You are on page 1of 274

Ja, diablica

Katarzyna Berenika Miszczuk

Mojemu Jankowi Oraz wszystkim Piotrusiom I tym ktrzy nimi s, ale o tym nie wiedz...

1 Stanam naprzeciwko prostego metalowego biurka. Na drzwiach z numerem 6, ktre wanie minam, bya tabliczka: Dzia zatrudnienia. Siedzcy przede mn osobnik wyglda jak typowy urzdnik. Mia zapity pod sam brod konierzyk, krawat w szar igiek i czarny, niemodny garnitur. Wypisz, wymaluj pracownik skarbwki. Niepewnie podeszam do krzesa naprzeciwko niego. - Prosz usi - usyszaam polecenie. Posusznie zajam miejsce. Urzdnik nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi, z rozmachem przybija czerwone piecztki do poda przed sob, jak gdyby od tego zaleao jego ycie. Lekko przesunam si na krzele, ktre okazao si piekielnie niewygodne. - Prosz si nie wierci - zwrci mi uwag, a ja zamaram w poowie ruchu. Z gonym trzaskiem po raz ostatni uderzy piecztk i zwrci na mnie swoje czerwone tczwki. Nie wyglda jak typowy diabe. Mia grube baranie rogi, wyrastajce znad ludzkich uszu, brunatn skr i wystajce z ust te ky. To musia by jaki demon niszej kategorii. Z ca pewnoci nie diabe. Diaby byy pikne. - Nazwisko - warkn. - Biankowska - wydusiam, starajc si usilnie nie patrze na niego z odraz. - Imi. - Wiktoria. - Zmara. - Eee... co? - Kiedy zmara - urzdnik by bardzo rozdraniony. Chyba zauway, e moje spojrzenie cay czas wdrowao do jego baranich rogw... - Ach! Dzisiaj. - Zerknam na zegarek, ktry stan w momencie mojej mierci. - W nocy, o 1.43. - Przyczyna. - Demon sprawnie wypenia czerwonym pirem wszystkie wolne pola w formularzu przed sob.
3

Zamyliam si. Niewiele pamitaam... Bya noc, wracaam do domu po imprezie w Stodole. Kto wyszed za mn z klubu. ledzi mnie. Potem goni. Tu przy Polach Mokotowskich zapa za rami, zacz szarpa. Krzyczaam. Ale nikt mnie nie usysza... Mczyzna wlk mnie w stron parku, midzy drzewa. Wyrwaam mu si, chciaam ucieka, ratowa ycie, ale on wyj n. Bysk ostrza w wietle samotnej latarni. - N. - Widzc, e wymaga dokadniejszej odpowiedzi, dodaam: - Rany kute w brzuch... Zaczam si zastanawia. Dlaczego wyszam sama z tego klubu? Nie mogam sobie przypomnie. Nigdy tak nie robiam. Zawsze wracalimy ca grup przyjaci. Nie rozdzielalimy si. Dlaczego popeniam takie gupstwo? I czemu na lito bosk zaczam i w stron parku?! To zupenie do mnie niepodobne. - Rozumiem - mrukn. - Skierowana przez...? Przed oczami stan mi przystojny brunet, ktry pokciwszy si z jakim wyniosym blondynem, wysa mnie tu po krtkim wyjanieniu, e umaram i pjd do Pieka, ale e jestem adna, eby marnowa si na, jak to okreli, gorcym poudniu". Za choler nie zrozumiaam, o co mu chodzio... Azazel kaza mi tu przyj... Wszystko si zgadza. Prosz podpisa - podsun mi dokument, a ja zoyam swj podpis. - Dostanie pani ode mnie lo skierowanie. Nastpnie pjdzie pani do Przydziaw do pokoju 66. Tam otrzyma pani dalsze informacje. - A...? - zaczam, ale mi przerwa: - Drzwi s za pani. Dzikuj i ycz miego dnia. - Posa mi umiech, ktry nie dosign jego oczu. Miaam pewien kopot z oderwaniem wzroku od tych jego paskudnych zbw, ktre ociekay lin. Po prostu obrzydliwe! W kocu opanowaam si, zaniknam usta, cisnam kurczowo w doni podany wistek i wyszam z pokoju. Spojrzaam przed siebie. Przede mn byy drzwi z tabliczk: Przydziay, i wielkim numerem 66. Przysigabym, e wczeniej ich tam nie byo. Odwrciam si. Dzia Zatrudnienia, z ktrego wanie wyszam, przesta istnie. Bya za mn zwyka ciana. Spojrzaam najpierw w praw stron wskiego korytarza, w ktrym staam, a potem w lew. Cign si w obie strony bez koca. A jedyne drzwi znajdoway si przede mn. Nie miaam wyboru. Mogam wej tylko tam. Chciao mi si paka. Kompletnie pogubiam si w tym, co si dziao. Umaram... Poszam do Pieka... A teraz jestem w jakim Urzdzie!!! Poczuam pod powiekami ciepe zy. Jeszcze nigdy nie czuam si taka zagubiona! Wdech i wydech. Pamitaj, zawsze w tej kolejnoci. Nigdy dwa wdechy albo dwa wydechy z rzdu", przypomniaam sobie sowa mojej najlepszej przyjaciki z dziecistwa, Zuzy. To byy oczywicie arty, niemniej podniosy mnie teraz na duchu i pozwoliy si uspokoi.
4

Spojrzaam na drzwi i westchnam ciko. W kocu nic gorszego ni mier spotka mnie ju nie moe. Nie ma si czego ba. Chyba... Zapukaam. ' - Prosz - zza drzwi odezwa si znudzony gos. Weszam do rodka. Spodziewaam si zasta tam kolejnego demona, jednak, ku mojemu zaskoczeniu, za biurkiem sie-dzia przystojny chopak. Na mj widok przerwa teatralne ziewnicie. - O! Nowa! - stwierdzi. Stanam niepewnie w progu, nie wiedzc, co powinnam zrobi. - Wejd - wykona zapraszajcy gest. - Przysano mnie z pokoju 6 - powiedziaam i usiadam naprzeciwko niego. Mia kruczoczarne wosy, momentami wpadajce w granat, ktre zaczesa do gry w niedbaego irokeza, due usta i zote tczwki. - Witaj, jestem Beleth - przedstawi si i umiechn zachcajco. - Mog podanie? Podaam mu je i zaczam bdzi wzrokiem po biaych cianach, na ktrych wisiay tandetne akwarele. W kcie pokoju staa zasuszona paprotka. Gdyby wszyscy naokoo nie wmawiali mi, e jestem w Piekle, spokojnie pomylaabym, e trafiam do zwykego urzdu. - Jak z ca pewnoci zauwaya, wszystkie urzdy wiata wzoruj wystrj wntrz na nas. Wiesz, kto wymyli podatki? i - zapyta. - No... ludzie? - Nie. My! Widz, e Dzia dezinformacji naprawd dobrze si spisuje - diabe puci do mnie oko. Byam pewna, e to diabe. By pikny. - Tak, jestem diabem - mrukn, odkadajc moje podanie na bok. Zdziwiam si. Skd wiedzia, o czym mylaam? - Jeste jeszcze na tyle ludzka, e z atwoci moe ci czyta w mylach zwyky demon - wyjani. - Po pewnym czasie, gdy si przystosujesz, twj umys bdzie zamknity dla wszystkich. Nawet dla aniow i diabw. Nagle zrozumiaam, czemu tamten urzdnik by taki niemiy. On po prostu sysza, jak w mylach komentowaam fakt, e jest taki odraajcy!!! - Taaak - mrukn Beleth. - Mg si na ciebie za to obrazi. Widz, e Azazel niczego ci nie wyjani. Ale si nie martw. Ja ci wszystko wytumacz. Umara. W chwili, gdy to si stao, czas si dla ciebie zatrzyma - wskaza na zegarek na moim przegubie. - Teraz jeste istot wieczn. Czas ju nie ma na ciebie wpywu. Gdy umara, pojawiy si przy tobie dwie postacie: anio i diabe. Nastpnie rozpoczy targ o twoj dusz. Wyliczay twoje dobre uczynki, ile grzechw gwnych popenia, ile przykaza zamaa.
5

Przypomniaam sobie porann scen. Anio wymienia moj e dobre uczynki. Kto by pomyla, e podczas swojego krtkiego, dwudziestoletniego ycia a pidziesit cztery razy ustpiam staruszkom miejsca w tramwaju! Mimo wszystko moja komunikacyjna szlachetno nie zwyciya z nagminnie amanym drugim przykazaniem... - Jak sama widzisz, Azazel wygra i trafia do nas - kontynuowa Beleth. - Jednak tak si spodobaa Azazelowi, e postanowi omin procedury. Tak na marginesie, to jakim cudem wanie on zawsze dostaje najadniejsze dziewczyny, ale c... Normalnie kto, kto tu trafia, staje si obywatelem Pieka. Taki osobnik wybiera sobie miejsce, gdzie chce zamieszka, co robi i tak dalej. Nawiasem mwic, w Piekle nie jest le. Nikogo nie smaymy, nie przypalamy, nie torturujemy. To propaganda tych tam - wskaza na sufit. - U nas po prostu jest cieplej ze wzgldu na blisko jdra Ziemi. Jestemy do gboko. W Niebie jest podobnie. Wieczne wakacje. Jednak, jak ju mwiem, za bardzo si spodobaa Azazelowi i staniesz si jedn z nas. -Jak to? Cakiem si w tym pogubiam. Najpierw wmawia mi, e w Piekle jest luz i zabawa, a teraz jeszcze moe maj wyrosn mi rogi? - Bez przesady. Rogi? - zamia si. - Masz obsesj na tym punkcie. Beleth wyj z kieszeni ozdobn srebrn papieronic. Wycign j w moj stron, jednak pokrciam przeczco gow. Pstrykn palcami. Jak zaczarowana, patrzyam na may pomyk, ktry pojawi si znikd, a teraz bka si po jego opuszkach. Diabe jak gdyby nigdy nic przyoy poncy palec wskazujcy do czubka papierosa i przypali go. Chwil pniej pomyk znikn, a wszystkie palce Beletha byy cae i zdrowe. Zacign si i wypuci w powietrze kilka kek dymu. - Wanie o to mi chodzi - powiedzia. - Bdziesz penoprawn diablic, bdziesz miaa moc. Jak wiesz, wszystkie anioy to mczyni. A jakkolwiek by na to patrze, diaby to te anioy, tylko strcone z Niebios. Tak wic diablice i anielice nie istniej. Jednak Pieko jest znacznie bardziej postpowe od Nieba i zaczlimy rekrutacj pontnych miertelniczek. Mwic to, mrugn do mnie. Speszyam si. Nigdy nie uwaaam si za specjalnie urodziw. Miaam za duy nos i usta, a moje wosy przypominay nastroszone ptasie pira. - Kochanie, jeste diabelnie pikna - stwierdzi Beleth. -Sdzisz, e bierzemy na diablice kogo popadnie? Jest ostra selekcja. A ty masz wszystko, czego potrzebujemy. Jeste pikna i pontna - faceci na ciebie lec. Jeste inteligentna, a w tej pracy trzeba by pomysowym, eby przegada anioa. Poza tym jeste sodka, kiedy si denerwujesz. - Umiechn si do mnie ciepo. Jak na zawoanie si zaczerwieniam. Oczywicie zaraz si za to przeklam. Zamia si serdecznie. Przeklam si jeszcze raz. No tak, przecie on doskonale syszy moje myli. Ju niedugo - znowu si zacign. Zakasaam od dymu. Czemu palisz? - zapytaam. - To niezdrowe. Zatrzyma si w p ruchu zbity z tropu, a nastpnie zacz nit; gono mia.
6

Kochanie, jeste najsodsz osob, jak spotkaem -stwierdzi rozbawiony. - Przecie jestem wieczny. Nie dostan raka puc, jak wy miertelnicy, i nie umr. Tak samo jest z alkoholem. Samonaprawialna, wieczna wtroba, marzenie kadego alkoholika. Czy to nie pikne? - Eee... tak... Czyli czekaj. Zostan diablic, tak? Kiwn gow, wbijajc we mnie swoje zotawe oczy. - Bd miaa moc, tak? Znowu kiwn gow. Po jego ustach zacz bka si umiech. -1 co dalej? Mam dla was pracowa? - Tak, bdziesz robia to samo, co Azazel. Rekrutowaa nowych obywateli Pieka. - Znaczy potpionych? - zakpiam. Diabe skrzywi si. - To tak nieadnie brzmi. Obywatel Pieka jest wdziczniejszym okreleniem. Poza tym jest bardziej poprawne politycznie. Musisz zrozumie rnice pomidzy Piekem a Niebem. Tu i tu jest fajnie i wszyscy s szczliwi. Tyle e w Piekle jest weselej. My mamy rnego rodzaju uywki, sporty ekstremalne i inne zabawne rzeczy. Tu wszystko, no prawie wszystko, jest dozwolone. Za to w Niebie jest spokj, wyciszenie i wsplne piewanie. Nuuuudaaaa... - Zaraz - przerwaam mu. - Czyli na to wychodzi, e wszystkich po mierci czeka nagroda? A co z mordercami? Gwacicielami? - A to inna bajka. Oni przestaj istnie. Ich byt wewntrzny, dusza, ka, rozum, czy jak tam zwa, znika. Sdzisz, e chcemy mie w Piekle takich degeneratw? - obruszy si. - To co to by byo za Pieko? Musisz zrozumie, e znajdujesz si teraz w miejscu wiecznej zabawy. Z mordercami czy psychopatami nie ma dobrej zabawy... Siedziaam do dugo w milczeniu, ukadajc sobie w go- i wie to, co usyszaam. - Czyli nie jestem za i nie dlatego trafiam do Pieka? -zapytaam w kocu. - Kochanie... - Wiki - przerwaam mu. - Mw mi Wiki, wszyscy mnie tak nazywaj. - Dobrze, Wiki. - Umiechn si do mnie ciepo. Gdybym go spotkaa w normalnym yciu, od razu straciabym dla niego gow. Umiech na twarzy diaba znacznie si poszerzy. Cholera... usysza... - Wiki, nie jeste za. No dobrze... krysztaowa te nie jeste, bo inaczej trafiaby do Nieba. Ale wierz mi, tu bardziej pasujesz. Sama powiedz: chciaaby przez reszt wiecznoci piewa hymny? Przecie zwariowa by mona. Owszem, jest w tym ogromna dawka emocji, rodzaj swoistej ekstazy, przeywania Jego obecnoci... Diabe rozmarzy si i na chwil odpyn gdzie mylami. Odchrzkn, lekko zawstydzony tym przypywem ciepych wspomnie. Klasn w donie i otworzy segregator. - Dobra, my tu gadu-gadu, a trzeba ci przydzieli wszystko, czego potrzebujesz. W kocu nie bez powodu zajmuj si przydziaami.
7

Chwil kartkowa zawarto segregatora. - O! Jest-poda mi kartk ze zdjciem licznego domu w stylu hiszpaskim, z basenem i zadbanym ogrodem. - Proponuj ci ten dom. Blisko morza, na niewielkim wzniesieniu. Cicha okolica, ale do dobrych klubw jest dokadnie rzut beretem. Jest jeszcze jeden plus, ja mieszkam niedaleko. - Umiechn si drapienie. Nawet tego nie skomentowaam. - Czyli, jak widz, zgadzasz si. - W jego doni zmaterializoway si klucze. - Prosz, s do drzwi wejciowych. Ubrania znajdziesz w szafach. Co do twojego diabelskiego image'u, to proponuj, eby ubieraa si w skry, faceci bd schodzi na sam twj widok. A to - poda mi jak kartk, ktr przed chwil wypeni drobnym pismem czerwonym atramentem skierowanie do pokoju 666, gdzie otrzymasz moc. Jutro jeden z naszych konsultantw pojawi si u ciebie, eby wprowadzi ci w zawd diaba. - OK. - Wziam wszystko i podniosam si. - Naprawd bardzo mio byo mi ci pozna. - Umiechn si, a jego oczy zamigotay. - Do zobaczenia wkrtce. - Cze - odpowiedziaam. Gdy zamkny si za mn drzwi, odetchnam gboko. To jaka makabreska! Albo sen! Tak, to na pewno sen! Przecie to niemoliwe! Nie mogam umrze. To na pewno jaki koszmar. Zaraz si obudz. Musz si obudzi. Poza tym co z Markiem, moim starszym bratem? Miaam tylko jego, bo nasi rodzice zmarli, jak byam maa. Od tamtej pory mieszkalimy razem, a on si mn opiekowa. Gdybym umara, zostaby sam. Cakiem sam. To znaczy, p roku temu si od niego wyprowadziam, bo ma narzeczon, z ktr zamierzali si pobra, ale przecie pewnie strasznie za mn tskni. Wiadomo o mojej mierci musiaa nim wstrzsn. Znowu miaam ochot si rozpaka; uczucie zagubienia, na chwil przegnane przez rozgadanego Beletha, powrcio. Atrament na skierowaniu wysech. Czerwone litery robiy si coraz ciemniejsze. Miaam nadziej, e to zwyky tusz, a nie krew... Westchnam i spojrzaam na drzwi przed sob. Niekoczcy si korytarz przypomina mi labirynt. Tylko Dawida Bowie w formie zego demona brakowao... Wycignam rk i zastukaam mocno... Do drzwi z numerem 666. 2 - Prosz - odpowiedzia mi gardowy gos. Nie wiedziaam, czego si spodziewa. Na rodku pokoju bdzie sta ociekajcy krwi otarz z zabit owieczk? A moe zobacz pomienie piekielne i szatana rodem z ludowych opowiada, dziercego w szponach widy?
8

Jednak srodze si zawiodam, bo przede mn nie byo niczego takiego. Weszam do najnormalniej wygldajcego biura, niczym niernicego si od poprzednich dwch. Za metalowym, surowym biurkiem siedzia zwyky demon w niemodnym garniturze. Jeszcze brzydszy od tego z pokoju 6. W chwili, gdy to pomylaam, demon zmruy gronie oczy. Odruchowo odwrciam si i zerknam na drzwi 66, ktre oczywicie zdyy ju znikn. Dlaczego tam siedzia diabe, skoro wszdzie byy demony? Dawanie miertelnikom mocy byo chyba powaniejszym zajciem od przydzielania mieszka. To w tym pokoju powinien znajdowa si diabe. Podeszam do biurka i pooyam skierowanie. - Hm... mam da ci moc - mrukn demon. - Czowiekowi... Znowu... Wida byo, e nie mia na to najmniejszej ochoty. - A ilu ludziom dano ju moc? - zapytaam, siadajc na niewygodnym krzele. - Liczc z tob, czterem kobietom... Z czego diablic mamy aktualnie dwie. Ty bdziesz t drug - powiedzia, grzebic w szufladzie. Na meblach, segregatorach i lampach leaa bardzo gruba warstwa kurzu. Tutaj take staa paprotka, ktra jednak w porwnaniu z okazami z poprzednich biur bya dosownie w stanie mumifikacji... Cztery diablice. Demon zbytnio si nie przepracowywa. - A co z pozostaymi dwiema? - zapytaam. - Zrezygnoway z mocy po wyganiciu kontraktu - odpar z wyran niechci. - Wolay zosta zwykymi obywatelkami Pieka. Prychn gono z pogard, przy okazji plujc na blat. Najwyraniej nie mg zrozumie ich decyzji. - Kontrakt? - od razu podchwyciam. - To jest jaki kontrakt? - Tak... W chwili, gdy w gabinecie numer 6 zoya podpis na skierowaniu, kontrakt zacz dziaa. Trwa szedziesit sze lat od teraz. - Jak to ju trwa? Czemu nikt mi nie powiedzia?! Jak to szedziesit sze lat?! - Chwyciam si kurczowo biurka. - I wanie dlatego nie lubi ludzi - rzek demon bardziej do siebie ni do mnie. - Trzeba czyta may druk na dokumentach, ktre si podpisuje. Poza tym masz przed sob wieczno. Co ci kosztuje szedziesit sze lat?! Waciwie mia racj... Niemniej nadal czuam si oszukana. Pooy przede mn jabko i kilka identycznych kartek, na ktrych byo owiadczenie, e przyjam moc, i miejsce na podpis. - Prosz - powiedzia takim tonem, e wcale nie zabrzmiao to uprzejmie. - Sze egzemplarzy deklaracji. - Nie jestem godna. - Przesunam jabko na bok, szukajc drobnego druku na jednej z kopii dokumentu.

Po kilku minutach bezskutecznego wpatrywania si w kartk doszam do wniosku, e albo by tak may, e nie byo go wida, albo go po prostu tam nie byo. Na wszelki wypadek sprawdziam jeszcze, czy kopie aby na pewno byy kopiami. W kocu znajdowaam si w Piekle. Prawdopodobiestwo, e kto mnie tu oszuka, byo ogromne. - A moc? - zapytaam. Demon wskaza na mae zielone jabko, przypominajce papierwk. - To jest moc? - Miaam ochot si zamia. - Musisz je zje - wyjani. - Jestemy tradycjonalistami. Czekaam, a wymieje mnie, e daam si nabra, ale on siedzia powany ze splecionymi domi. - Serio? - zapytaam jeszcze, biorc jabuszko do rki. Nie odpowiedzia. Uzna najwyraniej, e jest to poniej jego godnoci. Gdy ju miaam je ugry, mrukn: - Podpis na szeciu kopiach prosz... Podpisaam si czerwonym pirem w pustych miejscach i ugryzam jabko. Oczekiwaam jakiego prdu, ktry przebiegnie przez moje ciao, palenia w przeyku, mroczkw przed oczami, jednak i tym razem si zawiodam. Smakowao jak najzwyklejsze jabko i nie wywoao adnych skutkw ubocznych. Po chwili zosta mi tylko ogryzek. - I co teraz? - zapytaam. - Wyrzu go do kosza do utylizacji. Nie moemy dopuci do tego, eby zatrzymaa pestki i wyhodowaa sobie wasne drzewko mocy. Posusznie wrzuciam ogryzek do podanego mi pojemnika. - Gratuluj, staa si pani diablic - powiedzia demon oschym, subowym tonem. - Po powrocie do przydzielonego domu znajdzie tam pani szczegowe informacje, dotyczce postpowania z moc, a take Regulamin Pieka. - To co teraz ze mn bdzie? - zapytaam bezradnie. - Ma pani kilka dni na przystosowanie si do nowej sytuacji i umiejtnoci, a potem musi pani zgodnie z umow przystpi do pracy. Patrzyam na niego w napiciu. To musi by sen. Ja si na pewno zaraz obudz. To tylko tragiczny sen. - To nie jest sen. - Demon poda mi may metalowy klucz z przewieszonym srebrnym acuszkiem. Wziam go do rki i przesunam palcem po misternych zdobieniach. By obiony w drobne ryczki. Bardzo misterny. Azazel te mia taki klucz, tylko bardziej toporny. Dosownie wsadzi go w cian i wyczarowa drzwi, ktre doprowadziy mnie tutaj. - Wanie tak - mrukn. - Naley pomyle o miejscu docelowym. Skierowa klucz na woln powierzchni pask, najlepiej cian, na ktrej zmieci si przejcie, i pynnym ruchem zagbi go w materii, jednoczenie przekrcajc w prawo sze razy. Niedugo maj podobno wej jakie unowoczenienia. Azazel zaciekle walczy, by powstay piloty jak do telewizora... - Demon prychn pod nosem: - Jeszcze troch i zamienimy si w ludzi.
10

To nie byoby takie ze. Ludzie s adniejsi... - pomylaam. Demon zmruy gniewnie oczy. - Dopki nie nauczysz si ukrywa swoich myli, powinna w ogle nie myle. Wyszoby ci to na zdrowie... - warkn, znowu przechodzc na ty". Zawstydzona spuciam oczy. -Teraz egnam. Pomyl o swoim domu, ktry Beleth ci zaproponowa, i przekr klucz. Wstaam i na sztywnych nogach podeszam do ciany. Zerknam na demona, ktry wpatrywa si w kady mj ruch z niekamanym zainteresowaniem. - Czy gdybym nie dostaa mocy, to klucz by zadziaa? -zapytaam. -Nie. - A jak nie zadziaa mimo jabka? - Zadziaa... Pomylaam intensywnie o maej willi nad brzegiem morza, z maymi cytrusami dookoa. Wycignam rk i pchnam j w stron biaej ciany. Ku mojemu zaskoczeniu, klucz wszed w ni z lekkim oporem, zupenie jakbym zagbiaa go w wieo rozrobione ciasto. Jeszcze raz przywoaam w pamici obraz domu i sze razy przekrciam klucz w prawo. ciana przed moimi oczami zacza falowa i zmienia kolor na ciemnowiniowy. Chwil pniej zobaczyam przed sob drewniane, stare drzwi. Mj klucz tkwi w ich zamku. Wyjam go i nacisnam na klamk. Po drugiej stronie znajdowaa si maa brukowana cieka, otoczona falujcymi na delikatnym wietrze egzotycznymi rolinami. Tu za ni widziaam wejcie prowadzce do mojego nowego domu. Odwrciam si i spojrzaam na demona, ktry nadal bacznie mnie obserwowa. - Witamy w Piekle - powiedzia, umiechajc si do mnie chyba po raz pierwszy cakowicie szczerze. Odwzajemniam mimowolnie umiech i przeszam na drug stron. 3 Ledwie stanam na kostce brukowej, drzwi za moimi plecami zaczy si zamyka. Po chwili w powietrzu unosi si tylko byszczcy kontur, lad ich obecnoci, jednak szybko znik zdmuchnity przez morski wiatr. Wycignam rk, lecz napotkaam pustk. Nie byo tutaj ciany. Drzwi znikny ostatecznie. Wski chodnik prowadzi od kutej bramy wejciowej do drzwi mojego nowego domu. Z cichym wistem wypuciam powietrze, ktre od duszej chwili mimowolnie wstrzymywaam. A wic jestem w Piekle. Temu zdaniu uparcie przeczyo wszystko, co dostrzegaam dookoa siebie. ywe kolory, malownicza zatoka, jakby wycita z magazynu podrniczego, wiergot ptakw wrd drzew, lekka sona bryza.
11

W oddali widziaam inne rezydencje. W porwnaniu z niektrymi budowlami mj kilkunastopokojowy dom wydawa si ledwie chatk... Kady budynek rni si od poprzedniego, jednak wszystkie idealnie komponoway si w ten spokojny i senny krajobraz egzotycznego kurortu. Zawsze mogam tylko pomarzy o wycieczce w ciepe kraje. A teraz? Zupenie jakbym znalaza si na wybrzeu sonecznej Grecji. Ruszyam powoli w stron domu. Zacieniony ganek wrcz zaprasza, by przysi na chwil na stylowej kanapie z bambusa i rozkoszowa si tym piknym dniem. Wewntrz dom okaza si jeszcze wspanialszy. Orientalna stylistyka i umeblowanie sprawiay, e czuam si, jakbym si przeniosa w jedn z tysica i jednej bani opowiadanych szeptem przez Szehere-zad. Przesunam palcami po misternej, kwiecistej mozaice na jednej ze cian. Tak. Bardzo mi si tu podobao. Jeli by to tylko sen, to na razie nie chciaam si z niego budzi. Pooyam klucz na niskim stoliku zarzuconym grubymi ksigami. Odczytaam na gos tytuy na grzbietach: Regulamin Pieka tom I z VI, Zasady korzystania z mocy, Praca diaba - podstawy, Diabe - powinno czy obowizek?, 666 praw i zasad urzdnika piekielnego, Spis 666 restauracji i klubw Niszej Arkadii, Jak sta si pontn i seksown w godzin. Zamiaam si pod nosem. Podejrzewaam, e ostatnia pozycja to raczej drobny upominek powitalny od Beletha. Za niskim szezlongiem znalazam reszt pokanych rozmiarw tomw Regulaminu Pieka (kady mia oczywicie 666 stron), a take kilka planw okolicy i poradnikw. Na razie jednak zostawiam ksiki i ruszyam na dalsze zwiedzanie domu, ktry okaza si ogromny. Wszystkie pomieszczenia byy pene wiata wpadajcego przez wysokie okna, zaopatrzone w drewniane okiennice. Wkocu dotaram do gwnej sypialni, wktrej stao ogromne oe z baldachimem. Leaa na nim satynowa burgundowa pociel i niezliczone kremowe poduszki. Jego rozmiary mogy sprawi, e w nocy, po ciemku, dwie osoby mogyby mie pewien problem ze znalezieniem siebie. Przepastne szafy pene byy dobrej jakoci ubra. Wziam do rki karminow sukni, ktrej dekolt koczy si gdzie w okolicach ppka. - Diablo gabana" - odczytaam na gos. Spojrzaam na ty sukni, ale plecy byy jeszcze bardziej wycite. Tak wic to, co pocztkowo wziam za dekolt, chyba rzeczywicie musiao nim by. Beleth chyba ni, jeeli myla, e j kiedykolwiek wo... Przerzuciam jeszcze kilka ubra, przygldajc si metkom z nieznanymi markami. W kocu natrafiam na bluzk podpisan M&S. O! Marks & Spencer? Wreszcie co ziemskiego i ludzkiego! Zerknam na drug stron metki. A jednak nie. Mefisto & Szatan... Sypialnia bya poczona z olbrzymi azienk. Umiechnam si pod nosem. Skoro ten sen jeszcze trwa, to mog go wykorzysta. Odkrciam kurki w wannie i nalaam pachncego czekolad pynu do kpieli.
12

Jedna ciana w sypialni bya caa zbudowana z luster powikszajcych i pogbiajcych cae pomieszczenie. Spojrzaam na siebie. Wycignite na kolanach dinsy, ubocone adidasy, czarna podkoszulka i potargane wosy. Doprawdy sam seksapil... Zerknam na czerwon sukienk porzucon na szerokim ku z baldachimem. Wziam j do rki. W kocu nic si nie stanie, jeli j przymierz. Przez nastpn godzin, podczas ktrej woda zdya wystygn, przymierzaam kolejne ubrania, odwieszajc starannie te, ktre mi sit; podobaj, a rzucajc na ziemi takie, ktrych nigdy hym nie woya. Wieczorem, lec ju w wannie, z maseczk na twarzy i odzywk na wosach, wertowaam Jak sta si pontn i seksown w godzin. Nie bya to moe literatura najwyszych lotw, jednak uznaam,, e Regulamin Pieka i pozycje dotyczce pracy diaba mog spokojnie przeczyta pniej. *** Przecignam si z zadowoleniem. Przyjemnie rozespana przewrciam si na drugi bok. Na moj twarz pado ciepe soce. Mruknam pod nosem co niezrozumiaego. Byo mi tak dobrze. Otworzyam oczy. Zobaczyam wysokie uchylone drzwi, prowadzce na balkon. Biaa, pprzezroczysta firanka haftowana w zote re poruszaa si delikatnie na ciepym wietrze. Gdzie ja jestem? Zalaa mnie fala wspomnie. Mczyzna w parku. N. Krew. Bl. Zapaam si za brzuch i odwinam satynow pociel. Na moim brzuchu pod podkoszulkiem nie byo najmniejszego ladu. Przesunam palcami po gadkiej skrze. Przez chwil czuam jeszcze fantom dawnego blu. Ponownie si rozejrzaam. Zalana wiatem, utrzymana w ciepej tonacji sypialnia mojego nowego domu. W Piekle... Po raz pierwszy od mierci po moim policzku potoczya si sona za. To nie sen. Ja umaram... Ja naprawd umaram. Ju nie mogam wmawia sobie, e to wyjtkowo rozbudowany sen, omam. To wszystko byo prawdziwe. Zaczam bardzo tskni za bratem. Chciaam si do niego przytuli. Pomylaam o koleankach. Zuza bya dla mnie niczym siostra. Co teraz? Wanie szykuj mj pogrzeb czy dopiero, zaniepokojeni moj nieobecnoci, rozpoczli poszukiwania mojego ciaa? Nie wiem, jak dugo leaam, paczc. Zegarek na moim nadgarstku zatrzyma si w chwili mojej mierci. Czas ju dla mnie nie istnia. W kocu wygoni mnie z ka gd. Nadal w piamie, na ktr wybraam pierwszy lepszy podkoszulek i krtkie dresowe spodnie (satynowe koszulki z mas koronek jako mnie nie pocigay), zeszam na d. W kuchni odkryam, e lodwka i wszystkie szafki s puste. Owszem, znalazam mas garnkw, patelni i nowoczesnego sprztu kuchennego, ktrego nie potrafiabym obsugiwa nawet z instrukcj, jednak nie byo nawet odrobiny jedzenia.
13

Zaraz, czy Jezus przypadkiem nie stworzy jedzenia z niczego? Skrzywiam si. Nigdy nie byam specjalnie religijna. Bd musiaa podcign swoj wiedz z zakresu Biblii i historii chrzecijastwa, bo cakiem tu zgin. Poszam do salonu po ksik o korzystaniu z mocy. Powinnam wczoraj od niej zacz lektur, a nie od wybitnego dziea 0tym, jak domowym sposobem zrobi maseczk oczyszczajc z ogrka. W kocu i tak nie miaam ogrkw... Szybko znalazam rozdzia dotyczcy jedzenia i tworzenia przedmiotw. Ale zaraz? Miaam wskaza na co palcem? A moe zamacha yk jak Harry Potter rdk? Zdecydowaam si na palec. Wycignam go w stron blatu kuchennego i pomylaam o francuskim rogaliku. Tu przed moimi oczami pojawi si znikd. Ha! Zadowolona z siebie ugryzam rogalik. Smakowa... no wanie niczym nie smakowa. Wrciam do ksiki. Aaa... musiaam pomyle o smaku, zapachu, konsystencji, zawartoci odywczej... Nie za duo do mylenia? A je si odechciewa... Sprbowaam. Tym razem dietetyczny rogalik francuski na bezkalorycznym male by przepyszny. Zjadam a trzy, oczywicie najpierw je powielajc, eby nie musie myle o tym wszystkim jeszcze raz. Ksika o mocy bya ciekawsza, ni wskazywaaby na to szara okadka i enigmatyczny tytu. Po drodze do sypialni stworzyam na stoliku w salonie kilka fotografii Marka i koleanek, akwarel z mojego pokoju na cianie, rowerek gimnastyczny w kcie 1 telewizor plazmowy z odtwarzaczem DVD, a take rega, na ktrym stany za jednym machniciem palca w kolejnoci alfabetycznej wszystkie ksiki walajce si koo szezlongu. W chwili gdy siedziaam przy toaletce we wanie stworzonej bkitnej sukience i eksperymentowaam z makijaem, kto sze razy zastuka do drzwi... Konsultant.

4 Zbiegam po schodach i otworzyam drzwi. Tu za progiem, niedbale oparty o filar na ganku, sta Beleth. Na mj widok umiechn si szeroko i spojrza na mnie znad lustrzanych szkie okularw przeciwsonecznych. - Kochanie - powiedzia niskim, ciepym gosem, przyprawiajcym o gsi skrk. - Wygldasz przepiknie. Zaczerwieniam si. - Dziki - mruknam. - Prosz, wejd.
14

Beleth od razu pewnym krokiem wkroczy do salonu i zacz si ciekawie rozglda. Umiechn si do mnie: - Widz, e cud stworzenia przychodzi ci bez trudu. Wzruszyam ramionami. To nie byo nic trudnego. Ju nawet palca nie musiaam uywa. - Teraz jeste konsultantem? Ju nie pracujesz w przydziaach? - zapytaam. - Co atwo si przekwalifikowae. - Powiedzmy, e Azazel by mi winny pewn przysug i pomg mi zmieni stanowisko. Specjalnie po to, bym mg ci spotka. -Aha... Patrzyam na Beletha siedzcego w swobodnej pozie na szezlongu. Rozpita pod szyj czarna koszula doskonaej jakoci perfekcyjnie ukadaa si na jego rwnie perfekcyjnym torsie. Spokojnie mgby piewa stary polski przebj Bo we mnie jest seks. Czarne wosy zaczesa do gry, znowu ukadajc je w niedbaego irokeza. Hebanowy wisior przypominajcy muzumaski raniec znika pod koszul. Usiadam naprzeciwko niego. - O czym pomylaam? - zapytaam. - Nie mam pojcia - powiedzia, bawic si okularami. Jego spojrzenie bezwstydnie bdzio po moich nogach. Poprawiam sukienk, zakrywajc kolano. - To znaczy, e mog ju spokojnie myle to, na co mam ochot, i nikt mnie nie usyszy? - upewniam si. - Chyba e bdziesz chciaa, eby kto ci usysza. - Jak to? - zdziwiam si. -Tak zwany wolny przekaz mylowy, po miertelnemu telepatia. - Po miertelnemu"? - zamiaam si. - Tak mwimy w Niszej Arkadii. Zmruyam oczy. Dobrze ci w tej koszuli", pomylaam, intensywnie pchajc t myl w stron Beletha. - Dzikuj. Mnie te ona bardzo si podoba. - Lekko skoni gow. - Szybko si uczysz. - Bo ucz si od mistrza - palnam. W odpowiedzi zamia si serdecznie. - N o prosz. Czarowa te ju umiesz. Chwil siedzielimy w milczeniu. Beleth przyglda mi si uwanie, lustrujc bez enady kad cz mojego ciaa. Na jego ustach malowa si delikatny, lubieny umiech. - A wic jeste konsultantem - zagadnam, eby jako przerwa cisz. - Tak - mrukn, przenoszc spojrzenie na moje oczy. -Krtko mwic, mam ci wprowadzi w ycie Pieka. Wyjani rzeczy, ktrych nie znajdziesz w regulaminie, pokaza Nisz Arkadi, pomc, gdy dostaniesz pierwsze zlecenie targu. Jestem t osob, ktra z radoci sprawi take, e nie bdziesz si czua samotna.
15

To nie jest czowiek, musiaam o tym pamita. To diabe, dlatego jest a tak pocigajcy, pikny i seksowny. Z drugiej strony ja jestem diablic... - Wyjanij mi to, e jestem diablic. Jestem kim takim jak ty? - zapytaam. Odoy okulary na niski stolik. - Nie. Nie jeste taka jak ja. Musisz pamita, e urodzia si czowiekiem, masz ludzk dusz. Ja nie mam duszy. Nigdy nie miaem ciaa. Jestem po prostu czci Boga. Ty jeste... - urwa, szukajc najlepszego okrelenia. - No co najwyej wiartk. wiartka Boga. Jak to dumnie brzmi... Beleth umiechn si lekko na widok mojej miny. - To nie takie ze. Te naleysz do Niego. Jeste Jego czci. - Czyli tylko tym si od ciebie rni? - Nie. - Zamia si. - Mona powiedzie, e nie jestemy tym samym gatunkiem. Ja, tak jak inne anioy, powstaem z ognia. Ty z gliny. Glina nigdy nie stanie si ogniem. Moe si co najwyej zwgli... Chciaam zaprotestowa, ale mi przerwa: - Tu nie chodzi o to, e s midzy nami jakie morfologiczne rnice. Tu chodzi o zupenie inn psyche. Jeste czowiekiem. Jeste dobra i za, szlachetna i zawistna, mdra i gupia. Anioy nie s tak dwoiste, takie sabe. Owszem, zdarza nam si popada w skrajnoci. Mamy swoje wasne zdanie, take popeniamy bdy, kamiemy, zazdrocimy, podamy. Posiadamy wszystkie wasze saboci, mona nawet powiedzie, e odczuwamy je silniej. Potrafimy jednak nad nimi panowa, wykorzystywa je. Chocia, oczywicie, i u nas znajduj si osobnicy, e tak powiem, nieprzystosowani do ycia. Na og ludzkie problemy nas bawi. Dla nas nie ma szaroci. Jest czer i biel. - Hm... co jak choroba dwubiegunowa? Beletha, potocznie mwic, zatkao. - Nie - w kocu wydusi. - Nie jestemy szalecami. My tylko czujemy... mocniej. Musisz zrozumie, e jest w nas wicej boskoci ni we wszystkich ludziach razem wzitych. Wszystko, co robimy, ma cel. Siedziaam w milczeniu, starajc si jako to poj. Jednak nie byo to atwe. Do tej pory Pieko malowao mi si przed oczami jako kraina, ktr wadaj przystojni szalecy, przekonani o swojej boskoci. Nisza Arkadia miaa wszystkie cechy ludzkiej monarchii... Zdaam sobie spraw, e jestem teraz diablic. Hej! Naleaam do klasy rzdzcej! - Poza tym nie zapominaj, e tak samo jak inni, pamitam pocztek wiata, ktry znasz - kontynuowa Beleth. - Ja widziaem, jak dopiero si rodzi. Pomagaem w dziele jego stworzenia. Widziaem, jak potomkowie Adama popeniaj bdy. Uczyem si. Mojego dowiadczenia nie porwnasz z adnym innym. - Nic co ludzkie nie jest mi obce - wymruczaam. - Homo sum, nihil humani a me alienum esse puto - przytakn. - Tylko e ja nie jestem czowiekiem.
16

- Ile znasz jzykw? - Wszystkie, ktre istniej, i wszystkie, ktre znikny. Troch przytoczya mnie ta masa informacji. Musiaam to sobie poukada w gowie. Poza tym zrozumiaam wreszcie, e Beleth nie jest taki, na jakiego wyglda. To nie radosny podrywacz niemylcy o przyszoci, ale potna istota, ktra po prostu przyja tak poz, bo tak jej wygodnie. - Zaczynasz rozumie - stwierdzi. - Syszysz moje myli. - To nietrudne, kiedy w rodku krzyczysz. A tak wiele siy, by zachowa swoje myli dla siebie, nie posiadasz. Jednak nie musisz si mnie ba. Nie zrobi ci krzywdy. Usilnie staraam si nie myle zbyt gono, co byo bardzo trudne. Znowu poczuam si zagubiona. Bardzo zagubiona. - Mog ci przytuli, jeli chcesz - ochoczo zaproponowa Beleth. - Nie chc. W odpowiedzi kiwn gow ze zrozumieniem. W jego oczach zobaczyam agodno. - Masz wiele twarzy - zauwayam. - Taki zostaem stworzony. Znowu siedzielimy w milczeniu. Beleth bdzi spojrzeniem po wntrzu mojego domu, duej zatrzymujc si na rodzinnych zdjciach. - Kto by pierwszy? Adam czy Ewa? Drgn zaskoczony moim gosem. Spojrza na mnie, na jego ustach bka si wesoy umiech. - Pytasz serio? - Tak - odparam. - Wy, ludzie, macie dziwne problemy - parskn. - A czy to wane, kto by pierwszy? Wzruszyam ramionami. - Byam ciekawa. - Przyjrzyj si mi, Wiki. Wygldam jak mczyzna. Jestem stworzony na podobiestwo Boga. Tak samo jak pierwszy czowiek... - W jego policzkach pojawiy si doeczki, kiedy wesoo zamia si z mojej miny. - Tak, wiem - w kocu wydusi. - Zawiodem w ten sposb wszystkie feministki na wiecie. Skrzywiam si. A teraz potna istota jeszcze si ze mnie wymiewaa. Urocze... - A moecie mie dzieci? - zapytaam. - Skoro macie tak sam budow jak mczyni... Beleth spowania w jednej chwili. Przyglda mi si w skupieniu. Z jego twarzy kompletnie nie dao si odgadn, o czym myla. - To tak zwane tabu... - powiedzia. - Czyli nie odpowiesz? -Nie.
17

- Skoro si boisz... Zamia si serdecznie. - Lubi ci, Wiktorio. Jak nikt potrafisz mnie rozbawi. - Ciesz si... - prychnam. - Skoro nie masz ju wicej pyta, to moe zrobimy sobie ma wycieczk? - zaproponowa. Zgodziam si z ulg. Miaam ju do tej rozmowy. Czuam, e Beleth si mn bawi. Ju wczeniej zauwayam przed domem czerwone paskie auto. Gdy wyszlimy naganek, zapytaam, jaka to marka. Usyszaam, e Lamborghini Diablo. Czemu mnie to nie zdziwio? Chwil pniej mknlimy szybko wskimi, krtymi uliczkami po zboczu tu nad brzegiem morza. Miaam serce w gardle, ale nic nie powiedziaam. Powtarzaam tylko w mylach, e drugi raz nie umr, gdy spadniemy w przepa. Nawet jeli Beleth sysza moje myli, to kompletnie je ignorowa, biorc coraz ostrzejsze zakrty z jeszcze wiksz prdkoci. Musiaam przyzna, e Pieko byo pikne. Przypominao mi malownicze greckie lub tureckie panoramy, jednak pozbawione dusznego, wilgotnego powietrza. Owszem, byo ciepo, ale nie gorco. Zapach sonego morza... Raj... Gdy wjechalimy midzy budynki, Beleth zwolni i zacz opowiada mi o ich mieszkacach, a take caym miecie o wdzicznej nazwie Los Diablos... Swoj nazw wzio std, e byo to najwiksze skupisko diabw w caej Niszej Arkadii. Opowiedzia mi o powstaniu miasta osiem tysicy lat temu. Pocztkowo bya to maa nadmorska wioska zaoona przez kilku obywateli Pieka. Dopiero pniej staa si modna, teraz za zamieszkiway j najznamienitsze osobistoci gorcego poudnia". W samym sercu dzisiaj ju metropolii znajdowaa si ogromna rezydencja samego Lucyfera. Synne ziemskie Los Angeles take zostao stworzone przez anioy. To odpowiednik piekielnego Los Diablos. Beleth znowu wyda mi si bardzo ludzki. mia si z moich nieudanych dowcipw, bezwstydnie ze mn flirtowa, gdy spacerowalimy wolno po miecie, podziwiajc widoki i stare domy, i gdy pniej wpadlimy na obiad do malekiej restauracji. - Czy w Piekle s pienidze? - zapytaam, koczc doskonae risotto. - Nie - odpar. - U nas nie ma pienidzy, zarobkw, wynagrodze, podatkw. Zerknam na talerz i na sympatycznego Wocha, ktry przed chwil poda nam wasnorcznie przyrzdzone jedzenie, a teraz siedzia przy barze i popija herbat, czytajc ksik. Cisz w pustej restauracji przerywa tylko szum wentylatora wiszcego pod sufitem i brzknicia filianki Wocha. - To jak mu... si odwdziczymy? - zapytaam. - Grzecznie podzikujemy i pochwalimy jego kuchni, a potem wyjdziemy, eby mg posprzta - odrzek Beleth, wzruszajc ramionami. -1 nie bdzie mia nic przeciwko, e tak kompletnie za free nam ugotowa?
18

- Ale to jego hobby. - Mczyzna zamia si. - W Piekle kady robi to, na co ma ochot. On bardzo lubi gotowa, ale nie odczuwa przyjemnoci, robic to tylko dla siebie. Dlatego gotuje dla innych. Tak samo inni uprawiaj co dla siebie i dla pozostaych, szyj, czesz, ucz, pisz artykuy do gazet. To rodzaj spdzania wolnego czasu. Owszem, jest te sporo zmarych, ktrzy nie robi nic. Jednak rednio po kilkuset latach obijania si te bior si w kocu do roboty i ucz si by dla innych. Nie tylko dla siebie. - Utopia. Na Ziemi to by si nie udao - powiedziaam. - Na Ziemi nie ma diabw, ktre w razie potrzeby stworz ywno, ktrej brakuje - uwiadomi mnie Beleth. - Poza tym miertelnicy choruj, umieraj. Tu nikt nie choruje. Przetaram serwetk usta i spojrzaam przez du szyb wystawow na spokojn uliczk, ktr przejechao jakie sportowe auto, a zaraz za nim mczyzna ubrany w skry, siedzcy na oklep na koniu. - Idziemy? - zapytaam. - Jeszcze nie - odpowiedzia. - Umwiem ci tu dzisiaj z kim, kto wyjani ci kilka spraw. Sdz, e o wiele atwiej bdzie ci porozumie si z ni ni ze mn. W tym momencie do lokalu wesza szczupa kobieta o egzotycznych rysach. Miaa czarne wosy do ramion, grzywk i mocno umalowane oczy. Na jej szyi wrd innych ozdb wisia na srebrnym acuchu klucz diaba. - O, ju jest... - Twarz Beletha w jednej chwili si rozjania. Wsta i wycign do niej rce. - Pikna jak zawsze. - Przytuli j i pocaowa w policzek. - Oj, czarusiu... - Poklepaa go po ramieniu i zerkna na mnie. Czuam na sobie jej taksujce spojrzenie, gdy przygldaa si krytycznie mojej sukience i fryzurze. - To ta nowa? - bezceremonialnie zapytaa Beletha. - Tak, to Wiktoria... - wycign w moj stron do. Kobieta przerwaa mu: - Wiktoria to dobre imi. Krlewskie. - Taaak - Beleth puci do mnie oko. - Wiktorio, jest mi bardzo mio przedstawi ci... Kleopatr. 5 Chwil pniej Beleth wyszed, zostawiajc mnie sam na sam... z dawno zmar krlow Egiptu. Przygldaam si jej z zaciekawieniem. Miaa do spory nos (zupenie jak na kreskwce z Asteriksem i Obeliksem!), ale bya bardzo adna. Egzotyczna uroda poczona z pewnoci siebie, widoczn w kadym gecie, skutecznie przycigaa uwag. - We wszystkich filmach o twoim yciu, ktre widziaam, gray ci znacznie brzydsze aktorki - wyznaam.
19

Kleopatra popatrzya na mnie z politowaniem. - Ludzie w dwudziestym pierwszym wieku naprawd s beznadziejni... Dziewczyno, czego w yciu dokonaa? Tylko nie spiesz si z odpowiedzi. Spojrzaam przez witryn na ma uliczk. Czego ja dokonaam? Hm... musiaam chwilk si zastanowi. - Zdaam bardzo dobrze matur, a za drugim razem zrobiam prawo jazdy - odezwaam si po dugiej ciszy. Kleopatra przerwaa gr na gameboyu i zerkna na mnie z tym samym pobaliwym umiechem, co poprzednio. - Dziewczyno... - westchna, odkadajc elektroniczny gadet na st, i opara wdzicznie brod na splecionych doniach. - Gdy miaam siedemnacie lat, objam wadz nad Egiptem po mierci mego ojca Ptolemeusza XII Auletasa. By mc wada moim umiowanym krajem, musiaam polubi mojego modszego brata, dziesicioletniego Ptolemeusza XIII. Nie cierpiaam gwniarza, ale nie miaam wyboru. Jego opiekunowie - zrobia w powietrza znak cudzysowu - usiowali si mnie kilkakrotnie pozby, lecz im si to nie udao. Wygnano mnie, ale w Palestynie zebraam wojsko i najechaam na Egipt. Potem przy pomocy mojego kochanego Cezara pozbyam si i opiekunw, i ich marionetki, czyli gupiego Ptomcia. Po mierci Cezara razem z moim synem Cezarionem zostalimy sami, znowu musielimy walczy o to, by Egipt nie zosta podzielony i przekazany jakiemu rzymskiemu namiestnikowi. Dopiero z mym mem Markiem Antoniuszem doprowadzilimy Egipt do rozkwitu. Niestety pniejsze zawieruchy i wewntrzne konflikty w Rzymie zmusiy nas do ustpienia. Antoniusz popeni samobjstwo, a ja... no c... jako e umaram kilka lat wczeniej w poogu, sfingowaam swoj mier, dajc si ugry kobrze krlewskiej, co na zawsze okryo mnie chwa i uwielbieniem mego narodu. Kleopatra promieniaa, opowiadajc mi histori swojego ycia. Patrzc na ni, zrozumiaam, e nie jestem pierwsz (a nawet nie jestem w pierwszej setce...) osob, ktra sucha tej skrconej biografii. Westchna ciko, oceniajc mnie spojrzeniem swoich przenikliwych czarnych oczu. - Trzeba bdzie dugo nad tob popracowa, by uczyni ci prawdziw diablic... Zaraz! Jak to umara w poogu, a par lat pniej sfingowaa swoj mier? Co mi tu nie pasowao. - Jak to umara w poogu? Popenia samobjstwo z kobr... Zrobia pretensjonaln zdziwion min. - O... to nikt ci tego nie wytumaczy? Czuam, e zaraz wybuchn. Czyby Beleth zapomnia mi powiedzie o pewnym drobnym szczegle? Na przykad takim, e moe nadal yj?! - Nie... - prawie warknam. - Czy ja jeszcze yj? Mog wrci na Ziemi? Teraz na piknej twarzy Kleopatry malowao si tylko wspczucie. Pocieszajco poklepaa mnie po doni. - Nie, Wiktorio... Ty nie yjesz, nie moesz tam wrci, by y... Posmutniaam. A ju mylaam, e moe znowu zobacz brata. Powiem mu, e ze mn wszystko w porzdku. Na pewno si martwi. Nie mieszkalimy razem, ale czsto do siebie dzwonilimy. Wczoraj nie zadzwoniam.
20

Czy ju znaleli moje ciao? Policja kazaa mu rozpozna moje szcztki? Przeknam gono gul w gardle. Jak mogy wyglda moje zwoki? Nie wiedziaam, co zrobi z nimi morderca. Poczuam mdoci. - Wiktorio... Nie moesz tam wrci, aby y, ale moesz tam wrci, aby istnie. - Kleopatra umiechna si radonie. Czuam si, jakbym rozmawiaa z eskim odpowiednikiem Beletha... Czy mwienie zagadkami to domena diabw, na mio bosk?! - Posuchaj, podpisujc kontrakt, staa si diablic. A diaby nie maj ciaa - usiowaa mi wytumaczy sytuacj. - To znaczy, e twoje ziemskie szcztki zamieniy si w popi w tej samej chwili, w ktrej skoczya pisa ostatni liter swojego nazwiska na formularzu. - Rozumiem. Czyli nikt nigdy nie znajdzie moich zwok - odparam. No wanie. Poza tym masz klucz diaba. A z nim moesz przedosta si wszdzie, do kadego wymiaru. Nie moesz I ylko podrowa w czasie. - Skrzywia si. - To potrafi tylko prawdziwe mskie diaby. Umiej zabiera ze sob pasaerw, ale nie chc tego robi, bo im nie wolno. Mylaby kto... W kko ami boskie zasady, a zabra mnie do krainy przodkw to nie aska. Teraz nawet nie mam po co pojawia si w Egipcie. Panoszy si w nim ta brudna arabska hoota! A co z moj wiar? Z prawdziw wiar w bogw egipskich? Zgina zamieniona na Allacha. - Poczekaj - przerwaam jej gderanie. - To znaczy, e mog wrci na Ziemi, bd cakowicie widzialna dla wszystkich i bd moga udawa, e nadal yj? - Tak. - Wdzicznie wzruszya ramionami. - Ja tak zrobiam. Otworzyam szeroko oczy ze zdumienia. Od razu pospieszya z wyjanieniami: - Niestety po cikim porodzie mojego najmodszego syna Ptolemeusza Filadelfosa zmaram z powodu zakaenia. Ale nie chciaam umiera. Po podpisaniu kontraktu dowiedziaam si, e mog wrci, i tak zrobiam. Owszem, musiaam bra udzia w targach o dusze, lecz dziki temu, e byam skuteczna, mogam mie sporo wolnego czasu, ktry spdzaam z Antoniuszem i dziemi. No i nadal wadaam mym krajem. A potem jeszcze to samobjstwo. Ale to by akt polityczny! Dzisiejsi politycy nie potrafi zdoby si na takie czyny. Ciepe kluchy... - No, ale ty i tak bya martwa. Tobie nie zaleao, jak si drugi raz zabijaa na niby - zauwayam. Kontynuowaa, tak jakby nie usyszaa mojej uwagi: - Ach, auj, e potem odeszam w niebyt. Mogam uda zmartwychwstanie! Wyobraasz to sobie? Moi wrogowie musieliby mnie uzna jako wcielenie bogini Izydy za jedyn prawowit wadczyni krainy nad Nilem. Jake auj, e wpadam na ten wspaniay pomys dopiero po stu latach, gdy ju byo za pno. Zdaam sobie spraw, e kto tu cierpia na przerost ambicji. - Kleopatra VII, wcielenie bogini Izydy. - Westchna z rozkosz. - Ale miaabym pikne inskrypcje na pomnikach! I zbudowaabym nowe witynie! Jedn w Aleksandrii, a drug w Karnaku! Moi ziomkowie oddawaliby mi hod i wielbili me imi. Kleopatra VII, wcielenie bogini Izydy... ziemskie wcielenie bogini Izydy... wcielona bogini Izyda... stpajca po ziemi bogini Izyda...
21

Odchrzknam gono, przerywajc jej litani pochwalnych tytuw. Powanie, faceci musieli lecie na jej urod, bo charakter miaa odrobin koszmarny... - To co teraz? - zapytaam. - Mog wrci do domu, po klucz, ktry tam zostawiam, i uda si na Ziemi, tak? - Zostawia klucz w domu? - znieruchomiaa. - Zwariowaa?! Postanowiam nie odpowiada, bo najwyraniej byo to pytanie retoryczne. - Musisz nosi go zawsze przy sobie! A jak ci go kto ukradnie?! Drugiego nie dostaniesz! - pouczya mnie i wrzucia gameboya do torebki. - Szybko! Idziemy do twojego domu! - A kto miaby mi go ukra? - zapytaam lekko zaniepokojona i te wstaam. Kleopatra wsuna swj klucz diaba w cian restauracji i spojrzaa na mnie jak na kompletn idiotk: - Haaaalooooo, jestemy w Piekle... - owiecia mnie i wskazaa na sufit. - Ci dobrzy i prawi s pitro wyej. Wbrew jej przypuszczeniom w moim domu nie byo nieproszonego gocia. Klucz lea tam, gdzie go zostawiam, czyli spokojnie pod poduszk na szezlongu. No, OK... tam, gdzie mi pewnie wypad z kieszeni, co oburzona Kleopatra uznaa za co najmniej obraz majestatu. Na szczcie pozbyam si jej kilka minut pniej. Jej mentorskie wywody ju mnie mczyy. Poza tym chciaam czym prdzej wrci. Wrci na Ziemi. Gdy wreszcie udao mi si wyprosi Kleo, mogam wzi swj klucz diaba i po przebraniu si w swoje stare ciuchy wej w cian...

6 Weszam do pokoju w malekiej kawalerce na Pradze. Lnicy prostokt za moimi plecami znikn tu po tym, jak postawiam obie stopy na parkiecie. Potoczyam spojrzeniem po tych cianach obwieszonych zdjciami mojej rodziny i przyjaci, po znajomych, starych meblach. Spojrzaam nawet z czuoci na wypalone pkole na pododze porodku pokoju, pamitk po ostatnich andrzejkowych wrbach. BYAM W DOMU! Miaam ochot skaka wysoko w powietrze. Powiesiam klucz na szyi i rzuciam si na swoje ko. Mhm... byam w domu. Znowu westchnam, rozkosznie wtulajc si w poduszk. Zdaam sobie spraw, e nie zadzwoniam wczorajszego wieczoru do Marka. Na pewno bardzo si martwi! Kto wie? Moe nawet zacz mnie szuka.
22

Kurcz, ten zbj pewnie mnie okrad, albo moj komrk kto po prostu znalaz i sobie zatrzyma. Pomylaam o niej intensywnie. *** Sebek przyglda si srebrnemu cacku w swoich doniach. Przypali skrta, przez co troch zakrcio mu si w gowie. Najnowszy samsung. Ale mia szczcie, e go znalaz. I to w trawie na Polach Mokotowskich! Musia jeszcze tylko wyj z niego kart poprzedniego waciciela, a raczej cakiem niezej laski, biorc pod uwag zdjcia zapisane w pamici, i woy swoj. Jeszcze raz obrci w doniach aparat. By super! Nie mg si doczeka, kiedy ziomy go zobacz. Nagle srebrne cacko zamigotao i znikno. Pomidzy jego palcami bya tylko pustka. Przyglda si swoim doniom zaskoczony. - Kurde... - Spojrza z dezaprobat na skrta. - Co to za szajs... *** Komrka zmaterializowaa si w mojej doni. Umiechnam si pod nosem, gdy stwierdziam, e z karty nie znikna nawet zotwka. Mj umiech troch przygas, gdy zobaczyam sze nieodebranych pocze od Marka. Czym prdzej do niego oddzwoniam. - Wiki, gdzie ty si do cholery podziewaa?! - rykn w suchawk. -Te ci kocham i mio sysze mi twj gos... - wymruczaam. - Wiesz, jak si martwiem?! - dalej krzycza. - Gdzie bya? Czemu nie odbieraa? Co si stao?! Skrzywiam si. Teraz jeszcze musiaam kama. No, ale przecie nie mogam mu powiedzie: Sorry, braciszku, ale kopnam w kalendarz, a Szatan nie pozwoli mi wczeniej zadzwoni". - Byam na imprezie - powiedziaam potulnym gosem. - Nie syszaam, jak dzwonisz, a potem cakiem zapomniaam oddzwoni. Dzisiaj przez cay dzie miaam prawdziwe urwanie gowy. Wiesz, na uczelni... - Na imprezie? - znowu rykn. Marek zawsze bardzo si o mnie troszczy. Odkd si niedawno wyprowadziam, a on zamieszka z narzeczon, cigle mnie kontrolowa, martwic si, e sama nie dam sobie rady. - Pia? Kto ci potem odprowadzi do domu? Jaki chopak? Najlepiej duy? Wiesz, e mieszkasz w niebezpiecznej dzielnicy. Nie chc, eby co ci si stao. - Spokojnie, kolega mnie odprowadzi - skamaam gadko.
23

- Jaki kolega? - Spotykamy si od jakiego czasu - brnam dalej w moj ma mistyfikacj. - Dzisiaj te id z nim na randk. Bd si za te oszustwa smay w Piekle. A nie... zaraz... ja ju si w nim sma... - Chc go pozna - zada. - Skd on jest? To warszawiak? Bo jak jest z innego miasta, to moe ci wykorzysta, a potem wcale nie zwiza si z tob na zawsze. Wrci tam, skd przyjecha i... - Marek... - przerwaam mu. - Czy ty za bardzo nie wybiegasz w przyszo? Mam dwadziecia lat... zwiza si z kim na stae zamierzam dopiero za jaki czas, a o maestwie nawet jeszcze nie mylaam. - O Boe, wy ze sob picie? - W gosie Marka usyszaam panik. I wanie dlatego poczuam rado, gdy si od niego wyprowadziam. Chocia straszliwie za nim tskniam, a pusta kawalerka czasami mnie przytaczaa. No i nadal potrafiam straci gow, gdy kran zaczyna ciekn, gdzie pka uszczelka albo po cianie chodzi najzwyklejszy pajk. Niemniej uniemoliwienie mu inwigilowania mojego ycia na kadym kroku dawao mi satysfakcj, ktra spokojnie rekompensowaa te drobne niedogodnoci. - Marek! - krzyknam. - Nie pi z nikim! Raz si z nim spotkaam, a... - Raz si z nim spotkaa, a on ju ci odprowadza do domu? - zapa mnie za sowo. - Marek. Zaczynasz przesadza. Westchn ciko i zamia si pod nosem. - Jeeezu. Zaczynam zachowywa si jak twj ojciec. - Dokadnie, pojawiaj si u ciebie wszystkie najgorsze cechy... - No to suchaj, maa, wujkiem zosta nie zamierzam na razie, wiesz o tym. Rozumiem, e potrzebujesz wicej swobody... przepraszam... ale naprawd bardzo si o ciebie martwiem i troch puciy mi nerwy. Jeszcze chwil rozmawialimy. Kiedy wreszcie kliknam czerwon suchawk na telefonie, westchnam z ulg. Marek potrafi si rozkrci z kazaniami. Nagle komrka rozdzwonia si w mojej doni. - Cze - powiedziaam do Zuzy, mojej najlepszej przyjaciki. Znaymy si od podstawwki i zawsze byymy nierozczne. Poszymy nawet na te same studia. - Kobieto, usiuj si do ciebie dodzwoni od dwch dni! Dzisiaj jest impreza u Tomka, idziesz z nami, syszysz? - Eee... - mruknam niechtnie. - Troch mi si nie chce. - Bdzie Piotrek. Te dwa jake magiczne sowa podziaay na mnie jak redbull. Dosownie wyfrunam z ka i zaczam przeglda szaf w rozpaczliwej prbie znalezienia jakiego ekstraciucha. Z tego wszystkiego zupenie zapomniaam, e mog go sobie po prostu stworzy.
24

Ech... Piotr, Piotrek, Piotru... moja wielka niespeniona mio. Wysokibrunet, z niesfornymi czarnymi wosami, opadajcymi na przenikliwe oczy. Mhm... i ten seksowny, jednodniowy zarost dookoa zmysowych ust, po ktrych tak czsto bka si ironiczny, odrobin wszechwiedzcy umiech. Jeli chodzi o wntrze, nigdy tak naprawd go nie rozgryzam. Czsto milczcy, zawsze way wszystkie sowa, nigdy nie papla tak jak ja. Intrygowa mnie. Byam w nim zakochana od kilku miesicy. Najzabawniejsze, e wczeniej w ogle nie zwracaam na niego uwagi. Piotru by po prostu kumplem, z ktrym jedziam autobusem, z ktrym si wygupiaam, ktremu mogam o wszystkim powiedzie. Tak jako dostaam strza Amora po tyku, zupenie bez powodu, kiedy na jakiej imprezie siedzielimy sami na balkonie i patrzylimy w gwiazdy. Rozmawialimy o niczym wanym, 0 naszych studiach. Po prostu siedzia obok, palc papierosa i patrzc przez sztachety na szare blokowisko na oliborzu, a ja poczuam, e mogabym siedzie tak obok niego przez wieczno. Kurcz... a zawsze sobie powtarzaam: nie bd tak kre-tynk jak Bridget Jones", a tu co? Jeszcze tylko dziesi kilo nadwagi i bd moga z ni konkurowa o nagrod najwikszego pechowca yciowego. Wsadziam klucz w cian i szybko przeskoczyam do swojego domu w Los Diablos. Postanowiam ubra si w ciuchy, ktre woy mi do szafy Beleth. W kocu by facetem, wiedzia, co jest sexy. Rozrzuciam wszystkie ubrania na ku i zaczam przykada je do siebie przed olbrzymim lustrem. Spojrzaam krytycznie w swoje odbicie. A moe by tak...? Nie. A moe...? Przed oczami stana mi twarz Moniki. Wiedziaam z drugiej rki, ktra wiedziaa od jeszcze innej pomocnej rki, e jaki czas temu Piotrusiowi wanie Monika si podobaa. Jeszcze raz spojrzaam w lustro. Musiaam wytoczy cisz artyleri, jeli chciaam powali go na kolana swoim widokiem i wygra z Monik. Zaraz... a czy teraz te musz pomyle o konsystencji?! Pobiegam na d po ksik o uywaniu mocy. Chwil pniej wypowiedziaam w myli yczenie. Zamiaam si gono, patrzc na swoje odbicie. - I tak oto miseczka B staa si C, by nard wybrany mg si radowa! - wykrzyknam. Godzin pniej, adnie ubrana, umalowana i wyperfumowana przeszam przez cian w pustym zauku na warszawskim oliborzu. W zabaaganionym mieszkaniu Tomka bya ju prawie caa moja grupa ze studiw, plus grupy wsplokatorw mojego kolegi, z innych uczelni. Podaam mu butelk wdki i chipsy, ktre stworzyam na klatce schodowej (zamiana wody w sabe wino bya dobrym pomysem, ale jakie dwa tysice lat temu).
25

Usiadam obok koleanek z drinkiem w doni i zaczam si rozglda. Dostrzegam Monik, jak zwykle otoczon wianuszkiem facetw (jak ona to robi, ja si pytam?!), a w kcie pokoju Piotrusia z kumplami. Mia na sobie czerwony podkoszulek. Jest brunetem, wic byo mu w nim bardzo do twarzy. Czarny Piotru - zupenie jak w tej dziecicej grze karcianej. Zaraz... czy tam si nie przegrywao, jak si wycigno t kart z talii? Westchnam. - Ziemia do Wiki, ziemia do Wiki - Zuza rykna mi nad gow. - Nie rb takiej bogiej miny, bo ludzie bd si zastanawia, co ty pijesz. Dziewczyny spojrzay na mnie wspczujco. - Musisz da sobie z nim spokj - stwierdzia Zuza. - Rzu go! - zamiaa si Magda. - eby go rzuci, musiaabym z nim chodzi - warknam. - Uwaga, tuczek na horyzoncie - powiedziaa ostrzegawczo Kasia. Jak na komend wszystkie odwrciymy gowy, bdzc spojrzeniami po cianach. Rzeczywicie... W nasz stron zmierza Pawe. Jeden z cudownych wsplokatorw Tomka. Czowiek z gatunku spjrzcie na mnie - szyj mam szersz od czoa!" Nie cierpiaam go. On zreszt mnie te, od kiedy zwrciam mu uwag, e jeszcze troch sterydw i nie da rady wsadzi sobie tych krciutkich, napakowanych rczek do kieszeni. To znaczy, szczerze mwic, jeli chodzi o szczegy, to powiedziaam mu, e nie da rady wzi pewnej czci ciaa w dwie rce, ale c... O, Wiki. - Zoliwie si do mnie umiechn. - Czyby urosy ci cycki? A i owszem - odparam spokojnie i znaczco spojrzaam na jego krocze. - Za to tobie nic nie uroso. Chocia zaraz... przecie tam nigdy niczego nie byo. Dziewczyny dookoa mnie zaczy dusi si ze miechu, a Pawe sta wcieky, nie mogc wymyli adnej kliwej riposty. Nie zdziwio mnie to. Jego mzg, choby pozbawiony alkoholu, zawsze dziaa wolniej od normalnego. Miaam ochot jeszcze co mu powiedzie, ale to by byo jak dobijanie rannego. Nawet wzgldem niego miaam pewne skrupuy. Zuza pocigna mnie za rami, eby odej, pki nie wybuchnie. Pawe naprawd dorwnywa inteligencj trzonkowi od motka... Jakim cudem dosta si na polibud i jeszcze go nie wywalili, chyba na zawsze pozostanie dla mnie zagadk. Podeszymy do grupki, w ktrej siedzia Piotru. - Cze. - Usiadam obok niego. Kiwn mi gow na powitanie i na tym si skoczyo. Wrci do przerwanej rozmowy. Wczyam si do niej, jednak nie zmienio to faktu, e dla niego nadal byam fragmentem barwnego otoczenia. Uroczo...
26

Miaam gboki dekolt, znakomicie dopasowane spodnie, adnie wygldaam... i nic. Owszem, rykoszet trafi w jego kumpli. Chwil pniej Maciek przysun si do mnie i zacz ze mn rozmawia. Piotru to albo facet ze stali, albo kompletnie mu si nie podobaam... Co byo ze mn nie tak? W kocu daam sobie spokj i odeszam do koleanek. Za mn poszed Maciek. Super, jeszcze chwila i znowu si wpakuj. Chyba najgorsze, co istnieje, to powiedzie komu, e nie jest si zainteresowanym. Sama nie chciaabym tego usysze, wic przewanie nie mam serca tego mwi... Przez co zadziwiajco czsto pakuj si niestety w sytuacje bez wyjcia i musz i z kim na randk. Najwytrwalszy dzwoni trzy razy (rednio raz w tygodniu), ale te w kocu zrezygnowa, kiedy wci mwiam, e nie mam czasu. Zuza wci mi powtarza, e uciekam, a ksita z bajki nie bd mnie goni wiecznie. Zawsze jej odpowiadam, e ani oni nie wygldaj na krlewiczw, ani ja na ksiniczk, wic mogaby mi z aski swojej da wity spokj. Koo drugiej w nocy zagadnam Piotrusia, czy nie wraca do domu, tobym si zabraa razem z nim, eby nie chodzi sama po ciemku. Miaam szans chocia w nocnym autobusie by z nim sam na sam. Owszem, szed ju do domu, ale razem z nim Maciek, z ktrym mieszka. Wanie... Rozmawiajc o wszystkim i o niczym, jechalimy autobusem. Piotru jak zwykle by miy, uprzejmy... i nic poza tym. Wysiadam na swoim przystanku i powlekam si w stron swojego bloku. Gdy tylko autobus znikn za zakrtem, a wok nie byo adnego czowieka, wsadziam klucz w cian i wrciam do swojego domu w Los Diablos. Zdjam z siebie ciuchy i w samej bielinie rzuciam si na ko. Byam troch wstawiona, poza tym rozalona i musiaam to odespa. - CZY TY ZWARIOWAA?! - kto rykn tu nade mn. Przestraszona poderwaam gow do gry. Obok mojego ka, na fotelu, w kompletnych ciemnociach siedzia Beleth. Signam po kodr i zasoniam si ni. - Co ty tu robisz?! - teraz ja krzyknam. - Jak si tu dostae?! - Wyobra sobie, e przez cian... Strasznie mnie to rozbawio. Zaczam gono chichota i nie mogam przesta. Oho! O jeden (albo cztery - rzecz do dyskusji) kieliszek wdki za duo. - No tak, diabeku - wybkaam i pooyam gow na poduszce, zamykajc oczy. - Przez cian... - Nie zasypiaj! - krzykn Beleth i wyszarpn mi poduszk spod policzka. - Ej! - zaprotestowaam sabo. - Czy ty zdajesz sobie spraw z tego, co zrobia? - warkn wcieky Beleth, gniotc moj poduszk.

27

Naprawd by zy. Rozpite trzy guziki u koszuli ukazywaa trjkt jego piersi. Na oliwkowej skrze znowu rysowa si sznurek z nanizanymi hebanowymi paciorkami, przypominajcy odrobin raniec, chocia mnie kojarzy si bardziej z muzumaskim sznurem modlitewnym subha, skadajcym si z trzydziestu trzech koralikw, lub indyjskim -mala. Beleth by niesamowicie przystojny. Nie mogam oderwa wzroku od jego klatki piersiowej. Zmierzwione wosy, tym razem nieuoone w misternego irokeza, opaday mu na czoo. - Skup si na tym, co mwi, a nie na tym, jak wygldam - zagrzmia, ale ju spokojniej. W jego oczach zobaczyam bysk rozbawienia. - Znowu podsuchujesz moje myli - mruknam za, e mnie przejrza. - Jak jeste pijana, to w ogle ich nie pilnujesz - stwierdzi ju spokojny i usiad na brzegu ka, oddajc mi poduszk. Zadowolona wsadziam j sobie z powrotem pod gow. - To owie mnie, co zrobiam, bo pewnie nie bd moga pj spa, dopki tego nie usysz... - Wrcia na Ziemi i pokazaa si ludziom - spowania. - Nie wolno ci tego robi! Ty nie yjesz! - Ale Kleopatra powiedziaa, e mog tak zrobi - usiowaam si broni. Jego oczy zabysy wciekoci. - A wic to ona ci to powiedziaa?! - krzykn bardziej do siebie ni do mnie. W mylach komentujc zalety jego fizjonomii, patrzyam, jak gotuje si ze zoci. Ja naprawd robiam to mimowolnie. On po prostu by taki liczny! - Nie do, e gono mylisz, to jeszcze patrzc na twj umiech, mona wszystko zgadn - wymrucza. Wzruszyam ramionami zadowolona z siebie. A co mi tam! - Posuchaj - zacz swj wywd Beleth. - Nie wolno ci wraca na Ziemi. Rozumiem, e tsknisz za bliskimi, e chciaa ich zapewni, e wszystko jest dobrze, ale nie rb tego. Nikt nie moe zobaczy, jak czynisz cuda, jak przechodzisz przez ciany. Wtedy mogaby narobi niezego zamieszania. Wow, dobrze, e Beleth nie wiedzia, e Kleopatra chciaa po swojej mierci zmartwychwsta - wtedy by si dopiero wkurzy. - Nie rb tego, prosz ci. Dla wasnego dobra tego nie rb. Skrzywdzisz w ten sposb siebie. Nie jeste ju czowiekiem. Nie yjesz. Nie moesz cofn czasu. - Tak, tak. Wiem. Tylko diaby mog cofa si w czasie. Diablice nie... To te mi powiedziaa Kleopatra - dodaam szybko, zanim rykn, skd to wiem. - Dobra, niewane. - Potar doni czoo. - Posuchaj. Nie powinna wraca na Ziemi. Krzywdzisz siebie. - Zaraz - mruknam. - Zdecyduj si. To w kocu mnie nie wolno tego robi i zamaam jaki przepis czy mog to robi, ale jest to niewskazane?
28

- Nie ma reguy, ktra zakazywaaby ci to robi. Bycie diablic jest jedyn moliwoci, by mona byo wraca na Ziemi... Jednak nie czy tego, bo moesz narobi okropnego zamieszania. - A wic bd ostrona - machnam rk. - Sorry, Beleth, ale nie zamierzam rezygnowa z ycia. Lubi je. A skoro jako diablica mam prawo do podry na Ziemi, to bd podrowa tak dugo, jak mi si podoba. Siedzia zy. Zo wrcz od niego promieniowao, jec mi woski na karku. - Nie zmienisz zdania? - zapyta. - Raczej nie. - Umiechnam si. - W takim razie nastpnym razem jak pjdziesz na Ziemi, to wemiesz mnie ze sob - stwierdzi. Jeszcze czego... Wsta i podszed do ciany, ignorujc moje protesty. Wycign rk ze zotym kluczem. Ju mia wsun go w cian, ale zawaha si w ostatnim momencie. - Aha - odwrci si w moj stron. - Jutro, a raczej dzisiaj rano, odwiedzi ci mier. Pierwszy targ czeka ci niedugo. Nastpnie znikn w lnicym prostokcie. Olepiona, zamknam oczy. Nie zdoaam zobaczy, jak wyglday jego drzwi. mier... super! Jeszcze tylko jej brakowao, by bya caa wesoa gromadka. Ukoysana wasnym miechem, zasnam od razu po przyoeniu policzka do poduszki. 7 Rwno o godzinie trzynastej zadzwoni dzwonek do drzwi. Zapewne spaabym znacznie duej, ale upierdliwy kto za drzwiami nie zdejmowa palca z guzika. Przeklinajc go gono, zarzuciam na siebie satynowy szlafrok i zbiegam po schodach. Przelotnie zerknam w lustro w sypialni i stwierdziam, e wygldam koszmarnie. Wosy sterczay mi we wszystkie strony, niezmyty makija lekko si rozmaza. Istna wieo i rado o poranku... Zamierzaam zdrowo wygarn temu gociowi przy drzwiach, ktry usiowa chyba przebi si palcem na wylot do rodka domu. Jednak kiedy otworzyam drzwi, oniemiaam. Przede mn sta niski czowiek w habicie. Mia gra metr pidziesit wzrostu, moe nawet metr czterdzieci. Dugie rkawy zasaniay jego donie, w ktrych trzyma teczk z napisem Top secret, a twarz bya skryta w cieniu duego kaptura. Nie byam pewna, czy to kobieta, czy mczyzna. Brzowy habit skutecznie tuszowa sylwetk. - Diablica Wiktoria? - zapyta skrzekliwym gosem go.
29

- No... - przytaknam. - Atyto...? - mier. Mio mi ci pozna. Zorientowaam si, e stoj z otwartymi ustami. Zamknam je czym prdzej. - Mnie ciebie te - mruknam i postanowiam si pilnowa, eby nie wpatrywa si w ni z takim zdziwieniem. - A wic przyniosa mi... zlecenie. Staraam si, eby zabrzmiao to profesjonalnie. - Tak. - mier lekko skonia gow i podaa mi teczk w taki sposb, e nie zobaczyam jej doni. - Dzikuj. Moe chciaaby si czego napi? - zaproponowaam uprzejmie, chocia wcale nie miaam ochoty wpuszcza jej do swojego domu. - Dzisiaj jest strasznie ciepo, a ty jeste w takiej dugiej... sukience. - Nie jestem kobiet - usyszaam. Oj... szlag... - Bardzo przepraszam - powiedziaam szybko. - Po prostu po polsku mier jest rodzaju eskiego, wic pomylaam... - Po angielsku jest mskiego - stwierdzi mj go. - Ale mczyzn te nie jestem. - Och... to kim jeste? - zapytaam zbita z tropu. - Jestem rodzaju nijakiego - poinformowaa mnie z godnoci. - Nijakiego... - powtrzyam. Chocia nie widziaam jej zakapturzonej twarzy, czuam, e si ze mnie mieje. - Pereko, a czy syszaa o tym, eby mier si rozmnaaa? - zapytaa mnie. - Skoro si nie rozmnaam, to po co mi rodzaj? Pokiwaam ze zrozumieniem gow, chocia nic nie rozumiaam. - Dostarcz klienta o wyznaczonej godzinie w wyznaczone miejsce - powiedziaa zagadkowo mier. - Do zobaczenia. Odwrcia si do mnie plecami, a przed ni pojawia si czarna dziura. Nie zauwayam, eby wyjmowaa skd klucz. mier widocznie miaa swoje sposoby transportu. Ju miaam zamkn drzwi, kiedy dobieg mnie jej gos: - I postaraj si nie wyglda na targu tak, jakby wanie wstaa z ka po cikiej balandze. - OK! - odkrzyknam, patrzc na czarn dziur, ktra we-ssaa mier. Dobieg mnie tylko gony furkot jej habitu i ju jej nie byo. Czad! Te chc przenon czarn dziur! Usiadam przy kuchennym stole i po stworzeniu solidnego niadania (bezkalorycznego rzecz jasna - za ycia o to nie dbaam, to chocia po mierci mog) zasiadam do czytania zawartoci tajemniczej teczki. Bya tam maa ksika zatytuowana Krtka biografia Stefana Zytomskiego. Krtka... dobre... miaa ze trzysta stron! A take fotki uroczego dziadka i kartka z terminem: poniedziaek, 13 maja, godzina 15.45, rak. Czyli jutro. Miejsca spotkania ze mierci nie podano. Zapytam o to Beletha. Chyba najpierw bd musiaa przeczyta ksik o zawodzie diaba. Jeszcze nawet jej nie tknam.
30

Czytaam do wieczora. Z tego, co zrozumiaam, powinnam nauczy si wszystkich zych uczynkw tego staruszka i przedstawi je w odpowiedzi anioowi. Skrupulatnie notowaam, poczwszy od kopnicia psa, kiedy pan Stefan mia cztery latka, do zoliwego zatrzanicia ssiadce drzwi przed nosem razem z jej palcami jaki tydzie temu. Nagle, w sypialni, w ktrej leaam na ku, na cianie obok pojawi si mienicy si prostokt, ktry sta si zotymi, rzebionymi w hieroglify drzwiami. Jako bez problemu domyliam si, kto zaraz wparuje do pokoju... Niemniej trzeba zaznaczy, e sze razy zapukaa, zanim wtargna do rodka, nawet nie czekajc na moje prosz". - A gdybym bya goa? - zapytaam. - Albo przyapaaby mnie in flagranti? Kleopatra prychna. - Daj spokj... ciebie? Wikszej skromnisi nie widziaam. Taa... - Ubieraj si! Porywam ci do klubu mojego przodka. Obowizuj stroje wieczorowe. Wszystko, co serwuj Pod Gow Anubisa, jest egipskie. To jedyne takie miejsce w caym Piekle. Zerknam na jej poyskujc zotem sukni. Z biaego, plisowanego materiau, z naszytymi koralikami z lapis-lazuli i zota. Jej naszyjnik wyglda na piekielnie ciki. Tak samo jak kolczyki i diadem z kobr krlewsk. Kleopatra bez pytania podesza do mojej szafy i zacza przerzuca sukienki. Nie protestowaam. Wrciam do lektury. Rzucia obok mnie czerwon sukni z gbokim dekoltem. - Nie ma mowy - mruknam. - Wanie, e jest! - warkna. - Nawet nie wiesz, jakie mam przez ciebie kopoty. Zrobiam zdziwion min. O czym ona bredzi? - Beleth zrobi mi prawdziw awantur, e powiedziaam ci o moliwoci powrotu na Ziemi. - A co ma do tego ta sukienka? - zapytaam. - Skarbie, bardzo podobasz si Belethowi. On te bdzie na tej imprezie. Bdziesz wyglda oszaamiajco i bdziesz dla niego mia, dziki czemu on troch spuci z tonu i przestanie si na mnie wkurza. - Podobam mu si? - zdziwiam si. - Mylaam, e on si tak zachowuje wobec kadej kobiety. Kleopatra, gono wzdychajc, usiada obok mnie. - Jak wiesz, diabom nie wolno... hm... spkowa z kobietami. To zakazane. - Beleth co o tym wspomina - powiedziaam pozornie obojtnym tonem i wziam do rki buty, ktre rzucia obok mnie. Kleo lubia duo mwi. Jak nie bd jej naciska, to zapewne sama powie mi to, co mnie ciekawi. - Ale ty nie jeste ju kobiet - kontynuowaa, tak jak podejrzewaam. - Jeste diablic. A to oznacza, e staa si celem dla mnstwa diabw. Te byam takim celem, ale daam wszystkim do zrozumienia, e nie mam zamiaru sta si ofiar ich politycznych rozgrywek, wic ju od przeszo tysica lat mam wity spokj. - A dlaczego diaby nie mog kocha kobiet? - zapytaam szczerze zainteresowana.
31

- Kocha mog. Zakaz obejmuje uprawianie seksu i ewentualne posiadanie potomstwa. - To oni mog mie dzieci? - wykrzyknam. - Tego Beleth nie chcia mi powiedzie. - Szczerze mwic, to si nie dziwi, po tym, co sam zrobi. No, ubieraj si. Poszam z sukni do azienki i krzyknam do niej: - Opowiedz mi o Belecie. - A potem znowu mi si dostanie, jak mu si wygadasz, co? Wychyliam si. - Przysigam, e nie! Kleopatra znowu wrcia do przegldania zawartoci mojej szafy. - Jak wiesz... albo moe nie wiesz... w kocu wy w dwudziestym pierwszym wieku nic nie wiecie... - zacza Kleopatra, kiedy ja wbijaam si w czerwon sukni. - Potomkowie aniow to tak zwani mocarze, giganci czy olbrzymi. Za czasw Noego by potop, by czciowo ich zniszczy, a potem po prostu powsta zakaz. Musisz zrozumie, e dzieci aniow czy diabw nie s prawdziwymi ludmi, cho yj tak jak ludzie. S wiksze, silniejsze, agresywniejsze. Teraz ju ich nie ma. Wyginli. - Ale co to ma do Beletha? - zapytaam, wychodzc w sukni. Czuam si, jakbym bya w niej goa. Z powodu gbokich wyci nie mogam woy stanika. Dekolt, tak jak podejrzewaam, siga mi do ppka. Plecy byy odsonite prawie cakowicie. No c... przynajmniej sigaa do ziemi... - Przydaaby ci si jeszcze biuteria. - Kleopatra umiechna si do mnie szeroko. Posadzia mnie na ku i zacza tworzy rozmaite komplety naszyjnikw i kolczykw. Kady okazalszy i bardziej byszczcy od poprzedniego. - A jak to jest zwizane z Belethem? - zapytaam jeszcze raz. - A jak sdzisz? Dlaczego od jakich trzech tysicy dwustu lat siedzi zdegradowany w przydziaach? - Ma dziecko?! - odwrciam si do niej. - Mia. Achilles zmar bodaje w tysic sto osiemdziesitym czwartym roku przed nasz er pod Troj. Nie ma chyba ju adnych yjcych krewnych. - Achilles by jego synem?! Ten Achilles? Ten?! - Nie rozumiem, czym si tak podniecasz. Mityczni czy biblijni herosi byli w wikszoci potomkami aniow. Tacy ludzie si nie rodz. Wow... pomylaam o Pudzianie. Nie... on jest czowiekiem. Pbg nie reklamowaby piwa. - To s gdzie w Piekle albo w Niebie? - zapytaam. - Nie. - Przyoya mi do piersi dugi acuch z cikim rubinem, ktry zwiesza si piknie midzy piersiami. - Idealny. - To gdzie s? - dryam.
32

- Nie istniej. Po prostu zniknli tak jak wszystkie czarne dusze. - Wzruszya ramionami. - Mwiam ci, e byli silni i agresywni. Zabijali. Lubili zabija. Byli szaleni. To bya cena za ich si i moc. To wszystko dziao si na dugo przed moimi narodzinami, a jak wiesz, diaby s do skryte, jeli chodzi o tak zwane brudy rodzinne, wic duo ci nie powiem. Machna rk i od razu moje wosy uoyy si posusznie w mikkie fale na ramionach. Umiechna si do mnie szeroko, zadowolona ze swoich zabiegw. Moemy i - owiadczya i wsadzia swj klucz w cian. Poznasz mojego przodka Ramzesa II. Tylko si nie zdziw, ma rude wosy i jest bardzo czuy na tym punkcie. W sumie to mu sit; nie dziwi... kto by chcia mie rude wosy? Nie skomentowaam jej wynurze. Swj klucz zatknam za szerok bransoletk na nadgarstku. Dla pewnoci obwizaam j jeszcze acuszkiem. -To pamitaj. - Kleopatra zatrzymaa si z doni na ogromnej klamce. - Masz by mia dla Beletha. Umiechaj si i zatacz z nim ze dwa razy. Po jej opowieci diaby przestay ju wydawa mi si szalecami posiadajcymi bosk moc. Teraz wydaway mi si wygodniaymi seksualnie szalecami posiadajcymi bosk moc... Weszam za ni w cian. Po drugiej stronie zoconych drzwi by przyciemniony klub. Mnstwo osb chodzio w egipskich szatach. Kilku mczyzn miao tylko ozdobne przepaski na biodrach. Odprowadzane ciekawskimi spojrzeniami, podeszymy do stolika w naroniku, przy ktrym w nonszalanckiej pozie siedzia wyranie znudzony Beleth. Kruczoczarny irokez poyskiwa granatowo w przyciemnionym wietle, a krtko cite wosy po bokach wydaway si pochania wiato. Przy koszuli mia znowu kilka rozpitych guzikw. Gdy tylko mnie zobaczy, jego oczy rozjaniy si. Wsta, gdy siadaam. - Wygldasz wspaniale. - Pocaowa mnie w rk. - Jak ucielenienie pokusy. Pilnowa si, by bezczelnie nie zerka mi za dekolt, jednak rozcicie sukni wyranie go przycigao. - Ty te. - Puciam do niego oko, a on umiechn si jeszcze szerzej. Zdawaam sobie spraw z tego, jak wygldam. Zanim wy-szymy, dokadnie przyjrzaam si sobie w lustrze. Karminowa suknia skutecznie zasaniaa to, co powinno by zasonite, jednoczenie dajc atwo si domyli, co si pod ni znajduje. Ciki rubin byszczcy midzy piersiami przyciga spojrzenie. Kleopatra przesza sam siebie, niemniej czuam si nieswojo w takim ubraniu. Do naszego stolika podszed mczyzna w nakryciu gowy faraona. Spod przepaski wystaway mu rude wosy. - Witaj, Kleopatro - przywita nasz towarzyszk. - Belecie... - To Wiktoria - przedstawia mnie. - Nowa diablica. - Ach, diablica. - Umiechn si chytrze. Wrcz czuam, jak co kombinuje i kalkuluje po cichu. Przyjrzaam mu si uwanie. Jego rodacy w staroytnym Egipcie musieli si niele namiewa z jego do egzotycznej jak na tamten region, ryej czupryny.
33

- Bdziesz zawsze mile widziana w moim klubie - powiedzia. - Mnie te mio ci pozna - skamaam. - Poprosimy trzy ibisy - powiedziaa Kleopatra, na co Ramzes II skoni gow i odszed. Wdaam si z Belethem w pogawdk o moim nowym targu, w ktrym mia mi towarzyszy. Przystojny diabe wpatrywa mi si w oczy, zupenie jakby chcia mnie przewierci na wylot. Zrobio mi si gorco. Podczas rozmowy Beleth przysun si bliej mnie i niedbale pooy rk na oparciu kanapy, tu za moimi plecami. Czuam pulsujce od niej ciepo. Po chwili podszed do nas Ramzes II z trzema czerwonymi drinkami w wysokich szklankach. Pyway w nich poziomki. - Poziomki? - zdziwiam si. - One chyba nie rosn w Egipcie... Kleopatra spojrzaa na mnie z wyszoci i powiedziaa pewnym gosem: - W Egipcie ronie wszystko! Wolaam nie wdawa si z ni w dyskusj. Jeszcze bym si dowiedziaa, e kartofle, ktre przywieli odkrywcy Ameryki Poudniowej, jednak te najpierw urosy w Egipcie... Nagle gwar panujcy w sali zatoczonego ju Pod Gow Anubisa przycich. Przez niezwykle wystawne, dwuskrzydowe drzwi wkroczya na sal kobieta ubrana... w tak sam sukienk jak Kleopatra. - Hatszepsut - imi przybyej Kleopatra wycedzia z nienawici. Zerknam na Beletha, ktrego twarz od mojej dzielio moe pitnacie centymetrw. Nie zauwayam, w ktrym momencie jeszcze bardziej si do mnie przysun. Wzruszy ramionami i zaciekawiony ledzi ruchy Hatszepsut, ktrej twarz wykrzywia si we wciekym grymasie, gdy zobaczya Kleo w takiej samej sukience. Ruszya w nasz stron. - Wizerunek Izydy nie jest twoj wasnoci! - wykrzykna do Kleopatry. - Znowu musiaa woy jej sukni ceremonialn?! Przecie ty nawet nie jeste Egipcjank! Beleth pochyli si do mnie, odgarn mi wosy na plecy i wyszepta prosto do ucha: - Powtarzaj te sam ktni prawie co tydzie... Hatszepsut rzdzia Egiptem o wiele wczeniej przed Kleo i jako jedna z nielicznych kobiet nosia tytu faraona. Mski tytu... Woski na karku podniosy mi si pod wpywem jego ciepego oddechu. Mimowolnie wstrzymaam oddech. Od razu przeklam sam siebie za t sabo do Beletha. - Moe nie jestem Egipcjank z krwi, ale na pewno lepsz wadczyni od ciebie! - wrzasna Kleopatra. - Nie musiaam udawa mczyzny, eby rzdzi krajem! - Ja przynajmniej byam faraonem! - odpara oburzona Hatszepsut. - A ty? Grecka plebejka, ktra dorwaa si do wadzy! - Ale ja przynajmniej wadaam Egiptem jako kobieta. Nie musiaam przebiera si za faceta i odstawia caej szopki rbcie statuy bez biustu"! - Ale to ja zbudowaam najwspanialsze witynie! - Ale to ja jedziam na wyprawy wojenne! Podczas twoich rzdw umocnia si koalicja!
34

- Ale to nie po moich rzdach Egipt zosta cakowicie przejty przez Rzym, a nasza wiara umara! Na sali zapada cisza. Hatszepsut wytoczya najcisz artyleri. Dawni wadcy Egiptu do dzi nie mogli znie, e ju nikt nie czci starych bogw, a take ich samych. Kady z faraonw otrzymywa bowiem tytu wcielenia Horusa", jednego z bogw panteonu egipskiego. - Przecie ich wiara i tak nie bya prawdziwa - szepnam do Beletha. - Nie ma bogw z gowami psw czy ptakw. Jest jeden Bg, anioy i diaby. - Od trzeciego tysiclecia przed nasz er nikt nie zdoa im jeszcze wytumaczy, e ich wiara nie jest prawdziwa. Tobie raczej te si to nie uda... - wymrucza. Mwi o nich, jednak patrzy na mnie. Podziwia zagbienie tu nad obojczykiem, uk ramienia, cie rzucany przez brod. Jego spojrzenie palio skr. - Och, prosz - warkna Kleopatra. - Id pogadaj z Belfe-gorem. Macie wiele wsplnego. Po drugiej stronie sali, typowo kobiecym gestem, pomacha do nas szczupy mczyzna z dugimi wosami, ubrany... w sukienk z falbanami... - A to...? - mruknam, ledwo wydobywajc dwik z zachrypnitego garda. Usta Beletha prawie dotykay mojego ucha, przez co ledwo mogam skupi si na jego sowach. - To Belfegor, jeden z diabw. Zanim zaczlimy rekrutowa kobiety jako diablice, kochany Belfegor zgodzi si udawa kobiet, by w ten sposb kusi mczyzn. Z pocztku wszyscy podziwialimy go za odwag i powicenie. Potem Belfegoro-wi bardzo si spodobao by kobiet... Pokiwaam gow i pochyliam si w stron stou, sigajc po swojego drinka. Musiaam na chwil odsun si od diaba. Przy nim, tak blisko jego ciaa, nie mogam myle, skupi si. Iy .im na siebie za za to, jak reagowaam na jego dotyk i spoj-i /cnie. Pocignam duy yk. Miaam do mocn gow. Nie grozio mi, e po jednym drinku zaczn chichota jak kretynka i klei si do Beletha. Uch, by mocny! Spojrzaam zaskoczona na mojego towarzysza. -Maj koo pidziesit procent - odpar i take si napi. - Pidziesit procent? Rany, to chyba w wikszych dawkach mona od tego umrze! Beleth zatrzyma szklank przy ustach. Spojrza na mnie rozbawiony: - Kochanie... ty ju nie yjesz... Bardziej nie mona. Po kolejnych kolejkach, ktrych Ramzes II nam nie aowa, rami Beletha obejmujce moje plecy przestao mi ju przeszkadza. Nawet wycignam go na parkiet. Szalelimy przez kilka godzin, bacznie ledzeni przez czujne spojrzenia innych diabw. Kilka razy musiaam te zataczy z innymi. Nie potrafiam odmwi. W kocu, kiedy troch za bardzo wiat zacz mi wirowa, powiedziaam Belethowi, e chyba poszukam ciany. - Ju? - zapyta wyranie zawiedziony. Jego donie bdziy po moich nagich plecach.
35

- Tak, chciaabym jeszcze raz przejrze swoje notatki jutro rano, a po takiej imprezie mog by troch nie do ycia. Poza tym okropnie krci mi si w gowie. - Zamiaam si gono. - A moe ci odwioz samochodem? - zaproponowa. - Duej bdziemy razem. - Chcesz prowadzi po pijaku? - zdziwiam si. Beleth znowu mia min, jakbym powiedziaa co bardzo miesznego. - Jestem diabem, wci zapominasz o tym drobnym szczegle - poprowadzi mnie w stron wyjcia. Nie mogam si powstrzyma - pomachaam Belfegorowi. Posa mi umiech, dziki ktremu poznaam stan jego semek, i wdzicznie odmacha. Urocze! Przed wejciem Pod Gow Anubisa, tu obok nas, zmaterializowao si krwicie czerwone lamborghini Beletha. Gdy jechalimy, opowiadaam mu o mojej licie grzechw pierwszego klienta, o odwiedzinach mierci, o mojej ziemskiej rodzinie, pynnie przeszam nawet do wycicia wyrostka, kiedy miaam siedemnacie lat. Jednak jemu to nie przeszkadzao, mia si i komentowa moj histori. Dojechalimy w jednym kawaku. Ani razu nie zarzucio samochodem. Beleth odprowadzi mnie pod same drzwi. Opar do na framudze, zagradzajc mi drog. - wietnie si dzisiaj bawiem. - Ja te. - Posaam mu mj umiech nr 6 (moe bez semek, ale z sidemkami na pewno). Przysun si bliej. Delikatnie pogaska mnie po ramieniu. Miaam ochot go pocaowa, oj miaam. By taki pocigajcy: wysoki, w czarnej koszuli idealnie lecej na jego idealnej sylwetce, z lekkim umiechem na twarzy. Bia z niego mska energia zdobywcy. Pochyli si i pocaowa mnie. Zarzuciam mu rce na ramiona, a on obj mnie w pasie. Jeszcze nikt wczeniej nie caowa mnie z takim arem, uczuciem. Nikt... Przed oczami zobaczyam twarz Piotrusia. Jego pene usta, czarne jak wgiel oczy, otoczone dugimi rzsami. Gdyby on mnie tak pragn... Odsunam si od Beletha. Spojrzaam w jego lekko zamglone oczy. Nie powinnam go caowa. - Chyba ju pjd - powiedziaam. - Dzikuj za miy wieczr. Do jutra. Cmoknam go w policzek i przeszam pod jego ramieniem. Dopiero kilka minut po zamkniciu za sob drzwi usyszaam, jak odpala silnik... 8

36

Beleth powiedzia mi, e swoim zachowaniem, radami, opowieciami musz przekona zmarego o tym, e on tak naprawd chce i zawsze chcia i do Pieka. Owszem, mog by przegrana na samym pocztku, gdy trafi mi si kto, kto za ycia by wcieleniem cnoty. Wtedy anio tak mnie zakrzyczy dobrymi uczynkami, e nie dam rady wmwi klientowi, e jego przeznaczeniem jest dobrze bawi si w Piekle. Jednak gdy ycie zmarego byo... powiedzmy normalne, to wtedy mona polemizowa, jakie jest miejsce jego wiecznego odpoczynku. Wtedy to dusza moe zdecydowa, gdzie chce i. Oczywicie kady wtedy mwi, e chce i do Nieba - taki stereotyp, e tam niby fajniej. O tym, e na duych wysokociach moe nie by za przyjemnie niskocinieniowcom, jako nikt nigdy nie myli... Nie jest te tak, e petent mwi, e chce i do Nieba i idzie tam. On musi naprawd tego pragn. Trzeba to pragnienie w nim rozpali. Przewanie wszyscy ludzie na targu maj taki mtlik w gowie, e nie ma w ogle sensu ich pyta, nie potrafi pragn z caego serca. Tak byo ze mn. Anio niby prbowa mnie przekona, ale Azazel go zakrzycza, a ja byam taka przestraszona, e id do Pieka. Nie byam w stanie myle. Skoro moim pierwszym zleceniem by starszy pan, to postanowiam si ubra raczej w stonowane kolory, bez gbokich dekoltw. Nauczyo mnie tego dowiadczenie. Osiemdziesicioletni ochroniarz na mojej uczelni zawsze gromi mnie wzrokiem, ilekro przechodziam obok niego w mini. Pi minut przed godzin wyznaczonego targu kto zapuka do moich drzwi. Z dug na par metrw list grzechw pana Stanisawa (nie prnowa przez cae ycie) zbiegam po schodach. W progu ju czeka na mnie Beleth oparty niedbale o kolumn na ganku. Umiechn si na mj widok. - Gotowa? - Gotowa. Wsun swj klucz w cian obok mnie. Jeszcze nigdy nie widziaam jego drzwi. Kleopatra, a nawet Hatszepsut, miay zote wrota, okrelajce ich epok. Moje byy zwyke drewniane, o lekko winiowej barwie. A Beletha? Przed nami zmaterializoway si biae podwjne drzwi z mnstwem maych szybek w rnych kolorach. Z czym mi si kojarzyy, ale nie mogam sobie przypomnie z czym. - adne - powiedziaam. Kiwn gow i przepuci mnie przed sob. Znalelimy si w dziwnym miejscu. Pamitaam je z chwili mojej mierci. Byo biao, przy ziemi unosia si mlecznamga. Nie byo cian ani sufitu. Wszystko byo biae i nierealne. Zamazywao si przed oczami. - Twoim przeciwnikiem bdzie Muriel. Naley do chru Panowa - poinformowa mnie Beleth. - A ty do jakiego chru naleysz? - zapytaam. Nie wiedziaam, e oni maj jakie chry. Kurcz... ja si naprawd musiaam doksztaci w tej kwestii. - Potgi... naleaem do Potg...
37

- No, gdzie ten anio? - zapytaam, zmieniajc chyba niezbyt miy Belethowi temat. - Zaraz si pojawi - mrukn. W chwili gdy to powiedzia, naprzeciwko nas pojawiy si czarne, proste drzwi. Przeszed przez nie wysoki, ubrany na biao mczyzna. Tak samo jak Beleth by susznej postury, tylko w odrnieniu od niego jego twarz okalay pdugie blond wosy, idealnie podkrelajce zarys kwadratowej szczki. Spod grzywki porazio mnie bkitne spojrzenie. Umiechn si do mnie. Matko Boska - on wyglda jak Brad Pitt!!! Beleth mia min, jakbym go czym uderzya, a anio pochyli szybko gow, bym nie zobaczya umiechu na jego twarzy. O cholera... znowu pomylaam za gono. - Witaj, jestem Muriel - stara si by powany, jednak widziaam, jak pod skrywanym umiechem dr mu kciki ust. - Cze, a ja jestem Wiki. - Umiechnam si do niego. I za gono myl... Tego Muriel ju nie znis, zanis si gonym miechem, ktry odbi si echem w tym dziwnym wiecie. Jego ciepy miech sprawi, e zrobio mi si wesoo i byam szczliwa. Oho, kolejne czary, Beleth te mnie czasem tym traktowa. Tyle e on uywa niskiego, zmysowego gosu, ktry otula mnie niczym aksamit. Na moje szczcie (i Muriela, bo Beleth wyglda, jakby mia wybuchn) tu obok nas powsta may wir, ktry przeistoczy si w czarn dziur. Przesza przez ni mier pod rami z wystraszonym dziadkiem. Wszyscy od razu spowanielimy. Muriel machn rk i z niczego powstao krzeso, na ktrym usiad pan Stefan. mier pomachaa do mnie wesoo i stana za nim. Ciekawe po co? Biedak wyglda, jakby drugi raz mia zamiar umrze, tylko tym razem na zawa serca... raczej nie wyglda, jakby mia ochot ucieka... Posaam mu miy, uspokajajcy umiech. Nie podziaa... Staruszek cay czas patrzy z nadziej na Muriela, ktry wyczarowa sobie skrzyda. Pozer... - Panie Stefanie ytomski - powiedzia anio. - Zmar pan dzisiaj. Teraz ja i wysanniczka Piekie - wskaza na mnie przeprowadzimy targ o pask dusz. Od tego zaley, czy trafi pan na wieczny odpoczynek do Nieba, czy na potpienie do Pieka. Jednak ostateczn decyzj podejmuje pan. Miaam ochot zaprotestowa. Muriel tak nakreli spraw na samym pocztku, e ju prawie nie miaam szans. Staruszek patrzy na mnie teraz z nieufnoci. - Panie ytomski - odezwaam si szybko. - Wszyscy tutaj chcemy, by podj pan najlepsz dla siebie decyzj i nie aowa jej przez wieczno, ktra, jak wszyscy wiemy, jest bardzo duga. Bdzie pan musia zdecydowa po tym, jak oboje z Mu-rielem przedstawimy niewtpliwe zalety swoich wiatw. - Jasne - mrukn staruszek.
38

Przystpilimy do dziea. Ku mojemu zaskoczeniu Muriel zacz z pamici cytowa wszystkie dobre uczynki Stefana ytomskiego. Kurde... ja grzechy umiaam tylko adnie przeczyta. Nie wiedziaam, e musz si ich nauczy! Gdy skoczy, spojrza na mnie z zacht. Odchrzknam i wycignam z kieszeni kartk, ktra rozwina si na par metrw i upada na ziemi a pod stopy dziadka. Ucieszyam si, e na samym pocztku swojej listy pogrupowaam sobie, ktre przykazania i ile razy zama nieboszczyk. Wymieniam znacznie wicej grzechw ni Muriel dobrych uczynkw. Ha! Staruszek spojrza na anioa. - Chc i do Nieba - powiedzia pewnym gosem i zwrci si do anioa: - Mog, prawda? - Ale oczywicie - przytakn Muriel. - Czekamy ju tam na pana. Staruszek umiechn si zadowolony z takiego obrotu spraw. O nie! On tego pragnie! Nie zdoaam go przestraszy ogromem jego grzechw! No, co to za czowiek?! W ogle mu nie przeszkadza, e tyle nagrzeszy? To w dzisiejszych czasach nie ma ju skruchy? - Panie ytomski - zaczam. - Zanim podejmie pan ostateczn decyzj, musi pan zrozumie, co rni Niebo od Pieka. Tak naprawd nic ich nie rni. Wszyscy spojrzeli na mnie lekko zaskoczeni. - W Piekle jest zdecydowanie lepszy klimat - zachwalaam. - Doskonay na leczenie schorze reumatycznych. Mamy wspaniale rozwinit sie restauracji, barw, ca infrastruktur. Z ca pewnoci jest tam wielu paskich kolegw... - No jasne - prychn staruszek. - Te diaby na pewno sma si w ogniu piekielnym. Naley im si! Zbyszek do dzisiaj nie odda mi pidziesiciu zotych, ktre przegra ze mn w karty! A emerytur dostawa wysz ode mnie! Umar, a nie odda, stary pryk! Dobrze mu tak. A niech si smay! Muriel umiechn si do mnie z wyszoci i pogard pewnego siebie zwycizcy. - Panie ytomski, ale co na pana czeka w Niebie? - postanowiam zacz z innej strony. - Co pan tam bdzie robi przez wieczno? piewa Ave Maria? Mona zwariowa... Za to w Piekle jest bardzo duo adnych... eee... staruszek - mrugnam do niego. - Skarbie, ja umarem na raka prostaty... - owieci mnie pan Stefan. Spojrzaam na mier. Tego nie byo w dokumentach! By tylko rak! mier wzruszya beztrosko ramionami. - Podjem decyzj - powiedzia uroczycie pan ytomski. - Chc i do Nieba. Pragn tego z caego serca. Przykro mi, skarbie. - Umiechn si do mnie. -Ale... - zaczam, jednak Beleth pooy do na moim ramieniu. - Koniec targu - owiadczy. - Przegraa.

