owiekowi, wyka e, i nale one do sfery wyobra ni, fa szywych mniema , b d te s pochodn tego podstawowego celu. Ta krytyczna analiza, do ktrej pod kierunkiem filozofw wszyscy ludzie s zdolni i ktra wspiera si na pot nych sk onno ciach istniej cych w ka dej jednostce, niesie ze sob korzystn jedno celu i po y-teczne uproszczenie problemu ludzkiego: jako krucha istota cz o-wiek musi szuka rodkw do samozachowania. Poniewa tego naprawd pragn wszyscy ludzie, wszelkie urz dzenia spo eczne, ktreprzysporz im po ywienia, odzienia, dachu nad g ow , zdro-wia i, przede wszystkim, ochrony przed sob nawzajem, przy odpowiednim poziomie wykszta cenia zyskaj powszechn zgod i poparcie. Kiedy wiat zostaje oczyszczony z duchw i zjaw, okazuje si , e krytycznym problemem jest niedostatek. Natura to macocha, ktra zostawi a nas bez rodkw do ycia. Oznacza to jednak, e nie mamy wobec niej adnego d ugu wdzi czno ci. Kiedy czcili my natur , yli my w n dzy. Poniewa nie starcza o dla wszystkich, musieli my zabiera sobie nawzajem; nieuchronnym skutkiem tej rywalizacji by a wojna, najwi ksze zagro enie dla ycia. Je li jednak, zamiast walczy ze sob , zewrzemy szyki i wypowiemy wojn macosze, sk pi cej nam swych bogactw i skarbw, mo emy za jednym zamachem zapewni sobie dobrobyt i zaprzesta brato-bjczej walki. Podbj natury, mo liwy dzi ki przenikliwo ci i po-t dze nauki, jest kluczem do polityki. Dawne przykazanie, by my kochali naszych bli nich, nak ada o na nas wygrowane, sprzecz z natur -ne obowi zki, nie s u c przy tym naszym rzeczywistym potrzebom. Konieczna jest nie mi o bli niego czy wiara, nadzie-ja i mi o , lecz samolubna praca sterowana rozumem. Ul y ludzkiej n dzy najlepiej potrafi ten, kto najwi cej wytwarza, a naj-skuteczniejszym sposobem, by go do tego sk oni , jest nie przy-mus, lecz hojna nagroda za odroczenie bie cej przyjemno ci na rzecz przysz ej korzy ci, lub te zapewnienie ochrony przed blem dzi ki wytwarzanym rodkom. Z punktu widzenia dobrobytu i bezpiecze stwa cz owieka potrzebni s nie wi ci praktykuj cy chrze cija skie czy arystoteliczne cnoty, lecz ludzie racjonalni (zdolni oceni , co jest dla nich korzystne) i gospodarni. Ich prze-ciwie stwem nie s ludzie li, wyst pni czy grzeszni, lecz k tnicy (nie umiej cy zrobi

w a ciwego u ytku z rozumu) i paso yci. Do k tnikw i paso ytw mog si zalicza nie tylko p g wki i kloszardzi, lecz tak e ksi a i arystokraci. Powy szy zesp pogl dw stanowi podbudow dla kluczowe terminu w demokracji liberalnej, -go najskuteczniejszego i najpo- yteczniejszego poj cia politycznego w wiecie nowo ytnym: poj cia p r a w cz owieka. Rz d istnieje po to, by chroni wy-twory pracy cz owieka, jego w asno , a zarazem ycie i wol-no . My l, e cz owiek posiada niezbywalne, przyrodzone prawa, wi tsze od obowi zkw spo ecznych i wyprzedzaj ce w czasie spo ecze stwo obywatelskie, oraz e spo ecze stwa obywatelskie istniej dla zapewnienia tych praw i z tego czerpi sw prawomoc-

192

193

no , jest wynalazkiem filozofii nowo ytnej. Prawa, podobnie jak inne terminy omawiane w tym rozdziale, nie nale a y wcze niej do zdroworozs dkowego j zyka polityki ani do j zyka klasycznej filozofii politycznej. Zacz tki poj cia praw mo na znale u Hob-besa, najwy sz za rang zyska o ono o Locke'a. Jednak w prze-ciwie stwie do pozosta ych terminw, ktre zosta y omwione, doskonale rozumiemy poj cie praw i mamy bezpo redni dost p do my li, ktra si za nim kryje. Inne terminy s obce, problematycz-ne; ich zrozumienie wymaga wielkiego wysi ku, ktrego, co stale podkre lam, nie podejmujemy. Prawa jednak do nas nale . Sk a-daj si na nasz istot ; yjemy nimi; s naszym sensus communis. Przeciwie stwem praw cz owieka nie jest nieprawo , lecz powinno . Prawa s sk adnikiem, czy nawet istot , wolno ci. Swj pocz tek bior z pasji ycia, ycia

mo liwie bezbolesnego. Anali-za uniwersalnych potrzeb i ich stosunku do natury jako ca o ci wykazuje, e pasja ycia nie jest jedynie tworem wyobra ni. Kiedy cz owiek jest w pe ni wiadom, czego najbardziej potrzebuje, oraz zda sobie spraw , e inni s dla niego zagro eniem i vice versa, mo e nazwa pasj ycia prawem i nada jej znaczenie polityczne. wiadomo tego wzajemnego zagro enia jest spr yn porusza-j c maszyneri spo eczn , poniewa cz owiek rachuje, e je eli uszanuje (wbrew swym wrodzonym pobudkom) ycie, wolno i w asno innych, oni odp ac mu tym samym. Taki jest funda-ment praw cz owieka, nowej moralno ci g boko ugruntowanej w egoizmie. Stwierdzenie: mam swoje prawa" jest dla Amerykanw czym rwnie instynktownym jak oddychanie, tak jasny i oczywisty wydaje si ten punkt widzenia. Prawa wyznaczaj regu y gry, ktra mo e dzi ki temu przebiega bez zak ce ; konieczno istnienia tych regu jest rozumiana i akceptowana, a ich naruszanie wzbudza moralne oburzenie. Prawa s dla nas jedyn zasad , na ktrej opiera si sprawiedliwo . Ze znajomo ci praw p ynie akceptacja powinno ci wobec spo ecze stwa, ktre te prawa chroni. Prawo oznacza dla nas uszanowanie rwnych praw w rwnym dla wszy-stkich stopniu gwarantowanych moc rz du. Ca y wiat mwi dzi o prawach, nawet komuni ci, spadkobiercy Marksa, ktry szydzi z praw bur uazyjnych" jako szalbierstwa i w ktrego doktrynie nie by o miejsca dla praw cz owieka. Jednak niemal ka dy uwa ny obserwator wie, e nie gdzie indziej, a w Stanach Zjednoczonych idea praw najg biej wnikn a w krwiobieg spo eczny, co t uma-czy niespotykany brak pokory wobec w adzy u naszych obywateli. Bez praw nie mieliby my nic prcz bez adu egoizmu. Ponadto nasza interesowno rodzi pewn bezinteresowno : ywimy prze-konanie, e interesy innych powinny by uszanowane. Pogl d ten stanowi radykalne zerwanie z dawnym spojrzeniem na problem polityczny. W przesz o ci s dzono, e cz owiek jest istot dwoist , cz ciowo troszcz c si o dobro wsplne, cz cio-wo o swe prywatne interesy. Uwa ano, e dla funkcjonowania systemu politycznego konieczne jest, aby cz owiek przezwyci y swj egoizm, zd awi prywat , rozwija w sobie cnoty. Locke i jego bezpo redni poprzednicy g osili, e adna cz stka cz owieka nie jest z natury ukierunkowana na dobro oglne, wobec czego stary model polityczny by zarazem nadmiernie surowy i nieskuteczny jako sprzeczny z natur . Interes w asny jest wbrew dobru oglne-mu, lecz tylko nieo wiecony interes w asny. Oto najlepszy klucz do poj cia o wiecenia: sprawi , by rozum pozna s abo cz owieka i przewidzia przysz y niedostatek. Racjonalna wiado-mo przysz o ci i kryj cych si w niej zagro e wystarczy, by odpowiednio ukierunkowa afekty. Dawniej ludzie nale eli do spo eczno ci z boskiego nakazu, zwi zani w z ami podobnymi do w z w krwi, ktre tworz rodzin . Byli, pos uguj c si sformu- owaniem Rousseau, wynaturzeni". ywili fanatyczne uczucia solidarno ci plemiennej, wypaczaj ce ich natur . Niezm cony rozum pozwoli oczy ci przedpole, aby ludzie mogli z zimn krwi zawrze obliczone na zysk umowy, oparte na stosunkach zbli onych do tych, ktre znajdujemy w gospodarce. Bilansem tych umw jest dobrze pomy lana praca. Thomas Watson, za o y -ciel IBM, stre ci cele tego przedsi wzi cia w ha le, ktre kaza umie ci na cianach biur i fabryk: My l!" (zwraca si do ludzi, ktrzy ju pracowali). Amerykanie s wyznawcami Locke'a: wiedz , e praca jest konieczna (nie t skni za nie istniej cym rajem) i przyniesie

194 195

dostatek; za swymi wrodzonymi sk onno ciami id z umiarem, nie dlatego, e posiadaj cnot umiaru, lecz dlatego, e to rozs dne, a ich afekty s zrwnowa one; szanuj prawa innych, aby ich w asne prawa zosta y uszanowane; przestrzegaj prawa, poniewa sami je stworzyli we w asnym interesie. Z punktu widzenia bogw i herosw nie jest to zbyt porywaj ca wizja. Jednak dla biednych, s abych, prze ladowanych znakomitej wi kszo ci ludzko ci kryje si w niej obietnica zbawienia. Jak powiedzia Leo Strauss*: Nowo ytni buduj nisko, lecz solidnie". Rousseau uwa a , e Hobbes i Locke nie poszli wystarczaj co daleko, e do umys u Indii wcale nie dotarli, cho trwali w tym przekonaniu. Znale li dok adnie to, za czym wyruszyli w poszu-kiwanie: cz owieka natury, posiadaj cego w a nie te cechy, ktre s potrzebne do utworzenia spo ecze stwa. Rousseau uzna to za zbyt pi kne, aby mog o by prawdziwe. Cz owiek natury istnieje wy cznie dla siebie; jest on jedno ci , ca o ci bezwzgl dn , ktra uznaje jedynie siebie albo kogo podo-bnego do siebie. Cz owiek spo eczny jest tylko jednostk u amkow , zale n od mianownika, i ktrej warto polega na stosunku do ca o ci, jak jest spo ecze stwo. [...] Kto chce, b d c cz owiekiem uk adu spo ecznego, zachowa pier-wsze stwo uczu przyrodzonych, ten nie wie, czego pragnie. Zawsze w przeciwie stwie z samym sob , zawsze wahaj cy si mi dzy swymi sk onno ciami a obowi zkami, nie b dzie nigdy ani cz owiekiem, ani obywatelem; nie b dzie dobry ani dla siebie, ani dla innych. B dzie to jeden z tych ludzi naszych czasw; b dzie to jaki Francuz, Anglik, mieszczanin, w a ciwie nic**. Filozofem, ktry pragn zachowa pierwsze stwo uczu przy-rodzonych w uk adzie spo ecznym, by Locke, a rezultatem jego * Wybitny ameryka ski filozof polityczny (1899-1973), mentor Blooma, pro-fesor na uniwersytecie w Chicago, autor wydanego w Polsce Prawa naturalnego w wietle historii (przyp. t um.). ** J.J. Rouseau, Emil, op. cit., s. 11-12. 196 pomy ki jest mieszczanin. Rousseau nada temu s owu jego nowo- ytne znaczenie czytaj c powy szy fragment, znajdujemy si u rd a dzisiejszego ycia intelektualnego. Jego analiza zjawiska by a tak subtelna i wyczerpuj ca, e nie pozosta o nic wi cej do powiedzenia na ten temat; prawica i lewica raz na zawsze uzna a jego charakterystyk cz owieka nowo ytnego za prawdziw , cen-trum za , pe ne podziwu i onie mielone, poczu o si ni zepchni te na pozycje obronne. Rousseau by tak przekonuj cy, e zniszczy o wieceniow wiar w siebie w chwili najwi kszych triumfw o wiecenia.

Nie nale y zapomina , e Rousseau wychodzi w swej krytyce od fundamentalnej zgody z Lockiem dla ktrego ywi wielki podziw co do cz owieka zwierz cego. Cz owiek jest z natury istot samotn , zainteresowan tylko zachowaniem w asnego y-cia i wygod . Rousseau zgadza si rwnie , e cz owiek ustanawia spo ecze stwo obywatelskie drog umowy, w celach samozacho wawczych. Autor Emila nie podziela jednak pogl du Locke'a, jakoby interes w asny, jakkolwiek rozumiany, automatycznie har-monizowa z potrzebami i wymaganiami spo ecze stwa obywatelskiego. Je eli Rousseau ma s uszno , rozum cz owieka, obra-chowawszy, co jest w jego najlepszym interesie, nie wzbudzi w nim sk onno ci, by zosta dobrym, praworz dnym obywatelem. Cz owiek b dzie albo sob , albo obywatelem, albo te sprbuje by jednym i drugim, czyli niczym. Innymi s owy, o wiecenie nie wystarczy do ustanowienia spo ecze stwa; przeciwnie, o wiece-nie mo e by czynnikiem rozk adu spo ecznego. Przebyli my d ug drog od stanu natury, tote natura jest teraz od nas bardzo odleg a. Samowystarczalna, samotna istota musia a ulec wielu przemianom, aby sta si istot spo eczn i aktywn . Po drodze zmieni a te cel podr y: d enie do szcz cia zosta o zast pione d eniem do bezpiecze stwa i wygody, czyli rodkw do osi gania szcz cia. Spo ecze stwo obywatelskie bez w tpie-nia przewy sza stan niedostatku i wojny wszystkich ze wszystki-mi. Ten sztuczny uk ad konserwuje jednak istot , ktra nie wie ju , kim jest; ktra jest tak poch oni ta yciem, e zapomnia a, po co yje; ktra osi gaj c pe ne bezpiecze stwo i doskona wygod , 197

nie ma poj cia, co ze sob zrobi . Ukoronowaniem post pu jest konstatacja, e ycie nie ma sensu. Hobbes z pewno ci mia s uszno , poszukuj c w cz owieku najpot niejszych uczu uczu , ktre istniej niezale nie od opinii i s nieodmiennym sk adnikiem cz owiecze stwa. Strach przed mierci cho rze-czywi cie silny i po yteczny jako motywacja, by d y do pokoju i obwarowa agresj prawem nie mo e by podstawowym do wiadczeniem cz owieka. Zak ada bowiem jeszcze bardziej pod-stawowe do wiadczenie: uczucie, e ycie jest dobre. Najg b-szym do wiadczeniem jest poczucie rozkoszy istnienia. Zna to poczucie bezczynny dzikus, lecz nie mieszczanin, ktry zamiast byciem sob zaj ty jest ci k prac i negocjowaniem z innymi. Natura nadal ma nam do powiedzenia rzecz najwy szej wagi. Dwoimy si i troimy, by j okie zna , lecz powd, by to czyni , bierze si z natury. K ad c nacisk na strach przed mierci , ladem Hobbesa, ale tak e Locke'a, podkre lamy negatywne do wiadczenie natury, zacieraj c do wiadczenie pozytywne, ktre strach przed mierci zak ada. Pozytywne do wiadczenie natury odzywa si w nas nadal, lecz niewyra nie: w amnezji dr cz nas liczne uczu-cia niezadowolenia, lecz aby odnale naturaln rozkosz ycia w jego pe nym wymiarze, nasze umys y musz podj ogromny wysi ek. Droga powrotna jest przynajmniej tak d uga jak szlak, ktry nas tu sprowadzi . Wed ug Hobbesa i Locke'a od natury dzieli nas tylko krok, lecz nie jest ona poci gaj ca, tote przej cie przez cz owieka do stanu spo ecznego by o atwe i jednoznacznie dobre. Wed ug Rousseau natomiast natura jest daleka i poci gaj -ca, a przej cie do stanu spo ecznego by o trudne i rozszczepi o cz owieka na dwoje. W a nie w chwili, kiedy si wydawa o, e nareszcie przezwyci yli my w sobie natur , Rousseau da pocz -tek przemo nej

t sknocie za natur w cz owieku. W naturze kryje si utracona pe nia cz owiecze stwa. Przypomina si Uczta Pla-tona, lecz tam t sknota za pe ni cz owiecze stwa ukierunkowa-na by a ku poznaniu idei, ku poznaniu celw. U Rousseau cz owiek t skni za rozkosz pierwotnych odczu , znajdowanych u pocz tkw ludzko ci, w stanie natury. Platon zjednoczy by si z Rousseau przeciwko mieszczaninowi, mwi c, e istot cz owiecze stwa jest d enie do dobra, nie za ostro ne unikanie z a. Mieszczanin nie zna ani aspiracji, ani entuzjazmu. Pod wp ywem Rousseau historia filozofii i sztuki sprowadza si do poszukiwania lub produkowania wartych stara przedmiotw aspiracji, ktre mog yby rywalizowa z mieszcza skim dobrobytem i samozado-woleniem. Mieszczanie w czyli si w t histori , piel gnuj c w sobie aspiracje jako element samozadowolenia. Rousseau t umaczy dwoisto cz owieka, widz c jej przyczyn w opozycji natury i spo ecze stwa. Stwierdza, e mieszczanin do wiadcza tej dwoisto ci w konflikcie pomi dzy mi o ci w asn i mi o ci bli niego; sk onno ci i powinno ci ; szczero ci i hi-pokryzj ; byciem sob i wyobcowaniem. Opozycja mi dzy natur a spo ecze stwem przenika wszelkie nowo ytne rozwa ania na temat kondycji ludzkiej. Poczynili to rozr nienie Hobbes i Locke, aby usun napi cia rodz ce si w cz owieku z wymaga cnoty, co mia o mu u atwi osi gni cie pe ni cz owiecze stwa. Mniema-li, e zmniejszyli rozd wi k pomi dzy sk onno ci i powinno ci , wywodz c wszelk powinno ze sk onno ci; Rousseau utrzymy-wa , e tylko ten rozd wi k powi kszyli. Powrci wi c do staro- ytnej idei, zgodnie z ktr cz owiek jest wewn trznie podzielony, co utrudnia mu osi gni cie szcz cia, podczas gdy spo ecze stwo liberalne daje prawo d enia do szcz cia, lecz jego osi gni cie ca kowicie uniemo liwia. Powrt ten dokonuje si jednak na zu-pe nie innej p aszczy nie: dla staro ytnych wewn trzne napi cie rodzi si z niemo liwych do pogodzenia wymaga duszy i cia a, a nie z natury i spo ecze stwa. Spostrze enie to rwnie otwiera bogate pole do refleksji nad oryginalno ci Rousseau: inna jest przyczyna z a, inny jest cel odwiecznych d e do jedno ci. Cz o wiek urodzi si spoisty i jest przynajmniej do pomy lenia, e kiedy t spoisto odzyska. Powstaje nowa nadzieja i rozpacz, na ktre nie pozwala o rozr nienie dusza-cia o. Zmienia si pogl d cz owieka na samego siebie i jego pragnienia. Metody poprawy ludzkiego losu mieszcz si w przedziale od rewolucji po psycho-terapi , lecz pozostaje niewiele miejsca na konfesjona czy umartwianie cia a. Celem Wyzna Rousseau, w przeciwie stwie do Wyzna w. Augustyna, by o wykazanie, e cz owiek rodzi si

198 199

dobry, dobre s rwnie pragnienia cia a i nie istnieje grzech pierworodny. Natura ludzka uleg a z biegiem historii okaleczeniu, a teraz cz owiek musi y w spo ecze stwie, do ktrego nie jest przystosowany i ktre stawia mu niewykonalne wymagania. Do-strzega si zatem niech tn zgod na tera niejszo b d r nora-kie prby powrotu do przesz o ci, czy te poszukiwania twrczego po czenia dwch biegunw, natury i spo ecze stwa. Tak w skrcie przedstawia si my l spo eczna i polityczna XIX i XX wieku, ktra wysz a od Russowskiej krytyki liberalizmu. Rozr nienie natura-spo ecze stwo jest nam wszystkim bardzo dobrze znane. Najwi ksz popularno ci cieszy si wersja Freuda: w jego poj ciu pod wiadomo ci mie ci si utracona natura, jak rwnie ca a brutalna historia, ktra nas od natury oddali a; w stwo-rzonej przez niego teorii nerwic mo na dostrzec skutki wymaga stawianych nam przez cywilizacj , a jego zasada rzeczywisto ci to nic innego jak pe ne rezygnacji przystosowanie si do spo e-cze stwa mieszcza skiego. Wczesna my l nowoczesna odrzuca atwe rozwi zania problemu dwoisto ci cz owieka, lecz nie traci nadziei, e rozwi zanie istnieje. Poszukiwanie rozwi za , atwych czy trudnych, dla fundamentalnych problemw cz owieka to do-mena nowo ytno ci, podczas gdy staro ytno traktowa a te na-pi cia jako nieusuwalne. Pierwsz reakcj ja" na wiadomo nieprzystosowania do spo ecze stwa, na poczucie sprzeciwu wobec racjonalno ci gro-madzenia w asno ci, jest prba przywrcenia stanu pierwotnego, ycia zgodnego z najwcze niejszymi sk onno ciami, odzyskania kontaktu ze swymi uczuciami", ycia naturalnego, prostego, wol-nego od wygenerowanych przez spo ecze stwo sztucznych pra-gnie , uzale nie i ob udy. Ten aspekt my li Rousseau, ktry wzbudza t sknot za natur , traf do Ameryki i do szybko, po-przez ycie i twrczo Thoreau. Ostatnio, jako za cznik do wielu wsp czesnych ruchw, zakwit w ca ej pe ni i zyska sobie szero-kie grono zwolennikw. Wyrazem tej t sknoty jest anarchizm, w tej czy innej formie, poniewa anarchizm rodzi si wtedy, gdy polityka i prawo s postrzegane jako czynniki d awi ce nasze naturalne pobudki, nie za doskonal ce je i ujmuj ce ich zaspokajanie w pewne ramy. Po raz pierwszy w historii filozofii politycz-nej panuje pogl d, e adna naturalna pobudka nie prowadzi do powstania spo ecze stwa obywatelskiego i nie znajduje w nim zaspokojenia. A przecie my liciele, ktrzy poczynili rozr nienie pomi dzy natur i spo ecze stwem (rozr nienie to jednoznacznie sugeruje, e spo ecze stwo jest tworem ca kowicie ludzkim), s -dzili, e cz owiek bez wahania wybierze spo ecze stwo. Rozr -nienie to powsta o w a nie w tym celu, aby podkre li , jak bardzo potrzebne jest spo ecze stwo obywatelskie, jak bardzo kruche jest istnienie cz owieka w naturze; aby wytr ci bro z r ki przeciw-nikom spo ecze stwa obywatelskiego, ktrzy utrzymywali, e opieka nad kruchym cz owiekiem pochodzi od natury lub Boga. Cz owiek, o ile jest rozumny, oddziela si od natury, by sta si jej panem i poskromicielem. Taki pogl d przewa a do tej pory w de-mokracjach liberalnych, ktre k ad nacisk na pokj, agodno obyczajw, dostatek, wysok wydajno pracy i rozwj nauk stosowanych, szczeglnie medycyny. Warunki te uchodzi y niegdy za wielki post p w stosunku do brutalnego stanu natury. Locke pisa , e angielski wyrobnik lepiej si odziewa, lepiej mieszka i lepiej si od ywia ni krl w Ame-ryce", maj c na my li india skiego wodza. Ju Tocqueville za-uwa a jednak, e ameryka ski krl ma w sobie co imponuj cego. By mo e porwnanie wypada dla dzikusa bardziej pochlebnie, kiedy uwzgl dni takie cechy, jak duma, niezale no , pogarda dla mierci i brak l ku przed przysz o ci . Z punktu widzenia dzikusa natura jawi si raczej jako dobra ni z a. Natura, ktra odtr ca cz owieka i jego niszcz c d o ,

staje si przedmiotem szacunku. Udziela wskazwek tam, gdzie uprzednio obowi zywa tylko kaprys cz owieka. Dawny pogl d, w my l ktrego uwie cze-niem natury jest pa stwo, nie jest brany pod uwag jako trudno zrozumia y. Pa stwo to odci ty od natury sztuczny wytwr cz o-wieka. Warto pa stw w opozycji do natury mo na ocenia pozytywnie lub negatywnie, lecz obie strony wychodz z tego samego za o enia. Istniej dwa rywalizuj ce ze sob pogl dy na temat relacji spo ecze stwa wobec natury, lecz obydwa opieraj si na nowo ytnym rozr nieniu tych dwch poj . Zgodnie z pier-

200 201

wszym pogl dem natura to surowiec naturalny, ktry pozwala cz owiekowi wyzwoli si od konieczno ci brutalnej walki o byt; zgodnie z drugim, cz owiek jest szkodnikiem natury. W obu przypadkach natura jest rozumiana jako pozbawiona wymiaru ludzkiego natura to gry, lasy, jeziora i rzeki. Jak ju wspomnia em, Ameryka jest ogromn scen , na ktrej rozgrywaj si wielkie idee; dzi mamy w repertuarze klasyczn konfrontacj pogl dw Locke'a na stan natury z krytyk pira Rousseau. Z jednej strony widzimy farmera, ktry nigdy nie spo-jrza na drzewa, pola i strumienie Ameryki okiem romantyka. Drzewa trzeba wycina , by zrobi przesieki, postawi i ogrza domy; pola trzeba zora p ugiem, by nakarmi ludzi, lub rozkopa , aby wydrze ziemi surowce potrzebne do nap dzania maszyn; rzeki nale y wykorzysta jako drogi wodne do przewo enia yw-no ci lub jako rd a energii. Z drugiej strony mamy kluby ekolo-giczne, ktre pragn zapobiec dalszemu pogwa caniu natury i lej zy nad szkodami, ktre ju zosta y wyrz dzone. Ciekawszym zjawiskiem jest jednak wsp istnienie tych sprzecznych uczu w najbardziej post powych umys ach naszych czasw. Naturajest surowcem, bezwarto ciowym bez przymieszki ludzkiej pracy; natura jest zarazem czym najwy szym i naj wi tszym. Ci sami ludzie, ktrzy walcz o ocalenie od zag ady snail-darters* i uznaj pigu k antykoncepcyjn ; martwi si o polowania na jelenie i broni prawa do aborcji. Uwielbienie natury lub opanowanie natury zale nie od tego, co jest w danym momencie wygodne. Zasada sprzeczno ci zosta a anulowana. Istnienie tych dwch przeciwstawnych pr dw my lowych bierze si bezpo rednio z dwch doktryn stanu natury, ktre om-wili my. Locke jest autorem naszych instytucji, uzasadnia nasze

przywi zanie do w asno ci prywatnej i wolnej wymiany oraz daje nam nasze poczucie praw cz owieka. My l Rousseau kryje si za * Niewielkie ryby s odkowodne z rodziny okoniowatych (Percina Imostoma Tanasi), wyst puj ce tylko w Ameryce, ktrym przepowiadano wymarcie, co da o asumpt do za o enia stowarzyszenia na rzecz ich ocalenia. Stowarzyszenie zdo a o uniemo liwi budow elektrowni wodnej, ktra prawdopodobnie doprowadzi aby do zag ady tego gatunku (przyp.t um.). wi kszo ci dominuj cych pogl dw na to, czym jest ycie i jak nale y leczy rany. Locke uczy, e przystosowanie si do spo e-cze stwa obywatelskiego jest niemal automatyczne; Rousseau, e bardzo trudne i wymaga przer nych po rednikw pomi dzy sp ecze stwem a utracon natur . oUosobieniem tych doktryn s dwie charakterystyczne postacie naszych czasw. Rzutki, optymistycz ny, skuteczny, trze wy ekonomista to spadkobierca Locke'a; g -boki, zamy lony, melancholijny psychoanalityk to typ Russowski. W zasadzie ich postawy wzajemnie si wykluczaj , lecz antydogmatyczna Ameryka stworzy a dla nich pewien modus vivendi. Ekonomi ci mwi nam, jak zarabia pieni dze; u psychiatry mo emy je wyda . 203

202

JA Domen pozostaj c obecnie pod nadzorem psychiatrw, jak rwnie innych specjalistw od pog bionego rozumienia cz o-wieka, jest ego, czyli ja . Ja to kolejne odkrycie poczynione przez badaczy stanu natury, bodaj najwa niejsze, poniewa po-zwala nam pozna , kim naprawd jeste my. Jeste my ja niami i ca e nasze post powanie s u y zaspokojeniu lub spe nieniu na-szego ja. Jednym z pierwszych, je eli nie pierwszym my licielem, ktry u y tego s owa w nowoczesnym znaczeniu, by Locke. Od samego pocz tku wymyka o si definicji; jeszcze trudniej uchwy-ci jego znaczenie, odk d roli egzegety podj si Woody Allen. Cierpimy na trzechsetletni kryzys to samo ci. Cofamy si coraz dalej i dalej, depcz c po pi tach naszemu ja, ktre ucieka do lasu, zawsze o krok przed nami. Cho nas to irytuje, z punktu widzenia najnowszych interpretacji taka jest w a nie istota ego: tajemnicze, nieuchwytne, nieokre lone, nieograniczone, twrcze, znane tylko przez swe przejawienia; s owem, podobne Bogu, ktrego jest blu nierczym lustrzanym odbiciem. Przede wszystkim za jestto indywidualne, niepowtarzalne, moje ja, a nie jaki abstrakcyjny cz owiek w ogle czy cz owiek-wsobie. Jak wyja nia bohater mierci Iwana Iljicza To stoja, s ynny sylogizm Sokratesa: Wszy-scy ludzie s miertelni" nie mo e dotyczy tego Iwana Iljicza, ktry jako dziecko mia paskowan skrzan pi k . Wszyscy wie-dz , e to, co poszczeglne, wymyka si elaznemu u ciskowi 204

rozumu, ktrego forma jest oglna czy uniwersalna. Podsumowu-j c, ja zamiennikiem duszy.

jest nowoczesnym

Kult ja ni wywodzi si by mo e od mia ego burzyciela Machiavellego, ktry wyra a si z podziwem o ludziach troszcz -cych si bardziej o dobro swej ojczyzny ni o zbawienie duszy. Wy sze wymagania stawiane cz owiekowi przez dusz nieuchron-nie przywodzi y go do zaniedbania spraw tego wiata na rzecz tamtego. Tysi clecia filozofowania o duszy nie przynios y adnej niepow tpiewalnej wiedzy na jej temat, ci za , ktrzy przypisywali sobie znajomo duszy, czyli kap ani, bezpo rednio lub po rednio sprawowali w adz , wywieraj c demoralizuj cy wp yw na ycie polityczne. Duszne rozterki w adcw i poddanych os abia y sku-teczno funkcjonowania pa stwa. Ludzie wyrzynali si nawzajem z powodu r nic pogl dw na zbawienie duszy. Troska o dusz czyni a z ludzi yciowe kaleki. Machiavelli wzywa ludzi, by ladem jego bohaterw powa yli si zapomnie , zarwno w teorii, jak i w praktyce, o duszy i mo- liwo ci wiecznego pot pienia. Hobbes, obok wielu innych, podj wyzwanie, stwarzaj c zupe nie now interpretacj delfickiego na-pisu Poznaj samego siebie!", ktry Sokrates rozumia jako has o do filozofowania, Freud za mia zinterpretowa jako zaproszenie do psychoanalizy. Freud mimowiednie ustawi si w szeregu na-st pcw Hobbesa, twierdz cego, e ka dy cz owiek powinien kierowa si tym, co sam czuje czuje, a nie my li; on sam, a nie kto inny. Ja jest bardziej uczuciem ni rozs dkiem i okre- lona jest przede wszystkim przez sw jedyno . B d sob ". Hobbes, co zaskakuj ce, okaza si pierwszym propagatorem cy -ganerii oraz g osicielem szczero ci i autentyczno ci. Koniec z w -drwkami ku kra com wszech wiata na skrzyd ach wyobra ni, koniec z metafizyczn podstaw istnienia, koniec z dusz nadaj c porz dek nie tylko sprawom ludzkim, ale i przyrodzie. By mo e cz owiek jest w naturze obcy, lecz jest kim i potrafi si odnale za pomoc swych najpot niejszych afektw. Odczuwaj!" wo a Hobbes. Przede wszystkim powiniene sobie wyobrazi , co poczujesz, kiedy inny cz owiek przystawi ci pistolet do skroni i zagrozi ci mierci . W takiej chwili ca a ja skupia si w jednym 205

punkcie i mwi nam, co jest istotne. W takiej chwili jeste praw-dziw ja ni , nie fa szyw wiadomo ci , zwiedzion na manowce pogl dami Ko cio a, pa stwa czy spo ecze stwa. Do wiadczenie pistoletu przy o onego do skroni jest znacznie bardziej pomocne w ustalaniu hierarchii wa no ci" ni wszelka znajomo duszy czyjej rzekomych przejawie , takich jak sumienie. Ca a wcze niejsza tradycja, religijna i filozoficzna, przypisy-wa a cz owiekowi dwie troski: o cia o i o dusz , co znalaz o swj wyraz w przeciwstawieniu po dania i cnoty. Z zasady cz owiek powinien d y do tego, by sta si czyst cnot , by wyzwoli si z okoww po da cielesnych. Najwy szym

szcz ciem by oby pe ne zespolenie cnt i po da , lecz nie jest to mo liwe, przynaj-mniej w tym yciu. Machiavelli postawi spraw na g owie. Tak, szcz cie to zupe no , wi c sprbujmy osi gn t zupe no , ktra jest nam dost pna w tym yciu. Tradycja postrzega a cz o-wieka jako niezrozumia e i samosprzeczne po czenie dwch sub-stancji, cia a i duszy. Oczywi cie, nie mo na pojmowa cz owieka wy cznie ciele nie, lecz je li funkcja wszystkiego, co nie jest w nim cielesne, polega na tym, by pomaga w zaspokajaniu po -da cia a, dwoisto cz owieka zostaje przezwyci ona. Czysta cnota nie jest ju mo liwa, a umi owanie cnoty to tylko urojenie, swego rodzaju zboczenie po dania, skutek wymaga , jakie sta-wia nam spo ecze stwo (czyli inni). Mo liwe jest natomiast czyste po danie. Absolutyzm po dania, nie pow ci ganego wzgl dami cnoty, to cecha stanu natury. Nowa filozofia stanu natury oznacza wi c zasadniczy zwrot: zamiast prbowa okie zna i udoskonali po dania przez cnot , cz owiek winien pozna swe po dania i y zgodnie z nimi. G wnym rodkiem do tego celu jest rozprawienie si z cnot , ktra przes ania i zniekszta ca po danie. Nasze po -danie staje si rodzajem wyroczni, do ktrej udajemy si po porad ; z najbardziej w tpliwej i niebezpiecznej cz stki cz owieka po danie staje si najwy sz instancj . Ta jedno cz owieka w po daniu natrafia na liczne trudno ci teoretyczne, ale posiada, jak by my dzi powiedzieli, egzystencjaln si przekonywania, poniewa , w przeciwie stwie do niezrozumia ego i samosprzecznego po czenia cia a i duszy, znajduje potwierdzenie w przemo nych do wiadczeniach, takich jak strach przed gwa town mierci , ktre nie wymagaj abstrakcyjnych rozumowa ani kaznodziej-stwa. Hobbes otworzy drog do ja ni, dzi przemierzan przez niezliczonych wyznawcw psychologii bez psyche, czyli duszy. Jednak e ani Hobbes, ani Locke nie rozwijali psychologii ja ni, jak te nie wnikali zbyt g boko w stan natury, poniewa s dzili, e rozwi zanie znajduje si na powierzchni. Hobbes i Locke zak adali, e gdy stare cnoty pobo no ludzi religijnych i honor szlachcicw zostan zniesione, wi kszo ludzi natychmiast si zgodzi, e ich samozachowawcze po dania s realne, e wywo-dz si z wn trza i maj pierwsze stwo nad wszystkimi innymi po daniami. Prawdziwa ja nie tylko jest dobra dla samej jed-nostki, lecz tak e stanowi podstaw konsensu spo ecznego, ktrej nie daj filozofie i religie. Doskona ym uosobieniem tego rozwi -zania jest dany przez Locke'a zamiennik cz owieka cnotliwego, cz owiek pracowity i my l cy. Osobnik ten nie ho duje etyce czy moralno ci protestanta lub innego wierz cego, lecz szczerze przy-znaje si do o wieconego egoizmu (czyli egoizmu, ktry nauczy si od nowoczesnej filozofii, jakie cele s realne, a jakie urojone) b d do tego, e kieruje si dobrze poj tym interesem w asnym. Locke charakteryzuje przeciwie stwo tego idea u, czyli cz owieka k tliwego i swarliwego jakim mo e by rwnie kap an lub arystokrata (ludzie aspiruj cy do wy szej moralno ci) aby zde-mistyfikowa cnot w sposb mniej prowokacyjny, ni uczyni to Hobbes. Pracowity i my l cy cz owiek Locke'a obdarzony jest urokiem osoby prostolinijnej, dzia aj cej tak, jak my li, i bez hipokryzji d cej do w asnego dobra. Oczywi cie, Locke nie kryje si z przekonaniem, e z punktu widzenia dobra oglnego postawa egoizmu est j korzystniejsza ni moralizm. Pogl d ten wyra a si bardziej w pot pieniu wi toszkowato ci ni w pochwale cnoty. Zgroza w obliczu mierci, bezpo rednie i nieodparte subie-ktywne do wiadczenie ja ni i tego, co dla niej najistotniejsze, oraz bezwgl dny nakaz obrony przed mierci , ktry p ynie z tego

206 207

do wiadczenia wszystko to znalaz o wsparcie w nowej filozofii przyrody, postrzegaj cej natur wy cznie jako cia a w ruchu, cia a bezmy lnie zachowuj ce ruch skutkiem koniecznego bez adu. -w Wszystkie wy sze cele w naturze, do ktrych cz owiek mg si odwo a za pomoc rozumu, aby ukierunkowa swe afekty, znikn y. Natura nie ma o cz owieku nic konkretnego do powiedzenia i nie dostarcza mu wzorcw post powania. Kiedy jednak uznamy, e zachowanie cz owieka w niczym si nie r ni od zachowania innych cia , pryskaj wszystkie urojone ogranicze-nia, jakie stawia swym przemo nym pop dom czyli ogranicze-nia odr niaj ce go od cia przyrody. Irracjonalne afekty i rac-jonalna nauka wsplnym wysi kiem ustanawiaj nowe prawo na-tury: d do pokoju. Subiektywny, nap dzany afektami cz owiek podporz dkowuje si ustaleniom filozofii przyrody, a ta stwierdza z kolei, e to podporz dkowanie si jest zgodne z natur . Cz owiek pozostaje zatem cz ci sk adow natury, lecz inaczej i w sposb znacznie bardziej problematyczny ni , powiedzmy, w filozofii Arystotelesa, gdzie sednem wszystkiego jest dusza, a to, co naj-wy sze w cz owieku, pokrewne jest temu, co najwy sze w naturze; s owem: gdzie dusza jest natur . W rzeczywisto ci cz owiek jest tylko cz ci sk adow , a nie mikrokosmosem. Natura nie zna uszeregowania ani hierarchii bytw, nie zna ich tak e ja . Cz owiek naturalny" Locke'a, faktycznie to samy z jego cz owiekiem spo ecznym, ktrego troska o wygod i samozacho-wanie czyni go produktywnym i praworz dnym, nie jest wcale taki naturalny. Rousseau szybko zwrci uwag , e Locke, pragn c znale proste i automatyczne rozwi zanie problemu polityczne-go, przydzieli naturze liczne obowi zki, ktrych wype nienia trudno oczekiwa od natury mechanicznej i nieteleologicznej. Cz owiek naturalny by by zwierz cy, ledwo odr nialny od in-nych zwierz t, aspo eczny, bynajmniej nie rozumny i gospodarny, lecz irracjonalny i gnu ny, powodowany wy cznie uczuciami. Odci wszy po czenie duszy z aspiracjami cz owieka, ktre d wiga y go do gry, Hobbes i Locke mieli nadziej , e znajd dla niego twardy grunt, lecz Rousseau grunt ten usun . Cz owiek run w otch a tego, co nazwa em podpiwniczeniem, a ktre teraz wydaje si pozbawione dna. Tam, w dole, Rousseau odkry ca z o ono cz owieka, ktr przed Machiavellim sytuowano wyso-ko w grze. Locke w sposb nieuprawniony wybra z cz owieka te pierwiastki, ktre by y mu potrzebne do umowy spo ecznej, pozosta e za zbagatelizowa procedura wadliwa teoretycznie i bardzo kosztowna praktycznie. Poj cie o cenie, jak przysz o zap aci , daje mieszczanin, ktry najmniej ze wszystkich ludzi mo e sobie pozwoli na poszukiwanie

swego ja; ktry zaprzecza istnieniu zabitego cienkimi deskami podpiwniczenia; ktry w naj-wi kszym stopniu zosta przerobiony dla swych w asnych celw przez spo ecze stwo; ktrego spo ecze stwo nie skusi o obietnic doskona o ci czy zbawienia, lecz kupi o sobie jego milczenie. Rousseau zdruzgota upraszczaj cy mit o harmonii pomi dzy na-tur i spo ecze stwem, ktremu ulegli prawdopodobnie za o ycie-le Ameryki. Rousseau nadal liczy na mi kkie l dowanie na prawdziwym gruncie natury, lecz nie s dzi , by da o si to osi gn bez docieka i mozolnego wysi ku. Wprawdzie otch a otworzy a si p niej, dopiero gdy zw tpiono w istnienie tego naturalnego gruntu, nie-mniej Rousseau jest twrc nowo ytnej psychologii ja ni w jej pe nym znaczeniu; od niego wywodzi si poszukiwanie tego, co si naprawd kryje pod pokostem racjonalno ci i kultury, nowe sposoby docierania do pod wiadomo ci i prby ustanowienia ja-kiej zdrowej harmonii pomi dzy wysokim i niskim. Nieprzejednane stanowisko Rousseau da o pocz tek oddziele -niu cz owieka od natury. Autor Emila by gotw przychyli si do pogl du nowo ytnej nauki, ktra prawdziw istot cz owieka wi-dzia a w jego zwierz co ci. Jednak natura nie potrafi uchwyci r nic, jakie dziel cz owieka od innych zwierz t, z jego przej cia od natury do spo ecze stwa, z jego historii. Spirytualista Kar-tezjusz, ktry paradoksalnie tak e przyczyni si do demonta u duszy, sprowadzi natur do rozci g o ci, pozostawiaj c poza natur tylko ego, ktre postrzega rozci g o . We wszystkim prcz swej wiadomo ci cz owiek przynale y do rozci g o ci. W jaki sposb jest cz owiekiem, jedno ci , ktra zyska a sobie przydo-mek ja ni pozostaje niezg bion zagadk . Ta do wiadczana

208 209

ca o , po czenie rozci g o ci i ego, wydaje si niezrozumia a i w niczym nie ugruntowana. Cia o, czyli atomy w ruchu, oraz afekty i rozum tworz jak jedno , ktra wymyka si wszak e pojmowaniu przyrodoznawstwa. Wydaje si , e Locke wymy li ja , aby uchwyci w jedn ca o nieprzerwany strumie wra e zmys owych, ktre rozp yn yby si w nico ci, gdyby nie by y gdzie przechwytywane. Mo emy pozna w naturze wszystko z wyj tkiem tego, co poznaje natur . W tej mierze, w jakiej cz o-wiek jest fragmentem natury, znika. Ja stopniowo oddziela si od natury i zjawiska ludzkie trzeba traktowa odr bnie. Kartezja -skie ego, z pozoru niewzruszone i boskie w swym spokoju i odo-sobnieniu, okazuje si wierzcho kiem gry lodowej unosz cej si na powierzchni

niezg bionego, burzliwego morza, zwanego id; wiadomo to epifenomen nie wiadomo ci. Cz owiek jest ja ni , to wydaje si dzi jasne. Ale co to jest ja ? Oto, z czym pozostawia nas psychologia, ktr powitali my z tak rado ci . Je eli mamy jej zawierzy , dobrze by oby pozna jej arcyzawik an histori . Jedna rzecz jest pewna: je eli ta psy-chologia mwi prawd , przyby a do nas z op nieniem, aby zaj si tymi aspektami cz owieka, ktre w naszym spo ecze stwie liberalnym przez tak d ugi czas by y zaniedbywane, i otworzy a puszk Pandory, ktr jeste my my sami, nasze ja. Wzorem Sze-kspirowskiego Jagona mwi nam: ,,[N]ie spotka em ani razu cz owie-ka, ktry by naprawd umia kocha samego siebie"*. Wsp czesna psychologia podziela rozpowszechniony pogl d, ktremu da po-cz tek Machiavelli e egoizm jest koniec ko cw dobry. Cz o-wiek to ego, a ego musi by egoistyczne. Nowe jest natomiast wezwanie, by my wnikn li g biej w nasz ja , poniewa zbyt pochopnie za o yli my, e j znamy i posiadamy do niej dost p. Dwuznaczno ludzkiego ycia wymaga, aby zawsze istnia y rozr nienia pomi dzy dobrem a z em, w takiej czy innej formie. Rozr nienia te nie zosta y w naszej epoce zniesione, ale nast pi a w tym wzgl dzie wielka przemiana. Dawniej dobry by ten, kto troszczy si o innych, z y kto troszczy si wy cznie o siebie. * W. Szekspir, Otello, prze . S. Bara czak. Dzi dobry jest ten, kto umie zatroszczy si o siebie, z y za , kto nie umie. W sposb najbardziej oczywisty przejawia si to w sferze politycznej. U Arystotelesa dobre ustroje maj w adcw oddanych dobru wsplnemu, natomiast na czele z ych stoj rz dz cy, ktrzy wykorzystuj swe stanowiska dla zaspokojenia prywatnych inte-resw. W klasyfikacji Locke'a i Monteskiusza rozr nienie to nie wyst puje. Dla nich dobre s ustroje, posiadaj ce odpowiednie urz dzenia do zaspokajania, a jednocze nie trzymania w ryzach egoistycznych pobudek ludzi sk adaj cych si na pa stwo; z e ustroje nie potrafi tego dokona . Egoizm jest za o eniem wst -pnym; za punkt odniesienia przyjmowany jest cz owiek taki, jaki jest, nie za taki, jaki by powinien. Psychologia zna tylko rozr nienia pomi dzy dobrymi i z ymi formami egoizmu; za przyk ad niech pos u y rozbrajaj co szczere Russowskie rozr nienie na amour de soi i amour-propre, nieprzet umaczalne na angielski, poniewa my w obu przypadkach musimy powiedzie : self-love mi o w asna". W Stanach Zjednoczonych obowi zuje wiele mwi ce i jeszcze bardziej rozbrajaj ce poniewa zupe nie nie wiadome swej diaboliczno ci rozr nienie na ludzi wewn trzsterownych i zewn trzsterownych, przy czym ci pierwsi uchodz za jednoznacz-nie dobrych. Powiada si , oczywi cie, e tylko zdrowa wewn trz-sterowna osoba potrafi autentycznie troszczy si o innych. Na co ja odpowiadam: Je li w to wierzysz, jeste sko czenie atwowierny. Rousseau lepiej zna ycie. Psychologia ja ni odnios a tak wielkie sukcesy, e wi kszo z nas odruchowo zwraca si po lekarstwo na swe bol czki do swego wn trza, nie za do natury rzeczy. Sokrates rwnie uwa a , e kierowanie si w yciu opiniami innych jest chorob . Nie wzywa jednak ludzi, by poszukali rd a w asnych, jedynych w swym rodzaju opinii, ani te nie krytykowa ich za konformizm. Miar zdrowia nie by a dla niego szczero , otwarto czy inne z konieczno ci niejasne kryteria oceny zdrowia ja ni. Wszystkim, czego potrzeba, jest prawda, a uleg o wobec prawd natury to zupe nie co innego ni uleg o wobec prawa, konwencji i opinii. Sokrates po wi ci ycie rozmowom z innymi lud mi i sob

210 211

samym na temat opinii o tym, czym jest cnota, sprawiedliwo , pobo no , odrzucaj c s dy, dla ktrych nie znalaz poparcia lub uzna za sprzeczne, roztrz saj c g biej te, ktre wydawa y mu si mocniej ugruntowane. W natur rzeczy mo na wnikn poprzez rozmy lania o tym, co ludzie o rzeczach mwi . Sokrates y w rd Ate czykw, lecz nie by do ko ca jednym z nich, niemniej chyba nigdy nie czu si zak opotany faktem, e mu nie ufali. Nie by ani odludkiem, ani obywatelem. Rousseau, posta zbli ona rang do tradycji nowo ytnej, bola nad niech ci ludzko ci do filozofw i stara si by , przynajmniej w s owach, zarwno do-skona ym obywatelem, jak i doskona ym odludkiem. Szarpany skrajno ciami nie uznawa stanu po redniego. Cho wielki rezo -ner, jego ulubionymi drogami do poznania siebie samego by y marzenia, sny, odleg e wspomnienia, strumie skojarze wyzwo-lonych spod kontroli rozumu. Zdaniem Rousseau dla poznania tak amorficznej istoty, jak jest cz owiek, on sam i jego konkretna historia s wa niejsze ni Sokratesowe poszukiwanie cz owieka w ogle lub cz owieka jako takiego. Aby uwidoczni sobie r ni-c , jaka dzieli tych dwch filozofw, porwnajmy obraz Sokrate-sa, rozmawiaj cego z dwoma m odzie cami o najlepszym ustroju, z obrazem Rousseau, ktry le y na plecach na agodnie rozko y -sanej tratwie i wczuwa si w swe istnienie.

TWRCZO Poj cie godno ci cz owieka" mia o wyd wi k blu nierczy ju w chwili, gdy w XV wieku uku je Pico delia Mirandola. Cz owiek jako taki nie by wcze niej rozumiany jako istota szcze-glnie godna. Godno posiada Bg, cz owiek za mg ro ci sobie do niej prawo tylko jako stworzony na obraz bo y (ale z prochu) lub te jako istota rozumna, ktra potrafi uchwyci rozumem ca o natury i st d jest tej ca o ci pokrewna. Teraz jednak godno cz owieka nie opiera si na adnej z tych podstaw i termin ten oznacza, e cz owiek jest najwy szy po rd stworze , czemu stanowczo zaprzecza zarwno Arystoteles, jak i Biblia. Cz owiek jest wywy szony ponad natur i st d samotny. Aby tej samotno ci nada sens, cz owiek musi by wolny, lecz nie w ro-zumieniu filozofii staro ytnej, wed ug ktrej cz owiek wolny to ten, kto w danym ustroju jest zarwno rz dz cym, jak i rz dzo-nym; nie w rozumieniu Hobbesa i Locke'a, dla ktrych cz owiek wolny to ten, kto mo e i za wskazaniami swego rozumu, zwol-niony od pos usze stwa wobec Boga i ludzi. Aby nada sens swej samotno ci, cz owiek musi by wolny w sposb znacznie bardziej radykalny: musi by prawodawc dla siebie i dla natury, ktra nie mo e mu ju nic narzuci .

Uzupe nieniem i wyja nieniem tego uj cia wolno ci jest teo-ria twrczo ci. Tak bardzo os uchali my si z tym s owem, e wywiera na nas nie wi ksze wra enie ni banalne przemwienie

213

w dniu wi ta Niepodleg o ci (a nawet sta o si tematem tego przemwienia). Wszak e kiedy zosta o po raz pierwszy u yte w odniesieniu do cz owieka, tr ci o blu nierstwem i paradoksem. Tylko Bg nazywany by stwrc *; kreowanie czegokolwiek przez cz owieka by o cudem nad cudy, wykroczeniem przeciwko zasa-dzie przyczynowo ci, zniesieniem podstawowej przes anki wszel-kiego rozumowania, ex nihilo nihil fit. Cz owieka twrczego nie okre la ju rozum, ktry staje si tylko narz dziem samozachowa-nia, lecz sztuka, poniewa w sztuce cz owiek zas uguje na miano twrczego. W sztuce cz owiek zaprowadza porz dek w chaosie. Najwybitnieszymi po rd ludzi nie s m drcy, lecz arty ci, pobra-tymcy Homera, Dantego, Rafaela i Beethovena. Sztuka nie jest na ladowaniem natury, lecz wyzwoleniem od niej. Cz owiek po-trafi cy stwarza wizje kosmosu i idea w yciowych jest g e-n i u s z e m, tajemnicz , demoniczn istot . Cz owiek taki sam w sobie jest najwybitniejszym dzie em sztuki. Ten, kto potrafi wzi sw osob chaos wra e i po da o w tpliwej prowe-niencji i nada jej porz dek i jedno , jest osobowo ci . Wszystko to bierze si z nieskr powanej aktywno ci jego ducha i woli. Artysta ma w sobie troch z prawodawcy i troch z proroka, prawdziw natur rzeczy ujmuje g biej ani eli mistycy, filozofo-wie i naukowcy, ktrzy uznaj istniej cy porz dek za sta y i za-poznaj istot cz owieka. Egalitaryzm nauki zosta wi c przezwy-ci ony i cz owiek odzyska wielko , jak przypisywali mu sta-ro ytni, ale jak e inaczej si teraz prezentuje! Miar tej r nicy jest omawiany przeze mnie nowy j zyk; refleksja nad tym, jak Grecy prze o yliby i wyartyku owali zjawiska, ktre ten j zyk opisuje, jest zadaniem na ca e ycie, lecz wysi ek ten zosta by sowicie wynagrodzony lepszym zrozumieniem nas samych. W terminologii ja ni, kultury i twrczo ci streszczaj si skutki rewolucji zapocz tkowanej przez Rousseau. Jest ona wyrazem niezadowolenia z naukowych i politycznych rozwi za propono-wanych przez filozofi o wiecenia. Terminologia ta obraca si wok pojmowania natury. Na ten lub inny sposb natura do dzi * W j zyku angielskim jest tylko jedno s owo na twrc i stwrc (przyp. t um.). stanowi punkt odniesienia. Jednak e aden wp ywowy my liciel nowoczesny nie prbowa powrci do przedo wieceniowego ro-zumienia natury, do tak zwanego pogl du teleologicznego: zgod-nie z nim natura jest zupe no ci , do ktrej osi gni cia zmierza ka -da istota. Reakcja na nowe pojmowanie natury jako materii w ru-chu, ktr cz owiek mo e spo ytkowa na zaspokojenie swych potrzeb, by a dwojaka. Z jednej strony powrci a idea dobrej, lecz ju tylko pozaludzkiej natury pl, lasw, gr i strumieni, w ktrej yj szcz liwie zwierz ta; z drugiej strony cz owiek wyzwoli si od natury, by przej w sfer kultury. To drugie rozwi zanie podbi o kontynent, do Anglii za przyw drowa o za po rednic-twem takich ludzi, jak Coleridge i Carlyle. Bardzo niewielu my- licieli

(istotnym wyj tkiem jest Hegel) zaj o konsekwentne sta-nowisko lub potraktowa o t rewolucj my low powa nie we wszystkim, co za sob poci ga a. Ale wszyscy pozostawali pod jej wp ywem, ktry zaznaczy si na ca ej d ugo ci politycznego spektrum, od prawicy po lewic . Marksizm i konserwatyzm w zna-nym nam wydaniu s nie do pomy lenia bez dzie a Rousseau. Drobnym, lecz charakterystycznym przyk adem dominacji po-stawy antyo wieceniowej w dzisiejszej my li jest fakt, e nawet naukowcy ch tnie si okre laj mianem twrczych. A przecie nic bardziej sprzecznego z duchem nauki ni przekonanie, e nauko-wiec stwarza, a nie odkrywa wyniki. Naukowcy jednog o nie i z zasady opowiadaj si przeciwko kreacjonizmowi, s usznie dostrzegaj c, e je eli ten pogl d ma w sobie co z prawdy, ca a ich nauka jest b dna i bezu yteczna. Jednak e uchodzi ich uwadze fakt, e twrczo poci ga za sob identyczne konsekwencje. Albo natura podlega prawom, albo nie; albo istniej cuda, albo nie. Naukowcy nie dowodz nieistnienia cudw, zak adaj to na wst pie; bez tego za o enia nauka nie jest mo liwa. atwo dzi zaprzeczy idei Bogastwrcy, temu zabobonowi z czasw przednaukowych, lecz twrczo cz owieka zjawisko znacznie mniej prawdopo-dobne i tylko imituj ce bosk twrczo posiada jak osobliw si przyci gania. Ho duj c wierze w ludzk kreatywno , na-ukowcy nie kieruj si wynikami bada ani powa n refleksj naukow . P yn jedynie z pr dem demokratycznej opinii publicz-

214 215

nej, ktra bezwiednie podchwyci a romantyczne idee, specjalnie przykrojone, by jej pochlebi (ka dy cz owiek twrc ). Podziwia-nym wzorcem cz owieka sta si artysta, nie naukowiec, a wiat nauki wyczuwa, e musi sobie przyswoi pewne elementy tego wzorca, aby nie utraci powa ania w oczach og u. Kiedy cz o-wiek by postrzegany jako istota przede wszystkim rozumna, naukowiec mg uchodzi za wzorzec doskona o ci, do ktrego winni d y wszyscy ludzie. Tym sposobem o wiecenie wynios o nauk na piedesta , by uczyni j przedmiotem powszechnego podziwu. Dzisiejsze artystyczne" samookre lenie si naukow-cw dowodzi, jak bardzo zmieni si duch czasw, nauka za , zamiast oprze si zgubnej modzie i wyzwoli od niej cz owieka, da a si jej porwa . ycie teoretyczne utraci o sw rang . Nauko-wiec pragnie odzyska rol wzorca doskona o ci, do ktrego aspi-ruj wszyscy ludzie; lecz to, do czego aspiruj wszyscy ludzie, zmieni o si , kwestionuj c naturaln harmoni pomi dzy nauk i spo ecze stwem.

Oczywi cie mo na powiedzie , e naukowiec, ktry nazywa si artyst , uprawia tylko tani publicystyk , tak jak C.P. Snow, ktry nazwa nauk kultur . Bycie twrczym oznacza wtedy jedy-nie zr czno w stawianiu hipotez, przeprowadzaniu dowodze czy konstruowaniu eksperymentw. Widziany w tej perspektywie pogl d twrczy" nie wyrz dza nauce szkody, jest tylko kolejnym przyk adem ska enia j zyka. Ta jednak forma ska enia, cho po-wszechnie budzi mniejsze obawy ni zaw aszczanie j zyka przez sprecyzowane ideologie, w istocie jest jeszcze bardziej zabjcza. To jej zawdzi czamy intelektualny chaos naszych czasw. Pos u-giwanie si strywializowan terminologi prowadzi do utraty jas-no ci, czym s nauka i sztuka; po czenie tych sprzecznych sfer za pomoc zabiegu j zykowego ma na celu przypodobanie si spo e-cze stwu, ktre pragnie us ysze , e dostaje wszystko, co dobre. Cho nauki szczeg owe uprawiane s z zapa em, mamy do czy -nienia ze le wr c utrat wiary w sam ide nauki, ide , ktra by a fundamentem spo ecze stwa demokratycznego i absolutem w zrelaty wizowanym wiecie. Dzisiejsza nauka nie wie, czym jest. Filozofia, wzgardzona i odrzucona przez nauk pozytywistyczn , m ci si , przenikaj c w zwulgaryzowanej formie do opinii publi-cznej i szkaluj c nauk . Pogl dy Rousseau i jego nast pcw sta y si zatem powszech-ne, wch oni te w krwiobieg opinii publicznej. Oczywi cie, u y-wanie takich s w, jak twrczy" i osobowo ", nie dowodzi, e ludzie, ktrzy si nimi pos uguj , rozumiej my l, jak ze sob owe poj cia nios , nie mwi c ju o tym, by si z t my l zgadzali. J zyk zosta strywializowany. S owa, ktre kiedy mia y opisa i pobudzi geniusz Beethovena i Goethego, dzi stosowane s w odniesieniu do ka dego ucznia szko y podstawowej. W naturze demokracji le y, by nie odmawia nikomu dost pu do tego, co dobre. Je eli tym czym jest na przyk ad sztuka, przecie nie dla wszystkich dost pna, przyjmuje si metod , by t niedost pno po prostu zanegowa nazywaj c sztuk zjawiska maj ce z ni niewiele wsplnego. W spo ecze stwie ameryka skim istnieje owczy p d do wybicia si i je eli co zostanie uznane za wyj tko-we, nasza demokracja umie to tak ubra , aby wyj tkowi poczuli si wszyscy. S owa twrczy" i osobowo " by y pomy lane jako wyr nienia, w sensie zarazem ponadprzeci tno ci i inno ci. Co wi cej, pomy lane by y jako wyr nienia dopuszczalne w spo e-cze stwie egalitarnym, gdzie ponadprzeci tno jest zagro ona. Banalizacja tych wyr nie poprzez ich nadu ywanie utwierdza jedynie og w samozadowoleniu. Teraz, kiedy przys uguj wszy-stkim, mo na powiedzie , e nic nie znacz , zarwno w powszech-nym obiegu, jak i w naukach spo ecznych, gdzie pe ni funkcj miernikw". Pozbawione s konkretnej tre ci, s u za swego rodzaju opium dla mas. Skupiaj si w nich jednak jak w soczew-ce wszystkie niezadowolenia, ktrych ycie dostarcza wsz dzie i o ka dym czasie, a szczeglnie frustracje typowe dla spo ecze -stwa demokratycznego. S owa twrczy" i osobowo " zajmuj miejsce dawniejszych poj , takich jak cnota, zapobiegliwo , roztropno i charakter, oddzia uj na nasze os dy, stawiaj nam cele wychowawcze. Bycie twrczym i piel gnowanie osobowo ci to metoda mieszczanina, by nie by mieszczaninem. Rodz wi c snobizm i pretensje, ktre nie le w naszym prawdziwym chara-kterze narodowym. Mamy wielu dobrych in ynierw, lecz bardzo

216

217

niewielu dobrych artystw. Wielk estym darzy si jednak arty-stw, a raczej tych, ktrzy za nich uchodz . Prawdziwi arty ci nie potrzebuj tego rodzaju poklasku, wr cz dla nich zgubnego. Gro szorb nie jest mo e najbardziej poci gaj cym wzorem do na la-dowania, lecz dalece przewy sza podrabianego intelektualist . Zatem to, co mia o wynie na piedesta moralno i dobry smak, sta o si tylko wod na m yn, jednocze nie podmywaj c jego fundamenty. Nawet w Europie, gdzie kreatywno w wi -kszym stopniu mia a si czym karmi i cz sto odgrywa a rol inspiruj c , bilans jest jak si zaraz przekonamy prawdopo-dobnie negatywny. W Ameryce nie dostrzegam adnych korzy ci z nowej frazeologii. Obecnie do pozbawionego tre ci dyskursu przenikn o rwnie samo s owo kultura", a jego pierwotny brak precyzji osi gn stadium patologii. Antropologowie nie potrafi okre li , czym jest kultura, lecz s przekonani o istnieniu tego zjawiska. Arty ci nie maj wizji tego, co wznios e, lecz wiedz , e kultura (czyli to, czym si zajmuj ) ma prawo do poszanowania i wsparcia ze strony spo ecze stwa obywatelskiego. Socjologowie oraz propaguj cy ich pogl dy dziennikarze wszystko nazywaj kultur istnieje kultura narkotykw, kultura rockowa, kultura ulicznikw i tak dalej, bez adnego rozgraniczenia. Upadek kultu-ry rwnie jest kultur . Oto, co si sta o podczas przeprawy przez Atlantyk z heroiczn reakcj na rewolucj francusk . Nasz kraj nadal pozostaje tyglem, w ktrym stapiaj si obce wp ywy. 218 KULTURA Interesuj ce stanowisko wobec napi cia pomi dzy natur a spo- ecze stwem, znacznie p odniejsze ni has o powrotu do natury czy nostalgia za ni , streszcza si w s owie kultura". Wydaje si ono oznacza co podnios ego, g bokiego, szacownego co , przed czym chylimy czo a. Kultura staje obok natury jako miara oceny cz owieka, lecz odznacza si jeszcze wi kszym dostoje -stwem. S owa tego prawie nigdy nie u ywa si pejoratywnie, w przeciwie stwie do spo ecze stwa", pa stwa", narodu" czy nawet cywilizacji", terminw, pod ktre stopniowo podk ada si kultur b d ktre z kultury czerpi sw prawomocno . Kultura to zespolenie zwierz cej natury cz owieka ze wszystkimi sztukami i naukami, jakich naby podczas swego przej cia ze stanu natury do stanu spo ecze stwa. Kultura przywraca utracon jedno cz o-wieka na wy szym poziomie, gdzie jego zdolno ci mog si w pe ni rozwin bez sprzeczno ci pomi dzy przyrodzonymi po- daniami a nakazami moralnymi ycia spo ecznego. S owa kultura" w jego nowoczesnym znaczeniu po raz pier-wszy u y Immanuel Kant, ktry pos u y si nim z my l o Rousseau, a zw aszcza o jego pogl dach na mieszcza stwo. Mieszczanin jest egoist , lecz brak mu czysto ci i prostoty wro-dzonego egoizmu. Zawiera umowy w nadziei, e

przechytrzy swych kontrahentw. Jego lojalno opieraj si na oczekiwaniu zysku: Uczciwo

wobec bli nich i pos usze -stwo wobec prawa

219

pop aca". Mieszczanin okalecza wi c moralno , ktrej istot jest bezinteresowna cnota. Nie zadowala adnego z przeciwie stw: ani natury, ani moralno ci. Nakaz moralny jest tylko abstrakcyjnym idea em, je eli da czego , czego nie mo e da natura. Zwierz cy egoizm by by lepszy od fa szywej moralno ci. Ogniwem cz cym sk onno i powinno jest post p kultury. Jako przyk ad Kant podaje eduka cj po dania seksualnego. Z na-tury cz owiek ywi pragnienie stosunku seksualnego, a co za tym idzie prokreacji. Nie ywi wszak pragnienia, by opiekowa si dzie mi i je wychowa , chocia ich w a ciwy rozwj fizyczny i duchowy wymaga d ugiej troski i kszta cenia. Konieczna jest wi c rodzina. Jednak naturalne po danie nie jest prorodzinne. Po danie jest rozwi z e i ukierunkowane na wolno . Jest wi c t umione. Cz owiek otrzymuje nakaz, by wyzby si po dania. Spotyka go za nie kara. Tworzone s mity, ktre prze laduj go i maj sprawi , by czu si winny i przekonany o grzeszno ci swych wrodzonych po da . Ma e stwo jest obci eniem dla obu stron; prcz zakazanych po da towarzyszy mu z regu y niewierno . Na przekr ca ej maszynerii spo ecznej nieokie zna-ne po danie zawsze daje o sobie zna . Po danie jest naturalne. Mo na je zepchn w k t, lecz nigdy ca kowicie, a kiedy w taki czy inny sposb zem ci si na nas. M czyzna nie mo e by w tych warunkach szcz liwy. M -czyzna g boko zakochany zarwno po da, jak i, przynajmniej przez chwil , naprawd troszczy si o kobiet . Je eli stan ten uda si utrwali , to po danie i moralno s ze sob w zasadzie zbie ne. Dobrowolny zwi zek ma e ski i zdolno , by wytrwa w nim nie tylko zewn trznie, ale i wewn trznie, to dowd kultury: spo ecznie przekszta conego po dania. To tak e dowd, e cz o-wiek jest wolny, potrafi przezwyci y natur na rzecz moralno- ci, nie unieszcz liwiaj c si przy tym. Kieruj c swe po dania wy cznie ku jednej osobie, w ktrej poci ga go pi kno i cnota co nie znane jest cz owiekowi naturalnemu cz owiek wynosi seks do rangi mi o ci. Mi o szuka wyrazu w poezji i muzyce. Zjawisko to nosi nazw sublimacji: po danie seksualne znajduje uzewn trznienie w sztuce. Wytworem mi o ci s dzieci, co sk ania do refleksji nad wychowaniem. Wreszcie rodzina, jej prawa i po-winno ci, wi jednostk , uprzednio wyizolowan i zaj t tylko sob , ze wiatem polityki. Mi o , rodzina i polityka, uprzednio rd a rozdwojenia cz owieka, teraz stanowi ad, w ktrym natu-ralne po danie znajduje pe en wyraz i zaspokojenie. Znika dyle-mat: rozwi z o czy t umienie po da . Cz owiek jest znw sobie panem, lecz w ramach wi zi spo ecznych, ktre go nie wyobco-wuj . I wiat natury, i wiat spo ecze stwa

zyskuj spe nienie. Taki jest idea kultury w sferze seksualnej. Co podobnego musi si wydarzy we wszystkich dziedzinach ycia, aby powsta a osobowo , czyli jednostka w pe ni cywilizowana. Ta russowsko-kantowska wizja zasadniczo zgadza si z o wie-ceniowym pogl dem na to, co jest w cz owieku naturalne. Jednak- e, po raz pierwszy w historii filozofii, my liciele ci znale li w cz owieku co innego, wy szego od natury. Nale y zwrci uwag , e w refleksji politycznej za o ycieli Stanw Zjednoczonych seks odgrywa znikom rol . G wny na-cisk k adli oni na samozachowanie, a nie prokreacj , poniewa s dzili, e strach jest uczuciem silniejszym ni mi o , a cz owiek bardziej ceni sobie ycie ani eli przyjemno ci. To podporz dko-wanie czy poskromienie ca ej sfery seksualnej u atwi o spo ecze -stwu zaspokojenie najwa niejszych wymaga natury. P niejsza rehabilitacja seksu postawi a przed spo ecze stwem inne, trud-niejsze zadania. Prymat instynktu seksualnego w nowszej my li nowo ytnej, ktry zast pi instynkt samozachowawczy wcze niej-szej filozofii, w znacznym stopniu t umaczy dramaty naszego ycia intelektualnego, jak rwnie odmienione oczekiwania, jakie jednostka pok ada w yciu spo ecznym. Znw powraca temat ekonomisty i psychiatry. Jaki jest jednak zwi zek pomi dzy Kantowskim a naszym u yciem s owa kultura"? Wydaje si , e s owo to funkcjonuje dzi w dwch znaczeniach, wyra nie r nych, lecz powi zanych ze sob . W pierwszym znaczeniu kultura jest niemal identyczna z ludem lub narodem: kiedy mwimy o kulturze francuskiej, nie-mieckiej, ira skiej itd. W drugim znaczeniu kultura odnosi si do sztuki, muzyki, literatury, telewizji edukacyjnej, niektrych dzie

220 221

filmowych s owem, do wszystkiego, co buduj ce i uduchawia-j ce, w przeciwie stwie do komercji. Zwi zek pomi dzy tymi dwoma rozumieniami tkwi w tym, e kultura w drugim znaczeniu umo liwia ycie spo eczne na wysokim poziomie; dopiero z tego bogactwa ycia spo ecznego bierze si nard, jego obyczaje, style, upodobania, wi ta, rytua y, bogowie wszystko, co daje jedno-stkom zakorzenienie, co sk ada si na wsplnot my li i woli, w ktrej nard znajduje jedno moraln , a jednostka przezwyci - a sw dwoisto . Kultura jest dzie em sztuki, ktrego najbardziej podnios ym wyrazem s sztuki pi kne. Z tego punktu widzenia demokracje liberalne przypominaj chaotyczny jarmark, gdzie jednostki przynosz rano swe wytwory, wieczorem za wracaj do siebie, by prywatnie rozkoszowa si tym, co nabyli za przychody ze sprzeda y. Kultura przypomina raczej chr w tragedii greckiej. Tacy ludzie jak Charles de Gaulle, czy nawet Aleksander So eni-cyn, postrzegaj Stany Zjednoczone jako zaledwie zbiorowisko jednostek, wysypisko dla odrzutw z innych krajw, nastawio-nych na konsumpcj ; s owem, Ameryka nie jest dla nich kultur . Kultura jako dzie o sztuki to najwy szy wyraz ludzkiej twr-czo ci, zdolno ci do wyswobodzenia si z ciasnych okoww na-tury i st d do ucieczki przed upokarzaj c interpretacj cz owieka, jakiej dostarczaj nowo ytne przyrodoznawstwo i nauki polityczne. Na fundamencie kultury opiera si godno cz owieka. Kultura jako forma wsplnoty to osnowa zwi zkw mi dzyludzkich, w kt-rych ja mo e znale zr nicowany i rozbudowany wyraz. Kultura jest siedzib ja ni, lecz tak e jej wytworem. Jest czym g bszym ni pa stwo, ktre dba tylko o potrzeby cielesne cz o-wieka i atwo wyradza si w struktur wy cznie gospodarcz . Pa stwo takie nie stanowi forum, na ktrym cz owiek mo e dzia- a , nie wypaczaj c samego siebie. Dlatego te w szanuj cych si kr gach nie wypada mwi o patriotyzmie, natomiast przywi za-nie do kultury zachodniej, czy nawet ameryka skiej, nie przynosi ujmy. Kultura przywraca, jedno sztuki i ycia", znan ze staro- ytnej polis. Jedynym sk adnikiem polis, ktrego brakuje w kulturze, jest polityka. Dla staro ytnych dusz pa stwa stanowi ustrj, struktura i piastowanie urz dw, rozwa ania o sprawiedliwo ci i dobru og u, decyzje o wojnie i pokoju, stanowienie praw. Racjonalny wybr podj ty przez obywateli, ktrzy byli zarazem m ami stanu, uchodzi za istot i rd o ycia spo ecznego. Polis by a okre lona przez swj ustrj. W kulturze niczego podobnego nie ma; niezwy-kle trudno wyr ni czynniki, ktre j okre laj . Dzisiaj interesujemy si greck kultur , a nie ate sk polityk . Mowa pogrzebowa Peryklesa w wersji podanej przez Tukidydesa uchodzi za archetypowy wyraz tej kultury, podnios ewokacj w kontek- cie ceremonii religijnej ate skiego umi owania pi kna i m -dro ci. Interpretacja ta nie jest do ko ca pozbawiona sensu, lecz mimo wszystko b dnie odczytuje tekst; miast nas wzbogaci , utwierdza nas tylko w naszych ameryka skich uprzedzeniach, wyros ych z ca kowitej zale no ci od Niemiec w sposobie pojmo-wania Grecji. Faktycznie Perykles nie wspomina o bogach, poezji, historii, rze bie czy filozofii. Wychwala ustrj ate ski i znajduje pi kno w jego osi gni ciach politycznych a szczeglnie w utrzy-mywanym tyra sk r k imperium. Ate czycy s politycznymi bohaterami, przewy szaj cymi herosw Homera, sztuka za jest w domy le rozumiana jako na ladowanie i upi kszenie tego heroizmu. My jednak znajdujemy to, co spodziewamy si znale , lepi na powy sz interpretacj , w my l ktrej Perykles by by dla nas zbyt powierzchowny. Nieobecno polityki jest jednym z najbardziej frapuj cych aspektw nowoczesnej my li, ci le zwi zanym z nasz polityczn praktyk . Polityka rozmywa si w sferach b d to subpolitycznych

(ekonomia), b d uchodz cych za wy sze od niej (kultura) w jednym i drugim przypadku wymyka si spod jurysdykcji sztuki politycznej, jak jest roztropno m a stanu. Podzia na ekonomi i kultur jest tylko kolejnym sformu owaniem dualizmu wsp -czesnego ycia intelektualnego Ameryki, stale przewijaj cym si w tych rozwa aniach i stanowi cym ich pod o e tematyczne. rd o tego podzia u mo na znale w jednym z najwa niejszych fragmentw pism Rousseau, ktry wyznacza zerwanie z wczesnonowo- ytnym poj ciem pa stwowo ci i w decyduj cy sposb przyczyni si do powstania idei kultury. Mam na my li rozdzia o prawodaw-

222 223

cy w Umowie spo ecznej (II, 7). Aby usun usterki o wieceniowej doktryny politycznej, Rousseau ponownie zwrci nasz uwag ku antycznej polis. W przeciwie stwie do wielu p niejszych my licieli reprezentowa trze we my lenie polityczne i poczynania m a stanu widzia jako rozstrzygaj ce dla ycia narodu. W a nie o b dne rozumienie lub lekcewa enie warunkw, w ktrych mo e istnie nard, Rousseau oskar a swych bezpo rednich poprzedni kw. Jednostkowy egoizm nie sumuje si w dobro wsplne, bez tego za poj cia ycie polityczne jest niemo liwe, a cz owiek moralnie odra aj cy. Za o yciel ustroju musi najpierw stworzy nard, ktremu ustrj ten b dzie podlega . Zbir jednostek o wie-conych w kwestii egoizmu nie z o y si automatycznie na nard. Konieczne jest dzia anie polityczne. Prawodawca musi zmieni , e tak powiem, natur ludzk ; przekszta ci ka d jednostk , stanowi c sam przez si ca o doskona i samoistn , w cz wi kszej ca o ci, od ktrej owa jednostka otrzymuje niejako ycie i byt; zmieni ustrj cz owieka, aby go wzmocni ; zast pi istnienie fizyczne i niezale ne, otrzymane przez nas wszystkich od natury, bytem cz ciowym i moralnym. S owem, powinien on odebra cz o-wiekowi jego w asne si y, aby mu udzieli si cudzych, z ktrych nie mg by korzysta bez pomocy innych. Im bardziej te si y naturalne obumar y i zanik y, tym wi ksze i trwalsze s si y nabyte i tym mocniejsze i doskonalsze jest ca e urz dzenie; tak wi c mo na powie-dzie , e ka dy oby watel jest niczym i nie mo e nic zrobi bez pomocy innych, a si a osi gni ta przez ca o wyrwnuje lub przewy sza sum si naturalnych wszystkich jednostek, to prawodawstwo stoi na naj-wy szym stopniu doskona o ci, jaki mo e osi gn *. Z charakterystyczn i orze wiaj c szczero ci Rousseau pod-kre la, e spo ecze stwo stanowi pewn ca o , i wymienia warun-ki, ktre musz zosta spe nione, aby przezwyci y jednostkowy

indywidualizm propagowany przez o wiecenie. Rozwijaj c swj projekt, Rousseau w cza we nawet wi ta ludowe i tym podobne * J.J. Rousseau, Umowa spo eczna, prze . B. Strumi ski, Warszawa 1956, s. 49-50. obyczaje. Ten rozbudowany system nerwowy konstruowany przez prawodawc jest w a nie tym, co nazywamy kultur . A dok adniej, kultura jest wytworem prawodawstwa bez prawodawcy, bez intencji politycznej. Teoretyczna szczero , czy te brutalno , wypowiedzi Rous-seau na temat prawodawstwa odstr cza a kolejne pokolenia my- licieli, ktrzy yczyli sobie jednak rezultatw tej brutalno ci, czyli spo ecze stwa. B d te co bardziej prawdopodobne praktyczna brutalno Robespierre'a i nieskuteczno jego legis-lacyjnych usi owa odstrasza y umiarkowanych obserwatorw. Prba zmiany ludzkiej natury wydaje si czym okrutnym, z ym i tyra skim. Zacz to wi c przeczy , jakoby istnia o co takiego, jak sta a natura ludzka: cz owiek rozwija si , rozwija si w kultu-rze. Kultura jest form rozwoju, co zreszt wynika z etymologii tego s owa. Cz owiek jest istot kulturow , nie naturaln . To, co posiada od natury, jest niczym w porwnaniu z tym, co naby od kultury. Kultura, podobnie jak j zyk, ktry z ni wsp istnieje i ktry j wyra a, jest zbiorem przypadkowych okruchw, sk ada-j cych si na spjne znaczenie konstytutywne dla cz owiecze stwa. Natura jest sukcesywnie rugowana z refleksji nad cz owiekiem, a stan natury rozumiany jako mit, mimo e kultura daje si poj tylko jako rozwini cie stanu natury. Podstaw idei kultury jest prymat tego, co w cz owieku nabyte, nad tym, co wrodzone; czy si z tym idea historii, ujmowanej nie jako badanie tego, co cz owiek uczyni , lecz jako wymiar rzeczywisto ci, zawarty w is-tocie cz owiecze stwa. Sam fakt przej cia od stanu natury do ycia w pa stwie wskazuje, e istnieje historia, ktra jest wa niejsza ni natura. U Rousseau napi cie pomi dzy natur i porz dkiem poli-tycznym zostaje utrzymane, prawodawca za musi si zaprowa-dzi mi dzy nimi jak harmoni . Historia jest zespoleniem tych dwch sfer, ktre si w niej zatapiaj . Mimo pewnych ust pstw, jakie Russowski prawodawca po-czyni na rzecz historii, dostosowuj c prawa do czasw i miejsc, Rousseau d y do tych samych uniwersalnych celw co my licie-le o wieceniowi: do zapewnienia wszystkim obywatelom rw-nych praw, ktre uwa a za przyrodzone. Twierdzi jedynie, e

224

225

Hobbes i Locke nie osi gn li tego celu, e egoizm jako podstawa moralno ci politycznej nie wystarczy. Rozwi zanie problemu po-litycznego okaza o si trudniejsze i bardziej z o one. Kant, ktry

wynalaz kultur jako element nauczania historycznego, tak e stawia sobie podobny uniwersalny cel. Chocia prawa przyrodzo-ne sta y si w jego doktrynie prawami cz owieka, by y to te same prawa, tyle e zbudowane na innym fundamencie, a proces hi-storyczny, ktrego opis Kant dostrzeg w filozofii Jana Jakuba, ukierunkowany by na skuteczne ustanowienie tych praw w spo- ecze stwie obywatelskim. Wszystkie te doktryny charakteryzo-wa y si uniwersalizmem i racjonalizmem. Wszak e kultura ktra dla Kanta, jak rwnie , ante litteram, dla Rousseau, by a jedna w szybkim tempie przeobrazi a si w kultury. To, e istniej Anglicy, Francuzi, Niemcy i Chi czycy, by o jasne ju wcze niej. To, e istnieje czy te rodzi si kultura kosmopolitycz-na, jasne nie jest. R norodne przypadki zespolenia natury z na-bytkami cywilizacji s rzadkie i trudno osi galne; by wszystkie zmierza y do tego samego celu, wydaje si ma o prawdopodobne; powinni my dba o te twory i cieszy si , e w ogle istnieje jaka kultura. W tej r norodno ci dostrze ono pewien urok. Rousseau wprowadzi poj cie zakorzenienia jako warunku osi gni cia ra-cjonalnego celu. Jego historycystyczni i romantyczni nast pcy dowodzili, e istnienie takiego celu podkopuje zakorzenienie; celem sta o si samo zakorzenienie. Znw mamy do czynienia z dwoma sprzecznymi uj ciami tego, co jest dla cz owieka wa ne. W my l pierwszego z nich wa ne jest to, co wszystkim ludziom wsplne; w my l drugiego to, co ludziom wsplne, jest niskie, g bi za i koloryt nadaj odr bne kultury. Oba pogl dy s zgodne co do tego, e wszystkich ludzi czy ycie, wolno i d enie do gromadzenia w asno ci. R ni je waga, jak przyznaj byciu Francuzem, Chi czykiem, ydem czy katolikiem, czy te hierarchia tych kultur w zale no ci od zaspokajania naturalnych potrzeb cia a. Pierwsza szko a jest kosmopolityczna, druga partykularystyczna. Z pierwsz wi si prawa cz owieka, z drug uszanowanie kultur. Stany Zjednoczone czasem obwinia si o to, e nie propaguj praw cz owieka, a czasem o to, i pragn narzuci wszystkim narodom ameryka ski wzorzec ycia", nie ogl daj c si na ich kultury. Je li Ameryka narzuca swe wzorce, czyni to w imi niepodwa alnych prawd, dotycz cych w jednakowym stopniu wszystkich ludzi. Jej krytycy dowodz jednak, e takie prawdy nie istniej , e s tylko przes -dami wyros ymi na gruncie ameryka skiej kultury. Z tej samej racji niektrzy z nich pocz tkowo popierali Chomeiniego, ponie-wa uosabia prawdziw kultur ira sk . Teraz jest oskar any o naruszanie praw cz owieka. We wszystkim, co czyni, kieruje si nakazami islamu. Jego krytycy twierdz , e istniej uniwersalne zasady, ktre ograniczaj islamskie prawo. Kiedy oskar aj cy USA w imi kultury, a Chomeiniego w imi praw cz owieka, s tymi samymi osobami, co nie nale y do rzadko ci, mamy do czynienia z pragnieniem, by wilk by syty i owca ca a. Dlaczego, spyta kto , nie mo na uszanowa i praw cz owieka, i kultury? Dlatego, e kultura wytwarza swe w asne wzorce ycia i zasady szczeglnie te, ktre dan kultur okre laj nad ktrymi nie stoi adna wy sza instancja. Gdyby taka instancja istnia a, to jedyny w swoim rodzaju sposb ycia, wyros y na gruncie zasad danej kultury, zosta by podwa ony. Idea kultury zosta a przyj ta w a nie dlatego, e stanowi a alternatyw dla rzekomo powierzchownego i dehumanizuj cego uniwersalizmu praw ufundowanych na naszej zwierz cej naturze. Mentalno poszczeglnych ludw bierze gr nad rozumem cz owieka jako takiego. Toczy si nieprzerwana wojna pomi dzy uniwersalizmem o wieceniowym i partykularyzmem, zrodzonym z my li krytykw o wiecenia. W swej krytyce odwo ali si oni do wszystkich daw-nych wi zi rodzinnych, patriotycznych i religijnych, ktre zosta y zerwane przez o wiecenie, po czym na nowo zinterpretowali te wi zi i przydali im patosu. Ta reakcja na o wiecenie da a filozofi-czn podstaw do walki z filozofi jako domen rozumu.