39

Spojrzaam na zadowolonego z siebie Muriela. Nie mia si z czego cieszy. Tak naprawd nic nie zrobi. Po prostu adnie wyglda z tymi skrzydekami, dziki czemu skusi mojego klienta. Skandal! Ucisnam mu do na znak zakoczenia targu. Gdy nasze rce si dotkny, zapony blaskiem. Muriel wzi pana ytomskiego pod rami i przeszed z nim przez czarne drzwi. W nicoci zostaam tylko ja, Beleth i mier. - Nie byo tak le jak na pierwszy raz - zaskrzeczaa mier. - Chocia z tymi staruszkami to troch nie trafia. Jej miech brzmia jeszcze dugo po tym, jak znikna w czarnej dziurze. - Naprawd byo dobrze. - Beleth umiechn si do mnie. - Jeszcze troch powiczysz i na pewno kogo namwisz na Pieko albo tak zrcznie odczytasz grzechy i podwaysz dobre uczynki, e zmary nie bdzie mia prawa decydowa. Nastpnym razem ci si uda. Nastpnym razem to przycisn mier do muru, eby mi wypiewaa dokadnie, na co petent umiera... - No ju, maa, nie am si. - Przyjacielsko obj mnie ramieniem. - To by twj pierwszy raz. Nastpnym razem pjdzie ci lepiej. - Kiedy bdzie nastpny raz? - zapytaam. - mier przyjdzie do ciebie jutro z kolejnym zleceniem. Damy ci wicej czasu na przygotowanie si do niego. Westchnam ciko. Teraz ju bd musiaa nauczy si wszystkich grzechw. Durna biurokracja. Zupenie jak gdyby odczytanie win nie wystarczao... *** Otulaa mnie ciemno. Zmysowa, ciepa, bezpieczna. Pewnym krokiem szam midzy drzewami. Nie wiedziaam, gdzie id, nie wiedziaam po co. Czuam, e powinnam i przed siebie. To nawet nie byo przeczucie. To by przymus. Miaam jednak do niego pene zaufanie. Wiedziaam, e to jest dobre. Jeszcze gbiej w ciemno, gdzie nie dociera aden bysk wiata latarni. Tam, daleko. Przed siebie. Potknam si. W jednej chwili naszy mnie wtpliwoci. Co ja tu robi? Gdzie jestem? Gdzie ja id? Jednak rozterki znikny tak szybko, jak si pojawiy. Z umiechem na ustach znowu szam przed siebie. Ku swojemu przeznaczeniu. Nagle co usyszaam. Szelest, kroki, czyj ciki oddech. Nie przestraszyam si. Nadal podaam przed siebie. Pewna tego, e musz i. Nie mogam skrci, nie mogam wrci do przyjaci, ktrych zostawiam. Nie pamitaam gdzie i kiedy. To si teraz nie liczyo. Musiaam i przed siebie. Niczym wicej si nie przejmowa. Po prostu i.
40

Z ciemnoci obok mnie wysun si mczyzna. Nie widziaam go dokadnie. Jego posta spowijaa ciemno. By wyszy ode mnie. Mia rozpity czarny paszcz. Poy wzdte na wietrze przypominay ogromne skrzyda. Jego oczy. Po raz pierwszy poczuam strach. Jego oczy byy puste. Jasnobkitne, wodniste, pozbawione wszelkich emocji. Wpatrzone we mnie z obojtnoci. Bysk ostrza. Prbowaam ucieka. Biegam przed siebie. Gdzie upad mj telefon komrkowy, ktry usiowaam wycign z kieszeni dinsw. Chciaam krzykn, ale z mojego garda nie wydoby si aden dwik. Mczyzna bieg za mn. Dogania. Szarpn mnie za rami. Poczuam potworny bl, gdy dgn mnie noem po raz pierwszy. Jednak bardziej przestraszy mnie jego obojtny, martwy wzrok. Zupenie jakby nie by wiadom tego, co robi. Milczenie maszyny. Zapaam go za poy paszcza, on nadal kurczowo trzyma mnie za rami, wbijajc po raz kolejny ostrze. Czuam, jak krew spywa mi po skrze. Niczym para kochankw w tacu mierci stalimy naprzeciwko siebie. Patrzyam w te puste oczy, nie wiedzc, gdzie ani czemu jestem. Wiedziaam tylko, e umieram. Osunam si na ziemi, pad na kolana obok mnie. Ciepa krew na zielonej trawie. Raz za razem zacz wbija n. Strzpkami wiadomoci zobaczyam jeszcze, jak jego ciaem przed zadaniem kolejnego ciosu wstrzsn szloch. *** Zerwaam si gwatownie z ka. Odgarnita satynowa pociel zsuna si z szelestem na podog. Gdzie ja jestem?!" Chyba krzyknam to gono. Obejmujc si za brzuch, rozejrzaam si dookoa. Sypialnia w Los Diablos. Zapaliam wiato i podeszam do lustra. Zdjam podkoszulek. Nie byo ladu, nawet blizn. Jednak wci czuam ostry bl wkrcajcy mi si we wntrznoci. Fantom tamtego wieczoru, tamtego cierpienia. Nadal roztrzsiona przeszam przez cay dom, zapalajc wiata w kadym pokoju. Chciaam przegna cie, udowodni sobie, e nic mi ju nie grozi, e nikt nie czyha w ciemnoci z noem. W kocu wrciam do sypialni. Caa si trzsam. Na podkoszulek woyam jeszcze sweter, mimo to nie mogam opanowa dreszczy wstrzsajcych moim ciaem. Skuliam si na ku. Sen jednak nie nadchodzi, a ja potrafiam myle tylko o tych oczach. Pozbawionych uczu, ycia... woli?
41

Co byo nie tak. Moje wspomnienia nie ukaday si w spjn cao. Pamitaam tamten wieczr jak przez mg. Czemu sama wyszam? Fragmenty ukadanki nie pasoway do siebie. W kocu usnam przewiadczona, e moja mier bya dziwna. 9 Nastpnego dnia o godzinie trzynastej czekaam ju przy drzwiach. Wczeniej zaatwiam par spraw na uczelni. Skoro udawaam, e yj, to wypadaoby take udawa, e studiuj. Przez cay dzie skutecznie znajdowaam sobie najrniejsze zajcia, byleby tylko nie myle o wczorajszym nie. O tych pustych oczach... Gdy mier zawisa na dzwonku, od razu jej otworzyam. - O, czekaa - powiedziaa zaskoczona. - Mam zlecenie. - Domylam si... - wysyczaam. - Wejd do rodka. Mam do ciebie kilka pyta. Musisz mi opowiedzie o mierci nowego klienta, ebym znowu nie popenia takiej samej gafy... - Chtnie napij si herbaty... To mier pije? Nie skomentowaam tego. Wskoczya zwinnie na barowy stoek w kuchni, kiedy ja parzyam zielon herbat w dzbanku. - Moe usidziemy w jadalni? - zaproponowaam. - Nie, tu mi si podoba - odpara. Chwil pniej przegldaam dokumenty, ktre mi przyniosa, w poszukiwaniu daty i przyczyny zgonu, gdy ona spokojnie popijaa herbat. Robia to tak sprytnie, e nie byo wida jej twarzy. - Czemu nie zdejmiesz kaptura? Nie jest ci ciepo? - zapytaam przebiegle. - Nie, jest mi w sam raz - zaskrzeczaa. - adnie u ciebie. - Dziki. Niestety nie daa si zapa na mj drobny wybieg. - Wiem, o co ci chodzi. Chcesz zobaczy, jak wygldam. - Zamiaa si. - Nie przecz - odparam. -A wic patrz... Zsuna kaptur, pod ktrym... nie byo nic. Ooo... Nie miaa gowy ani szyi. Brzowy habit otacza nieistniejcy kark, skrywajc reszt ciaa w mroku. - Jeste niewidzialna? - zapytaam. - Nie. Poza tym niewidzialne, jeli ju. Zapominasz, e nie mam rodzaju. Nie, nie jestem niewidzialne. Po prostu mnie nie ma.
42

Wycignam rk i machnam ni w powietrzu, w miejscu, w ktrym mier powinna mie gow. Nie napotkaam adnego oporu. Pustka. Zwyke powietrze. Tam rzeczywicie nie byo gowy! mier... nie istniaa. Ooo... ale jak to? - Nie mogam tego poj. - Mnie tak naprawd nie ma. - Z powrotem narzucia kaptur na gow. Materia przybra ksztat nieistniejcej czaszki. Wychyliam si i zajrzaam pod st. Nie widziaam stp opartych o szczeble wysokiego stoka. Habit opiera si na nieistniejcych kolanach, jednak nie byo wida ng ani butw. mier widocznie nie korzystaa z obuwia. -Ale do mnie mwisz... - zauwayam. -1 pijesz moj herbat... Pochylia gow, jakby wpatrywaa si w kubek. -Faktycznie. Pij twoj herbat, jednak mnie tu nadal nie ma. - Czyli jak zdejmiesz habit, to jeste czy ci nie ma? - dryam dalej temat. - Jestem, ale mnie nie ma. To przydatne, kiedy trzeba si do kogo niepostrzeenie podkra. Niektrzy usiuj uciec mierci - powiedziaa tonem, ktry wyranie sugerowa niepoczytalno tych osb. - A wanie - podchwyciam. - Bo legendy mwi, e mona z tob zagra o ycie. To prawda? Machna lekcewaco rk. - Tak, ale ja zawsze wygrywam. To znaczy, nie udao mi si tylko trzy razy... Jednak to i tak niele jak na tyle miliardw istnie, ktre stany u bram targu. - A w jakie gry... eee... nie wiem, jak to powiedzie, przegrao? - zapytaam zaciekawiona. To moga by przydatna informacja. Moe dam rad podpowiedzie Markowi, jak gr powinien zacz trenowa! - Ech... nie ma si czym chwali... Pewien informatyk mia umrze. No i zagralimy, kto napisze lepszy program. Nastpnie oba po sobie wypucilimy na rynek. Programowanie jako gra...? To mg wymyli tylko informatyk... - I co si stao? - On napisa XP, a ja Vist... Nie wiem dlaczego, ale nikt nie pokocha mojej Visty... No i trzeba byo da mu kolejne trzydzieci lat... Zakrztusiam si herbat. Mj brat zawsze twierdzi, e Vista to wymys Szatana. No c... odrobin si pomyli. - Przykro mi - powiedziaam. mier pokiwaa smutno gow. Wida po niej byo, e nie moga przey, e informatyk wyrwa jej si z rk. - A dlaczego czsto przedstawiaj ci z kos? Jeszcze ci nie widziaam z kos - dociekaam dalej. Bardzo zainteresowa mnie ten temat. mier bya... osobliw postaci. Zupenie niepowtarzaln i pen sprzecznoci. W sumie bya cakiem sympatyczna.
43

- Nie wiem... - mrukna. - Czasem chodz z toporem, bo niektrzy nie chc umrze od razu. Ale skd im si wzia ta kosa? Nie wiem... Po tej krtkiej odpowiedzi nie byam ju taka pewna, czy ona aby jest sympatyczna, i zdecydowaam si nie zadawa jej wicej pyta. Nie chciaam wiedzie, co ona robi z tym toporem... - O, teraz bdzie wypadek motocyklowy - zmieniam temat, wpatrujc si w biografi nowego klienta. - Facet wjedzie pod ciarwk. O drugiej w noooocy? To my pracujemy w nocy? Spojrzaam zdegustowana na mier. Ta praca coraz mniej mi si podobaa. Nie do, e anioy maj cigle przewag ze wzgldu na stereotypy, to na dodatek mam pracowa w nocy? Lubi spa... - Ludzie cigle umieraj - powiedziaa obojtnie. Zerknam na ni. - A teraz nie umieraj? - zapytaam. - Masz czas tu ze mn siedzie. - Zawsze mog si cofn w czasie - zamiaa si. Nagle mnie co tkno. Czemu nie byo jej przy mnie, kiedy ja umieraam? Czemu nie poprowadzia mnie w nico? Nie staa za moim krzesem podczas targu? Wtedy w krainie mgy, gdzie istoty wieczne decyduj o przyszoci zmarego, jej nie byo. Bylimy tylko we trjk. Ja nieznany mi anio i diabe Azazel. -Czemu ja ci nie pamitam z mojej mierci? zapytaam. -Bo mnie tam nie byo odpara. -Czemu? Nie jeste przy wszystkich zgonach? -Jestem przy kadej mierci powiedziaa. Bya za. Wyczuwaam wcieko w jej skrzekliwym gosie. Odstawia z gonym stukiem kubek na kuchenny blat. -Twoje mier bya inna. Nie bya zaplanowana. Westchna i dolaa sobie aromatycznego napoju z dzbanka. mier spokojnie popijaa herbat. Wydawaa si zupenie niewiadoma, jak rewelacj mnie wanie poczstowaa. Za to ja nie mogam ruszy si z miejsca. Jak to moja mier bya przypadkowa? Co to znaczy? Przecie oni wszystko maj dokadnie zaplanowane, a take katalogowane rok wczeniej. Na lito bosk, przecie Pieko to pierwowzr skarbwki. Oni wiedz wszystko! -Jak to przypadek? wydusiam w kocu. Wyjanij mi to! -No przypadek. Nie wiedziaam, e umrzesz. Dowiedziaam si po herbacie wskazaa na kubek i zaskrzecza szorstkim miechem setnie ubawiona z wasnego dowcipu. -Ale jeste mierci wycedziam Jak moesz nie wiedzie, e kto umrze. -A..a zdarza si westchna. przewanie wtedy kiedy nasi mieszaj si do tego. Hitler mia doy dziewidziesitki, a Rzesza miaa zajmowa ca Europ. No, ale Lucyfer stwierdzi, e to przesada i ze jak tylu ludzi umrze w czasie
44

przeladowa w jednej chwili, to nie starczy nam personelu, eby wszystkich obsuy, wic na Hitlera zosta wydany wyrok. -Na mnie te kto wyda wyrok? zapytaam po chwili milczenia. -Nie. Wzruszya ramionami. Dlatego to takie ciekawe. -Taa.. Strasznie Siedziaymy przez chwil w milczeniu. Cisz przerywao tylko siorbanie mierci. Czemu zostaam zamordowana. To nie byo zaplanowane, czyli dogorywanie od ran kutych na Polach Mokotowskich, nie byo moim przeznaczeniem. Poza tym nikt nie raczy poinformowa o tym mierci. Poczuam si oszukana. -Jak mog si dowiedzie dlaczego umaram? zapytaam. Kto to musi wiedzie, prawda? -Id do dziau zatrudnienia. Pokj nr 6. tam powinni mie twoj biografi, w ktrej bdzie to napisane. Zeskoczya ze stoka barowego na podog. Dobra ja musze ju i. Dzisiaj trzsienie ziemi we Woszech. jej zadowolony gos przyprawi mnie o dreszcze. Odprowadziam mojego maego gocia do drzwi. mier poruszaa si zupenie bezgonie. Hmm. ..czyby kolejny ewolucyjny dodatek do zawodu. 10 Przeszam przez cian w jakiej ciemnej bramie w Srdmieciu. Wystraszyam maego burego kota z jednym rudym uchem, ktry z oskotem wskoczy do kontenera na mieci. - Przepraszam, kiciu - krzyknam do niego, ale dobiego mnie tylko gniewne furkotanie i szelest torebki foliowej. W zeszym tygodniu udao mi si skutecznie zahipnotyzowa wykadowcw, ktrzy byli przekonani, e uczestniczyam we wszystkich wykadach i wiczeniach. Rano w ten sam sposb zaliczyam prawie na maksymaln ilo punktw test z biologii. Jednak teraz miaam mie zajcia z Piotrusiem, wic zaleao mi, eby na nie pj. To znaczy, nie byy to de facto zajcia z nim. Po prostu kilka grup ma zajcia na olbrzymiej sali mikroskopowej . Nie zmieniao to jednak faktu, e miaam okazj go zobaczy. Wiem... to byo aosne. To cae idealizowanie go jako tego najpikniejszego, najwspanialszego, najmdrzejszego. Tego jedynego. Tylko e... ja nic nie mogam na to poradzi, e tak robiam. Wkroczyam na sal, przechodzc obok jego krzesa. - Cze - umiechnam si do niego wesoo. - O, hej - take lekko si umiechn. - Co tam u ciebie? - zapytaam, siadajc na awce i skutecznie ignorujc wianuszek koleanek, ktry zawsze go otacza.
45

- A nic ciekawego. Na imprezie wczoraj byem, nieprzytomny jestem. -Aha... - kompletnie nie wiedziaam, co mam jeszcze powiedzie, czy o co pyta, czy milcze i czeka, a on si odezwie. Nie odezwa si. Wpatrywa mi si tylko w oczy. Kompletnie nieprzytomny... Czemu zawsze, ale to zawsze, jak z nim rozmawiam, mam wraenie, e mu przeszkadzam? - Dobra, id do swoich. - Jeszcze raz si umiechnam. Kiwn mi gow, a ja odeszam, starajc si maksymalnie wyprostowa plecy i, bro Boe, nie potkn si na jego oczach. Kiedy usiadam na swoim miejscu, zerknam na niego. Nie patrzy si mnie. Cholera jasna... ale ja jestem beznadziejna! Od razu si zgarbiam przytoczona wiadomoci klski. Jaki czas temu poszlimy na Starwk. A raczej to ja go wycignam. On nigdy mnie nigdzie nie zaprosi, nic nie zaproponowa. To ja zawsze wychodziam z inicjatyw. Naprawd trudno nie wyglda na zdesperowan i narzucajc si, gdy jedyn moliwoci zobaczenia kogo jest zaproponowanie mu spotkania... Jedna z wielu sercowych prawd wiary: nie narzucaj si. A jak mona tego nie robi w takim wypadku, gdy kto jest tak niemrawy i asertywny?! To jak jedna z zasad ubraniowych: nie wkadaj mini i bluzki z gbokim dekoltem, bo bdziesz wyglda jak dziwka. Tego te nie da si przestrzega - zwaszcza jak si idzie na imprez. Wtedy na Starwce wywaliam si na schodach. Niby normalne - w kocu ja na prostym w najwygodniejszych butach potrafi si potkn. Na szczcie nie spaliam cegy. Zaczam si gono mia. To raczej on spanikowa i podnis mnie szybko. Mnie to bardzo ubawio, byo takie... w moim stylu. Mimo to wolaabym tego nie powtrzy. Urocz amag mona by raz. Gorzej jak notorycznie. Reszta trzygodzinnych zaj mina mi na dyskretnym zerkaniu na Piotrusia. Raz zapaam go na patrzeniu w moj stron. Jednak tylko raz... Ca grup wyszlimy z budynku. Podeszam szybko do niego i zagadnam, czy jedzie do domu, to zabior si z nim. Jadc autobusem, jak zwykle opowiadaam mu co zabawnego. mia si, bra udzia w rozmowie, a ja oczywicie czuam si jak w niebie. - Odprowadz ci kawaek - zaskoczy mnie, wysiadajc na moim przystanku. - Musisz dokoczy t przeraajc histori. Ucieszona, z jeszcze wiksz energi i dowcipem zakoczyam opowie o tym, jak wywaliam si, biegnc za autobusem. Zawsze mwiam mu o wszystkim. Tak chciaam podzieli si z nim swoimi opowieciami o Piekle. Jednak nie mogam. Wziby mnie za wariatk... Gdy doszlimy do mojej klatki, co aonie zamiaucza-o pod schodami. Spojrzelimy w tamt stron. Zwinity w kulk pod najniszym stopniem siedzia may bury kot z jednym rudym uchem. Zamaram. Skd on si tu wzi? By przecie po drugiej stronie Wisy, w rdmieciu! To musia by inny kot. Tamten nie daby rady si tutaj dosta. Zreszt skd miaby wiedzie, gdzie mieszkam?
46

Kot przekrci gwk w moj stron i miaukn gono, jakby mi oznajmia, e wie o mnie wszystko. - Ooo, jaki liczny. - Piotru ukucn obok niego i pogaska go po maym, trjktnym ebku. Take ukucnam. Kot momentalnie wyskoczy ze swojej kryjwki i znalaz si na moich kolanach. Piotrek zamia si gono. - Chyba wybra ci na now wacicielk - stwierdzi, nadal go gaszczc. - Lubi koty. S naprawd mie. Piotru zawsze bardzo mao mwi o sobie, o swoim domu. Wydawao si, e nie tskni za rodzin, odkd przyjecha do Warszawy na studia, ale raz zdradzi si, wzdychajc smtnie za swoim kotem. Kot wpatrywa si we mnie tymi lepiami, przewiercajc mnie na wylot. Poczuam si nieswojo. - To moe go przygarn. - Umiechnam si troch sztywno do Piotrusia i skamaam: - Zawsze chciaam mie kota. Piotrek umiechn si do mnie szeroko. - To teraz bd ci czsto odwiedza. Wystarczyo tylko to jedno zdanie, by moje drobne kamstewko zamienio si w najprawdziwsz prawd. Mocniej cisnam kotka, eby mi nie sprbowa uciec. On po prostu musia teraz ze mn zamieszka. Nie mia wyboru. - Dobra, ja si ju zbieram, o szesnastej mam pocig do domu, a jeszcze si nie spakowaem. - Piotru westchn ciko, patrzc na zegarek. Wida byo po jego minie, e wolaby jeszcze posiedzie ze mn i z kotem na schodach. - Kiedy wrcisz? - zapytaam. - Koo poniedziaku. Nie wiem jeszcze. Jad do Gdaska do znajomych, a potem po drodze zatrzymam si w Malborku u rodziny. W kocu trzeba zaopatrzy si w soiki na cay miesic. Poegnalimy si i weszam z kotkiem do mojej maej kawalerki. Postawiam go na pododze. By brudny, troch mierdzia i nadal przewierca mnie spojrzeniem. Normalnie zachowywa si jak nawiedzony. - To nie moesz by ty, prawda? - zapytaam go tak na wszelki wypadek, eby samej sobie udowodni, e to najzwyklejszy w wiecie kot. Nie zdziwio mnie, e nie odpowiedzia. - mierdzisz - poinformowaam go i strzeliam palcami. W jednej chwili brudny brzowy kociak zrobi si czekoladowy, a jego uszko kremowo-rude. Zwierzak obwcha swoj apk i spojrza na mnie oskarycielskim wzrokiem. - Sorry - powiedziaam. - Ciesz si. Jeste teraz czysty i odrobaczony, a ja nie zapi od ciebie toksoplazmozy. Stworzyam mu jeszcze misk z karm, wod, kuwet w azience i kilka zabawek, eby mi z braku rozrywki za szybko nie zniszczy firanek i mebli. - Dobra, ja spadam do Pieka. - Woyam klucz w cian. - Chata jest twoja. Demoluj do woli.
47

Przechodzc przez drzwi, odwrciam si w jego stron. Nieufnie obwchiwa misk z karm. No tak... biorc pod uwag jego poprzednie warunki, pewnie bardziej by go ucieszya dwutygodniowa, kompletnie zepsuta ryba ze mietnika. Zamknam za sob drzwi i przeszam do salonu w Los Diablos. Pokj zalany by wiatem wpadajcym przez ogromne okna. Zupenie inaczej ni w mojej maej, ciasnej kawalerce na Pradze. Rzuciam kluczyk na stolik przy szezlongu i zamaram. Dokadnie naprzeciwko mnie, na jednej z wielu haftowanych poduch, siedzia bury kociak z rudym uchem... - Beleth...? To ty sobie robisz ze mnie jaja? - Wycignam w jego stron do. Kot spojrza na mnie z nagan i pacn w palec apk. Nastpnie zeskoczy z szezlongu i z wysoko uniesionym ogonem zacz spacerowa po pokoju, obwchujc meble. Wyprostowaam si. Kompletnie nie wiedziaam, co mam 0tym myle. Najpierw zmaterializowa si za mn na Pradze, a teraz poszed do Pieka? Nie, no spoko - to bardzo urocze, e jest na tej planecie cho jedna istota, ktra bez wahania idzie za mn nawet do Pieka, ale halo... co tu jest nie tak. O Boe! A moe ja?! - Czyja ci zabiam wtedy, jak wpade do kontenera? - wykrzyknam, biorc go na rce. Wydawao mi si, e pokrci gow. - Czekaj. Jeeli ci nie zabiam, pokiwaj jeszcze raz gow na boki. Kociak ziewn wyranie znudzony i pokiwa gow na boki. - A teraz pokiwaj gow w d i w gr, na znak, e rozumiesz kade sowo, ktre mwi. Kot posusznie pokiwa ebkiem. Z wraenia o mao go nie upuciam. Mam gadajcego kota!!! No dobra, tylko rozumiejcego, co mwi, jednak potrafi si ze mn komunikowa! Postawiam go na pododze. Wrci do przerwanej wdrwki midzy meblami. To chyba odrobin nienormalne... Rozejrzaam si dookoa 1pojam co bardzo prostego. Jestem w Piekle - od tego nie ma chyba nic bardziej nienormalnego. Kto si moe zna na kotach...? Zamyliam si. Potrzebny by mi ekspert. KLEOPATRA!!! - ryknam w mylach, majc nadziej, e mj przekaz do niej dotrze. Nie byam pewna, jak daleko mog si nie sowa za pomoc telepatii. Nie czekaam dugo. Chwil pniej naprzeciwko mnie na cianie pojawiy si kapice od zota drzwi. - Co si stao?! - Kleopatra wbiega, z przekrzywion koron i tylko jednym umalowanym okiem. Byam pena podziwu, bo najwyraniej przybiega tu tak jak staa. Wskazaam na ma puszyst kulk u swoich stp. Kleopatra podya spojrzeniem za moim palcem. - O! Kociak! - wykrzykna radonie i usiada obok niego na pododze. - Jaki liczny! Mj cudowniuki, malekiuki. Puci, puci, puci. - Potara swoim nosem o jego nosek.
48

Patrzyam na ni zdegustowana. Nie ma to jak widok wielkiej krlowej klczcej na ziemi w sukni z trenem i gulgoczcej na widok maego kota, ktremu wanie wczy si jaki wyjtkowo gony modu mruczenia... - Kleo - przerwaam ich tete-a-tete. - Wiem, e jest cudny, ale posuchaj... Opowiedziaam jej szybko, jak may czworong mnie ledzi. - Koty - zacza tonem wiadczcym o tym, jaka ona jest mdra, a ja gupia - to naturalni cznicy pomidzy wiatem ywych a umarych. One widz i czuj znacznie wicej ni miertelnicy. W Egipcie czcilimy koty jako wcielenie bogini Bastet. Bdmy szczerzy, a czego oni tam nie czcili? - Na pewno go nie zabia. On po prostu uzna, e jeste ciekawa i e chce i dalej przez swoje ycie razem z tob. Koty przynosz szczcie, mog wyczu niebezpieczestwo, powiedz ci, gdy kto ma wobec ciebie ze zamiary. No... chyba e im na tobie nie zaley, to wtedy ci nie powiedz... Mnie jeszcze nigdy nie wybra aden kot. - Skrzywia si. - A moe chciaby zamieszka ze mn? - zwrcia si teraz do niego. - Jestem krlow Egiptu. Wyrwaam jej kociaka. - Spadaj, jest mj. Przyda mi si taki termofor wykrywajcy niebezpieczestwo. No i Piotru go lubi. Dla niego mogabym przygarn nawet krow. Westchna ciko, wstajc. - No trudno... - powiedziaa i wyczarowaa sobie drzwi. - Tylko pamitaj, koty nienawidz diabw pci mskiej. Kociak zamrucza mi na rkach, kiedy zote drzwi znikny i zosta po nich tylko migoczcy zarys. Pogaskaam go pod brdk. - Jak chcesz si nazywa? - zapytaam. Wydao mi si, e przewrci oczami, jakby prbowa powiedzie mi, e tak naprawd nic go to nie obchodzi. -To nazw ci Behemot. Na cze demonicznego kota z Mistrza i Magorzaty. Chcesz? Znowu poruszy gow. - A wic mio mi ci pozna, Behemocie. - Przytuliam go, zupenie niechccy wczajc w nim znowu modu gonomruczcy. Z tego wszystkiego cakiem zapomniaam, e miaam si dowiedzie, jak umaram.

11

49

Szam gdzie z Piotrusiem. Ulica bya zalana socem, on trzyma mnie za rk. Pochyli si, by szepn mi co do ucha. MIAU!!! Wyrwana ze snu poderwaam gow z poduszki. Tu obok mnie siedzia Behemot i miaucza przeraliwie. - Co...? - mruknam nieprzytomnie i zerknam na zegarek. Bya prawie druga. No tak... mj klient zaraz wpakuje si pod tira. Piknie... czy oni nie mog umiera o ludzkich godzinach? Przetaram doni twarz. - Wstaj - warknam do kota, ktry znowu zacz na mnie miaucze. System informujcy w przypadku niecnych zamiarw, termofor, a teraz jeszcze budzik. Ten kot nie jest normalny... A ty na pewno ze mn nie idziesz - owiadczyam mu, wbijajc si w skrzany kostium. Tym razem przygotowaam si do targu solidnie. Miaam kilka dni na opracowanie materiaw od mierci. Wykuam na pami wszystkie grzechy mojego klienta, a take ubraam si odpowiednio. Na cianie naprzeciwko pojawiy si drzwi z przeszklonych, kolorowych szybek. Wszed przez nie Beleth. Jednak on, inaczej ni Kleopatra, zapuka i poczeka, a krzykn prosz". Ona nigdy nie czekaa. - Witaj, kochanie. - Umiechn si do mnie. - Hej... - Wsunam na stopy dugie botki na niebotycznym obcasie. Behemot rozwali si na mojej poduszce i zacz mrucze. Tak... specjalnie ci j wygrzaam swoj twarz, futrzaku... - Och, kociak! - wykrzykn zachwycony Beleth. - Jaki liczny! Usiad obok niego i zacz go gaska, na co sierciuch z zadowoleniem mu pozwala. - Mylaam, e koty nienawidz diabw pci mskiej - powiedziaam. - Mnie lubi - odpar Beleth. - To ja je wymyliem. - Sucham? - zamaram wp ruchu. Kot przeczy mruczenie na goniejszy tryb, gdy do Beletha zawdrowaa do jego szyi. - Podczas stworzenia wiata Bg pozwoli nam wymyla rne istoty. Ja wymyliem koty. - Diabe rozsiad si wygodniej na moim ku i przyglda mi si uwanie. Doskonale widziaam jego lubieny umiech, gdy jego wzrok przesuwa si od mojego gbokiego dekoltu po obcise skrzane spodnie. - Aha... spoko - mruknam i wepchnam na stop botek. - A dlaczego one nie lubi innych diabw? - To nie by mj zamiar. Tchnem w nie za duo mocy. Wymkny si spod mojej kontroli. Koty to indywidualici. Do niczego ich nie zmusisz. - Umiechn si do mnie. - Wiem... ten przyszed tu za mn a z Ziemi. - Przyda ci si - stwierdzi krtko i wsta. - Ostrzee ci przed niebezpieczestwem i zymi zamiarami innych. Gotowa?
50

- Gotowa. Obj mnie ramieniem. - A nie mwiem, e powinna ubiera si w skry, moja bogini seksu? Zamiaam si tylko w odpowiedzi. W miejscu poza czasem ju czeka na nas Muriel. Nie wiedziaam, e ten targ znowu mam odby razem z nim. Po prostu super... Nie lubiam go. Kiwn mi gow na powitanie i przeczesa doni pszeniczne wosy. Jak zwykle mia kompletn pustk na twarzy. Nie okazywa adnych emocji. Jego spojrzenie momentalnie zawdrowao w dekolt mojego skrzanego kostiumu, ktry raczej wicej pokazywa, ni ukrywa. Suwak obcisej kurtki, pod ktr miaam tylko biustonosz, zsunam poniej mostka. Wida byo koronk stanika. Beleth pochyli si w moj stron i szepn: - Brawo. Wodzisz na pokuszenie nawet anioa. Zerknam na niego. - Wolaabym ciebie. - Ja ju od dawna jestem pod twoim urokiem - wyzna z umiechem, obejmujc mnie w pasie. Lekko zacisn palce na moim biodrze. I mam za swoje. Trzeba go byo nie prowokowa. Zamiaam si i odsunam. W tej chwili midzy nami a Murielem pojawia si czarna dziura, z ktrej wysza mier, prowadzc modego, zdezorientowanego chopaka w skrzanej kurtce i wysokich butach. Na szczcie nie wyglda na pokiereszowanego. Baam si, e trafi tu prosto spod k tira i bdzie si lekko... no c... rozsypywa. Umiechnam si do niego i otaksowaam go wzrokiem. Tak jak si spodziewaam, chopak momentalnie straci zainteresowanie panem ze skrzydekami. Ha! Jeden lub do zera dla mnie. Muriel przeszed do rzeczy. Poinformowa klienta, e umar i trafi na miejsce targu. Nastpnie wymieni wszystkie dobre uczynki denata. Naprawd a mnie rozczulio, e w pitej klasie podstawwki poyczy koledze cig z geografii. Jednak skrzydlaty jako zapomnia doda, e ta ciga nawet nie bya z tematu klaswki... - Poza tym nasz zmary jest dawc organw. Ma szanse uratowa czyje ycie - owiadczy anio penym wyszoci tonem. - Taa... - bknam i zripostowaam szybko: - O ile sanitariusze zdoaj zeskroba jak cz jego ciaa spod k ciarwki. Muriel rzuci mi ze spojrzenie, ale nie skomentowa uwagi. Jak anio bdzie tak dalej zadziera nosa, to si kiedy przewrci, bo nie zauway krawnika...

51

Gdy skoczy swoj wyliczank, ja przedstawiam swj spis. Powiedzenie wszystkiego (cznie ze wspomnieniem, e nasz ulubieniec roznosi przez pewien czas kilka chorb wenerycznych) zajo mi jakie p godziny. Sebastian Rebek cierpliwie sucha i wida po nim byo, e przeraa go przytaczajca przewaga zych uczynkw nad dobrymi. Po wyliczance zerknam wyczekujco na Muriela. Rzuci mi zaskoczone spojrzenie, e bez walki oddaj mu gos. - Teraz, Sebastianie - zwrci si do chopaka - musisz si zastanowi, gdzie chcesz pj. Do Nieba czy do Pieka. - Ooo... to ja mog wybra? - zmary szczerze si zdziwi. - Taa - mruknam znudzona i zaczam bawi si wosami. - Zapewniam ci, e w Niebie poczujesz si speniony. Zasugujesz na Niebo - kusi go Muriel. - Jak lepy na okulary - prychnam i stuknam Beletha w rami. Zaczlimy si mia. Zdezorientowany Sebastian spojrza na mnie. - A ty nie namawiasz mnie na wybr Pieka? - zapyta. Rybka pokna haczyk. - A po co? - znowu si zamiaam. - Mamy w Piekle zatrzsienie ludzi, ledwo mona wbi si na imprez. To oni - wskazaam na Muriela - musz walczy o kad, nawet najbardziej beznadziejn duszyczk. - To nikt nie chce i do Nieba? - nie mg w to uwierzy. - Skarbie - posaam mu swj najpikniejszy umiech - nikogo nie podniecaj wsplne piewy i trzymanie si za rce. Kady woli i do nas. Wieczne lato, imprezy na play, drinki non stop. - Imprezy na play? - podchwyci zachwycony Sebastian. - Laski wbikini? - W bikini i bez bikini. W kocu jak sdzisz, kto wymyli plae dla nudystw? Przecie nie oni... Spojrzelimy wszyscy na Muriela, ktry by ubrany od stp do gw na biao. Pod sandaami (oczywicie Jezuskami" z licznych rzemykw) mia nawet, niczym polski turysta z dowcipw, biae skarpetki. Anio zaczerwieni si. - Poza tym opalenizn trzeba mie rwnomiern - stwierdziam z moc, wracajc do tematu pla dla nudystw. - Trzeba - gorliwie popar mnie Sebastian. - Tak wic wiesz... Mnie tam jest obojtne, gdzie pjdziesz. - Wzruszyam beztrosko ramionami. - Twj wybr, twoja wieczno. My na brak obywateli nie narzekamy. Do nas moe przyj kady. Nawet najbardziej prawy i cnotliwy. Sebastian pokiwa gow ze zrozumieniem, zupenie jakby si poczuwa do pojcia cnotliwy". - Poza tym - wbiam ostatni szpilk - w Niebie jest zimno. U nas klimat jak nad Morzem rdziemnym. - Zimno? - wdrygn si Sebastian.
52

By przeuroczy. Wrcz zobaczyam, jak w jego mylach pojawiy si dwa obrazy: nieg i laski w bikini. Jeden niestety wykluczy drugi... No przecie pomyl - powiedziaam. - My jestemy blisko )t|(lra Ziemi. Ciepo geotermalne i tak dalej. A oni? W chmum< h. Przecie kady wie, e im wyej, tym zimniej. Poza tym npjrz na niego. Blondyn - zupenie jakby urwa si ze Skandynawii. Mog si zaoy, e ma na chacie same meble z Ikei. Muriel by czerwony z wciekoci. To nieprawda! - wybuchn. - Nieprawda, e u nas cieplej czy e masz meble made by ikecft - zagadnam. Muriel by tak wcieky, e nie zdoa mi nawet odpowiedzie. - Chc i do Pieka! - owiadczy zadowolony z siebie Sebastian, przerywajc nasz spr. Wycignam do w stron Muriela. - On tego pragnie z caego serca - powiedziaam. Sebastian spojrza przepraszajco na anioa. - Stary, no sorry... ale wiesz... laski w bikini! *** Pod Gow Anubisa byo toczno jak zawsze, niezalenie od pory. Mj skrzany kostium wyrnia si na tle wystawnych sukien i garniturw. - Czego si napijesz? - zapyta Beleth. Nie miaam ochoty na mocnego ibisa. Byam bardzo zmczona. - Nie wiem - odrzekam, zagbiajc si w poduchach na kanapie. Pokiwa gow. Chwil siedzielimy w milczeniu. - A co sdzisz o sex on the beachl - zapyta, opierajc si obok mnie i patrzc mi gboko w oczy. Zamyliam si. Tak! Kiedy prbowaam tego drinka. Bardzo sodki, malinowy. Smaczny. - Tak - poparam go. - Dobry pomys! Umiech Beletha znacznie si powikszy. Jego oczy byszczay wesoo. - Osobicie bardzo to lubi, chocia teraz na play moe by troch zimno. W kocu wiesz, dopiero wita. Niemniej nikt nam nie bdzie przeszkadza... Zdaam sobie spraw, e zostaam wrobiona. - Zaraz, zaraz! - Zamachaam rkami. - Ja mylaam, e mwimy o drinku! -Jakim drinku? - uda oburzenie, jednak zobaczyam miech w jego oczach. - To ja poprosz ibisa - powiedziaam. Westchn ciko. - To pewnie nie mam co liczy, e pjdziemy na pla? -zapyta. - Nie - zamiaam si.
53

- Ja ci musz kiedy porzdnie upi - stwierdzi. Jakie p godziny pniej Beleth siedzia rozparty na kanapie obok mnie, bdzc znudzonym spojrzeniem po otaczajcych nas duszach. Zupenie jak lew, pan i wadca wiata. Bezmylnie bawi si pasmem moich wosw. Tak samo jak on obserwowaam ludzi, mieszajc somk drinka. Nie miaam nawet siy, eby na niego warkn, eby zostawi moje wosy w spokoju. witowalimy moj pierwsz zdobyt dusz, pierwszego potpionego. Byam zmczona, oczy mi si same zamykay, w gowie szumiao od poziomkowego ibisa. Jak wida, mj organizm zosta stworzony do snu o godzinie czwartej rano. Nie rozmawialimy z Belethem - wiedzia, e nie mam na to siy i nie prbowa sztucznie podtrzymywa konwersacji. Odpowiadao mi to, wystarczao samo siedzenie w tym magicznym miejscu i tracenie czasu. Pochyliam si do przodu i oparam o st. Do Beletha z mojego ramienia przeniosa si na tali. Nagle naprzeciwko nas na cianie pojawiy si ogromne czarne wrota. Podniosam gow, ktr opieraam na okciu, i spojrzaam na nie zaciekawiona. Tak... gronie... wygldaj-i c drzwi widziaam tylko raz. Byy to drzwi Azazela. Diaba, ktry sprowadzi mnie do Pieka. Beleth, siedzcy obok, wyprostowa si gwatownie. Rka, ktra mnie obejmowaa w pasie, zacisna si lekko. Popychajc mocno drzwi, ktre rozwary si na boki, na sal wkroczy dumnym krokiem Azazel. Powid spojrzeniem czarnych jak wgle oczu po sali. Czarne wosy, sigajce mu do opatek, mia zwizane w gruby warkocz. Umiechn si i obliza wargi, gdy nas zauway. Usyszaam, jak Beleth mrukn co pod nosem niewyranie. By zy. - Ach, moja ulubienica! - Azazel przysun sobie krzeso do naszego stolika i usiad naprzeciwko mnie. - Co u ciebie sycha? Jak sobie radzisz, diablico? - Witaj. - Umiechnam si. - A dobrze, radz sobie. Dzisiaj wygraam swj pierwszy targ! Azazel mia min jak ojciec dumny ze swojej pociechy. - Gratuluj, maleka. To co, jeste mi wdziczna, e daem ci moc? Nie wolaaby by chyba zwyk potpion? Azazel jako pierwszy spotkany przeze mnie diabe nazwa obywateli Pieka potpionymi. No prosz, kto jeszcze poza mn jest niepoprawny politycznie? - Tak. Gdyby nie to, nie mogabym wraca na Ziemi. Naprawd byam mu za to wdziczna. Gdybym tak po prostu umara, ju nigdy wicej nie spotkaabym Piotrka. - Ach... - Azazel umiechn si nieszczerze, zainteresowany moimi sowami. - A wic wracasz na Ziemi? Beleth poruszy si obok mnie niespokojnie. - Bardzo dobrze - pochwali mnie Azazel i umiechn si do Beletha. - Powinna bra to, czego ycie nie zdyo ci da. Zwaszcza e masz teraz takie moliwoci. Moesz tyle zdziaa, zmieni, zdoby co, co zwykemu miertelnikowi nie jest przeznaczone... Beleth odchrzkn, przerywajc mu wywd. Przez chwil mierzyli si bez sowa spojrzeniami.
54

Jego sowa mnie zaintrygoway. Widzc moje zainteresowanie, umiechn si jeszcze szerzej, a czarne bezdenne gbie jego oczu zalniy zowieszczo. - Pamitaj, e jeste teraz sama sobie pani - stwierdzi. - Moesz robi to, na co masz ochot. Do zobaczenia, moja ulubienico. Belecie - skoni gow mojemu piknemu diabu i wsta. Zaaferowany Ramzes podbieg do niego prawie w podskokach. - Azazelu, ju wychodzisz? Nie napijesz si czego? - Nie - spawi go Azazel i wetkn w cian ogromny, topornie kuty z elaza klucz. Chwil pniej znikn za czarnymi wrotami. Beleth ponownie si rozluni. To spotkanie byo mu wybitnie nie w smak. - Nie powinna mu ufa - powiedzia, lekko mnie przytulajc. - Dlaczego? - zapytaam przekornie, chocia doszam do takich samych wnioskw. Azazel wyglda, jakby cay czas co planowa, szacowa, knu. Jego oczy byy cay czas w ruchu, sondoway, oceniay. Ten diabe by ucielenieniem za. Zerknam na marsow min Beletha, z jak przyglda si cianie, z ktrej znikny drzwi Azazela. Beleth przy nim by... no c... jak szcze-niaczek. - Bo Azazelowi oglnie nie mona ufa. On wszystko robi w jednym celu. - Jakim? - dryam dalej. - Takim, ktry doprowadzi do spenienia jego planw. Jak to mwicie wy, ludzie... niecnych planw. Nie wnikaam ju, o jakich niecnych planach mwi Beleth. Nie obchodziy mnie. Byam zbyt zmczona. - Idziemy? - zapytaam. - Chc si wyspa. Beleth bez sowa wsta. Wyszlimy na owietlony pochodniami plac przed klubem. Czerwone lamborghini mojego diaba ju na nas czekao. Beleth otworzy przede mn drzwi. Podczas jazdy oczy same mi si zamykay. Beleth prawi mi komplementy, a ja odpowiadaam mu sennie. Nieraz rka zawdrowaa mu zamiast na drek od skrzyni biegw na moje kolano, przez co siedziaam prawie na samych drzwiach. Byleby tylko nie dawa mu pretekstu. Pod moim domem otworzy mi drzwi samochodu. Chodne powietrze troch mnie orzewio. Ju nie chciao mi si tak spa. Odprowadzi mnie pod same drzwi, jednak zatrzyma si i znowu zagrodzi mi drog. - Naprawd piknie dzisiaj wygldasz - powiedzia i zerkn mi w dekolt. Zamiaam si tylko i umiechnam w podzice za komplement. - Tyle e ja na twoim miejscu rozpibym ten suwak troch bardziej - wskaza palcem na mj biust. - Oj Beleth, Beleth - westchnam zmczonym gosem. - Kochanie - szepn czule, delikatnie przesuwajc palcami po moim ramieniu i zbliajc si do mnie. - Beleth... - powiedziaam teraz w ogle nieczule, na co si skrzywi.
55

- Wiki, wcale nie jeste spontaniczna - mrukn zawiedziony, gdy si odsunam. - Spontaniczna to ja sobie mog by, jak si przypadkiem potykam, biegnc za autobusem. - Przewrciam oczami. - Czemu nie pozwalasz mi si uwie? - zapyta z pretensj. - Dlaczego? Pochyli si i lekko pocaowa mnie w policzek. Jego usta wdroway coraz niej na szyj. - Beleth - odepchnam go - daj mi spokj. I tak si z tob nie przepi. Odsun si naburmuszony. - Dlaczego? Czego mi brak? -Bo swj pierwszy raz chc przey, po pierwsze, z kim, kto mnie kocha, po drugie, z kim, komu na mnie zaley, i po trzecie, z kim, kogo sama kocham - wyjaniam mu. - A ty nie speniasz tych kryteriw. -A gdybym ci powiedzia, e speniam pierwsze dwa warunki? Wiesz, e to prawda, e to moe by prawda - kusi zmysowym gosem. - Ale nie speniasz trzeciego. Zote oczy Beletha zabysy w ciemnociach, zupenie jakby rozwietli je jaki wewntrzny ogie. - A kto spenia te trzy warunki? - zapyta cichym, penym emocji gosem. - Uwaasz, e ten twj Piotr je spenia? - Zamia si. - Moe trzeci, ale na pewno nie dwa pierwsze. - Skd o nim wiesz?! - wykrzyknam. - Zapominasz, kim jestem. - Trzymaj si od niego z daleka - warknam. - Ale oczywicie - odpar. - Nawet si do niego nie zbli. Tak jak on nie zbliy si do ciebie... Jego sowa zabolay. A zabolay tym mocniej, e byy prawdziwe. 12 Rankiem wcieka przeszam przez cian do swojej kawalerki. Behemot przeskoczy szybko za mn, ledwo unikajc przycicia ogona drzwiami, co gono skomentowa rozdranionym prychniciem. - Daj mi spokj! - krzyknam na niego. Zaskoczony, zatrzyma si w p kroku z jedn apk uniesion do gry. Posusznie usuwa mi si z drogi, gdy biegaam w szale po mieszkaniu, szukajc torby i zeszytu, w ktrym pisz na zajciach. Nie do, e wczoraj Beleth mnie rozzoci, to jeszcze rano zadzwoni do mnie Marek z prob, a raczej rozkazem przyprowadzenia dzisiaj mojego chopaka do nich na obiad. Moja zmylona bajeczka na potrzeby nadopiekuczego brata nabraa nagle realnoci. Skd ja wytrzasn chopaka w dziesi godzin, skoro od lat nie potrafi go spotka?!
56

Nie chciaam, eby Marek dowiedzia si, e go okamaam. Musiaam szybko znale jakiego faceta, ktry bdzie chcia udawa przed moj rodzin. Postanowiam poprosi o pomoc Piotrusia. Na pewno si zgodzi. Ta maskarada go pewnie rozbawi. Wybiegam przed dom, wyawiajc z przepastnej torby kluczyki do samochodu. Dzisiaj zajcia mielimy w kompleksie akademickim pod miastem. Postanowiam tam podjecha swoim maym autkiem, ktre dostaam w spadku po Marku jaki rok temu. Po drodze miaam zabra Piotrusia. Jak zwykle pewnie bd stercze pod jego blokiem pitnacie minut, zanim zdy zej. Usiadam za kierownic, przeklinajc gono wszystko, czego tak nienawidz w swoim yciu-nieyciu. Zerknam na licznik benzyny. Piknie. Pstryknam palcami, a bak natychmiast si napeni. Jeszcze tego mi brakowao, eby powtrzy sytuacj sprzed kilku miesicy. Jechaam wtedy z Piotrusiem moim samochodem pod miasto do znajomych na dziak. Oczywicie nie zauwayam, e nie mam paliwa. Na szczcie benzyna litociwie skoczya nam si jakie pidziesit metrw od stacji benzynowej. Dopchalimy tam moj cors, a raczej to Piotru pcha - ja byam w biaej spdnicy. Niemniej dawaam mu wskazwki, jak ma pcha. Gdy stanlimy ju pod stacj, Piotrek powiedzia: - Dobra, to si zrzucamy. Tylko po ile? - Spojrza na mnie swoimi czarnymi oczami, w ktre mogabym patrze bez koca. - Ja nie mam gotwki, tylko kart. - Ju ci mwi - mruknam, grzebic w portmonetce. Na samym dnie portfela znalazam pi zotych i dwadziecia trzy grosze, a take usk karpia, plaster, dwie tabletki paracetamolu i kilka paragonw. - To po ile si zrzucamy? - Piotru ponowi pytanie. Spojrzaam na niego zakopotana. - Moje pi zotych i twoja karta...? - zaproponowaam niemiao. Na pocztku go zatkao, ale potem si mia. No i oczywicie zwrciam mu za tamt benzyn. Niemniej teraz wolaabym takiej sytuacji unikn. Ostronie ruszyam. Poniewa dawno nie jedziam, wyjedajc z parkingu, stuknam samochd za sob. Zacz wy. Kurde... Machnam rk. Pojazd zamilk, a mae wgniecenie znikno. Jadc powoli, przez co inne samochody mnie omijay, dotaram pod blok Piotrka. Westchnam z ulg. Naprawd nie lubiam jedzi samochodem. Miliard razy wolaam komunikacj miejsk. Mona byo ni jecha bezmylnie i po prostu wegetowa, podziwiajc widok za oknem. W samochodzie nie byo ju tak mio. No i tylu rzeczy trzeba byo pilnowa: kierownica, peday, skrzynia biegw, kierunkowskaz, lusterka. Ja si w tym czasami gubiam. Zreszt do dzisiaj nie opanowaam parkowania...
57

Po chwili do samochodu wsiad Piotru, popijajc jogurt. Hej. - Umiechn si i zapi pas. Wiedzia, jak jed. Zawsze zapina pas. Jak zwykle zaczam mwi. Na jego obecno reagowaam na dwa sposoby. Albo tak si stresowaam, e kompletnie nie wiedziaam, co powiedzie, albo paplaam bez sensu. Dzisiaj paplaam... - No i przez to Marek uwaa, e mam chopaka... - zakoczyam swoj opowie. - Nie chciaby pj dzisiaj ze mn do nich na obiad i poudawa mojego chopaka? Piotru mia si gono. Chtnie, ale nie mog. Jad po poudniu do znajomych do Gdaska. Sorka. Westchnam zawiedziona. Co ja teraz zrobi? - No nie mog. Koleanka ma dzisiaj urodziny - wyzna. O mao co nie wdepnam hamulca, a jogurcik nie znalaz si na froncie jego koszuli zamiast w kubeczku. Musia mnie czstowa takimi rewelacjami, kiedy prowadz?! - Ale jakby co, to moesz powiedzie, e dzisiaj nie mog zaproponowa. - Nie... ju powiedziaam, e ci... to znaczy mojego chopaka przyprowadz... - odparam zniechcona do niego i do caego wiata. - No c... sorka, ale nie mog - powtrzy. - Ale na pewno uda ci si kogo znale. Nie podzielaam jego optymizmu. Kompletnie nie wiedziaam, co zrobi. No c... najwyej powiem Markowi, e mj chopak" jednak dzisiaj nie moe. Tylko e ju go zapewniam, e z nim przyjd. Znajc Marka, to jak bd si prbowaa wykrci, zaraz zacznie co podejrzewa. Po zajciach nie wracaam razem z Piotrkiem. Koczylimy o innych godzinach. Weszam do kawalerki i usiadam na kanapie. Behemot przycupn niemiao obok mnie i podsun mi swoj ma gwk do pogaskania. Porodku pokoju zmaterializowaa si czarna dziura. Zerknam na zegarek. No tak... trzynasta. Przez czarn dziur przesza mier. Stana naprzeciwko nas. Behemot zacz wciekle sycze, a mier zasonia si rkawem i odsuna o kilka krokw. - Masz kota?! - zaskrzeczaa przeraona. Zaintrygowana, wziam kocurka na rce, eby nie rzuci si w ataku szau na mier. No prosz, czyby ona miaa wobec mnie ze zamiary, a Behemot to wyczu? - Nie lubisz kotw? - zapytaam nieufnie, podchodzc do niej bliej. Tak jak przypuszczaam, odsuna si. - Powiedzmy, e nie przepadam - warkna, cay czas si cofajc. - Koty wyczuwaj mier, kataklizmy. Ostrzegaj ludzi. Nie lubi ich. Pokiwaam gow ze zrozumieniem. Co w tym byo. mier rzucia mi pod nogi teczk z kolejnym zleceniem i wyczarowaa czarn dziur. - Do zobaczenia nastpnym razem. - Wskoczya w nico tak szybko, e habit a zafurkota.
58

Pogaskaam Behemota pod brdk. Zamrucza gono. Podniosam teczk klienta i przeszam do domu w Los Diablos. Tam kot natychmiast wyswobodzi si z moich rk i przez otwarte drzwi na taras pobieg goni ptaki. Usiadam na leaku nad basenem, wpatrujc si w bezchmurne niebo. Wygldao na to, e bd musiaa go o to poprosi... Ciekawe, czy si zgodzi? *** Siedziaam sztywno obok Bartka", mojego chopaka, a naprzeciwko miaam brata, ktry nie spuszcza spojrzenia z mczyzny obok mnie. Jako diablica doskonale widziaam, jakie myli kbiy mu si w gowie. Oczywicie adne pozytywne. Bartek ziewn. Nudzio go to. Szczerze mwic, zdziwiam si, e si zgodzi. Mylaam, e po wczorajszej ktni mnie oleje. Beleth spojrza na mojego brata, ktry cay czas go ocenia. Umiechn si do niego. Marek nie odwzajemni umiechu. Diabe westchn ciko. Kopnam go pod stoem. Odwrci powoli gow w moj stron i podnis pytajco brwi. Na szczcie do pokoju wesza moja przysza bratowa (termin lubu ustalili na czerwiec) z misk jakiej saatki. Tym razem to ja westchnam. Ona w przeciwiestwie do mojego brata bya normalna. Moe teraz rozmowa jako si potoczy. - Bartku, mam nadziej, ebdzie cismakowao. - Umiechna si szeroko i naoya mu na talerz saatki. - Och tak - rozchmurzy si. - Uwielbiam dobr kuchni. Marek take lekko si rozluni. Jednak Beleth musia to t ymczasowe porozumienie oczywicie popsu. - Tak... lubi dobr kuchni, a take azienki i sypialnie. Zwaszcza sypialnie - kontynuowa z niezmconym spokojem. Twarz mojego brata staa w jednej chwili. Kopnam Beletha po raz kolejny. - A nade wszystko kocham przedpokoje - zakoczy, patrzc mi prosto w oczy. - Jakie to szczcie, e nie robi mi si siniaki, czy nie? Narzeczona Marka, Natalia, umiechna si nieco sztucznie i napomkna, e pogoda jest dzisiaj bardzo adna. Podchwyciam temat i gawdziam z ni mio o tym w cakowicie neutralny sposb. Do rozmowy nie wczy si Beleth, ktry by zbyt zajty bdzeniem wzrokiem po pokoju, ani Marek, ktry chyba usiowa zatuc diaba sam si woli. W kocu Natalia nie wytrzymaa i sykna na Marka: - No odezwij si. Nieadnie tak zachowywa si przy gociu. Marek niechtnie odwrci wzrok od Beletha. - Moe opowiesz im ten dowcip o wu? - zaproponowaa Natalia i spojrzaa na mnie bagalnie. - Tak! - zawtrowaam jej. - Marek, opowiedz dowcip o wu, jeszcze go nie syszaam! Na pewno jest wietny! Nawet Beleth spojrza zaciekawiony na mojego brata, ktry zrobi skromn min (pozer jak zawsze) i zacz opowiada:
59

- A wic jest Eden. Ewa i Adam siedz sobie nad potoczkiem, calutcy goli. Nagle Ewa syszy gos. Odwraca si, a tam w siedzi pod krzaczkiem i co do niej szepcze. - Czy w moe siedzie? - przerwa Beleth. - Bartek, zamknij si, prosz - syknam. - No co? Chciaem si upewni... - mrukn pod nosem Beleth, udajc z lekka nieogarnitego. Nie zwracajc na niego uwagi, umiechnam si przepraszajco do brata. - Kontynuuj - powiedziaam. Marek odchrzkn i gromic wzrokiem Beletha, zacz dalej mwi: - No wic Ewa podchodzi do niego i sucha, co do niej mwi. Awjprzekonuje: no zjedz to jabko, zjedz, jest bardzodob-re". No to Ewa zjada. W kocu to kobita bya, no nie? - W tej chwili Natalia daa mu kuksaca midzy ebra. W kadym razie Ewa zjada to jabko. Nagle niebo pociemniao i rozleg si donony gos: EWO!!! ZA KAR ZAPACISZ ZA TEN GRZECH BLEM I KRWI!" A nastpnie Bg wypdzi Adama i Ew z raju. Po pewnym czasie Ewa spotyka wa i mwi: I widzisz, co narobie? Teraz przez ciebie bd paci za ten grzech blem i krwi!" A w jej na to: Ale, lalka, spokojnie. Ja wszystko zaatwiem. Wynegocjowaem ci to w wygodnych comiesicznych ratach!" Marek zacz si gono mia, Natalia i ja zawtrowaymy mu niemiao. Tylko Bartek nawet nie zmieni wyrazu twarzy. - Nie naley mia si z Boga... - stwierdzi kwanym tonem. Marek natychmiast umilk. Zrobi uraon min - nie by przyzwyczajony, e kto nie mieje si z jego dowcipw. - A wic mwisz, e skd jeste? - zapyta Beletha. - Nie mwiem - odpar diabe, umiechajc si uprzejmie. Jednak Marek nie straci animuszu. - To moe powiesz? - Bartek jest z Warszawy - szybko przejam paeczk. -Razem studiujemy. Na tym samym roku. Marek spojrza na mnie nieufnie. - A wygldasz na starszego od maej. Beleth unis brwi. - Maej? - zwrci si do mnie. - No doprawdy... a wczoraj w nocy twierdzia, e jeste penoletnia... Markowi po raz nie wiem ju ktry oczy wyszy z orbit. - On artuje - powiedziaam szybko i znowu kopnam diaba pod stoem, na co zareagowa tylko znudzonym westchniciem. - Naprawd jestemy w tym samym wieku. Marek opar donie o st i zacz niecierpliwie bbni palcami o blat. Beleth spojrza na niego i umiechn si nieszczerze. - Nie wspyjemy ze sob, jeli o to ci chodzi - stwierdzi. Dobrze wiedzia, e to Marka interesuje. Jego myli krzyczay wrcz o to do nas. Mj brat odpry si nieco.
60

-Ale sdz, e jak tylko Wiki si troch upije... - cign Bartek, umiechajc si niewinnie. Marek zaczerpn gono powietrza. Natalia wybuchna gono miechem, klepic mojego brata po doni, ktra ju zwina si w pi. - Ach, Bartku, jaki ty jeste zabawny! - Jej miech brzmia tak samo sztucznie jak mj. - Jak to dobrze, e Wiki znalaza sobie kogo tak... sympatycznego! *** Gdy Beleth odprowadzi mnie potem do domu, miaam ochot go zabi. Specjalnie stara si wkurzy mojego brata, robic z siebie kompletnego kretyna. Ju mu miaam wygarn, kiedy powiedzia cichym gosem: - Masz dobrego brata. Troszczy si o ciebie. Moja zo wyparowaa w jednej chwili. Zrobio mi si al Beletha. On nie mia nikogo. Za to, e chcia mie kogo, zosta zdegradowany na trzy tysice dwiecie lat do przydziaw i pracy za biurkiem. - Ale bywa upierdliwy - zauwayam. - Fakt - przyzna. -1 ma beznadziejne poczucie humoru... Tym razem nie zagrodzi mi przejcia do domu. Sta metr ode mnie z rkami zaoonymi za plecami. Zaskoczy mnie. Westchnam ciko. Te nie bd miaa nikogo. A wszystko przez tego morderc, ktry mnie napad i zabi. al wyparowa ze mnie w jednej chwili. Jego miejsce zaja wcieko. Powinien zapaci za to, co zrobi. Pewnie chodzi sobie teraz ulicami, cieszc si wolnoci. W kocu skoro moje zwoki znikny, to nie byo adnego ladu przestpstwa. - Dobranoc - mruknam do Beletha. Kiwn mi smtnie gow i wyczarowa swoje kolorowe drzwi, przez ktre zaraz znikn. Nawet nie pocaowa mnie w policzek na do widzenia. No i dobrze. 13 Przez nastpne dwa dni nie poszam na uczelni. Nie chciao mi si. Wczyam si po Los Diablos, nie mogc sobie nigdzie znale miejsca. Do moich myli wci zakrada si morderca. Usiowaam sobie przypomnie, jak on wyglda, jak mia barw gosu, jakiego by wzrostu.
61

Popiam yk mocnej kawy w maej kafejce na zatoczonym bulwarze nad pla. Powoli zapada zmierzch, kadc dugie cienie palm na chodniku. Tu przed moim stolikiem przemaszerowa jaki macho w przepasce na biodrach, dzierc w doni dug dzid. Zerkn na mnie znad gstej brody i umiechn si szeroko. Nie odwzajemniam umiechu. - Ach, robisz mu przykro - kto szepn mi do ucha. - Tak by chcia zdoby now kobiet. Poprzednia porzucia go pewnie dla jakiego Robin Hooda w rajtuzach. Spojrzaam na Azazela, ktry rozsiad si obok na krzele. Ludzie jaskiniowi mnie nie interesuj - powiedziaam. -A diaby? - Czyby kto ci si na mnie poskary? Azazel rozemia si serdecznie. - Nie. Beleth jest moim kompanem, ale nie zwierza mi si. On chyba nigdy mi do koca nie zaufa. Dopiam kaw i odsunam od siebie filiank. - A istnieje kto, kto ci ufa? - Sdz, e taka osoba jeszcze si nie narodzia bd nie zostaa stworzona - odpar dumny z siebie. Kelner poda mu kaw. Podzikowaam, gdy postawi przede mn ciastko z kremem. A co! Mog zaszale raz na jaki czas. Azazel przyglda mi si ciekawie, popijajc swoj kaw. Umiecha si akomie. Zdawaam sobie spraw, e nie mia tej miny z powodu kremwki. - Dziwnie na mnie patrzysz... - zauwayam. Zamia si gono i poklepa ubawiony po kolanie. - Ju rozumiem, czemu Beleth chodzi taki sfrustrowany. Nie pozwalasz ze sob nawet poflirtowa. Wzruszyam ramionami. Nie mj problem. - Co jeste taka za? - Przysun si bliej. Kilka wosw wysuno mu si z warkocza, opadajc na wysokie czoo. Przyjrzaam mu si krytycznie. Azazel tak jak wszystkie diaby by bardzo przystojny i mski. O ile Beleth ze swoim szczerym umiechem i byszczcymi, wesoymi oczami mia w sobie troch chopicego uroku, to Azazel by tego czaru pozbawiony. Cyniczny umiech, przenikliwe spojrzenie spod zmruonych powiek. Wszystko byo w nim czarne. Wosy, oczy, ubranie. Zapewne serce te. - Niewane... - mruknam. - Mnie moesz powiedzie - stwierdzi. - W kocu to dziki mnie tu jeste. Zaley mi na twoim dobru. Zerknam na niego niechtnie. Nie wierzyam jego sowom. Niemniej chciaam z kim o tym porozmawia, ale nie wiedziaam z kim. Z Belethem bylimy pokceni, poza tym on uznaby to za gupot. Za to Kleo mogaby nie chcie mi pomc. Z ni nigdy nic nie wiadomo. - Cay czas o nim myl. - Westchnam. Azazel milczco pokiwa gow. Upi yk kawy. - Mam ochot go zabi, lecz wiem, e mi nie wolno. Poza tym chybabym nie umiaa tego zrobi.
62

Diabe lekko zblad, ale nic nie mwi. Przekn gono kaw. - Tak mnie zoci to, co zrobi, jak si zachowa. Wszystko mogoby by inaczej. Moje ycie mogoby by inne. Mogabym tyle osign. Azazel nadal si nie odzywa. Lekko odsun si ode mnie. - Tak go nienawidz!!! Chciaabym, by byo jak dawniej. Nawet nie wiesz, jak za tym tskni. - Wiesz... - zacz Azazel, wac sowa. - Moe po prostu mu powiedz, e nie chcesz si z nim caowa... Beleth na pewno zrozumie. Po co go od razu zabija? Patrzyam na niego, nie rozumiejc, o co mu chodzi. - Co? Ja mwi o moim mordercy... - owieciam go. - Aaa... - westchn z ulg diabe. - To dobrze, bo w sumie lubi Beletha. Czasami straszna z niego ciota trzsca portkami, ale lubi go. Przystojny diabe umiechn si szeroko. Wiatr bawi si kosmykami jego czarnych jak smoa wosw, rzucajc mu je na twarz. - Wasza przyja jest dziwna - skwitowaam tylko. - Z tym morderc to, ja ci powiem, nie jest taki gupi pomys - stwierdzi, nie zwracajc uwagi na mj komentarz. - Ja na twoim miejscu pewnie ju dawno bym go zabi. Siedzia rozparty na krzele, bdzc spojrzeniem po ludziach mijajcych niespiesznie nasz stolik. By jak czarna plama tuszu na tle pastelowego bulwaru. Jedyn rzecz, ktr mia na sobie, a ktra nie bya czarna, by may indiaski wisiorek z pirek na piersi i srebrne kko w uchu przypominaj -ce mi pirack biuteri. M ia w sobie co z Jacka Sparrowa. Ten spryt w oczach. Ja nie umiem zabija... - Westchnam smtnie. Rzuci mi szybkie spojrzenie. Z jednej strony, a w sumie z co najmniej dwch, to dobrze. Uwierz mi - mrukn i niespokojnie poruszy si na krzele. Niemniej zemsta jest sodka. Wyobraziam sobie, jak staj nad swoim morderc, a on plcze u moich stp, bagajc o przebaczenie i o ycie. Mia wizja. - W kocu, czy musisz go od razu zabija? - kontynuowa spokojnym gosem Azazel. - Moesz go przestraszy albo zrani. A w kadym razie powinna zrobi co, by nie mg ju skrzywdzi adnej innej kobiety. Spojrzaam na niego. Azazel mia racj . Przecie ten typ mg jeszcze kogo zabi! Nawet o tym nie pomylaam! A moe to seryjny morderca? Powinnam go powstrzyma! Pal licho, e ja nie yj, drugi raz nie umr, ale przecie mg jeszcze kogo skrzywdzi. Moliwe, e ciej ni mnie. Mona powiedzie, e ja si nawet do dobrze teraz bawi. Inna osoba moga to znacznie bardziej przey. - No, ale co ja ci bd mwi, co robi. - Umiechn si do mnie wesoo. - Przecie sama wiesz, co jest dobre, a co ze. Kady grzech domaga si kary. A tak wielki grzech jak morderstwo z ca pewnoci... - urwa znaczco.
63

Skrzywiam si. Nie umiaabym mu zrobi krzywdy. Nie jestem agresywna. A w kadym razie nie tak bardzo, eby kogo celowo skrzywdzi. - Sdzisz, e powinnam si zemci? - upewniam si. - Skarbie, ja nic nie sdz. Nie mog ci nic doradzi. - Mwi ciepo, jednak w jego oczach kry si chd. Zamyliam si. To fakt, naleaoby go jako unieszkodliwi. Poza tym chciaam go przepyta, dlaczego mnie zamordowa. Czemu akurat mnie? Moe on mi to jako wyjani. Spojrzaam na Azazela. Nie chciaam zwierza mu si akurat z tej czci mojego planu. Nie znaam jeszcze dobrze piekielnych zwyczajw. On mnie tu sprowadzi, kto wie? Moe by si jeszcze obrazi, gdybym mu owiadczya, e nie podoba mi si, e mier nie bya przy moim zgonie. - Aha... - mruknam. - Ale Kleopatra ma z tym pewne dowiadczenie - podsun mi yczliwie. - Sdz, e to j powinna zapyta o rad. Jakkolwiek by na to patrze, nasza diablica zemcia si na wszystkich, ktrzy kiedykolwiek zrobili jej krzywd. Umiechnam si pod nosem. Tak! Zwrc si do niej po pomoc. Razem ustalimy jaki plan. - Dziki, Azazelu - powiedziaam, wstajc. - Pomoge mi. - Kochanie, ja nic nie zrobiem - zaprzeczy. - Pogawdzilimy tylko chwil o grzechach i moliwych rozwizaniach. - Dobra, niewane. To ja uciekam. - Zerwaam si z krzesa. Pomachaam wacicielowi kawiarni i wsadziam klucz w cian. Gdy znikaam ju po drugiej stronie, spojrzaam na Azaze-la. Patrzy na mnie drapienie, niczym wilk na swoj ofiar. Beleth mia racj. On by dziwny... *** - Kleo!!! - wrzasnam, wpadajc do jej domu. Nie czekaam, a krzyknie prosz". Po co? Ona nie szanuje mojej godnoci osobistej, to ja nie musz szanowa jej... Zreszt i tak specjalnie jej nie zaskoczyam. Siedziaa przy zotym biurku, porzdkujc jakie papiery. Rozejrzaam si niepewnie po pomieszczeniu, ktre okazao si ogromn sal tronow. W kcie siedzia nawet lampart w zotej obroy... W istocie niczego innego si nie spodziewaam. - Och, witaj - pozdrowia mnie, nawet nie patrzc w moj stron. - Mam nowe zlecenie. Jutro umrze biskup z Francji. Bdzie mj. Tylko musz si troch postara. Nawet nigdy nie zerkn na zakonnic. Beznadziejny przypadek... Westchnam rozczarowana. Bya zajta... Przy okazji, do drzwi puka si sze razy - poinformowaa innie. Sucham? No sze razy. Zapukaa dwa.
64

Czemu akurat sze, a nie pi? - nie mogam tego zrozumie. Taki piekielny zwyczaj. - Wrcia do przegldania papierw. - A nie znajdziesz dla mnie chwili? - wyjczaam, siadajc naprzeciwko niej na zotym krzele. W tym pomieszczeniu wszystko byo zote albo marmurowe... Gdyby wiato byo ostrzejsze, mona by chyba olepn. Zerkna na mnie i cigna brwi. Korona lekko zsuna jej si z czoa. - Jestem troch zajta... Nie przegraam zlecenia od kilku tysicy lat. Nie mog sobie popsu statystyk. Czego chcesz? - Pamitasz, jak mwiam ci, na co umaram? - zaczam szybko wyjania. - Zamordowa mnie jaki typek w parku. Tak sobie myl, e on moe by niebezpieczny i powinnam co zrobi, eby nikogo wicej nie skrzywdzi. Chciaam zapyta, czy mi pomoesz. - Chcesz go zabi? - zapytaa rzeczowo, odkadajc na bok piro. - Nie... chyba tylko nastraszy albo co takiego. Skrzywia si, wdzicznie marszczc zgrabny nosek. - Szkoda... nie bdzie zabawy. A zaniemwiam. Mylaam, e wyzwie mnie od wariatek, ktre niepotrzebnie grzebi w przeszoci, a ona... no c... wygldaa tak, jakby si cieszya. Musz zapamita na przyszo, e lepiej jej nie wkurza. Moe si potem zemci... - Ale i tak bdzie fajnie. Moemy go torturowa... To kiedy idziemy? Zerknam w papiery lece na biurku. - A biskup jaki-tam? - zapytaam. - Eee tam - parskna. - Jestem krlow Egiptu. Nie ma na tej planecie czowieka, ktry nie zrobiby dla mnie tego, czego ja chc. Chod, idziemy pobawi si twoim morderc! - Klasna w donie. - Bdzie zabawa. Mwi ci! Wstaa i duga pprzezroczysta suknia rozoya si na kafelkach. Pawie pira odchodzce od dugiego trenu zamioty podog. Kilkukilogramow biuteria na szyi Kleopatry zamigotaa olepiajco w wietle lamp. - Wiesz co? - powiedziaam. - Jest ju co prawda ciemno, ale moesz si odrobin wyrnia z tumu... 14 Morderca chyba wypatrzy mnie w Stodole. Na pewno wyszed za mn z budynku, a potem ruszy w ciemno midzy parkowe drzewa. Nasze mae polowanie postanowiymy zacz wanie od tego miejsca. Zmusiam Kleopatr, eby ubraa si normalnie. Miaa by wabikiem na morderc. Ja zmieniam kolor wosw i rysy twarzy, eby nie zosta przez niego rozpoznana, a Kleo robia wok siebie duo zamieszania. Olbrzymi dekolt jej bluzki i wyzywajcy (u niej normalny) makija przyciga wzrok hordy studentw.
65

Siedziaymy w klubie ju kilka godzin. Znudzio mi si, ale uparam si, e go dzisiaj spotkam. Miaam przeczucie, e moe nam si uda. Do naszego stolika znowu podszed jaki chopak. - Hej, zataczysz? - zapyta Kleo. Przyjrzaa mu si krytycznie, siorbic drinka przez somk. - Eee... za chudy jeste - stwierdzia. Chopak sta obok nas przez chwil z gupi min, nie wiedzc jak zareagowa. Wzruszyam ramionami, kiedy spojrza na mnie, szukajc pomocy. Odszed do kolegw i co im powiedzia. Zaczli si z niego mia. Biedaczek... No, ale c... Krlowa Egiptu" gustuje raczej wnapakowanych ciachach. ("i studenci s beznadziejni - powiedziaa. - Kiedy to byli mczyni. Wysocy, mocno zbudowani, energiczni... A oni? wskazaa palcem na grupk chudzielcw z trdzikiem, usiujcych wyrwa jakie dziewczyny. - To jaki wybryk ewolucji... kiedy to takich eliminowao si po urodzeniu, jak cherlawi byli... Byo w was duo empatii - wymruczaam. Miaa troch racji. Studenci w wikszoci wygldali na astmatykw, ktrzy wyrwali si spod spdnicy mamusi. Gdzie ci mczyyyyyyyni?" Wida ju za czasw wokalistki Kinn zaczynao ich powoli brakowa. Do naszego stolika zbliy si kolejny chopak. By niski, dugie, mysie wosy zwizane w kucyk upodabniay go do dziewczyny. Wydawa si taki... delikatny. Niemiao si do nas umiechn i podnis rk. Zdy tylko otworzy usta... - Zgubie mamusi? - zapytaa Kleo i znowu siorbna przez somk. - Eee... - odpar, odwrci si i odszed. Spojrzaam na taczce pary. Pltanina cia, wyginajcych si w rytm muzyki. Krtkie spdniczki, rozpite koszule, kolorowe wiata lizgajce si po sylwetkach tancerzy. Oparam si na okciu. Potaczyabym sobie. Nawet wiem, z kim bym sobie chtnie potaczya. - Widzisz morderc? Nudno tu. Nie ma na kim oka zawiesi - odezwaa si znuona Kleopatra, brutalnie wyrywajc mnie z marze. Dokadnie mwic z nierealnych marze: Piotrek nie taczy. Zapytany dlaczego, odpowiada elokwentnie bo nie". - Nie widz. - Potoczyam spojrzeniem po zatoczonej sali. - Nie pamitam dobrze, jak on wyglda... - Postaraj si sobie przypomnie. - Wyobra sobie, e si staram...
66

Nagle moje spojrzenie przycign wysoki mczyzna w rogu klubu. Niechlujnie ubrany, z dwudniowym zarostem na twarzy. Ciekawe, jakim cudem bramkarze wpucili go do rodka. Rozglda si niespokojnie po pomieszczeniu. Przed oczami stany mi obrazy: noc, chd, kroki za plecami. Te oczy. To te przeraajco puste oczy! - To on - pokazaam palcem mczyzn. - Jeste pewna? - zapytaa Kleopatra. - Tak - odparam. - Jestem pewna. Jeszcze raz mu si przyjrzaam. Wyblake spojrzenie znad brudnego zarostu. Obleny umiech. To on! Byam pewna! Kleopatra wystawia poza stolik do z wysok szklank, w ktrej byo jeszcze troch teuili sunrise. Naczynie z gonym brzkiem uderzyo o podog i rozpryso si na kawaki, pomaraczowy pyn obla nam buty. Ju miaam na ni nakrzycze, e zniszczya mi pantofle, kiedy ona wykrzykna: - Jeste gupia!!! Duej tu nie zostaj! Wracam do domu! - Ale... - zaczam. - To co, e ty masz samochd! Wrc na piechot. A ty si do mnie nie odzywaj!!! - Kleopatra produkowaa si dalej. Trafi do siebie! Bez aski! Podrzucia dumnie gow i przesza obok mnie, depczc szko podeszwami swoich butw na wysokim obcasie. Rwnowag zachowaa bez problemu. Mistrzostwo! Przy drzwiach przesza obok niechluja z zarostem. Zerkna na niego z pogard, mierzc go swoim czarnym spojrzeniem od stp do gw. Mczyzna odwrci si za ni. Chwil pniej ruszy jej ladem. Zacz polowanie. Dopiam drinka dla animuszu i wstaam. Ja take ruszyam na owy. Tak jak wczeniej si umwiymy, Kleopatra skierowaa si w stron kompletnej guszy. Przesza na drug stron szerokiej ulicy, mina pub Zielona G i wesza midzy drzewa. Morderca ufnie poda za ni. Nie zastanowi si, po co moil.i kobieta samotnie wazi do ciemnego parku grubo po pnocy. Naiwniak bd tpak. Zmieniam rysy twarzy i wosy na swoje. Teraz zaleao mi na tym, eby mnie rozpozna. Kleopatra sza, machajc beztrosko torebk. Morderca stpa za ni cicho niczym kot. Nagle zatrzymaa si i zacza grzeba w torebce. Wyja srebrn papieronic. Morderca min j zupenie tak, jakby wcale za ni nie szed. - Hej, masz ogie? - zaczepia go krlowa. - A co mi dasz w zamian? - Podszed bliej. Teraz ona take dostrzega szalestwo w jego oczach. Umiechna si zaczepnie. - A co by chcia?
67

Podeszam do niego od tyu. Wszystkie wspomnienia w mojej gowie odyy. Poczuam bl w okolicy odka, tam, gdzie mnie dgn. - Ciebie - odpar chrapliwie. - No to sorry... obejd si bez ognia. - Krlowa wzruszya ramionami. Byskawicznie chwyci j za rami i szarpn w swoj stron. - Jeste tego taka pewna? - Jest pewna - odparam, wychodzc z cienia. - Co... - zacz, ale nagle zatrzyma na mnie spojrzenie. Gwatownie puci Kleo i odskoczy od niej. Wpatrywa si we mnie penymi szalestwa oczami. - To... to... - wybekota. - Tak, kretynie, to j zabie - uczynnie pomoga mu Kleopatra. Mczyzna wpad w panik. Wodzi przeraonym wzrokiem po mojej twarzy, sylwetce, ubraniu. - To niemoliwe. Ty nie yjesz! Zabiem ci! Rozsypaa si w proch na moich oczach!!! - wrzeszcza. Przypomniaam sobie, co powiedziaa mi Kleo. Fakt. Po podpisaniu umowy moje doczesne szcztki musiay znikn. Pieko jest porzdne - zawsze po sobie sprzta. Morderca rzuci si do ucieczki. Czarny, brudny paszcz zaplta mu si midzy nogi. Kleopatra wycigna rk w jego stron. Mczyzna unis si w powietrze. Zacz krzycze. - Och, zamknij si - mruknam i machnam doni. Ucich w jednej chwili. Spojrzaam na swoj rk. Ta moc, sia, wadza. To byo co niesamowitego! Kleopatra przeniosa mczyzn do najwikszego drzewa i przykleia do niego. W jaki sposb? Nie mam pojcia. Niemniej morderca wisia obok nas, przymocowany do pnia, i nie mg si rusza. Jego oczy szaleczo biegay raz w moj stron, raz w stron Kleo. - Wiesz, co zrobie, ty prymitywie? - Krlowa stukna go palcem w pier. - Zabie moj przyjacik! Teraz otrzymasz za to kar. Prosto z Pieka. Zamiaa si demonicznie. Nawet mnie po plecach przebieg dreszcz. Nie chciaabym by jej wrogiem. Ja take stanam naprzeciwko niego, eby nie wypa z roli. - Dlaczego mnie zabie? - zapytaam i machnam doni, zwracajc mu gos. Od razu zacz woa pomocy. Kleopatra sprawia, by zamilk. - To bez sensu. Nie wyjawi ci tego. Poza tym spjrz na niego. To jaki popapraniec - powiedziaa szybko. - Nie ma sensu z nim rozmawia. Zaatwmy szybko to, po co przyszymy. Przygryzam warg. Ale ja wanie chciaam z nim porozmawia. No trudno. Spojrzaam na niego z pogard i nienawici. Zabra mi ycie. Straciam przez niego wszystko!
68

- Moe jeszcze raz sprbujmy - powiedziaam. - Moe co powie... - Na pewno nie. Za bardzo si boi. Zreszt i tak moe skama. No w sumie... Co mu zrobimy? - zapytaa Kleopatra. - Bo rozumiem, e nic chcesz go zabija. A szkoda. Naleaoby mu si. Zastanawiaam si przez chwil. Dziaaam pod wpywem impulsu. Tak do koca nie wiedziaam, co chc mu zrobi, .1 nawet, czy chc mu w ogle cokolwiek zrobi. To si odrobin l< lcio z moim sumieniem. - Zwrcia uwag, e mordercami, pedofilami i gwacicielami s zawsze mczyni? - zapytaa moja towarzyszka, przygldajc mu si ciekawie jak nowemu znalezisku. - Co jest nie lak z msk psychik. Oni po prostu s nienormalni. - Zdarzaj si te normalni - pomylaam o moim Piotrusiu. - No tak, ale chodzi o sam fakt. Syszaa kiedy, eby kobieta napastowaa dziecko? - prychna, z pogard przygldajc si mordercy. - Za to faceci w kko robi takie rzeczy. Od razu wida, kto bogom wyszed lepiej. Mczyzna moe i powsta pierwszy, ale to kobiety s idealne, a nie te prototypy... Nie skomentowaam jej feministycznych wynurze. Kleopatra miaa skonnoci do takich osdw. Ju ktry raz musiaam wysuchiwa, e kobiety stoj wyej w ewolucji od mczyzn. Poza tym nie interesowali mnie inni zboczecy. Interesowa mnie ten konkretny morderca. - Nie wiem, co mu zrobi... - Westchnam z rezygnacj. Miaam pustk w gowie. Kleo klasna w donie, zwracajc mordercy gos. - Chciae j zabi czy zgwaci? - zapytaa. - Zgwaci! - rykn, najwyraniej uznawszy, e to mniejsza zbrodnia. Krlowa pstrykna palcami, odbierajc mu gos. - Chcia ci zgwaci - oznajmia mi, chocia doskonale syszaam, co powiedzia. - Wykastrujmy go! - A zatara donie z uciechy. Mczyzna przylepiony do drzewa wybauszy na ni oczy. Nie mg krzycze, ale zacz piszcze. Chyba wanie zda sobie spraw, e trzeba byo powiedzie: zabi". - Tak! - wykrzyknam. - Nawet wyjdzie mu to na zdrowie. Bdzie mg si zatrudni w operze, jak mu gosik si podwyszy. - Nieeeeeeeeee. - Kleo podrapaa si zamylona po brodzie. - Ich trzeba byo kastrowa, jak byli mali, bo potem im wyrastay jakie struny gosowe czy co takiego... Nie wiem... nigdy nie lubiam opery... Zerknam na morderc. Tak... Temu to chyba wyrosa tylko struna grzbietowa, bo krgosupa to on nie mia na pewno. Rycza jak mae dziecko. No miczak... wrcz krewetka...
69

- Dobra, niewane - machnam rk. - To najwyej nie bdzie piewa. Wane, e nie skrzywdzi ju adnej kobiety. Kleopatra klasna w donie, jej oczy bysny w ciemnociach. Wybitnie bawia j caa sytuacja. - Od czego zaczynamy? Trzeba mu cign spodnie! Jakby na jej sowa materia w kroku mczyzny zrobi si mokry. Kleopatra odsuna si par krokw z wyrazem niesmaku na twarzy. - A feeee, posika si. Ja go tam nie dotkn. - Wskazaa palcem na jego krocze. - Tchrz! Zamiaam si gono. Biedna krwioercza krlowa. Ofiara w przypywie paniki popsua jej zabaw. - Dobra, wykastrujemy go, uywajc mocy - powiedziaam. - Ale sdzisz, e to zaatwi spraw? A jak jeszcze potem kogo skrzywdzi? - Moemy go wykastrowa, a potem zamieni w warzywo. Bez wyszych emocji i zdolnoci mylenia chyba nikogo nie skrzywdzi - stwierdzia. Spojrzaam na ni zgorszona. Ech... nie potrafiam zrobi mu niczego zego. Owszem, mio byo wyobraa sobie, jak peza u moich stp, bagajc o lito, ale czy naprawd na tym mi zaleao? Czy to byo warte krzywdy innego czowieka? Westchnam gono. Nie mog... nie potrafi go zabi ani okaleczy. Ju nawet teraz drcz mnie wyrzuty sumienia... Masz tak min, jakby chciaa powiedzie, e nic mu nie /.robimy - zauwaya sucho Kleopatra. - Mam wyrzuty sumienia. - Ale ja nie - stwierdzia i machna doni. Facet zacz piszcze i rzuca caym ciaem, by si uwolni. - Co ty robisz?! - krzyknam. - Ju nic. - Wzruszya ramionami. - Przedstawiam ci Pana Kunucha. Spojrzaam na ni przeraona. Nie, ona nie moga tego zrobi! - Suchaj, ty by go zaraz wypucia do domu i jeszcze pogadzia po gwce, wmawiajc, e to wszystko mu si przynio. Troch konsekwencji, kobieto! On ci zabi! A wczeniej chcia ci zgwaci, tylko wszystko spartaczy! Naleao mu si. Nie umrze od tego. Po prostu nie ma jaj. - Zamiaa si z wasnego dowcipu. Morderca pochlipywa cicho. By cay czerwony na twarzy. - A jeli skrzywdzisz kiedy jeszcze jak kobiet - Kleopatra stukna palcem w jego pier unoszc si w spazmatycznym oddechu - to ptaszka te stracisz. Pamitaj. Gdzie za nami zatrzeszczaa krtkofalwka. Usyszaymy odgos krokw dwch osb. O nie!!! To stra miejska! Musz si wasa po parku w rodku nocy?! No eby ju nie mona byo w spokoju mczy mordercy, bo tacy si musz przyplta... A gdzie bylicie, kiedy mnie mordowano?! Mczyzna przyklejony do drzewa zacz gono piszcze i szarpa si. Wyczu szanse na wolno.
70