Nasuwa si pytanie, czy rozumowanie rzeczywi cie zajmuje miejsce instynktw, czy dyskusje na temat warto ci tradycji i ko-rzeni mog zast pi bezpo rednie afekty, czy ca a powy sza interpretacja nie jest jedynie mizern prb stawienia oporu wzbieraj cej fali egalitaryzmu i indywidualizmu, ktry wyznaj sami krytycy

226 227

i ktrego przywilejw za nic w wiecie by si nie wyrzekli. Kiedy s yszy si rozwodnikw, wychwalaj cych zalety rodziny wielo-pokoleniowej, nie wiadomych sakramentalnych zobowi za i pa-triarchalnej tyranii, ktrej ten model wymaga, atwo dostrzec, czego ich zdaniem im w yciu brakuje, lecz trudno uwierzy , by mieli jasne wyobra enie tego, na jakie po wi cenia musieliby si zdoby , aby to osi gn . Kiedy obywatele g osz , e winni my ocali nasz kultur , trudno uwolni si od w tpliwo ci, czy to sztuczne poj cie rzeczywi cie mo e zaj miejsce Boga i kraju, za ktry byli niegdy gotowi umrze . Poj cia nowej etniczno ci" czy poszukiwania korzeni" s tylko kolejnym wyrazem zainteresowania partykularyzmem. Za-interesowanie to dowodzi, e problemy mniejszo ci w nowoczes-nych spo ecze stwach masowych s realne, lecz wskazuje tak e, i reakcja na nie jest powierzchowna, nacechowana brakiem wia-domo ci fundamentalnego konfliktu pomi dzy spo ecze stwem liberalnym i kultur . Prba ocalenia starych kultur w Nowym wiecie jest powierzchowna, poniewa pomija fakt, e rzeczywi-ste r nice mi dzy lud mi oparte s na rzeczywistych r nicach w fundamentalnych pogl dach na dobro i z o; to, co najwy sze Boga. R nice w ubiorze i kulinariach s nieistotne b d stanowi tylko drugorz dne uzewn trznienie g bszych przekona . R nice

etniczne", ktre widzimy w Stanach Zjednoczonych, to jedynie zatarte lady starych r nic, ktre kaza y naszym przodkom zabi-ja si nawzajem. Znikn a zasada o ywiaj ca te r nice ich dusza. Festiwale etniczne to tylko cepeliowskie pokazy strojw, ta cw i potraw ze starego kraju. Trzeba zupe nie zapoznawa wspania przesz o kultur", by zachwyci si tym md ym fol-klorem (w ktrym, nawiasem mwi c, cz si dwa znaczenia kultury nard i sztuka). Ponadto b ogos awie stwo, udzielone przez ruch kulturowy samej idei r norodno ci kulturowej w Stanach Zjednoczonych, przyczyni o si do wzmo enia i uprawomocnie-nia polityki grupowej, czemu towarzyszy zanik przekonania, ja-koby prawa jednostki g oszone w Deklaracji Niepodleg o ci by y czym wi cej ani eli przestarza retoryk . Poj cie kultury zosta o stworzone po to, by sprbowa przywrci cz owiekowi godno w kontek cie nowo ytnej nauki. Nauka ta by a materialistyczna, a co za tym idzie, redukcjonisty-czna i deterministyczna. Cz owiek nie posiada godno ci, je eli nie zajmuje szczeglnego miejsca w porz dku rzeczy, je eli nie r ni si istotnie od zwierz t. W cz owieku musi by co wi cej; co , co wyt umaczy pe ni jego istoty oraz nie pozwoli urz dzeniom politycznym i gospodarczym, zak adaj cym jego zwierz co , by go do tej zwierz co ci sprowadzi y. My liciele, ktrzy pragn li ocali godno cz owieka przed roszczeniami nowego przyro-doznawstwa, nie mieli nadziei, by nauk t przeobrazi , i nie podejmowali takich prb. By a to dla nich kwestia pokojowego wsp istnienia. Wynale li zatem dualizmy, z ktrymi dot d yje-my: natura-wolno , natura-sztuka, nauka-twrczo , nauki spo- eczne-humanistyczne, przy czym drugiemu elementowi ka dej z par przys uguje wy sza godno , chocia nigdy nie znaleziono przekonuj cego uzasadnienia takiej hierarchii. U Kanta wolno jest postulatem, mo liwo ci , nie za opisem stanu rzeczywistego. Trudno ta pozostaje nierozwik ana. Kultura, chocia chce by wszechogarniaj ca, pragnie zawrze w sobie wszystkie wy sze czynno ci cz owieka, nie obejmuje przyrodoznawstwa, ktre po-j cia kultury nigdy nie potrzebowa o, doskonale radz c sobie w starszym porz dku demokratycznym: porz dek ten wsp zbu-dowa o i znalaz o w nim przychylny klimat. W dzisiejszej psycho-logii istnieje wa na szko a, dla ktrej cz owiek jest jedynie zwie-rz ciem, a mianowicie behawioryzm B.F. Skinnera; w innych szko ach, na przyk ad w analizie egzystencjalnej Jacques'a Laca-na, zwierz co cz owieka w a ciwie znika; jest te wiele nie-spjnych teorii mieszanych, na przyk ad freudowska psychoanaliza, ktra chce si oprze na biologii, a zarazem wyja ni zjawiska duchowe ze szkod dla adekwatno ci opisu obu tych sfer. Oglnie bior c, wszyscy pragn by naukowcami, a jednocze nie uszano-wa godno cz owieka. 229

228

WARTO CI Powrcili my do punktu, z ktrego wyszli my, a mianowicie tam, gdzie miejsce dobra i z a zajmuj warto ci. Teraz jednak mamy za sob przynajmniej pobie ny przegl d politycznych do- wiadcze

intelektualnych, ktre wymusi y tego rodzaju przemia-n . Przekonania powa nych my licieli niemieckich w tej sprawie zyska y najdobitniejszy wyraz w s ynnym fragmencie o Bogu, nauce i irracjonalizmie, pira Maxa Webera: Wreszcie, aczkolwiek naiwny optymizm mg kiedy g osi pochwa nauki a raczej opartej na nauce metod opanowania ycia jako drogi, ktra doprowadzi do szcz cia, s dz , e mog t kwesti zupe nie pomin , zwa ywszy na mia d c Nietzschea sk krytyk ostatniego cz owieka", ktry znalaz szcz cie". Kt zatem nadal w to wierzy, prcz kilku du ych dzieci na uniwersyteckich katedrach i w gabinetach redakcyjnych? (Wissenschaft ais Beruf). Obserwator tak wnikliwy i dobrze poinformowany jak Weber uzna za s uszne stwierdzi w 1919 roku e dla wszystkich powa nych ludzi duch nauki umar w samym sercu demokracji zachodniej, a u mierci go Nietzsche, czy przynajmniej dobi , aby oszcz dzi mu cierpie . Ukazanie ostatniego cz owieka" w Tako rzecze Zaratustra wywar o tak rozstrzygaj cy wp yw, e o racjo-nalizmie o wieceniowym w starym stylu nie by o ju nawet potrzeby rozmawia ; Weber sugeruje rwnie , i wszelka przysz a dyskusja nad o wieceniem musi przyj za pewnik, e ta naiwna" perspektywa my lowa by a z gry skazana na niepowodzenie. Rozum nie mo e ustanawia warto ci. Kto wierzy, e jest inaczej, pada ofiar najg upszego i najzgubniejszego ze z udze . Wniosek ten oznacza, e prawie wszyscy wcze ni Ameryka-nie, a szczeglnie my l cy Amerykanie, byli du ymi dzie mi" i dzie mi pozostali ju na d ugo po tym, gdy Europa osi gn a dojrza o . Wystarczy pomy le o Johnie Deweyu, ktry znako-micie wpisuje si w charakterystyk Webera, a nast pnie przypo-mnie sobie, jak wp ywowym by niegdy my licielem. Zreszt nie tylko Dewey: racjonalistyczn wizj od samego pocz tku naszego ustroju podzielali wszyscy ci, ktrzy mwili: Uwa amy teprawdy za niepodwa alne". Stwierdzenie Webera jest dla Amerykanw tak istotne, poniewa to w a nie on, bodaj e w wi kszym stopniu ni wszyscy inni autorzy, zapozna nas z naj-bardziej zaawansowan europejsk krytyk demokracji liberalnej; dopiero za jego po rednictwem dotar a do nas my l Nietzschego, ktrej wp ywowi Amerykanie si opierali, prawdopodobnie dlate-go, e w jej wietle stanowili przypadek najgorszy i najbardziej nieuleczalny, szczeglnie wzdrygaj c si przed spojrzeniem w lu-stro. Na r owe okulary naszego niepoprawnego optymizmu po-zwolili my sobie na o y ciemny filtr. Jeste my dzie mi, ktre dosta y do r k zabawki doros ych. Pos ugiwanie si nimi okaza o si zbyt trudne. Na nasz obron nale y wszak e doda , e nie jeste my jedynymi, ktrzy mieli z tym k opoty. Weber wskazuje nam Nietzschego jako wsplny punkt wyj cia dla powa nych my licieli dwudziestowiecznych. Informuje rw-nie , jak brzmi podstawowy problem filozoficzny naszych czasw: relacja pomi dzy rozumem, czy te nauk , a dobrem cz owieka. Mwi c o ostatnim cz owieku, nie twierdzi, e jest on nieszcz liwy, lecz e jego szcz cie przyprawia o md o ci. Aby uchwyci na-sz sytuacj , potrzebne jest do wiadczenie g bokiej pogardy, tymczasem nasza zdolno do pogardy zanika. Do wiadczenie to, ktre nazwaliby my subiektywnym, jest dla Webera warunkiem

230 231

sine qua non nauki. Napotkawszy t reakcj u Nietzschego, Weber po wi ci wi ksz cz swej pracy badawczej religii, aby zrozu-mie tych, ktrzy nie pogardzaj , lecz szanuj i wielbi , wi c nie s zadufani w sobie; ktrzy wyznaj warto ci b d co wycho-dzi na to samo maj swych bogw; szczeglnie za tych, ktrzy stwarzaj bogw i zak adaj religie. Od Nietzschego nauczy si , e religia, czy te sacrum, jest najwa niejszym zjawiskiem ludz-kim, ktre w dalszym ci gu bada z nieortodoksyjnej perspektywy Nietzschea skiej. Bg umar " oznajmi Nietzsche. Nie powiedzia tego jed-nak z nut triumfu, w stylu wcze niejszego ateizmu: obalili my tyrana i cz owiek jest wolny. Wyrzek to raczej udr czonym tonem g bokiej i subtelnej pobo no ci, ktra zosta a pozbawiona swe-go w a ciwego przedmiotu. Cz owiek, ktry mi owa i potrzebo-wa Boga, utraci Ojca i Zbawiciela bez nadziei na Jego zmartwy-chwstanie. Rado wyzwolenia, ktr znajdujemy u Marksa, ob-rci a si w trwog w obliczu ludzkiego wykorzenienia. Uczci-wo ka e powa nym ludziom przyzna , zajrzawszy wnikliwie w swe sumienie, e stara wiara nie ma ju nad nimi mocy. Dosko-na a chrze cija ska cnota wymaga, by wyrzec si chrze cija stwa, co jest najwi ksz ofiar , jakiej mo na za da od chrze cijanina. O wiecenie zabi o Boga; lecz jak Makbet, ludzie o wiecenia nie wiedzieli, e kosmos zbuntuje si przeciwko tej zbrodni, a wiat stanie si powie ci idioty, g o n , wrzaskliw , a nic nie znacz c ". Nietzsche zast puje beztroski, zadowolony z siebie ateizm atei-zmem cierpi cym, bolej cym nad swymi ludzkimi konsekwencjami. T sknota za wiar , wraz z nieprzejednan odmow zaspokojenia tej t sknoty, to jego zdaniem najg bsza z mo liwych postaw wobec naszej kondycji duchowej. Marks przeczy istnieniu Boga, lecz przekaza wszystkie Jego funkcje Historii, ktra nieuchronnie zmierza do swego celu, ktrym jest wype nienie si cz owiecze -stwa, zajmuj c miejsce Opatrzno ci. Kto tak naiwny, by w to uwierzy , mg by rwnie dobrze by chrze cijaninem. Wszyscy przednietzschea scy my liciele, ktrzy uczyli, e cz owiek jest istot historyczn , ukazywali histori cz owieka jako taki czy inny nost p- P Nietzschem typow formu opisu naszej historii staje si upadek Zachodu".

Nietzsche zebra i podsumowa wszystkie wzajemnie sprzecz-ne w tki nowo ytnej my li, by doj do konkluzji, e zwyci ski racjonalizm nie jest w stanie sprawowa w adzy w kulturze czy w duszach ludzkich, e nie broni si teoretycznie oraz e jego konsekwencje dla ycia cz owieka s nie do

zniesienia. Oznacza to kryzys Zachodu, poniewa po raz pierwszy w historii wszystkie ustroje zachodnie opieraj si na rozumie. Ich za o yciele, odwo- uj cy si jedynie do powszechnych zasad naturalnej sprawiedli-wo ci rozpoznawalnych dla wszystkich ludzi za pomoc samego rozumu, ustanowili rz dy na podstawie zgody rz dzonych, nie si gaj c do objawienia czy tradycji. Rozum dostrzeg tak e, i wszystkie poprzednie ustroje ufundowane by y przez bogw lub na wierze w bogw. Fundamenty racjonalne dorwnaj tym innym lub je przewy sz tylko wtedy, gdy nowe ustroje odnios ogromny sukces i b d zdolne rywalizowa z dawnymi kulturami pod wzgl dem twrczego geniuszu i blasku. Jednak zwyci stwo lub nawet remis w tej konkurencji wydaje si wysoce w tpliwy; rozum uznaje sw w asn niewystarczalno . Nie obejdzie si bez religii, a rozum nie potrafi jej ustanowi . Pogl dy te da o si wyczyta ju w pierwszej fazie krytyki o wiecenia. Rousseau orzek , i religia pa stwowa jest spo ecze -stwu niezb dna, a prawodawca musi wyst powa w barwach religijnych. Z centralnego miejsca, jakie w Ameryce zajmuje religia, Tocqueville uczyni g wny temat swej rozprawy. Po upadku religii wieckiej w wydaniu Robespierre'a nie ustawa y prby promowania zrewidowanego czy zliberalizowanego chrze -cija stwa, zainspirowanego Wyznaniem wiary wikarego sabaudz-kiego Rousseau. Sama idea kultury bya sposobem na zachowanie czego podobnego religii, bez odwo ywania si do niej. Kultura jest syntez rozumu i religii, ktra stara si ukry ostre rozgrani-czenie pomi dzy dwoma biegunami. Nietzsche zbada chorego, stwierdzi , e leczenie nie odnios o skutku i postawi diagnoz Boga. Teraz religia nie mog a mierci

232 233

ju istnie , lecz w potrzebie kultury, jak ywi cz owiek, przetrwa impuls religijny. Nie ma religii, lecz jest religijno . My l ta przenika a Nietzschea skie rozwa ania o nowo ytno ci i niepo-strze enie

leg a u podstaw dzisiejszego dyskursu psychologiczne-go i socjologicznego. Nietzsche przywrci religii naczelne miej-sce w filozofii. Krytycznym punktem widzenia, z ktrego nale y spogl da na nowo ytno , jest jej ateistyczny charakter, ten za jeszcze bardziej odra aj cy nast pca mieszczanina, ostatni cz o-wiek, jest wytworem egalitarnego, racjonalistycznego, socja-listycznego ateizmu. Bezprecedensowym aspektem kryzysu Zachodu jest zatem to, i jest on to samy z kryzysem filozofii. Lektura Tukidydesa poka-zuje, e upadek Grecji by zjawiskiem czysto politycznym, ktre mo na zrozumie praktycznie bez odwo ania si do tego, co nazy-wamy histori idei. Dawne ustroje by y zakorzenione w tradycji; w epoce nowo ytnej dzie o rz dzenia wzi a na siebie filozofia i nauka, a problemy czysto teoretyczne rodz brzemienne skutki polityczne. Nie mo na sobie wyobrazi nowo ytnej historii poli-tycznej, w ktrej by yby pomini te idee Locke'a, Rousseau i Mar-ksa. Jak wszyscy wiemy, u pod o a choroby trawi cej Zwi zek Radziecki le y niska wiarygodno i zniedo nienie teorii. Rw-nie wolny wiat nie jest daleki od tej zapa ci. Nietzsche postawi najwnikliwsz , najklarowniejsz i najbardziej szokuj c diagnoz tej choroby. Twierdzi on, e tkwi w nas wewn trzna konieczno , by porzuci rozum, opieraj c si na rozumowych przes ankach st d te nasz ustrj polityczny jest skazany na upadek. Odczarowanie Boga i natury wymaga o przeformu owania poj dobra i z a. Parafrazuj c twierdzenie Platona o bogach, mo na powiedzie , i to nieprawda, e kochamy co dlatego, i jest dobre, lecz jest dobre dlatego, e je kochamy. To nasza decyzja, by co ceni , czyni je cennym. Cz owiek jest istot warto ciuj c , jedynym bytem zdolnym do czci i pogardy wobec siebie samego, zwierz ciem o czerwonych policzkach". Nie-tzsche utrzymywa , e przedmioty, ktre cz owiek obdarza czci , w adnym sensie czci tej nie wymuszaj , a cz sto w ogle nie istniej . Przedmioty te s u zaspokojeniu najsilniejszych potrzeb i po da cz owieka, a ich w a ciwo ci to projekcje tego, co w cz owieku dominuj ce. Dobro i z o to poj cia, ktre umo liwia-j ycie i dzia anie. W s dach na ich temat ujawnia si charakter poszczeglnych ludzi. Upraszczaj c, Nietzsche twierdzi, e cz owiek nowo ytny za-traca lub ju zatraci zdolno do warto ciowania, a zarazem swe cz owiecze stwo. Samozadowolenie, konformizm, wygodne roz-wi zania problemw, program pa stwa opieku czego wszy-stko to wskazuje, e cz owiek nie potrafi ju wznie oczu ku horyzontom, za ktrymi kryje si jego potencjalna doskona o i przezwyci enie samego siebie. Najpewniejsz oznak kryzysu cz owiecze stwa jest nasz sposb u ycia s owa warto ", i tutaj Nietzsche nie tylko postawi diagnoz , ale i oznajmi o zaostrzeniu si choroby. Pragn zwrci ludziom uwag na niebezpiecze -stwo, w jakim si znajduj , na ogrom czekaj cego ich zadania, je eli chc obroni i uszlachetni swe cz owiecze stwo. Wed ug Nietzschego cz owiekowi w jego obecnym zniedo nieniu y o-by si znacznie atwiej, gdyby uwierzy , e warto ci dostarcza Bg, natura lub historia. Tego rodzaju wiara by a uzdrawiaj ca, dopty uprzedmiotowione wytwory wyobra ni cz owieka mia y w sobie majestat i ywotno . Dzi jednak stare warto ci wyczer-pa y si , tote nale y sprowadzi cz owieka nad skraj otch ani, aby przera ony niebezpiecze stwem i zdj ty obrzydzeniem wobec losu, jaki si przed nim rysuje, u wiadomi sobie, e jest za ten los odpowiedzialny. Musi skierowa si ku swemu wn trzu i odbudo-wa warunki sprzyjaj ce twrczo ci, aby mg stwarza warto ci. Ja musi by jak napi ty uk. Musi zmaga si z przeciwie stwa-mi, zamiast prbowa je zharmonizowa , zamiast przekaza na-pi cie wielkim

instrumentom ostatniego cz owiecze stwa" wy-specjalizowanym prostowaczom uku, jezuitom naszych czasw: psychiatrom, ktrzy w tym samym duchu i w ramach tej samej organizacji spiskowej zwanej nowoczesno ci co pacyfi ci agodz konflikt. Jak wiemy z Biblii, warunkiem twrczo ci jest chaos, wojna przeciwie stw, ktre musi poskromi stwrca. Ja musi rwnie wypuszcza z uku strza y swej t sknoty. uk i strza- a, nale ce do cz owieka, mog wynie pod niebiosa gwiazd ,

234 235

ktra go poprowadzi. Nasza sytuacja, s dzi Nietzsche, wymaga a pozbawienia ludzko ci z udze w kwestii warto ci, aby rozwia wszystkie zwodnicze nadzieje ucieczki i pociechy; gdy to si stanie, nieliczne umys y twrcze, jakie dochowa y si do naszych czasw, nape ni zgroza i wiadomo , e wszystko od nich zale y. Nihilizm jest niebezpiecznym, lecz koniecznym i by mo e uzdra-wiaj cym stadium ludzkiej historii. W nihilizmie cz owiek staje przed prawd swego po o enia. Prawda ta mo e go z ama , wp -dzi w rozpacz i duchowe lub cielesne samobjstwo. Mo e jednak doda mu ducha, by odbudowa wiat sensu. W dzie ach Nie-tzschego zostaje obna ona dusza cz owieka, ktry bardziej ni ktokolwiek inny zas uguje, je eli to nie blu nierstwo, na miano stwrcy. Stanowi najwnikliwsz wypowied na temat twrczo- ci, autorstwa cz owieka, ktry odczuwa pal c potrzeb , by zjawisko to zrozumie . Nietzsche zosta skierowany ku rozmy laniom o narodzinach Boga lub stwarzaniu Boga poniewa Bg jest najwy sz warto ci , od ktrej zale wszystkie inne. Bg nie jest twrczy, poniewa nie istnieje. Bg jednak uczyniony przez cz owieka uka-zuje, czym jest cz owiek, sam o tym nie wiedz c. Bg mia uczyni wiat z niczego; zatem cz owiek czyni co , Boga, z niczego. Wiara w Boga i wiara w cuda s bli sze prawdy ni wszelkie wyja nienia naukowe, ktre z konieczno ci zapoznaj lub sprowadzaj do czego innego to, co w cz owieku jest twrcze. Moj esz, ow ad-ni ty niejasnymi wewn trznymi pop dami, wszed na wierzcho ek gry Synaj i przynis tablice warto ci; warto ci te mia y w sobie konieczno , substancjalno bardziej nieodpart ani eli zdrowie czy bogactwo. By y j drem ycia. Istniej inne mo liwe tablice warto ci tysi c i jedna, je li wierzy

Zaratustrze lecz tablice Moj eszowe uczyni y jego nard tym, czym by , da y mu wzorce ycia, jedno wewn trznego do wiadczenia i formy czy uze-wn trznienia tego do wiadczenia. Nie istnieje przepis na stwarza-nie mitw, ktre konstytuuj nard, nie istnieje standaryzowany test, wykrywaj cy ich potencjalnego twrc lub okre laj cy, jakie mity s dla danego narodu odpowiednie. Jest materia i twrca, tak jak jest z kamieniem i rze biarzem; lecz w tym przypadku rze biarz jest nie tylko przyczyn skuteczn , ale tak e formaln i celow . U podstaw mitu nie ma nic, adnej substancji, adnej przyczyny. adne poszukiwania przyczyny warto ci, na przyk ad d enie do rozumowego poznania dobra i z a czy na przyk ad badanie uwa-runkowa ekonomicznych, nie potrafi poprawnie ich wyja ni . Wi ksz jasno mo na uzyska , tylko otwieraj c si na psycho-logiczne zjawiska zwi zane z twrczo ci . Nie mo e to by psychologia podobna do freudyzmu, freudyzm bowiem, wychodz c od Nietzschea skiego rozumienia nie wia-domo ci, znajduje takie przyczyny twrczo ci, ktre zamazuj r nic pomi dzy Rafaelem a pierwszym lepszym pacykarzem. Tymczasem ca a zagadkatkwi w a nie w tej r nicy, ktra z ko-nieczno ci wymyka si poznaniu naukowemu. Nie wiadomo id to wielka tajemnica; to prawda o Bogu, rwnie niezg biona jak niegdy sam Bg. Freud uzna istnienie nie wiadomo ci, po czym prbowa podda j ca kowitemu wyja nieniu za pomoc metod naukowych. To w a nie id wytwarza nauk . Mo e wytwo-rzy wiele jej rodzajw. Procedura przyj ta przez Freuda przypo-mina prb okre lenia istoty lub natury Boga na podstawie tego, co stworzy . Bg mg stworzy niesko czenie wiele wiatw. Gdyby musia si ograniczy do naszego, nie by by twrczy, nie by by wolny. Je eli chcemy zrozumie twrczo , musimy to wszystko do-brze poj . Id jest rd em wszystkiego; jest trudno uchwytne, niezg bione i wytwarza interpretacje wiata. Jednak e przyrodo-znawcy, do ktrych pragn zalicza si Freud, nie traktuj id powa nie. Biolodzy nie potrafi w obr bie swej nauki wyja ni wiadomo ci, c wi c mwi o nie wiadomo ci. Przeto psycho-logowie pokroju Freuda b kaj si po ziemi niczyjej pomi dzy nauk odmawiaj c istnienia zjawiskom, dla ktrych Freud szuka wyja nienia i nie wiadomo ci , ktra le y poza jurysdy-kcj nauki. Istnieje konieczno wyboru, twierdzi z uporem Nie-tzsche, pomi dzy nauk i psychologi . Psychologia automatycznie zwyci a, poniewa nauka jest wytworem psyche. Wybr ten stopniowo uznaj sami naukowcy. By mo e nauka jest jedynie wytworem naszej kultury, znanym nam nie lepiej ni inne. Czy

236 237

nauka jest prawdziwa? Niegdy tak niez omnie przekonana, e dzia a w dobrej wierze, dzisiaj ma sobie coraz wi cej do zarzucenia. Rozpowszechnionymi objawami tego schorzenia s takie ksi ki jak Struktura rewolucji naukowych Thomasa Kuhna. W tym momencie pojawia si na horyzoncie to, co wcze niej nazwa em bezdenn lub niezg bion ja ni , ostatni postaci ja ni. Freud ochrzci ten wariant ja ni mianem id. Id kpi sobie z ego, kiedy cz owiek mwi: To przysz o mi do g owy"; gdzie by o wcze niej, je li nie w g owie? Suwerenna wiadomo cze-ka, a gdzie z do u dostarczona zostanie po ywka dla my li. R nica pomi dzy t postaci ja ni a innymi polega na tym, e tamte bra y swj pocz tek w powszechnym do wiadczeniu wszy-stkich ludzi, dost pnym mniej lub bardziej bezpo rednio, co sta-nowi o, cho by tylko intersubiektywnie, o wsplnym cz owie-cze stwie, ktre mo na nazwa natur ludzk . Strach przed gwa -town mierci oraz pragnienie wygody i samozachowania by y pierwszym przystankiem w drodze na d . Wszyscy znaj te uczucia i wzajemnie si w nich rozpoznajemy. Nast pnym przy-stankiem by o wra enie rozkoszy istnienia, dla cz owieka cy-wilizowanego bezpo rednio niedost pne, lecz mo liwe do od-zyskania. Gdy nami ow adnie, mo emy sobie powiedzie z ca ko-wit pewno ci : Oto, kim naprawd jestem, oto, po co yj ", dodatkowo przekonani, e dotyczy to rwnie wszystkich innych ludzi. W po czeniu z mglistym, uoglnionym wsp czuciem wra- enie rozkoszy istnienia wyodr bnia nas gatunkowo i wskazuje dalszy kierunek. Okazuje si jednak, e na nast pnym przystanku nie mo na si ju zatrzyma , upadek za jest zawrotny. Je eli na tym etapie mo na cokolwiek znale , to wy cznie, jak mwi Nietzsche, nasze indywidualne fatum, upartego, krzepkiego os a*, ktry nie ma o sobie nic do powiedzenia prcz tego, e jest. W najlepszym razie mo na znale swoje ja, ktre jest niekomuni-kowalne i separuje nas od ca ej ludzko ci, nie za z ni jednoczy. Tylko bardzo nieliczne jednostki ludzie g bocy w literalnym * A dok adniej: asinus pulcher et fortissimus (Poza dobrem i ziem, 8) (przyp. t um.). 238 sensie tego s owa potrafi znale swj punkt oparcia, z ktrego mog poruszy wiat.

Chocia nie da si powiedzie , czy systemy warto ci, horyzon-ty, tablice dobra i z a, ktre rodz si w ja ni, s prawdziwe czy fa szywe; chocia nie da si ich wyprowadzi z powszechnych odczu ludzko ci ani uzasadni zgodnie z uniwersalnymi kryteria-mi rozumowymi wbrew temu, czego ucz wulgary zatorzy teorii warto ci, systemy te nie s rwnowa ne. Nietzsche, jak rwnie wszyscy powa ni my liciele, ktrzy w taki czy inny sposb przy-j li jego pogl dy, utrzymywali, e wiadectwem nierwno ci po-mi dzy lud mi jest fakt, e nie istnieje wsplne do wiadczenie z zasady dost pne wszystkim. Podzia na prawdziwe i niepraw-dziwe zast puj takie rozr nienia, jak: autentyczny-nieauten-tyczny, g boki-powierzchowny, tworz cy-stworzony. Indywidu-alna warto jednego cz owieka staje si gwiazd polarn dla wielu innych, ktrzy nie znajduj punktw orientacyjnych w swym w asnym do wiadczeniu. Najrzadziej spotykanym w rd ludzi jest twrca, ktrego wszyscy inni potrzebuj i za ktrym pod aj . Prawdziwe warto ci to te, ktrymi mo na si w yciu kiero-> wa , ktre nadaj kszta t narodom o wielkich dokonaniach i wy-bitnej duchowo ci. Moj esz, Chrystus, Homer, Budda: oto twrcy; ludzie,

ktrzy wyznaczali horyzonty za o yciele kultury ydo-wskiej, chrze cija skiej, greckiej, chi skiej i japo skiej. Wyr -ni a ich nie prawdziwo ich my li, lecz jej kulturotwrczo . Warto jest warto ci tylko wtedy, gdy ocala i buduje ycie. Je eli jaki system warto ci staje si powszechny, jest tylko mniej lub bardziej zatart kopi warto ci ich twrcy. Egalitaryzm oznacza konformizm, poniewa daje w adz ludziom md ym, pos uguj -cym si cudzymi warto ciami przej tymi w gotowej postaci, war-to ciami martwymi, w ktre ich propagatorzy nie s zaanga- owani. Egalitaryzm opiera si na rozumie, a rozum zaprzecza istnieniu twrczo ci. Ca e pisarstwo Nietzschego jest atakiem na racjonalny egalitaryzm. Ju to wystarczy, by sobie uzmys owi , jak pusty i czczy jest modny dzi dyskurs na temat warto ci. Z tej samej racji zdumiewa rwnie popularno , jak cieszy si Nie-tzsche w kr gach lewicy. 239

Poniewa warto ci s irracjonalne i nie zakorzenione w naturze tych, ktrzy im podlegaj , musz by narzucone. Musz pokona warto ci im przeciwstawne. Wiary w warto ci nie mo na roznieci racjonaln perswazj , konieczna jest wi c walka. Wytwarzanie warto ci i wiara w nie to akty woli. Brak woli, nie brak zrozumie-nia, staje si grzechem g wnym. Najwa niejsz cnot moraln jest zaanga owanie, poniewa wiadczy o powadze pod-miotu. Odk d Boga ywego zast pi y w asne warto ci, zaanga owa-nie sta o si odpowiednikiem wiary. Mamy do czynienia z nowym zak adem Pascala: tym razem trzeba uwierzy nie w istnienie Boga, lecz w siebie i w cele, ktre sami sobie stawiamy. Cz owiek zaanga owany ceni warto ci, a zarazem nadaje im cen . W a ci-wym stanem umys u nie jest umi owanie prawdy, lecz intele-ktualna uczciwo . Poniewa w warto ciach nie ma prawdy, a prawda o yciu nie jest godna umi owania, uczciwo cechuj ca autentyczn ja wymaga, by stan wszy przed tym, czym jeste my i czego do wiadczamy, odwo a si do naszej wewn trz-nej wyroczni. Motorem czynw s d e c y z j e, nie roztrz sania. Nie mo na pozna ani zaplanowa przysz o ci. Trzeba j stworzy aktem woli, bez za o onego z gry programu. Wielki rewolucjo-nista musi zburzy przesz o i otworzy przysz o na swobodn gr twrczo ci. Polityka jest rewolucyjna; lecz w przeciwie stwie do rewolucji angielskiej, ameryka skiej, francuskiej czy rosyj-skiej, nowe rewolucje winny by nie zaprogramowane. Na ich czele winni stan intelektualnie uczciwi,

zaanga owani, twrczy ludzie obdarzeni siln wol . Nietzsche nie by faszyst , ale jego projekt pos u y za wzorzec faszystowskiej retoryce, ktra nawo- ywa a, by tchn ycie w stare kultury lub zbudowa nowe, tym samym przeciwstawiaj c si racjonalnemu, pozbawionemu korze-ni kosmopolityzmowi rewolucji lewicowych. Nietzsche by relatywist kulturowym i dobrze wiedzia , do czego pogl d ten prowadzi do wojny i wielkiego okrucie stwa, nie za powszechnego wsp czucia. Wojna jest zjawiskiem pod-stawowym, a pokj zawsze tylko stanem przej ciowym i chwiej-nym. Demokracje liberalne nie tocz ze sob wojen, poniewa dostrzegaj wsz dzie t sam natur ludzk i te same prawa, ktre stosuje si na ca ym wiecie do wszystkich ludzi. Wojuj ze sob kultury. S do tego zmuszone, poniewa warto ci mo na potwier-dzi lub ustanowi , tylko triumfuj c nad innymi warto ciami, a nie prowadz c z nimi dialog. Kultury maj r ne punkty widzenia, ktre przes dzaj o tym, jaki jest wiat. Kompromis nie jest mo liwy. Nie ma porozumienia co do rzeczy najwy szych. (Mod-ne s owo komunikacja" pe ni funkcj zast pcz wobec rozumie-nia, kiedy nie istnieje wsplny dla wszystkich wiat, do ktrego ludzie mog si odwo a , je eli wyst pi r nica pogl dw. Od izolacji zamkni tych systemw ja ni i kultury przechodzimy os-tatnio do prb nawi zania kontaktu", ko cz cych si najcz ciej brakiem komunikacji". Je eli nie ma wsplnych punktw odniesie-nia, pozostaje zagadk , w jaki sposb jednostki i kultury mog yby si ze sob komunikowa "). Kultura oznacza wojn przeciwko chaosowi oraz wojn przeciwko innym kulturom. Sama idea kultury niesie w sobie warto : cz owiek potrzebuje kultury i musi robi wszystko, co konieczne dla tworzenia i podtrzymywania kultur. W tym systemie nie ma miejsca dla teoretyka. Aby y , aby wype ni si jak tre ci , cz owiek musi mie warto ci, by engage. St d te relatywist kulturowy winien dba o kultur bardziej ni o prawd , winien walczy o kultur ze wiadomo ci , e nie jest prawdziwa. Jest to obarczone jak niemo liwo ci , tote Nietzsche zma-ga si z tym problemem przez ca e ycie i chyba nie doszed do zadowalaj cego rozwi zania. Jedno wiedzia na pewno: e wia-topogl d naukowy jest dla kultury zabjczy oraz e wyznawca zwulgaryzowanego relatywizmu na gruncie polityki czy moralno- ci jest skazany na unicestwienie kultury. Relatywizm kulturowy, w przeciwie stwie do relatywizmu w ogle, uczy potrzeby wiary, jednocze nie t wiar podwa aj c. Wydaje si , e Nietzsche przej ide kultury od swych filozo-ficznych poprzednikw bez wi kszego wahania. Z jego punktu widzenia kultura stanowi jedyny system, w ramach ktrego mo na wyja ni to, co jest w cz owieku specyficznie ludzkie. Jak adna inna istota w naturze, cz owiek jest czystym stawaniem si , a w a -nie w kulturze staje si czym , co wykracza poza natur , nie

240 241

posiada innego sposobu istnienia i innego oparcia ni dana kultura. By powo a si na terminologi tomistyczn , akt pozosta ych zwierz t i ro lin zawiera si w ich mo no ci, lecz cz owiek amie t regu , o czym wiadczy wielorako kulturowych kwiatw, istotowo do siebie niepodobnych, a wyros ych z jednego ziarna ludzi. Zas ug Nietzschego by o, e wyci gn skrajne konse-kwencje z tej idei i prbowa z ni y . Je eli istnieje wiele kultur, nie maj cych u swego pod o a jednej wzorcowej czy zupe nej kultury, w ktrej cz owiek jest po prostu cz owiekiem a nie Grekiem, Chi czykiem, chrze cijaninem, buddyst (je eli Pa -stwo, model ustroju doskona ego, jest zwyczajnym mitem, dzie- em wyobra ni Platona) wtedy samo s owo cz owiek" staje si paradoksem. Tyle jest rodzajw cz owieka, ile jest kultur, nie istnieje adna perspektywa, z ktrej mo na mwi o cz owieku w liczbie pojedynczej. Dotyczy to nie tylko jego nawykw, oby-czajw, rytua w, upodoba , lecz przede wszystkim jego umys u. Istnieje tyle samo r nych rodzajw umys u, ile jest kultur. Je eli do rzeczy relatywnych wobec kultury nie zaliczy si umys u, to relatywizm kulturowy nie ma nic do powiedzenia prcz znanych z dawien dawna komuna w. Wszyscy lubi relatywizm kulturo-wy, lecz chc z niego wy czy to, na czym im osobi cie zale y. Fizyk pragnie ocali swe atomy; historyk swe wydarzenia; mora-lista swe warto ci. Atomy, wydarzenia i warto ci s jednak w rw-nym stopniu wzgl dne. Je eli strumieniowi relatywizmu wymyka si cho jedna prawda, to adna regu a nie zabrania, by prawd tych by o wiele. Wwczas za strumie , stawanie si , zmiana, historia jak kto woli traci fundamentalne znaczenie na rzecz bytu, niezmiennej zasady nauki i filozofii. Jako zas ug nale y Nietzschemu policzy wiadomo , e filozofowanie w kontek cie kultury, historyzmu jest wysoce pro-blematyczne. Dostrzega on ogromne ryzyko intelektualne i mo-ralne,

jakie si w tym kryje. Ka da jego my l podszyta by a pytaniem: W jaki sposb moja filozofia jest mo liwa?" Usi owa podda w asn filozofi testowi relatywizmu kulturowego. Nie zrobi tego praktycznie aden inny my liciel. Na przyk ad Freud twierdzi , e cz owiekiem motywuje po danie p ciowe i ch w adzy, lecz nie zastosowa tych motywacji do wyja nienia w as-nej teorii czy w asnej dzia alno ci naukowej. Je eli jednak Freud potrafi by prawdziwym naukowcem, to jest cz owiekiem moty-wowanym umi owaniem prawdy, potrafi to tak e inni ludzie, co dyskredytuje jego teori motywacji. Je eli za motywuje nim po- danie p ciowe i ch w adzy, to nie jest naukowcem, a jego dzia alno naukowa jest tylko jednym z wielu mo liwych rod-kw do osi gni cia tych celw. Sprzeczno ta trawi wszystkie nauki przyrodnicze i spo eczne, poniewa ukazywany przez nie obraz cz owieka nie t umaczy post powania samych naukowcw. G boko moralny ekonomista, ktry sprowadza zachowania cz o-wieka wy cznie do dzy zysku; zatroskany o dobro spo eczne politolog, ktry widzi jedynie interesy grupowe; podpisuj cy pe-tycje wolno ciowe fizyk, ktry nie uznaje we wszech wiecie wol-no ci, tylko prawa matematyczne rz dz ce ruchem materii przyk ady te dowodz trudno ci z samouzasadnieniem nauki i zna-lezieniem podstawy ycia teoretycznego, trudno ci, ktra prze la-duje ycie umys owe od wczesnej nowo ytno ci, lecz szczeglnie dotkliw uczyni j relatywizm kulturowy. Nietzsche, wiadom tej trudno ci, z rozmys em przeprowadza niebezpieczne ekspery-menty na w asnej filozofii, widz c jej rd o w woli mocy, nie za w woli prawdy. Punktem wyj cia nowej filozofii jest u Nietzschego spostrze e-nie, e najpewniejszym wyr nikiem kultury i kluczem do jej naj-pe niejszego zrozumienia jest wsplne poczucie sacrum. W swej filozofii historii jasno stwierdzi to Hegel, ktry odnalaz t sam wiadomo u Herodota, badacza ludw greckich i barbarzy -skich. Powiedz mi, przed czym kl kasz, a powiem ci, kim jeste . Hegel pope ni jednak b d: uwierzy , e mo e istnie na wskro racjonalny Bg, ktry godzi ze sob wymagania kultury i nauki. A przecie niekiedy dostrzega , e jest inaczej, na przyk ad kiedy powiedzia , e sowa Minerwy wylatuje o zmierzchu, czyli e kultur mo na zrozumie dopiero wtedy, gdy dobiegnie kresu. Chwila zrozumienia Zachodu przez Hegla zbieg a si z ko cem tej kultury. Zachd uleg demitologizacji, przez co utraci moc inspiruj c i wizj przysz o ci. Z czego wynika, e to mity o y-

242 243

wiaj kultur , a mitotwrcy s zarazem twrcami kultury i cz o-wieka. Przewy szaj filozofw, ktrzy tylko badaj i rozbieraj na czynniki pierwsze dzie a poetw. Hegel przyznaje, e poezja utraci a moc profetyczn , lecz pociesza si przekonaniem, e wystarczy filozofia. wiadectwem tej utraty mocy byli wielcy arty ci, ktrych Nietzsche widzia wok siebie. Nazwa ich dekadentami, nie dlatego, e brakowa o im talentu b d ich sztuka nie wywo ywa a wi kszych wra e , lecz dlatego, e ich dzie a by y rapsodami artystycznej niemocy, opisami ma o poci gaj cego wiata, ktre-go poeci nie czuj si w adni zmieni . Bezpo rednio po rewolucji francuskiej nast pi a ogromna eksplozja twrczo ci artystycznej; poeci uwierzyli, e mog ponownie wcieli si w rol prawodaw-cw ludzko ci. Poczesne miejsce, jakie arty ci zaj li w nowej filozofii kultury, doda o im ducha i zrodzi a si nowa epoka klasyczna. Wydawa o si , e idealizm i romantyzm wywalczy y w porz dku rzeczy przestrze dla poetyckiego pi kna. Jednak up yn o zaledwie kilka pokole , a nastroje wyra nie opad y i ar-ty ci zacz li traktowa romantyczne wizje jako bezpodstawne mistyfikacje. Tacy twrcy, jak Baudelaire i Flaubert, odwrcili si plecami do og u sprawiaj c, e moralizm i romantyczny entu-zjazm ich bezpo rednich poprzednikw wyda si mieszny. Bar-dziej autentycznymi tematami dla sztuki sta y si cudzo stwa bez mi o ci, grzechy bez kary i odkupienia. wiat zosta odczarowany. Baudelaire ukaza grzesznika tak samo jak w wizji chrze cija -skiej, lecz bez nadziei na zbawienie w Bogu, przek uwaj c balon fa szywej pobo no ci swego hypocrite lecteur. Flaubert za p awi si w jadowitej nienawi ci do bur uazji, ktra zwyci y a. Kultura karmi a jedynie mieszcza sk pr no . Wielkie dualizmy upad- y, a sztuka, twrczo i wolno zosta y po arte przez determi-nizm i ma oduszny egoizm. W swej najwi kszej kreacji, aptekarzu Homais, Flaubert zawar wszystko, czym by a i mia a by nowo- ytno . Homais uosabia ducha nauki, post pu, liberalizmu, anty-klerykalizmu. yje roztropnie, bacz c na swe zdrowie. Jego wy-kszta cenie obejmuje najwi ksze osi gni cia my li naukowej. Ho-mais zna wszystkie fakty historyczne. Wie, e chrze cija stwo rzyczyni o si do wyzwolenia niewolnikw, ale prze y o ju sw historyczn rol . Historia rozwija a si po to, by stworzy w a nie ego: cz owieka wolnego od przes dw. Tote wsz dzie czuje si swobodnie, adna dziedzina nauki go nie przerasta. Jest dzienni-karzem, upowszechnia wiedz ku o wiacie mas. Jego moralnym konikiem jest wsp czucie. W tym wszystkim nie ma nic prcz ma ostkowej amour-propre. Spo ecze stwo istnieje po to, by za-pewni mu cze i szacunek. Kultura nale y do niego. Nie ma ju prawdziwych bohaterw do ukazania ani publiczno ci do zainspi-rowania. Wszyscy na ten czy inny sposb zajmuj si interesami. Emma Bovary s u y za kontrast dla Homais. Potrafi tylko marzy o wiecie i m czyznach, ktrzy nie istniej i istnie nie mog . W trze wym wiecie aptekarza Emma, podobnie jak wsp czesny artysta, jest g upcem, czyst t sknot za nie istniej cym celem. Jej jedynym triumfem i jedynym aktem wolnej woli jest samobjstwo. Nietzsche uznaje tych dekadentw, pesymistw czy protonihi-listw za objawienie, podobnie jak i drug stron medalu, czyli kabotynw, ktrzy pozuj na bohaterw szarpanych wielkimi nami tno ciami, szczeglnie za Wagnera. Gardzi tymi pierwszy-mi, nie dlatego, e brak im uczciwo ci lub e ukazuj wiat w fa szywych barwach; gardzi nimi, poniewa wiedz , e kiedy istnieli bogowie i herosi stworzeni przez wyobra ni poetyck co oznacza, i wyobra nia poetycka mo e ich przywrci do ycia lecz brakuje im odwagi b d zdecydowania, by tworzy . Dla-tego nie maj nadziei. Tylko w nich przetrwa y jakie aspiracje, lecz w sekrecie ducha nadal wierz w chrze cija skiego Boga, a

przynajmniej w chrze cija skie Weltanschauung, nie potrafi przeto uwierzy w nowy wiat. L kaj si wyp yn na wzburzo-ne, niezbadane morza nowego. Tylko Dostojewski posiada m -stwo duszy zdolne oprze si dekadencji. Jego nie wiadomo , przepuszczona przez filtr chrze cija skiego sumienia, wyra a si zakazanymi dzami, zbrodniami, samoponi eniem, sentymenta-lizmem i brutalno ci ; yje jednak, zmaga si i dowodzi, e osio ek wszystko, co si w nas k bi jest zdrw i ca y.

Artysta jest najciekawszym ze wszystkich zjawisk, poniewa uosabia twrczo , ktra definiuje cz owieka. W jego nie wiado-

244 245

mo ci roi si od potworw i majakw. Nie wiadomo podsuwa wiadomo ci obrazy, ktre ta bierze za bezpo rednio dane, za wiat", po czym je racjonalizuje. Racjonalizm polega zatem wy cznie na dostarczaniu racji temu, co adnej racji nie posiada jest irracjonalne. O naszym post powaniu przes dza los, ktry jest zarazem nasz indywidualno ci , lecz musimy opowiedzie o so-bie innym, komunikowa . Taka jest w a ciwa rola wiadomo ci; je eli nie wiadomo wyposa y j w bogactwo obrazw, jej fun-kcjonowanie jest owocne, a z udzenie jej samowystarczalno ci wr cz zbawienne. Kiedy jednak pokawa kuje i prze uje swe dzie-dzictwo, jak to dzi uczyni a fizyka matematyczna, nie ma sk d czerpa sokw ywotnych. Nale y przeto odnowi zapasy, by dokarmi wiadomo . Nietzsche otworzy zatem ogromne pole bada dla wsp -czesnych artystw, psychologw i antropologw, poszukuj cych po ywki dla naszej wyg odzonej kultury w najmroczniejszych g binach nie wiadomo ci czy w najmroczniejszych ost pach Af-ryki. Nie wszystkie twierdzenia Nietzschego zas uguj na wiar , lecz nie da si zaprzeczy , e jego my l jest bardzo poci gaj ca. Dotar on bowiem do kresu drogi wraz z Rousseau, lecz poszed jeszcze dalej. Znajduje w nim najg bszy wyraz ta strona nowo- ytno ci, ktra mniej interesuje Amerykanw, jako e poszukuje nie tyle rozwi za politycznych, ile zrozumienia i zaspokojenia cz owieka w jego wszystkich wymiarach; w filozofii Nietzschego znajduje ukoronowanie to, co mo na nazwa drugim stanem na-tury. Ponad wszystko by on przyjacielem artystw, ktrzy jako pierwsi go uznali, gdy cieszy si z s aw w kr gach akademic-kich; to w rd nich jego wp yw by najbardziej owocny. Wystar-czy przypomnie nazwiska

Rilkego, Yeatsa, Prousta i Joyce'a. Najwi kszym filozoficznym ho dem z o onym autorowi Narodzin tragedii jest Nietzsche Heideggera, ksi ka, ktrej najwa niejsza cz nosi tytu Wola mocy jako sztuka". Naszemu pojmowaniu cz owieka Nietzsche przywrci co zbli onego do duszy, przydaj c co jeszcze p askiemu, beznami t-nemu ekranowi wiadomo ci, ktra czysto intelektualnie postrze-ga reszt cz owieka jako co obcego, jako zbiorowisko afekrywnych cz stek elementarnych, podobnych przedmiotom bada fizyki, chemii czy biologii. Nie wiadomo wypiera wszystko, co jawniej by o w duszy irracjonalne, lecz w nowo ytno ci utraci o znaczenie przede wszystkim boskie szale stwo i Erosa. Nie- wiadomo jest ogniwem cz cym wiadomo z ca o ci natu-ry, przywracaj c cz owiekowi jedno . Dzi ki Nietzschemu znw sta a si mo liwa psychologia jako najwa niejsza z nauk o cz o-wieku. Wszystkie interesuj ce zjawiska dwudziestowiecznej psy-chologii nie tylko psychoanaliza, ale tak e Gestalt, fenome-nologia i egzystencjalizm dokona y si na kontynencie ducho-wym, ktrego granice wytyczy autor Narodzin tragedii. Jednak e r nica pomi dzy ja ni a dusz pozostaje olbrzymia, inny jest bowiem status rozumu. Dzie o przekonstruowania cz owieka, ja-kiego dokona Nietzsche, wymaga o rezygnacji z rozumu, ktry o wiecenie, przy wszystkich swych mieliznach, wynios o na pie-desta . Cho wi c mi o nicy duszy, czytaj c Nietzschego, zaznaj wiele otuchy, w tej rozstrzygaj cej sprawie my liciel ten dalszy jest od Platona ni Kartezjusz czy Locke. Psychologia Nietzschego to psychologia d enia do Boga, poniewa w d eniu tym ja gromadzi i przejawia wszystkie swe moce. Pod wp ywem Nietzschego w wiecie intelektualnym na-st pi wzrost zainteresowania religijno ci , je eli nie samej reli-gijno ci. Bg jest mitem, uczy Nietzsche. Mity tworz poeci. Dok adnie to samo mwi Platon w Pa stwie, lecz dla niego jest to rwnoznaczne z wypowiedzeniem wojny poezji przez filozofi . Celem filozofii jest podstawienie prawdy w miejsce mitu (ktry z samej definicji jest fa szem, o czym w naszej ponietzschea skiej fascynacji mitem nazbyt cz sto zapominamy). Poniewa mity s wcze niejsze i na nich kszta tuj si pierwsze ludzkie opinie, filozofia oznacza krytyczne burzenie mitw na korzy prawdy, aby mo na by o y w wolno ci i zgodzie z natur . Wzorcem ycia filozoficznego jest ukazany w Plato skich dialogach Sokrates, ktry podwa a i obala obiegowe opinie. Jego mier z r ki roda-kw za brak wiary w ich mity jest doskona ym przyk adem ryzyka filozofa. Z tej samej charakterystyki mitu Nietzsche wyci gn biegunowo odmienne wnioski. Nie istnieje natura i wolno w ro-

246 247

zumieniu Sokratesa. Filozof obowi zany jest obra kra cowo inna drog post powania. Nietzsche by pierwszym filozofem, ktry wyst pi z krytyk Sokratesa: jego ycie uzna nie za wzorcowe lecz za zdemoralizowane, monstrualne, wyzute z wszelkiej szla-chetno ci. Powa ne jest ycie tragiczne, ktre Sokrates wysteryli-zowa , wypra z tragizmu. Filozof nowego typu jest sojusznikiem i zbawc poetw, b d te sama filozofia jest najwy szego lotu poezj . Filozofia na star mod demitologizuje i demistyfi-kuje, zatraca poczucie sacrum; odczarowuj c wiat i wy ko-r z e n i a j c ze cz owieka, wiedzie w pustk . Powiadomiony, e u kresu poszukiwa filozofia znajduje nico , nowy filozof, chc c zbudowa wiat, za g wny cel stawia sobie mitotwrstwo. Jak ju wspomnia em, do transfuzji tej religijnej, mitotwrczej interpretacji ycia spo ecznego i politycznego do ameryka skiego krwiobiegu przyczyni si w du ym stopniu Max Weber. Jego sukces w Ameryce graniczy z cudem. Jako przyk ad niech pos u y ukuty przez niego termin: etyka protestancka. Czyta em jego ksi k pod tym tytu em Etyka protestancka i duch kapitalizmu podczas mojego pierwszego kursu z socjologii na uniwersytecie w Chicago, kiedy wtajemniczano mnie w sekrety wsp czesnej nauki. Kurs obejmowa klasyczne" dzie a socjologiczne, do kt-rych zaliczono Marksa nie tylko Manifest komunistyczny, ale rwnie obfite porcje Kapita u. Oczywi cie ani Locke, ani Smith, oficjalni rzecznicy kapitalizmu", ktrych mo na by nawet uzna za jego za o ycieli, nie znale li si na li cie lektur, poniewa zajmowali my si tylko my licielami, ktrych wsp czesny socjo-log mg potraktowa powa nie. Marks t umaczy powstanie ka-pitalizmu konieczno ci historyczn , niezale n od ludzkiej woli, nie kontrolowanym procesem konfliktu klasowego na tle stosun-kw w asno ci. Protestantyzm by dla niego jedynie ideologi uzasadniaj c kapitalistyczn kontrol nad rodkami produkcji. Nie rozumia em i nie jestem pewien, czy rozumieli to moi nauczy-ciele, e je eli koncepcja Webera by a s uszna, Marks jego czysto deterministyczna ekonomia i jego rewolucja, s owem ca y marksizm wraz z zap dami moralnymi, ktre nieuchronnie pobudza jest sko czony. Weber postawi sobie za cel wykaza ,

powstanie kapitalizmu nie by o materialn konieczno ci , e biegu historii przes dzaj ludzkie Weltanschauungen i warto- ci", e duch porusza materi , a nie odwrotnie. Powrci tym amym do starszego pogl du, zgodnie z ktrym jednostki maj zna-zenie, ludzie s wolni i potrzebuj przywdcw. Weber orzek , i decyduj cym czynnikiem rozwoju kapitalizmu by a charyzma oraz wizja Kalwina, zrutynizowana przez jego nast pcw. Jak e odmiennie prezentuje si Weberowski charyzmatyczny przywdca w zestawieniu z racjonalnymi m ami stanu, ktrych stawiali za przyk ad Locke, Monteskiusz, Smith i federali ci ameryka scy. Przywdcy ci d do celw poznawalnych rozumowo i w sposb oczywisty ugruntowanych w naturze. Nie s im potrzebne adne warto ci, adne twrcze wizje, by zobaczy to, co powinni zoba-czy wszyscy rozumni ludzie a mianowicie, e aby osi gn wolno w warunkach bezpiecze stwa i dobrobytu, potrzebna jest ci ka praca. Niebezzasadne jest twierdzenie, e bli szy ich prze-konaniom jest w tym wzgl dzie marksizm. Jakkolwiek, zdaniem Marksa, ludzie podlegaj procesowi dziejowemu, sam ten proces jest racjonalny i znajduje swj kres w racjonalnej wolno ci cz o-wieka. W jakim sensie cz owiek marksistowski pozostaje istot racjonaln . Tymczasem Weber odmawia racjonalno ci ustanawianym przez kalwinistw warto ciom". S one decyzjami", a nie wynikami refleksji; s wiatopogl dami" lub interpretacjami wiata", ktre nie znajduj wsparcia w niczym prcz subiekty wnych ja ni wybit-nych jednostek, narzucaj cych swe warto ci pogr onemu w cha-osie uni wersum. Z warto ci tych powsta wiat protestancki. S to przede wszystkim akty woli, wsp tworz ce zarazem ja i wiat. Akty te s pozarozumowe, nie oparte na niczym. W chaotycznym kosmosie rozum jest nierozumny, poniewa nie potrafi unikn wewn trznych sprzeczno ci. Wzorcem m a stanu staje si prorok co poci ga za sob radykalne konsekwencje. Koncepcja We-bera by a w Ameryce czym nowym i by mo e dlatego nie zdawano sobie sprawy, e wprowadza ona nowy rodzaj przyczy-nowo ci zupe nie r ny od przyj tego w przyrodoznawstwie. Dzi ki tym wszystkim przeoczeniom Weberowski j zyk, wraz

248 249

z wynikaj c ze interpretacj wiata, szerzy si jak po ar lasu Czyta em ju o japo skiej etyce protestanckiej, ydowskiej etyce protestanckiej... Wydaje si , e do niektrych weberystw dotar a jawna absurdalno tych sformu owa , tote etyk protestanck " stopniowo wypiera etyka pracy",

lecz jest to poprawka czysto kosmetyczna i w niczym nie zmienia samej teorii. Osoby propa-guj ce wolny rynek wyra nie nie zdaj sobie sprawy, i pos uguj c si tym j zykiem, przyznaj , e ich racjonalny" system wymaga wsparcia moralnego, a moralno ta, a w ka dym razie jej wybr, nie jest racjonalna, o ile pojmowa rozum po weberowsku. Odro-czenie gratyfikacji jest by mo e sensowne z punktu widzenia ca o ci systemu, lecz czy jest bezdyskusyjnie dobre dla jednostki? Czy gromadzenie bogactwa jest dla chrze cijanina jednoznacznie lepsze od ubstwa? Je eli etyka pracy jest tylko jednym spo rd wielu rwnowa nych wyborw, to system wolnorynkowy tak e jest tylko jednym z wielu mo liwych wyborw. Zwolennicy wol-nego rynku nie powinni si zatem dziwi , e przekonania niegdy powszechne przesta y porywa . Aby znale argumenty za racjonaln podstaw moraln spo ecze stwa liberalnego, trzeba powrci do powa nej lektury Locke'a i Smitha, a nie tylko wyszukiwa stosowne cytaty. Na to wolnorynkowcy nie znajduj ju czasu, a poniewa zatracili nawyk czytania powa nych ksi ek filozoficznych, nie uwa aj c ich za istotne, prawdopodobnie nie na wiele by si to zda o. Jak to zwykle bywa ze zwyci skimi sprawami kiedy doktryna liberalna, w pewnym okresie zwana te utylitaryzmem, uzyska a dominuj c pozycj , dobre argumen-ty na jej korzy sta y si mniej potrzebne, a pierwotne argumenty, do trudne, zast piono chwytliwymi uproszczeniami. Z punktu widzenia filozofii my l liberalna po Locke'u i Smisie znalaz a si na rwni pochy ej. Zawsze, kiedy liberalna my l ekonomiczna lub liberalny sposb ycia by zagro ony, staj cy w jego obronie si gali po ka d bro , jaka wpad a im w r ce. Uznali, e w celu uratowania kapitalizmu od zag ady nale y ustanowi religi , pod-czas gdy pierwsi my liciele liberalni ywili przekonanie, e religi nale y przynajmniej utemperowa , aby kapitalizm by mo liwy. Ponadto religia, zamiast agodzi niektre sk onno ci kapitalizmu, 250 zego wymaga od niej Tocqueville, teraz ma za zadanie je po-budza . jest oczywiste, e Weberowi ani nie posta o w my li, i Kal-win mg otrzyma objawienie od Boga co bez w tpienia postawi oby spraw w zupe nie innym wietle. Weber by dogma-tycznym ateist , lecz nie stawia sobie za cel wykaza , e Kalwin to szarlatan b d szaleniec. Wola wierzy w szczero Kalwina i innych wielkich za o ycieli, ktrzy byli dla niego najwy szym uosobieniem pewnego typu psychologicznego: cz owieka, ktry potrafi y i dzia a w wiecie; ktry umie wzi na siebie odpowiedzialno ;w ktrego duszy mieszka pewno lub zaanga- owanie. Liczy si do wiadczenie religijne, nie fakt istnienia b d nieistnienia Boga. Dawny spr pomi dzy rozumem i objawieniem jest bezprzedmiotowy, poniewa obie strony by y w b dzie, za-poznawa y same siebie. Jednak e objawienie poucza nas, czym jest cz owiek i czego potrzebuje. Tacy ludzie jak Kalwin s wy-twrcami warto ci i st d wzorcami dzia ania w historii. Nie mo- emy uwierzy w podstaw ich do wiadczenia (w Boga), lecz rozstrzygaj ce jest samo to do wiadczenie. Nie interesuje nas, by si dowiedzie , jak rozumieli samych siebie: chcemy poszuka w naszej w asnej ja ni zagadkowego substytutu ich Boga. Nie mo emy, i nie chcemy, podziela ich osobliwych iluzji, chcemy wszak e warto ci i zaanga owa . Z tej ateistycznej religijno ci rodz si zagadkowe, napisane dziwnym j zykiem wynurzenia Webera i wielu innych (cho by Sartre'a) na temat wiary i dzia a-nia: analizy, w ktrych nie rozpoznajemy s w i czynw adnych dotychczasowych przywdcw religijnych b d racjonalnych m - w stanu. Tego rodzaju pisarstwo zlewa ze sob te dwa typy ludzi, lecz wi kszy nacisk k adzie na przywdcw religijnych, koniecz-no wiary i wszystko, co za tym idzie. Zastosowany aparat intelektualny z regu y zaciemnia kwesti istnienia innych rozwi -za , szczeglnie racjonalnych.

W rezultacie mamy do czynienia z ci g ym naginaniem per-spektywy historycznej do interpretacji religijnych. Cudown ma-chin , ktra z rzeczy niereligijnych mo e wytworzy religijne, jest sekularyzacja. Z marksizmu, demokracji, socjalizmu utopij-

251

nego czy praw cz owieka czyni si wieckie chrze cija stwo. Wszystko, co dotyczy warto ci, musi pochodzi z religii. Nje trzeba szuka gdzie indziej, poniewa chrze cija stwo jest konie cznym i wystarczaj cym warunkiem naszej historii. Niemo liwe jest zatem, by powa nie potraktowa Hobbesa czy Locke'a jako przyczyny tej historii, poniewa wiemy, e rozum jest zbyt p ytki aby ustanawia warto ci, a wspomniani my liciele nie wiadomie przekazywali warto ci etyki protestanckiej. Rozum przekazuje dostosowuje, normalizuje; rozum nie tworzy. St d te Weber nie bierze pod uwag aspektu racjonalnego naszej tradycji. Pusz-cza mimo uszu g os filozofii, powa a g os religii. Dogmatycz-ny ateizm dochodzi do paradoksalnej konkluzji: liczy si tylko religia. Z tego Weltanschauung powsta chwytliwy termin religijny, ktry mia tragiczne konsekwencje polityczne, a jednocze nie zrobi ogromn furor w Ameryce: charyzma. W Chicago istnie-je pralnia chemiczna Charyzma", a ka dy przywdca gangu ulicznego obwo ywany jest charyzmatykiem". W Ameryce s o-wo charyzma nie jest rozumiane opisowo, lecz okre la co pozy-tywnego i zwi zanego z przywdztwem. Wydaje si nawet, e charyzmatyczny przywdca posiada jaki szczeglny, pozapraw-ny tytu do w adzy. Chocia Weber my la raczej o Buddzie i Moj eszu, a mo e te Napoleonie, przywdca gangu ulicznego formalnie spe nia definicj charyzmatyka. Weber pragn zrobi w polityce miejsce dla idei, ktre chc by uwzgl dnione, lecz nie znajduj oparcia ani w rozumie, ani w g osie wi kszo ci, wy cznych rd ach prawomocnej w adzy w demokracji liberalnej. Trudno si zatem dziwi , e r ni demagodzy o zap dach, ktrych nie dopuszcza nasz konstytucjonalizm, pos uguj si s owem legi-tymizuj cym te zap dy i nadaj cym im nimb szlachetno ci. Ponadto demokratyczny indywidualizm oficjalnie pozostawia niewielkie pole do popisu dla przywdcw w ustroju, w ktrym ka dy winien by sobie panem. Charyzma usprawiedliwia nie tylko przywd-cw, ale i ich zwolennikw. S owo charyzma nadaje pozytywny wyd wi k umiej tno ci podburzania t umu i innym dzia aniom, uchodz cym w naszej tradycji konstytucyjnej za karygodne. Dzi -

ki swei niejednoznaczno ci jest por cznym narz dziem dla szar-nw i reklamiarzy, ktrzy sprawnie manipuluj wyobra ni . Charyzma, o czym Weber doskonale wiedzia , jest ask dan od Boga. u wi ceniem przywdztwa przez Boga. Trzymaj c si tego rozumienia, w Etyce protestanckiej traktuje ustanawianie warto ci przez ja jako ludzk prawd aski danej od Boga. Jego analiza sprawia wra enie czysto opisowej, lecz staje si norma-tywna. We fragmentach powsta ych pod g bokim wp ywem Nie-tzschego Weber charakteryzuje pa stwo jako stosunek panowania cz owieka nad cz owiekiem, oparty na prawowitej przemocy to jest przemocy uznawanej za prawowit . Ludzie wewn trznie godz si by pod czyim panowaniem, je eli maj okre lone przekonania. Nie istnieje adna inna podstawa uprawomocnienia w adzy ani eli to wewn trzne usprawiedliwienie przemocy hege-monw, ktrego dokonuj na swj u ytek poddani. Usprawiedli-wienie to mo e, zdaniem Webera, przyj trojak form : tra-dycyjn , racjonaln i charyzmatyczn . Pewni ludzie poddaj si w adzy, poniewa zawsze tak by o; inni godz si okazywa pos usze stwo kompetentnym urz dnikom, ktrzy stosuj si do ustalonych drog rozumow regu ; jeszcze inni s oczarowani niezwyk ymi przymiotami jakiej jednostki. Najwa niejszy spo- rd tych trzech typw prawomocno ci jest typ charyzmatyczny. Cokolwiek twierdziliby konserwaty ci, wszystkie tradycje mia y swj pocz tek, ktry nie by tradycyjny. Mia y za o yciela, ktry nie by konserwatyst ani tradycjonalist . Podstawowe warto ci konstytuuj ce t tradycj by y jego dzie em. W tradycji wegetuj p martwe te zaczarowane chwile, kiedy nieliczni szcz liwcy wznosili si wraz z twrc warto ci na wy yny inspiracji. Tradycja nagina te inspiracje do codziennych, pospolitych motywacji cz o-wieka, takich jak zach anno i pr no ; zamienia charyzm w rutyn . Tradycja zawdzi cza sw to samo temu pierwotnemu bod cowi. Charyzma warunkuje zatem nie tylko prawomocno typu charyzmatycznego, ale i tradycyjnego. Ze wszystkich form prawomocno ci jest tak e najbardziej pe na blasku. Nie ma chary-zmy w prawomocno ci racjonalnej, tote urz dnicy biurokraci s niezdolni do podejmowania odpowiedzialno ci i rzeczywistych

252 253

decyzji. Nie potrafi , jak by my to dzisiaj powiedzieli, formu wa dalekosi nych programw politycznych, czy te , w bardzie' klasycznym uj ciu, ustanawia celw. Zwyk a kompetencja potra fi jedynie s u y celom ju wytyczonym i podejmowa decyzje zgodnie z ustalonymi regu ami. Aby mog a wskazywa s uszny ba, jakikolwiek kierunek, musi zosta przynajmniej uzupe niona o charyzmatyczne przywdztwo. A wi c i tutaj rozstrzygaj ca jest charyzma. Tworzenie warto ci

dzia alno odciskaj ca na tab-licach prawa, wed ug ktrych konstytuuj si i yj narody jest parafrazuj c Nietzschego, orzechem w skorupie bytu. Abstrahuj c od warto ci Weberowskich analiz i kategorii, sta y si one Bibli dla ogromnej liczby intelektualistw. Jak przyzna-wa sam Weber, nie by y to rozwa ania czysto naukowe, lecz wyra a y jego wizj dwudziestowiecznego kryzysu cywilizacji. Dlatego te rzekome fakty cz sto przemawia y j zykiem warto ci. Ustroje oparte na tradycji wyczerpa y swj impet i znalaz y si u kresu swego istnienia. Ustroje oparte na rozumie tylko administro-wa y w pa stwie ostatniego cz owieka", tego odra aj cego ujemne-go bieguna cz owiecze stwa. Nakazem chwili sta a si zatem prba ustanowienia jakiej charyzmatycznej formy przywdztwa, aby tchn nowe ycie w polityk Zachodu. Ca e przedsi wzi cie opiera o si na przekonaniu, e Nietzsche mia s uszno mwi c, i ostatni cz owiek jest najgorszym mo liwym rodzajem cz owie-ka, a oglniej, e Nietzschea ska krytyka rozumu by a s uszna. Problem w tym, e charyzmatyczna polityka jest prawie nie-mo liwa do zdefiniowania. By mo e mamy jej przyk ady z prze-sz o ci, ale nie potrafimy ich odwzorowa . Je eli polityka jest porwnywalna do stylu artystycznego (Weber podchwyci t my l, tworz c termin styl ycia"), to nie mo na jej z gry narzuci adnych kryteriw. Nie ma sta ych regu i przyj tego programu dzia ania. Mo na jedynie rzuci has o: B d sob !", B d ory-ginalny!", Pu wodze wyobra ni!" czy co w tym rodzaju. Charyzma staje si recept na ekstremizm i rozpasanie. Ponadto przywdca musi mie poplecznikw, istnieje wi c silna pokusa, by wcieli si w tak rol , jak mu oni wyznacz . Wreszcie, tak trudno jest oceni autentyczno charyzmy. Nawet w przypadku wdcw, ktrych atrybuty pochodzi y od Boga, szalenie trudno to o wiarygodny sprawdzian autentyczno ci charyzmy. Przy-wdca ktrego atrybuty promieniuj ze znacznie bardziej enigmatycznej ja ni, jest praktycznie nie do sprawdzenia. Zdiagnozowana przez Webera nowoczesno wymaga a jednak radykalnych rod-kw leczniczych, tote przepisane zosta o charyzmatyczne przy-wdztwo. Gdy Weber wystawia recept , na horyzoncie pojawi si Hit-ler By przywdc , Fuhrerem, w znaczeniu z ca pewno ci nie tradycyjnym i nie racjonalno-biurokratycznym. By ob kan , prze-ra aj c karykatur charyzmatycznego przywdcy demagoga o ktrym marzy Weber. Ku zadowoleniu wi kszo ci, cho nie wszystkich, Hitler dowid , e ostatni cz owiek nie jest wcale najgorszy i jego przyk ad powinien by odwie wyobra ni poli-tyczn od eksperymentw w tym kierunku (tak si jednak nie sta o). Weber by dobrym cz owiekiem o przyzwoitych instyn-ktach politycznych, do Hitlera ywi by wy cznie obrzydzenie i pogard . Pragn jedynie nieznacznego skorygowania wypacze niemieckiej polityki mniej wi cej tego samego, co uczyni de Gaulle dla polityki francuskiej. Jednak e kiedy wyruszymy na w drwk w niezmierzone przestrzenie zdobyte przez Nietzsche-go, trudno jest wyznaczy granice. Klimat tej krainy nie sprzyja skromno ci i umiarkowaniu. Weber by tylko jednym z wielu powa nych my licieli, ktrzy ulegli wp ywom Nietzschego i po-pularyzowali jego teorie, lecz nie wierzyli wbrew zapowie-dziom niemieckiego filozofa e postawienie si poza dobrem i z em prowadzi do ekstremizmu. Za niczym nie ograniczonym horyzontem przysz o ci kryje si wiele niespodzianek: wszyscy epigoni Nietzschego przyczynili si do tego braku ograniczenia, odrzucaj c wraz z dobrem i z em tak e rozum, bez gwarancji, e pojawi si inne rozwi zania. Weber jest dla nas szczeglnie

interesuj cy, poniewa zosta wybrany aposto em ameryka skiej ziemi obiecanej. Zaskakuje nie tylko popularno g stego j zyka dyskursu, ktry po nim odziedziczyli my, lecz tak e przekonanie o s uszno ci jego interpretacji zjawisk politycznych po rd wielu osb uchodz cych za powa ne. Hitleryzm nie sk oni Ameryka-

254 255

nw do zakwestionowania obowi zuj cych teorii politycznych Wr cz przeciwnie kiedy walczyli my z Hitlerem, my l euro-pejska, ktra udzieli a mu przynajmniej cz ciowego b ogos a-wie stwa, podbi a nasz kontynent. My l ta, cho wcale nie po-mog a nam zrozumie zjawiska hitleryzmu, nadal dominuje. W latach trzydziestych niektrzy spo rd niemieckich socjal-demokratw zdali sobie spraw , e Hitler, podobnie jak Stalin, nie poddaje si analizie w terminologii Weberowskiej, ktr dotych-czas stosowali; u yli w odniesieniu do obu dyktatorw okre lenia totalitarny". Mo na pow tpiewa , czy to wystarczy, aby uwolni Weberowsk koncepcj nauk politycznych od grzechu jednostron-no ci. A przecie s owo charyzmatyczny" rzeczywi cie trafnie opisywa o Hitlera, chyba e musi ono posiada znaczenie pozy-tywne, zawiera dodatni s d warto ciuj cy. Podejrzewam, e ci, ktrzy odci li si od Webera, nie mogli znie my li o tym, jak bardzo si myli , lub te mo liwo ci, e teoria, ktr zaakceptowali i g osili, mia a swj udzia w zwyci stwie faszyzmu. Hipotez moj , by mo e bezwiednie, potwierdzi a Hannah Arendt w swej ksi ce Eichmann w Jerozolimie, gdzie u y a s ynnego dzi sfor-mu owania banalno z a". atwo si tu dos ucha echa Webero-wskiej charakterystyki biurokratycznego kalwinizmu: zrutyni-zowana charyzma". Je eli tak, to charyzmatykiem musia by Hitler. Hitleryzm sk oni wielu ludzi do szukania schronienia w moralno ci, lecz praktycznie nikt nie podj powa nie tematu dobra i z a. Skutek jest taki, e prezydent Reagan, a nawet papie , czuj si obowi zani pos ugiwa si terminologi warto ci".

Jak ju wspomnia em, Weberowski j zyk sugeruje, e ycie polityczne, spo eczne i jednostkowe ma tylko jedno rd o: religi . Cho j zyk ten nadal funkcjonuje, ani troch nie przyczyni si do odrodzenia religii co stawia nas w nieweso ym po o eniu. Za pomoc naszych kategorii odrzucamy rozum, ktry jest podbudo-w naszego ycia, a nie bierzemy nic w zamian. Teraz, kiedy religijna tre ycia sta a si silnie rozrzedzonym, toksycznym gazem wype niaj cym ca atmosfer , do dobrego tonu nale y okre lanie jej podnios ym i gro nie brzmi cym s owem sacrum. U zarania inwazji my li niemieckiej na ameryka skich uczelniach religijno uchodzi a za zjawisko cokolwiek kompromituj ce. Re-ligi mo na by o bada naukowo, jako sk adnik przesz o ci, ktr zdo ali my przezwyci y , lecz osoba wierz ca uwa ana by a za nieo wiecon lub niezrwnowa on psychicznie. Nowe nauki spo- eczne mia y wyprze dotychczasow , ska on moralnie i religij-nie wiedz , tak samo jak Galileusz, Kopernik, Newton i inni zbudowali tak mwi a obiegowa mitologia nowo ytne przy-rodoznawstwo na gruzach redniowiecznego zabobonu. W ca ym kraju nadal panowa duch o wieceniowy czy marksistowski, a prze-ciwstawienie religii nauce rwna o si przeciwstawieniu przes du prawdzie. Socjologowie zwyczajnie nie dostrzegali, e ich nowe narz dzia intelektualne powsta y na gruncie my li, ktra nie uzna-je tych dawnych dychotomii; e my liciele europejscy nie tylko pragn li widzie w polityce postacie typu prorokw religijnych: proponowany przez nich nowy umys , czy te ja , mia wi cej wsplnego ze wiatopogl dem Pascala ani eli Kartezjusza czy Locke'a. Ju w chwili powstania teorii warto ci sacrum jako zjawisko centralne dla ja ni, nierozpoznawalne dla wiadomo ci naukowej i deptane przez nic nie pojmuj cych przechodniw, ktrzy zatracili instynkt religijny by o w Niemczech traktowane z niezwyk powag . Dzia o si tak dlatego, e my liciele niemiec-cy rozumieli, co naprawd znaczy warto ". Potrzeba byo st -pienia wszelkich przekona i rozmycia wszelkich rozr nie , aby sacrum zosta o uznane za niegro ne i zadomowi o si w Ameryce. Oczywi cie, e w naszym u yciu tego s owa sacrum ma nie wi cej wsplnego z Bogiem ni warto z dekalogiem, zaanga o-wanie z wiar , charyzma z Moj eszem, a styl ycia z Jerozolim lub Atenami. Sacrum okazuje si potrzeb yciow , tak jak jedze-nie czy seks. W dobrze urz dzonym spo ecze stwie wszystkie potrzeby, a wi c i ta, musz by zaspokajane. W naszym wolno-my licielskim zapale trocheje zaniedbywali my. Odrobina rytu-a u nigdy nie zaszkodzi; trzeba zapewni przestrze * sakraln wraz z odrobin tradycji, tak jak pokolenie temu za warto ciow u ywk uchodzi a kultura. Rozbie no pomi dzy faktycznym * Warto zwrci uwag , jak karier zrobi o s owo przestrze " na oznaczenie mieszkania, pracowni, biura i tym podobnych.

256 9 257 Umys zamkni ty

znaczeniem tych wszystkich s w a ich rozumieniem przez Ame-rykanw jest przera aj ca. Ka e si nam wierzy , e mamy do dyspozycji wszystko, czego potrzebujemy. Nasz dawny ateizm dawa lepsze poj cie o religii ni ten nowomodny szacunek dla sacrum. Atei ci traktowali religi powa nie i widzieli w niej rzeczywist si , ktra wiele kosztuje i stawia przed trudnymi wyborami. Socjologowie, ktrzy tak beztrosko rozprawiaj o sac-rum, przypominaj cz owieka, ktry trzyma w domu starego, bezz bnego lwa cyrkowego, aby do wiadczy dreszczyku d ungli.