Stranicy, zaniepokojeni dziwnymi odgosami, zaczli biec w nasz stron. . - Odwr ich uwag! - krzykna Kleopatra, podbiegajc z kluczem diaba do najbliszego szerokiego drzewa, na ktrego pniu zmieciyby si jej zote wrota. Niby jak?! Nie wiedziaam, co mam zrobi. Patrzyam bezradnie, jak dwch umundurowanych mczyzn wpado na ma polank, na ktrej stalimy. Co ja mam robi?! Machnam doni i drzewo obok nich stano w ogniu. Przestraszeni odskoczyli w ty. - Chod tu wreszcie!!! - niecierpliwie zawoaa mnie Kleopatra. Wbiegam za ni przez zote wrota, zauwaajc jeszcze, jak stranicy wpatruj si w nas przeraonymi oczami. - To byo subtelne - mrukna Kleo. - Jak nie wiem co... 15 Nastpnego ranka na uczelni tematem dnia byo przyklejenie mczyzny do drzewa i podpalenie czci Pl Mokotowskich. Od mojej niefortunnej kuli ognia zajo si sporo drzew, zanim stra poarna przyjechaa na miejsce... Ju chodziy niesamowite plotki o tym, e przestpcy mieli miotacz pomieni, klej niewiadomego pochodzenia (faceta do tej pory nie dao si oderwa od pnia), a take tak skutecznie zastraszyli przylepca", e nie chce mwi, kto mu to zrobi. No dobra, przyznaj... zapomniaymy z Kleo cofn dwa zaklcia, a poza tym j a narobiam troch zamieszania, ale eby od razu wszyscy si tym tak interesowali? Koo poudnia gruchna wie, e mczyzna jest wykastrowany. Akurat staam z grupk przyjaci na korytarzu, tu obok Piotrusia, gdy podbieg do nas Tomek z t rewelacj. - Hej, ale jak to moliwe, e on nie ma adnego ladu, e kiedykolwiek mia jdra? Moe jest wntrem? - zapytaa Zuza. - Kim? - zainteresowaa si jaka dziewczyna. -No, wntrem. Znaczy, e jdra ma w rodku zamiast na zewntrz. Boe, czy ty programw przyrodniczych nie ogldasz. O smej rano w weekendy na Pulsie jest serial o weterynarzach. - Zuza spojrzaa na nas. Wszyscy chyba mielimy t sam min, bo zapytaa: - Wy te tego nie ogldacie? Odwrciam si, tumic miech, Piotrek przygryz warg. Jedynie w Tomku nie byo adnej subtelnoci: Kobieto, pogio ci...? Zuza zgarbia si. No, co... lubi ten serial... - mrukna. W necie napisali, e nie jest wntrem - powiedzia Tomek i umiechn si do nas zadowolony - On ich po prostu nie ma! Wyglda na tak ucieszonego, jakby mia zaraz ochot doda: czy to nie cudowne?!" Szlag... po co oni si tym tak podniecaj? Odczuam jeszcze silniejsze wyrzuty sumienia. Nie sdzicie, e on jest za bardzo mski jak na kobiet? drya dalej Zuza, przekonana o susznoci swojej tezy. 71

Na pewno ma gdzie te jdra. Inaczej nie miaby tylu drugorzdowych cech pciowych... Rozgorzaa dyskusja. Nawet Piotru bra w niej ywy udzia. Tylko ja si nie odzywaam. Zastanawiaam si, jak to naprawi, zanim Beleth si dowie. Waciwie dziwio mnie, e jeszcze si nie pojawi z krzykiem, e zamaam jaki tam przepis. - Co si stao? - zapyta mnie po paru minutach Piotrek. - Tak milczysz. Nic ci nie jest? - Nie, nic. - Umiechnam si do niego. - A zdjli go ju z tego drzewa? - Tak, musieli obedrze kor - wyjani mi Tomek. - O wanie, ludzie, pki pamitam. Impreza u mnie! Dzisiaj wieczr! Zdalimy kolejne kolokwium - naley si nam. Obecno obowizkowa! Nie mogam si ju doczeka tej imprezy. Czuam, e musz si wyszale. Na chwil zapomnie o mordercy. Idziesz? - zapytaam Piotrusia. No jasne! *** Pod koniec dnia cisza ze strony Beletha zacza mnie niepokoi. Co byo nie tak. Weszam do swojej kawalerki. Do domu wracaam dzisiaj z Piotrkiem. Chcia pozna lepiej kota Behemota. Gdy tylko wszed do maego mieszkania, kociak podbieg do niego w podskokach. - Ale jeste liczny - Piotrek wzi futrzaka na rce, a kot zacz gono mrucze. - Chcesz si czego napi, co zje? - zapytaam, rzucajc torb na ziemi i wchodzc do maej kuchni. - Moe zrobi ci herbaty? - A moesz - powiedzia, siadajc na kanapie. Spojrzaam do szafki na rzd kolorowych pudeek. - A jak chcesz? Zwyka czarna, czarna z jaminem, czarna z porzeczk, zwyka zielona, zielona z wanili, zielona z brzoskwini, zielona z cytryn, czerwona z truskawk i wanili? - zaczam wymienia wszystkie, jakie miaam. - Eee... a mog poprosi o wod...? - zapyta niepewnie. Rozemiaam si. Byam fanatyczk herbaty. Ilekro Piotru by u mnie, nie mg si na nic zdecydowa. Zdecydowaam za niego i zrobiam mu zwyk zielon herbat. Sobie te. Wyjmowaam kubki z szafki, kiedy ze ciany wysuna si gowa Beletha. Przestraszona odskoczyam i upuciam kubek, ktry rozbi si na pododze. -Musimy pniej porozmawia - powiedzia i znikn w chwili, gdy w drzwiach stan Piotru. - Nic ci nie jest? - zapyta. - Nie, nie - zaprzeczyam szybko i schyliam si, by pozbiera kawaki. - Wysun mi si z rki. Spojrzaam na Piotrka do gry, przez co nieumiejtnie za-pnl.ini jaki kawaek. Wbi mi si bolenie w palec. Aj! cofnam do. P.dec ju zacz krwawi. Piknie. Pomog ci - zaoferowa si Piotru i szybko posprzta k podogi.
72

Wsunam do pod strumie zimnej wody. Palec nadal krwawi. Ranka bya maa, ale gboka. Sierota ze mnie. Jak zwykle zagapiam si na co, a tym razem na kogo, i prosz... nowe uszkodzenie ciaa gotowe. - Podasz mi plaster? - poprosiam. - W azience na pce obok lustra ley opakowanie. Gdzie ja, tam duo opatrunkw, wody utlenionej i plastrw. Byam mistrzem, jeli chodzi o autodestrukcj przypadkow. Piotru stan obok mnie i sprawnie zaoy mi plaster. - Dzikuj. - Umiechnam si do niego. Wzruszy skromnie ramionami i wyszed. Zerknam pod plaster. Ani ladu rany. Dobrze, e nie znikna na jego oczach. Nie zdjam opatrunku, by nie wzbudzi jego podejrze. Nastpne kilka godzin spdzilimy, powtarzajc materia do kolejnego kolokwium. Czsto si tak uczylimy ostatnio. Zaliczenia mielimy mie teraz seriami, wic nie byo chwili wytchnienia. Siedzielimy obok siebie na kanapie. Rami w rami. I nic! Nawet si do mnie nie przysun, nie obj. A patrzylimy sobie gboko w oczy nieraz... ech... W kocu wieczorem wyszed, eby jeszcze co zje i kupi alkohol na imprez u Tomka. Gdy tylko sobie poszed, na cianie pojawiy si drzwi z kolorowych szkieek. - Czy ty zdajesz sobie spraw z tego, co narobiycie z Kleopatr?! - rykn na mnie Beleth. - Przyznaj - mruknam. - Troch namieszaymy. - Troch? TROCH?! - piekli si, chodzc w kko. - Od rana siedziaem w Urzdzie, tumaczyem si przed Lucyferem! Nie rozumiesz, e ja ci powinienem pilnowa, eby nie robia takich gupstw?! Wyszedem na niekompetentnego. Od samego rana wszystko naprawiam! Suchaam go, wbijajc wzrok w podog. Nie byam dumna z tego, co zrobiymy. Nadal miaam okropne wyrzuty sumienia. - Zacz ju mwi? - zapytaam, przerywajc mu kolejn tyrad. -Kto? - Morderca - wyjaniam. - Jego te naprawie? - A co on mnie obchodzi? Skrzywdzi ci. Naleao mu si. Niemniej mogycie to, do diaba, zrobi dyskretniej! Od dzisiaj nie ruszasz si na Ziemi beze mnie, syszysz? Nie miaam najmniejszego zamiaru nigdzie go ze sob zabiera. Niaka si znalaza. - Nie rb takiej miny. - Pogrozi mi palcem. - Wiem, co ci chodzi po gowie! Syszaem, jak z nim o tym rozmawiaa wskaza na drzwi, przez ktre wyszed Piotru. - Dzisiaj jest jaka impreza i pjd na ni z tob! - Nie ma mowy! - wykrzyknam. Nie mogam zabra go ze sob. Co by pomyla Piotru?! A jakby pomyla, e Beleth jest moim facetem?! Ju wol w ogle nie i na t imprez. Przypomniao mi si, jak bardzo miaam ochot na ni i. Poza tym powiedziaam ju Piotrusiowi, e id. Musiaam i!
73

- Nie zgadzam si - owiadczyam, biorc si pod boki. - Skarbie - posa mi zimny umiech - ty nie masz wyboru. Nie!!! Co sobie pomyli Piotru?! Nie mog i z Belethem!!! Diabe zasoni sobie uszy rkami i spojrza na mnie uraony spod czarnej grzywki. Jego oczy zabysy ciepym, tym wiatem. - Przesta krzycze, mylc. Wszystko sysz - warkn. - Wezm ze sob Kleopatr. Bdzie udawaa moj dziewczyn. Zadowolona? Uspokoiam si. Takie rozwizanie w peni mnie satysfak-i |nnowao. Musiaam jeszcze tylko zadzwoni do Tomka i zapyl m', czy mog wzi dwjk przyjaci. Na pewno si zgodzi. Mlrtl wyjtkowo askawych (bd guchych) ssiadw. Potulnie /.nosili imprezy rednio raz w miesicu. Spotykamy si o dwudziestej - odparam. - I powiedz K leo, eby ubraa si normalnie. Westchn ciko i wsun w cian klucz diaba. Nadal pa-11 /,yl na mnie uraony. Wreszcie poznam twojego Piotrusia - zauway. Zanim zdoaam zareagowa, znikn. Lnicy kontur drzwi migota jeszcze przez chwil i te znikn. Spojrzaam na Mehemota, lecego na kanapie. - Gdyby mia jakie ze zamiary wobec mnie albo Piotrusia, I oby mi powiedzia, prawda? Jednak kot nawet na mnie nie spojrza... *** Przeszlimy przez kolorowe drzwi Beletha na oliborzu. Spojrzaam na blok Tomka. To tutaj, na tym balkonie, trzecim od gry, czwartym z prawej zakochaam si w Piotrusiu. Nie wiadomo po co i jak... Gdybym teraz moga co zmieni, tobym wtedy co powiedziaa, e mi si podoba, sama nie wiem. A moe po prostu wcale nie wyszabym na ten balkon? ycie byoby prostsze. - Musz go w kocu pozna. - Kleopatra wzia mnie pod rami. - Przystojny jest? Zerknam wcieka na Beletha. Powiedzia jej! - Mnie si podoba - mruknam wymijajco. By przystojny. Zwaszcza dobrze mu byo z jednodniowym zarostem. Co prawda moja najlepsza przyjacika, Zuza, uwaaa, e wyglda w nim oblenie i w ogle jest niesympatyczny. Wedug mnie by bardzo sympatyczny. Dobrze... odrobin wkurzajcy by ten jego indywidualizm, milczenie, zagadko wo, ale to by po prostu on. Nie widziaam wad, tylko zalety (Zuza twierdzi, e nieistniejce). Weszlimy do zatoczonego ju mieszkania. Od razu zauwayam Piotrusia. Razem z Tomkiem miesza rne alkohole w wysokich szklankach.
74

Gdy tylko Beleth przekroczy prg, jak na komend wszystkie damskie spojrzenia odwrciy si w jego stron. Fakt, byo na czym oko zawiesi. Jaki metr dziewidziesit, doskonale wyrzebiona sylwetka, przystojna, odrobin chopica twarz ze szczerymi, zotymi oczami przykrytymi czarn grzywk niesfornych wosw, dzisiaj nieuoonych w irokeza. Beleth by bardzo przystojny. Znowu zastanowio mnie, dlaczego on mi si nie podoba. Owszem, pociga mnie, i to bardzo. Jednak mylaam tylko 0Piotrusiu. Przedstawiam moich diabolicznych znajomych. W pokoju rozleg si zbiorowy jk zawodu, gdy powiedziaam, e Bartek i Kleopatra s par. - Kleopatra? - zagadna j Zuza. - Do nietypowe imi. - Krlewskie - odpara. Nie miaa na sobie sukni z trenem ani drogiej biuterii, jednak ca swoj postaw, kadym gestem wyrniaa si z tumu studentek. Bya w niej subtelna elegancja, szyk oraz odrobina egoizmu i wyszoci. Kleopatra zdecydowanie przykua uwag wszystkich chopcw. - Oni s za adni, eby byli prawdziwi - mrukna do mnie Zuza, gdy odeszymy na bok. - Skd ich znasz? - Z pracy - odparam. - Ty pracujesz? - zdziwia si. - Nic mi nie mwia... - A, od tygodnia. Dopiero zaczam, nie chciaam zapeszy. To nic takiego, ale zawsze troch grosza na ciuchy wpadnie do kieszeni - powiedziaam szybko. - Pniej ci opowiem. Wczeniej ustalilimy, e na potrzeby moich znajomych bdziemy mwi, e znamy si z pracy, gdzie wszyscy zajmujemy si doradztwem handlowym. Usiadam na kanapie obok Piotrusia. On te nie spuszcza wzroku z Kleopatry. - S z Bartkiem zarczeni - poinformowaam go. Lekko straci zainteresowanie, mimo to nadal zezowa w jej gboki dekolt. - Ona ma kompleks krlewny... - skwitowaa zniesmaczona Zuza, kiedy Kleo zadaa czerwonego wina. Na szczcie Beleth opanowa sytuacj, obwieszczajc wszem wobec, e on takie przynis i zaraz jej da. -Witaj, jestem Kleopatra - wycigna do do mojego Piotrusia, lustrujc go wzrokiem od gry do dou. - Cze - odpar i ucisn jej do. Skrzywia si. Zapewne oczekiwaa, e pocauje j w rk. Ech, nie te czasy, kobieto. Teraz jest dobrze, jak facet w ogle si przywita... U mnie w liceum zawsze trzeba byo ze wszystkimi pocaowa si w policzek na powitanie - oczywiste przenoszenie zarazkw. Za to na uczelni? Chyba to wybitnie warszawski zwyczaj, bo nikt tego nie robi. Faceci, owszem, witaj si ze sob uciskiem doni, ale z dziewczynami wcale. Czsto nawet nie mwi im cze. Zreszt tak samo zachowuje si Piotru. Zawsze na wszelki wypadek staje co najmniej ptora metra ode mnie, ebym si tylko, bro Boe, nie wycigna i nie pocaowaa go w policzek. Nie rozumiem tego... Czyby w jego rodzinnym Malborku chopcy nie witali si z dziewczynami?
75

Kiedy Piotrek odszed, Kleopatra pochylia si w moj stron, by podzieli si uwagami. Dopiam drinka, eby jako to znie... - Studenci s koszmarni - owiadczya. Nie zdziwio mnie to. T opini syszaam ju w Stodole. - Ten twj Piotru... suchaj... no moe by. Ten zarost, czarne wosy, poza tym jest wysoki. Jest mski, przyznaj. Pod tym wzgldem mi si podoba. Ale... takie troch z niego ciepe kluchy. Taki misio do poprzytulania - szeptaa mi dalej na ucho. - Niemniej ciacho. Chciaoby si go schrupa. Masz moje bogosawiestwo. Zaczam aowa, e ju zdyam wypi caego drinka. - Dzikuj, Kleo - odparam. - Zawsze chciaam to usysze. - A teraz spjrz na tego - wskazaa na Pawa. - Ten ma sylwetk, minie. Wida po nim testosteron. Miaam ochot zamia si gono. Tuczek sta wanie obok Zuzy i prezentowa jej swoje bicepsy. Cay si nad i zacisn zby, by jak najmocniej wyeksponowa minie. Wspczuam Zuzie. Wygldaa, jakby miaa umrze. Pawe skrzywi si jeszcze bardziej i wyglda wybitnie nienormalnie. Beleth usiad obok mnie po drugiej stronie, zajmujc miejsce zwolnione przez Piotrusia. Kurde... Wskaza na Pawa, ktry z wysiku zrobi si czerwony na twarzy. Przypomnia mi si dowcip o trepanacji czaszki blondynki. Neurochirurdzy znaleli w rodku zamiast mzgu tylko sznurek biegncy w poprzek jamy. Gdy go przecili, blondynce odpady uszy. Pawe wyglda tak, jakby miao mu co pkn albo ju pko... - Ty... czy on jest napany? - zapyta mnie Beleth. - Nie, to jego zwyczajny wyraz twarzy - odparam. Kleopatra obserwowaa go bacznie. -Tak, on jest cakiem, cakiem - skwitowaa, oblizujc usta. - Kleo... on bierze sterydy, koks, co tylko chcesz, eby tak wyglda - wyjaniam jej. - Poza tym intelektualnie zatrzyma si chyba na poziomie pantofelka... - Sterydy? - Skrzywia swj zgrabny nosek. - Eee... czyli jest sztuczny? To nie, plastikowi faceci nie s fajni. Ju mi si nie podoba. Zamiaam si gono. - Nie to co nasz Beleth. - Pogaskaa go po uminionym ramieniu i pucia do mnie oko. - W stu procentach naturalny! Skrzywiam si na t jawn reklam. - Moe jeszcze biodegradowalny? prychnam. Kleopatra zmarszczya brwi, nie rozumiejc, co do niej mwi. Sprbowaa wymwi sowo biodegradowalny, ale po trzech prbach daa sobie spokj i wrcia do obserwacji Pawa. Zmruya oczy. Czyby lepa? Zerknam na Beletha, ktry nawet nie zareagowa na nasze sowa. Nie sucha nas. Czujnie ledzi kady ruch Piotrusia. Nie spuszcza z niego wzroku.
76

- Przesta si na niego gapi - syknam. Zwrci na mnie swoje zote oczy, byszczce wewntrznym ogniem. Nie zobaczyam w nich emocji. Jedynie pustk. - Nie rozumiem, co w nim widzisz - stwierdzi. - Nie wszystko da si zrozumie - burknam. - Zamie si ze mn miejscami - zadaa Kleopatra i wepchna si midzy mnie i Beletha. Od razu zacza mu co szepta do ucha. Nie zwracaam na nich uwagi; obok mnie usiad Piotru i poda mi szklank z tajemnicz mikstur, ktr wanie wyprodukowa Tomek. - Na pomoc! - Zuza wyrosa przed nami jak spod ziemi i wpakowaa mi si na kolana. A stknam. - Jeszcze chwila w jego towarzystwie i pjd si zabi! Tu za ni poda niewzruszenie Pawe, gwatownie gestykulujc podczas opowiadania jakiej historii. Stan nam nad gow. - No i nale do tego supertajnego, sawnego stowarzyszenia. Mwi ci, ale niesamowite rzeczy tam robimy. Powinna si zapisa - kontynuowa przemow do lekko podpitej Zuzy, ktra miaa go w najgbszym powaaniu. - Niektre obrzdy robimy nago. Obleny umiech pojawi si na jego twarzy. Piotru parskn. - Obrzdy nago? Co ty, czowieku, pieprzysz? Pawe, nie tracc rezonu, zacz od pocztku: - Bo ja jestem w takim sawnym tajnym stowarzyszeniu... - Czy sowa sawne" i tajne" si nie wykluczaj? - przerwaam mu. Zaczlimy si z Piotrkiem mia. Pawe sta z gupi min. -No nie - stwierdzi w kocu. - Bo ono jest i sawne, i tajne. Spojrzaam na Pawa z politowaniem. Jak zwykle sta i szczerzy si bezmylnie, pewien swojej genialnoci. Skd tacy ludzie si bior? - Pawe, jeste bystry... - wykrzyknam, a Tuczek poczerwienia z zadowolenia - ...jak woda w kiblu - dokoczyam. - Teraz on bdzie ci nienawidzi - mrukn do mnie Piotru. - Sdz, e jako to przeyj. W tej chwili Pawe ze zoci zrzuci moj torebk z krzesa obok. i - Kretyn... - stwierdziam. - Kretynka! - wykrzykn. - Nie sta ci na nic oryginalniejszego? Pawe milcza przez chwil. Zuza chichotaa histerycznie. - Gupia kretynka! Spojrzelimy z Piotrkiem po sobie. Piotru zagryz warg, eby si gono nie rozemia, bo to by jeszcze bardziej rozjuszyo Paweka. Wpatrywalimy si w siebie znacznie duej ni zazwyczaj. Piotrek umiechn si do mnie delikatnie.
77

Dokadnie przyglda si mojej twarzy, jakby uczy si jej na pami. Ja natomiast miaam kopoty z odwrceniem wzroku od jego penych ust. Zuza wstaa odrobin chwiejnie z moich kolan, czym obudzia nas z tego osobliwego transu, i ruszya wawo w stron kuchni. Chyba miaa nadziej, e jeli zrobi to wystarczajco szybko, to zgubi Pawa. Mylia si. Ruszy jej ladem, znowu zaczynajc mwi o swoim sawnym, tajnym stowarzyszeniu. -Jego chyba w dziecistwie kto upuci - wymrucza Piotru, dopijajc drinka. - Przynie ci jeszcze? Spojrzaam na pen szklank, ktrej nawet nie tknam. Barwa drinka troch mnie odstraszaa. - Nie, dzikuj na razie - odparam. Piotru wsta i take znikn w kuchni, a ja zostaam na kanapie obok wci szepczcych Kleo i Beletha. Trzeba im to przyzna. Nie wychodzili z roli narzeczonych nawet na chwil.

16 Siedziaam w zatoczonej sali mikroskopowej. Bya wiosna, przez okna wpaday ciepe promienie soca. Wieloletni kurz unosi si w powietrzu. Dzisiaj mielimy tylko ogln prelekcj. Dwie godziny z ycia i do domu. Wykadowczyni jak zwykle traktowaa nas jak stado kretynw i kadym swoim sowem i gestem usiowaa nam udowodni, e jest od nas lepsza. Zadane pytania zawsze pomijaa milczeniem, bd zbywaa nas, ebymy sobie sami przeczytali w domu z ksiki, bo przecie po to s ksiki. Nie trawiam tej kobiety... Ktem oka obserwowaam Piotrusia. Opar si na okciu. Oczy zamykay mu si coraz czciej, coraz duej si nie otwieray. Jak wykadowczyni go zauway, to bdzie mia prze-chlapane. Wysaam w stron kobiety rozkaz, by nie widziaa Piotrka, gdy ten unie, by wydawao jej si, e pilnie sucha. Gowa moj ego obiektu westchnie jakby na zawoanie opucia si jeszcze niej. Czsto spa na zajciach. Miaam wietny widok na jego profil. Prosty nos, czarne nitki zarostu na niadej cerze, bogi spokj picego. Westchnam. I po co mi to? Bo on mi si podoba - musiaam sobie to przypomnie. Machinalnie bazgraam po kartce, tworzc kolejny bohomaz. Jeszcze troch i pomyl, e jestem na Akademii Sztuk Piknych... Nagle kartka zawiecia. Pojawiy si na niej litery, zupenie jakby byy wypalane. W powietrze unis si lekki swd spalenizny i zapach siarki. Rozejrzaam si szybko, czy nikt nie zauway. Pomachaam w powietrzu doni, by przegna smrd pogorzeliska.
78

Na szczcie nikt mnie nie obserwowa. Wszyscy rwno wegetowali, patrzc bezmylnie w przestrze. Z tej piczki wywoanej monologiem wykadowczyni mg ich w tej chwili wyrwa jedynie slajd z napisem: Koniec. Dzikuj za uwag". To ja - Kleopatra. Musz Ci powiedzie co wanego. Natychmiast. To sprawa ycia i mierci. Chodzi o kogo, kogo kochasz. Przeraona spojrzaam na Piotrusia. Jezus Maria! A moe on ma guza mzgu i dlatego pi?! Uspokoiam si natychmiast. Prawie wszyscy spali... guzy nie s zakane... Pomylaam o tym, e chc by niewidzialna dla wykadowczyni. Powoli zgarnam swoje rzeczy do torby i na czworaka, za plecami kolegw zaczam wypeza z sali. Ona mnie nie widziaa, ale oni mogliby si zdziwi, gdybym po prostu sobie wysza. J mogam zaalarmowa tylko skrzypicymi drzwiami. Ludzie przebudzali si, gdy wdrowaam im po stopach, i patrzyli na mnie z podziwem, e mam odwag ucieka w trakcie nudnych zaj prowadzonych przez t wiedm. No c... odwag miaam tylko dlatego, e staam si dla niej niewidzialna. Wpezam pod stolik Piotrusia znajdujcy si przy samych drzwiach. Take obudzony zajrza pod st i umiechn si do mnie szeroko. - Wiki, rzdzisz! - owiadczy mi. Od razu zrobio mi si cieplej na sercu. Poklepaam go po kolanie na do widzenia i przeskoczyam krtk odlego midzy stoem Piotrka a drzwiami. Schowaam si za zaom ciany. Dopiero tutaj wstaam. Pooyam do na klamce. Tak jak sdziam, drzwi piekielnie zaskrzypiay, gdy si przez nie przemykaam. - Co si dzieje? - usyszaam zaniepokojony gos wykadowczyni wyrwanej z monotonii wykadu wygaszanego niezmiennie tymi samymi sowami od dziesicioleci. - Kto do nas zajrza. Nic si nie stao - usyszaam gos Piotrusia. Umiechnam si pod nosem. Broni mnie. Pobiegam do azienki. Zamknam si w kabinie i wsunam klucz w cian, mylc intensywnie o domu Kleopatry. -Co si stao? - krzyknam, wpadajc do wystawnej sali tronowej. Na mj widok Kleopatra wstaa ze zotego fotela na lamparcich nkach. Biaa plisowana suknia rozoya si na posadzce. Kleo zaczerpna powietrza i zrobia smutn min. -To straszne! - Zaamaa rce. Siedzcy na erdzi obok niej sok zaskrzecza cicho, wyrwany z drzemki. - Po prostu nie wiem, jak ci o tym powiedzie. - Przytulia mnie, gdy do niej podbiegam. - Nie wiem, jakich sw mam uy. - Dostaa zlecenie na Marka?! - wykrzyknam. - Na jego narzeczon?! NA PIOTRUSIA?!
79

- Nie! - Odsuna mnie na dugo ramion. - Po prostu Azazel powiedzia mi co strasznego! Odetchnam z ulg. Czyli nikt nie umrze. Od pocztku chodzio o ni. Zaraz, skd Kleopatrze przyszo do gowy, e mog1 j kocha...? -I tylko po to cigasz mnie z zaj? - zapytaam niechtnie. Nie obchodzio mnie, co ten intrygant powiedzia. Pewnie skrytykowa jej sukienk czy koron... Mogabym teraz dalej siedzie w sali mikroskopowej i podziwia, jak Piotrek zapada w coraz gbszy sen... - Posuchaj! - Potrzsna mn. - Azazel mi powiedzia, co Beleth mu powiedzia. Znieruchomiaam. Chyba jednak nie usysz nic o sukienkach i biuterii. - Co Beleth powiedzia? - zapytaam ostronie. - Beleth powiedzia Azazelowi, e zamierza zabi Piotrusia... - Jej sowa zawisy w powietrzu. Staam jak skamieniaa. Zabi Piotrusia? Ale po co? Dlaczego? Poza tym jak mgby to zrobi? Przypomniaam sobie, jak z pogard mwi o moim mordercy i z jakim zdziwieniem zareagowa na fakt, e chciaabym cofn krzywd, ktr mu wyrzdziam. W jego oczach bya wtedy pustka. Tak sam pustk mia w nich wczoraj, gdy przyglda si Piotrusiowi. -Ale co to mu da?! - wykrzyknam, atakujc przyjacik. - Przecie to nie sprawi, e przestan go kocha, a jego zaczn! Na twarzy Kleopatry malowao si wspczucie. - To nie wszystko? - zgadam. Pokiwaa twierdzco gow. - Chyba nie bdzie go torturowa?! - krzyknam wstrznita. - Nie. Chodzi o to, e gdy ju go zabije... Wyle go do Nieba. Zamaram, zastanawiajc si ciko, o co chodzi. W kocu doszam do wniosku, e z dwojga zego to chyba dobrze. Kleopatra, widzc moj min, pokrcia gow. - Wiki, jeli Piotru pjdzie do Nieba, to nigdy wicej si nie spotkacie... Ty nie masz wstpu do Arkadii, a jemu nie bdzie wolno zej do Pieka. Jako zwyky obywatel Nieba nie bdzie mg odwiedza Ziemi, wic tam te si nie spotkacie. Beleth w ten sposb rozdzieli was na wieczno. Nie wiedziaam, co mam powiedzie. Buzowaa we mnie wcieko na Beletha. Jak on mie? Jakim prawem chce mi zabra ostatni osob, ktra sprawia, e czuj, e yj? Umiechnam si pod nosem, znajdujc rozwizanie. Byo takie proste! - Piotru nie pjdzie do Nieba. Nie ma na to szans! Pije, pali, przeklina! To nie jest grzeczny chopiec. Kady diabe da rad go przekabaci! - Wiki - krlowa pogaskaa mnie po ramieniu. - Niewane, jaki kto jest. Niewane, ile grzechw popeni, ile przykaza zama. Tak naprawd wszystko zaley od diaba i anioa. A nawet gdy pozwol mu zdecydowa, na pewno wybierze Niebo. Och nie! Ona ma racj. Co ja mam teraz zrobi?
80

- Kiedy? Czy Azazel powiedzia ci, kiedy Beleth zamierza zabi Piotrusia? - Dzisiaj. Zamaram. Wanie skoczylimy zajcia. Musiaam natychmiast tam wrci. Musiaam go chroni. Szybko! Wyrwaam si Kleopatrze, ignorujc jej krzyki, i wepchnam klucz w cian. - Poczekaj, ustalmy jaki plan! Nie odchod! - Usiowaa mnie zatrzyma, ale jej nie suchaam. Nie byo czasu na czcze rozmylania. Beleth mg uderzy w kadym momencie. Na pewno nie zamierza zabi Piotrka bezporednio. Podejrzewam, e chcia sfingowa wypadek, eby wina, bro Boe, nie spada na niego. Oczywicie nie byam tego pewna. Po prostu ja bym tak zrobia na jego miejscu. Wybiegam z azienki, gubic po drodze torb. To nie byo wane. Nic teraz nie byo wane. Sala mikroskopowa bya ju otwarta, wszyscy wyszli do domu. Biegam przez opustoszay korytarz. Nigdzie nie widziaam ludzi z mojego roku. Musz zdy! Musz! Pokonaam marmurowe schody, o mao z nich nie spadajc. Odepchnam oburzonego ochroniarza, ktry usiowa usun mi si z drogi. Przed budynkiem ju prawie nikogo nie byo. Przy przejciu dla pieszych zobaczyam Piotrusia z kolegami. Ocigali si z rozejciem, rozmawiajc o czym wesoo. Odetchnam z ulg. Zdyam. Jeszcze yje. Nagle po drugiej stronie ulicy zauwayam Beletha. Sta niedbale oparty o mur przedwojennego budynku. Wiatr targa jego wosami nad kamienn twarz. Nie patrzy na mnie. Nie patrzy nawet na Piotrusia. Wpatrywa si w kompletnym bezruchu w sygnalizacj wietln. Przeklam szpetnie, chocia normalnie mi si to nie zdarzao. Piotrek powiedzia co do swoich kolegw. Tamci wzruszyli ramionami. Wiatr donis do mnie strzpki ich rozmowy. egnali si. wiato na przejciu dla pieszych zmienio si na czerwone. Zza zakrtu wyjechaa rozpdzona ciarwka dostawcza. Mroonki pdziy do sklepw. Kierowca, widzc dla siebie zielone wiato, jeszcze mocniej wcisn peda gazu. Piotru odwrci si w stron ulicy, chcc przej na drug stron. Beleth umiechn si, a wiato dla pieszych zabyso trupi zieleni. Kierowca ciarwki take mia zielone. Par naprzd z du prdkoci, by szybciej dojecha do celu. Mj kochany Piotru, nie rozgldajc si na boki, pewnym krokiem wszed na przejcie dla pieszych...

81

17 Krzyknam i rzuciam si biegiem w tamt stron. Odwrci si, zauwaajc pdzcy w jego stron pojazd. Zaskoczony zatrzyma si na rodku. Wszystko dziao si jak w zwolnionym filmie. Kierowca ciarwki wcisn hamulec, jednak byo ju za pno. Potny samochd si rozpdu pdzi prosto na Piotrka, ktry zamar, nie mogc si ruszy. W ostatniej chwili wskoczyam na pasy i pchnam z caej siy Piotrusia. Ciarwka odtrcia mnie, przejedajc mi po nodze. Usyszaam jeszcze gony huk i trzask miadonych koci. Zemdlaam z blu. - Wiki! WIKI!!! - nad moj gow kto krzycza, powoli si budziam. Bl znikn tak szybko, jak si pojawi. Czuam tylko tward jezdni pod plecami. Otworzyam oczy. Nade mn pochyla si Piotru. Czyli yje. Westchnam z ulg. Umiechnam si do niego. -Wiki! Syszysz mnie?! Wiki!!! - Jego donie bdziy po mojej twarzy, rkach. Usiadam. Nawet nie zakrcio mi si w gowie. Czuam si pena si. Nic tak nie dodaje kopa jak potrcenie przez mroonki. - Sysz - odparam, patrzc na swoj nog. Bya caa. Nie byo na niej nawet najmniejszego ladu. Nogawka spodni zabrudzia si troch w miejscu, gdzie przejechao po niej koo, ale na szczcie nie byo krwi. Noga zdya si widocznie naprawi, zanim zalaa j krew. Zrobio mi si odrobin niedobrze na myl o tym, e mogabym straci koczyn, gdyby nie to, e ju nie yj. Nade mn pochylao si jeszcze kilkanacie osb, w tym przeraony kierowca ciarwki. - Przejechaem po niej, przejechaem po niej - pochlipywa. - Nie przejecha pan mnie - powiedziaam i wstaam. - Widzi pan? Nic mi nie jest. Piotru zerwa si na rwne nogi i schwyci mnie za rami w obawie, e si przewrc. - Co robisz? Powinna lee! Zaraz przyjedzie karetka! Musz ci zbada. Moesz mie jakie obraenia wewntrzne. Nie zwrciam na niego uwagi. Spojrzaam na miejsce, w ktrym sta Beleth. Nie byo go ju. Znikn. - Aleja si dobrze czuj - powiedziaam do Piotrka. - Potrci ci! - wyszepta, patrzc mi prosto w oczy. - Musia ci potrci. Upada znacznie dalej ode mnie, pchnita przez mask. Jest na niej wgniecenie! Poza tym stracia przytomno! By przeraony. Cay czas nie przestawa mnie dotyka, jakby upewnia si, e na pewno istniej i yj. - Tylko mnie musn - burknam niechtnie.
82

W tym momencie w kocu ulicy rozlego si zawodzenie syreny ambulansu. Karetka podjechaa obok nas z piskiem opon. Wyskoczyo z niej dwch mczyzn w czerwonych kurtkach. - Gdzie ranna?! - krzykn jeden z nich. - Tutaj. - Piotru pocign mnie w ich stron, ignorujc mj gony sprzeciw. Sanitariusze z karetki uparli si, e naley zabra mnie do szpitala na dokadne badanie. Wedug nich mogam by w szoku i dlatego nie czuam blu. Konieczny by wedug nich rentgen czaszki i tomografia. Nie miaam rozszerzonych, niereagujcych na wiato renic, przytomno straciam tylko na chwil, znikd nie krwawiam, ale si uparli. Tak samo jak Piotru. Prawd mwic, to im si nie dziwiam. To byo podejrzane, e nic mi nie byo. Piotrek wpakowa si ze mn do karetki, w ktrej kazali mi si pooy. Obieca mi szeptem, e nie zostawi mnie samej. Ju bez oporw usiadam na leance, a potem opadam na twarde posanie. - Co za cyrk... - mruknam, kiedy przypinali mnie pasami. -Nic mi nie jest... - Takie s przepisy, panienko - odpar ratownik. Piotru cay czas trzyma mnie za rk, delikatnie ciskajc palce. Odgarn mi wosy z czoa i czule pogadzi po policzku. A ja, cholera, byam zwizana i nie mogam si ruszy! - Uratowaa mi ycie. Dzikuj - szepn mi do ucha, a nastpnie pocaowa w policzek. W jego oczach zobaczyam czuo, jednak nie powiedzia nic wicej. A kocham ci" to gdzie, do diaba?! - Nie ma sprawy - westchnam zawiedziona. - Te by to dla mnie zrobi. - Mogem umrze. Tak po prostu mogem umrze - mwi bardziej do siebie ni do mnie, patrzc teraz bezmylnie w cian ambulansu. - Po prostu... Romantyzm i czar prysy w jednej chwili. Tak... moge umrze. Ja te! Halo!!! Troch czuoci jeszcze mi si naley! Podobno umieram! Halo! A miaam ochot dosta jakich drgawek i zacz krwawi z oczu... W szpitalu przebadali mnie od stp do gw. Rentgen i tomografia oczywicie nic nie wykazay. Kto by si spodziewa... - Odwioz ci do domu - powiedzia Piotru, gdy wyszlimy w kocu ze szpitala, bo nie zgodziam si zosta na obserwacj. Nie zgodziam si te, eby informowali o caym zajciu mego brata. Ze zdenerwowania jeszcze dostaby zawau... Piotrek przez ca drog dzielnie podtrzymywa rozmow. Usiowa artowa, e przebywajc w moim towarzystwie, zawsze mona przey jakie przygody. Nie przecz... Sdzi, e jestem przestraszona i zmczona. Myli si. Byam wcieka. Wcieka na Beletha. Zamierzaam si z nim policzy, gdy tylko go spotkam. Kiedy dotarlimy pod same drzwi na czwartym pitrze mojego bloku, Piotrek stan niepewnie. Z wczesnego popoudnia zrobi si wieczr. Latarnie zaczy si po kolei zapala. - Na pewno nie chcesz zadzwoni do swojego brata? - zapyta. - A po co? - zdziwiam si, wyjmujc z kieszeni klucze.
83

- No bo jak w nocy zasabniesz albo le si poczujesz? - powiedzia. - Nikogo przy tobie nie bdzie. Kto powinien czuwa. Tak na wszelki wypadek. By uroczy. Zrobio mi si przyjemniej. Moe nie bysn poprzednio romantyzmem i nie powiedzia gono, e zawsze kocha mnie nad ycie, niemniej martwi si. To martwienie si jak na razie mnie satysfakcjonowao. - Marek by si niepotrzebnie zdenerwowa - stwierdziam. - Nie mam zamiaru do niego dzwoni. - Wiki - zacz Piotru. - Dzisiaj przeze mnie prawie umara. Nie mog ci tak zostawi. Lekarz kaza ci obserwowa. Wskaza doni na drzwi. - Czyli chcesz u mnie nocowa? - zapytaam, nie bardzo rozumiejc, o co mu chodzi. - Jeli si zgodzisz. Nie mogam si powstrzyma, eby si nie umiechn. Ja si nie zgodz? Te co. - Dobrze - odparam. - Martwisz si o mnie! Speszy si, ale nie puci mojej doni. - Tak - odpar po prostu. - To chod. - Nie mogam przesta si umiecha. Weszlimy do mojej maej kawalerki. Behemot wyszed nam na powitanie. Piotru schyli si i wzi go na rce. Kociak od razu zacz gono mrucze. Zostawiam ich samych i weszam do kuchni, krzyczc, e zrobi co do jedzenia. Byam bardzo godna. Ostatni raz miaam co w ustach rano. Wstawiam wod na herbat i zajrzaam do lodwki. Poza ' spleniaym serem nic nie byo. Machnam doni, a na stole obok mnie jak na zawoanie pojawiy si produkty do spaghet-ti bolognese. Wycignam patelni i wrzuciam na ni mielone miso. Behemot miaukn gono. Chwil pniej ociera mi si o nogi w nadziei, e rzuc mu jaki smakoyk. Za kotem do ! kuchni zawdrowa Piotru. - Hej, nie rb sobie kopotu - zaprotestowa, ale mimo wszystko zajrza ciekawy, co przygotowuj. - Na pewno jeste godny. Zreszt ja te. - To moe jako ci pomog - zaoferowa si. Przez nastpne kilka minut krztalimy si po mikroskopijnej kuchni, majcej moe metr kwadratowy powierzchni do stania - reszt zajmoway szafki, kuchenka i zlew. Nieraz musielimy otrze si o siebie bd wyrywa sobie ze miechem j yk czy n. artowalimy, przedrzenialimy si. W ktrym momencie Piotrek zanurzy palec w pomidorowym sosie i mazn mnie po nosie. - Hej! - zaprotestowaam ze miechem i pogroziam mu drewnian yk. | Podnis do gry donie w gecie rozejmu. Wzi ciereczk i delikatnie star sos z mojego nosa. Opuszkami palcw pogadzi mnie po policzku. Staam bez ruchu zaskoczona t nieoczekiwan pieszczot.
84

Makaron si przypali. Zjedlimy, siedzc rami w rami na kanapie. Wygupialimy si, nie mogc zapa dugich nitek spaghetti. Na laptopie wczylimy jaki film. Nawet ju nie wiem jaki. Interesowa mnie bardziej Piotrek siedzcy obok ni nieosigalne gwiazdy z ekranu. Byam zmczona, tak samo jak on. To bybardzo dugi dzie. Za duo wrae jak na jedn dob. Upar si, e nie wolno mi si przemcza, wic poszam zmywa naczynia, kiedy on walczy z lekko zacinajc si wersalk. Nie byo innego miejsca, gdzie mgby spa, wic musia pooy si obok mnie. Jako specjalnie mi to nie przeszkadzao. - Masz pociel w pirackie czaszki? - Zamia si, kiedy przebieraam si w piam w azience. - Zajebista jest! Piam miaam jeszcze lepsz. Czarne szorty i czarna luna koszulka z olbrzymim kotkiem. Te bardzo mu si spodobaa. Spojrzaam na Piotrusia, ktry zdejmowa dinsy. By potnym facetem... Pooylimy si twarz w twarz. Behemot prycha niezadowolony na fotelu. By zy, e chopak zaj mu jego miejscwk w moim ku. Piotru od razu po przyoeniu gowy do poduszki zamkn oczy. Dugie rzsy rzucay cienie na jego policzki. Czarne igy jednodniowego zarostu byy bardzo wyrane. Powstrzymaam si, eby nie pogaska go po twarzy, chocia ju wycignam rk. Westchnam. I co teraz? Idziemy tak spa? Nie przytuli mnie? Nic? Zero? Na lito bosk, le obok niego w samej piamie pod jedn pociel. Jego twarz obok mojej, jego naga noga obok mojej, jego do obok mojej... Jego oddech pogbi si. Piotrek zasn. Tak po prostu zasn. Co jest ze mn nie tak?! W ogle mu si nie podobam?! Jest sam na sam z dziewczyn w ku i nic? Kompletnie nic? Zachciao mi si paka. Beleth nawet nie potrzebowa takiej scenerii, eby sprbowa mnie uwie. Jemu nawet tum ludzi Pod Gow Anubisa nie przeszkadza, eby sprbowa mnie obmacywa i skada niemoralne propozycje. Westchnam rozczarowana. Nawet mj kot si do mnie w nocy przytula. Mia mzg wielkoci piki golfowej, a by bardziej domylny. Odwrciam si do Piotrka plecami, wtulajc twarz w po-duszkipowstrzymujczy. Piotru zacz cicho pochrapywa. Rozumiem, bylimy okropnie zmczeni. Koczc spaghetti, oboje powstrzymywalimy ziewanie, no ale mimo wszystko mylaam, e mnie chocia przytuli. Co jest ze mn nie tak? Oczywicie nie usnam. Nawet na chwil. Cay czas mylaam o nim, o tym, e ley tak blisko, a jest dalej, ni by kiedykolwiek. Przecie ja nie mogam si do niego przytuli. Byoby, e si narzucam. A moe nie? Jednak nie odwayam si, pomimo e miaam ogromn ochot.
85

Przypomniao mi si, co kiedy powiedzia mi pewien chopak. Zapyta, czy go kocham. Przestraszyam si ogromnie. Nie kochaam go, nawet z nim nie chodziam - kilka razy gdzie razem wyszlimy. Ale nie chciaam go krzywdzi. Powiedziaam mu, e jeszcze nie myl o mioci. Jaki miesic pniej znowu zapyta, czy go kocham. Byam wtedy za trafi na bardzo niewaciwy moment. Warknam na niego: A ty znowu zaczynasz?!" Pamitam dokadnie, powiedzia mi wtedy, e jestem oscha. Czy ja byam oscha? Na pewno odrobin sztywna, bo Piotru straszliwie mnie stresowa. Baam si, e zrobi z siebie przy nim kretynk. Jednak czy byam oscha? Moe o to chodzio? Moe on te myla, e jestem oscha i dlatego nawet nie prbowa mnie poderwa? Odwrciam si znowu w jego stron. Przez sen sprytnie wykorzysta moment, e zwinam si w kbek tu przy samej cianie. Lea teraz na plecach i zajmowa jakie trzy czwarte ka. Westchnam i lekko go pchnam, eby przesun si i zrobi mi miejsce. Nie zdoaam przesun go nawet o milimetr. Na chwil jakby si przebudzi, jednak jego oddech zaraz znowu zrobi si miarowy. Nie ruszy si. Nadal lea nieruchomo. Nienawidz swojego ycia... O przepraszam - nieycia. Znowu odwrciam si na prawy bok, wpatrujc si w cian. Nie mogam usn. Gdzie nad ranem Piotru przebudzi si i odwrci w moj stron, opasujc mnie ramieniem w talii. Umiechnam si pod nosem i poprawiam sobie poduszk. Zauwaajc mj ruch, zabra rk. Szlag by to trafi. No po prostu szlag by to trafi...

18 Rano leelimy w ku do dziewitej. To znaczy ja leaam. On spa... Przesunam palcami pod oczami, eby zlikwidowa cienie, pamitk po bezsennej nocy. Byam za i rozalona. Nawet mnie nie przytuli. Musiaam bardzo mu si nie podoba... Ciko mi byo znie myl, e najwyraniej byam wedug niego tak okropna. Kiedy rano wyszed, po trzykrotnym upewnieniu si, e dobrze si czuj, i przeprosinach, e usn (zamierza czuwa), przytuliam Behemota i zaczam paka. Zlizywa szorstkim jzyczkiem sone zy z moich policzkw. Potem przesta, po prostu wtuli ma gwk w moj szyj i cierpliwie znosi zy, ktre skapyway mu na futerko. W kocu uspokoiam si. Odstawiam kota na ziemi i otaram twarz. Czas wzi si w gar. Moe Piotru po prostu by bardzo zmczony i dlatego od razu usn? Tak, to na pewno byo to. W kocu take byam piorusko zmczona. Hm... niemniej nie usnam.
86

To dlatego, e ja za duo myl. O wanie! - Musz i nakrzycze na Beletha - powiedziaam do kociaka. - Nie wiadomo, kiedy znowu sprbuje zabi Piotrusia. Wsunam klucz w cian, mylc intensywnie o moim diable. Gdy moje drzwi si pojawiy, zawahaam si. Powinnam zastuka. Tylko czy chciaam by delikatna? Trzasnam pici dwa razy w winiowe drewno. - Prosz... - odpowiedzia mi jego gos. Nacisnam klamk i wkroczyam do paacu rodem z Bani tysica i jednej nocy. Dua sypialnia z orientaln stylistyk olepiaa niezliczon iloci detali, rzebie, zdobie, ornamentw. Okrge oe, zarzucone wzorzystymi poduchami, zapraszao, by si na nim pooy. Wntrze nasuwao mi na myl pilnie strzeone tajemnice wschodnich haremw. Przy duym lustrze zobaczyam Beletha. Sta na bosaka na marmurowej pododze, ubrany tylko w szerokie, ciemnozielone szarawary. Obwizywa si w pasie szerokim materiaem. Nie patrzy na mnie. Cakowicie skupia si na przejrzystym pamie materiau. Miaam wietny widoknajego silne, uminione plecy i tak samo piknie wyrzebion pier, odbijajc si w lustrze. Oliwkow skr na plecach szpeciy tylko dwie czarne, jakby przypalone, blizny na opatkach. Czarne, niesforne wosy leay na pochylonym karku, opaday mu na czoo i policzki. Nie widziaam jego oczu. Cholerny Aladyn si znalaz. Podeszam do niego. Poczekaam, a raczy wreszcie odwrci si w moj stron, i gdy nasze oczy si spotkay, uderzyam go z caej siy w twarz. - Co ty sobie wyobraae?! Co chciae osign?! - krzyczaam, bijc piciami w jego pier. - Nienawidz ci! Znowu zaczam paka. Nie wiem, czy pakaam dlatego, e Piotru o mao nie umar, czy dlatego, e kompletnie nie zwraca na mnie uwagi i w nocy nie uczyni adnego ruchu w moj stron. Beleth sta jak skamieniay, ze spuszczon gow i bez sprzeciwu znosi moje krzyki. - Nienawidz ci! - krzyknam i spojrzaam na niego, opierajc donie o jego pier. Beleth zapa mnie za nadgarstki i odsun si ode mnie ze zmarszczonymi brwiami. - Ty... - wydusi. - Twoje oczy, twoje tczwki... - Nie zmieniaj tematu - warknam na niego, zaniepokojona przestrachem na jego twarzy, zerknam w lustro. Moje oczy byy takie, jak zwykle, ciemnobrzowe. - Teraz wygldaj normalnie - tumaczy si. - Musiao mi si wydawa... byy mlecznobiae. Przysigam. - O czym ty mwisz?! - Jeszcze raz spojrzaam w lustro. Moje oczy byy takie jak zwykle. Jakie mlecznobiae? O czym on mwi? Jedyne, co odbiegao od normy, to zarowione ze zoci policzki. - Nie zmieniaj tematu! - zawoaam, nie mogc poj jego zachowania, i wyrwaam rce z jego ucisku. - Ty...! Ty...! Nienawidz ci! - znowu zaczam.
87

W kocu opadam z si. Odeszam od niego i usiadam na drewnianej awie przy ku. Schowaam twarz w doniach. Nie pamitam, kiedy ostatnio byo mi tak le. Diabe bez sowa usiad obok mnie. Spojrzaam na niego. Zaoy misternie haftowan koszul sigajc a do kolan. - Przepraszam - powiedzia, uparcie wpatrujc mi si w oczy, jakby szuka tam jakiej nieprawidowoci. - Nie chciaem ci skrzywdzi. Nie wiedziaem, e bdziesz tak cierpie. Chciaem po prostu go... usun. Sprawi, by o nim zapomniaa. eby bya tylko moja. Jego zote oczy wydaway si szczere. Tylko e by diabem. Diaby nie potrafi by do koca szczere. - Nie rb tego nigdy wicej. Nie wa si zabiera mi rzeczy i osb, ktre kocham. Pokiwa gow. Nie uwierzyam mu, e nie sprbuje zrobi tego znowu. Ju mu nie ufaam. - Przysignij, e nie zrobisz mu krzywdy! Siedzia w milczeniu, wpatrujc si przed siebie. Otworzy usta, ale nie wydoby si z nich aden dwik. Obietnica nie chciaa przej mu przez gardo. W kocu na mnie spojrza. Wpatrywaam si z uporem w puste zote tczwki. Nagle przestraszyam si, czego moe zada w zamian za t obietnic. Nie chciaam mu niczego dawa. Zwaszcza siebie. - Nie chciaem ci skrzywdzi - powtrzy tylko. -Ale skrzywdzie - szam w zaparte, wykorzystujc moment, e j eszcze nie wpad na pomys, by targowa si o przysig. -1 skrzywdzisz jeszcze bardziej, jeli zrobisz mu co zego. Beleth znowu uciek spojrzeniem przed siebie. Zastanawia si nad czym gboko. Umiechn si delikatnie. Zadraam. Nie by to miy umiech. - Nie skrzywdz go ju nigdy wicej. Przysigam. - Wycign w moj stron do, zadowolony z siebie. - Tak po prostu si zgadzasz? - zapytaam nieufnie. Wzruszy szerokimi ramionami. - Zaley mi na tobie. Nie chc ci rani. A niestety ranic go... zrani i ciebie - westchn. Wydawa si przybity, jednak w kcikach jego ust nadal bka si delikatny umiech. On co wymyli, co planowa. A ja nie mogam na to nic poradzi. - Ale czekaj... - Cofnam do, ktr wycignam w jego stron. - Przysignij te, e nie poprosisz nikogo innego, by go skrzywdzi. - Przysigam - odpar spokojnie. Co byo nie tak. Za atwo si zgodzi. Nie podda si. Wpad po prostu na inny pomys, sposb na obejcie przysigi. Jednak nie miaam wyboru. Ucisnlimy sobie donie. Poczuam, jak w gr ramienia podchodzi ciepa fala, od ktrej stany mi woski na karku. - Skd w ogle pomys, eby go zabija? - zapytaam, zabierajc do. Nie miaam ochoty dotyka go duej, ni musiaam. Nie po tym, co zrobi. Spojrza na mnie lekko uraony. - Przecie musiae wiedzie, e ci za to znienawidz. Skrzywi si i przeczesa doni wosy. Stany mu dba.
88

Powstrzymaam odruch, by je poprawi. - Ten pomys... nie do, e gupi, to jeszcze nie mj - powiedzia. - Nie wiem, po co to zrobiem. Teraz widz, e to na nic by si nie zdao. Wybraem najgorsz metod... Mwi o tym tak przedmiotowo, jakby mwi o kolorze cian. Zmrozi mnie ton jego gosu. - A czyj to pomys? - warknam. - Azazela... Odpowied mnie nie zdziwia. Wstrtny intrygant. Grunt to narobi zamieszania - taka bya jego dewiza. - A skd si dowiedziaa, e zamierzam go zabi? - zapyta mnie zaciekawiony. W jego zotych oczach nie widziaam ju pustki. By znowu tym samym spokojnym Belethem, ktrego polubiam na pocztku. - Kleopatra mi powiedziaa, e Azazel jej powiedzia, e ty mu powiedziae o swoim genialnym pomyle... Beleth zmarszczy czoo i wyprostowa si gwatownie. - To nie by mj pomys! - powtrzy. - To on... - Zamia si ubawiony. - No tak. W sumie to Azazel mi tego nie doradzi. Mwi pswkami, potakiwa w odpowiednich momentach. Powiedzia, e on by tak zrobi na moim miejscu. Zamia si jeszcze raz peen podziwu dla Azazela. - A to diabe - klasn w donie. - Chciabym umie tak manipulowa. Ja si nie miaam. Byam wcieka. Na nich obu. Za to, e tak niefrasobliwie traktowali czyje ycie. Dla nich to bya tylko zabawa, kolejna sowna potyczka. W kocu czyme jest czowiek? To tylko proch i py... Ju ja sobie porozmawiam z Azazelem! - Co jeste taka marudna? - zapyta Beleth. Rozjuszyo mnie to bezsensowne pytanie. Chyba kpi?! - Pomijajc fakt, e usiowae zabi Piotrusia? - prychn-am, a on z udawan skruch spuci gow. Westchnam ciko. Nie byo sensu z nim dyskutowa. By przekonany o swojej racji, a decyzj o wyeliminowaniu Piotrka z mojego ycia ju podj. - No co ci jest? - Stukn mnie po przyjacielsku ramieniem. - Chyba nie podobam si Piotrusiowi... Beleth na chwil zamar. Zamierza si ze mn pojedna, ale nie sdzi, e wyskocz mu nagle z takim tekstem. - Wic on te ci si nie podoba? - upewni si po chwili. - Podoba... - Westchnam. - I w tym tkwi problem. To jaka wybitna patologia. Ja chyba jestem nienormalna. - Przez grzeczno nie zaprzecz... - odpar zawiedziony. - Nie podskakuj - warknam na niego i wstaam.

89

Beleth take od razu si podnis. Galanteria i czar jak zawsze. To bya jedna z rzeczy, ktra mnie w nim pocigaa. Faceci w moim wieku tak si nie zachowywali. No c... najwyraniej mczyni zaczynaj si tak zachowywa, jak stuknie im miliard lat. - Przepraszam - powiedzia jeszcze raz. - Wybaczysz mi to kiedy? Zawahaam si. Ju trzymaam klucz diaba w doni. Zaczam obraca go midzy palcami, podziwiajc wyrzebione ryczki. Czy mu wybacz? Wieczno jest duga. Pewnie za jaki czas znowu ulegn jego czuym gestom i wiernym zotym oczom. Jednak teraz byam na niego za. - Nie wiem. Pokiwa smutno gow, jakby nie spodziewa si innej odpowiedzi. Wsunam klucz w cian, mylc intensywnie o Azazelu. Przede mn pojawiy si proste drzwi. Po raz ostatni odwrciam si w stron Beletha. - Czemu jeste tak dziwnie ubrany? - zapytaam, bo mnie to nurtowao. Swoim ubiorem pasowa do wystroju wntrza, ale przecie nie chodzi tak ubrany na co dzie. - Zamierzaem cofn si dzisiaj do mojego ulubionego miejsca w czasie i przestrzeni - odpar. - Wygldasz jak Aladyn. Umiechn si do mnie wesoo. - Jeste blisko. Poznaj trzynastego demona Goecji - pokoni mi si. - Nie mam zielonego pojcia, o czym mwisz... - Westchnam. Zamia si gono. - Jest nas siedemdziesiciu dwch. Przystpienie do nich byo moj jedyn szans na ucieczk z Pieka raz na jaki czas, po tym jak zostaem zdegradowany. Magowie mogli nas przyzywa na pomoc. Raz nawet wezwa mnie Salomon. Zgadnij, kto mu doradzi, eby przeci dziecko na p i w ten sposb pozna jego matk? - Jego gos przepeniaa duma. Przypomniao mi si, co mwia mi Kleopatra na temat jego wyroku. -Tak, wiem - powiedziaam. - Zostae skierowany do przydziaw za romans ze miertelniczk. - Skd wiesz? - Nie zapominaj, kim jestem. Zauway, e go cytuj. Umiechn si do mnie drapienie. - Nigdy nie zapomn. - Jeszcze raz skoni przede mn gow. Pchnam drzwi i weszam do ciemnego pokoju. Zatrzasnam je za sob, a one znikny, owietlajc przez chwil pomieszczenie. Usiowaam co dostrzec w ciemnociach, jednak nic nie widziaam. Po plecach przebieg mi dreszcz. Gdzie ja jestem? Nagle naprzeciwko mnie zapono wiato.
90

19 Krzyknam i odskoczyam do tyu, uderzajc plecami w cian. Cae pomieszczenie rozwietlay promienie soca, wpadajce przez due wykuszowe okna, obramowane cikimi zasonami. Przede mn sta niski facet o wyranie latynoskich rysach, ubrany w staromodny strj lokaja. Mia nawet takie mieszne czarne buty z kokardkami i biae podkolanwki. Tuste, czarne wosy zwiza z tyu gowy w krtki warkoczyk. Meble wypeniajce, a raczej zagracajce spore pomieszczenie byy bogato zdobione. Wygldajce na niewiarygodnie mikkie fotele stay na powyginanych nkach, dajc uud lekkoci. Obicie lekko byszczao w socu. Byo tyle niesamowitych szczegw, e nie wiedziaam, na czym mam si skupi. Niski mczyzna przede mn odchrzkn znaczco. No tak, powinnam skupi si na nim. - Kim jeste? - zaatakowaam. - Szukam Azazela. To jego dom. Albo mj klucz si psuje... - Jestem Carlos - odpar. - Su u pana Azazela. Jak mam pani zaanonsowa? To si robio mieszne. Pani Diablica Wiktoria - powiedziaam rozbawiona. Mczyzna zblad lekko i spojrza na mnie sposzonym wzrokiem. - Prosz poczeka, o pani. - Pokoni mi si i szybkim krokiem ruszy w stron drzwi. Dobiegy mnie jego ciche sowa wypowiadane po hiszpasku: -wity Boe i Najwitsza Panienko, to diablica. Facet dygota. Bardzo go przestraszyam. A poczuam wyrzuty sumienia. Niemniej tylko przez chwil. Niepokojce czybym ju tracia sumienie? Mamrota szybko co o przekltej duszy i ogniu piekielnym. Doskonale rozumiaam jego sowa, mimo e wszystko mwi po hiszpasku. Ja nie znam hiszpaskiego. Ledwo dukam po angielsku i rosyjsku. Przypomniaam sobie wie Babel. Czyby pomieszanie jzykw nie obejmowao diablic? Mio, moe wreszcie zaczn dostawa przyzwoite oceny z angielskiego na uczelni... Usyszaam podniesiony i zy gos Azazela, ktry jednak zamieni si w ociekajc sodycz muzyk, gdy sucy powiedzia mu, e to ja go odwiedzam. Chwil pniej wparowa do pomieszczenia ubrany niczym Ludwik ktrytam w wystawny strj rodem z osiemnastego wieku. Na twarzy mia bia mask arlekina z samotn czarn z przecinajc policzek. Jezu wity... najpierw Beleth bawi si w Aladyna, a teraz Azazel w ksiniczk? Co to ma by? Dzie wira?! Zdj mask, ukazujc mi swoj przystojn twarz z zawadiackim umiechem.
91

- Kochanie - pocaowa mnie w oba policzki - co ci do mnie sprowadza? Szczerze mwic, to wszystko tak mnie zajo, e a zapomniaam. - Przyszam ci wygarn, e namwie Beletha, eby zabi Piotrusia! Jedyn osob, ktr... - zawahaam si. - Kochasz...? - dokoczy za mnie. Nie odpowiedziaam. Kocha" to mocne sowo. Bardzo mocne. Kocha mona raz na cae ycie. Czy ja chciaam go kocha? Czyja go kochaam? Zaklam w duchu. Gdybym go nie kochaa, toby tak cholernie nie bolao, e on nic do mnie nie czuje. - Tak - odparam. - Dugo si zastanawiaa - zauway, siadajc w swobodnej pozie na fotelu. Jedn nog przeoy przez podokietnik i macha w powietrzu stop obut w czarny trzewik. - Nic ci do tego - warknam. Zamia si serdecznie. - Usid, kochanie - wskaza fotel naprzeciwko siebie. Zajam miejsce, jednak nie rozluniam si. Wszystko byo we mnie napite. Sztywne plecy nie pasoway do mikkich linii poduszek. - Dlaczego? - zapytaam. - Dlaczego to zrobie? - Chcesz szczerej odpowiedzi czy takiej, ktra ci zadowoli? Umiecha si drwico, machajc stop. Gra niczym krlewski bazen. - A to nie bdzie ta sama? - zapytaam. - Nie - odpar. - To bd dwie zupenie inne. - Wic chc pozna obie. Jego oczy zapony wewntrznym blaskiem. By stuprocentowym diabem, nie potrafiby tego ukry, nawet gdyby zechcia. W nim po prostu by mrok i zo. Nie umia tego tak sprytnie ukry jak Beleth. - A wic zaczn od odpowiedzi, ktra ci zadowoli, dobrze? - Poczeka, a kiwn gow. - Beleth to mj najlepszy przyjaciel. Chciaem mu pomc. Widziaem, e jest nieszczliwy, mczy si, e nie moe sprawi, by go pokochaa. Postanowiem wic poradzi mu, co mgby zrobi, gdyby oczywicie zechcia. -Aon zechcia... - Nic nie poradz na to, e... tak ci kocha... Prychnam. To nie bya mio. To byo czyste podanie. Azazel nie skomentowa mojej miny wyraajcej, delikatnie mwic, powtpiewanie. Tak samo jak ja zdawa sobie spraw z pobudek kierujcych Belethem. Ch posiadania - nic wicej. - A druga odpowied? - zapytaam. - Lubi robi zamieszanie. -1 tyle? - a nie mogam w to uwierzy.
92

- Tak. Posuchaj, Wiktorio. Nie lubi harmonii i adu. Gdybym lubi, nigdy nie wzibym udziau w rebelii tego nieudacznika Lucyfera. Tak samo jak nie lubi adu, nie lubi ludzi. ycie twojego Piotrusia nic dla mnie nie znaczy. Jeden potpiony wte czy wewte. Co za rnica? To tylko proch i py. - Jeste bezduszny. - Byam wstrznita. - Trafia w sedno, skarbie. - Jego umiech sta si drapieny. - Ja nie mam duszy. Tak samo jak kady diabe czy anio. Wszyscy zostalimy tacy stworzeni. Tak wspaniali i doskonali. A jakie zadanie nam przydzielono? Nam, synom ognia, podmuchowi Boga? Opiekowanie si ludmi. Marnym pyem. C ma znaczy dla mnie py, kiedy ja jestem pomieniem? Westchnam. Nie wiedziaam, co mam odpowiedzie, jak zareagowa. Nie sdziam, e jest w nim tyle nienawici do ludzi. - Py - powiedziaam zaczepnie. - Ja jestem pyem. Te mnie nienawidzisz? Przez chwil si nie odzywa. Przyglda mi si tylko zaintrygowany. Chyba nie oczekiwa takiej odpowiedzi. - Ty nie jeste pyem... - Bo teraz dziki tobie jestem diablica? - Nigdy nie bya pyem. - Tak... Uroczy jeste, prawic mi komplementy - wymruczaam, na co znowu zacz si mia. - Nadal jestem na ciebie za. Piotru wiele dla mnie znaczy. Nie wa si nigdy wicej prbowa go skrzywdzi! - Dlaczego? Teraz on mnie zaskoczy. - Bo ci o to prosz. Zapada pomidzy nami cisza. Wiedziaam, e mnie nie posucha. Dla Azazela liczy si tylko on sam. Zaczam bdzi spojrzeniem po stylowych meblach. Nie mogam przypomnie sobie, z jakiej s epoki. - To barok? - zapytaam. - Wczesne rokoko. - Pogadzi z czuoci oparcie fotela. - Wtedy meble miay dusz. Przypomniaam sobie wrota, ktre zawsze tworzy Azazel. Take nawizyway do tej epoki swoimi bogatymi zdobieniami i mnogoci szczegw. Drzwi Beletha? Wykonane z niezliczonej iloci szybek, niczym turecka lampa. A moje? Zwyke winiowe, z litego drewna. Czyby to znaczyo, e w swoim mieszkaniu powinnam mie proste sosnowe meble? Straszne... co za brak stylu... ! Nagle kto zapuka cicho do drzwi. Azazel westchn zy. - Czego?! - warkn. Do pomieszczenia wsun gow przestraszony sucy w liberii. I - Panie... Pedro ju nie ma pomaraczy. Skoczyy mu si. i Diabe przewrci oczami. Dranio go to wszystko. Pstrykn w powietrzu palcami. - Ju ma kolejn ton. Moe kontynuowa - owiadczy, a przestraszony sucy uciek, zostawiajc nas samych.
93

- Pomaracze? - zapytaam. - Mj drugi podwadny, Pedro, obiera w piwnicy dla mnie pomaracze. Ju od tygodnia - odpar. Wyobraziam sobie, jak duo musi to by pomaraczy. - Po co ci ich tyle? - zdziwiam si. - Po nic. Ale Pedro ma na nie uczulenie. -Wic go mczysz?!. - A dlaczego by nie? - Bo tak nie wolno! :' - Kto tak powiedzia? - zaciekawiony pochyli si w moj stron na fotelu. Prychnam. - Pomylmy, bo to trudne pytanie. Moe Bg mwi co mioci do blinich? - Ale zdajesz sobie spraw, e to dotyczy ludzi, a nie aniow i diabw? Zamilkam. Mia racj. Przecie te wszystkie zasady s stworzone dla miertelnych. Zerknam na Azazela, ktremu daleko byo do posiadania choby krzty czowieczestwa. Przypomniaam sobie Regulamin Pieka, w ktrym napisano, e jeden obywatel Pieka nie moe wykorzystywa drugiego. On take wydany by jedynie dla ludzi. Byo to napisane nawet na okadce. - Jak widzisz, jestem kryty ze wszystkich stron - stwierdzi z umiechem. - Nie robi nic zego. - Ale to ze. Ty jeste zy! Umiechn si do mnie wesoo, by to umiech wrcz chopicy. W jego policzkach pojawiy si drobne doeczki. - Nawet nie wiesz, jak mi pochlebiasz! - owiadczy zadowolonym gosem. - To nie jest pochlebstwo. Zo nie jest czym dobrym! To co okropnego! Mierzi mnie to. Zmarszczy brwi. Nie spodobaa mu si moja odpowied. - Zastanw si, czym jest zo - poprosi. - Przywoaj sceny symbolizujce groz prawdziwej niegodziwoci. Co to jest? Czy to dym i pomienie buchajce z wie World Trade Center, ktre sprawiy, e wiat zatrzyma si w miejscu? Czy to stosy wyndzniaych cia w nazistowskich obozach zagady? A moe tysice szczerzcych zby czaszek na polach mierci Pol Pota? Zamknij oczy i zastanw si, czym jest zo, a zobaczysz je. Posusznie zrobiam to, co mi kaza, jednak nie dostrzegam adnego objawienia. - Widz tylko ciebie. Skrzywi si nieznacznie i spojrza na mnie podejrzliwie. - Skarbie, ty masz na moim punkcie jak obsesj... Zamiaam si gono, on take umiechn si zawadiacko.
94

Podpuszcza mnie. Jak zwykle obraca wszystko w art. -Po co ci sucy? - zapytaam. Przecie sam mgby stworzy sobie te obrane pomaracze. - Mwiem ci, e pomaracze nie maj dla mnie znaczenia. A nie uwaasz, e posiadanie sucych jest fajne? Ludzie trzymaj sub od wiekw, to dlaczego mnie nie wolno? -Wygodniej rozsiad si na fotelu, niczym zadowolony z siebie kot. - A czy w Piekle przypadkiem kady nie jest wolny? Wtpi, eby z wasnej woli zgodzili si ci suy. Przecie ich poniasz, zmuszasz do wkadania kretyskich ciuchw i obierania czego, na co maj uczulenie. - Kretyskich? - Pogadzi doni mienicy si surdut. - Mnie si podobaj... s stylowe. No, na bal przebieracw nadaj si przednio. Poza tym do niczego si nie nadaj, ale nie chciaam go zoci swoimi opiniami. - Wiesz, Wiktorio... wszystko si da zaatwi. - Umiechn si drapienie. - Kt si dopatrzy w rejestrach dwch zabkanych duszyczek, kiedy codziennie umieraj miliony? Poza tym to ja ich zabiem. Duma w gosie i samozachwyt zmroziy mi krew. Poczuam, jakby w salonie zrobio si nagle bardzo zimno. Nie rozumiaam diabw ani pobudek nimi kierujcych. Nie chciaam rozumie. Byy tak nieludzkie. - A to bardzo zabawna historia. - Po raz pierwszy usiad normalnie, z obiema nogami na ziemi. - Uwaam, e wykazaem si ogromn pomysowoci w zdobyciu tych dwch kretynw. Opowiem ci. Mimowolnie cofnam si, gdy si przysun. Moje plecy wreszcie spotkay si z poduszkami fotela, ktre okazay si tak mikkie i wygodne, na jakie wyglday. - Wanie - pochwali mnie. - Rozsid si, a ja opowiem ci moj przygod. Jaki czas temu zainteresowa mnie do gony w mediach fakt, e niektrzy ludzie sprzedaj swoje organy za pienidze. Midzynarodowe szajki zodziei organw czy te, jak sami si nazwali, przedsibiorczy biznesmeni, ktrzy odkryli nowy rynek - zaczy pojawia si w coraz to nowych rejonach wiata. Zaintrygowao mnie to. Nawet bardzo. Z pocztku zamierzaem jedynie zabawi si ich kosztem. Dopiero pniej wpadem na pomys, e oni mog mi si przyda. Odpowiedziaem w Internecie na ogoszenie, podajc, e jestem bardzo biedny, mam on i siedmioro potomstwa i eby zapewni im byt, chtnie sprzedam swoj wtrob i nerki. Podkreliem, e nigdy nie chorowaem na adn chorob wyniszczajc organizm i nie piem alkoholu (bo nie miaem na niego pienidzy). Bardzo szybko zgosili si do mnie biznesmeni". Spotkaem si z nimi, jednak oczywicie musiaem troch zmieni swj wizerunek. W kocu gdyby zobaczyli TO ciao - doda z dum - nie uwierzyliby, e jestem wyndzniaym biedakiem, za wszelk cen pragncym powici si dla swojej rodziny. Spotkalimy si na przedmieciach miasta Meksyk, w jednej z licznych dzielnic ndzy. Do dzi zastanawia mnie, jak naiwni mogli by. W kocu skd biedak taki jak ja miaby dostp do Internetu? No ale gupkw si nie sieje, sami si rodz... Ja niestety trafiem na dwa wyjtkowo niewyronite egzemplarze.
95

Na skrzyowanie, na ktrym si umwilimy, podjechali drogim amerykaskim samochodem z przyciemnianymi szybami. Wsiadem szybko do auta. Na tylnym siedzeniu siedzia wysoki facet penicy rol goryla, ktry mia pilnowa, eby im nie ucieky drogocenne nerki. Przede mn siedzieli oni: Pedro za kierownic i Carlos bezmylnie dubicy scyzorykiem pod paznokciem. - Zabieg przeprowadzimy dzisiaj - poinformowa mnie Carlos. - Ja bd ci operowa. Twoja rodzina dostanie pienidze po operacji. - Jak mam pewno, e mnie nie oszukujecie? Moe mnie zabijecie, zabierzecie organy, a moja rodzina nic nie dostanie! - krzyknem. - Przecie dalimy ci zaliczk - warkn Pedro, odwracajc si w moj stron, przez co o mao co nie wjechalimy w ty ciarwki dostawczej wolno jadcej przed nami. - Zapacimy reszt twojej brzydkiej onie i brudnym bachorom. eby nie wypa z roli, obruszyem si, e moja ona jest pikna. Widmo, ktre stworzyem na ich potrzeby, byo naprawd odraajce. Gdyby widziaa ich miny, kiedy przedstawiem im moj szanown maonk i pocaowaem z czuoci jej opryszczony policzek tu nad bezzbnymi ustami. Klinika" okazaa si ma will w droszej dzielnicy. Wysokie ogrodzenie, a take zalesiona dziaka skutecznie chroniy budynek przed ciekawskimi oczami. Mczyni wprowadzili mnie do prowizorycznej sali operacyjnej, najpierw jednak kazali mi si wykpa. No tak... jeszcze by doktor" Carlos pobrudzi sobie paluszki pod paznokciami. Nie mogem si doczeka, kiedy poo si na stole operacyjnym. Czuem si jak dzieciak przed otwarciem prezentu. Dosownie nie mogem si doczeka, kiedy krzykn niespodzianka!" Goryl gdzie znikn. W pokoju oprcz mnie by tylko Carlos wkadajcy lateksowe rkawiczki i Pedro, ktry pilnowa aparatury, do ktrej mieli mnie podczy. Ach! A wic Pedro by anestezjologiem. Znowu po plecach przeszed mi dreszcz oczekiwania. Zaraz mnie upi i rozpoczn zabieg! Si woli powstrzymywaem si, eby tylko si nie umiecha. - Po si na stole - nakaza mi Carlos. Posusznie wykonaem polecenie. Zdjli ze mnie prowizoryczne ubranie. Dotykaem nag skr zimnego metalu stou. Biaa lampa wiecia mi prosto w oczy. Przypomniao mi si, e miaem gra umierajcego. - Powiedzcie, prosz, Teresie, mojej onie, e j kocham - wykrzyknem, apic Pedra za rk, gdy podszed do mnie z mask, przez ktr miao pyn do moich ust powietrze zmieszane ze rodkiem usypiajcym. - Bagam. Pocauj j ode mnie jeszcze raz. Powiedz, e j kocham!!! - krzyczaem coraz goniej. Anestezjolog skrzywi si z obrzydzeniem na myl o mojej widmowej onie i o tym, e miaby j pocaowa. Oczywicie nie zamierza tego zrobi. Tak samo jak nie zamierza zapaci jej reszty pienidzy za moje narzdy. Si przyoy mi mask do twarzy. Udaem, e zasypiam. Poczuem mieszne mrowienie, kiedy wstrzykn mi do yy rodek zwiotczajcy. W tym samym momencie Carlos my jeszcze raz mj brzuch. - Skalpel - zada, wycigajc do w stron Pedra.
96

Ten poda mu go, mamroczc pod nosem, e wielki chirurg si znalaz, jakby sam nie mg sobie wzi potrzebnego narzdzia. Carlos sprawnie poprowadzi cicie przez rodek mojego brzucha tu nad ppkiem. Zachichotaem, bo bardzo mnie to poaskotao. Lekarze spojrzeli po sobie zaniepokojeni. - On na pewno pi? - zapyta lekko przestraszony Carlos. - Nie cykaj! Jasne, e pi - warkn Pedro i mocniej podkrci zawr ze rodkiem usypiajcym. - Wydawao nam si. Lekarz sprawnie poradzi sobie z wydobyciem wtroby i nerek. Oczywicie poszo mu to tylko dlatego tak szybko, e kompletnie si nie stara. Na koniec zszy mi byle jak brzuch, eby jelita nie wypady podczas transportu moich zwok w stron placu budowy nowej dzielnicy willowej, gdzie miaem zosta zabetonowany w fundamentach jakiego domku jednorodzinnego. Moi kaci nagle mi si z kim skojarzyli. Byli niczym staroytni Aztekowie, grzebicy przodkw pod podog! Hm... a moe to byli Inkowie? Nie mogem sobie przypomnie. W tamtych czasach nie byo mnie na Ziemi z pewnych... bardzo wanych powodw osobistych. Pedro odkrci zawr i zdj mi z twarzy mask. Krew obficie wypywajca z moich naczy krwiononych zalewaa brzuch. To takie dziwne mrowienie. Na szczcie od razu zniko, gdy wtroba i nerki pojawiy si z powrotem i wszystko si zroso. Mczyni zdjli rkawiczki i delikatnie odstawili mae lodwki z narzdami na stolik pod cian. Usiadem. Stali do mnie tyem. Odchrzknem. Nie zareagowali. Odchrzknem goniej. Obejrzeli si. Carlosowi lodwka wyleciaa z rk. - Przepraszam - powiedziaem. - Mog i do azienki? Okropnie chce mi si sika. Przy okazji, strasznie swdzi mnie w rodku. To pewnie przez szwy? Pedro rzuci si do wyjcia. Carlos nie. Zapa si kurczowo za pier i upad w drgawkach na ziemi. Mwi ci, zawa pierwsza klasa. Obj praw komor i cz przegrody. Ha! Poczuem dum z wasnej zoliwoci. Zdenerwowa mnie tylko Pedro. Uciek tak po prostu. Na szczcie par tygodni pniej wytropiem go i zmobilizowaem do popenienia samobjstwa.

97

20 Jeli Azazel spodziewa si z mojej strony wybuchu miechu i pochwa jego poczucia humoru, to grubo si przeliczy. Siedziaam wstrznita, nie wiedzc, co mam myle o jego nie-godziwoci i nienormalnoci. To, e Azazel by nienormalny, byo pewne. Czy kto zdrowy na umyle dopuciby si czego takiego? - Czad, no nie? - szczerzy si do mnie wesoo. - Jasne - mruknam, jednak on nie wyczu ironii. - Wiedziaem, e ci si spodoba - odpar. - W kocu czy nie postpia podobnie ze swoim morderc? Siedzi teraz w szpitalu psychiatrycznym, naszprycowany. Codziennie odwiedzaj go niezliczeni specjalici, ktrzy usiuj dociec, jakim cudem jest eunuchem, a on nie moe nic powiedzie. Zemsta doskonaa! Wyrzuty sumienia uderzyy we mnie ze zdwojon si. Nie wiedziaam, e go czym szprycuj... - Co tak posmutniaa? Nie cieszysz si? - zdziwi si. - Mam... wyrzuty sumienia. - W sumie masz za co. - Spojrza na mnie ostro. - Biedak strasznie cierpi. Zaskoczy mnie. Oczekiwaam, e mnie wymieje. Zapewni, e nie zrobiam nic zego. A on mnie potpia! Czy on cierpi na chorob dwubiegunow?! - Co? Nie mam racji? Ja moich przynajmniej zabiem, a twj przeywa tam Pieko na Ziemi. Kurcz. Mia racj. Powinnam co zrobi, jako to naprawi. Przecie nie mog tego tak zostawi! Owszem, zabi mnie, owszem, moe zabi jeszcze kogo. Z ca pewnoci zgwaci inne. Jednak czy to ja powinnam go osdza i kara? Azazel kiwa smutno gow, zupenie jakby sysza moje myli i mi przytakiwa. - Co mam zrobi? - zapytaam. - Gdybym ja by na twoim miejscu, to moe sprbowabym go zabi - zaproponowa ochoczo. - Zaway serca s proste. Wystarczy wyobrazi sobie, e jedna maa ttniczka mu pka albo si zaciska. Obruszyam si. Nie mogabym go zabi. Skd w ogle przyszed mu do gowy ten pomys?! O nie! Ja postaram si go jako naprawi. Moe zwrc mu gos? Poza tym chciaam wiedzie, dlaczego mnie zabi. Niewiele pamitaam z tej nocy. Tamten sen bardzo mnie zaniepokoi. Do dzi nie wiedziaam, dlaczego wyszam z klubu sama. Moe dosypa mi czego do drinka, a ja nie zauwayam? Musiaam si tego dowiedzie. No i dlaczego mier twierdzia, e moje morderstwo nie byo zaplanowane? Musiaam w kocu wybra si do tego Urzdu... Podjam decyzj. Odwiedz go i postaram si przepyta. Owiadczyam to Azazelowi. Diabe skwitowa krtko moje sowa: dziwna jeste". Jednak umiecha si, zupenie jakby moja odpowied mu pasowaa i wanie takiej si spodziewa.
98

- A czemu jeste tak przebrany? - zapytaam, wstajc. - Chcesz zobaczy? - zaproponowa z drapienym umiechem. Zerknam na cian. Chciaam ju i do mojego mordercy, a nie dalej traci tu z nim czas. I tak wyjtkowo duo go straciam na suchanie jego durnych historyjek. Teraz nie bd moga spa, bo bd mnie nachodzi obrazy z jego operacji, kiedy na ywca wycinali mu nerki i wtrob. - Dzisiaj spotykaj si moi wyznawcy - powiedzia, widzc, e si waham. - Mam wasny koci!!! A to fragment mojego boskiego imageu! Jestem bardzo dumny z tej sekty. Jego entuzjazm wrcz poraa. Jak may chopiec na widok nowej zabawki... no doprawdy. - Faaajnie... - odparam powoli. Ludzi psychicznych nie naley niepotrzebnie denerwowa... - Zabior ci na spotkanie. Jest dzisiaj. Dokadnie dziesi minut temu si zaczo - mwi podekscytowany. - Tylko musisz si przebra. Zerknam na spowiay podkoszulek i dinsy. A co jest z nimi nie tak? Spojrzaam na jego wystawny surdut zdobiony zot nitk. Aha... to jest z nimi nie tak. Klasn w donie. Poczuam mocny ucisk klatki piersiowej i w jednej chwili otoczyy mnie zwoje materiau. - Co to jest? - Nie mogam oddycha. - To jest gorset skarbie, cz damskiej garderoby. Wstaam. Pikna suknia rozoya si na dywanie. Delikatny materia podtrzymywany mnstwem drutw i halek mieni si w socu. Gorset niemoliwie mocno ciskajcy moje ebra sprawi, e miaam tali osy. Koronki, hafty, zocenia, tyle szczegw! Spojrzaam w lustro, ktre stworzy przede mn. To nie byam ja. Wosy upite w misterny kok, pery na szyi, delikatny makija. Spojrzaam na bia mask, ktra spoczywaa w mojej doni. Po policzku pyna jedna czarna za. - A maska jest po co? - zapytaam. - Nie chcemy przecie zosta rozpoznani przez tych pry-mity... hm., wyznawcw - odpar. - Naprawd piknie wygldasz. - Dziki. - Znowu zagapiam si w lustro. Mia racj. Ta suknia idealnie do mnie pasowaa. Azazel podrapa si w zamyleniu po brodzie. - Chocia w sumie ty i tak powinna sta si niewidzialna - skwitowa. - Niewidzialna? - zdziwiam si. - Dlaczego? Wzruszy ramionami.
99

- Nie chc, eby moi wyznawcy ci zobaczyli. To ja jestem ich bogiem. Nie mam zamiaru mie bogini. Na razie. Umiechn si drapienie. - Ale jak si zdecyduj, to obiecuj, e dam ci zna. - Skro mam by niewidzialna, to po co kazae mi si przebra w t kieck? - Sprbowaam westchn, ale gorset skutecznie mi na to nie pozwoli. - Bo chciaem zobaczy, jak bdziesz wygldaa w takiej sukience. Rozbroi mnie szczeroci. - To jak mam si sta niewidzialna? - zapytaam zniechcona. Miaam ju do tej caej maskarady. - Pomyl o tym, e chcesz by od tej chwili dla wszystkich niewidzialna - odpar. Pomylaam o tym. - Doskonale - pochwali mnie. Spojrzaam w lustro, w ktrym przed chwil odbijaa si moja sylwetka. Teraz nie byo tam nikogo. Nie miaam odbicia. - Ale ja chc ci widzie - powiedzia, patrzc w przestrze nad moim prawym ramieniem. - Pomyl teraz, e pozwalasz mi si widzie zawsze, nawet wtedy, gdy jeste niewidzialna. - A ty nie moesz zayczy sobie, eby mnie widzie, jak jestem niewidzialna? - zapytaam. - Nie, twoje zaklcie jest silniejsze. Wygra z moim. To ty musisz pozwoli mi zawsze si widzie, nawet gdy jeste niewidzialna - powtrzy jeszcze raz. Wzruszyam ramionami. Co mi za rnica? Wyklepaam formuk, ktr mi powiedzia. Jego oczy napotkay mj wzrok. Widzia mnie. - Madame - wycign do mnie do. Podeszlimy razem do ciany, w ktr wsun swj klucz. Czarne wrota otworzyy si, ukazujc naszym oczom ciemn piwnic. Na jej rodku sta szeroki st ofiarny. Dookoa niego zebrao si okoo dziesiciu osb. Mczyni mieli na sobie tylko przepaski biodrowe, a kobiety krtkie sukienki. Poza tym wszyscy mieli na gowach... olbrzymie, wciekle rowe kaptury z dziurami na oczy. Nie mogam si powstrzyma. Parsknam miechem. Wygldali tak irracjonalnie! Azazel spojrza na mnie ostro. Nie odzywaj si na gos" - przesa mi przekaz mylowy. OK" - odparam. Diabe uwielbia ponia innych. Wskazywa na to strj jego wiernych. - Witajcie, moi drodzy! - Azazel zagrzmia, wznoszc rce do gry. - Oddajcie mi cze!!! Jego wyznawcy zaczli recytowa: Ty nad wszystkie anioy mdry i wspaniay, Boe przez los zdradzony, pozbawiony chway, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj!
100

O Ty, Ksi wygnania, mimo wszystkie klski Niepokonany nigdy i zawsze zwyciski, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj! Guchych mrokw podziemia wszechwiedzcy krlu, Lekarzu dobrotliwy ludzkich trwogi blu, O Szatanie, mej ndzy dugiej si ulituj!..." Spojrzaam na Azazela, ktry wrcz promienia z zadowolenia. Jego wyznawcy skonieni nisko mamrotali dalsz cz litanii. Udajesz Szatana?" - zapytaam go. Do tego tytuu prawo mia jedynie Lucyfer. Inne strcone z Niebios anioy byy po prostu diabami. Szatan by tylko jeden. Tak, podszywam si pod Lucyfera" - odpar mi w mylach. Po co?" eby... pozwl, e uyj jake przeuroczej gwary zgromadzonych tu prymityww... eby Lucek mia przerbane. - Zamia si. - Prowadzenie wszelkich kociow i sekt jest u nas surowo zabronione". Nie lubisz go?" - zapytaam. Zamyli si zaskoczony. Chyba nigdy nie myla o tym w takich kategoriach. Zerkn na mnie zza maski arlekina. No... z ca pewnoci szanuj go za t ca rewolucj i potpienie. Mia go jaja, nie ma co. Niemniej on zupenie nie zna si na prowadzeniu Pieka. Gdybym to ja by tu szefem...! Wszystko byoby zdecydowanie lepsze". Nie skomentowaam tego. Znudzona monotonn modlitw wiernych zaczam rozglda si po pomieszczeniu. Na tablicy nad stoem rytualnym wisia jaki okrgy symbol. Dwa poczone ze sob owale. Zaintrygowa mnie. Z czym mi si to kojarzyo, ale nie mogam sobie uprzytomni z czym. Co to jest?" - zapytaam Azazela i wskazaam doni na dziwny ksztat. Naprawd nie wiesz? - zdziwi si. - Nigdy ich nie widziaa? Wiktorio... to s mskie jdra..." Och... eee... nie mam zbyt plastycznej wyobrani - powiedziaam szybko na swoj obron. - To po co tam wisz te jdra?" Bo moja religia nazywa si Ruch Wyzwolenia Jder". Gdyby nie to, e gorset uniemoliwia mi jakiekolwiek oddychanie, pewnie bym si zamiaa. Azazel jednak by nienormalny... I co? Wasz dewiz jest Stop prezerwatywom - wolno nasieniu?" - zakpiam. Nie cakiem. - Umiechn si tajemniczo. - To znacznie... jakby to powiedzie... gbsze... Znacznie gbsze".
101

Aha... rozumiem... gbsze. To moe Viagra dla wszystkich?" Westchn ciko, w ogle nie miejc si z moim zaczepek. Wedug mnie hasa, ktre mu wymyliam, byy wietne. Wyznawcy nadal monotonnie deklamowali. Specjalnie dla mnie w tysic osiemset pidziesitym sidmym roku Charles Baudelaire napisa Litani do Szatana - pochwali si Azazel. - To by fajny go, mona byo z nim pi absynt do biaego rana". Jeden z mczyzn w kapturze pochyli si w uwielbieniu jeszcze mocniej, przez co straci rwnowag i si przewrci. Przy okazji kaptur spad mu z gowy. A ten to najwikszy ciemniak, jakiego znalazem - poinformowa mnie z dum Azazel. - W moim wyznaniu skupiam raczej ludzi do tpych. Dziki temu atwiej nimi manipulowa". Wpatrywaam si w Paweka, ktry z powrotem szybko wsadza na gow obrzydliwy kaptur. A wic to jest ta jego super-tajna, sawna organizacja! Tylko po co on si do niej zapisa? Wyznawcy skoczyli intonacj. A teraz bdzie maa orgietka!" - Azazel a zaklaska w donie z uciechy. Nie miaam ochoty tego oglda, czym bardzo go zasmuciam. Poegnaam si z nim i na tyach pomieszczenia wyczarowaam drzwi, przez ktre przeszam do swojej kawalerki. Tylko nie zapomnij sta si z powrotem widzialna" - dobiegy mnie jeszcze myli Azazela. Zrobiam to, co mi kaza. 21 W swojej kawalerce od razu zniszczyam sukni, ktra moe i bya pikna, jednak kompletnie nie do noszenia. Jak kiedy kobiety mogy w czym takim wytrzymywa caymi dniami? Czyby dawniej nie musiay oddycha? To pewnie dlatego w kko mdlay... Ledwie zdyam si ubra, gdy zadzwoni dzwonek do drzwi. Otworzyam. Przede mn sta Piotru z zakopotan min. - Nic ci nie jest? - zapyta od progu. Wycign w moj stron do, ale cofn j. Widzielimy si raptem kilka godzin temu, jednak ja miaam wraenie, jakby od tego poranka, gdy obudzi si u mojego boku, mino bardzo duo czasu. Piotrek ogoli si i przebra. Przyjrzaam mu si uwanie. Zdecydowanie wolaam go z seksownym, jednodniowym zarostem. - Dlaczego miaoby mi co by? - zdziwiam si. - Mwiam przecie, e nic mi nie jest. Prosz wejd. - Ja tylko na chwil - odpar, mimo to wszed do mieszkania. Behemot od razu zacz mu si ociera o nogi. - Dzwoniem do ciebie chyba z dziesi razy, ale nie odbieraa - powiedzia Piotru, patrzc na mnie z niepokojem.
102

Spojrzaam na komrk, ktr zostawiam na stole. Nie zabieraam jej do Pieka. Tam nie byo zasigu... - Przepraszam, ja... dugo spaam... a potem wyszam do sklepu - zaczam si plta. - Ale dobrze si czujesz? - upewni si jeszcze raz. - Tak, tak, dobrze. - Umiechnam si. Wyranie ju uspokojony, odwzajemni umiech. - Dobra, to ja uciekam. Umwiem si z Pawem na miecie, ale oczywicie gupek nie przyszed. A ma mojego pendrive'a. Jest mi potrzebny... Jad do chopakw do domu, moe razem z Tomkiem go gdzie znajdziemy. - Na pewno co wanego wypado Pawowi - powiedziaam. Taka maa orgietka na przykad. Wanych spraw nie mona przekada na inne terminy. Bg" mgby si zdenerwowa, w kocu ubra si w surdut i w ogle... - Jasne, jemu co wypado - mrukn Piotru. - Chyba mzg z czaszki... Zamiaam si. Piotru nigdy si nie zoci, nie krzycza. Zawsze by prawdziw oaz spokoju. Jedynie, gdy kto wybitnie zalaz mu za skr, Piotru stawa si po prostu... no c... mniej zadowolony. Niemniej nadal by w takim momencie spokojny. Czasami mnie to denerwowao. Z drugiej strony bya to jedna z cech, ktra tak mnie w nim pocigaa. - Ale na pewno mia dobre chci i chcia si spotka. - Zamiaam si jeszcze raz. - Taa... tylko wiesz, co jest wybrukowane dobrymi chciami? Przypomniaam sobie Azazela. Tydzie temu zorganizowa ma akcj protestacyjn pod rezydencj Lucyfera, domagajc si zmiany nawierzchni drg w Los Diablos. Wedug Azazela, wielkiego zwolennika wszelkich udogodnie, jazda samochodem wskimi uliczkami wybrukowanymi kostk jest nie do wytrzymania. - Och nie, ju nie. Wczoraj wylali je betonem, bo... - ugryzam si w jzyk, zdajc sobie spraw z tego, co mwi. Piotru patrzy na mnie podejrzliwie, zupenie jakby si obawia, e mam jaki spniony objaw po wczorajszym wypadku. - art. - Zamiaam si sabo. Po moim chichocie zapada cisza. - No niewane. - Piotru pokrci gow, gdy doszed ju do wniosku, e chyba jednak nic mi nie jest. - Ja uciekam razem z Tomkiem zrewidowa pokj Pawa. Jak nie umrzemy od smrodu jego niepranych skarpetek, to moe odzyskam dysk. Podszed do drzwi. - To do zobaczenia - powiedziaam. Piotrek zrobi jaki ruch w moj stron, ale wycofa si do drzwi. - Taa - mrukn. - Cze. Zamknam za nim drzwi. Oparam o nie gow. O mao co bym si nie wygadaa. Musz wyranie rozdziela to, co si dzieje w moim yciu-nieyciu. Inaczej mog wpdzi si w kopoty. Na cianie obok pojawia si czarna dziura. No kurcz... nie za duo atrakcji jak na jeden dzie?!