NIETZSCHEANIZACJA LEWICY LUB VICE VERSA Do tej pory niewiele powiedzia em o Marksie i rzadko odno-si em si do stosowanych przez niego kategorii, chocia ca y wiat podzielony jest na dwie cz ci, z ktrych jedna uznaje za swe intelektualne rd o Locke'a, a druga Marksa, przy czym ta druga znacznie ch tniej przyznaje si do swego rodowodu. To wzgl dne zaniedbanie jest jednak nieuchronne, kiedy opisuje si dusze m o-dych Amerykanw, poniewa Marks do nich nie przemawia, a tak zwani marksistowscy nauczyciele, ktrzy usi uj wywrze wp yw na m odzie , nie pos uguj si marksistowskim j zykiem. Mwi c brutalnie, Marks si znudzi i to nie tylko ameryka skim nastolatkom. Na jakiej g uchej prowincji zawzi tych samoukw by mo e nadal porywa retoryka typu Robotnicy wszystkich krajw...", a prezydenci jednopartyjnych pa stw Trzeciego wia-ta odwo uj si do autorytetu Marksa, by uzasadni swe antyza-chodnie fobie. Jednak e w o rodkach my li, gdzie wszyscy s na bie co i gdzie wytwarza si ideologie, Marks jest ju od dawna martwy. Manifest komunistyczny wydaje si naiwny. Kapita nie potrafi przekona czytelnikw, e taka jest w a nie prawda o go-spodarce lub e taka przysz o nieuchronnie czeka cz owieka, wi c nie bardzo wiadomo, po co marnowa czas na t mozoln lektur . Kilka b yskotliwych esejw Marksa nadal potrafi zauro-czy , lecz to nie wystarczy za podstaw ca ego wiatopogl du. In-

259

telektualna mier jej eponimicznego bohatera nie przeszkadza znacznej cz ci lewicy nadal nazywa si marksistami, poniewa Marks reprezentuje biednych w ich odwiecznej walce przeciwko bogatym oraz ich danie wi kszej rwno ci ni ta, ktr zapew-niaj spo ecze stwa liberalne. Poza tymi oglnymi has ami lewica szuka jednak po ywki gdzie indziej. Pisma Marksa nie znajduj adnego odd wi ku w duszach wyposa onych przez Sartre'a, Camusa, Kafk , Dostojewskiego, Nietzschego i Heideggera. Rous-seau nadal potrafi unie tam, gdzie Marks pada na opatki. Dla zilustrowania zaniku wp yww Marksa rozwa my s owo ideologia", jeden z niewielu terminw, ktry osi gn popular-no zbli on do przys uguj cej s ownictwu Webera. (Ameryka -skim u yciem s owa dialektyka" zajm si p niej). Ideologia oznacza a u Marksa fa szywy system my lowy, wy-pracowany przez klas rz dz c dla uzasadnienia swej w adzy w oczach rz dzonych, kamufluj cy rzeczywiste, egoistyczne mo-tywy. Marks ostro rozgraniczy ideologi od nauki, czyli prawdy oparte na bezinteresownej wiadomo ci konieczno ci dziejowej tak nauk jest w a nie marksizm. W spo ecze stwie komuni-stycznym nie b dzie ideologii. Pos uguj c si sformu owaniem Nietzschego, my l Marksa, podobnie jak ca dotychczasow fi-lozofi , nadal przenika duch obiektywizmu" wiara w mo li-wo poznania rzeczywisto ci przez niesprowadzalny do niczego innego umys . Ideologia jest okre leniem pogardliwym; ideologi nale y zdemaskowa , ods oni jej prawdziwe oblicze. Jej znacze-nie nie tkwi w niej samej; aby do niego dotrze , nale y dokona przek adu ideologii na le c u jej pod o a rzeczywisto , ktrej ideologia jest zwodniczym odwzorowaniem. Cz owiek aideologi-czny, ktry posiad nauk , patrzy na baz ekonomiczn i widzi, e filozofia Platona, ucz ca, e rz dzi winni ludzie m drzy, jest tylko uzasadnieniem pozycji, jak zajmuj arystokraci w gospo-darce opartej na niewolnictwie; widzi, e filozofia polityczna Hobbesa, ktra mwi, e w stanie natury cz owiek jest wolny, co prowadzi do wojny wszystkich ze wszystkimi, to tylko przykry-wka dla urz dze politycznych korzystnych dla wzrastaj cego w znaczenie mieszcza stwa. Ta metoda dekodowania umo liwia tworzenie historii intelektualnej, ktra rekonstruuje prawdziwy bieg wydarze , ukryty za pozornym. Zamiast prbowa si dowie-dzie od Platona i Hobbesa, czym jest cnota temat wcale istotny . powinni my sprawdzi , w jaki sposb ich definicja cnoty przys u y a si ludziom kontroluj cym rodki produkcji. Jednak to, co znajduje zastosowanie do Platona i Hobbesa, nie mo e stosowa si do Marksa; w przeciwnym razie samo stwier-dzenie, e my liciele ci byli zdeterminowani ekonomicznie, by o-by

garstwem, ideologi nowych wyzyskiwaczy, ktrym wys u-guje si Marks. Taka interpretacja by aby samowywrotna. Marks nie umia by rozpoznawa ideologii u my licieli, ktrzy nieuchron-nie i bezwiednie tkwili w kleszczach procesu dziejowego, ponie-wa on sam by by w identycznej sytuacji. Z pewno ci istniej przes anki historyczne, ktre uwarunkowa y teori Marksa, lecz nie rzutuj one na prawdziwo tej teorii, st d te jest ona niejako absolutnym momentem dziejw, ktrego przysz e dzieje zmieni nie mog . Prawdziwo ta jest uzasadnieniem rewolucji i moralnym odpowiednikiem naturalnych uprawnie , ktre da y uzasadnienie rewolucji ameryka skiej. Gdyby nie teoria Marksa, zabijanie by- oby niesprawiedliwe i frywolne. Tymczasem ju w 1905 roku Lenin nazywa marksizm ideologi , co oznacza, e marksizm rwnie nie mo e sobie ro ci pretensji do prawdziwo ci. Nie up yn o p wieku, nim Marks uleg relatywi-zacji. Moment absolutny i pozahistoryczny punkt widzenia wyda y si nie do utrzymania czego dowodzi Nietzsche w swym ra-dykalnym historyzmie tote Marks poszed mi dzy starocie. Taki by pocz tek procesu wewn trznego gnicia, skutkiem ktre-go marksizm utraci wszelk wiarygodno w oczach ludzi my l -cych. Marksizm do czy do szeregu ideologii. Uhistorycznienie jego teorii, zwrcenie przeciwko niemu jego w asnej metody, przesta o si wydawa problematyczne. Marksizm by teraz post-rzegany jako zaj cie zdecydowanego stanowiska po rd pow-szechnej p ynno ci rzeczy, jako znami cz owieka twrczego, ja-ko wyzwanie wobec bezsensu wiata tak przynajmniej widzieli to ci, ktrzy ulegli fascynacji my l Nietzschego. Karykatur tego no-wego spojrzenia na marksizm jest osoba Sartre'a, ktry prze ywa

260 261

te wszystkie niezwyk e do wiadczenia nico ci, otch ani, md o ci zaanga owania bez przyczyny to tylko, by niemal niezawod-nie popiera lini programow partii komunistycznej.

po

W j zyku potocznym ideologia jest dzi najcz ciej rozumiana jako co dobrego i potrzebnego chyba e chodzi o ideologi bur uazyjn . Ewolucj znaczenia tego terminu umo liwi a, zale-cana przez Nietzschego, rezygnacja z rozr nienia prawdziwe-fa -szywe w sferze polityki i moralno ci. Ludziom i spo ecze stwom potrzebne s do ycia mity, nie nauka. S owem, ideologia sta a si synonimem warto ci, dzi ki czemu do czy a do pocztu sztanda-rowego terminw, ktrymi si w yciu kierujemy. Kiedy przeana-lizujemy wyliczone przez Webera trzy formy prawomocno ci tradycja, rozum i charyzma ktre ka ludziom podda si w adzy opartej na przemocy, natychmiast dostrzegamy, e mo na je nazwa ideologiami, jak rwnie warto ciami. Oczywi cie, Weberowi chodzi o o to, e we wszystkich spo ecze stwach czy zbiorowo ciach ludzkich w adza oparta na przemocy jest koniecz-na poniewa tylko dzi ki niej powstaje ad z chaosu w wiecie, w ktrym nie istnieje adna si a porz dkuj ca, prcz twrczej duchowo ci cz owieka podczas gdy marksi ci nadal ywi niesprecyzowan nadziej na wiat warto ci, wolny od stosunkw przymusu. Z ich marksizmu nic wi cej nie pozosta o, tote jest im po drodze z nietzscheanistami i ch tnie podejmuj wspln w -drwk . Trudno ich po o enia bierze si st d, e ideologia utraci a w my li marksistowskiej swego dawnego partnera, nauk , i skazana jest na wynios samotno . Co gorsza, ideologia nie jest ju wyra nie powi zana z ekono-mi ani jednoznacznie zdeterminowana. Przesuni ta w dziedzin twrczo ci, nie podlega nakazom konieczno ci dziejowej. Od czasw Nietzschego racjonalna przyczynowo nie wystarcza ju do wyja nienia historycznie bezprecedensowego wydarzenia czy my li. Ideologia kapitalistyczna jest dzi instynktownie traktowa-na jako co .bardziej zbli onego do etyki protestanckiej ani eli do zjawiska opisanego w Kapitale. Kiedy poprosi dzisiaj marksist , eby wyja ni czyj filozofi czy twrczo artystyczn w kate-goriach obiektywnych warunkw ekonomicznych, u miechnie si pob a liwie i odpowie: To prymitywny marksizm", a w podtek- cie: Gdzie si podziewa e przez ostatnie siedemdziesi t pi lat?" Nikt nie lubi uchodzi za prymitywa, tote reakcj jest zazwyczaj zak opotane milczenie. Prymitywny marksizm to oczy-wi cie po prostu marksizm. Marksizm bardziej wyrafinowany to Nietzsche, Weber, Freud, Heidegger, jak rwnie grupa p -niejszych lewicowcw, ktrzy z nich czerpali takich jak Lu-kacs, Kojeve, Benjamin, Merleau-Ponty i Sartre i mieli nadziej zwerbowa swych mistrzw do walki klas. W tym celu musieli zrzuci kompromituj cy baga determinizmu ekonomicznego. Dal-sz zabaw trudno jednak traktowa powa nie z chwil , gdy marksi ci zaczynaj mwi o sacrum. Wp yw my li Nietzschego na marksizm da si odczu ju we wczesnych latach naszego stulecia. Za przyk ad niech pos u zmiany w rozumieniu s owa rewolucja". Rewolucja i przemoc s we wsp czesnej filozofii politycznej usprawiedliwione (o czym pisa em powy ej) i dostarczaj najbardziej zniewalaj cych spektakli dziejowych we wsp czesnej historii politycznej. Rewolucja zaj a miejsce buntu, powstania, wojny domowej, zjawisk jednoznacznie negatywnych, podczas gdy rewolucja jest czym wspania ym i pod-nios ym zarwno oficjalnie, jak i w powszechnej wiadomo ci Anglikw, Amerykanw, Francuzw i Rosjan. Niemcy by y jedynym wielkim mocarstwem, ktre nie do wiadczy o rewolucji i marksizm zosta wynaleziony cz ciowo po to, by sprezentowa Niemcom pot niejsz i wspanialsz rewolucj , naturalne wype nienie si filozofii niemieckiej, tak jak rewolucja francuska by a ukorono-waniem filozofii francuskiej. Oczywi cie, rewolucja poci ga za sob rozlew krwi, co dowodzi, e ludzie wy ej sobie ceni wolno ni ycie. Jednak wielka liczba ofiar nie by a konieczna, a przemoc nie uchodzi a za rzecz sam przez si dobr .

Dawny ustrj chwia si ku upadkowi, wi c nale a o go popchn ; wcze niej zosta y stworzone warunki dla nowego porz dku, znajduj cego ca kowite uzasad nienie w naturze, rozumie i historii. P niej jednak wszystko to uleg o zmianie. Przemoc ma swj w asny urok, rado no a". Dowodzi zdecydowania czy zaan-ga owania. Nowy porz dek nie czeka, lecz musi zosta narzu -

262 263

eony wol cz owieka; nie znajduje oparcia w niczym prcz woli. Zarwno dla prawicy, jak i dla lewicy wola sta a si has em wywo awczym. Dawniej wola uchodzi a, oczywi cie, za niezb d-n , lecz wtrn najpierw by a sprawa, o ktr nale a o walczy . Najbardziej prowokacyjnie sformu owa now koncepcj przemo-cy Nietzsche, kiedy powiedzia : Dobra wojna u wi ca ka d spraw ". Sprawy nie s z gry okre lone; podobnie jak warto ci, trzeba je dopiero ustanowi . Ewolucja przemocy, ktra ze rodka do celu sta a si samoistnym celem, obrazuje r nic , a tak e podobie stwo marksizmu i faszyzmu. Georges Sorel, autor Roz-wa a o przemocy, by cz owiekiem lewicy, ktry wywar wp yw na Mussoliniego. Przewodnia my l tej ksi ki odwo uje si do Nietzschego za po rednictwem Bergsona: je eli koniecznym wa-runkiem twrczo ci jest chaos a zatem walka i zmaganie a cz owiek buduje dzi pokojowy ad, w ktrym nie ma walki, skutecznie podporz dkowuje wiat rozumowi, to konieczne wa-runki twrczo ci, a tym samym cz owiecze stwa, zostan znisz-czone. Dlatego te pokojowi i socjalistycznemu adowi nale y przeciwstawi wol chaosu. Ju Marks zrozumia , e historyczna wielko i post p cz owieka bior si ze sprzeczno ci, ktrych przezwyci enie wymaga walki. Je eli, jak obiecuje Marks, po rewolucji nie b dzie sprzeczno ci, to czy b dzie cz owiek? Daw-niejsi rewolucjoni ci pragn li pokoju, dobrobytu, jedno ci i rozu-mu, to jest ostatniego cz owieka. Nowszy gatunek rewolucjonisty pragnie chaosu. Prawie nikt nie prze kn w ca o ci leku prze-pisanego przez Nietzschego, lecz jego argumentacja okaza a si zara liwa. Z pewno ci wywar a wra enie na intelektualistach w oskich i niemieckich, w ktrych oczach znalaz uznanie ruch" faszystowski i nazistowski. Istot tych ruchw nie by a sprawied-liwo czy jasna wizja przysz o ci, lecz samoafirmacja.

Tym sposobem determinacja, zaanga owanie, ideowo , od-danie sprawie sta y si nowymi cnotami. Powab rewolucji w no-wym rozumieniu sta si oczywisty w latach sze dziesi tych, ku wielkiemu niezadowoleniu marksistw starej daty. Cz ciowo na tym samym opiera si obecna sympatia do terrorystw: s tacy oddani sprawie". Zdarzy o mi si widzie m odych ludzi, jak 264 rwnie starszych, zwolennikw demokracji liberalnej, pokoju i agodno ci, oniemia ych z podziwu wobec osb stosuj cych najstraszliwsze rodki przemocy dla sko czenie trywialnych i bez-sensownych celw. Ludzi takich dr czy podejrzenie, e maj do czynienia z osobami prawdziwie zaanga owanymi, czego im sa-mym brakuje. A przecie liczy si zaanga owanie, nie prawda. Podreperowany marksizm w wydaniu Trockiego i Mao, ktrzy nawo ywali do permanentnej rewolucji", uwzgl dnia to pragnie-nie samego czynu rewolucyjnego i st d bierze si atra-kcyjno trockizmu. W latach sze dziesi tych radykalni studenci nazywali si "ruchem", nie zdaj c sobie sprawy, e tym samym j zykiem pos ugiwali si w latach trzydziestych m odzi nazi ci oraz e taki by tytu czasopisma nazistowskiego: Die Bewegung". Ruch wypiera post p, ktry by zwrcony w okre lonym kierunku, w dobrym kierunku. Ruch jest si , ktra zawiaduje lud mi. Daw-ne rewolucje wiadczy y o tym, e dokonuje si post p. Ruch uwolni si od tych naiwnych, moralistycznych nonsensw. Kon-dycja cz owieka to ruch, a nie bezruch lecz jest to ruch pozba-wiony ukierunkowania nadanego przez ludzk wol . W naszych czasach rewolucja czy w sobie swe dawniejsze cechy z tym, co Andre Gide nazwa aktem bezzasadnym, ktrego przyk adem w jednej z jego powie ci jest niczym nie sprowokowane ani nie umotywowane morderstwo na obcym wsp pasa erze z poci gu. Zmutowani marksi ci d do tego, by zderacjonalizowa Marksa i przeci gn Nietzschego na lewo. Nietzsche ponis druzgocz c kl sk polityczn , o czym wiadczy fakt, e prawica jedyna nadzieja autora Tako rzecze Zaratustra na to, i jego nauka przyniesie w a ciwy efekt zupe nie zanik a, a wydaj c gru licze ostatnie tchnienie, zarazi a rwnie i jego; w rezultacie dzi prawie ka dy nietzscheanista, jak rwnie heideggerzysta, jest cz owiekiem lewicy. Trend ten zapocz tkowa Georg Lukacs, najwybitniejszy intelektualista marksistowski tego stulecia. Jako m ody Niemiec znalaz si rodowisku Stefana George'a, jak rwnie Maxa Webera i mia wiadomo si y wybuchowej spraw, ktre tam poruszano na temat historii i kultury. Nie pozosta o to bez wp ywu na jego p niejsze prace i kaza o mu cofn si do 265

znacznie bardziej inspiruj cego Hegla, ktrego u starszych mar-ksistw ca kowicie wypar Marks*.

Dojrza y Marks nie mia prawie nic do powiedzenia na temat sztuki, muzyki, literatury i wychowania, a tak e na temat ycia cz owieka po uwolnieniu od ciemi skiego jarzma. Niektrzy my li-ciele szukali nieobecnej w p nych dzie ach inspiracji we wczesnych, humanistycznych" pismach Marksa, lecz okaza y si one wtrne i ubogie w tre . Skoro za tak wspaniale pisali o tych sprawach nietzscheani ci, czemu by zwyczajnie tego od nich nie przej ? Marksi ci zaw aszczyli wi c sobie ostatniego cz owieka", ktre-go uto samili z mieszczaninem, oraz nadcz owieka", ktrego uto samili ze zwyci skim proletariuszem po rewolucji. Umniej-szenie cz owieka i zubo enie jego ycia duchowego, tak niepowtarzal-nie ukazane przez Nietzschego, wzmacnia o stanowisko Marksa, je li kto potrafi uwierzy , e sprawc ostatniego cz owieka" by w jaki sposb kapitalizm, a po jego zniesieniu wyzwol si nowe energie. Radykalny egalitaryzm staje si lekarstwem na bol czki egalitaryzmu, ktre tak genialnie sportretowa Nietzsche. We my inny przyk ad zaw aszczania przez marksistw cu-dzych przemy le : Freud mwi o interesuj cych sprawach, kt-rych pr no by oby szuka u Marksa. Zupe nie obca Marksowi by a psychologia nie wiadomo ci, cznie z jej wewn trznym motorem, Erosem. Nic z tego nie da o si bezpo rednio w czy do marksizmu; ale je eli freudowsk interpretacj przyczyn ner-wic i jego metod leczenia nieprzystosowa potraktuje si jako bur uazyjne pomy ki, ktre s u podporz dkowywaniu ludzi ka* Chc c zanalizowa to popularne dzi po czenie Marksa i Hegla z domieszk Nietzschego i Heideggera w powa nym wydaniu filozoficznym, nale y si gn do prac Alexandra Kojeve'a, najinteligentniejszego marksisty XX wieku. Skon-statowa on, e nie mo na potraktowa Marksa inaczej ni jako zwyk ego in-telektualist , ktry z kilkoma modyfikacjami upowszechni my l autentycznego filozofa, Hegla. Ponadto Kojeve bez ogrdek postawi kwesti ostatniego cz o-wieka": marksi ci, ludzie racjonalni, musz z nim y . Kojeve zgadza si w tym punkcie z Nietzschem: ukoronowaniem racjonalnej historii jest ostatni cz owiek". Jego zdaniem uchyli si od tej konkluzji mog tylko wszelkiego rodzaju mi-styfikatorzy, g osz cy dziki, negatywny irracjonalizm. T wskazwk wzi li pod uwag Merleau-Ponty i Sartre, ktrzy pozostawali pod silnym wp ywem Kojeve'a. 266 pitalistycznej kontroli rodkw produkcji, freudyzm staje si po-lem bada dla marksizmu. To, co Freud uzna za nieusuwalne sprzeczno ci pomi dzy natur ludzk a spo ecze stwem, mo na wpu ci w tryby dialektycznego rozwoju, skutkiem czego w spo- ecze stwie socjalistycznym nie b dzie potrzeby t umienia przy-czyn nerwic. Freud zosta wi c sprawnie zaci gni ty w szeregi wyznawcw marksizmu, ubarwiaj c t g wnie ekonomiczn teo-ri erotyk , dzi ki czemu rozwi za a si nie tkni ta przez Marksa kwestia czym ludzie b d si zajmowa po rewolucji. Tego rodzaju rozwa ania znajdujemy u Marcusego i wielu innych auto-rw, ktrzy pomijaj milczeniem trudno , jak stanowi zasadni-cza sprzeczno pomi dzy marksizmem i freudyzmem. Dwa sma-kowite systemy mo na teraz naby w jednym opakowaniu. Sk ad-nikiem od ywczym tego preparatu jest freudyzm, Marks za daje oglne zapewnienie, e wszystkiemu winien jest rzeczywi cie kapitalizm i wszystkie problemy mo na rozwi za poprzez wi -ksz rwno i wi ksz wolno , e cz owiek wyzwolony posi -dzie wszelakie cnoty. Zinterpretowanie ostatniego cz owieka" jako mieszczanina u atwia pewna dwuznaczno znaczenia s owa mieszcza stwo". W wiadomo ci powszechnej, szczeglnie w Ameryce, miesz-cza stwo

kojarzy si z Marksem. Jest jednak tak e mieszczanin artystw. Kapitalista i mieszczuch-filister to rzekomo te same osoby, lecz Marks zajmuje si tylko stron ekonomiczn zak ada-j c, bez wystarczaj cego uzasadnienia, e analiza ekonomiczna wyja ni skrzywienia moralne i estetyczne, jakie widz u mieszcza-nina arty ci (a tak e okre li status samych artystw). W tpliwe efekty tego za o enia by y g wnym bod cem, ktry sk oni wie-lu my licieli ku Nietzschemu, stawiaj cemu artyst w centrum swych rozwa a . Jak ju wielekro w r nych kontekstach pow-tarza em, wi kszo wybitnych europejskich powie ciopisarzy i poetw ostatniego dwchsetlecia by a lud mi prawicy; w tym wzgl dzie Nietzsche jedynie uzupe nia t list . Ich prawicowo bierze si z problemu rwno ci, w ktrej nie ma miejsca dla geniuszu. S wi c skrajnym przeciwie stwem Marksa. Z drugiej strony kto , kto twierdzi, e nienawidzi mieszcza stwa, mo e by 267

postrzegany jako sojusznik lewicy. Razem wzi wszy, kiedy lewi-ca wpad a na pomys zaw aszczenia Nietzschego, zyska a wraz z nim ca y autorytet dziewi tnasto- i dwudziestowiecznej tradycji literackiej. Goethe, Flaubert i Yeats nienawidzili bur uazji, prze-to Marks mia s uszno : pisarze ci po prostu nie zrozumieli, e proletariat mo e pokona mieszcza stwo. Z kolei Nietzsche, we w a ciwym uj ciu, mo e zosta uznany za zwolennika rewolucji. Kiedy si czyta wczesne numery Partisan Review", pisma reda-gowanego wy cznie przez lewicowcw, rzuca si w oczy bezgra-niczny entuzjazm dla Joyce'a i Prousta: redaktorzy gazety za-poznali Amerykanw z twrczo ci tych pisarzy, prawdopodob-nie w przekonaniu, e uciele niaj oni sztuk socjalistycznej przy-sz o ci, cho sami autorzy byli zdania, e sztuka przysz o ci po-winna pj w przeciwnym kierunku. P niejsi marksi ci niemieccy mieli obsesj kultury przera- a a ich przede wszystkim kiczowato sztuki bur uazyjnej i za-czynali si waha , czy nadal mog z czystym sumieniem wypisa sztuce socjalistycznej przysz o ci czek in blanco. Pragn li ocali dawn wielko sztuki, ktrej byli znacznie bardziej wiadomi ni ich poprzednicy. Ich marksizm skurczy si do rozmiarw trady-cyjnej nienawi ci do bur uazji, uzupe nionej mglist nadziej , e proletariat dokona kulturalnej odnowy. Ten punkt widzenia atwo dostrzec u Adorno, ale rwnie dla Sartre'a i Merleau-Ponty'ego g wnym zmartwieniem jest mieszcza stwo. Marksi ci z klasy robotniczej nadal zastanawiali si nad warto ci dodatkow i in-nymi prawdziwie marksistowskimi problemami, lecz intelektuali-stw trawi a obsesja kultury, skutkiem czego, jak celnie zauwa y Leszek Ko akowski, stali si marksistami bez proletariatu. Dlatego tak wielu z nich z tak ogromnym entuzjazmem powita o ruch studencki w latach sze dziesi tych. Oczarowany studentami by jednak tak e Heidegger. O czym nie pozwalali mu zapomnie . Warto rwnie zwrci uwag , e w miar wzrostu dobrobytu przyspieszy si proces embourgeoisement ludzi biednych. Za-miast wzrasta , wiadomo klasowa spada a. Realna sta a si przysz a epoka, przynajmniej w krajach wysoko rozwini tych, w ktrej wszyscy byliby mieszczanami. Marksizm utraci zatem

kolejny punkt oparcia. Tematem sta a si nie tyle bieda i dostatek, ile kiczowato . Marksi ci niebezpiecznie zbli ali si do przeko-nania, e uosobieniem egalitaryzmu jest mieszczanin, tote musz go poprze albo sta si kulturalnymi snobami. Tylko niczym nie uzasadniony dogmat, zgodnie z ktrym robotnik-mieszczanin jest chorob naszego systemu ekonomicznego i wytworem fa szy-wej wiadomo ci, powstrzymuje marksistw od powtrzenia za Tocquevillem, e taka jest w a nie natura demokracji i trzeba albo si z tym pogodzi , albo zbuntowa przeciwko samej demo-kracji. aden bunt tego rodzaju nie by by rewolucj marksistowsk . Trudno powstrzyma si od uwagi, e zaawansowani marksi ci nie pasuj do spo ecze stwa egalitarnego jako ludzie zbyt kulturalni. Oni sami uchylaj si od tej konkluzji, nazywaj c dzisiejsze spo- ecze stwo mieszcza skim. Oglnie bior c, wyrafinowany marksizm sta si krytyk ycia demokracji zachodnich z punktu widzenia kultury. Z oczywistych powodw marksi ci z regu y unikali powa nej dyskusji na temat Zwi zku Radzieckiego. Wspomniana krytyka bywa a wnikliwa, bywa a te powierzchowna i podobna do narzeka starej panny. Nigdy jednak nie prowadzono jej ze ci le marksistowskiej per-spektywy. Marksistowska krytyka demokracji zachodnich do dzi pozostaje nietzschea sk wariacj na temat naszego ycia jako ostatnich ludzi". Je eli przypomnimy sobie tak wp ywowy w Ame-ryce Riesmanowski podzia , ktry omawia em na pocz tku tego rozdzia u, teraz jeste my ju w stanie stwierdzi , e kategorie sterowany tradycj ", zewn trzsterowny" i wewn trzsterowny" to tylko odrobin zmodyfikowane trzy rodzaje prawomocno ci u Webera: typ zewn trzsterowny (czytaj mieszczanin) wywodzi si z racjonalizmu ekonomicznego lub biurokratycznego, gdzie rz dz wymagania wolnego rynku i opinii publicznej, natomiast typ wewn trzsterowny jest identyczny z charyzmatykiem, sta-nowi cym warto ci ja ni . Weberowskiego proroka zast puje so-cjalistyczna, egalitarna jednostka. Nie ma w tym wszystkim nic marksistowskiego, prcz zupe nie bezzasadnego twierdzenia, e socjalista jest sam sobie prawodawc . Rozmowa o cz owieku wewn trzsterownym jest pusta: nie mo na poda adnych przy-

268 269

k adw. Weber, aczkolwiek jego definicja by a problematyczna dostarczy przynajmniej jakich przyk adw cz owieka charyzma-tycznego. Mo na si zastanawia , czy teza Webera, e warto ci ustanawiaj arystokraci ducha, nie budzi mniejszych w tpliwo ci ni twierdzenia tych, ktrzy mwi , e warto ci mo e ustanawia ka dy, je li zapewni mu dobrego terapeut lub zbudowa dla spo ecze stwo socjalistyczne. To zegalitaryzowanie my li Webera pozwoli o zdiagnozowa ka dego, kto nie jest lewakiem, jako umys owo chorego. Lewicowi krytycy psychoanalizy nazwali j narz dziem bur uazyjnego konformizmu; mo na si jednak zasta-nawia , czy krytycy ci, manipuluj c psychoterapi , nie wys uguj si konformizmowi lewicowemu. Wyssany z palca Adornowski podzia na osobowo autorytarn i demokratyczn ma te same rd a co klasyfikacja pod ug sterowno ci i rwnie z owr bne implikacje. Nietzsche zawita wi c w Ameryce. Jego nawrcenie si na lewicowo uznano za akt szczerego serca, poniewa Amerykanie nie potrafi uwierzy , aby kto naprawd inteligentny i w g bi duszy dobry nie podziela Weltanschauung Willa Rogersa*: Nig-dy nie spotka em cz owieka, ktrego bym nie lubi ". Naturalizacja Nietzschego dokona a si w kilku fazach: niektrzy z nas je dzili po wtajemniczenie do Europy, przywie li go ze sob niemieccy emigranci; w ostatnim za okresie teoretycy literatury zacz li masowo sprowadza towary z Pary a, gdzie dekonstrukcja Nie-tzschego i Heideggera, podejmowana po to, by zrekonstruowa ich na fundamentach lewicowych, sta a si g wnym metier filozofw od czasw Liberation. Z tego ostatniego rd a Heidegger i Nie-tzsche przyje d aj do nas pod w asnymi nazwiskami, st paj c po czerwonych dywanach, ktre roz cielili dla nich wcze niejsi am-basadorowie. Na uniwersytetach pod ich wp ywem ju od d u sze-go czasu pozostaj takie dziedziny, jak psychologia, socjologia, literaturoznawstwo i antropologia. Najciekawsza jest jednak histo-ria ich wej cia na rynek opinii. J zyk Nietzschego powsta po to, * Aktor ameryka ski (1879-1935), przyjaciel politykw, posta ogromnie wp ywowa; stylizowa si na wyraziciela m dro ci ameryka skiego ludu" (przyp. t um.). by przekaza wtajemniczonym, jacy jeste my li. My zmodyfiko-wali my ten j zyk, by obwie ci ca emu wiatu, jacy jeste my interesuj cy. Towar uleg uszkodzeniu podczas transportu. Marcuse latach dwudziestych w Niemczech by dobrze si zapowtadaj -cym egzeget Hegla. Tutaj przedzterzgn st w krytyka kultury, uwypuklajacego w tek seksualny, w Cz owieku jednowymiaro wym i innych tego rodzaju bzdurach. W Zwt zku Radzieckim zamiast krla-filozofa w adz sprawuje ideologiczny tyran. W Sta-nach Zjednoczonych krytyk kultury sta si g osem Woodstock.

270

NASZA IGNORANCJA Zastanawiaj c si nad wsp czesnym j zykiem filozoficz-nym, my l , ktra si za nim kryje, i jej recepcj w Ameryce, przypomnia em sobie s owa jednego z moich nauczycieli, ktry napisa dekalog dla Amerykanw. Pierwsze przykazanie brzmia- o: Jam jest Pan i Bg twj, ktrym ci wywid z domu europej-skich tyranw i przywid ku mej w asnej ziemi, Ameryce: wy-luzuj si !" Jak ju pokaza em, w tych wszystkich s owach, ktre Ameryka na po y przetrawi a, skondensowane s wa ne pytania, z ktrymi trzeba si zmierzy , aby mc nazwa swe ycie powa nym: ro-zumobjawienie, wolno -konieczno , cia o-dusza, ja-inny, pa stwo-cz owiek, wieczno -czas, byt-nico . Stan zw tpienia, w ktrym yjemy, u wiadamia nam alternatywy, lecz do niedawna nie posiadali my rodkw, ktre by nam pozwoli y da pierwsze -stwo ktremu z cz onw alternatyw. Powa ne ycie oznacza pe n wiadomo alternatyw, rozmy lanie o nich z ca intensyw-no ci , na jak potrafimy si zdoby w sprawach ycia i mierci, rozumiej c przy tym, e ka dy wybr jest wielkim ryzykiem i poci ga za sob nieuchronne i trudne do zniesienia konsekwen-cje. O tym mwi literatura tragiczna, ktra wyra a wszystkie wznios e aspiracje ludzkie i ukazuje, jak niezno na jest konstata-cja, e aspiracje te wzajemnie si wykluczaj . Wystarczy sobie przypomnie , jakim ci arem by wybr pomi dzy wiar w Boga odrzuceniem Go dla tych, ktrzy przed takim wyborem stan li. Albo, by u y mniej kra cowego, lecz rwnie adekwatnego przy-k adu, pomy lmy o Tocqueville'u, ktry uosabia kwiat dawnej arystokracji, a jednak postawi wolno i rwno ponad blask arystokracji, poniewa uwa a je za sprawiedliwsze. Pytanie, czy rwno jest sprawiedliwsza, nie wzbudzi oby jednak zaintereso-wania takiego cz owieka jak Pascal, ktry spala si w kontempla-cji istnienia Boga: Tocqueville mia wiadomo , e brak takiej twardej konfrontacji z przyczyn wszechrzeczy, zagra aj cy spo- ecze stwu demokratycznemu, zubo y ycie cz owieka i umniej-szy jego powag . S to rzeczywiste dylematy, dost pne tylko dla tych, ktrzy mierz si z rzeczywistymi pytaniami. Tymczasem my przyw aszczyli my sobie te s owa, ktre kie-ruj nas ku skarbcowi powa nych pyta , i potraktowali my je jak odpowiedzi, aby my nie musieli sami si z nimi mierzy . Nie s zagadkami Sfinksa, wymagaj cymi od nas mia o ci Edypa, lecz faktami, w ktre nie musimy wnika i ktre nie nadaj istotnej struktury naszemu wiatu. Co my l wsp czesna zrobi a z wielki-mi alternatywami? Zamiast bytu-nico ci mamy egzystencjalizm; zamiast wieczno ci-czasu histori ; zamiast wolno cikoniecz-no ci twrczo ; zamiast rozumu-objawienia sacrum. Daw-ne tragiczne konflikty przybra y posta pocieszaj cego pokle-pywania po ramieniu: Nie martw si , wszystko jest jak trzeba". S owo wybr" robi ostatnimi czasy wielk karier , lecz nie ozna-cza ju tego, co niegdy . W wolnym spo ecze stwie, gdzie ludzie s wolni, odpowiedzialni, kt potrafi bez popadania w niedorze-czno opowiedzie si przeciwko wyborowi? Jednak e w cza-sach, gdy s owo to nios o ze sob jeszcze jak tre , trudny wybr oznacza zgod na trudne konsekwencje w postaci cierpienia, dezaprobaty innych, ostracyzmu, kary i winy. Antygona jest szla-chetna, poniewa przyj a na siebie konsekwencje obrony tego, co naprawd wa ne; jej siostra Ismena, ktra si na to nie zdoby a, mniej

zas uguje na szacunek. Dzisiaj, kiedy mwimy o prawie do podejmowania wyboru, chcemy powiedzie , e nie ma adnych koniecznych konsekwencji, e dezaprobata to jedynie przes d, a wina to tylko nerwica. Polityczny aktywizm i psychiatria pora-

272 273

dz sobie z tym. Hester Prynne* i Anna Karenina nie stanowi dla nas buduj cych przyk adw nierozstrzygalno ci ludzkich dylema-tw i wagi wyboru, lecz ofiary, ktrych cierpienia nie s ju konieczne w naszej wiat ej epoce podwy szonej wiadomo ci. W Ameryce mamy wypadki samochodowe, za ktre nikt nie po-nosi odpowiedzialno ci, i rozwody bez winy ktrejkolwiek ze stron, a wkrtce dorobimy si wyborw bez konsekwencji. Konflikt pomi dzy narodami, pomi dzy jednostkami i we-wn trz nas samych jest z em, ktrego najbardziej pragniemy unikn . Przez sw filozofi warto ci Nietzsche chcia przywrci drastyczne konflikty, za ktre ludzie gotowi s umrze , chcia przywrci poczucie tragizmu ycia w czasach, gdy natura zosta a oswojona, a cz owiek okie znany. Tej samej filozofii warto ci u yto w Ameryce do wr cz przeciwnego celu do rozbudzenia ducha kompromisu, harmonii, agodzenia konfliktw. Je eli dziel nas tylko r nice warto ci, pojednanie jest mo liwe. Musimy szanowa warto ci, ale nie mog one stan na drodze do pokoju**. Nietzsche przyczyni si zatem do zaostrzenia objaww choroby, z ktrej chcia nas uleczy . Konflikt dla niemieckiego filozofa warunek twrczo ci dla nas jest sygna em, e trzeba podda si psychoterapii. Znw przypomina mi si takswkarz z Atlanty z jego terapi Gestalt. Kant twierdzi , e ludzie s rwni godno ci , poniewa potrafi dokonywa wyboru moralnego, a zadaniem spo ecze stwa jest stwarza warunki wyboru i szanowa ludzi, ktrzy wybr podejmuj . Za pomoc relatywizmu warto ci upro- cili my t formu . Dzisiaj brzmi ona: Ludzie s rwni godno ci , a naszym zadaniem jest rwnomiernie rozdziela szacunek. Instru-kta owy wyk ad tego rozdzielnictwa mo na znale w Teorii sprawiedliwo ci Rawlsa. Kantowska teoria sprawiedliwo ci po-zwala nam rozumie Ann Karenin jako istotny obraz kondycji * Bohaterka powie ci Hawthorne'a Szkar atna litera (przyp. t um.). ** Nietzsche przewidywa , e ostatni ludzie" uznaj nieufno wobec bli -niego za ob d i dobrowolnie dadz si zamkn w domu

wariatw, je eli dotknie ich ta przypad o . Mia s uszno : wystarczy sobie przypomnie , w jakim zna-czeniu u ywa si dzi s owa paranoja"! ludzkiej; analogiczne zestawienie tworzy teoria Rawlsa i Strach przed lataniem Eriki Jong. Nasze pragnienie st pienia konfliktw t umaczy ogromn po-pularno s owa dialektyka" w naszym, czyli marksistowskim rozumieniu przeciwie stwa dialektycznie bowiem cz si w syntez , harmonijnie stapiaj c wszelkie powaby i zagro enia. Najtrudniejsza i najbardziej podstawowa regu a filozofii i moral-no ci brzmi, e nie mo e by i wilk syty, i owca ca a, lecz dialektyka znosi t regu . Dialektyka sokratejska odbywa si w mowie i cho jej motorem jest poszukiwanie syntezy, zawsze prowadzi do zw tpienia. Dialektyka marksowska dzieje si w czy-nie i prowadzi do spo ecze stwa bezklasowego, w ktrym znajdu-j kres tak e konflikty teoretyczne, obecnie zwane ideologicz-nymi. Dialektyka historyczna dostarcza absolutnego punktu opar-cia i szcz liwego rozwi zania dla naszych zrelatywizowanych stylw ycia. Teza Marksa, e ludzko stawia sobie zawsze tylko takie zadania, ktre jest w stanie rozwi za ", odpowiada jednej stronie naszego temperamentu narodowego. Roosevelt orzek mniej wi cej to samo, kiedy powiedzia : Nie mamy si czego l ka , prcz l ku samego". Optymizm ten jest si naszego narodu i wi e si z naszym pierwotnym projektem opanowania natury. Projekt ten rwnie stwarza problemy i ma sens tylko wtedy, gdy zawiera si w okre lonych granicach. Jedn z tych granic jest wi to ludzkiej natury. Nie wolno jej opanowywa . Powiedzenie Roose-velta staje si nonsensem, je eli rozumie je w wymiarze kosmi-cznym. Nie wolno zmienia ludzkiej natury po to, by uwolni wiat od problemw. Cz owiek nie jest istot wy cznie rozwi zu-j c problemy, jak ka nam wierzy behawiory ci, lecz tak e istot problemy rozpoznaj c i akceptuj c . Dialektyka Marksa jest dla nas jednak bardzo poci gaj ca, poniewa obiecuje spe nienie tego, co sobie na pocz tku zamie-rzyli my rozwi zanie problemw, ktre za spraw Boga i na-tury wcze niej by y nierozwi zywalne, wi c ludzie poczytywali sobie za cnot , by z nimi y . Cz owiek zawsze musia doj do adu z Bogiem, mi o ci i mierci . Ich obecno nie pozwala mu

274 275

czu si na ziemi ca kowicie u siebie. Ameryka dochodzi do adu z tymi problemami" na swoje sposoby. Bg zosta tutaj powoli u miercony; trwa o to dwie cie lat, lecz miejscowi teologowie mwi nam, e teraz ju na pewno umar . Jego miejsce zaj o sacrum. Mi o zg adzili psychologowie,

a zast pi j seks i nic nie znacz ce zwi zki. Ta egzekucja trwa a tylko siedemdziesi t pi lat. Z kolei nowa nauka, tanatologia czyli jak umiera z godno ci jest na dobrej drodze do tego, by u mierci sam mier . Oswajanie si ze mierci , ktre od Sokratesa wymaga o d ugiej i mozolnej nauki, nie b dzie ju potrzebne. mier bowiem nie jest ju tym, czym dawniej. Engels trafnie przeczu dzisiejsze nastroje, kiedy og osi , e spo ecze stwo bezklasowe przetrwa, je li nie wiecznie, to przez bardzo d ugi czas. Przypomina mi to Dottore Dulcamare z Napoju mi osnego Donizettiego, ktry po-wiedzia , e jest znany w ca ym wszech wiecie... i nie tylko. Wystarczy zapomnie o wieczno ci lub zamaza granic , ktra dzieli j od doczesno ci, a nawet najkrn brniejsze z ludzkich problemw zostan rozwi zane. W niedzielne poranki ludzie wy-kszta ceni wys uchiwali niegdy tyrad na temat mierci i wieczno- ci, co zmusza o ich do odrobiny refleksji. Niebezpiecze stwo to nie grozi w zmaganiach z niedzielnym wydaniem New York Times". Zapominanie, w wielu subtelnych wariantach, jest dla nas jedn z najwa niejszych metod rozwi zywania problemw. Na-uczyli my si by na luzie" z Bogiem, mi o ci , a nawet mierci . Sposb, w jaki przyswajamy sobie europejszczyzn , dobrze ilustruje wp yw mierci w Wenecji Tomasza Manna na wiado-mo Amerykanw. Nowela ta cieszy a si ogromn popularno ci ca ych pokole studentw, poniewa zdaje si wyra a tajemnice i cierpienia wyrafinowanych Europejczykw. Tekst wpisa si w na-sze zainteresowania Freudem i artyst ; w tek homoseksualny budzi ciekawo , a u niektrych wi cej ni ciekawo , w okresie gdy wyobra nia jeszcze nie mia a si czym karmi w sferze zaka-zanych tematw. Nowel czyta o si jak kompendium najcieka-wszych idei z prze omu wiekw. W mierci w Wenecji, za pomoc na mj gust ci kawych narz dzi freudowskich, Mann analizujeulubiony temat i bohatera poetw, i powie ciopisarzy od wynalazku kultury artyst , to jest siebie samego. Sceneria i fabu a noweli sugeruje upadek Zachodu, wewn trzne za gnicie i mier jej g wnego bohatera, Aschenbacha, dowodzi pora ki sublimacji oraz chwiejno ci i pustki kulturowej nadbudowy artysty. Pod o- em ca ej historii s ukryte pop dy, pierwotne, nieokie znane, ktre stanowi prawdziwe motywy wy szych d e Aschenbacha, co podwa a sens tych d e , a nie daje adnej akceptowalnej alternatywy. mier w Wenecji jest w du ej cz ci przypisem do s ynnego stwierdzenia Manna z Tonio Krogera, e artysta to mieszczuch o nieczystym sumieniu. Stwierdzenie to interpretuj nast puj co: Mann prze ywa wszystkie poromantyczne w tpli-wo ci, dotycz ce uzasadnienia misji artysty i mo liwo ci sublima-cji; uwa a , e rzeczywisto jest mieszcza ska, lecz niespokojne sumienie artysty wypycha go poza obr b tej rzeczywisto ci do gry, ku sferze moralno ci, i w d , ku sferze pop dw. Aschen-bach jest pisarzem, spadkobierc tradycji niemieckiej, lecz z pew-no ci nie duchowym arystokrat pokrewnym Goethemu. Jego pewno siebie wynika z braku samowiedzy. W Wenecji dotyka korzeni, dowiaduje si , czego naprawd chce. Poniewa nie ma w tym nic szlachetnego czy cho by przyzwoitego, wi dnie strasz-liwie i umiera na zaraz , ktra nawiedza to pi kne, lecz dekadenc-kie miasto. Freudowski pogl d na sublimacj tym r ni si od Nietzschea skiego, e zdaniem Freuda istnieje niezmienny cel seksualizmu, naturalna rzeczywisto , ku ktrej skierowany jest pop d. Cywilizowane zachowanie jest zatem zaspokojeniem wtr-nym, ktre nie zas ugiwa oby na wybr, gdyby dost pne by o zaspokojenie pierwotne. Freudowska charakterystyka seksuali-zmu nastraja uwa nego obserwatora wrogo do cywilizacji i budzi w nim t sknot za bezpo rednim zaspokojeniem seksualnym. Z kolei Nietzsche uwa a , e pisanie wiersza mo e by rwnie pierwot-nym przejawem erotyzmu jak stosunek seksualny. Nie istnieje niezmienna natura, a jedynie r ne poziomy duchowo ci. W tej perspektywie Aschenbach uosabia zarwno romantyzm z jego t sknot za

utracon natur , jak i scjentyzm z jego pesymistyczn wizj natury, a wszystko to w oprawie ponietzschea skiego pato-su. Jednak e mier w Wenecji istotnie podejmuje temat wsplny

276 277

Freudowi i Nietzschemu temat stosunku sublimacji seksualnej do kultury. U wiadomienie sobie, jaki charakter ma podbudowa kultury, jest dla tej ostatniej zabjcze, tote Mann ukazuje kryzys cywilizacji. Sublimacja utraci a moc twrcz czy kszta tuj c , zostawiaj c po sobie usch kultur i ska on natur . Nie s dz jednak, by taka by a recepcja noweli w naszym kraju. Amerykanie byli ni po echtani i potraktowali j jako wczesny manifest ruchu wyzwolenia seksualnego. Nawet najwybitniejsi arty ci, a mo e szczeglnie oni, do wiadczaj tych mrocznych t sknot, t umionych przez spo ecze stwo. Nie ma w nich nic z ego, wi c ludzie nie powinni pozwoli si zastraszy opinii publicznej, powinni si nauczy akceptowa siebie samych. Nie maj si czego l ka , prcz l ku samego. S owem, Aschenbach to kto , kto pragnie wyj z ukrycia". Ameryka ska interpretacja mierci w Wenecji nie jest do ko ca bezzasadna. Mann chyba rzeczywi cie odczuwa potrzeb ujawnienia t umionych pragnie , ktre, ze wzgl du na atmosfer epoki, musia y si ukazywa odziane w tra-giczne szaty, samoudr czone i lamentuj ce nad sob . Tym moty-wowa si z pewno ci nietzscheanizm Gide'a. Gide wydaje si s dzi , e aby my osi gn li wyzwolenie seksualne, musimy by nadlud mi, istotami poza dobrem i z em. Wyznaje immoralizm Nietzschego dla zniszczenia mieszcza skiej moralno ci seksual-nej, co przypomina strzelanie z armaty do komara. Nietzsche wzgardzi by takim pomys em. Cz owiek, ktry powiedzia , e wielko wymaga spermy we krwi", nie sympatyzowa by z lud -mi

trawionymi obsesj t umienia seksualnego, nie potrafi cymi obrci swego erotyzmu w co wznios ego, pragn cymi zarwno naturalnego" zaspokojenia, jak i spo ecznej aprobaty. Gide wy-da by si Nietzschemu mieszczuchem w przebraniu nihilisty. O ile taki by w a nie zamiar autoekspresji Manna, o tyle mier w We-necji jest oznak jego w asnej dekadencji, twrczej niemocy i pra-gnienia ucieczki od odpowiedzialno ci w bezcelowe rozkosze. Seksualne interpretacje sztuki i religii tak przekonuj ce u Nietzschego i mniej przekonuj ce, ale przyst pniejsze u Freuda wywar y demoralizuj cy wp yw na Amerykanw. W rozumie-niu sublimacji seksualnej skupili si oni bardziej na seksie ani eli na sublimis. To, co u Nietzschego mia o zaprowadzi cz owieka na wy yny, tutaj pos u y o do odbr zowienia wy yn w celu reha-bilitacji po dania. Sk onno do sprowadzania wysokiego do niskiego jest szczeglnie silna w demokracji, gdzie wszelka wy-j tkowo budzi zawi , a dobro uchodzi za dost pne dla wszy-stkich. Oto jeden z podstawowych powodw, dla ktrych Ame-ryka natychmiast przyswoi a sobie Freuda. Mimo ca ego europej-skiego Sturm und Drang, Freud wierzy w natur , i to w natur zwierz c , jak u Locke'a. Doda jedynie seks do pracy w swej recepcie na zdrowe ycie mi o plus praca" poniewa nie umia wyja ni mi o ci. Na takich pogl dach si wychowali my. S one ugruntowane naukowo, a nie opieraj si , jak nietzsche-anizm, na poetyckich miazmatach. Freudowska interpretacja d - e Erosa ma solidne podstawy, co odpowiada naszemu wro-dzonemu empiryzmowi. Ponadto wolimy rozmawia o obscenach j zykiem nauki, a nie poezji. To wszystko, w po czeniu z niespre-cyzowan obietnic zaspokojenia naszych pragnie i ul enia nam w naszych udr kach, postawi o Freuda na z gry wygranej pozycji, jako najprzyst pniejszego ze wszystkich wielkich autorw euro-pejskich naszego wieku. Freud usankcjonowa centraln rol seksu w yciu publicznym, tak charakterystyczn dla naszych czasw. Koniec ko cw wyda nam si jednak nadmiernym moralist , my licielem nie do otwartym. Wystarczy o sobie jednak wyob-razi nowe struktury spo eczne, ktrych funkcjonowanie wyma-ga oby mniejszego t umienia. Tutaj przydatny by Marks. Ewen-tualnie mo na by o zwyczajnie zapomnie o problemach dotycz -cych relacj i pomi dzy Erosem a kultur , b d te obwie ci naturaln ich harmoni . Freud, korzystaj cy z autorytetu filozofii niemiec-kiej, sk oni Amerykanw do konkluzji, e zaspokojenie po da seksualnych jest do szcz cia najpotrzebniejsze. Cho z pewno- ci nie le a o to w jego zamiarach, dostarczy rozumowego uza-sadnienia instynktu. Seks przyby do Ameryki na specjalnych prawach, przyznawa-nych tym, ktrzy przyczynili si do rozwoju naszej kultury. Kiedy si ju u nas zadomowi , zachowywa si typowo po ameryka sku. Znikn elegijny ton, poetycko , za enowane t umaczenie, e

278 279

cywilizacja nie mo e istnie bez sublimacji. Tak jak wcze niej zerwali my z artystycznym kamuflowaniem potrzeb ekonomicz-nych ktrego przyk adem jest Partenon czy katedra w Chartres aby skuteczniej skoncentrowa si na samych potrzebach, tak teraz odarli my z mistycznej aury po dania seksualne i podda-li my je ch odnej analizie, aby tym skuteczniej je zaspokaja . W wiat urz dzony przez Locke'a wprowadzona zosta a druga ogniskowa ludzkiej natury, na ktrej skupi si Rousseau i jego epigoni. Od tej pory ka dy cz owiek ma niezbywalne prawo do ycia, wolno ci, w asno ci i seksu". B ogos awieni ubodzy du-chem i seksualnie niewy yci..." Po Freudzie t umienie seksualne mo na by o uzna za dolegliwo natury medycznej, a poniewa celem naszego narodu jest samozachowanie, wszystko, co wi e si ze zdrowiem, jest przedmiotem kultu. Staramy si przy tym nie pami ta o przestrodze Rousseau, e od niezaspokojeniag odu seksualnego nikt nie umiera i e nawet najdziksze dze wielkich uwodzicieli ugasi mo e pewno kary mierci. Demistyfikujemy wi c gospodark i seksualizm, zaspokajaj c ich podstawowe -dania, a zaniedbuj c tkwi cy w nich, zdaniem filozofw, twrczy impuls, po czym narzekamy, e nie mamy kultury. Oczywi cie, zaw-sze mo na pj do opery pomi dzy biurem a kiem. W Zwi z-ku Radzieckim ludzie musz si zadowoli zdezaktualizowanymi operami, poniewa tyra ski ustrj zabrania artystom wyra a sa-mych siebie; my gramy dok adnie te same opery, poniewa rd o rodz ce potrzeb wyra ania siebie wysch o. Nigdy nie zapomn studenta pierwszego roku na uniwersytecie Amherst, ktry zapy-ta z naiwnym i dobrodusznym zdziwieniem: Mamy wrci do sublimacji?" Zareagowa tak, jakbym mu kaza wrci do diety bezcukrowej. Oto, jak rozumiana jest w Ameryce sublimacja, ze wszystkimi niuansami znaczenia, jakie przypisy wali jej Rousseau, Kant, Nietzsche i Freud. Szczero tego ch opaka urzek a mnie, ale nie mog em go uzna za powa nego kandydata do kultury. Poniewa zacz li my traktowa niekonieczne jako konieczne, za-tracili my wszelkie poczucie konieczno ci, naturalnej czy kultu-ralnej. Najwi kszy prze om nast pi jednak wtedy, gdy seks zazna-

czy sie w Ameryce jako styl ycia. Dawniej ycie seksualne aulowa pewien oglny zesp mniej lub bardziej naturalnych asad. W dawnej Ameryce uchodzi o za pewnik, e seks posiada swoj teleologi prokreacj tote traktowany by jako rodek do tego celu. Wszelkie poczynania seksualne, nie prowadz ce do prokreacji, s bezu yteczne, a nawet

niebezpieczne i winny by zapomniane albo poddane kontroli prawa, opinii spo ecznej, su-mienia oraz tak jest! rozumu. Pod wp ywem my li Freuda seks zrzuci kajdany, ktre skuwa y go z przed u aniem gatunku, i sta si nieukierunkowan si , zdoln spe nia wiele funkcji; aby uzyska szcz cie, jego dzikie, rozproszone energie trzeba uj w jak form . Jednak e g boki naturalizm Freuda, b d cy pod o- em wybuchowego indeterminizmu zapo ycz onego od Nietzschego, jak rwnie wymogi zdrowia i harmonijnej osobowo ci, narzuca y pewne granice i struktury dopuszczalnym uzewn trznieniom se-ksualizmu. U Freuda nie ma miejsca na zaspokojenie po da z gatunku tych, ktrym Mann daje wyraz w mierci w Wenecji. Freud umie je wyt umaczy i uleczy , ale nie akceptuje ich na ich w asnych warunkach. W noweli Manna s one niejako ostrze e-niem i przypominaj wrzaski spadaj cych w otch a pot pionych. Tego rodzaju po dania szukaj swego sensu by mo e tak samo jest z wszelk erotyk ale nic w wiecie im tego sensu nie przyzna. Z pewno ci nie zaspokoi ich przekazanie sprawy z try-buna u s dziowskiego czy kap a skiego w r ce lekarza, ani te sprowadzenie ich do czego trywialnego. Ludzie godz si na redukcy wyja nienia jne we wszystkim prcz tego, co ich najbar-dziej dotyka. Ani w spo ecze stwie mieszcza skim, ani w przy-rodoznawstwie nie ma miejsca na pozaprokreacyjne aspekty se-ksu. W miar jak mieszcza ska surowo obyczajw z agodnia a i przymkn a oko na niewinne przyjemnostki, powsta a moda na tolerancj tak e wobec pewnych niegro nych praktyk seksual-nych. To jednak nie wystarczy o, poniewa nikt nie chce, aby jego najukocha sze pragnienia zosta y umieszczone w tej samej kate-gorii co drapanie si i obgryzanie paznokci. Amerykanom zawsze potrzeba uzasadnienia moralnego. Tym upragnionym uzasadnieniem okaza si styl ycia. Okre-

280 281

sienie to wywodzi si z tej samej szko y my lowej co sublimacja a nawet rozumiane by o jako jej wytwr, ale w Ameryce nie by o wcze niej z sublimacja wi zane, poniewa przyj si podzia pracy, zgodnie z ktrym od sublimacji jest Freud, a od stylu ycia Weber. Styl ycia" usprawiedliwia ka dy sposb ycia, tak samo jak warto " uzasadnia ka d opini . Eliminuje naturaln stru-ktur wiata, ktry staje si glin dowolnie kszta towan artysty-czn d oni yciowego stylisty. Wyra enie to ka e wszelkim mo-ralistom i naturalistom zatrzyma si na granicy tej wi tej ziemi, poniewa twrczo ci nale y si cze . Co wi cej, dzi ki panuj -cemu w naszym kraju osobliwemu pomieszaniu tradycji, stylom ycia przyznane s prawa, wi c ich obrona jest moralnym zada-niem: wreszcie mo na da upust rozkosznemu oburzeniu na gwa -cicieli praw cz owieka, przed ktrymi gusta nim sta y si stylami ycia by y tak bezbronne politycznie i psychologicznie. Teraz style ycia mog zawezwa wszystkich mi o nikw praw cz owieka na ca ym wiecie, by stan li w ich obronie, poniewa

zagro enie praw jednej grupy jest zagro eniem praw wszystkich grup. Sadomasochi ci i Solidarno " walcz we wsplnej spra-wie praw cz owieka, a ich los zale y od powodzenia krucjaty na ich rzecz. Seks nie jest ju czynno ci , lecz szczytnym idea em. Dawniej pob a ano ekscesom pewnej marginalnej grupy, zwanej cyganeri , lecz musia a ona okupi swe niecenzuralne poczynania osi gni ciami intelektualnymi i artystycznymi. Styl ycia jest zna-cznie bardziej swobodny, atwiejszy, bardziej autentyczny i demo-kratyczny. Nie ma potrzeby zwraca uwagi na jego tre . Okre leniem styl ycia" pocz tkowo pos ugiwano si w Ame-ryce po to, by opisa i wzbudzi akceptacj dla ycia ludzi, ktrzy robi co ciekawego, lecz pot pianego przez spo ecze stwo; by to wi c synonim kontrkultury. Te dwa modne w Ameryce wyra- enia, przystrojone w autorytet swej filozoficznej genealogii, da y ludziom moralne prawo, by y , jak im si podoba. Kontrkultura korzysta a, oczywi cie, z godno ci przys uguj cej kulturze i mia a stanowi wyrzut wobec kultury mieszcza skiej, ktra jest tylko pretekstem do sprawowania w adzy. Nie ma znaczenia, czy to, co si dzieje w kontrkulturze lub stylu ycia, uszlachetnia czy upadla. Nikt nie jest zmuszany do przemy lenia swych poczyna . To zeszt niemo liwe, poniewa kimkolwiek jeste , cokolwiek ro-bisz jest to dobre. wiadczy to o zdumiewaj cej pot dze abstrakcji spo ecze stwie demokratycznym, o ktrym to zjawisku mwi Tocqueville. Same s owa potrafi wszystko zmieni . Jest to tak e komentarz do naszego moralizmu. To, co rozpoczyna si , mo e nie od szukania egoistycznych rozkoszy bo wbrew naszym przechwa kom przyszli historycy nie uznaj nas za nacj hedoni-stw, ktrzy umieli u ywa ycia" lecz przynajmniej od prby unikni cia stresw i ul enia cierpieniom, przepoczwarza si w styl ycia i p r a w o c z o w i e k a, daj c podstawy do poczucia moral-nej wy szo ci. Wygodne, niczym nie skr powane ycie jest mo-ralne. Zjawisko to mo na dostrzec we wszystkich dziedzinach ycia spo ecznego. Dogadzanie sobie jest g oszone, bez cienia ob udy, jako bezinteresowna zasada. Kiedy obserwuje si przedstawicieli klas rednich, ktrzy arliwie propaguj kontrol urodzin, aborcj i atwe rozwody metody tej propagandy to postawa troski o dobro spo ecze stwa, zapiek a pewno swego i lawina danych statystycznych trudno uwolni si od my li, e rozwi zania te s dla nich bardzo wygodne. Nie oznacza to, oczywi cie, e takie problemy, jak yj ce w n dzy wielodzietne rodziny i okrutne konsekwencje gwa tu czy maltretowania on, s urojone. Wszak e aden z tych problemw nie dotyczy klas rednich, w rd ktrych przyrost naturalny jest ujemny, a gwa t i maltretowanie on nale do rzadko ci. Jednak to w a nie klasy rednie najbardziej korzy-staj na swych propozycjach. Gdyby ktry z ich postulatw oznacza uszczuplenie wolno ci lub wygody ich klasy, byliby bardziej wiarygodni moralnie. W swej rzeczywistej formie wszy-stkie ich propozycje przyczyniaj si do zwi kszenia dla klas rednich mo liwo ci wyboru, w dzisiejszym znaczeniu tego s o-wa. Tak nieczyste pobudki nie powinny dawa podstawy do mo-ralnego zadufania w sobie. Jest to kolejna sytuacja, w ktrej u atwianie stosunkw seksualnych jest uto samiane z moralno- ci . Obawiam si , e najwi kszymi faryzeuszami s dzi w Ame-ryce w a nie ci, ktrzy najwi cej na swym kaznodziejstwie ko-

282 283

rzystaj . Budzi to tym wi ksz odraz , kiedy czerpi autorw o intencjach wr cz od wrotnych.

rodki prze konywania z my li filozoficznej

Powr my do mierci w Wenecji. Tym, co mnie najbardziej frapuje w tej noweli i sk ania do refleksji nad oddzia ywaniem teg0 rodzaju literatury w Ameryce, jest sposb, w jaki Mann pos uguje si Platonem. W miar jak narasta obsesja Aschenbacha ch opcem na pla y, coraz cz ciej nachodz go cytaty z Fajdrosa, jednego z Plato skich dialogw o mi o ci, wyra aj c natur jego po da-nia, ktr stopniowo i ze zgroz rozpoznaje. Tradycja niemiecka przyswoi a sobie Platona, tote Fajdros mg by lektur szkoln Aschenbacha, gdy ten uczy si greki. Po uczniu nie oczekiwano jednak, by przej si sam tre ci dialogu: rozmowy o mi o ci m czyzny do ch opca. Fajdros, co typowe dla wczesnego szkol-nictwa niemieckiego, stanowi tylko jeszcze jeden okruch kultury, informacj historyczn , nie w czon w adn ywotn , spjn ca o . Z tego zapewne powodu dzia alno kulturalna samego Aschenbacha jest taka martwa. Nagle w przyb kany okruch eksploduje znaczeniem, wskazuj c drog w otch a t umionego po dania. Fragmenty Fajdrosa sp ywaj na Aschenbacha jak sen, a je eli jeste freudyst , posiadasz klucz do znaczenia snw. Nagie, fizycznie odpychaj ce fakty, mieszka cy nie wiadomo ci, wyra aj si na ukryte sposoby, przynosz c wiadomo ci potajem-ne rozkosze. cz si z tre ciami wiadomo ci, ktre s akcepto-walne, skutkiem czego tre ci te ulegaj przeobra eniu, zarazem wyra aj c i kamufluj c swe prawdziwe znaczenie. Uwierzytelnio-ny przez kultur dialog Platona po redniczy mi dzy sumieniem a zmys owo ci Aschenbacha. Platon znalaz sposb na wyra enie i upi kszenie, na sublimacj perwersyjnych dz. Tak przedstawia spraw Mann. Nic nie wskazuje na to, by s dzi , e od Platona mo na si czego bezpo rednio nauczy na temat Erosa. Stanie si to mo liwe dopiero wtedy, gdy zastosuje si do Platona odkrycia Freuda, bo wwczas wida , w jaki sposb po danie wyszukuje sobie racje. Platon podda si tej naukowej sekcji zw ok do opornie. Urzeczony nowymi naukami Freuda, Mann nie dopusz-cza do siebie my li, czy sublimacja rzeczywi cie wyja nia wszytkie zjawiska psychiczne, ktre si za jej pomoc wyja nia. By dnktrynerem, przekonanym, e wie lepiej ni ci dawni my liciele, ktrych s uszniej by oby nazwa mitologami. Freud i Platon zgadzaj si co do wszechobecno ci erotyki we wszystkim, co ludzkie. Na tym jednak ko cz si zbie no ci. Ka dy, kto mia by odwag zakwestionowa wy szo nowo ytnej psychologii, znalaz by u Platona bogatsze wyt umaczenie r no-rodno ci ekspresji erotycznej, ktra wzbudza w nas taki zam t i doprowadzi a nas do dzisiejszych nonsensw. Ten pozbawiony uprzedze czytelnik znalaz by tam rwnie ciekawe wyartyku o-wanie mo liwo ci i niemo liwo ci spe nienia erotycznych po -da . Platon tak zaczarowuje, jak i odczarowuje Erosa, a nam potrzeba jednego i drugiego. U Manna ta orze wiaj ca tradycja jest przynajmniej obecna, nawet je eli nie do ko ca ywa.

Zain-spirowani mierci w Wenecji mo emy wyruszy we w asn po-dr i znale ciekawszy przedmiot obserwacji ni Aschenbach. W Ameryce jednak ta krucha ni , ktr Mann naci gn do gra-nic wytrzyma o ci, zosta a zerwana. Utracili my wi z t trady-cj . Eros jest obsesj , lecz nie tematem refleksji, poniewa to, co niegdy by o tylko interpretacj naszych dusz, my bierzemy za fakty. Eros staje si coraz bardziej przyziemny i pozbawiony g bszych sensw, a przecie wszystko, co dla cz owieka dobre, musi by naznaczone my l i potwierdzone rzeczywistym wybo-rem, czyli wyborem podyktowanym rozumem. Saul Bellw okre- li swj projekt jako powtrne odkrycie magiczno ci wiata pod gruzami nowo ytnych idei". Ta szara siatka abstrakcji, ktr na-rzucamy wiatu, by go upro ci i wyja ni tak, jak jest nam wygodnie, sta a si w naszych oczach rzeczywisto ci . Aby do-strzec zjawiska, a nie ich ja owe destylaty, aby prze y je ponow-nie w ich niejednoznaczno ci, musieliby my posiada alterna-tywne wizje, mie dost p do r norodno ci g bokich opinii. W wiecie naszych idei prze ycia te s w praktyce trudne, a w teo-rii niemo liwe. Czy nastolatek, ktry widzi sublimacj tam, gdzie Platon dostrzega przebstwienie, mo e si czego od Platona nauczy (nie mwi c ju o tym, by mia naprawd us ysze jego g os)? Dusze sztucznie ukonstytuowane przez nowy system wy285

284

chowania yj w wiecie sztucznie przeobra onym r k cz owiek i wierz , e wszystkie warto ci s wzgl dne, okre lane prze prywatne pop dy ekonomiczne i seksualne swych wyznawcw Jak maj odzyska pierwotne, naturalne do wiadczenie? Podejrzewam, e gdyby my prawnie zakazali u ywania s w z poka nej listy omwionej w tej cz ci ksi ki, znaczna cz ludzi nabra aby wody w usta. J zyk techniki nie ucierpia by wiele lecz wszystko, co dotyczy dobra i z a, szcz cia czy wzorcw ycia, by oby do trudno wyrazi . S owa te zaj y miejsce my le-nia i gdyby je usun , naszym oczom ukaza aby si pustka. Pro-ponowany zakaz mia by wy mienite skutki, gdy ludzie zacz liby zastanawia si nad tym, w co naprawd wierz , co kryje si za obiegowymi sformu owaniami. Czy y tak, jak mi si podoba" mog oby skutecznie zast pi styl ycia"? Czy moja opinia" wystarczy aby w miejsce warto ci"? Moje przes dy" w miejsce mojej ideologii"? Czy pod egacz t umw" albo, z drugiej stro-ny, cz owiek natchniony przez Boga" sprawdziliby si w roli charyzmatyka"? Wszystkie te obiegowe sformu owania sprawia-j wra enie tre ciwych i szacownych. Wydaj si usprawiedliwia upodobania i post pki ich u ytkownikw, a ludzie takiego uspra-wiedliwienia potrzebuj , cho by si zarzekali, e tak nie jest. Musimy mie jakie

racje dla naszego post powania. Jest to ozna-k naszego cz owiecze stwa i mo liwo ci ycia w zbiorowo ci. Jeszcze nigdy nie spotka em osoby, ktra mwi aby: Wierz , w co wierz ; po prostu takie mam warto ci". Zawsze id za tym jakie argumenty. Argumentowali nazi ci; argumentuj komuni- ci. Argumentuj z odzieje i sutenerzy. Niewykluczone, e zdarza-j si ludzie, ktrzy nie czuj potrzeby stwarzania dla siebie osobnej kategorii warto ci, ale chyba tylko po rd kloszard i w filozofw. Jednak e s owa, na ktre proponuj og osi moratorium, nie s racjami i nie taka by a' intencja ich pierwotnych u ytkownikw. Wr cz przeciwnie, mia y pokaza , e nasza g boka, ludzka po-trzeba, by wiedzie , co czynimy, i czyni dobro, nie mo e by zaspokojona. Jakim cudownym zrz dzeniem te same terminy sta y si naszym usprawiedliwieniem: nihilizm przeszed w moraTym, co mnie najbardziej przera a, nie jest niemoralno relatywizmu: zdumiewaj ca i gorsz cajest dogmatyczno , z jak na relatywizm godzimy, i frywolna beztroska co do jego aczenia dla naszego ycia. Jednym z pisarzy, ktry nie budzi u Amerykanw adnej sympatii nie daje adnej strawy do rze uwania naszym marksistowskim, freudowskim, feministycz-nym, dekonstrukcjonistycznym i strukturalistycznym krytykom, nie uwodzi m odzie y adnymi pozami, czu ostkami i rodkami usypiaj cymi jest Louis-Ferdinand Celin , najdobitniej ukazu-j cy, jak przedstawia si ycie cz owiekowi staj cemu przed wy-borem, w co wierzy , a w co nie wierzy . Celin jest o wiele bardziej utalentowanym aryst i przenikliwszym obserwatorem ni du o od niego popularniejsi Mann czy Camus. Robinson, podziwiany przez Bardamu bohater Podr y do kresu nocy, jest sko czonym egoist , k amc , oszustem i p atnym morderc . Za co Bardamu go podziwia? Troch za szczero , lecz przede wszy-stkim za to, e Robinson pozwala swej dziewczynie, by go zastrze-li a, nie chc c przyzna , e j kocha. Bohater w co wierzy, Bardamu za nie jest do tego zdolny. W ameryka skich studentach powie ta budzi odraz i zgroz , odwracaj si od niej z obrzy-dzeniem. Gdyby mo na by o wbi im j do g owy si , by mo e uznaliby za konieczne zanalizowa swe przes anki, wyrazi swj nie wyartyku owany nihilizm i powa nie mu si przyjrze . Gdy zastanawiam si nad nasz obecn kondycj intelektualn , przy-pominam sobie kroniki filmowe, w ktrych Francuzi pluskaj si rado nie w przybrze nych morskich wodach, korzystaj c z p at-nego urlopu ustawowo przyznanego przez Front Ludowy Leona Bluma. By to rok 1936, ten sam, w ktrym Hitler zmilitaryzowa Nadreni . Wszystkie nasze wielkie sprawy sprowadzaj si do takich p atnych urlopw.

Za najwi kszy paradoks uwa am to, e j zyk, ktrym si w Ameryce pos ugujemy, jest tworem wybitnych filozofw, nale- y do my li, ktrej wielko zdo a em zaledwie zasygnalizowa w tym skrtowym i powierzchownym przegl dzie. My li tej nale- a oby po wi ci ca e ycie, a wtedy nasze zubo aj ce pewniki przesz yby w ucz owieczaj ce zw tpienia. Ju samo wydobycie

286 287

racji, ktre kryj si za naszym j zykiem, i przeciwstawienie ich racjom innego j zyka by oby dla nas wyzwoleniem. Usi owa em naszkicowa archeologi naszych dusz w ich prawdziwym kszta cie. Przypominamy nieo wieconych pasterzy, ktrzy nic o tym nie wiedz c, mieszkaj na przysypanych ruinach kwitn cej niegdy cywilizacji. Pasterze bawi si kamiennymi okruchami, ktre tu i wdzie stercz z ziemi, nie maj c wyobra enia, jak pi knymi budowlami d wiga si kiedy ku grze w kamie . A przecie wystarczy yby staranne prace wykopaliskowe, by dostarczy pa-sterzom yciodajnych wzorcw. Potrzebujemy historii nie po to, by nam powiedzia a, co si zdarzy o, lub wyt umaczy a przesz o : potrzebujemy przesz o o ywi , aby wyja ni a nam przysz o i uczyni a j mo liw . Na tym polega nasz kryzys wychowawczy; takie s szanse, by po o y mu kres. Racjonalizm zachodni dopro-wadzi do odrzucenia rozumu: czy ten rezultat jest konieczny? Wielu czytelnikw uzna, e moja teza o rozstrzygaj cym wp y-wie filozofii europejskiej, a szczeglnie niemieckiej, na ycie intelektualne w Ameryce jest fa szywa b d przesadna, a nawet je eli by oby prawd , e omawiane przeze mnie s ownictwo po-chodzi ze rd a, ktre mu przypisuj j zyk nie wywiera tak g bokich skutkw. Jednak e tkwimy w tym j zyku po uszy. Jego rd a s rwnie niezaprzeczalne, podobnie jak my l, ktra go wytworzy a. Wiemy, jakimi drogami s ownictwo to si upowsze-chni o. Wystarczy, e przypomn sobie mojego studenta z Am-herst lub kierowc z Atlanty, by utwierdzi si w przekonaniu, e kategorie umys u przes dzaj o naszym postrzeganiu. Je eli po-trafimy uwierzy , e z kalwinistycznego Weltanschauung powsta kapitalizm, nie mamy powodu wyklucza mo liwo ci, e prze-mo ne wizje niemieckich filozofw gotuj nam przysz tyrani . Jeszcze raz powtrz , e Rousseau, Kant, Hegel i Nietzsche to pierwszorz dni my liciele. Musimy nauczy si znw rozumie to, co oni i inni wielcy filozofowie mieli nam do powiedzenia: taki jest sens tej ksi ki. CZ SC TRZECIA UNIWERSYTET OD OBRONY SOKRATESA

PO MOW REKTORSK HEIDEGGERA Mia em pi tna cie lat, kiedy po raz pierwszy ujrza em uniwer-sytet w Chicago, i od razu wiedzia em, e tam jest moje ycie. Nigdy wcze niej nie zwrci y mojej uwagi budynki, ktrych wy-gl d wiadczy by o jakim wy szym przeznaczeniu, ktre nie s u y yby jakiej u yteczno ci publicznej, mieszkaniu, produkcji, handlowi czy innemu celowi. rodkowy Zachd nie zas yn ze splendoru swych wi ty czy pomnikw politycznej chwa y. Ma o tam by o widzialnych znakw duchowej wielko ci, ktre rozpala- yby wyobra ni i budzi y podziw m odzie y. Moja t sknota za nie wiedzie czym nagle znalaz a swj przedmiot w wiecie zew-n trznym. Budynki by y, rzecz jasna, pseudogotyckie. Dopiero w trakcie studiw zorientowa em si , e styl nie jest autentyczny i e za gotykiem szczeglnie nie przepadam. Gmachy wskazywa y jed-nak drog nauki wiod c tam, gdzie gromadz si wielcy. Mo na tam spotka osoby, ktre trudno znale gdzie indziej, a bez ktrych nie sposb u wiadomi sobie w asnych mo liwo ci ani dozna wra enia, jak cudownie jest nale e do gatunku ludzkiego. Budynki te, na laduj ce styl dawnych ziem i epok, wyra a y wiadomo , e brak nam tre ci zawartych w tym stylu, a zarazem szacunek dla nich. By y ho dem z o onym yciu kontemplacyjne-mu przez nard, ktry jak aden inny odda si yciu aktywnemu.

Umys zamkni ty 289

O stylu pseudogotyckim cz sto mwiono z przek sem i dzi nikt ju tak nie buduje. Nie jest autentyczny, mwiono, nie wyra a prawdy o nas. Jednak e dla mnie styl ten by i jest wyrazem prawdy o Amerykanach. Rodzi si refleksja, czy krytycy kultury rwnie trafnie wyczuwali nasze potrzeby duchowe jak bogaci prostacy ktrzy gmachy te sfinansowali. Nard ten ci y ku przysz o ci a w tradycji widzi raczej przeszkod ni inspiracj . Gdy tak p dzi-my przed siebie, tylko wspomnienia i przestrogi z przesz o ci mog nam pos u y za busol . Ci pogardzani milionerzy, ktrzy postawili uniwersytet w rodku miasta oddanego wy cznie ame-ryka skim celom, z o yli ho d temu, co zaniedbali. Czy powodo-wa o nimi poczucie, e sami co utracili, czy wiadomo , e cele, jakim si po wi cili, nie s zbyt szczytne, czy wreszcie pycha, ktr chcieli zaspokoi , cz c swe imi z tym przedsi wzi ciem tego nie wiemy. (Wiele si mo na dowiedzie o cz owieku na

podstawie tego, czym karmi si jego pycha). Wiemy natomiast, e wykszta cenie, nie tylko techniczne, uwa ali za rzecz Ameryce nieobc . Wobec mnie budynki te w pe ni wywi za y si ze swej obiet-nicy. Gdy tylko zacz em tam studiowa , okaza o si , e istnieje mo liwo , bym sp dzi ca e ycie na zastanawianiu si , kim jestem: temat ten zawsze mnie ciekawi , lecz do tej pory nie wydawa mi si odpowiednim ani mo liwym przedmiotem stu-diw. W szkole redniej zna em wiele starszych od siebie dziew-cz t i ch opcw, ktrzy szli na uniwersytet stanowy, by zosta lekarzami, prawnikami, pracownikami socjalnymi, nauczycielami w ma ym wiatku, w ktrym y em, zawody te cieszy y si presti em. Uniwersytet by szczeblem na drodze do doros o ci, ale nie postrzegano studiw jako do wiadczenia przeobra aj cego bo i takim do wiadczeniem nie by y. Nikt nie wierzy w istnienie powa nych celw, o ktrych dot d nie s yszeli my, nikt nie s dzi , by warto by o bada ju posiadane cele i stara sieje uszeregowa . Inaczej mwi c, filozofia by a tylko pustym s owem, a literatura form rozrywki. Ten stan umys u wyrobi a w nas szko a red-nia. Uniwersytet jednak syci si innego rodzaju atmosfer , na-brzmia pytaniami, ktre ka dy powinien podj , lecz w yciu 290 odziennym nie s stawiane i nikt nie oczekuje na nie odpowiedzi. Ry a to atmosfera swobodnych docieka , wykluczaj ca wszystko, takim dociekaniom nie sprzyja. W tej atmosferze jasno rysowa a si granica mi dzy tym, co istotne, i tym, co nieistotne. Atmosfera uniwersytetu chroni a tradycj , nie z racji jej szlachetnej patyny, lecz dlatego, e tradycja dostarcza wzorcw dyskusji na wyj tkowo wysokim poziomie. Atmosfera uniwersytetu obradza a cudowno- ciami i umo liwia a przyja nie polegaj ce na wsplnym prze y-waniu tych cudowno ci. Przede wszystkim za na uniwersytecie mo na by o spotka prawdziwie wielkich my licieli, ktrzy stano-wili chodz cy dowd na to, e istnieje ycie teoretyczne, i ktrych motywacji nie da o si atwo sprowadzi do tych rzekomo uniwer-salnych ni szych pobudek, w czym lubuj si rozmaici odbr za-wiacze. Autorytet my licieli nie opiera si na w adzy, maj tku czy pochodzeniu, lecz na wrodzonych talentach, ktre s usznie budz szacunek. Ich wzajemne stosunki, jak rwnie ich relacje ze stu-dentami, wiadczy y o istnieniu spo eczno ci skupionej wok prawdziwie wsplnego dobra. W narodzie zbudowanym na rozu-mie uniwersytet by wi tyni pa stwowo ci, wi tyni pod we-zwaniem najczystszego u ytku z rozumu, wzbudzaj c cze , jaka s usznie si nale y stowarzyszeniu wolnych i rwnych istot ludzkich. Z up ywem lat u wiadomi em sobie, e wiele z tego istnia o tylko w mojej m odzie czej, rozentuzjazmowanej wyobra ni; cho-cia nie w takim stopniu, jak mo na by s dzi . Instytucja uniwer-sytetu okaza a si mniej jednoznaczna, ni si spodziewa em, jak rwnie znacznie mniej odporna na przeciwne wiatry, ale napra-wd spotka em tam prawdziwych my licieli, ktrzy otworzyli przede mn nowe wiaty. Substancja mojego ycia nape ni a si tre ci ksi ek, ktre ukocha em. Ksi ki te nosz w sobie w ka -dej chwili mojego ycia; dzi ki nim wi cej widz i jestem kim wi cej, ni bym by , gdyby los nie przywid mnie w mury wielkiej uczelni w jej najwspanialszym okresie. Mia em nauczycieli i stu-dentw, jakich nie umia bym sobie wymarzy . Przede wszystkim za mam przyjaci , z ktrymi mog si dzieli my lami o naturze przyja ni, z ktrymi czuj duchow wsplnot i w ktrych widz dzia anie tego wsplnego dobra wspomnianego przed chwil .

291

Oczywi cie, towarzysz temu wszystkiemu s abo ci i szpetno ci ktrych nie da si w yciu unikn . Podnios e ycie duchowe nie przekre la tego, co w cz owieku nikczemne, lecz u ycza tej nikczemno ci swego blasku. adne z moich rozczarowa uniwersy-tetem ktry jest przecie tylko naczyniem na tre ci w zasadzie ode odr bne nigdy nie kaza y mi w tpi , e ycie, ktre mi da , jest dla mnie najlepsze z mo liwych. Nigdy nie s dzi em, by uniwersytet mia odgrywa rol s u ebn wobec spo ecze stwa. S dzi em raczej, i nadal tak s dz , e spo ecze stwo jest s u ebne wobec uniwersytetu: b ogos awione spo ecze stwo, zezwalaj ce niektrym ze swych cz onkw na wieczne dzieci stwo i daj ce im w tym wsparcie, poniewa swawola tych dzieci mo e obrci si w b ogos awie stwo dla spo ecze stwa. Ukochanie idei uniwersy-tetu nie jest szale stwem, poniewa tylko w tym stanie ducha mo na zobaczy , co by mo e. Bez tej mi o ci ca y cudowny dorobek ycia teoretycznego pogr a si z powrotem w prabagnie, z ktrego ju nigdy nie wyp ynie. Prymitywne odbr zawianie ekonomiczne i psychologiczne ycia teoretycznego nie mo e go pozbawi jego niezniszczalnych pi kno ci. Mo e jednak przes o-ni ich obraz, co ju si sta o. Tocqueville o yciu intelektualnym w demokracji Tocqueville u wiadomi mi znaczenie uniwersytetu w demo-kracji. Jego genialna ksi ka, O demokracji w Ameryce, uj a w s owa moje niezborne odczucia. Jego portret ycia umys owe-go w Stanach Zjednoczonych" jest zwierciad em, w ktrym mo- emy si przejrze . Ale poniewa szersza perspektywa, w jakiej nas umie ci , jest nam obca, nie od razu si w tym lustrze rozpo-znajemy. Wiem z do wiadczenia, e Tocquevillowska charaktery-styka umys owo ci ameryka skiej z pocz tku studentw nudzi, lecz kiedy sk oni si ich do uwa niejszej lektury, s zafascynowani i zaniepokojeni. Nikt nie lubi si dowiadywa , e jego pole widze-nia ograniczaj okoliczno ci zewn trzne, cho by bez trudu do-strzega ten fakt u innych. Tocqueville ukazuje pewne szczeglne skrzywienie umys u, powodowane przez ustrj demokratyczny, ktre, je eli nie jest intensywnie leczone, zniekszta ca postrzega-nie intelektualne. Wielkim niebezpiecze stwem demokracji, zdaniem Tocque-ville'a jest uleg o wobec opinii publicznej. Postulatem demo-kracji jest, by ka dy cz owiek decydowa za siebie. Metoda fi-lozoficzna Amerykanw polega na indywidualnym u yciu przy-rodzonych w adz umys owych do stwierdzenia, co jest prawd i fa szem, dobrem i z em. Demokracja wyzwala z p t tradycji, ktra w innych ustrojach okre la przekonania. Przes dy religijne, klasowe i rodzinne s anulowane, nie tylko de iure, ale i de facto, poniewa aden z przedstawicieli religii, klasy i rodziny nie posia-da autorytetu intelektualnego. Rwne prawa polityczne uniemo- liwiaj ko cio owi lub arystokracji wzniesienie bastionw, z kt-rych instytucje te mog yby wywiera wp yw na ludzkie opinie. Kler, dla ktrego norm jest boskie objawienie; arystokracja, w ktrej silna jest cze dla przesz o ci; ojcowie, ktrzy z regu y stawiaj w adz starszyzny ponad w adz rozumu ich autorytet upada na rzecz rwnych jednostek. Nawet

je eli ludzie poszukuj autorytetu, nie znajduj go tam, gdzie mie ci si w dawnych ustrojach. Zewn trzne przeszkody dla swobodnego u ycia rozumu zosta y wi c w demokracji usuni te. W porwnaniu z innymi ustrojami i typowymi dla nich rd ami przekona , w demokracji ludzie musz sobie radzi sami. Dzi ki temu rozum staje si miar . Ale poniewa tylko bardzo nieliczni ucz si korzysta z rozumu w dziedzinach wykraczaj cych poza zalecan przez ustrj rachub w asnych interesw, potrzebuj pomocy w ogromnie wielu kwe-stiach faktycznie we wszystkich, poniewa wszystko zostaje poddane nowej, niezale nej ocenie do ktrych rozwa enia brakuje im czasu i umiej tno ci. Nawet interes w asny, poddawany przez nich rachubie czyli cele mo e sta si w tpliwy. Wi kszo ludzi cz sto nie potrafi obej si bez jakiego autory-tetu, a wszyscy przynajmniej czasami. W braku innych instan-cji, do ktrych mo na si zwrci , o indywidualnych przeko-naniach prawie zawsze przes dzi opinia og u. W tym w a nie wzgl dzie tak cenna by a kiedy tradycja. Je eli nie da si uwie jej niedemokratycznej i antyracjonalnej mistyce, tradycja dostar-

292 293

cza przeciwwagi i mo liwo ci dla bie cych md i zawiera zakrze-p e drobiny dawnej m dro ci (obok tego, co m dre nie jest) Aktywna obecno tradycji w duszy cz owieka daje mu obron przed efemeryczno ci , obron , ktr potrafi bez trudu w sobie znale tylko m drcy. Paradoksalnym skutkiem wyzwolenia rozu-mu jest wzmo one poleganie na opinii publicznej, os abienie niezale no ci. Reasumuj c, w demokracji rozum podlega ocenie og u. St d te , cho ka dy cz owiek ma si za rwnego ka demu innemu, trudno jest si oprze zbiorowo ci rwnych sobie ludzi. Je eli wszystkie opinie s rwnowa ne, to opinia wi kszo ci, by u y analogii politycznej w sferze psychologii, powinna mie prymat. atwo powiedzie , e ka dy powinien kierowa si swymi w as-nymi opiniami, ale poniewa ycie polityczne i spo eczne wymaga konsensu, trzeba si nagina do opinii innych.

Wi c je eli nie istniej adne silne racje, by sprzeciwi si opinii wi kszo ci, ta zawsze zwyci a. W a nie ta forma tyranii wi kszo ci jest napra-wd niebezpieczna: nie aktywne prze ladowanie mniejszo ci, lecz nacisk, ktry kruszy wewn trzn wol sprzeciwu, poniewa nie istnieje uznane rd o zasad sprzeciwu i poczucie wy szych racji. Wi kszo jest wszystkim. Od postanowie trybuna u wi kszo ci nie ma odwo ania. Obezw adnia nie tyle pot ga wi kszo ci, lecz pozory sprawiedliwo ci, jakie ona stwarza. Tocqueville stwierdzi , e Amerykanie du o mwi o prawach jednostki, lecz ich my le-nie jest monotonne, a prawdziwa niezale no umys u nale y do rzadko ci. Nawet ci, ktrzy wydaj si wolnomy licielami, w isto-cie szukaj grup poparcia i maj nadziej nale e kiedy do wi kszo ci. W rwnym stopniu, jak konformi ci, s oni wytworem opinii publicznej wyst puj w roli nonkonformistw w teatrze dla konformistw, ktrzy podziwiaj i oklaskuj nonkonformizm okre lonego rodzaju, a mianowicie taki, ktry doprowadza do skrajno ci opinie ju rozpowszechnione. Bezbronno rozumu wobec opinii publicznej w racjonalnym ustroju dodatkowo pog bia nieobecno klas spo ecznych w daw-nym rozumieniu, to jest opartych na zasadach i przekonaniu o w as-nej s uszno ci. Istnieje oglna zgoda w kwestii najbardziej podstawowych zasad politycznych, tote nie ma miejsca na podawanie ich w w tpliwo . W ustrojach arystokratycznych rol polityczn odgrywa tak e gmin, podczas gdy w demokracji nie istnieje stronnictwo arystokratyczne. Oznacza to, e nie ma ochrony dla przeciwnikw obowi zuj cych zasad rz dzenia, jak rwnie nie darzy si ich szacunkiem. W przesz o ci istnia y ponadto stronnic-twa reprezentuj ce interesy Ko cio a przeciwko interesom monar-chw lub arystokratw. Tak e dzi ki nim mog y si rozwija dysydenckie opinie. W gor czce naszych politycznych swarw cz sto tracimy z oczu fakt, e dziel ce nas r nice opinii s bardzo niewielkie w porwnaniu z przekonaniami, o ktre ludzie niegdy walczyli. Jedyny w naszej historii spr, w ktrym ujawni y si podstawowe r nice w kwestii podstawowych zasad, dotyczy niewolnictwa. Nawet jednak zwolennicy niewolnictwa nie mieli twierdzi , wzorem Arystotelesa, e niektre istoty ludzkie s z na-tury stworzone do tego, by s u y innym istotom ludzkim; czuli si zobligowani odmwi czarnym cz owiecze stwa. Ponadto kwe-stia zosta a ju w istocie rozstrzygni ta w Deklaracji Niepodleg o- ci. Niewolnictwo czarnych by o odchyleniem, ktre nale a o skorygowa , a nie trwa cech ycia naszego narodu. Deklaracja Niepodleg o ci, pospo u z konstytucj , z o y y do grobu nie tylko niewolnictwo, ale tak e arystokracj , monarchi i teokracj . Mia o to zbawienne skutki dla spokoju spo ecznego, lecz bynajmniej nie zach ca o do prb teoretycznego podwa ania triumfuj cej zasady rwno ci. Nie do , e stare pytania teoretykw politycznych uzyska y ostateczn odpowied , to jeszcze usuni te zosta y tre ci, ktrymi ywi a si dawna r norodno pogl dw. wiadomo demokratyczna oraz zwyczajna potrzeba przetrwania sprzy si gaj si przeciwko w tpieniu. Pytania z rodzaju tych, ktre Tocqueville postawi Ameryce po to, aby uzyska odpowiedzi, ktre po-zwoli y mu potwierdzi zasadno rwno ci w sposb bardziej rozumny i bardziej pozytywny, ni potrafi wi kszo z nas zrodzi y si z nieosi galnego dla nas do wiadczenia: z bezpo red-niego do wiadczenia innego ustroju i usposobienia duszy ary-stokracji. Je eli w aden sposb nie mo emy uzyska dost pu do tego do wiadczenia, nasze rozumienie zakresu ludzkich mo liwo-

294 295

ci jest zubo a e, a zdolno

do oceny naszych silnych i s abych stron umniejszona.

Aby uprzyst pni ten zakres mo liwo ci, aby przezwyci y sk onno ustroju demokratycznego do odci gania od rozwa a nad wa nymi alternatywami, uniwersytet musi przyj z pomoc bezbronnemu i wyl knia emu rozumowi. Uniwersytet jest miej-scem, gdzie mog rozwin skrzyd a swobodne dociekania i fi-lozoficzna otwarto . Ma on zach ca do nieinstrumentalnego u ycia rozumu, stworzy atmosfer , w ktrej moralna i fizyczna przewaga woli og u nie powstrzyma filozoficznego w tpienia. Uniwersytet stoi rwnie na stra y wielkich czynw, wielkich ludzi i wielkich my li, ktrymi to w tpienie si ywi. Wolno my lenia wymaga nie tylko braku ogranicze pra-wnych warunkiem jeszcze wa niejszym jest dost p do konku-rencyjnych my li. Tyrania nie wtedy jest najskuteczniejsza, kiedy si zapewnia sobie jednomy lno , lecz kiedy likwiduje wiado-mo innych mo liwo ci, kiedy sprawia, e inne wzorce ycia wydaj si niewyobra alne, kiedy usuwa poczucie, e istnieje co na zewn trz. Cz owieka wyzwol nie uczucia czy zaanga owania, lecz my lenie, racjonalne my lenie. Rzeczywiste r nice bior si z r nic w my leniu i fundamentalnych zasadach. W demokracji jest wiele czynnikw podcinaj cych wiadomo r nic. Po pierwsze, jak we wszystkich ustrojach, tak w demokracji istnieje co w rodzaju oficjalnej interpretacji historii, w my l ktrej przesz o jawi si wadliwa b d tylko jako stadium na drodze do obecnego ustroju. Za przyk ad mo e tu pos u y interpretacja Rzymu i Cesarstwa Rzymskiego w Pa stwie Bo ym w. Augusty-na. Rzym nie uleg zapomnieniu, lecz jest pami tany wy cznie przez pryzmat zwyci skiego chrze cija stwa, wi c nie stanowi dla zagro enia. Po drugie, lizusostwo wobec sprawuj cych w adz jest faktem w ka dym ustroju, lecz szczeglnie w demokracji, gdzie, przeciw-nie ni w tyranii, istnieje oglnie przyj ta zasada prawomocno ci, ktra amie wewn trzn wol sprzeciwu, oraz gdzie, jak ju wspo-mnia em, nie ma innej prawomocnej w adzy prcz ludu. Odraza wobec w adzy ludu, wobec faktu, e we wszystkich dziedzinach ycia rz dz pospolite gusta, to w nowo ytnej demokracji rzad-ko . Intelektualny urok marksizmu zasadza si mi dzy innymi na e doktryna ta tak t umaczy niesprawiedliwo czy filisty-nizm ludu, aby przerzuci win na zdemoralizowane elity, ktre zekomo ludem manipuluj . St d marksista mo e krytykowa tera niejszo , nie odcinaj c si ani od niej, ani od przysz o ci. Ma o kto gotw jest stawi czo o mo liwo ci, e prawdziw natur ludu jest w istocie bur uazyjne prostactwo", zawsze i

wsz dzie. Podlizywanie si ludowi i niezdolno do sprzeciwu wobec opinii publicznej to przywary demokratyczne, szczeglnie cz ste po rd pisarzy, artystw, dziennikarzy i innych ludzi zale nych od swego audytorium. Wrogo i nadmierna pogarda wobec ludu to przywa-ry arystokracji, ktre ma o nas dotycz . Arystokracje najbardziej nienawidz i boj si demagogw, demokracje za w swej najczy-stszej formie elitarystw", poniewa s niesprawiedliwi, to jest nie akceptuj podstawowej zasady sprawiedliwo ci, ktra obowi zuje w tych ustrojach. Jak zatem wida , ka dy ustrj spycha na margines tych, ktrzy posiadaj najwi ksze dane, by rozpozna i skorygowa niekorzystn zap dy e polityczne i intelektualne tego ustroju, szanuje za tych, ktrzy te zap dy pog biaj . Jednak e, powtrzmy, sk onno ta jest szczeglnie wyostrzona w demo-kracji, z braku jakiej klasy spo ecznej przeciwnej demokracji. W ka dym ustroju istnieje lud; niekoniecznie istnieje jakakolwiek inna klasa. Po trzecie, demokracja koncentruje si na tym, co u yteczne, na rozwi zywaniu problemw uwa anych przez og za najpil-niejsze, wobec czego teoretyczny dystans wydaje si nie tylko bezu yteczny, ale i niemoralny. W czasie n dzy, choroby i wojny kto mo e ro ci sobie prawo do przechadzek po epikurejskich ogrodach, do stawiania pyta , na ktre ju odpowiedziano, do dystansu w sytuacji, kiedy potrzebne jest zaanga owanie? Niein-strumentalno , szczeglnie w sprawach intelektu, obca jest du-chowi wsp czesnej demokracji. Kiedy sprawy przybior niepo-my lny obrt, ludzie oddani my leniu przechodz kryzys sumie-nia, szukaj sposobu, by zinterpretowa swe zaj cie w kategoriach u yteczno ci, a je li im si nie powiedzie, porzucaj je b d

296 297

naginaj . Sk onno ci tej sprzyja fakt, e w spo ecze stwie egali-tarnym praktycznie nikt nie ma naprawd wysokiego mniemania o sobie, prawie nikt nie zosta wychowany w poczuciu szczegl-nych praw i dumnej pogardy dla tego, co zaledwie niezb dne do ycia. Arystotelesowski cz owiek wielkoduszny, ktry kocha rze-czy pi kne i bezu yteczne, nie jest typem demokratycznym. Cz o-wiek taki uwielbia by honorowany, lecz jednoczesne gardzi ho-norami, poniewa wie, e zas uguje n co a wi cej, pr no za demokratyczna dopasowuje si do honorw, ktre potrafi zdoby . Mi o nikowi rzeczy pi knych i bezu ytecznych wiele jeszcze brakuje do filozofa przynajmniej tyle samo, ile utylitary cie, cz ciej bywaj cemu cz owiekiem rozumnym lecz ma on t przewag , e pogardza w du ej mierze tym samym co filozof, a ponadto zazwyczaj podziwia filozofa w a nie za jego bezu yteczno , jako swego rodzaju ozdob . Wielkie i nietypowe przed-si wzi cia s dla niego bardziej naturalne ni dla utylitarysty, poniewa wierzy on i czci motywacje, ktrych istnienie neguje

utylitarna psychologia. Cele dla wi kszo ci ludzi ostateczne pieni dze i pozycja spo eczna dla niego s dopiero punktem wyj cia. Jest wolny i musi poszukiwa innych spe nie , chyba e po wi ci ycie pomocy innym w zdobyciu tego, co sam ju posia-da czego si po nim w demokracji oczekuje. Idea wiedzy jako samoistnego celu, nie za rodka do innych celw, jest dla niego bezpo rednio zrozumia a. Samoistno przeciwstawiona instru-mentalno ci oraz szcz cie przeciwstawione d eniu do szcz cia odpowiadaj arystokratycznemu usposobieniu. S to wszystko cechy dla ycia intelektualnego bardzo zdrowe, lecz demokraty-czny klimat im nie sprzyja. Przeto sama proklamacja w adzy rozumu nie stwarza warun-kw dla pe nego funkcjonowania racjonalno ci, a usuwaj c prze-szkody, demontuje si zarazem niektre filary, na ktrych w adza ta spoczywa. Rozum jest tylko cz ci ustroju duszy i aby funkcjo-nowa w a ciwie, musi by rwnowa ony przez inne czynniki. Pytanie brzmi, czy afekty s mu s u ebne, czy te przeciwnie rozum ma by na us ugach afektw. Ta druga interpretacja, wysu-ni ta przez Hobbesa, odegra a wa n rol w rozwoju nowo ytnej deokracji i obni a rang rozumu, cho zarazem j podnosi. Dawniejsze, bardziej tradycyjne porz dki, ktre nie zach caj do wobodnej gry rozumu, zawieraj jednak elementy przypominaj ce wznio lejsz , filozoficzn interpretacj rozumu i zapobiegaj jego umniejszeniu. Elementy te wi si z dominuj c w tych porz dkach pobo no ci . P ynie z nich cze dla wy szych spraw, szacunek dla ycia kontemplacyjnego rozumianego jako obco-wanie z Bogiem i arliwa religijno oraz lgni cie ku istotom wiecznym, co nie pozwala pogr y si bez reszty w dora no ci. S to obrazy filozoficznej wietno ci zawsze, co trzeba podkre- li , fa szuj ce orygina i czasem tej wietno ci najzajadlejsi wro-gowie, lecz dzi ki nim zachowany jest porz dek kosmosu i duszy, od czego zaczyna si filozofia. Toqcueville wspaniale to opisuje we wzruszaj cym fragmencie po wi conym Pascalowi, ktrego wyra nie uwa a za najdoskonalszego z ludzi. Zdaniem Tocquevil-le'a istnienie tego typu cz owieka, teoretyka, jest w demokracji najbardziej zagro one i nale y go m nie broni , aby ludzko nie uleg a straszliwemu wyja owieniu. Znaczn cz refleksji teore-tycznej, rozkwitaj cej w nowo ytnej demokracji, mo na zinter-pretowa jako egalitarny resentyment skierowany przeciwko wy -szemu typowi cz owieka, ktry uosabia Pascal w refleksji tej typ teoretyczny jest oczerniany, zniekszta cany i ukazywany jako niemo liwo . Marksizm i freudyzm sprowadzaj jego motywacje do wsplnych wszystkim ludziom. Historycyzm odmawia mu dost pu do wieczno ci. Teoria warto ci zrwnuje jego rozumowa-nia z wszystkimi innymi. Gdyby si zjawi , nasze oczy by yby lepe najego wy szo , co oszcz dzi oby nam zawstydzenia jego przyk adem. Mo na powiedzie , e uniwersytet istnieje po to, by zapobiec tej typowo demokratycznej lepocie lub j uleczy . Nie s u y ustanowieniu arystokracji, lecz demokracji i ochronie wolno ci my lenia z pewno ci jednej z najwa niejszych swobd przed niektrymi jednostkami yj cymi w demokracji. Dobry uniwersytet jest wiadectwem, e spo ecze stwo potrafi zadba o wszystkich, nie upo ledzaj c ludzkich mo liwo ci i nie ograni-czaj c umys u do celw samego ustroju. Najwi ksz s abo ci

298 299

intelektualn demokracji jest brak upodobania czy te talentu do ycia teoretycznego. Tej tezy Tocqueville'a nie podwa wszy stkie nasze Nagrody Nobla: nie chodzi o to, czy jeste my inteli-gentni, ale czy jeste my zdolni do najszerszej i najwnikliwszei refleksji. O tej naszej u omno ci trzeba nam stale przypomina dzi bardziej ni kiedykolwiek. Naszym intelektualnym wyrzutem sumienia by y niegdy wielkie uniwersytety europejskie, ale ich upadek sprawi , e zostali my sami. Teraz ju nic nie pow ci ga naszego nadmiernego mniemania o sobie. Konieczne jest, aby istnia a po rd nas niepopularna instytucja, ktra wy ej ni dobro-byt i solidarno spo eczn stawia jasno my lenia; ktra opiera si naszym przemo nym zachciankom i pokusom; ktra wolnajest od wszelkiego snobizmu, lecz kieruje si okre lonymi normami. Normy te mo na odcedzi z najwi kszych osi gni przesz o ci, ale musz one dopuszcza nowo ci, jakie te normy spe niaj . Je eli nic nowego norm nie spe nia, nie ma katastrofy. Epoki wielkiego urodzaju duchowego s rzadkie i gromadz zapasy na chudsze lata. Katastrof by oby, gdyby my utracili inspiracj p yn c z tych epok i nie mieli jej czym zast pi . Wtedy prawdopodobie stwo, e znajd w rd nas swj wyraz te niezwykle rzadkie talenty, by oby jeszcze ni sze. Wp yw Biblii i Homera przetrwa tysi ce lat, czasem w g wnym nurcie, czasem w bocznych odnogach, rzadko trac c na sile oddzia ywania i nigdy si nie dezaktualizuj c, tylko dlatego, e dzie a te nie odpowiada y gustom epoki czy duchowi ustroju. Zapewnia y drog wyj cia, jak rwnie wzorzec reformy. Zadanie uniwersytetu jest wi c wyra nie okre lone, nawet je eli trudno je wykona czy nawet stale mie w pami ci. Po pierwsze, uniwersytet winien zawsze stawia w centrum uwagi wieczne pytania. Czyni to przede wszystkim przechowuj c, a za-razem stale o ywiaj c dzie a tych, ktrzy je najtrafniej podj li. W redniowieczu w umys ach elit spo ecznych silnie obecna by a my l Arystotelesa. Do jego autorytetu odwo ywano si niemal na rwni z Ojcami Ko cio a, w ktrych spu cizn zosta w czony. By o to, oczywi cie, nadu ycie, sam Arystoteles bowiem uwa a , e argumentacja z autorytetu jest przeciwie stwem filozofii. W a- iw postaw wobec jego my li by o pytanie i w tpienie, nie iara. Istot filozofii jest rezygnacja z wszelkiego autorytetu na rzecz indywidualnego rozumu ludzkiego. Tak czy inaczej, Arysto-teles by obecny, swymi umiarkowanymi i rozs dnymi pogl dami wywiera wp yw na wiat i mg pos u y za przewodnika tym, ktrych ogarn o filozoficzne zw tpienie. W naszych czasach wolno od autorytetu i niezale no rozumu sta y si komuna a-mi. Jednak Arystoteles, zamiast by nale ycie

wykorzystywany do czego jeste my nareszcie odpowiednio usposobieni prakty-cznie znikn z pola widzenia. Nie s dz , by my umieli skorzysta z jego my li, jak uczyni to Hegel, aby uchwyci charakter nowo- ytno ci. Wolimy coraz g biej tkwi w w skim do wiadczeniu tu i teraz, za czym idzie utrata szerszych horyzontw. Znikni cie Arystotelesa z pola widzenia w znacznie mniejszym stopniu wy-nika ze swoistych cech jego filozofii, a w wi kszym z niech ci politycznej oraz braku dyscypliny intelektualnej, ktra bierze si z kolei z poczucia samowystarczalno ci. Rozum sta si dla nas przes dem. Rousseau uzna , e liczni spo rd wczesnych libera- w stulecie wcze niej byliby fanatykami religijnymi. Doszed do wniosku, e de facto nie s to ludzie rozumni, lecz konformi ci. Rozum przeobra ony w przes d to najgorsza forma przes du, poniewa rozum jest jedynym narz dziem wyzwolenia od przes -dw. Najwa niejsz funkcj uniwersytetu w epoce rozumu jest obrona rozumu przed nim samym w tym celu uniwersytet musi stanowi wzorzec prawdziwej otwarto ci. Uniwersytet nie zna wi c odpowiedzi, lecz wie, co to jest otwarto i jakie s pytania. Zna rwnie ustrj, w ktrym yje, oraz rodzaje zagro e , jakie ustrj ten stwarza dla jego dzia alno- ci. W demokracji uniwersytet mniej ryzykuje, kiedy sprzeciwia si temu, co nie ukszta towane, zmienne i efemeryczne, ni kiedy to aprobuje, poniewa spo ecze stwo jest samo z siebie otwarte na nowo ci, nie analizuj c tego, co przyjmuje, i lekcewa c to, co stare. Mniej rwnie ryzykuje, skupiaj c si na heroicznym, a nie potocznym wymiarze istnienia, poniewa spo ecze stwo ci y ku do owi. Chc c wyzwoli rozum w ustroju arystokratycznym, uni-wersytet musia by zapewne pj w przeciwnym kierunku ni

300 301

przyj ty w demokracji. Ale w arystokracji instytucja uniwersvt ma mniejsze znaczenie ni w spo ecze stwie demokratyczny poniewa istniej tam inne o rodki ycia umys owego, podczas gdy w demokracji praktycznie nie ma ani adnego innego o rodka ani te inne sposobu ycia, powo ania go czy profesji, ktre wyma-gaj , pobudzaj czy nawet dopuszczaj piel gnacj umys u. W XX wieku konkluzja ta nabiera coraz dramatyczniejszej wymowy Uniwersytet jako instytucja musi zrekompensowa to, czego brak jednostkom w demokracji, i zach ca je do wsp udzia u w swej

duchowej przygodzie. Jako depozytariusz najwy szej zasady, na ktrej ufundowany jest ustrj, uniwersytet musi mie silne poczu-cie swej wagi na zewn trz systemu rwnych jednostek. Musi wzgardzi opini publiczn , poniewa w sobie samym znajduje rd o swej autonomii poszukiwanie, a nawet odkrycie prawdy zgodnej z natur . Musi si skupi na filozofii, teologii, klasyce literackiej i takich naukowcach, jak Newton, Kartezjusz i Leibniz, ktrzy stworzyli najbardziej kompleksowe wizje naukowe i mieli poczucie, e to, czym si zajmuj , wi e si z porz dkiem wszech-rzeczy. Dzie a te pomog uchroni przed zapomnieniem to, co demokracja najbardziej sk onna jest zaniedba . Nie s dogmatyczne, lecz przeciwnie: niezb dne do walki z dogmatyzmem. Uniwersytet musi oprze si pokusie, jak jest wszechstronna us ugowo wobec spo ecze stwa. Ma on swoje interesy, spo ecze stwo wiele in-nych, tote uniwersytet musi swoich interesw pilnowa , aby nie ucierpia y na skutek jego d e do wi kszej u yteczno ci, wi -kszej popularno ci i bycia na bie co". Zadanie uniwersytetu ilustruj dwie sk onno ci umys u demo-kratycznego, o ktrych wspomina TocqueviIle. Jedna z nich to upodobanie do abstrakcji. Poniewa nie istnieje tradycja, a ludzie potrzebuj wskaza yciowych, masowo przyjmuj na wiar ogl-ne teorie, ktre powstaj z dnia na dzie i nie s odpowiednio ugruntowane w do wiadczeniu, lecz wydaj si wszystko t umaczy i skutecznie pe ni funkcj protez do poruszania si w skompliko-wanym wiecie. Marksizm, freudyzm, teoria homo oeconomicus, behawioryzm to tylko niektre przyk ady tej sk onno ci, przyno-sz ce swym propagatorom ogromne zyski. Wspiera t tendencj uniwersalizm demokracji i zak adana jednakowo wszystkich ludzi, poniewa wzrok staje si mniej czu y na r nice. wiadec-twem tej abstrakcyjno ci s wszystkie terminy omwione w cz ci drugiej, wypieraj ce refleksj atrapy my lenia i do wiadczenia, niewiele lepsze od hase propagandowych. W ustrojach arysto-kratycznych ludzie traktuj do wiadczenia swego narodu jako co wyj tkowego i najszczytniejszego, nie lubi uoglnia , wol za-pomnie o naturalnej wsplnocie cz owiecze stwa i uniwersalno ci my lenia. Wyczuleni na r norodno zjawisk, wol przygl da si w asnemu do wiadczeniu, a nie abstrakcyjnym ideom ogl-nym, ktre pozbawiaj wiat wyrazu. To jeszcze jedna rzecz, jakiej demokratyczny uniwersytet musi si nauczy od arystokracji: bardziej kusz nas b yskotliwe nowe teorie ni w pe ni uj te po-znawczo do wiadczenie. Nawet nasz os awiony empiryzm jest bardziej teori ani eli otwarto ci na do wiadczenie. Produkcja teorii to nie to samo co teoretyzowanie czy ycie teoretyczne. Znamieniem filozofii jest konkretno , nie abstrakcyjno . Ka de ciekawe uoglnienie musi wychodzi od pe nej wiadomo ci tego, co chcemy wyja ni , tymczasem demokratyczna sk onno do abstrakcji prowadzi do upraszczania zjawisk, dzi ki czemu staj si przyst pniejsze. Je eli, na przyk ad, za jedyn motywacj dzia a cz owieka uzna d enie do zysku, to atwo jest te dzia ania wyt umaczy . Z ca ego zespo u motywacji abstrahuje si t postulowan i po jakim czasie adnych innych si nie dostrzega. Kiedy ludzie dadz wiar tego rodzaju teorii, przestan wierzy w istnienie w samych sobie innych motywacji. Kiedy z kolei na teorii tej oprze si polityk spo eczn , koniec ko cw ukszta tuj si ludzie, kt-rzy b d do tej teorii pasowali. Kiedy zachodzi, b d zaszed ju , opisany proces, potrzebny jest obraz pierwotnej natury cz owieka i jego motywacji, aby sprawdzi , co si z teorii wy amuje. Opart na poj ciu wyrachowania Hobbesowsk charakterystyk cnt, ktra zwyci y a w psychologii, nale y skontrastowa z charakte-rystyk Arystotelesa, w ktrej cnoty s jeszcze niezale ne i szla-chetne. Rozwijaj c sw doktryn , Hobbes mia w pami ci Ary-stotelesa, co my zaniedbujemy. Aby cofn si do tego, co by o

302 303

w istocie dialogiem, a zarazem przywrci zjawisko cz owiek trzeba czyta Arystotelesa i Hobbesa cznie i porwna to, co ka dy z nich w cz owieku dostrzega . Zdob dziemy wtedy mate-ria do refleksji. Cz owiek nowo ytny yje w wiecie przeobra o-nym przez abstrakcje i sam uleg pod ich wp ywem przeobra eniu Je eli pragnie ponownie do wiadczy cz owieka, musi wmy li si w te abstrakcje z pomoc filozofw, ktrzy ich nie podzielali, dzi ki czemu mog zaprowadzi nas do do wiadcze , ktre bez ich pomocy s dla nas trudne b d niemo liwe do osi gni cia. Z problemem abstrakcji wi e si inny problem, a mianowicie sk onno nauk spo ecznych, by deterministyczne wyja nienia zdarze stawia ponad te, ktre uwzgl dniaj ludzki zamys i wy-br. Tocqueville t umaczy t sk onno bezsilno ci jednostki w spo ecze stwie egalitarnym. Paradoksalnie w najbardziej wolnym ze spo ecze stw, jakim jest demokracja, ludzie okazuj si ch tniej przyjmowa teorie mwi ce im, e s zdeterminowani, czyli e nie s wolni. Pojedynczo nikt nie wydaje si zdolny, lub te uprawniony, do kierowania zdarzeniami, ktre sprawiaj wra e-nie poruszanych bezosobowymi si ami. Z kolei w arystokracjach wysoko urodzone jednostki maj zbyt du e poczucie kontroli nad tym, co le y w ich gestii, s pewne swej wolno ci i lekcewa wszystko, co wydaje si determinowa ich los. Ani arystokratycz-ne, ani demokratyczne poczucie przyczyn zdarze nie jest zgodne z rzeczywisto ci . W demokracji, gdzie ludzie z gry uwa aj si za s abych, zbyt ch tnie przyjmuj teorie, ktre ich w tym mnie-maniu podtrzymuj : uwierzywszy, e jednostka nie ma adnego wp ywu na bieg zdarze , staj si jeszcze s absi. Lekarstwem znw jest klasyka, ukazuj ca postacie herosw Homer, Plutarch. Pocz tkowo autorzy ci mog nam si wyda sko czenie naiwni, lecz to tylko nasza wyrafinowana naiwno ka e nam tak my le . Churchill inspirowa si swym przodkiem Marlborough jego stanowczo w dzia aniu jest niewyobra alna

bez zapatrzenia w ten wzorzec. Marlborough twierdzi , e najwa niejsz rol w je-go wychowaniu odegra Szekspir. Z kolei Szekspir o cnotach m a stanu uczy si w du ej mierze od Plutarcha. Taki jest rodowd intelektualny nowo ytnych bohaterw. Demokratyczna rewolucja umys u cina takie s dziwe drzewa genealogiczne, zast puj c je teoriami podejmowania decyzji, ktre nie znaj kategorii cnt przywdczych, nie mwi c ju o bohaterach. Podsumowuj c, jest jedna prosta regu a dzia alno ci uniwersy-tetu: nie powinien si zajmowa dostarczaniem studentom do- wiadcze , ktre s dost pne w spo ecze stwie demokratycznym. Dotr do nich sami. Uniwersytet musi zadba o do wiadczenia, ktrych im demokracja odmawia. Tocqueville nie uwa a autorw klasycznych za doskona ych, lecz s dzi , e nikt lepiej od nich nie u wiadomi nam naszych niedoskona o ci, a jest to dla nas wa ne. Uniwersytety nigdy nie wywi zywa y si z tego zadania zbyt dobrze. Teraz niemal zaprzesta y stara . Filozofia a spo ecze stwo obywatelskie Chocia rodowd uniwersytetu jest znacznie starszy, w swej dzisiejszej postaci, w swych tre ciach i celach uniwersytet jest dzieckiem o wiecenia. O wieca to nie wiat o tam, gdzie uprze-dnio panowa y ciemno ci, to zast powa opinie, czyli zabobony, naukow wiedz o przyrodzie, wychodz c od zjawisk dost pnych wszystkim ludziom, a ko cz c na uj ciu rozumowym, do ktrego wszyscy ludzie s zdolni. Wszystkie rzeczy nale y zbada i poj za pomoc rozumu, to jest nauki lub filozofii (rozr nienie stosun-kowo wie ej daty, ktre upowszechni o si dopiero w XIX wie-ku). Celem o wiecenia jest poznanie natury wszystkich rzeczy. Przesz o charakteryzowa a si nie tyle niewiedz , ile fa szywy-mi opiniami. Ludzie zawsze mieli w asne zdanie na ka dy temat, lecz by y to opinie nie ugruntowane i nie daj ce si udowodni . Mimo to rz dzi y narodami i cieszy y si autorytetem. St d pro-blemem o wiecenia jest nie tylko odkrycie prawdy, lecz tak e konflikt pomi dzy prawd a ludzkimi przekonaniami, ktre s wro ni te w prawo. O wiecenie wychodzi od napi cia pomi dzy przekonaniami wymuszanymi z jednej strony przez pa stwo i reli-gi , z drugiej za przez prawd naukow . W tpienie w podstawo-we opinie i wyra anie tych w tpliwo ci na g os, nie wspominaj c o zast powaniu tych opinii innymi, by o zakazane przez wszystkie

304 305

poprzednie ustroje, jakie zna cz owiek. Tego rodzaju w tpienie uchodzi o za nielojalne i bezbo ne, i faktycznie takie by o. Oczywi cie, my liciele o wieceniowi nie byli pierwszym, ktrzy rozpoznali to napi cie. O jego istnieniu wiedziano od chwili powstania w Grecji nauki, gdzie pomi dzy VIII a VI wiekiem przed nasz er . My liciele o wieceniowi mieli wiadomo , e y o przed nimi wielu wybitnych filozofw, matematykw, astro-nomw i politologw, ktrzy cierpieli prze ladowania i zostali zepchni ci na margines spo ecze stwa. O wieceniowa innowacja polega a na prbie zredukowania napi cia i zmiany uk adu pomi dzy filozofem a spo ecze stwem obywatelskim. Widomymznakiem tej innowacji s towarzystwa naukowe i uniwersytety, ciesz ce si spo ecznym szacunkiem i poparciem zbiorowo ci naukowcw ustanawiaj cych swe w asne regu y, d cych do wiedzy zgodnie z wewn trznymi wymogami nauki, odrzucaj cych autorytet poli-tyczny i ko cielny, porozumiewaj cych si swobodnie mi dzy sob . Wcze niejsi my liciele godzili si na to napi cie i dopaso-wywali do swe ycie. Ich wiedza s u y a przede wszystkim im samym, a ycie prywatne zasadniczo r ni o si od publicznego. Wyrwania si z ciemno ci ku wiat u pragn li dla siebie. O wie-cenie stanowi o odwa n prb roz wietlenia mrokw dla wszy-stkich ludzi, cz ciowo dla dobra ludzko ci, cz ciowo dla dobra post pu nauki. Powodzenie tej prby zale a o od tego, czy na-ukowcom wolno si b dzie stowarzysza i swobodnie wymienia pogl dy. Swobody te by y osi galne tylko pod warunkiem, e rz dz cy uwierz , i naukowcy nie stanowi dla nich zagro enia. O wiecenie nie by o projektem wy cznie a mo e nawet nie przede wszystkim naukowym, lecz politycznym. Wysz o z za- o enia, nie podzielanego przez antycznych braci o wiecenia, e rz dz cych mo na wychowa . Jak napisa d' Alembert w przedmowie do l'Encyclopedie, pierw-szym dokumencie o wiecenia, projekt ten by konspiracyjny. Tak by musia o, poniewa aby mie w adcw rozs dnych, wielu z nich nale a o usun , szczeglnie tych, ktrych autorytet opiera si na objawieniu. Wrogami numer jeden byli kap ani, poniewa odrzu-cali roszczenia rozumu, opieraj c polityk i moralno na wi tych kstach i autorytecie Ko cio a. Filozofowie zdawali si negowa 0 istnienie Boga, a przynajmniej Boga chrze cija skiego. Staporz dek zbudowany by na chrze cija stwie, tote w ramach 0 porz dku nie mo na by o zezwoli na swobodne u ycie ozumu, poniewa rozum nie godzi si na aden wy szy od siebie autorytet i jest ze swej istoty wywrotowy. Nast pi a publiczna walka o prawo do w adzy, poniewa filozofowie, mimo swej umiarkowanej postawy, potrzebuj przynajmniej sprzyjaj cych im w adcw, stoj cych po stronie rozumu. Wolno my lenia to

prawo polityczne, wi c aby zaistnia a, konieczny jest porz dek

polityczny, ktry to prawo dopuszcza. Inaczej mwi c, nale a o przekona sprawuj cych w adz , e niczym nie skr powane d enie do wiedzy jest dla spo ecze stwa dobre, gwarantuj c tym samym ochron temu d eniu. Nale a o wykaza za pomoc prostej formu y, e post p wiedzy i post p polityczny wzajemnie si warunkuj . Nie jest to bynajmniej s d oczywisty, o czym wie ka dy czytelnik rozprawy Czy odnowienie sztuk i nauk przyczyni o si do odnowienia obyczajw, gdzie Rousseau wytacza przeciwko tej tezie pot ne argumenty. Jest to jednak przewodnia zasada o wiecenia i pierwotne rd o przes -du, ktry ka e wi kszo ci ludzi popiera wolno my lenia i swo-bod docieka . Mwi przes du, poniewa racje motywuj ce t zasad zosta y niemal zapoznane. Ponadto istnieje dzi wiele nur-tw my lowych wrogich wolno ci my lenia. Filozofowie o wie-ceniowi zaproponowali nauk polityczn , ktra mog a zosta spo- ytkowana przez za o ycieli pa stw, na przyk ad w Ameryce, przy ustalaniu zasad i instytucji s u cych lepszemu i skuteczniejszemu urz dzeniu ycia politycznego, jak rwnie przez przyrodoznaw-stwo, ktre mia o opanowa natur w celu zaspokojenia potrzeb cz owieka. Dzi ki tym obietnicom rozum by nie tylko akcepto-walny dla spo ecze stwa obywatelskiego, ale rwnie zyska sobie naczelne we miejsce. Spo ecze stwo oparte na rozumie potrze-buje tych, ktrzy najlepiej rozumuj . Naukowcy mieli by najbar-dziej szanowanymi z ludzi, zaj miejsce krlw i hierarchw, poniewa stanowili niezaprzeczalne rd o tego wszystkiego, co dobre dla ycia, wolno ci i gromadzenia w asno ci. Nie jest do

306 307

ko ca prawd , e star wiar zast pi a nowa, bo aczkolwiek now nauk nie ka dy mo euprawia , ka dy mo e j zrozumie , je eli jest wyszkolony w jej metodzie, a przecie znajomo praw i po-winno ci cz owieka wymaga u ycia rozumu.

O wiecenie by o mia ym przedsi wzi ciem. Stawia o sobie za cel tak przebudowa ycie polityczne i umys owe, aby znalaz o si w ca o ci pod nadzorem filozofii i nauki. aden zdobywca, prorok czy za o yciel pa stwa nie mia szerszej wizji ani nie odnis bardziej imponuj cego sukcesu. Nie istnieje dzi prakty-cznie aden ustrj, ktry w jakim sensie nie wywodzi by si z o wiecenia, najlepszy za z nowoczesnych ustrojw demo-kracja liberalna jest w ca o ci tworem o wieceniowym. Z kolei wszyscy ludzie we wszystkich ustrojach na ca ym wiecie zale ni s od upowszechnionej przez o wiecenie nauki i uznaj jej rol . O wiecenie bezlito nie rozprawi o si z tymi wszystkimi, ktrych na pocz tku wzi o na cel szczeglnie z klerem i podleg mu sfer ycia poprzez d ugi proces wychowania, ktry wykszta ci" ludzi, cytuj c Machiavellego, w sprawach tego wiata". Wystar czy przeczyta ksi g V O bogactwie narodw Adama Smitha, po wi con wychowaniu, aby si przekona , e reforma uniwer-sytetw szczeglnie przezwyci enie wp yww teologii by a koniecznym warunkiem powstania nowoczesnej ekonomii politycznej i opartego na niej ustroju. Wy sze uczelnie s zatem osnow liberalnej demokracji, jej fundamentem, rezerwuarem za-sad, ktre j o ywiaj , oraz nie wysychaj cym rd em wychowa-nia i wiedzy nap dzaj cej maszyneri ustroju. Ustrj rwno ci i wolno ci, ustrj praw cz owieka to ustrj rozumu. Wolny uniwersytet istnieje tylko w liberalnej demokracji, a demokracje liberalne istniej tylko tam, gdzie s wolne uniwer-sytety. Marksi ci maj racj mwi c, e uniwersytet bur uazyj-ny" jest w swej istocie zwi zany ze spo ecze stwem bur u-azyjnym", lecz nie w sugerowanym przez nich znaczeniu. Uniwer-sytet broni tego spo ecze stwa nie dlatego, e podziela jego inte-resy, lecz dlatego, e rwnowaga si w takim spo ecze stwie wymaga, aby wi kszo potrzebowa a, szanowa a, i st d chro-ni a wolno my lenia. Wcze niejsze stowarzyszenia my licieli znajdowa y si pod nadzorem teologicznym i politycznym nie-kwestionowanych w adz. Faszyzm odrzuci rozum i przej kon-trol nad uniwersytetami. Kiedy Hitler doszed do w adzy, Karl Schmitt powiedzia : Hegel umar dzi w Niemczech". Hegel by bodaj najwybitniejszym akademikiem w dziejach. Z kolei komu-nizm utrzymuje, e pod przewodem partii, awangardy ludu, lud sta si racjonalny, wobec czego uniwersytet nie wymaga ju specjalnej troski to jest: mo e by kontrolowany przez parti . Tylko w liberalnej demokracji akceptowany jest prymat rozumu, chocia nie zak ada si tutaj, e obywatele s bezwgl dnie i zawsze rozumni. Demokracja liberalna wyznacza uniwersytetowi specjal-ne miejsce, zwalniaj c go od ogranicze moralnych i politycz-nych, ktre normalnie nak ada si na to, co mo e zosta pomy lane i powiedziane w spo ecze stwie obywatelskim. Nie jest tak, e uniwersytet korzysta z wolno ci my lenia przyznanej wszystkim cz onkom spo ecze stwa, lecz na odwrt: w pierwotnym projekcie nowoczesnego spo ecze stwa powszechna wolno my lenia ucho-dzi a za po dan , aby zyska a oparcie my l w a ciwa filozofom i naukowcom, ci le bior c jedyna, ktra na miano my li" zas u-guje. U zarania tego projektu wolno my lenia uchodzi a za najwa niejsz dlatego, e rozum jest najwy sz z w adz, oraz dlatego, e jest najniezb dniejszy dla dobra spo ecze stwa. O ile mia o powsta spo ecze stwo nowego rodzaju, a ludzko mia a uzyska nowe odpuszczenie cierpie , o tyle Hobbes, Kartezjusz, Spinoza, Bacon, Locke i Newton musieli mie prawo do my lenia i og aszania swych rozstrzygni . Wyj tkowa pozycja tego, co p niej nazwano wolno ci aka-demick , uleg a stopniowej erozji i dzi nik e jest poj cie o zna-czeniu tej kwestii. W wiadomo ci powszechnej, a nawet w wia-domo ci pracownikw uniwersytetw, niemal zaciera si rozr -nienie pomi dzy wolno ci akademick a gwarancj zatrudnienia zapewnian przez rz d, przedsi biorcw czy zwi zki zawodowe. Wolno

akademicka zosta a wch oni ta przez system ekonomi-czny i upodobni a si do interesu grupowego, niekiedy aprobowa-nego, niekiedy dezaprobowanego. Prawo do uprawiania nauki nie daje si teraz odr ni od prawa do my lenia w ogle. Wolno

308 309

s owa ust pi a miejsca wolno ci wyrazu, w my l ktrej obscenicz-ny gest zas uguje na tak sam ochron jak argumentacja filozofi-czna. Jest si z czego cieszy : wszystko wolno i zb dne sta y si antagonizuj ce rozr nienia. W istocie jednak wydarzy o si co innego: rozum zosta str cony z piedesta u, posiada mniejsze wp ywy i jest bardziej bezbronny, odk d do czy do bezliku mniej godnych spraw, ktre domagaj si uwagi i poparcia ze strony spo ecze stwa obywatelskiego. Pseudofilozoficzne ataki prawicy i lewicy na uniwersytet i wiedz akademick , rosn ce wymagania spo ecze stwa i niebywa y rozrost szkolnictwa wy szego czyn-niki te wsplnymi si ami przes oni y to, co jest w idei uniwersytetu najwa niejsze. Pierwotnym zamierzeniem zreformowanych akademii i uni-wersytetw by o dostarczy ciesz c si publicznym szacunkiem siedzib i rodki utrzymania teoretykom, ktrych w ka dym narodzie jest zaledwie garstka, aby mogli si spotyka , wymienia my li i szkoli m odzie w metodach nauki. Akademie i uniwer-sytety mia y by motorami post pu nauki. Reformatorzy walczyli o prawo naukowcw do nieskr powanego u ycia rozumu w dzie-dzinach, w ktrych s kompetentni, dla rozwi zania problemw stawianych przez natur . Podkre li nale y tutaj rozum i kompe-tencj . Intelektualna uczciwo ", zaanga owanie" oraz inne tego rodzaju has a nie maj z uniwersytetem nic wsplnego, nale do sfery walki religijnej i politycznej, przeszkadzaj tylko w dzia- alno ci uniwersytetu oraz nara aj go na zb dne podejrzenia i krytyk . Wolno my lenia i wolno s owa to postulaty teorety-czne i praktyczne, ktre wysun li powa ni reformatorzy politycz-ni, aby wzmc g os rozumu, niedos yszalny w wiecie, w ktrym zawsze rz dzi fanatyzm i gra interesw. Fakt, e wolno ci te przybra y znaczenie szczeglnej zach ty i ochrony fanatyzmu i egoistycznych interesw, to jeszcze jedna aberracja zwi zana z rozk adem idei racjonalnego adu politycznego. Autorzy Fede -

ralisty mieli nadziej , e ich system rz dw przyniesie prymat rozumu i ludzi rozumnych w Stanach Zjednoczonych. Ochrona ekscentrycznych czy szalonych opinii i stylw ycia nieszczegl-nie le a a im na sercu. Ochrona ta, ktr dzi cz sto przypisujemy za o ycielom jako ich naczelny zamys , jest tylko skutkiem ubo-cznym ochrony rozumu i traci wszelkie podstawy, kiedy rozum zostaje odrzucony. Autorzy ci nie respektowali rozlicznych sekt religijnych i nie pragn li r norodno ci dla niej samej. Istnienie wielu sekt zosta o dopuszczone tylko po to, by zapobiec wy onie-niu si jednej, dominuj cej. Jak si wydaje, moment sukcesu o wiecenia by zarazem po-cz tkiem jego rozk adu. Zapoznanie g wnego zamys u o wiece-nia na skutek jego demokratyzacji jest symptomem wewn trznych problemw tego projektu. Poci ga on za sob prawo garstki teoretykw do racjonalnych docieka na polu kilku dyscyplin zajmuj cych si pierwszymi przyczynami wszystkich rzeczy. Wy-maga to atmosfery, w ktrej g osu rozumu nie zag uszaj krzykac-kie g osy rozmaitych zaanga owa " dominuj cych w yciu po-litycznym. Celem jest wiedza; tych, ktrzy do niej d , winien cechowa racjonalizm i kompetencja. Istotne dyscypliny to filo-zofia, matematyka, fizyka, chemia, biologia i nauka o cz owieku, czyli nauka polityczna, ktra poznaje natur cz owieka i cele rz du. Oto akademia. Zale ne od niej s nauki stosowane szczeglnie in ynieryjne, medycyna i prawo ktre maj ni sz godno i pos uguj si wtrn wiedz , lecz wydaj owoce nauko-we po yteczne dla laikw, co budzi w nich powa anie dla nauki. Tym sposobem nauka zaspokaja aspiracje zarwno tych, ktrz y d do wiedzy, jak i tych, ktrzy d do dobrobytu, zaprowadza-j c mi dzy nimi harmoni . Odwieczna przepa pomi dzy m dry-mi i sprawuj cymi w adz zostaje wi c zlikwidowana, a problem m drcw w spo ecze stwie obywatelskim rozwi zany. Zamie-rzeniem projektu by a jedno , ktra odbija aby jedno pozna-walnego rozumowo porz dku natury: ka da cz projektu mia a mie swoje okre lone miejsce, a nad ca o ci mia a czuwa krlo-wa nauk filozofia. Projekt o wieceniowy jedno t utraci i przechodzi kryzys. Rozum nie potrafi ustanowi jedno ci, dobra cz ci i dokona podzia u intelektualnej pracy. Dryfuje bez busoli i steru. Je eli uniwersytet istotnie jest dzieckiem o wiecenia i jego widzialnym znakiem we wsp czesnej demokracji oraz je eli o wie-

310 311

cenie by o projektem politycznym, ktry podj si zmieni dawny charakter stosunkw pomi dzy m dro ci i w adz , wiedz i spo- ecze stwem, to zachodzi podejrzenie, e kryzys wiedzy, ktra zaprzeda a si u yteczno ci politycznej kryzys uniwersytetu

oraz kryzys demokracji liberalnej, porz dku politycznego oparte-go na wiedzy, maj zwi zek z g oszonym przez o wiecenie no-wym wzajemnym ustosunkowaniem si wiedzy i w adzy. Obok my licieli osiemnastowiecznych, takich jak Monteskiusz, Diderot i Wolter, ktrych nauki z regu y uchodz za konstytutyw-ne dla o wiecenia, do kr gu o wiecenia w czy em tak e takich filozofw, jak Machiavelli, Bacon, Montaigne, Hobbes, Karte-zjusz, Spinoza i Locke, poniewa ci pierwsi nie kryli si ze swym d ugiem wobec twrcw my li, ktrej o wiecenie by o w du ej mierze tylko popularyzacj . Luminarze o wiecenia w a ciwego byli pierwszymi, ktrzy ze swymi naukami zwracali si nie tylko, a nawet nie przede wszystkim, do innych filozofw czy potencjal-nych filozofw tej samej rangi oraz ktrym zale a o nie tylko na tych, co rozumiej , lecz tak e na urobieniu opinii szerokich rzesz ludzkich. O wiecenie by o pierwszym inspirowanym filozoficznie ruchem", szko teoretyczn , b d c zarazem si polityczn . Termin o wiecenie" mie ci w sobie te wszystkie znaczenia, po-dobnie jak marksizm, podczas gdy platonizm czy epikureizm odnosz si ci le do teorii wywar y one wprawdzie ten czy w efekt, lecz ich istota jest wy cznie teoretyczna. Chocia Platon i Arystoteles stworzyli teorie polityczne, nie istnieje ustrj, ktry mo na by oby okre li mianem plato skiego czy arystoteleso-wskiego, w tym sensie, e ktry z tych my licieli za o y ruch czy parti , ktra faktycznie powo a a ten ustrj. Tymczasem o wiece-nie bez w tpienia mia o swj udzia w powstaniu demokracji liberalnej, tak jak marksizm mia swj udzia w powstaniu komu-nizmu. Wielu historykw idei jest pod zbyt wielkim wra eniem tego splotu polityki i filozofii, jaki cz sto si ostatnio obserwuje, by zda sobie spraw , e jest to zjawisko ca kiem wie ej daty; rzadko si dostrzega, i najbardziej charakterystyczn i najciekawsz cech o wiecenia jest w a nie to radykalne i wiadome zerwanie z tradycj filozoficzn , je eli chodzi o sposb i zakres zaanga owania politycznego. My liciele o wieceniowi uwa ali si za twrcw nad wyraz mia ej innowacji: jak mwi Machiavelli, filozofia nowo ytna mia a by politycznie skuteczna, podczas gdy Platon i Arystoteles, wraz ze wszystkimi my licielami staro ytnymi, ktrzy poszli w ich lady od chwili za o enia przez Sokratesa filozofii politycznej, byli politycznie nieskuteczni. Machiavelli utrzymywa , e uczy prawdy skutecznej; zarwno on, jak i praktycznie wszyscy jego epigoni pragn li by politycznie skuteczni. Machiavelli bierze przyk ad z Kaliklesa, ktry w Gorgiaszu Platona drwi z Sokratesa, e ten nie umie si broni , os oni przed obelgami i policzkami. Bezbronno filozofa wydaje si punktem zaczepienia dla nowej refleksji i odnowy filozofii. Wielu z nas mo e si to dzi wyda trywialne, lecz ca a tradycja filozoficzna, zarwno staro ytna, jak i nowo ytna, za najbardziej owocny punkt wyj cia dla zrozumie-nia kondycji ludzkiej uwa a a stosunek pomi dzy my l a spo e-cze stwem. Istotnie,

najwcze niejsza filozofia, co do ktrej mamy szczeg owe relacje, rozpoczyna si od os dzenia i stracenia filo-zofa. Machiavelli, inspirator wielkich nowo ytnych systemw filozoficznych, wychodzi od tej bezbronno ci rozumu w porz dku politycznym i stawia sobie za cel, by to naprawi . Powie kto , e my licielami nowo ytnymi powodowa a nie troska o los filozofw, lecz by pos u y si sformu owaniem Bacona pragnienie ul enia niedoli cz owieka. To wszak e sprowadza si do tego samego do krytyki filozofw staro yt-nych za bezsilno i do refleksji nad wzajemnym stosunkiem wiedzy i spo ecze stwa obywatelskiego. Staro ytni nieustannie s awili cnot , lecz ludzie nie stali si od tego bardziej cnotliwi. Wsz dzie istnia y z e ustroje, tyrani prze ladowali lud, bogaci wyzyskiwali biednych, wysoko urodzeni nie pozwalali na awans gminowi, prawo i jego zbrojne rami nie dawa o ludziom wystar-czaj cej ochrony i tak dalej. M drcy wyra nie dostrzegali, co w tym szwankuje, lecz ich m dro nie rodzi a mocy, by temu cho

312 313

troch zaradzi . Nowa filozofia che pi a si , e odkry a sposoby zreformowania spo ecze stwa i zabezpieczenia ycia teoretyczne go. Chocia te cele nie by y to same, widziano je jako wsp za-le ne. Nale y pami ta , e by a to dysputa wewn trzfilozoficzna i e zaznaczy si spr w kwestii, czym jest filozofia. Nowo ytni si gn li do filozofw greckich oraz ich rzymskich spadkobier-cw i nie zgodzili si z nimi. Podzielali jednak pogl d, e filozofia, a wraz z ni to, co nazywamy nauk , powsta a w Grecji i o ile nam wiadomo tylko w Grecji. Filozofia jest racjonal-nym rozliczeniem z ca o ci lub z natur . Samo poj cie natury ma grecki rodowd i jest istotnym warunkiem nauki. Zasada sprzecz-no ci nie przesta a by podstaw dyskursu, a przeciwko swym poprzednikom, z ktrymi si nie zgadzali, nowo ytni wysuwali racjonalne argumenty. Nowo ytni bez zastrze e odziedziczyli znaczn cz spu cizny staro ytnej astronomii i matematyki. Przede wszystkim za zgodzili si , e ycie filozoficzne jest naj-szczytniejszym z mo liwych. Ich spr z filozofami staro ytno ci to nie spr Moj esza z Sokratesem czy Chrystusa z Lukrecjuszem, gdzie nie ma wsplnej przestrzeni dyskursu, lecz raczej antago-nizm Newtona i Einsteina. Mamy tu do czynienia z walk pomi -dzy racjonalistami o tytu do racjonalizmu. Fakt ten cz sto traci si z oczu, cz ciowo dlatego, e g wnym przedmiotem gwa tow-nych atakw filozofw nowo ytnych sta a si scholastyka pos u enie si Arystotelesem

przez Ko ci rzymskokatolicki a motywacj tych atakw by a nie tyle filozofia staro ytna, ile teologia. Jeszcze jeden powd, dla ktrego trudno jest ju mwi o istotnej zgodzie pomi dzy staro ytnymi i nowo ytnymi, to no-wo ytna historia idei nauka z regu y postrzegaj ca wszystkie r nice opinii jako r nice wiatopogl dowe", zamazuj c roz-graniczenie pomi dzy sporami maj cymi rd o w rozumie i spo-rami maj cymi rd o w wierze. Termin o wiecenie" wi e si z Plato sk metafor jaskini, ujmuj c stosunek pomi dzy my licielem a spo ecze stwem. W Pa -stwie Sokrates ukazuje ludzko jako wi niw zamkni tych w mrocznej jaskini: przykuci do swego miejsca, musz patrze na cian i ogl da rzutowane obrazy, ktre bior za byty same i ktre dla nich jedyn rzeczywisto ci . Wolno oznacza dla cz owie-ka zrzucenie okw, czyli narzuconych przez spo ecze stwo kon-wencji, opuszczenie jaskini i udanie si tam, gdzie s o ce o wietla byty, dzi ki czemu mo na ujrze je takimi, jakie s . Kontemplacja o wietlonych bytw to zarazem wolno , prawda i najwy sza rozkosz. Metafor t Sokrates pragnie pokaza , e wychodzimy od z udze , czy te mitw, lecz mo liwe jest zmierzanie do wiata poza konwencjami, czyli natury, za pomoc rozumu. Fa szywe mniemania mo na skorygowa , a do poszukiwania prawdy sk a-niaj ludzi rozumnych wewn trzne sprzeczno ci tych mniema . Wychowanie jest ruchem od ciemno ci do wiat a. Rozum rzuto-wany na byty, o ktrych pocz tkowo tylko mniemamy w mroku, daje o wiecenie. Nowo ytni zgodzili si , e rozum jest zdolny ujmowa byty, e istnieje wiat o, do ktrego d y nauka. Ca a r nica pomi dzy staro ytnymi i nowo ytnymi dotyczy jaskini, amwi c niemetafo-rycznie, stosunku pomi dzy wiedz i spo ecze stwem obywa-telskim. Sokrates nie twierdzi, e nawet gdyby jakim cudem filozofowie zostali krlami i posiedli wiedz absolutn , natura jaskini uleg aby zmianie, a spo ecze stwo obywatelskie lud, demos oby oby si bez fa szywych mniema . Filozofowie, ktrzy by wrcili do jaskini, wiedzieliby, e to, co inni bior za rzeczywisto , jest tylko obrazem, lecz tylko nielicznym szcz - liwcom potrafiliby pokaza rzeczy takimi, jakie s . Rz dziliby pa stwem rozumnie, lecz pod ich nieobecno pa stwo znw popad oby w bezrozum. Lub inaczej: niem drzy nie umieliby rozpozna m drych. Natomiast Bacon czy Kartezjusz uwa ali ju , e da si uczyni wszystkich ludzi rozumnymi, zmieni to, co zawsze i wsz dzie by o faktem. O wiecenie mia o sprowadzi wiat o bytu do samej jaskini i na zawsze za mi obrazy na cianie. Problem obraca si wok pytania, czy jaskinia jest niemo liwa do wyremontowania, jak s dzi Platon, czy te mo na j zmieni za pomoc nowego wychowania, jak s dzili najwybitniejsi filozofo-wie XVII i XVIII wieku. Jak opowiada nam Platon, Sokrates zosta oskar ony o bezbo -

314 315

no , o nieuznawanie czczonych przez Ateny bogw, i uznany za winnego. Platon zawsze ukazuje Sokratesa jako archetyp filozofa Zdarzenia z ycia Sokratesa, problemy, przed ktrymi by stawia-ny, uciele niaj to, przed czym musi stan filozof jako taki Z Obrony Sokratesa dowiadujemy si , e najwa niejszym proble-mem politycznym dla filozofa s bogowie. Z dialogu tego wynika niedwuznacznie, e obrazy na cianie, ktrych ludzie nie pozwol kwestionowa , to obrazy bogw. Odpowiadaj c na oskar enie Sokrates nie domaga si uniwersyteckich swobd dociekania p ra-wdy o rzeczach niebios i piekie . Uznaje prawo miasta do dania ode wiary. Jego obrona, niezbyt przekonuj ca, opiera si na stwierdzeniu, e jego dzia alno nie jest wywrotowa. Sokrates nadaje filozofii wysok godno i stara si zminimalizowa roz-d wi k pomi dzy filozofowaniem a byciem dobrym obywatelem. Innymi s owy, gra na zw ok b d jest nieszczery. Jego obrona nie daje si zakwalifikowa jako intelektualnie uczciwa" i niezbyt odpowiada dzisiejszym gustom. Sokrates pragnie tylko, by w mia-r mo no ci zostawi go w spokoju, lecz jest w pe ni wiadom, e cz owiek, ktry kwestionuje to, co wiedzie powinien ka dy dobry obywatel, i ktry zamiast praktykowa cnot , przep dza ycie na czczych rozmowach o cnocie, wkracza w konflikt z pa stwem. Charakterystyczne jest to, e zamiast prbowa znie te funda-mentalne konflikty, Sokrates nimi yje i je ilustruje. W Pa stwie usi uje zespoli bycie obywatelem z filozofi . Jedynym mo liwym rozwi zaniem s rz dy filozofw, wtedy bowiem nie by oby roz-bie no ci pomi dzy nakazami pa stwa i wymogami filozofii, po-mi dzy w adz i m dro ci . Projekt ten jest nieosi galny i So-krates snuje go tylko gwoli ironii. Ma on pokaza , z czym trzeba y . Ustrj krlw-filozofw jest zazwyczaj wykpiwany i uchodzi za totalitarny, lecz zawiera wiele z tego, czego naprawd pragnie-my. Na og wszyscy ycz sobie rz dw rozumu i nikt nie uwa a za s uszne, by taki cz owiek jak Sokrates mia podda si w adzy ni szych od siebie b d dostosowywa do nich swoje my li. Wbrew utartym opiniom z Pa stwa p ynie nauka, e yczenia te s nie do spe nienia, a nasza sytuacja wymaga znacznych kompro-misw, ale tak e niez omno ci, wiele odwagi przy nik ej nadziei. 316 Wa ne jest nie to, aby mwi , co si my li, lecz aby mimo ciskw posiada swoje w asne my li. Wbrew potocznym opiniom, ide rz dw filozofw pragn o rzeczywistni o wiecenie, ktremu umkn a ironia zawarta w roz-wa aniach Sokratesa. Cho filozofowie o wieceniowi nie byli krlami, ich projekty polityczne zrodzi y si po to, by zosta y zrealizowane w praktyce. I zrealizowane zosta y; nie dlatego, e filozofom uda o si nak oni do nich krlw, lecz dlatego, e filozofia zyska a wystarczaj c w adz , by zmusi krlw do ust pienia. Wszyscy uznajemy rz dy filozofii, kiedy damy, by ustroje polityczne chroni y prawa cz owieka. Gniewaj c si na Sokratesa, ktry cenzuruje poetw, mimowolnie przeczymy sa-mym sobie, je eli zgadzamy si , e dzieci powinny pozna

metod naukow , zanim do ich przekona i post powania zacznie ro ci sobie prawa wyo nia. bra Wychowanie w duchu o wieceniowym urzeczywistnia to, co Sokrates tylko poddaje pod rozwag . Sokra-tes prbuje przynajmniej ocali poezj , o wiecenie za jest niemal oboj tne na jej losy. Poniewa uwa amy, e oprcz wicze w rozumowaniu w szkole powinny by tak e lekcje poezji, atwo tracimy z oczu sedno sprawy: Co dzieje si z wyobra ni poetyck , kiedy duszy zostanie narzucona rygorystyczna dyscyplina, oporna na najwi ksze powaby poezji? My liciele o wieceniowi wypowia-dali si w tej sprawie jednoznacznie. Nie zerwali z tradycj , a tylko rozstrzygn li ten problem na rzecz rozumu, tak jak yczy sobie tego Sokrates, lecz uwa a to za niemo liwe. O wiecenie to Sokrates powa any i maj cy prawo do docieka w dowolnej dziedzinie, st d o wiecenie to spo ecze stwo obywatelskie przekonstytuowane. W Obronie Sokrates, ktry yje w n dzy, poniewa ani nie pracuje, ani nie odziedziczy maj tku, przekra-czaj c wszelkie granice bezczelno ci, proponuje, by ywiono go w ratuszu na koszt miasta. Ale czym e jest nowoczesny uniwer-sytet, z pensj i do ywotni profesur , je eli nie darmowym wi-ktem dla filozofw i naukowcw? Kolejna paralela: o wiecenie explicite pragnie usun z polityki uczucia religijne co prowadzi na przyk ad do oddzielenia Ko cio a od pa stwa nie chc c dopu ci do tego, aby najwy sza zasada 317

ycia politycznego by a wroga rozumowi. Taki jest te zamys Sokratesa, nakazuj cego w Pa stwie przerobi opowiadane przez poetw historie o bogach. Niczemu, co neguje zasad sprzeczno ci nie przys uguje autorytet, poniewa z t w a nie raf zderzy si Sokrates. Jednak e nie uwa a on, by Ko ci i pa stwo mo na by o od siebie oddzieli . Oba terminy uzna by za sztuczne. Wierzy , e bogowie s za o ycielami ka dej polis i najwa niejszymi w niej istotami. Nie o mieli by si skaza ich na wygnanie dla w asnej obrony. My liciele o wieceniowi podj li jego spraw i kontynuowali wojn z nieustannym zagro eniem, jakim s dla nauki irracjonalne pozarozumowe pierwsze przyczyny. Sukcesywne, lecz nig-dy ca kowite, zwyci stwo w tej wojnie zamienia pragnienie ro-zumno ci w prawo do rozumno ci, czyli wolno akademick . W procesie tym uleg o przebudowie ycie polityczne i przyj o posta , ktra okaza a si nie do zniesienia dla wielu m w stanu i my licieli, w wyniku czego w sferze politycznej stopniowo zosta a przywrcona religia i irracjonalno , cz sto w nowych, przera aj cych przebraniach. Tego w a nie obawia by si Sokrates.

W tym miejscu moim celem jest jedynie zwrci uwag na ci g o tradycji, pokaza , e o wiecenie jest prb nadania statu-su politycznego temu, co symbolizuje Sokrates. Akademia i uni-wersytet to instytucje, ktre lepiej lub gorzej uciele niaj ducha sokratejskiego. Zarazem jednak ich istnienie jako instytucji pod-kre la zmiany, jakie zasz y od czasw Sokratesa, ktry nie zak a-da adnych instytucji, a tylko mia przyjaci . Z kolei ataki na te instytucje, podj te najpierw przez Rousseau, a potem przez Nie-tzschego, to ataki na sokratejski racjonalizm, uprawiany w sokra-tejskim duchu. W losie Sokratesa streszcza si ca a historia my li zachodniej: najpierw broni go Platon, potem o wiecenie go insty-tucjonalizuje, wreszcie Nietzsche go oskar a. Dwuip tysi cletni ho d pami ci tego cz owieka, ktrego pa stwo ate skie u mierci o za filozofowanie, ko czy si jego duchow egzekucj w imi kultury z r k najwsp cze niejszych wielkich filozofw. I pa -stwu, i kulturze autorytetu udziela sacrum. Medytacja nad Sokratesem to inspiruj cy temat filozoficzny od Platona i Arystotelesa, przez Farabiego, Majmonidesa, Machia-vellego, Bacona, Kartezjusza, Spinoz , Locke'a, Rousseau i He-gla, po Nietzschego i Heideggera. Sokrates jest cz owiekiem do-pe niaj cym, jego enigmatyczno sk ania do refleksji nad natur tych, ktrzy posiedli wiedz . Do wiadczenie filozoficzne Typ do wiadczenia, ktry uosabia Sokrates, jest istotny, ponie-wa stanowi dusz uniwersytetu. Do wiadczenie to i jego relacja wobec spo ecze stwa obywatelskiego tak nale a oby oglnie sformu owa problem uniwersytetu to sta y temat w pismach Platona i Ksenofonta, ktrzy daj nam Sokratesa z krwi i ko ci, przedstawiaj wieloznaczny materia do naszej w asnej oceny, pokazuj , jak taki cz owiek yje, jakie podnosi kwestie, jakich ma r norodnych przyjaci , jakie s jego stosunki z w adcami, pra-wami i bogami, i wreszcie, jak oddzia uje na wiat wok siebie. Zmusza nas to, na przyk ad, do postawienia pytania, jaki wp yw na m odego Alcybiadesa, ktremu przeznaczona by a wybitna kariera w tej dziedzinie, mia o poni enie przez Sokratesa polity-kw. Sokrates nie by pierwszym filozofem, ktry wszed w koli-zj z pa stwem, lecz jako pierwszy mia ten przywilej, e jego sposb ycia zosta dramaturgicznie i poetycko zobrazowany, co postawi o go mi dzy herosw i zmusi o potomnych do refleksji nie tylko nad jego nauk , lecz tak e nad samym cz owiekiem i jego miejscem w pa stwie. Ten wielowarstwowy dramat antycznego filozofa, ktry zwrci na siebie uwag pa stwa w a nie dlatego, e by filozofem, ukazuje wszystkie kwestie wolno ci my li we wszystkich aspektach, bez adnego doktrynerstwa, dzi ki czemu otrzymujemy wie e spojrzenie na wag , ale tak e na k opotliwo tej wolno ci. Od Pa stwa, gdzie naprawd powa nie potraktowa-ne s tylko wymagania wiedzy, po Prawa, gdzie pe n uwag zyskuj konkurency wymagania ycia jne politycznego, Sokrates udoskonalaj cy, ale tak e rozbijaj cy spo eczno ujawnia wszystkie oblicza swej dzia alno ci. Trudno ci, jakie spotykaj Sokratesa i innych filozofw ze strony prawa, nie nale y myli

318

319

z uprzedzeniami spo ecze stwa wobec obcych, dysydentw i non-konformistw, jest to bowiem wynik istotnej sprzeczno ci pomi -dzy dwoma najwa niejszymi podmiotami roszcze o lojalno cz owieka jego spo eczno ci i jego rozumem. Sprzeczno t mo na przezwyci y ty wtedy, lko kiedy pa stwo jest racjonalne, jak u Hegla, lub kiedy rozum zostanie odrzucony, jak u Nietzsche-go. Niezale nie od tego, co nas w tej mierze czeka, posiadamy sprawozdanie, nieporwnane w swej szczeg owo ci i wnikliwo- ci, z pierwszego zaistnienia tego konfliktu w dziejach filozofii, i mo emy uchwyci naturalne, a przynajmniej niewyrobione, przed-filozoficzne reakcje na ten dylemat. Mo emy zatem spojrze na pocz tek w czasach, kiedy by mo e jeste my wiadkami ko ca, cz ciowo dlatego, e ten pocz tek zapoznali my. Poezja o Sokratesie, ktra wysz a spod pira Platona i Kseno-fonta, utrzymana jest ju w klimacie apologii, rehabilitacji cz o-wieka pot pionego. Pierwszy zapis reakcji pa stwa na Sokratesa poczyni Arystofanes. Szcz ciarz z tego Sokratesa! Ma o, e oddali swj talent na jego us ugi Platon i Ksenofont, to jeszcze wyst pi w g wnej roli w najwi kszym dziele wytrawnego geniu-sza komedii. Chmury cz sto oburzaj tych, ktrzy nieszczeglnie dbaj o Sokratesa, lecz s dz , e nie wolno si mia z rzeczy powa nych. Dr czy ich to, e Arystofanes by mo e przyczyni si do niedoli Sokratesa. Sokrates raczej nie podziela ich ponu-ractwa. mia si i artowa w dniu mierci. Z Arystofanesem czy go swoista figlarno . Arystofanes faktycznie ukazuje Sokratesa miechu wartego i przyjmuje punkt widzenia prostakw, dla kt-rych Sokrates jest miechu warty. Arystofanes jednak wyszydza tak e prostakw. Czytaj c go, rzeczywi cie miejemy si z m -drych wsplnie z nieo wieconymi, ale miejemy si tak e z nie-o wieconych wsplnie z m drymi. Przede wszystkim miejemy si z gniewu, jakim nieo wieceni pa aj do m drych. Sokrates z Chmur to cz owiek, ktry pogardza tym, na czym innym zale y, a zale y mu na tym, czym inni pogardzaj . Przep -dza ycie, badaj c natur , g wkuje o komarach i gwiazdach, przeczy istnieniu bogw, bo nie znajduje ich w naturze. Tam, gdzie dla obywateli polis ogromniej Ateny, na jego mapach jest tylko kropeczka. Prawo i konwencja (nomos) nic dla niego nie znacz , poniewa nie s dzie e natury, a m tylko cz owieka. Jego towarzy-sze to anemiczni m odzie cy bez krzty zdrowego rozs dku. W tej akademii, ktra ukonstytuowa a si w swobodnej atmosferze Aten, dziwacy ci zajmuj si swoimi sprawami, robi c wra enie co najwy ej nieszkodliwych wariatw. S biedni, nie maj adnych sta ych rde utrzymania. Sokrates przyjmuje darowizny i, jak si wydaje, przyzwala na drobne kradzie e, zwyczajnie po to, by nie umrze z g odu. Niezbyt to moralne, ale nie s to ludzie li, poniewa jedyne, o co dbaj , to swe dociekania. Sokrates jest zupe nie oboj tny na zaszczyty i zbytki. Arystofanes uchwyci absurdalno doros ego cz owieka, kt-ry po wi ca ycie rozmy laniom nad odbytami komarw. Przeko-nanie o tym, e nauka musi by u yteczna, zbyt g boko wesz o n w am krew, by my dostrzegali, w jak du ym stopniu perspektywa naukowca r ni si od perspektywy d entelmena, jak ra ce i ma- ostkowe wydaj si zainteresowania nauki cz owiekowi, ktry rozmy la

o wojnie i pokoju, sprawiedliwo ci, wolno ci i chwale. Je eli nauka s u y tylko zaspokajaniu ciekawo ci, w co wierz teoretycy, z punktu widzenia praktyka jest ona niemoraln bzdur . Proporcje wiata zostaj zachwiane. W odmalowywaniu miesz-no ci nauki dorwna Arystofanesowi tylko Swift. Jego opis piersi kobiecej widzianej przez mikroskop ma pokaza , czym jest w isto-cie nauka, nie po to, by j oczernia , lecz by uwyra ni dyspropo-rcj pomi dzy wiatem, ktrego trzyma si kurczowo wi kszo ludzko ci, a tym zamieszkanym przez teoretykw. Przedmiotem satyry Arystofanesa jest zewn trzny pozr na-uki, czyli to, jak jest postrzegana przez nienaukowcw. Godno tego, czym si zajmuje naukowiec, zosta a ledwo zasugerowana. Sokrates Arystofanesa nie jest zindywidualizowany. Nie jest to prawdziwy Sokrates, ktrego znamy, a tylko okaz gatunku filozo-fos, badacz natury, szczeglnie astronomii. Pierwszym znanym okazem tego gatunku by Tales. Jako pierwszy znalaz przyczyn za mienia s o ca i przewidzia jego dat . Co oznacza, e doszed do tego, i niebiosa poruszaj si regularnie i zgodnie z prawami matematyki. Potrafi przej drog rozumow od widzialnych

320

11 321

Umys zamkni ty

z uprzedzeniami spo ecze stwa wobec obcych, dysydentw i non-konformistw, jest to bowiem wynik istotnej sprzeczno ci pomi -dzy dwoma najwa niejszymi podmiotami roszcze o lojalno cz owieka jego spo eczno ci i jego rozumem. Sprzeczno t mo na przezwyci y tylko wtedy, kiedy pa stwo jest racjonalne, jak u Hegla, lub kiedy rozum zostanie odrzucony, jak u Nietzsche-go. Niezale nie od tego, co nas w tej mierze czeka, posiadamy sprawozdanie, nieporwnane w swej szczeg owo ci i wnikliwo- ci, z pierwszego zaistnienia tego konfliktu w dziejach filozofii, i mo emy uchwyci naturalne, a przynajmniej niewyrobione, przed-filozoficzne reakcje na ten dylemat. Mo emy zatem spojrze na pocz tek w czasach, kiedy by mo e jeste my wiadkami ko ca, cz ciowo dlatego, e ten pocz tek zapoznali my.

Poezja o Sokratesie, ktra wysz a spod pira Platona i Kseno-fonta, utrzymana jest ju w klimacie apologii, rehabilitacji cz o-wieka pot pionego. Pierwszy zapis reakcji pa stwa na Sokratesa poczyni Arystofanes. Szcz ciarz z tego Sokratesa! Ma o, e oddali swj talent na jego us ugi Platon i Ksenofont, to jeszcze wyst pi w g wnej roli w najwi kszym dziele wytrawnego geniu-sza komedii. Chmury cz sto oburzaj tych, ktrzy nieszczeglnie dbaj o Sokratesa, lecz s dz , e nie wolno si mia z rzeczy powa nych. Dr czy ich to, e Arystofanes by mo e przyczyni si do niedoli Sokratesa. Sokrates raczej nie podziela ich ponu-ractwa. mia si i artowa w dniu mierci. Z Arystofanesem czy go swoista figlarno . Arystofanes faktycznie ukazuje Sokratesa miechu wartego i przyjmuje punkt widzenia prostakw, dla kt-rych Sokrates jest miechu warty. Arystofanes jednak wyszydza tak e prostakw. Czytaj c go, rzeczywi cie miejemy si z m -drych wsplnie z nieo wieconymi, ale miejemy si tak e z nie-o wieconych wsplnie z m drymi. Przede wszystkim miejemy si z gniewu, jakim nieo wieceni pa aj do m drych. Sokrates z Chmur to cz owiek, ktry pogardza tym, na czym innym zale y, a zale y mu na tym, czym inni pogardzaj . Przep -dza ycie, badaj c natur , g wkuje o komarach i gwiazdach, przeczy istnieniu bogw, bo nie znajduje ich w naturze. Tam, gdzie dla obywateli polis ogromniej Ateny, na jego mapach jest tylko jyopeczka. Prawo i konwencja (nomos) nic dla niego nie znacz , poniewa nie s dzie em natury, a tylko cz owieka. Jego towarzy-sze to anemiczni m odzie cy bez krzty zdrowego rozs dku. W tej akademii, ktra ukonstytuowa a si w swobodnej atmosferze Aten, dziwacy ci zajmuj si swoimi sprawami, robi c wra enie co najwy ej nieszkodliwych wariatw. S biedni, nie maj adnych sta ych rde utrzymania. Sokrates przyjmuje darowizny i, jak si wydaje, przyzwala na drobne kradzie e, zwyczajnie po to, by nie umrze z g odu. Niezbyt to moralne, ale nie s to ludzie li, poniewa jedyne, o co dbaj , to swe dociekania. Sokrates jest zupe nie oboj tny na zaszczyty i zbytki. Arystofanes uchwyci absurdalno doros ego cz owieka, kt-ry po wi ca ycie rozmy laniom nad odbytami komarw. Przeko-nanie o tym, e nauka musi by u yteczna, zbyt g boko wesz o nam w krew, by my dostrzegali, w jak du ym stopniu perspektywa naukowca r ni si od perspektywy d entelmena, jak ra ce i ma- ostkowe wydaj si zainteresowania nauki cz owiekowi, ktry rozmy la o wojnie i pokoju, sprawiedliwo ci, wolno ci i chwale. Je eli nauka s u y tylko zaspokajaniu ciekawo ci, w co wierz teoretycy, z punktu widzenia praktyka jest ona niemoraln bzdur . Proporcje wiata zostaj zachwiane. W odmalowywaniu miesz-no ci nauki dorwna Arystofanesowi tylko Swift. Jego opis piersi kobiecej widzianej przez mikroskop ma pokaza , czym jest w isto-cie nauka, nie po to, by j oczernia , lecz by uwyra ni dyspropo-rcj pomi dzy wiatem, ktrego trzyma si kurczowo wi kszo ludzko ci, a tym zamieszkanym przez teoretykw. Przedmiotem satyry Arystofanesa jest zewn trzny pozr na-uki, czyli to, jak jest postrzegana przez nienaukowcw. Godno tego, czym si zajmuje naukowiec, zosta a ledwo zasugerowana. Sokrates Arystofanesa nie jest zindywidualizowany. Nie jest to prawdziwy Sokrates, ktrego znamy, a tylko okaz gatunku fdozo-fos, badacz natury, szczeglnie astronomii. Pierwszym znanym okazem tego gatunku by Tales. Jako pierwszy znalaz przyczyn za mienia s o ca i przewidzia jego dat . Co oznacza, e doszed do tego, i niebiosa poruszaj si regularnie i zgodnie z prawami matematyki. Potrafi przej drog rozumow od widzialnych

320 1 321 Umys zamkni ty

skutkw do niewidzialnych przyczyn i spekulowa na temat n znawalnego rozumowo porz dku natury jako ca o ci. Z t chwil zyska wiadomo , e jego umys pozostaje w zgodzie z zasadam' rz dz cymi natur , e on sam jest mikrokosmosem. Chwila ta zawiera wiele aspektw: zadowolenie z rozwi zania problemu; rozkosz pos ugiwania si w adzami umys owymi; bez-brze na duma, pe niejsza ni duma jakiegokolwiek zdobywcy Tales bowiem ogarnia i posiada wszystko; pewno zaczerpni ta z niego samego, nie wymagaj ca adnych autorytetw; samowy-starczalno , niezale no w urzeczywistnieniu tego, co w nim najwy sze, od innych ludzi, od opinii czy takich przypad o ci, jak urodzenie lub wybr do w adz od czegokolwiek, co mo e mu zosta odebrane; szcz cie nie zm cone z udzeniem czy nadziej , szcz cie jako czysty akt. Ale mo e najwa niejsze by o dla Talesa zrozumienie, e poetyckie czy mitologiczne interpretacje za mie s fa szywe; e za mienia nie s , jak wierzono przed nastaniem nauki, znakami od bogw. Za mienia wykraczaj poza w adz bogw. Nale do natury. Nie trzeba si ba bogw. Do wiadcze-nie teoretyczne jest do wiadczeniem wyzwolenia, nie tylko w sen-sie negatywnym my liciel jest wolny od l ku przed bogami ale tak e pozytywnym: odkrywa on najlepszy sposb na ycie. Majmonides daje nast puj cy opis do wiadczenia filozoficznego u ycia rozumu: Ten b dzie przeto klucz, ktry pozwoli wej tam, gdzie bramy by y zamkni te. A gdy si te bramy otworzy i wejdzie w te miejsca, dusza znajdzie tam odpoczynek, oczy rozkosz, cia a za ulg w swym znoju i trudzie". Co uprzednio by o w duszy sp tane, teraz zyskuje swobod dzia ania. Wolno od mitw i zawartej w nich tezy, e najlepsza jest pobo no , pozwala dostrzec, e najlepsza jest wiedza, cel, ktremu podporz dkowane jest wszystko inne, jedyny cel, ktry nietautologicznie mo na nazwa celowym. Wa kie do wiadczenie teoretyczne z koniecz-no ci prowadzi ku pierwszym zasadom wszechrzeczy i zawiera w sobie wiadomo dobra. Cz owiek jako taki, niezale nie od narodowo ci, urodzenia i maj tno ci, zdolny jest do tego do wiad-czenia. Jest to jedyna rzecz, ktra z ca pewno ci czy ludzi pod wzgl dem duchowym: twierdzenia nauki pochodz z wn trza owieka i s dla wszystkich ludzi jednakowe. Kiedy zastana-wiam si nad twierdzeniem Pitagorasa, wiem, e mam w sobie tym momencie dok adnie to samo co wszyscy inni ludzie, ktrzy mv l lym twierdzeniu. Ka de inne rzekomo wsplne do wiad-czenie jest w najlepszym razie niejednoznaczne.