103

Tak jak ostatnimi czasy do mojego pokoju wsuna si tylko odziana w habit rka i byle gdzie rzucia teczk. mier wyranie mnie unikaa, odkd Behemot na dobre zadomowi si w moim yciu. Kto by j podejrzewa o tak histeri? Jeden may kot, a ona ju dostaje biaej gorczki. Zastanowiam si. Moe warto by byo kupi Markowi i Natalii kota? Nie... wielu ludzi trzyma je w domach, a mier i tak ich odwiedza i upomina si o ich dusze. Nie byo szans, e w ten sposb zapewni im niemiertelno. Gry odpaday, bo ona, a raczej ono, przewanie wygrywa, koty te. Chyba si poddam... - Dzikuj - prychnam w stron znikajcej dziury. Podniosam kiczowat teczk z tandetnym napisem Top secret. W Piekle wszyscy sdzili, e posiadaj niepowtarzalne poczucie humoru. Jasne, a ja jestem ukraisk ksiniczk i gdzie tam na dalekim stepie stoi mj zamek... Usiadam na kanapie i otworzyam teczk. Kot rozsiad si obok mnie, podsuwajc trjktn gwk do pieszczot. Bezmylnie podrapaam go za uchem, przerzucajc dokumenty. Jutro punktualnie o dziesitej rano na zawa serca umrze pani Anna Kowalska. Piknie... Spojrzaam na zegar cienny. Wskazywa kilka minut po jedenastej wieczorem. Przede mn pracowita noc. Postanowiam zosta w kawalerce, a nie w domu w Los Diablos, na wypadek gdyby Piotru mia ochot jeszcze raz zadzwoni. Co oczywicie byo rwnie prawdopodobne jak deszcz ab... Umiechnam si sama do siebie. Bardzo si mn przejmowa. Inaczej by nie przyszed zobaczy, czy umaram. Chyba mu na mnie zaleao! Zrobiam sobie mocnej kawy. Kofeina na mnie nie dziaaa -wystarczyo, e si pooyam, a odpywaam w objcia morfe-usza. Niemniej sama wiadomo, e j wypiam, troch mnie stymulowaa do utrzymania otwartych oczu. Mogam sobie zwyczajnie j stworzy, jednak lubiam robi herbat i kaw sama. Przez to czuam si normalniej. Wczyam cich muzyk, Dido zawodzia smutnym gosem 0nieszczliwej mioci, Behemot mrucza na poduszce, a za oknem ju dawno zapad zmrok. Stworzyam kilka wieczek, by dopeni nastrj. Uczenie si na pami grzechw przyszej denatki byo ostatni rzecz, na jak miaam ochot. Wolaabym pi teraz z kim wino i patrze gboko w oczy. Niemniej bya to moja praca. Narzekajc pod nosem, pooyam si na brzuchu na wersalce i zaczam czyta biografi Anny Kowalskiej. To bdzie moje szste zlecenie. Jak na razie wygraam ju trzy. Nie szo mi jako specjalnie dobrze, niemniej nie byam ostatni sierot. Z kad kolejn stron ksiki przeraaam si coraz bardziej. Ona bya... ona bya... okropna! Przewrciam ostatni stron, na ktrej bya zapisana data 1godzina zgonu. Spojrzaam na pogronego we nie kota, chcc podzieli si z nim moimi odczuciami wobec demonicznej staruszki.
104

Behemot lea na grzbiecie, trzymajc apki w grze. Nie chciaam go budzi. Jutro bd miaa cikie zadanie. Bardzo cikie. Czy mog sobie pozwoli na to, by przegra? Beleth moe nie zezoci si za bardzo. W kocu wci zdarza mi si przegrywa. Nie jestem niepokonan Kleopatr, ktra potrafia namwi na Pieko nawet jednego z papiey. Zreszt prawdopodobiestwo, e wygram, byo minimalne. Z myl, e w Piekle na pewno nikt nie chce tej staruszki, pooyam gow na poduszce i od razu zasnam. 22 Staam w miejscu poza czasem. Biae kby mgy snuy mi si midzy nogami. Nie byo jeszcze anioa, z ktrym miaam si targowa. Beleth take si spnia. Niepokoiam si. Chciaam z nim porozmawia, zanim pojawi si mier i witej pamici Anna Kowalska. Podzieli si z nim swoimi obawami i niechci. Nie miaam ochoty przeprowadza tego targu. Nie, ebym bya jakim homofobem czy czym w tym stylu. Po prostu nie przepadaam za tym gatunkiem ludzi, jakiego przykadem bya dzisiejsza denatka. Obok mnie pojawiy si bogato rzebione, sosnowe drzwi. Przeszed przez nie wysoki, ubrany na biao mczyzna. Kasztanowe wosy niesfornymi loczkami opaday mu na zielone oczy. - Witaj, jestem Uzjel - wycign do mnie do. - Cze. Wiktoria - ucisnam j. - Naprawd mio mi ci pozna - powiedzia anio. - Jeste pierwsz diablica, ktr spotykam. - Ciesz si. - Umiechnam si sztucznie. Anioy reagoway na mnie rnie. Albo tak jak Muriel, z pogard i wyszoci, albo jak Uzjel, byli szczerze zainteresowani moj osob i podziwiali fakt, e zwyka dziewczyna moga sta si potn diablica. Niemniej przewaay anioy takie jak Muriel... W tej chwili obok nas pojawia si czarna dziura. Przesza przez ni mier, prowadzc przed sob sodko wygldajc staruszk. Kobieta miaa grub, workowat sukienk, okrywajc j od szyi a po kostki, oraz wasnorcznie wydziergany sweter. Na jej szyi wisia krzyyk i maa, zota podobizna Maryi. Srebrzyste wosy spia w ciasny kok na czubku gowy. Przygldaa nam si z zaciekawieniem, nie przestajc dzierga na drutach. Po prostu uosobienie babci. Podejrzewaam j wrcz, e zaraz wyjmie z kieszeni torebk z wasnorcznie upieczonymi ciasteczkami. Gdzie ten Beleth?! - Zaczynamy? - zapyta Uzjel, umiechajc si do mnie serdecznie. - Jeszcze nie ma mojego konsultanta. - Bezradnie rozejrzaam si dookoa. - Konsultanta? - zapytaa staruszka, siadajc na krzele, ktre stworzy dla niej anio.
105

- Diablica Wiktoria jest nowa w Piekle - wyjani jej Uzjel. - Dopki nie nauczy si, jak ma pracowa, musi jej pomaga diabe. Staruszka zmarszczya brwi i spojrzaa na mnie ostro. - Kobieta powinna by samowystarczalna. Nie powinna oczekiwa pomocy mczyzn. A otworzyam usta ze zdziwienia. No spoko... W tym momencie na szczcie pojawiy si obok nas drzwi zoone z niezliczonej iloci szybek. - Gdzie si podziewa? - warknam na Beletha. - Przepraszam - odpar. - Miaem co do zaatwienia na Ziemi. To jak? Zaczynamy? Szarpnam go za rami i odcignam od zgromadzonych na kilka krokw. - Beleth - szepnam. - Suchaj, nie jestem pewna, czy my powinnimy walczy o t dusz. Ta kobieta ma do specyficzn przeszo. - A co? Bya za? To w sam raz dla nas. - Nie. Posuchaj. Ona bya... ona bya... to... to moherowy beret. Beleth wpatrywa si we mnie ze zdziwieniem. - No i...? - zapyta. - Ksenofob z ciebie wychodzi, wiesz? - Wiem... - warknam. - To zapewne dlatego jestem w Piekle, a nie w Niebie. Uciek spojrzeniem gdzie w bok. - No, ale co z tego, e ona jest moherem? - zapyta. - Umara dzisiaj na zawa serca w czasie minipikiety pod Sejmem - powiedziaam szybko. - Razem z koleankami z osiedla chodzia z transparentami przeciwko in vitro i przeciwko aborcji. - No i...? Pomijajc fakt, e jest troch niekonsekwentna, bo nie chce ani eby dzieci tworzy, ani eby je usuwa. - Beleth... - Rce mi opady. - Poza tym ona jest przeciwko antykoncepcji, to gorca zwolenniczka feministek i w kko si czego czepia. Bdzie chciaa nam poprzestawia Pieko. Wyobraasz sobie jej pikiety przeciwko bikini pod rezydencj Lucyfera? Czy on nie bdzie na nas za to zy? Pieko byo do rozrywkowym miejscem. Trafiay tutaj dusze, ktre chciay si bawi przez wieczno bd dopiero dowiadyway si, e maj si bawi. Ja nie byam pewna, czy miaam ochot si bawi... Jednak nawet w porwnaniu ze mn i moim do rozbudowanym jak na piekielne standardy sumieniem, staruszka wybitnie nie pasowaa do mieszkacw Niszej Arkadii. Diabe zerkn na ni, ale szybko wrci do mnie spojrzeniem. - Wiki. Ty masz tylko zdoby jej dusz. Reszt si nie martw. Wiesz, jakie kopoty byy na pocztku z Joann dArc? Teraz ja wpatrywaam si w niego zdziwiona.
106

- Ona trafia do Pieka? A czy ona przypadkiem nie jest wit? - zapytaam. - Jest. - Zrobi min. - Ale to ziemski tytu. Szczerze, to ona chciaa i do Pieka, eby mc je naprawi. Te jej pokazowe samozapony pod Urzdem i rezydencj Szatana... szkoda sw... Na szczcie daa sobie ju z tym spokj. Skarbie, ty masz tylko zdoby dusz tej staruszki, jasne? No to do dziea. Westchnam ciko. Podeszlimy do reszty. Uzjel przyglda nam si ciekawie, wyglda, jakby nigdzie mu si nie spieszyo. Za to staruszce wrcz przeciwnie. - Co tak dugo? - burkna, nie przestajc dzierga. Druty wybijay wcieky rytm. - Musielimy co omwi - przeprosiam. Zaskoczyo mnie, e uyam takiego sualczego tonu. To nie ja powinnam by zastraszona i potulna. Staruszka pokiwaa z dezaprobat gow i zacmokaa gniewnie protez. Uzjel przej paeczk. Opowiedzia pani Kowalskiej, co si z ni stao i e bdzie musiaa podj decyzj, gdzie chce zosta skierowana po targu. Poczeka, a kiwn przyzwalajco gow, i zacz wymienia dobre uczynki. Gwn taktyk anioa byo pokazanie, e nasza zmara jest osob bardzo wierzc, ktra codziennie rano chodzi na msz, a raz na dwa dni do spowiedzi. A jknam, ksidz w konfesjonale musia si chyba zanudzi... ile mona nagrzeszy przez dwa dni? Beleth posa mi znaczce spojrzenie. Postanowiam ju nie wydawa dziwnych dwikw przy kolejnych rewelacjach anioa. Nadesza moja kolej. Nie byam w stanie spojrze staruszce prosto w oczy. Przewanie patrz na zmarych, dajc im tym do zrozumienia, kto tu jest gr i kogo powinni szanowa. Jednak ona gromia mnie tak zym wzrokiem, e nie byam w stanie. Odwrciam si w stron Uzjela. Umiecha si do mnie yczliwie. - Przykazania boe i kocielne nienaruszone - powiedziaam zrezygnowana. Ta kobieta nawet nigdy nie kla... Zero kamstw. Beleth odchrzkn znaczco. - Wiki, potakujesz anioowi... - Ach, tak. Przepraszam. - Skrzywiam si. - aden z siedmiu grzechw gwnych jako nienaduywany za czsto. Chocia! W tysic dziewiset dziewidziesitym trzecim roku zjada za duo ciasta i byo jej niedobrze. Na imieninach niejakiej - musiaam wyj z kieszeni cig, na ktrej to sobie zapisaam - Boeny Zaskrnickiej. Uzjel westchn przecigle. - Nie liczy si - stwierdzi. - Gdyby za akomstwo kady szed do Pieka, to nikogo nie byoby w Niebie. - Czy mog co powiedzie? - wtrcia si staruszka. -Chciaabym co powiedzie. W sprawie tego ciasta. Anio pokiwa gow przyzwalajco. Umiecha si askawie.
107

- Ja je zjadam tylko dlatego, eby si nie zmarnowao. Tak naprawd wcale nie miaam na nie ochoty. W miejscu poza czasem nie mona byo kama. Mwia prawd. Szlag by to trafi... - Poddaj si - ustpiam. - Poza wrcz paranoiczn obsesj do negowania wszystkiego, co podpowiada postp i ewolucja, nie widz w niej wad... Belethowi opady rce. Uzjel umiechn si zadowolony. Zote oczy mojego diaba przyglday mi si z dezaprobat. Przegraam. - Jak to? - zapytaa staruszka. - Diablica nie bdzie mnie kusi? Nie id do Pieka? Anio poklepa j po rce. - Wszystko jest dobrze. Pjdzie pani do Nieba. Tam, gdzie pani miejsce, gdzie otrzyma pani nalen nagrod. Zastanowio mnie, jak jest w Niebie. Czy tak jak w Piekle, tylko e tam nie wolno pi i oglnie le si prowadzi? Przecie ta staruszka si tam zanudzi. Nie bdzie nikogo, kogo mogaby krytykowa i usiowa nawrci na bosk ciek mdroci. Mimowolnie si umiechnam. To nie bdzie dla niej nagroda. Starsza kobieta skrzywia si. - Ale ja nie chc i do Nieba - owiadczya. Uzjelowi umiech spez z twarzy, na moj wstpio przeraenie. mier zachichotaa skrzekliwie. - Dlaczego? - zapytaam. - W Niebie na pewno s wszystkie pani koleanki, ulubiony ksidz, ktry kopn w kalendarz przed pwieczem! Beleth dgn mnie okciem midzy ebra. - Co robisz? - sykn. - Moesz wygra! -To niewane - odpara staruszka uroczystym tonem. - Czuj, e moim powoaniem jest nie sowo Boe w odmty piekielne. A jknam. Jeszcze tylko niech, nie daj Boe, dogada si z Joann dArc, to gotowe podpali najlepsze kluby. - Pani Kowalska. - Anio ukucn obok jej krzesa. - Prosz si zastanowi. Wieczno jest bardzo duga. Sumiennie pracowaa pani na ziemi, szerzc dobro i prawd. A prychnam. Dobro i prawd? Chyba ciemnot... Ja wierzyam w to, czego mogam dotkn, poczu. Dlatego ufaam nauce i postpowi. Przyznaj, trafiajc do Piekie i nabierajc nadprzyrodzonych zdolnoci, musiaam lekko zmieni swj wiatopogld, jednak nadal uwaaam, e nauce naley si pierwszestwo. Tacy ludzie jak ona zatrzymywali postp. Staruszka kiwaa gow, nieprzerwanie dziergajc jaki szaliczek na drutach. Kbek weny trzymaa w kieszeni. - Zdaj sobie z tego spraw, mj miy - odrzeka. - Jednak to nie koniec mojej drogi. Wierz, e Bg, tworzc mnie, mia wikszy plan. Chcia, by Pieko si nawrcio. - Nie, nie, nie! - zaprotestowaam szybko. - Prosz mi wierzy. On nie ma adnego planu. Czysty przypadek.
108

Beleth nie wytrzyma. Zasoni mi doni usta. - Zapraszamy do Pieka. - Umiechn si do niej. - Jest tam wiele potpionych dusz. Nie zawiedzie si pani. - Chc i do Pieka. - Umiechna si do nas. Uzjel wycign w moj stron do. Targ zakoczony. Moherowe berety id naprawia Pieko. Jakie to szczcie, e chocia fale radiowe ich ukochanej stacji tam nie docieraj... 23 - Co ty zrobia? - zapyta z wyrzutem Beleth, kiedy usiedlimy na ganku mojego domu, na mikkich poduchach wiklinowych foteli. - Wyobraasz sobie, jak teraz bdzie wygldao Pieko? -zapytaam. - To ju nie bdzie miejsce wiecznego pijastwa, zabawy i rozpusty. - Dla ciebie to i tak nigdy nie byo takie miejsce - wytkn mi uraony. - Chocia proponowaem! Zbyam milczeniem jego uwag. Nie miaam ochoty bawi si z nim w kolejne gierki. Trzymaam rce na porczach fotela. Wycign do, by mnie dotkn, ale zabraam rce. Westchn ciko. - Dlaczego nie chcesz ze mn by? - nie dawa za wygran. - Bo kamiesz, mordujesz, a w kadym razie prbujesz mordowa. Kto ci wie, co robie kiedy. - No, zdarzao si mordowa. - Poruszy si niespokojnie na fotelu obok i zerkn na mnie z niepokojem. - Ja nikogo jeszcze nie zabiam - odparam z dum. Przypomniao mi si, e miaam odwiedzi mojego morderc. Waciwie nie wiem, po co si w to bawiam... Chciaam wiedzie, dlaczego nie yj. Ale czy warto byo rozdrapywa stare rany? Ju miaam powiedzie o tym Belethowi, lecz zmieniam zdanie. Nie ufaam mu tak bezgranicznie jak kiedy. Diabe mia si ze mnie gono. - Z czego si miejesz? - zapytaam speszona. - Powiedziaa jeszcze nie" - odpar wesoo. - To otwiera wiele moliwoci. Mimowolnie si umiechnam, ale szybko znowu spochmurniaam. Moe i wiat malowany farbami diaba by pocigajcy. Jednak nie dla mnie. Znowu pooyam rce na podokietnikach. Westchn ciko i poklepa mnie po doni. Nigdy nie dawa za wygran. - Ale ja ci i tak lubi - rzek, rysujc palcem kka na mojej doni.
109

Chocia byam na niego za, wci uraona za prb morderstwa Piotrusia, zrobio mi si gorco. Beleth wiedzia, jak na mnie dziaa, i wci to wykorzystywa. Zaczynao mnie to denerwowa. - Rozlunij si - powiedzia. - Przy tobie mam z tym pewne problemy. Miaam ochot wyrwa do, a zarazem nie chciaam jej zabiera. Cay czas rysowa kka na mojej skrze. Delikatne municia mwice wicej od sw. - Zauwayem. - Umiechn si do mnie przekornie. Siedzielimy jeszcze jaki czas, rozmawiajc o jakich gupotach, ale odsunam do. Gdy ju wreszcie znikn, przeniosam si szybko do kawalerki. Musiaam si dowiedzie, w ktrym szpitalu przetrzymywali mojego morderc. Na poszukiwaniach spdziam reszt dnia. Internet nie chcia mi poda dokadnych informacji, hakerem te nie byam. Musiaam pomaga sobie moc, by przej przez niektre zabezpieczenia. Zapad ju zmierzch, gdy wreszcie wyowiam wszystkie potrzebne mi informacje. Pada wiosenny deszcz. Latarnie owietlay ulic, lecz ich wiato nie docierao do miejsca, w ktrym staam. Zastanawiaam si, jak tam wej. Mogam po prostu przej przez cian, ale nie wiadomo byo, czy moje drzwi nie pojawi si tu przed czyim nosem. Co prawda by to szpital psychiatryczny. Gdyby jednak zobaczy mnie lekarz czy pielgniarka, to mogabym narobi zamieszania. Wyskoki, w stylu podpalenie Pl Mokotowskich, nie byy mi ju potrzebne. Od frontu budynek otoczony by ogrodzeniem z cienkich metalowych sztachet. Na dziedzicu sta wysoki kasztan. Ju zaczyna kwitn. Znak nieuchronnych matur. Bramy wjazdowej pilnowa stranik w maej przybudwce. Pomylaam o tym, e chc by niewidzialna. Przeszam obok niego, rozchlapujc kaue. Tylko one wiadczyy o tym, e przeszam przez cae podwrze. Drzwi wejciowe nie byy zamknite. Szarpnam mocno cikie wrota. Wewntrz byo ciemno. Hol nikn w mroku. Godziny odwiedzin dawno si skoczyy. Orodek, chcc zapewni podopiecznym wzgldny spokj, koczy dziaalno koo dwudziestej. Drzwi prowadzce do przychodni zamknito na gucho. Szukajcy pomocy, czy raczej kolorowych tabletek, pacjenci przyjd dopiero rano. Przeszam przez hol, mijajc zamknit informacj. Z mojego paszcza na wesoe, brzoskwiniowe linoleum kapaa woda, znaczc tras mej wdrwki. Wbiegam po schodach na pierwsze pitro. Znajdowaa si tam dyurka pielgniarek. Weszam na oddzia. Wymagao to ode mnie posuenia si moc, bo drzwi byy zamknite, by nikt nie zdoa wyj. - Tak, a ja wtedy jej powiedziaam... - dobieg mnie rozbawiony kobiecy gos. Podeszam po cichu do miejsca, z ktrego dochodzi.
110

Za zbrojon szyb stao biurko. Centrum dowodzenia pielgniarek. Dwie kobiety z nocnej zmiany popijay kaw i plotkoway o czym zmczonymi gosami. Spojrzaam na tablic za ich plecami. Byy tam rozpisane pokoje i nazwiska. Mojego morderc znalazam w izolatce numer 6. Zastanawiajcy dobr cyfry... Klucze leay na biurku przed kobietami w maym koszyczku. W tej chwili gdzie w korytarzu rozleg si oguszajcy krzyk. Tsza kobieta westchna rozdraniona i podniosa si ze stkniciem. Krzeso zaskrzypiao, zupenie jakby si cieszyo, e obcienie znikno. - Chod. Pewnie znowu trzeba uspokoi tego spod czwrki. Przysigam, jak jeszcze raz mi powie, e Michael Jackson do niego przyszed, to chyba dam mu podwjn dawk lekw... Z korytarza rozleg si zawodzcy gos. Pacjent krzycza: Love me tender! - Nie... - zamiaa si druga kobieta. - Tym razem przyszed do niego Elvis. - Ju ja go pjd tender kocha - warkna ta pierwsza, nadal rozdraniona. Wyszy z dyurki. Korzystajc z tego, wsunam si do rodka i wygrzebaam z kupki kluczy odpowiedni. Ruszyam korytarzem. Nagle zza zaomu muru wysun si stranik, przestraszona wskoczyam pod niski stolik obok krzeseek dla odwiedzajcych. Mnie by nie zobaczy, ale leccy swobodnie w powietrzu klucz mgby wzbudzi jego niepotrzebny w tej chwili niepokj. Gdy mnie min, wysunam gow spod blatu. Wyczogaam si i a stknam, gdy wreszcie si wyprostowaam. Staro nie rado... Jaka staro? Ja ju nigdy nie bd miaa staroci. A wszystko przez niego. Stanam pod drzwiami izolatki numer 6. Wsunam klucz w zamek. W pokoju, do ktrego weszam, byo ciemno. Jedna arwka pod sufitem mrugaa co jaki czas. W zakratowane okno wciekle uderzay krople deszczu. Rozpadao si na dobre. Na wskim ku siedzia skulony mczyzna. Jak zauwayam, mia na sobie kaftan bezpieczestwa. Nie patrzy na mnie. Siedzia, patrzc pustym wzrokiem w okno, pewien, e do jego pokoju zajrzaa pielgniarka albo lekarz. Staam si z powrotem widzialna. - Witaj - odezwaam si, zamykajc za sob drzwi. Morderca szybko wykrci gow w moj stron. Zacz piszcze przez nos. - Tak, to ja. - Oparam si plecami o cian naprzeciwko niego. Mczyzna wszed na ko i wcisn si w kt. Zerkn na drzwi. Machnam doni. Znikny. W miejscu, w ktrym si znajdoway, pojawia si biaa ciana. Zacz piszcze jeszcze bardziej.
111

- Uspokj si - powiedziaam cichym gosem. - Chc tylko porozmawia. Pozwoliam mu pokrzycze" jeszcze kilkanacie minut. W kocu zabrako mu si, opad na czworaka, jakby nagle zemdla. Nic dziwnego. W kocu hiperwentylowa od duszego czasu. I to na dodatek przez nos. - Nie zrobi ci krzywdy - powiedziaam. - Chc tylko porozmawia. Zwrc ci gos, jeli obiecasz, e nie bdziesz krzycza. Patrzy na mnie szeroko wytrzeszczonymi oczami. Nie wierzy mi. - Przysigam, e zwrc ci gos. Oddam ci go na zawsze. Chc tylko rozmowy. Poprzednio niczego si od niego nie dowiedziaam. Kleopatrze tak si spieszyo, eby go wykastrowa. Nie chciaa, ebym z nim rozmawiaa, ebym sprbowaa wycign z niego jakie informacje. Zastanowio mnie to. Czemu tak jej zaleao na popiechu? Tak si zamyliam, e nie zauwayam, e mczyzna zacz co pomrukiwa. Kiwa do mnie gow. - Zgadzasz si na rozmow w zamian za gos? - upewniam si. Pokiwa gow. - Obiecujesz, e nie bdziesz krzycza? - dopytaam. Znowu gorliwie pokiwa, wpatrujc si we mnie z nadziej. Pstryknam palcami. Przyglda mi si w napiciu. Nie wiedzia, czy ju odzyska gos. - Teraz powiedz mi... dlaczego mnie zabie? Mczyzna przyglda mi si z obdem w oczach. Te oczy, jasnobkitne, wodniste, puste... Nie mogam w nie patrze. Wbiam wzrok w jego podbrdek. Otworzy usta, ale nie wydoby si z nich aden dwik. Sprbowa jeszcze raz. - Jakh... - wycharcza. Umiechn si radonie, syszc to. Kaszln. - Ja auj - powiedzia. Wzniosam oczy do nieba. - Nie obchodzi mnie, czy aujesz - odparam rozdraniona. - Chc wiedzie, dlaczego to zrobie. Jak to si stao? Niewiele pamitam z tamtej nocy. dam wyjanienia. Skuli si i wcisn w kt. Kiwa jednostajnie gow. Wprzd... I w ty... W przd... I w ty... Czekaam w napiciu. - Ja te niewiele pamitam - powiedzia i znowu zakasa. Jego gos od dugiego nieuywania by chropawy i matowy. - Poszedem do Stodoy. Chciaem znale jak g, ktra daaby si wycign do parku...
112

-I co wtedy?! - przerwaam mu. - Zgwaciby j, bydlaku?! Skuli si jeszcze bardziej, przeraony moim wybuchem zoci. Znowu zacz rytmicznie kiwa gow. To go uspokoio. Piknie... miaam morderc, ktry nie do, e by najwyraniej psychiczny, to jeszcze mia chorob sieroc! - Tak - odpowiedzia. - Zgwacibym j... - Dlaczego mnie zabie? Te chciae mnie zgwaci? - zapytaam. -Nie. - Znowu zacz si kiwa, patrzc pusto w przestrze. -To nie byo tak. Nie chciaem ci zgwaci. W ogle ci nie chiaem. Bya za chuda, za szara, nie miaa wyzywajcego ubrania. Ja takie lubi. Przeszed po mnie dreszcz obrzydzenia. Cholerny psychopata. Wic czemu za mn poszede? Czego chciae? - dryam. - Nie wiem... Rce mi opady. To po co ja mu oddaam ten gos, skoro on nic nie potrafi mi powiedzie?! - By tam mczyzna... brunet... Jego sowa podziaay na mnie jak kube zimnej wody. - Wysoki, pi czyst, nie drinki. By jaki taki... mroczny... Podeszam bliej, ale zacz si trz ze strachu i gwatowniej kiwa gow. Odsunam si z powrotem pod cian. Morderca powoli si uspokaja. Jak niewiele potrzeba, eby zrobi z czowieka wrak. Wystarczy go wykastrowa i zabra mu gos. No prosz... - Kto to by? - zapytaam. - Nie wiem. Mia czarne wosy, by dziwny. Zaprosi mnie do picia, postawi drinka. Rozmawia ze mn. - O czym? - Nie wiem. - Spojrza na mnie bezsilnie. - Nie pamitam! - A co pamitasz? Mczyzna kiwa si przez chwil. arwka zamigotaa pod sufitem, gdy gdzie niedaleko uderzy piorun. Deszcz wciekle siek o szyb. - N... - powiedzia tak cicho, e nie byam pewna, czy si nie przesyszaam. - N? - upewniam si i mimowolnie dotknam brzucha. Nie miaam na skrze adnego ladu po odniesionej ranie, jednak wci byy takie noce, gdy budziam si z krzykiem i tpym blem w okolicy odka. - On da mi n... - wyjani cicho. - Ja nie robi krzywdy, nie ranie. Nie nosz ze sob noa. Si powstrzymaam si przed komentarzem. Nienawidziam go. - Czemu go wzie? - zapytaam.
113

- Nie wiem... Za odsunam si od ciany i zaczam chodzi w kko. Brunet, n, dziury w pamici. Czuam, e ktry z diabw macza w tym palce. Beleth? Azazel? Tylko po co bya im moja mier? - Jak wyglda ten brunet? - zapytaam. - Wysoki... - Mia wosy zwizane w kitk czy irokeza? - dryam dalej. - Oczy czarne czy zote? - Nie pamitam. Chyba czarne... nie wiem, nie pamitam... Spojrzaam na skulonego mczyzn, ktry by teraz strzpkiem czowieka. Proch i py. Dla nich to bya zwyka zabawa. - Czy on kaza ci mnie zabi? - zapytaam. Przeraony mczyzna wodzi za mn sposzonym spojrzeniem. Kiwn gow. Nie byam pewna, czy kiwn dlatego, e stara si uspokoi, czy e bya to odpowied na moje pytanie. - Kaza? - krzyknam. Wcisn si w kt. - Mwi o tobie - powiedzia szybko. - Kaza mi na ciebie patrze. Potem da mi n. Nie pamitam, co mwi! Naprawd nie pamitam! Nie wiem, czemu nie pamitam. To akurat rozumiaam. Ja te niewiele pamitaam z tego wieczoru. To musiao mie jaki zwizek. - A dlaczego wyszam ze Stodoy? - zapytaam. - Nie pamitam tego. Dosypae mi czego do drinka? Jego spojrzenie po raz pierwszy byo czyste. Przesta si kiwa. Zrobi na mnie tak przeraajce wraenie, e a si odsunam o krok. - Ja si do ciebie nie zbliaem. Ten mczyzna, brunet. On podszed do ciebie. Powiedzia ci co na ucho i wysza. Ja miaem i za tob. Zatrzymaam si w p kroku. Jak to podszed do mnie i co powiedzia? Ukryam twarz w doniach. Nie pamitam niczego takiego! Nie pamitam adnego bruneta! Mczyzna wpatrywa si we mnie, znowu kiwajc rytmicznie gow. Te nabraam ochoty, eby si pokiwa... - Wysza, a ja poszedem za tob. Potem wyjem n i dgnem. I jeszcze raz... i jeszcze raz... A potem ty rozpada si w py, jak demon, jak wampir. Nie chciaam go sucha. Przywrciam drzwi do izolatki. Jednak nie zamierzaam wychodzi z budynku t drog. Wyjam z kieszeni klucz diaba. - Gos ci zwrciam. egnaj! - Wsunam klucz w cian. - Czekaj - krzykn, zanim otworzyam drzwi. - A moje... - Ich nie odzyskasz. Ciesz si, e tylko je stracie. Kleopatra ostrzega ci, co si stanie, jeli jeszcze kiedy skrzywdzisz jak kobiet.
114

Mczyzna skuli si. - N, n, to nie by mj n - zacz szepta. Za drzwiami znajdowa si zalany deszczem dziedziniec przed szpitalem. Wyszam prosto w ulew. Nie chciaam jeszcze wraca do domu. Musiaam pomyle. Gdy stanam w strugach wody, kontur drzwi rozmy si w powietrzu. Odwrciam si i spojrzaam na budynek. W maym zakratowanym oknie zobaczyam twarz przestraszonego mczyzny, ktry powtarza jedno sowo: - N, n, n... 24 Spaam tylko kilka godzin. Bya sobota. Wieczorem miaa si odby kolejna popijawa u Tomka, na ktr oczywicie si wybieraam. Przez krtk chwil zamyliam si nad tym, ile kasy musz zbija producenci alkoholu. Doszam do wniosku, e chyba le wybraam zawd - przemys alkoholowy by zdecydowanie bardziej dochodowy. Podsunam Behemotowi otwart puszk kociej karmy i wyszam. Miaukn na mnie uraony. Odkd go przygarnam, jeszcze nigdy nie jad z puszki. Zawsze dostawa jedzenie na talerzyku. Kilka tygodni wygody i ju zapomnia, e kiedy wcina ze smakiem popsut ryb z kontenera na mieci... Wczyam si bez celu po Warszawie, mijajc nielicznych przechodniw. Byo jeszcze wczenie. Dziesita rano w sobot? Wikszo modziey odsypiaa pitkow noc. Usiadam na murku na patelni, doku metra, a po ludzku mwic (czyli nie po warszawsku) na placyku przy wejciu na stacj Metro Centrum. Przygldaam si kolorowo ubranym ludziom. Tylko tutaj jak zwykle byo toczno. Co kilka minut ze stacji wychodziy tumy. Jedna nitka metra. Europejska stolica si znalaza... Zerknam na plac otoczony artystycznym graffiti. Pod wieczr pewnie przyjdzie indiaski zesp, kilku chopaczkw taczcych break dance na brudnej tekturze i facet grajcy na krzele, udajcy, e to taka nowoczesna perkusja. Lubiam to miejsce. Zaczam nuci pod nosem piosenk T.Love o Warszawie. Pomylaam o Piotrku. O... do tego te maj odpowiedni fragment: zielony oliborz, pieprzony oliborz", zapiewaam prawie wesoo. - Co robisz? O mao nie zleciaam z murka. Beleth! - wrzasnam. - Chcesz, ebym umara na zawa?! Powstrzyma si przed odpowiedzi, ktra bya do oczywista. Nudz si - mruknam na odczepnego, bo nadal czeka na odpowied na swoje pytanie.
115

-- Ponudzi si z tob? - zaproponowa z szerokim umiechem i nie czekajc na odpowied, usiad obok mnie. Gwoli cisoci usiad bardzo blisko. Nie czuam adnej potrzeby, eby dotyka go nog i biodrem, wic si odsunam. Westchn ciko. - Czy ty si po prostu nie moesz ucieszy na mj widok? zapyta zniechcony. - Chcesz, ebym si cieszya? - Tak. - Umiechn si szeroko i wyjani: - No wiesz... mio by byo, gdyby kto cieszy si na mj widok. - Psa sobie kup, zapewniam, e bdzie si cieszy... - Co znowu masz taki pody nastrj? Nie zamierzaam mu si zwierza. Zwaszcza e nie wiedziaam, ktry to brunet by wtedy w Stodole. Kto wyda na mnie wyrok. Kto tak naprawd mnie zamordowa, uywajc jako narzdzia tamtego ciemnego faceta. - Co si stao? - zapyta jeszcze raz. W jego oczach zobaczyam trosk. - Kto zrobi ci krzywd? Zamordowa tego kogo? Nie wiedziaam, czy powiedzia to serio, czy to tylko mia by art, ktry mnie rozbawi. No c... nie rozbawi. - Byam u mojego mordercy - powiedziaam otwarcie. Poruszy si niespokojnie. - Jak to u niego bya?! - zapyta rozdraniony. - Spalia co przy okazji? Wysadzia w powietrze? A moe jeszcze kogo okaleczya?! - Wyobra sobie, e nie. - Po co u niego bya? - Dowiedzie si, dlaczego umaram. - Pilnie przygldaam) si jego twarzy, ale nie zobaczyam na niej jakich gwatw? nych emocji. - A on co ci odpowiedzia...? - zapyta ostronie. - Ze nie pamita. Beleth wypuci powoli powietrze. Jedyna oznaka, e sit j zdenerwowa. Co mnie ukuo w rodku. Nie wiem dlaczego, ale chciaam wierzy, e on nie jest w to zamieszany. Jednak jego reakcja na moje sowa... Cholera jasna! - Nie powinna tego dry - powiedzia. - Tylko sprawiasz i sobie bl. A co si stao, to si nie odstanie. I tak nie yjesz. Ju miaam mu odpowiedzie, e to moja mier i nie powinien si wtrca, kiedy przez plac potoczy si krzyk: -WIKI!!! BARTEK!!! Odwrciam si w stron mojego brata, Marka, ktry wanie do nas podbiega. Piknie... dzwoni do niego codziennie. Czyja go jeszcze musz spotyka? - Cze, co robicie? - Pocaowa mnie w policzek i ucisn do Beletha.
116

- Nudzimy si - odparam szybko. Marek pokiwa gow, jakby nam nie wierzy. Nastpnie dokadnie przepyta, jak idzie nam na studiach, co jadam na niadanie, co zamierzam je na obiad i tak dalej. Jego utworzony na moje potrzeby instynkt rodzicielski by bardzo silny. Po paru minutach niezobowizujcej pogawdki Marek spojrza na Beletha i zapyta: - A wy nadal ze sob chodzicie? - Tak - ochoczo potwierdzi diabe i obj mnie ramieniem. - Hm... - mrukn mj brat. - A tak w ogle... Bartek... to studiujesz razem z Wiki, prawda? -Tak. -A robisz co jeszcze? Pracujesz gdzie? Czym konkretnie si zajmujesz? Diabe spojrza w gr, jakby gboko nad czym si zastanawia. Doradztwo handlowe, Bartek jest... - powiedziaam szyb-|hi, ale mi przerwa: Obecnie zajmuj si gwnie mobbingiem. Troch mi nie wyi hodzi, sam wiesz, jak to jest. Trafiaj si oporne sztuki. I'iiklepa mnie po ramieniu. Marek patrzy na nas podejrzliwie. A tak naprawd to roznosi ulotki pod Paacem Kultury powiedziaam. -Ulotki? - Diabe spojrza na mnie zgorszony. - Moe jeszcze te z goymi babami? -Widzisz? - zwrciam si do Marka. - Jest t prac tak umczony, tak jej nienawidzi. To naprawd le wpywa na jego psychik. Mj brat mia min, jakby obcowa wanie z dwjk ludzi mylcych inaczej. Beleth, korzystajc z tego, e mnie obejmuje, a ja nie mog go odtrci na oczach Marka, delikatnie masowa moje rami. - Szczerze? - zacz mj brat. - Szczerze, to ja nie chc wnika w wasz psychik. W przyszym tygodniu, maa, przychodzisz w sobot do nas na obiad. Spadam. Trzymajcie si. Krtki pocaunek w mj policzek, lekki ucisk doni z Belethem i ju pobieg w stron stacji. Zdaam sobie spraw, e zapomniaam go zapyta, czy ju nie musz do niego dzwoni, skoro go dzisiaj widziaam. Zapewne musiaam zadzwoni... Odwrciam si w stron diaba. - Ty robisz wszystko, eby mi utrudni ycie, no nie? - Ucilajc... po pierwsze, ty nie yjesz i wci o tym zapominasz, a po drugie... pragn tylko twojego dobra. Pochyli si w moj stron i zacz mnie caowa po szyi. Zeskoczyam z murku. Poprawiam wosy i konierz skrzanej kurtki. Spojrzaam na niego przez rami. - Mojego dobra? Jasne... - Wmieszaam si w tum ludzi, zostawiajc go samego.
117

Ubraam si w czerwon, lun bluzk, na ktr narzuciam lekk kurtk i dopasowane dinsy. Dwie butelki wina z niszej pki (a raczej z kartonu pod pk...), spritea i jakie ciasteczka stworzyam tu pod drzwiami. Weszam do penego ludzi mieszkania Tomka. Naprawd podziwiaam jego ssiadw. To czwarta impreza w tym miesicu. - Wiki! - Tomek umiechn si szeroko. Przepuszczajc mnie w drzwiach, lekko si zatoczy. Zerknam na zegarek. Dopiero dziesita wieczorem. Piotru ju by. Teraz ja zaczam si umiecha jak kompletna kretynka. - Wiki! - Zuza szarpna mnie w bok, wcigajc do azienki, zanim zdoaam doj do Piotrka. - Hej, co si stao? - zapytaam. Moja przyjacika w ogle mnie nie suchaa. Trzasna drzwiami i zacigna zasuwk. Przyoya ucho do biaej szyby. Jej paranoja zacza mnie niepokoi. Usiadam na brzegu wanny. Butelka stukna o kafelki. Syknam pewna, e j stukam. - W ogle ci nie widuj - rzucia Zuza. - A musz z tob porozmawia. O czym bardzo wanym. Opucia desk klozetow i na niej usiada. Rozejrzaam si. Typowa mska azienka. Kompletny bajzel, sterta dezodorantw, pianek do golenia, golarek, eli do wosw. No i oglnie mwic, lekki syf. - Zakochaam si! - wyjczaa Zuza. - W kim?! Czemu do mnie nie zadzwonia?! - Bo nie mona si do ciebie dodzwoni, kretynko. Albo nie odbierasz, albo nie ma zasigu. Gdzie ty si w ogle podziewasz? - Duo pracuj - bknam wymijajco. - Z tym Bartkiem i Kleopatr? -Tak. - Oni nadal ze sob chodz? - Zadumaa si. - W sumie to do siebie nie pasuj... zreszt dla niej chyba nikt nie jest do dobry. Poza Cezarem i Markiem Antoniuszem, pomylaam. Zuza odgarna na plecy brzowe wosy. Spojrzaa na mnie wyczekujco. - Nie, ju nie - powiedziaam. Zuza wpatrywaa si we mnie przenikliwie. Wiedziaam, co chciaa powiedzie. To byo wida po jej minie. - Wiesz co... on ci wtedy strasznie obserwowa. To znaczy gapi si te na innych. Nie wiem dlaczego, ale Piotrek bardzo go zainteresowa. Tak czy owak sdz, e ty mu wpada w oko. Chyba mu si podobasz.
118

Hm... jakkolwiek by na to patrze, zainteresowanie Beletha moj osob byo do spore. - Tak, wiem... - mruknam niechtnie. - Troch si do mnie ostatnio przyczepi. - Ale Wiki. On jest uroczy. - Zuza umiechna si na samo wspomnienie. - I przystojny... taki niegrzeczny chopiec. A chce si z nim pobawi! Zamyliam si. Faktycznie co w tym byo. Beleth by wrcz facetem idealnym. Pomijajc fakt, e facetem nie by, ale to drobiazg. Troszczy si o mnie, by czuy, interesowa si mn, zabiega, usiowa zdoby. Inicjatywa wychodzia wanie od niego. Ja mogam po prostu by i dawa si adorowa. Przystojny, romantyczny, kuszcy, zainteresowany. Same zalety. To znaczy, oczywicie, istniao olbrzymie prawdopodobiestwo, e on macza w jaki sposb palce w zamordowaniu mnie. Niemniej by uroczy. - Ech, i jest taki przystojny. - Zuza westchna, jakby potwierdzajc moje sowa. Zdaam sobie spraw, e wariuj. Beleth to podejrzany typek, ktry kamie i morduje. Poza tym nie jest czowiekiem! Nie mg mi si podoba! Po prostu nie mg! - To w kim si zakochaa?! Nie mog si ju doczeka, kiedy mi powiesz! - krzyknam, zmieniajc temat. Przyjacika gotowa bya przeprowadzi mi autopsj serca, gdyby wyczua, e Beleth chocia odrobin mi si podoba. Zuza skrzywia si okropnie. - Co masz do picia? - zapytaa. Spojrzaam na reklamwk, przez chwil nie wiedzc, co mam odpowiedzie. - Wino - odrzekam w kocu. - Biae. Sophia. - Czyli takie, jakie lubi najbardziej. - Zuza umiechna si, ale zaraz posmutniaa, patrzc na drzwi. - Musimy wyj po korkocig... Bardzo nie chciaa wyj z azienki. Nie wiedzie czemu. Signam do kieszeni kurtki. Pomylaam intensywnie i zaraz zacisnam palce na metalowym przedmiocie, ktrego wczeniej tam oczywicie nie byo. - Spokojnie - powiedziaam do niej. - Wziam na wszelki wypadek, jakby chopcom si zgubi. Zuza sprawnie odkorkowaa butelk. Ja nie umiaam uywa korkocigu. Troch techniki i ju si czowiek gubi... - Szkoda, e nie mamy szklanek czy kubkw. - Pocigna z gwinta solidny yk. - Powiesz mi wreszcie? - ponagliam. Upia jeszcze yk i podaa mi butelk. Przeknam troch psodkiego wina. Wino na studenck kiesze. To byoby podejrzane, gdybym przysza z jakim superdrogim trunkiem. Zreszt sophiabya... Sophia bya OK. Butelka jeszcze chwil krya midzy nami, zanim Zuza zdobya si na odpowied. - Pawe.
119

A si zachysnam. - Co?! - krzyknam. - Pawe?! - Cii!!! - sykna, patrzc na drzwi. Na szczcie jeszcze nikt nie musia za potrzeb. Usiowaa wyrwa mi butelk, ale ja musiaam si teraz napi. - Jak to Pawe? Taki przygup?! - Nie mogam w to uwierzy. Zuza spucia oczy. - Tak jako wyszo. - Westchna. - azi za mn i azi. W sumie nie jest taki zy. Oczywicie, o ile nie mwi o tym swoim supertajnym, sawnym stowarzyszeniu. - Zuza, uwaaj. - Wziam j za rk. - To jaka sekta. Nie mieszaj si do tego. - Wiem, wiem, nie jestem gupia. To znaczy jestem. Jeeeee-zu, jakim cudem taki kompletny cham moe mi si podoba? Taki gbur, egoista, myli tylko o sobie. Pocignam yk. Alkohol wypity na pusty odek dawa o sobie zna. Odrobin krcio mi si w gowie. Oddaam jej butelk. Pierwsza, ju oprniona, turlaa si po pododze. Musiaam co zje. Zaczam grzeba w reklamwce, usiujc wycign opakowanie herbatnikw. - Nie wiem, Zuza... - Ugryzam ciasteczko. - Ale jestem w tej samej sytuacji. - No, ale wiesz... Piotrek jest w miar normalny, a Pawe? - Umiechna si sama do siebie. - Chocia on te jest sodki. Spojrzaam na ni krzywo. - Na swj sposb - dodaa, widzc moj min. - Jak to jest, e my si zakochujemy w tych niewaciwych facetach? - Bo tych waciwych nie ma. - Wanie, e s! A ten twj Bartek? Taki fajny facet, przystojny, zainteresowany i w ogle. Ja jako nie mog spotka adnego normalnego... Chocia w sumie nasz Tomek... nasz Tomek jest bardzo miy. Nie przerywaam jej. Dalej w spokoju jadam herbatniki. Zuza zrobia szybki przegld wszystkich chopcw, jakich znaymy. Beznadziejna sprawa. -Co jest z nami nie tak - stwierdzia na koniec. - Zawsze podobaj nam si ci, ktrzy s w pewien sposb niedostpni. - Pawe jest bardzo dostpny, przynajmniej dla ciebie - zakpiam. - No tak - przyznaa mi racj. - Jednak czsto to si odbywa na zasadzie zakazanego owocu. Im kto trudniejszy do zdobycia, tym bardziej pocigajcy. - A on wie, e ci si podoba? - zapytaam, zmieniajc temat, bo przypomnia mi si Beleth i jego prby zdobycia mnie choby na jedn noc. - artujesz?! - wybuchna. - W yciu mu nie powiem! Nie chc, eby wiedzia! Nie odwa si. Skd ja to znam? - To co, Zuza? Idziemy do ludzi?
120

Miaam nadziej, e Piotru jeszcze nie wyszed... - No dobrze... - odrzeka niepewnie. Dopia drug sophi. Razem weszymy do salonu. Byo jakie p godziny przed pnoc. Na rodku pokoju kilka osb koysao si w rytm jakiej spokojnej melodii. Na kanapie z kolegami siedzia Piotrek. Tu obok niego byo wolne miejsce. Rozluniona winem usiadam tam. - Cze - ucieszy si na mj widok. - Dopiero przysza? - Nie, jakie dwie godziny temu. cign brwi, zupenie j akby ciko si zastanawia, dlaczego mnie nie widzia. - No Piotrek, kolejka - poganiali go chopcy. - Wiki, nala ci? - Nie, dziki. - Na dzisiaj miaam ju do. Patrzyam, jak wszyscy, uywajc rozmaitych kubkw i szklanek (student nigdy nie ma do kieliszkw - wietny prezent na kad okazj), wypili wdk. - Gadaymy z Zuzi - wyjaniam Piotrkowi. Jeszcze raz spojrzaam na studentw taczcych w rytm jakiej smtnej, bardzo wolnej melodii. Idealna piosenka! - Zataczysz? - zapytaam Piotrusia, umiechajc si zalotnie. Gdyby nie winko, tobym si nie odwaya zapyta. Chocia kto wie? Piotrek rwnie spojrza na taczcych. Dla niego ta piosenka bya chyba zbyt szybka. Wiedziaam, jak odpowied usysz... - Niee... - mrukn. Nie zawiodam si. Jednak tak atwo si nie poddaj. -To moe chocia potupiemy w miejscu? - zaproponowaam. Zamia si serdecznie, jednak jego odpowied znowu bya do przewidzenia. - Niee... Boe, czy faceci nie rozumiej, e jak dziewczyna prosi do taca takiego osobnika, ktry ewidentnie nie umie taczy, to wcale nie znaczy, e ona ma ochot z nim taczy? Tylko e chce si bezczelnie do niego poprzytula? Mczyni s tacy tpi... - To moe chocia postoimy naprzeciwko siebie? - A nie moemy siedzie? Zerkn na stolik, na ktrym jeden z chopcw wanie polewa. Tomek pogoni go z nastpn kolejk wdki. Przy tym tempie picia to chyba niedugo bdziemy zmuszeni lee, bo on nawet nie da rady siedzie... Pawe przedefiladowa obok nas, dumnie prc musku-y w dopasowanym podkoszulku. Zerknam na Zuz, ktra wpatrywaa si w niego w niemym zachwycie zakochanego cielcia. Okropno...

121

Po jakim czasie przestaam liczy kolejki, ktre wlewali w siebie chopcy. Nie piam ju, ale przyciszona muzyka, cichy gwar rozmw sprawiy, e zrobiam si senna. Wygodniej rozsiadam si na kanapie, gowa opada mi na rami Piotrka, zapadam w drzemk. Obudzio mnie delikatne stukanie w rk. 25 - Wiki? Wiki, obud si - szepta cicho Piotru. Otworzyam oczy. Przetaram je wierzchem doni. - Co si...? - mruknam nieprzytomnie. Zdaam sobie spraw, e przez sen zagarnam sobie na wasno spor cz ramienia Piotrka. - Jest koo czwartej w nocy. - Piotru wysun spode mnie swoj zdrtwia rk. Poruszy kilka razy palcami, by odzyska w nich czucie. - Chciabym i do domu, tu nawet nie ma jak si pooy spa. Idziesz ze mn? Odprowadz ci. - Tak, tak - szybko pokiwaam gow, uszczliwiona propozycj. Znalezienie kurtki, a potem woenie jej i butw zajo mi troch czasu. O tej godzinie nawet moja szcztkowa koordynacja ruchowa zanikaa kompletnie. Piotrek cierpliwie czeka oparty o drzwi, a zdoam wsadzi na obie nogi botki na wysokim obcasie. Poegnalimy si ze wszystkimi, ktrzy nie spali, i wyszlimy. Na zewntrz uderzyo w nas chodne wiosenne powietrze. Mocniej opatuliam si kurtk. Bya za cienka na t pogod. Gdy przeskakiwaam do Warszawy z Los Diablos, nie braam pod uwag, e bd wraca do domu przed witem, gdy jest najzimniej. Latarnie owietlay kaue na chodniku. Musiao niele pada, kiedy bylimy na imprezie. Nic nie mwic, szlimy w stron przystanku autobusowego z nadziej zapania jakiego nocnego. Stojca na rodku awka oczywicie bya mokra, bo nie byo nad ni kiczowatego, czerwonego daszka, obklejonego zazwyczaj ogoszeniami o tanim kredycie czy kursach angielskiego. - Dugo bdziemy czeka? - zapytaam. Piotru bez sowa podszed do supa. Sprawdzi godzin na komrce i wiecc sobie jej wywietlaczem, usiowa si czego doczyta na pomazanym przez chuliganw rozkadzie jazdy. Kompletnie nie dbajc o pozory czowieczestwa, machnam doni nad awk, ktra zrobia si w jednej chwili sucha. Sorry, nie zamierzaam moczy spodni... Piotrek podszed do mnie. - Bdzie za pitnacie minut. - Spojrza na awk i zdziwi si: - Sucha? - Sucha.
122

Nie uwierzy mi. Przesun po niej doni i zdziwiony usiad. - Widocznie wyscha. - Powiedziaam obojtnie. Nie wnika, jakim cudem si to stao. Siedzielimy rami w rami w milczeniu. Chciaam si odezwa, ale kompletnie nie miaam pomysu, co mogabym mwi. Nawet milczenie w towarzystwie Piotrka byo dla mnie mie, chocia mimo e miaam ochot co powiedzie. Cokolwiek. - Fajna impreza - w kocu stwierdziam inteligentnie, eby jako przerwa cisz. - Mhm - mrukn. - Za duo wypiem... Machnam nog nad kau rozlewajc si pod awk. Byo chodno, ju miaam dreszcze. Objam si ramionami. - Zimno... - Teraz ja rzuciam rwnie odkrywcz uwag, co on poprzednio. Jak wida oboje o czwartej nad ranem, po imprezie, nie bylimy w nastroju do rozmw. Bez sowa obj mnie ramieniem, przycigajc bliej. Wtuliam si w niego i oparam czoo o jego szyj. Tak adnie pachnia jak wod kolosk. Opar policzek o moje wosy. Mimo to nadal draam. Piotrek odsun si, zdj kurtk, zarzuci mi j na ramiona i znowu mnie przytuli. Zosta w samym podkoszulku. Zrobio mi si gupio. Mnie przecie tak naprawd nie byo zimno. Ju nigdy miao nie by mi zimno. To tylko moja psychika. Przecie nie umr z wyzibienia. Nie dostan nawet kataru. Za to on... - Zmarzniesz - zauwayam roztropnie, podnoszc gow i patrzc mu prosto w oczy. - Nie zmarzn - odpar. Jakby na zaprzeczenie jego sowom z nieba zacz pada drobny deszcz, znaczc okrgi na kauy pod moimi stopami. - Teraz na pewno zmarzniesz - stwierdziam. Umiechn si lekko, cay czas przewiercajc mnie wzrokiem. Nasze twarze dzielio kilka centymetrw. Poczuam, e brakuje mi tchu i robi si gorco. Powietrze stao si jakby gstsze. - Nie zmarzn - powiedzia schrypnitym gosem. Przysunlimy si do siebie w tym samym momencie. Najpierw caowalimy si delikatnie, tylko lekko dotykajc ustami. Potem coraz mocniej, gwatowniej. Wsun mi rk pod kurtk, ja pooyam do na jego piersi. Rozpadao si na dobre. Deszcz spywa po naszych twarzach, przylepia ubranie do skry. Nasze oddechy zamieniy si w par. Staralimy si przysun si jeszcze bliej, chocia nie byo to ju moliwe. adne z nas nie byo ju zmarznite. Na pocztku denerwowaam si, gdzie mam pooy rce, czy moe nie robi czego le. Po raz pierwszy w yciu tak si caowaam. I to wanie z nim! Wszystko byo takie nowe. Nie mogam wymarzy sobie pikniejszego pierwszego razu. Potem przestaam si nad tym zastanawia. Po prostu czuam, podaam. Ju nie musiaam myle. Gdzie na kocu ulicy rozleg si ryk zdezelowanego autobusu. Klekot zawieszenia, brzczenie zbyt luno zamocowanych szyb, stukot zmczonego silnika. To musia by nasz nocny.
123

Piotru odsun si ode mnie i spojrza w gb ulicy. Te popatrzyam tam nieprzytomnym wzrokiem. Przez deszcz i kaue przedzieraa si czerwono-ta plama. Nasz autobus. Piotru wsta i zamacha rk. Obok mnie zrobio si tak pusto i zimno, kiedy znikno jego rami i pier... Te wstaam, przeskakujc kau. Autobus ochlapa nas, stajc w gbokiej koleinie tu przy krawniku. A stkn, zatrzymujc si gwatownie. Piotrek przepuci mnie przed sob. Wspiam si po stromych schodkach. Byo toczno. Stanlimy przy samych drzwiach. Ju mnie nie dotyka. Wziam go za rk. Mia takie due, silne donie. Jechalimy w milczeniu, cisz zakca tylko pijacki miech jakiego pasaera. Na kolejnych przystankach ludzie wysiadali, a wsiadali inni. Smutni bd szczliwi, wszyscy tak samo zmczeni. Piotru wcisn przycisk nad drzwiami. Nastpnym przystankiem na danie mia by mj. Podczas wysiadania puci moj do. Gdy szlimy potem ciemn, cich ulic, nie wycign do mnie rki. Rozczarowana westchnam i szczelniej otuliam si jego kurtk. Pachniaa nim i deszczem. Ju przestao pada. Czasem tylko krople spaday na nas z mijanych drzew. Doszlimy pod klatk mojego bloku. Stanlimy przy schodach. Z alem zdjam z siebie jego kurtk i oddaam mu. Mia na sobie mokry podkoszulek, ktry lepi mu si do ciaa. Na pewno byo mu zimno. - Moe wejdziesz i si wysuszysz? - zaproponowaam. Pokrci przeczco gow. - Bd ju szed. Sta jak zwykle dobre ptora metra ode mnie, zupenie jakby ba si stan bliej. Pokonaam wasne opory wynikajce chyba z niemiaoci. Podeszam i pocaowaam go delikatnie w policzek. - Dzikuj, e mnie odprowadzie. Zaenowany wzruszy lekko ramionami. - Nie ma sprawy. Do zobaczenia. - - Cze. - Umiechnam si. Narzuci na siebie kurtk i zszed po schodach na ulic. Ja ruszyam do drzwi, wyjmujc z kieszeni klucze. Zanim wsunam klucz w zamek, zawahaam si. Gnana impulsem zeskoczyam szybko po schodach i wyjrzaam na ulic, chcc go zawoa. Jednak on ju by daleko. Skrci w boczn uliczk. Westchnam zawiedziona.

124

26 Spaam bardzo dugo z kodr narzucon na gow, eby wiato mi nie przeszkadzao. Koo pitnastej obudzio mnie miauczenie Behemota. By godny i bardzo stara si to pokaza, chodzc mi po plecach i miauczc. Mruknam co pod nosem i poruszyam si, chcc go zepchn. Gupi kot nie daje mi spa. Behemot wbi mi wszystkie pazury w plecy. - AUU!!! - ryknam i zerwaam si. Zadowolony z siebie kot rozsiad si na mojej wygrzanej poduszce. - May terrorysta - mruknam. Wrzuciam mu do miski troch kociej karmy i ruszyam do azienki, eby wzi prysznic. Woda na skrze przypomniaa mi chodny, wiosenny deszcz, ktry nas wczoraj w nocy zaskoczy. Oby tylko Piotru si nie przezibi. Dotknam opuszkami palcw ust. Czy dla niego to co znaczyo? Dla mnie znaczyo... i to wiele. Owinam si w puchaty rcznik i wyszam z azienki, eby opowiedzie Behemotowi, co mi si wczoraj przydarzyo. Moe to oznaka wariactwa, ale ja zawsze opowiadaam mojemu kotu o wszystkim. Najciekawsze byo to, e sucha z uwag. O mao nie upuciam rcznika, kiedy weszam do pokoju. Na mojej wersalce siedzia Beleth z moim kotem na kolanach. - Mhm... skarbie wygldasz uroczo - powiedzia niskim gosem. - Co tu robisz? - warknam. Woda ciekaa mi z mokrych wosw na dywan. Rcznik nie zakrywa zbyt wiele. Zaczam cofa si w stron azienki. - Pukaem, ale nie odpowiadaa, wic wszedem. Behemot powiedzia mi, e bierzesz prysznic. - On ci powiedzia? - Zapomniaa, e to ja stworzyem koty? - zapyta z umiechem. - Umiem z nimi rozmawia. Nie wnikaam w szczegy, moe rzeczywicie potrafi z nimi rozmawia... - Powiedzia te, e jeszcze nie jada niadania - doda diabe. - Porywam ci wic do Los Diablos na co pysznego. - Podryw na kota? aosne - prychnam, ale zaburczao mi gono w brzuchu. - Poczekaj, musz wysuszy wosy. Oczywicie mogam pstrykn palcami i byabym ju sucha, pachnca i adnie ubrana. Ale nie zamierzaam mu niczego uatwia. Niech czeka. - Mog wczy komputer? - krzykn. - Ta! - odkrzyknam i wczyam suszark. Zmczone odbicie wykrzywio si do mnie na widok poskrcanych, skotunionych wosw. Sama sodycz... - Nie masz Diablo? - dobieg mnie jeszcze jego oburzony gos, ale nie zwrciam na niego uwagi.
125

Jakie czterdzieci minut pniej wyszam z azienki. Doprowadziam wosy z grubsza do adu, ubraam si i umalowaam. Stanam nad Belethem, ktry nawet nie zauway, e wyszam. Lea na mojej wersalce i z wciekoci uderza w klawisze laptopa. Na ekranie jaka blond laleczka walia oszczepem potwora. - Nios za duo ekwipunku - stwierdzia posta na ekranie. - Co robisz? - zapytaam. Beleth wreszcie oderwa spojrzenie od laptopa. - Gram w Diablo - odrzek z umiechem. - wietna gra. Nic nie odpowiedziaam, tylko podniosam do gry brwi. - To RPG. Wybierasz sobie jedn posta: Amazonk, Barbarzyc, Nekromant, Czarodziejk czy jeszcze tam kogo, i zabijasz potwory, ktre ucieky z Pieka. Za zabicie potwora dostajesz punkty dowiadczenia i rne przedmioty. wietna gra - powtrzy. - A ty grasz Amazonk? - zapytaam. - Czemu nie jakim facetem, na przykad Nekromant? Diabe speszy si odrobin. - Bo... ona ma seksowny gos - Gwatownie zamkn laptop. - Dobra, chodmy ju na to niadanie, zanim zrobi z siebie jeszcze wikszego kretyna... Po zjedzeniu obiadu w maej knajpce przy bulwarze nad morzem ruszylimy na spacer. Wczylimy si bez celu po miecie. Nie miaam ochoty wraca do kawalerki na Ziemi. Sztuczne soce przyjemnie grzao skr. Tam pewnie jak zwykle padao. Na chwil zapomniaam o wszystkich moich problemach. Jak zwykle daam si przekona Belethowi, e jest miym, niewinnym diabekiem, ktry pragnie jedynie mojego dobra. Pytanie tylko, ktry to miy diabeek mnie zamordowa... Siedzielimy wanie na awce, podziwiajc zachd soca. Ognista kula wygldaa, jakby tona w falach. Nadstawiam uszu, ale nie syszaam syku parujcej wody. To tylko zudzenie optyczne. Przypomniao mi si, e chciaam zapyta si Beletha, w jakich godzinach jest czynny Urzd. - Wiesz, w jakich godzinach jest czynny Dzia Zatrudnienia w pokoju 6? - zapytaam. - Ca dob - odrzek. - Ale o pnocy zaczyna si trzynastominutowa przerwa. Po co ci to? Zawahaam si. Ile mogam mu powiedzie? - mier powiedziaa, e mj zgon by przypadkowy i kompletnie niezaplanowany. Zamierzam wycign par informacji z demona - odparam. - Mj morderca mi nie pomg, ale moe urzdnik co wie. Powinien mie moj biografi. Tam na pewno bdzie napisane, dlaczego zmaram. Beleth znieruchomia. Przesta mruga, jego klatka piersiowa ju si nie poruszaa. Nawet na mnie nie spojrza. - Co si stao? - zapytaam.
126

- Nie, nic - odpowiedzia pozornie beztroskim tonem i posa mi spokojny umiech. - Po prostu co mi si przypomniao. Demon na pewno ci pomoe. - Taa - prychnam. - Zwaszcza e mnie nienawidzi, bo gono mylaam o tym, jaki jest brzydki... Poklepa mnie po ramieniu, bez wikszego uczucia. Zdziwio mnie to. - Na pewno ci pomoe. W kocu tym si zajmuje. Ja musz ju i. - Cmokn mnie w policzek. - Do zobaczenia. Szybko wyczarowa swoje kolorowe drzwi na murze opodal naszej awki i znikn. Zachowywa si podejrzanie. Wzruszyam ramionami. Nie zamierzaam wnika w jego zmienno nastrojw ani nawet usiowa zrozumie jego gbokiej i porbanej psychiki. Zerknam na zegarek. Do pnocy zostay jakie cztery godziny. Musiaam jeszcze poczeka. W kocu nie zamierzaam odwiedza biura w chwili, gdy za biurkiem bdzie siedzia urzdnik. Mogam si zaoy, e by mi nie pomg. Zamierzaam odwiedzi biuro i archiwum, gdy brzydal pjdzie zje, skorzysta z azienki, straszy gdzie dzieci w ciemnym lesie czy robi cokolwiek innego, czym normalnie zajmuj si demony. *** Miaam tylko trzynacie minut. Przeszam przez swoje winiowe drzwi do maego biura demona z rogami. Na szczcie linicego si urzdnika nie byo wida. Tak jak powiedzia Beleth, poszed na przerw. Zapaliam grne wiato. Nic si tu nie zmienio. Nadal byo tak samo pusto i bezosobowo, a paprotka dokonywaa swojego ywota na maej szafce. No jak skarbwka... Rozejrzaam si. Hm... Byo tu tylko metalowe biurko, dwa krzesa i maa szafka na akta, niemajca nawet metra wysokoci. Podeszam do niej i otworzyam wszystkie szuflady po kolei. Jako specjalnie mnie nie zdziwio, e w adnej niczego nie znalazam. Cholerne Pieko... Podparam si pod boki, patrzc krytycznie na szafk. Na to musi by jaki sposb. Przecie to niemoliwe, eby w jednym miejscu trzymali biografie miliardw istnie ludzkich. Zwyczajnie to by si nigdzie nie zmiecio. Umiechnam si pod nosem. Chc, eby znajdoway si w tej szafce akta Wiktorii Biankowskiej! Szarpnam za grn szuflad. Ha! Nie ma to jak geniusz! Rozsiadam si na krzele urzdnika ze swoimi dokumentami. Zaczam kartkowa z ciekawoci od pocztku ksik z moj biografi. To byo osobliwe dowiadczenie czyta swoje ycie widziane oczami kogo innego. Mnie nigdy nie wydawao si ze, e w podstawwce kopnam koleg za zagldanie mi pod sukienk. Ani nie nazwaabym swoich odczu wobec Piotrusia modzieczym zauroczeniem bez przyszoci". Urocze... doprawdy...
127

Pierwsze wypowiedziane sowo: daj!!!." A Marek mi zawsze wmawia, e pierwsze, co powiedziaam, to Maek". A to zadufany w sobie, paskudny... Moje narzekanie przerwao pojawienie si na cianie naprzeciwko mnie konturu drzwi, ktry stawa si coraz bardziej rzeczywisty. O cholera jasna!!! Zerwaam si z krzesa, wrzuciam dokumenty do szafki i zatrzasnam szuflad. Klamka ogromnych czarnych wrt ju si opuszczaa. Nie miaam si gdzie schowa, nie miaam czasu na wyczarowanie drzwi. Szlag by to trafi!!! Co on tak wczenie koczy t przerw?! Kurde, znalaz si pracu, co wyrabia trzysta procent normy! Chc by niewidzialna dla tych, ktrzy tu wejd! Niech nie zauwa mojej obecnoci!" - pomylaam szybko, przytulajc si do ciany. Moje rce zrobiy si kredowobiae. Zdaam sobie spraw, e przybraam barw ciany. Czarne wrota otworzyy si po cichu. Do maego pokoju weszli... Azazel i Beleth. Obserwowaam ich skonsternowana. Co oni tu robi?! - Szybko, zaraz ten kretyn wrci. Nawet nie zgasi wiata. W ogle nie dba o Pieko - szepn Azazel i podszed do szafki na akta. Diabe bardzo si stara, by nie dotkn niczego domi. Krzeso demona pchn biodrem, by zrobi wicej miejsca. - le robimy - mrukn Beleth. Poczuam, jak jego spojrzenie przelizguje si po moim ciele, gdy nieufnie rozglda si po ktach. - Nie gld - warkn na niego Azazel, niezgrabnie wyszarpujc z szuflady doni zawinit w rkaw marynarki teczk z moimi aktami. Jednak take potoczy spojrzeniem po caym pomieszczeniu. Miaam wraenie, e zatrzyma si na dusz chwil na mnie. Zupenie jakby patrzy mi prosto w oczy. Umiechn si, ale zaraz zerkn w drug stron. Przecie nie mg mnie zobaczy. - Nikogo nie ma - powiedzia wesoym gosem. Beleth spojrza na niego zaskoczony. - Co tak nagle poweselae? - zapyta. Azazel odchrzkn zakopotany. Znowu miaam wraenie, e na mnie spojrza. A to przecie niemoliwe. Powiedziaam, e chc by niewidzialna. Nie mg mnie widzie. Przesunam si bliej niego, nadal nie odrywajc si od ciany. Na mojej piersi pojawi si zarys tandetnej akwareli, ktra wisiaa za moimi plecami. -Mam - powiedzia Azazel, rzucajc na biurko biografi i dokumenty przyjcia. - e te musiaa zacz wszy. To wszystko przez mier i jej dugi jzor. Jest. Zgon o 1.43. Dgnicie noem. Beleth sta metr od niego, zupenie jakby nie chcia przykada do tego rki. - Beleth! We si w gar! - krzykn na niego Azazel. - Nie mamy czasu. Musimy to zmieni. Wiesz, jak nam si oberwie, jak wyjdzie na jaw, e to nie byo zaplanowane? - Mwiem, e nie naley tego robi - stwierdzi Beleth, podchodzc bliej.
128

- Daruj sobie to kazanie. Obaj to zaplanowalimy. Potrzebowaem ci. Wiesz, e demon by mi w tym nie pomg. Nie lubi mnie. - Bo ciebie nikt nie lubi... - odpar kwano Beleth. - Poza tob. - Ja miaem dug. - Jasne - achn si Azazel. - Tak sobie to tumacz. Przecie od setek tysicy lat chronimy sobie nawzajem tyki. Nie narzekaj. Dobrze jest. Miaa by dobra zabawa. Ty chciae mie diablic, a ja chciaem chaosu. -1 zniszczenia ludzkoci? - mrukn ironicznie mj pikny diabe. Azazel zatrzyma si w poowie ruchu. - A to nawet nie taki zy pomys. - Wyszczerzy do niego zby w drapienym umiechu. - Ale ta Wiki jest za prawa i za cnotliwa. Ze zoci a odeszam od ciany. W powietrzu musiao co zamigota, bo Beleth czujnie podnis gow i spojrza wprost na mnie. Zamaram. Uzna, e nic nie ma, bo wrci spojrzeniem do dokumentw. - Jeste pewien, e tam trzeba co zmienia? - zapyta nieufnie Beleth, patrzc, jak Azazel doni kasuje spore fragmenty i zmienia je na nowe. - Oczywicie. - Ale nie powiedziae mi, e ona ma Iskr Bo! - Beleth wskaza palcem na jak linijk, ktrej podstpny diabe jeszcze nie wykasowa. - Dobrze wiesz, e wtedy nie pozwolibym ci jej zabi! Wiedziae o tym?! Iskra Boa? O czym on mwi? Znowu sprbowaam podej. Tym razem wolniej, eby nie spowodowa zawirowa powietrza. - A ty dobrze wiesz, e bez Iskry mogaby nie sta si diablica. Tak, miaem stuprocentow pewno. Poza tym dowiedziaem si o tym ju, jak umieraa. Byo za pno, eby to odkrci. - Azazel wyrwa mu dokumenty i machn nad nimi doni. - Nie sprawdzie tego wczeniej, kretynie? Zgubisz nas - grobowym gosem powiedzia Beleth. - Ona raz... - Co? - Azazel nadal macha doni nad biografi, kasujc jej fragmenty. - Wiki... Kiedy bya na mnie za, za prb zabicia jej ziemskiej mioci... ona... ona prawie uya Iskry. Azazel odwrci si do niego gwatownie. Jego do zamara nad kartkami. Przypomniaam sobie, jak Beleth przerwa wtedy nasz ktni, twierdzc, e co jest nie tak z moimi oczami. - artujesz? - Umiechn si zadowolony.
129

- Z czego rysz? - warkn na niego Beleth. - Mogem zgin! Bdziemy zgubieni! - My ju jestemy zgubieni i przeklci, o ile nie zauwaye. Jestemy poddanymi Pieka. - Azazel zamia si zoliwie. - Wic bd dobrym kumplem i z tu swoj piecz, zanim wrci skretyniay demon. Zostao nam mao czasu. Beleth take machn doni nad dokumentami, ktre zawieciy. - Teraz wszystko jest dobrze - stwierdzi Azazel. - Jest motyw, wczeniejsza obsesja, jej beztroska, a take palec przeznaczenia. - Nie powinnimy tego robi. - Beleth, krcc gow, cofn si kilka krokw. Azazel zme w ustach przeklestwo, wrzucajc byle jak moje dokumenty do szafki na akta. - Czy ty zwariowa?! - Potrzsn nim. - Masz wyrzuty sumienia?! Obaj tego chcielimy. Ju po wszystkim! Lucyfer nie moe si o tym dowiedzie. Wiesz, co by si wtedy ze mn stao, bracie. Nie zobaczybym Ziemi przez kolejne dziesi tysicy lat, a ty take szybko by nie wyszed zza biurka. Ciesz si tym, co masz. - Ale... - zacz Beleth. Zy Azazel uderzy go w twarz. - Ty kretynie - wycedzi. - A tak ci na niej zaley? To kobieta! Proch i py! - Nigdy nim nie bya, a ty to przede mn ukrye. Ona ma Iskr!!! To nie jest proch i py! - Przecie ci mwi, e nawet tego nie zauwayem. W sumie to nawet dobrze. To dlatego tak atwo przyja moc. Powiniene si cieszy, e nie cierpiaa przy tym. Normalny czowiek chorowaby przez tydzie. - Beztrosko wzruszy ramionami i wsadzi klucz w cian. - A teraz bdziesz trzyma gb na kdk. Inaczej wszystko si le skoczy, i to nie tylko dla nas dwch. Chcesz j chroni, to milcz. Beleth milcza. By wcieky. Powietrze falowao i iskrzyo dookoa niego drobnymi wyadowaniami elektrycznymi. -Ale w sumie to z ciebie pierdoa... - stwierdzi zoliwie Azazel. - Miae j kontrolowa, a nawet jej uwie nie potrafisz. Mio przysania ci oczta? Co z ciebie za diabe?! - Nie gorszy od ciebie - odpar Beleth. - Ja bym zauway, e zabijam kogo, kto moe mnie zniszczy. - Oj tam... drobne niedopatrzenie - rzek lekko. Azazel, przechodzc obok wcznika wiata, nacisn go. W pokoju zrobio si ciemno. - Nawet nie zgasi wiata, jak wychodzi - zacz gdera pod nosem. - W ogle nie dba o Pieko. Gdybym to ja by tutaj Szatanem... Dyskutujc, przeszli szybko przez drzwi, ktre zaraz znikny. Odsunam si od ciany i staam si na powrt widzialna. Te musiaam ucieka, demon zaraz wrci. No prosz, prosz... czyby w mojej przypadkowej mierci nie byo jednak a tyle przypadku, ile wszyscy mi wmawiali...? Poza tym wiedziaam ju, ktry brunet by przy mojej agonii, ktry j spowodowa. Azazel...
130

27 Nastpnego dnia z filmowym umiechem na ustach sze razy (jak przepisy to przepisy...) zastukaam do drzwi pokoju numer 6. Odpowiedziao mi burknicie, ktre przy duej dawce dobrej woli - a na szczcie j posiadam - mona byo uzna za prosz". - Dzie dobry! - zawoaam wesoo od progu. Demon zmierzy mnie podejrzliwym spojrzeniem. - To ty... - Z rozmachem przystawi czerwon piecztk do dokumentu przed sob. - Tak, to ja. - Nadal umiechaam si jak na reklamie pasty do zbw. - Pomylaam, e moe wpadn w odwiedziny. Do demona zamara z piecztk nad dokumentem. Spojrza na mnie spod oka. Odoy piecztk i splt palce. lina skapywaa mu z dugich kw, oderwaam od nich spojrzenie. Niestety grube baranie rogi, wyrastajce mu zza uszu, znw przycigny mj wzrok. Skupiam si z caych si, eby patrze prosto w czerwone lepia. - Doprawdy...? - mrukn. Dobra, moe przegiam odrobin z t chci pokazania, jaka jestem mia... - Nooo, a tak szczerze to chciaabym si dowiedzie, dlaczego umaram. - Rozsiadam si na niewygodnym krzele naprzeciwko niego. Tym razem pilnowaam si, eby si nie wierci. Nie lubi tego. W sumie nie wiedziaam, co osign, zjawiajc si tutaj. Dane w dokumentach i tak nie byy ju prawdziwe. Azazel i Beleth zadbali o to tej nocy. Jednak chciaam zobaczy, jak wersj ustalili. - Po co? Pytanie demona sprowadzio mnie na ziemi. - Jak to po co? Nie wiem, czemu umaram. Nie ma w tym adnego sensu. Morderca pojawi si znikd - paplaam, gestykulujc gwatownie. - Wy, ludzie, za duo mylicie o przeszoci. - Podszed do szafki na akta. - Nazwisko! - Wiktoria Biankowska - grzecznie odpowiedziaam. Wyszarpn moj teczk i usiad naprzeciwko mnie. Wycignam rk, jednak demon demonstracyjnie odsun ode mnie teczk. - Nie ma wgldu do wasnych dokumentw! Cofnam do i cierpliwie czekaam, a demon doczyta si, czemu umaram. - Tylko prosz ich nie oplu... - wymruczaam. - Sucham? - demon zerkn na mnie.
131

Nie zrozumia, co powiedziaam, zaczyta si w moim yciu. - Nic, nic - odpowiedziaam szybko. - Prosz przeczyta dokadnie. Nie chc przegapi adnego fragmentu. Kiwn gow i wrci do lektury. Struka liny opuszczaa si coraz niej. Jeszcze chwila i dotknie kartek. Mimowolnie si skrzywiam. Co za ohyda! Nagle demon otar lin rkawem garnituru w szar jodek. Odetchnam z ulg. - Ooo! - wykrzykn. - Co?! - te krzyknam. - Nic... - Wrci do lektury. Rce mi opady. - Nie moesz tak si emocjonowa, a potem mwi nic". Demon spojrza na mnie krzywo, a nastpnie odezwa si niechtnie: - Po prostu tu jest napisane, e masz Iskr Bo. Postaraam si zdziwi teatralnie. - A co to znaczy? - zapytaam. - To znaczy, e nie powinni byli dawa ci mocy diablicy. Jak zarzd si o tym dowie, to kto za to porzdnie beknie. - Ale co to jest ta Iskra? - Nie jestem upowaniony do udzielania takich informacji. Powinna zgosi si do Dziau Zaale i Roszcze", pokj - .Cztery - kolejna znaczca cyfra. Tym razem tak zwana Liczba Demona. Czy oni nie uywaj w Piekle normalnej numeracji? Mruknam co niewyranie w odpowiedzi. Durna biurokracja. Zamierzam wybra si do tego pokoju numer 4! Demon zamkn do cienk w porwnaniu z innymi biografi. Ja nie miaam szczcia tak jak inni przey jeszcze kilkudziesiciu lat, ktre mona by opisa. Nagle poczuam si oszukana. Nawet nie nagrzeszyam jeszcze porzdnie, a ju trafiam do Pieka. Skandal! - Tu jest napisane, e twj morderca, Kamil Starogardzki, mia na twoim punkcie obsesj. Chodzi za tob od kilku miesicy. Obserwowa. Czai si. Tej nieszczliwej nocy posza do Stodoy z przyjacimi. Byo ci smutno, bo jaki Piotr nie chcia i z wami. Kiedy okazao si, e ten Piotr ju na pewno nie przyjdzie, wysza sama ze Stodoy. Ten wanie moment wykorzysta morderca. Zagoni ci w stron parku, gdzie ci zabi. - Demon umiechn si zadowolony. - I jak? Szczliwa? Tym razem to ja spojrzaam na niego spod oka. - To nie byo tak - powiedziaam. - Piotrek nie mg pj z nami, bo dwa dni wczeniej pojecha do rodziny do Malborka, wic wcale na niego nie czekaam. Skoro nie czekaam, to nie mogam siedzie rozalona, e nagle nie przyszed, bo wiedziaam, e nie przyjdzie. Co jest nie tak. - Ale jest le napisane - powtrzyam.
132

- Niemoliwe. - Demon wpatrywa si w tekst z nadziej, e sam si poprawi. Czekaam, a jako zareaguje: sprbuje to wyjani albo naprawi, moe kogo zawoa. Zamiast tego zamkn ksieczk. - No c... widocznie to jaki kazus - powiedzia, pakujc moje dokumenty do szafki. - Zaraz, zaraz! - zaprotestowaam. - To co teraz? - A co ma by? - Trzasn szuflad. - Nikt tego nie wyjani? -A po co? - No bo co jest nie tak... Demon jeszcze raz wzruszy ramionami i wrci do subowego tonu: - To nie jest moje zadanie. Jeli ma pani jakie wtpliwoci, prosz zgosi si do Dziau zaale i roszcze, pokj 4, bd bezporednio umwi si na widzenie u Lucyfera. O wolne terminy mona si dowiadywa w pokoju 6666, tam rezyduje sekretarka Szatana. Westchnam znuona. Piknie, po prostu piknie... - Co wy macie do tych szstek? Nie znudzi wam si to? - powiedziaam ze zoci. - Inne liczby te s adne. Demon zacmoka pretensjonalnie, przez co nalini na biurko. Do mnie na szczcie krople liny nie doleciay. - Sze to cyfra szczliwa i doskonaa. To liczba atomowa wgla, ktry jest budulcem wszystkiego co ziemskie, tyle jest te atomw wgla w glukozie, podstawowym pokarmie na Ziemi. Szstka jest wszdzie. Na gbokoci szeciu stp grzebie si zmarych, tyle strun ma gitara, szstym znakiem zodiaku jest Panna, w buddyzmie to liczba paramit, niezbdnych do osignicia niezwykego stanu, jakim jest nirwana, tylu jest zawodnikw w druynie siatkwki, tyle ramion ma Gwiazda Dawida, w tyle dni Bg stworzy ziemi, a szstego, jak wiesz, powsta Adam i Ewa. Na ziemi yje teraz okoo 6,6 miliarda ludzi, a od stworzenia czowieka byo ich okoo szedziesiciu miliardw. To naprawd niesamowita cyfra. Z kolei liczba 666 to Liczba Bestii. Darzymy szstki wielk mioci -zakoczy swj dugi wywd. Trudno nie zauway... Biurko znaczya coraz wiksza ilo kropel liny. Wolaam ju nie pyta go, co oznacza czwrka. Jeszcze by mnie ubrudzi w tym zachwycie. Westchnam ciko. Chc si dowiedzie, co to ta Iskra i czemu Beleth tak histeryzowa, e mogam go zabi! Diaba nie mona przecie zabi. To istoty wieczne. Ju zaczynam si w tym wszystkim gubi. -Jeszcze czego... pani... oczekuje? - prychn demon. - Mam duo pracy! - Nie, niczego. - Drzwi s za pani - uprzejmie mi podpowiedzia. Subista... - Wiem. - Wstaam. - Do widzenia, ycz miego dnia - urzdnik wypowiedzia t formuk takim tonem, jakby wanie yczy mi rychej mierci. Ju miaam wyj, ale zatrzymaam si w drzwiach.
133

- Wiesz co? - warknam. Zmruy oczy. - Wasze krzesa s niewygodne! - krzyknam i trzasnam za sob drzwiami. No! Od razu mi lepiej! Mylaam, e tak jak poprzednio, gdy tylko wyjd, to naprzeciwko mnie pojawi si drzwi z numerem 4, jednak tak si nie stao. Naprzeciwko mnie bya tylko biaa ciana. Przesunam po niej doni i dla pewnoci zastukaam. Bez dwch zda prawdziwa ciana. Brak guchego pogosu, nie bya nawet z pustakw. Lity mur. Spojrzaam w obie strony dugiego korytarza. Na jednym jego kracu zobaczyam toczce si postacie. Ruszyam w tamtym kierunku. Byy dalej, ni mylaam. Szam i szam otoczona biaymi cianami. Miaam wraenie, e zbliay si do siebie. Wycignam ramiona na boki. Stojc na rodku, ledwo dotykaam opuszkami palcw cian. Kilkanacie metrw dalej mogam ju oprze cae donie. Po plecach przeszed mi dreszcz paniki. Chocia miaam stracha, po kolejnych dwudziestu metrach znowu wycignam rce. Nie mogam ich wyprostowa, korytarz zrobi si tak klaustrofobicznie wski. Zatrzymaam si i wziam gboki oddech. To zudzenie! Tak samo jak ocena odlegoci. To ma mnie tylko zniechci do zawracania gowy urzdnikom. To nie jest prawda. Jeszcze raz wycignam rce. Nie sigaam nimi do cian. I o to chodzi! Stojce w korytarzu postacie take przestay si ju ode mnie oddala. Podeszam do nich. Ludzie, demony i do dziwnie wygldajce potwory stay w do chaotycznej kolejce, ktrej pocztku nie byo wida. - Hm... - mruknam do demona stojcego na kocu kolejki. - Apastwo czekajdo... - Pokj 4 - warkn, plujc a na przeciwn cian. Spojrzaam na moj bia spdnic, po ktrej spyway smuki tej substancji. Jak spotkam Lucyfera, to, na mio bosk, wymusz na nim dla nich odpowiedni opiek stomatologiczn! !! Pstryknam palcami, usuwajc plamy. Demon wpatrywa si we mnie z nabon czci. - Dugo si czeka? - zapytaam, usiujc dojrze przd kolejki. - Jeste diablic - szepn tylko. - Ile si czeka?! - powtrzyam ze zoci. - Ja stoj ju dwa miesice - powiedzia skruszony. Spojrzaam na niego. Czerwona skra pokryta brodawkami i baranie, zakrcone rogi wystajce znad uszu. Na odmian te lepia byy wbite we mnie z podziwem. - Ile??? - jknam. - Nie mog tyle czeka!
134

Ogromna kolejka skojarzya mi si z ogonkami przed sklepami za czasw komuny. Bogu dziki znaam te czasy tylko z obrazkw i opowieci starszych. No tak... ustrj tu panujcy nawet troch przypomina komun z tym ich: bdmy dla innych", po co nam pienidze?" Paranoja... - Jeste diablic - stwierdzi demon. - Bystrzak z ciebie - odparam, zastanawiajc si gorczkowo, jak obej kolejk. - To znaczy, e nie musisz czeka - powiedzia, znowu siekc lin po mojej spdnicy, jednak tym razem mu to wybaczyam. - Masz pierwszestwo. - Serio? -Tak. - Dziki. - Umiechnam si do niego. Usunam plamy i zaczam si przepycha wskim korytarzem. - Z drogi! - krzyknam wadczym gosem. - Diablic idzie! Rozstpowali si przede mn, patrzc przestraszonym wzrokiem. Hm... czyby diablice miay tak z reputacj w Piekle? Ciekawe, kto za to odpowiada? Pomylaam o Kleopatrze. No tak... gupie pytanie. Poczekaam, a z pokoju numer 4 wyjdzie petent, i weszam. - Dzie dobry - powiedziaam do demona bliniaczo podobnego do tego z pokoju numer 6. - Ja w sprawie le spisa nej biografii. Poza tym chc si dowiedzie, co oznacza pojcie Iskra Boa. - Dzie dobry. - Demon zaoy rce. - A czy ma pani czerwone podanie? - Jakie znowu czerwone podanie? - Nawet nie zdyam usi. - Prosz i do pokoju 44 po czerwone podanie, a nastpnie przyj do mnie. Dopiero wtedy bdziemy mogli zaj si pani biografi i wyjani kwesti Iskry. Nawet nie wiedziaam, co mam mu odpowiedzie. Po prostu wyszam. Pokj 44 by niedaleko. Przed nim te toczyo si kilka osb, ale ominam zrcznie kolejk. No prosz, nic tak nie otwiera drzwi jak koneksje. - Ja po czerwone podanie - powiedziaam, przestpujc prg. - A pani zielone podanie? - zapyta demon w czarnym, aobnym garniturze. - Bez tego nie mog wyda czerwonego. -A skd...? - Z pokoju 444. - No bez jaj... - jknam. - Nie moe mi pan da tego czerwonego po prostu? Jestem diablic. Jednak moje stanowisko nie zrobio na nim najmniejszego wraenia, nadal patrzy na mnie pustym wzrokiem. - Zielone podanie, pokj 444 - powtrzy. To samo powtrzyo si w pokoju 444: - A ma pani te podanie? Bez niego nie moe pani otrzyma zielonego. Prosz i do pokoju 4444. - Poprosz biae podanie. Jak to pani nie ma? Nie mog wic da pani tego. Prosz i do pokoju 44444.
135

- Aby otrzyma biae podanie, musi pani dostarczy nam fioletowe. Pokj 444444. - Przysza pani bez rowego podania? To jak ja mam da pani podanie fioletowe? Przykro mi, ale taki jest protok, musimy si go trzyma. Rowe podanie otrzyma pani w pokoju 4444444. Proba o podanie w kolorze ecru w ktrym z kolejnych pokoi, gdy skoczyy si ju normalne kolory, wyczerpaa moj cierpliwo. Do diaba, ja nawet niezupenie wiem, co to za kolor! Czy to odcie kremowego, alabastrowego, beowego, perowego, rowego, zamanej bieli, czy jeszcze jakiej koci soniowej?! Miaam tego wszystkiego serdecznie do! Wcieka wrciam do pokoju numer 4. - A moemy pomin t cholern wyklejank i powiesz mi wreszcie, co z t Iskr?! - warknam, opierajc obie rce na biurku i pochylajc si nad demonem. - Jeeli chciaaby pani poskary si w sprawie dziaania naszej jednostki, prosz zoy akwamarynowe podanie w sekretariacie Szatana. Pokj 6666. Wyrwaam mu zielono-niebiesk kartk i wychodzc, trzasnam z furi drzwiami. Od razu powinnam bya i prosto do Lucyfera. Po co w ogle zawracaam sobie gow t biurokracj? Przed drzwiami pokoju 6666 nikt nie czeka. Weszam do rodka, gdy cichy gos pozwoli mi wej. Za biurkiem, w dugiej sukni do ziemi, z gbokim dekoltem na paskiej piersi siedzia Belfegor. Przypomniaam sobie diaba transwestyt z mojej pierwszej wizyty Pod Gow Anubisa. A wic to on by sekretark Lucyfera? - Belfegor! - krzyknam jego imi ucieszona, e wreszcie widz jak znajom twarz, a nie rzd tak samo ciemnych pyskw demonw. - Ach, Wiktoria! - Wsta i pocaowa mnie w oba policzki. - Nasza maa diablic! - grucha dalej. - Co tam u ciebie sycha, maleka? Jak sobie radzisz? Usiadam na mikkim fotelu naprzeciwko niego. A si zdziwiam. Pierwsze wygodne siedzenie w tym piekielnym Urzdzie! Belfegor stworzy may, pkaty dzbanuszek i dwie pasujce do niego filianki. Biaa porcelana, rcznie malowana w ro we kwiatki, wesoo byskaa w wietle jarzeniwek. Nala aromatycznej herbaty i poda mi yeczk. - Najlepiej smakuje zamieszana sze razy - poradzi. amic konwenanse, zaczam w niej gwatownie miesza, znacznie przechodzc limit szeciu obrotw. Opowiedziaam mu szybko o moich ostatnich zleceniach, a take o kopotach z biografi i jak tajemnicz Iskr Bo, ktr jakoby posiadam. Gdy tylko powiedziaam o Iskrze, do, ktr delikatnie miesza herbat w filigranowej filiance, zadraa. Tak mocno stukn yeczk w krawd, e chybotliwe naczynie przewrcio si. Herbata popyna po dokumentach. Jednak Belfegor nie rzuci si wcale, by to wyciera. - Iskra? - powiedzia cicho. Machnam doni, osuszajc papiery. Czerwony tusz, ktrym byy wypenione, ju zacz si rozpywa.
136

- Aha - przytaknam. - Moesz powiedzie mi o niej co wicej? Diabe zaprzeczy ruchem gowy. - Nie wolno mi mwi o takich rzeczach. Nie jestem upowaniony. Musisz porozmawia z Lucyferem... Zerknam na drug stron pomieszczenia, gdzie nie byo kolejnych drzwi, za to znajdowaa si winda. - No dobrze - odparam. - To zaanonsujesz mnie jako? - Skarbie. - Belfegor umiechn si po raz pierwszy, odkd wypowiedziaam sowo Iskra. - Szatan ma napity grafik, w kocu piastuje bardzo wane stanowisko. Nie moe przyj ci tak od razu. Musz zobaczy, kiedy bdzie mia wolny czas. Westchnam ciko. W sumie czego ja oczekiwaam? e szef wszystkich szefw przyjmie mnie ot, tak sobie? Naiwniaczka ze mnie... - Lucyfer ma czas... Hm... najbliszy wolny termin jest... - Belfegor zawiesi gos. - O szstej sze rano, szstego czerwca... - Co? - jknam zawiedziona. Zaraz, teraz by kwiecie. Skoro on mia czas w czerwcu, to musiaam czeka dwa miesice. Zagryzam warg. Dwa miesice to nie tak duo. - Mam czeka dwa miesice? Nie dasz rady wcisn mnie wczeniej? - Skarbie, ale nie daa mi dokoczy. Mog zapisa ci najwczeniej na szst sze rano, szstego czerwca, ale dwa tysice szesnastego roku. Nawet nie miaam siy, eby oburzy si odpowiednio gono. Po prostu oparam czoo na biurku sekretarki Szatana. Ma czas, eby si ze mn spotka za sze lat... - Moe mnie kto dobi? - jknam. - Skarbie, przecie ty ju nie yjesz - zauway Belfegor, pocieszajco gaszczc mnie po wosach. 28 Wolnym krokiem szam korytarzem na uczelni. Tematem dnia wrd studentw byo nage odzyskanie gosu przez tajemniczego mczyzn z parku. Podobno twierdzi, e sam Szatan go nachodzi. Sdz, e wygaszanie takich tekstw nie przyspieszy jego wyjcia ze szpitala psychiatrycznego. Mimo wszystko poczuam si mile poechtana, e uwaa mnie za tak z i straszn. Boe... zamieniam si w Azazela! Stanowczo spdzaam za duo czasu w jego towarzystwie! Tak si zamyliam, e minam Piotrusia siedzcego na awce. - Hej, Wiki - powiedzia, gdy przechodziam obok z nieobecnym wyrazem twarzy. - Hm... Wiki? Wiki?
137

Zaskoczona przystanam i, wyrwana z transu, odwrciam si w jego stron. - Och, cze. - Podeszam i pocaowaam go w policzek na powitanie. Zrobi zdziwion min. Dlaczego on si dziwi? Przecie przedwczoraj si caowalimy. Jego donie wtedy jak gdyby nigdy nic wdroway mi pod kurtk. Powinien teraz umiechn si ciepo na mj widok, delikatnie nawiza do tamtego wieczoru i najlepiej jeszcze raz pocaowa. Jeeeeeeezu!!! Jknam w duchu, siadajc na awce obok niego. A moe on by tak pijany, e nic nie pamita z tamtej nocy?! Nie, no to ju by bya gruba przesada. Czyby przeznaczenie mnie a tak nienawidzio?! - Czy... - zagaiam, ale urwaam. Przyjrza mi si uwanie. - Bo... - znowu urwaam, nie wiedzc, jakich sw uy, eby nie wyj na kretynk. Sama zamiaam si z wasnej gupoty. - Chcesz mi o czym powiedzie? - zapyta, wyjmujc z torby drugie niadanie. Patrzyam, jak wgryza si w kanapk. Siedzia spokojny, odprony, moe nawet rozbawiony. Na jego ustach bka si ten czsto irytujcy, lekko pobaliwy umiech. - Chciaam powiedzie, e... - W tym momencie zacz dzwoni mj telefon komrkowy. Cholera jasna!!! Wyszarpnam z kieszeni srebrne pudeko wielkoci puder-niczki z mocnym postanowieniem utopienia go w pierwszej napotkanej toalecie. Na wywietlaczu nie byo numeru dzwonicego, tylko wieccy na czerwono napis: TO JA KLEOPATRA. MUSZ POWIEDZIE CI CO WANEGO!!! SPRAWA YCIA LUB MIERCI! Jak ona to robi, ja si pytam? Piotru zmarszczy brwi i wcign powietrze. - Czy to zapach siarki? - Spojrza na mj telefon. - Nie, nie - odrzekam szybko. - Moe co si w nim przepala... Wcieka wepchnam telefon do kieszeni i wstaam. - Suchaj, musz i. To co bardzo wanego! - Pochyliam si i cmoknam go w policzek. - Do zobaczenia. Gdy biegam korytarzem, szukajc jakiego ustronnego miejsca, wydawao mi si, e usyszaam jego cichy gos: - Ty zawsze masz co wanego... Musiao mi si wydawa. On by tego nigdy nie powiedzia. Zamknam si w najwikszej kabinie w damskiej azience. Rzuciam torb na parapet koo zamalowanego na biao farb olejn okna. Wsunam klucz w cian.
138

Bez pukania wparowaam do Kleopatry. Skoro mnie wzywaa, to musiaa wiedzie, e si pojawi, wic nie widziaam sensu w pukaniu. - Czego? - rzuciam, przechodzc przez prg. - Tym razem on nie moe usiowa go zabi! Obieca mi, e tego nie zrobi! Kleo wstaa ze zotego tronu, ale dramatyczny gest zaamania rk zamar w poowie ruchu. Chyba wytrciam j z roli swoim przemwieniem. - A kto mwi o morderstwie? - zapytaa zaskoczona. Usiadam, wzdychajc, na schodach obok jej tronu. - O ile si nie myl, to okrelenie sprawa ycia lub mierci" wanie tego dotyczy - powiedziaam. Czyby przerwaa mi tak po prostu? A ju prawie zapytaam Piotrka o poprzedni wieczr! Ju prawie si odwayam! Kurde, ju prawie udao mi si wydusi z siebie to pytanie!!! Tak, zdaj sobie spraw z tego, e prawie robi wielk rnic"... ale nic nie poradz na to, e nie jestem osob wylewn ani odwan. Przy Piotrku za... przy nim po prostu zawsze zachowywaam si jak idiotka. Kleopatra usiada obok mnie. - Co si stao? - zapytaa. - Ty mnie o to pytasz? - zawoaam. - Suchaj, nikt nikogo nie chce zabi - Wzia mnie za rk. - Powiedz mi najpierw, co si stao. Widz, e jeste za. I smutna... Spojrzaam Kleo prosto w oczy. Nie byam pewna, czy mam ochot jej o czymkolwiek mwi. Wczoraj zadzwoniam do Zuzy. Chyba przez dwie godziny piszczaymy z radoci, e mnie pocaowa, e wreeeeeszcie co si dzieje. A tu si nagle okazuje, e chyba nic si jednak nie dzieje... - Caowaam si z Piotrkiem - powiedziaam. Oczy Kleopatry zamieniy si w spodki. - Ooo... - cigna brwi, ale zaraz si rozpogodzia. - Czekaj. Nie podobao ci si? Tak? Byo okropnie? A Piotrek to palant? Spojrzaam na ni krzywo. I z czego ona si cieszya? -To a przeraajce, e tak ci zaley, ebym bya z Be-lethem! Nie mogam usiedzie w miejscu. Zaczam kry po sali tronowej. Od ozdobnej palmy w owalnej donicy, a do klatki z tresowanym sokoem, ktry siedzia w kapturze na maej gwce. Kilka razy zaczynaam, ale urywaam w poowie sowa. W kocu stanam naprzeciwko Kleo. - To nie tak - powiedziaam. - Strasznie mi si podobao. Nawet sobie nie wyobraasz, jak bym chciaa jeszcze raz to przey. - W takim razie nic nie rozumiem. - Po prostu on zachowuje si, jakby nic si nie stao. Jakby nic to dla niego nie znaczyo. Siedzi sobie z tym swoim umieszkiem na twarzy i jeszcze drga zaskoczony, jak go cauj w policzek na powitanie. Zupenie jakby mia ochot odskoczy... - ciszyam gos, zanim powiedziaam to, czego obawiaam si najbardziej: - On chyba tego nie pamita...
139

To by byo najgorsze, bo oznaczaoby, e znowu jestem w punkcie wyjcia. Ju wolaabym, eby by nieczuym dupkiem i po prostu caowa kogokolwiek. Wiedziaabym, na czym stoj. A tak? Znowu nic nie wiem. Klam na czym wiat stoi wasn gupot i niemoc. Zawsze duo mwi, nie mam oporw, eby pyta obcych o drog czy prosi o pomoc. Potrafi powiedzie prosto w oczy komu, kogo nie lubi, e jest skoczonym palantem. Jednak gdy mam naprzeciwko siebie Piotrka, zamieniam si w pensjonark z tanich powiecide. Kleopatra uniosa idealne brwi w ksztacie delikatnych ukw. - Bylimy pijani - powiedziaam iprzerwaam marsz w stron palmy. Zatrzymaam si wpatrzona w doniczk. Jakie to niepraktyczne. Pewnie jak j podlewa, to woda wycieka na marmurow posadzk. Zerknam na kamie. Chyba ciko go domy. - Oj, Wiki - krlowa westchna. - Robisz z igy widy. To w kocu tylko facet. Oho... szykuje si kolejna feministyczna przemowa. Jak ja tego nie lubiam! - Suchaj, ich nie obchodzi z kim, byleby... Tacy sami byli tysice lat temu. Ku mojemu zdziwieniu nie powiedziaa nic wicej. Zapatrzya si tylko gdzie daleko, w swoje wspomnienia. Poza swoj wielk biografi" nigdy nie mwia o Cezarze i Marku Antoniuszu. Zdaam sobie spraw, e adnego z nich jeszcze nie spotkaam w Piekle, ani e Kleo o nich nigdy nie mwia, oprcz wspominania swojego ziemskiego ycia. - Wiesz... Azazel mi powiedzia, e Beleth mu powiedzia, e ma nowy plan, jak pozby si Piotrka z twojego ycia owiadczya. A wic jednak o to chodzio. - Ale Beleth obieca mi, e go nie skrzywdzi ani nie poprosi o to nikogo innego. Ju nie moe go zabi, bo zamie dane mi sowo - zaprotestowaam. Na lito bosk, chyba byy jakie konsekwencje zamania sowa? A moe nie... Ludzie na co dzie nie maj z tym najmniejszych problemw, to dlaczego diaby miayby mie...? - Tak jak mwiam, nikt nie zamierza go zabija. - Kleopatra westchna ciko nad moj tpot umysow. - To co chce mu zrobi? - krzyknam. - Wymyli trzy rozwizania. Pierwsze to zorganizowa mu jak pikn, rezolutn, weso dziewczyn. On si w niej zakocha i nie bdzie si mg ju zakocha w tobie. Poczuam przypyw paniki. A moe on ju ma dziewczyn i dlatego jest taki sztywny?! Nigdy wczeniej nawet nie braam tego pod uwag. Moe kogo kocha?! - Jeli to nie wypali, to Beleth zorganizuje mu niezwykle drogie stypendium na drugim kocu wiata. Ostatecznie, bdc diablic, moesz pojecha odwiedzi go, dajmy na to w Japonii. Ale czciej ni raz w roku nie pojedziesz. No i jak mu wytumaczysz, e zwyka studentka tak czsto bywa na drugim kocu wiata? A raz w roku to za rzadko, eby pokocha...
140

Ze zoci zazgrzytaam zbami i a sama si skrzywiam na ten dwik. Niech szlag trafi Beletha! Niech szlag trafi to wszystko!!! - A jaki ma trzeci plan? - zapytaam zdenerwowana. - Spowodowa wywalenie go z twojej uczelni, eby zosta mu tylko powrt do maego, rodzinnego miasteczka - odpara z umiechem. Znowu zaczam przemierza krtki dystans pomidzy doniczk a klatk. W jaki sposb mnie to uspokajao. - Na to Piotrek jest za mdry - stwierdziam. - Nie wyrzuc go. - Wyniki egzaminw atwo sfaszowa. Ta sytuacja j bawia. Umiech nie znika z jej twarzy, kiedy opowiadaa mi o niecnych planach piknego diaba. Dziewczyna. Pikna dziewczyna. Rezolutna dziewczyna. Wesoa dziewczyna. Moe ona ju gdzie tam jest? Szlag... to by wyjaniao, dlaczego on nie zwraca na mnie uwagi. Zrezygnowana usiadam znowu obok Kleopatry. Nie miaam siy chodzi. Nie miaam siy nawet oddycha. - Czy on ju zacz... realizowa swj plan? - zapytaam. -Nie wiem. A co? Ju ci przechodzi? Kleopatra wrcz promieniaa. Ubodo mnie to, przyznaj. Przyzwyczaiam si, e raczej zdobywam to, czego chc. A teraz mi nie wychodzio. Nie wychodzio na caej linii. - Pikna, rezolutna, wesoa - powtrzyam jak mantr. -A ja to niby co? Kleopatra przygryza warg, eby si nie odezwa. Jednak w kocu nie wytrzymaa. Poklepaa mnie pocieszajco po ramieniu i powiedziaa: - Wiesz, Wiki... nie obra si, ale z ciebie to taka sierota... 29 Pchnite przeze mnie z caej siy drzwi trzasny gono o cian. Fragment misternej mozaiki odupa si i upad na podog, roztrzaskujc si w py. Nie zwrciam na to uwagi, przeszam po ocalaych szcztkach, wgniatajc je w marmurow posadzk. - Wiki, co za mia niespodzianka. - Beleth poruszy si niespokojnie na krzele. Naprzeciwko niego, nad partyjk szachw siedzia Azazel, wanie przesun jedn ze swoich czarnych figur. Skoczka. Take przyglda mi si z niepokojem. - To ja moe ju pjd - powiedzia szybko i wsta. - Sied - warknam.
141

wietlisty kontur za moimi plecami ju zacz blednc. Za chwil jedyn pamitk po moich drzwiach, ktre otworzyam z tak furi, bdzie zniszczona mozaika. Azazel posusznie opad z powrotem na zdobiony fotel i zapatrzy si na swoje paznokcie. W ogle nie podnosi wzroku, wyranie zafascynowany swoimi palcami. - Czy wy musicie psu mi ycie?! - krzyknam, biorc si pod boki. Beleth ponuro ypn na mnie okiem. Odchrzkn i powiedzia: -Ty nie yjesz... Wcignam gboko powietrze. - To nic nieznaczcy szczeg!!! - ryknam. - I nie udawaj kretyna!!! Doskonale wiesz, o co mi chodzi!!! Wsta i stan naprzeciwko mnie. - A czy ja go krzywdz?! - teraz on wrzeszcza. - Czy ja go morduj?! Czyja go torturuj?! Nie!!! On bdzie nawet szczliwszy, jak wreszcie spotka swoj wielk mio!!! Nie chcesz, eby by szczliwy? -CHC!!! - Wic czemu robisz wszystko, eby nie by?! - Wcale nie!!! - krzyknam, ale si zawahaam. - Wanie, e tak! - Beleth dalej uderza w mj czuy punkt. - Czy wy ju... - Umilkam. Beleth zawaha si. Azazel przej zrcznie paeczk. - Ale oczywicie - zapewni mnie, kradnc jedn z biaych figur Beletha, gdy ten nie patrzy. - Jest ju szczliwie zakochany. Zapewniam ci! To co teraz zrobisz? Umiecha si chytrze. Poczuam zo, zmarszczyam czoo. Umiechn si jeszcze szerzej. - To dziewczyna z Gdaska - powiedzia usunie. - Dostajesz szau, co? Gdybym ja by tak wcieky, zaraz bym sobie wyobrazi, e cae miasto eksploduje. Wielka kula ognia od Dugiego Targu dymica a do samego Edenu. Co ty na to? Widzisz to? Beleth sykn na niego, eby si zamkn. - A w ogle, czemu tylko Gdask miaby wybuchn? - Azazel zapyta sam siebie. - Niech diabli porw cae Trjmiasto!!! No pomyl o tym, Wiki. Wyobra to sobie. Rozpal w sobie furi! Beleth podszed do niego i trzasn go z caej siy pici w twarz. Azazel z rozbitym nosem upad na turecki dywan, zalewajc si krwi. Kilka szachowych figur (wszystkie biae) wypado mu z kieszeni. - Przesta, kretynie! - warkn na niego Beleth. - Chcesz, eby zniszczya miasta?! Zwariowae?!
142

Usiadam na niskiej kanapie obok ich stou. Zapadam si w haftowane we wschodnie ornamenty poduszki. Czuam zo. Byam wcieka. Ale poza tym... Poczuam, jak po policzku spywa mi za. Byo mi strasznie smutno! Rozpakaam si. Jestem sama. Ju zawsze bd sama. Piotru mnie nie chce! Nie yj! Moje ycie byo takie krtkie! Nigdy nie bd miaa normalnej pracy, domu, dzieci. Ju nie jestem czowiekiem. Jednak to wszystko i tak byo niczym wobec faktu, e Piotru mnie NIE CHCE!!! Ju nie pakaam. Ja ryczaam, zalewajc si potokiem ez. - Co? Ona pacze? - wybulgota Azazel przez zamany nos. - Czemu ona pacze? Dlaczego nie jest wcieka? Czemu nic nie niszczy? Gdzie furia? - Ciesz si, e w ni nie wpada! - stwierdzi Beleth i uklk u moich stp. Pakaam, obcierajc zy rkawem bluzki. - Maleka, nie pacz. Przecie wiesz, e to zawsze byo bez sensu. - Niezrcznie poklepa mnie po kolanie i poda wyczarowan przez siebie chustk. - Wieeem - wychlipaam. -1 przecie wiesz, e on nigdy nic do ciebie nie czu... - Wieeem - jknam jeszcze aoniej. - I przecie wiesz, e sama te go nigdy nie kochaa. To tylko ci si wydawao. Tak naprawd kochasz mnie. Umilkam i spojrzaam na niego ostro. - Tego akurat nie wiem... - A ju mylaem, e si zacia. Usiowa mnie rozbawi, jednak ja dalej pakaam. - No ju, kochanie, nie pacz. - Wzi mnie za rk. - Jeszcze nic nie zrobilimy. Nie pacz. Musisz zrozumie, e on nie jest twoj wasnoci. Nigdy nie bdziecie razem. Wyszarpnam ze zoci do.

- Wanie, nie bdziemy razem. Nigdy. To przez ciebie! Przez was! - Co? - achn si Beleth i wsta. - Przeze mnie? Skarbie, to a dziwne, e cigle trzeba ci o tym przypomina, ale ty nie yjesz. Rozumiesz? Nie masz ciaa! Podniosam si. Ju nie pakaam. - To przez ciebie. - Przeze mnie? - zapyta z niedowierzaniem Beleth. - TY NIE YJESZ! Zrozume to wreszcie!
143

Furia powrcia z podwjn moc. - NIE YJ, BO WY MNIE ZABILICIE!!! WIDZIAAM, JAK PODMIENIALICIE DOKUMENTY W POKOJU 6. BYAM TAM!!! WIDZIAAM WAS!!! ZABILICIE MNIE!!! Beleth cofn si szybko. Spojrza na Azazela siedzcego nad niedokoczon parti szachw. Take tam spojrzaam. Jednak podstpnego diaba ju nie byo. Na cianie po naszej lewej wanie znika kontur jego czarnych, olbrzymich wrt. - Cholerny tchrz - mrukn Beleth. - Zabilicie mnie - wyszeptaam. - Suchaj, uspokj si. - Diabe cofa si powoli, by znale si dalej ode mnie. - Dlaczego? Dlaczego ja? Czemu nie zabilicie kogo innego? - zapytaam. Diabe westchn ciko i przeczesawszy doni czarne wosy, usiad na kanapie. Ju przede mn nie ucieka. Podda si. - To nie ja ci wybraem. To Azazel. Spojrzaam z nienawici na cian, z ktrej ju dawno znikny jego czarne wrota. Ju ja mu si dobior kiedy do tyka! - Nawet nie wyobraasz sobie, jak w Piekle jest nudno. Ja ju od ponad trzech tysicy lat siedziaem zdegradowany w przydziaach. Azazel niedawno wyszed na wolno po dziesiciu tysicach lat odsiadki. Troch razem szalelimy, a potem wpadlimy na genialny pomys, jak rozbi cay system od rodka. aden z nas nie chcia ju nigdy zosta zamknity, a jednoczenie nadal chcielimy dobrze si bawi. Kademu przecie wolno popenia bdy. Nie przerywaam mu. Siedziaam w milczeniu, suchajc jego spowiedzi, chocia ju wyrobiam sobie wasne zdanie na temat ich chci dobrej zabawy. - Azazel zawsze chcia rzdzi. Ubzdura sobie, e zasidzie na tronie Niszej Arkadii. Pocztkowo si z niego namiewaem, ale potem dostrzegem w tym swoj szans. Gdyby on by szefem, wreszcie mgbym robi to, na co mam ochot. Nie planowalimy niczego grubego. Chcielimy narobi troch zamieszania, a win zrzuci na nieudolne rzdy Lucyfera i obserwowa z ukrycia, jak wszystko si wali. Ty bya potrzebna wanie do narobienia zamieszania. Potrzebowalimy nowej, nieudolnej diablicy, ktr moglibymy uksztatowa wedug naszej woli. - Umiechn si pod nosem. - Jednak okazao si, e tob nie mona tak atwo manipulowa. Jeste na to za twarda. No i masz bardzo silne zasady moralne. Rzecz niespotykana w Piekle... - Wtedy, w Urzdzie, Azazel powiedzia, e ty chciae diablicy, a on chaosu - zauwayam. -1 tak byo - przytakn. - To ja wymyliem, e moglibymy mie do pomocy mod diablic, ktra bdzie miaa kilka solidnych wpadek. Nad wszystkimi przyjciami czuwa Lucyfer. Byle kto nie moe zosta diablic. Podstawilimy mu twoje sfaszowane dokumenty, a take sze rnych orzecze sporzdzonych przez niezalene od siebie zespoy, ktre oczywicie byy pod nasz kontrol. Lucyfer da si na to nabra. Podpisa. Potem wystarczyo poczeka, a narobisz zamieszania. Skrzywiam si. Pod tym wzgldem ich nie zawiodam. W kocu uparam si, eby przeladowa mojego morderc.
144

- Wedug Azazela nic nie robia, wic zacz ci podpuszcza na twojego morderc - jakby czytajc w moich mylach, powiedzia Beleth. - Manipulowa tob. Czasami mam wraenie, e manipulowa nami wszystkimi. To byo bardzo moliwe. Podstpny diabe mia do tego wietne predyspozycje. Ja si nawet nie poapaam, e mn manipulowa. Chocia przecie byo to oczywiste. Kady bd, ktry popeniam, by poprzedzony rozmow z nim. - Ale czsto to Kleopatra poddawaa mi pomysy - wymruczaam. - Skarbie... oni s kochankami od jakich trzystu lat. Aha... czyli to dlatego Kleo tak szybko wiedziaa, co nowego Beleth powiedzia Azazelowi. Co oczywicie byo kompletn bzdur. To wszystko byy pomysy Azazela. A ja si o nich dowiadywaam nie dlatego, e byo mu mnie al, tylko po to, ebym narobia jak najwicej zamieszania, usiujc powstrzyma Beletha. - A co ty z tego miae? - zapytaam. - Ja chciaem kogo mie. Tylko dla siebie. To tak jak ty chciaa mie dla siebie Piotrka. Tak samo ja chciaem mie ciebie. Ach, jakie to proste! Cholerne diaby! - Chyba ci kocham - wyzna. - Ty kochasz tylko samego siebie - owieciam go. - A jeli chodzi o mnie, to czujesz tylko ch posiadania. Nic wicej. Zamyli si gboko. W kocu spojrza mi prosto w oczy zadowolony z siebie, e pozna odpowied. - Moe masz racj. - Umiechn si zawadiacko. - Ale to bardzo silna ch posiadania. Nigdy takiej nie czuem. Wobec nikogo w tej rzeczywistoci... - Zdajesz sobie spraw, e mnie zabilicie? Zabralicie mi ycie?! Najwaniejsz rzecz! - przerwaam mu. Nie chciaam da mu si zauroczy. Nie teraz. Najlepiej ju nigdy... Chocia tego akurat nie mogam sobie obieca. Beleth umia okrci sobie mnie wok palca. - Wiem. - Opuci gow. - Ale sama powiedz. Czy jest ci le? - Tak, jest mi le. Nie mog mie Piotrka, nie bd moga mie rodziny. Ja chc normalnoci. Takie cuda - zakreliam w powietrzu uk - powinny by po mierci. Naturalnej. Nie przedwczesnej! - I kto tu ma siln ch posiadania? - zapyta zaczepnie. Skarciam go ostrym spojrzeniem. - Przepraszam - mrukn. - Jednak musisz przyzna, e jestemy do siebie bardziej podobni, ni pocztkowo sdzia. Kieruj nami te same pobudki i uczucia. Nic mu nie odpowiedziaam. - Pasujemy do siebie idealnie... Tym razem ju przesadzi, skarciam go wzrokiem i zapytaam: - Dlaczego ja? Czemu nie kto inny? Diabe spojrza mi prosto w oczy.
145

- To Azazel wybiera, nie ja. Diablic miaa by pikna. Nie byo innego kryterium. To czysty przypadek. Azazel ma sabo do Polski, tu s jego najwierniejsi wyznawcy, chocia najsilniejszy odam znajduje si w Korei Pnocnej, tutaj spdzi do duo czasu. Sdz, e dlatego wybra kobiet z tego kraju. Czemu ciebie? Nie wiem. - A moe z powodu Iskry? - zapytaam. Skrzywi si. Nie chcia ze mn o tym mwi. Odwrci wzrok. - Opowiedz mi o niej - nalegaam. - Nie wiem, co Azazelowi strzelio do gowy, eby zabija wanie ciebie. Iskra jest niebezpieczna. Maj j nieliczni. Zdarza si, e na cae pokolenia miertelnikw nie ma jej nikt. Sdz, e dlatego umara. - Westchn. - Azazel upiera si, e nic o tym nie wiedzia, ale na pewno kamie. O to mu wanie chodzio. Tylko udaje, e nie mia pojcia. Wie, e to mogoby pogry Lucyfera i z ca pewnoci pogry. Pytanie tylko, czy on nie pocignie nas za sob... Skrzywi si, jakby ju widzia samego siebie zdegradowanego na kolejne tysiclecia za wasn gupot. - Czym jest ta Iskra? - zapytaam. Nie odpowiedzia od razu. Zastanawia si do dugo, jakby chcia odnale szczegy w swojej pamici. Salon jego domu bardzo przypomina sypialni. Meble byy niskie, zachwycay feeri barw. Tureckie lampy, orientalna stylistyka mozaik na cianach. Jak w jednej z Bani z tysica i jednej nocy bd w haremie sutana. A porodku on. Orientalny ksi, kuszcy zmysowym umiechem i obietnic w zotych oczach. - Nie wiem zbyt duo. To jest wiedza tajemna. Dostp do niej ma tylko Szatan - powiedzia w kocu. - O ile pamitam, osoby z Iskr rodz si bardzo rzadko. To bezporedni potomkowie Adama i Ewy. - Jak to? - zaprotestowaam. - Przecie wszyscy ludzie s ich potomkami. - Niby tak, ale jedni bardziej, drudzy mniej - stwierdzi. - Nie rozumiem... - mruknam zdegustowana. Teraz najwyraniej zamierza bawi si w jakie gupie zagadki. Westchnam ciko. Zawsze odkadaam lektur Biblii na pniej. Jak wida, nie bya to zbyt mdra decyzja. W tym wiecie wszystko si dookoa niej krcio. - Posuchaj. Adam i Ewa mieli trzech synw, prawda? - Trzech? - jknam. - A nie dwch? Beleth spojrza na mnie zdruzgotany. - Czego oni was ucz na tej religii? Czy to nie jest w polskiej szkole przedmiot obowizkowy? - Jest - przytaknam i zmieniam temat: - To co z tymi synami? Nie zamierzaam wdawa si z nim w dyskusj. Na lekcjach religii graam z najlepsz przyjacik w kropki, w kko i krzyyk albo po prostu gadaymy o facetach. Sdz, e mogoby to urazi uczucia nawet byego anioa. - Mieli trzech synw: Kaina, Abla i Seta. Set narodzi si po zamordowaniu Abla. Pokiwaam gow zadowolona. Kain zabi Abla - przynajmniej to wiedziaam wczeniej, zanim mi powiedzia! -A jak sdzisz, skd oni wzili sobie ony? - zapyta Beleth.
146

Zamyliam si. Nigdy o tym nie pomylaam. No wanie... Skd oni wzili sobie ony?! - Jak sama widzisz, poza nimi musia by kto jeszcze. - Skrzywi si. - Poza tym co to by byy za wady genetyczne, gdyby tyle miliardw ludzi byo potomkami jednej pary! Znowu odpynam w wiat wasnych myli. Czyli jestem bezporedni potomkini Adama i Ewy. Aha! To std si wzia moja alergia na kurz! Wada genetyczna! Jednak nie... taka interpretacja pochodzenia wszystkich chorb wrodzonych na wiecie byaby zbyt nacigana. - Ale wracajc do Iskry - nawiza Beleth. - Osoby j posiadajce... mona to tak powiedzie, nie s prochem i pyem. One s tlcym si arem. Rozumiesz? To nie pomie, czyli anio, ale te nie proch, czyli czowiek. To co poredniego. - No powiedzmy, e rozumiem - odparam. - Jako ar masz moc, stajesz si Iskr. Nie jeste czowiekiem. Co tak czuam, e zaraz usysz, e skoro nie jestem czowiekiem, to moje miejsce jest u jego boku, a nie na Ziemi koo Piotrka. - Iskra to dar tworzenia i niszczenia. Silne emocje uruchamiaj ten dar. Moesz niszczy. Moesz zabi. Moesz zabi nawet niemiertelnego. Mao kto ma tak wadz. Dlatego Azazel tak si przestraszy i uciek. Myla, e chcesz nas zabi. - Nie chciaam was zabi - zaprotestowaam. Chocia szczerze mwic, miaam przez chwil przebysk, e mio by byo zlikwidowa ich z mojego ycia-nieycia. Niemniej nie posunabym si do tego. - Wiem, twoje oczy byy normalne - odrzek. - Moje oczy? - Kiedy zocia si na mnie poprzednio, gdy usiowaem zabi Piotra, twoje oczy byy pozbawione tczwek. Znak, e uyjesz Iskry. Teraz tak nie byo. Nie bya a tak wcieka. - Spochmurnia. - Bardziej zezocio ci, e chciaem zabi jego, ni e zabiem ciebie. - Co jeszcze wiesz o Iskrze Boej? - zmieniam temat. - Nic wicej. Gdyby trafia do Pieka bd Nieba i nie dostaa mocy diablicy, to i tak miaaby t moc. Za to teraz, gdy dostaa jeszcze jabko... Przewyszasz si niejednego diaba czy anioa. Naprawd wicej nie pamitam. Do dawno studiowaem te zagadnienia. Byo tam jeszcze co o mierci, o przeznaczeniu osoby z Iskr. Naprawd nic wicej nie wiem. Przykro mi. - A kto moe powiedzie mi wicej? - Lucyfer. Skrzywiam si. Z nim bd moga porozmawia dopiero za sze lat, jak dobrze pjdzie i nie wypadn z grafiku. - Usiowaam umwi si z nim na spotkanie, ale nie ma czasu - powiedziaam.
147

-Ja na twoim miejscu nie rozmawiabym z nim o tym. Nie wiadomo, jak na ciebie zareaguje. Moe bdzie chcia ci zniszczy. Prosz, nie rozmawiaj z nim. - Beleth spojrza na mnie bagalnie. Nie byam pewna, czy rzeczywicie chce chroni mnie, czy moe raczej swoje stanowisko i tyek. - To skd mog si dowiedzie czego wicej? - spytaam. - Po co chcesz to wiedzie? Nie odpowiedziaam. Beleth podsun mi pewien pomys. Skoro miaam moc tworzenia i niszczenia, moe mogam stworzy sobie na powrt ciao? Moe mogabym znowu y? Poczuam podniecenie. Musz si koniecznie tego dowiedzie! Jednak nie zamierzaam mu mwi o swoim pomyle, jeszcze bdzie chcia mnie od niego odwie. - Bo chc - rzekam krtko. - No dobrze, nie chcesz, nie mw - skapitulowa. - Lucyfer trzyma w swojej rezydencji wszystkie dokumenty. Musielibymy si tam dosta. -My? - Przecie nie puszcz ci samej... Po raz pierwszy si do niego umiechnam. Dobrze, e chcia i ze mn. Baabym si tam myszkowa sama. Podejrzewam, e zrezygnowaabym. Z nim czuam si, o dziwo, bezpieczniej. - To jak si dostaniemy do jego rezydencji? - zapytaam. - Sam nas nie wpuci. Beleth umiechn si przebiegle. - Och, zapewniam, e wpuci. W przyszym tygodniu jest wielki bal. Rocznica jego upadku z Nieba i objcia wadzy nad Piekem. Wkrcimy si na to przyjcie... 30 Bal u Szatana... Jak u Buhakowa. Poczuam niepokj. Miaam nadziej, e nie bdzie przypomina tamtego opisanego przez rosyjskiego pisarza. Nie chciaam spotka mordercw i zbrodniarzy, wesoej wity krla potpionych. Pieko byo do cywilizowane, nie powinni pi krwi z kieliszkw do szampana i taczy nago. Beleth bez trudu dopisa nas do listy goci. On i Azazel te nie byli zaproszeni. Najwyraniej Lucyfer za nimi nie przepada... Niemniej Kleopatra zostaa zaproszona. Jako jej osoba towarzyszca na imprez wkrci si Beleth. Kleo powiedziaa, e nie wemie Azazela jako partnera, bo na balu bdzie Cezar, ktry go nie cierpi i nie akceptuje nowego zwizku swojej byej maonki. Beletha tolerowa jako koleg i doradc krlowej. Kwestia mojego wejcia zostaa rozwizana do prosto. Beleth zwrci uwag Belfegorowi, e nie dostaam zaproszenia. Sympatyczny diabe bardzo si zmiesza, tumaczc, e to przeoczenie. Po prostu zaproszenia byy wysyane, zanim jeszcze staam si diablic.
148

Ja take powiedziaam, e nie zabior ze sob Azazela. Wcieky diabe zada ode mnie wyjanie. Wytumaczyam si prosto: - Bo jeste szuj i ci nie lubi. Poj od razu. Jakim cudem Belfegor si nad nim zlitowa i powiedzia, e wemie go jako swoj osob towarzyszc. Mina Azazela - bezcenna. *** Teraz siedziaam w mojej maej kawalerce. Na klamkach od szaf wisiao kilka piknych sukni, mienic si w przygaszonym wietle starego yrandola wszystkimi kolorami: burgund, butelkowa ziele, ecru. W kadej czuam si jak ksiniczka, jednak nie potrafiam podj decyzji. W kocu wybraam czarn, zdobion w karminowe re, z koronkowym dekoltem i wykoczeniami. Przypominaa odrobin sukni, w ktr na si ubra mnie Azazel na spotkanie jego wyznawcw. Z tym, e ta bya nowoczeniejsza, miaa luniejszy gorset i bya znacznie bardziej drapiena i wycita". Z gonika odtwarzacza pyna spokojna muzyka. Beleth poyczy mi t pyt. Orientalne rytmy zmysowo otulay uszy. Spojrzaam na telefon komrkowy. Zero wiadomoci, zero pocze. Min tydzie. Piotrek si nie odzywa. Nie dziwio mnie to, bo on raczej nigdy si nie odzywa. Mimo to czekaam na jaki znak. Choby najmniejszy sygna, e tamten pocaunek co znaczy. To dlatego przestaam mieszka w Los Diab-los i na stae wprowadziam si do malekiej kawalerki. Nie zamierzaam pierwsza si odzywa. Ostatnie, co miaam ochot usysze, to: Ooo, my si caowalimy? Serio? Kurde... sorry... pijany byem". A w ten sposb, nie odzywajc si do niego, miaam prawie stuprocentow pewno, e tego nie usysz. Na uczelni chodziam okazjonalnie - i tak nie mielimy razem zaj. Migna mi ktrego dnia jego czarna czupryna, ale nie widzia mnie, zagadany ze znajomymi. A moe on kogo kocha? Nie chciaam o tym myle. Usiadam na pododze naprzeciwko wysokiego lustra, uwaajc, by za bardzo nie pognie materiau sukni, i zaczam bawi si swoimi wosami, ukadajc je w misterny kok pasujcy do stroju. Dzisiaj bal. Bal u Szatana. Zegar na cianie goniej stukn wskazwk. Bya osiemnasta, Beleth mia po mnie przyj koo dwudziestej. Przez cay dzie miaam wraenie, e czas strasznie si wlecze, e wskazwki wszystkich zegarw wiata specjalnie zwalniaj, by mnie zdenerwowa. Obawiaam si, e Lucyfer nas nakryje, zapie, a my bdziemy musieli zapaci za nieposuszestwo. Chciaam mie to ju za sob. Doszo do tego, e zaczam aowa wasnej ciekawoci i chciaam zrezygnowa.
149

Spojrzaam na swoje odbicie, otoczone mistern fryzur, ktra zaja mi ostatni godzin. Mogam po prostu pstrykn palcami i wosy uoyyby si tak, jak miaabym na to ochot. Jednak nie chciaam tego. Ukadanie sobie wosw byo takie... ludzkie i normalne. Staraam si jak najczciej robi zwyke, codzienne rzeczy, ktre sprawiay, e wci czuam si czowiekiem. Jeszcze raz pomylaam o Piotrku. Byam sierot... Kleopatra miaa racj. Behemot lea obok mnie, bawic si wstkami i ryczkami z mojej sukni. Prawdopodobnie zaraz wydrze dziur, ktr bd musiaa zlikwidowa. Nagle miaukn gono i spojrza na drzwi. Straci zainteresowanie materiaem, podbieg do futryny i stukn w drewno apk. Chwil pniej kto cicho zapuka. - Chwileczk! - krzyknam i zaczam podnosi si z wysikiem z podogi. To wcale nie takie atwe, kiedy ma si unieruchomion tali, a w rnych dziwnych miejscach z ubrania stercz druty podtrzymujce ca konstrukcj. Nic dziwnego, e kiedy kobiety czekay, a je kto podniesie. Z koka wysuno mi si kilka kosmykw, opadajc na zaczerwienion z wysiku twarz. Cholerna sukienka. - Ju - zawoaam, szarpic za klamk. Naprzeciwko mnie sta Piotru. Nie wiem, ktre z nas byo bardziej zdziwione. Stalimy tak przez chwil. On zmierzy mnie dugim spojrzeniem od stp do gw, za to ja skamieniaam, gorczkowo mylc, jak wyjani mu swj dziwny strj. Jednoczenie nie mogam przesta cieszy si jak kretynka, e go widz. - adnie wygldasz - odezwa si pierwszy. - Dzikuj - powiedziaam. - Wejdziesz? Zgarnam sukni, nie dbajc ju, czy pogniot materia, i weszam do pokoju. Szam boso, na nogach miaam jedynie czarne, koronkowe poczochy. Pantofle na niebotycznie wysokim obcasie stay przy drzwiach. Mieszkanie wygldao, jakby jeszcze bardziej si skurczyo od wiszcych wszdzie ubra. Poniewa na wieszaku przy drzwiach wejciowych take wisiaa suknia, Piotrek rzuci kurtk na podog obok butw i plecaka, z ktrego wczeniej wyj butelk czerwonego wina. Patrzyam na niego zdumiona. Zamia si, widzc moj min. - Masz dzisiaj urodziny - uwiadomi mnie, podajc czerwon r, ktr do tej pory ukrywa za plecami. Cakiem o tym zapomniaam! Zgodnie z tradycj Piekie, nie obchodzono urodzin, ale rocznic dnia mierci. Narodziny ju nie byy wane. I tak adne z nas nie mogo si zestarze. - Och, to dzisiaj? - krzyknam. - Cakiem zapomniaam. - Dzisiaj, dzisiaj, staruszko - odpar. - Masz ju dwadziecia jeden lat. Ha, a ja wci dwadziecia. Postawi wino na stoliku przy kanapie i poszed do kuchni po kieliszki i korkocig.
150

- Tak, tak, dzieciaku - zamiaam si, siadajc na wersalce. - Za trzy miesice te bdziesz ju staruszkiem. Ciesz si, pki moesz. Ja za to wcale nie miaam dwudziestu jeden lat. Ju zawsze bd miaa dwadziecia. Na wieczno... Powchaam kwiat, chowajc nos w jego patkach. Piotrek usiad obok mnie. Sprawnie otworzy butelk i nala wina. Miao t sam barw, co re na mojej sukni. - Sorry, e tak bez zapowiedzi, ale byem w pobliu. Poza tym chciaem zrobi ci niespodziank - powiedzia. - Zrobie - zapewniam go i umiechnam si znad patkw. Zoy mi yczenia i pocaowa w policzek. Nastpnie, chocia zasady savoir-vivre'u tego zakazuj, stuknlimy si kieliszkami. - Dzikuj, e pamitae. - Zachciao mi si paka, znowu powchaam r, nie mogc si ni nacieszy. - Nawet Marek o mnie zapomnia. Do brata tak naprawd nie miaam pretensji. On przewanie nawet nie wiedzia, jaki jest dzie tygodnia, nie mwic o pamitaniu o rocznicach. Piotrek wzruszy skromnie ramionami i pocign kolejny yk wina. Behemot wskoczy mu na kolana, domagajc si pieszczot, ale on zacz przyglda si wiszcym sukniom. - Dobra, bo nie wytrzymam. Dlaczego jeste tak ubrana? - Zamia si i mimochodem zerkn w mj gboki dekolt, kuszco otoczony czarn koronk. - Idziesz na bal? - Eee... tak - odparam i dopiam wino dla odwagi. - Dzisiaj id na bal. - Ooo - zdziwi si. - To z okazji urodzin? - Nie, nie - zaprzeczyam szybko. - To taka impreza... w pracy - dokoczyam zachwycona tak prostym rozwizaniem. Dzisiaj rocznica zaoenia firmy. Bdzie nudno, ale wszystkim kazali przyj. Przez kilkanacie minut rozmawialimy wesoo, popijajc wino. Na dnie smukej butelki zostao ju niewiele alkoholu. Behemot lea na kolanach Piotrka i mrucza gono jak zepsuta lodwka. Wino mio huczao mi w gowie. Na balu u Szatana bd nieprzytomna i za wesoa... Mimo to nie aowaam miego wieczoru w towarzystwie Piotrusia. Byam szczliwa jak nigdy wczeniej. Spojrza mi prosto w oczy. Momentalnie zapomniaam, o czym wanie mwiam. - Dawno nie widziaem ci na uczelni - powiedzia. - Dawno tam nie byam - przyznaam. Umiechn si lekko. Jego umiech by odrobin pobaliwy, odrobin wszechwiedzcy, ale szczery. Tak jak zawsze. - licznie wygldasz - szepn, odgarniajc mi za ucho niesforny kosmyk. - Dzikuj. - Umiechnam si. Delikatnie przesun palcem wzdu linii mojego policzka, a do konturu lekko uchylonych ust. Nie mogam oderwa wzroku od jego hipnotyzujcych, czarnych oczu.
151

Behemot zeskoczy mu z kolan i ruszy na polowanie. Na pododze leao jeszcze duo spinek, wstek i innych ozdb do wosw i ubra. Wkurtce Piotrka zahucza telefon. Mia wyczony gos, jednak gono wibrowa. Kot rzuci si na nowego przeciwnika. Zerknam w stron dzwonicego telefonu. - Czy... - zaczam, ale mi przerwa: - Niech dzwoni. Odstawiam pusty kieliszek na stolik obok jego pustego kieliszka. Piotrek pochyli si i pocaowa mnie w usta. Powoli osunlimy si na kanap. Misterny kok rozsypa mi si po poduszce, spinki upady na podog, jednak nie przejmowaam si tym. Objam Piotrusia za szyj, przycigajc go bliej siebie. Wsunam palce w jego wosy i delikatnie pomasowaam jego kark. Materia spdnicy opad na kanap i podog. Jego palce bdziy po moim brzuchu, odpinajc drobne, perowe guziczki. Gdy pokona pierwsz warstw materiau, oderwa usta od moich ust i spojrza na mj brzuch kompletnie zaskoczony. - To gorset - wyjaniam ze miechem. - Na plecach mam od niego tasiemki. - Hm... szkoda, e nie masz na sobie troch mniej ubra - mrukn, momentalnie tracc zainteresowanie gorsetem. Znowu zacz mnie caowa. Orientalna muzyka nas otaczaa, ciche dwiki mandoliny i niskie tony bbnw cicho wibroway, zupenie jak bicia naszych serc. Na chwil odsunlimy si od siebie. Odgarnam mu czarne wosy z czoa. By taki przystojny. Przesunam palcami od jego czoa, po policzku z kujcymi igiekami jednodniowego zarostu, a do zmysowych, penych ust. Umiechn si. W jego spojrzeniu zobaczyam podanie. Wtuliam si w niego, chwil leelimy tylko, cieszc si swoj bliskoci. Zacz caowa mnie po szyi. Jego ciepy oddech na mojej skrze. Poczuam dreszcze. Wsunam donie pod jego podkoszulek i pocignam go do gry. Telefon w kieszeni jego kurtki ju dawno przesta dzwoni. Behemot grzecznie wynis si do kuchni, eby nam nie przeszkadza. Zmrok za oknem, przyciemnione wiato, dugie cienie od wiszcych wszdzie sukni, to wszystko nadawao chwili niezwykego smaku. Nie wiedziaam, czy to od wina, czy od jego bliskoci i dotyku krcio mi si w gowie. Do Piotrka wdrowaa powoli z mojej ydki na kolano i jeszcze wyej wzdu uda. Przesun palcami wzdu linii koronkowej poczochy. Westchnam. Nagle Behemot z gonym sykiem wyskoczy z kuchni i rzuci si na drzwi wejciowe. Otworzyy si i trzasny o framug. Zwierzak ledwo zdy si zatrzyma, ratujc si przed przygnieceniem. Ja i Piotrek odskoczylimy od siebie. W drzwiach, w eleganckim, wietnie skrojonym garniturze, z krwistymi rami w doni sta Beleth. Rozpita pod szyj biaa koszula kontrastowaa z oliwkow skr. Znowu zobaczyam na jego szyi tajemniczy wisiorek. Tak czarny, e wrcz granatowy irokez dodawa mu uroku niegrzecznego chopca. Diabe przyglda si nam z nieskrywan wciekoci.
152

Piotrek usiad na kanapie, pomagajc mi usi. - Hej, kim ty... - krzykn, ale urwa w poowie. - Czekaj... Bartek, tak? Pracujesz z Wiki? Jeste chopakiem tej Kleopatry? - Tak - odrzek Beleth i oczywicie musia doda: - Jednak nie jestem ju chopakiem Kleo. Piotrek wrogo zmarszczy brwi. Beleth z uporem si we mnie wpatrywa. Wiedziaam, co zobaczy. Pogniecion i rozpit sukni zakasan na wysoko podwizki, wosy w kompletnym nieadzie, nieprzytomne spojrzenie. Gdy Piotru nie patrzy, zajty wkadaniem podkoszulka i do gonym i dosadnym tumaczeniem Belethowi, e w dzisiejszych czasach si puka, obcignam sukni, doprowadzajc j do porzdku. Wosy uoyy si w kok, gdy pstryknam palcami. Piotrek odwrci si w moj stron i a przerwa swj wywd. Siedziaam obok niego w niepogniecionym stroju i nienagannej fryzurze. - Musimy ju i. Spnimy si - warkn Beleth, wci wpatrujc si we mnie. W jego oczach zobaczyam tylko pustk. Milczc, potpiajc pustk. Nie mia prawa tak na mnie patrze. Nie zrobiam nic zego. Nie byam jego wasnoci. - Och tak... bal - mruknam. Piotrek straci troch swojej poprzedniej pewnoci siebie. Podnis si z kanapy i poda do, by pomc mi wsta. Zdziwia mnie ta galanteria. Nigdy wczeniej tak si nie zachowywa. - Przepraszam ci - powiedziaam do Piotrusia. - Naprawd musz i. Bartek obieca, e mnie podwiezie. Piotr kiwn gow, ale nadal wbija nieufne spojrzenie w diaba. Szybko zaczam wkada szpilki, chocia miaam z tym lekkie kopoty. Podoga wirowaa mi przed oczami. Jakim cudem zdoaam zapi drobne sprzczki na kostkach. Obaj mczyni stali na maej przestrzeni, patrzc na siebie z zazdroci i zawici. Behemot pomimo swojej sympatii do Beletha urzdzi sobie z jego nogawek ostrzak do pazurw, ale diabe nawet tego nie zauway. Umiechnam si pod nosem. Czyli mj kot wola Piotrusia. Mia dobry gust, bd po prostu zachowa si tak dlatego, e to ja go karmiam i lepiej byo wzi moj stron. - To dla ciebie - Beleth poda mi bukiet r. Podzikowaam i wziam od niego kwiaty. - Poczekajcie chwil. Stukajc obcasami, zniknam w kuchni w poszukiwaniu wazonu. Znalazam dwa, mniejszy do ryczki od Piotrusia i wikszy do tej wichy badyli od diaba. To znaczy, szczerze mwic, te re niczym si od siebie specjalnie nie rniy, ale ja je tak postrzegaam. Byo mi wstyd, e Beleth wszed w takim momencie do mojego mieszkania. Poza tym byam pewna, e przekrciam zasuwk w drzwiach. Dobrze wiedzia, e jestem sam na sam z Piotrusiem. Zrobi to specjalnie.
153

Postawiam re na stoliku przy kanapie. Wnioskujc po minach mczyzn, byli chyba zadowoleni, e nie wstawiam ich kwiatw do tego samego wazonu. Beleth spojrza z pobaaniem na Piotrka. Jego bukiet by wikszy. Narzuciam na ramiona szal. - Idziemy? - zapytaam. W milczeniu wyszlimy na klatk schodow. Szybko wepchnam Behemota z powrotem do mieszkania i zamknam drzwi na klucz. Nie zwracajc uwagi na kipicego ze zoci diaba, podeszam do Piotrusia i pocaowaam go w usta. To byo delikatne municie warg poczone z gbokim spojrzeniem w oczy, jednak Beleth wyglda, jakbym co najmniej popenia cudzostwo na jego oczach. Chocia kto go wie... moe to byo cudzostwo, w kocu z Piotrkiem nie bylimy maestwem. Pod klatk stao czerwone lamborghini diaba. Nie moglimy si dosta do Pieka samochodem, jednak na szczcie diabe dalej zamierza gra w tej komedii. Otworzy przede mn drzwi do eleganckiego auta. Zbaraniay Piotrek sta w bezruchu, przygldajc si niespotykanemu na polskich drogach samochodowi. Zerkn na Beletha z zawici. Pomachaam mu, bezgonie powiedziaam: przepraszam", i wsiadam do pojazdu. Diabe z min zwycizcy zasiad obok mnie. - Ten twj miertelnik nawet za miliard lat nie zarobi na taki samochd - stwierdzi zadowolony z siebie i zapali silnik. Piotrek chyba myla to samo, bo min mia nieszczegln. Ruszylimy z piskiem opon, zostawiajc go samego w chmurze spalin. - Nie wjedziemy do Pieka samochodem - zauwayam naburmuszona. Byam za, e nam przerwa. Byam za, e istnia. Byam za na cay wiat. - Skoro nie chciaa, ebym was nakry podczas schadzki, trzeba byo si z nim umwi w innym terminie - warkn. A si zamiaam w duchu. Schadzka? Skd on bierze takie niedzisiejsze okrelenia? - Dzi s moje urodziny - odparam tylko i skrzywiam si w duchu. Po co ja mu si tumaczyam? - No i co z tego? - nadal warcza. Nie tumaczyam mu, e to dla mnie wane. Czerwony samochd pru ulicami miasta. Na wprost nas mia by ostry zakrt. Minlimy znak drogowy ostrzegajcy przed niebezpieczestwem. - Beleth, zakrt - powiedziaam. - Wiem - prychn, ale nie zwolni. Jeszcze mocniej wcisn peda gazu i otworzy okno. Wyj z kieszeni marynarki swj klucz. Poduny, zoty, z wem oplatajcym uchwyt. W, pokusa. Idealnie pasowa do piknego diaba.
154

- Beleth!!! - krzyknam i zaparam si domi o tablic rozdzielcz. Tu przed nami bya ciana budynku, na ktr pdzilimy z zawrotn prdkoci. Nie zwracajc na mnie uwagi, wystawi rk przez okno i rzuci kluczem diaba prosto w cian. Gdy tylko klucz w ni uderzy, w ostatniej chwili mur rozstpi si przed nami, ukazujc szos biegnc nad nabrzeem Los Diablos. Podwozie uderzyo o krawnik, a koa zadudniy o wir, gdy wjedalimy w cian. Ostro zakrci kierownic, wprowadzajc nas na wsk, piekieln szos wijc si nad urwiskiem. O centymetry minlimy postrzpion ska. - Nadal twierdzisz, e nie dojedziemy samochodem do Dolnej Arkadii? - zapyta zadowolony z siebie Beleth, zatrzymujc si, by podnie klucz. 31

Beleth gwatownie zahamowa. Szarpno mn do przodu, pasy bezpieczestwa bolenie wbiy mi si w ciao. Powstrzymaam jk. Przed ogromn, kut z elaza bram prowadzc do rezydencji Lucyfera byo jakie zamieszanie. Przed nami jeszcze dwa samochody i karoca czekay na przejazd. Zniecierpliwiony diabe bbni palcami o kierownic. Nie odzywa si do mnie, gdy jechalimy krt drog tu nad przepaci. Szosa owietlona jedynie blaskiem ksiyca nie wzbudzaa mojego zaufania. Gdzie daleko w dole byo sycha ryk fal rozbijajcych si o poszarpane skay. Wiedzia, e baam si tamtdy jedzi, ale mimo to wciska peda gazu do oporu. Zupenie jakby robi mi na zo. Znaki ostrzegawcze zleway si w jedn czerwon lini... Jednak sposb jego jazdy mia te pozytywne skutki. Adrenalina wypukaa mi z krwi wypity alkohol. - No co jest?! - warkn wcieky. Istny promyczek soca z niego... Otworzyam okno i wysunam gow. Przy bramie widziaam jak sylwetk. Kto niski, z maym transparentem w doni, kci si zawzicie ze stranikiem pilnujcym wjazdu. - Chyba jaka protestacja - owiadczyam. - Piknie, kurwa! - warkn. Spojrzaam na niego zaskoczona. Beleth, mimo e by diabem, nie przeklina za czsto. Gdyby by w lepszym nastroju, pewnie zauwayby, e to kolejna cecha, ktra nas czy. Zamknam okno i westchnam gono, znuona jego zachowaniem. - Ju przesta by taki obraony - mruknam.
155

Rzuci mi krzywe spojrzenie, jednak nie skomentowa mojej ugody. Przeprasza nie miaam zamiaru, bo nie czuam si winna. To raczej on powinien mnie przeprosi za naruszenie mojej prywatnoci. W wim tempie posuwalimy si do przodu. Miaam doskona moliwo przyjrze si rezydencji Lucyfera. Jednak rezydencja to byo za mao powiedziane. Budynek troch przypomina, wzniesiony przez Ludwika XIII i rozbudowany przez Ludwika XIV, paac wersalski. Nie tylko wielkoci, ale take pastelow fasad bogat w zoone ornamenty. Liczba skrzyde paacu take si zgadzaa. A jknam. Jakim cudem znajdziemy tam dokumenty dotyczce Iskry? Ten budynek musi mie z kilkaset komnat. No tak... poza tym diaby to prawdziwi schizofrenicy, jeli chodzi o tajemnice. Piwnice prawdopodobnie cign si pod caym Los Diablos. Zerknam na zego Beletha. Nie miaam te pewnoci, czy on aby jeszcze mia ochot mi pomaga... Stranik przy bramie wanie przepdza protestujcego. Gderajca kobieta sza powoli chodnikiem w nasz stron. Transparent z napisem: stop zepsuciu!!!", smtnie cigna za sob po ziemi. Urocza staruszka - Anna Kowalska, mijaa wanie nasz samochd. - Mwiam, e bd z ni kopoty - powiedziaam, jednak Beleth nie zwrci na mnie uwagi. Wiedziaam, e to gupie, ale zrobio mi si przykro z tego powodu. Staruszka zatrzymaa si przy nas i zastukaa w moje okno. Odsunam szyb. - Nasza maa diablic - zaskrzeczaa, przygldajc si krytycznie mojemu ubraniu. Na szczcie czarny szal zakrywa gboki dekolt. Moja suknia wygldaa chyba odpowiednio grzecznie wedug kobiety, w kocu nawet kolor nie by odwany, bo powiedziaa: - Przynajmniej ty jedna ubraa si porzdnie. Niektrzy przyszli cakiem goli! Co za zepsucie! Demoralizacja! Upadek! - Musimy jecha - przerwa jej Beleth. - Miego wieczoru. Mwic to, ruszy. Stranik, przepdziwszy upierdliw kobiet, otworzy szeroko bram. Pomknlimy dugim podjazdem midzy drzewami w stron owietlonej jak boonarodzeniowa choinka rezydencji. - To byo nieuprzejme - zwrciam mu uwag. W odpowiedzi bkn co niezrozumiaego. Wzruszyam ramionami ze zoci. Miaam do wycigania w jego stron rki. Dzisiejszego wieczoru wicej tego nie zrobi. Zatrzymalimy si przed wejciem. Postanowiam nie ruszy si z miejsca, dopki Beleth nie otworzy mi drzwi samochodu. Sdziam, e nie okae mi szacunku, on jednak mimo wszystko pozosta dentelmenem do koca. Nie do, e otworzy drzwi, to jeszcze poda mi do i skoni przy tym gow. Razem ruszylimy po marmurowych schodach do otwartych na ocie wrt paacu. Za naszymi plecami lamborghini natychmiast rozpyno si w powietrzu, robic miejsce dla kolejnego samochodu w niekoczcym si korowodzie goci Szatana.
156

Krysztaowe yrandole owietlay hol. Demon ubrany w liberi wzi ode mnie szal i torebk i skierowa nas szerokim korytarzem w prawo. Tak jak w prawdziwym paacu w Wersalu ciany ociekay zotem, prezentujc nam bogactwo baroku. - Czy Lucyfer lubi t sam epok co Azazel? - zapytaam. Beleth drgn zaskoczony moim gosem. - Nie - odpar. - Azazel jest zwolennikiem rokoko. Rokoko byo po baroku, chocia niektrzy uwaaj je za schyek baroku. Te dwa nurty troch si od siebie rni. - Czemu akurat rokoko? - dalej dryam zadowolona, e wreszcie zacz ze mn rozmawia. Kolejny demon wskaza nam drog, pochylajc gow w grzecznym ukonie. - W tamtych czasach czu si najlepiej. Udawa wtedy czowieka. - Udawa czowieka? - To ci nie powiedzia? - zdziwi si. - Przecie on kademu si tym chwali... - Mnie si nie pochwali... - To Giacomo Casanov. Naprawd ci nie powiedzia? To najgoniejsze z jego wciele. Bardzo dugo udawa wtedy czowieka. Oczywicie narobi mnstwo zamieszania, jak to on. Lucyfer mia z nim wtedy powane kopoty. Azazel jako Casanov. Dobre sobie. - On mi nie pasuje na Casanov - stwierdziam. - Ty bardziej pasujesz. Beleth skrzywi si bolenie i spojrza na mnie. - Jak wida, mao skuteczny ze mnie Casanov. Nie skomentowaam tego przytyku. W kocu doszlimy do ogromnej sali balowej. ciany ozdobiono ogromnymi lustrami, optycznie powikszajcymi cae pomieszczenie, ktre i bez nich byo wielkie. Nie miaam pewnoci, czy widz jego koniec. A moe byo to tylko zudne odbicie luster? Goci zebrao si cakiem sporo, jednak dziki duej powierzchni sali nie byo toczno. Moja suknia odrobin wyrniaa si z tumu. Wikszo kobiet woya kolorowe kreacje. Kada jednak wygldaa, jakby pochodzia z innego czasu i epoki. - O, tam jest Lucyfer - Beleth pocign mnie na rodek. -Musimy mu ci przedstawi. Etykieta tego wymaga. Szatan growa nad otaczajcymi go postaciami. W ogle nie przypomina diaba. Szczupa twarz, wyraajca spokj i opanowanie, otoczona bya blond lokami. Sylwetk mia naprawd imponujc. Szerokie ramiona wypychay bia jak nieg koszul, na ktr narzuci luny surdut. Koronki przy abocie i rkawach koszuli dodaway strojowi smaku. Czarne spodnie wpuci w wysokie buty do konnej jazdy. Podeszlimy bliej. Jego bkitne oczy przyglday si nam uwanie. Na ustach pojawi si lekko zmczony umiech. - To nowa diablic, Wiktoria - przedstawi mnie Beleth. - Wiktorio, to Lucyfer, wadca Niszej Arkadii. - Po co tak oficjalnie? - Szatan umiechn si do mnie ciepo i musn ustami grzbiet mojej doni. - Bardzo mio mi ci pozna.
157

Odwzajemniam umiech. - Mnie ciebie te - oznajmiam. Par osb skrytykowao mnie spojrzeniem. Najwyraniej za bardzo spoufalaam si z wadc. - Czuj si dzisiaj wieczorem jednym z waniejszych goci w mym domu - powiedzia Lucyfer. Nastpnie sztywno skin Belethowi. Jak wida, z nim nie mia ochoty czule si wita. - Chyba ci nie lubi - zauwayam, gdy odeszlimy dalej. - Podpadem mu jaki czas temu - odpar lekkim tonem. Skierowalimy si w stron Kleopatry. Poznalimy j bez trudu. To zapewne j miaa na myli staruszka, gdy twierdzia, e niektrzy przyszli nadzy na przyjcie. Nasza ulubiona krlowa Egiptu miaa na sobie pprzezroczyst sukni, ktra zakrywaa jedynie niektre czci ciaa. Otacza j wianuszek mczyzn. Beleth porwa dwa kieliszki szampana z tacy przechodzcego obok kelnera. Poda mi jeden z nich. Zerknam szybko na demona. Na szczcie nic nie mwi, wiec istniao pewne prawdopodobiestwo, e nie naplu do kieliszkw. - Och, moi mili! - zagruchaa Kleopatra na nasz widok. Ubrany cay na czarno Azazel sta obok niej z ponur min. Wyranie byo mu nie w smak, e Kleo ma a tylu wielbicieli i nie zwraca na niego uwagi. Stanlimy obok niego. Krlowa te stracia nami zainteresowanie. Wanie podszed do niej jaki niski facecik, wgapiajc si w golizn, ktr odsaniaa jej suknia. Wyglda troch jak... - To Napoleon? - szepnam. - A jake... - przytakn zy Azazel. Pasowalimy do niego. Take ubralimy si na czarno, przez co niestety wyrnialimy si z barwnego tumu. W jednym rogu pomieszczenia na pmetrowej wysokoci podwyszeniu zostaa umieszczona orkiestra. Szatan klasn dononie. Zaczli gra. Tancerze kierowali si na rodek sali, maruderzy za tacy jak my stali pod cianami. Przesunlimy si jeszcze bardziej w stron lustra, robic wicej miejsca tancerzom. Dwik akordeonu rozleg si gono, jednak bez echa. Bya tutaj wietna akustyka. Poznaam t melodi od razu. - Zataczysz? - zapyta Beleth. - Nie znam krokw do tanga. - To aden problem - owiadczy i dotkn palcem mojego czoa. - To jak, idziemy? Prychnam. - e niby dotkne mojego czoa i ju znam tango z figurami? -Tak. - Och... no to spoko. Wrczylimy nasze kieliszki Azazelowi i trzymajc si za rce, ruszylimy na rodek.
158

- Jasne, nie krpujcie si - wymrucza Azazel. - Ja mog tu posta. Sam jak palec. Bardzo to nawet lubi. To takie odprajce. Nie zwracajc uwagi na jego gderanie, stanlimy naprzeciwko siebie. - Nie wiem, co robi - powiedziaam. Pooy sobie moj do na ramieniu, zrobi pierwszy krok. Nie miaam pojcia, co robi, ale najwyraniej moje nogi wiedziay. Zaczlimy taczy. Zmysowe, kocie ruchy, jego donie bdzce po mojej talii. Zakochaam si w tangu. - licznie wygldasz, kochanie. - Beleth bezczelnie wpatrywa mi si w dekolt. - Dzikuj, ale oczy mam wyej - mruknam z przeksem. - Doskonale zdaj sobie z tego spraw - odpar z lubienym umiechem. - Jednak twj dekolt jest znacznie bardziej kuszcy. Zamiaam si gono. Prostota i szczero jego odpowiedzi jak zwykle mnie rozbroiy. - A wiesz, skd si wzio tango? - zapyta, patrzc mi prosto w oczy. - Nie mam pojcia - odpowiedziaam. - Z Ameryki Poudniowej? Z Argentyny? - Tak - umiechn si. - Ale chodzio mi o to, gdzie dokadnie powstao. - Nie wiem. - Powstao w domach publicznych i na ulicach, taczone przez prostytutki - wyjani. Wykonalimy do skomplikowan figur. - No to idealny pocztek balu potpiecw w Piekle, nie sdzisz? - spytaam. Zamia si tylko. - Bal potpiecw - powiedzia cicho. - Sam czuj si jak najwikszy potpieniec, kiedy widz ci w jego ramionach. -Beleth - westchnam znuona. - Daruj sobie wreszcie. -O nie, moja pikna. Nie zamierzam. Po raz kolejny musiaam przesun jego do z mojej pupy na tali. Cay czas jego rce tam wdroway. - Obmacujesz mnie - zwrciam mu uwag. - Ja? - zdziwi si, umiechajc si szelmowsko, i znowu przesun donie znacznie poniej mojej talii. - Nic nie poradz. Cignie mnie tam sia grawitacji. Zakrcilimy si. Zaoy mi moj nog na swoje biodro i przytrzyma pod kolanem, bo tego akurat wymagaa kolejna figura. Moja suknia podwina si do gry, odsaniajc koronkow poczoch. Nasze twarze dzielio tylko kilka centymetrw. Wpatrywa mi si z arem prosto w oczy. Muzyka urwaa si gwatownie. Zamarlimy w takiej pozycji. - Moesz puci moje udo - zauwayam.
159

- A nie sdzisz, e idealnie tu pasuje? - zapyta przekornie, ale mnie puci. Nastpny by walc. Taczylimy powoli. adne z nas nie mao ochoty trzyma sztywnej ramy, wic po prostu wpatrywalimy si sobie w oczy. - Zobacz - Beleth wskaza gow par taczc obok nas. - To Marilyn Monroe taczy z Montezum II. Obok nas rzeczywicie plsaa blond pikno w rowej sukni rodem z filmu Mczyni wol blondynki, w objciach niskiego mczyzny w przepasce na biodrach i skrze jaguara zarzuconej na rami. Jej partner o zakrzywionym nosie by od niej znacznie niszy, jednak Marilyn nie robio to wikszej rnicy. - Kto to ten Montecotam? - zapytaam. Beleth przytuli mnie czule w tacu. Odruchowo zesztywniaam, wic odsun si odrobin. - Montezum II to ostatni wadca Aztekw. Potem przybyli Hiszpanie i ca cywilizacj szlag trafi - wyjani. - Spjrz lam pod cian. Widzisz tego bruneta z brdk, ktry czujnie ledzi Montezum? - Ktry? - nie mogam go namierzy. Tu byo naprawd mnstwo facetw z brdk... - No tam przy cianie. Stoi obok Elvisa Presleya. To Hernan Cortes. Zgadnij, dlaczego si nie lubi z Montezum. Zamiaam si i rozejrzaam. Sawni wodzowie, bohaterowie, artyci i zdobywcy wymieniali uprzejmoci bd gromili si wzrokiem. Lucyfer zaprosi sam piekieln mietank towarzysk. Nie byo mordercw i zbrodniarzy, tak jak si tego obawiaam. Chocia na przykad Cortes by ju postaci dyskusyjn. Obok nas przeszed, podzwaniajc lekko zardzewia zbroj, jaki zaronity facet. Prowadzi pod rk star matron z dwoma podbrdkami, ubran w cik sukni obszyt futrem z soboli. - A to kto? - zapytaam. - To caryca Katarzyna II Wielka i Krl Artur - wyjani Beleth, wykorzystujc chwil mojej nieuwagi, eby przysun si jeszcze bliej mnie. - Krl Artur? - zdziwiam si. - Mylaam, e to bujda. On istnia naprawd? Diabe spojrza na mnie krzywo, a potem gosem wyraajcym potpienie zapyta: -To co? Moe jeszcze za chwil bdziesz mi prbowaa wmwi, e Beowulf te nie istnia? - A istnia? - zapytaam zbita z tropu. - No tak, popatrz tam. Stoi przy kolumnie. Rzeczywicie. Przy kolumnie sczy szampana jaki zaronity typek spod ciemnej gwiazdy. Tu obok niego yw dyskusj prowadzili Jim Morrison i Kurt Cobain. Czad. Lucyfer z zadowolon min kry midzy gomi, przy kadym z nich zatrzymujc si na chwil, by porozmawia. - Kiedy ruszymy na poszukiwania informacji o Iskrze? - zapytaam lekko znudzona ju tym tupaniem w miejscu. - A mnie tu dobrze - wymamrota w moje wosy.
160

- Domylam si - prychnam. Jednak, jako e twarz miaam na wysokoci jego szyi, to moje potpiajce spojrzenie i ton nie spotkay si z adn reakcj z jego strony. Edith Piaf zacza piewa ze sceny jedn ze swoich synniejszych piosenek Milord. - Chod - szarpnam Beletha za rkaw. - Idziemy. - Lubi t piosenk - zacz marudzi, ale potulnie ruszy za mn. - Dobra muzyka, alkohol i jedzenie za darmo, a tobie ju si znudzio... - Alkohol i jedzenie s wszdzie w Piekle za darmo - powiedziaam. - Ale nie w takim towarzystwie - zauway. Podeszlimy do Azazela stojcego samotnie przy duym lustrze. Nadal patrzy wilkiem na Kleopatr, ktra rozmawiaa z Napoleonem. Niedaleko niego zauwayam Cezara i Marka Antoniusza, ktrzy te zerkali cay czas na zagadan par i szeptem wymieniali chyba do niepochlebne uwagi. - Wypiem waszego szampana - uwiadomi nas Azazel. Obok niego na niskim stoliku stao jeszcze kilkanacie kieliszkw. Na wszelki wypadek demon kelner, skutecznie lawirujc midzy gomi, omija miejsce, w ktrym sta Azazel. Beleth przystan obok niego i rozejrza si niepewnie po sali. Odchodzio z niej okoo szeciu korytarzy. Najwyraniej zastanawia si, w ktr stron powinnimy pj. - Nie wiesz, gdzie to jest, prawda? - zapytaam z zawodem. - A czego szukacie? - zainteresowa si Azazel. Przechyli si przy tym do niebezpiecznie w moj stron. Beleth wzi go pod rami i z powrotem postawi do pionu. - Tajnych komnat Lucyfera, w ktrych bd tajne informacje na temat Iskry Boej - owiadczy mu Beleth. Trzasnam go w rami. - Zwariowae? Po co mu to mwisz?! On jest tak pijany, e zaraz wszystkim rozpowie. - Skarbie - Azazel skarci mnie lekko bdnym wzrokiem. - Moesz by pewna, e nikomu o tym nie powiem. - Zerkn tsknym wzrokiem na Kleopatr. - Mam waniejsze rzeczy do zrobienia. - Jasne - prychnam. - Musicie wyj poudniowym korytarzem - wskaza na korytarz naprzeciwko nas, niespodziewanie wykazujc trzewo. - Nastpnie kierujecie si jakie trzysta metrw prosto. Potem musicie skrci w lewo. Pamitajcie, e w lewo, bo mona te w prawo, ale wtedy dojdziecie bardzo okrn drog do oranerii. Potem po jakich kilkunastu metrach znowu skrcacie w lewo. Dojdziecie do maej klatki schodowej, ni musicie zej dwa pitra. Prosto korytarzem a do duych zoconych drzwi. To gabinet Lucyfera, a raczej jego przedsionek.
161

Wpatrywaam si w niego ze zdziwieniem. - Skd to wiesz? - zapytaam. - Nie ty pierwsza chciaa si dowiedzie czego, czego nikt nie chcia ci powiedzie. - Diablic Wiktoria? - za moimi plecami rozleg si spokojny gos Szatana. - Moemy porozmawia? 32 Lucyfer obj mnie ramieniem i poprowadzi midzy taczce pary. Zerknam przez rami na Beletha, ale on sta tylko sztywno z nieszczerym, mimo wszystko uprzejmym umiechem przyklejonym do twarzy. Azazel zacz co do niego szepta, wskazujc palcem na Napoleona. - Intrygujesz mnie. Opowiedz mi co o sobie - poprosi Szatan. - Och, naprawd nie ma za wiele do mwienia - powiedziaam, wpatrujc mu si w niebieskie oczy. Lucyfer nie przypomina krla potpionych, jakiego sobie wyobraaam. Wyglda na spokojnego, lekko zmczonego yciem faceta. Zawsze mylaam, e Szatan powinien by bardziej... no c... krwioerczy. To ju nawet Azazel (jak sam zreszt w kko powtarza) bardziej si nadaje - a w kadym razie jest o wiele mniej zrwnowaony psychicznie. - To wszystko jest dla mnie takie nowe - wyznaam. - Domylam si, domylam - Lucyfer poklepa mnie przyjacielsko po ramieniu. - A jak diaby ci traktuj? Nikt ci do niczego nie zmusza? Jak sama zauwaya, tutaj nieustannie trwaj rne rozgrywki polityczne. Nie chciabym, by odbio si to na tobie. - Nie, nie - zaprzeczyam szybko. W kocu czy kto mnie do czego zmusza? Raptem dwa diaby usioway wykorzysta mnie do zagady miertelnego wiata. Nie, no w ogle nic si nie dzieje... -To dobrze. - Umiechn si do siebie i zapatrzy na orkiestr. - Cho czuj, e obracasz si w zym towarzystwie. To znaczy zdaj sobie spraw, e to Azazel rekomendowa ci na to stanowisko, a Beleth jest twoim konsultantem, jednak chciabym, eby na nich uwaaa. Nie wszystko, co mwi, moe by prawd. Nie chc, eby sobie zaszkodzia... - Lucyfer utkwi we mnie twarde spojrzenie. Chocia sala balowa bya dobrze ogrzana, zrobio mi si zimno. - Mnie nie zaszkodzisz ani ty, ani aden diabe. Musisz to zrozumie, Wiktorio - mwi dalej. - Jednak moesz zaszkodzi sobie. Tego by chyba nie chciaa, prawda? al by byo takiej piknej diablicy... Pokrciam gow, niezdolna do wypowiedzenia nawet krtkiego sowa. - Czuj, e doszlimy do porozumienia - odpar zadowolonym gosem. - Odprowadz ci do towarzyszy.
162

Ju przestaam wtpi, dlaczego spokojny jak ocean Lucyfer by Szatanem. Mia po prostu niezwyky dar... przekonywania. Gdy wrcilimy do moich dwch diabw, na ktrych powinnam uwaa, Szatan skoni gow i pocaowa mnie w rk. - Miego wieczoru, Wiktorio - powiedzia, a nastpnie znikn w tumie goci. Wci nie mogam opanowa lekkiego drenia. Baam si go. Bardzo si go baam. Nieostrony kelner za bardzo si do nas zbliy. - Ty! Wstrtna gbo! - warkn na niego Azazel ju w znacznie lepszym nastroju. - Chod tutaj. Demon z krzyw min podszed do nas. Azazel zgarn dwa kieliszki, Beleth podobnie. - Jest po jednym kieliszku dla gocia - usiowa zaprotestowa demon. - Ale ja mam dwie rce - odburkn Azazel. - Spadaj. Nastpnie wypi jednym haustem zawarto obu kieliszkw. Beleth zerkn na niego, lecz zrobi to samo. - Dobra, idziemy! - zakomenderowa rozochocony. - Bawcie si dobrze - mrukn Azazel, rozgldajc si za kolejnym kelnerem. - A ty z nami nie idziesz? - zapytaam. - Skarbie - umiechn si do mnie protekcjonalnie. - Za bardzo lubi swj tyek, eby mi go kto odstrzeli. Pobladam. Beleth wzi mnie pod rami. - Spokojnie, nikt nie bdzie do nikogo strzela. Chyba. Ruszylimy w stron korytarza, ktry wczeniej wskaza nam Azazel. - Czego chcia od ciebie Lucyfer? - zapyta Beleth. - Ostrzega mnie... do dobitnie... przed wami - wyjaniam. - Nie ufa wam. Mrukn co w odpowiedzi. Mijalimy rozbawionych ludzi i diaby. Belfegor wyszczerzy do nas zby w umiechu, zagadany z gociem, ktry troch mi przypomina jakiego prezydenta. - Boj si go - powiedziaam. Beleth rozejrza si czujnie. - Jego? - wskaza zaskoczony na jakiego zbja w biaej ludowej koszuli z haftem, ktry nas wanie mija. - Nie ma czego. Wyglda na zakapiora, ale to tylko Janosik. - Nie jego - achnam si. - Szatana. Przestraszy mnie. - Och, skarbie. - Beleth obj mnie ramieniem i przytuli. - Nie przejmuj si. To zwyky diabe. Co prawda jest tu szefem, ale w sumie co on moe zrobi? Zabi ci ju nie da rady. Za pno - doda beztrosko.

163

Przy wyjciu do lekko zaciemnionego korytarza staa ogromna waza, wysoka na dobre ptora metra. Wystaway z niej dwie krtkie nki ubrane w biae podkolanwki i buty z kokardami. Nogi wywijay wciekle w powietrzu. Z wazy dobiegaczyjpaniczny wrzask. Dwa demony stay koo ogromnego naczynia, niezdarnie usiujc wydosta nieszcznika. Ciekawe, po co kole skaka na gwk do takiej wazy? Odwrciam si, gdy j mijalimy. Co wydao mi si znajome. - Hej - szarpnam Beletha za rkaw. - Czy Napoleon nie mia takich butw? - Ja nic nie wiem - mrukn szybko i przyspieszy. Minlimy demona, ktry usunie wskaza nam drog do toalety, nie zwracajc uwagi, e wcale nie skrcilimy w jej stron. Dwiki muzyki z sali balowej cichy za naszymi plecami. Owietlenie korytarza byo przyciemnione, nastrojowe. Beleth wzi mnie za rk. Delikatnie masowa kciukiem wntrze mojej doni. - Nigdy si nie poddajesz? - zapytaam. - Nigdy - odpar z umiechem. Przygaszone wiato rzucao ciepe byski na jego czarnych wosach. Zote oczy miay si do mnie. Usta byy tak kuszce, wprost stworzone do caowania. Ach, ten Beleth. Cay on. Szlimy zaciemnionym korytarzem. Grube dywany tumiy nasze kroki. W jednej z wnk zmysowo jcza damski gos, wtrowao mu mskie sapanie. Speszona odwrciam szybko wzrok. - A moe zamiast szuka tej tajnej komnaty znajdziemy jakie ustronne miejsce? Tylko we dwoje? Cakiem sami? - zaproponowa przyciszonym, niskim gosem diabe zachcony dwikami, ktre wczeniej usyszelimy. Potknam si o wystajcy dywan. - Nie, nie - powiedziaam szybko i wyjam do z jego ucisku. - Musimy znale informacje o Iskrze. - Czemu tak ci na nich zaley? - Chc wiedzie, co mog robi. Jak silna jestem. Obj mnie ramieniem, przycigajc bliej siebie. Przysun usta do mojej szyi. - Och, zapewniam, e moesz wiele - szepn mi do ucha, przygryzajc patek. Odskoczyam od niego gwatownie, przez co stuknam w niski stolik pod cian. Ozdobny wazon przechyli si niebezpiecznie, jakby mia ochot si przewrci i spa. Beleth zapa go i postawi bliej ciany. Spojrza na mnie z umiechem w oczach. - Czy zawsze jak rozmawiasz z tak niesamowicie przystojnym i pocigajcym mczyzn, potykasz si albo co niszczysz? Przypomniaam sobie, ile razy wywrciam si w obecnoci Piotrusia...
164

- Ale skd! - zaprzeczyam ze zoci i w tej samej chwili zawadziam stop o kolejny gruby dywan. Wywinabym piknego ora, gdyby mnie nie zapa. Po choler rozkadaj tu te dywany?! Nie da si chodzi w szpilkach! - Rozumiem. - Powstrzymywa miech. Nie skomentowaam tego. Staraam si i, wysoko podnoszc nogi i czujnie ledzc kady krok, eby ju nie musia mnie apa ani dotyka. Szlimy zgodnie ze wskazwkami Azazela. Nikogo nie spotkalimy. Korytarze wieciy pustk. O ile jeszcze bliej sali balowej w bocznych wnkach byo czasem sycha czyj chichot czy... no c... sapanie, to teraz otaczaa nas idealna cisza. Zeszlimy dwa pitra ma klatk schodow. Kolejny korytarz podejrzanie przypomina te znajdujce si w Urzdzie. - Czy piwnice Szatana cz si z Urzdem? - zapytaam. - Tak - odpar Beleth. - Sama wygoda. Nie musisz wychodzi z domu, a ju jeste w pracy. Hm... bd lenistwo. Szlimy kilkadziesit metrw klaustrofobicznie wskim korytarzem. Nie lubiam go. Minimalistyczny wystrj Urzdu przyprawia mnie o ciarki. Ju lepiej znosiam przeadowane barokowe umeblowanie rezydencji Lucyfera. Poza tym Beleth znajdowa si blisko. Za blisko... Czuam ciepo bijce od jego ciaa, zapach wody po goleniu, ktrej uywa, chocia diaby si nie gol. Przed nami byy zote drzwi z numerem 6666. Ju je widziaam. Za nimi bdzie may sekretariat, w ktrym zasiada Belfegor, a dalej drzwi windy prowadzcej do gabinetu Lucyfera. Minlimy zabaaganione biurko i podeszlimy do srebrnych, niepozornych wrt. Wcisnam guzik, ktry zapon w ciemnociach czerwieni. Drzwi od windy otworzyy si przed nami z brzczeniem cichego dzwonka. Weszlimy do wskiej jak trumna kabiny, wyoonej lustrami. Beleth spojrza na rzd przyciskw. - Nie mam pojcia, ktre to pitro - skrzywi si. - Azazel tego nie powiedzia. O dziwo prywatna winda Szatana bya jedynym miejscem w Piekle, ktre miao normaln numeracj. 1., 2., 3., 4., 5. czy 6. pitro? Oto jest pytanie. - Pozwl, e zgadn - mruknam i wcisnam przycisk z numerem 6. Nie podejrzewaam, eby Lucyfer by a tak przebiegy i mia gabinet na innym pitrze. To by byo pewnie niezgodne z jak piekieln etykiet... Winda ruszya niespiesznie. Caa kabina drgna gwatownie, a liny zatrzeszczay. Wziam Beletha za rk. Posa mi w jednym z luster zdziwione spojrzenie. - Nie lubi wind - mruknam. Jego twarz rozjani umiech.
165

- Och, kochanie. Jeste taka urocza! Przecie nawet jakby spada, to si nie zabijemy... - Wiem, ale mimo to nadal nie lubi wind. Lekko cisn moje palce zadowolony, e to ja pierwsza wykonaam ruch. Widziaam emocje malujce si na jego twarzy. Zacz sobie wyobraa nie wiadomo co... - Jeli uwaasz, e w gabinecie Lucyfera zedr z ciebie garnitur, to si mylisz - owiadczyam, a on zrobi min zbitego psa. - A moe chocia same spodnie? - zaproponowa niemiao. Spojrzaam na niego ostro. - Zboczeniec... - Ty zacza. - Umiechn si od ucha do ucha. Drzwi otworzyy si z gonym zgrzytem, a kabina stana z szarpniciem. Z prawdziw ulg wyszam z tej metalowej trumny. Gabinet Lucyfera nie przypomina tego z Adwokata diaba, gdzie Al Pacino wietnie si czu otoczony betonem. Tu byo duo ciepych barw, drewno, pluszowe obicia. W kcie pomieszczenia staa solidna donica, a w niej roso mae drzewko. Jabonka. Miejsce pracy Szatana nie odbiegao wystrojem od reszty jego rezydencji. Poza wind znajdoway si tu pikne, podwjne, dbowe drzwi. To bya najwyraniej droga prosto z paacu, ktrej Azazel nie zna bd nie chcia nam o niej powiedzie. Tu za biurkiem zawalonym dokumentami przy cianie staa gablota z dwoma kamiennymi tablicami. Poza tym niezwykym biurowym dodatkiem, nienadajcym si nawet na przycisk do papieru ze wzgldu na swoje rozmiary, na innej cianie sta duy zakrwawiony krzy, ktrego pochodzenia nie chciaam pozna za adne skarby wiata. Po drugiej stronie by za to kawaek masztu z ma tabliczk: Arka Noego". Wow... prywatne muzeum. Idc w stron kamiennych tablic, dokadnie przyjrzaam si pozostaym gablotom. Sterane yciem, zakurzone sanday podpisane wasno Jzefa", proca wasno Dawida", pk wosw wasno Samsona", pierwsze drukowane wydanie Biblii, otworzone na stronie tytuowej, na ktrej byo napisane Mojemu przyjacielowi Luckowi - Gutenberg". Szatan to dopiero mia znajomoci! Podeszam w kocu do kamiennych tablic. To nie byo Dziesicioro Przykaza, jak pocztkowo mylaam. Drobnym pismem, ktre wygldao jak zbir nic nieznaczcych przecinkw i kropek, by tam zapisany tekst z akapitami. To nie mogy by przykazania. To musiay by informacje o Iskrze! Odwrciam si do Beletha, ktry rozsiad si w obrotowym fotelu Szatana i przymierzy si do biurka. Kolejny diabe z ambicjami... Obrci krzeso w moj stron. - To jak? - zapyta, rozpierajc si w fotelu. - Moe jednak pomylimy o tym zdejmowaniu garnituru? - Daj spokj. - Otworzyam gablot. - Zobacz. To chyba to' Ale nie potrafi tego przeczyta.
166

Beleth westchn zawiedziony i przysun si do mnie i do tablic razem z obrotowym krzesem, ktre bardzo przypado mu do gustu. - A po co ty chcesz to czyta? - zdziwi si. - Bo tu jest pewnie co napisane o Iskrze! - Ech, skarbie, my ju nie jestemy w epoce kamienia upanego. Mwic to, wcisn jaki przycisk z boku gabloty. Z lekkim oporem tablice odsuny si na boki, a za nimi wysun si do przodu ekran komputera. - Ooo... - mruknam. Przyznam szczerze, byam troch zawiedziona. Oczekiwaam jakich zakurzonych manuskryptw, kruszcych si w doniach tablic, a tu co? Wesoa muzyczka Windowsa zabrzczaa, oznajmiajc zalogowanie do systemu. - Nawet nie ma hasa - powiedzia z pogard Beleth. - Azazel poza ustawieniem szedziesicioszecioliterowego hasa pewnie by jeszcze postawi dwa napakowane demony przed drzwiami... Tapeta w komputerze Szatana bya urocza. Przedstawiaa do tandetnie wykonany fotomonta. Topornie wycite zdjcie blondwosego wadcy piekie byo doklejone do podobizny Angeliny Jolie. By to kadr z filmu Mr i Mrs Smith z tangiem taczonym przez gwnych bohaterw. Lucyfer zaklei podobizn Brada Pitta. Na ekranie byo kilka ikon. Wskazaam na jedn z nich podpisan: Tajne dokumenty". - To wcinij - rozkazaam. - Czekaj. - Otworzy folder podpisany Gry". - Och! Ma Diablo!!! - zawoa z zachwytem. Zerknam mu nad ramieniem. Usiowaam wyrwa myszk, ale mi nie pozwoli, odpychajc mnie okciem. Bero mocy" tymczasowo byo w jego posiadaniu. - Ooo... ma te The Sims? A po co mu to? - gdera Beleth. - Taka babska gra... - Beleth... - zagruchaam mu do ucha. Od razu puci myszk. Naiwniak. Zapaam j szybko. -A ju mylaem... - mrukn, kiedy kliknam w Tajne dokumenty". Na szczcie Lucyfer lubi porzdek. Pozycje byy podzielone na kategorie i poukadane alfabetycznie. Przysiadam na podokietniku fotela. Beleth zacz delikatnie masowa mnie po plecach. Syknam na niego, wic zadowoli si trzymaniem doni na moim krzyu. - O, tu jest! - zawoaam, znajdujc odpowiedni pozycj. Kliknam na dokument podpisany Iskra Boa". Zaczlimy go czyta. Mwi z grubsza o tym samym, co powiedzia mi Beleth. Poza tym bya jeszcze wzmianka, e miertelnicy, zanim umr, nie odznaczaj si adnymi specjalnymi zdolnociami. One pojawiaj si dopiero po mierci. Doszlimy do opisu mocy osoby obdarzonej Iskr.
167

Bla, bla, bla... mog pali na odlego i z bliska, mog wykorzystywa ywioy, do czego mam ochot, mog zabi anioa lub demona, o ile wyobra sobie, e staj si par i rozwiewaj w powietrzu... bla, bla, bla... mog topi metal, przyspiesza wzrost upraw i rozwj zwierzt, jednak nie ludzi, mog zwiksza plony nieskoczon ilo razy... bla, bla, bla... kolejne strony o tym, co mog robi z rolinami - i czemu to niby takie wane? Kogo obchodzi zielsko? Wycignam palec w stron jabonki rosncej w kcie pomieszczenia. Drzewko stao si dwa razy wiksze. Zielone jabuszka zaczerwieniy si i opady na podog. Za nimi posypay si licie. Nastpnie wyrosy nowe. Pomylaam intensywnie i skupiam si. Zamiast jabek na drzewku tym razem wyrosy dorodne pomidory. - Ooo - wykrzykn Beleth z podziwem. - Ja tak nie umiem. Moesz zmienia przedmioty! Wiesz, co to znaczy? - Nie. i Na naszych oczach jeden z dorodnych pomidorw oderwa si i upad z gonym planiciem na dywan, ktry w jednej chwili przesta by beowy... - To znaczy, e moesz zmienia wszystko - Beleth dalej si entuzjazmowa. Przestaam zwraca na niego uwag. W kocu ja tylko zamieniam jabka w pomidory. Wielkie mi rzeczy. Wrciam do czytania dokumentu o Iskrze Boej. Poza tym mogam oddycha pod wod, spokojnie znosiam ekstremalne temperatury i miaam jeszcze kilka innych umiejtnoci kompletnie nieprzydatnych w yciu codziennym. Skoczy si rozdzia o tym, co mog robi. Teraz byo o tym, czego nie mog. Kurde...! Przeleciaam go szybko wzrokiem. Poza faktem, e nie mog wpywa na uczucia i emocje ani kierowa ludmi, mao byo rzeczy, ktrych nie mogam robi. Nie byo ani sowa o tworzeniu ciaa i oywianiu zmarych... Szlag by to trafi! Westchnam z zawodem. - Co si stao? - zapyta Beleth. - Mylaam, e bdzie napisane, e mog sobie stworzy ciao i znowu by miertelniczk. Skoro mog tworzy, mylaam, e mogabym stworzy i to... I znowu byabym ywa - wyjaniam. Teraz ju nie zaleao mi na zachowaniu tajemnicy. - Och, kochanie. Tego nikt nie moe zrobi poza Najwyszym. - Pogadzi mnie po ramieniu. - Mona by to rwnie uzyska przez... Dalsz cz zdania przerwa mu gony omot. W szeroko otwartych drzwiach, ktre zostay otwarte z tak si, e odpado kilka fragmentw futryn, sta rozwcieczony Szatan. Za jego plecami kulia si grupka demonw. - Co tu robicie?! - zagrzmia. Beleth zerwa si z krzesa i wskaza na mnie palcem. - Ona miaa zerwa ze mnie garnitur w ustronnym miejscu - powiedzia szybko, a nastpnie zmarszczy brwi, jakby si nad czym gboko zastanawia. - Ale troch jej nie wyszo...
168

- Troch jej nie wyszo?! - Lucyfer podszed bliej. - TROCH?! I tak przypadkiem jej rka z twojego rozporka zsuna si na tajny przycisk od mojego tajnego komputera?! Beleth umiechn si przepraszajco. - A bo z niej taka niezdara... Ona - doda ciszej - nawet czasem po ciemku ma problem z zapiciem stanika. - DO!!! - Szatan wyglda, jakby mia zamiar wybuchn. - Pjdziecie ze mn!!! Potulnie ruszylimy za nim. Nagle Lucyfer zatrzyma si raptownie: - Co si stao z moj jabonk?! To by jedyny istniejcy szczep Drzewa Poznania Dobra i Za!!! 33 Siedzielimy w maej celi o powierzchni moe szeciu metrw kwadratowych. Ja, Beleth i... Azazel. Ten ostatni na bardzo silnym kacu. Lea na wskiej awce, przez co ja i Beleth zmuszeni bylimy siedzie blisko siebie. No dobrze... ja byam zmuszona. Przystojny diabe by tym faktem zachwycony. Zabrano nam klucze, bymy przypadkiem nie usiowali uciec. Ze zoci wyrwaam kolejn ryczk ze swojej sukni i rzuciam pod przeciwleg cian. Ju od kilku godzin zabawiaam si tym niezwykle inteligentnym zajciem. Spojrzaam na lecego bezsilnie Azazela. - Czemu masz kaca? - zapytaam. - Jeste diabem. Nie powiniene go mie... -To nie kac spowodowany alkoholem - warkn, zasaniajc oczy jak primadonna. - To kac moralny i emocjonalny. Kleopatra ca noc taczya z Cezarem. On chyba znowu jej si podoba. - No wiesz... byli maestwem. - No i co z tego? - warkn. - A my bylimy kochankami. czyy nas dzikie dze. Wyobraziam to sobie i od razu tego poaowaam. Zerknam na Beletha. Znowu zezowa w mj dekolt. Zdj marynark, rozpi jeszcze kilka guzikw koszuli. Wyglda bardzo pocigajco. - W ogle nie rozumiem, czemu mnie te zamknli! - wy-jcza Azazel. - Przecie ja nic nie zrobiem! A zamknli mnie z takimi degeneratami, ktrzy wamuj si do tajnych komnat Szatana. Co ja robi w takim towarzystwie?! Spojrzelimy z Belethem po sobie. Azazel wszystko potrafi sobie wmwi. Nawet niewinno... - Wsadzie Napoleona do wazonu - zauway mj pikny diabe. - A potem pobie si z Cezarem - dodaam.
169

- W szale walki wpadlicie na orkiestr - mrukn Beleth. - A biedny Michael Jackson, kiedy usiowa przed wami uciec, wypad przez okno - powiedziaam. -1 wpad do fontanny - doda. - W ktrej Lucyfer trzyma ozdobne piranie. - Zamiaam si. - Poza tym w czasie zamieszania, jak rzucie Cezarem o cian, to trafie w lustro. - Ktre spado na Ernesta Guevar i Boba Marleya - uciliam. - Za to oni oblali caryc Katarzyn szampanem. - A miaa drog sukni. Beleth odwrci si do Azazela: - Tak serio to podejrzewam, e przymknli ci za t sukni. W kocu wiesz, bya wyszywana sobolami i diamentami... - Jasne, miejcie si ze mnie - warkn Azazel, siadajc. - A Cezara jako nie przymknli. - Wiesz.... Cezara w przeciwiestwie do ciebie Lucyfer lubi - zauwayam sucho. - Od razu wida, jakie to Pieko jest skorumpowane. Samo kumoterstwo - wykrzykn. - Gdybym ja tu by Szatanem... Metalowe drzwi otworzyy si. Stan w nich Lucyfer. - Ale nim nie jeste - wycedzi ze zoci. Azazel wsta i stan naprzeciwko niego. - dam przedstawienia nam zarzutw. Nie wiem, co ja w ogle tu robi! - Zarzuty zostan wam przedstawione w pitek na rozprawie - rzek Lucyfer. - Do tego czasu macie surowy zakaz opuszczania Pieka. Zreszt i tak nie odzyskacie kluczy. - Co? - A wstaam. - Jak to? Nie moemy wrci na Ziemi? Ja musz! - Ostrzegaem ci, Wiktorio. Teraz jest ju za pno - powiedzia Szatan i odszed, zostawiajc nas w otwartych drzwiach. Azazel przecign si. - No c... Wtakim razie trzeba si zabawi. Mamy kilka dni wolnoci. - Jasne... ciesz si - warkn Beleth. - To nie ciebie ska za wamanie do komnat Lucyfera. - Wiem. - Twarz Azazela rozjani umiech. -1 to jest w tym wanie najpikniejsze! Bez sowa wyszam, zostawiajc ich samych. Cela bya tu, gdzie podejrzewaam - w ogromnych piwnicach Lucyfera. Demon, ktry czeka na mnie przy drzwiach, poprowadzi mnie przez labirynt biaych korytarzy. Wyszam bocznym wyjciem z rezydencji Szatana. Zblia si zachd soca. Czerwona tarcza bya ju bardzo nisko. Siedzielimy w zamkniciu znacznie duej, ni sdziam - prawie cay dzie. Zapewne Lucyfer chcia nas tym zgnbi.
170

Ju dawno zdjam szpilki, szam na bosaka w poprzek placu, niosc je w rce. Suknia tara o ziemi z cichym szelestem. Rozgrzana od soca kostka brukowa mio grzaa mi stopy, ktre zmarzy w wilgotnej i ciemnej celi. Przeszam dugim podjazdem i wyszam przez uchylon bram. Miaam przed sob szeroki bulwar, za ktrym byo zejcie na pla. Krzyk mew i bysk fal przycigay mnie. Nie rozgldajc si nawet na boki, przeszam przez ulic. By rodek dnia, wic ruch by spory. Moe piekielni kierowcy i jedcy s przyzwyczajeni do spacerowiczw o nieobecnym wyrazie twarzy, bo nikt mnie nie przejecha. Zreszt i tak nie mogam umrze po raz drugi. Beleth ju zdoa wbi mi to do gowy. Usiadam na niskim murku oddzielajcym chodnik od play i zanurzyam stopy w piasku. Ziarenka przesypyway mi si midzy palcami. Westchnam. Uwiziona na cay tydzie w Piekle. Znowu nie pjd na uczelni... chocia szczerze mwic, wcale mnie to nie martwio. Opalajcy si ludzie powoli zbierali swoje rzeczy. Soce ju zaczo zapada si w morzu. Czy kto bdzie mnie szuka? Na pewno Marek... Musz sprbowa do niego zadzwoni. Co prawda nie ma tutaj zasigu, ale Beleth chyba co wymyli. Hm... Zuza? Nie, ona nie bdzie mnie szuka. Wczoraj wieczorem przecie wyjechaa, o dziewitnastej miaa samolot do Egiptu. Jej siostra znalaza jak superpromocj last minut. Obie miay czasem takie szalone pomysy. Potrafiy spakowa si i z dnia na dzie wyjecha na drugi koniec wiata. Zuza zaatwia sobie lewe zwolnienie lekarskie na uczelni i pewnie jedzie teraz na wielbdzie po pustyni. Kilka dni temu pomagaam si jej pakowa. Zuza wyoya ca zawarto szafy na ko i usiowaa si zdecydowa, co zabra. - Wrzucisz to do walizki? - poprosia mnie, podajc mi trzy bluzki. - Gdziekolwiek. I tak si pogniecie. W ogle to chc wzi wszystko, co w przewodniku opisali jako niezbdne - wskazaa na sfatygowan ksieczk, na ktrej sta kubek z kaw. Posusznie podeszam do olbrzymiej walizki na kkach. Leaa otwarta przy drzwiach. Jak na razie Zuza spakowaa do niej dwie butelki wody mineralnej, jedn plitrow butelk wdki gorzkiej odkowej i paczk podpasek. Zamiaam si gono. - A wic niezbdnik kobiety w Egipcie wedug najnowszych przewodnikw to: woda, wda i podpaski? - Woda, bo trzeba duo pi. Wda, bo trzeba si odkaa. Tam jedzenie jest brudne. Nasze przewody pokarmowe nie toleruj ich bakterii. A podpaski, wiadomo... - odkrzykna z drugiego pokoju. - Ty, Zuza... we mnie kiedy ze sob - powiedziaam wtedy. - Musicie z siostr mie nieze jazdy.
171

Westchnam, patrzc w czerwone soce. Kiedy znowu zobacz Zuz? Byam uwiziona tutaj a do pitku. A do cholernego pitku... A Piotru? Ciekawe, czy o mnie myli? Na lito bosk, caowalimy si. Znowu. A nawet wicej ni caowalimy. Oby tylko nie pomyla czego gupiego w zwizku z Be-lethem... Jakby przywoany moimi mylami, diabe usiad obok mnie. Gdzie znikna jego marynarka. Rkawy koszuli podwin do okci. - Co robisz? - zapyta. - Oddycham. Mam wraenie, e ostatnio tylko to mi wychodzi... Warga mu kr wawia. Czerwona kropla opada na nienobiay konierzyk. Na moich oczach kolejna cofna si, wpywajc z powrotem do maej ranki, ktra si zasklepia. Opuchlizna momentalnie znikna. Po rozbitej wardze nie pozosta aden lad poza pojedyncz kropl krwi na koszuli. - A ty co robie? - zapytaam. - Tumaczyem Azazelowi, e to nieadnie namiewa si z innych. -Aha... Siedzielimy w milczeniu. Mewy krzyczay nad naszymi gowami. Pnadzy ludzie kierowali si do wyjcia z play tu obok nas. - Nie przejmuj si. - Beleth wzi mnie za rk i splt nasze palce. - Spjrz na nich. Bd taka jak oni. Radosna, beztroska... - Martwa - wpadam mu w sowo. Spojrza na mnie i odgarn mi wosy za ucho. - Tak, kochanie. Martwa... Nie wiem, jaki bdzie wynik procesu. - Westchn. - Musimy przygotowa si na wszystko. Musisz wreszcie nauczy si by martw. Pokiwaam smutno gow. - Ale Beleth... chciabym si z nimi poegna. - Sprbujemy to zrobi. - Obj mnie i pocaowa w czoo. - Sprbujemy przed procesem. Potem to moe by trudniejsze... - Wtedy, w komnacie Lucyfera, powiedziae, e odzyska ciao mona te w inny sposb - przypomniaam. - Jaki to sposb? Beleth skrzywi si. - To do atwy proces, ale mog to zrobi tylko diaby. Nie diablice. Poza tym s pewne... kopotliwe skutki uboczne. No i trzeba mie klucz.
172

My nie mielimy kluczy. Odebrano nam je. Moliwe, e na zawsze. Szkoda, e nie zapytaam go o to wczeniej. Chocia wtedy i tak by mi pewnie nie powiedzia, bo baby si, e po prostu znikn. - To tak szybko si skoczyo - wymruczaam. - Tak niespodziewanie. - Taa... Te nie podejrzewaem, e Lucyfer wparuje do swoich komnat. Ciekawe, skd wiedzia, e tam jestemy? - Nie wiem. - Westchnam ciko. Zastanawiaam si, co teraz z nami bdzie. A moja znajomo z Piotrusiem ju si zacza obiecujco rozwija. Szlag by to trafi... - Wygldacie jak kupka nieszczcia - zaskrzecza jaki gos obok nas. Odwrcilimy si w stron staruszki, Anny Kowalskiej, ktra wanie wychodzia po schodkach z play. - Opala si pani? - zdziwi si Beleth. - Oczywicie - odpara z godnoci. Przeczy temu odrobin jej strj. Miaa na sobie jaki przedpotopowy kostium kpielowy, ktry mia nogawki do kolan i rkawy. I by rowy... Skojarzya mi si z muzumankami kpicymi si na publicznych plaach i basenach w burkini, czyli poczeniu burki i bikini. Strj ten zasania cae ciao oprcz rk, stp i twarzy, a mimo to jakim cudem da si w nim pywa. Kobieta pywajca w basenie w spodniach, bluzce z rkawami i chustce na gowie to naprawd niezwyky widok. Anna Kowalska take zawizaa na gowie chustk w kwiaty. Jednak nie podejrzewaam jej o skryte sympatyzowanie z islamem. Po prostu byo odrobin za ciepo na moherowy berecik. , W doni trzymaa may, rozkadany leak. - Poza tym rozdaj ulotki - podaa nam jedn. Na samym froncie razi po oczach czerwony napis: STOP golinie!" Uwielbiam t kobiet. - Co za zgorszenie niektrzy tutaj siej. Siedz nadzy na 1 play albo w tych okropnych strojach. Stringi! A fe! - krzyk- ! na na przechodzc akurat blondynk, ktra krcia pup ' wanie w takich majtkach. Dziewczyna spiorunowaa j wzrokiem i jak gdyby nigdy nic ruszya przed siebie. - Przecie tego nawet nie mona nazwa ubraniem - argumentowaa dalej staruszka. - Poza tym co to za durny wymys! Sam troczek! Przecie jak to uwiera! I trze si o hemo- j roidy! i Spojrzaa na blondynk, ktra oddalia si od nas ju niezy 1 kawaek. - Musz da jej ulotk. Ona nie wie, co robi. Do widzenia, dzieci - powiedziaa i pobiega za dziewczyn. - Trze si o hemoroidy? - wolno powiedzia Beleth. - A skd ona o tym wie? - Wolisz nie wiedzie... 34
173

Poegnania. Nie lubi ich. Wydaj si tak ostatecznoci. Nigdy nie wiadomo, czy zobaczy si kogo, z kim wanie ciskasz do i kogo caujesz w policzek, komu machasz z oddali. Moe to ostatni dotyk, ostatnie sowa? Nie ma nic gorszego od poegna. Belfegor pomg mi dodzwoni si do Marka. Jedyny telefon w Piekle z wyjciem na Ziemi znajdowa si oczywicie w Urzdzie. Ostrzegam brata, e wyjedam ze znajomymi na kilka dni w gusz, gdzie nie ma zasigu, wic moe mnie nie szuka. Bardzo si tym zmartwi. Od razu przedstawi mi niezwykle plastyczn wizj mordercy z siekier, ktrego jedynym yciowym celem jest odrbywanie najrniejszych czci ciaa gupim dwudziestolatkom, ktrzy pi w namiotach porodku lasu. Potem przyszli mu na myl szaleni kierowcy tirw, ktrzy gwac wszystko, co si rusza, ca rozmow za zakoczy wielce urocz, lecz katastroficzn wizj ataku zwierzt zaraonych wcieklizn. Wedug niego nawet wiewirka moe zabi. Jak sam stwierdzi, to takie zombie z Resident Evil, tylko mniejsze. Chciaam jeszcze poegna si z Piotrusiem, ale nie przez telefon. Zaleao mi, eby po tym, co zaszo, zrobi to osobicie. Po raz ostatni go zobaczy. Min ju prawie tydzie, odkd si widzielimy. Zamknita w Piekle nawet nie mogam sprawdzi, czy nie dzwoni do mnie na komrk. Baam si, e mg podejrzewa co w zwizku z Belethem. Nie chciaam, eby doszed do wniosku, e to mj chopak. Wtedy tak nagle nam przerwa i by taki zy. Poza tym chciaam... sama nie wiem, co chciaam. Podjam jednak decyzj. W kocu powiem mu, co do niego czuj. Odwa si na to. Nigdy nie mwiam o swoich uczuciach, bo nie chciaam zosta odrzucona. Teraz, gdy nie wiedziaam, co ze mn bdzie i czy jeszcze kiedykolwiek go zobacz, zdecydowaam si, e mu powiem. Powiem. Na pewno. Wiedziaam nawet, kogo poprosz o pomoc. - No Kleo - jknam. - Nie rb mi tego! Krlowa z zacit min siedziaa na swoim zotym tronie i bbnia palcami o podokietnik. - Mog mie przez to kopoty - powiedziaa. - Nie chc mie kopotw. - Na lito bosk, jakie kopoty? - krzyknam tak gono, e a zaskrzecza sposzony sok na zotej erdzi obok Kleopatry. - Czy zostaa zatrzymana? Czy dostaa wezwanie do sdu? Czy zgosili ci jako wiadka? Nie... Wzruszya ramionami i ucieka w bok spojrzeniem. Wiem, e bya przesuchiwana. Sama mi zreszt o tym powiedziaa. Domylam si, e Szatan wycign z niej wszystkie potrzebne informacje na nasz temat. - Prosz, Kleo. Wiesz, jakie to dla mnie wane. - Wiem. I to jest w tym najgorsze. Nie uwaasz, e to gupie? Przecie on nic do ciebie nie czuje...
174

- Ale ja chc mu co powiedzie - zaparam si. - Gupia jeste - skwitowaa. - Wiem. To jak? Pomoesz mi? - A mam wybr? - Skrzywia si i wsuna swj klucz w cian. - Masz p godziny. Potem otworz przejcie znowu w tym samym miejscu. Masz wtedy wrci, syszysz? Kiwajc gow, przeszam przez drzwi. Po drugiej stronie byo zupenie inaczej ni w Piekle. Ju zapad zmrok. Niebo byo ciemne, burzowe chmury wisiay nad budynkami. Na nierwnym chodniku powstay ogromne kaue, przez ktre przeskakiwaam, idc w stron bloku Piotrka. W kocu stanam pod nim. Olbrzymi mrwkowiec z wielkiej pyty, z mieszkaniami o metrau idealnym dla krasnoludkw. Weszam po kilku schodkach pod daszek ocieniajcy wejcie na jego klatk. Wcisnam numer mieszkania na domofonie. Dugo nikt nie podnosi suchawki. Poczuam niepokj. A moe nie ma go w domu? Jeszcze raz nacisnam na dzwonek. - Sucham, sucham - odezwa si tak dobrze znany mi gos. - Cze, to ja, Wiki. Suchaj, mgby zej na chwil? Chciaabym z tob porozmawia, a pewnie Maciek jest w mieszkaniu. - Eee, no dobra. Poczekaj chwil. Usiadam na schodku, cierpliwie czekajc. Powiem mu. Musz. Za moimi plecami otworzyy si drzwi. Wstaam. - Cze - Piotrek zszed do mnie. Nie pocaowa mnie w policzek ani nie zrobi adnego gestu w moj stron. Ale trudno... i tak mu powiem! - Suchaj, przepraszam, e tak ci wycignam z domu w rodku nocy, ale chciaam ci co powiedzie, a jutro wyjedam... - Wyjedasz? - zdziwi si. - Dokd? - Daleko. - Umiechnam si z przymusem. - Nie wiem, kiedy wrc... Nie wiedziaam, czy w ogle kiedykolwiek wrc... Zmarszczy brwi i przesun doni po wosach. Mia na sobie ten czerwony podkoszulek, ktry tak lubiam i w ktrym byo mu tak do twarzy. - Jak to nie wiesz, kiedy wrcisz? Wiki, w co ty si wpakowaa? Trzeba ci pomc? Wzi mnie pod rami i posadzi na awce stojcej tu obok. Bya lekko wilgotna, ale nie zwrcilimy na to najmniejszej uwagi. Cay czas nie wypuszcza mojej rki. Przysun si bliej. - Nie, w nic si nie wpakowaam. - Staraam si umiechn promiennie. - To nic takiego. Ale nie w tej sprawie przyszam. Musz ci co powiedzie.
175

Cofn rk. - Sucham. Nie mogam spojrze mu w oczy. Wbijaam wzrok w krzywo pooone pytki chodnikowe. - Ja... - zaczam, ale urwaam. Wstydziam si mu powiedzie. Z drugiej strony - co mi zaleao? I tak jestem chodzcym trupem, najprawdopodobniej nigdy go nie zobacz, chyba e przypadkiem trafi do Pieka, bo Beleth z Azazelem zapomn wysa go do Nieba. - Podobasz mi si - wyrzuciam z siebie szybko i po raz pierwszy spojrzaam mu prosto w oczy. - Ju od dawna, mniej wicej od roku. Piotrek przyglda mi si kompletnie zaskoczony. Nawet nie zamruga. Czemu si dziwi? Caowalimy si. Nie caowaabym si z kim, kto mi si nie podoba. Cisza przeduaa si. Przygryzam w napiciu warg, zacisnam donie w pici. Zaraz pewnie powie, e ja dla niego zawsze byam kumpelk, e nigdy nawet nie pomyla o mnie jak o dziewczynie, e nigdy mu na mnie nie zaleao. Jednak nie mwi nic. No odezwij si! Prosz! Ta cisza przeraaa mnie jeszcze bardziej. Znowu wbiam wzrok w pytk chodnikow. - Ja ci si podobam od tak dawna? - zapyta w kocu. Jak to? On tego nie zauway? Tych miesicy, kiedy wpatrywaam si w niego z zachwytem w oczach, kiedy plta mi si jzyk, kiedy szukaam moliwoci, eby znale si obok niego? Jak mona tego nie dostrzec? Zuza miaa racj... Do mczyzn naleao mwi duymi literami. - Tak - odparam cicho. - Ja nie wiedziaem - powiedzia szczerze. Nic nie odpowiedziaam. - Ale naprawd. Ja nie zdawaem sobie sprawy. Mylaem, e traktujesz mnie jak koleg. Tylko jak koleg. Zawsze mwia mi o wszystkim, zwierzaa si. Czuem si jak twoja koleanka. Przypomniaam sobie wszystkie nasze rozmowy. Ja naprawd mwiam mu o wszystkim. Sta si dla mnie taki bliski, e nie widziaam w tym nic zego. Cae szczcie, e powstrzymywaam si przed ualaniem si, e na przykad poszo mi oczko w rajstopach czy e podpaski mi si skoczyy. Boe... mam nadziej, e mu o takich rzeczach nie mwiam! Ze mn wszystko jest moliwe, jak jestem zdenerwowana! - Naprawd sdziem, e starasz si mnie od siebie odsun, pokaza mi, e jestem tylko twoim przyjacielem. - Co...? - Nie mogam w to uwierzy. To co ja niby miaam zrobi? Powiedzie mu o moich uczuciach rok temu? - Bye dla mnie wany - wyznaam. - Dlatego o wszystkim ci mwiam. - Mylaem, e mnie odpychasz. - Zagryz warg. - A wtedy jak si caowalimy... no c... za pierwszym razem oboje bylimy wstawieni, a za drugim by jaki taki nastrj. Mylaem, e to by wypadek.
176

Wypadek? Wypadek, cholera?! - Poza tym jeszcze ten twj znajomy, Bartek. Widziaem, jak on na ciebie patrzy. Mylaem, e to twj chopak. Nie chciaem si wtrca. Poza tym, Wiki... cigle gdzie znikasz. Nie mona si do ciebie dodzwoni. Ostatni raz widziaem ci, jak wsiadasz do superdrogiego auta jakiego buca i znikasz na tydzie bez sowa, bredzc tylko co o jakim balu... No co ja mogem sobie pomyle? Doszedem do wniosku, e to twj facet. - To nie jest ani nigdy nie by i nie bdzie mj chopak - powiedziaam. - To tylko kolega z pracy. - Wiki... z jakiej pracy? Gdzie ty znikasz na cae tygodnie? Nie chodzisz na zajcia, nie ma ci w domu. Co si z tob dzieje? W co ty si wpltaa...? - W nic, Piotrek - uciam. - W nic. To nie o tym przyszam z tob rozmawia. Chciaam ci powiedzie, e mi si podobasz. Milcza przez chwil, take wbijajc spojrzenie w niezwykle intrygujce pytki chodnikowe. - Od roku... Czemu nic nie powiedziaa? - zapyta. - Baam si, jak zareagujesz. Pokiwa gow. - Naprawd ci si podobam? Miaam wraenie, e chce usysze zapewnienie, e tym razem nie jestem pijana i wiem, co mwi. - Tak. - cisnam jego do. - Ja... Powiedz to. - Ja... - jeszcze raz sprbowaam. Powiedz to wreszcie! - Ja ci chyba kocham - w kocu daam rad. Siedzia w milczeniu. Musiaam uciec, musiaam. Caa ta rozmowa... to by bd. Ja musiaam std uciec! Wstaam. Jednak przytrzyma mnie za rk i nie pozwoli odej. - Czekaj, Wiki - poprosi. - Ty te mi si bardzo podobasz. Wiki! Ale ja ju wyrwaam do z jego ucisku i puciam si biegiem w d ulicy. Byle dalej od niego, byle dalej od sw, ktre zaraz powie, bo one zabol. Bo bd ostatnie. - WIKI!!! - dobieg mnie jego krzyk. - JA TE CI CHYBA KOCHAM! STJ! Teraz ju nie powstrzymywaam ez. Wszystko, wszystko sama popsuam. Ju na samym pocztku. Dlaczego nie daam mu jakiego znaku, e mi si podoba? Czemu nic nie zrobiam?! Czemu nic nie powiedziaam?! A teraz byo ju za pno. Naprzeciwko mnie na obdrapanej cianie pojawi si znajomy, byszczcy kontur. Zatrzymaam si gwatownie, wpadajc w gbok kau. W ciemnociach ulicy usyszaam, jak kto biegnie. To Piotrek chcia mnie dogoni. Przeszam szybko przez drzwi.