Do wiadczenie to cz ciowo przetrwa o w nowo ytnym przy-rodoznawstwie, a tylko efemerycznie uobecnia siew humanistyce. Jedno nauki jest rzadko odczuwana i ma o ceniona, poniewa prawie nie istnieje dzi filozofia. Filozofowie jednak zawsze j rozumieli, poniewa zaznaj tego do wiadczenia i potrafi je rozpozna u innych. To poczucie wsplnoty ma dla nich wi ksze znaczenie ni rozbie no ci w kwestiach ostatecznych. Filozofia nie jest doktryn , lecz sposobem na ycie, tote filozofowie, mimo wszelkich r nic w swych teoriach, maj wi cej wsplnego ze sob ni ze wszystkimi innymi lud mi, nawet wyznawcami swych teorii. Platon dostrzega to do wiadczenie u Parmenidesa, Arysto-teles u Platona, Bacon u Arystotelesa, Kartezjusz u Bacona, Locke u Kartezjusza i Newtona, i tak dalej. Male ka garstka ludzi, ktrzy w pe ni uczestnicz w tym sposobie ycia, to dusza uniwersytetu. Jest to zarwno zasada, jak i fakt historyczny. Uniwersytety powstawa y z natchnienia na-uczaniem i przyk adem filozofw. Filozofia, wraz z przedstawia-nym przez ni obrazem racjonalnego ycia kontemplacyjnego, umo liwi a, a tak e mniej lub bardziej wiadomie o ywia a nauki oglne i szczeg owe. Kiedy przyk ad filozofw traci moc od-dzia ywania lub by przy miewany przyk adem ludzi nie podzie-laj cych do wiadczenia filozoficznego, uniwersytety podupada y lub by y likwidowane. Taki jest cis y sens barbarzy stwa i cie-mnoty. Nie twierdz , e filozofw mo na by o na co dzie u wiad-czy w uczelnianych murach, tak jak niecodziennie spotyka si prorokw i wi tych w domach kultu. Ale poniewa domy kultu po wi cone s duchowi prorokw i wi tych, r ni si od innych domw. Mog spe nia wiele ubocznych funkcji, ale pozostaj tym, czym s , ze wzgl du na to, ku czemu aspiruj , i wszystko, co dzieje si w ich murach, jest naznaczone t czci . Je eli jednak zniknie wiara, je eli do wiadczenia przekazywane przez proro-

322 323

kw i wi tych budz sceptycyzm lub oboj tno , wi tynia prze staje by wi tyni , niewa ne, jak bardzo bogata kwitnie tam aktywno . Sama wi tynia murszeje i w najlepszym razie staie si zabytkiem, ktrego wewn trzne ycie jest obce spaceruj cym tam leniwie turystom. Cho analogia nie jest do ko ca uzasadnio-na, uniwersytet tak e naznaczony jest duchem w pe ni podzie-lanym przez bardzo nielicznych ludzi nieobecnych, ktrym winien jest szacunek. Mo e przyj niemal ka dego, o ile ten kto aspiruje i posiada cho przeb ysk godno ci tego, co si dzieje w murach

uniwersyteckich. Nad uniwersytetem stale ci y gro -ba, e utraci kontakt z o ywiaj c go zasad , e b dzie symboli-zowa co , co zd y zagubi . Cho mo e si wyda niedorzecz-no ci , aby w tej grupce wybitnych jednostek mia o si skupia wszystko, co wa ne dla uniwersytetu, zaledwie wczoraj tak w a -nie s dzono. Tak by o, na przyk ad, na dziewi tnastowiecznym uniwersytecie niemieckim, ostatnim wielkim modelu, na jakim wzorowa y si uczelnie ameryka skie. Cho by na uniwersytetach bardzo le si dzia o, cho by obce ich istocie dobudwki ci ga y je w d , zawsze istnia a intuicja, e Arystoteles i Newton to w a nie to, o co chodzi. ycie filozoficzne to nie uniwersytet. Przed XIX stuleciem wi kszo filozofw nie mia a nic wsplnego z uniwersytetami, a bodaj najwi ksi czuli wobec nich odraz . Sokrates jest niewy-obra alny jako profesor z przyczyn, ktre zas uguj na uwag . A przecie Sokrates to istota uniwersytetu. Uniwersytet istnieje po to, by piel gnowa i rozwija sokratejsk ide . Faktycznie ju prawie tego nie czyni. Wa niejszy jest jednak fakt, e o wiecenie sprawi o, i filozofia i filozofowie t umnie zamieszkali na uniwer-sytetach, porzucaj c swe dawne obyczaje i domostwa. Do daw-nych s abo ci dodali nowe, skutkiem czego grozi im wymarcie. Filozofowie klasyczni nie podj liby tego ryzyka i mieli po temu s uszne powody. Zrozumienie tych powodw jest dla nas bezcenne w naszym trudnym po o eniu. Chocia filozofowie pojmuj do wiadczenie filozoficzne jako co typowo, wr cz definicyjnie ludzkiego, godno i urok filozofii nie zawsze i nie wsz dzie by y powszechnie uznawane. Inaczej si nrawy mia y z innymi pretendentami do tronu: prorokiem i wi -tym, bohaterem i m em stanu, poet i artyst , ktrych roszczenia, cho cz sto odrzucane, powszechnie uchodz za powa ne. Ludzie ci bodaj e rwie nicy spo ecze stwa obywatelskiego, zawsze byli w rd nas, podczas gdy filozofowie pojawili si p no i mu-sieli torowa sobie drog . Ten p ny start ma co wsplnego z omawianym problemem, lecz mo e okaza si symptomem, nie przyczyn . W tpi , czy ludzie maj atwiejszy przyst p do typo-wych do wiadcze prorokw, krlw i poetw ani eli do prze y filozofw. Genialna wyobra nia, natchnienie, nieul k o w d e-niu do chwa y s odleglejsze od zwyk ego ycia zwyk ych ludzi ni do wiadczenie rozumowania, ktre mo na znale w pogar-dzanym przez wielkich codziennym rzemio le yciowym, takim jak rolnictwo, budowanie domw czy szewstwo. Sokrates musi ci gle przypomina swym arystokratycznym rozmwcom o tych rzemios ach i u ywa ich jako wzorcw wiedzy, ktrej im brakuje. Ale mo e w a nie na tym cz ciowo zasadza si trudno : ludzie wol podziwia co podnio lejszego, bardziej dystyngowanego, a osoba Sokratesa, w ka dym razie na pierwszy rzut oka, z pew-no ci nie budzi podziwu, co jasno da do zrozumienia Arystofanes. Co wa niejsze jednak, prorocy, krlowie i poeci s bezdyskusyj-nymi dobroczy cami ludzko ci, zapewniaj c ludziom zbawienie, ochron , dobrobyt, mity i rozrywk . Prorocy, krlowie i poeci to szlachetne filary spo ecze stwa obywatelskiego, a ludzie s sk on-ni uwa a za dobre to, co im dobro przynosi. Filozofia nie przynosi tego rodzaju dobra. Przeciwnie, jest ascetyczna i cokolwiek za-smucaj ca, poniewa odbiera cz owiekowi wiele spo rd najpi k-niejszych nadziei. Nie daje ludziom adnej pociechy w ich troskach i wiecznej s abo ci, a tylko umo liwia im poznanie w asnej bez-bronno ci i oboj tno ci natury na jednostkowy los. Sokrates jest stary, brzydki, ubogi, z po ledniej rodziny, bez presti u i wp y-ww, a paple o tym, e Eter zajmie miejsce Zeusa. Krlowie wys awiani w poezji i ukazani w rze bie s dwuzna-czni. Z jednej strony wydaj si istnie sami dla siebie, jako pi kno, w ktrym nie mamy udzia u i ku ktremu aspirujemy. Z drugiej strony s na nasze us ugi rz dz nami, lecz nas,

324 325

czasem karz , ale dla naszego dobra, ucz nas, dogadzaj nam Achilles to doskonao , o ktrej osi gni ciu wi kszo ludzi mo e tylko marzy , zatem przewy sza ich i s uszne jest, by by im panem. Achilles to tak e bojownik i obro ca, ktry dla ocalenia Grecji poskramia strach przed mierci , dla innych ludzi niepo-skromiony. Wszyscy herosi trudni si opiek i schlebianiem ludziom, demosowi, za zap at maj c podziw i chwa . W pewnym sensie s fikcjami spo ecze stwa obywatelskiego, ktrego celom s u czyny, za ktre si ich s awi, s realne, lecz jako tych czynw mierzy si , niestety, u yteczno ci , najwi kszym dobrem najwi kszej liczby ludzi. M stanu posiada cnoty, ktre rzekomo s dobre same w sobie, lecz miar jego sukcesu jest zachowanie ludu przy yciu. Cnoty te staj si rodkami do celu, jakim jest zachowanie ycia, a zatem ycie dobre jest podporz dkowane yciu biologicznemu i s u ebne wobec niego. Je eli ycie teorety-czne jest dobrym sposobem na ycie, nie mo e, przynajmniej w swym najbardziej autentycznym wyrazie, by pojmowane jako s u ebne wobec pa stwa. Teoretyk staje zatem przed niemal nie-rozwi zywalnym problemem swego wizerunku publicznego. So-krates sugeruje co takiego w Obronie, kiedy raczej niedorzecznie poniewa nigdy nie wpad w gniew, a jako o nierz wyr ni si tylko w odwrotach porwnuje si do Achillesa. Bezbronno filozofii w polis jest tym, co pokazuje i wy miewa Arystofanes. On, poeta, ma wiele sympatii dla m dro ci filozofa, ale chlubi si tym, e sam nie jest taki naiwny. Umie zatroszczy si o siebie, sprawi , by lud nagradza go i op aca . Przyjmuje postaw inteligentnego cwaniaka w obliczu m drca. Przestrzega filozofw i ujawnia dar proroczy, kiedy komicznie odmalowuje zemst polis. Pokolenie wielkich nast pcw Sokratesa, z Plato-nem, Ksenofontem i Izokratesem na czele, wzi o sobie t prze-strog mocno do serca. Rozumieli, e filozofia jest s aba, poniewa jest nowa, niekonieczna i nie uczestniczy we w adzy. Stanowi zagro enie dla wierze , ktre s spoiwem pa stwa, tote przedsta-wiciele wszystkich innych szczytnych wzorcw ludzkich ka-p ani, poeci i m owie stanu jednocz si przeciwko niej. Mast pcy Sokratesa zwarli wi c szyki i podj li heroiczne starania, b uratowa i ochroni filozofi . W opowie ci Arystofanesa Sokrates pilnowa swoich spraw, by nrzedmiotem plotek i dowcipw, dopki ojciec jednego z jego ucz-niw, ktry popad w d ugi skutkiem rozrzutno ci syna, nie

postano-wi uwolni si od swych zobowi za . Ateizm Sokratesa by dla niego wygodny, poniewa gwarantowa mu to, e nie zostanie pora- ony Zeusowym gromem, je eli z amie prawo, je eli pope ni krzy-woprzysi stwo. Prawo okaza o si tworem wy cznie ludzkim, tote niemog o wiadczy o jego wyst pkach, je eli uda oby si mu uj uwagi innych ludzi. Filozofia wyzwala tego starego g upca. Jego syn tak e jest wyzwolony, lecz z t nieoczekiwan konsekwencj , e traci szacunek dla swego ojca i matki, pozbawionych boskiej opieki. Tego ojciec znie nie potrafi, powraca zatem do wiary w bogw, ktrzy, jak si okazuje, opiekuj si nie tylko pa stwem, ale i rodzin . Ra ony w ciek o ci podpala szko Sokratesa. Jak si rzek o, Arystofanes posiada dar proroczy. W rzeczy-wisto ci Sokratesa oskar ono o psucie m odzie y i bezbo no , z sugesti , e to drugie jest g bsz przyczyn tego pierwszego. Cokolwiek mwi uczeni o niesprawiedliwo ci oskar e Arysto-fanesa lub Aten, istniej dowody potwierdzaj ce te oskar enia. Dla przyk adu: w Pa stwie ma e stwa to krtkotrwa e imprezy, kt-rych celem jest reprodukcja, rodzina ulega rozwi zaniu, m drzy synowie rz dz niem drymi ojcami i maj prawo wymierza im kary, a zakazy kazirodztwa zostaj , delikatnie mwi c, z agodzo-ne. Szacunek dla starszego wieku ust puje wobec rozumu, a w a-dz ojcw i spu cizn przodkw kwestionuje si . S to bez-po rednie konsekwencje Sokratesowych procedur, ktre wesz yw krwiobieg cywilizacji zachodniej, obok niezliczonych innych skutkw filozofii, wyst puj cych na dobre i na z e tylko na Zachodzie. Rozgniewani ojcowie to jedno z ugrupowa miertel-nie wrogich wobec Sokratesa, ktry takich skutkw nie planowa , nie zamierza rwnie reformowa rodziny. Jego przyk ad i normy s dzenia, ktrymi si pos ugiwa , prost drog do takich rezulta-tw doprowadzi y.

326 327

Sokrates wszed w kolizj nie z kultur , spo ecze stwem czy ekonomi , lecz z prawem czyli z faktem politycznym. Prawo ma charakter przymusu. Rzeczy ludzkie napieraj na filozofw pod postaci da politycznych. Aby prze y , filozofom potrzeba nie antropologii, socjologii czy ekonomii, lecz politologii. St d te , nie potrzebuj c adnych wydumanych racji, politologia by a pierwsz nauk humanistyczn , czy te nauk o rzeczach ludzkich, ktra musia a powsta , i do XVIII wieku pozosta a jedyn . Brutal-na wiadomo filozofa, e zale y od pa stwa, e patrz c w niebo,

traci grunt pod nogami, zmusi a go do zwrcenia uwagi na polity-k , do stworzenia polityki filozoficznej, do powo ania, by tak rzec, partii filozoficznej, dla towarzystwa zawsze istniej cym partiom demokratycznym, oligarchicznym, arystokratycznym i krlewskim. Powo a parti prawdy. Antyczna filozofia polityczna pozostawa a niemal ca kowicie na us ugach filozofii, czyni c wiat bezpiecz-niejszym dla filozofii. Co wi cej, prawo, z ktrym wszed w kolizj Sokrates, doty-czy o bogw. Swj najciekawszy wyraz prawo zyskuje jako prawo boskie. Pa stwo jest wi to ci , bytem polityczno-teologicznym. (Nawiasem mwi c, z tego w a nie powodu Traktat teologiczno--polityczny Spinozy by dla niego dzie em par excellence polity-cznym). Problemem g wnym filozofw jest religia. Musz oni doj do adu z faktem jej autorytetu w pa stwie. Sokrates podpo-wiada w Obronie filozofowi, jak powinien zachowa si w tej sprawie. Zaprzecza, jakoby by ateist , chocia nie okre la jedno-znacznie charakteru swej wiary. Uwa na lektura Obrony wyka e, i Sokrates w adnym miejscu nie przyznaje si otwarcie do wiary w ate skich bogw. Usi uje jednak stworzy wra enie, e jest znakiem danym przez bogw, a jego post powanie podyktowane jest nakazem boga z Delf. Mimo to zostaje skazany. Zwi le ujmuje problem, gdy wyja nia awnikom swj sposb na ycie: Je eli powiem, e to jest niepos usze stwo wzgl dem boga i ja dlatego nie mog siedzie cicho, to mi nie uwierzycie; powiecie, e to drwiny. A je eli powiem, e to w a nie jest te i najwi ksze dobro dla cz owieka: ka dego dnia tak rozprawia o dzielno ci i innych rze-czach, o ktrych s yszycie, e ja rozmawiam, i w asne, i cudze zdania roztrz sam, a bezmy lnym yciem y cz owiekowi nie warto, je li to powiem, to tym mniej mi b dziecie wierzyli*. Lud dostrzega ironi Sokratesa, jego protekcjonalny ton, i wi-dzi, jak ma o wiarygodne jest jego przyznawanie si do religii. Skoro ironia zostaje wykryta, nie spe nia swojego zadania, prawda za , przys oni ta delfickim listkiem figowym, jest dla jego s ucha-czy niezrozumia a, nie odpowiada adnym ich do wiadczeniom. Mia by wi ksze szanse powodzenia, gdyby si trzyma swej pier-wszej wersji. Opis ten pozwala scharakteryzowa sytuacj polity-czn filozofa. Ludzie dziel si na trzy grupy: wi kszo filozofa nie rozumie, ywi wobec niego wrogo i g osuje za jego skaza-niem; mniejszy, ale znacz cy od am tak e nie rozumie Sokratesa, lecz dostrzega w nim niewyra nie co szlachetnego, wsp czuje mu i g osuje za u askawieniem; wreszcie male ka garstka ludzi wie, co Sokrates ma na my li, kiedy mwi, e najwi kszym dobrem dla cz owieka jest rozmawianie o cnocie (a nie jej prakty-kowanie, chyba e rozmow o cnocie uzna zajej praktykowanie). Ta ostatnia grupa odgrywa znikom rol polityczn . St d te ca a nadzieja na polityczne ocalenie filozofii le y w przychylno ci drugiej grupy dobrych obywatelach, ktrzy odznaczaj si pospolit pobo no ci , lecz na swj sposb pozostaj otwarci. Do tych w a nie ludzi, d entelmenw, filozofia przez prawie dwa tysi ce lat zwraca a si z retorycznym apelem. Kiedy sprawo-wali w adz , klimat dla filozofii by mniej lub bardziej sprzyjaj cy. Kiedy rz dzi lud, demos, w atmosferze fanatyzmu religijnego lub prostackiego utylitaryzmu, filozofi spotyka o znacznie mniej y-czliwe traktowanie. Tyrani mog czu poci g do filozofw, czy ze szczerej ciekawo ci, czy ze snobizmu, lecz s najmniej lojalnymi z sojusznikw. Konieczno tego rodzaju psychologicznych roz-wa a zosta a wymuszona na filozofach, ktrzy wcze niej nie przyk adali wi kszej wagi do ludzi czy ich dusz. Zauwa yli, e

* Platon, Obrona Sokratesa, prze . W. Witwicki, 38-e.

328 329

najsilniejszym uczuciem jest u wi kszo ci strach przed mierci Bardzo niewielu potrafi si pogodzi ze sko czono ci swego istnienia. Na filozofi zamyka ich nie tyle g upota, ile mi o swego ycia, ktra rozci ga si tak e na ich dzieci i pa stwa. Nie ma nic trudniejszego ni przyj cie do wiadomo ci, e to, na czym nam zale y, nie znajduje adnego kosmicznego oparcia. Dlatego Sokrates nazywa filozofi sztuk umierania". R ne rodzaje am-nezji na w asne yczenie, ktrym zwykle towarzysz z udzenia i mity, pozwalaj y bez niez omnego zapatrzenia mierci w oczy w znaczeniu ci g ego my lenia o mierci, o tym, co ona znaczy dla ycia i wszystkiego, co w yciu drogie a tylko ycie zapatrzone w mier zas uguje na miano powa nego. Jednostki daj sensu dla tego w a nie, swojego jednostkowego ycia, ktre jest tak przypadkowe. Wi kszo ludzi i wszystkie pa stwa po-trzebuj pozanaukowego po czenia oglno ci i poszczeglno ci. kon ieczno ci i przypadku, natury i konwencji. Melan ten jes kamieniem obrazy dla filozofa, staraj cego si roz o y go n czynniki. To, co widzi w naturze, odnosi do swego w asnego ycia Czym pokolenia trawy, tym pokolenia ludzi" gorzka lekcja ktr os adza jedynie intensywna rozkosz, jaka towarzyszy p znaniu prawdy. Bez tej rozkoszy, doznawanej przez niewielu prawda ta by aby nie do zniesienia. Filozof, je li rzeczywi cie lub my le i mi uje prawd , nie mo e zosta wyprowadzony z b d nie ho duje z udzeniom, ktre mog yby run . Je eli jest korni czny, to przynajmniej jest tak e zupe nie niepodatny na tragedi Niefilozofowie mi uj prawd tylko do momentu, kiedy zaczyn kolidowa z tym, na czym im zale y z ich osob , rodzin , kra-jem, dobrym imieniem, mi o ci . Kiedy konflikt nast pi, nienawi-dz prawdy i maj za potwora cz owieka, ktry sobie nie ceni tych szlachetnych rzeczy, dowodz c, e s ulotne, i jako takie je traktu-j c. Bogowie s gwarantami tak drogiej wi kszo ci ludzi jedno ci natury i konwencji, ktre filozofia mo e tylko rozdzieli . Brak przyja ni pomi dzy nauk a ludzko ci nie jest wi c dzie em przypadku.

Nieprzystawalno nami tno ci, wyst puj cych z jednej stro-ny u filozofw, z drugiej filozofowie uznali za

u demosu,

permanentn , poniewa natura ludzka si nie zmienia. Dopki b d ludzie, dopty ich naczeln pobudk b dzie strach przed mierci - Przede wszystkim to uczucie wyznacza granice jaskini, horyzontu, w ktrym mo liwa jest nadzieja. S u enie spo eczno- ci, yj cej w jaskini, ryzykowanie ycia dla tego, co ycie chroni, jest nagradzane. Moralno ludu to ten w a nie kodeks zbiorowego egoizmu, a kto si ze wy amuje, pada ofiar moralnego oburze-nia. Najwi kszym zagro eniem dla my liciela jest w a nie moral-ne oburzenie ludu, a nie jego samolubstwo czy hedonizm. Obawa przed gniewem bstw opieku czych, ktre odmwi spo eczno ci swej ochrony, wzbudza w ludziach epileptyczn zgroz i dzik ch zemsty na naruszaj cych boskie prawa. Sokrates t umaczy w Obronie, dlaczego on, wzorowy, dobry obywatel, trzyma si z dala od ycia politycznego Aten. Kiedy przewodniczy Radzie, odmwi poddania pod g osowanie lecz jego wniosek odrzu-cono uchwa y o kar mierci dla dowdcw floty ate skiej, ktrzy po najwi kszym zwyci stwie morskim w historii Aten roztropnie zostawili w wodzie zw oki poleg ych, poniewa ywym zagra a sztorm. Boskie prawo da o jednak pochowania zw ok, wi c moralnie oburzony lud nalega na kar mierci dla dowd-cw. Zwyk a roztropno nie mo e uchyli boskich praw. Filozo-fi Sokratesa wi cej czy z roztropno ci ni z moralnym zapami taniem ludu, ktre by o przyczyn tak e jego mierci, poniesionej w gruncie rzeczy rwnie za postawienie roztropno ci ponad boskie prawa. Zapami tanie to Sokrates uwa a za podstaw spo ecze stwa obywatelskiego, ktre ostatecznie zawsze zwyci - y i wypaczy rozum w pa stwie. S zatem dwa mo liwe rozwi za-nia: filozof musi sprawowa absolutn w adz b d jak cz owiek podczas burzy, kiedy wiatr dmie py em i deszczem, chroni si pod cian ". Trzeciej drogi nie ma, je eli nie liczy metody inte-lektualisty, ktry prbuje wp yn na rz dz cych i staje si narz -dziem w ich r kach. Umacnia ich w adz i nagina sw my l do ich celw. Filozof chce wiedzie , jak si rzeczy naprawd maj . Kocha prawd to jest cnota intelektualna. Nie zale y mu, by g osi prawd to by aby cnota moralna. Mo na przypuszcza , e

330 331

wola by nie kamuflowa si , lecz je eli tego wymaga jego prze trwanie, nie budzi to w nim sprzeciwu. Je eli kto ma nadzieie zmieni ludzko , prawie zawsze zmianie ulega jego my l. Refor-matorzy cz sto popadaj w skrajno i nieprzejednanie w dzia- aniu, lecz rzadko w my lach, poniewa chc

by dorzeczni Niemniej wi ksz swobod my lenia ma cz owiek, ktry umie si wpasowa w konwencje i nie musi z nimi walczy . Za umiarei w politycznym dzia aniu kryje si rzeczywisty radykalizm my r antycznej, co zwodzi wielu nowo ytnych uczonych. Staro ytnyc nie chroni a do ywotnia profesura. Chcieli unikn prostytuowa nia si , co zawsze zagra a tym, ktrzy yj z pracy swych urny s w. Nie istnieje porz dek moralny chroni cy filozofw i za pewniaj cy na d u sz czy krtsz met zwyci stwo prawdy. Filozofowie opracowali wi c subteln sztuk kamufla u. Ni mo na porzuci spo ecze stwa obywatelskiego, cho by Thorea s dzi inaczej. Filozofowie nie s jednak w stanie uj ludzkie uwagi. Za bardzo si wyr niaj . Dlatego zawarli sojusz z d en telmenami, stali si dla nich u yteczni, nigdy si przed nimi d ko ca nie zdradzili oraz podsycili ich przychylno i otwarto reformuj c ich wychowanie. Dlaczego d entelmeni s bardzie otwarci ni lud? Dlatego, e maj pieni dze, a co za tym idzie, cza wolny na podziwianie tego, co pi kne i bezu yteczne. I jeszcz dlatego, e gardz konieczno ci . Nietzsche z pewn doz s usz no ci stwierdzi , e dawni d entelmeni pogardzali rozkoszam sto u i alkowy, poniewa zachowania te by y im narzucone przez ich zwierz c natur , a ich cechowa a duma ludzi wolnych. Cho z regu y szanuj wi to ci, potrafi te by obrazoburcami, a ju z ca pewno ci s mniej podatni na fanatyzm religijny ni og , poniewa mniej si ich ima l k. Arystoteles pisze w Etyce, e filozof mo e sprawi na d entel-menach wra enie ich sojusznika, prawi c im o szlachetnych czy-nach, ktre s ich (nie jego) specjalno ci . Z pozoru wyja nia im tylko to, co ju praktykuj , lecz wprowadza pewne drobne retusze, kieruj ce ich ku filozofii. Po rd cnt jednostkowych nie wymie-nia pobo no ci, wstydliwo za , cech szlachcica, b d c wiel-kim wrogiem rozumu, wspomina tylko po to, by wykre li j kanonu. Cz owiek cnotliwy nie ma si czego wstydzi , mwi Arystoteles tak my li o sobie Sokrates, lecz nie jest to pogl d typowy dla d entelmena. Potem Arystoteles stopniowo zwraca uwag czytelnikw na ycie teoretyczne, nie metod powa nych rozwa a na jego temat, lecz wskazuj c ku niemu drog . Odma-lowuje ycie teoretyczne jako boskie i daj ce pe ni ycia, ktr do tej pory d entelmeni osi gali, podziwiaj c Achillesa i czcz c olimpijskich bogw. Teraz podziwiaj teoretykw, ktrzy oddaj si kontemplacji my l cego boga. Nie rozstrzygni te pozostaje pytanie, czy d entelmen gorzej uchwyci istot filozofii ni cz o-wiek nowo ytny, ktry podziwia naukowca za to, e ten dostarcza mu rzeczy u ytecznych. Z kolei w Poetyce Arystoteles t umaczy d entelmenom lubi -cym teatr, czym jest tragedia i jakie z niej czerpi po ytki. I tu jednak wprowadza pewn drobn poprawk . Poeta nie jest, jak przedstawia si Homer, istot natchnion przez Muzy, lecz na la-dowc natury, to jest tego samego, co badaj filozofowie, czyli nie ukazuje wiata obcego badanemu przez filozofi lub sprawianego przez przyczyny, ktrych istnienia nie uznaje nauka. Arystoteles explicite czy poezj z filozofi . Wreszcie mwi, e celem trage-dii jest oczyszczenie si z lito ci i trwogi, dwch uczu , ktre w po czeniu prowadz do ekstazy, religijnego op tania lub fana-tyzmu. Sokrates zarzuca poetom odwo ywanie si do uczu bu-dz cych w ludziach ekstaz , a wi c do zgrozy cierpienia i poczu-cia bezbronno ci wobec cierpienia. Zdaniem Sokratesa w a nie w tym miejscu nale a oby si odwo a do rozumu, stawi czo o konieczno ci, przypomnie ludziom o porz dku rzeczy, istniej -cym niezale nie od przytrafiaj cych si im jednostkowo wypad-kw. Lito i trwoga wo aj , by je u mierzy , zwrci na nie uwag , potraktowa powa nie. wiat, ktry ludzie najch tniej widz , jest pe en przyjaznych i nieprzyjaznych bstw, traktuj -cych ich sprawy powa nie. Udana poezja musi przemawia do tych

uczu , ktre u wi kszo ci ludzi s silniejsze ni rozum. Poniewa poezja potrzebuje s uchaczy, jest, zdaniem Sokratesa, zbyt ust pliwa wobec wrogw rozumu. Filozof nie odczuwa a takiej potrzeby, by wchodzi w pragnienia wielu, b d jakby to

332 333

uj li m drcy naszych czasw w dramat historii; by sta si engage. Dlatego te Sokrates podkre la wrogo pomi dzy filozo-fi a poezj . Arystoteles, d c tropem Sokratesa, podpowiada, e poeta winien by lekarzem miertelnikw, ktrzy postradali rozum i do-magaj si nie miertelno ci. Poeta, a nie filozof, mo e uleczy niebezpieczne dla filozofii uczucia, ktre Sokrates z wielk szkod dla siebie zlekcewa y . Mo e sprawi , by uczucia te wezbra y, po czym wyp uka je z duszy, pozostawiaj c pacjentw spokojniej-szych i bardziej odpr onych, ch tniej s uchaj cych rozumu. Ary-stoteles mwi poetom, by ukazywali herosw, ktrzy zas uguj na swj los, ktrych smutny koniec mo na wiarygodnie przypisa jakiej skazie ich charakteru. Ich cierpienie, cho godne lito ci, nie jest wywrotowe, nie stanowi wyrzutu wobec porz dku moralnego w wiecie lub wobec jego braku. Ogl daj c taki dramat, ludzie z agodnieliby i uwierzyli w rozumne urz dzenie wiata, w powi -zanie przyczyny i skutku. Sami nie staliby si od tego rozumniejsi, lecz poezja ocali aby ich od nienawi ci do rozumu i uczyni a bardziej sk onnymi do jego akceptacji. Arystoteles nie prbuje przemieni d entelmenw w naukowcw, lecz temperuje ich naj-cz stsze uczucia, aby przemieni ich w przyjaci filozofii. Mniej wi cej to samo czyni Sokrates w Obronie, kiedy zwraca si do tych, ktrzy g osowali za jego uniewinnieniem, i opowiada im m i t y, w wietle ktrych mier jawi si mniej straszn . Powie ci te nie s prawdziwe, lecz wzmagaj agodno pozwalaj c im nie l ka si Sokratesa i co za tym idzie nie skazywa go na mier . Krytykuje przy tym poezj , bo pragnie, aby sta a si sojuszniczk filozofw zamiast poetw. Filozofia reaguje wi c na wrogo spo ecze stwa obywatel-skiego przedsi wzi ciem wychowawczym, bardziej poetyckim czy retorycznym ni filozoficznym, maj cym na celu utempero-wanie afektw w duszach d entelmenw zmi kczenie uczu twardych, takich jak gniew, i utwardzenie uczu

mi kkich, takich jak lito . Wzorem takich usi owa s dialogi Platona, ktre po-spo u dorwnuj Iliadzie i Odysei, a nawet Pismu wi temu, wprowadzaj c nowego bohatera, ktry budzi podziw i ch na ladowania. Aby wprowadzi nowego bohatera, trzeba sprawi , aby ludzie w nim zagustowali, a upodobanie do Sokratesa jest czym wyj tkowym, sprzecznym ze wszystkimi dotychczasowymi gu-stami. Platon przemienia posta z Chmur w za o yciela cywiliza-cji, podobnego Moj eszowi, Chrystusowi czy Achillesowi, posta , ktra jest w duszach ludzkich bardziej rzeczywista ni ich wsp -cze ni z krwi i ko ci. Mwi si , e Achilles ukszta towa Aleksan-dra Wielkiego, ten Cezara, a Cezar Napoleona si gali ku sobie ze szczytw nad dolinami; podobnie Sokrates od dwch i p tysi cleci jest nauczycielem nieprzerwanego a cucha filozofw, ci gn cego si z pokolenia na pokolenie przez wszystkie epokowe zmiany. Platon zdoby dla Sokratesa t moc oddzia ywania nie poprzez wyk ad jego filozofii, metod Arystotelesa i Kanta, lecz ukazuj c go w dzia aniu, bardziej metod Sofoklesa, Arystofane-sa, Dantego i Szekspira. Sokrates kolejno dotyka uczu dominu-j cych w ka dym rodzaju duszy, odczytuje aspiracje przez te dusze ywione i wydaje si niezb dny, by zapewni im samozrozumienie. Niektre dialogi dotycz pobo no ci; niektre ambicji i idealizmu; inne pobudzaj erotyzm, jeszcze inne wojowniczo i dz w a-dzy; niektre przemawiaj do poetw, inne do matematykw; mi o nicy pieni dzy s pami tani na rwni z mi o nikami zaszczy-tw. Ma o jest ludzi, ktrych nie oburza ten czy w aspekt rozwa a Sokratesa, ale ma o jest te osb nie czuj cych si poruszonymi i pokrzepionymi innymi aspektami. Sokrates przedstawi spraw wszystkich typw ludzkich lepiej, ni oni przedstawiliby j sami. (Oczywi cie, postawi te problem ka dego z tych typw i ich aspiracje). Platon dowodzi, e Sokrates jest potrzebny, a jedno-cze nie wbudza w czytelnikach doznanie tej potrzeby. Nie tylko Alkibiades czu si bez Sokratesa niezupe ny. Bardzo rzadkie s przypadki ca kowitego nawrcenia si cz o-wieka. Z pewno ci aden nie zosta ukazany w dialogach. Sam Platon, a tak e inni nawrcili si na filozofi , ich odkrycie siebie samych by o mo liwe dlatego, e w Atenach tolerowano Sokrate-sa. Tolerowanie filozofii wymaga, aby uchodzi a za s u ebn w adzy, lecz aby w istocie si tak nie sta a. Filozof musi doj do adu z najg biej ugruntowanymi przes dami cz owieka jako ta-

334 335

kiego, jak rwnie cz owieka swoich czasw. Jedyn rzecz , ktrej nie potrafi i nie b dzie prbowa zmieni , jest strach przed mierci oraz ca a nadbudowa wierze i instytucji, czyni cych mier zno -n , zamawiaj cych j lub neguj cych. Zasadnicza r nica pomi -dzy filozofem a wszystkimi innymi lud mi ujawnia si w jego postawie wobec mierci czy w stosunku do wieczno ci. Filozof nie przeczy, e wielu ludzi umiera dzielnie czy spokojnie. Do-brze umiera jest wzgl dnie atwo. Jak y oto jest pytanie, a tylko filozof nie potrzebuje mniema fa szuj cych znaczenie rzeczy, aby uczyni je zno niejszymi. Tylko on wpisuje rzeczywi-sto mierci jej nieuchronno i nasz zale no od losu w krtkim yciu, jakie jest nam dane w ka d my l i czyn, dzi ki czemu potrafi y , a jednocze nie uczciwie poszukiwa doskona ej jasno ci. Z konieczno ci tkwi zatem w najbardziej podstawowym napi ciu ze wszystkimi prcz swego w asnego rodzaju. Do wszystkich innych ludzi ma stosunek ironiczny, to jest traktuje ich ze wsp czuciem i artobliwym dystansem. Zmiana charakteru tego ustosunkowania si filozofa do ludzi jest niemo- liwa, poniewa dziel ce go od nich r nice s g boko zakorze-nione w naturze. St d te nie oczekuje on adnego istotnego post pu w tych stosunkach. Tolerancja, nie prawo do filozofowa-nia to wszystko, na co mo e liczy , a wiadomo tego, jak krucha jest u podstaw sytuacja filozofii i jego samego, ka e mu zachowa czujno . Sokrates sprzymierza si z tymi, ktrzy maj w adz w pa -stwie, a jednocze nie s nim, Sokratesem, zafascynowani lub zauroczeni. Urok rozwiewa si z chwil , gdy Sokrates podejmuje temat tego, co jest im najbli sze. Kriton, domator, uwa a Sokratesa za dobrego ojca rodziny. Laches, o nierz, uwa a Sokratesa za dobrego o nierza. Ci, ktrzy gniewaj si na Sokratesa i oskar aj go, zawsze dostrzegaj co , co umyka agodniej usposobionym. Trazymach dostrzega u Sokratesa brak szacunku dla pa stwa. Widzi, jaki jest Sokrates naprawd , lecz nie potrafi, przynajmniej z pocz tku, doceni go. Inni go doceniaj , lecz cz ciowo dlatego, e s lepi na to, co w nim najistotniejsze. Na takim modelu taktyki politycznej b d si wzorowali filozofowie od Platona po Mahiavellego. aden z nich nie stawia polityki na pierwszym mie- cu poniewa istnia a dla nich okre lona granica tego, czego mo na od polityki oczekiwa , a nie wolno by o uzale nia poszu-kiwania prawdy od spraw zwi zanych z polityk . Polityka dostar-cza a przedmiotu powa nych bada tylko o tyle, o ile mo na by o wyci gn z niej jak nauk o duszy. Wszak e polityczna prakty-ka wszystkich filozofw, niezale nie od r nic teoretycznych, by a jednakowa. Uprawiali oni sztuk pisania zaspokaj cego prze-wa nie upodobania moralne us troju, w ktrym yli, lecz jedno-cze nie sk aniaj cego niektrych bystrzejszych czytelnikw, by si z tych upodoba wy amali i udali na Pola Elizejskie, gdzie filozofowie spotykaj si na rozmow . Cz sto brali na siebie rol egzegetw tradycji swych narodw, wprowadzaj c dyskretne re-tusze, aby otworzy te tradycje na filozofi i filozofw. Zawsze byli podejrzani, lecz jednocze nie zawsze mieli dobrze postawio-nych przyjaci .

Dlatego pisarstwo takich ludzi, jak Platon, Cyceron, Farabi i Majmonides, wydaje si znacznie r ni mi dzy sob w formie i tre ci, lecz zawarta tam istotna nauka prawdopodobnie jest ta sama. Ka dy z nich mia inny punkt wyj cia, inn jaskini , z ktrej musia wspi si ku wiat u, by potem do niej powrci . Dzi ki temu wydawali si na czasie", cho nie kszta towali swych umy-s w na wzr przes dw swej epoki. Chroni o ich to przed konie-czno ci czy pokus konformizmu wobec pot gi opinii. Filozofia klasyczna by a zadziwiaj co ywotna i przetrwa a najwi ksze wyobra alne zmiany, takie jak przej cie od poga stwa do objawio-nych religii Ksi gi. Marsyliusz Padewczyk by rwnie arystotele-sowski co sam Arystoteles, dowodz c, e problemy s zawsze te same, cho zmienia si ich wyraz. My, nowo ytni, uwa amy, e stosunkowo niewielka zmiana, taka jak skutki Wielkiej Rewolucji Francuskiej, wymaga nowej my li. Staro ytni utrzymywali, e cz owiekowi nigdy nie wolno da si unie wydarzeniom, chyba e wydarzenia te ucz czego istotnie nowego. Jak nikt inny w dziejach cz owieka k adli nacisk na autonomi umys u. Tak spu cizn przekazali uniwersytetowi. Nigdy jednak nie pozwolili, by zasada ta sta a si dogmatem, i nigdy nie liczyli na to, e jest

336 337

ona zakorzeniona w czym innym ni w ich umys owos'ci. Zaws? mieli na uwadze odpowiedzialno i ryzyko zwi zane ze swym przedsi wzi ciem. Podsumowuj c, filozofowie antyczni byli co do jednego zwo-lennikami arystokratycznej polityki, lecz z innych powodw ni te, ktre przypisuj im historycy idei. Byli arystokratyczni w wy -szym sensie tego s owa: uwa ali, e w adz winien sprawowa rozum, a tylko filozofowie s w pe ni oddani rozumowi. Jest to jednak argument czysto teoretyczny, poniewa w rzeczywisto ci filozofowie nigdy nie rz dzili. St d te w praktyce byli arystokra-tyczni w sensie potocznym, czyli sprzyjali w adzy bogatych ro-dw, poniewa tacy ludzie maj najwi ksze dane, aby uzna szlachetno filozofii jako celu samego w sobie, je eli nawet nie pojmuj jej tre ci. Mwi c pro ciej, maj pieni dze na wykszta -cenie i czas, by potraktowa to zadanie powa nie. Tylko techno-logia, z towarzysz cymi jej problemami, umo liwia powszechne wykszta cenie, a co za tym idzie, otwiera drog do innych relacji pomi dzy filozofi i polityk .

Transformacja o wieceniowa My liciele o wiecenia, jak ju wspomnia em, zganili wcze -niejszych filozofw za ich niezdolno do udzielenia pomocy ludzko ci i sobie samym. Formu a wyra ona w Pa stwie, w my l ktrej w adza i m dro musz by ze sob sprz gni te, aby w polis usta o z o, doskonale ujmuje znaczenie o wiecenia. Staro- ytni byli zdania, e zespolenie w adzy i m dro ci mo e zaistnie tylko w rezultacie zbiegu okoliczno ci, to znaczy jest zupe nie niezale ne od woli filozofw. Wiedza sama z siebie nie daje w adzy, a chocia sama w sobie jest rwnie wobec w adzy suwerenna, nie mo na tego powiedzie o ludziach, ktrzy do w adzy d i ktrzy j maj . Dlatego wielk cnot filozofw w ich dzia aniach politycznych by umiar. Ca kowicie zdani na przes dy ludzi mo nych, musieli traktowa ich niezwykle subtelnie. Narzu-cili sobie surow dyscyplin zdystansowania si wobec opinii publicznej. Chocia , co zrozumia e, usi owali wp yn na ycie lityczne, aby je odmieni na swoj korzy , nigdy powa nie nie v leli o sobie jako o za o ycielach pa stw czy prawodawcach. Po czenie niem drej w adzy i niew adnej m dro ci zawsze, zdaiem staro ytnych, doprowadzi do umocnienia si w adzy i skomnromitowania si m dro ci. Jak powiedzia Sokrates, kto umizga sie do w adzy, w ko cu zawsze legnie w jej o nicy. Jedyna nienegocjowalna r nica, ktra dzieli filozofw od reszty ludzi, dotyczy mierci i umierania. aden sposb na ycie, oprcz filozoficznego, nie umie przyj prawdy o mierci. Jaka-kolwiek by aby iluzja wspieraj ca sposoby ycia i ustroje inne od filozoficznego, filozof jest jej wrogiem. W tej kwestii nigdy nie dojdzie do porozumienia, co zgodnie stwierdzali staro ytni i no-wo ytni. Staro ytnym wydawa o si naturalne, e szukaj sojusz-nikw po rd m nych prostakw, to jest tych, ktrzy chcieli stawi czo o mierci dzielnie, a nawet bez l ku, chocia potrzebne im by y do tego bezzasadne przekonania dotycz ce szlachetno ci, ka ce zapomina im o dobru. Stali oni wraz z filozofami na wsplnej p aszczy nie, na ktrej wspiera si co wy szego ni tylko ycie. Ich po wi cenie nie by o jednak poparte adnymi s usznymi racjami. P acze i narzekania Achillesa, zadaj cego pytanie, dlaczego musi umiera za Grekw i swego przyjaciela, znacznie r ni si od argumentw Sokratesa, uzasadniaj cych akceptacj mierci poniewa jest stary, poniewa mier jest nieuchronna, poniewa nic go to nie kosztuje, a mo e by po yteczne dla filozofii. Achillesa cechuje gniew, Sokratesa wyrachowanie. Je eli pomi dzy tymi dwoma typami ludzi istnieje jaka sympatia, to zasadza si mwi c anachronicznie na b dnym rozumieniu Sokratesa przez Achillesa. Fortel, jakim pos u y a si nowa filozofia, aby zaprowadzi harmoni pomi dzy filozofi a polityk , polega na zast pieniu jednego nieporozumienia drugim. Wszyscy ludzie boj si mierci i arliwie pragn jej unikn . Nawet pogarda herosw wobec mierci podszyta jest pierwotniejszym od niej strachem. Tylko fanatycy religijni, ktrzy maj pewno lepszego ycia po mierci, rado nie maszeruj w jej ramiona. Je eli, zamiast polega na tych rzadkich, niepos usznych naturze istotach, przyjmuj cych szla-

338 339

ch tn postaw wobec mierci, filozofia potrafi aby, nie nis? siebie samej, odegra rol demagoga to jest odwo a ti*

v do wsplnego wszystkim ludziom i najpot niejszego uczucia mog aby mie udzia we w adzy i wykorzysta j do w asnv h celw. Zamiast zwalcza to, co wydaje si ludzk natur , filozof winna podj z ni wsp prac i tym sposobem j kontrolowa Krtko mwi c, gdyby filozofia objawi a si cz owiekowi nie jako jego moralny preceptor, lecz jako wsplnik w d eniu do spe nie-nia jego najgor tszych marze , filozof mg by zast pi kap ana polityka i poet jako przedmiot mi o ci t umw. To mia na my li Machiavelli, kiedy gani dawnych pisarzy za tworzenie wyima-ginowanych ksi stw i republik, w ktrych ludzie yj tak, jak y powinni, a nie tak, jak yj naprawd . Machiavelli doradza pisarzom, aby si dostosowali do przewa- aj cych nami tno ci, zamiast nawo ywa do uprawiania cnt, w czym ludzie rzadko osi gaj doskona o ; z ktry korzy dla ch praktykuj cych je jednostek jest w tpliwa; ktrych g oszenie jest nudne dla obu stron. S owem, trzeba uczyni z filozofii dobroczy -c , a wtedy b dzie si cieszy a dobr s aw i zyska w adz przy-znawan dobroczy com. Filozofii mo na u y do poskromienia losu, orzek Machiavel-li. Jak wiadomo, zdaniem Platona los przypadek uniemo li-wia filozofom rz dzenie. Los kieruje stosunkami pomi dzy w adz a m dro ci , co oznacza, e nie mo na liczy na to, i ludzie wyra zgod na rz dy m drych, m drzy za nie s do silni, by ich do tego zmusi . Poskromienie losu oznacza o dla Machiavel-lego, e my l i my liciele potrafi zniewoli ludzi do zgody. Je eli co takiego jest mo liwe, to umiar antycznych filozofw zaczyna sprawia wra enie strachliwo ci. Do nowego usposobienia filozo-fw nale y teraz w czy mia o na arenie politycznej. Has o Dantona: de 1'audace, encore de 1'audace, toujours de l'audace" jest tylko nik ym i wy cznie politycznym echem pierwotnego Machiavellowskiego zewu walki. Stwierdzenie Bacona, e celem nauki jest ul enie cz owieczej niedoli", stwierdzenie

Kartezjusza, e nauka uczyni cz owieka panem i w a cicielem nauki", oraz komuna , w my l ktrego nauka to podbj natury to wszystko . rewolucji Machiavellowskiej i maska, ktr przybra a nowo ytna filozofia.

Strategia przyj ta w celu rozbicia dawnego ustroju sk ada a si dwch cz ci. Najpierw Kartezjusz chcia , by zwyk y lekarz, ktry dla Sokratesa by por cznym przyk adem roztropnego rze-mie lnika, cz owiek pozbawiony politycznego i religijnego Ma-ku wynosz cego ludzi na piedesta by zwyk y lekarz, kiedy nauka tysi ckro zwi kszy jego moc uzdrawiania, mg obieca wystarczaj co wiele je eli nie wieczno , to stale wyd u aj c si d ugowieczno aby zyska sobie ludzkie przywi zanie i zdj z kap ana mistyczn aur . P niej Hobbes chcia , aby inny skromny typ ludzki, policjant chroni cy ludzi przed zadaj cymi gwa town mier sta si podstaw nowego porz dku polity-cznego, ustanowionego przez nowego rodzaju politologa, wyzna-j cego nowe podej cie do nami tno ci aby policjant za eg-nywa rzeczywiste niebezpiecze stwa gro ce ludziom, ktrym kazano spojrze tym niebezpiecze stwom w twarz, a odwrci si od budz cych trwog niewidzialnych si i ich wys annikw. Le-karz i policjant, wspomagani w swych wysi kach przez nauk , mieli sta si fundamentem zupe nie nowego przedsi wzi cia politycznego. Je eli ludzie zatraciliby si w d eniu do zdrowia i bezpiecze stwa, jak rwnie dostrzegliby zwi zek pomi dzy ich ochron i nauk , to pomi dzy teori i praktyk zapanowa aby harmonia. Obecni hegemoni, po paru stuleciach wzmo onej pro-pagandy kieruj cej uczucia ludu przeciwko tronowi i o tarzowi, zostaliby ograniczeni przez poddanych w swej w adzy i byliby zmuszeni uchwali projekt naukowcw. By pos u y si sformu- owaniem Harveya Mansfielda, naukowcy rz dziliby z ukrycia. O politycznych celach i stosowanych rodkach przes dzaliby filo-zofowie. Naukowcy byliby wolni i zyskali wsparcie pa stwa, a post p naukowy by by to samy z tak rozumianym post pem politycznym. Ludzie nauki nale w tym systemie do oglno wiatowego porz dku naukowcw, poniewa uczucia patriotyczne i obyczaje narodowe jako naukowcw ich nie dotycz . S kosmopolitami. Porz dki polityczne musia yby ulec stopniowemu przeobra eniu,

340 341

tak aby adne poszczeglne kwestie nic sta y na drodze operato. rw rozumu i nie stwarza y konfliktu pomi dzy umi owaniem swego kraju a umi owaniem prawdy. Jest tylko jedna nauka wsz dzie taka sama, wsz dzie daj ca te same wyniki. Analogicz. nie z zasady mo e istnie tylko jeden prawomocny porz dek polityczny, zbudowany przez nauk , na nauce i dla nauki. Zapew-ne pozosta y jeszcze pojedyncze narody o starych, butwiej cycn tradycjach, wyros ych ze szczeglnych do wiadcze przesz o ci przywi zani do tych tradycji naukowcy b d rozdarci, by mo e, w swym kosmopolityzmie. Wszystkie narody musz si stopniowo do siebie upodobni . Musz przestrzega praw cz o-wieka. Doktryna praw cz owieka jest jasn i pewn doktryn o spra-wiedliwo ci, ktra mia a zast pi doktryny staro ytne, te zamki na piasku". W istocie prawa cz owieka to nic innego jak podsta-wowe afekty, doznawane przez wszystkich ludzi, do ktrych od-wo uje si nowa nauka i wyzwala je z p t na o onych przez wadliwe rozumowania i strach przed kar bo . Nauka mo e s u y tym afektom. Gdy ludziom wolno maj prawo" szuka zaspokojenia tych danych od natury afektw, natura i spo- ecze stwo zawieraj przymierze. Spo ecze stwo stawia sobie to zaspokojenie ycie, wolno i d enie do w asno ci za jedyny cel, ludzie za zgadzaj si podporz dkowa w adzy cywil-nej, poniewa odzwierciedla ona ich pragnienia. Rz d staje si solidniejszy i pewniejszy, oparty na afektach, a nie cnotach, na uprawnieniach, a nie powinno ciach. Te samozachowawcze afe-kty s u za przes anki rozumowania moralnego i politycznego, ktry przyjmuje nast puj c posta : Je eli pragn ocali ycie, to musz d y do pokoju. Je eli d do pokoju, to... itd." Paradoksalnie, dzi ki tym oczywistym i g boko odczuwanym przes ankom wierno wobec rz du mo e by spraw rozumu, a nie arliwej wiary. Tego rodzaju nakazy stoj na przeciwleg ym biegunie wobec nakazw dekalogu, nie zawieraj cych racji, kt-rym mieliby my okazywa pos uch, i nie uwierzytelniaj cych podstawowych afektw, lecz je hamuj cych. Teraz ludzie za-wdzi czaj jasno celw wyznawcom rozumu. Maj racjonalne odstawy, by podporz dkowa si chroni cemu ich prawu. Ponad-to szanuj i domagaj si tego od rz du naukowcw, ktrzy dzi ki najsprawniejszemu u yciu rozumu najlepiej potrafi zrozumie i okie zna natur , w tym natur ludzk . Rz d staje si po rednikiem pomi dzy naukowcami i ludem. Doktryna praw cz owieka przes dzi a o strukturze i atmosferze nowo ytnego uniwersytetu. W ustroju zbudowanym na sk onno- ciach swych cz onkw na pierwszym miejscu stoi dobrze poj ta wolno . Z prawa do samozachowania bezpo rednio wyp ywa prawo do wiedzy, do samodzielnego decydowania o rodkach do samozachowania. Z kolei prawo do wiedzy, przys uguj cewszy-stkim, ktrzy chc i mog wiedzie , posiada specjalny status. Uniwersytety prze y y rozkwit, poniewa uwa ano, e s u spo- ecze stwu, tak jak ono tego chce, a nie, jak s u y mu Sokrates czy aspo eczny wr cz Tales. St d te rzeczywi cie istnieje szczeglna wi pomi dzy liberalnym uniwersytetem i liberaln demokracj , nie dlatego, e profesorowie s psami poci gowymi systemu", lecz dlatego, e demokracja liberalna to jedyny ustrj, w ktrym w adza wierzy, i dobrze jest pozwoli profesorom, by robili to, na co maj ochot . Bez tych liberalnych" ram nic nie znacz roszczone przez profesorw prawa. Sama idea praw cz owieka zosta a po raz pierwszy wypowiedziana przez za o ycieli liberali-zmu, a spo ecze stwo liberalne jest jej jedynym domem, zarwno w teorii, jak i w praktyce. Przemiany te oznacza y, e filozofowie przenie li si z partii arystokratycznej do demokratycznej. Lud, z definicji niewykszta -cony i kieruj cy si przes dami, mo na by o wykszta ci , je eli przez

wykszta cenie rozumia o si nie prze ywanie pi kna, lecz o wiecony interes w asny. Arystokraci, z ich dum , umi owaniem chwa y i poczuciem, e urodzili si , by rz dzi , teraz wydali si przeszkod na drodze do w adzy rozumu. Nowi filozofowie pod-j li dzie o zrwnania arystokratw z gminem, zburzenia ich kon-strukcji psychicznej i wyszydzenia ich gustw. Ten zwrot filo-zofw ku ludowi mo na rozumie dwojako. Albo okazali si przyzwoici i pragn li rwno ci oraz byli gotowi zawrze umow o zaniechaniu niesprawiedliwego traktowania ludu w zamian za

342 343

to, e sami nie b d cierpie niesprawiedliwo ci (podczas gdy szlachta odrzuci a rwno i by a gotowa cierpie niesprawiedli-wo , aby tylko pozosta na pierwszym miejscu); albo z zimn krwi przyj li tak strategi , aby wykorzysta w adz ludu. Filo-zofowie nowo ytni poszli tu za przyk adem antycznych tyranw, ktrym atwiej by o zadowoli lud ani eli szlachcie, maj cej czel-no z nimi rywalizowa . Nikt prcz mi o nikw wiedzy nie zajmuje w tym wzgl dzie naturalnie uprzywilejowanej pozycji. Zwrotu tego nie nale y interpretowa jako przesuni cia filozo-fii z prawa na lewo. Powstanie prawicy i lewicy by o dopiero konsekwencj tego zwrotu w rd aktywistw politycznych, ktrzy odeszli od polityki ugodowo ci. Lewica jest instrumentem nowo- ytnej filozofii, prawica za opozycj wobec niej, przede wszy-stkim religijn . Centrum to dawny liberalizm, ktry zaj miejsce po rednie, kiedy pod koniec XVIII wieku nast pi roz am w partii filozoficznej na tle bardziej radykalnego egalitaryzmu, rozsadza-j cego od wewn trz projekt naukowy. Lewica to wizja przekszta -cenia spo ecze stwa za pomoc o wiecenia, mo liwo albo nie dostrzegana, albo odrzucana przez wszystkich dawniejszych my- licieli. W no wozy tno ci jest miejsce dla prawicowego filozofa, to jest takiego, ktry opiera si filozoficznym prbom zracjonalizo-wania spo ecze stwa; lecz w staro ytno ci wszyscy filozofowie wyznawali t sam filozofi praktyczn , poniewa nikt z nich nie wierzy , by by o mo liwe albo wskazane gruntownie zmienia stosunki pomi dzy bogatymi i biednymi. Polityka demokratyczna, oparta na podstawach moralnych i intelektualnych domagaj cych si pierwsze stwa ludzi m drych, jest wynalazkiem ci le nowo- ytnym, nieod cznym od szeroko poj tego o wiecenia.

Jednak filozofowie nie ywili co do demokracji adnych z u-dze . Jak ju wspomnia em, wiedzieli o tym, e zast puj jedno nieporozumienie drugim. D entelmen s dzi , e filozoficzna po-goda ducha w obliczu mierci p ynie z d entelme skiego lub heroicznego m stwa okazywanegow imi tego, co szlachetne. Z kolei cz owiek z ludu bierze rozs dne pogl dy filozofa na te-mat unikania mierci za owoc nami tnego strachu, ktry nim powoduje. Filozof wie, e cz owiek racjonalny, wyrachowany, ekonomiczny d y do nie miertelno ci rwnie albo nawet bardziej irracjonalnie ni cz owiek ywi cy nadziej na wieczn chwa lub inne ycie: cho wszelkie zwiastuny i gwarancje tego ycia znajduje tylko w swej nadziei, buduje na nich swe ycie. Utylita-rysta post puje rozs dnie we wszystkim, co jest potrzebne do zachowania ycia, lecz nigdy nie uwzgl dnia w rachubach faktu, e musi umrze . Robi wszystko, co ka e rozum, by odsun dzie mierci dba o obron , pokj, porz dek, zdrowie i bogactwo lecz czynnie t umi w sobie wiadomo faktu, e dzie ten kiedy nadejdzie. Ca e jego ycie poch ania unikanie mierci, ktra jest nieuchronna, mo na go zatem uzna za najbardziej irracjonalnego z ludzi, je eli racjonalno wi e si cho troch z rozumieniem celw czy pojmowaniem sytuacji cz owieka jako takiego. Daje nieograniczony upust swej najpot niejszej nami tno ci i zrodzo-nym z niej pragnieniom. Bohater i cz owiek pobo ny przynajmniej uwzgl dniaj wieczno w swych rachubach. Cho mo e si zda-rzy , e moc swych pragnie b d mitologizowali wieczno , ich postawa jest mimo wszystko bardziej rozumna. Filozof zawsze my li i dzia a, jakby by nie miertelny, ca y czas maj c pe n wiadomo swej miertelno ci. Stara si utrzyma przy yciu jak najd u ej, aby mc filozofowa , ale nie zmieni w tym celu swego sposobu ycia ani swych my li. Jest rozs dny, czym przewy sza bohatera; patrzy na rzeczy pod k tem wieczno ci, czego nie potrafi mieszczanin. Jest przeto od nich obu odr bny. Tylko ycie oddane wiedzy mo e zjednoczy te przeciwie stwa. Sokrates to bohater tragiczny, ktrego umys wype niaj my li rzemie lnikw. Wielcy filozofowie nowo ytno ci byli tyle samo filozofami co staro ytni. Mieli ca kowit wiadomo tego, co ich oddziela od reszty ludzi, i wiedzieli, e jest to przepa nie do zlikwidowa-nia. Wiedzieli, e w ich stosunkach z innymi po redniczy mog tylko czynniki nierozumne. Podj li wyzwanie tej szczeglnej for-my rozumowania, ktra bierze si z wrodzonych sk onno ci. Pra-wdopodobnie liczyli na to, e skorzystaj z aspektu racjonalnego, a jednocze nie nie pozwol , by aspekt irracjonalny ich obezw ad-ni . Jak u staro ytnych, ycie teoretyczne pozosta o u nich odr bne od praktycznego teoria ogl da a si na to, co uniwersalne

344 345

i niezmienne, zarazem rozumiej c, jak to si ma do poszczeglne-go i zmiennego; praktyka, zupe nie poch oni ta przez poszczegl-ne i zmienne, postrzega a ca o tylko w kategoriach tego ostat-niego, jako teodyce lub antropodyce , uosabian odpowiednio przez Boga lub Histori . Filozofia i filozofowie wiedz , co si kryje za tego typu nadziejami na indywidualne zbawienie, tote s wyobcowani. Filozofowie nowo ytni nie zapomnieli, e teori uprawia si dla niej samej, lecz uznali, e le y w ich interesie upowszechnianie opinii, jakoby parafrazuj c Clausewitza teoria by a praktyk uprawian innymi rodkami. Filozofowie, zamkni ci w zaciszu domowym lub w swych akademiach, maj zupe nie r ne cele od reszty ludzko ci. Ich wizja zespolenia teorii z praktyk jest tylko pozorna. Filozofowie nowo ytni nie s dzili, podobnie jak staro ytni, by mieli straci z oczu to rozr nienie, je eli na pokaz uto sami teori z praktyk . Tym w a nie objawi a si ich odwaga: s dzili, e nic nie ryzykuj , je eli po cz to, co staro ytni z niemal religijn pieczo owito ci trzymali osobno. Powstaje kwestia: Czy spo ecze stwo oparte na rozumie z konieczno ci stawia rozumowi nierozumne dania, czy te zbli a si do rozumu i przyjmuje opiek rozumnych? Trudno t ilustruje rozpowszechnione dzi b dne u ycie greckiego s owa praxis. Oznacza ono teraz, e nie istnieje ani teoria, ani praktyka: polityka zosta a steoretyzowana, a filozofia upolityczniona. W u y-ciu tym wyra a si zatarcie rozr nienia na wieczno i czaso-wo . Sprawi o to bez w tpienia o wiecenie, cho lumiery ci nie mieli takiego zamiaru. Pytanie brzmi, czy jest to rezultat konieczny czy tylko przypadkowy. W niektrych kr gach od d u szego czasu do dobrego tonu nale y traktowanie my licieli o wieceniowych jako p ytkich op-tymistw. By to pogl d rozg aszany po rewolucji francuskiej przez reakcjonistw i romantykw, kontrnatarcie religijno ci i po-ezji, ktre odnios o znaczny i trwa y sukces. Filozofom nowo yt-nym przypisuje si wiar w now jutrzenk ludzko ci, er pow-szechnej rozumno ci, gdzie wszystko potoczy si g adko. Zgodnie z tym rozpowszechnionym pogl dem nie rozumieli oni, e z a nie mo na wykorzeni , i nie zdawali sobie sprawy lub w zbyt ma ym stopniu uwzgl dniali z pot gi irracjonalno ci, ktrej to pot gi nasza dojrzalsza, g bsza epoka jest tak wiadoma. Stara em si w tej ksi ce wykaza , e jest to perspektywa skrzywiona i wynikaj ca z ch ci samousprawiedliwienia si . Nikt, kto staran-nie przestudiuje zarysowany przez filozofw o wieceniowych projekt, nie oskar y ich o optymizm w sensie oczekiwania atwego zwyci stwa rozumu czy o niedocenianie pot gi z a. Za ma o si dostrzega, jak bardzo byli makiawelscy we wszystkich znacze-niach tego s owa, cznie z tym, e byli w istocie uczniami Machiavellego. Je eli mieli nadziej na popraw ludzkiego losu, to nie dlatego, e zapominali o tkwi cym w cz owieku z u: chcieli osi gn popraw przez niesprzeciwianie si z u, obni enie norm. Bardzo ograniczona racjonalno , ktrej oczekiwali od wi kszo ci ludzi, by a wiadomie oparta na rzeczy najbardziej irracjonalnej z mo liwych egoizmie. rodkiem do dobra og u mia by egoizm, tote lumiery ci nie wierzyli, by w planowanym przez nich wiecie odtworzony zosta moralny i artystyczny splendor dawnych narodw. Po czenie brutalno ci i ironii, ktre mo na znale w ich p ismach, powinno rozwia wszelkie podejrzenia o nieuzasadniony optymizm. To, co sobie uknuli, by o realisty-czne", je eli w ogle mo na co takiego powiedzie o ludzkich zamys ach.

Co si za tyczy oskar enia o p ytko , wszystko zale y od tego, co uznamy za najg bsze ludzkie prze ycie. Filozofowie, staro ytni i nowo ytni, zgadzali si , e pe ni cz owiecze stwa jest u ycie rozumu. Cz owiek jest istot poszczegln , ktra mo e pozna to, co uniwersalne; istot czasow , ktra ma wiadomo wieczno ci; cz ci , ktra mo e ogl da ca o ; skutkiem, ktry szuka przyczyny. Czy s u y do poznania bytu czy do codziennych rachub, rozum jest celem, dla ktrego istniej wszystkie irracjo-nalne istoty, a wszystko to, co wydaje si w cz owieku zwierz ce, naznaczone jest jego racjonalnym powo aniem tak s dzili filo-zofowie. Christopher Marlowe bardzo dobrze zrozumia i filozo-fi , i MachiavelIego, kiedy w o y w usta florentczyka s owa: ..Rzek , i nie masz grzechu, jak tylko niewiedza". O prawo do tytu u najg bszego prze ycia ubiegaj si inne do wiadczenia,

346 347

religijne, a w epoce nowo ytnej tak e poetyckie. Ich prawo do teg0 tytu u nie narzuca si wszak e w sposb oczywisty. Powracamy tu do dylematu rozum czy objawienie. To, e spopularyzowany racjonalizm istotnie nie grzeszy g bi , nie stanowi argumentu przeciwko filozofom. Oni si tego spodziewali. (Ponadto przy ca ej swej umys owej p ytko ci, demokratyczny obywatel, ktry zna i egzekwuje swe prawa, na pewno nie jest istot godn najwy- szej pogardy). Ich celem by o, aby podstawowe dobro cz owieka sta o si podstawowym dobrem spo ecze stwa, i o wiecenie po-zostaje jedynym wiarygodnym projektem zmierzaj cym do osi g-ni cia tego celu. W wietle powy szego wydaje mi si absurdalnym twier-dzenie, jakoby Bacon, Kartezjusz, Hobbes, Locke, Monteskiusz, a nawet Wolter (ktrego mo na uzna za nie wi cej ni populary-zatora pozosta ych) byli mniej g bocy ni Jac ues Maritain czy T.S. Eliot wymieniam dwch s awnych wsp czesnych, od ktrych dowiedzia em si jako m ody cz owiek, e o wiecenie by o p ytkie. Rousseau, ktry zapocz tkowa szko pog bionej" krytyki skutkw o wiecenia, mimo to uznaje Bacona, Kartezjusza i Newtona za gigantw, a Locke'a nazywa m drcem. Wiedzia , e s jego bra mi w Teorii", cho spiera si z nimi w rozstrzygaj -cych kwestiach. Z przyziemno ci nowo ytnego

spo ecze stwa, przedmiotem tylu narzeka ze strony intelektualistw, filozofowie gotowi byli y . Przecie , na co zwraca uwag Sokrates, z wy yn filozofii wszystkie spo ecze stwa wygl daj mniej wi cej tak samo, czy to b d Ateny Peryklesa czy Des Moines w kukurydzia-nym stanie Iowa. Spokojne, dostatnie spo ecze stwo, szanuj ce nauk i posiadaj ce pieni dze na jej wsparcie, jest wi cej warte ni pe ne splendoru imperia, ktre maj niewolnikw, lecz nie maj filozofii. Locke sprawia wra enie powierzchownego, ponie-wa nie by snobem. Nie mg roztacza przed nami blaskw tego, co widzia , poniewa widzia prawdziwie. Nie ulega w tpliwo ci, e byli to ludzie powa ni, a zasi g ich oddzia ywania przekroczy wszystko, co znamy z historii filozofii i nauki. Jedyne porwnywalne wydarzenia polityczne to za o e-nie, jak mwi Machiavelli, nowych porz dkw politycznych przez prorokw Moj esza, Cyrusa, Tezeusza, Romulusa i (jak mo na wywnioskowa ) Chrystusa do ktrych na ladowania nawo uje filozofw. Nowo ytno jest w du ej mierze dzie em tych filozo-fw, a stopie naszego samou wiadomienia zale y od tego, w ja-kim stopniu zrozumiemy, co chcieli oni osi gn i co osi gn li, a zatem w jakim stopniu uchwycimy to, czym nasza sytuacja r ni si od sytuacji wszystkich innych ludzi. Jakkolwiek by to by o sprzeczne z utartymi pogl dami historycznymi, g wn nici , przebiegaj c przez wszystkie wydarzenia nowo ytnej historii, jest doktryna filozoficzna o wiecenia. Nowo ytne ustroje pocz y si z rozumu i zawis y od rozumno ci swych cz onkw. Ustroje te we wszystkich aspektach swej dzia alno ci potrzebowa y rozumu przyrodoznawstwa, a wymogi post pu naukowego w du ym stopniu nadaj kierunek ich polityce. Czy nazwiemy je demokracj libe-raln czy spo ecze stwem mieszcza skim, ustrojem praw cz o-wieka czy ustrojem zach anno ci, czy wykorzystuj technologi do celw pozytywnych czy negatywnych, i tak wszyscy wiemy, e wok tych kategorii obraca si nasz wiat. Mo na wykaza , e ustroje te to wynik przemy le niewielkiej grupy ludzi obdarzo-nych wgl dem w natur rzeczy, a sukces ich przedsi wzi cia jest wr cz niewiarygodny. Ich zamys przenikn i naznaczy wszy-stkie szczeg y ycia. Ludzi tych nie mo na zlekcewa y mo na jednak z nimi polemizowa . W tpliwo ci Swifta Jednym z pierwszych polemistw by Jonathan Swift, ktry wiedzia , jaki jest zamiar, i sprzeciwi si temu w imi staro ytno- ci i poezji. Podr e Guliwera tak si maj do filozofii nowo yt-nej, jak Chmury Arystofanesa do wczesnej filozofii staro ytnej. Podr e Guliwera to nic innego, jak ubrane w komiczn form wotum: wol staro ytno "; Swift obsadza staro ytnych w roli olbrzymw i szlachetnych koni, a nowo ytnych w roli kar w i juhasw. Podejmuje temat, ktry nas tu najbardziej interesuje, a mianowicie zak adanie akademii i uniwersytetw Republiki S w, by pos u y si sformu owaniem Pierre'a Bayle'a w cz -

348 349

ci zatytu owanej Podr do Laputy". Przyjrzawszy si nowo yt-nej polityce w Lillipucie, Guliwer jedzie do Laputy, aby popatrze na nowo ytn nauk i jej yciowe skutki. Laputa to lataj ca wysna zarz dzana przez przyrodoznawcw. Jest to, oczywi cie, parodia Brytyjskiego Towarzystwa Krlewskiego, za czasw Swifta od stosunkowo niedawna skupiaj cego filozofw i naukowcw, kt-rych my l nowo ytna sk oni a do czynniejszego zaanga owania w ycie publiczne. W tej dziwnej nowej krainie Guliwer stwier-dza, e rozwa ania teoretyczne oderwane od podstawowych spraw ludzkich, nie maj ce pocz tku w wymiarze ludzkim w ko cu jednak ten wymiar zmieniaj . Na Lataj cej Wyspie ludzie maj jedno oko skierowane do wewn trz, a drugie ku zenitowi. S to sko czeni kartezjanie oko egotyczne kontempluje ja , oko kosmologiczne ogl da rzeczy najodleglejsze. Strefa po rednia uprzednio ze rodkowuj ca uwag i okre laj ca zarwno ja , jak i metody badania gwiazd nie mie ci si w polu widzenia Lapucjan. Studiuje si tutaj tylko astronomi i muzyk , wiat jest sprowadzony do zakresu tych dwch nauk. Ludzie nie do wiad-czaj adnych dozna zmys owych, dzi ki czemu taka okrojona nauka ich zadowala. Porozumienie z lud mi spoza ich kr gu nie jest konieczne. Zamiast dostosowywa sw matematyk do przy-rodzonych kszta tw rzeczy, zmieniaj rzeczy, by pasowa y do ich matematyki. Potrawy podaj w postaci r nych figur geometrycz-nych. Ich zachwyt kobietami, wy cznie intelektualny, wynika z podobie stwa r nych cz ci kobiecego cia a do figur geome-trycznych. Nie znaj zazdro ci. Ich ony cudzo o na ich oczach, a oni tego nie widz . Ten brak erotyzmu wi e si z brakiem wra liwo ci poetyckiej. Lapucja scy naukowcy nie umiej zrozu-mie poezji, tote , zdaniem Guliwera, ich nauka nic nie mwi o cz owieku. Oto inna osobliwo tych ludzi, ktr opisuje Guliwer: Co dziwniejsza rzecz, postrzega em w nich sk onno do polityki i wielk ciekawo do gazet. Nieustannie rozmawiali o sprawach publicznych i bez ogrdek dawali swoje zdania o interesach stanu, k c c si nami tnie o ka dy szczeg r nych opinii politycz-nych. Postrzeg em ten sam charakter i w naszych matematykach europejskich, chocia nigdy nie mog em znale najmniejszego zwi zku mi dzy matematyk i polityk ". Guliwer dostrzega zain-teresowania polityczne nauk teoretycznych, lecz w tpi, czy potra-fi one uj rzeczywist praktyk polityczn . Odnosi rwnie wra enie, e naukowcy przypisuj

sobie specjalne prawo do mani-pulowania polityk . Sw w adz polityczn Lapucjanie opieraj na nowej nauce. Lataj ca Wyspa zbudowana jest wed ug zasad fizyki Gilberta i Newtona. Nauki stosowane mog otwiera nowe drogi do w adzy politycznej. Dzi ki wyspie krl i szlachta yj wolni od gro by spiskw ludu a nawet od wszelkiej z nim styczno ci lecz nadal lud wykorzystuj i pobieraj danin , ktr przeznaczaj na swe utrzymanie i rozrywki. Dysponuj pot g , pozwalaj c im pustoszy naziemne miasta. Ich w adza jest niemal nieograniczona, a powinno ci zerowe. Ca a w adza skupia si w ich r kach, wi c wolni s od obaw, ktre by ich sk oni y cho by do powo ania wywiadu politycznego. Cnota jest im niepotrzebna. Wszystko dzia a samoczynnie, wi c nie istnieje niebezpiecze -stwo, e ich niekompetencja, oboj tno czy wyst pno przynio-s im szkod . Dzi ki wyspie ich charakterystyczne skrzywienie mo e bezkarnie spotwornie do kra cowych rozmiarw. Wyzwa-laj c cz owieka, nauka niszczy naturalne warunki, ktre go ucz o-wieczaj . St d, po raz pierwszy w dziejach, mo liwa jest tyrania ugruntowana nie w niewiedzy, lecz w nauce. Swift sprzeciwia si o wieceniu, poniewa podsyca ono prze-rost matematyki, fizyki i astronomii, czyli powraca do filozofii presokratycznej, ktr Arystofanes krytykuje za brak samo wia-domo ci i niezdolno do zrozumienia cz owieka. O wiecenie odrzuci o osadzony w umiarze sokratejski kompromis pomi dzy spo ecze stwem i filozofi , poezj i nauk , tak d ugo obowi zuj -cy w yciu intelektualnym i umo liwiaj cy powstanie nauki poli-tycznej. Jednak, w przeciwie stwie do filozofii presokratycznej, ktra polityk w ogle si nie interesowa a, nowa nauka chcia a i mog a rz dzi . Faktycznie zgromadzi a wystarczaj cy potencja do rz dzenia, lecz musia a w tym celu utraci ludzk perspektyw . Innymi s owy, Swift zaprzecza , jakoby nowo ytna nauka rzeczy-wi cie powo a a jak nauk o cz owieku, czyli nauk polityczn .

350 351

Przeciwnie, nowo ytno tak nauk zniszczy a. Nauka politycz-na musia aby, przede wszystkim, rozumie cz owieka jako cz o-wieka, a nie jako obleczon w skr bry geometryczn . p0 drugie, musia aby zharmonizowa dobro nauki i naukowcw z do-brem godziwej wsplnoty politycznej. Na Lataj cej Wyspie aden z tych warunkw nie jest spe niony. Poza wszystkim innym na-ukowcy wyzyskuj nienaukowcw, aby bezpiecznie i wygodnie realizowa swj model ycia kontemplacyjnego.

Mwi c pro ciej, Swift orzeka, i sprawuj cych i posiadaj -cych w adz naukowcw ca a reszta ludzko ci nic nie obchodzi. Jest to konspiracja, ktra niczym si nie r ni od innych konspira-cji. Potencjalny tyran przemawia w imieniu dobra wsplnego, lecz d y do dobra prywatne Dom go. Salomona w Nowej Atlantydzie Bacona to tylko propaganda Lataj cej Wyspy. Naukowcy chc y , jak im si podoba rozkoszowa si liczbami, figurami i gwiazdami i nie musz ju d u ej skrywa swych pragnie . Lud wci posiada rodki, by zaznaczy sw obecno , lecz w za-sadzie jest uzale niony od tego, co dostarczaj mu naukowcy. Naukowcy s w stanie odci wiat naziemny od wiat a s onecz-nego. Niektre fragmenty chorobliwej satyry mizantropa Swifta na nauk okaza y si i cie prorocze. Przyrodoznawstwo szybko wy-cofa o si z projektu o wieceniowego jako ca o ci, pozostawiaj c filozofw spraw ludzkich ich w asnej przemy lno ci. Prawa przy-rody by y naukowe, lecz nauki przyrodnicze przesta y twierdzi , e potrafi stanowi prawa ludzkie, zostawiaj c nauk polityczn na lodzie, bez oparcia w rozumie i nauce. Zamiast prawdziwymi partnerami w sprawie obalenia nienaukowych ustrojw przesz o- ci, naukowcy stali si tylko biernymi zwolennikami tej samej sprawy. Kiedy tylko nadzr teologiczny zosta zlikwidowany i za-panowa a powszechna zgoda, e ksi y nale y zast pi naukow-cami, nauka by a wolna i w zasadzie oboj tna na to, jakie ustroje polityczne jej potrzebuj i u ywaj do swych celw. My- liciele wczesnego o wiecenia wydawali si s dzi , e wolno nauki najdoskonalej si realizuje w modelu racjonalnej zgody rz dzonych. Nauka jednak nie potrafi a zracjonalizowa wszystkich ludzi, a potem okaza o si , e nie musi tego robi , poniewa zyska a umiej tno wymuszania na ka dego typu w adzy, by j finansowa a i zostawia a samej sobie. W czasach, gdy byli jeszcze w adcy, ktrzy z zasady prze ladowali Galileusza, dowiedziawszy si o jego wichrzycielstwie jego badania podwa a y prawowi-to ich w adzy, opartej na wi tych tekstach naukowcy byli naturalnymi sprzymierze cami wszystkich przeciwnikw tych w adcw. Obsesja filozofii wczesnonowo ytnej w adz ko cieln jako najg wniejszym zagro eniem wolno ci my li wytworzy a w filozofach przekonanie, e przymierze powo ane do obalenia tej w adzy jest trwa e. Tymczasem okaza o si , e z nastaniem wiec-kich w adcw, ktrzy nie byli oddani w sposb absolutny nieracjo-nalnej czy nienaukowej wizji natury, pozahumanistycznej cz ci o wiecenia nic nie zagra a. Interes w asny, ta wielka nowo ytna zasada motywuj ca, nie nakazywa ju troski o innych my licieli, tote nauka czy racjonalno , ktra w oglnym mniemaniu prze-sz a na wy czn w asno filozofa przyrody, nie uwierzytelnia a ju dzia alno ci filozofw polityki i moralno ci. S owem, wsplny front przyj ty przez nauk humanistyczn i przyrodnicz w imi demokracji sta si ideologi . Makabrycznym spe nieniem przewidywa Swifta jest stan przy-rodoznawstwa w Zwi zku Radzieckim. Sowietyzm to tyrania zbu-dowana na nauce. Przyrodoznawstwo, jako jedyna dyscyplina nauk owa, oraz przyrodoznawcy, jako jedyne istoty ludzkie, umieli zmusi tyranw, by zostawili ich w spokoju. Radziecki matematyk jest w tym samym stopniu matematykiem co matematyk amery-ka ski, podczas gdy historyk czy politolog musi by pseudo-naukowcem na po ugach partii. s Przyrodoznawstwo ma w Zwi z-ku Radzieckim wielkie mo liwo ci rozwoju, poniewa radzieccy tyrani ostatecznie zrozumieli, e bezwarunkowo potrzebuj nauki. Nie mog , i nie musz , tolerowa historykw i politologw. Nie nale oni do tego samego gatunku co przyrodoznawcy, zarwno w oczach tych ostatnich, jak i tyranw.

Najprzykrzejsze jest w tym wszystkim to, e w makabryczny re im czerpie z przyrodoznawstwa moc potrzebn do utrzymania si przy w adzy. W sprawach, ktre nie dotycz ich interesw,

352 Umys zamkni ty 353

nauki cis e s neutralne, tote nie mog uzna Roosevelta za w adc lepszego od Stalina. Tak samo zachowaliby si zapewne presokratejczycy, lecz oni nie wys ugiwali si w adzy politycznej Ustroje polityczne by y im oboj tne i adnemu nie przysparzali pomocy ani wygody. Nowi naukowcy s przyczyn wszystkiego Presokratejczycy yli w dumnym odosobnieniu jako wzorce ycia teoretycznego. Dzisiejsi przyrodoznawcy ukazuj si w dwuzna-cznym wietle. Chocia bywaj prawdziwymi teoretykami, nie tak si jawi nieteoretykom. Ich zaanga owanie w sprawy ludzkie nadaje im publiczn funkcj uzdrowicieli chorb i wynalazcw broni j drowej, bastionw demokracji i bastionw totalizmu. An-driej Sacharow to osoba godna najwy szego szacunku, lecz jego postawa obro cy praw cz owieka nie p ynie z uprawianej przeze nauki, jak rwnie , delikatnie mwi c, nie gwarantuje mu solidar-no ci innych naukowcw radzieckich. W nowym uk adzie nauka podlega ochronie; nie ma jednak adnej kontroli nad wykorzysta-niem wynikw naukowych, a nawet gdyby tak kontrol zdoby a, nie posiada odpowiedniej wiedzy spo ecznej. Przyrodoznawstwo zawsze w ko cu zwyci a o nad parti , kiedy uzyskane wyniki przeczy y ortodoksji marksistowskiej, lecz nie mia o wp ywu na dzia ania polityczne partii. Na obron nauki trzeba powiedzie , e miarkuje ona potencjalnych Hitlerw, poniewa aden przysz y tyran nie b dzie raczej na ladowa Fiihrera w jego ob kanym doktrynerstwie, ktre kaza o mu wygna ydowskich naukowcw do obozu w roga, aby zgotowali mu kl sk . Oglnie jednak nauka przysparza cz owiekowi mocy, nie przysparzaj c mu cnoty, czyli zwi ksza jego mo liwo ci czynienia zarwno dobra, jak i z a. Polityczne zaanga owanie nauki ca o ciowo rysuje si jako wielkie zagro enie. S ludzie, ktrzy twierdz , e aby sprosta temu zagro eniu, musimy przebudowa polityk . Swift mwi, e ju twrcy o wiecenia przebudowali polityk i e w a nie tu tkwi problem. Okaza o si , i przyrodoznawstwo nie ma nic do powie-dzenia o sprawach ludzkich, o wykorzystaniu nauki do celw ycia czy o samym

naukowcu. Kiedy poeta pisze o poecie, robi to jako poeta. Kiedy naukowiec mwi o naukowcu, nie robi tego jako naukowiec. Je eli w ogle si na ten temat wypowiada, to za pomoc innych narz dzi ni te, ktrych u ywa w swej dzia alno ci naukowej, a jego rozstrzygni cia nie przyjmuj formy dowodo-wej, ktrej wymaga si w nauce. Nauka oderwa a si od samo wia-domo ci naukowej, w staro ytno ci stanowi cej jej sedno. Utrata samo wiadomo ci wi e si w jaki sposb ze skazaniem poezji na wygnanie. Radykalizacja Russowska a uniwersytet niemiecki Tutaj wpada na scen Rousseau, w a nie gdy o wiecenie wi -ci triumfy i powstaj instytucje naukowe, b d ce ukoronowaniem nauki. Ten Sokrates a rebours powrci do tezy o tr a ym w napi ciu pomi dzy nauk i spo ecze stwem, lecz wzi stron spo ecze -stwa twierdz c, e post p naukowy prowadzi do zepsucia moral-no ci, a co za tym idzie, spo ecze stwa. Najpotrzebniejsza jest cnota, ta nauka prostych dusz", a nauka podcina korzenie cnoty. Uczy lu nych i egoistycznych zwi zkw z innymi lud mi i spo e-cze stwem obywatelskim, podaje w w tpliwo zasady cnoty oraz wymaga rozrzutnego i rozdrobnionego spo ecze stwa, w ktrym prze ywa rozkwit. Zamieszkuj cy akademie mi o nicy wiedzy trac te fakty z oczu, staj si niefrasobliwi i ma o wymagaj cy wobec siebie. Cyceron i Bacon zawdzi czaj swe osi gni cia temu, e nie byli profesora-mi. yli prawdziwym yciem, a nie pod os on sztucznie zorgani-zowanych uniwersytetw, tote byli w stanie uchwyci sytuacj ludzk jako ca o , rozpozna jej wewn trzne napi cia i wzi na siebie odpowiedzialno , nie maj c alibi, jakie daje wiara w post p, nie schlebiaj c swej pr no ci przez przyjmowanie zaszczytw od ciemnego spo ecze stwa. Profesorowie uczy z rozumu nili publi-czny przes d i w czylf si w rzesz przes dnych. Wybrali niesku-teczny p rodek pomi dzy dwoma re imami surowej dyscypliny, ktre czyni cz owieka powa nym wsplnot i samotno ci . Rousseau dopowiedzia do ko ca twierdzenie o wzajemnej randze teorii i praktyki, jego zdaniem zawarte w sposb ukryty w o wieceniu. O wiecenie ukazywa o my liciela nie jako naj-lepszego, lecz jako najpo yteczniejszego z ludzi. Najwa niejsz

354 355

rzecz jest szcz cie; je eli my lenie samo w sobie nie jest szcz - ciem, to nale y je oceni wed ug kryterium przynoszenia szcz - cia. Rousseau utrzymuje, e jest wi cej ni w tpliwe, czy nauka przynosi szcz cie. Ponadto, cho Hobbes i Locke ucz , e cz o-wiek jest racjonalny, oddaj racjonalno na s u b uczu bardziej od rozumu podstawowych. Je eli przemy le ich stanowisko, zgo-dnie z ktrym cz owiek jest z natury istot samotn , to dochodzi si do wniosku, e mowa, warunek rozumu, nie jest naturalnym jego przymiotem. St d cech odr niaj c cz o wieka od innych zwierz t nie mo e by rozum. O wiecenie zapoznaje istot zarw-no rozumu, jak i uczucia. Rozumowanie i retoryka Rousseau by y tak przemo ne, e prawie aden cz owiek my l cy (jak rwnie wielu bezmy lnych) nie umia si obroni przed jego wp ywem. W czasach porusso-wskich wsplnota, cnota, wsp czucie, uczucie, zachwyt, pi kno i wznios o , a nawet zakazany zmys wyobra ni prze ywa y dobr pass w rywalizacji z nowo ytn filozofi i nauk . Cygane-ria, sentymentali ci i arty ci, przynajmniej w tym samym stopniu co naukowcy, stali si nauczycielami i wzorcami. Zainspirowany pismami Rousseau, Kant podj si systematycznej przebudowy projektu o wieceniowego, aby uspjni relacje pomi dzy teori i praktyk , rozumem i moralno ci , nauk i poezj , ktre Rousseau postawi w tak problematycznym wietle. Kantowsk rewizj ca- o ci wiedzy mo na rwnie odczyta jako projekt owocnego wsp istnienia uniwersyteckich dyscyplin naukowych. Rousseau zwrci uwag na fakt, e znane od staro ytno ci napi cie p o-mi dzy my licielem i spo ecze stwem, rzekomo usuni te przez o wiecenie, ujawni o si w nowych i bardzo niebezpiecznych formach. Kant podj ponown prb jego usuni cia. On rwnie zgodzi si z tym, e nauka wyinterpretowa a wolnego, moralnego, twrczego cz owieka z natury. Nie prbowa zreformowa przyrodoznawstwa, wzorem staro ytnych przywr-ci cz owieka naturze. Wykaza natomiast, e natura, w rozumie-niu przyrodoznawstwa, nie obejmuje ca o ci rzeczy. Istniej inne obszary rzeczywisto ci, nie ujmowane lub nieujmowalne przez przyrodoznawstwo, w ktrych rozgrywa si do wiadczenie cz owiecze stwa. Aby obroni cz owiecze stwo, nie trzeba rezygno-wa z rozumu, poniewa rozum mo e wykaza , i nauka posiada nie znane jej wcze niej granice; rozum mo e wykaza mo liwo wolno ci, ktr przyrodoznawstwo bezprawnie neguje. Mo li-wo i podstawa to dla Kanta kluczowe terminy, ponie-wa wiele z tego, co ludzkie, zacz o si jawi jako niemo liwe i bezpodstawne. Kant zgodzi si z wnioskiem Rousseau, e tym, co wyr nia cz owieka, musi by wolno , oraz e obowi zuj cy w przyrodo-znawstwie rodzaj przyczynowo ci wolno t neguje, a zatem ycie praktyczne, czyli realizacja moralnej wolno ci, przewy sza ycie teoretyczne, czyli u ycie naukowego rozumu. W jednym z naj mudniejszych i najbardziej ol niewaj cych przedsi wzi teoretycznych podj tych przez cz owieka usi owa wykaza , e natura nie jest wszystkim, e rozum i spontaniczno wzajemnie si nie wykluczaj . Prawdy te ustanawia rozum, a nie zmagaj ce si z rozumem serce. Przedsi wzi cie to znalaz o swj wyraz w trzech krytykach", wielkim ostatnim s owie liberalnego o wie-cenia, drugim nurcie racjonalizmu, ktry wsp istnieje na uniwer-sytetach z racjonalizmem

Bacona, Kartezjusza i Locke'a. G w-nym zamierzeniem tego przedsi wzi cia jest wyznaczenie granic samego rozumu, powiedzenie pysznemu rozumowi: dot d, i ani kroku dalej" w taki sposb, aby rozum podporz dkowa si racjonalnie. Filozofia krytyczna Kanta nie dyktuje nauce, co po-winna odkry , lecz wyznacza granice, wewn trz ktrych dzia a rozum. Wyznacza rwnie granice rozumu praktycznego, dzi ki czemu Humowskie rozr nienie na tak jest" i tak by powinno" przestaje by upokorzeniem dla rozumowania moralnego, a staje si podstaw jego triumfu i godno ci. F ilozofia krytyczna powo- uje rwnie zmys rozs dku, ktry pozwala cz owiekowi znw mwi o celach i pi knie. W tym systemie zapewnione miejsce w porz dku uniwersytec-kim ma nie tylko przyrodoznawstwo, ale rwnie moralno i este-tyka. Te trzy rodzaje wiedzy (prawda, dobro i pi kno w nowych przebraniach) otrzymuj w trzech krytykach swj zakres, lecz nie cz si w ten sposb, by by y poznaniem r nych aspektw

356 357

jednej rzeczywisto ci. Arystotelesowskie nauki humanistyczne sa cz ci nauki o przyrodzie, poznanie za cz owieka jest powi zane i zharmonizowane z poznaniem gwiazd, cia w ruchu i zwierz t innych od cz owieka. Nie da si tego powiedzie o porussowskich naukach humanistycznych, zale nych od istnienia obszaru rzeczy-wisto ci ca kowicie r nego od natury. Jego badanie nie nale y do badania natury i niewiele ma z nim wsplnego. Ten nowy stan dyscyplin naukowych, ktry znalaz swj naj-wcze niejszy wyraz na uniwersytetach niemieckich w pierwszych latach XIX wieku i stopniowo upowszechni si na ca ym Zacho-dzie, z pocz tku okaza si bardzo p odny. Post p przyrodoznaw-stwa, nie skr powany nadzorem teologicznym i politycznym oraz wyzwolony z p t filozofii, nabra jeszcze wi kszego tempa, a na-uki humanistyczne, powo ane do nowych celw, prze y y kolejny rozkwit, szczeglnie w dziedzinie historii i filologii. Cz owiek rozumiany jako wolna, moralna, twrcza jednostka buduj ca kultury, stwarzaj ca histori , a zarazem przez ni stwarzana dostarczy pola do bada humanistycznych, w ktrych traktowany by powa nie jako cz owiek, niesprowadzalny do cia w ruchu, sk adaj cych si

teraz na zakres bada przyrodoznawczych. Hu-manistyka zacz a odgrywa wa n rol , poniewa mog a sobie postawi powa ne cele, wynikaj ce z poczucia, e cz owieka mo na poj poprzez jego rodowd historyczny; e normy moralne i polityczne mo a wyprowadzi z tradycji historycznych r nych narodw, aby zast pi niewydolne normy uprawnienia naturalne-go i prawa; e badanie kultury wysokiej, szczeglnie greckiej, dostarczy wzorcw do na ladowania dla nowo ytno ci; e w a ciwe zrozumienie religii mo e zaowocowa wiar odporn na racjonal-n krytyk . W wi kszym stopniu ni w ca ej epoce porenesanso-wej uczeni wydawali si s ugami ycia, rwnie po ytecznymi jak o nierze, lekarze i robotnicy. Zakrojone na wielk skal staranne badania historyczne i literaturoznawstwo oparte na tek cie, wtedy zapocz tkowane, da y nam bogactwo materia u, ktrego do dzi nie zd yli my przetrawi . Humanistyka wzi a na siebie ca y ci ar nauczania o cz owieku, szczeglnie w dziedzinie moralno- ci i estetyki (nowej nauki o pi knie i wznios o ci). Jednak e ju w samej tezie umo liwiaj cej t eksplozj huma-istyki, tezie o dualizmie natura-wolno , tkwi y problemy, ktre przysz o ci zachwia y pewno ci celw i na powrt uczyni y humanistw zwyk ych erudytw. Nie dawa a im spokoju w tpli-wo , czy obszar wolno ci, w ktrym cz owiek znw wydawa si zjawiskiem tak wielorakim, rzeczywi cie istnieje. Jak maj si do siebie obszar wolno ci i obszar natury? W ktrym miejscu ko czy si to, co w cz owieku naturalne, a zaczyna to, co wolne? Czy rzeczywi cie jest mo liwe, aby wyznaczy granice roszczeniom przyrodoznawstwa? W systemie Kanta powstaje pytanie, czy je- eli naukowcy potrafi , jak twierdz , na d u sz met przewidzie zachowanie wszystkich zjawisk, to czy mo na dorzecznie postu-lowa istnienie numenalnej wolno ci, bo przecie jej wyraz w polu zjawisk musia by by przewidywalny? Czy nauki przyrodnicze nie zak adaj mechanicznej przyczynowo ci, determinizmu i sprowa-dzalno ci wszystkich wy szych zjawisk do ni szych, z o onych do prostych, i czy sukcesy astronomii, fizyki, chemii i biologii opartej na tych za o eniach nie potwierdzaj ich prawdziwo ci? Nowe odkrycia lub hipotezy, takie jak ewolucja, podwa y y auto-nomi i substancjaln samoistno rozumu. Czynnik, ktry umo- liwi wyznaczenie granic nauce i rozumowi w Krytyce czystego rozumu, sam okaza si tylko jednym z przypadkowych skutkw ewolucji materii. Podstawa moralno ci i estetyki znikn a. Przy-rodoznawstwo nadal sprawia o wra enie solidnie ugruntowanego, romantyzm za i idealizm zamieszkiwa y wyimaginowane miasta, zbudowane na wznios ych nadziejach. Pojawi si pesymizm jako szko a filozoficzna. Dodatkowym jego powodem, obok dynami-zmu i ekspansji przyrodoznawstwa, by a wiadomo , e wbrew oczekiwaniom humanistyka nie zrodzi a w asnych norm moral-nych i politycznych. Najwnikliwsze nawet badania historii naro-dw i stworzenie poj cia ducha narodw nie da o wskazwek na przysz o ani nakazw post p owania. Rezultaty bada by y im-ponuj ce, lecz wydawa y si owocem pr nej ciekawo ci, a nie poszukiwania wiedzy o rzeczach najniezb dniejszych. Filozofia, niepotrzebna przyrodoznawstwu i usuni ta poza jego nawias, przesz- a na stron humanistyki i wkrtce sta a si kolejn dyscyplin

358 359

historyczn . Jej tytu do w adztwa na uniwersytecie przesta by respektowany. Uniwersytet sta si cia em skonfederowanym bez wy szej jedno ci celu. Humanistyka ubiega a si o rwne prawa i do pewnego stopnia zosta y jej one formalnie przyznane, lecz by a to koncesja czysto akademicka", nie znajduj ca odzwier-ciedlenia w oczach rzeczywistego wiata. Przyrodoznawca by zarazem wzorem mi o nika wiedzy, jak i dobroczy c ludzko ci-humanista by profesorem. Problem mi o nika wiedzy w nowo ytnej perspektywie wielo-krotnie podejmowa cz owiek, ktry nie nale a do uniwersytetu niemieckiego, lecz, obok Kanta, wywar na najwi kszy wp yw Goethe. Klasyczne podsumowanie jego pogl dw mo na zna-le w Fau cie, jedynej nowo ytnej ksi dze, o ktrej mo na powie-dzie , e zawiera narodowy wzorzec bohatera, porwnywalny z wzorcami, ktre podsuwaj Homer, Wergiliusz, Dante i Sze-kspir. Uczony Faust, rozmy laj cy w swej celi, odczytuje pierwszy werset Ewangelii w. Jana: Na pocz tku by o s owo (logos)"; potem, niezadowolony z takiej wersji, podstawia uczucie", co te nie do ko ca go satysfakcjonuje; wreszcie dochodzi do ostatecznej ju reinterpretacji: Na pocz tku by czyn". Dzia anie posiada prymat nad my leniem, czyn nad mow . Ten, kto pojmuje rzeczy-wisto , musi na ladowa pocz tki. Pierwszy jest akt Stwrcy, nie poprzedzony i nie kierowany my l . Rozumuj cy uczony zapo-znaje pocz tki, poniewa brak mu si y ywotnej, podpieraj cej porz dek rzeczy. Zajmuje si g upstwami, bo gromadzi fakty, z ktrych znikn a ich istotna zasada. Relacja pomi dzy Faustem a wiecznie studiuj cym Wagnerem, ktry mwi, e wie ju du o, ale chcia by wiedzie wszystko, jest paradygmatyczna. Dobra jest tylko wiedza, jako e s u y yciu, a ycie jest w swych pocz tkach ukszta towane przez lepe dzia anie, impuls losu. Wiedza przy-chodzi p niej i o wietla wiat, ktry sta si przez dzia anie. Wagner, tak jak odmalowa go Goethe, to cz owiek ma o znacz cy i s aby. W porwnaniu z nieokre lonymi porywami Fausta jego umi owanie wiedzy jest czym powierzchownym. Cho rozr -nienie pomi dzy vita activa i vita contemplativa jest rwnie stare, je eli nie starsze od filozofii, u Goethego stron dzia ania po raz pierwszy bierze sama teoria, znosz c antyczn opozycj . ycie teoretyczne nie ma podstawy, poniewa pierwsz przyczyn nie jest inteligibilny porz dek, lecz twrczo kszta towalny chaos. Nie mo e by mowy o kontemplacji tam, gdzie nie ma nic do zobacze-nia. Goethe w pe ni wyja ni nowo ytn sytuacj mi o nika wie-dzy i poety, po czym postawi znak zapytania przy wiedzy, ktra nie jest podporz dkowana celom poprawy ycia. Staro ytno te mia a zwyk ych uczonych, ktrzy studiowali Homera i Platona, nie do ko ca wiedz c, po co to robi , nie interesuj c si kwestiami,

ktre tam pada y fascynowa a ich tylko metryka wierszowa i autentyczno manuskryptw. wcze nie jednak uczonym sta-wiano zarzut, e nie trawi ich pal ca dza poznania tego, co najwa niejsze, podczas gdy nowo ytno zarzuca uczonym, e nie trawi ich dza zaanga owania w dzia anie. Najpro ciej mwi c, historyk wzr nowo ytnego uczonego jest kronikarzem czynw. Je eli czyny s najwa niejsze, cz owiek czynu z definicji przewy sza uczonego. Co wi cej, w my liciel jest niezdolny do skoku w ciemno , ktrego wymaga czyn. Wreszcie, je eli cz o-wiek czynu nie jest my licielem, to nale y w tpi , czy my liciel potrafi poj cz owieka czynu. Czy nie trzeba by podobnym Cezarowi, aby go poj ? Stwierdzenie, e nie trzeba by podo-bnym Cezarowi, aby go poj , rwna si stwierdzeniu, e nie trzeba spe nia adnych wymaga , aby cokolwiek poj . Istnie-nie obszaru wolno ci opiera si na ukrytym za o eniu, e dzia a-nie ma prymat nad my l . Goethe dostrzega , e nowo ytny uczo-ny kolos stoi na glinianych nogach. Jest rwnie lepy, a raczej jak wszystkie nauki nie dostrzega przedmiotw poznania, po-niewa wsz dzie panuj ciemno ci. Problem bada humanistycznych najlepiej ilustruje filologia klasyczna. Studia nad staro ytno ci greck i rzymsk by y nie-gdy dziedzin bada humanistycznych parexcellance, ktra cza-sem jasno p on a, o wietlaj c wiat, czasem za ledwo si arzy a.. Badania staro ytno ci sz y tropem meandrw zachodniego nowator-stwa filozoficznego. Wielkie przemiany w filozofii rozpoczyna y si od gaszenia pragnienia u greckich rde inspiracji. Przemo ne poczucie jakiego braku to najpowa niejsza pobudka do auten-

360 361

tycznego, a st d wnikliwego i wszechstronnego, powrotu do tego co utracone. Grecja daje pewno , e kiedy istnia o co lepszego ni to, co jest. Kiedy dawne skarby zostan spo yte, a nowatorzy uznaj , e potrafi i dalej o w asnych si ach, staro ytno wydaje si mniej potrzebna i wyradza si w przedmiot rutynowej wiedzy, raczej pomnik ni wiat o przewodnie. Upajaj ca atmosfera rene-sansu, odrodzenia Grecji, ktra jest zawsze mo liwa dzi ki uni-wersalno ci antyku i niezmienno ci ludzkiej natury, zyska a uwie -czenie w my li jednoznacznie nowo ytnej poczynaj c od wni-kliwych studiw i krytyki Grekw i Rzymian pira Machiavellego ktra dumnie orzek a sw wy szo nad swymi staro ytnymi inspiratorami, w zarodku ucinaj c spr mi dzy staro ytno ci i nowo ytno ci .

Rousseau zainicjowa drugi renesans, kiedy wyrazi niezado-wolenie z nowo ytno ci, na co poz woli a mu jego znajomo greckich i rzymskich punktw odniesienia. Staro ytni m owie stanu bez ko ca rozprawiali o moralno ci i cnocie; nasi mwi tylko o handlu i pieni dzach". Wykorzystanie przez Rousseau jego wiedzy o staro ytno ci ktra, cho nie akademicka, by a bardzo dog bna doskonale pokazuje, dlaczego my l staro ytna winna by dost pna dla tych wielkich jednostek, ktre, parafrazuj c Nietzschego, s niewczesne i dlatego potrzebuj punktu widzenia, ktry pozwoli by im zyska orientacj i sta si kwintesencj swego czasu. W a nie dzi ki staro ytnym Grekom geniusze ci mog by zarazem niewcze ni i wyj tkowo na czasie. Nie potrzeba bez ko ca szuka jakich odleg ych, egzotycznych rde ; dopki natura ludzka pozostaje ta sama, ksi ga jest zawszeczytelna. Taka jest rola, ktr odgrywaj autorzy greccy przez wszystkie szalenie zmienne stulecia, odk d powsta y ich pisma: zawsze powstaj z martwych jak Feniks, kiedy wydaje si , e uczeni przechowuj tylko ich strawione ogniem czasu popio y. arliwe wezwanie skierowane przez Rousseau do nowo ytnego cz owieka, aby ogl dn si na staro ytne pa stwo jako prawdzi-w , organiczn wsplnot , by o rd em romantycznego pragnie-nia, by znw odetchn wie ym powietrzem Grecji. Rousseau tak przekonuj co odda jej moraln i estetyczn t yzn . Jego pisarstwo da o podniet rozmaitym przedsi wzi ciom komunitarnym, pocz wszy od Robespierre'a, a sko czywszy na To stoju i kibu-cach, podniet wci yw w my li wsp czesnej. Przede wszy-stkim jednak, co omwi em ju wcze niej, z jego spostrze e na temat napi cia pomi dzy o wieceniem a godziw polityk naro-dzi a si idea kultury. Russowska refleksja wiod a ku badaniom Grecji, Sparty czy Aten jako wzorcw kultury. Pobudk do tych bada ktre prze ywa y szczeglny rozkwit w Niemczech, gdzie wp yw Rousseau by najsilniej odczuwalny, dzi ki pozycji, jak zajmowali tam Kant i Goethe by a ch zrozumienia kultury, z zamiarem zbudowania kultury niemieckiej. Niemieccy my liciele, a za nimi uczeni, szukali inspiracji przede wszystkim w greckiej i rzymskiej poezji, a na drugim miejscu w historii. Filozofia le a a zdecydowanie na uboczu ich zainteresowa . Wi-da to wyra nie tak e u samego Rousseau. Filozofami, ktrych refleksji teoretycznej potrzebowa , byli Bacon, Kartezjusz i New-ton, nie Platon i Arystoteles. Dwaj ostatni po prostu nie znali prawdy o naturze. Je li filologowie interesowali si nimi, to tylko jako przedstawicielami kultury greckiej, jej typowymi wyrazicie-lami, mniej ciekawymi od poetw, fundatorw tej kultury. Rous-seau podziwia Platona i uwa a go za znawc natury ludzkiej, ale bardziej w sensie poetyckim ni filozoficznym czy naukowym. Platon jest przecie filozofem mi o ci, a mimo to Rousseau, bez konsultacji z Platonem, uczy , e Eros jest dzieckiem seksu i wy-obra ni. Jej czynno ci jest poezja, zdaniem Rousseau rd o yciodajnych i o ywczych z udze , a zatem najg bsze rd o esprit de la nation, ducha umo liwiaj cego istnienie narodw. U Platona Eros popycha ku filozofii, a ta z kolei popycha a ku poszukiwaniom najlepszego ustroju, jedynego dobrego po-rz dku politycznego, przeciwstawionego wielo ci kultur. To prze-j cie od najlepszego ustroju do kultury jako przedmiotu poszuki-wa okaza o si zabjcze dla rozumu. W postaci zacz tkowej wida to ju w przyj tym przez Webera za o eniu, e pod o em i motorem wsplnot nie s racje, lecz warto ci. Jak wynika z powy szego, od samego pocz tku drugiego re-nesansu traktowanie greckich filozofw przez uczonych bli sze

362 363

by o traktowaniu przez przyrodoznawcw atomw ani eli innych przyrodoznawcw. Filozofowie nie zostali zaproszeni do powa -nej dysputy uczonych. Wszystko, co greckie, poddali my analizie opartej na pogl dach filozofii nowo ytnej. Przy zastosowaniu tei procedury nie ma miejsca na nadziej , by my mogli wiele si nauczy od greckich my licieli. Filozofowie o wieceniowi patrzy-li na nich z gry, poniewa mieli ich pogl dy za b dne. Roman-tycy darzyli ich szacunkiem, poniewa prawdziwo czy fa szy-wo pogl dw sta a si spraw oboj tn . Przyk adem kategoryzacji, ktra p niej si upowszechni a, jest rozr nienie Schillera na poezj naiwn i sentymentaln . Urok Homera wzi si st d, e autor Iliady nie dostrzega tego, co my dostrzegamy, nie mia wiadomo ci otch ani. Nadal y w zacza-rowanym wiecie, a jego poezji brakowa o zwrcenia si ku wn -trzu, koniecznego dla nas, ktrzy wiemy, e bogowie mog odej . Nie by wiadom miertelno ci bogw i kultur, tak jak dzieci nie s wiadome miertelno ci ludzi. y w latach m odzie czych wiata. Je eli mamy osi gn pe ni i szcz liwo , musimy od-zyska ten bezpo redni stosunek do rzeczy, jaki ludzie niegdy mieli. Musi temu jednak towarzyszy wiadomo zniszczalno ci wszystkiego. Na arty cie ci y wi ksza odpowiedzialno , ni to si wydawa o Homerowi, poniewa nie jest on ledwie na ladowc natury, lecz jej stworzycielem. Wybitny nowo ytny artysta mu-sia by by g bszy i bardziej wiadomy siebie ni Homer. Naiwny Homer nale a do innej kultury ni sentymentalny Schiller i winno si go pojmowa w jego w asnym kontek cie kulturowym. Naiwno w du ej mierze polega na braku wiado-mo ci historycznej", na przekonaniu, e wielcy ludzie to jednostki, ktre nale y pojmowa jednostkowo i we wszystkich czasach tak samo. Plutarch by przekonany, e przedstawia obrazy samej wielko ci, tymczasem jego bohaterowie to tylko Grecy i Rzymia-nie, szczytnie uzewn trzniaj cy sw kultur , od ktrej nie mo na ich oddzieli . Ta wiadomo czy intuicja jest swoi cie nowo ytna i z niej rodzi si nowo ytne poczucie wy szo ci. Schiller by , oczywi cie, czytelnikiem wyj tkowo uwa nym i wra liwym. Cho nale y w tpi , czy jego odczytanie Homera wiele nam mwi o tym poecie, poniewa jest zbytnio obci one tyni, co dzi uwa amy za romantyczne przes dy, to jednak Homer, dobrze czy le zinterpretowany przez Schillera, przyczyni si do ;ego w asnej wizji artystycznej, ktra wsp tworzy a niemieck literatur i niemieck kultur . Mamy tu do czynienia z przyk adem tego, co niektrzy nazywaj interpretacj fa szyw w sposb

twrczy". Wa na jest wiara we w asn wizj , by mo e karmion inspiracj innych wizji. Wa ny jest akt nie naznaczony wiedz . \V tych rozwa aniach kryje si teza, e oprcz pogl dw typu schillerowskiego, fa szywych, lecz produktywnych, s te inne, z pewno ci znane uczonym: prawdziwe, lecz nieproduktywne. Co takiego sugeruje Goethe. Uczony to obiektywny rezoner, poeta to subiektywny twrca. W tym miejscu pojawia si Nietzsche, ktry z nieporwnan jasno ci i si argumentuje, e je eli potraktujemy wiadomo historyczn " powa nie, to nie mo e by mowy o obiektywno ci, to badania naukowe w znanej nam postaci s jedynie oszukiwa-niem si , poniewa obiektywno wyklucza subiektywno . Ca a niemiecka filologia klasyczna, mimo swej g bokiej wiadomo ci, e umys jest zdeterminowany historycznie, post powa a tak, jak-by zdeterminowanie to nie dotyczy o umys u niemieckiego uczo-nego. Odkrycie kultury i ducha narodu oznacza, e nie mog istnie uniwersalne zasady poznawcze. Rozum jest mitem, unie-mo liwiaj cym poj cie mitotwrstwa. Twrczo i nauka o spra-wach ludzkich nie mog ze sob wsp istnie , a poniewa nauka o sprawach ludzkich przyznaje, e cz owiek jest twrczy, cz owiek twrczy bierce gr . Jednak uczonym nie wolno uprawia twr-czo ci. Z odkrycia kultury jako ywio u, w ktrym cz owiek staje si sob , powstaje nast puj cy imperatyw: Buduj i podtrzymuj kultu-r . Tego uczony robi nie mo e. Kultura jest nie tylko warunkiem ycia, ale rwnie warunkiem poznania. Bez kultury niemieckiej uczony niemiecki nie mo e wyj naprzeciw innym kulturom. Prze ywszy sw wielk chwil w my li niemieckiej u Kan-ta, Goethego, Schillera i Hegla, u ktrych ponowne odkrycie my li greckiej odegra o tak wa n rol filologia klasyczna powrci a

364 365

na uniwersytety, gdzie znw sta a si sk adnic martwej wiedzy, niezdolnej bezpo rednio inspirowa czy cho by zap odni nieod-part wizj , zdoln przeobrazi ludzko . Staro ytno studiowali mieszcza scy profesorowie, po czym edukowali innych miesz-czan, dla ktrych, tak jak dla Aschenbacha, Grecja by a jedynie kultur ". Blask Grecji, ktry ledwie p wieku wcze niej ukszta -towa tak bohaterskie postacie, sta si zagadk . Nietzsche wiadom zarwno splendoru Grecji, jak i jego niewidoczno ci dla wsp czesnych win obarczy uczonych, a raczej charakter ich bada . Jako filolog klasyczny, ktry z pewno ci osi gn by w tej dziedzinie wielko , gdyby nie powo a a go filozofia, podj prb ostatniego wielkiego powrotu do Grekw. Wzorem swych

nie-mieckich poprzednikw zwrci si przede wszystkim ku greckiej poezji. Swoje zami owanie do tragedii uzupe ni jednak czym bezprecedensowym radykalnym atakiem na Sokratesa, za o y-ciela tradycji racjonalizmu, ktra jest esencj uniwersytetu. Jest to prawdopodobnie pierwsza napa na Sokratesa przypuszczona przez filozofa, napa brutalna, ktra nie usta a a do ko ca dzia alno ci pisarskiej Nietzschego. Fascynuj ce jest dla nas to, e Nietzsche, jak rwnie id cy jego ladem Heidegger, to pierwsi my liciele nowo ytni od czasw Hobbesa, Spinozy i Kartezjusza, ktrzy potraktowali Sokratesa czy w ogle jakiegokolwiek filozofa antycznego powa nie jako przeciwnika, jako ywego adwersarza, a nie zabytek kultury*. Sokrates yje i musi by zwyci ony. Istotne jest, aby rozpozna , e jest to w filozofii Nietzschego temat absolutnie najwa niejszy. Nie przyjmuje on formy historycznej czy kulturowej, lecz klasyczn posta pytania filozoficznego: Czy Sokrates mia racj czy nie? Oskar enie wy-toczone przez Nietzschego Sokratesowi brzmi, e jego racjona-lizm, jego utylitaryzm, podkopa i o mieszy t wspania nie-dorzeczno , jak jest szlachetny instynkt. Zniszczy poczucie tragizmu ycia, intuicj , trafnie oddaj c po o enie cz owieka we * Filozofi staro ytn wnikliwie bada , oczywi cie, Hegel, lecz tylko po to, by w czy jej elementy do nowo ytno ci. Filozofii staro ytnej nie traktowa ja-ko wrogiej, lecz jako materia na sojuszniczk ; by a dla niedoko czona, nie-doskona a. wszech wiecie i pozwalaj c na twrcze kszta towanie ycia prze-ciwko zgrozie istnienia, pozbawione jakichkolwiek wcze niej-szych form i wzorw. Instynkt lub nieuchronny los, wyprze-dzaj cy rozum i przeze zagro ony, ustanawia tablic praw lub warto ciowa , w ramach ktrych funkcjonuje zdrowy (w znacze-niu niechory) rozum. Ciemno przes aniaj ca pustk to warunek ycia i tworzenia, a wiat o racjonalnej analizy ciemno t roz-prasza. Wie o tym poeta w akcie tworzenia. Naukowiec i uczony nigdy si o tym nie dowiedz . Akt tworzenia jest tym, co kszta tuje kultury i ducha narodw. Wbrew przekonaniu Sokratesa, nie mo e istnie czysty umys , bo jest to poj cie pozahistoryczne. Przeko-nanie o istnieniu czystego umys u to podstawowa przes anka i b d nauki, b d, ktry staje si zabjczy, gdy przechodzimy do spraw ludzkich. Metoda nauk cis ych jest tak zaprojektowana, e do-strzega tylko to, co istnieje zawsze i wsz dzie, podczas gdy w hi-storii i kulturze wa ne jest tylko to, co poszczeglne i powstaj ce. Iliada to co wi cej ni tylko przyk ad epiki, a Biblia tekstu objawionego, lecz jako takie widzi je nauka i tylko z tej racji si nimi interesuje. Uczony ucieka od nich samych ku religii porw-nawczej lub literaturze porwnawczej, czyli popada w oboj tno lub md y ekumenizm, ktry sprowadza wielorako wzajemnie nie-przystawalnych dzie z r nych czasw do najmniejszego wspl-nego mianownika. Uczony nie potrafi zrozumie tekstw, ktre rzekomo interpretuje i wyja nia. Istot Iliady uchwyci by mo e Schiller, poniewa jako twrca jest pokrewny Homerowi. Nie potrafi zrozumie Homera, tak jak on rozumia siebie samego, poniewa jego umys wywodzi si z innej epoki historycznej; rozumia jednak, co to znaczy by poet . Uczony nie potrafi ani jednego, ani drugiego. Z punktu widzenia ycia, a tak e z punktu widzenia prawdy nowo ytni , uczeni ponie li kl sk . Hegel drwi z typowego niemieckiego nauczyciela gimnazjalnego, ktry t u-maczy, e Aleksander Wielki trawiony by patologiczn dz w adzy. Dowodem na to twierdzenie ma by fakt, e Aleksander podbi wiat. Nauczyciel jest wolny od tej choroby, czego z kolei dowodzi fakt, e on wiata nie podbi . W anegdocie tej streszcza si Nietzschea ska krytyka uniwersytetu niemieckiego i tamtej-

366 367

szej filologii klasycznej. Uczony nie potrafi zrozumie woli mocy nie uznawanej przez przyrodoznawstwo przyczyny, ktra od-r nia a Aleksandra od innych ludzi poniewa jej nie posiada, a jego metoda nie pozwala mu ani jej posiada , ani dostrzega . Uczony nigdy nie podbije umys u cz owieka. To, e Nietzsche powrci do przyk adu staro ytnych oraz tak drastycznie odmalowa skutki rzeczywistych przekona humani-stw niemieckich, wywar o ogromny wp yw na ycie uniwersyte-tw w Niemczech i podwa y o niemiecki szacunek do rozumu. Arty ci otrzymali poszerzon kart praw i nawet filozofia zacz a si interpretowa jako forma sztuki. W zadawnionej wojnie po-mi dzy filozofi i poezj , w ktrej Sokrates by stronnikiem fi-lozofii, zwyci yli poeci. Wojna, jak Nietzsche wypowiedzia uniwersytetowi, przynios a dwojakie skutki porzucenie uniwer-sytetu przez ludzi powa nych oraz reform uniwersytetu w takim kierunku, aby sta si wsp twrc kultury. Uniwersytet pod za-rz dem Hegla, nowo ytnego Arystotelesa, musia zosta przebudo-wany, tak jak zdyskredytowany uniwersytet redniowieczny zosta przebudowany przez o wiecenie, teraz tak e zdyskredytowane. Wp yw Nietzschego da si natychmiast odczu w rd arty-stw we wszystkich krajach zachodnich. Pocz wszy od lat dzie-wi dziesi tych ubieg ego wieku, Nietzsche by szalenie modny i prawie aden licz cy si malarz, poeta czy powie ciopisarz nie pozosta oboj tny na jego urok. Stosunkowo niewielki wp yw na ich sztuk mia jednak hellenizm Nietzschego. Arty ci owi wzi li od niego charakterystyk wczesnej kultury oraz ko cowe wnio-ski wywodw o przyczynach dekadencji tej kultury, po czym albo popularyzowali ten ekstrakt pogl dw, albo prbowali zak ada nowe kultury za pomoc r nych szk artystycznych. Zw drowa-li nowo odkryte terytorium id w poszukiwaniu nowych form. Na uniwersytetach oddzia ywanie Nietzschego by o widoczne w dzie-dzinach do marginalnych lub nowych, takich jak socjologia i psychologia, gdzie wp yw wzorcw greckich lub rzymskich by znikomy. Nowe pokolenie filologw klasycznych zwrci o si bardziej ku badaniom religii i poezji, skupiaj c si na Grecji presokratejskiej i aspekcie irracjonalnym twrczo ci literackiej. Je eli chodzi o filozofi , Nietzsche by rd em r nych szk fenomenologii i egzystencjalizmu, by wreszcie zyska sobie sza-cunek filozofw akademickich. Jednak e praktycznie jedyn osob , dla ktrej studiowanie filozofii staro ytnej sta o si spraw najwy szej wagi, podstaw rozwa a o bycie, by Heidegger. Id c tropem Nietzschego, Hei-degger

bardziej radykalnie ni ktokolwiek inny podwa y ca y projekt nowo ytnej filozofii i nauki. Konieczny by nowy pocz -tek: Heidegger z otwartym umys em zwrci si ku staro ytnym. Nie skupi si jednak na Platonie i Arystotelesie chocia nie pomin ich w swych rozwa aniach i by ich bardzo inteligentnym interpretatorem poniewa , za po rednictwem Sokratesa, rozprawi si z nimi ju Nietzsche. Poci gali Heideggera filozofowie presokra-tejscy, u ktrych mia nadziej znale inne rozumienie bytu, pomocne w zast pieniu bezp odnego ju rozumienia, odziedziczo-nego po Platonie i Arystotelesie, ktre wraz z Nietzschem uwa a za pod o e zarwno chrze cija stwa, jak i nowo ytnej nauki. Co dziwne, hellenizm Heideggera nie stanowi jednak silnej pobudki do bada nad filozofi greck . By mo e ma to zwi zek z nies aw , ktr si okry przez swe koligacje z nazizmem. On rwnie musia wej na uniwersyteckie salony tylnymi drzwiami literatury b d za pazuch ciesz cej si du ym szacunkiem lewicy akademickiej. aden z tych wnosicieli" nie by zbytnio zaintere-sowany dog bnym studiowaniem antyku, na czym Heidegger opar swj pogl d na wsp czesno . Popularyzatorzy robili wiele szumu wok jego charakterystyki naszej sytuacji. Intelektuali ci, ktrzy podziwiali Heideggera, uznali za pewnik, wbrew jemu samemu i Nietzschemu, e Platon i Arystoteles nie zas uguj na powa ne zainteresowanie. Ale tu w a nie tkwi problem. Czy Nie-tzsche i Heidegger maj s uszno w sprawie Platona i Arystote-lesa? S usznie zauwa yli, e tu kryje si najwa niejsze pytanie, st d te obsesyjnie powracali do Sokratesa. Ich zdaniem nasz racjonalizm to racjonalizm Sokratesa. By mo e zbagatelizowali zmiany wywo ane przez nowo ytnych racjonalistw, a wi c tak e mo liwo , e gdyby my poszli drog sokratejsk , unikn liby my nowo ytnej sytuacji bez wyj cia. Ale przecie z pewno ci wszy-

368 369

stkich filozofw, zwolennikw rozumu, co ze sob czy i wszy-scy bardziej lub mniej bezpo rednio odwo uj si do Arystotelesa duchowego wnuka Sokratesa. Powa ny namys nad istot nowo ytno ci nieuchronnie prowadzi do konkluzji, e prba rozstrzyg-ni cia problemu Sokratesa jest rzecz najpotrzebniejsz *. Nie kto inny, jak Sokrates, kaza Nietzschemu i Heideggerowi si gn do presokratejczykw. Po raz pierwszy od czterystu lat wydaje si mo liwe i konieczne, by zacz wszystko od nowa, by zastanowi si , co mia na my li Platon, poniewa to mo e si okaza najle-psze ze wszystkiego, co jest nam dost pne. Na dzieje zainteresowania klasykami po renesansie sk adaj si krtkie przeb yski wiadomo ci uniwersalizmu Grecji, jej zna-czenia dla cz owieka jako takiego, po ktrych nast powa y d ugie okresy

czysto akademickich, niewystarczaj co umotywowanych bada , nap dzanych dogorywaj c energi pr dnic, ktre pierwot-nie rozkr cili filozofowie. Zaniedbywanie i lekcewa enie Platona i Arystotelesa, czemu po o y kres dopiero Nietzsche, wynika o z przekonania, e to, co ci filozofowie starali si osi gn , mo na zrobi znacznie lepiej. Z tego powodu dobr renom cieszy si zawsze Sokrates, sceptycznie poszukuj cy drogi do wiedzy za pomoc samego rozumu. Nie by sp tany adn teori czy syste-mem, tote mo na w nim widzie prekursora i inspiratora wszy-stkich pragn cych nie ogranicza potomnym wolno ci. Dzisiejsze lekcewa enie Platona i Arystotelesa jest zupe nie innego rodzaju, jako e wi e si z lekcewa eniem Sokratesa. Nie jest tak, e oni wypaczyli jego my l: to on ich zdemoralizowa . Nie wyszli my bez-po rednio od Sokratesa, lecz od niego zacz si upadek. Stwier-dzaj c to, filozofia odrzuca rozum, a tym samym zrywa ni cz c ca tradycj , rezygnuje z racji bytu uniwersytetu w znanej nam postaci. Nie by o zatem przypadkowe, e w swoim wyst pieniu do akademikw fryburskich tu po doj ciu Hitlera do w adzy Heideg-ger, nowy rektor, wezwa do zaanga owania si w narodowy socjalizm. Jego wywd nie by pozbawiony niuansw i swoistej * Por. Werner J. Dannhauser, Nietzsche's View ofSocrates, Cornell 1974. ironii, lecz w sumie Heidegger zach ca do d e c y z j i, by z ca ego serca odda swe ycie umys owe na u ytek rodz cego si przeja-wienia bycia, uciele nionego w ruchu masowym. Jego post pek nie wynika z politycznej naiwno ci, lecz stanowi uzupe nienie jego krytyki racjonalizmu. W a nie dlatego zatytu owa em niniej-szy rozdzia Od Obrony Sokratesa po mow rektorsk Heidegge-ra". Uniwersytet pocz si z ducha pogardliwego i bezczelnego zdystansowania si Sokratesa wobec ate skiego ludu; z odrzuce-nia przeze rozkazu ludu, by zaprzesta pyta : Co to jest spra-wiedliwo ? Co to jest wiedza? Co to jest bg?", a zarazem podwa a powszechne opinie w tych sprawach; wreszcie z powa -nej gry (podj tej w Pa stwie), ktra polega na narzucaniu rz dw filozofw niech tnemu ludowi, bez ogl dania si na jego kultu-r ". Uniwersytet prawdopodobnie otar si o mier , kiedy Hei-degger wyszed do ludu niemieckiego a szczeglnie do m o-dzie y, ktra, jak powiedzia , nieodwracalnie zaanga owa a si w przysz o i odda filozofi na s u b niemieckiej kultury. Je eli nie myl si w moim przekonaniu, e filozofia Heideggera jest najpot niejsz si intelektualn naszych czasw, to kryzys uniwersytetu niemieckiego, ktrego wszyscy byli my wiadkami, jest kryzysem uniwersytetu w ogle. Kto uzna, e po wi ci em tej idiosynkratycznej historii uni-wersytetu zbyt wiele miejsca. Wszak e uniwersytet jest ze wszy-stkich instytucji najbardziej zale ny od najg bszych przekona tych, ktrzy uczestnicz w jego szczeglnym yciu. Obecnych problemw naszego szkolnictwa nie mo na z ca stanowczo ci przypisa z ej administracji, s abo ci woli, brakowi dyscypliny i pieni dzy, niedostatecznemu skupieniu uwagi na czytaniu, pisa-niu i arytmetyce czy innym rozpowszechnionym wyt umaczeniom kryzysu, z ktrych wynika, i do naprawy sytuacji wystarczy, aby profesorowie zakasali r kawy. Wszystkie te przyczyny s w isto-cie skutkami g bszego braku wiary w powo anie uniwersytetu. Nie wystarczy powiedzie , e musimy broni wolno ci akademic-kiej, skoro istniej powa ne w tpliwo ci co do podpieraj cych t wolno zasad. Marsz pod kongres pod has ami obrony uniwersy-tetu jest szlachetn rzecz , ale to tylko patriotyczny gest. Tego

370 371

rodzaju gesty s konieczne i po yteczne dla narodu, ale uniwersy-tetom niewiele daj . Dla uniwersytetw liczy si tylko my l O uniwersytetach my li si dzisiaj bardzo niewiele, a ci, ktrzy my l , jednoznacznie nie popieraj tradycyjnej roli uniwersytetu Aby si dowiedzie , dlaczego popadli my w tak ci kie tarapaty musimy uzna fakt, e podstawy uniwersytetu sta y si niezwykle w tpliwe dla ludzi obdarzonych najwy sz inteligencj . Nasze b ahe utrapienia maj wielkie przyczyny. To, co si sta o z uniwer-sytetami w latach trzydziestych w Niemczech, sta o si i staje wsz dzie. Istota tych przemian nie jest spo eczna, polityczna, psychologiczna czy ekonomiczna, lecz filozoficzna. Dla tych, ktrzy nie chc zamyka oczu na rzeczywisto , najpilniejszym zadaniem jest kontemplacja Sokratesa. Takie jest w a ciwe zada-nie uniwersytetu.

LATA SZE DZIESI TE Nie ma potrzeby nas zastrasza " powiedzia s ynny profe-sor filozofii w kwietniu 1969 roku do dziesi ciu tysi cy studentw popieraj cych grup studentw murzy skich, ktrzy w a nie prze-konali nas", pracownikw Cornell University, do spe nienia ich woli, gro c u yciem broni palnej i mierci poszczeglnym pro-fesorom. Cz onek licznej obs ugi prasowej, ktra zd y a si wy-specjalizowa w sprawozdaniach z tego przeboju sezonu za-mieszek na uniwersytecie mrukn : Rzek e , bracie". Reporter nauczy si s usznej pogardy dla moralnych i intelektualnych przymiotw profesorw. S u alczo , pr no i brak przekonania to cechy atwo zauwa alne. Profesorowie, depozytariusze naszych najlepszych tradycji i naj-wy szych aspiracji intelektualnych, p aszczyli si przed zwyk ho ot ; publicznie wyznali win i przeprosili za to, e do tej pory nie rozumieli najwa niejszych kwestii moralnych: w a ciwej po-stawy w tych kwestiach nauczy ich

mot och; wyrazili wol zmia-ny celw uniwersytetu i nauczanych przez siebie tre ci. Gdy przygl da em si temu widowisku, mimowolnie ko ata mi w g o-wie nadu ywany aforyzm Marksa: historia powtarza si , pierwszy raz jako tragedia, drugi raz jako farsa. Uniwersytet ameryka ski prze ywa w latach sze dziesi tych ten sam demonta struktury racjonalnych docieka co uniwersytet niemiecki w latach trzy-dziestych. Nie wierz c ju w swe wy sze powo anie, oba uniwer-

373

sytety ugi y si pod presj wysoce zideologizowanej spo ecz-no ci studenckiej. Identyczna by a tre ideologii zaanga owa-nie w warto ci. Uniwersytet zrezygnowa z prawa do badania warto ci i informowania o nich podwa aj c poczucie warto ci tego, czego uczy , decyzj za o warto ciach oddaj c duchowi narodu, duchowi czasu czy wreszcie modzie. Czy dzieje si to w Norymberdze czy w Woodstock, zasada jest ta sama. Mwi si , e w 1933 roku w Niemczech umar Hegel tak samo w Ameryce lat sze dziesi tych niemal e wyzion o ducha o wiecenie. To, e dzi uniwersytety nie wij si ju w konwulsjach, nie oznacza, e powrci y do zdrowia. Podobnie jak w Niemczech, kryzys warto- ci w filozofii uczyni uniwersytet chor giewk na dachu, poru-szan fluktuacjami nastrojw w rd mas. Uniwersytet dobrze sobie radzi , dopki masy by y usposobione moralistycznie, lecz p niej przysz o u wiadomienie, e uniwersytet jest wiatu niepo-trzebny; z poczucia winy zrodzi o si przekonanie, e ten dystans wobec wiata jest niemoralny. Do rzadko ci nale eli ludzie ywi -cy przekonanie, i dystans ten wynika z czego prawdziwego i koniecznego: z pryncypialnego przyj cia tego rodzaju punktu widzenia, zewn trznego wobec opinii publicznej, ktry pozwoli Sokratesowi oprze si fanatyzmowi religijnemu ludu ate skiego, skazuj cego zwyci skich genera w na mier po bitwie pod Arginuzami, czy te odmwi wsp pracy z ate skimi tyranami. Sokrates uwa a za wa niejsze rozmawia o sprawiedliwo ci, usi owa dociec jej znaczenia, ani eli anga owa si w urzeczywi-stnianie jakiego cz stkowego pogl du na sprawiedliwo , ktry przypadkiem doszed w owym czasie do g osu, powoduj c uznanie kontemplacji za rzecz niesprawiedliw i bezbo n . Oczywi cie ka dy, kto zawodowo oddaje si kontemplacji na presti owej i dobrze p atnej posadzie, a jednocze nie s dzi, e nie ma czego kontemplowa , znajduje si w trudnym po o eniu za-rwno wobec siebie, jak i spo ecze stwa. Nakaz szerzenia rwno- ci oraz zwalczania rasizmu, seksizmu i elitaryzmu (szczeglnych zbrodni naszego demokratycznego spo ecze stwa), jak rwnie wojny, jest nadrz dny dla cz owieka, ktry nie potrafi sobie posta-wi innego godnego obrony celu. Nie powinien nas zmyli fakt, e przedwojenne Niemcy by y politycznie prawicowe, a Ameryka lat sze dziesi tych lewicowa. W obu krajach uniwersytety ugi y si P00" presj ruchw masowych, w g wnej mierze skutkiem

przekonania, e ruchy te zawieraj prawd moraln , ktrej uni-wersytet nie potrafi przeciwstawi nic rwnie moralnego i pra-wdziwego. Uwa ano, e zaanga owanie przewy sza g bi nauk , uczucie przewy sza rozum, m odo staro , a historia natur . Jak dowodzi em, oba ruchy karmi y si t sam my l filozoficzn . Ameryka ska Nowa Lewica by a lewic nietzsche-a sko-heideggerowsk . Irracjonalna nienawi do spo ecze stwa bur uazyjnego" by a w obu krajach rwnie silna. Dowid tego pewien wybitny profesor politologii, odczytuj c swym radykal-nym studentom kilka przemwie z programem na przysz o . Przyj li je entuzjastycznie, dopki ich nie poinformowa , e auto-rem tekstw jest Mussolini. Sam Heidegger pod koniec ycia sk ania si ku Nowej Lewicy. Najbardziej z owr bny fragment jego wyg oszonej w 1933 roku mowy rektorskiej by niemal identyczny z has em, ktrym pos u yli si ameryka scy profeso-rowie kolaboruj cy z ruchem studenckim lat sze dziesi tych: Czas na decyzj min . Decyzja zosta a ju podj ta przez naj-m odsze si y narodu niemieckiego"*. W Gornell i innych uczelniach ameryka skich historia powt-rzy a si w postaci farsy, jako e niezale nie od tego, co nas, akademikw, czeka w dalszej przysz o ci w skali ca ego kraju masy (ktre u nas nie by y masami, lecz wsplnot obywateli) w tym okresie darzy y uniwersytety wyj tkowym szacunkiem, uwa a y, e daj one Amerykanom szans wewn trznego rozwo-ju, godzi y si z tez , e nauk nale y pozostawi samej sobie, oraz wierzy y, e potrafi ona wytworzy szeroki wachlarz pogl dw, ktre nale y traktowa powa nie i ze zrozumieniem. Nard nie by gotowy na wielkie zmiany i podziela przekonania dotycz ce uniwersytetu, na u ytek zewn trzny wyra ane sk din d przez *Ca y ten fragment, w przek adzie Jana Garewicza, brzmi: Ale my chcemy, % nard nasz spe ni swe historyczne zadanie. Chcemy by sob . Albowiem 2decydowa y ju o tym m ode i najm odsze si y narodu, ktre ju nas Przerastaj " (przyp. t um.).

374 375

samych profesorw. Garstka studentw odkry a, e nad tych na-uczycieli, ktrzy pontyfikowali o wolno ci akademickiej, wystar-czy lekko szturchn , aby zata czyli, jak im si zagra. Dzieci s z regu y bardziej spostrzegawczymi obserwatorami charakteru do-ros ych ni vice versa, poniewa s od nich tak uzale nione, e odkrywanie s abo ci starszych le y w ich interesie. Wspomniani studenci dostrzegli, e ich nauczyciele w istocie wcale nie wierz w to, i wolno my li koniecznie musi by czym dobrym i po- ytecznym; e podejrzewaj , i jest to ideologia kamufluj ca niesprawiedliwo ci naszego systemu"; e mo na na nich wymu-si yczliw postaw wobec prb zmiany tej ideologii przemoc . Heidegger mia pe n wiadomo nadw tlenia podstaw teorety-cznych wolno ci akademickiej, w zwi zku z czym, jak ju wspo-mnia em, traktowa ruch masowy, z ktrym mia do czynienia, z doz ironii. Profesorowie ameryka scy nie mieli wiadomo ci, e ju nie wierz w wolno akademick , tote ruch potraktowali powa nie. Uzmys owi em to sobie w ca ej pe ni, kiedy poszed em do wczesnego rektora Cornell (ktry p niej zosta prezydentem uczelni, kiedy bierna zazwyczaj Rada za da a ust pienia dotych-czasowego rektora, poniewa liczne nieprzychylne komentarze prasy oglnokrajowej, dotycz ce gr b u ycia broni, wydawa y si szkodzi renomie uniwersytetu) w sprawie czarnego studenta, ktremu czarny profesor grozi mierci , kiedy ten odmwi udzia- u w demonstracji. Rektor, by y przyrodoznawca, powita mnie ze sm tnym obliczem. Ma si rozumie , w pe ni solidaryzowa si z m odym cz owiekiem w jego trudnej sytuacji. Jednakowo spra-wy sz y niepomy lnym torem i nic nie mg zrobi , by zapobiec takim zachowaniom cz onkw murzy skiej korporacji studenc-kiej. Osobi cie mia nadziej , e komunikacja z radykalnymi studentami murzy skimi wkrtce ulegnie poprawie (by o to na kilka tygodni przed pojawieniem si pistoletw, ktre pozwoli y na znacznie bardziej jednoznaczn komunikacj ). Na razie jednak administracja musia a zaczeka , a czarni zg osz swoje dania , *Do tej pory pojawi y si tylko nast puj ce sugestie: dziekan Wydzia u Ekonomii, wraz ze swoj sekretark , by przez kilka godzin przetrzymywany jako w oczekiwaniu, e napi cia mo na b dzie z agodzi . Doda , e aden uniwersytet w ca ym kraju nie mo e wydali radykalnych studentw murzy skich lub zwolni pracownikw, ktrzy ich podburzali, przypuszczalnie dlatego, e nie pozwoli by na to og studentw. Zorientowa em si , e moje wysi ki s pr ne. Rektor repre-zentowa , wcale powszechne w tym okresie, po czenie tchrzo-stwa i moralizmu. Nie chcia k opotw. Prezydent uniwersytetu cz sto powo ywa si na histori zwolnienia Clarka Kerra z Uni-wersytetu Kalifornijskiego jako przyk ad wielkiego niebezpie-cze stwa. Kerr nie umia u agodzi studentw. Jednocze nie za rektor uwa a , e anga uje si w wielkie dzie o moralne, prostuj c historyczne krzywdy wyrz dzone czarnym. Dzi ki temu mg sobie wyt umaczy , e upokorzenie, jakiego dozna , jest z jego strony koniecznym po wi ceniem. Przypadek tego konkretnego studenta wyra nie go zasmuci *. Przewa a we jednak strach przed gro cymi przemoc ekstremistami, a tak e podziw dla nich. Oczywiste pytania przesta y by oczywiste: Dlaczego mo na wy-dali bia ego studenta, a nie mo na czarnego, je eli nie zda egza-minw lub z amie regu y, ktre umo liwiaj istnienie wsplnoty zak adnik, na poparcie dania, by zwolni asystenta uznanego za rasist ; jeden z budynkw Wydzia u Socjologii zosta zaj ty si , a pracownicy usuni ci wraz ze sprz tami; prezydent uczelni zosta pobity. W odpowiedzi na tak zakomunikowa-ne dania studenci otrzymali nast puj ce

dowody dobrej woli administracji: rasistowski asystent znikn z campusu, a na dok adk zwolniono czarn pani wicedziekan, ktra mia a to nieszcz cie, e w okresie mody na Black Power by a integracjonistk ; pracownicy College of Arts and Sciences otrzymali not s u -bow , w ktrej dziekan poinformowa ich, e wprawdzie aden z nich nie ujawni si z rasistowskimi pogl dami, ale wszyscy s rasistami strukturalnymi"; powo- ano kursy przeznaczone wy cznie dla czarnych studentw; bezprawnie zaj ty dom zosta legalnie przyznany jego nowym lokatorom; stworzono suto finan-sowany o rodek studiw murzy skich i przyznano czarnym studentom prawo g osu przy mianowaniu jego pracownikw. Wszystkie te znamiona dobrej woli nie wystarczy y, by wytworzy a si atmosfera dialogu", na ktr liczy rektor. *Sam prezydent sprawia wra enie, jakby zale a o mu tylko na ocaleniu w asnej skry i unikni ciu konieczno ci konfrontacji z korporacj studentw murzy skich i wszelkimi innymi radykalnymi grupami. Pod wzgl dem moralnym nale a do tego samego gatunku ludzi, co ci, ktrzy gniewali si na Polsk za stawienie oporu Hitlerowi, poniewa przyspieszy o to wybuch wojny.

376 377

uniwersyteckiej? Dlaczego prezydent nie wezwa policji, skoro za-gro ony by porz dek publiczny? Ka dy powa ny cz owiek zwol-ni by profesora gro cego studentowi mierci . Sprawa nie by a skomplikowana. Skomplikowa a j kazuistyka s abo ci i ideo-logii. Zwyk a przyzwoito dyktowa a w a ciw drog post po-wania. Nikt, kto wie i dba o to, czym jest uniwersytet, nie tolero-wa by tej parodii. Nie by o dla mnie niespodziank , kiedy kilka tygodni p niej zaraz po tym, jak pracownicy, pod gro b u ycia broni, przyt aczaj c wi kszo ci przeg osowali kapitula-cj wobec skandalicznych da , ktre kilka dni wcze niej odrzu-cili czo owi cz onkowie administracji pobiegli pogratulowa zgromadzonym studentom i usi owali zaskarbi sobie ich aski. Ca y wiat zobaczy to, co by o ju od dawna wiadome teraz przynajmniej mo na by o, nie naruszaj c dyplomatycznych regu , powiedzie tym pseudoakademikom, co si o nich my li. Nie by o te niespodziank , e niejeden z profesorw wyg a-szaj cych najbardziej elokwentne kazania na temat wi to ci uni-wersytetu i przedstawiaj cy si jako jego sumienie znalaz si po rd tych, ktrych reakcja na rozwj wydarze by a, je eli nie przychylna, to przynajmniej bardzo nik a. Zrobili karier na po-wtarzaniu, jak fatalnie profesorzy niemieccy zareagowali na naru-szanie wolno ci

akademickiej. By o to z ich strony heroikomicz-ne pustos owie, poniewa nie zmierzyli potencjalnych zagro e , przed jakimi sta uniwersytet, ani nie zastanowili si , jak chwiejne jest pod o e wolno ci akademickiej. Przede wszystkim za nie s dzili, aby mog a zosta uderzona z lewicy lub od wewn trz uniwersytetu, chocia powa na analiza wydarze w Niemczech nauczy aby ich, e to w a nie uniwersytecka m odzie na co zwrci uwag Heidegger rozczarowa a si do teoretycznych podstaw dawnego szkolnictwa i e mniej wi cej z tym samym mieli my do czynienia u nas. Kiedy spo ecze stwo stopniowo nabra o przekonania, e liberalne poj cia wolno ci intelektualnej s s uszne, z Europy dotar y do naszych wybrze y pierwsze fale zw tpienia w ich zasadno . Przekonanie o oczywisto ci zasad o wiecenia dla wszystkich ludzi my l cych, w po czeniu z upro-szczonymi wyja nieniami ekonomicznymi i psychologicznymi ycia ludzkiego, pozwoli o profesorom ameryka skim b dnie zinterpretowa do wiadczenie niemieckie i zamkn oczy na fakt, e pewne wypowiedzi publiczne w Niemczech lat dwudziestych by yby niemo liwe, gdyby wcze niej nie podj to teoretycznej krytyki moralno ci we wszystkich jej formach. Podobnie jak wielu profesorw niemieckich, byli zupe nie bezbronni, kiedy ten od am spo ecze stwa, w ktrym na ostatnim miejscu upatrywaliby wroga i od ktrego czuli si autentycznie niezale ni, porzuci ich lub zwrci si przeciwko nim. Studenci i inni profesorowie chcieli zradykalizowa i upolityczni uniwersytet. Okaza o si , e z orze-czenia na fundamentalistycznych ewangelistw ju nie wystarcz , eby zaskarbi sobie aprobat radyka w. Kiedy uprzedni obro cy wolno ci akademickich znale li si na uniwersytecie w izolacji, kiedy us yszeli pod swym adresem wyzwiska ze strony studentw i innych profesorw, a wszystko w imi abstrakcyjnej idei, ugi li si pod ci arem. Oglnie bior c, nie byli lud mi silnymi, cho sami s dzili inaczej, dali si bowiem ponie swej go os ownej retoryce, ktra czyni a z nich samotnych stra nikw na murach obronnych cywilizacji. W Niemczech profesorowie, ktrzy mil-czeli, mieli bardzo dobre alibi na swe post powanie. Zabranie g osu oznacza oby wi zienie lub mier . Prawo nie tylko ich nie broni o, lecz by o ich miertelnym wrogiem. W Cornell takie nie-bezpiecze stwo nie istnia o. Kilku profesorw ponios o wpraw-dzie szkod (w tym sensie, e ci, ktrych nazwano rasistami co rwna o si oskar eniu o herezj w dawniejszych czasach zostali opuszczeni przez wszystkich, z wyj tkiem kilku osb ob-darzonych elementarnym poczuciem przyzwoito ci, a prezydent zainteresowany by wy cznie swoim w asnym losem), lecz wy-starczy by jeden strza , aby spraw zaj y si w adze cywilne. W adze wstrzyma y si od interwencji ze wzgl du na szacunek dla szczeglnego statusu autonomii uniwersytetu, ktry zosta wyzy-skany, tak aby ochroni i zach ci ludzi gwa c cych wolno akademick , jak rwnie prawo obowi zuj ce zwyk ych miertel* W rd osb, ktrym gro ono przez uniwersyteckie radio, znalaz si pro-fesor, ktry przypuszczalnie wi cej zrobi i wi cej ryzykowa dla ruchu obrony Praw obywatelskich ni ktokolwiek inny w Cornell University.

378 379

nikw. Obrona integralno ci uniwersytetu nie nios a ze sob ad-nego istotnego ryzyka, poniewa ca e zagro enie pochodzi o z we-wn trz. Zabrak o cia a profesorskiego, wiadomego celu uniwer-sytetu i oddanego temu celowi. W a nie dlatego kapitulacja by a tak godna pogardy. Oficjaln ideologi sta a si wersja, w my l ktrej profesorom gro ono; faktycznie nic nie grozi o (tote nie by o potrzeby solidaryzowa si z nimi), zaistnia o natomiast powa ne niebezpiecze stwo przemocy i mierci (tote by a po-trzeba kapitulacji). Jeden z nabo nych kaznodziejw, ktry nie odwa y si zabra g osu, a mia si za filozofa politycznego, p niej napisa artyku do The New York Times Magazine", w ktrym wyja ni wiatu, dlaczego kapitulacja w Cornell by a konieczna. Orzek , i stan li- my przed perspektyw zerwania umowy spo ecznej", co ozna-cza oby powrt do stanu natury", wojny wszystkich ze wszystkimi, najwi kszego z a, a zatem wszelkie rodki mog ce temu zapobiec by y usprawiedliwione. Niniejszym dowid , e nigdy nie rozu-mia tego, czego uczy , poniewa wszyscy zwolennicy teorii umo-wy spo ecznej (z ktrych doktryny wywodzi si ameryka ska forma rz dw) uczyli, e od zakazu amania prawa nie ma wyj t-kw, e jedynym czynnikiem, ktry powstrzymuje nas od powrotu do stanu natury, jest si a prawa, tote w a nie dla obrony prawa nale y podejmowa ryzyko i godzi si na niebezpiecze stwa. Kiedy prawo zostanie bezkarnie z amane, ka demu cz owiekowi znw wolno podj wszelkie rodki, jakie uzna za stosowne do obrony przed nowym tyranem, tym, ktry mo e ama prawo. Tak dowolne pos u enie si teori , ktra musi by rozumiana, je eli ma istnie racjonalny porz dek polityczny, symbolizuje rzeczywi-sty problem, kryj cy si wwczas za zaburzeniami ycia uni-wersyteckiego. Powa na dyskusja o problemach i rozstrzygni -ciach politycznych uleg a niemal ca kowitemu zapomnieniu, a ci, ktrym j powierzono, nie byli ni ywotnie zainteresowani. Tra-dycja sta a si jedynie zestawem hase lub cytatw z Bartletta. Nast pi uwi d refleksji nad spo ecze stwem obywatelskim i rol3 odgrywan we przez uniwersytet. Zamieszki w campusie przynios y dwojakie skutki. Uniwersytet zosta ci lej w czony w system demokratycznej opinii publi-cznej, tote stan jaskiniowej ciemno ci po rd dobrobytu, ktrego l ka si Tocqueville, pojawi si jako bole nie bliska perspekty-wa. Kiedy opad kurz, mo na by o zobaczy , e samo rozr nienie pomi dzy lud mi wykszta conymi i niewykszta conymi zosta o w Ameryce zniesione, e zag adzie uleg y nawet n dzne resztki tego rozr nienia, w postaci opozycji kultury wysokiej i niskiej. Zrodzi si zhomogenizowany gatunek ludzi, ktrych opisa em w cz ci pierwszej. Znika zacz y same idee celw i motyww

dzia ania, ktre w sposb istotny r ni c si od siebie, zas uguj na powa ne traktowanie i uciele nione s nie tylko w systemach my lowych, lecz tak e we wzorcach yciowych i poetyckich. Wolno zosta a ograniczona w najskuteczniejszy sposb poprzez ograniczenie liczby alternatyw. Je eli co nie by o znane lub do wiadczane przez przyt aczaj c wi kszo a ostatecznie tylko ona jest w Ameryce autorytetem nie posiada o adnej rzeczywisto ci. Funkcj os awionej filozofii krytycznej" by o schlebianie najniebezpieczniejszym i najbardziej prostackim po-kusom. Temu tragicznemu rozwojowi wydarze towarzyszy y wszystkie abstrakcyjne substytuty my lenia, ktre omwi em w cz - ci drugiej. Sztucznie zast pi y stymulacj intelektualn i po-twierdzi y, e nie mo na y inaczej ani eli tak, jak my yjemy. Ogromna popularno tych preparatw wskazuje, e organizm bardzo ich potrzebowa . Ca y radykalizm lat sze dziesi tych mia tylko przyspieszy nasz ruch w kierunkach, w ktrych ju pod a-li my, nigdy ich nie kwestionuj c. By o to wiczenie w egalitar-nym samozadowoleniu, likwiduj ce z programu uniwersyteckiego wszelkie elementy nie schlebiaj ce naszym wczesnym uczuciom czy upodobaniom. Krtko mwi c, okno na Europ , ktre zawsze by o w Ameryce ucieczk duchw wolnych i uciskanych, zosta o z hukiem zatrza ni te, tym ostateczniej, e Europejczycy nam w tym pomagali, cho przekonywali, e w a nie je otwieraj . Co w danym momencie wydawa o si opini elity", kr c tylko Po rd intelektualistw uniwersyteckich, na drugi dzie okazy wa-,0 si tematem g wnego artyku u w wysokonak adowym czaso-pi mie. T sknota za Europ zosta a u m odzie y niemal zgaszona.

380 381

O latach sze dziesi tych w dobrym tonie jest dzisiaj mwi , e cho faktycznie zdarzy y si ekscesy, to jednak okres ten przynis wiele zmian na lepsze. Je eli chodzi o uniwersytety, osobi cie nie wiem o niczym pozytywnym, co mia oby pocz tek w tym okresie; dla uniwersytetw by a to jednoznaczna katastrofa. Z tego, co s ysz , do pozytyww zalicza si wi ksz otwarto ", wi ksz elastyczno ", wolno od autorytetu" itd. has a te s jednak pozbawione tre ci i nie wyra aj tego, co jest wymagane od wykszta cenia uniwersyteckiego. W latach sze dziesi tych uczestniczy em w pracach rozmaitych komisji w Cornell, nada-remnie g osuj c przeciwko skre laniu jednego wymogu po dru-gim. Dawny program ramowy tak skonstruowany, aby ka dy student college'u chocia lizn

ka dej podstawowej dziedziny wiedzy zosta odrzucony. Pewien profesor literatury porw-nawczej wytrwa y importer naj wie szych md paryskich wyja ni , e id c wed ug tego programu, studenci niewiele si ucz , nie zyskuj dog bnego wprowadzenia w adn dziedzin wiedzy i nudz si . Przyzna em mu racj . Zdziwiony spyta , dla-czego w takim razie obstaj przy tych wymaganiach. Dlatego, wyja ni em, e oglnie przypominaj o jedno ci wiedzy i uparcie wskazuj , e je eli kto chce by wykszta cony, pewne rzeczy wiedzie musi. Nie mo na zast powa czego niczym. Rzecz jasna, to w a nie uczyni a reforma szkolnictwa w latach sze dzie-si tych. Konsekwencje w sposb najbardziej widoczny ujawni y si w malej cej liczbie studentw j zykw obcych, lecz w ca ej humanistyce s co najmniej rwnie g bokie. Krytyka starego jest bezwarto ciowa, je eli nie ma widokw na nowe. Podupadaj ca cnota usuwa w ten sposb przeszkody wyst pkowi. W latach sze dziesi tych profesorowie pospiesznie zwijali namioty, eby zd y opu ci teren, zanim stratuje ich rozp dzone stado. Otwar-to by a otwarto ci na ka dy robi swoje". Podejrzewam, e przekonanie, i uniwersytet powinien posiada wzorzec osoby wykszta conej, dla wielu by o i nadal jest jednoznacznym symptomem osobowo ci autorytarnej. Dopuszczalny by jedynie indywidualny rozwj", co w Ameryce oznacza o tylko tyle, e pospolito , jaka wyst puje w spo ecze stwie, zadusi delikatne ro linki, ktre uniwersytet piel gnuje w swej szklarni dla potrze-buj cych innego po ywienia. Reformy, jako pozbawione tre ci, przeznaczone by y dla osoby wewn trzsterownej". Oznacza y zgod na zrwnanie wierzcho -kw z ziemi i stanowi y rd o upadku ca ej konstrukcji amery-ka skiego szkolnictwa, oczywistego dla wszystkich stronnictw, ktre mwi o konieczno ci powrotu do podstaw". Przyczyny tego upadku mo na bezpo rednio prze ledzi od s w i czynw, jakich byli my wwczas wiadkami na uniwersytetach. Wa niej-sze od kiepskich nauczycieli i szczeniackich doktryn by o znik-ni cie racji i wzorcw dla na przyk ad krlewskiej angiel-szczyzny". wiadomo najwy szego kieruje ni sze ku grze. By mo e, je eli zostanie podj ty odpowiedni wysi ek i walka polity-czna, uda si powrci do dawnych standardw w dziedzinie czytania, pisania i arytmetyki, ale nie b dzie atwo odzyska zdewastowan znajomo filozofii, historii i literatury. Ta ro lina nigdy nie ros a w naszej glebie. Pod tym wzgl dem zawsze byli- my uzale nieni od Europy. Nasze najwi ksze osi gni cia w tych dziedzinach zawsze by y wtrne, czego byli my w pe ni wiadomi i nigdy si tego nie wstydzili my. Tymczasem Europa, na ktr zawsze mogli my liczy w razie niepowodze , przesz a podobn ewolucj do naszej, wi c nie mo emy ju , jak dawniej, uda si tam po nauk . Nie licz c wielkich, nowych impulsw teoretycz-nych i artystycznych, ktre rodz si tutaj samorzutnie, aby zast -pi sched , jak otrzymali my od Zachodu, jedynym sposobem na zachowanie czno ci z tymi sprawami jest tradycja. A tradycja nie jest poci giem, do ktrego mo na wskakiwa i wyskakiwa w dowolnym miejscu. Raz zerwan wi z tradycj trudno jest odnowi . Gubi si instynktowna wiadomo znacze , jak rw-nie z o a prawdziwej wiedzy w g owach uczonych. Ani arysto-kraci, ani kap ani, z natury rzeczy sprawuj cy piecz nad wysok tradycj intelektualn , w aden znacz cy sposb w Ameryce nie istniej . Najszczytniejsze my li tkwi y w naszych zasadach poli-tycznych, ale nigdy nie zosta y uciele nione, a zatem nie by y y-we, w jakiej klasie spo ecznej. W Ameryce ich dom stanowi uni-wersytet i zbrodni lat sze dziesi tych by o pogwa cenie wi -

382 383

to ci tego domu. Uspokojenie atmosfery na uczelniach, zatrzyma-nie degradacji ocen, zmuszenie studentw do nauki to cele z pewno ci s uszne, ale odbiegaj ce od sedna sprawy, poniewa na uniwersytecie ju nie bardzo jest si czego uczy . Wok zaburze na campusach i ruchu studenckiego naros a ca a mitologia, wyraz gustw ludzi, dla ktrych atmosfera ukazana w Dziesi ciu dniach, ktre wstrz sn y wiatem jest bardziej sty-muluj ca, ni by aby atmosfera sali wyk adowej heglowskiego Berlina. Zgodnie z jednym z mitw w latach pi dziesi tych panowa intelektualny konformizm i p ytko , ferment za i pod-wa anie obiegowych prawd rozpocz y si w latach sze dziesi -tych. Szare, ponure lata pi dziesi te symbolizuje makkartyzm do ktrego nale y si odwo a , kiedy kto wspomni o stalinizmie, aby zrwnowa y bilans niesprawiedliwo ci zawinionych przez oba supermocarstwa natomiast roziskrzone lata sze dziesi te to epoka ruchu" oraz, je li wierzy jego pogrobowcom, ich w asnor cznego wyzwolenia czarnych, kobiet i po udniowych Wietnamczykw. Przedstawiany obraz intelektualny epoki nie wchodz tu w kwestie ci le polityczne jest dok adnie odwrotny do rzeczywistego. Lata sze dziesi te by y okresem dogmatycz-nych hase i trywialnych dokona . Ani wewn trz, ani wok ruchu nie powsta a adna ksi ka o trwa ej warto ci. Wszystko sprowa-dza si do poziomu Normana O. Browna i Charlesa Reicha. W a nie wtedy uniwersytetami owadn prawdziwy konformizm, poniewa opinie na wszelkie tematy, pocz wszy od Boga, a sko -czywszy na filmach, sta y si w stu procentach przewidywalne. Dowody, jakie na poparcie sprawy lat sze dziesi tych zaczerp-ni to z kultury masowej e w latach pi dziesi tych Lana Turner gra a sentymentaln , zak aman cudzo o nic , podczas gdy w latach sze dziesi tych mieli my Jane Fond w roli auten-tycznej dziry; e wcze niej mieli my md ego Paula Ank , a po-tem ognistych Rolling Stonesw trudno traktowa powa nie. Nawet gdyby tego rodzaju charakterystyka by a prawdziwa, do-wodzi aby jedynie, e nie ma zwi zku pomi dzy kultur masow i kultur wysok i e na naszej arenie intelektualnej liczy si teraz wy cznie ta pierwsza. Fakt jest taki, e lata pi dziesi te nale a y do najwspanial-szych epok w historii uniwersytetu ameryka skiego, bior c oczy-wi cie pod uwag odwieczn dysproporcj pomi dzy idea em a

rzeczywisto ci . Nawet osoby, ktre najbardziej si przyczyni y do powstania ruchu", takie jak Marcuse, Arendt i Mills, swe powa ne prace stworzy y wcze niej. Pocz wszy od roku 1933, ameryka skie uniwersytety zasili o wielu najwybitniejszych uczo-nych i naukowcw europejskich, jak rwnie intelektualistw, ktrzy znacznie przewy szali wyrafinowaniem swych ameryka -skich odpowiednikw. Wi kszo z nich przywioz a ze sob sche-d niemieckiej tradycji uniwersyteckiej, b d cej jakju wcze -niej dowodzi em najwy szym wyrazem publicznie wspieranej i aprobowanej wersji ycia teoretycznego. Przepaja a ich oglna wizja edukacji humanistycznej, inspirowana przez Kanta i Goe-thego, ktrych my l i talent mia y znaczenie historyczne na skal wiatow i ktrzy niez omnie i bezkompromisowo poszukiwali najwy szych spe nie moralnych i artystycznych w nowym, de-mokratycznym porz dku rzeczy. Wtajemniczyli nas w tradycj yw , przenikaj c gusta i normy ca ego spo ecze stwa. Spadko-biercy tej tradycji mieli za sob do wiadczenie ogromnej wiedzy, naros ej od chwili jej pocz cia, jak rwnie rozwini tych idei t tradycj inspirowanych. Na dobre czy na z e, niemieckie idee by y i do dzi s nierozerwalnie splecione z t tradycj ; czy by yby to idee Marksa, Freuda i Webera czy Heideggera. Niemieckie katedry filozoficzne zajmowali ludzie, ktrych rzeczywiste uzdol-nienia w zadziwiaj cym stopniu dorwnywa y szacunkowi spo- ecznemu, jakim si cieszyli. Hegel, Husserl i Heidegger byli w swych czasach lud mi powa anymi, a szacunek ten nie wynika tylko z zajmowanego przez nich stanowiska. wiadomo tego wszystkiego, a w wielu przypadkach co wi cej ni wiadomo , niemieccy uchod cy przywie li ze sob do Stanw Zjednoczo-nych, kraju, mwi c relatywnie, za ciankowego i konsumenckie-go. Wiele z tego, po co Amerykanie wcze niej musieli wyprawia si za morze, teraz mieli my na miejscu. Chocia mia o to rwnie swoje z e strony, fakt, e w Stanach Zjednoczonych znalaz o si tylu najlepszych fizykw, matematykw, historykw, socjologw,

384 Umys zamkni ty 385

filologw klasycznych i nauczycieli filozofii, oznacza , e mie-li my mo liwo nauczy si tego, czego nauczy si trzeba-a raczej, mimo u omno ci rodzimej tradycji, naszego pragnienia wiedzy nie mog a ju skuteczniej nasyci fizyczna podr do Starego wiata. S owem, zanim pu ci a tama, ameryka ski

uni-wersytet sta si w du ej mierze niezale ny od wsp czesnego mu uniwersytetu europejskiego. Uczniowie uchod cw stopniowo za-jmowali miejsce swych nauczycieli. Oczywi cie, niezale no ta cz ciowo bra a si z zapa ci uniwersytetw europejskich, szczeglnie ze zniszczenia uniwer-sytetw niemieckich, zerwania ich tradycji intelektualnej, utraty wewn trznego przekonania i poczucia szczytnego powo ania, kt-re nimi kiedy powodowa o. Tak czy inaczej, abstrahuj c od przyczyny, w 1955 roku adne uniwersytety nie dorwnywa y najlepszym uniwersytetom ameryka skim, je eli chodzi o studia liberalne i rozbudzanie w studentach wiadomo ci ich potrzeb intelektualnych. Dla cywilizacji zachodniej by to fakt niezwyk ej wagi. Gdyby w latach trzydziestych ameryka skie uniwersytety z jakiego powodu znikn y, oglny zasb powszechnej wiedzy nie dozna by powa nego uszczerbku, chocia nam samym z pew-no ci nie wysz oby to na dobre. W latach sze dziesi tych jednak, kiedy siedlisko wi kszo ci ycia intelektualnego ju od dawna stanowi y uniwersytety, a uniwersytety ameryka skie by y najle-psze, ich schy ek lub upadek oznacza katastrof . Znalaz a tutaj schronienie znaczna cz wielkiej tradycji, obcy i kruchy prze-szczep, porastaj cy zagro one enklawy, bezbronny wobec popu-lizmu i prostactwa autochtonw. W po owie lat sze dziesi tych autochtoni, w przebraniu studentw, uderzyli. Inny mit mwi, e makkartyzm wywar kra cowo negatywny wp yw na uniwersytety. W istocie okres dzia ania McCarthy'ego by ostatnim, kiedy uniwersytet mia poczucie wsplnoty, ze rod-kowane na wsplnym wrogu. McCarthy, jemu podobni i ci, ktrzy za nimi poszli, byli lud mi jednoznacznie nieakademickimi i anty-akademickimi, barbarzy cami ant portas. Na najlepszych uni-wersytetach nie mieli absolutnie adnego wp ywu na program lub obsad stanowisk. Zakres my lenia i wypowiedzi w obr bie tych 386 uczelni nie uleg zmianie. Wolno akademicka po raz ostatni mia a wi cej ni abstrakcyjne znaczenie, posiada a tre odnosz -c si do bada i publikacji, co do ktrej istnia a powszechna zgoda. Retoryka obracaj ca si wok ochrony niepopularnych idei co znaczy a, cz ciowo dlatego, e idee publicznie niepopu-larne nie by y a tak niepopularne na uniwersytetach. Dzisiaj na uniwersytetach nie wolno my le i mwi znacznie wi kszej liczby rzeczy, lecz ma o kto si kwapi do obrony tych, ktrzy zas u yli sobie na gniew radykalnych ruchw. Dawny liberalizm wiara w post p i wolny rynek idei prze ywa wtedy swoje ostatnie chwile. W latach sze dziesi tych, kiedy wydawa o si , e sprawy id w dobrym kierunku, dawny liberalizm coraz cz ciej pojmowano jako element ideologii bur uazyjnej, sprzyjaj cej i chro-ni cej g osy reakcji, a nie g osy post pu. W latach pi dziesi tych na campusach panowa spokj, wi kszo profesorw by a prze-ciwna McCarthy'emu (chocia , czego nale a o si spodziewa w demokracji, mia te w rd nich zwolennikw; ponadto, czego rwnie nale a o si spodziewa , znaj c natur ludzk i natur profesorw, niektrzy z jego przeciwnikw byli za ma o odwa ni, eby g o no wyrazi swj sprzeciw). Profesorowie nie byli zwal-niani, a na zaj ciach uczyli, czego chcieli. Przynajmniej na chwil wzmog a si wiadomo szczeglnej roli uniwersytetu jako prze-ciwwagi dla opinii publicznej. By o to zjawisko bardzo zdrowe. W latach sze dziesi tych wielu profesorw w tym, co zna-mienne, tak e tych, ktrzy milczeli za McCarthy'ego utraci o t wiadomo , kiedy opinie, do ktrych byli przywi zani, sta y si bardziej rozpowszechnione. Poniewa przyszed czas dobrej koniunktury, parawan wolno ci akademickiej przesta by po-trzebny. Oddzia Ameryka skiego Stowarzyszenia Nauczycieli Akademickich w Cornell przyklasn dzia aczom murzy skim, kt-rzy naruszali prawa profesorw, a krajowe w adze stowarzyszenia nie uczyni y nic w

obronie wolno ci akademickiej. Tego rodzaju organizacje wyrzek y si formalnej jedynie wolno ci, aby poprze konkretne sprawy. Streszczaj c, w latach pi dziesi tych znaczna cz profesorw nadal trwa a przy interpretacji wolno ci, jak proponowali Bacon, Milton, Locke i John Stuart Mili (by o to tu , 387

zanim w Ameryce odnios a sukces europejska krytyka tych pisa-rzy); inna cz wyznawa a pogl dy lewicowe, tote by a osobi- cie zainteresowana ochron , jak zawdzi cza a tej interpretacji. Kie-dy ci pierwsi profesorowie stracili, a drudzy zyskali na pewno ci siebie, wolno akademicka uleg a drastycznemu ograniczeniu. Ostatnim sk adnikiem mitologii lat sze dziesi tych jest rze-kome wy sze zaanga owanie" moralne studentw. Pod koniec lat sze dziesi tych zapanowa a powszechna moda na moralno , ktra zast pi a twardy realizm lat poprzednich. Do tej pory nie zosta o jednak wyja nione, co przez moralno rozumiano. Ist-nieje odwieczny, lecz nienachalny pogl d, e moraino polega na takich sprawach, jak prawdomwno , p acenie d ugw, powa- anie rodzicw i niewyrz dzanie nikomu umy lnej krzywdy. Zasady te atwo wypowiedzie , trudniej dotrzyma ; ich przestrzeganie nie przyci ga zbytniej uwagi i przysparza niewielu honorw Dobra wola, zdefiniowana przez Kanta, to proste poj cie, zrozumiale dla ka dego dziecka, lecz jej urzeczywistnienie polega na cato ycio-wym wype nianiu przepisanych przez ni prostych powinno ci. I Moralno ta zawsze wymaga po wi ce . Niekiedy poci ga za sob zagro enie i ryzyko, lecz nie nale y to do jej istoty. Moral-no ta, aby nie utraci swego charakteru, musi byc dla siebie, a nie dla jakiego zewn trznego celu. Wymaga odporno ci na pokus samozadowolenia i potrzeb poklasku.W latach sze dziesi tych modna sta a si inna moralno , bardziej spektakularna wersja tej, ktra charakteryzuje bohaterw w sytuacjach granicznych. Sprze-ciw Tomasza Morusa wobec rozkazw tyrana oto, czym karmi- a si na co dzie wyobra nia studentw. Tego rodzaju wyzwania ktre przychodz rzadko, cechuj si dwuznaczno ci powin-no ci i motywacji, a eby im sprosta , prcz skrajnego wyt enia wszystkich innych cnt, konieczne jest rwnie sprawne rozumo-wanie by y moralnym obrokiem, na ktrym tym rebakom wyrzyna y si z by. Poci ga a, oczywi cie, nie z o ono tych wyzwa , lecz ich splendor, szlachetno pozy. Zainteresowanie budzi o nie codzienne przestrzeganie prawa, lecz jego amanie w imi wy szego prawa. Zawsze jaki Achilles stawa naprzeciw jakiego Agamemnona. Sumienie w adza psychiczna doszcz t-nie zdyskredytowana w nowo ytnej my li politycznej i moralnej, a szczeglnie nienawistna dla Marksa z rozmachem powrci o do ask jako wielofunkcyjna, nieugruntowana podstawa moralnej determinacji: wystarcza najl ejszy pomruk z jego strony, aby anulowa wszystkie inne powinno ci i lojalno ci. Zasad regula-tywn sumienia by Hitler: Nie pos ucha by Hitlera, prawda?" Zmys moralnego rozgraniczenia sta si tak wyczulony, e

demo-kratycznie wybrani urz dnicy ameryka scy oraz uchwalone zgod-nie z konstytucj prawa federalne, stanowe i lokalne posiada y prawomocno nie wi ksz od Hitlera. Studentw w Cornell spot-ka o szcz cie s uchania kaza ojca Daniela Berrigana, wyja nia-j cego, e starsze panie, ktre pracuj jako sekretarki w komisjach werbunkowych, to potwory z piek a rodem. Taki by klimat mo-ralnego odrodzenia. Za wzorce pos u yli z jednej strony rewolu-cjoni ci, ktrzy szerz now moralno i wyzwalaj z dawnych okw, z drugiej strony bohaterowie popularnej literatury egzystencjalistycznej, ktrych moralno polega na samoafirmacji. Rodzi- o si podejrzenie, e nowy moralizm jest tylko przebraniem dla antymoralno ci poprzedniego pokolenia, uwa aj cego moralno za represj spo eczn . Tre moralno ci wywodzono z podstawowych poj nowo- ytnej my li demokratycznej, zabsolutyzowanych i zradykalizo-wanych. Rwno , wolno , pokj, kosmopolityzm by y to jedyne dobra, dost pne tu i teraz, nie wchodz ce ze sob w kon-flikt. Pomijano w dyskusji wrodzone r nice talentw i cnt, konieczne samoograniczenia wolno ci czy wojny w obronie de-mokracji (oprcz wojen wyzwole czych). Przywi zanie do rodzi-ny lub kraju jako forma moralno ci uchodzi o za ostatni bastion reakcji. Powsta y dwa bieguny, rzekomo doskonale ze sob zhar-monizowane samorozwj absolutnej jednostki i powszechne braterstwo wszystkich ludzi. Dobra te, a raczej warto ci, przywia wiatr. Nie zosta y przez studentw wyrozumowane. Tkwi y w na-szym ustroju, wyznacza y jego horyzont. Nie by o w nich nic nowego. Novum stanowi a bezmy lno , zupe ny brak potrzeby

388 Umys zamkni ty 389

argumentacji i dowodzenia. Pogl dy alternatywne istnia y tylko jako straszaki. By to w a ciwie nieuchronny rezultat dominuj cego przez wiele pokole dogmatu, w my l ktrego na najbardziej instyn-ktowne ze wszystkich pyta Co jest dobre? nie ma na uniwersytecie miejsca; w my l ktrego wszystko, co warto studio-wa , to b yskotliwe doktryny, odrzucaj ce i o mieszaj ce to pyta-nie wraz z le c u jego pod o a intuicj . Je eli nauczycielom akademickim nie wolno uczy o dobru, dlaczego nie mieliby o nim uczy studenci? Z rozgraniczenia fakty/warto ci wynika, e war-to ci s esencj ycia: przes dzaj o postrzeganiu i wykorzystaniu faktw. Warto ci maj zatem prymat nad faktami. A skoro nie pochodz z rozumu, to musz pochodzi z zaanga owania uczu-ciowego, podstawy moralno ci. Rzecz jasna, poniewa zaanga o-wanie nie wytwarza warto ci, przyj te warto ci s reliktami daw-nego rozumowania, warto ciami z zawalonym sklepieniem, po-nownie wyd wigni tymi si zaanga owania uczuciowego. Na-uczyciele z pocz tku byli przera eni tym powrotem do starych, niedobrych sposobw my lenia. Ale poniewa oni rwnie byli lud mi moralnymi i prywatnie wierzyli w lansowane warto ci, w ko cu z rado ci na to przystali. Wszystkie powy sze pogl dy znalaz y swj wyraz w haniebnym or dziu, jakie wyg osi David Easton, otwieraj c sw kadencj jako prezesa Ameryka skiego Stowarzyszenia Nauk Politycznych. Behawioryzm (nauka spo e-czna zbudowana na rozr nieniu fakty/warto ci, zainteresowana wy cznie badaniem faktw i odnosz ca si z pogard do filozofii) okaza si nie do wra liwy na kwestie moralne przyzna Easton. Obieca postbehawioryzm, w ktrym najwi ksze osi gni -cia nauk spo ecznych oddane zostan na s u b odpowiednich warto ci. Uniwersytet mia odt d piewa , jak mu zagraj studen-ci, i to za darmo. Naj ywszym uczuciem, ktre trawi o wyznawcw nowej mo-ralno ci, by o oburzenie lub gniew. Oburzenie bywa uczuciem niezwykle szlachetnym, koniecznym do prowadzenia wojen i na-prawiania krzywd. Jednak ze wszystkich do wiadcze duszy jest najbardziej nieprzyjazne rozumowi, a st d uniwersytetowi. Z o , aby nie wygas a, potrzebuje niewzruszonego przekonania o w as-nej s uszno ci. Czy gniew studentw na profesorskich Agame-rnnonw by naprawd achillejski, pozostaje nie rozstrzygni te. Nie ulega jednak w tpliwo ci, e pod takim walczyli sztandarem, ktrym powiewali na znak przynale no ci. Istnieje odwieczny pogl d, w my l ktrego post powanie mo-ralne niekoniecznie musi by bolesne, lecz utraci oby swj chara-kter, gdyby by o przyjemne. Niezale nie od interpretacji, bycie moralnym wi e si z przezwyci aniem samego siebie, czego nie wymaga bycie m drym i pi knym czy uzewn trznianie innych przymiotw uchodz cych za godne pozazdroszczenia. Z tego te powodu moralne post powanie budzi tak wielki szacunek i dlatego tak wielkajest pokusa, by je na ladowa . Cz owiek oddaj cy ycie w ofierze za sprawiedliwo ponad wszelk w tpliwo kieruje si szczytniejszymi motywacjami ni wi kszo ludzi lub niepoj t dla nich bezinteresowno ci . Taka moralno musi imponowa . Natomiast zmys moralny, ktry okazywali studenci, pi knie scha-rakteryzowa Monteskiusz: Ludzie, cho jako jednostki s ni-kczemnikami, jako zbiorowo tworz arcyprzyzwoite towarzy-stwo: kochaj moralno ". Z tej formu y rodz si wi toszki. Moralizm studentw nale a do gatunku wi toszkowato ci, lecz by jej zupe nie now odmian . W przeciwie stwie do innych ruchw rewolucyjnych, ktre z regu y odznacza y si surowo ci i czysto ci obyczajw pocz wszy od pierwszej rewolucji angielskiej w 1688 roku, ktra by a puryta ska ten by antypu-ryta ski. Has o brzmia o: Make love, not war" Kochaj si , nie wojuj": cho wykorzystano podobie stwo j zykowe, ma to niewiele wsplnego z przykazaniem:

Mi uj bli niego swego", bardzo trudnym do wype nienia. Kochanie si " to akt fizyczny, nie wymagaj cy jakich szczeglnych umiej tno ci i uchodz cy za przyjemny. Znaczenie s owa obsceniczny" uleg o przesuni -ciu z dziedziny seksu w dziedzin polityki. Studenci poruszyli kwesti ca ej sfery po da , ktre uprzednio uchodzi y za pode-jrzane, ktre nie mia y przemwi we w asnym imieniu, lecz dojrza y do wyzwolenia i uprawomocnienia. Ideologi rewolucyj-n zastali ju gotow . Pow ci ganie bezgranicznych po da cie-

390 391

le nych sta o si t umieniem" natury, jedn z form dominacji kolejne ulubione s owo wiat ych my licieli i u wiadamiaczy. Brakowa o jedynie bohaterw, ch tnych do odegrania fantazji, ktre spo ecze stwo gotowe by o uzna za rzeczywisto : bohate-rw-hedonistw, maj cych odwag uczyni publicznie to, co pub-lika pragnie zobaczy . Epater les bourgeois sta o si powo aniem bur uazyjnym. Praktyki typowe dla p nego cesarstwa rzymskie-go lansowano z moraln arliwo ci wczesnego chrze cija stwa i politycznym idealizmem Robespierre'a. Takie po czenie jest, oczywi cie, niemo liwe. To jedynie gra, rola, o czym studenci wiedzieli. T dokuczliw wiadomo agodzi jednak fakt, e by a to pierwsza rewolucja przeprowadzona na ekranach telewizji. Studenci wierzyli, e dokonuj czego rzeczywistego, poniewa mogli si zobaczy w telewizji. Ca y wiat sta si scen , a oni grali g wne role. Lekarstwem zaproponowanym na chorob miesz-cza stwa by najbardziej zaawansowany objaw tej choroby. Ju cz stkowa lista po wi ce poczynionych przez studentw na rzecz swej moralno ci wystarczy, aby ukaza jej charakter: ich ycie na uniwersytecie nie podlega o adnym rygorom, poniewa odpowiedzialno profesorw in loco parentis uleg a zniesieniu; trwa ym elementem ich ycia sta y si narkotyki, przy niemal ca kowitej oboj tno ci ze strony w adz uniwersytetu, natomiast w adze cywilne trzymano na dystans za pomoc rzekomego prawa uniwersytetu do samodzielnego utrzymywania porz dku publicz-nego na swym terenie; wszystkie ograniczenia seksualne for-malne czy tradycyjne zosta y uchylone; normy akademickie uleg y drastycznemu obni eniu, a

degradacja ocen utrudni a oble-wanie studentw; uchylanie si od s u by wojskowej sta o si zasad i sposobem ycia. Wszystkie te przywileje skrywano za umoralniaj cymi etykietkami, takimi jak indywidualna odpowie-dzialno , dojrza o , rozwj, autoekspresja, emancypacja czy troska. Jeszcze nigdy w dziejach dobro i przyjemno nie wsp -gra y ze sob tak harmonijnie. Richard Nixon, instynktownie wyczuwaj cy wysokie pobudki moralne i powoduj cy si szla-chetnym motywem zgody narodowej, oceni swych antagonistw j zako czy pobr. Jak za dotkni ciem czarodziejskiej r d ki, ruch rozpad si , cho wojna trwa a jeszcze przez prawie trzy lata. Na koniec chcia bym wspomnie o jeszcze jednym aspekcie motywacji studentw, na ktry nie zwrcono dot d wystarczaj cej uwagi: Prcz tego, e chcieli y wedle swego widzimisi , da w rd nich zna o sobie utajony elitaryzm. Trwa cech demo-kracji, zawsze i wsz dzie, jest sk onno to odrzucania wszelkich roszcze do wy szo ci, konwencjonalnej czy naturalnej, poprzez zanegowanie samego istnienia wy szo ci, szczeglnie je eli cho-dzi o prawo do rz dzenia. W dialogach Plato skich roi si od m odzie cw, ktrzy nami tnie po daj politycznej chwa y i wie-rz , e maj dar rz dzenia. Platon przyznaje, e sam by kiedy takim m odzie cem. yli oni w pa stwie, ktre odmawia o im szczeglnego prawa do rz dzenia; nie mia o dla nich wystarczaj -cej liczby urz dw; zmusza o ich, by dla zdobycia urz du dostoso-wali si do oczekiwa ludu. P on li tym szczeglnym oburzeniem, ktre cz owiek trzyma w rezerwie na w asne krzywdy, i uwa ali, e w demokratycznych Atenach ich talenty zmarnuj si . Tworzyli w pa stwie ugrupowanie wywrotowe, antyustrojowe. Takimi by o wielu spo rd towarzyszy Sokratesa: Okie znanie instynktu rz -dzenia by o istotn cz ci wychowania, ktremu ich podda . Zacz jednak od tego, e przynajmniej cz ciowo uzna ich pra-gnienie za prawomocne i zaprzeczy , jakoby zbiorowo posiada a niczym nie ograniczone prawo do rz dzenia nielicznymi. Ich zarzut wobec demokracji Sokrates podbudowa intelektualnie. Co wa niejsze jednak, bardzo powa nie potraktowa pierwiastek am-bicji w ich duszach. D enie do wywy szenia si ponad innych oraz okrycia si s aw jest u cz owieka naturalne, a ponadto, je eli podda je odpowiedniej obrbce, wsp stanowi o sile duszy. De-mokracja odnosi si wrogo do tego rodzaju d e i nie pozwala na ich realizacj . By to problem wszystkich demokracji antycznych. Skrajnym przyk adem cz owieka, ktry odmawia cz ciowego cho by ugruntowania swego prawa do rz dzenia w zgodzie ludu "* w tym przypadku ludu gotowego to prawo uzna jest Koriolan. Nie mo na mu jednak odmwi wszelkich zalet ducha.