177

35 Siedziaam pomidzy Belethem a Azazelem za metalowym biurkiem porodku ogromnej sali. Nie widziaam cian ani sufitu. Nikny w zowieszczych ciemnociach. Po obu naszych stronach stay dugie awy, w ktrych zasiaday diaby i zaproszeni gocie. Zobaczyam Kleopatr. Ona nie bdzie sdzona, pomimo jej wyranego wspudziau w moim ataku na morderc. Jest o wiele skuteczniejsza od wszystkich diabw w Piekle razem wzitych. Od kilku tysicy lat nie przegraa adnego targu. Nawet Piekem rzdzi ekonomia. Nie byo siy, eby skazali j choby i za najgorsze wykroczenie. Tu obok niej by Belfegor. Krci si, cay czas zerkajc niespokojnie na tron znajdujcy si przed nami. Tron, na ktrym zasidzie Szatan. Nasz sdzia. Nasz kat. Jeszcze raz potoczyam spojrzeniem po caej sali. Zebrani przewanie umiechali si i dowcipkowali. Oczekiwali wietnej zabawy, ktr zaraz im dostarczymy. Piknie... no po prostu szlag by to wszystko trafi! Nagle wszystkie spojrzenia odwrciy si w stron tronu. W ciemnociach za nim pojawi si byszczcy kontur. Olbrzymie czarne wrota toczone w ksztaty zwierzt i ludzi otworzyy si. Przeszed przez nie Lucyfer. Wyglda na zmczonego. Mia podkrone oczy i zmczony chd. Wyobraaam sobie, e bdzie ubrany co najmniej w krlewskie szaty, jednak mnie zaskoczy. By w ciemnych spodniach, wpuszczonych w wysokie buty, i czarnej koszuli. Nie mia korony, bera ani jakichkolwiek innych insygniw wadzy absolutnej, ktr sprawowa w Piekle. Zasiad na tronie i westchn ciko. By bardzo zmczony. - Zebralimy si tutaj... - zacz Szatan. - ...by poczy tych dwoje wzem maeskim - wymruczaam pod nosem. Beleth zachichota i mrugn do mnie. Hm... czy w Piekle s luby? - ...bo tych troje zamao zasady Niszej Arkadii - dokoczy Lucyfer. Jego gos ponis si gonym echem po komnacie bez cian i sufitu. Azazel zerwa si z miejsca. - A przepraszam bardzo - krzykn. - A co ja takiego zrobiem? Tylko pobiem Napoleona. Naleao si kurduplowi! No i Cezara... ale jemu te si naleao. W ogle nie rozumiem, co ja tutaj robi! Lucyfer potar czoo. - Niech go kto uspokoi... - powiedzia zmczonym gosem. Jak spod ziemi zza Azazela wychyn jaki demon. Zapa go za ramiona i si posadzi na miejsce. - Wypraszam sobie! - nadal krzycza diabe. - To amanie moich praw i... i...!
178

Demon mocniej cisn go za ramiona, eby tylko Azazel si zamkn. -I koci!!! - pisn, ale wreszcie zamilk. Lucyfer westchn jeszcze raz. Kolejny demon stan tym razem przed nim i wyj z kieszeni kartk papieru. - Zarzuty!!! - zagrzmia, plujc lin na dobre dwa metry. - Diablic Wiktoria... Wstaam. - Oskarona o: podpalenie dwudziestu siedmiu drzew na Polach Mokotowskich w Warszawie, w Polsce. Okaleczenie mczyzny, to jest pozbawienie go gosu na czas okrelony i pozbawienia go jder na czas nieokrelony, w Warszawie, w Polsce. Doprowadzenie do zaburze psychicznych dwch stranikw miejskich, w Warszawie, w Polsce. Wamanie do Urzdu do pokoju numer 6, w Los Diablos, w Piekle. Ooo... a o tym to skd wiedz? - Wamanie do gabinetu Lucyfera, w Los Diablos, w Piekle kontynuowa dalej demon. - Wamanie do prywatnego komputera Lucyfera, w Los Diablos, w Piekle. Wamanie do tajnych plikw w prywatnym komputerze Lucyfera, w Los Diablos, w Piekle. Czytanie tajnych dokumentw, w tajnych plikach, w prywatnym komputerze Lucyfera, w Los Diablos, w Piekle. Zaraz mnie chyba oskar jeszcze o to, e poprzestawiaam mu przecinki w tym dokumencie... - Czy oskarona chce co doda? - zapyta demon. - Doda nie, ale chciaabym o co zapyta - odparam niemiao. Beleth zgromi mnie wzrokiem. Bynajmniej nie zamierzaam przejmowa si jego min, mwic: Bd cicho! Nie pograj nas!" - Chciaam zapyta o tych stranikw miejskich - powiedziaam. - Co im si stao? - Po tym jak zobaczyli ci strzelajc ogniem z doni, wymagali leczenia psychiatrycznego - odrzek Lucyfer. - Teraz obaj siedz zamknici w orodku psychiatrycznym w Tworkach. - Och... nie wiedziaam... Co prawda praca stranika miejskiego jest bardzo stresujca. Przyda im si troch odpoczynku. Podobno w Tworkach jest cakiem adnie... Po sali przebieg stumiony chichot. Lucyfer zmruy oczy. Beleth szarpn mnie za rami i si posadzi na krzele obok siebie. Szlag by to trafi. Oskarono mnie o wiele przestpstw. Nie miaam szans na uaskawienie ani okolicznoci agodzce. Doskonale zdawaam sobie spraw z tego, co robi. Byam w peni poczytalna. - Diabe Beleth - zagrzmia demon i zacz wymienia przewinienia mojego towarzysza. Byy mniej wicej takie same jak moje, z tym wyjtkiem, e przed kadym zarzutem znajdowa si wstp: niedopatrzenie w kurateli nad diablic Wiktori, ktre spowodowao, e..." Kuratela? Przepraszam bardzo, ale o kurateli nie byo sowa. On mi wmawia od pocztku, e jest tylko konsultantem!
179

Beletha nie oskarono o wamanie do Urzdu. Skrzywiam si. To czemu mnie o to oskaryli? Wszyscy si tam wamalimy. Czemu tylko ja obrywam? - Czy oskarony chce co doda? - zapyta demon. Beleth pokrci gow i usiad obok mnie. - Diabe Azazel - zagrzmia demon. - No nareszcie! - krzykn wyczytany i wsta. - Teraz dowiemy si, o co ta caa farsa! - Oskarony o: matactwo, ktre doprowadzio do zgoszenia na kandydatk na diablic osob posiadajc Iskr Bo... Po sali przebieg gony szmer, ktry Lucyfer uciszy, podnoszc do. Rozejrzaam si. Wszyscy wpatrywali si we mnie z obaw. No jasne. Bjcie si! Jak si wkurz, to sprawi, e wam kwiatki szybciej urosn w doniczkach... - Kurwa... - warkn Azazel. - Pi tysicy... - Wamanie do Urzdu, w Los Diablos, w Piekle - kontynuowa demon, rozwijajc dug list. - Zaraz, zaraz, zaraz!!! - przerwa mu Azazel, zerkajc na Beletha, ktry siedzia zaskoczony. W kocu j ego o to nie oskaryli, a naszego podstpnego diabeka tak. - Jak to wamanie do Urzdu?! - dalej krzycza. - Ja nic o tym nie wiem! - Na wyczniku wiata by odcisk twojego palca. - Lucyfer umiechn si zadowolony. - O, kurwa... siedem tysicy - mrukn Azazel, pocierajc czoo. Zmarszczyam brwi, nie rozumiejc jego uwagi. Rzeczywicie - przecie wtedy oba diaby sumiennie pilnoway si, eby niczego nie dotyka. Za to ja, jak ostatnia kretynka, macaam kad pask powierzchni cznie ze cianami. Tak, pamitam to! Azazel tu przed wyjciem zacz pomstowa, e demon nie zgasi wiata, i pstrykn w kontakt. Tak naprawd to ja wczyam wiato. Spojrzaam na Azazela z zadowoleniem. Wreszcie i jemu si dostao. I to dziki mnie!!! Poczuam dum. - Spowodowanie zamieszek na balu u Szatana z okazji rocznicy objcia tronu piekielnego - kontynuowa demon. Wymieni po kolei wszystkie zniszczenia. Piranie w fontannie znowu mnie rozbawiy. Szkoda, e nie trzyma tam aligatorw... - Zaoenie nielegalnej organizacji pod nazw Ruch Wyzwolenia Jder". -Zaraz, zaraz! Protestuj! - znowu przerwa Azazel. -To nie jest moja organizacja. To tajna sekta Lucyfera. Kilka osb na sali gono wstrzymao powietrze. - To nie jest moja sekta - warkn Szatan. - Tak? - zakpi Azazel. - Udowodnij to! Wszyscy jej czonkowie czcili twoje imi. W pokoju 646, w Dziale organizacji i konsultingu maych firm, jest zoone podanie na tak firm, podpisane twoim imieniem i z twoim wasnorcznym podpisem.
180

-Tak. - Lucyfer umiechn si szeroko. - To moliwe. Jednak na brunatnym formularzu zoonym w pokoju 466, w Dziale zatwierdze maych firm jest ju podpis sfaszowany przez ciebie. Jaki durny bohomaz, ktry mia udawa mj misterny podpis. Szeciu naszych najlepszych grafologw potwierdzi, e nie jest to moje pismo. Za to na wszystkich dokumentach s twoje odciski palcw. Azazel otworzy usta, ale zaraz je zamkn. Usyszaam jednak, jak mruczy do siebie cicho: - O, kurwa... pitnacie tysicy. - Jak wiesz... tworzenie sekt jest surowo zabronione. - Lucyfer siedzia wyprostowany z wesoym umiechem na przystojnej twarzy. By bardzo zadowolony z faktu, e znalaz haczyk na nieposusznego diaba. - W ogle po co ci to byo? Mylae, e wysadzisz wiat? Wysadzi wiat? O co chodzi? Nagle skojarzyam wszystkie fakty: gbszy sens", najwiksza filia w Korei Pnocnej". - A! - krzyknam. - Wic to chodzio o jdra atomowe? O energi jdrow? A ja mylaam, e ty jeste zwykym zboczecem! Na sali zapada cisza. Beleth ukry twarz w doniach. Jego potne ramiona zatrzsy si od miechu.Och, to... tylko ja nie wiedziaam? wybkaam i opuciam si niej na krzele, usiujc ukry si przed ich potpiajcymi spojrzeniami. Lucyfer znowu spojrza na Azazela, tracc zainteresowanie mn. - Co ty chciae osign? - warkn. - Po prostu zniszczy wiat? - Tak - odpar Azazel i umiechn si przepraszajco do publicznoci. - Jednak robiem tylko to, czego chcieli ludzie. - Sucham? - zapyta zbity z tropu Szatan. Wszyscy, cznie ze mn i z Belethem, wpatrywalimy si w niego w kompletnym zdziwieniu. Co tym razem strzelio mu do gowy? - Ile razy to ludzie chcieli, eby wiat znikn, eby to wszystko szlag trafi? No ile? - zapyta, umiechajc si. Zastanowiam si. Co w tym byo. Sama uyam dzisiaj zwrotu szlag by to trafi" chyba z sze razy. - Ja tylko staram si spenia ludzkie marzenia. - Wzruszy skromnie ramionami. Lucyfer siedzia nieruchomo, nie wiedzc, jak zareagowa na t prowokacj. W kocu odezwa si, dokadnie wac sowa: - Owszem, anioy i diaby maj za zadanie pomaga ludziom, jednak nie jest to taka pomoc. Nie zapominaj o tym, Azazelu. Poza tym wszyscy doskonale wiemy, jak nienawidzisz ludzi. Od dawna chciae ich zniszczy. - Posa mu potpiajce spojrzenie. - Ale skd pomys, by wykorzystywa do tego t diablic? Azazel odwrci si w moj stron, jakby dopiero co zauway, e siedz tu obok niego. -Wykorzystywa? - zdziwi si teatralnie, a nastpnie zwrci do mnie: - Soce, czy ja ci kiedykolwiek do czegokolwiek namawiaem? Albo ci skamaem? Czy powiedziaem id tam i wykastruj morderc" albo id wam si do komnat Szatana"? Nie. Ja tylko mwiem, e bym tak zrobi, gdybym by na twoim miejscu. To ty podja decyzj.
181

Suchaam go zamylona. Azazel dobrze pilnowa wszystkich swoich sw. Mia racj. Nie skama mi ani razu. Zawsze syszaam od niego prawd. Moe nie ca... ale prawd. No i nie namawia mnie do niczego. By wrcz zbulwersowany, gdy mu opowiadaam, co zrobiam, i potpia moje zachowanie. Azazel by bardzo sprytny. Poza mn uwaao tak take kilka osb na widowni. Kiwali gowami w zachwycie nad inteligencj diaba. - Nigdy do niczego ci nie namawiaem - kontynuowa i jeszcze raz powtrzy: - Mwiem tylko, co ja bym zrobi. Rwnie dobrze mogem powiedzie ci, e... e... - zamyli si - e na twoim miejscu przespabym si z Belethem! Beleth dosownie storpedowa go wzrokiem. - Czego robi nie zamierzam, bo nie jest w moim typie - dopowiedzia szybko Azazel. - No ja myl, e nie zamierzasz... - warkn Beleth z odraz. - Jak dla mnie, masz za mae cycki - owiadczy mu prosto z mostu Azazel. Chichot na sali przerodzi si w gony miech. Podstpny diabe wanie do tego dy. Teraz publiczno bya po jego stronie, zauroczona jego dowcipem i urokiem osobistym. - Cicho!!! - zagrzmia wcieky Lucyfer. Azazel wykrzywi si teatralnie do zgromadzonych. - Wiesz, co uczynie? - warkn Nioscy wiato". - Co mogo si zdarzy? Diabe nie wyglda na skruszonego. Wyzywajco wpatrywa si w oczy swojego wadcy. - Tak - bezczelnie powiedzia Azazel. - Prawie doprowadziem do unicestwienia ludzkoci, bo jedna dziewczyna ujawnia swoj moc. Wielkie mi rzeczy... Nic si nie stao. Spalio si kilka drzew. Chciaem si tylko troch zabawi. Lucyfer wyda z siebie ryk. - Ju po raz drugi usiowae doprowadzi ludzi do zagady!!! e ju nawet nie wspomn o tej twojej aosnej sekcie! - Jak to do zagady? Jakiej zagady? - wykrzykn wreszcie lekko przestraszony Azazel. - Przecie tym razem nic zego nie zrobiem. - Moe tym razem udao ci si nie doprowadzi do zlodowacenia caej pnocnej pkuli, ale zdrowo namieszae! - wycedzi Lucyfer. - Naciskaj na mnie ci z gry. Czy wiesz, e Gabriel nadal nienawidzi ci za wyginicie mamutw?! W kocu to on je wymyli! Azazel wbi spojrzenie w posadzk. - Wochate sonie. Te co! Mia pomys rwnie inteligentny, co Ariel wymylajc wirusy. Takie mae, niegrone, komu mog zaszkodzi?" - zacz naladowa anioa znanego z do wysokiego gosu. - Poza tym to nie ja wybiem mamuty. Zrobili to ludzie. -ALE W TRAKCIE TWOJEJ EPOKI LODOWCOWEJ!!! - Lucyfer wyglda, jakby mia wybuchn.
182

Ach, wic to dlatego Azazel zosta zdegradowany na dziesi tysicy lat. W kocu mniej wicej tyle czasu mino od ostatniej epoki lodowcowej. Spojrzaam na niego z podziwem. Ja bym nie umiaa zrobi globalnego zlodowacenia. Ba! Ja bym nawet nie wpada na to, eby zrobi co takiego! - Znowu musz ci zawiesi na dziesi tysicy lat! - zagrzmia Lucyfer. - Dziesi? - wykrzykn z radoci Azazel. - A mylaem, e zarobiem na co najmniej pitnacie! Westchn teatralnie, klepic si po piersi. - A jak znowu co wtedy wymylisz, to nastpnym razem zamkn ci na dwa razy duej! - krzykn Szatan. Azazel zgarbi si. - Nie mam ju co wymyli... Ariel wymyli take wielce urocz Ebol, ktr wanie kto wykrada z laboratorium zajmujcego si broni biologiczn. Lucyfer zamar. - Gdzie?! Musimy go powstrzyma! Oczy Azazela rozbysy. Diabe umiechn si chytrze. - A jak powiem gdzie, to skrcisz mi wyrok o tysic lat? - Nie ma mowy - warkn Szatan. - Ju wol, eby wiat przesta istnie. Azazel wywiczonym ruchem poprawi na sobie garnitur. Niczym adwokat rozejrza si po twarzach zebranych, a nastpnie wyszed zza biurka. - Nadal uwaam, e to jedno wielkie nieporozumienie - powiedzia, ywo gestykulujc. - Nic przecie nie zrobiem. Owszem, wamaem si do Urzdu i sfaszowaem kilka dokumentw, by zaoy sekt i umoliwi tej piknej damie rozwj kariery - wskaza na mnie. - Jednak to tylko drobne wykroczenia. Nie ma adnych powanych konsekwencji wynikajcych z, nawiasem mwic, twoich zaniedba, Lucyferze. To ty zatwierdzie przyjcie Wiktorii na to stanowisko i podarowanie jej mocy. Kade jej nastpne posunicie, wiadome czy niewiadome, jest twoj win. Tak naprawd to ty ponosisz za to odpowiedzialno. To twoje niedopatrzenie. W kocu jako nasz wadca powiniene nad nami czuwa. A miaam ochot zaklaska. Pieko jest miejscem wielu wynalazkw: podatkw, skarbwki, opalania si topless, ale nie zdawaam sobie sprawy, e prawnicy te tu raczkuj. Szatan cay poczerwienia. - Tak!!! - wrzasn. - To byo moje niedopatrzenie, bo sfaszowae dokumenty!!! Czym doprowadzie do powanego bdu. Ona ma ISKR!!! A my dodatkowo dalimy jej MOC. Czy zdajesz sobie spraw z tego, co si stao? Ona jest potniejsza od kadego z nas. Azazel wzruszy ramionami, jakby go to nie obchodzio. Szmer na widowni stawa si coraz goniejszy. Widziaam nienawistne spojrzenia skierowane w moj stron. Beleth wzi mnie za rk. - Bdzie dobrze - szepn.
183

- Tak nie powinno si sta. Mielimy ogromne szczcie, e ta diablic nie zrobia nic zego - kontynuowa Szatan. Musimy si postara, by to wydarzenie byo dla nas nauczk. Ju nigdy adna osoba z Iskr Bo nie dostanie mocy ani nie stanie si obywatelem Pieka czy Nieba. Prosz chtnych diabw o zgoszenie si jutro do mnie. Musimy niezwocznie rozpocz eksterminacj pozostaych miertelnikw posiadajcych ten dar. - Skierowa na nas swoje spojrzenie. - Caa wasza trjka zostaje skazana. Azazel na dziesi tysicy lat zawieszenia w prawach, Beleth na pi tysicy lat. Po tym czasie odzyskacie swoje klucze. Azazel mia ochot gono zaprotestowa, jednak Lucyfer nie da mu doj do sowa. - Pojutrze odbierzemy Wiktorii moc. Jako e ju staa si obywatelk Piekie, nakadam na ciebie zakaz uywania Iskry. Ju na zawsze. Od teraz jeste zwykym czowiekiem...

36 W trjk wyszlimy z sali odprowadzani niechtnym wzrokiem widzw. Azazel dzielnie walczy o ich sympati, jednak nie wygra z Lucyferem. Jedynie Beleth by zadowolony. Jego krok by sprysty i peen siy. Diabe by szczliwy. Nie rozmawialimy. W milczeniu szlimy dugimi, pozbawionymi wyrazu korytarzami w stron wyjcia z Urzdu. Gdy stanlimy na owietlonym gorcym socem Los Diablos placu, Azazel nie wytrzyma. Z wciekoci kopn kamie i zacz gono kl. Przechodnie ogldali si za nim z niepokojem. - Znowu! Znowu mnie wrobi! - wrzasn w kocu Azazel i zawy do nieba. Stalimy cierpliwie obok. - Lepiej ci? - zapytaam, gdy umilk. - Tak - odpar. Ruszylimy zgodnym krokiem w stron play. A raczej to ja ruszyam w jej stron, a oni podyli za mn. Usiedlimy na murku twarzami do morza. - Nie rozumiem, czemu jestecie tacy przybici. - Beleth siedzcy midzy nami obj nas ramionami. - Azazel. Przecie poprzednio jak zostae zdegradowany na dziesi tysicy lat, to pierwsze pi tysicy musiae odsiedzie w celi. Teraz Lucyfer nie skaza ci na zamknicie. Zerknam na niego. Pi tysicy lat w czterech cianach, bez okien i bez moliwoci wyjcia? Nic dziwnego, e teraz by taki... specyficzny. - Wiktorio - mwi dalej Beleth. - Ty te podnie uszy do gry. Ciebie rwnie nie zamyka. Owszem, zabierze ci moc i zakae uywa Iskry, jednak co to zmienia? Nadal jeste penoprawn obywatelk Piekie. - Ale nie bd moga podrowa na Ziemi - zauwayam. - Ju nigdy... Wolaabym pi tysicy lat odsiadki.
184

Zastanowiam si. Wcale nie pragnam zawieszenia w Piekle na tysiclecia. Chciaam mc wraca na Ziemi do Piotrka. A teraz? Ju nie mogam. Nigdy! To pewnie dlatego Beleth by taki wesolutki... - Ju ich nie zobacz. - Rozpakaam si. Mwiam ich", jednak miaam na myli gwnie jego. Powiedzia, e mnie kocha. No dobrze... powiedzia, e chyba mnie kocha", ale ja uywaam tych samych sw. Wyznalimy sobie mio. A ja nie zobacz go a do jego mierci. O ile trafi do Pieka. Nie potrafi czeka na jego mier. To jest takie... niestosowne. Poza tym do tego czasu moe pokocha kogo innego. Azazel take by zawiedziony. Zwrci si do Beletha: - Ja te nie jestem zadowolony z wyniku. Co z tego, e nie siedz w celi? Nawet jeszcze nic nie zrobiem. Miaem wielki, wspaniay plan, eby doprowadzi Lucyfera do upadku, a on mi przerwa w poowie. - Wszystko poszo nie tak - powiedziaam przez zy. Ju nawet nie byam na niego za, e chcia mnie wykorzysta. W kocu to moja gupota i atwowierno sprawiy, e tak atwo wpltywaam si we wszystko, co Azazel planowa. - A ju byem blisko. - Podstpny diabe si skrzywi. - Wtedy w Urzdzie, kiedy si wamalimy, eby zmieni dokumenty, Wiktoria bya bliska wybuchu. Ju prawie doprowadziem j do ostatecznoci. Spojrzaam na niego zaskoczona. - Wiedziae, e jestem tam z wami? - Oczywicie. Widziaem ci przez cay czas. Wiktorio, ja zawsze mam wszystko zaplanowane. Pamitasz, jak poszlimy na spotkanie moich wyznawcw? Wypowiedziaa wtedy pewne yczenie. Chciaa by ZAWSZE widziana przeze mnie. To byo sprytne. Nawet jak na mnie. A to wanie bya taka chwila, kiedy miaam ochot uy Iskry w niecnym celu. Beleth wypuci ze wistem powietrze. - Czyli obojgiem nas manipulowae wtedy, prawda? Dokumenty byy ju sporzdzone prawidowo. Podpucie mnie, e tam jest co, co mogoby podburzy przeciwko nam Wiki, a ja si na to zapaem... Chciae po prostu, eby ona zobaczya nas, jak manipulujemy jej biografi. - Oczywicie, e tak. Od pocztku wami manipulowaem - zgodzi si z nim Azazel. - Chodzio o to, eby podburzy Wiktori, eby zrobia co wielkiego i gonego. - Boe... ty jeste nienormalny - Westchnam. - Wypraszam sobie. Co najwyej odrobin ekscentryczny. Suchajcie, przecie chodzio mi tylko o to, eby zrzuci ze stoka Lucyfera. Przyznaj. Wykorzystaem was, ale sami pomylcie. Czy pomoglibycie mi, gdybym powiedzia, co zamierzam? Wiki, czy narobiaby zamieszania? Nie. Beleth, czy namawiaby Wiktori do szalestw i usiowa zamordowa jej kochanka? Te nie. - To nie jest mj kochanek!!! - wtrciam. - Bo sierota z ciebie - stwierdzi Azazel.
185

Ju miaam wybuchn, ale nie dajc mi doj do sowa, wrci do poprzedniego tematu: - Jak sami widzicie, zachowaem si paskudnie i niewybaczalnie. Ale zrobiem to tylko dlatego... e nikt mnie nie lubi... Nikt nie uwaa mnie za prawdziwego przyjaciela, dla ktrego nadstawiby bez zastanowienia kark. Nawet ty, Belecie. Kocham ci jak brata, wiem, e ty mnie te, ale tak naprawd mnie nie lubisz. Mnie nikt nie lubi... Wpatrywalimy si w niego w milczeniu. Ta zawa skrucha bya podejrzana. Azazel doskonale wystudiowanym gestem potar suche oczy. - A tak serio, to w co chcesz nas teraz wmanewrowa? - zapyta Beleth. Azazel myla przez chwil. W kocu umiechn si szeroko, zrzucajc mask pokrzywdzonego przez los cierpitnika. - W rewolucj. No tak... mona si byo tego po nim spodziewa. - Szatan chce bezprawnie mordowa ludzi. Nie moemy na to pozwoli - kontynuowa diabe. - To godzi we wszystkie wartoci, ktre wyznajemy. Beleth przyglda mu si krytycznie. - Taa, a zwaszcza w twoje wartoci. Jak to byo? Czowiek to proch i py? Azazel posa mu uraone spojrzenie. - Ale mnie zaley na ludziach! - Jasne... - prychnam. - Powiedz prawd, o co ci chodzi? Westchn, udajc zmczenie. Posa nam spojrzenie niepozostawiajce zudze, e uwaa nas za tpakw. - No niech wam bdzie... nie chciaem wam tego mwi dla waszego dobra. Teraz bdziecie wspwinni. Gdy przeszkodzimy mu na Ziemi w tych bezprawnych morderstwach, powstanie mae zamieszanie. Tego, co si dzieje w Piekle, nie widz ci na grze - wskaza palcem w niebo. - Ale to, co si bdzie dziao na Ziemi, na pewno zauwa. Nie mwi si o tym gono, ale Lucyfer podlega ich wadzy. Kiedy zobacz, co on wyprawia, na pewno go zdegraduj. A kto najlepiej nadaje si na jego miejsce? Kto jest na tyle przystojny, mdry, elok-wentny, wyksztacony i peen pomysw na przyszo, ktre mog zrewolucjonizowa Pieko? Nie odpowiedzielimy. Pytanie byo czysto retoryczne. - To jak? Pomoecie? - Spojrza na nas wyczekujco. - Na Ziemi jest dziesitka osb posiadajcych Iskr, poza tob, Wiki. Dziesi niewinnych osb, ktre on chce zamordowa. Przygryzam warg. Nad naszymi gowami zaskrzeczaa aonie mewa. Cicho szumiay fale, soce malowao na skrze brzow opalenizn. - Szatan chce ich zabi? - dopytaam. - Skarbie, nie zabi. Unicestwi - sprecyzowa Azazel. Zerknam na Beletha, eby si upewni, czy on nie kamie. Beleth pokiwa gow na znak, e zgadza si z przedmwc. - Nie rozumiem - powiedziaam cicho.
186

- Posuchaj. - Beleth wzi mnie za rk. - Lucyfer chce ich po prostu zlikwidowa jako zbyt niebezpiecznych. Na Ziemi nie maj adnej mocy, jednak gdy umr, trafi do Pieka lub Nieba, gdzie bd ju posiada si Iskry. On chce po prostu nie dopuci do tego, by trafili do ktrego ze wiatw pozagrobowych. Po prostu przestan istnie. - Jak mordercy, o ktrych mi kiedy opowiadae? - Tak - potwierdzi Beleth. - Ale on nie moe! - wykrzyknam. - Wanie, e moe. Gdy czowiek zostanie zabity przez anioa lub diaba, po prostu przestaje istnie. Nie trafia do adnej Arkadii. Ani do tej na grze, ani do tej na dole. - To bez sensu - zaoponowaam. - Sam mi mwie, jak atwo zabi czowieka. Wystarczy wyobrazi sobie, e zaciska mu si jedna ttniczka w mzgu. Nie damy rady obroni przed tym tych ludzi. Azazel zamia si gono i zeskoczy z murka. - Skarbie, gdyby tak zabijali, to kada dusza trafiaby do wiata pozagrobowego. By unicestwi raz na zawsze, potrzebny jest specjalny rytua. Musz zabi miertelnika gorejcym mieczem. Cios prosto w serce. Bez litoci. - Gorejcym mieczem? - powtrzyam z nabon czci. Skojarzyo mi si to ze witymi obrazkami, na ktrych anioy stoj z poncymi mieczami, a u ich stp korz si grzeszni ludzie. - Ta, to taka tandeta. - Azazel odegra krtk pantomim, w ktrej wbija miecz w wyimaginowanego przeciwnika. Cienka szabelka zanurzona w witej wodzie i pobogosawiona przez Szatana. Szczerze to wystarczyaby choby wykaaczka, ale oni upieraj si przy tym, e miecze to tradycja. A mwiem im, eby przestawi si na pistolety i wici kule, ale nie! Oczywicie jak Azazel wymyli, to le! To Pieko jest tak zacofane... Ech, gdybym to jaby Szatanem... - W sumie dobrze, e ci nie posuchali - zauway sucho Beleth. - atwiej wstrzyma miecz ni zawrci kul... Azazel stan przed nami i rozoy ramiona. - To jak? Przyjaciele, pomoecie? Spojrzelimy po sobie. Wahaam si. Nie chciaam mocniej rozwcieczy Szatana. Chocia z drugiej strony - co jeszcze mg mi zrobi? Zabra mi ju wszystko. Beleth umiecha si szeroko. Dla niego bya to dobra zabawa. Mia ochot pobiega po Ziemi z mieczykiem w doni. Pochyli si do przodu. Widziaam po jego minie, e coraz bardziej podoba mu si pomys, eby pokrzyowa Lucyferowi szyki. On ju podj decyzj. Ja nie mogam si zdecydowa. Azazel zacmoka ze zoci, wpatrujc si we mnie. - Wiedziaem, e tak bdzie. - Westchn ciko. - Wiktorio... nie chciaem ci tego mwi, ale widz, e nie mam wyboru. Twj Piotr ma Iskr... Zamiaam si. - Jasne, a wistak siedzi, bo te sreberka byy kradzione - zacytowaam synn przerbk starej reklamy czekolady Milka.
187

Obaj spojrzeli na mnie, nie rozumiejc. - To takie powiedzenie - stwierdziam. Nadal przygldali mi si z kompletn pustk w oczach. - Ech... znaczy, e ci nie wierz... - Aha... ale bez artw. Nie kami tylko dlatego, eby ci przekona. Kiedy szukaem osoby obdarzonej Iskr w Polsce, znalazem dwie takie osoby. Ciebie i jego. - Jasne - prychnam. - Tak przypadkiem osoba, na ktrej mi najbardziej w wiecie zaley, jest zagroona, a Szatan chce z niej zrobi szaszyk? Azazel wzruszy ramionami. - Taki jest ten brutalny wiat - stwierdzi. Spojrzaam na Beletha. - Ja nie mam pojcia, czy on mwi prawd - wyzna. - Och, sama przecie moesz sprawdzi, e tym razem nie kami - wykrzykn Azazel. - Poprosimy jakiego diaba, eby nam pokaza spis osb objtych listem goczym. Pewnie wszyscy go dostali. Beleth zmarszczy brwi i jakby zapad si w sobie. Jego ochota do pomocy miertelnikom bardzo szybko si ulotnia. Za to we mnie wstpi duch walki. To znaczy, o ile Azazel nie kama - zamierzaam najpierw to sprawdzi. Azazel trzasn si doni w czoo, patrzc na Beletha. Uzmysowi sobie, e teraz, gdy mnie przekona, na odmian straci zainteresowanie diaba. - Bracie, nie rb mi tego - wyjcza. - A moe nie uda nam si uratowa jej kochanka. - To nie jest mj kochanek - zdyam wtrci. - Przesta go tak nazywa! Sam nie wiem - powiedzia niechtnie Beleth. Azazel pochyli si w jego stron. - Pomyl... jak ten Piotr zareaguje na wojn diabw? Poza tym - odwrci si w moj stron - moe nam si nie uda go uratowa. Trzeba si z tym liczy. Ju ja si zamierzaam postara, eby udao im si go ocali. Azazel dobrze o tym wiedzia. - No, bracie, pomyl, jaka to bdzie zabawa. Bdziemy mogli by na Ziemi sob. Znowu po tylu milionach lat. ywioy bd nasze. Ludzie bd klka z szacunku na nasz widok. - Chyba ze strachu... - mruknam ponuro, ale nie zostaam przez nich zauwaona. - A jak dostaniemy si na Ziemi? - zapyta smtnie Beleth. - adne z nas nie ma klucza. Azazel umiechn si, zadowolony, e Beleth ju przeszed na jego stron. Zdoa go przekona swoj wizj hasania po Ziemi bez adnej odpowiedzialnoci za czyny. - Belfegor nas przeprowadzi. - Azazel teatralnym gestem odgarn wosy z czoa. - Lubi mnie. Zerknlimy z Belethem po sobie, ale powstrzymalimy si od komentarzy.
188

- To jak? - zapyta i wycign rk. - Rewolucja? Beleth pooy swoj do na jego i powiedzia: - Rewolucja. Spojrzeli na mnie wyczekujco. Odwrciam si w stron grujcej nad miastem rezydencji Szatana. Ju nie wydawaa mi si wesoa i pastelowa. Gargulce, ktrych wczeniej nie zauwayam, rzucay ponure cienie na plac. Ich powykrcane mordy kpiy z caego wiata. Chcesz zabi Piotrusia, ty kanalio? Pooyam swoj do na ich doniach. - Rewolucja! 37 Wyjrzaam powoli zza firanki. Byo pne popoudnie, jednak ciemne, deszczowe chmury skutecznie zasaniay wiato soneczne. Niedugo zacznie zmierzcha. Byo do ciemno jak na tak wczesn por. Ze zgrzytem, tu pod oknem, przejecha tramwaj. Ludzie krcili si po ulicach, wracali po pracy do domw, szli na zakupy. Miny ju dwa tygodnie, odkd ucieklimy z Pieka. Zrobio si o tym naprawd gono. By to bezprecedensowy przypadek - kto odway si zwia z Niszej Arkadii. auj, e nie widziaam twarzy spokojnego Lucyfera, gdy dotara do niego ta radosna nowina. Beleth siedzia na kanapie i gra w Diablo, co chwil pokrzykujc do swojej cycatej bohaterki na ekranie laptopa. Azazela nie byo. Robi wanie obchd. Jego paranoja nie znaa granic. Co godzin sprawdza wszystkie dziesi posterunkw na caym wiecie. Kiedy on spa? Doprawdy nie wiem... Nie moglimy by w tylu miejscach naraz, wic porozstawialimy czujki. Starych znajomych Azazela, jak sam ich nazwa. Nie wierzyam, e to jego znajomi. Na pewno ich w to wmanewrowa, egzekwujc lojalno jak dawno zapomnian przysug, ktr byli mu winni. Moglimy si spokojnie porusza po caym wiecie dziki kluczowi diaba. Kradzionemu, rzeczjasna, jak poday piekielne dzienniki dwa tygodnie temu. Czy rzeczywicie by kradziony, nie jestem pewna. Jego poprzednim wacicielem by Belfegor... - Gi, zarazo!!! - z zamylenia wyrwa mnie podniecony krzyk Beletha, ktremu zawtrowao wcieke walenie w klawiatur. Due dziecko... Nasz obiekt w mieszkaniu, w bloku po przeciwnej stronie ulicy, wanie zapali wiato w kuchni. Czujnie ledziam kady jego ruch. Tak jak wszystkie osoby z Iskr musia by pod sta obserwacj. Od nas zaleao jego ycie. Widziaam jego sylwetk. Otworzy lodwk i chwil sta w bezruchu, kontemplujc jej pustk. W kocu doszed chyba do konstruktywnych wnioskw, bo wycign z kieszeni komrk i wystuka jaki numer.
189

Dzwoni po pizz. Zgasi wiato i przeszed do swojego pokoju. Stary yrandol z wynajmowanego mieszkania rzuca ciepe wiato na bkitne ciany. Obiekt usiad na ku i wzdychajc, sign po grube tomiszcze. Pooy si i opar ksik na brzuchu. Uczy si. To jaka nowo! Signam po lornetk. Ksika przycinita rk nie przewracaa si, gdy klatka piersiowa unosia mu si przy gbokim, spokojnym wdechu i wydechu. Piotru mia zamknite oczy. Spa... Jednak to nie nowo. Nagle ciana za moimi plecami rozjarzya si. Nasza tymczasowa kryjwka bya typowym mieszkaniem w komunistycznym mrwkowcu z wielkiej pyty. Sufit by do nisko, wic wysokie wrota by si nie zmieciy. Jednak klucz Belfegora pasowa do maych, biaych drzwiczek z firank zasaniajc szybk, nie byo wic adnego problemu. Azazel wszed do mieszkania, niosc na rkach kilka dugich pokrowcw, wysadzanych kamieniami szlachetnymi, i jakie kartki. - Skoczyem do Pieka - oznajmi nam, rzucajc na tapczan swoje pakunki. - Zwariowae? - zwyczajowo zapyta Beleth. - Nie... - odpar wesoo Azazel. - Chciaem sprawdzi, jak si sprawy maj. Podeszam do nich. T sam rozmow powtarzali codziennie. Jednak jeszcze nigdy diabe nie przynis ze sob niczego z Pieka. - Co to? - zapytaam. - To te szabelki i miecze, ktrymi poplecznicy Szatana chc zabija ludzi z Iskr. Buchnem kilka. - Wyszczerzy zby. Bd musieli zrobi nowe. Wzi pokrowiec i wyj z niego dug, lekko zakrzywion szabl. - Nie wiedziaem, jakie bdziecie chcieli, wic wziem rne - oznajmi i rzuci mi jedn. Niezgrabnie j zapaam. Okazaa si cisza, ni mylaam. Wysuna mi si z rk i z gonym trzaskiem uderzya ostrzem o podog. P centymetra od mojego duego pale u nogi. Beleth podnis j, gdy ja podziwiaam wypalon, podul n i do gbok rys na klepce podogowej. Nawet adidas 1 mnie nie uratowa. - Ostronie - warkn Beleth do Azazela i pouczy mnif, I wyjmujc z kolejnego pokrowca jeszcze inn szabelk: - Mu* sisz uwaa, obraenia zadane tak broni le si goj. Nawet gdy zostaniesz tylko dranita, nie masz co liczy na szybk regeneracj. - Czyli jak tym siekn diaba, to zrobi mu krzywd? - upewniam si. Kiwn gow, lekko krzywic si na mj dobr sw. - A mog go tym zabi? - Uniosam szabl, teraz ju biorc pod uwag jej ciar.
190

Zawaha si, zanim odpowiedzia: - Zabi diaba moesz tylko za pomoc swojej Iskry. - Rozumiem. Odeszam od nich kawaek i zamachnam si szabl. Wydajc gony wist, zatoczya uk w powietrzu. uk, ktry pon. Gdy zatrzymaam bro, pomie cigncy si po ostrzu znikn, ale w powietrzu czu byo jeszcze zapach rozpalonego metalu. Lekko dotknam palcami ostrza. Byo zimne. Niesamowite. Beleth z Azazelem ogldali bro, ktr ukrad Azazel, a ja jeszcze raz zamachaam ostrzem. - Au!!! - krzyknam. - Co si stao?! - Beleth w jednej chwili znalaz si obok mnie. Pokazaam mu kciuk. - Zamaam paznokie - poskaryam si. Beleth mia min, jakby chcia mnie zamordowa. - Mylaem, e odcia sobie jak wan cz ciaa - warkn. - Nie rb faszywego alarmu... - Faszywy alarm? - oburzyam si i zapytaam z godnoci: - Wiesz, jak boli zamany paznokie? Na szczcie na moich oczach sam si naprawi. To niech kade z was wybierze sobie bro - powiedzia Azazel, biorc do rki tak sam szabl, jak ja wziam. Moja mi si podobaa. Bya lekko wygita i miaa rkoje przypominajc gwk ptaka. Przyjrzaam si jej dokadnie. Wyglda jak orze. - Wiedziaem, e ci si spodoba - powiedzia Azazel. - To karabela. Bro polska, chocia pochodzi z Turcji. Nosia j wasza szlachta. No i jest w miar lekka. Powinna sobie z ni poradzi. Lekka? Chyba kpi... - Ja wol francusk oftcerk - pochwali mi si swoj. Jego rkoje zasaniaa palce. Pomylaam o swoich paznokciach. Taka osonka byaby przydatna... Ale nie! Ju mi si spodobaa moja karabela z orzekiem i drogimi kamieniami. A przez chwil poczuam si patriotk. - A ja wezm katan. - Beleth wykona kilka fachowych pchni i zamachw. - Katan? - zainteresowaam si. Azazel w tym momencie zaoy mi pas, do ktrego przytroczy pochw z karabel. Bro bya tak cika, e pomimo pasa, ktry do mocno opina mi biodra, dinsy niebezpiecznie zaczy si opuszcza. - Tak, to japoski miecz - Beleth pokaza mi swoj bro. W porwnaniu z moj szabl wyglda do licho. Nie mia drogich kamieni ani zoce...
191

- Taki do prosty - skwitowaam. - Wcale nie - obruszy si. - Zobacz, jaki ma piknie zdobiony jelec. Wskaza palcem na to co wypuke przy drewnianej rkojeci obwizanej pasmem jedwabiu. Przytaknam, e adne, eby si odczepi. Beleth jeszcze raz zamachn si katan, przyjmujc pozycj szermiercz. Sprbowaam wyobrazi go sobie jako samuraja. Niestety wyobrania mnie zawioda. Przed oczami miaam tylko seksownego Aladyna w szarawarach, z tajemniczymi bliznami na opatkach. I Ju dawno chciaam go zapyta o te blizny, ale nie byo okazji. Po prostu pomijajc tamten dzie, kiedy krzyczaam na niego za prb zabjstwa Piotrka, nigdy wicej nie widziaam go bez koszuli. -Poza tym zobaczcie - Azazel poda nam ulotki. STOP dyktaturze!!! Szatan chce Was wizi! Odbiera Wam Wasze prawa!" Byo jeszcze kilka podobnych tytuwi dokadny opis bezprawia, jakim wykaza si Lucyfer, skaujc nas za jego wasne bdy. To si dopiero nazywa propaganda. Hm... szata graficzna tych ulotek co mi przypominaa. - Wydrukowalimy tego kilkadziesit tysicy - pochwalisi Azazel. 1 -My? - zapyta Beleth. | - Pomaga mi taka sympatyczna staruszka. Ma wasn tajni drukarni - wyjani. - Zna was. Bardzo si przeja, jak usyszaa, e nas skazano i ucieklimy. Chce nam pomc w susznej sprawie. | Anna Kowalska ponownie pojawia si na scenie. Umiechnam si pod nosem. Wreszcie ma co ciekawego do roboty. W kocu ile czasu mona si podnieca niemoralnoci stringw? Wsunam moj karabel do pochwy, take bogato zdobionej. Zerknam na Azazela, ktry przymocowa sobie szabl do pasa. Mam nadziej, e nie musimy nosi broni cay czas, bo bdziemy si strasznie wyrnia z tumu... - Czemu diaby jeszcze nie zaczy mordowa? - zapytaam. - Miny ju dwa tygodnie. Azazel wyszczerzy do mnie radonie zby. - Maleka, jest kilka wanych powodw. Po pierwsze, ty. Moesz zabi diaba, nie wiadomo gdzie si ukrywasz, ktry cel osaniasz. Bdc wiecznym, nikt nie chce umiera. Skrzywiam si. Nie chciaam nikogo zabija. No prosz... diaby si mnie boj! Ha! I kto tu jest gr? - Po drugie, zawsze istnieje niebezpieczestwo, e ci z gry zauwa, jak taki diabe kogo morduje. Wtedy od razu zacznie si dochodzenie. To kolejne niebezpieczestwo, jednak niewielkie. Oni niestety rzadko patrz na Ziemi. Poza tym uszczupliem im troch zbrojowni. - No wanie. Teraz nie maj broni. - Umiechnam si. - Na to bym nie liczy. - Beleth si skrzywi. - W podziemiach Lucyfera na pewno le tysice mieczy...
192

Spojrzaam z podziwem na Azazela. Moe i by nienormalny i niemoralny, jednak serce mia lwa. Ja bym si nie odwaya wama do piwnic Szatana. Nie po procesie i po postawieniu na nogi caego Pieka nasz ucieczk. - Co robi obiekt numer jeden? - zapyta Azazel. - Przed chwil spa. Podeszam do okna. wiata w mieszkaniu Piotrusia byy pogaszone. Nigdzie nie dostrzegam jego sylwetki. Szybko otworzyam okno i wyjrzaam na ulic. Nie ma go! - Znikn! - krzyknam. - Zgubia go?! - zagrzmia Azazel. - Nie - zaprotestowaam sabo. - Sam si zgubi... 38 - Zgubia obiekt numer jeden?! - nie mg uwierzy Azazel. - Dwoje was przy nim siedzi i go nie upilnowalicie? Co za fuszerka... Zaczynam si czu, jakbym pracowa z ludmi, a nie z diabami. Nie suchaam go i jego do mao obraliwych jak na mj gust zorzecze. Tak jak staam, wybiegam z mieszkania. Zeskakiwaam po dwa stopnie, byle szybciej znale si na dworze. Od dwch tygodni nigdzie nie wyszed bez ochrony. Miaam ze przeczucia. Czemu go nie upilnowaam?! Syszaam, jak Beleth stara si mnie dogoni. Wybiegam na ulic. Pochw szabli uderzyam po nogach jak starsz pani, ktra zacza mnie gono przeklina. Jej zakupy rozsypay si po chodniku. Biegnc, nadepnam na kilka truskawek. Czerwone plamy na ziemi udaway krew. Zy znak. Zapatrzyam si na rozgniecione truskawki, nie mogc ruszy si z miejsca. Nie jestem przesdna, nie zwracam uwagi na czarne koty, drabiny i pajki. Jednak teraz czuam, e niebezpieczestwo jest blisko. - Przepraszam!!! - krzyknam, rozgldajc si na boki. Moe tylko mi si wydawao. To na pewno ze zdenerwowania. Gupia paranoja! Nic mu nie grozio. Nie mogo mu nic grozi. Nie chciaam, by kto przeze mnie zgin! -Ta dzisiejsza modzie!!! Zero szacunku dla starszych!!! - biadolia staruszka. W tym momencie z budynku wybieg Beleth i wpad na ni z impetem. Zderzenie z tak potnym mczyzn chyba wycisno jej dech z piersi, bo umilka. Diabe na szczcie zdoa j zapa, zanim si przewrcia. Wydao mi si, e gdzie w dali widz czerwony podkoszulek. Rzuciam si w tamtym kierunku, starajc si omija ludzi. Jak na zo musiao ich a tylu wyj na ulice pomimo brzydkiej pogody. Spacerw w smogu im si zachciao! Co chwil wpadaam na kogo, bolenie si obijajc. Nie patrzyam pod nogi. Wbijaam spojrzenie w plam czerwieni.
193

Chyba widziaam Piotrka. Szed do pobliskiego pubu. Przebiegam na czerwonym wietle. Jaki samochd zatrzyma si z piskiem opon, kierowca na mnie nakrzycza. - Czekaj, Wiki! - krzykn za mn Beleth, ale ja nie czekaam. Uparcie biegam naprzd, usiujc go dogoni. Nie mg zostawa bez ochrony nawet na chwil. Zaciekawieni ludzi odwracali si za mn. W kocu nie co dzie mona zobaczy dziewczyn z szabl, dziewczyn, ktra pdzi, jakby sam diabe j goni. Co w sumie za wiele nie odbiegao od porzekada. Niewygodny pas troch si obsun. Przytrzymaam go doni. Zobaczyam Piotrusia przed sob i stanam gwatownie, jakby przede mn pojawia si niewidzialna ciana. Nie by sam. Obok niego sza Monika... Ju dawno zdyam o niej zapomnie. Kiedy mu si podobno podobaa. Czy na pewno - nie miaam pojcia. Wikszoci plotek nie da si sprawdzi. Tej nie chciaam sprawdza dla wasnego spokoju ducha. Po prostu czasami lepiej jest nie wiedzie wszystkiego. Szli obok siebie i gono si miali. Monika co jaki czas apaa go za rami i ywo gestykulowaa. Piotrek kiwa gow, zupenie jakby jej potakiwa. Idc za nimi, doskonale syszaam jej czysty miech. Zalotnie odrzucia z ramienia wosy i spojrzaa mu prosto w oczy. PODRYWAA GO!!! Czyli nie dzwoni po pizz. Dzwoni do niej... Byam ju jakie pi metrw za nimi. Zwolniam, eby i w ich tempie. Nie spuszczajc wzroku z ich sylwetek, zastanawiaam si, co robi. Tak chciaam da mu jaki znak, e yj. Beleth gdzie przepad, ale to mi odpowiadao. Zaraz pewnie zaczby komentowa, e wanie o to chodzi. Piotrek jest ywy, wic jest wrd ywych, a ja jestem martwa i... nie ma dla mnie miejsca obok niego. Poza tym nakrzyczaby na mnie, e id cakowicie widoczna, i to tak blisko. Miaam si nie ujawnia. Objam si ramionami. Robio si zimno, a ja miaam na sobie tylko podkoszulek. Wpatrzyam si w szerokie plecy Piotrka. le robiam, idc ulic i pokazujc si ludziom, ale czerpaam z tego swoist przyjemno. Wreszcie byam widzialna. Po raz pierwszy od dwch tygodni! Mogam patrze na ludzi i mie wiadomo, e te mnie dostrzegaj, e na chwil zapamitaj. Ju nie byam tylko zawirowaniem powietrza. Jaki idcy z naprzeciwka mczyzna, rozmawiajcy przez komrk, stukn mnie w rami, obijajc si o mj miecz. - Uwaaj, jak leziesz! - warkn na mnie. Piotru odwrci si do tyu. Nasze oczy si spotkay. O nie! - Wiki! - krzykn zaskoczony. - Chc by niewidzialna - szepnam. Piotrek zatrzyma si w poowie kroku, zaskoczony. Zacz rozglda si dookoa, szukajc, gdzie mu tak nagle zniknam.
194

Azazel wymusi na mnie przyrzeczenie, e mu si nie poka. Gdyby Piotru mnie zobaczy, musiaabym dalej udawa, e yj, bo przecie nie mogam mu powiedzie o sobie prawdy. A gdybym znowu udawaa, e yj, mogabym si bardzo szybko spodziewa, e nasi piekielni przeladowcy pojawi si w Warszawie. Azazel przekona mnie, e oni te maj tu swoich szpiegw, ktrzy ledz nasz obiekt numer jeden. Prawdopodobnie i tak ju si zdradziam, gdy biegam przez ca ulic doskonale widoczna dla kadego. Jednak obietnica zoona Azazelowi dotyczya tylko Piotrka, wic musiaam sta si niewidzialna. Wizao mnie przyrzeczenie. -Co si stao? - zapytaa Monika, ktra urwaa swoj dug przemow w poowie. - Wiki? - jeszcze raz zawoa Piotru i powiedzia do towarzyszcej mu dziewczyny: - Chyba j widziaem. Staam jak wmurowana, nie mogc poruszy nawet palcem. Piotrek podbieg w moj stron. Zatrzyma si metr przede mn i rozglda si bezradnie, usiujc wyowi mnie z tumu. Jego czarne spojrzenie bdzio po twarzach otaczajcych nas ludzi. - Wiki!!! - zawoa jeszcze raz. Przez jego twarz przebiegy wszystkie moliwe uczucia: zaskoczenie, ulga i na koniec smutek, gdy mnie nie zobaczy. Zawiedziony opuci niej gow, jednak nadal sondowa wzrokiem otoczenie. Metr ode mnie. Tak blisko. Dokadnie widziaam kreski jednodniowego zarostu na jego brodzie i cienie niewyspania pod oczami. Zanim pomylaam o tym, co robi, wycignam rk w stron jego twarzy i zrobiam krok do przodu. Tak chciaam go dotkn. Jego twarzy... jego doni... Nie zdyam. Na jego ramieniu zacisna si do z doskonale wypielgnowanymi paznokciami z francuskim manicure. - Piotrek, tu nikogo nie ma - powiedziaa sucho Monika. -Chod ju. Tak, tak - mrukn, ale jeszcze raz spojrza przed siebie. Zupenie jakby patrzy prosto na mnie. Ktem oka zobaczyam po swojej prawej stronie jaki bysk. Pomienny bysk! - WIDZIALNA!!! - ryknam i pchnam silnie Piotrka do tyu. Uderzylimy ciko o chodnik. Tu za moimi plecami z gonym wistem upad na ziemi poncy miecz. Nie bya to lekka szabla, jak moja, ale obusieczny, ogromny miecz wygldajcy jak rekwizyt z taniego filmu o Krlu Arturze. Snop iskier sypn mi po ubraniu, wypalajc w nim mae dziurki. - Diablic Wiktoria! - diabe krzykn przestraszony i odskoczy metr do tyu. On take mnie nie widzia, pki nie cofnam zaklcia. Miaam ma przewag, bo nie spodziewa si mojej obecnoci. Najwyraniej nie ledzi go a od mieszkania. Zerwaam si na nogi, opierajc donie o pier Piotrka. Jednoczenie pchnam go mocniej na chodnik, eby ani myla si podnie. Jednak on nie mia zamiaru wsta. Plec, kompletnie zdziwiony wpatrywa si we mnie bez sowa.
195

W sumie to mu si nie dziwi. Pojawiam si znikd i go przewrciam, a nastpnie jaki napakowany palant macha poncym mieczem, nie dbajc o zasady bhp... - Tak, ty kretynie! - krzyknam do diaba. - To ja! Wiktoria! Szarpnam za szabl, ale nie chciaa wyj z pochwy. Szarpnam jeszcze raz. Kurde... eby taki szczeg popsu wielki popisowy numer, w ktrym odrbuj gow temu drabowi na oczach kilkunastu ludzi. Dalej szarpaam za rkoje karabeli, usiujc j wycign z pochwy. Szlag by to...! - Poszed std albo ci... albo ci...! - urwaam, nie wiedzc, co powiedzie. Twarz nieznanego mi diaba wykrzywia si szpetnie. Zagoci na niej grymas majcy by chyba nieudan parodi umiechu. Doskonale widziaam dzisa nad jego zbami. Pot sklei mu brzowe wosy nad czoem. Midzy nimi byszczao co srebrnego. Diadem? Mia na sobie czarny, rozpity paszcz, zupenie nieodpowiedni na wiosenn pogod. Pod nim ubrany by tylko w spodnie. Nawet nie mia butw. Goe, brudne stopy stay na zamieconym chodniku, penym szka i papierosowych petw. Odwany... Na zatoczonej ulicy nagle zrobio si dziwnie pusto. Ludzie zaczli ucieka z krzykiem. Nic tak nie rozlunia atmosfery jak psychol z broni! W kocu karabela wysuna si z pochwy. Wziam j w dwie rce za rkoje. - Aha! - zawoaam triumfalnie. Szaleniec z mieczem spojrza na mnie z politowaniem. -1 co mi zrobisz? Dgniesz mnie? - zakpi. - Nieeeee. Zamieni ci w py. - Umiechnam si, a potem teatralnie do niego szepnam: - Ta szabla to jest dla lepszego efektu. Diabe, widzc moj min, chyba wreszcie poj, e nie ma co liczy na taryf ulgow, bo cofn si, opuszczajc miecz. Nie mia ju jednak przeraonej miny. Umiecha si tylko lekko, nie spuszczajc ze mnie wzroku. Chcia, ebym poczua, e to nie ja jestem tutaj drapiec. - Jestem Pajmon - oznajmi mi. - Wrc tu i zniszcz ci. Pozdrw ode mnie kolegw. Nastpnie lekko skoni gow, a potem szybko si odwrci i pobieg w gb ulicy, znikajc midzy rozstpujcymi si przed nim ludmi. W tej chwili tu obok mnie pojawi si zdyszany Beleth. Jego katana pona, gdy gorczkowo rozglda si na boki. - Co si stao? - krzykn, ale nie zwrciam na niego uwagi. Spojrzaam na Piotrusia, ktry siedzia na chodniku z bezradn min. Umiechnam si do niego nieszczerze i opadam na mojej szabli jak na lasce. - Cze - powiedziaam beztroskim tonem. - Co tam sycha? Piotru otworzy usta, ale zaraz je zamkn. Nadal wbija we mnie zdziwione do granic moliwoci spojrzenie.
196

Beleth schyli si i obejrza rys w chodniku. Przecign po niej palcem. Bya gboka i osmalona. - Prba zamachu! Prbowa go zabi! - Spojrza na Piotrka. - Co mu zrobi? Czowieku, nic ci nie jest? Drasn ci? Mj kochany w kocu otworzy usta i wydusi: - O ja pierdol...! 39 Piotrek siedzia na wskiej wersalce w naszym obdrapanym mieszkaniu i przyglda si nam podejrzliwie. Jego spojrzenie niespokojnie bdzio po szablach, z ktrymi si nie rozstawalimy nawet na chwil. Usiadam obok niego. Mylaam, e dodam mu tym otuchy, ale tylko spojrza na mnie nieufnie. To zabolao. Azazel kry po niewielkim pomieszczeniu niczym lew w klatce. Czarny warkocz miarowo uderza mu o kark, gdy zatrzymywa si raptownie, by zawrci. By wcieky. Nie chcia pokazywa si Piotrkowi. Poza tym mia cay czas nadziej, e nie dojdzie tak szybko do konfrontacji. - Taka dekonspiracja! - powtarza pod nosem. - Jak moglicie si ujawni obiektowi numer jeden? - Kto to obiekt numer jeden? - zapyta mnie szeptem Piotru. Zanim zdyam odpowiedzie, odezwa si Beleth, ktry sta kilka metrw od nas, opierajc si w niedbaej pozie o cian. -To ty, matole... Posaam mu grone spojrzenie, ale nie zwrci na mnie najmniejszej uwagi. Wpatrywa si tylko swoimi zotymi oczami w Piotrka, zupenie tak, jakby chcia przewierci go na wylot. Na twarzy mia wyraz niesmaku i gbokiej pogardy. - Co za dekonspiracja - dalej mrucza do siebie Azazel. -Nawet na chwil nie mona was zostawi samych... Nie skomentowalimy z Belethem, e mg nas kontrolowa, ale nie chciao mu si za nami biec. Wola rozsi si na kanapie i gra w Diablo, ktre porzuci Beleth. - To co teraz robimy? - zapytaam. - Zaraz - powiedzia szybko Piotrek. - Jakie my? Kim wy jestecie? O co tu chodzi? Wiki, nic ci nie jest? Czemu znikna na dwa tygodnie? - I wanie dlatego nie lubi ludzi - Azazel zwrci si do Beletha. - Za duo mwi. Wziam Piotrka za rk. - Posuchaj, to bardzo skomplikowane - zaczam. - Nie jestemy do koca tymi, za kogo nas bierzesz... - W co ty si wpakowaa...? - westchn ciko. - W co powanego - odrzekam.
197

Piotrek zerkn na dwch mczyzn naprzeciwko nas, a potem na odlego dzielc nas od drzwi. -Czekaj, czekaj - powiedziaam szybko, wiedzc, o czym myli. - Najpierw musimy porozmawia, eby zrozumia, co tu si dzieje. -Ale potem wyjdziemy - stwierdzi, patrzc podejrzliwie na diaby. - A wy nam w tym nie przeszkodzicie. W duchu poczuam, e jestem z niego dumna. Chcia mnie uratowa! Troch nieporadnie, biorc pod uwag jego do skromne moliwoci w porwnaniu z mocami piekielnymi, ale liczyy si intencje! - To ty mu wytumacz. - Beleth umiechn si do mnie ponuro. - Moe tobie uwierzy. Czy uwierzy? A kto by w to uwierzy... ? Na szczcie Piotrek widzia na wasne oczy dowd. Poncy miecz i nienormalnego faceta o irracjonalnym imieniu. Zawsze miaam take pod rk dwa diaby i wasne sztuczki dziki posiadanej mocy i Iskrze Boej. - Bo widzisz, Piotrek - skrzywiam si - ja nie yj. I to ju od do dawna. Zabi mnie jaki facet koo Stodoy. Potem trafiam do Pieka, gdzie zostaam diablic. A teraz Lucyfer chce ciebie zabi, bo ja mu podpadam i na dodatek uciekam z Pieka, pomimo e zostaam skazana na wieczne potpienie. Piotrek najpierw si zdziwi, ale potem na jego twarzy pojawi si spokojny umiech. Poklepa moj do, a nastpnie wsta, pocigajc mnie za sob. - Rozumiem - oznajmi mi z tym samym uspokajajcym umiechem, a potem powiedzia do diabw: - Nie wiem, czym j naszprycowalicie, ale spokojnie. Nie wezwiemy policji. Po prostu std wyjdziemy, a wy zapomnicie, e Wiki w ogle istnieje, OK? Azazel westchn ciko. -I dlatego konspiracja bya taka wana... - powiedzia sam do siebie. - W ogle nie potrafisz opowiada - poinformowa mnie Beleth. Wyrwaam do z ucisku Piotrusia i wcieka zrobiam krok w stron diaba. Jasne! A Beleth na pewno lepiej by mu to wytumaczy. Azazel wycign rk w stron drzwi. Zatrzasny si z gonym trzaskiem. Piotrek lekko podskoczy, ale zaraz si uspokoi, gdy zdoa sobie wytumaczy, e to tylko przecig. Fakt, e okna byy zamknite, a w pomieszczeniu nie byo adnego ruchu powietrza wyrzuci ze wiadomoci... - Suchaj, motku, ja ci to wytumacz - warkn Beleth. Piotrek demonstracyjnie zmierzy go spojrzeniem. Diabe mia na sobie idealnie dopasowan czarn koszul, a take dinsy do mocno opinajce mu tyek. Idealnie uczesane wosy leay tak, jak sobie to wymyli tego ranka. Irokez nawet nie drgn w czasie wczeniejszego biegu po warszawskiej ulicy. Czarne, gste rzsy tworzyy pikn opraw oczu, ktre wyglday przez to odrobin, jakby byy pomalowane czarn kredk. - Nie, dziki - stwierdzi Piotru. - Nie mam ochoty sucha wyjanie cioty. Posucham jeszcze raz Wiki. Zamiaam si cicho. Beleth trafi na godnego siebie przeciwnika - i dobrze mu tak.
198

- Powiedz jeszcze raz, o co tu chodzi - poprosi mnie Piotr. Pocignam go na kanap, nakaniajc, eby te usiad. Tym razem opowiadaam powoli ze wszystkimi szczegami, krok po kroku, co si dziao, odkd zostaam dgnita noem. Nie wierzy mi. Widziaam to w jego oczach. Kiedy skoczyam swoj opowie, mwic mu, e przed chwil zosta zaatakowany przez diaba wysanego z Piekie przez Lucyfera tylko i wycznie w celu wykonania egzekucji, zacisn mocno usta. Widziaam po jego minie, e nie wierzy ani jednemu mojemu sowu. Trzyma mnie mocno za rk. By zdecydowany std wyj razem ze mn, czy mi si to podoba, czy nie. Zauwayam, e ma starty do krwi okie, ktrym uderzy o chodnik, gdy upadlimy. Ranka bya powierzchowna i ju dawno przestaa krwawi, ale mona j byo zauway. - Piotru - zdaam sobie spraw, e pierwszy raz odezwaam si do niego tym zdrobnieniem, chocia w moich mylach ju od dawna by Piotrusiem. - Czy gdybym bya czowiekiem, zrobiabym to? Przesunam palcami po skrze, na ktrej ju wytworzy si ciemny strup. W jednej chwili rana znikna. Skra bya nietknita. Nie byo adnego ladu, nawet najmniejszej blizny. Piotru przyglda si swojemu okciowi kompletnie zaskoczony. - Jak...? - Nie jestem ju czowiekiem - zebrao mi si na pacz. -Umaram. Dotkn mojego policzka, cierajc z niego zy. - Ale tu jeste - mrukn. - Dotykam ci. Nie rozumiem. Widziaam jego bezradne spojrzenie. Nie mg zaprzeczy temu, co widzia, ale jednoczenie broni si z caych si, eby tylko mi nie uwierzy. Wydawao mu si to zbyt fantastyczne, paranormalne. Wzruszyam ramionami. - Umaram. Jestem diablic. Nic na to ju nie poradzimy. Teraz najwaniejsze jest, eby uratowa ciebie. Piotrek zerkn na diaby. - A one ci zabiy? - upewni si. -Tak. - To dlaczego z nimi trzymasz? To pytanie odrobin zbio mnie z tropu. W gruncie rzeczy Piotrek mia troch racji. Zerknam niepewnie na moich towarzyszy. Beleth zmarszczy brwi. Nie spodobao mu si pytanie Piotrka. - Oni chc mi pomc ci uratowa - wyjaniam. - Poza tym ju im... wybaczyam. Beleth umiechn si, lekko zaskoczony moim owiadczeniem. Spojrzaam mu prosto w oczy. Nie potrafiam by na nie za. One po prostu takie byy. Wszelkie prby uczowieczenia ich przypominay przestawienie lwa na wegetarianizm. Rzecz cakowicie niewykonalna. Nie mogam zoci si na nie za to, jakie zostay stworzone. To nie bya ich wina. Poza tym czasami potrafiy by dobre. - Czowieku, moesz uzna, e usiujemy w ten sposb spaci swj dug - chyba szczerze powiedzia Azazel. Piotrek kiwn gow, jakby dawa nam znak, e akceptuje tak odpowied.
199

- Ale nie moesz si dla mnie naraa - rzek do mnie. - Skoro umara, to powinna by w Niebie czy gdzie tam. Beleth zagwizda z podziwem. Chciaam zaprzeczy, ale diabe wpad mi w sowo: - Po raz pierwszy zgadzam si z tym neandertalczykiem. Nie powinnimy go chroni. - Spadaj, Woland', nie do ciebie mwiem - warkn Piotrek. Beleth zmruy oczy. Prawie zamiaam si gono z jego tumionej furii. - W tym problem, e w Niebie nie jestem - powiedziaam. - Na dodatek jako diablic dostaam prac, ktr zreszt chc mi teraz zabra, tak samo jak moc Iskry. Moc, ktr masz i ty, dlatego Lucyfer chce ci zamordowa. Piotrek zamia si do siebie gucho, zmczonym gestem przetar twarz i potarga sobie wosy. - Nie mog uwierzy, e rozmawiamy na takie tematy... -Westchn. - Diaby, moce piekielne, Szatan. Ja nawet nie jestem specjalnie wierzcy! - To akurat bez znaczenia... - mruknam. - W Piekle trafiaj si ludzie, ktrzy nadal oddaj cze wiatowidowi albo bogom z gowami zwierzt. Mamy tam... wolno wyznania. Azazel wreszcie si poruszy. Do tej pory sta w zupenym bezruchu. Mam wraenie, e nawet nie oddycha ani nie mruga. Stworzy sobie krzeso i usiad na nim. Piotrek kilka razy zamruga, jakby sdzi, e krzeso zaraz zniknie, a diabe wylduje na tyku na pododze. - To kto usiowa go zabi? - zapyta Azazel. - Jestem bardzo ciekawy, kto si odway w kocu wzi t robot. Zreszt, szczerze mwic, miaem nadziej, e znalezienie zrwnowaonych umysowo kandydatw zajmie im troch wicej czasu. - Powiedzia, e nazywa si Pajmon, i kaza was pozdrowi - odparam. Azazel gono wcign powietrze, a Beleth zakl cicho. - Cofam to, co mwiem o zrwnowaonych psychicznie... - wymrucza ponuro Azazel. - Widz, e si znacie i kochacie - zakpiam, widzc ich reakcje. Oba wyglday, jakby skurczyy si w sobie. Azazel skrzywi si tylko w odpowiedzi, za to Beleth si odezwa: - Gorzej trafi nie moglimy - stwierdzi. - On jest niezrwnowaony i to bardzo... Poza tym gdzie jest Pajmon... - ...tam jest te Agares - dokoczy Azazel. - Powiedzcie o nich co wicej - zadaam. Beleth stworzy sobie fotel i usiad na nim zmczony. Wyglda, jakby co nagle wyssao z niego wszystkie siy yciowe. Gdyby by czowiekiem, powiedziaabym, e postarza si o kilka lat. Jednak on nie jest ani nigdy nie by czowiekiem. - Pajmon kiedy by moim dowdc - powiedzia Beleth. -Gdy jeszcze bylimy anioami, dowodzi Potgami, do ktrych naleaem. Kawa sukinsyna, jeli chcesz zna moje zdanie. - Nie nazywaj go tak, nie zapominaj, kto nas stworzy -upomnia go Azazel.
200

- Tak, tak... przepraszam - rzek rozdraniony. - Po prostu jak o nim myl, to nie mog si powstrzyma. Jak wyglda, ju wiesz. Mamy szczcie, e ten cymba nie pojawi si na wielbdzie... Wymyli je i nigdy si z nimi nie rozstaje, gupek. M Poza tym mona go pozna po diademie, ktry nosi. Nie wiem M po co... taka baba z niego najwyraniej Beleth nie szczdzi 1 oszczerstw rywalowi. - Poza tym te naley do duchw Goecji 1 jak ja. Wikszo z nas do nich wstpia, gdy zostalimy zdegradowani i potpieni. I - Dobra, dobra. Do rzeczy - przerwaam mu. - Czemu si tak spilicie, jak powiedziaam jego imi? Diaby rzuciy sobie znaczce spojrzenia. - Jest do zapalczywy wyjani po chwili milczenia Azazel. I - Skoro postanowi, e zabije Piotra, to pewnie mu si to uda. Wzdrygnam si i wziam Piotrka za rk. Wbija wzrok I w Azazela, a min mia tak, jakby nadal do koca nam nie wierzy. - eby go zabi, zrobi wszystko dalej mwi Azazel.-Moe nawet do tego wykorzysta ciebie. Musisz si mie na bacznoci. Poza tym sdz, e Lucyfer mg nakaza i nas zabi... Zamiaam si gono. - W takim razie Szatan jest szalony. Przecie tylko ja mog zabija diaby za pomoc Iskry Boej. Azazel skrzywi si, za to Beleth uciek w bok spojrzeniem. W pokoju zrobio si nagle bardzo cicho. Rce mi opady. Czyby znowu przypadkiem" zapomniay mi o czym powiedzie?! Miaam tego do. Do tych wszystkich zagadek. Jak miaam im pomc i uratowa Piotrusia, skoro one nie mwiy mi o wszystkim? Czy to takie trudne?! - Tak w sumie to mona nas unicestwi - powiedzia cicho Azazel. - Ale, skarbie, nie chciaem ci tego mwi, eby ci nie I denerwowa. - Nie zgadabym, wiesz? - prychnam. - To jak mona nas I zniszczy? I - Wiesz... jeeli posieka si nas na szeset szedziesit sze kawakw mieczem diaba, to raczej ciko bdzie si nam pozbiera. Westchnam gono, zirytowana. -Trzeba nas poci dokadnie na szeset szedziesit sze kawakw czy tak sobie tylko powiedziae? - zapytaam. - Wystarczy, e odrbie si gow - wyzna. - A ty mi dopiero teraz o tym mwisz?! - krzyknam, wstajc. - Staam naprzeciwko tego psychopaty, na wycignicie jego miecza, i nic o tym nie wiedziaam?! - Skarbie, ale wystarczyoby, gdyby pomylaa, e on znika, i ju by go unicestwia - Azazel posa mi dobroduszny umiech. - Wierz, eby sobie poradzia. - Ale mg w tym momencie odrba mi gow, a ja bym ya w przewiadczeniu, e ona mi odronie!!! - ryknam. - Wtedy ju raczej by o niczym nie mylaa - mrukn Beleth, nerwowo krcc si na fotelu.
201

Piknie, po prostu piknie! Zrezygnowana usiadam z powrotem na wersalce, chowajc twarz w doniach. Poczuam, jak Piotrek mnie obejmuje, i usyszaam, jak wzburzony i zirytowany Beleth gono wciga powietrze. No c... Nie moja wina, e usiad tak daleko. Gdyby siedzia obok mnie, to mgby sam to zrobi, ale wola nie zblia si do Piotrka. Zreszt kogo ja chc oszuka? Nie chciaam, eby to on mnie obejmowa. Marzyam, by robi to Piotru. - Tak jak ju mwiem, skoro Pajmon pojawi si na Ziemi, to moemy by pewni, e razem z nim jest Agares kontynuowa Azazel. - To kumple. - Powiedz o nim co wicej - poprosiam. - Takie same indywiduum jak Pajmon - wtrci niepytany Beleth. - Z tym, e mamy kopot. Jedn z jego mocy jest sprowadzanie uciekinierw. Nie zdoamy przed nim uciec. Po prostu zawsze bdziemy si znajdowa tam, gdzie on dotrze jako pierwszy. Takie ju nasze przeznaczenie. - Nie rozumiem - wtrci Piotrek. - Nic dziwnego - prychn Beleth. - W kocu jeste tylko czowiekiem. - Beleth - syknam ostrzegawczo. - On ma dar wyczuwania, gdzie si znajdziemy - wyjani niechtnie diabe. - Wyglda jak stary czowiek. To prawdziwy dziwak. Mgby by mody i przystojny jak my, ale woli by stary. - W sumie nie jest brzydki i stary - zaoponowa Azazel, silc si na powan min. - Tylko dojrzay. - Chyba przejrzay - zamia si Beleth. - Ale, kochany, on na pewno ma tumy wielbicielek. Wko-cu ktra nie poleci na najnowszy szyk mody a la geriatryk? zakpi Azazel. Zaczli si gono mia. Spojrzaam na Piotrka. Mia w oczach to samo zagubienie, co ja. Czuam, e porwaam si do walki z czym ogromnym, z czym wygra nie mam najmniejszych szans. Piotru by ju bezpieczny. cisnam jego do. Co mnie obchodzili inni? Mogam zosta z nim i zapewni mu bezpieczestwo. - Proponuj, ebymy udali si do naszego obiektu numer dwa. - Azazel wsta. - Mog si teraz tam pojawi. Piotra zdoalimy ocali, ale nie wiadomo, czy poradzimy sobie z ochron reszty. Ju zbyt duo czasu tu stracilimy. Beleth take wsta. Ja i Piotrek nie ruszylimy si z miejsca. Azazel spojrza na mnie zaskoczony. Rozoy rce bez sowa. - A moe mytu zostaniemy? - zaproponowaam. - Bd pilnowa Piotrka. Azazel prychn pod nosem. Krtki miech zgas mu gdzie gboko w gardle. - Chyba artujesz. Ju ci si znudzio? - zapyta. Skrzywiam si w odpowiedzi.
202

- Nie moesz nas zostawi - argumentowa Azazel. - Bez ciebie nie mamy najmniejszych szans. Ty moesz zniszczy diaba jedn myl, a my musielibymy ich poszatkowa mieczami. Sami sobie nie poradzimy. Spojrzaam na Piotrusia. Siedzia zamylony. Nie moglimy go zostawi, musia i z nami. Tylko czy tam bdzie bezpieczny? Czy zdoam go ochroni? Beleth taktownie milcza. Widziaam po jego minie, e nie zwracajc uwagi na Azazela, zamierza poprze moj decyzj, jakakolwiek by ona bya, eby mi si podliza. - Chcesz, eby przez twoje lenistwo zginli niewinni? -Azazel wbi kolejn szpilk. - Nie... - wybkaam. - Wic uratuj ich. - Pjd z tob - powiedzia niespodziewanie Piotrek. Beleth zamia si krtko. - Facet... ty nie masz wyboru - zakpi. Posaam mu ze spojrzenie. - Aha... - mrukn Piotr. - Dzikuj. - Umiechnam si do niego. - Jestem ciekawy, jak to szalestwo si dalej potoczy. Romantyczny nastrj rodem z opowieci o wojowniczym rycerzyku, ktry chce ratowa swoj niemociast ksiniczk, prys jak baka mydlana... - To gdzie jest obiekt numer dwa? - zapyta Azazela. - Jaki jest nastpny przystanek? Diabe zrobi tajemnicz min. - Tybet. 40 Przypiam mocniej ozdobny pas mojej karabeli. Beleth pocign Piotrusia pod cian, gdzie pokaza mu kolekcj bezadnie rzuconej broni i kaza co sobie wybra. Piotrek wpatrywa si w miecze, nie wiedzc, ktry ma wzi do rki. - We ten - Beleth poda mu niespena trzydziestocentymetrowy n. - W sam raz dla ciebie. Japoski miecz. Piotrek spojrza na niego z pogard. - Nie, dziki. To wakizashi, jednosieczny miecz dla japoskiego chopstwa. Wol katan - sign po dugi, samurajski miecz. Beleth sta przy nim z gupi min. Nie spodziewa si, e chopak zna si na broni. Szczerze, to ja te nie miaam pojcia, e on wie takie rzeczy. Wyraz zdziwienia na twarzy diaba ustpi zoci. Mierzyli si przez chwil spojrzeniami. Ciekawe, ktry by wygra, gdyby si pobili?
203

Przyjrzaam si krytycznie ich sylwetkom. No dobra... Beleth by wygra. Azazel wsun klucz diaba w cian. Przed nami pojawiy si mae, biae drzwiczki z firank zasaniajc okienko. Przejcie Belfegora byo po prostu urocze! Diabe otworzy drzwi, gdy ju stanlimy za nim. Uderzy w nas mrony powiew. W mieszkaniu w jednej chwili znalazo si duo niegu, szybko topicego si na starej klepce. Ruszylimy pod wiatr za Azazelem. Nic nie widziaam. Czuam tylko mrone igieki, kujce w goe ramiona. Stworzyam sobie na nosie czarne okulary, chronice oczy przed przeraliwym byskiem. Momentalnie pojawiy si problemy z oddychaniem. Mrone powietrze spowodowao obkurczenie oskrzeli, poza tym byo tu znacznie rzadsze ni na naszej wysokoci nad poziomem morza. Zapadlimy si w gboki nieg, sigajcy nam do poowy ydki. Przed nami, na szczycie wzgrza, staa do mocno zniszczona witynia pamitajca lepsze czasy. Bya niedua. Dostpu do niej broniy zaspy niene i do liche, czerwone drzwi z odac farb. Piotru obok mnie gono szczka zbami. Ja te trzsam si caa. Czuam, e moje palce zginaj si z coraz wikszym trudem. Jednak byo to tylko zudzenie. Chd nie robi na mnie wraenia. Beleth spojrza z pogard na Piotrka. Pstrykn palcami. W jednej chwili na moim ukochanym pojawia si ciepa kurtka z kapturem obszytym czarnym futrem. Piotru przesta dre. Zdziwio mnie to. Diabe okazywa mu wspczucie? Cigle potrafi mnie zaskoczy. Piotrek spojrza na mnie i sign do zamka byskawicznego. - Wiki, zmarzniesz - powiedzia. Podeszam do niego i podsunam mu suwak pod sam brod, nie pozwalajc mu zdj z siebie kurtki. - Nie zmarzn, Piotrek. Ja nie yj. - Westchnam. - Nie mam ciaa, wic nic mi nie zamarznie i nie odpadnie. cign brwi i pokiwa gow. Spojrzaam krytycznie na jego przemoknite adidasy. Jeszcze tego tylko brakowao, eby nam umar na zapalenie puc, kiedy ju go uratujemy przed nienormalnymi diabami z Piekie. To by bya dopiero ironia! Zamieniam je na solidne buty idealne na tak pogod. Dodatkowo stworzyam mu okulary, eby ju tak nie mruy oczu, i czapk. - To gdzie jest ten twj obiekt? - zapyta Beleth, podchodzc do Azazela. Ten rozejrza si wyranie zaniepokojony i dononie zagwizda. Odpowiedziaa mu cisza. Silny wiatr nioscy ze sob patki niegu zniszczy troskliwie ukadanego irokeza Beletha i szarpa jego czarn koszul, a czarne okulary Ray Ban, stylizowane na policyjne, pokryy si szronem. Zreszt tak samo moje. Musiaam je przetrze, eby cokolwiek widzie. Azazel znowu zagwizda. Nie rozumiaam, po co to robi. - Szybko, musimy znale Ngapo - powiedzia zaniepokojony i ruszy przed siebie. - Mj czowiek znikn. - Ngapo? - zapyta mnie Piotru. - Obiekt numer dwa. - Przeskoczyam ogromn zasp.
204

Przedarlimy si do czerwonych wrt. Azazel zastuka gono. Podrapaam je paznokciem. Tak jak podejrzewaam, farba odazia wyjtkowo atwo. Pstryknam palcami. Drzwi byy jak nowe. Zerknam na Beletha, ktry bacznie mnie obserwowa. - Estetka - skrytykowa, ale umiechn si ciepo. Otworzy nam niski, starszy mczyzna ubrany w co, co przypominao szlafrok, grube buty na futrze i ogromn czap. No ja serdecznie dzikuj za takie ogrzewanie, jakie oni tu najwyraniej maj... Szukamy Ngapo - rzek Azazel po tybetasku. - Jestemy przyjacimi. Powiedz mu, e grozi niebezpieczestwo. Przyszlimy go ostrzec. Piotru sucha jego przemowy z rosncym zdumieniem. Wyjaniam mu szybko, e jako diaby znamy wszystkie jzyki. Zdziwio mnie, e Azazel chce si pokaza naszemu obiektowi. W kocu tyle mwi o konspiracji. Nagle zmieni zdanie? - Czemu si ujawniamy? - zapytaam, gdy staruszek zamkn nam drzwi przed nosem i poszed szuka Ngapo. Azazel wycign smuk oficerk z pochwy. - Poniewa istnieje spore prawdopodobiestwo, e Pajmon i Agares ju tu s. Musimy jak najszybciej ewakuowa wszystkie pozostae obiekty z innych zaktkw wiata. Najpierw jednak sprawdzimy, czy Ngapo yje. -1 gdzie ich przeniesiemy? - zapyta Beleth. - Przecie wszdzie bd zagroeni. - Gdziekolwiek - mrukn Azazel. - Ale atwiej bdzie nam chroni, gdy wszyscy bd w jednym miejscu. - Moe powinnimy si rozdzieli? - zaproponowaam. - Ich jest dwch. Nas troje. Jakby co, to jednej osobie musi si uda. Jakie to optymistyczne... - Nie, nie - zaprotestowa Azazel. - To niebezpieczne. Zreszt nie moemy sobie pozwoli, eby ci straci. A w ten sposb moemy pilnowa si nawzajem. Drzwi skrzypny oguszajco, gdy staruszek w futrzanej czapie znowu si wychyli. Umiechn si do nas bezzbnymi ustami i powiedzia: - Bardzo mi przykro, ale Ngapo nie moe teraz podej. Medytuje. Przyjdcie pniej. Rce mi opady. Rozejrzaam si dookoa. nieg ju przesta pada. Stalimy na szczycie wzgrza, bd gry, gdzie na najwikszym zadupiu Himalajw, w kompletnej guszy, otoczeni przez kilkumetrowe zway niegu. eby dosta si do najbliszego schroniska, czy czego podobnego, pewnie czekaaby nas kilkudniowa droga w d, a on kae nam przyj pniej? Bo Ngapo medytuje? arty sobie robi czy co? Azazel westchn ciko i mocniej cisn szabl. - Kurwa - warkn. - Agares, musisz bawi si w te gierki? Co zrobilicie z Ngapo? Staruszek otworzy przed nami drzwi. Jego twarz zacza si zmienia. Zmarszczki wygadziy si, znikn bezzbny umiech, czarne oczy stay si jasnobkitne. Mczyzna zrobi si wyszy, zgrzebne szaty znikny, zamieniajc si w drogi, dwurzdowy garnitur.
205

Stary, niemniej przystojny diabe poprawi krawat. - Przykro mi, ale Ngapo ju nie moe z wami rozmawia. - Agares umiechn si do nas. - On ju z nikim nie bdzie mg rozmawia. Zajrzaam ponad ramieniem Azazela do wntrza wityni. May przedsionek zalany by krwi, zbryzgane ni byy rwnie ciany. Przy uchylonych do nastpnego pomieszczenia drzwiach zobaczyam lecego czowieka. Nie rusza si, nie oddycha. Zrobio mi si niedobrze. Ilu tu byo ywych ludzi, zanim oni si pojawili? Tej krwi na cianach wystarczyoby, eby wypeni ni yy kilku miertelnikw. Mczyzna potoczy po nas spojrzeniem. Zatrzyma si na nierozumiejcym, co tu si dzieje, Piotrku. - Och... jak mio, e go do nas przyprowadzilicie - powiedzia po polsku, by chopak zrozumia. - Nie bdziemy musieli go szuka. Za naszymi plecami rozleg si gony wist ostrza. Pchnam Piotrka w bok. Ciko upadlimy w zasp. Rozarzony miecz Pajmona roztopi nieg w miejscu, w ktrym przed chwil sta Piotrek. - Uciekaj!!! - krzyknam do niego. Jednak tak samo jak on miaam kopoty z podniesieniem si. nieg by gboki, a my zapadlimy si bezwadnie. Beleth wyszarpn swoj katan i rzuci si na Pajmona. Iskry od cierajcych si ostrzy topiy nieg. te pomienie owietlay wykrzywione z wciekoci twarze. Zdoaam si podnie. Azazel sprytniej sobie poradzi. Zatrzasn drzwi przed nosem Agaresa i opar si o nie, blokujc wyjcie. Usyszelimy gone przeklestwa dobiegajce z wntrza wityni. Ziemia pod stopami zatrzsa nam si niespodziewanie. Znowu upadam twarz w nieg. Azazel zaspawa doni drzwi i przebieg obok mnie z wyrazem paniki na twarzy. - Zapomniaem ci powiedzie, e Agares ma wadz nad trzsieniami ziemi! - krzykn, biegnc z kluczem do olbrzymiego gazu, przez ktry poprzednio przeszlimy. Piotrek pocign mnie za rce do pozycji pionowej. Pobieglimy za Azazelem, ktry pdzi, jakby dosta skrzyde. Beleth nadal walczy z Pajmonem. Zauwayam, e przecita koszula odsania nadpalon ran na jego boku. Zatrzymaam si przeraona. Zauwayam, e nasz wrg te zosta ranny. Lewa rka wisiaa mu bezwadnie. Czarne ray bany Beletha leay zgniecione na niegu. Piotrek szarpn mnie za rami i zmusi, ebym sza za nim. - Da sobie rad - krzykn Piotru. Nie byam tego pewna. Baam si o Beletha. To gupek, ktry po prostu chce mnie zacign do ka, ale nie chciaam, by stao mu si co zego. Brodzc w niegu, ruszylimy pod gr za Azazelem, ktry ju stworzy przejcie.
206

Ziemia zatrzsa si jeszcze raz. witynia lega w gruzach. Kilka kamieni wbio si w nieg koo nas. Wcieky Agares stal w rumowisku, wymachujc poncym toporem. Wyszarpnam na wszelki wypadek karabel z pochwy. Piotrek cay czas trzyma mnie pod rami i cign w stron otwartego przejcia, w ktrym sta Azazel, machajc na nas ponaglajco doni. Beleth uderzy z caej siy katan Pajmona, a nastpnie kopn go w pier. Diabe upad ciko na plecy, gubic miecz. Beleth rzuci si biegiem w nasz stron. Kamie spad mi z serca. Do przejcia dotar przed nami. Nie ogldajc si, przeskoczy na drug stron. Wepchnam przed sob Piotrka. W tym momencie ziemia znowu zadraa, uciekajc mi spod ng. Zsunam si kilka metrw w d zbocza w stron Agaresa depczcego mi po pitach. Karabela wpada w zasp, znikajc mi z oczu. Wiki! - rykn Piotrek, ale Azazel wepchn go w przej-! cie. Agares stan nade mn, biorc zamach toporem. Wycignam przed siebie rce, topic, a nastpnie zamraajc nieg, w ktrym leaam. Agares polizgn si na lodzie, ktry stworzyam, i klapn na tyek. Topr uderzy ciko tu obok mnie, obsypujc moje ubranie iskrami. - Wiki! - Azazel rzuci mi klucz diaba. - Gwna siedziba!!! Zapaam niezgrabnie may kluczyk na zotym acuszku. Pajmon wanie podbiega do przejcia. Azazel przeskoczy | przez framug i zatrzasn za sob drzwi, ktre znikny. Zostaam sama... Nie mogam w to uwierzy! Zostawili mnie! Zostawili mnie!!! Z dwoma szalecami, ktrzy chc mnie zabi!!! Pajmon z min wyraajc ch mordu zacz biec w moj stron. Zamachn si wysoko mieczem, by przeci mnie na p. Z drugiej strony Agares podnis si z gonym stkniciem. Byam otoczona. Spojrzaam na topr wbity obok. Doczogaam si szybko do niego. Zapaam za rkoje, usiujc go wyrwa i wykorzysta jako bro. Zerknam na ld. Ld, pod ktrym co widziaam. A raczej nie widziaam nic! Grunt nie by wcale tak stabilny, jak mylaam! Pod warstw niegu by wski lej, prowadzcy do dawno zasypanej jaskini. Od wbitego topora zaczy przebiega na boki gbokie rysy, znaczc ld siatk pkni. - Szlag by to... -zaczam, ale w tym momencie ld si pode mn zaama. Z krzykiem spadaam razem ze zwaami niegu w ciemno. W jednej doni ciskaam kurczowo klucz diaba, w drugiej za nadal dzieryam topr. Nad sob zobaczyam Agaresa, ktry bezadnie macha rkami, usiujc przytrzyma si krawdzi lodowej jaskini. Udao mu si zapa jakiego wystpu. Zawis, machajc nogami. ciskaam w doni klucz tak mocno, e a wbi mi si bolenie w skr, ranic do krwi. Niedaleko zobaczyam dno. No to bum.
207

W tym momencie gruchnam o ziemi. Miaam wraenie, e p planety zatrzso si od tego spotkania. Wpadam w kilkumetrowej gbokoci warstw niegu, ktra odrobin zamortyzowaa upadek, a mimo to poczuam, jak kilka eber trzasno. Przewrciam si na brzuch i zakaszlaam krwi, plamic nieg. Co najmniej jedno ebro przebio puco, nie mogam zapa tchu. Krcio mi si w gowie, chyba miaam wstrzs mzgu. Mogam porusza koczynami, nie byam sparaliowana, ale co dziwnie chrupao mi w lewym nadgarstku i chyba skrciam nog. Serdecznie dzikuj za takie przygody! W ogle nie posiadam kaskaderskich zdolnoci. Przed sob zobaczyam kawaek gadkiej, lodowej ciany. Idealna do stworzenia przejcia. Sprbowaam wsta, ale zawroty gowy i noga wykrcona pod dziwnym ktem mi to uniemoliwiy. Zacharczaam krwi, chocia miaam ochot szpetnie kl i obrzuci misem wszystkie diaby wiata. Porzuciam nieprzydatny i piekielnie ciki topr, zaczam niezgrabnie czoga si w stron ciany, ktra bya moj jedyn szans na wydostanie si z tej puapki. W tej chwili z gry z guchym omotem spad Agares. Uderzy o ziemi kilka metrw za mn. Z jego piersi wyrwa si bolesny skowyt. A zrobio mi si raniej, e nie tylko ja tak pechowo spadam. Mj przeciwnik zacz si dusi. No prosz, jemu te chyba co pko. Miaam nadziej, e obraenia wewntrzne nie I pozwol mu wsta zbyt szybko, zwaywszy na wie tempo, w jakim zbliaam si do ciany. Trzymaam ju w wycignitej doni kluczyk, by stworzy przejcie. Czuam, jak moje ciao zaczyna si samo naprawia. Zawroty znikny, w nadgarstku przestao chrupa, jednak nadal I miaam kopot z oddychaniem, a bezwadna noga bolaa przy kadym dotkniciu. Doczogaam si do ciany i oparam o ni ciko. Odwrciam si do mojego przeciwnika. Agares lea nieruchomo na plecach. Chyba straci z blu przytomno. Miczak... Nagle wcign gboko powietrze i otworzy oczy. Odwrci gow w moj stron. O kurcz! Czym prdzej wepchnam klucz w cian. Na widok biaych drzwi z firank miaam ochot zapaka z radoci. -Wiktoria - wymamrota ze zoci za moimi plecami Agares. - A zdechnij tu, dupku - sprbowaam powiedzie z godnoci, ale pod koniec si rozkaszlaam, co zupenie popsuo efekt. Szarpnam klamk, bezadnie strzeliam kul ognia gdzie w cian nad sob i wtoczyam si do pokoju. 41 Azazel natychmiast zatrzasn drzwi, gdy tylko wtoczyam si do maego mieszkania w bloku w Warszawie. Na podog razem ze mn wpado troch niegu. Leaam bezsilnie na brzuchu, nie mogc ruszy nawet maym palcem u nogi, tak mnie wszystko bolao.
208

Beleth i Piotrek rzucili si na mnie w tym samym momencie. Krzyczeli jeden przez drugiego, wic nie do koca mogam si zorientowa, ktry z nich co powiedzia. -Co ci jest?! -Jak si czujesz?! - Ty si odsu! Nie widzisz, e nie moe oddycha?! - -Doktor si znalaz! Mylisz, e tlenu jej przybdzie, jak nad ni zawiniesz?! 1 - Odwal si ode mnie. To ich powinnimy zamordowa! - Jak dorw tych sukinsynw Ucieke jak tchrz! - Ja?! Ty te zwiewae! Ja za to walczyem! - Bo Azazel mnie wepchn! Przekrzykiwali si jeszcze przez chwil, a ja leaam spokojnie, plujc krwi na podog. Kanapa bya na wycignicie rki, ale jako nikt nie wpad na pomys, eby mnie tam przenie. Kocham ich wanie za t bezgraniczn empati... Zebra w kocu wskoczyy na miejsce, a noga si nastawia. Mogam swobodnie oddycha. Dwignam si do pozycji pionowej bez niczyjej pomocy, bo moi dzielni wybawcy" byli zbyt zajci skakaniem sobie do garde, a Azazel z zasady nikomu nie pomaga. Usiadam obok Azazela na kanapie i podaam mu kluczyk. Piotrek usiad obok mnie po drugiej stronie, a Beleth uklk u moich stp. Wreszcie zauwayli, e ju nie umieram na pododze? No prosz. - Zgubiam karabel - powiedziaam do Azazela, wzdychajc ciko. - To wybierz sobie jak inn bro - wskaza doni na stos pod cian. Drugiej karabeli nie byo. Zostay same brzydkie, jak na mj gust, katany. - Twoja oficerka mi si podoba - odparam bezczelnie. - Ale mnie te si ona podoba - wyjani. - Ale ja wanie kaszlaam krwi... Bez sowa poda mi bro. Azazel wsta i klasn w donie. Umiechn si do nas nerwowo. - Dobra, kochani, musimy si zbiera! Mamy tylko chwil przewagi. Trzeba to wykorzysta. Nie ma czasu na siusiu i kanapeczki. Nastpny przystanek - Stambu!!! Wstaam z westchniciem. Czekao na nas jeszcze osiem obiektw. Spojrzaam na Piotrusia siedzcego w grubej kurtce, z wyrazem pustki w oczach. Pomylaam o Ngapo. Miaam nadziej, e nie umiera w mczarniach. Jak na razie by remis. Agares by umiechnity. Jego bawio mordowanie. Nie mogam si doczeka, kiedy dorw go w swoje rce i skrc o gow. Oczywicie o ile nie zgin w jaskini, ktr zniszczyam. Jednak sdz, e na takie szczcie nie miaam co liczy. Przygryzam warg. Mogam zabi go w jaskini. Mogam zabi ich obu, gdy nas zaatakowali. A jednak tego nie zrobiam.
209 -Co ci zrobili?! Odsu si od niej!