392 393

Si a jego duszy bierze si z pierwiastkw pychy i ambicji, ktre pragn uniezale nienia od opinii i woli innych. Problem ambicji w demokracji znacznie si zaostrzy w epoce nowo ytnej. Demokracje antyczne dysponowa y rzeczywist si , lecz nie umia y przekona pysznych i ambitnych, e rz dy wielu s sprawiedliwe. Wewn trznego przekonania nie os abia o poczu-cie, e panuj cy ma po swojej stronie s uszno , poniewa nie istnia a religia ani filozofia rwno ci. Uzdolniona m odzie mog a z czystym sumieniem liczy na wybicie si ponad innych, a nie-kiedy podejmowa konkretne dzia ania w tym kierunku. Zmieni o to, lecz tylko cz ciowo, chrze cija stwo. Obwo a o ludzi rwny-mi wobec Boga i pot pi o pych , lecz nierwno ci tego wiata pozostawi o nienaruszone. Wa niejsz rol odegra a filozofia no-wo ytna, ustanawiaj c doktryn , w my l ktrej system politycznej rwno ci jest jedynym sprawiedliwym dla spo ecze stwa. Ustro-jom innym ni demokracja nie pozostaj adne racje intelektualne. Aspiracja duszy nigdzie nie znajduje zach ty. Ponadto my liciele nowo ytni rozwin li projekt, w ramach ktrego indywidualna ambicja mia aby niewielkie pole do popisu. Zarys tego projektu mo na znale w Federali cie X". Sam ogrom tego kraju, jak rwnie charakter i stabilno jego instytucji, dzia aj zniech ca-j co na mi o nika w adzy. Jeszcze wi ksz rol odegra y starania filozofw nowo ytnych, aby wykorzeni z duszy pych i ambicj . W swojej psychologii Hobbes uzna pych , nazwan przez siebie che pliwo ci , za stan patologii, wynik y z zapoznania ludzkiej s abo ci, z bezpodstawnej pewno ci siebie. Stan ten mo na, jego zdaniem, uleczy , obficie dawkuj c strach. Wystarczy pos ucha , co si dzisiaj mwi w rd wychowawcw i w mediach na temat rywalizacji, czy poczyta rozwa ania Rousseau i Freuda na po-krewne tematy, by zda sobie spraw , jak bardzo nowo ytno ci zale a o na wyt pieniu ambicji. Nasz dezaprobat wobec pysz-nych i wywy szaj cych si wyra a wielofunkcyjny epitet eli-taryzm. A jednak, porzucony i napi tnowany, pierwiastek pychy nie umar , lecz mieszka teraz w podpiwniczeniu duszy, tote nie jest poddany sublimuj cemu wychowaniu. Podobnie jak z innymi t umionymi pop dami, wywiera codzienny wp yw na osobowo , a sporadycznie ujawnia si wybuchowo pod r nymi postaciami. Znaczn cz dziejw nowo ytnych mo na zinterpretowa jako poszukiwanie prawowitego wyrazu przez cech , ktr Platon na-zywa temperamentem. Wsp czucie oraz idea awangardy z pew-no ci by y charakterystycznymi dla demokracji przykrywkami dla elitarnego samopotwierdzenia. Rousseau, ktry pierwszy uczy-ni ze wsp czucia podstawowy sentyment demokratyczny, utrzy-mywa , e w sk ad tego doznania wchod poczucie zi wy szo ci wobec cierpi cego. Usi owa skierowa elitarny pop d na ega-litarne tory. Podobnie, idea awangardy to demokratyczna metoda na wyr nienie siebie samego jako osoby ponadprzeci tnej, stoj cej na czele bez podwa ania zasady demokratycznej. Cz on-kowie awangardy maj nad reszt spo ecze stwa tylko niewielk , nietrwa przewag . Wiedz co , o czym wkrtce dowiedz si wszyscy. Awangardowa poza godzi ze sob instynkt wielko ci i zasad rwno ci. Przyj li j studenci,

l kaj cy si , e zostan wessani przez demokratyczne masy. Uczyli si na tych nielicznych elitarnych uniwersytetach, ktre szybko si demokratyzowa y. Ich polityczna przysz o przedstawia a si ponuro, wykszta cenie nie forowa o ich w rywalizacji o wybieralne urz dy jedyn perspek-tyw by o mozolne pi cie si do gry wzorem osb tak odra aj cych, jak Lyndon Johnson i Richard Nixon. Wszak e ich uniwersytety cieszy y si presti em, mia y pos uch u demokratycznej prasy i wywiod y ze swych murw wielu cz onkw elit w adzy. Ka de z tych ma ych pa stewek atwo by o podbi , tak jak atwo by o podbi antyczn polis. Wykorzystuj c je jako scen , studenci szybko zyskali rozg os. M odzi studenci murzy scy, ktrych zna- em z Cornell, pojawiali si na ok adkach oglnokrajowych cza-sopism informacyjnych. Jak e trudno si oprze tej elitarnej dro-dze na skrty do politycznych wp yww. W normalnym wiecie, poza uniwersytetami, m odzie cy ci nie mieli mo liwo ci skupi na sobie uwagi. Za wzorce do na ladowania postawili sobie Mao, Castro i Che Guevar , mo e niekoniecznie bojownikw o rw-no , za jakich ich uwa ano, ale z pewno ci ludzi wyrastaj cych ponad powszechn rwno . Studenci pragn li dla siebie roli

394 395

przywdcw rewolucji wsp czucia. Przedmiotem ich wielkiej pogardy i w ciek o ci by a ameryka ska klasa rednia, wolne zawody, robotnicy, in ynierowie, farmerzy ci wszyscy prosta-cy, ktrzy w Ameryce sk adali si na wi kszo , nie potrzebuj c i nie chc c ani wsp czucia, ani przywdztwa studentw. Mieli czelno uwa a si za rwnych studentom i odrzuci dar u wia-domienia politycznego, z ktrym ci do nich przyszli. W Ameryce bardzo trudno jest si wyr ni , wi c aby tego dokona , studen-ci zast pili ostentacyjny konsumeryzm swych rodzicw ostenta-cyjnym wsp czuciem. Wyspecjalizowali si w roli adwokatw wszystkich tych mieszka cw Ameryki i Trzeciego wiata, ktrzy nie zagra ali ich poczuciu wy szo ci i ktrzy, jak s dzili, zaakcep-tuj ich przywdztwo. Zaznali wszelkich mo liwych rozkoszy egalitarnej pr no ci. Mo na zrozumie , a nawet zlitowa si nad nie spe nionymi aspiracjami i mi o ci chwa y, ktr trzeba by o trzyma w sekre-cie; nad pragnieniem, by wiat uzna wybitno swej awangardy nad tym wszystkim, co ujawni o si w uniwersyteckim yciu politycznym lat sze dziesi tych. Ob uda studentw i ich nie wia-domo , jak wiele trzeba wiedzie i zaryzykowa , aby wyr ni si w polityce,

uczyni a to widowisko raczej odra aj cym ni wzruszaj cym. Tyra skie zap dy przybiera y mask demokra-tycznego wsp czucia, a d enie do wybicia si ustrojono w ko-stium umi owania rwno ci. Zupe nie brakowa o samowiedzy, a sukces nie kosztowa adnego wysi ku. Prawdziwa elita powinna si sk ada z autentycznie wybranych, lecz ta elita otrzyma a upragnione wyr nienie, zupe nie na nie zas u ywszy. Uniwer-sytet zapewnia cz onkostwo w elitach metod swoistej akcji afir-matywnej. Na uniwersytetach od dawna istnia o sprzysi enie, ktre stawia o sobie za cel zanegowa , jakoby w spo ecze stwie demokratycznym istnia problem wy szej jednostki, szczeglnie jednostki obdarzonej talentem i zami owaniem do rz dzenia. I oto nagle profesorowie stan li twarz w twarz z potencjalnymi rz -dz cymi, ktrzy oskar yli ich o wsp udzia w zbrodni rz dzenia. Chcia oby si powiedzie : dobrze wam tak. W a nie w zwi zku z tym problemem prze y em jedn z mych najwi kszych satysfakcji pedagogicznych. W roku rozpocz cia si zamieszek ruszy niewielki kurs po wi cony cywilizacji greckiej, ktry grupa profesorw stworzy a na przekr bie cym modom. Ucz szcza o na kilkunastu entuzjastycznych pierwszorocznia-kw, z ktrymi przez ca y rok czyta em Pa stwo Platona. Jeszcze nie sko czyli my, kiedy na uczelni zapanowa chaos. Zawieszono prawie wszystkie zaj cia, poniewa tak studenci, jak i profesoro-wie podj li wielkie wyzwanie rewolucji, to znaczy biegali po campusie z jednego ob kanego zebrania na drugie. Ja do czy em do profesorw, ktrzy o wiadczyli, e nie b d prowadzi zaj , dopki z campusu nie zniknie bro i nie zostanie przywrcony porz dek prawny. Moich studentw bardzo jednak wci gn a hi-storia ambitnego Glaukona, ktry z pomoc Sokratesa zak ada pa stwo, wi c spotykali my si nadal, nieformalnie. Ksi ka inte-resowa a ich bardziej ni rewolucja, co pokazywa o, jakie pon ty uniwersytet powinien przeciwstawia syrenim piewom dora -no ci. Moi studenci odnosili si do wczesnych wydarze raczej z pogard , poniewa przeszkadza y im w tym, co uwa ali za istotne. Pragn li si dowiedzie , co si przytrafi o Glaukonowi podczas tej cudownej nocy z Sokratesem. Z wysoko ci sali zaj dos ownie patrzyli z gry na gor czkow bieganin na zew-n trz, uwa aj c si za uprzywilejowanych; prawie nikt z nich nie odczuwa pokusy, by przy czy si do t umu. P niej si dowie-dzia em, e niektrzy jednak zeszli z bibliotecznej sali seminaryjnej na agor , gdzie pulsowa o ycie". Wsp zawodnicz c z kolpor-terami innego rodzaju traktatw, skopiowali i rozdawali nast pu-j cy fragment Pa stwa: [...] Czy i ty my lisz tak, jak my li wielu, e to sofi ci psuj m odzie , i ci gorszyciele to maj by pewni sofi ci o charakterze prywatnym, i e warto o tym mwi , a nie, e najwi kszymi sofistami s w a nie ci, ktrzy to mwi , i e to oni wychowuj po mistrzowsku i robi , co chc z m odych i starszych, i z m czyzn i z kobiet? A on mwi: Kiedy? Wtedy odpowiedzia em kiedy si t um zbiera i zasiada wsplnie na zgromadzeniach, w obozach czy na innych zebraniach posplstwa, i w ha asie wielkim jedno chwal , a drugie gani z tego,

396

Umys zamkni ty 397

co si mwi albo co si robi, a jedno i drugie z przesad po rd okrzykw i oklaskw. A oprcz nich jeszcze i ska y, i otoczenie, w ktrym s , echem odbija i podwaja ha as pochwa i nagan. W takich warunkach, to jak my lisz co si , jak to mwi , dzieje w sercu m odego cz owieka? Jak on osobist kultur potrafi temu przeciw-stawi , ktrej by nie zmy y fale takich nagan i pochwa i ktra by nie posz a z pr dem, gdziekolwiek j pr d poniesie? Potem m ody cz o-wiek dobrem i z em nazywa to samo, co oni, i robi to samo, co oni, i b dzie taki sam, jak oni*. Z tej starej ksi gi nauczyli si rozumie wczesne wydarzenia i nabyli wobec nich dystansu, zaznali wyzwolenia. Magia Sokra-tesa nic nie straci a ze swej mocy. Ate ski filozof rozpozna dolegliwo ambitnej m odzie y i pokaza , jak j leczy . Lata sze dziesi te zatar y si ju w wyobra ni dzisiejszych studentw. Pozosta o jeszcze nieco autoreklamy ze strony uczest-nikw tych wydarze , teraz ludzi po czterdziestce, ktrzy prze-prosili si z establishmentem", lecz roztaczaj aur nostalgii w mediach, gdzie oczywi cie wielu z nich czuje si w swoim ywiole. Przyznaj si do utopijno ci tamtego przedsi wzi cia, lecz twierdz , i by to znacz cy moment. Bronili s usznych spraw. Najwyra niej s dz , e przyczynili si do ogromnej poprawy stosunkw pomi dzy bia ymi i czarnymi, e odegrali kluczow rol w ruchu praw obywatelskich. Nie prbuj c rozstrzyga , co by o decyduj cym czynnikiem historycznych zmian, jakie zasz y w tych stosunkach w latach 1950-1970 czy najwa niejsze by y orzeczenia s dw czy dzia ania wybieralnych urz dnikw, czy te wzrost wiadomo ci Murzynw, wynik y ze stara takich ludzi jak Martin Luther King trzeba przyzna , e olbrzymie poparcie, jakiego udzielili tym zmianom studenci uniwersyteccy na P no-cy, odegra o pewn rol w powstaniu atmosfery sprzyjaj cej na-prawie dawnych krzywd. S dz jednak, e rola studentw by a marginalna i w du ej mierze bra a si z kaboty skiej moralno ci, ktr scharakteryzowa em. Rola ta polega a na udziale w marszach i demonstracjach, ktre mia y wszelkie cechy wagarw: zazwy* Platon, Pa stwo, op. cit 491e-492b. czaj odbywa y si w trakcie semestru, lecz studenci byli wi cie przekonani, e ze wzgl du na charakter przedsi wzi cia jest to nieobecno jak najbardziej usprawiedliwiona; by o w tym tak e co z wycieczki krajoznawczej, poniewa demonstracje odbywa y si w miastach, w ktrych studenci nigdy wcze niej nie byli i do ktrych nigdy p niej nie wracali, nie musieli wi c bra

odpowie-dzialno ci za swoj postaw , w przeciwie stwie do ludzi, ktrzy musieli tam mieszka . Nie uczestniczyli te w ci kiej i ma o efektownej pracy ludzi, zg biaj cych prawo konstytucyjne i przy-gotowuj cych ekspertyzy prawne; po wi caj cych walce o prawa Murzynw swoje ycie, co kosztowa o ich wiele lat samotnych niepowodze . Nie chc umniejsza wysi kw studentw; nie na-le y wini ludzi, ktrych sk onno ci id w dobrym kierunku, aczkolwiek nie powinni sobie ci gle gratulowa czego , co by o atwe i niewiele ich kosztowa o. Twierdz natomiast, e udzia studentw w ruchu praw obywatelskich przygotowa rewolucj na campusach oraz e pogl dy studentw ukszta towa y si na tych samych starych, niedobrych uniwersytetach, do ktrych potem powrcili, aby je zniszczy . Ostatni znacz cy udzia studentw w ruchu praw obywatelskich mia miejsce w 1964 roku podczas marszu waszyngto skiego. P niej na pierwszy plan wysun a si Black Power, a system segregacji rasowej na Po udniu zosta zlikwidowany, zatem biali studenci nie mieli ju mo liwo ci wy-kazania si , nie licz c podjudzania do ekscesw Black Power, organizacji, ktra ich pomocy nie potrzebowa a. Studenci nie mieli wiadomo ci, e doktryna rwno ci, obietnica Deklaracji Nie-podleg o ci, tradycja konstytucyjna, znajomo historii Ameryki i wiele innych rzeczy to troskliwie nagromadzony i strze ony kapita , ktry ich wspiera. Sprawiedliwo rasowa jest nakazem naszej teorii i praktyki historycznej, bez ktrej nie by oby ani problemu, ani rozwi zania. Od instytucji rzekomo na wskro sko-rumpowanych i wys uguj cych si systemowi" studenci uzyskali wiadomo i wiedz , dzi ki ktrym ich dzia ania by y mo liwe i s uszne. Najbardziej skandaliczne s twierdzenia studentw, e ich zaanga owanie by o twrczym, autonomicznym wyborem. Wszystko, ale to wszystko, wypo yczyli z uniwersyteckiej skarb-

398 399

nicy my li i przekona na temat tego, czym jest Ameryka i co to jest dobro i z o. Roztrwonili ten kapita , poniewa nie wiedzieli, e z niego yj . Powrcili na uniwersytet i og osili jego bankruc-two, przez to czyni c go bankrutem. Wyrzekli si wielkich tradycji uniwersytetu liberalnego w Ameryce. Pod presj studentw Akt Za o ycielski uznano za rasistowski, niszcz c instrument, ktry pot pia niewolnictwo i rasizm. W okresie, ktry up yn od lat sze dziesi tych, na uniwersytetach P nocy

rasa czarna i bia a oddali y si od siebie. Odk d usta y studia nad teori praw cz o-wieka, jak rwnie wiara w ni , ucierpia a tak e praktyka. Ame-ryka ski uniwersytet dostarczy inspiracji intelektualnej dla s usz-nych dzia a politycznych. Bardzo w tpliwe, czy istnieje tam dzi doktryna sprawiedliwo ci, potrafi ca powo a do ycia co zbli- onego do ruchu na rzecz rwno ci rasowej. Jedn z pierwszych ofiar rewolucji z lat sze dziesi tych by o to, czym studenci naj-bardziej si chlubili. STUDENT I UNIWERSYTET Edukacja liberalna Czym dzisiaj jest presti owy uniwersytet dla nastolatka, ktry po raz pierwszy opuszcza dom rodzinny, poniewa czeka go przygoda edukacji liberalnej? Dysponuje czterema latami wolno- ci, aby odkry siebie. Jest to przestrze pomi dzy intelektualn ziemi ja ow , ktr zostawia za sob , i mozolnymi studiami specjalistycznymi, ktre oczekuj go po dyplomie. W tym krtkim czasie musi si dowiedzie , e istnieje wielki wiat poza tym ma ym, ktry zna; musi zachwyci si tym wiatem i nasyci si nim, aby mie zapas na duchowe pustynie, ktre dane mu b dzie przemierza . College to jego jedyna nadzieja na nieprzeci tne ycie. S to magiczne lata, kiedy, je eli zechce, mo e zosta , kim sobie tylko zamarzy; kiedy ma szans porwna wszystkie drogi yciowe, nie tylko podsuwane przez jego czas i katalog dalszych studiw, ale wszystkie dost pne mu jako cz owiekowi. Wagi tych lat dla Amerykanina nie da si przeceni . Jest to jedyna szansa cywilizacji, aby do niego dotrze *.

* Organizacja studiw uniwersyteckich jest w Stanach Zjednoczonych od-mienna ni w krajach europejskich. Etap pierwszy, czyli college, nie zapewnia wy-kszta cenia specjalistycznego. Kierunek" studiw wybiera si dopiero w drugim cyklu, czyli graduate school, gdzie wyst puje podzia na szko y zawodowe (vocationalschoob), humanistyczne, przyrodoznawcze itd. (przyp. t um.). 401

Patrz c na , musimy si zastanowi , czego powinien si na-uczy , aby zas u y na miano wykszta conego; musimy oszacowa tkwi cy we potencja . Na studiach specjalistycznych mo emy unikn takich spekulacji na zwolnieniu od tego obowi zku zasadza si , mi dzy innymi, urok specjalizacji. Ale nie jest to powinno zbyt uci liwa. Czego mamy nauczy t osob ? Od-powied

nie jest mo e oczywista, ale sprbowa odpowiedzie na to pytanie to ju filozofowa i zacz kszta ci . Pytanie to stawia nas przed kwesti jedno ci cz owieka i jedno ci nauk. Dziecinne s stwierdzenia, ktre si czasem s yszy, e ka dy winien mie zapewniony swobodny rozwj, e narzucanie studen-towi jakiego punktu widzenia to przejaw autorytaryzmu. Je eli tak, to po co jest uniwersytet? Je eli odpowied brzmi: po to, aby stworzy atmosfer sprzyjaj c nauce", powracamy do punktu wyj cia: jak atmosfer ? Decyzje i namys nad racjami tych decy-zji s nieuniknione. Uniwersytet musi si jako zdeklarowa . Niech do przemy lanego kszta towania programu studiw libe-ralnych przynosi dwojakie skutki praktyczne: po pierwsze, wszystko, co niskie w wiecie pozauniwersyteckim, rozpleni si wewn trz jego murw; po drugie, studentowi zostanie narzucony znacznie brutalniejszy, znacznie mniej liberalny przymus elazne wyma-gania dyscyplin specjalistycznych, nie w czone w jednolity sy-stem my lowy. Dzisiejszy uniwersytet nie ukazuje m odej osobie wyrazistego oblicza. M odzieniec w widzi przed sob demokracj dyscyplin ktre albo s autochtoniczne, albo przyw drowa y na uniwer-sytet niedawno, poniewa by y mu potrzebne do jakich dora nych celw. Demokracja ta jest w rzeczywisto ci anarchi , poniewa nie istniej oglnie uznane zasady obywatelstwa ani prawomocne tytu y do w adzy. S owem, nie istnieje wizja b d kilka rywalizu-j cych ze sob wizji cz owieka wykszta conego. Pytanie o t wizj znikn o, poniewa mog oby si sta ko ci niezgody. Nie istnieje organizacja nauk, nie istnieje hierarchia wiedzy. Chaos rodzi zniech cenie, poniewa racjonalny wybr jest niemo liwy. Lepiej zrezygnowa ze studiw liberalnych i przej do specjalistycz-nych, ktre maj obowi zkowy program i stwarzaj perspektyw przysz ej kariery. Po drodze student mo e si troch podci gn z kultury na kursach fakultatywnych. Nawet nie przeczuwa, e mg by zosta wtajemniczony w wielkie zagadki wiata; e m-g by w sobie odkry nowe, wznio lejsze motywacje; e na pobie-ranej wiedzy mg by harmonijnie zbudowa inny, bardziej ludzki sposb na ycie. Uniwersytet nie czyni rozr nie . Wydaje si , e w Ameryce rwno rodzi niech i niezdolno do uznania za zasadne jakich-kolwiek roszcze do wy szo ci, szczeglnie w dziedzinach, w kt-rych takie roszczenia zawsze by y wysuwane w sztuce, religii i filozofii. Kiedy Weber stwierdzi , e nie potrafi wybra pomi dzy pewnymi szczytnymi przeciwie stwami rozumem i objawie-niem, Budd i Chrystusem nie wnioskowa z tego, e wszystkie rzeczy s rwnie dobre, e znika rozr nienie na wysokie i niskie. W istocie pragn tchn nowe ycie w rozwa ania nad tymi wielkimi alternatywami, pokazuj c wag i ryzyko wyboru mi dzy nimi; pragn je uwznio li przez kontrast z trywialnymi proble-mami nowo ytnego ycia, przes aniaj cymi r nice pomi dzy problemami g bokimi, z ktrymi trzeba si zmierzy , aby uk duszy pozosta napi ty. Powa ne ycie intelektualne by o dla polem bitwy wielkich decyzji, podejmowanych wy cznie w sfe-rze ducha czy warto ciowa ". Nie mo na ju dzi przedstawi jednej wizji cz owieka wykszta conego lub cywilizowanego jako obowi zuj cej; dlatego nale y stwierdzi , i wykszta cenie polega na zapoznaniu si , wnikliwym i wszechstronnym, z pewn nie-wielk liczb takich wizji. Wok rozr nienia na sprawy g bokie i p ytkie cho wypar o ono rozr nienia na dobro i z o, prawd i fa sz mog y si ze rodkowa powa ne studia, lecz znios a je wrodzona demokracji sk onno , by wszystko kwitowa s owami: Czemu to s u y?" Pierwsze zamieszki uniwersyteckie w Berke-ley by y wprost wymierzone przeciwko wielodyscyplinarno ci i musz przyzna , e przez moment prywatnie solidaryzowa em si ze studentami. Niewykluczone, e jedn z ich motywacji by a t sknota za prawdziwym wykszta ceniem.

Nie uczyniono jednak nic, aby nada tej energii jaki kierunek i tre , przeto skutek by taki, e do wielo ci specjalizacji dodano wielo stylw ycia,

402 403

a r norodno dyscyplin uzupe niono r norodno ci form nie-zdyscyplinowania. Powtrzy o si zjawisko znane oglnie z ycia ludzkiego: prba narzucenia si wi kszej wsplnoty doprowadzi- a do wi kszej izolacji. Dawnych porozumie , przyzwyczaje i tradycji nie da o si tak atwo zast pi innymi. Reasumuj c, kiedy student przychodzi na uniwersytet, znajdu-je tam dezorientuj c r norodno wydzia w, a w nich dezorien-tuj c r norodno kursw. Poniewa uniwersytetjako ca o nie jest w tej sprawie zgodny, student nie otrzymuje adnych oficjal-nych wskazwek, co powinien studiowa . Zazwyczaj nie do-ciera te do przyk adw czy to w rd studentw, czy w rd profesorw zunifikowanego wykorzystania dostarczanej przez uniwersytet wiedzy. Najpro ciej jest zdecydowa si na jak karier i pod jej k tem dobra sobie kursy. Programy przeznaczo-ne dla studentw, ktrzy podj li tak decyzj , znieczulaj ich na pon ty, ktre mog yby ich odwie od tego, co cieszy si presti em og u. Syreny piewaj dzi sotto voce, a m odzie ma ju wystar-czaj co du o wosku w uszach, eby bezpiecznie p yn dalej. Specjalizacje proponuj program na tyle szeroki, e poch ania on studentom wi kszo czasu z czterech lat przygotowa do dal-szych studiw. Z nielicznymi kursami fakultatywnymi mog zro-bi , co zechc , lizn troch to tu, to tam. adna z dzisiejszych karier publicznych lekarza, prawnika, polityka, dziennikarza, przedsi biorcy czy specjalisty od reklamy nie ma zbyt wiele wsplnego z humanistyk . Wykszta cenie inne od czysto zawodo-wego czy technicznego mo e nawet sprawia wra enie obci e-nia. Dlatego te , aby studenci zagustowali w rozkoszach intelektu i mogli stwierdzi , e si do tego nadaj , na uniwersytetach mu-sia aby powsta atmosfera przeciwwagi dla tego utylitaryzmu. Prawdziwy problem stanowi niezdecydowani: studenci, kt-rzy przychodz z nadziej , e dowiedz si na miejscu, jakiej chc kariery, b d pragn po prostu prze y przygod . Czeka ich obfi-to mo liwo ci kursw i dyscyplin jest tyle, e wystarczy oby na wiele ywotw. Ka dy wydzia czy inna jednostka administra-cyjna uniwersytetu ci gnie do siebie, proponuje kurs, zapewniaj -cy studentowi wtajemniczenie. Ale na jakiej podstawie wybra

mi dzy nimi? Jak one si do siebie maj ? Prawda jest taka, e wydzia y zupe nie nie koordynuj swych programw. Rywalizuj ze sob i proponuj sprzeczne cele, nie maj c tego wiadomo ci. Samo istnienie specjalizacji stawia dramatyczne pytanie o ca o , lecz nie jest ono podejmowane. Gdy student dostanie w swe r ce katalog kursw, skutkiem jest przede wszystkim dezorientacja, a bardzo cz sto zniech cenie. Je eli znajdzie si jaki profesor, ktry zapozna go z jedn z tych wielkich wizji wykszta cenia, b d cych wyr nikiem ka dego cywilizowanego narodu, to tylko przez przypadek. Wi kszo profesorw to specjali ci, zaj ci wy- cznie sw w asn dziedzin , zainteresowani post pami tej dziedzi-ny (zgodnie z kryteriami, ktre sami ustalaj ) lub swymi w asnymi post pami w wiecie wynagradzaj cym tylko osi gni cia specja-listyczne. Zupe nie si wyemancypowali z dawnej struktury uniwer-sytetu, ktra przynajmniej przypomina a im o ich niezupe no ci, o tym, e s tylko cz ciami nieodkrytej i niezg bionej ca o ci. Student musi wi c lawirowa pomi dzy chmar karnawa owych naganiaczy, z ktrych ka dy zach ca ich do ogl dni cia jakiego konkretnego widowiska. Ten niezdecydowany nowicjusz jest zmor wi kszo ci uniwersytetw, poniewa zdaje si mwi : Jestem zupe n istot ludzk . Pom cie mi ukszta towa si w tej zupe -no ci i pozwlcie mi rozwin mj rzeczywisty potencja ", a one nie maj mu nic do powiedzenia. Podobnie jak pod wieloma innymi wzgl dami, Cornell Univer-sity wyprzedzi w tej kwestii swoje czasy. Tutejszy sze cioletni program, ko cz cy si dyplomem doktora, szczodrze finansowany przez Fundacj Forda, przeznaczony by dla absolwentw szko y redniej, ktrzy podj li ju ugruntowan decyzj o karierze", i mia za cel ich do tej kariery doprowadzi . Humanistom na otarcie ez sfinansowano kursy seminaryjne, ktre ci m odzi pro-fesjonali ci mogli zaliczy po drodze przez College of Arts and Sciences. Profesorowie mogli skoncentrowa energi na organi-zacji i opakowaniu programu, zwolnieni od obowi zku nadania mu jakiej tre ci. By o to zaj cie na tyle absorbuj ce, e pozwoli o im unikn my lenia o tym, jak bardzo jest puste. Taki najcz ciej stosowano wybieg: liczy si struktura, nie zawarto . Przyj ty

404 405

w Cornell plan rozwi zania problemu edukacji liberalnej polega na st umieniu w studentach t sknoty za wykszta ceniem oglnym, przez odwo anie si do ich zach anno ci i d enia do kariery:

uniwersytet przeznaczy pieni dze i ca y swj presti na to, by uczyni ze specjalizacji sedno swej dzia alno ci. Przyjmuj c ten plan, nie o mielono si ujawni drastycznej, utrzymywanej w cis ej tajemnicy prawdy: na opanowanie wiedzy przekazywanej w pierwszym cyklu studiw nie potrzeba czterech lat. Je eli skupi si na studiach zawodowych, prawie adna ze specjalno ci, mo e poza najtrudniejszymi dziedzinami przyrodo-znawstwa, nie wymaga wi cej ni dwch lat studiw przygoto-wawczych przed studiami zawodowymi. Reszta to zwyk a strata czasu, czy mo e okres dorastania do odpowiedniego wieku. W przy-padku wielu studiw zawodowych wystarczy by jeszcze krtszy okres przygotowawczy. Zdumiewaj ce, jak wielu studentw col-lege^ w druje z kursu na kurs, bez adnego planu i bez adnych pyta , chc c czym wype ni te cztery lata. Zreszt , poza nielicz-nymi wyj tkami, kursy te nale do specjalizacji i nie przyczyniaj si do wykszta cenia oglnego ani nie podejmuj pyta wa nych dla cz owieka jako takiego. Tak zwana eksplozja wiedzy i rosn ca specjalizacja nie wype ni y lat sp dzanych w college'u, lecz je opr ni y. Lata te s przeszkod do pokonania; ka dy chce mie je jak najszybciej za sob . S dz c po gustach, zasobie wiedzy i zainteresowaniach osb, ktre studiuj wolne zawody, wi kszo z nich posz a do college'u zupe nie niepotrzebnie. Rwnie dobrze mogli byli sp dzi te lata na przyk ad w Peace Corps. Te wspania e uniwersytety umiej ce rozszczepi atom, znale metody le-czenia najstraszliwszych chorb, sondowa opinie ca ej ludno ci i sporz dza pot ne s owniki martwych j zykw nie potrafi stworzy cho by skromnego programu wykszta cenia oglnego dla studentw college'u. Oto metafora naszych czasw. Powstaj prby bezbolesnego wype nienia pr ni, polegaj ce na bardziej atrakcy jnym opakowaniu tego, co ju istnieje sty-pendia zagraniczne, indywidualny tok nauczania itd. Kolejne za-biegi to studia kultury murzy skiej i studia feministyczne, obok programw typu poznaj inn kultur ". Zbli on popularno osi gaj studia dla pokoju". Celem tych wszystkich stara jest wykazanie, e uniwersytet ,jest w kursie" i dysponuje czym wi cej ni tylko dyscyplinami tradycyjnymi. Najnowszy pomys to kursy alfabetyzacji komputerowej" wystarczy chwila zasta-nowienia nad znaczeniem zwyczajnej alfabetyzacji", by zda sobie spraw z absurdalno ci tej nazwy. Nie od rzeczy by by program zwyczajnej alfabetyzacji, jako e wi kszo dzisiejszych absolwentw szk rednich ma k opoty z czytaniem i pisaniem. Niektre uczelnie podejmuj to cenne zadanie, lecz nie nag a niaj tego faktu, poniewa jest to funkcja szko y redniej, ktr zosta y obarczone na skutek op akanego stanu naszego szkolnictwa, czym nie zamierzaj si chwali . Teraz, kiedy radosne hopsztosy lat sze dziesi tych sko czy y si , a pierwszy cykl studiw znw przybra na znaczeniu (ponie-wa szko y podyplomowe, nie licz c przygotowuj cych do wol-nych zawodw, prze ywaj regres, jako e ich absolwenci nie znajduj zatrudnienia na uczelniach), administracje uniwersyte-tw musz jako si upora z niezaprzeczalnym faktem, e m odzie rozpoczynaj ca studia wy sze to barbarzy cy, ktrych uniwersy-tety maj obowi zek ucywilizowa . Nie potrzeba by szczeglnie z o liwym, aby rzekom troskliwo uczelni o kultur studentw przypisa zawstydzeniu i pogoni za w asnym interesem. Staje si a nazbyt oczywiste, e studia liberalne, za ktre odpowiedzial-no spoczywa na niewielkiej liczbie presti owych uczelni w przeciwie stwie do du ych uniwersytetw stanowych, gdzie przygotowuje si wy cznie specj listw, a maj cych spe nia wie-lostronne wymagania spo ecze stwa s pozbawione tre ci, e dokonuje si tam jakie oszustwo. Wyostrzona wiadomo mo-ralna, ktr wielkie uniwersytety rzekomo

pobudza y w studentach, szczeglnie jako zawo anych gladiatorach walcz cych przeciwko wojnie i rasizmowi, przez jaki czas koi a zbiorowe sumienie akademickie. Uniwersytety mia y do zaofiarowania co wi cej ni tylko wprowadzenie do zawodu lekarza czy prawnika. Troska i wsp czucie uchodzi y za nieuchwytny pierwiastek, przenikaj -cy atmosfer college'w. Kiedy jednak miazmaty te rozwia y si w latach siedemdziesi tych, pracownicy uczelni stan li twarz

406 407

w twarz z niedouczon m odzie , pozbawion upodoba intele-ktualnych, nie wiadom , e co takiego istnieje, zbyt niecierpliwie czekaj c na to, by rozpocz karier zawodow , nie zaznajomi-wszy si wcze niej z yciem; uniwersytety nie zaproponowa y adnej przeciwwagi, adnych konkurencyjnych celw. Studia liberalne poniewa od tak dawna s le pojmowane, brakuje im wyrazisto ci i zinstytucjonalizowanego presti u uczel-ni zawodowych, lecz nadal si utrzymuj , maj pieni dze i zwi -zany z tym rodzaj szacunku zawsze by y schronieniem dla ekscentrykw, nie nadaj cych si na specjalistw. Przypomina to troch stan, w ktrym znajduj si ko cio y, w porwnaniu powiedzmy ze szpitalami. Nikt nie ma ju pewno ci, czym powinny si dzisiaj zajmowa instytucje religijne, ale poniewa jak rol odgrywaj , zwi zan albo z uniwersaln ludzk potrze-b , albo atawizmem dawnej potrzeby, przyci gaj ku sobie szar-latanw, awanturnikw, pomyle cw i fanatykw. Jednak w tych samych instytucjach realizuj si rwnie pe ne entuzjazmu i po- wi ce dzia ania osb obdarzonych szczegln powag i g bi . Podobnie w edukac liberalnej najgorsi i ji najlepsi, blagierzy i zapale cy, sofi ci i filozofowie: wszyscy walcz ze sob o przy-chylno opinii publicznej i kontrol nad nauk o cz owieku w naszych czasach. Najwidoczniejszymi uczestnikami tych zma-ga s z jednej strony urz dnicy formalnie odpowiedzialni za publiczn reklam edukacji oferowanej przez ich college, osoby motywowane politycznie lub wulgaryzatorzy wiedzy specjalisty-cznej; z drugiej strony prawdziwi nauczyciele humanistyki, po-strzegaj cy swoj dziedzin w relacji do ca o ci wiedzy i pragn cy rozbudzi wiadomo tej ca o ci w umys ach studentw.

O ile w latach sze dziesi tych uniwersytety po wi ci y si likwidacji wymaga programowych, o tyle w osiemdziesi tych zacz y je przywraca , co jest zadaniem znacznie trudniejszym. Nowym fetyszem sta si program ramowy". Panuje powszechna zgoda, e w latach sze dziesi tych posun li my si troch za daleko", wobec czego konieczne s pewne retusze programowe. Obserwuje si dwie typowe reakcje na to zagadnienie. Naj-prostszym, i z punktu widzenia administracji najbardziej zadowaaj cym, rozwi zaniem jest wykorzystanie tego, co ju istnieje na autonomicznych wydzia ach, i wprowadzenie wymogu, aby ka -dy student zaliczy przynajmniej jeden kurs z wszystkich podsta-wowych dziedzin wiedzy: przyrodoznawstwa, nauk spo ecznych i humanistycznych. Tak jak w epoce likwidacji wymaga panowa- a ideologia o t w a r t o c i, tak ten model opiera si na ideologii szerokich horyzontw. Studentw wysy a si w wi kszo- ci uczelni na ju istniej ce kursy przygotowawcze, ktre najmniej interesuj wybitnych profesorw. Z takiego postawienia sprawy wynika tylko tyle, e przedmiot tych kursw jest realny i wart poznania. Je eli na tym polega wykszta cenie oglne, to Ja Z ota R czka jest polihistorem: zna si na wszystkim po trosze, lecz nie dorwnuje fachowcowi z adnej dziedziny. Studenci mog ze-chcie zakosztowa ka dej dyscypliny i by mo e s uszne jest zach canie ich do tego, by rozejrzeli si wok siebie i sprawdzili, czy nie poci ga ich dziedzina, ktrej jeszcze nie znaj . Model ten nie stanowi jednak edukacji liberalnej i nie zaspokaja trawi cej studentw t sknoty za tego rodzaju wykszta ceniem. Mwi stu-dentom jedynie, e napewnym poziomie ko czy si oglno oraz e to, czym si zajmuj , to tylko wst p do prawdziwej nauki i prze-d u enie dzieci stwa. Pragn wi c mie to ju za sob i przej do spraw, ktrymi na serio zajmuj si ich profesorzy. Bez rozpozna-nia istotnych, oglnoludzkich pyta powa na edukacja liberalna nie jest mo liwa, a prby jej ustanowienia b d tylko pustymi gestami. Mniej lub bardziej sprecyzowana wiadomo wadliwo ci mo-delu programu ramowego da a asumpt do stworzenia drugiego mo-delu, ktry mo na nazwa modelem kursw zintegrowanych". S to twory powsta e specjalnie dla celw kszta cenia oglnego, zazwyczaj wymagaj ce wsp pracy profesorw z r nych wy-dzia w. Przyk adowe nazwy tych kursw to: Cz owiek w natu-rze", Wojna i odpowiedzialno moralna", Sztuka i kreatyw-no ", Kultura i jednostka". Rzecz jasna, wszystko zale y od tego, kto te kursy przygotowuje i prowadzi. Maj t wyra n przewag nad poprzednim modelem, e wymagaj refleksji nad oglnymi potrzebami studentw i zmuszaj wyspecjalizowanych

408 409

profesorw do szerszego spojrzenia, przynajmniej na chwil . Tkwi -ce w nich zagro enia to schlebianie bie cym modom, charakter popularyzatorski i brak merytorycznych rygorw. W przedsi -wzi ciach tych z regu y nie bior udzia u przyrodoznawcy, tote kursy ci w jedn tylko stron . Generalny zarzut brzmi nato-miast, e nie wykraczaj one poza swj w asny zakres i nie uzbrajaj studentw w rodki do samodzielnego rozstrzygania wieczystych pyta , czemu kiedy s u y o na przyk ad bada-nie systemw Arystotelesa czy Kanta. Kursy te zbieraj w jedn ca o r norodne okruchy. Edukacja liberalna winna stwarza w studentach poczucie, e nauka musi i mo e by zarazem synop-tyczna i precyzyjna. By mo e najlepiej nadaj si do tego celu niewielkie, szczeg owe zagadnienia, je eli zostan tak uj te, by otwiera si na ca o . Je eli kurs jednoznacznie nie stawia sobie za cel, by doprowadzi do postawienia odwiecznych pyta , u wia-domi je studentowi i nauczy go porusza si w odno nej litera-turze, z regu y jest tylko przyjemnym przerywnikiem i lep uliczk poniewa w wyobra ni studenta nie czy si w aden sposb z dalszymi studiami. Je eli w tego rodzaju programy zaanga uj swoj energi najlepsi profesorowie, mog one przy-nie korzy ci i dostarczy troch stymulacji intelektualnej zarw-no profesorom, jak i studentom. Wszak e rzadko tak si dzieje. Kursy te s odci te od g wnych o rodkw decyzyjnych uniwer-sytetu: poszczeglne katedry widz w nich jedynie dodatek do swej podstawowej dzia alno ci. O yciu ca ego organizmu prze-s dzaj narz dy sprawuj ce w adz . Problemw intelektualnych nie rozwi zanych na grze nie mo na administracyjnie rozwi za na dole. Problemem jest brak jedno ci nauk i utrata woli i rodkw, aby chocia przedyskutowa t kwesti . Choroba na grze jest przyczyn choroby na dole: wszelkie starania i dobre intencje szczerych zwolennikw edukacji liberalnej mog w najlepszym razie z agodzi objawy tej choroby. Rzecz jasna, jedynym powa nym rozwi zaniem jest to, ktre si powszechnie odrzuca: dobra stara metoda wielkich ksi g, w my l ktrej edukacja liberalna oznacza czytanie pewnych ogl-nie uznanych tekstw klasycznych, bez adnych wst pnych za oe , aby same podyktowa y pytania i sposb ich rozstrzygania nie wt aczaj c ich w nasze kategorie, nie traktuj c jako wytworw swej epoki; s owem, prba takiej lektury tekstw klasycznych, jakiej yczyliby sobie ich autorzy. Jestem w pe ni wiadom za-strze e wobec kultu wielkich ksi g i w gruncie rzeczy je podzie-lam. Jest to metoda amatorska; budzi w samouku nieuzasadnione p oczucie kompetencji; je eli kto czyta tylko wielkie ksi gi, nigdy si nie dowie, czym si one r ni od przeci tnych; nie istnieje sposb, by jednoznacznie przes dzi , ktre pozycje powinny zna-le si w kanonie; z ksi ek czyni si cele, a nie rodki; ruch ten pobrzmiewa chropawym tonem ewangelizmu, ur gaj cemu do-bremu smakowi; metoda ta rodzi nieuzasadnion poufa o z wiel-ko ci itd. Wszak e jedna rzecz jest pewna: ilekro wielkie ksi gi stanowi rdze programu, studenci s rozentuzjazmowani i szcz - liwi, czuj , e robi co niezale nego i satysfakcjonuj cego, e otrzymuj od uniwersytetu co , czego nie otrzymaliby gdzie in-dziej. Sam fakt tego szczeglnego do wiadczenia, ktre nie wska-zuje poza siebie, daje im now mo liwo i rodzi szacunek dla nauki jako czego samoistnego. Przywileje, jakie ich spotykaj , to wiadomo klasyki (szczeglnie istotna dla naszych prostacz-kw); znajomo pyta , ktre niegdy by y wielkimi pytaniami; wzorce poszukiwania odpowiedzi. Wreszcie, co chyba najwa niej-sze, studenci otrzymuj skarbnic wsplnych dozna i przemy- le , w ktrych mog ugruntowa wzajemn przyja . Programy oparte na rozs dnym

wykorzystaniu wielkich tekstw to krlew-ska droga do serc studentw. Ich wdzi czno za wiedz o Achillesie czy imperatywie kategorycznym jest bezgraniczna. Alexandre Koyre, nie yj cy ju historyk nauki, opowiedzia mi nast puj c histori : Kiedy w 1940 roku zacz uczy na uniwersytecie w Chi-cago, zaraz po emigracji, ktry z jego studentw napisa w wy-pracowaniu pan Arystoteles", bior c autora Polityki za osob wsp czesn . Koyr powiedzia , e zacz darzy wielkim szacun-kiem Ameryk , poniewa tylko Amerykanina mo e cechowa ta naiwna g bia, pozwalaj ca uzna arystotelizm za my l yw , co dla wi kszo ci uczonych jest nie do poj cia. Dobry program edukacji liberalnej zaspokaja w studentach umi owanie prawdy

410 411

i pasj godziwego ycia. To najprostsza rzecz pod s o cem u o y kursy dostosowane do warunkw danego uniwersytetu, ktre zachwyc ichuczestnikw. Trudno le y w uzyskaniu akceptacji cia a profesorskiego. aden z trzech wielkich dzia w wsp czesnego uniwersytetu nie ywi entuzjazmu do metody wielkich ksi g. Przyrodoznawcy traktuj inne dziedziny i edukacj liberaln yczliwie, o ile te nie podkradaj im studentw i nie zajmuj zbyt du o czasu przezna-czonego na studia przygotowawcze. Same s jednak zaintereso-wane przede wszystkim rozwi zywaniem bie cych zagadnie : poniewa przyrodoznawstwo odnosi tak oczywiste sukcesy, wy-daje si , e nie ma potrzeby wraca do jego podstaw. Oboj tno budzi Newtonowska koncepcja czasu czyjego spory z Leibnizem na temat rachunku r niczkowo-ca kowego; teleologia Arystote-lesa to nie zas uguj ca na uwag

niedorzeczno . S dzi si , e post p naukowy nie zale y ju od ca o ciowej refleksji nad natur nauki, refleksji, jak podejmowali Bacon, Kartezjusz, Hume, Kant i Marks. Interesuje to ju tylko historykw nauki, nawet najwi k-si naukowcy ju dawno zaprzestali rozmy la nad Galileuszem i Newtonem. Post p jest niepodwa alny. W tpliwo ci, czy nauka jest prawdziwa, podniesione przez pozytywizm, oraz czy jest dobra, podniesione przez Rousseau i Nietzschego, nie wnikn y w krwiobieg wiadomo ci naukowej. W rezultacie tematem dla przyrodoznawstwa nie s wielkie ksi gi, lecz nieprzerwany przy-rost post pu. Przedstawiciele nauk spo ecznych generalnie odnosz si wro-go do tekstw klasycznych, poniewa traktuj one o tych samych sprawach ludzkich co uprawiane przez nich dyscypliny, ktre s dumne z tego, e wyzwoli y si z okw tej dawnej my li i osi gn - y status prawdziwej nauki. W przeciwie stwie do przyrodoznaw-cw, przedstawiciele nauk spo ecznych maj na tyle niskie prze-konanie o warto ci swych osi gni , e czuj si zagro eni do-konaniami wcze niejszych my licieli; obawiaj si mo e, i stu-denci ulegn czarowi starych ksi g i powrc do dawnych niedo-brych nawykw. Ponadto, z ewentualnym wyj tkiem Webera i Freuda, nauki spo eczne nie mog si pochwali ksi kami, ktre mo na by nazwa klasycznymi. Fakt ten da si zinterpretowa na korzy nauk spo ecznych, przez analogi do przyrodoznaw-stwa. W my l tej analogii przyrodoznawstwo to ywy organizm, ktry rozwija si przez przyrost male kich komrek; nie wiadomy swego wzrostu organiczny twr, z niezliczonymi cz ciami nie wiedz cymi o istnieniu ca o ci, a jednak j buduj cymi. Z kolei nauki spo eczne bardziej przypominaj dzie o artystyczne lub filozoficzne: jeden twrca powo uje do istnienia i ma pe en ogl d pewnej sztucznej ca o ci. Wszak e niezale nie od tego, czy zin-terpretowa brak klasyki w naukach spo ecznych na ich korzy czy niekorzy , jest to dla nich fakt niewygodny. Pami tam, jak pewien profesor, s awny historyk, maj cy zaj cia wprowadzaj ce z metodologii nauki w drugim cyklu uniwersyteckim, na moje naiwne pytanie o Tukidydesa odpar gniewnie i karc co: Tukidy-des by idiot !" Trudniejsza do wyja nienia jest ozi b a postawa, jak wobec wielkich ksi g przyjmuj humani ci, jako e ksi gi te s dzi niemal wy czn w asno ci humanistyki. Nale a oby s dzi , e szacunek dla klasyki przysporzy by humanistyce duchowej pot gi, w epoce, w ktrej jej pot ga doczesna osi gn a najni szy punkt w dziejach. To prawda, e najaktywniejsi zwolennicy edukacji liberalnej i czytania tekstw klasycznych to zazwyczaj humani ci, lecz istniej w rd nich podzia y. Niektre dyscypliny humanisty-czne to tylko zaskorupia e specjalizacje, ktre, cho ich istnienie zale y od rangi ksi g klasycznych, nie s naprawd zainteresowa-ne zawarto ci tych ksi g na przyk ad filologia w znacznej mierze zajmuje si j zykami, lecz nie tym, co zosta o w tych j zykach powiedziane tote nie chc i nie potrafi umocni fundamentu, na ktrym stoj . Niektre dyscypliny humanistyczne ch tnie do czy yby do nauk, co si zowi , i wyros y ze swych korzeni, tkwi cych w przezwyci onej ju mitycznej przesz o- ci. Niektrzy humani ci s usznie narzekaj na brak kompetencji w nauczaniu i odbiorze wielkich ksi g, lecz ich krytyk cz sto dyskredytuje fakt, e wyst puj w obronie jakiej akademickiej nowinki interpretacyjnej, a nie ywotnego, autentycznego rozu-mienia klasykw. Ich reakcja jest silnie nacechowana specjalisty-

412 413

spojrza na mnie smutno i powiedzia : Maj c takich kolegw, ni potrzeba nam wrogw". Poniewa ruchy studenckie w Stanach Zjednoczonych nie by dzie em teoretykw, przyrodoznawstwu udzieli y amnestii, ina czej ni faszyzm i komunizm w ich szczytowej formie. Nie mieli nr Leninw grzmi cych przeciwko pozytywizmowi, teorii wzgl d no ci i genetyce, nie mieli my Goebbelsw denuncjuj cych k am liwo ydowskiej nauki. Istnia y zacz tki ofensywy przeciwk wsp pracy naukowcw z kompleksem wojskowo-przemys owym jak rwnie przeciwko ich roli w wytwarzaniu technologii, ktr umacnia kapitalizm i zanieczyszcza rodowisko. Jednak adn z tych dzia a nie si gn y samej istoty powa nych bada nauk wych. Przyrodoznawcy unikn li gniewu studentw, dystansuj si od pewnych niepopularnych zastosowa swej wiedzy, obra a j c finansuj cy ich rz d oraz opowiadaj c si za pokojem i spra wiedliwo ci spo eczn . Wielki fizyk z Cornell co by o d przewidzenia wyr ni si rwnie na tym polu, przy ka de sposobno ci przepraszaj c za udzia fizyki w powstaniu bron termoj drowej. Niemniej naukowcom nie kazano absolutnie ni zmienia w ich badaniach, zaj ciach czy eksperymentach. Posta nowili wi c, e nie maj potrzeby uczestniczy w tym konflikcie Zachowanie to nie bra o si wy cznie z egoizmu i ch ochrony w asnych interesw pod has em: Ka dy sobie rzepk skrobie" (cho i tego by o sporo, wraz ze zwyczajn w takie okoliczno ciach ob udnie umoralniaj c retoryk ). Atmosfera kry zysu wywo a a niezupe nie wiadome przewarto ciowanie stosunk przyrodoznawstwa do uniwersytetu. Kryzysy w wiecie intelektu-alnym, jak rwnie politycznym, z regu y obna aj napi cia i zmiany zainteresowa , na ktre korzystniej jest zamkn oczy, dopki panuje spokj. Zerwanie starych sojuszy i zawarcie nowych jest zawsze bolesne, czego na przyk ad byli my wiadkami, kiedy na pocz tku zimnej wojny libera owie odci li si od stalinistw. Przyrodoznawcy stan li w obliczu faktu, e z reszt uniwersytetu nie cz ich adne rzeczywiste wi zi, a zdanie si na wsplny los drogo kosztuje. Nie wyobra am sobie takiej dezynwoltury biolo-gw, gdyby jakim cudem ofiar rewolucji kulturalnej pad a chemia, po czym m odzi czerwonogwardzi ci kontrolowaliby tre nauczania i terroryzowali profesorw. Chemicy s najbli szymi krewnymi biologw, a ich wiedza jest dla rozwoju biologii abso-lutnie nieodzowna. Nie do pomy lenia jest natomiast dzisiaj, aby fizyk jako fizyk mg si dowiedzie czego wa nego, a w gruncie rzeczy czegokolwiek, od profesora literatury porwnawczej albo socjologii. Wi zi przyrodoznawcy z pozosta ymi dziedzinami na-uki nie s rodzinne, lecz abstrakcyjne, takie jak wi zi ka dego z nas z ludzko ci . Mo na si wprawdzie odwo a do formu y powszechnych praw, lecz nie jest to co , co porusza rwnie ywo i bezpo rednio, jak wsplne przekonania i zainteresowania. Po-trafi y bez ciebie" my l ta zakrada si cichaczem w umys , kiedy te abstrakcyjne wi zi staj si uci liwe.

Odr bno przyrodoznawstwa jest faktem od czasw Kanta, ostatniego filozofa, ktry by zarazem wybitnym przyrodoznawc , oraz Goethego, ostatniego wielkiego pisarza, ktry potrafi wie-rzy , e jego zas ugi dla nauki mog przewy sza jego zas ugi dla literatury. Nale y przy tym pami ta , e nie mamy tu do czynienia z filozofem i poet , przy okazji paraj cymi si nauk : ich pisarstwo by o zwierciad em natury, a ich dzia alno ci naukowej nadawa kierunek i tre namys nad bytem, wolno ci i pi knem. To w nich po raz ostatni znalaz a swj wyraz dawna jedno pyta ; p niej przyrodoznawstwo sta o si Szwajcari wiedzy, bezpieczn i neu-traln wobec bitew, ktre toczy y si na spowitej mrokiem arenie wiata. Henry Adams ktrego ycie spina ostatni epok d en-telmenw (takich jak Jefferson), uznaj cych nauk za dost pn i po yteczn dla siebie, z epok naukowcw, mwi cych niezro-zumia ym j zykiem, ktry nie uczy nic o yciu, a tylko zawiera niezb dne dla ycia informacje zwraca uwag na t zmian ze swym charakterystycznym humorem. W m odo ci studiowa przy-rodoznawstwo, lecz ze zrezygnowa ; kiedy na stare lata chcia do tego powrci , stwierdzi , e yje w nowym wiecie. Dawne tradycje i idea y uniwersyteckie skrywa y fakt, e stare wi zi zmursza y i ma e stwo si rozpad o. Wielcy naukowcy XIX i XX wieku byli z regu y lud mi o szerokich horyzontach, troch znali inne dziedziny wiedzy i ywili dla nich niek amany podziw. Ros-

416 417

n ca specjalizacja przyrodoznawstwa i przyrodoznawcw spo-wodowa a stopniowe uchylenie zas ony skrywaj cej wstydliwy fakt rozpadu po ycia. Po wydarzeniach z lat sze dziesi tych naukowcy maj coraz mniej do powiedzenia swym kolegom so-cjologom i humanistom, coraz mniej s sobie nawzajem potrzebni. Je eli wcze niejszy uniwersytet zachowa co z charakteru polis to teraz zupe nie charakter ten zatraci i przypomina statek z pasa- erami b d cymi przypadkowymi towarzyszami podr y: wkrt-ce zejd na l d i pjd ka dy w swoj stron . Stosunki pomi dzy przyrodoznawstwem, naukami spo ecznymi i humanistyk s czy-sto administracyjne i pozbawione istotnej tre ci intelektualnej. Do spotkania dochodzi tylko na poziomie pierwszych dwch lat pierwszego cyklu studiw, gdzie przyrodoznawcy dbaj g wnie o ochron swych interesw w rd m odzie y, ktra p niej do nich zawita.

Sytuacj t znakomicie ilustruje wizyta pewnego profesora muzykologii na Uniwersytecie Rockefellera, opisana kilka lat temu na amach New York Times". Tamtejsi biologowie przy-nie li ze sob na wyk ad papierowe torby z drugim niadaniem. Pomys odawcy tego projektu inspirowali si g upaw koncepcj dwch kultur" C.P. Snowa, ktry proponowa nast puj c meto-d zasypania przepa ci: humanistw nauczy drugiej zasady ter-modynamiki, a fizykw zmusi do czytania Szekspira. Rzecz jasna, aby przedsi wzi cie to okaza o si czym wi cej ni tylko wiczeniem z uduchowienia, fizyk musia by dowiedzie si od Szekspira czego wa nego z punktu widzenia fizyki, a humanista analogicznie skorzysta z zapoznania si z drug zasad termody-namiki. Faktycznie jednak nic takiego si nie dzieje. Dla naukowca humanistyka jest form rekreacji (cz sto g boko przeze powa- an , poniewa widzi, e istnieje potrzeba czego wi cej, ni on mo e zaoferowa , ale nie wie, gdzie tego szuka ), humani cie za przyrodoznawstwo jest w najlepszym razie oboj tne, a w najgor-szym obce i wrogie. Times" zacytowa Joshu Lederberga, prezydenta Uniwersy-tetu Rockefellera (uczelni, z ktrej w a nie usuni to filozofi ), twierdz cego po wyk adzie, e C.P. Snw by na w a ciwej drodze, ale pomyli si w obliczeniach" kultury nie s dwie, lecz wiele, na przyk ad kultura Beatlesw. Tym sposobem banalna idea, ktra da a asumpt do niepowa nych przedsi wzi , zosta a do re szty zbanalizowana. Lederberg widzia w humanistyce nie wiedz o cz owieku, uzupe niaj c badanie natury, lecz jeszcze jeden wyraz tego, co si w wiecie dzieje. Kiedy przeanalizowa spraw do ko ca, wszystko jest mniej lub bardziej wyrafinowan form widowiska estradowego. Mrugaj c okiem do swego audy-torium, Lederberg informuje nas, e z morza demokratycznego relatywizmu przyrodoznawstwo wyrasta niczym ska a Gibraltaru, ca a za reszta to kwestia gustu. Postawa ta wp yn a na zachowanie si przyrodoznawcw w Cornell University i innych uczelniach. Usi uj c wykorzysta proces rekrutacji studentw i mianowania pracownikw do osi g-ni cia danego celu spo ecznego co obni y o normy akademic-kie i rozmy o cele uniwersytetu dostosowali si , na swj sposb, do nowych programw i szafowali retoryk antyelitaryzmu, anty-seksizmu i antyrasizmu, lecz w swoich dziedzinach dyskretnie oparli si wszelkim zmianom. Zrzucili odpowiedzialno na hu-manistw i przedstawicieli nauk spo ecznych, ktrzy okazali si bardziej ugodowi i ktrych atwiej by o zastraszy . Nasi przyro-doznawcy te s Amerykanami, co oznacza, e z regu y odnosz si przychylnie do atmosfery swych czasw. Maj te jednak dosy niezachwian pewno , e to, co robi , jest s uszne. Nie umiej sobie wmawia , e uprawiaj nauk , je eli faktycznie uprawiaj szarlataneri , poniewa posiadaj cis e, operacyjne kryteria kompetencji. Maj wewn trzne przekonanie przynaj-mniej tak wynika z moich do wiadcze e jedyna rzeczywista wiedza to wiedza naukowa. Dylemat, przed ktrym stan li na przyk ad matematycy chcieli zatrudni wi cej Murzynw i kobiet, lecz nie byli w stanie znale cho by zbli onej liczby wystarcza-j co kompetentnych osb w praktyce rozwi zali w ten sposb, e zadanie zatrudnienia przedstawicieli mniejszo ci zrzucili na humanistyk i nauki spo eczne. Przekonani, e poza przyrodozna-wstwem nie obowi zuj adne rzeczywiste normy, uznali, e inne dziedziny bez problemu si dostosuj . Z ca kowitym brakiem

418 419

odpowiedzialno ci naukowcy poparli r ne aspekty akcji afirma-tywnej, za o ywszy na przyk ad, e je eli studenci z mniejszo ci etnicznych, przyj ci bez odpowiednich kwalifikacji, nie sprawdz si w naukach cis ych, zostan przygarni ci przez inne wydzia y. Naukowcy nie przewidzieli masowego wykruszania si tych stu-dentw i straszliwych nast pstw, jakie to za sob poci gn o. Uznali za pewnik, e studentom tym powiedzie si na innych wydzia ach uniwersytetu. I mieli s uszno . Poziom nauk hu-manistycznych i spo ecznych uleg drastycznemu obni eniu, przy-rodoznawstwo za w ogromnej mierze pozostaje domen bia ych m czyzn. Zatem prawdziwi elitary ci uniwersyteccy umieli si ustawi z wiatrem historii, nie ponosz c przy tym adnych konsek-wencji. Aby znale histerycznych zwolennikw rewolucji, nale a o si uda , rzecz jasna, do humanistw. W naukach humanistycz-nych zamieszka y pasja i zaanga owanie, przeciwie stwo ch odu, racjonalizmu i obiektywizmu przyrodoznawcw. W Cornell pierwsz ods on dramatu by o o wiadczenie grupy profesorw humanisty-ki, e zajm ktry z budynkw, je eli uniwersytet natychmiast nie skapituluje. Pewien student przekaza mi p niej s owa profesora humanistyki, yda, ktry powiedzia mu, e za to, co ydzi zrobili czarnym, powinno si ich zamkn w obozach koncentracyjnych. Humani ci nareszcie znale li si w g wnym nurcie zdarze , zamiast traci czas w bibliotekach i salach wyk adowych. Dzia ali jednak na w asn zgub , poniewa rewolucja z lat sze dziesi -tych najwi cej szkd wyrz dzi a humanistyce. Brak zainteresowa-nia studentw, kryzys nauczania j zykw, redukcja zatrudnienia dla doktorw nauk humanistycznych, brak aprobaty spo ecznej to wszystko skutki obalenia starego porz dku, w ktrym humani- ci mieli zapewnione miejsce. Maj , na co zas u yli, lecz niestety wszyscy na tym ucierpieli my. Przyczyny takiego post powania wielu humanistw s oczy-wiste i stanowi temat tej ksi ki. Cornell University znajdowa si w awangardzie pewnych trendw nie tylko w polityce, ale tak e w humanistyce. Od kilku lat przemycano idee radykalnej lewicy francuskiej przez zielon granic literatury porwnawczej. Od Sartre'a i Goldmanna po Foucaulta i Derrid ka da kolejna fala kontrabandy dociera a do Cornell. Idee te mia y tchn nowe ycie w stare ksi gi. Za pomoc nowej techniki czytania czy nowego systemu interpretacji (marksizm, freudyzm, strukturalizm itd.) mo na by o przywrci warto tym przebrzmia ym starym ksi gom i wpisa je w wiadomo rewolucyjn . Dla humanistw, ktrzy dotychczas byli tylko antykwariuszami, eunuchami strzeg cymi seraju postarza ych i niepowabnych ju kurtyzan, nareszcie zna-laz a si aktywna, post powa rola. Ponadto niemal powszechny w rd humanistw historyzm usposobi dusz do kultu tego, co powstaj ce. czy o si to z przekonaniem, e skutkiem takich zmian kultura we mie prymat nad nauk . Ideologia antyuniwersy-tecka, o ktrej mwi em, w tych okoliczno ciach atwo znalaz a swj wyraz: uniwersytet mo na by o uzna za pewne stadium historii. Lucien Goldmann powiedzia mi na kilka miesi cy przed mierci , jak bardzo jest szcz liwy, e do y chwili, kiedy jego dziewi cioletni syn rzuci kamieniem w witryn paryskiego sklepu podczas zamieszek w 1968 roku. Takie znalaz y ukoronowanie jego studia nad Racine'em i

Pascalem. Hwnanitas rediviva! Studenci zabrali si do dzia ania, lecz nie do ksi ek. Potrafili pracowa nad przysz o ci bez pomocy przesz o ci i jej nauczycieli. Sentymen-talna nadzieja awangardy, e rewolucja zaprowadzi wiek twrczo- ci, e w miejsce antykwaryzmu rozkwitnie sztuka, a wyobra nia nareszcie odegra si na rozumie nie znalaz a natychmiastowego spe nienia. Profesorzy humanistyki znale li si w sytuacji bez wyj cia: nie wierz ju w siebie i w to, czym si zajmuj . Czy tego chc czy nie, ich rola polega zasadniczo na interpretowaniu i przekazywa-niu dawnych ksi g, piel gnowaniu tego, co nazywamy tradycj , w ramach porz dku demokratycznego nie stawiaj cego tradycji na uprzywilejowanym miejscu. S stronnikami bezczynno ci i pi kna w krainie, do ktrej jedyn przepustk daje wymierna u yteczno . Ich domen jest wieczno i kontemplacja w otoczeniu daj -cym tylko dora no ci i dzia ania. Sprawiedliwo , w ktr wierz , jest egalitarna, ale s ambasadorami tego, co rzadkie, wyrafinowa-ne i szczytne. Z definicji sytuuj si poza", lecz ich demokraty-

420 421

czne sk onno ci i poczucie winy popychaj ich ku uczestnictwu Bo przecie czy Szekspir i Milton pomog nam rozwi za nasze problemy spo eczne? Zw aszcza je eli przeczytamy ich uwa nie i stwierdzimy, e to depozytariusze elitarnych, seksistowskich nacjonalistycznych przes dw, ktre usi ujemy przezwyci y . Prcz tego, e sam przedmiot wymaga przekonania i oddania ktrego profesorom cz sto brakowa o, znika a te klientela. Samo-tno i poczucie nieprzydatno ci by y przygniataj ce, tote huma-ni ci wskoczyli do najszybszego, najbardziej aerodynamicznego poci gu w przysz o . Oznacza o to, oczywi cie, e wszystkie wrogie humanistyce tendencje zradykalizowa y si , skutkiem cze-go dyscypliny humanistyczne bez skrupu w wyrzucono z poci gu. Nauki przyrodnicze i spo eczne znalaz y sobie miejsca wykazuj c, e s w taki czy inny sposb u yteczne. Humanistyka tego wyka-za nie umia a. Apolityczny charakter humanistyki, polegaj cy na nagminnym zniekszta caniu lub pomijaniu w literaturze klasycznej tre ci poli-tycznych ktre powinny nale e do wychowania obywatelskie-go pozostawi w duszy pustk , ktr mo e wype ni dowolna doktryna polityczna, szczeglnie odwo uj ca si do najni szych instynktw, najbardziej ekstremistyczna i dora na. Humanistyka, w przeciwie stwie do przyrodoznawstwa, nie mia a nic do strace-nia (a przynajmniej tak s dzono), w

przeciwie stwie za do nauk spo ecznych, nie wiedzia a, jak wielki opr stawia materia polity-czna. Humani ci jak lemingi rzucili si w morze, licz c na to, e odzyskaj pr no i ywotno . Niestety, uton li. Ostatnim polem bitwy pozosta y nauki spo eczne, zarwno jako cel natarcia, jak i jedyne miejsce, gdzie zaj tojakie stanowi-sko. By y najnowszym nabytkiem uniwersytetu, tym jego dzia em, ktry mg si pochwali najmniejszymi osi gni ciami z przesz o- ci i najmniejszym wk adem do skarbnicy ludzkiej m dro ci; ktrego sama racja istnienia by a kwestionowana; w ktrym naj-mniej licznie objawi si geniusz. Jednak e nauki spo eczne za-jmowa y si przede wszystkim sprawami ludzkimi oraz by y w po-siadaniu rzekomych faktw na temat ycia spo ecznego, ktre rozg asza y w oprawie rzetelno ci naukowej. Nauki spo eczne interesowa y ka dego, kto mia jaki program, komu zale a o na dobrobycie, pokoju, rwno ci czy rwnouprawnieniu p ci. Za-interesowanie to objawia o si dwojako: jedni chcieli zapozna si i faktami, inni nagi je do swojego programu i za ich pomoc przekona opini publiczn . Pokusy naci gania faktw s w tych dyscyplinach olbrzymie. Nagroda, kara, pieni dze, pochwa a, pot pienie, poczucie winy i wola u yteczno ci: wszystkie te czynniki grawituj wok nauk spo ecznych i budz zam t w ich przedstawicielach. Ka dy chce, aby opowie , ktr snuj nauki spo eczne, odpowiada a jego yczeniom i potrzebom. Hobbes orzek , i je eli fakt, e dwa doda dwa rwna si cztery, zyska by znaczenie polityczne, znalaz oby si stronnictwo, ktre by ten fakt zanegowa o. Nauki spo eczne mia y w swych szeregach ponadprzeci tn liczb ideologw i szar-latanw. Wyda y jednak tak e uczonych cechuj cych si najwy- sz rzetelno ci , ktrych prace utrudni y zwyci stwo nieuczciwej polityce. Ze wszystkich wymienionych powodw w roku 1969 celem pierwszego uderzenia ekstremistw sta y si nauki spo eczne. Grupa dzia aczy murzy skich uniemo liwi a profesorowi ekono-mii prowadzenie zaj , a nast pnie uda a si do biura dyrektora instytutu i przetrzymywa a go (wraz z chor na serce sekretark ) jako zak adnika przez trzyna cie godzin. Profesorowi postawiono zarzut, e jest rasist , poniewa stosuje zachodnie kryteria do oceny wydajno ci gospodarki afryka skiej. Dyrektor podzi kowa studentom za zwrcenie uwagi w adz na ten problem i nie zg osi incydentu policji, profesor za znikn jak kamfora i ju nigdy nie pojawi si na uczelni. Powy sza metoda rozwi zywania problemw nale a a wtedy do regu y, lecz niektrym profesorom nauk spo ecznych nie przy-pad a do gustu. Historykom polecono napisa od nowa histori wiata, a szczeglnie Stanw Zjednoczonych, aby wykaza , e pa stwa zawsze by y spiskowymi systemami dominacji i wyzy-sku. Psychologw nagabywano, by pokazali wszem i wobec, jak wielkie szkody psychiczne powoduje nierwno i istnienie broni j drowej, oraz orzekli, i stosunek ameryka skich m w stanu do

422

423

Zwi zku Radzieckiego nosi wszelkie znamiona paranoi. Politolo-gw nak aniano, by zinterpretowali P nocnych Wietnamczykw jako nacjonalistw oraz zdj li ze Zwi zku Radzieckiego stygmat totalitaryzmu. Nawet najbardziej ekstremalny pogl d dotycz cy polityki wewn trznej czy zagranicznej domaga si uwierzytelnie-nia ze strony nauk spo ecznych. Przede wszystkim za nauki spo eczne mia y si wyzwoli od elitaryzmu, seksizmu i rasizmu a nast pnie da si wykorzysta do zwalczania tych zbrodni oraz czwartego grzechu g wnego, antykomunizmu. Oczywi cie, nikt nie o mieli by si przyzna do ktrej z tych zbrodni, tote powa -na dyskusja nad tematem, ktry je czy, czyli rwno ci , zosta a ju dawno od o ona do lamusa. Podobnie jak w redniowieczu, kiedy wszyscy, z wyj tkiem kilku odwa nych strace cw, wyzna-wali chrze cija stwo, a wszelka dyskusja dotyczy a zakresu orto-doksji, aktywno studentw nauk spo ecznych skupia a si na tropieniu heretykw. Heretykami byli uczeni, ktrzy na powa nie badali zr nicowanie p ci, stawiali pytania dotycz ce warto ci wychowawczej busingu* lub rozwa ali mo liwo ograniczonej wojny nuklearnej. Kwestionuj c ekstremistyczn ortodoksj , pro-fesor nara a si na ryzyko, e zostanie oszkalowany, b dzie mia trudno ci w prowadzeniu zaj , utraci konieczny w nauczaniu autorytet oraz zyska sobie wrogo kolegw. Etykietki rasisty i seksisty w innych czasach, kiedy panowa y inne przes dy, najgorzej by o zas u y na etykietk heretyka lub komunisty by y, i do dzi s , okrutnie oszpecaj ce, przykleja sieje rozrzutnie, a kiedy ju przylgn , niemal nie sposb ich si pozby . adnego pogl du nie mo na by o wyrazi bezkarnie. Tego rodzaju atmo-sfera uniemo liwia a bezstronne, wywa one badania. Wielu przedstawicielom nauk spo ecznych sytuacja ta odpo-wiada a, lecz w ogniu walki zrodzi si nowy, wytrzymalszy ich gatunek. Niektrzy zauwa yli, e ich obiektywizm jest w niebez* Po formalnej likwidacji segregacji rasowej w szkolnictwie w rejonach za-mieszkanych przez czarn ludno pozosta o wiele szk , do ktrych ucz szcza y tylko murzy skie dzieci. Aby temu zaradzi , wprowadzono system dowo enia (busing) dzieci do szk w innych rejonach (przyp. t um.). pieczenstwie oraz e je li nie zostanie przywrcony szacunek i aprobata dla naukowych do cieka , ka dy z nich jest nara ony na ryzyko. Wskutek tej presji odrodzi si dawny liberalizm i wia-domo wagi wolno ci akademickiej. Odezwa a si duma i god-no w asna, niezgoda na ust pstwa wobec pogr ek i obelg. Ta grupa uczonych wiedzia a, e w demokracji zagro one s wszy-stkie stronnictwa, je eli emocje usun z pola widzenia fakty, przede wszystkim za zbudzi a si w nich instynktowna odraza do propagandy wykrzykiwanej przez megafony. Uczeni ci niekonie-cznie wyznawali identyczne przekonania polityczne. Wsplnota odczu polega a na wzajemnym szacunku dla motywacji kolegw, z ktrymi nie zawsze si zgadzali, lecz wiedzieli, e mog na tych sporach skorzysta , jak rwnie na lojalno ci wobec instytucji roztaczaj cych opiek nad ich badaniami. Na wydziale nauk spo- ecznych w Cornell uczeni lewicowi, prawicowi i centrowi (trzeba wszak e przyzna , e na uniwersytecie ameryka skim rozpi to pogl dw politycznych nie jest szeroka) wsplnie protestowali przeciwko pogwa ceniom wolno ci akademickiej i praw ich kole-gw, pogwa ceniom trwaj cym do dzi , w mniej

lub bardziej subtelnych formach, na wi kszo ci uczelni. To nieprzypadkowe, e atak na uniwersytet przypuszczono w miejscu najbardziej poli-tycznym oraz e w a nie tam charakter tej napa ci zosta najlepiej zrozumiany. Perspektywa polityczna jest t , z ktrej naj atwiej jest dostrzec moraln jedno wiedzy oraz doceni warto nauki. Niestety, nie mog stwierdzi , eby kryzys ten przyczyni si do poszerzenia horyzontw nauk spo ecznych b d sk oni inne dyscypliny do przemy lenia swych podstaw. Buduj ce by o wszak- e znale si na chwil w jednym szeregu z uczonymi, gotowymi do po wi ce na rzecz umi owania prawdy i swych bada ; odkry , e frazesy mog by czym wi cej ni frazesami; zazna poczucia wsplnoty przekona . Inne dyscypliny, oglnie bior c, nie zosta y zmuszone do poddania prbie przywi zania do swobodnych do-cieka , g oszonych przez siebie. Temu zwolnieniu innych dyscy-plin od egzaminu w du ej mierze zawdzi czamy dzisiejsze roz-bicie struktur uniwersytetu.

424 425

Dzia y wiedzy Jak si dzi miewa wielka trjka, ktra zawiaduje uniwersyte-tami i przes dza o tym, czym jest wiedza? Przyrodoznawstwo nie czyni sobie krzywdy. yje samotnie, lecz szcz liwie, dzia a jak dobrze naoliwiony mechanizm, jak zawsze jest skuteczne i po y-teczne. Znw zapisa o na swym koncie wielkie sukcesy: czarne dziury fizykw czy kod genetyczny biologw. Nikt nie podwa a jego celw i metod. Przyrodoznawstwo zapewnia ciekawe ycie osobom obdarzonym wysok inteligenc i j przysparza ca ej ludz-ko ci niezmiernych korzy ci. Sposb ycia cz owieka jest ca ko-wicie uzale niony od przyrodoznawcw, ktrzy z nawi zk do-trzymali wszystkich swoich obietnic. Tylko marginalnie pojawiaj si pytania, ktre mog yby podwa y teoretyczne samozadowole-nie przyrodoznawcw: Czy Ameryka wydaje geniuszy nauko-wych zdolnych do ogl du ca o ci? Czy niektre zastosowania osi gni nauki, na przyk ad do produkcji broni j drowej, nie s w tpliwe? Dlaczego biologowie poddaj swe eksperymenty i za-stosowania ocenie etykw, cho nie uwa aj etyki za dziedzin wiedzy? Generalnie jednak wszystko idzie g adko. Wszak e tam, gdzie ko czy si przyrodoznawstwo, zaczynaj si k opoty. A przyrodoznawstwo ko czy si na cz owieku, jedy-nej istocie wykraczaj cej poza jego zasi g, a ci lej bior c, na tym fragmencie lub aspekcie cz owieka, ktry nie jest cia em, czym-kolwiek by by . Naukowcw jako naukowcw mo na uj tyl-ko w tym aspekcie, podobnie jak politykw, artystw i prorokw.

Wszystko, co ludzkie, wszystko, co nas dotyczy, le y poza za-si giem przyrodoznawstwa. Przyrodoznawstwo powinno si tym martwi , lecz nie martwi si . Z pewno ci martwimy si my, ktrzy nie wiemy, co to jest, nie umiemy nawet zgodzi si co do nazwy dla tej nieredukowalnej cz ci cz owieka, nie b d -cej cia em. To nieuchwytne co jest przyczyn nauki, spo ecze -stwa, kultury, polityki, gospodarki, poezji i muzyki. Skutki te s nam znane. Ale je li nie znamy ich przyczyny, czy mo emy na ich podstawie okre li charakter tego czego , a nawet orzec, e ist-nieje? Wyrazem tej trudno ci jest fakt, e badaniem tego jednego tematu, cz owieka, b d te zwi zanej z cz owiekiem niewiado-mej, jego dzia a i wytworw, zajmuj si dwa podstawowe dzia y uniwersytetu nauki humanistyczne i spo eczne badaniem za cia zajmuje si tylko przyrodoznawstwo. Nie by oby z tym pro-blemu, gdyby istniej cy podzia pracy opiera si na uzgodnie-niach co do przedmiotu bada , odzwierciedlaj cych jakie na-turalne rozgraniczenia (takie jak pomi dzy fizyk , chemi i bio-logi ), oraz prowadzi do wzajemnego szacunku i wsp pracy. Mo na by uzna , a czasem nawet pogl d taki jest wypowiadany (g wnie w mowach inauguracyjnych), e nauki spo eczne zajmu-j si yciem spo ecznym cz owieka, a humanistyczne jego yciem twrczym wybitnymi dzie ami sztuki itd. Rozgraniczenie to nie jest zupe nie pozbawione sensu, niemniej jednak nie jest te zado-walaj ce. Wadliwo tego podzia u ujawnia si na szereg spo-sobw. Chocia zarwno nauki spo eczne, jak i humanistyczne czuj si mniej lub bardziej wiadomie przyt oczone autorytetem przyrodoznawstwa, wzajemnie ywi do siebie pogard : za nie-naukowo humanistyki i za filistynizm nauk spo ecznych. Nie wsp pracuj ze sob . Co najwa niejsze jednak, ich terytorium w znacznej mierze pokrywa si . Autorzy wielu tekstw klasycz-nych, ktre s dziedzictwem humanistyki, mwi o tym samym co nauki spo eczne, lecz pos uguj si innymi metodami i dochodz do innych wnioskw; z kolei ka da z nauk spo ecznych prbuje wyt umaczy wszelkiego rodzaju twrczo w sposb skrajnie odmienny ni humanistyka. R nica sprowadza si do tego, e nauki spo eczne pragn stawia prognozy, pojmuj c cz owieka jako istot przewidywaln , podczas gdy humanistyka utrzymuje, e cz owiek jest nieprzewidywalny. Granice pomi dzy dwoma obozami przypominaj wojskowe linie demarkacyjne, nie za rozgraniczenia naukowe. Przes aniaj zadawnione i nie rozstrzyg-ni te spory o natur bytu ludzkiego. W naukach spo ecznych i humanistycznych znalaz y swj wyraz dwie reakcje na ostateczne usuni cie cz owieka a raczej Wypreparowanej z cia a cz ci, ktra jest cia u zb dna poza natur , a co za tym idzie, poza zakres jurysdykcji przyrodoznaw-

426 427

stwa i filozofii przyrody, co mia o miejsce pod koniec XVirr wieku. Pierwsz z obranych drg stanowi y szlachetne wysi ki na rzecz przygarni cia cz owieka przez nowe przyrodoznawstwo uczynienia z nauki o cz owieku kolejnego szczebla po biologii Druga droga prowadzi a na terytorium w a nie zdobyte przez Kanta: terytorium wolno ci przeciwstawionej naturze, odr bne lecz rwnowa ne, na ktrym kopiowanie metod przyrodoznaw-stwa nie jest konieczne, a duchowo traktuje si co najmniej rwnie powa nie jak cia o. W adnej z drg nie zakwestionowano pozycji przyrodoznawstwa, niedawno wyzwolonego spod kurateli filozofii: nauki spo eczne z pokor prbowa y znale sobie jakie miejsce na dworze nowego ksi cia, dumna za humanistyka otwo-rzy a w asny sklepik po drugiej stronie ulicy. W rezultacie pow-sta y dwa nurty my li o cz owieku: pierwszy traktuje go jako stworzenie nie r ni ce si istotnie od zwierz t, pozbawione du-chowo ci, duszy, ja ni czy wiadomo ci; drugi nurt traktuje cz o-wieka tak, jakby ten nie mia w sobie nic ze zwierz cia i nie posiada cia a. Drogi te nie spotykaj si . Trzeba wybra mi dzy nimi, a przecie wiod do bardzo r nych krain: jedna do Nowego Wspania ego wiata, druga na Wyspy Szcz liwo ci (gdzie szuka schronienia Zaratustra), zwane przez przeciwnikw Krlestwem Ciemno ci. adne z tych rozwi za nie sprawdzi o si ca kowicie. Przyro-doznawstwo nie uznaje nauk spo ecznych*, ktre je na laduj , lecz * Przyrodoznawstwo odnosi si do innych dziedzin oboj tnie. Nie ywi wro-go ci (chyba e jest atakowane) do czegokolwiek, co dzieje si poza jego gra-nicami. Gdyby jaka inna dyscyplina sprawdzi a si , wype nia a obowi zuj ce w przyrodoznawstwie normy rzetelno ci i przestrzega a regu dowodzenia, zo-sta aby automatycznie przyj ta w jego szeregi. Przyrodoznawstwo nie przechwala si , nie jest snobistyczne ani ob udne. Jak zauwa y Swift, je eli ma zwyczaj wypuszcza si poza w a ciwy sobie teren, to tylko w sfer polityki, co wydaje si konieczne. Jedynie w ten sposb, a do tego dosy niejasno, przyznaje, e stanowi cz wi kszego projektu oraz e jest od tego projektu nie b d cego wytworem metod przyrodoznawstwa zale ne. Polityka jest przyziemna i niegodna sza-cunku, co wskazuje na potrzeb filozofii o czym pierwszy powiedzia Sokrates i to na tyle jednoznacznie, e musz to przyzna nawet naukowcy. Przy -rodoznawcy nie maj szacunku dla nauki politycznej jako nauki, lecz nami tnie anga uj si w polityk . Stanowi to dla nich punkt wyj cia oglnych przemy le . do niego nie przynale . Je eli chodzi o humanistyk , to okaza o si , e sklepik handluje r norodnymi, prchniej cymi, zakurzo-nymi, posci ganymi Bg wie sk d starociami, a interes idzie coraz gorzej. Nauki spo eczne okaza y si ywotniejsze, bardziej dosto-sowane do wiata pod rz dami przyrodoznawstwa, a chocia utra-ci y moc inspiruj c i ewangeliczny zapa , wiele aspektw no-wo ytnej rzeczywisto ci na nich skorzysta o wystarczy wspo-mnie ekonomi i psychologi . Humanistyk ow adn a niemoc, co wiadczy tylko o tym, e nie pasuje ona do nowo ytnego wiata. Niewykluczone, e w tym fakcie zawiera si wszystko, co dolega nowo ytno ci. Ponadto omwiony przeze mnie j zyk, ktry ma tak pot ny, cho pozanaukowy wp yw na dzisiejsze ycie, zrodzi si z bada nad sfer wolno ci: nauki spo eczne wywodz si ze szko y za o onej przez Locke'a, humanistyczne za maj swego fundatora w osobie Rousseau. Nauki spo eczne jednak, cho kie-ruj wzrok ku przyrodoznawstwu, w ostatnich czasach czerpi wiele inspiracji ze wiata nadprzyrodzonego wystarczy przy-pomnie Webera, chocia Marks i Freud rwnie mogliby

po-s u y za przyk ady. Nikt tego na g os nie przyzna niemniej, aby pozna cz owieka, potrzebujemy czego , czego przyrodo-znawstwo nie umie zapewni . Problemem jest cz owiek, a my stosujemy ro ne chwyty, by tego nie dostrzega . Osobliwe stosun-ki, jakie panuj na dzisiejszym uniwersytecie pomi dzy trzema dzia ami wiedzy, wiele w tej materii zdradzaj . Je eli rozpocz ogl dziny od nauk spo ecznych, mo na od-nie wra enie, e istnieje tam przynajmniej oglny zarys pola bada , a by mo e rwnie hierarchia poszczeglnychdziedzin, z psychologi i ekonomi na dole oraz socjologi i politologi na grze. Niestety, jest to wy cznie z udzenie. Po pierwsze, w obra-zie tym nie mie ci si antropologia (chocia , na upartego, zapewne mo na by j gdzie wcisn ), jak rwnie historia, o ktrej przy-nale no nauki spo eczne spieraj si z humanistycznymi. Co jeszcze istotniejsze, poszczeglne nauki spo eczne nie uznaj zaCzy gro ba wojny j drowej lub uwi zienie Sacharowa wynikaj z istoty przy-rodoznawstwa czy s tylko przypadkowe?

428 Umys zamkni ty 429

rysowanego przeze mnie uk adu wsp zale no ci. Pracuj w du ej mierze niezale nie, a je eli, nie adnie mwi c, dochodzi mi dzy nimi do jakiego styku", cz sto okazuje si , e maj po dwie p aszczyzny styku. Wewn trz wi kszo ci dyscyplin mniej wi cej po owa naukowcw nawet nie uznaje drugiej po owy za cz onkw tej dyscypliny i z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia w naukach spo ecznych jako ca o ci. Ekonomia posiada swoj w asn , prost psychologi , wbudowan w metody bada , psycho-logia za proponowana przez nauk o tej nazwie albo pochodzi z biologii, co w sferze spo ecznej niewiele daje, albo neguje pry-mat motywacji, ktre przypisuj cz owiekowi ekonomi ci. Ana-logicznie ekonomia cz sto kwestionuje typowe interpretacje wydarze politycznych, ktre proponuje politologia. Mo na uczy politologii opartej na za o eniach ekonomii, lecz nie jest to konie-czne; mo na tak e oprze politologi na za o eniach psychologii, skutkiem czego powstaje jeszcze inna dyscyplina naukowa. Po-mi dzy naukami spo ecznymi toczy si swoisty spr o

prymat. Ka da z nauk spo ecznych mo e i chce uchodzi za punkt wyj cia, na tle ktrego wszystkie inne specjalizacje daj si zro-zumie : ekonomia twierdzi, e podstaw zrozumienia wiata jest gospodarka czy rynek; psychologia jako podstaw podaje jedno-stki; socjologia spo ecze stwo; antropologia kultur ; poli-tologia porz dek polityczny (cho ta ostatnia jest najmniej kategoryczna w swych roszczeniach). Aby znale odpowied na t kwesti , trzeba by wiedzie , jaka jest cz stka elementarna" nauk spo ecznych. Dopki si tego nie rozstrzygnie, ka da ze specjalizacji ma prawo twierdzi , e pozosta e s cz ciami ca o- ci, ktr ona stanowi. Co wi cej, ka da ma prawo oskar y pozosta e o to, e s abstrakcjami, konstruktami, p odami wy-obra ni. Czy istnieje rynek w postaci czystej, nie b d cy cz ci spo ecze stwa lub tworz cej go kultury? Co to jest kultura lub spo ecze stwo? Czy istnieje co wi cej ni tylko aspekty pewnego porz dku spo eczne go? Pozycja politologii jest najsilniejsza, ponie-wa nie da si zaprzeczy realno ci pa stw czy narodw, cho mo -na je z kolei uzna za zjawiska powierzchowne lub z o one. Nauki spo eczne stanowi szereg r nych spojrze na wiat ludzki, ktry nas otacza, szereg nie uzupe niaj cy si w harmonijn ca o , jako e nie ma zgody nawet w kwestii, co do tego wiata nale y, nie mwi c ju o przyczynach, ktre t umacz jego zjawiska. A oto kolejne rd o sporu pomi dzy naukami spo ecznymi: Co nale y rozumie prze nauk "? z Wszyscy si zgadzaj , e nauka musi by racjonalna, posiada jakie kryteria weryfikacyjne i opiera si na usystematyzowanych badaniach. Ponadto mniej lub bardziej explicite uznaje si , e te rodzaje przyczyn, ktre akceptuje przyrodoznawstwo, powinny mie zastosowanie tak e w naukach spo ecznych. Oznacza to zakaz stosowania wyja nie ideologicznych i przyczyn duchowych". Dla przyk adu, d enie do zbawienia duszy nale a oby sprowadzi do innego rodzaju przyczyny, takiej jak t umienie pop du p ciowego, natomiast d - enie do zdobycia maj tku to przyczyna, ktrej redukowa nie trzeba. Poszukiwanie przyczyn materialnych oraz sprowadzanie zjawisk wy szych i bardziej z o onych do ni szych i prostszych to powszechnie akceptowane procedury. Pozostaje jednak przed-miotem nie ko cz cych si sporw, do jakiego stopnia nale y w naukach spo ecznych na ladowa przyk ad najskuteczniejszej z nowo ytnych dziedzin przyrodoznawstwa, fizyki matematycz-nej. Chlub nowo ytnego przyrodoznawstwa jest przewidywanie zjawisk. Prawie ka dy przedstawiciel nauk spo ecznych chcia by snu trafne przewidywania, lecz prawie nikomu si to nie udaje. Istnieje podejrzenie, e przewidywanie jest w przyrodoznawstwie mo liwe dlatego, i zjawiska zosta y tak zredukowane, aby da y si wyrazi za pomoc wzorw matematycznych. Wi kszo przed-stawicieli nauk spo ecznych pragnie dokona podobnej operacji w swojej dyscyplinie. Rodzi si pytanie, czy rozmaite wysi ki w tym kierunku nie zniekszta caj zjawisk spo ecznych b d nie prowadz do wyeksponowania zjawisk, ktre atwo poddaj si matematyzacji, kosztem pozosta ych; ponadto istnieje gro ba, e konstruowane modele matematyczne s tworami wyobra ni i nie maj nic wsplnego z rzeczywistym wiatem. Pomi dzy tymi, ktrzy entuzjazmuj si metodami naukowymi, a tymi, ktrzy s przywi zani do przedmiotu swych bada , toczy si nieustanna wojna podjazdowa.

430

431

Za najskuteczniejsz z nauk spo ecznych uchodzi ekonomia, najbardziej z nich zmatematyzowana w tym sensie, e przed-mioty jej bada mo na policzy oraz e mo na konstruowa modele matematyczne o przynajmniej statystycznej mocy przewi-dywania. Jednak niektrzy politolodzy i nie tylko oni twier-dz , e Homo oeconomicus to by mo e wspania a zabawka dla naukowcw, ale jest on nie istniej c abstrakcj , podczas gdy Hitler i Stalin to rzeczywisto , z ktr igra nie nale y. Mwi , e analiza ekonomiczna nie tylko nie pomaga nam zrozumie tych aktorw sceny politycznej, ale tak e utrudnia obj cie ich zakresem nauk spo ecznych, poniewa systematycznie eliminuje b d znie-kszta ca ich rzeczywiste motywacje. Szukaj c u atwie w mate-matyce, ekonomi ci uniemo liwiaj nam rozpatrywanie najwa -niejszych zjawisk spo ecznych twierdz ich oponenci ( cznie z niewielk , lecz ha a liw grup ekonomistw marksistowskich, ktrych usuni to na margines ekonomii, jedynej nauki spo ecznej, w ktrej co takiego si zdarzy o). Mo na by poda wiele innych przyk adw sporu, jaki toczy si pomi dzy r nymi dyscyplinami nauk spo ecznych, a tak e tam, gdzie zwolennicy r nych perspe-ktyw badawczych w ramach jednej dyscypliny nie znajduj wspl-nej przestrzeni porozumienia. Dzisiejsi studenci, je eli zlekcewa autoreklam poszczegl-nych wydzia w, przy pierwszym kontakcie z naukami spo ecz-nymi widz dwie pr ne, samowystarczalne, pewne siebie dyscy-pliny ekonomi i antropologi kulturow , antypody, ktre maj ze sob bardzo niewiele wsplnego; z kolei politologia i socjolo-gia, niejednorodne, by nie rzec chaotyczne w swej tre ci, wisz rozpi te do granic wytrzyma o ci pomi dzy tymi skrajnymi bie-gunami*. Mocniejsze dyscypliny bardziej otwarcie ni pozosta e * Psychologia zagadkowym sposobem znika spo rd nauk spo ecznych. By mo e jej nies ychane sukcesy praktyczne sk oni y j do rezygnacji z ycia te-oretycznego. Skoro psychoterapeuta zaj miejsce obok lekarza rodzinnego, by mo e jego wykszta ceniem powinna si zaj szko a bli sza akademii medycznej ni instytutowi psychologii, prowadzone za przeze badania powinny by ukie-runkowane na leczenie konkretnych dolegliwo ci u pacjentw, a nie na tworzenie teorii psyche. Teorie freudowskie zosta y w czone w pewne aspekty socjologii, politologii i antropologii wydaje si , e sama ja nie ma ju naukom spoprzyznaj si do swych za o ycieli Locke'a i Smitha z jednej strony oraz Rousseau z drugiej co wynika z faktu, i explicite przyjmuj za swe przes anki pierwszy lub drugi stan natury. Locke twierdzi , e podbj natury przez prac jest jedyn racjonaln reakcj cz owieka na jego pierwotn sytuacj . Zrehabilitowa chci-wo i pokaza z udno przeciwstawnych motywacji. ycie, wol-no i d enie do w asno ci to podstawowe prawa cz owieka, dla ktrych ochrony zawiera si umow spo eczn . Je eli zgodzi si na te zasady, powstaje do ycia ekonomia jako podstawowa nauka o

w a ciwej cz owiekowi dzia alno ci oraz wolny rynek jako naturalny i racjonalny porz dek (o tyle r ny od innych uznawanych porz dkw naturalnych, e musi zosta ustanowiony przez ludzi, a ludzie co bez ustanku powtarzaj nam ekonomi ci ci gle partacz spraw ). Generalnie ekonomi ci trzymaj si tego pogl du, wyznaj taki czy inny liberalizm w starym stylu i s zwolennikami liberalnej demokracji jako ustroju, w ktrym istnie-je rynek. Z kolei Rousseau twierdzi , e natura jest dobra, a cz owiek od niej daleki. Poszukiwanie tych odleg ych pocz tkw staje si nakazem, ktry powo uje do ycia antropologi kulturow . Jedno-znacznie wypowiedzia si w tej kwestii Levi-Strauss. Cywiliza-cja, praktycznie to sama z wolnym rynkiem i jego nast pstwami, zagra a szcz ciu i rozbija wsplnot . To, co ekonomi ci uwa aj za relikty irracjonalnej przesz o ci zwane spo ecze stwami nie-rozwini tymi* staje si w a ciwym przedmiotem nauki o cz o-wieku, rd em diagnozy naszych bol czek i programu n a przy-sz o . Ameryka scy antropologowie z regu y byli bardzo otwarci na my l europejsk , pocz wszy od refleksji na temat kultury (wp yw Nietzschego by widoczony ju ponad pi dziesi t lat temu, w przyj tym przez Ruth Benedict rozr nieniu na kultury ecznym nic do powiedzenia. Nie rozstrzygni ta pozostaje kwestia, jakie jest pod o e, na ktrym stoi terapia i z ktrego czerpie nowe pomys y. Powa na psychologia akademicka otrzyma a w spadku sfer w a ciwie niczym nie r ni c si od fizjologii. * Nierozwini te, z e; rozwijaj ce si , lepsze; rozwini te, dobre ekonomicznych. dla cz o-wieka i nauk

432 433

prawa i stanu pokoju. Wojna stanowi a kondycj ludzk przed powstaniem spo ecze stwa obywatelskiego i powrt do niej jest zawsze mo liwy. Przemoc i podst p, konieczne do zako czenia wojny, k c si z rynkiem i s w nim nieuprawnione. Racjonalne zachowanie w stanie pokoju, w ktrym specjalizuje si ekonomia, jest r ne od racjonalnego zachowania w stanie wojny co tak dobitnie wykaza Machiavelli. Politologia obejmuje szerszy za-kres ni ekonomia, poniewa bada i

pokj, i wojn , a tak e wzajemne stosunki mi dzy nimi. Rynek nie mo e by jedyn trosk pa stwa, poniewa zale y on od pa stwa, ustanowienie za i zachowanie pa stwa wymaga nieustannych rozumowa i dzia- a , ktre s nieekonomiczne" czy niewydajne". Dzia ania po-lityczne musz mie prymat nad ekonomicznymi, niezale nie od ich wp ywu na rynek. Dlatego ekonomi ci maj tak niewiele rozs dnych rzeczy do powiedzenia na temat polityki zagranicznej: narody tkwi w pierwotnym stanie wojny ze sob , podobnie jak jednostki przed umow spo eczn to jest nie ma powszechnie uznanego s dziego, do ktrego mog yby si zwrci o rozstrzyg-ni cie sporw. Podczas wojny wietnamskiej ekonomi ci doradzali politykom zastosowanie swoistej metody rynkowej: Stany Zjed-noczone mia y uczyni Wietnam Po udniowy zbyt kosztown inwestycj dla Wietnamu P nocnego. Wietnamczycy z P nocy odmwili jednak udzia u w tej grze. Politologia musi traktowa wojn z wi ksz ni ekonomia powag , musi uwzgl dnia zupe nie inne zagro enia, koszmary i pobudki. R nic mi dzy spojrze-niem politycznym i ekonomicznym sformu owa Churchill, komen-tuj c odmow umorzenia brytyjskich d ugw wojennych przez Coolidge'a w latach dwudziestych. Coolidge powiedzia : Po y-czyli my im pieni dze, prawda?" Na co Churchill odrzek : Pra-wda, lecz nie wyczerpuj ca". Politologia musi by wyczerpuj ca, skutkiem czego stawia opr reformatorom, ktrzy chcieliby j uzgodni z abstrakcyjnymi projektami naukowymi. wiadomie b d nie, ekonomia zajmuje si tylko mieszczaninem, cz owie-kiem motywowanym strachem przed gwa town mierci . Wo-jownik nie mie ci si w jej polu widzenia. Jedyn nauk spo eczn patrz c wojnie w twarz jest politologia. Politologia zawsze by a najmniej poci gaj c i najmniej impo-nuj c z nauk spo ecznych, jako e czy w sobie stare i nowe pogl dy na temat cz owieka i nauki o cz owieku. Mwi wieloma j zykami. Niektrzy politolodzy rado nie przy czyli si do dzie a demonta u porz dku polity cznego widzianego jako ca o ciowy oraz do prb jego wyja nienia za pomoc przyczyn ni szego rz du. Mile widzianymi wsp pracownikami w tym dziele by y ekonomia, psychologia i socjologia, jak rwnie r nego rodzaju metodologie. Istniej jednak pewne nieusuwalne, przypuszczalnie nienaukowe obszary nauki politycznej. Politolodzy poruszaj cy si po tych obszarach nie potrafi przezwyci y swych nie wy-t umaczonych i niewyt umaczalnych instynktw politycznych swej wiadomo ci, e polityka jest aren konfliktu pomi dzy dobrem i z em. Podejmuj zatem analizy polityczne, ktrych ce-lem, jawnym b d ukrytym, jest dzia anie. Obrona wolno ci, za-pobieganie wojnie, poszerzanie zakresu rwno ci (r ne aspekty sprawiedliwo ci w dzia aniu) to wszystko zawsze aktualne tematy bada . Politolodzy ci, nie zawsze explicite, poszukuj dobrego ustroju, a motywuje ich pytanie: Co robi ?" Co ciekawe, okazuje si , e w a nie w politologii przydaje si matematyka, i to do analizy najbardziej fascynuj cego i najistotniejszego obszaru demokratycznego ycia, a mianowicie opinii publicznej i wybo-rw: do badania mechanizmw, za pomoc ktrych opinia pu-bliczna dyktuje sk ad i polityk rz dw. A zatem najbardziej naukowa sfera politologii sprzymierza politologw z politykami: obie strony ucz si od siebie. Nauka odtwarza tutaj emocje panuj ce w polityce i nie potrzebuje zmienia postrzeganej natury przedmiotu, aby go bada naukowo. Politologia przypomina zatem do chaotyczny bazar z krama-mi prowadzonymi przez ludno mieszan . Do pewnego stopnia wi e si to z jej niejednorodn natur i dwoistym, staro ytno-nowo ytnym rodowodem. Rzeczywisto , ktr si zajmuje, mniej poddaje si abstrakcjom i stawia wi ksze wymagania ni przed-miot wszystkich pozosta ych nauk spo ecznych, a napi ciepomi -dzy obiektywizmem i stronniczo ci zaznacza si znacznie silniej. Wszystko, czego ucz nowo ytne przyrodoznawstwo i nauki spo-

436 437

eczne, zaprzecza tezie, jakoby polityka by a jako ciowo r na od innych rodzajw stowarzyszania si , lecz praktyka politologii nieustannie t tez potwierdza. Niejednorodno tej dyscypliny jest chyba jej upo ledzeniem, mo na tu bowiem znale wybit-nych teoretykw ze szko y modeli ekonomicznych, staromodnych behawiorystw, marksistw (ktrzy nigdy nie czuj si u siebie w ekonomii), historykw i analitykw bie cej polityki. Najbar-dziej niezwyk y jest fakt, e jako jedyna dyscyplina uniwersytecka (oczywi cie, z wyj tkiem samej filozofii) politologia prowadzi kursy z filozofii. Politolodzy od dawna poczytywali to sobie za kompromitacj , tote w latach czterdziestych i pi dziesi tych przeznaczono filozofi na odstrza . Chcemy by prawdziw na-uk spo eczn " wo ali my liwi, tupi c ze zniecierpliwieniem nog . Niemniej, dzi ki po czeniu kompetentnych i powa nych bada kilku my licieli z si przekonywania zrewoltowanych stu-dentw w latach sze dziesi tych, filozofia zosta a u askawiona i wygl da na to, e na dobre. Sta a si z r nych, nie zawsze chwalebnych przyczyn bastionem reakcji przeciwko nie war-to ciuj cym naukom spo ecznym i nowym naukom spo ecznym jako ca o ci. Tam, gdzie kursy filozofii traktowane s powa nie, przedmiot ten nieprzerwanie cieszy si najwi kszym powodze-niem w rd studentw pierwszego i drugiego cyklu. W miar jak d enie do naukowo ci traci o impet i politologia rozdrobni a si na szereg dziedzin co przynajmniej cz ciowo podyktowane by o wierno ci zjawiskom politycznym wielu za artych wro-gw filozofii politycznej sta o si jej sojusznikami. Filozofia poli-tyczna jest daleka od ustanawiania praw, lecz przypomina te stare pytania o dobro i z o, jak rwnie dostarcza metod analizy ukry-tych za o e , ktre leg y u podstaw nowo ytnych nauk politycz-nych i ycia politycznego. Wci ywa jest dla niej Polityka Arystotelesa, jak rwnie Traktat o rz dzie Locke' a i Traktat o po-chodzeniu rwno ci Rousseau. Arystoteles utrzymuje, e cz owiek jest z natury zwierz ciem politycznym, co oznacza, e instynkt popycha go do ycia w spo ecze stwie. Lektura jego dzie pozwala obna y przes ank nowo ytnych nauk spo ecznych, w my l kt-

rej cz owiek jest istot samotn , co z kolei mo e stanowi pobudk do wznowienia dyskusji na ten temat*. Oczywiste jest wi c, e z punktu widzenia edukacji liberalnej wielkie dni nauk spo ecznych mamy ju za sob . Min ju czas, kiedy Marks, Freud i Weber, filozofowie i egzegeci rzeczywisto- ci, stanowili zapowied intelektualnego z otego wieku Ameryki; * Historia, ktra podobnie jak politologia wywodzi si z Grecji, tak e wy-kazuje objawy staro ytnonowo ytnego kryzysu to samo ci, oprcz dolegliwo ci typowych dla wszystkich nowo ytnych nauk spo ecznych. Jak ju wspomnia em, ani sami historycy, ani obserwatorzy z zewn trz nie maj pewno ci, czyjej miejsce jest po rd nauk spo ecznych czy humanistycznych. Jej materia stawia opr technikom nauk behawioralnych, poniewa jest poszczeglna, przeto nie atwo poddaje si uoglnieniom, oraz dotyczy przesz o ci, przeto nie podlega kon-trolowanym eksperymentom; niemniej jednak historia nie chce by wy cznie literatur . Jak si wydaje, adna z pozosta ych nauk spo ecznych nie umieszcza historii w strukturze nauk spo ecznych, z wyj tkiem tego obszaru politologii, ktry dotyczy politycznej praktyki, to jest niektrych aspektw polityki ameryka skiej i stosunkw mi dzynarodowych. A po wiek XIX historia oznacza a przede wszystkim histori polityczn ; ponadto, w przeciwie stwie do politologii, nie zosta a zrekonstytuowana we wczesnej nowo ytno ci. Jej tradycyjna rola zosta a w nowo ytno ci wzmocniona, poniewa historia mwi a, co si wydarzy o, a nie, jak politologia, co powinno si by o wydarzy , st d te histori postrzegano jako bli sz prawdy o rzeczach. Na unowo ytnienie" historia musia a zaczeka do XIX wieku, kiedy to pojawi si historyzm, utrzymuj cy, e esencja bytu, a w ka dym razie bytowania cz owieka, jest historyczna. Wydaje si , e historyzm by dla historii wielkim dobrodziejstwem, poniewa znacznie podnis jej pozycj . Jest to jednak pozorne. Historyzm to doktryna filozoficzna, a nie historyczna, nie b d ca dzie em historykw. Na histori powinien by wi c sp yn presti filozofii, lecz sta o si wr cz odwrotnie. Wszystkie dyscypliny humanistyczne s teraz historyczne: mamy nie filozofi lecz histori filozofii, nie sztuk lecz histori sztuki, nie nauk lecz histori nauki, nie literatur lecz histori literatury. Historia jest wi c w tych dyscyplinach zawarta, ale samodzielnie nie istnieje, poniewa pozostaj one odr bnymi dzia ami humanistyki. Historia sta a si pust , uniwersaln kategori obejmuj c wszystkie nauki humanistyczne, prcz tego, e funkcjonuje osobno w skromnym, w skim zakresie politycznym. Ale poniewa , w przeciwie stwie do politologii, nie jest zakotwiczona w politycznych emocjach, kapry ne wiatry mog j wywia z tej przystani, zw aszcza e polityka tak bardzo straci a na randze, czemu winien jest g wnie historyzm. Przeto historia, wspania a, po yteczna nauka, ktra wyda a tylu znakomitych uczonych, jest mozaik metod i celw. Parafrazuj c Pirandella, dzisiejsza historia to sze dyscyplin w poszu-kiwaniu samookre lenia.

438 439

kiedy m odzie mia a mo liwo zazna rozkoszy nauki i samo-wiedzy; kiedy oczekiwano na powstanie uniwersalnej teorii cz o-wieka, ktra zjednoczy aby uniwersytet i sta a si czynnikiem post pu, zaprz gaj c intelektualn g bi i dziedzictwo Europy do powozu naszej witalno ci. Uwie czeniem nauk przyrodniczych mia y si sta nauki humanistyczne; w tej utopijnej wizji Darwin i Einstein mieli tyle samo do powiedzenia naukom spo ecznym co i przyrodniczym. Z kolei literatura modernistyczna Dostoje-wski, Joyce, Proust, Kafka wyra a a nasze nastroje i dostarcza a intuicji, ktre nauki spo eczne mia y usystematyzowa i udowod-ni . Psychoanaliza po czy a prywatne do wiadczenia z publiczn dzia alno ci intelektualn . ycie intelektualne cechowa o si tak jedno ci , e nawet najbardziej osobiste pragnienia naznaczone by y wiadomo ci ca o ciowego porz dku rzeczy mo na si tu doszuka ladu dawnego pojmowania filozofii jako sposobu na ycie. Na znacznie ni szym poziomie, lecz w tym samym duchu, Margaret Mead zapocz tkowa a now nauk , ktra przywozi a z egzotycznych krajw nowe sposoby rozumienia spo ecze stwa, jak rwnie dowodzi a prawomocno ci t umionych po da se-ksualnych. W oczach m odych ludz socjologowie i i psychologo-wie, ktrzy zamieszkiwali wiat uniwersytecki, byli herosami ycia intelektualnego. Wtajemniczeni w zagadki bytu, obiecywali wtajemniczenie rwnie i nam. Filozofia w starym stylu zosta a przezwyci ona, lecz tacy my liciele, jak Hegel, Schopenhauer i Kierkegaard uchodzili za pomocnych w naszej przygodzie. Opisana przeze mnie atmosfera, otaczaj ca nauki spo eczne w latach czterdziestych, mia a oczywi cie swoje z e strony, zarw-no dla studentw, jak i dla nauczycieli. Podobny klimat jest jednak niezb dny, o ile ameryka scy studenci maj si przekona do idei edukacji liberalnej i uwierzy , e uniwersytet pomo e im odkry w sobie nowe w adze psychiczne oraz objawi nowy poziom istnie-nia, dotychczas dla nich niedost pny. Nale y pami ta , e je eli studenci ameryka scy czegokolwiek si nauczyli w szkole red-niej, to tylko przyrodoznawstwa jako techniki, a niejako sposobu na ycie czy sposobu docierania do sensu ycia. Je eli ma ich poruszy co innego ni tylko rutynowa, specjalistyczna wiedza, konieczna jest terapia wstrz sowa cho by mia a ich jedynie zmusi do refleksji nad sw przyrodoznawcz pasj i znaczeniem nauk cis ych, ich dotychczasowa nauka by a bowiem raczej indo-ktrynacj i konformizmem ani eli odkrywaniem w sobie powo a-nia. Entuzjazm do nauk cis ych w latach czterdziestych nie by , moim zdaniem, autentyczny, lecz da o si w tym okresie dostrzec intelektualny ferment, ktry zawsze towarzyszy nowym pocz t-kom teoretycznym. Lata te okaza y si p odne dla wielu studentw i uczonych, stworzy y wok uniwersytetu sympatyzuj c ze cyganeri i mia y wp yw na tre ycia studentw. Nauczanie socjologii czy psychologii nie by o w tych czasach tylko metod zarabiania pieni dzy.

Nadzieje na zjednoczenie nauk spo ecznych zgas y, tote nie tworz ju one zwartego frontu. Stanowi wiele odr bnych dyscy-plin i poddyscyplin. Wi kszo z nich jest niepoka na, a cho uczy si tam wielu bzdur, istnieje sporo po ytecznych dziedzin, wyk a-danych przez kompetentnych fachowcw. Oczekiwania uleg y drastycznemu obni eniu. Roszczenia do uniwersalizmu i wyczer-puj cego wyja niania wiata wysuwa ekonomia, lecz nie s one traktowane do ko ca powa nie i nie na nich opiera si popularno tej dyscypliny. Politologia nawet nie prbuje urzeczywistni swych dawnych aspiracji do ca o ciowo ci, a je li odwo uje si do emocji politycznych, do czego ma szczeglne i s uszne prawo, to tylko ukradkiem i cz ciowo. Jedyn nauk spo eczn , ktra nadal n ci obietnic uniwersalizmu, jest antropologia: jej idea kultury wydaje si bardziej zupe na ni ekonomiczna idea rynku. Zarwno nad-polityczna sfera kultury, jak i podpolityczna sfera ekonomii przy-pisuj sobie status ca o ci do wiadczenia spo ecznego, podczas gdy ani socjologia, ani politologia (nie licz c sporadycznych jed-nostek) takich roszcze nie wysuwaj . Nie istniej nauki spo eczne jako jedna konstrukcja architektoniczna: poszczeglne dyscypliny to tylko cz ci nie po czone w jedn ca o . Podobnie, z mo liwym wyj tkiem informatyki jako nauki stwa-rzaj cej modele cz owieka oraz socjobiologii, zanik y te nadzieje na zespolenie przyrodoznawstwa i nauk spo ecznych te ostatnie korzystaj jedynie z przyrodoznawczej metody. Rozwia si kos-

440 441

miczny projekt usytuowania cz owieka we wszech wiecie. Z kolei je eli chodzi o wsp prac z humanistyk , znw tylko antropolo-gia zachowa a pewn otwarto , zw aszcza na towar oferowany przez literatur porwnawcz , ale tak e na rezultaty powa nych bada , na przyk ad nad religi greck . Tylko antropologowie wierz , e mog si wzbogaci , obcuj c z dziewi tnasto- i dwu-dziestowieczn sztuk i literatur , ktre jeszcze pokolenie temu fascynowa y wielu wybitnych przedstawicieli nauk spo ecznych; dzisiaj coraz mniej liczni spo rd nich maj osobisty stosunek do literatury i sztuki. Nauki spo eczne s dzi na uniwersytecie wysp unosz c si obok dwch innych wysp i kryj c w sobie z o a wa nych informacji i bezcennych pyta , do ktrych nikt nie pr-buje dotrze . Przede wszystkim za na wymarciu jest gatunek wychowanego na naukach spo ecznych intelektualisty typu nie-mieckiego czy francuskiego, typ cz owieka postrzeganego jako m drzec, dla ktrego ycie nie ma tajemnic.

Studenci s tego wiadomi i je eli pragn intelektualnego o wiecenia, nie kieruj si ku naukom spo ecznym. Dla takich czy innych powodw mog ich interesowa poszczeglne kwestie czy poszczeglni profesorowie, lecz je eli szukaj sensu ycia albo dopiero przeczuwaj , e w a nie tego szuka powinni, nauki spo- eczne nie s dzi dla nich odpowiednim miejscem. Pewien wyj -tek, e jeszcze raz powtrz , mo e tu stanowi antropologia. Tajemnica ogromnego powodzenia, jakim nauki spo eczne cieszy- y si dawniej w rd inteligentnych m odych Amerykanw, kry a si w tym, e by to jedyny dzia uniwersytetu, ktry wydawa si poszukiwa cho by tylko po rednio odpowiedzi na Sokra-tesowe pytanie, jak y . Nawet kiedy nauki spo eczne z uporem twierdzi y, e warto ci nie mog by przedmiotem wiedzy, ju sama ta teoria mwi a co o yciu, rodz c tak fascynuj ce niegdy koncepcje, jak Weberowskie rozr nienie na etyk intencji i etyk odpowiedzialno ci. Nie by a to wiedza ksi kowa, lecz sama materia ycia. Dzi niczego takiego w naukach spo ecznych nie znajdziemy. Wreszcie, w okresie ostatnich kilkunastu lat, uniwersytety nawiedzi a prawdziwa katastrofa, jak by o uzyskanie przez dyplom MBA* presti u dorwnuj cego dyplomom uko czenia me-dycyny czy prawa, co oznacza, e sam fakt posiadania dyplomu, ktry nie wiadczy o wysokich kompetencjach akademickich, zapewnia dostatnie ycie. Z zasady szans na uzyskanie edukacji liberalnej maj ci studenci, ktrzy nie wybrali jeszcze konkretnej kariery, a przynajmniej nie traktuj uniwersytetu wy cznie jako szko y przygotowania zawodowego. Ci, ktrzy karier wybrali, studiuj z klapkami na oczach, spe niaj c wymogi danej dyscypli-ny i dla urozmaicenia zaliczaj c kursy fakultatywne, ktre ich zainteresuj . Edukacja liberalna jest autentyczna tylko wtedy, kiedy radykalnie zmienia ca e ycie studenta, kiedy wp ywa na jego dzia ania, upodobania i wybory, kiedy wszystkie jego dotych-czasowe lojalno ci podlegaj powtrnemu rozpatrzeniu i ocenie. Edukacja liberalna wystawia wszystkie przekonania na ryzyko i wymaga od studentw gotowo ci podj cia tego ryzyka**. Innymi s owy, dotyka jedynie istot wolnych, a nie ju zaanga owanych. Program MBA prowadzi do tego, e stado studentw pragn eych i do szko y handlowej sp dza si do koralu, zak ada im si klapki na oczy i karmi oficjalnie zatwierdzonym programem, w ktrym nie s wymagane adne kursy liberalne. Podobnie dzieje si ze studentami zamierzaj cymi studiowa medycyn poch oni ci kursami wymaganymi swoim programem, rzadko pojawiaj si na innych zaj ciach. Zarwno cel, jak i droga do tego celu s z gry wytyczone, tak aby nic studentw ode nie odwiod o. Na r nych kursach liberalnych cz ciej widuje si przysz ych prawnikw, poniewa szko y prawnicze maj mniej sprecyzowane wymaga-nia, stawiaj c na studentw inteligentnych. Przyszli lekarze, pra-wnicy i przedsi biorcy w college'u s tylko turystami. Dostanie * Master of Business Administration magister zarz dzania przemys em (przyp. ttum.). ** Warto zauwa y , e wielu spo rd studentw, ktrzy przychodz na uni-wersytet z zamiarem studiowania przyrodoznawstwa, w college'u zamiar ten zmienia. Prawie nigdy nie zdarza si natomiast, by student wcze niej nie za-interesowany przyrodoznawstwem odkry w sobie t pasj w college'u. Jest to ciekawy przyczynek do refleksji nad naszym szkolnictwem rednim w ogle, a nad nauczaniem przyrodoznawstwa w szczeglno ci.

442 443

si do tych elitarnych szk zawodowych jest obsesj , ktra p ta ich umys y. Konkretnym skutkiem wprowadzenia MB A jest ogromny wzrost zapisw na ekonomi , program przygotowuj cy do szko y hand-lowej. Na powa nych uniwersytetach mniej wi cej 20% absol-wentw college' u posiada pierwsz specjalizacj z ekonomii. Eko-nomia usuwa w cie pozosta e nauki spo eczne i wypacza ich postrzeganie przez studentw ich cel i relatywn wag , je eli chodzi o wiedz o rzeczach ludzkich. Przysz y lekarz, ktry zapi-suje si na szereg kursw z biologii, nie traci z oczu rangi fizyki, jej wp yw bowiem na biologi jest oczywisty, ajej pozycji nikt nie podwa a, cznie z samymi biologami. Inaczej w przypadku osoby studiuj cej w pierwszym cyklu ekonomi , ktra nie tylko nie interesuje si socjologi , antropologi czy politologi , ale tak e jest przekonana, e to, czego si uczy, wystarcza do swobodnego poruszania si w tych dyscyplinach. Ponadto osoba ta nie jest powodowana umi owaniem ekonomii jako nauki, lecz umi owa-niem przedmiotu tej nauki pieni dza. Poniewa ekonomia zajmuje si bogactwem, czym bez w tpienia realnym i uchwyt-nym, charakteryzuje si godn pozazdroszczenia intelektualn konkretno ci , jakiej brakuje na przyk ad badaniom kultury. Mo na by pewnym, e ekonomi ci nie mwi o niczym. Nie-mniej bogactwo, w przeciwie stwie do nauki o bogactwie, nie stanowi najszczytniejszej z motywacji: ta doskona a zbie no nauki i zach anno ci nie wyst puje w adnej innej sferze akade-mickiej. Jedyn mo liw analogi by aby seksuologia, wyk adana przez rzetelnych i prawdziwie uczonych profesorw, ktrzy za-spokajaliby wszelkie pragnienia seksualne studentw. Trzeci wysp uniwersyteck jest niemal zatopiona Atlantyda, humanistyka. Nie dostrzega si tu cho by pozorw jakiego adu; nikt wiarygodnie nie orzeka, ktre dyscypliny powinny tu przyna-le e , co staraj si osi gn i jakimi metodami. Humanistyka jest niejako ucieczk cz owieka czy ludzko ci, wysp , ku ktrej znowu si zwracamy, by odnale siebie w czasach, gdy wszyscy inni zaprzestali poszukiwa . Ale gdzie szuka w tym ba aganie? Nawet tym, ktrzy wiedz , czego szuka , trudno jest znale co zado-walaj cego. Studenci, eby co wynie , musz mie siln intuicj i du o szcz cia. Analogie cisn mi si nieodparcie pod piro. Humanistyka przypomina dawny pchli targ w Pary u, gdzie po- rd stosw tandety ludzie o bystrym oku odnajdowali wyrzucone przez innych skarby, czyni ce z nich bogaczy. Przypomina te obz uchod cw, gdzie wszyscy geniusze, zwolnieni z pracy i wygnani z kraju przez nieprzyjazne re imy, gnu niej bezczyn-nie lub wykonuj podrz dne prace fizyczne.

Pozosta e dwa dzia y uniwersytetu nie maj adnego po ytku z przesz o ci, patrz w przysz o i nie wykazuj sk onno ci do kultu przodkw. Problem humanistyki, a st d tak e jedno ci wie-dzy, bodaj najlepiej symbolizuje fakt, e je eli na uniwersytecie wspomina si dzi o Galileuszu, Keplerze i Newtonie, to tylko na humanistyce, w takiej czy innej nauce historycznej historii nauki, historii idei, historii kultury. Aby znale dla nich jakie miejsce, trzeba ich rozumie inaczej, ni oni sami siebie rozumieli a rozumieli si jako obserwatorw ca o ci natury, interesuj cy tylko o tyle, o ile mwi o naturze prawd . Je eli byli w b dzie albo ca kowicie si zdezaktualizowali, oni sami orzekliby, e nie warto zaprz ta sobie g owy ich pogl dami. Odda ich w gesti humanistyki to mniej wi cej to samo, co nazwa ulic ich imieniem b d wystawi im pomnik w rogu parku. S zupe nie martwi, tak samo jak Platon, Bacon, Machiavelli i Monteskiusz, tyle e dla nich znaleziono nie-wielk enklaw w politologii. Humanistyka pe ni dzi funkcj depo-zytariusza ca ej klasyki ale przecie literatura klasyczna cz sto ro ci a sobie prawo do opisu ca o ci natury i miejsca w niej cz owieka, do wydawania s dw o tej ca o ci i d enia do prawdy o niej. Je eli roszczenia te zanegowa , nie mo na traktowa tych ksi ek powa -nie, tote ich lekcewa enie przez inne dzia y nauki jest usprawiedli-wione. Pisarzy klasycznych ocalono od ostatecznego pogrzebania, ale tylko metod mumifikacji. Zgoda humanistyki, by ich przygar-n do siebie, uwolni a od obowi zku ich ugoszczenia przyrodo-znawstwo i nauki spo eczne, gdzie stanowili wyzwanie, ktrego ju nie trzeba podejmowa . Nad bram do humanistyki widnieje wieloj zyczny napis: Prawdy nie ma przynajmniej tutaj".

444 445

Humanistyka jest specjalizacj posiadaj c na wy czno ksi -ki niespecjalistyczne, trwaj ce przy pytaniach o ca o , jakich nie uznaje reszta uniwersytetu. Tam bowiem panuj prawdziwe spe-cjalizacje, rwnie niech tne rozpatrywaniu swych podstaw co za czasw Sokratesa, tyle e dzi odp dzi y od siebie t brz cz c much . Humanistyce brakuje pr no ci, by walczy z triumfuj -cym przyrodoznawstwem, tote woli ona zachowywa si tak, jakby by a tylko specjalizacj . Niemniej, jak ju wielekro powta-rza em, aczkolwiek humanistyka pragn aby zapomnie o swym konflikcie z przyrodoznawstwem w jego dzisiejszym kszta cie i rozumieniu, konflikt ten stopniowo podcina jej korzenie. Czy chodzi o dawne teksty filozoficzne, ktre stawiaj niedopuszczal-ne dzi pytania; czy chodzi o dawne dzie a literackie, ktre zak a-daj istnienie szlachetno ci i pi kna materializm, determinizm, redukcjonizm czy homogenizacja (jakkolwiek opiszemy nowo yt-ne przyrodoznawstwo) neguj wag i mo liwo istnienia tych pyta i bytw. Przyrodoznawstwo okre la si jako

metafizycznie neutralne, a zatem nie potrzebuje filozofii; twierdzi, e wyobra nia nie jest w adz , ktra w jakikolwiek sposb poznaje rzeczywi-sto , a zatem sztuka nie ma nic wsplnego z prawd . Pytania z rodzaju tych, ktre zadaj dzieci: Czy jest Bg? Czy jest wol-no ? Czy jest kara za z e uczynki? Czy jest wiedza pewna? Co to jest dobre spo ecze stwo? niegdy podejmowane by y tak e przez nauk i filozofi . Dzi jednak rodzice, zbyt poch oni ci prac , zostawiaj dzieci w obku zwanym humanistyk , a tamtej-sze dysputy nie znajduj echa w wiecie doros ych. Ponadto stu-denci, ktrych natura ci gnie do takich pyta i podejmuj cych je ksi ek, szybko zniech caj si faktem, e profesorzy humanistyki nie chc lub nie umiej korzysta z ksi ek zaspokajaj cych potrzeby studentw. Problem starych ksi ek nie jest nowy. W Bitwie ksi ek Swifta widzimy Bentleya, najwybitniejszego hellenist XVIII wieku, po stronie nowo ytnych. Po co wi c studiowa greckie ksi gi? Na wydzia ach filologii klasycznej pytanie to pozostaje bez odpowie-dzi. Wykonuje si najr niejsze uniki, pocz wszy od analizy czysto filologicznej, a sko czywszy na ilustrowaniu za pomoc tych ksi ek wzajemnych zale no ci filozofii i warunkw ekono-micznych. Nikt zgo a nie prbuje ich czyta tak, jak by y niegdy czytane w celu stwierdzenia, czy mwi prawd . Etyka Arysto-telesa nie orzeka o tym, co to jest dobry cz owiek, lecz o pogl dach Grekw na moralno . Ale kogo naprawd obchodz pogl dy Grekw na moralno ? W ka dym razie nie normaln osob , ktra pragnie powa nego ycia. Wszystko, co powiedzia em na temat roli klasyki w naszych czasach, pomaga scharakteryzowa sytuacj humanistyki, najbar-dziej zagro onego ze wszystkich dzia w uniwersytetu. Bardziej ni innym dzia om zaszkodzi jej historyzm i relatywizm. W wi -kszym stopniu daje jej si we znaki demokratyczny brak szacunku dla tradycji i kult u yteczno ci. Poniewa humanistyka powinna si zajmowa twrczo ci , nietwrczo profesorw stanowi w tej dziedzinie upo ledzenie. Humani ci s zak opotani tre ci polity-czn wielu dzie literackich, ktre maj pod swoj piecz . W imi otwarto ci musz poddawa t tre retuszom. Odk d dawne przy-zwyczajenia uniwersyteckie uleg y zmianie, humanistom najtrud-niej przychodzi odpowied na pytanie: Po co?", zmuszenie stu-dentw do przestrzegania norm oraz zainteresowanie ich poprzez jasn prezentacj tego, czego si na humanistyce naucz . Wystar-czy porwna t sytuacj z sytuacj przyrodoznawstwa, aby zda sobie spraw z powagi problemu, przed ktrym stoi humanistyka. Przyrodoznawstwo z krlewsk oboj tno ci traktuje fakt, e w in-nych epokach i kulturach istnia y inne rodzaje wyja nie zjawisk naturalnych. Porwnanie wiata fizyki Einsteina ze wiatem Bud-dy to temat wy cznie dla telewizji edukacyjnej, dla programw realizowanych przez humanistw. Cokolwiek twierdziliby przyrodoznawcy, swe wyja nienia uwa aj za prawd . Spytani: Po co?", nie musz podawa adnych racji, poniewa odpowied wydaje si a nadto oczywista. Przyrodoznawstwo jest w stanie stwierdzi , e d y do istotnej prawdy. Humanistyka takiego stwierdzenia poczyni nie mo e, a jest to punkt krytyczny: bez takiej deklaracji adna nauka nie mo e pozosta ywa. Oglnikowa teza, e bez humanistyki nie b dziemy cywilizowani, brzmi pusto, skoro nikt nie umie powie-

446 447

dzie , co to znaczy cywilizowany", skoro istnieje pono wiele rwnowa nych cywilizacji. Wysoka ranga klasyki staje si nie-uprawniona, skoro nie mo na ju wierzy , e klasyka mwi pra-wd . Pytanie o prawd jest najbardziej gard owe i k opotliwe dla osb zajmuj cych si filozofi , ale stwarza problemy tak e dla tych, ktrzy paraj si tekstami czysto literackimi. Istnieje olbrzy-mia r nica pomi dzy nawo ywaniem dawnych profesorw, by uczniowie nauczyli si widzie wiat oczami Homera i Szekspira, a zach t stosowan dzisiaj: Homer i Szekspir zajmowali si wieloma spo rd ywotnych dla was spraw i mog wzbogaci wasz wizj wiata". Pierwsza postawa sk ania studentw do odkrywania nowych sposobw widzenia i przewarto ciowania starych; druga pozwala im wykorzysta ksi ki, jak im si spodoba. Nale y tu rozr ni dwa powi zane ze sob , lecz odr bne problemy. Pierwszy brzmi: Tre tekstw klasycznych sta a si w czasach nowo ytnych szczeglnie trudna do obrony; drugi za e profesorowie, ktrzy je wyk adaj , nie maj ochoty broni tych ksi ek ani nie s zainteresowani ich prawdziwo ci . Ten ostatni fakt jest szczeglnie widoczny w przypadku studiw biblijnych. Ju samo oddanie Biblii w gesti nauk humanistycznych jest blu nierstwem, zanegowaniem jej w asnych roszcze . Humani-styka traktuje Bibli na dwa sposoby. Poddaje j analizie naukowej" (zwanej krytyk rd ow "), czyli rozbiera tekst, eby pokaza , w jaki sposb ksi gi sakralne" by y konstruowane, i dowie , e nie s tym, za co chc uchodzi . Biblia jest po yteczna jako mozaika, w ktrej mo na odnale lady wielu martwych cywili-zacji. Po drugie: na kursach religii porwnawczej Biblii u ywa si jako jednego z przyk adw tego, jak wyra a si potrzeba sacrum, oraz jako materia u do ultranowoczesnego, ultranaukowego badania struktury mitw". (W tym miejscu mo na do czy do antropo-logw i poczu tchnienie ycia). Nauczyciel, ktry potraktowa by Bibli naiwnie, bior c j za s owo, czy te za S owo, zosta by oskar ony o brak wyrafinowania i kompetencji naukowej. Powie-dziano by te , e wszczyna niepokoje i na nowo roznieca wojny religijne, a tak e uniwersyteckie spory rozumu z objawieniem, mog ce zak ci wygodny uk ad i upokorzy humanistyk . Mo na tu dostrzec lady o wieceniowego projektu politycznego, w my l ktrego Biblia, jak rwnie inne stare ksi gi, winny zosta unie-szkodliwione. Projekt o wieceniowy to jeden z czynnikw, ktre przyprawi y humanistyk o niemoc. Wydaje si , e najlepsze, co mo na zrobi , to uczy Biblii jako literatury, a nie objawienia, o co ona sama si dopomina. Dzi ki temu mo na si uwolni od znie-kszta caj cej aparatury krytycznej i czyta Bibli tak samo, jak czytamy na przyk ad Dum i uprzedzenie. Ci nieliczni profesoro-wie, ktrzy czuj , e z innymi metodami co jest nie w porz dku, zwracaj si zatem ku swemu sumieniu. Profesorowie humanistyki od dawna rozpaczliwie pragn li, by ich przedmiot uwierzytelnia , a nie dyskredytowa nowo ytno . Infantylnym tego przyk adem s przypisy (autorstwa Paula Sho-reya) do edycji Pa stwa Platona z 1911 roku, na ktrej termino-wa em: Shorey za wszelk cen usi uje

wykaza , e Platon prze-powiedzia to czy inne odkrycie poczynione w 1911 roku przez jakiego ameryka skiego profesora psychologii, skwapliwie prze-milcza natomiast te k opotliwe fragmenty, w ktrych Platon nie zgadza si z panuj cymi podwczas pogl dami. Dzisiejsza huma-nistyka to w znacznej mierze mniej lub bardziej wyrafinowana wersja tej procedury. Nie przecz , e przynajmniej niektrzy profesorowie kochaj ksi ki, ktre studiuj i wyk adaj . Nie-mniej inni nie ustaj w wysi kach, by dzie a te uaktualni , traktuj c je jako materia dla jednej ze wsp czesnych teorii: kulturowy, historyczny, ekonomiczny czy psychologiczny. Prba lektury zgo-dnej z intencjami autorw ksi ek zosta a uznana za zbrodni , odk d wynaleziono poj cie b du intencjonalno ci". Liczne szko y krytyczne, takie jak freudowska, marksistowska, New Criticism, strukturalizm, dekonstrukcjonizm i wiele innych, prowadz ze sob nie ko cz ce si spory, lecz czy je jedno za o enie: to, co Platon czy Dante mieli do powiedzenia na temat rzeczywisto ci, jest nieistotne. W my l tych teorii dawni pisarze s jak ro liny w ogrodzie splantowanym przez nowo ytnego uczonego, a ich w asne powo anie projektanta ogrodu jest im odmwione. Tym-czasem to pisarze powinni splantowa , a nawet zakopa , uczonego. Nietzsche powiedzia , e poddana nowo ytnej egzegezie Uczta

448 449

jest od nas tak daleka, e ju nie poci ga; jej bezpo redni urok rozwia si . Kiedy co takiego nast pi, humanist nie kieruje ju adna wewn trzna konieczno , a ju z pewno ci nie ta, ktr dyktuj same ksi gi. Uczony postanawiaj cy studiowa Sofoklesa mg by rwnie dobrze zdecydowa si na Eurypidesa. Dlaczego poeta, a nie filozof czy historyk? A w gruncie rzeczy, dlaczego Grek, a nie Turek? Na uniwersytetach istnieje kilka wydzia w humanistycznych, ktre zdo a y uzyska renom zbli on do tej, ktr ciesz si nauki cis e: na przyk ad archeologia i lingwistyka. Tre ksi ek prawie w ogle ich nie obchodzi. Muzyka i sztuki pi kne s , oczywi cie, w du ej mierze niezale ne od znaczenia ksi ek, chocia uwzgl dniaj , przynajmniej do pewnego stopnia, obowi -zuj ce koncepcje na temat natury sztuki. Wiele jest w humanistyce pracy czysto badawczej, neutralnej wiatopogl dowo, ktrej wy-niki przeznaczone s do wykorzystania przez osoby maj ce co do powiedzenia na przyk ad leksykografia czy tekstologia.

W katalogu dyscyplin humanistycznych najpocze niejsze miej-sce zajmuj filologie, cz ce w sobie j zyk i literatur : zazwyczaj ka dy j zyk zachodni ma swj w asny instytut, a pozosta e czone s w grupy. Z wyj tkiem anglistyki filologie s odpowiedzialne za nauczanie j zykw obcych. Profesorzy musieli si nauczy biegle w ada trudnym j zykiem, a teraz ucz studentw, nie ywi cych zapa u do nauki j zykw obcych. Oprcz samego j zyka s te napisane w nim ksi ki, a nauka danego j zyka poci ga za sob ich lektur . Znajomo j zyka uprawnia filologa do nauczania tre ci tych ksi ek, zw aszcza e nie upomina si o nie dzisiaj adna inna dyscyplina. Jednak e samo opanowanie j zyka nie gwarantuje autentycznej, intymnej znajomo ci tych dzie . Ksi ki uchodz za istotne, ale jak w porzekadle o nosie i tabakierze literatura jest tylko dodatkiem do j zyka. Dyscypliny te s naczel-nymi str ami literatury klasycznej i drapie nie broni swych praw do tego terytorium. Uniwersytet wy ej stawia konwencj ni natur : wydaje zezwolenia, a polowanie bez zezwolenia jest zaka-zane. Konwencje te sprawiaj rwnie , e filologowie uwa niej s uchaj siebie nawzajem ani eli obcych, a tak e s przez niefilologw uwa niej s uchani ni inni niefilologowie, tak samo jak dla laika wi kszym autorytetem w sprawach zdrowia jest lekarz, a nie inny laik. W tych warunkach nietrudno o specjalistyczne zadufanie w sobie (dopki specjali ci nie zostan ze brutalnie wytr ceni, tak jak to mia o miejsce w latach sze dziesi tych). Profesorowie greki zapominaj b d nie wiedz , e Tomasz z Akwinu, ktry nie zna greki, by lepszym interpretatorem Arystotelesa ni oni wszy-scy, nie tylko dzi ki swej wybitnej inteligencji, ale tak e dlatego, e traktowa Arystotelesa bardziej serio. System instytutw filologicznych poci ga za sob inne trudno- ci strukturalne. Czy grecka poezja, historia i filozofia nale do jednej dziedziny, czy te drugorz dny fakt, e dzie a te powsta y w j zyku greckim, przes dza o tym, jak ujmowane s ich istotne tre ci? Niewykluczone przecie , e w a ciwe powi zania zupe nie wykraczaj poza Grecj , tworz c takie pary, jak Platon i Farabi czy Arystoteles i Hobbes. Chc c nie chc c, filologowie musz przyj za o enie o historyczno ci swego przedmiotu. Wyznaj pogl d, e greccy filozofowie tworz jedn ca o , a nawet wi cej: e ca a grecka kultura czy cywilizacja to g sto utkana tapiseria, a najwi ksze prawo do jej interpretowania ma filolog klasyczny, nie filozof za czy poeta. System filologii udziela odpowiedzi na rozstrzygaj ce pytania o relacj pomi dzy umys em a histori , zanim one zostan postawione, chocia Platon czy Arystoteles odpowiedzieliby zupe nie inaczej. Najciekawsza z dyscyplin, filozofia, ukrywa swe skromne oblicze po rd tej mozaiki. Zosta a zdetronizowana przez polity-czn i teoretyczn demokracj , wyzuta z nami tno ci w adzy i zdolno ci do rz dzenia. W jej losach zawiera si ca y problem nowo ytno ci. Filozofia deklarowa a niegdy dumnie, e jest naj-lepszym sposobem na ycie, o miela a si ogarnia wzrokiem ca o , poszukiwa pierwszych przyczyn wszystkich rzeczy; nie tylko dyktowa a naukom szczeg owym regu y, ale tak e nauki te wsp tworzy a i nadawa a im porz dek. Klasyczne ksi gi filozo-ficzne to filozofia w dzia aniu, ktra spe nia tak w a nie hierar-chizuj c rol . By o to jednak zadanie ponad ich si y, przejaw

450

451

arogancji, hybris mwi zubo ali spadkobiercy wielkich ksi g. Prawdziwa nauka ich nie potrzebowa a, a prcz niej istnieje tylko ideologia i mit. Dzisiaj to tylko ksi ki, ktre stoj na p ce. Demokracja odebra a filozofii przywileje, a ta nie umia a si zdecydowa , czy odej z ycia, czy te poszuka sobie jakiej innej pracy. Filozofia by a architektoniczna, posiada a plany ca ej budowli, stolarze za , murarze i hydraulicy jej podlegali i bez niej ich praca nie mia a sensu. Filozofia za o y a uniwersytet, lecz dzi nie potrafi ju powtrzy tego dokonania. yjemy z jej schedy. Kiedy kto m tnie przeb kuje o generalistach" i specjalistach", mwi c o tych pierwszych, z pewno ci ma na my li filozofa, tyl-ko on bowiem ogarnia, czy te niegdy ogarnia , wszystkie specja-lizacje. On jeden mia dost p do tej materii a mianowicie bytu i dobra ktra by a rzeczywistym pod o em wszystkich specja-lizacji, a nie abstrakcyjnym zbiorem poszczeglnych przedmio-tw bada . Filozofia nie jest ju sposobem na ycie ani te suwerenn nauk . Jej marne po o enie na naszych uniwersytetach cz ciowo bierze si z rozpaczliwego stanu filozofii na ca ym wiecie, a cz - ciowo ze szczeglnej historii tej dyscypliny w Ameryce. Je eli chodzi o wiat, rozum jest wprawdzie zagro ony, ale Nietzsche i Heidegger byli prawdziwymi filozofami, ktrzy umieli podj wyzwanie zarwno przyrodoznawstwa, jak i historyzmu, dwch wielkich wsp czesnych wrogw filozofii. Filozofia jest tam nadal mo liwa. W Europie jeszcze dzi naucza si m odzie szkoln filozofii, ktra wydaje si uczniom czym rzeczywistym. Amery-ka ski ucze szko y redniej zna tylko samo s owo filozofia", nie stanowi ce dla niego powa niejszej propozycji yciowej ni na przyk ad joga. W Ameryce ka dy ma jak filozofi , lecz na uni-wersytetach nie by a ona nigdy silnie obecna (wyj wszy kilka istotnych okresw rozkwitu). Rozpocz li my od pewnej filozofii publicznej, ktra nam wystarcza a i ktr uwa ali my za zdro-worozs dkow . Jak powiedzia Tocqueville, w Ameryce ka dy jest kartezjaninem, cho nikt nie czyta Kartezjusza. Nie licz c pragmatyzmu, prawie ca a nasza filozofia pochodzi a z importu. W tym kraju mo na by o uchodzi za cz owieka wykszta conego, nie przeczytawszy ani jednej linijki tekstu filozoficznego. Bardziej ni inne nauki humanistyczne czy spo eczne filozofia uchodzi u nas za pustos owie, wi c nigdy nie mia a tu atwego ycia. Jednak studenci potrzebuj cy filozofii zawsze mieli mo no do-trze do rde . Te czasy ju si jednak sko czy y: filozofia jest martwa i je li znikn aby z programw, prawdopodobnie fakt ten przeszed by nie zauwa ony. Filozofia posiada swj sk adnik naukowy, logik , ktra dobrze yje z przyrodoznawstwem i mog aby si bezbole nie od czy od macierzy. J est to powa na dziedzina, uprawiana przez kompetentnych specjalistw i nie odpowiadaj ca na wieczyste pytania filozofii. Historia filozofii streszczenie martwych do-ktryn, ktre dla studentw zawsze by o naj ywsze uleg a za-niedbaniu; wiele innych dyscyplin zajmuje si histori filozofii skuteczniej ani eli sama filozofia. W filozofii uniwersyteckiej od dawna dominuj pozytywizm i analiza j zyka naturalnego, cho dzisiaj prze ywaj schy ek, a na ich miejsce nie przychodzi nic nowego. S to jedynie takie czy inne metody naukowe, tote odstr czaj studentw, przychodz cych z pytaniami o

sprawy ludzkie. Wyznawcy tych szk nie chc i nie umiej mwi o ni-czym istotnym i nie stanowi dla studentw przyk adu ycia filozoficznego. Na niektrych uczelniach zadomowi y si egzystencjalizm i fenomenologia, dla studentw propozycje znacznie bardziej poci gaj ce ni pozytywizm i analiza j zyka naturalnego. Uniwersytety katolickie nigdy nie zerwa y wi zi z filozofi red-niowieczn , a co za tym idzie, z arystotelizmem. W sumie jednak krajobraz filozoficzny maluje si w ponurych barwach. Z tego te powodu tak liczne talenty filozoficzne sk ania y si ku nowym naukom spo ecznym, dzi za kieruj si ku literaturze i krytyce literackiej. W swym obecnym kszta cie filozofia jest zaledwie jedn z dyscyplin humanistycznych, raczej pozbawion tre ci, dalek od my li, by przej dowodzenie nad uniwersytetem w cza-sach kryzysu. Co paradoksalne, o ywiaj ca tradycja filozoficzna jest tam mniej obecna ni w innych dyscyplinach humanistycz-nych, a profesorowie filozofii najmniej energicznie ze wszystkich humanistw podejmuj wysi ki na rzecz odrodzenia edukacji libe-

452 453

ralnej. Cho specjali ci od analizy j zyka naturalnego wypowia-dali si o swym przedsi wzi ciu dosy skromnie ( Chcemy wam tylko pomc uzyska wi ksz jasno w tym, co ju robicie"), da o si te us ysze oznaki pewnego zadufania w sobie: Wiemy, na czym polega b d tradycji, i ju jej wi cej nie potrzebujemy". Tradycja znikn a wi c z horyzontu filozofii. Powrc teraz na chwil do argonu, ktry skatalogowa em w cz ci drugiej. Terminologia ta jest produktem filozofii, o czym w Europie wiedziano, tote torowa a ona drog do filozofii. W Ame-ryce jej rodowd do dzi jest nie znany. Ogl damy rezultaty ko cowe, nie zaznawszy prze y intelektualnych, ktre do nich doprowadzi y. Nie wiadomo rodowodu tych poj oraz fakt, e ameryka skie wydzia y filozoficzne nie roszcz sobie do nich praw (nie wiadomo bowiem t podzielaj ), oznacza, e tre filozoficzna naszego ycia i j zyka nie kieruje nas ku filozofii. Na tym polega r nica pomi dzy Europ i Ameryk : u nas j zyk filozoficzny jest tylko argonem. Kilka s w na temat organizacji nauczania literatury w Stanach Zjednoczonych. Oczywista s abo podzia u na poszczeglne fi-lologie p wieku temu da a asumpt do projektu zjednoczeniowe-go", z ktrego powsta a literatura porwnawcza. Jednak, podobnie jak w przypadku wi kszo ci takich przedsi wzi podejmowa-nych w naszych czasach, zamierzenia nowej dyscyplinynie zosta- y jasno okre lone; generowane przez ni systemy porwnawcze cz sto przes ania y sam literatur , badania za z regu y przybie-ra y posta ho du dla przemy lno ci twrcy danej metody, a nie uwalniania dzie od arbitralnych ogranicze interpretacyjnych, aby mog y si objawi w ca ej pe ni. Dzisiejsza

literatura porw-nawcza w wi kszo ci znajduje si w r kach grupy profesorw, ktrzy pozostaj pod wp ywem wyros ego po Sartrze pokolenia paryskich heideggerzystw, a szczeglnie Derridy, Foucaulta i Bar-thesa. Szko a ta nosi nazw dekonstrukcjonizmu i przypuszczalnie stanowi ostatnie stadium w procesie u miercania rozumu i odrzu-cania mo liwo ci prawdy w imi filozofii. Twrcza aktywno interpretatora jest wa niejsza od tekstu; nie istnieje tekst, tylko interpretacja. Przeto rzecz dla nas najpotrzebniejsza, czyli wiedza o tym, co te teksty maj nam do powiedzenia, staje si spraw subiektywnych, twrczych ja ni interpretatorw g osz cych, e nie istnieje ani tekst, ani rzeczywisto , do ktrej tekst si odnosi. Zbanalizowane odczytanie s awnych s w Nietzschego zwalnia nas od zawartych w tekstach obiektywnych nakazw, mog cych nas prawdziwie wyzwoli : od naszych coraz ni szych, coraz bar-dziej zaw onych horyzontw. Nowo ytno stopniowo agodzi a dania, wobec jakich stawia nas tradycja; dekonstrukcjonizm tradycj likwiduje. Ta moda przeminie, jak to si ju sta o w Pary u. Niemniej odwo uje si ona do naszych najgorszych instynktw i pokazuje, gdzie kryj si pokusy. Jest uzupe nieniem nauki spod znaku stylw ycia", o ktrej mwi em w cz ci drugiej. Efektowny argon wynaleziony przez filozofw niemieckich fascynuje nas i usuwa w cie sprawy naprawd powa ne. Nie b dzie to ostatnia prba wydziedziczonej humanistyki, by w poszukiwaniu wyima-ginowanego imperium zni y si do pospolitych demokratycz-nych gustw.

454

ZAKO CZENIE Takie oto cienie rzucaj wierzcho ki uniwersytetu na nowicju-sza wst puj cego w jego mury. Wzi te razem stanowi to, co uniwersytet ma do powiedzenia o cz owieku i jego wykszta ceniu, lecz nie odbijaj spjnego obrazu. Sprzeczno ci i luki s ogromne. Trudno sobie wyobrazi , by uniwersytet potrafi znale w sobie energi i rodki, jakie s potrzebne do stworzenia lub odtworze-nia idei cz owieka wykszta conego i odbudowania edukacji libe-ralnej. Niemniej sam namys nad tym kryzysem jest w a ciw dzia- alno ci filozoficzn . Oczywisty brak jedno ci uniwersytetu, kt-ry tej jedno ci wymaga ju ze swej nazwy, musi niepokoi przy-najmniej niektrych akademikw. Wszystkie pytania czekaj go-towe. Wystarczy je nieustannie i z powag podejmowa , aby zaistnia a edukacja liberalna, polegaj ca nie tyle na znajdywaniu odpowiedzi, ile na nieprzerwanym dialogu. W duszach profeso-rw, gn bionych przez ten problem, ma szans

przetrwa przynaj-mniej idea edukacji liberalnej, ktra pomo e si odnale naj-bardziej wyg odnia ej m odzie y stoj cej u naszych bram. W onie bowiem uniwersytetu substancja przetrwa a, znikn a tylko forma. Nie mo na i nie nale y mie nadziei na ogln reform : mo na liczy tylko na to, e ar nie wystygnie. Ludzie mog 456 i Szekspira, ni kiedy robi cokolwiek innego, poniewa uczestni-cz wwczas w istotnym bycie, a zapominaj o przypad o ciach swego jednostkowego ycia. Fakt, e tego rodzaju cz owiecze -stwo istnieje b d istnia o oraz e potrafimy go jeszcze dotkn wyci gni t d oni , czyni zno nym nasz niedoskona y los, ktrego ju znie nie umiemy. Ksi gi nadal trwaj w swym obiektywnym pi knie, a naszym zadaniem jest chroni i piel gnowa delikatne p dy, usi uj ce przebi si ku nim przez nieprzyjazn gleb dusz studentw. Wydaje si , e cho wiat tak bardzo si zmieni , natura ludzka pozostaje ta sama, wci bowiem stajemy w obliczu tych samych problemw, nawet je eli pod innymi postaciami, oraz trawi nas typowo ludzka potrzeba ich rozwi zywania, nawet je eli nasza wiadomo i moc ducha uleg y nadw tleniu. Po lekturze Uczty pewien powa ny student przyszed do mnie i powiedzia z g bokim smutkiem, e nie mo na sobie wyobrazi odtworzenia magicznej atmosfery Aten, w ktrej sympatyczni, wykszta ceni ludzie o ywych umys ach, kulturalni, lecz naturalni, spotykali si na rwnej stopie i opowiadali cudowne historie o sensie swych pragnie . Odpowiedzia em mu, e takie do wiad-czenia s dost pne zawsze. Przecie ta weso a dysputa odby a si po rd straszliwej wojny, ktr Ateny mia y przegra , a przynaj-mniej dwch rozmwcw, Arystofanes i Sokrates, potrafi o prze-widzie , e b dzie to oznacza o upadek cywilizacji greckiej. Nie rozpaczali jednak nad stanem kultury; w tej strasznej sytuacji politycznej umieli rozkoszowa si natur , dowodz c ywotno ci tego, co jest w cz owieku najlepsze, niezale ne od przypadkowych okoliczno ci. My czujemy si zbyt zale ni od historii i kultury. Student, ktry przyszed si po ali , nie zna osobi cie Sokratesa, lecz mia o nim ksi k Platona, co mo e by nawet lepsze; by inteligentny, mia przyjaci i mieszka w kraju szcz liwie na tyle wolnym, e pozwala im si zbiera i mwi , co zechc . To, co jest istotne w Uczcie, a w ogle we wszystkich dialogach Platona, mo na odtworzy w prawie ka dym czasie i miejscu. Mj student i jego przyjaciele mog wsplnie my le . Potrzeba g bokiej re-fleksji, aby zrozumie , e wsplne my lenie to w a nie to, o co chodzi. Niestety, w tym punkcie zaczynamy ponosi kl sk . Nie457 y prawdziwiej i pe niej, kiedy czytaj Platona

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- -------------------------------------------------- ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------ -------------------------------------- ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------ ---------------------------------------------------------------------------- mniej jest ono ca y czas w zasi gu r ki, ma o prawdopodobne, lecz zawsze obecne.

Raz po raz wraca em w tej ksi ce do Pa stwa Platona, ktre jest dla mnie podstawowym dzie em na temat edukacji, poniewa t umaczy mi moje do wiadczenia jako cz owieka i nauczyciela. W wi kszo ci przypadkw pos ugiwa em si Pa stwem jako przy-pomnieniem z udno ci wielu naszych nadziei: jest to dla mnie lekcja umiaru i rezygnacji. To jednak, co u Platona utopijne, dzia a jak filtr, na ktrym osadzaj si najszczytniejsze mo liwo ci, ktre z udne nie s . Prawdziwa wsplnota ludzka, po rd swych wszy-stkich wewn trznie sprzecznych namiastek, to wsplnota ludzi poszukuj cych prawdy, potencjalnych posiadaczy wiedzy, to jest w zasadzie, wszystkich ludzi, o ile pragn poznania. Faktycznie jednak obejmuje ona niewielu, tych prawdziwych przyjaci , jaki-mi Platon i Arystoteles byli w a nie wtedy, kiedy spierali si o natur dobra. Po czy a ich wsplna fascynacja dobrem; ich spr dowodzi , e si nawzajem potrzebuj , aby dobro zrozumie . Kiedy rozpatrywali to zagadnienie, byli jedn dusz . Zdaniem Platona jest to jedyna prawdziwa przyja , jedyne prawdziwe wsplne dobro. To tutaj ludzie mog znale kontakt, ktrego tak rozpaczliwie poszukuj . Inne rodzaje wi zi to tylko niedoskona e odbicia tej najwy szej: cho d do samoistno ci, tylko z pokre-wie stwa z ni czerpi sw warto . Takie jest rozwi zanie zagad-ki nieprawdopodobie stwa zaistnienia krlw filozofw. To oni tworz prawdziw wsplnot , ktra stanowi wzorzec dla wszy-stkich innych wsplnot. Jest to doktryna radykalna, lecz chyba odpowiednia dla na-szych radykalnych czasw, kiedy nasze najbli sze wi zi sta y si tak w tpliwe, a innych nie znamy. To nieprawda, e yjemy w epoce zupe nie nie sprzyjaj cej filozofii. Nasze problemy s tak wielkie, a ich rd a tak g bokie, e potrzebujemy filozofii bar-dziej ni kiedykolwiek, je eli jej zawierzymy, poniewa wyzwa-nia s tym, czym filozofia si karmi. Mimo wszystko nie trac wiary, e uniwersytety, w a ciwie poj te, to miejsca, gdzie mo e istnie w naszych czasach wsplnota i przyja . Nasze my lenie i nasza polityka splot y si nierozerwalnie z uniwersytetami, ktre je eli zwa y na niedoskona o wszystkich spraw ludzkich dobrze nam si przys u y y. Niemniej, cho zas uguj na wszelkie wysi ki, nie nale y nigdy zapomina , e Sokrates nie by profeso-rem, e zosta u miercony oraz e je eli mi o m dro ci przetrwa- a, to cz ciowo dzi ki jego indywidualnemu przyk adowi. Naprawd liczy si w a nie ten przyk ad, o czym musimy pami -ta , je eli chcemy wiedzie , jak broni uniwersytetu. W historii wiata przysz a chwila na Ameryk , chwila, za ktr po wsze czasy b dziemy oceniani. Jak w polityce odpowiedzial-no za losy wolno ci w wiecie spad a na barki naszego ustroju, tak w kulturze odpowiedzialno za los filozofii w wiecie spad a na nasze uniwersytety, a jeszcze nigdy w dziejach te dwie sfery nie by y tak ci le ze sob powi zane. Ci ar powierzonego nam zadania jest wielki: nie ma adnej pewno ci, jak przysz o oceni nasze str owanie.

458

You might also like