Dlaczego? Odpowied bya prosta - zwyczajnie baam si to zrobi. Nigdy nie zabiam nawet muchy, a teraz miaabym pozbawi ycia dwie istoty wieczne. Spojrzaam na Beletha, ktry naprawi rozcit koszul. Trzyma si za zraniony bok. - Jak si czujesz? - zapytaam. - Mocno ci zrani? Beleth posa mi zmczony umiech. - Nic mi nie jest. Szybko si zagoi - skama. - To tylko dranicie. Piotrek przyglda si nam z niechci. Nie uszczliwia go moja troska o stan zdrowia diaba. Podchodzc do drzwi stworzonych przed Azazela, zamieniam mokre dinsy i podkoszulek na spdnic za kolano i bluzk z rkawami trzy czwarte. Nie chciaam zbytnio rzuca si w oczy. Co prawda na stambulskich ulicach byo mnstwo turystek ubranych do swobodnie i kuso, jednak nie byam pewna, gdzie zabierze nas Azazel. Moliwe, e obiekt numer trzy mieszka w bardziej tradycyjnej dzielnicy, gdzie byo mao przyjezdnych. Pstryknam palcami. Kurtka Piotrka i cikie buty znikny. By ubrany tak samo jak wtedy, gdy Pajmon zaatakowa nas po raz pierwszy. Umiechn si do mnie z wdzicznoci. Po przejciu przez drzwi znalazam si w cieniu rozoystego drzewa. Wyszam na plam gorcego tureckiego soca, ktre od razu mnie olepio. Pomyliam si. Stalimy z boku Bkitnego Meczetu. Wszdzie byo mnstwo turystw, jakim cudem nie zostalimy przez nikogo zauwaeni. Rozejrzaam si. Szorty i gbokie dekolty obok muzu-manek ubranych tak jak ja i tych ukrytych za tradycyjnymi warstwami grubych, nieprzejrzystych tkanin tworzyy niepowtarzaln feeri barw Turcji. Moi towarzysze stanli obok mnie. - Tam - Azazel ruszy przed siebie szybkim krokiem. Poszlimy za nim w stron wejcia do toalet. te tabliczki z umown sylwetk chopca i dziewczynki byy sabo widoczne. Z boku Bkitnego Meczetu, niedaleko wejcia dla wycieczek, na maym placu w cieniu potnego drzewa byy dwie bramki, za ktrymi zaczynay si schody w d do azienek. O barierk tu obok opiera si niespena czterdziestoletni mczyzna w beowym mundurze. andarm pilnujcy zabytkw. Turcy mieli do specyficzne podejcie jeli chodzi o terrorystw. Oni po prostu widzieli ich wszdzie. To z tego powodu kadego zabytku pilnowali specjalni andarmi, niewane czy bya to skalna formacja w Kapadocji, czy jedna z najwspanialszych budowli w Stambule, a moe nawet na wiecie. W obawie przed zamachami nigdzie nie wisiay skrzynki pocztowe. Kartk z wakacji turyci mogli wysa jedynie bezporednio z poczty lub zostawi w hotelu na asce pracownikw. Z tego samego powodu trudno byo znale kosz na mieci. Byo ich jak na lekarstwo... - Spotkamy si przy fontannie pod Hagi Sophi. Nie moemy zwraca na siebie uwagi. Czekajcie tam na mnie - nakaza Azazel i podszed do andarma. Opar si nonszalancko obok niego o barierk i zagada.
210

- Za mn - powiedzia Beleth i wzi mnie za rk. - Znam drog. W to nie wtpiam. Nie byy to jego ulubione czasy, niemniej nadal ulubiony kraj. Wyrwaam do. Piotrek zamia si krtko i posa diabu znaczce spojrzenie. Beleth nie skomentowa mojego gestu ani zachowania Piotrusia. Zapa si natomiast za bok i wykrzywi. Od razu poczuam wyrzuty sumienia. Dotknam jego plecw i zapytaam: - Bardzo ci boli? - Troch - przyzna zbolaym gosem Beleth. - Rana odrobin si paprze... Ju miaam powiedzie mu, eby si na mnie opar, to atwiej bdzie mu i, ale zauwayam, e umiechn si z wyszoci do Piotrka. - Jak dzieci - skrytykowaam ich i ruszyam przed siebie, nie zamierzajc by pionkiem w ich grze. - Chodmy wreszcie. Piotru szed posusznie za mn, ciekawie rozgldajc si dookoa. O ile wczeniej by zmczony, to teraz na jego twarzy pojawi si wyraz ekscytacji. Jeszcze nigdy nie by w Stambule. Beleth po moim komentarzu take nagle ozdrawia. Co prawda unika gwatownych ruchw, jednak nie krzywi si przy kadym kroku jak poprzednio. - Hello, hello, zdrastwujcie, dzie dooobry - zacz woa za nami mczyzna z torb wypchan przewodnikami w rnych jzykach. - er ar ju from? Rosija, Polska? Pokiwalimy przeczco gow, eby si odczepi. Nie dawa za wygran. Szed za nami, taszczc ksieczki. - Ten juro, tenti lira, dziesiat juro, dwadcat lira! Tanio! Tanio! W kocu machn na nas rk i rzuci si na wycieczk, ktra wysza z autokaru tu obok bramy. Okrylimy Bkitny Meczet. Zwolniam, podziwiajc niezwyk budowl. - Szybciej - pospiesza nas Beleth, gdy z Piotrusiem zatrzymalimy si w niemym zachwycie. Naszym oczom ukazaa si Hagia Sophia. Co prawda bya lekko wyblaka i wydawaa si z tej odlegoci do maa... Jednak nadal bya Hagi Sophi. Przeszlimy obok kilkunastu rzdw rozgrzanych awek. rodek dnia, jakie czterdzieci stopni w cieniu. Odgarnam wosy z czoa, wzdychajc ciko. Przebieglimy na drug stron ulicy midzy samochodami stojcymi w gigantycznym korku, a nastpnie alejk obsadzon po obu stronach nieznanymi mi drzewami kwitncymi na rowo. Stanlimy obok fontanny. Wszdzie biegay dzieci, dziesitki turystw robio zdjcia, Turcy sprzedawali butelkowan wod i przewodniki. Mnstwo ludzi. Przeszed mnie dreszcz na myl o rzezi, ktr mogyby urzdzi tu diaby. Beleth umiecha si wesoo, patrzc na Bkitny Meczet. Cay promienia. Mia duo miych wspomnie zwizanych z tym miejscem. - Jak nazywa si nastpny obiekt? - zapytaam. - Aykut. Pracuje gdzie tutaj - wyjani nam diabe. - andarm to czowiek Azazela. Obserwowa go.
211

Pokiwaam gow i odeszam kawaek, podziwiajc przez srebrzyst wod z fontanny kopuy Bkitnego Meczetu. - Hello, du ju nid help? - zagada do mnie jaki szczurowaty z wygldu mczyzna. - No - odpowiedziaam i wyminam go, chcc okry fontann. Niezmiennie poda za mn. - er ar ju from? - zapyta. Zignorowaam go. - Rosija? Daj se facet siana - miaam ochot krzykn. - Polska? Litwenia? - Polska - mruknam w kocu. - And I don't need help! Mczyzna umiechn si szeroko, pokazujc popsute zby. - Ju nid e strong man - odpar, majc na myli oczywicie samego siebie. Przyjrzaam mu si krytycznie. By mojego wzrostu, szczuplutki, wrcz anorektyczny, i jeszcze ta mina cwaniaczka. Tak... to bez dwch zda prawdziwy mczyzna. Takiego mi trzeba! Wskazaam bez sowa na Beletha, ktry ju gniewnie zblia si do nas. - Sori, sori - wymamrota szczurowaty, najwyraniej uznajc diaba za mojego waciciela", odwrci si na picie i znikn. Piotru okry fontann i take znalaz si tu obok mnie. Moi dwaj bodyguardzi uwanie sondowali tum, szukajc Pajmona i Agaresa. - Zobaczcie - wskaza gow na ulic prowadzc do Bkitnego Meczetu. Azazel szed w nasz stron z jakim modym mczyzn ubranym w mundur andarma. Przewieszony przez rami karabin uderza rytmicznie o jego bok. Nieznajomy rozglda si przeraonym wzrokiem, jakby spodziewa si, e ze diaby wyskocz na niego zza palmy. Mdry go! - To Aykut - przedstawi go nam Azazel. - Ju go wprowadziem w sytuacj. Idziemy stworzy przejcie. Mody Turek umiechn si do mnie szeroko. By przystojny tak jak rednio siedemdziesit procent mczyzn z tego kraju, tylko troch niski (take jak siedemdziesit procent mczyzn z tego kraju...). Zapyta mnie, jak si mam i czy te jestem szejtan". Od razu go polubiam. Jak na mj gust mimo wszystko odrobin rzucalimy si w oczy. W kocu kto by nie zauway grupki znerwicowanych ludzi z mieczami, ktrzy cay czas ogldaj si, czy nikt ich nie ledzi, i na dodatek s tacy adni? Co tu kama - diaby byy pikne. Piotru take przykuwa spojrzenie. Beleth prowadzi. - Tdy Divan Yolu Caddesi. - Nikt z nas poza Aykutem nie zrozumia, co krzykn, wic po prostu za nim ruszylimy.
212

Szybkim krokiem przeszlimy przez skrzyowanie, a nastpnie szerok ulic. Przeczytaam nazw z maej tabliczki: Divan Yolu. Czyli to mia na myli diabe. Mijalimy mae bary i restauracje. Kelnerzy usiowali nas namwi na najrniejsze wariacje kebabu. Wbieglimy w pierwsz wsk uliczk. Wszdzie byo duo ludzi, nawet daleko za Hagi Sophi i paacem Topkapi. W kocu znalelimy pusty plac pomidzy budynkami. Nikogo nie byo wida w oknach. Stanlimy w cieniu. Azazel wycign klucz, ale zawaha si. - Gdzie ich wylemy? - zapyta Beleth. - Mam pewien pomys - powiedzia Azazel. - Tylko nie wiem, czy dobry... - To moe powiedz. - Westchnam ciko. - Wanie wolabym wam nie mwi. Wtedy byoby bezpieczniej, gdybymy si przypadkiem rozdzielili. Wsadzi kluczyk w cian. - Tylko e jak ty zginiesz, to nigdy ich nie znajdziemy - zauwayam. Azazel otworzy usta, eby co powiedzie, ale pokiwa gow, zmieniajc zdanie. - Masz racj - odpar w kocu. - Jednak nie powiem wam dokadnie, gdzie to jest. - Dam wam tylko wskazwk. Wy bdziecie wiedzieli, o co chodzi, lecz nikt inny nie. Poza tym uwaam, e to bardzo innowacyjny pomys. Jeszcze nikt wczeniej tego nie prbowa - Azazel sta dumny jak paw. - Chocia w sumie z t Persefona to ju si raz udao... A otworzyam usta ze zdziwienia. - Zdumiae? - krzyknam. - Ooo... - Zmarszczy brwi. - Znasz mit o Persefonie? I znowu konspiracj szlag trafi... Kretyn... Piotru spojrza na mnie, nic nie rozumiejc. On nie zna tego mitu. Hades, wadca podziemi, porwa Persefon, w ktrej si zakocha, do wiata umarych. - Czy oni nie umr, jak zabierzemy ich do Pieka? - zapytaam. - Nie, nie - zapewni mnie szybko Azazel. - Poza tym uwaam, e to wietne posunicie. Gdzie jak gdzie, ale w Piekle szuka ich nie bd. Najciemniej zawsze jest pod latarni. Umiechnam si. To nawet miao sens. Legiony diabelskie bd przekopyway ca planet, ale przecie nie zaczn szuka ywych ludzi w Niszej Arkadii, wiecie pozagrobowym! - To teraz wskazwka. Przenosimy ich do drukarni. -Umiechn si i przekrci kluczyk. - Musicie pomyle, e chcecie si znale tam, gdzie nasza kochana staruszka, i ju. Nikt inny nie wie, o jak staruszk chodzi. Czy to nie jest genialne? Na obdrapanej cianie pojawiy si drzwi. Azazel otworzy je i zrobi zachcajcy gest doni. Piotrek spojrza na mnie i powiedzia stanowczo: - Ja bez ciebie nie id. Nie moesz si sama naraa. - Rycerzyk si znalaz... - rzek z pogard Beleth.
213

Umiechnam si radonie i ju miaam rzuci si Piotrkowi na szyj, kiedy Aykut powiedzia lekko zdziwiony, wskazujc na co za naszymi plecami: - Ooo... Iblis*. Azazel w jednej chwili wepchn go za drzwi i zatrzasn je, wyszarpujc kluczyk. Odwrcilimy si w stron Agaresa. Wcieky machn mieczem, ktry zapon. Wyglda przeraajco, nic dziwnego, e Aykut wzi go za Szatana. - Ha! Bylimy pierwsi! Bylimy pierwsi! - zacz skandowa ucieszony Azazel. Agares posa mu zniesmaczone spojrzenie, ktre chyba godzinami wiczy przed lustrem, bo idealnie pasowao do siwych wosw na jego skroniach. - Tak... - mrukn. - Ale tylko dlatego, e miaem niemi przygod w pewnej jaskini. Umiechnam si pod nosem. Miaam nadziej, e si na niego zawalia. - Niemniej jedna Iskra nadal tutaj jest - zauway diabe. - Moecie go nam odda po dobroci. - Ha! Uwaaj - prychnam i wyszarpnam oficerk z pochwy. Falbany spdnicy skutecznie wczeniej j ukryy przed oczami gapiw. Agares posa mi ponury umiech. - Sdz, e mamy pewien argument, ktry was przekona - wskaza rk na kontener stojcy po jego prawej. Z cienia wyszed Pajmon, trzymajc za wykrcone rce przeraon... Monik! Przystawia jej miecz do szyi. Widziaam szalecze pulsowanie ttnicy pod cienk skr. Jeszcze milimetr i j dranie, zostawiajc w najlepszym razie brzydk blizn, w najgorszym tworzc jej na szyi nowe usta... - Jeli nie oddacie nam Piotra - warkn Pajmon - to j zabij. Tu i teraz. Iblis - imi Szatana w tradycji muzumaskiej. Zupenie o niej zapomniaam. Wtedy gdy zostalimy zaatakowani po raz pierwszy, bya z Piotrusiem na tej ich pseudorandce. Potem, kiedy si przewrcilimy, straciam jz oczu. Sdziam, e ucieka przeraona, tak jak wikszo ludzi na widok diaba z poncym mieczem, a ona najwyraniej zostaa porwana przez tych szalecw! Musielimy j ratowa! Nagle przypomniaam sobie, jak flirtowaa z Piotrkiem. Jak apaa go za rami. Jak zagldaa mu gboko w oczy, trzepoczc rzsami jak kretynka. Jak gono si miaa, udajc, e tak j bawi to, co jej mwi (nawet mimo duej odlegoci wiedziaam, e to jest jej faszywy, doskonale wystudiowany miech). Po podliczeniu plusw i minusw doszam do do oczywistych wnioskw.
214

- A zabij j sobie. - Wzruszyam beztrosko ramionami. Po tych sowach wszyscy odwrcili si w moj stron. Zdziwienie malowao si na ich twarzach. Azazel stukn Beletha w bok i powiedzia teatralnym szeptem: - Wreszcie zrozumiaem, co ty w niej widzisz. Pajmon zamruga, jakby mia przywidzenia. - Chyba nie wypowiedziaem si wystarczajco jasno -stwierdzi. - Zabij j. Tak cakiem. Kaput. Koniec. Jak amen w pacierzu. Nic wicej nie bdzie. Padnie tu martwa. Nie wstanie - doda jeszcze, patrzc mi prosto w oczy. Ju miaam mu wygarn, e nie musi mwi do mnie jak do otpiaej umysowo, ale Beleth wysun si przede mnie. - Suchajcie - powiedzia, podnoszc do gry obie donie na znak pokoju. - Nikt tu nie bdzie dzisiaj nikogo zabija. Pajmon zamia si krtko. On chcia zabi. Wida to byo po jego minie. - Nie rozumiesz, Belecie. To my tutaj stawiamy warunki. Oddacie nam Piotra, powiecie, gdzie znajduje si Aykut, i wtedy oddamy wam t pikn dam. - Mocniej cisn jej rami, a ona pisna dononie. Nie lubi Moniki, ale mimo to zrobio mi si jej al. Niemniej nadal nie zamierzaam oddawa im Piotrka w zamian za jej ycie. Gupia nie jestem. - Nie ma mowy - powiedzia Azazel. - Zrobimy tak: wy oddacie nam dziewczyn, a my was nie zabijemy. - Tak - popar go Beleth. - Teraz nawet nie potrafisz samodzielnie myle. Widz, e przydaby ci si porzdny dowdca - warkn Pajmon, umiechajc si do niego oblenie. - Moliwe, ale nie taki skur... - zacz Beleth, lecz Azazel przerwa mu chrzkniciem. Nawet diabom nie wolno uywa pewnych przeklestw. - Moi drodzy. - Azazel rozoy rce. - Przecie ona moe was zniszczy jedn myl. Wy naprawd chcecie co negocjowa? - zachichota. - Moecie co najwyej ucieka i mie nadziej, e nie bdziemy was goni. Agares zamia si gucho. - Gdyby chciaa nas zabi, zrobiaby to dawno. Jako nadal si ruszamy, wic wniosek jest prosty. Ona nie umie bd nie chce tego zrobi. Wszyscy ludzie z Iskr kieruj si sumieniem. Zerkn na Monik, ktra wanie zapiszczaa, a nastpnie na mnie. - No... moe prawie wszyscy - doda. - Po prostu wybralimy z ofiar - warkn zy Pajmon. - Zabijmy j. Jest niepotrzebna. - Hej, zaraz - teraz ja si wtrciam. - Naprawd nie moemy si jako dogada? Pajmon umiechn si. Mia min, jakbym wanie pokna haczyk. Co chyba rzeczywicie zrobiam... ju czuam, jak mnie drapie w gardle.
215

Zamyliam si. Oni j zabij. Nie uratujemy jej. Spojrzenie Pajmona byo puste. Nie byo w nich adnych uczu poza pragnieniem. Pragnieniem mierci. By jak drapienik na polowaniu. Nic wicej si dla niego nie liczyo. Monika blada jak ciana oddychaa spazmatycznie. Nie mnie decydowa, czy powinna zgin. - Posuchajcie - powiedziaam. - Musimy to przemyle. Dajcie nam czas do namysu. Spotkajmy si tutaj jutro o tej samej godzinie. Dobrze? Wtedy podejmiemy decyzj, czy opaca si z wami paktowa, czy moe lepiej od razu was zabi. - Nie ma mowy - zagrzmia Agares. Ziemia pod naszymi stopami zadraa gronie. Z budynkw zacz sypa si tynk pooony przed dziesicioleciami. Z placu pod Hagi Sophi dobieg nas paniczny krzyk ludzi. Gony huk wstrzsn miastem, gdy zawali si jaki budynek. Miaam nadziej, e nie przewrci si aden z minaretw przy Bkitnym Meczecie czy Hagii Sophii. - Ty kretynie, to Uskok Anatolijski! - krzyknam, ledwo apic rwnowag. Drenie ziemi ustao natychmiast. - Wiem - odburkn wcieky diabe. Pyty kontynentalne byy tu cay czas w ruchu. Jeszcze troch gniewu Agaresa i cae miasto szlag by trafi. Tutaj i tak by teren sejsmiczny. - To nie jest dobre miejsce na spotkanie - powiedzia Pajmon. - Spotkajmy si tam. W powietrzu przed naszymi oczami pojawi si obraz jakiego pustego budynku w stanie surowym. Kilkupitrowy, z betonowymi cianami i kablami sterczcymi z sufitw, wyglda na dawno opuszczony. Pewnie deweloper zbankrutowa i biurowiec poszed na zmarnowanie. Gdzie si znajdowa, w jakim kraju, na jakim kontynencie? Tego Pajmon ju nam nie pokaza. - I nie o tej samej porze, tylko rwno za sze godzin. Nie bdzie adnych niepodanych gapiw, bdziemy sami. Zabierzcie Piotra, my wemiemy Monik. - Co ty...? - zacz Agares, ale Pajmon mu przerwa: - Wiem, co robi. Rwno za sze godzin macie si tam stawi z podjt decyzj. Cofnli si w cie budynku. Stworzone przez nich wrota byszczay przez moment, by za chwil znikn. Azazel odwrci si w moj stron. - Masz jaki plan? - zapyta. - Szczerze... to tak nie za bardzo... 42

216

Zdziwio mnie, e Pajmon tak atwo przysta na moj propozycj. Co byo nie tak. Nie mogam liczy na jego ask i dobre serce, bo po prostu nie by askawy, a serca chyba w ogle nie mia. Na co wic liczy? Niech to... To znaczy, e mia plan i by sprytniejszy ode mnie. - I tak j zabij - Beleth przypali papierosa. Wczeniej poczstowa Azazela i nawet mnie, chocia nie pal. Piotrka ostentacyjnie pomin. - Moe nie - mrukn Piotrek, starannie unikajc mojego wzroku. Co mu si stao? Nawet nie sta zwrcony twarz w moj stron. - W cuda wierzysz? - zakpi Beleth. - A zreszt... ty pewnie nawet w witego Mikoaja wierzysz. - Nie zabij jej - zaprotestowaam, ucinajc ich kolejn ktni. - Co wymylimy. Na razie musimy czym prdzej ewakuowa kolejne obiekty. Oni take pewnie rzuc si, by je wykoczy. Musimy by pierwsi. Mamy tylko sze godzin. Podzielmy si. Azazel opar si ciko o mur. - Mamy jeden klucz. Zapomniaa? Fakt... to pewien problem, biorc pod uwag mj szcztkowy jak na razie plan. - A nie mona go po prostu powieli? - przypomniaam sobie swoje francuskie rogaliki. Azazel zamyli si gboko. - Nigdy nie prbowaem... - rzuci mi kluczyk. - Ty masz wiksz moc ode mnie. Obrciam zoty kluczyk w doni. Pomylaam intensywnie o jego ksztacie, twardoci, bysku zota, ktrym by pokryty. Delikatno filigranowych ogniw acuszka, na ktry by nawleczony. Wgbienia odpowiadajce zamkowi drzwi Belfegora. Na mojej doni leay trzy identyczne klucze, byszczce w tureckim socu chylcym si ju ku zachodowi. Nie mielimy duo czasu. Podaam je Azazelowi. Po kolei wszystkie wsun w cian. Kady zadziaa. - Niesamowite! - wykrzykn, a nastpnie zmarszczy czoo. - Dlaczego sam na to nie wpadem? Poda kademu z nas po kluczu. Tylko Piotrek nie dosta swojego. - A ja? - zapyta, znowu na mnie nie patrzc. Poczuam ukucie gdzie za mostkiem, ktre z ca pewnoci nie byo oznak zawau, bo ju nie yam, ani refluksu odkowego, bo nic nie jadam od... hm... chyba od rana. Piotrek unika mojego wzroku, nie mwi bezporednio do mnie. Mia do mnie al, e tak szybko i bez ogrdek ani specjalnych wyrzutw sumienia powiedziaam diabom, e mog zabi Monik? Mnie te byo le z tego powodu. Tak naprawd nie chciaam, eby umieraa, i co najwaniejsze nie miaam prawa tego chcie. Po prostu tak mi si wyrwao.
217

Za to teraz bolao mnie, i to mocno, e on to przeywa. Czyby j kocha? Czy a tak mu na niej zaleao? - Najlepiej bdzie, jeli pjdziesz tam, gdzie jest Aykut. Tam bdziesz bezpieczny. My musimy si rozdzieli, jak najszybciej wszystkich zgromadzi. Nie moemy ci pilnowa - powiedziaam. - Nie zgadzam si - oznajmi, wpatrujc mi si prosto w oczy. Azazel wsun swj klucz w cian i otworzy przejcie do naszej tajnej drukarni. - Ona nie zginie - przeknam wasn dum. - Sprbuj j uratowa. Mylaam, e go tym uspokoj, ale nadal by podenerwowany. - A jak ty przez to zginiesz? - krzykn. Zdziwiam si. - To nie o ni si martwisz? - zapytaam. Azazel pochyli si do Beletha. Dobieg mnie jego teatralny szept: - Jakbym oglda meksykask telenowel... Piotrek zerkn na nich, jednak wrci do mnie spojrzeniem. - Bardziej martwi si o ciebie. - Och, prosz! - wykrzykn Beleth. - Rzyga si chce, jak si sucha tych waszych mdawych wyzna. Kto tak mwi w dzisiejszych czasach?! Szarpn Piotrka za rami i wepchn za drzwi, nie suchajc jego ani moich protestw. Szybko je zatrzasn, by chopak nie usiowa wrci. - Dupek - skwitowaam jego zachowanie. - Przystojny dupek - poprawi mnie z szelmowskim umiechem. - Poza tym podobno mielimy si spieszy? Kiedy tylko Piotrek znikn z horyzontu zdarze, Beletho-wi od razu znacznie poprawi si humor. Wrcz promienia. Nawet przesta si pochyla w stron bolcego boku. - Suchajcie, mamy tylko sze godzin - zacz Azazel. - To bardzo mao. Zreszt nasze obiekty cigle si przemieszczaj, a wam, lenie, nigdy nie chciao si ze mn i, eby pozna obserwatorw. Nie zdymy wszystkich odnale. Jak si dzielimy? - Idmy po kolei - zaproponowa Beleth. - Kto jest nastpny w kolejce? - Obiekt numer cztery - Ricky, Brazylia; obiekt numer pi - John, Australia; obiekt numer sze - Kostas, Grecja wyrecytowa szybko z pamici Azazel. - No i reszta, ale moe najpierw skupmy si na nich. - Ja byam kiedy w Grecji - powiedziaam. - Nie znam pozostaych krajw. Azazel umiechn si do mnie. - wietnie, jest twj. Kostas mieszka w Atenach, pracuje w restauracji na ulicy Plateia Mitropoleos, niedaleko skrzyowania z ulic Odos Nikis. Kiwaam gow, chocia nic mi te nazwy nie mwiy. Mimo wszystko wolaam Ateny od Brazylii czy Australii.
218

-To niedaleko Akropolu i parlamentu. Na pewno trafisz - pocieszy mnie Beleth. Miaam wraenie, e oni obaj maj w gowach dokadne plany miast, znaj kad knajpk, kad alejk. No c, mieli wieczno, by podrowa po wiecie. Pewnie byli ju wszdzie. Postaraam si sobie przypomnie okolic parlamentu i Akropolu. Przed oczami stany mi wspomnienia. Kilka lat temu par dni mieszkaam w Atenach w maym hotelu w dzielnicy pakistaskiej. Okolica niezbyt ciekawa, jednak tania. Przypomniaam sobie plac przed parlamentem, na ktrym odbywaa si uroczysta zmiana warty, i skwer naprzeciwko. Za budynkiem by olbrzymi, pikny park. To tam postanowiam si przenie. - Ju wiem gdzie - powiedziaam. W kocu umiem mwi. Zapytam kogo o drog. - Obserwator to staruszek, ktry przesiaduje w knajpce, w ktrej pracuje Kostas. Niski, gruby, ma brod sigajc do pasa. Poza tym chodzi w czarnych okularach, z bia lask i beowym labradorem. Poznasz bez trudu. Staam z otwartymi ustami. - Nasz obserwator jest lepy? - wydusiam. Azazel wzruszy ramionami. - A co ty mylisz, e tak atwo byo mi znale kogo chtnego do szpiegowania? Nie wybrzydzaj. To profesjonalista. Domylam si... W kocu kto moe by skuteczniejszym szpiegiem ni niewidomy staruszek o lasce? - Beleth, ty do Brazylii, Rio de Janeiro - zarzdzi Azazel. - Obiekt numer cztery to policjant. Patroluje przewanie okolice Paco Imperial. Gruby i wsaty. Nasz obserwator to jego wsppracownik. Te grupy i wsaty... Razem patroluj. Trafisz tam? - Koo ulicy Prezydenta Antonia Carlosa? - upewni si pikny diabe. - Taa - przytakn Azazel. - Ja lec do Australii. Po przejciu obiektw spotykamy si w drukarni. Nie ruszamy po nastpne obiekty, pki wszyscy nie wrc. W razie czego bdziemy musieli sobie pomc...Podszed dziarskim krokiem do ciany i wsun w ni klucz. - W drog - zakomenderowa i przeskoczy na drug stron. Migna mi przed oczami pustynia. Obiekt Azazela chyba nie mieszka w miecie. Podeszam do ciany, przekadajc kluczyk midzy palcami. Zatrzymaam si tu przed ni, nie mogc zdoby si na wsunicie klucza w materi. Baam si Pajmona i Agaresa. Bardzo si baam. Nigdy nie byam przesadnie odwana. Przeraay mnie pajki, due wysokoci, gboka woda, a take egzaminy ustne. Byo po prostu mnstwo rzeczy, ktrych si obawiaam. Jednak niczego tak mocno jak tych dwch szalecw. Beleth obj mnie od tyu i przycisn do siebie. Usiowaam si uwolni, ale niechccy dotknam jego rannego boku. Sykn z blu, wic znieruchomiaam. Nie wypuszczajc z obj, odwrci mnie twarz do siebie. - Wiki, nie przejmuj si - pocieszy, gaszczc po policzku. - Bdzie dobrze. Jeste tego taki pewien? ' Uciek w bok spojrzeniem.
219

- Nie jestem pewien - mrukn. - Niemniej wykoczymy bydlakw. Musisz sprbowa, Wiki. Zacznij ju o tym myle. i Potem moe nie by czasu na zbdne wyrzuty sumienia. I Skrzywiam si i bez sowa przytuliam do jego szerokiej piersi. Nie chciaam nikogo zabija. Byo mi le z t myl. Zrozumiaam, e tak naprawd nie baam si wrogich diabw. Przeraao mnie, e pewnie bd zmuszona zrobi im krzywd. Bd musiaa ich zamordowa. Z zimn krwi. Baam si, e gdy ju to zrobi, stan si taka sama jak oni. Beleth gadzi mnie po plecach. Pachnia lekko korzennym kadzidem i wiatrem. Podoba mi si ten zapach. Wiedziaam, e powinnimy ju i, kada minuta bya cenna. Jednak nie potrafiam si od niego odsun. W jego ramionach czuam si bezpieczna. Niechccy dotknam jego boku. Nie krzykn ani si nie odsun. Tylko wcign gboko powietrze i napi na chwil wszystkie minie. Odsunam si od niego na odlego wycignitego ramienia. - Beleth! Przepraszam - powiedziaam szybko. - Nie chciaam. - Nie szkodzi, w ogle mnie nie boli - skama z umiechem. - Nie udawaj bohatera. Poka t ran. Zamia si krtko i zacz odpina guziki, wpatrujc mi si przy tym godnym wzrokiem w oczy. - Ale ja nie udaj bohatera - odpar z szelmowskim umiechem. - Ja nim jestem. Tak samo jak ty jeste dla mnie bohaterk, moj heroin. Tak przy okazji, nawet masz narkotyczne waciwoci. Nie potrafiam si nie umiechn. Rozpi koszul. Musiaam pomc mu zdj jeden rkaw, bo nie mg podnie wysoko ramienia. - Narkotyczne, mwisz? - Zamiaam si. - Tak, twj widok, zapach, dotyk... smak twoich ust obezwadnia. Nie mog po prostu ci nie dotyka. Poczuam, e si czerwieni. Szybko pochyliam gow, eby wosy zasoniy moje policzki. Spojrzaam na jego bok. Wzdu prawego uku ebrowego cigna si pitnastocentymetrowa, przyegana rana. Nie bya czysta. Fragmenty zwglonej tkanki byy czarne, odryway si, odsaniajc krwawe ciao. ywa rana. W ogle si nie goia. Zwaywszy na nasze nadprzyrodzone zdolnoci do regeneracji, ju dawno powinna si bya zasklepi. - Jak dugo to bdzie tak wyglda? - zapytaam zaniepokojona. - Poboli jeszcze kilka tygodni. Rana zamknie si moe za kilka dni, tydzie - powiedzia. - Potem powstanie strup. Nie rozumiaam, dlaczego obraenia zadane gorejcym mieczem si nie goj. Kade inne zranienie zrastao si w cigu kilku minut, nie pozostawiajc po sobie adnego ladu. - Zostanie ci blizna? - zapytaam. - Tak - mrukn ponuro. - Taka sama jak te na plecach.
220

Chocia pamitaam, jak wygldaj, stanam za jego plecami. Dwie dugie blizny na obu opatkach. Czarne, wygldajce na przypalone. Kawaki popiou i zwglonej tkanki zarosy skr, znaczc jej powierzchni niczym ogromne, nieudane tatuae. Delikatnie przesunam po jednej z nich opuszk palca. Beleth odwrci gow zaskoczony, ale nic nie powiedzia. Czeka na mj kolejny ruch. Dotknam drugiej blizny i te przesunam wzdu niej palcami. Przymkn oczy. - Czy to...? - urwaam. - Tak... To lady po skrzydach. Za kar za udzia w rebelii Lucyfera wszyscy je stracilimy. - Jak to jest mc lata? - zapytaam. Zapatrzy si w przestrze i umiechn smutno do wasnych wspomnie. - Nie da si tego opisa sowami... Latanie byo jedyn rzecz, ktr opakiwaem po strceniu z Niebios. Niczego poza tym nie aowaem. Znowu stanam naprzeciwko niego. Przyjrzaam si ranie, ktr zada mu Pajmon. Miaam du moc. Moe gdy pocz siy piekielne i Iskr Bo, to uda mi si j usun? Delikatnie przyoyam do do brzegw zgorzeli. Obszar martwicy by wikszy ni moja rka. Beleth drgn pod wpywem dotyku. - Sprbuj ci pomc - powiedziaam. - Nie ruszaj si. Pomylaam intensywnie o jego skrze, aksamitnej, oliwkowej, ciepej w dotyku. O wspaniaych miniach, ktre uwidaczniaj si przy kadym ruchu. O ttnicach i yach doprowadzajcych do niej krew i zabierajcych produkty przemiany materii. Wreszcie o zakoczeniach nerwowych, ktre przenosz informacje o dotyku, cieple, zimnie, blu, ktre reguluj napicie skry, prac mini, kurcz naczy krwiononych. Byo tyle rzeczy, o ktrych musiaam pamita. Przestaam widzie. Zrobio mi si ciemno przed oczami. Czuam tylko, jak jaka sia przepywa z mojej piersi, przez rk do rany Beletha. Czuam, jak komrki oywaj, jak zaczynaj si dzieli, uzupeniajc zniszczenia zadane mieczem. Mimo to rana nie chciaa cakiem znikn. Zamkna si, przestaa krwawi i bole. Minie byy naprawione, nie powsta strup, ktry uniemoliwiaby gwatowne ruchy. Jednak nie mogam przywrci czucia dotyku i temperatury. Jednoczenie blizna nadal bya spalona i czarna. Na moim czole pojawiy si krople potu. Skupiam si jeszcze mocniej. - Wiki? Wiki? - jakby z oddali dobieg mnie gos Beletha. Cofnam do. Mroczki przed oczami znikny, znowu zaczam sysze. Ju nie byo mi sabo. Beleth zaskoczony przesun palcami po blinie, ktra pomimo moich wysikw zostaa, szpecc skr. Poruszy ramieniem zadowolony, e nie czuje ju blu. - Nie zdoaam tego cakiem zlikwidowa - powiedziaam.
221

Beleth obj mnie i pocaowa, zanim zdyam zaprotestowa i si odsun. Wci trzymajc mnie w objciach, powiedzia: - Wiki! To wspaniae! Nie boli mnie. Mog si rusza. A to, e zosta lad... Daj spokj! To nic takiego. - Znowu delikatnie musn swoimi wargami moje. - Gdyby nie ty, cierpiabym jeszcze kilka miesicy. -Przecie powiedziae, e bdzie si goi kilka tygodni... - Skamaem, eby ci nie martwi. - Puci do mnie oko. Odsunam si od niego. Beleth jeszcze raz przejecha doni po skrze na ebrach i uradowany zaoy koszul. - Nie wiem, jak ci dzikowa. Zrobi dla ciebie wszystko! - Nie trzeba - zaprotestowaam ze miechem. - Teraz lepiej ruszajmy ratowa ludzi z Iskr. Mamy mao czasu. Obydwoje podeszlimy do ciany, wycigajc swoje klucze. Przekrciam swj w materii sze razy, wyobraajc sobie park dookoa greckiego parlamentu, jeden z ciemnych zaukw, gdzie stoi kilka drewnianych awek i niski, kamienny mur, idealny na moje drzwi. Wycignam klucz i nacisnam klamk. Po drugiej stronie byo dokadnie to, co pamitaam. Moe tylko roliny byy troch wysze i okazalsze. Pomimo wieczoru byo do jasno. Poczuam ciepe, duszne, greckie powietrze przesycone aromatem kwiatw. - Wiki - zatrzyma mnie gos Beletha. On take ju otworzy swoje przejcie. Zobaczyam jaki ciemny, zacieniony zauek. - Latanie... jest jak pierwsza mio. Jak zakochanie. Nie umiaem znale porwnania, dopki ci nie spotkaem. Nastpnie przeszed przez drzwi, zostawiajc mnie sam z tym oryginalnym wyznaniem mioci. 43 Drzwi zatrzasny si za mn i zaczy znika. Byszczcy kontur migota jeszcze chwil w powietrzu. Nikogo nie widziaam. Pobiegam w stron wyjcia. Ludzie ogldali si za mn zaskoczeni. W dugiej spdnicy, z mieczem wygldaam, |.ikbym bya statystk z jakiego filmu, ktra wanie umkna sprzed kamery. Przebiegam obok kilku ogromnych palm zasadzonych w dwch rzdach i wybiegam na ulic skpan w wieczornym socu. Szeroki bulwar Amaliasa zapchany by samochodami. I .udzie szli w najrniejszych kierunkach. Na chwil straciam orientacj. Nie byam pewna, w ktr stron i, czy wyszam /, dobrej strony parku. Zatrzymaam jak starsz kobiet i zapytaam, gdzie znajd ulic Plateia Mitropoleos. Wskazaa mi waciwy kierunek. Byam tu obok, bardzo blisko. Musiaam tylko min parlament, nastpnie przej obok piknego skweru znajdujcego si naprzeciwko niego, poniej poziomu ulicy Amaliasa i wejcia do metra, a potem i prosto uliczk Odos Othonos.
222

Przypomniay mi si te zaktki z mojej wizyty w Atenach sprzed kilku lat. Bezbdnie ruszyam przed siebie. W kocu dotaram do kawiarni na zbiegu ulic. Troch czasu zajo mi zlokalizowanie jej. Tutaj co kilka metrw bya jaka restauracja czy bar. Rozejrzaam si po ludziach siedzcych przed lokalem. Nie dostrzegam niewidomego staruszka z brod do pasa. Nikt taki tu nie siedzia. No chyba e mczyzna si ogoli, ufar-bowa, zainwestowa w zastrzyki z botoksu i zdj czarne okulary... Przykryam szabl fadami spdnicy i weszam do mikroskopijnej restauracyjki. W rodku take nie zauwayam staruszka. Usiadam przy stoliku z widokiem na wejcie do knajpki. Od razu podszed do mnie mody kelner z szerokim, firmowym i jake pustym umiechem na ustach i poda kart da. Mia na sobie subowe czarne spodnie, bia koszul i czerwon chustk zawizan fantazyjnie na szyi. - Dzikuj - wziam menu i zapytaam: - A przepraszam, czy Kostas dzisiaj pracuje? Chopak zrobi min, jakby mia ochot mi powiedzie, e nie udzielaj informacji o pracownikach. On zawsze mnie obsuguje, gdy tu przychodz. Jest taki przystojny. - Umiechnam si, grajc zakochan idiotk. Miaam nadziej, e Kostas nie okae si czterdziestoletnim brzydalem, bo inaczej wyjd na kretynk. Kelner umiechn si do mnie i mrugn porozumiewawczo. Kostas dzisiaj pracuje. Godzin temu poszed do magazynu. - Zrobi min, jakby wanie zda sobie z tego spraw. Poszukam go. Powinien ju wrci. - Dzikuj. Odprowadziam kelnera wzrokiem, gdy znika w subowym przejciu. Zerknam do karty da. Byam godna, ale nie miaam czasu je. Dyskretnie obserwowaam wejcie. Nigdzie nie widziaam Pajmona ani Agaresa. Zdoaam odrobin si odpry. Ju zaczynaam czu bolesne skurcze karku i plecw od cigego napicia. - Czy mog przyj zamwienie? - z zamylenia wyrwa mnie niski gos kelnera. Spojrzaam na chopaka, z ktrym poprzednio rozmawiaam. - A Kostas? - zapytaam gupio. - Przykro mi, ale nie mog go znale. Gdzie znikn. Kucharz powiedzia, e godzin temu wyszed razem z jakim mczyzn i tylemy go widzieli. Co za niepowany czowiek! Jak tak dalej pjdzie, to kierownik go zwolni. A teraz caa sala na mojej gowie - zacz si uala chopak. Szybko wstaam. - Przepraszam, chyba nie jestem godna - powiedziaam, przerywajc jego utyskiwania. - Przepraszam za kopot. - Ale...? - zacz kelner, jednak ja ju zdyam wyj. Na ulicy rozejrzaam si w obie strony. W oddali migna mi biaa koszula i czerwona chustka. Kostas! Szybkim krokiem ruszyam w tamtym kierunku, niecierpliwie odtrcajc turystw, ktrzy stawali na mojej drodze.
223

Co si dzieje? Dlaczego uciek z pracy? Przecie nie mg si mnie przestraszy. Nie zna mnie. Poza tym gdzie by lepy obserwator? Gdy dogoniam mczyzn, okazao si, e to tylko jaki turysta ubrany do krzykliwie. Zaklam w duchu. Jak ja mam znale obiekt? Nawet nie wiedziaam, gdzie on mieszka! Rozejrzaam si dookoa. Nie zostawao mi nic innego, jak wrci do restauracji i przekona kelnera, by poda mi jego adres. Co miaukno za koszem na mieci. Znaam to miauknicie. Podeszam szybko do kuba. Za nim, na chodniku, najspokojniej w wiecie siedzia Behemot i liza swoj bur apk. Wziam zwierzaka na rce. - Co tu robisz? - zapytaam. - Ucieke Kleopatrze? Pewnie si o ciebie zamartwia. Kot oczywicie nie odpowiedzia. Za to wyrwa mi si i zeskoczy na ziemi. Zacz i przed siebie. Zatrzyma si i odwrci, eby zobaczy, czy za nim id. Gdy zauway, e stoj w miejscu, zamacha ze zoci ogonem i miaukn. Przestaam narzeka na nieuwag Kleopatry, ktra moga zgubi mojego pupila. - Dobrze, ju za tob id - powiedziaam i ruszyam za zwierzakiem, odprowadzana ciekawskimi spojrzeniami. Behemot poprowadzi mnie wsk uliczk. Obok nas krzyczay wystawy modnych sklepw z zachodnimi markami. Uliczni sprzedawcy, przewanie Pakistaczycy, zachcali do kupna podrbek. Kot zatrzyma si przy ciemnej, niepozornej bramie. Obdrapany mur i graffiti nie zachcay do zagbiania si w ni. Nie chcia wej dalej. Usiad na krawniku i wbi spojrzenie w jaki niewidoczny dla mnie punkt. Gdy uczyniam krok w ciemno, zamiaucza przeraliwie, jakby ostrzega mnie, e to zy pomys. Ignorujc go, poszam dalej. Czuam, e serce podchodzi mi do garda. Miaam nadziej, e nie usiowa powiedzie mi, e Pajmon gdzie tam na mnie czyha ze swoim poncym mieczem. W wskiej rynnie midzy budynkami sta tylko kontener na mieci. Zatrzyma mnie obrzydliwy fetor. Soce ju zaszo, a przesmyk nie by owietlony. Poczuam pod stopami jak lepk kau. Cofnam si szybko. Obrzydlistwo. To pewnie ona tak mierdziaa. Tajemnicza, czarna w tym owietleniu, ciecz wypywaa z kontenera na mieci, kapic rytmicznie na chodnik. Od smrodu zrobio mi si niedobrze. Odwrciam si w stron bramy, ale mj kot znikn. Take miaam ochot jak najszybciej std wyj. Przypomniaam sobie, jak Beleth stworzy pomie. Moja do rozjarzya si w ciemnociach zotym ogniem. Zamaram przeraona. Kaua pod moimi stopami zabysa ciemn czerwieni. ciany zbryzgane byy krwi. Niedawno odbya si tu rze. Zupenie jakby kto mnie do tego zmusza, podeszam do kontenera i signam do pokrywy. Pomie zadra, gdy powoli podniosam wieko. W mj nos uderzya silna wo mierci. O mao nie upuciam klapy. Otworzyam oczy, ktre z przeraenia na chwil zamknam.

224

W kontenerze leay zakrwawione zwoki starca, psa i mczyzny w uniformie kelnera z restauracji przy Plateia Mitropoleos. Kelner zmar niedawno, to jego krew z podernitego garda i rozprutego serca laa si do rynsztoka. Obserwator razem z labradorem leeli tu od dawna. Wida byo pierwsze oznaki rozkadu. Zatrzasnam klap kontenera i zataczajc si, wybiegam z zauka. Zwymiotowaam. Szybko cofnam moc i moja do przestaa pon. Chwil kucaam z gow midzy kolanami, eby si uspokoi. Torsje cay czas szarpay moim ciaem, pomimo e odek miaam ju pusty. W kocu wstaam i na sztywnych nogach ruszyam przed siebie. Jak w transie wyszam na zatoczon ulic pen turystw. miech i gwar ulicznej rozmowy docieray do mnie jak przez grub poduszk. Czuam si nierealnie. Kto pooy do na moim ramieniu. Zacisn mocno palce, wbijajc mi je bolenie tu nad obojczykiem. To byo bardzo prawdziwe. Zbyt prawdziwe. Skamieniaam. Chciaam krzykn do otaczajcych mnie ludzi. Baga ich o pomoc, ratunek. Jednak nie mogam wydoby z siebie gosu. - Diablic Wiktoria? - za moimi plecami rozleg si gos Pajmona. Powoli si odwrciam. Umiechn si do mnie wesoo. - Co zblada - zauway z przeksem. - Czyby znalaza biednego Kostasa? Na myl o nim znowu zrobio mi si niedobrze. Pajmon chyba zauway, e zbiera mi si na wymioty, bo czym prdzej usun si sprzed mojego nosa. Stan z boku i schwyci mnie brutalnie za okie. - A teraz pjdziemy na skwer przy metrze naprzeciwko parlamentu - powiedzia zimnym gosem. - Nigdy! - sprbowaam si wyrwa. Mocniej cisn mj okie. Momentalnie zdrtwiay mi palce, gdy ucisn na nerw. Jknam. - Sprbuj tylko krzykn pomocy", a ta ulica spynie krwi. Chcesz tego? - odwrci mnie w stron matki z maym dzieckiem w wzku. - Chcesz, by oni wszyscy zginli? Zginli przez ciebie i twoj gupot? Gono przeknam lin i pokrciam przeczco gow. - Nie chcesz? - upewni si i zakpi: - Grzeczna dziewczynka. Pajmon nie by pikny. Nie wyobraaam sobie, jakim cudem mg by kiedykolwiek anioem. Wykrzywiona w szalestwie twarz, ostre, niczym wilcze zby, przetuszczone wosy, w ktrych byszcza srebrny diadem. Dzisiaj mia na sobie swj paszcz, pod ktrym ukry pochw miecza i spodnie. Butw nadal nie nosi. Przydugie, pcienne spodnie zakryway goe stopy. - Pjdziesz ze mn i nie bdziesz ucieka? - zapyta przesodzonym gosem. - Po co mam z tob i? - wydusiam. - Chcesz mnie zabi? Pajmon zamia si gucho. - Ale skd. Ja chc tylko porozmawia...
225

44 Gdy szlimy na skwer naprzeciwko parlamentu w Atenach, Pajmon cay czas trzyma mnie kurczowo za okie. Miejsce odpoczynku dla mieszkacw, znajdujce si poniej poziomu gwnej ulicy, przypominao mi nasz warszawsk patelni". Tu przed nami przejecha na deskorolce jaki dzieciak. Nisko woone zielone spodnie krpoway mu ruchy, jednak on jeszcze niej je opuci. Spod wciekle tej koszulki wysuny si czerwone bokserki. No c... grunt to odpowiedni dobr kolorw. Chopak przynajmniej rzuca si teraz w oczy, jak sygnalizacja wietlna. - Czego chcesz? - syknam do diaba. Bez sowa poprowadzi mnie w stron zacienionej awki, do ktrej nie docierao wiato latarni ulicznych. Usiedlimy. Nadal si nie odzywa. Obserwowa tylko otaczajcych nas ludzi. Dorosych, mae dzieci, modzie. O tej porze byo tu bardzo toczno. Wieczorem to miejsce stawao si prawdziw oaz ycia towarzyskiego. - Pragn tylko rozmowy - odezwa si niespodziewanie. A drgnam zaskoczona. - Nie skrzywdz ci. Zamiaam si z pogard. - Nie wierz ci - powiedziaam. - Wiem. - Spojrza mi prosto w oczy. Nie widziaam ju u niego szalestwa. Jedynie inteligencj. Zmrozio mnie to jeszcze bardziej, ni gdyby patrzy na mnie z dz mordu. - Posuchaj, Szatan nie wyda na was wyroku mierci. On pragnie jedynie zabi osoby posiadajce Iskr Bo. Was kaza nie krzywdzi. No, chyba e bdziecie nam przeszkadza. Wtedy moemy was spacyfikowa. Przetuszczone, brzowe wosy opaday mu na oczy. Pachnia zwierztami, moe komi. Azazel mwi, e jego zwierzciem jest wielbd. One mierdz, ale czy tak? Nie byam pewna. W kadym razie nie by to przyjemny zapach. Miaam ochot si odsun, jednak nie mogam, bo cay czas mnie trzyma. - Chc tylko rozmowy. Nie uciekaj, nie prbuj mnie atakowa, bo zabij wszystkich ludzi, ktrzy si tutaj znajduj - zatoczy w powietrzu uk, pokazujc mi dziesitki bezbronnych i niewiadomych niebezpieczestwa ateczykw. - Wiesz, e mog ci zabi? - zauwayam. Posa mi ironiczny umiech. - Gdyby miaa w sobie si, by to zrobi, ju dawno by to zrobia. Ale ty jeste saba i oboje o tym wiemy. Nie masz w sobie tyle odwagi, by odebra komu ycie. Miaam ochot zacz mu pyskowa, ale mia racj. Ja nawet owadw nie zabijaam. No... poza mrwkami. One s tak mae i wstrtne, e jako mi mniej al. - Czego ode mnie chcesz? - wycedziam. Mocniej cisn mj okie. - Tak jak ju mwiem, rozmowy. Uwaam, e moemy doj do porozumienia. - My? - prychnam.
226

- Wysuchaj mnie wreszcie. Na jego czole zacza pulsowa maa yka. Udao mi si go w kocu odrobin rozwcieczy. Zmarszczy brwi i z powrotem naoy na twarz mask spokojnego inteligenta. - Oboje nie chcemy umiera. Ani ty, ani ja. Jednak jedno z nas bdzie musiao zgin, bo stoimy po dwch stronach barykady. Tobie zaley na ocaleniu ludzi z Iskr, a j a dostaem zlecenie, by ich zamordowa. Proponuj, ebymy si dogadali. - Mielimy si dogadywa za kilka godzin w pustym budynku - zauwayam. Och, nie - achn si. - Wtedy tylko dokonamy wymiany zakadnikw. Poza tym chc porozmawia z tob, bez obecnoci tych intrygantw, twoich pomocnikw. Tum miertelnikw gstnia z kad minut. Nie mogam uciec. Nie chciaam, by w ataku szau ich pozabija. - Oddaj nam osoby z Iskr, a damy ci spokj. Szatan ci wybaczy. Pozwoli korzysta z Iskry - kusi Pajmon. - Wiem, e zaley ci na powrotach na Ziemi. On ci to umoliwi. Zamiaam si gucho. - Moja wolno w zamian za mier Piotrka? Przecie wtedy nie bd miaa ju po co wraca. - C ci obchodzi ten miertelnik? - Kocham go - wzruszyam ramionami. Tak atwo przychodzio mi mwienie tego. Chyba si wreszcie z tym pogodziam. - Zakochasz si jeszcze nie raz - stwierdzi. - Bdziesz ya wiecznie. - Nie zdradz go - zaparam si. Zmarszczy brwi. Nie podejrzewa takiego rozwoju sytuacji. W kocu umiechn si, znajdujc rozwizanie. - Moemy to negocjowa. Szatan na pewno pozwoli mu y dla ciebie jeszcze przez kilkadziesit lat. Dopiero potem zostanie zabity. -I pozbawiony ycia pozagrobowego. - I tak wikszo ludzi w nie nie wierzy. Nie zrobi mu to adnej rnicy. - On wierzy... - Jak umrze, to i tak bdzie mu wszystko jedno. Nie bdzie mia wiadomoci. Nie bdzie mia do ciebie alu. Nie bdzie tskni. Jego po prostu nie bdzie. Za to spdzi z tob kilkadziesit szczliwych lat. Zastanw si nad tym. - Nie przehandluj jego ycia pozagrobowego. On nie jest moj wasnoci - zaprotestowaam. - Moe wcale nie chce ze mn by przez te kilkadziesit lat? Jak mog mu powiedzie, e bdzie tylko tyle istnia, a potem zniknie? - Nie musisz mu tego mwi.
227

- Nie bd kama! Pajmon zamia si krtko z mojej miny. - Po prostu nie powiesz mu caej prawdy. - To te bdzie kamstwo. Westchn ciko. - Na ziemi jest 6,6 miliarda ludzi, a osoba z Iskr, ktra wszcza rewolucj, musiaa si trafi akurat taka szlachetna... Mierzylimy si przez chwil spojrzeniami, a ja usiowaam znale w sobie i rozbudzi nienawi przeciwko niemu, by go zniszczy. Bez skutku. Za bardzo si go baam. - Sprbujmy si dogada - zacz jeszcze raz. - Przecie oferuj ci a kilkadziesit lat dla twojego ukochanego. Czemu ci si to nie podoba? - Nie ufam, e dotrzymasz obietnicy... Zamia si. - Dlaczego mi nie ufasz? - Bo usiowae mnie zabi. Co za kretyn. Jeszcze mia czelno pyta, czemu mu nie wierz. - A to ciekawe. Ja ci tylko usiowaem zabi. Za to Azazel i Beleth to zrobili. Dlaczego wic im ufasz? Nie potrafiam odpowiedzie mu na to pytanie. Piotru te zwraca mi na to uwag, jednak ja nadal nie wiedziaam, czemu tak silnie jestem z nimi zwizana. Beleth mnie pociga, ale nic poza tym. Azazel. Hm... Azazel mnie nie obchodzi. Dlaczego w takim razie tak kurczowo si ich trzymaam? - Zastanw si nad moj ofert - powiedzia Pajmon i spojrza w niebo. - Za godzin si spotkamy. Odstpisz od walki i oddasz nam zakadnikw. W zamian dostaniesz kilkadziesit lat ycia dla twojego Piotra. Puci mj okie. Szybko odskoczyam od niego na drug stron awki, zupenie jakby te p metra odstpu mogo zapewni mi bezpieczestwo. - Do zobaczenia - rzuci na odchodnym. Wmiesza si w tum i za chwil znikn mi z oczu. Objam si ramionami. Musiaam natychmiast wrci do naszej bazy w drukarni. Czym prdzej chciaam zobaczy, czy z Piotrkiem jest wszystko dobrze. Czy nic mu nie jest. Przebiegam midzy ludmi, szukajc jakiego odosobnionego miejsca, o ktre niestety byo trudno. W kocu znalazam si na stacji metra i zamknam si w toalecie. Wsunam klucz diaba w cian. Przede mn pojawiy si mae, biae drzwiczki. Pewnym krokiem weszam do drukarni i znieruchomiaam z wraenia. Znajdowaam si w salonie rezydencji Azazela. Porodku staa prasa drukarska, a take kilka biurek z komputerami. Staruszka sama otworzya drukarni". Jasne... i zapewne sama znalaza lokal do wynajcia u Azazela.
228

Weszam do pokoju obok. Znerwicowany lokaj Carlos a podskoczy, gdy trzasnam drzwiami. Pokoni mi si w pas. Zastanowio mnie, co robi teraz drugi z nielegalnych niewolnikw Azazela. - Poda co panience? - zapyta. Zawahaam si. - Moe sok pomaraczowy ze wieo wycinitych owocw? Ju wiedziaam, czym nadal zajmowa si Pedro. Kiwnam gow. W pokoju siedziaa staruszka, Turek Aykut, Piotru i Beleth. Diabe zerwa si z krzesa na mj widok. - Wiki, kochanie, nic ci nie jest? Skarbie, powiedz co. Tak si martwiem. Nie byo ci tak dugo. - Beleth obj mnie. Ponad jego ramieniem zobaczyam kwan min Piotrka. - Nic mi nie jest. - Wyswobodziam si z ucisku. - Ale nie zdoaam uratowa obiektu numer sze. Ju nie y, gdy tam dotaram... Diabe pochyli gow. - Obiekt numer cztery te ju nie y. Znalazem tylko jego szcztki. Podeszam do Piotrka i usiadam obok niego. Wzi mnie za rk. - To nie jest twoja wina, e on umar - powiedzia. - Nie jeste temu winna. Ju miaam mu powiedzie o ofercie Pajmona, ale si powstrzymaam. I tak nie zamierzaam handlowa jego niemierteln dusz. Chciaam o ni walczy tak dugo, a tam na grze kto zauway, e w Piekle le si dzieje. Aykut krzykn co do telewizora. Spojrzaam na ekran. Leciaa polska komedia romantyczna. Para gwnych bohaterw, cukierkowych i cakowicie nierealnych, wanie braa lub. - Nie rozumiem waszych zwyczajw weselnych - powiedzia Aykut do staruszki, Anny Kowalskiej. W Piekle spadaa ze wszystkich kltwa wiey Babel. Moglimy si swobodnie porozumiewa w kadym jzyku, jaki istnieje i kiedykolwiek istnia. - To proste. Oni rzucaj w nich groszami na szczcie -cierpliwie wytumaczya mu kobieta. - Nie rozumiem - mrukn Turek. - To znaczy, e szczcie bdzie mia ten, kto trafi pann mod w oko? Piotrek posa mi znaczce spojrzenie. - Oni tak ju od kilku godzin - wymrucza. Nie zdyam odpowiednio mu wspczu, bo w tej chwili na cianie obok nas zabyszcza kontur biaych drzwi. Azazel wbieg do pokoju, cignc za sob jakiego zdezorientowanego starszego pana i mod dziewczyn. - Co si dzieje? - zawoa od progu, gwatownie zatrzaskujc drzwi. W odpowiedzi tylko wzruszyam ramionami. Beleth uciek w bok spojrzeniem. Azazel podpar si pod boki. Jego mina wyraaa gbok pogard. - ebym musia pracowa z dwjk tak nierozgarnitych nowicjuszy - powiedzia cicho. - To nie ich wina - postawi si w naszej obronie Piotrek.
229

Beleth zmrozi go spojrzeniem. - Nie potrzebujemy twojej pomocy. A ty, Azazel, nie masz innego wyjcia - warkn. Azazel wznis oczy do nieba i popchn w nasz stron towarzyszcych mu ludzi. - Poznajcie Johna z Australii i Carmen z Hiszpanii. Kiedy wy partaczylicie swoj robot, ja zdoaem ocali a dwa obiekty. miertelnicy niemiao przywitali si ze wszystkimi w pokoju. Azazel zerkn na zegar wiszcy na cianie. Sze godzin, ktre da nam Pajmon na podjcie decyzji, mino niepostrzeenie. - To jaki mamy plan? - Spojrza mi prosto w oczy. - Zostao niecae trzydzieci minut i trzy obiekty na kuli ziemskiej. - Nie zdymy - powiedzia Beleth. - Masz racj. - Azazel skrzywi si i zacz kry niespokojnie po pomieszczeniu. Carlos podszed do mnie i poda mi pen szklank wieo wycinitego soku z pomaraczy. Od razu niechccy wylaam sobie troch na buty... Ju miaam si napi, kiedy zauwayam, e po powierzchni soku pywa kawaek paznokcia. Szybko odstawiam szklank na stolik. Przy okazji uzmysowiam sobie, jak wygldam. Rbek dugiej spdnicy ubrudzony by krwi biednego kelnera. Natychmiast zamieniam j na dinsy. - Dobra, idziemy na spotkanie - powiedzia Azazel. - Pozostaymi obiektami zajmiemy si pniej. Zostay dwa we Francji i jeden w Rosji. Idealnie po jednym na gow. A teraz pjdziemy stawi im czoa i odbi t... jak jej tam?... aaa... Monik. Czyli co dokadnie zrobimy? - zapytaam. Azazel podrapa si w zamyleniu po brodzie. - Ja bym sprbowa nabi ich na pale, przebi im serca, obci zakute by, potem poszatkowa, ciaa spali, a to, co pozostanie, uoy naprzeciwko rezydencji Lucyfera, tu pod oknami jego sypialni, eby zaraz po przebudzeniu zobaczy ich parszywe mordy ociekajce posok. Ale to tylko taka luna propozycja... Nie mona byo o nim powiedzie, e cierpia na brak inwencji twrczej... Beleth klasn w donie i wsta z fotela. - To idziemy. Niedugo musimy si z nimi spotka, a dobrze byoby zrobi rekonesans budynku, eby nie zdoali nas niczym zaskoczy. - Id z wami - Piotrek take zerwa si z miejsca. - Nie ma mowy. - Oparam donie na jego piersi. Nie mg si naraa. Przecie dokadnie o to chodzio Paj-monowi i Agaresowi. Oni chcieli, eby przyszed na to spotkanie. Gdy pojm, e nie pjd z nimi na aden ukad, wtedy bd usiowali go zabi. W ten sposb sam wpadnie im w rce. - Dlaczego nie? - zapyta Beleth. - Chce, to powinien i. Rzuciam mu ostre spojrzenie, ktre kompletnie zignorowa, i mwi dalej:
230

- Skoro chce ci broni, bo wie, e moesz zgin, a moe umrze - pokiwa do niego gow i znowu na mnie spojrza - to powinien mie szans zabawi si w rycerzyka. - Beleth, nie podjudzaj go - warknam i zwrciam si do Piotrka: - Nigdzie nie pjdziesz! To zbyt niebezpieczne. - Zamieniasz si w jego matk - zanuci pod nosem Beleth. Nawet nie zdyam nic mu odpowiedzie. Piotrek wysun swoj katan z pochwy i podszed do Azazela, ktry ju ciska w doni klucz diaba. - Id z wami - owiadczy stanowczo. 45 Ostre wiato wczesnego witu malowao na betonowej pododze bladote rysy. Niewykoczony, porzucony budynek straszy pustymi oknami, foli wiszc we framugach i kablami sterczcymi ze cian. Potknam si o jak rur. Nieznany kraj, nieznane miasto. Znalimy tylko mniej wicej godzin. Mielimy kilka minut na zbadanie rozkadu pomieszcze. Diaby pobiegy zacienion klatk schodow zbada wysze poziomy, ja i Piotrek zostalimy na parterze. - Zobacz, czy s tu jakie pomieszczenia, w ktrych mgby si ukry - powiedziaam do niego i wybiegam na zewntrz. Dookoa jak okiem sign cigny si pola. Przejrzae zboe falowao na wietrze. Pust szos nie jecha aden samochd. Stalowoszare chmury zasnuway niebo. Diaby wybray dobre miejsce na spotkanie. Cakowicie odosobnione, adni miertelnicy nie pltali si pod nogami. Nie powinno by przypadkowych ofiar. Spojrzaam na opustoszay budynek. Wszystko byo zmurszae, cegy, rury, worki z cementem. A dziwne, e okoliczni zodzieje nie rozkradli porzuconych dbr. Piotrek podszed do mnie i pooy mi do na ramieniu. Przycisnam policzek do jego palcw. Tak jak chciaam, przytuli mnie. Odgarn mi wosy z karku i zacz caowa po szyi. - Boj si o ciebie - wyznaam. - Niepotrzebnie - mrukn, nie przestajc pieci mojej szyi. -To bez sensu - odszepnam. - Powiniene by zosta w Piekle. Tutaj moesz tylko zgin. - Zaczynasz si zachowywa jak Beleth - powiedzia z uraz. - Ja chc tu by. Z tob. Koniec kropka. Umilkam i zapatrzyam si w falujce zboe, migoczce zotem. Typowy obraz dla Europy rodkowo-Wschodniej. Wpad mi do gowy szalony pomys. Moe to okolice Czarnobyla? To wyjaniaoby brak ludzi w okolicy. - Gdyby mia do wyboru przey cae ycie, ale potem utraci swoj niemierteln dusz i moliwo ycia pozagrobowego, lub walczy i moliwe, e przegra, co by wybra? - zapytaam.
231

Przesta caowa mj kark. - Dlaczego mnie o to pytasz? Odwrciam si twarz do niego. - Spotkaam Pajmona w Atenach. Zoy mi tak propozycj. Jeli wydam pozostae obiekty, nie zabije ci przez nastpne kilkadziesit lat. - Co mu odpowiedziaa? - Powiedziaam, e bd walczy o twoj niemierteln dusz - odparam. - Da mi czas do namysu. Pewnie sdzi, e zdradz. Przycign mnie do siebie i mocno ucisn. - Co by wybra? - naciskaam. - Kilkadziesit lat spokoju albo moliwo natychmiastowej mierci, hm... - Piotrek, na ciebie czeka wieczno - powiedziaam. - Czym jest kilkadziesit lat wobec wiecznoci? Zdaam sobie spraw, e cytuj demona, ktry owiadczy mi, e szedziesit sze lat bd suy Szatanowi jako diablic. Przypomniaam sobie swoje oburzenie, gdy si o tym dowiedziaam. - Bdziemy walczy - powiedzia po chwili, ktra cigna mi si w nieskoczono. Obawiaam si, e bdzie wola mie spokj kosztem innych ludzi z Iskr. Chocia kto by zrezygnowa z wiecznoci, gdyby mia stuprocentow pewno, e takowa istnieje? - Chc ci pokaza Pieko - wyznaam. - Jest naprawd pikne. - Widziaem troch przez okno drukarni. - Nie widziae klifw, urwisk, caego miasta Los Diablos, zachodu i wschodu soca na play. Pieko... moe si wydawa istnym Rajem. Ale wygaduj herezje. - Zamiaam si sama z siebie. - Za to jeste moim heretykiem - stwierdzi i pocaowa mnie w czoo. I w tej chwili Raj by dla mnie nawet w tym pustostanie, w miejscu, o ktrym zapomnia cay wiat. - Znowu si do siebie lepicie? - warkn Beleth, podchodzc do nas. Zadaam sobie pytanie, ile sysza z naszej rozmowy. Czy podsucha, jak mwi o rozmowie Pajmona? Wstydziam si, e chocia przez chwil wziam pod uwag moliwo zdrady, byleby tylko ratowa Piotrka. Nawet na kilkadziesit lat. - Ty si ukryjesz w tamtym pokoju - powiedzia do Piotrusia, pokazujc zawalony foli korytarz. - Tam na kocu jest klatka schodowa. Pjdziesz ni jedno pitro do gry. Tam znajdziesz spore pomieszczenie. Ma osobne wyjcia. Zdysz uciec, jakby co poszo nie tak. - My poczekamy tutaj - Azazel nie wiadomo skd znalaz si nagle obok nas. - Sprbujemy odbi Monik. Poda Piotrkowi swj klucz. - Gdyby co poszo nie tak, uciekaj - doda. - Nie chc si ukrywa - zaprotestowa Piotrek. - Chc walczy razem z wami.
232

Beleth spojrza na niego z niekaman pogard. - Ty nawet nie umiesz walczy - zakpi. - Schowaj si, pki moesz. Schowaj si niczym saba kobieta. Przez chwil chciaam zaprotestowa w obronie swojej pci, ale zdaam sobie spraw, e w zasadzie miaam ogromn ochot gdzie si ukry i przeczeka cae to zamieszanie. Piotru znowu zacz protestowa, lecz Azazel przerwa mu ugodowym tonem: - Suchaj, tylko by nam przeszkadza. Zwrcimy uwag diabw na siebie. W odpowiednim momencie, gdy bdziemy ci potrzebowa, wkroczysz do akcji. Kto wie? Moe uratujesz nam ycie? Beleth zacz co do siebie mrucze, ale nikt nie zwraca na niego uwagi. - Jeste nasz kart przetargow - kontynuowa Azazel. - Zobaczymy, jak si sprawy potocz. Na pewno nie zamierzamy powica tej miertelniczki... - Ale ty si moesz powici, nie krpuj si w ogle - wtrci si Beleth. - A wic jak mwiem - Azazel odchrzkn znaczco - nie zamierzamy jej powica. Oni si pewnie wkurz, jak to usysz. Zacznie si jatka. -1 to dobry moment, eby wkroczy do akcji - znowu przerwa mu Beleth. - Tylko pamitaj, eby swoj szabl zostawi w drugim pomieszczeniu... Azazel wcign ze wistem powietrze przez zby. - Wic na razie tam zostaniesz. Gdybymy potrzebowali pomocy - zawoamy. Jasne? Piotru kiwn gow i lekko cisn moje palce. Umiechnlimy si do siebie czule, na co Beleth uda, e wymiotuje. Moliwe, e to na skutek przebywania w moim towarzystwie, ale miaam wraenie, e przystojny diabe odrobin zdziecinnia. Godzina spotkania nadesza. Piotrek wycofa si w stron swojej pozycji. Beleth stan przy wejciu do korytarza, tak jak mu kaza Azazel. Nie byam pewna, czy bdzie dobrym stranikiem. Wtpliwoci chyba maloway si na mojej twarzy do wyranie, bo posa mi lekki umiech. Uspokoiam si. Przecie obieca mi kiedy, e go nie skrzywdzi. Naprzeciwko nas, na brudnej, obdrapanej cianie pojawi si kontur wysokich wrt. Przejcie Agaresa. wiato witu ledwo rozpraszao mrok. Naprzeciwko nas stany diaby. Pajmon trzyma pod rami wystraszon Monik. Cienie pod jej oczami pogbiy si. Agares umiechn si do nas zachcajco. Rozoy rce w znaku pokoju. - Witajcie. I jak? Podjlicie ju decyzj? - zapyta. Wysunam szabl z pochwy. Agares zmarszczy brwi. - Zaraz, zaraz, zaraz - szybko powiedzia Azazel, grajc na zwok. - Ona po prostu lubi chodzi z mieczem. Takie drobne zboczenie. A wic co postanowilimy, pytacie? Tak? - Mona si byo tego domyli po moim ostatnim pytaniu... - prychn zniesmaczony Agares. Azazel podszed kilka krokw do przodu, splatajc donie.
233

- Niestety... postanowilimy nie przychyli si do waszej proby. Zrozumielimy, e dusze osb obdarzonych Iskr Bo zbyt wiele dla nas znacz. Oczywicie nie w sensie materialnym, ale czysto duchowym. Jednake... - Nie pieprz - warkn Pajmon. - Koniec negocjacji. Wyszarpn miecz z pochwy wiszcej mu w poprzek plecw. Rzuciam si w jego stron z wycignit szabl. Azazel i Beleth w tej samej chwili skoczyli w stron Agaresa. Pajmon pchn na mnie Monik. Przewrciymy si ciko na ziemi. Padajc, wbia mi okie w odek. Straciam na chwil oddech. - Gdzie oni s?! - Diabe zapa mnie za wosy i uderzy moj gow o betonow wylewk. - Gdzie oni s? Mw! Splunam mu w twarz. Monika, korzystajc z zamieszania, zerwaa si i ruszya biegiem przed siebie. Przypadkiem wybraa ten korytarz, na ktrego kocu, w pokoju poziom wyej, schowa si Piotrek. Nawet nie usiowaa mi pomc. Oparam obie donie na piersi Pajmona. - Nic ci nie powiem - krzyknam i pchnam moc w jego stron. Rzucio nim o sut. Spad ciko na podog. Ty dziwko! Zabij ci! - warkn, podnoszc si z trudem. Zerwaam si na nogi i rzuciam w korytarz przeciwny do tego, w ktrym by mj Piotru. Ktem oka zobaczyam, e Agares wbija topr w brzuch Azazela. Beleth z krzykiem, obficie krwawic z rany na czole, zamachn si wanie katan w kark starego diaba. Moja oficerka zapona, gdy przypadkiem stuknam ostrzem w cian. Syszaam za sob sapanie Pajmona. Z impetem wpadam do jakiego niewielkiego pomieszczenia. Na ziemi lea worek z cementem, opisany cyrylic. Potknam si o niego i przewrciam na ziemi, przygryzajc sobie jzyk. Pajmon wbieg tu za mn. Na jego ustach pojawi si obleny umiech. Diabe doskoczy do mnie w jednej chwili i usiad okrakiem na brzuchu. - Co? Ju nie chcemy wsppracowa? - zakpi. Usiowaam dgn go oficerka, ale sprawnie wyuska mi j z doni. Unieruchomi mi rce nad gow. - Pu mnie! - krzyknam. - Bo co mi zrobisz? - Zamia si. W jego oczach zobaczyam podanie. - Diablic - powiedzia w zamyleniu. - Kobieta. Istny szczyt skojarze. Prawdziwy Mount Everest... - Pomocy!!! - ryknam mu prosto w twarz. Zamia si szyderczo. Przetuszczone wosy opady mu na oczy. Obliza wargi. - To co mi dasz za ycie twojego kochanka? - zapyta. Co oni wszyscy z tym kochankiem, na lito bosk?! Odrzuci swj miecz. Drug rk zacz bdzi po mojej bluzce. - Mog ci da wieczny odpoczynek - warknam. Skupiam si ze wszystkich si na worku cementu obok moich stp. Miaam nadziej, e nie by zbyt mocno zawilgocony. Zamknam oczy.
234

Wybuch. Chmura pyu poleciaa na mnie i na diaba. Rozluni chwyt moich doni, co od razu wykorzystaam, oswobadzajc rce. Kiedy zacz trze oczy, wysunam si spod niego i na czuja kopnam z caej siy obiema stopami. Tak jak sdziam, trafiam w krocze. Co dziwnie chrupno, po pomieszczeniu potoczy si krzyk, ktry przeszed w kaszel, gdy diabe spazmatycznie zaczerpn powietrza z cementem. Ruszyam na olep, trzymajc si ciany. Chwil wczeniej przypadkiem natrafiam na ziemi doni na swoj szabl, ktr teraz kurczowo ciskaam. Po omacku znalazam wyjcie na klatk schodow. Zaczam biec pod gr po stopniach. Otworzyam zazawione oczy. Budynek zatrzs si w posadach. Podoga ucieka mi spod ng. Przewrciam si, uderzajc piszczelem o kant schodw. Agares najwyraniej si wkurzy. Przypomniaam sobie, jak wbija topr w brzuch Azazela. O Boe! Czy on to przeyje?! Przebiegam szybko nieznanym mi korytarzem. Usiowaam dotrze do drugiej klatki schodowej, ktr mogabym zej do Piotrka. Budynek znowu si zatrzs. Na cianach pojawiy si pknicia. Kto przeraliwie krzykn. Zapltaam si w pprzezroczyst foli wiszc w przejciu. Klnc i zerkajc niespokojnie za siebie, czy Pajmon przypadkiem mnie nie goni, wyswobodziam si z szeleszczcej puapki. Zbiegam klatk schodow pitro niej. Oczywicie nie byam we waciwym korytarzu. Przeskakujc przez porzucone worki z cementem i miecie, biegam przed siebie. Wpadam do pierwszego pokoju, w ktrym spotkalimy si z wrogimi diabami. Tu przed sob zobaczyam co zawinitego w foli. Wszdzie byo wida lady walki. Porozrzucane sprzty, gbokie, przypalone rysy od szataskiej broni, plamy krwi. Podeszam do zawinitka. Szarpnam za rg folii. Tu pod nogi wytoczya mi si... odcita, zakrwawiona rka. Pociemniao mi przed oczami, cofnam si kilka krokw. Upadam tu za kilkoma workami z cementem. Na rodkowym palcu by ogromny piercie z czerwonym oczkiem. To nie bya rka ani Azazela, ani Beletha. Przeknam lin. Musiao im si uda okaleczy Agaresa. To aden z moich przyjaci. Trzymaam donie przy ustach, starajc si uspokoi odek. Usyszaam kroki. Dwie osoby. Biegy naprzeciwko siebie. Skuliam si za workami z cementem, by nadbiegajcy mnie nie zobaczyli. Dla pewnoci nakryam si na gow foli. Oczywicie nie t zakrwawion. Na sam myl o tamtej znowu poczuam mdoci. W tym samym momencie do pokoju z jednej strony wpad Pajmon, a z drugiej Beleth. Pajmon wyranie kula i cay czas trzyma si za najczulsze miejsce. Za to mj przyjaciel wyglda jak okaz zdrowia. Czoo ju mu nie krwawio, nie kula, nie krzywi si nawet.
235

Ju miaam zerwa si na rwne nogi, by pomc Belethowi walczy z tym potworem, gdy obaj zrobili co, co mnie zaskoczyo. - Tam jest! Tam pobieg! - zawoa ochoczo Beleth, wskazujc na korytarz, prowadzcy do kryjwki Piotrusia. - Jest tam, sprawdziem przed chwil. Pajmon skin mu gow i pobieg we wskazanym kierunku. Nie mogam w to uwierzy. Beleth mnie zdradzi. Zdradzi mnie i Piotrka. Zatem Pajmon usiowa dogada si z nami na kilka frontw. Nie tylko mnie usiowa przecign na swoj stron. Ciekawe, co obieca Belethowi? Mnie na wasno? Wstaam, odrzucajc foli. - Ty zdrajco!!! - krzyknam. - O kurwa - Beleth a si cofn zaskoczony. - To nie tak! - powiedzia szybko. Za szybko... - Nie tak? Nie tak?! Ty zdrajco! - jeszcze raz krzyknam i pobiegam za Pajmonem. - Kurwa ma!!! - wrzasn za mn Beleth. - Czekaj!!! Pomog ci! - Odwal si!!! - ryknam. Przed nami rozleg si paniczny krzyk Moniki. Pajmon dotar do celu. Chocia to bardzo nieadnie i po czasie bardzo si tego wstydziam, poprosiam w mylach, eby j zabi pierwsz. Niestety to, co zobaczyam, gdy wbiegam tam za Pajmo-nem, nie wskazywao na taki rozwj wypadkw. Piotrek, jak na dzielnego rycerza przystao, zasoni wasnym ciaem Monik. Wycign w stron Pajmona katan, przyjmujc pozycj szermiercz. O to oczywicie chodzio diabu. Nadal trzymajc si za krocze, zblia si w ich stron, w jednym rku dzierc uniesiony nad gow miecz. Podkradam si do niego od tyu i wbiam swoj cienk szabl gdzie w okolice jego lewej nerki. Miaam nadziej, e przypadkiem trafiam w ledzion, ktra jest narzdem o bardzo cienkiej cianie. Istniaa szansa, e si wykrwawi. Zawy wciekle i okrci si wok wasnej osi, wyrywajc mi z rk bro, ktra utkwia mu w plecach. Jego miecz zatoczy uk w powietrzu. Gdyby Beleth nie zapa mnie wp i nie rzuci si razem ze mn na cian, nie miaabym ju gowy tak mocno przymocowanej do szyi... Piotru take ukucn, cignc za sob wyjc niczym syrena straacka Monik, gdy miecz Pajmona potoczy si nad ich gowami. Beleth mocniej schwyci swoj katan i rzuci si na zego diaba. Tamten z krzykiem odskoczy i zacz si cofa do wyjcia. Chyba zrozumia, e zosta sam. Jego wsplnik, Agares, gdzie znikn. Chocia Pajmon nadal mg liczy na jego pomocn do, ktra wci leaa w korytarzu... - Zemszcz si na was! Zemszcz si! - charcza diabe, plujc lin. Cay czas si cofa. Krew z rany na plecach skapywaa na betonow podog. Niestety pyna niezbyt wartkim strumieniem. O ile nie mia silnego krwotoku wewntrznego, to chyba nie byo co liczy na pknit ledzion.
236

A ju miaam nadziej... Macha przed sob mieczem, ebymy nie mogli podej. Drug rk na chybi trafi wsun za plecami klucz diaba w cian. Drzwi zaczy si formowa w materii. Chcia nam uciec. - Zabij was - wycharcza. - Przysigam na wasne ycie, e was zabij! Szarpn za klamk i wskoczy na drug stron. Przejcie si za nim zamkno. Zostalimy sami. Beleth opar si ciko o cian. Wbija wzrok w podog, starannie unikajc moich oczu. Jednak ja wcale nie chciaam na niego patrze. Bacznie obserwowaam Piotrusia i Monik. Dziewczyna zawisa mu na szyi i caowaa go szaleczo po twarzy. - Mj kochany, mj sodki - szczebiotaa. - Uratowae mnie! Uratowae! - Moniu, ju wszystko dobrze - pociesza j, czule gaszczc po plecach. Moniu? MONIU?! - Spokojnie, kochanie, spokojnie - mwi do niej ciszonym gosem. - Kocham ci, kocham - jak mantr powtarzaa Monika. Piotrek nawet na mnie nie spojrza. To niesamowite, ale po raz drugi w cigu niespena dziesiciu minut poczuam si zdradzona... Mj nowy rekord. 46

Przeszlimy szybko do rezydencji Azazela. Monika cay czas obejmowaa Piotrusia. On nie protestowa. Gdy tylko przeszlimy przez drzwi, porwao nas niesamowite zamieszanie. Carlos biega w t i z powrotem, ciskajc przy piersi zakrwawione rczniki. Staruszka pakaa w kcie, smarkajc gono w chusteczk. Nasze obiekty zaarcie si o co kciy. A porodku tego wszystkiego, na kanapie, lea przezroczysty na twarzy Azazel, przyciskajc do brzucha biae przecierado, ktre momentalnie robio si czerwone. - Azazel! - Podbiegam do niego i ukucnam obok. Nawet si nie umiechn. Lea z pprzymknitymi oczami, pytko oddychajc. - Dosta toporem Agaresa w brzuch - powiedzia Beleth, kucajc obok mnie. Monika na widok diaba zacza krzycze. Czowiek umiera, a ta go straszy. Skd si bior takie kretynki? - A kto mu odci rk? - zapytaam, delikatnie podnoszc mokre przecierado z brzucha Azazela. Gboka rana silnie broczya krwi. Migny mi byszczce jelita. Na szczcie odek miaam ju od dawna pusty. Czy dam rad naprawi to tak samo, jak ran Beletha? Baam si, e mog nie da rady. ^ - Ja - mrukn przystojny diabe, wpatrujc si z napiciem w twarz pobladego Azazela.
237

Wyglda, jakby mia nam tu zaraz umrze. Straci duo krwi. Bardzo duo. Jego organizm nie nada z produkcj. Poza tym rany zadane szatask broni bardzo le si goiy. Monika nadal jczaa, wodzc przeraonym spojrzeniem po caym pomieszczeniu. Piotrek obejmowa j i usiowa uspokoi. Syszaam, jak tumaczy jej, co zaszo i gdzie si znajdujemy. Nie mogam si przez ni skupi. Westchnam z irytacj. - Kole, moesz j std zabra? - Beleth zapyta Piotrka. - Przeszkadzacie. Tu niektrzy umieraj. Zupenie jakby znowu mg czyta mi w mylach. A moe po prostu za gono to pomylaam? Umiechnam si do niego z wdzicznoci. Piotru rzuci mi szybkie spojrzenie. Widzc moj min, lekko odsun Monik, ale ona zaraz jeszcze mocniej do niego przylgna. W kocu podda si i wyprowadzi j na korytarz. Wsunam donie pod zakrwawione przecierado Azazela, starajc si nie myle o tym, czego dotykam. Przelaam w niego swoj moc. Nie wiem, jak dugo staraam si go uratowa. Byam jak w transie. Przestaam cokolwiek widzie i sysze. Beleth podtrzymywa mnie, gdy traciam siy. Co do mnie mwi, chyba usiowa przekona, ebym przestaa. Jednak nie mogam. Gdybym to zrobia, Azazel by umar. To bya miertelna rana. Ju nie miaam siy. Chciaam, eby to si skoczyo. Chciaam zasn i ju nie otwiera oczu. Chyba pakaam z aoci nad sob. Obaj mnie zdradzili. Beleth pomimo swoich obietnic, Piotrek pomimo aru w swoich oczach. Pod umazanymi krwi domi poczuam blizn. Rana zasklepiaa si. Ju koczyam. Niespodziewanie mroczki przed moimi oczami zabysy biaym wiatem. Guchy szum w uszach przemieni si w dudnienie. Nie mogam nabra powietrza. Pociemniao mi przed oczami. Zemdlaam. - Wiki, Wiki?! - jak przez mg dobiega mnie gos Beletha. By czym zaniepokojony. Ale czym? Nie potrafiam si na niczym skupi. Gdzie ja byam? Co si stao? Powoli zaczam sobie przypomina. Otworzyam oczy. Beleth trzyma mnie w ramionach, delikatnie gaszczc po policzku. - Dobrze si czujesz? - zapyta z czuoci w gosie. - Ta - mruknam i odtrciam jego donie. Usiadam. Czuam si ju dobrze. Zawsze, gdy zbyt dugo korzystaam z mocy i Iskry, wyczerpyway mi si na chwil baterie. - A jak on si czuje? - zapytaam, wskazujc na Azazela. - Prawie jak nowy - wyjani mi diabe. Przyjrzaam si dokadnie Azazelowi. By trupio blady i co najgorsze nadal nieprzytomny. Jednak jego oddech ju si wyrwna. Na twarzy rysowa si spokojny umiech. Nie wyglda na umierajcego. Po prostu spa. - Nowy? - zakpiam. - Chyba przeceniony z powodu uszkodze i wad fabrycznych... - Sucham? - zdziwi si Beleth.
238

- Nic, nic - powiedziaam szybko. - Na chwil si obudzi - relacjonowa przystojny diabe. - Stwierdzi, e dobrze si czuje i musi troch si przespa. Jak powiedzia, tak zrobi. Usiowaem go obudzi, ale nie daem rady... Nic dziwnego. Musiao upyn troch czasu, zanim organizm Azazela wyprodukuje utracon krew. Najwyraniej do momentu, a to si stanie, zapad w gboki sen. - Mamy nad nimi przewag - cieszy si Beleth. - Ich nie ma kto naprawi. Spojrzaam na niego zmczona. Nie miaam siy na kolejn potyczk. Moje zakrwawione donie trzsy si z wycieczenia. - Pewnie si ukryli - powiedzia Beleth, wycierajc moje rce czystym rcznikiem. - Pojawi si dopiero za kilka godzin, jak nabior si. - Atakujemy? - spytaam. Jak mus to mus. Chciaam uratowa pozostae osoby z Iskr, nawet jeli byam na skraju wyczerpania. - My te powinnimy odpocz kilka godzin, zanim ruszymy na poszukiwania ostatnich trzech obiektw. Powinni wtedy jeszcze y - powiedzia Beleth. - Poza tym dopki Azazel si nie ocknie, dopty nie moemy ich ratowa. Ja znam tylko imiona i kraje, z ktrych pochodz, a ty? Zastanowiam si. Te nie wiedziaam o nich niczego wicej. - Trzeba byo sucha, co Azazel do nas mwi. - Westchnam, zerkajc na pogronego w bogim nie diaba. - I chocia raz wybra si z nim na obserwacj - przytakn Beleth. Przyjrzaam si uwanie mojemu diabu. Wosy mia sklejone krwi. Z lewej strony na czole wida byo dranicie mieczem albo toporem. Bya to pytka, przypalona ranka, ktra ju si zasklepia, jednak wygldaa okropnie. Piotrusiowi nic nie byo. By tylko tak samo brudny jak my wszyscy. Chocia nie, zapomniaam. Co mu jednak byo. Mia na ramieniu narol potocznie nazywan Monika". - Przepijmy si teraz - rzek Beleth. - Nie mam na nic siy. Moemy wybra sobie jakiekolwiek sypialnie. W domu Azazela jest ich bez liku. Poza tym na pewno nie bdzie mia nam tego za ze. Piotr, Monika! Syszycie? Idziemy spa! Za kilka godzin ruszamy ratowa kolejnych! - Syszymy - powiedzia Piotrek, wcigajc Monik z powrotem do pokoju. - Chod, Monika, pooysz si gdzie. - Ale nie sama - zawoaa dziewczyna. - Boj si! A mnie szlag trafi. Dosownie i w przenoni. Czuam, jak serce podskakuje mi niespokojnie w piersi. Z caej siy nienawidziam tej dziewczyny. Naprawd nie potrafiam zrozumie, co go w niej pociga. Ona bya taka... pospolita. A przecie mg mie mnie! Zerwaam si z miejsca i ruszyam do wyjcia. Beleth oczywicie pobieg za mn. W drzwiach stan jaki niski mczyzna w liberii. Mia ca twarz opuchnit. Oczy mu zawiy i ropiay. - W czym pomc? - zapyta po hiszpasku. Zatrzymaam si gwatownie.
239

- Co? - warknam. - Moe co poda? Sok z pomaraczy? Zrozumiaam, e to Pedro. Najwyraniej wykorzysta fakt, e Azazel by umierajcy, i wyszed z piwnicy, porzucajc obieranie cytrusw. - Nie, dzikuj - odburknam i minam go. Przede mn znajdowa si korytarz peen drzwi. Tylko ktre prowadziy do sypialni? Jakiejkolwiek? Pomylaam o Azazelu i jego dzikich dzach". Zapewne wszystkie prowadziy do sypialni... - Poczekaj, Wiki, ja ci to wszystko wyjani. - Beleth zapa mnie za okie. - Nie chc z tob rozmawia. - Wyszarpnam rk. - Obiecae, e go nie skrzywdzisz, a sprzedae go Pajmonowi! - Zrobiem to dla ciebie - powiedzia z moc, przypierajc mnie do ciany. - Obieca mi, e ci nie zabije, jeli go wydam. Przysig mi, e oszczdzi ciebie i... -1 ciebie te? - dokoczyam zprzeksem. - No i Azazela... - Uciek w bok spojrzeniem. - Ale wiesz.... To mj kumpel. le bym si czu, gdybym ocali tylko nas dwoje. Westchnam ciko. - Nie chce mi si z tob gada. - Wyminam go i zaczam i korytarzem. Przekl cicho pod nosem i znowu mnie dogoni. - Poczekaj, zocisz si, e chciaem te uratowa Azazela? Ale ja go lubi. - Ty tylko udajesz kretyna czy nim naprawd jeste? - zapytaam z niedowierzaniem. Opar si o cian i posa mi zmczone spojrzenie. - Mylaem, e ci tym rozbawi. - Brawo - prychnam. Znowu chciaam i, ale przytrzyma mnie za okie i nie pozwoli si ruszy. Zmusi mnie, ebym spojrzaa mu prosto w oczy. - Masz mi za ze, e tak bardzo mi na tobie zaley? - zapyta. - Nie, tego nie mam ci za ze. Ale nie zapominaj, e znowu usiowae pozbawi ycia Piotrka. A obiecae, e tego nie zrobisz. - Oj wieeeeeeeem - mrukn. Przeczesa doni czarne wosy. Sztywny irokez ju dawno si rozpad od niegu i wiatru. Wosy opaday mu na oczy, pod ktrymi maloway si cienie. By zmczony tak samo jak ja. Spojrzaam na rank na jego czole i lady krwi. Zrozumiaam, e specjalnie nie nastroszy od nowa irokeza. Stara si przykry wosami blizn. Elegancik. Westchnam z irytacj i odgarnam mu wosy z czoa. Dotknam ranki opuszkami palcw. Skoro bya tak powierzchowna, to moe uda mi si j usun? Skupiam si na tym.
240

Nie protestowa. Sta spokojnie naprzeciwko i wbija we mnie spojrzenie swoich zotych oczu. Dzisiaj miay miodow barw. W kilku miejscach byszczay zote kropki. - Sama powiedz, czy warto go ratowa? - zapyta. - Azazela? - udaam, e nie rozumiem. - Przecie to twj przyjaciel. - Nie mwi o nim... - Wiem... -Widziaa, jak si zachowywa wzgldem tej Moniki. Nawiasem mwic, ona jest w porwnaniu z tob brzydka i gupia... Oboje wiedzielimy, e wcale nie jest taka brzydka. Bya po prostu inna. Bardzo wysoka blondynka o niebieskich oczach. Ja byam szatynk redniego wzrostu. - Sdzisz, e powinna go ratowa? - jeszcze raz zapyta. - On nie jest tego wszystkiego wart. On nie jest wart ciebie. Odsunam palce od jego czoa. Ani ladu po ranie. Oliwkowa skra bya nieskazitelna. Chyba doskonaliam technik. Korcio mnie, eby poprosi go o pokazanie blizny na ebrach. Chciaam sprbowa i j zlikwidowa. Jednak po jego ostatnich sowach ochota jako mi przesza. - Warto byo - mruknam. - Kochasz go - raczej stwierdzi, ni zapyta Beleth. - Ale on ciebie najwyraniej nie. Syszaa, co mwia do niego Monika. Ich co czy. - Musisz mi to mwi? W oczach stany mi zy. Nie mogam si przed tym powstrzyma. - Kto powinien wreszcie ci to uwiadomi - stwierdzi sucho, ale bez satysfakcji. Stalimy w milczeniu. Ja lekko pocigaam nosem i szybko wycieraam kciki oczu. - Przepraszam ci - powiedzia Beleth. - Przepraszam za to, e daem si namwi Pajmonowi. Przepraszam za swoje zachowanie. Kiwnam gow na znak, e wybaczam. - Chod, znajdziemy ci jak sypialni. - Diabe wzi mnie za rk i poprowadzi korytarzem. - Azazel ma naprawd bardzo adnie umeblowane pokoje. Wrcz stworzone do... - urwa znaczco. - Mhm - mruknam, patrzc na niego ostro. Niczym niezraony kontynuowa: - Moe bd spa z tob? - zaproponowa. - To duy dom, peen obcych dwikw. Moesz mie kopot z zaniciem. Ja zagwarantuj ci, e uniesz spokojnie. - Nie, dzikuj. - Otworzyam pierwszy lepszy pokj. - Na pewno? - jeszcze zapyta, dokadnie przygldajc si moim drzwiom. Stara si zapamita, ktre to.
241

-Na pewno. - Trzasnam mu nimi przed nosem. - Bd w pokoju naprzeciwko - krzykn jeszcze. - Moe zajrz do ciebie przed snem. Zapaliam wiato. Krysztaowy yrandol owietli niedue pomieszczenie, ktrego centrum stanowio krlewskiej wielkoci oe. Tak jak wszystkie pomieszczenia w rezydencji Azazela, i to byo przeadowane meblami, poduszkami, cikimi kotarami i mas niepraktycznych bibelotw. Weszam do przylegajcej do pokoju azienki, eby wzi gorc kpiel. Chciaam zmy z siebie py, brud i krew. Odkrciam krany przy marmurowej wannie. Kto zastuka do drzwi mojego pokoju. Postanowiam to zignorowa. -Wiki? Jeste tam? Wpu mnie - dobieg mnie gos Piotrusia. Zakrciam kurki. Jak mogabym go nie wpuci? - Chwileczk! - krzyknam i doskoczyam do lustra. Potargane, poszarzae od pyu wosy sterczay we wszystkie strony. Na policzku miaam rozmazan smug cementu. Sam seksapil... Miaam przeciwko sobie posgow (i tak samo jak posg tp. moim zdaniem) Monik. Pstryknam palcami, przywracajc sobie cywilizowany wygld. Zlikwidowaam krew z doni. Usatysfakcjonowana poszam otworzy drzwi. W korytarzu, oparty w niedbaej pozie o futryn, sta Piotru. Wyprostowa si na mj widok. - Przeszkadzam? - zapyta niepewnie. - Chciaam wzi kpiel - powiedziaam, silc si na obojtno. Rzuci mi przecige spojrzenie. - Aha... - mrukn. No dobrze... moe stworzenie byszczyka na ustach byo lekk przesad. - Moemy porozmawia? - zapyta. - Ju odprowadzie Monik do ka? - zakpiam. Od razu przeklam si w mylach. Po co na niego napadam? Teraz pewnie zamknie si w sobie. - To nie tak - zaprotestowa. - A niby jak? - dalej graam uraon ksiniczk, chocia prawd mwic, nie udawaam. Byam obraona. Tak bardzo, e miaam ochot wyrzuci go za drzwi. - Wanie o tym chc z tob porozmawia - powiedzia z naciskiem. Korytarzem niespiesznym krokiem szed Carlos, trzymajc na tacce szklank z sokiem pomaraczowym. Stan przy drzwiach Beletha i zastuka. Czujnie przy tym nadstawia ucha, by wyapa cho strzpek naszej rozmowy.
242

- Mog wej? - poprosi Piotru. - Prosz. Zamknam drzwi i oparam si o nie plecami. Piotrek wzi mnie za rce i pocign w stron kanapy. - Chodzicie ze sob? - zaatakowaam, zanim zdy otworzy usta. - Nie - odpar. - Pamitasz, jak znikna? Zdenerwowaam si. Pewnie teraz bdzie mi usiowa wmwi, e to moja wina! - Szukaem ci. Nawet skontaktowaem si z twoim bratem, ale on... - Co zrobie?! - ryknam. - Powiedziae mojemu bratu, e zniknam?! - No tak... - mrukn zmieszany. - Dziki wielkie. Pewnie teraz zamartwia si na mier. Jak ja mu to wszystko wytumacz?! Skruszony Piotrek pochyli gow. - Sorry... nie wiedziaem, e nie wolno mu nic mwi. Martwiem si o ciebie. Czy ty to rozumiesz? Ja raczej rzadko si o kogo martwi... Pokiwaam gow. Piotrek by do... specyficzn osob. Flegmatyczny indywidualista, ktry najlepiej czuby si na bezludnej wyspie. Oczywicie tylko i wycznie wtedy, gdyby mia pod rk swojego kota i komputer. - A za tob szalaem z niepokoju - kontynuowa. - Szukaem ci wszdzie, dzwoniem, chodziem pod twj dom, kryem po Pradze. Pewnego dnia spotkaem Monik. Poszlimy na piwo. Nic wielkiego. Potem jeszcze kilka razy gdzie wyszlimy. - A teraz ona krzyczy na cae gardo, e ci kocha - wymruczaam ponuro. - Jest w szoku - skwitowa. - Przetrzymywali j szalecy, ktrzy okazali si diabami. Normalny czowiek moe si tego przestraszy... e niby ja nie jestem normalna?! Anie zaraz.... Przecie kiedy po raz pierwszy spotkaam diaba Azazela, podczas targu o moj dusz, te byam okropnie przestraszona. - Czyli... nie jestecie par? - zapytaam cicho. - Nie - odpar z moc, wpatrujc mi si w oczy. - Chocia niewiele brakowao... Na jego brodzie bardzo wyranie malowa si jednodniowy, seksowny zarost. Zanim pomylaam o tym, co robi, pogaskaam go po policzku. Cholera... znowu zrobiam pierwszy ruch. Zdziwi si najpierw, ale potem si umiechn. - Zaraz si ogol - powiedzia. - Czyli z ni nie pisz dzisiaj? - zapytaam, kompletnie nie suchajc, co do mnie mwi. - Ani w ogle, kiedykolwiek? Zamia si.
243

- Nie, Wiki. - Umiechn si ciepo. Jego migdaowe, czarne oczy byszczay wesoo. - Nie musisz by zazdrosna. Naprawd. Przepraszam ci za dzisiaj. Te si w kocu umiechnam, przyjmujc te odrobin kulawe przeprosiny. Lekko cisn palce mojej doni, ktrej nawet na chwil nie wypuci z ucisku. Westchnam zmczona. Padaam z ng. Potrzebowaam co najmniej kilku godzin snu. Przypomniaam sobie, jak czule szepta do niej Moniu". - Chciaabym ju i spa - powiedziaam. Zmiesza si. - Och, dobrze. To ja ju pjd - mrukn lekko zawiedziony. Pochyli si i delikatnie pocaowa mnie w usta. Nadal siedzc na kanapie, patrzyam, jak wychodzi. Byam dumna, e nie rzuciam mu si na szyj i nie zawoaam wroc! . 47 Wycignam zoty korek z marmurowej wanny. Woda zacza wpywa do otworu. Zapatrzyam si na ni, ciekawa, w ktr stron bdzie si tworzy wir. Na pkuli pnocnej wir zawsze zakrca w prawo, na skutek ruchu obrotowego kuli ziemskiej. Na poudniowej w lewo. A w Piekle, w rodku Ziemi? Patrzyam, jak woda swobodnie wpada do odpywu. A w Piekle w ogle nie ma wiru... Otuliam si rcznikiem frotte, oczywicie krwistoczerwonym, i wyszam z azienki. Zacignam wczeniej kotary, wic pokj by pogrony w mroku. Pstryknam palcami. Kilka grubych wiec pojawio si na kominku i niskich stolikach dookoa ka. Od razu zrobio si bardziej nastrojowo. Usiadam na brzegu wysokiego ka. Zapadam si w nie. Byo bardzo mikkie. Zachcao, by zanurzy si w pocieli, w objciach morfeusza. Odrzuciam mokry rcznik na stojcy obok fotel i stworzyam sobie moj ulubion piam. Fotel zacz pomrukiwa. Chwil pniej spod mokrego rcznika wydosta si Behemot. Prychn na mnie obraony i ruszy w kierunku drzwi. - Kotku, nie uciekaj - zerwaam si za nim. - Chocia ty ze mn zosta. Poczekaj! Dzikuj, e przyszede za mn do Pieka. W momencie, kiedy podbiegam za nim do drzwi, kto w nie zastuka. Byam zbyt zajta apaniem wyrywajcego si zwierzaka, eby liczy, ile byo stukni. Gdyby byo ich sze, mogabym si spodziewa jakiego mieszkaca Niszej Arkadii, a gdyby mniej lub wicej, wtedy normalnego czowieka. Zaskoczona postawiam kota na pododze. Ju nie mia mnie kto odwiedzi. Dwie zdrady. Dwie skruchy. Nie zostao ju nic do powiedzenia. Do nich obu nadal miaam al.
244

Otworzyam drzwi. Sta naprzeciwko mnie. Bezpretensjonalny jak zwykle. Mokre wosy opaday mu na czoo. Tak samo jak ja musia przed chwil wzi kpiel. - Behemot! - ucieszy si na widok mojego kotka. Zwierzak podszed do niego nieufnie i powcha nogawk spodni. Spojrza na mnie swoimi wielkimi lepiami, a potem znowu zerkn na mojego gocia, zastanawiajc si, czy ma go wpuci. W kocu zdecydowa. Przeszed obok jego nogi i majestatycznym krokiem ruszy korytarzem. - Nie ma to jak zosta olanym przez kota - powiedzia mj go. Podobno je lubisz - zauwayam. - Lubi. Stalimy, wpatrujc si sobie w oczy. Nie wiedziaam, po co przyszed, czego oczekiwa. Byam zmczona i rozgoryczona. Chciaam mc wreszcie si przespa. - Uzmysowiem sobie, e nie powiedziaem ci dobranoc. - Dobranoc - spawiam go. Sprbowaam zamkn drzwi, ale przytrzyma je doni. - Poczekaj... - Zrobi krok w moj stron. Cofnam si, a on zamkn za sob drzwi. - Posuchaj... - zaczam, jednak on nie da mi skoczy. - Jeszcze raz chciaem ci przeprosi - powiedzia szybko. Uciekam w bok spojrzeniem, podziwiajc draperie na kotarach. Nie mogam na niego patrze. Jego twarz, umiech, bysk w oku. To wszystko sprawiao, e od razu mu wybaczaam. A nadal miaam ochot si na niego pozoci. - Powtarzasz si - zakpiam, umiechajc si pod nosem. Znowu zrobi krok w moj stron, a ja si cofnam. Stalimy ju na rodku pokoju, naprzeciwko olbrzymiego, zasanego poduchami oa. Mrok zalegajcy w pokoju otula nas niczym aksamit. Pomienie nielicznych wiec daway pomaraczow, ciep powiat. Mimowolnie mwilimy do siebie szeptem. Zupenie jakby nastrj chwili tego wymaga. - Romantycznie tu. - Rozejrza si dookoa, zatrzymujc swoje spojrzenie na ku odrobin z dugo. - Caa ja... - mruknam. Znowu stalimy, wpatrujc si sobie w oczy. Niesforne wosy opady mu na czoo. Umiechn si do mnie zawadiacko. Zupenie jakby kto kierowa moim ciaem, wycignam do w jego stron i przesunam palcami po gadkim policzku. Wzdu linii uchwy, a do penych ust. Zbliy si jeszcze o krok. Tym razem si nie cofnam. Umiechn si lekko. Obramowane czarnymi rzsami oczy rzuciy mi cikie, zmysowe spojrzenie.
245

By wyszy ode mnie. Pochyli si i delikatnie musn ustami moje wargi. Westchnam, gdy odsun si ode mnie. Nie czarowa, nie zaczepia. Po prostu sta naprzeciwko mnie ze spokojnym umiechem. ledziam gr cieni i migotania wiec na jego twarzy. On take dokadnie mi si przyglda. Nagle poczuam si gupio. Staam w swojej piamie w kotki, z wosw kapaa mi woda, byam nieumalowana. On te by mokry. Niemniej ubrany. Chyba zauway moje zmieszanie. Odgarn mi mokre wosy z policzka. Jego pene fascynacji spojrzenie przelizgno si po mojej twarzy, szyi. Przymknam oczy, gdy delikatnie dotkn mojego policzka. Otworzyam je dopiero, gdy zabra do. Na jego ustach bka si delikatny umiech. Zdaam sobie spraw, e te si umiecham. Pomienie wiec cicho skwierczay. Wosk skapywa na drogie meble i dywany. Portrety na cianach, niczym milczcy obserwatorzy, ledziy kady nasz ruch. A my stalimy naprzeciwko siebie, wpatrujc si sobie w oczy bez sowa. - Mog zosta? - zapyta. - Moesz... 48 Obudziam si z pytkiego snu. Zerknam na mczyzn obok mnie. Kilka godzin przeleelimy czule przytuleni. Rozmawialimy o wszystkim i o niczym, czasem przerywajc, by si pocaowa. Wystarczao nam, e leymy tak blisko, w swoich ramionach. Chyba oboje potrzebowalimy czuoci. Wyczerpana zasnam w ktrym momencie. Delikatnie zaczam si od niego odsuwa, by wydoby si spod jego ramienia. Niestety, zasn, zaciskajc palce na mojej piamie. Nie chciaam go budzi. Powinien si wyspa. Ja zamierzaam znale Azazela i zapyta go o kolejne obiekty. Miaam nadziej, e ju si ockn. Nie wiedziaam, ile czasu stracilimy na odpoczynek. Moliwe, e Pajmon i Agares nas wyprzedzili. Nie mogam pozwoli, by jeszcze kto zgin przez to, e tak lekkomylnie uywaam mocy i cignam gniew Lucyfera na wszystkich ludzi z Iskr. Poza tym powinnam bya chocia na chwil pojawi si w Polsce i uspokoi brata. Na pewno szala z niepokoju, odkd Piotrek go zaalarmowa. W kocu zdoaam uwolni piam. Mczyzna przez sen pooy si na brzuchu, zagarniajc dla siebie moj poduszk. By uroczy, gdy spa.
246

Odgarnam mu wosy z czoa, pochyliam si i pocaowaam go w czubek gowy. Nie chciaam wychodzi. Miaam ochot znowu wtuli si w jego ciepe, silne rami, gdzie czuam si bezpiecznie. Wzdychajc, wstaam i zamieniam piam na bluzk i dinsy. Po cichu wyszam z pokoju, starannie zamykajc za sob drzwi. Postanowiam pj do gwnego pomieszczenia, w ktrym by rozstawiony sprzt do drukowania propagandowych ulotek. Tam zostawilimy picego Azazela. Moe ju si obudzi? Nie zawiodam si. Azazel siedzia w fotelu i przeglda jakie papiery. Nadal le wyglda. Blado skry wyranie kontrastowaa z czerni jego wosw zwizanych na karku w kitk. Posa mi saby umiech. - Ju nie pisz? - zapyta. - Ju nie. - Westchnam i usiadam naprzeciwko niego. Moe i nie spaam, ale myli jeszcze bardzo powoli kryy mi po gowie. Mj mzg zdecydowanie by wci nastawiony na drzemk. Stworzyam sobie kubek z mocn kaw. Proszenie suby Azazela o cokolwiek, co nie byo sokiem pomaraczowym, mijao si z celem. - Nie mam pojcia, jak to zrobia, ale jestem twoim dunikiem - powiedzia Azazel. - Uratowaa mnie, wyleczya. Inaczej bym umar! Mam wobec ciebie dug nie do spacenia. - Nie ma sprawy. - Wzruszyam skromnie ramionami. - Ale jest! Naprawd jestem ci wdziczny. A mam ochot ci uciska i wycaowa! - Nie musisz - powiedziaam szybko i pocignam solidny yk kawy. Mj popiech nie uszed uwagi diaba. - Bezsenna noc? - zapyta pozornie obojtnym tonem, nawet na mnie nie patrzc. - Spaam... - Sama...? - Na jego ustach pojawi si lekki umieszek. Rka lekko mi zadraa. - Nie udawaj, e nie wiesz - prychnam. - Twj lokaj pewnie podsuchiwa pod drzwiami. Zamia si szczerze. - Po prostu chciaem zachowa pozory. Pytaem z grzecznoci. Chyba z ciekawoci - miaam na kocu jzyka, ale si nie odezwaam. Znowu zapatrzy si w kartki papieru, udajc, e co szalenie go absorbuje, a ja jestem tylko jednym z mniej barwnych elementw wystroju pomieszczenia. - I jak byo? - zapyta niespodziewanie. - Sucham?! - a si zakrztusiam kaw. Azazel z bezczelnym umiechem wpatrywa mi si prosto w oczy. - Carlos donis mi, e bylicie bardzo cicho. Tylko mi nie mw, e po prostu usnlicie. To ju by bya przesada po tych caych podchodach - zakreli doni w powietrzu uk.
247

- Nie mam zamiaru z tob o tym rozmawia - wycedziam. - Jak chcesz. Ale mam due dowiadczenie w tym temacie, wic gdyby chciaa, chtnie mog co doradzi. - Zerkn na mj dekolt. - A nawet pokaza... - Jeste obleny - skwitowaam. Zamia si serdecznie z mojej miny, a ja zrozumiaam, e znowu mnie podpuszcza. Jak zwykle daam si atwo nabra na wszystko, co mwi. - Czyjego... rywal... ju wie o tym, e nocowalicie w jednym pokoju? - zapyta. - O ile twoja suba go nie powiadomia, to nie. Diabe pokiwa gow rozbawiony. Wszystkie moje rozterki i wtpliwoci wietnie poprawiay mu humor. Niemniej czego innego mona oczekiwa po zagorzaym zwolenniku chaosu? - Ale bdzie mia min, jak si dowie - zachichota. - Wykrcia mu numer. - Czemu ci z gry" jeszcze nie zauwayli, e co jest nie tak? - zapytaam, zmieniajc niewygodny dla mnie temat. Przecie gdziekolwiek si znajdziemy, Agares powoduje trzsienie ziemi. Nie sposb tego nie zauway. Azazel wzruszy ramionami. - Nie wiem... oni rzadko patrz na Ziemi. Jednak trzeba przyzna, e w tej chwili to chyba kto przysn na subie. - A nie moemy wysa anioom jakiej wiadomoci? Da im zna, e co jest nie tak? Diabe pokrci przeczco gow. - To nie wchodzi w rachub. Gdyby dowiedzieli si od nas, od razu ruszyliby do Lucyfera po wyjanienia, a ten pokazaby im sfaszowane dokumenty. Oni musz zobaczy na wasne oczy, e walczymy przeciwko Pajmonowi i Agaresowi, e bronimy ludzi. Inaczej sami zostaniemy wmanewrowani w morderstwa na osobach z Iskr. Ju ja znam Lucyfera. Zrzuciby ca win na nas. Pokiwaam gow. No tak... to nawet zrozumiae. - Gdybym ja by Szatanem, zrobibym tak samo... - wyzna Azazel. - Dugo jeszcze bdziemy to cign? - zapytaam. - Nie wiem. - Westchn ciko. - Naprawd nie wiem. Te mam ju tego do... Siedzielimy przez chwil w milczeniu. Do pokoju wszed Carlos z dzbankiem ze wieo wycinitym sokiem. Co czuam, e po pobycie tutaj nie bd moga patrze na pomaracze. - To co z nastpnymi obiektami? - zapytaam. - Trzeba ich czym prdzej ratowa. Diabe odoy na bok kartki. Jak zauwayam, byy to wzory nowych ulotek.
248

- Zostay, jak wiesz, trzy obiekty. Numer osiem i dziewi we Francji i numer dziesi w Rosji. Ktry chcesz? Pomylaam szybko. We Francji bd musiaa z kim wsppracowa. Z Azazelem, ktry bdzie mnie wypytywa o szczegy nocy, albo z Belethem... - Bior Rosj - powiedziaam. W yciu tam nie byam, w przeciwiestwie do Francji, ale c... Zawsze chciaam j zobaczy. Wreszcie bd miaa niepowtarzaln okazj. Azazel umiechn si dwuznacznie. - Dobrze... zatem pjd obudzi Beletha. - Czekaj, niech pi. Jest zmczony. Powiedz mi co wicej o moim obiekcie. Azazel lekko zatoczy si, wstajc z fotela. Z ulg z powrotem usiad. Jego organizm bardzo wolno uzupenia niedobory krwi. Zastanowio mnie, czemu tak si dziao. Czy to dlatego, e rana bya zadana diabelsk broni? A moe przez moj napraw? Moe zrobiam co nie tak? Moe powinnam sprbowa go wyleczy? Przyjrzaam si mu dokadnie. Tak czy owak nadal chodzi, mwi i by wredny. Zdecydowanie nie potrzebowa dalszego leczenia i mojej troski. Azazel szybko opowiedzia mi o Aleksandrze, moim obiekcie. By typowym nowym Rosjaninem". Dwudziestoszecioletni syn zamonych rodzicw, spdzajcy czas na zabawie i wydawaniu ich pienidzy. Studiowa w Moskwie zarzdzanie, by mc przej interes po ojcu. Zerknam na zegarek. Byo pne popoudnie. Zgodnie z rozkadem zaj niedugo mia wyj z uczelni i ruszy na obiad ze znajomymi. Tradycyjnie spotykali si w poniedziaki na placu Czerwonym przy kolorowej cerkwi Wasyla Bogosawionego, eby ponamiewa si z turystw, a potem szli do jednej z modnych restauracji. Dokadnie za sze minut powinien wysi z metra na stacji Kitaj-gorod, gdzie spotka swoj dziewczyn Len. Nastpnie razem rusz w stron placu Czerwonego ulic Warwarka. - Lena to nasz obserwator - powiedzia Azazel. - Sprzedaa mi dusz w zamian za powikszenie biustu. Siedzia cay rozemiany i najwyraniej dumny z siebie, e takim tanim kosztem zdoa pozyska jej wdziczno. - atwo j poznasz. Ma fioletowe wosy - doda. Skinam gow i wstaam. Swoj szabl trzymaam w doni, owinit w chust. Pochwa ju dawno gdzie mi si zapodziaa. Poza tym uznaam, e tak zakamuflowana bdzie mniej rzuca si w oczy. Wsunam klucz diaba w cian, wyobraajc sobie toalet na stacji metra. W kadym kraju wygldaj tak samo, wic nie miaam z tym najmniejszego problemu. Kolejka metra wanie podjechaa na stacj. Z wagonw wysypay si dziesitki osb. Jak miaam znale Aleksandra i dziewczyn o fioletowych wosach? Wybiegam na ulic za tumem ludzi. Rozgldaam si gorczkowo. Nie mogam ich nigdzie dostrzec. Z jednej strony namawianie obiektw do trzymania si zatoczonych miejsc byo sensownym posuniciem. Zmniejszao prawdopodo249

biestwo, e Pajmon i Agares ujawni swoj obecno. Bali si przecie zaalarmowa Niebo o swoich poczynaniach. Jednak z drugiej strony nam take znacznie utrudniao to namierzenie osb z Iskr Bo. W kocu w oddali migna mi fioletowa strzecha wosw. Podbiegam w tamtym kierunku. Jaki blondyn, take far- ' bowany, czule obejmowa biuciast pann o bakaanowej, krtkiej, postrzpionej fryzurze, przypominajcej dzieo nieudolnej kosiarki. Szli szybkim krokiem ulic Warwarka. Aleksander i nasz obserwator. Ruszyam za nimi, chcc ich dogoni i szybko powiedzie, o co mi chodzi, a nastpnie zacign obiekt numer dziesi do Pieka. Miaam nadziej, e nie bdzie si zbytnio stawia 1 od razu uwierzy mi, e jestem diablic. Ju miaam go zawoa po imieniu, kiedy poczuam podwiadomie, e co jest nie tak. Odwrciam si szybko. Jednak za mn nie byo nikogo podejrzanego. Normalni ludzie zmierzajcy pewnym krokiem tylko w sobie znanych kierunkach, jaka wytwornie ubrana kobieta z pudlem na smyczy, bezdomny w brudnym paszczu, kucajcy na chodniku z tekturow tabliczk. Trzyma j tylko jedn doni. Prze- 1 czytaam napis sporzdzony markerem: Jestem kalek wo- | jennym. Pomcie mi". Wyglda na czterdzieci-pidziesit lat. Chyba e to tylko skotuniona broda tak go postarzaa. Mg by jeszcze modszy. Biedny weteran butelki. Zerknam na potny budynek przypominajcy nasz warszawski PeKiN - Paac Kultury i Nauki. Kolejny stoeczny skrt niezrozumiay dla przyjezdnych. Przez wasn gupot zgubiam Aleksandra i fioletow dziewczyn. Szybko pobiegam w stron placu Czerwonego. Szli wanie przez may parking w stron bajkowej cerkwi. Stuknam Aleksandra w rami. Spojrza na mnie zaskoczony. Nastpnie szybko zlustrowa mj do lekki ubir. Upewniwszy si, e nie mam na sobie drogich, markowych ubra, doszed do wniosku, e mnie nie zna. - Tak? Zgubia si pani? - zapyta z silnym wschodnim akcentem. - Ale skd, Aleksandrze Spasokukocki. Wanie ci szukaam - odparam. Zaskoczony, e znam jego nazwisko (bardzo trudne do szybkiego wymwienia, poczuam dum, e si nie zajknam), odsun si ode mnie o krok. Zwrciam si do dziewczyny o koszmarnej fryzurze: - Ju moesz odej, obserwatorze. Przejmuj obiekt. Fioletowa skrzywia si i zerkna z alem na Aleksandra. Najwyraniej odpowiadaa jej rola dziewczyny potentata rodu naftowego. - Lena, o co chodzi? - zapyta zdezorientowany blondyn. - Sasza, przepraszam - zagruchaa dziewczyna, ukadajc usta w dziubek. Sasza? Nigdy nie potrafiam poj zdrobnie w jzyku rosyjskim. Dymitr - Dima, Michai - Misza, ale Aleksander Sasza? Gdzie tu sens? - Sasza, bo widzisz, ta pani jest diablic. A ja zawaram pakt z diabem - pltaa si dziewczyna paczliwym gosem. Wizja pienidzy wybranka coraz bardziej si od niej oddalaa. - Lena... przyznaj si. Co wcigaa, zanim si spotkalimy? - zapyta czujnie Aleksander.
250

- Nic, nic, przysigam. Mwi prawd, Sasza - zaklinaa si dziewczyna. - To diablic. Zdenerwowaa mnie ju ta zawa scena. Zaraz mogy si pojawi wrogie diaby. By najwyszy czas, eby std znikn. Pstryknam palcami, moja do zapona. Rozejrzaam si, czy aden niepodany przechodzie tego nie zauway. - Teraz mi wierzysz? - zapytaam Sasz. - Jestem diablic. Grozi ci niebezpieczestwo. Ze diaby chc ci zamordowa. Moim zadaniem jest ci uratowa. Lena bya moim obserwatorem. Pilnowaa ci, gdy mnie nie byo w pobliu. Jestem jak anio str, tylko ubieram si na czerwono, kapujesz? Jednak Aleksander nie mia zamiaru kapowa, rozumie, ani panimat'. Bez sowa rzuci si do ucieczki. Zgasiam do i zerknam na fioletow, ktra pochlipywaa. - Zawsze taki nerwowy? - spytaam z irytacj. - Sasza jest bardzo miy -r zaprotestowaa, a potem westchna ciko: -1 bogaty... Pobiegam za mczyzn. Mia chyba zamiar okry cerkiew, bo kierowa si w stron Mauzoleum Lenina, na rodek placu Czerwonego. Jak na tak chudzin wyjtkowo szybko biega. Mnie nie szo tak dobrze. Wypita kawa przelewaa si w odku, ktry da czego treciwszego. Poza tym nieporczna szabla owinita zbyt dug chust take mi przeszkadzaa. -Aleksander, stj!!! - krzyknam. - Bo sama ci zatrzymam, a to zaboli!!! Rozbawieni ludzie przygldali nam si ciekawie. Musielimy stanowi do interesujcy widok. Wyronity facet uciekajcy przed drobn dziewczyn z min wyraajc mord. Miaam do. Wyobraziam sobie, e sznurwki czarnych trampek rmy Lacoste s ze sob zwizane. Aleksander do widowiskowo si przewrci. Dotaram do niego, zanim zdoa si podnie. Mia start skr na podbrdku i doniach. - Nie zabijaj mnie! - wyjka. - Ju nie bd ci ucieka. Umiechnam si szeroko do przechodnia obok nas. - Zarczylimy si, ale Saszka jest troch nerwowy - wyjaniam. Przechodzie czym prdzej si oddali. - Nie zrobi ci krzywdy. - Ukucnam obok niego. - Mwiam przecie, e chc ci pomc. Suchaj, poluje na ciebie dwch psychopatw... - To jaki art Lenki i Miszy, tak? - zapyta, rozsupujc sznurwki. - Ju ja im dam! Zobacz, jak wygldaj moje rce. Na startej skrze pojawiy si pierwsze krople krwi. Zanim zdy zareagowa, dotknam ich palcami. Po chwili jego donie byy jak nowe. - Co...?-urwa. - Teraz mi wierzysz? - zapytaam. - Jak bdziesz grzeczny, to wylecz ci te podbrdek. Kiwn gow, wpatrujc si we mnie z niemym zdziwieniem. - Jak mwiam, poluje na ciebie dwch psycholi. Czym prdzej musimy std znika. - Musnam jego podbrdek. Przy okazji zlikwidowaam brzydkie jak na mj gust znami.
251

Wiem... estetka ze mnie. Wci to sysz. Wstaam i podaam mu rk. Przyj pomocn do i podnis si z westchniciem. - A Lena? - zapyta. - Ona tylko ci pilnowaa. Teraz ju nie musi tego robi. - Aha - mrukn w zamyleniu. - A to nawet dobrze. Bo mnie chodzio jedynie o seks. I tak nie miaem zamiaru bra z ni lubu. Moja mama jej nie polubia. Biedna Lena, marzenia o bogactwie tak czy inaczej by si nie speniy. A wszystko przez... teciow. - Musimy znale jakie odosobnione miejsce - powiedziaam. - Tam stworz przejcie, dziki ktremu dostaniemy si do Pieka. - Do Pieka? - znowu zacz panikowa. - Suchaj, czy ja ci ju nie mwiam, e nie zrobi ci krzywdy? - warknam. Aleksander wytrzeszczy oczy, bez sowa pokazujc mi co za moimi plecami. Kto poklepa mnie po ramieniu... 49 Odwrciam si szybko, wyszarpujc szabl z chustki. Z cienkim krzykiem odskoczy ode mnie Azazel. Beleth posa mu zniesmaczone spojrzenie: - Krzyczysz jak baba... - Azazel? Beleth? - zawoaam. - Przestraszylicie mnie! Mogam was zabi! - W to akurat wtpi... - prychn Beleth. - Co z obiektami we Francji? Znalelicie ich? - zapytaam szybko. i - O tak, ju s w Piekle - powiedzia mj przystojny diabe. - Widz, e twj te cay i zdrowy. ' Wyranie nie by w nastroju. Unikaam jego spojrzenia. Schyliam si po chustk i okryam ni oficerk. Moja obojt- i no jednak nie zdaa si na wiele. - Spaa z nim? - zaatakowa Beleth. - To zaley, co rozumiesz przez spanie - odburknam nie-chtnie. Aleksander i Azazel z zaciekawieniem przysuchiwali si na- i szej rozmowie. - Suchaj, to nie jest miejsce ani czas - powiedziaam. - Przez spanie rozumiem seks. - Beleth podpar si pod boki. '
252

Byam na niego za za t szopk. Specjalnie robi przedstawienie przy osobach trzecich, na rodku placu, eby mnie po- I niy. | - Nie uprawialimy ze sob seksu - warknam. - Po prostu obok siebie spalimy przytuleni. Tobie nic do tego. Beleth zrobi gupi min, kompletnie zaskoczony moimi sowami. - Tylko obok siebie leelicie? - zapyta. - No wiesz... jeszcze oddychalimy, ale to taki nic niezna-czcy szczeg. - Tylko leelicie? - Na jego twarzy zacz pojawia si peen niedowierzania umiech. Boe, czyja mam ci to gdzie napisa, eby uwierzy? Beleth ju cakowicie rozemiany odwrci si do Azazela. - Na Szatana, ale z niego peda! - Zamia si do kompana. - Kamie z serca - znowu zwrci si do mnie. Staam naburmuszona, mocno ciskajc szabl. Aleksander chyba zauway, e jestem bliska wybuchu, bo przezornie odsun si ode mnie. - Nie mog w to uwierzy. - Beleth cay czas si mia. - By z tob zamknity w jednym pokoju. W pokoju, w ktrym nie ma nic poza kiem, i nic nie zrobi? Nie uwaasz, e z nim jest co nie tak? Ja bym na pewno... - Nie przepuci okazji? - Tego bym tak nie nazwa. - On jest po prostu czuy i romantyczny! - krzyknam. - Nie w takich warunkach bdzie mj pierwszy raz! - Ale wiem, ja ju zadbam o odpowiedni opraw - zapewni mnie Beleth z szerokim umiechem. - Prdzej Pieko zamarznie! - A to nic trudnego - powiedzia szybko. - Mamy kilka kurortw, w ktrych jest sztucznie wytwarzany nieg. Cay czas chichoczcy pod nosem Azazel stukn okciem Aleksandra. - Czy to nie smutne, e cay ten wiat krci si dookoa seksu? - zapyta teatralnym szeptem. Zgromiam go wzrokiem. - Mnie tam to pasuje - mrukn Aleksander. Azazel umiechn si od ucha do ucha. - Podoba mi si ten chopak. - Poklepa go po ramieniu, a nastpnie klasn w donie. - To jak, idziemy ju? Nie spotkalimy jeszcze tamtych, a tu jest cakiem sympatycznie, ale wolabym ju by w Piekle. Zgodnym krokiem ruszylimy przez plac Czerwony w stron Mauzoleum Lenina. Hm, Lenin. Nie mogam go sobie przypomnie z balu u Szatana. To dawao tylko dwie moliwoci. Albo by w Niebie, albo przesta istnie. Ciekawe... Oberwany bezdomny, ktrego wczeniej widziaam, podszed do nas. Zdziwio mnie to. ebracy nie zapuszczali si na rodek placu. - Panie, daj par kopiejek - zajcza. - Spadaj, obwiesiu - zby go idcy obok mnie diabe.
253

- Azazel! - zawoaam z wyrzutem. Moe by biedny, ale to nie znaczyo, e moglimy go traktowa jak miecia. - A co ja jestem? Anio? - oburzy si diabe. - Kiedy bye - prychnam. - Kiedy to ja nawet na harfie graem... Sprbowaam wyobrazi sobie Azazela zharf, jak cay ubrany na biao siedzi na chmurce. Po kilku prbach poddaam si. Jednak nie miaam a tak bujnej wyobrani... - Moe kopiejk? - jeszcze raz zajcza bezdomny, ciskajc jedn doni karton z petycj. - Suchaj, dziadygo... - zacz Azazel, ale nie dokoczy. Bezdomny wyprostowa si. Podziurawione achmany zsuny si, ukazujc drogi garnitur. Jeden rkaw marynarki by zawinity. Broda niczym nieg opada na ziemi. Przed nami sta w penej krasie Agares. - Zabij was - owiadczy z umiechem. Zza jego plecw wychyna modnie ubrana kobieta z pudelkiem na smyczy. Na naszych oczach zmienia si w Pajmona z tustymi wosami. Nadal ciska w doni smycz z pieskiem. Pogaska go po gowie. Pudel zacz rosn, biae futro opadao z niego kpkami. Mordka wyduya si. Ostre zby zamieniy si w paskie, te zbiska. Zrobi si brzowy. Na jego plecach z cichym brzdkniciem wyskoczy garb. Ludzie dookoa nas zaczli z krzykiem ucieka. Teraz Pajmon mia na smyczy wielbda. A dokadniej jed-nogarbnego dromadera. Przypomniaam sobie, jak Azazel opowiada, e to jego ulubione zwierz, bo je wymyli. Rozumiaam t sympati, jednak na przykad Beleth nie chodzi w towarzystwie kotw. Oba ze diaby byy blade. Pot zrosi ich czoa. Pajmon trzyma si jedn rk za plecy, gdzie ubodam go szpad, Agares za czule obejmowa zawinity rkaw marynarki. - To te ze diaby? - zapyta szeptem Aleksander. - Tak - powiedzielimy chrem. - Atakuj!!! - Pajmon rykn do wielbda i puci smycz. Zwierzak zarycza, a nastpnie puci si galopem prosto na nas. Najwyraniej mia zamiar nas stratowa. Krzyknam i chciaam odskoczy, ale Beleth jak gdyby nigdy nic wysun si do przodu, wic powstrzymaam si, eby nie wyglda gupio. Klasn w donie. Wielbd pisn i z cichym pykniciem zamieni si w obok sfilcowanej sierci, ktr porwa wiatr. Pajmon zawy. - To by mj ulubiony dromader!!! Beleth odwrci si do mnie. - Chyba za bardzo ich boli, eby myleli logicznie - stwierdzi. Pajmon, krzywic si, wyszarpn miecz z pochwy na plecach i rzuci si w nasz stron. Beleth ju ciska w swojej doni katan. Ich ostrza zadzwoniy o siebie.
254

Zapaam Sasz za rami i popchnam do tyu. - Stj tu - rozkazaam. Agares stworzy w swojej zdrowej doni topr. Zamci nim w powietrzu. Snop iskier pad na kostk brukow. Przechodnie zaczli zatrzymywa si i przyglda nam ciekawie. Szukali wzrokiem kamer, sdzc, e nagrywamy jaki film. Azazel skrzywi si i wycign katan. Wygldaa aonie przy cikim toporze Agaresa. Postanowiam mu pomc i odwinam swoj oficerk z chustki. W tej samej chwili dosko-czylimy do diaba. Zamaszycie wywija toporem. W ostatniej chwili zrobiam unik, gdy niespodziewanie zwrci si w moj stron. Upadam na ziemi. Azazel szybko pchn szabl, ale tylko musn pomieniami po garnituru Agaresa. Podniosam si na nogi wdziczna za chwil wytchnienia. Agares zamachn si toporem i z caej siy trzasn Azazela trzonkiem w twarz. Diabe polecia na ziemi. Splun krwi i wybitymi zbami. Krzyknam gono i dgnam na lepo oficerka. O dziwo trafiam, jednak ostrze zelizgno mu si po ebrach, nie czynic wikszych szkd. Tylko go rozzociam. Ze zdwojon si zacz mnie atakowa. Cofaam si, cay czas unikajc jego tncego powietrze ze wistem topora. Azazel w kocu podnis si na nogi. Jednak zamiast rzuci si w wir walki, rzuci si... do ucieczki. - Hej! Pom mi! - krzyknam. - Jak usyszysz wist, to uciekaj!!! - wrzasn jeszcze. Ktem oka zobaczyam, jak podbieg do ciany Mauzoleum Lenina i stworzy sobie tam przejcie, nie dbajc o miertelnikw, ktrzy mogli to zobaczy. Zaczam kl pod nosem. Skoro ju ucieka jak tchrz, to mg chocia zabra ze sob Aleksandra. Biedny chopak sta obok nas, nie wiedzc, co ma robi. W kadej chwili mg zosta ranny albo zgin. Beleth radzi sobie znacznie lepiej ode mnie. Zgrabnie odparowa kolejny cios diaba. Pajmon wyglda na wyczerpanego, jednak zacito i dza zemsty nieugicie pchaa go do przodu. By jak taran. Beleth, jak ja, cay czas si cofa. Nagle zrobi zwrot, kucn i ci katan po brzuchu wrogiego diaba. Pajmon zapa si doni za ran. Pomidzy jego palcami zacza pyn ciepa krew. - Touche" ~ zawoa zadowolony z siebie Beleth. Mnie nie szo tak dobrze. Nie udao mi si powtrzy ataku na Agares. Skupiaam si tylko na tym, eby uskakiwa przed jego toporem. Poczuam na policzku pieczenie iskier, gdy ostrze mino moj twarz o wos. - Ty stary dziadzie!!! - rykn Sasza i rzuci swoim telefonem komrkowym w Agaresa. Trafi diaba wgow. Byam pena podziwu dla jego odwagi. Niemniej jego nowiutka nokia, waca niecae osiemdziesit gramw, nie uczynia wikszej szkody Agaresowi.
255

Diabe odwrci si w stron Aleksandra. - Nasz may czowieczek do zabicia. - Umiechn si oblenie. - Zupenie o tobie zapomniaem. Sasza w jednej chwili poaowa swojej szlachetnoci. Nagle usyszelimy gony wist i huk. Co duego bardzo szybko przecinao powietrze. Wszyscy zatrzymalimy si zaskoczeni, wpatrujc si w niebo, na ktrym ju zapada zmierzch. Ksiyc i gwiazdy zaczynay byszcze, niezasoni-te przez chmury. Soce kado si czerwieni na horyzoncie. Beleth i Pajmon znowu zaczli zaciekle walczy. Obok mnie pojawia si czarna dziura. Opuciam szabl. mier w swoim brzowym habicie zeskoczya na ziemi. Czarna dziura zamkna si. Agares ze zmarszczonym czoem nadal czujnie przyglda si niebu. Wyglda, jakby kompletnie zapomnia o mnie i o Saszy. Zaniepokoio mnie to. Co mogo by waniejsze od pojedynku? mier podesza do mnie i do Rosjanina, ktry przeraony chowa mi si za plecami. - Witaj, diablico - rzeka. - Witaj - odparam i odwrciam si do Aleksandra. - Saszo, poznaj mier, mier, to jest Sasza. - Ja umarem?! - zawy chopak. Huk narasta. Na horyzoncie pojawi si jaki may punkt, szybko zwikszajcy swoje rozmiary. Poczuam niepokj. - mier, co ty tu robisz? - zapytaam szybko. - Skarbie - zaskrzeczaa jak nienaoliwione drzwi. - Przecie wiesz, e ja zawsze jestem w centrum wydarze, gdzie jest jaka dobra zabawa. A dzisiaj nastrj w Moskwie bdzie naprawd bombowy. Jej guchy miech zosta przerwany, gdy w ferworze walki wpad na ni Pajmon. Brzowy habit polecia do gry i upad bezksztatnie na ziemi. mier wanie zostaa pozbawiona ubioru i jednoczenie ksztatu. - Cholera... - usyszaam jej gos dochodzcy z kilku stron. - Nieuwane diaby. Niewidzialne donie podniosy habit i zaczy otrzepywa i z kurzu. - BOMBA!!! - ryknam na cae gardo i zapaam Sasz pod rami. - Musimy ucieka! Agares wpatrywa si w niemym przeraeniu w sylwetk rakiety, ktra ju za kilka sekund miaa uderzy dokadnie w plac Czerwony. Znad Kremla potoczy si sygna bombowy, ostrzegajcy przed niebezpieczestwem. Ludzie rzucili si do | ucieczki. Nawet Beleth i Pajmon przestali walczy. | - Nie zdymy uciec - szepn Beleth. f Przeklam w mylach Azazela i jego fili sekty w Korei Pnocnej. Nie o tak pomoc mi chodzio!!! Szabla wypada mi ze zdrtwiaej ze strachu doni. Miaam J wraenie, jakby rakieta zbliaa si do nas w zwolnionym tem- 7 pie. Wycignam obie rce w jej stron. Ona nie moe tu uderzy! Zginie mnstwo ludzi!
256

Skupiam si na bombie. Wyhamowaam jej zegar o kilka sekund, wicej nie daam rady. Mechanizm si zaci. Nastpnie skupiam si na rakiecie. Chciaam zmieni tor jej lotu. Tylko gdzie j wysa, eby nikomu nie zrobia krzywdy?! Szalony pomys wpad mi do gowy. Czterometrowa rakieta z gonym wistem leciaa prosto na nas. W ostatniej chwili pchnam moc w jej stron. Gwatownie skrcia tu przed Agaresem. Sia odrzutu przewrcia go na plecy. Gorcy podmuch powietrza sprawi, e wszyscy upadlimy. Teraz rakieta leciaa pionowo do gry. Zegar bomby koczy odliczanie. Nie zd! Pchnam j z caej siy, by znalaza si poza atmosfer. Beleth zrozumia, co robi. Podnis do gry rk i take posa w jej stron ca swoj moc. Rakieta zabyszczaa w socu i znika gdzie wysoko, przeniesiona naszymi wsplnymi siami. Znajdowaa si ju poza ziemsk atmosfer. Trzy... Punkt teraz ju kompletnie niewidoczny lecia cay czas przed siebie. By tylko jeden may problem. On lecia prosto na Ksiyc... Dwa... Zerknlimy na siebie z Belethem. Jeden... Co bysno czerwieni na tle biaego Ksiyca. Zmruyam oczy. Wydawao mi si, e widz may grzyb atomowy. Jednak moga to by tylko moja wyobrania. W nastpnej chwili potne kawaki naszego satelity zaczy odrywa si od niego i dryfowa we wszystkie strony na tle granatowego nieba. Razem z Belethem rozbilimy wanie Ksiyc... mier ju ubraa si w habit. Odwrcia zakapturzon gow w moj stron. - Nie do, e masz kota, to jeszcze musisz psu ca zabaw - powiedziaa z wyrzutem. Czarna dziura pojawia si przed ni. Zgrabnie wskoczya w ciemno i znikna. - O, kurde - westchn z nabon czci Sasza, obserwujc ruch kawakw Ksiyca. Agares i Pajmon zerwali si na nogi. Ziemia si zatrzsa. Tynk i cegy zaczy odpada od cian cerkwi i Kremla. -Tego ju za wiele - warkn stary diabe. - Zabijemy was! Poczuam, e wreszcie jestem gotowa. Wstaam z godnoci. W kocu co mi zaleao? Zniszczyam naturalnego satelit naszej planety, o mao co nie wyparowao przeze mnie miasto, a wczeniej zgino przeze mnie kilku ludzi. Nie miaam ju nic do stracenia.
257

Spojrzaam na Pajmona i Agaresa. Wyobraziam sobie, e staj si coraz mniejsi i mniejsi. Na moich oczach zaczli si kurczy. Ich bro, topr i miecz, uderzyy o ziemi z gonym brzkiem. Zrobili si brzowi, wyrosy im dodatkowe nogi. Znikny twarze, pojawiy si uwaczki i czuki. Podeszam do nich. Na kostce brukowej tu pode mn stay dwie malekie mrwki. Jednej z nich brakowao przedniej nki. Ojej! Biedactwo! - Do widzenia - powiedziaam. Nastpnie z caej siy nadepnam na nie. Dla pewnoci stanam na tej nodze caym ciarem ciaa i potaram podeszw, zupenie jakbym gasia niedopaek papierosa. Beleth przyglda mi si z otwartymi ustami. W jego mniemaniu dokonaam kolejnego cudu. Wci pamitaam, z jakim podziwem zachwyca si, e udao mi si zamieni jabka w pomidory w gabinecie Lucyfera. Mwi mi wtedy, e diaby nie umiej robi takich rzeczy. Diaby moe nie, ale diablicy z Iskr Bo przychodzio to bez trudu. Podbieg do nas zdyszany Azazel, wpatrujc si w niebo. Kawaki Ksiyca, zapane przez grawitacj Ziemi dryfoway spokojnie, byszczc jak gwiazdy. Wygldao to nawet cakiem efektownie. - Jak mwi uciekaj, jak usyszysz wist", to znaczy, e masz ucieka!!! - wrzasn na mnie. Wbiam wzrok w ziemi. Za bardzo si przestraszyam, eby ucieka... - Jak my to wyjanimy...? - Azazel zaama rce, wci wpatrujc si w niebo. Odwrci si do mnie wcieky. - Jak ju koniecznie chciaa wysa informacj do Nieba, to trzeba to byo zrobi inaczej!!! W ten sposb i tak nic nie doleci do Arkadii!!! Beleth, ty kretynie! Czemu jej nie powstrzymae?! - rykn. Przystojny diabe kompletnie go zignorowa. Nadal nie spuszcza wzroku z mojej stopy. - A gdzie Agares i Pajmon? - zapyta Azazel, rozgldajc si dookoa. - Przynajmniej oni mieli tyle oleju w gowie, eby uciec? Beleth wskaza palcem na moj nog. Zamienia ich w mrwki i zadeptaa - wydusi. Podniosam stop. Na podeszwie mojego adidasa i na kostce brukowej byy dwie plamy. Azazel gwatownie poblad. Podszed do szcztkw diabw i pochyli si nisko. - To byy kiedy mrwki - skwitowa. - Wida jeszcze nki... Podnis si i powiedzia zduszonym gosem do Beletha: - Jak ju wyjd z szoku, przypomnij mi, ebym jej nigdy wicej nie denerwowa... Cofnam si. Zabiam ich. Zabiam dwie istoty wieczne, sugi Szatana. Pozbawiam ich moliwoci zobaczenia koca wiata i apokalipsy. Nie byo najmniejszych szans, eby pozbierali si do kupy. Przestali istnie.
258

Zabiam ich! Zabiam!!! Ju miaam wpa w histeri, kiedy dotar do mnie pewien bardzo oczywisty fakt. Dziki temu byam teraz bezpieczna. Nie mogli zagrozi ani mnie, ani Piotrusiowi, ani Belethowi. Ocaliam take ludzi z Iskr. Poza tym zadeptaam tylko dwie mrwki. Przystojny diabe podszed do mnie i pooy mi do na ramieniu. - Ju dobrze - szepn. Chocia w duchu si cieszyam, to po policzkach popyny mi zy. Przytuli mnie. Pakaam przez chwil, a on gaska mnie uspokajajco po plecach. Szepta jakie czue sowa i co jaki czas caowa moje czoo. Za naszymi plecami kto gono odchrzkn. Odwrcilimy si do grupki wysokich, barczystych, jasnowosych mczyzn. Ich blade, zupenie jakby wyrzebione z marmuru twarze nie nosiy ladu zmarszczek. Nawet tych mimicznych, nieobcych diabom. Wszyscy byli ubrani na biao. Kady z nich mia na szyi krzyyk na srebrnym acuszku. Mieli na sobie biae podkoszulki i biae lniane spodnie. Sanday jezuski" zapili na biaych skarpetkach. Anioy. Najwyszy, o najbardziej posgowym i nieskazitelnym wygldzie, wysun si do przodu i zapyta, nawet nie marszczc swojego gadkiego czoa: - Co si tu, do kurwy ndzy, dzieje?! 50 Twarde krzeseko byo okropnie niewygodne. Usiowaam usi na nim inaczej, ale nadal czuam, jak bolenie wbija mi si w siedzenie. Beleth obok mnie nawet nie drgn, odkd nas tu posadzono. Wyprostowany jak struna spokojnie oddycha. Na jego twarzy wida byo tylko znudzenie i znuenie. Miaam wietny widok na jego profil. Wysokie czoo podkrelone gniewnym irokezem, czarne brwi, zote oczy okolone dugimi rzsami, prosty nos - nie za duy, ale i nie za may - idealny, pene usta stworzone do caowania, mocno zarysowana szczka. Dumnie podniesiona gowa dawaa do zrozumienia, e ma to wszystko w gbokim powaaniu. Zerknam w drug stron, gdzie Azazel przygryza nerwowo doln warg i kalkulowa co po cichu, gboko pochylony. Zazwyczaj tak zgodni, teraz rnili si jak ogie i woda. Nie mogam usiedzie spokojnie w miejscu. Rozejrzaam si po zacienionej sali bez cian i sufitu. Po obu stronach cigny si awki dla widowni, ktre niedugo zapeni si ciekawskimi obywatelami. Naprzeciwko nas stay dwa trony. Jeden biay, drugi czarny. Westchnam ciko. Ju drugi raz w mojej diabelskiej karierze bd sdzona. Stanowi chyba jaki ewenement. Beleth posa mi ciepe spojrzenie. - Nie martw si - powiedzia.
259

Lekko pochyli si w moj stron, jakby mia zamiar mnie pocaowa, ale w ostatnim momencie si cofn. Jego pene aru spojrzenie spoczo na moich ustach. W ogle nie przejmowa si tym, gdzie si znajdujemy. Te chciaabym by taka beztroska. - Nie martwi si - mruknam. - Po prostu nie mog zrozumie, dlaczego to my jestemy sdzeni. Beleth zamia si cicho. - Pomylmy - powiedzia i zacz wylicza na palcach. - Ucieklimy z Pieka, ukradlimy klucz diaba, ukradlimy szatask bro, sialimy propagand przez ulotki nawoujce do bojkotu Szatana, spowodowalimy kilka trzsie ziemi, ujawnilimy nasz obecno sporej liczbie ludzi, sprowadzilimy miertelnikw do Niszej Arkadii, szantaowalimy kilku Ziemian, by stali si naszymi obserwatorami, wysadzilimy Ksiyc, zabilimy dwa bye anioy... Skoczyy mu si palce u obu rk. Sign do mojej doni i delikatnie schwyci mnie za palec wskazujcy. - ...wywoalimy trzeci wojn wiatow - dokoczy odliczanie. Zamyliam si. No dobrze, moliwe, e oskarenie miao pewne powody, by zada procesu... Najwicej zamieszania wyniko, gdy Rosja ju dowiedziaa si, ktre pastwo wycelowao w ich stolic samonon bomb atomow. Od razu zebraa wszystkie swoje wojska, wycofaa nawet oddziay z Czeczenii. Naprawd bardzo jej zaleao na likwidacji Korei Pnocnej. Jak na razie nie pomagay apele NATO, ONZ i wszystkich istniejcych organizacji, a take zapewnienia Korei o zaistniaym sabotau. Ju zapano ludzi odpowiedzialnych za wcinicie czerwonego guzika. Do prasy przecieky informacje, e byli oni zrzeszeni w jakiej supertajnej, acz powszechnie znanej organizacji, a tajne suby, gdy ju w kocu ich namierzyy, zapay ich w trakcie jakiego podejrzanego, satanistycznego obrzdku. O tradycyjnych strojach, czyli przepaskach na biodra i rowych kapturach z wycitymi otworami na oczy, w gazetach nie byo ani sowa... Na widowni zaczli schodzi si gapie. Jako pierwsi zostali wpuszczeni obywatele Niebios - specjalnie zaproszeni na t okazj do Pieka (dostali jednorazowe wejciwki). Zauwayam, e byli to sami mczyni. Wszyscy ubrani identycznie... Czyby biay podkoszulek, spodnie, skarpetki i oczywicie sanday jezuski" stanowiy u nich jaki rodzaj roboczego munduru? Taki zawodowy uniform? Zobaczyam Muriela i Uzjela. Pierwszy rzuci mi pogardliwe spojrzenie, za to drugi umiechn si dobrodusznie. Porazio mnie znowu to, co zaobserwowaam wczoraj. Nigdy si nad tym nie zastanawiaam, w kocu nie spotykaam aniow zbyt czsto. Przewanie miaam do czynienia z Mu-rielem, a do niego zdoaam si ju przyzwyczai. Wszystkie anioy miay blad, porcelanow i idealnie gadk cer. adnych zmarszczek, bruzd, nadmiaru skry. Sprawiay wraenie, jak gdyby miay na twarzach woskowe maski. Stuknam Beletha w bok. - Czemu oni nie maj zmarszczek? - zapytaam. - Ty masz mimiczne od miechu, a na ich twarzach nawet takich nie wida.
260

Przystojny Beleth spojrza na cich i zdyscyplinowan publik. - Zmarszczki pojawiaj si, jak okazujemy emocje, na przykad si miejemy, prawda? - Poczeka, a kiwn gow. - A z czego oni si maj cieszy w Niebie? Alkohol i inne uywki s u nas... Nie wiedziaam, czy robi sobie ze mnie arty, czy to prawda. W kocu zdradzio go drenie kcikw ust. Zamia si. - Nie wiem, kochanie - wyzna. - Niemniej sdz, e w mojej teorii moe by troch racji. Ciekawe, co oni robi w Niebie w wolnym czasie? Nie chodz do barw, bo ich nie ma. A moe s, tylko e podaj tam bezalkoholowe drinki? Spojrzaam na ich stopy w skarpetkach. Tam pewnie nie mona si opala w bikini, bo to zbyt niegrzeczne. Ani prowadzi szybko samochodu, ani haasowa w nocy. Z konsternacj pomylaam, e chyba ciesz si, e trafiam do Pieka. Ju przestaam uwaa obywateli Niszej Arkadii za potpionych. O dziwo Pieko byo naprawd fajnym miejscem, co okropnie kcio si z naukami, jakie odebraam w dziecistwie. Co za rozdarcie... nic tylko i z tym do Rozmw w toku"... Teraz na widowni zostali wpuszczeni mieszkacy Niszej Arkadii, nie tylko diaby, ale take zwyczajni obywatele. Zachowywali si zupenie inaczej ni anioy. Byli goni, rozemiani, kolorowo ubrani. I nikt nie woy skarpetek do sandaw... - AZAZEL!!! - jaka kobieta zacza krzycze. - AZAZEL, KOCHAM CI!!! Z zaskoczeniem zauwayam, e to Kleopatra dawaa taki upust swoim uczuciom. Przepchna si do pierwszego rzdu siedze. Krzeso, ktre sobie upatrzya, zaj Napoleon. Bez adnych wyrzutw sumienia zdzielia go okciem po gowie. Zaskoczony i lekko zamroczony zsun si na ziemi. Krlowa usiada na jego miejscu. Azazel zerwa si z krzeseka i pomacha jej. Nie mg podej, bo na wszelki wypadek zostalimy przykuci do stou... - AZAZEL, KOCHAM CI!!! - jeszcze raz krzykna. Zobaczyam, e od ez rozpywa jej si makija. Diadem z koron krlewsk przekrzywi si na misternej fryzurze. Pprzezroczysta suknia momentalnie cigna uwag aniow po drugiej stronie. - KLEOPATRO!!! - teraz zawoa Azazel. - JA TE CI KOCHAM!!! Zobaczyam Belfegora, ktry usiad za Kleo. Nie mia zbyt szczliwej miny, suchajc tych wyzna, niemniej posa nam krzepicy umiech. Tu obok niego siedzieli zniesmaczony Cezar i Marek Antoniusz. Dalej bya staruszka, Anna Kowalska, Ramzes, waciciel knajpy Pod Gow Anubisa, mier i motocyklista, ktrego namwiam na Pieko. Rozanielony chopak siedzia w otoczeniu skpo ubranych dziewczyn, ktre pomachay do nas wesoo. Krlowa Egiptu odwrcia si w ich stron i zacza gwatownie gestykulowa. Nasi znajomi wycignli spod siedze jaki duy kb materiau. Rozwinli go przez ca dugo rzdu. Odczytaam krzywy napis: WIKTORIA, BELETH I AZAZEL S NIEWINNI!!! DAMY ICH UWOLNIENIA!!! PRECZ Z SZATANEM! Mogli mie przez to ogromne kopoty, lecz mimo to wesoo wywijali transparentem.
261

- ONI S NIEWINNI! ONI S NIEWINNI! - zaczli skandowa. Chwil pniej wszystkie awki dla piekielnej publicznoci zgodnie krzyczay t petycj. Niezadowolone anioy siedzce po drugiej stronie gono komentoway zachowanie, jak to zdoaam usysze, piekielnej hooty". Beleth umiecha si szeroko do skandujcej widowni. - To nasi przyjaciele - powiedzia do mnie. Przyjaciele. Spojrzaam na barwn zgraj. Prawdziwi przyjaciele. Kto by pomyla, e znajd ich w Piekle? Wszyscy ludzie z Iskr Bo, ktrych ukrylimy w rezydencji Azazela, zostali ju uwolnieni i przetransportowani na Ziemi. Nie mogli wic siedzie na widowni i nas wspiera. Zatskniam za Piotrusiem. Jego ciepym, silnym ramieniem, szeptem, pocaunkami. Przypomniaam sobie noc, podczas ktrej leelimy przytuleni. Czuam si wtedy taka bezpieczna i szczliwa. W ciemnoci za tronami zabyso wiato. Jednoczenie pojawiy si dwa przejcia. Znane mi ju czarne wrota Lucyfera zabysy wewntrznym blaskiem. Obok nich pojawiy si bardzo podobne, tylko biae. Dwaj mczyni stanli naprzeciwko nas. Kady przy swoim tronie. Jeden by ubrany na biao, drugi na czarno. Byli niczym dwaj krlowie kroczcy po szachownicy. - Jestem Gabriel - zacz ubrany na biao. - Bd przedstawicielem Niebios. - Jestem Lucyfer - rzek nasz znajomy jak zwykle zmczonym gosem. - Bd przedstawicielem Piekie. Azazel obok mnie skuli si na krzele. Doskonale syszaam, jak klnie, e to akurat Gabriel jest sdzi. Wiedziaam, skd ten niepokj. Azazel podczas swojej epoki lodowcowej doprowadzi do wyginicia mamutw, ktre byy stworzeniami Gabriela. Archanio od tamtej chwili szczerze go nie-znosi. - Rozpoczynamy posiedzenie - powiedzieli chrem. Posiedzenie? To nie bd nas sdzi? Poczuam przypyw nadziei. - Gabriel, dlaczego akurat Gabriel? - Azazel mamrota do siebie pod nosem. - Taki pozer! Kto chce zwiastowa Zachariaszowi? Ja! Ja! Syszaem, jak si wyrywa. A potem jeszcze si dopcha do zwiastowania Maryi. Durny karierowicz! Zerknam na Archanioa. Brzowe loki opaday mu mikkimi falami na czoo. Orzechowe oczy ostro wbijay si w Azazela. W porwnaniu z naszym jasnowosym Lucyferem to raczej Gabriel bardziej pasowaby na Szatana. Publiczno nadal skandowaa. - MILCZE!!! - niespodziewanie rykn Lucyfer. Cisza zapada w jednej chwili. Transparent gdzie znikn. Zupenie jakby rozpyn si w powietrzu, chocia pewnie zosta tylko skopany pod siedzenia. Poparcie publicznoci ju si skoczyo. - Zebralimy... - Archanio i Szatan zaczli w tym samym momencie. Rzucili siebie niechtne spojrzenia. W kocu to Gabriel ustpi. Kiwn gow Lucyferowi, by ten kontynuowa. W przypywie jakiego paradoksalnego patriotyzmu poczuam dum, e to Pieko pierwsze przemwi. |
262

- Zebralimy si tutaj... - powiedzia Nioscy wiato I - ...by zdecydowa, jakie bdzie dalsze postpowanie obu f Arkadii. A take... by znale winnych zaistniaej sytuacji | i do niefortunnego cigu wydarze. i Nastpnie demon ubrany w drogi garnitur, ktry wisia na 'I nim jak na wieszaku, zacz wyczytywa zarzuty przeciwko | naszej trjce. A jednak to by najnormalniejszy proces... Lista pokrywaa si z przewinieniami, ktre wymieni mi Beleth. " Sprawa nie wygldaa dla nas dobrze. , - Proponuj, ebymy zaczli od morderstwa dokonanego na dwch diabach, Pajmonie i Agaresie - powiedzia Gabriel. Azazel zerwa si z miejsca. - Zaraz, zaraz! - krzykn. - Moe lepiej zacznijmy od tego, dlaczego w ogle musielimy walczy przeciwko nim. Zacznijmy od powiedzenia gono, kto skaza na mier wszystkie osoby z Iskr Bo! dam, by odbyo si to teraz wobec zgromadzonych tu wiadkw. Szatan posa mu nienawistne spojrzenie. - Przykro mi, diable, ale o tym ju rozmawialimy - owiadczy Gabriel. - Nie ma w tej kwestii ju nic do dodania. - Jak to ju o tym rozmawialimy? - wybuchn. - Przecie nie skadaem adnych zezna! - Twoje zeznania nie byy potrzebne. Jak ju mwiem, caa kwestia zostaa dogbnie zbadana... - Co to ma by? - Azazel znowu mu przerwa. - Dlaczego cz rozprawy odbywa si za zamknitymi drzwiami?! To niesprawiedliwe! dam, bymy omwili to teraz, przy wszystkich wiadkach. Co z naszymi prawami?! Gabriel wychyli si do przodu ze swojego fotela. - Drogi Azazelu - jego sowa ociekay faszyw sodycz. - Nie wiem, kto powiedzia ci, e w Niebie i w Piekle panuje demokracja, niemniej ten osobnik kama. Demokracji szukaj wrd miertelnikw. Oni jeszcze wierz w ten system. A teraz bdzie tak, jak my tego chcemy, rozumiesz? Siadaj... Napakowany demon podszed do awanturujcego si diaba z zamiarem posadzenia go na si na krzele. - Sam usid - odpar z godnoci skazany. Zapewne pamita, jak podczas ostatniej rozprawy demon o mao co nie pogruchota mu koci barku przy uspokajaniu. - Zacznijmy wic od morderstwa. - Gabriel skin gow na anioa, ktry dotychczas sta w cieniu. Wysoki anio wyszed na rodek. Trzyma duy soik. Podnis go do gry i pokaza publicznoci. Pamitaam ten soik. Tu po tym, jak anioy przybyy na plac Czerwony i skrzyczay nas za gupot do nieogld-nymi sowami jak na tak czyste" postacie, pojawia si tam maa ekipa sprztajca. Jeden ubrany na biao anio skrztnie zebra z kostki brukowej i podeszwy mojego adidasa wszystkie szcztki diabw i wsadzi do tego wanie naczynia. - Obecna tu diablic Wiktoria zamienia diaby Pajmona i Agaresa w mrwki, a nastpnie rozdeptaa - owiadczy Gabriel. Wrd publicznoci przetoczy si okrzyk trwogi. Par osb do spektakularnie zemdlao. Zwaszcza te, ktre siedziay w wyszych rzdach i miay dalej do podogi.
263

- Morderczyni! - kto krzykn. Gos przypomina znany mi tenor Muriela. Spojrzaam na niego szybko, ale udawa, e z uwag studiuje pogrony w ciemnociach sufit. - Wiktorio, wsta - powiedzia Lucyfer. Posusznie podniosam si z miejsca. Beleth trzyma mnie za rk. cisn pokrzepiajco moje palce. - Czy przyznajesz si do tego? - zapyta Szatan. - Tak - odparam. - Ale zrobiam to w obronie wasnej i w obronie Aleksandra, czowieka posiadajcego Iskr Bo. Wczeniej Pajmon i Agares dokonali mordu na kilku miertelnikach. Chciaam tylko go ocali. Nikt nie skomentowa moich sw. Patrzyli na mnie, zupenie jakby czekali, a co jeszcze powiem. Jednak nie miaam ju nic do dodania. Nie aowaam tego, co zrobiam, nie za-mierzaam przeprasza. Te diaby byy szalecami. Stanowiy powane zagroenie dla caej ludzkoci. Gabriel spojrza na Lucyfera. Ten wzruszy beztrosko ra- I mionami. Archanio z powrotem odwrci si w moj stron I i powiedzia: f - Moesz usi. - Nastpnie zwrci si do publicznoci: - | Zapamitajmy wczorajszy dzie jako dzie mierci Pajmona, stwrcy dromaderw, i Agaresa, twrcy krokodyli. Nastpn spraw jest... ; I ju? Siadajc, odwrciam si do Beletha, ktry mrugn do mnie. - Gabriel jest sprawiedliwy, nie musimy si go obawia - owiadczy szeptem. - Wy nie, ale ja wybiem jego cholerne mamuty - wtrci Azazel. - Sam sobie jeste winien - skwitowa Beleth. Pajmon stworzy dromadery, Agares krokodyle, Beleth koty, Gabriel mamuty. Z poprzedniej rozprawy pamitam, e anio Ariel wymyli wirusy i Ebol. A co stworzy Azazel? - A jakie jest twoje zwierz? - zapytaam go szeptem. Posa mi zaskoczone spojrzenie. - A po co chcesz wiedzie? - Z ciekawoci - mruknam. - Komary - odpar. - Ale potem je troch unowoczeniem, eby mogy przenosi malari. Powinnam spodziewa si po nim czego tak wstrtnego, niemniej mnie zaskoczy. - Poczuwam si, by w imieniu caej ludzkoci powiedzie ci: nie lubimy ci za to" - owiadczyam. Wzruszy ramionami, jakby wcale go to nie obchodzio. Sdz, e na pewno nic go to nie obchodzio. - Trzecia wojna wiatowa. - Gabriel westchn ciko. - Musimy to jako naprostowa. - Nasi doradcy znajdujcy si na Ziemi ju rozpoczli rozmowy z Kremlem - powiedzia Szatan. - Kto w bliskim otoczeniu prezydenta jest naszym czowiekiem. Sdz, e uda nam si przekona Rosj do odwoania wojsk. - To dobrze - odrzek uspokojony Gabriel. - Ju i tak cay czas tuk si na Bliskim Wschodzie. Nie potrzeba nam kolejnych dziaa wojskowych. Nie nadamy wtedy z przyjmowaniem i kwaterowaniem obywateli.
264

- My mamy ten sam problem. Ewidentny brak personelu - poskary si Lucyfer. - Wy przynajmniej zaczlicie rekrutacj miertelnikw na stanowiska - Archanio zwrci mu zazdronie uwag. - No i zobacz, co z tego wyniko - mrukn ponuro Szatan. - Masz racj... Miaam wraenie, e wszyscy wpatruj si we mnie z potpieniem w oczach. No ju nie mona mie drobnej wpadki? Albo kilku? No... ostatecznie kilkunastu...? - Zajmijmy si wic teraz Ksiycem - zaproponowa Lucyfer. - Odamki lec w stron Ziemi - rzek Gabriel. - Niedugo zaczn wchodzi w atmosfer. Poza tym na skutek braku satelity zostay powanie zaburzone pywy mrz i oceanw. Planeta zacza powoli zmienia orbit. Nasi ludzie staraj si, jak mog utrzyma obecn sytuacj, ale nie damy rady dugo tego kontrolowa. Poza tym ludzko ju zacza panikowa, zbiera zapasy. Niedugo zaczn si zamieszki. Na widowni zapada grobowa cisza. - Co bdzie, jak odamki Ksiyca trafi w Ziemi? - zapytaam cicho Beletha. - Dinozaury wymary od meteorytu, ktry rozpad si na kilka czci i uderzy w powierzchni planety, prawda? - Kiwnam gow. - To teraz pomn tamt katastrof i jej efekty przez ilo odamkw Ksiyca, ktre niedugo wejd w atmosfer... A otworzyam usta z przeraenia. - Co mymy zrobili? - jknam. - Spokojnie - powiedzia Beleth, chocia sam ju nie by tak spokojny jak przed rozpraw. - Oni na pewno co wymyl. Gabriel zwrci na nas swoje orzechowe, przenikliwe oczy. - Czy macie co na swoj obron? - zapyta. Beleth podnis si z miejsca. - To byo niechccy. Rakieta leciaa prosto na Moskw. Ja i Wiktoria chcielimy ratowa miasto. Pchnlimy ca nasz moc na bomb. Nigdzie nie celowalimy. Przypadkiem rozbilimy Ksiyc. Przypomniaam sobie ulubione powiedzenie mojej przyjaciki Zuzy: Celuj w Ksiyc, bo nawet jeli nie trafisz, bdziesz midzy gwiazdami" . My niestety trafilimy... Take wstaam. - A nie moemy odepchn kawakw Ksiyca? - zapytaam. - Tak mocno, eby odleciay w kosmos i nie spady na Ziemi? Jak sprbujemy to zrobi razem, to na pewno nam si uda. Gabriel umiechn si do mnie.
265

- Zamierzalimy tak zrobi. Jest jednak jeszcze inny problem. Ksiyc nie zosta stworzony tylko ze wzgldw estetycznych, bo adnie wyglda, jak jest ciemno. Suy do owietlania Ziemi noc. Poza tym jest tarcz. Specjalnie go umiecilimy na orbicie, by cz meteorytw i komet trafiaa w niego, zamiast w powierzchni Ziemi. A teraz go nie ma... Miaam ochot zauway, e przypadkiem zapomnieli cofn meteoryt, ktry wybi dinozaury. Chocia moe to byo zamierzone posunicie? Film Spielberga pokaza do dobitnie, e ludzie nie mogliby y w tym samym momencie, co wielkie gady... Usiedlimy z Belethem, nie majc ju nic wicej do dodania. Co teraz zrobimy? - zapyta Szatan. Gabriel podrapa si w zamyleniu po brodzie. - Narobilimy zbyt wiele zamieszania - powiedzia. - Ona ma zbyt wielk moc jak na zwyk obywatelk. Wszystko si popltao... Publiczno zareagowaa niespokojnymi szeptami. Lucyfer podnis do. W jednej chwili zapada cisza. - Musimy to cofn. - Westchn ciko. - Do samego pocztku. Beleth w jednej chwili zerwa si z miejsca. - Nie zgadzam si! - krzykn. - Nie moecie tego zrobi. Nie moecie NAM tego zrobi. - Spokojnie - rzek Lucyfer. - Odzyskacie klucze, wolno. Bdziecie normalnymi diabami, ktre mog podrowa na Ziemi i bior udzia w targach o dusze. Nikt nie ma do was alu. Wszystko bdzie dobrze. Teraz Azazel zerwa si ze swojego stoka. - A przepraszam bardzo, a kto bdzie teraz Szatanem? Bo jeli bd wybory, to ja chciabym zgosi swoj kandydatur. - AZAZEL SZATANEM!!! - z widowni krzykna jaka kobieta, niewtpliwie Kleopatra. - Jak to kto bdzie Szatanem? - rykn Lucyfer. - JA! Ty jeste zwykym pieniaczem i krtaczem! Azazel odwrci si w stron Gabriela. - Zostawicie mu stanowisko, po tym jak prawie rozwali wiat? - zapyta. - Lucyfer dosta nagan i obieca popraw - powiedzia Gabriel. - Jestemy miosierni. - Gdybym to ja by Archanioem... - mrukn pod nosem Azazel, siadajc z powrotem na krzele. Nagle umiechn si pod nosem, zupenie jakby zda sobie wanie spraw, e posada Archanioa wcale nie jest taka za. Beleth nadal sta, wbijajc puste spojrzenie w Gabriela. - Nie moecie tego zrobi - stwierdzi. - Nie moecie... - Moemy - owiadczy Archanio. - To najprostsze wyjcie z sytuacji. Biorc pod uwag twoje stosunki z Wiktori, ty tego dokonasz. Jak najszybciej, najlepiej jeszcze dzisiaj tu po zakoczeniu posiedzenia. Beleth skrzywi si. Nie rozumiaam, co si dzieje. Co oni chc zrobi? Co oni chc zrobi mnie? Gabriel podnis si z fotela. To samo uczyni Szatan. - Podjlimy decyzj - powiedzieli razem. - Dokonamy cofnicia...
266

51 Tu przed wyjciem z sali rozpraw podszed do nas nieznany anio. Poda nam nasze klucze. Bardzo si od siebie rniy. Toporny, eliwny nalea do Azazela. Zoty, z oplatajcym go wem, do Beletha. A may, srebrny z rami, by mj. Wsunam go do kieszeni dinsw. - Co teraz? - zapytaam Beletha. - O co chodzi z tym cofniciem? Wyjanij mi to. - Spokojnie - powiedzia. - Nie ma si czego ba. To nic takiego. Wszystko po prostu wrci do normy. Ksiyc znowu bdzie cay, nie bdzie wojny, twj brat si uspokoi, Piotrek bdzie na ciebie czeka, o ile si nie rozmyli... Wszystko to piknie brzmiao, lecz Beleth by przygaszony. Niepokoio mnie to. - Ale na czym dokadnie polega to cofnicie? - nie dawaam za wygran. Nie zdy mi odpowiedzie. Kleopatra podbiega do nas, ciskajc sukni. Rzucia si na szyj Azazela i zacza caowa go po twarzy. - Idziemy do mnie? - zapyta j zadowolony z tego gwatownego przypywu uczu. Pokiwaa gow. - Tskniam za tob - wyszeptaa z arem. Nagle przypomnieli sobie o naszej obecnoci. Kleo odwrcia si w moj stron: - Opiekowaam si twoim kotem, ale czasami mi si wymyka i nie mogam go znale. - Przychodzi wtedy do mnie - powiedziaam. - Tak sdziam. - Umiechna si. - Masz szczcie, e ci wybra. Oderwaa si od Azazela i ucisna mnie serdecznie. - Czuj si zaszczycona, e mogam ci pozna - wyznaa. - Bya prawdziw diablic. Co prawda odrobin mao skuteczn... i koszmarnie by si ubieraa, gdyby nie ja... Beleth odchrzkn znaczco. Kleopatra speszya si. - Ale bya dla mnie prawdziw przyjacik. Przepraszam, e pomagaam im w rozdzieleniu ciebie i Piotrka. - Nie masz za co przeprasza. - Zamiaam si. - W kocu gdyby nie cae to zamieszanie dookoa Iskry, pewnie i tak by nic midzy nami si nie zdarzyo. Powinnam ci podzikowa. To bya prawda. W normalnym yciu nie odwayabym si powiedzie mu, co do niego czuj. Dopiero po czasie zrozumiaam, e naleao to zrobi. Azazel poda mi do i cisn j mocno. - Okazaa si prawdziw przyjacik. Uratowaa mi nawet ycie. Jestem twoim dunikiem. - Nie ma za co. - Peszy mnie ten cig podzikowa.
267

Miaam ze przeczucia. Wszyscy byli zbyt mili i zbyt wylewni. Oni wiedzieli o czym, o czym ja nie miaam najwyraniej pojcia. - My uciekamy. - Kleopatra ponownie mnie uciskaa. Czule przytuleni z Azazelem ruszyli przed siebie. Dobieg nas jeszcze strzpek ich rozmowy: - Kochanie, mam nowy pomys. Posuchaj, jak to brzmi: Archanio Azazel. W skrcie AA - produkowa si diabe. - To zupenie jak Anonimowi Alkoholicy - skwitowaa. - No wanie! Czy nie sdzisz, e to wspaniae skojarzenie? Archanio! Musz tylko... Spojrzelimy na siebie z Belethem. Azazel mia najwyraniej nowy, wspaniay plan. Diabe obj mnie ramieniem i poprowadzi w stron wyjcia. - To o co chodzi z tym cofniciem? - zapytaam. - Chodmy do mnie do domu. Poka ci. - Pocaowa mnie w czoo. Tu przed rezydencj Szatana (to w jej podziemiach znajdowaa si sala rozpraw) czekao na nas jego czerwone lamborghini diablo. Przez ca drog do jego piknej posiadoci, stylizowanej na sutaski paac Topkapi ze Stambuu, szuka okazji, eby mnie przypadkiem dotkn. By sztucznie wesoy i beztroski. Otworzy mi drzwi samochodu i musn moje rami. Przeszlimy przez zocon, mistern bram na pierwszy dziedziniec kompleksu. Wzi mnie za rk. Za chwil puci. Przeszlimy obok fontanny i krtkim korytarzem dostalimy si na drugi dziedziniec. Smuke kolumny przytrzymyway dachy budowli. Zote, koronkowe kraty zamiast drzwi byszczay w wietle soca. Byo poudnie. W Los Diablos o tej porze byo naprawd gorco. Odgarn mi wosy z policzka. - Beleth... cay czas mnie dotykasz - powiedziaam. - Ja? - zdziwi si. - Ale skd. Zamia si sztucznie. - Jeste zdenerwowany - zauwayam. - Wydaje ci si. Kama. Tylko dlaczego? Weszlimy do jego piknie urzdzonego salonu. Posadzi mnie na niskim szezlongu i usiad naprzeciwko. - Chcesz si czego napi? Herbaty? Kawy? Soku z pomaraczy nawet nie proponuj... Zamiaam si. Nie, dzikuj, ale ty si nie krpuj. Zapatrzy si w swoje donie.
268

- Pamitasz, jak opowiadaem ci o lataniu? - zapyta cicho. -Ja wtedy... - Beleth przecie wiesz, e bardzo ci lubi i podobasz mi si, ale to w Piotrku si zakochaam. Lepiej powiedz mi co o tym cofaniu. Spojrza na mnie rozdraniony. - Nie przerywaj mi - poprosi. - To dla mnie naprawd trudne. Nie jestem zbyt mocny w szczeroci. - No dobrze, ju bd cicho - powiedziaam zakopotana. Wygodniej usadowiam si na poduszkach i przyjrzaam mu si dokadnie. Perfekcyjnie uoony irokez z czarnych wosw ci powietrze. -Wtedy powiedziaem, e latanie jest jak pierwsza mio. - Spojrza mi gboko w oczy. - Mwiem prawd. Zakochaem si w tobie. Chc, eby to wiedziaa. Chocia i tak zapomnisz... - Jak to zapomn? - zdziwiam si. - Kocham ci - powiedzia jeszcze raz. - Wiesz, e ja ciebie nie... - Westchnam. Umiechn si do mnie wesoo i mrugn. - Wystarczy mi, e mnie podasz. - Podam? Chciaby! - Zamiaam si. - To wida w twoich oczach - rzek szeptem, zaczepnie si umiechajc. Wsta i poda mi rk. Take podniosam si na nogi. - Irydolog" z ciebie taki jak Casanov - prychnam. Poprowadzi mnie do ciany. Przyoy do niej do i zamkn oczy. Szepta w nieznanym mi jzyku. Zaniepokoio mnie to. Po tym jak kltwa Babel ju mnie nie obejmowaa, powinnam rozumie, co mwi. Niestety adne sowo nie wydawao mi si znajome. - Beleth, co ty robisz? - zapytaam. Przesta szepta. Wsun w cian swj klucz i stworzy biae drzwi przeszklone du iloci kolorowych szybek. Otworzy je. Ciekawa zajrzaam mu przez rami, jednak nic nie dostrzegam po drugiej stronie. To dziwne. Normalnie wida krajobraz miejsca, do ktrego otworzono przejcie. Natomiast po drugiej stronie drzwi diaba bya tylko ciemno. Beleth odwrci si do mnie i przytuli mocno. Pocign mnie w stron przejcia. Miaam je teraz za placami. - O co chodzi? - zapytaam zaniepokojona. - Czemu niczego mi nie mwisz? Spojrza na mnie smutno. - Pamitasz, jak zapytaa mnie, czy moesz sobie stworzy ciao? - zapyta. Kiwnam gow. Pamitaam to dokadnie. Rozmawialimy na ten temat w komnacie Lucyfera, tu po tym jak wamalimy si do jego komputera i tajnych plikw o Iskrze Boej.
269

- Odpowiedziaem ci wtedy, e nie moesz, ale istnieje sposb na odzyskanie ciaa. - Jednak znaj go tylko diaby pci mskiej - dokoczyam za niego. - Chcesz odda mi ciao? Zycie? Na tym polega to cofanie? Znowu bd ya? Nie mogam powstrzyma radoci. Bardzo chciaam by normalnym czowiekiem. Mogabym wtedy wyj za m, mie dzieci. Dozna wszystkiego, co tak brutalnie odebrano mi przez mier. - Powiedziaem ci te wtedy, e co takiego ma powane skutki uboczne - owiadczy ponuro. - Jakie skutki? - zapytaam czujnie. No przecie chyba nie wyronie mi druga para rk? - Nic takiego. - Wzruszy ramionami. - Te skutki uboczne dotkn raczej mnie... - Nie chc, eby przeze mnie staa ci si krzywda - zaoponowaam. Umiechn si czule, pogadzi mnie po policzku i zanim zdoaam zaprotestowa, pochyli si i pocaowa w usta. Przysun si w moj stron, zmuszajc, bym cofna si kilka krokw. Unieruchomi moj gow, trzymajc mnie za brod i kark. Caowa z arem i jakby... z rozpacz? W kocu odsun si ode mnie. Mia lekko zamglony wzrok. - Wiki, kocham ci. Bya wspania diablic. Nie zapomn adnego dnia, ktry spdziem w twoim towarzystwie. - To brzmi jak poegnanie - zauwayam. - Beleth, dlaczego to brzmi jak poegnanie? Nie odpowiedzia. Zdaam sobie spraw, e stoj na krawdzi przejcia. - Do zobaczenia kiedy... - powiedzia i pchn mnie. 52 Nie zdyam zapa si framugi. Poleciaam do tyu, prosto w ciemno tego dziwnego przejcia stworzonego przez Beletha. Uderzyam ciko pup o tward ziemi. Stknam z blu i otworzyam oczy, ktre zacisnam przeraona spadaniem. Nie wiedziaam, gdzie jestem. Przede mn byy szara, obdrapana barierka, za ktr rozpociera si widok na pogrone w mroku blokowisko na oliborzu. Na niebie dostrzegam okrg tarcz Ksiyca w otoczeniu nielicznych migoczcych gwiazd. Ksiyc? Jest cay? Co si stao? Co Beleth mi zrobi?! Pulsowao mi w skroniach, przed oczami biegay mroczki i byski. Poczuam dotyk ramienia i zapach mocnych papierosw. Dopiero teraz zauwayam, e nie jestem sama. Odwrciam si w stron nieznanego towarzysza.
270

Obok mnie, na zimnej terakocie, na balkonie siedzia... Piotru. - Co si dzieje? - zapytaam kompletnie zbita z tropu. Nie by zaskoczony moim widokiem. Czyby jako dogada si z Belethem w sprawie przeniesienia mnie tutaj? Jeszcze raz spojrzaam na bloki naprzeciwko nas. Dlaczego bya noc? Przecie w Los Diablos byo poudnie. Czas Pieka zgadza si z czasem polskim. O co tu chodzio? Spojrza na mnie zdziwiony. Z papierosa, ktrego trzyma w doni, unosia si smuka dymu, rozpywajc si na wietrze. - Usna - Umiechn si pobaliwie. - Usnam? Dlaczego? - nadal nic nie rozumiaam. Miaam kompletny mtlik w gowie. Wszystko mi si mieszao. Nie wiedziaam, co si stao, co robiam przed chwil. Przed oczami przebiegay mi jakie niezrozumiae obrazy. Gowa bolaa coraz mocniej. Objam j domi. - Nie pamitasz? Palia szisz z zioem od Tomka. Wczeniej pia. Troch zakrcio ci si w gowie i wysza ze mn pooddycha wieym powietrzem. Zerknam na papierosa. - To znaczy ja wyszedem zapali. Ty przysza pooddycha - wyjani. Zmarszczyam brwi. Co tu si dzieje? To wygldao dokadnie jak scena sprzed kilku miesicy. Ten sam balkon. Ta sama rozmowa o niczym, po ktrej zakochaam si w Piotrusiu. Spojrzaam na nasze ubrania. Mielimy na sobie to samo, co wtedy. Nie rozumiem... - Naprawd nic nie pamitasz? - nadal si dziwi. - Jeste dzisiaj gwiazd wieczoru. Powiedziaa Pawowi, cytuj, jeszcze troch sterydw i nie dasz rady wzi wacka w dwie rce". Naprawd nie pamitasz? O BOE! O BOE! O BOE! O BOE! O BOE! O BOE! 0 BOE!!! Beleth cofn mnie w przeszo! To o to chodzio w tym tajemniczym cofniciu". To naprawd by ten wieczr na balkonie! Ja yj! Archanio i Szatan postanowili wszystko naprawi w najprostszy sposb. Prychnam pod nosem. Poszli na atwizn. Zamiast zlikwidowa szkody, po prostu nie dopuszcz do mojej mierci. Gdy nie stan si diablic, nic zego si nie stanie. Beleth zwrci mi ciao, zwrci ycie. Beleth... jego twarz mi si zacieraa. Jak on wyglda? Biloth, nie, zaraz, Beleth. Dlaczego wszystko mi uciekao? Czuam, jak wspomnienia jedno po drugim zamieniaj si w szaro. Moe to by tylko sen? Przywidzenie spowodowane zmieszaniem rnych trunkw 1 sziszy? Skutki uboczne". Zakochaem si w tobie. Chc, eby to wiedziaa. Chocia i tak zapomnisz..." Chodzio mu o to, e te sowa jeszcze nie zostay wypowiedziane. Nie mogam ich wic pamita, bdc w przeszoci. Za to on zapamita
271

wszystko. Czas w Piekle rzdzi si swoimi prawami. To dlatego twierdzi, e jego dotkn skutki uboczne. On bdzie pamita. Wszystko zrozumiaam. Beleth... Zatskniam za nim, cho za chwil nie pamitaam ju, za kim tskni. Zerknam na Piotrusia. Wyglda tak realnie. - Tak. - Umiechnam si. - Ju pamitam. Odwzajemni umiech i odwrci wzrok w stron blokowiska. Poczuam w kieszeni jaki twardy przedmiot. Signam po niego. Wyjam may srebrny kluczyk, ozdobiony misternymi ryczkami. - Do czego? - zapyta Piotrek. - Ja... - urwaam, nie mogc znale sw. - Nie pamitam... Odruchowo wycignam rk w stron ciany. Stuknam kluczem o tynk. Nie wiedziaam, po co to zrobiam. Cofnam do. Piotrek zamia si ze mnie. - Oj, biedna, przesadzia z tym alkoholem. - Obj mnie ramieniem i wyj kluczyk z rki. - Zamarzniesz. Masz na sobie tylko podkoszulek. Odwrciam gow w stron otwartego balkonu. W mieszkaniu zobaczyam Monik. Flirtowaa z Krystianem, chopakiem starszym od nas o rok. Pamitaam to dokadnie. Wtedy jeszcze nie zwracaa uwagi na Piotrusia, zajta prb osaczenia starszaka. Piotrek spokojnie pali papierosa. Nawet nie patrzy w jej stron. Jego ciepe rami na moich plecach. Idealnie pasujce do siebie krzywizny. Skd ja to znaam? Nie mogam sobie przypomnie. Przygldaam mu si ukradkiem. Czarne, lekko krcone wosy opaday mu na czoo tu nad migdaowymi oczami. Dugie czarne rzsy rzucay cienie na policzki. Prosty nos tu nad penymi ustami, na ktrych bka si lekki umiech. Seksowny jednodniowy zarost. Piotrek by bardzo, bardzo przystojny. Jak to wtedy byo? Gorczkowo staraam si sobie przypomnie. Dawno, w moich wspomnieniach te urwa nam si temat. Jak zwykle miaam wraenie, e on nie chce ze mn rozmawia, e mu przeszkadzam, e siedzi ze mn tylko dlatego, e kocwka papierosa jeszcze si tli. Tamtego rozgwiedonego wieczoru desperacko zagadnam go o co zwizanego z uczelni. Temat kompletnie nieciekawy, po prostu nic lepszego nie przyszo mi do gowy. Krtka rozmowa skoczya si, gdy papieros si wypali, a Piotru wrci na przyjcie. Ja jeszcze dugo siedziaam sama na balkonie, analizujc wasn gupot. Drugi raz nie zamierzaam popeni tego bdu. - Wiesz co, Piotrek? - zagadnam. - Mhm? - odwrci si w moj stron. Nasze twarze dzielio tylko kilka centymetrw.
272

- Podobasz mi si - odparam szczerze. - Nawet bardzo. Na jego ustach bka si jak zawsze ten pobaliwy, spokojny umiech. - Podobam ci si? - upewni si. - Tak. - Wzruszyam ramionami. - I nie mwi tego dlatego, e jestem oszoomiona alkoholem czy szisz. Stwierdzam fakt. - Rozumiem. - Nadal si umiecha. Poczuam si gupio, jednak dalej szam w zaparte. - Co zamierzasz zrobi z tym faktem? - zapytaam, wpatrujc mu si odwanie w oczy. - Ja osobicie proponowaabym randk, ale nie wiem, czy... Piotru umiechn si szeroko. Cisn niedopaek za balkon, delikatnie uj moj twarz w swoje silne donie, spojrza mi gboko w oczy i zacz caowa. O Boe! Jakie to cudne uczucie! *** Tlcy si niedopaek wyldowa w trawie. Zdusi go ciki wojskowy but mczyzny ukrytego w cieniu drzewa. Facet nonszalancko opar si o pie. Czarny irokez gniewnie stercza do gry. - Ledwo wrcia, a ju zacza od nowa ama drugie przykazanie... - powiedzia rozbawionym, cho smutnym gosem do swoich towarzyszy. Para jego przyjaci staa jeszcze gbiej ukryta w cieniu potnej topoli. - J cofasz w czasie od tak sobie, a mnie zabra do kraju przodkw to nie aska?! - Kobieta pogaskaa czekoladowego kotka z jednym kremowym uchem. - Te chciaaby wszystko zapomnie tak jak ona? - zakpi. - No nie... - mrukna niechtnie. - To bez sensu, skarbie. Tobie lepiej tutaj gdzie jeste - wtrci si obejmujcy j mczyzna z czarnymi wosami zwizanymi wkitk. - Poza tym jak zostan Archanioem... Przystojny mczyzna z irokezem ju go nie sucha. Wysun si z cienia i spojrza do gry na balkon, na caujc si par. - Tak po prostu si poddajesz? - zagadn go kompan. -Oddasz j bez walki temu Piotrowi? Zapytany umiechn si i zmruy oczy. - Ja? Podda si? Azazelu... ludzie si zmieniaj, wypadki si zdarzaj... zobaczysz, ona jeszcze bdzie moja...

273

Podzikowania Chciaabym serdecznie podzikowa Pani Ewie Karwan-Jastrzbskiej. Jest Pani moj prawdziw duchow przewodniczk, na ktr mog liczy w chwilach zwtpienia, ktrej mog o wszystkim powiedzie. Nie wiem, co bym bez Pani zrobia! Dzikuj rwnie mojej drogiej przyjacice, Julii Karwan- Jastrzbskiej, za wspaniae zdjcia zamieszczone na okadce powieci i wiat widziany oczami obiektywu. Cz z tych kolorowych wizji udao mi si przenie na czarno-biay papier. Ta ksika nie powstaaby bez Jana Zajca. Dzikuj Ci, Janku, za natchnienie, za postacie Piotrusia i kota Behemota, za seksowny zarost, za zamylone spojrzenie ze zdjcia na okadce, za kilka istotnych wtkw, a take za szybk reakcj" i konstruktywn krytyk (tej dla mnie niekonstruktywnej i tak nie suchaam - wybaczysz mi chyba?). Dzikuj mojej Pani Redaktor Natalii Sikorze za pasj, zaangaowanie i cierpliwo w trakcie pracy nad ksik. Wiem, e nieraz zawracaam Pani gow. Nie zapomniaam take o mojej Mamie, Barbarze Miszczuk, i jej pomocy. Gdyby nie Ty, Mamo, w wielu miejscach bym si zatrzymaa, nie odwayabym si pj dalej. Dzikuj Ci te za wiar we mnie i moj ksik, za bycie moj fank numer jeden. Dzikuj take wszystkim, ktrych spotykam na co dzie, a ktrzy byli dla mnie natchnieniem i oparciem. Moe odnajdziecie si w niektrych postaciach? Dobrze poszukajcie... Wasze rady (co ciekawe, gwnie mwice, kogo powinnam zamordowa i wyeliminowa z tej powieci) byy niezwykle budujce. Przykro mi, ale w wikszoci z nich nie skorzystaam (prawda, Tomku Cugowski?). Na koniec chciaabym jeszcze tylko doda, e wszystkie postacie i zdarzenia to fikcja literacka. Oczywicie poza tymi postaciami i zdarzeniami, ktre ni nie s...

274

You might also like